You are on page 1of 307

PAUL LEVINSON

KOD JEDWABIU
Przeoy Jarosaw Ciela

SOLARIS
Olsztyn 2003

Kod jedwabiu tytu oryg. The Silk Code Copyright 1999 by Paul Levinson All Rights Reserved Copyright 2003 for Polish translation by Jarosaw Ciela ISBN 83-88431-71-4 Projekt graficzny serii Tomasz Wencek Projekt i opracowanie graficzne okadki Jacek Najdora Redaktor serii Wojtek Sedeko Korekta Boena Moldoch Skad Tadeusz Meszko Wydanie 1 Agencja Solaris Magorzata Piasecka ul. Generaa Okulickiego 9/1, 10-693 Olsztyn tel/fax. (0-89)541-31-17 e-mail: agencja@solaris.net.pl www.solaris.net.pl

CZ PIERWSZA

Mendlowska lampa

JEDEN
Wikszo ludzi z terenami rolniczymi kojarzy Kaliforni lub rodkowy Wschd. Wedug mnie tego typu obszarem jest Pensylwania, pena soczystej zieleni na czerwonawej glebie. Niewielkie poletka pomidorw, kukurydzy, ubrania powiewajce na sznurze i dom stojcy zawsze w rogu dziaki. Wszystko ma bardzo ludzkie wymiary... Jenna przebywaa w Anglii na konferencji, nie miaem nic zaplanowanego na weekend, wic zaproponowaem Mo wycieczk do Lancaster. Pokasujc silnikiem, pojechalimy przez most Waszyngtona; szos Pennsylvania Turnpike; przez kolejny most; nastpn autostrad, pen at i dziur; w kocu boczn drog, gdzie mona byo opuci szyby i napawa si wieym powietrzem. Mo, jego ona i dwie crki byli dobrymi ludmi. Wrd osb zajmujcych si medycyn sdow on stanowi rzadki okaz. Moe wynikao to z maej liczby przestpstw w tej czci kraju - mieszkao tu mnstwo Amiszy, a oni odrzucaj przemoc - a moe to cigy kontakt z soczyst zieleni napawa jego dusz spokojem. Lecz w ogle nie mia w sobie nic z tej twardoci, tego cynizmu tak czstego u ludzi zajmujcych si martwymi i okaleczonymi. Nie, w Mo dominowaa niewinno, rado z nauki, ludzi i roztaczajcych si przed nimi moliwoci. - Phil - klepn mnie w rami, drug rk apic mj baga. - Jak si masz, Phil! - krzykna z wntrza jego ona, Corinne. - Cze, Phil! - zawoaa z okna jego starsza crka Laurie, prawdopodobnie ju szesnastoletnia - truskawkowoblond plama w srebrnej ramie. - Cze... - zaczem, ale Mo postawi moj torb na werandzie i pocign mnie w stron swojego samochodu. - Przyjechae wczenie, to dobrze - powiedzia tym konspiracyjnym szeptem uczniaka. Zawsze uywa takiego gosu, kiedy trafia na co nowego w nauce. Postrzeganie pozazmysowe, UFO, ruiny Majw w nieoczekiwanym miejscu -

wszystko to stanowio dla Mo nieodpart przynt. Lecz jego specjalnoci bya moc zwykej natury i ukryta mdro farmerw. - May prezent, ktry chc odebra dla Laurie - wyszepta jeszcze ciszej, cho dziewczyna znajdowaa si daleko poza zasigiem suchu. - Zamierzam te co ci pokaza. Nie jeste zbyt zmczony na krtk przejadk? - Och, nie, skde. - wietnie, to jedziemy - ucieszy si. - Trafiem na pewne metody Amiszw... No c, sam zobaczysz. Spodoba ci si. Strasburg ley w odlegoci pitnastu minut od Lancaster, drog 30. Po drodze s tylko cukiernie Dairy Queens i sklepiki sieci 7-Elevens, lecz jeli zjecha w bok, na jakie p mili w dowoln stron, czowiek cofnie si w czasie o dobre sto lat. Samo powietrze o tym informuje - wyrana mieszanina woni pykw i koskich odchodw, zaskakujco mia, tak rzeczywista, e oczy zachodz zami z przyjemnoci. Czowiek nawet przestaje zwraca uwag na krce w pobliu muchy. Skrcilimy w Northstar Road. - Kawaek std, po prawej stronie, jest farma Josepha Stoltzfusa - poinformowa Mo. Skinem gow. - Cudownie. Soce miao zaj za jakie pi minut. Niebo koloru brzuszka gila nachylao si nad brzami i zieleni farm. - Nie bdzie mia nam za ze, e przybywamy tam, tym, no... - Samochodem? Nie, oczywicie, e nie - uspokoi mnie Mo. - Amisze nie maj nic przeciwko uywaniu samochodw przez nie-Amiszy. A Joseph, jak sam zobaczysz, ma umys bardziej otwarty ni wikszo z nich. Pomylaem, e chyba wanie go widz, po prawej stronie, na kocu szosy, ktra przesza w drog gruntow, szpakowato-siwa gowa i broda pochylone nad skat kor drzewa owocowego. Mia na sobie prosty, czarny kombinezon i ciemnoczerwon koszul. - To jest Joseph? - spytaem.

- Tak sdz - odpar Mo. - Nie jestem pewien. Zatrzymalimy samochd w pobliu drzewa i wysiedlimy. Znienacka zacz pada delikatny, jesienny deszcz. - Macie tu jaki interes? - mczyzna stojcy przy pniu odwrci si w nasz stron. Ton jego sw by mao przyjazny. - Ehm, tak - powiedzia Mo, najwyraniej zaskoczony. - Przepraszam, e przeszkadzamy. Joseph Stoltzfus powiedzia, e moemy przyjecha... - Mielicie interes do Josepha? - ostro spyta mczyzna. Oczy mia zaczerwienione i mokre - cho to mogo by skutkiem deszczu. - C, tak - potwierdzi Mo. - Ale jeli przyjechalimy nie w por... - Mj brat nie yje - oznajmi mczyzna. - Ja nazywam si Isaac. To zy czas dla naszej rodziny. - Nie yje? - Mo prawie krzykn. - To znaczy... co si stao? Widziaem si z paskim bratem wczoraj. - Nie jestemy pewni - rzek Isaac. - Moe atak serca. Uwaam, e powinnicie odjecha. Wkrtce pojawi si tu rodzina. - Tak, tak, oczywicie - zgodzi si Mo. Popatrzy na znajdujc si za Isaacem stodo, ktr spostrzegem dopiero w tym momencie. Jej wrota byy lekko uchylone, wewntrz migotao sabe wiato. Mo zrobi krok w stron budynku. Isaac powstrzyma go wycignit rk. - Prosz - rzek. - Lepiej bdzie, jeli odjedziecie. - Tak, oczywicie - ponownie zgodzi si Mo, a ja odprowadziem go do samochodu. - Nic ci nie jest? - spytaem, kiedy obaj ju siedzielimy w rodku i Mo wczy silnik. Potrzsn gow. - To nie mg by atak serca. Nie teraz. - Zaway zazwyczaj nie umawiaj si na spotkanie - zauwayem. Mo wci potrzsa gow, kiedy skrcalimy z powrotem na Northstar Road. - Uwaam, e kto go zabi.

W dzisiejszych czasach lekarze sdowi maj tendencj do dostrzegania morderstwa w przypadku dziewidziesicioletniej staruszki umierajcej spokojnie we nie, ale Mo takiego skrzywienia nie mia. - Opowiedz mi co wicej - poprosiem niechtnie. Tylko tego byo mi trzeba - nagej mierci zmieniajcej moje odwiedziny w weekend pracoholika. - Niewane - mrukn. - Ju si zanadto wygadaem. - Wygadae? Nie powiedziae mi nic. Mo prowadzi w milczeniu, zamylony. Wyglda jak kto zupenie inny, noszcy jego twarz jako mask. - Prbujesz mnie przed czym chroni, prawda? - zaryzykowaem. Powiniene lepiej mnie zna. Mo milcza. - W czym rzecz? - dryem. - Za pi minut bdziemy z Corinne i dziewczynkami. Wystarczy, e rzuc na ciebie okiem i bd wiedziay, e co si stao. Co im powiesz? Mo skrci nagle w boczn drog, wskutek czego moja nerka wesza w gwatowny kontakt z klamk. - C, tu chyba masz racj - powiedzia. Wystuka numer na telefonie zamontowanym w samochodzie - dopiero teraz go zauwayem. - Halo? - odezwaa si Corinne. - Ze wiadomoci, kochanie - powiedzia rzeczowo Mo, cho mnie ton wydawa si bardzo wymuszony. Bez wtpienia jego ona te to wyczua. Co wypado w projekcie i musimy jeszcze dzi pojecha do Filadelfii. - Ty i Phil? Wszystko OK? - Tak, obaj - potwierdzi Mo. - Nie ma si czym przejmowa. Zadzwoni do ciebie, kiedy dojedziemy na miejsce. - Kocham ci - powiedziaa Corinne. - Ja ciebie te - wyzna Mo. - Ucauj ode mnie dziewczynki na dobranoc. Rozczy si i odwrci do mnie. - Filadelfia? - zdziwiem si.

- Lepiej ebym nie podawa im zbyt wielu szczegw - wyjani. Nigdy tego nie robi w moich sprawach. To by je tylko zaniepokoio. - Ona i tak si niepokoi - powiedziaem. - Dowodzi tego, e nawet nie nakrzyczaa na ciebie za nieobecno na obiedzie. Teraz i ja jestem nieco zaniepokojony. Co si dzieje? Mo nic nie powiedzia. Potem znw skrci - litociwie zrobi to agodniej - w drog, przy ktrej sta znak informujcy, e przed nami znajduje si autostrada Pennsylvania Turnpike. Kiedy przyspieszy, przymknem okno. Noc nagle zrobia si wilgotna i zimna. - Powiesz mi cho swko, dokd jedziemy, czy te po prostu porywasz mnie do Filadelfii? - zapytaem. - Wysadz ci koo stacji na 30-tej Ulicy - powiedzia. - Bdziesz mg przeksi co w pocigu, w Nowym Jorku bdziesz za godzin. - Zostawie moj torb na werandzie, pamitasz? - zauwayem. - Nie wspominajc ju o moim samochodzie. - W porzdku, odwioz ci do nas do domu, moemy zawrci na nastpnym zjedzie. - Moemy wybra si na przejadk, a potem we dwch wrci do ciebie. W porzdku? Mo tylko skrzywi si i jecha dalej. - Zastanawiam si, czy Amos wie? - mrukn kilka minut pniej, bardziej do siebie ni do mnie. - Amos to jeden z przyjaci Josepha? - spytaem. - Jego syn - wyjani Mo. - C, chyba raczej nie moesz do niego zadzwoni z komrki - zauwayem. Mo potrzsn gow, skrzywi si. - Wikszo ludzi ma bdne wyobraenie o Amiszach. Uwaaj ich za jakich Luddystw, przeciwnych wszelkiej technologii. Ale to niepena prawda. Walcz z technologi, zadrczaj si co przyj, a co odrzuci, a jeli zaakceptowa - to w jaki sposb, eby nie zakcio to ich niezalenoci i samowystarczalnoci. Nie sprzeciwiaj si telefonom w ogle, nie chc ich tylko we wasnych domach, bo przeszkadzaj we wszystkim, co si robi.

Prychnem. - Uhum, wielokrotnie telefon od kapitana oderwa mnie od bogich zaj. Telefonus interruprus. Mo umiechn si na moment, po raz pierwszy od opuszczenia farmy Josepha Stoltzfusa. Mio byo to zobaczy. - To gdzie Amisze trzymaj swoje telefony? Mogem wykorzysta sytuacj w nadziei, e Mo w kocu zacznie mwi. - C, to kolejne bdne wyobraenie - wyjani. - Nie istnieje co takiego, jak sposb widzenia wszystkich Amiszy. Istnieje wiele ich odamw, w rny sposb radzcych sobie z technologi. Niektrzy toleruj budki telefoniczne ustawione na skraju ich posiadoci, tak e mog gdzie zadzwoni jeli chc, jednoczenie unikajc niepokojenia w uwiconym wntrzu domu. - Czy Amos ma budk telefoniczn? - zainteresowaem si. - Nie wiem - rzuci Mo, sprawiajc wraenie, e zacz myle o czym innym. - Lecz powiedziae, e jego rodzina jest wyjtkowo wolna od uprzedze - naciskaem. Mo odwrci gow i popatrzy na mnie przez chwil, potem wrci wzrokiem do drogi. - Wolni od uprzedze, tak. Ale nie w dziedzinie komunikacji. - No to w jakiej? - Medycynie - odpar Mo. - Medycynie? - upewniem si. - Co wiesz na temat alergii? Nos mnie swdzia - moe to resztki sodkich pykw z okolic Strasburga. - Mam katar sienny - odparem. - Czasem melon wywouje u mnie pieczenie w ustach. W swoim yciu widziaem kilka przedziwnych zej wywoanych uczuleniami. Sdzisz, e Joseph Stoltzfus umar z takiego powodu? - Nie - zaprzeczy Mo. - Uwaam, e zosta zamordowany, bo prbowa zapobiec zgonom majcym takie przyczyny. - OK - rzekem. - Kiedy ci ostatnio o to spytaem, powiedziae

niewane. Czy mam spyta jeszcze raz, czy da sobie spokj? Mo westchn. - Wiesz, inynieria genetyczna jest o wiele starsza od podwjnej helisy. - Moesz powtrzy? - Krzyowanie rolin w celu otrzymania nowych odmian prawdopodobnie siga pocztkw istnienia naszego gatunku - powiedzia Mo. - Darwin to rozumia - nazwa ten proces sztucznym doborem. Mendel sformuowa pierwsze prawa genetyki krzyujc groszek. Luther Burbank wyhodowa o wiele wicej nowych odmian owocw i warzyw, ni wyszo z naszych laboratoriw manipulujcych genami. - A jaki to ma zwizek z Amiszami - wyprowadzaj teraz nowe odmiany warzyw? - spytaem. - To co wicej - odpar Mo. - Cae wntrza ich domw owietlone s specjalnymi odmianami wietlikw, maj altruistyczny obornik peen limakw szukajcych korzeni rolin i gincych przy nich dla zapewnienia im zwizkw odywczych - wszystko to starannie wyhodowane do wanie tych, konkretnych celw - a nasze spoeczestwo nie wie o tym nic. To najwyszych lotw biotechnologia bez technologii. - I twj przyjaciel Joseph nad tym pracowa? Mo skin gow. - Techno-alergolodzy - nasi konwencjonalni badacze - badali ostatnio pewne artykuy ywnociowe, sdzc, e mog dziaa jak katalizatory uczule. W czasie kwitnienia traw melony maj dla ciebie piekcy smak, prawda? Bo rzeczywicie zaostrza go katar sienny. Arbuz ma takie samo dziaanie, rwnie pyek chryzantem. Joseph i jego ludzie wiedz o tym od dobrych pidziesiciu lat i poszli o wiele dalej. Prbuj wyhodowa nowy rodzaj ywnoci, jak odmian pomidora, ktry bdzie dziaa jak antykatalizator alergii wygaszajc szok histaminowy. - Co jak organiczna Claritina? - spytaem. - Lepsze od tego - zaprzeczy Mo. - Przebije wszelkie farmaceutyki. - Dobrze si czujesz? - zauwayem due krople potu na twarzy Mo.

- Jasne - powiedzia i odchrzkn. Wycign chusteczk i otar czoo. - Nie wiem. Joseph... Zaczy nim wstrzsa napady ostrego kaszlu. Wycignem rk, eby go podtrzyma i wyprostowa kierownic. Koszul mia przepocon na wylot, oddycha chrapliwie, spazmatycznie. - Mo, trzymaj si - powiedziaem, trzymajc go i kierownic jedn rk, drug grzebic w wewntrznej kieszeni paszcza. W kocu namacaem piro z adrenalin, ktre zawsze mam przy sobie, wycignem je. Mo siedzia za kierownic bezwadnie, spocony i pprzytomny. Odepchnem go jak najdelikatniej i sprbowaem odnale stop hamulec. Samochody mijay nas w pdzie, wrzeszczc na mnie wiatami we wstecznym lusterku. Na szczcie Mo jecha prawym pasem, wic olepiaa mnie tylko jedna kolumna wiate. W kocu odnalazem podeszw hamulec i nacisnem go jak najdelikatniej. Istny cud, e samochd zatrzyma si do agodnie na poboczu. Obaj bylimy cali. Popatrzyem na Mo. Zadarem mu koszul i przycisnem piro do ramienia. Nie wiedziaem, od jak dawna nie oddycha, ale nie wygldao to dobrze. Wystukaem 911 na telefonie. - Niech kto tu szybko przyjedzie! - krzyknem. - Jestem na Turnpike, kierunek wschodni, tu przed skrtem na Filadelfi. Jestem doktor Phil D'Amato, lekarz sdowy z NYPD. Potrzebna natychmiastowa pomoc medyczna. Nie miaem pewnoci, czy dozna szoku anafilaktyczny, ale piro adrenalinowe nie mogo mu wiele zaszkodzi. Pochyliem si nad jego klatk piersiow. Jezu, prosz. Zrobiem mu sztuczne oddychanie i masa serca, bagajc o ycie. - Trzymaj si, niech ci diabli! Ale waciwie to ju wiedziaem. To byo wida. Po pewnym czasie nabiera si do tego przekltego szstego zmysu. Jaka piekielna reakcja alergiczna, ktra zabia mojego przyjaciela. W moich ramionach. Ot tak, po prostu.

Pogotowie przyjechao w osiem minut. Lepszy czas ni ostatnio widywane przeze mnie w Nowym Jorku. Ale to nie miao adnego znaczenia. Mo by martwy. Kiedy si nad nim mczyli, przeklinajc i usiujc przywrci go do ycia, popatrzyem na telefon samochodowy. Bd musia zaraz zadzwoni do Corinne i powiedzie jej. Ale na wywietlaczu telefonu widziaem tylko truskawkowoblond wosy Laurie. - Z panem wszystko w porzdku, doktorze D'Amato? - spyta jeden z sanitariuszy. - Tak - potwierdziem. Chyba miaem dreszcze. - Te reakcje alergiczne mog by zabjcze - oznajmi, patrzc na Mo. Wanie: jakbym nie wiedzia. - Powiadomi pan rodzin? - zapyta sanitariusz. Zabior Mo do lokalnego szpitala, z adnotacj martwy w chwili przybycia. - Tak - potwierdziem, ocierajc z. Czuem si, jakbym si dusi. Musiaem zwolni, zachowa kontrol, oddzieli reakcje fizyczne od psychicznych, eby w kocu zacz rozumie, co si tu dzieje. Zrobiem kilka gbokich oddechw. I jeszcze raz. OK. Wszystko byo w porzdku, nie dusiem si naprawd. Ambulans odjecha, zabierajc Mo. On si naprawd dusi i to go zabio. Co wanie zaczyna mi mwi? Znw popatrzyem na telefon. Powinienem pojecha z powrotem do domu Mo, by tam z Corinne, kiedy jej powiem - powiadomienie o czym takim przez telefon to potworno. Ale musiaem dowiedzie si, co si stao z moim przyjacielem - a tego raczej nie znajd u Corinne. Mo nie chcia jej denerwowa, nie zwierza si jej. Nie, najwiksze szanse na dowiedzenie si o co mu chodzio, miaem w Filadelfii, w miejscu, do ktrego jecha. Ale co to za miejsce? Skupiem si na wywietlaczu telefonu - wcisnem kilka klawiszy, wywoaem katalog. Jedyny numer z kodem strefy 215 nalea do Sarah Fischer, z adresu dowiedziaem si, e mieszka w pobliu Temple University.

Wystukaem kod znajdujcy si obok numeru i wcisnem klawisz dzwo. Trzaski, trzaski, potem odlege dzwonienie komrki. - Halo? - odezwa si eski gos, brzmic duo bliej, ni si spodziewaem. - Cze. Czy Sarah Fischer? - Tak - potwierdzia. - Czy ja pana znam? - C, jestem przyjacielem Mo Buhlera i jak sdz, wanie dzi wieczr jechalimy do pani... - Kim pan jest? Czy z Mo wszystko w porzdku? - C... - zaczem. - Zaraz, kim pan u diaba jest? Odwiesz suchawk, jeli nie otrzymam jednoznacznej odpowiedzi - zagrozia. - Jestem doktor Phil D'Amato, lekarz sdowy w Departamencie Policji Nowego Jorku. Milczaa przez chwil. - Z jakich powodw paskie nazwisko brzmi znajomo - powiedziaa. - No, napisaem kilka artykuw... - Chwileczk - usyszaem odkadanie suchawki i odgosy grzebania w papierach. - Paski artyku o bakteriach opornych na antybiotyki ukaza si w magazynie Discover, tak? - zapytaa jak minut pniej. O rany. - Ehm, pod koniec zeszego roku - potwierdziem. - Widz tu pana portret narysowany pirkiem. Jak pan wyglda? - Proste, ciemne wosy, cho stanowczo ich za mao - powiedziaem. Kto mgby pamita, jak wyglda jaki ndzny szkic? - Prosz dalej - popdzia mnie. - Wsy, do obfite, okulary w metalowej oprawce. Zapuciem wsy na stanowcze danie Jenny, do tego portretu pozowaem w okularach. Kilka chwil ciszy, potem westchnienie.

- OK - powiedziaa. - Niech mi pan teraz powie, dlaczego dzwoni... i co si stao z Mo. Mieszkanie Sarah leao o niecae p godziny drogi. Opowiedziaem jej wszystko przez telefon. Zdawaa si o wiele bardziej smutna ni zaskoczona i poprosia mnie, ebym przyjecha. Porozmawiaem z Corinne, powiadomiem j najlepiej jak potrafiem. Zanim Mo zosta lekarzem sdowym, by policjantem, a jak sdz ony policjantw musz by przygotowane na takie wydarzenia, ale jak naprawd mona by na co takiego gotowym po dwudziestu latach szczliwego maestwa? Pakaa, ja pakaem, w tle pakay dzieci. Powiedziaem, e przyjad - wiedziaem, e powinienem, ale miaem nadziej, e powie: Nie, nic mi nie jest, Phil, naprawd. A ty chcesz dowiedzie si, co si stao Mo... I wanie to powiedziaa. Ju nie ma wielu ludzi takich jak Corinne Rodriguez Buhler. Naprzeciwko budynku, w ktrym mieszkaa Sarah, znajdowa si parking - w Nowym Jorku byaby to gwiazdka z nieba. Poprawiem koszul, pasek i naciskajc dzwonek, staraem si wyglda jak najlepiej. Otworzya mi elektryczny zamek wyjciowy i kiedy zdyszany wbiegem na drugie pitro, staa w otwartych drzwiach, by mnie przywita. Miaa powe blond wosy, nieobecne spojrzenie, ale otwarty umiech, ktrego nie spodziewaem si po takim wymaglowaniu mnie przez telefon. Wygldaa na okoo trzydziestk. Mieszkanie byo owietlone mikkim blaskiem, przypominajcym mi widzian kiedy wystaw Pary w wietle gazowych latarni i lekko pachniao lawend. Zmarszczyem nos. - Pomaga mi zasn - wyjania Sarah i wskazaa mi stary, wielgachny fotel. - Kiedy pan zadzwoni, szykowaam si do snu. - Przykro mi... - Nie, to mnie jest przykro - zaoponowaa. - Z powodu takiego mczenia pana na temat Mo - gos jej si lekko zaama na jego imieniu. - Czy mog panu co zaproponowa? Musi pan by godny. Odwrcia si i przesza do drugiego pomieszczenia, zaoyem, e to kuchnia.

Miaa na sobie biae spodnie, kiedy oddalaa si, wiato uwydatniao kontury jej ciaa. - Prosz, to na pocztek. Wrcia z misk winogron. Odmiana Concord. Moja ulubiona. Woy jedno do ust, przebi fioletow skrk, poobraca misz na jzyku - to smak jesieni. Ale nie poruszyem si. - Wiem - powiedziaa. - Po tym, co si stao z Mo, jest pan nieufny wobec wszelkiej ywnoci niewiadomego pochodzenia. Ale te s w porzdku. Prosz, poka - wycigna rk i woya winogrono do ust. - Mmmm - zamruczaa, dotkna warg i zdja z nich nasiona. - Dlaczego pan nie wemie jednego winogrona i nie poda mi. OK? W brzuchu mi burczao i ju miaem lekkie zawroty gowy, zdaem sobie spraw, e musz podj decyzj. Albo wyjd natychmiast, jeli nie ufam tej kobiecie i pjd gdzie co zje - albo zjem, co mi zaoferowaa. Byem zbyt godny, eby rozmawia tu z ni nie tykajc oferowanego jedzenia. - W porzdku, jak pan chce - powiedziaa. - Mam troch szynki Black Forest i mog przyrzdzi panu kanapk, jeli pan chce albo tylko kaw czy herbat. - Wszystkie trzy - poprosiem. - To znaczy bardzo bd wdziczny za kanapk i troch herbaty, sprbuj te winogron. Woyem jedno do ust. Dawno ju nauczyem si, e paranoja jest rwnie niszczycielska, jak niebezpieczestwa, ktre podejrzewa. Sarah wrcia po kilku minutach z kanapk i herbat. Rozgryzem ostatnie trzy winogrona i poczuem si cakiem w porzdku. - Toczy si wojna - powiedziaa i postawia tac na stoliku koo mnie. Kanapk sporzdzia z jakiego ciemnego chleba, pachniaa cudownie. - Wojna? - spytaem i wgryzem si w przeksk. - Uwaa pani, e to, co si przytrafio Mo, jest wynikiem ataku jakiego terrorysty? - Niezupenie - Sarah usiada koo mnie z filiank herbaty w doni. Ta wojna toczy si od bardzo dawna. To wojna biologiczna i ma o wiele gbsze korzenie, dosownie, ni cokolwiek, co dzi uwaamy za terroryzm.

- Nie rozumiem - przyznaem si i poknem ks kanapki. Dobrze byo wrzuci co do odka. - Tak sdziam - zgodzia si Sarah. - Niewielu ludzi to pojmuje. Myli pan, e epidemie, szeroko wystpujce reakcje alergiczne, choroby niszczce nasze zbiory i zwierzta hodowlane, zdarzaj si przypadkowo. Czasami jest to prawda. Czasami tkwi w tym co wicej. Pocigna yczek herbaty. Co w wietle, w jej wosach, twarzy, moe smak jedzenia, wywoao we mnie uczucie, e jestem znw dzieciakiem w piknych latach szedziesitych. Prawie zaczem si spodziewa zapachu kadzida. - Kim pani jest? - zapytaem. - To znaczy, co pani wie z Mo? - Robi doktorat w Temple - odpara. - Z etnobotanicznej farmakologii. Mo stanowi jedno z moich rde informacji. By bardzo miym czowiekiem. Wydao mi si, e zobaczyem bysk zy w kciku jej oka. - Tak, by - zgodziem si. - I pomaga pani w pracy czym - informacjami o wojnie zarazkw, o ktrej wanie mi pani powiedziaa? - Nie cakiem - sprostowaa. - Zna pan wiat akademicki. Nikt nie pozwoliby mi napisa pracy na tak oburzajcy temat - nigdy bym nie przesza na radzie naukowej. Trzeba wic dziaa subtelnie, zaproponowa co nieszkodliwego i przemyci cenne informacje pod przykrywk, rozumie pan. Tak, owszem, podtekstem mojej pracy byo to, co my - ja - nazywam wojn biologiczn, a ktra jest czym wicej ni rozsiewaniem zarazy. I tak, Mo by jednym z ludzi pomagajcych mi bada temat. To pasowao do Mo. - A Amisze maj z tym co wsplnego? - I tak, i nie - powiedziaa Sarah. - Amisze to nie jest jedna, zunifikowana grupa, bardzo si midzy sob rni stylem ycia i wyznawanymi wartociami. - Wiem - przyznaem. - I niektrzy z nich - moe jeden z odamw jest zamieszany w t wojn biologiczn?

- Gwna grupa zaangaowana w t wojn to nie s prawdziwi Amisze - cho jedno z ich zgromadze w pobliu Lancaster mieszka tam ju od 150 lat. Ale oni nie s Amiszami. Udaj ich - to bardzo dobra przykrywka - lecz ich grupa jest o wiele starsza. Jednak ludzie uwaaj ich za Amiszy, bo yj w cisym zwizku z natur, unikajc technologii. Ale nie s nimi. Prawdziwy Amisz sprzeciwia si przemocy. Jednak cz z tych prawdziwych wie, co si dzieje. - Duo pani o nich wie - zauwayem. Zarumienia si lekko. - Sama byam Amiszk. Rozwijaam swoje zainteresowania na ile tylko kobieta naleca do mojego Kocioa moe to zrobi. Bagaam swojego biskupa, eby pozwoli mi pj do college'u - wiedzia, jaka jest stawka, jak wane jest to, co studiowaam - ale odmwi. Powiedzia, e miejsce kobiety jest w domu. Chyba chcia mnie chroni, ale nie jestem pewna. - Zna pani Josepha Stoltzfusa? - zapytaem. Sarah skina gow, z zacinitymi ustami. - To mj wuj - wyjawia w kocu. - Brat mojej matki. - Bardzo mi przykro - powiedziaem. Wida byo, e wie ju o jego mierci. - Kto pani powiedzia? - spytaem mikko. - Amos - mj kuzyn - syn Josepha. Ma budk telefoniczn - poinformowaa. - Rozumiem - mruknem. Co za wieczr. - Sdz, e Mo uwaa, i ci ludzie - ci inni, podobni do Amiszy, ale nie bdcy nimi - w jaki sposb zabili Josepha. Twarz Sarah zadraa, wygldaa, jakby zaraz miaa si rozpaka. - Zrobili to - potwierdzia. - Mo mia racj. Jego te zabili. Odoyem talerzyk i wycignem pocieszajco do. To nie wystarczyo. Wstaem, podszedem do niej i objem j. Drc, podniosa si z krzesa i opara si o mnie z paczem. Przez sztywn bluzk czuem jej ciao, bicie serca. - W porzdku - powiedziaem. - Nie przejmuj si. W moim zawodzie bez przerwy stykam si z takim draniami. Dostaniemy tych ludzi, przyrzekam ci.

Potrzsna gow, nie odrywajc jej od mojej piersi. - Nie z takimi - zaprzeczya. - Dopadniemy ich - powtrzyem. Przytulia si jeszcze raz, potem odsuna si. - Przepraszam - powiedziaa. - Nie chciaam si a tak rozklei. Popatrzya na moj pust filiank. - Co powiesz na kieliszek wina? Popatrzyem na zegarek. Bya ju 21:45, czuem si zmczony. Ale musiaem dowiedzie si wicej. - OK - zgodziem si. - Jasne. Ale tylko jeden. Posaa mi drcy umiech i posza do kuchni. Wrcia z dwoma kieliszkami ciemnoczerwonego wina. Usiadem i pocignem yczek. Smakowao znakomicie - lekko przypominao moe portugalskie, ze ladem owocw i miym posmakiem drewnianej beczki, w ktrej leakowao. - Miejscowe - powiedziaa. - Smakuje ci? - Tak. Pocigna yczek, zamkna oczy i odchylia gow do tyu. Spod pprzymknitych powiek jej bkitne oczy poyskiway jak cenne klejnoty. Musiaem si skupi na jednej sprawie. - Jak dokadnie zabijaj ci ludzie od wojny biologicznej? Co zrobili Josephowi i Mo? - spytaem. Nie otwieraa oczu troch duej, ni si spodziewaem - jakby zapada w marzenia albo zacza zasypia. W kocu otwara je, popatrzya na mnie i potrzsna powoli gow. - Maj mnstwo sposobw. Najnowszy to rodzaj katalizatora w jedzeniu - sdz, e to specyficzna odmiana melona, ktry potnie wzmacnia skutki wielu alergii - podniosa kieliszek drc doni, oprnia go i wstaa. - Nalej sobie jeszcze. Jeste pewien, e nie chcesz wicej? - Jestem pewien, dzikuj - odmwiem i kiedy posza do kuchni, przyjrzaem si swojemu napojowi. Wszystko mwio mi, e katalizator z tego przekltego melona znajdowa si wanie w tym kieliszku... Usyszaem, jak co rozbio si w kuchni.

Popdziem tam. Sara staa nad czym, co wygldao jak rozbita na kawaki maa latarenka sztormowa, wiecca na biao, ale bez ognia wewntrz. Kilka jakich owadw rozwino skrzyda i odleciao. - Przepraszam - wyszeptaa. Znw pakaa. - Strciam j. Naprawd dzi nie jestem sob. Znw przytulia si do mnie, naprawd blisko. Instynktownie pocaowaem j w policzek, leciutko - w gecie, co do ktrego miaem nadziej, e jest tylko bratersk trosk. - Zosta ze mn na noc - wyszeptaa. - To znaczy, ta kanapa si rozkada, moesz si na niej wycign, bdziesz mia do prywatnoci. Ja pjd do sypialni. Boj si... Te si baem, bo cz mnie pragna zapa j na rce, zanie do sypialni albo na kanap, gdziekolwiek, pooy j delikatnie, agodnie rozebra, przeczesa palcami jej jedwabiste wosy i... Jednak zaleao mi na Jennie. I chocia nie zwizalimy si formalnie na cae ycie... - Kiepsko si czuj - powiedziaa Sarah i odsuna si lekko. - Napiam si troch wina przed twoim przyjciem i... Nagle gowa opada jej bezwadnie, ciao zwiotczao, a oczy ucieky w gb czaszki. - Sarah! Najpierw prbowaem j prowadzi, potem wziem j na rce i zaniosem do sypialni. Pooyem j na ku, na delikatnej, jedwabnej pocieli, najagodniej jak umiaem, sprawdziem jej puls w przegubie. By chyba troch przyspieszony, ale generalnie wydawa si normalny. Podniosem jej powiek - bya pprzytomna, ale renic nie miaa rozszerzonych do koca. Prawdopodobnie bya pijana, nie pod wpywem narkotykw. Przyoyem ucho do jej piersi. Serce bio miarowo - to nie taka reakcja alergiczna jak u Mo. - Nic ci nie bdzie - powiedziaem. - To tylko lekki szok i wyczerpanie. Jkna cicho, potem wzia mnie za rk. Trzymaem j bardzo dugo, a jej chwyt osab i nie miaem wtpliwoci, e mocno zasna - wyszedem wtedy cicho do drugiego pokoju.

Byem zbyt zmczony, eby jecha dokdkolwiek, zbyt zmczony nawet, eby wykombinowa, jak rozoy kanap, zdoaem wic tylko zzu buty i wycign si na niej, w chwil pniej spaem jak zabity. Ostatni myl przed zaniciem byo, e trzeba jeszcze raz przyjrze si farmie Josepha Stoltzfusa, a ta lampa na pododze bya pikna, podobnie jak Sarah w pocieli. Miaem nadziej, e nie dostaem jakich narkotykw lub czego w tym rodzaju, ale jeli tak, to ju byo za pno, eby co z tym zrobi.... Obudziem si rano gwatownie, oparem gow na drcej rce i pochyliem si dokadnie w por, eby zobaczy szczupy, mokry tyeczek Sarah znikajcy w sypialni. Prawdopodobnie wysza spod prysznica. Potrafiem sobie wyobrazi duo gorsze przebudzenia. - Chyba wrc na farm Josepha - powiedziaem jej przy niadaniu z grzanek z penego ziarna pszenicy, sadzonych jajek i herbaty Darjeeling, smakujcej jak najwspanialszy nektar. - Dlaczego? - Miejsce najblisze scenie zbrodni - odparem. - Pojad z tob - zaproponowaa Sarah. - Wczoraj wieczorem bya mocno rozstrojona... - zaczem oponowa. - Prawda, ty te, ale teraz ju czuj si dobrze - owiadczya. - Poza tym, bdziesz mnie potrzebowa, eby rozszyfrowa Amiszw, eby wiedzia, czego szuka. Miaa sporo racji. - W porzdku - zgodziem si. - Dobrze - powiedziaa. - Tak na marginesie, czego chcesz szuka? - Tak naprawd to nie wiem - przyznaem. - Mo bardzo chcia pokaza mi co u Josepha. Sarah zastanowia si, potem skrzywia. - Joseph pracowa nad organicznym antidotum na katalizator alergenw, ale wszystko to dziaa bardzo powoli - osignicie niebezpiecznego stenia katalizatora w organizmie czowieka trwa cae lata - nie wiem wic, co takiego Joseph mgby ci pokaza w trakcie krciutkiej wizyty.

Gdyby powiedziaa to wczoraj wieczorem, winogrona i kanapka smakowayby mi jeszcze bardziej. - C, w tej chwili nie mamy adnego innego punktu zaczepienia powiedziaem i dokoczyem ostatnie jajko. Ale jakie to miao znaczenie dla odkrycia, co zabio Mo? Jemu te kto podawa powoli dziaajc trucizn, ktra nagromadzaa si w ciaach jego i Josepha przez dugie lata, tak e w kocu umarli tego samego dnia. Bardzo mao prawdopodobne. Najwyraniej chodzio tu o wicej ni jeden katalizator. Zastanawiaem si, czy Mo powiedzia Josephowi cokolwiek na temat mojej wizyty. Miaem nadziej, e nie - ostatnia rzecz, na jak miaem ochot, to dopadniecie mnie przez ostateczny katalizator. Godzin pniej bylimy ju na Turnpike, jadc na zachd. Soce przygrzewao mocno, wia wiey wiaterek - pikny dzie na przejadk, tyle tylko, e udawalimy si na ledztwo w sprawie mierci jednego z najmilszych ludzi, jakich znaem. Zadzwoniem do Corinne, eby upewni si, e z nimi wszystko w porzdku. Powiedziaem, e wpadn po poudniu. Przede wszystkim powinienem by pojecha do nich - przytuli Corinne i dziewczynki, tak jak tego potrzeboway, poza tym odda samochd... Ale musiaem znale si na farmie Stoltzfusa najszybciej jak si da. Czasami kilka minut moe oznacza rnic pomidzy obecnoci, a znikniciem ze sceny przestpstwa wanego dowodu. - Powiedz mi co wicej o swoim doktoracie - poprosiem Sarah. - To znaczy tym prawdziwym, nie przykrywce dla recenzentw. - Wiesz, zbyt wielu ludzi zrwnuje nauk z jej puapkami technologicznymi - jeli czego nie znajduje si w komputerze. Bg wie jakich mikroskopach czy najnowszych barwnikach do DNA, to musi by magia, przesd, bajki starych ciotek. Ale istot nauki jest metoda, rozumowy sposb badania wiata, wszystkie gadety s wtrne. Oczywicie - dobre wyposaenie to wspaniaa rzecz - otwiera kolejne obszary wiata naszemu pojmowaniu, umoliwia nam ich analiz - ale co, jeli rne elementy wiata ju s dostpne analizie i dowiadczeniom dokonywanym wycznie przy

pomocy goego oka i rk, jeli sprzt tak naprawd w ogle nie jest potrzebny? - Postulujesz wic, e agrokultura, hodowla rolin i zwierzt, ten rodzaj manipulacji natur by praktykowany przez ludzko w cigu caych tysicleci bez adnych wyszukanych urzdze - powiedziaem. - Tak - potwierdzia. - Ale to wcale nie jest kontrowersyjne ani nie moe by powodem morderstwa. Twierdz, e niektrzy ludzie dokonywali tych prac w celach innych ni wyhodowanie lepszej ywnoci - robili to pod nosem wszystkich przez bardzo dugi czas - i wykorzystuj wyniki do zarabiania pienidzy, utrzymywania si przy wadzy i eliminowania wszystkich, ktrzy stan im na drodze. - Co w rodzaju zorganizowanej przestpczoci biologicznej - mruknem w zamyleniu. W gowie odezwa mi si motyw z Ojca Chrzestnego. Lecz zamiast Marlona Brando, za biurkiem siedzia stary farmer w kombinezonie. Nacigane, delikatnie mwic... - Tak, mona tak powiedzie - zgodzia si Sarah. - Czy masz jakie przykady - jakiekolwiek dowody - inne ni twoja teoria alergenw? - spytaem. - To fakt, nie teoria, zapewniam ci - odpara. - Ale mam przykad: zastanawiae si kiedykolwiek, dlaczego po drugiej wojnie wiatowej ludzie w USA stali si tak nieuprzejmi dla siebie nawzajem? - Nie bardzo chwytam, o co ci chodzi - przyznaem. - C, duo na ten temat napisano w literaturze socjologicznej - cigna. - W relacjach midzyludzkich istniay kiedy uprzejmo i kurtuazja - sposb, w jaki ludzie odnosili si do siebie w sytuacjach publicznych, w interesach, w przyjani - przynajmniej przez pierwsz poow dwudziestego wieku w USA. A potem wszystko to zaczo si rozpada. Wszyscy to widz. Niektrzy wini za to napicia wieku atomu, zastpienie klasy szkolnej ekranem telewizora, przed ktrym mona zasn albo odej od niego, jako gwnego rda edukacji dzieci. Przyczyn moe by bardzo duo. Ale ja mam swoje zdanie.

- Czyli? - Po drugiej wojnie wiatowej wszyscy znaleli si w wieku atomu powiedziaa. - Anglia i kraje zachodnie miay telewizj, samochody, takie same bodce. Ameryk rniy od reszty wiata jej ogromne obszary rolnicze - miejsce do ukradkowej uprawy czego, na co wikszo ludzi atwo si uczula. Uwaam, e przyczyn powszechnego rozdranienia, utraty uprzejmoci, byo co, co do dosownie wlazo wszystkim pod paznokcie - alergen zaprojektowany wanie w tym celu. Jezu, teraz wiedziaem, dlaczego ta kobieta moe mie kopoty z rad naukow. Ale mogem si z ni zgadza - ycie nauczyo mnie brutalnie, e wymiewanie takich szalonych pomysw odbywao si zawsze czyim kosztem. - C, Japoczycy pod koniec wojny mieli plany wykorzystania balonw przenoszcych do nas bro biologiczn - miertelne choroby. Sarah skina gow. - Japoczycy s jednym z najbardziej zaawansowanych rolniczo narodw na Ziemi. Nie wiem, czy w nasz problem byli zaangaowani, ale... Zadzwoni telefon. McLuhan zauway kiedy, e samochd jest jedynym miejscem w naszym technologicznym wiecie, gdzie czowiek moe si uwolni od natarczywoci dzwonka telefonu. Oczywicie byo to przed pojawieniem si telefonw samochodowych. - Halo - odezwaem si. - Halo? - odpowiedzia gos. Brzmia jak mski, o dziwnym akcencie, mody, ale gboki. - Tak? - spytaem. - Panie Buhler, to pan? - upewnia si gos. - Ehm, niestety nie, czy mog mu co przekaza? Cisza. Po chwili: - Nie rozumiem. Czy to numer telefonu w samochodzie pana Buhlera? - Tak jest - potwierdziem - ale... - Gdzie jest Mo Buhler?

- C, jest... - zaczem. Usyszaem dziwne kliknicie, potem sygna. - Czy ten telefon ma usug oddzwaniania? - spytaem Sarah i siebie. Wcisnem *69, jak w zwykych telefonach, potem pocz. - Witamy w Bezprzewodowej Telefonii AT&T - odezwa si inny, gboki gos. - Abonent telefonii komrkowej, do ktrego chce si pan dodzwoni, jest czasowo niedostpny albo wyjecha poza zasig... - To by Amos - odezwaa si Sarah. - Ten dzieciak w telefonie? - spytaem gupio. Skina gow. - Musi wci by w szoku z powodu mierci swojego ojca - powiedziaem. - Sdz, e to on zabi swojego ojca - oznajmia Sarah. Wjechalimy gboko w stan Pensylwania, czer, szaro i nieprawdziwe kolory tablic reklamowych powoli zostay zastpione przez ziele, brzy, barwy ziemi, z ktrymi obcowaem nie dalej jak wczoraj. Lecz teraz kolory natury nie przynosiy mi radoci. Zdaem sobie spraw, e tak wanie jest z ca natur - mamy romantyczne wyobraenie ojej piknie, cakowicie prawdziwym, ale jest ona take rdem powodzi, godu, trzsie ziemi i mierci ukrywajcej si pod wieloma postaciami... Pytanie, czy teoria Sarah o ludziach pomagajcych tej ciemnej stronie natury moe by prawdziwa? Opowiedziaa mi o Amosie. Mia szesnacie lat, otrzyma tylko obowizkow podstawow edukacj w jednoizbowej szkce, jak kady Amisz - lecz, tak jak w wielu nieznanych ludziom z zewntrz odamach tej spoecznoci, by samoukiem dysponujcym du wiedz w sztuce biologicznej alchemii. Terminowa u swojego ojca. - No to dlaczego go zabi? - zdziwiem si. Zawahaa si. - Cz tego, to rozgrywki personalne pomidzy Amosem i jego ojcem - wyjania. - Nie jestem pewna, czy Joseph zgodziby si, ebym mwia o tym... obcemu...

- Rozumiem - powiedziaem. - Lecz umary ju dwie osoby, a ty mwisz mi, e to z powodu zabjstwa. Cakowicie zgadzam si z koniecznoci zachowania prywatnoci, ale nie kiedy kosztuje to czyje ycie. - Amos nie tylko zapowiada si na wietnego naukowca w stylu Amiszy. Jest take typowym, nieposusznym dzieciakiem - odezwaa si w kocu. - Bardzo typowym, buntowniczym nastolatkiem. Upija si, prowadzi samochody w gangach Amiszy. - To wszystko? - To bardzo wiele, jeli jeste Amiszem. - Oni maj gangi? - O, tak - potwierdzia Sarah. - Groffies, Ammies i Trailers to trzy gwne. Hostetler opisuje je w swoich ksikach. Ale s i inne, mniejsze. Josephowi nie podoba si zwizek syna z jednym z nich. Cigle si o to kcili. - I uwaasz, e to doprowadzio do mierci ojca Amosa? - wci nie dowierzaem. - C, Joseph nie yje, prawda? Jestem te zupenie pewna, e jeden z gangw, do ktrego naley Amos, ma powizania z mafi wojny biologicznej, o ktrej ci opowiadaam - t, ktra zabia te Mo. Reszt drogi przejechalimy w milczeniu. Nie byem pewien, co myle o tej kobiecie i jej pomysach. W kocu dotarlimy do Northstar Road i drogi prowadzcej do farmy Stoltzfusa. - Lepiej bdzie, jeli zaparkujemy tutaj i sam tam podejdziesz - odezwaa si Sarah. - Samochd i obca kobieta o wiele atwiej zwrc uwag Amiszy ni samotny mczyzna poruszajcy si pieszo - nawet jeli jest Anglikiem. To znaczy, oni tak nazywaj... - Wiem - przerwaem jej. - Widziaem wiadka Weira. Lecz Mo powiedzia mi, e Joseph nie mia nic przeciwko samochodom... - Joseph nie yje - wtrcia si Sarah. - Jego upodobania i upodobania jego rodziny mog by zupenie odmienne. Przypomniaem sobie wczorajsz wrogo brata Josepha, kolejnego wuja Sarah.

- W porzdku - zgodziem si. - Chyba wiesz, co mwisz. Wrc za jakie trzydzieci-czterdzieci minut. - OK - Sarah cisna mnie za rk i umiechna si. Wlokem si gruntow drog, nie bardzo wiedzc, co spodziewaem si znale na jej kocu. Na pewno nie to, co znalazem. Poczuem dym, zapach spalenizny, zanim jeszcze dotarem do domu i stodoy. Obydwa budynki doszcztnie spony. Boe, miaem nadziej, e nikt nie znajdowa si wewntrz, kiedy zacz si poar. - Jest tam kto? - krzyknem. Mj gos odbi si echem na pustym polu. Rozejrzaem si dookoa i nasuchiwaem. adnych zwierzt, byda. Mio byoby usysze choby poszczekiwanie zego psa. Podszedem do resztek stodoy i pogrzebaem stop w wglu drzewnym. Tu i wdzie na moment pokaza si ar. Zbliao si poudnie. Wedug mojej oceny poar by szybki i wydarzy si jakie sze godzin wczeniej. Ale nie byem ekspertem od podpale. Pomachaem rk, eby odpdzi cuchncy dym. Wycignem latark, podarowany mi przez Jenn potny, halogenowy reflektor dajcy prawie dzienne wiato i rozejrzaem si po stodole. Cokolwiek tu si znajdowao, niewiele z tego zostao. Co zielonego przycigno mj wzrok - bardziej zielonego ni trawa. Bya to frontowa okadka starej ksiki, czciowo spalona. Nic wicej nie zostao - pozostae strony i tylna okadka znikny cakowicie. Zobaczyem kilka liter, wytaczanych i zoconych w starym stylu. Dotknem ich czubkiem palca. Okadka bya ciepa, ale nie za bardzo. Podniosem j i obejrzaem. r Nat widniao w jednej linii, w nastpnej widniao bank. Bank, pomylaem, Nat Bank. Co to takiego, Amiszowska ksieczka bankowa jakiego lokalnego First Yokel's National Bank? Nie, to nie wygldao jak okadka ksigi finansowej. Poza tym b w bank zaczynao si ma liter, nie du. Bank, bank, hmmm.... zaraz, czy Mo wczoraj nie mwi mi czego o jakim banku? Bank... Tak, Burbank. Darwin i Burbank! Luther Burbank!

Partner Natury Luthera Burbanka - to szcztki tej ksiki trzymaem w doni. Wiele lat temu wypoyczyem j z Biblioteki Alterton i zachwycia mnie. No c, Mo i Sarah mieli racj co do jednego: wielu Amiszy czytao ksiki na o wiele wyszym poziomie ni szkoa podstawowa... - To znw pan! Niemal wyskoczyem ze skry. Odwrciem si. - Och, pan... - to by mczyzna, ktrego widziaem tu wczoraj, brat Josepha. - Isaac Stoltzfus - przedstawi si. - Co pan tu robi? Jego ton by napastliwy, a oczy tak pene zoci, e przez chwil mylaem, e uwaa mnie za winnego poaru. - Isaac. Panie Stoltzfus - zaczem. - Wanie tu dotarem. Bardzo mi przykro z powodu paskiej straty. Co si stao? - Rodzina mojego brata, Bogu niech bd dziki, bardzo wczenie rano, dobrze przed witem, wyjechaa do kuzynw w Ohio. Nikomu wic nie staa si krzywda. Odprowadziem ich na stacj kolejow w Lancaster. Kiedy wrciem, kilka godzin pniej, znalazem to - bezradnym gestem, z dziwn rezygnacj, wskaza na zrujnowany dom i stodo. - Mog zapyta, czy wiedzia pan, co paski brat tutaj robi? - zaryzykowaem pytanie. Isaac albo nie usysza, albo udawa. Kontynuowa po prostu dotychczasow wypowied. - Rzeczy materialne, nawet zwierzta i roliny, zawsze moemy straci. Ludzie s jedyn prawdziw wartoci na tym wiecie. - Tak - potwierdziem - ale wracajc do tego, co... - Powinien pan sprawdzi swoj rodzin, upewni si, e nic im nie grozi. - Moj rodzin? Isaac skin gow. - Mam tu robot - wskaza na pole. - Mj brat mia cztery dobre konie, a nie widz nawet ladu po nich. Najlepiej bdzie, jeli pan ju std pjdzie. Odwrci si i odszed.

- Prosz poczeka... - zaczem, ale byo to bezcelowe. Popatrzyem na okadk ksiki Burbanka. Ta farma, dziwaczne teorie Sarah, ksika - wci miaem za mao informacji, eby wyowi z niej jaki sens. Ale co, do cholery, mia na myli Isaac mwic o mojej rodzinie? Jenna znajdowaa si za oceanem i tak naprawd nie bya moj rodzin jeszcze. Moi bliscy mieszkali w Teaneck, siostra wysza w Brooklynie za m za Izraelczyka... co oni mieli wsplnego z tym wszystkim? Nic! Isaac w ogle nie mia ich na myli. Sabo dzi kojarzyem. Najprawdopodobniej pomyli mnie z Mo - wczoraj widzia nas obu po raz pierwszy w yciu. Mwi o rodzinie Mo - Corinne i dzieciach! Popdziem do samochodu, pene dymu powietrze przy kadym kroku dranio mi gardo. - Co si dzieje? - spytaa Sarah. Machnem do niej rk, wskoczyem do samochodu i zadzwoniem do Corinne. Biiip.....biiiip....biiip. Nikogo. - Co si dzieje? - spytaa ponownie Sarah. Szybko jej wytumaczyem. - Jedziemy tam - owiadczyem i zawrciem z piskiem opon z powrotem na Northstar. - Zaraz, nie panikuj - powiedziaa. - Dzi jest sobota. Corinne moe po prostu by z dziemi na zakupach. - Zgadza si, nastpnego dnia po mierci ich ojca w moich ramionach - skontrowaem. - Dobrze - znw si odezwaa - ale wci lepiej byoby, eby sam nie mia wypadku. Bdziemy tam za dziesi minut. Skinem gow, znw sprbowaem numeru Corinne, ten sam sygna... - Prawdopodobnie wietliki wywoay poar - oznajmia. - Co? - wietliki. Niektrzy Amisze uywaj ich do owietlania wntrz.

- Uhm, Mo wspomina o tym - przyznaem. - Ale one daj zimne wiato, to bioluminescencja a nie ar. - Nie te, ktre widywaam tutaj - zaprzeczya Sarah. - Zaraone s specyficzn bakteri produkujc ciepo - waciwie to symbioza, a nie infekcja w rezultacie otrzymuje si wiato i ciepo. Przynajmniej takiego gatunku uywaj niektrzy farmerzy w tej okolicy, kiedy nadejdzie zima. Sama miaam niewielk mendlowsk lampk - tak s nazywane - wiesz, t stuczon. - Czyli sdzisz, e jedna z tych... lamp wymkna si spod kontroli i podpalia dom? - zapytaem. Nagle stan mi przed oczami obraz mnie, palcego si na jej kanapie. Sarah zagryza warg. - Moe gorzej - kto ustawi j tak, eby wymkna si spod kontroli? Albo wyhodowa wietliki, jako bioluminescencyjn, biotermiczn bomb czasow. - Ta twoja biomafia ma szerokie zainteresowania - powiedziaem. Alergeny powodujce rozdranienie u milionw ludzi, katalizatory wzmacniajce skutki innych zwizkw uczulajcych, sporzdzone dla zabicia co najmniej dwch osb, antykatalityczny sos pomidorowy, a teraz pirotechniczne wietliki. - To wszystko jest bardzo bliskie sobie, jeli pomyle o koewolucji i symbiozie - zauwaya Sarah. - Do diaba, mamy w jelitach acidofilne bakterie, pomagajce nam trawi pokarmy. Rnica pomidzy nami i nimi jest duo wiksza, ni pomidzy termalnymi bakteriami a wietlikami. Wcisnem peda gazu i modliem si, eby nie zatrzyma nas jaki nadgorliwy pensylwaski gliniarz. - W tym tkwi problem - cigna Sarah. - Koewolucja, krzywki, dopasowania to bogosawiestwo i przeklestwo. Kiedy wszystko jest organiczne i prowadzi si krzywki, mona otrzyma wspaniae rzeczy. Ale rwnie owady, ktre pal budynki. W kocu dotarlimy do domu Mo. - Cholera. Przynajmniej cigle jeszcze sta, ale na podjedzie nie byo samochodu. Drzwi byy lekko uchylone. Nie podobao mi si to.

- Poczekaj w samochodzie - rzuciem do Sarah. Zacza protestowa. - Suchaj - zwrciem si do niej - moemy mie tu do czynienia z zabjcami, sama to mwia. Tylko mi utrudnisz, jeli pjdziesz za mn i zmusisz mnie, ebym martwi si o twoje bezpieczestwo. - OK - skina gow. Wysiadem. Na nieszczcie nie miaem ze sob pistoletu - chocia i tak nigdy go nie uywaem. Nie lubi broni. Departament wyda mi pistolet przy zatrudnieniu, a ja szybko zamknem go w szafie. Nie za bystre posunicie, biorc pod uwag, co si tutaj dziao. Wszedem do domu, najciszej jak potrafiem. Pomylaem, e moe lepiej nie zdradza swojej obecnoci - jeli Corinne i dzieci znajdoway si w domu, a ja je obra albo przestrasz, wac tak bez pytania, bdzie duo czasu na przeprosiny. Wszedem do holu, potem do pokoju dziennego, do ktrego wczoraj nie udao mi si trafi, by rozkoszowa si znakomit kuchni Corinne. Potem kuchnia, korytarzyk, i... Zobaczyem truskawkowoblond gow na pododze, wystajc z sypialni. Kto si nad ni pochyla. - Laurie! - wrzasnem i runem do pokoju, zmiatajc z niej chopca. - Co... - zacz, a ja podniosem go brutalnie i cisnem nim przez pokj. Nie wiedziaem kim si zaj, nim czy Laurie - ale pomylaem, e nic nie zdoam zrobi dla niej, majc tego chopaka na karku. Zapaem przecierado z ka, zwinem je i ruszyem w jego kierunku, eby go zwiza. - Prosz pana, ja... - by chyba troch oszoomiony. Pewnie od uderzenia o cian. - Zamknij si - warknem - i ciesz si, e ci nie zastrzeliem. - Ale ja... - Powiedziaem, zamknij si!

Zwizaem go najmocniej, jak potrafiem. Potem przecignem go na t sam stron pokoju, gdzie leaa Laurie, eby mie na niego oko, kiedy bd si ni zajmowa. - Laurie - powiedziaem cicho i dotknem jej twarzy. Nie zareagowaa. Z jakiego powodu stracia przytomno - odsunem jej powiek i zobaczyem bkitne oko bdzce bezcelowo, z rozszerzon renic. Nafaszerowano j, diabli wiedz czym. - Co jej u diaba zrobie? Gdzie jej matka i siostra? - wrzasnem. - Nie wiem... To znaczy, nie wiem gdzie one s - powiedzia chopak. - Ja jej nic nie zrobiem, ale mog jej pomc. - Jasne - warknem. - Wybacz, ale wezw pogotowie. - Nie, prosz, niech pan tego nie robi! - zawoa chopak. Jego gos brzmia znajomo. Amos Stoltzfus! - Ona umrze, zanim dojedzie do szpitala! Ale mam co, co moe j uratowa. - Tak jak uratowae swojego ojca? W oczach chopaka zabysy zy. - Przyjechaem za pno, eby pomc ojcu. Skd pan wie, e mj... ach, rozumiem, pan jest tym przyjacielem Mo Buhlera, z ktrym rozmawiaem dzi rano. Zignorowaem go i ruszyem, eby wyj z pokoju. - Prosz. Mnie te bardzo zaley na Laurie. My... my si widywalimy. Odwrciem si i podniosem go z podogi. - Taak? Doprawdy? A skd mam wiedzie, e to nie ty zrobie jej co zego? - W kieszeni mam lekarstwo. To sok z pewnej odmiany pomidora. Prosz - ja wypij poow, eby pokaza panu, e jest w porzdku, potem poda pan reszt Laurie. Mamy mao czasu. Zastanawiaem si przez chwil. Popatrzyem na dziewczyn. Chyba nic nie miaem do stracenia, jeli ten chopak wypije poow. - Dobrze - zgodziem si. - W ktrej kieszeni? Gestem wskaza lew przedni w dinsach. Wyjem stamtd niewielk buteleczk - zawierajc jakie sto pidziesit, dwiecie mililitrw.

- Na pewno chcesz to zrobi? - upewniem si. Nagle poczuem niepewno - nie miaem ochoty sta si pomocnikiem w samobjstwie stuknitego maolata ojcobjcy. - Nie obchodzi mnie, czy pan mi to da, czy nie - powiedzia Amos. Prosz tylko poda troch Laurie. Prosz! W mojej pracy musz nieraz podejmowa instynktowne decyzje. Tyle tylko, e raczej nie dotyczyy rodzin, z ktrymi czuem si zwizany. Mylaem jeszcze przez jak sekund i podjem decyzj. Pominem chopaka i podszedem do Laurie. Bardzo nie chciaem podawa jej jakiego pynu, kiedy bya nieprzytomna. - Jest wchaniany przez tyln cz jzyka - odezwa si Amos. - Dziaa bardzo szybko. Boe, miaem nadziej, e ten chopak ma racj - gdyby nie Laurie, zatukbym go goymi rkami. Wlaem jej na jzyk kilkadziesit mililitrw. Mino kilka sekund. I jeszcze... Moe trzydzieci czy czterdzieci... - Na mio bosk, ile czasu zajmuje temu... Jkna, jakby mnie usyszaa. - Laurie? - poklepaem j po twarzy. - Mmmm.... - otworzya oczy i umiechna si. - Phil? - Tak, dziecinko, wszystko w porzdku - powiedziaem. - Laurie! - zawoa Amos. Dziewczyna wstaa. - Amos? Co ty tu robisz? Dlaczego kto ci zwiza? Popatrzya na mnie, jakbymy obaj zwariowali. - To duga historia, niewane - mruknem i poszedem go rozwiza. Ku swemu zdumieniu umiechaem si do niego. - Masz szczcie, dzieciaku, miae racj. Umiechn si w odpowiedzi. - Gdzie mama i Emma? - zapytaem Laurie. - Och... - nagle dziewczyna posmutniaa bardziej, ni kiedykolwiek j widziaem. - Dzi rano pojechay do domu pogrzebowego, gdzie ley Tata. Wziy twj samochd, mama znalaza kluczyki w twojej torbie. Zacza paka.

Amos pocieszajco otoczy j ramieniem. - Czy wiesz, co ci si przydarzyo? To znaczy, po odjedzie twojej matki i siostry? - zapytaem agodnie. - C - zacza - przysza jaka mia kobieta sprzedajca rne rodki wiesz, kosmetyki, perfumy, rzeczy do domu, co jak Avon, tylko inna firma, o ktrej nigdy nie syszaam. Zapytaa mnie, czy chciaabym powcha jakie nowe perfumy - pachniay cudownie, jak kombinacja bzu i oceanu, a potem... Nie wiem, chyba ty mnie woae, zobaczyam zwizanego Amosa i... co si stao? Czy zemdlaam? - No wic. - zaczem. - Uhm, prosz pana, Phil - przerwa mi Amos. - Jestem doktor D'Amato, ale przyjaciele mwi do mnie Phil, zasuye sobie na to. - Ok, dziki, doktorze D'Amato - przepraszam, chciaem powiedzie Phil - ale sdz, e nie powinnimy tu siedzie. Ci ludzie... - O co ci chodzi? - spytaem. - Mwi, e nie podoba mi si wiato w tym domu. Zabili mojego ojca, usiowali otru Laurie, kto wie co mogli tu podoy... - OK, wiem, do czego zmierzasz - powiedziaem i znw zobaczyem farm Stoltzfusa, farm Amosa - popioy i py. Popatrzyem na Laurie. - Ze mn wszystko w porzdku - oznajmia - ale dlaczego musimy wyj? - Chodmy - zdecydowaem i razem z Amosem wypchnlimy j z domu. Pierwsze co zobaczyem, to zniknicie Sarah i mojego samochodu - wozu Mo. Po drugie, poczuem ar na karku. Pocignem Amosa i Laurie na drug stron ulicy i odwrciem si, by popatrze na dom. Potne, biaobkitne jzyki pomieni buchay z kadego okna, lic dach, ciany i nawet ogrd kolorami, jakich nigdy wczeniej nie widziaem. Laurie krzykna przeraona. Amos przytula j mocno. - wietliki - mrukn. Dom spon doszcztnie w kilka minut.

Stalimy w milczeniu, zszokowani, przez, jak nam si zdawao, dugi, dugi czas. W kocu zdaem sobie spraw, e ciko oddycham. Pomylaem o reakcjach alergicznych. Pomylaem o Sarah. - Musieli zabra Sarah - powiedziaem. - Sarah? - zdziwi si Amos, trzymajc Laurie w penych mioci objciach. Dziewczyna kaa. - Sarah Fischer - wyjaniem. Laurie i Amos oboje skinli gowami. - Przyjania si z moim ojcem - powiedziaa Laurie. - Jest moj siostr - doda Amos. - Co? - odwrciem si do niego. Laurie odsuna si i te popatrzya na chopca. Jego twarz miaa dziwny, niemal udrczony wyraz, mieszanin nienawici i zamanego serca. - Opucia nasz dom ponad dziesi lat temu - wyjani. - Byem wtedy maym chopcem. Powiedziaa, e ju nie chce by zwizana naszym Ordnungiem. Owiadczya, e to jak pozostanie niedorozwinitym do koca ycia. Wyjechaa wic do jakiej szkoy. A ja sdz, e pracowaa dla tych ludzi - tych, ktrzy zabili mojego ojca i spalili dom Laurie. Nagle poczuem smak winogron z wczorajszego wieczoru, sodki smak razem z duszcym dymem, poczuem mdoci. Przeknem, wziem spokojny, gboki wdech. - Posuchaj - powiedziaem. - Wci nie bardzo rozumiem, co tu si naprawd dzieje. Znalazem nieprzytomn Laurie i ciebie, ktry - wedle mojej wiedzy - mg jej doda narkotykw do soku pomaraczowego. Dom dopiero co spon - to mogo by podpalenie przy uyciu szmat i benzyny do zapalniczek, tak jak to si dzieje w Nowym Jorku. Cho wiem, e nigdy nie widziaem takiego ognia. Laurie patrzya na mnie, jakbym zwariowa. To byy wietliki, panie D'A... Phil - powiedzia Amos. - To wietliki wznieciy poar. - Jak mogy zrobi to tak szybko?

- Mona je tak wyhodowa - wyjani Amos - e w godzin, dzie czy tydzie po wypuszczeniu nagle rozgrzewaj si tak, e wywouj poar. To co, co wasi naukowcy - to ostatnie sowo wymwi z kiepsko ukrywan drwin - nazywaj ustawieniem przecznika genetycznego. Mendlowskie lampy ustawione tak, eby zadziaa jak mechanizm zegarowy i zapali si w odpowiednim czasie - mendlowskie bomby. - Mendlowskie bomby? - Czy nie by genetykiem? Nie pracowa nad groszkiem? Owady s rwnie proste - atwe do hodowli. - Tak, Gregor Mendel - mruknem. - Mwisz, e Sarah - twoja siostra - bya w to zamieszana? Amos skin gow. Ponownie pomylaam o lampie na pododze w mieszkaniu Sarah. - Suchaj, Amos. Przykro mi z powodu tego, co wydarzyo si wczeniej - nie sdz, eby zrobi cokolwiek Laurie. Tylko - czy moesz pokaza mi jakikolwiek dowd na twoje sowa? To znaczy, na przykad wietliki, zanim podpal dom? Amos zastanowi si. - Tak, mog zabra was do stodoy - to jakie pi mil std. Popatrzyem na Laurie. - Farma Lappw? - spytaa. Amos skin gow. - W porzdku - zwrcia si do mnie. - To bezpieczne. Ju tam bywaam. - No dobrze - zgodziem si, ale samochd Mo i mj znikny. - Jak si tam dostaniemy. - Zostawiem bryczk u przyjaciela, jakie wier mili std - powiedzia Amos. Klik, klak, klik, klak, patrzyem na zad konia, czujc si jak jeden z nich - bo dotychczasowa moja wiedza w tej sprawie zawieraa w sobie nader niewiele sensu. Konie, pomienie, tajemnicze zgony - wszystkie elementy powieci Jacka Finneya rozgrywajcej si w dziewitnastym wieku. Tyle

tylko, e teraz by wit dwudziestego pierwszego. A ja dotychczas byem wiedziony jedynie przez cig bardzo paskudnych wydarze. C, przynajmniej zdoaem ocali Laurie - a raczej pozwoli Amosowi, by j uratowa. Musiaem jednak zrobi wicej - przesta by tylko reagujcym na wydarzenia wiadkiem i zacz nad nimi panowa. Na mio bosk, przecie reprezentowaem bardzo zaawansowan dziedzin nauki. OK, nie byem perfekcyjny, nikt nie jest wszechmocny. Lecz na pewno nauczyem si do, bym moe potrafi zrobi co dla neutralizacji tych owadzich bomb i alergenw, tych... mendlowskich bomb. Zdoaem te dodzwoni si z publicznego automatu do Corinne, do domu pogrzebowego, zanim jeszcze dotarlimy do bryczki Amosa. Najwyszy czas zaatwi sobie telefon komrkowy. Na wp spodziewaem si, e w bryczce Amosa bdzie telefon samochodowy - bryczkowy? - tak ogupiaem od tego caego genetycznego zamieszania. Z drugiej strony Amisz mgby wyposay bryczk w telefon komrkowy zasilany z baterii... C, przynajmniej czego si uczyem... - Powinnimy by na miejscu za kilka minut - Amos odchyli si na kole, skd lejcami prowadzi konia, ktry - Amos powiedzia mi, e to ogier - by piknym, brzowym zwierzciem, przynajmniej dla moich miejskich oczu ignoranta. Caa ta scena, jazda konn bryczk w jasny, rzeki, jesienny dzie, wrcz zadziwiaa - a to dlatego, e nie bya to turystyczna przejadka za pi dolcw, tylko prawdziwe ycie. - Wiesz, zjadem co u twojej siostry - wyjawiem swj niepokj, kiedy sobie o tym przypomniaem. - Sdzisz, to znaczy, moe tam by jaki wolno dziaajcy alergen... - Damy ci yk antidotum - jest do uniwersalne - kiedy dotrzemy do Johna Lappa, nie obawiaj si - Amos odwrci si do tyu i uspokoi mnie. - Sarah mwia mi co o niezbyt zjadliwym alergenie rozsianym w populacji po drugiej wojnie wiatowej. Nie zabi nikogo, tylko u wikszoci ludzi spowodowa zwikszon draliwo. Jeli si nad tym zastanowi, mg si sta przyczyn ogromnej liczby zgonw - biorc pod uwag zabjstwa wywoane skrajnym zdenerwowaniem, ktniami, ktre wymkny si spod kontroli.

- Mwisz jak tatko - odezwaa si Laurie. - Twj tata rozmawia o alergenach? - zapytaem. - Nie - zaprzeczya dziewczyna. - Miaam na myli, e zawsze mwi zabjstwo i jak wyranie rozgranicza je od morderstwa i spowodowania mierci. - Tak, to podobne do Mo - przyznaem. ycie byo dla niego pene precyzji i gry sw. Tak jak moe dla niektrych Amiszw ycie byo rearanacj jego kodw... - Przed nami farma Lappw - powiedzia Amos. ka bya zielona, wci jeszcze bujna, mimo jesieni. Otoczono j ogrodzeniem, starym, ale w niewiarygodnie znakomitym stanie. Zupenie jakbymy si cofnli w czasie. Stodoa, wielki budynek, z zewntrz nie rnica si od innych stojcych w caej Pensylwanii i Ohio. Ale w ilu z nich znajdowao si to samo co w tej? Rne wariacje na temat sw Sarah brzmiay mi w uszach. Dlaczego zawsze spodziewamy si spotkania nauki tylko w pakietach wysokiej technologii? Darwin by wielkim uczonym nieprawda? a jego laboratorium by po prostu otaczajcy go wiat. Mendel opracowa prawa genetyki, hodujc w ogrdku fioletowy i biay groszek pachncy. Czy ogrdek rni si od stodoy? Jeli nawet, to zawiera jeszcze mniej technologii. Mikkie, wszechobecne wiato otoczyo nas zaraz po wejciu - ywsze ni fluorescencja, bardziej rozproszone ni lnice, o barwie pomidzy sepi a blaskiem gwiazd, niemoliwe do precyzyjnego opisania, trzeba byo je zobaczy na wasne oczy. Miao si wraenie, e jego fotony przenikaj przez renice jak podmuchy delikatnej bryzy. - wietliki - szepn Amos, cho ju zdaem sobie z tego spraw. Widziaem je ju wczeniej, uwielbiaem je, bdc jeszcze chopcem, grzebaem w przewodnikach Audubona do oznaczania owadw, gdzie byy obrazy ich wiateek, ale nigdy nie widziaem czego takiego jak tu. - Mamy wiele zastosowa dla owadw, nie tylko takie - powiedzia Amos.

Podprowadzi mnie, z Laurie uczepion jego ramienia, do kilku drewnianych konstrukcji owinitych siatk. Przyjrzaem si i zobaczyem roje owadw - pszcz, motyli, ciem, larw - kady we wasnym pomieszczeniu z gazy. Kilka powicono rwnie pajkom. - To nasze sieci, Phil - wyjani Amos. - Te sieci, pajczyny, to nasza infostrada. Nasze owady s oczywicie duo powolniejsze i jest ich o wiele mniej ni waszych elektronw, za to dysponuj nieskoczenie wysz inteligencj i motywacj, ktrych cakowicie brak waszym martwym nonikom informacji. Prawda, nasz system cznoci najprawdopodobniej nie jest w stanie dorwna tempu przekazu i zasigowi wie transmisyjnych, linii telefonicznych, komputerw na caym waszym wiecie. Ale nie chcemy tego. Nam niepotrzebna jest szybko, wysokie cinienie krwi, naruszenie prywatnoci, ktre s dziemi waszych elektronw. Nie chcemy numerw, powtrze, wszystkich tych mieci. Nasze noniki dostarczaj waciwej informacji od pierwszego podejcia, o ile uwaamy j za istotn dla jakiej pracy. - C, niewtpliwie mog by tak samo niebezpieczne jak elektrony odparem. Przynajmniej w przypadku podpale domw. Natura powraca. Zastanawiaem si nad mdroci tego chopaka i jego ludu - zawieraa w sobie, cho nie bardzo zgadzaem si z przewag insektotechnologii nad elektrycznoci, tak znajomo teorii informacji, z jakiej byby dumny kady specjalista od telekomunikacji... - Natura tak naprawd nigdy nie odesza w niebyt, doktorze D'Amato odezwa si gboki, jakby znajomy gos. Odwrciem si. - Isaac... - Prosz o wybaczenie za to oszustwo, ale nazywam si John Lapp. Na farmie Josepha udawaem jego brata, bo nie byem pewien, czy nie filmujecie mnie jak ukryt kamer. Joseph i ja bylimy z grubsza podobnego wzrostu i wagi, wic zaryzykowaem. Jeszcze raz prosz o wybaczenie, ale zdecydowanie nie ufamy waszym urzdzeniom. Jego twarz i gos naleay do Isaaca Stoltzfusa, lecz sposb wyraania si by bardziej wadczy i duo grzeczniejszy. Ktem oka spostrzegem, e

szeroko otwarte oczy Laurie s przepenione szacunkiem. - Panie Lapp - wyjkaa. - Spotkanie pana jest dla mnie wielkim zaszczytem. To znaczy, bywaam tutaj z Amosem - ucisna rk chopaka ale nigdy nie spodziewaam si tu pana zasta. - Jestem rwnie zaszczycony, moda damo - odpar Lapp - i bardzo, bardzo mi przykro z powodu twojego ojca. Spotkaem go tylko raz, ale Joseph opisywa mi go jako bardzo dobrego czowieka. - Dzikuj panu - powiedziaa Laurie mikko. - Mam co dla ciebie, Laurie Buhler. Lapp sign gdzie w czelucie dugiego, ciemnego paszcza i wydoby co wygldajcego jak damska torebka, uszyta z bardzo atrakcyjnej tkaniny w kolorze mchu. - Joseph Stoltzfus j zaprojektowa. Nazywamy j torb lampow. Jest spleciona ze specjalnych wkien rolinnych i jedwabiu, nasyconych barwnikiem zawierajcym ekstrakt ze wietlikw, niektre zwizki ze wieccych grzybw, tak skomponowane, eby utrzyma dziaanie jak najduej. Ona wieci w ciemnoci. Powinna wytrzyma kilka miesicy, dopki pogoda nie zrobi si niesprzyjajca. Wtedy moesz dosta nastpn. Od tej chwili, jeli pjdziesz na zakupy po zmroku, gdziekolwiek bdziesz, zawsze zobaczysz, co masz w torebce, ile zostao ci pienidzy. Na ile si znam na torebkach modych dam - mam trzy nastoletnie crki - taka cecha moe bardzo pomc. Niektre z was nosz przy sobie chyba z p wiata! Laurie wzia torebk i umiechna si. - Bardzo panu dzikuj - popatrzya na mnie. - Wanie to tatko chcia wczoraj wieczorem wzi dla mnie. Myla, e nie wiedziaam - chcia odebra torebk z farmy Josepha Stoltzfiisa i zaskoczy mnie w jutrzejsze urodziny. Ale ja wiedziaam. Gos jej si zaama, w oczach pojawiy si zy. Amos otoczy j ramieniem, pogadzi po wosach. - Mo chciaby dotrze do samego sedna tej sprawy - zwrciem si do Lappa. - Kto zabi jego i ojca Amosa, co moe mi pan powiedzie na ten temat? Farmer przyjrza mi si beznamitnie. - wiat zmienia si na paskich oczach, doktorze D'Amato. Ponad

ptonowy o wdrowa gwn ulic w Battleboro, stan Vermont. Na przedmieciach New Hampshire ludzie ustrzelili prawie dwustukilowego niedwiedzia... - New Hampshire trudno nazwa przedmieciem, a Mo nie zosta zabity przez niedwiedzia, umar tu obok mnie w samochodzie - zaoponowaem. - Ta sama rnica, doktorze. Zwierzta robi si bezczelne, bakterie dostaj szau, szerz si alergie - to czci tego samego obrazu. To nie wypadek. - Pascy ludzie robi to specjalnie? - Moi ludzie?.. Nie, zapewniam pana, my nie akceptujemy agresji. To co tu pan widzi - pomacha rk w stron wntrza stodoy, penej rozmaitych rolin, maych zwierzt i owadw, ktrym chtnie bym si bliej przyjrza - suy tylko poprawieniu warunkw naszego ycia. W bardzo agodny sposb. Tak jak torebka Laurie. - Jak wietliki podpalajce budynki? - Ach, zatoczylimy peny krg. Tu jest moje miejsce. Niestety, nie jestemy jedynymi ludmi na Ziemi rozumiejcymi siy natury lepiej ni wasz technologiczny wiat. Wy macie plastiki, ktrych uywacie w dobrych celach. Ale s te plastiki wykorzystywane w celach zych - na przykad semteks, ktry rozsadzi samolot nad Szkocj. Wyhodowalimy odpowiednie wietliki w dobrym celu, dla wiata i ogrzewania, jakie pan widzi tutaj wskaza na kt stodoy znajdujcy si w pobliu miejsca, w ktrym stalimy. Tryskaa w nim fontanna sepiowogwiezdnego wiata. Przyjrzaem si bliej i zobaczyem, e tworz j miriady drobnych wietlikw - wielka lampa mendlowska. - W roju mieszamy nieco odmienne gatunki - kontynuowa Lapp - starannie dobrane, by ich byski zazbiay si w sposb dajcy jednostajne, trwae rdo wiata. Siatka jest tak drobna, e nie widzi si owadw, tylko wiato, chyba, e przyjrzy jej si z bardzo bliska. Ale s tacy, ktrzy poprowadzili t hodowl dalej, do zych celw, co ju pan widzia w domach Stoltzfusa i Buhlerw. - Jeli pan wie, kim s ci ludzie, prosz mi powiedzie, a ja zadbam o usunicie ich z tego interesu - oznajmiem.

