You are on page 1of 66

Jan Brzechwa

Akademia pana Kleksa

TA ORAZ INNE BAJKI Nazywam si Adam Niezgdka, mam dwanacie lat i ju od p roku jestem w Akademii pana Kleksa. W domu nic mi si nigdy nie udawao. Zawsze spniaem si do szkoy, nigdy nie zdyem odrobi lekcji i miaem gliniane rce. Wszystko upuszczaem na podog i tukem, a szklanki i spodki na sam mj widok pkay i rozlatyway si w drobne kawaki, zanim jeszcze zdyem ich dotkn. Nie znosiem krupniku i marchewki, a wanie codziennie dostawaem na obiad krupnik i marchewk, bo to poywne i zdrowe. Kiedy na domiar zego oblaem atramentem par spodni, obrus i nowy kostium mamy, rodzice postanowili wysa mnie na nauk i wychowanie do pana Kleksa. Akademia mieci si w samym kocu ulicy Czekoladowej i zajmuje duy trzypitrowy gmach, zbudowany z kolorowych cegieek. Na trzecim pitrze przechowywane s tajemnicze i nikomu nie znane sekrety pana Kleksa. Nikt nie ma prawa tam wchodzi, a gdyby nawet komu zachciao si wej, nie miaby ktrdy, bo schody doprowadzone s tylko do drugiego pitra i sam pan Kleks dostaje si do swoich sekretw przez komin. Na parterze mieszcz si sale szkolne, w ktrych odbywaj si lekcje, na pierwszym pitrze s sypialnie i wsplna jadalnia, wreszcie na drugim pitrze mieszka pan Kleks z Mateuszem, ale tylko w jednym pokoju a wszystkie pozostae s pozamykane na klucz. Pan Kleks przyjmuje do swojej Akademii tylko tych chopcw. ktrych imiona, zaczynaj si na liter A, bo - jak powiada - nie ma zamiaru zamieca sobie gowy wszystkimi literami alfabetu. Dlatego te w Akademii jest czterech Adamw, piciu Aleksandrw, trzech Andrzejw, trzech Alfredw, szeciu Antonich, jeden Artur, jeden Albert i jeden Anastazy, czyli ogem dwudziestu czterech uczniw. Pan Kleks ma na imi Ambroy, a zatem tylko jeden Mateusz w caej Akademii nie zaczyna si na A. Zreszt Mateusz nie jest wcale uczniem. Jest to uczony szpak pana Kleksa. Matuesz umie doskonale mwi, posiada jednak t waciwo, e wymawia tylko kocwki wyrazw, nie zwracajc uwagi na ich pocztek. Gdy na przykad Mateusz odbiera telefon, odzywa si zazwyczaj: - Osz, u emia ana eksa! Oznacza to: - Prosz, tu Akademia pana Kleksa. Oczywicie, e obcy nie mog go wcale zrozumie, ale pan Kleks i jego uczniowie porozumiewaj si z nim doskonale. Mateusz odrabia z nami lekcje i czsto zastpuje pana Kleksa w szkole, gdy pan Kleks idzie apa motyle na drugie niadanie. Ach, prawda! Bybym cakiem zapomnia powiedzie, e nasza Akademia mieci si w ogromnym parku, penym rozmaitych dow, jarw i wwozw, i otoczona jest wysokim murem. Nikomu nie wolno wychodzi poza mur bez pana Kleksa. Ale ten mur nie jest to mur byle jaki. Po tej stronie, ktra biegnie wzdu ulicy, jest zupenie gadki i tylko porodku znajduje si dua oszklona brama. Natomiast w trzech pozostaych czciach muru mieszcz si dugim nieprzerwanym szeregiem jedna obok drugiej elazne furtki, pozamykane na mae srebrne kdeczki.

Wszystkie te furtki prowadz do rozmaitych ssiednich bajek, z ktrymi pan Kleks jest w bardzo dobrych i zayych stosunkach. Na kadej furtce jest tabliczka z napisem wskazujcym, do ktrej bajki prowadzi. S tam wszystkie bajki pana Andersena i braci Grimm, bajka o dziadku do orzechw, o rybaku i rybaczce, i wilku, ktry udawa ebraka, o sierotce Marysi i krasnoludkach, o Kaczce-Dziwaczce i wiele, wiele innych. Nikt nie wie dokadnie, ile jest tych furtek, bo kiedy je zacz liczy, nie mona si nie pomyli i po chwili nie wiadomo ju, co si naliczyo przedtem. Tam gdzie powinno by dwanacie, wypada nagle dwadziecia osiem, a tam gdzie zdawaoby si, e jest dziewi, wypada trzydzieci jeden albo sze. Nawet Mateusz nie wie, ile jest tych bajek, i powiada, e "oe o, a oe ecie", co znaczy, e moe sto, a moe dwiecie. Kluczyki od furtek przechowuje pan Kleks w duej srebrnej szkatule i zawsze wie, ktry z nich do ktrej kdki pasuje. Bardzo czsto pan Kleks posya nas do rnych bajek po sprawunki. Wybr przewanie pada na mnie, bo jestem rudy i od razu rzucam si w oczy. Pewnego dnia, gdy panu Kleksowi zabrako zapaek, zawoa mnie do siebie, da mi zoty kluczyk na zotym kku i powiedzia: - Mj Adasiu, skoczysz do bajki pana Andersena o dziewczynce z zapakami, powoasz si na mnie i poprosisz o pudeko zapaek. Ogromnie uradowany poleciaem do parku i nie wiedzc zupenie, w jaki sposb, trafiem od razu do waciwej furtki. Za chwil ju znalazem si po drugiej stronie. Oczom moim ukazaa si ulica jakiego nie znanego miasta, po ktrej snuo si mnstwo ludzi. I nawet pada nieg, chocia po naszej stronie byo w tym czasie lato. Wszyscy przechodnie trzli si z zimna, ktrego ja wcale nie odczuwaem, i nie spad na mnie ani jeden patek niegu. Kiedy tak staem zdziwiony, zbliy si do mnie jaki starszy siwy pan, pogaska mnie po gowie i rzek z umiechem: - Nie poznajesz mnie? Nazywam si Andersen. Dziwi ci, e tutaj pada nieg i mamy zim, podczas gdy u was jest czerwiec i dojrzewaj czerenie. Prawda? Ale przecie musisz, chopcze, zrozumie, e ty jeste z zupenie innej bajki. Po co tutaj przyszede? - Przyszedem, prosz pana, po zapaki. Pan Kleks mnie przysa. - Ach, to ty jeste od pana Kleksa! - ucieszy si pan Andersen. - Bardzo lubi tego dziwaka. Zaraz dostaniesz pudeko zapaek. Po tych sowach pan Andersen klasn w donie i po chwili zza rogu ukazaa si maa zzibnita dziewczynka z zapakami. Pan Andersen wzi od niej jedno pudeko i poda mi je mwic: - Masz, zanie to panu Kleksowi. I przesta paka. Nie lituj si nad t dziewczynk. Jest ona biedna i zzibnita, ale tylko na niby. Przecie to bajka. Wszystko tu jest zmylone i nieprawdziwe. Dziewczynka umiechna si do mnie, skina mi rk na poegnanie, a pan Andersen odprowadzi mnie z powrotem do furtki. Kiedy opowiedziaem chopcom o mojej przygodzie, wszyscy mi bardzo zazdrocili, e poznaem pana Andersena. Pniej chodziem do rnych bajek bardzo czsto w rozmaitych sprawach: a to trzeba, byo przynie par butw z bajki o kocie w butach, a to znw w sekretach pana Kleksa pojawiy si

myszy i trzeba byo sprowadzi samego kota albo kiedy nie byo czym zamie podwrka, musiaem poyczy mioty od pewnej czarownicy z bajki o ysej Grze. Natomiast byo i tak, e pewnego piknego dnia zjawi si u nas jaki obcy pan w szerokim aksamitnym kaftanie, w krtkich aksamitnych spodniach, w kapeluszu z pirem i kaza zaprowadzi si do pana Kleksa. Wszyscy bylimy ogromnie zaciekawieni, po co ten pan waciwie przyszed. Pan Kleks dugo z nim rozmawia szeptem, czstowa go pigukami na porost wosw, ktre sam mia zwyczaj nieustannie yka, a potem, wskazujc na mnie i na jednego z Andrzejw rzek: - Suchajcie, chopcy, ten pan, ktrego tu widzicie, przyszed z bajki o picej krlewnie i siedmiu braciach. Ot dwaj spord nich poszli wczoraj do lasu i nie wrcili. Sami rozumiecie, e w tych warunkach bajka o picej krlewnie i siedmiu braciach nie moe si dokoczy. Dlatego te wypoyczam was temu panu na dwie godziny. Tylko pamitajcie, macie wrci na kolacj. - Acja dzie ed st! - zawoa Mateusz, co miao oznacza, e kolacja bdzie przed szst. Poszlimy razem z owym panem w aksamitnym ubraniu. Dowiedzielimy si po drodze, e jest on jednym z braci picej krlewny i e my rwnie bdziemy musieli ubra si w taki sam aksamitny strj. Zgodzilimy si na to chtnie, obaj bylimy ciekawi widoku picej krlewny. Nie bd rozpisywa si tutaj na temat samej bajki, bo kady j na pewno zna. Musz jednak powiedzie, e za udzia w bajce pica krlewna po przebudzeniu si zaprosia mnie i Andrzeja na podwieczorek. Nie wszyscy pewno wiedz, jakie podwieczorki jadaj krlewny, a zwaszcza krlewny z bajek. Przede wszystkim wic lokaje wnieli na tacach ogromne stosy, ciastek z kremem, a prcz tego sam krem na duych srebrnych misach. Kady z nas dosta tyle ciastek, ile tylko chcia. Do ciastek podano nam czekolad, kademu po trzy szklanki naraz, a w kadej szklance po wierzchu pywaa ponadto czekolada w kawakach. Na stole na duych pmiskach leay marcepanowe zwierztka i lalki oraz marmoladki, cukierki i owoce w cukrze. Wreszcie na krysztaowych talerzach i wazach uoone byy winogrona, brzoskwinie, mandarynki, truskawki i rozmaite inne owoce oraz przerne gatunki lodw w czekoladowych foremkach. Krlewna umiechaa si do nas i namawiaa, abymy jedli jak najwicej, bo adna ilo nam nie zaszkodzi. Przecie wiadomo, e w bajkach nigdy nie choruje si z przejedzenia i e jest zupenie inaczej ni w rzeczywistoci. Schowaem do kieszeni kilka foremek z lodami, aby je zanie kolegom, ale lody si rozpuciy i kapay mi po nogach. Cae szczcie, e nikt tego nie zauway. Po podwieczorku krlewna kazaa zaprzc par kucykw do maego powozu i towarzyszya nam a pod sam mur Akademii pana Kleksa. - Kaniajcie si ode mnie panu Kleksowi - powiedziaa na poegnanie - i poprocie go, eby przyszed do mnie na motylki w czekoladzie. A po chwili dodaa: - Tyle syszaam o bajkach pana Kleksa. Bd je musiaa koniecznie kiedy odwiedzi. W ten sposb dowiedziaem si, e pan Kleks ma swoje wasne bajki, ale poznaem je dopiero znacznie pniej.

W kadym bd razie zaczem odtd szanowa pana Kleksa jeszcze bardziej i postanowiem zaprzyjani si z Mateuszem, aby dowiedzie si od niego o wszystkim. Mateusz nie jest skory do rozmw, a zdarzaj si nawet takie dni, e w ogle z nikim nie chce gada. Pan Kleks na jego upr ma specjalne lekarstwo, a mianowicie - piegi. Nie pamitam, czy wspomniaem ju o tym, e twarz pana Kleksa po prostu upstrzona jest piegami. Pocztkowo najbardziej dziwia mnie okoliczno, e piegi te codziennie zmieniay swoje pooenie: jednego dnia zdobiy nos pana Kleksa, nazajutrz znw przenosiy sie na czoo po to, aby trzeciego dnia pojawi si na brodzie albo na szyi. Okazao si, e przyczyn tego jest roztargnienie pana Kleksa, ktry na noc zazwyczaj piegi zdejmuje i chowa do zotej tabakierki, a rano przytwierdza je z powrotem, ale za kadym razem na innym miejscu. Pan Kleks nigdy nie rozstaje si ze swoj tabakierk, w ktrej ma mnstwo zapasowych piegw rozmaitej wielkoci i barwy. Co czwartek przychodzi z miasta pewien golarz, imieniem Filip, i przynosi panu Kleksowi wiee piegi, ktre za pomoc brzytwy zbiera z twarzy swoich klientw podczas golenia. Pan Kleks oglda je bardzo dokadnie, przymierza przed lustrem, po czym chowa starannie do tabakierki. W niedziel i wita pan Kleks punktualnie o jedenastej mwi: - No, a teraz zayjmy sobie piegw. Po tych sowach wybiera z tabakierki cztery albo pi najwikszych i najbardziej okazaych piegw i przytwierdza je sobie do nosa. Zdaniem pana Kleksa nie moe by nic pikniejszego ni due, czerwone lub te piegi. - Piegi znakomicie dziaaj na rozum i chroni od kataru - zwyk mawia do nas pan Kleks. Dlatego te, jeeli ktry z uczniw wyrni si podczas lekcji, pan Kleks uroczycie wyjmuje z tabakierki wie, nie uywan jeszcze pieg i przytwierdza j do nosa takiego szczciarza mwic: - No j godnie, mj chopcze, i nigdy jej nie zdejmuj, jest to bowiem najwysza odznaka, jak moesz sobie zdoby w mojej Akademii. Jeden z Aleksandrw zdoby ju a trzy due piegi, a niektrzy z chopcw dostali po dwie lub po jednej i obnosz je na swoich twarzach z niezwyk dum Zazdroszcz im i nie wiem, co dabym za to, eby otrzyma takie odznaczenie, ale pan Kleks powiada, e jeszcze za mao umiem. Ot wracajc do Mateusza, musz powiedzie, e przepada on za piegami pana Kleksa i uwaa je za najwikszy przysmak. Skoro tedy Mateusz zaniemwi, pan Kleks zdejmuje ze swojej twarzy najbardziej zuyt pieg i daje j Mateuszowi do zjedzenia. Skutek jest natychmiastowy Mateusz zaczyna mwi i odpowiada na wszystkie pytania. Taki sposb wymyli na niego pan Kleks!

Ktrego dnia, byo to w poowie czerwca, pan Kleks usn w parku i zupenie nie zauway, jak go pogryzy komary. Zacz si tak zawzicie drapa w nos, e zdrapa sobie wszystkie piegi. Cichaczem pozbieraem je w trawie i zaniosem Mateuszowi. Od tej chwili bardzo si ze mn zaprzyjani i opowiedzia mi niezwyk histori swojego ycia. Powtarzam j tutaj w caoci, z tym oczywicie, e do kocwek Mateusza dorobiem brakujce czci wyrazw.

NIEZWYKA OPOWIE MATEUSZA Nie jestem ptakiem - jestem ksiciem. W latach mego dziecistwa nieraz opowiadano mi bajki o ludziach przemienionych w ptaki lub zwierzta, nigdy jednak nie wierzyem w prawdziwo tych opowieci. Tymczasem wanie moje ycie potoczyo si tak, jak to opisuje si w owych bajkach. Urodziem si na krlewskim dworze jako jedyny syn i nastpca tronu wielkiego i potnego wadcy. Mieszkaem w paacu wyoonym marmurami i zotem, stpaem po perskich dywanach, kady mj kaprys by natychmiast zaspakajany przez usunych ministrw i dworzan, kada moja za, gdy pakaem, bya liczona, kady umiech wpisywany by do specjalnej ksigi umiechw ksicych a dzi jestem szpakiem, ktry czuje si obco zarwno pord ptakw, jak i pord ludzi. Ojciec mj by krlem i panowa licznym krajom i narodom. Miliony ludzi dray z trwogi na dwik jego imienia. Nieprzebrane skarby i paace, zote korony i bera, drogocenne kamienie, bogactwa, o jakich nikomu si nie ni naleay do mego ojca. Matka moja bya ksiniczk i syna z urody na wszystkich ldach i morzach. Miaem cztery siostry, z ktrych kada wysza za m za innego krla: jedna bya krlow hiszpask, druga wosk, trzecia portugalsk, czwarta holendersk. Okrty krlewskie panoway na czterech morzach, a wojsko byo tak liczne i tak potne, e kraj mj nie mia wrogw i wszyscy krlowie wiata zabiegali o przyja i przychylno mego ojca. Od najwczeniejszych lat miaem zamiowanie do polowania i do konnej jazdy. Moja wasna stajnia liczya sto dwadziecia wierzchowcw krwi arabskiej i angielskiej oraz czterdzieci osiem stepowych mustangw. W zbrojowni mojej zebrane byy strzelby myliwskie, wykonane przez najlepszych rusznikarzy i dostosowane specjalnie do mego wzrostu, do dugoci mego ramienia i do mego oka. Gdy ukoczyem siedem lat, ojciec mj, krl, powierzy mnie dwunastu najznakomitszym uczonym i rozkaza im, aby nauczyli mnie wszystkiego tego, co sami wiedz i umiej. Uczyem si dobrze, ale mj nieopanowany pocig do sioda i do strzelby rozpala mzg i dusz do tego stopnia, e o niczym innym nie umiaem myle. Dlatego te ojciec, w obawie o moje zdrowie, zabroni mi jedzi konno.

Pakaem z tego powodu rzewnymi zami, a zy te cztery damy zbieray starannie do krysztaowego flakonu. Gdy flakon ju si napeni po brzegi, stosownie do zwyczajw mego kraju ogoszono aob narodow na przecig trzech dni. Cay dwr przywdzia czarne stroje i wszelkie przyjcia, bale i zabawy zostay odwoane. Na paacu opuszczono chorgiew do poowy masztu, a cae wojsko na znak smutku odpio ostrogi. Z tsknoty za mymi komi straciem apetyt, nie chciaem si uczy i siedziaem po caych dniach na malekim tronie, nie odzywajc si do nikogo i nie odpowiadajc na pytania. Zarwno uczeni, jak i moja matka usiowali nakoni krla, aeby cofn zakaz - jednak na prno. Ojciec nie mia zwyczaju odwoywania swych postanowie. Rzek tylko: Moja ojcowska i krlewska wola jest niezomna. Zdrowie nastpcy tronu stawiam ponad kaprys mego dziecka. Serce mi si kraje na widok jego smutku, stanie si jednak tak, jak to zalecili moi nadworni medycy i chirurdzy. Ksi nie dosidzie wicej konia, dopki nie ukoczy lat czternastu. Nie mogem poj, czemu nadworni lekarze zabronili mi jedzi konno, skoro byo powszechnie wiadomo, e jestem jednym z najlepszych jedcw w kraju i e panuj nad koniem tak samo sprawnie, jak mj ojciec nad krlestwem. Po nocach niy mi si moje bachmaty, moje ukochane wierzchowce i przez sen wymawiaem ich imiona, ktre pamitaem tak dobrze. Pewnej nocy zbudzio mnie nagle ciche renie pod oknem. Zerwaem si z ka i wyjrzaem do ogrodu, Na ciece sta osiodany mj wspaniay wierzchowiec Ali-Baba, ktry najwidoczniej dosysza moje woanie, a teraz na mj widok parskn radonie i zbliy si a pod samo okno. Ubraem si po ciemku, porwaem strzelb i zachowujc jak najwiksz cisz, wyskoczyem przez okno wprost na grzbiet Ali-Baby. Rumak ruszy z kopyta, przesadzi kilka ogrodowych parkanw i pobieg przed siebie, unoszc mnie nie wiadomo dokd. Pdzilimy tak przez duszy czas w wietle ksiyca, gdy za okazo si, e nie ma za nami pogoni, ujoem wodze w rce i skierowaem si do widniejcego opodal lasu. Upojony t nocn jazd, zapomniaem o zakazie ojca, o tym, e coraz bardziej oddalam si od paacu i e w lesie nie jest bezpiecznie. Miaem wwczas osiem lat, ale odwagi posiadaem nie mniej ni piciu krlewskich grenadierw razem wzitych. Gdy wjechaem do lasu, ko zacz okazywa dziwny niepokj, zwolni bieg, a wreszcie stan jak wryty, drc i parskajc. Niebawem zrozumiaem, co zaszo: na ciece lenej na wprost Ali-Baby sta olbrzymi wilk. Szczerzy straszliwe ky i piana kapaa mu z pyska. cignem szybko wodze i chwyciem strzelb. Wilk z rozwart paszcz powoli zblia si ku mnie. Krzyknem wic:

-W imieniu, krla rozkazuj ci, wilku, aby mi da woln drog, w przeciwnym razie bd musia ci zabi! Ale wilk tylko zachichota ludzkim miechem i naciera na mnie w dalszym cigu. Wwczas odwiodem kurek, wycelowaem i wpakowaem cay zapas nabojw w otwarty pysk wilka. Strza by niechybny. Wilk skuli si, wypry jakby do skoku, wreszcie pad tu u kopyt AliBaby. Zeskoczyem z sioda i zbliyem si do zabitego zwierza. W chwili jednak gdy staem nad nim, podziwiajc jego wielki wspaniay eb, wilk ostatnim widocznie wysikiem dwign si i wbi mi kie, ostry jak sztylet, w prawe udo. Poczuem przeszywajcy bl, ale ju po chwili szczki wilka same si rozwary i eb opad z oskotem na ziemi. Rwnoczenie ze wszystkich stron rozlegy si grone, przecige wycia wilkw. Pprzytomny z blu i przeraenia, dosiadem Ali-Baby, i pocwaowaem w kierunku paacu. Gdy wkradem si do ogrodu, bya jeszcze noc. Zbliyem si do okna i wskoczyem do pokoju, pozostawiajc konia wasnemu losowi. Nikt najwidoczniej nie odstrzeg mojej nieobecnoci, tote jak najszybciej pooyem si do ka i natychmiast usnem kamiennym snem. Kiedy si rano zbudziem, ujrzaem szeciu lekarzy i dwunastu uczonych pochylonych nad moim kiem i z zakopotaniem kiwajcych gowami. Z mego odsonitego uda maymi kroplami sczya si krew. Lekarze nie mogli w aden sposb dociec przyczyny krwotoku, ja za w obawie przed ojcem przemilczaem nocn przygod i spotkanie z wilkiem. Czas upywa, krew sczya si z ranki i lekarze nadworni w aden sposb nie mogli jej zatamowa. Sprowadzono najznakomitszych chirurgw stolicy, ale ich wysiki rwnie spezy na niczym. Upyw krwi wzmaga si z godziny na godzin. Wie o mojej chorobie rozszerzya si po caym kraju, tumy ludu klczay na placach i ulicach stolicy, zanoszc mody o moje wyzdrowienie. Matka, czuwajc przy mnie, zalewaa si zami, a ojciec mj i krl rozesa do wszystkich krajw prob o skierowanie najlepszych lekarzy i chirurgw. Niebawem przybyo ich tak wielu, e w paacu zabrako dla nich pomieszcze. Ojciec za powstrzymanie krwotoku wyznaczy nagrod, za ktrej cen mona byo naby cae pastwo, cudzoziemscy lekarze domagali si jednak jeszcze wicej. Dugim korowodem przesuwali si obok mego ka, ogldali mnie i badali; jedni kazali mi yka rozmaite krople i piguki, inni znowu nacierali ran maciami i posypywali j proszkami o dziwnych zapachach. Byli te i tacy, ktrzy modlili si tylko albo wymawiali sowa tajemniczych zakl. aden z nich jednak nie zdoa mnie uleczy; gasem i nikem w oczach, i krew sczya si ze mnie nadal. Gdy wszyscy ju stracili nadziej na moje ocalenie i lekarze, widzc swoj bezsilno, opucili paac, stra dworska doniosa o przybyciu chiskiego uczonego, ktry stawi sie na wezwanie mego ojca.

Niechtnie sprowadzono go do mego ka, nikt ju bowiem nie wierzy, aby mg istnie jeszcze jakikolwiek ratunek dla mnie, i cay kraj by pogrony w aobie. Przybysz w by nadwornym lekarzem ostatniego cesarza chiskiego i przedstawi si jako doktor Paj-Chi-Wo. Ojciec mj powita go z rozpacz w gosie: - Doktorze Paj-Chi-Wo, ratuj mego syna! Jeli uda ci si go ocali, otrzymasz ode mnie tyle brylantw, rubinw i szmaragdw. ile ich pomieci si w tym pokoju. Pomnik twj stanie na paacowym dziedzicu, a jeli zechcesz, uczyni ci pierwszym ministrem mego krlestwa. - Najjaniejszy panie i sprawiedliwy wadco - odrzek doktor Paj-Chi-Wo pochylajc si do ziemi - zachowaj klejnoty swoje dla ubogich tego kraju, niegodzien jestem rwnie pomnika, albowiem w mojej ojczynie pomniki stawia si tylko poetom. Nie chc by ministrem, gdy mgbym popa w twoj nieask. Pozwl mi wpierw zbada chorego, a o nagrodzie pomwimy pniej. Po tych sowach zbliy si do mnie, obejrza ran, przyoy do niej usta i pocz wscza we mnie swj oddech. Niezwocznie poczuem oywczy przypyw si i doznaem wraenie, e krew odmienia si we mnie i szybciej pocza kry. Gdy po pewnym czasie doktor Paj-Chi-Wo oderwa usta od mego ciaa, rana znika bez ladu. -Ksi jest zdrw i moe opuci ko - rzek Chiczyk wstajc i skadajc mi wschodnim zwyczajem gboki ukon. Rodzice moi pakali z radoci i w gorcych sowach dzikowali memu zbawcy. - Jeli nie jest to sprzeczne z etykiet tego dworu - przemwi wreszcie doktor Paj-Chi-Wo chciabym przez chwil zosta sam na sam z moim dostojnym pacjentem. Krl wyrazi na to zgod i wszyscy opucili moj sypialni. Wwczas chiski lekarz usiad obok mego ka i rzek: - Wyleczyem ci, mj may ksi. albowiem znam tajemnice niedostpne dla ludzi biaych. Wiem, w jaki sposb powstaa twoja rana. Zastrzelie krla wilkw, a wiedz o tym, e wilki mszcz si okrutnie i nie przebacz ci tego nigdy. Jest to pierwszy krl wilkw, ktry pad z rki czowieka. Odtd grozi ci bdzie wielkie niebezpieczestwo. Dlatego daj ci cudown czapk bogdychanw, ktr mi powierzy przed mierci ostatni cesarz chiski, z tym e dostanie si ona tylko w krlewskie rce. Mwic to, wyj z kieszeni swych jedwabnych spodni malek okrg czapeczk z czarnego sukna, ozdobion na czubku duym guzikiem, po czym cign dalej: - We j, mj may ksi, nie rozstawaj si z ni nigdy i strze jej jak oka w gowie. Gdy yciu twemu bdzie zagraao niebezpieczestwo, woysz cudown czapk bogdychanw, a wwczas bdziesz mg si przemieni w jak zechcesz istot. Gdy niebezpieczestwo minie, pocigniesz tylko za guzik i znowu odzyskasz swoje ksice ksztaty.

