You are on page 1of 307

White Kiersten Paranormalno

"Przejrz kadego paranormalna, nawet pod najlepszym ludzkim kamuflaem. Ale wci nie wiem, kim jeste ty, cho przejrzaam ci na wylot. Niewane, i tak chc tylko przeglda si w twoich oczach" Co to jest paranormalno? Evie si nad tym nie zastanawia, cho pracuje dla Midzynarodowej Agencji Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi. I uwaa siebie za zupenie normaln, chocia yje wrd paranormali, ktrych kontroluje i wrd ktrych czuje si znakomicie (cho elfy bywaj niebezpieczne, wampiry wkurzajce, a gremliny tpe). Nagle w zupenie normalnym wiecie Evie pojawia si zupenie niesamowity chopak i wywraca go do gry nogami. Wszystko, w co Evie wierzya, moe okaza si kamstwem. A niebezpieczestwo, jakie zawinie nad paranormalami, moe zagrozi jej samej i jej uczuciu do tajemniczego Lenda No to tyle jeli chodzi o normalno

Och, ugry mnie! Hej, czy ty... Wanie ziewna! - Wampir opuci rce, uniesione nad gow w klasycznej pozie Drakuli, i schowa wielkie biae ky. - Co z tob? Nadchodzca mier nie jest dla ciebie wystarczajco ekscytujca? - Och, daj spokj. No naprawd... Grzywka w zbek? Blada cera? Czarna peleryna? Skd ty to wszystko wzie, ze sklepu z przebraniami? Wampir wyprostowa si i obrzuci mnie lodowatym spojrzeniem. - Za chwil wyss ycie z tej twojej licznej biaej szyi! Westchnam. Nie znosz wampirw. Wydaje im si, e s tacy uwodzicielscy! Nie wystarcza im zwyke mordowanie i poeranie ofiary, tak jak zombie. Nie, oni musz by superseksowni. A moecie mi wierzy, wampiry wcale nie s seksowne. Ani troch. To znaczy, owszem, iluzja bywa cakiem nieza, ale cae wraenie psuje przewitujcy przez ni szkielet. Naprawd, zero seksownoci. Tyle e nie kady moe to zobaczy. Wampir zasycza i nachyli si do mojej szyi. Wtedy uyam paralizatora. Byam tu po to, eby go obezwadni i unieszkodliwi, nie miaam zamiaru zabija. Poza tym,

gdybym chciaa nosi ze sob inn bro na kadego paranormalnego, musiaabym si zaopatrzy w walizk. A tasery wietnie nadaj si do skopania tyka dowolnemu paranormalnemu. Mj jest rowy z krysztakami. Tasey i ja przeyymy razem mnstwo fajnych chwil. Wampir pad na ziemi nieprzytomny. Wyglda tak aonie, e niemal zaczam mu wspczu. Wyobracie sobie wasnego dziadka. A teraz tego samego dziadka minus dwadziecia kilogramw, plus dwiecie lat. Wanie kogo takiego poraziam przed chwil prdem. Schowaam Tasey do kabury i wyjam bransoletk ledzc, przeznaczon dla wampirw. Przyoyam palec wskazujcy porodku gadkiej czarnej powierzchni. Po kilku sekundach zapona zieleni. Chwyciam wampira za nog i podcignam nogawk spodni. Uch, nie cierpiaam tego widoku - z wierzchu biaa gadka skra, a pod spodem zasuszone zwoki. Zapiam bransoletk, chwil dopasowywaa si do kostki, a potem rozlegy si dwa ciche syknicia, gdy czujniki aktywoway si i wbiy w ciao. Wampir otworzy oczy. - Au! - Zapa si za kostk, a ja cofnam si troch. -Co to jest?! - Zostae aresztowany na podstawie paragrafu 3.7 Midzynarodowego Porozumienia do spraw Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi, protok dotyczcy wampirw. Masz obowizek zameldowa si w najbliszym biurze w Bukareszcie. Jeli nie zdysz zrobi tego w cigu dwunastu godzin, zostaniesz... Rzuci si na mnie, ale zrobiam unik, a on potkn si o niski nagrobek. - Zabij ci! - wysycza, usiujc wsta. - Wierz mi, nie chcesz tego zrobi. Widzisz t ozdob na swojej kostce? Ma dwa mae czujniki, takie jakby igy,

ktre wbiy si w twoj kostk. Jeli temperatura twojego ciaa gwatownie wzronie, na przykad na skutek absorpcji ludzkiej krwi, wstrzyknie ci wod wicon. Jego oczy rozszerzyo przeraenie, sprbowa zedrze z siebie bransoletk, drapic j palcami. - Tego te nie rb. Jeli zniszczysz zamknicie, woda wicona zrobi: psik, psik. Jasne? Poza tym aktywowaam odliczanie czasu i namierzanie, wic nie tylko bd dokadnie wiedzieli, gdzie jeste, ale rwnie, ile czasu zostao ci, eby dotrze do Bukaresztu. Jeli si spnisz... Chyba nie musz ci tumaczy? Przygarbi si. - Mgbym ci skrci kark - powiedzia bez przekonania. - Sprbuj. Potraktuj ci paralizatorem po raz drugi, tym razem tak mocno, e obudzisz si za sze godzin i bdziesz mia jeszcze mniej czasu na dotarcie do Rumunii. To jak, mam ci odczyta twoje prawa? - Nie odpowiedzia, wic kontynuowaam: - Jeli nie zameldujesz si w cigu najbliszych dwunastu godzin, bdzie po tobie. Jeli zaatakujesz jakiegokolwiek czowieka, bdzie po tobie. Jeli sprbujesz usun bransoletk, bdzie po tobie. Dzikujemy za wspprac i polecamy si na przyszo. Zawsze uwaaam, e ostatnie zdanie jest adnym sztychem. Wci siedzia na ziemi. Zdaje si, e uwiadomi sobie, e oto wanie nastpi koniec jego wolnoci. Wydawa si bardzo nieszczliwy. Wycignam do niego rk. - Pomc? - Chwyci moj do, pomogam mu wsta. Wampiry s zaskakujco lekkie, pewnie z powodu braku pynw wewntrzustrojowych. - Jestem Evie. - Steve - odpar. Dziki Bogu, e nie kolejny Vlad. -Bukareszt, mwisz? - Wyglda na zdezorientowanego. -A nie masz czasem pienidzy na pocig?

Ci paranormalni! Signam do torby i wyjam gar euro. Dotarcie z Woch do Rumunii moe nie by proste, bdzie potrzebowa rezerwacji... - Poczekaj chwil, moesz potrzebowa mapy i wskazwek! - zawoaam, gdy zacz si przelizgiwa midzy grobowcami. Biedny kole, chyba czu si bardzo gupio... Daam mu plan Bukaresztu z zaznaczonym budynkiem biura. - Uywanie trikw mentalnych w czasie przekraczania granicy jest dozwolone. - Umiechnam si do niego krzepico. Skin gow, nadal przybity, i znikn. Znalezienie Steve'a zajo mi znacznie mniej czasu, ni si spodziewaam. wietnie. Byo ciemno i zimno, zaczam marzn w mojej przycigajcej wampiry wydekoltowanej biaej bluzce. Nie mwic ju o tym, e w tym kraju wygldaam jak Obcy ze swoimi platynowymi wosami, splecionymi w dugi gruby warkocz. Chciaam si std jak najszybciej wynie. Wybraam na komunikatorze numer Centrum. Komunikator to taka jakby komrka, tylko bez aparatu. I nieodmiennie biaa. Lamerstwo. - Zrobione. Potrzebuj podwzki do domu. - Zlecenie jest w trakcie realizacji - oznajmi bezbarwny gos. Usiadam na najbliszym nagrobku. Komunikator rozbys pi minut pniej: Wysyamy transport. Pie ogromnego wlastego dbu kilka metrw ode mnie zapon jasnym wiatem i ujrzaam zarys drzwi, z ktrych wyszed wysoki, smuky mczyzna. A raczej nie do koca mczyzna. To znaczy, jego posta bya wyranie mska, cho wydawaa si moe troch zbyt smuka. Delikatne rysy i migdaowe oczy rodem z japoskich kreskwek sprawiay, e jego twarz bya ni mniej, ni wicej, tylko... No wanie,

pikna. Jeli czowiek raz j zobaczy, pragn ju tylko jednego - patrze na ni do koca swoich dni. Przybysz si umiechn. - Cicho! - powiedziaam ostro, odrzucajc gow. No naprawd, musieli wysya Retha? cieki Elfw byy najszybsz drog powrotn, ale oznaczay podrowanie z tym typem. I jeli kto wyobraa sobie elfy jako efemeryczne istoty kochajce natur, to moe si zdziwi. S znacznie bardziej skomplikowane. I znacznie bardziej niebezpieczne. Podeszam do niego, wycigajc rk i zaciskajc zby. - Evelyn... - rzek gbokim gosem. - To ju tak dawno... - Powiedziaam, eby si zamkn, prawda? Chodmy. Jego miech zabrzmia jak srebrny dzwoneczek. Zanim wzi mnie za rk, przesun smukym palcem po moim nadgarstku. Z trudem powstrzymaam drenie. Reth zamia si znowu i weszlimy w wietliste drzwi. Zacisnam powieki, ta cz podry zawsze mnie niepokoia. Wiedziaam, co zobacz, jeli otworz oczy. Nic. Kompletnie i zupenie nic. Nico nade mn, pode mn i wok mnie. Dlatego po prostu szam, ciskajc rk Retha tak mocno, jakby od tego zaleao moje ycie - bo tak wanie byo. aden czowiek nie mgby przej ciekami sam, no, chyba e chciaby si zgubi i pozosta w tej nicoci na zawsze. I nagle wszystko si skoczyo. Znalelimy si na jednym z chodnych owietlonych jarzeniwkami korytarzy Centrum. Wyrwaam do z ucisku Retha, jego charakterystyczne ciepo ju zaczo sun w gr mojej rki, niesamowite jak zwykle. - A co z dzikuj"? - zawoa za mn, gdy ruszyam korytarzem w stron mojego pokoju. Nie odwrciam si, ale znalaz si tu obok mnie. - Nie taczylimy ze sob od tak

dawna... - Jego melodyjny gos by teraz niski i zmysowy. Wzi mnie za rk. Odskoczyam, wycigajc paralizator. - Rce przy sobie - wysyczaam. - A jeli jeszcze raz zjawisz si bez iluzji, donios na ciebie. - Jego iluzja bya rwnie seksowna jak prawdziwy wygld, ale taki by przepis. - Po co? Przecie nie zdoam nic ukry przed twoimi oczami. - Przysun si bliej. Z trudem stumiam uczucie, ktre we mnie wybucho. Tylko nie znowu, nie znowu. Na szczcie rozleg si przeraliwy dwik alarmu. Co musiao si wyrwa na wolno. Ujrzaam biegncego w nasz stron niewielkiego wochatego gremlina; pdzi na czworakach, mia otwart paszcz, z ostrych zbw ciekaa rca lina. Przygldaam mu si, jakby bieg w zwolnionym tempie. Lecia prosto na mnie, w jego oczach pona wcieko. Gdy skoczy, kopnam go, posyajc w gb korytarza, prosto w ramiona gonicego go czowieka. - Gol! - wrzasnam. Kurcz, to byo dobre! - Dziki - powiedzia pracownik Centrum gosem stumionym przez mask. - Tak trzyma! - Nagle poczuam, e do Retha znalaza si na moich plecach. Ju miaam si do niego przytuli, pozwoli, eby mnie obj, eby mnie std zabra... A potem przypomniaam sobie, ktra godzina. - O kurcz! Pobiegam w gb korytarza, omijajc gocia w masce i warczcego nadal gremlina, pokonaam kilka zakrtw i przyoyam do do pytki przy drzwiach. Podskakiwaam niecierpliwie, gdy czekaam, a drzwi si odsun. Reth nie bieg za mn, co mnie cieszyo. No dobrze, moe poczuam si odrobin rozczarowana. I za na siebie za to uczucie. Wbiegam do rodka, zadowolona, e w moim pokoju jest prawie trzydzieci stopni, i padam na purpurow kanap.

Wczyam paski telewizor, zajmujcy niemal ca row cian i odetchnam z ulg. Mj ulubiony serial o liceum, Easton Heights, wanie si zaczyna. Dzisiejszy odcinek zapowiada si obiecujco bal maskowy. Kady mia na sobie maseczk, ktra chocia niewielka, tak dokadnie ukrywaa tosamo danej osoby, e mona si byo pomyli i pocaowa nie t osob. Kurcz, skd oni brali te pomysy?

Populacja koszmarw Wideofon obok mojej kanapy znowu zabrzcza. Robi to przez ostatnich trzydzieci minut i teraz, gdy serial si skoczy, wdusiam przycisk poczenia i ujrzaam zielone oczy porodku zielonkawej twarzy. Obraz zafalowa jak zwykle, Alisha bya przecie pod wod. - Dlaczego si nie zameldowaa? - zapyta monotonny, przetworzony komputerowo gos. Zawsze zastanawiaam si, jak brzmia jej prawdziwy... Komputer przetwarza to, co mwia, na dwiki syszalne dla nas, tylko taki gos mogam sysze. - Wrciam szybciej, ni mylaam, a potem zacz si mj serial. Zmruya oczy w umiechu. Dobrze, e miaa takie wyraziste oczy, skoro jej usta prawie si nie ruszay. - No i jak tam? - Nie uwierzysz! By bal maskowy! Najpierw Landon obciskiwa Katrin, no wiesz, t, ktra chodzi z Brettem. Potem Brett myla, e jest z Katrin, ale tak naprawd to bya Cheyenne, jej siostra. Wiedziaa, e on myli, e ona jest Katrin, i nakonia go, eby j pocaowa! A gdy zdja maseczk, Brett by w totalnym szoku, no wiesz, co jest

grane? A potem Halleryn nagraa, jak Landon cauje t puszczalsk Carys! Alisha przymkna powoli przezroczyste powieki. - Kurcz, liceum musi by super! - zawoaam. Marzyam o tym, eby cho na chwil sta si czci zwykego ludzkiego ycia. ycie wrd paranormalnych nie jest nawet w poowie takie fajne i nie ma caowania. - Masz zameldowa Raquel, e wrcia - przypomniaa Alisha, jej oczy nadal si umiechay. - Dobra, ju... Uwielbiaam Lish, bya moj przyjacik. Gdy czowiek ju si przyzwyczai do komputerowego gosu, docenia jej wspaniae, jak na paranormalnego, poczucie humoru. W przeciwiestwie do innych istot wydawaa si zadowolona, e moe tu by. Jej lagun tak zanieczyszczono, e omal nie zgina, a tu bya nie tylko bezpieczna, ale rwnie potrzebna. ycie syreny musi by chyba strasznie nudne. Kiedy, kilka lat temu, ogldaymy razem Ma syrenk -Alisha twierdzia, e to niesamowicie mieszny film. Dostaa ataku miechu na widok biustonosza z muszelek - przecie syreny nie byy ssakami - i twierdzia, e ksi Eryk jest stanowczo zbyt wochaty i brzoskwiniowy", jak na jej gust. Mnie tam zawsze wydawa si bardzo przystojny, ale ja kolei jestem ssakiem. Wyszam z mieszkania i ruszyam zimnymi, sterylnymi korytarzami do gabinetu Raquel. Mogabym zameldowa si przez wideofon, ale Raquel zawsze chciaa mnie zobaczy po wykonanym zadania, eby mie pewno, e wszystko w porzdku. Tak waciwie nawet to lubiam. Zapukaam, drzwi si odsuny. Pokj by biay - biae ciany, podoga, meble. Mona by powiedzie, e to nudne, ale Raquel stanowia miy kontrast. Miaa ciemnobrzowe,

prawie czarne oczy, a ciemne wosy spite w ciasny kok byy delikatnie munite siwizn tak, e wygldaa dystyngowanie, ale nie staro. Usiadam. Popatrzya na mnie znad sterty papierw na biurku. - Spnia si - powiedziaa z ledwie uchwytnym hiszpaskim akcentem, ktry tak mi si podoba. - Tak waciwie to wrciam duo wczeniej. Powiedziaam, e zajmie mi to cztery godziny, a zajo dwie. - Owszem, ale skoczya prawie godzin temu. - Mylaam, e mog mie odrobin czasu dla siebie w ramach nagrody za dobrze wykonan robot. Westchna. Wszystkie jej westchnienia byy bardzo profesjonalne, jednym westchnieniem potrafia wyrazi wicej emocji ni niektrzy ludzie mimik. - Przecie wiesz, jakie to wane, eby si zameldowaa... - Wiem, wiem, przepraszam. Zaczyna si mj serial... -Raquel nieznacznie uniosa brew. Opowiedzie ci, co si wydarzyo? - Wikszo paranormalnych nie interesowaa si serialami, ale Raquel bya czowiekiem. Nigdy si do tego nie przyznawaa, ale byam pewna, e lubi je tak samo jak ja. - Nie. Wolaabym sprawozdanie z akcji. - Prosz bardzo. Szam przez cmentarz, odmroziam sobie tyek, zobaczyam wampira. Wampir prbowa mnie ugry. Sparaliowaam go i zaobrczkowaam. Odczytaam mu jego prawa i odesaam. Aha, mia na imi Steve. - Jakie problemy? - Nie. A waciwie tak. Ile razy mwiam, eby nie wysya po mnie Retha? Naprawd musz prosi o to po raz setny? - By akurat jedynym dostpnym elfem. Gdybymy go nie wysali, nie zdyaby na swj serial. - Na jej ustach zaigra umiech.

- Dobra, niewane. - W sumie miaa racj. - Nie moecie po prostu wysa nastpnym razem jakiej dziewczyny? Skina gow. - Dzikuj za raport. Moesz i do siebie. - Wrcia do papierw. Podeszam do drzwi i przystanam. Raquel oderwaa si od dokumentw. - Co jeszcze? Zawahaam si. No dobrze, zreszt, co mam do stracenia? W kocu ostatni raz pytaam o to kilka lat temu, wic chyba mog spyta znowu... - Zastanawiaam si, no wiesz, czy moe... Chciaabym pj do szkoy. Do zwykej szkoy. Raquel znw westchna, tym razem ze wspczuciem. Jej westchnienie mogoby nosi tytu: Tak, wiem, jak to jest by czowiekiem uwikanym w cay ten nonsens, ale jeli my tego nie zrobimy, to kto?" - Evie, kochanie, wiesz przecie, e to niemoliwe. - Nie rozumiem, dlaczego? To przecie proste. Mogaby posya po mnie, gdybycie mnie potrzebowali, nie musz tu siedzie dwadziecia cztery godziny na dob przez siedem dni w tygodniu. - Owo tutaj" byo nie wiadomo gdzie. Cae Centrum znajdowao si pod ziemi. Nie miao to wikszego znaczenia, bo i tak podrowalimy ciekami Elfw, za to powodowao ataki klaustrofobii. Raquel odchylia si na oparcie fotela. - Nie o to chodzi. Pamitasz, jak to byo, zanim si tu znalaza? Teraz to ja westchnam. Pamitaam. Mieszkaam u kolejnych rodzin zastpczych a do pewnego pamitnego dnia, gdy miaam osiem lat. Zmczona czekaniem na moj zastpcz matk, ktra miaa mnie zabra do biblioteki, postanowiam pj sama. Wanie szam na skrty przez

cmentarz, gdy podszed do mnie przystojny mczyzna, pytajc, czy nie potrzebuj pomocy. Popatrzyam na niego i to byo tak, jakbym widziaa dwie osoby naraz - przystojnego mczyzn i zasuszone zwoki jednoczenie, w tym samym ciele! Zaczam wrzeszcze jak optana, ale na szczcie dla mnie AANIP (Amerykaska Agencja Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi) ledzia go i interweniowaa, nim zdy cokolwiek zrobi. Gdy zaczam chaotycznie opowiada, jak on wyglda, zabrali mnie ze sob. Okazao si, e moja zdolno przenikania wzrokiem przez narzucon iluzj i widzenia rzeczy takimi, jakimi s w rzeczywistoci, jest absolutnie unikalna - tak waciwie byam jedynym czowiekiem, ktry to potrafi. I tu sprawy odrobin si skomplikoway. Gdy inne kraje zorientoway si, czym dysponuje amerykaska Agencja, dostay szau. Zwaszcza Wielka Brytania - nie macie pojcia, z jakim zalewem paranormalnoci musz tam sobie radzi! W efekcie zawarto nowe porozumienie, tworzc Midzynarodow Agencj Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi. Kluczowymi punktami tego porozumienia byy wsppraca midzynarodowa oraz wasza uniona suga. Musiaam przyzna, e Raquel niestety miaa racj. ycie tutaj czasem byo do kitu, ale przynajmniej miaam dom, w ktrym kto mnie potrzebowa. Wzruszyam ramionami, udajc, e zupenie mi nie zaley na caym tym liceum. - No dobra, niewane. Pogadamy pniej. Czuam, e Raquel odprowadza mnie wzrokiem. To nie tak, e nie jestem wdziczna Agencji. Jestem. To jedyna rodzina, jak mam, i jest mi tu znacznie lepiej ni w rodzinach zastpczych. Ale pracuj na cay etat od smego roku ycia i czasem jestem zmczona, czasem znudzona, a czasem

spragniona, bardziej ni czegokolwiek na wiecie, pjcia na jedn gupi randk. Wrciam do swojego mieszkania. Byo cakiem sympatyczne. Niewielka kuchnia, azienka, sypialnia i salon z supertelewizorem. ciany w sypialni, niegdy biae, teraz wyglday zupenie inaczej - jedn pokryway plakaty moich ulubionych filmw i zespow, drug zasaniaa niesamowita rowo-czarna zasona w ctki lamparta. Trzecia ciana stanowia moje ptno. Nie miaam wielkich zdolnoci, ale lubiam malowa to, co mi przyszo do gowy, czasem byy to tylko kolorowe plamy, ktre zmieniaam, gdy ju mi si znudziy. Ta ciana bya teraz ze cztery centymetry grubsza ni wtedy, gdy si tu wprowadziam. Woyam moj ulubion piam i rozplotam gruby warkocz. Powinnam odrobi lekcje, ale wkuwanie przegrao z kolacj z mikrofalwki i filmem. W pewnym momencie musiaam chyba zasn albo si zdrzemn. Tak czy inaczej, co mi si nio i syszaam dziwny, piewny gos: Jej oczy jak tajcego niegu strumienie, zimne od rzeczy, o ktrych nic nie wie". Ten dwuwiersz powtarza si w kko, w niesamowity, hipnotyzujcy sposb. Gos jakby mnie przywoywa, przyciga; ju miaam odpowiedzie, zawoa, gdy obudzi mnie alarm. Potaram oczy rozespana i przekrciam si, eby sprawdzi komunikat na ekranie wideofonu. Ale jedyne, co pokazywa, to poncy czerwieni napis Alarm". Bardzo pomocne. Woyam szlafrok, zapaam Tasey i wyjrzaam na korytarz. Procedura postpowania przewidziana w takim wypadku nakazywaa pozostanie w rodku, ale chciaam si dowiedzie, co si dzieje, i to ju. Biegam przez puste korytarze, wiata stroboskopowe byy wczone, miay ostrzec tych paranormalnych, ktrzy

nie mogli usysze alarmu, cho waciwie ten piekielny dwik by tak gony, e mona go byo poczu. Dopadam drzwi Raquel, przyoyam do do pytki. Bycie mn miao swoje plusy, na przykad peny dostp do kadego zaktka Centrum o kadej porze dnia i nocy. Wpadam do rodka, Raquel siedziaa przy biurku, spokojnie przegldajc jakie teczki. - Raquel! - zawoaam. - Co si dzieje? - Och, nic takiego. - Popatrzya na mnie i si umiechna. A raczej umiechno si to co, co spogldao na mnie zza jej twarzy. Pod ni migotao... Co, czego nie potrafiam nazwa. Nie miao rysw, widziaam jedynie oczy, jakby z wody. Miaam wraenie, e gdyby nie nosio" twarzy Raquel, w ogle nie byoby go wida. Umiechnam si z wysikiem, maskujc przeraenie. - Ten wasz alarm wyrwa mnie z niesamowitego snu. - Przepraszam ci. Mam troch pracy, wic zmiataj, dobrze? - Istota kryjca si pod postaci Raquel wrcia do teczek. - Jasne, skoro mnie nie potrzebujesz. - Odwrciam si do drzwi i niby niechccy zbliyam do biurka. - A, Raquel... - No? Przeczyam Tasey na najwysz moc. - Co ci upado... Istota popatrzya na mnie, a ja skoczyam do przodu i uderzyam j taserem w pier. W wodnistych oczach pojawi si szok, a potem stwr pad na podog. Obeszam biurko dookoa. Syszaam o istotach zdolnych pore czowieka ywcem i potem nosi jego posta. Czasem nawet z tego powodu niy mi si koszmary. Cho tak waciwie koszmary stanowiy integraln czci mojego ycia i takie rzeczy nie powinny robi na mnie wraenia.

- Prosz, tylko nie Raquel... - wyszeptaam, walczc z mdociami. Posta Raquel znikna, na pododze lea najdziwniejszy stwr, jakiego w yciu widziaam. A to o czym wiadczy, jeli wzi pod uwag, z czym miaam do czynienia na co dzie.

Ja i nie ja Nie potrafiam nawet zobaczy tej istoty. Zupenie jakby moje oczy zelizgiway si po zarysach, nie potrafic znale adnego punktu zaczepienia. Ten stwr nie by tak waciwie niewidzialny, ale tak bliski niewidzialnoci, jak to tylko moliwe. Przygldanie si mu byo niczym wspinanie si na strome, pokryte lodem zbocze. W kadym razie byam pewna, e to facet. Nie mia na sobie ubrania i byam wdziczna za to, e upad na brzuch. Wanie zastanawiaam si, co teraz zrobi, gdy drzwi si odsuny i do rodka wpada prawdziwa Raquel, razem z dwoma ochroniarzami. - Nie zjad ci! - zawoaam, niemal paczc, i zarzuciam jej rce na szyj. Ochrona przebiega obok nas, Raquel poklepaa mnie sztywno po plecach. - Nie, nie zjada. Jedynie walna w twarz. - To facet - powiedziaam. - Ale co to waciwie jest? - zapytaa. Podeszlimy do lecej na pododze istoty, stranicy przygldali si jej skonsternowani. Jeden z nich, wielki ciki go, francuski wilkoak o imieniu Jacques, podrapa si w gow.

Patrzenie na wilkoaki nie jest tak nieprzyjemne, jak patrzenie na wampiry. Gdy ksiyc nie jest w peni, jedyna rzecz, jaka rni ich od zwykych ludzi, to oczy. Bez wzgldu na to, jaki maj kolor, ja zawsze widz pod spodem te lepia wilka. Wikszo wilkoakw jest cakiem w porzdku. Ze wzgldu na ich megawytrzymao fizyczn w MANIP pracuj jako ochroniarze. Rzecz jasna, w czasie peni ksiyca trzeba ich izolowa od innych. Jacques wzruszy ramionami. - Jeszcze nigdy nie widziaem niczego podobnego -stwierdzi, rwnie prbujc skupi wzrok na ciele lecego. Drugi stranik, czowiek, pokrci gow. - Jak on tu wszed? - spytaam Raquel. - Ona... on... To co miao na sobie posta Denise. - Denise od zpmbie? - Denise bya wilkoakiem i zajmowaa si neutralizacj zombie. Nigdy nie byam na takiej akcji, nie byam tam potrzebna; zombie nie osaniay si iluzj i kady mg si nimi zaj. Problem nie polega na namierzeniu zombie, lecz na wyciszeniu caej sprawy i uspokojeniu przeraonych mieszkacw, co nieraz zajmowao sporo czasu. Jeszcze jedno z zada Agencji: utrzymywanie zwykych ludzi" w bogiej niewiadomoci, e wikszo istot mitycznych jest tak naprawd bardzo realna. - Tak. To co, ju pod postaci Denise, prosio, eby j cign. Zombie okazao si faszywym alarmem. Zobaczyam, jak Denise i Fehl wychodz z drzwi elfw. Denise odwrcia si i wepchna Fehl z powrotem. Wcisnam przycisk alarmowy i ruszyam w jej stron, gdy walna mnie i zabraa komunikator. - Skd wiedzia, gdzie jest twoje biuro? - Ona... on wpad na Jacques'a i udajc, e ma zawroty gowy, poprosi, eby mu pomc dotrze do mnie.

Jacques wyglda na zakopotanego. - Jak mamy to-to wysterylizowa? - zapyta. Rzecz jasna, nie chodzio mu o sterylizacj w sensie dosownym, lecz o unieszkodliwienie. Wilkoakom zakada si bransoletki z potn dawk rodkw uspokajajcych wstrzykiwanych automatycznie w czasie peni ksiyca; wampirom bransoletki ze wicon wod; elfy mona podporzdkowa, gdy zna si ich prawdziwe imi - suchaj rozkazu, jeli czowiek, ktry go wydaje, wymwi to imi na pocztku. Problem w tym, e elfy zwykle bez trudu potrafi obej sztywne granice. Jeli istnieje szansa na myln interpretacj rozkazu, elfy na pewno j wykorzystaj. Raquel zmarszczya brwi. - Nie mam pojcia. Po prostu uyj zestawu standardowego, volty plus rodek usypiajcy. Jak ju dowiemy si o nim czego wicej, zastosujemy bardziej finezyjne rodki. Jacques wyj bransoletk, zawaha si, jakby nie chcia dotyka stwora, i pokrci gow. - Prawie go nie widz. Gdzie to co ma nog? Raquel i dwch stranikw zmarszczyli brwi, prbujc skupi si na zarysach istoty lecej na pododze. Westchnam. - Ja widz, mog to zrobi. - Wycignam rk i Jacques z ulg odda mi bransoletk. Przyklkam i znieruchomiaam. Czy moja rka przejdzie przez ciao, czy to bdzie takie uczucie, jak zanurzenie doni w wodzie? Ale nie, przecie musia mie ciao, w przeciwnym razie taser by nie zadziaa... Usiujc si nie wzdrygn, pooyam rk na jego kostce. Mia ciao. Jego skra bya ciepa i gadka jak szko, tylko e szko nie mogo by takie mikkie. - Dziwne - wymruczaam, aktywujc bransoletk i j zapinajc. Mechanizm dopasowania dopiero po kilku pr-

bach ostatecznie ulokowa bransoletk na jego kostce. Stwr drgn, gdy czujniki wbiy si w jego skr, ale nie odzyska przytomnoci. Wstaam, nadal czujc ciepo na mojej rce. - Zrobione. Ale nie zanios go do aresztu, jeli o to wanie chcielicie prosi. Spokojnie zrobicie to sami. Nawet jeli go nie widzicie, moecie go poczu. Poza tym kole jest nagi i nie zamierzam go wicej dotyka. Z trudem powstrzymaam miech na widok wyrazu twarzy stranikw. W pierwszym odruchu cofnli rce, jakby bali si, e si sparz, a potem wzili Wodnego Chopca i wynieli z pokoju. - Sprbuj si dowiedzie, co si stao z Denise i Fehl. -Raquel wydaa tak dobrze znane mi westchnienie pod tytuem: dlaczego takie rzeczy zawsze spadaj na mnie", i poklepaa mnie po ramieniu. - Dobra robota, Evie. Nie wiem, co by si stao, gdyby go nie znalaza. - Informuj mnie, co si dzieje, dobrze? Jest najdziwniejsz rzecz, jak kiedykolwiek widziaam, chciaabym by na bieco. Na jej twarzy pojawi si spity, wymijajcy umiech, oznaczajcy: bez szans". Raquel wzia komunikator z biurka, a ja wyszam, wkurzona. Zwykle Agencja mwia mi tylko to, co wedug nich powinnam wiedzie, nic ponadto. Do licha z nimi. Ominam moje mieszkanie i poszam do aresztu. Skoro Raquel nie miaa zamiaru mi nic powiedzie, bd musiaa dowiedzie si sama. Dotknam pytki przy drzwiach i wyszam na dugi, rzsicie owietlony korytarz. Znajomy gremlin wanie warcza i rzuca si na pole elektryczne, znajdujce si kilka centymetrw od pleksigla-su otaczajcego jego cel. Za kadym razem, gdy uderza w pole elektryczne, wrzeszcza i odlatywa do tyu, tylko

po to, eby po chwili zacz ca akcj od nowa. Gremliny nie s zbyt bystre. Jacques sta nieopodal. Otuliam si ramionami i podyam za nim. W Centrum zawsze byo mi zimno, ale tutaj to ju mieli lodwk. Jacques sta, patrzc w gb celi, na jego twarzy malowa si niepokj. Podyam za jego wzrokiem i szczka mi opada - w celi rwnie by Jacques, oparty o cian i spogldajcy na korytarz. Gdy mnie zobaczy, wyraz jego twarzy si zmieni. Poruszony, podszed tak blisko, jak tylko pozwalao mu pole elektryczne. Nie, to nie by Jacques. Ja rwnie podeszam do szklanej ciany, mruc oczy. Tak jest, Wodny Chopak znajdowa si tu pod kwadratow twarz wilkoaka. - Obudzi si, jak tylko zamknem cel, i robi to od tamtej pory - szepn Jacques, stajc obok mnie. - Bagam - powiedzia nie-Jacques, gos mia identyczny z tym prawdziwym. - Ten potwr mnie pobi i wrzuci tutaj! Wypu mnie, pomog ci! - Jasne, jasne - odparam uprzejmie. - Mylisz, e jestem gupia? Bagalny wyraz twarzy nie-Jacques'a zastpi enigmatyczny umiech. Chopak wzruszy ramionami i wsun rce w kieszenie spodni. - Jak imitujesz ubrania? - spytaam. Naprawd mnie to interesowao. Kada iluzja, z jak spotkaam si do tej pory, ograniczaa si jedynie do drugiej skry. Zaledwie kilka gatunkw paranormalnych, na przykad elfy, mogy zakada i zdejmowa iluzj na zawoanie, ale nawet one nie potrafiy zmienia jej wygldu. - Skd wiedziaa, e nie jestem Raquel? - Jego przejrzyste oczy wpatryway si we mnie intensywnie zza twarzy Jacques'a.

Wikszo paranormalnych nie miaa pojcia o moich zdolnociach, to bya tajemnica. - Raquel nie powiedziaaby zmiataj". Nie-Jacques pokrci gow i podszed jeszcze bliej, a ja wpatrywaam si w jego twarz, usiujc dojrze prawdziwe rysy. Jedyn rzecz, jak teraz mogam zobaczy bez trudu, byy jego oczy. Nie-Jacques wyprostowa si, zszokowany. Trzeba przyzna, e w jego wydaniu twarz wilkoaka bya znacznie bardziej wyrazista. - Ty mnie widzisz... - wyszepta. - To chyba jasne, nie? Przecie stoisz przede mn i wygldasz jak Jacques. Przy okazji, ta posta bardziej ci pasuje ni Raquel. Umiechn si znowu. Potem jego twarz zafalowaa, niczym tafla jeziora poruszona przez wiatr i Jacques znikn. Wodny Chopak sta si prawie niewidzialny, jeli nie liczy bransoletki na kostce. Poszed na drugi koniec celi i nagle pad pasko na podog. Spostrzegam, e wpatruje si we mnie. Zbyt pno zrozumiaam, e mnie sprawdza - patrzy, czy zdoam wyledzi jego ruch. Nagle jego ciao wypenio si kolorem i chwil pniej patrzyam ju na sam siebie, na swoj wiern kopi, ubran w rowy wochaty szlafrok. - Potrafisz mnie zobaczy... - usyszaam swj, zdumiony gos. - Evie! - Raquel sza do nas w swoich wygodnych (czytaj: brzydkich) czarnych czenkach. Midzy jej cignitymi brwiami widniaa gboka bruzda. Uuu, ale wpadam. - Nie powinno ci tu by. - Jeli poprawi ci to humor, tam rwnie jestem.- Wskazaam cel. Raquel stana jak wryta, zaskoczenie wygadzio jej zmarszczki, gdy patrzya na niemnie za szkem.

- Niesamowite - szepna. - Takie sobie. - Nieja ziewn i przecign si, a potem podnis rk, eby pobawi si swoimi... platynowymi wosami. Moimi? - Czym jeste? - Raquel nagle staa si bardzo oficjalna. Nieja posa jej szelmowski umiech. Patrzenie na sam siebie byo niesamowite, zupenie inne ni ogldanie si w lustrze. Nieja popatrzy na mnie, a potem pokrci moj... swoj gow. - Nie mog uchwyci koloru twoich oczu... - Wsta i podszed do pola, wpatrujc si intensywnie w moj twarz, a ja przypatrywaam si samej sobie. Wygldaam troch za chudo... Zreszt, zawsze byam tyczkowata. I, niestety, zupenie paska. Wkurzona zmarszczyam brwi. - Zmie wygld - zadaam. Nadal wpatrywa si w moj twarz. Skupiona na jego prawdziwych oczach, nie od razu zorientowaam si, e cigle prbuje dobra kolor moich. - Nie, to nie to - mamrota. - Zbyt srebrzyste... A teraz za ciemne. S takie jasne... To prawda. Moje oczy byy wietlicie szare, prawie nie miay barwy. - Jaki to moe by kolor... - zastanawia sie. Jego oczy migotay, byskawicznie zmieniajc barw. Jakby chmura wypeniona deszczem... - Tajcego niegu strumienie... - podsunam bezmylnie. Znieruchomia, a potem cofn si gwatownie w rg celi. Na wasnej twarzy ujrzaam wyraz strachu i nieufnoci. - Dokadnie tak - szepn.

Uycz mi swej uwagi Gdzie jest Denise? - spytaa Raquel, patrzc na Wodnego Chopca. Odetchnam z ulg, gdy moja twarz spyna" z niego, zastpiona twarz Denise. - Dokadnie tam, gdzie j zostawiem - odpar, nadal na mnie zerkajc. - I gdzie to byo? - Na cmentarzu. Znajdziecie j bez problemu. - J czy jej ciao? - spytaa twardo Raquel. - J. - Denise" przewrcia oczami. - Jedyne, co jej grozi, to bl gowy. No chyba nie mylisz, e jestem jakim potworem? - Jego usta wykrzywiy si w ironicznym umiechu. - A czym jeste? - Co za grubiastwo! Nie zostalimy sobie przedstawieni. Westchnienie Raquel mona byo odczyta jako: Moe jak go waln, to w kocu zacznie wsppracowa?" Postanowiam si wtrci, zanim chopak wpakuje si w jeszcze wiksze kopoty. - Mam na imi Evie. Raquel ju znasz, no wiesz, najpierw j walne, a potem ukrade jej twarz, pamitasz?

Jacques to twj nowy przyjaciel, dostarcza jedzenie, oczywicie, jeli w ogle co jesz. A ty jeste...? - Lend. - Lend? - powtrzya Raquel. - Tak. No wiesz, poyczam sobie ciebie. - Jego ciao zafalowao, znw przybra wygld Raquel. - A dlaczego nie bior"? - spytaam. - Albo jeszcze lepiej kradn"? - Zapytam jeszcze raz - warkna Raquel. - Czym jeste? Biorc pod uwag to, co ten go zrobi, nie winiam jej za brak cierpliwoci. - Dobre pytanie. Moe ty mi powiesz? - odszczekn. - Dlaczego tu jeste? - Poniewa uwielbiam due dawki elektrycznoci. - Czego tu szukasz? - Odpowiedzi. - Dobrze. - Raquel umiechna si zacinitymi ustami. - Ja rwnie. - Jej komunikator zabrzcza, odczytaa wiadomo i na jej twarzy pojawia si ulga. Uniosa gow i skina swojemu sobowtrowi. - W takim razie do jutra. Odwrcia si i posza w gb korytarza razem z Jac-ques'em, a ja cigle patrzyam na Lenda-Raquel, studiujc jego prawdziw twarz. Teraz ju prawie mogam dojrze jego rysy. Pokaza mi jzyk, a ja zachichotaam. Nie mogam si powstrzyma, wywalajca jzor Raquel wygldaa naprawd zabawnie. - Evie! Chod! - warkna prawdziwa Raquel. Rzuciam Lendowi-Raquel poegnalne spojrzenie i podbiegam do wyjcia. - Znaleli Denise, nic jej nie jest, Fehl rwnie wrcia. Nie chc, eby rozmawiaa z tym czym, dopki nie dowiemy si, co to jest i dlaczego si tu znalazo. Nic z tego, pomylaam.

- Jasne - odparam. - Co widzisz, gdy na niego patrzysz? - Trudno powiedzie. Pocztkowo nie widziaam prawie nic, wiedziaam tylko, e pod twoj twarz co jest. Gdy nie przybiera niczyjej postaci, to jest tak, jakby... Nie mam na czym zaczepi wzroku. Gdy teraz staam tu i patrzyam na niego, widziaam coraz wicej. Chocia... Oczy s jedyn rzecz, ktr wida wyranie, caa reszta to jakby zarys, cie albo... No, nie wiem. Zupenie jakby by zrobiony z wody, przesyconej wiatem. - Wezw kilku specjalistw. Przede wszystkim musimy si dowiedzie, kim on jest, a potem, czego waciwie chce. Wzruszyam ramionami z udawan nonszalancj. - Pewnie, dobra myl. - A ty powinna ju by w ku - rzucia surowym tonem. Mona by pomyle, e jak czowiek nie ma matki, a za to ma cholerne szesnacie lat, to moe nie przejmowa si takimi gupotami, jak chodzenie wczenie spa. A tu nic z tego. - Nie zapominaj, e masz jutro lekcje - dodaa. - Bardzo dobrze. Jak bdzie kolejny alarm, to zamiast lecie na ratunek, po prostu go olej. Usyszaam westchnienie pod tytuem: Wolaabym stado wampirw i greminw zamiast jednej nabzdyczonej nastolatki", i Raquel skrcia w nastpny korytarz, machajc mi rk na poegnanie. Podgrzaam sobie mleko do czekolady na gorco, pooyam si na kanapie i zawinam w koc. W mojej gowie szalay myli, nie mogam zasn. Co za niesamowity dzie! A skoro ja tak mwi, to musia by naprawd nieziemski. Wczyam kolejny film i pozwoliam umysowi odpocz.

wiato z ekranu migotao tak hipnotyzujco, e nie zauwayam blasku, ktry pojawi si za mn. - Chod i zatacz ze mn, ukochana. - Jego gos by niczym barwa zota, jasny i lnicy, z obietnic ciepa. Tak duo ciepa... Umiechnam si i zamknam oczy, pozwalajc, eby podnis mnie z kanapy i wzi w objcia. Przytuli twarz do mojego policzka, ciepo zaczo pyn od twarzy w d, do szyi i serca. - Moje serce - szepn, a ja skinam gow. Jego serce... Mj ekran zapiszcza, wyrywajc mnie z transu. Odskoczyam, odpychajc Retha od siebie. Ciepo powoli odpywao z mojego serca. Byo blisko... zbyt blisko... Reth wyglda na rozczarowanego. Wycign do mnie rce, a ja zaklam. - Masz jaki problem?! Wyno si, ale ju! - Evelyn... - Poniewa ciepo nadal byo we mnie, jego gos przyciga mnie do siebie jak magnes. Wbrew swojej woli zrobiam krok w jego stron. - Nie! - zawoaam, starajc si zwalczy to uczucie. Podbiegam do cianki dzielcej salon telewizyjny od kuchni i chwyciam komunikator. - Wynocha! - Spojrzaam na niego wrogo, z rk nad przyciskiem alarmowym. Jego pikna twarz zrobia si taka smutna, e miaam ochot go pocieszy. .. Zamknam oczy i opuciam palec. - Wyno si. Ju. Przez zamknite powieki zobaczyam rozbysk wiata. Zaczekaam, a zniknie, i dopiero wtedy otworzyam oczy. Retha ju nie byo. Podeszam do wideofonu i go wczyam. - I jaki poytek z tych wszystkich pytek dotykowych, skoro elfy i tak mog otworzy wasne drzwi, gdzie tylko chc! - wrzasnam na Lish. Jej zielone oczy rozszerzyy si w zdumieniu i zaskoczeniu. Wziam gboki oddech. Do

licha, w kocu to nie bya jej wina. - Dziki, e mi przerwaa - dodaam ju spokojniej. - Reth? - Mogaby napisa na niego raport? - Pewnie. Trzeba bdzie skonkretyzowa jego instrukcje. Pokrciam gow. I tak zawsze znajdzie sposb, eby je obej. Podejrzewaam, e dzisiejszy rozkaz zabrania mnie potraktowa nie jako jednorazow komend, lecz jako polecenie cige. - Co chciaa? - spytaam. Lish wygldaa na zakopotan. - Chciaam zapyta, co si dzisiaj stao, ale moemy to odoy do jutra. - No, teraz jestem wykoczona. Przyjd do ciebie jutro i wszystko ci opowiem, dobrze? - A moe chcesz przenocowa u mnie? Na samym pocztku mojego pobytu w Centrum zawsze, gdy niy mi si koszmary, braam koc i poduszk, i kadam si na pododze obok akwarium Lish, a ona opowiadaa mi bajki, dopki nie zasnam. Teraz te zabrzmiao to kuszco, ale wolaam nie. Kurcz, dlaczego mam si ba jakiego gupiego elfa? - Nie, w porzdku. - Wysiliam si na umiech. - Dzikuj. Dobrej nocy, Lish. Jej oczy si umiechny i ekran pociemnia. Pooyam si na kanapie. Reth by tak blisko... Znowu! Co gorsza, jaka cz mnie chciaa, eby jednak nam nie przerwano. A przecie wiedziaam, jak to jest z elfami... Chodzi im tylko o posiadanie i wykorzystanie i, w przeciwiestwie do ludzkich chopcw w serialach, zupenie nie chodzi im o seks. Gwid na seks, zaley im wycznie na sercu czowieka. Na jego duszy. A ja nie miaam zamiaru oddawa swojej Rethowi.

Ale nawet podjcie tej decyzji w niczym mi nie pomogo, nadal za nim tskniam. Nie zasnam ju, marzam zawinita w trzy koce. Gdy zegarek pokaza czwart rano, poddaam si w kocu, ubraam w najcieplejsze rzeczy i poszam do aresztu. Lend spa zwinity na pododze. Usiadam pod cian i patrzyam zafascynowana, jak jego ciao zmienia wygld, przelatujc przez rne postacie, tak jak ja przelatywaam po kanaach telewizyjnych. Po jakiej godzinie wszed we wasny wodnowietlisty stan. Byam tak zmczona, e trudno mi byo skupi na nim wzrok i wtedy mi si udao. W chwili, gdy przestaam tak usilnie prbowa go zobaczy, w kocu go dostrzegam. Mia wosy i normalne rysy, do przystojne, tylko niewypenione barw. Co ciekawe, nie wyglda na starszego ode mnie. W tym momencie jego oczy otworzyy si i napotkay moje. Wodne ciao wypenio si kolorem, teraz znw nosi moj posta. Jego oczy nadal migotay, usiujc znale odpowiedni odcie. - Kim jeste? - wyszeptaam. - A kim ty jeste? Uraona zmarszczyam brwi. - Czowiekiem. - Zabawne, w takim razie ja te. - Nie, ty nie. - Zabawne, bo ty te nie. Zacisnam usta i rzuciam mu miadce spojrzenie. No co za palant! - Dlaczego tu przyszede? - Mgbym spyta ci o to samo. - Mj gos wydobywajcy si z jego ust robi niesamowite wraenie. - Chcesz mnie zabi?

Bip bip dzie Ja... nie... Agencja nie robi takich rzeczy - odparam. - Nie zabijaj paranormalnych, oni tylko... Unis rk, eby mnie powstrzyma, i usiad, jego due oczy si zwziy. - Chcesz mnie zabi? - powtrzy. - Dlaczego miaabym to zrobi? Odetchn gboko. - To chyba jednak nie ty. - Co nie ja? Wsta i si przecign. Wspomniaam ju, jak dziwnie byo patrze na wasne ciao robice takie rzeczy? Mia nawet identyczne wosy. Troch potargane, skoro nie zadaam sobie trudu, by je uczesa. - Mgby przybra normalny wygld? - Chciaam znw go zobaczy, skoro teraz ju potrafiam. Bysn do mnie zbami w umiechu. Musiaam nosi aparat przez trzy lata, eby osign ten olniewajcy umiech. To, e potrafi go skopiowa w cigu kilku sekund, byo nie fair. - Normalny? To znaczy? - Tak, jak naprawd wygldasz.

- Rozbierz si. No nie, to ju by zupeny odjazd. Prosiam sam siebie o rozebranie si! - Dlaczego, do licha, miaabym to robi? - Prosisz mnie, ebym by nagi, wic mylaem, e mog zrobi to samo. - Chodzio mi tylko o to, eby nie wyglda tak jak ja. Bd sob. W ubraniu. - To jest moje ubranie. Ale skoro nalegasz... - Moja posta znikna. Urs o kilka centymetrw i teraz wyglda na zwykego... no dobrze, superprzystojnego chopaka. Czarne wosy, ciemnobrzowe oczy, oliwkowa skra... By absolutnie boski, jakby wyszed z jednego z seriali, ktre tak lubiam. - Lepiej? - Jego gos zmieni si, by teraz gbszy. Szkoda, e nie rozmawiam z prawdziwym nastolatkiem. - O wiele lepiej. - Przyjrzaam mu si. Lend nadal by pod spodem, ciemne oczy nie zdoay ukry jego wasnych, wodnistych, wci mogam je zobaczy. - Chyba mgbym si podoba, nie? - Owszem - odparam, a potem cignam brwi i spytaam zaciekawiona: - Jak brzmi twj prawdziwy gos? - Dlaczego sdzisz, e to nie jest mj gos? - Myl, e twj brzmiaby inaczej. agodniej. Jak szmer wody... - Uwiadomiam sobie, jak idiotycznie to brzmi, ale Lend popatrzy na mnie badawczo. - Jeli nie chcesz mnie zabi, to co tu waciwie robisz, Evie? Dziwne. Staam bez makijau, rozczochrana, przed najprzystojniejszym chopakiem, jakiego kiedykolwiek widziaam, niewane, czy by prawdziwy, czy nie. Dlaczego tu jestem? - To moja praca.

Jego umiech powrci, tym razem z typowym, ironicznym wygiciem warg. - Ach, praca. Nieza kariera, jak na kogo w twoim wieku. - Nie jeste duo starszy ode mnie. - Teraz, gdy mogam go lepiej zobaczy, byam tego pewna. Prawdziwy wiek zdegenerowanych miertelnikw, na przykad wampirw, ujawniaj ich stare, zasuszone ciaa pod iluzj. Prawdziwi niemiertelni, tacy jak elfy, s wiecznie modzi, ale ich twarze wygldaj inaczej. Przeyte lata nie dodaj im zmarszczek, cera jest gadka, wypolerowana niczym odamek szka lecy od wiekw na dnie oceanu. Twarz tego chopaka nie bya ani stara, ani pozbawiona wieku. - Ha! - Umiechnam si triumfalnie, gdy wyraz jego twarzy potwierdzi moje domysy. - Niech zgadn... Masz pitnacie lat - powiedziaam, specjalnie zaniajc jego wiek. - Siedemnacie - odpar uraony. - No widzisz? Jednak potrafisz mwi prawd! To nie byo takie trudne, prawda? Lend pokrci gow, a potem westchn. - Problem. - Owszem, potrafi sprawia problemy - zripostowaam z umiechem. No dobrze, przyznaj, e z nim flirtowaam. Odrobin. Ale czy to moja wina? Jedyni faceci, jakich tu spotykaam, byli albo starcami, albo na wp bestiami, ywymi trupami lub niemiertelnymi wirami. Lend przynajmniej by mniej wicej w moim wieku. Bez wzgldu na to, kim by. - Nie, to ty masz problem. - Podyam za jego wzrokiem i zderzyam si oczami z Raquel. Wygldaa na niezadowolon. A nawet bardzo niezadowolon. Podesza do nas i rzucia mi surowe spojrzenie.

Ju miaam zacz si tumaczy, gdy nagle, jakby na przekr, przewrciam oczami. - No co, dasz mi szlaban? - Mogam sobie darowa t nonszalancj, ale z drugiej strony, miaam do. Po cikiej, bezsennej nocy ostatni rzecz, jakiej oczekiwaam, byo kazanie. - Wyjd. Ju. Przeszam obok niej, odwracajc gow, eby zerkn na Lenda. Mrugn do mnie, odpowiedziaam umiechem. Poszam, ale nie do mojego pokoju, tylko do Centrali. W przeciwiestwie do caej reszty Centrum Centrala nie wygldaa sterylnie. W tym okrgym pomieszczeniu z biurkami ustawionymi pod cianami wszystko byo skoncentrowane wok ogromnego akwarium Lish. Miao pitnacie metrw rednicy, pi metrw wysokoci i byo okrge. Udao im si nawet zaszczepi tu yw raf koralow, tropikalne ryby pyway w krystalicznie bkitnej wodzie. Wszystko to wydawao mi si o niebo lepsze ni moje mieszkanie. Lish wpatrywaa si w szereg ekranw, ustawionych przed jej akwarium. Bya asystentk idealn - nie chodzia na zwolnienie, nie braa urlopw, nawet nie spaa i do tego wszystkiego naprawd chciaa tu by. Wikszoci paranormalnych nie mona tak do koca zaufa. Nawet jeli s zneutralizowani, gros z nich ma al do MANIP za to, e pozbawia ich wolnoci. A Lish kochaa swoj prac. Do jej zada naleao monitorowanie, planowanie, zaatwianie transportu i tak dalej. Wiedziaa wszystko. Ale chyba nie dzisiaj. Gdy podeszam do akwarium, jej zielone oczy rozszerzyo zainteresowanie. Umiechnam si. - Co sycha, Lish? - Jak si czujesz? Wszystko w porzdku po ostatniej nocy?

Lish znaa mnie lepiej ni ktokolwiek inny w Centrum. Raquel bya moj opiekunk, ale z ni ciko byo pogada o uczuciach. Gdy komunikujesz si gwnie za pomoc westchnie, nieatwo ci dogada si z nastolatkiem. A Lish od razu zrozumiaa, jak bardzo rozbia mnie ta akcja z Rethem. Mogam porozmawia z ni o wszystkim. - Bywao lepiej. Potem nie mogam ju zasn. Lish zacza kl. To zawsze brzmi bardzo miesznie, bo komputer nie tumaczy przeklestw. Teraz wyszo jej co w rodzaju: Bip gupie bip bip elfy z t swoj bip bip bip obsesj! Lepiej, eby przesta bip bip, bip te bip bip zasady albo ja bip bip bip tego maego biiip!" I to wszystko wygoszone przez monotonny gos komputera. Odjazd. Czasami Lish potrafia si naprawd wkurzy. Kochaam j za to, to byo tak, jakbym miaa starsz siostr, ktra przypadkiem jest poyskliwie zielona i pokryta uskami, z dugim ogonem zakoczonym petw i bon midzy palcami. Na swj sposb bya pikna. Rozemiaam si. Te tyrady wygaszane monotonnym gosem komputera zawsze mnie bawiy. - Dobra, bip bip go. Pokrcia gow, nadal wcieka na Retha. Nagle co na jednym z ekranw przycigno jej uwag, przez chwil poruszaa przed nim swoimi boniastymi domi. Nie wiedziaam, jak waciwie dziaa ta caa technika, ale zawsze wygldao to super. Potem wrcia do mnie. - Powiedz mi, co si waciwie wczoraj stao. - A czego nie wiesz? - Lish zwykle wiedziaa wszystko pierwsza. Rzecz jasna, wikszo informacji bya zastrzeona, ale przecie byymy przyjacikami. Opowiadaymy sobie rne rzeczy i umiaymy dochowa tajemnicy. Jak na przykad wtedy, gdy Centrum miao kup roboty

z chochlikami. Lish wiedziaa, e bardzo chciaam je zobaczy (miaam wtedy dwanacie lat), i wyjawia mi, gdzie i kiedy bdzie to moliwe. W efekcie skoczyo si to szlabanem, a chochliki okazay si brudnymi, brzydkimi stworkami, nawet ich skrzydeka byy pokryte luzem. Kolejne zudzenie pogrzebane. - Nie mwili mi zbyt wiele. Co to jest? - Lish wygldaa na zaniepokojon. - Nie wiem. Nigdy nie widziaam czego takiego. Raquel te nie. - Dlaczego si wama? - Tego te nie wiem. Dorwaam go w biurze Raquel, ale nie mwi, po co tu przyszed. - I naprawd potrafi przybra kad posta? - Naprawd. Mwi ci, jakie to niesamowite, tak sta i rozmawia ze sob! Cichy, wiszczcy miech. Obejrzaam si przez rami i zobaczyam nieopodal jednego z miejscowych wampirw. - Co ci tak mieszy, Dalv? - spytaam, piorunujc go wzrokiem. - Nazywam si Vlad i dobrze o tym wiesz - odpar ze zoci. Podobnie jak poowa wampirw, Vlad - czy te Dalv, jak go nazywaam, gdy chciaam go wkurzy by jedn z ciemnych stron Centrum. Po neutralizacji MANIP zawsze przydzielaa paranormalnym jak przymusow prac. Wilkoaki s pod tym wzgldem do elastyczne i to, co robi, zaley zwykle od tego, co robiy wczeniej. Wampiry przewanie pracuj na zapleczach albo, ze wzgldu na swoje umiejtnoci perswazji, pomagaj przy tuszowaniu rnych sytuacji. Vlad by kompletnie bezuyteczny, potrafiam zrozumie jego rozgoryczenie. Przejcie od bycia

postrachem nocy w Bugarii do posady wonego musiao zabole. A poniewa to wanie ja go zneutralizowaam, nic dziwnego, e mnie nienawidzi. Wzruszy ramionami i wrci do zamiatania i tak czystej podogi. Nie wyglda na zabjczego przystojniaka, raczej na czterdziestoletniego faceta, niezbyt adnego, ale i nie brzydkiego, szczupego i troch ysiejcego. No, a pod iluzj to ju wszystkie wampiry wygldaj tak samo. Uch! - To moe by doppelganger - powiedzia, a na jego twarz wypez wredny umiech. - Co? - spytaam i od razu tego poaowaam. - Vlad umiechn si jeszcze szerzej. - Jeli przyj twoj posta, to dobrze wry nam wszystkim. - Zamia si chrapliwie i odszed w gb korytarza. Odwrciam si do Lish; wanie wpatrywaa si w jeden z monitorw zmruonymi oczami. - O co mu chodzio? - rzuciam. Wyraz jej twarzy mnie zaniepokoi. - Co to jest ten doppelganger? - Doppelganger? Sobowtr, ktry ukazuje si ludziom jako zwiastun... mierci. Legenda gosi, e jeli zobaczysz swojego sobowtra, wkrtce umrzesz. To moe by rwnie zy duch, ktry przybra twoj posta i negatywnie wpynie na twoje ycie, w efekcie doprowadzajc do twojej mierci. Zmarszczyam brwi. Nie brzmiao to dobrze. - Czekaj, duch? - spytaam, Lish skina gow. - No to w porzdku, kole by jak najbardziej cielesny! - Miaam ju do czynienia z duchami i poltergeistami. Najlepsze w nich jest to, e nie mog ci dotkn, a ich jedyn si jest strach. Przeraeni ludzie widz, sysz, a nawet czuj rzeczy, ktrych nie ma, ale jeli czowiek wie, co jest grane, atwiej mu sobie poradzi. - Poza tym, gdyby zwiastowa mier, razem ze mn umarliby rwnie Raquel, Denise i Jacques.

Lish zamrugaa mocno. - Susznie... No i po co doppelganger miaby grzeba w papierach Raquel! - Wanie. Poza tym, on ma tylko siedemnacie lat. Lish przechylia gow. - Nie jest niemiertelny? - Nie. Kurcz, chyba powinnam powiedzie o tym Raquel. .. - Zmarszczyam brwi i uznaam, e powiem jej, jeli zdecyduje si mnie wtajemniczy. - Suchaj, na razie nic jej nie mw, dobra? Chciaabym, eby wcignli mnie do tej sprawy, a informacje to jedyny atut, jaki mam. Lish zamkna jedn ze swoich przejrzystych powiek, imitujc mrugnicie. - I tak nic mi nie mwi, wic nie mam powodu, by ich informowa. - Jeste moj najlepsz rybi przyjacik. Oczy Lish umiechny si do mnie. Tak rne, byymy dla siebie tym, czego kada z nas potrzebowaa. Zgodnie z naszym starym zwyczajem (datujcym si od czasu, gdy miaam dziesi lat i pierwszy raz zobaczyam Lish), przytuliam twarz do szka i wydam policzki.