Po raz pierwszy zobaczyem na twarzy Johna Lappa lad pogardy. - Wasza policja usunie ich z interesu? Jak? Tak samo, jak usuwacie swoich kryminalistw? W taki sam sposb, w jaki powstrzymalicie napyw narkotykw z Ameryki Poudniowej? W taki sam sposb, w jaki wasze ONZ, wasze NATO, wszystkie te wasze cudowne organizacje polityczne zakoczyy wojny na Bliskim Wschodzie, w Europie, w Azji? Nie, dzikuj, doktorze. Ci ludzie, ktrzy niewaciwie posuguj si siami natury, s naszym problemem - ju nie nale do nas, nie nale do nikogo, cho kiedy naleeli do wszystkich - mamy jednak bardzo dug wspln histori i poradzimy sobie z nimi na swj sposb. - Ale dwie osoby nie yj... - zaczem. - Pan najprawdopodobniej take zginie - powiedzia Amos. Wycign buteleczk z czerwonym pynem przypominajcym sok pomidorowy. Prosz to wypi, na wypadek gdyby moja siostra podaa panu jak powoln trucizn. - Brat i siostra - rzekem w zamyleniu. - Kade z nich mwi mi, e to drugie naley do zych. Klasyczny dylemat - z tego, co wiem, to te jest trucizna. Lapp potrzsn gow. - Sarah Stoltzfus Fischer kiedy bya dobra - oznajmi uroczycie. Kiedy sdziem, e jest w niej co, co moe si w niej rozpali na nowo, ale teraz... Joseph powiedzia Mo o niej... - Jej nazwisko widniao w spisie telefonw Mo - powiedziaem. - Tak, jako osoby, ktr Mo najprawdopodobniej rozpracowywa wyjani Lapp. - Powiedziaem Josephowi, e myli si, mwic Mo tak wiele. Lecz Joseph by upartym optymist. Niebezpieczna kombinacja popatrzy Laurie w oczy. - Jest mi bardzo przykro to mwi, ale Mo Buhler mg sprowadzi zagad na siebie i Josepha wanie przez kontakt z Sarah. - Jeli tatko w ni wierzy, to dlatego, e wci dostrzega w niej co dobrego - zaoponowaa Laurie. John Lapp pokrci smutno gow. - A ja chyba jeszcze pogorszyem spraw, kontaktujc si z ni, spdzajc z ni noc... - zaczem.

Wszyscy troje popatrzyli na mnie ostro. - ...samotnie, na kanapie - dokoczyem. - Tak, przypuszczalnie pogorszy pan spraw - potwierdzi Lapp. - Paski styl prowadzenia dochodzenia, styl Mo Buhlera, tutaj nie ma szans powodzenia. Ci ludzie wmanewruj pana w pogo za wasnym ogonem. Bd drwi z pana delikatnymi sugestiami, jakie mog by ich cele i co zrobi. Dadz panu do prawdy, eby utrzyma paskie zainteresowanie. Ale kiedy zacznie pan szuka dowodw, okae si, e nie ma pan pojcia, o co chodzi. Byo to znakomite, zwize podsumowanie mojego samopoczucia. Prawd mwic, w cigu ostatnich dwudziestu czterech godzin spdzonych przeze mnie w Pensylwanii, wydarzenia nastpoway po sobie tak szybko, e nie miaem szans rozpocz jakiegokolwiek porzdnego ledztwa. Mj styl, styl Mo czy co innego... - Wiele lat temu do naszej krwi, do biosfery, wprowadzili powolny alergen - cign Lapp. - Wszyscy w tej okolicy go maj. A jeli si go ma, jest si zaatwionym. Kiedy chc kogo zabi, podaj drugi katalizator, szybki, jeden z wielu atwo dostpnych, naturalnych zwizkw i w kilka godzin pniej czowiek umiera na potny wstrzs anafilaktyczny wywoany jakim cakiem niewinnym zwizkiem ze swojego otoczenia. Tak wic obydwa katalizatory wsppracuj w zabijaniu. Oczywicie aden z nich sam nie jest grony, nie wyglda podejrzanie w analizach krwi, dlatego im si to udaje. Nikt nigdy te nie zauwaa ostatniego, koczcego reakcj czynnika - nikt waciwie nie jest uczulony na dotyk jesiennego licia z konkretnego gatunku drzewa albo kontakt z konkretnym owadem ldujcym na palcu. Dlatego opracowalimy antidotum na pierwszy z katalizatorw, to jedyny sposb na przerwanie alergicznej kaskady. - Prosz, Phil, wypij to - Amos ponownie poda mi butelk. - Czy s jakie skutki uboczne, o ktrych powinienem wiedzie? Na przykad, e za kilka godzin zaatwi mnie uczulenie? - Prawdopodobnie przez nastpny tydzie bdzie pan nieco bardziej draliwy - powiedzia Lapp. Westchnem. - Nic nowego...

Decyzje... Nawet jeli miaem w organizmie pierwszy katalizator, mog przey reszt ycia, nigdy nie natykajc si na drugi. Ale nie, nie mogem y w takim naraeniu. Lubiem jesienne licie. Lecz skd mogem mie pewno, e podawany mi przez Amosa rodek to antidotum, a nie drugi katalizator? Nie wiedziaem - nie z cakowit pewnoci - ale czy Amos nie prbowaby zostawi mnie w domu Mo na pastw pomieni, gdyby zaleao mu na mojej mierci? Decyzje.... Wypiem wszystko i rozejrzaem si po stodole. Niesamowite wntrze, obraz wiktoriaskiej nauki, zupenie jak z dziewitnastowiecznej karty kolekcjonerskiej, na ktrej widziaem kiedy wizerunek starej apteki. Trzepoczce motyle i wietliki, byskajce w wietle... Wystarczao, eby wywoa u mnie zawroty gowy. Zdaem sobie spraw, e naprawd mi si krci w gowie - czyby jaka reakcja na antidotum? Rany, a moe jednak to bya trucizna? Nie, to nie tyle pomieszczenie si poruszao, ile wiato, kolumna wietlikw zacza migota... w dziwnie znajomy sposb... Lapp zacz nagle szybko mwi do Amosa: - ...sprawd, czy zdoasz to zatrzyma... Migotanie zrobio si silniejsze. Miaem wraenie, jakby kolejne fale wiata uderzay mnie w brzuch... Pojawi si krzepki mczyzna z kobiet, ktr na wp wlk za sob. - Przyapalimy j na myszkowaniu na zewntrz... - zacz. Sarah! - Tu jest mendlowska bomba! - krzykna. - Prosz. Musicie wszyscy wyj! Lapp rozejrza si rozpaczliwie, potem popatrzy na ni, w kocu skin gow. - Ona ma racj, nie mamy duo czasu - oznajmi, przechwytujc moje spojrzenie. - Musimy natychmiast wyj. Opiekuczym gestem obj Laurie i skin, bym szed za nim. Osiek te ruszy w stron drzwi, wlokc za sob Sarah. Wszyscy si spieszyli, apic po drodze rne siatkowe klatki. - Nie, czekajcie - powiedziaem. Wanie co zaczo mi wita w gowie.

- Doktorze, prosz - rzek Lapp. - Musimy opuci to miejsce. Natychmiast. - Nie, nie musicie - zaprzeczyem - Wiem, jak wyczy t bomb. Lapp energicznie potrzsn gow. - Zapewniam pana, e w tym stadium nie dysponujemy ju adnym przeciwdziaaniem. Zostao nam siedem, najwyej osiem minut. Stodo da si odtworzy, ludzkiego ycia nie. - Nie - nalegaem. - Nie moecie tak ucieka przed swoimi wrogami, pozwalajc im puszcza si z dymem. Tutaj s prowadzone niesamowite dowiadczenia. Potrafi wyczy bomb. Lapp wpatrywa si we mnie w milczeniu. - Dobrze, a moe zrobimy tak - zaproponowaem. - Pan wyjdzie std razem z przyjacimi. Nie ma sprawy. Zajm si problemem wykorzystujc nasz nauk, a potem pogadamy, w porzdku? Ale pozwlcie mi zacz natychmiast. Lapp gestem wyprosi reszt swoich ludzi. Przymruonymi oczami zerkn na migoczce wietliki. Byy teraz bardziej widoczne, jakby ich przemiana w materia zapalajcy spowodowaa powikszenie oczek siatki. Odwrci si do mnie. - Zostan tu z panem. Dam panu dwie minuty, a potem wyrzuc std. Co wasza nauka ma do zaoferowania? - Nic szczeglnie wyszukanego - odparem i wycignem z kieszeni halogenow latark. - To s wietliki, prawda? Jeli zachoway jeszcze jakie znane mi cechy rodziny Lampyridae, to powinny produkowa wiato wycznie w nieobecnoci owietlenia dziennego, po zmroku - s przecie owadami nocnymi. Skpane w dziennym wietle niczym si nie rni od wszystkich innych chrzszczy. To powinno wystarczy do korekty. Wczyem latark, nastawiajc j tak, by jak najbardziej przypominaa wiato dzienne i skierowaem j wprost na rodek kbicej si fontanny iskier, rozsiewajcej teraz duo ostrzejszy blask, przypominajcy te paskudne lampy wiszce nad stoami sekcyjnymi. Owietlaem rozszalae wietliki przez ponad minut i nic. Kotowanina trwaa. Ich blask stawa si coraz ostrzejszy.

- Doktorze, nie moemy tu zosta ani chwili duej - powiedzia Lapp. Westchnem, zamknem na chwil oczy. Lampa halogenowa powinna zadziaa - powinna zmusi przynajmniej niektre wietliki do zganicia, a potem wicej, rozbi ich zgrany wzorzec byskw. Wpatrywaem si z nateniem w fontann. Miaem zmczone oczy, widziaem owady mniej ostro ni kilka chwil wczeniej... Nie... oczywicie! Widziaem je mniej wyranie, bo przygasay! Teraz ju nie miaem adnych wtpliwoci. Cae wntrze stodoy to janiao, to przygasao, owietlenie przestao by cige, a za kadym razem, kiedy powracao, byo nieco sabsze... Wci trzymaem latark skierowan na owady. Wkrtce pozostaa jedynym rdem wiata w pomieszczeniu. Lapp pooy mi rk na ramieniu. - Jestemy paskimi dunikami, doktorze. Nieomal zrobiem z siebie idiot, zamykajc umys przed rdem wiedzy, ktrej nie rozumiem - bd gupca, jak ja to nazywam, bo skoro czego nie znam, to skd mog wiedzie, czy nie jest wartociowe? - Platoski paradoks Meno - powiedziaem. - Co? - eby dostrzec wiedz, trzeba dysponowa ju pewn wiedz, skd wic ta pierwotna si bierze? - umiechnem si. - Mdro staroytnego filozofa kultury zachodniej - czsto si z nim konsultuj - cho prawdopodobnie mia wicej wsplnego z wami. Lapp skin gow. - Dzikuj za uwiadomienie nam wiedzy o wietlikach, informacji posiadanej przez nas od dawna, ale zupenie niedostrzeganej. Od tej chwili bomby mendlowskie bd dla nas duo mniejszym zagroeniem - kiedy tylko spostrzeemy to migotanie, wystarczy wypeni dane miejsce dziennym wiatem. Najzwyklejszym. Czasami by moe nawet wasze latarki nie bd potrzebne, w kocu dzienne wiato jest przez wikszo czasu naturalnie dostpne. - A wieczorami moecie stosowa latarki - s zasilane z baterii, nie s konieczne adne powizania z elektrowniami - zauwayem. - Widzi pan, w kocu udao mi si chwyci co nieco na temat waszej kultury.

Lapp umiechn si. - Najwyraniej tak, doktorze. Ja jednak wietnie wiedziaem, e jeszcze bardzo wiele musz si dowiedzie - o Johnie Lappie i Amosie Stoltzfusie, o ich wrogach, ktrzy niewtpliwie wyhoduj jakie nowe diaboliczne rodzaje broni. W tego typu walce nikt nigdy nie osiga cakowitego zwycistwa. Przynajmniej jednak zmniejszy si plaga bomb mendlowskich. Daem Lappowi rodzaj laserowego systemu obrony przeciwko tym pire-owadom - na pewno nie doskonaego, ale niewtpliwie lepszego ni nic. Sarah Fischer, c mona powiedzie? Owiadczya, e wrcia, eby nas ostrzec. Nie zniosaby kolejnych zgonw. Powiedziaa, e nie bya bezporednio wpltana w mier Mo ani Josepha - jej ojca i nie potrafi pozostawa zwizana z grup, ktra robi takie rzeczy. Zacza mi opowiada o alergenach - tych wywoujcych rozdranienie - bo chciaa, eby wiat si dowiedzia. Ale wedug mnie sama umiecia bomb mendlowsk w stodole Lappa i wykazaa si szybk orientacj, kiedy j przyapano. Pomylaem o zawiadomieniu policji stanowej, eby j aresztowano, ale waciwie na jakiej podstawie? Nie miaem praktycznie adnych dowodw. Nawet jeli umiecia mendlowsk bomb w stodole Lappa, c mogem z tym zrobi? Kaza j zamkn za podoenie sporzdzonej z zapalajcych wietlikw bomby, ktr rozbroiem, wiecc latark - bomby, ktrej istnienia ludzie Lappa w ogle by nie potwierdzili, nie mwic ju o zeznawaniu w sdzie? Nie, dzikuj - ju do razy wymiewano si ze mnie na sali sdowej. Poza tym Lapp i jego ludzie dysponowali jak metod humanitarnego postpowania z ludmi takimi jak Sarah - pomocy w odnalezieniu swoich korzeni. Teraz bya kobiet nie nalec do adnej spoecznoci. Unikan przez wszystkich. Najgorsze, co mogo si przytrafi komu z jej wychowaniem. Dobrze, e John Lapp i Amos Stoltzfus chcieli da jej drug szans ofiarowa jej pomyk nadziei, moe to jest prawdziwe znaczenie lampy mendlowskiej, jak to trafnie uj Lapp.

Opuciem szyb, eby zapaci myto za przejazd przez George Washington Bridge. Musiaem przyzna, e mio byo znw siedzie we wasnym, starym samochodzie. Corinne wyjechaa z crkami zorganizowa przeprowadzk do Kalifornii. Na pogrzebie Mo powiedziaem par sw, a teraz jego niewielka rodzina bezpiecznie leciaa na zachd. Nie mogem powiedzie, e oddaem jego mordercw w rce sprawiedliwoci, przynajmniej jednak zakciem im nieco rytm dziaa. Laurie ucaowaa Amosa na poegnanie i obiecaa przyjecha w odwiedziny, na pewno na Boe Narodzenie... - Dziki, Chief - odebraem bilet i reszt. Tak wielk odczuwaem przyjemno z powrotu, e nieomal zaproponowaem mu, eby zatrzyma sobie reszt. Zostawiem opuszczon szyb. Powietrze jak zwykle trcio pimem - wo mieszanki wyzieww przemysowych, spalin z samochodw, nawet te speniajce wymagania EPA1 pozostawiay swj zapaszek. Cholera, czy to nie wspaniay aromat. Lepszy od sodkich woni Pensylwanii, wszystkich tych mogcych im towarzyszy ukrytych alergenw i katalizatorw, ktre zabiy Josepha i Mo. Obydwaj otrzymali wolno dziaajcy katalizator wiele lat temu. Potem podano im drugi i zziuuut... co zupenie niewinnego w ich otoczeniu doprowadzio do kocowego zwarcia. Wszystko byo moliwe. Mg im, na przykad, usi na kostce albo na ramieniu jaki zbkany wietlik. Stodoa Josepha bya nimi owietlona. Bardzo prawdopodobne, e Mo chcia mi wanie pokaza lamp mendlowsk. Moliwe, e jeden czy dwa wietliki przedostay si do samochodu na farmie i niezauwaone latay nam koo ng w drodze do Filadelfii... dla mnie zwyke chrzszcze, dla Mo zabjcy...
1

EPA - Environmental Protection Agency - Agencja Ochrony rodowiska,

(przyp. tum.)

Zabiem na przedniej szybie niewielk, brzow m. Zalet Nowego Jorku, jak pewnego razu powiedzia jaki mdrek z policji, jest to, e zazwyczaj widzi si zbliajcych si zabjcw. Smog, zanieczyszczenia, zbyt wielu ludzi w samochodach spieszcych si jednoczenie, nawet uliczni bandyci - takie ryzyko mog podj.

Niewiadomie wsunem portfel do kieszeni. Te myli o rabusiach musiay wzbudzi we mnie niepokj o posiadan gotwk. Miaem bardzo wyszukany portfel - uszyty z tego samego specjalnego materiau, utkanego z mieszaniny wkien rolinnych i jedwabiu, co torebka Laurie. John Lapp podarowa mi go w prezencie - na pamitk prac Josepha. Przynajmniej przez kilka miesicy bd lepiej widzia ile pienidzy wydaj. C, to mie mie w tym wiecie nieco wicej wiata - nawet jeli, tak samo jak iluminowana zawarto, jest do ulotne...

CZ DRUGA

Tochariaski rydwan

DWA
Kotlina Tarymska na Jedwabnym Szlaku okoo A.D. 750

Dwaj mczyni, czterdziestoletni i czternastoletni, siedzieli na wzgrzu i patrzyli na rzek przez niektrych zwan Tarim. Znajdowali si w pobliu osady, ktra kiedy zostanie nazwana Aksu, w prowincji znanej jako Xinjiang. - Czyli Tangowie utracili swj sekret - powiedzia czternastolatek. Wkrtce cay wiat dowie si, jak wyrabia ich bezcenny jedwab. Starszy mczyzna, ojciec modszego, skrzywi si. - Tajemnice s tworzone i ujawniane. Liczy si tylko zawarta w nich rzeczywisto. - Nie cieszy ci, e w kocu zamalimy przewag Wschodu? - Nigdy jej nie mieli. S pewne rzeczy zwizane z jedwabiem... Podbieg do nich trzeci mczyzna, szesnastoletni. - Ojcze, Gwellyn, w dole rzeki ley martwy piewak. Wszyscy trzej poszli tam spiesznie, bez jednego sowa. Wiedzieli, e nie ma co gada na temat piewaka, dopki nie zobaczy si ciaa. Starszy mczyzna zachysn si na jego widok. Sama skra, zescha ze staroci, opinajca grubokocisty szkielet. Zielone jak mech oczy, pod wydatnymi ukami brwiowymi, pomarszczone resztki pprzymknitych powiek... - Tak. By piewakiem. - Od jak dawna nie yje? - zapyta czternastoletni Gwellyn. - Od bardzo dawna - odpar ojciec. - Czy by rwnie twrc? - zaciekawi si szesnastoletni Al- Tego nie da si powiedzie, patrzc tylko na jego zwoki. - Co z nim zrobimy? - spyta Gwellyn.

- Spalimy go. Potem skruszymy jego koci i rozrzucimy prochy na wiatr, jak nakazuje prawo - wyjani ojciec. - Moe powinnimy o tym komu powiedzie albo... - nalega Allyn. - Nie. Zrobimy, jak powiedziaem. - Wydaje si niewaciwe, tak po prostu zniszczy wszelki lad po nim, nawet nikogo o tym nie informujc, jakby w ogle nie istnia - rzek Gwellyn z gorycz. - Wanie dlatego musimy to zrobi - odpar ojciec. Gwellyn popatrzy na swoje odbicie w rzece, botnistorude pocztki zarostu odbijay si od powierzchni muu podobnej barwy. Jego niebieskie, gboko osadzone oczy, byy janiejsze od wody, ale teraz pociemniay od niesionego brzemienia. Wci widzia piewaka, najpierw rozcignitego przy rzece, tak jak go znaleli, potem spalonego, zwglonego, startego na py, jak nakaza ojciec chopca. - Legendy mwi, e piewacy przed mierci wygldaj tak samo jak my - Allen doczy do brata nad rzek i zgad, co mu chodzio po gowie. Prawdopodobnie dziki temu, e sam myla o tym samym. - A czarnoksinik mierci nadaje im ten brutalny wygld? - zapyta Gwellyn. - Ojciec mwi, e czarnoksinicy s dla maych dzieci - odpar Allyn. - Twierdzi, e rozumny czowiek szuka wyjanie w wiecie natury. Myl, e przyswoi sobie t ide od Filozofa. - Od Arystotelesa? Z nauk Bizancjum? - Tak - potwierdzi Allyn. - Znasz te teksty, ojciec trzyma je razem z ulubionymi przyprawami. Brat skin potakujco gow. - Chce, ebym kontynuowa lekcje, abym mg sam je czyta - Gwellyn westchn. - Los syna szamana. Ty ju je czytae. Czy jest w nich o piewakach i zmianach, ktrym podlegaj po mierci? - Nie - zaprzeczy Allyn. - Pisma Bizancjum mwi o koniecznoci poszukiwania wyjanie w naturze, w otaczajcym wiecie.

- Ach, rozumiem - rzek Gwellyn. - Co w takim razie ojciec uwaa za naturalne przyczyny w sprawie piewakw i ich wygldu po mierci? - Ojciec mwi, e to tylko choroba - wyjani Allyn. - Tyle tylko, e jest gbsza ni zwyke choroby, bardzo stara i wci pozostanie ywa, kiedy nas ju dawno nie bdzie. Gwellyn zmarszczy brwi. - Nigdy nie mylaem o chorobach jako ywych istotach. - C, s w specyficzny sposb powizane z yciem - rzek Allyn. Nasze bydo choruje, drzewa owocowe choruj, my sami chorujemy, ale skay i namioty nie. - Czy jestemy teraz chorzy na t... t chorob? - Nikt nie wie - oznajmi Allyn. - Moe tak. Istnieje pewna teoria - ojciec mwi, e ogromnie staroytna - twierdzca, e wszyscy s chorzy. Rnica pomidzy tymi, u ktrych si to ujawnia, a tymi, u ktrych nie, polega na tym, e ci zdrowi z wygldu maj dodatkowe schorzenie atakujce t powszechn chorob i niszczce j, nie pozwalajce si jej rozwija i czyni im krzywdy. - Ta druga choroba jest naszym przyjacielem - w zamyleniu rzek Gwellyn - jak pies powstrzymujcy dziksze zwierzta przed zaatakowaniem nas w rodku nocy. - Tak. - Lecz skd moemy wiedzie, ktra jest ktra? - zastanawia si Gwellyn. - Jak moemy powstrzymywa jedn chorob i pozwala dziaa drugiej? Gdzie odnajdziemy chorob, jeli nie ma jej jeszcze w nas? - Legendy mwi e wszdzie. W ywnoci, ktr spoywamy, w powietrzu, ktrym oddychamy, w kobietach, ktre kochamy. - Kobietach? Po raz pierwszy Gwellyn umiechn si, bo kochanie si wci napawao go dreszczem rozkoszy dalece przewyszajcym jakkolwiek myl o chorobie, nawet takiej mogcej sprowadzi mier. Jego umiech pogbi si, gdy przywoa w pamici konkretn twarz i ciao, jakie widzia tydzie temu i poczy je z ogln myl o uprawianiu mioci.

- Tak - powtrzy Allyn, te si leciutko umiechajc. - A one w nas. Legendy twierdz, e wszyscy jestemy brami i siostrami w chorobie. Gwellyn skin gow, ale o wiele wicej myla o twarzy i ciele Daralyn ni tyche u wasnej siostry... - Niektre podania - cign Allyn - twierdz, e nasze nasienie moe zrobi wicej ni jedn rzecz, e czasami moe pozostawi w duszach spotkanych kobiet inskrypcje pene za. Daralyn bya kobiet, ktrej poznanie sprawio Gwellynowi ogromn przyjemno, ktr nadal przeywa prawie tak samo jak za pierwszym razem. Pomimo imienia, Daralyn nie cakiem naleaa do ludu Gwellyna. Cho jej wosy byy brunatnorude jak glina, to oczy miaa migdaowego ksztatu, z tczwkami poyskujcymi bardziej brzem ni bkitem. Jej dziadek ze strony matki pochodzi z Kraju Jedwabiu, moe rwnie inni jej przodkowie wywodzili si stamtd. Bya bardzo inteligentna, szlachetnej postawy wszystko w niej idealnie pasowao, jak uzna ojciec Gwellyna, by nauczy modszego od niej o pi lat chopaka niektrych rzeczy. Leeli teraz w swoich ramionach, wci obejmowaa go w talii nogami, teraz zrelaksowanymi. Wanie skoczyli si kocha po raz trzeci. - Na tym wiecie s tylko trzy typy ludzi - powiedziaa Daralyn, podejmujc wtek rozpoczty w czasie poprzedniego, krtkiego odpoczynku. Nasi ludzie, ci z Dalekiego Wschodu, do ktrych czciowo i ja nale oraz ludzie z wilgotnego, poudniowego ldu. - piewacy nie przypominaj nikogo z wymienionych - rzek Gwellyn. - Moe dlatego, e s martwi. Daralyn artowaa i chopak rozemia si, ale i tak potraktowa t wypowied powanie. - Czy ktokolwiek widzia choby jednego z nich za ycia? - Nie sdz - odpara dziewczyna. - To dlaczego nazywamy ich piewakami? - zapyta Gwellyn. - Niewtpliwie nie piewaj po mierci?

Znw przypomnia sobie, jak pomaga zniszczy znalezione zwoki, jak oddali pomieniom te dymnozielone oczy, t szyj masywn jak pie drzewa... Czy czuby si jeszcze gorzej z powodu tego aktu destrukcji, gdyby istniaa jaka szansa, eby to gardo zapiewao? A moe istnia jaki sposb na piew bez sw, bez wywoywania drga powietrza przy pomocy strun gosowych, jakie oddziaywanie nieboszczyka na wiat bez piewu? - Nie jestem pewna - odezwaa si Daralyn. - Kiedykolwiek syszaam ich nazw, zawsze brzmiaa ona piewacy. Chyba kto kiedy powiedzia mi, e oni rozmawiaj piewem, e nie mwi normalnymi sowami, tylko wypiewuj melodie, nieraz na wiele gosw. - Ale to brzmi, jakby kto widzia ich kiedy ywych - skomentowa Gwellyn. - Melodie brzmi jak ycie, to prawda - umiechna si Daralyn. Podoba mi si to. Ale miae racj - nikt nigdy nie widzia ich ywych. - Ale jak to moliwe? - zdumia si Gwellyn. - Nie wiem - odpara dziewczyna. - Moe yli bardzo dawno temu, wczeniej ni ktokolwiek z nas, ale inni ludzie ich widzieli i przekazali nam wiedz o tym, jak piewacy wygldaj za ycia. - Ale oni nie sprawiaj wraenia, jakby byli martwi a tak dugo... Gwellyn nie bardzo chcia, ale wygada si do Daralyn i opowiedzia jej, co razem z bratem uczynili ze zwokami. Po tej spowiedzi w ramionach kochanki, poczu si duo lepiej. - To prawda, wcale nie wygldaj na martwych od bardzo dawna powiedziaa uspokajajco, wycigajc nogi i kadc je na nogach chopca. Ale jeli nikt spord yjcych nie widzia ich ywych, jakie moe by inne wyjanienie? Gwellyn zastanowi si. - Jak dugo mog przetrwa zwoki? - Niezbyt dugo - odpara Daralyn. - Zazwyczaj znikaj szybko. Jednak syszaam opowieci o ludziach znalezionych w lodzie w stanie niemal zachcajcym do pocaunku, pomimo e nie yli ju od ponad pidziesiciu lat.

- Zastanawiam si - wymrucza Gwellyn w zamyleniu - czy istnieje jaka choroba, ktra dziaa tak samo jak ld, tylko od rodka. Znw uderzya go myl, e moe razem z bratem zmeli na py co - kogo - wci w jaki sposb ywego. Chon gbok czerwie zachodu soca. - Wyglda tak piknie, e chciaoby si to wypi - powiedzia Jakob i doczy do kontemplacji. - Tak - potwierdzi Gwellyn - jak wasze paschalne wino. Lecz wkrtce w naszych umysach pozostanie tylko niky lad tego nieba. - Wiele piknych rzeczy ma taki wanie charakter. By moe wanie dlatego s pikne - skomentowa Jakob, kupiec z Antiochii. W swym dugim yciu wielokrotnie przemierzy Jedwabny Szlak, zarwno bardziej niebezpieczn tras pnocn, jak i atwiejsz poudniow. Wdrowa te Wielk Drog Indii, szuka kupieckiego szczcia na Trakcie Przyprawowym, z Bizantyjczykami, Persami i mahometanami. Gwellyn uwaa Jakoba za wyroczni w sprawach pikna. Lecz... - Mgbym jednak go opisa - powiedzia. - Mgbym sprbowa uchwyci jego barw w sowach tak, by inni mogliby j pozna. Starszy mczyzna prychn, rozbawiony. - Niemoliwe. Twoje sowa same zmieniyby kolor, ktry usiowayby opisa - zupenie tak, jakby sprbowa zgbi tekstur patka niegu, ciskajc go pomidzy palcami. Gwellyn powrci wzrokiem ku niebu. - Pismo to cudowna rzecz - cign Jakob - ale nie do wszystkiego si nadaje. Mentor mentora Filozofa - Sokrates - w ogle go nie uywa. Twierdzi, e poleganie na nim powodowaoby rozmywanie si wspomnie. Gwellyn umiechn si, bo wiedzia, e ma haka na Jakoba, przynajmniej w tej krtkiej rundzie. - A skd o tym wiemy? - zapyta. W odpowiedzi te zobaczy umiech.

- Tak, na szczcie - albo nieszczcie Sokratesa - Platon zapisa obiekcje swego mistrza wobec pisma. W innym wypadku w ogle bymy o nich nie wiedzieli. Musz ci to przyzna. Tak samo Juliusz Cezar gdzie napisa, e podziwia druidw, bo powstrzymuj si od uywania pisma. A my nie mielibymy pojcia o szacunku, jaki Juliusz Cezar ywi dla braku pisma, gdyby on sam nie zada sobie trudu, eby to zapisa. Lecz nadal nie oznacza to, e pismo jest dobre we wszystkich okolicznociach. - A kiedy nie jest? - Pismo to rydwan pdzcy w przyszo - rzek Jakob. - Zazwyczaj przemawia gosem kogo ju nieobecnego. Jeli ja teraz powiem co niezbyt dla ciebie zrozumiaego, moesz mnie spyta o dodatkowe wyjanienia. Jeli napisz co niezbyt dla ciebie zrozumiaego, a ty przeczytasz to po mojej mierci, kogo zapytasz o wyjanienia? W rydwanie nie ma mnie, tylko moje sowa. - Lecz czy twoje sowa - napisane - nie s czym lepszym, ni cakowity brak sw? Jakob pogadzi swoj szpakowat brod. - Tak. Lecz nie na tym polega wybr. Sowa bdziemy mieli zawsze. Rzecz w tym, czy bdziemy woleli je powiedziane czy napisane. Do zapisw handlowych, zgadzam si, pismo jest najlepsze. Do przekazywania zagmatwanych informacji - takich jak filozofia - wol uywa sw wypowiadanych, eby suchacz mg mi zadawa pytania, zrozumie mnie dokadnie, a potem uy wasnych sw wobec kolejnej osoby, ktra bdzie z kolei moga pyta jego. - Nadal sdz, e pismo jest bardziej niezawodne - oznajmi Gwellyn. - Co bdzie, jeli kto pomyli sowa w trakcie przekazywania ich pomidzy dwoma kolejnymi mwcami? Jakob wzruszy ramionami. - To moe si zdarzy, prawda. Lecz napisane sowa take bywaj zawodne. Biblioteka Aleksandryjska pona wielokrotnie przez wieki swojego istnienia! - Jakob zniy gos do konspiracyjnego szeptu, goniejszego nawet ni jego normalny sposb mwienia. - Win za to obarczani s muzumanie. Lecz moi przyjaciele mwi mi, e chrzecijascy biskupi take

boj si nauki! Gwellyn nie obrazi si, sam nie bdc wyznawc ani Allacha, ani Chrystusa. Wierzy w soce i gwiazdy, ksiyc i drzewa - zgodnie z naukami druidw, wci obecnymi wrd jego zrnicowanego ludu. Lecz odmiennie od dawnych nauczycieli, on wierzy take w pismo. Dlatego te poary w Aleksandrii przeraay go. Tak samo jak przerazio go spalenie zwok nad rzek. - W zeszym miesicu natrafilimy nad rzek na piewaka - wyjawi. Jakob szybko pooy kocisty palec na ustach. - Lepiej nie rozmawia o takich rzeczach! Gwellyn zamia si, rozdraniony. - Rozumiem. piewak nie tylko jest kim, o kim nie mog napisa, ale nawet nie wolno mi o nim mwi! Jakob unis uspokajajcym gestem do. - Chcesz - wyszepta, nawet goniej ni o poarach Biblioteki Aleksandryjskiej - dowiedzie si wicej o piewakach? Gwellyn potakn. Jakob przyjrza si uwanie modemu przyjacielowi tak godnemu mdroci. - Dobrze - powiedzia. - Powiem ci, gdzie znajdziesz wicej informacji o nich. Bdzie to wymagao dugiej, morskiej podry. Przypuszczalnie pochonie te wiele lat twojego ycia. Gwellyn doczy do ojca i Allyna koo wejcia do podziemnego kanau. Opad na czworaki, przesiewa ziemi midzy palcami, oceniajc jej wilgotno. Ojciec by niezadowolony. - Mao wody spywa z grskich rde tego roku - powiedzia. - Melony wzdu caej drogi s zagroone. - Czy moemy poszerzy kanay? - zapyta Allyn. - To by doprowadzio wicej wody. Szaman pokrci przeczco gow. - Brak nam wiedzy - Sogdianie zbudowali te kanay ponad sto lat temu, lecz potem poddali si islamowi.

- Ale ich Prorok ceni sobie wiedz - rzek Allyn. - Powiedzia: szukajcie nauki, nawet jeli jest daleko. Szaman umiechn si. - Tak, chyba powiedzia co w tym stylu - jak widz twoje wyksztacenie nie poszo na marne. Lecz kiedy jeden lud przejmuje wadz nad innym, kiedy jedna wiara zastpuje drug, zawsze co zostaje utracone. A Sogdianie, niezalenie jak bardzo ceni wiedz pord swoich nowych wierze, s teraz innymi ludmi ni ci, ktrzy zbudowali kanay... Szaman wsta, jego synowie rwnie. Popatrzy w stron dugiego, suchego horyzontu na zachodzie. - ...tak samo jak my zmieniamy si w ludzi innych, ni bylimy kiedy - cign. - Cay wiat si zmienia. Nasi przodkowie rozumieli rzeczy, ktre my z trudem dostrzegamy albo w ogle przegapiamy. Straty s nieuniknione, ycie si z nich skada. - Dlaczego nie zdobycze? - zaprotestowa Gwellyn. - Dlaczego zmiana nie moe by na lepsze? - yjesz, starzejesz si, umierasz - odpar szaman. - Jeli masz szczcie - jak ja - w ktrym momencie przed tym ostatnim wydarzeniem zasiejesz nowe ycie. Popatrzy na swoich synw i pocaowa kolorow, jedwabn chust, ktr mia na szyi - na szczcie, w podzice dla losu. - Prbujesz przekaza dalej wszystko, czego si nauczye - ale jak moesz to zrobi? Co zawsze zostanie zagubione. Z kadym pokoleniem pojawiaj si kolejne straty. To miaem na myli. - Lecz czy tego procesu nie da si zmieni? - nalega Gwellyn. - Jak? - zapyta Allyn. - Nie wiem - przyzna Gwellyn. - Moe tworzc bardziej inteligentne nasienie? Nasienie, ktrego owoc nie jest tak zapominalski? - Mamy kontrol nad precyzj naszych idei - zaprotestowa Allyn - nie naszego nasienia. - Dlaczego nie? - zaprzeczy Gwellyn. - Melony, o ktrych mwi ojciec, zostay ulepszone w wyniku hodowli. Tak samo winorol, a jak syszaem nawet wierzby. Tak samo konie, wielbdy i jaki - nasiona wszystkich

zostay ulepszone w cigu wiekw, nieprawda? - My to nie jaki - odpar Allyn. - To zbyt niebezpieczne - wczy si szaman. - Nasze tradycje ostrzegaj przed takimi prbami ulepszenia naszego nasienia. Jeli co nam si nie uda z wielbdem - jeli bdzie mia zbyt wiele garbw albo w ogle adnego - gdzie tu katastrofa? Lecz jeli urodzi si czowiek z dwoma fiutami, c, jak sdz niektre kobiety - a nawet mczyni - mogliby si z tego cieszy, ale... Allyn doczy do serdecznego miechu ojca. Gwellyn tylko umiechn si, potem spyta: - Czy piewacy s wynikiem takiego majstrowania przy naszym nasieniu? Szaman przesta si mia. - Lepsze byoby pytanie: czy my jestemy wynikiem ich majstrowania przy naszym?... - Ciesz si, e jedziesz ze mn do Hotanu - nieco pniej Gwellyn powiedzia do Daralyn. - Twj ojciec chce, ebym miaa na ciebie oko - odpara. - By moe pojad z tob jeszcze dalej. - Mmmm.... - mrukn Gwellyn, przesuwajc palcami po delikatnych wosach na jej podbrzuszu. - Mj ojciec myli dosownie o wszystkim. Jestem zaskoczony, e nie sprzeciwia si mojej wyprawie. - Jeste modszym synem - rzeka Daralyn. - Kiedy zaczniesz dorasta, a Allyn bdzie zgarnia wszystko co najlepsze, mog pojawi si napicia pomidzy wami. Poza tym jeste bystry - zbyt bystry. Zadajesz pytania. Zbyt wiele zapisujesz. Wedug mnie twj ojciec czuje, e wszyscy tylko skorzystaj na twojej odkrywczej podry na Zachd. - Wci chc zapisywa rne rzeczy - powiedzia Gwellyn. - Chc zapisywa, czego si nauczyem, co ju, jak sdz, wiem o piewakach. Ale jak mam to robi? Daralyn skina gow. - Twj ojciec odszuka i zniszczy wszelkie zapiski o piewakach, jakie po sobie zostawisz. Wic nie ma sensu tego robi.

- Ale to niewaciwe! - Gwellyna znw zacza ogarnia zo. - Jaka warto tkwi w ignorancji, skoro moemy mie wiedz? - Moe znajdziesz na to odpowied w trakcie swojej podry? - podsuna Daralyn. - Moe - zgodzi si Gwellyn. - A pewnego dnia powrc do domu i opowiem ojcu i bratu, i kademu kto zechce sucha, czego si dowiedziaem i zapisz to wszystko, i schowam, jeli okae si to konieczne, tak eby inni, w przyszoci, nasi potomkowie, mogli te si dowiedzie i zrozumie.

TRZY
Barbaricon, w pobliu rzeki Indus okoo A.D. 751

Gwellyn sta nad brzegiem ogromnego morza, w pobliu penego wysepek ujcia mulistej rzeki. - Teraz nazywaj je Morzem Arabskim - powiedzia Jakob, wci silny, wci peen encyklopedycznej wiedzy; kupiec, ktry od ponad p wieku przemierza wydmy, fale i przecze. Gwellyn odwrci si od morza ku czowiekowi, ktry towarzyszy mu przez ostatnie p roku. - Kolor twej szarfy pasuje do barwy dalekich wd - powiedzia. - To? - Jakob uj w palce jedwabn materi i prychn deprecjonujco. - Niektrzy nazywaj ten kolor fenick purpur krlewsk, bo kiedy tylko krlowie mogli sobie na niego pozwoli za ktokolwiek noszcy go, a nie nalecy do rodziny krlewskiej, mg zosta ukarany mierci. Teraz wzruszy ramionami - jedwabniki s w Hotanie i Konstantynopolu, przepis na fenick purpur znany jest wszdzie i biedny kupiec, taki jak ja, moe ubiera si jak imperator! - A jaki jest przepis na fenick purpur? - Mae! - Jakob umiechn si, kontemplujc zakazan przyjemno. - wieo zabite mae, tak Fenicjanie wyrabiali barwnik. Moi ludzie nie powinni je may - s z morza i nie maj krgosupa. Ale ja jadem je nieraz, s przepyszne. Reguy s po to, eby je ama - po c innego y? - Nigdy nie jadem may - przyzna Gwellyn. - Spd wicej czasu nad morzem, a na pewno zjesz rzek Jakob. Spd wystarczajco duo czasu ywy - yj do dugo - i na pewno ci si to przytrafi!

Zniy gos do swego konspiracyjnego szeptu, ktry by do gony, eby usysza go kady znajdujcy si w zasigu gosu. - Daj ci, rozumiesz, wicej ekscytacji, kiedy si kochasz. To wana rzecz dla kogo w moim wieku - Jakob mrugn do Gwellyna. Chopak umiechn si. - Czyli Fenicjanie byli ekspertami w uprawianiu mioci w kolorach tczy. - W wikszej liczbie dziedzin - rzek Jakob. - Byli wspaniaymi eglarzami. Wydobywali cyn na pnocnych krawdziach wiata; na kontynencie nubijskim znaleli drogie kamienie. Dla zapisywania wszystkich transakcji, eby mc szybko notowa w trakcie dojenia kolejnych portw do sucha, wynaleli system pisma, ktry tak lubisz - alfabet grecki. - To dlaczego jest on nazywany alfabetem greckim? - Ach, Grecy duo od nich zaadaptowali, troch wymylili, przechrzcili wszystko - wyjani Jakob. - Wzili fenickie pismo, dodali samogoski i ten system sta si powszechnie znany pod nazw pochodzc od greckich sw, okrelajcych dwie pierwsze litery - alfa i beta - alfabet. Gwellyn skin gow. - Grecy podrowali daleko, Aleksander dotar do brzegw tej rzeki. I mieli ze sob wiele rzeczy... a my jestemy osadem tego wszystkiego, Grekw i Hindusw! - Tu wchodz w gr osady o wiele starsze, ni twj i mj lud razem wzite - zaprzeczy Jakob. - Chod, flet czeka na nas. - Barbaricon nie jest ju takim miastem jak kiedy - powiedzia wysoki nestorianin do dwch ludzi, ktrym suy za przewodnika. Jeden z nich by wyszy nawet od niego, drugi wyranie niszy, za to gos mia grzmicy, nawet gdy mwi szeptem. - Kiedy Parsja - Persja - pobieraa wysokie myto za drogi prowadzce na Zachd, Rzymianie cenili to miasto za jedwab, ktry dostarczano im drog morsk. Tak samo Bizantyjczycy, z tego samego powodu. - A teraz islam podbija wiat i drogi przez Persj znw si zamykaj skomentowa czowiek mwicy dononym szeptem. - By moe to miasto nad Indusem znw nabierze znaczenia!

- Tak, zwolennicy Mahometa zmieniaj wiele rzeczy - zgodzi si nestorianin. - Nawet kiedy tu rozmawiamy, w pobliu rzeki Talas ich armie potykaj si z oddziaami z Kraju Jedwabiu. Jakob wzdrygn si. - Gdyby Kraj Jedwabiu upad, byoby bardzo le. Nestorianin skin gow. - Ich cesarze byli bardzo mili dla mojego ludu. Lecz wszystko si zmienia w dzisiejszych czasach i to niekoniecznie na lepsze. Jakby te sowa byy sygnaem, otwar si przed nimi wski zauek. Gwellyn, wci przyzwyczajony do otwartych przestrzeni i wistu wiatru na jego ojczystej ziemi w okolicach Kotliny Tarymskiej, skuli si bezwiednie, uderzony i widokiem, i woni. - W tej szopie graj sodk muzyk - Nestorianin wskaza co wygldajcego w wietle ksiyca jak kupa kamieni na kocu zauka - wic przynajmniej jeden z waszych zmysw dozna dzi przyjemnoci. Atmosfera wewntrz szopy bya jeszcze gorsza, wic Gwellyn oddycha pytko, starajc si jak najmniej zanieczyci sobie puca. Lecz w tym wntrzu naprawd rozbrzmiewaa smutna, czysta, sodka muzyka, z pocztku prawie niedostrzegalna, ktra zdawaa si ociera o jego palce u stp, pezn po nogach w gr, na pier, pod ramiona, gdzie, wstydliwa i kusicielska, askotaa go przed dotarciem do uszu... Oczy Gwellyna powoli przyzwyczaiy si do tutejszego owietlenia, gorszego ni na zewntrz, ciepego, migotliwego, prawie jak blask gwiazd. W kocu dostrzeg, skd pochodzio - z maej, niedymicej lampy, lnicej biao w kcie - a potem rdo diatonicznych fraz, narastajcych i opadajcych jak odwrotny deszcz, z ziemi ku niebu. By to mczyzna, nieco tylko od niego starszy, o ziemistej skrze, zapadnitych policzkach i trudnych do zobaczenia oczach. - Urzekajce - zaszepta Jakob, cho Gwellyn z trudem dosysza go przez muzyk. - Moemy z nim porozmawia? - Jakob spyta nestorianina. - W tych stronach za odpowiedni opat mona wszystko - odpar przewodnik.

Jacob wycign pi monet z wewntrznej kieszeni. Da je nestorianinowi, ktry cztery z nich przycisn do bosych podeszew flecisty, a jedn zatrzyma sobie. Muzyka umilka. - Oczywicie on nie zna tochariaskiego - powiedzia nestorianin. Postaram si tumaczy jak najlepiej. Jakob skin gow i zapyta, skd pochodzi instrument. - Mwi, e otrzyma go od swego ojca, ktry dosta go od swojego ojca, ale na samym pocztku sporzdzili go z koci niedwiedzia bardzo staroytni ludzie. Oczy Gwellyna rozbysy podnieceniem. - Zapytaj go, czy mog dokadnie obejrze jego wspaniay instrument. - Jestem pewien, e si zgodzi - rzek nestorianin - za odpowiedni cen. Jakob stkn i wycign kolejne pi monet, z ktrych cztery znw trafiy pod stop flecisty. Nestorianin ostronie poda flet Gwellynowi. - Jest duo twardszy ni ko - powiedzia chopak. - Ciekaw jestem, czy to wanie zapewnia mu t gbi brzmienia. Jakob przesun palcami po instrumencie. - Najwyraniej jest to jaka kompozycja koci i kamienia. Moe ci staroytni znali sekret mieszania tych dwch substancji - to nie pierwszy raz, kiedy spotykam tego rodzaju mikstur, czasami widywaem j nawet w ludzkich szcztkach. Gwellyn przypomnia sobie szcztki piewaka, ktre zmeli z bratem na proch. Byy w nich tylko koci, bez ladu kamienia. - Moe to jaka metoda balsamowania? - zasugerowa nestorianin. - Moe - zgodzi si Jakob. - A moe, Boe chro, jaka choroba, ktra czciowo obraca koci w kamie. Zdrowie - jeli je masz, bogaty! - Zapytaj go, czy wie, gdzie s teraz ci ludzie - poprosi Gwellyn. - Ci staroytni, ktrzy sporzdzili ten kociano-kamienny flet. Nestorianin przekaza pytanie w jzyku penym mlani i chrzkni, ktrym zwraca si do flecisty. Posucha odpowiedzi. - On mwi, e niemal wszyscy teraz s ju tylko komi, ale niewielu jeszcze yje.

- Tak, ale gdzie? - zniecierpliwi si Gwellyn. - On mwi Wszdzie, w nas wszystkich. - To adna odpowied - rzek Gwellyn. - Zapytaj go, gdzie na Ziemi? Na ktrym ldzie? - On mwi Oni yj gwnie na ldzie za ldem. - Zagadki - prychn Gwellyn. - Nie chc zagadek. Zapytaj go o nazw najbliszego im ldu. - On mwi Kraj Jedwabiu. Kraj T'angw - przeoy nestorianin. - A gdzie jest ten nastpny ld w stosunku do Kraju Jedwabiu? - zapyta Gwellyn. - W chmurach? Za pustyni? - Powie ci, e za wielkim morzem - wtrci Jakob. - Wiem - rzek Gwellyn. - Ale chc to usysze od niego. - On mwi Nastpny ld jest za wielkim morzem - oznajmi nestorianin. - Widzisz? Mwiem ci! - Jakob podkreli swoj wypowied kocistym palcem. Gwellyn skin gow. - Ci grajcy z kociano-kamiennymi fletami zawsze daj tak sam odpowied - oznajmi Jakob. - Wanie tak brzmia twj sokratyczny argument przeciwko sowu pisanemu - zauway Gwellyn. - Daje tylko jedn, niezmienn odpowied, jak wyryt w kamieniu... Wdali si w kolejn wersj ich odwiecznej debaty na temat pisma, jego zalet i wad, potem przeszli do omawiania mrz, sposobw dostania si do nich i dokd mog zaprowadzi... Nestorianin sta spokojnie, suchajc wszystkiego uwanie. W kocu odda flet wacicielowi, ktry podj gr. Jeszcze pniej caa trjka opucia szop. Gwellynowi muzyka wci brzmiaa w uszach, kiedy wychodzili z zauka, a nawet jeszcze kiedy wyszli poza obrb Barbariconu, do maego obozu, ktry razem z Jakobem i reszt grupy zaoyli pod miastem. Sysza muzyk przez ca noc, rwnie przez nastpny ranek i wieczr, ywe wcielenie paradoksu Xeno o powce powki nigdy nie osigajcej

zera, asymptotycznie cieniejca nitka miodu czca go z czowiekiem o ziemistej skrze, wygrywajcym na flecie smutne, jasne, sodkie melodie... Zacz zdawa sobie spraw, e ju nigdy si jej nie pozbdzie. - Aleksander w moim wieku ju podbi poow wiata! Czego si tak obawiasz? - Niezupenie - sprostowaa Daralyn. - Aleksander obejmujc koron po ojcu, mia dwadziecia lat, a kampani na wschd rozpocz w wieku dwudziestu dwch. By te uczniem Arystotelesa. Poza tym dziao si to tysic lat temu - czasy si zmieniy. Gwellyn da jej klapsa w poladek i zatrzyma tam do. - Tak, to prawda. A my teraz wiemy o wiele wicej ni ludzie w czasach Aleksandra - o wiele wicej na temat dalekich podry tak ldem, jak morzem. - Doprawdy? - Daralyn odsuna jego rk, ciskajc j jednak czule. - Oczywicie! Kupcy, tacy jak Jakob, podruj teraz niemal wszdzie: od Rzymu przez Antiochi do Kraju Jedwabiu. Aleksander dotar zaledwie do Indusu, ale w jego czasach uwaano to za cud. - Tak, ale nawet to niewiele ma wsplnego z wyruszeniem na statku nie wiadomo dokd. Aleksander przynajmniej stpa po ziemi. Wszyscy napotkani ludzie mogli mu co powiedzie o mieszkajcych nieco dalej na wschd. W wielu przypadkach nawet bywali tam osobicie. Ty bdziesz eglowa, opierajc si jedynie na plotkach - powiedziaa Daralyn. Gwellyn milcza. - Twj ojciec jest temu przeciwny - przypomniaa mu agodnie. - Ach, jako byem pewien, e do tego dojdzie - odpar Gwellyn. - On ci kocha. - Wiedzia, kiedy wyruszaem, e powdruj tak daleko, jak bdzie trzeba, eby znale piewakw. Moja kontynuacja poszukiwa nie powinna go zaskoczy. - Jak sdz, mia chyba nadziej, e przejdzie ci to w Barbariconie powiedziaa. - Przejdzie mi, kiedy odnajd piewakw.

Nie wiem, jak daleko bd moga si z tob uda. Wic bd tskni za tob - odpar.

- Daralyn ma racj, mwic o eglowaniu za plotkami - zauway Gwellyn. - Gdybymy wicej wiedzieli o piewakach, to podejrzewam, e poszukiwania ich nie wydawayby ci si tak zwodnicze - odpar Jakob. Wci jednak zostaa jeszcze nam piewajca ceramika... Gwellyn westchn. - Nestorianin puci nas z torbami, zanim jeszcze rozpocznie si nasza podr - skrzywi si. - Dobra, zerkn na to, a raczej posucham... Znaleli garncarza za rzdem szop bez jednej ciany, w pobliu rzeki. - On nie mwi po tochariasku - przypomnia nestorianin. - Nie, oczywicie e nie - westchn Gwellyn. - Czy rozumiesz, co usyszysz, na czym to polega? Gwellyn skin gow. - Pozwl mi upewni si, e ja rozumiem - wtrci si Jakob. To spotkanie kosztowao ich dwadziecia monet i chcia dosta za nie towar o odpowiedniej wartoci. - Istnieje rodzaj ceramiki przechwytujcej dwiki, ktre rozlegaj si wok niej w trakcie jej tworzenia. Co jak malowanie dwikiem. - Tak - potwierdzi nestorianin. - Te dwiki powoduj powstawanie na ceramice linii, po ktrych mona przecign odpowiednim stylusem czy grzebieniem, co przywraca te dwiki do ycia. - Tak - rzek nestorianin. - Ten garncarz ma ca ich kolekcj, tysice z caego wiata i z wielu wiekw. Garncarz popatrzy na nich i umiechn si. - Moe jednak on rozumie tochariaski - zauway Gwellyn. - Jest po prostu szczliwym czowiekiem - sprostowa nestorianin i kontynuowa wyjanianie garncarzowi - posugujc si tym samym jzykiem mlani i chrzkni, co wobec flecisty - ktre dwiki ze zbioru gocie bd chcieli usysze.

Gwellyn i Jakob wysuchali tego dnia bardzo wielu. Odbywao si to w bardzo osobisty sposb - tylko jedna osoba naraz moga to robi, bo tylko jedno ucho miecio si w miejscu, gdzie ceramika produkowaa dwik. Z pocztku by on odlegy i saby, ale przy trzecim czy czwartym zapisie such Gwellyna przystosowa si i za kadym razem, gdy garncarz przesuwa grzebieniem po kolejnym kawaku ceramiki, przenosi si w inny wiat. Sysza kobiety przeywajce orgazmy, przy ktrych okrzyki Daralyn brzmiayby zaledwie jak kwilenie... starych ludzi jczcych i umierajcych... miejce si dzieci... piewajce ptaki, syczce we... szumicy wiatr, co trzepoczcego si pomidzy drzewami... i muzyk, wszelkie rodzaje muzyki... - Ci garncarze wiedzieli jak y - skomentowa Jakob. Suchali dalej, zmieniajc si. - Nadzwyczajne - powiedzia w kocu Gwellyn. - Chyba jestemy ju gotowi usysze to, po co przyszlimy. Nestorianin przekaza t informacj garncarzowi mlaniciami i chrzkniciami. - Powiedzia, ebycie najpierw przesunli domi po tym, na szczcie. Przewodnik wzi kawaek jedwabiu od rzemielnika, ktry wyj go z duego, owalnego dzbana przyniesionego z szopy prawie ukrytej pomidzy innymi. Ceramika dwikowa bya cielisto-ochrowej barwy, pokryta obieniami, tak gbokimi w niektrych miejscach, i Gwellyn dziwi si, e jeszcze nie pka. Kiedy garncarz delikatnie przesun po niej grzebieniem, chopak skupi si na dwikach. Znw usysza jasn, sodk, smutn muzyk, t, ktra nigdy go nie opucia, cho teraz brzmiaa jednoczenie na zewntrz i wewntrz jego uszu, koo gowy i w pamici. Dobiego go mamrotanie, szczekanie psa, a potem najbardziej przykuwajcy gos, jaki kiedykolwiek spotka. Byo to co pomidzy baganiem a modlitw, pie nieprawdopodobnie agodna, zoona z mniej ni sw ale wicej ni tylko dwikw, sama lekko, westchnienie wibrujce mocniej ni krzyk...

Natychmiast i na zawsze zrozumia, dlaczego ci brutalni ludzie z poranka ludzkoci zostali nazwani piewakami. - Syszae gosy, wic wiesz, e istnieli - powiedziaa Daralyn. - Tyle i tak ju wiedziae. - Tak, wiedziaem od chwili, gdy razem z bratem spalilimy ciao piewaka i skruszylimy jego koci na py. - Lecz nadal nie wiesz, czy yj dzisiaj - a jeli tak, to gdzie. - To prawda - przyzna Gwellyn. - Ale pomimo to jeste zdecydowany poeglowa przez morze w ich poszukiwaniu. - To prawda. Daralyn odwrcia si, rozdraniona. - d bdzie niewielka - powiedzia Gwellyn. - Z nieliczn zaog. Mam prawo ryzykowa wasnym yciem w imi czego, w co wierz. Inni take. - Maa? Zamierzasz wypuci si na ogromne morze w maej odzi? - Jakob zna kogo, kto przyby tu z odlegej wyspy, na ktrej robi niewielkie odzie, bardzo sprawne w morzu, nazywane curragh. Sama ta nazwa przemawia do mnie - brzmi, jakby miaa zwizek z moim ludem. W tej chwili jedna d si buduje. Daralyn chciaa co powiedzie, ale przerwa jej szelest przed namiotem. - Prosz wej - rzek Gwellyn. By to Li-Hsien, buddysta, ktry pracowa jako cznik pomidzy ojcem Gwellyna a ludem Jadeitowej Bramy w Yumen. - Prosz wybaczy, e przeszkadzam... - zacz. Gwellyn machniciem doni zby jego przeprosiny i zaoferowa gociowi czark sfermentowanego kobylego mleka. Zostaa przyjta i szybko oprniona. - Jeszcze? - zapyta Gwellyn. Li zawaha si, potem potwierdzi skinieniem gowy. - Czyli przynosisz wieci od mojego ojca - powiedzia chopiec, gdy

Li wychyli drug czark. - Niech zgadn - przesya mi polecenie, bym nie kontynuowa swojej wyprawy odkrywczej. Odwrci si do Daralyn. - Co zrobia? Posaa mu ostrzeenie na blasku ksiyca? Nawet ptak nie zdoaby dolecie std tak prdko! Li zacz co mwi, zaci si, odchrzkn i zamilk. - Dobrze - powiedzia Gwellyn. - Moesz mi przekaza wiadomo od ojca. Ja nie wierz w mordowanie posacw. - Wiadomo nie jest od twojego ojca - wyjawi w kocu Li. Gwellyn by zaskoczony. - Wiadomo jest o twoim ojcu - cign go. - Jego duch przenis si do innego wymiaru. A Allyna nigdzie nie mona znale. - Co? - Twj ojciec opuci ten wiat - ucili Li. - Kto to zrobi? - zapyta Gwellyn. - Wyznawcy Mahometa? - Nie, to bya choroba. Niektrzy mwi, e powinni spali ciao twego ojca i sproszkowa jego koci. Daralyn uja go za rk. Jej ciepe palce tak przyjemnie ogrzeway zlodowaciae nagle wntrze jego doni. Wci jednak dygota. Popatrzya mu w oczy z min mwic: na pewno teraz powrcisz, eby zosta szamanem swego ludu. Bd ci towarzyszy. Bd ci wspiera. Lecz jeli Gwellyn mia choby najmniejsze wtpliwoci, czy podejmowa sw szalon wypraw, to teraz zniky, szybciej ni ld w penym socu.

CZTERY
Wyspa Madagaskar okoo A.D. 752

Zawodne wiatry sprowadziy ich ma d daleko z kursu. Wyldowali na wielkiej wyspie, ktra wedug ich przewodnika znajdowaa si o 250 mil od gwnego ldu, poudniowego kontynentu, ktry nazywa Ifrik. Tym przewodnikiem by mahometanin, Ibrim al-Hibris. Gwellyn z pocztku nie by pewien, czy mona mu ufa. Lecz Ibrim by gotw pracowa wycznie za udzia w ewentualnie odkrytych skarbach. A take, jak powiedzia Jakob: na morzu wszyscy jestemy ebrakami, wic nie moemy by wybredni. Gwellyn take mia wraenie, e wziwszy pod uwag czekajce ich wielkie nieznane, rnice wynikajce z ich przeszoci nie maj adnego znaczenia... - Niektrzy ludzie nazywaj j Wysp Map - zauway Ibrim, kiedy usiad przy pierwszym ognisku na play, obok Gwellyna i Jakoba. Paschos - arystotelewski zoolog z Konstantynopola, z wiszcym mu nad gow wyrokiem za pewne niewaciwe zachowania wobec zwierzt, czwarty czonek ich wyprawy - spa. Jakob porczy za niego. - Sdzc po wielkoci, mona by j wzi za kontynent - rzek Gwellyn. - Uwierzcie mi na sowo - upiera si Ibrim. - Gdyby wiatry zepchny nasz statek bardziej na zachd, znalelibymy si pomidzy Ifrik, prawdziwym kontynentem, a tym maym rajem map, ktry niektrzy mieszkacy uwaaj za statek krcy po oceanach. - Syszaem, e t wysp nazywa si take Madagaskarem - powiedzia Jakob - zakadajc, e chodzi o to samo miejsce. Podobno yje tu mnstwo rozmaitych map - twierdzi si, e co najmniej tyle, ile jest rodzajw ludzi na ziemi. Powinno ci to uszczliwi - spojrza w stron Gwellyna.

- A to dlaczego? - zdziwi si chopak. - Dlaczego mapy miayby mnie w ogle obchodzi? - Bo mapy s spokrewnione z ludmi - odpar Jakob. - S do nas podobne o wiele bardziej ni tylko z wygldu. Nie zauwaye? - Kt mgby temu zaprzeczy? - rzek Ibrim. - I by moe pomog dowiedzie si czego o piewakach. - Tego nie mog powiedzie - nie zgodzi si Ibrim. - Do o mapach - przerwa Gwellyn. - Jacy ludzie tu yj? Grza sobie donie nad ogniskiem. Moe to ciepo, a moe fakt znalezienia si po wielu miesicach wreszcie na ldzie spowodowa, e dzi szczeglnie brakowao mu Daralyn. Co noc aowa, e zostawi j w Barbariconie - a min ju prawie rok. Jednak wzicie na tego typu wypraw takiej kobiety jak ona - jakiejkolwiek kobiety - byo niemoliwe. Gdyby nie odmwia kategorycznie udziau w podry i tak miaby obowizek j zostawi. - Islam jeszcze tu nie dotar - mwi Ibrim - ale nadejdzie. Tymczasem, z tego co syszaem od znajomych podrnikw, ktrzy dotarli a tak daleko, na tej wyspie najwyraniej yj dwa typy ludzi - czarni Ifrikanie zza kanau oraz ludzie z oceanicznych krain, lecych bardzo daleko na Wschodzie. - Oceanicznych krain? - zapyta Gwellyn. - O, tak - potwierdzi Ibrim. - Na poudnie i wschd od Kraju Jedwabiu jest wiele wysp. Niektre le jeszcze dalej. - Tam mielimy si uda - wtrci Jakob smutno - na ogromny ld, oddzielony od Kraju Jedwabiu wielk wod, na bardzo dalekim wschodzie. - Wiem - zgodzi si Ibrim wspczujco - ale nie mamy wadzy nad wiatrami, a w takiej odzi jak nasza, jestemy cakowicie zdani na ich ask. To dlatego wdrowcy wol Jedwabny Szlak ni Trakt Przyprawowy, chyba e droga jest zamknita. - Sprbujmy porozmawia z tymi ludmi oceanu - zaproponowa Gwellyn. - Moe na tych dalekich wyspach wiedz co o piewakach.

Ibrim umiechn si. - Najpierw musimy ich znale. A potem mie nadziej, e zrozumiemy ich mow. Ale Paschos to czowiek o rozlicznych talentach. Kiedy w kocu, prawie pi tygodni pniej, nawizali kontakt, okazao si, e wszyscy rozumieli troch ten jzyk, oprcz Gwellyna, cho nawet i on co apa, poniewa mowa ludzi oceanu wydawaa si spokrewniona z kilkoma dialektami uywanymi w Barbariconie. - Maj co wsplnego z ludem zamieszkujcym archipelagi w pnocno-wschodniej czci Traktu Przyprawowego, do niedaleko od pocztku naszej podry - powiedzia Gwellynowi Paschos, kiedy przygldali si maej grupce ludzi oceanu pogronych w rozmowie z Jakobem i Ibrimem. Dyskusja toczya si na temat, jak zdoby wie ywno i komu za ni zapaci - bya to najpilniejsza ich potrzeba. Oczywicie po zapewnieniu sobie bezpieczestwa, co udao si nad podziw atwo. Ci wyspiarze najwyraniej nic nie wiedzieli o broni. - Nigdy nie byem na tamtych wyspach, wic nie wiem, jak wygldaj ludzie stamtd - powiedzia Gwellyn. - Lecz podobnych do tych widziaem w Barbariconie. Ubranych inaczej - te wkna rolinne s szczeglnie pocigajce. Mia na myli zwaszcza dwie kobiety, obie mniej wicej w jego wieku jak sdzi, obie ubrane w spdniczki w kolorze suchej trawy, sigajce od pasa do kostek. Jedna z nich zarzucia te na grn cz ciaa prostoktny kawaek materii, przypominajcy rzymsk tog. Druga nad spdniczk nie miaa nic. Gwellyn nie mg oderwa oczu od jej piersi, piknych, przypominajcych soca wynurzajce si zza horyzontu. - Nie nosz zwierzcych skr jako ubra - wyjani Paschos. - Mwi, e skra powinna by zwizana z bijcym sercem. - Mona w tym dostrzec pewn logik - zgodzi si Gwellyn, nie odrywajc oczu od kobiety, a waciwie od miejsca, pod ktrym wyobraa sobie jej bijce serce. - A kiedy serce stanie, skrze powinno si okaza szacunek, na jaki zasugiwa mieszkajcy w niej duch, a nie zamienia w ubranie - cign Paschos.

Gwellyn przyglda si skrze podnoszcej si i opadajcej w rytm oddechu. - Mam nadziej, e jej serce bdzie bio bardzo dugo - powiedzia cicho. Jakob i Ibrim nadal prowadzili interesy. - Mwi, e chtnie podziel si z nami swoj ywnoci - Jakob wyjani Gwellynowi i Paschosowi po grecku, w jedynym jzyku, ktry rozumieli wszyscy czterej morscy podrnicy. Jeden z wyspiarzy, mczyzna koo dwudziestki, ubrany w przepask biodrow i rodzaj togi, przypuszczalnie nie rozumiejcy greki, sta koo Jakoba. Ibrim odchodzi z pozostaymi tubylcami. - Idzie z nimi nakopa troch korzeni dla nas - wyjani Jakob. - Oni mwi, e te korzenie s sodkie, poywne i dugo mona je przechowywa po wykopaniu. Gwellyn skin gow, wci skupiony na kobiecie w samej spdniczce. - Obiecali te zaprowadzi nas do kadego miejsca na wyspie, dokdkolwiek zechcemy pj - doda Jakob. - A za jak cen? - zaciekawi si Paschos. - Za zabranie jednego z nich na statek, kiedy bdziemy opuszcza t wysp. Mwi, e ich dziedzictwo ludzi oceanu tego wymaga. - Czy na odzi mamy do miejsca? - zapyta Gwellyn, z nagym zainteresowaniem. - Tylko jeli jeden z nas tu zostanie - rzek Paschos. Jakob skin gow. - To jest w porzdku. - A jak odpowied im dalicie? - zapyta Gwellyn. - Standardow w takich okolicznociach - odpar Jakob. - Powiedziaem im, e nie moemy tego zagwarantowa. Powiedziaem, e jeden z nas moe tu zosta tylko i wycznie z nieprzymuszonej, wasnej woli. - A ich odpowied? Jakob umiechn si. - Powiedzieli, e tak bdzie dobrze, e na pewno nie zabraknie chtnych do dobrowolnego pozostania na tej wyspie.

Gwellyn popatrzy na wyspiarza, ktry teraz te si umiecha. - Jest co jeszcze - Jakob przeszed na swj donony szept, mimo e mwi po grecku. - On jest gotw zaprowadzi nas do znajdujcych si w lesie stosw koci, ktre wedug niego mog mie co wsplnego ze piewakami. - Powiedziae im o piewakach? - Tak - przyzna Jakob. - Zapytali, dlaczego tu przypynlimy i powiedziaem im. Opisaem im piewakw i ich koci. Gwellyn obejrza si w stron Ibrima i oddalajcych si wyspiarzy. - Czy Ibrim wie, dokd idziemy? - Uczestniczy w rozmowie, wic wie - rzek Jakob. - Ile zajmie nam dotarcie do tych koci? - spyta Gwellyn. - Caa wdrwka tam i z powrotem nie powinna zaj wicej ni tydzie - odpar Jakob. - Ibrim do tego czasu powinien zebra do zapasw. Gwellyn ledwie rozrnia poszczeglne osoby w oddalajcej si grupie. Przez moment mia wraenie, e kobieta w samej spdniczce odwrcia si i nagrodzia go najsodszym, przelotnym umiechem, jaki kiedykolwiek widzia. A moe to tylko jego wyobrania... - No to ruszajmy do lasu - powiedzia. Zana, ich przewodnik, zaleci cisz i pokaza na przewit za paprociami. Gwellyn opad na czworaka najciszej jak potrafi i wycign gow we wskazanym kierunku. Wstga jaskrawych, jasnofioletowych ciem wyleciaa pospiesznie z krzaka i wzleciaa w mroczniejce niebo - jak szarfa z fenickiego jedwabiu, pomyla Gwellyn. Z krzaka wylazo, wszc, mae zwierz z puszystym ogonem. - Aye-aye - powiedzia Zana, cichym, mikkim gosem. Paschos zachichota. - To znaczy zawsze po grecku, jestem pewien, e to czysty przypadek. To miejscowa nazwa tej maej mapy. - Mapy? Bardziej przypomina kota - szepn Gwellyn. - Przyjrzyj si dokadniej - poleci Paschos. - Popatrz na jej twarz. Gwellyn przyjrza si i zaparo mu dech. W tych oczach czaia si

prawdziwa inteligencja, blisza ludzkiej ni kociej. - Nadal wic uwaasz, e mapy nie s spokrewnione z ludmi? szepn Jakob, jeszcze goniej ni zazwyczaj. Zana skrzywi si. - Lecz jak stworzenie tak mae jak kot, moe mie wicej wsplnego z czowiekiem ni kotem? - zapyta Gwellyn. Zatrzymali si na noc w przewicie. Byo do ciepo, eby nie potrzebowali ognia do ogrzania si. Dziki peni byo te do jasno, by nie potrzebowali ognia do owietlenia. Gdy ludzie pojawili si w przewicie, aye-aye najpierw ucieka, lecz kilka minut pniej powrcia z towarzyszem i entuzjastycznie przyja kawaki bambusa z nadzianymi larwami, ktre podawali jej najpierw Zana, potem wszyscy. Ludzie poywiali si tymczasem soczystymi korzeniami, ktre po poudniu Zana wykopa w pobliu rzeki. W kocu ksiyc schowa si za drzewami i wiato gwiazd, odbijajce si w czworgu wielkich oczu aye-aye, pozostao najjaniejszymi punktami w przewicie. - Rozumiecie - powiedzia Paschos - patrzymy na ycie w tym wiecie i przez wikszo czasu zastanawiamy si nad rnicami. Arystoteles naucza, e dobry przyrodnik musi take zwraca uwag na podobiestwa - na przyczyny formalne, jak je nazywa. - A, tak - zgodzi si Jakob, przypominajc sobie filozofi, ktr kiedy, za modu, intensywnie studiowa. - Filozof mwi, e wiat napdzaj cztery przyczyny. Przyczyny sprawcze to rzeczy chwilowe, ktre wywouj inne wydarzenia - tak jak ugryzienie przeze mnie tego korzenia daje mi sodki smak albo woda mnie moczy. Przyczyny materialne s skadnikami innych rzeczy - to one powoduj, e rzeczy si rni - piasek od wody, woda od korzeni. Przyczyny celowe to denia rzeczy - cel jaki ma kade istnienie, oywione czy nieoywione. Korze wyrasta w drzewo. A przyczyny formalne s tym, co nadaje rzeczom ich form. Niektrzy mwi, e jaki korze przypomina penis, a melon pier. Co jak platoskie formy idealne, tylko u Arystotelesa formy s w pewien sposb w nas, w istotach ludzkich. Mam racj?