Podzikowaem doktorowi Paj-Chi-Wo za jego niezwyk dobro. on za ucaowa m do i opuci pokj. Nikt nie widzia, ktrdy nastpnie wydali si z paacu. Znikn bez ladu, nie egnajc si z nikim i nie dajc zapaty za moje uzdrowienie. Niemniej jednak ojciec mj przez wdziczno dla doktora Paj-Chi-Wo kaza wyprawi wielkie uczty dla wszystkich ubogich w caym kraju i rozda im dwanacie workw brylantw, rubinw i szmaragdw. Gdy wyzdrowiaem, znowu wziem si do nauki, a rwnoczenie straciem zupenie pocig do konnej jazdy i do polowania. Myl o tym, e zabiem krla wilkw, niepokoia mnie nieustannie. Lata biegy, a jego rozwarta czerwona paszcza i wiecce lepia nie wychodziy mi z pamici. Pamitaem te zawsze ostrzeenie doktora Paj-Chi-Wo i nigdy nie rozstawaem si z ofiarowan mi przeze czapk. Tymczasem w krlestwie zaczy si dzia rzeczy niepojte. Ze wszystkich stron kraju donoszono, e olbrzymie stada wilkw napadaj na wsie i miasteczka ogoacaj je z ywnoci i porywaj ludzi. W poudniowych dzielnicach wszystkie zasiewy zostay stratowane przez setki tysicy cigncych na pnoc wilkw. Koci poartych ludzi i byda bielay na drogach i gocicach. Rozzuchwalone bestie w biay dzie osaczay mniejsze osiedla i pustoszyy je w przecigu kilku minut. Rozsypywano po lasach trucizn, zastawiano puapki i kopano wilcze doy, tpiono t straszn nawa i stal i elazem, mimo to napady wilkw nie ustaway. Opuszczone domostwa suyy im za lea i barogi; po nocach penych niepokoju matki nie odnajdyway swych dzieci, mowie on. Ryk i skowyt mordowanego byda nie ustawa ani na chwil. Do ochrony przed klsk wysano liczne oddziay dobrze uzbrojonego wojska, tpiono wilki w dzie i w nocy, one jednak mnoyy si z tak szybkoci, e poczy zagraa caemu pastwu. Stopniowo zacz szey si gd. Lud oskara ministrw i dwr o niedostwo i z wol. Fala niezadowolenia i rozpaczy rosa i potniaa. Wilki wdzieray si do mieszka i wywlekay z nich umierajcych z godu ludzi. Krl raz po raz zmienia ministrw, ale nikt nie mg zaradzi nieszczciu. Wreszcie pewnego dnia wilki zagroziy stolicy. Nie byo takiej siy, ktra mogaby powstrzyma ich przeraajcy pochd. Pewnego listopadowego ranka wilki wtargny do paacu. Miaem wwczas lat czternacie, ale byem silny i odwany. Chwyciem najlepsz strzelb, naadowaem j i stanem u wejcia do sali tronowej, gdzie zasiadali moi rodzice. - Precz std! - zawoaem z wciekoci w gosie. Ju miaem wystrzeli, gdy jeden z halabardnikw, stojcych dotd nieruchomo u wrt sali tronowej, chwyci mnie nagle za rk i zbliajc swoj twarz do mojej rykn:

- W imieniu krla wilkw rozkazuj ci, psie, aby mi da woln drog, w przeciwnym razie bd musia ci zabi! Ogarno mnie przeraenie. Strzelba wypada z rk, poczuem okropn sabo, oczy zaszy mi mg - ujrzaem przed sob rozwart czerwon paszcz krla wilkw. Co dziao si potem - nie wiem. Gdy odzyskaem przytomno, rodzice moi ju nie yli, wilki grasoway w paacu, a ja leaem na posadzce przywalony odamkami krzese i wszelkiego rodzaju sprztw. Gow miaem potuczon. Wzywaem pomocy, ale z ust moich wydobyway si tylko kocwki wyrazw. Pozostao mi to ju zreszt na zawsze. Rozwaajc rozpaczliwie moje pooenie, zrozumiaem, e ocalaem jedynie dziki temu, i zostaem przywalony poamanymi sprztami. "Co tu pocz? - mylaem. - Jak wydosta si z tego pieka? O Boe, Boe! Gdyby mona byo by ptakiem i ulecie std dokdkolwiek!" I nagle przypomniaa mi si cudowna czapka doktora Paj-Chi-Wo. Czy mam j przy sobie? Signem do kieszeni. Jest! Ju miaem j woy na gow, gdy naraz spostrzegem, e nie byo na niej guzika. A wic mog, jeli zechc, sta si ptakiem, wydosta si z paacu, uciec z tego niewdzicznego kraju, a potem - zosta ptakiem ju na zawsze, bez nadziei odzyskania kiedykolwiek wasnej postaci! Wtem usyszaem nad sob sapanie. Poprzez odamki sprztw ujrzaem rozwart paszcz wilka. Nie miaem czasu do namysu. Woyem czapk na gow i rzekem: - Chc by ptakiem! W tej samej chwili zaczem si kurczy, ramiona przeobraziy mi si w skrzyda. Staem si szpakiem, takim wanie, jakim jestem dzisiaj. Z atwoci wydostaem si spod rumowisk, wskoczyem na porcz jakiego mebla i wyfrunem przez okno. Byem wolny! Dugo unosiem si nad moj ojczyzn, ale zewszd dolatyway tylko dzikie wrzaski gincego ludu i wycie zgodniaych wilkw. Wsie i miasta opustoszay. Krlestwo mojego ojca rozpado si i zamienio w gruzy, pord ktrych szalay gd i rozpacz. Zemsta krla wilkw bya straszna. Szybujc nad ziemi, opakiwaem mier rodzicw i klsk, ktra dotkna mj kraj, a gdy oderwaem wreszcie myl od tych smutnych obrazw, jem zastanawia si nad utraconym guzikiem od czapki bogdychanw. Od chwili gdy czapk t otrzymaem z rk doktora Paj-Chi-Wo, upyno sze lat. Przez ten czas wiele podrowaem po rnych krajach i miastach. Gdzie zatem i kiedy zgubiem w cenny guzik, bez ktrego ju nigdy nie bd mg sta si czowiekiem? Wiedziaem, e nikt nie moe da mi odpowiedzi na to pytanie.

Poleciaem kolejno do moich sistr, ale adna nie zdoaa zrozumie mojej mowy i wszystkie traktoway mnie jak zwykego szpaka. Najstarsza z nich, krlowa hiszpaska, zamkna mnie do klatki i podarowaa infantce na imieniny. Gdy po kilku tygodniach znudziem si kaprynej krlewnie, oddaa mnie swojej suebnej, ta za sprzedaa mnie wraz z klatk wdrownemu handlarzowi za kilka pesetw. Odtd przechodziem z rk do rk, a wreszcie na targu w Salamance naby mnie pewien cudzoziemski uczony, ktrego zaciekawia moja mowa. Nazywa si Ambroy Kleks.

OSOBLIWOCI PANA KLEKSA Opowiadanie Mateusza wzruszyo mnie ogromnie. Postanowiem uczyni wszystko, co bdzie w mojej mocy, aby odnale zgubiony guzik i przywrci Mateuszowi jego prawdziw posta. Od tej chwili starannie poczem zbiera wszelkie guziki, jakie udawao mi si znale, a nadto, bdc poza Akademi pana Kleksa - czy to w tramwaju, czy na ulicy, czy te wreszcie na terenach ssiednich bajek - niepostrzeenie obcinaem scyzorykiem guziki od palt, akietw i marynarek napotykanych pa i panw. Miaem z tego powodu mnstwo przykroci. Ktrego dnia pewien listonosz wrzuci mnie za kar do basenu z rakami, kiedy indziej znw jaki garbus wytarza mnie w pokrzywach, a pewna starsza pani, ktrej urwaem guzik od paszcza, obia mnie parasolk. Mimo to jednak moje poszukiwania guzikw trwaj nadal i miao mog powiedzie, e w caej okolicy nie ma takiego gatunku i rodzaju, ktrego nie posiadabym w swojej kolekcji. Ogem bowiem zgromadziem siedemdziesit osiem tuzinw guzikw, z ktrych kady jest inny,. Niestety, w adnym z nich Mateusz nie rozpozna guzika od swej czapki. Poprzysigem wic sobie, e bd w dalszym cigu prowadzi poszukiwania, gdzie si tylko da, dopki nie odnajd owego czarodziejskiego guzika doktora Paj-Chi-Wo. Jednej tylko rzeczy nie mog zrozumie: dlaczego pan Kleks nie zaj si dotychczas t spraw. Przecie gdyby tylko chcia, mgby z atwoci odnale zaklty guzik i uwolni nieszczliwego ksicia. Ach, bo pan Kleks potrafi wszystko! Nie ma takiej rzeczy, ktrej by nie potrafi. Moe zawsze z ca dokadnoci okreli, co kto o ktrej godzinie myla, moe usi na krzele, ktre powinno by, ale ktrego wcale nie ma, moe unosi si w powietrzu, jak gdyby by balonem, moe z maych przedmiotw robi due i odwrotnie, umie z kolorowych szkieek przyrzdzi rozmaite potrawy, potrafi pomyk wiecy zdj i przechowa go w kieszonce od kamizelki przez kilka dni. Krtko mwic - potrafi wszystko. Gdy tak sobie rozmylaem o tych sprawach podczas lekcji, pan Kleks, ktry zauway te moje myli, pogrozi mi palcem i rzek:

- Suchajcie, chopcy! Niektrym z was wydaje si, e jestem jakim czarownikiem lub sztukmistrzem. Takiemu, co tak myli, powiedzcie, e jest gupi. Lubi robi wynalazki i znam si troch na bajkach. To wszystko. Jeli macie zamiar przypisywa mi jakie niezwyke rzeczy, to mnie to wcale nie obchodzi. Moecie sobie roi, co tylko wam si podoba. Nie wtrcam si do cudzych spraw. S tacy, co wierz, e czowiek moe przedzierzgn si w ptaka. Prawda, Mateuszu? - Awda, awda! - zawoa Mateusz z tylnej kieszeni surduta pana Kleksa. - A moim zdaniem - cign dalej pan Kleks - s to zmylone historyjki, w ktre ja wierzy nie mam zamiaru. - No, a bajki, panie profesorze, te s zmylone? - zapyta niespodziewanie Anastazy. - Z bajkami bywa rozmaicie - rzek pan Kleks. - S tacy, ktrzy na przykad uwaaj, e ja te jestem zmylony i e moja Akademia jest zmylona, ale mnie si zdaje, e to nieprawda. Wszyscy uczniowie bardzo szanuj i kochaj pana Kleksa, gdy nigdy si nie gniewa i jest nadzwyczajnie dobry. Pewnego dnia, kiedy spotka mnie w parku, umiechn si i rzek do mnie: - Bardzo ci adnie w tych rudych wosach, mj chopcze! A po chwili, patrzc na mnie badawczo, doda: - Pomylae sobie teraz, e mam pewno ze sto lat, prawda? A tymczasem jestem o dwadziecia lat modszy od ciebie. Istotnie, tak sobie wanie pomylaem, dlatego te zrobio mi si przykro, e pan Kleks te myli zauway. Dugo jednak zastanawiaem si nad tym, w jaki sposb pan Kleks moe by o tyle lat ode mnie modszy. Ot Mateusz opowiedzia mi, e na drugim pitrze, gdzie mieszka z panem Kleksem, stoj na parapecie okna dwa eczka nie wiksze ni pudeka od cygar i e na nich wanie sypiaj pan Kleks i Mateusz. Nie dziwi si, e w takim eczku moe zmieci si szpak, ale pan Kleks?... Nie mogem tego poj. By moe, e Mateuszowi wszystko tak si tylko wydaje albo e po prostu zmyla, w kadym razie opowiedzia mi, e co dzie o pnocy pan Kleks zaczyna si zmniejsza, a wreszcie staje si may jak niemowl, traci wosy, wsy i brod i kadzie si jak gdyby nigdy nic do malekiego eczka w ssiedztwie Mateusza. O wicie pan Kleks wstaje, wkada sobie do ucha pompk powikszajc i po chwili doprowadza si do stanu normalnej wielkoci. Nastpnie yka kilka piguek na porost wosw i w ten sposb po upywie dziesiciu minut odzyskuje swoj zwyk posta. Powikszajca pompka pana Kleksa w ogle zasuguje na uwag. Z wygldu przypomina zwyk oliwiark, uywan do oliwienia maszyny do szycia. Gdy pan Kleks przykada pompk do jakiegokolwiek przedmiotu i naciska jej denko, przedmiot w zaczyna natychmiast rosn i powiksza si. Dziki temu pan Kleks moe w jednej chwili z niemowlcia przeobrazi si w dorosego czowieka, dziki temu rwnie na obiad dla caej Akademii wystarcza kawaek misa wielkoci doni, gdy po upieczeniu pan Kleks powiksza go za pomoc swej pompki do rozmiarw duej pieczeni. Szczeglna waciwo powikszajcej pompki polega jeszcze na

tym, e powiksza ona przedmioty tylko wtedy, gdy tego naprawd potrzeba, z chwil gdy potrzeba taka ustaje, ustaje rwnie niezwocznie dziaanie pompki i powikszony przedmiot wraca do swego normalnego stanu. Dlatego wanie pan Kleks o pnocy zaczyna si zmniejsza, z tych samych powodw rwnie wnet po zjedzeniu pieczeni pana Kleksa jestemy wszyscy bardzo godni, tak jak gdybymy wcale nie jedli obiadu, i musimy dojada potrawami z kolorowych szkieek. Poniewa desery nie stanowi koniecznej potrzeby, powikszajca pompka nie ma nie adnego wpywu i trzeba je zawsze przyrzdza w normalnej iloci. Bardzo nas to wszystko martwi, ale pan Kleks obieca, e do powikszania deserw wymyli jaki specjalny przyrzd. Na pierwsze niadanie pan Kleks zjada zazwyczaj kilka kulek z kolorowego szka i popija je zielonym pynem. Jest to pyn, ktry - wedug sw Mateusza - przywraca w pamici pana Kleksa to, co dziao si przedtem, bo podczas snu pan Kleks wszystko, ale to wszystko zapomina. Gdy pewnego ranka zabrako zielonego pynu, pan Kleks nie mg sobie przypomnie, kim jest ani jak si nazywa, nie pozna wasnej Akademii ani swoich uczniw i nawet Mateusza nazwa Azorkiem, gdy zapomnia, e Mateusz nie jest psem, tylko szpakiem. Chodzi wwczas po Akademii jak nieprzytomny i woa: - Panie Andersen! Zgubiem wczorajszy dzie! Jasiu! Magosiu! Kud-ku-dak! Jestem kur! Zaraz znios jajko! Zwrcie mi moje piegi! Gdyby nie to, e Mateusz przelecia ponad murem i poyczy od trzech wesoych krasnoludkw flaszk zielonego pynu, pan Kleks na pewno byby straci rozum i ju dzisiaj nie istniaaby jego synna Akademia. Po pierwszym niadaniu pan Kleks przytwierdza do twarzy swoje piegi i zaczyna si ubiera. Warto tutaj opisa strj pana Kleksa i jego wygld. Pan Kleks jest redniego wzrostu, ale nie wiadomo zupenie, czy jest gruby, czy chudy, albowiem cay tonie po prostu w swoim ubraniu. Nosi szerokie spodnie, ktre chwilami, zwaszcza podczas wiatru, przypominaj balon; niezwykle obszerny, dugi surdut koloru czekoladowego lub bordo; aksamitn cytrynow kamizelk, zapinan na szklane guziki wielkoci liwek; sztywny, bardzo wysoki konierzyk oraz aksamitn kokardk zamiast krawata. Szczegln osobliwo stroju pana Kleksa stanowi kieszenie, ktrych ma niezliczon po prostu ilo. W spodniach jego zdoaem naliczy szesnacie kieszeni, w kamizelce za dwadziecia cztery. W surducie natomiast jest tylko jedna kiesze, i to w dodatku z tyu. Przeznaczona jest ona dla Mateusza, ktry ma prawo przebywa w niej, kiedy mu si tylko spodoba. Dlatego te, gdy pan Kleks przychodzi rano do pracy i ma ju usi w fotelu, z tylnej kieszeni jego surduta rozlega si nagle gos: - Aga, ak! Co znaczy: - Uwaga, szpak! Wwczas pan Kleks rozsuwa poy surduta i siada ostronie, aeby nie przygnie Mateusza.

Zreszt nie zawsze ostrono ta jest potrzebna, gdy zdarza si nieraz, e wchodzc rano do klasy pan Kleks mwi: - Adasiu, zabierz ten fotel. Gdy za fotel jest zabrany, pan Kleks siada sobie wygodnie w powietrzu, akurat w tym miejscu, gdzie przypadao siedzenie fotela. W kieszeniach kamizelki pana Kleksa mieszcz si rozmaite przedmioty, ktre budz podziw i zazdro wszystkich uczniw Akademii. Jest tam flaszka z zielonym pynem, tabakierka z zapasowymi piegami, powikszajca pompka, senny kwas, o ktrym jeszcze opowiem, kolorowe szkieka, kilka pomykw wiec, piguki na porost wosw, zote kluczyki oraz rozmaite inne osobliwoci pana Kleksa. Kieszenie spodni s, moim zdaniem, bez dna. Pan Kleks moe schowa w nich, co tylko zechce, i nigdy nie zna, e cokolwiek w nich si znajduje. Mateusz opowiada mi, e przed pjciem spa pan Kleks oprnia wszystkie kieszenie spodni i ukada ich zawarto w ssiednim pokoju, przy czym nieraz zdarza si tak, e w jednym pokoju miejsca nie wystarcza i trzeba otworzy dodatkowo drugi, a niekiedy nawet trzeci pokj. Gowa pana Kleksa nie przypomina adnej spord gw, ktre si kiedykolwiek w yciu widziao. Pokryta jest ogromn czupryn, mienic si wszystkimi barwami tczy, i okolona bujn zwichrzon brod, czarn jak smoa. Nos zajmuje wiksz cz twarzy pana Kleksa, jest bardzo ruchliwy i przekrzywiony w prawo albo w lewo, w zalenoci od pory roku. Na nosie tkwi srebrne binokle, bardzo przypominajce may rower, pod nosem za rosn dugie sztywne wsy koloru pomaraczy. Oczy pana Kleksa s jak dwa widerki i gdyby nie binokle, ktre je osaniaj, na pewno przekuwaby nimi na wylot. Pan Kleks widzi absolutnie wszystko, a kiedy chce zobaczy to, czego nie widzi, te ma na to sposb. Ot w jednej z piwnic przechowywane s stale rnokolorowe baloniki z przyczepionymi do nich maymi koszyczkami. Dopiero przed paru tygodniami dowiedziaem si, do czego su one panu Kleksowi. Byo to tak: w chwili gdy wstawalimy od obiadu, przybieg z miasta Filip i opowiedzia, e przy zbiegu ulic Rezedowej i miesznej zepsu si tramwaj, cakowicie zatarasowa drog i nikt go nie potrafi naprawi. Pan Kleks kaza przynie sobie natychmiast jeden balonik, do koszyczka przytwierdzonego pod nim woy prawe swoje oko, nastawi odpowiednio blaszany ster i po chwili balonik polecia w kierunku miasta. - Przygotujcie si, chopcy, do drogi - rzek do nas pan Kleks. - Za chwil ju bd widzia, co stao si tramwajowi, i pjdziemy go ratowa. W istocie, po piciu minutach balonik wrci i spad prosto pod nogi pana Kleksa. Pan Kleks wyj z koszyka oko, woy je na swoje miejsce i powiedzia z umiechem: - Teraz wszystko ju widz: tramwajowi zabrako smaru w lewym tylnym kole, a ponadto do przedniej osi dosta si piasek. Niezalenie od tego na dachu przetary si druty, a motorniczemu spucha wtroba. Ruszamy! Anastazy, otwieraj bram! wawo! Maszerujemy!

Czwrkami wyszlimy na ulic, a pan Kleks poda za nami. Po chwili zdj z nosa binokle, przytkn do nich powikszajc pompk i binokle zaczy rosn. Gdy stay si ju tak due jak rower, pan Kleks wsiad na nie i pojecha naprzd wskazujc nam drog. W ten sposb dotarlimy niebawem do ulicy miesznej. W poprzek ulicy istotnie sta pusty tramwaj, cakowicie tamujc ruch. Kilku tramwajarzy i mechanikw, sapic i ocierajc pot, krztao si dookoa zepsutego wozu. Na widok pana Kleksa wszyscy si rozstpili. Pan Kleks kaza nam otoczy tramwaj i wzi si za rce, aeby nikt nie mia do niego dostpu, po czym zbliy si do motorniczego, ktry wi si w blach, i da mu pokn mae niebieskie szkieko. Nastpnie zaj si zepsutym tramwajem. Wyj wic ze swych bezdennych kieszeni ma suchawk, moteczek, angielski plasterek, soiczek z t maci i flaszk z jodyn. Opuka tramwaj ze wszystkich stron i bokw, osucha go dokadnie, po czym wysmarowa t maci motor i korb. Osie pokropi jodyn, a w kocu wdrapa si na dach tramwaju i pozalepia angielskim plasterkiem przetarte czci drutu. Wszystkie te zabiegi trway nie wicej ni dziesi minut. - Gotowe - rzek pan Kleks - mona jecha! Po tych sowach motorniczy, wyleczony przez pana Kleksa, z wesoym umiechem wskoczy na pomost, zakrci korb i tramwaj potoczy si lekko po szynach, jak gdyby tylko co wyszed z fabryki. Po naprawieniu tramwaju wrcilimy do domu, piewajc po drodze marsz Akademii pana Kleksa. W kilka dni pniej widziaem jeszcze raz, jak pan Kleks, mwic jego sowami, wysa oko na ogldziny. Leelimy wwczas wszyscy razem w parku nad stawem i zapisywalimy w zeszytach kumkanie ab. Pan Kleks nauczy nas odrnia w tym kumkaniu poszczeglne sylaby i okazao si, e mona z nich zestawi bardzo adne wierszyki. Ja sam na przykad zdoaem zanotowa wierszyk nastpujcy: Ksiyc raz odwiedzi staw, Bo mia duo wanych spraw. Zobaczyy go szczupaki: "Kto to taki? Kto to taki?" Ksiyc na to odrzek szybko: "Jestem sobie zot rybk!" Syszc tak pogawdk, Rybak zowi go na wdk, Dusi ca noc w mietanie I zjad rano na niadanie. Gdymy siedzieli nad stawem, pan Kleks przeglda si w wodzie i w pewnej chwili tak si nieszczliwie przechyli, e z kamizelki wypada mu powikszajca pompka. Widzielimy wszyscy, jak zanurzya si w wodzie, i zanim pan Kleks zdy j zapa, posza na dno.

Nie namylajc si dugo, skoczyem do stawu, a za mn kilku innych chopcw, jednak wszystkie nasze poszukiwania nie zday si na nic. Po prostu znika bez ladu. Wwczas pan Kleks wyj prawe oko i wrzuci je do wody, mwic: - Wysyam oko na ogldziny. Dowiemy si zaraz, gdzie ley pompka. Gdy po chwili oko wypyno na powierzchni i pan Kleks woy je z powrotem na miejsce, zawoa: - Widz! Ley w jamie zamieszkanej przez raki, cztery metry od brzegu. Natychmiast daem nurka pod wod i rzeczywicie znalazem pompk cile tam, gdzie mi wskaza pan Kleks. Przed tygodniem pan Kleks zgotowa nam niespodziank nie lada. Kaza przynie sobie z piwnicy niebieski balonik, woy prawe oko do koszyczka i rzek: - Wysyam je na ksiyc. Musz dowiedzie si, kto mieszka na ksiycu, bo chc napisa dla was bajk o ksiycowych ludziach. Balonik niebawem unis si w gr, ale dotd jeszcze nie wrci. Pan Kleks jednak powiada, e ksiyc jest bardzo wysoko i e balonik na pewno wrci przed Boym Narodzeniem. Tymczasem pan Kleks patrzy jednym okiem, drugie za zalepi sobie angielskim plasterkiem. Wracajc do codziennych zwyczajw pana Kleksa, chciabym jeszcze wspomnie tutaj, e rano, gdy tylko pan Kleks si ubierze, schodzi na d na lekcje. Waciwie nie mona powiedzie, e pan Kleks schodzi, gdy zjeda po porczy, siedzc na niej jak na koniu i przytrzymujc sobie oburcz binokle na nosie. Nie byoby w tym zreszt nic szczeglnego, gdyby nie to, e pan Kleks rwnie atwo wjeda po porczy na gr. W tym celu nabiera pene usta powietrza, wydyma policzki i staje si lekki jak pirko. W ten sposb pan Kleks nie tylko wjeda po porczy, ale moe rwnie unosi si swobodnie w gr, gdzie i kiedy zechce, a zwaszcza wtedy, gdy udaje si na pow motyli. Motyle stanowi nieodzown cz poywienia pana Kleksa, a na drugie niadanie nie jada nic innego. - Zapamitajcie sobie, moi chopcy - owiadczy nam kiedy pan Kleks - e smak mieci si nie tylko w samym poywieniu, lecz rwnie w jego barwie. Na poywieniu mi nie zaley, gdy dostatecznie nasycam si pigukami na porost wosw, ale podniebienie mam bardzo wybredne i lubi rne smaczne rzeczy. Dlatego te jadam tylko to, co jest kolorowe, a wic motyle, kwiaty, rne kolorowe szkieka oraz potrawy, ktre sam sobie pomaluj na jaki smaczny kolor. Zauwayem jednak, e jedzc motyle pan Kleks wypluwa pestki takie same, jakie s w czereniach lub winiach. Zgadujc moje myli pan Kleks mi wyjani, e jada tylko specjalny gatunek motyli, ktre maj wewntrz pestki i ktre mona sadzi na grzdkach jak fasol. Wszyscy uczniowie pana Kleksa myl, e to bardzo atwo unosi si w powietrzu tak jak on. Nadymaj si wic z caych si, wydymj policzki, naladujc ruchy pana Kleksa, ale mimo to nic im si nie udaje. Arturowi z wysiku krew posza z nosa, a jeden z Antonich o mao nie pk. Na rwni z mymi kolegami przeprowadzaem te same prby, ale upywa dzie za dniem i chocia pan Kleks udziela nam pewnych wskazwek, wysiki moje pozostay bez rezultatu.