Martwe miso w kadym jzyku Gdy w kocu udao mi si zasn tego ranka, zadzwoni budzik. Wyskoczyam z ka, nie bardzo wiedzc, co si dzieje. W pierwszej chwili mylaam, e to kolejne wamanie albo jaki wypadek, a potem uwiadomiam sobie, e to nie jest alarm Centrum, tylko mj wasny. Oznacza mniej wicej tyle, e moja nauczycielka, Charlotte, bdzie tu dokadnie za dziesi minut. - Och, bip! - Nie odrobiam pracy domowej! Przez ostatnich kilka lat usiowaam przekona Raquel, e nie potrzebuj matematyki, angielskiego, fizyki, historii i czterech - tak, tak, czterech! - jzykw. Przecie i tak nie wybieraam si na studia. Wprawdzie zaleao mi na tym, eby pj do liceum, ale mylaam raczej o kontaktach z ludmi w moim wieku ni o nauce. Poza tym, miaam powane wtpliwoci, czy moja matura ma dla MANIP jakiekolwiek znaczenie. Tak dugo, jak potrafiam przenika wzrokiem iluzj paranormalnych, miaam zagwarantowan prac do koca ycia. Jednak za kadym razem, gdy o tym mwiam, Raquel patrzya na mnie swoimi niemal czarnymi oczami i wydawaa swoje markowe westchnienie: Wiem, e twoim zdaniem znajomo tych wszystkich rzeczy nie

ma adnego znaczenia, ale pewnego dnia docenisz to, e dziki mnie zdobya wyksztacenie". Wycignam podrcznik do hiszpaskiego, od niego zaczynay si dzisiejsze lekcje. Naprdce uzupeniam odmian czasownika morir i zaczam pisa przykadowe zdania. Tu eres muerta carne. Przekreliam, przymiotnik powinien by po rzeczowniku. Tu eres carne muerta. Do licha, nie oszukujmy si, to wcale nie jest uycie form czasownika morir. Yo soy carne muerta, czyli: jestem martwym misem". Dokadnie dziesi minut pniej usyszaam bipnicie przy drzwiach i wpuciam Charlotte, adn kobiet koo trzydziestki. Kilka centymetrw nisza ode mnie, miaa lnice brzowe wosy, cignite w koski ogon i nosia eleganckie prostoktne okulary, za ktrymi wida byo bkitne oczy. Ja potrafiam zobaczy pod nimi jasnote oczy wilka. Charlotte zawsze umiechaa si ze smutkiem i sodycz. Praca nauczycielki bya jej najwiksz pasj, dopki nie zostaa ugryziona. Gdy uwiadomia sobie, kim si staa i co zrobia - zaatakowaa czonka rodziny - prbowaa popeni samobjstwo. Na szczcie dotarlimy do niej, zanim zdoaa odkry skuteczne sposoby zgadzenia wilkoaka. Zawsze wygldaa na smutn, nawet gdy si umiechaa, a ja nie wiedziaam, czy to z powodu mojego braku motywacji do nauki, czy to z tsknoty za przeszoci. Usiadymy na kanapie, przysunymy stolik. Spojrzaa na mnie znad mojej pracy domowej i, powstrzymujc umiech, powiedziaa: - Jeste martwym misem? Umiechnam si przymilnie. No, nie zo si, czy nie jestem sodka? A potem wzruszyam ramionami. - To zwrot amerykaski, idiom, nie mona przetumaczy go dosownie. Poza tym, nie dokoczya odmiany

czasownikw i nie napisaa opowiadania. - Popatrzya na mnie smutnymi oczami. To spojrzenie mnie zabijao. - Przepraszam. - Pochyliam gow. - Wczoraj by taki wariacki dzie. Najpierw neutralizowaam wampira, potem byo wamanie do Centrum, Reth odwiedzi mnie w nocy, a pniej nie mogam zasn. - Zdaje si, e naprawd miaa ciki dzie. Ale zadaam ci to tydzie temu... Mam nadziej, e nastpnym razem nie bdziesz odkada odrabiania lekcji na ostatni chwil? - Hej, no, nie szalej, Char! - zawoaam. Teraz przynajmniej umiechna si troch mniej smutnie. Reszt poranka spdziymy, odmieniajc czasowniki (nuda) i rozmawiajc w starym dobrym espaol. Charlotte zostaa na lunch, a potem przyszed czas na mj popoudniowy trening. Bud, mj nauczyciel walki wrcz i samoobrony, nie ustawa w prbach szkolenia mnie w walce z noem. - Srebrne noe! Bolesne, a nawet miertelne dla niemal wszystkich paranormalnych! - Taser! - odparowaam. - Zarbicie rowy i wieccy! - Nie moesz polega wycznie na technice. - Bud by czowiekiem, ale miaam wraenie, e dorasta w redniowieczu. Na pytanie, czy jest przystojny, mogam odpowiedzie, e jeli nawet by, to jakie trzydzieci lat temu. - A poniewa ju o tym rozmawialimy, mam co dla ciebie. - Prezent? - oywiam si. Skin niechtnie gow, na jego twarzy malowaa si irytacja. Wyj co zawinitego w materia, rozwin. Ujrzaam wski sztylet z jasnorow perow rkojeci. - O rany! - zawoaam, biorc go do rki. - Sowo daj, nie wierz, e zrobiem rowy n...

- Jaki liczny! Uwielbiam go! Nareszcie odpowiedni towarzysz dla mojej Tasey! - Szybko objam Buda. Zawsze dziaao mu to na nerwy, ale teraz chyba odetchn z ulg, e w kocu zgodziam si przyj n. - O rany, jak ja go nazw? - Bez wzgldu na to, jakie imi mu nadasz, bagam, nie informuj mnie o tym. Po prostu trzymaj go w pochwie przy pasie. Wziam od niego czarn pochw i spytaam: - Mgby mi zrobi jeszcze jedn, brzow? I row? Warczenia, jakim Bud wygoni mnie z sali treningowej, nie powstydziby si aden wilkoak. Miaam plany na reszt popoudnia i liczyam, e Raquel wybiera si na jakie spotkania, bya przecie jedn z szych MANIR Kiedy mylaam, e zajmuje si tylko mn, a potem okazao si, e prowadzi cae Centrum i jest odpowiedzialna za wszystkie akcje. Ja byam tylko jej ulubionym pracownikiem. Albo najbardziej uytecznym. Myl o Lendzie nie opuszczaa mnie przez cay dzie. Wydawa si najbardziej interesujc istot, jak w yciu poznaam. Poszam prosto do aresztu, stanam przed jego cel i wytrzeszczyam oczy. Nie byo go tam, ani w niemal niewidzialnej postaci, ani w ogle. Nie spodobao mi si to. Na kocu dugiego korytarza sta Jacques, gdy mnie zobaczy, podszed. - Nie powinna tu przychodzi, Evie. - Wiem, wiem. Gdzie jest Lend? - Rany, a jeli go wypucili? Nie, mao prawdopodobne, przecie wama si do Centrum. Nie przypominam sobie, eby ktokolwiek kiedykolwiek to zrobi. Moe znalaz si przez to w wikszych tarapatach, ni mi si wydawao, moe co mu zrobili? Jednak racjonalna cz mojego umysu dosza do wniosku,

e chodzi raczej o to, e Lend jest niebezpieczny, dlatego umiecili go gdzie indziej. Jacques wzruszy ramionami. - Raquel kazaa go przenie. - Czemu? - Nie mamy tu warunkw do dugiego pobytu, brak ek, azienki... - No tak... - To miao sens. - To gdzie on jest? Wilkoak pokrci gow. - Przykro mi bardzo, ale nie mog ci powiedzie. - Jego czarujcy zazwyczaj francuski akcent teraz dziaa mi na nerwy. - Nie moesz? - Raquel zakazaa. Nadam si. To byo nie fair! Odwrciam si na picie i poczapaam do gabinetu Raquel. Wanie miaam przyoy do do pytki, gdy drzwi si otworzyy. - O, dobrze, e jeste - stwierdzia Raquel. - Co si dzieje z... - Mam dla ciebie zadanie. Ruszasz od razu, transport czeka. - Co si stao? - Aktywno wampirw w Stambule. Mamy namiar, ale musisz si spieszy. - Ja... Dobra. Pobiegymy do mojego pokoju, zapaam torb z bransoletkami ledzcymi. Tasey zawsze miaam przy sobie, teraz towarzyszy jej rwnie sztylet. - Nie jestem odpowiednio ubrana do kuszenia wampirw - zauwayam. Miaam na sobie dinsy i bluzk z dekoltem w serek i dugimi rkawami. Wosy zwizaam w kucyk.

- Wygldasz bardzo dobrze - powiedziaa Raquel, zabrzmiao to nieszczerze. - Masz odsonit szyj, a to najwaniejsze. Wanie dochodziymy do punktu transportowego, gdy przypomniaam sobie o Lendzie. - Dlaczego nie chcesz, ebym wiedziaa, gdzie jest Lend? Raquel przewrcia oczami i westchna: To naprawd nie jest najlepsza chwila..." - To nie twoja sprawa. Drzwi od pokoju transportowego si otworzyy i wysza elfka. Nie widziaam jej od lat i teraz mj odek cisn si nerwowo. Poczuam si winna. Wszyscy ludzcy pracownicy Centrum mieli obowizek zapamita dwa elfie imiona. Elfy byy przypisywane danemu pracownikowi losowo, wic aden z nich nie mia do obsugi zbyt wielu ludzi. Ta elfka bya przypisana do mnie, a ja nie potrafiabym przypomnie sobie jej imienia nawet za cen ycia. Miaam dziesi lat, gdy podano mi jej imi. Usyszaam jednoczenie, e mam uywa go wycznie w razie absolutnej koniecznoci, oraz dowiedziaam si, jaka mier mnie czeka, jeli co spartol. Do traumatyczne przeycie. Nic dziwnego, e - zestresowana - zapomniaam jej imienia. Powinnam o nie pniej zapyta, ale byo mi wstyd, poza tym Raquel mogaby si wkurzy. Elfka nie zaszczycia mnie spojrzeniem. - Masz lokalizacj? - spytaa Raquel, elfka skina gow. Jej czerwone wosy odcinay si ostro od kremowobiaej cery. Jak wszystkie elfy, bya nieziemsko pikna. Wycigna rk, jej posta rozmya si na chwil, gdy pojawiaa si iluzja. Elfy miay obowizek naoenia iluzji w trakcie transportu na wypadek, gdyby zobaczy je jaki czowiek. Ten, kto raz zobaczy elfa, ju nigdy go nie zapomni. Teraz

wosy elfki stay si kasztanowe, twarz zyskaa bardziej ludzkie proporcje, oczy jakby zbliyy si do siebie. Nadal bya pikna, ale teraz ju normalnie. No, chyba e si jest mn i widzi si przez iluzj. Podeszam do niej i wziam j za wycignit rk. Bya ciepa, ale inaczej ni do Retha. Na pustej cianie przed nami pojawi si lnicy zarys drzwi. Weszymy w czer. Skoncentrowaam si wycznie na trzymaniu jej za rk i po prostu szam przed siebie. W pewnym momencie odezwaa si - co mnie zdumiao, bo elfy zwykle nie zniaj si do rozmawiania ze miertelnikami. No, chyba e akurat prbuj jakiego porwa. - Ach, naleysz do Retha - zauwaya. Jej gos brzmia nieharmonijnie, ale by w jaki niesamowity sposb sodki, jakby deszcz szka spada na beton. Potknam si i omal nie upadam. Ucisk doni nie zela. - Nie, nie nale. - No naprawd, jakby te ich cieki nie byy wystarczajco odjechane! Skd ten pomys? Zamiaa si - jeszcze wicej szka, ktre jeszcze szybciej spadao. W tym momencie poczuam chodne nocne powietrze i otworzyam oczy. Staymy w ohydnym zauku midzy dwoma szarymi kamiennymi budynkami. Szybko puciam rk elfki, wytaram do o spodnie. Jej oczy jarzyy si pod narzucon iluzj, wargi wykrzywiy w umiechu sugerujcym okruciestwo. Wzdrygnam si. - Znajdziesz go na targu - powiedziaa, wskazujc rk alej. - Wielkie dziki - mruknam, odwracajc si i wychodzc z zauka. Miaam nadziej, e gdy bd wraca, przyl inn elfk. Do licha, miaam nadziej, e przyl samolot! Miaam powyej uszu podrowania z elfami. Staway si coraz bardziej natrtne.

To by typowy wschodni targ, rozlegy, toczny, pod goym niebem. Na szczcie wyglda na miejsce tumnie odwiedzane przez turystw i nie rzucaam si w oczy. Powietrze wypeniay kuszce aromaty przypraw, ktrych nie znaam. Dzisiaj nie byo Easton Heights, wic nie musiaam si spieszy. Krciam si, udajc, e interesuj mnie rozoone towary, ale tak naprawd przygldaam si ludziom. Takie klimaty podobay mi si znacznie bardziej od aenia po cmentarzu. Waciwie nie ma adnego powodu, eby wampiry wczyy si pomidzy grobami, robi to tylko dlatego, e kupiy ca t popkulturow gadk o tym, jak powinny si zachowywa. Poza tym, jak dla mnie cmentarze s nudne i samotne, a tutaj mogam si pokrci i popatrze na ludzi. Ludzie, zwykli, normalni ludzie, fascynowali mnie. Turyci i tubylcy tworzyli niesamowit mieszank dinsu i jedwabiu, czapek z daszkiem i czarnych wosw. Poza tym mogam poby troch sama. Na pocztku zawsze kto mi towarzyszy, przewanie Jacques, ale przez ostatnie dwa lata wysyali mnie sam na proste akcje. Wampiry nie stanowiy zagroenia, jeli si wiedziao, co robi. Gdy miaam zaj si czym bardziej niebezpiecznym, dostawaam wsparcie. Chopak ze straganu z biuteri zawoa do mnie w amanym angielskim. By Turkiem, cakiem przystojnym, w samym rodku okresu dojrzewania. Ju miaam przystan i udawa klientk, gdy ktem oka dostrzegam, e mija mnie co... nieludzkiego. Rzuciam sprzedawcy umiech peen alu, odwrciam si i poszam za podejrzanym. Rzut oka wystarczy, aby zyska pewno. Pod iluzj gstej ciemnej grzywy widniay kosmyki prawdziwych wosw, przyklejonych do pomarszczonej, pokrytej plamami czaszki.

Nie wygldao, eby kogo ledzi, po prostu szed przez targ zdecydowanym krokiem; musiaam prawie biec, by go nie zgubi. W kocu wszed do opuszczonego budynku niemal na kocu placu. Odczekaam jakie trzydzieci sekund i poszam za nim. Wski, krtki korytarz prowadzi do jedynych drzwi. Wyjam paralizator, zrobiam krok do przodu i otworzyam je kopniakiem, wpadajc do rodka. Wampir, za ktrym szam, odwrci si i spojrza na mnie... Podobnie jak dwadziecia innych wampirw. - O, bip - szepnam.

Nie ma jak w domu Z jednym wampirem poradziabym sobie piewajco. No dobra, daabym rad nawet piciu naraz, w kocu to tylko wyschnite zwoki. Ale dwudziestu?! Nie podobao mi si to. Co tu si dziao, przecie wampiry s z natury odlud-kami! To byo dziwne. I na pewno bardzo nie w porzdku. Umiechnam si z udawanym zakopotaniem. Nie wiedzieli przecie, e ja wiem, kim s. - O kurcz, szukam teatru... Chyba pomyliam budynek. Moe gdybym cofna si szybko do drzwi, a potem... Trzask! Cztery nastpne wampiry weszy za mn i zamkny drzwi. Signam do pasa i wcisnam przycisk alarmowy na komunikatorze. A potem wycignam taser, odetchnam gboko i zrobiam surow min. - Aresztuj was na podstawie paragrafu 3.7 Midzynarodowego Porozumienia w sprawie Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi, protok dla wampirw. Macie obowizek zgosi si do najbliszego biura... - Jeste z MANIP? - zapyta jeden z wampirw, pozostae poruszyy si nerwowo. - Tak. Ustawcie si w szeregu do zaobrczkowania -zadaam, spodziewajc si wybuchu miechu.

- Nie masz zamiaru nas zabi? - zdziwi si ten sam wampir, przygldajc mi si podejrzliwie. - Dlaczego kady mnie o to pyta? - No naprawd, czy wygldam na psychopatycznego zabjc? Moe to te rowe teniswki... Albo kolczyki w ksztacie serca? Wampiry odwrciy si do siebie i zaczy szepta, a ja przesunam si odrobin w stron drzwi, cay czas trzymajc Tasey przy boku i raz po raz wciskajc przycisk alarmowy na komunikatorze. Lish powinna to zauway i przysa wsparcie, nigdy przedtem mnie nie zawioda... Ale jeli nie odpowiedz na wezwanie natychmiast, bd musiaa zrobi to, czego absolutnie nie chciaam zrobi. Od wolnoci dzielio mnie ju tylko kilkanacie centymetrw, gdy wampiry odwrciy si do mnie. Ten, ktry przemawia do tej pory, wysoki, z iluzj kdzierzawego przystojniaka, pokrci gow. - Przykro mi. - Obnay ky w przepraszajcym umiechu. - Cieszymy si, e nie jeste tym, co na nas poluje, ale Agencja nie naley do grona naszych przyjaci. No i zgodnielimy. - No jak to, tak bez flirtu? - spytaam, usiujc zyska na czasie. - Nawet nie prbujecie by sexy? Pomylcie o tych wszystkich zawiedzionych wielbicielach wampirw! - Wyjam srebrny sztylet, aujc jednoczenie, e nie przykadaam si bardziej do nauki walki noem. - Mam propozycj, wypucie mnie, a przysigam, e nikomu nie powiem, e brak wam uroku. - Nic z tego, maa. - No dobra. - Uniosam rce, w jednej miaam n, w drugiej Tasey. - W takim razie moemy uzna, e jednak jestem tu po to, by was zabi...

Gdybym tylko zdoaa si przez nich przebi, gdybym wydostaa si z tego pomieszczenia, na pewno udaoby mi si uciec... Trzech rzucio si na mnie. Zaczam dziko macha rkami. Dwch uderzonych paralizatorem pado na ziemi. Trzeci prbowa zapa mnie za rami, ale chlasnam go noem i odskoczy, wyjc z blu. Skoczyam do drzwi. Byy zamknite. Odwrciam si i oparam o nie plecami. - Wszyscy naraz! - zawoa przywdca i w jednej chwili wycigno si do mnie kbowisko rk. Z wierzchu delikatne ludzkie ciao, pod nim gnijce zwoki. Walczyam jak lew, ale nie miaam szans przy takiej przewadze liczebnej. Przyszpilenie mnie do ciany zajo im zaledwie kilka sekund. Nadal ciskaam taser i n, ale nie mogam ich uy. Przywdca sta tu przede mn. Za wszelk cen usiowaam skoncentrowa si na jego iluzji, ale nic z tego. Widziaam tylko biae, pozbawione renic oczy, wpatrujce si we mnie z gbi oczodow. Wampir umiechn si, a ja miaam ochot si rozpaka. Chyba tym razem pomoc przyjdzie za pno... - Nie bdziesz krzycze? - szepn, nachylajc si do mnie i sunc martwymi wargami po mojej szyi. Poczuam, jak jego usta rozchylaj si, i zamknam oczy. W jednej chwili powrcio tamto dziecice przeraenie z pierwszego spotkania z wampirem. To koniec, nikt mnie ju nie uratuje. Samotna za spyna po moim policzku. - Lorethan! - zawoaam nagle. Wampir zawaha si, najwyraniej nie byo to to, czego si spodziewa. - Potrzebuj ci! Ju! Wahanie wampira wystarczyo, by ocali mi szyj. W pomieszczeniu eksplodowao biae wiato, wampiry cofny

si odruchowo. Czyje rce zamkny si wok mojej talii i wcigny mnie w ciemno. - Wezwaa mnie... - wymrucza Reth do mojego ucha, trzymajc mnie mocno w nicoci. Wiedziaem, e w kocu to zrobisz. - W jego gosie dwiczay rado i triumf. Przysigaam, e nigdy wicej nie uyj jego prawdziwego imienia, nigdy go nie zawoam. I co? Wanie zanegowaam wszystkie rozkazy trzymania si ode mnie z daleka. I jak mogam, jak mogam powiedzie, e go potrzebuj?! Teraz bdzie mg to dowolnie interpretowa! Ale na samo wspomnienie dotyku warg wampira wzdrygnam si. Niefortunny dobr sw nie mia wikszego znaczenia. - Po prostu zabierz mnie do domu, dobrze? Obj mnie mocniej, przywierajc do moich plecw. Czuam bicie jego serca, uderzao mocno, ale bardzo powoli. - A wic do domu. - Zamia si swoim srebrzystym miechem. To powinno mi da do mylenia... Cay czas zaciskajc powieki, usiowaam nie zwraca uwagi na jego ciao, przywierajce do mnie. Seks i caa ludzka fizyczno nie miay dla elfw adnego znaczenia. Jednak chtnie wykorzystyway je do manipulacji, a Reth doskonale wiedzia, jak bardzo zaley mi na kontakcie. Jakimkolwiek kontakcie. W dziecistwie nikt nie powica mi uwagi i on wiedzia - lepiej ni Raquel, lepiej ni Alishia, lepiej ni ktokolwiek inny - jak bardzo jestem samotna. Nienawidziam go za to. Spodziewaam si, e wemie mnie za rk i zaczniemy i, ale zamiast tego poczuam delikatn bryz, a potem zrobio si jasno i ciepo. Otworzyam oczy i zobaczyam pokj. Nie mj. Delikatne wiato pyno nie wiadomo skd, eleganckie meble poustawiano na chybi trafi, ciany

wyglday jak solidne nagie skay. Byo tu mnstwo aksamitu i jedwabiu, gboka czerwie i krlewska purpura ze zotymi akcentami. I ani ladu drzwi. - Powiedziaam: do domu"! - Ale nie sprecyzowaa, do czyjego. - Zamia si znowu. Wcieka i zbyt zmczona, by znosi kolejne elfie wygupy, ju otworzyam usta, eby powiedzie mu, gdzie dokadnie ma mnie zabra i dokd bdzie mg pj zaraz potem. Nie byam pewna, czy elfy s w stanie wykona polecenie: Id do diaba", ale miaam zamiar to sprawdzi. Jednak zanim zdoaam powiedzie choby sowo, unis smuk rk i pogadzi moj szyj. - Ciii... - szepn. A ja straciam gos. Nie, nie chodzio o to, e zachrypam i nie mogam wydoby gosu. Mj gos po prostu znikn. Nie mogam krzycze ani nawet szepta. O, chciaabym dorwa tego geniusza, ktry uzna, e mona zapanowa nad elfami! Z przyjemnoci kopnabym go w jakie bardzo czue miejsce. Wyrwaam si z obj Retha i odskoczyam tak, eby jedna z tych antycznie wygldajcych kanap znalaza si midzy nami. - Oddaj mi gos - rozkazaem samymi wargami. Reth umiechn si do mnie. Jego oczy lniy zotem dojrzaej pszenicy, wosy miay niemal ten sam odcie. Wszytko w nim byo zote, z wyjtkiem miechu, ten zawsze by srebrny. Nie chciaam wpatrywa si w jego twarz, obawiajc si, e potem mog ju nie zechcie patrze na nic innego, ale wolaam nie spuszcza go z oczu. Ju byo po mnie. - Evelyn... - W jego ustach moje imi brzmiao jak pieszczota. - Czemu ze mn walczysz? Przecie chcesz ze mn by... A ja nie pragn nikogo innego ju na zawsze...

Po moich plecach przebieg dreszcz. Reth na pewno zabra do krainy elfw cae mnstwo miertelnych dziewczt, cho wiedzia, e ludzie nie s wieczni. Czego chcia teraz? Albo manipulowa mn, co byo bardzo prawdopodobne, albo planowa co naprawd przeraajcego. - Dlaczego? - zapytaam bezgonie. Wiedziaam, e mwi szczerze. Naprawd mnie pragn. I dlatego byo mi tak trudno - niewiele osb w ogle mnie pragno. Nawet moi rodzice porzucili mnie, gdy byam niemowlciem. Reth usiad z gracj. Na niewielkim stoliku z wygitymi nkami stay krysztaowa butelka i dwa puchary. Nala do obu przezroczystego pynu i poda mi jeden z nich. - Napijesz si? Pokrciam gow. Nie byam gupia. Nigdy, przenigdy nie przyjmuj poczstunku od elfw, zwaszcza na ich terenie. Moesz ju nigdy go nie opuci. Nieco skonsternowany Reth napi si sam, a ja zastanawiaam si intensywnie, co teraz zrobi, skoro nie mog wyda mu rozkazu i w kocu, skoczona idiotka, uzmysowiam sobie, e przecie cigle mam paralizator i n. e ciskam je tak mocno, e a mnie rce bol. Zasonita kanap, dyskretnie odoyam taser (w przypadku elfw i tak nie ma z niego wikszego poytku) i woln rk znw wcisnam przycisk alarmowy. Nie miaam zielonego pojcia, gdzie jestemy, miaam za to nadziej, e gdzie, gdzie Lish zdoa wysa pomoc. - Nie jeste zmczona tym cigym uczuciem zimna? -zapyta. Znowu prbowa psychologicznych gierek. - Zimna i samotnoci? A przecie nie musisz tego czu... Mamy coraz mniej czasu... - Jego oczy byy jak bursztynowe jeziora, bezdenna gbia, w ktrej moesz uton. - Zatacz ze mn....

Zacisnam powieki. Mia racj. Byam taka zmczona... Byam samotna przez cae moje ycie. Rodziny zastpcze, Centrum... Co za rnica? Dlaczego si opieraam? Poczuam jego do na mojej, bya taka ciepa... Ciepo zaczo sun w gr mojej rki, powoli i nieuchronnie. Dlaczego miaabym nie odda mu mojego serca, mojej duszy? Skoro nikt inny ich nie chcia... Wyczu moj kapitulacj i przycign mnie bliej. - Jestem wszystkim, czego potrzebujesz, ukochana. Pozwl, e ci wypeni... Jest wszystkim, czego potrzebuj... Uniosam powieki i spojrzaam w zote oczy Retha... I wtedy z gbin pamici wypyn obraz innych oczu, przejrzystych jak woda. Nie mam pojcia, dlaczego pomylaam o Lendzie, ale to wystarczyo. Odsunam si i uniosam srebrny n, trzymajc go midzy nami niczym talizman. Reth wyglda na zaskoczonego i rozgniewanego. - Co ty wyprawiasz, maa? - Nie puci mojej rki, ale teraz potrafiam ju oprze si uczuciu ciepa. Dotaro do mojego ramienia, zwalniajc. - Nie rozumiesz, co pragn ci da? Przysunam ostrze noa pazem do jego piersi, puci moj rk, cofajc si o krok. Przeciwko elfom najlepsze jest elazo, ale za srebrem te nie przepadaj. - Wystarczy - powiedziaam samymi wargami, pokazujc moj szyj. Rzuci mi ostre spojrzenie, zrobi ruch rk. Gardo mnie zaaskotao. - Dlaczego mi si opierasz? - Bo jeste wirem! Nie chc tego! Nie nale do ciebie i nigdy nie bd nalee! Na jego doskonaej twarzy pojawi si pumiech. - Mylisz si.

- Ha, mj srebrny n jest innego zdania. A teraz... - Zabra ci do domu? Skinam gow, a na jego twarzy rozkwit umiech. - To nie by rozkaz, a ty musisz czasem spa - powiedzia i znikn, zanim zdyam wyda mu rozkaz. W powietrzu nadal dwicza jego perlisty miech. Sowo daj, zaczynaam ju tskni za wampirami.

Elfio gupi Wrzasnam za nim, eby wraca, a potem usiadam ciko na jednej z sof. Mia racj, byam wykoczona. Brak snu w nocy, potem aktywny dzie i stresujcy wieczr. Jeli zasn, nie zdoam utrzyma noa w rku. A jeli nie zdoam utrzyma noa... To wanie by problem. Nie wiedziaam, co Reth chcia mi zrobi. I wolaam si nie dowiadywa. Nie zdziwiam si, e mj komunikator nie mia tu zasigu. Nie byam nawet pewna, czy technicznie rzecz biorc, nadal jestem na Ziemi. Kraina elfw wspistnieje z nasz rzeczywistoci, przecinajc si z ni w czasie i przestrzeni oraz innych nudnych, i bardzo fizycznych aspektach, ktrymi nigdy przedtem si nie interesowaam. Krain elfw i walk na noe dodaam do listy rzeczy, ktrym od tej pory bd powica wicej uwagi. Mogabym wezwa go ponownie, uywajc jego prawdziwego imienia, a on musiaby przyj. Tylko e do tej pory dziaao to a nazbyt dobrze. Cierpam na samo wspomnienie swoich sw. Potrzebuj ci? Reth potraktowa to jako rozkaz, mao tego, nadawa mu taki sens, jaki mu odpowiada. Jeli go wezw i zaneguj swj poprzedni rozkaz, on moe

znw odebra mi gos albo zinterpretowa nowy rozkaz po swojemu. Jeli wydasz elfowi sprzeczne rozkazy, on nie moe ich wykona i robi co kompletnie innego. I zawsze nieprzyjemnego. Ale si wpakowaam. Elfy s najbardziej przebiegymi istotami na wiecie. MANIP (jeszcze zanim staa si MANIP i bya AANIP) cae dziesiciolecia zajo znalezienie elfa i poznanie jego prawdziwego imienia. Uywano dziewczt jako przynty. Dziesitki modych, adnych dziewczyn przepado bez wieci, a w kocu jednej udao si pozna t wielk tajemnic. Elfy s niewraliwe na alkohol, ale ku zdumieniu dziewczyny - i zgubie elfw - bardzo podatne na dwutlenek wgla. Po duej dawce coli dziewczyna poznaa prawdziwe imi jednego jedynego elfa. Dziki temu moga zmusi go do wykonania swoich rozkazw i wyjawienia imion innych elfw, ktre z kolei zostay zmuszone do wyjawienia imion kolejnych elfw. Dziki temu powsta Wielki Katalog Elfw i Operacji Kontroli '95. Brzmi to bardzo imponujco, ale rzeczywisto jest znacznie bardziej mroczna. Wiele osb pracujcych nad tym projektem zgino lub zostao uznanych za zaginionych, a poniewa elfy strzeg swoich prawdziwych imion nawet przed wspbrami, udao si pozna zaledwie ich niewielki uamek. Poza tym Agencja nie zdoaa i pewnie ju nigdy nie zdoa przyswoi sobie pewnej oczywistej prawdy. Nie da si kontrolowa elfw. Nie - Da - Si. Elfy nie s logiczne ani racjonalne, nie dziaaj i nie postpuj wedug naszych praw, fizycznych, socjalnych, emocjonalnych, drogowych ani adnych innych. Maj wasne cele i s znacznie bardziej inteligentne, nie mwic ju o tym, e poznajc ich imiona i uywajc ich, kombinujemy (my, czyli arogancka Agencja)

z paranormaln magi, znacznie gbsz i znacznie bardziej potn ni jestemy to sobie w stanie wyobrazi. Rozmylaam nad tym wszystkim, siedzc na kanapie Retha, uwiziona w elfiej krainie. Jednoczenie zastanawiaam si, jak dugo wytrzymam bez snu, jedzenia czy picia albo korzystania z toalety, ktrej nigdzie tu nie widziaam. Niemiertelne gupki! Czy magia elfw naprawd bya warta caego tego bajzlu i ryzyka? Musia by jaki sposb, eby si std wydosta! Nie mog i nie bd znw wzywa Retha. I tak nie pozwoliby mi std wyj... Ale nie byo innej drogi ucieczki ni cieki elfw. Ha, inny elf! To byo to! Imion elfw, do ktrych byam przypisana, naleao uywa jedynie w ostatecznej koniecznoci, ale jak dla mnie to bya wystarczajca ostateczno. Ju otworzyam usta... I zamaram. Nadal nie mogam sobie przypomnie imienia tamtej elfki. Elfie imiona zawsze s strasznie dziwne, a ja, przeraony dzieciak, byam wtedy zupenie zblokowana. Leaam teraz na plecach na kanapie i patrzyam w sufit poyskujcy krysztakami. Patrzyam na nie, wytajc umys i usiujc przypomnie sobie imi czerwonowosej elfki. Krysztay odbijay wiato pynce z niewiadomego rda, ukadajc si w jaki wzr, w co znaczcego... Teraz widziaam nawet jakby kolory. Wydawao mi si, e prbuj mi co przekaza. Jeli tylko bd wpatrywa si w nie wystarczajco dugo, wystarczajco mocno, jeli nie bd myle o niczym innym. Jeli zamkn oczy i nie bd myle, wszystko si uoy... - Nie! - Usiadam gwatownie, mrugajc. adnego gapienia si w sufit. Jak brzmiao jej imi? Wiedziaam, e je znam... A potem nagle sobie przypomniaam. To bya ta elfka, ktr

Lend zmusi do wprowadzenia go do Centrum. Fehl! A jej prawdziwe imi... - Denfehlath! - wykrzyczaam triumfalnie. Po kilku sekundach na cianie pojawi si zarys drzwi, do pokoju wesza elfka, cigle z tym samym znudzonym wyrazem twarzy. - O? - Zmarszczya brwi. Zerwaam si, podekscytowana, ale wyhamowaam, nim znw powiedziaam co gupiego. Tym razem musiaam by ostrona. I konkretna. - Prosz, zabierz mnie do Centrum MANIP, gdzie mieszkam. - i wziam j za wycignit rk. - Stj! - zawoa Reth, pojawiajc si za nami. Odwrciam si do niego, nie puszczajc rki Fehl. Ona jest moja! Fehl rzucia mu krtki umiech. - Wydaa imienny rozkaz. Nie mam wyjcia. Zote oczy Retha pony wciekoci. Kolejna cecha elfw - wybuchowo. Do tej pory tylko raz widziaam, jak Reth wychodzi z siebie. I tamta scena przekonaa mnie, eby da sobie z nim spokj. - No, chodmy ju. - Pocignam elfk za rk. Nastrojowe wiato w pokoju zmienio si, teraz wszystko zdawao si pon zowieszczym czerwonym blaskiem. Weszymy przez drzwi na cieki elfw. Bardziej przeraona tym, co byo za mn, ni tym, co wok mnie, tym razem nie zamknam oczu. Fehl ciskaa moj rk a do blu, na jej twarzy maloway si czysta wcieko i zoliwe zadowolenie. Zastanawiaam si, o co tu chodzio. Midzy tym dwojgiem wyranie co si dziao. Zreszt, co mnie to obchodzi, niech sobie robi, co chc, byle tylko Fehl dostarczya mnie do domu. I wtedy wpadam na wspaniay pomys. - Czy moesz otworzy drzwi w pokoju Lenda?

Rzucia mi spojrzenie ostre jak n. Dziwne, e nie zaczam krwawi. Jeszcze kilka krokw i przed nami pojawiy si biae linie. Wypchna mnie i znikna w czerni. Pomieszczenie miao te same nudne kolory, co reszta Centrum. Drzwi do maej azienki stay otworem, pokj by kwadratowy z szarym kiem pod cian. Lend, nadal noszc moj posta, wanie na nim siedzia. Spojrza na mnie i na jego-mojej twarzy pojawio si zaskoczenie, potem oderwa ode mnie wzrok i usyszaam gos Raquel. Cofnam si pod cian. Raquel musiaa sta na korytarzu. Nie widziaam jej, a po braku jej reakcji, zrozumiaam, e ona te mnie nie widzi. Nie przyapaa mnie, na razie. No i teraz wiedziaam, gdzie trzymali Lenda. Czasem jednak te elfy na co si przydaj. - ...byoby znacznie atwiej, gdyby po prostu udzieli nam kilku prostych informacji. Zastanw si nad tym -dokoczya Raquel i usyszaam kapanie jej czenek, gdy oddalaa si w gb korytarza. Lend w mojej postaci popatrzy na mnie i unis pytajco jedn brew. - Hej, to nie fair! - wyszeptaam. Nie potrafiam unie tylko jednej brwi i to wcale nie dlatego, e nie prbowaam. Lend nie zrozumia, wic wskazaam moje brwi i pokrciam gow. Umiechn si i zmieni wygld. Teraz znw by tym ciemnowosym i ciemnookim przystojniakiem. - Co tu robisz? Wzruszyam ramionami i usiadam na pododze pod cian. - Pomylaam, e wpadn z wizyt. - Co podobnego. - Prawda? Nudzi mi si.

- Mnie rwnie. - Zapada duga cisza. - Wpada na duej? - Raczej nie. Chyba wszyscy myl, e zaginam. - Raquel wygldaa, jakby miaa zszargane nerwy. Westchnam. - Tak, chyba musz jej szybko powiedzie, e jednak yj. - Ale nie ruszyam si z miejsca. - Wygldasz na zmczon - Na chwil zmieni si we mnie, pokazujc mi cikie powieki i ciemne krgi pod oczami. - Dziki, stary, uwielbiam, jak ludzie mi to mwi. Dlaczego po prostu nie powiesz, e wygldam jak upir? Zamia si i znw przemieni w przystojnego chopaka; - Nadal nie potrafi uchwyci koloru twoich oczu. - Jestem oryginalna - odparam wesoo. - I to bardziej ni ci si wydaje. - Co to miao znaczy? Wzruszy ramionami. - Tylko to, e nigdy nie spotkaem czowieka, ktrego nie potrafibym dokadnie skopiowa. Wstaam, patrzc na niego gronie. - Suchaj, Wodny Chopcze, jedynym paranormalnym w tym pokoju jeste ty. - Skoro tak mwisz... Byam zbyt zmczona, eby sucha tych bzdur. Spojrzaam na drzwi, szersze ni normalnie i otwarte na ocie. - Na czym polega ochrona w tym pokoju? Poruszy nog z bransoletk na kostce. - Jeli przekrocz prg, wczy si alarm i to co zadziaa. Aha, czyli ja nie powinnam mie adnych problemw. - No to wietnie. Do zobaczenia. -1 wyszam. Nie znaam zbyt dobrze sekcji ochrony Centrum. Gdy paranormalni trafiali tutaj, moja praca si koczya. Na

chybil trafi skrciam w lewo i szam korytarzem do znajomych sektorw. Jak si okazao, byam blisko Centrali. Gdy do niej dotaram, zobaczyam Raquel, krzyczc na Lish: - To jest nie do przyjcia! Wilkoaki musiay tam co znale! Lish dostrzega mnie ponad ramieniem Raquel i wy-buchna paczem. To znaczy, tak mi si wydawao. Nigdy nie widziaam, eby pakaa, a teraz te nie zobaczyam ez (przecie bya pod wod), ale wyraz twarzy i ruchy ramion byy bardzo wymowne. Raquel odwrcia si i krzykna, biorc mnie w objcia: - Nie zjady ci! - Nie, nie zjady. - Umiechnam si, syszc t gr sw i powstrzymujc wasne zy ulgi. Taka byam szczliwa, e znw tu jestem, razem z Raquel i Lish! Przez chwil naprawd mylaam, e ju ich nigdy nie zobacz. Odzyskujc panowanie nad sob, Raquel odsuna mnie na dugo rki, nadal trzymajc mnie za ramiona. - Co si stao, do licha? Gdzie ty bya? I dlaczego zabia te wszystkie wampiry? - Ja... Czekaj, co takiego? Zabiam wampiry? Skina gow z surow min. Jeli jeste pracownikiem Agencji, zabijanie paranormalnych nie jest w porzdku. Wszyscy paranormalni s zaklasyfikowani jako gatunki zagroone, wic nawet tych wyjtkowo paskudnych nie zabija si, a tylko neutralizuje. - Nie zabiam ich! Byli o wos od ugryzienia mnie, wic kilku sparaliowaam, jeden oberwa srebrnym noem, ale jestem pewna, e adnego nie trafiam w serce! - Jak si stamtd wydostaa? Utkwiam wzrok w pododze. - Wezwaam Retha.

Raquel wydaa westchnienie pod tytuem: To si robi bardziej skomplikowane, ni mylaam". - Kto wobec tego zaatwi dwadziecia pi wampirw?

Hantle, chopcy i rne zagadki Gdv ekipa ratunkowa przybya na miejsce - wyjaniaa Raquel - znalaza jedynie martwe wampiry. - Zaatwiono je kokami? - spytaam. - Nie wiemy, co je zabio. Na ich ciaach nie ma adnych ladw, nie wyglda na to, eby wykorzystano jakikolwiek znany sposb zabijania wampirw. A przede wszystkim, co oni tam w ogle robili? - Nie mam bladego pojcia. Szam za moim wampirem, a potem wpadam za nim do pokoju i wszyscy ju tam byli. Kilku szo za mn, weszli do rodka i zamknli drzwi... -Zmarszczyam brwi, wytajc pami. - Myleli, e przyszam tam, by ich zabi. - Jeste pewna, e nic nie zrobia? - spytaa Raquel, zmarszczka midzy jej brwiami si pogbia. - Nic, prcz tego, e omal nie daam si wyssa? Najzupeniej pewna. Westchnienie, niemal to samo dlaczego ja?", co wczeniej. - No dobrze, a gdzie bya potem? Przetaram doni oczy.

- Nawaliam. I to bardzo. Nie wiedziaam, co robi, pomoc nie przybywaa i mylaam, e ju po mnie... Dlatego wezwaam Retha. - I bardzo dobrze, wanie po to dostajecie imiona. Pokrciam gow. - To nie wezwanie byo problemem... Wszystko wydarzyo si tak szybko, czuam na szyi ky wampira i... wzywajc Retha, zawoaam: Potrzebuj ci!" Raquel nie patrzya ju ze zrozumieniem, teraz wygldaa raczej na niele wkurzon. Dajc pracownikom imiona elfw, MANIP jednoczenie zmusza ich do odbycia corocznego dwutygodniowego - dwutygodniowego! - szkolenia, na ktrym uczy ich prawidowego formuowania i uywania rozkazw imiennych. Potrzebuj ci" byo szczytem gupoty. - Potrzebuj ci?" To wanie powiedziaa? To by twj rozkaz imienny? - Nie wciekaj si. - Prawie miaam zy w oczach. - Wierz mi, zapaciam ju za to z nawizk. Powiedziaam, eby zabra mnie do Centrum, do mojego mieszkania, a on zabra mnie do swojego domu. I znowu prbowa odebra mi serce. - Evie, kochanie, wiem, e miaa ju przejcia z Rethem, ale on nie moe tak po prostu odebra ci serca. To tak nie dziaa. Tego ju byo za wiele. Po tym wszystkim, co przeszam, znw mi mwia, e to wcale nie dziwactwa elfw, tylko moja wyobrania. No tak, ona nigdy nie czua tego ciepa, nie czua, jak si w ni wscza, jak otacza jej serce, jak chce je pore. Skd moga wiedzie, jak to jest? Miaam do traktowania mnie jak gupi dziewczynk, ktra cigle ma obsesj na punkcie byego chopaka. - Niewane - warknam. - Id spa.

Odwrciam si na picie i wyszam szybkim krokiem, nie egnajc si z Lish. Wiedziaam, e mi wspczuje, ale wiedziaam te, e nawet ona nie rozumie. Nikt mnie nie rozumia. No dobra, inaczej. Reth rozumia. On rozumia wszystko i mia racj, byam zupenie sama i to byo do kitu. Gdy dotaram ju do mojego mieszkania, poszam prosto do sypialni i zaczam grzeba pod kiem, dopki nie znalazam ptorakilogramowych hantli, ktre ukradam w czasie jakiego treningu z Budem. Byy elazne, a elazo to najlepsza ochrona przed elfami. W kadym razie byam prawie pewna, e s elazne. Dobra, miaam gbok nadziej, e takie s, bo w przeciwnym razie musiaabym spa z noem na piersi. Oczyma wyobrani ujrzaam, jak przypadkiem w nocy nadziewam si na ostrze. Nie, lepiej pozostamy przy hantlach. Pooyam si na ku, pooyam po jednej hantli z kadej strony, zamknam oczy i w tej samej chwili zasnam. Obudziam si pno, a w mojej pamici bdzio niejasne wspomnienie snu - przywoujcy mnie kobiecy gos. Ciarki leay tam, gdzie je pooyam, teraz zapltane w kodr. Moje serce nadal byo na swoim miejscu. Cakiem udana noc. Nie spieszyam si ze wstawaniem czy braniem prysznica, byam prawie pewna, e to sobota. Czasem w Centrum trudno si zorientowa, jaki to dzie tygodnia, ale skoro do tej pory nie zjawi si aden z moich nauczycieli, dopytujc si, dlaczego znw nie odrobiam pracy domowej, to chyba jednak moje domysy byy suszne. Po niadaniu poszam pogada z Lish. Byo mi gupio, e wczoraj tak wybiegam bez sowa. Gdy weszam, jej oczy si rozjaniy.

- Evie - usyszaam monotonny gos komputera, ale wyczuam, e Lish powiedziaa to z wykrzyknikiem. - Tak si ciesz, e wszystko w porzdku. Tak si o ciebie baam. Umiechnam si najmilej, jak potrafiam. - To by okropny dzie. - Tak mi przykro. Nie bardzo wiedziaam, co jeszcze powiedzie. - Jakie wiadomoci w sprawie tamtych wampirw? - adnych. To byo dziwne, ale z drugiej strony, to nie by mj problem, nie ja musiaam si tym zajmowa, wic tylko wzruszyam ramionami. - A co z Lendem? Wiedz ju, kim albo czym jest, dlaczego si wama? Pokrcia gow, a potem jej oczy znw si umiechny. Konspiracyjnie przysuna si do szka. - Syszaam, e prosi o papier i owki; Raquel mylaa, e ma zamiar zapisa im jakie informacje, a on zacz rysowa. Umiechnam si. Kimkolwiek by Lend, wydawa si profesjonalist we wkurzaniu Raquel. Zwykle to bya moja dziaka, ale nie miaam nic przeciwko podzieleniu si tym zajciem. - Przy okazji, nie wiesz, gdzie jest Raquel? Chciaam z ni pogada. - Bez wzgldu na to, czy wierzya w to, co mwiam o Recie, czy nie, musiaa mi pomc wymyli, jak zanegowa mj imienny rozkaz. - Raquel ma dzisiaj spotkania przez cay dzie. Jeli ktokolwiek w Centrum pracowa ciej ni Lish, bya to Raquel. Mieszkaa na miejscu i waciwie pracowaa przez cay dzie. Nigdy nie syszaam, eby braa urlop. Nawet mnie to cieszyo, czuabym si bardziej samotna, gdyby jej tu nie byo.

Spospniaam zawiedziona, ale chwil pniej doznaam olnienia. Jeli Raquel przez cay dzie ma spotkania, to znaczy, e mog robi, co chc i spotyka si, z kim chc. Umiechnam si do Lish. - Nie ma sprawy, pogadam z ni pniej! Na razie! Pobiegam do mojego pokoju. Przelotnie sprawdziam, jak wygldam, a potem zgarnam wszystkie moje czasopisma, miniodtwarzacz wideo oraz kilka ksiek. Przypiam do pasa paralizator i n. I poszam do pokoju Lenda. Skrciam za rg dokadnie w tym momencie, gdy Jacques si oddala. Super! Pobiegam w d korytarzem i wpadam do pokoju Lenda. Siedzia wanie na ku, jedzc lunch. Dzi nosi posta przystojnego czarnego chopaka. - Wygldasz cakiem fajnie - odezwaam si. Podnis na mnie wzrok, zaskoczony, i si umiechn. - Co ty tu robisz? Pooyam na pododze to, co trzymaam w rkach. - Ja si nudz, ty si nudzisz, wic pomylaam, e moglibymy posiedzie troch razem. Zmruy oczy. - Czy to czasem nie jest jaka dziwaczna gra w dobrego i zego glin? Zamiaam si. - Nie obchodzi mnie, co mwisz lub czego nie mwisz Raquel. Po prostu jeste tu jedyn pludzk istot w moim wieku i pomylaam, e moe by fajnie, no wiesz, spdzi razem troch czasu. - W tym momencie przeszya mnie straszliwa myl, e on moe wcale nie chce spdza ze mn czasu. Jasne, e mogo by znacznie gorzej, na przykad, mogo si okaza, e jest psychopatycznym paranormalnym morderc, ktry tylko czeka na odpowiedni moment, eby

mnie zabi. Ale o to byam dziwnie spokojna. Zreszt to zranioby moje uczucia znacznie mniej ni fakt, e jaki nastolatek nie uwaa mnie za wystarczajco atrakcyjn, by ze mn pogada. Zwaszcza nastolatek, ktry potrafi by przystojny na tak wiele rnych sposobw. Na szczcie znw si umiechn. - Brzmi niele. - Wsta z ka i zerkn na czasopisma. -Naprawd czytasz to wszystko? - Unis jedn brew, patrzc na magazyny o nastolatkach i gwiazdach. - No co, tak si skada, e lubi popkultur. No wiesz, nie bez powodu jest popularna. Pokrci gow, ale wyglda na rozbawionego. Wzi odtwarzacz i usiad na pododze, opierajc si o ko. Otworzy go i spyta: - Masz tu co poza Easton Heights? - Easton Heights to teraz najlepszy serial telewizyjny! Ale jeli dla ciebie nie jest wystarczajco dobry - prychnam wyniole - moesz poszuka folderu z filmami. - Lend parskn miechem. Czarny chopak rozpyn si i zastpi go nie kto inny jak Landon, najprzystojniejszy go na wiecie i najbardziej podstpny uwodziciel z Easton Heights. - No nie! - prawie krzyknam. - Ale czad! Rozemia si i wrci do przegldania filmw. Cz mnie bya dumna, e oto siedz w jednym pokoju z Lando-nem, a inna cz wypatrywaa Lenda pod spodem. Coraz bardziej lubiam jego wasn twarz. - Czy jest kto, kogo nie potrafisz skopiowa? - spytaam zaciekawiona. Wzruszy ramionami. - Kilku paranormalnych. Nie potrafi by duo wyszy czy niszy, najwyej kilka centymetrw, wic nie mgbym przybra postaci dziecka. Z ciarem jest podobnie, nie

potrafibym way sto pidziesit kilo. No i nie umiem uchwyci twoich oczu. - A przynajmniej tak mwisz - wymruczaam. Pooyam si na brzuchu i oparam na okciach, przegldajc jedno z czasopism. Lend rwnie si czym zaj i spdzilimy nastpn godzin w przyjaznej ciszy. To byo odrobin nudne i tak niesamowicie normalne. Naprawd super. Po jakim czasie oderwaam wzrok od pisma i zobaczyam plik kartek pod jego kiem. - O, to twoje rysunki? - spytaam, biorc je. - Ja... nie... - zacz, ale ju je ogldaam. Rany, by naprawd niesamowity! Portret Jacques'a by tak wierny, e wyglda niemal jak zdjcie. Nie tylko potrafi kopiowa ludzi wasnym ciaem, ale umia odda ich podobizn na papierze. Przeszam do nastpnego i zamaram. To byam ja. - Kurcz, Lend, to jest niesamowite! Jeste naprawd wietny! - Wzruszy ramionami zakopotany. No wiesz, to gwnie zasuga modelki, ale mimo wszystko... - palnam. Umiechn si. Rany, chyba robiam si nieza we flirtowaniu. Kto by pomyla, e jedynym moim treningiem byy marzenia na jawie! Wrciam do rysunkw i teraz to z kolei ja poczuam si zakopotana. Byam na wikszoci z nich. Zrobio mi si mio. Jeden z ostatnich by zblieniem mojej twarzy, a waciwie oczu, ktre pozostay niedokoczone. Ostatni rysunek mnie zaskoczy. Lend prbowa sportretowa siebie - to, jak naprawd wyglda - ale poszo mu sabiej ni w przypadku innych. - Masz mocniejsz lini szczk i lekko falujce wosy. - Naprawd moesz mnie zobaczy... - Chyba go zaskoczyam. - To jest wanie to, co robi.

- A wanie, miaem ci o to spyta. Co waciwie robisz? Czemu tu pracujesz? - Pomagam zidentyfikowa i cign paranormalnych. - Masz jakie inne zdolnoci? Jeste bardzo silna albo co takiego? Zamiaam si. - Ta, jasne. Wanie dlatego omal nie zostaam wczoraj zamordowana w pomieszczeniu penym wampirw. Bo jestem takim megawojownikiem! - Wyglda na stropionego, wic przewrciam oczami. - Nie, nie mam adnych supermocy. Jestem normalna, po prostu widz troch lepiej ni inni. -Nie wyjaniaam, e mj wzrok przenika przez wszystkie iluzje, w kocu ta informacja bya utajniona. - Jak ci znaleli? - To duga historia... Chocia moe raczej nudna ni duga. Jestem tu, odkd skoczyam osiem lat, jako istotna cz midzynarodowego porozumienia. - Jeste ich wasnoci? - Nie! - A wic moesz std odej, jeli zechcesz? Popatrzyam na niego osupiaa. - Dlaczego miaabym odej? - No, nie wiem. Nie wygldasz na... No, nie wygldasz na szczliw. - Jestem cakiem szczliwa! - powiedziaam ze zoci. - I odwalam tu kawa dobrej roboty! Neutralizuj... -Popatrzy na mnie wstrznity, wic szybko si poprawiam - No, unieszkodliwiam paranormalnych! Przez ostatnich kilka lat unieszkodliwiam setki wampirw, odnalazam wilkoaki, zanim wyrzdziy jak krzywd sobie lub innym, pomogam wyledzi koloni trolli i zrobiam mnstwo innych rzeczy, eby wiat sta si bezpieczniejszym i lepiej

zorganizowanym miejscem! - Rany, czy wanie powiedziaam zorganizowanym"? Ale lamerstwo. - I moesz odej std, kiedy chcesz? Wzruszyam ramionami, caa ta rozmowa przestaa mi si podoba. Byam tu zupenie szczliwa, ale od czasu problemu z Rethem zaczam si zastanawia, jakie mam opcje, i wyszo mi, e adnych. Dlatego przestaam o tym myle. Nikt inny nigdy nie porusza takich tematw. Bezporednie pytania Lenda sprawiy, e cisn mi si odek. - Nie wiem. Tak czy inaczej, tak jest najbezpieczniej. - Dla ciebie czy dla nich? - Po prostu dajmy temu spokj, dobra? To moja praca, moje ycie i jest mi z tym dobrze! Unis rce. - Przepraszam. Po prostu wydawao mi si, e jeste bardziej ich wasnoci ni pracownikiem. - Nie trzymaj ludzi w zamkniciu - warknam. - Zgodnie z midzynarodow regulacj maj prawo przetrzymywa lub nadzorowa jedynie paranormalnych. Rzuci mi to swoje spojrzenie, w ktrym by taki dobry, zobaczyam jego smutne przejrzyste oczy. - Evie, nie jeste tak do koca normalna. Wstaam gwatownie, zgarnam moje czasopisma i wyrwaam mu z rk odtwarzacz. - Ja przynajmniej wiem, jak wygldam - rzuciam wcieka i wyskoczyam z jego pokoju. W poowie drogi oparam si o cian. Brakowao mi tchu. Wiedziaam, e tak naprawd Lend mia racj.

Koszty terapii Gupi, gupi, gupi - mruczaam, idc korytarzem. Nie wiedziaam, co tak waciwie byo gupie, chyba kilka rzeczy naraz. Na przykad, Lend by gupi z tymi swoimi pytaniami, zmuszajcymi mnie do mylenia o rzeczach, o ktrych nie chciaam myle. Zatrzymaam si przed biurem Raquel. Musiaa mi uwierzy w kwestii Retha i zrobi co z tym rozkazem, ktry mu daam. Ciekawe, e ona nadal sdzia, e elfom nie zaley na ludziach. Oczywicie znaa rne historie, wiedziaa, e elfy poryway miertelnikw do swojej krainy i taczyy z nimi (tak jest, to byo dokadnie tak dziwne, jak brzmiao), ale odkd MANIP wydaa swoim elfom imienny rozkaz, by tego nie robiy, wszyscy uznali, e zwyczajnie nie ma problemu. Zapukaam, drzwi si odsuny. Raquel staa przy swoim biurku, porzdkujc papiery, wygldaa na przemczon i spit. - Co si dzieje, Evie? Musz wyj za pi minut. Weszam i usiadam, patrzc spode ba na jej biurko. Ju miaam powiedzie jej o Recie, podpierajc si przeraajcym komentarzem Fehl, e nale do niego, ale gdy otworzyam usta, powiedziaam:

- Co by byo, gdybym chciaa odej? Spojrzaa na mnie zaskoczona. - Co masz na myli? - Co by byo, gdybym chciaa z tym skoczy? Moe jestem zmczona? Moe mam do tych gupich wampirw, tpych wilkoakw, poltergeistw, trolli i caego Centrum? Moe mam powyej uszu stuknitych elfw? Moe chc pj na studia? Usiada. - Kochanie, skd takie myli? - Nie wiem... Ja... Nie odpowiedziaa na moje pytanie. Co, jeli odejd? - Przecie ty nie chcesz odej. - Popatrzya na mnie ze zrozumieniem, na jej twarzy pojawi si matczyny umiech. Wkurzyo mnie to, w kocu nie bya moj matk. - Skd wiesz, moe chc? Co wtedy zrobisz? Zaoysz mi bransoletk na kostk? - Czekaam na westchnienie pod tytuem: Nie bd mieszna, Evie", ale nie nastpio. Nie westchna, miaa jedynie zatroskan min. Popatrzyam na ni zszokowana. - A niech to... Tak wanie zrobisz, prawda? Pokrcia gow. - Nie bd guptasem. Wiesz, e si o ciebie martwi i chc dla ciebie jak najlepiej. Ja... Wstaam. Jej sowa byy najlepszym potwierdzeniem moich domysw. adne udawanie mojej rodziny nie mogo tego zatrze. Naprawd nie mogam std odej. Bez sowa wyszam z gabinetu i poszam prosto do Centrali. Lish bya zaskoczona moim widokiem. - Co tam, Evie? - Jaka jest moja kategoria?

Zmarszczya brwi. - Co masz na myli? - To, co mwi. Jaka jest moja kategoria? Sprawd to, Lish. Teraz. - Przecie wiesz, e klasyfikuj tylko paranormalnych. - No wanie, w takim razie nie powinno mnie tam by, wic to chyba aden problem, eby to sprawdzi? - Chyba tak... - Wzruszya ramionami i poruszya rkami przed monitorami. Jej oczy si zwziy. - Och. - Co? - Poczuam, e mj odek zmienia si w kamie, ciki i kanciasty. - Ja... ty... Tu jest klasyfikacja. - Popatrzya na mnie, jej twarz przesoni cie zmartwienia. - I co mwi? - szepnam. - To niczego nie zmienia. Jeste t sam Evie... - Jaka jest moja kategoria? - spytaam twardo. Po kilku sekundach Lish wrcia do ekranu. - Jeste paranormalnym poziomu sidmego, pochodzenie nieznane, miertelnik. Twj status: Pod ochron, w uyciu, pod obserwacj". Pokrciam gow, nie wierzc wasnym uszom. Paranormalnych klasyfikowano na podstawie wielu czynnikw: poziomu siy, czstotliwoci wystpowania, zagroenia dla otoczenia oraz tego, ile o nich wiadomo. Wampiry miay poziom drugi, Lish - czwarty. Elfy, nawet elfy, miay szsty! Nigdy w yciu nie spotkaam si z poziomem sidmym. Poczuam, e mzg odmawia mi posuszestwa. Zawsze wiedziaam, e jestem dziwna, ale mylaam, e jestem zwykym czowiekiem, ktry potrafi robi co paranormalnego, a nie paranormalnym, ktry potrafi zachowywa si jak czowiek.

- Evie - odezwaa si Lish i zaczekaa, a na ni spojrz. - Zawsze wiedziaa, e jeste inna. Nie pozwl, eby to zmienio sposb, w jaki sama siebie postrzegasz. MANIP jest... - Zawahaa si, a potem przysuna bliej szka. - MANIP nie zawsze ma racj. Nie jeste paranormalna. - Umiechna si do mnie, a w jej szeroko otwartych zielonych oczach by smutek. - Jeste wyjtkowa. A to rnica. Nie mogam si rozpaka, nie teraz... Bycie tu z Lish nagle mnie zabolao. Wiedziaam, e ona rozumie, ale ja jeszcze nie chciaam si z tym pogodzi, dlatego tylko skinam gow i poszam powoli, sztywno, przez Centrum. Gdy ju prawie dotaram do mojego pokoju, na cianie przede mn pojawi si biay zarys drzwi. Zatrzymaam si, chciaam zobaczy, kto wyjdzie. W tym momencie ucieszyabym si nawet na widok Retha. Ale okazao si, e to elfka. Transportowaa mnie kilka razy, ale nie znaam jej imienia. Wysza z wilkoakiem, a potem odwrcia si, chcc odej. - Czekaj! - zawoaam. Spojrzaa na mnie duymi, obojtnymi liliowymi oczami. - Potrzebuj transportu. - Nie mam polecenia dla ciebie. - Wanie przyszo. Przecie wiesz, e mam pierwszestwo. - Udaam zniecierpliwienie. - To zadanie ma wysoki priorytet. Skina obojtnie gow i wycigna do mnie rk. Ujam j i weszymy w ciemno. - Dokd? Przygryzam warg, o tym nie pomylaam. - Hm... - Wtedy przypomniaam sobie akcj sprzed paru miesicy. To byo na Florydzie, w pobliu centrum handlowego. Jak ono si nazywao? - Centrum handlowe

Everglades, w Miami. - Miaam nadziej, e to wystarczy. Zwykle elfy dostaj adres od Lish, nie miaam pojcia, jak bardzo musi by precyzyjny. Lish tumaczya mi kiedy, e dla elfw wszystkie nazwy maj swoj moc, jeli potrafisz poda nazw miejsca, do ktrego chcesz si uda, one je znajd. No prosz, jak mi si to dzisiaj przydao. Po kilku krokach drzwi otworzyy si przed nami. Wyszam i powiedziaam: - Dziki. - Ale elfka ju znikna. Niemal zawsze wyruszaam na zadanie w nocy, dlatego teraz zadaram gow, cieszc si promieniami soca na twarzy i delikatn wilgoci powietrza. By marzec, ale tutaj pogoda bya idealna. Wejcie do centrum znajdowao si tu przede mn. Nieopodal, w otoczeniu palm i hibiskusa z fantastycznymi czerwonymi kwiatami, stao kilka awek. Usiadam, rozkoszujc si ciepem przenikajcym mj podkoszulek. Nadal byo mi troch zimno, wiecznie byo mi zimno, ale teraz i tak czuam si o niebo lepiej ni w Centrum. Po kilku minutach weszam do rodka, krcc si wrd tumw i zoszczc na zbyt efektywn klimatyzacj. Przygldanie si zwykym ludziom - jeli tylko miaam tak moliwo - zwykle poprawiao mi humor. Jednak dzisiaj poczuam si jeszcze gorzej. A jeli nigdy, nigdy tak naprawd nie byam jedn z nich? Zawsze czuam si lepsza od paranormalnych. Bez wzgldu na to, co si dziao, ja byam czowiekiem. Nie znajdowaam si pod obserwacj, nie zostaam zneutralizowana, nie siedziaam w szklanym akwarium. Moje ycie byo o niebo lepsze. Teraz nie byam ju tego taka pewna. Zgnbiona i zestresowana, poszam do azienki i zapatrzyam si na siebie w lustrze. A moe co przegapiam?