Paschos skin gow z uznaniem. - Jeli kiedykolwiek oczyszcz swoje imi i powrc do Konstantynopola, zaprosz ci do Akademii! Jakob rozemia si. - Kupiec wdrujc po wiecie, podapuje tu i wdzie okruchy wiedzy. - Czyli mwisz, e te mae mapki i my mamy podobne przyczyny podobne formy, wewntrz - nawet jeli nie wygldamy podobnie na zewntrz? - zapyta Gwellyn. Wzi ostatni korze od Zany i podzikowa umiechem. - Lecz potrafimy rozpozna wewntrzne formy, kiedy patrzymy w ich twarze? - Tak, a nawet wicej - rzek Paschos. - Jeli podymy za logicznym rozumowaniem Arystotelesa do wnioskw, ktrych sam Filozof by moe nie wycign, cho jest to przedmiotem gorcych sporw - wtedy zobaczymy gbokie pokrewiestwo we wszystkich ywych istotach, wewntrzne podobiestwo form czce ludzi nie tylko z mapami, ale rwnie z tymi larwami, ktrymi Zana karmi mapy. W gruncie rzeczy z bambusem te. - Chyba nie bardzo pojmuj twoje sowa - poskary si Gwellyn. - Mwi, e na poziomie form - ksztatw wewntrz tego, co okrela nas na zewntrz, co powoduje, e tworzca nas materia nie tyle wyglda, co dziaa w okrelony sposb - mwi, e jeli potrafilibymy znale te formy w nas, w mapach, w larwach i w bambusie, to mogyby mie wicej podobiestw ni rnic. Na najgbszym poziomie, te formy mog by wzajemnie wymienne. - Lecz Arystoteles wiedzia, e rne gatunki zwierzt nie mog si krzyowa ze sob - zauway Jakob. - Tak - odpar Paschos - ale to dlatego, e nasze rnice materialne stoj na przeszkodzie. Zniy gos, umiechn si do Zany i spyta go, czy przeszkadza mu, e reszta towarzystwa rozmawia w jzyku, ktrego on nie rozumie. Zana odrzek, e nie ma nic przeciwko temu, ale byby wdziczny za przekazanie mu od czasu do czasu krtkiego streszczenia. Paschos najlepiej jak potrafi opowiedzia mu w skrcie, o co chodzi, uywajc jzyka wyspiarzy, ktrym jednak nie wada za dobrze.

Odwrci si potem do Gwellyna i Jakoba, przechodzc na grek. - Rozwacie co takiego - powiedzia. - Nie mog uprawia mioci z samic tej mapy poniewa, c, jest za maa, ebymy zdoali si dopasowa. To materialna przyczyna stojca na przeszkodzie. Lecz powiedzmy, e jako zdoabym umieci w niej moje nasienie - powiedzmy, e tylko nasze formy mogyby si spotka. Czy widzicie, ku czemu prowadzi takie hipotetyczne rozumowanie? Gwellyn pomyla, e widzi - a take, e by moe to rozumowanie nie zawsze byo czysto hipotetyczne i przypuszczalnie wanie to spowodowao kopoty Paschosa, zwizane z niewaciwym traktowaniem zwierzt, jakie mia w Konstantynopolu. Do niecki z komi dotarli pod koniec nastpnego dnia. Znajdowaa si na skraju jaowego paskowyu wznoszcego si ponad lasem. Patrzc w gr, ku poudniowemu wschodowi, widzieli wznoszcy si tam postrzpiony szczyt grski. - Tsi-afa-javona - powiedzia Zana. - To, na co mga nie moe si wspi - przeoy Paschos. Patrzc w d, zobaczyli obnienie paskowyu, rwnie gbokie jak rozlege, jakby wypukane tysicami lat ulewnych deszczy. Koci wszelkiej wielkoci i rodzaju poyskiway w socu. Zajmowali si nimi przez cae dwa dni. Paschos robi staranne notatki trzcink na kilku przyniesionych zwojach papirusu. Pozostali krzykiem obwieszczali odkrycia, czasem przynoszc znalezione koci czy ich odamki. Oprcz Zany, ktry zdawa si o wiele bardziej zainteresowany samym procesem pisania ni jego treci. Wieczorem siedli wok ogniska i dyskutowali o odkryciach. - Wikszo koci wyglda, jakby pochodziy od tych maych mapek - powiedzia Paschos - cho we wszystkich obecny jest kamie. Najwiksze s chyba resztki po gigantycznym wiu - szkielet jest prawie kompletny. - A co z komi nieprawdopodobnie wielkiego ptaka? - spyta Jakob. - Tak - przyzna Paschos. - By moe ten ptak by nawet wikszy od wia.

- Lecz jemu chyba chodzi o to - Gwellyn zwrci si do Jakoba - e niezalenie od tego, jak ogromne s te koci, adne nie przypominaj ludzkich. Wiedzia, e na pewno nie znaleli w niecce nic przypominajcego szcztki piewaka - zna te koci z osobistego dowiadczenia. Wci czu we wspomnieniach zapach tego spalonego pyu. Wszyscy trzej popatrzyli na Zan. - No to ja go spytam - rzek Jakob. - I zobaczymy, dlaczego uwaa, e ten cmentarz arki Noego ma co wsplnego ze piewakami. Zana wysucha pytania, potem zanuci melodi. - Trudno odrni jego mow od muzyki - mrukn Gwellyn. - To bya tylko muzyka - wyjani Paschos. Gwellyn westchn. Nastpnego dnia wznowili grzebanie w szcztkach, a Paschos katalogowanie. - Ibrim bdzie si niepokoi, e nie wracamy - zauway Jakob, kiedy wycigali wielk uchw. - Zrozumie - zapewni go Gwellyn, potem pomg oczyci potn szczk. - Paschos mwi, e powinnimy stara si nie poama adnej z tych wydobywanych koci, bo im mniej poamane, tym atwiej je zidentyfikowa. - To ma sens - Jakob cofn si i przyjrza si uchwie. - Wyglda na krokodyl - ciesz si, e nie byo mnie tu, kiedy jeszcze naleaa do ywego zwierzcia! - Krokodyl by tu teraz nie przey - jest za sucho. Widzia krokodyle w Barbariconie i podziela zadowolenie Jakoba, e nie a tu na wolnoci. Paschos doczy do nich. - W pewnym momencie musiaa tu pyn rzeka - powiedzia. - Znajdujc ko, otrzymuje si przesank pozwalajc wnioskowa o rodzaju rodowiska, w ktrym y jej waciciel. Gwellyn skin gow. - Chodcie - rzek Paschos. - Chc wam co pokaza. Przeszli jakie szedziesit metrw do miejsca, gdzie pracowa - kopic, czyszczc i opisujc.

- Co o tym mylicie? Wskaza na ko, niemal rwnie grub jak ludzka udowa i przypuszczalnie dwukrotnie krtsz. Lecz na pewno nie ludzk - nawet Gwellyn to spostrzeg. - Jaki baw? - zastanawia si Jakob. - Moe to fragment szczuplejszej czci jego nogi? - Tak, wydaje mi si to dobr interpretacj - zgodzi si Paschos. - Ale jak sdzicie, co to s za otwory? Gwellyn przyjrza si koci dokadniej i przesun po niej rk. Rzeczywicie by w niej rzd otworw, maskowanych z pocztku przez jasny kolor osadw znajdujcych si pod spodem, ale teraz bardzo widocznych... Nie, widocznych jak gwizdek, to pasowaoby duo lepiej - pomyla jeli w ogle takie wyraenie istnieje. Zana umiecha si, znw nucc swoj melodi. A Gwellyn zorientowa si, na co patrzy. - To kawaek fletu - oznajmi. - Takiego, na jakim gra ten czowiek w Barbariconie! Do gwnego obozu na pnocno-wschodnim wybrzeu powrcili pi dni potem. Cay tydzie pniej ni z pocztku przewidywali. W tym czasie Ibrim uda si dwa dni wybrzeem na poudnie by uczy ludzi pisania, jak powiedzia im jeden z przyjaci Zany. - Dobrze stwierdzi, e Ibrim tak si o nas obawia - zauway kwano Jakob. Paschos przetumaczy te sowa Zanie i jego przyjacielowi. - Nie trzeba wcale... - zacz Jakob. Paschos przerwa mu, wskazujc na znajomego Zany, ktry na wp mow, na wp gestami rozpocz jak opowie. - Co on mwi? - zaciekawi si Gwellyn. - Mwi, e Ibrim nie martwi si nasz nieobecnoci - przeoy Paschos - bo Zana przekaza informacje o naszej sytuacji stadku ptakw, ktre przyniosy t wiadomo tutaj, do jego przyjaciela. Gwellyn popatrzy na Zan.

- Nie przypominam sobie, eby to robi. Czy ptaki mona wytresowa do takich zada? - Tak naprawd wyraz, ktrego uy, oznacza my, nie ptaki przyzna si Paschos, - ale nawet ja uznaem, e to zbyt niedorzeczna wersja. Jakob przewrci oczami. - Chodmy co zje, umieram z godu. Kilku wyspiarzy doczyo do ich posiku, siadajc razem z nimi wok ogniska. Gwellyn czu si zawiedziony, e wrd nich nie byo kobiety o najsodszym umiechu, jaki kiedykolwiek w yciu widzia, lecz opanowa si, nie zapyta o ni i zadowoli si skupieniem uwagi na odamku fletu. - Jake mio byoby posucha granej na nim muzyki - powiedzia w kocu. - Majc p fletu, nie moesz gra - rzek Jakob. - To zaley jak powk, nieprawda? - zauway Paschos i ugryz ks bardzo kolorowego i aromatycznego owocu. - Flet przecity poziomo, porodku, wci jest zdolny do wydawania dwikw. Ale to prawda, flet pknity wzdu osi, jak ten, nadaje si tylko do ogldania. - Widz, e znasz nie tylko Arystotelesa, ale i Pitagorasa oraz Euklidesa - powiedzia Jakob. Paschos umiechn si. - Bizancjum ma bardzo bogat kultur, poenio si tam ze sob wiele staroytnych idei. - Wy dwaj, z wasz gadanin o fletach i oenkach, przypomnielicie mi powiedzonko Jakoba: Wyej tego co z tyu, nie podskoczysz - wtrci Gwellyn. - Czyby sugerowa, e wszyscy jestemy dupkami? - odci si Jakob i caa trjka wybuchna miechem. Zana poprosi o tumaczenie. - Jego nucenie przypomina muzyk fletu, ktr syszelimy w Barbariconie, nie sdzisz? - Gwellyn spyta Jakoba. - Trudno powiedzie - z zastanowieniem powiedzia Jakob. - Sysz pewne podobiestwa, to prawda. Ale dla mnie kada niecywilizowana muzyka brzmi jednakowo.

- Moe ta muzyka jest bardziej cywilizowana - zauway Gwellyn. - A na jakiej podstawie tak przypuszczasz? - zapyta Jakob. - Nie wiem - przyzna Gwellyn. - Jest kojca jak adna inna. Pytali Zan i zaraz po odkryciu fragmentu fletu, a potem jeszcze wielokrotnie w czasie powrotu, dlaczego zaproponowa im wizyt w tej niecce koci. Czy wiedzia, e znajduje si tam flet? Czy wie o jakim zwizku pomidzy nim a piewakami? Wygldao to na co wicej ni przypadek, ale Gwellyn nie potrafi wydoby od Zany jasnej odpowiedzi. Pytany o flet, wyspiarz zawsze ogranicza si do nucenia swojej prymitywnej, zapadajcej w pami melodii. Gwellyn poprosi Paschosa, by zapyta Zan jeszcze raz. Otrzymali dokadnie t sam odpowied. - Przypuszczalnie nie tyle nie chce, ile nie jest w stanie nam odpowiedzie - zasugerowa Jakob. - Moe jest tylko przewodnikiem - i lubi nuci a kto inny wrd wyspiarzy moe poda konkretne wyjanienia... Gwellyn wanie zwrci uwag na innego wyspiarza, ale wcale nie w poszukiwaniu wyjanie, o ktrych mwi Jakob... Kobieta o tych najsodszych atrybutach wesza wanie do obozu. Usiada po drugiej stronie ogniska i na mgnienie oka nawizaa z nim kontakt wzrokowy. Teraz bya cakowicie ubrana, ale dla oczu Gwellyna materia nie by adn przeszkod. Tej nocy chopak nie bdzie ju dyskutowa o fletach i piewakach, Jakob wyranie to dostrzeg - i umiechn si z satysfakcj zastpczego ojca. Ibrim wrci po dwch dniach. - Powiedziano mi, gdzie znale drug powk fletu - oznajmi. Paschos podnis wzrok znad zapiskw. - Zawiadommy pozostaych. Jakob zosta oderwany od swojej roboty przy statku, Gwellyn od kpieli z Lilee w pobliskiej lagunie. - Wci nie potrafi poj, jak stadko ciem mogo dostarczy ci tak zoon informacj - oznajmi Gwellyn. Soce przyjemnie grzao jego mokr skr.

- Ja take nie potrafi tego wyjani - przyzna Ibrim - ale najwyraniej j otrzymaem. - Chyba wiem, jak to moliwe - rzek Paschos. - Smaruj na pergaminie zawijasy, ktre przekazuj gosy, opisuj wydarzenia sprzed kilku dni albo te mogce si wydarzy jutro. Myl, e grupka ciem take moe przenosi takie informacje, wcale nie jest dziwna - dwie, pi czy dwanacie, ustawionych w konkretny sposb moe nie ze sob znaczenie jak litery w naszym alfabecie. Potrzeba tylko motyli w dwch kolorach. ma w jednym kolorze to alfa, drugim beta, dwie alfy to gamma, dwie bety to delta, alfa i beta to epsilon, trzy alfy - zeta, trzy bety - eta... - Jak abak z Kraju Jedwabiu, o dwukolorowych koralikach - skojarzy Jakob. Paschos skin gow. - Fascynujce - rzek Gwellyn. Zwrci si do Ibrima. - Powiedz nam wicej o drugiej powce fletu. Ile to dni std? Ibrim umiechn si, potrzsn gow. - Nie dni. Miesicy. A moe lat. Jakob unis brwi. - Poka wam - Ibrim wetkn patyk w piasek. - Narysowali mi map, a ja mam dobr pami do takich rzeczy. Nakreli niewielki owal. - To wyspa, na ktrej si znajdujemy. Po lewej nakreli o wiele wiksz mas ldu, szersz na grze ni na dole. - To kontynent za kanaem - Ifrika. Pozostali trzej mczyni skinli gowami. - My - cign Ibrim - jestemy tutaj. Pokaza na praw, grn cz owalu. - eby znale drug powk fletu musimy wsi na statek i popyn tak. Narysowa lini w d prawej strony owalu, potem do prawej strony Ifriki, wok jej koca, wzdu lewego wybrzea, na sam gr...

- To stamtd przyby flet - Ibrim dgn patykiem obszar powyej kontynentu. - Tubylcy twierdz, e jego twrcy odwiedzili raz ich wysp, u zarania ich dziejw... - Jak dawno temu to byo? - zaciekawi si Gwellyn. - Nie wiem - odpar Ibrim. - Wci jeszcze nie rozumiem ich sposobu liczenia czasu. Gwellyn popatrzy na znak w piasku, powyej kontynentu. - Gdzie to dokadnie jest? Czy to miejsce ma nazw? - W pobliu Galii Rzymskiej? - zapyta Jakob. Ibrim skin gow. - Tak, na to wyglda. Islam dotar ju dalej na zachd, po pnocnej krawdzi Ifriki, przez wskie cieniny, do ldu nad oceanem, gdzie Rzymianie kiedy byli, ale teraz ju ich nie ma. Dam wam list - informujcy moich braci o waszych dobrych intencjach. Wic kiedy tam dopyniecie, bdziecie dobrze traktowani. Gwellyn zamia si, mylc, e Ibrim artuje. - Skadasz przysig milczenia? - Nie - zaprzeczy Ibrim. - Nie chc kontynuowa naszej wyprawy. Ja zostan tutaj. - Niemoliwe! Jeste nawigatorem! - Teraz Gwellyn si nie mia. - Mona wyszkoli Zan - rzek Ibrim. - Niemal kadego z tych ludzi. Wiedz o morzu i postpowaniu z nim o wiele wicej, ni si nam wydaje. yj tu z wyboru - nie z koniecznoci - i nie mog ich za to wini. - Sam mylaem o pozostaniu - wyzna Paschos. - eby sporzdzi bardziej kompletny katalog tych koci. Tylko pobienie zbadalimy to cmentarzysko. - Jestem ju stary - wtrci Jakob. - Tutejsze zimy bd lekkie. A kobiety... Tak, kobiety, zgodzi si w myli Gwellyn. Zwaszcza jedna z nich... - Mylisz o Lilee - powiedzia Jakob. - Jest kobiet, jakiej nigdy jeszcze nie spotkaem - przyzna Gwellyn. - Wybacz - poprosi Jakob - ale do tej pory spotkae, jak si zdaje, tylko jedn kobiet, Daralyn, o ile si nie myl?

Policzki Gwellyna zapony z zakopotania i gniewu. Paschos wymamrota pospiesznie prob o wybaczenie i doczy do Ibrima, ktry odszed, by porozmawia na play z kilkoma wyspiarzami. Paschos wola nie wtrca si, a nawet nie by wiadkiem dyskusji, jak wanie rozpoczynali Gwellyn z Jakobem. - Ja tylko mwi, e poniewa jeste mody, znajdziesz jeszcze inne kobiety, a spord nas wszystkich, to ty najbardziej musisz kontynuowa podr - rzek Jakob. - Nie powiedziaem, e zrezygnuj z wyprawy - odpar Gwellyn. - To ty, Ibrim i Paschos to zaproponowalicie. - Zgoda - przyzna Jakob. - Ale mylae o tym. Tak jak my wszyscy. To zrozumiae. Ale musisz jecha - bez ciebie nie bdzie wyprawy. Nigdy nie dowiemy si nic o piewakach. - Nie zdawaem sobie sprawy, e jeste a tak zainteresowany tym tematem - zdziwi si Gwellyn. - A jak sdzisz, dlaczego wlokem si z tob a tak daleko? Mj lud jest staroytny, nasz cigy kalendarz liczy sobie ponad cztery tysice lat. Przeladowali nas Egipcjanie, Babiloczycy, Grecy, Rzymianie, ale przetrwalimy. Wdrowaem po wiecie, spdziem ycie na zdobywaniu pienidzy, to prawda, ale nie znaczy to, e nie interesuje mnie rwnie wiedza. Te dwie rzeczy nie wykluczaj si wzajemnie. - Mwisz jak Paschos - prychn Gwellyn. - To bardzo mdry czowiek. Ibrim rwnie. Tak jak i ty. A jeli mamy dowiedzie si, co si stao ze piewakami - czy przeladowano ich tak jak mj lud, tyle tylko, e oni nie przetrwali albo im te si udao - musimy kontynuowa wypraw. - Tylko, e ja... j kocham - wyzna Gwellyn. - Czuj si tak, jakbym pragn pozosta z ni na zawsze... jakbym nie chcia nigdy std odjeda. - Od jak dawna si tak czujesz? - zapyta Jakob. - Nie wiem - rzek Gwellyn. - Moe od tej chwili. W kocu wszyscy czterej udali si na statek i doczy do nich Zana. Na oryginalnej odzi nie byo do miejsca dla piciu ludzi, ale wyspiarze skonstruowali wiksz, wystarczajc dla szeciu osb.

- Mj lud wdrowa po otwartych oceanach na wiksze odlegoci, ni my zamierzamy - Ibrim przetumaczy sowa Zany. - Tak dotarlimy do tej wyspy z dalekiego wschodu. - Nie akceptuj granic problemu - rzek Paschos - tylko je przedefiniuj. Rozszerz je poprzez techne - technologi. Podoba mi si to. Sporzdzi kopi zapiskw na temat koci i pozostawi j u wyspiarzy na przechowanie. - By moe powrc tu w przyszoci - powiedzia. - Na razie zabior notatki ze sob, wiedz o kociach zanios reszcie cywilizacji. Ibrim skin gow. - Nauczyem ich podstaw pisma arabskiego. Ucz si szybko. Bd gotowi na przyjcie islamu, gdy si tu pojawi. Zadbali starannie o twoje notatki - znaj warto pisma. Zana powiedzia mi, e to jedyny sposb na zachowanie prawdy skd pochodz i kim s. Powiedzia, e opowieci mwione s jak mga w penym socu. Zana umiechn si. - Tsi-afa-javona. Gwellyn poinformowa ich, e zabiera Lilee na statek. Jakob wzi go na stron. - Zbudowali statek dla szeciu osb - powiedzia Gwellyn. - Jest do miejsca dla niej. - Nie w tym rzecz - tumaczy Jakob. - Nie moesz wzi kobiety na tak ma d w towarzystwie piciu mczyzn na wypraw mogc potrwa pi, dziesi miesicy - kto wie jak dugo? Moe ponad rok? - Paschos najwyraniej nie jest szczeglnie zainteresowany kobietami - powiedzia Gwellyn. A przynajmniej nie ludzkimi samicami. - To prawda - odpar Jakob. - Ale nie moesz wzi takiej kobiety, modej i piknej, na tak may statek w towarzystwie czterech mczyzn. W przypadku Daralyn to zrozumiae. - Lilee to nie Daralyn. - W tych okolicznociach s identyczne - rzek Jakob. - Twoja mio do Lilee niczego nie zmienia.

- Zabieram j - upiera si Gwellyn. Lecz tej nocy kocha si z ni, przelewajc swoj dusz w jej, nasikajc jej dusz i zastanawia si, czy ta mio, cho tak silna, moe przeciwstawi si logice Jakoba. Kiedy patrzy na Lilee, tak gorc w jego ramionach i pomyla o Zanie, Ibrimie, jakimkolwiek innym mczynie z ni, widzia, e zabranie jej na statek, razem z nimi, byoby prost drog do szalestwa. Prbowa wyrzuci to ze swych myli, ale powracao z rosnc gwatownoci. Zabiby ich wszystkich goymi rkami, gdyby jej dotknli... - Przybyem tu morzem - powiedzia jej - wic mog t sam drog powrci. I zrobi to. Przysigam ci, moja mioci. I cho nie rozumiaa z tochariaskiego ani sowa oprcz mio i ja, a za dobrze pojmowaa zy w jego oczach, brzmienie gosu... Tulia go do siebie, kaa cicho i obiecywaa jemu i sobie, e zaczeka, jak dugo bdzie trzeba... Tote kiedy statek w kocu odbi od brzegu, w sercu Gwellyna nie byo radoci. Na statku jest miejsce dla szeciu osb, mg jedynie myle, ale zabieramy tylko pi... A jednak ju po miesicu podry, kiedy zbliali si do poudniowego kraca kontynentu, Gwellyn mia powody, eby cieszy si z pozostawienia Lilee na ldzie. Kady z czterech mczyzn zmwi modlitw w swoim jzyku, kiedy skadali w morzu ciao Zany. Ibrim smutno potrzsn gow. - Jego lud pokonywa morzem wielkie odlegoci - powiedzia. - Ich opowieci pene s takich wydarze. Bardzo dziwna rzecz, e zmar na morzu na jak chorob po tak krtkiej podry. - Nie wiemy, czy ta choroba przysza z morza - rzek Paschos. - Z tego co wiemy, nabawi si jej od jednego z nas albo w jakim miejscu, ktre odwiedzilimy, moe w kotlinie koci. - Ale aden z nas nie jest chory - zaprotestowa Gwellyn. - Czasami kto moe mie w sobie chorob i wyglda jak zdrowy, ale przekazywa j innym ludziom - wyjani Jakob Gwellyn westchn.

- Zastanawiam si, czy to taka sama choroba, jaka zoya mojego ojca. Zastanawiam si, czy ma co wsplnego ze piewakami i ich komi. Zastanawiam si, czy my - cay wiat - nie jestemy ni przeklci! A w mylach doda: Nie znisbym mierci Lilee. Z tego wanie powodu jestem szczliwy, e nie znalaza si na tym statku. Pniej zada Jakobowi pytanie. - Czy nie sdzisz, e nasze przypadkowe trafienie na wysp jest dziwne, e poszukiwalimy piewakw w zupenie innym kierunku, a jednak wanie na tej wyspie odnalelimy ich flet? - Masz na myli, e moe Ibrim celowo skierowa nas na t wysp? zapyta Jakob. - Dlaczego? eby pooy podwaliny pod kolejny podbj islamu? Lecz to nadal nie wyjaniaoby sprawy fletu. - Nie, nie wyjaniaoby - zgodzi si Gwellyn. - Tylko Ibrim - i moe islam - majcy powizania ze piewakami, mogliby stanowi wyjanienie. Jakob zastanowi si. - Jest lepsze wyjanienie. Gwellyn popatrzy na wod. - Jakie? - Takie, e piewacy bywali w o wiele wikszej liczbie miejsc na wiecie, ni nam si z pocztku wydawao.

PI
Kartagina okoo A.D. 753

Statek skonstruowany przez wspplemiecw Zany nie mia takiej morskiej sprawnoci, jak twierdzili... albo morza po drugiej stronie Ifriki byy bardziej wymagajce, ni wyspiarze sdzili lub pamitali... albo moe Ibrim by gorszym nawigatorem dla takiej jednostki, ni byby nim Zana... W kadym razie statek ostatecznie zaton u pnocnego wybrzea kontynentu, zwiany daleko z kursu na wschd, wzdu wybrzea, ktrego si trzymali, chronic si przed burzami. Ibrim nalega, eby powdrowali jeszcze dalej na wschd, a znajd miejsce dogodne do naprawy odzi i odnowienia energii. Teraz musieli wraca wybrzeem Morza rdziemnego kawa drogi na zachd, powtarzajc ostatni przebyty odcinek tylko po to, eby odzyska pozycj wobec punktu wskazanego przez wyspiarzy. Tyle tylko, e nie mieli ju statku - okaza si nie do naprawienia. - Czy moemy ich mapie zaufa bardziej ni ich odzi? - spyta Gwellyn. - Nie - odpar Jakob. - Ale nie ma sensu si poddawa, skoro dotarlimy a tak daleko. Pitnacie miesicy podry, niezliczone przerwy i postoje w portach, przyjaznych i nie, day mu si we znaki bardziej ni modszym mczyznom. W pewnym momencie niewiele mu brakowao do mierci; tylko dziwaczna sztuka medyczna Paschosa chorob naley zwalcza ywymi stworzeniami - uratowaa mu ycie. Lecz Gwellyn cieszy si, widzc w Jakobie wci silnego ducha - poncego jak lampy jego ludu w trakcie witowania zwycistwa Judasza Machabeusza nad Grekami.

- Ci Grecy - czsto artowa stary yd - nie da si z nimi y, ale bez nich te. Ich statek zaton niedaleko Kartaginy, niegdy siedziby wielkiego morskiego imperium stworzonego przez Fenicjan, sawnych z alfabetu i purpurowego barwnika. Miasto to dawno ju zostao wchonite przez Rzym (Carthago delenda est, wymrucza Jakob), a pniej stao si stolic Wandali. Niedawno Belizariusz zaj Kartagin w imieniu Drugiego Cesarstwa Rzymskiego Bizancjum, ale ostatnio islam zrwna spor jego cz z ziemi, a reszt mocno trzyma w garci. - Dlatego wanie mwiem, e mielimy szczcie, ldujc w tej okolicy - twierdzi Jakob. - Ibrim znajdzie wielu przyjaci, ktrzy pomog nam w ostatnim etapie naszej wdrwki. - Ta podr ju miaa zbyt wiele etapw - narzeka Gwellyn. - Jestemy jak tasiemiec. - Nie pozwlmy wic, by teraz zniechcenie wzio gr odpar Jakob. Paschos znalaz ich na szczycie wzgrza zwanego przez tubylcw Byrsa. - Ibrim umawia si z pobratymcami - powiedzia i przyczy si do ogldania ruin oraz portu. - Ci ludzie tutaj stali na krawdzi innego wiata, prawda? Mieli morze w zasigu doni. - Co poszo nie tak? - zapyta Gwellyn. - Co. Jedno, drugie, trzecie. Zawsze co idzie le. Teraz to wiemy. Tak tocz si losy cywilizacji. Zawsze co je niszczy. Waciwie zupenie niewane, co to konkretnie jest. Aleksander umiera za modo. Rzym si rozleniwia. Teraz Bizancjum i islam s w okresie rozwoju. Ale to te minie. Przetrwa tylko ludzko. - A my? - zapyta Gwellyn. - C, jestemy tu i rozmawiamy o tym, nieprawda? - odpar Paschos. - Ludzko jest jedyn czci wspln dla Kartaginy, Aleksandra, Rzymu, Bizancjum i islamu - nie ma powodu przypuszcza, e jej zabraknie, kiedy powstan nowsze wspaniaoci. - Zastanawiam si, czy piewacy te tak myleli - rzek Gwellyn.

- By moe bdziesz mia okazj ich o to spyta - odpowiedzia Paschos. - Jeden z przyjaci lbrima mwi, e zna miejsce, gdzie ci brutale wci yj. - To dobra wiadomo - powiedzia Ibrim do Gwellyna, Jakoba i Paschosa, kiedy we czwrk popijali wino na cichym, kamiennym nabrzeu czciowo zniszczonej sztucznej laguny, ktra kiedy bya potnym portem Kartaginy. - Potwierdza to, co powiedzieli nam wyspiarze. - Lepsz wiadomoci byoby, gdyby widziano tutaj piewakw Gwellyn wskaza ruiny wityni Saturna Balcaranensisa, wieczce acuch grski na horyzoncie. - Jestem zmczony wdrwk. - Kartagina moe kiedy powrci do wietnoci - rzek Paschos. - Ju tak si zdarzao. Ale tak czy siak, znalezienie piewakw w pobliu takiego miejsca jest mao prawdopodobne - relikty odlegej przeszoci zazwyczaj zachowuj si w duo mniej uczszczanych miejscach. - Kartagina teraz nic nie znaczy - zgodzi si Ibrim. - A kiedy byo inaczej, Rzymianie mieli racj, niszczc j, tak samo jak Hasan ibn elNoman. Poka wam, czego dowiedziaem si od przyjaci - wycign palmowy li z wykrelon na nim map. - Widzicie, gdzie teraz jestemy? Gwellyn skin gow. Ibrim poprowadzi szlak z powrotem na zachd, za Morze rdziemne, potem na pnoc i w kocu na wschd. - Tu - zrobi znaczek tu przy ju istniejcym na mapie. - Mj przyjaciel twierdzi, e posuguj si jzykiem nieznanym komukolwiek innemu. Wydobywaj elazo i utrzymuj si z morza. Te gry oddzielay ich od reszty wiata przez cae epoki. Podkreli obydwa znaczniki dug, falist lini i postuka w nie trzonkiem szczotki. - Tu s wasi piewacy! - Ach, Vasconi Strabona - powiedzia Paschos. - Rzymska Kantabria? - zapyta Jakob. - Chyba troch na zachd od niej - odpar Ibrim - cho waciwie mog to by ci sami ludzie.

- Tak czy owak, wielka jest rnica pomidzy posugiwaniem si nieznanym jzykiem, a byciem piewakiem - wtrci Gwellyn. - Ci ostatni maj w ogle nie uywa mowy. - Nadal jednak - upiera si Paschos - to miejsce pokrywa si cakiem dobrze z punktem naniesionym na map przez wyspiarzy - dziwne byoby, gdyby okazao si to czystym zbiegiem okolicznoci. A dostp Kantabryjczykw do morza moe wyjania, jak powka fletu znalaza si po przeciwnej stronie Ifriki. - W takim razie powinno si okaza, e duo atwiej jest podrowa z pnocy na poudnie ni odwrotnie - rzek Gwellyn - albo piewacy musieliby by o wiele lepszymi szkutnikami od wyspiarzy. Jakob pogadzi brod. - Z tego co wiemy jedno albo drugie, moe by prawdziwe. Tak samo piewacy posugujcy si albo specyficznym jzykiem, albo tylko muzyk. Rzecz w tym, te nie wiemy o nich do, eby wykluczy ktrkolwiek z tych moliwoci. Paschos skin gow. - Arystoteles napisa traktat o ludach i jzykach wiata i, o ile pamitam, wspomnia o ludziach yjcych za morzem na zachodzie, u stp gr, pisa te, e mwili jzykiem nie dysponujcym sowami na oznaczenie abstrakcji. Mogli to by Vasconi opisani pniej przez Strabona. - Naprawd? - zdziwi si Gwellyn. - Nigdy nie syszaem o takim traktacie, a mj ojciec dobrze mnie wyksztaci w pismach Filozofa. Paschos westchn. - Nic dziwnego. Aleksandryjski katalog spisany 220 lat przed narodzinami Jezusa Chrystusa wylicza 186 rnych traktatw pira Arystotelesa dzi znamy mniej ni osiemdziesit. - Ja syszaem o mniej ni szedziesiciu - wtrci Ibrim. - Ale c ja wiem? Paschos umiechn si. - Bizancjum ma jeszcze swoje sekrety. - A ja powiem co, co adnym sekretem nie jest - rzek Jakob. - Kocz si nam pienidze. Ile bdzie nas kosztowa podr do tego miejsca pomidzy grami a morzem?

Ibrim poda sum wynegocjowan za statek i zaog, konieczne do przewiezienia ich na miejsce. - Uwierzcie mi, to najlepsza osigalna cena. Gwellyn skrzywi si. Musn palcami sakiewk z klejnotami nabytymi przeze w Barbariconie za wikszo pienidzy podarowanych przez ojca, mieszek trzymany przez niemal cay czas pod ubraniem. - To uczyni z nas ndzarzy, nie majcych szans na powrt. Jakie osiem tygodni pniej ponownie minli Supy Herkulesa. Tym razem niebo byo krystalicznie lazurowe - dawno miny burze, ktre utrudniay im wpynicie na Morze rdziemne - i kiedy mijali potny, kwadratowy zamek na Skale, widzieli go rwnie ostro i dokadnie jak rozradowan twarz Ibrima. - Jebel Tarik - powiedzia Arab z dum, a Gwellynowi wydao si, e ktem oka zauway achnicie si Paschosa. Jednak jego wzrok przykuwao co innego - grupka piewakw stojca na krawdzi Skay... Widzia ich koci, spalone i skruszone, wstajce z prochu, odzyskujce pierwotn form, potem ciao i spokj. A teraz gosami fletw uatwili przepynicie ich statku... - Europa - powiedzia Jakob. Dwik jego gosu spowodowa uciszenie fletw... Wynajty przez Ibrima arabski statek liczy sobie szeciu ludzi zaogi nie liczc pyncego z nimi jego przyjaciela Aziza, ktry najwyraniej wiedzia duo o piewakach - i by duo bardziej sprawny ni d podarowana im przez wyspiarzy. Krtki, lecz trudny rejs do Kantabrii odby si bez kopotw. Statek zawrci natychmiast, kiedy tylko ich czwrka i Aziz opucili pokad. Klejnoty Gwellyna wystarczyy tylko na podr w jedn stron. Aziz zapewnia ich, e w nadbrzenych osadach znajd sposb na odbycie drogi powrotnej. - Jeli bdziecie chcieli wraca - powiedzia. - Spord przybywajcych tutaj, wikszo postanawia zosta. Gwellyn zastanawia si, czy tak decyzj podejmowano z powodu urokw Kantabrii, czy te trudnoci w pokonaniu morza.

Zeszli na ld po wewntrznej, stronie skalistego pwyspu, wcinitego pomidzy dwa pasma gr, w pobliu wioski, ktr Aziz zwa Portus Victoriae. - To dla upamitnienia zwycistwa Marka Agrypy i Rzymu nad Kantabryjczykami - wyjani. - Jeli Allah pozwoli, moe doczekamy zmiany nazwy tej wioski na arabsk. W osadzie yli przedstawiciele najrozmaitszych ludw - islamscy osadnicy, chrzecijanie uciekajcy ze wschodu przed podbojami muzuman, Wizygoci, dzieci o twarzach Rzymian, nawet potomkowie pierwotnych mieszkacw Kantabrii, ktrzy, wedle wyjanie Aziza, dawno temu odpierali Rzymian, przez dziesi lat toczc niezorganizowan, lecz efektywn wojn. Jednak nikt z nich nie mwi dziwnym jzykiem. - Prawd mwic, ich fortece s dalej na zachd - powiedzia Aziz. - To dlaczego wyldowalimy tutaj? - zapyta Gwellyn. - Bo to jest najdalej na zachd wysunite miejsce, ktre mona uwaa za bezpieczny port - wyjani Aziz. - Ci Vasconi, jak ich nazywa Paschos, nie zawsze przyjanie odnosz si do obcych, a zwaszcza wyznawcw islamu przypywajcych statkiem. - Czy zachowaj si bardziej przyjanie wobec przybywajcych pieszo? - spyta Jakob. - Mnie to te nurtuje - przyzna Aziz. - Znam miejsce, o mniej wicej dwa dni konnej jazdy wzdu wybrzea, gdzie ludzie ci mieszkaj w niewielkiej wiosce. Ibrim i ja moemy poyczy dwa konie od naszych przyjaci i pod koniec tygodnia wrci tu z wiadomociami od Vasconw. - Cakiem dobry plan - zgodzi si Gwellyn - tylko to nie Ibrim z tob pojedzie, ale ja. - Nie sdz, eby to by dobry pomys... - zacz Aziz. - Nie obchodzi mnie twoje zdanie - uci Gwellyn. - Moje klejnoty opaciy t podr, wic moje zdanie jest najwaniejsze. - Oczywicie - odpar Aziz cierpliwie - ale pozwl mi najpierw wyjani. Caa ta okolica jest bardzo niespokojna - islam jeszcze jej nie kontroluje. Wszdzie tu tocz si potyczki. Powiedzmy, e co mi si przydarzy

po drodze. Moesz znale si w bardzo niebezpiecznej sytuacji - wybacz, ale Tocharianin nie majcy adnych powiza z nikim w okolicy... - Dlaczego niebezpiecznej? - zapyta Gwellyn. - Czy twierdzisz, e jacy islamscy fanatycy uznaj mnie za wroga? Jakob pooy mu rk na ramieniu. - On ma racj - powiedzia spokojnie. - atwo mona ci wzi za ocalaego Wandala lub Wizygota. Ale i ty masz duo susznoci. Obaj j macie, na swj sposb. Dlatego te ja pojad zamiast ciebie. Wiem, jak rozmawia z muzumanami. Umiechn si agodnie. Aziz prychn drwico i pokrci gow. - Daj spokj, jeste za stary na ostr jazd konn dwa dni w jedn stron. - Doprawdy? - Jakob poczerwienia. - Mog ci zajedzi, wybierz tylko dzie... - Ja pojad - przerwa mu Paschos. - Ja pojad z Azizem. My Grecy mamy due dowiadczenie w nawizywaniu kontaktw z fanatykami wszelkiego rodzaju. Czy to kompromis do przyjcia? Aziz popatrzy na Ibrima. - Tak - rzek w kocu. - Tak - podda si Jakob. - Nie - zaprotestowa Gwellyn. Wszyscy patrzyli na niego nieruchomo. W kocu niechtnie wystka zgod. - Popatrz na to z janiejszej strony - rzek Jakob. - Podczas nieobecnoci Paschosa i Aziza bdziemy mogli skorzysta z gocinnoci tej wioski. Co te uczynili. Za kilka monet, ktrych troch jeszcze zostao Jakobowi, zakupili dobre owocowe wino, wspaniae ryby i zioa. Urok Gwellyna, wyranie narastajcy w miar zbliania si jego siedemnastych urodzin, skusi kobiet o ognistych, ciemnych oczach i kruczoczarnych wosach. Daa mu mnstwo radoci, ale ilekro zamyka oczy, widzia Lilee.. Paschos wrci cztery dni pniej. Nie musia nic mwi. Pokaza im flet.

- Nazywaj siebie samych Euskaldunak - powiedzia Paschos Gwellynowi w czasie powolnej konnej jazdy wybrzeem, razem z Ibrimem i Jakobem. Ibrim jako zaatwi cztery wierzchowce. Teraz byo jasne dla Gwellyna - sdzi te, e rwnie i dla Jakoba oraz Paschosa - i islam zrobi wszystko, eby wzmocni swoje wpywy na tym obszarze, wczajc w to zdobywanie wszelkiej wiedzy o rnych dziwacznych ludach zamieszkujcych liczne doliny pomidzy grami a morzem. Gwellyn wzruszy w duchu ramionami: jeli to ma pomc w jego poszukiwaniach piewakw, niech bdzie, jak mawia Jakob. Sukces czy poraka islamu w tych grach to nie jego zmartwienie. - Euskaldunak - powtrzy. - Brzmienie wcale nie tak odlege od Vasconw - Euska, Vasco - by moe wic twj Strabon wspomina o tych samych ludziach. Paschos umiechn si. - Masz zadatki nie tylko na niezego zoologa, ale i na lingwist. Oczywicie prawdziwe pytanie to nie to, czy opisywa ich Strabon, ale czy s tym ludem, o ktrym mwi Arystoteles. - W tym zaginionym manuskrypcie? Umiech jeszcze si pogbi. - Tak. Wkrtce tam bdziemy. Niestety, w wiosce akurat nie byo nikogo naprawd dobrze obeznanego z... z ich obrazami, kto mgby odpowiedzie na nasze pytania. Ale obiecali, e kto taki porozmawia z nami, kiedy wrcimy. - Co, wedug ciebie, mieli na myli, mwic o obrazach? - Nie wiem - odpar Paschos, zamylony. - Przypomnij sobie co mwi o nich Arystoteles - jeli to ci sami ludzie - e nie maj sw na okrelenie abstrakcji. Musia mie na myli brak wyrazw nazywajcych rzeczy, ktre nie istniej fizycznie... - Czyli niczego dotyczcego przeszoci lub przyszoci? - Tak. Ani sw opisujcych takie oglne pojcia, jak prawda czy pikno - potwierdzi Paschos. - Tote, eby je opisa, potrzebowaliby czego wicej ni sowa. Moe to wanie nazywali obrazami... co gbszego

ni nasze znaczenie tego wyrazu... - Jak ci si udao zrozumie co mwili, jeli ich jzyk jest tak unikatowy? - zapyta Gwellyn. - Aziz troch zna ich jzyk... Gwellyn skrzywi si. - ...ale niektrzy z nich posuguj si dziwaczn odmian aciny. Bardzo zaskakujc, ale wikszo rozumiaem. Prawdopodobnie tobie te to si uda. - To dobrze. Jechali teraz odrobin dalej od siebie. - Uwaasz, e te obrazy to rodzaj jakiego kodeksu? - zapyta Gwellyn. - Przypuszczalnie - zgodzi si Paschos. - Wiem tylko, e s dla tych ludzi bardzo wane, maj te jaki zwizek z fletem. Gwellyn wiedzia, e Vasconi sami nie s piewakami. Paschos jasno to wyjani, e s ludmi nie rnicymi si bardzo od nich obu i porozumiewaj si mow, nie piewem. Lecz Gwellyn wci ywi sekretn nadziej, e Grek si myli i Vasconi bd w rzeczywistoci wyglda jak czowiek, ktrego koci tak dawno temu spali i skruszy razem z bratem, tam, nad rzek, w rodzinnym kraju. Kiedy w kocu, pi dni pniej zobaczy ich na wasne oczy, tylko westchn. Oczywicie Paschos si nie myli, wic musia zadowoli si najlepszym moliwym przyblieniem: prawdopodobnie ci dziwni ludzie dysponowali jak wiedz o piewakach i ich losach, bezporednio nabyt, pochodzc z osobistych dowiadcze. Vasconi byli bardzo sowni: zaraz po obiedzie przewodnik zabra ich do czowieka, ktry wiedzia wystarczajco duo o obrazach. Tyle tylko, e czowiek w mia na imi Mixteleta i bya, wygldajc na czterdziestk, kobiet o siwych wosach i agodnych oczach tej samej barwy. Umiech Aziza, ktry nie znika z jego twarzy od czasu doczenia do pozostaych, teraz zgas. - Mylaem, e mwie o mczynie - z rozdranieniem zwrci si do przewodnika w aciskim dialekcie, ktrym mwili niektrzy Vasconi.

Ten tylko wzruszy ramionami. - Najwyraniej co nam umkno w przekadzie - rzek Paschos, wyranie cieszc si z zaenowania Aziza, wywoanego koniecznoci poddania si przewodnictwu kobiety. - Nie bd taki zasadniczy - szepn Ibrim po arabsku do Aziza. Rne miejsca wymagaj rnych regu. - Nie - oburzy si Aziz w tym samym jzyku. - Nie kiedy my znajdujemy si w tych miejscach. W tym przypadku islam wymaga, by w innych miejscach postpowano wedug jego regu, w przeciwnym razie nie znaczyby nic! Ibrim powoli pokrci gow. Pozostali towarzysze podry sprawiali wraenie, jakby w ogle nie mieli pojcia, o czym toczy si rozmowa - tylko Vasconi niczego nie udawali. Paschos zacz rozmow z kobiet w uywanej przez ni acinie. Aziz odchrzkn. - Chyba na razie moemy ustpi - przyzna po arabsku - cho le czynimy. Nie spodziewam si nawrcenia wiata w jednej chwili. - ...flet i obrazy s jednym - mwia Mixteleta. - Czy moesz nam to wytumaczy? - zapyta Paschos. - Mwi do nas - odpara. - Jak? - naciska Paschos. - Nie sowami - wyjania. - Flet mwi nam, czy historia ma by wesoa czy smutna. Obrazy j opowiadaj. - Czy moemy zobaczy obrazy? - spyta Paschos. - Moe jutro rano? A moe lepiej je oglda wieczorem? - Nie ma znaczenia, kiedy si je oglda. Przynosimy wiato. Wane jest, by kto wiedzia, jak przygotowa wiato. Potrzebny jest te kto grajcy na flecie. - Czy moesz przygotowa wiato? - Tak. - A moesz zagra na flecie? Twarz jej poczerwieniaa. - Nie wolno...

- Przepraszam - szybko powiedzia Paschos. - Nie wiedziaem. Mixteleta jednak dokoczya. - Kobietom nie wolno gra na flecie. - Reguy - odezwa si cicho Ibrim po arabsku. - Cay wiat ma rce zwizane reguami. - Wybacz mi - Paschos jeszcze raz przeprosi Mixtelet. - Kto w takim razie moe zagra na flecie? Mixteleta wskazaa przewodnika. - On. Jeli grzecznie go poprosicie - umiechna si. Przewodnik te si umiechn i skin pozostaym gow. - Oczywicie - powiedzia. - Bd zaszczycony, mogc zagra. - Czy mog zada jedno pytanie? - wtrci si Gwellyn. - Oczywicie - rzek Paschos. Chopak zwrci si do Mixtelety. - Czy moesz mi powiedzie, jaki zwizek maj te obrazy z ludmi nazywanymi przez nas piewakami? - My nazywamy ich inaczej, ale opierajc si na waszych opisach jestem pewna, e chodzi o tych samych ludzi - odpara. - Tak? - naciska Gwellyn. - A jaki oni maj zwizek z obrazami? Czy to oni je sporzdzili? - Nie - zaprzeczya Mixteleta. - piewacy s obrazami, ktre s opowieci o nich. A w pewien sposb i o nas. - Nie jestem pewien, czy pojmuj... - zacz Gwellyn. - Kiedy moemy zobaczy obrazy? - przerwa mu Paschos. - Teraz - odpara Mixteleta. - Znajduj si o mniej ni godzin drogi std. A wiato mam ju przygotowane. Caa grupa wloka si pod gr przy peni ksiyca. Mixteleta niosa trzy mae lampy, z ktrych kada rozsiewaa inaczej migoczcy blask. Przewodnik mia flet. - Zastanawiam si, czemu nie poczekaa z zapaleniem lamp do momentu, gdy ju dotrzemy do obrazw - mrukn Gwellyn. - Powiedziaa, e lampy rozwietlaj si same - wyjani Paschos kadego wieczoru o zachodzie soca. Zapalaj je owady.

- A tak - wczy si Jakob. - O niejednym zachodzie widywaem je w locie, wygldaj jak mae iskierki wiata. - Jednak mwia te, e przygotowaa wiato - upiera si Gwellyn. Jak owady mog kontrolowa lampy? - Nie wiem - przyzna Paschos. - Syszaem, e to migotanie musi mie cile okrelony wzorzec, eby obrazy si pokazay. - Zdumiewajce, e ci ludzie s skonni do takich powice dla nas, pomimo e prawie w ogle nas nie znaj - zamrucza Gwellyn. - Moe to dla nich adne powicenie, tylko przyjemno - zasugerowa Jakob. - Wszystko zaatwiem przed waszym przyjazdem - powiedzia z rozdranieniem Aziz. - Dostali godziw rekompensat. Mixteleta daa znak do zatrzymania si koo niskich krzeww o duych liciach. Odsuna je na bok i znikna pomidzy nimi. Przewodnik pokaza pozostaym, eby poszli w jej lady, potem sam to zrobi. Gwellyn by ostatni. eby przedosta si przez krzaki, musia opa na donie i kolana, ale kiedy dotar na drug stron, prawie mg si wyprostowa. Rozejrza si dookoa i zobaczy, e znaleli si w paskudnej, poplamionej jaskini. Lampy zdaway si teraz migota duo agodniej, a moe taki efekt wynika z faktu, e teraz rozjaniay ciemno same, bez konkurencji ze strony ksiyca. - Chodcie - Mixteleta wskazaa kt jaskini, ktry wyglda jak przejcie do dalszych grot. Jej szare oczy lniy w wietle lamp. Kiedy podeszli do przejcia, stadko ciem nagle poderwao si i wyleciao przez gwne wyjcie. - Moe przesyaj komu wiadomo - powiedzia Paschos, tylko w poowie artujc. Przejcie wiodo do kolejnej jaskini, ktra bardzo przypominaa pierwsz, tyle tylko, e tu Gwellyn zauway wyschnite odchody jakiego zwierzcia.

Potem bya trzecia komora i kolejne przejcie. W czwartej, do ktrej musieli si prawie wczoga, cho wewntrz mogli stan cakowicie wyprostowani, znajdowa si cel ich wdrwki. - Mj Boe - zachysn si Jakob. ciany i sufit jaskini pokryway pene ycia, trjwymiarowe, nakadajce si na siebie malowida przedstawiajce bizony, renifery, konie i inne zwierzta, ktrych Gwellyn nie rozpoznawa. W migotliwym wietle lamp pojawiay si i znikay, pomaraczowe, te, czerwone, niebiesko-czarne... - Jak koa ycia Herona - zamrucza Paschos. - Widziaem je raz, a przynajmniej to, co si zachowao w Aleksandrii... Pojedyncze obrazy pokazywane tak szybko, e oszukuj oku i wydaje si, e si poruszaj... Gwellyn zda sobie spraw, e kto, Mixteleta, cignie go za rkaw. - Siadaj tutaj - wskazaa mu miejsce w gbi jaskini. - Std opowie jest najbardziej wyrazista. Wszyscy przenieli si w to miejsce. Mixteleta ponownie polecia im usi. Posuchali. Gwellyn zauway, e Aziz by przy tym bardzo zaenowany. Mixteleta zrobia co z lampami. Przewodnik siedzia nieruchomo, z fletem w doni, koo wejcia do komory. Migotanie chyba si zmieniao - jakby przyspieszyo i jednoczenie zwolnio. Jego intensywno take zdawaa si zmienia, pulsujc bardziej biao, mikko, janiej, ciemniej, wedug wzorca, ktry w pewien sposb przeplata si ze zmiennym tempem migotania... - Teraz patrzcie - powiedziaa Mixteleta. - Najpierw tam, potem tam, na koniec tu. Mwic to wskazaa po kolei najdalsz cian, sufit i blisz cian. Na odlegej cianie zwierzta zdaway si porusza powoli. Wyglday jak bizony. Teraz przyspieszyy, wyprzedzajc si wzajemnie, zaczo si spadanie przez krawd klifu... Co, jakie ksztaty goniy za nimi... Flet gra... nieznan melodi, woln, gbok, potn... Gwellynowi zaparo dech. Ksztat biegncy za bizonami to by piewak... pojedynczy piewak...

Gwellyn wszdzie poznaby oczy w tej czaszce... piewak mia w rce flet. Wydawao si, e patrzy na nich. Przyoy instrument do warg i pojawia si kolejna, nieznana melodia. Migotliwie przenis si na sufit... Tu doczy do innych osb swojej rasy, wyranie niektre z nich byy kobietami, niektre dziemi, siedziay nad niebiesko-czarn rzek... Jady miso... Z tyu pasy si konie... renifer wyglda z lasu i chowa si w nim... w bysku pulsujcego wiata uciek przez rzek... konie odbiegy... nowy ksztat wychyn z lasu... Gwellyn z zaskoczeniem zda sobie spraw, e melodia fletu zmienia si... Szybko zerkn na Jakoba, ktry zafascynowany wpatrywa si w sufit... T melodi syszeli w Barbariconie... Nowy ksztat okaza si czowiekiem, mczyzn takim jak Gwellyn, Paschos, Ibrim czy Vasconi, tylko inaczej ubranym. W rku trzyma n... piewacy umiechnli si do niego, a on odpaci za ten umiech, wbijajc n w jedno z ich dzieci... Pozostali piewacy zaczli zawodzi - a moe by to flet. Jeden z nich - nie ten pierwszy - skoczy na czowieka z noem. Obaj umarli na suficie, broczc pomaraczowo-czerwono. Pozostali piewacy przeszli powoli, ze smutkiem, na blisz cian... Teraz nagle pojawiy si obrazy motyli w ywych barwach - pomaraczowe, niebieskie - i poleciay na blisz cian. piewacy schwytali kilka z nich goymi, delikatnymi domi... Mixteleta wydaa z siebie ostry dwik, ktry w uszach Gwellyna zabrzmia jak wity i peen gniewu... Flet gra melodi z Barbariconu... A teraz kady renifer, kady ko, kady ksztat na najbliszej cianie oprcz kilku piewakw - zmieni si w czowieka z noem. Zaczli si zblia do piewakw, ktrzy wstali, kady z fletem w jednej rce i motylem w drugiej. Woyli do ust i owady, i flety, podczas gdy ludzie rzucili si na nich, wymachujc noami... ciana rozpyna si w pomaraczowo-czerwonej powodzi... obrazy zblaky... a pozosta tylko jeden... Pierwszy piewak, teraz znajdujcy si na samej krawdzi najbliszej

ciany, popatrzy na Gwellyna z intensywnoci, jakiej chopak nigdy nie dowiadczy w niczyich oczach... nie potrafi powiedzie, czy t emocj bya nienawi czy mio... Flet zaskrzecza. Rozleg si kolejny ostry okrzyk - Ibrima albo Aziza. wiato zgaso. Przez chwil w jaskini panoway ciemno i cisza. Potem lampy znw zapony, tym razem migoczc inaczej. - Chcielibycie to zobaczy jeszcze raz? - spytaa Mixteleta. Gwellyn ju mia powiedzie - tak, prosz - ale Jakob chwyci go za rk i pokaza na Aziza. Jego szyja i ramiona zalane byy krwi. Aziz podnis si, upad, trzymajc si rkami za gardo, usiujc zapa oddech. Umar, zanim ktokolwiek zdoa powiedzie cho sowo. Jakob przyszed do Paschosa bardzo wczenie rano. Grek odoy przybory do pisania. - Powinnimy porozmawia o ostatniej nocy - powiedzia Jakob. - Tak - Paschos gestem zaprosi gocia, by usiad. - Mog ci czym poczstowa? Jade ju? - Tak, posiliem si wspaniaym chlebem - potwierdzi Jakob i odchrzkn. Pochyli si i zacz mwi tym swoim gonym, ostrym szeptem, pomimo e oprcz nich nikogo nie byo w pomieszczeniu. - Znam twoj histori - wiem, dlaczego mgby nienawidzi Aziza i Ibrima. Paschos popatrzy na niego i milcza. - Kartagina zostaa cakowicie zniszczona przez Hasana w 698 roku cign Jakob. - Wielu ludzi zgino z rk muzumanw okrutn mierci. To nie byli Kartagiczycy, Fenicjanie czy Rzymianie, ci ktrzy zginli - to byli twoi ludzie, z Bizancjum. Patrycjusz Joannes broni miasta oblonego przez Hasana. - Wic? - Wic? Widziaem, jak si krzywisz za kadym razem, gdy Aziz lub Ibrim gadaj o podbojach islamu. Znam histori. Czy kto z twojej rodziny zgin, gdy Hasan opanowa miasto? Czy to o to chodzi? To daoby ci

powany powd do zabicia ich. Paschos potrzsn gow. - Posuchaj - Jakob zaszepta jeszcze bardziej natarczywie. - Nie wini ci. Jestem pewien, e na twoim miejscu czubym to samo. Lecz tu gra idzie o co wikszego ni twoje historyczne czy osobiste krzywdy... Vasconi ju odmawiaj nam pokazania czegokolwiek wicej. Mwi o braku pewnoci, czy ju nikt nigdy nie uwolni w jaskini morderczych demonw... - Naprawd nic nie wiesz o mnie ani do czego jestem zdolny, starcze warkn Paschos, poblady z gniewu. Opanowa si z trudem. - Prosz o wybaczenie - powiedzia po chwili szczerze. - Twj wiek nie ma nic wsplnego z popenionym przez ciebie bdem. - Zapomnij o przeprosinach - odpar Jakob. - Nie s mi potrzebne. Ale powiedz mi o bdzie, jaki wobec ciebie popeniem - chc si czego nauczy. - Tak, nienawidz wielu rzeczy w islamie - nienawidz wszelkich religii, ktre przesaniaj czowiekowi rozsdek. I uwaaem tego nadtego Aziza za bezuytecznego. W czasie pierwszej podry tutaj miaem wtpliw przyjemno spdzenia dwch caych dni w towarzystwie jego bezustannego bredzenia... - Wanie o tym mylaem - wtrci Jakob. - Ale nie zabiem go, rozumiesz? Jestem zoologiem, filozofem - studiuj ycie, nawet to odraajce. Nie zabijam go! Niszcz tylko gupie idee. Szukam w nich bdw i prbuj je zniszczy - a nie ludzi, ktrzy je tworz. - No to kto? - zapyta Jakob. - Dlaczego Vasconi mieliby zabi jednego z nas? Jako cz ceremonii? A potem co, pozwalaj reszcie radonie sobie pj? Nie wierz w to... Gwellyn wpad do pomieszczenia, szukajc Paschosa, zaskoczony widokiem Jakoba. - Chodcie! - krzykn. - W grach ponie ogie! Dogonili Ibrima przed wejciem do jaskini. Wygldaa zupenie inaczej w dziennym wietle, z gstym, szarym dymem wydostajcym si z otworu.

Pomidzy Arabem i wejciem sta szereg mczyzn Vasconw. Gwellyn zauway, e Ibrim ma zazawione oczy, prawdopodobnie od szczypicego dymu. - Niszcz wszystkie obrazy wewntrz... - zacz Arab. - Widz - powiedzia Gwellyn. Ruszy w stron Vasconw. Paschos i Ibrim powstrzymali go. - To bez sensu - powiedzia Ibrim. - Oni dziaaj ju od wielu godzin, od witu. W rodku ju nic nie ma. - Dlaczego? - zapyta Gwellyn. Ibrim potrzsn gow. - Z tego co wiem, ci ludzie - Vasconi - praktykuj bardzo staroytn religi. Starsz ni Mahomet, ni Chrystus, nawet ni Mojesz i Abraham. Przenis wzrok z Paschosa na Jakoba. - Moja religia take jest bardzo stara - powiedzia Gwellyn. - Wiem - rzek Ibrim. - A ci ludzie bardzo dbaj o swoj religi, jestem wic pewien, e twj lud take. Obecnie wikszo Vasconw to chrzecijanie. Cz moe wkrtce przej na islam, jeli moi wspplemiecy znajd do nich drog. Ale ci tutaj, w tej wiosce, boj si. We wszystkich wydarzeniach dostrzegaj ze omeny. A to, co stao si z Azizem ostatniej nocy, uwaaj za szczeglnie zy omen - tote prbuj si przed nim broni, niszczc to, co im go przynioso. Powiedzieli, e ich lampy o tym wiedziay i same eksplodoway, eby zniszczy rdo omenu - t wit jaskini ktr sprofanowaa mier Aziza. - Zniszczy to, co ty prbowae ochroni, prawda? - powiedzia Paschos. Ibrim popatrzy na niego, potem skin gow. - O co tu chodzi? - zapyta go Gwellyn. - Wiedziae, e Vasconi zamierzaj zoy Aziza w ofierze ich... ich bogom-piewakom; wiedziae, e bd chcieli zniszczy miejsce tej ofiary, oczyci scen morderstwa i prbowae temu przeszkodzi? Jak moge to wiedzie? Ibrim milcza. - Nie - zaprzeczy Paschos. - Myl, e to byo zupenie inaczej. - Czyli jak? - Gwellyn odwrci si do Paschosa, Jakob te.

Ibrim zwrci si w przeciwn stron. W kocu przemwi. - Nie wszyscy wyznawcy Proroka s tacy sami - rzek powoli. - Niektrzy najgbsze nauki i najbardziej powierzchowne wskazwki postrzegaj identycznie - e wszystkich trzeba przestrzega z tak sam surowoci, bez adnego przyzwolenia na jakiekolwiek zmiany. - Aziz taki by - wtrci Jakob. - Aziz wierzy, jak wszyscy wyznawcy Proroka, e wizerunki Proroka to witokradztwo. Aziz wierzy te, jak niektrzy z nas, e wszelkie wizerunki sigajce w gb rzeczy s witokradztwem. Te ogldane w nocy uzna za wyjtkowo gbokie... - Islam niszczy to, co uwaa za witokradztwo - rzek Paschos. - Wikszo religii tak czyni - doda Jakob. - Powiedzia mi w nocy - cign Ibrim - kiedy ogldalimy piewakw zarzynanych na cianach - powracajcych do ycia, by sta si znw ofiarami mordu - powiedzia mi, e nikt nigdy nie powinien czego takiego oglda. Ogldajc te obrazy na cianach, patrzc na co, czego nikt z mojego ludu prawdopodobnie nigdy nie oglda, przygldajc si czemu, dla poznania czego wdrowalimy cae lata - syszaem w tle szept Aziza, syczcego mi do ucha, e to wszystko musi zosta starte z powierzchni ziemi, najszybciej jak si da. Jak ogniem wypali t jaskini i wszystkie inne, jakie uda mu si znale w tych grach. A kiedy islam nawrci t okolic, pozwoli tutejszym ludziom zobaczy wiato Allaha i on, Aziz, uczyni sw wit misj zniszczenie najmniejszego ladu tej ruchomej nieprzyzwoitoci, tego wiata udajcego ycie, tego skandalu... Dym wypywajcy z jaskini zgstnia. Przybyli kolejni ludzie. W niebo wzbio si jeszcze wicej motyli... - Wic zabiem go - wyzna Ibrim. - Zabiem go, by chroni to - podernem gardo tego gupca, gardo mego brata, niech Allah mi wybaczy, wasnym noem. eby chroni to - machn rk w stron jaskini i dymu. A teraz patrzcie - zobaczcie, co zrobiem... Nikt si nie odezwa. - Moe s inne jaskinie podobne do tej, z innymi opowieciami o piewakach - powiedzia w kocu Gwellyn.

- Moe - odpar Ibrim. - Ale nigdy ich nie odnajdziemy - Dzi rano Vasconi zabili naszego przewodnika, mczyzn z fletem. Powiedzieli, e jego instrument wezwa zabjcw ze cian do naszego wiata... - Wezwa mordercw piewakw - rzek Gwellyn. Znw zobaczy pojedynczego piewaka ze cian, jedynego ktry przey i wyraz jego oczu... - Jednak moe znajdziemy jeszcze inn jaskini z obrazami - odezwa si Jakob. - Jak? Gdzie? - zapyta Gwellyn. - Wiem, gdzie jest Mixteleta. yje.

SZE
Kraj Baskw okoo A.D. 753

Gry dugo mierdziay dymem. Oczy pieky Gwellyna od samego patrzenia na nie. - Wypalaj wszystkie jaskinie, w ktrych s obrazy, prawda? - lamentowa. - Oni mwi: nasze lampy dokonuj oczyszczenia tych jaski - zaintonowa Jakob. Gwellyn zamia si ponuro. - Tak dziaa ludzko - rzek Jakob. - Spali, oczyci wszystko, czego si nie rozumie. Zawsze to samo. Lepiej co zniszczy ni zachowa, zwaszcza jeli budzi niepokj. Bo pewnego dnia, Boe uchowaj, mogoby posuy jako rdo wiedzy. - Z wiekiem zrobie si cyniczny - rzek Ibrim. - Oni pal ruchome obrazy piewakw tak samo, jak my palilimy ich koci - mj brat i ja - wyzna Gwellyn. Paschos podszed do trzech mczyzn. - Jest gotowa - poinformowa. - Jednak upiera si, e tylko wy dwaj pokaza na Gwellyna i Jakoba - moecie z ni pj. I ja, i Ibrim, musimy tu zosta. Jakob skin gow. - Nie ufa Ibrimowi po tym, co przytrafio si Azizowi - Vascon z fletem wszystko widzia. Zanim umar, opisa, czego by wiadkiem. Obawia si te pozostawi Ibrima samego z jej ludmi, dlatego Paschos musi zosta. - Prbowaem ochroni te obrazy - powiedzia Ibrim smutnym gosem. - Wiem - rzek Jakob. - Moe moi bracia mieli jednak racj twierdzc, e nigdy nie wynika nic dobrego z obrazw udajcych ycie...

- Nic nam tu nie bdzie - wtrci Paschos. - Co prawda mio byoby jeszcze raz popatrze na takie obrazy - Mixteleta mwi, e te, do ktrych was zabiera, s ostatnimi w swoim rodzaju przedstawiajcymi piewakw. C, moe kiedy pniej, kiedy te pomienie stan si bardziej wspomnieniem ni smrodem wiszcym w powietrzu... - Tak, jestem pewien, e kiedy jeszcze zobaczysz te obrazy - skama Jakob, Paschos wiedzia, e to kamstwo, ale ucisnli si serdecznie. Potem wszyscy si uciskali, za wyjtkiem Greka i Ibrima, ktrzy pomachali na poegnanie Gwellynowi i Jakobowi, odchodzcym w stron wzgrz po Mixtelet. - Jest co wanego, co powiniene wiedzie, a czego ci nie powiedziaem - rzek Jakob, kiedy dwaj pozostajcy mczyni zniknli na dobre. Obawiaem si, e jeliby oni to wiedzieli, to nalegaliby na pjcie z nami. - Tak? A o czym takim? - zapyta Gwellyn. - No c, oczywicie nie mog by pewien... - Tak? - Mixteleta twierdzi, e zabiera nas do czego wicej ni tylko jaskinia z obrazami. A dlaczego ufa nam? Wedug niej ja jestem za stary, eby stanowi zagroenie, za u ciebie podoba si jej bysk w twoich oczach... - Mio mi - rzek Gwellyn. - Ale o co tu chodzi? - Powiedziaa, e w tej jaskini, inaczej ni w pozostaych, w szczytowej chwili ceremonii piewacy schodz ze cian i doczaj do witujcych. Oczywicie zawsze s problemy z przekadami z innych jzykw, ale wedug mnie ona twierdzi, e w tej jaskini piewacy wci yj... Gwellyn, Jakob i Mixteleta jechali wierzchem - na karych, agodnych i pewnie stpajcych koniach - w gry, na pnocny wschd. - Jaka bujna rolinno i chd tu panuj! - wykrzykn Jakob. - Powietrze jest tak sodkie, e mona by je pi! - Tak, inaczej ni nad Morzem rdziemnym - zauway Gwellyn. Wszdzie zielono, soce, koczy si sierpie, a my jestemy tylko lekko spoceni.

Mixteleta umiechna si, cho nie rozumiaa ani sowa z tochariaskiego, w ktrym rozmawiali. Gwellyn sdzi, e jej umiech wywoao pikno gr, lasu i sonecznego blasku. - A gdzie lampy? - spyta j nagle w odmianie aciny, ktr oboje niezdarnie si posugiwali. Wyjechali tak pospiesznie, e nie zauway ich braku a do tej chwili. - Kiedy dojedziemy, wiato bdzie na nas czekao. - Ach, nowy flecista take? - Tam, dokd jedziemy, bdzie wielu flecistw. Gwellyn popatrzy na ni pytajco. Z jakich powodw zakada, e flety byy rwnie rzadkie za ycia piewakw, jak i po ich mierci. - piewacy sporzdzaj duo fletw? Moe Gwellyn nie nauczy si aciskiego dialektu wystarczajco dobrze, eby porozumiewa si tak precyzyjnie jakby chcia. A moe Mixteleta naleaa do grupy ludzi - do powszechnie spotykanych we wszystkich miejscach, w ktrych Gwellynowi zdarzyo si prowadzi rozmow, ktrzy odpowiadaj na pytania z gry uoonymi zdaniami, zupenie jakby pytanie otwierao jaki kodeks z informacjami, zawinity gdzie w gbi gowy. - Legendy mwi, e wilki sporzdziy pierwsze flety - powiedziaa. - Wilki? - Tak - kontynuowaa. - Umierajcy z godu wilk wbi zby w ko. Szpik ju dawno z niej zosta wyssany, wic nie znalaz w niej poywienia i zgin. Ale zby godnego, gincego wilka pozostawiy w pustej koci otwory. piewak podnis j, dmuchn w ni, sprbowa odmierzy pooenie otworw czubkami palcw... I stwierdzi, e flet zachowa w sobie dusz wilka, mg odtworzy jego wycie... - Czasami ta muzyka fletw przypomina mi wycie zdychajcego wilka - potwierdzi Jakob. - To prawda - zgodzi si Gwellyn.

Moe jednak Mixteleta bardzo dobrze zrozumiaa jego pytanie. Teraz zatrzymaa si koo niewielkiego, spienionego, szybko pyncego strumienia, ledwie widocznego pomidzy pokrytymi porostami gazami. Pokazaa na wod i znw wspomniaa o piewakach. - Ich ycie jest krtkie i szybkie, jak strumie. Wikszo z nich yje okoo trzydziestu naszych lat. - Wielu z nas te wcale nie yje duej - rzek Jakob. - Ja jestem wyjtkowym szczciarzem. - To dlatego, e nie dbamy o siebie, ignorujemy informacje od naszych cia - powiedziaa Mixteleta. - Wrd piewakw jest o wiele mniej wyjtkw. Cokolwiek robi, ich ciaa i tak si poddaj. To dlatego muzyka i pami s dla nich tak wane. yj w muzyce i w pamici. - Czy oni nas nienawidz? - zapyta Gwellyn. - Jeli wierzy tym obrazom, zabijalimy ich niezalenie od wieku. Na tej cianie byy dzieci. - Nie zabilimy ich wszystkich - wyjawia Mixteleta. - Nigdy nie zdoamy zabi wszystkich. To niemoliwe. - Dlaczego? - zdziwi si Gwellyn. - Zobaczysz. Pi dni pniej od jaskini dzielia ich ju odlego moliwa do pokonania na piechot. - Dalej droga jest zbyt wska dla tych wspaniaych zwierzt - powiedziaa Mixteleta. Gwellyn popatrzy na szlak i zgodzi si z ni. - Czy konie bd tu czeka, kiedy wrcimy? - Jeli nie te, to inne - odpara Mixteleta. Gwellyn popatrzy na Jakoba, ktry wzruszy ramionami. - Dotarlimy tak daleko; Adonai zapewni wszystko - rzek Jakob. - Co? Czyby nagle odnalaz religi? Jakob umiechn si. - W tych okolicznociach wezm wszystko, co si trafi. Gwellyn potrzsn gow.

- Czy on zdoa si tam wspi? - spyta Mixtelet o Jakoba. - Adonai! - zawoaa i rozemiaa si. - Wspaniale, masz tu wieo nawrcon - Gwellyn zwrci si do Jakoba. - W porzdku, chyba wic pjdziemy powoli i bdziemy si zatrzymywa na odpoczynek, kiedy bdziesz tego potrzebowa. Przynajmniej powrt bdzie atwiejszy. - Waciwie w moim wieku podchodzenie jest czsto atwiejsze ni schodzenie - rzek Jakob. Na obiad mieli kozioroca, ktrego Gwellyn upolowa rano oraz bulwy wykopane po poudniu przez Mixtelet. - Troch ykowaty, ale dobry - Jakob skomentowa jako misa, ktre Mixteleta powiartowaa, a on upiek nad niewielkim ogniskiem. Wszyscy zgodzili si, e bulwy s znakomite. Zaczli wspinaczk o wicie. wiato przenikajce przez licie tworzyo jasne, zmienne plamy. - Gdyby Paschos tu by, powiedziaby, e te filtry z lici s lepsze ni witrae Bizancjum i miaby racj - westchn Jakob. Szli w gr dwa dni. Mixteleta przeduya przydatno misa z kozioroca do spoycia, uywajc soli, ktr dawno temu uzyskaa z wody morskiej, a bulwy miay nawet sodszy smak ni pierwszego dnia po wykopaniu... Trzeciego popoudnia Mixteleta zatrzymaa si i przyjrzaa si uwanie krzewom. Zrobia to jeszcze dwa razy. Za czwartym razem nie tylko obejrzaa krzewy, ale przecisna si pomidzy nimi i skina na Gwellyna i Jakoba, eby poszli za ni. - Znw musz si schyla - zamamrota Jakob. Po drugiej stronie krzeww znajdowaa si maa polanka poronita traw wysok do kolan. - Wyglda jak jakie zboe - powiedzia Gwellyn. Lecz Jakob szturchn go w rami i wskaza na skay po przeciwnej stronie polanki, gdzie widniao co jakby wejcie do jaskini.

Przed nim pojawiy si dwie postacie. Gwellyn przyjrza im si zmruonymi oczami, ale nadal widzia ich niezbyt dokadnie. Mixteleta te ich zobaczya i gestem pokazaa towarzyszcym jej mczyznom, eby nie ruszali si z miejsca. Podesza szybko do czekajcych, szeroko rozkadajc ramiona. Wydaa przy tym wysoki dwik, dziwnie kojcy. - Jak Chrystus na krzyu - powiedzia Jakob swoim gonym szeptem. Gwellyn usiowa dokadniej skupi wzrok na dwch postaciach. Czy to byli piewacy? Migotliwe wiato w jaskini z ruchomymi obrazami byo dla niego niewystarczajce, by dokadnie zobaczy, jak wygldali... W jaki sposb to soce i cie, przynajmniej w tej odlegoci, byy jeszcze gorsze... Przypatrywa si dwjce stojcej przed skaami. Mixteleta dotara do nich. I jak si zdawao, zrzucia ubranie... Gwellyn ruszy przed siebie, ale Jakob go powstrzyma. - Prawdopodobnie tylko pokazuje im, e nie ma broni - wychrypia. Gwellyn skin gow i ustpi nieco. - Czy to piewacy? - Nie wiem - odpar Jakob. - Powiedziaa, e piewacy zejd ze cian jaskini... ci s na zewntrz. - Moe wic mylia si co do szczegw - zasugerowa Jakob. - W ogle nie widz teraz Mixtelety - powiedzia Gwellyn. - Nie moemy tak tu sta. Jakob zawaha si. - OK, podejdmy powoli par krokw... Nie, czekaj! Ach! Jest! Mixtelet znw byo wida, cakowicie ubran. Ruszya w ich stron. Gwellyn nie spuszcza oka z dwch postaci, jakby bezustanne przygldanie si im mogo zapobiec ich znikniciu. Mixteleta podesza bliej. Wydawaa si napita i jednoczenie spokojna. - Widzielicie, co wanie zrobiam? Podejdziecie do nich w ten sam sposb, z szeroko rozoonymi ramionami - ponownie wycigna rce w

bok, rwnolegle do ziemi, domi do gry. - Czy musimy te wyda taki sam dwik? - zapyta Gwellyn. Mixteleta rzucia mu mordercze spojrzenie. - Jeli sobie artujesz, to nie czas po temu. Jeli pytanie byo serio, nie przejmuj si; ja zadbam o powitanie. - Pytaem bardzo serio - powiedzia Gwellyn. - Po prostu nie znaem waszego sowa na okrelenie muzycznego powitania. - Bdziecie te musieli zdj ubrania. - W porzdku - zgodzi si Gwellyn. - Czy zaoymy je z powrotem przed wejciem do jaskini? - Nie bdziemy do niej wchodzi - odpowiedziaa Mixteleta. - Po tych zabjstwach i podpaleniach tam w dole, nie pozwol nikomu z nas wej do adnej jaskini. Tych dwch jej pilnuje. - Wiedz o Azizie? - Tak. Wzgrza maj oczy i skrzyda - powiedziaa Mixteleta. - piewacy maj motyle. Moje imi znaczy motyl. piewacy mieli okoo metra siedemdziesiciu centymetrw wzrostu, podobnie jak Jakob, od Gwellyna byli nisi. Ich skra bya ciemnoochrowej barwy - przypominaa Gwellynowi cer widzian przez niego u niektrych podrnikw, ktrzy docierali do Kotliny Tarymskiej z Mongolii, ale w nieco innym odcieniu. Mieli due uki brwiowe, ale nie wygldali a tak brutalnie, jak sugeroway to ich szkielety, zakadajc, e koci pochodziy od osobnikw tej samej rasy. Co w ich mimice, w sposobie poruszania si, w oczach wpatrzonych uwanie w Gwellyna, nadawao im wygld spokojnej inteligencji - czego cakowicie odwrotnego ni brutalno czy niepene czowieczestwo. Wygldaj jak dzieci, zda sobie spraw Gwellyn i wspomnia o tym Jakobowi. - Tak, rozumiem, co masz na myli - powiedzia Jakob. - Istnieje teoria - syszaam jak Paschos o niej kiedy mwi, e ludzie s bardziej inteligentni od zwierzt, bo duej zachowuj dziecistwo i w ten sposb wyduaj czas na nauk.