A naraz w niedziel po poudniu wcignem w siebie powietrze tak jako dziwnie, e poczuem wewntrz niezwyk lekko, a gdy nadto jeszcze wydem policzki, ziemia pocza mi si usuwa spod ng i uniosem si w gr. Oszoomiony z wraenia, leciaem coraz wyej i wyej, a spotkaa mnie owa niezapomniana przygoda, ktra wprawia w zdumienie nawet samego pana Kleksa.

NAUKA W AKADEMII Co rano punktualnie o pitej Mateusz otwiera tak zwane luzy. S to niewielkie otwory w suficie, poumieszczane akurat nad kami chopcw. Otworw takich jest tyle, ile ek, czyli ogem dwadziecia cztery. Gdy je Mateusz otwiera, zaczyna przez nie sczy si zimna woda, ktra kapie prosto na nasze nosy. W ten sposb Mateusz budzi uczniw pana Kleksa. Rwnoczenie rozlega si donony gos Mateusza: - Udka, awa! Co znaczy: - Pobudka, wstawa! Na to wezwanie zrywamy si wszyscy z ek i ubieramy si jak najprdzej, gdy umieramy po prostu z ciekawoci, czego nas tym razem bdzie uczy pan Kleks. Sypialnia nasza jest bardzo obszerna. Wzdu cian biegn umywalnie i kady z nas ma swj wasny prysznic. Myjemy si bardzo chtnie, gdy z prysznicw tryska woda sodowa z sokiem, przy czym na kady dzie tygodnia przypada inny sok. Jeli chodzi o mnie, to najstaranniej myj si w rody, gdy tego dnia do wody dodawany jest sok malinowy, za ktrym przepadam. Soki pana Kleksa doskonale si mydl i daj duo piany, tote sypialnia nasza zawsze z rana wyglda jak wielka balia z mydlinami. Ubranie nasze skada si z granatowych koszul, biaych, dugich spodni, granatowych poczoch i biaych trzewikw. Jeli ktry z chopcw co przeskrobie albo nie umie lekcji, wwczas za kar musi nosi przez cay dzie ty krawat w zielone grochy. Krawat taki jest bardzo pikny i waciwie kady powinien by go chtnie nosi, my jednak martwimy si okropnie, gdy spotka ktrego z nas taka kara. O wp do szstej zabieramy nasze senne lusterka i udajemy si do jadalni na niadanie. Stoi tam porodku duy okrgy st, przy ktrym kady ucze ma swoje stae miejsce. Szyby w oknach s rnokolorowe, co bardzo podnosi smak wszystkich potraw. Pan Kleks niadania i kolacje jada osobno, natomiast podczas obiadu unosi si w powietrzu ponad stoem z polewaczk w rce i polewa nam potrawy rozmaitymi sosami. Kady sos posiada inn waciwo: biay wzmacnia zby, niebieski poprawia wzrok, ty reguluje oddech, szary oczyszcza krew, zielony usuwa upie.

Mateusz podczas jedzenia stoi na krawdzi wazonu porodku stou i uwaa. abymy nic nie pozostawiali na talerzach. O godzinie szstej rano Mateusz chwyta w dzib may srebrny dzwoneczek i dzwoni na apel. Biegniemy wwczas wszyscy do gabinetu pana Kleksa, gdzie pan Kleks ju na nas czeka i na dzie dobry cauje kadego w czoo. Po apelu pan Kleks wchodzi do duej szafy stojcej w rogu gabinetu i przez okienko w jej drzwiach odbiera od nas senne lusterka. Maj one swoje szczeglne przeznaczenie. Na nocnych stolikach przy kadym z ek stoi takie lusterko przez ca noc. Odbijaj si w nich nasze sny i rano, gdy lusterka oddajemy panu Kleksowi, oglda on dokadnie, co nio si kademu z nas. Sny niedobre, nie dokoczone, gupie i nieodpowiednie id do mietnika, a pozostaj tylko te, ktre spodobay si panu Kleksowi. Za pomoc waty nasyconej sennym kwasem pan Kleks zbiera z lusterek wszystkie wybrane sny i wyciska je do porcelanowej miseczki. Tam susz si one przez jaki czas. Gdy wyschn ju na proszek, pan Kleks na specjalnej maszynce wytacza z nich okrge pastylki, ktre wszyscy zaywamy na noc. Dziki temu mamy coraz adniejsze i coraz ciekawsze sny, a najpikniejsze z nich pan Kleks zapisuje w senniku swojej Akademii. Mj sen o siedmiu szklankach tak si spodoba panu Kleksowi, e zapisa go w senniku od pocztku do koca i odznaczy mnie dwiema piegami. Ponadto zapowiedzia caej klasie, e w niedziel po poudniu sen ten odczytany zostanie na gos. Lekcje rozpoczynaj si o sidmej rano. Nigdzie chyba chopcy nie ucz si tak chtnie, jak w Akademii pana Kleksa. Przede wszystkim nigdy nie wiadomo, co pan Kleks danego dnia wymyli, a po wtre - wszystko, czego si uczymy, jest ogromnie ciekawe i zabawne. - Pamitajcie, chopcy - rzek do nas na samym pocztku pan Kleks - e nie bd was uczy ani tabliczki mnoenia, ani gramatyki, ani kaligrafii, ani tych wszystkich nauk, ktre s zazwyczaj wykadane w szkoach. Ja wam po prostu pootwieram gowy i nalej do nich oleju. Aeby kady mg zorientowa si, jakiego rodzaju nauki pobieramy w Akademii pana Kleksa, opowiem dla przykadu przebieg dnia wczorajszego, gdy na opisanie wszystkich lekcji, przedmiotw, wykadw, zaj i wicze z caego roku nie wystarczyoby miejsca w adnej ksice. Ot wczoraj pierwsza lekcja bya to lekcja kleksografii. Nauk t wymyli pan Kleks, abymy wiedzieli, jak trzeba obchodzi si z atramentem. Kleksografia polega na tym, e na arkuszu papieru robi si kilka duych kleksw, po czym arkusz skada si na p i kleksy rozmazuj si po papierze, przybierajc ksztaty rozmaitych figur, zwierzt i postaci. Niekiedy z rozgniecionych kleksw powstaj cae obrazki, do ktrych dopisujemy odpowiednie historyjki, wymylone przez pana Kleksa. Myl, e sam pan Kleks powsta z takiego wanie rozgniecionego atramentowego kleksa i dlatego tak si nazywa. Mateusz jest zdania, e po panu Kleksie mona si wszystkiego spodziewa i e moje przypuszczenia s cakiem prawdopodobne.

Do jednego z moich obrazkw pan Kleks uoy taki dwuwiersz: Bardzo trudno jest mi orzec, Czy to ptak, czy nosoroec. Lekcja kleksografii niezmiernie nam przypada do gustu. Poszo na ni kilka flaszek atramentu i cay stos papieru, nie mwic ju o tym, e wszyscy bylimy ubrudzeni atramentem a po okcie. Wieczorem musielimy uy do mycia soku cytrynowego, gdy aden nie mg odmy plam z naszych rk i twarzy. Po lekcji kleksografii zabralimy si do przdzenia liter. Zauwaylicie pewno wszyscy, e drukowane litery w ksikach skadaj si z czarnych niteczek, posplatanych w najrozmaitszy sposb. Pan Kleks nauczy nas rozpltywa litery, rozplata poszczeglne mae niteczki i czy je w jedn dug nitk, ktr nastpnie nawija si na szpulk. W ten sposb nawinlimy ju na szpulki mnstwo ksiek z biblioteki pana Kleksa, tak e na pkach zostay tylko puste stronice, bez liter. Z jednej ksiki mona otrzyma siedem, a czasem nawet osiem duych szpulek czarnych nici, na ktrych pan Kleks nastpnie wie supeki. Jest to najwiksza pasja Pana Kleksa. Potrafi caymi godzinami siedzie w fotelu albo w powietrzu i wiza supeki. Gdy zapytaem go, po co to robi, odrzek mi wielce zdziwiony: - Jak to? Czy nie rozumiesz? Przecie czytam! Przepuszczam litery przez palce i mog w ten sposb przeczyta ca ksik, nie mczc wzroku. Gdy nawiniecie ju na szpulki wszystkie moje ksiki, naucz was rwnie czyta palcami. Przdzenie liter jest waciwie do mudne, ale wol je ni czytanie wypisw lub odrabianie zada arytmetycznych. Po lekcji przdzenia liter pan Kleks zaprowadzi nas wszystkich na drugie pitro i otworzy jeden z zamknitych pokojw. - Wchodcie ostronie, moi chopcy - rzek pan Kleks wpuszczajc nas do rodka - w sali tej mieci si szpital chorych sprztw, musicie uwaa, aby adnego z nich nie urazi. Pamitacie, jak wyleczyem zepsuty tramwaj? Ot dzisiaj chc was nauczy leczenia chorych sprztw. Po wejciu na sal oczom naszym przedstawia si istna rupieciarnia. Byy tam fotele bez ng, tapczany bez spryn, popkane lustra, zepsute zegary, popaczone stoy, powykrzywiane szafy, dziurawe krzesa i mnstwo rozmaitych innych zniszczonych sprztw. Pan Kleks kaza nam ustawi si pod cianami, sam natomiast zabra si do pracy. Kady sprzt, do ktrego zblia si pan Kleks, trzeszcza lub skrzypia na jego widok i ufnie ociera si o jego ubranie. Krzesa i stoki z radoci tupay nogami, a zegary pojkiway zepsutymi sprynami. Z najwiksz ciekawoci przygldalimy si zabiegom pana Kleksa. Zabra si on przede wszystkim do stou, ktry sta w rogu sali. Opuka go dokadnie na wszystkie strony, uj za jedn z ng i zmierzy mu puls, po czym przemwi niezmiernie czule: - No co, mj maleki? Ju ci nie boli, prawda? Gorczka mina, deski si zrosy, za trzy-cztery dni bdziesz zdrw zupenie.

Podczas gdy st cichutko skomla, pan Kleks wysmarowa mu blat t maci i szpary w deskach przysypa zielonkawym proszkiem. Nastpnie zbliy si do szafy, ktra straszliwie zaskrzypiaa obojgiem drzwi. - Jak tam? - zapyta pan Kleks. - Czy bardzo jeszcze kaszlesz? Chyba nie. Wkrtce ju bdziesz zdrowa, tylko si nie martw. Mwic to, przyoy ucho do jej plecw, bardzo uwanie wysucha, po czym napuci kroplomierzem do wszystkich zawiasw po kropli oleju rycynowego. Szafa odetchna gboko i czule pocza asi si do pana Kleksa. - Jutro ci jeszcze odwiedz - rzek pan Kleks - bd tylko dobrej myli. Na cianie wisiao pknite lustro. Pan Kleks przejrza si w lustrze dokadnie i poprawi sobie piegi na nosie, wyj z kieszeni czarny angielski plasterek i nalepi go wzdu caego pknicia. - Patrzcie, chopcy, uczcie si, jak trzeba leczy pknite szko! - zawoa do nas wesoo pan Kleks. Po tych sowach j naciera lustro flanelow szmatk, a gdy po chwili odlepi plasterek, nie byo ju ani ladu pknicia. ' Niech Anastazy i Artur zanios lustro do jadalni. Jest ju zdrowe - powiedzia pan Kleks. Nieco duej trway zabiegi przy zepsutym zegarze. Trzeba byo przepukiwa wszystkie rubki, zapuszcza kropelki, smarowa i naciera pknit spryn, jodynowa wahado. - Biedactwo - rozczula si nad nim pan Kleks - tyle musisz si nacierpie. No, ale nic, wszystko bdzie dobrze. Gdy pan Kleks pocaowa go w cyferblat i czule pogaska po drewnianej szafce, zegar nagle wydzwoni godzin, wahado poszo w ruch i w caej sali rozlego si gone "Tik-tak, tik-tak, tik-tak". Bylimy po prostu zdumieni, a niebawem mielimy sposobno przekona si, jak bardzo przywizane s do pana Kleksa chore sprzty. Zamierzalimy wanie opuci szpital, gdy nagle okazao si, e pan Kleks zgubi swoj ulubion zot wykaaczk. - Nie wyjd std, dopki zguba si nie znajdzie - oznajmi pan Kleks. Rozpoczy si poszukiwania. Wszyscy, ilu nas tylko byo, poklkalimy na pododze i pezajc na czworakach, przeszukiwalimy zakamarki, kty i skrytki. Mateusz fruwa po caej sali, wtykajc dzib do rozmaitych szpar i szczelin w pododze i w cianach, tylko pan Kleks siedzia w powietrzu z nog zaoon na nog, yka piguki na porost wosw, bo mu kilka ze zmartwienia wypado, i rozmyla. Poszukiwania nasze trway dugo, a mimo to nie zdoalimy odnale wykaaczki. Pan Kleks rwnie by bezsilny, gdy jego prawe oko nie wrcio jeszcze z ksiyca i wskutek tego nie mogo by wysane na ogldziny.

Nic te dziwnego, e widzc zgryzot pana Kleksa i nasz niezaradno, chore sprzty, same zabray si do szukania zguby. Kulawe stoliki i stoki kutykay po caej sali, dziurki od klucza rozglday si uwanie dookoa, szuflady powysuway si pojkujc dnami, lustra usioway odbi po kolei wszystko, co tylko mogy w sobie pomieci, wreszcie piec, pragnc take przyczyni si do znalezienia wykaaczki, powtarza nieustannie: - Zimno-zimno-ciepo, zimno-ciepo-ciepo. Zegar chodzi bardzo dugo i dopiero gdy zacz si zblia do okna piec zawoa: - Ciepo-ciepo-ciepo! Zegar obejrza dokadnie parapet i ramy okna, a potem zabra si do przeszukiwania firanek. - Gorco-gorco! - woa piec. Okazao si, e wykaaczka najspokojniej tkwia w fadach firanki tu nad podog. W ten sposb chore sprzty odnalazy zgub pana Kleksa. Pobyt nasz w szpitalu przecign si do poudnia. O tej porze pan Kleks jada zazwyczaj drugie niadanie, my za udajemy si nad staw lub na boisko, gdzie codziennie odbywa si jedna lekcja na wieym powietrzu. Zatem gdy po wyjciu ze szpitala chorych sprztw zeszlimy na d, pan Kleks wypyn przez okno do ogrodu na pow motyli, Mateusz natomiast zarzdzi zbirk i poprowadzi nas na boisko, na lekcj geografii. Byem ju poprzednio w dwch szkoach, ale po raz pierwszy w yciu widziaem tak lekcj geografii. Mateusz wytoczy na boisko du pik zrobion z globusa, rozdzieli nas wszystkich na dwie druyny i powyznacza nam stanowiska zupenie tak, jak do gry w pik non. Mateusz by sdzi, fruwa nieustannie w lad za pik i gwizda, gdy ktry z nas popenia bdy. Caa za sztuka polegaa na tym, aby uderzajc w pik nog, wymienia rwnoczenie miasto, rzek albo gr, w ktr wanie trafi czubek trzewika. Na znak dany przez Mateusza gra rozpocza si. Biegalimy za globusem jak szaleni i kopalimy pik z caych si. Przy kadym kopniciu pada okrzyk ktrego z graczy: - Radom! - Australia! - Londyn! - Tatry! - Skierniewice! - Wisa!

- Berlin! - Grecja! Mateusz gwizda raz po raz, okazywao si bowiem, e Antoni wymieni Skierniewice zamiast Mysowic, Albert pomiesza Kielce z Chinami, za Anastazy wzi Afryk za Morze Batyckie. Gra ta bawia nas niesychanie, popychalimy jeden drugiego, przewracalimy si na ziemi, wykrzykiwalimy nazwy miast, krajw i mrz, Mateuszowi pot spywa z dzioba, ja sapaem jak miech kowalski, a jednak nauczyem si przy tym z geografii wicej ni w dwch poprzednich szkoach w cigu trzech lat. Przy samym kocu gry przytrafi si pewien nie przewidziany przypadek: jeden z Aleksandrw tak mocno kopn globus, e wzbi si on niezmiernie wysoko, a nastpnie spad nie na boisko, lecz przelecia przez mur i dosta si w ten sposb na teren jednej z ssiednich bajek. Bylimy ogromnie zakopotani, gdy nie wiedzielimy, w jakiej bajce mamy szuka naszej piki: czy uda si do Tomcia Palucha, czy do Trzech winek, czy te moe do Sindbada eglarza. Gdy tak zastanawialimy si nad tym, co pocz, rozleg si nagle wesoy gos Mateusza: - Aga, opcy! Co miao oznacza: - Uwaga, chopcy! Spojrzelimy przed siebie i oczom naszym ukaza si niezwyky widok: od strony muru zbliaa si do nas przeliczna Krlewna nieka, a za ni dwunastu krasnoludkw dwigao na plecach nasz globus. Pobieglimy na spotkanie witajc ich jak najserdeczniej. Krlewna nieka umiechna si do nas askawie i rzeka: - Wasza pika potuka mi kilka zabawek, mimo to jednak zwracam j wam, ale pod warunkiem, e nauczycie moich krasnoludkw geografii. - Doskonale! Bardzo chtnie! - zawoa Anastazy, ktry by najmielszy z nas wszystkich. Tymczasem staa si rzecz zgoa niespodziewana: Krlewna nieka, a wraz z ni dwunastu jej poddanych, zaczli pomau topnie i rozpywa si w gorcych promieniach sierpniowego soca. - Zapomniaam, e u was jest przecie lato - szepna zawstydzona Krlewna nieka. Zanim zorientowalimy si w sytuacji, biedna Krlewna nieka z kad chwil malaa topniejc coraz bardziej, a wreszcie rozpucia si cakiem i zamienia si w maleki przezroczysty strumyczek. Poczyo si z nim dwanacie innych strumyczkw i wszystkie razem popyny w stron jednej z furtek w murze, szemrzc znane sowa marsza krasnoludkw:

Hej-ho, hej-ho, Do domu by si szo! "Jak to dobrze, e nie jestem ze niegu" - pomylaem sobie, patrzc na oddalajcy si coraz bardziej strumyczek. Tak skoczyy si odwiedziny Krlewny nieki w Akademii pana Kleksa. Gdy tak staem zamylony, rozleg si gwatowny dwik dzwonka. To Mateusz wzywa nas na obiad.

KUCHNIA PANA KLEKSA W Akademii pana Kleksa nie ma adnej suby i wszystkie niezbdne czynnoci wykonywane s przez nas samych. Obowizki podzielone s midzy uczniami w ten sposb, e kady z nas ma jakie okrelone stae funkcje gospodarskie. Anastazy otwiera i zamyka bram, a nadto zarzdza balonikami pana Kleksa. Piciu Aleksandrw zajmuje si nasz garderob i bielizn, to znaczy, e dbaj o jej czysto, ceruj poczochy i przyszywaj guziki. Albert i jeden Antoni uprztaj park i boisko; Alfred i drugi Antoni nakrywaj i podaj do stou; drugi Alfred i trzeci Antoni zmywaj naczynia; Artur sprzta sal szkoln; trzej Andrzeje utrzymuj porzdek w jadalni, sypialni oraz na schodach; trzej Adamowie wydzielaj soki do mycia i sosy do obiadu; pozostali uczniowie zajmuj si rozmaitymi innymi sprawami gospodarskimi i jedynie w kuchni niepodzielnie krluje sam pan Kleks. Wszyscy bylimy zawsze niezmiernie ciekawi, jak pan Kleks radzi sobie z gotowaniem na tyle osb, ale wstp do kuchni by zabroniony. Dopiero w zeszym tygodniu pan Kleks oznajmi, e przydziela mnie do kuchni i wyznacza na swego pomocnika. Byem tym zachwycony i chodziem po Akademii dumny jak paw. Gdy Mateusz zadzwoni na obiad, wszyscy chopcy pobiegli do jadalni, gdzie Alfred i drugi Antoni krztali si ju dookoa stou, ja za udaem si do kuchni. Musz koniecznie opisa jej wygld i urzdzenia, ktre zaprowadzi tam pan Kleks. Wzdu jednej ciany stay na dugich stoach blaszane puszki, wypenione szkiekami przernych barw i odcieni. Po przeciwlegej stronie umieszczone byy naczynia z jadalnymi farbami oraz ogromny zbir najdziwaczniejszych pdzli i pdzelkw. Na oknach stay drewniane skrzynki z jaskrawymi kwiatami, wrd ktrych przewaay nasturcje i pelargonie. Porodku kuchni wznosi si wielki st z metalowym blatem. Sta na nim pkaty szklany sj, napeniony pomykami wiec, oraz mnstwo maych soikw z kolorowym proszkiem. Przystpujc do gotowania obiadu pan Kleks woy biay kitel i zabra si do przyrzdzania potraw. Do ogromnego rondla wrzuci trzy kwarty pomaraczowych szkieek, dosypa garstk biaego proszku, dola wody, cienkim pdzelkiem wymalowa na powierzchni zielone grochy, po czym na zakoczenie dorzuci kilka pomykw wiec, od ktrych woda w rondlu natychmiast

zawrzaa. Wwczas pan Kleks wymiesza dokadnie ca zawarto rondla, przela j do wazy i rzek do mnie: - Zanie t waz Alfredowi do jadalni. Myl, e zupa pomidorowa bdzie dzisiaj doskonaa. Rzeczywicie, musz przyzna, e jeszcze nigdy w yciu nie jadem nic rwnie smacznego, a przecie ugotowanie zupy nie trwao nawet piciu minut. Podczas gdy chopcy jedli pierwsze danie, pan Kleks zabra si do przyrzdzania pieczystego. W tym celu woy do duej brytfanny jeden pomyk wiecy, pooy na nim maleki kawaeczek misa, wrzuci dwa szkieka: jedno czerwone i jedno biae, wszystko to posypa szarym proszkiem, a gdy miso ju si upieko i szkieka rozgotoway si, przyoy do brytfanny powikszajc pompk i kilkakrotnie nacisn jej denko. Brytfanna natychmiast wypenia si po brzegi apetyczn i wonn pieczeni woow, oboon buraczkami i tuczonymi kartoflami. Na kartoflach wymalowa pan Kleks zielony koperek. Piecze ta z trudnoci zmiecia si na pmiskach, ktre zaniosem do jadalni. Na deser pan Kleks postanowi przyrzdzi kompot z agrestu. Obci kilka listkw pelargonii, posypa je proszkiem agrestowym i skosztowa. - Nie smakuje mi! - rzek sam do siebie. - Lepszy bdzie kompot z malin. Nie zastanawiajc si dugo, pochwyci gruby pdzel, zarzurzy go w czerwonej farbie i kompot agrestowy przemalowa na kompot malinowy. By tak znakomity, e prbowaem go trzykrotnie, a bybym chtnie zjad jeszcze wicej. Mogem sobie na to pozwoli, gdy po przyrzdzeniu kompotu, co trwao jedn chwil, pan Kleks uda si do jadalni z polewaczk, aeby piecze pola brunatnym sosem, wzmacniajcym dzisa. Gdy po obiedzie chopcy wzili si do robienia porzdkw oraz do innych zaj gospodarskich, pan Kleks wrci do kuchni i rzek do mnie: - No, Adasiu, teraz pora na nas, pewno jeste ju bardzo godny. Powiedz, co chciaby zje na obiad? Moesz sobie wybra kad potraw, na jak masz apetyt. Z natury jestem bardzo akomy, tote propozycja pana Kleksa poruszya mnie ogromnie. Dugo zastanawiaem si nad tym, na co mam waciwie apetyt, i wreszcie wybraem sobie omlet ze szpinakiem. Pan Kleks natychmiast porwa w do pdzel, umacza go w rozmaitych farbach i czc je w odpowiedni sposb, namalowa omlet, potem szpinak, wrzuci do rodka pomyk wiecy, po czym zrcznie wyoy wszystko na talerz, mwic: - Myl, e mj omlet bdzie ci smakowa; powinien by wymienity. Omlet by rzeczywicie wyborny i wprost rozpywa si w ustach. W podobny sposb przyrzdzi dla mnie pan Kleks kurczaka z mizeri i pierogi z jagodami. - A co pan bdzie jad, panie profesorze? - zapytaem niemiao.