Skoro Lend nie byt pewien, jak naprawd wyglda, moe ja te nigdy nie przygldaam si sobie wystarczajco uwanie? Patrzyam w lustro, wypatrujc czego pod spodem. Wytrzeszczaam jasne oczy, szukajc jakiej wskazwki, e ja rwnie jestem czym wicej ni to, co widz. Nic. Nie byo niczego. adnego migotania, lnicych oczu, innego ciaa pod moim ciaem. Byam tylko ja, taka sama, jak ci wszyscy ludzie, na ktrych patrzyam. Z tym wyjtkiem, e w odrnieniu od nich ja potrafiam zobaczy rzeczy, ktrych nie widzia nikt. Wyszam z azienki przybita. Nie miaam nic, adnego portfela, torby, dokumentw, prawdziwy, normalny wiat nie mia mi nic do zaoferowania. Czy byam paranormalnym, czy nie, nie byam jego czci. Usiadam na awce i patrzyam na przechodzcych ludzi. Pary, ktre trzymay sobie rce w tylnich kieszeniach spodni. Dziewczyny, obejmujce si ramionami i plotkujce o tym, kto kogo lubi, kto co powiedzia. Niemoliwe, no chyba artujesz". yli swoim wspaniaym, normalnym yciem i o niczym nie wiedzieli. Zazdrociam im. W pewnym momencie kto usiad obok mnie. - Evie! - Raquel wzia mnie za rk. - Co ty robisz, kochanie? Pokrciam gow. - Nie wiem. - Powinnam bya ci powiedzie o twojej klasyfikacji dawno temu. Przepraszam. Pocignam nosem. Jeli rozpacz si w centrum handlowym, nigdy sobie tego nie wybacz. - Dlaczego tego nie zrobia? - Nie sdziam, e to wane. To, co naprawd ma znaczenie, to fakt, e potrafisz zrobi co, czego nie umie nikt

inny, a my nie wiemy, jak i dlaczego. To nie znaczy, e nie jeste czowiekiem albo e jeste czym w rodzaju wampira, elfa czy jednoroca. - Czekaj, mwisz powanie? Jednoroce naprawd istniej? Nie wierz! - Zmruyam oczy. Rozemiaa si. - Moe jeli bdziesz grzeczna i zaczniesz odrabia prac domow, moe wtedy zabior ci, eby moga je zobaczy... - Czy bycie poziomem sidmym nie zwalnia mnie z odrabiania pracy domowej? - Ale skd. - Odsuna kosmyk wosw z mojej twarzy si umiechna. - Darowaam ci nauk gry na pianinie, gdy miaa dziesi lat, poniewa przeraa ci twj nauczyciel troll, i nigdy sobie tego nie wybaczyam. adnego zwalniania z pracy domowej. A teraz, skoro ju tu jestemy, moemy chyba zrobi niewielkie zakupy, jak mylisz? Westchnam. Moim westchnieniom daleko byo do westchnie Raquel, ale moe jeli zaczn nad nimi pracowa, pewnego dnia nie bd musiaa w ogle mwi? - Chyba nie jestem w nastroju. Raquel popatrzya na mnie zaniepokojona. - artujesz sobie, prawda? - Jasne. Chodmy. Uwielbiaam zakupy, ale swoje zaatwiaam przez Internet. Na pocztku Raquel kupowaa mi ubrania, ale pooyam temu kres jaki czas temu. Ile mona mie granatowych spdnic i wykrochmalonych biaych koszul? Jednak chodzenie po centrum handlowym, to, e mogam dotyka ubra, zobaczy ich prawdziwy kolor, przymierzy je, byo sto razy lepsze ni zaznaczanie i klikanie. Pod koniec zakupw Raquel i ja byymy obadowane pakunkami.

- Nie mam pojcia, jak wytumacz te wydatki w moim raporcie. - Pokrcia gow. - Ujmij to jako koszty terapii - zasugerowaam. Zamiaa si i poszymy do wyjcia, gdy moj uwag zwrci niewielki sklepik. - Czekaj chwileczk! Raquel wydaa westchnienie: No chyba artujesz", ale wesza za mn do sklepu plastycznego. Wybraam adny szkicownik i wgiel rysunkowy w owku. Po zastanowieniu dorzuciam jeszcze kredki i pastele. - Nowe hobby? - spytaa Raquel, pacc za to wszystko. - Pomylaam, e dam odpocz mojej cianie... - Raquel cierpliwie ignorowaa moje upikszenia, ale wiedziaam, e j draniy. Wyszymy ze sklepu. Gdy Raquel zyskaa pewno, e nikt nie patrzy, wezwaa transport i przed nami pojawiy si drzwi. Takie byy korzyci z bycia Raquel, wezwanie mojego transportu zwykle zajmowao kilka minut. Ta sama elfka, ktra mnie tu dostarczya, wysza z drzwi i wzia nas za rce. Waciwie powinna by na mnie za za tamto kamstwo, ale poniewa elfy zajmuj si wycznie swoimi sprawami nawet nie zaszczycia mnie spojrzeniem. Gdy ju znalazymy si w Centrum, Raquel pomoga mi zanie zakupy do mojego mieszkania. Odstawiymy torby i ona pooya mi rk na ramieniu, patrzc uwanie w oczy. - W porzdku? Umiechnam si. - Jasne. Gdy wysza, usatysfakcjonowana, mj umiech znikn. Nic nie byo w porzdku. I nie miaam pojcia, czy jeszcze kiedykolwiek bdzie.

Widz ci na wylot Nastpnego ranka nadal byam w doku. Nawet nocny maraton Easton Heighst nie pomg, wrcz przeciwnie, poczuam si jeszcze gorzej. Wiedziaam, e serial to nie prawdziwe ycie, ale i tak przypomina mi o tych wszystkich rzeczach, ktrych nie miaam: balu maturalnym, rywalizacji midzy dziewczynami, przyjacikach, z nogami zamiast petwy i oddychajcymi powietrzem, i o chopcach. Zwaszcza o chopcach. Skontaktowaam si z Lish przez wideofon. - Raquel jest u siebie? Pokrcia gow. - W ogle nie ma jej w Centrum. Ma spotkania. Zadzwoni do niej? - Nie, nie, to nic takiego. Chciaam j o co spyta, ale nie ma popiechu. - Umiechnam si do Lish i pomachaam jej rk, a potem wyczyam ekran. Przejrzaam wczorajsze zakupy i woyam sukienk z wizaniem kopertowym w biao-czarne paski oraz zabjczo rowe botki na szpilkach. Moe mj styl by troch krzykliwy, ale jak si mieszka w miejscu, gdzie wszystko jest biae, ma si ochot troch je oywi. Buty nie sprawiy mi takiej przyjemnoci, jak si spodziewaam, ale przynajmniej wygldaam niele.

Wziam torb z artykuami plastycznymi i ju miaam wyj, gdy wpad mi do gowy wietny pomys. Kilka lat temu dostaam od Raquel rolki pod choink. Poniewa robiam nieludzki chaos, przejedajc z dzikim wizgiem przez korytarze i wpadajc na wszystkich i wszystko, w kocu musiaa mi je zabra. Ale nadal miaam przy biurku fotel obrotowy! Jeli jazda przez korytarze nie poprawi mi humoru cho odrobin, to ju nie wiem, co mogoby to zrobi. Zawiesiam torb na oparciu i wyjechaam z fotelem na korytarz. Cofnam si o kilka krokw, wziam rozbieg i wskoczyam na siedzenie. Fotel pomkn korytarzem, skrci w lewo i waln w cian. Jechaam, obrzucana morderczymi spojrzeniami i przeklestwami tych, ktrzy musieli uskakiwa mi z drogi. W korytarzu Lenda zeskoczyam, krzeso wjechao do jego pokoju i zatrzymao si w poowie drogi do ka, tam si przewrcio. Spojrzaam na jego zaskoczon min i zachichotaam. - Hej! - Hej? - Unis jedn brew. Do licha, jak on to robi! Dzisiaj mia posta tego ciemnowosego przystojniaka, lubiam go. - No wic... - Wygadziam sukienk. - Miae racj. - Tak? - Tak. Agencja postrzega mnie tak, jak elfy. Przez cay ten czas mylaam, e jestem czci rodziny, a tu si okazuje, e jestem pod obserwacj. wietnie. - Przykro mi. - Chyba mwi szczerze. - Ale wiesz co, myl, e si myl. Gdy na siebie patrz, widz tylko siebie, nic wicej. - Mylaam o tym obsesyjnie przez ca noc i to miao sens. Gdybym bya paranormalnym, musiaabym co zobaczy!

- To znaczy, e potrafisz widzie przez inne rzeczy? Nie tylko przeze mnie? Waciwie nie powinnam mu o tym mwi, ale teraz byo mi ju wszystko jedno. - Przykro mi, nie jeste a tak wyjtkowy. - Wykrzywiam si do niego. - Jeli kto jest paranormalny, widz, e nim jest, bez wzgldu na to, co ma na wierzchu. - a, niezy trik. - Przydatny. Suchaj, mam dla ciebie prezent. - Podaam mu torb. Zajrza do rodka, na jego twarzy pojawi si umiech. - Dziki! Super! - Pomylaam, e mgby mnie troch pouczy. Nie jestem dobra w figurach... - Co ty opowiadasz? Masz wietn figur! Flirtowa ze mn! Zamiaam si, czerwieniejc. - Gupi! On te si rozemia, usiad na brzegu ka i poklepa miejsce obok siebie. Przez nastpn godzin opowiada mi o proporcjach i o tym, jak je odda. Pod koniec tej godziny, nadal rysowaam okropnie, ale odrobin lepiej ni przedtem. No i fajnie si bawiam, a to byo mie. - Czyli co, moesz przenika wzrokiem przez wszystko? - spyta, znw mnie szkicujc. Patrzyam na jego rce, zafascynowana tym, jak iluzja doni wspgra z tymi prawdziwymi pod spodem. - Nie, nie potrafi przenika wzrokiem ubra ani nic takiego. Tylko iluzj. No, ciebie widz na wylot, bo twoje ubrania nie s prawdziwe... - Urwaam, wstrznita. - To znaczy, ja nie patrz... Generalnie nieatwo ci zobaczy... Lubi patrze na twoj prawdziw twarz, ale nie usiuj zobaczy niczego innego, no bo... O rany, ale to brzmi!

Mia zabawn min, jakby nie wiedzia, co ma o tym myle. - Kurcz, nigdy wczeniej to nie by problem... Moe nastpnym razem przyniesiesz mi jakie spodenki? Skinam sztywno gow. Rozpaczliwie pragnam zmieni temat. - A co z tob? Czy tylko projektujesz rzeczy, czy moesz na przykad sprawi, eby twoje wosy stay si dusze? Zamigota, dugie rkawy koszuli si skrciy. Wycign rk, z wahaniem dotknam materiau. By mikki, ale wydawa si zbyt gadki, eby by prawdziwy. - Wosy w ten sam sposb. - Niesamowite! - Potaram w palcach faszywy materia. - Czujesz to? To jakby cz ciebie czy co? Pokrci gow. - Nie. Nie mam pojcia, jak to robi i jak to dziaa. - To dlatego si tu wamae? eby dowiedzie si, czym jeste? Zamia si. - Nie, nie obchodzi mnie, czym jestem wedug MANIP. Spospniaam. - Mnie te nie. To w takim razie po co? Po chwili milczenia pokrci gow. - Powiem ci pniej, dobrze? Chocia bardzo chciaam wiedzie, nagle poczuam, e tak waciwie nie ma popiechu. Przecie adne z nas nigdzie si nie wybierao. - Jasne. - A wanie, jak moesz znie ten wasz sposb podrowania? Trzymaem t kobiet za rk i nie miaem pojcia, co si dzieje! Jedyne, co mogem zrobi, to ze wszystkich si stara si nie zwariowa.

- A, elfie cieki. Rzeczywicie okropne. Nie wiedziae, e ona jest elfk? - Nie wiem zbyt wiele o elfach. - Masz szczcie. - Ale wygldaj na cakiem uyteczne... Skoro moesz otworzy drzwi, gdziekolwiek chcesz... - Owszem, s. Tylko to oznacza, e musisz mie z nimi do czynienia. I tak zaczam mu opowiada o elfach. Nie miaam pojcia, ile elfw kontroluje MANIP, ale te, ktre kontrolowalimy, nienawidziy nas za to. Syszaam, e podobno s rne rodzaje elfw, ale jak dla mnie wszystkie byy takie same: pikne, potne i stuknite. Wyjaniam Lendowi tyle, ile wiedziaam o tym, jak manipuluj rzeczywistoci, tworzc cieki midzy Ziemi a elfimi krainami, ale w tej dziedzinie Raquel nie bya zbyt rozmowna. Ona w ogle zachowywaa si tak, jakby elfy istniay wycznie po to, by zapewni nam usugi transportowe, a obawiaam si, e tak nie byo. Zakoczyam swoj opowie historiami pracownikw, ktrzy w cigu ostatnich kilku lat zaginli bez wieci, poniewa schrzanili rozkaz. - Jeli elfy s ze, czemu MANIP ich uywa? - spyta zdziwiony. - Nie s ze. Nie s nawet niemoralne. S... amoralne. Dziaaj na zupenie innym poziomie ni my. Jedyne, co si dla nich liczy, to ich pragnienia, tylko to jest wane, caa reszta nie ma znaczenia. Porywanie ludzi to dla nich nic takiego. Po prostu chc mie jakiego czowieka, wic go sobie bior albo zabijaj. Jeli yjesz wiecznie, ile warte jest dla ciebie jedno miertelne ycie? Jeli istniejesz poza czasem, czy odcicie jakiemu czowiekowi czterdziestu lat ycia ma w ogle jakie znaczenie? Nawet tego nie zauwaaj.

- A wic lubisz elfy? - Rany, nie! I myl, e wsppraca z nimi to najgupsza rzecz, jak MANIP moga wymyli. - To czemu w takim razie...? - Pierwszy imienny rozkaz, jaki dostaje kady elf, zmusza go do suenia Agencji. Dziki temu MANIP wydaje si, e jest w stanie kontrolowa elfy. A ja wiem, e tak nie jest - mruknam ponuro i zerknam na jego szkic. - Rany, jeste wietny! - Wdziczny obiekt. I podoba mi si twj strj. Nie wiedziaam, czy mwi powanie, czy ze mnie kpi. - Jeli chcesz, mog ci przynie kilka par takich butw, w ramach dodatku do szortw. Zamia si. - To, e potrafi wyglda jak dziewczyna, nie oznacza, e chc si ubiera tak jak ona. - Racja. No i pewnie nie masz odpowiednich ydek. -Wstaam, przecigajc si. - Chyba ju pjd. Tak waciwie to nawet nie wiem, gdzie ci trzymaj. - Mrugnam do niego. - We. - Poda mi szkicownik i kredki. - Bdziesz moga powiczy. Jeszcze tu zajrzysz, prawda? - No pewnie. Jeste najfajniejsz osob, jak znam. Zacz si umiecha, wic pokrciam gow i dodaam z udawan powag: - Nie pochlebiaj sobie, wikszo twoich rywali to nie-umarli. Usiadam na fotelu obrotowym, odepchnam si i wyjechaam z pokoju. Patrzy na mnie, miejc si cicho, a ja zasalutowaam mu artobliwie. Ju siedzc w swoim pokoju, wycignam szkicownik i obejrzaam jego rysunki. W porwnaniu z nimi moje byy

aosne... Ale teraz miaam znacznie lepszy humor ni przed spotkaniem. Wyjam kredki i zaczam rysowa. Przez cay nastpny tydzie nie udao mi si zajrze do Lenda. Codzienne lekcje i Raquel, ktra staa si nadopiekucza (czytaj: wkurzajca), sprawiy, e nie miaam wolnej chwili. Kadego dnia czuam si coraz bardziej zgnbiona. W kocu nadszed weekend i miaam nadziej, e Raquel bdzie zajta. Jednak brzczyk przy drzwiach, ktry rozleg si w sobot rano, gdy skoczyam si ubiera, zapowiada co innego. Do pokoju wesza Raquel z umiechem na ustach. - adnie wygldasz - powiedziaa. No pewnie, skoro zamieaam zobaczy si z Lendem. Umiechnam si z przymusem. - Co tam? - Wiesz, pomylaam, e moe bymy si razem gdzie wybray... Dokd chcesz, na pla, na zakupy, do kina? - Naprawd? To byo co nowego. Zwykle takie wycieczki byy starannie planowane i przewanie chodziymy do muzew, skorelowanych z moim programem nauczania. Gdy byam modsza, nawet to lubiam. Chodziymy sobie po salach muzealnych, a ja udawaam, e Raquel to moja mama, a ja jestem jej crk. Rzecz jasna, powrt ciekami elfw burzy ca iluzj. - Ostatnie dni byy bardzo napite, chyba obie potrzebujemy odpoczynku. - Jasne, wietny pomys! - Naprawd tak mylaam. Pewnie, e bardzo chciaam zobaczy Lenda, ale nie wychodziam z Centrum przez cay tydzie. W tym momencie zapiszcza komunikator Raquel. Spojrzaa na niego i na jej twarzy pojawi si wyraz gbokiego

zatroskania. A w momencie, gdy spodziewaam si jednego z jej westchnie, Raquel zakla. Zakla! Nigdy przedtem nie syszaam, eby kla. Nigdy/odkd sigam pamici. Wiadomo, ktr wanie dostaa, musiaa by naprawd fatalna. - Bardzo ci przepraszam - powiedziaa, idc do drzwi. -To wyjtkowo pilna sprawa. - Nie przejmuj si! - rzuciam, patrzc, jak wychodzi. Byam ciekawa, co si stao, ale wiedziaam, e jeli mnie to nie dotyczy, Raquel nic mi nie powie. Tak czy inaczej, nie wolno byo zmarnowa takiej okazji. Zapaam artykuy plastyczne i szorty, ktre zamwiam przez net, a potem poleciaam do pokoju Lenda, nagle podekscytowana wiadomoci, e zaraz go zobacz.

Poezja i trzymanie si za rce Gdy weszam, Lend lea na ku, tyem do drzwi. No tak, tkwienie tutaj musiao by strasznie nudne. W pierwszej chwili pomylaam, e pozwol mu pospa, ale potem uznaam, e pewnie wcale nie byby zadowolony. Rzuciam mu szorty na gow, cieszc si w duchu, e teraz ju bd moga spokojnie na niego patrze, bez obawy, e przenikn wzrokiem przez jego ubranie-iluzj. Lend usiad, oszoomiony, a potem zobaczy mnie i si umiechn. Dzisiaj nosi posta przystojnego czarnego chopaka. Lubiam jego umiech, ale umiech Lenda pod spodem by rwnie miy. - Hej - powiedzia. - Zajo ci dusz chwil, nim tu wrcia. Westchnam i rzuciam z udawan nonszalancj: - No wiesz, niektrzy z nas maj swoje ycie. - Tak, pamitam, e co takiego istnieje. - Woy szorty pod kodr. - Dziwne uczucie nosi znw zwyke ubrania. - Nie zimno ci? Spojrza na mnie zaskoczony. - Tu nie jest zimno. - Jeste stuknity.

Zrzuci kodr i wsta. Parsknam miechem, pod szortami mia spodnie khaki. Po chwili spodnie znikny, ukazujc zgrabne nogi. - No i co, prbowaa rysowa? - zapyta. Usiadam na jego ku. - Tak, ale cigle nie jestem dobra. - Podaam mu szki-cownik. Przejrza, kiwajc gow. - Dlaczego, te s znacznie lepsze. I jeste naprawd dobra w kolorach. Rozpromieniam si. Odda mi szkicownik, nasze rce si dotkny. Umiechnam si, krcc gow. - Ale dziwnie. - Co? - Ja... no nie wiem, mylaam, e poczuj wod czy co takiego. Za pierwszym razem, gdy ci dotknam, zakadajc bransoletk na kostk, baam si, e moja rka po prostu przez ciebie przejdzie. Zamia si. - A tu nic takiego. - Mylaam, e to bdzie jak woenie rki do zimnej wody. Ale ty jeste zupenie ciepy... Lend pooy rk na mojej doni, moje serce zatrzepotao. - Masz lodowate rce - stwierdzi. - Widzisz? Mwiam, e tu jest zimno. - Gdy zabra do, poczuam lekki zawd. - Jak ci min tydzie? - zapyta. - Nuda. Ale pewnie nie a taka, jak tutaj. - Pewnie nie. - Czy oni co z tob robi? Chc ci tu trzyma do koca wiata? - Mam nadzieje, e nie, mam pewne sprawy do zaatwienia. Poddaj mnie rnym testom, ale obawiam si, e

nie okazuj dobrej woli. No i Raquel przychodzi ze mn pogada. Prbuje si dowiedzie, skd si tu wziem i dlaczego grzebaem w jej rzeczach. - Mnie te to ciekawi. Umiechn si. - Nie dziwi si. W kocu to twoja wina, e siedz w tym pokoju. C, co racja, to racja... Chocia... - Nie, to twoja wina, e twj plan by tak beznadziejny, e nawet bezradna nastolatka moga ci zaatwi. - Bezradna? Nie powiedziabym. Cigle jeszcze pamitam tamt dawk prdu. - Ach, no tak... - Nie masz dzi paralizatora. Poprzednio te nie miaa... - Popatrzy na mnie w zadumie. - Planujesz co? - Spytaam, ale nie czuam si zaniepokojona. No moe troch, skoro o tym wspomnia. - Zupenie nic. Ciesz si tylko, e mi ufasz. - Powtrz wic: jakim zagroeniem dla mnie moe by kole, ktrego wielki plan wamania si do Centrum zakada jedynie walenie ludzi w twarz i ucieczk? Pooy rk na piersi. - Au. No dobrze, masz racj, waciwie nie wiedziaem, co chc zrobi. Byem zdesperowany. - Wszyscy czasem robimy gupstwa. Ostatnio ledziam wampira i wpadam na olep do pomieszczenia, ktrego nie sprawdziam. Okazao si, e w rodku jest cay tum wampirw, omal nie zginam. - Kto ci stamtd wycign? - Reth. - Kto to? - Duga historia.

- Mamy mnstwo czasu - powiedzia Lend, odchylajc si lekko. Moje ramiona obwisy pod ciarem wspomnie... Tak, kiedy mylaam, e dziki Rethowi moje ycie jest takie wspaniae... W kadym razie przez jaki czas rzeczywicie tak byo. - Kiedy si tu znalazam, mylaam, e elfy to anioy... Byy takie pikne i tajemnicze. Reth zjawi si, gdy miaam czternacie lat. Najpierw by taki sam, jak inne elfy, chodny i na dystans, ale gdy dowiedzia si, co potrafi robi, zacz ze mn rozmawia, interesowa si tym. Nie tylko by niemal jedynym tutaj mczyzn, no, w kadym razie jednostk pci mskiej, ale rwnie najpikniejsz istot, jak kiedykolwiek widziaam. Zacz mnie odwiedza, sucha mnie, opowiada rne rzeczy. Gdy rozmawialimy, trzyma mnie za rk, a ja czuam si tak, jakby rozgrzewa mnie od rodka. yam od spotkania do spotkania, a on mwi, e chce mnie zabra do swojej krainy marze. Ktra samotna dziewczyna nie chciaaby usysze czego takiego? Lend zmarszczy brwi, wyglda na zaniepokojonego. - Czyli co, jakby umawialicie si na randki? Westchnam, z blem przypominajc sobie, jak bardzo kochaam Retha, jak byam od niego uzaleniona. ycie wydawao si wtedy takie proste. - To nie byy takie prawdziwe randki. Nie caowalimy si ani nie robilimy nic takiego. Ale za kadym razem, gdy trzyma mnie za rk, rozgrzewaam si coraz szybciej. Kiedy przyszed do mnie w rodku nocy i taczylimy, dopki, przysigam, oboje nie zaczlimy si wieci. Mylaam, e jest taki idealny... Czasem, gdy trzyma mnie za rk, moje serce stawao si tak gorce, e mylaam, e zaraz wybuchnie. No i pewnego dnia poszam na zwyk akcj, to by tyl-

ko wilkoak, nic trudnego, one przewanie nie wiedz, co jest grane i s wdziczne, e wreszcie kto im wyjani, co si z nimi dzieje. Ale ten facet by wilkoakiem od paru lat i chyba to lubi. Gdy go znalazam i powiedziaam mu, e jest aresztowany, wciek si i uderzy mnie. Zanim zorientowaam si, co si dzieje, zjawi si Reth. Na jego twarzy malowaa si czysta furia, nie byo w niej nic ludzkiego. Wycign rce i wilkoak rbn w drzewo. Wtedy Reth zacz co mamrota, drzewo trzso si i trzeszczao, rozrastajc si... I wtedy wilkoak... zosta wchonity ywcem - dokoczyam szybko, prbujc wyrzuci z pamici tamten widok i przeraliwy krzyk. - Nadal kochaam Retha, ale przerazi mnie tak strasznie, e nie chciaam ani z nim rozmawia, ani widzie go przez ponad miesic. Ciepo opado i zaczam wszystko widzie wyranie. Nie wiedziaam, co zrobi, a Raquel sdzia, e zmylam - mruknam. -1 teraz za kadym razem, gdy mnie widzi, prbuje mnie dotkn i wtedy czuj to ciepo rozpywajce si po moim ciele, prbujce dosign mojego serca. Przez chwil Lend nic nie mwi. - Dlaczego si go nie pozbyli? - MANIP jest zbyt zalena od magii elfw. Wydaje im si, e jak znaj imi jakiego elfa, to s w stanie go kontrolowa, reszta ich nie obchodzi. Gupki. - MANIP nie wie wielu rzeczy. - Zgadza si. - Spospniaam, usiujc odepchn wspomnienie ciepa Retha. - Teraz twoja kolej. Co robisz tak normalnie? Masz rodzin? Chodzisz do szkoy? Gdzie mieszkasz? Zawsze bye taki, jak teraz? - Wyrzuciam z siebie te wszystkie pytania, ktre gromadziam od jakiego czasu. Nie spytaam tylko, czy ma dziewczyn, jako zdoaam si powstrzyma.

Lend si zamia. - Myl, e skoro Raquel postanowia si do nas przyczy, bdziemy musieli odoy t rozmow na troch pniej. Podniosam wzrok. Raquel staa w wejciu z rkami na biodrach. Jej spojrzenie mogoby podpali kamie. - O, bip - mruknam, a potem umiechnam si do niej i pomachaam rk. - Hej, Raquel, co tam? Zmienia zdanie w kwestii kina? - Co ty tu robisz? - No wiesz, po prostu sobie siedzimy. Lend uczy mnie rysowa. - Wsta i wyjd stamtd, natychmiast. - Spokojnie. - Machnam lekcewaco rk. - Gdyby chcia mnie zabi, ju by to zrobi. Przyniosam mu ostre owki, idealne do wbicia w serce, ale on zachowa si jak prawdziwy dentelmen. - Evie! - Jej gos zabrzmia gronie. Uuu... Powana sprawa. Chciaam wsta, ale Lend zapa mnie za rk. - Chcesz odpowiedzi? - zwrci si do Raquel. - Pozwl jej tu przychodzi, to wyjawi, dlaczego tu jestem. Raquel popatrzya na mnie, potem na niego. Miaa dziwny wyraz twarzy, troch smutny, a troch skupiony, jakby co waya w mylach. Na pewno bardzo zaleao jej na odpowiedziach, ale nie tylko. Tu byo co wicej, cho nie wiedziaam co. W kocu pokrcia gow i westchna. Rzadko miaam okazj sysze takie westchnienie, wyraajce kapitulacj. Niewiarygodne. - Dobrze - zgodzia si. Lend puci moj rk. - Ilu martwych paranormalnych znalelicie w tym tygodniu?

Raquel spojrzaa na niego, zaskoczona i nieufna: - Paranormalni nie umieraj zbyt czsto... Czemu mylisz, e znalelimy jakiego martwego? Przewrci oczami. - Ilu? - Trzydziestu - odpara po chwili wahania. - Czekaj, jak to? Naprawd? - Nie mogam w to uwierzy. Trzydziestu martwych paranormalnych? To niemoliwe! Zdarzao si, e tracilimy piciu, moe dziesiciu w cigu roku... Zreszt w wikszoci byy to wampiry, ktre aktywoway wod wicon w swoich bransoletkach. - W takim razie o wielu nie wiecie - stwierdzi Lend. -Przypuszczam, e liczba zblia si do pidziesiciu, i nie sdz, eby na tym miao si skoczy. - Skd masz te informacje? - Naprawd mylisz, e MANIP jest jedyn grup, ktra si tym zajmuje? Na twarzy Raquel odbi si triumf, chyba uznaa, e w kocu dowie si, kim jest Lend. - Do jakiej grupy naleysz? Lend pokrci gow. - Nie jestem gupi. Nie chcemy, ebycie nas znaleli. Nie mamy te zamiaru da si zabi. - Skd masz te informacje? - powtrzya. - Odbanshee. Powiedziaa... - Widziae banshee? Gdzie? - Oczy omal nie wyskoczyy jej z orbit. - Prosz, nie przerywaj. Banshee powiedziaa, e odpowiedzi s w MANIP, a potem wyrecytowaa dziwny wiersz. Raquel czekaa. - No? Lend odwrci si do mnie.

- Evie, nie chcesz zacz? - Sucham? - osupiaam. - Jej oczy jak tajcego niegu strumienie..." - zacz mikko. To byo wanie to, co powiedziaam, gdy po raz pierwszy prbowa znale kolor moich oczu. Nic dziwnego, e przey szok. Zupenie o tym zapomniaam... I skd on wiedzia, co syszaam we nie? - O czym ty mwisz? Ja... ja nawet nie wiem, co to znaczy. - Jak brzmi reszta? - spytaa Raquel niecierpliwie. Odwrci si do niej. - Powiem, jeli mnie wypucisz. - Nie mam zamiaru. Z tego, co wiem, to wanie twoja grupa stoi za tymi atakami. Moe wamae si, by znale nasz kartotek i dopa wicej ofiar? - Cokolwiek morduje paranormalnych, wietnie sobie radzi bez mojej pomocy. - W takim razie, po co si wamae? - Ju mwiem. Banshee powiedziaa, e odpowiedzi s tutaj. Mylaem, e moe macie jakie informacje, znalelicie jakie powizania czy co takiego. I tego wanie szukaem. Ale z tego, co widz, wiecie jeszcze mniej ni my, najwyraniej byem na zym tropie. Raquel wygldaa na naprawd wkurzon. Nigdy nie widziaam, eby kto potrafi j tak zdenerwowa jak Lend. - Jeli bdziesz gotw powiedzie mi co uytecznego, daj zna. Evie, idziemy. - Moe zostan tu jeszcze chwil... O kurcz, to bya za odpowied. Jej usta byy niemal nieruchome, gdy warkna: - Ju.

- Zobaczymy si pniej, Lend. - Zostawiam mu kredki i szkicownik i poszam za Raquel. Wychodzc, odwrciam si do niego, eby si umiechn z zakopotaniem. - Nie mog... dlaczego... Jak moga... - Raquel zatrzymaa si, odetchna gboko. - Jestem bardzo rozczarowana. Przewrciam oczami, idc obok niej korytarzem. - Moe gdybym miaa prawdziwe ycie albo jakich przyjaci, nie musiaabym spdza czasu z winiami. Poza tym to cakiem fajny go i myl, e gdyby bya dla niego milsza, ju dawno by si czego dowiedziaa. - Nie masz pojcia, jak to dziaa. - Nie mam, bo mi nie mwisz! O co chodzi z tymi martwymi paranormalnymi? Raquel potara czoo. - Nie wiem... Zginy tamte wampiry w zeszym tygodniu i kilku innych paranormalnych w cigu ostatnich paru dni. Nie wiemy, co si dzieje, a jest coraz gorzej. - I co macie zamiar z tym zrobi? - Zaczlimy to bada, ale na razie niewiele wiemy. Podobnie jak w kwestii twojego przyjaciela. Nie mamy pojcia ani kim jest, ani skd pochodzi. - To tak jak ze mn, nie? Rzucia mi ostre spojrzenie, ktre szybko zagodniao. - Z tob byo zupenie inaczej. - Jasne, dobra... - Chciaam doda: Niewane", ale wolaam jej ju bardziej nie wkurza. - Przy okazji, wymylia nowy rozkaz dla Retha? Jestem zmczona spaniem z hantlami na ku. - pisz z hantlami na ku? - Owszem, chc si czu bezpiecznie. Westchnienie pod tytuem: Nie dam rady teraz tego zaatwi".

- Przecie wiesz, e elfy ci nie zabior. Maj absolutny zakaz porywania. - No to szkoda, e nikt nie wspomnia o tym Rethowi. Poza tym nie chodzi o porwanie, tylko o to, co on robi z... - Do, Evie. Moe jednak spotykanie si z Lendem nie jest takim zym pomysem, jeli pomoe ci uwolni si od obsesji na punkcie tego elfa. Zatrzymaam si gwatownie. Raquel przesza jeszcze kilka krokw, nim to spostrzega. - Obsesji? Dlaczego mi nie wierzysz? Mylaam, e ci na mnie zaley! - Do moich oczu napyny zy zoci, zacisnam powieki. Wziam gboki wdech i pokrciam gow. - Niewane. Id do siebie. - Daj mi zna, gdy bdziesz si wybiera do Lenda nastpnym razem. - Pewnie. Wszyscy mamy tu do siebie zaufanie, no nie? - Zanim zdya cokolwiek odpowiedzie, odwrciam si i poszam.

Rozpal mj ogie Nazajutrz wysaam Raquel lakoniczn informacj, e mam zamiar odwiedzi Lenda, i weszam do jego pokoju z laptopem w rku. Dzisiaj wyglda jak absolutnie cudowny Chiczyk. - Co zaplanowaa na dzisiaj? - spyta. Popatrzyam na niego surowo. - Mam zamiaru zmusi ci do przyznania, e Easton Heights jest niedoceniany przez krytykw. Wznis oczy do sufitu i westchn. - A wic Raquel postanowia przej do tortur. Trciam go w rami. - Wybraam trzy odcinki - mwiam dalej - w ktrych wida nie tylko oszaamiajce kreacje aktorskie, ale take niewiarygodny scenariusz. Pokochasz to. - To by rozkaz? - Nie, groba. Opar poduszk o cian i opar si o ni, siadajc na kocu ka. Usiadam obok niego. eby widzie ekran, musielimy dotyka si ramionami. I wanie wtedy, w chwili gdy nasze ramiona si zetkny, zrozumiaam, e jestem w nim zakochana. W sumie to byo oczywiste, skoro cigle

o nim mylaam, ale uwiadomiam to sobie dopiero w tym momencie. Lubiam go. Bardzo. Nie w tym sensie, e fajnie mie wreszcie kogo, z kim mona poflirtowa, ale w sensie trzymania si za rce i caowania. Easton Heights lecia w najlepsze, a mnie zaczy ogarnia wtpliwoci. A jeli on by dla mnie miy tylko dlatego, e byam tu jedyn osob mi dla niego? A jeli w normalnym wiecie mia dziewczyn? Skoro potrafi zmienia wygld, mg mie setk dziewczyn i adna by si nie zorientowaa! A jeli MANIP go wypuci? Wtedy nigdy wicej go nie zobacz! Ta myl mnie dobijaa. Ale z drugiej strony, co bdzie, jeli go nie wypuszcz? Stanie si zgorzkniay i zy. I bdzie mia pretensje do mnie, w kocu to przeze mnie go zapano... Lend trci mnie w rami. - Nie byo takie ze - pocieszy mnie. Nagle zorientowaam si, e skoczy si pierwszy odcinek. Wysiliam si na saby umiech. - Ze? Byo fantastyczne! Zmruy oczy. - Wszystko w porzdku? - Pewnie, dlaczego miaoby nie by? Przechyli si i pooy rk na mojej doni. Serce mi podskoczyo. On te mnie lubi! - Mylisz o tym, co zabija paranormalnych, tak? Guzik. Jednak mnie nie lubi. - A co to ma wsplnego ze mn? - palnam bez zastanowienia. - To znaczy, pewnie, e to straszne, ale to nie mj problem, Agencja sobie poradzi. Odsun rk. - Nie rozumiesz, prawda? Evie, jak najbardziej ci to dotyczy. Jeste paranormalnym, czy ci si to podoba, czy nie.

Wcale a wcale mi si to nie podoba. Ju miaam to powiedzie, ale Lend cign: - Paranormalni, ktrzy gin, s tacy sami jak my. Cokolwiek ich zabija, jest zagroeniem nie tylko dla kogo tam, ale rwnie dla nas. - Przykro mi, e gin, ale szczerze mwic, nie martwi mnie zbytnio, e kto zaatwi wampiry, ktre prboway mnie zabi. - Nie chodzi tylko o wampiry. S cae gatunki, o ktrych istnieniu nie masz pojcia! I jeli to potrwa duej, przestan istnie, a wtedy wiat stanie si zimny i pusty. - To jeszcze nie jest? - W moim gosie zabrzmiaa gorycz. Nie byam jedn z nich... Normalna i paranormalna jednoczenie, nie przynaleaam nigdzie i miaam tego serdecznie do. - Uwierz mi, e nie. Chciabym ci pokaza ten wiat. Ale musimy mie pewno, e nadal bdzie co oglda. Westchnam. - Co mam zrobi? - Gdzie syszaa te sowa? O oczach? Odstawiam laptop i przesunam si, eby mc widzie Lenda. - Nie wiem. Po prostu usyszaam je w gowie. niy mi si tego dnia, gdy si zjawie. Oczy jak tajcego niegu strumienie..." - Urwaam, przypominajc sobie. - Zimna od rzeczy, o ktrych nic nie wie?" Wstrzyma oddech i skin gow. - Znasz dalszy cig? Pokrciam gow. - Moe mogaby mi pomc zorientowa si, o co chodzi... ja... - W tym momencie oboje podnielimy gowy. Na cianie rozbysn jasny zarys drzwi. - Spodziewasz si kogo?

- Nie. - Przysunam si bliej niego i oboje patrzylimy na posta wychodzc z drzwi. To by Reth. - O, bip - szepnam. Nie miaam przy sobie noa. Nie miaam nic. - A wic tu jeste - powiedzia, umiechajc si uprzejmie. Czyli Raquel nie zrobia nic, by go powstrzyma. - Lo... - Nim zdyam wymwi drug sylab jego imienia, machn rk, szepn co i mj gos znikn. - To niepotrzebne - stwierdzi z tym samym umiechem. Lend popatrzy na mnie, wskazaam szybko moje gardo, mwic bezgonie: Wezwij pomoc". - Zostaw j w spokoju - ostrzeg Lend. Wsta i zasoni mnie swoim ciaem. - Evelyn jest moja, a ty nie masz tu nic do roboty! -machn rk i Lend przelecia przez pokj. Uderzy w cian i osun si na podog. Krzyknam, ale mj gos nie wrci. Elf przeszed przez pokj i usiad na ku obok mnie. Prbowaam go uderzy, ale ze miechem przytrzyma mnie za rk. A potem przesun palcem po moim krgosupie, paraliujc mnie. To byo jak w koszmarnym nie, gdy moesz tylko patrze, co si dzieje, nie jeste w stanie nic zrobi. Lend lea nieruchomo. Poczuam, e mam w oczach zy. Reth trzyma rk na moim przedramieniu, ciskajc dugimi palcami mj nadgarstek. - Przepraszam za ten popiech, ale sytuacja ulega zmianie i nie moemy ju sobie pozwoli na powolne dziaanie. - Jego ciepo suno po mojej rce. Zamknam oczy i sprbowaam je zatrzyma. Zwolnio, a potem zatrzymao si, ale czuam si tak, jakbym powstrzymywaa powd si woli, wiedziaam, e to nie moe trwa dugo. - Nie utrud-

niaj... Kiedy skocz, bdzie znacznie lepiej, zobaczysz. -Umiechn si i przesun palcem po moim policzku, zostawiajc smug ciepa. - Gdy ju bdzie po wszystkim, bdziemy mieli mnstwo zabawy... - Nie przestawaam si koncentrowa, wic zaraz rzuci ze zoci: - Evelyn, daj ci prezent, umoliwiam ci przejcie na wyszy poziom! To i tak kwestia czasu. Naleysz do mnie i to jest najlepszy sposb! - cisn mj nadgarstek, ciepo przerodzio si w gorco, teraz ju nie byo przyjemne, sprawiao bl. Zupenie jakby jego rka wtapiaa si w moj, stawaa si jej nierozerwaln czci. Gorco zaczo parzy, ogie trawi moj rk, przesuwajc si coraz szybciej i wyej, a do mojego serca. Wrzasnam, ale z moich ust nie wydoby si aden dwik. A potem usyszaam alarm. Otworzyam oczy. Lend lea na korytarzu, jego ciao drgao, smagane wstrzsami elektrycznymi. - Lend - szepnam bezgonie. Uruchomi alarm. Wyskoczy na zewntrz, cho wiedzia, co si wtedy stanie. Reth westchn zniecierpliwiony, ciskajc moje rami jeszcze mocniej. - Nie znosz, gdy ludzie przeszkadzaj. Moje rami stao w ogniu, pierwsze macki tego wrzcego ciepa znalazy ju serce. Mociy si w nim. - Lorethan! - mocny gos, ostry i jasny, przebi si przez mj bl. Reth odwrci gow, na twarzy mia wypisany mord. Powoli i wyranie, zaguszajc dwik alarmu, Raquel powiedziaa: - Nie dotkniesz wicej Evelyn. W uamku sekundy jego rka odskoczya od mojej, zupenie jakby si sparzy. Poncy we mnie ogie rozdzieli

si na dwie czci. Jedna spyna do miejsca, w ktrym jeszcze przed chwil bya do Retha, druga powdrowaa do serca. Nadal nie mogam mwi, nie byam w stanie si poruszy. Reth wsta, patrzc na Raquel z t sam zimn furi, z jak niegdy mordowa wilkoaka. - Zostaw nas - zadaa Raquel. Reth sta nieruchomy porodku biaego pokoju, wygldajc niczym bg zemsty. Zastanawiaam si, czy mgby nas zabi. Po najduszej chwili ciszy w moim yciu, machn rk w moj stron. Padam na ko, znowu mogam si rusza! Reth bez jednego sowa podszed do ciany i wyszed przez lnice drzwi. Raquel nacisna przycisk na swoim komunikatorze, wyczajc alarm. Podbiega do mnie. - Evie, kochanie, jak si czujesz? Wspomnienie blu byo niemal rwnie okropne jak on sam. Rozpakaam si, przyciskajc oparzon rk do piersi. - Poka - zadaa, biorc mnie za rk. - Och, kochanie, tak mi przykro. - Popatrzyam na ni, w jej oczach lniy zy. - Powinnam bya ci sucha... Na moim nadgarstku widnia purpurowy odcisk doni Retha. Ale Raquel widziaa tylko oparzenie, a ja... Ja mogam zobaczy, e pod nim nadal ponie ogie.

Plon, mala, po Wpatrywaam si w swoj rk. Pod czerwonym ladem wiy si pomienie, gorce i ywe. - Co on zrobi? - szepnam, paczc. Co Reth we mnie umieci? Raquel pogadzia mnie po wosach. - Prbowa uciec - odpara. Mylaa, e mwi o Lendzie. Spojrzaam na ni i pokrciam gow. - To nieprawda. Gdy Reth... Lend nie umia... Dlatego wyskoczy za prg, eby uruchomi alarm. To jedyne, co mg zrobi. - Och! - Twarz Raquel zagodniaa. Popatrzya w gb korytarza na nieprzytomnego Lenda, a w kadym razie na to, co moga zobaczy. Mia na sobie szorty, ktre dosta ode mnie, Raquel zapewne widziaa tylko je i bransoletk. Wezwaa pomoc przez komunikator. Przyszli dwaj stranicy i wnieli Lenda do pokoju. Przesunam si na koniec ka, ciskajc oparzon rk. Gdy ju go pooyli, przyoyam zdrow do do jego piersi i ze zdumieniem odkryam, e nadal jest ciepa. - Oddycha - stwierdziam. Ulga bya tak wielka, e wy-buchnam paczem.

- Ju w porzdku. - Raquel obja mnie ramieniem. -Jak to si stao? - Jak to si stao? artujesz sobie? Od jak dawna mwiam ci, e Reth jest stuknity? Ile razy powtarzaam, e nie rozumiecie elfw. e nie jestecie w stanie ich kontrolowa? - Przepraszam, powinnam bya ci sucha... Ale to chyba z powodu tamtego rozkazu. Widocznie tak go przekrcio twoje potrzebuj ci". Przewrciam oczami. - Naprawd tak mylisz? Przecie to jest wanie to, co one robi! - Ale teraz nie moe ci ju dotkn, wic sprawa jest zaatwiona. Naprawd mylaa, e to takie proste? Nic nie rozumiaa. - Zaprowadz ci do skrzyda szpitalnego, niech lekarz obejrzy to oparzenie. Spojrzaam na moj rk, zote lnienie nie znikao. A dziw, e Raquel go nie widziaa, wygldaam tak, jakbym wiecia si od rodka. - A co z Lendem? - Pooyam do na jego policzku. - Jak si obudzi, wszystko bdzie w porzdku. To nie bya miertelna dawka. Wzia mnie za zdrow rk i zaprowadzia do ambulatorium. Lekarka bya wilkoakiem - bardzo sympatyczna, po czterdziestce. Ostatni raz odwiedziam j dwa lata temu, gdy skrciam kostk. Niestety, nie doszo do tego w adnych ekscytujcych okolicznociach. Nie uciekaam przed wampirem po cmentarzu. Skrciam nog, taczc przy muzyce z iPoda, w moim pokoju. C, hip-hop nie jest moim powoaniem. Ale to, jak gupio czuam si wtedy, byo niczym w porwnaniu z tym, jak przeraona byam teraz.

Raquel wyjania, co si stao, i kazaa pokaza rk lekarce. Ta zmarszczya brwi i przez chwil panicznie si baam, e widzi to, co zagniedzio si pod skr. A skoro ju teraz MANIP mnie obserwowaa i zaklasyfikowaa jako paranormaln, nie miaam pojcia, co mogliby zrobi, gdyby stwierdzili, e przechodz jak przemian. - Dziwne - powiedziaa w kocu. - Nie wyglda, jakby do tego oparzenia doszo pi minut temu. Sprawia wraenie znacznie starszego i niemal zagojonego... - Jak dla mnie skra nadal bya bardzo gorca, mylaam, e lekarka sparzy si, gdy jej dotknie, ale tylko pokrcia gow. - Rka wci jest ciepa. - Pooya mi do na czole i popatrzya na mnie uwanie. - Jeste zimna... - No nie, jeli jeszcze raz tak na mnie spojrzy, dostan szau. Nie byo mi chodniej ni zazwyczaj, raczej cieplej. Szczeglnie wewntrz serca. - Moemy porozmawia na korytarzu? - zapytaa Raquel i lekarka wysza za ni. Trzsc si, zeszam ze stou i podeszam do lustra, wiszcego nad umywalk. Wziam gboki wdech, odpiam trzy grne guziki koszuli, rozszerzajc dekolt... I odetchnam z ulg. Moje odbicie wygldao najzupeniej normalnie - jasna skra, rowek midzy piersiami i rowy stanik. Zaczam zapina koszul, spojrzaam w d... - O nie... - szepnam. Tam, gdzie czuam bijce w piersi serce, pono to samo pynne zoto, pulsujce w rytm uderze. Podskoczyam, gdy drzwi si otworzyy, zapiam koszul. Lekarka umiechna si do mnie. - Wszystko w porzdku? - W jak najlepszym. - Posmaruj oparzenie aloesem i zabandauj. Wyglda na prawie zagojone, wic przypuszczam, e nie

bdziesz musiaa nosi tego opatrunku duej ni jeden dzie. Wanie rozmawiaam z Raquel. Musz przyzna, e niewiele wiem o elfiej magii i elfich ranach. Czujesz co dziwnego? - Nie... nic. - Co najwyej to, e si wieciam i pierwszy raz widziaam siebie tak, jak widz paranormalnych. Powinnam jej powiedzie, e nie chodzi tylko o oparzenie, e Reth zrobi co, co mnie jako zmienio, ale nie potrafiam. Nie chciaam, eby zapili mi bransoletk na kostce czy przeprowadzali jakie gupie testy. Oczyma wyobrani zobaczyam, jak mnie kroj. Nie wiedziaam, czy naprawd by to zrobili, ale nie miaam zamiaru ryzykowa. Spojrzaam na opatrunek na nadgarstku zadowolona, e teraz ju nie widz pomieni. - Zmierz ci temperatur... Masz chodn skr i obawiam si, e to moe by efekt uboczny. Woya mi termometr do ucha, po kilku sekundach rozleg si pisk, wyja go i zdumiona zmarszczya brwi. Znowu. Jej spojrzenia byy prawie tak nieprzyjemne jak westchnienia Raquel. - Jest duo nisza ni powinna, chyba termometr si zepsu... Dobrze si czujesz? Zeskoczyam ze stou przeraona, e jeszcze chwila i wyjdzie na jaw co nienormalnego... co paranormalnego. Pomijajc badania, gdy mnie tu przywieziono i skrcon kostk, nigdy, odkd sigam pamici, nie byam chora. Pewnie przez ycie w cigym odosobnieniu, niby od kogo mogabym si zarazi. Czuam, e jeszcze chwila i lekarka umieci mnie w izolatce, zajmie si mn dokadniej i w kocu dojdzie do wniosku, e jestem jeszcze dziwniejsza, ni myleli. - Czuj si dobrze, naprawd. Zawsze jest mi troch zimno, a termometr pewnie jest zepsuty, nic wicej.

- No dobrze. Jeli nadgarstek nadal ci bdzie bola, jeli bdziesz miaa jakikolwiek dziwne objawy czy odczucia, daj mi zna. - Oczywicie. - I wyszam, Raquel podya za mn. - Moe pjdziesz do siebie odpocz? - zapytaa, przyspieszajc kroku, eby za mn nady. - Chc by obok Lenda, gdy odzyska przytomno. - Nie sdz... - Raquel - powiedziaam, patrzc na ni gronie. - On mnie uratowa. Da si porazi prdem, eby mnie uratowa! Mam zamiar by przy nim, gdy si obudzi, eby mu podzikowa. Raquel westchna: Poddaj si", i skina gow. - Ale bd ostrona, dobrze? Nadal nic o nim nie wiemy. - Skoro ju o tym mowa, o mnie te wiedzieli niewiele. - Jeli ci powie, skd pochodzi albo co robi, powiadom mnie natychmiast. Aha, ju lec, pomylaam, ale odparam: - Pewnie. Raquel odprowadzia mnie do jego pokoju i stana w wejciu, gdy zdecydowanie weszam do rodka. - Przyjd pniej sprawdzi, jak si czujesz. - Zawahaa si, a potem posza. Lend nadal by nieprzytomny. Usiadam na brzegu ka tu obok niego, zastanawiajc si, kiedy si obudzi. Czuam si strasznie. To moja wina, e znw zosta poraony prdem... Wpatrywaam si w niego, cieszc si w gbi ducha, e ma na sobie spodenki i nie musz czu si winna. Wyglda niewiarygodnie. Jego ciao przenikao delikatne wiato, skoncentrowane w piersi. Zaczam studiowa jego twarz. Gdy przybiera postaci innych ludzi, widziaam jego wasne rysy pod spodem, ale teraz, gdy nie tworzy iluzji, byo mi

znacznie atwiej. Pochyliam si, usiujc zapamita jego rysy. To byo niesamowite zakocha si w chopaku, ktry za kadym razem wyglda inaczej. Chciaam wyry sobie w pamici jego twarz, jego prawdziw twarz. By najpikniejszym chopakiem, jakiego kiedykolwiek widziaam, pikniejszym nawet od elfw - jego twarz bya ludzka. Pochyliam si tak bardzo, e prawie na niego upadam. Nie chcc wicej ryzykowa, zeszam z ka i uklkam, opierajc okcie na materacu i kadc gow na rkach. Zaciekawiona wycignam do i przesunam palcami po jego wosach. Byy niewyobraalnie mikkie i delikatne. Byam tak zajta wpatrywaniem si w jego wosy i bawieniem si nimi, e nie zauwayam, kiedy si obudzi, dopki kosmyki nie stay si czarne. - Och! - krzyknam cicho. Cofnam si gwatownie i wyldowaam na pupie. - Mylaam, e pisz! Znw przybra posta ciemnowosego przystojniaka i teraz patrzy na mnie zaskoczony. Nim zdy zapyta, dlaczego bawiam si jego wosami, zaczam trajkota: - Wszystko w porzdku? Jak si czujesz? Mog co dla ciebie zrobi? Prbowa usi, ale zrezygnowa. Przyoy rk do czoa. - Rany, zaraz umr. - Tak mi przykro! To wszystko moja wina! Popatrzy na mnie i zmarszczy brwi. - Niby dlaczego twoja? - Przeze mnie znw zostae poraony prdem! - Mylaem, e moemy spokojnie obwinia tego szurnitego elfa. Pokrciam gow. - Gdyby nie... ja... Dzikuj. - Umiechnam si i wziam go za rk. - Naprawd bardzo ci dzikuj. Uratowae mi ycie. A ju na pewno dusz.

Usiad, nie zabierajc rki, co byo bardzo mie. - Co on ci zrobi? Usiadam na ku obok niego i utkwiam wzrok w pododze. - Nie wiem. To wydawao si podobne do tego, co robi zawsze. No, z tym ciepem. Ale tym razem zrobi to inaczej, ciepo byo mocniejsze, parzyo. To tak, jakby prbowa si wepchn we mnie pomienie. I to nie... - Urwaam. Nie powiedziaam Raquel, co widz na moim ciele. Czy mogam zaufa Lendowi? - To nie co? - Nie mino. - Uwolniam rk, odsunam banda i zobaczyam czerwony odcisk doni i pynny ogie pod spodem. Gdy Lend wstrzyma oddech, popatrzyam na niego wstrznita. - Wic ty to widzisz? - Oczywicie, e widz!

Wiedmastycznie Lend widzia pomienie pod moj skr! Nie mogam w to uwierzy. Moe w takim razie nie byy paranormalne? - Jak moesz je widzie? - No przecie lad jest jasnoczerwony! Jak mgbym nie widzie? To musiao by powane oparzenie. - Uj delikatnie moj do, przygldajc si uwanie. - Ale twoje rce nadal s lodowate. Westchnam zrezygnowana. - Czyli jednak nie widzisz. Spojrza na mnie stropiony. - A wic jest tam co jeszcze? Przygryzam warg, a potem pokrciam gow, unikajc jego wzroku. - Nie, nic. - Evie... Co on ci zrobi? - Nie wiem. - No, to przynajmniej bya prawda. Nie miaam pojcia, co Reth mi zrobi ani co mogoby si sta, gdyby Raquel go nie powstrzymaa. - Co tam widzisz, tak? Znw pokrciam gow, ale potem zamknam oczy i skinam.

- I co to jest? - Nie wiem. To jakby... jakby ten ogie, ktry czuam, gdy trzyma mnie za rk, nadal tu by, tu pod oparzeniem. Zote lnienie, ktre si mieni i wije. To jest straszne. Nigdy przedtem nie widziaam nic pod swoim ciaem. - Nawet wtedy, gdy robi ci co takiego wczeniej? - Nie wiem, wtedy byo inaczej... - Prbowaam sobie przypomnie. Za kadym razem byo mi cieplej, ale to zawsze mijao, gdy odchodzi. - Nigdy tak si sobie nie przygldaam... Ciepo ustawao, gdy odchodzi, a potem wracao, gdy znw mnie dotyka. Tym razem to byo tak, jakby wpycha je we mnie si, zmusza mnie do przyjcia gorca. - Moe to te minie? - Nie wiem - odparam, usiujc nie paka. - Ale to jest nie tylko na rce. - Gdzie jeszcze? - Na sercu - szepnam. Lend nie odzywa si przez chwil. - Co na to Raquel? - Nie powiedziaam jej. I tak mnie zaklasyfikowali jako paranormaln, nie chc mwi im o niczym, co mogoby wiadczy, e jestem... no nie wiem, jeszcze dziwniejsza? - Rozumiem ci. Ukrywam si przed nimi przez cae ycie. Ale gdzie indziej moesz zdoby jakiekolwiek wyjanienia? - Oni i tak wiedz o bip elfach. Lend parskn miechem. - Co? - spytaam. - Dlaczego mwisz bip"? Nie ucz ci adnych aktualnych przeklestw? Zaczerwieniam si, a potem rozemiaam. - To co w rodzaju wewntrznego dowcipu. Lish, to znaczy Alisha, moja przyjacika, jest syren i komputer

mwi za ni. Poniewa nie tumaczy przeklestw, wszystkie brzmi jak bip". Z biegiem czasu ja te zaczam tak mwi. - Jest w tym jaka pokrcona logika. - Nadal trzyma mnie za rk i patrzy na oparzenie. To byo takie przyjemne. .. Niesamowite, e po tym wszystkim, co si dzi wydarzyo, taki drobiazg mg poprawi mi nastrj. To znaczy, wolaabym, eby po prostu trzyma mnie za rk, a nie patrzy na ran, z powodu ktrej sam zosta poraony prdem i ktra oznaczaa, e jestem jeszcze wikszym dziwolgiem, ni byam. Ale cieszyam si z tego, co mam. - Nie ma tu nikogo, kogo mogaby o to spyta? Martwi si. Zamiaam si. - Jestem jedyn osob, ktra ma problem z ogniem w sobie. Lish potrafiaby dochowa tajemnicy, ale ona wie tylko to, co wie MANIP. Mogabym oczywicie spyta Retha, co do bip mi zrobi, ale jako nie mam ochoty go oglda... Nigdy wicej. I jestem pewna, e aden inny elf mi nie pomoe. Pomaganie nie jest ich mocn stron. Lend mia dziwny wyraz twarzy. - Powiedziaa, e masz w sobie ogie? - Tak to wanie wyglda. Zota, mienica si niczym pynny ogie plama na mojej rce i piersi. - Pynny ogie - stwierdzi paskim, penym niedowierzania tonem. Wzruszyam ramionami. - Wanie. Lend westchn. - Jej oczy jak tajcego niegu strumienie, zimna od rzeczy, o ktrych nic nie wie. Niebo w grze i pieko na dole, pynne pomienie skrywaj jej bole. mier, mier,

mier, niedajca ukojenia. mier, mier, mier nieprzy-noszca wyzwolenia". Co to za bzdety? - pomylaam. I zaraz po tym nie wytrzymaam. - Co to za bzdety, do licha? Lend puci moj do i potar rkami twarz. - Nie wiem. To jest to, co powiedziaa nam banshee, co w rodzaju przepowiedni, proroctwa. Nie miaem pojcia, co to znaczy, a teraz sporo rzeczy wskazuje na to, e chodzi o ciebie. Twoje oczy, cigle mwisz, e ci zimno, a teraz jeszcze ten pynny ogie wewntrz ciebie. - Super, zapomniae tylko o tym kawaku z mnstwem mierci. Nie jestem morderc! - Poderwaam si uraona. No nie, czy on naprawd tak myla? Zamia si sucho. - Wierz mi, nie myl, e jeste. Nie wygldasz na kogo, kto wyrnby dziesitki paranormalnych. - Och! - Usiadam z powrotem, poczuam si gupio. -W takim razie, jak mylisz, co to znaczy? - Nie wiem. Do tej pory mylaem, e to opis kogo, kto to robi. Teraz nie mam pojcia. Zastanowiam si. To wszystko byo takie dziwaczne i przeraajce. - Suchaj, ten kawaek o niebie i piekle... Znasz mitologi elfw? - Pokrci gow. - No wic, legendy mwi, e elfy s zbyt ze dla nieba i zbyt dobre dla pieka, dlatego utkny midzy jednym a drugim, na ziemi i w elfich krainach. Od tamtej pory s tu uwizione, niemiertelne, niezmienne, usiujce odnale swoj drog do nieba. Lub pieka. Albo jeszcze gdzie indziej, nie jestem pewna. Moe chodzi o elfy? Bo gdyby tak byo, nie chodzioby o mnie. A na tym bardzo mi zaleao.