- Oni tylko z twarzy przypominaj dzieci - powiedzia Gwellyn kiedy obaj z Jakobem zakadali ubrania. piewacy mieli penisy, ktre nawet w zwisie byy o poow krtsze i ciesze ni u dwch podrnikw. Ubrani byli jedynie w zwierzce skry udrapowane niedbale na ramionach. Na pewno nie wystarczao to do ogrzania si, ale biorc pod uwag panujce tu temperatury, nie byo to konieczne i Gwellyn doszed do wniosku, e okrycia speniay rol ceremonialn, by moe suyy wyrnieniu ich jako stranikw jaskini. - Czy moemy z nimi porozmawia? - zapyta Mixtelet Gwellyn. Czy moemy im zadawa pytania? - Oni nie posuguj si jzykiem - odpara. - Maj pie. - To jak... - zacz Gwellyn. - Czy mogaby zapiewa im, e mamy przyjazne intencje? - przerwa mu Jakob. - To ju wiedz - wyjania Mixteleta. - Gdybycie byli ich wrogami, nie zbliyabym si do nich z pieni. - Niebezpieczny sposb - rzek Gwellyn. Co moe powstrzyma ich wrogw od nauczenia si powitalnej pieni, tak jak ty to zrobia? - Ich wrogowie nigdy tego nawet nie prbowali. Po prostu ich zabijali. - Czy mogaby poprosi ich o zapiewanie pieni, ktr maj dla opisania ludzi takich jak my - to znaczy, wygldajcych jak my, ale nie bdcych ich wrogami? Gwellyn umiechn si do piewakw. Ich oczy zdaway si odpowiada mu umiechem, wargi nie. Oczy jednak umiechay si bez przerwy... Mixteleta zapiewaa melodi bez sw, zupenie nieodrnialn od powitania, przynajmniej dla Gwellyna. W jednej trzeciej brzmiaa jak flet, w jednej trzeciej jak ptak, w jednej trzeciej jak ludzki gos. Wtedy zda sobie spraw, e w tej rozmowie nie bdzie rozrnie pomidzy fletem i gosem - jej gos by fletem. Tak samo jak gosy piewakw. Oni byli orkiestr zoon z fletw. Odpowiedzieli gbokimi, pynnymi tonami, ktre zaczynay si unisono, ale potem rozdzielay si harmonicznie, czasem tak szybko, e sprawiay na

Gwellynie wraenie pieni na trzy gosy, tony nakaday si na siebie, trway rwnoczenie, pomimo, e piewao ich tylko dwch... A moe ta ulotna, trzecia linia melodyczna pochodzia od Mixtelety, ktra od czasu do czasu wydobywaa z gbi garda niski ton. A moe od Jakoba, ktry, jak Gwellyn zda sobie spraw, nuci co w harmonii z pozostaymi, przypominajc chopcu zbiorowe modlitwy ydw, w ktrych, razem z ojcem i bratem Allynem, bra udzia w Kotlinie Tarymskiej, kilka lat temu, przy okazji jakiego ydowskiego wita. Wtedy przyczy si do modw... zda sobie spraw, e teraz te nuci razem ze piewakami... A za kadym razem, gdy brali akord, przez chwil albo i duej, mia on jakie znaczenie, porusza jaki nerw zrozumienia, ju obecnego gdzie w gbi umysu Gwellyna. Przypomnia sobie platoski paradoks Meno kady rodzi si z jak wiedz, bo jak moglibymy j inaczej rozpozna, natrafiajc na ni? - lecz wkrtce wiedza budzona przez akordy pozostaa jedyn rzecz wypeniajc mu gow... piew-wiedza trwa, po czci stanowic muzyczny odpowiednik niespokojnych plam wiata przesczajcego si przez licie, podobnych do migotliwego wiata w jaskini... jednoczenie taki sam, momentami jak muzyka, ktr sysza z dwiczcej ceramiki w Barbariconie. Lecz tu nie istniay adne obrazy, adne wyobienia w glinie, ktre grzebie w pewnej doni mgby powoa do ycia. To byo samo ycie... Wydawao si, e melodia trwa cae godziny, nawet dni. Oczywiste zudzenie, bo kiedy umilka, zmierzch jeszcze nie zapad, a Gwellyn by pewien, e weszli na polank o bardzo pnej porze. A potem wszystko si skoczyo. I Gwellyn wiedzia mnstwo rzeczy. Wiedzia, e on i Jakob, nie tylko Mixteleta, byli jako zwizani z tymi piewakami, bo jak inaczej mogliby stanowi cz tej samej pieni, jak inaczej mogaby ta pie przekaza im jakiekolwiek znaczenia? - Czasem nuciem w harmonii z ptakami - powiedzia Jakob, po raz pierwszy w yciu cicho szepczc. - Lecz nigdy nie nauczyem si z tego tak wiele.

Gwellyn skin gow - wyczerpany, zaspokojony... a jednak poruszony. Bo wiedzia teraz te inne rzeczy, pochodzce z pieni. Wiedzia, e harmonia pomidzy piewakami i ludmi takimi, jak Jakob, Mixteleta i Gwellyn bya zupenie naturalna, bo ci pierwsi byli dla nich jak larwy wobec motyli. A moe to Gwellyn by gsienic, a piewacy motylami - nie by pewien. Wiedzia te - bardziej czu, ni wiedzia, bo istniaa tylko sugestia tego w barwie dwikw, w zarysach niepenych akordw, e niektre motyle, a moe larwy, byy trujce, skonne do niszczenia. Wiedzia te, e piewacy - i Gwellyn, i Jakob, i Mixteleta - tracili na tym... - Czy mogaby poprosi ich, by zapiewali o konflikcie? - Gwellyn zapyta Mixtelet. - Nie, nie dzisiaj - odpara. - Nikt z nas nie przeyby takiej pieni po tak dugim dniu. Moe jutro. Gwellyn obudzi si wczenie i od razu spostrzeg, e maj kopoty: Jakob chrapa kilka stp od niego, a Mixteleta i piewacy zniknli. Gwellyn obudzi Jakoba. Przedarli si przez krzewy, wychodzc z polanki i zajrzeli na ciek powyej miejsca, w ktrym zatrzymali si wczoraj. Nie znaleli ani ladu stopy, ani zamanej gazki, nic, co mona by przypisa przemieszczaniu si ludzi. - Jeli udali si w t stron, to musieli polecie gr - rzek Gwellyn. Poszed w d cieki, do czci, ktr podchodzili wczoraj po poudniu. Pooy si na brzuchu i dokadnie obejrza ziemi. By dobry w tropieniu, ale wsta, klnc. - Nic, oprcz ladw dwch mczyzn i kobiety - czyli ciebie, mnie i Mixtelety - z wczoraj. Mniej jestem tego pewien ni braku ladw w grze, ale mam bardzo gbokie przekonanie, e si nie myl. - No to musz znajdowa si w jaskini - orzek Jakob. - Tak samo sobie pomylaem - przyzna Gwellyn. - Mixteleta powiedziaa, e nie ycz sobie, ebymy wchodzili do tej groty - przypomnia Jakob. - Zamy, e weszli do rodka tylko po co

na niadanie - nie ma sensu rozwciecza ich, pchajc si tam za nimi. - Dobrze - rzek Gwellyn. - Wracajmy pod jaskini i zobaczmy, czy przynieli nam niadanie. W kocu zjedli reszt kozioroca i kilka bulw z plecaka Jakoba, uzupeniajc posiek sodkimi jagodami znalezionymi na kilku krzewach. Lecz ich pooenie byo raczej ponure. - Przekonae si ju, e nie mamy co liczy na niadanie od naszych gospodarzy? - zapyta ironicznie. - Tak. - Moe powinnimy teraz sprawdzi, czy s w jaskini? - kontynuowa Gwellyn. - Tak sdz - powiedzia Jakob bez entuzjazmu. Gwellyn wsadzi gow do jaskini. - Mixteleta! - krzykn. - Mixteleta! Powtrzy to kilkakrotnie, jeszcze goniej. W odpowiedzi nie usysza nic, nawet echa. Wszed do rodka i od razu stwierdzi, e maj kopot - nie widzieli dalej ni na kilkadziesit centymetrw. - Czy zauwaye przy wejciu jakie wietlikowe lampy? - wyszepta Jakob, cay czas cicho. - Nie musisz szepta - powiedzia Gwellyn. - Najwyraniej nie ma tu nikogo, kto mgby nas usysze. I nie, nie widziaem adnych lamp. - Tak pomylaem - mrukn Jakob. Po omacku przeszli kawaek wzdu ciany - szukajc przejcia do innej komory albo rysunku czy obie skay - ale nie zaszli daleko. Jakob krzykn, rozdawszy sobie palec na czym ostrym. - Jeste ranny? - zapyta Gwellyn. - To tylko skaleczenie - odpar Jakob. - Nie ma sensu pta si tak w ciemnociach - uzna Gwellyn. - Odczekajmy troch, a oczy przyzwyczaj nam si do ciemnoci. Powoli zaczli dostrzega ciany i rozmiary komory. W pobliu nich nie byo adnych obrazw, a jaskinia zdawaa si olbrzymia - tak wielka, e jej wntrze pozostao kompletnie czarne nawet w godzin od ich wejcia do rodka i przy sabiutkim wietle docierajcym od wlotu.

- Wyjdmy i zastanwmy si, jaki mamy wybr - zaproponowa Gwellyn. Zamrugali w ostrym wietle soca. - Musiao pada, gdy bylimy w rodku - Gwellyn przyklkn na ziemi i przecign doni po wilgotnej trawie. - Jest za mokro, eby sporzdzi uczywa. Mylaem, eby zrobi pochodni i dokadniej obejrze jaskini. Zdali sobie spraw, e nie maj wyboru, jak tylko zej ze wzgrz, odzyska konie i wrci do wioski Vasconw. Zaczli odwrt. - Duo nauczylimy si od piewakw - oznajmi Jakob. - Powinnimy przekaza t informacj innym. - Ostatnia noc to byo tylko preludium - rzek Gwellyn. - Nie nauczyem si za duo - chc wicej. - Teraz jeste po prostu rozdraniony - powiedzia Jakob. - Widziaem twoj twarz w nocy - widziaem, co czue. Ja czuem to samo. Ju si bardzo wiele dowiedzielimy. - Doprawdy? A czego waciwie? - e piewacy s prawdziwi, yj i zostali waciwie nazwani - odpar Jakob. - Skd moemy mie pewno, e to byli piewacy? Skd moemy mie pewno, e nie nilimy? - nalega Gwellyn. - Nie zaczynaj znw tej szalonej greckiej gadki o solipsyzmie - prychn Jakob. - Wakowalicie ten temat z Paschosem. Skd moemy wiedzie, czy wszystko, cokolwiek, nie jest snem? Skd wiemy, e ta rozmowa nie jest snem? Odpowied: nie moemy tego wiedzie. Musimy zacz w co wierzy - wic rwnie dobrze moemy ufa w realno tego wiata. Nie da si jej udowodni logicznym rozumowaniem - poniewa sam dowd moe by czci snu; wanie dlatego jest to wiara. - Rzeczywistoci nie da si udowodni jako faktu absolutnego, lecz im wicej razy co widzimy, tym wiksz moemy mie pewno, e jest realne - powiedzia Gwellyn. - Wanie dlatego musz porozmawia - zapiewa - ponownie ze piewakami.

- Jeli zobaczysz milion biaych chmur, czy da ci to wiksz pewno, e nastpna zobaczona przez ciebie chmura bdzie biaa? Moe tu za czubkami drzew czai si szara albo czarna. - Od tych twoich chmur boli mnie gowa - rzek Gwellyn. - Dobrze, ju nie bdziemy o nich rozmawia - zgodzi si Jakob. Wlekli si dalej. - Przyznaj, wiemy teraz, e piewacy s prawdziwi - odezwa si Gwellyn, w kilka minut pniej. - Wierz, e wczorajsze wydarzenia nie byy snem. Ale kto jeszcze nam uwierzy? Paschos i Ibrim? Dlaczego mieliby to zrobi? - A ty co by zrobi? Zabra piewakw ze sob jako dowd? Moe wanie dlatego odeszli? Gwellyn potrzsn gow. - Koniecznie trzeba zdoby wicej informacji o tym konflikcie z przeszoci. Musz wiedzie, dlaczego mj ojciec kaza mi spali ich koci! To przede wszystkim dlatego wyruszyem na t wypraw! - Wiadomo, dlaczego ojciec wyda ci takie polecenie - odpar Jakob. Musiao mie to zwizek z chorob pochodzc od piewakw. - Tyle wiedzielimy ju wczeniej - zripostowa Gwellyn. - Od lat po odrobinie przybywa nam informacji na ten temat. - Nie - zaprzeczy Jakob. - Dowiedziaem si czego o tym z wczorajszego piewu - obudzi si we mnie jaki rodzaj pamici. Gwellyn popatrzy na niego. - Wcale ju nie jestem pewien, czego si nauczyem. Mylaem, e wczoraj co rozumiaem... Jakob zamkn oczy. - By moe ma to co wsplnego z moim ludem - ludem Abrahama. W caej serii wydarze, ktra doprowadzia do Paschy - kiedy moi pobratymcy byli niewolnikami w Egipcie - nasz Bg Wszechmogcy, Adonai, uderzy w naszych ciemicw i wygubi ich pierworodnych synw. Lecz Jego anioowie ominli wszystkie rodziny ydowskie, w ktrych byli pierworodni, bo drzwi naszych domw byy oznakowane krwi Baranka Paschalnego. Taka historia dotara do nas. Lecz mj ojciec zawsze uwaa, a ja mu wierzyem,

e interpretacja tego wydarzenia jest inna. Sdzi, e nasi przodkowie, walczc o wyzwolenie spod jarzma faraonw, wywoali wrd wrogw straszliw epidemi - chorob, na ktr mj lud, Hebrajczycy, byli odporni. - Epidemia atakujca tylko pierworodnych chopcw? Co to za chorbsko? - C, nie powiedziaem, e interpretacja mojego ojca jest doskonaa przyzna Jakob. - Ale moe by taki czas, kiedy choroby byy bardziej specyficznie dostrojone ni dzi - kiedy zabijay nie po prostu wszystkich ludzi, ale bardzo cile okrelone osoby. Nawet dzi spotykamy schorzenia, ktre dotykaj wycznie dzieci. Tak czy siak, sdz, e mj ojciec mia waciwe skojarzenia. A we wczorajszym piewie widziaem co o epidemii, o chorobie. - To dlaczego ja tego nie widziaem? - Moe dlatego, e dobr otrzymywanych ze piewu informacji opiera si na wiedzy istniejcej ju w twojej gowie - odpar Jakob. - A moe jednak widziae - przypuszczalnie akordy mimo wszystko obudziy te skojarzenia w twoim umyle - tylko z jakich powodw ju ich nie pamitasz. Gwellyn spostrzeg, e Jakob mia racj, przewidujc, i bdzie mia wiksze trudnoci przy schodzeniu ni przy wspinaniu si na gr. Widzia wyraz cierpienia narastajcy na twarzy starego czowieka niemal z kad godzin. - Moe powinnimy byli poczeka troch duej - zasugerowa chopak - na wypadek, gdyby piewacy powrcili. - Na pewno nie z mojego powodu - odpar Jakob. - Wol mie t wdrwk z gowy - oczekiwanie przez kilka dni nie pomogoby mi w aden sposb, a poza tym nie mamy adnych podstaw, by przypuszcza, e wrc. Mimo to Gwellyn nalega na czste postoje dla odpoczynku. Na jednym z popasw wypukali spod ziemi kilka tustych nornikw, jako dodatek do bulw. Miso kozioroca dawno si skoczyo. - Moja babka zwymiotowaaby, widzc co jem, ale wita ksiga mwi, e powinnimy dba o zachowanie si - powiedzia Jakob.

- Stajesz si coraz bardziej religijny, Jakobie. Zazwyczaj nie dbae o przestrzeganie koszernoci. - To ten piew... - wyjani Jakob. - Wci sysz jego cz. W kocu dotarli do miejsca, gdzie wdrujc w gr, zsiedli z koni. - C, nie widz ani ladu zwierzt - powiedzia Gwellyn po krtkich poszukiwaniach. - Nic dziwnego. Jakob przysiad pod drzewem, opierajc si o jego pie plecami i gow. Na twarzy maloway mu si wyczerpanie i wdziczno dla drzewa za oparcie. - Jak zdoamy je tu wezwa bez Mixtelety? - zastanawia si Gwellyn cicho. Jakob tylko westchn. - Oczywicie wiedziaa, e pozostawieni sami sobie moemy nie zdoa odnale koni. Wiedziaa o tym, znikajc ze piewakami - cign Gwellyn. - Moe wiedziaa te, e s waniejsze sprawy, ktrymi musi si zaj; moe uwaaa, e dostaniemy je innym sposobem - odpar Jakob. - Nie zdoasz przej takiej odlegoci pieszo - orzek Gwellyn, ze zami w gosie. - To za daleko na marsz dla ciebie. - Wiem - potwierdzi Jakob. - Nie mog ci tu zostawi - powiedzia Gwellyn. - Bulwy skocz si za kilka dni, a powrt z komi z wioski zajmie mi duo duej. - Mog ich wykopa wicej. Gwellyn popatrzy na swojego najlepszego przyjaciela, od pewnego czasu zastpujcego mu ojca, nie mogc wykrztusi ani sowa. Mamy tylko dwie moliwoci - oznajmi Jakob, zbierajc resztki si. - Jeli zejd z tob z gr, nadal bdziemy mieli ten sam problem braku ywnoci, a nie mamy pewnoci, kiedy spotkamy kogo na szlaku - idc w gr nie natrafilimy na nikogo. Jeli zostan tutaj, bd mg odpocz, nabra nieco si i rozejrze si po najbliszej okolicy za czym do jedzenia. Wok jest peno strumyczkw, a rano osiada obfita rosa, wic wody mi nie zabraknie. Nie mwic o tym, e beze mnie bdziesz mg i o wiele szybciej.

- Nic si nie stanie, jeli poczekamy tu kilka dni - zdecydowa Gwellyn. - Moe Mixteleta przyjdzie tu po nas, moe konie wyczuj nasz obecno i si pojawi. I przynajmniej mog tu zapolowa i zapewni ci ywno. Z trzech ycze Gwellyna spenio si tylko ostatnie - mia szczcie na owach i mieli dwa upieczone kozioroce. Jakob nalega, eby chopak zabra ze sob przynajmniej czwart cz misa. - Jeli nie przeyjesz drogi powrotnej, ja tu nie bd mia adnych szans, wic zabranie przez ciebie czci misa ley w moim wasnym interesie, prosz - tumaczy. A potem aowa tych sw, bo Gwellyn uroczycie oznajmi, e nigdzie nie pjdzie. Lecz po czterech dniach i kolejnym upolowanym koziorocu wyruszy, bo logika Jakoba bya nieodparta. Szed, przepeniony smutkiem a do mdoci - niedobrze mu si robio od logiki, od piewakw, od tego wiata. Szed i szed. Czasami przypomina sobie, eby zatrzyma si, zje i zapolowa; czasami nie. Powietrze byo ciepe i wilgotne, ale nocami panowa chd, zacz mie dreszcze nawet w dzie... Stopy tak mu ciyy, e z trudem je przestawia. Ale sama ziemia zdawaa si by po jego stronie, potykajc si, czapa w d, w d, wydawao mu si, e nogi pracuj niezalenie od jego woli... Gdzie w trakcie dugiej wdrwki zrobio mu si gorco, ale jednoczenie trzsy nim jeszcze silniejsze dreszcze. Przepoci cakowicie ubranie. Kiedy spa, ni o chorobie, pladze. Paschos opowiada o epidemii w Konstantynopolu. Na jawie te mu si zwidywaa... Kaszla... Znw sysza piew i zacz wicej z niego rozumie. Poj, e piewacy mieli tylko jedn pie - e wszystkie ich pieni byy takie same, e kady jej fragment zawiera wszystkie pozostae, tak jak jajko ma w sobie wszystkie obecne kurczaki, a take wszystkie jajka i kurczaki, ktre si z nich wykluj w cigu wiekw...

Tamtej nocy usysza wic ca ich jedyn pie. Wanie to prbowaa mu powiedzie Mixteleta. Moe dlatego piewacy odeszli... Zobaczy swojego umiechnitego ojca, a moe to by Jakob. Zobaczy Daralyn i Lilee, i t kobiet o ognistych oczach, z ktr spa w tym dziwnym kraju, tskni, pragn by z nimi wszystkimi jednoczenie, jeszcze raz... Znw pomyla o kurczakach i jajkach, zacz si zastanawia, czy z ktrkolwiek z kobiet, ktre kocha albo z ktrymi si kocha, spodzi dziecko... Pomyla, e chyba tak... Mia nadziej, e tak... Bo pragn, eby co po nim przetrwao... Ponownie przysza mu do gowy epidemia. To by klucz - to chcieli mu powiedzie i piewacy, i Jakob, i ojciec, i wszyscy. W jaki sposb zaraaa nie ywe istoty, a samo ycie i zmieniaa je. Moe teraz ju bya yciem czy to wanie prbowali przekaza piewacy? Czyje ycie? piewakw? Nie, teraz mieli go mao - kto wie, ilu z nich jeszcze yo? Kto wie, jak dugo jeszcze ja poyj? pomyla Gwellyn, drczony gorczk, kaszlem i dreszczami... A pewnego ranka, kiedy sdzi, e albo umiera, albo ju umar, ockn si... linic si na pachncy mech pod drzewem... Zwidziao mu si, e jest Aleksandrem, umierajcym w modym wieku na t sam chorob... po podbiciu wiata, ale zanim jeszcze mia szans powiedzie mu, czego naprawd si nauczy. - Nie bd na mnie zy - baga swego mentora Arystotelesa, student Platona, student Sokratesa, ktry nienawidzi pisania... I Sokrates powiedzia swojemu praprastudentowi, Aleksandrowi/Gwellynowi: - Ksiki w wielkim miecie noszcym twoje imi, spon... A Gwellyn odpar: - Nie sysz ci. Ju nie yjesz. Mgbym przeczyta twoje sowa, tylko gdyby je zapisa. Zwidziao mu si, e Paschos podjecha do niego na piknym, czarnym koniu. e karmi go motylami, ktrych skrzyda byy sowami, e owin jego dygoczce ciao fenickim jedwabiem... W kocu zda sobie spraw, e Paschos wcale mu si nie zwidywa...

- Ognie si wypaliy - powiedzia mu Paschos, kilka dni, a moe tygodni pniej. - Nie ulegy zniszczeniu adne lasy, tylko jaskinie. Vasconi mwi Lampy wiedziay, kiedy ich praca si skoczya. Nie mniej, nie wicej. Ibrim te odszed. Gwellyn podpar si na okciach, tego ranka po raz pierwszy od swego powrotu mia na to do siy. - Musimy wyruszy po Jakoba - powiedzia. - O tym porozmawiamy pniej - odpar Paschos. - Porozmawiamy teraz - Gwellyn zdoa usi, dygoczc cay. Paschos odwrci wzrok. - Kiedy tylko wrcilimy do wioski, wysaem tam ludzi. Nie znaleli nikogo. - To pojedziemy i poszukamy jeszcze raz! Jak daleko poszli ciek? - Do miejsca, od ktrego droga robi si za trudna dla koni - odpar Paschos. - Potem na piechot doszli do jaskini piewakw. - Skd moesz wiedzie, gdzie to jest? - zapyta Gwellyn. - Tylko Mixteleta... A wtedy przypomnia sobie co - co o czym myla w swych majakach, a moe z czego zda sobie spraw w trakcie piewu. - Euskaldunak, Vasconi - Euska, Vasco, Paschos - masz jakie gbsze zwizki z tymi ludmi, prawda? Paschos powoli skin gow. - Vasconi stanowili cz mojej rodziny od czasu Justyniana Pierwszego - jego armie na krtko odzyskay dla Imperium poudniow cz tego kontynentu, koo Supw Herkulesa. Duo ludw wtedy si wymieszao - trwa to nadal w Konstantynopolu. - Ile z tego wiedziae, kiedy doczye do naszej grupy? - spyta Gwellyn i znw pomyla o Jakobie, ponownie przysig, e pjdzie go szuka. - Niewiele, bardzo niewiele - odpar Paschos. - Interesowaem si piewakami - wielu filozofw to robi, po cichu, bo takie zainteresowania nie sprzyjaj zawodowej reputacji. Jednak Jakob o tym wiedzia i bardzo prawdopodobne, e dlatego zaprosi mnie na t wypraw. Nic nie wiedziaem

o zwizkach z Vasconami - dowiedziaem si o tym dopiero tutaj. Pomoga mi wczeniejsza znajomo jzyka... Wiedziaem, e Mixteleta, znaczy motyl. Rozmawiaem z ludmi, ktrzy j znali. W kocu zebraem do informacji, eby wyruszy we waciwym kierunku... Na skutek intensywnych nalega Gwellyna, pi dni pniej pojechali na poszukiwanie Jakoba. Zabrali ze sob kilku ludzi i konie. Gwellyn aowa, e nie ma z nimi Ibrima, ktry kilka tygodni temu wyruszy na poudnie. Nie znaleli nic. Tylko resztki maego ogniska w miejscu, skd konie nie mogy i dalej. Ostatni ogie Jakoba, pomyla Gwellyn i zapaka w duszy. Kompletnie nic nie byo te przed jaskini, do ktrej doszli z Paschosem pieszo. Weszli do rodka i rozejrzeli si. Po znikniciu Mixtelety, w wiosce nie zosta ju nikt, kto potrafiby - lub zechciaby, tego Paschos nie potrafi powiedzie - przygotowa ywe lampy. Uyli wic paskudnych lampek ojowych, wydzielajcych gryzcy smrd. Nie miao to adnego znaczenia. Nigdzie w caej jaskini nie byo adnych obrazw na cianach czy suficie. - Ruchome obrazy, ogldane przez nas na dole, znajdoway si w jaskini, lecej w jaskini, ktra bya wewntrz innej jaskini, znajdujcej si w jeszcze jednej jaskini - powiedzia Gwellyn. Paschos skin potakujco gow, ale w tej wielkiej przestrzeni nie potrafili znale adnego przejcia dalej. W jednym miejscu, w odlegym kcie, mg kiedy znajdowa si jaki portal prowadzcy dokd, ale wyglda, jakby ju bardzo dawno zawalono go gazami, ktre nawet dziesiciu, nie mwic ju o dwch, ludzi z trudem by poruszyo. - Potrafisz rozrni, czy te kamienie pooono tu dawno temu, czy te s to omszae, stare odamki ska zgromadzone tu niedawno? - zapyta Gwellyn. - Nie mona tego stwierdzi na pewno - odpar Paschos. - Ale te grzyby w szczelinach wygldaj, jak gdyby rosy tu od bardzo dawna. - A skd wiadomo, czy nie s to jakie szczeglnie szybko rosnce gatunki? Paschos umiechn si w migotliwym wietle lampek.

- Widz, e zrobie postpy na drodze do stania si kreatywnym, arystotelesowskim zoologiem. Masz racj - nie da si z absolutn pewnoci okreli, czy nie jest to bardzo szybko rosncy grzyb. Ale nawet jeli tak jest, to wci mamy problem z poruszeniem tych potnych gazw. Znajc przesdno mieszkacw wioski, wtpi, czy zdoalibymy zebra niezbdn liczb mczyzn, ktrzy zechcieliby przyj tutaj z nami. Gwellyn musia si zgodzi - nie przegapi faktu, e towarzyszcy im wieniacy odmwili pjcia poza miejsce, do ktrego mogy doj konie. - A poza tym najprawdopodobniej te gazy le tu ju od wielu lat Paschos poda najmocniejszy argument. - W wikszoci przypadkw pierwsza, najbardziej oczywista interpretacja jest z grubsza prawdziwa - nie wszystko w yciu to podstp. Poszli w d. - Jeli Jakob umar gdzie tutaj, powinnimy znale jego ciao - powiedzia Gwellyn. - To nie w porzdku, eby go tak pozostawi lecego gdzie w lesie. - Jeeli nie yje, jego dusza tu nie ley - odpar agodnie Paschos. Ale moe nie umar - moe jacy ludzie z gbi gr przyszli tu z komi, znaleli go i poszed z nimi w gry. Wiem, e dalej nie ma ladw stp, ale jeli pomylisz o szybko rosncych grzybach, moesz te pomyle o szybko rosncej trawie albo trawie i glebie w jaki sposb zacierajcej lady stp... Moliwoci s nieskoczone... Moemy dowolnie spekulowa, eby zachowa nadziej... To mie spekulacje; chciabym w nie wierzy, pomyla Gwellyn. Doczyli do czekajcych na nich ludzi z komi - Paschos mia racj, e mona byo na nich polega... - Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego Ibrim wyjecha? - zapyta Gwellyn, kiedy jechali ju w stron wioski. Do tej pory za bardzo by skupiony na Jakobie, eby pomyle o Ibrimie. - Zakoczy swoj prac tutaj - wyjani Paschos. - My wszyscy, ktrzy kochamy wiedz, zawsze bdziemy mieli dug wobec niego - w imi

nauki odebra ycie swojego pobratymca, ycie, ktre sprowadzioby na t krain cierpienie, jak i obrabowaoby przyszo z czci najcenniejszej mdroci. Wikszo z nas nigdy by si na to nie odwaya - nie sdz, ebym ja si na to zdoby. To prawda, zabicie Aziza spowodowao, e Vasconi spalili cudowne jaskinie w tej okolicy. Ale na pewno s inne. Ta wioska to tylko jedna z wielu osad Vasconw. Nie wierz te, eby takie jaskinie, jeli pochodz z czasw, gdy piewakw byo wielu albo niewiele pniejszych, znajdoway si tylko w tej okolicy - musi by ich wicej, na pnocy, na poudniu... - Ale skd bdziemy wiedzieli, gdzie ich szuka? - My dwaj moemy nigdy si tego nie dowiedzie - powiedzia Paschos. - Ale przynajmniej Ibrim uratowa te jaskinie dla przyszoci, gdziekolwiek s - reprezentuje wspczujc, mdr stron islamu. Czu, e mdrze bdzie teraz powrci do swoich, przekona ich, eby nie posuwali si dalej wzdu tego wybrzea. Ta noc w jaskini bardzo go poruszya... - Czy islam podbije teraz Bizancjum? - zapyta Gwellyn. - Przypuszczalnie pewnego dnia tak - odpar Paschos. - Ale na dusz met to bez znaczenia - obydwie tradycje bd kontynuowane. Sdz, e wiat wyrs ju z cakowitego niszczenia jednych kultur przez inne. - Jednak w przypadku piewakw inaczej si to potoczyo... - Zazdroszcz ci dnia spdzonego ze piewakami, Jakobem i Mixteleta - wyzna Paschos. - Mam nadziej, e opowiesz mi wszystko, co wiesz na ten temat. - Zrobi to - zgodzi si Gwellyn. - Sprbuj. Ale wiele z tego, czego si dowiedziaem, nie da si przeoy na sowa - z mnstwa zdaj sobie spraw dopiero w miar upywu czasu. Tkwi w tej wiedzy wane lekcje rozstrzygajce o yciu lub mierci, dla wszystkich istot ludzkich. Kiedy pomylaem, e je spisz i pozostawi swojemu ludowi. Teraz nie jestem pewien, czy wiem, jak to zrobi... - Mimo wszystko opowiadaj - rzek Paschos. Pi miesicy pniej Gwellyn ruszy na poudnie, eby wsi na statek i powrci na poudniowy kontynent.

- Zawsze balansowa na krawdzi stania si stracon dusz - powiedzia Paschos do jednego z mieszkacw wioski, z ktrym si zaprzyjani i ktremu si zwierza. - Ibrim pochodzi z wielkiej nowej tradycji, ja z wielkiej starej, Jakob z wielkiej staroytnej, a Gwellyn z ludu prawie jej nie majcej, a przynajmniej nic o niej nie wiemy. Mam nadziej, e znajdzie spokj. - Dokd si udaje? - spyta wieniak. - Prbuje powrci na wysp - wyjani Paschos - gdzie mapy s prawie ludmi, wiatry delikatne, a noce niczym jedwab w wietle ksiyca... Wraca do swojej Lilee, pomyla, i mam nadziej, e mu si to uda. Paschos nie wyjawi Gwellynowi jedynej rzeczy, ktra mogaby go zatrzyma w pobliu kraju Vasconw. Nie chodzio tu o Jakoba, bo o jego losach - o ile y - wiedzia tyle samo, co chopak. Nie zdradzi mu, e tej jednej nocy, ktr spdzi z kobiet wkrtce po przybyciu do Kantabrii, spodzi dziecko. Zachowa t wiadomo dla siebie, bo rozumia, e cho Gwellyn spa z ni, nie kocha jej. Widzia twarz chopaka, kiedy patrzy na Lilee i cho sam nie dowiadcza tego typu mioci, umia j rozpozna, gdy spogldaa na niego z twarzy innych ludzi. Gwellyn podrowa tak daleko, tak dugo, zuywajc swoje modziecze lata na poszukiwania piewakw, e zasugiwa na szans otrzymania szczcia. Epikurejczycy mieli racj - szczcie byo dobre samo z siebie. Paschos sam zadba o dziecko - zawsze tskni za ojcostwem, nawet jeli nie gustowa w sposobie, w jaki zazwyczaj staje si ojcem... Zadba o dziecko Gwellyna. Dugo rozmawia z t kobiet. Oeni si z ni, moe od czasu do czasu nawet speni mowskie obowizki. Przeyje swoje ycie tutaj i pomoe wychowa dziecko w hebrajskiej religii, ktr wyznawaa. W ten sposb rwnie spaci wobec Jakoba swj dug, za zaproszenie go na t ekspedycj. A jeli chodzi o piewakw, c, mog spoczywa w pokoju. A przynajmniej tak nadziej ywi Paschos z Konstantynopola, arystotelesowski zoolog...

CZ TRZECIA

Symptom subatomowy

SIEDEM
- Spjrz na to, Phil. Dave Spencer, lekarz sdowy, z ktrym zazwyczaj pracowaem, cign mnie do centrum, do swojego laboratorium. - Co, mieli wyprzeda w Muzeum Historii Naturalnej i kupie sobie jednego do biura? Nieboszczyk wyglda jakby pochodzi z jednej z dioram o neandertalczykach, ktre od dziecistwa widywaem w muzeum. Dave zachichota. - Ten go zmar nie pniej ni czterdzieci osiem godzin temu, maksimum. Ale wyniki bada struktury koci, ktre wanie przyszy, potwierdziy wygld: definitywnie maj neandertalski charakter. Przyjrzaem si szcztkom dokadniej. Wci miay na sobie zwglone resztki jakiego niemoliwego do zidentyfikowania ubioru. Ostatni neandertalczyk, ktrego widziaem, by kilka miesicy temu pokazywany na kanale edukacyjnym. Temu nie pozostao wiele z twarzy, ale z tego, co widziaem, mgby by rodzonym bratem tamtego z telewizji. - Jak na kogo, kto y jeszcze dwa dni temu, jest powanie rozoony. Jeste pewien, e nie zamarz gdzie przed ostatnim zlodowaceniem i nie zosta przedwczoraj rozmroony, co ci zmylio w ocenie czasu zgonu? - C, popatrz na to - rzek Dave. - To nie szczyt mody, ale wtpi, czy pochodzi sprzed ostatniego zlodowacenia. Wycign tac z szafki. Leaa na niej... niebieska, jedwabna chusteczka, mienica si barwami od turkusu do fioletu. Przyjrzaem si jej najdokadniej, jak si dao bez dotykania. - Wyglda jak prezent od mojej ciotki, ktry dostaem z okazji matury - powiedziaem. - Z Searsa. - Wanie - potwierdzi Dave. - I co? Znalaze j przy nim? Dave skin gow. - C - uznaem - kto musia podrzuci j tej skamielinie - jako art.

- Uhum - rzek Dave. - Tyle tylko, e on wcale nie jest skamieniay. Zmumifikowany - jak ci ludzie z bagien, ktrych cigle wykopuj - ale nie skamieniay. A to nie wyjania, dlaczego jego oglna charakterystyka wzrost, struktura koci - odpowiada sprztaczowi z Uniwersytetu Nowojorskiego, ktry znikn w zeszym tygodniu. - Czy ten sprztacz by neandertalczykiem? Dave wzruszy ramionami. - Mwi, e tak wyglda. - Ile mia lat? - spytaem. - Okoo szedziesitki, cho nikt nie jest tego pewien - odpar Dave. To uciekinier, gdzie z Centralnej Europy. Zazwyczaj sprzta piwnic w bibliotece, w wolnych chwilach czytajc wszystko, co mu wpado w rce. Wedug bibliotekarzy by niezwykle inteligentny. Krci si tam od lat. Uwanie przyjrzaem si zwokom. - Czyli sdzisz, e kto z naszych wspczesnych kromanioczykw zamordowa tego bibliofila o neandertalskich genach? Dave potrzsn gow. - Jeszcze nie dostalimy wynikw bada DNA. Poza tym nie ma adnej porzdnej charakterystyki genetycznej neandertalczykw. Ale tak, morderstwo jest moliwe. Cho jak na razie wszystko wskazuje, e zmar ze staroci - z przyczyn naturalnych. - Ju kiedy syszaem ten refren. - Nie musisz mi tego mwi - zgodzi si Dave. - Poza tym jest problem z datowaniem wglem radioaktywnym. Obejrzaem si na lekarza sdowego. - Czyli? - Czyli ten dentelmen przed tob ma jakie trzydzieci tysicy lat wyjani Dave. - Plus minus par procent bdu. Gwizdnem. - O rany. Ja te imprezowaem ca noc w bibliotece. Ale te wasze trzydzieci tysicy lat przebija wszystko.

Ruth Delany bya bibliotekark na Uniwersytecie Nowojorskim. Z ni miaem przeprowadzi wywiad. Obejrzaa moje papiery, twarz, prawo jazdy ze zdjciem, jeszcze raz twarz. - Pan jest doktor D'Amato z Wydziau Medycyny Sdowej Policji Nowego Jorku? Skinem gow. - Mj wuj suy przez wiele lat - powiedziaa. - Nigdy nie wyszed poza posterunkowego. Wtedy w policji byo duo uprzedze wobec afroamerykanw. - To prawda - westchnem. - Ale wie pani, posterunkowy wcale nie ma jeszcze najgorzej - przynajmniej wychodzi pomidzy ludzi. To na pewno najlepsza cz roboty, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Ponownie przyjrzaa si mojej twarzy. - Pojawia si pan te w telewizji. Chyba widziaam pana w tym programie na kablwce? - Uhum - potwierdziem. - W kad ostatni niedziel miesica, 10:30 do 11 na... - Zgadza si - chyba si troch rozlunia. - Co mog powiedzie o Stefanie Antonescu? - C, moe na pocztek wszystko, co pani wie - zaproponowaem. - OK - umiechna si, potem zacza mwi powoli: - W listopadzie upynie dwadziecia lat mojej pracy w tej bibliotece, a Stefan - pan Antonescu - by ju tutaj, gdy zaczynaam. Nieszkodliwy, pracowa sumiennie, naprawd lubi swoj prac - a przynajmniej uwielbia przebywa w bibliotece. Nigdy nie widziaam go w czasie przerwy w zajciach bez ksiki lub czasopisma w rce. - Zanikajcy gatunek - wtrciem. - Wikszo ludzi odwiedzajcych obecnie biblioteki robi to przez internet. - Nie Stefan - rzeka Delany. - By absolutnym molem ksikowym. Twierdzi, e lubi dotyk papieru. Ja sama chyba czasami czuj to samo. - Chyba wszystkim to si zdarza - potwierdziem. - Czy pan Antonescu co studiowa - wie pani, pracujc i jednoczenie co semestr biorc jaki kurs?

Dla starszego czowieka studiujcego w niepenym wymiarze godzin kilkanacie lat wystarczyoby do uzyskania dyplomu. Z drugiej strony ju mogem powiedzie, e w tej sprawie wszelkie ramy czasowe bd dziwaczne - cho z trzeciej strony, nie byo nawet jeszcze sprawy, tylko jednoczesne pojawienie si nieboszczyka i zniknicie podobnego faceta, obu o cechach neandertalskich, w dodatku ciao liczyo sobie trzydzieci tysicy lat. Wszystko to wygldao na gupi art albo co cholernie dziwacznego, nawet jeli nie bya to sprawa kryminalna. Zatarem rce. Wicej ni dwie strony i dziwaczne zbiegi okolicznoci to najwyraniej moja specjalno... - C, Stefan waciwie nie by studentem - powiedziaa Delany. Moe kiedy chodzi na ktry z kursw, ale jego prawdziw pasj bya biblioteka. Sdz, e uwaa j za swj dom. Przychodzi tu czyta nawet w wolne dni. - Naprawd... Czy to czsto si zdarza? - Zdziwiby si pan - rzeka Delany. - Na tym wiecie jest mnstwo samotnych ludzi, doktorze. Jeli niektrzy z nich znajduj pociech w budowaniu swojego ycia na naszych ksikach i czasopismach, c - wzruszya ramionami - nam to nie przeszkadza. Myl, e w kadej bibliotece s tacy ludzie. Czasami nale do personelu, czasem po prostu czsto przychodz. - Czy s tu jacy sprztacze tacy jak Antonescu? - zapytaem. - Nie. Stefan jest jedynym pracownikiem tak kochajcym czytanie. Wszyscy s zawsze w pierwszej chwili zszokowani, dowiadujc si o tym jego naogu. Wie pan, chyba chodzi o jego rysy twarzy - s takie cikie. Ludzie zawsze zakadaj, e kto z takim wygldem jest, no wie pan... - Gupi? - C... tak - potwierdzia Delany. - To takie niesprawiedliwe, ocenia inteligencj ludzi po ich wygldzie. - Tak - zgodziem si. - Zwaszcza ludzi wygldajcych jak neandertalczycy. Znaem kogo takiego na studiach - wszyscy sdzili, e jest w druynie zapaniczej, tymczasem on kocha liczby. By prawdziwym geniuszem matematycznym. Prawda jest taka, e nie mamy pojcia, jak inteligentni byli neandertalczycy. Moe nawet bardziej ni nasi przodkowie,

w kocu mieli wiksz pojemno czaszki. - Stefan by istot ludzk - podkrelia Delany - tak samo jak pan, czy ja. A poza tym sdziam, e neandertalczycy byli naszymi przodkami. - To nie takie proste. Ale wracajc do Stefana - czy byo co, o czym szczeglnie lubi czyta? Skina gow. - Jedwab. To interesowao go najbardziej. - Doprawdy? Jako - co? Satynowe przecierada, drogie krawaty, chusteczki... - Jako wszystko - odpara. - Po prostu wyszukiwa wszystkie informacje o jedwabiu. W zeszym miesicu zauwayam, jak czyta tom z antropologii traktujcy o pozycji jedwabiu w kulturze prehistorycznych Chin. Szczerze powiem, e to temat daleki od moich zainteresowa. - Nie wie pani, o jak dawnych czasach bya ta ksika? - zapytaem, bo z jakiego powodu przysza mi do gowy liczba 30000. Delany zastanowia si chwil. - Nie, a tak dokadnie si nie przyjrzaam, a ksika pochodzia z oglnodostpnych pek na grze, wic nie mam nigdzie zapisane, co to za pozycja. Potrzsna gow, skrzywia si. - Jestecie pewni, e to on, e to ciao Stefana? By tak miym czowiekiem, takim... agodnym. - Nie mamy adnych medycznych zapiskw na temat pana Antonescu, wic nie moemy by pewni na sto procent. Ale nieoficjalnie, tak, jest to jedna z moliwoci. Tak naprawd to o Stefanie Antonescu nie mielimy kompletnie nic - a zapiski kadr uniwersytetu te niewiele pomogy. Ten czowiek najwyraniej istnia - to by fakt. Lecz oprcz wzrostu, wagi, koloru wosw i oczu zawartoci identyfikatora z fotografi, ktry kadry trzymay w kartotece - w teczce nie byo o nim nic wicej. Zadziwiajce, jak czsto podobnie wygldaj informacje zwizane z zatrudnieniem. Oczywicie Delany nie miaa pojcia o datowaniu zwok wglem radioaktywnym - gdybym powiedzia jej, e licz sobie tysice lat i choby tylko

teoretycznie rozwaam moliwo, i mgby to by Antonescu, wyprowadziaby mnie delikatnie z biura i wezwaa apiduchw z wariatkowa Bellevue. Nieboszczyka znalaz w kcie mskiej toalety pracujcy dorywczo Hassan Saleen, ktry zna tylko kilka angielskich sw, ale wiedzia do, eby wybra numer 911. Nasi ludzie zabrali ciao z biblioteki, zanim zobaczy je ktokolwiek wicej. A Hassanowi, jakkolwiek by zszokowany znalezieniem trupa jaskiniowca w kcie, po prostu brakowao moliwoci jzykowych, eby o tym rozpowiada. - Jeszcze jedno - pokazaem jej zdjcie niebieskiej chusteczki. - Czy to wyglda znajomo? - Tak - oczy si jej rozszerzyy. - Stefan zawsze nosi tak w kieszeni. Zazwyczaj sobie z niego artowaam: Jeste sprztaczem, ale chusteczki masz lepsze ni wikszo profesorw. A on umiecha si i odpowiada: Dzisiejszy sprztacz to jutrzejszy archeolog - oba zawody zarabiaj na mieciach. Umiechnem si. - Mia gow na karku. Czy moe mi pani co jeszcze o nim powiedzie? Nazwiska profesorw czy studentw, ktrzy mogliby go zna? Podaa mi kawaek papieru. - Mylaam, e bdzie pan si domaga czego takiego, wic przygotowaam list. Jest na niej osiem nazwisk - piciu studentw i trzech profesorw. Ale prawdopodobnie bd wiedzie o Stefanie Antonescu mniej ode mnie - powiedziaa. Podzikowaem, podaem obowizkow wizytwk, przypomniaem, eby zadzwonia, jeli tylko co jeszcze wpadnie jej do gowy i wyszedem. Byo po wp do pitej i Jenna powinna ju wrci z Anglii, ze swojej odbywajcej si co dwa lata konferencji w Londyskiej Szkole Ekonomicznej, zadzwoniem wic do biura przekaza, e udaj si prosto do domu. Jak dotychczas jedyn rzecz majc sens w tej sprawie by fakt, e zanim Antonescu zmar - jeli wskutek jakiego szaleczego zbiegu okolicznoci te prehistoryczne zwoki byy jego ciaem - najwyraniej prowadzi niesychanie skromne ycie. Wydawa si czowiekiem znajdujcym si nie tylko w

niewaciwym czasie, ale i miejscu. W kocu najbardziej prawdopodobne byo, e s to dwie rne osoby albo nie majce ze sob adnego zwizku, albo kto wie, moe Antonescu by zamieszany w jak afer przemytu staroytnoci, w ktrej co poszo nie tak i kto podrzuci jego chusteczk na jedn z mumii. Duo takich rzeczy dziao si w postkomunistycznych krajach. A sproszkowanych mumii od tysicy lat uywano do produkcji afrodyzjakw, przypomniaem sobie. Lecz jak dotd nie zgoszono obrabowania adnego z prehistorycznych grobw; adne muzeum nie zgosio zaginicia ktrego z eksponatw... A wstpne dane Dave'a mwiy, e ten czowiek y jeszcze kilka dni temu... C, wszyscy powinnimy si temu przyjrze troch uwaniej... Torby Jenny stay tu za drzwiami. - Kochanie? - zawoaem czule i wszedem do sypialni. Spaa. Potrzebowaa wypoczynku - wedug czasu brytyjskiego bya jedenasta w nocy. Zaczem si cichutko wycofywa... - Mmmmm... - odezwaa si. - Jak ci min dzie? - Dobrze - musnem palcem jej wargi. - Wczoraj pojawia si wariacka sprawa; opowiem ci to przy kolacji - jeli jeste godna. - Poarabym konia z kopytami. Od rana chodz za mn kalmary. - San Marino? - Idealnie - powiedziaa Jenna i wylizna si z ka. Miaa na sobie tylko bkitne figi. Przygldaem si jej wychodzcej z pokoju i zastanawiaem si, czy powinnimy podda si dyktatowi odkw czy raczej... - Tylko wskocz na chwilk pod prysznic - powiedziaa. Zaszelecia zasuwana zasona i rozleg si szum pyncej wody. Usiadem w ulubionym fotelu i wziem gazet - wczorajszy londyski Times. Wzrok zatrzyma mi si na maym tytule na pitej stronie: W Londyskiej Szkole Ekonomicznej znaleziono mumi neandertlaczyka. Dlaczego wcale nie zaskoczyo mnie, e mumia znaleziona pod stolikiem w kafeterii Londyskiej Szkoy Ekonomicznej wygldaa zupenie

tak samo jak moja? W tym interesie czowiek nabiera szstego zmysu mj chory zmys. Wczenie rano nastpnego dnia dopadem telefonicznie Mallory'ego ze Scotland Yardu. - Hmmmm.... - zamrucza, kiedy wyjaniem powody mojego telefonu. Jego pene nazwisko brzmiao Michael G.B. Mallory i zawsze mwi gosem stanowicym skrzyowanie Michaela Caine - w jego roli Harry'ego Palmera - z Michaelem Rennie z tego filmu fantastycznego z 1950 roku. - No dobrze - naciskaem. - Moesz mi powiedzie co wicej o swoim neandertalczyku? Czy moliwe jest, e pochodzi z tego samego, hm, rocznika co mj? Dugie milczenie. - Michael? - Tak - Mallory odchrzkn i kaszln lekko. - Jak sdz, najprawdopodobniej mgby. - Czy to brytyjski odpowiednik naszego tak? - Phillip - Mallory ponownie odchrzkn. - Kazano mi trzyma wszystko pod kloszem. To cholerny zbieg okolicznoci, e jaki reporter z Timesa zrobi to zdjcie i twoja przyjacika Jenna zabraa t gazet do domu. - Czy twoi ludzie prowadz dochodzenie w tej sprawie? I dlatego nie moesz o tym mwi? - Tak - potwierdzi Mallory. - A ty uwaasz, e taka odpowied mi wystarczy i zapomn o tej naszej rozmowie? - zdziwiem si. - Znamy si od ilu lat - dziesiciu? Czy kiedykolwiek widziae, ebym zaakceptowa odpowied nie? Mallory westchn. - Max Soros przez ostatnie dwadziecia dziewi lat pracowa w LSE jako portier. Przedtem w kuchni u Wrighta... - W tej malekiej kawiarence tu koo LSE? - Tak - potwierdzi Mallory. - To ani maleka, ani kawiarenka, tylko solidna restauracja, ale Max tarn pracowa. Najwyraniej przez wiele lat.

Sdzimy te, e wczeniej by instalatorem w British Museum. Mamy opis Maxa Sorosa, z 1907 roku, czytajcego przy biurku uywanym przez Karola Marksa... - Chwileczk. Ile dokadnie lat mia ten facet? - Tak jak mwie. Na podstawie datowania wglem radioaktywnym okrelilimy wiek zwok na trzydzieci tysicy lat. - Nie o to chodzi - powiedziaem. - Tylko jak daleko udao si wam przeledzi histori Maxa Sorosa jako... ywego czowieka? - W tej chwili do dziewitnastego wieku - odpar Mallory. - O rany - sapnem. - Wanie - dorzuci Mallory. - Nie macie adnych danych o kim innym nazywajcym si te Max Soros? Brzmi to jak do pospolite europejskie nazwisko. - Wgierskie - potwierdzi Mallory. - To wgierskie nazwisko. Jedyny inny Max Soros, o ktrym brytyjski Urzd Skarbowy ma jakiekolwiek dane, ma trzydzieci dwa lata i w tej chwili znajduje si w Budapeszcie, z wizyt u krewnych. Jest stanowczo za mody jak na naszego zaginionego, a zwaszcza na mumi. - O rany - powtrzyem. - Dziewitnasty wiek... No c, dobrze rozumiem, dlaczego chcecie trzyma to w tajemnicy - wasz go jest jeszcze dziwniejszy ni mj. - Ciesz si, e to rozumiesz - rzek Mallory. - Jest jeszcze jedna rzecz. - Tak? - Max Soros nie jest jedyny. W zeszym tygodniu w Toronto znaleziono jeszcze jednego faceta o grubych fadach czoowych. Czyli ten u ciebie, w Nowym Jorku, to trzeci. - Przeklta lawina neandertalskich mumii - mruknem. - Mniej wicej - zgodzi si Mallory. - I wszyscy wydaj si naturalnie zmumifikowani - jak ludzie w torfie - a nie potraktowani chemikaliami, jak staroytni Egipcjanie? - Zgadza si - potwierdzi Mallory. - A ty zamierzae mi nic o tym nie mwi? Wiedzc, e miaem informacje o trzecim przypadku?

Gos Mallory'ego powesela. - Nigdy nie mwiem, e ci nic nie powiem. Wyjaniaem ci tylko, dlaczego kto na moim stanowisku musi z niechci odnosi si do wyjawiania tej historii. Pospieszye si z wnioskami. To gwna rnica midzy nami, a wami, jankesami. - Mniej wicej - zgodziem si. - Skoro wic ju usunlimy t przeszkod, zakadam, e powiesz mi o swoich zwokach i facecie z Toronto wszystko, co wiesz, w zamian otrzymujc moj pen wspprac w sprawie Stefana Antonescu. Woyem do ust ks sushi 2 ebi i rozkoszowaem si smakiem. Sodsze ni cukierek, chodny smak biaka... Kiedy byem typowym neapolitaczykiem, sdziem, e jelibym mia ochot na surow ryb i wodorosty, to mgbym si wycign z otwart gb przy jakiej play, ale teraz jadem sushi sashimi - moje ulubione to chirashi - kiedy tylko miaem okazj.
2

Terminologia: sushi: ry przyprawiony octem i cukrem, take nazwa dania -

zestawu waeczkw z tego ryu, na kadym le inne morskie dodatki: ebi: surowa krewetka; sashimi: surowe filety rybne: chirashi: sposb podawania sushi, wymieszane - miseczka z ryem i rnymi dodatkami lecymi na wierzchu; akagai: jadalny ma z rodzaju Arca sp. (przyp. tum.)

- Zakadajc, e zwoki i zaginieni to nie zupenie odmienni ludzie, potrafi wymyli tylko dwa wyjanienia - powiedziaem do Jenny, ktra zajmowaa si chrupicym kawakiem akagai: czerwony ma, surowy. Pierwsze: ci faceci jako przebyli czas od epoki sprzed trzydziestu tysicy lat do momentu jakie sto lat temu. Drugie: w jaki sposb zdoali przey ostatnie trzydzieci tysicy lat. Jak sdz, to jednoczenie w sposb oczywisty wyjania, dlaczego umarli rany, to dopiero jest mier ze staroci... Zielone oczy Jenny umiechny si. Wci wydaway mi si czarujce. Zwaszcza lubiem przyglda si jej tak jak teraz, przy stoliku, naszym stoliku w Taste Of Tokyo w Village, gdzie ponad trzy lata temu po raz pierwszy w yciu sprbowalimy sushi i zacza si nasza znajomo.

- Czy to pewne, e s prawdziwi - rozumiesz, e to nie jaka sprytna skadanka ze starych i nowych koci, jak synny czowiek z Piltdown? spytaa Jenna. - Nie. Dave co takiego natychmiast by wyapa - odparem. - Jest pewien, e cae zwoki to jedna osoba, majca trzydzieci tysicy lat i zmara w zeszym tygodniu. Z Toronto to samo mwi o swoim. - A ty jednak nie skaniasz si ku wyjanieniu tego oszustwami - wolisz bardziej egzotyczn entropi - powiedziaa Jenna, tym razem umiechajc si rwnie ustami. Oddaem jej umiech. - Szwindle zazwyczaj s najbardziej prawdopodobne. Ale to prawda, egzotyczne zo jest bardziej pocigajce... - Ale podr w czasie te ci si nie podoba - zauwaya Jenna. Zjadem kolejn krewetk, ju nie tak sodk. - Powiedzmy tylko, e nigdy nie widziaem przykadu takiej podry, nawet nie jestem pewien, czy w ogle jest moliwa. - Oczywicie, podr w czasie nie zgadzaaby si z trzydziestotysicznoletnim okresem poowicznego rozpadu - rzeka Jenna. - To znaczy, zazwyczaj uwaa si, e podrnik w czasie wchodzi do maszyny albo portalu, a wyaniajc si po drugiej stronie, nie jest starszy nawet o minut. - C, nie ma adnych typowych oczekiwa wobec podry w czasie, bo one nie istniej - sprostowaem. - Z tego co wiemy, rozpad promieniotwrczy zachodzi u takiego podrnika, tylko e w jednej chwili. Tak czy siak, dlatego wanie nie chc w t spraw wcza podry w czasie - nie ma sensu rozwizywanie zagadki, wprowadzajc do niej kolejn, o wiele bardziej skomplikowan. - A kriogenika? Ona nie powstrzymaaby zegara izotopowego? - Trudno powiedzie - odparem. - Zegar startuje, gdy organizm umiera i przestaje pobiera wgiel l4C - wtedy zaczyna si jego ubywanie. Moliwe, e jaki rodzaj byskawicznego zamroenia zatrzymaby ten zegar, a moe nie.

Jenna skina gow. - W porzdku, to pozostawia przypadkowe zamroenie jako jedn z moliwoci - faceci zamarzli ywcem trzydzieci tysicy lat temu, potem odtajali, przypadkowo lub nie, i wrcili do ycia jakie sto lat temu, a teraz staro ich dopada. Jest te proste wyjanienie ze starcem. Celem czci prac alchemikw bya niemiertelno - chiskich, nie europejskich, ktrzy tylko usiowali szybko si wzbogaci, przerabiajc ow na zoto. - Ale z tego co wiemy, Chiczykom si nie udao - powiedziaem. Poza tym, taki rodzaj niemiertelnoci nie dawaby takiego datowania wglem 14C, chyba e jednoczenie powodujc ubywanie tego izotopu z organizmu. Nie wiem... Naoyem sobie na jzyk odrobin chiskiej musztardy i rozprowadziem j po podniebieniu. Miaa za zadanie oczyci nie tylko usta, ale i umys. - Najbardziej prawdopodobnym wyjanieniem jest, e kto spieprzy badania. Tesa Stewart bya profesorem antropologii na Uniwersytecie Nowojorskim - szedziesicioletnia dama, o umyle ostrym jak brzytwa, wiedzca o neandertalczykach wicej, ni ktokolwiek inny spord znanych mi osobicie osb. Na mojej decyzji o wczeniu jej do ledztwa zaway take fakt, e pracowaa na tej uczelni ju od dwudziestu lat i moga zna Stefana Antonescu albo co o nim wiedzie - profesorzy i studenci z listy Ruth Delany okazali si bezuyteczni. Lecz skojarzenie Tesy z Antonescu te okazao si lep uliczk. Nie miaa pojcia, kto to taki, nie przypominaa go sobie nawet z Biblioteki Babsta. - Nie ma pan nic przeciwko spacerom we mgle? - spytaa. W trakcie naszej przechadzki wok parku Washington Square zacz pada lekki, kwietniowy deszczyk. - Nic a nic - potwierdziem. - Tak naprawd to lubi deszcz, dla mnie jest on bardziej namacalny, bardziej rzeczywisty ni soce. - Tego o tobie nie wiedziaam, Phil - skomentowaa i uja mnie pod

rk. - Lubi mczyzn, ktrym podoba si deszcz. Poklepaem j po doni. - Ciekaw jestem, czy neandertalczycy lubili deszcz. Umiechna si. - No c, biorc pod uwag, e DNA wszystkich trzech cia mieszcz si w normie dla Homo sapiens sapiens - bardzo niewiele rni si od twojego czy mojego - przypuszczam, e prawdopodobiestwo lubienia deszczu byo wrd nich podobne jak u mnie, ciebie, czy jakiejkolwiek innej, wspczesnej osoby. - Uwaasz, e pomimo swojego wygldu, te zwoki wcale nie byy neandertalskie? - C, to jeden z rozsdnych wnioskw, jakie mona wysnu z posiadanych danych - powiedziaa. - Drugi, e to rzeczywicie martwi neandertalczycy, ale DNA tego gatunku jest identyczne z naszym - to byoby naprawd rewolucyjne odkrycie. Trzecia moliwo - frustrujca, lecz zawsze stanowica zagroenie w takich sytuacjach - to, e obecny stan wiedzy o DNA nie wystarcza do wskazania, co w genach czyni neandertalczyka neandertalczykiem. Tak czy siak, wedug wstpnej oceny sekwencje nukleotydowe, w otrzymanym od ciebie materiale z trzech cia, rni si w okrelonym rejonie od przecitnego DNA Homo sapiens sapiens w szeciu do dziewiciu pozycji. DNA neandertalczykw wedug Paabo rni si od naszego w dwudziestu siedmiu; zmienno populacji ludzkiej siga zazwyczaj siedmiu. Skrzywiem si. - A dane Paabo oczywicie nie s powszechnie akceptowane? - Wanie - potwierdzia Tesa. - Przedsiwzi wszelkie rodki ostronoci, eby upewni si, e jego neandertalski DNA nie by zakontaminowany naszym - zazwyczaj jest to rdem zamieszania w danych - ale nawet w takim wypadku... Wyizolowa mitochondrialny DNA ze znalezionej w Niemczech w 1856 roku koci, majcej przynajmniej trzydzieci tysicy lat. Do czasu na wszelkie rodzaje kontaminacji - i przed, i po jej odkryciu. - Ciekawe jednak, e te nasze zwoki te maj trzydzieci tysicy lat -

potrzsnem gow. - Dave Spencer powiedzia mi dzisiaj, e datowanie wglem byo jedyn rzecz, ktra powstrzymaa go przed zamkniciem sprawy - a zostao teraz potwierdzone przez powtrne badania w dwch niezalenych laboratoriach. Bez tego odczytu mielibymy po prostu faceta wygldajcego jak zmumifikowany neandertalczyk, majcego geny takie same jak nasze, zmarego najwyraniej z naturalnych przyczyn. W tym miecie - na tej planecie - yje mnstwo dziwacznie wygldajcych ludzi. Do diaba, jestem pewien, e niektrym ludziom ja wydaj si dziwny. - C, mgby pozwoli swoim wosom rosn nieco duej - Tesa cisna mnie za rami. - wietna koszula. Jedwab? - E nie, poliester, tylko prany tak czsto, e zrobi si jedwabisty w dotyku. Tesa zachichotaa. - Sprawdzaam dzi dane z Kanady. W DNA ich zwok, oprcz sekwencji typowych dla Homo sapiens sapiens, znaleli kilka fragmentw genomu ciem. - Ciem? - Tak - potwierdzia Tesa. - Bombyx mori. Ich larwy s najpowszechniej hodowan odmian jedwabnikw na wiecie. atwo si domyli rda kontaminacji. Jaki laborant kocha si ze swoj on w satynowej piamie i nie umy porzdnie rk; albo rano pomaga synowi zawiza jedwabny krawat na spotkanie, kto wie? Jak mwiam, w tym interesie kontaminacja jest gwnym rdem kopotw. Ale zaraz, tobie nie musz tego mwi - w medycynie sdowej spotykasz si z tym bez przerwy, prawda? - Mj go bardzo interesowa si jedwabiem - powiedziaem. - Stefan Antonescu? - Tak. - Mamo! Jak widz, napawasz si wiosenn pogod! Doczya do nas kobieta o rudych lokach, zbliajca si do trzydziestki. Bya wersj Tesy jeszcze bardziej energiczn, co wiele o niej mwio. - Debbie, o Boe, zapomniaam kompletnie o dzisiejszym lunchu! wykrzykna Tesa.

- W porzdku - powiedziaa Debbie i umiechna si do nas obojga. Pan wydaje mi si znajomy... - dodaa. - Och, o manierach te zapomniaam - jkna Tesa. - Doktor Phil D'Amato, medycyna sdowa, policja nowojorska, Debbie Tucker, moja crka. Moga ci widzie w twoim programie telewizyjnym, a ty moge natkn si na jej artykuy o nauce w New York Timesie. - Tak, czytywaem - potwierdziem i wycignem rk. - Napisaa pani wietny kawaek o Amiszach... Moja nowa komrka odezwaa si w kieszeni. - Przepraszam - odwrciem si i wycignem aparat. - Phil, staruszku, wybacz, e tak dzwoni do ciebie na komrk. To cholernie drogo, wiem - odezwa si Michael Mallory. - W porzdku - odparem. - O co chodzi? Zabkana kropla deszczu odbia si od telefonu i wpada mi do ust. - C, wanie dzwoniem do asystenta Gerry'ego w Toronto. Obawiam si, e mam ze wieci - dzi po poudniu Gerry zmar na atak serca. Wiem, e nie lubisz zbiegw okolicznoci... - Nie, nie lubi - potwierdziem. Gerry Moses by moim odpowiednikiem w Toronto. - Prowadzi ledztwo mniej wicej na twojej wsi - cign Mallory - w Chautauqua, na poudnie od Buffalo... Debbie dotkna mojego ramienia. - A moe kiedy pan skoczy rozmawia, pjdziemy we trjk na lunch, OK? Mama powiedziaa mi, e pracuje pan nad fascynujc spraw! eby nie przeszkadza mi w rozmowie, wyszeptywaa sowa z przesadnymi ruchami ust. Nie pojmowaem, jak kto mg sdzi, e taka forma bdzie kogo mniej rozprasza... - Najwaniejsze teraz to nie straci tropu - mwi Mallory. - Asystent Gerry'ego tam wszy - zobaczymy, co znajdzie. Wydaje si dobry: H.-T. Lum. Debbie wci gestykulowaa, ponownie umiechna si do mnie. Z trudem zdoaem odpowiedzie jej tym samym. Najwyraniej w tej sprawie zgony staway si coraz mniej prehistoryczne.

OSIEM
Popatrzyem na neandertalczyka, ktry odda mi spojrzenie przez siedemdziesit pi tysicy lat. Dziao si to w Muzeum Historii Naturalnej. O czym mg myle ywy mzg zajmujcy niegdy t czaszk? Czy w ogle wyobraa sobie, e kiedy, w przyszoci, jaki odlegy kuzyn - moe potomek, moe jaki krewny z dalekiej, rwnolegej linii - bdzie si mu przyglda, zastanawiajc si, o czym myla? - Phil! Przepraszam za spnienie. Umiechnem si do Debbie. - Nie ma sprawy, miaem bardzo dobre towarzystwo. Popatrzya na tum. Ani jednego Homo sapiens sapiens. Ani jednego po naszej stronie szka. Spojrzaa na moje dwie torby, spakowane na podr do Londynu. - Mog ci z nimi pomc? - Nie - zaprzeczyem i podniosem je. - Zapmy takswk. Udao si nam to na Central Park West. - OK - powiedziaa, kiedy usadowilimy si na sprystym tylnym siedzeniu, a ja zamwiem kurs na lotnisko Kennedy'ego. - Czy zgadzasz si, ebym ci nagrywaa? - zapytaa. - Jasne - potwierdziem. - W takim razie, co moesz mi powiedzie o tle tych wydarze? W zeszym tygodniu, w czasie lunchu z mam zdradzie raczej niewiele. - C, obawiam si, e niewiele wicej ni ju wiesz. Ciaa znaleziono w Nowym Jorku, Toronto i Londynie. Nie ma adnego zagroenia spoecznego - nie znalelimy adnych dowodw na obecno choroby czy przestpstwa. Lecz wci pozostaje tajemnic, jak ci zmarli znaleli si w danych miejscach... i kim byli. - Lecz w przypadku staroytnych szcztkw zawsze pojawia si to pytanie?

- Tak, ale zazwyczaj z otoczenia znaleziska mona troch wywnioskowa, kim ci ludzie byli - jeli znalazo si ich pochowanych w kopalni miedzi w Peru, bardzo prawdopodobne, e to Inkowie, na tym to polega odparem. - A nic wok odnalezionych przez pana zwok - nic przy nich - nie dao panu albo paskim kolegom adnej wskazwki, kim byli? I co z ich ubraniami? - Ubiorami zajem si w pierwszym rzdzie - wyjaniem - i s zadziwiajco neutralne - adnych specyficznych pykw, tylko strzpy materiau, moliwe, e jedwabiu oraz... - Jakie stroje ceremonialne? Wzruszyem ramionami. - W tej chwili mona tylko spekulowa. Moe byy czci ceremonii pogrzebowej - neandertalczycy zakopywali swoich zmarych w ziemi. - To prawda - powiedziaa Debbie w zamyleniu. - Czy jedwab nie sugeruje jakich staroytnych zwizkw z Chinami? - Moliwe - zgodziem si. - neandertalczykw znajdowano w centralnej Azji, niedaleko Chin, w okolicy Jedwabnego Szlaku. Lecz oczywicie nie mamy adnych dowodw, e umiejtno otrzymywania jedwabiu jest a tak staroytna, pomimo e ma ogromnie dug histori. - OK - zgodzia si Debbie. - Wrmy do pytania, jak ciaa trafiy do Londynu, Nowego Jorku i Toronto. Czy s jakie dowody, e skradziono je z ktrego z muzew? - Na razie adnych - odparem. - Przeszmuglowanie mumii do ktrego z wielkich miast jest wcale nieatwym zadaniem. Starannie sprawdzilimy we wszystkich muzeach i na uniwersytetach, ktre posiadaj jakiekolwiek neandertalskie szcztki - nic nigdzie nie zgino. - Moe zostay odkryte niedawno, w jakim staroytnym, witym miejscu? - To moliwe, ale co z tego? Jaki ofiarodawca przetransportowa je do trzech miast, nie mwic nikomu ani sowa? - Czy masz jak teori na ten temat, ktr mogabym zacytowa?

- Szczerze mwic, adnej - wyznaem. - Jest to jeden z powodw, dla ktrych zgodziem si z tob porozmawia. Moe ktry z twoich czytelnikw zdoa popchn nas we waciwym kierunku. - Dobrze. Porozmawiajmy o innym aspekcie tej sprawy. Czy dostrzegasz jakiekolwiek moliwe powizania ze mierci Gerry Mosesa w Toronto a twoim ledztwem? Popatrzyem na Debbie. - Nie. Na razie nie. - Czy nie obawiasz si, e ycie twoje i moe twoich kolegw moe by zagroone? - W moim zawodzie zawsze naley si tego obawia. Nasza takswka wjechaa do Tunelu Midtown... Zamaszystym ruchem pilota Mallory wyczy telewizor w swoim gabinecie. - Cholerne BBC. Mwiem, e bd sprawia kopoty. Zakrci w doni szklaneczk whisky i skrzywi si. - Nic si nie stao - powiedziaem, pocigajc ciepego lagera z limonk. - Zgodzie si wczeniej, e musimy co zrobi, eby nieco poruszy z miejsca t spraw. Ja pogadaem z New York Timesem, ty udzielie wywiadu wiadomociom wieczornym. Mallory westchn. - Wkurzajce s te niejasnoci otaczajce wszystkie ofiary - z tego co wiemy, mumie i brakujcy pracownicy, to rne osoby. - mier jest mniej pewna ni podatki - obaj to wiemy, niezalenie co o tym mwi - skomentowaem. Mallory obdarzy mnie krzywym umieszkiem. - Wedug mnie najwiksze szanse na dotarcie do sedna sprawy bdziemy mieli dziki H.-T. Lumowi, midzy innymi dlatego, e jest Chiczykiem. Zakadajc oczywicie, e twoja jedwabna chusteczka ma jakie znaczenie. - Datowanie wglem nie daje jej trzydziestu tysicy lat; to ju nam co mwi. Ale sekret produkcji jedwabiu wykradziono z Chin ju bardzo

dawno temu, wic nie jestem pewien, na ile pomocny w tej sprawie okae si H.-T. yknem lagera. - Cholernie dziwna sprawa - rzek Mallory. - Wszystko to prawdopodobnie przeklte oszustwo i tyle. - Nie sdz, eby byo to oszustwo - zaprzeczyem. - Rozumiesz, mamy chronocentryczny sposb mylenia, a przynajmniej w wikszoci wspczesnych cywilizacji. Uwaamy, przyjmujemy niepoparty niczym aksjomat, e jestemy najwyej rozwinitym rodzajem ludzkim, jaki kiedykolwiek chodzi po tej planecie. - Zupenie odwrotnie ni patrzono na to w redniowieczu i w staroytnoci, nieprawda? - skomentowa Mallory. - Ludzie wwczas uwaali si za zdegenerowan pozostao po zotych czasach. - Uhum - potwierdziem. - Nie twierdz wcale, e oni byli blisi prawdy ni my teraz. Mwi tylko, e zawsze le rozumiemy przeszo. Tak samo w przyszoci bd le rozumie nas. Co wywnioskuj przyszli archeolodzy z naszych najbardziej zaawansowanych technologii, nie majc kontekstu pozwalajcego im je poj? - Cholera - Mallory dokoczy swoj szkock, skrzywi si lekko i ponownie napeni szklaneczk z butelki stojcej na jego biurku. - Prawdopodobnie pogapi si na ten tutaj telewizor i nie majc adnego cholernego BBC czy czego w tym stylu, adnych kaset czy innych zapisw tego, co moe pokazywa, dojd w kocu do wniosku, e te ekrany byy jakim rodzajem luster, w ktre wpatrywalimy si z prnoci, nieprawda? A w dodatku w pewien sposb bd mieli racj, nie? Skinem gow. Mallory nalea do osb, ktre w miar upijania si, skaniaj si ku coraz wikszej alegorycznoci. - Bardzo prawdopodobne, e my tak samo nic nie pojmujcymi oczkami wgapiamy si w otaczajce nas relikty przeszoci. Geny stanowi niesamowicie skomplikowany system informacyjny, to oczywiste. Kto wie, moe jaka wysza inteligencja czai si za nimi, moe s znacznikami czyich planw... - Geny i napdzana przez nie organiczna technologia - powiedzia Mallory. Ju oprni szklaneczk whisky, nala sobie nastpn, wypi j

duszkiem i popatrzy mi prosto w oczy. - Masz na myli tych rolnikw Amiszy, z ktrymi miae do czynienia w zeszym roku? - Co? - Kiedy umar Gerry Moses, podjlimy natychmiastowe ledztwo dotyczce wszystkich gwnych detektyww zamieszanych w t spraw. Jestemy w tym naprawd dobrzy, rozumiesz. W ten sposb wygralimy drug wojn wiatow, pomimo e nasze wasne agencje wywiadowcze byy pene zdrajcw. Ju miaem zaprotestowa i powiedzie, e amerykaskie osignicia technologiczne miay te co wsplnego z wygran, ale postanowiem siedzie cicho i przekona si, co on wie o tych wydarzeniach, o ktrych rozmawiaem wycznie z Jenn. - W kadym razie twoje odkrycia w Pensylwanii nie byy cile tajne cign Mallory. - Strzpy tych informacji rozsiane s po literaturze naukowej. - Nie widz zwizku - skomentowaem. - Biologia. Wskazwki na temat staroytnej wiedzy biologicznej - nie sdzisz, e neandertalczycy si z tym wi? Co on robi? Sprawdza mnie? C, chyba raczej na to zasugiwaem jednak wci wolaem by w ledztwie kierowc, ni przydeptywanym pedaem... - Jak na razie nie dostrzegam powiza. Dziaalno Amiszy dotyczy potnych alergenw. W zwokach neandertalczykw nie ma ladu czego takiego - Dave Spencer jest przekonany, e nasz go z Nowego Jorku zmar z cakowicie naturalnych przyczyn. - Alergeny nie s naturalne? - Nie, jeli zostan zastosowane w taki sposb jak w Pensylwanii - odparem. - By moe, ale Gerry Moses te zmar z tak zwanych przyczyn naturalnych - zauway Mallory. - Nie tak zwanych - zaprotestowaem. - Od dawna mia nadcinienie i nadwag. Przesunem doni po swoim brzuchu i skrzywiem si. Mniej cielcinki, wicej sushi, oto recepta.