W odpowiedzi na moje pytanie pan Kleks wyj z kieszonki pudeeczko z pigukami na porost wosw, pokn pi takich piguek jedn po drugiej i rzek: To mi zupenie wystarczy. Natomiast dla smaku zjem sobie moj ulubion kolorow potraw. Mwic to, zerwa kwiatek nasturcji, zanurzy go naprzd w zielonej farbie, potem w niebieskiej, potem w srebrnej, wreszcie zjad go z ogromnym smakiem. Musz ci to wytumaczy - powiedzia pan Kleks widzc moje zdziwienie. - Przed wielu, wielu laty przebywaem w Pekinie, stolicy Chin, i zaprzyjaniem si tam z pewnym chiskim uczonym, doktorem Paj-Chi-Wo. Nazwisko to na pewno ju nieraz obio ci si o uszy. Ot wspomniany doktor Paj-Chi-Wo nauczy mnie wyrabia jadalne farby, ktre stanowi esencj rozmaitych smakw. Niebieska farba jest kwana, zielona jest sodka, czerwona jest gorzka, ta jest sona, natomiast z rnych pocze farb powstaj smaki porednie. Tak wic odpowiednie poczenie farby zielonej z bia i z odrobin szarej daje smak waniliowy, brzowa z t posiada smak czekoladowy, farba srebrna, domieszana do czarnej i z lekka zakropiona seledynow, smakuje jak ananas. I tak dalej, i tak dalej. W opowiadaniu pana Kleksa uderzyo mnie to, e jak si okazao, zna dobrze doktora Paj-ChiWo, tego samego, ktry da Mateuszowi cudown czapk bogdychanw. Byo w tym co bardzo zagadkowego. Tymczasem pan Kleks cign dalej swoj opowie: Doktor Paj-Chi-Wo odkry mi rwnie inne swoje tajemnice oraz nauczy mnie wszystkiego, co dzisiaj umiem. Midzy innymi wyjawi mi ukryte znaczenie ludzkich imion. Tym wic tumaczy si, e do mojej Akademii przyjmuj tylko uczniw, ktrych imiona zaczynaj si na liter A, gdy wiadomo z gry, e s zdolni i pracowici. Do imienia Mateusz przywizane s wszelkie pomylnoci. Dlatego te Mateuszem nazwaem mego ulubionego szpaka. Najszczliwsze imi to Ambroy, ktre ja sam nosz. No, ale mniejsza z tym - zakoczy pan Kleks swoje opowiadanie - czas ju pj do parku, chopcy na nas czekaj. Godziny poobiednie zawsze spdzalimy w parku, gdzie pan Kleks wymyla dla nas przerne zabawy i rozrywki. Tego dnia bawilimy si w poszukiwaczy skarbw. Szukajcie dobrze, a znajdziecie - powiedzia do nas znaczco pan Kleks. Wszyscy chopcy rozbiegli si po parku, ja za zaproponowaem Arturowi, aby poszed na poszukiwania wraz ze mn. Artur chtnie si zgodzi, wobec czego zabralimy si wsplnie do ukadania planu wyprawy. Jak ju wspomniaem poprzednio, park otaczajcy Akademi pana Kleksa by niezmiernie rozlegy. Sdziwe dby, wizy i graby, kasztany i tulipanowce strzelay wysoko w gr, rzucajc gsty cie na liczne jary i wwozy. Rosnce dziko krzewy, pokrzywy i opuchy, krzaki dzikich malin i jeyn, bujne zarola i wszelkiego rodzaju zielska tworzyy gszcze nie do przebycia, utrudniajce dostp do grot i pieczar, ktrych peno byo w jarach i cianach rozpadlin. Niektre czci parku przypominay dungl, gdzie ludzka noga nie postaa od wielu lat i skd po nocach dolatyway tajemnicze odgosy i szumy.

Nikt z nas nie usiowa nigdy przenikn w gb tych chaszczy, chocia wszystkich nas pocigaa ch ich poznania. Docieralimy niekiedy do bliej pooonych pieczar, zagldalimy do niektrych dziupli wydronych w stuletnich drzewach, ale wyobrani nasz draniy stale owe niezbadane i nieprzebyte gszcze. Po naradzie odbytej z Arturem wzilimy z domu latarki, sznury, ostry n myliwski, kilka innych jeszcze poytecznych przedmiotw, gar kolorowych szkieek, ktre da nam pan Kleks na wypadek, gdybymy byli godni, po czym ruszylimy w kierunku wschodniej czci parku. Przebijalimy si z trudem przez las wysokich pokrzyw, przez ostpy dzikiego ubinu, noem torowalimy sobie drog poprzez spltane gazie drzew, czogalimy si na czworakach pod zwieszajcymi si tu nad ziemi gaziami, kaleczylimy si o sterczce konary i ski, a wreszcie stanlimy w samym sercu tajemniczej gstwiny. Rozgldalimy si niespokojnie wokoo, uwanie nasuchujc. Dolatyway nas ciche szmery, podobne do szeptw ludzkich, jakie tumione miechy, szelest suchych lici, potrcanych przez wystraszone jaszczurki. Spojrzaem w gr. Wysoko nad nami rozpocieray si potne konary starego dbu. O jakie dwa metry ponad naszymi gowami widnia otwr szerokiej dziupli, ktra obu nas niezmiernie zainteresowaa. - Dobrze byoby si tam dosta - powiedzia Artur. - No chyba! - odrzekem z zapaem. Nie zwlekajc zabralimy si do roboty. Artur zwiza koniec sznura w ptl i zarzuci j na jeden z konarw drzewa. Rzut by celny. Sznur mocno zawisn na grubym sku, dokoa ktrego ptla si zacisna. Po chwili Artur z koci zwinnoci wdrapa si po sznurze i znikn w gbi dziupli. Uczyniem to samo i niebawem obaj znalelimy si we wntrzu dbowego pnia. Ze zdziwieniem stwierdzilimy, e stoimy na szczycie krconych schodw, prowadzcych w d. - Schodzimy? - zapyta Artur. - Oczywicie, e schodzimy! - odrzekem. wiecc latarkami, krok za krokiem zaczlimy zstpowa w d po wskich stopniach schodkw. Naliczyem ich ogem dwiecie trzydzieci siedem. Schodzenie trwao dobry kwadrans, a kiedy wreszcie stanlimy na samym dole, oczom naszym ukaza si wylot ciemnego wskiego korytarza. Szlimy przed siebie starajc si zachowa jak najwiksz cisz. Przyznaj, e ze strachu miaem dusz na ramieniu, a rwnoczenie dokadnie syszaem bicie nie tylko wasnego serca, ale rwnie serca Artura. Kilkakrotnie musielimy skrca to w prawo, to w lewo, a w kocu znalelimy si w ogromnej sali, owietlonej jaskrawym zielonym wiatem. Porodku stay trzy elazne skrzynie z piknymi okuciami. Bez trudu otworzyem pierwsz z nich. Jakie byo nasze zdumienie, gdy na dnie skrzyni ujrzelimy malek zielon abk z malek zot koron na gowie. Nie dotykajcie mnie! - rzeka abka. - Wiem, e jestecie z Akademii pana Kleksa i zupenie bez potrzeby zabkalicie si do ssiedniej bajki, do bajki o Krlewnie abce. Jeli mnie dotkniecie, natychmiast przemienicie si w aby i zostaniecie ju tutaj na zawsze. Bajka o mnie jest wprawdzie bardzo pikna, ale nie ma koca i od pidziesiciu lat czekam na to, aby kto wymyli jej zakoczenie. aden z was nie potrafi mi w tym dopomc, dlatego te zostawcie

mnie w spokoju, uszanujcie moj wol, a za to bdziecie mogli zabra sobie wszystko, co znajduje si w dwch pozostaych skrzyniach. Syszc te sowa, ukonilimy si grzecznie Krlewnie abce i z wielk ostronoci opucilimy wieko skrzyni. Nastpnie otworzyem drug skrzyni w przekonaniu, e w niej rwnie ukryta jest jaka niespodzianka. Na dnie jednak lea may zoty gwizdek i nic wicej. Bardzo rozczarowany rzekem do Artura: We sobie ten gwizdek, obejd si bez niego! I nie czekajc na towarzysza, zbliyem si do trzeciej skrzyni. Artur uwanie oglda gwizdek, ja za przez ten czas otworzyem trzeci skrzyni i wyjem z niej lecy na dnie maleki zoty kluczyk. - A to ci dopiero skarby! - zawoaem ze miechem. Wziem z rk Artura gwizdek, przyoyem go do ust i zagwizdaem. W tej samej chwili jaka niewidzialna sia porwaa nas obu i uniosa wysoko w gr. Zanim zdylimy si opamita, stalimy na ziemi u stp dbu. Wprawdzie sznur nasz zwisa z dbowego ska, jednak na prno szukalimy dziupli w tym miejscu, gdzie bya poprzednio. Przejci nasz przygod, ruszylimy w kierunku stawu, gdzie mia nas oczekiwa pan Kleks. Zastalimy go w otoczeniu uczniw, gdy wszyscy ju wrcili ze swych poszukiwa. Obok pana Kleksa leay znalezione przez nich skarby. Byy wic zote monety, sznur pere, skrzypce ze zotymi strunami, kubek z ametystu, tabakierki, piercienie z drogimi kamieniami, srebrne talerze, poski z bursztynu i koci soniowej i mnstwo rozmaitych innych cennych przedmiotw. Czulimy si zawstydzeni widokiem tych skarbw. - A wy cocie znaleli? - zapyta nas z umiechem pan Kleks. Pokazalimy mu kluczyk i gwizdek. Pan Kleks przyglda si tym przedmiotom z takim skupieniem, jak gdyby zobaczy co niezwykego. - To s nieocenione skarby - rzek do nas po chwili. - Kluczyk ten otwiera wszystkie bez wyjtku zamki. Gwizdek natomiast posiada tak waciwo, e wystarczy na nim zagwizda, aby znale si tam, gdzie si by pragnie. Spisalicie si najlepiej ze wszystkich i dlatego otrzymacie zaszczytne wyrnienie! Po tych sowach pan Kleks zdj sobie z nosa dwie due piegi i przylepi po jednej mnie i Arturowi. Wszyscy chopcy z ogromnym zaciekawieniem ogldali znalezione przez nas przedmioty, a gdy jeszcze opowiedzielimy o Krlewnie abce, zazdrocili nam bardzo naszej przygody. - Kady z was moe zatrzyma sobie na wasno to, co dzisiaj znalaz - owiadczy pan Kleks. A teraz nie tramy wicej czasu. O czwartej mamy pj do miasta. Wobec tego, e zostay

jeszcze trzy kwadranse, niechaj nam Ada Niezgdka opowie, jak to byo wtenczas, kiedy mu si zachciao lata, i co przy tej sposobnoci widzia. Jest to bardzo ciekawa historia. Nikomu poza panem Kleksem nie opowiadaem dotd o mojej wielkiej przygodzie, gdy obawiaem si, e nikt mi nie uwierzy. Teraz jednak, wobec dania pana Kleksa, nie pozostawao mi nic innego, jak ca histori opowiedzie od pocztku do koca.

MOJA WIELKA PRZYGODA Zawsze wydawao mi si, e latanie jest rzecz cakiem atw i e wystarczy tylko unie si w powietrze, a ju mona poszybowa wzorem ptakw a pod samo niebo. Tymczasem jednak przypuszczenia moje zawiody mnie zupenie. Gdy idc w lad pana Kleksa nabraem w puca pewn ilo powietrza i poczuem wewntrz niezwyk lekko, zrozumiaem, e ju gotw jestem do lotu. Wydem wic policzki i poczem natychmiast unosi si w gr. Ujrzaem pod sob Akademi pana Kleksa, ktra oddalaa si ode mnie z wielk szybkoci, park mala i jakby ucieka w d, koledzy poczli gwatownie si zmniejsza. Gdy tak zupenie pomimo woli wznosiem si coraz wyej, ogarno mnie uczucie lku i postanowiem jak najprdzej ldowa, okazao si jednak, e nie mam najmniejszego pojcia o kierowaniu sob w powietrzu. Prbowaem wykonywa rkami i nogami rozmaite ruchy, usiowaem naladowa przelatujce w pobliu ptaki, wstrzymywaem oddech, ale wszystko na prno. Zawisem w powietrzu jak balon i wiatr nis mnie nie wiadomo dokd. Zauwayem, e przeleciaem ju ponad murem Akademii pana Kleksa, spodziewaem si, e zobacz teraz z gry wszystkie ssiednie bajki, do ktrych tyle razy przedostawaem si przez furtki w parku. Poza murem jednak nie dojrzaem zgoa nic prcz kilku zielonych pagrkw, brzozowego gaju i obsypanych kwiatami k. Bajek nie byo nawet ladu i mur, tak jak kady inny mur, najzwyczajniej otacza zabudowania Akademii. Po chwili jednak i ten widok znikn mi z oczu i ujrzaem pod sob miasto, w ktrym domy stay obok siebie jak pudeka zapaek. Poprzez wziutkie uliczki przebiegay malekie tramwaje, a ludzie jak mrwki snuli si we wszystkie strony. Moje pojawienie si nad miastem wywoao widoczne zainteresowanie. Na placach poczy gromadzi si grupy przechodniw z zadartymi do gry gowami. Widziaem, jak niektrzy z nich wdrapywali si na supy i na dachy i przygldali mi si przez dugie lunety, a po chwili poczuem na sobie wiato reflektorw. Tymczasem mj lot nie ustawa i w dalszym cigu nie wiedziaem, w jaki sposb wrci na ziemi. Szybko zapada mrok, nagle si ochodzio i po chwili zaczem dygota z zimna i ze strachu. Wiedziaem, e nie mog spodziewa si pomocy pana Kleksa, gdy jego wszechwidzce oko znajdowao si na ksiycu, a na nikogo innego liczy nie mogem. Z nastaniem nocy ogarna mnie trwoga nie dajca si opisa. Dokoa widziaem ju tylko gwiazdy. Wreszcie, nie wiedzc kiedy i jak, wyczerpany lotem, paczem i strachem, zapadem w gboki sen. Nagle obudzio mnie silne uderzenie w plecy. Otworzyem oczy i ujrzaem przed sob mur, o ktry widocznie uderzy mnie podmuch wiatru. Staem wprawdzie na ziemi, ale ziemia ta bya zupenie przezroczysta i bkitna jak niebo. Ogromne zociste soce widniao w dole i promienie jego grzay niezwykle. Mur zbudowany by z niebieskiego matowego szka. Postanowiem zdoby si na odwag i posuwajc si wzdu muru odnale jakie wejcie. Szedem bardzo dugo po przezroczystej ziemi, a wreszcie tak jak przewidywaem, natrafiem

na du bram z matowych szyb. Po krtkim wahaniu zapukaem. Jedna z szyb odsuna si i ujrzaem gron gow buldoga, ktry trzy razy warkn i szybko zasun szyb. Niebawem jednak okienko znw si otworzyo i tym razem zobaczyem eb biaego pudla, ktry przyjanie wyszczerzy zby, mlasn jzykiem i zaszczeka, jak gdyby spotka starego znajomego. Umiechnem si mimo woli i gwizdnem przez zby. Miaem bowiem przed paru laty ulubionego mopsa imieniem Reks, na ktrego zazwyczaj w ten sposb gwizdaem. Zdziwienie moje nie miao granic, gdy na ten gwizd odpowiedziao mi gone szczekanie, pudel zosta gwatownie odepchnity i w okienku ukazaa si znajoma mordka mojego Reksa. Zdawao si, e na mj widok wyskoczy po prostu ze skry. Nie mogem si powstrzyma i z radoci pocaowaem go w nos, on za poliza mnie tak czule, e a mi serce mocniej zabio. - Reks - woaem - Reks, to ty? - Hau! hau! hau! - odpowiedzia mi Reks dugim, wesoym szczekaniem. Po chwili brama otworzya si na ocie i oczom moim ukaza si niezwyky widok. Od bramy prowadzia szeroka ulica, po obydwch jej stronach stay dugim szeregiem psie budy, a raczej niedue domki, pobudowane z rnokolorowych cegieek i kafli, o malekich ganeczkach i okrgych okienkach, otoczone przelicznymi ogrdkami. Po ulicy spaceroway psy i pieski najrozmaitszych ras i gatunkw, wesoo poszczekujc i merdajc ogonami, a z okienek wyglday rowe pyszczki puszystych, rozbawionych szczeniakw. Reks asi si do mnie bez przerwy, a ja rwnie nie mogem si nim nacieszy. Rne inne psy z zaciekawieniem, ale przyjanie obwchiway mnie, a niektre serdecznie lizay po twarzy i po rkach. Poczuem si dziwnie nieswojo i byo mi wstyd, e nie mogem odpowiedzie psom tak sam serdecznoci. Nie rozumiaem ich i wyrniaem si spord nich w sposb zbyt racy. Ulegajc tedy wewntrznemu gosowi, zapragnem upodobni si do otaczajcych mnie psw i poczem chodzi na czworakach, co przyszo mi bardzo atwo i wypado cakiem naturalnie. Chcc naladowa psi mow, sprbowaem szczekn lub warkn, ale z moich ust wydobyy si sowa, ktrych dotd zupenie nie znaem. Takie same sowa rozlegay si dokoa i naraz dolecia mnie znajomy gos Reksa: - Nie dziw si, Adasiu, kady, kto do nas zawita, zaczyna rozumie nasz mow i sam potrafi ni wada rwnie dobrze, jak i my. Czy si domylasz, gdzie jeste? - Pojcia nie mam - odrzekem. - Reksie mj drogi, moe mi objanisz, a nastpnie zaznajomisz mnie ze swymi kolegami, bo czuj si pomidzy nimi cokolwiek obco. Niech ci to nie martwi. Przyzwyczaisz si szybko do nowego otoczenia. Trafie po prostu do psiego raju. Wszystkie psy po mierci dostaj si tutaj, gdzie nie doznaj adnych trosk ani przykroci. Wasz ludzki raj mieci si o wiele, wiele wyej. Nasz znajduje si na poowie drogi i bardzo wiele ludzi, udajc si do ludzkiego raju, zawadza o nas. Psy bardzo kochaj ludzi, wiesz o tym. Dlatego te przyjmujemy ich tutaj bardzo chtnie i gocinnie, a po pewnym czasie wyprawiamy w dalsz drog. Czy i ty si wybierasz do ludzkiego raju?

Opowiedziaem Reksowi o mojej przygodzie, o tym, e wcale jeszcze nie umarem i e moim szczerym zamiarem jest wrci do Akademii pana Kleksa. Od Reksa dowiedziaem si, e przed paru miesicami wpad pod koa samochodu, wskutek czego umar i jako wierny pies dosta si do psiego raju. - A teraz - rzek Reks - pozwl, e ci przedstawi moich przyjaci. Oto buldog Tom, ktry pilnuje naszej bramy. Suy niegdy wiernie krlowej angielskiej, dlatego te wszyscy niezmiernie go szanujemy. Ten pudel, ktrego poznae, ma na imi Glu-Glu. Jest doskonale wytresowany i zabawia nas przernymi sztuczkami. Na potwierdzenie sw Reksa pudel Glu-Glu fikn w powietrzu pi koziokw, a Reks cign dalej: - Ten szpic ma na imi Azorek, a to owczarek Kuba, a to pekiczyk Ralf, a to dobermanka Kora, a ten pikny chart to chluba naszego raju, ma na imi Jaszczur i na wszystkich wycigach bierze pierwsze nagrody. Zreszt stopniowo poznasz si z pozostaymi psami, gdy yjemy tutaj w zgodzie i przyjani. Istotnie, przed upywem godziny zaznajomiem si co najmniej z setk rozmaitych psw i czuem si wrd nich tak dobrze, jak u siebie w domu, a moe nawet jeszcze lepiej. Czarny may ratlerek zbliy si do mnie i rzek bardzo uprzejmie: - Pozwoli pan, e si przedstawi. Nazywam si Lord. - Bardzo mi przyjemnie - odrzekem. - Jestem Adam Niezgdka. - Jakie to dziwne - cign Lord - e ludzie nie rozumiej naszej mowy, chocia mwimy przecie zupenie wyranie. Nieraz te zastanawiaem si nad tym, dlaczego w niektrych miejscach wisz tabliczki z napisem: Zy pies. aden Pies nigdy nie bywa zy. To nieprawda. Mamy wraliwe serca i przywizujemy si do ludzi, ktrzy nieraz bywaj dla nas li i niegodziwi. - Powiem ci, Lordzie - przerwa mu Reks - e jeste waciwie niedelikatny. Mj przyjaciel, pan Niezgdka, by moim panem i czuem si w jego domu nie gorzej anieli tutaj, w psim raju. Chod, Adasiu - doda zwracajc si do mnie - nie kady Lord jest prawdziwym lordem. Oprowadz ci po naszym rajskim miecie. Poegnaem Lorda kwanym umiechem i udaem si z Reksem na zwiedzanie psiego raju, o ktrym nigdy dotd nie syszaem. - Ulica, ktr teraz biegniemy, nazywa si ulic Biaego Ka - mwi Reks. - Prowadzi ona od bramy wejciowej a do placu Doktora Dolittle. Popatrz, oto jest ten plac. Stoi na nim pomnik doktora Dolittle. Rozejrzaem si dokoa. Plac by po prostu wspaniay. Schludne jasne domki otaczay go ze wszystkich stron. Przed domkami na mikkich poduszkach leay wieo wykpane szczenita. Niektre z nich bawiy si pikami, inne ssay kawaki cukru, jeszcze inne apay muchy, ktre dobrowolnie wpaday im do pyszczkw. Porodku placu sta pomnik starszego pana, pod ktrym umocowana bya tablica z napisem: Doktorowi Dolittle, dobroczycy i lekarzowi zwierzt, wdziczne psy. Pomnik by cay zrobiony z czekolady i mnstwo psw oblizywao go dookoa.

Reks utorowa mi drog do pomnika. Wstyd mi si przyzna, ale zabraem si do lizania czekolady na rwni z psami, a wreszcie odgryzem doktorowi Dolittle poow jego trzewika, czyli okoo p kilo czekolady, ktr zjadem ze smakiem, gdy zaczem odczuwa gd. - Codziennie - rzek Reks - zjadamy cay pomnik doktora Dolittle i codziennie odbudowujemy go na nowo. Czekolady nam nie brak, jestemy przecie w raju. - A gdzie mgbym ugasi pragnienie? - zapytaem. - Bardzo chce mi si pi. - Nic atwiejszego! - zawoa wesoo Reks. - Jestemy wanie przed moim paacykiem. Zapraszam ci do mnie na szklank mleka. Domek Reksa zbudowany by z zielonych kafli. Na ganku leay poduszki i dywany, na ktrych wygrzeway si malekie mopsiki, zapewne dzieciarnia mego przyjaciela. W ogrdku na tyach domku rosy krzaki serdelkowe i kiebasiane. Bez trudu zerwaem sobie kawaek krakowskiej kiebasy i dwa serdelki, ktre zjadem z wielk przyjemnoci. Zauwayem nadto, e drzewka rosnce pod oknami miay zamiast konarw i gazi smakowite koci i zakwitay apetycznie rowym szpikiem. Gdy rozgocilimy si w salonie, Reks nacisn wystajcy ze ciany kran, z ktrego - ku memu wielkiemu zdziwieniu - zamiast spodziewanej wody trysno do szklanek chodzone mleko o przemiym smaku lodw mietankowych. Wypiem duszkiem trzy szklanki tego wietnego napoju, po czym ruszylimy z Reksem w dalsz drog. Reks raz po raz kania si rozmaitym swoim znajomym i o kadym mia zawsze co do powiedzenia. - Ta wylica to pani Nola. Nigdy nie rozstaje si z parasolk, chocia deszczw u nas nie bywa, a soce wieci od spodu. Ten wielki dog nazywa si Tango. Co dzie przejada si serdelkami i musi zaywa olej rycynowy. A ta para jamnikw to Sambo i Bimbo. Nie rozstaj si nigdy i usiuj wszystkich przekona, e krzywe nogi s najadniejsze. Tu przerwa i po chwili rzek do mnie: - Uwaaj! Wchodzimy teraz w ulic Drczycieli. Zobaczysz co ciekawego. Istotnie, ulica ta przedstawiaa widok niezwyky. Po obu jej stronach na kamiennych postumentach stali chopcy w rnym wieku i o rozmaitym wygldzie. Mona byo rozpozna wrd nich synw zamonych rodzicw i synw biedakw, chopcw czystych, starannie ubranych, i umorusanych, rozczochranych brudasw. Kady z nich kolejno wyznawa psim gosem swoj win: - Jestem drczycielem, gdy memu psu Filusiowi wybiem kamieniem oko - mwi jeden. - Jestem drczycielem, gdy mego psa Deka wepchnem do dou z wapnem - mwi drugi. - Jestem drczycielem, gdy memu psu Rozetce kazaem zje pieprz - mwi trzeci. - Jestem drczycielem, gdy mego psa Rysia szarpaem nieustannie za ogon - mwi czwarty.