Skin gow, zamylony. - Moliwe,.. - A, i jeszcze jedno! Gdy Reth przyby wtedy po mnie i uratowa mnie przed wampirami, to potem przenis mnie do swojego domu i znikn. Mg wtedy do nich wrci i zabi je wszystkie! - Ale po co? No i banshee mwia ona", nie on". Zmarszczyam brwi. No tak, mia racj. - No dobrze, ale jest przecie mnstwo elfek! I to wanie Reth wcisn we mnie ten ogie. Myl, e to jednak on. - Moe masz racj. Sowo daj, to mnie przerasta. Nie powinienem by tu przychodzi... Nie do, e niczego si nie dowiedziaam, to jeszcze nikomu nie pomogem. Trciam go ramieniem. - Mnie pomoge. Odda. - Chocia tyle. Umiechnam si szczliwa, a potem spospniaam. Lend nie nalea do Centrum. Wprawdzie pragnam, eby nigdy std nie odchodzi, jednak to, e tu tkwi, byo idiotyzmem. - Wiesz co, pogadam z Raquel. Moe ci wypuszcz. Zamia si niewesoo. - Nie, nie zrobi tego. A nawet jeli, bd mia na kostce to co. Co oznacza, e nie bd mg wrci do domu. - Odwrci si do mnie, na jego twarzy malowaa si powaga. - Ale ty powinna std odej. Moesz std odej, moesz si std wydosta. Pokrciam gow ze smutkiem. - Nie mog. Poza Agencj nie mam nic ani nikogo. Nie mam pienidzy, rodziny, nie mam dokd pj. - Odkd dowiedziaam si, e MANIP trzyma mnie tu i traktuje jak

jedn z istot, przed ktrymi chroni wiat, duo trudniej byo mi zapomnie, e jestem samotna. Znw przypomniaam sobie sowa Retha... Gupi, gupi elf. Westchnam ciko. - Kurcz, nawet nie mam ochoty na kolejny odcinek Easton Heights. Lend obj mnie i poklepa po ramieniu: - No, to przynajmniej jest z tego wszystkiego jaki poytek. Zarobi kuksaca w odek. Rozemiaam si. - Niewane. - Nie masz przypadkiem Wi-Fi na tym czym? - Zabra rk i popatrzy na laptop, na ktrym przedtem ogldalimy serial. - Niestety. - Evie! - W drzwiach stana Raquel. - Dlaczego nie masz przy sobie komunikatora? - Na mier zapomniaam... Co si stao? - Masz prac. - Naprawd? Dzisiaj? - Mylaam, e po tym wszystkim, co przeszam, mogam liczy na dzie chorobowego. - Owszem, dzi, teraz. Pospiesz si. Westchnam i wstaam. Postanowiam zostawi Lendowi laptop, biedak potrzebowa jakiej rozrywki. - Na razie, Lend. I jeszcze raz dziki, e dae si porazi prdem, eby uratowa mi ycie. - Do usug. Wyszam za Raquel. - Nie ebym bya zdenerwowana czy co... Nawet jeli pomyl o moim ostatnim zadaniu, w czasie ktrego omal nie zginam, oraz o tym, e Reth wypali mi dziur w rku. Ale co to waciwie za zadanie? - Irlandia, prawdopodobnie wiedma.

- Wiedma? Beee... Nie mgby pj kto inny? - Tylko raz miaam do czynienia z wiedm i to byo okropne. - Nie, to jeszcze niepotwierdzone, dlatego musisz tam pj wanie ty. Pamitasz, co zrobi kiedy Alex? Nie mogam si nie rozemia. Alex by strasznie niemiay. Pracowa w naszej sekcji od jakiego czasu. Mia jakie metr osiemdziesit i way siedemdziesit kilo, wiedzia wszystko, co si tylko dao o kadym paranormalnym, ale by kompletnie bezuyteczny w terenie. Kiedy wrci, triumfalnie wlokc ze sob wiedm", ktra okazaa si bardzo star i brzydk kobiet. Co to by wtedy za bajzel! Alex ju nigdy wicej nie zosta wysany w teren, przeniesiono go do papierkowej roboty. - Nienawidz wiedm. - Byy naprawd straszne. Bardziej ni straszne. Byy znacznie, znacznie gorsze ni wampiry. - Wyl z tob Jacques'a. Wol, eby przez jaki czas nie chodzia na akcje sama. - W takim razie w porzdku. - Jacques nie tylko mia wszystkie zalety wilkoaka, ale by naprawd silny. Stanowczo nalea do goci, ktrych chcesz mie przy sobie, kiedy nie czujesz si pewnie. Wpadam na chwil do pokoju, eby zabra torb z bransoletkami, komunikator, Tasey i n. Spotkalimy si z Jacques'em przed transportem. Elfka ju na nas czekaa - to znw bya Fehl. Jakeby inaczej, to przecie musia by jeden z tych elfw, ktre mnie kojarz. Chwilowo miaam ich powyej uszu, ale wysyano mnie na akcj i nie miaam nic do powiedzenia. Fehl nie odezwaa si ani sowem, miaa swj zwyky, znudzono-zirytowany wyraz twarzy. Dopiero teraz zauwayam, e jej oczy byy tak samo czerwone jak wosy. Podobnie jak jej gos, byo to straszne i pikne jednoczenie.

- Bd ostrona, dobrze? - przypomniaa mi Raquel. - Pewnie, pewnie... - Czuam si strasznie zmczona i chciaam mie to ju za sob. Ja i Jacques stanlimy po obu stronach Fehl i, gdy przed nami pojawiy si drzwi, ujlimy jej wycignite rce. Bezmylnie podaam jej t oparzon. Fehl spojrzaa w d, przez jej twarz przemkn umiech. - Nie dokoczy - wymruczaa tym swoim gosem, przypominajcym spadajce odamki szka. Pewna, e Raquel tego nie syszaa, zacisnam szczki, zamknam oczy i weszam na cieki elfw, prosto na spotkanie z wiedm.

Zagubione dusze Wyszlimy w gasnce wiato dnia, na zamglone zimne pola. Jak okiem sign, wszdzie bya tylko brzowa trawa. Fehl szybko wrcia do drzwi w uschnitym drzewie za nami. Krzyyk na drog, pomylaam i otuliam si ramionami. - Mogam woy paszcz. Jacques wzruszy ramionami. - Nie jest tak le. W pewnej odlegoci przed nami wida byo samotny staw, otoczony niezbyt gstymi zarolami. Dlaczego te kreatury nie mieszkay na wyspach tropikalnych?! Nie miaabym nic przeciwko wycieczce na Hawaje. Spospniaam. - Pewnie bdziesz musia si ukry, gdy podejdziemy bliej. Jeli zostan sama, bdziemy mieli wiksze szanse, e si pojawi. Pod warunkiem e w ogle tu jest. - Jeste pewna, e dasz sobie rad? - Jeli nie, to zaufaj mi, dowiesz si o tym. Umiechn si, ruszylimy w stron stawu, nie odzywajc si wicej. Kilka metrw od brzegu Jacques odszed w bok i ukry si w kpie drzew. Pooyam rk na taserze

i podeszam do brzegu stawu. Podniosam kamie i wrzuciam go do wody. adnej reakcji. Jeszcze raz. Znowu nic. Szczerze mwic, miaam gorc nadziej, e nic si nie wydarzy. Wiedmy yj w stawach i strumieniach i wygldaj jak bardzo stare, przygarbione kobiety. Ju sama iluzja jest nieciekawa, a to, co pod spodem jeszcze straszniejsze. Maj chorobliwie zielon cer i wielkie, okrge rybie, zupenie biae oczy. Do tego gnijce wodorosty zamiast wosw i trzy rzdy czarnych, ostrych jak igy zbw. A, czy wspominaam, e poeraj dzieci? No wanie. Dzieci. Prosz je o pomoc, a potem wcigaj pod wod i trzymaj tam, dopki te nie przestan si szarpa. A potem poeraj je w caoci. Zasady postpowania z wiedmami s do proste. Nie moesz dorwa ich pod wod - s zbyt silne. Ale jeli wywabisz jak na ld, moesz j spokojnie sparaliowa, zapi bransoletk i wezwa transport. W przeciwiestwie do wampirw po zneutralizowaniu nie zostaj wypuszczone na wolno, przebywaj w specjalnym miejscu gdzie na Syberii. MANIP nazywa to nadzorem humanitarnym. Do dziwne, biorc pod uwag, e w wiedmach nie ma nic humanitarnego czy choby ludzkiego. Po dziesiciu minutach krenia wok stawu i rzucania kamieniami miaam do. Moe byam za stara, eby skusi dzisiejsze wiedmy? Rozejrzaam si, prbujc dostrzec jakiekolwiek wskazwki wiadczce o tym, e nie trac czasu. Wikszo rolin jeszcze nie obudzia si do ycia. Wygldao na to, e do tej czci Irlandii wiosna jeszcze nie zawitaa. Ale drzewa wyglday na bardziej gste, ni mi si przedtem wydawao. I wtedy zobaczyam co po prawej stronie. Jakie dwadziecia krokw ode mnie widnia niewielki, zielonoszary wzgrek, ktry tu nie pasowa. Wycignam

paralizator i ostronie ruszyam w tamt stron. Im bliej podchodziam, tym silniejszy stawa si zapach pleni - tak wanie pachn wiedmy. Wstrzymaam oddech i podeszam na palcach do... lecej na ziemi istoty. Nie ya. Niewiarygodne. Nie miaam zielonego pojcia, jak zabi wiedm, one po prostu istniay, tak jak syreny. A jednak ta tutaj bya martwa. Pod iluzj jej biae oczy byy szeroko otwarte, okropna twarz zastyga w zdumieniu. Jak to si mogo sta? Rozejrzaam si, szukajc jakich ladw, niczego nie dostrzegam. Zmruyam oczy i znw spojrzaam na wiedm. Byo co pod jej iluzj. Tam, gdzie jej pier okrywaa sterta szmat. Podniosam jaki patyk, odsunam achmany i zobaczyam odcisk rki - zocisty pomie, gasncy, gdy na niego patrzyam, dopki nie znik ostatecznie. Potem zdaam sobie spraw z czego jeszcze. Ciao wiedmy parowao w chodnym powietrzu. Byo jeszcze ciepe, czyli zabito j niedawno. - O, bip - wyszeptaam. Wstaam i, trzymajc Tasey przed sob, rozejrzaam si dokoa. Nagle okolica wydaa mi si zowieszcza, jakby w kadych zarolach, w kadej kpie drzew czaia si mier. - Jacques? - zawoaam cicho, odchodzc od stawu. Wcisnam przycisk alarmowy na komunikatorze, majc nadziej, e Fehl nadal jest w pobliu punktu transportowego. - Jacques? - Nie chciaam krzycze, cho jednoczenie sterczaam tu wystarczajco dugo, eby to co, co tu byo, zdyo mnie zobaczy. Z lewej strony w pewnej odlegoci usyszaam trzask amanej gazi. Upuciam torb z bransoletkami i wycignam n. - Jacques? Jacques, to ty? - Mj gos dra niemal tak mocno, jak rce. - Jacques? !

W tym momencie powietrze rozdar przeraliwy wrzask, jakby czyj dusz wyrywano z ciaa. Dusz Jacques'a... Nienawidziam si za to, ale odwrciam si i co si w nogach pobiegam w stron drzewa. Jeli to co zdoao zabi wiedm i Jacques'a, nie miaam adnych szans. Brakowao mi tchu, biegam szybciej, ni mylaam, e potrafi. Uciekaam przed mierci pewna, e zaraz mnie dopadnie. Drzewo byo coraz bliej. Ale nie byo na nim drzwi! Fehl nie odpowiedziaa na wezwanie! Zaszlochaam. Jeli zaraz si tu nie zjawi, umr... Dopadam drzewa, ale nadal nic tam nie byo. Trzsc si tak, jakbym za chwil miaa si rozpa na kawaki, odwrciam si. Chciaam stan twarz w twarz z moj mierci. Pole byo puste. Rozpakaam si jeszcze bardziej. Nie wiedziaam, czy powinnam czeka, a Fehl przybdzie, czy zaryzykowa i uy jej prawdziwego imienia. Ju miaam je w kocu wykrzycze, gdy tu za mn wybucho wiato. Zapaam wycignit rk Fehl i zawoaam: - Ju! Zobaczyam jeszcze wyaniajc si zza drzew wietlist posta i wtedy drzwi si zamkny.

Poznasz egoist po czynach jego Gdy si obudziam, Raquel siedziaa na krzele przy kuchni, rozmawiajc cicho przez komunikator. Bya tu ca noc. Nie chciaam zosta sama. Brwi miaa cignite, woln rk pocieraa czoo. Gdy usiadam na ku, spojrzaa na mnie i rzucia mi wymuszony umiech, a potem wrcia do rozmowy. Skoczya kilka minut pniej. Usiadam na swoich doniach, eby si nie trzsy. - Znaleli to? Pokrcia gow i westchna. To byo zupenie nowe westchnienie, byo w nim wicej stresu i napicia ni w jakimkolwiek wczeniejszym, wicej nawet ni w markowym Evie, Evie, Evie", ktre pojawiao si zawsze, gdy narozrabiaam. Na przykad wtedy, gdy majc czternacie lat, ukradam jej komunikator, prbujc przeprogramowa mj tak, eby puszcza muzyk. Rozwaliam wtedy cay system i uwiziam wszystkich w ich pokojach na kilka godzin. To bya masakra. Za kar musiaam przez miesic sprzta areszt. Szkoda, e ycie nie byo ju takie proste... Nie chciaam pyta, nie chciaam wiedzie, ale musiaam. - Jacques?

Pokrcia gow ze smutkiem. - Jacques nie yje. Wpatrywaam si w podog, do oczu napyny mi zy. Nie zrobiam nic, eby mu pomc, nawet nie sprbowaam! Raquel usiada obok mnie i obja mnie rk. - Nie moga nic zrobi. Gdyby prbowaa mu pomc, ju by nie ya. Jestem pewna, e Jacques cieszyby si, e pomg ci uciec. A ja byam pewna, e cieszyby si, gdyby nadal y. No tak, ale on by uzbrojony i mia nadnaturalne zdolnoci wilkoaka. Skoro to co zaatwio go bez trudu, ja naprawd nie mogam nic zrobi. Tylko e powtarzanie sobie tego nie zdoao wymaza krzyku z mojej pamici. - Musz i na spotkanie z szefami wydziau. Znajdziemy i powstrzymamy tego, kto to robi. Przypomniaam sobie swoj teori i si wyprostowaam. - To Reth! - Co Reth? - Reth jest morderc! On to robi! - Dlaczego tak mylisz? - Odcisk doni! Wiedma miaa na piersi lad doni, taki wieccy, zoty! Zupenie jak... - Urwaam. Nie powiedziaam Raquel o zotym lnieniu we mnie i nie chciaam teraz mwi, e taki sam odisk zostawi na mnie moim ciele. -Moim zdaniem to on. Raquel pokrcia gow. - Wiem, e jeste wcieka na Retha, i wiem, e masz ku temu powody, ale to nie by on. - Skd wiesz? Nic nie wiecie o elfach! Popatrzya na mnie powanie.

- Pracuj z elfami znacznie duej ni ty i wiem, e Reth tego nie zrobi. Gdy ty bya w Irlandii, on znajdowa si na rozprawie dyscyplinarnej. - Sucham? - Rada ustosunkowaa si do jego zachowania wzgldem ciebie. Byo tam siedem osb i wszyscy mog zawiadczy, e przez cay czas tam by. Rozprawa dyscyplinarna? Kogo chcieli oszuka? Elfy maj w nosie nas i nasze reguy. Byy tu tylko dlatego, e imienny rozkaz, ktry dostay na samym pocztku, nakazywa im suenie MANIR - I co, ukarali go? - Jego zachowanie uznano za wysoce niewaciwe i otrzyma surow nagan. - Gdy Raquel to powiedziaa, zrozumiaam, jak aonie to brzmi. - Ach, nagan... To go wreszcie nauczy! No, teraz czuj si ju zupenie bezpieczna. - Nie musisz si nim martwi. Otrzyma imienny rozkaz, nie bdzie mg ci dotkn. Dlatego prosz ci, daj ju temu spokj. Spojrzaam na mj nadgarstek, teraz zasania go rkaw, ale mogam zobaczy mienicy si blask w miejscu, gdzie skra odrobin wystawaa. Jasne, czym tu si przejmowa. - Nadal uwaam, e jednak ma z tym co wsplnego. -On albo jaki inny elf, o ktrym Agencja nic nie wie. - Przedstawi twoj wersj w czasie spotkania. Ale nie mamy adnego powodu, by podejrzewa elfy. I obie wiemy, e elfy nie robi nic bez powodu. - Wanie, i obie powinnymy wiedzie, e tak naprawd nie wiemy, czym si kieruj. Raquel westchna - nie mam zamiaru duej tego wakowa" - i wstaa.

- Lish chciaa, eby przysza, jak tylko bdziesz moga. Byabym spokojniejsza, gdyby spdzia z ni cay dzie. Nie chc, eby bya sama. I prosz, tym razem miej przy sobie komunikator. Raquel pogaskaa mnie po gowie, jakbym miaa pi lat, i wysza. Byo mi zimno, wziam bardzo dugi, bardzo gorcy prysznic. Usiowaam nie patrze w d, ale nie mogam. Na mojej piersi nadal widniaa plama pynnego zota, niesabncego ognia. Wyszam spod prysznica i zaczam wpatrywa si w swoje odbicie, ale ten dziwny ogie widziaam tylko wtedy, gdy patrzyam bezporednio na niego. Miaam wraenie, e moja twarz te powinna wyglda inaczej, ale to bya ta sama stara Evie, adna, ale nic takiego - nos jak guzik, adne usta i bardzo jasne szare oczy. I wtedy uwiadomiam sobie co strasznego. Skoro to co paranormalnego, co byo we mnie, widziaam tylko wtedy, gdy patrzyam na to bezporednio, nigdy nie dowiem si, czy co nie kryje si pod moj twarz. Nie byam w stanie spojrze w moje wasne oczy bez lustra. Kto wie, moe wieciam si przez cay ten czas? Moe to wanie byo to co dziwnego z moimi oczami... Nagle poczuam si tak, jakby moja twarz bya mask kryjc to, czym byam naprawd. To bya przeraajca myl. Zwaszcza e nie miaam sposobu, by j potwierdzi lub by jej zaprzeczy. Tak to bywa, gdy si jest jedyn istot w swoim gatunku. adnych odpowiedzi. Znikd. Wkurzona wytaram si i woyam mj najwikszy, najbardziej mikki sweter, jasnoniebieski, z dugimi rkawami. Bardzo dobrze, zasaniay rce i nie musiaam patrze na swoje nadgarstki. Zaplotam wosy, wziam komunikator

i poszam do Centrali. Lish rzucia si do szka, chcc jak najszybciej ze mn porozmawia. - Evie, wszystko w porzdku? Tak si martwiam. Umiechnam si sabo. - Tak, to byy cikie dwa tygodnie. - Siadaj, siadaj. Nie odwiedzasz mnie ostatnio, tskni za tob... Podsunam sobie jedno z krzese obrotowych, usiadam i podwinam nogi. Lish zadaa, ebym opowiedziaa jej wszystko o Recie i wiedmie. Dopiero teraz, rozmawiajc z ni, zrozumiaam, jak bardzo za ni tskniam. Obciona natrtn uwag Raquel, niebezpiecznymi i le wykonanymi zadaniami oraz spotkaniami z Lendem, zupenie nie miaam czasu. Lish bya inteligentnym niemiertelnym, jej oczy zwziy si w umiechu i spytaa: - Czy ten Lend, no ten, ktry ci uratowa przed Rethem... Czy jest bardzo... przystojny? Zamiaam si. - Potrafi wyglda dokadnie tak jak Landon. - Landon z Easton Heights? W takim razie musisz by zakochana po uszy! Pokrciam gow. - Nie, jego prawdziwa twarz wydaje si adniejsza. Poza tym jest zabawny i miy. Nie mw Raquel, ale chyba naprawd go lubi... Lish skina gow, nadal si umiechajc. - Czy buzuj w nim hormony, jak w Landonie? Absurdalno tego pytania rozbawia mnie. - Myl, e nie, i to te mnie cieszy. - No tak... Co za duo to. - Lish przerwaa i zmruya jedn przejrzyst powiek - niezdrowo, prawda?

- Znasz mnie, dbam o swoje zdrowie. Z ust Lish wyskoczyy bbelki, gdy si zamiaa. - Robi si dobra w metaforach, prawda? - Zawodowstwo! - Czsto trenowaymy metafory i frazesy, chciaa lepiej si ze mn porozumiewa, mimo tego wszystkiego, co nas rnio. - Najwaniejsze pytanie brzmi: czy on ci lubi? - Pewnie nie. W kocu to przeze mnie czsto dostaje prdem, no i przeze mnie tu siedzi. A nie powinien. To gupie, e go tu trzymaj. - Co innego mogliby zrobi? - Nie wiem, posucha go, pomc mu? Grupa, do ktrej naley, te orientuje si, co si dzieje. Gdyby MANIP nie bya tak zajta szukaniem, neutralizowaniem, obrczkowaniem i tym podobnymi bzdurami, gdyby traktowaa Lenda jak rwnego sobie albo jak sojusznika, moe zdoaliby si z nimi porozumie, moe dowiedzieliby si, kto to robi, zanim zginie kolejny paranormalny! Lish popatrzya na mnie z dum. Moe nie bya a tak zwolenniczk Agencji, jak mi si wydawao? - Rozmawiaa o tym z Raquel? - Waciwie to nie. Nie. Byam zdenerwowana. Zawsze czuam si tu bezpieczna, ale teraz, gdy wiedziaam, e jestem poziomem sidmym, martwiam si, e cokolwiek zrobi, bdzie wyglda podejrzanie. Paranormalni nigdy nie byli tu rwni. Zawsze, zawsze byli inni. Domaganie si uwolnienia Lenda byoby mniej wicej tak samo podejrzane, jak cokolwiek innego, co bym teraz zrobia. A potem zrozumiaam, e siedz tu, martwic si, czy Lend mnie lubi troch bardziej ni kumpla (i czy w ogle lubi mnie jak kumpla), martwic si o mj status midzy zwykymi ludmi z MANIP, martwic si o siebie... Liczyam si

tylko ja, ja, ja. Tak jak wtedy, gdy uciekam, ratujc wasn skr i zostawiajc tam Jacques'a. Paranormalni umierali. atwo byo si tym nie przejmowa, gdy giny wampiry i wiedmy, ale Jacques nie zasugiwa na tak mier. Musiaam co zrobi, eby to przerwa. - Porozmawiam o tym z Raquel. Cokolwiek robi Agencja, to nie dziaa. Lish umiechna si do mnie oczami. - Grzeczna dziewczynka. Umiechnam si do niej, zastanawiajc si, czy przypadkiem Lish ju od duszego czas nie prbowaa mi pomc. Uwiadomi mi to wszystko. Z ni nigdy nie miaam problemu; niektrych paranormalnych nawet lubiam, zwaszcza wilkoaki. W kocu to nie ich wina, e byli tacy, jacy byli. No tak, ale jak si nad tym zastanowi, nie bya to wina adnego paranormalnego. Przecie to nie tak, e wiedmy budziy si pewnego dnia i mylay: hej, czy nie byoby fajnie zacz zjada dzieciaki? Byy czym w rodzaju spw. Jasne, e zachowyway si ohydnie i przeraajco, ale takie ju byy. Ale czy to znaczyo, e musimy si z tym pogodzi? e wszystko w porzdku? Czy naleao pozwoli im siedzie w stawach i strumieniach, w oczekiwaniu na smaczn przeksk? Od tej gonitwy myli rozbolaa mnie gowa. Musiaam chwil odpocz. - Posuchaj, czy bdzie ci bardzo przykro, jeli pjd zobaczy si z Lendem? - Bip, nie. Id i odwied swojego dziwacznego chopaka. Zamiaam si, przytuliam na poegnanie twarz do szka akwarium, a potem poszam do celi Lenda. Nadal nosi posta ciemnowosego przystojniaka. Rysowa co w szkicowniku. Gdy spojrza na mnie, na jego twarzy pojawia si ulga.

- Wrcia! Skinam gow. Usiowaam si umiechn i nagle wybuchnam paczem. enujce. Lend zerwa si i wzi mnie w objcia. - Co si stao? - To... to tam byo. Zabio wiedm, a potem Jacques'a. A ja po prostu uciekam... - Widziaa to? - zapyta, nadal mnie obejmujc. - Prawie. - Opisaam mu, co widziaam. - Aha, aha i zostawio odcisk rki! Na wiedmie, na jej piersi! Migoczcy zoty odcisk, ktry zgas, gdy mu si przygldaam! - Na jej ciele? - Tak, pod iluzj, pewnie nikt inny by tego nie zobaczy. Wygldao troch podobnie do tego, co jest teraz pod moj skr... Ale Reth ma alibi. Lend si zaspi. - Jak si czujesz? - Nie wiem. Jeszcze nigdy nie byam tak przeraona. Mylaam, e zaraz zgin. I Jacques... Syszaam, jak on umiera... - Znowu zaczam paka. Lend zaprowadzi mnie do ka i usiad obok, obejmujc mnie rk. - Przepraszam - powiedziaam, ocierajc oczy. - Nie przepraszaj. Ciesz si, e zdoaa uciec. No i jeste pierwsz osob, ktra cokolwiek widziaa. To nam bardzo pomoe! - Pomogoby, gdyby nie siedzia tu zamknity. Ale mam zamiar pogada z Raquel. Chc, eby zrozumiaa, e powinnimy z tob wsppracowa, a nie trzyma ci w zamkniciu, jak jakiego kryminalist. Cokolwiek to jest, trzeba to powstrzyma. Skin gow, pochyli si i pocaowa mnie w czubek gowy. Chyba te by ze mnie dumny. Jak to moliwe, e czuam si tak okropnie i tak cudownie jednoczenie?

Nie woaj mnie ie chciaam rzuca sw na wiatr - wyjam komunikator i wysaam do Raquel pytanie, kiedy moemy si spotka. Po kilku minutach przysza odpowied. - O kurcz, nie bdzie jej w Centrum przez trzy, cztery dni. - Odwrciam si do Lenda. - Ale pogadam z ni, jak tylko wrci. To, co robi MANIP, jest cakowicie niesuszne. S tak zajci przejmowaniem si i kontrolowaniem, e nie dostrzegaj paranormalnych, ktrzy mogliby pomc... Postaram si przekona Raquel, eby pozwolia ci odej bez bransoletki. - Mam nadziej, e ci si uda. - Ja te. - Westchnam ciko. Wszystko stawao si takie skomplikowane, takie powane. - Powiedz mi co o sobie, co zabawnego, zwyczajnego... - Odchyliam si i oparam o cian. Zrobi to samo, siedzielimy teraz obok siebie. - Co chciaaby wiedzie? - Jak wyglda twoje ycie? To znaczy, nie chc, eby zdradza mi jakie tajemnice - dodaam szybko. - Powiedz na przykad, chodzisz do szkoy?

- Jestem w ostatniej klasie. Wanie dostaem dokumenty przyjcia na studia. - Umiechn si. -1 nie mam pojcia, jak uda mi si nadrobi te wszystkie zalegoci. - Idziesz na studia? Ale super! Czekaj, czyli chodzisz do normalnego liceum? Rany... I jak to jest? Mielicie ju bal? Chodzisz na mnstwo imprez? Macie szafki? Zamia si. - Szafki? - S takie czadowe! - Tak, jak si nad tym zastanowi, to chyba wanie szafki s najlepsze. Chodzenie do liceum jest tak waciwie nudne, to troch tak, jak ycie w Centrum. Wszyscy myl, e wiedz wszystko o wszystkich, ale w rzeczywistoci zupenie nie widz tego, co jest gbiej... Ale o tym ju wiesz, no nie? - Trci mnie. - A jeli chodzi o bal, to nie. Nawet nie chodz na randki. - Dlaczego? Spjrz na siebie, jeste przystojny! - Zaczerwieniam si. - No wiesz, moesz wyglda jak zechcesz... Zao si, e dziewczyny ci uwielbiaj. - Owszem, zwykle lubi t posta. - Czyja to posta? Umiechn si enigmatycznie. - Moja... Tak jakby. Ale to jest wanie dziwne w przebywaniu z innymi ludmi. Czuj si, jakbym udawa, gra jak rol. I oni maj tylko to. Nie wiedz, jaki jestem naprawd. - Rozumiem - powiedziaam, nie przyznajc si, jak strasznie si ciesz, e nie ma dziewczyny. To bya najlepsza wiadomo tygodnia. Gdyby Lend by taki jak bohaterowie moich seriali, musiaby podrywa kad dziewczyn, jak spotka. Po raz pierwszy byam szczliwa, e prawdziwe ycie nie jest takie, jak seriale telewizyjne. A potem spytaam:

- Masz rodzin? - Tu gos mi si zaama. Bardziej ni na liceum, balu czy randkach, bardziej nawet ni na szafkach, zaleao mi na rodzinie. Nie miaam nikogo prcz Raquel i Lish. Nigdy. - Tu dochodzimy do rzeczy, o ktrych nie mog ci opowiedzie. - Na mojej twarzy odbi si zawd, wic doda: -Na razie. A ty? Jak si tu znalaza? - Waciwie to zostaam znaleziona. - Opowiedziaam mu histori z wampirem i cmentarzem. - Czyli nigdy nie miaa rodziny? - Nie, tylko rodziny zastpcze. Niektre byy w porzdku, ale to nie wygldao jak normalne szczliwe dziecistwo. - Przykro mi. - Mnie te. - Nie lubiam o tym myle, za bardzo bolao. - Kimkolwiek byli moi rodzice, nie chcieli mnie. Zrozumiaabym, gdyby mnie oddali, ale oni zwyczajnie mnie porzucili. Nie pamitaam ani ich, ani w ogle nic z czasw przed rodzinami zastpczymi, ktre mnie bray, a potem oddaway. Ale nie jest le. Raquel jest cakiem mia i zrzdzi tak, e mog z powodzeniem udawa, e jest moj matk. Posza ze mn na pierwsz akcj, eby si upewni, e si do tego nadaj. I prbuje sprawi, eby moje ycie byo tak normalne, jak to tylko moliwe. A Lish jest naprawd superprzyjacik, nawet jeli jest fatalna w chowanego. Poniewa nie mia okazji pozna Lish, opowiedziaam mu o niej, a potem rozmawialimy o wszystkim i o niczym przez kilka godzin. Zmusiam go, eby szczegowo opisa mi swj zwyky dzie, opowiedzia, dlaczego chce i na studia i co bdzie studiowa. Mylaam, e wybierze sztuk, ale on wyjani ze miechem, e chciaby robi co bardziej praktycznego. Potem Lend pyta mnie, jak wygldao do-

rastanie w Centrum, i opowiadalimy sobie rne historie. Byam mu wdziczna za oderwanie od przykrych myli. W kocu poczuam si tak zmczona, e nie mogam skleci nawet jednego sensownego zdania. - Id spa. Ale przyjd jutro, dobrze? - Dobrze. We to. - Wyrwa kartk ze szkicownika z zapisanym czterowierszem. - Moe pomoe ci co wymyli. - Dziki. Nikomu nie poka. - Wiem. - Wyrwa jeszcze jedn kartk i poda mi, umiechajc si szeroko. To bya moja podobizna w sukience w zebr i rowych botkach. O rany, jak ja go lubiam... Gdy ju znalazam si u siebie, przyjrzaam si rysunkowi. wietnie mnie uchwyci. To dawao nadziej, e spdzi mnstwo czasu, mylc o mnie -bo ja mylaam o nim bez przerwy. Pocieliam ko i pooyam si, kadc rysunek obok siebie. Przeczytaam wiersz kilka razy, ale nic nie przychodzio mi do gowy. Wszystko byo takie dziwne i niejasne... Wymyliam kilka rzeczy, ktre mogyby ewentualnie pasowa, ale adna nie tumaczya wszystkiego wystarczajco. Nie mwic ju o tym, e rozprasza mnie strach - cay czas baam si, e to ma co wsplnego ze mn. Schowaam wiersz pod rysunek, zgasiam wiato i zasnam. Gdy otworzyam oczy, w pokoju byo ciemno, widziaam jedynie sabe wiato tu obok mnie. Usyszaam, jak kto nuci hipnotyzujc melodi, poczuam bl. Spanikowana, omal nie przewrciam lampki, usiujc j zapali. Reth siedzia na brzegu ka. - Cze - powiedzia cicho i si umiechn. - Nie moesz mnie dotkn! - Usiadam gwatownie, podcigajc do siebie kodr.

- Zgadza si. Musisz zanegowa ten rozkaz. - Sucham? Popatrzy na mnie cierpliwie, jakby tumaczy co upartemu dziecku. - Musisz zama tamt komend. - I niby dlaczego miaabym to robi? - Spojrzaam na niego ostro. Wariat! - Dlatego e nie dokoczyem. - Naprawd? A ja myl, e jednak tak. - Podniosam rk. Nadal byy na niej czerwony lad i lnienie, widoczne nawet w wietle lampki, przynajmniej dla mnie. A potem, skoro ju i tak trzymaam rk w grze, pokazaam mu rodkowy palec. - Potrzebujesz wicej - rzek. - No, to bdzie proste. - Uniosam drug rk i te pokazaam rodkowy palec. Jego zote oczy mieniy si agodnie w sabym wietle. - Nie zadziaao, nadal jeste zimna. - Czuj si dobrze, wielkie dziki. - Jej oczy niczym tajcego niegu strumienie, zimna od rzeczy, o ktrych nic nie wie..." Spojrzaam na kartk z wierszem, nadal bya w tym samym miejscu, pod rysunkiem. - Tak, znam to, koczy si caym mnstwem mierci -stwierdziam. Pokrci gow. - Nie, to nie twoje zakoczenie, to jej. Twoje jest inne. Zrozumiesz to, jeli pozwolisz mi si wypeni. - O czym ty mwisz? - zawoaam. Zaczo mnie to wkurza. Skoro ju musia bredzi, to przynajmniej mg wyraa si jasno. Caa ta mglista tajemniczo zupenie na mnie nie dziaaa.

- Musimy dokoczy. Nie mog ci teraz tego wyjani. Rozumiesz, tajemnica, te rzeczy. Po prostu pozwl mi dokoczy i wtedy sama si dowiesz. - Mw, co mi zrobie, albo spadaj. - Reth zna odpowiedzi, ale wiedziaam, e i tak niczego mi nie wyjani. Byam ju zmczona tymi elfimi nonsensami. - Wielu chciaoby, eby to ona bya t jedyn. Jeli nie dokocz, moesz nie przey, a ja chc, eby przeya. -Umiechn si do mnie czule. - Co za ona"? Jedna z twoich elfich przyjaciek? - Ale skd! No czy mg by mniej pomocny? - Ty to robisz? Zabijasz paranormalnych? Przechyli gow. - Dlaczego miabym to robi? - Ty mi powiedz. - Nie mam adnego powodu, eby zabija te stworzenia. Wziam gboki wdech i sprbowaam jeszcze raz. - Co mi zrobie? - zapytaam nerwowo. - Chc ci wypeni. Stworzy ci. Prbowaem by delikatny, ale zawsze trwao to za krtko. A potem zupenie to odrzucia, wic nie miaem wyboru. Nie bdzie bolao, jeli zachowasz si spokojnie i przestaniesz zaprzecza, e tego potrzebujesz. Moemy dokoczy? - Wypeni mnie? Czym? - Prosz, zam rozkaz, Evelyn. - Nie ma mowy! Ju nigdy, nigdy mnie nie dotkniesz! Jego oczy zwziy si, w umiechu pojawi si cie okruciestwa. - Bd si rozkoszowa chwil, gdy zaczniesz mnie baga, ebym znw ci dotkn. - Wyno si z mojego pokoju.

Unis brwi. - A do chwili, gdy znw mnie zawoasz, ukochana. wiato zgaso. Zaklam, nie chciaam by z nim sama w ciemnoci. Ale zanim znalazam wcznik i znw zapaliam lampk, Reth znikn.

Promieniejce serca Jak mylisz, o co mu chodzio? - Lend zmarszczy brwi. Dzisiaj zaskoczy mnie iluzj pulchnego jasnowosego chopca z trdzikiem. Rozemiaam si na ten widok, zwykle przybiera posta przystojniakw. Ale poniewa i tak widziaam, jak wyglda pod spodem, to, co nosi" na zewntrz, waciwie nie miao znaczenia. - Nie wiem. To przecie Reth. Nigdy nie wiadomo, o co mu chodzi. - Wanie opowiedziaam mu, co Reth mwi o wierszu i dokoczeniu" mnie. - Nie znosz tego gocia, ale najwyraniej wie co, czego my nie wiemy. Co dokadnie mwi o wierszu? - Powiedzia, e zakoczenie nie jest moje, e naley do niej. Kimkolwiek jest ta ona". Ale tak czy inaczej to dobrze, prawda? No wiesz, wolaabym nie sprowadza mierci, mierci, mierci" i tak dalej. Lend si rozemia. - No, raczej nie. mier w lnicych sandakach z koturnami. Chocia, przynajmniej fajnie by wygldaa. Trciam go w rami. - Przesta, przecie jestem przeraajca. Mylae, e chc ci zabi, pamitasz?

- O, tak. Rany, to by naprawd ciki dzie. - Nawet mi nie mw. Zastanawiam si, czy wszystko zawsze byo takie dziwne i tylko ja tego nie widziaam, czy teraz robi si coraz gorzej? - Robi si gorzej. - No dobrze, odmy na chwil wierszowane proroctwa i stuknitych elfich natrtw, chciaam spyta o co wanego. - No? - Masz prawo jazdy? Parskn miechem. - I to ma by wane? - No pewnie! Zabiabym za prawo jazdy! Suchaj, a moe ten wiersz jest wanie o tym? Wpadn w sza i zaczn atakowa ludzi, poniewa nie chc mi da prowadzi... - Moliwe, nigdy nic nie wiadomo. A wracajc do twojego pytania, tak, mam prawo jazdy. Oparam si o cian, wzdychajc. - Rany, to musi by super... - Mniej wicej tak jak posiadanie szafki. Czasem wkadam prawo jazdy do szafki i to jest taki odjazd, e a si boj, e w kocu eksploduj od nadmiaru odjazdowoci. Znw trciam go w rami, robiam to co chwila. - Oj, cicho bd. Sprbuj poy moim yciem tutaj, a potem powiedz mi, co dla ciebie jest super. Spojrza na mnie dziwnie, cay czas uwanie mnie obserwowa. - Nie przeszkadza ci mj dzisiejszy wygld? - Jaki wygld? - zapytaam speszona. Umiechn si, ukazujc aparat na zbach, ktrego do tej pory nie zauwayam. - No, ta posta. Rozemiaam si.

- Dlaczego miaaby mi przeszkadza... Nosisz mnstwo rnych. - No tak, ale ta nie jest zbyt przystojna. - Nie jest, ale to i tak nie jeste ty. - Spojrza na mnie dziwnie, umiechnam si. - Jedyne, co mi przeszkadza, to twj gos, za kadym razem jest inny. Chciaabym usysze, jak brzmi ten prawdziwy... No i czuj si troch nieswojo, gdy przybierasz posta dziewczyny, ale od jakiego czasu ju tego nie robisz. Pokrci gow. - Jeste dziwna. - Powiedzia niewidzialny, zmieniajcy posta chopak. Zamia si krtko, a potem opar o cian obok mnie. - I w kocu do niczego nie doszlimy... - Wiem, przepraszam. - Wytyam umys, ale nadal nie miaam pojcia, jak poczy sowa Retha, ten idiotyczny wiersz i to, co widziaam. Co gorsza, nie mogam przesta si zastanawia, jak brzmiao moje zakoczenie, jeli faktycznie byo inne. Wspominaam ju, jak bardzo nie lubi elfw? - Evie? - gos Lenda by spity. - Czy istnieje jaki sposb, eby wysa komu mejla ode mnie? Gdybym przesa te informacje, ktre mamy, moe mj... Moe moja grupa mogaby co z tym zrobi. Poczuam zawd. Czyby po prostu mnie wykorzystywa? A potem przypomniaam sobie, e miaam przesta si tak skupia na sobie. Nawet jeli to robi, co z tego? Powinien! Agencja nie potrafia rozwiza problemu i powstrzymywaa Lenda przed zrobieniem czegokolwiek. Ale w gbi duszy miaam jednak nadziej, e mnie lubi i nie prbuje mn manipulowa. - Nie wiem. Mam komputer z netem, ale uywam go tylko do robienia zakupw i wiem, e MANIP monitoruje

kade moje kliknicie, bo kasuj dziewidziesit procent zamwie. Mogabym stworzy nowe konto mejlowe albo uy twojego, ale na pewno przechwyciliby list. Chocia moe zdyby dotrze do odbiorcy... - Przygryzam warg. - A co si stanie, jeli go przechwyc? Umiechnam si, silc si na nonszalancj. - Pewnie dadz mi bezterminowy areszt za zdrad. Chyba. Ale moe nie, w kocu to, co robi, jest dla nich bardzo wane. No i pewnie Raquel wstawiaby si za mn. Moe nie byoby tak le. - Nigdy nie byam na rozprawie dyscyplinarnej i przeraaa mnie ju sama myl o tym. Lend pokrci gow. - Nie, przepraszam ci. To nie jest warte ryzyka. - Jest, jeli uwaasz, e informacje, ktre mamy, pomog twojej grupie znale i powstrzyma to co. - Kurcz, czybym robia si odwana? - Nic nam to nie da, e oboje bdziemy siedzie w zamkniciu. Poza znalezieniem i powstrzymaniem zabjcy mam jeszcze jeden cel. Zmarszczyam brwi. Lubiam go, ale jeli poprosi, ebym pomoga mu zaatwi Agencj, bd musiaa odmwi. Jasne, e MANIP bya organizacj dalek od ideau, ale robia sporo dobrego. Moim zdaniem wiat by znacznie bezpieczniejszym miejscem bez wolnych wampirw, wiedm i caej reszty ohydnych stworw z bajek, wysysajcych krew i poerajcych ciao. - Co to za cel? - Chciabym ci std wycign. - Chciae powiedzie, e chcesz, ebym to ja ci std wycigna? Wzi mnie za rk. Znowu! Lubiam to. Bardzo.

- Nie. Chciaem powiedzie, e postanowiem wycign std ciebie. Twoje ycie nie powinno tak wyglda. Zasugujesz na co wicej. Chociaby na szafk. - I prawo jazdy? - Nie zapdzajmy si. Umiechnam si. Strasznie chciaam si std wydosta i y prawdziwym yciem (czymkolwiek ono byo, ju nie miaam zamiaru udawa, e wiem). Ale nie przypuszczaam, eby kiedykolwiek miao to nastpi. Skoro zostaam zaklasyfikowana jako paranormalny, Agencja miaa nade mn peni wadzy. Co oznaczao, e nie mogam std odej z dwutygodniowym wypowiedzeniem. Mj komunikator zapiszcza, wyjam go woln rk. Nie chciaam puszcza doni Lenda, jego skra bya najbardziej niesamowit rzecz na wiecie. Ciepa, idealnie gadka, delikatna i mikka. Nie mwic ju o tym przyjemnym dreszczu, ktry czuam, a ktry nie mia nic wsplnego z paranormalnoci. Spojrzaam na ekran. Lish. - Co si stao? - Przyjd do Centrali. Mamy problem. Raquel wrcia, rada nadzorcza jest w drodze. Lepiej, eby nie zastali ci u Lenda. - Dobra, ju wychodz. Dziki, Lish. - Zaczepiam komunikator na pasku. Lish zawsze si o mnie troszczya. -Co si dzieje. Raquel i kilka grubych ryb jest w drodze do Centrum, chyba nie powinnam tu by. cisn szybko moj do - moje serce zatuko si radonie w piersi - i dopiero wtedy j puci. - Zobaczymy si pniej. Pobiegam do Centrali. Lish wygldaa na spanikowan.

- Co si dzieje? - spytaam. Jej wyraz twarzy wyranie wiadczy o tym, e stao si co strasznego. - Centrum Siedzenia i Lokalizacji w Birmingham w Anglii zostao dzi zaatakowane. - Jak to, zaatakowane? Co chcesz przez to powiedzie? - Zginli wszyscy paranormalni. - To zdanie, wygoszone beznamitnym gosem komputera, byo tak niesamowite i potworne, e nie wiedziaam, jak zareagowa. - Czy to... Czy to byo to samo? - Tak. Paranormalni nie yj. Nie ma adnych ladw uycia broni ani niczego innego, co mogoby ich zabi. - Kto co widzia? - Nie. To may orodek. aden czowiek nic nie wiedzia. Czyli morderca nie polowa na ludzi. To ju byo co... Poczuam ulg, dopki nie przypomniaam sobie, e nie jestem do koca czowiekiem. Niezbyt pocieszajce. - Co jeszcze? - Nic wicej nie wiem. Pewnie bdziemy musieli przeprowadzi operacj zamknicia. - Co to znaczy? Odpowiedziaa dopiero po chwili. Przygldaam si, jak jej oczy ledz rne monitory, sowo daj, wykonywaa prac dwudziestu ludzi. - Ze wszyscy nasi wsppracownicy, ktrzy s teraz w terenie, i ci przebywajcy w filiach musz zosta cignici do Centrum. Kiedy wszyscy bd ju bezpieczni, zamkniemy si. Nikt nie bdzie mg wyj ani wej. - O rany! - To brzmiao powanie. -1 kiedy to nastpi? - Powinnimy by gotowi w cigu dwch godzin. Trzeba przyzna, e jak na agencj typu rzdowego byli bardzo efektywni. - A jak dugo to potrwa?

- Dopki nie zyskamy pewnoci, e niebezpieczestwo mino. - Czyli dugo. - Nie wiadomo. Spywaj nowe informacje, musz do nich wrci. - Spojrzaa w bok, koncentrujc si na jednym z ekranw. Tak bym chciaa, eby Lish nie bya uwiziona za szkem! Bya moj przyjacik, ale czasem wydawaa si taka niedostpna. Odwrciam si w stron pustej ciany, na ktrej pojawi si lnicy zarys drzwi. Wysza z nich Raquel z elfem. Ciekawe, kiedy zjawi si tu rada nadzorcza? Widziaam ju wczeniej kilku z nich, gdy MANIP dopiero powstawaa, ale nie pamitaam zbyt wiele, gwnie duo gaskania po gowie. Nienawidziam tego. Raquel wygldaa, jakby w cigu ostatnich kilku dni postarzaa si o dziesi lat. - Rozpoczynamy procedur zamknicia - oznajmia, nie zaszczycajc Lish nawet skinieniem gowy. Nawet nie spytaa, co sycha ani, na przykad, jaka jest dzisiaj woda. - Procedura zamknicia rozpoczta. - Lish poruszya rkami, jej ruchy byy szybkie i precyzyjne. - Wezwij pozostae elfy - polecia Raquel elfowi, ktry j tu przyprowadzi. Wyranie zy, otworzy kolejne drzwi i znikn. Wtedy Raquel wreszcie mnie zauwaya. - Och, Evie. Dobrze, e jeste, musimy porozmawia. - Owszem, musimy. - Ale nim rozpoczam przemow, ktr przygotowywaam sobie od chwili, gdy postanowiam stan w obronie Lenda, na cianie pojawia si duga linia olepiajcego wiata i z ciemnoci zaczy wychodzi elfy. Wicej ni kiedykolwiek widziaam. Nawet nie przypuszczaam, e Agencja ma ich a tylu. Byo ich ze sto.

Poczuam si przytoczona. Pojedynczy elf by oszaamiajco pikny. Setka bya niczym fala przypywu - niesamowita i nieuchronna. Z trudem udao mi si skoncentrowa na tym, co Raquel do nich mwia. Jednak mimo tego przecienia zauwayam co, czego nie widziaam nigdy przedtem. Ubrania elfw przypominaj nasze, sprawiaj jednak wraenie starszych, s zarazem bardziej wyrafinowane i prostsze. Wielu elfw pci mskiej miao rozpit koszul i obnaony tors (co ciekawe, nie byo wida adnych sutkw czy ppkw). Elfy zawsze wieciy si delikatnie, ale teraz zauwayam, e plama wiata koncentruje si tam, gdzie powinno by serce. To nie rzucao si w oczy, ale jednak byo widoczne. Miaam tylko nadziej, e nie ma to nic wsplnego z moim wieccym si sercem. A potem spojrzaam na ich twarze. Wikszo bya standardowo znudzona i zirytowana; jednak kilka elfw (stay razem) miao szelmowskie iskierki w oczach, jakby to wszystko strasznie ich bawio. Zaniepokoio mnie to. Jeli co jest zabawne dla elfa, na pewno nie oznacza to nic dobrego. W kocu mj wzrok pad na Retha. Nie sta z t grup, ale umiecha si najszerzej. Chciaam std wyj, przez te wszystkie elfy krcio mi si w gowie. Usiujc zignorowa natrtny wzrok Retha, czekaam, a Raquel skoczy wydawa instrukcje i elfy opuszcz Central, wyruszajc po przyporzdkowane do siebie grupy. - Raquel, musimy porozmawia - odezwaam si. Odwrcia si do mnie, miaa spity wyraz twarzy. - Tak. Musisz powiedzie mi wszystko, co wiesz o Lendzie. - Dlaczego?

- Poniewa zaraz bdzie tu rada nadzorcza, a Lend jest naszym jedynym powizaniem z tym, co si dzieje. - Idiotyzm! Mwisz tak, jakby by w to zamieszany, a on moe nam pomc! - Obawiam si, e postrzegamy to inaczej. Co ci powiedzia? Skrzyowaam rce na piersi i spojrzaam na ni twardo. - Dlaczego mylisz, e powiedzia mi cokolwiek? A jeli nawet, dlaczego miaabym ci to powtrzy? Jej gos zabrzmia pasko i gronie: - Dlatego e to twoja praca. - Praca? Mam szesnacie lat! Wcale tego nie chciaam! I z jakiej racji mog wszdzie chodzi bez bransoletki, a Lend nie moe nawet wyj z celi? Gdyby si go tak nie baa, gdyby go wypucia, moglibymy wsppracowa z nim i z jego grup, moglibymy dowiedzie si, co si dzieje! - Dobrze wiesz, e nie moemy tego zrobi. Wypuszczanie paranormalnych bez zaobrczkowania jest niezgodne ze statutem. - Co w takim razie ze mn? Dlaczego Lenda z automatu traktujesz jak wroga, tylko dlatego e jest nieznanym paranormalnym, a mnie nie, chocia jestem cholernym poziomem sidmym? Jej twarz zagodniaa. - Prosz, nie rb tego. Nie teraz. Dugo i ciko pracowaam, eby rada nadzorcza postrzegaa ci nie jako paranormaln, lecz jak zwyk dziewczyn, ktra potrafi robi co niezwykego. Nie moemy pomc Lendowi, kochanie, nie teraz. Do moich oczu napyny zy zoci. - Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem twoj crk! Jestem pracownikiem! Ciemne oczy Raquel rozszerzy bl, jej twarz skamieniaa.

- Jeli nie moesz nam pomc w sprawie Lenda, pozosta w swoim mieszkaniu. Zamiaam si nieprzyjemnie. - O, wietnie, teraz dajesz mi szlaban! Nie wierzyam we wasn gupot. Jak mogam wyobraa sobie, e Raquel jest moj mam? Cokolwiek robia, zawsze pozostawaa profesjonalistk. Nie bya moj rodzin. Wok narasta haas, elfy przyprowadzay coraz to nowych paranormalnych. Wilkoaki z ochrony kryy wok, prbujc zaprowadzi porzdek i ustawi wszystkich w szeregu przed akwarium Lish. Raquel westchna. - Najlepiej bdzie, jeli pjdziesz do swojego pokoju. Nie powinna tu by, gdy zjawi si rada nadzorcza, a to moe si sta w kadej chwili. Ju miaam wygosi cit ripost, gdy rozleg si krzyk. - Nie! - wrzasn wampir, wyrywajc si jednemu ze stranikw. - Tylko nie tutaj! Ju ta bransoletka jest koszmarem, nie bd szczurem w waszym laboratorium! Osupiaa uwiadomiam sobie, e to by Steve. Czuam si tak, jakby od czasu naszego spotkania na cmentarzu miny cae wieki. - Jaki problem? - spytaa Raquel, podchodzc bliej. -Troch cierpliwoci, wszystkimi si zajmiemy i wszystkich rozlokujemy. Steve spojrza na ni, w jego oczach pojawi si bysk rozpaczy i szalestwa. - Prdzej umr - wyszepta i nim ktokolwiek zdy zareagowa, skoczy do przodu, do szyi Raquel. Krzyknam, gdy j ugryz. Nikt si nie poruszy. - Zrbcie co! - zawoaam, wycigajc paralizator. Ale to ju nie byo potrzebne. Steve'a odrzucio od jej szyi

i na jego twarzy pojawi si wyraz... spokoju? Bransoletka wstrzykna wod wicon. Iluzja znikna i po kilku sekundach na pododze leay ju tylko zwoki, nienaturalne ycie odeszo. Wszyscy patrzyli wstrznici na martwego nieumarego Steve'a. Raquel przyciskaa rk do szyi, usiujc zatamowa krwawienie. Bya blada i wystraszona. - Raquel! - Podbiegam do niej, pooyam jej rce na ramionach. A jeli on j zabi?! A jeli te zoliwoci byy ostatnimi sowami, jakie do niej powiedziaam? - Wszystko w porzdku? Mylaam... tak si wystraszyam... Kolejny rozbysk wiata i do Centrali weszo piciu czonkw rady nadzorczej. Raquel wyprostowaa si i zdja moje rce ze swoich ramion. Gdy odwrcia si do przybyych, jej twarz bya obojtn mask. Opuciam rce, zdruzgotana odrzuceniem. Raquel posza wita nadzorcw, zostawiajc mnie wrd paranormalnych. Zdaje si, e wanie tu byo moje miejsce.

0,bip Dwa dni pniej czuam, e zaraz zwariuj. Wszyscy biegali zdenerwowani, Centrum byo zapchane do granic moliwoci, a na domiar zego zbliaa si penia. Poniewa wilkoaki stanowiy wikszo si zbrojnych MANIP, w czasie peni ksiyca zawsze redukowalimy liczb obecnych w Centrum paranormalnych do absolutnego minimum. Jutro w nocy wikszo naszej ochrony bdzie nieprzytomna, a wszyscy czonkowie MANIP s zamknici w Centrum. To oznacza, e bdzie tu caa masa istot, z ktrymi czowiek nie chciaby si spotka noc w ciemnej ulicy. No, chyba e jest mn i to jest jego praca. Cho, szczerze powiedziawszy, ja rwnie nie chciaam ich spotyka. Sfrustrowana i pena obaw, woyam ciemnoszar sukienk z wizaniem kopertowym i rowe botki. Przez cay ten obd nie mogam zobaczy si z Lendem i postanowiam, e choby nie wiem co, dzi go odwiedz. Wziam ze sob ciastka i wyszam. Zwykle krcc si po Centrum, natrafiaam najwyej na jedn czy dwie osoby, jeli w ogle. Dzisiaj, gdziekolwiek poszam, napotykaam wilkoaki, ludzi noszcych co w klatkach, zaaferowanych asystentw, no i wampiry. Po

incydencie ze Steve'em wolaam ich unika. Po pierwsze, nie przepadali za mn, po drugie, wszyscy mieli nerwy napite do granic moliwoci. Nie chciaam, eby moja krew doprowadzia do czyjego samobjstwa. Prbowaam odwiedzi Lish, ale Centrala wygldaa dosownie jak zoo. Gdy tam zajrzaam, uwiadomiam sobie, z jak nielicznymi paranormalnymi miaam zazwyczaj do czynienia. Wielu z tych istot nigdy przedtem nie widziaam! Zrezygnowaam z przebicia si przez ten tum i poszam do aresztu. Tu panowa spokj, cho wikszo cel bya zajta. Nie mogc si powstrzyma, zagldaam przez otwarte drzwi. Widok by przygnbiajcy. Wszyscy paranormalni siedzieli bez ruchu na kach, kompletnie zaamani. Gdy doszam do celi Lenda, korytarz by pusty, byskawicznie wpadam do rodka. - Co si dzieje? - zapyta, podrywajc si. - Szalestwo, totalne zamknicie. Ta istota zaatakowaa nasz orodek w Birmingham. Masakra. cignli wszystkich, nikt nie moe wej ani wyj, dopki si z tym nie rozprawi. - C, przynajmniej MANIP chroni tych paranormalnych, ktrych zna. To ju co. - Te tak myl. - Miaem goci tej nocy - powiedzia. Dopiero teraz zauwayam, e znowu nosi" tego czarnego przystojniaka. Byam tak skupiona na jego prawdziwym wygldzie, e ledwie rejestrowaam, co jest na zewntrz. - O, z rady nadzorczej? - Uhm... Rany, gdybym sta na czele tak gigantycznej, tajnej midzynarodowej organizacji, wybrabym sobie lepsz nazw ni rada nadzorcza! Zamiaam si.

- Nie artuj. Wszystko w porzdku? - Jasne. Zadawali mi dziesitki pyta, nie odpowiedziaem na adne. To byo bardzo produktywne. Skinam ponuro gow. - Raquel i ja miaymy... starcie. Chodzio o ciebie. Od tamtej pory si nie widziaymy, nie pozwolia mi pogada z nadzorcami. - Wyjam ciastka. - Pomylaam, e moe masz ochot na co sodkiego. Przynajmniej tyle mog dla ciebie zrobi. - Dziki. - Wzi je ode mnie i pooy na ku. Stalimy naprzeciwko siebie, panowaa niezrczna cisza. - Lepiej ju pjd - stwierdziam. - Nie chc wpakowa nas w kopoty. - Racja - przytakn, ale wyglda na rozczarowanego. Pod wpywem impulsu pochyliam si i pocaowaam go w policzek. Gdy si odsunam, spostrzegam, e si umiecha. - Do zobaczenia. - Wyszam zaczerwieniona. Miaam wraenie, e nie stpam po ziemi, lecz unosz si w powietrzu ze szczcia. Udao mi si zobaczy z Lish nastpnego ranka. Wszyscy w Centrali byli podenerwowani, wymieniali plotki na korytarzach, gdy biegali tam i powrotem. Lish bya w swoim ywiole, przesuwajc si midzy ekranami i wydajc polecenia stojcym przed ni ludziom i paranormalnym. - Hej, co si dzieje? - Zbliyam si do szyby, ignorujc kolejk czekajcych. - Sporo. Rozdzielam obowizki wilkoakw, przecie wszystkie bd nieprzytomne tej nocy. No i mamy problem ze znalezieniem staych kwater dla wszystkich. - Moe pooy wilkoaki w sali gimnastycznej? To zwolnioby troch przestrzeni przynajmniej na t noc. - Sala

gimnastyczna bya ogromnym pomieszczeniem, w ktrym mogli si wybiega najbardziej nabuzowani paranormalni. Lish popatrzya na mnie i umiechna si oczami. - wietny pomys. Dziki! - Wrcia do swoich ekranw. Na pocztku kolejki sta wampir, ktrego nie znaam. Jego iluzj by nastolatek, zabjczo przystojny z ciemnymi wosami i przejrzycie niebieskimi oczami. Umiechn si do mnie swoim najlepszym wabicym umiechem. - Cze. Prbowa uy wobec mnie swoich mentalnych sztuczek! Wampiry s w stanie kontrolowa umys czowieka; oddziauj na swoj ofiar, wzmacniajc te uczucia, ktrych doznaje. Jeli si bae, sprawi, e bdziesz przeraony. Jeli czujesz pocig, sprawi, e bdziesz totalnie napalony. Na nieszczcie dla tego konkretnego wampira, mogam przejrze go na wskro, a do zwok pod spodem. O, tak, maa, ale ciacho! Wybuchnam miechem. - Bez szans. Popatrzy na mnie uraony. - O co ci chodzi? - Wol chopakw z pulsem. Lish, daj zna, jeli cokolwiek znajdziesz. Zajrz tu pniej. - Spojrzaa na mnie i pomachaa mi rk. Brakowao mi jej. Fajnie bdzie znw spdzi razem troch czasu, gdy cay ten baagan wreszcie si skoczy. Gdy zapiszcza mj komunikator, zdziwiam si. Wiadomo od Raquel. Ju miaam j zignorowa, ale uznaam, e z braku lepszego zajcia mog zajrze do jej gabinetu. Spojrzaa na mnie znad biurka. Na ustach miaa spity umiech, pod oczami ciemne krgi, z koka wysuway si pasma wosw. To byo co nowego.