Mallory skin gow bawi si pust szklaneczk - OK, ale i tak powiniene mi opowiedzie o Pensylwanii, draniu. Gliniarze nie lubi niespodzianek - wiesz o tym - umiechn si. - Sdz, e tweed Harrisa jest w sam raz dla pana, sir. Bardzo trway i nigdy nie wychodzi z mody. - Hmmm.... Obejrzaem si w lustrze - postanowiem uszy sobie garnitur w firmie krawieckiej Savile Row przed odlotem z Heathrow do Nowego Jorku. Za kadym pobytem w Londynie przymierzaem si do tego, ale nigdy nie miaem do czasu. Po czterech dniach cigych spotka z ludmi Mallory'ego, zwiedzania LSE, gdzie znaleziono zwoki, bada w British Museum co nie zbliyo mnie ani o wos do rozwizania zagadki - uznaem, e zasuyem sobie na to. Zapiem i odpiem marynark, przyjrzaem si sobie z przodu, tyu, bokw. Nale do tych ludzi, ktrzy lepiej wygldaj we wasnej wyobrani ni w lustrze. - Nie sdzi pan, e zbytnio trci, hmmm, profesorem? - zapytaem. - Nie, nie sdz, sir. Istnieje wiele odmian tweedu Harrisa, o bardzo subtelnych rnicach. Na przykad ten garnitur nie ma at na okciach - wic daleko mu do akademickiego wygldu. A czy mog spyta pana o zawd, sir? - Naukowiec - odparem. - Oczywicie. Pozwol sobie nadmieni, e marynarka, ktr ma pan na sobie w tej chwili, pasuje do tej profesji wyjtkowo dobrze. Nie zdoaem si powstrzyma od umiechu. Dlaczego miaem wraenie, e ten facet, ktry wyglda i mwi jak Hudson, kamerdyner z Upstairs, downstairs powiedziaby dokadnie to samo, gdybym poinformowa go, e zarabiam na ycie, transportujc nawozy... - Czy mog wzi teraz miar na spodnie, sir? - Jasne - zgodziem si. Spodnie miay ten odcie szaroci, ktry mona znale wycznie w Anglii.

- Czy to wszystko, sir? - Tak, tak sdz, dzikuj. - C, czy mog w takim razie zasugerowa panu zakupienie dwch krawatw, a nie jednego? Drugi sprzedajemy z rabatem, za p ceny; s jedwabne, wic nie wyjd z mody. - Ach, nie jestem pewien, czy mam do miejsca w bagau... Ale wspaniaa wymwka, zdaem sobie spraw, kt nie potrzebowaby dodatkowej przestrzeni w bagau na jeszcze jeden krawat? - No c, w tej sytuacji dlaczego nie miaby pan zrobi tego samego, co ja czyni w podobnych okolicznociach, sir: po prostu prosz wrci do domu w krawacie. Woy mi w do krawat - o przepiknym, zamanym, szarym kolorze, przecity delikatn, niebiesk lini. Wskaza gestem lustro. Zawizaem krawat - podwjny wze windsorski, jedyny jaki umiem wykona - i umiechnem si. Wyglda znakomicie - moe zapewni mi nieco lepsz obsug stewardes w najtaszej klasie, bo tylko za tak w ogle zgadza si paci oszczdny, nowojorski Departament Policji. - OK. Namwi mnie pan. - Bardzo dobrze, sir! atwo mgbym si przyzwyczai do takiego uznania.. - Paski garnitur bdzie gotowy za czterdzieci pi minut, sir; powinno zosta panu jeszcze do czasu na zapanie samolotu na Heathrow powiedzia jak Hudson. - Prosz o uwag. Pasaer Joseph Beiler proszony jest do telefonu wewntrznego... Pasaer Joseph Beiler proszony jest... Kompletna anonimowo lotnisk... jedzenie, ludzie, sklepy wygldajce praktycznie tak samo na dowolnym terminalu... co w tych miejscach byo podsumowaniem ycia i w zwizku z tym wcale go nie przypominao. A ja czuem si na nich coraz bardziej jak w domu... - Ta! - podzikowaa mi kobieta za kontuarem, kiedy podaem jednofuntow monet i czekaem na reszt.

Herbata - jak zawsze w Anglii - pachniaa smakowicie. Dotknem wargami pynu, wci za gorcego, eby pocign yczek i ostronie zaniosem filiank do rzdu telefonw, na ktrych widniaa informacja, e zaakceptuj moj kart kredytow. Okazao si to prawd, wic zadzwoniem do Jenny. - Hello - odezwaa si. - C, w kocu zamaem si i kupiem ten garnitur, ktrym ci straszyem - wyznaem. - Jeli nie pogniecie si w bagau, powinienem wyglda znakomicie... - W porzdku - przerwaa mi. - Dobrze, e dzwonisz. - Wszystko OK? - zaniepokoiem si, zdawszy sobie spraw, e w jej gosie pobrzmiewa napicie. - Tak. Przed chwil odoyam suchawk. Dzwoni Dave, usiujc wykombinowa, jak si z tob skontaktowa. - Co si dzieje? - zapytaem. - No, sdz, e to dobre wieci. Dave skontaktowa si ze mn, eby sprawdzi, o ktrej przylatujesz; z pocztku nie chcia powiedzie nic wicej. - Ale znajc ciebie, nie miaa adnych problemw z wycigniciem od niego zezna - umiechnem si. - Powiedz mi wic, co to takiego. - Mniej wicej trzy godziny temu Stefan Antonescu przyszed do biblioteki. - Co? - To prawda - potwierdzia Jenna. - Bibliotekarka, z ktr rozmawiae, prbowaa ci zapa i skierowano j do Dave'a. Antonescu twierdzi, e lea z okropn gryp i powoli wraca do zdrowia u przyjaciela. - O rany - powiedziaem. - To prawda - zgodzia si Jenna. - A Dave, jak moge si spodziewa, gada co o oddaniu sprawy Muzeum Historii Naturalnej - twierdzi, e i on, i ty, i caa policja macie do rozpracowania o wiele powaniejsze przestpstwa ni jakie tam mumie, ktre w dodatku nikomu nie zginy. - Cholera, typowy syndrom - jknem. - Pojawia si co dziwnego, a

kiedy tylko czowiek wemie si za to, rozpywa si jak lody w socu. Dave jest pewien, e ten facet to Stefan Antonescu? - Nie - zaprzeczya Jenna. - W plikach dotyczcych oryginalnego Stefana nie ma informacji o jego DNA, ani nawet odciskw palcw. - A oczywicie DNA nowego Stefana w najmniejszym stopniu nie bdzie przypomina tego z mumii - powiedziaem. - No c, pojawienie si Antonescu nie tumaczy mierci Gerry'ego Mosesa. A co z pozostaymi mumiami? - Dave mwi, e zamierza je sprawdzi - odpara Jenna. - Sdziam, e odrzucie przypadek Gerry'ego jako nie zwizan ze spraw mier z przyczyn naturalnych. - Ptam si tam i z powrotem - jknem. - Rany! Jaki facet, przy ktrym nowojorskie szcztki wyglday jak czonek rodziny krlewskiej, prawie na mnie wpad... - Nie dziwi si, kochanie, e jeste zy; to naprawd denerwujce... - Nie, to nie o to chodzi - przerwaem jej. Mczyzna znw skrci gwatownie w moj stron. Mia ciemne, gboko osadzone oczy i gst, brudn brod. Wycignem rk, rozlewajc herbat. - Spokojnie, przyjacielu - powiedziaem, usiujc utrzyma go na dystans. - Wszystko w porzdku? - odezwa si gos Jenny ze suchawki, oddalonej teraz troch od mojego ucha. - Tak... - prbowaem jej odpowiedzie. Ale wczga obrci si gwatownie i silnie pchn mnie na budk telefoniczn. Zdoaem nieco odepchn jego rk, ale w drugiej mia co bardzo ostrego, co przeszo przez marynark... Rozleg si krzyk i dwie, moe wicej osb rzucio si na mnie i wczg, obalajc nas na ziemi... Przetoczyem si i popatrzyem w gr. Zobaczyem podnoszcego si policjanta i ani ladu wczgi. - Dobrze, e byem w pobliu, sir - odezwa si. - Ten facet z noem sprawia wraenie, jakby szykowa si do wyrnicia panu serca. Widziaem

ostrze przez moment, wygldao jak jakie szko, niewidoczne dla bramek bezpieczestwa. Pokci si pan z nim? - Nie - potrzsnem gow, wstajc. - Nigdy w yciu go nie widziaem. Dokd zwia? - Nie ucieknie daleko, prosz si nie obawia - zapewni mnie policjant. - Przeka jego rysopis ochronie lotniska. Mam te jego portfel, musia mu wylecie w czasie szamotaniny. Cakiem spory plik forsy, jak na kogo o jego wygldzie... Zaraz, zaraz, czy panu nic nie jest? Chyba pan krwawi. Skierowaem wzrok tam, gdzie patrzy, na koszul. Na brzuchu rosa powoli plama krwi przesczajcej si przez materia. Poklepaem j. - To powierzchowne zadranicie, nic powanego - powiedziaem. - A na marginesie, jestem z policji nowojorskiej. I wtedy nogi ugiy si pode mn, jak przemoczony karton... - Pomoc bdzie tu za chwil, sir, prosz si nie denerwowa - usyszaem sowa policjanta. A na skraju mojego malejcego pola widzenia widziaem suchawk, przez ktr rozmawiaem z Jenn, wiszc teraz na kocu skrconego kabla jak bezuyteczna, zamana rka... W dodatku, cholera, krew zostawi plamy na moim nowym, jedwabnym krawacie...

DZIEWI
- ni pan na jawie, doktorze? - Sheila Jameson, moja pielgniarka, skoczya mocowa nowy banda. - Jak na ran sprzed dwch dni, wyglda cakiem niele. - Dzikuj. Usiowaem w ogle nie myle o swoim brzuchu. Krzywiem si nawet na myl, eby nie myle o tym. - Bolao? - zainteresowaa si. - Nie. - Bdzie, niech pan si nie udzi - pocieszya mnie i umiechna si. Wci jest pan pod wpywem lekw, wic czuje si pan troch lepiej ni powinien. Ale jest pan na najlepszej drodze do wyzdrowienia. Wesza Jenna w towarzystwie Mallory'ego. Przesuna chodn doni po bandau, pocaowaa mnie i skrzywia si. Pielgniarka Jameson wysza, zamykajc za sob drzwi. - Ona mwi, e goi si dobrze - powiedziaem i cisnem do Jenny. - W ogle nie powinno do tego doj, zazwyczaj mam duo lepszy refleks. - Nie istnieje aden sposb, by uchroni si przed tego rodzaju atakiem - odezwa si Mallory. - W obecnych czasach zdarza si to w Londynie stanowczo za czsto, kadego dnia stajemy si coraz bardziej podobni do Nowego Jorku. - Hej, czstotliwo popeniania przestpstw w tym miecie ostatnio spada - zaprotestowaem z wymuszonym umiechem. - Nie powiniene sdzi, e wypadek Phila to tylko zbieg okolicznoci - powiedziaa Jenna. Po raz pierwszy znalaza si w moim pokoju jednoczenie z Mallorym. Nie umiechaa si. - Ju nie wiem co myle - powiedzia Mallory. - ywy Antonescu pojawia si w Nowym Jorku. Phil, pochodzcy stamtd czowiek zaangaowany w ledztwo, obrywa noem na Heathrow. Zbieg okolicznoci? Moe

tak, moe nie. Jeli kto, ktokolwiek stojcy za tym, chciaby przeszkodzi w nowojorskiej czci ledztwa, wwczas takie szybkie uderzenie byoby dobrym rozwizaniem. Cholernie dobrze, e ten n nie trafi kilka cali wyej. - Ale zabicie Phila, jeli wanie o to im chodzio, tylko zwrcioby uwag na t spraw - rzeka Jenna. - Tak, ale w gr wchodzi tu staroytna ocena opacalnoci zabjstwa odpar Mallory. - Jeli mier jakiego czowieka poprawia czyj sytuacj, nawet pomimo nagonienia, ktre jej towarzyszy, wwczas zabija si tego kogo. Zakadajc oczywicie, e ludzie dokonujcy tej oceny nie odczuwaj moralnych oporw przed popenieniem morderstwa. - Niezmiernie raduje mnie ta rozmowa - odezwaem si kwano. - Co wiecie o tym facecie - powiedzielicie, e dowd w portfelu by na nazwisko Joey Beiler - ktry najwyraniej takich oporw nie odczuwa, przynajmniej w stosunku do mnie? Jego pomruki zalatyway cockneyem, z pewnymi naleciaociami niemieckimi lub szwajcarskimi. - Mnstwo niuansw, jak na pomruk - powiedzia Mallory. - I w dziwnej kombinacji. Niemcy zazwyczaj s blisi arystokracji ni ludziom posugujcym si cockneyem. Powiedzia to ze ladem pogardy, syszalnym, kiedy wspomina o arystokracji. - Dlaczego pomylae o Szwajcarach? - zapytaa Jenna. - Nie wiem... - Amisze maj szwajcarsko-niemieckie korzenie - oznajmia. - Amisze? - zdziwi si Mallory. - Sdzisz, e s w to zamieszani? - No c, w Chautauqua mieszka grupa Amiszy - odpara. - Moja ciotka zwyka tam jedzi kadego lata. Tam umar Gerry Moses. Mallory wczy si w rozmow. - Zgadza si. W kadym razie, wci szukamy danych o Joeyu Beilerze. Nigdzie nie ma nic zwizanego z tym nazwiskiem. - Wspaniale - prychnem.

Mallory zrobi powolny wydech. - No c. Zadzwoni do swojego czowieka i sprawdz, czy wasz samochd jest gotowy. Tym razem nie ryzykujemy - bdziesz pod nasz ochron, dopki twj samolot nie wystartuje. Trzy dni pniej siedziaem przy swoim biurku. Atak na mnie przekona departament do utrzymania otwartego ledztwa nieco duej - niewane ile duej. Najwaniejsze teraz byo spotkanie ze Stefanem Antonescu. Ju kiedy wchodzi, wiedziaem, e bdzie niechtnym rozmwc. - Dzikuj za przybycie, panie Antonescu. Prosz usi i czu si swobodnie. Czy mog zaproponowa panu co do picia? Niewtpliwie wyglda duo modziej ni mumia, cho nie daoby si powiedzie tego samego o marynarce, ktra wisiaa na jego krpym ciele niczym wyschnity, pozieleniay pat peklowanej woowiny. Prawdopodobnie stara gabardyna - na pewno nie jedwab. Lecz jednak mia i szpanersk, bkitn chusteczk wystajc z kieszonki, dokadnie tak, jak powiedziaa Ruth Delany. - Dzikuj. Czy ma pan herbat? - Oczywicie, panie Antonescu. Gorc czy mroon? Gos mia zaskakujco delikatny, przypominajcy muzyk, z mikkim, nie dajcym si umiejscowi akcentem. Kompletnie nie pasowa do twarzy o duych ukach brwiowych. Lecz dokadnie rozumiaem, co miaa na myli Ruth Delany, nazywajc go agodnym czowiekiem. Byo w nim nawet co wicej - co przypominajcego dziecko, wielkie i kruche. Delikatny neandertalczyk lubicy herbat. W adnej mierze taki z dioramy. - Poprosz gorc. - Mleko? Cukier? - zalaem wod torebk w filiance. - Ani jedno, ani drugie, dzikuj. I prosz pozwoli jej zaparza si przez okoo pi minut. - Oczywicie - zgodziem si. - OK, teraz, skoro ju... - Nawiasem mwic, paskie podzikowanie za moje przybycie tutaj jest chybione. Nie miaem zbyt wielkiego wyboru - dwch paskich policjantw dostarczyo zaproszenie. Raczej nie mgbym odmwi.

- Nie jest pan aresztowany, panie Antonescu. Mg pan odmwi. Ciesz si wic, e pan przyszed. - Jestem tutaj. O co panu chodzi, doktorze D'Amato? Nie mino jeszcze pi minut, pomimo to podaem mu herbat. - Zostawi torebk w filiance. Jeli panu to odpowiada, bdzie pan mg potrzyma j troch duej. Antonescu skin gow. Zanurza i wynurza torebk z wody, jakby si z ni kocha. - Wie pan o mumii, ktra pojawia si w mskiej toalecie, gdzie pan pracuje? - zapytaem. Ponownie skin gow. - Wiele osb pracuje w Bibliotece Babsta. Wiele osb korzysta z toalety. - Ciekawi mnie paskie zdanie na temat mumii. - Moje zdanie? - Tak. Po raz pierwszy Antonescu umiechn si. Prawie rozemia. - Co pan chce, ebym powiedzia? Pani Delany poinformowaa mnie, e to mumia neandertalczyka. Na pierwszy rzut oka wida, e ja wygldam jak neandertalczyk - przez cae ycie nie dawano mi o tym zapomnie. Pan sdzi, e ta mumia to ja. Wszystko to wydaje mi si pocieszne. - C, nie panu jednemu, lecz wci jest kilka elementw wymagajcych zbadania. Potarem si po brzuchu, po swdzcej ranie. Wyglda jak cesarskie cicie u mojej matki, powiedziaa Jenna. - Zmiemy temat - cignem. - O ile wiem, bardzo interesuje si pan jedwabiem. - To prawda - potwierdzi Antonescu. Co bysno mu w oczach, odrobin za szybko, bym zdoa wychwyci co. - Ssu, ktry obecnie wiat nazywa jedwabiem, to jeden z najwikszych darw Chin dla ludzkoci. - Z pocztku trudno by go nazwa darem - skomentowaem. - Eksportowano surowy jedwab, lecz przez wiksz cz historii Chin prby

wywiezienia kokonw jedwabnikw zagroone byy kar mierci. - Co nie powstrzymao kilku mnichw przed przemyceniem z Chin kokonw w wydronych kosturach, w czasach Justyniana i waszego wschodniego Imperium Rzymskiego - odpar. - Wcale was za to nie wini, przepis zawsze jest cenniejszy od ciasta. - Doprawdy? Ten facet przemawia, jakby zatrudniao mnie Imperium, a nie miasto. - Tak - potwierdzi. - Ciasto, nawet sporzdzone z kamienia, kruszy si. Przepisy mog trwa wiecznie. - A czy DNA jedwabnika jest czci przepisu? Antonescu pocign pierwszy yczek herbaty. - Dobra - pochwali. - Mj przyjaciel przywiz troch butelkowanej wody z Anglii - wyjawiem. - To zawsze dziaa. Popatrzy na mnie z szacunkiem. - Czyli rozumie pan, e kluczem do dobrej herbaty s nie tylko licie, ale i jako wody, ciao, w ktrym przepis oywa. Godne pochway - skin gow. - Niewiele osb to pojmuje. - Wiedziaem o tym od dawna - przyznaem. - To dlatego herbata w Teaneck smakuje jak pomyje. Skrzywi si, przypuszczalnie wyraajc w ten sposb niskie mniemanie o herbacie serwowanej w New Jersey. - Wrmy do ciaa i przepisw - zaproponowaem. - Tak, ciao - posusznie zmieni temat Antonescu. - Wie pan, nieoczekiwanie pojawiajce si mumie i ich wyschnite tkanki wcale nie s nowojorskim unikatem. Znalaz tu pan zwoki; w cigu ostatnich dziesicioleci ponad sto mumii biaych ludzi odkryto w Kotlinie Tarymskiej w prowincji Xinjiang. Jestem pewien, e w tym czasie jedna czy dwie osoby, zwizane z tym projektem, te poegnay si z yciem. Nie doczytaem si, by ktokolwiek prowadzi ledztwo w tych sprawach. - Ma pan na myli mumie Tocharian? Ludzi o dugich nosach i gboko osadzonych oczach, jasnych wosach, wskich wargach, mwicych indoeuropejskim jzykiem?

Wyciem kiedy i zachowaem wymieniany na okadce artyku na ich temat, opublikowany w naukowej czci New York Timesa. Fascynowaa mnie pula genetyczna indoeuropejczykw. Antonescu skin gow, pocign yczek herbaty. - Ale Tocharianie dotarli do pnocno-zachodnich Chin dobrze znan tras, Jedwabnym Szlakiem - powiedziaem. - Byo to kiedy? W szessetnym czy siedemsetnym przed nasz er? Nieco po zamaniu chiskiego monopolu na jedwab przez Justyniana czy Persw. Antonescu znw skin gow. - Tak s datowane znalezione tam tochariaskie manuskrypty. Najstarsze mumie biaych ludzi maj nawet po tysic lat. Moe nawet wicej. Mia racj. - OK, wiemy te, jak si tam dostali. Ten ldowy szlak by wietnie znany. Jak drog dotara do nas mumia odkryta w bibliotece Uniwersytetu Nowojorskiego? - Moe drog mrozu - morderczego mrozu - drog nie obran? Popatrzyem na niego. Czyby ten sprztacz, wygldajcy jak neandertalczyk i ubierajcy si, jakby obrabowa suszarni na 14 Ulicy, cytowa mi Szekspira i Roberta Frosta? Jego erudycja bya oszaamiajca. - Mumia miaa chusteczk, tak jak paska - powiedziaem. - Naprawd? Wie pan, co mwi: jak ci widz, tak ci pisz. - Jest pan istnym zdrojem mdroci, panie Antonescu. Umiechn si. - Dobra strona pracy w bibliotece. - Trudno uwierzy, by kto o paskiej inteligencji czu si usatysfakcjonowany prac sprztacza, nawet jeli daje ona przywilej czytania ksiek - powiedziaem. - To samo mona by powiedzie o panu, doktorze D'Amato. Comenius nie mia na myli konwersacji z przypuszczalnymi przestpcami, kiedy mwi o uczestniczeniu w Wielkim Dialogu. Zadzwoni telefon. Od Dave'a, jaki wspaniay dialog albo inna sprawa, ktra nie interesowaa mnie wystarczajco, ebym si ni zaj.

Antonescu wsta. - Czy mog ju i? Poprosiem Dave'a, eby zaczeka. - Tak - poinformowaem swojego gocia. - Dzikuj jeszcze raz za przybycie. Jeli bd jeszcze czego potrzebowa, zgosz si do pana. - Zaczynam mie przeczucie, e rana si zagoi, zanim jeszcze zdoalimy doj, co j spowodowao - powiedziaem do Jenny. Nie miaem na myli tylko rozcicia na moim brzuchu. Przesuna po nim doni, przytulona uchem do mojej piersi. - A czego ty chcesz? - mrukna. - Jeszcze jednego trupa czy dwch? Kolejnego ataku noownika? W tym tkwi problem medycyny sdowej zbiera dowody za cen ludzkiego ycia. Westchnem. - Masz racj. Wiem. To dlatego, e zazwyczaj jedna osoba umiera tu, druga tam, trzecia w innych, ale jako powizanych okolicznociach, a ja zaczynam widzie wsplny mianownik, wzorzec. Przy tych mumiach wszystko koczy si lepym zaukiem. Wysaem wiadomo na farm Johna Lappa - odpowiedzia, e nie ma zielonego pojcia, co si dzieje. Nikt inny oprcz Antonescu nie pojawi si ywy. Nikt inny nie umar; nikt inny nie zosta ranny. Oczywicie ciesz si z tego... - Ja te - przerwaa mi, przysuna usta do moich, skubna nimi moj doln warg, przygryza j lekko, przywierajc caym, swobodnie wycignitym, nagim ciaem do mojego... Pniej, kiedy leaa cicho, pic przy mym boku, delikatnie pogaskaem j po poladkach. Moe powinienem da sobie spokj z t spraw, wrci do ponurych, przyziemnych mordercw i ich ofiar, w kocu pacono mi za ledztwa na ich temat. Tej nocy wiat wydawa si tak spokojny, tak agodny. Tak delikatny... Jak jedwab... Cholera, w tej sprawie jedwab pojawia si stanowczo za czsto, jak na zbieg okolicznoci. Lum w kocu przysa dane o DNA Gerry Mosesa, znalaz w nim sekwencje Bombyx mori. lady DNA Antonescu, ktre zdoalimy uzyska z jego filianki - zupenie zwyczajny DNA Homo sapiens

sapiens, odrniajcy si od przecitnego omioma pozycjami - take zawieray kilka sekwencji DNA jedwabnika. Chyba nic dziwnego, biorc pod uwag t jego chusteczk. Jednak... Stanowczo jedwab pojawia si w zbyt wielu miejscach - takich, w ktrych powinien i takich, w ktrych nie powinien. Nie obchodzio mnie te, co powiedzia John Lapp, e jedwab produkuj gsienice, owady, takie jak chrzszcze i wietliki - Mallory dobrze wyczu Amiszy. Musi istnie jaki zwizek. Dave wymia mnie przez telefon, kiedy mu o tym powiedziaem, ale co on wiedzia na temat technologii chrzszczy? Przypomniaem sobie, co czytaem lata temu w starej ksice o filozofii nauki, by moe Johna Deweya. eby naprawd zrozumie wszechwiat, trzeba czego wicej ni obserwacje i czekanie na dowody. Trzeba nim wstrzsn - namiesza - spowodowa jakie znaczce zaburzenia, a potem zmierzy skutki. Zrozumienie trzeba z niego wytrzepa. Dla zgbienia budowy atomu wystrzel we czstk... Przyszo mi do gowy, jak wystrzeli kilka swoich wasnych.

DZIESI
Nie wybrabym maja na podr do Pensylwanii. Nawet w pierwszej czci czerwca byoby za wczenie, przed winiami, truskawkami i kukurydz zapeniajcymi ulice, na sam widok powodujcymi u mnie linotok. Lecz tej podry nie odbywaem ani z wyboru, ani dla przyjemnoci. Zaparkowaem swojego maego buicka przy krawniku koo General Sutter Inn w Lititz. Miaem za sob cae ycie rwnolegego parkowania w Nowym Jorku, wic tutaj bya to buka z masem. Drczyy mnie powane wtpliwoci dotyczce majcych nastpi wydarze. Rozejrzaem si po restauracji - proste, drewniane stoy, zwyczajne obrusy, na kadym pojedynczy, mlecznobiay kwiat w niebieskiej butelce na wod Tynanta. Przy jednym ze stow kto siedzia. - John? - podszedem, wycigajc do. Zamkn j w stalowym ucisku. - Miae dobr podr? Siadaj, siadaj. - Dzikuj. Wyglda tak samo jak w zeszym roku - broda Abrahama Lincolna, workowate portki na szelkach, ale co wicej tkwio w jego oczach, w zachowaniu. Amisz plus co jeszcze. Lapp umiechn si. Zby mia tawe i nierwne - ale zdrowe. Ze szklanki, wygldajcej jakby sporzdzono j z kwarcu, popija pyn przypominajcy lemoniad. - Lemoniada lepiej smakuje w szkle, zgodzi si pan? To pojemnik si liczy. Sdz, e wasza nauka za bardzo skupia si na wntrzu. Kontener, cignik, jest czasem bardziej istotny. - O? Na dodatek Lapp by Amiszowskim McLuhanem. Przekanik jest przekazem... - Czym s geny, c mog zdziaa bez pojemnikw, ktre zapewniaj

im przemieszczanie si w naszym wiecie? - zapyta Lapp. - My, moi ludzie, skupiamy si na przekanikach i pozwalamy, by geny zadbay same o siebie. - A co z chorobami genetycznymi? - zapytaem. - Geny zabijaj, tylko kiedy kto w nich grzebie - odpar Lapp. - Czyli mwisz, e to, co znamy jako choroby genetyczne jest wynikiem czyjego grzebania w genach? Kiedy wedug ciebie miao to miejsce? - Historia nie zacza si tym, co historycy uwaaj za pocztek - rzek Lapp. Chyba kotka o dugiej, jedwabistej sierci otara si o moje nogi i zamruczaa. Wycignem palec wskazujcy, a zwierzak dotkn go nosem. Umiechnem si. - Chyba przypominam jej kogo - powiedziaem. - Jemu - sprostowa Lapp. - Jemu - powtrzyem. - Interesujce oczy. Zajrzaem w lepia wpatrujce si we mnie i prawie wywoujce zawroty gowy. - Wygldaj troch jak u psa. Jaka to rasa? - Strkot - odpar Lapp. - Nazywamy je strkotami. - Od jak dawna je macie? - Od bardzo dawna - wyjani Lapp. - Wasze podrczniki biologii twierdz, e dywergencja kotw i psw nastpia wiele milionw lat temu. - Kim jest Stefan Antonescu? - zapytaem. - Czy to nazwisko co ci mwi? Lapp powoli pokrci przeczco gow. - Nigdy o nim nie syszaem, mwiem ci to ju, kiedy odpowiadaem na twoj wiadomo. Ja te potrzsnem gow. Wobec tego czowieka nie warto byo odgrywa gliniarza i prbowa co wycign, zaskakujc go pytaniami. - Pozwl mi przynajmniej ofiarowa ci podarek na jaki czas, eby pomg ci przetrwa obecne trudnoci - rzek Lapp. Chocia prawd mwic, wydaje si, e Hyram ju sam ci wybra. Popatrzy w d na kota, ktry teraz przywiera do mojej nogi caym ciaem...

W kocu pojawi si kelner, ktry wyglda jak Amisz, ale skoro pracowa w restauracji, prawdopodobnie by mennonit. - Dla mnie nic - powiedziaem, pocierajc niespokojny brzuch. A potem... - Zaraz, zaraz, Amos? Nie poznaem ci z t brod! Amos umiechn si, klepn mnie w rami. - Jak widz lekarstwo znakomicie na ciebie podziaao. - Ehem - zgodziem si. - Cho musz przyzna, e w tej chwili nie czuj si za dobrze. Tak naprawd, to na kilku ostatnich milach autostrady dopad mnie koszmarny bl gowy. Prawd mwic, jednym z powodw mojej wizyty tutaj byo kiepskie samopoczucie... Teraz mj brzuch wyczynia ju doprawdy straszne rzeczy. - Czy jest tu toaleta... - Jasne - powiedzia Amos i wskaza na odlegy kt pomieszczenia... Ledwie zdyem do umywalki. Ochlapaem twarz zimn wod, zupenie jej nie czujc. Amos, John i Hyram weszli do toalety... Ocknem si w ku, nie majc pojcia, jak si do niego dostaem. To ju drugi raz w tym miesicu. Usyszaem, jak kto wymamrota co o jakim lekarstwie... Pniej znw si obudziem. W pokoju nie byo pielgniarki, tylko kot o mdrych, brzowych oczach. - Hyram.... Zamrucza i wyszed. Po chwili wrci z Lappem. Usiadem prosto, czujc si znakomicie. - Zamierzasz powiedzie do mnie: Troch si o ciebie martwilimy, pochyo byo, ale teraz ju wszystko jest OK, mam racj? Lapp skrzywi si. - Nie bywam w kinie. Lecz ciesz si, e widz ci w lepszym zdrowiu. - Na jak dugo mnie wyczyo?

Trzy dni - odpar Lapp. Co ja zrobiem? Jak to wyleczye? Odtrutk by jedwab. Jenna.... Skontaktowalimy si z ni - wyzna Lapp - Wie, e nic ci nie jest. Czy to, co mi byo, jest.... zakane? To zaley...

Postanowiem uda si prosto do Toronto. Niech Jenna sdzi, e wci jestem w Pensylwanii - nie ma powodu naraa j na t chorob bardziej ni dotychczas. Lepiej da jej kilka dni wicej z dala ode mnie na wypadek, gdybym by nosicielem czego zakanego. Zorganizowaem wysanie paczek z lekami Amiszy i wyjanieniami do Jenny, Dave'a i Mallory'ego. A Lum - c, dostarcz mu je osobicie. Jeli miaem racj, by naraony na to o wiele bardziej, ni byby wskutek kontaktu ze mn w stanie rekonwalescencji... Na lotnisku w Toronto byo mi zimno - pomimo maja, pomimo pewnoci, e we wczeniejszych miesicach roku wntrza byyby tu ogrzewane. Sama wiadomo, e jestem w Kanadzie, wywoywaa u mnie uczucie chodu. A moe byy to pne skutki moich wczeniejszych przej... - W interesach czy turystycznie? - Interesy - odparem i podaem paszport celnikowi. - O? A jakie? - Po raz pierwszy podnis na mnie wzrok. - Jestem naukowcem. Jad na Uniwersytet Toronto na specjalne seminarium - Lum nalega na t historyjk. Cakowicie nieoficjalnie, w gbokim cieniu, powiedzia. - Jaki jest temat tego seminarium? - C... wpywu publikatorw na badania DNA. - Ma pan na myli rzeczy takie jak klonowanie? - Wanie - potwierdziem. - Czy w tym seminarium bd brali udzia kanadyjscy naukowcy? Czy bierzecie pod uwag wkad Kanadyjczykw w te badania? O co chodzi temu facetowi?

- Nie wiem - odparem. - To znaczy, jestem pewien, e wkad Kanady jest tu znaczcy. Lecz nie wiem na pewno, kto bdzie uczestniczy w seminarium. - Kto pana tu zaprosi? - Derrick de Kerckhove, dyrektor Programu McLuhana na Uniwersytecie Toronto. Przynajmniej tu byem bezpieczny - de Kerckhove wyjecha z miasta, jak mwi Lum. - McLuhan, co on ma wsplnego z DNA? - Ehm... media. McLuhan bada wpyw mediw. DNA jest jednym z nich - dodaem szybko. - Medium ycia. Celnik popatrzy na mnie ponownie, przyjrza si mojej twarzy. - Czy ma pan list z zaproszeniem? - Nie - odparem. - Zostaem tu zaproszony telefonicznie. Nie miaem adnego listu, bo i adnego seminarium nie byo. - Rozumiem - kontynuowa pracowite wypenianie jakiego wielkiego formularza. W kocu znw podnis na mnie wzrok. - Wie pan, e nie wolno panu przyjmowa adnej pracy w czasie pobytu w Kanadzie, doktorze D'Amato. Jestemy cakowicie zadowoleni z wasnych lekarzy i systemu opieki zdrowotnej. - Jad na seminarium. - Miego pobytu w Kanadzie. Pospiesznie opuciem lotnisko. Miaem straszn ochot na filiank herbaty, ale byem pewien, e zwoka zaprowadziaby mnie do jakiego kanadyjskiego puda za sfaszowanie powodw, dla ktrych przekroczyem granic. Jakie obowizywao tu prawo? Czy w ogle czowiek by niewinny, dopki nie dowiedziono mu winy? - Queen's Park 39a, Crescent East - podaem adres takswkarzowi. McLuhan Coach House na Uniwersytecie Toronto. - Oczywicie, prosz pana - mia lekko azjatycki akcent. Otworzyem portfel, eby sprawdzi, czy podaem waciwy adres. - Prosz si nie obawia, przyjmuj amerykask walut.

- Nie ma sprawy - powiedziaem - mam kanadyjskie pienidze. Tesa Stewart daa mi ich troch, zanim wyjechaem do Lancaster. Bya w Kanadzie w lutym. Odetchnem powoli - ycie, cho zawsze wydawao mi si dziwaczne, w lutym byo duo blisze normalnoci. - Przyjecha pan z Nowego Jorku! Rozpoznaem akcent! Umiechnem si. - Przyapae mnie, chopie! - Nowy Jork to wspaniae miasto! Wszyscy s rwni! Wszyscy s wolni! - Tak sdzisz? - O tak - potwierdzi takswkarz entuzjastycznie. - Mieszkaem tam przez kilka lat. Byem tam rwny, jak wszyscy. Nikt nie patrzy na mnie jak na obcego! Nie tak jak tu, w Toronto. Prosz mnie le nie zrozumie, to bardzo sympatyczne miasto. Ale ludzie patrz na mnie i... to Indonezyjczyk! To ju nie to samo. To uprzedzenie. Uprzedzenie. W Paryu te. To mie miasto. Ale ludzie patrz tam na mnie - i jestem inny. Tylko w Nowym Jorku wszyscy s tacy sami! Takswka zatrzymaa si przy krawniku. Zmruyem oczy i zerknem przez brudne okno. - Na budynku napisane jest redniowiecza. - Niech pan si nie martwi - za tym stoi McLuhan. Zobaczy pan. - Dobrze - zgodziem si. - Prosz zatrzyma reszt. Podaem takswkarzowi dwadziecia dolarw kanadyjskich. Coach House rzeczywicie znajdowa si za Wydziaem Bada redniowiecza. Otworzyem skrzypice drzwi. - Jest tam kto? - wsadziem gow do rodka. - Halo! - kobieta o krtkich, ciemnych wosach zerwaa si na nogi i umiechna do mnie. - Poznaj pana z faksu. On jest w rodku - powiedziaa, pokazujc na ssiednie pomieszczenie. - Czeka na pana. Bdziecie sami, ja ju si spniam na spotkanie. - Dzikuj - powiedziaem, kiedy wychodzia. Wszedem do ssiedniego pokoju.

- Phil! - H.-T. Lum zerwa si z kanapy. Jego wycignita na powitanie rka wystawaa z rkawa zielonej, jedwabnej koszuli. - Przepraszam, e musimy si spotyka w takich okolicznociach, ale moje biuro w Centrum Medycyny Sdowej nie nadaje si do tego. Ucisnem mu do i usiadem na zakurzonej kanapie, ustawionej prostopadle do jego siedziska. - Przepraszam - powiedzia Lum jeszcze raz i gestem wskaza pokj. Wiem, e to dziwaczne. Ale musimy by bardzo ostroni, moi koledzy nie mog dowiedzie si o spotkaniu z tob. Miaem spory kawaek do przejcia - z Grosvenor Street a tutaj - ale wci jeszcze zachowaem wikszo energii. A jak min ci lot? - Dobrze - odparem. - Obawiasz si, e twoi koledzy dowiedz si o... - A ty by si nie ba? - przerwa mi Lum. - Gerry Moses nie yje. Ty praktycznie nie yjesz... oj, przepraszam. - W porzdku - powiedziaem. - To znaczy, nie chodzi mi o to, e w Lancaster niewiele brakowao, cho taki ostateczny wynik bardziej mi si podoba od alternatywy, tylko e moemy swobodnie o tym rozmawia. Wanie po to tu przyjechaem i bardzo si ciesz, e zgodzie si na spotkanie. Lum opad na oparcie i chyba troch si odpry. - Nawet przed twoj chorob nie zamierzaem z nikim rozmawia na ten temat przez telefon, nigdy nie wiadomo, kto jeszcze moe sucha. Wszdzie jest peno pluskiew - nawet w moim gabinecie, jestem tego pewien. Ale tu jest bezpiecznie, nikt ju nie zwraca uwagi na McLuhana. Uczestniczyem w ostatnich jego seminariach w latach siedemdziesitych. Wstyd, e ludzie nie doceniaj wkadu tego czowieka, naprawd wstyd. Lecz przynajmniej jest tu bezpiecznie - moemy wykorzysta publiczne zapomnienie McLuhana. Lum umiechn si niepewnie. - Sensowne - powiedziaem. - Przepraszam te, e moja choroba opnia nasze spotkanie. Prosz powiedzie, co ci drczyo. - Gerry Moses nie umar na zawa - wyjani Lum. - Podejrzewaem to.

- Och, tak przyczyn wpisalimy do aktu zgonu - wyjawi Lum. Byby zaskoczony, jak czsto jako przyczyn mierci podaje si atak serca, bo w kocu serce si zatrzymuje - ale prawdziwy czynnik wywoujcy zawa jest zupenie inny. - Jakbym tego nie wiedzia - prychnem sarkastycznie, cho jednoczenie cakiem serio. - Co naprawd zabio Gerry'ego Mosesa? - By ciko chory, to co powaniejszego od grypy - odpar Lum. Pojawio si znienacka i adne leki nie skutkoway. Prbowa wszystkiego rnych antybiotykw - i nie pomogy. Wiedzia wic, e to nie infekcja bakteryjna. Dlatego pojecha do Chautauqua. - Mia do si, eby prowadzi? Kiedy mnie dopado, nie byem w stanie nawet chodzi. - Kto go zawiz - wyjani Lum. - Ty? Lum skin gow. - I co si stao w Chautauqua? - naciskaem. - Szukalimy lekarstwa Amiszy - oznajmi Lum. - Wiesz o jedwabiu? - Tak - potwierdzi. - Ale nie pomg Gerry'emu? Albo otrzyma niewaciw kuracj, albo cierpia z innych powodw. Kiedy mnie dopada choroba, najwyraniej znajdowaem si w najwaciwszych rkach na wiecie. - Dotarlimy tam za pno - wyjani Lum. - Gerry sdzi, e jego choroba bya zwizana z DNA, jaki rodzaj wirusa, fragmencik genetycznych zych wieci - tak sir Peter Medawar nazywa wirusy. Uczestniczyem w jego seminariach w Londynie, w latach siedemdziesitych. Lecz ten zmutowany oligo, czy co to byo, przyczy si do DNA w zbyt wielu komrkach Gerry'ego, wic kiedy ulegay podziaowi, by to ich ostatni raz. Gerry sdzi, e to wistwo przesuno zegar w jego komrkach tak daleko do przodu, e kolejna replikacja DNA wywoywaa apoptoz... - Brzmi to, jakby zmar z powodu gwatownej staroci - wzdrygnem si.

Lum skin gow, ze zami w oczach. - Po prostu rozpad si. Amisze nie byli w stanie mu pomc - powiedzieli, e proces zaszed za daleko. Ja nic nie mogem zdziaa. - Czy Gerry mia jakiekolwiek podejrzenia, gdzie podapa tego wirusa, czy co to byo? - zapytaem, cho sam miaem cakiem solidny pogld na t spraw. - Tak - potwierdzi Lum schrypnitym gosem. - Gerry by pewien, e zarazi si od zwok neandertalczyka. - Ale ty te miae kontakt z tym neandertalczykiem... - zaczem. - Tak, oczywicie - wskoczy mi w sowa Lum - ale niektrzy maj naturaln odporno, tak teori wysnu Gerry. H.-T. Lum najwyraniej by ocalecem i to bardzo przeraonym. Tak samo jak ja - przynajmniej w tej chwili... Naturalna odporno - medyczna tajemnica wykluta w pierwszych chwilach istnienia teorii o roli mikroorganizmw. Zakaenie neandertalsk gryp mogo rozwija si na trzy sposoby. Pierwszy: niektrzy ludzie - tacy jak Gerry Moses - umierali paskudn mierci. Drugi: niektrzy - tacy jak Lum - mieli naturaln odporno, cokolwiek j powodowao. Trzeci moliwy skutek choroby: istnia jaki lek zwizany z jedwabiem - kuracja Amiszy, ktry dziaa na cz ludzi zakaonych neandertalskim wirusem. Uratowa mi ycie. Lecz nie zadziaa na Gerry'ego. A chocia Lapp da mi kilka dodatkowych paczuszek z lekiem dla wszystkich zwizanych z t spraw wczajc Luma - Amisze nie potrafili albo nie chcieli, powiedzie mi, czym dokadnie on jest... wskutek czego wiedziaem o nim rwnie mao, jak o tym cholernym chorbsku... - Gerry uwaa, e ten wirus usuwa telomery - powiedzia w kocu Lum. - Bez nich komrka nie moe si wicej dzieli. - A lek jak dziaa? - zapytaem. - Wprowadza telomeraz zabezpieczajc kocwki nici DNA? Lum skin gow. - Ale jak Amisze zdoali uzyska takie wprowadzenie? - Gerry sdzi, e moe to by kolejny wirus... - Naturalna rekombinacja?

- Chyba tak mona by to nazwa - zgodzi si Lum. Popatrzyem na niego. - Dlaczego, u diaba, nie powiedziae tego wczeniej? Suchaj, nie znamy si za dobrze, wic mam nadziej, e nie obrazisz si za brutaln szczero. Nie moge wiedzie, czy ktokolwiek inny ma tak naturaln odporno jak ty - rany, wszyscy moglimy skoczy martwi, jak Gerry. - Przepraszam - rzek Lum cicho. - To bya tylko teoria. Nie jestem w stanie potwierdzi przyczyny zgonu Gerry'ego. Jestem nowy w tej robocie i musz bardzo uwaa, co mwi przy wsppracownikach... - Czasami ostrono potrafi zabi - odparem. Mj samolot usiad na LaGuardia w ulewnym deszczu. Do domu pojechaem takswk. - Ty cholerny draniu! - przywitaa mnie Jenna, kiedy skoczylimy si caowa. - Dlaczego nie zadzwonie wczeniej? Nie powiedziae, co si dzieje? - uderzya mnie w pier. - Dlaczego, do diaba, zawsze musisz by bohaterem, ktry sam prbuje znale te leki? - Waciwie to nie zgosiem si na ochotnika - odparem. Jenny to wcale nie uspokoio. - Chyba nic nie pomoe, jeli ci powiem, e nie miaem pojcia, na co trafiem - nadal tego waciwie nie wiem do koca - i nie chciaem ci naraa na kontakt z tym paskudztwem? - dodaem. - Masz racj, nie pomoe. Moge mi powiedzie i zaufa, e zrobi to, co trzeba - oznajmia Jenna. Pogaskaem j po twarzy. Odepchna moj rk. - Wiem, e pojechaaby za mn - prbowaem wyjani. - Wiem, e by to zrobia niezalenie od moich sw. Mogaby w jaki sposb namierzy rozmow telefoniczn i znale mnie. Chciaem tego unikn. To byo zakane... - Wirus ze zwok... - Nie moemy by tego cakowicie pewni - powiedziaem. - Jeszcze jest za wczenie na jakiekolwiek definitywne wnioski.

Dla niektrych za wczenie. Miaem nadziej, e nie za pno dla innych. - Nic ci nie jest? - nagle obja mnie i przytulia twarz do mojej piersi. - Na pewno nic? - zamruczaa i pocaowaa mnie. - Tak sdz. Pocaowaem j w gow. Od miego zapachu jej wosw zamgli mi si wzrok. - Lek nie zadziaa na Gerry'ego Mosesa - powiedziaa. - Wiem. - Wziam to przysane przez ciebie lekarstwo. - To dobrze. - Ten cholerny Lapp! Zostawiam wiadomo pod numerem, ktry miae dla niego, a on si nie odezwa! - Lapp jest bardzo ostrony - wyjaniem i przesunem wargami wzdu jej ucha. - Podejrzliwo wobec obcych pozwolia zachowa im wasn kultur i mdro. Teraz to moe by wszystko, co mamy. - Uratowao ciebie - zauwaya Jenna i uniosa twarz. Pocaowaem j w usta, przesunem domi po jej twarzy, ramionach, sukience. Kiedy doszedem do rbka sukienki, wsunem donie pod materia, przeniosem je wyej, do jej mikkich, bawenianych fig. Zsunem je z niej... - Masz jedwabiste w dotyku plecy - powiedziaem pniej do Jenny, kiedy leaa przytulona do mnie, a ja gaskaem j palcami po plecach. Bya to nasza ulubiona pozycja na bardzo pn noc. Wzdrygna si. - Nawet nie zamierzam pyta, czy ma to jakie znaczenie - odezwaa si. - Zbyt jestem szczliwa, e mam ci w domu. - Chiczycy musieli o tym wiedzie - kontynuowaem mimo wszystko. - Karali za wywz jedwabnikw nie dlatego, e chcieli utrzyma monopol na luksusow tkanin, ale z powodu ich monopolu na ycie - albo jego ochron. A potem ta tajemnica zostaa zagubiona albo ulega zapomnieniu, tylko e nie przez wszystkich. Nigdy nic nie jest zapominane przez wszystkich. A Amisze - przy swoich uprawach, nie wiem jak, odkryli to na nowo. Albo zrobi to odam Lappa.

- Czy on ci tak powiedzia? - Nie, ja si tak domylam, opierajc si na tym, co przytrafio mi si w Pensylwanii i co powiedzia Lum. Przypuszczam, e Amisze maj wirusa - zawierajcego wbudowane fragmenty DNA Bombyx mori - ktry potrafi rozprzestrzeni si po caym organizmie czowieka w czasie krtszym ni jeden dzie i naprawi uszkodzone telomery. Oni nie nazywaj tego wirusem - nigdy nie widzieli go w mikroskopie elektronowym, bo nie maj tego typu rzeczy. Wiedz tylko, jak dziaa. Stanowi cz jakiej sekretnej, midzynarodowej spoecznoci rolniczej - co jak loa masoska farmerw. Jest bardzo stara - stanowi element tego, na co wpadem w zeszym roku... Kochanie? - Zastanawiaam si - odezwaa si Jenna. - Zwoki neandertalczykw, jak do tego pasuj? - Nie jestem pewien. Moe neandertalskie zwoki wszystkie zawieray ten jedwabny lek i dlatego mogy przetrwa te trzydzieci tysicy lat... - Wci nie mog uwierzy, e s a tak stare - rzeka Jenna. - Tak twierdzi wgiel 14C. - To dlaczego umarli? - Nie wiem - przyznaem. - Co w neandertalskim DNA, w miar kolejnych replikacji przez tysiclecia, w kocu si zmienio, znioso efekt jedwabnego leku, wic Antonescu - czy ktokolwiek to by - umar natychmiast. Albo kto, czy co, celowo wprowadzio nowy czynnik genetyczny, ktry zaguszy Bombyx mori... Nie wiem... wirusy erujce na wirusach erujcych na wirusach... edycja edycji, podniesiona do potgi... - Ale Antonescu znw yje. To oznacza, e kim on jest? Klonem? - Nie mam pojcia - wzruszyem ramionami. - Tak czy owak, nowy DNA w zwokach - ten, ktry doprowadzi do ich nagej mierci - zainfekowa mnie i Gerry'ego Mosesa. Wic kod DNA w naszej skrze i mnstwie innych narzdw zacz dochodzi do koca swojej drogi - dopychajc komrki do granicy Hayflicka 3. Niektre z nich, tak jak komrki nerwowe w mzgu, nigdy si nie dziel po wyjciu z okresu dziecistwa. Lecz ludzkie komrki hodowane in vitro dziel si mniej wicej pidziesit

razy, a potem umieraj. To wanie robiy moje.


3

Granica Hayflicka - najwysza moliwa liczba podziaw komrki, po ktrej nast-

puje jej zaprogramowana mier - apoptoza. (przyp. tum.)

- Ale teraz, majc ten jedwabny utrwalacz, powiniene przey trzydzieci tysicy lat. I ja te, zgadza si? - odwrcia si i artobliwie uszczypna mnie w szyj. - Nie miabym nic przeciwko temu, jeli spdzibym te lata z tob. Jeszcze raz pogadziem japo plecach i pozwoliem moim palcom zatrzyma si, lekko...

JEDENACIE
- Spjrz na to, Phil. Znw byem w centrum, w pokoju sekcyjnym Dave'a. Wskaza na mod kobiet, nie wicej ni dwudziestoletni, lec na stole. - Popatrz na ni, Phil. Pikna, prawda? Tak pikna, e jej chopak czy kto tam chcia si z ni przespa, a ona nie miaa na to ochoty - wpuci jej jakiego wistwa do drinka, zern j, gdy stracia przytomno, mia uciech po pachy i wiesz co? Nigdy si nie obudzia. Umara. Ten sukinsyn przedawkowa jej to paskudztwo. Popatrzyem na jej blond wosy. Prawdopodobnie miaa niebieskie oczy, ale zakryway je powieki. Musiaa by pikna. Wci bya. - Przyjrzyj si jej, Phil, dokadnie. Na tym polega nasza praca - na przygldaniu si. Pac nam za to, ebymy dowiedzieli si kto, u diaba, obrabowa t dziewczyn z ycia albo pomogli skaza otra, kiedy detektywi go ju zapi, wic moe nie zdarzy si to znw - a przynajmniej nie zrobi tego ten sam facet. - To nie wyklucza si wzajemnie - zaprotestowaem. - Gwat to nie jedyne przestpstwo... - Przestpstwo? Gdzie widzisz przestpstwo w sprawie tego twojego mapoluda? Tu, przed nosem masz przestpstwo - ta dziewczyna zostaa zamordowana. Zgwacona, zamordowana, by moe zgwacona jeszcze raz. Gdzie przestpstwo w twojej sprawie? Kiepsko si czue? OK, ciesz si, e teraz jest ci lepiej. Twj DNA zawiera teraz kawaeczki genw jedwabnika? OK, przyznaj, to bardzo interesujce, wrcz tajemnicze - ale to nie przestpstwo, Phil! - Dostaem noem w Londynie... - To kopot Michaela Mallory'ego - jego przestpstwo, jego jurysdykcja, jego problem. Nie twj i nie mj. Nie ma w dodatku zwizku z mumiami, prawda?

- A Gerry Moses? - Umar - powiedzia Dave. - To si zdarza. Po prostu umar. - Lum uwaa, e w tym jest co wicej. - C, ostatnio mam kopoty ze zrozumieniem tego, co mwi Lum, bo nic nie mwi wprost - rzek Dave. - Prawdopodobnie ta robota go przerasta. Nie wini go za to - czasami sam si tak czuj, ostatnio coraz czciej, kiedy rozmawiam z tob. Mwi ci to jako przyjaciel. Potrzsnem tylko gow. Widziaem ju, e moe by tylko gorzej. - Gdzie s dowody Luma? Gdzie twoje? - Dave wzmocni atak. Uwaasz, e te neandertalskie zwoki rozsiewaj jak nowoczesn zaraz? Gdzie dowody spod mikroskopu? - A zamy, e ten czynnik, to co potrafice przefasonowa nasze DNA jest mniejsze od wirusw, zbyt mae do zobaczenia pod mikroskopem? Zamy, e dysponujemy sprztem, dziki ktremu zobaczymy to nie lepiej, ni ludzie widzieli bakterie przed Leeuwenhoekiem? - OK, w porzdku - zgodzi si Dave. - Mog zaakceptowa tak moliwo. Jestem przede wszystkim naukowcem, tak samo jak ty. Znam swoj histori. Ale nawet wtedy... wci potrzebujemy dowodw, prawda? Ludzie umierajcy w trakcie epidemii byli dowodem, e co jest nie tak. Gdzie s twoje dowody? Gdzie s rosnce stosy cia? Znw pomylaem o prawdopodobiestwie naturalnej odpornoci. Najwyraniej w tym wszystkim tkwio co waniejszego, czego nie rozumielimy. - Phil, bd z tob szczery. Musisz zabra si do roboty. Kapitan... niektrzy oficerowie zaczynaj gada. Chcesz urwa si do Pensylwanii, masz ochot na wypad cichaczem do Toronto, jak szpieg w tajnej misji - nie ma sprawy, ale rb to w wolnym czasie. Mwi ci to jako przyjaciel, kiedy masz robot, wykonuj j! - OK - zgodziem si spokojnie. W tej chwili nie warto byo go jeszcze bardziej drani. Dave zmusi si do umiechu. - Wcale nie chciaem ci tak pogoni. Pracujemy razem od wielu lat. To po prostu - sam nie wiem. Moe robi si za stary do tej roboty. Kiedy

- kiedy zaczynaem w pnych latach siedemdziesitych - byo inaczej, wszyscy patrzyli na nas z szacunkiem, szanowali mnie. Do diaska, nasza praca to nic przyjemnego. Ale j wykonujemy. To powoanie. A teraz cholera, sprzedajemy swoje zeznania temu, kto da najwicej. Tak o nas mwi. Dlatego nie moemy straci z oczu najwaniejszych spraw, jak ta nieszczsna dziewczyna tutaj... Dra cay - nigdy nie widziaem Dave'a rwnie zdenerwowanego. - OK - powiedziaem jeszcze raz. - Zrozumiaem. Pogadam z nim jeszcze o tym innym razem. Ucisnem go za rami i wyszedem. Dwa dni pniej stwierdzono u Dave'a mier mzgu. Lekarze chcieli go pochowa. - Po co to przedua? - zapyta mnie mody lekarz w szpitalu. - Jego ciao dziaa wycznie dziki aparaturze. Nie ma szans y dalej, nie kto taki jak on. Nie znae tego czowieka - nie masz prawa do wygaszania swoich przekltych opinii na ten temat. Zachowaj swoj aosn, podrcznikow etyk dla kogo innego, miaem ochot powiedzie. Jednak tylko podzikowaem szczeniakowi za rad. Poszedem zobaczy si z Rose, ktra od trzydziestu szeciu lat bya on Dave'a. - Moe filiank herbaty, Phil? - Nie, Rose, usid prosz. Co ja mog tobie zaoferowa, moe drinka? - Nie, nic nie chc, dzikuj Phil - rozpakaa si. - Naprawd nic mi nie jest. Otoczyem j ramieniem. Gdybym tylko mg spdzi troch czasu z Dave'em - po prostu posiedzie przy jego ku, potrzyma go za rk, pomwi do niego, opierajc si na znikomej szansie, e jako byby w stanie mnie usysze - moe udaoby mi si przyj to lepiej. Moe zdobybym lepszy wgld w ten koszmar.

Nie, nie miaem najmniejszych nadziei na popraw. Neurolodzy byli tego najzupeniej pewni. Dave by martwy za wyjtkiem tych czci, ktre obsugiwaa aparatura toczca natlenion krew do jego ciaa. Na pewno nie mgbym przyj tego lepiej. Co najwyej mogem mie nadziej na nieco lepsze zrozumienie, co si dzieje. Lecz rodzina Dave'a bya niewzruszona: nikogo nie wpuszczano do pokoju oprcz najbliszej rodziny i zajmujcych si nim lekarzy. Podejrzewaem, e ten edykt wyday jego dzieci, a nie Rose. Wolabym go przestrzega, ale... - To stao si tak nagle - powiedziaa. - Chyba lepiej jest odej w taki sposb. By aktywny do samego koca, przez cae ycie nie mia jednego dnia zwolnienia lekarskiego. Lepiej, e tak odszed. - To prawda - zgodziem si. - Oto cay Dave, taka ywotno. - Wkrtce bdzie spacerowa z Jezusem. Tak lepiej - lepiej by z Nim, ni kutyka po ziemi. Ja jestem baptystk, Phil, wiedziae o tym? A ty jeste katolikiem, prawda? - C, tak naprawd to nie. Jestem ydem marrano - moi przodkowie w czasach inkwizycji udawali przechrztw, bo doszli do wniosku, e to lepsze ni tortury i mier, nie chcieli te porzuca swoich domw. Lecz mj lud w sekrecie podtrzymywa ydowsk tradycj, pomimo rezygnacji z typowych nazwisk. Rose skina gow. - Przypominam sobie, Dave mi o tym opowiada. Zawsze podziwiaam ydw - wyobra sobie tylko - religia istniejca od ponad piciu tysicy lat! - Tak, mamy bardzo dug histori. Dave i ja te. To bya jedna z ostatnich jego wypowiedzi... Rose wzia mnie za rk. - Pracowae razem z nim nad jak spraw, prawda? Dlatego chciae si ze mn zobaczy. W domu panuje koszmarny baagan, nie miaam czasu... - Niewane - ucisnem jej do. - Suchaj, moe przyjd za kilka dni? Nie ma popiechu. A moe zabrabym ci teraz na lunch? - Nie, nie - odmwia Rose. - Pracowalicie z Dave'em nad spraw,

to najwaniejsze. Taki zawsze by. Chciaby obejrze jego gabinet? Sprbuj nie plta si pod nogami. W papierach nie znalazam nic o czymkolwiek, nad czym obecnie pracowaby z tob, ale rozejrzyj si. Jeli co ma zwizek z twoim ledztwem, to na pewno jest wane. - Jeste pewna? Rose skina gow, z oczami penymi ez. - Dzikuj. Ponownie ucisnem jej do, i skierowaem si do zacisza Dave'a. Mieszkali w spdzielczym budynku kawaek od Dakota, na Upper West Side, po przeciwnej stronie Parku Centralnego. Byem u niego ju kilkanacie razy. Pierwsz rzecz, ktr spostrzegem na jego biurku bya paczka, ktr wysaem mu z Pensylwanii - z jedwabnym lekiem. Otwarta, ale zawarto pozostaa nietknita. Westchnem. Wiedziaem ju, dlaczego by praktycznie martwy. Cholerny uparciuch... Nie miaem za to pojcia, dlaczego tak dugo pozosta zdrowy. Przeszedem z gabinetu do ich sypialni - by moe tam znajdowaa si odpowied. Rose wci siedziaa w salonie. Musiaem sprawdzi to szybko. Otworzyem szaf. Na wieszaku znajdowao si ponad dwadziecia krawatw, wszystkie okropnie starowieckie. Specjalno Dave'a. Umiechnem si smutno. Przesunem doni po kadym z nich. Tylko dwa byy takie, jakich szukaem - za mao, eby stanowiy jak rnic, chyba e nosi je codziennie, a wyglday, jakby nie dotykano ich od dziesiciu lat. Wysunem kilka szuflad, a znalazem pen koszul. Bawena, rnego rodzaju, ani jednej mogcej mie zwizek z t spraw. Rozejrzaem si po pokoju, obejrzaem zasony, pociel, poduszki, szukajc natchnienia. Nic. Byem prawie pewien, co dopado Dave'a Spencera. Co, u diaba, utrzymywao go w pozornym zdrowiu dugi czas po naraeniu na patogen - o wiele silniejszym ni moje?

Co on robi, jad my na niadanie? Wrciem do salonu, do Rose. Upieraem si, e zrobi jej kawy, ona, e zrobi mi herbaty, wic poszedem na kompromis i przygotowaem jedno i drugie. W kocu delikatnie zaczem sugerowa, e powinienem odwiedzi Dave'a. Gdybym mg go zobaczy, nawet w tym stanie, w jakim by, moe mgbym odpowiedzie na par pyta... Zadzwoni interkom. Odebraa Rose. - OK, jasne, wpu go na gr - popatrzya na mnie i zacza paka. To chopiec z chiskiej pralni. - Ach, tak. Bya pierwsz od wielu lat osob, o ktrej dowiedziaem si, e korzysta z chiskiej pralni, ale na pewno nie dlatego pakaa. - Odnosi przecierada - wyjania, ocierajc oczy. - Oddaam je do prania - dwa dni przed chorob Dave'a. Pikne, satynowe przecierada z prawdziwego jedwabiu - dostalimy je niedawno, w marcu, prezent od crki Terry na nasz rocznic. Dave mwi, e pic na nich, czuje si jak krl! Nastpnego dnia w prasie ukaza si artyku Debbie Tucker - Zaraza koronera. Opisaa w nim mier Gerry'ego Mosesa w Toronto, krytyczny stan Dave'a Spencera w Nowym Jorku, moj chorob w czasie podry do Pensylwanii. Pisaa te o ciaach przypominajcych neandertalczykw. Wspominaa o jedwabnej kuracji, ale ani sowem o Amiszach, poniewa zmusiem j, by przysiga, e tego nie zrobi. John Lapp tego sobie yczy cho podejrzewaem, e dobrze wiedzia, i prdzej czy pniej wiat i tak si o nich dowie. Zacytowaa Mallory'ego z Londynu: Dwa tygodnie temu dokadnie sprawdzono mj DNA. Telomery s takie, jak by powinny. Cytowaa mnie z Nowego Jorku: Przeoeni odebrali mi t spraw, wic nie mog powiedzie nic wicej oprcz tego, e zamierzam nadal nad ni pracowa, w wolnym czasie. Zwrcia uwag na szaleczy wzrost cen jedwabiu na giedach towarowych na caym wiecie.

Odoyem gazet i przetarem oczy. Zadzwoni telefon. By to przyjaciel ze szpitala. Godzin temu Dave Spencer zosta odczony od aparatury. Przed chwil uznano go za zmarego. Usiowaem dodzwoni si do lekarza dyurnego, ale nie udao mi si. Nastpnego dnia spotkaem si na lunchu z Tes Stewart. - Jezu Chryste, Phil, jeste jeszcze bardziej stuknity ni ja, a to wiele mwi. - Dziki za wotum zaufania. Dolaem jej Beaujolais. Mao prawdopodobne, eby poprawio to jej opini na temat tego, co prbowaem zrobi. - I ty sdzisz, e w ogle uda ci si znale sdziego, ktry ci wysucha? - zapytaa. - Nie mnie - znam kilka wysoko postawionych osb w biurze prokuratora okrgowego - ba, znam jego samego. Przez lata bardzo duo dla nich zrobiem. Jeden z nich zgodzi si przedstawi mj wniosek w sdzie. A majc ciebie, jako wiadka-eksperta... Tesa potrzsna gow. - Co mam powiedzie, eby przydao si w tym wariactwie? - Opowiedz tylko o neandertalskim DNA - to, co powiedziaa mnie, kiedy po raz pierwszy rozmawialimy o tej sprawie. e tak naprawd do dzi nie bardzo wiemy, jak naprawd wyglda DNA neandertalczyka, e czsto, przy prbach jego zbadania, ulega kontaminacji materiaem genetycznym Homo sapiens sapiens. Po prostu powiedz, co wiesz - prawd tylko to jest mi potrzebne. Rany, najstraszliwiej wywiechtany zwrot wykorzystywany przy urabianiu wiadkw. Ale trzeba spojrze prawdzie w oczy, najbardziej prawdopodobn przyczyn oklepania powiedzonka jest jego prawdziwo. Nie rozumiaem za to, dlaczego Tesa tak si opiera. To byo niepodobne do niej. - ona Spencera zgadza si na to? - Oczywicie, e wcale si z tego nie cieszy - odparem. - Bya jednak,

na mio bosk, on koronera. Zna stawk - westchnem. - Nie, Rose si to nie podoba, ale to nie ona blokuje moj prob, tylko jej dzieci - a ona nie potrafi si im przeciwstawi. Nie mog jednak pozwoli, by mnie to powstrzymao. Jedn z ostatnich rzeczy, ktre mi powiedzia Dave byo: Wykonuj swoj prac, Phil, rb to! I wanie teraz tak postpuj. Dzieci powstrzymay mnie od zobaczenia Dave'a w szpitalu - a teraz ja zrobi swoje i zobacz go wycignitego z grobu. Dopiem reszt wina. - A Moses? Jego te ekshumujesz? - Wanie - prychnem sarkastycznie. - Rwnie dobrze mgbym odkopa prawdziwego Mosesa i nakoni Kanadyjczykw do zgody na prob o popiech. Ale w kocu dojdziemy do Gerry'ego. Najpierw najwaniejsze. Zajmiemy si Dave'em. Tesa dolaa sobie wina. - Kiedy przesuchanie? - Ktry z adwokatw niespodzianie wycign kopyta i sdzia ma okienko w terminarzu - pitek po poudniu, pojutrze, o czternastej. - Jezu, pogrzeb jest jutro, tak? Skinem gow. - Uhm. W d i do gry. Tesa dugo sczya wino. - Dobrze - zgodzia si w kocu. - Ale nie mw mi tylko, e ten nagle zgasy adwokat mia jakikolwiek zwizek z neandertalczykami. Bya ze mn Jenna, Tesa i dwch oficerw z One Police Plaza. Rose Spencer wraz z rodzin odmwili przyjcia. Nie mogem ich za to wini. - Co go zatrzymuje? - spytaa Tesa nerwowo. - Jest nowy - wyjaniem. - Zaraz wyjdzie. Mia to by Herby Edelstein, zastpujcy Dave'a do czasu znalezienia kogo na stae. A przynajmniej na tak dugo, jak moe trwa kada praca w yciu. Dla Dave'a nie bya nazbyt staa - najpewniej to jego ciao Herby teraz odwija i oglda. My czekalimy przed zardzewiaymi drzwiami, czekajc na zaproszenie do rodka.

- Czy kto widzia Sza Hitchcocka? - zwrciem si do Jenny, a waciwie do wszystkich. - Jasne, ja ogldaem - powiedzia jeden z oficerw, Jack Dugan. - Facet dusi swoim krawatem dziewczyn najlepszego przyjaciela, tak? - Zgadza si - potwierdziem. - Pamitasz t scen, tu po zbrodni? Kamera powoli odsuwa si, wyjeda z mieszkania, po schodach w d, na ulic. A w miar tego ruchu nasilaj si uliczne odgosy. W kocu patrzy z drugiej strony jezdni na budynek mieszkalny, w ktrym wanie popeniono straszne morderstwo i widzimy samochody, ludzi, wiat zajmujcy si swoimi sprawami, biegajce dzieciaki i nikt nie ma najmniejszego pojcia, e tu pod ich nosem uduszono kobiet, ktra ley z wysadzonymi oczami... - Uhm - Dugan skin gow. - Znakomity przykad hitchcockowskiej konstrukcji sceny. Umiechnem si. To moliwe tylko w Nowym Jorku - wysokiej rangi gliniarz bdcy znawc filmw. No, moe jeszcze w Los Angeles. - DNA jest wanie taki - powiedziaem. - Wszystkie te kombinacje, musztry i bitwy toczce si pod powierzchni, na naszych oczach, tylko nic o nich nie wiemy. Patrzymy na ludzi i widzimy skoczone indywidualnoci - ale tak naprawd s to zbiorowiska niewidocznego DNA, ktry jest w bezustannym ruchu, toczy nieustann bitw. - Tak - zgodzi si Dugan, ale jego oczy straciy skupiony wyraz. Jenna zacza co mwi... Zardzewiae drzwi otwary si. - Miae racj, Phil - powiedzia Herby do wszystkich. By blady. Wprowadzi nas do rodka i wskaza st. Kto co mwi, ale nie syszaem ani sowa. Ca uwag miaem skierowan na jedno: Dave'a Spencera lecego na tym blacie. Podszedem bliej, eby przyjrze si dokadniej. Moe to wcale nie Dave? Nie, to by on. Bez wtpienia. Tylko e w cigu tych trzech dni, kiedy lea podczony do aparatury, zaczy si u niego objawia wyrane cechy neandertalskie. Byy wyranie widoczne, zastyge w mierci.

DWANACIE
- Jest gorzej, ni mylisz, Phil. Przeknem ks jajecznicy i popatrzyem na Tes, ktra wanie przysza towarzyszy mi przy niadaniu w Le Bistro, w Village, spniajc si o jakie czterdzieci pi minut. - Wtpi - wskazaem jej krzeso i signem po herbat. - Przepraszam za spnienie, ale... - W porzdku - przerwaem jej. - Wierz mi, ja si wszdzie spniam. Przepraszam, e zaczem bez ciebie, ale byem strasznie godny. Usiada. Wygldaa okropnie. - Herbata, razowa i pszenna grzanka z demem, jedno jajko sadzone zamwia u kelnerki, ktra na pewno bya studentk. Miaem kopoty z oderwaniem wzroku od jej spranych dinsw. - Sok? - Tak - potwierdzia Tesa. - May pomaraczowy poprosz. - A ja poprosz dolewk mojego duego - dodaem. - Oczywicie - rzeka kelnerka. Prawdopodobnie z Uniwersytetu Nowojorskiego. Popatrzyem na Tes. - No to opowiadaj. - Datowanie wglem radioaktywnym szcztkw Dave'a dao wynik trzydzieci tysicy lat. - Co?! - Tak wyszo z pierwszej serii pomiarw - odpara Tesa. - Chcesz si zaoy, e si potwierdz? Potrzsnem gow, zarwno z niedowierzaniem, jak i przeczc. - To znaczy, co? Pozostae ciaa te nale do niedawno zmarych? Podejrzewaem, e moe istnie jaki zwizek pomidzy t chorob telomerow, czymkolwiek jest, a neandertalskimi cechami - dlatego doprowadziem

do ekshumacji Dave'a. Co w sposobie, w jaki rodzina uniemoliwiaa innym zobaczenie go w szpitalu, naprowadzio mnie na t myl... Ale jak, u diaba, wirus czy cokolwiek, co wywouje t chorob, moe tak zaburzy datowanie wglem l4C? Tesa otara usta serwetk, pomimo e jeszcze nic nie jada. - Ty mi to powiedz. - Datowanie promieniotwrczym izotopem wgla o masie atomowej 14 opiera si na pomiarze jego iloci, jaka pozostaje w organizmie po mierci - zaczem myle na gos. - ywy organizm pobiera wgiel, wic stosunek iloci izotopu o masie 14 do izotopu o masie 12 jest w nim taki sam jak w rodowisku. Ten proces zatrzymuje si po mierci, wiemy, ile czasu zajmuje izotopowi 14 rozpad do izotopu 12, troch oblicze i bingo, mamy oszacowanie, jak dawno temu organizm przesta pobiera wgiel 14 czyli jak dawno temu umar. - Jak na razie w porzdku - powiedziaa Tesa. - Ale jak to moliwe, eby wirus to zmienia? - Nie wiem - odparem. - Co robi wirusy? Przeorganizowuj materia genetyczny... Tesa skina gow. - Uhm, ale co potem? Przejmuj sterowanie metabolizmem komrki, oddziaujc na czsteczki chemiczne, to procesy bardzo odlege od wyszarpywania neutronw z jder wgla 14. eby co takiego zrobi, wirus musiaby wedrze si do subatomowych struktur - co najmniej o dwa rzdy wielkoci gbiej. Nikt nigdy o czym takim nie sysza. Kelnerka przyniosa zamwione dania. Tesa grzebaa w swoim jedzeniu, jakby byo wglem. - Do jdra atomu mona si wedrze - kontynuowaa - przez skierowanie na nie czstek elementarnych o wysokiej energii, co wymaga bardzo zaawansowanego technologicznie sprztu - dziabna widelcem biako jajka sadzonego. - A nawet to nie powoduje byskawicznego rozpadu izotopu wgla 14, o ktrym mwilimy przed chwil.

Dopiem sok pomaraczowy i otarem usta. Cho niektre rzeczy byy koszmarnie przeraajce, prby ich zrozumienia daway mi najwicej radoci ze wszystkiego na wiecie. - Czy oprcz wysokoenergetycznych czstek nie ma czego innego, co by byo w stanie zagrozi jdru atomowemu, podkopa jego integralno? - Do czego zmierzasz? - spytaa Tesa. - Nie jestem pewien. Co nam umyka? Z jednej strony by moe to samo, co wlazo do komrek Dave'a Spencera, zabio go i pochrzanio jego DNA na tyle, eby przed mierci zacz si zamienia w neandertalczyka na razie nazwijmy toto wirusem - by moe to samo potrafio przenikn do atomw jego ciaa i zmieni skad ich jder, redukujc zawarto wgla l4C. Z drugiej strony trafiamy na cian - nic sabszego od bombardowania wysokoenergetycznymi czstkami nie moe wedrze si do jdra atomowego. Czy jestemy tego naprawd pewni? Czy w literaturze nie ma czegokolwiek o zmianach zachodzcych w jdrach atomowych poza akceleratorami? - C... - zacza Tesa. Popatrzya na swj talerz, dziabna widelcem tko, ktre rozlao si w jeziorko. - Oczywicie jest zimna fuzja, ale to temat bardzo kontrowersyjny... - Mw dalej - zachciem. - Prawdopodobnie wiesz o tym wicej ni ja - powiedziaa. - Czy kilka miesicy temu Debbie nie napisaa artykuu na ten temat? - zmarszczya brwi, usiujc sobie przypomnie. - Wci prowadzi si mnstwo dowiadcze, na uboczu gwnej nauki. Caa sprawa z zimn fuzj zasadza si na twierdzeniu, e jdro atomowe moe zosta zmienione przez procesy chemiczne - bez generatora czstek. Gorca fuzja odbywa si w niemal cakowitej prni, bo pomidzy jdrami dwch atomw jest zwykle wiele pustej przestrzeni, dzieli je wielka odlego. Za to w przypadku zimnej fuzji sdzi si, e pomidzy atomami tworzy si jaki pomost, ktry umoliwia im znaczne zblienie si do siebie, w wyniku czego przekazywanie energii i neutronw jest bardzo uatwione. - Pomost?