W podobny sposb kady z chopcw przyznawa si ze skruch do przestpstw popenionych wzgldem tego lub innego psa. Jak mnie objani Reks, chopcy, ktrzy drcz psy, dostaj si do psiego raju podczas snu, po czym wracaj do domu w przekonaniu, e wszystko to im si tylko nio. Jednak po takim pobycie na ulicy Drczycieli aden z chopcw nie drczy nigdy ju wicej swojego psa. Byem szczliwy, e udao mi si unikn takiej haby, chocia wcale nie byem znw taki dobry dla mego Reksa i nawet pewnego razu pomalowaem go caego czerwon farb. Odetchnem z ulg i od razu odzyskaem humor. Gdy znalelimy si na placu Robaczkw witojaskich, gdzie stay karuzele, hutawki, beczki miechu i rne tak zwane psie figle, rzuciem si wraz z innymi psami w wir zabawy. Byo mi wesoo jak nigdy dotd, jednak gd zacz mi doskwiera i zauwayem, e Reks pocz niespokojnie wszy. - Chod - rzek do mnie. - Zjemy co lekkiego, a potem wrcimy do domu na serdelki. Po czym zaprowadzi mnie na ulic Biszkoptow, gdzie leay stosy biszkoptw maczanych w miodzie. Byy tak smaczne, e nie mogem si od nich oderwa. - Opamitaj si - ostrzeg mnie Reks - my jestemy w raju, wic nam nic nie moe zaszkodzi, ale ty atwo moesz si rozchorowa. Bardzo mnie interesowao, skd w psim raju bierze si czekolada, biszkopty, mid i inne smakoyki; kto buduje psie domki i pomnik doktora Dolittle; skd bior si parasolki, kapelusze, czapraki, w ktre przystrajaj si psy oraz ich rodziny. Uwaaem jednak, e nie powinienem o to pyta, gdy byoby rzecz niedelikatn wtrcanie si do rajskich spraw. Pomylaem sobie zreszt, e na to wanie jest raj, aeby wszystko zjawio si si w mig i nie wiadomo skd. Zwiedziem jeszcze z Reksem mnstwo ciekawych rzeczy: psi cyrk i psie kina, ulic Baniek Mydlanych, Zauek Dowcipny i ulic Konfiturow, wycigi chartw i Teatr Trzech Pudli, hodowl kiszek kaszanych i pasztetowych, ogrdki salcesonowe, szczenic ani oraz rozmaite inne rajskie urzdzenia. Wracajc na plac Doktora Dolittle, gdzie mieszka Reks, wstpilimy jeszcze do zakadu fryzjerskiego na ulicy Syropowej. Dwaj golarce z Gr witego Bernarda ostrzygli nas bardzo wytwornie, po czym jeden z nich rzek do mnie z dum: - Nie wiem, czy szanowny pan zauway, e w tutejszym klimacie pchy nie trzymaj si zupenie. - Istotnie - odrzekem - macie tutaj rajskie ycie. Stwierdziem ze zdziwieniem, e za strzyenie nie zadano od nas zapaty, idc wic ladem Reksa, grzecznie podzikowaem, liznem mego fryzjera w nos i wyszedem na ulic. Soce przygrzewao niezmiennie i jak dowiedziaem si od Reksa, nigdy nie zachodzio. Gdy wrcilimy do domu mego przyjaciela, kaza on swoim szczenitom oprni poduszki na ganku

i zaproponowa mi, abym wycign si obok niego. Leelimy tak, mile sobie gawdzc i przygldajc si ruchowi na placu. - Jak odrniacie jeden dzie od drugiego - zagadnem Reksa - skoro soce u was nie zachodzi i nigdy nie bywa nocy? - Bardzo prosto - odrzek Reks. - Gdy pomnik doktora Dolittle zostaje doszcztnie zjedzony, wiemy, e upyn jeden dzie. Budowa nowego pomnika zabiera tyle godzin, co jego zjedzenie. Odpowiada to razem ziemskiej dobie. W ten sposb obliczymy tutaj czas. Tydzie okrelamy nazw siedmiu pomnikw. Trzydzieci pomnikw stanowi miesic. Rok skada si z trzystu szedziesiciu piciu pomnikw. Na placu Tabliczki Mnoenia mieszka dwudziestu foksterierw-rachmistrzw, ktrzy stale s zajci liczeniem kolejnych pomnikw i prowadz kalendarz psiego raju. Tak sobie gawdzc z Reksem, dowiedziaem si od niego rozmaitych szczegw o pomiertnym yciu psw. Czuem si bardzo dobrze w jego domu, po pewnym jednak czasie zaczem si nudzi. Sprzykrzyy mi si biszkopty, czekolada i wdliny i ogromnie zachciao mi si zje troch krupniku i marchewki, ktr tak pogardzaem w domu. Odczuwaem zwaszcza brak chleba. Biegem mylami do Akademii pana Kleksa i z rozpacz mylaem o tym, co by byo, gdybym mia ju zosta na zawsze w psim raju. Pewnego dnia leaem sobie w ogrdku i wygrzewaem si na socu razem z maymi mopsikami Reksa. Nade mn zwisay z krzakw serdelki, na ktre patrzyem z obrzydzeniem. - Aga, ak! Aga, ak! - usyszaem nagle nad sob znajomy gos. Zerwaem si na rwne nogi i ku wielkiej mej radoci ujrzaem Mateusza, ktry siedzia na gazi szpikowego drzewa z malek kopert w dziobie. - Mateusz! Jak si ciesz, e ci znowu widz! - zawoaem. - Jak to dobrze, e po mnie przylecia. Co za szczcie! Mateusz sfrun na ganek i poda mi kopert. By to list od pana Kleksa, ktry poucza mnie, w jaki sposb mam wdycha i wydycha powietrze, aby dowolnie kierowa swoim lotem. Przemwiem tedy w psim narzeczu do psw, ktre zbiegy si na widok Mateusza, podzikowaem im za gocin i za dobre serca, ucisnem na poegnanie mego drogiego Reksa i ca jego rodzin i udaem si wraz z nim i z buldogiem Tomem do bramy wyjciowej. Mateusz lecia nade mn, wesoo pogwizdujc. Uprosiem Toma, aby mi da do mojej kolekcji jeden guzik od swego fraczka, po czym raz jeszcze rzuciem okiem na psi raj i opuciem jego gocinne progi. Wcignem powietrze do puc znanym mi sposobem, wydem policzki i uniosem si w gr. Jaki czas syszaem jeszcze poegnalne ujadanie psw, niebawem jednak psi raj pocz oddala si ode mnie, sta si jak may niebieski oboczek, a wreszcie cakiem znikn mi z oczu. Leciaem obok Mateusza, kierujc si wskazwkami, ktrych udzieli mi w licie pan Kleks.

Po kilku godzinach lotu ujrzaem pod sob w wietle zachodzcego soca dachy domw i ulice naszego miasta. - Emia u isko! - krzykn mi w ucho Mateusz, co znaczyo: - Akademia ju blisko! Rzeczywicie, po chwili dostrzegem mury Akademii, park otaczajcy j ze wszystkich stron i samego pana Kleksa, ktry wylecia mi na spotkanie i z daleka wymachiwa rkami na powitanie. Przed zapadniciem mroku bylimy ju w domu. Okazao si, e nieobecno moja trwaa dwanacie dni. Nie umiem po prostu opisa radoci, jak odczuwaem z okazji powrotu na ziemi. Koledzy nie mogli si mn nacieszy, natomiast pan Kleks kaza mi zoy uroczyste przyrzeczenie, e nigdy ju wicej nie bd lata. Przyrzeczenie takie zoyem i dotrzymam go z ca pewnoci.

FABRYKA DZIUR I DZIUREK Miaem zamiar opisa dokadnie przebieg jednego dnia w Akademii pana Kleksa. Opowiedziaem wic wszystko, co si dzieje od chwili naszego przebudzenia a do poudnia. Opisaem lekcj kleksografii, przdzenia liter, odmalowaem kuchni pana Kleksa, opowiedziaem o poszukiwaniu skarbw i o moich przygodach w psim raju. Od wielu dni spdzam cay wolny czas nad tym pamitnikiem, a mimo to dobrnem dopiero do momentu, gdy o godzinie czwartej pan Kleks kaza wszystkim nam zebra si przy bramie i rzek: - Zaprowadz was dzisiaj na zwiedzenie najciekawszej fabryki na wiecie. Ujrzycie najwspanialsze urzdzenia i maszyny, przy ktrych pracuje dwanacie tysicy majstrw i robotnikw. Mj przyjaciel, inynier Kope, jest kierownikiem tej fabryki i obieca oprowadzi nas po wszystkich halach fabrycznych, abymy mogli przyjrze si pracy ludzi i maszyn. Bdzie to bardzo pouczajca wycieczka. Prosz ustawi si w czwrki. Idziemy. Anastazy otworzy bram i ruszylimy w kierunku rdmiecia. Na placu Czterech Wiatrw wsiedlimy do tramwaju, ktry mia zawie nas do fabryki. Poniewa dla wszystkich nie wystarczyo miejsca, pan Kleks przy pomocy swojej powikszajcej pompki rozszerzy tramwaj o sze brakujcych siedze, dziki czemu jechalimy bardzo wygodnie. Droga pocztkowo prowadzia przez miasto, po pewnym za czasie wydostalimy si na brzeg rzeki i niebawem wjechalimy na samograjcy most. Jak nam objani pan Kleks, ciar tramwaju wprawi w ruch maszyneri mostu, dziki czemu z ukrytych w nim trbek popyny dwiki marsza oowianych onierzy. Po drugiej stronie rzeki rozrzucone byo malownicze, schludne miasteczko. Byy to domki robotnikw zatrudnionych w fabryce. Sama fabryka ukazaa si naszym oczom za zakrtem, gdzie znajdowa si kocowy przystanek tramwajowy. Od tego miejsca prowadziy do fabryki ruchome chodniki. Czulimy si na nich zupenie jak w lunaparku, gdy nieprzywykli do takiego rodka komunikacji, nie moglimy utrzyma rwnowagi i wywracalimy si co chwila na ziemi. Przeciwlegym chodnikiem zblia si na nasze spotkanie inynier Kope.

By to wysoki, chudy, siwy pan z rozwianym wosem i kozi brdk. Sta na cienkich, dugich nogach i wymachiwa cienkimi, dugimi rkami. Przypomina mi bardzo stracha na wrble w podeszym wieku. Jednym susem przeskoczy na nasz chodnik, obj serdecznie pana Kleksa i pocaowa go w obydwa policzki. - Pozwolisz, kochany Bogumile, e ci zaprezentuj moich uczniw. Jest ich dwudziestu czterech - rzek pan Kleks. - Aga, ak! - rozleg si gos Mateusza z tylnej kieszeni pana Kleksa. - A to jest mj ulubiony szpak Mateusz - doda pan Kleks wyjmujc go z kieszeni. Pan Bogumi Kope przyjrza si nam uwanie, pogaska Mateusza i rzek bawic si kocem swojej brdki: - Wielki to dla mnie zaszczyt powita ci, mj Ambroy. Bardzo te chtnie oprowadz twych uczniw po mojej fabryce dziur i dziurek. Tylko pamitajcie, chopcy - zwrci si do nas - w fabryce nie wolno niczego dotyka. Po tych sowach owin lew nog dookoa prawej, palce obu rk pozaplata jak dwa warkoczyki i pyn na czele naszej gromadki na ruchomym chodniku w kierunku fabryki, do ktrej przyblialimy si z zawrotn szybkoci. Fabryka skadaa si z dwunastu olbrzymich budynkw o przezroczystych murach i oszklonych dachach. Z daleka ju mona byo rozpozna potne koa maszyn, ktrych stukot dononym echem rozlega si po caej okolicy. Gdy weszlimy do pierwszej hali, o mao nas nie olepiy snopy rnokolorowych iskier, tryskajcych z pasw transmisyjnych, elektrycznych widrw i tokarek. Maszyny stay dugimi szeregami w kilka rzdw, inne zawieszone byy na linach i dwigach, przy wszystkich za uwijay si tumy robotnikw ubranych w skrzane fartuchy i hemy o czarnych szkach. Praca wrzaa, a oskot maszyn i narzdzi zagusza sowa inyniera Kopcia, ktry tumaczy co i objania piskliwym gosem. Zdoaem dosysze jedynie tyle, e w hali tej wyrabiane s dziurki od kluczy, dziurki w nosie i dziurki w uszach, jak rwnie inne jeszcze dziurki mniejszego kalibru. Przygldalimy si z ogromnym zainteresowaniem pracy maszyny i podziwialimy niezwyk wpraw tokarzy, ktrzy za jednym obrotem koa otrzymywali dziesi do dwunastu przelicznie wykoczonych dziurek. Gotowe wyroby wrzucali do maych wagonikw, a po napenieniu chwytay je specjalne ruchome dwigi i przenosiy do skadu w ssiednim gmachu. Pan Kleks zbliy si do jednego z wagonikw, wyj z nosa obie zuyte swoje dziurki, wybra sobie dwie nowe, dopiero co utoczone, i woy je do nosa na miejsce starych. Wyglday

licznie, poyskiway polerowanymi brzegami i widzielimy, z jak przyjemnoci pan Kleks raz po raz wyciera nos. Pamitajc o zakazie inyniera Kopcia musielimy nieustannie pilnowa Alfreda, gdy mia ogromn skonno do dubania w nosie i co chwila odruchowo wyciga palec, aby poduba nim w dziurkach obrabianych przez tokarzy. W nastpnych halach fabrycznych wyrabiane byy dziury i dziurki wikszych rozmiarw, a wic dziury na okciach, dziury w mocie, a nawet dziury w niebie. Te ostatnie byy szczeglnie due i maszyny, na ktrych je toczono, wystaway wysoko ponad dach fabryki, a robotnicy pracujcy przy nich musieli. wspina si po olbrzymich rusztowaniach. Dziury na okciach i na kolanach miay przelicznie strzpione brzegi i wymagay szczeglnej starannoci robotnikw. Pan Kope pokaza nam rne pomysowe rysunki i wzory, podug ktrych modzi inynierowie wycinali formy suce do wyrobu tych dziur. W jednym z pawilonw fabrycznych miecia si sortownia, gdzie mnstwo dowiadczonych majstrw zajtych byo kontrol, pomiarami i sprawdzaniem gotowych ju dziur i dziurek. Popkane, le wypolerowane, wygite i uszkodzone dziurki wrzucano do duych kotw, gdzie przetapiano je ponownie. W ostatniej hali miecia si pakownia. Tam specjalne robotnice wayy dziury i dziurki na duych wagach i pakoway je do picio- i dziesiciokilowych skrzynek. Inynier Kope podarowa nam dwie skrzynki dziurek do obwarzankw. Po powrocie do Akademii pan Kleks upiek duo sodkiego waniliowego ciasta i z dziurek tych narobi dla nas mnstwo znakomitych obwarzankw, ktrymi zajadalimy si przez cay wieczr. Bylimy wszyscy zachwyceni urzdzeniem fabryki, nie moglimy wprost oderwa oczu od elektrycznych widrw rozpalonych do czerwonoci, od tokarek i wszelkiego rodzaju narzdzi, ktrych nazw nie znalimy wcale. Gdy opucilimy fabryk, byo ju prawie ciemno. Z oddali widzielimy przez szklane mury fontanny iskier niebieskich, zielonych i czerwonych, ktre owietlay ca okolic jak fajerwerki. - Z tych iskier mona by przyrzdza doskonae kolorowe potrawy - zauway pan Kleks. Inynier Kope towarzyszy nam a do przystanku tramwajowego, opowiadajc przerne historie ze swego ycia. Okazao si, e w chwilach wolnych od zaj w fabryce inynier wystpuje w cyrku jako linoskoczek, aby nie wyj z wprawy w owijaniu jednej nogi dookoa drugiej. Gdy znalelimy si przy kocu ruchomego chodnika, tramwaj sta ju na przystanku i cierpliwie czeka. By to wz wyleczony swego czasu przez pana Kleksa, dlatego na nasz widok zazgrzyta z radoci koami i nie chcia bez nas ruszy z miejsca. Inynier Kope poegna si z nami bardzo serdecznie, niektrych z nas poaskota swoj kozi brdk, po czym chwil jeszcze rozmawia z panem Kleksem w jakim nieznanym jzyku, zdaje

si, e po chisku, gdy jedyny wyraz, ktry zrozumiaem, byo to nazwisko doktora Paj-ChiWo. Wreszcie wsiedlimy do tramwaju, ktry niezwocznie ruszy. Pan Kleks, pragnc unikn cisku, pozosta na zewntrz i szybowa obok w powietrzu. Przez jaki czas jeszcze widzielimy stojcego na przystanku inyniera Kopcia. Pozaplata palce obu rk w warkoczyki i macha nimi z daleka na poegnanie. W ciemnociach wieczoru, na tle uny bijcej od fabryki, duga jego posta sigaa a pod samo niebo. Dopiero gdy tramwaj skrci w ulic Niezapominajek, stracilimy inyniera Kopcia z oczu. Niebawem wjechalimy na samograjcy most, ktry tym razem odegra na trbkach marsz muchomorw. Pan Kleks, chcc widocznie wyprbowa swoje nowe dziurki w nosie, wtrowa mostowi nucc melodi przez nos. Gdy dojechalimy do placu Czterech Wiatrw, byo ju zupenie ciemno, dlatego te pan Kleks rozda nam pomyki wiec, ktre przechowywa w kieszonce od kamizelki, i w ten sposb dotarlimy wreszcie pnym wieczorem do naszej Akademii. W domu czekaa nas przykra niespodzianka. Wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i przejcia opanowane byy przez muchy. Nieznone te owady, korzystajc z nieobecnoci domownikw, wdary si przez otwarte okna do wntrza domu, obsiady wszystkie przedmioty i sprzty, niezliczonymi rojami unosiy si i brzczay w powietrzu i z ca waciw im natarczywoci rzuciy si na nas. Wdzieray si do ust i nosw, wpaday do oczu, kotoway si we wosach, kbiy si czarnym rojowiskiem pod sufitami, w ktach, na piecach i pod stoami. Na to, by przej z pokoju do pokoju, trzeba byo zamyka oczy, wstrzymywa oddech i opdza si od nich obiema rkami. Nigdy dotd nie widywaem takiego najcia much. Leciay w bojowym szyku, jak wielkie eskadry samolotw, formoway si w klucze, w czworoboki, w puki i nacieray z brzkiem przypominajcym odgos wojennych trb. Wodzowie wyrniali si rozmiarami skrzyde, wojowniczoci i odwag. Bolesne ukucia, zadawane mi przez t kliw nawa, wskazyway na to, e walka prowadzona jest na mier i ycie. W pewnej chwili do pokoju, przez ktry usiowaem przebiec, wleciaa z gonym brzkiem krlowa much, szybkim bzykniciem wydaa kilka krtkich rozkazw swoim wodzom, wbia mi do w nos i pomkna na inne pole walki. wiato lamp nie mogo przedrze si przez t czarn, wirujc w powietrzu chmur. Chodzilimy po omacku, depczc i zabijajc cae chmary obsiadajcych nas zewszd much, ale wcale ich przez to nie ubywao. Nie pomogo rwnie wymachiwanie chustkami i rcznikami. Na miejsce zabitych much pojawiay si nowe i nacieray na nas z wikszym jeszcze natrctwem. Pan Kleks, ktry dotd - fruwajc po pokojach - prowadzi z muchami zacit walk, opad wreszcie z si, zaoy nog na nog i wiszc w powietrzu, zamyla si gboko. Muchy w jednej chwili obsiady go w takiej iloci, e nie byo go wcale spoza nich wida.

Wreszcie pan Kleks straci cierpliwo. Wypyn szybko przez okno i po paru minutach wrci niosc w palcach pajka - krzyaka. Przyoy do powikszajc pompk i pajk szybko zacz si powiksza. Gdy by ju wielkoci kota, pan Kleks wzbi si wraz z nim w gr i umieci go na suficie. Niebawem ujrzelimy mnstwo nitek zwieszajcych si z sufitu a do podogi, a po kwadransie olbrzymia pajczyna przedzielia pokj na dwie czci. Setki i tysice much, cae ich zgiekliwe roje wpaday w nastawione sieci, ale nic nie byo w stanie osabi ich walecznoci i bojowego ducha. Pajk rzuca si arocznie na zowione w pajczyn muchy, poera ich szturmujce oddziay, wysysa z nich wszystkie soki, miady je i tratowa wielkimi wochatymi apami, ale po krtkim czasie tak ju si nimi nasyci, e dziaanie powikszajcej pompki ustao. Pajk zacz si zmniejasza, wrci do swej normalnej wielkoci, zmniejszya si rwnie jego pajczyna i muchy w jedno okamgnienie rozszarpay go na strzpy, mszczc si w ten sposb za klsk swych towarzyszek. Krlowa much uniosa z sob jako trofeum krzy, zdarty niby skalp z plecw pajka. Wwczas pan Kleks przywoa nas do siebie i oznajmi, e wanie przed chwil wymyli specjalny rodzaj muchoapki, ktra uwolni nasz Akademi od plagi much. Po chwili przynis do sali szkolnej miednic z wod, paczk gumy arabskiej, mydo i szklan rurk. Podczas gdy my opdzalimy go od much, pan Kleks rozrobi w miednicy klej razem z mydem i za pomoc szklanej rurki zacz wypuszcza baki mydlane, ktre jedna po drugiej unosiy si w powietrze. Zastosowanie tych muchoapek dao nadzwyczajne wyniki. Muchy oblepiay ze wszystkich stron kleist powierzchni baniek i nie mogc si ju oderwa, razem z nimi opaday na podog. Pan Kleks nie ustawa w pracy. Wypuszcza coraz to nowe baki, my za pochwycilimy mioty i wawo wymiatalimy stosy czarnych od much muchoapek. Niebawem wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i korytarze zapeniy si mydlanymi bakami pana Kleksa. Muchy rzucay si na ich tczow, zdradliw powierzchni i chmarami przylepiay si do nich. adnej nie udao si unikn tego aosnego losu. Pan Kleks dmucha w rurk bez przerwy i po godzinie w caej Akademii nie byo ju ani jednej muchy, tylko kilkanacie przelicznie mienicych si baniek tu i wdzie unosio si jeszcze nad naszymi gowami. Wymiecione przez nas muchy poukadalimy na dziedzicu w wysokie sterty i dopiero nazajutrz rano trzy ogromne ciarwki, przysane z Zakadu Oczyszczania Miasta, uprztny to obrzydliwe cmentarzysko. Tak zakoczya si wojna pana Kleksa z muchami. W tym wszystkim jedna rzecz wprawia nas w zdumienie: gdy znaczna cz much bya ju wytpiona, spoza ich czarnych rojw wyonia si posta fryzjera Filipa, ktry spa na otomanie w gabinecie pana Kleksa. Pocztkowo nie zauwaylimy go zupenie, tak by oblepiony przez muchy, kiedy jednak wreszcie dostrzeg go ktry z chopcw, nie moglimy wyj z podziwu, e najcie much, ktre go szczelnie obsiady, nie zdoao zakci jego snu. Jedynie gone, przerywane chrapanie pozwalao si domyla, e nie by to sen przyjemny ani bogi. Po wytpieniu much pan Kleks obudzi Filipa, kaza nam wyj z gabinetu, zamkn drzwi na klucz i odby z Filipem dug, tajemnicz rozmow.

Gdy po pewnym czasie drzwi otworzyy si, Filip wyszed bardzo wzburzony i owiadczy panu Kleksowi podniesionym gosem: - Od dzisiaj prosz sobie znale innego fryzjera. Nie bd wicej strzyg ani pana, ani paskich uczniw. Dosy mam ju wyczekiwania i obietnic. Przyprowadz go w tym tygodniu. I to nieodwoalnie. Dla niego miaa by ta Akademia, a nie dla tej caej paskiej haastry! egnam pana, panie Kleks. I nie zwracajc na nas uwagi, wyszed z Akademii, trzaskajc po drodze wszystkimi drzwiami. Po chwili dolecia nas z parku jego przeraliwy miech. W wietle ksiyca widzielimy przez okno, jak przesadzi bram i pobieg ulic Czekoladow w kierunku miasta. Pn noc zasiedlimy do kolacji. Pan Kleks przez cay czas nad czym rozmyla i by tak roztargniony, e kalafiory, ktre dla nas przyrzdzi, miay czarny kolor i smakiem przypominay pieczone jabka. Po kolacji pan Kleks wezwa do siebie dwch Andrzejw i kaza im zanie do naszej sypialni dwa ka i pociel, gdy jak oznajmi, spodziewa si w kadej chwili dwch nowych uczniw. Gdy Andrzeje wykonali to polecenie, udalimy si do sypialni i pogrylimy si niebawem w gbokim nie. Na tym koczy si opis jednego dnia, spdzonego przeze mnie w Akademii pana Kleksa.

SEN O SIEDMIU SZKLANKACH Dzie pierwszego wrzenia obfitowa w wydarzenia o niezwykej doniosoci. Bya to niedziela i kady z nas mg robi, co mu si tylko podobao. Artur uczy swego tresowanego krlika rachowa, Alfred wycina fujarki, Anastazy strzela z uku, jeden z Antonich, klczc nad wielkim mrowiskiem, obserwowa ycie mrwek, Albert zbiera kasztany i odzie, ja za bawiem si moimi guzikami i ukadaem z nich rozmaite figury i postacie. Pan Kleks by nie w humorze. W ogle straci humor od czasu owej ktni z Filipem. Nie przypuszczaem, e Filip moe by kim wanym w yciu pana Kleksa i e ten fryzjer i dostawca piegw ma prawo podnosi na niego gos i trzaska drzwiami. Pan Kleks nie myli si, e Filip chyba zwariowa. Jednak w Akademii od tego dnia co si zmienio. Pan Kleks przygarbi si nieco, chodzi zamylony i po caych dniach zajty by reperowaniem swojej powikszajcej pompki. Coraz czciej podczas wykadw wyrcza si Mateuszem, w kuchni przez roztargnienie przypala potrawy i malowa je na nieodpowiednie kolory, a na kady odgos dzwonka przy bramie podbiega do okna i nerwowo szarpa brwi. Gdy owego dnia, ktry opisuj, uoyem z moich guzikw piknego zajca. pan Kleks nachyli si nade mn i posypa uoon figur brzowym proszkiem. Zajc nagle poruszy si, pobieg w kierunku drzwi i uciek unoszc z sob moje guziki. Panu Kleksowi spodoba si wida bardzo ten art, gdy zacz si gono mia, natychmiast jednak posmutnia na nowo i rzek:

- C z tego, e znam si na kolorowych proszkach, na farbach i na szkiekach, kiedy nie mog sobie poradzi z tym nieznonym Filipem. Przeczuwam, e bd mia przez niego mnstwo zgryzot i przykroci. Po prostu uwzi si na mnie. Zdziwiy mnie sowa pana Kleksa, gdy nie wyobraaem sobie, aby taki wielki czowiek nie mg sobie z kimkolwiek poradzi. Pan Kleks, zgadujc moje myli, przybliy si do mnie i dalej mwi szeptem: - Tobie jednemu mog to wyzna, bo jeste moim najlepszym uczniem. Filip domaga si, abym przyj do Akademii dwch jego synw. Powymyla dla nich nowe imiona, ktre zaczynaj si na liter A, i grozi mi, e w razie ich nieprzyjcia odbierze nam wszystkie piegi. W dodatku ostatnio zwariowa, robi mi na zo i nie przestaje si mia. Zobaczysz, e ta historia bardzo aonie si skoczy. Po tych sowach wyj z kieszeni gar guzikw, rzuci je na podog tak zrcznie, e same uoyy si w figur mego zajca, i wyszed z pokoju kurczc si i podskakujc na jednej nodze. Ta rozmowa tak mnie zaintrygowaa, e postanowiem odszuka Mateusza i wypyta go o szczegy dotyczce stosunkw pana Kleksa z Filipem. Mateusz spdza zazwyczaj niedziele w bajce o sowiku i ry, dokd lata na nauk sowiczego piewu. Udaem si wic do parku w nadziei, e dostrzeg go w chwili, gdy bdzie wraca do Akademii. W parku uderzyo mnie jakie osobliwe poruszenie i szelesty. Poke ju nieco podszycie parku wrzao, krzaki chwiay si, trawa si koysaa, nie ulegao wtpliwoci, e strumie niewidzialnych istot przesuwa si spodem parku, omijajc drogi i cieki. Pobiegem w kierunku owego ruchu i kiedy zbliyem si do stawu, zrozumiaem, co zaszo. Caa woda bya spuszczona, ryby trzepotay si rozpaczliwie na suchym dnie, a nieprzejrzane szeregi ab i rakw wyruszyy w wiat w poszukiwaniu jakiej nowej, odpowiedniej siedziby. Towarzyszyem im przez pewien czas, podziwiajc zwaszcza aby, ktre w zgodnych podskokach, nie robic sobie nic z mojej obecnoci, zday za przewodniczk. Kiedy podszedem do niej, aby si przyjrze, zobaczyem, e ma zot koron na gowie, i domyliem si od razu, e to Krlewna abka, ktr ju niegdy widziaem. - Poznaj ci, chopcze, bye niedawno w mojej bajce i zachowaam o tobie mie wspomnienie. Czy widzisz, co si stao? Pan Kleks z niewiadomych powodw zabra ca wod ze stawu, pozostawiajc wszystkie aby, ryby i raki na pastw losu. Postanowiam nie im ratunek i dlatego opuciam mj podziemny paac. Chocia jestem z innej bajki, ale aba atwiej zrozumie ab ni pana Kleksa. Nic te dziwnego, e moje rodaczki z waszego stawu poszy za mn. - A dokd je prowadzisz, Krlewno abko? - zapytaem wzruszony jej sowami. - Nie jestem jeszcze cakiem zdecydowana - odrzeka. - Mog zaprowadzi je do jeziora z bajki o zakltym jeziorze albo do stawu z bajki o zielonej wodnicy. - My chcemy do stawu! - zarechotay chrem aby. Skakay przy tym tak wysoko, e pochd ich przypomina abi cyrk, jeli taki gdziekolwiek istnieje.