- Dzikuj, e przysza, Evelyn. Wzruszyam ramionami. Ju miaam wspomnie, e przecie nie mam wyboru, jednak banda na jej szyi sprawi, e si powstrzymaam. Co za szczcie, e ugryzienie nie zdoao jej przemieni. - Wiem, e ostatnie dni byy bardzo stresujce i e byo ci ciko. Pomylaam, e gdy to wszystko si skoczy, zabior ci na wakacje. Tego si nie spodziewaam. - Naprawd, prawdziwe wakacje? e spdzamy noc gdzie indziej, chodzimy albo pimy, albo po prostu spdzamy razem czas w cigu dnia? Umiechna si. - Tak, prawdziwe wakacje. Gdzie tylko zechcesz. Och, byo tyle moliwoci... Nie mogam powstrzyma umiechu. Oczywicie midzy mn a Raquel nadal nie wszystko byo w porzdku, ale z jej strony to by wielki gest. Chyba do tej pory nigdy nie braa wolnego, w kadym razie ja tego nie pamitaam. - Wedug mnie to niezy pomys... - Nawet wicej ni niezy! Tylko my dwie w jakim cudownym, ciepym miejscu. Prawie jak rodzina. - To wietnie. A teraz mam mnstwo papierkowej roboty i kilka rozmw do przeprowadzenia. - A, no tak, pewnie... - Nie wiem, czego si spodziewaam, ale czuam si troch rozczarowana. Nie rozmawiaymy o niczym powanym, o niczym, co powinno zosta omwione. Ja chciaam pomc w Centrum, a Raquel pewnie chciaa trzyma mnie z dala od rady nadzorczej po tamtym moim wybuchu. A ju na pewno nie chciaa rozmawia o Lendzie. Sprbowaam przelizn si do Lenda, ale korytarz by wypeniony wilkoakami, ktre upewniay si, e wszystko

gra - niedugo miay straci przytomno. Zrozumiaam, e musz sprbowa pniej i mj humor wyranie si zepsu. Na szczcie tego wieczoru lecia Easton Heights, wprawdzie tylko powtrka, ale zawsze. Woyam czarne legginsy i podkoszulk bez rkaww, podkrciam ogrzewanie z dwudziestu dziewiciu do trzydziestu czterech stopni (po co czeka na wakacje w tropikach?) i zatopiam si w kanapie. Czuam, e si rozgrzewam. Gdy zacz si serial, zahucza wideofon. Lish. - Co jest? - spytaam, usiujc nie panikowa. Chyba nic zego si nie stao... - Nadaj dzi Easton Heights, prawda? - Tak, ale mylaam, e nie masz czasu. - Wszystkie wilkoaki s odizolowane, reszta Centrum zostaa zabezpieczona. Nie mog si doczeka, kogo Lan-don pocauje w tym tygodniu. - Ja te. - Zamiaam si i odwrciam wideofon w stron telewizora. To nie byo tak samo fajne, jak siedzenie w jednym pokoju, ale blisko. No i mogam sobie wyobraa, e Lend siedzi obok na kanapie i trzyma mnie za rk. Przypomniaam sobie wszystkie te chwile, gdy trzymalimy si za rce, zastanawiajc si, czy mona je uzna za prawdziwe trzymanie si za rce. Bardzo tego chciaam, ale wychodzio mi, e zawsze chodzio o pocieszanie, e nie byo to takie zwyczajne: hej, lubi ci, chc siedzie obok ciebie i trzyma ci za rk, poniewa dotykanie ci sprawia mi przyjemno. Mniej wicej w poowie odcinka Lish odezwaa si nagle: - Co to, bip, jest? - Co? - spytaam, odwracajc monitor do mnie. - Mam sygna o piciu nowych bransoletkach, pojawi si nagle na ekranie lokalizatora. - Bez sensu... - Piciu nowych zatrzymanych?

Skina gow, marszczc brwi. Potem, nie przerywajc poczenia ze mn, skontaktowaa si z Raquel. - Raquel, mam pi nowych bransoletek ledzcych. - Co? - Wanie aktywowano pi nowych bransoletek ledzcych. - Jak? Kto? - Nie wiem. Aktywacja nie jest kompletna, brak danych. Wszystkie w tym samym miejscu, na przedmieciach Parya. Wysa kogo, eby to sprawdzi? - Nie, nie moemy ryzykowa. Albo tak, wylij elfa. Powiedz, eby tylko sprawdzi, co si stao, i zaraz potem wrci. - Jeszcze jakie instrukcje? - Nie. No chyba e jest to jaki pracownik, ktry nie wrci na czas, wtedy niech go sprowadzi. - Dobrze, wyl elfa. Lish spojrzaa w gr, spostrzegajc, e cigle ma poczenie ze mn. - Przepraszam, Evie, musz spada. - Pewnie. - Rozczyam si. Ale nie mogam si ju skupi n serialu, mylaam o tym, co wanie podsuchaam. To byo dziwne. Kto mg by teraz na akcji? Wszyscy zostali cignici... A moe kto jakim cudem to przegapi i uy bransoletek, eby si z^iami skontaktowa? Ale jak to moliwe, przecie Agencja bya bardzo efektywna! I wtedy co sobie przypomniaam. Nad stawem, gdzie ja i Jacques szukalimy wiedmy, zostawiam torb z bransoletkami ledzcymi. Picioma bransoletkami.

Nie jest dobrze Prbowaam znowu poczy si z Lish przez wideofon, ale linia bya zajta. Wcigajc but, wystukaam numer Raquel na komunikatorze. Zaklam, jej numer te by zajty. Wcignam drugi but, omal nie przewracajc si w popiechu, zapaam Tasey i n. Runam na korytarz i zaczam biec, modlc si, eby moje domysy okazay si bdne, eby to by jedynie zbieg okolicznoci. aden alarm jeszcze si nie wczy, czyli wszystko byo w porzdku. Musiao by w porzdku. Skrcajc za rg do Centrali, poliznam si i poleciaam w bok, uderzajc ramieniem w cian. Na pododze bya woda, legginsy natychmiast przemiky. Co byo strasznie nie w porzdku! Zmusiam si, eby pj dalej. Oddychajc z trudem, przebiegam jeszcze kilka krokw, omal znw si nie potykajc. Otworzyam przesuwane drzwi. - Nie - szepnam. Byam w szoku, wydawao mi si, e wszystko wok mnie zwolnio, znikno, zatrzymao si. Wiedziaam, e powinnam pj dalej, ale moje ciao odmwio posuszestwa. Jedyne, co mogam zrobi, to patrze na dziur w cianie akwarium Lish. Na samym dnie byo troch wody i w niej, tu obok dziury, leaa Alisha.

Nie, nie. Ona nie moga by martwa. Nie moga! Bya wieczna, bya moj przyjacik! To niemoliwe, eby jej zabrako! Na pewno to tylko jaka rana. Musz po prostu przynie jej wicej wody... Podbiegam do syreny. - Lish! Ju dobrze, dobrze, jestem tu, pomog ci! - Weszam przez dziur i, rozchlapujc wod, podbiegam do Lish. Jej oczy, jej pikne oczy byy otwarte, przezroczyste powieki opuszczone do poowy. Nie ruszaa si, a na jej piersi widnia lad zotego, gasncego powoli pomienia. -Lish! Padam na kolana, podnoszc j i tulc w ramionach. Nie moga odej, nie moga! Pogaskaam jej rk, bona midzy jej palcami bya delikatniejsza, ni przypuszczaam. Opalizujce uski si mieniy. Nie ruszaa si. Nie moga. Lish, moja Lish nie ya. Przeze mnie, a ja nie mogam ju nic zrobi. Zostawiam bransoletki ledzce, ktre stay si przynt, to przeze mnie morderca si tu dosta. Pochyliam si i pocaowaam j w czoo. - Przepraszam - powiedziaam, mj gos przeszed w szloch. Dygotaam. Byam caa mokra, ale nie chciaam si std rusza, chciaam tu zosta ju na zawsze. Jeli tu zostan, jeli nie pozwol jej odej, ona nie odejdzie tak naprawd. Zmieniam pozycj i krzyknam cicho, gdy co ostrego i twardego przeszo przez legginsy i wbio si w moje udo. Woda zabarwia si na czerwono. To wystarczyo, eby wyrwa mnie z odrtwienia. Pocaowaam Lish jeszcze raz i pooyam j delikatnie. A potem wstaam i, krzywic si, wyjam odamek szka z uda. Morderca ju tu by. Wyszam z akwarium i podeszam do ciany, gdzie by przycisk alarmowy. Rozbiam okciem

szklan oson i wcisnam go. wiata nad moj gow zapony janiej, rozbysy wiata stroboskopowe, usyszaam przeraliwie gony alarm. Raquel... Musiaam jej powiedzie. Wyjam komunikator i wcisnam numer, jednoczenie biegnc do jej gabinetu. - Co si stao? - spytaa. - Prbuj poczy si z Lish, nie wiemy, co ma znaczy ten alarm. - Lish nie yje. - Zaszlochaam, nie przestajc biec. -To ju tu jest. Ju tu jest. Zapanowaa cisza, ktra trwaa chyba wieki. - Niech nam niebiosa dopomog - szepna Raquel, a potem szybko dodaa: - Spotkajmy si przy punkcie transportowym. Zawiadomi cay personel. To nie zabija ludzi, musimy si std wydosta. Zmieniam kierunek i ju zaczam biec w stron transportu, gdy nagle si zatrzymaam. - A co z paranormalnymi? Co z Lendem? - Nie ma czasu, id do transportu! Zawahaam si. Wszystko we mnie krzyczao, eby biec, wydosta si std! mier ju sza tymi korytarzami, musiaam ucieka! - Nie - szepnam, wyczajc komunikator i zawrciam, biegnc teraz do celi Lenda. By w puapce, kompletnie bezbronny, tak samo jak Lish. Och, Lish... Nikt nie zasuguje na tak mier. Wanie przebiegaam obok sali gimnastycznej, gdy znw stanam jak wryta. Tu znajdowaa si ponad setka picych wilkoakw. Bya tu Charlotte, Jacques... Jacques te powinien tam by. Zrobio mi si niedobrze. Nie mogam ich obudzi, nie mogam powiedzie, eby uciekali, nie mogam ich wynie... Co mogam zrobi? Nagle doznaam olnienia.

- Denfehlath! - krzyknam. Po kilku sekundach w cianie otworzyy si drzwi i wysza z nich Fehl. Jej czerwone oczy pony podnieceniem. - Uratuj paranormalnych, zaczynajc od wilkoakw -wydaam rozkaz. Jej umiech znik. - Co?! - wysyczaa. - Zacznij od razu. Masz mnstwo picych cia do przeniesienia. Rzucia mi mordercze spojrzenie i, dygoczc z wciekoci, wesza do sali gimnastycznej. Nie moga nie posucha. Gdy drzwi sali zamkny si za ni, przyoyam do do pytki i trzymaam j tam przez pitnacie sekund. Pytka zrobia si czerwona, wpisaam kombinacj, blokujc drzwi. Z bocznego korytarza wyszy dwa wampiry. - Co si dzieje? - zapyta Vlad. By z nim ten chopak, ktry ostatnio prbowa mnie poderwa. - Musicie si ukry! To ju tu jest! Na kocu korytarza rozbyso wiato, zza rogu wyonia si jaka posta. wiecia si zotym ogniem, ponc tak jasno, e jej obraz wyry si na siatkwce moich oczu. Sza w nasz stron, pikna i straszna, niczym wcielone soce. - Uciekajcie! - wrzasnam do wampirw, ale nie zareagowali. Jak mogli nie widzie tego wiata?! Odwrcili si w stron tej istoty w chwili, gdy do nich dotara. aden z nich nie wyglda na wystraszonego. - Uciekajcie! - zawoaam znowu. Istota uniosa gow, odwracajc si do mnie, jednoczenie podniosa obie rce i pooya je na piersiach wampirw. Patrzyam przeraona, jak wampiry nieruchomiej, na uamek sekundy ponc jasnym wiatem, a potem, zupenie jakby kto wyczy to, co byo w rodku, lnienie zgaso

i wampiry upady bezwadnie na podog. Teraz wida byo ju tylko wyschnite zwoki. Nie mogam si poruszy. Istota odwrcia si do mnie, dzielio nas najwyej pi metrw. Moje oczy zaczy zawi. Bya tak niesamowicie jasna... Suna w moj stron. W mojej krtani narasta krzyk, pewnie ostatni w yciu. Nie mogam dojrze jej rysw, gdy znalaza si dwa metry ode mnie, wszystko zlewao si w czyste lnienie wiata i ciepa. - Uwielbiam te kozaki - usyszaam wesoy, kobiecy gos. Odwrciam si i zaczam biec, tak szybko, jak tylko mogam, spodziewajc si, e ona zaraz wyssie ze mnie ycie. Odwrciam si. Podaa za mn. Przynajmniej nie sza do sali gimnastycznej... Wypadam na korytarz i skoczyam do drzwi, otworzyam je i pobiegam do drzwi na drugim kocu. Byam ju blisko celi Lenda... Jeli zdoam go uwolni, dosta si do punktu transportowego, bdziemy mogli uciec... W punkcie transportowym czekay elfy - na tym opiera si plan ewakuacji. Z rozpdu omal nie ominam jego drzwi, wyhamowaam gwatownie i wpadam do celi. Sta na rodku. Wyglda na zaniepokojonego. - Jest tutaj! - zawoaam. - Jest tu, w budynku, musimy ucieka, ju! - Nie mog! - Wskaza na swoj kostk. - Id beze mnie, szybko! Przyklkam obok jego nogi, zapaam bransoletk. To miao by moje ostatnie dziaanie jako czonka MANIP - to, co wanie chciaam zrobi, skazywao mnie na bezterminowe wizienie. Przyoyam kciuk porodku jego bransoletki, dzikujc wszystkim bstwom, jakie przychodziy mi do gowy, e to ja j zaoyam. Dziki temu teraz mogam j

zdj. Tyle e zostanie to zarejestrowane w systemie komputerowym, pitnujc mnie jako zdrajc. - Co ty robisz? - Nie ruszaj si. - Skoncentrowaam si, usiujc trzyma rk nieruchomo. Po dwudziestu sekundach zapono zielone wiateko. Pochyliam si i dmuchnam na nie delikatnie, wiato zrobio si czerwone i rozleg si cichy syk, gdy czujniki si wycofay. Rozpiam bransoletk. - Chod! - Zapaam go za rk, wciskajc bransoletk do kieszeni. - Musimy dosta si do transportu! Wybieglimy na korytarz, skrcilimy... Ale ona ju tam bya, wanie sza w nasz stron. - Nie, nie, nie... - wyszeptaam. - Co? - spyta Lend, rozgldajc si. - O kurcz, ale dziwne... - Biegnij! - Wrzasnam, apic go za rk i biegnc w kierunku przeciwnym do poncej kobiety, przeciwnym do punktu transportowego. Rozpaczliwie szukaam innych drg ucieczki. - Kto to by? - Kto to by? Zwariowae? To bya ona. Morderca, Wysysacz ycia! - Co? - Co z tob, nie widziae pomieni? - zawoaam, skrcajc za rg. Lend chyba musia by w szoku. Wybraam z drog, dotarlimy do lepego zauka. Evie, ona nie pona! - Bya tak jasna, e prawie wypalio mi oczy! - Ze zoci walnam pici w cian. - Chodmy tdy... Bieglimy przez przejcie czce korytarze. Wszystkie korytarze w Centrum wyglday dokadnie tak samo. Doskonay rozkad pomieszcze, idealny, by si zgubi i zosta

uwizionym. Znaam tu kady zakamarek, ale teraz byam spanikowana i wszystko mi si pokrcio. Znalelimy si na kolejnym korytarzu. Zatrzymalimy si. Na pododze leay cztery ciaa. - Tdy - szepnam, nie mogc oderwa wzroku od trupw. Otworzyam drzwi, eby pobiec na skrty, wypadlimy na korytarz, tym razem pusty, ale to te by lepy zauek. Z przeraeniem zrozumiaam, e nie mam pojcia, gdzie jestemy. - Moe jedno z tych pomieszcze dokd prowadzi. -Otwieraam kolejne drzwi, szukajc przejcia, ale to byy magazyny. - Z powrotem, z powrotem! - Walczyam ze szlochem. Otworzyam kolejne drzwi, przebieglimy przez pokj i wybieglimy na korytarz. Bya tam. - A wic tu jeste. - Syszaam miech w jej gosie. W jej szokujco normalnym, przyjemnym gosie. Wrzasnam, wcigajc Lenda do pokoju i czekajc, a drzwi si zablokuj. Wybieglimy przez kolejne i wypadlimy na niewielki korytarz, drzwi za nami te zablokowaam. - To jej nie zatrzyma... - Na pewno zdoa przenikn przez te drzwi. Nie zostay zaprojektowane do stawiania oporu ogniowi. - Evie, jeste pewna, e to ona? - spyta Lend, stropiony i zdyszany. - Tak! Co z tob? - Wygldaa najzupeniej normalnie - odpar po duszej chwili. - Jak czowiek. Jak... - Zawaha si. Jak ty.

Czyme jest nazwa? Jak to wyglda jak ja? - zapytaam. - Przecie stoi w ogniu! - Ja tego nie widz. Musi pon pod iluzj czy czym takim, bo nic nie widz. - Poka mi, jak ona wyglda. Posta Lenda zafalowaa, kurczc si o kilka centymetrw. Nie wierzyam wasnym oczom. Ta dziewczyna miaa krtkie, jasne wosy, adn twarz i budow ciaa podobn do mojej. Wygldaa na starsz o kilka lat. I miaa tak jasne szare oczy, e Lend nie potrafi dokadnie ich odda. - Te same oczy... - powiedzia agodnie jej gosem. - To jest... ja nie... Czym ona jest? Dlaczego stoi w ogniu? Jarzy si i ponie jak... - Spojrzaam w d i podcignam rkaw. - Jak to. - Pokazaam, wpatrujc si w pomienie pod moj skr. - Tylko milion razy bardziej. - Pynne pomienie skrywaj jej bole..." - zacytowa Lend gosem poncej dziewczyny. - Owszem i pasuje do niej ten kawaek o mierci... Musi by jakie wyjcie... - Gdybym poczya si z Raquel, poprosiabym, eby wysaa pomoc. Komunikator zapon sabo, a potem wywietli informacj, e Raquel jest niedostpna. - Nie mog wezwa Fehl, kazaam jej ratowa

wilkoaki, wszystkie s upione, ma mao czasu, eby je przenie - Nie mogam ryzykowa ich ycia, by uratowa moje. Bya ju tylko jedna moliwo... Pokrciam gow, nie chcc tego zaakceptowa. - Czy to nie ekscytujce? - usyszaam z tyu gos Re-tha i odwrciam si gwatownie. No prosz, o wilku mowa! Opar si o cian z triumfujc min. - Uwielbiam mie spotkania! - Spojrza na Lenda i pomacha do niego rk, a potem zmarszczy brwi. - To nie ona! Ale podobiestwo! - Skd wiesz? - spytaam. - Spotkalimy si ju. Wspaniaa dziewczyna. Bardzo mia. - To ty... ty j wpucie! - Kazali mi pj i zobaczy, co si stao. Nie mwili, ebym nikogo ze sob nie przyprowadza. A ona tak adnie prosia. Pokrciam gow z niedowierzaniem, czuam, e ogarnia mnie wcieko. Tak si wanie koczy mylenie, e mona kontrolowa elfy. Moja przyjacika zapacia za to najwysz cen. - Zabij ci! - zawoaam, oczy pieky od ez wciekoci. Reth westchn. - Doprawdy, po co ten melodramat... Bdzie wystarczajco dramatycznie, gdy ona przejdzie przez te drzwi. Obejrzaam si nerwowo. Nie wiedziaam, jak moc ma ponca dziewczyna, poza tym e wysysa ycie z niemiertelnych, ale wolaam tego nie sprawdza. - Sprawdz jeszcze raz drzwi - powiedziaam do Lenda. Ten skin gow, zamigota i wrci do swojej zwykej postaci. - Pamitam ci... - rzek do niego Reth. - Jeli Evelyn umrze, to bdzie twoja wina, e nam przerwae.

- Zamknij si! - Wybiegam na korytarz i otwieraam wszystkie drzwi po kolei, szukajc wyjcia. Mam do twoich gupich zagadek! - To nie jest zagadka. Nie wypeniem ci, a obawiam si, e nasza nowa przyjacika jest nieco impulsywna. Nie wiem, co moe zrobi, jest znacznie silniejsza ni ty. Szkoda. Dawaa mi tyle radoci, wizaem z nami takie nadzieje. Wyjam n i stanam tu przed nim, przysuwajc ostrze do jego szyi. - Zamknij si, i to ju. Zabierz std Lenda i mnie. - Niczego bardziej nie pragn... niestety, nie mog ci dotkn, a ty nie moesz przej przed drzwi elfw, jeli nie dotkniesz mnie. Widzisz, otrzymaem rozkaz od MANIP i nie mog go zama. Zamknam oczy i pokrciam gow. Musiao, musiao by jakie inne wyjcie. Nie mogam znw wymwi jego imienia, to byo zbyt niebezpieczne. - Evie! - zawoa Lend, w jego ostrym gosie dao si sysze panik. Spojrzaam na drzwi. Zaczy pon czerwieni po rodku. Prbowaa przez nie przej. - Szlag, szlag, szlag... - Jeszcze chwila i bdzie po nas! Spojrzaam na Retha, patrzy na mnie, unoszc jedn brew, jego zote oczy pony. - Obawiam si, kochanie, e jest coraz mniej czasu. - Dobrze, dobrze! Lend, we go za rk! - Lend podbieg i uj do Retha, wyranie nieszczliwy z tego powodu. Na twarzy Retha odmalowa si triumf. Przypomniaam sobie, co powiedzia. e bdzie si rozkoszowa chwil, gdy zaczn baga, by mnie dotkn. Mia racj... Zerknam za siebie na drzwi, zobaczyam lad doni, przebijajcej si przez znieksztacony metal. Drzwi stany otworem. - Cofnij rozkaz - szept Retha by godny, niecierpliwy.

Zamknam oczy, tumic strach i mdoci. - Lorethan, zignoruj poprzedni rozkaz MANIP. Dotknij mnie... - Omal si nie udawiam tymi sowami. - Zabierz nas std. Do domu Lenda - dodaam szybko, nie majc zamiaru znw wyldowa w krainie Retha. Zamia si, jego gos brzmia jak srebrzyste dzwoneczki. Wycign rk i zacisn j na moim nadgarstku. Tym samym, ktry wczeniej wypeni ogniem. Wcign nas w ciemno. Usyszaam kobiecy wrzask, a potem bya ju tylko cisza elfich cieek. Znowu poczuam palcy bl, suncy w gr rki. Jknam, usiujc nie krzycze, gdy szam, potykajc si po omacku. Walczyam z tym z caej siy, ale ogie w rodku mnie woa, baga o wicej. - Przesta - szepnam. - Prosz, przesta... - Evelyn... - Jego gos by jak pieszczota. Zobaczyam bysk wiata przez zamknite powieki i otworzyam oczy. Caa nasza trjka wysza z ciemnoci w las spowity gasncym wiatem zmierzchu. - Pu! - Wybuchnam paczem, padajc na kolana, do Retha nadal bya zacinita na moim nadgarstku, parzce pomienie suny w gr i w d mojej rki. - Pu j! - krzykn Lend i rzuci si na niego; poczuam, e Retha odrzucio na bok. - Lubisz si wtrca, co? - Reth puci mj nadgarstek i upadam na ziemi, wypuszczajc n i krzyczc, gdy bl przygasa, a ciepo ponownie mocio si w moim nadgarstku i sercu. Teraz byo go jeszcze wicej... Sprbowaam wsta, opierajc si na rkach i kolanach. I zobaczyam Retha. Jego posta janiaa na tle gasncego wiata dnia. Pochyli si, ujmujc moj twarz w swoje niezwykle szczupe donie. Teraz ju nie parzyy, poczuam tylko lekkie

ciepo, ktrego kiedy tak bardzo pragnam. Ktrego nadal pragnam. - Jeli pozwolisz mi dokoczy, opowiem ci o wszystkim. adnych pyta wicej, adnego zgadywania. Bdziesz wtedy moga by ze mn. Ogie w rodku cign mnie do Retha. Jego serce przewiecao przez koszul, tak jak moje. To byoby takie proste, takie bezpieczne... Byoby po wszystkim. Spojrzaam w bursztynowe oczy i ju otwieraam usta, eby si zgodzi... Lend zakasa, oderwaam wzrok od Retha i zobaczyam, jak Lend podnosi si z ziemi kilka metrw dalej. Pewnie Reth go odrzuci. - Wszystko w porzdku? - zapytaam, odrywajc si od elfa i jego kuszcego ciepa. Reth westchn. - Evelyn... Jeste taka trudna. Odwrciam si od niego, podeszam do Lenda. - Nic ci si nie stao? - spytaam; pokrci gow. - To dobrze... - Musiaam zrobi co z Rethem i to ju. Odwrciam si do niego, ale on ju by obok mnie. - Lor... Jednak nim zdyam wymwi jego imi, on znalaz si za Lendem, przyciskajc mj srebrny n do jego szyi. - Odnosz wraenie, e powinna si dobrze zastanowi, zanim co powiesz - rzek, na jego twarzy igra umiech. -Jestem ju zmczony wykonywaniem polece, ale mimo to chc, eby wygosia jeden rozkaz. O nie, nic nie mw. -Pokrci gow, gdy otworzyam usta. - Jedno nieostrone sowo i obawiam si, e bdziesz miaa na sumieniu mier kolejnego przyjaciela. Podpowiem ci, co dokadnie masz powiedzie, a ty to powtrzysz. Skinam tpo. Lend pokrci przeczco gow, ale zignorowaam to. Nie mogam go straci. Nie teraz. Nie po Lish.

- Doskonale. Chc, eby kazaa mi zmieni imi. - Ja... Mog to zrobi? - Nie mog nie wykona imiennego rozkazu. Dlatego bd tak dobra i ka mi zmieni swoje imi. Byam doskona zabawk w jego rkach, dawaam mu dokadnie to, czego chcia. Ile z tego, co si teraz dziao, przewidzia? Bkalimy si w ciemnociach, podczas gdy elfy unosiy si nad nami, widzc cieki, ktrych istnienia nawet nie podejrzewalimy - dopty, dopki nie byo ju za pno. - Lorethan - wykrztusiam. - Zmie swoje imi - szepnam, ale to wystarczyo. Na jego twarzy rozkwit niebiaski umiech. Teraz, gdy wyglda tak piknie, przypomniaam sobie, dlaczego mylaam kiedy, e elfy to anioy. Nic tak doskonaego nie mogo istnie na ziemi. Reth odepchn Lenda, pokona dzielc nas odlego jednym susem, obj mnie i si pochyli. Jego wargi dotkny mojego ucha. - Dzikuj ci. Ile wadzy w imieniu... Pewnego dnia podam ci twoje. A teraz obawiam si, e musz i. Mam tyle spraw do zaatwienia. Tak wiele osb musz odwiedzi, tak wiele przysug zwrci... Do nastpnego spotkania, ukochana. - Cofn si o krok, powietrze zamigotao wok niego i znikn. Nagle zrobio si chodno, zagajnik wydawa si teraz tak ciemny i pusty. - Co ja zrobiam? - wyszeptaam wstrznita.

Szlaban Mj mzg odmawia zaakceptowania rzeczywistoci. Uwolniam Retha... Potencjalne konsekwencje byy przeraajce. .. Nie, nie mogam teraz o tym myle, nie mogam teraz myle o niczym. Lend wsta z ziemi, podbiegam do niego. - Jak si czujesz? - spytaam. - Tak mi przykro! Wszystko schrzaniam! Wszystko schrzaniam! Rozpakaam si znowu. Lend przytuli mnie. - Nic nie schrzania. Gdyby nie ty, ju bym nie y. Pooyam gow na jego ramieniu. By taki ciepy... w zdrowy, dodajcy otuchy sposb, nie tak, jak Reth. Potrzebowaam tego przytulenia. W kocu do mnie dotaro, e zdoalimy uciec i bylimy bezpieczni. Mieszanka alu po Lish i obezwadniajca ulga, e nam si udao, e uratowaam Lenda. Po chwili Lend si odsun. - Drysz... Zimno tu. - Rozejrza si. - Ale chyba wiem, gdzie jestemy. To by bardzo dobry pomys poleci Rethowi, eby przenis nas do mojego domu. - Mnie si zdawao, e jeli chodzi o Retha, to wszystko skopaam, ale chyba teraz mielimy szans. Lend wzi mnie za rk. - Tdy.

Zrobiam krok i krzyknam cicho. Zapomniaam o skaleczeniu w udo. Dopiero teraz, gdy odpyna caa adrenalina, znowu poczuam bl. Opuciam rk, a potem spojrzaam na ni w gasncym wietle dnia. - Co si dzieje? Krwawisz? - Skaleczyam si, gdy Lish... - Urwaam, powstrzymujc zy. - Dasz rad i? To niedaleko. - Chyba tak. Lend puci moj rk i obj mnie w talii. Szlimy tak midzy drzewami. wiato dnia gaso, ustpujc miejsca blademu blaskowi peni ksiyca. Moja noga cay czas pulsowaa kujcym blem. Kilka minut pniej midzy drzewami zobaczyam wiata. - Jestemy na miejscu! - zawoa podekscytowany Lend. Byam ciekawa, jak wyglda dom, w ktrym mieszka. Zawsze wyobraaam sobie co w rodzaju Centrum wypenionego paranormalnymi. Gdy podeszlimy tak blisko, e mogam ju co zobaczy, przeyam szok. To by normalny, adny pitrowy biay dom, wok ktrego biega weranda. Od omiu lat nie byam w normalnym domu. Lend otworzy drzwi. - Tato? Tato! - Lend? - Mczyzna zbieg ze schodw tu przy drzwiach. By przystojny jak na starszego pana pod pidziesitk, mia ciemne oczy i wosy. Teraz ju wiedziaam, skd Lend bra swoj ulubion posta. - Gdzie ty si po-dziewa?! - To duga historia... Ona jest ranna. Mgby obejrze jej nog? Tata Lenda - a wic mia tat, pomylaam niemal z gorycz - dopiero teraz mnie zauway.

- Oczywicie. Ale zaczniesz opowiada, gdy bd j opatrywa. Masz powane kopoty. - I jakby na przekr temu oznajmieniu chwyci syna w mocne objcia, niemal odrywajc go od podogi. Lend musia mnie puci, czuam si niezrcznie, patrzc na to powitanie. - Nigdy wicej mnie tak nie strasz. Lend zamia si bezgonie. - Nie planowaem tego. Spojrzysz na jej nog? Jego ojciec odwrci si do mnie. - Gdzie jeste ranna? To wszystko byo zbyt niesamowite. Lend w swoim ciepym, gocinnym domu i jego ojciec, najzupeniej normalny czowiek - widziaam tylko jego twarz, adnych iluzji. Czuam si tak, jakbym znalaza si w zupenie innym wiecie. Wiedziaam, e to nie mj wiat, e tu nie nale i e ten Lend, ktry tu mieszka, nigdy nie mg by ze mn. - Bardzo boli? - zapyta z trosk ojciec Lenda. Pospiesznie pokrciam gow. - Nie... ja... to prawe udo. - Sporo przeszlimy tej nocy - wyjani mikko Lend. Jego ojciec przyklk na drewnianej pododze obok moich ng. - Tylko spojrz, jak to wyglda. - Odcign moje legginsy, rozszerzajc rozdarcie. - No, nie jest tak le. Pjd na gr po apteczk, trzeba to przemy, a potem zao kilka szww, nic takiego. Umiechn si do mnie krzepico, a Lendowi posa surowe spojrzenie. - Przynie jej suche ubranie i przygotuj sobie dobre wyjanienie. - Nie przejmuj si, zakada dziesitki szww. - Lend umiechn si i poszed za ojcem na gr. Gdy wrci z narczem ubra, nadal staam w wejciu, czujc si jak intruz. -S moje i bd troch za due, ale musisz si przebra.

Zmarszczyam brwi, patrzc na nie. - Dlaczego nosisz ubrania? - spytaam. Przecie mg je woy" przy kadej swojej iluzji. - Zazwyczaj je nosz, cho moe trudno ci w to uwierzy. Zwykle nie zmieniam postaci zbyt czsto, nosz t twarz niemal przez cay czas. Brzmiao sensownie. Poza tym jego iluzyjne ubrania wyglday zbyt perfekcyjnie i miay dziwn struktur. Bezpieczniej nosi rzeczy, ktre s normalne w dotyku. Zaprowadzi mnie do maej azienki. Zamknam drzwi i zdjam kozaki - moje idiotyczne rowe kozaki na szpilkach, ktre ju zawsze bd mi przypomina straszliw ponc dziewczyn. Potem zdjam podkoszulk. Nie chciaam na to patrze, ale mj nadgarstek wieci si jak latarnia, nawet w jasno owietlonej azience. I chyba by janiejszy ni przedtem. Wkadajc mikk podkoszulk Lenda, nie patrzyam na swoj pier, nie chciaam na ni patrze. Potem cignam legginsy i starannie zmyam krew z nogi. Woyam szorty Lenda, usiujc ich nie zakrwawi i, ku swojemu przeraeniu, uwiadomiam sobie, e nie ogoliam dzi ng. Nie do, e byy trupio blade i kociste, to jeszcze pokryte krciutkimi kujcymi woskami. To, e w takiej sytuacji martwiam si, co Lend pomyli o moich nogach, byo szczytem absurdu. Moja najlepsza przyjacika zgina. Psychopatyczna ponca dziewczyna omal nie wyssaa mi duszy. Zdradziam Agencj. Chopak, ktrego lubiam, omal nie zosta zabity przez szalonego elfa. Czyme byy owosione nogi w porwnaniu z tym wszystkim? Parsknam histerycznym miechem, ktry szybko przeszed w szloch. Z tego wszystkiego rozbolaa mnie gowa. Lend zapuka do drzwi. - W porzdku?

Wziam gboki oddech, usiujc si uspokoi, potem otworzyam drzwi, podcigajc nogawk spodenek z tej strony, gdzie bya rana. - Tak. - Chlipnam, udao mi si nie wybuchn paczem. - Tata zajmie si tob tutaj. - Lend obj mnie za ramiona i zaprowadzi do jasno owietlonej kuchni, pomalowanej na ciepy ty kolor. Usiadam na krzele, tata Lenda uklk obok, oczyszczajc mi ran ciep szmatk. - Mam na imi David - przedstawi si. - Evie - odparam. Gdy ju star krew, przyoy co do rany. Zaszczypao, wcignam powietrze. - Przepraszam, ale nie chc, eby wdaa si infekcja. Teraz poczujesz kilka drobnych uku, musz znieczuli miejsce, gdzie bd zakada szwy - Usiowaam si nie wzdry-ga, koncentrujc si na tym, eby siedzie nieruchomo i nie dre. - Gdzie bye? - zapyta, a ja spojrzaam zdziwiona, zastanawiajc si, dlaczego mnie o to pyta. - To duga historia - odpar Lend. - Mw. - David zajmowa si moj nog, twarz mia zacit. Lend westchn. - Wamaem si do MANIP. David zastyg w p ruchu i spojrza na niego, wstrznity. - Co zrobie? Ja te byam zaskoczona. Do tej pory mylaam, e Lend zosta tam wysany. - Musiaem! - Ja... - David wzi gboki oddech, zamkn oczy i pokrci gow. - W takim razie zaczekaj jednak, a skocz. -Wrci do zakadania szww. Gdy ju skoczy, przyoy

patek gazy. Potem wsta, spakowa swoje akcesoria, skrzyowa rce na piersi i popatrzy twardo na Lenda. - A teraz zacznij od samego pocztku i opowiedz mi ca histori, a do koca. A wtedy pewnie dam ci szlaban na reszt ycia. Lend pochyli gow. - Syszaem... Podsuchaem, jak mwie w czasie spotkania, e odpowiedzi s w MANIP, w Centrum. Wiedziaem, e nikt inny nie zdoa tego zrobi, i pomylaem, e mnie moe si uda. Poszedem na cmentarz i przybraem posta zombie, krcc si po okolicy. Zajo to kilka nocy, ale w kocu zjawia si pracowniczka Agencji. Wtedy j uderzyem - wyzna zawstydzony - a potem wezwaem transport. Kiedy zjawia si elfka, poszedem razem z ni, dostaem si do Centrum i od razu wpadem na dyrektork. - Raquel? - spyta David, a ja spojrzaam na niego, zaskoczona. Skd j zna? Lend skin gow. - Zabraem jej komunikator i posta, a potem znalazem jej biuro. Wanie szukaem informacji, gdy... Gdy zostaem zapany. Oczy Davida rozszerzyy si, a potem spojrza na go kostk Lenda. - Jak si wydostae? Lend umiechn si do mnie. - Dziki Evie. Chocia to wanie ona mnie zapaa. Widzi, jak naprawd wygldam. David popatrzy na mnie, w jego oczach byy strach i zdumienie. - Jeste z Agencji? Pokrciam gow. Teraz nie byam ju znikd. Nie byo takiego miejsca na wiecie, ktre mogabym nazwa moim. Nie miaam domu, moja przyjacika zgina, a po tym, co

zrobiam, ju nigdy nie bd moga wrci do Raquel. Przygryzam warg, powstrzymujc zy. - Ju nie. A po dzisiejszej nocy nie sdz, eby nadal bya jaka Agencja. - No c, jako byy pracownik MANIP byemu pracownikowi Agencji mog tylko powiedzie, e waciwie nie ma czego aowa.

Pierwsza noc poza domem Siedziaam w ciepej kuchni Lenda, nie wierzc wasnym uszom. - Pracowae... pracowae tam? - Dla mnie praca w MANIP bya czym doywotnim. - Tak waciwie naleaem do AANIP, odszedem mniej wicej na dziesi lat przed utworzeniem agencji midzynarodowej. Nie przypuszczaem, e kiedykolwiek do tego dojdzie, przecie adne z pastw nie chciao wsppracowa z innym w kwestii paranormalnych. Do tej pory nie wiem, co stao si powodem tej zmiany. Zakopotana przesunam stop po pododze. - Wanie na niego patrzysz - powiedzia Lend z szerokim umiechem. David unis brwi. - Naprawd? Ale czekaj, Lend, nie skoczye opowiada, nie myl, e zapomniaem. Lend westchn. - Tak waciwie to bardziej historia Evie ni moja, ja tylko siedziaem w pustej biaej celi. Nie powiedziaem im nic, wic nie chcieli mnie wypuci. Potem zaczli gin

paranormalni z bransoletkami, a ta istota przenikna do Centrum. Evie miaa z ni starcie i... - Widziaa j? - spyta mnie David. - Oboje j widzielimy - odparam. Usiowaam wyrzuci jej obraz z pamici, ale pojawia si za kadym razem, gdy zamykaam oczy, zupenie jakby by wypalony pod powiekami. - Widziaam j zaraz po tym, gdy zabia wiedm i Jacques'a, wilkoaka. Ale niezbyt dokadnie. - To kobieta? Co to waciwie jest? Lend wzruszy ramionami. - Jak dla mnie wyglda jak zwyczajna dziewczyna, ale Evie potrafi zobaczy to, co ukrywa pod iluzj. Za kadym razem, gdy mylaam, e David nie moe ju by bardziej zdziwiony, jednak mu si to udawao. - Widzisz przez iluzj? Skinam gow - To si nazywa ycie pozbawione iluzji. - Mj ulubiony dowcip dzi mnie zabola. Lish tak go lubia. David usiad ciko na ssiednim krzele. - Ach tak... No, to otwiera ogromne moliwoci... Nigdy nie syszaem, eby kto potrafi... Niewiarygodne. Nic dziwnego, e w kocu znaleli podstaw do stworzenia MANIP. Czyli co to jest? - Nie wiem. Pierwszy raz widziaam co takiego. - Mj nadgarstek zapon. No dobrze, moe to nie do koca bya prawda. Gupi, gupi Reth. - Wyglda jak... jak ywe, pynne pomienie. Ponie tak jasno, e a oczy bol. - To co nowego. A jaka jest jej iluzja? Lend popatrzy na mnie przepraszajco, a potem zafalowa i przemieni si w ponc dziewczyn. David zakl, patrzc to na Lenda, to na mnie.

- Nie potrafi odtworzy jej oczu - wyzna Lend gosem poncej dziewczyny. Wstrzsn mn dreszcz. - Tak samo, jak oczu Evie. Czuam si podle, czuam si winna, cho nie zrobiam nic zego. David popatrzy na mnie czujnie. - I sprowadzie j do domu? Lend wrci do swojej normalnej postaci. - Nie, tato, nawet nie zaczynaj. Evie uratowaa mi ycie, tamta istota by mnie zabia. Uratowaa nie tylko mnie, ale rwnie wszystkie wilkoaki. Ona nie wie, kim lub czym to jest, wie tyle, co my. David pokrci gow zatroskany. - C, teraz przynajmniej wiemy, czego szukamy. A w kadym razie wiemy, jak wyglda. Nie mam pojcia, czym ona jest... Nie wiedziaam, czy mwi o mnie, czy o poncej dziewczynie. - Ja nie... Musisz mi uwierzy... Ja nie jestem taka jak ona, czymkolwiek ona jest. Ona jest przeraajca, zabia... Zabia moj ukochan przyjacik. - Gos mi si ama. Zabraa mi Lish, zabraa j std... Nie chciaam o niej myle. I nie mogam znie tego, e tata Lenda podejrzewa, e byymy po tej samej stronie. - Wamaa si do Centrum tej nocy. - Lend obj mnie rk. Doceniaam ten gest bardziej, ni potrafiabym wyrazi. Wierzy mi mimo wszystko. Gdy podniosam wzrok, spostrzegam, e jego tata rwnie mi wierzy. Jego oczy znw byy agodne i ciepe. - Musiaa to wszystko zaplanowa. Wszyscy paranormalni byli w Centrum, a wilkoaki spay, atwy cel. Ledwie udao nam si uciec. Musz pogada z mam o tym, co widzielimy.

Kolejne zaskoczenie. Nie wiem dlaczego, ale zaoyam, e Lend nie ma rodzicw. A moe zosta adoptowany... Co takiego jak Lend po prostu si nie zdarzao. Jego tata odszed z Agencji mniej wicej w tym czasie, kiedy Lend si urodzi. Stanowczo chciaam dowiedzie si czego wicej. - Tej nocy nie moemy jej odwiedzi, jest zbyt zimno -odpar David, co stropio mnie jeszcze bardziej, a potem zwrci si do mnie: - Evie? Jak si czujesz? Trzsam si. - Zimno mi - powiedziaam, usiujc nie szczka zbami. Byam zupenie wykoczona. David wsta. - Dam ci co przeciwblowego, pewnie noga si odezwie, gdy znieczulenie przestanie dziaa. Jeli nie masz nic przeciwko, dam ci rodki przeciwblowe o dziaaniu nasennym. Moe by? - Tak, dzikuj. - Nie chciaam dzisiaj zasypia o wasnych siach. Chciaam si wyczy, zapomnie o rzeczywistoci. Poszpera w kredensie, przynis dwie tabletki i szklank wody. Przeknam je, i tak nie mogy zadziaa tak szybko, jakbym chciaa. - Gdzie my ci pooymy? - zastanowi si David. -Pokoje gocinne s dzi niedostpne. - A, no tak. Evie moe spa w moim pokoju, poo si na sofie. - Nie, to ja mog przespa si na sofie. - Nie chciaam sprawia ju wicej kopotu. - Myl, e ratujc ycie Lenda i wycigajc go z Centrum, zasuya na ko - stwierdzi David z umiechem. - Zaprowadz ci na gr i dam ci bluz od dresu, eby nie marza - odezwa si Lend.

- Dziki. - A potem zejd na d, mody czowieku. Nadal mamy par kwestii do omwienia. Lend stumi westchnienie i skin gow. Zadzwoni telefon, David odebra. - Jest w domu - powiedzia, w jego gosie zabrzmiaa ulga. - Wszystko w porzdku. I mamy nowe informacje. Zastanawiajc si, czy to dzwonia mama Lenda, wstaam i poszam za nim na gr. Min dwoje drzwi, zaryglowanych od zewntrz. Obawiajc si, e jego drzwi rwnie mog mie takie zabezpieczenie, odetchnam z ulg, gdy zatrzyma si i otworzy drzwi bez zasuwy. - Ups... - mrukn, zgarniajc co z podogi, zanim zdyam zobaczy, co to. - Przepraszam, nigdy nie zapraszaem dziewczyn do pokoju. - Umiechn si zakopotany, chowajc to co do szuflady z bielizn. Umiechnam si najadniej jak potrafiam. - Ja te nigdy nie byam w pokoju chopaka, wic mamy remis. Jego pokj by super, ze szkicami i plakatami zespow poprzyklejanymi do jasnoniebieskich cian. Ten pokj by dokadnie taki jak Lend. Chciaam tak po prostu tu sta i przyglda si temu wszystkiemu. Wwczas nie musiaabym myle i nie byabym sama. - Trzymaj. - Poda mi ciemnozielon bluz z kapturem, wyjt z zabaaganionej szafy. Woyam j, przyjemnie byo mie znowu zasonite nadgarstki. Poza tym bluza pachniaa Lendem: wieym, chodnym zapachem, ktry czuje si, stojc przy wodospadzie czy potoku. Otuliam si ramionami, prbujc si rozgrza. ko by jedyn rzecz, ktra tu nie pasowaa. Miao baldachim, a supki byy wymyln konstrukcj z poskrcanego

metalu. Nie pasoway do zwykej mikkiej, niebieskiej kodry. Pooyam do na jednym ze supkw. - elazo. - Umiechnam si z ulg. Tata Lenda na pewno sysza o elfach... Poczuam si odrobin bezpieczniej, przynajmniej w kwestii Retha. Przed koszmarami elazo mnie nie ochroni. - Gdyby czego potrzebowaa, jestem na dole. Odwrciam si i umiechnam. - Dziki. Sta przez chwil, wygldajc na zakopotanego, a potem pochyli si i przytuli mnie szybko. - To ja ci dzikuj - powiedzia, a potem wyszed, zamykajc za sob drzwi. Wstrzymaam oddech. Nie chciaam by sama. Chciaam go zawoa, prosi, eby zosta ze mn, dopki nie zasn... Ale nie zrobiam tego. I tak zajam mu prawie ca noc swoim rozpaczaniem. Zgasiam wiato, ale gdy zrobio si ciemno, zobaczyam plamy, ktre przypominay mi ponc dziewczyn. Zapaliam wiato lampk - stanowczo adnej ciemnoci tej nocy. Wdrapaam si na ko i zwinam w kbek, usiujc rozgrza si pod kodr. Mimo wysikw cigle wracaam mylami do tego, czego nie chciaam pamita. Tutaj, w tym ciepym rodzinnym domu, czuam si taka samotna. Ju nigdy nie bd moga wrci do mojego domu w Agencji, ju nigdy nie zdoam powiedzie Raquel, jak wiele dla mnie znaczya. - Prosz - modliam si do ciszy - prosz, spraw, eby Raquel nic si nie stao. Ale moja biedna, sodka Lish odesza na zawsze, jej miejsce zaja straszliwa ponca dziewczyna, przemierzajca sterylne korytarze Centrum. W moim umyle cigle

sza przez pomieszczenia, wysysajc ycie ze wszystkiego, co napotkaa. Miaam nadziej, e ju nigdy si stamtd nie wydostanie.

Dziewczyskie pogaduszki Szam przez korytarze w Centrum, mrugajc w jasnej bieli. Byo pusto. Spodziewaam si znale ciaa, ale wszystko byo dziewiczo czyste, jakby opuszczone. Staam przed moim mieszkaniem, a potem weszam przez drzwi, nie otwierajc ich. To byo dziwne. Ona ju tam bya, siedziaa na purpurowej kanapie. - A wic tu jeste. - Umiechna si do mnie yczliwie. Rzeczywicie miaymy takie same oczy, ale jej usta byy odrobin szersze ni moje. Poza tym wygldaa na wysz o kilka centymetrw. - Ju nie poniesz? - spytaam. - Hej, to jest moje! Miaa na sobie moj sukienk w paski zebry. - Och, wyluzuj. - Przewrcia oczami. - Gdzie jest twj ogie? - Spojrzaam na mj nadgarstek. Ten ogie rwnie znikn. - Tam. - Wskazaa rg pokoju, gdzie pynne pomienie pulsoway i migotay, nieustannie zmieniajc ksztat. Wycignam do nich rk. Po raz pierwszy zdaam sobie spraw, e s pikne. Pragnam ich. - Nie moesz ich jeszcze wzi - ostrzega. - Siadaj.

Usiadam na drugim kocu kanapy, mruc oczy. Wiedziaam, e powinnam si jej ba, ale si nie baam. - Co to jest? - Sen, gupku. - Och! - Zmarszczyam brwi. To byo dziwne. - Chcesz mnie zabi? - Mogam to zrobi wczeniej, przypadkiem, czasem za bardzo si zapdzam. - Rozpyna si w szelmowskim umiechu. - Trudno si nie pogubi w takim popiechu. Ale teraz, gdy ju wiem, kim jeste, nigdy bym tego nie zrobia. - A kim ty jeste? - Och, wybacz. Mam na imi Vivian. - Zabia moj przyjacik. Mylaam, e bd miaa koszmary. Wzruszya ramionami. - Wiem, to nie byo zbyt mie przychodzi i straszy ci. Chciaam tylko pogada. Prbowaam dosta si do ciebie od jakiego czasu. - Zaczekaj, wic naprawd tu jeste? A gdzie ja jestem? -Co tata Lenda da mi w tych proszkach przeciwblowych? - Nic nie wiesz, co? Dzielimy teraz dusz, wic pomylaam, e wpadn i przedstawi si jak naley. - Jak to? Dzielimy dusz? - Popatrzyam na ni gronie. - Nie mam zamiaru nic z tob dzieli! Mam wasn dusz. - Naprawd, wyluzuj. Jeste taka spita. Dzielimy dusz, ale nie twoj dusz. Poyczyam troch od Retha, gdy mnie tu przyprowadzi, mia tego mnstwo w rku, co byo dziwne, zwykle mona cign jedynie z piersi. Chciaam sprawdzi, czy zdoam wyssa to z niego, nigdy nie prbowaam robi tego elfom, nie pozwalay si dotkn, ale on si cofn, zanim zdoaam wzi wicej. Rany, to bya mia podr...

- Czekaj, da ci troch tego pomienia? Nienawidz tego! Pali jak ogie! - Musiaa co le zrobi. To najwspanialsze uczucie na wiecie. Pokrciam gow; odeszymy od tematu. - Czym jeste? - Uuu... Jak nieuprzejmie. Jestemy tym samym. - O, na pewno nie! - Zaczynaa mi dziaa na nerwy. Nawet w moim nie nie mogam dosta jasnych odpowiedzi! - Nie bd gupia, Evie. Gdybym wiedziaa, e bdziesz taka wkurzona, wcale bym nie przysza. Wyglda na to, e jednak nie chcesz otrzyma odpowiedzi. Wiedziaam, e powinnam by smutna albo za, ale moje uczucia jakby znikny. Ogie w rogu pokoju dekoncentrowa mnie; chciaam patrze na pomienie, chciaam ich dotkn. Jedyne, co mogam zrobi, to nie odrywa wzroku od Vivian. - Niczego od ciebie nie chc. Zabia moj przyjacik, pamitasz? - Nie, nie bardzo. Kim on bya? - Syren. - Och! - Wygldaa na zakopotan. - To bya twoja przyjacika? - Owszem. - Mj wzrok powdrowa w kt pokoju. Waciwie nie wyglday jak pomienie, byy bardziej zote i falujce. Miay prawie taki sam odcie, jak lakier do paznokci, ktry kiedy sobie kupiam, tyle e w ogniu, chocia brzmiao to gupio. Pokrciam gow, prbujc si skupi. Vivian wzruszya ramionami. - Przykro mi. Ale tak waciwie wywiadczyam jej przysug. - Przysug? - Teraz ju nie mogam, nie chciaam oderwa wzroku od pomieni.

- Daam jej odpoczynek. Spokj. Nie uwaasz, e te wszystkie tysiclecia mogy jej bardzo ciy? Poza tym te istoty nie powinny tu by. Ja po prostu pozwalam im odej. Uwalniam je. - Ach... - wymruczaam. - To jest wanie to, co powinnymy zrobi, rozumiesz? -dodaa. - Tak? - Byoby zabawniej, gdybymy trzymay si razem. No wiesz, jak siostry. Wstaam. Chciaam dotkn pomieni, zobaczy, jakie s w dotyku. - Nie moesz ich jeszcze wzi! - Chyba si zdenerwowaa. - Poza tym te nale do mnie. Ale ju wkrtce bdziemy mogy da ci twoje i wtedy ju nigdy nie bdziesz samotna czy zzibnita. Nie jeste zmczona samotnoci i zimnem? Mogabym ich dotkn, wystarczyo wycign rk... - Co to jest? Uniosam rk, cho wiedziaam, e mog mnie oparzy. Byo mi ju wszystko jedno. Zanurzyam do w ogniu. Pomienie rozstpiy si, wijc si wok mojej doni. Odwrciam si do Vivian, znw bya jarzc si postaci. - Mwiam ci. Jeste pusta. Mog pomc ci si wypeni. Skinam gow, w oczach miaam zy. Pragnam tego. Nie chciaam by pusta. Vivian podesza do mnie, poczuam ar. Pochylia gow. - Musisz ju i. Odezw si wkrtce. - Wyczuam jej umiech pod pomieniami, a potem zapada ciemno i znw zrobio si zimno.

Jak kiepski art Vivian? - Otworzyam oczy, spanikowana i popatrzyam w sufit. Gdzie ona znikna? - Evie, obud si - usyszaam gos Lenda. - Co ty tu robisz? Umiechn si. - To mj pokj. Usiadam i rozejrzaam si dookoa. Wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia powrciy - niestety. Byo tak, jakbym znw stracia Lish. - Przepraszam - powiedzia Lend - ale potrzebuj ci na dole. Zamrugaam, usiujc skupi wzrok. - Kto? Wzruszy niepewnie ramionami. - Kilka osb, z ktrymi pracuje mj tata. Wolabym, eby moga si wyspa. - Nie, nie, w porzdku. Mog najpierw pj do azienki? - Oczywicie. Tutaj. - Poszam za nim na korytarz. Wskaza mi azienk. - Kim jest Vivian? - zapyta.

Przypomniaam sobie sen i poczuam, jak ciska mi si odek. - Nie wiem - powiedziaam, wchodzc do azienki. Dlaczego czuam si winna, ukrywajc przed Lendem gupi sen? Pokrciam gow. To by zwyczajny koszmar, bez znaczenia. Ta caa Vivian mwia mniej wicej to samo, co wczeniej Reth. Po prostu mj mzg usiowa jako poradzi sobie z tym, co si dziao. Ignorujc nerwowe uczucie w dole brzucha, zaczam szorowa zby. Lend zaczeka, a wyjd. Razem zeszlimy na d. Zaryglowane drzwi byy teraz otwarte. Zastanawiajc si, co zobacz, weszam za Lendem do kuchni i stanam jak wryta. Siedzieli tam tata Lenda, dwa wilkoaki i wampir. To byo jak pocztek gupiego dowcipu. Lekarz, dwa wilkoaki i wampir wchodz do baru. Co poda?" - pyta barman. -Mylelimy o nim" - odpar wampir, zerkajc na lekarza. No dobra, dowcipy nie s moj mocn stron. Ujrzaam dwie pary tych oczu wilkoakw i zasuszone zwoki pod iluzj wampira. Odruchowo signam po Tasey i dopiero wwczas zorientowaam si, e jej nie mam. W dodatku nie miaam pojcia, gdzie moe by... Zdenerwowaam si. Ich kostki byy zasonite nogawkami, ale byam pewna, e nie ma na nich bransoletek ledzcych. Iluzj, ktrej uywa wampir, bya przystojna, dwudziestoletnia kobieta gotka. Czarne wosy poprzetykane purpurowymi pasemkami, mocno umalowane oczy, czarny, obcisy strj. wietny sposb na wtopienie si w tum. Wilkoaki, kobieta i mczyzna, oboje po trzydziestce, trzymay si za rce. On by wysoki, mia ogolon gow, ona - krcone brzowe wosy, krtko obcite. W jej twarzy byo co znajomego, ale nie mogam odgadn co.

No tak, to wyjaniao zaryglowane drzwi. Jasny gwint, wanie spdziam peni ksiyca z dwoma niezneutrali-zowanymi wilkoakami. I wampirem. Chocia, z jednym wampirem poradziabym sobie nawet bez mojego ukochanego tasera. - Lend, ty may potworze - oznajmia kobieta wampir, patrzc na niego. - Nigdy wicej tego nie rb! Lend pochyli gow. - Przepraszam... Nie miaem zamiaru... Kiedy przyjechaa? - Przed chwil. - Odwrcia si do mnie. - No prosz... - Zabrzmiao to jdzowato i poczuam, e jej nie lubi. - Agencja, co? - No prosz... - Uniosam brwi, aujc, e nie potrafi unie jednej, tak jak Lend. - Wampirzyca, co? - Tak. Podobnie jak Luk i Stacey. - Wskazaa gow wilkoaki. - Jasne. Bo jestem gupia i nie wiem, e ostatniej nocy byli wilkami. Caa trjka paranormalnych wygldaa na zaskoczon. - No dobrze - warkna wampirzyca. - A wiesz ju, kim jest David? Spojrzaam na ni obojtnie. - I budzilicie mnie po to, eby o to zapyta? Jeli tylko adne z was nie zrobio mu nic ostatniej nocy, nadal jest czowiekiem. - Rzuciam na niego okiem. Tak, po prostu czowiek. David odchrzkn. - Chcielimy ci spyta o to. - Odsun si i wskaza st, na ktrym zobaczyam paralizator: moj Tasey!, komunikator i bransoletk Lenda. David wyglda na zgnbionego. - Wniosa technologi MANIP do mojego domu. Mog ci namierzy?

- Nie! - Szczerze mwic, w zamieszaniu ostatniej nocy kompletnie o tym zapomniaam. To waciwie nie by problem, ale nie dziwi si, e si zaniepokoi. - Wierz mi, gdyby mogli, ju by tu byli. Bransoletka jest zdezaktywo-wana, a komunikator nie ma GPS ani nic takiego. Psu si i resetowa za kadym razem, gdy przechodziam ciekami elfw, wic go usunli. I tak wiedzieli, gdzie jestem, skoro jedyn drog powrotu byy cieki elfw. Nie s w stanie namierzy komunikatora, dopki nie wcisn przycisku alarmowego. Przysigam. - Ale nadal moesz ich wezwa, prawda? - wtrcia wampirzyca. Rzuciam jej ostre spojrzenie. - Oczywicie. Przede wszystkim dlatego, e marz o siedzeniu w zamkniciu do koca ycia. Brzmi fantastycznie. Waciwie myl, e zaraz oddam si w ich rce. - Nie bd chcieli ci odzyska? - warkna. Odetchnam gwatownie, usiujc na ni nie wrzeszcze. Wampiry dziaay mi na nerwy, bardziej ni inni paranormalni. Rozdwik midzy iluzj a prawdziwym wygldem doprowadza mnie do szau. - Suchaj, strupieszaa dziewczyno, wiesz, co zrobiam? Zamaam paragraf numer jeden statutu. Tak, ten paragraf. Pozwoliam paranormalnemu odej wolno, co oznacza kar uwizienia na reszt mojego miertelnego ycia. Nawet gdybym chciaa wrci, a nie chc, i nawet gdyby byo do czego wraca, a pewnie nie ma, nie zrobi tego. Moesz mnie miao ugry. Wygldaa, jakby rzeczywicie chciaa to zrobi, ale w tym momencie wtrci si David: - Do. Arianno, jestemy po tej samej stronie. Lend opowiedzia mi, co si dziao, i moim zdaniem Evie ma racj.

Gdyby mogli j wyledzi, ju by tu byli. - Podnis komunikator. - Piszcza przez ca noc. Znalelimy go w twoich rzeczach w azience. Serce mi podskoczyo. Raquel! Na pewno si o mnie zamartwiaa! Gdybym tylko moga do niej zadzwoni, da jej zna, e wszystko w porzdku... Wtedy dowiedzieliby si, gdzie jestem i aresztowaliby mnie. - Pewnie prbowali zorientowa si, czy yj - powiedziaam ze smutkiem, a potem urwaam. Ile razy powtarzaam, eby nie pracowali z elfami? Prosiam, eby zaufa Lendowi, zastanowi si nad tym wszystkim wsplnie. Moja klasyfikacja bya najlepszym dowodem tego, jak Agencja mnie postrzegaa. I bez wzgldu na moje uczucia do Raquel, ona rwnie bya czci MANIR Pokrciam gow. -Niech myl, e nie yj. - Naprawd to widziaa? - odezwaa si agodnie kobieta wilkoak, w jej oczach by strach. Dopiero po chwili dotaro do mnie, e mwia o ognistej dziewczynie, o Vivian. Zamknam oczy i skinam gow. To by tylko gupi sen, nie znaam jej imienia. Nie chciaam o niej wicej mwi, nie chciaam myle. - Jak twoja noga? - spyta David. - W porzdku. Troch boli, ale nic takiego. - To dobrze. Chcielimy si kawaek przej. - Dobrze - odparam stropiona i spojrzaam na Ariann. Wampiry unikaj soca. Nie dlatego, e staj w ogniu, tylko dlatego e w padajcym bezporednio wietle wida ich prawdziw istot. Wprawdzie tylko troch, ale zawsze. - Pewnie chciaaby woy dugie spodnie - stwierdi Lend. - Troch dzi zimno. Poszam za nim na gr. Zacz grzeba w swoich rzeczach, marszczc brwi.