- Tak - odpara Tesa, z zamknitymi oczami, jakby czytaa artyku Debbie na wewntrznej stronie powiek. Sprawiaa wraenie bardzo wymizerowanej - wygldaa na swj wiek. - Pallad zostaje nasycony deuterem lub trytem - cigna - i jedna z teorii gosi, e tworzy si rwnowagowa para, w ktrej nastpuje wymiana energii i czstek. - O rany - jknem. - Czyli mwimy o jakim wirusie, ktry tworzy rwnowanik nasyconego palladu dla wgla l4C tak, e kiedy zbliy si wystarczajco do tego izotopu, powstaj te pary rwnowagowe... Hmmmm... pallad jest wobec trytu czym takim jak x wobec wgla 14... - No, tak, i tryt, i wgiel 14 s radioaktywne... - Wanie... - Ale wci jest to potnie nacigane - powiedziaa Tesa, otwierajc oczy, zmczone i przekrwione. Spojrzaa na mnie. - A jak wyjanisz neandertalskie cechy? Przynajmniej w tym powinnam by ekspertem. - To najatwiejsza cz - odparem. - Wirus dobiera si do DNA Dave'a; edytuje go; zmieniony DNA robi swoje - wydaje instrukcje jak syntezowa biaka - a to powoduje zmian wygldu w neandertalczyka... za mao, eby uratowa mu ycie - cholera, najprawdopodobniej to wanie skosio mu mzg - ale wystarczajco, eby przed mierci zacz wyglda jak neandertalczyk. - Szybka robota, nawet jak na wirusa - powiedziaa.Tesa. - Niekoniecznie - zaprotestowaem. - Jeli mamy racj, wirus, czy co to tam jest, zainfekowa Dave'a kilka miesicy temu. W tym samym czasie co mnie. Tyle tylko, e szczliwie mia co noc kontakt z jedwabiem, dopki... - westchnem. - Wysaem mu lek, a on go nie wzi. Dla pewnoci daem go te Herby'owi Edelsteinowi. Ty swj wzia, prawda? - Tak, tak. - OK - powiedziaem, nie do koca przekonany. - Choroba Dave'a musiaa by po prostu kocowym etapem, preludium do metamorfozy, kulminacj miesicy sekretnej edycji przez wirusa. - Piekielna edycja - mrukna Tesa. - Waciwie to prawie sugeruje, e w naszym genomie ju mamy cz typowo neandertalskiego DNA...

- Czemu nie? Sama mi powiedziaa, jak bliskie wydaj si te genomy - oznajmiem. Zastanowia si. - Nie widz, jak jakikolwiek wirus, czy jak to nazwiemy, mgby przeksztaci nasz DNA w co, czym ten zwizek nie by; stworzy nowy gatunek, nawet w cigu kilku miesicy. O wiele bardziej prawdopodobnym wyjanieniem - o ile cokolwiek z tego dzieje si naprawd - byoby, e w gruncie rzeczy jestemy neandertalczykami. e nasz podstawowy DNA jest neandertalski, tylko w ktrym momencie ewolucji pojawi si jaki inhibitor, ktry zablokowa geny okrelajce ten gatunek. Wyczy je. A teraz ten wirus z kolei jako blokuje inhibitor? Myl, e to moliwe... - Co takiego mog przyj. Nie jestem przywizany do teorii edycji DNA. - Jakie to ma w takim razie znaczenie dla wszystkich neandertalczykw odkrytych na wiecie - znalezionych w warstwach skamielin w Europie, na rodkowym Wschodzie, w Azji? Niektrzy za ycia nie byli neandertalczykami? Ich datowanie wglem radioaktywnym jest zawsze bdne? Pewna nieznana ich cz - kto wie, moe wszyscy - s po prostu band nieszczsnych schmuckw 4 i bab, ktrzy zmarli w cigu ostatnich 150 lat i okazao si, e byli zainfekowani dziwacznym, zmieniajcym proporcje izotopw wgla wirusem, ktrego wanie wykoncypowalimy?
4

schmuck - z amerykaskiego slangu - czowiek gupi lub godny pogardy. Po-

chodzi z jidysz, w ktrym schmuck znaczy fiut, (przyp. tum.)

- Sdz, e waciwym sowem byby schlimazel - nieszczsna dusza a nie schmuck - powiedziaem. - Co? - Czy ty albo ktokolwiek inny, kiedykolwiek, widzielicie ywego neandertalczyka? - Chcesz wyrzuci do mietnika ptora wieku paleoantropologii? - Jeli to konieczne - potwierdziem. Tesa prawie bezwiednie pocigna yczek herbaty. Popatrzyem na zegarek.

- Jestem spniony pitnacie minut - oznajmiem. - Ale rozmowa bya bardzo owocna. Umiechna si sabo. - Tesa, co si dzieje? - zachowywaa si naprawd nietypowo dla siebie. - Zazwyczaj takie rzeczy ekscytuj ciebie duo bardziej ni mnie. - Praca to nie wszystko, Phil. Chyba martwi si o Debbie. - A co si z ni dzieje? Potrzebny jej lek? O ile wiedziaem, nie miaa dotychczas adnego kontaktu z jakimkolwiek neo neandertalczykiem. - Nie, nie o to chodzi - odpara Tesa. - Rzecz w typie mczyzn, jakich sobie dobiera. Co znaczy: byle jakich. A teraz jest zwizana z pewnym facetem... Nie wiem; po prostu go nie lubi. - Opowiedz mi o nim - poprosiem. - Nie mam nic konkretnego - zacza. - Mwi, jakby cae ycie mieszka w Bronxie lub Brooklynie - nigdy nie potrafiam rozrni tych akcentw. Pracuje na Wall Street. Nie wiem - po prostu wywouje u mnie ciarki. Ucisnem jej rk. - C, dopki nie wyglda jak neandertalczyk... - powiedziaem. Ale dla nas obojga ten art nie by ju mieszny. Waciwie to znaem kogo wygldajcego jak neandertalczyk - Tesa te. Pocaowaem j w policzek na poegnanie, poprosiem, eby odpocza troch i powdrowaem do Biblioteki Babsta spotka si z nim jeszcze raz. Phil D'Amato! Pani Delany, jak si pani miewa? - umiechnem si.

Nie spodziewaem si spotka jej tutaj, przed bibliotecznym budynkiem koloru czerwonej ziemi. - Dobrze, i zao si, e nie przyszed pan do mnie, tylko do Stefana Antonescu. - C, tak, to prawda. Ale mio te zobaczy pani. Przez chwil miaem wraenie, e usysz, i go dzisiaj nie ma. Czy mg zapomnie, jak si umwilimy...

Umiechna si. - Stefan jest na niszym poziomie, tam, gdzie zawsze spdza wolne dni - prawdopodobnie czyta Do kracw ziemi - Do kracw ziemi? - O, tak - potwierdzia Delany. - Wspaniaa ksika o Jedwabnym Szlaku, Trakcie Przyprawowym, wszystkich tych staroytnych autostradach i bocznych drogach. Skinem gow. - Syszaam o tym lekarzu sdowym, Spencerze - pochylia si bliej. To straszne tak straci koleg. - Tak, to prawda... - Ale sdz, e paskie ycie zaczyna ju wraca do normy i, dziki Bogu, Stefan okaza si w porzdku. Myl, e prdzej czy pniej wszystko trafia na waciwe miejsce. - Tak, zazwyczaj tak si dzieje. Ale na ile mi si zdawao, e zaczynam rozumie, o co tu chodzi, powoli dochodziem do wniosku, i wszystko si zacznie uadza raczej pniej ni wczeniej. - C, lepiej wycign t ksik zamwion przez profesora - pochylia si jeszcze bliej. - Ci humanici s najgorsi - uwaaj, e nie mam nic lepszego do roboty ni czeka na nich dzie i noc i robi wszystko na wczoraj! Profesorowie z kierunkw przyrodniczych lub technicznych rozumiej, e znalezienie ksiki w magazynie moe troch potrwa. Rozumiej czas. Skinem gow z wspczujc min. - Za moich czasw bibliotekarze nie przynosili ksiek do domu! - Prawda! - pani Delany dotara do ostatniej poufnej informacji. Mwi, e w przyszym roku zostanie dziekanem, a jak sdz, nie zaszkodzi mie wysoko postawionych przyjaci. Pikne soce dzisiaj... Naprawd byo cudne. Wszedem razem z nim do przeszklonego westybulu biblioteki, gdzie jego promienie spyway z grnych paneli jak rtciowe pasma jedwabiu. Jedwab... wszdzie, gdzie si obejrzaem, widziaem teraz t materi - kiedy nie miaem przed oczami wynikw dziaania wirusa

zmieniajcego zwoki w prehistorycznych neandertalczykw... Okazaem stranikowi tymczasow przepustk, ktr Ruth Delany bya tak dobra przesa mi kilka miesicy temu i zszedem po schodach na spotkanie ze Stefanem Antonescu. Znalazem go przy jednym ze stolikw w czytelni, pochylonego nad Do kracw ziemi, tak jak przewidziaa Ruth. - Stefan? Przepraszam za spnienie. Dzwoniem do niego dzie wczeniej, powiedziaem troch o tym, co wiem - albo wydawao mi si, e wiem - na temat jedwabnego leku i umwiem si na to spotkanie. Podnis na mnie wzrok, bystre, szare oczy w grubokocistej twarzy. - Doktorze D'Amato, nie musi si pan usprawiedliwia - pogadzi ksik. - Dobrze wykorzystaem ten czas. Ponownie zadziwia mnie agodno, przebijajca nie tylko z przypominajcego piew sposobu wysawiania si, ale rwnie z caego zachowania. Wci nie wiedziaem, czy podkrela j kontrast z twarz i caym ciaem, czy te tak samo rzucaby si w oczy przy kadej innej budowie ciaa. - Zastanawiaem si, czy zdoam pana namwi na rozmow przy herbacie - powiedziaem. - A skoro dzi waciwie pan nie pracuje... - Tak - potwierdzi Stefan. - Bibliotekarze s dla mnie bardzo mili zawsze jest miejsce dla mnie, pracuj czy nie. Skinem gow. - Ruth Delany sprawia wraenie bardzo yczliwej osoby. - Jest najlepsza - oznajmi Stefan. - No to czy moemy si przenie do tej nowej herbaciarni na Waverly? - spytaem. - Nie jest tak dobra, jak niektre inne, ale w zeszym tygodniu dostaem tam bardzo dobr herbat Monk Blend. - Dobrze; chodmy wic - zaproponowaem. - Wolabym, ebymy pracowali razem, Stefanie, ni przeciwko sobie. - Zaczynam odczuwa pewne zainteresowanie t spraw - odpar.

Przeszlimy wschodni stron Washington Square Park. Postanowiem wykorzysta dzisiejszy brak wrogoci u Stefana i wyoy niektre swoje karty na st. Powiedziaem mu o naszej wirusowej teorii - jak co, cokolwiek to byo, skrcio telomery i zabio Dave'a Spencera, zmienio te jego DNA, przeksztacajc go w neandertalczyka, ktrego materia genetyczny liczy teraz trzydzieci tysicy lat. - Ach, rozumiem - rzek Stefan. - Czyli znw staj si anomali, poniewa wygldam jak neandertalczyk, a jednak wci yj. - Tak - potwierdziem. - Ale nie zamierzam pana obrazi. Jestem po prostu ciekaw, kim pan naprawd jest - nie chc pana zrani. - Dzikuj. No to co pan by chcia o mnie wiedzie? - Ile ma pan lat? - C, wie ju pan, e nie mam trzydziestu tysicy lat - powiedzia. - Skd pan to wie? - Zakadam, e z ostatniej filianki herbaty, ktr mnie pan poczstowa, uzyska pan jedn czy dwie komrki moich warg. Umiechnem si. - Tak, i okazay si wspczesne. Lecz co mona zaindukowa, mona te i cofn. Jeli zimnofuzyjny wirus potrafi wamywa si do jder atomowych i zmniejsza zawarto izotopw radioaktywnych, tak e datowanie prbek okrela je jako, bardzo staroytne, podobny wirus mgby j zwiksza, dziki czemu wydawayby si duo modsze. Jeli jaki nieznany czynnik likwiduje telomery, zabijajc ludzi w kwiecie wieku, nie trzeba dugo myle, eby zacz szuka czego chronicego telomery i dajcego dugowieczno. Stefan wskaza pust awk. - Moemy troch poby na wieym powietrzu? Taki pikny mamy dzie. Usiadem ostronie - nawyk niewtpliwie nabyty z powodu bardzo wielu lat wycigania sobie z tyka drzazg z rozpadajcych si, niepowtarzalnych nowojorskich awek parkowych. Ta jednak wydawaa si nowa i gadka.

- Zapewniam pana, e nie jestem niemiertelny - owiadczy Stefan. W kadym razie niemiertelno to co wicej ni paskie telomery. - Jest pan niesamowicie oczytany - powiedziaem, pewien, e ju mu to kiedy mwiem. - Dzikuj. - I, oczywicie, gdyby mia pan trzydzieci tysicy lat, zyskaby do czasu na dogbne studia. Poza tym wci mwiby mi pan prawd - formaln - o paskiej miertelnoci. Stefan rozemia si - brzmiao to jak delikatny deszcz obijajcy si o nowe okno. - Myli si pan - oznajmi. - Mniej wicej stukrotnie. Zdaem sobie spraw z dwikw fletu - chopiec o ziemistej cerze i gboko zapadnitych oczach usadowi si na ssiedniej awce, a waciwie na ziemi przed ni, opierajc si plecami o krawd siedzenia. A moe by tam cay czas - wcale nie wyglda dziwaczniej ni wielu innych goci parku. Lecz znienacka okazao si, e trudno mi oderwa od niego wzrok i przesta go sucha. - Niech si pan tak nie dziwi - rzek Stefan. - Sugerowa pan dla mnie wiek trzydziestu tysicy lat, wic mizerne trzysta nie powinno by a tak zaskakujce. - To nadal zdumiewajce wyznanie - wykrztusiem. - Co wicej moe mi pan powiedzie? - Cz ju pan zgad - przyzna Stefan. - Urodziem si na madziarskim terytorium - teraz nazywamy ten kraj Wgrami - okoo trzystu lat temu. Mj neandertalski wygld jest naturalny, na pewno zdarzay si krzywki pomidzy tym podgatunkiem a kromanioczykami, niezalenie od wspczesnych teorii. Tak naprawd sporo ludzi dookoa ma niektre z moich cech, ja po prostu jestem bardziej skrajnym przypadkiem. - Prosz dalej - poprosiem. - Kiedy byem chopcem, przez moje miasto przejeda alchemik z Dalekiego Wschodu. Oni zawsze bardziej interesowali si seksualnoci, niemiertelnoci - tan - ni my, na Zachodzie. Pewnej nocy w gospodzie

wybuch poar. Znalazem si tam we waciwym czasie - wbiegem i wycignem poparzonego czowieka. Nie mam pojcia, co mnie do tego podkusio. Ale zrobiem to, on wyzdrowia i okaza sw wdziczno. Powiedzia mi o jedwabiu... - Daje niemiertelno - dugowieczno? - Nie - zaprzeczy Stefan. - To nie takie proste. Ma taki wpyw - dugowieczno to dobre sowo - na ludzi, ktrzy ju wygldaj tak jak ja. Telomery prawdziwych neandertalczykw reaguj na DNA Bombyx mori nieco inaczej ni u Homo sapiens sapiens. - Ale jedwab uratowa mi ycie. - Tak, uratowa panu ycie - potwierdzi Stefan. - Przeciwstawi si wirusowi, jeli tak chce pan to nazywa, ktry zabi paskiego przyjaciela. Ale nie sta si pan niemiertelny - nawet nie poyje pan duej, ni bez tych wpyww. U pana jedwabny lek naprawi uszkodzenia telomerw, ktre zacz wprowadza wirus i to wszystko. Prosz pomyle - w naszym wiecie jedwab jest niemal rwnie powszechny jak kurz. Gdyby kontakt z nim wydua ludzkie ycie, wszyscy by o tym wiedzieli od bardzo, bardzo dawna. - Zgoda - przyznaem. - Zaczyna to mie troch sensu. Ale skd ten atak noownika na mnie? Nie wierz w takie zbiegi okolicznoci. - Moe jednak by to zbieg okolicznoci - rzek Stefan. - Jeli nie, i kto yczy sobie paskiej mierci ze wzgldu na paskie zaangaowanie w t spraw, bardzo prawdopodobne, e znw nawie z panem kontakt.

TRZYNACIE
- Masz faks, kochanie. - Bd za sekundk. Od kogo? - Poczekaj - poprosia Jenna. - Chyba z Anglii - kod kraju 44 - tak, to od Michaela. - Dobrze. Mwi, e co podele. Mio wiedzie, e nie tylko my pracujemy w niedziel. Jenna odcia noyczkami lnicy papier termiczny. - Wiem, wiem. Potrzebny nam nowy - powiedziaem. - Mallory mwi mi, e jego ludzie opracowywali jak wzmiank w tochariaskim rkopisie, by moe o neandertalskim przeklestwie. Czy to jest to? Jenna skina gow. - Uhm, to przekad czci tochariaskiego rkopisu, z doczon dla porwnania kopi oryginau, ktry chyba by napisany na jakim papierze. - Chiskim - wyjaniem. - Niektre listy pisano wykorzystujc dwa jzyki, zawieray sowa w sanskrycie, wic przekady byy dostpne od lat. Rkopisy pochodz z sidmego, smego wieku naszej ery - dokumenty handlowe, zezwolenia dla karawan, mnstwo tekstw religijnych, kilka medycznych i magicznych. Mallory powiedzia mi, e Brytyjczycy opracowywali nowe tumaczenia i kto zauway moliwy zwizek z nasz spraw... - Hmmm.... - Jenna pochylia si nad przekadem. - To wyglda jak fragment tekstu medycznego, a moe magicznego. Jak sdz w tamtych czasach niewiele si rniy. Wskazaa na stron. Pojem, e jestemy brutalami, widniao na niej, a piewacy to anioowie... - Czy Tocharianie wierzyli w anioy? - zapytaa Jenna. - W tumaczeniach trzeba by bardzo ostronym, eby nie wprowadza wasnych poj.

- C, na pewno mogli wierzy w anioy - odparem. - Potrzebny by im do tego jakikolwiek kontakt z ydami lub chrzecijanami, a na Jedwabnym Szlaku musiao si ich krci mnstwo. - OK - zgodzia si Jenna i ponownie przyjrzelimy si tumaczeniu. Nasi przodkowie musieli zazdroci piewakom, bo zabili niemal wszystkich. Nie dlatego, e byli brzydcy, ale dlatego, e ich umysy byy pikne i wiedziay wicej ni nasze. Ich inteligencja musiaa przeraa naszych przodkw o wiele bardziej ni ich twarze. Nasi przodkowie powzili rodki ostronoci, ale dosiga nas zemsta krwi piewakw - choroba, ktra dotkna nas i dzieci niczym przeklestwo. Mallory podkreli wikszo ostatniej frazy na kocu strony: choroba, ktra dotkna nas i dzieci niczym przeklestwo. - Co jeszcze? - spytaem. - Nie, nie sdz - odpara Jenna. - Mallory twierdzi, e w manuskrypcie sowo lek pojawia si kilka stron po sowie przeklestwo, ale reszta tekstu ulega uszkodzeniu. - Nie da si nie lubi tego brytyjskiego uycia sowa uszkodzony powiedziaem. - Przyjrzyjmy si oryginaowi. W ogldaniu penego wdziku tochariaskiego pisma bya jaka magia, ktra pojawia si dziki fotokopiarce w Londynie i podry faksem przez Atlantyk. Lecz koniec manuskryptu by najwyraniej przypalony albo osmalony - czy by to wynik podpalenia, czy naturalnego utlenienia, nikt nie byby w stanie powiedzie. A sowo, ktre najwyraniej oznaczao lek znajdowao si w zupenie zamazanej czci... - Czyli moemy zakada, e ci piewacy - ci okropni brutale - s przynajmniej naszymi neandertalczykami? - spytaem. Jenna podniosa do gry donie w gecie niewiedzy. - Uwaam, e czas dopa Mallory'ego oraz Luma z Kanady - telefonicznie - uznaem. Nastpnego dnia zorganizowaem trjstronn konferencj telefoniczn Londyn, Toronto, Nowy Jork. Kosztowna jak diabli, jak powiedziaby Mallory. Ale jak w starym dowcipie powiedziaby wczga wlizgujcy si do

gabinetu drogiego lekarza: Hej, doktorku, kiedy w gr wchodzi moje zdrowie, pienidze nie maj znaczenia. Ile byo warte zdrowie caego gatunku? W kadym razie za miesic miasto ureguluje rachunek. Z powodu przeksztacenia zwok Dave'a, policja po cichu wznowia ledztwo, przydzielajc je mnie. Mwi H.-T. Lum. Wanie mia do nas zadzwoni albo przefaksowa najnowsze informacje... - Ludzie syszeli, co si stao z Dave'em Spencerem, wieci szybko si tu rozchodz - powiedzia. - Wedug mnie jacy turyci, moe kto pracujcy w muzeum w Stanach, przekupi kogo tutaj i gwizdn ciao. Za zwoki neandertalczyka w dobrym stanie mona zgarn fortun! - Twierdzisz wic, e Gerry Moses te zmieni si w mapoluda? - zapyta Mallory. - Dlaczego nie? - odpar Lum. - Nie wiem na pewno, e tak byo, ale Dave Spencer si przemieni. - Ale nie masz zwok Gerry'ego - wtrciem. - Nie. Jak ju mwiem, zaginy - powiedzia Lum. - Jezu Chryste! - jkn Mallory. - A ty wiedziae o tym od jak dawna? Od dwch dni? I nie pomylae, eby podnie cholern suchawk i powiedzie nam o tym? Dobrze, e Phil pomyla o zorganizowaniu tej rozmowy. - Nie masz si co tak zoci! - zripostowa wkurzony Lum. - Przecie by weekend, niektrzy z nas nie tyraj siedem dni w tygodniu. A ja mam zastrzeenia do telefonu. Nigdy nie wiadomo, kto podsuchuje! - Ale teraz gadasz przez telefon - prychn Mallory. - Tak, i moe dlatego nie mwi wszystkiego, co wiem! - Dobra - wtrciem si. - Uspokjmy si wszyscy. Zajmijmy si obecnym stanem wszystkich zwok, ebymy nadawali na tej samej fali wci wolaem fal ni stron - o wiele bardziej dynamiczna metafora. - H.T., zakadam, e twj oryginalny neandertalczyk wci jest dostpny? - Tak - potwierdzi Lum.

- A czowiek, ktry, jak mylae, moe nim by... - Sidney Eigen. - Tak, Sidney Eigen. Wci si nie znalaz? - Tak - oznajmi Lum. - Tu jest tak samo - wtrci si Mallory. - Wci mamy nasz mumi i nie ma ladu po Maxie Sorosie. Twj Stefan Antonescu jest jedynym z tej trjki, ktry oy - przepraszam, pojawi si. Nigdy nie bylimy pewni, e to on jest tym trupem. Wci nie mamy pewnoci co do Eigena czy Sorosa. Ale twj Stefan jest wci dziwny, Phil. Albo w Nowym Jorku masz do czynienia z oszustwem, jeli kryje si za tym jaki wikszy plan, albo czort wie co... ale Antonescu w jaki sposb pozostaje kluczow postaci. By bardziej rozmowny, Phil? - Nie, nie za bardzo. C, w kocu gaem przez telefon. Wci nie do koca ufaem Lumowi i musiaem kry Stefana. Najwyraniej by gwnym graczem. - Wiecie, wydaje mi si, e moemy mie tu do czynienia z dwiema podstawowymi intrygami - cignem. - Jedn stanowi wirus, czy co to tam jest, ktry nie tylko morduje niektrych ludzi, ale dodatkowo zmienia ich w neandertalczykw oraz powoduje bdne datowanie na trzydzieci tysicy lat. Jedyne, co o tym wiemy z jak tak pewnoci, to e jedwab jest rodzajem leku wobec tego, antidotum lub rodkiem zapobiegawczym. - Czy wanie co takiego dali ci twoi przyjaciele Amisze? - zapyta Mallory. - Tak. - Oboje z on te sypiamy na jedwabiu, tak dla pewnoci - wyzna Mallory. - Wzilimy rwnie lekarstwo, ktre nam przysae. - A drugie zjawisko? - zapyta Lum. - Ten drugi czynnik, o ktrym wspominae? - C, nie wiem, czy s ze sob powizane - odparem. - Ale niewtpliwie grasuje na wolnoci jaki noownik. Gerry i Dave najprawdopodobniej zmarli zakaeni wirusem; ja si od niego pochorowaem, ale w por dostaem lekarstwo Amiszy. Lecz to nie ma adnego zwizku z facetem,

ktry na lotnisku Heathrow wpakowa mi n w brzuch - bez ca. - Wci si tego czepiasz, Phil? To nic nadzwyczajnego - w kocu w Londynie jest troch agresywnych przestpcw ptajcych si po ulicach i, na pewno, po lotniskach. - To prawda, ale wanie skontaktowaem si z przyjacimi wrd Amiszy. Wysaem im szkic wygldu faceta, ktry dgn mnie na Heathrow - nie mogem zrobi mniej, skoro uratowali mi ycie. Chciaem, eby si przygotowali. I wiecie co? Wyglda na to, e ten sam agresywny przestpca wskoczy w samolot i dotar na nasz stron stawu. Dzi rano prbowa zadga przy porannej kawie jednego z moich przyjaci. - Jeste z powrotem w Pensylwanii, Phil? - zapyta Mallory. - Waciwie to nie, przyjaciel zadzwoni do mnie. - Czyli nic mu si nie stao? - upewni si Lum. - Tak jak ty zosta tylko ranny, nie zgin? - Tak, nic mu nie jest - powiedziaem. - Ale niezalenie od wszystkiego, nasz facet z Heathrow usiowa go zabi. Na szczcie mj przyjaciel mia na sobie specjaln koszul - nazywaj to tkanin bezpieczestwa ktra owija si wok ostrza, stpia je, spowalnia jego ruch, wic w kocu cios nie jest gorszy ni dgnicie kciukiem w brzuch. - Wracamy wic do tych twoich wyjtkowych Amiszy - rzek Mallory. - Nooodporne kamizelki, telefony... - C, powszechne przekonanie na temat Amiszy jest pene bdw odparem. - Niektrzy z nich nie maj nic przeciwko telefonom, dopki nie znajduj si w ich domach. Mallory zamia si sucho. - Do czego dochodzi ten cholerny wiat? Amisze uywaj telefonw; Centrum Medycyny Sdowej w Toronto odmawia ich uycia... - Nie cae Centrum - zaprotestowa Lum. - Po prostu uznaem, e lepiej bdzie ich nie uywa... - Kademu co jego - wtrciem. - Tak czy owak, najwaniejsze, e moi przyjaciele w hrabstwie Lancaster maj teraz portret tego bydlaka, wiedz, jak wyglda, wic poznaj go, jeli kiedykolwiek sprbuje dosta si na ich teren.

- Przyjmuj wic, e stanowczo odrzucie moliwo, i twoi przyjaciele z Pensylwanii kami - zauway Mallory. - Dlaczego jeste tak pewien, e jeden z nich nie mwi caej prawdy? zapytaa Jenna przy pierwszym od dugiego czasu, wsplnym obiedzie sushi. Dzi wziem tylko serile 5, trzy zwinite filety z ryem, doprawionym octem i szalotkami. Tak, wiem, s ekologiczne powody, eby nie je tej ryby - owic j, rybacy zabijaj inne niewinne stworzenia zapltane w sieci. A moe ju teraz nie ma takich obiekcji. Prawd mwic, tej nocy miaem to gdzie. Uznaem, e ju do robi dla ekologii, poszukujc tego neandertalskiego wistwa, ktre najwyraniej ksao nas wszystkich w tyki.
5

Seriola dorsalis, angielska nazwa yellowtail - smaczna ryba, kuzynka tuczyka

(przyp. tum.)

Nalaem zielonej herbaty sobie i Jennie, ktra tego wieczoru zaryzykowaa - zwracajc jednoczenie wiksz uwag na ekologi. Wzia tylko du miseczk chirashi. - OK., przyjrzyjmy si im obu - zaproponowaem. - Zacznijmy od H.T. Luma. Po pierwsze wydawa si osabiony, przestraszony i prawie niekompetentny. Natychmiast budzi to podejrzenia: sabi, niekompetentni ludzie rzadko docieraj do jego stanowiska. - No c, nie otrzyma tej pracy w zwyky sposb - zauwaya Jenna. Moe by i wietnym zastpc, ale kiepsko sprawdza si na samym szczycie. - Niee, nie wierz w to - zaprzeczyem. - To znaczy, oczywicie jest to moliwe. Ale zazwyczaj zastpcy docieraj tak wysoko, bo s dobrzy. Popatrz na Herby'ego Edelsteina - ju niektre szychy mamrocz, e jest lepszy od Dave'a. Spjrz na Teodora Roosevelta, na Anwara Sadata. - OK - przyznaa Jenna. - Zgadzam si z twoim stwierdzeniem, e Lum nie najlepiej si sprawuje, ale jest bardziej kompetentny, ni to okazuje. Zgoda, jest dziwakiem. Ale moe to jego sposb na radzenie sobie z kryzysow sytuacj - symulowa przestrach, nawet niekompetencj, eby utrzyma wszystkich w niepewnoci i zyska troch czasu oraz swobody.

Nie kady pracuje w taki sam sposb jak ty - rzucajc si gow naprzd. Umiechna si. - Przyjmuj to za komplement, dziki. - A co mamy na niego, oprcz jego podejcia do rzeczy? Powchaem zielon herbat - potrzebowaem jak najwicej jej aromatu, eby przeczyci myli. - Waciwie nic nie moglimy z niego wydoby - powiedziaem. - A kiedy w kocu si nam udawao, zawsze odpowiada jako dziwacznie. Mam gdzie jego stosunek do telefonw. Kto normalny po stwierdzeniu zniknicia ciaa Gerry'ego Mosesa czekaby dwa dni, eby nam o tym powiedzie? W takiej sprawie jak ta, to caa wieczno. Mallory by wcieky i wcale go za to nie wini. - Ale Mallory by zawsze z tob cakowicie szczery - na ile moesz to wiedzie - niemal od dnia, w ktrym si to wszystko zaczo - zauwaya Jenna. - Ale i w niego wtpisz. Przysa nam faks z przekadem tochariaskiego tekstu. - A skd pewno, e tumaczenie jest poprawne? - zapytaem. - Skd pewno, e nie przygotowa go tak, eby mc nam powiedzie to, co jemu pasuje? - aden problem - zbya pytanie Jenna. - Mam znajom na Wydziale Lingwistyki w Columbia - Bonnie Mitcham - ktra moe zrobi drugi przekad. Mallory przesa nam przecie orygina. - A skd wiadomo, e to orygina? - C, moesz kwestionowa wszystko i doprowadzi si do obdu skomentowaa Jenna. - Wiem, e lubisz to robi, ale dokd ci to zaprowadzi? To gra - jak solipsyzm. Ju o tym kiedy rozmawialimy. Jeli chc wierzy, e otaczajcy mnie wiat jest tylko snem, jeli chc wtpi w kady bodziec, kady dowd potwierdzajcy realno, c, wtedy nikt logik nie zmieni moich przekona. - Wierz, e ty jeste realna, kochanie. Ruchem ust przesaa mi pocaunek. - W kadym razie moemy zdoby kopi tego tochariaskiego tekstu od kogo innego ni Mallory... Wiesz, komu, kto naprawd za tym stoi, zaley dokadnie na tym, co robicie - ebycie krcili si bezradnie,

niedowierzajc jeden drugiemu, a on bdzie sobie siedzia i przyglda si, jak rozdzieracie si na sztuki. - Uhm, o ile wirus nie dopadnie nas wczeniej. - Robisz w tym kierunku jakie postpy... - Postpy? Nie potrafi nawet wystarczajco solidnie udowodni, e jest to wirus. Ludzie Herby'ego przeprowadzili wszelkie znane ludzkoci testy na biednym Dave'em. Nie ma nic - oprcz faktu, e wyglda jak neandertalczyk i jako w par dni postarza si o trzydzieci tysicy lat. - Czyli jest to co nieznanego ludzkoci - a przynajmniej istnienie tego czego byo nieznane, moe nie skutki. Sam co takiego mwie o wirusach w dziewitnastym wieku, a nawet o bakteriach przed Leeuwenhoekiem. - I wanie w tym tkwi problem - powiedziaem. - Powiedzmy, e w 1400 roku, w jaki sposb podejrzewabym, i to bakterie - a nie szczury, brud, ze wapory - byy przyczyn wielkiej zarazy? Nie majc mikroskopu, eby pokaza Pasteurella pestis, jak mgbym tego dowie? Miabym jako dowody trupy trzech czwartych populacji, a w niektrych miejscach - o wiele wicej, Bg wie o ile rzdw wielkoci, ni naszych wieutkich neandertalczykw - ale adnych narzdzi do zbadania tego, co podejrzewabym jako przyczyn. Nawet po Leeuwenhoeku, wykreowanie Pasteura zajo ludzkoci jeszcze sto pidziesit lat. - Lecz jeli twoje hipotezy na temat bakterii i ich natury byyby do pewnego stopnia prawidowe, to prawdopodobnie mgby bada ich wpyw, nawet nigdy ich nie ogldajc - argumentowaa Jenna. - Mgby wysnu hipotez, e bdc ywym organizmem, gin we wrzcej wodzie albo w ogniu, potraktowa miejsca dotknite zaraz w ten sposb i otrzyma wyniki... Dopeniem filiank Jenny i zdaem sobie spraw, e czajniczek jest niemal pusty. Rozejrzaem si za kelnerem - zazwyczaj ludzie tej profesji maj niesamowit zdolno przewidywania, kiedy przeszkodzi w trudnej rozmowie tak, by wywoa gwatown zmian tematu, za to nigdy, kiedy czajniczek albo dzbanek sangra wymagaj uzupenienia - ale w zasigu wzroku nie byo nikogo przydatnego. W poowie sali zauwayem dwoje ludzi, ktrzy najwyraniej zerkali w

moj stron, pokazywali co w menu na ich stoliku i szeptali midzy sob, przesadnie gestykulujc. Jenna odwrcia si, eby sprawdzi na co patrz. - Tak - zgodziem si. - Z pocztku mylaem, e znaleli mnie w swoim menu. Chyba mwiem troch za gono. W kocu pojawi si nasz kelner. Jenna zacza mwi mu, e chcemy jeszcze herbaty... - Id do toalety - oznajmiem. Oczywicie przeszedem obok stolika mojej publicznoci. Kiedy mijaem ich powoli, mczyzna wsta i wycign rk. - Doktor D'Amato? Przepraszam, e gapilimy si na pana. Ucisnem mu do. - Hej, jestem zaszczycony - powiedziaem. - Zakadajc, e to wpatrywanie si wynikao z podziwu. Umiechnem si i ponowiem ucisk doni. Kobieta zaczerwienia si i zakopotana opucia wzrok na gazet. - Noo... tak - potwierdzi mczyzna. - Widzia pan jutrzejszego Timesa? Jest tam bardzo adne pana zdjcie, ale c... Poda mi gazet - rzeczywicie wydanie z nastpnego dnia, dostpne w miecie w poprzedzajcy wieczr - otwarte na czci lokalnej. Umiechaem si ze zdjcia, w mojej ulubionej kamizelce i najlepszym krawacie. Kamizelk miaem na sobie w tej chwili. A artyku... Tytu brzmia: Lekarze sdowi Nowego Jorku w pogoni za neandertalskim miraem. Podtytuy gosiy: Eksperci szydz z trzech miesicy pracy nazywajc j 'pseudonauk' - biuro komisarza rozpoczyna ledztwo. Potem byo jeszcze gorzej. Tymczasem Jenna doczya do nas. - Niewiarygodne - powiedziaa. - Dlaczego Debbie napisaa co takiego? Nastpnego dnia, o dziewitej rano w biurze Jacka Dugana wci czuem w brzuchu pywajc seriol, gdzie pod tostami i herbat, ktre

dorzuciem tam jak godzin wczeniej. - Nie przejmuj si tak bardzo - powiedzia Jack. - Uwierz mi, komisarz jest o wiele bardziej wkurzony na Timesa ni na ciebie - nie cierpi dowiadywa si od nich, e wanie rozpoczyna dochodzenie. Jako jednak wci si przejmowaem - cho nie miao to najmniejszego znaczenia. Zamierzaem kontynuowa prac niezalenie od tego, co mia mi do powiedzenia Departament. - Powiedziaem mu wanie dzi rano - wtrci si Herby Edelstein, ktry take znajdowa si w biurze. Ten on to by komisarz. - Widziaem ciao Dave'a, kady by uzna, e dzieje si co dziwnego. Oznajmiem mu, e w stu procentach popieram twoje starania by dotrze do sedna sprawy. Tylko ta sprawa wirusa - rozumiesz, trzeba trzyma to pod kloszem, dopki nie bdziemy cakowicie pewni. Lepiej, eby ludzie nie spanikowali. - Wanie - potwierdzi Dugan. - Tak jak w tym kretyskim filmie z Dustinem Hoffmanem i map. - Epidemia - powiedziaem. - Taki by tytu tego filmu. Tyle tylko, e w tym filmie panika bya cakiem uzasadniona... Posuchajcie, nie mam pojcia, jak Debbie zdobya te informacje. Tyle tylko, e miaem o tym cakiem nieze pojcie. Usiowaem dodzwoni si do Debbie Tucker i jej matki wczoraj wieczorem i dzi rano, ale nie udao mi si. Oczywistym rdem informacji dla Debbie bya jej matka, ale nie chciaem skupia uwagi na Tesie, dopki nie zorientuj si lepiej, co si dzieje. - C, zajlimy si tym - oznajmi Dugan. - My tu rozmawiamy, a paru detektyww udao si do mieszkania Debbie. Rzecz w tym, e jej informacje na temat twoich teorii i podjtych krokw s prawdziwe. Czyli uzyskaa je od kogo zorientowanego. - Tak - potwierdziem - w przeciwiestwie do tych idiotw ekspertw z Uniwersytetu Nowojorskiego, z ktrymi rozmawiaa o mojej pracy z Amiszami. Oni odrzucaj technologi - uwaaj j za rdo szkd rujnujcych ludzko - i nigdy nie bd si miesza do takich spiskw, jakie przypisuje im wyobrania doktora D'Amato. Dugan umiechn si.

- C, to profesorowie z Wydziau cznoci. Czego si spodziewa? Z trudem oddaem umiech. - A co z informacj o ledztwie Departamentu dotyczcym mojego postpowania - wiesz, tego, o ktrym komisarz dowiedzia si z gazety i wciek si z tego powodu? Czy jej informacja na ten temat te bya prawdziwa? Herby odchrzkn. - Phil, jestem pewien, e Dave wyjani ci, hm, opory, jakie cz ludzi w One Police Plaza ma wobec twoich teorii. Skamabym, gdybym ci powiedzia, e wrd dowdztwa nie ma nikogo chccego ci udupi... Zadzwoni telefon. Dugan odebra. - Tak... Jesus... Tak, dobrze. Jesus, wanie jest tutaj... W porzdku, Jesus. Przyl go. Odoy suchawk i zwrci si do Herby'ego. - Jeste potrzebny w mieszkaniu Debbie Tucker. - Co, jest tam jakie ciao? - zapyta Herby. - Tak, dwa - przypuszczalnie Debbie i jaka starsza kobieta. Jedna z nich solidnie pocita. Nie znamy jeszcze przyczyny mierci drugiej z nich... Byem ju w poowie drogi do drzwi... - Ty te moesz jecha - powiedzia gdzie za mn Dugan do Herby'ego. - Waciwie to sdz, e sam te si wybior i bdziemy robi za trzyosobowy tum... Doczyli do mnie przy windzie. Dugan obcign mundur, przegldajc si w jej gadkich drzwiach. - Dopadniemy tego sukinsyna, ktry to zrobi, nie bj si, Phil - powiedzia. - Twierdz, e w mieszkaniu a roi si od odciskw palcw.

CZTERNACIE
- Na adnej nie ma ladw gwatu - poinformowaa nas Patricia Chu, gwna asystentka Herby'ego, poprzednio Dave'a. Debbie leaa na ku z rozrzuconymi rkami i nogami, majc na sobie tylko czerwon apaszk mocno zacinit na szyi. To musia by jedwab kto chcia przekaza wiadomo. Bombyx mori, memento mori... - Jak widzicie, adnych ladw z przodu ciaa ani nic, co po pobienym obejrzeniu mogabym znale z tyu - powiedziaa Patricia. - W tej chwili jako najbardziej prawdopodobn przyczyn mierci mog poda uduszenie. Wicej dowiemy si po sekcji. - Przyjrzyjcie si te dobrze temu. Wskazaem kilka czerwonych wkien we wosach tu ponad onem Debbie. Czerwony jedwab na rudych wosach - zgodno barw w przypadku mierci zwizanej z jakim neandertalskim zjawiskiem. - Tak, zauwayam je - odpara Patricia. - Jak dugo, wedug ciebie, nie yje? - zapytaem. - Powiedziaabym, e osiem do dziesiciu godzin. To si wydarzyo w samym rodku nocy - oznajmia Patricia. Herby zajmowa si ciaem drugiej kobiety, zadganej w przedpokoju i przecignitej do azienki. Tesa bya chyba kompletnie ubrana, zaburzay to tylko rozdarcia jej bluzki w miejscach zadanych noem ciosw, czterech czy piciu. Tu nie widziaem ani ladu jedwabiu. - Spotkaem j tylko raz, przy ekshumacji Dave'a - odezwa si Herby. - Wydawaa si sensowna. - Bya taka - powiedziaem. - Kto musia by na ni niele wkurzony - skomentowa Herby. - Musiaa natkn si na morderstwo - doda Dugan, ktry doczy do nas. - Albo przyj tu potem.

- Tej uduszonej? - upewni si Herby. - Na to wyglda - potwierdzi Dugan. - C, wicej bdziemy wiedzie po sekcji - rzek Herby. - A wracajc do czasu, co robie w rodku ostatniej nocy? - zapyta mnie Dugan. - Spaem jak koda obok Jenny - odparem. - A poniewa najprawdopodobniej ona te spaa kamiennym snem, bardzo kiepskie to alibi - uzna Dugan. - A od kiedy, u diaba, potrzebne mi alibi... Czuem si w swoim gabinecie jak w lochu. Kiedy miaem wraenie, e nikt nie patrzy, udao mi si zgarn kilka teczek, ktre zelizny si pomidzy biurko Debbie, a stolik z drukark. Nie wiedziaem, jak cz pracy zwyka wykonywa w sieci, a ile posugujc si tradycyjnymi notatkami i wycinkami prasowymi, ale na pewno nie zaszkodzio sprawdzi, co te mona u niej znale. Przy pobienym przejrzeniu nie zauwayem nic szczeglnie interesujcego - prawd mwic, w ogle nic dotyczcego jej artykuu o mnie w dzisiejszym Timesie. Zaoyem, e jej mier bya zwizana z tym artykuem, ale teraz zaczem podejrzewa, e to nie ona go napisaa. No to dlaczego zostaa zamordowana? eby ukry fakt, e kto jako podrzuci ten tekst pod jej nazwiskiem? Przetarem oczy i ponownie przejrzaem szare teczki. Publikowaa co najmniej jeden artyku na dwa tygodnie, znalazem nabazgrane notatki dotyczce kilku ostatnich. Nieco to uwiarygodnio moje przekonanie, e to nie ona napisaa artyku. Albo moe morderca ukrad notatki. W najnowszej teczce znajdoway si materiay dotyczce jej artykuu z zeszego tygodnia - o ludzkim genomie. Cytowaa tych co zwykle podejrzanych z MIT, Uniwersytetu Rockefellera i - o rany, przy pierwszym przegldaniu nie zauwayem fragmentu podkrelonego z tyu jednej z kartek. A obok niego widnia zapisany numer telefonu...

- Mam gdzie, na ile nie ufasz telefonom - warknem, usiujc utrzyma podniesiony gos w granicach przyzwoitoci. - Nie mam teraz czasu, eby polecie na spotkanie z tob. Przysigam na Boga, e jeli nie porozmawiasz ze mn, natychmiast po odoeniu suchawki osobicie zadzwoni do New York Timesa i dopilnuj, by jutro twoje nazwisko znalazo si na pierwszej stronie! Oczywicie nie miaem a takiej siy przebicia, ale Lum nie mg by tego pewien. - W tej chwili to tylko spekulacje - odpar. - Dobrze, pospekuluj wic - poleciem. Lum westchn. - Genetycy sdz, e znaleli w ludzkim genomie kilka sekwencji bardzo przypominajcych Bombycidae 6.
6 Bombycidae czyli przdkowate lub jedwabnikowate. Rodzina motyli zwrotnikowej i podzwrotnikowej Azji i Afryki, ktrych najbardziej znanym przedstawicielem jest jedwabnik morwowy (Bombyx mori). (przyp. tum.)

- Bombyx mori? - Nie cakiem - zaprzeczy Lum. - Innej my, ale z tej samej rodziny. - Czyli kto zakontaminowa ludzki DNA jedwabiem? Skd s te wyniki? MIT, Caltech, Anglia? - W tym wanie problem - powiedzia Lum. - Sekwencje z jedwabiu jak dotd znajduj si we wszystkich przebadanych prbkach ludzkiego DNA. - Ale jak... - Sama ich obecno wcale nie jest zaskakujca - przerwa mi Lum. W ludzkim genomie jest bardzo wiele sekwencji, ktre zdaj si pochodzi z innych gatunkw - od lat znane s bliskie homologie pomidzy genami lachezyn 7 u konika polnego i muszki owocowej, podobne geny wystpuj u krowy i czowieka. W kocu wszelkie organizmy na Ziemi majce DNA s spokrewnione.
7 Lachezyny - rodzina immunoglobulin wystpujcych m.in. w ukadzie nerwowym konika polnego, (przyp. tum.)

Jasne, ale....

- W tym przypadku co mnie intryguje. Wanie sprawdzaem sekwencje neandertalskie i w nich brak tych fragmentw z Bombycidae. - Czyli rnica pomidzy nami a neandertalczykami tkwi w braku tej sekwencji u nich, a obecnoci u nas? - Moe - odpar Lum. - Jak wiesz, jest mnstwo genw, ktre zdaj si nic nie wyraa - w fenotypie nie wida adnych skutkw ich dziaania. Swobodni jedcy, geny, ktre miay jakie znaczenie w odlegej przeszoci, a teraz adnego - kto wie? Prawdziwe pytanie, jakie tu naley postawi to: W jaki sposb sekwencje Bombycidae zostay wprowadzone do naszego materiau genetycznego? Czy stao si to w sposb naturalny? Pomylaem o Johnie Lappie, Amosie Stoltzfusie i sztucznym doborze, ktry - wedug ich sw - ich lud prowadzi od wiekw, moe duej... - Rozmawiae o tym z Debbie? - zapytaem. - Z Tes Stewart te - przyzna Lum. - Mielimy wsplnych znajomych w brany. C za strata dla nauki! Gos zaama mu si z emocji. - Wiem - powiedziaem mikko. - Rozmawiaem z Debbie i Tes przez telefon - cign Lum. - Ufaem im. Chyba te nie mam nic przeciwko rozmowie z tob.Ale okamy tu troch sprytu. Wyl ci list z numerem budki telefonicznej, z ktrej bdziesz mg rozmawia. Moemy si umawia na takie telespotkania. Tak porozumiewaem si z Debbie i Tes. Taaak, i przynioso im to wiele dobrego, pomylaem.. Po odoeniu suchawki odchyliem si do tyu w fotelu. Czy sekwencje Bombycidae - albo przypominajce t rodzin - uczyniy nas w peni ludmi? Czy mona zwali na nie win za rnic pomidzy nami, a neandertalczykami, jzykami, kultur czy technologi, ktrej najprawdopodobniej praktycznie nie mieli? Trudno uwierzy. Na pewno my nie miay ani Beatlesw, ani Mozarta, ani Picassa. Lecz owady, na swj sposb, te byy mistrzami cznoci i technologii. Spoeczestwa pszcz i mrwek, porozumiewanie si ich czonkw, konstruowane przez nie ule i mrowiska, ju od dziesicioleci byy obiektem bada socjobiologii. A te wspomniane

przez Luma geny lachezyn, o ile dobrze pamitaem artykuy z Science, pomogy rozpracowa regulacj wzrostu komrek nerwowych... Lecz co to miao wsplnego z Tes i Debbie? Zostay zabite, bo wiedziay co wicej na ten temat? Przez kogo? I jaki to miao zwizek z Dave'em Spencerem i Gerry'm Mosesem? Czy postulowany przeze mnie wirus w jaki sposb znosi efekty obecnoci sekwencji Bombycidae w naszych genach? Czy dlatego Bombyx mori najwyraniej stanowi pewien rodzaj antidotum? Zadzwoni telefon. - Halo? - Cze, kochanie - Jenna odpowiadaa na moj wczeniejsz prb kontaktu. Dzi rano wysza, zanim si obudziem, umwiona na spotkanie z przyjacik przy niadaniu w Columbia. - Bonnie twierdzi, e tumaczenie tochariaskiego tekstu otrzymane od Mallory'ego jest dobre, wic mamy co na pocztek. - wietnie. - O co chodzi? Powiedziaem jej o Tesie i Debbie, o mojej rozmowie z Lumem, o tym, e nie najlepiej si czuem, wcigajc kogokolwiek jeszcze do tej przekltej sprawy. - O Boe, w zeszym tygodniu byam z Tes na obiedzie - jkna Jenna. - Tak. Wyglda na to, e nadziaa si na morderstwo. Debbie zostaa zabita w rytualny sposb. Tes zaszlachtowano w ataku wciekoci. Jestem pewien, e ma to co wsplnego z dwoma ostatnimi artykuami Debbie w Timesie. Nie wiem tylko, o ktry z nich chodzi. - Wci nie mog uwierzy, e Debbie napisaa co takiego o tobie. - Dokadnie to samo przyszo mi na myl - powiedziaem. - No to kto to napisa? - spytaa Jenna. - Nie wiem - odparem. - Jeli kto chcia spowodowa odsunicie mnie od sprawy, jednoczenie nie zamierzajc po prostu przyj i zabi mnie, bo spowodowaoby to nadmierne zainteresowanie, to dobrym sposobem

osignicia tego celu byoby opublikowanie pod nazwiskiem Debbie artykuu, ktry by mnie porzdnie zdyskredytowa, a nastpnie zabicie oficjalnej autorki. Takie rozwizanie daje podwjn korzy - powstrzymuje Debbie przed owiadczeniami, e popeniono oszustwo oraz rzuca podejrzenie o jej zamordowanie na mnie, jako osoby majcej motyw. By moe zyskuje si co jeszcze - przerwanie ledztwa Debbie w sprawie sekwencji Bombycidae w naszych genach - o ile si tym zajmowaa. - Tak si wcieke, e a j zabie? Kady, kto ci zna, uznaby to za czysty absurd. - Moe zabjca mnie nie zna... Cholera, od tej sprawy wszyscy tak powariowali, e nawet Dugan na wp mnie podejrzewa. - mieszne - prychna Jenna. - Spdzie ca noc ze mn w ku. - Wiem - odparem, mylc przy tym po raz kolejny, jak czsto ju to robiem, jak mio byo budzi si co rano z ni u boku... - Boj si o ciebie - powiedziaem agodnie. - Heathrow to co innego zdarzyo si to za Atlantykiem, a Mallory mia racj, uwaajc, e ten facet najprawdopodobniej nie ma najmniejszego zwizku ze spraw. Lecz Debbie i Tesa to co zupenie innego. Ich zabjca najprawdopodobniej jeszcze jest w miecie. A Tese zaszlachtowano. Wszystko to stawia wydarzenia na Heathrow w zupenie innym wietle... - Przesta! Przeraasz mnie! - I o to chodzi - oznajmiem. - Suchaj, wci to wszystko moe okaza si tylko zbiegiem okolicznoci. Ostatnio Tesa zachowywaa si nieco dziwnie, moe ten chopak Debbie j przeladowa, ale... - Wiem. Nie wierzysz w zbiegi okolicznoci. - Ot to. Zwaszcza gdy mona znale bardziej prawdopodobne wyjanienia. Zamierzam wybra si do centrum i zobaczy, czy uda mi si porozmawia ze Stefanem - moe zdoa jako pomc. Ale ty musisz by ostrona i czujna. Powiadom mnie natychmiast, jeli zobaczysz co dziwnego, jeli wyczujesz cokolwiek nietypowego. Wol, eby podniosa faszywy alarm ni... c, wiesz, co mam na myli. OK? Jenna nie odpowiadaa. - Nic ci nie jest?

- Nic - odpara. - Wiesz, wanie sobie przypomniaam, e kiedy dzi rano wyszam z naszego mieszkania, zatrzymaam si po drodze w Yorkville, by wzi herbat na wynos. - I co? - C, przy stoliku siedzia tam kto poerajcy ogromne niadanie i jako czuam, e gapi si na mnie w dziwaczny sposb. - Jak wyglda? - Na pewno nie jak neandertalczyk - Jenna rozemiaa si nerwowo. Nie wyglda te jak ktokolwiek mi znany, ale, c... - Przypomina ci kogo? No dobrze, posuchaj, natychmiast wysyam po ciebie wz patrolowy. Powiedz mi, gdzie jeste i nie ruszaj si stamtd. - W bibliotece. Dzwoni z budki w westybulu Biblioteki Butlera. Bonnie wpada tutaj na co w rodzaju konsultacji w tutejszym dziale o Baskach... - OK, dobrze. Westybul powinien by bezpieczny. Nie ruszaj si stamtd, dopki nie zobaczysz dwch mundurw. - Dobrze - zgodzia si Jenna. - Rzecz nie w tym, e przypomina mi kogo konkretnego. Ale ten facet w restauracji - nie wiem, czy mia na sobie normalne ubranie, ale wyglda na Amisza. - Stefan Antonescu? Nazywam si Amos Stoltzfus. Niespena dwudziestoletni mczyzna wycign rk do czowieka, ktry twierdzi, e ma lat trzysta. Antonescu przyjrza si doni, ale jej nie uj. - Czy ja pana znam? - Nie - odpar Amos. - Mog usi? Usiad najciszej jak potrafi, na stole Biblioteki Babsta. - Nie ma sensu panu odpowiada - odpar Antonescu. - Najwyraniej ju pan usiad. A ten st jest publiczny, wic wolno panu zajmowa to miejsce niezalenie od moich preferencji. - Nie zna mnie pan - powiedzia Amos. - Lecz obaj mamy wsplnego znajomego, doktora Phila D'Amato. Antonescu skin gow. - Czy pan jest Amiszem?

Amos potwierdzi ruchem gowy. - Tak sdziem - rzek Antonescu. - Bdzie pan tu bezpieczny, ludzie pomyl, e jest pan jednym z Hasidim. - Hasidim? - Tak - odpar Antonescu. - Jednym z czonkw ortodoksyjnej sekty ydowskiej, ktrzy nosz brody i czarne ubrania. Bardzo podobni do pana. Wielu Hasidim mieszka w tej czci miasta, eby dosta si z Brooklynu na Uniwersytet Nowojorski wystarczy tylko przej przez most. - Phil - doktor D'Amato - powiedzia mi kiedy, e jest ydem. Marrano? - Tak - potwierdzi Antonescu. - Jego lud przeladowaa hiszpaska Inkwizycja. Niektrzy zmienili nazwiska, udajc katolikw, ale zachowali swoj ydowsk tosamo. Przeladowania to straszna rzecz. Mj lud podlega im od trzydziestu tysicy lat. - Wiem - powiedzia Amos mikko, z szeroko otwartymi oczami. Bardzo mi przykro. - Prosz si tak nie przejmowa - rzek Antonescu. - Paska specyficzna spoeczno nie jest za to odpowiedzialna. - Wiem - przyzna Amos. - Ale... i tak przykro mi z powodu tego, co spotkao pana lud. Mj te zna przeladowania. To dlatego jestem tutaj pomylaem, e moglibymy wymieni si informacjami. Wok jest niebezpiecznie. Moi przyjaciele znaj wiele sekretw natury. To dlatego odnosimy sukcesy bez elektrycznoci - natura jest silniejsza. - Znacie jeden z sekretw jedwabiu. Dziki niemu uratowalicie ycie doktorowi D'Amato. Powiedzia mi o tym. Amos skin gow. - Ale teraz znw znalaz si w niebezpieczestwie. Wszyscy jestemy zagroeni. Moemy potrzebowa czego wicej ni jedwab. Antonescu rozejrza si po pokoju. - Przejdziemy si po parku? Kiedy dzi tu przyszedem, by taki pikny lipcowy dzie, nie za gorcy. - OK... - zgodzi si Amos. - Tylko odnios te ksiki na miejsce - powiedzia Antonescu.

Amos zadygota. - Pomieszczenia pene stosw ksiek przeraaj mnie. Wol gosy ludzi. - Rozumiem - rzek Antonescu. - To zajmie minutk. Amos poszed do biurka Ruth Delany. - Znalaz go pan? - zapytaa i umiechna si. - Tak - Amos odpowiedzia umiechem. - Dzikuj pani. Na rogu Washington Square Park rozleg si pojedynczy dzwonek telefonu. - Sporo czasu zajo ci dotarcie do mnie - powiedzia mczyzna, ktry podj suchawk, z jednakow zoliwoci przygldajc si gobiom i przechodniom. - Nigdy nie zgadniesz, na kogo si natknem jakie dziesi minut temu - na tego palanta kelnera Amisza, z ktrym miesic temu, w Pensylwanii zrobiem porzdek! Dgnem go porzdnie noem! A tu nagle wazi sobie niby nic do pieprzonej biblioteki! Mog zaraz dokoczy robot. Wymaca pochw noa w kieszeni. - Widz, e powrcie do znakomitego cockneya - odezwa si gos w suchawce. - Dobrze; wol ten akcent od brooklyskiego. - A co z tym amiszowskim kelnerem... - Sdz, e na dzi byo prawie dosy zabijania, nieprawda? - zapyta gos z telefonu. Czowiek z noem rozemia si. - Prawie do? A co to waciwie, do diaba, znaczy? Suchaj, ten kelner widzia moj twarz - moe mnie zidentyfikowa - dlatego musz si nim zaj. - Poradzimy sobie z tym problemem w inny sposb - odpar gos. - Nie obawiaj si. - OK, no to ile jeszcze mam tu stercze? - Niedugo - uspokoi go gos. Do budki podesza starsza kobieta z wzkiem penym zakupw. Umiechna si sympatycznie. - Przepraszam. Czy dugo jeszcze bdzie pan zajmowa telefon? Musz zadzwoni do wnuka. - Tak, bardzo dugo. Zmiataj do innego telefonu.

- Kto tam jest? - zainteresowa si gos w suchawce. - Nie mam pojcia. Jaka wiedma... Hej! Kobieta wycigna skd strzykawk z cienk ig i kiedy odwrci si od niej w stron suchawki, jednym, pynnym ruchem wbia mu j w rami. Wstrzykna mu szybko zawarto - staroytn mieszank, niemal nieodrnialn w skadzie i w skutkach od czystej heroiny, tyle tylko, e nie musiaa jej kupowa u ulicznego handlarza... Mczyzna upad na ziemi, w pierwszej chwili bardziej szczliwy ni by kiedykolwiek w yciu, w nastpnej martwy. Kobieta pochylia si nad ciaem i wyja mu n zza paska. Podniosa si, uja kiwajc si na kablu suchawk i powiedziaa do niej kilka sw. - Dzikuj pani - rzek gos z telefonu. - Moe pani powiedzie naszemu niedawno zgasemu przyjacielowi, e teraz zabijania jest definitywnie do jak na jeden dzie. Jestem pewien, e przeszlimy od stanu prawie do, do wicej ni trzeba. Niestety, cho znaczenie sw prawie do jest oczywiste, dla niego jest ju za pno, by zdoa je poj. Kobieta zrozumiaa niewiele wicej, ni dwa pierwsze sowa, ale powiedziaa: - Aha - i dokoczya radonie - id zapa mj pocig na Penn Station. Powietrze w tym miecie wci jest dla mnie zbyt brudne, ebym czua si tu wygodnie... Kilka chwil pniej Antonescu i Stoltzfus minli rg ulicy. Par minut pniej przeszli koo tego telefonu. Stoltzfus w ogle nie zauway lecego na ziemi ciaa. Przyglda si koronom drzew. Antonescu zobaczy je, ale zmilcza. W tym miecie, w tym yciu, na tym wiecie, widzia mnstwo takich scen. Daem kierowcy takswki piciodolarowy banknot i powiedziaem, eby zatrzyma sobie reszt. Wystawi gow przez okno i zmierzy mnie wciekym spojrzeniem. - Hej, dziki facet, ale opata wynosi pi dolcw! - Przepraszam - podaem mu nastpn piciodolarwk.

W Washington Square Park kotowao si we wszystkich kierunkach kwiaciarki z piosenki Phila Ocha, deskarze mijajcy mnie pod takimi ktami, e fraktale wydaway si przy tym procizn, nieprzytomny pijaczyna na awce, drugi pod budk telefoniczn, dzieci i szkraby, i matki, i babcie, pary we wszelkich moliwych kombinacjach... Ale ani ladu Antonescu lub jakiegokolwiek Amisza, cho Ruth Delany powiedziaa mi, e Stefan i jaki amiszowski chopak kilka minut temu wyszli na spacer... Koo fontanny niewielka grupka piewaa Life Could Be a Dream, przycigajc cakiem spory tumek. Zatrzymaem si na chwilk, eby zebra myli i kupi paczuszk orzeszkw ziemnych od ulicznego sprzedawcy. Jak ten sam wiat moe mieci w sobie jednoczenie tak rado i tak brutalno? Ha, bo niektrym ludziom najwiksz rado sprawiaa wanie brutalno, oto dlaczego. Bo dla niektrych ludzi usuwanie innej osoby, usuwanie caych spoeczestw, nie byo niczym innym ni pozbywaniem si niepotrzebnych danych z twardego dysku. Cyfrowe dane, DNA, ot, po prostu inny kod, inna wyrzucona recepta... Przyjrzaem si kolumnie motyli po drugiej stronie fontanny. Trzepoczcych ku niebu. Powiodem wzrokiem wzdu nich a do rki, z ktrej startoway. Wok wypuszczajcego je czowieka zgromadzi si niewielki tumek. Zoto-czarne danaidy 8 lniy w socu. A potem wszystko si skoczyo. Tumek zacz si rozprasza. Czowiek od motyli odwrci si twarz do mnie.
8 Danaus Plexippus - Danaid wdrowny, pnocnoamerykaski motyl migrujcy (przyp. tum.)

Amos! Podbiegem do niego... - Phil! Wanie wysyaem wiadomo do domu - zawoa - a potem chciaem si skontaktowa z tob. - Gdzie Stefan? Nic mu nie jest? - Stefan Antonescu? Tak, z nim wszystko w porzdku. Jakie dziesi minut temu wrci do biblioteki. Odbylimy bardzo ciekaw rozmow. Popatrzyem w stron Biblioteki Babsta, budynku z czerwonego piaskowca wrd drzew.

- O co chodzi, Phil? Sprawiasz wraenie, jakby mi nie wierzy! Moemy zaraz pj do Stefana... - Nie, wierz ci. Opowiedziaem Amosowi o morderstwach, o Jennie, ktra sdzia, e w Yorkville Restaurant widziaa kogo, kto wyglda jak on. - Tak, to byem ja - potwierdzi Amos. - Zdaje mi si, e widziaem Jenn, chyba mnie zauwaya. Nie wiedziaem, czy wybiera si z powrotem do domu; nie miaem pojcia, ile jej powiedziae, a ile, wedug ciebie, powinna wiedzie. Pamitaem, e kiedy dawalimy ci lek, nie chciae, bymy jej zbyt wiele mwili. Doszedem wic do wniosku, e powinienem najpierw spotka si ze Stefanem, a potem dopiero skontaktowa si z tob... - Skd wiedziae, jak ona wyglda? - Pokazae mi jej zdjcie, pamitasz? Skinem gow. Pamitaem. Jedwabicie gadki kot podszed do nas i przysun si do Amosa. - Hyram - nie widziaem go od wydarze w Pensylwanii... - Dzi rano zawiadomi nas, e dzieje si co niedobrego - wyjani Stefan. - Dlatego teraz przyjechaem do miasta. Mia oko na ciebie i twoich przyjaci - twj anio str - od chwili twojego powrotu do Nowego Jorku. Przepraszam, e zaniepokoio to Jenn... - Wszystko w porzdku - powiedziaem. Jenna bya teraz bezpieczna w naszym apartamencie, na wszelki wypadek obstawionym przez gliniarzy. - A wic, czego nauczya si od Stefana? - Wiesz, e jego ludzie byli bystrzejsi ni ktokolwiek z nas? - Kto? Co? - Mam na myli prawdziwych neandertalczykw - wyjani Amos. Mieli wiksze mzgi, wicej miejsca na przechowywanie wiedzy o naturze. - Mzg niekoniecznie dziaa w ten sposb, poczenia znacz wicej ni pojemno magazynw. - No to wicej miejsca na nowe poczenia - zgodzi si Amos. - A nasi przodkowie, twoi i moi - wyrzynali ich. Nasz lud ich mordowa. Bo zazdrocilimy im mdroci. Z tego mog si bra te wszystkie zabjstwa.

- Stefan ci to powiedzia? - Niecakiem to - odpar Amos. - Nie wiedzia o tych zabjstwach. Ja dowiedziaem si o nich dopiero od ciebie. Nasze strkoty wyrazem oczu informuj nas, kiedy zbliaj si kopoty, nie rozmawiaj z nami. Umiechn si, jak sdz, na myl o absurdalnoci widoku kota zdajcego ustne sprawozdanie. Koty wdrujce setki mil, by wyrazem oczu przekaza niepokj - dla tych ludzi to normalka. - Jaki zwizek z neandertalczykami maj te morderstwa? - zapytaem. - Jestem przekonany, e ci sami ludzie, ktrzy zlikwidowali neandertalczykw, sprowadzili na nas plag mendlowskich bomb i zabili ojca Laurie. To prehistoryczny lud. S odpowiedzialni za pojawienie si neandertalskich cia w waszych miastach, jestem tego pewien, cho nie rozumiem, po co to zrobili. Ale zabijaj ludzi - jeli si da za pomoc chorb, jeli trzeba za pomoc broni, tych, ktrzy wchodz im w drog. W Pensylwanii widziae ju cz ich dziaalnoci - dotkn swojego brzucha. - Poczuem zimny pocaunek jednego z ich noy - na szczcie miaem na sobie t ochronn tkanin - pogaska swoj koszul w kolorze mchu. - Ciesz si, e nic ci nie jest - powiedziaem. - Powiniene by wczeniej powiedzie mi o tych zwizkach z neandertalczykami. - To tylko teoria - jak by to nazwa - odpar Amos. - Prawdopodobnie wiemy o neandertalczykach mniej od ciebie, nie mamy dostpu do ich szcztkw rozsianych po wiecie. Opieramy si tylko na starych opowieciach, przekazywanych z ojca na syna, z wuja na siostrzeca, z najstarszego na najmodszego brata. Westchnem. - auj, e nie mam wicej motyli - wyzna Amos. - Powinienem powiadomi Johna Lappa o morderstwach. Naleaoby go ostrzec o niebezpieczestwie. On nie uywa telefonu, tak jak ja. Wie za to, jak patrze w niebo. - Wykorzystywae te motyle do przekazania wiadomoci do Johna Lappa? - Tak, mona na nich polega. - Czy te motyle mog przelecie std do Pensylwanii?

- O tak - potwierdzi Amos. - Danaidy co roku przelatuj std do Meksyku, trafiajc na miejsce z nieprawdopodobn dokadnoci. Te wysane przeze mnie byy wyhodowane tak, eby wracay na zaplecze ogrodu Johna Lappa. - Jak tu przyjechae - pocigiem? Z koszykiem motyli? - Nie, autobusem. Podrowanie autobusem w grupie jest w porzdku, dopki nie musimy prowadzi. Mogem zabra ze sob sporo motyli w kopertach - wietnie znosz tak podr, dopki si na nich nie usidzie. Ale pomylaem, e dla tego zadania bd potrzebowa mnstwa motyli, wic mj przyjaciel przywiz je dla mnie z Union Square - widziaem go po drodze tutaj. Prowadzi amiszowskie stoisko z ciastami.. - Tak, chyba jadem jego chleb. Jest przepyszny - powiedziaem. - Nie przejmuj si powiadomieniem Johna o morderstwach - mog zadzwoni do kogo w Lancaster, a on wymyli sposb na przekazanie wiadomoci Johnowi. - OK, dziki. - Motyle - westchnem i popatrzyem w niebo - Nawet jeli zachowae par sztuk, jak, u diaba, zdoaj przekaza dwie informacje, w ktrych dwie rne osoby zostay zamordowane? Skoro koty nie umiej mwi, jak, do diaba, mog to robi motyle? - Wszystko zawiera si w sposobie, w jaki lduj - ktre pierwsze, i w ktrych miejscach krzewu. Musz wypuszcza je w okrelonej kolejnoci nauczenie si tego zabrao mi lata. W ten sposb moemy przekaza dowolne wiadomoci. To wzorce - kod - kady wzorzec ldowania stanowi pojedyncz liter. Wymaga to bardzo wielu motyli, ale nasze zostay wyhodowane tak, eby ldoway i podryway si tyle razy, ile trzeba dla przeliterowania przekazu. Nazywamy ten system kodem ciem, jest bardzo staroytny - mielimy go o wiele wczeniej, ni Morse wymyli swj alfabet. Moe nawet zaczerpn pomys od nas. A jaki kod powodowa, e dziao si to, co si dziao?

CZ CZWARTA

Kod jedwabiu

PITNACIE
- A w rodku tylko dwie zdeche my i dwa zalege rachunki - zamknem odrapan klapk skrzynki pocztowej w holu. Gdyby te kody DNA, ktre usiowalimy zama, rwnie atwo ujawniay swoj zawarto. - Czy to mia by art? - zaciekawi si Mallory. Przylecia tu na konsultacj ze mn, tryby machiny finansowej Zjednoczonego Krlestwa w kocu wymieliy z siebie odpowiednie pokrycie kosztw, jak on to nazywa, ktrego wiele miesicy temu zada od swoich przeoonych na t podr. Dzi pracowaem w domu. - Ba, chciabym - odparem - ale latem w tych blokach jest mnstwo ciem - spojrzaem na zegarek. - Dwunasta pidziesit. Chodmy do Yorkville na lunch. Kiedy usadowilimy si w restauracji, Mallory poda mi plik kartek. - Po pierwsze jest tu raport, o ktrym ci mwiem. Zawsze mona odrni brytyjskie sprawozdanie czy list od amerykaskiego. Papier jest o jakie wier cala wszy i o trzy czwarte duszy. Czasami ta rnica sprawia mi przyjemno, a czasem irytuje. Dzi... - Podsumowanie jest na stronie dwudziestej - powiedzia Mallory. Nasi chopcy znaleli w DNA Dave'a Spencera kilka powanych odmiennoci. Rzeczywicie. DNA ze wszystkich trzech cia zosta pocity, pomierzony, powstawiany gdzie trzeba, zsekwencjonowany, a wszystko to dao jeden wynik - materia genetyczny by stabilny, od czasu wyizolowania go z cia kilka miesicy temu nie ulega adnym zmianom. Tak samo DNA Stefana Antonescu. Ale DNA Dave'a Spencera, a waciwie czort wie czym si sta, by zaskakujco aktywny. Wstawiony do szczurzych komrek zacz si rozprzestrzenia we wszystkich moliwych kierunkach - witeczne fajerwerki.. najprzedziwniejszych kombinacji, z ktrych adna nie bya w stanie

przey. Jak dotd. - Nazwali to hipermutabilnoci - cign Mallory. - Podobny efekt obserwuje si w niektrych genach E. coli. - Tak, wiem o E. coli - powiedziaem. - Nasze szczurze komrki z pomiertnym DNA Dave'a zachowuj si identycznie jak twoje. Ciekaw tylko jestem, jak dugo jego materia genetyczny utrzyma w sobie sekwencje Bombycidae. Ju wczeniej poinformowaem Mallory'ego o teorii Luma. - Powiem naszym chopcom w laboratorium, eby zwrcili na to uwag - obieca Mallory. - Moi przeoeni bardzo zainteresowali si t spraw. Bardziej ni moi, pomylaem. - Czy dlatego w kocu ci tu przysali? - Mam swoich przeoonych w szczurzej dupie odpar - z wyjtkiem sytuacji, w ktrych mog pomc mi zrobi, co trzeba. wietnie o tym wiesz. Przyjechaem tu, bo przejmuj si t spraw - i tob. Popatrzyem na niego. - Michael, mamy tu kopoty. Tego samego dnia, w ktrym nastpio podwjne morderstwo, znalelimy w Washington Square Park kolejne ciao. Jego odciski palcw zgadzay si ze znalezionymi w mieszkaniu Debbie. To mg by ten sam facet, ktry dgn mnie na Heathrow - nie jestem pewien, ale wyglda znajomo. Umar z przedawkowania, ale nikt ani przez moment nie uwierzy, e to pun - na rkach nie ma adnych ladw po zastrzykach, adnych innych ladw wskazujcych na jego narkomani. Najprawdopodobniej zosta zlikwidowany przez kogo, kto tu pociga za sznurki. Nie mwiem ci tego wczeniej, bo nie jestem pewien, e to nie ty ktokolwiek za tym stoi, najwyraniej jest znakomicie poinformowany o wielu sprawach. Czyli: ja nie ufam tobie; ty nie ufasz mnie. W jakiej wic jestemy sytuacji? - Popatrz na to z mojej strony - odpar Mallory. - Rzecz nie w zaufaniu do ciebie - tak naprawd to ci ufam, ale by moe stae si ofiar kontrolowan przez siy, z ktrych nawet nie zdajesz sobie sprawy. Twoje miasto

stanowi centrum wydarze. Zostae zaatakowany noem na Heathrow, prawda, ale wedug mnie zrobie to, eby zbi nas z tropu - sam wielokrotnie powtarzae, e zawsze naley powtpiewa w usiowania zabjstwa, rany nie miertelne; dla ofiar stanowi one wietne zasony dymne. A po pojawieniu si na pocztku tych nieboszczykw, wszystkie pozostae wydarzenia nastpoway tutaj, prawda? Pojawi si Antonescu, Dave Spencer zmar i zamieni si w neandertalczyka, zamordowano te dwie kobiety. Bybym wyjtkowo kiepskim ledczym, gdybym nie podejrzewa, e masz z tym o wiele wicej wsplnego, ni twierdzisz, nieprawda? - Rozumiem - przyznaem. - Tyle tylko, e ja wiem, w jaki sposb jestem zamieszany w t spraw; a co do ciebie nie mam tej pewnoci - jak dotd, z mojego punktu widzenia, wszystko co mwisz moe by tylko zason dymn, cho bardzo logiczn, ktra ma odwrci moj uwag od ciebie. A oczywicie z jego strony ta argumentacja moga sprawia wraenie mojego sprytnego wybiegu, majcego zbi go z tropu. Nie istnia aden sposb pozwalajcy nam to teraz ustali - kady argument, kady dowd mg wskazywa w obie strony. Zupenie jak w tej scenie z Co si wydarzyo w Madison County?, o ktrej opowiadaem kiedy Jackowi Duganowi. Pod koniec filmu Meryl Streep patrzy w lad za odjedajcym Clintem Eastwoodem, kiedy ju uznali, e rozstanie bdzie najlepszym rozwizaniem. Jeli on mnie naprawd kocha, myli Meryl Streep, odjedzie, nie ogldajc si za siebie. I Eastwood robi wanie tak. Ale moliwe jest, e Clint odjeda w taki sposb nie dlatego, e tak bardzo kocha Meryl, ale dlatego, e tak naprawd nigdy jej nie kocha? W takim przypadku nie ogldanie si za siebie nic nie kosztuje, nie jest aktem powicenia w imi mioci. Ale c mona powiedzie o duszy Eastwooda na podstawie tego jednego uczynku? Jego odjazd stanowi potwierdzenie dla dwch wykluczajcych si hipotez. Zupenie tak samo, jak kady fakt w tej cholernej sprawie, w ktrej grzebalimy si z Mallorym... - Phil, Phil... - zacz Michael.