Raki wdroway w milczeniu w pewnym odstpie. Nie wydaway adnych dwikw, z trudem tylko powczyy kleszczami. Bya ich nieprzebrana wprost ilo, niemal tyle co ab, a moe nawet jeszcze wicej. Niektre spord nich, zapewne z wysiku i ze zmczenia, porobiy si zupenie czerwone, jakby je kto pola wrztkiem. Nie mogem oderwa oczu od tego widoku, przypomniaem sobie jednak o nieszczliwych rybach, pozostawionych bez wody, przeprosiem wic Krlewn abk i chciaem ju odej, lecz zatrzyma mnie jej bagalny gos: - Adasiu, zaczekaj jeszcze! Czy pamitasz, jak podczas twej bytnoci w moim paacu pozwoliam ci zabra ze skrzyni zoty kluczyk? Bez niego nie bd si teraz moga dosta ani do bajki o zakltym jeziorze, ani do bajki o zielonej wodnicy, a przecie tylko w bajce moe si znale miejsce dla moich ab i rakw. Byam ju w wielkim kopocie z tego powodu, ale skoro los zesa mi ciebie, bagam ci, zwr mi zoty kluczyk, a ocalisz wszystkie stworzenia, ktre tu widzisz. - Kluczyk? - rzekem. - Kluczyk? Ale tak, oczywicie, chtnie ci go zwrc, krlewo. Nie pamitam tylko, gdzie go schowaem. Zdaje si, e zabra go pan Kleks. Poczekaj chwil, zaraz do ciebie wrc. Nie wiedziaem, do czego wpierw mam si zabra. al mi byo ab, ktre saby ju wskutek braku wody, ale bardziej jeszcze niepokoiem si o ryby. Pobiegem co si do Akademii, zebraem kilku chopcw, ktrzy nawinli mi si po drodze, opowiedziaem im o tym, co zaszo, i namwiem ich, aby zajli si losem ryb. Pana Kleksa aden z nich nie widzia, zaczem go tedy szuka po caej Akademii. Nie mogc go znale ani na dole, ani w jego pokoju, wpadem do szpitala chorych sprztw. Rozejrzaem si po sali. Tak. Pan Kleks by tam, ale to, co robi, przechodzio po prostu ludzkie wyobraenie. Nie wikszy od Tomcia Palucha, wisia uczepiony rkami i nogami u wahada zegara i huta si na nim jak na hutawce, powtarzajc raz po raz gono: - Tik-tak, tik-tak, tik-tak. W tej samej chwili zegar zacz wydzwania godzin i pan Kleks zawtrowa mu dwicznym basem: - Bim-bam-bom. Na mj widok przerwa hutanie, zeskoczy na podog, rozkurczy si, rozprostowa i jakby na poczekaniu urs. - Zawsze musicie mi przeszkadza! - rzek rozdranionym gosem. - O co chodzi? Przecie widzisz, e ucz zegar mwi. Natychmiast jednak opanowa si i rzek uprzejmie, jak zazwyczaj: - Przykro mi, Adasiu, e robisz takie zdziwione oczy. Ach, to wszystko wina tego podego Filipa. Chce mnie po prostu zniszczy. Wszystko si we mnie psuje i coraz trudniej zachowa mi normalny wzrost. Dosownie malej z dnia na dzie. A teraz mam nowe zmartwienie: pomyki wiec zaczy mnie tak parzy od pewnego czasu, e dzisiaj musiaem powyrzuca je z kieszeni i

zala wod ze stawu. Fatalne to wszystko, fatalne! Nie opowiadaj tego nikomu, bo strac do ciebie zaufanie. Czego sobie yczysz ode mnie? Po co przyszede? Opowiedziaem panu Kleksowi, jak aosne w swych skutkach byo spuszczenie stawu, powiadomiem go o wymarszu ab i rakw i poprosiem wydanie mi zotego kluczyka, ktry jak domylaem si - schowa w bezdennych kieszeniach swych spodni. Pan Kleks spospnia. - Szkoda, wielka szkoda! - rzek po chwili. - aby nie bd nam wicej ukaday swoich wierszykw. Ale nie miaem przecie innego wyjcia. Musiaem ugasi pomyki wiec, w przeciwnym bowiem razie caa Akademia poszaby z dymem. Potrzebna mi jest koniecznie ogniotrwaa kiesze. A co si stanie z rybami? Moe uda mi si wymyli jaki ratunek dla nich... Aha, prawda! Chciae abym ci odda kluczyk... Zaraz... Mwic to, pan Kleks zacz skrupulatnie przeszukiwa kieszenie. - Musz ci wyzna - zauway szeptem - e mam jeszcze jedn zgryzot. Od czasu kopotw z Filipem pozarastaa mi wikszo moich kieszeni. Nie mog ju wcale do nich si dosta. Ale kluczyk szczliwie znalazem. Masz, zanie go Krlewnie abce, pozdrw j ode mnie i przepro za spuszczenie stawu. Po tych sowach pan Kleks uczepi si znowu wahada i j si buja na nim, powtarzajc za kadym odchyleniem: - Tik-tak, tik-tak, tik-tak. Pobiegem z kluczykiem do parku i zoyem go u stp Krlewny abki. - Jestem ci niezmiernie wdziczna - rzeka krlewna. - Bior ten kluczyk, ale nie sd, e bdziesz pokrzywdzony. W zamian za to otrzymasz ode mnie abk Podajapk. Bdzie ci ona pomocna we wszystkich sprawach, ktre przedsiwemiesz. Po tych sowach krlewna powiedziaa kilka sw po abiemu i po chwili z tumu otaczajcych j ab wyskoczya abka nie wiksza od muchy. Miaa barw jasnozielon i lnia, jakby bya pokryta emali. - We j sobie - rzeka krlewna. - Najlepiej ukryj j we wosach i dawaj jej codziennie jedno ziarnko ryu. Wziem abk Podajapk i posadziem j sobie na gowie. Wlizna si natychmiast pomidzy wosy, a bya tak maa, e wcale jej nie poczuem. Nastpnie podzikowaem krlewnie, poegnaem j z wielkim szacunkiem i przeskakujc przez gromady ab i rakw, pobiegem nad staw. Zastaem tam ju pana Kleksa w otoczeniu kilkunastu uczniw. Wyglda tak jak zazwyczaj, tylko by znowu cokolwiek mniejszy. Na polecenie pana Kleksa chopcy powrzucali ciko dyszce ryby do wielkich koszw sprowadzonych z lamusa. - Za mn - rzek pan Kleks.

Ruszylimy za nim, uginajc si pod ciarem koszw, minlimy kasztanow alej i malinowy chruniak, a po niejakim czasie, przedzierajc si przez gszcze drzew, dotarlimy do muru bajek. Pan Kleks zatrzyma si przed furtk z napisem: Bajka o rybaku i rybaczce i otworzy kdk. Z daleka ju ujrzelimy rybaka, ktry sta na brzegu morza i owi niewodem ryby. Powita nas bardzo serdecznie i umiechn si yczliwie, nie wyjmujc z ust glinianej fajeczki. Wyrzucilimy ryby z koszw do wody, a potem, idc za rad rybaka, skorzystalimy ze sposobnoci i wykpalimy si w morzu, gdy dzie by nadzwyczaj ciepy. Gdy wrcilimy do parku, nie byo ju ani ab, ani rakw, a po dnie stawu spaceroway limaki bawic si w wilgotnym mule. Zamierzalimy ju wraca do domu na obiad, gdy naraz ujrzelimy nad sob Mateusza. Niezwykle podniecony kry nad naszymi gowami i woa na cay gos: - Aga, onik! Aga, onik! Pan Kleks pierwszy zrozumia i j wpatrywa si w niebo. Po chwili i on rwnie zawoa: - Uwaga, balonik! Istotnie, may punkcik, wiszcy wysoko w grze, pocz przyblia si coraz bardziej, a wreszcie zupenie wyranie mona byo rozrni niebieski balonik z umocowanym u spodu koszyczkiem. Pan Kleks ucieszy si ogromnie i zacierajc z zadowolenia rce, raz po raz powtarza: - Moje oko wraca z ksiyca! Balonik opada coraz szybciej, a gdy ju by na wysokoci ramienia, pan Kleks wyj z koszyczka swoje oko, zerwa z prawej powieki plaster i woy oko na miejsce. - Nie! No, co podobnego! - woa z zachwytem. - Tego jeszcze nikt nie widzia! Co za cuda! Co za cuda! Widz ycie na ksiycu! Takiej bajki jeszcze nikt dotd nie wymyli! Z zazdroci patrzylimy na pana Kleksa, ktry sta jak urzeczony i upaja si ksiycowymi widokami, dostarczonymi mu przez wszechwidzce oko. Opanowa si wreszcie i rzek do nas: - Histori o ksiycowych ludziach zami wszystkie dotychczasowe bajki. Ale na to przyjdzie czas. - A moe pan profesor opowie nam j teraz? - odezwa si Anastazy. - Na wszystko musi by odpowiednia pora - odrzek pan Kleks. - Teraz pjdziemy do domu na obiad, a po obiedzie odczytam wam z sennika mojej Akademii sen, ktry si przyni Adasiowi Niezgdce. Chopcy ucieszyli si bardzo t wiadomoci. Szybko tedy zjedlimy obiad, po czym zebralimy si w sali szkolnej.

Pan Kleks siad przy katedrze, otworzy wielk ksig, zawierajc opisy najpikniejszych snw, i zacz czyta: Sen o siedmiu szklankach nio mi si, e si zbudziem. Pan Kleks poprzemienia w chopcw wszystkie krzesa, stoy i stoki, ka, awki i wieszada, szafy i pki, tak e cznie z uczniami Akademii byo nas przeszo stu. - Zawioz was dzisiaj do Chin - owiadczy pan Kleks. Gdy wyjrzaem przez okno, ujrzaem stojcy przed domem maleki pocig, zoony z pudeek od zapaek, przyczepionych do czajnika zamiast lokomotywy. Czajnik by na kkach i buchaa ze para. Powsiadalimy do malekich tych wagonikw i okazao si, e wszyscy pomiecilimy si w nich doskonale. Pan Kleks siad na czajniku i pocig nasz mia ju ruszy, gdy nagle na niebie nad nami rozpostara si ogromna czarna chmura. Zerwa si wicher, ktry powywraca pudeka od zapaek. Zapowiadaa si straszliwa burza. Wobec tego pobiegem do kuchni, wziem siedem szklanek, ustawiem je na tacy, z komrki porwaem drabin i wrciem przed dom. Pan Kleks usiowa rkami powstrzyma par, ktra wydobywaa si z czajnika i czya si z chmurami. - Ratuj, Adasiu, mj pocig! - woa pan Kleks podskakujc wraz z pokrywk czajnika. Nie ogldajc si na nikogo, przystawiem drabin do dachu Akademii i trzymajc w lewej doni tac z siedmioma szklankami, wdrapaem si na najwyszy szczebel drabiny. Gdy tylko znalazem si na szczycie, drabina zacza si wydua tak szybko, e niebawem dotara do czarnej chmury i opara si o jej brzeg. Niewiele mylc schwyciem w do yk, ktr zabraem z kuchni, i jem ni rozgarnia chmur. Najpierw zebraem z wierzchu cay deszcz i wlaem go do pierwszej szklanki. Nastpnie zeskrobaem pokrywajcy chmur nieg i wsypaem do drugiej szklanki. Do trzeciej szklanki wrzuciem grad, do czwartej - grzmot, do pitej - byskawic, do szstej - wiatr. Gdy napeniem w ten sposb wszystkie sze szklanek, okazao si, e zebraem yk ca chmur, tak jak zbiera si kouch z mleka, i e niebo dziki temu ju si wypogodzio. Nie wiedziaem tylko, do czego suy ma sidma szklanka. Zbiegem szybko po drabinie na sam d, ale w miejscu, gdzie sta pocig pana Kleksa, nikogo ju nie zastaem, gdy wszyscy chopcy przemienili si przez ten czas w srebrne widelce, ktre rzdem leay na ziemi.

Zosta tylko pan Kleks, zajty w dalszym cigu swoim czajnikiem i usiujcy palcem zatka jego dzibek. Ustawiem tac z siedmioma szklankami na trawie i nakryem j chustk tak, jak to czyni cyrkowi sztukmistrze. - Co ty narobi! - rzek do mnie wreszcie pan Kleks. - Ukrade chmur. Odtd ju nigdy nie bdzie deszczu ani niegu, ani nawet wiatru. Wszyscy bdziemy musieli zgin od posuchy i upau. Rzeczywicie, w grze nad nami wisia przeczysty bkit i nagle zorientowaem si, e jest to emaliowany niebieski czajnik, zupenie taki sam, na jakim siedzia pan Kleks, tylko wielkoci caego nieba. Z czajnika sczyo si na ziemi soce, a raczej zocisty wrztek, ktry parzy nas niemiosiernie. Pan Kleks, nie mogc znie takiego upau, zacz szybko rozbiera si, ale mia na sobie tyle surdutw, e zdejmowanie ich nie miao koca. Kiedy zobaczyem, e gowa jego zacza si tli i z wosw buchn dym, porwaem z tacy szklank z deszczem i wylaem j na pana Kleksa. Rwnoczenie lun rzsisty deszcz, tylko e pada tym razem nie z gry na d, lecz z dou do gry. Wygldao to tak, jak fontanna tryskajca z ziemi. - niegu! - woa pan Kleks. - niegu, bo spon doszcztnie! Schwyciem wobec tego szklank ze niegiem i wybierajc nieg yk, jem okada nim gow pana Kleksa. Skutek by zdumiewajcy, gdy nieg pocz mnoy si z tak szybkoci, e pokry cay park. W tej samej chwili spod niegu wyskokczyy wszystkie srebrne widelce i wirujc jak optane, zabray si do rzucania kulami ze niegu. W widelcach rozpoznawaem raz po raz to Artura, to Alfreda, to Anastazego, to znowu jakiego innego koleg. Widelce swoim zawrotnym tacem w niegu podniosy tak nieyc, e po prostu nic nie byo wida. Wpadem tedy na pomys, aby nieg zdmuchn za pomoc wiatru. Wziem wic szklank z wiatrem, ktry wyglda jak rzadki, niebieskawy krem, i wygarnem go jednym zamachem yki. Takiego wiatru nigdym dotd nie widzia. D jednoczenie we wszystkich kierunkach, unoszc z sob wszystko, co tylko napotka na drodze. nieg rozwia si natychmiast, a srebrne widelce, uniesione w gr, zawisy w niebie jak gwiazdy. Zrobio si bardzo zimno. Spojrzaem na pana Kleksa i w pierwszej chwili nie poznaem go wcale. Przeistoczy si w bawana ze niegu i wesoo podpiewywa: Jedzie mrz, jedzie mrz. Wiezie niegu cay wz! Pomylaem, e pan Kleks odmrozi sobie rozum, dlatego te wziem czajnik z wrztkiem i wylaem ca jego zawarto na gow pana Kleksa. nieg natychmiast stopnia, znowu si ocieplio i pan Kleks zacz rozkwita.

Naprzd wypuci licie, potem pczki, a wreszcie caa jego gowa i rce pokryy si pierwiosnkami. Zrywa je z siebie i zjada z apetytem, przypiewujc: Gdy si kwiatkw dobrze najem, Grudzie znw si stanie majem. Po chwili jednak straci humor, a to z tego powodu, e pszczoy, zwabione kwiatami na gowie pana Kleksa, obsiady go ze wszystkich stron i niejedna musiaa zapuci do w jego ciao, gdy pocz aonie jcze. Gdy po pewnym czasie pszczoy odleciay, gowa pana Kleksa wygldaa jak wielki bbel, a z oczu jego cieky due krople gstego miodu. Wziem tedy z tacy czwart szklank, w ktrej mieci si grad. Wygldao to tak, jakby do szklanki woy kto gar grubego rutu. Wysypaem na do kilka ziarnek gradu i wcieraem je w gow pana Kleksa. Musia dozna nadzwyczajnej ulgi, gdy zdj gow z karku i rzuci mi j jak pik. Odrzuciem mu j z powrotem w przekonaniu, e gr w pik lubi tak samo jak ja. Tymczasem pan Kleks, nie mogc widzie wasnej leccej ku niemu gowy, tak niezrcznie nadstawi rce, e gowa potoczya si w innym kierunku, odbia si kilka razy od ziemi i znika w zarolach. Zapytaem pana Kleksa, jak si czuje bez gowy, ale nic mi nie odpowiedzia, gdy nie mia czym. W tym czasie wanie emaliowany czajnik w grze odwrci si zakopconym dnem na d i naraz zapada ciemno, w ktrej tylko srebrne widelce migotay wesoo. Pan Kleks sta bez gowy, bezradnie wymachujc rkami. Wyjem tedy z pitej szklanki byskawic, wygiem j na ksztat laski i wiecc ni sobie, udaem si na poszukiwanie gowy pana Kleksa. Znalazem j wrd pokrzyw. Bya caa poparzona, co wcale nie przeszkadzao jej podpiewywa: Poparzyy mnie pokrzywy, Taki jestem nieszczliwy! Zwrciem panu Kleksowi gow, byskawic za wetknem obok w ziemi. Dawaa tyle wiata, e byo widno jak w dzie. - Chtnie bym co zjad - powiedzia pan Kleks. Niestety, jedyn rzecz, ktr posiadaem, bya szklanka z grzmotem. - Doskonale! - zawoa pan Kleks. - Nie znam nic smaczniejszego od grzmotu. Przynie go tutaj.

Wyjem grzmot ze szklanki i podaem panu Kleksowi. Bya to pikna czerwona kula, przypominajca owoc granatu. Pan Kleks wydoby z kieszeni scyzoryk, pokraja grzmot na wiartki, obra ze skrki zjad z ogromnym apetytem, oblizujc si smakowicie. Po chwili jednak rozleg si potny huk i pan Kleks, rozsadzony od rodka, rozerwa si na tysic drobnych czsteczek. Waciwie kada taka czsteczka bya samodzielnym maym panem Kleksem, a wszystkie taczyy wesoo na trawie i miay si cieniutkimi gosikami. Wziem jedn z tych miejcych si czsteczek, woyem do sidmej, pustej szklanki, stojcej na tacy, i zaniosem do kuchni. Nagle przez otwarty lufcik wdary si z gonym brzkiem srebrne widelce, osaczyy mnie ze wszystkich stron, a dwa spord nich, zdaje si, e Antoni i Albert, usioway dosta si do szklanki, gdzie by maleki pan Kleks. Ratujc go przed widelcami, szybko wstawiem szklank do kredensu i mocno zatrzasnem drzwiczki. W tej samej chwili obudziem si. Ujrzaem nad swoim kiem prawdziwego pana Kleksa, ktry sta wpatrzony w moje senne lusterko, szarpa sobie brwi i mwi sam do siebie: - Sen o siedmiu szklankach... Sen o siedmiu szklankach... No, no!

ANATOL I ALOJZY Przez cay wrzesie lay ulewne deszcze. Na krok nie wychodzilimy z domu, zabawy w parku i gry na boisku ustay zupenie, pan Kleks posmutnia i sta si dziwnie maomwny, jednym sowem - wyranie zaczo si co psu w naszej Akademii. Ktrego wieczoru pan Kleks owiadczy nam, e ycie bez motyli i bez kwiatw bardzo go nuy i e wskutek tego musi zacz wczeniej chodzi spa. Poegnalimy si tedy z panem Kleksem i udalimy si do naszej sypialni. - Nudno mi - rzek jeden z Aleksandrw. A ja wam co powiem - odezwa si nagle Artur - pan Kleks ma jakie wyrane zmartwienie. Czy aden z was nie zauway, e sta si troch mniejszy, ni by dotychczas? - Istotnie! - zawoa jeden z Antonich. - Pan Kleks maleje. - A moe mu si popsua jego powikszajca pompka? - zapyta Anastazy. Nie braem udziau w rozmowie, gdy byem bardzo senny. Pooyem si wic do ka i usnem natychmiast.

nio mi si, e jestem motkiem i e pan Kleks rozbija mn po kolei wszystkie moje guziki. Uderzenia motka rozlegay si po caej Akademii i wzmogy si do tego stopnia, e wreszcie si obudziem, ale uderzenia nie ustay. Poczem wic nasuchiwa. Nie ulegao wtpliwoci, e owo stukanie dolatywao z parku i e kto wali w wejciow bram. Zbudziem natychmiast Anastazego, narzucilimy sobie paszcze i wiecc latarkami, pobieglimy do parku. Za bram sta fryzjer Filip w towarzystwie dwch jakich nieznanych chopcw. Wszyscy trzej przemoczeni byli do ostatniej nitki i deszcz ocieka z nich strumieniami. Anastazy otworzy bram i wpuci niezwykych nocnych goci. Nowi uczniowie pana Kleksa! - zawoa Filip zanoszc si od miechu. - Przysze znakomitoci synnej Akademii, cha-cha! Jeden ma na imi Anatol, a drugi Alojzy. Obydwaj na A, cha-cha! Anatolu, przedstaw si kolegom, bd dobrze wychowany! Modzieniec nazwany Anatolem ukoni si mwic: - Jestem Anatol Kukuryk. A to jest mj modszy brat Alojzy. - Z tymi sowy wskaza doni na drugiego chopca, ktrego obaj z Filipem trzymali pod rce. - Bardzo nam przyjemnie panw pozna - rzek z galanteri Anastazy. - Niepotrzebnie jednak stoimy na deszczu. Panowie pozwol za mn. Udalimy si wszyscy do Akademii, pozostawilimy w sieni zmoczone okrycia, po czym Anastazy wprowadzi goci do jadalni i usadowi ich przy stole. Byli wida bardzo zmczeni, gdy Alojzy natychmiast usn i kiwa si na krzele jak chiska figurynka. i Filip przesta si mia i oznajmi, e mia zamiar przyprowadzi Anatola i Alojzego do Akademii przed wieczorem, ale zabdzi po drodze i wskutek tego dopiero po pnocy zdoa odszuka ulic Czekoladow. - Jestecie pewno, panowie, godni - rzekem. - Bd musia obudzi pana Kleksa i zawiadomi go o przybyciu panw. - Koniecznie trzeba obudzi pana Kleksa! - zawoa Filip miejc si znowu. - Mam dla niego wieutkie piegi, cha-cha! Bardzo chcielibycie zobaczy pana Kleksa, cha-cha! Nieprawda, Anatolu? - Bdzie to dla mnie wielki zaszczyt - odrzek grzecznie Anatol. Wobec tego pobiegem czym prdzej na gr i zapukaem do sypialni pana Kleksa. Poniewa nikt nie odpowiedzia, zapukaem powtrnie, potem jeszcze raz. Ale Pan Kleks mia widocznie bardzo mocny sen albo te w ogle nie chcia si obudzi. Nacisnem klamk. Drzwi byy zamknite na klucz. Sdziem, e moe Mateusz usyszy moje stukanie, na prno jednak w dalszym cigu dobijaem si do drzwi - nikt mi nie odpowiada. Postanowiem wic sam pj do kuchni i przyrzdzi kolacj dla chopcw i dla Filipa. Znalazem w spiarni dzbanek z mlekiem, pieczywo, maso, troch sera, kur na zimno. Ustawiem to wszystko na tacy i signem do kredensu po talerze i szklanki. Naraz w jednej ze szklanek dostrzegem co szarego. W przekonaniu, e to mysz nakryem szklank doni i zbliyem do wiata. To, co zobaczyem, napenio mnie przeraeniem. W szklance siedzia pan Kleks. Maleki pan Kleks. Wyranie rozpoznaem jego gow, jego dziwaczny strj, nawet piegi na jego nosie. Siedzia na dnie szklanki i spa.