- Jeste chudsza niz ja. Zamiaam si. - Tak, i to mnie cieszy. Popatrzy na mnie i umiechn si szeroko. Chwil pniej wycign stare, znoszone spodnie flanelowe od piamy. - Nosiem je kilka lat temu, nie powinny z ciebie spada. - Poda mi je, wstajc. Uniosam pytajco brwi, a on si zaczerwieni. - No tak, zostawi ci, eby moga si przebra. Gdy zamkn drzwi, wyskoczyam z jego szortw i woyam flanelowe spodnie. Byy troch za dugie, ale nie spaday. Niebiesko-czerwona piama plus za dua zielona bluza nie byy kreacj roku. Westchnam. Miaam ochot wzi prysznic i zrobi makija. Moje rzsy byy rwnie jasne jak wosy, gdy ich nie malowaam, wygldaam jak piciolatek. Otworzyam drzwi, Lend si umiechn. - Na tobie wygldaj lepiej. - No, w takim razie na tobie musiay wyglda strasznie - odpowiedziaam z umiechem. Poda mi kozaki - uzupeniy mj komiczny strj. Na domiar zego Lend wyglda zabjczo w swojej termicznej koszulce, przylegajcej do ciaa (wietnie na nim leaa) i dinsach. Spojrzaam na jego twarz. Uwielbiaam jego oczy, te prawdziwe... Wanie je zawsze najatwiej byo dostrzec. - Wszystko dobrze? - zapyta. Jego delikatne, smutne spojrzenie poruszyo nieprzyjemne wspomnienia. - Nie do koca, ale staram si nie traci panowania nad sob. - Powstrzymaam si od paczu. To prawda, e ogldajc Pamitnik, pakaam jak bbr i czasem przed snem szlochaam w poduszk... No dobra, nawet czsto... Ale wtedy byam sama. Nie znosiam rozklejania si na oczach innych ludzi.

- Daj mi zna, gdy bdziesz czego potrzebowaa. Umiechnam si, chciaam ju pj na t przechadzk, proste czynnoci odryway mnie od smutnych myli. Mieszkajc u Lenda, czuam si nieswojo. Znacznie pewniejsza byam, gdy siedzielimy w Centrum. Na przykad teraz strasznie chciaam wzi go za rk, ale nie odwayam si zrobi tego przy jego tacie i tej gupiej wampirzycy. David i Arianna czekali na nas na zewntrz. Rozejrzaam si. Wska brukowana droga biega od domu do drzew, ale my skrcilimy w prawo, idc niemal niewidoczn ciek przez las przez jakie dwadziecia minut. Na drzewach pojawiy si pczki, powietrze byo wiee i czyste, czuo si delikatny powiew ciepa. Zbliaa si wiosna. Usiowaam skupi si na socu przewiecajcym przez gazie. - Gdzie jestemy? - szepnam do Lenda. - W Wirginii. Zobaczyam przed nami staw, do ktrego od prawej strony wpada strumie. Wyszlimy z lasu i stanlimy na brzegu. Staw by owalny, do spory, odbijao si w nim jasnoniebieskie bezchmurne niebo. Brzegi byy oszronione. - O, to dobrze - odezwa si Lend. - Dzisiaj bdzie moga wyj. Zjeyam si na myl, e do ich przyjaci naley rwnie wiedma. Jednak wystarczy rzut oka na twarz Lenda -podekscytowan i szczliw - by zrozumie, e nie mogo to by nic niemiego. - Kto? - spytaam. Umiechn si do mnie. - Moja mama.

Dziedziczno Twoja mama? - spytaam. Odwrciam si w stron stawu, szukajc tam czego w rodzaju domu, ale nie byo nic. Lend podnis kamie i, wyginajc umiejtnie nadgarstek, puci kaczk po powierzchni. Kolejna rzecz, ktrej zawsze chciaam si nauczy. Pozostali wpatrywali si wyczekujco w wod, zrobiam to samo. Woda w stawie poruszya si po rodku, jakby nagle zmieni si kierunek prdu, i zacza sun w nasz stron. Burzc si, unoszc i poruszajc we wasnym rytmie, utworzya niewielk fal. Musz przyzna, e si denerwowaam. Wikszo paranormalnych, z ktrymi zwykle miaam do czynienia, chciaa mnie zabi. Z trudem udao mi si nie cofn, gdy fala podchodzia coraz bliej, pync teraz szybciej i unoszc si nad powierzchni stawu. Gdy znalaza si jakie p metra od brzegu, strzelia w gr, rozpryskujc si w powietrzu. Zimne krople spady mi na gow. Fala przybraa posta kobiety. Wygldao to, jakby staa, utworzona z wody, cho nadal w niej bya. Migotliw posta przesycao wiato, wygldaa naprawd niesamowicie. Grna cz ciaa miaa idealne proporcje. Zjawiskowo pikn twarz okalay spadajce kaskad wosy;

spywajca po jej ciele woda tworzya jakby sukni, czc si ze stawem. Wycigna do nas smuke rce. - Cze, mamo! - Lend pomacha do niej wesoo. Rozemiaa si, a jej miech zrobi na mnie ogromne wraenie. Do tej pory uwaaam, e to Reth mia najpikniejszy gos i miech, jednak przy jej miechu by niczym. To byo tak, jakbym leaa przy strumieniu w gorcy dzie i pozwalaa, by woda przepywaa midzy moimi palcami, nie mylc o niczym, nie czujc nic z wyjtkiem tego krystalicznego chodu. Jej miech by taki czysty... - Cze, kochanie - powiedziaa, z umiechem patrzc na Lenda. Mona byo przenikn wzrokiem jej ciao, jednak dziki ruchowi wody i odbijajcemu si wiatu dao si zobaczy rysy jej twarzy. To byo jak patrzenie na Lenda w jego zwykej postaci, tylko obraz by znacznie mniej stabilny. Spostrzegam jeszcze co. Jej serce, a w kadym razie miejsce, gdzie powinno by, zdawao si emitowa wiato, jakby ponc od rodka. Najwyraniej bya to wsplna cecha wszystkich paranormalnych. Dziwne, e nie zauwayam tego wczeniej. - Cressedo - odezwa si tata Lenda. Wyglda na szczliwego i smutnego zarazem. Zastanawiaam si, jaka bya historia ich rodziny. - Davidzie... - Wrci bezpiecznie do domu. Rozemiaa si znowu. - Mwiam ci, e tak bdzie. I znalaz odpowiedzi. -Teraz skupia wzrok na mnie. Nie wiedziaam, co zrobi, wic uniosam rk w powitalnym gecie. Lend utkwi wzrok w ziemi i pokrci gow. - Nie, niczego nie znalazem, przykro mi. Widziaem istot, ktra to robi, ale nie znam odpowiedzi.

Cresseda pokrcia gow, rozsypujc drobne kropelki. - Odpowied masz obok siebie. - Umiechna si, a jej oczy wydaway si przewierca mnie na wylot. - Jaka wspaniaa harmonia. Lend pokazuje wiatu, co tylko chce, a ty moesz przenika wzrokiem wszystko, co tylko wiat ci pokazuje. - Co to znaczy? - wtrcia Arianna. Cresseda zamigotaa, jakby zaraz miaa straci swoj posta. - Lend znalaz to, co mia znale. David zmarszczy brwi. - To znaczy... Wic to ty go posaa? - Odwrci si do Lenda. - To dlatego poszede? Bo ci prosia? Lend pokrci gow. - Nie. Poszedem, bo syszaem, jak rozmawialicie. Przecie dostalicie wskazwki od banshee? - To prawda, ale ja... - Nic nie jest takie, jak by powinno. Teraz mog powrci lub zosta utraceni na zawsze powiedziaa Cresseda w zadumie. Niewiele nam to dawao, najwyraniej nie bya zwolenniczk jednoznacznych wypowiedzi. Zauwayam ju, e Lend by wietny w wymijajcych odpowiedziach, teraz wiedziaam, po kim to ma. - Nachodz zmiany. Oczy niczym tajcego niegu strumienie..." Umiechna si do mnie. Wzruszyam ramionami. - To nie o mnie. Pokrcia gow, ale nie wiedziaam, czy przyznaje mi racj, czy sdzi, e si myl. - Wody s teraz bardziej puste - odezwaa si znowu. Teraz jej gos by peen blu. - Tak mi przykro z powodu Alishi. Zajmiesz si ni? - Skd wiesz o Lish? - zapytaam, czujc dawienie w gardle.

- Bya czci wody. Zwrcisz j nam? Pokrciam gow, znw zalaam si zami. - Nie mog, ona nie yje. - Cressedo - odezwa si David, jego gos by delikatny i stanowczy, jakby chcia powrci do najwaniejszej kwestii. - Niewiele wiemy o istocie, ktra to robi. Liczylimy, e nam pomoesz. Machna niedbale rk. - Nie naley do ywiou wody, lecz ognia i powietrza. To nie jest moja droga i nie mog jej zobaczy. - Lend opuci ramiona; wszyscy wygldali na zawiedzionych. - Lend, mj liczny chopcze, sta prosto, nie garb si. Miaam ochot si rozemia. No prosz, mimo wszystko bya mam... Cresseda umiechna si promiennie, przewiecajce przez ni wiato na chwil zapono janiej, a potem woda, tworzca jej posta, opada z gonym pluskiem. - Cze, mamo - powiedzia Lend mikko. Naburmuszona Arianna skrzyowaa rce na piersi. - Co za cholerna strata czasu. - Czy ja wiem - odezwa si z tyu znajomy gos. - Ja si niele bawiem. Odwrciam si, czujc, jak przeraenie wypywa mi z odka, rozchodzc si po caym ciele, a do drcych palcw. Wszyscy wygldali na zaskoczonych, tylko Lend by wystraszony. Reth sta na ciece niczym wiktoriaski dandys. Mia nawet laseczk. Najwyraniej wolno dobrze mu robia, stawa si modny. Gdyby nie by tak zabjczo przystojny, wygldaby miesznie. Jednak w jego przypadku to dziaao, cho w jaki dziwny sposb wydawa si jeszcze bardziej przeraajcy. - Czego chcesz? - zapyta David rwnym gosem.

- Przyszedem, eby zabra moj wasno. - Umiechn si do mnie. To koniec. Nie znaam jego nowego imienia i nie miaam nad nim adnej wadzy. Nawet nie miaam przy sobie broni. Mg zabra mnie ze sob i nikt nie mg niczego zrobi. - Nie dotykaj jej! - Lend wyskoczy przede mnie, rozstawiajc nogi i unoszc rce. Gdybym nie bya tak przeraona, zachwyciabym si. Sdzi, e zdoa pokona elfa! Chciao mi si paka na myl, e ju nigdy wicej go nie zobacz... Pkao mi serce. Reth zmarszczy brwi. - Doprawdy, stajesz si mczcy. Pooyam rk na plecach Lenda. - Lend, nie! - Musia ucieka, przecie wiedzia, co Reth moe zrobi, co na pewno zrobi... Trzymajc rce w kieszeniach, David podszed do elfa. - Przepraszam, mam wraenie, e si nie znamy. Jestem David. Czego chcesz od Evie? Reth nawet na niego nie spojrza. - Czas na nas. - Wycign rk. Zastanawiaam si gorczkowo, jak mona by si z tego wykrci, i to tak, eby przy okazji nikt nie zgin... Arianna spluna na ciek przed Rethem. - Nigdzie z tob nie pjdzie - oznajmia. Reth unis brew. - Jakie czarujce towarzystwo sobie dobraa, moja ukochana. - Niedbale machn rk i Arianna poleciaa na drzewo. Soce zalnio na czym, co David mia na knykciach, gdy waln Retha w twarz. Naprawd myla, e to co da? Jednak gdy jego pi zetkna si z twarz Retha, ten polecia do tyu, apic si za policzek z nieludzkim

wyciem. Szczka mi opada. David odwrci si do mnie i powiedzia: - Chodmy. Ale zrobi to przedwczenie. Lecy na ziemi Reth unis rk i wyszepta co. Krzyknam, gdy mj nadgarstek zapon, i poczuam, e jaka sia cignie mnie do elfa. Zaryam obcasami w ziemi, ale to byo silniejsze. Sunam do przodu, przewracajc Lenda. Nie miaam si czego przytrzyma. Zacisnam rk na nadgarstku, jakby to mogo ugasi pomienie. Lend skoczy, obj mnie w talii i zatrzyma nas oboje, wbijajc pity w ziemi. Zwolnilimy. Reth unis drug rk i ogie rozjarzy si, teraz rwnie w moim sercu. Wrzasnam. Bl by tak straszny, e nie mogam oddycha ani myle. Za plecami Retha zajaniay drzwi. Jeszcze kilka krokw i bd jego, ju na zawsze. - Nie! - Lend cisn mnie jeszcze mocniej. David odwrci si, chcc znw uderzy Retha. Elf musia si osoni; krzyknam, czujc ulg, gdy ogie w moim sercu przygas. Reth unieruchomi Davida, jego druga rka nadal bya na moim nadgarstku. - Barbarzycy. A teraz... - Spojrza na Lenda i unis rk. - Nie, nie rb mu krzywdy, pjd, pjd... - zaszlocha-am. Wtedy przynajmniej bl si skoczy, a Lend bdzie bezpieczny. - Nie! - Lend odcign mnie do tyu na kilka krokw. Umiechajc si, Reth otworzy usta. Jeszcze chwila i zabije Lenda... W tym momencie zza naszych plecw wstrzelia spieniona woda z drobinkami lodu, podmuch powietrza przerzuci moje wosy do przodu. Jednak woda nie uderzya Retha.

Zawrcia, otulajc nas. Ogie na moim nadgarstku zgas, niewidzialna, cignca mnie sia ustaa. Lend i ja, bezpieczni w rodku wiru, patrzylimy na Retha przez cian wody. - No nie! - warkn Reth, patrzc na co za nami. -Mylaem, e chocia ty zrozumiesz, co ona dla nas znaczy. Dla nas wszystkich. - To jest mj syn. Reth zmarszczy nos. - Ach, rozumiem. Dobrze, on nie jest wany. Zabior Evelyn i sobie pjd. - Ona te znajduje si pod moj ochron. - Nie jest jedn z twoich. Woda nie ma do niej adnych praw. - Tak samo jak powietrze. - My j stworzylimy! Zastygam. Co on mia na myli? - Stworzenie nie daje praw - oznajmia Cresseda. - A jednak ty rocisz sobie prawa do chopca - prychn Reth. - Odejd! - Gos Cressedy przeszed od szmeru strumienia do ryku wodospadu. To bya prawdziwa potga, wieczna i bezsporna. Reth wygadzi kamizelk i podnis lask. - Doskonale. Ale nie tylko ja bd jej szuka. Do nastpnego razu, ukochana. - Pomacha mi lask i wyszed przez swoje drzwi.

Jedyna w swoim rodzaju Arianna nie byta martwa. A raczej nie bardziej martwa ni zwykle. Nigdy nie przypuszczaam, e poczuj tak ulg na wie, e jakiemu wampirowi nic si nie stao, ale ta dziewczyna bya twarda. David opatrywa jej ebra, Stacey i Luk zamknli si na grze, zaczli mnie unika, gdy usyszeli, co si wydarzyo. Nie dziwiam im si, byam jak zy omen. Gdziekolwiek si zjawiam, dziao si co zego. - Jak udao ci si zrani Retha? - spytaam Davida, gdy ju skoczy z ebrami Arianny. Wiedziaam, e Reth mia ju nowe imi, ale nie znaam go. David woy rk do kieszeni i wycign co, co wygldao jak kastet, ale miao dziwny kolor. elazo. Rewelacja. - Sam go zaprojektowaem. Niele, staruszku! - Czy mog dosta taki sam? - zapytalimy jednoczenie ja i Lend. David si zamia. - Zobacz, co si da zrobi. - A jeli Reth wrci? - spyta Lend. - Nie bez powodu nie przyszed do domu, nie lubimy tu elfw. Poza tym nie mona przeceni potgi twojej mamy.

Teraz, gdy ju wie, e ywio wody chroni Evie, nie sdz, by prbowa co jeszcze zrobi. Wkrtce zapomni, e kiedykolwiek si ni interesowa. Chciaabym, eby tak byo, ale mocno w to wtpiam. To, co mwi David, brzmiao zbyt lekcewaco, przypominao mi Raquel. Nie byam po prostu licznotk, z ktr Reth chcia zataczy. Chodzio o co waniejszego, za tym wszystkim stao co podejrzanego. Ale David wiedzia duo o elfach, a dziki ochronie Cressedy chyba mogam czu si bezpieczna. Dopki tu byam, oczywicie. - Zdradz wam kilka innych trikw - powiedzia David, podchodzc do blatu. Wzi chleb, odkroi dwie kromki i poda nam. - Przez cay czas nocie przy sobie kawaek chleba, najlepiej czerstwego. - Dobrze - odparam z powtpiewaniem. David si zamia. - To naprawd dziaa. Elfy nie lubi rzeczy, ktre przywizuj je do naszej ziemi. Chleb naley do ycia ludzi, nie mog go dotkn. To samo z elazem, przykuwa je tutaj, oznacza uwizienie. Dlatego wanie je rani. - Super! - Chleb mogam spokojnie nosi cigle przy sobie. - Czy mogabym dosta z powrotem paralizator? -Nie by zbyt efektywny przeciwko elfom, ale bez niego czuam si naga. David zaspi si, ale w kocu skin gow i da mi go. Si powstrzymaam si przed pogaskaniem rowej rkojeci. Arianna, przygldajc mi si, poprawiaa ubranie. - Dlaczego ten elf ma takiego wira na twoim punkcie? Nie jeste a taka liczna. David odchrzkn gono. - Lend, moe zabraby Evie do miasta, kupi jej kilka ubra i innych rzeczy?

Serce podskoczyo mi w piersiach. Brzmiao to obiecujco. - To znaczy, e mog tu zosta? - Czekaam, a mnie wyrzuci, odkd si tu zjawiam. Zwaszcza teraz, po tym, co zrobi Reth. Na jego miejscu sama bym siebie wyrzucia. - Oczywicie. - Umiechn si do mnie. - Przyprowadzia mojego syna. Jeste tu zawsze mile widziana. Nie chciaam si znowu rozpaka, ale to, co powiedzia, tak wiele dla mnie znaczyo. Moe jednak nie byam taka samotna? Lend zmarszczy brwi. - Chcesz si nas pozby, ebycie mogli sobie spokojnie pogada, prawda? - Prawda. - No dobra. - Lend wycign rk. - Kluczyki? I karta kredytowa? David wyj kart z portfela i poda mu razem z kluczykami. - Wrcie przed zmierzchem. Pamitaj, e nadal masz szlaban. - Obiecuj nie czerpa z tej wycieczki adnej przyjemnoci - oznajmi Lend uroczycie. - Id mi std, wariacie - powiedzia jego ojciec, krcc gow. Wsiedlimy do srebrnego sedana i ruszylimy. Moe jestem dziwna, ale Lend za kierownic wydawa mi si seksowny. - A wic - zacz - pewnie masz par pyta? - Tylko jedno. Jaki jest limit na karcie kredytowej? - Wyglda na wstrznitego, rozemiaam si. artowaam! Nie bj si, nie mam zamiaru was zrujnowa. Chciaabym tylko jakie spodnie, ktre nie nale do ciebie, bez urazy. I owszem, faktycznie mam kilka pyta.

Umiechn si. - Tak mylaem. Proponuj zacz od pocztku. - Dobry pomys. - Jak ju wiesz, mj tata nalea do AANIP. Jednak kilka rzeczy, ktre robili, naprawd mu si nie podobao. Uwizienie, restrykcje, przymusowa sterylizacja, ledzenie... - Czekaj, czekaj, przymusowa sterylizacja? Zerkn na mnie. - Nie wiedziaa? Bali si tego, co mogoby si sta, gdyby kobieta wilkoak zasza w ci z wilkoakiem. Dugo nad tym debatowali, wakowali to na wszystkie strony i w kocu ustalili, e wszelkie hodowlane krzywki, czenie si paranormalnego z innym paranormalnym lub czowiekiem jest nielegalne. I zaatwili to tak, eby aden wilkoak, ktrego zapali, nie mg si rozmnaa. A wic wszystkie te arty o neutralizacji, ktre wygaszaam, wcale nie byy artami... - Och! - szepnam przeraona. - Nie miaam pojcia... - Pomylaam o tych wszystkich wilkoakach, ktre znaam, o Charlotte. Zawsze taka sodka i troskliwa, byaby wspania mam. Agencja jej to uniemoliwia. I to po tym wszystkim, co Charlotte ju stracia! - To najgorsza rzecz, jak w yciu syszaam! - A potem to do mnie dotaro. Czy mnie te chcieli to zrobi? Czy postrzegali mnie jako ryzyko hodowlane? Ju sam ten termin, hodowla... Rzeczywicie postrzegali wszystkich paranormalnych jako zwierzta. O jakich innych dziaaniach MANIP nie miaam pojcia? - Tak czy inaczej tata dosta kiedy zadanie. Mia odszuka dowody istnienia nimf i rusaek. W ten sposb znalaz mam. - Czym ona jest?

- Czym w rodzaju nimfy, duchem wody, jej ywioem. Uznaa, e tata jest zabawny, i pokazywaa mu si, eby z nim porozmawia. No i si w niej zakocha - rzek Lend z umiechem. - Wtedy uzna, e to koniec jego pracy w Agencji. Poniewa jednak nie mieli zamiaru pozwoli odej czowiekowi, ktry tyle wiedzia, wic upozorowa wasn mier przez utonicie. Wtedy gino wielu pracownikw, nikt nie sprawdzi tego szczegowo. Udao mu si. - Wic twoja mama i tata... - Zamilkam, uwiadamiajc sobie, e znalazam si na niepewnym gruncie. - Ona jest stworzona z wody. Gdyby sprbowaa jej dotkn, twoja rka przeszaby przez ni. Niewiele mi to dawao, ale nie prosiam o dalsze wyjanienia. Na szczcie Lend mwi dalej. - Ale ywioy maj dar wyboru i moja mama zdecydowaa, e po tych wszystkich wiekach byoby ciekawie zobaczy, jak to jest by miertelnym, czowiekiem. Przybraa posta ludzkiej kobiety i yli z tat jak m i ona. Jednak nie moga i nie chciaa porzuci wody. Przybraa mierteln posta tylko na rok, nie mwic o tym mojemu ojcu. To wystarczyo, ebym pojawi si na wiecie. - Zaczerwieni si. Pod koniec roku daa mojemu ojcu syna i wrcia do wody. Patrzyam na niego zafascynowana. To byo niesamowite. A wic mj pierwszy domys, e wyglda jak oywiona woda, by suszny! Zastanowiam si, co Lish by o tym powiedziaa, przecie ona te bya wodnym paranormalnym. Zabolaa mnie wiadomo, e moja przyjacika nigdy nie pozna chopaka, za ktrym szalaam. Na pewno by si polubili. - Czyli jeste jedyny w swoim rodzaju? Wzruszy ramionami. - Chyba tak. Gdy byem may, mj tata przeywa cikie chwile. Cigle zmieniaem posta, traktowaem to jak

zabaw. No i uczyem si w domu, dopki nie byem na tyle dojrzay, by zrozumie, e to moe by naprawd niebezpieczne, gdyby ludzie dowiedzieli si o moim istnieniu. No wiesz, poznaa moj mam, nie jest zbyt pomocnym rodzicem. - Popatrzy na mnie dziwnie, jakby myla, e zaczn si mia. -1 tak to wanie ze mn jest. Umiechnam si, krcc gow. - Jeste fantastyczny. Rozemia si, chyba z ulg. Byam taka szczliwa... Czciowo dlatego, e Lend si przede mn otworzy, a troch dlatego, e w jego rodzinie byo dla mnie miejsce. No i nie jechaam samochodem chyba z sze lat. Patrzyam na Lenda z nieskrywan zazdroci. - Suchaj - rzuci, widzc moje spojrzenie. - Wiem, e nie moesz zrobi prawa jazdy, ale chyba mog zaproponowa ci co lepszego. - No? Umiechn si. - Co ty na to, eby pj ze mn jutro do szkoy i zobaczy prawdziw, najprawdziwsz szafk? Jestem pewna, e zapiszczaam z zachwytu. Gdy ju skoczylimy zakupy - tak bardzo chciaam zdj wreszcie ubrania Lenda, e przebraam si w sklepowej toalecie - wrcilimy do samochodu. Jestem prawie pewna, e kilkakrotnie na mnie zerka. W kadym razie miaam tak nadziej. Ja spogldaam na niego mnstwo razy. - Jeste godna? - zapyta. - Rany, umieram z godu - powiedziaam, nagle sobie to uwiadamiajc. Spojrzaam na zegar w samochodzie, bya trzecia. - No to chodmy co zje.

- A co z twoim szlabanem? - spytaam kpico. - Tata powiedzia, eby wrci przed zmrokiem. Jest jeszcze widno. Zatrzymalimy si kilka przecznic dalej przed ma knajpk. Nigdy nie byam na Wschodnim Wybrzeu, nie liczc kilku nocnych akcji, wic teraz rozgldaam si z przyjemnoci. Roso tu mnstwo drzew, na wszystkich pojawiy si ju pczki. Gdy weszlimy do knajpki, opada mi szczka. Wszyscy obecni byli paranormalnymi. - Wiesz, e tu jest peno wilkoakw, wampirw oraz istot, ktrych nigdy w yciu nie widziaam? szepnam. Lend zamia si, siadajc przy stoliku. - No c, wiem. Ta knajpka naley do mojego taty. - Ach tak... - Gdy moja mama wrcia do wody, zosta sam z paranormalnym synem. Wiedzia, jak kiepsko si sprawy maj z rzdowymi agencjami, i postanowi co z tym zrobi. Zacz prowadzi co w rodzaju podziemnej organizacji dla paranormalnych, ochraniajc ich przed Agencj, dajc im prac i pomagajc kontrolowa ciemn stron siebie. - A co z wampirami? Pozwala im wysysa ludzi? - Jest caa masa innych sposobw zdobycia krwi. No i wszystkie wampiry wiedz, e jeli zami zasady, tata ju nigdy im nie pomoe. Wikszo z nich to mode wampiry, ktre cigle pamitaj, jak to jest by czowiekiem, i nie s zachwycone myl o zabijaniu. No i s bardzo pomocni z t ca kontrol umysu. Poczuam si le. Nigdy nawet nie rozwaaam moliwoci uniewinnienia tych wampirw, ktre jeszcze nikogo nie skrzywdziy. - Macie te wiedmy? - spytaam.

Lend si zamia. - Jestemy tolerancyjni, ale nie jestemy samobjcami. Odetchnam z ulg. - No dobrze. To chyba w porzdku. - Chocia tak naprawd to wszystko troch mnie wzburzyo. Sentymenty sentymentami, ale jak mona si spodziewa, e te wszystkie istoty zdoaj kontrolowa swoje instynkty? Brzmiao to niebezpiecznie. Czy troch wicej wolnoci dla garstki wampirw byo warte takiego ryzyka? Podejcie kelnerki przerwao moje rozmylania. Dobrze znaa Lenda i wygldaa bardzo atrakcyjnie z tymi blond wosami i niebieskimi oczami. Jej prawdziwa twarz pod iluzj rwnie bya adna, chocia pokryta szarobrzowymi plamami. Zoylimy zamwienie i kelnerka odwrcia si, odchodzc. I wtedy przeyam szok. Pod iluzj jej plecy byy puste jak olbrzymia dziupla w starym drzewie. I miaa ogon! - Kim ona jest? - szepnam. - Nona? To huldra. Duch drzewa. Przygldajc si jej i innym paranormalnym, powoli zmieniam zdanie. Byli peni energii, weseli, nikogo nie krzywdzili. To byo dobre miejsce. Zawsze mylaam, e Agencja jest szlachetn organizacj, przede wszystkim chronic ludzi, ale rwnie pomagajc paranormalnym. Wilkoaki i wampiry miay prac, wszyscy paranormalni byli pod ochron. Jednak to, czego si teraz dowiedziaam, dao mi now perspektyw. Agencja opieraa swoje dziaanie na prawdach oczywistych, a ja nagle zrozumiaam, e na tym wiecie nie ma nic oczywistego. Tata Lenda nie do koca mia racj, ale mimo wszystko by bardziej w porzdku ni moi niedawni pracodawcy. Przyszo mi do gowy jeszcze co.

- Skoro wiedziae to wszystko o MANIR jak moge by taki spokojny, gdy my... Gdy oni ci tam trzymali? Ja oszalaabym ze strachu. Zamia si. - Wierz mi, byem przeraony. Bardziej ni przeraony. Spodziewaam si, e zrobi mi wiwisekcj albo co w tym stylu. Na szczcie byli zajci gincymi paranormalnymi... Nie chc nawet myle, co mogoby si sta, gdyby mogli si bardziej skupi na mnie. - Rany, mylaam, e jeste jakim superagentem, ktry dokadnie wie, co robi. A teraz si okazuje, e w ogle nie powinno ci tam by! - No wiesz, mam spore dowiadczenie w udawaniu. Robi to w kocu przez cay czas. No tak, jakkolwiek by na to patrze, udawa caym sob. - Wiesz co, mimo to nadal myl, e jeste super. - Dziki ci, Boe. - Pokrci gow z udawan ulg. -Oczywicie, przy tobie udawanie jest nie do koca moliwe. - Umiechn si niemiao. To musiao by dla niego niesamowite, e widziaam go tak, jak nie widzia go jeszcze nikt inny. I chyba to lubiam. - Przy mnie nie musisz udawa - powiedziaam i si zaczerwieniam. Co si ze mn dzieje? Jeszcze chwila i mu powiem, jak cudowne s jego oczy i jak bardzo chciaabym, eby mnie wzi za rk, tak po prostu, a nie dlatego, e dziao si co zego i chcia mnie pocieszy. Umiechn si szeroko i wrcilimy do jedzenia. I bardzo dobrze, bo pewnie za chwil wyskoczyabym z czym jeszcze, na przykad: Hej, chcesz by moim chopakiem?" Gdy wychodzilimy, poowa obecnych pomachaa Lendowi na poegnanie. Wikszo spogldaa na mnie ciekawie. Cieszyam si, e nie wiedz, kim jestem. Staraam si

na nich nie gapi, udawaam, e nie widz, jak naprawd wygldaj. Prcz ducha drzewa byli tu kobieta, ktra miaa petwy pod iluzj ng, kilka wilkoakw, ze dwa wampiry... I jestem pewna, e widziaam gnomy pracujce na zapleczu. To miejsce byo jeszcze bardziej odjechane ni Centrum. Wspomnienie mojego dawnego domu wzbudzio we mnie poczucie winy. Nie widziaam nawet, co si dzieje z Raquel. Pewnie si o mnie martwia... Ale byo tak wiele rzeczy, o ktrych mi nie powiedziaa, ktre ukrywaa, e bez trudu udao mi si zaguszy wyrzuty sumienia gniewem. I jeszcze Lish, o ktrej staraam si w ogle nie myle. Gdybym nadal bya w Centrum, jej brak byby jak dziura w moim sercu. Tutaj, z dala od mojego dawnego ycia, byo mi atwiej to znie. Mogam udawa, e Lish nadal pywa w akwarium, porusza rkami przed monitorami i zmusza komputer do mwienia bip". Gdy wrcilimy do domu, Lend westchn. - Chyba w kocu zadzwoni do kumpli i dowiem si, ile mam do nadrobienia. - Wyj telefon. - To ty, Lend? - zawoa David. - Tak - odpar Lend. - Wrcilimy, jedlimy na miecie. - Wiem, dzwonia Nona, powiedziaa mi, e bylicie. Lend poczy si z kim i zacz rozmow. Nie wiedziaam, co ze sob zrobi. Nagle pomylaam, e chc znale si w pokoju Lenda. Do tej pory uwaaam, e ycie w Centrum doprowadza mnie do klaustrofobii, a teraz miaam odwrotny problem. Cay dzie na otwartej przestrzeni, poza domem, sprawi, e cigle czuam si podenerwowana. Po prostu musiaam wrci do pokoju. Co jest grane? No i nadal nie mogam pogodzi si z tym, co usyszaam od Lenda, szczeglnie z tym o sterylizacji.

Poszam do kuchni. - Davidzie? - Tak? - Popatrzy na mnie znad stou. - Ja... Nie wiedziaam. No, o Agencji. O tym, co robili. - Utkwiam wzrok w pododze, mylc o tych wszystkich wilkoakach, ktre cignam do MANIP, a teraz porzuciam dla tego bezpiecznego, szczliwego domu. - Chciaabym pomc, jeli mog. - Powiedziaem wam ju, nie chc, ebycie byli w to zamieszani. - Nie chodzi mi o t zabjczyni, ponc dziewczyn, tylko o inne rzeczy, o to, co tu normalnie robisz... - I nagle sobie przypomniaam. - Wilkoaki! Wszystkie wilkoaki Agencji zostay wyprowadzone poza Centrum, mona by im pomc! - Gdzie? - David wsta. Oklapam. - Nie wiem. Kazaam elfce zabra je w jakie bezpieczne miejsce, nie mam pojcia dokd. Centrum jest w pnocno-wschodniej czci Kanady, jeli co ci to da. Moe po prostu wyprowadzia je na zewntrz. - Kanady? - AANIP chciaa, eby byo w Stanach, ale inne pastwa si nie zgodziy. Wszyscy nienawidzili Amerykanw za to, e zawsze mieli najlepsz technologi. Jednym z gwnych warunkw utworzenia MANIP byo ulokowanie gwnego Centrum poza Stanami Zjednoczonymi. W kocu wybrano Kanad, ze wzgldu na jej neutralno. - Politycy! David si zamyli. - Jeli te wilkoaki nadal s bez nadzoru, moglimy je zabra. Mam troch kontaktw, mgbym sprbowa... Musz gdzie tam by.

- A co z bransoletkami? - Pracujemy przeciwko MANIP od duszego czasu, Evie. Nie mgbym tego robi, gdybym nie mia kilku znajomych. .. - Umiechn si, a ja poczuam si troch lepiej. Przynajmniej zrobiam co, eby pomc Charlotte. Miejmy nadziej. Ale jego sowa o znajomych" przypomniay mi o Raquel. Odchrzknam nerwowo. - Moe... mgby dowiedzie si, co si dzieje z niektrymi moimi przyjacimi? - Jeli masz na myli Raquel, to skontaktowaem si z moimi rdami. Maj mi da zna, gdzie ona jest, jak tylko bd wiedzieli. Odetchnam z ulg. - Dziki! Poszam do salonu i usiadam na sofie obok Lenda -chocia nie tak blisko, jakbym chciaa. Po kilku minutach skoczy rozmawia przez telefon i westchn. - Jestem trupem. Nadrabianie tego zajmie mi ca wieczno. Zaraz wrc, zerkn tylko, jakie mam tu ksiki, ebym mg zacz. - Wzi torby z zakupami i poszed na gr. Odprowadziam go wzrokiem. Zazdrociam mu jego ycia. Nawet tej pracy domowej. - Och - powiedziaa Arianna obojtnie, wchodzc do pokoju. Chyba bya za, e mnie tu widzi. Chciaam co obejrze. - Rzucia mi spojrzenie pod tytuem: tylko sprbuj mi przeszkodzi. - Rozgo si. - Nie poruszyam si, odpowiadajc jej spojrzeniem: nie myl, e mnie sterroryzujesz, ty wampirze. Usiada w fotelu obok sofy i wzia piloty. Przejrzaa menu, wybraa co i wcisna play". - No nie! - Usiadam prosto. - Uwielbiam to!

- Lubisz Easton Heights? - To najlepszy serial wszech czasw! - Prawda? - Oczy iluzji zapony podnieceniem, martwe pod spodem wydaway si odrobin bardziej ywe. -Przegapiam kilka odcinkw, gdy szukaam tego nicponia - powiedziaa i spojrzaa wymownie na wchodzcego do pokoju Lenda. Usiad na kanapie obok mnie, bliej ni kiedykolwiek. Zerkn na telewizor i westchn ciko. - No piknie, a ja wanie chciaem... - Cii! - syknymy obie. Po obejrzeniu wszystkich odcinkw, ktrych Arianna nie ogldaa, odbyymy do gorc dyskusj na temat, kogo Cheyenne powinna ostatecznie wybra. Z Ariann nie byo tak fajnie jak z Lish, ale byo wida, e zna Easton Heights. Ciekawe, co pomylaaby Lish, gdyby wiedziaa, e rozmawiam o naszym ulubionym serialu z niezaobrcz-kowanym wampirem... Lish przynajmniej byaby po mojej stronie w tej ktni. - Przecie wiesz, e najlepszy dla niej jest Landon -stwierdziam. - Te co! On si nigdy nie zmieni. Powinna zaakceptowa fakt, e to Alex najbardziej do niej pasuje. - Zwariowaa! A pamitasz, jak Alex si upi i poszed do tego klubu, gdzie si wczeniej obciskiwa z Carys, zanim si dowiedzia, e s kuzynami? To si dopiero nazywa odpowiedzialno. Lend wsta. - Evie, musimy jutro wczenie wsta do szkoy. - Racja... - Byam wykoczona. - Dokoczymy t rozmow jutro - ostrzegam Ariann. Lend i ja weszlimy razem po schodach.

- Moe chcesz, eby ci odda pokj? - zapytaam. - Nie przejmuj si, nie ma peni, wic Stacey i Luk mog mieszka w jednym pokoju. Zajm ten drugi. - Ja te mog si do niego przenie. Wzruszy ramionami i si umiechn. - Na razie pooyem wszystkie twoje rzeczy w moim pokoju. Spokojnie. Jutro pomog ci si ulokowa bardziej na stae. Tak bardzo podobay mi si te sowa... Wychodzc z azienki, wpadam jeszcze na niego w korytarzu. - To by naprawd superdzie. Oczywicie, wyczajc atak Retha. - Dla mnie te. Zapada cisza, Lend nachyli si do mnie, patrzc na mnie dziwnie. Przez chwil mylaam, e mnie obejmie, a moe - o jasny bip - a moe nawet mnie pocauje! Ale on tylko si umiechn. - Dobranoc. - Uhm, branoc - odparam, nie kryjc rozczarowania. Czy kto mnie w kocu pocauje?

Superfrajda i liceum Nastpnego ranka wstaam wczenie wypoczta po spokojnym nie i podniecona tym, e pjd do prawdziwego, najprawdziwszego liceum. Wziam szybki prysznic i si ubraam. Mio byo znw mc si uczesa i zrobi makija, poczuam si troch bardziej normalnie. Woyam bluzk, ktra Lend mi wybra (row i byszczc, po prostu sodk), i byam gotowa. Na czterdzieci pi minut przed wyjciem. Lend nawet jeszcze nie wsta. Z braku innego zajcia zeszam na d na niadanie. David siedzia przy stole z Ariann i dwoma wilkoakami. - O, cze - rzuciam, czujc si troch jak intruz. David umiechn si do mnie, Arianna nawet skina gow, za to Stacey i Luk usiowali na mnie nie patrze. Chyba ich przeraaam. Wspaniale. - Patki s w kredensie, czstuj si - powiedzia David. Tak zrobiam, znalazam misk i yk, a potem usiadam przy blacie. Prbowaam nie sucha ich rozmowy, ale kuchnia bya niewielka. - Gdybymy tylko wiedzieli, jak to co ich zabija... - Chwileczk. - Odwrciam si do nich. - Mwicie o tej dziewczynie, ktra zabija paranormalnych? Widziaam j.

- Widziaa? Jak ona to robi? - Popatrzyli na mnie zaintrygowani. - To dziwne. Kadzie rce na ich piersi, a potem ju nie yj. Zostaje tylko lad, migotliwy i zoty, ale po chwili znika. I chyba nikt prcz mnie go nie widzi. - Moesz mi pokaza, jak to si dzieje? - David wsta. -Jeste pewna, e nie ma adnej broni? - Absolutnie. Arianna wstaa. - Poka na mnie. To byo nieprzyjemne. Nie chciaam ka rki na jej piersi, nawet gdyby nie bya nieumar. Ale David przyglda mi si z uwag, wic tylko wzruszyam ramionami. - No dobra. Podchodzi i kadzie rk, wanie tak, i wtedy... Dotknam Arianny i w tej samej chwili jej oczy rozszerzyy si, zacza dygota i wrzasna przeraliwie. David odskoczy, a ja krzyknam, cofajc rk. Co ja zrobiam?! Byam morderczyni, staam si taka sama jak Vivian! Zesztywniaa czekaam, a pojawi si zoty odcisk doni i Arianna upadnie na ziemi. Jaka cz mnie, maa i okropna, bya ciekawa, jakie to bdzie uczucie. I wtedy drgawki Arianny przeszy w dziki chichot. - Ale ci nabraam! - zawoaa, ze miechu zginajc si wp. Oparam si o blat i odetchnam gboko. Usiujc nie paka, walnam j w rami, omal jej nie przewracajc. - Ty idiotko! Jak moga zrobi co takiego?! David westchn. - To byo w bardzo zym gucie. Stacey szlochaa gono, z gow ukryt w piersi Luke'a, ktry wyglda, jakby chcia rozerwa Ariannie gardo.

- No co, troch poczucia humoru - wykrztusia, nadal si miejc. - To byo super i wietnie o tym wiesz. auj, e nie widziaa swojej twarzy! Rzeczywicie mylaa, e mnie zabia! - Tak, a teraz naprawd mam ochot to zrobi. - Rzuciam jej mordercze spojrzenie. Nie potrafiam zapomnie o tamtym gupim nie, cay czas mylaam, e ponca dziewczyna to Vivian. - Hej, dzie dobry! - Lend wszed do kuchni i zatrzyma si, widzc nasze miny. - Co mnie omino? - Arianna jest geniuszem komedii - wymruczaam, siadajc, eby dokoczy patki. - Evie pokazywaa nam, jak ta istota zabija, a Arianna uznaa, e naley doda temu szczypt dramatyzmu. - Och, to byo super - stwierdzia wampirzyca, w kocu opanowujc miech. - Rozmawialicie o tamtym wierszu? - zapyta Lend. -Doszlicie do czego? David pokrci gow. - Nie. A ty masz oficjalny zakaz suchania, o czym mwimy i mylenia o tym. A nawet mylenia o myleniu. Jasne? - Ale ja... - Mwi powanie. To si tyczy i ciebie, i Evie, to ju nie jest wasz problem. Lend mrucza, biorc sobie patki i siadajc obok mnie. Naprawd, yam ostatnio w takim napiciu, e zostawienie caej sprawy dorosym byo wielk ulg. Nie chciaam ju myle ani o elfach, ani o poncych dziewczynach i naprawd miaam zamiar posucha Davida. Najwyszy czas poczu si nastolatk. Czuam si winna, wypychajc z pamici obraz martwego ciaa Lish, ale to ju nie bya moja walka. Ja swoj cz miaam za sob.

- Gotowa? - zapyta Lend. - Jasne! - Byam gotowa od dawna, im wicej rzeczy, ktre oderw mnie od mylenia, tym lepiej. - W szkole jest duo paranormalnych? Na przykad wampirw? Arianna prychna. - Po choler wampiry miayby chodzi do liceum? - Skoro nie bd musiaa mie z tob dzisiaj do czynienia, to liceum ju mi si podoba. - Idcie - popieszy nas David, zerkajc na zegar. Szam za Lendem do samochodu, niemal podskakujc. Podjechalimy do szerokiego ceglanego budynku i zaparkowalimy na zatoczonym parkingu. Wyskoczyam z samochodu, czekajc niecierpliwie, a Lend wyjmie plecak i ksiki. - Musimy pj do sekretariatu, eby ci zarejestrowa. Weszlimy przez dwuskrzydowe szklane drzwi, w sekretariacie powitay nas dwie wawe kobiety. Lend umiechn si do nich czarujco. - Przyniosem zwolnienie i chciaabym zarejestrowa gocia. Mam nadziej, e mj tata dzwoni? - Ale tak - powiedziaa jedna z nich, pulchna kobieta z krtkimi, krconymi rudymi wosami. Chorowae, kochanie? - Tak, do ciko. - Lend poda jej papier, a ona spojrzaa i wprowadzia co do komputera. Dostaam przepustk gocia, ktr przypiam do brzegu koszuli. Lamerstwo. - No dobrze, jestecie gotowi. - Dziki. - Poczuam zdenerwowanie, gdy wyszlimy na gwny korytarz. To byo niesamowite. Naprawd niewiarygodne. Wprawdzie sam budynek by troch podniszczony, ale ludzie!

Wszdzie, wszdzie nastolatki! Tak wspaniale zwyczajne, tak zupenie niewiadome niczego nastolatki! Nigdy nie widziaam tylu w jednym miejscu! Lend i ja weszlimy w tum, zauwayam, e nikt nie zwraca na nas uwagi. Witali si, krzyczeli co, rzucali sobie obraliwe slangowe sowa, ktrych nigdy nie syszaam, ale ktre tak chciaam wyprbowa. Byam w samym rodku wszystkiego. Byam normalna. Czuam si jak w niebie. Skrcilimy w boczny korytarz i Lend si zatrzyma, unoszc dramatycznie rce. - Pragn ofiarowa ci... moj szafk. Miaa dziwaczny, turkusowy kolor, farba uszczya si na rogach, odsaniajc poprzedni warstw. Wycignam rk i pooyam do na zimnym metalu. - Czy jest tak, jak sobie wyobraaa? - zapyta. - Tak... i jeszcze bardziej - szepnam, a potem si rozemiaam. - Naprawd, to miejsce jest niesamowite! To nie do wiary, e moesz tu przychodzi codziennie! - Zabawne, poniewa wikszo ludzi tutaj, ze mn wcznie, wolaaby si tu nie pojawia. - To dlatego, e nie macie pojcia, jak bezcenna jest normalno. - Pooyam rce na biodrach i rozejrzaam si. - W Easton Heights za chwil wybuchaby jaka bjka o dziewczyn, a potem w damskiej toalecie dziewczyny te dayby sobie po gowach. Powinnam mie oczy otwarte? Przyczy si do walki czy tylko patrze? Lend si zamia. - Wiesz, prawdopodobnie nic takiego si nie zdarzy. Bdziesz ze mn na lekcjach, potem zjemy lunch, potem znowu pjdziemy na lekcje. A potem zrozumiesz, e liceum jest piekielnie nudne.

- Nic z tego - rozemiaam si. - Ju teraz uwaam, e jest boskie. Pod koniec najlepszego dnia mojego ycia wsiedlimy do samochodu i czekalimy na wyjazd z parkingu. - No i jakie wraenia? - spyta Lend. - Zastanwmy si. - Skupiam si. - Historia jest nudna, ale to ju wiedziaam. Niektre lekcje s jak art. Mie zaskoczenie. Nawet normalni ludzie mog by dziwni, ciekawa rzecz. adnych stworw, ktre musz zaatwia ta-serem, co zawsze stanowi duy plus. No wic jak dla mnie liceum jest super. I tak byo. Byam nawet na plastyce, gdzie nauczyciel postawi mnie jako modelk przed ca klas, rysowali z natury, co byo niemal tak przeraajce, jak chwile, gdy staam twarz twarz z wampirami. Chocia, jeli chodzi o wampiry, to wiedziaam przynajmniej, o czym myl. Wyjechalimy z parkingu i zobaczyam ogoszenie za rogiem, zachcajce uczniw do wykupienia pakietw na bal. - Nie mielicie jeszcze balu? - Nie, nie mielimy. - Lend poruszy si nieswojo na siedzeniu i zapada cisza. O kurcz, pewnie pomyla, e chc, eby mnie zaprosi. I czuje si gupio, bo wcale nie mia zamiaru tego robi. Poow drogi do domu przebylimy w absolutnej ciszy, cudowny dzie leg w gruzach. Brawo, Evie. - Posuchaj - odezwa si nagle. - Czy ty... To znaczy, ja wiem, e to chaa, ale moe chciaaby pj na bal? Ze mn? - Mwisz powanie? Wzruszy ramionami, nie odrywajc oczu od drogi. - Oczywicie nie musisz, pomylaem tylko, e moe...

- No pewnie! Z rozkosz! Jasne! To znaczy, moe by zabawnie, nie? - Mj umiech by tak promienny, e omal si nie rozpynam. Lend te si umiechn. Dopiero teraz zrozumiaam, jak spity by wczeniej. Nic dziwnego, e si nie odzywa. - To super. Na pewno bdzie zabawnie. Popoudnie mino szybko. Za kadym razem, gdy mylaam o balu, ogarniao mnie uczucie nierealnoci. To nie mogo by moje ycie. Byo zbyt cudowne. Miaam pj na bal - mj bal - z Lendem.

Dziewczyny, pacz i wilki W czasie kolacji czuam si troch niezrcznie. Ostatni raz byam na takiej rodzinnej kolacji lata temu. Czasem w Centrum Raquel albo Charlotte jady razem ze mn, a jeli nie, to zabieraam jedzenie do Centrali, chocia Lish nie moga usi przy stole razem ze mn. Nie, adnego paczu przy stole. adnego mylenia o Lish. Stacey i Luk siedzieli na drugim kocu stou i za kadym razem, gdy podnosiam wzrok, Stacey rzucaa mi spojrzenia, wahajce si midzy przeraeniem a furi. Ale teraz, gdy wiedziaam, co by si z nimi stao, gdyby zostali zapani przez Agencj, nie staraam si nawizywa z nimi kontaktu wzrokowego. David rozmawia przez telefon w innym pokoju przez ca kolacj. Ju prawie koczylimy, gdy wszed i usiad ciko na swoim krzele, z ulg i zmczonym umiechem na twarzy. Odwrci si do mnie. - Udao si. - Co? - spytaam. - Nie chciaem nic mwi, dopki wszyscy nie byli bezpieczni, ale twoja wskazwka o Kanadzie okazaa si wystarczajca. Mam starego przyjaciela, ktry nalea

do Kanadyjskich Obserwatorw. Zawsze zachowywali pewn niezaleno od Agencji, nie podobao im si, e MANIP ma wadz nad kanadyjskimi obywatelami. ledzi dziaalno Agencji i dziki twoim informacjom odnalaz wszystkie wilkoaki. Odchyliam si na oparcie krzesa. - Wszystkie? Zdjli bransoletki? David skin gow. Oczy Stacey rozszerzyy si, nie mogam odczyta ich wyrazu. - Co si z nimi teraz stanie? - Nie mogli wrci do swojego starego ycia, Agencja miaa wszystkie namiary, natychmiast by ich wyapaa. - Niektre z nich maj wej do KO, ukrywajc si tu pod nosem MANIP. Do naszego miasta wjecha kolejny autokar, damy im nowe dokumenty i pomoemy im si osiedli. - Tutaj? - wyszeptaa Stacey. - A co z... W tym momencie kto zadzwoni do drzwi, Stacey odwrcia si w ich stron, blada jak ciana. Zaskoczony Lend poszed otworzy. Kilka sekund pniej wrci... razem z Charlotte. - Charlotte! - zawoaam zdumiona. Stacey wstaa i wybuchna paczem, rzucajc si Charlotte na szyj. - Przepraszam! - szlochaa, ukrywajc twarz w jej ramieniu. - Nie powinnam bya tego mwi, nie powinnam... Przepraszam... Po twarzy mojej nauczycielki rwnie spyway zy, przytulia mocniej Stacey i pogaskaa j po wosach. - Ju dobrze... Naprawd, wszystko dobrze. Ja te ci przepraszam. Dopiero teraz zrozumiaam, dlaczego twarz Stacey wydawaa mi si taka znajoma. To musia by ten czonek ro-

dziny, ktrego zaatakowaa Charlotte i czua si tak winna, e chciaa popeni samobjstwo. David i Arianna wstali i wyszli, dajc siostrom odrobin prywatnoci. Ja i Lend te sobie poszimy. Poczuam ostre, gryzce poczucie winy, chocia wiedziaam, e to nie ja przemieniam Charlotte w potwora, nie ja kazaam jej ugry siostr, nie ja je rozdzieliam, gdy tak bardzo si potrzeboway. Ale to ja pomagaam Agencji na kadym z tych etapw... - Jakie nowe wiadomoci? - spytaa Arianna, zapalajc papierosa, gdy stalimy na werandzie. - Wiesz, e nie lubi, jak palisz - stwierdzi David, marszczc brwi. - A co, palenie mnie zabije? - Umiechna si gorzko, ale zgasia. David westchn. - Pozostae nowiny nie s dobre. MANIP stracia jeszcze jeden orodek. - Ktry? - spytaam. Strach cisn mi gardo. - W Bukareszcie. Jeli w Bukareszcie, to byy tam gwnie wampiry. Poczuam ulg, a potem jeszcze silniejsze poczucie winy. Czy poczuabym tak sam ulg, gdy Arianna bya jedn z ofiar? - Przynajmniej Bukareszt jest daleko std - wymruczaa. - Ataki staj si coraz gorsze. Chc odesa std tylu paranormalnych, ilu tylko zdoam. Tak dua koncentracja w jednym miejscu nie jest bezpieczna. Nie wiemy, jak ona znajduje takie miejsca, i nie moemy ryzykowa. - Co z tymi, ktrzy zostan? - spyta Lend. - Jako sobie poradzimy. Wyglda na to, e ponca dziewczyna celuje w orodki MANIP, wic szczliwie jestemy poza zasigiem. Moi znajomi przerzuc tak wielu

zaobrczkowanych paranormalnych, jak tylko zdoaj, i przel ich do nas. - A co robi Agencja? - zapytaam. Przecie musieli co robi, eby chroni siebie i paranormalnych! - Z tego, co wiem, biega w kko zupenie zdezorientowana - odpar David. I westchn. - Prbuj zastosowa plany awaryjne, usiuj dziaa, ale do tej pory zawsze byli terroryst, nigdy ofiar. Nie umiej sobie z tym poradzi. - A co my moemy zrobi? - spyta Lend. - Ty moesz wej do domu i odrobi lekcje. Lend ju chcia zaprotestowa, ale David powstrzyma go uniesieniem rki. - To nie jest twj problem. Do domu. Odrabia lekcje. Ju. Poszam za Lendem i usiadam obok niego, a on patrzy spode ba na podrcznik do matematyki. Wiedziaam, e czuje si sfrustrowany, ale w tym przypadku byam po stronie Davida. Skoro MANIP nie potrafia nic zrobi, to kto mg? Jedyne, co moglimy, to chroni i ukrywa paranormalnych. Suchaam gosw dobiegajcych z kuchni i si denerwowaam. Nie wiedziaam, co powiedzie Charlotte, co w ogle mogabym zrobi, eby naprawi to, co ju jej zrobiono - i w czym uczestniczyam. Jak godzin pniej Charlotte wysza ze Stacey i Lukiem, niosc dwie walizki. Stacey posaa mi tylko spity umiech, ale Charlotte si zatrzymaa. Wstaam niezgrabnie, wpatrujc si w podog. - Charlotte, ja nie wiedziaam... Tak mi przykro... Pooya do na moim ramieniu, spojrzaam na ni. Jej niebieskie oczy lniy nad tymi oczami wilka. - Nie przepraszaj. Teraz obie jestemy wolne. Ciesz si tym. - Pochylia si i poklepaa mnie po policzku, a potem wysza, posyajc mi ostatni umiech. Tym razem nie byo w nim nawet cienia smutku.

Hej, glupku Poczuam ulg, gdy Lend w kocu zamkn ksik. Zbyt dugo tu siedziaam pogrona w mylach o utraconych przyjacioach, wilkoakach i kolejnych atakach poncej dziewczyny. Byam wykoczona strachem i poczuciem winy. - Chciaby obejrze jaki film? Zgodziam si z radoci, wic sprawdzilimy programy, dyskutujc nad wartoci rnych filmw, ktre mielimy do dyspozycji. Zdecydowalimy si w kocu na komedi romantyczn - ha, oczywicie wygraam t dyskusj. Zapadam si w kanap, gdy Lend robi popcorn. Gdy wrci, usiad obok. Dotykalimy si ramionami. Zaraz po napisach pocztkowych splt swoj do z moj. Po triumfalnym salcie mojego serca poznaam, e tym razem byo to najprawdziwsze trzymanie si za rce. To byo cudowne. Wspominaam ju, jak niesamowita bya skra Lenda? Niewiarygodnie mikka i delikatna? Jego do bya taka ciepa, tak cudownie ciepa. Nie tak dziwnie, jak rka Re-tha, gdy ciepo suno po mojej rce, po prostu przyjemnie, normalnie ciepa. Czuam si szczliwa. Byam w sidmym

niebie - trzymaam za rk superprzystojnego chopaka, ktry zaprosi mnie na bal. Potar czubek mojego kciuka swoim. - Czy tak jest w porzdku? - szepn. Uwielbiaam, gdy jego gos dra ze zdenerwowania. Przytuliam si do niego jeszcze bardziej, ciskajc jego rk i kadc gow na jego ramieniu. - Tak - przyznaam z szerokim umiechem. - W porzdku. Odetchn z ulg i opar gow na czubku mojej. Gdy film prawie si skoczy (najlepszy, jaki kiedykolwiek ogldaam, nie wiem o czym, ale to niewane), tata Lenda wszed do pokoju. Szybko podniosam gow, ale Lend si nie poruszy. Po chwili David si umiechn. - Id spa. Nie siedcie dugo, jutro szkoa. - Dobrze, tato. Dobranoc. - Dobranoc - dorzuciam. Chyba dobrze poszo. Pooyam z powrotem gow na ramieniu Lenda, pragnc, eby ten film nigdy si nie koczy. Lend chyba czu to samo, bo gdy znikny ju napisy kocowe, zapyta: - Chcesz obejrze jeszcze jeden? - Tak! - Niczego bardziej nie pragnam. Wybra film i cign narzut z boku kanapy, przykrywajc nasze nogi. Ostatnie tygodnie byy tak niesamowite, tak przeraajce, e ten may kawaek cudownej normalnoci by najlepsz rzecz, jaka mi si kiedykolwiek przytrafia. W poowie filmu oczy mi si zamkny. Gdy znw je otworzyam, wiato w pokoju wydawao si inne. W kocu zrozumiaam, e jest janiejsze, cieplejsze i nie pynie z telewizora. Uniosam gow i zobaczyam, e w fotelu sie-

dzi Vivian i oglda film. Zota, hipnotyzujca kula pomieni unosia si za ni. - Co ty tu robisz? - spytaam wystraszona. Zerknam na Lenda. - Patrzy w ekran telewizora, nie zauwaajc jej. - Nie powinno ci tu by! Przewrcia oczami, zapadajc si w fotel i kadc stopy na stoliczku. - Wyluzuj, nie ma mnie. Zmarszczyam brwi. - Och, czyli ja pi? - Brawo. - To idiotyczne. Nie jeste prawdziwa. Uniosa brwi. - Nie jestem? No wiesz! Mylaam, e czy nas pewna wi. - Istniejesz tylko w moim umyle, ktry w ten sposb prbuje sobie poradzi z tym, co si dzieje. - O? No dobrze. - Umiechna si, w jej jasnych oczach bysna zoliwo. - A jeli ci udowodni? Masz cigle ten telefonik z MANIP? - Nie wiem. - Nie miaam pojcia, do czego zmierza. - Znajd go i sprawd wiadomoci. odek mi si cisn. No nie, to mieszne, przecie to tylko sen! - Gdyby bya prawdziwa, baabym si. - Dlaczego? - Bo jeste wariatk, ktra zabija ludzi na prawo i lewo? - Nie zabijam ludzi. - Zabia Lish, Jacques'a i tamte wampiry! - No wanie, czyli tak jak powiedziaam. adnych ludzi. - Niewane. Moesz przesun te gupie pomienie? Ra mnie. - Ale tak naprawd nie chciaam na nie patrze.

Gdyby rka Lenda nie przykuwaa mnie do kanapy, ju bym do nich podesza. Zamiaa si. - Jeste dziwna. Nie dostaa wicej? - Nie! I nie chc! - Jednak mj wzrok przykuty do pomieni przeczy temu. - Hm, jeste janiejsza ni przedtem, mylaam, e ju to zrobia. Spojrzaam w d. Moja koszula znikna, siedziaam w samym w staniku. Moje serce faktycznie byo janiejsze. - Ale dziwnie - powiedziaam, majc na myli brak koszuli i janiejszy ogie. A potem, spanikowana swoj prawie nagoci, spojrzaam na Lenda, ale on nadal wpatrywa si w ekran. Odwrciam si do Vivian. - Nic nie zrobiam. A Retha tutaj nie byo. Vivian wzruszya ramionami, rwnie ogldajc film. - Nie pocigniesz dugo sama. - Co masz na myli? - To, e ju teraz yjesz na kredyt. Gdy ci stworzyli, dali ci tylko odrobin. - Stworzyli? - Reth powiedzia to samo... - Mwisz o rodzicach? Znasz ich? - Uwaasz, e nie istniej i mimo to chcesz, ebym odpowiadaa na twoje pytania? Pogd si z tym, wiesz, e to prawda. Dlaczego mylisz, e miaymy rodzicw? Zmarszczyam brwi. Prbowaam pokona panik. - Nie bd gupia, oczywicie, e miaymy. Jak inaczej mogybymy by siostrami? - Obie naleymy do tego samego gatunku. To chyba sprawia, e jestemy spokrewnione, nie? - No dobrze, panno z tego samego gatunku, kim w takim razie jestemy?