Zamyliwszy si, przestaem na niego patrze. Teraz ktem oka nagle spostrzegem jego rk znikajc pod stoem... Signem i chwyciem go za ni, zrzucajc ze stou szklank soku pomaraczowego. Rozbia si z trzaskiem na kamiennej pododze... - Phil, na mio bosk, sigaem po chusteczk... Uspokj si. Trzymaem go mocno za przegub, pozwalajc jednoczenie wygrzeba z kieszeni, co chcia. Naprawd bya to chusteczka - jedwabna, haftowana. Nie niebieska. - Przepraszam... - potrzsnem gow. - Pozwolisz mi wydmucha nos? - Przepraszam - powtrzyem tpo. - Moe ten kto, czy co, co za tym stoi, nie jest jednym z nas. Ale ktokolwiek to jest, na pewno wie bardzo wiele o naszych poczynaniach i przemyleniach. Wiem, e to nie ja. Dlatego zaczem przyglda si tobie i Lumowi. A ty mi do tego bardziej pasujesz. Lumowi brak energii - wiem, mona przypuszcza, e to te jest udawane. O rany, kiedy ju wpadnie si w te koleiny... - Zapomnij o Lumie. To nie on - oznajmi Mallory. - Ale jeli nie ty i nie ja, to musimy zacz myle o Lumie. atwo mg by zamieszany w mier Gerry'ego Mosesa... - Posuchaj mnie - przerwa mi Mallory, z pobiela twarz. - To nie Lum. On zmar dzi rano. Musiaby by szalecem, eby ga mi prosto w oczy w takiej sprawie, ale musiaem sprawdzi jego sowa. - Nie ruszaj si std - poprosiem, wstajc. - Prosz. Nie miaem prawa mu czegokolwiek nakazywa, ale skin gow. Podszedem do automatu telefonicznego wiszcego przy wejciu do restauracji - bezmylnie zostawiem komrk w domu. Wsunem kart kredytow i wybraem numer Luma w Toronto, cay czas obserwujc Mallory'ego, ktry spokojnie nalewa sobie herbaty z czajniczka. Kto odebra telefon - nie jeden z jego zwykych asystentw; jak on si, cholera, nazywa? Przedstawiem si i poprosiem o rozmow z Lumem. - Chwileczk, doktorze.

Przeczono mnie na trzy kolejne numery, gdzie odzyway si wycznie poczty gosowe. Mallory pi kolejn filiank herbaty. Po czwartym przeczeniu odezwa si ywy czowiek, tym razem wyjaniem powd, dla ktrego dzwoni. - Bardzo mi przykro, doktorze D'Amato; w tej chwili nie mog udziela adnych informacji na temat H.-T. Luma. To zdawao si potwierdza rewelacje Mallory'ego - z jakich innych powodw miaby ten facet do wszystkiego odmawia rozmowy ze mn? ale naciskaem dalej. Powiedziaem mu, e ycie wielu ludzi zaley od cisej wsppracy naszych wspaniaych krajw, mamy dug histori dzielenia si informacjami w takich sprawach, zaley od tego ycie... - Bardzo mi przykro, doktorze D'Amato. Chcielibymy podzieli si informacjami, ale wszystko ma swoje granice. Wierzymy tu w wolno sowa, ale nie czcimy jej. - Co do cholery wsplnego ma wolno sowa z tym... Facet odwiesi suchawk. Wspaniale. Ju zaczem gada jak Mallory, ale najwyraniej brakowao mi jego umiejtnoci wycigania informacji z tych ludzi. Cholerni Kanadyjczycy, cholerni Angole - przede wszystkim aden z nich nie mia zielonego pojcia o wolnoci sowa i Pierwszej Poprawce... Uspokoiem si troch i popatrzyem na Mallory'ego, sczcego herbat. Podjem decyzj. - To co, wierzysz teraz temu, co powiedziaem o H.-T. Lumie? - zapyta Mallory, gdy wrciem do stolika. - Mniej wicej. Facet nie powiedzia za wiele. Czy moesz zadzwoni do niego i rozkaza mu, by powiedzia mi o Lumie? Na kanadyjskich monetach wci jest gowa krlowej, prawda? - To nie dziaa w ten sposb, Phil. Skinem na kelnera, proszc o kolejny czajniczek herbaty. - No dobrze - rzekem do Mallory'ego. - Wedug mnie sprawy przedstawiaj si w ten sposb: Jeli przyjmiemy, e Lum nie yje, to najprawdopodobniej nie on sta za zabjstwami. Z logicznego punktu widzenia

rzuca to automatycznie powaniejsze podejrzenia na mnie i ciebie. Ale jeli pjdziemy tym tropem, to dalsza nasza rozmowa w ogle traci sens - lepiej dla kadego z nas, gdyby tylko to si udao, byoby zaaresztowa drugiego. Pozwl mi wic zaproponowa co innego. - Zamieniam si w such - rzek Mallory. - Jeli zaczniemy od zaoenia, niewane jak bardzo w tej chwili nieprawdopodobnego dla kadego z nas, e aden z nas dwch nie jest tym skoczonym ajdakiem, staniemy przed oczywistym faktem, e ludzie zamieszani w t spraw albo wiedzcy o niej za duo, umieraj w zastraszajcym tempie - Gerry Moses, Dave Spencer, Tesa i Debbie, a teraz Lum. Dodajmy te prby wykoczenia moich przyjaci Amiszy oraz mnie samego. - Prawda - zgodzi si Mallory. - To znw doprowadza nas do pytania, dlaczego podejrzewamy si nawzajem. - Tak. Ale jeli usuniemy z tego rwnania mnie i ciebie, tak na potrzeby dyskusji, to czy wynika z niego, gdzie powinnimy dalej szuka? Najprawdopodobniej wiedzie tak wiele o sprawie, nie siedzc teraz z nami przy tym stole, moe tylko kto, kto znajduje si na tyle blisko przynajmniej jednego z nas, eby mc zdoby te informacje. Mallory skrzywi si szpetnie. - Czego ty chcesz - zarzdzi inwigilacj Jenny i mojej ony? - Nie cakiem - zaprzeczyem. - Mam inn propozycj: ogaszamy zawieszenie broni. Poczymy nasze siy i przyjrzymy si wszystkim zwizanym z nami osobom. Ty sprawdzisz moich, ja twoich. Jeli chcesz, moesz tu zosta i zrobi to osobicie albo zle to komu innemu. Ja sam pojad do Anglii. Jeli co wskae na kogo w Kanadzie, moemy uda si tam razem. Mallory podnis filiank z herbat do ust. Po pewnym czasie wycign rk. Uciskaem mu do. - Oczywicie, jeli jeden z nas niedugo umrze, bdzie to do jednoznacznie rozstrzygnicie, e morderc jest ten, ktry przey.

SZESNACIE
Do amerykaskiej czci sprawy Mallory przydzieli brytyjsk agentk specjaln - Amand Leonard, ktra oficjalnie pracowaa w BBC. Nie potrafiem wyobrazi sobie czego takiego u nas, ale moe byem naiwny. Miaa kruczoczarne wosy i fiokowe oczy, znakomicie pasujce do jej oficjalnego zawodu reporterki ledczej. Taka przykrywka miaa wielk zalet - otwieraa jej rne drzwi. Przeszedem przez obrotowe drzwi Biblioteki Babsta, z Amand nastpujc mi na pity. - Dzikuj, e zechcia si pan spotka ze mn tak szybko po powiadomieniu - powiedziaa do Stefana Antonescu, podajc mu rk, kiedy tylko dotarlimy na nisze pitro, gdzie wanie pracowa. - Chciaa pani powiedzie spotka si bez uprzedzenia - odpar. Pani Delany dopiero czterdzieci pi minut temu oznajmia mi, e chce pani zej tu na d i porozmawia ze mn. Nie miaem wyboru, mogem pozostawi to wszystko rozgrzebane - wskaza na pojemnik na kkach do poowy wypeniony papierami w rnym stadium pogniecenia - albo zosta i cieszy si z pani wizyty. Nalegaem na obecno doktora D'Amato, bo do mediw nie mam za grosz zaufania. Umiechnem si najsympatyczniej, jak potrafiem. - Bd tutaj robi tylko za much na cianie, w najmniejszym stopniu nie zamierzam wtrca si do rozmowy. Amanda umiechna si najmilej, jak ona potrafia - naprawd ujmujco, prawie zwalajco z ng. - A ja sdziam, e to my, Angole, tak pedantycznie podchodzimy do precyzyjnego wysawiania si. Mio spotka si rwnie po tej stronie Atlantyku z tak o to trosk. - Mj rodzaj siga poza Atlantyk, madame, o czym niewtpliwie pani ju wie.

- Tak, i wanie o tym miaam nadziej troch porozmawia - powiedziaa Amanda. - Nie mam nic przeciwko temu, o ile wykona pani swoj cz pracy i od czasu do czasu podniesie kawaek papieru z podogi w trakcie mojej wdrwki - rzek Antonescu. - Moliwe, e jasne wiato rozgosu moe pomc mi przey i utrzyma z daleka tchrzy kryjcych si w cieniu. Moe wanie dlatego zdoaem przetrwa ostatnie kilka miesicy. Amanda schylia si i podniosa ogoszenie o zeszotygodniowych imprezach, cae pokryte ladami podeszew. Antonescu wrcz chon ten widok. - Czy to prawda, e ma pan trzysta lat? - zapytaa, wrzuciwszy kartk do kosza. - Mam pani opisa, jakie wraenie wywarli na mnie Louis Napoleon albo Fryderyk Wielki? Czy to pani przekona? - Zna pan tych ludzi? - spytaa Amanda. - Nie - odpar Antonescu. - Dotychczas wiodem zupenie anonimowe ycie. Lecz biorc pod uwag niechlujny stan dzisiejszej historii oraz mnstwo czasu, ktry spdziem na starannym czytaniu wielu ksiek z rozmaitych dziedzin, prawdopodobnie zdoabym oszuka pani i przekona, e osobicie znaem tych dwch ludzi. - C, dzikuj za szczero. Podniosem kolejny kawaek papieru. Antonescu skoni si lekko. - Widzi pani, nie istnieje aden dowd, ktry mgbym przedstawi na poparcie mojego wieku. Nawet moje geny najprawdopodobniej nie rniyby si prawie od waszych. Do pewnego stopnia - wikszego ni u was podlegaj samonaprawie i kiedy s prawidowe, nie rni si wcale od genw innych ludzi. Musielibycie obserwowa je przez dziesiciolecia, eby zauway jakiekolwiek rnice. - Wy, neandertalczycy, uwaacie si za cz ludzkiej rasy? Prosz o wybaczenie, nie zamierzaam... - Nie czuj si obraony - przerwa jej Antonescu. - Oczywicie, e ja, neandertalczycy i wszystkie istoty, ktre dzisiejsza nauka raczy klasyfikowa

jako Homo, s czci ludzkiej rasy. Inni te. To tylko najmodszy przedstawiciel klanu Homo - Homo sapiens sapiens, wasz kromanioczyk - uzna za stosowne i nadal uznaje, czyni tego typu rozrnienia. - Ja uwaam tego typu rozrnienia - gorce i zimne, mczyzna i kobieta, ciemno i wiato - za podstaw ludzkiego poznania - odpara Amanda. - Claude Lvi-Strauss nazwa to ludzkim naoeniem dwubiegunowych przeciwiestw na cig rzeczywisto. Ponad dziesi lat temu w BBC nadalimy program powicony jego teoriom - wwczas byam dopiero praktykantk. Zna pan jego prace? Musiaem jej to przyzna - ta kobieta przygotowaa si bardzo dobrze. Bya te bardzo inteligentna. - Tak, wanie ostatniego wieczoru rozmylaem o Lvi-Straussie Antonescu przelicytowa j - w Canton Garden, nad wieprzowin w sodkokwanym sosie. Ma racj w sprawie ludzkiej skonnoci do rozrnie - ja take ich dokonuj. Problem pojawia si, kiedy ludzie zaczynaj co robi z tymi rozrnieniami. - Co kromanioczyk zrobi z rozrnieniami, ktrych dokona? - Zna pani odpowied - odpar Antonescu. - Usiowa doprowadzi do naszego wymarcia. Lecz my opracowalimy rodki zaradcze. Trzy dni pniej poleciaem do Londynu, wciskajc jeszcze w kalendarium podry krtk wypraw pocigiem do Bath. Uzyskaem w jej trakcie pewn informacj, ktra wedug mnie moga okaza si przydatna... Emma Roberts mieszkaa przy Marlboro Lane 19, w poowie drogi na Sion Hill. Spacer mi si podoba - jak na angielski sierpie, dzie by do chodny - tak samo jak widok miasta w dole, z klombami jasnych kwiatw i pomaraczowymi kominami. Trudno byo uwierzy, e kiedy tam w dole, brnli przez boto rzymscy legionici poszukujcy oczyszczenia dusz w publicznych aniach, od ktrych Bath wzio nazw. Lecz Rzymianie znani byli ze znakomitych instalacji hydraulicznych, z ktrych cz pozostaa niedocignion doskonaoci jeszcze w dziewitnastym wieku. Niezbyt chtnie przeprawiali si przez morza, ale wietnie wiedzieli, jak dostarczy

ludziom wod - my dzi podobnie postpujemy z informacj. Jednak czasami trzeba osobicie dotrze do rda, najbliej jak si da. Zapukaem do drzwi. Otwary si. - Jestem Phil D'Amato - powiedziaem, wycigajc rk. - Profesor Roberts? - Tak, prosz wej. Miaa jasnobrzowe, krcone wosy i oczy byskajce umiechem. Natychmiast spostrzegem podobiestwo. Waciwie bya nie profesorem, a wykadowc historii sztuki na Uniwersytecie Bath Spa, znajdujcym si nieco wyej na wzgrzu. Lecz wykadowca Roberts brzmiao wedug mnie niezdarnie, a poza tym jej stanowisko akademickie i historia sztuki nie miay nic wsplnego z celem mojej wizyty. - Czy mog zaproponowa panu filiank dobrej herbaty? - zapytaa. - Tak, bardzo chtnie, jeli nie sprawi to kopotu. - Na pewno nie, mam przygotowany czajnik - odpara i znikna w ssiednim pomieszczeniu, ktre uznaem za kuchni. Pokj, w ktrym siedziaem, by prosty lecz pikny - promienie soneczne zaamyway si w okiennych szybach oraz kilkunastu naczyniach z niebieskiego bristolskiego szka, majcych na pewno ponad sto lat. - Prosz bardzo - wrcia z caym zestawem. - Poprosz tylko odrobin mleka - powiedziaem. Podaa mi porcelanow filiank na spodeczku, obydwa naczynia wydaway si niewakie. Filianka pasowaa do moich warg - ciepa, nie gorca ani nie zimna - sczenie gorcej herbaty z zimnej filianki psuje poow przyjemnoci. - No dobrze - zacza - co mog powiedzie panu o Amandzie? Zapaem wieczorny pocig do Londynu. Siostra Amandy Leonard podaa mi informacj, o ktr mi chodzio. Tak naprawd nie pochodzia ona z jej sw, ale i tak miaem, co chciaem.

W lewej kieszeni kamizelki. Prbk DNA Emmy. Zaczynaem si czu jak kieszonkowiec podkradajcy DNA, ale cay ten interes zacz si sprowadza do tego jednego. Przed wejciem do wagonu kupiem kanapk z bekonowym stekiem brytyjska nazwa na pewien rodzaj szynki - oraz liczny, stary wazon w nieokrelonym, wiktoriaskim stylu, sporzdzony z bristolskiego szka - dla Jenny. Pomys przyszed mi do gowy, jakeby inaczej, u Emmy... Drzewa migay za oknem; kanapka bya bardzo smaczna. Nigdy wicej nie zobacz Emmy - by to pierwszy i ostatni raz. W tej kotowaninie zbyt niebezpieczne dla mnie byo powicanie nadmiernej uwagi komukolwiek. Nie chciaem kolejnego zabjstwa. Ale miaem jej DNA. Prbowaem zdoby prbk materiau genetycznego Amandy, kiedy bya w Nowym Jorku, ale bez powodzenia. Wyjechaa na spotkanie z Johnem Lappem w Lititz - po moich intensywnych naleganiach przekazywanych przez Amosa - a ja musiaem zapa samolot do Anglii. Lecz przynajmniej zdobyem DNA jej siostry - prawie najlepszy sposb na przeprowadzenie mojego gboko sigajcego wywiadu, gruntownego badania Amandy. Zazwyczaj kiedy chodzio o zdobycie informacji krytycznej dla sprawy, cigao si czyje akta albo zdobywao si nakaz zaoenia podsuchu lub nawet wynajmowao si hakera, by wama si do odpowiedniego komputera. Ale informacja, o ktr mi chodzio, nie wymagaa nakazw ani hakerw - mona byo j po prostu zdoby, jeli trafio si na osob z waciwymi genami. Czasy si zmieniay. DNA stawa si ostatecznym dossier. Chocia wcale nie wiedziaem, czego tak naprawd szukam. ladu Bombyx mo, brakujcej sekwencji Bombycidae, wzorca bliszego neandertalczykom Paabo? Nie wiedziaem. Amanda i jej siostra niewtpliwie wyglday jak cakowita antyteza neandertalczykw. Lecz byo co w wyrazie twarzy dziennikarki w trakcie rozmowy ze Stefanem - co w sposobie, w jaki przechylaa gow - i w sposobie, w jaki on patrzy na ni, co powodowao, e czuem jakby... nie wiem, jakby oboje byli do siebie podobni. Wysaem DNA do kilku kolegw w MIT - lepiej trzyma spraw z daleka od Nowego Jorku i moliwych przeciekw do Londynu - zobaczymy, do czego dojd. Zastanawiaem si, co naprawd Mallory o niej wiedzia...

Skoczyem kanapk i uoyem si do drzemki. Musiaem dzi wieczorem zadzwoni do Amosa w sprawie wywiadu Amandy, a jutro rano wyjecha na wielkie spotkanie z Mallorym i jego czowiekiem kierujcym zespoem tumaczcym tochariaskie dokumenty. Dopadem Amosa w jego budce telefonicznej - o pierwszej w nocy mojego czasu, czyli o smej wieczorem u niego. - Jak poszo? - zapytaem. - Jest bardzo pikna - odpar. - Wiem - potwierdziem. - Szkoda, e nie miae kamery wideo na baterie. Nie zauwaya tego malutkiego magnetofonu? - Nie sdz - uspokoi mnie Amos. - OK, dobrze wic. Posuchajmy tamy. Czuj si te upowaniony do zatrzymania jej w dowolnym momencie i skomentowania, jeli z rozmowy nie do koca bdzie wiadomo, kto co mwi. - OK - zgodzi si Amos. - Zaczynamy. Usyszaem kliknicie, a potem... - Dzikuj za zgod na spotkanie pomimo tak pnego powiadomienia.... - To mwi Amanda Leonard - oznajmi Amos i zatrzyma tam. - Wiem - powiedziaem. - Prawdopodobnie potrafi rozrni na tamie jej gos, Johna i twj. Zatrzymuj nagranie, tylko jeli co bdzie naprawd niejasne. - OK - zgodzi si Amos. - Przewin i zacz od pocztku? - Nie, to niekoniecz... Cho, dobra, zrb tak. Usyszaem trwajcy uamek sekundy wizg przewijania. - OK, zaczynamy od pocztku - powiedzia Amos. - Dzikuj za zgod na spotkanie pomimo tak pnego powiadomienia - powiedziaa Amanda. - Prosz usi - odpar Lapp. - Dzikuj - Amanda. - Moe jest pani godna? - zapyta Lapp.

- Tak naprawd to jestem godna jak pies - potwierdzia Amanda. Omino mnie niadanie. - Saatka z kurczaka jest znakomita - zaproponowa Lapp. - Brzmi smakowicie. Poprosz kanapk z saatk z kurczaka.... Amos zatrzyma tam. - Amanda zwraca si tu do mnie, podszedem do niej jako kelner, przyj zamwienie. - Zrozumiaem - powiedziaem. - Jedziemy dalej. - Ja ju jadem - powiedzia Lapp. - Jak rozumiem, zbiera pani informacje. Zazwyczaj nie mamy najmniejszej ochoty na jakiekolwiek konszachty z reporterami. - Wiem - potwierdzia Amanda - i bardzo doceniam, e uczyni pan dla mnie wyjtek. Stefan Antonescu tak dobrze si wyraa o was... Hmmm...! Niczego takiego nie pamitaem, a byem przy tej rozmowie... Amanda mwia dalej. - Czy jestecie dobrymi znajomymi? - Nie poznabym go, gdyby wszed do restauracji - odpar Lapp. - Powiedzmy, e nasze grupy maj bardzo dug histori. - A do jakiej konkretnie grupy pan naley? Prosz nie poczu si uraonym moim pytaniem - rzeka Amanda. - Nie urazia mnie pani - powiedzia Lapp. - Lecz zanim udziel na nie odpowiedzi, poprosz pani o danie sowa honoru, e nie nagra pani naszej rozmowy - a nawet nie bdzie robi notatek. Nic, z tego co powiem, nie moe zosta zacytowane. Amos zatrzyma tam. - John nie wiedzia o tym nagraniu. Wiemy o nim tylko pan i ja. - OK, rozumiem - oznajmiem. - Doceniam to, co robisz. - Czuj, e postpiem waciwie. Puci tam dalej? - Tak, prosz. - Rozumiem - zgodzia si Amanda. - adnego nagrywania, a notatki s mi niepotrzebne. Mam bardzo dobr pami.

- Jeli zacytuje pani jakiekolwiek szczegy podane przeze mnie, to zaprzecz, e ta rozmowa w ogle si odbya - oznajmi Lapp surowo. - Jak to nazywaj, wiarygodn zaprzeczalnoci? Podstawowym instruktaem w pani brany? - Zrozumiaam - powiedziaa Amanda. - Nie odpowiem na adne pytanie, kim jestem - kontynuowa Lapp. Nie o tym bdzie rozmowa. Powiem pani tylko o jedwabnym leku - doktor D 'Amato bardzo prosi, ebym wanie o tym z pani porozmawia. Uwaa, e mgby uratowa ycie pewnej liczbie ludzi. - Doktor D 'Amato prosi pana o spotkanie ze mn? - Uwaa, e rozpowszechnienie teraz pewnych wiadomoci moe mie istotne znaczenie dla wiata - wyjani Lapp. A poza tym, jakkolwiek by moja spoeczno si izolowaa, yjemy jednak na tym wiecie razem z pani grup i wieloma innymi. Choroby rzadko respektuj takie podziay - swobodnie przemieszczaa si po wiecie i pustosz go. W tym przypadku nie mamy do czynienia z waszym AIDS, ktry cho jest straszny, to uchroni si przednim mona wstrzemiliwoci i separacj. - Prosz mi w takim razie opowiedzie o tej chorobie - odezwaa si Amanda - oraz o leku. Co kilkakrotnie zadwiczao na blacie stou. Przyszedem z kanapk - wtrci Amos. OK - powiedziaem.

- Ten rodek leczy schorzenie, ktre nie jest wywoywane przez ywe organizmy, ale co znajdujcego si niej na drzewie ycia. - Wirus? - zapytaa Amanda. - Nie jestem pewien, czym s wirusy - przyzna Lapp. - C, to jest... - zacza Amanda. - Zaraz, znam informacje na ich temat podawane przez wasz nauk przerwa jej Lapp. - Mwi, e nie jestem pewien, czy cakowicie si z nimi zgadzam - nie wiem nawet, czy wasza nauka w peni akceptuje to, co sama na ich temat twierdzi. Tak naprawd ten termin okrela co, czego nikt do koca nie rozumie. W otrzymywanych przez nas naukach jest informacja, e

t chorob wywouje pewna cegieka - nie co obdarzonego yciem. - W jaki sposb co takiego moe wywoywa schorzenie? - Tego te nie do koca jestemy pewni. Uwaamy, e wstawia gdzie niewaciw cegiek - nieprawidowy skadnik w przepisie. A moe neutralizuje jak wan cegiek, tak hamujc. - A wynik? - zapytaa Amanda. - Wskutek tego cegieki dziaaj zbyt szybko... - Co powoduje? - drya Amanda. - Co powoduje zawalenie si budynku - wyjani Lapp. - Ze cegieki dokonuj zniszcze po cichu, dopki nienaturalna prdko nie osignie pewnej wartoci. A wtedy zakaon osob spotyka naga mier. Gdyby owego dnia doktor D 'Amato straci po drodze choby kilka godzin... - Jak dziaa lek? - Jedwabnik jest zbudowany z innych cegieek - mwi Lapp. - Rozumie pani, w naszym rozumieniu wszelkie ycie zbudowane jest z rnych, a jednak czasem wzajemnie wymiennych cegieek. Wszystko opiera si na uzyskaniu waciwego ich zestawu. Wielki Budowniczy w wikszoci o to zadba. - Ma pan na myli Boga? Milczenie. Potem: - Tak - potwierdzi Lapp. - Co pan rozumie przez w wikszoci? - zapytaa Amanda. - W wikszoci o to zadba? - C, niektrzy aroganccy przedstawiciele naszego gatunku wierz, e mog wzi si sami za prac Budowniczego. Widzi pani, my postpujemy bardzo ostronie, szanujc integralno kadej cegieki. Ale kiedy si rozbija cegy... Odgos uderzenia doni o do. - Kiedy si ata, grzebie wewntrz cegieek, wtedy mog si zacz kopoty - dokoczy Lapp. - Przycinanie genw - skomentowaa Amanda. - Tak - potwierdzi Lapp.

- Ale pana ludzie szanuj cegieki i jedwabny lek dziaa w ten ...sposb? - Cegieki jedwabiu znosz efekty dziaania tych zych. Nienaturalna prdko maleje i budynek jest w stanie przetrwa trzsienie ziemi. - Rozumiem - powiedziaa Amanda. - To dziaa prawie jak przeciwciaa... - Nie, nie cakiem - przerwa jej Lapp. - Przeciwciaa cz si z intruzem i niszcz go. Nasze lecznicze cegieki tylko blokuj dziaalno innych tworz rodzaj tarczy wok reszty ywego budynku, wok najmniejszego jego elementu, tak eby mg dziaa zgodnie z przeznaczeniem. Nic nie ulega zniszczeniu. - Jak podaje si lek - uzdrawiajce cegieki? Wy nie uznajecie zastrzykw, prawda? - Niektrzy wrd nas uznaj. My tutaj nie - po co dziurawi budynek, nawet w dobrym celu? Nie, lepiej wprowadzi cegieki w naturalny sposb... - Czyli? - naciskaa Amanda. - Mona doustnie, w napoju - wyjani Lapp. - Mona wziewnie, przez nos, w formie oparw. Mona poprzez skr z medycznego opatrunku, wwczas cegieki naprawcze przenikaj przez pory. Mona nawet w trakcie uprawiania mioci... Nasza tradycja i badania odkryy wiele drg. Niektre dziaaj szybciej ni inne, inne s bardziej prewencyjne ni lecznicze. Wszyscy ludzie z mojej grupy wzili rodki zapobiegawcze - nie tylko przeciwko tej chorobie, ale rwnie wielu innym czynnikom atakujcym nasze ciaa, zarwno wytworzonym przez czowieka, jak i naturalnym - w dziecistwie, w domowej roboty sodyczach albo w dojrzaym wieku, jeli rodek jest nowy. Dlatego yjemy nie gorzej ni wy, cho bez waszych wypenionych maszynami szpitali i doktorw medycyny... Doktor D 'Amato oczywicie przyjecha tu zbyt pno na jakkolwiek prewencj. By w cikim stanie, potrzebowa leku. - Wiem, e woli pan nie rozmawia o wirusach - powiedziaa Amanda - ale czy wasz lek nie zawiera jednego z nich - retrowirusa - ktry przenosi fragmenty DNA jedwabnika do genomu leczonego czowieka? Czy tak to dziaa? - Pochodzce z rnych organizmw cegieki - ktre wy nazywacie

sekwencjami DNA - czasami mog si wymienia midzy gatunkami - odpar Lapp. - Nic wicej nie musimy wiedzie. Wirusy to tylko dzisiejsza naukowa nazwa staroytnych zych duchw. - OK - zgodzia si Amanda. - A wy od jak dawna znacie t chorob i ten lek? Od wiekw? - Duej - sprostowa Lapp. - Specyficzne waciwoci jedwabiu znane s od tysicy lat. Herbata te ma sporo korzystnych cech. Obydwa te produkty niezmiernie ceniono w Chinach i nie bez powodu. A nawet przed powstaniem Chin... - Herbata i jedwab - powiedziaa Amanda. - Czy ich efekty s synergistyczne? - Czasami - przyzna Lapp. - Czy mgby mi pan powiedzie co wicej o prewencji? - zapytaa Amanda. - Co si dzieje, kiedy lek przyjmie kto jeszcze zdrowy? Jaki ma to wpyw na... budynek? Telefon umilk. - Amos? Amos? Niech to szlag! Zadzwoniem do londyskiej operatorki i poprosiem o wznowienie poczenia. Pi minut pniej odezwaa si amerykaska telefonistka. - Mam tu sygna zajty, ale nie jestem pewna, e o to chodzi - powiedziaa. - Rozsyaj kody ISDN po caym kraju i to czasem przerywa poczenia... - No to co, u licha, mam zrobi? - Prosz sprbowa ponownie za pitnacie minut. Moe bdzie ju w porzdku. Poczyem si z Amosem godzin pniej - po drugiej lokalnego czasu. Na szczcie u Amosa byo pi godzin wczeniej. - Czy mam zacz od pocztku? - zapyta. Nastpnego dnia, wczenie rano popdziem do British Museum na Great Russell Square. Z radia w czyim samochodzie dobiegaa piosenka Beatlesw - poczuem si, jakbym znw znalaz si w Columbus High School w Bronxie.

- Youve Got to Hide Your Love Away na BBC 1 - powiedzia spiker. John Lennon napisa j dla The Silkie... Mallory sta przy drzwiach umwionego pokoju. Wprowadzi mnie do rodka i przedstawi czowiekowi siedzcemu przy stole. - Doktor Phil D'Amato, doktor Pedro Sanches da Silva. Pedro by niski, ysy, brodaty i mia bystre, ywe oczy. Unis si nieco z fotela i ucisn mi mocno do. - Ciesz si ze spotkania z panem, doktorze D'Amato... - Prosz mwi mi Phil... - Syszaem o twoich wyczynach wrd Amiszy - dokoczy z silnym, bezbdnym brytyjskim akcentem. - Jeste Brytyjczykiem - zdziwiem si gupio - to znaczy... - Tak, jestem - rzek Pedro. - Cho moje nazwisko w oczywisty sposb zdradza iberyjskie pochodzenie mojej rodziny, zostalimy stamtd wyrzuceni w czasie inkwizycji. - Jeste ydem? - Tak - potwierdzi. Umiechnem si. - Ja te. - Naprawd? D'Amato? - Uhm - powiedziaem. - Marrano. - A, tak - odpar Pedro. - Hiszpaskie sowo oznaczajce winie katolicy podejrzewali niektrych z was o nieszczere przechrzczenie si i tak to okazywali. Chyl czoa, zawsze uwaaem wasze podejcie za o wiele bardziej pomysowe ni ucieczka moich przodkw. - Dzikuj... - Panowie - wtrci si Mallory. - Czy moglibycie zaczeka z sederem 9 do zakoczenia naszego spotkania?
9 Seder [hebr.], rel. w judaizmie wieczerza obrzdowa spoywana w pierwsze dwa dni wiata Paschy, (przyp. tum.)

Pedro rozemia si. - Widzisz? Antysemityzm wszdzie podnosi eb! Widzisz, Michael, Hiszpania, Amisze, dowiadczenia ydw - wszystko to ma zwizek z naszymi kopotami.

- Skd tu Hiszpania? - zdziwi si Michael. - Skd tu Hiszpania? No c, niektrzy z ostatnich neandertalczykw nie majcych jeszcze trzydziestu tysicy lat - zostali wanie tam znalezieni. Niektre z najpikniejszych kromanioskich rysunkw naskalnych - strop Altamiry - znajduj si w Hiszpanii. Poza tym ten kraj jest tu obok Francji, gdzie jest i Chauvet, i Lascaux, i... - OK, ju rozumiem - Mallory usiad i poprosi, bym zrobi to samo. A to ma jaki zwizek z tumaczonymi przez ciebie tochariaskimi manuskryptami? - Widzisz - zacz Pedro mikko - wszyscy jestemy powizani. Wszyscy jestemy czci historii przeladowa jednych ludzi przez innych i wysikw przeladowanych, by przetrwa. Tochariaskie dokumenty opowiadaj o takim konflikcie, przeraajcym, pomidzy dwoma lub wicej rodzajami ludzi. ywi gbokie przekonanie, e napisano je, by ostrzec nas - przyszo - przed czym. Lecz nie bardzo potrafi poj, o co chodzi, bo, widzicie, ten jzyk jest tak alegoryczny! Autor - jestem niemal pewien, e wszystkie pisma, ktre teraz przekadam, sporzdzia ta sama osoba - usiowa co wyjani. Moe sam - czy sama - tego w peni nie rozumia. Moe piszcy zwraca si ku metaforom dla opisania rzeczy dla niepojtych - to rwnie powszechna praktyka wrd wspczesnych intelektualistw. Na razie nie mog da tu jednoznacznej odpowiedzi. - Kiedy dokadnie odkryto te manuskrypty - te, ktre teraz przekadasz? - zapytaem. - Nie w cigu kilku ostatnich lat? - Och, nie - uspokoi mnie Pedro. - Ostatnio odkryto mumie i relikty. Ale te pisma s znane od ostatniej dekady dziewitnastego wieku. W pocztkach dwudziestego Marc Aurel Stein przywiz ich sporo do Europy z Kotliny Tarymskiej. Po prostu nie przetumaczono ich prawidowo - a do teraz. - Dlaczego? - zaciekawiem si. - C, to ju byaby z mojej strony czysta spekulacja - rzek Pedro. - Moja ulubiona forma dyskusji - zachciem go szczerze. - C, widzisz, teksty, nad ktrymi teraz pracuj, zostay bardzo wczenie zaklasyfikowane jako magiczne - ze wzgldu na czste odniesienia

do piewakw, zakl fletu, et caetera. A kiedy im si bliej przyjrzano, pierwsi tumacze potraktowali je w caoci jako metaforyczne - bitwy toczyy si pomidzy dobrem i zem w duszy, a nie w rzeczywistym wiecie. - Ale ty uwaasz inaczej - powiedziaem. - No, tak - potwierdzi Pedro. - Ludzie umieraj teraz na dziwaczne schorzenie - tochariaskie manuskrypty mwi o chorobie we krwi. - Czy mog w nich jeszcze znajdowa si wzmianki o neandertalczykach? Wiem, e w twoim przekadzie wspominasz o brutalach! Pedro potrzsn gow. - Nic tak jednoznacznego, jak bymy sobie yczyli - oczywicie mnstwo wspczesnych ludzi mona by nazwa brutalami. Ale czste wzmianki o piewakach i brutalach odnoszce si do tej samej rasy s intrygujce. Uwaamy, e neandertalczycy mogli mie flety. Mona sobie wyobrazi, e piewali. A jeli Binkerton ma racj, twierdzc, e mowa zacza si w pieni, c... - Do mizerne powizanie - skomentowaem. - Mamy co lepszego, na czym moglibymy si oprze? - zapyta Mallory. - Nie - przyznaem. - Kim s przeciwnicy w bitwie? - zwrciem si do Pedra. - Brutalni piewacy, dla potrzeb dyskusji nazwijmy ich neandertalczykami, a po drugiej stronie kto? Wczeni kromanioczycy? - Przypuszczalnie - rzek Pedro. - Czyli nasz tochariaski autor jest historykiem opisujcym staroytn bitw, o ktrej wiedzia, czy wiedziaa. Ale skd? Z tradycji ustnej? - Nie - Pedro potrzsn gow. - To te nie wydaje mi si bardzo prawdopodobne. - No to skd? - naciskaem. - Noo, nie mog by pewien, ale formy gramatyczne czasownikw uywane w tych tekstach - a typy czasw s zupenie pewne - sugeruj, e autor pisa w czasie teraniejszym. Twarz musiaa mi si caa zmieni z niedowierzania. Mallory umiechn si.

- No i dochodzimy do puenty - powiedzia z uciech. - Chwileczk - wtrciem si. - Twierdzisz, e te manuskrypty naprawd maj trzydzieci tysicy lat? Dla mnie byaby to zupena nowo. I jakie odkrycie! - Nie - zaprzeczy Pedro. - S datowane w okolicy roku 750 naszej ery, plus-minus zwyke par lat. - Wic... - Wanie - rzek Mallory. - On mwi, e jeli piewajcy brutale naprawd s neandertalczykami i ten tekst naprawd jest reportaem a nie wymyln alegori, to opisana w nim jest swego rodzaju eksterminacja neandertalczykw majca miejsce w 750 roku naszej ery.

SIEDEMNACIE
Nastpnego dnia doczyem do Pedra w restauracji koo Galerii Serpentine w Hyde Parku. Mallory zajmowa miejsce przy stoliku, ale akurat odszed do telefonu. - To jest puapka na turystw, rozumiesz - powiedziaem przepraszajco i poszukaem w karcie pieczeni woowej. Pedro wzruszy ramionami. - Czasami turyci maj racj. Tumnie odwiedzaj nasze Muzeum Jedwabiu - dziki czemu w moim maym miasteczku ludzie maj prac. Nastawiem uszy. - Muzeum Jedwabiu? - O, tak - potwierdzi Pedro. - Muzeum Jedwabiu w Macclesfield - maym, kupieckim miasteczku, hm, mniej wicej siedemdziesit kilometrw od Manchesteru. Syszae o nim, prawda? - C, oczywicie syszaem o Manchesterze... Pedro umiechn si do mnie. - Macclesfield byo centrum produkcji jedwabiu od czasw napoleoskich - nie lubimy ich tam tak nazywa, ale oczywicie takie byy. Ludzie pracowali na krosnach Jacquarda jak niewolnicy. Luddyci nienawidzili tych krosien, ale to w kocu one utrzymyway ludzi przy yciu. Zawsze zgadzaem si z Hayekiem 10, e oczywicie przemysowcy byli odpowiedzialni za proletariat, bo robotnicy nie przeyliby, gdyby nie ich pracodawcy i stworzony przez nich standard ycia. Karol Marks nigdy tego nie rozwaa! Zgadzasz si?
10

Friedrich August von Hayek (1899-1992), ekonomista austriacki, w 1974 lau-

reat Nagrody Nobla wraz z G Myrdalem za teori monetarn i analiz wspzalenoci czynnikw ekonomicznych i spoecznych. Przedstawiciel nowej szkoy wiedeskiej. Profesor London School of Economics i uniwersytetu w Chicago.

C...

- Wanie! A teraz, oczywicie, wszystko odbywa si inaczej - jedwab produkowany jest na rnych mechanicznych krosnach - w Macclesfield powstao wic muzeum dla upamitnienia krosien Jacquarda i dobrobytu, ktry przyniosy tej okolicy. To niesamowite urzdzenie. Oczywicie Jacquard nie by jedynym, ktry wynalaz t maszyn. Monsieur Falcon wymyli karty perforowane, a Jacques de Vaucanson - wiesz, ten wynalazca mechanicznej kaczki, ktra poywiaa si i wydalaa... O, przepraszam, nie powinienem o tym opowiada przy posiku... - Nie, nie, mw dalej, prosz - nalegaem. - Co z tymi kartami perforowanymi? - Karty? C, wycite w nich otwory tworz kod, jak we wczesnych komputerach, ktry kontrolowa tkanie jedwabiu, rozumiesz. Jestem pewien, e Charles Babbage...11
11

Charles Babbage (1792-1871), matematyk angielski, pionier informatyki. Pro-

fesor uniwersytetu w Cambridge, od 1816 czonek Royal Society. W 1833 zaprojektowa pierwsz maszyn analityczn dziaajc na zasadzie zblionej do zasady dziaania wspczesnych komputerw cyfrowych, nazwana mynkiem arytmetycznym. (przyp. tum.)

Pojawi si Mallory, ponury i wcieky. - Przepraszam ci na chwilk - zwrci si do Pedra i skin na mnie. - Oczywicie - zgodzi si Pedro. Chciaem z nim porozmawia duej, ale Mallory sprawia wraenie, e nie bdzie tolerowa odmowy. Kiedy odchodzilimy od stolika, szepn mi szybko do ucha: - Prbowali zabi Amand - nic jej nie jest, ale prbowali j zabi! Jestem pewien! - Co si stao? - pooyem mu do na ramieniu, prbujc go uspokoi. - Nie wiem dokadnie. Ma w skrze wszczepione urzdzenie podsuchowe - nawet ona o tym nie wie - ktre przechwytuje wszystkie jej rozmowy.

- Jestecie naprawd niesamowici - mruknem. - Co zrobilicie, Q wcisn jej to w czasie wizyty u dentysty? - Niewane - Mallory na wp krzycza, na wp szepta. - Rzecz w tym, e ten podsuch rejestrowa wszystko, co mwia i co do niej mwiono - oprcz telefonu. By za mao czuy, eby wychwyci dwiki ze suchawki, nie do tego go przeznaczono. Ale wszystkie pozostae dwiki przekazywa do anten komrkowych, z ktrych trafiay do konsulatu brytyjskiego w Nowym Jorku, a stamtd do nas... - Rany, a KGB nic na was nie miao. - ... i wanie dostalimy ostatni raport. Bya w hotelu, odebraa telefon od kogo, wysza z pokoju - a potem up, na jakie pitnacie minut stracia przytomno. Syszaem, jak zwalia si na podog i odtd panowaa cisza, dopki kto, najwyraniej ochroniarz, nie zacz mwi Wszystko w porzdku, miss? Co si jej u diaba stao? Potrzsnem gow. Ani przez moment nie sdziem, by zemdlaa. - To samo przydarzyo si Lumowi, Mosesowi... ale ona yje? - Tak - potwierdzi Mallory. - Nic jej nie jest. Ale nie mam bladego pojcia ani co, ani dlaczego si jej przytrafio. Ten czowiek, ktry do niej dzwoni, musia co schrzani... - No c, jej dobre samopoczucie to krok we waciw stron - powiedziaem. - Jeli ten zamach na ni si nie uda, to moe w kocu zrobilimy co jak trzeba, cokolwiek to jest. Mallory zakl. - Sprawa wymyka si spod kontroli - zupenie. - Nie - zaprzeczyem. - Ju od bardzo dawna znajdowaa si poza kontrol. W najlepszym razie powoli zbliamy si do zrozumienia, co si dzieje. - Co? Czy Pedro powiedzia ci na temat tochariaskich manuskryptw co uytecznego? - Tak, owszem - przyznaem - i moe te co uytecznego o jedwabiu. A prba zabjstwa Amandy oznacza, e by moe w ktrym ze swoich wywiadw na co trafia, a to moe powanie zawzi krg poszukiwa.

- Bye przy wywiadzie z Antonescu, ale nie przy tym u Amisza - zauway Mallory. - Cay czas ci powtarzam, e niepokoj mnie ci farmerzy anabaptyci... - Syszaem te cay wywiad u Amisza - przerwaem mu. - Tu te nie byo nic zaskakujcego. - Ale Amanda mwia mi, e bya przy tym tylko ona i... - Wiem - potwierdziem. - Nie pojechaem z ni do Pensylwanii, ale my te mamy magnetofony, wiesz? Mallory tylko potrzsn gow. - Bdzie jutro rano skadaa raport, u mnie w biurze. Bd tam o dziewitej, punkt. Sekretarka Mallory'ego wprowadzia mnie do rodka. Amanda leaa na kanapie z zamknitymi oczami. Na krzele obok siedzia wysoki, wymizerowany facet w szarym garniturze. Mallory zobaczy mnie, podnis palec do warg i gestem wskaza mi krzeso. - Dobrze - szepn. - Jeste. Ju prawie moemy zaczyna. Soames wprowadzi j w lekki trans, to daje najwiksze szanse odkrycia, co si stao. Popatrzy na Soamesa. - Gotowa? Soames skin gow. Wpatrzy si intensywnie w zamknite powieki Amandy i zacz mwi agodnie: - Powiedz nam, co si wydarzyo w pokoju hotelowym po rozmowie z Michaelem. Opowiedz o wszystkim co mylaa, wszystkim co si dziao i swoich na to reakcjach. Mwi bardzo agodnie, ale z naciskiem. Amanda zareagowaa natychmiast. - Przede wszystkim co najwaniejsze - zacza mwi rwnie do siebie jak do nas. - Pomimo, e BBC paci mi za wyjazdy a nawet za pokj w Hiltonie, chciaam noc w Nowym Jorku, po wywiadzie w Pensylwanii,

spdzi w Plaza, ale ceny tego hotelu wykraczaj poza budet. No c, lepszy Hilton ni Holiday Inn - kiedy ostatnio byam w Stanach, w takim wanie hotelu, przy basenie jaki facet obmacywa mnie po tyku. W kadym razie... zadzwoni do Beeb pniej, po porzdnym obiedzie. - OK - odezwa si Soames. - Co si wydarzyo potem? Czy ju zamwia obiad? Amanda skina gow. Widziaem jej oczy poruszajce si pod powiekami, jakby obserwowaa opowiadane wydarzenia. - Tak. Obsuga powinna ju tu by. Czemu tak dugo? - Opowiadaj dalej - ponagli Soames. - Co si potem dziao? - Puk, puk, puk do drzwi! Patrz na swoj twarz w lustrze. Obsuga odzywa si za drzwiami mski gos. Miy, gboki gos. Wygldam przez wizjer. Nie tak atrakcyjny jak gos, ale cakiem niezy. - Czy wyglda znajomo? Jak kto, kogo widziaa kiedykolwiek wczeniej? Amanda potrzsna gow. - Jeste pewna? - naciska Soames. - Nigdy wczeniej go nie widziaam - owiadczya Amanda. - No to bardzo dobrze - uzna Soames i znaczco popatrzy na Mallory'ego. A co byo potem? - Otwieram drzwi. Dzikuj za dostarczenie do pokoju obiadu w tak krtkim czasie od zamwienia. Mczyzna wchodzi z tac i ustawia j pomidzy kocem mojego szerokiego ka, a toaletk. Czasami zdarza mi si fantazjowa, co by si stao, gdybym w takiej sytuacji otworzya drzwi goa - cakowicie nago. Kilka lat temu pracowaam nad przekomiczn dokumentacj BBC o szkoleniu personelu hotelowego. Mczyzna wchodzcy do pokoju kobiety ma widzie wycznie jej oczy pamitajcie, oczy, nic wicej oprcz oczu - materiay szkoleniowe podkrelaj bardzo wyranie, e wszelkie zerknicia na ciao gocia pci przeciwnej, niewane ubrane czy nie, s absolutnie zabronione... - Rozumiem - przez usta Soamesa przemkn lad umiechu. - Prosz, opowiedz, co byo dalej. - Mczyzna umiecha si do mnie, przyglda mi si od stp do gw.

Nie zaliczye kursu. Dzikuj mu i wsuwam jednego dolara w do. Skania si lekko, mwi Dzikuj i wychodzi, nie patrzc na banknot. C, punkt dla niego. - OK - powiedzia Soames. - I zjada ten obiad? Amanda skrzywia si. - Nie cay. Stek jest rednio wysmaony. Wyglda bardzo dobrze. Odkrawam kawaek - ale, psiakrew, dzwoni ten cholerny telefon. Dlaczego nie mog zostawi mnie w spokoju na pi minut? Mimo wszystko bior ks zbyt jestem godna. Odbieram telefon z penymi ustami - bardzo nieadnie! - OK, zrelacjonuj nam teraz rozmow. Tak dosownie jak tylko potrafisz. - Mwi: Tak?... Hej, halo! Oczywicie, e tak! Wanie teraz?.. OK, dobrze, daj mi par minut... Jasne, kawiarnia bdzie znakomita. - Z kim rozmawiasz, Amando? To bardzo wane. Amanda zmarszczya brwi; po chwili caa twarz cigna si jej w wyrazie intensywnego namysu. Potem powoli potrzsna gow. - Nie wiem - wyznaa aonie. - Nie pamitam. Mallory pochyli si ku mnie i zaszepta: - Cokolwiek si wydarzyo, najwyraniej uszkodzio ten fragment jej pamici - lekarze mwi, e moe to by szok pourazowy. - Selektywna amnezja - potwierdzi Soames. - Do powszechne zjawisko - ofiara blokuje najblisze zemu dowiadczeniu wydarzenia, ktre do niego doprowadziy. Oszczdza sobie w ten sposb duo blu. Czasem uparty hipnoterapeuta potrafi te wspomnienia wydoby, najczciej si to nie udaje. Mallory westchn. - No dobrze - zrezygnowa. - Niech opowiada dalej. Soames skin gow i poinstruowa Amand. Poaram mniej wicej poow steku - powiedziaa. - Pal si do tego spotkania, ale nie ma co dodawa mu akompaniamentu z mojego burczcego brzucha. Mmmmm... Ale to pyszne. Powinnam przebra si z tych niebieskich dinsw w co bardziej eleganckiego. Moe powinnam zadzwoni do Michaela i powiadomi go o tym spotkaniu? Nie. Bdzie na to czas pniej. Wystarczajco dugo czekaam na nie.

Mallory zakl cicho. - OK, Amando - odezwa si Soames. - Teraz opowiedz mi, prosz, dokadnie wszystko co si wydarzyo, wszystko co widziaa. - Jestem w windzie - mwia Amanda - zjedam na parter. Do kawiarni prowadzi dugi korytarz. Wszystko wyoone jest szarym dywanem. Id, jak mog najszybciej - uch! Co ukuo mnie z tyu uda. To boli. Robi mi si niedobrze. Czuj si bardzo zmczona. Gdybym tylko moga na chwil pooy si na pododze... Och, to wspaniae, takie przyjemne... Ale dywan drani mi twarz... Boj si; prosz, niech mi kto pomoe! Ale nie pamitam, jak si mwi. Jestem przeraona... Jej twarz zmienia si w morze skrzywie i wzdrygni. Soames pochyli si do Mallory'ego. - Powinienem j z tego natychmiast wyprowadzi. - Jeszcze odrobin - nalega Mallory. Soames zawaha si, skin gow. - OK - zwrci si kojcym gosem do Amandy. - Nie bj si; nic ci nie jest. Jeste zupenie zdrowa, naprawd. Czy moesz powiedzie, co si nastpnie wydarzyo? Amanda powoli skina gow. - Kto mnie odwraca. Przyciska gow do mojej piersi. mierdzi whisky! Bogu dziki! Wci oddycha! mwi. Ostatnia rzecz, jakiej hotel mgby sobie yczy, to jaka kosztowna dziwka przewracajca si i odwalajca kit w korytarzu. Obok stoi drugi mczyzna. Wezwij pogotowie, mwi. Tak strasznie si boj... Amanda zacza aonie skomle. - W porzdku, wyprowadzaj j - powiedzia Mallory, szczki chodziy mu z wciekoci i frustracji. - Chyba cakiem niele orientuj si, co si stao - powiedziaem. Amanda miaa piekielne szczcie. - Teraz zaniesz - Soames instruowa Amand. - Gboko i spokojnie. Potrzebujesz wypoczynku. Wszystko jest w porzdku. Kiedy si obudzisz, za kilka minut, bdziesz si czua znakomicie...

Wargi Amandy rozchyliy si, twarz odzyskaa urod, cae jej ciao odpryo si na kanapie do stanu penej niewiadomoci... Mai lory przegoni Soamesa i mnie do ssiedniego pomieszczenia. - No dobrze - powiedzia, kiedy usiedlimy. - Powiedz nam, co si wedug ciebie wydarzyo. Opowiedziaem im o wywiadzie Amandy z Lappem, jak doszo do wspomnienia o rodkach zapobiegawczych - Amiszowskiego odpowiednika szczepie przeciwko chorobom i atakom na ciao. - Lapp poda jej fosforan jedwabiu, zanim wyjechaa z Lancaster wyjaniem. - Najsmaczniejszy sposb wprowadzenia czynnikw blokujcych do organizmu, powiedzia. Amanda mwia, e bya to mlecznobiaa ciecz o smaku wody mineralnej... - Uwaasz, e to spowodowao jej zasabnicie w hotelowym korytarzu, kilka godzin pniej? - zapyta Mallory. - Wrcz przeciwnie - zaprzeczyem. - Uwaam, e kto wprowadzi jak trucizn do jej ciaa, za pomoc igy czy czegokolwiek - chodzi o to ukucie, ktre poczua, jak mwia, z tyu uda - a Amiszowski fosforan uratowa jej ycie. Jego skadniki blokuj trucizn - tak jak to wyjania Lapp - i unieszkodliwiaj j. - Bardzo gboko wierz w homeopati - powiedzia Soames - ale nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek natrafi na co takiego. - Wci jeszcze nie wiem, dlaczego jeste taki pewien, e ten Amiszowski napj by antidotum, a nie rdem kopotw - oznajmi Mallory. - Bo znam tych ludzi - odparem. - Johna Lappa i Amosa Stoltzfusa. Oni uratowali mi ycie. Raz podali mi antidotum na alergen, ktry zabi mojego przyjaciela i nic mi nie byo. A dwa miesice temu podali mi swj lek na zimnofuzyjnego wirusa, ktry zabi Dave'a Spencera. - Moe po prostu chcieli, eby im wierzy - powtpiewa Mallory. - Nie - zaprzeczyem. - Oni walcz z tym samym wrogiem co my - jak pradawn, podobn do Amiszy grup, majc pewne powizania z neandertalczykami. Jestem tego absolutnie pewien. - Ale nie wiesz, kto naley do tej grupy - zauway Mallory. Wstaem i podszedem do drzwi.

- Jestem umwiony w Manchesterze na lunch z kim, kto moe pomc. A potem musz zapa samolot. W midzyczasie, kiedy Amanda si obudzi, zapytaj j o fosforan jedwabiu - przynajmniej w tej sprawie bdzie moga mnie poprze. Zrbcie jej te porzdn analiz krwi; nawet ponowne badanie DNA - moe to wyapie lady trucizny. - Wezm cielcin z parmezanem, tu jest znakomita - powiedziaa Mary Radcliff do kelnera. Obrcia si do mnie i zmarszczya obuzersko nosek. - Uwielbiam wosk kuchni. - Ja te - przyznaem. - A ja poprosz scampi z krewetek - zwrciem si do kelnera. Siedzielimy u Manny'ego w Bolton, w Manchesterze. askawie zaakceptowawszy moje bardzo spnione wczorajsze zaproszenie na lunch i rozmow, Mary zaproponowaa t restauracj. Miaa siedemdziesit osiem lat, bya zwizana z pobliskim Muzeum Jedwabiu w Macclesfield i miaa reputacj osoby wiedzcej wszystko na temat krosien Jacquarda. Noo, prawdopodobnie istnieli ludzie o takiej samej, moe nawet wikszej wiedzy, ale Mary bya jedyn dostpn w tej chwili. - Opowiedz mi wic o Jacquardach - poprosiem, dolewajc jej czerwonego wina z zamwionej karafki. - Och, to wspaniaa maszyna - owiadczya Mary. - Prawdziwy cud ludzkiej pomysowoci. - Jak dziaaj te karty - jak kontroluj proces tkania? - Och, karty s zakadane na cylinder zawiadujcy gryfem unoszcym zaczepy. A one z kolei unosz nici osnowy... - Nici osnowy? - Tak, to si kojarzy z pajczyn! - zachichotaa Mary. - Ale powanie, osnowa to wzdune nici. - OK - umiechnem si. - No to opowiedz mi wicej na temat dziaania kart w tych twoich pajczych machinach. Dopeniem jej kieliszek. - Gdzie skoczylimy? - zastanowia si Mary. - A tak, karty w krosnach akardowych. No wic kadej igle odpowiada rzd perforacji na

cylindrze. Kiedy te dwa elementy zejd si, igy wchodz w otwory cylindra. Ale kiedy pomidzy nimi znajdzie si karta, na ktrej otwory s tylko gdzieniegdzie, jej nietknite obszary uniemoliwiaj igom dostanie si do wntrza cylindra. Tak wic te igy, umocowane na sprynach, cofaj si i kiedy gryf idzie w gr, odpowiadajce im haczyki nie zostaj uniesione i nie poruszaj nici osnowy... To naprawd co piknego, rodzaj mechanicznego baletu. - Tak, a ty piknie o tym opowiadasz, Mary. Powiedz mi, jak przygotowuje si perforacj w tych kartach? - Najpierw rysuje si projekt, gdzie powinny si znale otwory, a potem specjalna maszyna wycina je w zestawach kart. Liczba kart niezbdnych dla dowolnego wzoru rwna si liczbie nici wtku - poprzecznych nici w splocie. - Zdumiewajce - powiedziaem. - To komputer sprzed epoki komputerw, projekt jest kodem dla splotu. I wszystko to zrobiono we wczesnych latach osiemnastego wieku? - Nooo, Falcon wymyli cz tego w 1728 roku - jego maszyny pracoway w oparciu o perforowane karty. Ale byy o wiele mniej wydajne ni Jacquarda - po wybraniu kart, drugi robotnik musia wasnorcznie cign za sznury. Krosna akardowe wykonuj to automatycznie. W tym cay urok. - Czy tego typu urzdzenia mogy pojawi si wczeniej - moe nawet w staroytnoci? Heron z Aleksandrii i oczywicie Arystoteles wynaleli sporo do wyszukanych przyrzdw... - C, oczywicie jest to moliwe - przyznaa Mary. - Skoro nie wymagay elektrycznoci, to przecie czysta mechanika, w zasadzie ich wymylenie byo w zasigu staroytnych. Lecz tyle zostao zniszczone w trakcie poarw Aleksandrii... Kto moe wiedzie... Pojawi si kelner z daniami. Odwrciem si, by wzi talerze dla Mary i kropla wina spada mi na krawat - jak przy kadej okazji. Strzepnem j szybko. - Bez przerwy mi si to przydarza - wyznaa Mary, umiechajc si. wietna rozmowa, wspaniae jedzenie i schludno nie chadzaj razem! Tak na marginesie, ten krawat znakomicie do pana pasuje - tak samo jak garnitur. Bardzo adny, bardzo... akademicki!

- Dziki - ucieszyem si. - Kupiem ten strj w czasie ostatniej bytnoci w Anglii, na Savile Row. - C, jak wiesz na tweedzie Harrisa nie mona si zawie - grzeje w zimie, oddycha w lecie. Idealny dla profesora! Rozemiaem si. - Co kilka lat rzeczywicie mam wykady... - Nie jeste profesorem? Och, przepraszam, oczywicie, mwie mi. Obawiam si, e moja pami krtkotrwaa nie jest ju taka jak kiedy. Jeste lekarzem sdowym! - Tak, ale to cakiem nieze zajcie - lubi sobie myle, e czasami jest w nim troszk z nauki. Mary umiechna si i zabraa do swojej cielciny. Dotknem krawata. - Mary, czy krosna akardowe nadal s uywane? Moe potrafiaby powiedzie, czy ten krawat i ten garnitur zostay na nich utkane? Podniosa wzrok. - O nie. Dzisiejsze krosna s zupenie inne. Oczywicie generalna zasada jest podobna jak w akardowych, ale ich... kod, jak to nazwae, jest zupenie inny. - Hmmm... - co wpado mi do gowy. - Jak sdzisz, czy kto dysponujcy du wiedz w tym przedmiocie - jak ty - zdoaby zanalizowa ten krawat, czy inn tkanin tak, eby ze splotu wydedukowa wzr perforacji kart, na podstawie ktrych zosta utkany? - Masz na myli co w rodzaju rewersyjnej inynierii? - zapytaa Mary. - Mj wnuk spdzi par lat w Japonii, wrci do domu dopiero w zeszym miesicu. Opowiada mi, jak Japoczycy dogonili Zachd po drugiej wojnie wiatowej! Brali element naszej technologii, analizowali jego dziaanie, a potem budowali co robicego dokadnie to samo, ale lepiej i bez naruszania naszych praw autorskich... - Naszych patentw. - Tak, naszych patentw. Ale owszem, sdz, e wydedukowanie wzorca ze splotu jest moliwe - jednak czy nie atwiej byoby obejrze wzory kart i sprawdzi, ktre najlepiej pasuj do tkaniny?

- Na pewno - potwierdziem. - Ale ja mylaem o staroytnych tkaninach, dla ktrych karty - jeli w ogle istniay - s ju niedostpne. Moemy wic pracowa wycznie na splotach, wynikach dziaania kodu... - Och, ju rozumiem, co masz na myli - powiedziaa Mary i dokoczya swoj cielcin. - To byoby w pewien sposb co jak DNA, prawda? Wanie miesic temu na BBC by wspaniay program o projekcie poznania ludzkiego genomu. I tam podkrelono, e wyniki dziaania tego kodu mamy wszdzie wok nas - w naszym wygldzie, w zachowaniu i tak dalej - ale wcale jeszcze nie rozumiemy go do koca... Dowody... Informacja... Wiadomoci... to chleb powszedni mojego zawodu lekarza sdowego. A przynajmniej znajdowanie ich w niespodziewanych miejscach... wypowiadane przez twarze, ktre wcale nie wyglday tak, jak powinny... Niektrzy ludzie nazywaj lekarzy sdowymi rzecznikami umarych. Jednak mj zawd to co troszk innego: byem suchaczem umarych... nasuchiwaem wiadomoci, ktre mg mi przekaza denat, poszukiwaem oznak, ktre niewytrenowane oko mogo atwo przegapi... Wiadomoci otrzymywao si w rnej formie. Na przykad tochariaskie manuskrypty - przekazy wiadomie pozostawione dla kogo, moe dla nas - jaki mgby by inny powd, dla ktrego jakikolwiek czowiek, jakakolwiek istota inteligentna wziaby si w ogle za zapisywanie czegokolwiek, oprcz chci przekazania komu informacji? Oczywicie DNA w kadym czowieku, w kadej ywej istocie, te zawiera wiadomoci - kod w formie recepty konstrukcyjnej ywych organizmw, ktre maj dziaa i zachowywa si tak i tak. Jasne, e te wieci s najprawdopodobniej nieintencjonalne - chocia, jak rany, sam miaem kilka star z bardzo jednoznacznymi, paskudnymi przekazami tkwicymi w nukleotydach. Ale kto wie, jakie - wedug zamierze staroytnych hodowcw - informacje genetyczne miay przekazywa ich roliny i zwierzta? Oczywicie nikt nie moe da adnych gwarancji, na ile zamierzona bya prehistoryczna hodowla - od jak dawna bya wiadoma i kto j prowadzi?

Skoro jedynym dostpnym rdem informacji s mutujce organizmy ywe, zapis jest z definicji niestabilny... Wic manuskrypty tochariaskie, sam DNA, wszystko to prawdopodobnie miao zwizek z obecnymi wydarzeniami - we wszystkim zawieraa si wiadomo albo wiadomoci powizane z tym wirusopodobnym czym, powodujcym mier, znieksztacajcym datowanie wglem radioaktywnym, upodobniajcym niektre swoje ofiary do neandertalczykw... Wariackie schorzenie zdajce si ama wszelkie prawa fizyki i biologii - choroba, wobec ktrej jedwab najwyraniej stanowi pewn ochron, a nawet lek. Bya te teoria Luma o sekwencjach Bombycidae w kadym z nas - w pewien sposb zbiena z wypowiedziami Johna Lappa o cegiekach budowlanych i blokujcych czynnikach. Przyjmijmy, jako hipotez robocz, e neandertalski DNA nie zawiera fragmentw Bombycidae - ich pojawienie si w ludzkim genomie by moe zbiega si w czasie z powstaniem kromanioczykw albo nawet byo przyczyn tej przemiany ewolucyjnej. Neandertalczycy, niemal eksterminowani przez now ras, odpowiedzieli jak chorob, ktra znosi efekty sekwencji przdkowatych i przemienia swoje ofiary z powrotem w neandertalczykw. Kromanioczycy - Homo sapiens sapiens - zaczli ceni jedwab, pochodzcy od nalecego do rodziny Bombycidae motyla Bombyx mori, poniewa kontakt z nim albo chroni przed chorob, albo przywraca pewne skutki genomowych sekwencji rodziny przdkowatych... Wci mnstwo domysw i za mao dowodw. Do sprawdzenia tych hipotez najlepiej byoby mie czysty, niewtpliwy genom neandertalczyka ale takim nie dysponowalimy. Wci te rodzio si mnstwo pyta. Dlaczego wirus nie tylko zmienia ofiary w neandertalczykw, ale rwnie je zabija? Jak bardzo jest rozpowszechniony? Jedyny sposb na poczynienie jakichkolwiek postpw w tej sprawie, to metoda malutkich kroczkw... Wikszo z tych przemyle przedstawiem nastpnego dnia Mallory'emu i zasugerowaem nastpny, niewielki obiekt dla naszej obserwacji.

- Uwaasz, e odpowied tkwi w cholernej bkitnej chusteczce? krzykn. - Nie twierdz, e to pena odpowied, absolutnie. Uwaam tylko, e powinnimy si temu dokadniej przyjrze. Przeoczylimy wane rdo informacji. Sam splot materiau tej chusteczki moe zawiera fragmenty tej ukadanki na mio bosk, przez dwa wieki jedwab tkano, uywajc komputerowych kart perforowanych! Caa sprawa dotyczy informacji - DNA, pismo, wzory splotw tkackich, wszystko to moe nie w sobie wiadomoci dla nas. - Jedwab nie jest jedyn tkanin - zaoponowa Mallory. - Dlaczego nie zbada kadej bawenianej chusteczki, ktr kto kiedy wytar sobie czoo? - Bo o jedwab ocieramy si od samego pocztku tej sprawy - odparem. - Bkitna chustka, ktr znalelimy w Nowym Jorku przy tych pierwszych zwokach, bya jedwabna. Antonescu ma obsesj na punkcie tego materiau - i powinien, skoro najwyraniej leczy z tego przekltego wirusa neandertalskiej mierci, czy co to tam jest. Amisze take darz go du estym... - Ani nasza mumia w LSE, ani zwoki w Toronto nie miay przy sobie jedwabnych chusteczek - przypomnia Mallory. - To dodatkowo potwierdza moje przeczucia - upieraem si. - Zaczynam sdzi, e Londyn i Toronto to tylko mylne lady przygotowane przez kogo, ktokolwiek za tym stoi, majce na celu skierowanie nas na faszywy trop. Od pocztku orodkiem wydarze jest Nowy Jork; sam to mwie... - Dwie osoby zamordowano w Toronto i wci jeszcze nie odnaleziono ciaa Gerry'ego. - To prawda - przyznaem. - Ale nawet jeli bdziemy o tym pamita, to adne ciao nie wrcio do ycia ani w Toronto, ani w Londynie. aden prawdziwy, ywy neandertalczyk, ktry twierdzi, e powinien mie trzysta wieczek na urodzinowym torcie, nie pojawi si nigdzie poza Nowym Jorkiem. A take to w naszym miecie bya jedwabna chusteczka na nieboszczyku. - OK - Mallory podnis rce do gry. - Sprawd t chusteczk. Czy w ogle masz pojcie, jak zdekodowa wiadomo, jeli w ogle zdoasz j uzyska ze splotu? - Nie - przyznaem. - Ale pracuj nad tym. Panna Marple jest chtna

do pomocy, a najwyraniej napisaa ksik o tkactwie jedwabiu i krosnach Jacquarda... - Panna Marple? Umiechnem si. - Tak, Mary Radcliff. Urocza dama... - OK - ponownie zgodzi si Mallory. - Baw si dobrze, a ja bd trzyma si Pedra i Tocharian, jeli nie masz nic przeciwko temu i zobacz, co jeszcze da si wycign z Amandy, kiedy bdzie si ju do tego nadawa. Nastpnego popoudnia Herby zadzwoni do mnie, do hotelowego pokoju - u niego byo rano. - Co masz na myli, mwic, e zgina? - wciekem si. - Czasem si tak zdarza, sam to wiesz - odpar Herby. - Ta sprawa tak si toczya, e chusteczka nie wydawaa si istotna. Wiesz, jak to jest. Przez cae miesice nikt nawet o niej nie wspomnia. Po mierci Dave'a dokonaem kilku przesuni wrd pracownikw - tak si zazwyczaj dzieje. Najprawdopodobniej kto j wynis, to wszystko - moe ktry ze znajomych Dave'a chcia mie pamitk. - Gwno prawda. - Uspokj si, Phil. Sprawdzam to - moe co si wyklaruje. Mamy nazwiska i adresy wszystkich osb, ktre miay dostp do pomieszczenia z dowodami. - Przede wszystkim nie powiniene pozwoli jej znikn - warknem. - Cholera jasna, co zaczo si w kocu skada, a ty stracie t pieprzon chusteczk! - Chwileczk, Phil. Nie wini ci za to, e jeste wcieky, ale bardzo prosz, eby nie robi nieuzasadnionych zaoe. Kiedy po raz ostatni ty widziae t chusteczk? - Nie jestem pewien. - Wanie. Wic, z tego co wiem, rwnie dobrze moga znikn jeszcze za czasw Dave'a. - On by zbyt ostrony na co takiego - powiedziaem. - Bd udawa, e nic takiego nie powiedziae - odpar Herby, cho ton jego gosu wskazywa, e udawanie nie najlepiej mu wychodzi. - Z

czym jeszcze wracasz z Anglii, oprcz pomysu z chusteczk? - Chusteczka to waciwie wszystko - powiedziaem. - Robimy niewielkie postpy z tochariaskimi manuskryptami. - Rozumiem - rzek Herby. - Jak sdz, zblia si moment, w ktrym powiniene si zbiera do domu. - Nie ty o tym decydujesz - warknem. - Tak sdzisz? Sprawd u Dugana. Powie ci, e powiedzia mi, abym jeli zdarzy si nam pogada, zanim on skontaktuje si z tob - przekaza ci, e chce ci z powrotem - natychmiast. Znasz Jacka; broni si przed konfrontacj. Zobaczmy wic... moemy zarezerwowa ci samolot na jutro rano - nie, czekaj, taniej bdzie, jeli zostaniesz przez weekend. No dobrze - jak ci si podoba poniedziaek? Natychmiast po rozmowie z Herbym zadzwoniem do Jenny. - Palant - uznaa. - OK, oddzwoni do ciebie. Odezwaa si dwadziecia minut pniej. - Zagin - powiedziaa. - Co? - Ruth Delany te nie ma w pracy. Jedyne, co udao mi si wycign od drugiej bibliotekarki, to informacja, e Delany jest na urlopie, a ona nie ma pojcia, gdzie jest Antonescu. Obiecaa sprawdzi. - Jasna cholera - zaklem. - Ktokolwiek za tym stoi, zawsze wietnie wie co robi. Znikna jedwabna chusteczka, Antonescu jest logicznie nasuwajc si osob do konsultacji, a teraz sam te znikn! - Palnem rk w poduszk. - Lepiej powiadom o tym Jacka Dugana i zgo zaginicie Antonescu. Masz jego numer? - Tak - potwierdzia Jenna. - A co z Herbym? - A pies z nim tacowa. Zadzwo tylko do Jacka - ja id zobaczy si z Mallorym. - OK - potwierdzia Jenna. - Oj, w tym zamieszaniu zapomniaam ci powiedzie. Dzwonili ludzie z MIT, ze wstpn analiz DNA siostry Amandy. Miae racj, e co w tym tkwi - ona jest 22 na skali Paabo. Wpadem do biura Mallory'ego. Rozmawia przez telefon. Popatrzy na mnie.

- Jasne - powiedzia do suchawki. - Zadzwoni do ciebie pniej. Przepij si troch. Po jego tonie oraz sposobie, w jaki na mnie patrzy, domyliem si, e rozmawia z Amand. - To bya Amanda - powiedzia do mnie. - Potwierdza, e John Lapp da jej fosforan jedwabiu i jest przekonana, e w tym rodku nie byo nic zego. Nie mamy jeszcze informacji od toksykologw... - Teraz mam gdzie fosforany - powiedziaem. - S dwie inne sprawy, o ktrych musimy pogada. Mallory sprawia wraenie nieco oguszonego. - Po pierwsze, zagina chusteczka, podobnie Stefan Antonescu. Masz co do powiedzenia na ten temat? - warknem na niego. - Jezu, znowu? - jkn Mallory, teraz peen niedowierzania. - Wrcilimy, cholera, do samego pocztku! - Wanie - ale by przekonujcy, musiaem mu to przyzna. - Zastanawiae si kiedykolwiek nad karier aktorsk? Bardzo dobrze wychodzi ci zszokowane zaskoczenie. - Sdzisz, e ja miaem co z tym wsplnego? - Nikt oprcz ciebie i Jenny nie wiedzia, e interesowaa mnie chusteczka. Czy ty komukolwiek o tym powiedziae? - Nikomu, oprcz, oczywicie, Amandy... Umiechnem si ponuro. - Ach, sodka Amanda. To druga sprawa, o ktrej chciaem z tob rozmawia. Czy wiesz, e jej DNA rni si od naszego - Homo sapiens sapiens - w dwudziestu dwch pozycjach? Tych rnic pomidzy ludmi jest rednio siedem, za pomidzy nami, a neandertalczykami zazwyczaj dwadziecia siedem. Mallory popatrzy na mnie. - Co, do jasnej cholery, zrobi twj NYPD? Wzi prbk skry z jej krocza w tym przekltym nowojorskim hotelu? - Nie, my nie dziaamy w ten sposb. Mallory wymamrota litani barwnych przeklestw w cockneyu.

- Dzikuj - powiedziaem. - Czuj si zaszczycony. Ale nadal pozostaje pytanie: czy wiedziae to o Amandzie?... Oczywicie, e tak; widz to po twojej gbie... Mallory milcza. - Jak ona to ukrya? - zapytaem. - Jest pikna, co do tego nie ma adnych wtpliwoci. Jej siostra take - tak naprawd to wanie od niej zdobyem DNA. Ju nie warto byo utrzymywa tego w sekrecie. - Chirurgia plastyczna dziaa cuda - odezwa si w kocu Mallory. Obie byy bardzo bogate z domu, a nasi chirurdzy s do utalentowani... - Ale struktura szkieletu... - Dowodzi to, jak sdz, e nie wszyscy neandertalczycy maj takie same szkielety. A moe jej mieszanka genw zapewnia drobniejsz figur? Podejrzewam, e jeli jeszcze dokadniej zanalizujecie jej genom, by moe odnajdziecie nawet fragmenty waszej ulubionej sekwencji Bombycidae - na pewno w mieszkaniu ma wrcz skad jedwabiu. Psiakrew, z tego co pamitam, wygldaa znakomicie od pierwszego dnia i operacja plastyczna dotyczya tylko jej nosa. Wiem to tylko od niej samej, opowiedziaa mi to jakie dziesi lat temu. - Niech to szlag, Michael - jak mog teraz wierzy w choby jedno twoje sowo? - Bo mwi ci prawd, Phil. Tak jak powiedziae na naszym spotkaniu w Yorkville, nie jestem w stanie ci tego udowodni, ale mwi ci prawd. Martwi si o Amand. Przyznam nawet, e zdarzao mi si wiedzie wicej, ni wyjawiaem. Ale jeli chodzi o morderstwa, o to, co si przytrafio Amandzie w Nowym Jorku, o zaginicie Antonescu - musisz mi wierzy, wiem tak samo mao jak ty. Potrzsnem gow i odwrciem si. - Prawd mwic, duo o tym mylaem - cign Mallory - i mocno wierz, e znajdujesz si bliej dowiedzenia si, co si tu dzieje, ni ktokolwiek inny. Moe myl si co do Londynu i Toronto. Nie dbam, na ile ten wasz znamienity mer oczyci twoje miasto, ktre nadal jest przekltym sraczem. Odpowied tkwi gdzie w nim.