Wyjem go delikatnie dwoma palcami i pooyem na talerzyku. Zetknicie z chodn porcelan obudzio pana Kleksa. Zerwa si na rwne nogi, szybko rozejrza si dookoa, po czym wydoby z kieszeni powikszajc pompk i przyoy j do ucha. Niebawem te zacz si powiksza, zeskoczy z talerzyka na krzeso, potem na podog, a po paru chwilach sta si normalnym, zwykym panem Kleksem. Byem tym wydarzeniem zupenie oszoomiony i nie wiedziaem, jak si zachowa. Pan Kleks przyglda mi si uwanie przez jaki czas, a wreszcie rzek do mnie surowo: - To wszystko tylko ci si nio! Rozumiesz? Idiotyczny, gupi sen! Po prostu jakie brednie! Zabraniam ci o tym nie opowiada komukolwiek. Pan Kleks ci zabrania! I eby mi si wicej takie sny nie powtarzay! Pamitaj! Przeprosiem pana Kleksa, bo c innego miaem uczyni, po czym oznajmiem mu o przybyciu Filipa z dwoma chopcami. - Poradcie sobie beze mnie - rzek pan Kleks. - Daj im kolacj i niech id spa, a rano z nimi porozmawiam. Filip moe pooy si w moim gabinecie na otomanie. Dobranoc. Po tych sowach wyszed trzasnwszy za sob drzwiami. Wybiegem za nim i widziaem, jak po porczy wjeda na gr. "Co si psuje w Akademii" - pomylaem. Wrciem do kuchni, wziem tac z kolacj i zaniosem j do jadalni. Alojzy spa w dalszym cigu. Filip i Anatol zabrali si do jedzenia, nie zwracajc na niego uwagi. - Moe obudzi paskiego brata? - zagadn Anastazy Anatola. - Pewno jest bardzo godny. - O, nie. To zbyteczne! - odrzek Anatol. - Taki pokrzepiajcy sen zastpi mu w zupenoci jedzenie. Alojzy bardzo nie lubi, eby go budzi. - Zobaczycie, chopcy, to bdzie chluba waszej Akademii, ten picy krlewicz! - mia si Filip zjadajc kur. Po kolacji Anastazy zaprowadzi Filipa do gabinetu, ja za udaem si do sypialni, aby przygotowa ka dla obu chopcw. Gdy koczyem przygotowania, w drzwiach ukazali si Anastazy i Anatol. Anatol nis na rkach picego Alojzego. - Bardzo nie lubi, eby go budzi - wyjani raz jeszcze Anatol. - Dlatego te nie bdziemy go wcale rozbierali: niech sobie pi w ubraniu. Pooylimy go wic ostronie na ku, rozebralimy si szybko i usnlimy wreszcie po dziwnych wydarzeniach tej nocy. Nazajutrz zbudziem si bardzo wczenie. Przybycie nowych uczniw do Akademii stanowio sensacj niepospolit. Szturchnem Alfreda, ktry spa w ssiednim ku, i opowiedziaem mu

szeptem o Anatolu i Alojzym. Alfred zbudzi picego obok Artura, Artur Aleksandra i po chwili w sypialni wrzao jak w ulu. Ranna pobudka Mateusza zastaa wszystkich na nogach. Chopcy przygldali si ciekawie. Anatolowi, ktrego obudzia nasza krztanina, oraz Alojzemu wycignitemu nieruchomo na ku. Nagle drzwi si otworzyy i wszed pan Kleks. - Dzie dobry, chopcy! - zawoa od progu. - Gdzie s wasi nowi koledzy? Anatol usiad na ku. i rzek uprzejmie: - Jestem, panie profesorze. Nazywam si Anatol Kukuryk, a to mj modszy brat. Wskaza przy tym na Alojzego, ktry przez cay czas nawet nie drgn. Pan Kleks przyjrza si w milczeniu Anatolowi i podszed do Alojzego. Dugo sta nad nim zagbiony w swych mylach, wreszcie nachyli si i krzykn mu prosto w ucho: - Nazywasz si Alojzy, prawda? Alojzy nie drgn. - Czy mnie syszysz, Alojzy? - krzykn znowu pan Kleks. Alojzy nie drgn. Wwczas pan Kleks podnis mu powieki i zajrza w oczy, doni potar mu policzki i czoo, poklepa po rkach. Ale i to nie zdoao obudzi Alojzego. - Popatrzcie, chopcy - zwrci si do nas pan Kleks. - Alojzy nie jest ywym czowiekiem, tylko lalk. Byem zawsze przeciwny wprowadzaniu lalek do mojej Akademii. Ale teraz ju nic nie poradz. Alojzy zosta w nocy podstpnie przemycony. Bd mia z nim mnstwo kopotw. Musz go nauczy czu, myle i mwi. Sprbuj, moe mi si uda. Adasiu, we sobie do pomocy Alfreda i dwch Antonich i zaniecie Alojzego ostronie do szpitala chorych sprztw. Lekcji adnych dzisiaj nie bdzie, gdy jestem zajty. Jeli nie bdzie deszczu, moecie pj z Mateuszem do parku. Po tych sowach pan Kleks troch jak gdyby si przykurczy i wyszed z pokoju. Bez chwili zwoki przy pomocy trzech wyznaczonych kolegw zabraem si do przenoszenia Alojzego. Jake wielkie jednak byo moje zdziwienie, gdy okazao si, e niczyja pomoc nie jest mi potrzebna i e sam jeden z atwoci mog unie Alojzego. By lekki jak pirko. Gdy trzymaem go na rkach, chopcy otoczyli mnie ze wszystkich stron, pragnc dokadnie si przyjrze. Gdyby nie zadziwiajca lekko i martwota, Alojzy niczym waciwie nie rniby si od ywego czowieka.

Ksztat gowy, wosy, wyraz twarzy, ukad ust, wilgotna powoka oczu, zarys czoa, nosa i podbrdka, rce i paznokcie na palcach, wszystko to byo tak naturalne, tak udzco prawdziwe, e mao kto od pierwszego wejrzenia rozpoznaby w Alojzym lalk. Nawet masa, z ktrej ulepiona bya twarz i rce, miaa elastyczno i ciepo, waciwe tylko i wycznie ludzkiemu ciau. Krtko mwic, wykonanie tej wspaniaej, niezwykej lalki godne byo najwyszego podziwu. Zachwyt nasz nie mia granic, a przy tym poeraa nas ciekawo, czy pan Kleks zdoa Alojzego oywi i jak uo si nasze stosunki z lalk, ktra stanie si sztucznym czowiekiem. Anatol wtrci si wreszcie do naszej rozmowy i bardzo uprzejmie zacz wyjania nam budow lalki, ktr kocha jak brata. Skorzystaem z tego, wyrwaem si kolegom i pobiegem z Alojzym do pana Kleksa, ktry wyczekiwa ju niecierpliwie w szpitalu chorych sprztw. - Po go na tym stole - rzek do mnie - natychmiast zabierzemy si do roboty. - A wic mog tu zosta? - zapytaem niemiao. - Owszem - odpar pan Kleks - potrzebna mi bdzie pomoc. Poniewa nie jedlimy jeszcze niadania, pan Kleks po raz pierwszy poczstowa mnie pigukami na porost wosw, po czym poleci mi, abym Alojzego rozebra. Okazao si, e tylko gowa i donie lalki ulepione byy z cielesnej masy, wszystkie za pozostae jej czci pokrywaa cienka warstwa mikkiego metalu o mienicym si rowym poysku. Pan Kleks wyj z kieszeni spodni duy soik z maci i rzek: - T maci bdziesz naciera Alojzego tak dugo, a pod metalow powierzchni pojawi si naczynia krwionone. Musisz uzbroi si w cierpliwo, gdy nacieranie potrwa bardzo dugo. Zacznij od ng, a ja zajm si przez ten czas pucami i sercem. Praca nasza trwaa kilka godzin bez przerwy. Pan Kleks odrubowa blach, ktra pokrywaa klatk piersiow lalki, i niestrudzenie majstrowa w jej wntrzu. Mnie od nacierania wprost omdleway rce, doprowadziem jednak wreszcie do tego, e pod metalowym naskrkiem Alojzego pomau zaczy si ukazywa liczne rozgazienia cieniutkich yek. - Nogi maj ju dosy - rzek po pewnym czasie pan Kleks nie patrzc wcale w moj stron. Zajmij si teraz rkami. Zabraem si wobec tego do wcierania maci w ramiona i donie Alojzego. Wanie w tej chwili gdy pojawiy si ju na nich naczynia krwionone, rozleg si dwik dzwonka wzywajcego na obiad. Pan Kleks, purpurowy z napicia i wysiku, rozprostowa plecy, przyrubowa z powrotem blaszan pokryw do klatki piersiowej lalki i rzek do mnie z zadowoleniem: - Doskonale! wietnie! Id teraz na obiad, a ja tymczasem popracuj nad mzgiem tego kawalera.

Z alem opuciem szpital chorych sprztw i udaem si do jadalni. Pierwszy podbieg do mnie Anatol, a za nim pozostali koledzy i zarzucili mnie tysicami pyta: - Czy Alojzy ju chodzi? - Czy mwi? - Co robi pan Kleks? - Kiedy zejdzie na d? - Co Alojzy ma w gowie? - Czy Alojzy ju myli? Opowiedziaem im dokadnie o wszystkim, co dziao si w szpitalu chorych sprztw, a potem szybko zabraem si do jedzenia, aby co rychlej wrci do przerwanej pracy. Gdy bylimy ju przy deserze, drzwi od jadalni otworzyy si nagle. Dwadziecia pi par oczu zwrcio si w ich kierunku. W drzwiach sta Alojzy podtrzymywany przez pana Kleksa. Stawiajc niezrczne i pochliwe kroki, posuwa si z wolna naprzd, rozglda si ciekawie dookoa i przesadnie gestykulowa lew rk. - Macie go! - zawoa z tryumfem pan Kleks. - Poznajcie si z waszym koleg. - Dzie dobry, Alojzy! - odezwa si pierwszy Anatol, olniony widokiem lalki. - Dzie do-bry - odrzek Alojzy wymawiajc z trudem kad sylab. - Powiedz jak si nazywasz! - krzykn mu w ucho pan Kleks. - A-loj-zy Ku-ku-ku... - zaci si Alojzy powtarzajc monotonnie i bez przerwy pierwsz sylab swego nazwiska. Pan Kleks otworzy mu usta, wsun pod jzyk dwa palce i szybko przykrci jak rubk. - No, sprbuj mwi teraz. Lalka odetchna gboko i powiedziaa ju nieco pynniej: - A-loj-zy Ku-ku-ryk. Nazywam si A-loj-zy Ku-ku-ryk. - Doskonale - klasn w donie pan Kleks - doskonale! Siadaj teraz do stou, a wy, chopcy, dajcie mu co do zjedzenia. Alojzy takim samym powolnym, ostronym krokiem zbliy si do stou, siad na krzele i rzek bezdwicznym gosem:

- Daj-cie mi je. Jeden z Antonich podsun mu talerz z makaronem i poda widelec. Alojzy uj niezgrabnie widelec w gar i zabra si do jedzenia. Znaczna cz nabieranego makaronu wypadaa mu z ust, reszt za powoli u i z trudem poyka. - Smaczne - powiedzia z bladym umiechem, gdy ju oprni talerz. Z zadziwiajc szybkoci nabiera wprawy w jedzeniu, w ruchach i w mowie. Po godzinie zacz ukada dusze zdania, a pod wieczr wda si z panem Kleksem w rozmow o Akademii. Nazajutrz zaprowadzilimy go do parku na spacer. Chodzi ju zupenie poprawnie i prbowa nawet goni Anatola, ale zaczepi si o wasn nog i upad. Jad coraz staranniej, nauczy si trzyma w doniach n i widelec, a na trzeci dzie sam si umy, uczesa i ubra. Po tygodniu nikt nie byby ju w stanie rozpozna w Alojzym zwyczajnej lalki powoanej do ycia przez pana Kleksa.

HISTORIA O KSIYCOWYCH LUDZIACH Gdy rano jak zazwyczaj przynielimy panu Kleksowi nasze senne lusterka, pan Kleks rzek do nas bardzo powanie: - Suchajcie, chopcy! Jutro punktualnie o jedenastej rano odbdzie si wielka uroczysto w naszej Akademii. Domylacie si zapewne, o co chodzi. Ot opowiem wam, co moje prawe oko widziao na ksiycu, czyli histori o ksiycowych ludziach. Na uroczysto t zaprosiem ssiednie bajki. Powikszyem trzykrotnie sal szkoln, aby wszyscy mogli si w niej pomieci. Cay dzisiejszy dzie przeznaczam na przygotowania. Chciabym, abycie wygldali schludnie i czysto. Poza tym prosz, abycie zajli si uporzdkowaniem parku i Akademii. Mateusz udzieli wam niezbdnych wskazwek. Ja przez ten czas przygotuj odpowiedni poczstunek dla goci. Prosz mi nie przeszkadza i nie wchodzi do kuchni. Czy mog na was liczy? - Tak jest, panie profesorze! - zawoalimy chrem. Niezwocznie zabralimy si do roboty. Jedni z nas trzepali fotele i dywany, inni zacigali i froterowali podogi, myli okna, uprztali cieki, pucowali obuwie, kpali si, jednym sowem, w Akademii zawrzao jak w ulu. Mateusz bez przerwy kry nad nami, zaglda w najmniejsze szpary, pogania nas i sprawdza to, comy zrobili. Zdawao si, e wszystko idzie jak najlepiej i e nic nie jest w stanie zakci panujcej w Akademii harmonii.

Stao si jednak inaczej. Na wieo zafroterowanej posadzce w gabinecie pana Kleksa pojawia si nie wiadomo skd kaua atramentu. Z poduszek, ktre wietrzyy si na dziedzicu, zaczy si nagle unosi tumany pierza. Obsiado ono dywany, meble i nasze ubrania, tak e ledwo moglimy si potem doczyci. Okazao si, e czyja niewidzialna rka poprzecinaa poduszki noem. Ale to jeszcze nie koniec. W sypialni naszej ni z tego, ni z owego pojawiy si ogromne iloci sadzy. Fruwaa po pokoju opadajc na czyst pociel i bielizn. Gdy jeden z Adamw usiad na otomanie rozdar sobie spodnie, gdy z otomany sterczay ostre gwodzie. Krzesa kto zoliwie wysmarowa klejem. W azience nie wiadomo kto poodkrca wszystkie krany i woda zalaa nie tylko ca azienk, ale i kuchni, wskutek czego pan Kleks musia woy na nogi gbokie kalosze. Nie moglimy w aden sposb ustali, kto tu jest winowajc. Bylimy wciekli, e caa nasza praca idzie na marne, i podejrzliwie spogldalimy jeden na drugiego. Po poudniu jednak bomba wreszcie pka. Artur, wchodzc po schodach na pierwsze pitro, spostrzeg przypadkowo przez uchylone drzwi Alojzego, ktry noyczkami przecina druty elektryczne. Pobieg wic szybko po mnie i obaj niespodzianie wpadlimy do pokoju. Alojzy rozemia si gupio, ale nie przerywa bynajmniej swojego zajcia. Wyrwaem mu z rk noyczki. Tak go to rozgniewao, e kopn stojcy obok st i wywrci go wraz ze wszystkim, co na nim stao. - Alojzy, opamitaj si - rzek Artur. - Nie chc si opamita! - zawoa Alojzy. - Bd wszystko niszczy, bo tak mi si podoba! To ja wylaem atrament w gabinecie, to ja podziurawiem poduszki, to ja napuciem sadzy do sypialni! I co mi zrobicie? Nic. A jeli bdziecie mi si sprzeciwiali, podpal ca t bud i ju! Przeraeni pobieglimy do kuchni do pana Kleksa i opowiedzielimy mu o obuzerskich wybrykach Alojzego. Pan Kleks upuci na podog tort, ktry trzyma wanie w rkach, i zaspi si bardzo. - Przewidziaem, e z tym Alojzym bd nieprzyjemnoci - rzek z zakopotaniem. - Trudno. Dajcie mu, chopcy, spokj, to nie jest wina jego, lecz mechanizmu. Tak jak nastawia si budzik na pewn godzin, mona rwnie nastawi mechaniczn lalk na wykonywanie pewnych czynnoci. Czuj w tym spraw Filipa. Ale jestem zupenie bezsilny. Rozumiecie? Jestem bezsilny. Przez chwil panowao milczenie, po czym pan Kleks cign dalej: - Nie znam mechanizmu Alojzego. Jest to sekret Filipa, ktry go skonstruowa. Dlatego te musimy by dla Alojzego wyrozumiali i cierpliwi. W gruncie rzeczy przecign was wszystkich. Jest po prostu cudownym tworem. Nauczy si ju w Akademii wszystkiego i umie nawet mwi po chisku. Zdaje mi si, e dosownie zjad mj sownik chiski, bo nigdzie go nie mog znale. Idcie do swojej pracy. Myl, e Alojzy sam wreszcie si uspokoi, gdy zobaczy, e nikt nie zwraca na niego uwagi.

Wyszlimy z kuchni bardzo strapieni. O ile Anatol by miym chopcem i dobrym koleg, o tyle Alojzy od duszego ju czasu dokucza nam swymi drwinami i docinkami. Kpi sobie ze wszystkich i ze wszystkiego, odnosi si z lekcewaeniem do pana Kleksa, po nocach nie dawa nam spa, a Mateuszowi przy kadej sposobnoci wyrywa pira z ogona. Pocztkowo znosilimy cierpliwie jego wybryki, potem jednak zaczlimy go unika, tak e wolny czas musia spdza samotnie albo z Anatolem, ktrego nieustannie drczy, potrca i szczypa. By antypatycznym, obrzydliwym chopcem, chocia istotnie nie mona byo mu odmwi niezwykych zdolnoci, inteligencji i sprytu. Trzeba go byo za wszelk cen na jaki czas unieszkodliwi, dlatego te powiciem si dla dobra sprawy i zaproponowaem mu, aby poszed ze mn do parku na szczygy. Alojzy zgodzi si, wobec czego urwalimy kilka gazek ostu na przynt, przygotowalimy ptlice z koskiego wosia i zastawilimy sida, sami za przyczailimy si w pobliskich krzakach. - Nudno mi - rzek szeptem Alojzy. - Jestecie gupcy, jeli moecie wytrzyma z tym waszym panem Kleksem. Przy pierwszej sposobnoci uciekn std i wyjad do Chin. Wanie nigdzie indziej, tylko do Chin. Tak sobie postanowiem. Nic mu na to nie odpowiedziaem, on za snu dalej swoje zwierzenia. - Nie prosiem pana Kleksa, aby uczy mnie myle. Mogem bez tego si obej. Wiem, e jestem zupenie niepodobny do was, chocia na pozr niczym si od was nie rni. Waciwie nie cierpi was wszystkich, a na pana Kleksa nie mog patrzy. Zobaczysz, co ja jeszcze narobi. Dugo bdziecie mnie pamitali. Mwi coraz goniej, wreszcie jednak uspokoi si, opar gow na rkach i po chwili usn. Skorzystaem z tego, wypuciem zapanego szczyga i cicho stpajc na palcach, pobiegem do Akademii. Chopcy koczyli ju swoje zajcia. Pokoje i sale lniy czystoci, a przyjemnie byo spojrze. Zjedlimy wczenie kolacj i poszlimy spa. Alojzego nie byo i nikt nawet o niego si nie zatroszczy. Postanowi widocznie spdzi noc w parku, czemu wcale si nie dziwiem, gdy wiedziaem, e ciao jego nie odczuwa chodu. Nazajutrz wystroilimy si od rana i oczekiwalimy przybycia bajek. Pan Kleks po raz pierwszy woy na siebie zamiast zwykego swego surduta tabaczkowy frak z zielonymi wyogami i w milczeniu przechadza si po Akademii. By cokolwiek mniejszy ni dnia poprzedniego, ale w nowym stroju zmiana ta bya ledwie dostrzegalna. Ju o godzinie dziesitej zaczli nadchodzi zaproszeni gocie. Park zaludni si mnstwem najrozmaitszych postaci, jakie dzisiaj mona oglda tylko w teatrze lub w kinie. Aczkolwiek bya to ju pna jesie, w parku przygrzewao soce i klomby oraz kwietniki nagle pozakwitay.

Przed ganek zajeday powozy i zocone karety, w powietrzu latajce dywany i skrzynie furkotay jak samoloty. Przerne krlewny i ksiniczki cigny w otoczeniu swoich dworzan i paziw. Gnomy i krasnoludki roiy si na ciekach, jak owe aby po spuszczeniu stawu przez pana Kleksa. Przybyway te zwierzta znane z niektrych bajek, a wic kot w butach, kura znoszca zote jajka, niedwiadek Mi, Kozioek Matoek, Kaczka Dziwaczka, lis-przechera, czapla i uraw, a nawet konik polny i mrwka. Rusaka jechaa w szklanym powozie napenionym wod, a dookoa niej pluskay si zote rybki. Nie brak te byo Arabw, Indian i Chiczykw oraz innych najrozmaitszych cudzoziemcw z bajek i opowieci rnych ludw. Pan Kleks wita wszystkich przy wejciu do Akademii, a co najdziwniejsze, kadego zna osobicie. Musz rwnie stwierdzi, e najwspanialsi nawet krlewicze okazywali panu Kleksowi szczeglny szacunek i jego zaproszenie uwaali dla siebie za zaszczyt. Widzc to, doznawaem uczucia dumy, e jestem uczniem takiego znakomitego czowieka. Sala szkolna, po rozszerzeniu jej przez pana Kleksa, staa si tak obszerna, e wszyscy gocie pomiecili si w niej z atwoci, a gdyby miao ich by nawet trzy lub cztery razy wicej, na pewno dla nikogo nie zabrakoby miejsca. Mnie wraz z pozostaymi chopcami przypado w udziale zajmowanie si gomi. Roznosilimy wic na srebrnych tacach i pmiskach przyrzdzone przez pana Kleksa przysmaki. Byy tam rne torty i ciastka, czekoladki, kwiaty i owoce w cukrze, pierniki, lody, kremy, winogrona i orzechy, wymienite przysmaki wschodnie dla bajek arabskich, napoje gorce i zimne, a nawet kompot i cukierki z kolorowych szkieek, z motyli i z pelargonii. Dla znawcw i smakoszw przygotowane byy rwnie piguki na porost wosw, sny w pastylkach oraz zielony pyn. abka Podajapka usadowia si za moim uchem i podszeptywaa mi, kogo i jak mam obsuy, co bardzo uatwio mi prac. Kiedy wszystkie zaproszone bajki ju si zebray i zajy miejsca, ustawilimy si pod cianami. Punktualnie o godzinie jedenastej pan Kleks wszed na katedr. W swym tabaczkowym fraku, z Mateuszem na ramieniu, z rozwianym wosem i mnstwem galowych piegw na nosie wyglda wspaniale. Sal zalega cisza. Pan Kleks odchrzkn i zacz swoj opowie: - Daleko, daleko, za borem, za rzek, gdzie ju nikt nie mieszka, biegnie wska cieka. cieka biegnie w gr przez kosmat chmur, przez biae oboki biegnie w wiat wysoki, gdzie w dali podniebnej wisi ksiyc srebrny. Moje prawe oko bywao wysoko, wszystko, co widziao, mnie opowiedziao. Caa powierzchnia ksiyca pokryta jest grami z miedzi, srebra i elaza. Gry poprzecinane s we wszystkich kierunkach dugimi, krtymi korytarzami, od ktrych prowadzi niezliczona ilo drzwi do lecych wzdu korytarzy pieczar. Mieszkaj w nich ksiycowi ludzie, ktrzy nazywaj si Lunnami.

Na powierzchni ksiyca panuje wieczysty mrz, dlatego te Lunnowie nigdy nie opuszczaj wntrza gr. Snuj si nieustannie po swoich korytarzach, wdruj z pitra na pitro, zapuszczaj si w gb swojej planety, dr niestrudzenie metalowe ciany i prowadz pracowite ycie mrwek. Rolinnoci na ksiycu nie ma adnej, nie ma te adnych innych ywych istot prcz Lunnw. Lunnowie nie posiadaj ani ciaa, ani koci. Utworzeni s z mglistej miazgi podobnej do obokw i mog przybiera najrozmaitsze, dowolne ksztaty. Miazga ta pokryta jest przezroczyst elastyczn powok, przypominajc elatyn. Wszyscy Lunnowie maj naczynia ze szka, w ktrym spdzaj czas wolny od pracy. Kade z tych naczy posiada odrbny ksztat, dziki czemu Lunnowie mog wyodrbni si jedni od drugich. Mieszkania Lunnw wypenione s dziwacznymi sprztami z elaza i miedzi. S to przerne krki, pytki, talerze, misy, poustawiane na trjnogach lub pozawieszane na cianach. wiata Lunnowie nie posiadaj, natomiast sami promieniuj w miar potrzeby. ywi si zielonymi kulkami, ktre wybieraj z miedzi. Wydaj dwiki podobne do uderze srebrnych dzwonkw i doskonale w ten sposb porozumiewaj si midzy sob. Lunnowie poruszaj si podobnie jak oboki, to znaczy - pync. Do pracy nie uywaj adnych narzdzi i we wszystkim, co robi, posuguj si rnymi promieniami, ktre z siebie wydzielaj. Tacy s ksiycowi ludzie zwani Lunnami. Na poudniu pkuli ksiyca, w Wielkiej Srebrnej Grze, mieszka wadca Lunnw, potny i grony krl Niesfor. On jeden tylko osign taki stopie doskonaoci, e utraci sw przezroczysto i uksztatowa swe pynne ciao bez potrzeby uciekania si do szklanego naczynia. Krl Niesfor podobny jest do czowieka ziemskiego, ma nawet rce i nogi, brak mu tylko twarzy, dlatego te gowa jego posiada form gadkiej kuli. Krl Niesfor nigdy nie wypuszcza z doni wskiego, dugiego miecza. Gdy ktry z Lunnw narazi si na jego gniew, przekuwa go ostrzem swej klingi. Wtedy z elatynowej powoki wypywa promienista miazga i ulatnia si w jednej chwili. Powok przekutego Lunna krl Niesfor zabiera do swego srebrnego paacu i chowa do elaznej skrzyni. Pewnego dnia krl Niesfor przeama obyczaje swojego ludu i wyszed na powierzchni Srebrnej Gry. Wtedy wanie staa si rzecz, ktrej nikt nie by w stanie przewidzie... - w tym miejscu pan Kleks przerwa i uwanie czego nasuchiwa. Po chwili zacz zdradza zaniepokojenie, ktre wyranie udzielio si wszystkim obecnym. Z parku dolatyway krzyki, trzask amanych gazi, brzk tuczonych szyb. Widocznie zaszo co szczeglnego. Zgiek przyblia si coraz bardziej, a nagle drzwi do sali rozwary si z oskotem i w progu stan Alojzy. By rozczochrany, brudny, ubranie mia pomite. W doni trzyma skaty kij.