- Pustymi. Nie powiedzieli ci? - Kto? - Teraz ju prawie krzyczaam. Rozmowa z ni bya frustrujca, a kuszce pomienie dziaay mi na nerwy. Pragnam ich. - Nic dziwnego, e jeste tak zdezorientowana. Co jest, czy twoje elfy podrzuciy ci jako niemowl w koszyku? -Spostrzega mj tpy wzrok i parskna miechem. - Naprawd to zrobiy! Ale numer! Kocham elfy. No co za idioci! Dwr zamierza nas wystawi przeciwko sobie w dramatycznym finale, a ty nic nie wiesz. - Mwia chyba, e nie znasz elfw? - Nie. Powiedziaam, e nigdy nie odebraam duszy adnemu elfowi. Nie pozwalaj mi si dotkn, takie gupie nie s. Zreszt, kogo one obchodz? Cigle prbuj si wtrca, uporzdkowa wszystko tak, by pasowao do ich gupich rymowanek. A tak naprawd liczymy si tylko ty i ja. A wic olejmy elfy i bdmy rodzin. - Umiechna si do mnie, na jej twarzy odmaloway si czuo i obkanie. O czym ona mwi? Wychoway j elfy? I dlaczego te gupie pomienie tak wiruj, przycigajc mnie? - Nie wiem. - Zamknam oczy. - Nie rozumiem, co mwisz. I nie podoba mi si to, co robisz. - Doronij, Evie. I lepiej szybko zorientuj si, co si dzieje, jeli chcesz przey. - Czyli jednak chcesz mnie zabi? - Otworzyam oczy i spojrzaam na ni gronie. - Nie, gupku. Sama si zabijesz, jeli nie zaapiesz, o co chodzi. Dobra, nudzi mnie to, spadam. Jak ju sprawdzisz komunikator, zadzwo, moe wyskoczymy gdzie we dwie, tym razem na jawie. Umiechna si do mnie, a zote pomienie weszy w ni.

Osoniam oczy przed wiatem i poczuam, e pacz. Nie widziaam, czy to dlatego, e tak jasno si jarzyy, czy dlatego e tak bardzo pragnam, by zostay. By weszy we mnie i rozgrzay mnie. - Evie? - Co? - Otworzyam oczy, mruc je przed spodziewanym wiatem. Ale panowaa ciemno, nie byo nawet sabego blasku telewizora. - Chyba powinnimy i spa - szepn Lend. - Zdaje si, e zasna. - Tak. - Pokrciam gow, prbujc wyrzuci ten podstpny sen z pamici. - Wszystko dobrze? - Co? A, tak, dobrze. - cisnam jego rk i umiechnam si z przymusem. - Naprawd dobrze. Najbardziej na wiecie pragnam wej na gr razem z Lendem, moe nawet go pocaowa, ale nie mogam zapomnie o tym nie. Usiujc ukry zdenerwowanie, yczyam mu szybko dobrej nocy i poszam do mojego pokoju. Zdjam koszul i spojrzaam w d. To na pewno bya tylko sia sugestii, ale wydawao mi si, e moje serce ponie teraz janiej. Zdenerwowana, majc wiadomo, e to gupota, i czujc si winna, zaczekaam, a Lend zamknie drzwi, i zeliznam si na d, do kuchni. Byam pewna, e mojego komunikatora tam nie bdzie, e David dobrze go schowa, ale mimo to zaczam szuka. Znalazam go w szufladzie z przyrzdami kuchennymi i wyjam. - To mieszne - szepnam. Na pewno nic tu nie znajd, to by tylko sen! Spojrzaam na ekran - dwanacie wiadomoci. Najwiesza przysza dwie minuty temu, z komunikatora Raquel. Ani jednej

od Vivian, bo Vivian nie istniaa, bya jedynie wytworem mojej wyobrani, a nie ponc dziewczyn. Pokrciam gow, czujc ulg. I wtedy nagle zatskniam za Raquel. Nie mogam jej odpowiedzie, bo wtedy wiedzieliby, gdzie jestem, ale chciaam zobaczy, co napisaa, upewni si, e z ni wszystko w porzdku. Otworzyam wiadomo. I od razu tego poaowaam. Hej, gupku - przeczytaam. - Gdzie chcesz si spotka? Causy, Vivian.

To, czego nie wiesz Odrzuciam komunikator, jakby mnie sparzy. To si dziao naprawd, byam w jaki sposb poczona z Vivian. Dlaczego nie suchaam uwaniej, gdy mwia, czym jestemy? I powiedziaa, e ja umieram albo e umr, albo... Usiadam i pooyam gow na stole. To byo straszne. Szalona paranormalna zabjczym nie tylko wiedziaa znacznie wicej ni ja i potrafia wlizn si do mojego umysu, ale najwyraniej uwaaa, e powinnymy by razem. No i oczywicie w to wszystko byy zamieszane elfy. Kim ja do bip byam? Moim najwczeniejszym wspomnieniem bya rodzina zastpcza. Policja znalaza mnie, gdy chodziam sama nago w parku, miaam trzy lata. Nigdy nie natrafiono na adne lady, wic znalazam si pod opiek pastwa. A jeli... Jeli w ogle nigdy nie miaam rodzicw? Skd si wziam? - Ona ma urojenia - szepnam do siebie, przyciskajc czoo do drewnianego blatu. - To wariatka. Nie jestemy takie same. - Evie? - Usiadam prosto, przeraona i zaskoczona; na progu kuchni sta tata Lenda. - Nie moesz spa?

- Nie mog. - Zastanawiaam si, czy powinnam mu powiedzie. Ale on mnie lubi, ufa mi... Co zrobi, jeli dowiedz si, e to co, co ich tak przeraa, jest moj siostr? Ze by moe jestem tym samym, co ona? Moje oczy wypeniy si zami. Dlaczego, dlaczego nie mogam by normalna? - No wanie, ja te. - Wzi sobie szklank wody i usiad przy stole naprzeciwko mnie. - Mam pytanie. - No ciekawe, czy zdoam uzyska odpowied, nie zdradzajc si z tym, co wiem? Pod warunkiem oczywicie, e David zna odpowiedzi. Nagle poczuam, e wiem wicej ni ktokolwiek inny, co i tak niewiele dawao. -Reth zna sowa tego wiersza o Vi... o tej kobiecie, ktra to robi. To jakie elfie proroctwo? - Zna? Ciekawe... - David si zamyli. - Czy on jest Seelie czy Unseelie? - Sucham? - Kolejna rzecz, ktrej nie wiem. Super. - S dwa rodzaje elfw, dwa dwory, Seelie i Unseelie. Nie uczya si o tym? - Pierwszy raz sysz. Zmarszczy brwi. - Zmuszali ci do pracy z elfami, a nie powiedzieli o rnicach? Mwili ci o tradycjach elfw, o ich magii? Wzruszyam ramionami. - Waciwie nie. Wiele moich pyta Raquel pozostawiaa bez odpowiedzi. Zawsze powtarzaa, e skoro znamy ich imiona, reszta nie ma znaczenia. - Ale pracowali tylko z elfami Seelie, tak? Wzruszyam ramionami. - Myl, e brali to, co im wpado w rce. Usiadam, pocierajc twarz tym samym gestem co Lend. - Idioci. - Dokadnie. To jaka jest rnica?

- Wiele elfw zachowuje niezaleno i nie s zaangaowane w sprawy dworu, ale wszystkie s podzielone na dwie zasadnicze grupy. Elfy Seelie s dobrymi elfami. Stosunkowo oczywicie, poniewa rwnie mog wyrzdza zoliwoci. Unseelie s znacznie, znacznie gorsze. - W takim razie Reth na pewno jest Unseelie. Widziae go, to wanie on sprowadzi do Centrum ponc dziewczyn. - I zna przepowiedni. Hm... Zastanawiam si, dlaczego elfy miayby mie z tym co wsplnego. To, e banshee wiedziaa, byo oczywiste, skoro wieszczya mier... - Skinam gow, udajc, e rozumiem, o czym mwi. Pamitaam, jak Lend powiedzia, e uzyskali wskazwki od banshee. - Wspomnia jeszcze o czym. - Przygryzam warg. Czas na kamstwo. - Powiedzia co o byciu pustym. Ze ona jest Pust. - Patrzyam na jego reakcj, ale wyglda na zbitego z tropu. - Nie wiem, nic mi to nie mwi. Elfy dziaaj na zupenie innym poziomie ni my. Dla nas daleka przyszo to lata, one operuj stuleciami. Wtrcaj si do spraw ludzi, ale jak wszyscy niemiertelni s wyczeni z naszych ram czasowych. We na przykad Cressed. - Umiechn si ze smutkiem. Sprbuj wycign od niej jakkolwiek jednoznaczn odpowied. Ona ma inne poczucie czasu, zupenie jakby jej umys znajdowa si na innej paszczynie. Zwykle zadowalamy si tym, co nam daje. - No tak... - Cresseda! Moe ona mogaby odpowiedzie na moje pytania! Musiaam poczeka do rana, w ciemnoci nie znalazabym drogi, ale to dawao nadziej, e jednak zdoam si czego dowiedzie. No i byo co jeszcze. Wiadomo od Vivian przysza z komunikatora Raquel. Nie wiedziaam, co to znaczy, nie

miaam pojcia, jak go dorwaa, ale na pewno nie wryo to nic dobrego. - Mhm - mruknam, ze wzrokiem utkwionym w st. -Wiem, e pewnie jej nie lubisz, ale Raquel... tu gos mi si zaama - zawsze bya dla mnie dobra. I martwi si, e ona... Dowiedziae si moe czego? David umiechn si i poklepa mnie po ramieniu. Wsta. - Miaem zamiar powiedzie ci o tym rano. Wiem na pewno, e Raquel yje i ma si dobrze. - Naprawd? - Spojrzaam na niego, do oczu napyny mi zy ulgi. To prawda, e Raquel denerwowaa mnie i rozczarowaa, ale bya prawie moj rodzin. Teraz, gdy ju wiedziaam, e jest bezpieczna, poczuam, jak wielki kamie spada mi z serca. - Czy mgby... - Chciaam jej wysa wiadomo. Cokolwiek, wszystko jedno, eby da jej zna, e yj. Ale ona na pewno bya mn rozczarowana. Po tym, co zrobiam - zgubiam bransoletki, dziki ktrym Vivian dostaa si do Centrum, uwolniam Lenda i uciekam razem z nim, zamiast dziaa zgodnie z procedur, i nie daam potem znaku ycia - chyba nie byaby zadowolona, dostajc ode mnie wiadomo. No i wtedy zaczliby mnie szuka. Lepiej, eby wszystko zostao tak, jak jest. - Czy mgbym co? - Niewane. - Umiechnam si sabo. - Ciesz si, e z ni wszystko w porzdku. To pewna wiadomo? - Jak najbardziej. A teraz pjd i sprbuj si jednak przespa. - Ja te. Kilka nerwowych, spdzonych w odrtwieniu godzin pniej mimo wszystko nasta wit. Byam wyczerpana

i za. Powinnam nie mc zasn dlatego, e byam zbyt podniecona Lendem, a nie dlatego, e byam zbyt przeraona z powodu mojej dziwnej siostrzyczki" i jej wizyt w snach. Koo sidmej Lend zapuka do moich drzwi. - Tak? Zajrza do rodka. Kurcz, by taki liczny. - Cze, chcesz pj ze mn do szkoy? Dzi tylko na p dnia. - Wiesz co, nie czuj si najlepiej. - Miaam nadziej, e widzi, jak bardzo mi al. Ale to bya jedyna szansa zobaczenia jego mamy bez odpowiadania na pytania jego i Davida. Nie byam gotowa do skadania wyjanie. - Jasne. Ty leniu! Bd przed poudniem. - Umiechn si do mnie, poczuam si okropnie. - Nie mog si doczeka - powiedziaam z umiechem. Nasuchiwaam, dopki nie zyskaam pewnoci, e dom jest pusty, a potem woyam kurtk i wcisnam Tasey do kieszeni. Lend i David mogli by przekonani, e Cresseda daa Rethowi wystarczajc nauczk, ale ja nie chciaam ryzykowa. Tym razem wydawao mi si, e droga trwaa krcej. Moe dlatego, e denerwowaam si tym, co Cresseda mi powie? Poza tym podskakiwaam przy kadym trzasku gazki, byam pewna, e Reth albo, co gorsza, Vivian zaraz wyoni si zza drzew. Dotaram w kocu do brzegu stawu i si zatrzymaam. Nie miaam pojcia, jak skoni Cressed, by si pojawia. Lend puci kaczk, ale ja nie potrafiam. Zaspiona podniosam kamie, ktry wyda mi si odpowiedni, i sprbowaam naladowa ten wprawny ruch nadgarstka. Udao mi si uzyska jedynie ndzny plusk. adnej kaczki. Spr-

bowaam jeszcze raz - to samo. Tak, zapowiada si dugi poranek... Wrzuciam jeszcze cztery kamienie i ju miaam si podda, gdy rodek stawu zacz si marszczy. Cresseda wyonia si tu przede mn, dzisiaj mrozu prawie nie byo. - Och, cze. - Evelyn - odezwaa sie melodyjnym gosem. - Zastanawiaam si, czy mogaby odpowiedzie mi na kilka pyta? Popatrzya na mnie z powag i smutkiem. - Tak jak powiedziaam, twoja cieka nie jest ciek wody, lecz ognia i powietrza. - No tak, ale czy wiesz, co to jest Pusty? - To ty. Niezbyt pomocne. - Owszem, ale co to jest? Co to znaczy? - Tego jeszcze nie wiadomo. Jeszcze nie dokonaa wyboru i nie zostaa wypeniona. cisno mi si gardo, oczy zapieky mnie od ez. - A jeli ja nie chc by wypeniona? - Nie moemy zmieni naszej natury. - Jakby na potwierdzenie swoich sw umiechna si ze smutkiem i wycigna do mnie rk. Wycignam swoj, zawahaam si, ale jednak dotknam jej. Moja rka przesza na wylot. - Nie chc by niczym. - Teraz ju zy otwarcie pyny po mojej twarzy. - Nie chc by taka jak ona, jak Vivian. Nie chc nikogo krzywdzi. Czy bd krzywdzi paranormalnych? - Nikt nie moe ci do tego zmusi. Istniejesz midzy dwoma wiatami, jak mj Lend. Jeli zapragniesz ognia, bdziesz chciaa zosta wypeniona. To twoja natura. Mam nadziej, e nie upadniesz, ale ona jest znacznie silniejsza ni ty.

Umiechna si do mnie, wycigajc rk, jakby chciaa otrze moje zy. - Trzymaj si tego, co jest dobre w twoim yciu. Bd dobra dla mojego syna. - Woda opada, tracc ksztat, gdy Cresseda powrcia do stawu. Wrciam do domu. Byo mi zimno, czuam si samotna i nadal niewiele wiedziaam. Cigle nie mogam zrozumie, czym s Puste i czemu byam jedn z nich. Przygnbiona, zastanowiam si, czy nie powinnam zacz natychmiast szuka Vivian. Wygldao na to, e ona jedna wie, co si dzieje. Ale potem przypomniaam sobie sowa Cressedy. Lend i ja bylimy tacy sami, zawieszeni midzy dwoma ywioami. I chocia ona wiedziaa, kim jestem, nie usiowaa mnie zabi, nie kazaa mi trzyma si z daleka od jej syna. Mylaam o tym bez przerwy i w kocu poczuam ulg. Cresseda nie uwaaa, e jestem grona. Zostan przy tym, co mam. Vivian i elfy mog si bawi w swoje gierki, ale beze mnie. Mnie to ju nie obchodzio. No dobrze, obchodzio i zamartwiaam si tym obsesyjnie, ale nie dam si w to wcign. Moje powizania z Vivian s bez znaczenia. Nie byam taka jak ona, nie obchodzio mnie to, e jestem Pusta. Jedyne, czym pragnam si wypeni, to szczliwe myli o trzymaniu Lenda za rk.

Lgarz, Igarz, ogie na rku masz Spanikowana otworzyam oczy - wszystko si trzso - i zobaczyam miejcego si Lenda, podskakujcego na drugim kocu ka. Cisnam w niego poduszk. Zapa i usiad na ku po turecku, patrzc na mnie. - Ty leniu! - krzykn. Usiadam, mruc oczy. - Hej, to moje pierwsze wakacje od smego roku ycia! Daj mi odetchn. - Dobra. Ale bez ciebie w szkole byo nudno. Nikt nie wariowa z powodu szafek i w ogle. - Przygupy. Popatrzy na narzut. - Tak si zastanawiaem, czy miaaby ochot wyj dzi wieczorem? Kilku moich przyjaci wybiera si na pizz. Wyprostowaam si jeszcze bardziej. - O rany, to jakby prawdziwa randka? Z prawdziwymi nastolatkami? - Obawiam si, e tak. Skoczyam do niego, zarzucajc mu rce na szyj. - To jak spenienie marze! Pooy rce na moich plecach.

- Wiesz, e atwo ci uszczliwi? - Ale... Och, nie! - Odchyliam si, eby na niego popatrze. Nie zabra rk. - Przecie masz szlaban! Co zrobisz, wyjdziesz przez okno i ukradniesz samochd? - Tak, jasne, poniewa oszalaem i jestemy w jednym z twoich seriali. Ju pytaem tat, powiedzia, e w porzdku. - Kurcz, trzyma dyscyplin, co? - Chyba cieszy si, e w kocu robi co normalnego. Martwio go, e za bardzo si izoluj. Umiechnam si. Nagle poczuam smutek, e nie mam nikogo, kto by si martwi, czy wychodz z przyjacimi wystarczajco czsto. To znaczy, pewnie e Raquel martwia si, czy yj albo czy odrobiam lekcje z francuskiego (moe w odwrotnej kolejnoci), ale w kwestii okazywania uczu trzymaa dystans. Miaam nadziej, e David si nie myli, mwic, e z ni wszystko w porzdku. - Co tam? - O co ci chodzi? - Martwisz si o co? Popatrzyam w jego prawdziwe oczy, usiujc si umiechn. Nie chciaam teraz rozmawia o Raquel. Wiem, e powinnam, ale wolaam skupi si na miych rzeczach, do ktrych na pewno nie naleao zastanawianie si, jak Vivian dorwaa komunikator Raquel. - Martwi si ostatnio o wiele rzeczy. - Mgbym ci jako pomc? - Porozmawiamy o tym pniej, dobrze? Musz si szykowa na randk. - Mylisz, e zajmie ci to a trzy godziny? - No nie wiem, ten chopak jest naprawd przystojny. Wiesz, musz wyglda bosko. Zamia si, puszczajc mnie i schodzc z ka.

- Ta dziewczyna te. Moe powinienem si przebra? -Zamigota, przybierajc posta jasnowosego blondyna o niebieskich oczach. - Co ty na to? Nie uwaasz, e w tej postaci wygldam grubo? Rozemiaam si. - Moe co azjatyckiego? Zafalowa znowu, przeczajc si na chiskiego przystojniaka. - Lepiej? - Hm, czy ja wiem, chyba nie jest w moim typie. - A jaki jest twj typ? - Jego gos zmienia si razem ze zmian postaci, co jak zawsze mnie niepokoio. - Lubi kolesi w kolorze wody. Popatrzy w podog. - Naprawd lubisz mj prawdziwy wygld? Czy to ci, no nie wiem, czy to ci nie szokuje? Wstaam, kadc rk na jego policzku i koncentrujc si, eby zobaczy go przez iluzj. - Naprawd lubi twj prawdziwy wygld. adna z tych postaci nie moe si z nim rwna. Rzuci mi nerwowe spojrzenie, a potem zamigota, kolory odpyny, ukazujc jego prawdziw posta. Ostatni raz widziaam go takim, gdy by nieprzytomny. Zapomniaam ju, jakie to fantastyczne. Umiechnam si, nadal trzymajc rk na jego twarzy. Jego skra zmienia si, teraz bya jeszcze delikatniejsza i gadsza, cho wydawao si to niemoliwe. - A wic tu jeste... - Gdy koncentrowaam si na jego oczach, mogam zobaczy ca jego twarz ktem oka, a gdy prbowaam na czym innym, miaam wraenie, e odpywa. - Tu jestem - powiedzia mikko swoim prawdziwym gosem. Brzmia tak, jak gos jego matki, ale by bogatszy,

mia wicej ludzkich odcieni, przez co stawa si cieplejszy i bardziej znajomy. To byo jak wsuwanie si do parujcej wanny, gdy jeste przemarznita. Nigdy nie syszaam nic pikniejszego. - Myl, e powiniene o czym wiedzie - stwierdziam, udajc powag. - Nie mam zamiaru sucha innych gosw teraz, gdy znam twj prawdziwy. Zamia si, a pode mn ugiy si nogi. Rozpywajce si po moim ciele ciepo Retha byo niczym w porwnaniu z tym, jak si czuam przy Lendzie, jak si czuam, gdy si mia. - Jeste niesamowita, wiesz, Evie? - Tak mi si wanie wydawao. - Umiechnam si do niego przekornie. Oderwaam do od jego twarzy i zarzuciam mu rce na szyj. A on pooy swoj rk na moich plecach, przycign mnie do siebie, a potem przesun palcami po moim podbrdku. Wstrzymujc oddech, znalazam si na granicy hi-perwentylacji, przeraona myl, e za chwil dojdzie do tego pocaunku, o ktrym od tak dawna marzyam. Nasze usta dzielio kilka centymetrw... A potem jego twarz spowaniaa i naszych ust nie dzielio ju nic. Zamknam oczy i rozpynam si. Jego usta, o, bip, usta... A mylaam, e to jego skra jest taka mikka... Czuam niewyobraalne ciepo, czuam si tak, jakbym si unosia. Nie mogam uwierzy, e tu jestem, cauj Lenda i e to najwspanialszy pocaunek na wiecie. Po kilku sekundach zastanowiam si, czy nie powinnam zrobi czego jeszcze - nigdy przedtem si nie caowaam. Lend musia pomyle o tym samym, bo delikatnie poruszy wargami, a ja odpowiedziaam mu tym samym, zdobywajc wiedz o caowaniu.

To byo absolutnie niezwyke. Mogabym to robi cay dzie. Dlaczego nigdy wczeniej si nie caowaam? Po jakim czasie, ktry wyda mi si wiecznoci i mgnieniem oka zarazem, oderwalimy si od siebie. Lend popatrzy na mnie. - Jeste pewna, e to twj pierwszy pocaunek? - spyta tym swoim cudownym gosem. Patrzy na mnie z kpic podejrzliwoci. - Twj nie? - Och, co le robiam? Zamia si - Mj te. I chyba mam ochot na jeszcze jeden... W odpowiedzi pochyliam si do niego, niemal wpijajc si w jego usta. Wanie zaczynalimy apa, o co w tym chodzi, gdy rozlego si pukanie do drzwi. Odskoczylimy od siebie. - Nie zamykamy drzwi! - zawoa tata Lenda z korytarza. - Jasne! Przepraszam, tato! - odkrzykn Lend. Jego ciao znw napenio si kolorem, wrci do swojej zwykej przystojnej postaci. Otworzy drzwi i si umiechn. - Wanie mwiem Evie o dzisiejszym wieczorze. - Przez cae czterdzieci pi minut? - David unis brwi. Kurcz blade, czy to naprawd trwao tak dugo? Zaczerwieniam si jak burak, Lend si zamia. - A moe zejdziecie na d i tam sobie pogadacie? - No jasne. - Lend wycign do mnie rk, chwyciam j, nadal speszona. Kolejnych kilka godzin spdziam w rozkojarzonej niecierpliwoci. Jak tylko si uspokajaam, przypominaam sobie, e si caowalimy - e ja si caowaam! - i wszystko zaczynao si od nowa. W kocu nadszed czas, eby wyj z domu. Lend wyglda na odpronego i szczliwego. Prowadzi samochd, artujc sobie, e tego wieczoru to ja stawiam.

Pizzeria bya super - zatoczona i gona, z przymionymi wiatami i awami zamiast stolikw. John, tyczkowaty, rudowosy chopak, ktrego pamitaam ze szkoy, pomacha do nas, siedzieli z tyu, obok gier zrcznociowych. Byo tam jeszcze pi osb, dwie ju widziaam. Dziewczyna, ktrej nie znaam, umiechna si do Lenda najwyraniej podekscytowana, e go widzi. Bya adna, miaa ciemne wosy i zbyt mocny makija. Nie podobao mi si, jak na niego patrzy, jak si pochyla, demonstrujc wdziki w wydekoltowanej bluzce. Przysunam si bliej Lenda, aujc, e nie trzymamy si za rce. No dobra, radziam sobie z takimi stworami, ktrych ona nie widziaa nawet w najgorszych snach. Nie dam si zastraszy. W kadym razie nie tak do koca. - Och, Lend, jeste nareszcie! - zawoaa. - Tak si ciesz! Martwiam si o ciebie! Musiae by bardzo chory! Przyniosam ci ciastka do domu, ale twj tata mwi, e to choroba zakana. - Tak, ale ju mi lepiej. - Umiechn si uprzejmie. Dziewczyna nie dostrzegaa mnie, zupenie jakby miaa nadziej, e jeli bdzie mnie ignorowa, wreszcie znikn. Jednak gdy zrozumiaa, e Lend nic wicej nie powie, zaszczycia mnie skpym umiechem. - Kto to jest? - spytaa. - Jestem Evie. - A ja Carlee. Jestecie kuzynami? - W jej gosie byo tyle nadziei! Odwrciam si do Lenda, popatrzyam na jego czarne wosy i ciemnobrzowe oczy. - La, nie miaam pojcia, e jestemy tacy podobni. - Czyli jestecie! - powiedziaa, miejc si z ulg. Poczuam si le.

- Nie, nie jestemy spokrewnieni - rzek Lend. - Evie niedawno przeprowadzia si w te okolice. Jej twarz zmartwiaa. Biedaczka! Jednak musiaam przyzna, e bya twarda. Szybko si pozbieraa i rozkwita w promiennym umiechu. - O, to wspaniale! Usiedlimy, Lend obj mnie ramieniem. Wszystkim, dosownie wszystkim, opada szczka. - Stary - odezwa si John, krcc gow. - Przez cay czas mylaem, e jeste gejem! Zamrugaam niewinnie. - Tak mi przykro, John. Bardzo jeste rozczarowany? Wszyscy si rozemiali, John wyszczerzy si do mnie. - No, moe odrobin - odpar, przysuwajc si do Lenda z drugiej strony, eby si przytuli. - Wynocha ode mnie! - Lend zepchn go z awki. Staam si czci grupy. Ja! Czci grupy! Mylaam, e wczoraj by najlepszy dzie w moim yciu, ale dzisiaj byo sto razy lepiej. W szkole byam obserwatorem, tutaj uczestnikiem. Zostaam zaakceptowana. Nie dziao si nic specjalnego, ale z tymi miesznymi, niewiadomymi niczego nastolatkami, czuam si swojsko. Wprawdzie wzdrygaam si za kadym razem, gdy dostrzegaam ktem oka jak blondynk czy zobaczyam kogo podobnego do Retha, ale nikt nie zauway, e jestem podenerwowana. Upewniaam si, czy nadal czuj znajome wybrzuszenie tasera w torebce i ciar elaznego kastetu w kieszeni. Wszystko byo dobrze. W miar upywu czasu Carlee pogodzia si z sytuacj i zacza flirtowa z Johnem. Poczuam ulg. - Masz naprawd adne wosy - powiedziaa, kiedy John podnis si, eby zagra.

- Dziki - odparam, naprawd byo mi mio. - A ja uwielbiam twj naszyjnik. Umiechna si. Byam szczliwa, siedzc obok Lenda i czujc, e mam przyjaci. Nie istnia aden przymus, nie musiaam si nikomu meldowa ani niczego robi. Po raz pierwszy w yciu byam zwyczajn nastolatk. Po powrocie, zamiast od razu wej do domu, spacerowalimy midzy drzewami. Lend wyglda niesamowicie w ciemnoci - wyranie si wieci. Moja rka pona ogniem, ale zignorowaam to. Lend wrci do swojej wodnej postaci i caowalimy si, dopki donie nie zaczy mnie bole z zimna. Gdy zaszczkaam zbami, Lend odsun si i zamia. - Chyba najwyszy czas wej do domu. Obj mnie i poszlimy w stron drzwi. - Evie? - Uhm? - Tak si ciesz, e moemy by sob. Czuj si, jakbym mg by z tob absolutnie szczery. Jeszcze nigdy si tak nie czuem. odek mi si cisn. Tak, on by ze mn absolutnie szczery. A ja? Co robiam? Spotykaam si z nastolatkami, udajc, e mog by jedn z nich? Lend pokaza mi, kim by, ale nie mia pojcia, kim ja jestem. Nagle przesta to by najlepszy dzie mojego ycia, stajc si najwikszym kamstwem, jakie kiedykolwiek powiedziaam.

Tak samotni razem Lend i ja znowu stalimy w lesie, caujc si. Bya noc, ale mimo to wszystko dobrze widziaam. - La! - rzucia Vivian. Spojrzaam na ni, a potem znowu na siebie i na Lenda. Patrzyam z boku, jak si caujemy, i zrobio mi si smutno. Jakbym to ju nie bya ja. Jakby tego nigdy nie byo. - Jaka adna z was para. Wzruszyam ramionami, czuam si niepewnie, stojc tu i patrzc, jak si obciskuj z Lendem. - Naprawd go lubi - powiedziaam. - No pewnie. - Zmarszczya brwi. - Czym on jest? - Czym, co nie powinno ci interesowa. - Ale nie, powanie, on jest jaki inny... - Tak jest. I mj. Vivian si zamiaa. - Och, wyluzuj, nie mam zamiaru kra ci twojego chopaczka. Nie musz. - Co to ma znaczy? - Popatrzyam na ni gronie. - Naprawd mylisz, e zostanie z tob, gdy si dowie, kim jeste? - W jej sowach nie byo okruciestwa, wygldao raczej, e jest jej przykro.

- On mnie lubi. - Nagle zdaam sobie spraw, jak aonie to brzmi. - Ale nie jeste tym, czym on myli, e jeste. Nie jeste jednym z nich. Moesz udawa, e jeste normalna albo e jeste paranormalna, ale to bez znaczenia. Nie jestemy niczym. - Jej twarz bya pozbawiona wyrazu. - Dlaczego to robisz? - spytaam mikko. - Czemu je zabijasz? - Nie zabijam! Ja je uwalniam. - Nie musisz ich zabija. Popatrzya na mnie, w jej jasnych oczach by smutek. - To jest to, czym jestemy Evie. To jest to, co mamy robi. Wyzwoli je, wypuci. To nie jest ich miejsce. A jeli nie bd odbieraa im dusz, umr. - Wic naprawd wycigasz z nich dusz? Wzruszya ramionami. - Dusz, ducha, energi yciow, nazywaj to jak chcesz. Utrzymywanie si przy yciu pochania mas energii, a paranormalni yj bardzo, bardzo dugo. To wanie bior. To sytuacja korzystna dla obu stron. One mog wreszcie odej z tego nieszczliwego, zimnego wiata, a ja dostaj to, czego potrzebuj, by y. - Ale przecie ja tego nie robi, a nie umaram i nie jestem konajca. Uniosa brew. - Jeste jeszcze janiejsza. Albo tamten elf ci odwiedzi, albo bierzesz to skdind. Nie mamy wasnej duszy, Evie. - Ja mam - rzuciam z rozpacz. - Obie jestemy Pustymi. Jak chiskie laleczki, puste w rodku. Nie moemy y same. Gdy nas stworzyli, dali nam tylko odrobin. Nawet ludzie maj janiejsze dusze ni my, a oni maj aonie mao. Nie zastanawiaa si,

dlaczego zawsze jest ci zimno? Dlaczego czujesz si samotna? Utkwiam wzrok w ziemi, nie chcc patrze w jej oczy. - Naprawd nie mam duszy? - Nie swoj wasn. Nie mam pojcia, jak dugo jeszcze poyjesz, jeli nie zaczniesz robi tego, do czego zostaymy stworzone. Evie, posuchaj mnie. - Wycigna do mnie rk i wzia moj do, tak samo zimn. Spojrzaam na ni, jej oczy pony, intensywnie i jasno. - To jest wspaniae. Naprawd. Ta fala, ten ogie, ktry w ciebie wchodzi, nigdy przedtem nie czuam czego tak cudownego. To tak, jakby wreszcie czua, e yjesz, e nie jeste sama. Masz wewntrz siebie te wszystkie dusze, nie jeste sama! Zatrzymuj je i houbi kad, ktr dostaj. S moje, kocham je, tak wspaniale mnie rozgrzewaj. Dopiero teraz zauwayam za ni zote pomienie. Nareszcie zrozumiaam, czym one byy. Powinnam poczu smutek, ale, o dziwo, teraz pragnam ich nawet bardziej ni przedtem. Nie chciaam by pusta. - Waciwie powinnam ci zabi. - Jej gos by niski i powany. - Te wszystkie kretyskie przepowiednie ka mi si ciebie pozby, zanim zrozumiesz, co masz robi. I mogam to ju dawno zrobi... Przecie ty nic nie wiesz. Nie wiesz nawet, jak bra dusze, a ja dysponuj teraz tak si... Wygldaa na zamylon. Chciaam uciec, ale ona staa nieruchomo, nadal trzymajc mnie za rk. Ale ja tego nie chc... Gupie elfy, myl, e wszystko wiedz, e mog mnie kontrolowa. Jestem nimi zmczona, jestem zmczona samotnoci. Ty i ja jestemy rodzin, powinnymy by razem, prawda? Nie wiedziaam, co powiedzie. Bo co mona powiedzie, gdy kto mwi, e bez trudu mgby ci zabi, a potem e chciaby by twoim przyjacielem, twoj rodzin?

- Ale nie mog ci odnale. - Jej spojrzenie stao si jeszcze bardziej natarczywe. - Nawet elfy, ktre mi pomagaj, nie potrafi. Powiedz, gdzie jeste? Dusze si zbliyy, oszaamiajc mnie swoim olepiajcym piknem. Vivian mogaby mnie nauczy, jak zdoby moj wasn... Ju otworzyam usta, gdy usyszaam miech Lenda. Popatrzyam w tamt stron i zobaczyam nas. Jego rka obejmujca moje ramiona, jego usta przy moich uchu... - Jestem z nim - szepnam, zabierajc Vivian moj do. Wygldaa, jakby j to zabolao, ale zaraz potem jej usta wykrzywiy si w okrutnym umiechu. - Jasne. Powiedz mu, czym jeste, i zobaczymy, czy nadal bdziecie razem. Masz tylko mnie. Tylko mnie. I znowu wcigna pomienie w siebie. Byy tak jasne, tak przeraajco pikne, e zaczam paka. Obudziam si z paczem. Za oknem dopiero zaczynao wita, ale ja za nic nie chciaam ju zasn. Usiadam, podcigajc kolana do piersi, obejmujc je rkami. Vivian miaa racj. Byam pusta. Byo mi zimno i byam samotna. Od zawsze... Odcignam dekolt podkoszulki i spojrzaam w d. Mj nadgarstek nadal wieci si tak samo, ale serce wyranie stao si janiejsze. A potem przysza mi do gowy przeraajca myl. A moe wysysaam ycie i energi z Lenda? Moe go zabijaam? Teraz, gdy wreszcie miaam chopaka, gdy byam pewna, e go kocham, to co robi? Kradn mu dusz. Musiaam std odej, uciec gdzie, gdzie nie bd moga nikogo skrzywdzi, zwaszcza Lenda. Ale po tym, jak si przede mn otworzy, jak mi zaufa, byam mu winna co wicej. Usiujc nie paka, przeszam przez korytarz do pokoju, ktry teraz zajmowa. Spa, niemal niewidzial-

ny, rozcignity na ku i zawinity w koce. Wyglda tak piknie, e czuam, i serce zaraz mi pknie. Obok, na szafce przy ku lea otwarty szkicownik. Podeszam na palcach i zobaczyam w bladym wietle witu, nad czym pracowa. To by mj portret, pewnie zacz go rysowa na plastyce. Staam w wyzywajcej pozycji, trzymajc paralizator i rzucajc caemu wiatu spojrzenie: Jestem super". Lend narysowa mnie tak, jak mnie widzia. Byam pikna. Nie wytrzymaam i wybuchnam paczem. Lend usiad, oszoomiony, barwy napyny do jego ciaa. - Evie? Co si stao? Pokrciam gow, prawie nie widziaam go przez zy. - Wydaje mi si... e ci zabijam.

Rowa, lnica mio Lend wyglda na zdezorientowanego. - Wydaje ci si, e mnie zabijasz? - Ja wanie... Vivian powiedziaa... A ja robi si coraz janiejsza, wic... - Spokojnie. - Przesun si i poklepa ko obok siebie. Usiadam, pochlipujc i starannie unikajc dotknicia go. - O czym ty mwisz? - Wiem, kto to robi. Nazywa si Vivian i jest moj siostr. .. Czym w tym rodzaju. Powiedziaa, e tak naprawd nie jestemy siostrami, ale po prostu tym samym. - Kiedy z ni rozmawiaa? - zapyta, zaskoczony i zaniepokojony. - Teraz w nocy... I poprzedniej nocy, i jeszcze przedtem. Gdy spaam, we nie. - A wic nio ci si, e to co jest twoj siostr? - ucili, usiujc powstrzyma umiech. - Nie. - Pokrciam gow. - Mylaam, e to by sen. Byam pewna, e dostaj krka ze zmartwienia, ale potem powiedziaa, e wyle mi wiadomo, i tak zrobia. Wysaa Wiadomo na mj komunikator. Jest na dole, w kuchni, w szufladzie, znalazam go. Lend, tak mi przykro!

Lend zmarszczy brwi. - Mwisz powanie? Skinam gow. Tak bardzo pragnam, eby to nie bya prawda. - Rany. Co dokadnie ci powiedziaa? - To troch popltane... Mwia, e jestemy tym samym, e nie zostaymy urodzone, tylko stworzone. Powiedziaa, e jestemy Puste i... - Znowu zaczam paka. - e... e nie mam duszy... e jestem pusta i zimna tak jak ona. I e dlatego wanie odbiera dusze paranormalnym, eby wypeni siebie. Uwaa, e robi dobry uczynek. Uwalnia paranormalnych z tego wiata. Jej dusze s zawsze z ni, s takie pikne i lnice... Powiedziaa te, e elfy chc, eby mnie zabia, ale ona pragnie, ebymy byy rodzin. Lend si nie odezwa, po prostu milcza. Pomylaam, e zaraz zawoa tat, e odsunie si ode mnie przeraony. - I mwia, e jeli nie zaczn bra dusz, tej energii, to umr, bo nie mam wasnej duszy. Ale ja nie chc! Och, Lend, tak mi przykro! Robi si coraz janiejsza, moje serce... i... A jeli odbieram twoj dusz? Kiedy si dotykamy, caujemy? - Pakaam tak okropnie, e prawie nie mogam mwi. - Nie chciaam, nie chciaam ci skrzywdzi! Tak strasznie mi przykro! Siedzia bez ruchu przez duszy czas. A potem, ku mojemu przeraeniu, wzi mnie za rk. Sprbowaam mu j wyrwa. - Nie, nie chc zrobi ci krzywdy! - Evie - powiedzia, a jego gos by agodny i powany, gdy cisn mocniej moj do. - Mylisz, e to prawda? Nawet jeli Vivian jest tym, czym mylisz, e jest, dlaczego miaaby mwi ci prawd? Pokrciam gow.

- Nie wiem. To wydaje si sensowne. Dlaczego wygldamy tak samo? Dlaczego si wiecimy? I zawsze czuj si zimna i pusta. Wycign rk i uj delikatnie mj podbrdek, zmuszajc mnie, ebym na niego popatrzya. - Evie, ty masz dusz. To najgupsza rzecz, jak w yciu syszaem. Kto tak promienny, szczliwy i troskliwy jak ty musi mie dusz. - A to wiecenie? Teraz jest jeszcze silniejsze. - Czujesz, jakby co ze mnie wycigaa? Czujesz co podobnego do tego, co Reth robi tobie? Zamyliam si. Lend sprawia, e byo mi ciepo i czuam si szczliwa, ale to nie byo to samo. Ciepo Retha zawsze bya obce, jakby si wpycha we mnie co nowego. A z Lendem to byo tak, jakby rozgrzewa to, co ju miaam w sobie. Pokrciam gow - A nie czujesz si sabszy? Zamia si. - W adnym razie. Jeli ju, to mam wicej energii ni kiedykolwiek. I na pewno jestem szczliwszy. Nie mogam w to uwierzy. Wanie mu powiedziaam, e jestem potworem stworzonym, by wysysa dusze z paranormalnych, a jemu to nie przeszkadzao! - Ale ja wiem, e jestem tym samym, co Vivian. Rozmawiaam z twoj mam, potwierdzia to. - Rozmawiaa z tob? Kurcz, do tej pory pokazywaa si tylko mnie i tacie... A czy ona myli, e moesz zrobi co zego? - Nie. Powiedziaa, e mam wybr i e nie wie, co si moe sta. - No widzisz! Wszystko mi jedno, czy jeste tym samym, co Vivian, czy nie. To ona jest wariatk, a nie ty. Poza tym,

jeli wsppracuje z elfami, a one chc, eby ci zabia, skd mona wiedzie, czy to, co mwi, jest prawd? A nawet jeli, moe si myli. Albo moe kama, eby ci zmusi do spotkania i wtedy ci zabi. - Moe. Myl, e wychowyway j elfy. Duo wie, zna ich proroctwa i inne rzeczy, ale nie jest taka jak one. -Zmarszczyam brwi. - Sprawia wraenie smutnej i samotnej. - Nie potrafiam sobie wyobrazi, jak to jest by wychowywan przez elfy. Moje ycie byo dziwne, ale ja przynajmniej miaam ludzi, ktrzy si o mnie troszczyli! Popatrzyam na Lenda. - Naprawd si mnie nie boisz? Pokrci gow. Puci moj rk, obj mnie i przycign do siebie. - Ani troch. To, e nie wiesz, czym jeste, zupenie mnie nie przeraa. Znam to uczucie. - Umiechn si. - Poza tym, jak mgbym ba si kogo, kto uwielbia rowy kolor? Rozemiaam si, wycierajc wreszcie zy. To byo niewiarygodne. Lend by chyba jedyn osob na wiecie, ktra zareagowaaby w taki sposb. - Mylisz, e powinnimy powiedzie twojemu tacie? Zastanowi si. - Nie wiem. Ju rozmawiaa z moj mam, a ona wie o takich sprawach znacznie wicej ni tata. Poza tym i tak niewiele nam to daje, nadal nie wiemy, gdzie jest Vivian ani jak j powstrzyma. Tu jeste bezpieczna, nie moe ci znale, a to najwaniejsze. Myl, e gdyby mj tata albo kto inny si dowiedzia, mgby... No, zdenerwowa si. Poza tym nie ma waciwie powodu, eby im mwi, prawda? Kiwnam gow. Poczuam ogromn ulg. - Zatrzymamy to dla siebie. A gdy Vivian znw ci odwiedzi albo dowiesz si czego jeszcze, zastanowimy si

nad tym razem, dobrze? I od dzisiaj zawsze no przy sobie paralizator. Mimo zapewnie, e skoro do tej pory Vivian nie udao si mnie znale, to ju mnie nie odnajdzie, w jego wzroku czai si niepokj. Pewnie tego samego mona si byo dopatrzy w moich oczach. To prawda, e czuam si tu bezpieczna, ale Vivian nadal gdzie tam bya i mnie szukaa. Ponure myli musiay si odbi na mojej twarzy, bo Lend cisn moj do i przycign do siebie jeszcze bardziej. - Wszystko bdzie dobrze. Siedzimy w tym razem. Lend by taki cudowny... Nie mogam w to uwierzy. Uwiadomiam sobie, e nie czuj ju tego zimna i pustki. Nic wielkiego, jedynie subtelne wraenie, e jest mi dobrze. - Ale obiecaj, e powiesz, gdy poczujesz co dziwnego. Dobrze? - O, czuj mnstwo rzeczy, gdy mnie dotykasz. Ale to nie jest dziwne. Umiechnam si szeroko, delikatnie trcajc go w pier. - Mwi powanie! - Wiem. Obiecuj. - Pocaowa mnie w policzek, a potem zerkn na zegarek. - Wiesz co? Chyba bdzie lepiej, jeli pjdziesz do siebie. Nie byoby dobrze, gdyby tata zasta nas tu razem. - O, racja. Jasne! - Zerwaam si tak szybko, e omal nie straciam rwnowagi. - Zobaczymy si na dole. Umiechn si do mnie. - Nie mog si doczeka. Zamknam drzwi do jego pokoju i przytuliam si do nich, zamykajc oczy. Vivian si mylia. Nie byam sama. Reszta dnia bya wspaniaa. David mia dla mnie faszywe dokumenty i moglimy wypeni wszystkie papiery

wymagane, eby zapisa mnie do szkoy od jesieni. Miaam nawet liczne nazwisko - Green. Nie pamitaam, jakie nosiam w rodzinach zastpczych, a w Centrum nie byo mi potrzebne. Ale teraz, gdy zobaczyam swoje imi i nazwisko zapisane razem, poczuam si prawdziw osob, ktra moe mie dokument tosamoci i wie ycie z dala od Agencji. David zamwi rwnie seri kursw do nauki w domu, ebym moga uczy si sama. Byo ju za pno, eby teraz zapisa mnie do szkoy, nie nadgoniabym programu. To mnie troch przygnbio. Oznaczao mniej czasu z Len-dem i wicej bez wasnej szafki. Ale za to teraz miaam przyszo, na ktr mogam czeka, no i znacznie bardziej mi zaleao na moich wynikach. Mogabym pj na studia razem z Lendem. Jeli nawet oznaczao to wicej pracy domowej, no c, po prostu naleao to zrobi. Poza nauk pomagaam Davidowi w opiece nad przybywajcymi do miasta paranormalnymi. Rozeszy si wieci nie tylko o jego podziemnej pomocy, ale rwnie o zabjstwach. Skierowani przez znajomych Davida z MANIP, paranormalni napywali do miasta, a on wysya ich do innych miejsc albo znajdowa im mieszkania tutaj. Wszyscy ci paranormalni byli zdenerwowani i opowiadali sobie o tym, gdzie ostatnio doszo do zabjstwa. Lend cigle przemienia si w Vivian, eby pokaza im, jak ona wyglda. Patrzenie, jak chopak, ktrego lubi, zmienia si w dziewczyn, ktrej si boj, byo niesamowite. Martwiam si, e tak wielu paranormalnych w jednym miejscu moe sprawi kopoty, ale Lend uspokoi mnie, e wtedy jest nawet lepiej. Pilnuj si nawzajem i jeli ktry zamie zasady - na przykad, bdzie pi ludzk krew - reszta moe go powstrzyma. Nikt nie chce zwrci na siebie uwagi Agencji czy Vivian.

Podziwiaam to, co robi David, i byam szczliwa, e mog mu pomc. Ale jego brak organizacji i rejestru doprowadza mnie do szau. Osiedla tu wampiry z faszywymi dokumentami albo wysya je do innych miast, nie majc pojcia, co tam bd robi. Jeli Agencja bya zbyt restrykcyjna, David by jak dla mnie zdecydowanie zbyt ufny. Ale nikt nie pyta mnie o zdanie. Po poudniu, po tym jak znalelimy lokum dla ostatniego wilkoaka, Lend wspomnia tacie, e wybiera si ze mn na bal. David by tak podekscytowany, jakby to mia by jego wasny bal. Chcia od razu jecha do centrum handlowego. Nie spieraam si. Lend mia si z tego, jacy wszyscy jestemy podnieceni, nawet Arianna, ktra pojechaa z nami. - O, daj spokj, wiesz, e kochasz centrum - powiedziaam, ciskajc jego rk, gdy siedzielimy na tylnym siedzeniu. - To jak nirwana dla nastolatkw! - A ja mylaem, e czyciec. Gdy ju tam dotarlimy, David i Lend poszli poszuka wypoyczalni smokingw, a ja i Arianna obejrze sukienki. To prawda, e nie nazwaabym j idealn kumpel na zakupy, ale bya tak podekscytowana, e ju po kilku minutach wietnie si bawiymy. Problem w tym, e teraz tumy dziaay mi na nerwy. Dwa razy wydawao mi si, e widz Retha ktem oka, i ju apaam za kastet w kieszeni, gdy uwiadamiaam sobie, e to kto zupenie przypadkowy. Ciekawe, czy kiedy jeszcze zdoam si zrelaksowa i tak na maksa odpry? W trzecim sklepie Arianna westchna, ogldajc kolejne kreacje. - Tskni za tym... Byam projektantk, zanim... No, zanim umaram. I nigdy nie rozumiaam, dlaczego tak si stao. David te nie wie.

Tylko e ja wiedziaam jeszcze mniej. MANIP nie przejmowaa si specjalnie swoim paranormalnym programem edukacyjnym. - To wszystko jest takie dziwne. Dziesi lat temu chodziam do szkoy, cieszc si z tego wszystkiego, co mnie czeka w yciu. A potem, trach! Nagle staam si... no, tym. I nadal nie rozumiem, jaki to wszystko ma sens? Czy bd tak wegetowa do koca wiata? Wiesz, mczy mnie ju samo mylenie o tym... - cigna. Zmarszczyam brwi, usiujc nie myle o tym, co Vivian powiedziaa o uwalnianiu paranormalnych z tego wiata. - No, przecie robisz rne rzeczy - stwierdziam. Pokrcia gow. - Och, mniejsza z tym. Suchaj, a moe ta? - Pokazaa mi sukienk. Sigaa do ziemi, miaa poyskliw zwiewn spdnic i gr bez ramiczek, w ksztacie serca. I bya rowa. licznie, lnico rowa. To bya mio od pierwszego wejrzenia.

Chyba w twoich snach Vivian pojawia si dopiero tego samego tygodnia, w ktrym planowano bal. Siedziaam na jednej z lekcji Lenda, ale nie znaam nikogo. Nauczyciel mwi w innym jzyku, ja zapomniaam, jak si czyta. Miaam na sobie sukienk, a do niej glany. Prosz, wystarczya zapowied pjcia do szkoy jesieni, a ju miaam koszmary. Wanie rozpaczliwie prbowaam odszyfrowa sowa w tecie z przedmiotu, o ktrym nigdy nie syszaam, gdy spojrzaam w gr. Reszta uczniw znikna, Vivian siedziaa w awce, rzucajc mi dziwne spojrzenie. Lnice i migotliwe dusze koysay si za ni. - Jeste dziwna - oznajmia. Wrciam do testu, denerwujc si, e musz go skoczy. - Tak, wiem. - I co, powiedziaa mu? - Umiechna si z satysfakcj. - Powiedziaam. - To dlaczego mnie nie zawoaa? - Jemu to nie przeszkadza. Jej umiech znikn, zmarszczya czoo. - Nie przeszkadza? - Nie. Lubi mnie bez wzgldu na to, kim jestem.

Pokrcia gow. - Nie, nie rozumiesz. Musiaa go okama. Robisz si coraz janiejsza. Zrozumiaa ju jak to robi, prawda? Zabia go? - Nie! Nie zabiam go i nigdy tego nie zrobi. Niczego nie zrozumiaam i wcale nie chc. Jestem szczliwa tu, gdzie jestem. - Ach, rozumiem. - Jej twarz staa si zimna, kamienna. - Szczliwa maa Evie. Czyli zatroszcz si o ciebie? Prawdziwe dziecko szczcia, wszdzie spotyka przyjaci. Wzruszyam niepewnie ramionami. - Nie chc mie nic wsplnego z elfami, odbieraniem duszy ani z niczym takim. Tutaj mog by normalna. Chc by normalna. Na jej twarzy zapona furia. Przez chwil mylaam, e si na mnie rzuci. Ale szybko si opanowaa. Utkwia wzrok w awce, zacza sun palcem po blacie. W drewnie zostaway czarne wyobienia, nad nimi unosi si dym. - Normalna? O, to byoby mie. Maa normalna Evie. -Spojrzaa na mnie w zamyleniu. - Zawsze chciaam, eby kto zdrabnia moje imi. Elfy nie s zbyt czue... Chciaam mie przyjaciela, kogo, kto lubiby mnie na tyle, eby powiedzie: Hej, Vivi! Albo na przykad: Viv. Zawsze zastanawiaam si, jakbym si wtedy czua. - Jej oczy wypeniy si zami. - Wiesz, jak dugo na ciebie czekaam? Byam taka samotna... A potem zaczli mwi, e tamten dwr stworzy drug. Pocztkowo byam zazdrosna, chciaam ci zabi tak, jak mi kazali. Ale gdy ci zobaczyam w Irlandii, zrozumiaam, e nareszcie spotkaam kogo takiego jak ja! Zaczam ci szuka. Elfy nie mogy ci znale, ale ja wiedziaam, e zdoam, e uda mi si do ciebie dotrze. Ale gdy wreszcie ci znalazam, ucieka, nim zdyymy

porozmawia. I teraz znw jestem sama, i cigle nie mog ci znale... - Jej szczupe ramiona si zatrzsy. Wygldaa na tak zaaman, tak smutn, e zakuo mnie serce. - To nie moe dugo trwa, nie moesz by normalna. Bd ze mn. Jestem taka zmczona samotnoci. Prosz, pozwl mi si znale... Podeszam do niej, usiujc nie patrze na dusze, wmawiajc sobie, e ich nie chc. Pogaskaam jej rk. - Przykro mi. Tak mi przykro. Podniosa na mnie wzrok, zobaczyam ogie w gbi jej oczu. - Chod ze mn. - Ja... - Zaczam, ale zapaa mnie za nadgarstek. Jej rce byy jak szczypce. - Znajd ci - szepna, umiechajc si. Otworzyam szeroko oczy i usiadam na ku. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Nadal byo ciemno, ale poszam po cichu do pokoju Lenda. Co mu si nio, przybiera postaci rnych ludzi. Weszam na ko i pooyam si obok niego, ale na kodrze. - Lend - wyszeptaam. Nie zareagowa, wic powiedziaam jeszcze raz, odrobin goniej: - Lend. Otworzy oczy, znikny rysy starego mczyzny, pojawia si jego zwyka posta. - Evie? - Miaam kolejn wizyt. - Och! - Patrzy na mnie przez chwil, marszczc brwi. -Och... - szepn znowu, krcc gow. Przepraszam ci... ktra godzina? - Pno. Wczenie. Przepraszam. - Nie, w porzdku. Kolejny sen z Vivian?

- Tak. - Co powiedziaa? - Ze robi si janiejsza. - Popatrzyam na niego zaniepokojona i zdenerwowana. - No wiesz, moja dusza nadal jest caa i na swoim miejscu. Vivian tob manipuluje. Skinam gow, cho wiedziaam, e Vivian ma racj. By si upewni, wystarczyo nawet to szybkie, nerwowe zerknicie, gdy byam pod prysznicem. Nawet Lend powiedzia ostatnio, e moje rce nie s tak zimne jak zwykle. - Co jeszcze? - Dostaa szau, bo nie chc jej powiedzie, gdzie jestem. Wygldaa na tak smutn i samotn. Poczuam si okropnie, przypominajc sobie wyraz jej oczu. - Powiedziaa, e mnie znajdzie, chocia wie, e tego nie chc. - Ale jeszcze ci nie znalaza. - Nie, ale wygldaa na sfrustrowan. Myl, e w tym caym zabijaniu na prawo i lewo chodzi o mnie. Ona mnie szuka. I zao si, e elfy wiedziay, e pracuj dla Agencji. I e prdzej czy pniej zostan wysana w teren, eby zbada morderstwa. A gdy Vivian zobaczya mnie po tym, jak zabia wiedm... - Przerwaam, zastanawiajc si. -Nie przypuszczam, eby ju wtedy si zdecydowaa. Myl, e gdy wamaa si do Centrum, nadal chciaa mnie zabi. A teraz chce, ebymy, no nie wiem, poczyy si i zabijay paranormalnych razem. No wiesz, jak to w rodzinie. - A czy elfy nie powinny odnale ci bez trudu? - Wyglda na zaniepokojonego. Wzruszyam ramionami. - Nie wiem. Moe nie mog, bo, tak jak radzi twj tata, wszdzie nosz chleb? A moe to twoja mama co zrobia? Nie mam pojcia, dlaczego nie s w stanie mnie znale.

Ale strasznie si martwi... A jeli ona tu jednak przyjdzie? Jeli ci skrzywdzi? Ciebie albo Ariann, Non czy innych paranormalnych? Jestem zagroeniem dla wszystkich. To byaby moja wina i nigdy bym sobie tego nie wybaczya! Lend pokrci gow. - Nie ponosisz odpowiedzialnoci za to, co ona robi. I naprawd myl, e skoro do tej pory ci nie znalaza, to jej si nie uda. Za kadym razem, gdy syszaam to zapewnienie, brzmiao coraz lepiej, ale i tak nie mogo przegna niepokoju pulsujcego w moim odku. Rzeczywicie bd moga normalnie y, ukrywajc si w niewielkim miasteczku w Wirginii? Nie miaam nic przeciwko temu. Ale cigle nie mogam zapomnie smutnych oczu Vivian. - Nigdy nie przypuszczaam, e bd wdziczna za takie dziecistwo jak moje, ale... biedna Vivian. Wiem, e jest szalon morderczyni, lecz ona nigdy nikogo nie miaa. Nigdy, nigdy. Wiesz, chciaabym znale jaki sposb, eby jej pomc. - Wiem. Ale musisz pamita, e wychoway j elfy. Wszystko, co ci mwi, to prawdopodobnie kamstwo. Umiechnam si blado. Wiedziaam, e Lend si myli. Nie mona udawa takiego blu i samotnoci. On tego nie rozumia, zawsze kogo mia. Zastanowiam si, jakby to byo, gdyby to mnie wychoway elfy. Wzdrygnam si. - No to co, chcesz spdzi tu reszt nocy? - spyta, unoszc jedn brew. Zmruyam oczy, starajc si nie umiecha. - Chyba w twoich snach. Zamia si. - Dobrze. W takim razie pozwl mi zasn, ebym mg do nich wrci.

Pokrciam gow, pochyliam si i pocaowaam go szybko i delikatnie w usta, a potem - ju za nim tsknic -wrciam do mojego pokoju. Nie miaam nic przeciwko spdzeniu z Lendem reszty nocy, ale wolaam, eby to si rozwijao powoli. Spanie w tym samym ku nie byo najlepszym pomysem. Widziaam to dziesitki razy w Easton Heights. Jeli jaka para zbyt szybko ldowaa w ku, nigdy nie koczyo si to dobrze. Poza tym nie sdziam, eby spodobao si to tacie Lenda. Wolaam nie przegina. Dugo nie mogam zasn, ale w kocu mi si udao. Nastpnego ranka Lend poszed do szkoy, a ja zostaam w domu, odrabiajc prac domow i uczc si do egzaminu na uniwerek. To byo tak niesamowite, e a chciao mi si mia. Gdzie tam Vivian i elfy szykuj mi zagad, a ja siedz przy kuchennym blacie i wkuwam swka. Normalno bya czasem dziwniejsza ni paranormalno. - Jak leci? - zagadn David, robic sobie kanapk na lunch. - Chciaam o co zapyta, jeli masz chwil. - Uczyem si tego dawno temu, ale sprbuj. - Nie, nie chodzi o test. Zastanawiam si... Waciwie to si martwi. Chodzi o elfy. Jak mog znale jakiego czowieka? To znaczy, gdyby jakie elfy z MANIP mnie szukay, czy dowiedziayby si, gdzie jestem? - Nie sdz. Wiem, e jeli elfy maj jaki lad, co twojego, jaki przedmiot, ktry do ciebie nalea, albo cz twojego ciaa... - Zobaczy moje rozszerzone oczy i si umiechn. - No, na przykad wos albo palec, zawsze mog ci znale. No i oczywicie jeli je wezwiesz. Ale jeli chodzi o to, czy wiedz, gdzie jeste... Nie. Maj swoje

sposoby na znajdywanie ludzi. Gdyby, na przykad, znay twoje pene imi, wtedy to byoby proste. Zmarszczyam brwi. Nie znaam mojego penego imienia i byam pewna, e nie znaj go rwnie Agencja ani Vivian i elfy. A potem przypomniaam sobie, jak Reth powiedzia, e pewnego dnia powie mi, jak mam naprawd na imi. Midzy moimi opatkami przebieg dreszcz. To pewnie dlatego zawsze dokadnie widzia, gdzie mnie znale w Centrum. - Jakie inne sposoby? - Jeli elfy naprawd chc ci znale, znajd ci. Co znaczy, e ju by to zrobiy. - Umiechn si. Ja te si nad tym wszystkim zastanawiaem i wydaje mi si, e nie ma problemu. Tutaj jeste bezpieczna przed Agencj. Skinam gow. Chciaabym, eby to Agencja bya moim zmartwieniem... Ale to byo co znacznie gorszego. Wziam jeszcze jedn kromk chleba i wsunam do kieszeni. Chciaam tu zosta, pragnam, eby to moje szczliwie ycie trwao wiecznie. Ale co mi mwio, e kromka chleba moe nie wystarczy.