Na twarzy jego malowaa si wcieko. - A c to znaczy, panie Kleks?! - zawoa gosem, ktry zamrozi i przerazi wszystkich. Zachciao si wam urzdza zabawy beze mnie! Co? Mnie si zostawio szczygom na poarcie, a tu przez ten czas opowiada si bajeczki! Czego si gapicie na mnie, wy wszyscy? Fora ze dwora! Wynosi si std, pkim dobry! Przy tych sowach zacz wymachiwa kijem nad gowami wystraszonych goci. Pan Kleks zaniemwi, spoglda przed siebie szklanym wzrokiem i nerwowo szarpa brwi. Alojzy bez adnych przeszkd buszowa po sali, wreszcie zbliy si do stou zastawionego przysmakami pana Kleksa i z caych si uderzy w st kijem. Rozleg si trzask, odamki porcelany i szka posypay si we wszystkie strony, a kremy i napoje ochlapay najbliej siedzcych goci. Anatol usiowa obezwadni Alojzego, ale jednym pchniciem pici zosta obalony na podog. Powsta popoch nie do opisania. Jedna krlewna i dwie mae ksiniczki zemdlay, pozostali za gocie pozrywali si z miejsc i zaczeli ucieka drzwiami i oknami. Pan Kleks sta nieruchomo jak sup soli, skurczy si tylko nieco i ze smutkiem spoglda na Alojzego. - Hej! Panowie, panowie! - krzycza Alojzy - moe bycie si tak troch pospieszyli? Zmykaj, Kaczko Dziwaczko, bo ci zjem na obiad! Uciekaj, mrwko, bo ci rozdepcz! Teraz ja si bawi, cha-cha-cha! Z ciby toczcych si do drzwi goci wysuna si nagle pikna blada pani o dumnej postawie. Podesza do Alojzego i rzeka do stanowczym gosem: - Jestem Wieszczk lalek. dam od ciebie, aby natychmiast opuci sal! - Ale Alojzy nie by ju zwyk lalk i dlatego Wieszczka nie miaa nad nim wadzy. Rozemia si jej szyderczo w twarz, odwrci si plecami i rozpychajc si brutalnie, zawoa: - To jeszcze nie koniec, panie Kleks! Odechce si panu paskich bajeczek! Z paskiej Akademii zostan trociny. Rozumie pan? Tro-ci-ny! Alfred, nie mogc znie tej sceny, rozpaka si. Inni chopcy stali przeraeni i spogldali na pana Kleksa. Ja dygotaem wprost z oburzenia i uczucia przykroci. Sala stopniowo oprniaa si, a wreszcie opustoszaa cakiem. Z parku dolatywa turkot odjedajcych powozw i karet. Zemdlon krlewn wynieli jej paziowie na rkach. Zostalimy sami z panem Kleksem znieruchomiaym i zapatrzonym przed siebie.

Tymczasem sala zmniejszya si i powrcia do zwykych swoich rozmiarw, niebo zachmurzyo si i znowu zacz pada drobny jesienny deszcz. Alojzy z min pen zadowolenia rozsiad si w fotelu na wprost pana Kleksa i wyzywajco gwizda. Wreszcie pan Kleks si ockn. Rozejrza si po pustej sali, popatrzy na nas, stojcych pod cianami, potem na Alojzego i rzek spokojnie, jak gdyby nigdy nic: - Szkoda, chopcy, e nie mogem opowiedzie do koca historii o ksiycowych ludziach. Bd musia odoy to do innej ksiki! Trudno. Zdaje si, e czas ju na obiad. Prawda, Mateuszu? - Awda, awda! - zawoa Mateusz i pofrun w kierunku jadalni. Nie zwracajc uwagi na Alojzego, pan Kleks przeszed obok niego, unis si w powietrze i popyn w lad za Mateuszem, przytrzymujc rkami rozwiewajce si poy swego tabaczkowego fraka. Taki to by wspaniay czowiek!

SEKRETY PANA KLEKSA Kiedy przed prokiem zaczem pisa ten pamitnik, wcale nie przypuszczaem, e zajmie on tyle miejsca i e bd mia do opisania tak wiele rozmaitych, przedziwnych wydarze. Ostatnio za wypadki potoczyy si tak szybko, e trudno mi wprost uporzdkowa je w pamici. Najwaniejsze jest to, e z panem Kleksem od pewnego czasu zaczy si dzia rzeczy cakiem niezrozumiae. Przede wszystkim wic zauwaylimy wszyscy, e co popsuo si w jego powikszajcej pompce. Jak ju wspomniaem przedtem, odbio si to w sposb widoczny na jego wzrocie: pan Kleks z kadym dniem stawa si odrobin mniejszy i nigdy ju nie mg osign wzrostu z dnia poprzedniego. Wprawio go to w stan zdenerwowania, coraz bardziej by roztargniony i zamyla si w chwilach najmniej stosownych. Ktrego dnia zamyli si wjedajc po porczy do gry i przez par godzin siedzia na niej okrakiem pomidzy dwoma pitrami. Innym razem, fruwajc nad stoem z polewaczk w rce, zapomnia, e jest w powietrzu, i zaduma si tak gboko, e spad na pmisek z pieczeni barani, czego wcale nie zauway. Od pewnego czasu ubytek wzrostu pana Kleksa sta si wprost zatrwaajcy. Alfred, ktry by najmniejszy spord nas, przewysza go niemal o gow. - Zobaczycie, e jeli tak dalej pjdzie, za miesic w ogle nie bdzie ju pana Kleks - drwi sobie na gos Alojzy. Musz zaznaczy, e to, co Alojzy wyprawia w Akademii, przechodzio wszelkie wyobraenie. Po awanturze z bajkami nikt ju nie mg sobie z nim poradzi, a pan Kleks puszcza mu pazem wszystkie wybryki.

Alojzy wstawa, kiedy chcia, opuszcza wykady, na sennych lusterkach malowa karykatury pana Kleksa, bez pytania wchodzi do kuchni i wrzuca do garnkw aby i pajki, podziurawi ig baloniki pana Kleksa i wszystkim nam nieustannie dokucza. Nienawidzilimy go i doznawalimy uczucia ulgi, gdy Alojzy zasypia albo wychodzi do parku. Pan Kleks na wszystko mu pozwala, tak jak gdyby si ba. Mao tego - w miar jak wzrastao zuchwalstwo Alojzego, saba wadza i powaga pana Kleksa. Coraz czciej zaniedbywa kuchni i zapomina o naszych obiadach, nie dba zupenie o swoje piegi, a nawet przesta zaywa piguki na porost wosw, wskutek czego cakiem niemal wyysia i straci zarost na twarzy. Ale dziwna przemiana dotkna nie tylko samego Kleksa. Rwnie gmach Akademii skurczy si nieco, pokoje zrobiy si nisze, meble i sprzty zmniejszyy si, a ka stay si krtsze. Park, ktry dotd przypomina rozleg puszcz, zmala i przerzedzi si, a potne dby i buki przeistoczyy si w mae i niepozorne drzewa. Przemiana ta odbywaa si oczywicie stopniowo i bardzo powolnie, jednak po miesicu staa si ju tak widoczna, e wszyscy odczuwalimy smutek i lk. Jeden tylko Alojzy nie traci animuszu, piewa na cay gos, gwizda, trzaska drzwiami, wybija kamieniami kolorowe szyby, drani Mateusza i chwilami stawa si nie do zniesienia. Pan Kleks przyglda mu si w milczeniu, drapa si z zakopotaniem w ysin i co pewien czas usypia zapominajc nieraz po przebudzeniu napi si zielonego pynu. Zrozumielimy, e zblia si koniec naszej Akademii. W Wigili Boego Narodzenia pan Kleks zebra nas wszystkich w sali szkolnej i rzek do nas ze smutkiem w gosie: - Drodzy moi chopcy, nie moglicie nie zauway tego, co dzieje si dookoa was. Widzicie, jak od pewnego czasu zmalaem. Mwic do was, musz sta, aebycie mnie mogli widzie zza katedry. Wszystko, co was otacza, zmniejsza si i maleje. Rozumiecie chyba sami, jaka jest tego przyczyna. Ot, po prostu i zwyczajnie bajka o mojej Akademii dobiega koca. Bdcie przygotowani na to, e Akademia ta w ogle przestanie istnie, a i ze mnie prawie nic nie pozostanie. Przykro mi bdzie rozsta si z wami. Spdzilimy wsplnie cay rok, byo nam wesoo i przyjemnie, ale przecie wszystko musi mie swj koniec. - A co z nami si stanie, panie profesorze? - zawoa Anastazy tumic pacz. Pan Kleks spojrza na z rozczuleniem i rzek: - Mj Anastazy, kady z was ma swj dom, do ktrego wrci. W kadym razie pamitaj o jednym: dzi w o pnocy obowizkowo otwrz bram, po czym klucz wrzu do stawu. Znajdziesz przy brzegu przerbl, ktr specjalnie w tym celu wyrbaem w lodzie. Na tym zakoczy si wanie bajka o Akademii pana Kleksa. Wszystkim nam zrobio si niezmiernie smutno. Otoczylimy Pana Kleksa i caowalimy go po rkach, ktre stay si ju tak mae, jak rce dziecka. Pan Kleks obejmowa nas serdecznie, potrzsa swoj ys gwk i nieznacznie ociera zy z oczu.

Bya to bardzo wzruszajca scena, ktr przez cae ycie zachowaem w pamici. Tymczasem nadszed wieczr. Za oknami pada nieg i peno patkw nienych migotao na szybach. Pan Kleks otworzy lufcik, spojrza w niebo i rzek do nas z agodnym umiechem: - No, dosy, chopcy, przestacie si rozrzewnia! Przygotowaem dla was niespodziank wigilijn, chodcie ze mn na gr. Pan Kleks lekko jak pirko wlizn si po porczy, my za podylimy za nim przeskakujc po kilka schodw na raz. Gdy zebralimy si ju wszyscy na drugim pitrze, pan Kleks wyj pk kluczy i otworzy nimi drzwi od pokojw, ktre dotd stale byy pozamykane. Mrok jednak zapad tak szybko, e nic nie moglimy w ciemnociach rozpozna. Pan Kleks wyj tajemniczo z ogniotrwaej kieszonki pomyk wiecy i wszed do jednego z pokojw. Po chwili pojawiy si w gbi wiateka i niebawem rozlaa si dookoa niezwyka jasno. Bylimy olnieni. Porodku ogromnej sali staa wspaniaa choinka, rozwietlona setkami poncych wieczek i przepysznie ubrana licznymi zabawkami, acuchami, zotymi i srebrnymi nimi, patkami szklanego niegu i mnstwem najrozmaitszych ozdb. Choink otaczay piknie nakryte stoy, uginajce si pod ciarem pmiskw, salaterek i waz. W uroczystym nastroju zasiedlimy do wieczerzy. Rozgldajc si wkoo, spostrzegem, e bylimy w tej samej sali, w ktrej poprzednio mieci si szpital chorych sprztw. Rozpoznaem te wikszo otaczajcych mnie mebli. Byy to stoy, krzesa, stoliki, zegary, ktre jeszcze niedawno przypominay stare rupiecie, teraz za, wyleczone przez pana Kleksa, lniy, poyskiway wieutk politur i wyglday jak nowe. Pan Kleks wbrew dotychczasowym zwyczajom siedzia wrd nas i zajada z apetytem przerne gatunki ryb pitrzcych si na pmiskach. Po wieczerzy zebralimy si wszyscy dookoa choinki, gdy pan Kleks przygotowa dla nas gwiazdkowe podarunki, ktre nam rozdawa niczym wity Mikoaj. Gdy przysza kolej na Alojzego, okazao si, e nie ma go pord nas, i nagle stwierdzilimy, e nie byo go rwnie podczas wieczerzy. Pan Kleks zaniepokoi si bardzo. - Gdzie jest Alojzy? Co si z nim stao? Mateuszu, le czym prdzej i szukaj Alojzego. Anatol przeraony zerwa si z krzesa. - Panie profesorze - zawoa - ja wiem, gdzie on jest! Prosiem go i bagaem, eby tego nie robi. Nie chcia mnie usucha. Pan Kleks podbieg do Anatola i, blady jak ptno, wpi si palcami w jego rami: - Mw! Mw! Gdzie jest Alojzy?!

- Alojzy jest w sekretach pana profesora - wyszepta Anatol drcym gosem i bez si opad na krzeso. Spojrzaem odruchowo na sufit. Z gry wyranie dobiegay odgosy czyich krokw. Pan Kleks jednym susem znalaz si przy oknie, otworzy lufcik i wypyn na zewntrz. Zrozumielimy, e staa si rzecz straszna. aden z nas nie omieliby si nigdy wedrze do sekretw pana Kleksa. Wiedzielimy, e za co podobnego grozio, poza innymi karami, wypdzenie z Akademii. Zreszt zbyt szanowalimy pana Kleksa, aby ktrykolwiek z nas odway si przekroczy jego surowy zakaz. Na to mg sobie pozwoli tylko Alojzy, ta znienawidzona przez wszystkich, zuchwaa, zarozumiaa i przemdrzaa lalka. W ogromnym napiciu oczekiwalimy dalszego rozwoju wypadkw. Gdy tak trwalimy peni niepokoju, rozmawiajc szeptem midzy sob, nagle drzwi otworzyy si i do sali wpad Alojzy, cay wysmarowany sadz, niosc w doniach niewielk hebanow szkatuk. - Mam sekrety pana Kleksa! - zawoa zdyszany. - Zaraz je obejrzymy! Patrzcie, oto s sekrety, cha-cha-cha! Z tymi sowy postawi szkatuk na stole, otworzy j wytrychem i wysypa z niej kilkanacie porcelanowych tabliczek, zapisanych drobnym chiskim pismem. Nie rozumielimy, co to znaczy. Nikt z nas nie zna chiskiego. Bylimy oszoomieni niezwykym wygldem Alojzego i jego zuchwalstwem. - Ja jeden tu czytam po chisku! - woa Alojzy. - Ja jeden potrafi odkry sekrety pana Kleksa. Dowiemy si wreszcie, kim jest ten napuszony dziwak! Cha-cha-cha! Naraz w otworze lufcika ukazaa si blada, wykrzywiona twarz pana Kleksa. Kiedy wpyn do sali, by o poow mniejszy ni przedtem. Mia po prostu wzrost picioletniego chopca. Alojzy widzc, e nie zdy odczyta tajemniczych chiskich tabliczek, zmit je jednym zamachem rki ze stou na podog i pocz je depta z caych si obcasami, a potuk je i star na drobny proszek. Nikt nie zdy mu przeszkodzi w tym dziele zniszczenia. - Zniszczye moje sekrety, Alojzy - rzek pan Kleks gosem spokojnym, lecz surowym. - Wobec tego ja zniszcz ciebie. Jeste dzieem moich rk i z rk moich zginiesz. Po tych sowach woy do ucha powikszajc pompk, nacisn j parokrotnie, pokn kilka piguek na porost wosw i po chwili sta si dawnym, wspaniaym panem Kleksem. Brawura i zuchwalstwo Alojzego zniky bez ladu. Pan Kleks wyj z jednej z szaf du skrzan walizk, otworzy j i postawi na stole. Nastpnie zbliy si do Alojzego i nie mwic ani sowa, posadzi go na stole obok walizki. Przygotowaniom tym przypatrywalimy si z zapartym oddechem. Po chwili pan Kleks obj doni prawe rami Alojzego, odrubowa je i bezwadn zupenie rk woy do walizki. W

podobny sposb odkrci rwnie drug rk oraz nogi i wrzuci na dno walizki. Na stole pozosta jedynie kadub z gow. Alojzy milcza, ledzc z przeraeniem czynnoci pana Kleksa. Pan Kleks uj go tymczasem oburcz za gow i pokrci ni w lew stron. ruba lekko ustpia i niebawem gowa Alojzego zostaa oddzielona od tuowia. Wwczas pan Kleks odrubowa ciemi i wysypa z gowy ca jej zawarto. Byy tam litery, pytki dwikowe, szklane rurki oraz mnstwo kek i sprynek. Wreszcie pan Kleks rozebra na czci tuw Alojzego, czci te uoy wraz z gow w walizce i walizk zamkn. Wszyscy odetchnlimy z ulg: Alojzy - ta niegodziwa karykatura czowieka - przesta istnie. Jeden tylko Anatol mia zy w oczach. - Mj Boe - szepta - mj Boe, co teraz powiem Filipowi? Przecie kaza mi pilnowa i strzec Alojzego. Taka pikna lalka... Taka pikna! Tymczasem pan Kleks na nowo skurczy si i zmala. Zwrci do nas swoj twarzyczk dziecka i rzek: - Nie przejmujcie si, chopcy, tym wszystkim. Domylaem si, e takie wanie bdzie zakoczenie naszej bajki. Niebawem bdzie ju po wszystkim. Alojzy wykrad mi moje sekrety. Na tych porcelanowych tabliczkach, ktre podepa i potuk, wypisana bya caa wiedza, ktr przekaza mi doktor Paj-Chi-Wo. Skoczyo si odtd gotowanie kolorowych szkieek, unoszenie si w powietrzu, odgadywanie waszych myli, powikszanie przedmiotw, leczenie chorych sprztw. Utraciem wszystkie moje umiejtnoci, z ktrych synem w ssiednich bajkach i ktre wsawiy mnie i moj Akademi. Zamiast jednak martwi si, zapiewajmy sobie lepiej kold. Zgoda? Zanim pan Kleks zdy zaintonowa pie, otworzyy si drzwi i wszed fryzjer Filip. Czapk i futro mia pokryte niegiem. By czerwony od mrozu i wciekoci. - Czemu to nie otwieracie bramy? - woa trzsc si z gniewu. - Musiaem przeazi przez mur, eby si do was dosta. Durnie! Dosy mam tej caej waszej Akademii! Anatolu, zabieram ci do domu. Gdzie Alojzy? Anatol niemiao zbliy si do Filipa. - Alojzy... Alojzy... tam... w tej walizce - wybekota z przeraeniem w gosie. Filip podbieg do walizki, otworzy j, spojrza i zachwia si na widok zepsutej lalki. - A wic tak, panie Kleks! - sykn przez zby. - Tak pan dotrzyma naszej umowy? Dwadziecia lat pracowaem nad moj lalk, znosiem panu piegi i kolorowe szkieka, oddaem panu cay mj majtek, aby mg pan stworzy t gupi Akademi. Mia pan za to z Alojzego zrobi czowieka. I co pan zrobi? Zmarnowa pan cay trud, cay wysiek mojego ycia! Nie ujdzie to panu pazem, nie, panie Kleks. Ja panu poka, co potrafi Filip, kiedy chce si zemci. Ja panu poka!

Po tych sowach wyj z bocznej kieszeni dug brzytw, otworzy j i zbliy si do choinki. Pan Kleks obserwowa go w milczeniu i sta si tylko jeszcze mniejszy, anieli by przedtem. Filip, nie powstrzymywany przez nikogo, zabra si do roboty. Ostrzem brzytwy obcina po kolei wszystkie pomyki wiec jarzcych si na choince i chowa je do kieszeni futra. W miar znikania pomykw w sali poczo si ciemnia, a wreszcie zapad zupeny mrok. Co si dziao dalej, nie wiem. Ogarnity trwog wybiegem na schody i nie wiedzc nawet kiedy i jak znalazem si na dziedzicu. Bya pikna, mrona noc grudniowa. nieg przesta pada i w wietle ksiyca iskrzya si jego biel. Caa Akademia, jej mury i park widoczne byy jak na doni. Migna mi przed oczami posta Anastazego, a po chwili usyszaem zgrzyt zamka. Anastazy otworzy bram i jak przez sen zobaczyem przesuwajce si przede mn wyduone cienie moich kolegw. Chciaem krzykn: Do widzenia, chopcy!, ale gos zamar mi w krtani.

POEGNANIE Z BAJK Ksiyc razi mnie w oczy i oblewa swoim tajemniczym blaskiem. Usiadem na awce, gdy poczuem nagle okropne znuenie. Caym wysikiem woli panowaem nad sob, aby nie usn. W tej samej jednak chwili uderzya mnie rzecz niezwyka: gmach Akademii nie by ju dawnym wspaniaym gmachem. Nie spostrzegem zupenie, e zmniejszy si o poow i nadal kurczy si w moich oczach. To samo stao si z parkiem i z otaczajcym go murem. Szumiao mi w uszach, a przed oczami fruway czerwone patki. Gmach Akademii zmniejsza si bez przerwy. Gdy by ju wielkoci zwyczajnej szafy, z drzwi jego wysza jaka maleka posta ktra zbliya si do mnie. By to pan Kleks. Taki sam pan Kleks, jakim widziaem go niegdy w szklance. Tymczasem niebo nade mn si obniyo i ksiyc wisia na nim jak lampa na suficie. Mur otaczajcy Akademi przybliy si i wyranie rozrniaem w nim furtki prowadzce do ssiednich bajek. Czas upywa i wszystko dokoa mnie kurczyo si coraz bardziej. Powieki mi si kleiy i ogarna mnie taka senno, e niepostrzeenie usnem. Gdy po chwili otworzyem oczy, przeobraenie otaczajcych mnie przedmiotw dobiegao koca.

Znajdowaem si w pokoju owietlonym z gry du kulist lamp. Gmach Akademii przemieni si w klatk, w ktrej siedzia zamylony Mateusz. W miejscu gdzie przypada park, lea pikny zielony dywan, haftowany w drzewa, krzaki i kwiaty. Tam, gdzie by mur, staa biblioteka, a furtki w murze zamieniy si w grzbiety ksiek, na ktrych wycinite byy zotymi literami ich tytuy. Znajdoway si tam wszystkie bajki pana Andersena i braci Grimm, bajka o dziadku do orzechw, o rybaku i rybaczce, o wilku, ktry udawa ebraka, o krasnoludkach i sierotce Marysi, o Kaczce Dziwaczce i wiele, wiele innych. Siedziaem na tapczanie, a u mych stp na pododze sta pan Kleks. By ju nie wikszy ni mj may palec. Rk i ng jego nie mogem zupenie rozrni i waciwie jedynie ysa gwka janiaa w wietle lampy. Ujem go delikatnie w dwa palce i postawiem na swojej doni. Ledwie dosyszalnym gosem pan Kleks rzek do mnie: - Bd zdrw, Adasiu, musimy si poegna. Jeste miym i dzielnym chopcem. ycz ci powodzenia w yciu. Kto wie, moe spotkamy si jeszcze w jakiej innej bajce. Po tych sowach pan Kleks sta si znw o poow mniejszy. By wielkoci liwki, a potem potem ju tylko wielkoci orzecha laskowego. I nagle zasza rzecz najmniej oczekiwana. Przedmiot wielkoci orzecha laskowego przesta by panem Kleksem. A sta si guzikiem. Po prostu zwyczajnym guzikiem, ktry poyskiwa bladorow powierzchni. Mateusz, zdawao si, czeka tylko na ten moment. Wyfrun z klatki, usiad mi na ramieniu, potem zeskoczy na moj do, porwa w dzib guzik i sfrun z nim na podog. Czy nie domylilicie si jeszcze, e by to guzik od cudownej czapki bogdychanw, cudowny guzik doktora Paj-Chi-Wo, majcy przywrci Mateuszowi jego ksic posta? Czy nie przyszo wam dotychczas na myl, e pan Kleks by owym guzikiem, ktry doktor Paj-Chi-Wo przeobrazi w czowieka? Jeeli chodzi o mnie, uprzytomniem sobie to dopiero wwczas, gdy dostrzegem stopniowe przemiany Mateusza. Pocz on mianowicie pcznie i powiksza si. Skrzyda jy pomau przybiera ksztat ludzkich ramion, nogi wyduyy si, na miejscu dzioba zaznaczyy si zarysy twarzy. Przybierajc coraz bardziej na wzrocie, Mateusz ju po kilku minutach sta si wikszy ode mnie. Zanim zdyem zda sobie spraw z zachodzcych w mych oczach wydarze, ujrzaem przed sob wytwornego pana w wieku lat czterdziestu, o wosach przyprszonych lekk siwizn. Skoniem si przed nim nisko i rzekem: - Ciesz si, e mog powita Wasz Ksic Mo. Sdz, e Wasza Ksica Mo zasidzie niebawem na tronie swojego ojca.

Przemwienie moje nie bardzo byo udane, ale przecie nie miaem nawet czasu, aby je sobie obmyli i przygotowa. Mateusz, przeobraony w czowieka, wysucha mych sw z powag, a potem nagle rozemia si serdecznie, pogaska mnie po twarzy i rzek: - Kochany chopcze! Nie jestem adnym ksiciem. Po prostu opowiedziaem ci bajk, a ty uwierzy w jej prawdziwo. Historia o krlu wilkw bya przeze mnie zmylona. - No, a ksi? A doktor Paj-Chi-Wo? - zapytaem zdziwiony. - Bajka zawsze jest tylko bajk, mj chopcze - odrzek z umiechem. - Kim wic jeste, Mateuszu? Co to wszystko ma znaczy?! - zawoaem gubic si ju zupenie. - Jestem autorem historii o panu Kleksie - odpar szpakowaty pan. - Napisaem t opowie, gdy ogromnie lubi opowieci fantastyczne i piszc je, sam bawi si znakomicie. Z tymi sowy wzi ze stou otwart ksik, ktra tam leaa, zamkn j i wstawi do biblioteki obok innych bajek. Na grzbiecie tej ksiki widnia napis: Akademia pana Kleksa

You might also like