Nie zepsuj mi makijau Arianna przygldaa si moim wosom pogrona w zadumie. Nagle jej twarz si rozjania. - Mam! Pamitasz Cheyenne w odcinku o balu maskowym? - O rany! To jest to! Jeste geniuszem! Prychna. - Wiem. Najlepszy odcinek, nie? - Zgadza si. Arianna wzia termooki, a ja patrzyam w lustro. Nigdy przedtem nie widziaam wampira w lustrze. Okazao si, e maj odbicie, ale - podobnie jak na socu - prawdziwa posta przebija przez iluzj. To znaczy, nie byo wida zwok pod spodem, ale co byo jakby nie w porzdku. Nic dziwnego, e nie lubiy luster. Patrzenie na siebie w taki sposb musiao by okropne. Arianna rwnie unikaa spogldania w lustro, przesuwaa si co chwila, eby nie musie patrze na swoje odbicie. Przyznaj, e jej rce na moich wosach - przesonite iluzj rce zwok - troch mnie niepokoiy, ale usiowaam nad tym zapanowa. Teraz wszystko byo znacznie bardziej zoone ni kiedy. To ju nie to, co dawniej, kiedy wystarczyo znale i porazi wampira prdem. Teraz byy

to rozmylania o filozoficznych implikacjach ludzi, ktrych zmuszono do niemiertelnoci, skazano na udawanie czowieczestwa, cho nie pozostao w nich niemal nic ludzkiego. Rany, nie dziwi si, e piy krew. Arianna zdja waki, moje wosy opady lunymi, wijcymi si lokami. Wzia do rki spink do wosw z krysztaem, odgarna na bok cz pasemek z mojej twarzy i przypia. - Idealnie! - Umiechna si. Nie mogam si nie zgodzi. Styl by prosty, ale podkrela, jak pikne mam wosy. Bez wtpienia byy moim najwikszym atutem. - Jeste artystk. - Wiem. A teraz makija. W czasie takich chwil z Ariann powracaa tsknota za Lish. Wiem, e nie mogaby bra czynnego udziau w tych przygotowaniach, w kocu bya syren, ale pewnie chciaaby popatrze. Gdy Arianna nakadaa eyeliner i zastanawiaa si nad wyborem cienia do powiek, ja rozmylaam o tym, co powiedziaa Cresseda w czasie naszego pierwszego spotkania. Prosia, ebym zwrcia im Lish. Ale jak? Przecie Lish odesza, nie ya. I w tym momencie doznaam olnienia. Jak mogam wczeniej tego nie zauway?! - O rany! - Prawda? Nie miaa pojcia, e moesz tak zabjczo wyglda, co? - stwierdzia zarozumiale Arianna. - O tak, jeste niezwyka - rzuciam szybko. Cho wygldaam dobrze (naprawd dobrze), mj wygld by niczym w porwnaniu z tym, co wanie sobie uwiadomiam. Musiaam natychmiast pogada z Lendem! Zerwaam si, ale Arianna si posadzia mnie na krzele. - Jeszcze nie koniec, twoje usta nadal s nagie. - Jedyne, co mogam zrobi, to siedzie nieruchomo, gdy nakadaa

row pomadk z delikatnym poyskiem. - Ju. Jeste doskonaoci. A ja jestem geniuszem. - Dziki. - Umiechnam si, a potem pognaam na gr. Arianna rozemiaa si, pewnie mylaa, e nie mog si doczeka woenia sukienki. - Lend! - Wpadam do jego pokoju. Wyglda na zaskoczonego. Nadal w spodenkach i koszulce lea na ku i rysowa. Zatrzymaam si, marszczc brwi. - Nie masz zamiaru si szykowa? Zamia si. - Zdejm to ubranie i wo smoking, powinno mi to zaj cae dwie minuty. Hej, wygldasz zabjczo. - Suchaj, ju wiem! - Usiadam na kocu jego ka. - Co? - Podnis si i usiad naprzeciwko. - Ten wiersz! Ju wiem, co on znaczy! - Dlaczego nie mylaam o nim bardziej? Ale byam gupia! Jego brwi si uniosy. - Naprawd? - Tak! Oczy jak tajcego niegu strumienie", to ju wiemy. Dalej: Zimna od rzeczy, o ktrych nic nie wie", tak samo jak mnie, jej te cigle zimno. Tylko tych rzeczy, o ktrych nie wie" nie jestem pewna... - Byo mnstwo rzeczy, o ktrych Vivian nie wiedziaa, ktre sprawiay, e czua si samotna. - No i dalej. Niebo w grze i pieko na dole" to ziemia, miejsce, gdzie utknlimy, tak jak elfy. A potem pynne pomienie skrywaj jej bole"... Wanie tak wygldaj te dusze czy te energia, pynne zote pomienie! A ona je zabiera, poniewa j rozgrzewaj i nie czuje si ju samotna. I w kocu ten ostatni kawaek. mier, mier, mier, nieprzynoszca ukojenia" to jest o tym, w jaki sposb ona zabija paranormalnych! Pamitasz, jak twoja mama mwia, eby zwrci im Lish? Vivian nie tylko ich zabija,

ona odbiera im dusze. I zatrzymuje je. S w niej uwizione! Zabija paranormalnych, ale dusze nadal s zniewolone. -Wyrzucaam z siebie sowa, bojc si, e zaraz o czym zapomn. - Lish i Jacques, i wszyscy. Ich dusze nie zaznay spokoju, zostay skradzione! - To ma sens. - Jego oczy si rozszerzyy. - Jak mylisz, czy gdyby dao si je uwolni... Mylisz, e... e wtedy Lish by wrcia? Oya? Zmarszczy brwi. - Nie wiem. Przecie ciaa s martwe. Nawet ciaa niemiertelnych mog umrze. - Och... - Opady mi ramiona. A ju mylaam, e zrozumiaam, e teraz zdoam odzyska Lish. Przez ostatnich kilka minut czuam si tak, jakbym ju j odzyskaa! A teraz straciam j ponownie. Lend obj mnie ramieniem. - Przykro mi, Evie. Skinam gow. To byo gupie. Nawet, gdyby jakim cudem dusza i ciao Lish poczyy si znowu co byo mao prawdopodobne i pewnie do ohydne, biorc pod uwag, ile czasu upyno - to i tak nie miaam pojcia, jak odebra jej dusz Vivian. Ani czy to w ogle moliwe. - Ale myl, e masz racj, jeli chodzi o znaczenie wiersza. Nie yj, ale nie zostali wyzwoleni, poniewa ich dusze utkny. Zawsze co. - Chyba jako to nam pomoe, prawda? - Westchnam. Pochyli si, eby mnie pocieszy pocaunkiem, ale si cofnam. - O nie, nawet o tym nie myl. Arianna ci zabije, jeli zepsujesz mi makija. Umiechn si, unoszc jedn brew.

- Mam powany zamiar zniszczy go, zanim skoczy si noc. - Powodzenia! - Poszam do swojego pokoju. Czuam rozczarowanie, e moja chwila olnienia waciwie niczego nie rozwizaa. Czuam, e zawiodam Lish, ale nie wiedziaam, co jeszcze mogabym zrobi. Kiedy w kocu rozpracuj t zagadk, Vivian! Na pocieszenie zosta mi bal. Okey, to pytkie, ale wiedziaam, e Lish by mi tego yczya. Prawie widziaam akceptacj w jej rozpromienionych oczach... I prawie widziaam usta Raquel, zacinite w cienk linijk na widok moich odsonitych ramion i gbokiego dekoltu. Niemal syszaam westchnienie, ktre by jej si wyrwao. Nie, jeli bd o tym myle jeszcze przez chwil, to si rozpacz. A miaam na rzsach stanowczo zbyt duo tuszu. Wpatrzyam si w moj sukienk, gadzc materia i powstrzymujc zy. Marzyam o balu tak dugo, e prawie nie wierzyam, e to dzi. e oto id na bal z chopakiem, ktrego kocham, ni mniej, ni wicej. Byam prawie taka szczliwa, jak Lish chciaaby mnie widzie. aowaam, e w pokoju nie ma lustra, ale nawet bez niego wiedziaam, jak oszaamiajca jest ta sukienka. Gdy pierwszy raz j przymierzyam, gapiam si na siebie przez p godziny. Ostatnim akcentem byy jasnozote pantofle na wysokich obcasach z odkrytymi pitami i palcami. Nie byo lepszego stroju balowego w caej historii taca. Zamiast biuterii posmarowaam ramiona poyskliwym balsamem. Byam wystarczajco olniewajca jak na t noc. Lend zapuka, otworzyam mu z umiechem. Zareagowa idealnie. Szczka mu opada. A potem umiechn si tak, jakby nie mg uwierzy we wasne szczcie.

Ja te nie mogam. Ten przystojniak, jakim wodny chopak by przez cay czas, w smokingu wyglda niczym skoczona doskonao. - Wygldasz piknie. - Poda mi rami, a ja wziam go pod rk i odparam z umiechem: - Nawzajem. - Miaam ochot mia si na gos ze szczcia. - Moe powiniene by kupi smoking? Zamia si i zeszlimy na d, gdzie czekali ju David i Arianna z aparatami fotograficznymi. Po jakim milionie zdj - chciaam jak najwicej dowodw, e to wszystko dzieje si naprawd poszlimy do czekajcej limuzyny. Kierowca czeka przy otwartych drzwiach. Zatrzymaam si, cisnam rk Lenda. - Wiecie, e kierowca to troll? - szepnam nerwowo. Zamia si. - Tak, wiemy. To dobry przyjaciel domu. Usiedlimy z tyu, bylimy pierwszymi, po ktrych pojecha. Wpadlimy jeszcze po Johna i Carlee, ktra z umiechem skomplementowaa mj strj. Pojechalimy do maej restauracji na kolacj. wiata byy przymione, wystrj elegancki; usiedlimy pod przeszklon cian - pluszowe siedzenia z oparciami pozwalay mi przytuli si do Lenda. A potem pojechalimy do szkoy. John narzeka gono, jaka to enada, bal w szkole, ale ja si nie przejmowaam. Bal to bal. A ja tu byam, na normalnym, cudownym balu, z moim prawie normalnym, absolutnie cudownym chopakiem. Byam tak szczliwa, e wydawao mi si, e si wiec. Gdy weszlimy do sali gimnastycznej, ozdobionej mienicymi si kulami i parawanami-altankami, zrozumiaam, e rzeczywicie si wiec. W panujcym tu pmroku moja rka pona jak latarka. Spojrzaam na moj pier i od razu poaowaam dekoltu - jeli moja rka wiecia jak latarka,

moje serce byo niczym miniaturowe soce. Zasoniam je rk i rozejrzaam si spanikowana, dopki nie zrozumiaam, e nikt oprcz mnie tego nie widzi. - Chcesz zataczy? - zapyta Lend, prowadzc mnie na rodek parkietu. Pooy moje rce na swojej szyi i przycign mnie do siebie, a ja umiechnam si, prbujc zignorowa mj poncy nadgarstek. Lecia jaki pocielowy kawaek, ale mnie byo wszystko jedno. - A wic bal. - Umiechn si, gdy poruszalimy si powoli w przd i w ty. - Podoba ci si? Rozjaniam si w umiechu. - Bardziej ni Easton Heights.

Rozwalacz imprez Po pamitnej akcji z iPodem i skrcon kostk wietnie wiedziaam, e jestem kiepsk tancerk, ale teraz Lend i ja odrzucilimy niepewno i niemiao i po prostu taczylimy porodku sali, tak jak wszyscy. Potem Lend cign mnie z parkietu, eby zrobi jeszcze kilka zdj. - Zrobimy klasyczn poz, co? - zaproponowa, gdy czekalimy w kolejce. Wzruszyam ramionami. Nie miaam pojcia, co ma na myli, i nie przejmowaam si tym, chodzio mi tylko o zdjcie jako kolejny dowd... Stalimy razem z innymi, Lend trzyma rk na mojej talii, a potem, tu przed zrobieniem zdjcia, nagle przechyli mnie i, kadc rk za moj gow, pocaowa. Zaskoczona, upadabym, gdyby nie trzyma mnie tak mocno. Jak tylko bysn flesz, pocign mnie z powrotem. - Ty wariacie! - Zamiaam si, klepic go w rami. -To bdzie tragiczne zdjcie! - Uprzedzaem, e mam zamiar zniszczy twj makija. - Umiechn si zadowolony.

- Wanie, a propos, teraz musz i do azienki i pomalowa usta. - Wycignam rk i przesunam kciukiem po jego grnej wardze. - O, tobie te adnie w tym odcieniu. - Masz tu gdzie szmink? - spyta zaskoczony, poniewa nie wziam torebki. - Och, nie wolno nie docenia pomysowoci dziewczyny, ktra musi gdzie schowa potrzebne rzeczy. - Nie chciaam si z nim rozstawa, ale twardo postanowiam wyglda piknie przez ca noc. - Chcesz, eby kto z tob poszed? - Do azienki? Po co? - Dziewczyny nigdy nie chodz same do azienki. - Sprbuj nie czu si samotna przez dziesi sekund. Umiechn si. - Bd czeka przy stole z napojami. - Obj mnie i przycign do siebie. - Pospiesz si - szepn, a potem mnie puci. Prawie wfrunam do azienki. Byo tu kilka dziewczyn, ktre, chichoczc, rozmawiay o swoich chopakach i plotkoway, czyja sukienka bya najgorsza. Wyjam pomadk ze stanika - bycie pask jak deska miao swoje plusy. Przywrciam wietno moim ustom i wrciam do sali. Idc przez mroczne obrzea sali, odruchowo przeszukiwaam je pod ktem potencjalnego zagroenia. W kocu przewrciam oczami i si rozemiaam. Tej nocy nie byo adnych wampirw, elfw ani szalonych poncych dziewczyn. Dla tych dzieciakw adna z tych istot nawet nie istniaa. Lend pomacha do mnie od stou i po raz pierwszy od lat poczuam, jak odpywa ze mnie cae napicie. Gdy podeszam do Lenda, wanie zacz si wolny kawaek. Weszlimy na parkiet i zaczlimy si koysa.

- Wiesz - powiedzia, przysuwajc wargi do mojego ucha. - Moe strac w twoich oczach jako facet, ale wedug mnie dzisiejsza noc jest idealna. - Ja te tak myl. - Gdyby dao si umrze ze szczcia, ju mona by pisa mj nekrolog. Po kilku minutach koysania si Lend pokrci lekko gow. - Moemy zrobi to lepiej. - Uj moj wyprostowan rk i zacz sun przez tum w szalonej imitacji tanga. Gdy odchyli mnie do tyu, zobaczyam Johna i Carlee. Taczyli przytuleni tak mocno, e trudno byoby wcisn midzy nich kartk. Lend podnis mnie, umiechajc si zoliwie. - Mylisz o tym samym, co ja? Ruszylimy do przodu i rozdzielimy ich, uywajc naszych wycignitych rk jak klina. Carlee zamiaa si, a John wskoczy Lendowi na plecy, usiujc zaoy mu nelsona. - Te chopaki - rzuciam, miejc si. - Czy mgbym si wtrci? - usyszaam gos, ktrzy brzmia jak pynne zoto. Mj krgosup zesztywnia, odek cisn si ze strachu i nim zdyam krzykn, smuka do zapaa moj, cignc mnie przez tum. Prbowaam si uwolni, ale lecielimy niewiarygodnie szybko, cay wiat rozpyn si wok mnie. Rka Retha obejmowaa mnie jak stalowa obrcz - Lend! - krzyknam, utrzymujc rwnowag jedynie dziki uciskowi Retha. Ktem oka dostrzegam Lenda, zobaczyam panik na jego twarzy. Prbowa przebi si przez tum sukienek i smokingw, ale jedwab i cekiny tworzyy tczow barier, zasoniy go. Reth sun zrcznie przez otaczajcy nas tum; jak zwykle ludzie nie stanowili dla niego adnej przeszkody.

W kocu przebilimy si przez uczniw i Reth wszed razem ze mn przez drzwi elfw, odcigajc mnie od tego wszystkiego, czego zawsze tak bardzo pragnam. - Evelyn, moja ukochana, w kocu moemy zataczy. - Odchyli mnie, przytulajc si do mnie w absolutnych ciemnociach. Zamknam oczy. Krcio mi si w gowie, usiowaam nie paka. Dlaczego nie woyam do stanika rwnie kawaka suchego chleba? Albo stalowej rury? Jak mogam myle, e jestem normalna? - Zabierz mnie z powrotem - zadaam, odsuwajc si od niego tak daleko, jak tylko mogam. Wcieka, e musz trzyma go za rk. - Och, daj spokj. Tak dawno nie rozmawialimy. Bardzo mi tego brakowao. Tyle razy chciaem ci odwiedzi, ale spaa na tym okropnym elaznym ku, a wodna wiedma zachowywaa czujno. Ale jako udao mi si zaj czas. Skadaem wizyty naszym starym przyjacioom z Agencji. Tyle spotka. Dziki tobie i twoim cudownym sowom. - O czym ty mwisz? - spytaam. Mj gos by pozbawiony wyrazu, baam si zdradzi narastajc panik. Co ja zrobiam? Tamtej nocy kazaam mu przybra nowe imi... Po tym Agencja nie moga ju nim dyrygowa, ale przecie nie mogo go to uwolni cakowicie... A potem przypomniaam sobie swoj wczeniejsz komend: Zignoruj rozkaz MANIP". Zrobio mi si niedobrze, gdy dotaro do mnie znaczenie tych sw. Z ca pewnoci uzna, e ma to oznacza zignorowanie wszelkich rozkazw, wygoszonych przez Agencj, a do tego, ktry zabrania krzywdzenia ludzi. - O, nie... - szepnam przeraona. - Co ty zrobie? Umiechn si, jego zby zalniy w ciemnoci. Zrobi jeszcze kilka krokw. Prbowaam si opiera, ale on cign mnie za sob. I w kocu znalelimy si na ce, ktra tak

naprawd nie bya k. Jej brzegi byy rozmyte, niewyrane, te niebo wisiao zbyt nisko, a trawa i drobne rowe kwiaty ukaday si w konkretne wzory. Cae to miejsce byo sztuczne, lukrowana oaza spokoju. - Prosz. - Pojawiy si dwa krzesa, Reth usiad na jednym, drugie wskaza mnie. - Teraz, gdy ju jeste bezpieczna, moemy dokoczy. - Och, ja ju skoczyam. - Zaoyam rce na piersi. - Ilu zabie? Zmarszczy brwi. - Kogo zabiem? - Pracownikw Agencji! Ilu? Zabie Raquel? To dlatego Vivian ma jej komunikator?! - Teraz ju wrzeszczaam. Byam tak wcieka, e byo mi ju wszystko jedno, co si stanie. Chciaam go wkurzy, miaam do tego zarozumiaego umiechu. - Na mio bosk, Evelyn, co ty mwisz? Ja jedynie pomogem im przej na co w rodzaju wczeniejszej emerytury, nikogo nie zabiem! Dlaczego chciaaby, ebym zrobi co takiego? - Ja nic nie chc! Ale jak mog ci wierzy, po tym jak wprowadzie Vivian do Centrum?! Masz zamiar znw j tu cign? Jak dugo z ni wsppracowae? Umiechn si. - O tak, tamten wieczr zosta wspaniale wyreyserowany. Ale mog ci zapewni, e, jak to uja, nie wsppracowaem z ni. Potrzebowaem nowego imienia, a ty zdawaa si dobrze dziaa w sytuacjach stresowych. Nigdy nie pozwolibym, eby co ci si stao. C, nie byo atwo, musiaem wplta si w brudne interesy dworu, a ty wystawiaa na prb moj cierpliwo. Gdy ju skoczymy, bdziesz miaa szans doceni moje zaangaowanie.

Pokrciam gow z niedowierzaniem. - A wic tylko o to chodzio? Ci wszyscy paranormalni zginli tylko po to, eby mg zaaranowa sytuacj, w ktrej wydam ci ten rozkaz? - No c, tak. A teraz musimy pj dalej. - A moe zostawisz mnie w spokoju? Jest mi dobrze tu, gdzie jestem. Masz to swoje gupie nowe imi, czemu po prostu nie zostaniesz w krainach elfw? - Poniewa ju wkrtce ci znajd. Mogem ukrywa twoje miejsce pobytu tylko dopty, dopki tego nie zrozumiej. Vivian jest ju w drodze. Zasoniam usta doni, pokrciam gow w przeraeniu. - Nie, ona nie moe, ona... Zabierz mnie z powrotem, i to ju! Musz ich ostrzec! Reth westchn, zakadajc nog na nog. - Oni si nie licz. A ty musisz zosta napeniona. - Nie chc ani odrobiny wicej twojej ohydnej duszy! Zmruy oczy rozgniewany. te niebo zalaa czer, wiatr szarpa moj sukienk. - Moje dziecko, nie masz pojcia, co powiciem, eby utrzyma ci przy yciu, eby zapewni ci wieczno. Duo mnie to kosztowao i nie mam zamiaru pozwoli, by cay wysiek stworzenia ci poszed na marne. Nie mam zamiaru rzuci ci na poarcie Vivian. - Ty... ty mnie stworzye? - To byo zbyt przeraajce, by mogo by prawdziwe. - Mj dwr ci stworzy. Musielimy mie co, co rwnowayoby ich siy. - Och, wiem wszystko o twoim dworze - palnam. -I nie chc mie nic wsplnego z elfami Unseelie. Popatrzy na mnie zaskoczony. - Czemu mylisz, e jestem Unseelie?

- Nie jestem gupia! Elfy Unseelie to te ze! - Zgadzam si w zupenoci. Wikszo z nich jest naprawd okropna. Stworzylibymy ci wczeniej, ale nie wiedzielimy, e tak dobrze im pjdzie z Vivian. Ale jest jeszcze czas. Daj mi rk. - Wsta. - Nigdy! - Rzuciam mu mordercze spojrzenie, trzsc si z wciekoci. - Zapomniae o czym. - Czyby? - rzek, idc spokojnie w moj stron. - Denfehlath! - krzyknam. Jego oczy rozszerzyy si z zaskoczenia i gniewu, gdy obok mnie otworzyy si drzwi i wysza z nich elfka o czerwonych oczach. - Co ty zrobia, Evelyn? ! - wrzasn. - Zabierz mnie do domu Lenda! - zadaam, odwracajc si do Fehl. Zamiaa si swoim miechem spadajcego szka i obrzucia Retha triumfalnym spojrzeniem. - A wic tu jeste! - Chwycia mnie za rk i wbiegymy przez drzwi. Jej stalowy ucisk zaniepokoi mnie. Fehl nie bya ju za, teraz pona niecierpliwoci, musiaam biec, eby za ni nady. W kocu otworzyy si nastpne drzwi i znalelimy si w kuchni w domu Lenda. Vivian, caa w ognistym splendorze, siedziaa na blacie, machajc nogami. - Nareszcie! - powiedziaa, zeskakujc. - Najwysza pora! Dzikuj, Fehl. Nie widziaam jej rysw pod tym jasnym wiatem, ale mogam sysze jej miech. Byam martwa. Wszyscy bylimy martwi, i znowu przeze mnie. Popatrzyam na elfk z przeraeniem, umiechna si do mnie - O bip... - szepnam. Jeli Reth by tym dobrym elfem, nie potrafiam sobie nawet wyobrazi, jaka musiaa by Fehl.

Vivian podniosa co z podogi i, nim zdyam cokolwiek zrobi, cisna tym. Omino mnie o wos i trzasno Fehl w twarz. Elfka pada na podog. - elazna patelnia - oznajmia Vivian pogodnie. - Bystra rodzinka. No i co, siostrzyczko, jak leci?

Wysysanie duszy Co mogam powiedzie Vivian, stojc tu, w kuchni Lenda? Strasznie si baam. I to nie tylko o siebie, ale o Lenda i wszystkich. cignam na nich Vivian. Musiaam j std wyprowadzi, odcign od ludzi, ktrych kochaam. - Ja... jeste... - Mj mzg by rwnie zdrtwiay jak moje ciao. Mogam tylko patrze na ni, jak ponie, zota i jasna. - Tak, gupku. Byabym tu znacznie wczeniej, gdyby po prostu powiedziaa mi, gdzie ci szuka. Teraz, gdy nie mogam zobaczy wyrazu jej twarzy, dziwnie si z ni rozmawiao. Mogam polega tylko na jej gosie... Chyba bya szczliwa. - Przykro mi. Zdaje si, e to elf ci blokowa. - Musiaam zrobi tak, eby wysza ze mn. Nie wiedziaam, co Lend teraz robi, ale nie mogymy tu zosta. - To co, idziemy? Zamiaa si. - Dlaczego? Zawsze chciaam wyssa elfa. No i poka ci, jak si to robi! - Uklka obok Fehl. Ciekawe, jak dugo byaby nieprzytomna? No, teraz to ju na zawsze. - Pooya ponc rk na piersi elfki. - Nigdy jej nie lubiam. Jej gos by jak... jak tukce si szko.

Pokrciam gow. - Musimy i, szybko! No wiesz, inne elfy ju wiedz, gdzie jeste, prawda? Chodmy std. - Luz, Evie. - Zwrcia do mnie twarz, teraz mogam zobaczy jej oczy za pomieniami. - Nie musimy si ju martwi elfami, nie teraz, gdy ju jestemy razem. - Popatrzya na Fehl. - Rany, to trwa i trwa! Gdybym wiedziaa, e elfy maj tyle do oddania... Och, to jest... Chod, chc, eby poczua to razem ze mn. Pokochasz to... Nie ma nic wspanialszego na caym tym aosnym wiecie. - Przesta, prosz - powiedziaam, niemal paczc. Nie znosiam Fehl, ale nie mogam tak po prostu sta i patrze, jak uchodzi z niej dusza. - Dlaczego? - Bo... bo wcale tego nie potrzebujesz! Vivian pokrcia gow, wstajc. - Nie rozumiesz. - Rozumiem! Ale zobacz sama, powiedziaa, e staj si janiejsza, prawda? Skina gow. - Przy okazji, zabjcza sukienka. - A przecie ja nic nie wziam, nie wiem nawet, jak si to robi! A wic musi by jaki inny sposb, prawda? - Nie ma innego sposobu, ju ci mwiam. Nie mamy wasnej duszy. I nie mam zamiaru przesta, nie teraz, gdy ci znalazam. Wiesz, jak dugo na to czekaam? Wiesz? Pidziesit lat! Byam zszokowana, wygldaa najwyej na dwadziecia. - Ty nie... jak? - Dziki temu! - Uniosa ponce rce. - A jak mylisz? Zniknabym ju dawno, przed osigniciem penoletnoci! Powiedz mi, Evelyn... Czy chcesz umrze?

- Nie, ale nie mam zamiaru odbiera dusz tylko po to, by przey! - Nie masz wyboru! - Jej gos zmieni si, zagodnia. -A twj chopak, ten zrobiony z wody? Widziaa jego dusz, prawda? To wiato, ktre wszdzie nosi ze sob? Jest takie jasne, prawda? Wiesz, co to oznacza? Pokrciam gow. Nie chciaam, eby mwia o Lendzie, eby zwracaa na niego uwag. Musia pozosta bezpieczny. - To znaczy, e on nie umrze. Pomylaa o tym? Twj chopta bdzie y na wieki, a ty zostaniesz zdmuchnita jak wieczka. I co, nadal gardzisz odbieraniem dusz? Lend by niemiertelny... Czuam, jak wali si mj wiat. Przypomniaam sobie, jak David patrzy na Cressed. Ten bl, to odizolowanie. Czy to bdzie moja rola? Zostan sama? A moe umr, jak twierdzi Vivian? - Posuchaj mnie. Tak ci zaley na tej elfce? A wiesz, jak wielu ludzi zabia, nim MANIP zacza j kontrolowa? Mczyzn, kobiety, dzieci? Bez adnego powodu! Tylko dlatego e j to bawio. I co, nadal uwaasz, e zasuguje na dusz? Czy jakakolwiek z tych istot zasuguje na to, co ma? Nawet te, ktre wydaj ci si niewinne, dlaczego s zmuszane do tkwienia tutaj? Tak nie powinno by! Ja je wyzwalam i jednoczenie chroni przed nimi wiat. Zamknam oczy. Ja te mylaam, e chroni wiat. Ale to wcale nie byo takie proste. Nic nie byo. Kime bylimy, by decydowa, czy kto lub co zasuguje na t iskr ycia, ktr mu ofiarowano? - Wwczas staniemy si rwnie ze jak elfy. Uderzya mnie w twarz. Upadam na blat, przyciskajc rk do poncego policzka. - Nie jestem taka jak one! - Zapaa moj rk, cignc mnie do miejsca, w ktrym leaa Fehl. Ale elfki ju tam nie byo. Klnc gono, Vivian wyprostowaa si i rozejrzaa.

- Zobacz, co narobia! Nie dokoczyam jej! I na kim ci poka, jak si to robi? I w tym momencie zapony drzwi, Reth wypad przez nie jak burza. Wyglda, jakby chcia wywrci dom do gry nogami. - Co za wyczucie czasu! - rozemiaa si Vivian. Reth spojrza na mnie, dajc Vivian czas na podniesienie patelni. Walna go ni w ty gowy, zwalajc elfa z ng. Prbowa wsta, ale pooya patelni na jego piersi. - Nie mam pojcia, jak to dziaa, ale ciesz si, e dziaa. Chod, Evie. No nie powiesz mi, e ten elf... Po tym wszystkim, co ci zrobi, po tym, jak kama, jak tob manipulowa, jak ci wykorzysta... Nie powiesz mi, e zasuguje na ycie wieczne. Pomyl o tych wszystkich dziewczynach, ktre std zabra, ktre jeszcze mgby skrzywdzi. Pokrciam gow, w oczach miaam zy. Nie wiedziaam, kogo bardziej si baam, Vivian czy Retha. Jego bursztynowe oczy pony wciekoci; byam pewna, e gdyby nie blokowao go elazo, Vivian ju by nie ya. Jeli w ogle moga umrze z tak iloci energii w sobie. Zrozumiaam, e nie mog zrobi nic, eby j powstrzyma. Jeli si jej przeciwstawi, wpadnie w sza i zabije mnie, a potem zabije wszystkich, na ktrych mi zaleao. I zostaniemy na zawsze uwizieni w jej pustym, czarnym wntrzu, tak jak Lish. Nie mogam jej pokona. Reth mia racj. Nie przeyj. Przyklkam i, poddajc si, pochyliam gow. - Poka mi, jak si to robi. Rozemiaa si. - Najwyszy czas! - Mam go po prostu dotkn? - Nie, to nie takie proste, wwczas wysysaaby dusz z kadego, kogo dotkniesz. Po rk tutaj, na jego sercu,

tam wanie skoncentrowana jest dusza. Musisz tego chcie. Musisz czu, e powinna by twoja, pragn jej, przyzywa j. Usyszy ci i odpowie. Po to wanie zostaymy stworzone. Jestemy Pustymi i dusze pragn do nas przyby. To dlatego widzimy wszystko, potrafimy patrze przez iluzj. Gdy ju bdziesz miaa w sobie wicej, bdziesz widzie paranormalnych na wylot, a do duszy. Pooya woln rk na moim ramieniu, jej gos wibrowa szczciem. - Jakie to pikne, Evie... Wszystkie bd nasze. Nasze wsplne. Skinam gow i pooyam rk na piersi Retha. Jego bolenie pikna twarz bya spokojna, patrzy na mnie agodnie. - Musisz tego chcie - powiedziaa Vivian z zapaem. -We j. I wtedy ju wiedziaam. Wiedziaam, czego chc. - Hej, Viv - odparam, usiujc nie paka, gdy odwrciam si, by na ni spojrze. Niemal czuam jej rado z powodu poczenia si ze mn. - Przykro mi, e tak dugo bya samotna. Przepraszam. Przepraszam. Pooyam do na jej piersi. Bya taka gorca, parzya. .. Czuam, jak mnie pali, ale nie ruszyam si, zamknam oczy i po raz pierwszy w yciu otworzyam si, zapraszajc dusz do swego wntrza. Nic si nie stao. Vivian oderwaa moj rk i odepchna mnie mocno. Przeleciaam przez kuchni i uderzyam w cian, bl rozla si po caym moim ciele. - Co ty wprawiasz? Chcesz, ebym ci zabia?! Zrobi to! Nie potrzebuj twojego wspczucia, ty aosna istoto. Wiesz, kim jestem? Jestem bogiem, Evie! Jestem mierci i yciem! Niewiarygodne, e chciaam si tym z tob dzieli! Elfy miay racj. - Pokrcia gow, przesza przez pokj i stana nade mn, jasna i przeraajca. - Nie ma sensu ci

tu duej trzyma... - Podniosa mnie za wosy, przysuwajc moj twarz do swojej. Czuam, jak moja skra czerwienieje od aru, poczuam swd palonych wosw. - Powinnam bya wiedzie, e nie zrozumiesz, e tak naprawd nie bdziesz tego pragn - stwierdzia ju agodniej. - Ale nie martw si, dodam t twoj ma dusz, ktr udao ci si jakim cudem uzbiera, do mojej kolekcji. Wtedy naprawd bdziemy razem ju na zawsze. Pooya rk na mojej piersi. Wstrzymaam oddech, kurczowo trzymajc si ostatnich sekund mojego ycia. Jak to bdzie, gdy bd umiera? Jej rka bya gorca, parzya... Ale nic si nie dziao, ycie nie opuszczao mnie. Jej ramiona zatrzsy si i wtedy zrozumiaam, dlaczego to nie zadziaao. - Musisz tego pragn - szepnam. Mimo wszystko Vivian nie chciaa mnie zabi. Wycignam rk i pooyam j delikatnie na jej sercu. Teraz ju wiedziaam, czego chc. Pragnam tych wszystkich dusz, pragnam je uwolni. - Wypu je, Viv. Krzyknam, sztywniejc, gdy gorco wybucho przez jej skr, przebiego niczym prd przez moje ciao. Poczuam, jak mnie zalewa, przygniata, byam tylko ja i ogie rozlewajcy si po moich komrkach. Vivian przygasa, jej ogie cofa si, teraz ju dao si zobaczy jej rysy. Pomienie kurczyy si coraz bardziej i bardziej, a w kocu zostay tylko w jej sercu i oczach. Jeszcze troch, jeszcze tylko troch i byoby po niej. I wtedy j poczuam, poczuam Vivian, jej wasn dusz. Bya maa, zamana, chciaam j wzi, by da jej we mnie ukojenie. I ju miaam to zrobi, gdy zobaczyam jej oczy. Byy takie zimne i puste.

Oderwaam rk i Vivian upada na podog. Ale nadal widziaam w niej t iskr, t odrobin duszy. A potem przestaam o tym myle. Z buzujcym we mnie ogniem wszystko wygldao inaczej, teraz widziaam prawdziwe oblicze wiata - przemijajce marzenie, ciemno, zimno i mier. Byam wieczna i nic w tej egzystencji, w tym normalnym yciu, ktre tak lubiam, nie miao znaczenia. - Najwyszy czas - rzuci Reth, opierajc si od niechcenia o blat.

Drogi i moliwoci Spojrzaam na Retha. Teraz, gdy byam wypeniona, widziaam go na wskro, a do jego duszy. Bya pikna. W przeciwiestwie do tych pynnych pomieni, ktre wczeniej da mnie, jego dusza bya trwaa jak kryszta. Miaa ten sam kolor jasnego zota jak wszystkie inne, ale bya staa. - Byem na ciebie bardzo zy, gdy wezwaa t Unseelie. Gdyby umara, bybym bardzo rozczarowany. Ale w efekcie wszystko bardzo adnie zagrao. No i teraz nie musimy ju traci czasu na wypenianie ci. - Wyprostowa si z umiechem. - Moemy od razu przej do tej zabawniejszej czci. - Zabawniejszej? - Nawet mj gos brzmia inaczej, by bogatszy, jakby cay chr mnie odzywa si w tej samej chwili. Gos niemiertelnej. - O tak! - Klasn w rce. - Moemy taczy przez cae noce, teraz bdziesz ju ya na wieki. Oczywicie, s pewne sprawy do zaatwienia, ale to moe zaczeka, a wprowadz ci na dwr. Na pewno bd podekscytowani. Teraz, gdy do nas doczysz, wszystko ci wyjani, bdziemy mogli gawdzi godzinami. Tak si ciesz, e wygralimy, e bdziesz moga pj do mojego domu, tam, gdzie jest twoje miejsce... - Dlaczego?

Wyglda na zdziwionego. - Jak to dlaczego? - Dlaczego miaabym pj z tob? - C, do tego wiata nie naleysz z ca pewnoci. Czujesz to, prawda? T tymczasowo, marno tego wiata? I nic nie mona utrzyma w czystoci. - Zmarszczy brwi i otrzepa kamizelk. - Poza tym s sprawy, ktre naley zaatwi, wrota, ktre trzeba otworzy, domy, ktre musimy odnale. Ciesz si, e to bdzie jednak twj wiersz. Jest znacznie weselszy. - Mj wiersz... - Kiedy tak strasznie chciaam go pozna, a teraz, wypeniona buzujcym yciem, z trudem si na tym skupiaam. - Popatrzmy, jak to dalej idzie... Oczy jak tajcego niegu strumienie" i takie pikne... Zimna od rzeczy, o ktrych nic nie wie, niebo w grze i pieko na dole, pynne pomienie zakocz jej bole. Cay jej ogie, nareszcie wyzwolony. Cay jej ogie, nareszcie ukojony". ciany zdaway si na mnie napiera, dom by zbyt ograniczony, zbyt tymczasowy. Przytacza mnie rozkad. Podeszam do frontowych drzwi, niemal nie zauwaajc, e gaka stopia si w moich rkach. Zeszam z werandy, odetchnam gboko i spojrzaam w gr na niebo. Gwiazdy, zimne i jasne, wydaway si odpowiednim towarzystwem. Otaczay mnie dziwne cienie i migotliwe wiato. Teraz widziaam wszystko. Kady li, kade dbo trawy byo wyranie zarysowane, a byo jeszcze wicej, jeszcze wicej, tu za tym, na co patrzyam. - Evelyn, ukochana, dokd idziesz? - Reth zjawi si obok mnie. - wiato i cienie. Skd si wziy? - To drogi i moliwoci. Jeli zechcesz, mog nauczy ci, jak na nie oddziaywa.

Spojrzaam w gr na gwiazdy. Uniosam ponc rk, trzymaam j pasko w powietrzu. - Tu co jest - powiedziaam mikko, mj gos brzmia dziwnie obco w moich uszach. W tym wiecie wszystkiego byo znacznie wicej, wicej ni kiedykolwiek czuam. -Drzwi. Reth pooy rk na moim ramieniu - Och, o to nie musisz si martwi. To nieistotne. Ja stworz drzwi. Bdziesz ze mn, przy mnie... Przez wieczno. Odwrciam si w stron nieba. Gdybym poczya ze sob te gwiazdy, wygldayby jak wrota. Dziwne, e wczeniej tego nie zauwayam. - Evelyn, przesta. - Gos Retha by podszyty panik. - Co? - Nie moesz ich wypuci. Nie w ten sposb. Odwrciam si do niego, cigajc brwi. - O czym ty mwisz? - O duszach. Potrzebujesz ich. To nie te wrota masz otworzy. - Moje dusze. - Westchnam. Kochaam je. Zamknam oczy, odetchnam gboko, wsuchujc si w moj energi, w moje dusze. Byam wypeniona. I mimo to gdzie w gbi, w niejasny sposb czuam niedosyt. To byo jak zadra. Jakby tego wszystkiego byo zbyt wiele i niewystarczajco zarazem. Pomienie mnie rozpieray, zmieniay, i chocia czuam si tak pena, jakbym miaa za chwil pkn, jednoczenie pragnam jeszcze wicej. - Chc wicej -szepnam. - To si da zaatwi. Chod. - Reth pocign mnie delikatnie za rk. Dziwne, e go nie sparzyo. I wtedy zobaczyam wiata. Kilka sekund zajo mi zrozumienie, e to reflektory samochodu. Zatrzyma si

z piskiem przed nami, jaki czowiek wyskoczy z miejsca kierowcy. Jego dusza bya blada, drca, zanikajca. Sprawiaa, e czuam si spokojna, w sposb trudny do wyraenia, jej kruche pikno wzbudzao we mnie czuo. Otworzyy si drugie drzwi, a ja znieruchomiaam. Mylaam, e dusza Retha bya pikna, jednak w porwnaniu z t bya niczym. Wypenia noc taczcym, migotliwym wiatem, drcym niczym odbicie na powierzchni stawu. Nie widziaam zbyt wielu dusz, ale wiedziaam, e ta jest wyjtkowa. Pragnam jej. Pragnam j mie. - Evie! Zamrugaam, usiujc przezwyciy wyobcowanie i rozpozna ten gos. - Evie, wszystko w porzdku? Lend! Mj Lend! Wszystko wrcio na swoje miejsce. Ta dusza to by mj Lend. Zacisnam pi. Nie mogam jej wzi... - Co... twj gos jest inny... Co on ci zrobi? Zmruyam oczy, usiujc dojrze twarz Lenda. Moe gdybym widziaa jego twarz, nie pragnabym tak bardzo jego duszy, moe mogabym si powstrzyma... Wycignam do niego rk. - O, miao - rzek Reth. - On jest niewany. Ale pospiesz si, naprawd musimy ju i. - Co si stao? - Lend podbieg do mnie. Teraz by ju w zasigu. Chciaam zapaka, gdy pooyam rk na jego piersi, ale nie mogam. Musiaa by moja. Otworzyam kana... I krzyknam cicho. W chwili, gdy dotknam duszy Lenda, w kocu odnalazam wasn. Zagubiona w wirze innych, stamszona, odnalazam dusz Lenda, ktr tak kochaam. I to wystarczyo.

Zabraam rk, zanim Lend straci cokolwiek. Z zamknitymi oczami skoncentrowaam si na mojej duszy w pomieniach. I wtedy zaczam zauwaa inne. Setki dusz, uwolnione od Vivian tylko po to, by znw znale si w wizieniu. Wstrzymaam oddech. Poczuam dusz Lish. Wiedziaam, e to ona, delikatna i mdra, muskaa moje serce. Chciaam j zatrzyma na zawsze. Poczuam wyrzuty sumienia i sprbowaam je zaguszy. Jeli wypuszcz te dusze, nie bd moga by z Lendem, nie z t dusz, ktr widziaam. Ja si wypal, a on bdzie trwa, wieczny i pikny. Dokadnie tak jak powiedziaa Vivian. - Jeli je zatrzymam, bd moga zosta z tob. - Po mojej twarzy spyway zy. - Co zatrzymasz? - Nie rozumia. - Dusze. - Co? - Wziam je od Vivian. - Ona tu jest? - Rozejrza si spanikowany. - Ju nie. - Pokrciam ze smutkiem gow. - Teraz ja je mam, s wewntrz mnie. - Co to znaczy? Wzia dusze? - Jego gos by spity, wystraszony. Ju miaam mu wyjani, dlaczego musiaam je zatrzyma, ale gdy patrzyam na jego dusz taczc przede mn, wiedziaam, e nie mog. Nie mog z nim by, nie w taki sposb. Nie zasugiwaam na to. Ta niemiertelno, to ycie eksplodujce we mnie... To nie byo moje. Nie mogabym prosi Lenda, eby kocha mnie wanie tak. Mogam mu zaoferowa tylko moj dusz. Wystarczya mi wiadomo, e j mam. Ju nigdy wicej nie bd pusta. - Musz je wypuci - szepnam. - Dusze?

- Musz zosta uwolnione. - Nie teraz! - zawoa Reth, w jego gadkim zotym gosie zabrzmia gniew. Znw spojrzaam na gwiazdy. Dusze cigny mnie, podniosam rce... - Evie! - zawoa spanikowany Lend. Popatrzyam na niego. Unosiam si w powietrze. Nie mogam tego powstrzyma, jeli nie uwolni ich teraz, pniej ju nie zdoam. Znalazam kontur gwiazd, wycignam rk... I napotkaam opr. - Do! - Gos Retha by twardy, rozkazujcy. Nie mogam ruszy rk. - To nie te wrota, ktre masz otworzy! Jeli je teraz wypucisz, wszystko bdzie na prno! Potrzebujemy tych dusz! To nie s waciwe wrota! Skoncentrowaam si, nakazujc ogniowi skupi si w mojej rce. Staa si jeszcze janiejsza, zoto przeszo w czyst biel. A potem, walczc z potg gosu Retha, wycignam palec i poczyam gwiazdy. wiato zostawiao biay lad, czc kolejne punkty, a w kocu powstay wrota. Zamknam oczy i wziam gboki wdech. - Idcie - szepnam. Przez moment poczuam spokj, wdziczno, a potem przejmujcy bl, jakby ogie zosta wyrwany z mojego ciaa i wystrzelony ku gwiezdnym wrotom. Gdy ju mylaam, e nie wytrzymam duej tego blu, usta. Prawie. Jedna drca dusza, Lish, moja Lish, zwolnia, ocierajc si o moje serce. To byo jej ostatnie poegnanie. Moje ciao stao si zimne i ciemne, upadam na ziemi, zastanawiajc si przelotnie, jak bdzie wyglda mier. Umiechnam si z wdzicznoci, e w kocu udao mi si pozna moj dusz, a potem zapada ciemno.

Pieko, niebo i to mae miejsce midzy nimi Jeli si ju nie yje, to nie powinno si czu blu. Gdzie tu sprawiedliwo? Skoro ju byam martwa, to wszechwiat mg zrobi dla mnie chocia tyle. A moe byam w piekle? Nie, chyba jednak na to nie zasugiwaam. Poza tym w piekle powinno by gorco, a mnie byo przeraliwie zimno. Poruszyam nogami, prbujc uoy si wygodniej. Jasna bip, nie byam martwa! Gdybym bya, nie miaabym ciaa. Gdy bl nieco opad, wiedziaam ju na pewno, e mam ciao. Bolao mnie wszystko. Zmusiam si do uniesienia powiek, chocia miaam wraenie, e kada z nich way dwadziecia kilo. To nie byo pieko. Ale niebo te nie, tam powinni mie lepszy gust i nie robi tych ohydnych podwieszanych sufitw ze wiatami jarzeniowymi. - Uch - powiedziaam, wyraajc w ten sposb to, jak si czuam, i to, co mylaam o wystroju pomieszczenia. Uniosam gow, ignorujc wiata taczce przed moimi oczami, i popatrzyam na siebie. Byam przykryta kilkoma kocami, w jedn rk miaam wkut kroplwk. I wtedy zauwayam co strasznego. Moja sukienka znikna! No

dobrze, moe ja nie umaram, ale jeli co stao si mojej sukience, kto umrze na pewno. Poruszyam rk, eby podrapa si koo plastra przyklejajcego kroplwk, i znieruchomiaam. To lnienie, ten pynny ogie, ktry tu by, odkd Reth go we mnie wcisn, teraz znikn. Ostatnia pamitka po nim i Vivian... Poczuam jednoczenie ulg i al. Moje pomienie znikny, wszystko byo dziwnie cikie, jakby przyciganie ziemskie oddziaywao na mnie mocniej ni zwykle, przykuwajc mnie do ziemi. Popatrzyam na moje ciao, szukajc ladw niedawnych wydarze, ale adna jego cz nie wygldaa gorzej ni reszta. Westchnam i opadam na poduszk. A moe byam tu dlatego, e umieraam? Moe wypuszczenie tych wszystkich dusz nie zabio mnie od razu, ale zostao mi zbyt mao, by przey? A moe powinnam po prostu wcisn ten gupi guzik i spyta pielgniark? Najgorsze, co moe si zdarzy, to e wkrocz tu z paralizatorami, bo dowiedzieli si, e jestem dziwolgiem. Zawahaam si. To nie byoby dobrze. Moe jednak najpierw si zdrzemn. W razie gdyby chcieli mnie przesuchiwa albo co, przynajmniej bd wyspana. Zapadam w dziwny, mczcy sen. Wydawao mi si, e sysz, jak drzwi si otwieraj, ale nie mogam zmusi si do uniesienia powiek czy poruszenia. Kto postawi co na szafce obok mnie, a potem usiad na brzegu ka. Czyja delikatna do odsuna wosy z mojego czoa, a potem czyje usta musny czubek mojej gowy. Poczuam, e ten kto wstaje, usyszaam oddalajce si mikkie kroki i ciche westchnienie... chyba szczliwe. - Raquel? - wymruczaam, zmuszajc powieki do uniesienia si. W pokoju byo pusto. Zalaa mnie fala rozczarowania. Byam pewna, e to ona... Chciaam, eby to bya ona.

Na szafce obok ka sta wazon z bukietem barwnych tropikalnych kwiatw, razem z ma karteczk. Rce mi dray, gdy j rozkadaam. Bd szczliwa, moja mata dziewczynko. Bdzie nam ci bardziej brakowao, ni moesz sobie wyobrazi. Kocham ci, Raquel Popatrzyam na drzwi, serce mi zaomotao. Chciaam si z ni poegna, nawet gdyby miao mi to skomplikowa ycie. Nawet, jeli wiedziaam, e Raquel nie odejdzie z Agencji, a ja nie wrc. Nasz wsplny czas dobieg koca. Nagle zatskniam za ni bardziej ni kiedykolwiek przedtem. Wytaram z, czuam si strasznie samotna w tym gupim pokoju o cianach pomalowanych na ososiowy kolor, pod ktrymi stay stare meble. Gdzie Lend? Byam wicej ni rozczarowana. Gdyby to si dziao w Easton Heights, Lend nie ruszaby si std nawet na krok, trzymajc mnie za rk i zasypiajc z paczem. Potem obudziabym go delikatnie i bymy si pocaowali. Oczywicie, musielibymy ze sob zerwa przed kocem odcinka, co z kolei wcale nie byo takie fajne. Mj odek zacisn si w bolesny wze. A moe Lend wcale nie chcia tu by? Przecie omal nie wycignam z niego duszy! Zamknam oczy, gdy opady mnie wspomnienia tego, co si stao. - Vivian - szepnam. Zrobio mi si niedobrze. Zabiam j? Kto odchrzkn tu obok mnie. Usiadam prosto. - Raquel? - Raczej nie.

- Och, id sobie - warknam. Odwrciam si i spojrzaam na Retha, ktry usadowi si wygodnie na krzele obok mojego ka. Popatrzy na mnie twardo - Jestem bardzo rozczarowany, Evelyn. Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiem... Naprawd, jestem gboko rozczarowany. Zamiaam si. Co mogam mu powiedzie? Byam za, godna, poobijana i miaam dosy Retha i jego bzdur. - Och, jestem wstrznita. - Nie tylko uwolnia dusz, ktr ci daem, ale nie wypenia zakoczenia przepowiedni. A dodam, e ciko pracowaem na to, eby moga usysze jej koniec. - No wiesz, skoro umieszczacie przepowiednie w mtnych wierszach... Wykonaam to zakoczenie dosownie. Uwolniam dusze. Jego oczy rozbysy furi. - Nie chodzio o to, by je uwolni, guptasie. Miaa uwolni mnie. Nas. - A co to niby ma znaczy? - Teraz to ju nie twoja sprawa. - Przepraszam. Trzeba byo wyraa si janiej. A teraz, jeli nie masz nic przeciwko, chciaabym si przespa. Wsta. - Jeszcze z tob nie skoczyem. Wycignam rk w jego stron. - O, czyby? W takim razie powiem, e skamaabym, mwic, e nie spodobao mi si posiadanie tych wszystkich dusz. A wic, jeli nie chcesz straci swojej, to sugeruj, eby trzyma si ode mnie z daleka. Z bardzo daleka. Jasne? Jego twarz zrobia si lodowata.

- Nie moesz y z tym, co masz, ukochana. - Umiechn si. - Bdziesz potrzebowaa wicej, a w kocu staniesz si tym, czym miaa si sta. Gdy ju do tego dojdzie, wybacz ci. - Odwrci si i wyszed przez drzwi w cianie. Wypuciam powietrze. Nie chciao mi si wierzy, e da si tak atwo przekona. Wiedziaam, e pewnego dnia wrci. Jego sowa dwiczay w mojej pamici. Kochaam ycie, kochaam wiat, a najbardziej kochaam Lenda. Nie chciaam go opuszcza, ale nie miaam zamiaru sta si taka, jak Vivian, bez wzgldu na to, jak silna byaby pokusa. Odchyliam dekolt szpitalnej koszuli i krzyknam cicho. Mylaam, e moje serce bdzie tak samo zimne i puste jak mj nadgarstek, a ono pono delikatnym wiatem, sabszym ni wtedy, gdy Reth wepchn we mnie dusz, ale jednak. To byo jednoczenie dziwne i pocieszajce. Gaka w drzwiach si przekrcia. Zaskoczona zostawiam koszul w spokoju. Do pokoju wpad zy i zdyszany Lend. - Przepraszam! Lekarz powiedzia, e nie obudzisz si przez kilka godzin, mylaem, e... Evie, tak mi przykro, chciaem tu by! Umiechnam si, a on przebieg przez pokj i wzi moj rk w swoje. Mio byo znw widzie jego prawdziw twarz. Wprawdzie jego dusza bya cudowna, ale wolaam widzie jego samego. - Co si stao? - zapytaam. Pokrci gow. - Rany, to byo szalestwo. Gdy Reth ci porwa, zadzwoniem do taty. Pojechalimy do domu i zobaczylimy ciebie i Retha. Zachowywaa si dziwnie, a potem uniosa si w powietrze. Nagle zesztywniaa i spada. Zapaem ci, ale kiepsko mi to wyszo. - Rzuci mi przepraszajce

spojrzenie. - Uderzya gow o ziemi i wtedy Reth powiedzia tym swoim gupim rozkazujcym tonem: Zabieram j ze sob". A ja na to: Po moim trupie". Wtedy on wzruszy ramionami, jakby mu to odpowiadao, i zacz i w moj stron. Ale wtedy mj tata, ktry wrci do samochodu, jak tylko zacza si unosi, wrci ze swoimi kijami golfowymi. Nigdy nie rozumiaem, po co trzyma w samochodzie kije golfowe, robione na zamwienie, skoro waciwie nie gra. Unis kij i powiedzia: Mam tu elazo, ktre si z tob nie zgadza". - Nie gadaj! Lend pokiwa gow, jego oczy pony podnieceniem. - Powaga! To byo niesamowite! Reth si wciek: wyglda, jakby chcia zabi nas obu. A potem po prostu si odwrci, wyszed przez swoje drzwi i znikn. - a. Twj tata rzdzi. - Wiem. Wnielimy ci do rodka... Przy okazji, co si stao z gak przy drzwiach? - Yy, ups? Zamia si. - No, w kadym razie znalelimy Vivan na pododze. Mylaem, e nie yje, ale tata wymaca puls. Nie odzyskiwaa przytomnoci, wic przywielimy was obie tutaj. Ty wkrtce wyzdrowiejesz, to tylko niewielkie oparzenia i hipotermia, co byo trudno wyjani. Zamiaam si sucho. Powstrzymaam Vivan, uwolniam dusze i przy tym wszystkim udao mi si nikogo nie zabi ani nie umrze. Niele. - Gdzie jest Viv? - Bya tutaj, ale chyba ju j zabrano. Tata powiedzia, e pewnie nigdy si nie obudzi, wic znalaz kogo, kto si ni zajmie.

Zmarszczyam czoo, zastanawiajc si, kto, do licha, mgby to robi, i wtedy przypomniaam sobie pierwszego gocia. Raquel dobrze si ni zaopiekuje. Byo mi smutno na myl o Vivian picej i samotnej, ju na zawsze... Ale przynajmniej bdzie bezpieczna przed elfami. Ciekawe, czy to samo stanie si ze mn, gdy si wypal? - Chciaem ci zapyta... - powiedzia Lend. - Co miaa na myli, gdy powiedziaa, e jeli zachowasz te dusze, bdziesz moga ze mn pozosta? Przygryzam warg. Lend nie mia pojcia, e jest niemiertelny, e jego dusza jest tak lnica i wieczna. Otworzyam usta, by mu powiedzie, ale nie mogam wykrztusi ani sowa. Miaam wraenie, e jeli to powiem, to bdzie nasz koniec. - Nie wiem. - Wzruszyam ramionami, usiujc si umiechn. - Wszystkie te dusze buzoway we mnie, byam jakby na haju. - Jakie to uczucie? Poruszyam si niespokojnie. Gdy o tym mylaam, robio mi si zimniej. Chciaam zapomnie, jakie to byo wspaniae. Nie miaam zamiaru ju nigdy wicej tego poczu. - Tumu? - Wiesz, ciesz si, e ju wszystko w porzdku. - Ja te. No wic, co byo takie wane, e musiae wyj? - Och! - Postawi torb na ku obok mnie. - Pomylaem, e chciaaby mie jakie zajcie, zanim ci std wypuszcz. - Wyj pudeko. A konkretnie pudeko filmw. Dwa pierwsze sezony Easton Heigths. - No nie! - krzyknam. - Naprawd si o mnie martwie, co? Umiechn si, maskujc napicie. - Strasznie si baem, e ci straciem.

Odsunam si, klepic ko obok siebie. - Nic z tego. A teraz bdziesz musia obejrze ze mn cae czterdzieci godzin Easton Heights\ Wsadzi pierwszy dysk do odtwarzacza i pokrci gow, a potem usiad na ku obok mnie. - Niezbyt wysoka cena za trzymanie ci za rk. A ja poczuam, e ju mi nie jest zimno.

Podzikowania Tak wielu osobom zawdziczam realizacj marzenia mojego ycia... Czy pozwolicie, e im podzikuj? Jeli nie, no c, moecie zawsze wrci do sceny pocaunku. Te bym tak zrobia. Przede wszystkim chciaam podzikowa Noahowi, mioci mojego ycia, najwspanialszej rzeczy, jaka mnie kiedykolwiek spotkaa. Dzikuj, e dodawae mi otuchy nawet wtedy, gdy znikaam w Wordzie na cae tygodnie. Za to, e pozwalae mi si wygada i podsuwae rozwizania momentw zwrotnych. Dzikuj, nawet jeli sugerowae umiercenie Evie. Dzikuj moim wspaniaym dzieciom Elenie i Jonahowi, ktre, cho zdecydowanie niezbyt pomocne, s absolutnie cudowne i wypeniaj moje ycie radoci. Dzikuj take mojej rodzinie, a szczeglnie rodzicom, Patowi i Cindy, za to, e nigdy nie wtpili w to, e jestem wspaniaa, nawet jeli zupenie si tak nie czuam. Dzikuj, e kupowalicie mi ksiki i wypenilicie moje dziecistwo sowami i opowieciami. Dzikuj mojemu rodzestwu, Erin, Lindsey, Lauren i Mattowi, za to, e byli moimi czytelnikami, ale najbardziej za to, e s moimi przyjacimi, penymi humoru i pogody ducha. Dzikuj moim dziadkom Dee i Mary za przekazanie gawdziarskiego genu, i oczywicie moim

teciom Kit i firnowi za umoliwianie nam korzystania z tak bardzo potrzebnej pralkosuszarki. Iza to, e zawsze moglimy na nich liczy. Nie osignabym tego wszystkiego, gdyby nie pomoc moich krytycznych kolegw i przyjaci. Dzikuj Carrie Krlowej Zombie Harris, Renee Collins i Kristen Record za ich celne wskazwki i rady dotyczce prowadzenia akcji oraz Ashley fuergens, Megan Holmes, Jane Volker i Farze Sneddon za ich entuzjazm. Dla Fary i Kirsten oddzielne podzikowania za smakoyki, zajmowanie si dziemi i wysuchiwanie w nieskoczono, e to si nigdy nie uda. Miliony podzikowa dla Stephanie Perkins, ktra bya najlepszym, najwraliw-szym czytelnikiem i nauczya mnie, e dobre zawsze moe by lepsze i ktra razem ze mn miaa si i pakaa nad niesamowitoci ycia. I wreszcie Natalie Whipple za to, e bya moj pierwsz czytelniczk i najwiksz zwolenniczk. Nie wiem, co by si stao z moim poczuciem wasnej wartoci, gdyby nie ty - zawsze bd ci wdziczna za to delikatne popychanie mnie we waciwym kierunku. Dzikuj wam za to, e bylicie razem ze mn, na przemian sfrustrowan, zaaman, zachwycon i dumn. Dzikuj cudownej internetowej spoecznoci pisarzy i czytelnikw, ktrzy z pobaaniem czytali gupstwa na moim blogu i Twitterze - wasz entuzjazm, inteligencja i wsparcie byy bezcenne. Czuj si zaszczycona, e mogam pozna was wszystkich. Dzikuj Pandorze, stacji Hellogoodbye i ukochanemu Snow Patrol za wypuszczenie mojego szczliwego albumu. Ogromne podzikowania dla Eriki Sussman, mojej genialnej redaktorce, ktra pokochaa Evie tak samo jak ja i wprowadzia j do mojego wymarzonego wydawnictwa. Dzikuj, e przyja jej histori i sprawia, e staa si lepsza, ni mogam marzy. Dziki tobie cay proces wydawniczy sta

si czyst przyjemnoci - miaam ogromne szczcie, e mogam z tob pracowa. Dzikuj rwnie caemu zespoowi Harperteen i Harper Children's: dziaowi marketingu, praw zagranicznych, reklamy, redakcji, a zwaszcza dziaowi grafiki. Alison Donalty i Torborg Davern, moja okadka jest dzieem sztuki, nie mog przesta si ni zachwyca. Nie moglicie lepiej zaj si mn i moj ksik. Specjalne podzikowania nale si Michelle Wolf son, mojej agentce. Dzikuj za wycignicie ze sterty nadsyanych rkopisw, za trwanie przy mnie przez te wszystkie miesice, za przekroczenie moich najmielszych marze wydawniczych. Jeste moj Dobr Wrk i jestem gboko wdziczna, e miaam ci przy sobie w caej tej szalonej podry. I wreszcie chciaabym podzikowa Tobie, Drogi Czytelniku, za to, e wybrae moj ksik. Mam nadzieje, e j polubie, bo ja z ca pewnoci lubi Ciebie. Jak powiedziaaby Evie, jeste tak bip fantastyczny.

You might also like