OSIEMNACIE
Jenna przygldaa si naszej torbie z zakupami, w ktr sprzedawca upycha dwie butelki Valpolicelli. - Za cika - uznaa i zwrcia si do sprzedawcy: - Czy mgby pan zapakowa wino do osobnej torby? Zaczem protestowa, ale szybko zrezygnowaem. Wziem torb ze stekami, saat, chrupkim pieczywem oraz dwiema pgalonowymi flaszkami Tropicany i pozwoliem Jennie wzi torb z winem. Spojrzaem na jej twarz i zdaem sobie spraw, jak niecierpliwie oczekiwaem jej widoku dzi wieczorem, w migotliwym blasku wiec, odbitym od czerwonego wina. Otworzyem drzwi sklepu i zobaczyem cikie, ciepe krople deszczu, jakie zdarzaj si w Nowym Jorku wycznie w sierpniu, no, moe jeszcze na pocztku wrzenia. - Biegniemy czy przeczekamy? Jenna umiechna si. - Nigdy nie widziaam, by na cokolwiek czeka. Pobieglimy, a ja zastanawiaem si - jak zawsze gdy niosem co cikiego - czy dla ciaa mniejszym wysikiem jest przeniesienie masywnego adunku biegiem i szybkie pozbycie si go, czy powolny marsz, ktry wymaga mniej wysiku na krok, ale trwa duej? Nigdy nie udao mi si tego sprawdzi, wic zawsze poruszaem si najszybciej, jak mogem. Jenna dotrzymywaa mi kroku, przebiegajc przez jezdni w trakcie zmiany wiate, przytulajc swoj cik, papierow torb, tak du, e z trudem utrzymywaa brod ponad ni. - Swdzi mnie szyja - stkna, kiedy skrcilimy w 85 Ulic. - To prawdopodobnie podranienie skry przez wilgotny, papierowy brzeg torby. - Nie, to co innego. Zawsze mam to uczucie, kiedy przeczuwam, e kto za mn idzie. Odwrciem si i wpatrzyem w deszcz, ktry wanie sta.

Jenna przycisna mocniej torb i przyspieszya. Wyprzedzia mnie, potem odwrcia si szybko i niemal staranowaa starszego czowieka podpierajcego si lask. Ja z trudem wyminem dwa ujadajce pieski na acuchach... Wtedy - co to byo po drugiej stronie ulicy? Co jakby znajomego. Ale po dokadniejszym przyjrzeniu si zalanymi deszczem oczami okazao si, e to tylko cynkowany pojemnik na mieci, stojcy pod dziwacznym ktem i niewyranie widoczny przez strugi wody. Nasz oblicowany czerwonym piaskowcem dom by ju blisko. - Ju prawie jestemy! - krzyknem, najradoniej jak potrafiem. - Dobrze! - odwrzasna Jenna. Pdem wbieglimy na schody. Jenna gwatownie szukaa po omacku kluczy. - Przepraszam za zbyt gwatown reakcj... - zacza. Jaka do spocza na moim ramieniu... Odwrciem si gwatownie... Jenna krzykna i upucia wino. - Doktor D'Amato? Przepraszam, e pana wystraszyem... - Nie szkodzi - powiedziaem. Bya to pani Devlin, ciekawska osoba z parteru. W kadym bloku mieszkaniowym w miecie by kto taki. - Kto wczeniej dopytywa si o pana - powiedziaa. - Znalaz pana? - Nie. Czy by w mundurze? - Nie, nie sdz. - Czy wyglda jak jaskiniowiec? Pani Devlin spojrzaa na mnie krytycznie. - A co to niby miaoby znaczy? - C, usiuj doj kto... - Bardzo si panu dziwi, doktorze D'Amato. Kto o paskim intelekcie i z paskim wyksztaceniem powinien wiedzie, e wygld nie ma znaczenia. Ludzie s tacy sami. Biali i czarni, kobiety i mczyni, modzi i starzy, nie widz midzy nimi adnej rnicy. Wszyscy jestemy dziemi jednego Boga...

W trakcie kazania odwrciem wzrok w stron Jenny. Zesza ze schodw i wanie wsadzaa ociekajc winem torb do kosza na mieci. Deszcz usta, wyszo soce. - Wrc i kupi nowe - na wp powiedziaa, na wp zasygnalizowaa do mnie, umiechajc si na znak, e wszystko jest w porzdku... - Nie, ja to zrobi... - Doktorze D'Amato! Czy sucha pan czegokolwiek z tego, co powiedziaam? Na tym wanie polegaj wspczesne kopoty - nikt ju nikogo w ogle nie sucha. Ludzie tylko gadaj, gadaj, gadaj... Przez chwil rozwaaem, czy nie zepchn pani Devlin na d i nie pobiec za Jenn. Albo moe poprosi j, eby potrzymaa mi torb, kiedy pjd za Jenn. Nie, wiksz uciech sprawioby mi spuszczenie tej gadajcej machiny ze schodw... Ale Jenna ju znikna z pola widzenia, wic postanowiem przynajmniej wycign od wcibskiej ssiadki jak najwicej. - Czy moe pamita pani jaki zarost u tego czowieka? Brod? Wsy?... Devlin nie mogaby okaza si mniej pomocna, nawet gdyby tego bardzo chciaa. Im natarczywiej domagaem si szczegw, tym bardziej si wycofywaa, a w kocu zacza twierdzi, e nie jest nawet pewna, czy ten szukajcy mnie mczyzna by tu wczoraj czy przedwczoraj. Po deszczu zrobio si gorco i saacie grozio zwidnicie, wic zakoczyem t bezuyteczn konwersacj i pobiegem na gr. Na sekretarce czekay na mnie trzy informacje, wszystkie w odpowiedzi na wykonane dzi rano telefony. - Phil, ciesz si, e jeste w domu - brzmiaa pierwsza. - Musimy pogada o paru rzeczach. Przesta ukrca eb Herby'emu Edelsteinowi z powodu tej chusteczki - nie wolno tak cholernie zaazi ludziom za skr. Nie tak dziaamy - sam to wiesz. Czasami rne przedmioty znikaj z magazynu dowodw - i tego si nie zmieni... - podkrciem prdko przesuwu, zmieniajc gos Jacka Dugana w wysoki pisk.

- Tu Maria Heske z Biblioteki Babsta Uniwersytetu Nowojorskiego w odpowiedzi na telefon doktora D'Amato - druga wiadomo brzmiaa okropnie oficjalnie. - Ruth Delany dzi ma dzie wolny, ale jutro po dziewitej rano bdzie moga odebra paski telefon. Dzikuj. Trzecia wiadomo bya od przyjaciki Jenny - Bonnie - to z ni Jenna konsultowaa si w sprawie Tocharian... - Bonnie Mitcham, godzina 2:15, w odpowiedzi na telefon Phila. Waciwie to sama nosiam si z zamiarem zatelefonowania do ciebie, Phil. Ciekawa jestem, jak poszo ci spotkanie z Pedro Sanchesem w Londynie? Wysaam mu wczoraj e-maila z pomysem, jak mgby interpretowa manuskrypty. Co w rodzaju odwrcenia tego - zaraz, nie musz teraz o tym mwi; dlatego chciaam zadzwoni do ciebie. Pedro - doktor Sanches zazwyczaj odpowiada na moje e-maile zaraz najbliszym rankiem, ale c, nie dostaam dzi od niego adnej wiadomoci, ale, noo, chyba jestem troch roztrzsiona w zwizku z t spraw i chciaam si upewni, e wszystko jest w porzdku... Najwyraniej by to jeden z tych dni, nerwowych dla kadego. Jeszcze raz przesuchaem wiadomo od Bonnie, potem podniosem suchawk i wystukaem *69, eby oddzwoni. Wspaniale; zablokowaa t funkcj i nie zostawia swojego numeru w wiadomoci. No dobra, zobaczmy... Przejrzaem papiery na biurku Jenny. Zawsze trzymaa najwaniejsze numery telefonw nabazgrane na karteluszkach lecych na biurku... Jeli nie znajd ich za chwil, powinna wrci do domu za par minut, ale... O, tu jest... U Bonnie telefon dzwoni i dzwoni. adnej automatycznej sekretarki. Odoyem suchawk i zamyliem si. Podniosem j i wystukaem numer biura Mallory'ego. adnej odpowiedzi - oczywicie; tam byo po dziesitej wieczorem. Wycignem swojego staromodnego Rolodexa 12 i zadzwoniem do Mallory'ego do domu.
12

Notes w formie pudeka z kartkami zawieszonymi na kkach (przyp. tum.)

Tu te nikt nie podnosi suchawki. Czy dzieciaki nie miay dzi szkoy? Nie, chyba nie; to sierpie... Pomylaem jeszcze chwil i wystukaem numer domowy Amandy. Ku memu zaskoczeniu zostawia go na wizytwce danej Amosowi - na wypadek, gdyby Lappowi przyszo jeszcze co do gowy, czym chciaby si podzieli... Jej aparat zacz wierka w ten charakterystyczny, brytyjski sposb... - Mmmmm.... niech maszyna to obsuy - powiedziaa Amanda. - Widzisz, jak bardzo za tob tskniam? Moe wanie dzwoni kto z wan poszlak, a ja wol zosta tu, gdzie jestem, przy tobie. Przyoya gow do piersi Mallory'ego. - Brakowao mi bicia twojego serca - pocaowaa go w pier i westchna z satysfakcj. - Chyba nasz zwizek staje si nazbyt powany - odpar Mallory i pogadzi j po plecach. - Chyba bdziemy musieli co z tym zrobi, prawda? - Czyby? A jak to bdzie? - wycigna nogi tak, e palcami zaczepia o krawd jego ka. - Nie wiem - odpar Mallory. - Chyba bdziemy si czciej spotyka. - Ale ty jeste onaty. - Wiem - odpowiedzia Mallory i odsun si. - OK. Do na razie. Porozmawiajmy o sprawie. - Mmmmm, lepiej nie - przycigna go i przytulia si. - Przepraszam, e poruszyam ten paskudny temat. Przyrzekam, e dzi wieczorem nie wspomn o nim ani razu. - W porzdku, wszystko jest w porzdku - popiesznie zapewni j Mallory. - I tak musielimy pogada o tej przekltej sprawie. - Widzisz, co porzdne podupcanki mog zapewni dziennikarce? powiedziaa Amanda. - Moi kumple w Beeb twierdz, e trzeba zachrypn i zsinie na gbie od gadania, zanim uda si wyszarpa z ciebie choby najskromniejsz informacj, a nawet wtedy nie s pewni, czy mwisz prawd.

- To nie dlatego, e jeste dobra w ku, rozumiesz - pooy jej do na tylnej stronie uda. - Raczej z powodu twojej pracy dla Scotland Yardu. - Mmmm - pocaowaa go w usta, przecigna si na nim i z przyjemnoci spostrzega, jak wraca jego podniecenie... - Och, dobra - mrukn Mallory. - Moemy o tej sprawie pogada pniej... Amanda wrzucia kostki lodu do szklaneczki. - O co chodzi, kochanie? Mallory siedzia wyprostowany, opierajc si o wielki, mahoniowy zagwek ka Amandy, z domi zaoonymi na kark. - Dla mnie tylko piwo imbirowe 13. Postanowiem zda si na los, przynajmniej do czasu, gdy ten paskudny interes si zakoczy.
13 Ginger ale - czyli piwo imbirowe - tak naprawd jest to do zwyczajna (i poda...) lemoniada, z piwem majca wspln tylko nazw i nic wicej... (przyp. tum.)

- A tak le, co? Kiedy wymylie t strategi? - Wanie teraz - odpar Mallory. - Patrzc na ciebie i zastanawiajc si nad tym, co ci si przydarzyo w Nowym Jorku, nie czuj si zbyt pewnie jako osoba majca wszystko pod kontrol. - W gruncie rzeczy nie wiemy, co si ze mn stao w Nowym Jorku. Pamitasz, e po prostu ocknam si tam na pododze? Nawet w transie wywoanym przez Soamesa nie miaam zielonego pojcia, kto mnie wpakowa w t sytuacj. - Wanie - potwierdzi Mallory. - Rzecz w tym, e wiemy za mao. - Jedno ci powiem - powiedziaa, znienacka rozzoszczona Amanda nigdy wicej nie wszczepiaj mi we nie pluskwy po skr - jeli chcesz mnie jeszcze kiedykolwiek zobaczy. - OK - potulnie zgodzi si Mallory Wczeniej opowiedzia jej, jak w nocy poprzedzajcej jej podr do Stanw wtar jej we nie odpowiedni porcj silnego anestetyku i wszczepi

jej malek pluskw. Teraz nie byo sensu ga na ten temat - ujawnienie wszystkiego byo dla nich korzystne. - Zrobiem to po czci, eby ci chroni. - Nie za bardzo si udao, prawda? - Najwyraniej nie. Bardzo przepraszam. - Nie ma sprawy - powiedziaa Amanda, wracajc z piwem imbirowym i wod Perrier dla siebie - wybaczam ci. Pocaowaa go. - Pogadajmy wic o Stanach - zaproponowa Mallory. - Syszae tamy przechwycone przez pluskw - wiesz, e obiecaam tym ludziom nie rejestrowa ich wypowiedzi na tamie. - Ju mwiem, e mi przykro. Amanda prychna. - Wiesz, nie potrafi wymyli nic ponad to, co znalazo si w tych wywiadach. Na pewno aden z tych ludzi nie sprawia wraenia mordercy, to na pewno. Ten neandertalczyk okaza si absolutnym dentelmenem; a Amisze wyranie odstaj od standardowego obrazu, ale te s szczerzy... - Czyli neandertalczyk wyda ci si prawdziwym dentelmenem, h? - Tak, to prawda - potwierdzia Amanda. - Dlaczego... - A ty wietnie nadajesz si do tego typu oceny, prawda? - Tak, to znaczy, co waciwie masz na myli... - Kto mgby powiedzie, e masz nawet waciw charakterystyk genetyczn do tego zadania. Amanda milczaa. - No to widzisz, na czym polega mj problem - dokoczy. - Jak si o tym dowiedziae? - zapytaa w kocu Amanda. - Od pieprzonego Phila D'Amato - warkn Mallory, tak wymawiajc moje nazwisko, e brzmiao jak - wedug moich wyobrae - pomidor wymawiany w brooklyskim slangu. - Kryem ci najlepiej, jak potrafiem udawaem, e wszystko wiem. Udao mi si wcisn troch kitu o twojej rzekomej operacji plastycznej. Ale tak naprawd to kim, u diaba, jeste? Pracujesz dla nas; pracujesz dla BBC - i dla kogo jeszcze?

- A co ty mylisz? e jestem czci tajnej spoecznoci o neandertalskich genach, dcej do przejcia wadzy nad wiatem? - To ty mi o tym powiedz - odpar Mallory. - Sdz, e w tej chwili na ziemi s miliony ludzi majce zestaw genw taki jak mj - odezwaa si Amanda cicho. - Cz z nich na pewno stworzya grupy. Niektre z nich s bardzo stare, tak jak stare s pewne zgromadzenia Homo sapiens sapiens. Na mio bosk, chrzecijastwo liczy dwa tysice lat, a judaizm jest nawet jeszcze starszy. - To prawda - potwierdzi Mallory. - A czy twoja spoeczno ma swoj Bibli? - Nie, oczywicie, e nie - odpara Amanda. - Nie suchae. To nie jest a tak sformalizowane. My nie dostajemy instrukcji od urzdnikw stojcych wyej w hierarchii. - Nie? No to jak ci my, o ktrych mwisz, pozostaj w kontakcie? - Gwnie w formie wiadomoci zawartych w muzyce - powiedziaa Amanda. - Frazy melodyczne, chwytliwe fragmenty sw. Mog by skomponowane przez Homo sapiens sapiens, ale inni - my - wykorzystuj je do wasnych celw. To jest, nie wiem, jakby cay podziemny system cznoci. Trwa ju od tysicy lat, na przykad w piosenkach ludowych, ale radio i rock and roll bardzo nam pomogy. Wiesz, jak to dziaa? Jest sobie muzyczny refren z piosenki Beatlesw albo stara melodia rhythm and bluesowa, ktre pojawiaj si w mnstwie nowych utworw - a za kadym razem, kiedy syszymy ten motyw, dla nas zawiera w sobie jak now informacj. Czasem przywouje w pamici jakie przesze wydarzenie - spotkaam starszych ludzi twierdzcych, e przy kadym usyszeniu wczesnych piosenek Beatlesw zaczynaj myle o zabjstwie Kennedy'ego. Sdz, e wszyscy Homo sapiens sapiens reaguj w taki sposb. Ale my odbieramy to gbiej. Jeli Platon mia racj, twierdzc, e nosimy w sobie wrodzon wiedz, nawet wspomnienia wydarze sprzed naszych narodzin - mona by to teraz nazwa wiedz przekazywan genetycznie albo jungowskimi archetypami wewntrznymi - to u naszego gatunku okrelone rodzaje muzyki wyzwalaj okrelone rodzaje genetycznych wspomnie, okrelon wiedz. U was to chyba te wystpuje, na przykad gdy tonacja moll wywouje smutek bd

niepokj, a dur poczucie radoci czy peni. U nas te uczucia s po prostu bardziej precyzyjne, bardziej specyficzne, przekazuj o wiele dokadniejsze wiadomoci. Czy to wszystko ma sens? Nie wiem - sama tego do koca nie pojmuj. - Opowiedz mi o naszej mumii, Maxie Sorosie - poprosi Mallory. - Soros y jeszcze po odkryciu mumii w LSE - powiedziaa Amanda. - On i te zwoki, to dwch rnych ludzi - podobnie jak mumia i Stefan w Nowym Jorku. - No to gdzie teraz jest Soros? - Nie yje - oznajmia Amanda. - Najprawdopodobniej zgin z rki czy rk tych samych nieznanych ludzi, ktrzy zwabili mnie do tego korytarza w Nowym Jorku. Mallory pogadzi japo twarzy koniuszkami palcw, z pocztku niepewnie. Potem przygarn j do siebie i caowa w gow, a przestaa dygota.

DZIEWITNACIE
Ocknem si gwatownie i popatrzyem na zegarek. Cholera jasna, przymknem oczy na moment i ju jest godzin pniej. - Kochanie? Jenna? adnej odpowiedzi. Bezwzgldnie powinna ju by w domu. Przetarem oczy. Byem miertelnie zmczony - wci yem wedug czasu brytyjskiego. adnej wiadomoci od Mallory'ego lub Amandy w odpowiedzi na informacj o Pedro, pozostawionej na jej sekretarce - czy w ogle j otrzymali? No c, bd musia zostawi Angli samej sobie na troch duej. Teraz najwaniejsza bya Jenna. Zapaem portfel, klucze, gwatownie otworzyem drzwi... - Jezu Chryste! - krzykna Jenna. - Prawie dostaam przez ciebie ataku serca - co ci podkusio, eby tak raptownie otwiera drzwi? Objem j i przytuliem... Pocaowaa mnie w ucho. - Brakuje mi tego, kiedy wyjedasz. - Mnie te. Pod nogami wyczuem co kruchego, szklistego. Jenna spojrzaa w d. - Dwie butelki czerwonego wina. Mamy dzi beznadziejnego pecha. Poszam do Maurino na Drugiej Alei; z nieznanych przyczyn dzi zamkn wczeniej - musiaam wic powlec si a do rogu Lexington i Osiemdziesitej Szstej. A potem, w drodze powrotnej, nadziaam si na tego faceta z ksigarni - chce, eby wypowiedzia si w czasie przygotowywanego przez nich panelu o dziwnych detektywach. - W porzdku - powiedziaem. - To znaczy, przepraszam, e przeze mnie rozbia wino - przyklknem i ostronie podniosem ociekajc torb. - Hej, wydaje si, e jedna butelka przetrwaa mj atak paniki. - To dobrze - ucieszya si Jenna. - Kupiam te lody kawowe i winie morelli, wic straty nie byyby cakowite.

Uniosa mniejsz torb, ktrej nie zauwayem wczeniej. - Cakowite straty s niemoliwe, jeli ty bierzesz w tym udzia. Nastpnego ranka rozdzwoni si telefon - strasznie bolesne. Jenna podniosa suchawk. - ... och, czuj si wietnie. Dziki... Jasne, zaczekaj, moe bra prysznic... Zawiesia rozmow i podesza do mnie z przenonym aparatem. - Jack Dugan. Mam mu powiedzie, e oddzwonisz? W kuchni jest dla ciebie niadanie. Nie ma sensu prosi go o zostawienie wiadomoci, nigdy tego nie robi. - Nie, pogadam z nim teraz - powiedziaem i pomasowaem sobie brzuch. Czuem si, jakby stado soni taczyo na nim walczyka przez ca noc. Cholerne zmiany stref czasowych - czasami odchorowywaem je przez kilka dni, nawet po tej stronie Atlantyku. Syszaem kiedy o dyrektorze jakiej wielkiej korporacji, ktry domaga si, by wszyscy jego podwadni pracowali w godzinach wyznaczonych przez jego stref czasow, niezalenie gdzie na wiecie si znajdowali. Mia rzecz, jeli udaoby si j wprowadzi w ycie... - Jack - staraem si mwi jak najbardziej rzeczowo. - Jak si masz? - Dobrze, Phil - odpar, jeszcze bardziej rzeczowym tonem. - Mam co, co rozjani ci dzie. I mam nadziej, e czego si z tego nauczysz: musisz jeszcze bardziej odpuci i pozwoli si toczy wydarzeniom. Nie zawsze zdoasz wszystko wcisn w swj terminarz. Dobry, stary Jack, z nowojorskim akcentem uprawiajcy pseudokalifornijsk filozofi... - Uhm, masz racj - powiedziaem. - To co masz dla mnie? - C, wanie skoczyem rozmow z Herby'm - naprawd powiniene go przeprosi. W kocu znaleli t bkitn chusteczk. Tak jak przypuszczaem, jeden z przeszeregowanych przez Herby'ego ludzi Dave'a zostawi pudeko w niewaciwym miejscu. Nie twierdz, e zrobi to specjalnie, ale jak mwiem, takie rzeczy si zdarzaj. Wic jeli teraz zadzwonisz do

Herby'ego i przeprosisz za poddawanie w wtpliwo jego umiejtnoci zawodowych, to jestem pewien, e kiedy przyjdziesz do jego biura, bardzo chtnie odda ci t chusteczk. Wszyscy jestemy po tej samej stronie barykady - walczymy z tymi zymi. Nie bijmy si pomidzy sob, Phil! - Masz racj, Jack - to bardzo dobra rada. Przyjmuj j - i dzikuj! Rozczyem si i oddaem telefon Jennie. - Dobra rada? - Pieprzy rad, Herby znalaz chusteczk - powiedziaem. - wietnie! Co zamierzasz z ni zrobi? - Przel j Mary Radcliff i zobaczymy, czy naprawd potrafi na jej podstawie sporzdzi zestaw kart perforowanych. Potem przekaemy te karty do MIT i poczekamy, moe z zawartego w nich kodu uda im si wycign jak informacj. - Skd moemy mie pewno, e ta chusteczka to orygina znaleziony przez Dave'a przy zwokach? - zapytaa Jenna. - To znaczy, czy samo jej zaginicie nie niweczy acucha dowodw? Umiechnem si. - Tak, to prawda - ale nie jestemy w sdzie. Ta chusteczka nie stanowi tego typu dowodu. Sprawdzamy tylko, czy nie da si z niej uzyska jakich dodatkowych informacji. Ale zrobi prb kontroln - kupi jeszcze dwie chusteczki, jak najbardziej podobne do naszej i wyl do Mary wszystkie trzy. Oczywicie nie powiem jej, ktra jest ktra. Jeli na podstawie wszystkich trzech opracuje takie same zestawy kart, bdzie to znaczyo, e nie ma w nich adnych informacji. Lecz jeli zestaw z tej neandertalskiej okae si inny - to ju bdzie co. Jenna zastanowia si. - Jednak nie zabezpieczysz si w ten sposb przed otrzymaniem faszywych wiadomoci, powiedzmy z powodu wiadomego podmienienia tej chusteczki. To prawda - zgodziem si. - Jedynym sposobem ich sprawdzenia bdzie signicie do innych rde, na przykad tochariaskich manuskryptw.

Dwie godziny pniej znajdowaem si w gabinecie Bonnie. Miaem ze wieci. - Pedro Sanches nie yje. - O nie! - jkna Bonnie. - Posuchaj, nie zamierzam ci oszukiwa - powiedziaem. - Uwaam, e bierzemy udzia w swoistym wycigu, walczymy z czym, czy kim, stojcym za tymi wydarzeniami. A czci tej wojny zdaje si podejmowanie przez nich czsto udanych prb za bicia wszystkich osb, ktre zbliaj si do zrozumienia, o co w tym chodzi. Teraz s wrd nich tylko Jenna, Mallory w Anglii, moe jeden czy dwch jego wsppracownikw, wiem te, e ty pracujesz nad tymi tochariaskimi manuskryptami - co w rodzaju powtrki na podstawie tego, co dostaa najpierw od nas, a potem bezporednio od Pedra - prawda? Bonnie skina gow. Bya przeraona, czuem si z tego powodu paskudnie. - Nie mog zagwarantowa, e nie wie o tym nikt wicej - moe ju ci nie namierzaj - ale mog zapewni, e jeli postanowisz si z tego teraz wycofa, nikt nie dowie si niczego od nas, nigdy wicej nie bdziemy z tob o tym rozmawia, ani si z tob spotyka. Szczerze mwic, w najmniejszym stopniu nie miabym ci tego za ze. Musz jednak te powiedzie, e wanie teraz twoja pomoc byaby bardzo uyteczna - jeste jedyn osob, do ktrej w tym stadium moemy si zwrci z manuskryptami jeli zgodzisz si podj ryzyko. Bonnie ponownie skina gow. - Rozumiem - powiedziaa. Rozejrzaem si po jej niewielkim gabinecie przy Columbia. Kto kiedy mi powiedzia, e jeli chodzi o przydzia przestrzeni, doktorzy znajduj si tylko o szczebel wyej ni toalety... - To najbardziej ekscytujca rzecz, nad jak kiedykolwiek pracowaam - oznajmia. - Zawsze miaam podwjn specjalizacj - indoeuropejski wczesny celtycki oraz baskijski. Od lat usiowaam znale jakie

podobiestwa pomidzy nimi - choby jedno. - Bez powodzenia? Wiedziaem co nieco o baskijskim, a przynajmniej tyle, e najwyraniej nie mia adnych zwizkw z ktrymkolwiek jzykiem indoeuropejskim. - Zupenie - potwierdzia Bonnie. - Kady zbadany przeze mnie lad archeolingwici s tu prawdziwymi detektywami - kade znalezione podobiestwo okazywao si w kocu wynikiem kontaminacji pniejszymi wpywami. Rozumiesz, Rzymianie okupowali terytorium Baskw, wic do ich jzyka wkrado si troch aciny... - Tak, wiem - powiedziaem. - Ale teraz zauwaya jakie powizania pomidzy baskijskim i tochariaskim? - Nie, nie jzykowe - tylko w odnonikach. - Nie rozumiem - przyznaem. - C, manuskrypty napisano w czystym tochariaskim - to wczesny jzyk indoeuropejski, tak jak si naleao spodziewa. Znaleziono je te w Kotlinie Tarymskiej. Ale s w nich pewne wzmianki dotyczce miejsc znajdujcych si na najbardziej wysunitym na zachd wybrzeu, nad samym morzem, u stp gr, poza tym niektre imiona wygldaj na baskijskie. - Hmmmm... czy to jest w magicznej czci tekstu? - Tak - potwierdzia Bonnie. - W tych czciach, ktre wanie prbujemy powtrnie przeoy. Wszystkie fragmenty klasztorne i ksigi handlowe s ju cakowicie gotowe. Biedny Pedro... Gardo cisn jej spazm szlochu. - Wiem - powiedziaem. - Mnie te si zbiera na pacz. - Jeste miym czowiekiem - oznajmia. - Wiem ju, dlaczego ty i Jenna... - Dziki. - Chc kontynuowa prac nad tymi tekstami. - Dobrze. Bardzo si ciesz. Ale... prosz, bd bardzo ostrona. Jakby ostrono miaa tu jakiekolwiek znaczenie!, wrzasno do mnie sumienie.

- OK - potwierdzia Bonnie i umiechna si. - Jeszcze jedno - we wczorajszym nagraniu na sekretarce wspomniaa co o jakim odwrceniu. Nie bardzo to zrozumiaem... - Tak - zacza. - Wysaam Pedrowi e-maila na ten temat. W tochariaskim sownictwie jest pewna dwuznaczno, ktra moe stanowi tylko zbieg okolicznoci albo nie. Takie sytuacje istniej we wszystkich jzykach - na przykad victor i victim 14 oznaczaj przeciwstawne pojcia, ale jeli nie za dobrze zna si angielski i ma si czciowo zniszczon prbk tekstu, mona zrozumie tre nieprawidowo - i uzna ofiar za zwycizc... Rozumiesz w czym rzecz? - Tak, z grubsza - powiedziaem. - Czy te sowa nie maj wsplnego aciskiego pochodzenia? - C, to nie takie proste - odpara Bonnie. - Victim pochodzi od vincio - wiza, a victor od vinco, podbija lub zwycia w bitwie. Przy tak maej rnicy, o jedno i, kiedy znaczenia mogy si czciowo nakada, by moe w bardzo wczesnej acinie byo to jedno sowo. Ale mnie chodzi o to, e w angielskim zaczy mie przeciwstawne znaczenia - przegrany i zwycizca, wic kto nie znajcy bardzo dokadnie tego jzyka, nie mwic ju o acinie, mgby cakiem rozsdnie i jednoczenie zupenie bdnie zinterpretowa albo sowo victor, albo victim 14. Czy te conquered i conqueror 15 . To bardzo powszechne zjawisko w rnych jzykach - w tym cay kopot. Musz przeledzi tochariaskie...
14 15

victor = zwycizca, victim = ofiara, (przyp. tum.) conquered - podbity, conqueror - zdobywca, najedca (przyp. tum.)

- Nie, nie teraz - przerwaem jej. - Skupmy si na uzyskaniu jak najlepszego, kompletnego przekadu wszystkich majcych dla nas znaczenie manuskryptw w jak najkrtszym czasie. Kiedy ju bdziemy go mieli, wtedy zajmiemy si szczegami i moliwymi innymi interpretacjami. - OK. - Dobrze - powiedziaem. - Co jednak Pedro sdzi o twojej teorii odwrcenia?

Znw zachysna si spazmem na granicy paczu. - Wanie dostaam zwrot e-maila z tym automatycznym dopiskiem, e listu nie udao si dostarczy przez dwa dni, wic rezygnuje si z dalszych prb. Nastpnego dnia znalazem si w swoim gabinecie. Mio byo zasi przy wasnym biurku. Nic jeszcze nie zostao wyjanione, ale i tak odczuwaem przyjemno. Czasami przychodzio mi na myl, e powinienem mie wicej takich dni - eby po prostu przyj do pracy i poszukiwa jakich ladw, jak kady normalny lekarz sdowy. Tyle tylko, e tak si przyzwyczaiem do nienormalnoci, i pewnie umarbym szybko z nudw. Czy lepiej umrze (a) z nudw; (b) wskutek zakaenia dziwacznym, neandertalskim wirusem; (c) od noa, jak Tesa Stewart albo (d) z powodu sztucznie wywoanej, zabjczej astmy, jak Pedro Sanches? Mallory powiedzia, e ten nieszcznik nie mia w adnych kartotekach medycznych Zjednoczonego Krlestwa najmniejszej wzmianki o astmie, a przy tak upastwowionej subie zdrowia wszelkie takie zapiski przechowywane s bardzo starannie i bardzo dugo. adnych szans, eby mier Pedra nie okazaa si morderstwem. Odpowied: (e) adna z powyszych moliwoci. Cholera jasna, najlepiej w ogle nie umiera. Zaatwiem caodobow ochron Jenny i Bonnie - wcale nie czuem si dziki temu spokojniejszy o nie, ale lepsze to ni nic. A Mallory opracowa plan zbicia ich z tropu w sprawie prb czynionych przez Mary Radcliff. Ich - wcale nie sdziem, by ktokolwiek z nas by przed nimi bezpieczny. - To dla ciebie, Phil - Megan, nowo przyjta do policji, przyniosa mi paczk z DHL. - Dziki. Bya to kaseta wideo od Mallory'ego. Przez chwil rozwaaem obejrzenie jej w pracy, ale w kocu postanowiem zabra j do domu. - Wracam za kilka godzin - powiedziaem Megan.

Przed naszym domem sta wz patrolowy, tak jak powinien, pilnowali Jenny. Dobrze. Woyem kaset do magnetowidu i razem z Jenn zasiedlimy do ogldania. Nastpny program BBC o 10: Raport Specjalny: Jedwabna tajemnica - wywiad z Mary Radcliff z Muzeum Jedwabiu w Macclesfield. - Dobry wieczr - powiedziaa Amanda. Miaa zaczesane w ty wosy i patrzya powanym wzrokiem w kamer. Staa przed Muzeum Jedwabiu, z Mary Radcliff u boku. - Jedwab od bardzo dawna fascynowa ludzi - kontynuowaa. - Tutaj, w Muzeum Jedwabiu, znajdujcym si w Centrum Historycznym w Macclesfield, wspaniae krosna Jacquarda z dawnych dni wci fascynujco poyskuj w blasku ksiyca Na ekranie pojawi si filmowany z powietrza szklany dach, potem kamera powoli przesza przez szko, ukazujc stojce wewntrz rzdy byszczcych krosien, zbliaa si, a jedno z nich cakowicie wypenio ekran. - Te krosna byy sterowane perforowanymi, papierowymi kartami niemal dwiecie lat przed wykorzystaniem ich w pierwszych komputerach mwi dalej gos Amandy. - Produkoway pikno. Dzi rozwaamy now tajemnic: czy te karty mogy mie dodatkowe zastosowanie - czy mogy w dziurkowanym kodzie zawiera jakie wiadomoci z czasw wiktoriaskich, a moe i wczeniejszych? Jest dzi z nami Mary Radcliff, pracujca w Muzeum jako historyk i ekspert. Bdzie naszym przewodnikiem po tajemnicach jedwabiu. Tym sowom towarzyszyo pene tajemniczoci to muzyczne. Zachichotaem. - Dajcie tu Roberta Stacka 16...
16

Amerykaski aktor prowadzcy popularny program telewizyjny Niewyja-

nione tajemnice (Unsolvedmysteries), (przyp. tum.)

- C - uciszya mnie Jenna. Amanda i Mary Radcliff znw pojawiy si na ekranie.

- Pani Radcliff - odezwaa si Amanda - czy to naprawd moliwe, eby jedwabne ubiory zawieray ukryte wiadomoci? Czy to nie co w rodzaju tej wrzawy z lat szedziesitych, kiedy doszukiwano si wieci nie z tego wiata w nagraniach puszczanych wspak, albo ze zmienion prdkoci? W efekcie tych zabiegw mona byo nagle usysze na przykad co jak wcz mnie, trupie. - Zawsze istnieje niebezpieczestwo, e nasze spostrzeenia dotyczce jakich przedmiotw s wynikiem pracy naszej wyobrani, a nie dziaania ich wytwrcw - powiedziaa Mary. - Jednak nie oznacza to, e w jakim nagraniu nie ma ukrytych informacji albo w jedwabiu zakodowanych sw. Obydwie te rzeczy s w kocu wytworami rk ludzkich. A ludzie wysyaj wiadomoci, prawda? Muzyka przycicha. - Oczywicie, e to robimy - przyznaa Amanda. - Lecz prosz mi w takim razie powiedzie, w jaki sposb mona zakodowa wiadomo w jedwabiu? Mary pokazaa niebiesk, jedwabn chusteczk. - Jeli t chustk utkano na krosnach sterowanych kartami perforowanymi, wwczas badajc j, mona odtworzy te karty. Mary odoya chusteczk i podniosa plik kart. - OK - powiedziaa Amanda. - Na razie rozumiem. Ale jak od tych kart przej do ukrytych informacji? - Ach, to jest najciekawsze - zacza wyjania Mary. - Naukowcy w MIT kademu ukadowi perforacji przyporzdkowuj liter. Powtarzaj to wielokrotnie, za kadym razem zmieniajc przyporzdkowanie. A potem komputer sprawdza, czy przy ktrymkolwiek wzorcu przyporzdkowania litery ukadaj si w sowa i zdania. - Fascynujce - owiadczya Amanda. - Lecz skd wiadomo, czy kada konfiguracja otworw reprezentuje liter albo ich cig? Moe odpowiada caemu sowu? - Tak, to moliwe - przyznaa Mary. - Sdz, e naukowcy w MIT sprawdzaj i t ewentualno.

- Czyli ju przekazaa pani te karty do MIT i praca nad nimi ju si toczy? - Tak, wysalimy karty. Teraz trwaj prby ich odkodowania. - Czyli udao si odtworzy zestaw kart na podstawie tej chusteczki? upewnia si Amanda. - O tak - odpara Mary. - Byo to atwiejsze, ni si spodziewalimy. - Czy potrafi pani powiedzie co o wiadomoci, tylko obejrzawszy karty? - zapytaa Amanda. - Niestety nie - wyznaa Mary. - Bez przyporzdkowania liter nie mona si w nich doszuka adnych znacze. - A jakie informacje, wedug pani, odkryj naukowcy w MIT? - Naprawd nie wiem - odpara Mary. - T chusteczk przysaa do nas policja nowojorska z pytaniem, czy umielibymy odtworzy zestaw kart. Zrobilimy to. Jak pani wie, ten kawaek jedwabiu znaleziono na zwokach neandertalczyka... - Czy neandertalczycy znali krosna? - C, uwaam, e to moliwe - powiedziaa Mary. - Lecz nie dowiemy si niczego, dopki nie odezw si do nas naukowcy z MIT. Sprawa nie spoczywa ju w naszych rkach... - Mary bya wspaniaa! - powiedziaa Jenna, kiedy na ekranie, na tle muzeum, przewijaa si lista osb zaangaowanych w produkcj programu. - W udawaniu jest o klas lepsza od ciebie. - Dziki - umiechnem si. - Niewielu znalazoby si garzy lepszych od drobnych staruszek. - A na ile prace nad kartami s naprawd zaawansowane? - Nawet jeszcze nie jest pewna, czy ta chusteczka zostaa utkana na krosnach - na pewno nie na akardowych, tradycyjnych czy wspczesnych. Lecz muzeum ma kontakt z oglnowiatow sieci specjalistw od jedwabiu - s muzea tego materiau w Chinach, w Japonii i innych miejscach. Mary zamierza sprawdzi w kadym z nich, w kadym miejscu, gdzie jest dostp do krosien sterowanych kartami, na ktrych tkano jedwab, czy splot w chusteczce pasuje do ktregokolwiek z nich. Prawdopodobnie to pogo za miraem.

Ale przynajmniej owiadczenie, e sprawa przesza w rce MIT, powinno odcign od niej zabjcw. - Jestem pewna, e w MIT s tym zachwyceni - skomentowaa Jenna. - C, nie podalimy adnych nazwisk - powiedziaem. - Porozumiaem si te z moimi kontaktami na tej uczelni, nie zgaszali sprzeciwu przeciwko publicznemu wymienieniu jej nazwy przez Mary. Prawd mwic, oni chyba w ogle nie wierz, e te wszystkie zgony to nie zbieg okolicznoci. Ale zabjca nie jest grony dla MIT. Co ma zrobi - zamordowa wszystkich pracownikw tej uczelni? Za Mary zyskuje na czasie. - Kiedy ten program zostanie wyemitowany? - spytaa Jenna. - Jutro w nocy, wedug czasu londyskiego - odparem. - Miejmy nadziej, e zabjca wci jeszcze jest w Anglii i oglda BBC - westchna Jenna. Dwadziecia minut pniej na lotnisku Kennedy'ego wyldowa samolot British Airways. Po upywie kolejnych pitnastu minut, w kolejce do odprawy paszportowej stan pewien mczyzna. - To jest bardzo adne, mamusiu - powiedziaa maa dziewczynka do matki, wskazujc na byszczc, niebieskozielon chusteczk wystajc mu z kieszeni. - Prosz bardzo, chcesz j? - mczyzna wycign chusteczk. - Mam ich bardzo duo, moja firma je robi, a ta jest nowiuteka. Jeszcze jej nie uywaem. Maa dziewczynka umiechna si wstydliwie, potem skina gow. - Nie sdz... - zacza matka. - Prosz, mamusiu? - jkna dziewczynka. - Naprawd, zapewniam pani, e jest tania i nigdy nie uywana, prosz zobaczy. - Proosz, mamuusiuu?... - Noo... Dobrze - ustpia matka. - Ale ja j wezm, dopki nie dotrzemy do domu. Wzia chusteczk od mczyzny i podzikowaa mu. Dao jej to czas

na przekonanie dziecka do rezygnacji z przedmiotu przed dotarciem do domu. Czekoladowe lody z kolorow posypk powinny dokoczy dziea... Rozeszli si do rnych okienek odprawy paszportowej, mczyzna przeszed przez ni bez problemu. La deszcz, dyspozytor wezwa dla niego takswk. - Washington Square Park w Greenwich Village - mczyzna poda adres kierowcy. - Od jak dawna panuje taka pogoda? Nastpnego ranka zadzwoniem do Ruth Delany. - Phil, wiem, e chciae si ze mn skontaktowa. Przyjechaa rodzina mojej siostry, w zeszym tygodniu bya taka pikna pogoda - oprcz tej wczorajszej ulewy - i nie mogam sobie odmwi spdzenia z nimi czasu. W kocu w sierpniu nie ma w bibliotece za duo roboty... - Zgadzam si - powiedziaem. - Miaa wietny pomys. Prawd mwic, to niepokoiem si o Stefana... - Och, mylaam, e wiesz - powiedziaam mu, eby do ciebie zadzwoni i ci uspokoi. - Myl, e po prostu zapomnia albo nie trafi na mnie, bo w cigu ostatnich tygodni wyjedaem za granic... do Anglii. - Pikny kraj. - To prawda - potwierdziem. - Ale wracajc do Stefana... - A, tak. Powiedzia mi, e chce si wybra na wie, bo doskwiera mu tutejszy upa i wilgotno powietrza. On ju jest niemody, wiesz... - Wiem. A kiedy to byo - tydzie temu? - Nie, chyba jeszcze wczeniej - trzy tygodnie temu - powiedziaa Ruth. - Od lat gromadziy mu si dni urlopu i prawd mwic, na pocztku tego miesica przysza notatka, e musi do koca roku wykorzysta ich cz albo je straci. Nienawidz, kiedy robi komu co takiego, a ty? - Ja te - przyznaem zgodnie z prawd. - Powiedzia wic, e wemie sobie miesic wolnego i pojedzie na krajoznawcz wycieczk greyhoundem. Twierdzi, e akurat jest dobra okazja, bo za siedemdziesit dziewi dolarw mona wsiada do dowolnego autobusu i robi tyle przerw w podry, ile si chce.

- Sam bym si wybra na tak wypraw - mruknem. - No nie? yczyam mu wic dobrej zabawy, ale poprosiam, eby do ciebie zadzwoni - i do tego miego chopca, Amisza, ktry par razy tu wpada, te. - Amosa Stoltzfusa? - Wanie - potwierdzia Ruth. - A co Stefan odpowiedzia, kiedy wspomniaa, e powinien zadzwoni do Amosa? - Rozemia si w ten swj sposb i zapyta, czy nie wiem, e Amisze nie uywaj telefonw? A potem oznajmi, e wanie zabrako mu kotwwczgw i motyli. Ale nie zwrciam na to uwagi - Stefan cigle mwi rne rzeczy, ktrych nie rozumiaam. - Tak jak w tym kawale, co si stanie, kiedy skrzyuje si mafioza z semiotykiem - zoy czowiekowi propozycj nie do odrzucenia, tyle, e si jej nie zrozumie. - Och, doktorze! - zawoaa Ruth i rozemiaa si serdecznie. - Szkoda, e Stefan do mnie nie zadzwoni. - Mylisz, e co mu si stao? Ostatnim razem mylie si, dziki Bogu, pamitasz? - Tak. - Czekaj, co ci powiem. Stefan zostawi mi klucze do swojego mieszkania - ma tam kilka sansewierii. Co prawda one wytrzymuj dugo bez podlewania, ale obiecaam mu, e wpadn tam i podlej je w razie jakich szczeglnych upaw. To si zdarza, sierpie bywa zdradliwy... - O kurcz, masz klucz! To znaczy, przepraszam za nieadny jzyk... - Nic nie szkodzi, doktorze D'Amato. Zdarzao mi si sysze duo gorsze wyraenia... - Ale ostatnim razem, kiedy rozmawialimy o Stefanie, nie miaa nawet jego adresu. Pniej powiedzia mi, e mieszka na Patchin Place - czy do tego lokalu da ci klucz? - Tak, to jest tu przy Szstej Alei, pi minut std piechot. - Zaraz przyjad.

DWADZIECIA
Namwiem Ruth, eby towarzyszya mi w trakcie wizyty w mieszkaniu Stefana. Bez niej mgbym potrzebowa nakazu przeszukania, ale to oznaczaoby konieczno skontaktowania si z Jackiem Duganem, a nie byem w nastroju do wysuchiwania kolejnych dobrych rad... Modliem si tylko, eby nie wplta jej przy okazji w co, skutkiem czego mogaby si sta jej jaka krzywda. Lecz jeli Stefan by w tej sprawie ofiar, a zabjcy dziaali skrupulatnie, ju moga znajdowa si na ich licie... - Kosztowne miejsce, to Patchin Place - powiedziaem. - Jestem zaskoczony, e przy pensji sprztacza Stefana sta na co takiego. - To chyba jest apartament jego znajomego - wyjania Ruth - ktry pozwala mu tu pomieszkiwa. - Ach, to by wiele wyjaniao. Od jak dawna tu mieszka? - Nie wiem - rzeka Ruth. - Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek to powiedzia. Woya klucz do kutej bramy zamykajcej uliczk - a raczej klasyczny zauek z doniczkami penymi kwiatw przy kadym wejciu i na kadym parapecie. - Powinien pasowa - powiedziaa. Pasowa. Szybko doszlimy do trzecich schodw, wszystkie znajdoway si po prawej stronie. Z drzwi wypad irlandzki terier, wlokc za sob mczyzn o bujnej, siwej czuprynie. cign go, umiechajc si do nas, po schodach, a potem poza Patchin Place... Pospiesznie wszedem na gr, z Ruth nastpujc mi na pity. - OK, to tu. Mieszkanie Stefana znajdowao si na pierwszym pitrze. Zapukaem mocno do drzwi. Raz, drugi. Popatrzyem na Ruth. - Chyba nikogo nie ma w domu - powiedziaa. - Jest dzi dziebko za gorco i sucho, zgodzi si pan, doktorze D'Amato? Powiedziaabym, e.

sansewierie stanowczo wymagaj podlania Polubiem t kobiet od pierwszego spotkania - w adnym wypadku nie bya typow bibliotekark. Mieszkanie na pierwszy rzut oka wcale nie byo jakie wyjtkowe - kanapa i fotel, pokryte obiciem koloru gliny, mocno wysiedziane, adna, drewniana etaerka, prawdopodobnie dbowa, rzebiona w stylu art nouveau. W Village jest sporo takich mebli. Po jednej stronie bya azienka, po drugiej kuchnia. Brak sypialni - prawdopodobnie kanapa si rozkadaa. Przyjrzaem si jej dokadniej i rzeczywicie... A na zalanym socem parapecie stao kilka sansewierii, oprcz nich jeszcze z sufitu zwisao kilka doniczek z zielistkami. Ruth podesza i sprawdzia palcem stan ziemi pod rolinami. - Rzeczywicie maj sucho - powiedziaa. - Dziki tym rolinom znw jestem uczciw kobiet. Rozpoczem dokadniejsze ogldziny mieszkania. W apteczce nie byo adnej recepty - nic, na czym mogoby si znale nazwisko i data wanoci. Tylko kilka kostek myda i kilkanacie butelek wody koloskiej, wikszo prawie pena. Otworzyem jedn - English Leather - i ostronie powchaem, sprawdzajc zawarto. Ach, sodkie wspomnienia o nadmiernym schlapaniu si t wod, kiedy tak mi zaleao na poderwaniu Denise Yablon w ten ostatni weekend w liceum... Tak, to bez wtpienia bya English Leather. Wszedem do kuchni. W lodwce znajdoway si niezliczone galony wody Poland Spring i nic wicej. Znw niczego majcego dat wanoci nic, na podstawie czego mgbym wywnioskowa, kiedy po raz ostatni znajdowa si tu czowiek. Tylko - od jak dawna Poland Spring bya dostpna w takich opakowaniach? Od ilu, dziesiciu, dwudziestu, trzydziestu lat? Nic mi to nie dao. Zaczem dostrzega pewn prawidowo, ktra bardzo mi si nie podobaa. - Doktorze D'Amato, prosz na to spojrze! - zawoaa Ruth z pokoju. Trzymaa w rce winylow pyt gramofonow na 78 obrotw. Przestano je wytwarza kiedy? W latach czterdziestych? Etykieta bya starta, ledwie dawao si rozpozna litery na niej...

- Wyglda jak cyrylica - powiedziaa Ruth. - Stefan pochodzi z Rumunii... - Mnie mwi, e z Wgier - zauwayem. - Ale Antonescu to nazwisko typowo rumuskie, a ludzie tej narodowoci na pewno od wiekw zamieszkiwali na terytorium Wgier - oba te kraje ssiaduj ze sob. W dodatku jzyk wgierski, o ile dobrze pamitaem, jest spokrewniony z fiskim - obydwa nie indoeuropejskie, tak jak baskijski. Ale wszystko si plcze.. - Poza tym jestem przekonany, e Rumuni uywaj alfabetu aciskiego, nie cyrylicy - dodaem. - To wszystko jest okropnie zagmatwane - powiedziaa Ruth. - Ciekawa jestem, jak taka pyta brzmi. - Gdyby jeszcze gdzie tu staa stara Victrola, byoby wspaniale gdzie znalaza t pyt? Wskazaa na etaerk. - Wystawaa zza niej - powiedziaa. - Jest tam mnstwo kurzu. - Uhm, Antonescu, czy ktokolwiek tu mieszka, najprawdopodobniej nie zauway przy pakowaniu, e mu si wysuna. Zreszt kto wie, jak dawno temu to si dziao. - Nie ma tu adnych ladw bytnoci Stefana - oznajmia Ruth. - Mam takie samo wraenie - potwierdziem. - Co to znaczy? Dlaczego miaby mi kama na temat mieszkania, dawa mi klucz a nawet namawia mnie do przyjcia tutaj? To nie ma sensu. Tak samo jak niemal wszystko, z czym si spotkaem od czasu zobaczenia zwok, o ktrych Dave Spencer sdzi, e to Stefan Antonescu... - By moe nie kama - powiedziaem. - Moe kto inny trafi tu przed nami. - Kto? - Nie wiem. Moe kto odpowiedzialny za morderstwa. Kto, kto nie lubi neandertalczykw - kto nie lubi nas - moe i jednych, i drugich. Wypytam ssiadw i zobacz, co... W kieszeni odezwaa si mi komrka.

Na pewno Jenna. Rzeczywicie. - OK, zaraz do ciebie oddzwoni - przesaem jej pocaunek, wcisnem klawisz przerywajcy poczenie i zdaem sobie spraw, e Ruth umiecha si do mnie. - Moemy std i, nie sdz, ebymy co wicej tu znaleli - powiedziaem i doni w rkawiczce zgarnem szklank z kuchni. Moe byy na niej odciski palcw albo dajcy si odzyska DNA. Ruth trzymaa star pyt. - Mam zabra j do biblioteki? By moe mamy gdzie upchnity stary gramofon, na ktrym da si j odtworzy. - Jasne - zgodziem si. - Podam ci numer komrki. Zadzwo natychmiast, jeli usyszysz co ciekawego. A ja odezw si do ciebie, jak dowiem si czego o Stefanie. Pomachaem Ruth na poegnanie i od razu zadzwoniem do Jenny. - Po pierwsze, wszystko w porzdku? Nic dziwnego nie dzieje si przed domem? - Ze mn wszystko w porzdku - powiedziaa Jenna. - Tu za drzwiami jest miy facet w mundurze, kolejny policjant stoi na ulicy - czego jeszcze mogabym chcie? - Dziki, od razu czuj si duo lepiej - zaartowaem, szczliwy, e mam pretekst, eby nieco zmniejszy napicie. - Opowiedz mi o nowym przekadzie Bonnie. - Powiedziaa mi, eby zadzwoni do niej pniej - siedziaa nad tym ca noc i chciaa si zdrzemn. Ale przekazaa mi wszystko, co miaa. - OK - powiedziaem. - Dotyczy to piewakw, zabjcw i zawiera rodzaj ostrzeenia o dzieciach - zakadajc, e odczytamy tekst dosownie - zacza Jenna. Pamitasz ten fragment przeoony przez Pedra - koczy si sowami: choroba, ktra dotkna nas i dzieci niczym przeklestwo. No wic po pierwsze, Bonnie powiedziaa, e Pedro zdoa opracowa kawaek utlenionego fragmentu i uzyska kilka sw, ktre przetumaczya...

- Po prostu przeczytaj mi cao - orygina, a potem dodatkowy fragment. - OK - zgodzia si Jenna. - Orygina brzmia: Nasi przodkowie musieli zazdroci piewakom, bo zabili niemal wszystkich. Nie dlatego, e byli brzydcy, ale dlatego, e ich umysy byy pikne i wiedziay wicej ni nasze, ich inteligencja musiaa przeraa naszych przodkw o wiele bardziej ni ich twarze. Nasi przodkowie powzili rodki ostronoci, ale dosiga nas zemsta krwi piewakw - choroba, ktra dotkna nas i dzieci niczym przeklestwo. Tu si koczy pierwotny przekad. Ale Bonnie twierdzi, e po przeklestwo nie ma kropki - Pedro j postawi, bo zdanie wygldao na zakoczone. W manuskrypcie s jeszcze dalsze sowa, a cz o dzieciach zostaa wstawiona w niewaciwe miejsce, wic... Zaraz, przeczytam ci ten fragment w formie opracowanej przez Bonnie: ale dosiga nas zemsta krwi piewakw - choroba, ktra dotkna nas niczym przeklestwo i dzieci, ktre bd chodzi pord nas jak ludzie. - Hmmm... Czyli w tym nowym tumaczeniu dzieci nie s celem, ale rodkiem zemsty... victims i victors... Tylko co znaczy to bd chodzi pord nas jak ludzie! - Nie wiem - przyznaa Jenna. - Bonnie ma te wariant przekadu ostatniej frazy - bardziej metaforyczny - choroba, ktra dotkna nas niczym przeklestwo i gsienice, ktre bd lata pord nas jak motyle... - Hmmmm... - mruknem. - Wiem - powiedziaa Jenna. - Znw jedwabniki... - Tyle tylko, e tym razem my wychodz na tych zych... A moe ci li te je wykorzystuj. Ale jak to moliwe, eby to samo sowo mogo znaczy i dzieci, i gsienice? - zapytaem. - Bonnie mwi, e sprawa polega na kontekcie. Ten wyraz dosownie znaczy gsienice, ale w caej frazie wyglda na aluzj do dzieci. Cay kopot w tym, e w caym dokumencie jest za mao jednoznacznych sw. - Jak Pedro mg popeni taki bd, przestawiajc dzieci w pierwszym tumaczeniu? - Tego rodzaju transpozycje s w przekadach na porzdku dziennym.

Pomyl o szyku sw w acinie - powiedziaa Jenna. - Kiedy ma si do dyspozycji tak niewielk prbk jzyka, to naprawd cika praca. Lepszy szyk sw przyszed Bonnie do gowy dopiero, gdy Pedro przetumaczy dalsz cz zdania: chodzi pord nas jak ludzie. Myl, e przeklestwo mogoby chodzi pord nas jak ludzie, ale dzieci o wiele lepiej tu pasuj, nawet jeli nadal nie bardzo potrafimy dokadnie zrozumie, o co tu chodzi. - Czy Bonnie odkrya co wicej na temat autora tego tekstu? Jakie wskazwki co do wieku, pci - imienia? I gatunku? - Jeszcze nie bardzo wie - odpara Jenna. - Z tego, co dotychczas zgromadzia, wynika, e autor y bardzo dugo - oczywicie wedug wczesnych tochariaskich standardw - oraz tu i wdzie, w nieprzetumaczonych jeszcze fragmentach, wspomina o swoich dugich podrach po caym wiecie. Nie mamy nawet pewnoci, czy wszystko to napisaa ta sama osoba - cho pytaam Bonnie o to, a ona zaoyaby si, e tak. - Czyli mamy manuskrypty, ktre czekay w Kotlinie Tarymskiej przez tysic trzysta lat, zawierajce moe odpowiedzi na niektre z naszych pyta, w kocu mamy je w garci, ale wci nie jestemy w stanie zgbi, co chc nam przekaza - ani nawet kto prbowa to zrobi - skomentowaem. - Tak jest ze wszystkim, z czym musimy sobie radzi w tej sprawie mamy to przed nosem, ale wci nie widzimy, na co patrzymy - rzeka Jenna. - Ale Bonnie wci nad tym pracuje. Jest dobra, odkryje wicej. - Dobrze. Jeli porozumiesz si z ni przede mn, powiedz jej, eby utrzymywaa z tob cisy kontakt, ja zrobi to samo. I bd ostrona znasz zasady. Nie wychod nigdzie bez eskorty - najlepiej w ogle nie wychod - i trzymaj si z daleka od okien... - Tak, tak. Bd ostrona. Kocham ci. - Ja ci te kocham - powiedziaem i wyczyem telefon. Czowiek o bujnej czuprynie otworzy bram - staem w samym jej rodku. Opisaem mu Stefana i zapytaem, czy ostatnio go widzia. Nigdy, odpar. W ogle nie przypomina sobie nikogo o takim wygldzie.

- Ale dzi rano by tu jaki chopak, Amisz - doda - ktry pyta mnie o to samo. Mczyzna w mundurze szed Osiemdziesit Pit Ulic powoli i ostronie, ale starajc si niepotrzebnie nie zwraca na siebie uwagi. Doszed do licowanego ciemnobrzowym piaskowcem budynku - dobrze; nie byo przed nim adnych glin. Wszed po schodach, umiechn si do schodzcej na d tlenionej blondynki i wkroczy do westybulu. Trzy mieszkania do wyboru. Zadzwoni do pierwszego, ktre najbardziej mu odpowiadao. Nic. Zadzwoni jeszcze raz, z tym samym rezultatem. Sprbowa drugiego dzwonka. Tu te nikt nie zareagowa. Kobieta trzymajca biaego kota otworzya wewntrzne drzwi - te, przez ktre chcia si przedosta - i popatrzya na niego wrogo. Dla pani, lady, nie mam dzi specjalnej przesyki, nie ma si czego ba. Poczu pokus, eby wej, ale powstrzyma si. Kobieta wymina go i wysza na ulic. Prychanie kota wisiao w powietrzu jak paskudny zapach. Zadzwoni do trzeciego mieszkania. Jeli i tu nikt nie zareaguje, bdzie musia wrci do parku albo do kawiarni, odczeka godzin czy dwie i sprbowa jeszcze raz. Ten budynek by jego jedyn szans. - Halo? - odezwa si kobiecy gos, zakcany elektrycznymi trzaskami. - Tak, przesyka ekspresowa dla... Michele Politico - powiedzia, przysuwajc si do rozmazanych napisw pod dzwonkami. - Polito - poprawia go. - OK, prosz wej. Zabzycza zamek u drzwi. Pchn je i wspi si po schodach na drugie pitro. - OK, chwileczk - moment pniej Michele otworzya drzwi.

Miaa dugie, lnice, czarne wosy, ale to byo bez znaczenia. Dostaa aerozolem prosto w twarz, upada, duszc si, siedem minut pniej umara na atak astmy. Wtedy podnis jej zsiniae z braku tlenu ciao i uoy je wygodnie przed telewizorem. Zgony z powodu astmy ostatnio stay si duo czstsze. Moe jaki naukowiec dopatrzy si zwizku pomidzy nimi, a ogldaniem telewizji. Ostronie podszed do okna i popatrzy na drug stron ulicy, na licowany piaskowcem dom, w ktrym znajdowao si mieszkanie doktora D'Amato. Kt by niezbyt dobry, ale nie dysponowa adnym lepszym miejscem. Ich okno byo otwarte. Tu mia szczcie. agodny, pikny, sierpniowy dzie - o wiele mniej wilgotno ni zazwyczaj, zanieczyszczenie miasta zmniejszyo si - po co uywa klimatyzacji? Porzdny, ekologiczny sposb mylenia, doktorze D 'Amato. W razie potrzeby mg przestrzeli zamknite okno, ale to jednoznacznie wskazaoby na morderstwo. W ten sposb bdzie lepiej. Jego owadzia strzaka ulegaa biodegradacji. Pozostawi na skrze tak niewielki lad ukucia, e najprawdopodobniej nikt go nie zauway. Zdrowi ludzie nieraz umieraj na ttniaki. Ludzie majcy bliski zwizek ze ledztwem, ktrzy, jak doktor D'Amato, nie wierz w zbiegi okolicznoci, oczywicie zorientuj si w intrydze. Ale wiedza i dowody to dwie rne rzeczy, a przy odrobinie szczcia, wszcy wszdzie spisek Phil nie bdzie dostpny. Jedwabny lek tym razem mu nie pomoe... Jedwabny lek... miechu warte. Jakby jedno antidotum mogo zapobiega wszystkiemu. Ta kobieta z BBC miaa po prostu dzikie szczcie zazwyczaj rodki zapobiegawcze nie dziaay tak szybko. Ale w jego kieszeni spoczywao mnstwo rnych zabawek. Astma, ttniak... katalizator przeksztacajcy ciao i zmieniajcy datowanie wglem nalea ju do przeszoci. Czas tego rodka min, tak jak mija i jego... Ju nie ma kiedy sprawdza sprawnoci przeciwnikw, sia zamtu, odwoywa si do ich wewntrznych wy, eby pokny wasne ogony... Da si ju tylko zadba o szczegy...

Mdro wiekw twierdzia, e najlepszym sposobem usuwania wiedzy jest eliminacja dysponujcych ni ywych pojemnikw. Popatrzy na otwarte okno. Dostanie pierwsz osob, ktra si w nim pojawi - jeli nie Phila, to Jenn - a potem jego, kiedy odkryje jej zwoki... A jeli nikt si nie pokae, znajdzie sposb na wywabienie ich z mieszkania. Zadzwoni mj telefon. Wanie koczyem trzecie bezuyteczne wypytywanie w Patchin Place. Podzikowaem mczynie - powiedzia, e jest krytykiem medialnym - i odebraem telefon. - Cze, kochanie - odezwaa si Jenna. - Mam wanie Amand Leonard na drugiej linii. Moe zrobimy trjstronn konferencj? - wietny pomys. O wiele atwiej bdzie zanotowa jakie wane informacje tobie ni mnie na ulicy. - OK, nie rozczaj si - polecia. - Halo? - usyszaem po chwili inny gos. - Cze Amando. Widzielimy ci wczoraj na wideo - bya znakomita. - Dziki - czy to ty, Phil? - Tak, Jenna te jest na linii. - wietnie. Wanie dostaam wiadomo od Mary Radcliff, z ktr skontaktowali si z MIT - powiedziaa Amanda. - Kod w tej chusteczce okaza si cakiem atwy do zamania! - Znakomicie! Opowiedz mi wszystko. Usyszaem zgrzytliwe odgosy. - Unosz troch aluzje - powiedziaa Jenna. - Soce schowao si za chmury... - ...Mary prbowaa opracowa perforowane karty dla wszystkich trzech chustek - mwia Amanda. - Wanie - potwierdziem. - Tylko jedna z nich zostaa utkana na krosnach akardowych, czy czym podobnym. Dwie pozostae byy duo bardziej wspczesne i z ich splotw nie dao si wydedukowa adnych kodw. Mary twierdzi, e ich

kody to Marks i Spencer - albo raczej JC Penney - rozemiaa si. - Sears - wyjania Jenna. - Ach tak - rzeka Amanda. - Ale wy oczywicie wiedzielicie o tym, te dwie tajwaskie chusteczki, jeli wanie stamtd pochodziy, byy podpuch. - Wanie - potwierdziem. - Musielimy to zrobi, bo... - Nie musisz nic wyjania. Rozumiemy - masz nasz pen akceptacj. Dobrze, trzecia chusteczka to jest co. Mary twierdzi, e na pewno pochodzi z wczesnego lub rodkowego okresu epoki wiktoriaskiej - oczywicie nie jest prehistoryczna; o ile wiemy, wtedy nie byo krosien akardowych. Najprawdopodobniej s to okolice roku 1850, co idealnie pasuje do okresu wykorzystywania maszyn Jacquarda, a na pewno tu, w Europie. Mary opracowaa na jej podstawie zestaw kart i przefaksowaa je do MIT. Oczywicie prawdziwe karty byy im niepotrzebne, tylko wzory ich perforacji... - Jasne - powiedziaem. - I kod okaza si bardzo prosty. Uzyskali z niego jedno jasne sowo... - Tak? - Mixteleta - powiedziaa Amanda. - Co to znaczy? - zdziwiem si. - Mixteleta - powtrzya Amanda. - Ludzie z MIT przeszukali mnstwo sownikw w internecie. Mixteleta to po baskijsku motyl... Zrcznie wycelowana, uskrzydlona strzaka cicho przeleciaa przez otwarte okno. Zagwizda czajnik. Jenna odruchowo wykonaa gwatowny ruch w stron kuchni. Owadzia strzaka przebia cal lunego materiau obok jej uda, nie dotykajc skry. Utkwia w dywanie pod cian, uznaa weniane otoczenie za znakomite miejsce do biodegradacji i szybko jej ulega. Pod koniec tygodnia palec znajdzie dziurk w spodniach. Zostanie przypisana molom... Czekajcie momencik, czajnik gwide - poprosia Jenna.

- Sama chtnie bym si napia herbaty - zauwaya Amanda. - Ja te - przyznaem. - Szkoda, e nie mog przesa wam po filiance przez telefon - powiedziaa Jenna. - Och, jeszcze jedno - przypomniaa sobie Amanda. - Tak? - spytaem. - Jeden z facetw w MIT pracuje nad jakim projektem cyfrowej muzyki - wiesz, czym, co czyta kody komputerowe i zamienia je w muzyk. - Zgadza si - powiedziaem. - Syntezator cyfrowy. W dzisiejszych czasach na MIT zajmuj si mnstwem takich rzeczy. - Uhm - odpara Amanda. - Wic ten go przepuci kod z chusteczki przez ten syntezator, ot tak, eby zobaczy jak zagra - robi to z kadym kodem, ktry mu wpadnie w rce, to prawie hobby. I powiedzia, e z kodu Mixteleta powstaa najpikniejsza muzyka na flet, jak kiedykolwiek sysza. Mj telefon zgosi, e kto chce si do mnie dodzwoni. Poprosiem obie panie, eby poczekay chwilk i odebraem kolejn rozmow. Bya to Ruth Delany. - Znalelimy tu gramofon - oznajmia. - Czy na tej pycie jest jaka muzyka? - C, nie jestem pewna... S to bardzo czarowne dwiki fletu... - Zaraz tam bd - przerwaem jej. Muzyka na starej pycie stanowia najdziwniejsz mieszank dwikw, jak kiedykolwiek syszaem. Flety, klezmer 17, jki, skandowanie, bagania w nieznanych jzykach... w porwnaniu z tym Strawiski, Cage i rap wydawali si sodkimi symfoniami... a jednak bya w tym jaka chwytliwa melodyka...
17

ydowska muzyka ludowa, grana gwnie w Niemczech i Europie Wschodniej.

W Polsce jest kilka zespow klezmerskich, (przyp. tum.)

- Rozumiesz, co miaam na myli? Zupenie jakby ta pyta Stefana chciaa nam co powiedzie - zauwaya Ruth. - Tak, ale co?

Miaem uczucie, e gdybym tylko potrafi si w tym zagbi, gdybym da si ponie dwikom, naprawd przekazayby mi co, co tak bezwzgldnie, fundamentalnie wanego, e nie da si tego odda w sowach... Lecz nie umiaem tego zrobi. Nie wiedziaem jak. Moe z czasem... Wci suchaem... Widziaem obrazy jedwabiu, obrazy muzyki fletu, nie samego fletu... sodka, pynca synestezja... Zastanawiaem si, co z tego rozumia Stefan... Co moga sysze Amanda... Amos... Usyszaem dwik nie pasujcy do tego... nie nalecy... szczk... - Doktorze D'Amato? Phil! - Ruth mwia do mnie. Zdja ig ze starej pyty. - Tak. - Chyba znw dzwoni twj telefon - wyjania. - Sporo go uywasz! - A, tak, dziki - odebraem rozmow. - Phil? Przepraszam, e dzwoni na ten numer... - Nic nie szkodzi. Bonnie. Poczekaj chwileczk - zawiesiem na moment poczenie. - To nagranie jest niesamowite - powiedziaem do Ruth. - Zupenie mnie zahipnotyzowao. - Mnie te, przy pierwszych przesuchaniach - przyznaa. - Teraz ju chyba zaczynam apa, jak sobie z tym radzi. - Dobrze - uznaem. - Suchaj, teraz musz pogada. Ale w tym nagraniu moe by co istotnego dla nas - wiadomo - nie wiem. Czy jest jaki sposb, eby zrobi z niego kopi? Pyt cyfrow albo chocia kaset magnetofonow? Jest za krucha, eby si z ni obnosi - te siedemdziesitki semki rozlatuj si nawet od krzywego spojrzenia. Ruth skina gow. - Nie ma sprawy, doktorze. Jeden z naszych komputerowcw na to zerknie - na grze mamy mnstwo wymylnego sprztu. - Wspaniale. Dziki. Czy wspominaa o niej komukolwiek? - Nie - zaprzeczya Ruth. - Z grubsza wiedziaam, gdzie jest ten gramofon i sama go wygrzebaam. - Bardzo dobrze; no to nadal nikomu o niej nie mw - ucisnem j za

rami i szybko wyszedem na korytarz pogada z Bonnie. - Przepraszam, e kazaem ci czeka - przeprosiem j. - Nie ma sprawy. Przepraszam, e dzwoni na ten numer, ale nie byo ci w pracy, a Jenna powiedziaa, e jeli jej nie zapi, mam kontaktowa si z tob... - Gdzie ona jest? Przed chwil z ni rozmawiaem. Tak naprawd to mina ju dobra godzina. Muzyka bya bardzo wcigajca. - Nie wiem. - W porzdku - poczekaj jeszcze chwileczk. Popdziem po schodach na gr i na ulic. Zapaem takswk. - Rg Osiemdziesitej Pitej i York - rzuciem kierowcy. Odwiesiem Bonnie. - Co si dzieje? - zapytaa. - Jad do domu - wyjaniem. - Nie lubi nie wiedzie, gdzie jest Jenna. - Nic jej nie jest, prawda? - Jasne, na pewno - prawdopodobnie zabrako jej mleka, czy czego, i ktry z policjantw poszed z ni do sklepu. Ale posuchaj - sied w domu, a jeli bdziesz musiaa wyj, prosz, zadzwo najpierw do mnie. - OK, zgoda... - Dobrze - odsunem telefon od ucha i ju pooyem palec na przycisku rozczajcym... - Phil... - Tak? - A sprawa, z ktr dzwoniam... - A prawda - przyznaem. - Pracowaa nad tumaczeniem? - Tak... I przeczytaa mi ostatni przeoony fragment, dalszy cig tego, co przekazaa mi Jenna... - Jeste tego pewna? - Tak. - OK. Odwalia kawa wietnej roboty. Teraz tylko nie ruszaj si z domu. To najbezpieczniejsze miejsce dla ciebie.

Rozczyem si i signem po legitymacj. - Zapac setk, jeli przekroczy pan wszelkie limity prdkoci, eby dosta si na Osiemdziesit Pit najszybciej jak to moliwe - zwrciem si do kierowcy. - Poza tym prosz to uwaa za pocig policyjny. Jenna staa przed naszym domem w towarzystwie dwch zakopotanych policjantw i Amosa Stoltzfusa. Nie moga znale si w gorszym miejscu. Amos spiera si z policjantami, wydawao si, e Jenna prbuje ich pogodzi... Dzieciaki gray w pik na ulicy - adnych szans, eby takswka dojechaa tam szybko. - OK, tu wystarczy - rzuciem kierowcy i podaem mu sze dwudziestek. Zasuy na to. - Jenna! - zawoaem i zaczem biec do niej. Ale bya za daleko i nie syszaa. - Jenna! - wrzeszczaem w biegu. - Prosz, wracaj na gr! - Amos te krzycza na ni. - Cofnij si, chopcze - rozkaza gono jeden z policjantw, odpychajc Amosa. - Zostawcie nas! - krzycza chopak. - Nie rozumiecie! Mam lekarstwo dla niej... - Phil! - zawoaa Jenna i zamachaa do mnie. Dziki Bogu! Jeden z policjantw odwrci si i popatrzy na mnie wrogo. Drugi pooy mu do na ramieniu. - On jest OK. To doktor D'Amato. Dobiegem do nich bez tchu. - Mwiem wanie temu panu doktorkowi - znajomy policjant wskaza Amosa - e za adne skarby nie pozwol mu wstrzykn jego gwna Jennie czy komukolwiek innemu, bo moe nagle padnie trupem albo dostanie AIDS... - To nie zastrzyk - zaprotestowa Amos. - On ma racj - zwrciem si do policjanta, majc chopaka na myli a poza tym nie powinnimy tak sta tu na widoku...

Policjant upad. - Co... - zacz drugi. Przydusiem Jenn do samochodu i zasoniem wasnym ciaem. Drugi policjant skierowa bro w Amosa. - Patrzcie tam! - zawoa ten i pokaza na mczyzn w mundurze dorczyciela po drugiej stronie ulicy. - On zabi twojego partnera! Ucieka! Policjant odwrci si na sekund, wci z broni w doni... - Nic mi nie jest, nic mi nie jest - powtarzaa Jenna. - Z nim jest gorzej - Amos pokaza lecego mczyzn. Poszukaem pulsu na szyi. Nie y. - Niech pan wezwie posiki - poleciem drugiemu policjantowi, ktry nie bardzo wiedzia, czy biec za napastnikiem, czy pomaga koledze. - Na piechot daleko nie ucieknie. - A skd pan wie, e nie ma samochodu za rogiem? - zapyta. - Stefan Antonescu nie ma prawa jazdy, to jedna z pierwszych rzeczy, ktre sprawdziem, zajmujc si t przeklt spraw. Sdz, e nie umie prowadzi. - Stefan? - zdziwia si Jenna. Skinem energicznie gow, Amos te. Podjem kilka szybkich decyzji. Jenna bya najbezpieczniejsza ze mn niezalenie od ryzyka i tak byo to lepsze ni zostawienie jej tutaj, samej, czy z Amosem, czy z policjantem. - Gomy go. Wszyscy. Ale prosz nie strzela, dopki nie odwrci si w nasz stron - powiedziaem policjantowi. - A jeli do tego dojdzie, prosz si upewni, e przeyje. Nigdy nie rozwiemy tej sprawy, jeli on zginie! Dopadlimy Stefana Antonescu przy East River. Wspi si na balustrad. - Uwaajcie na dmuchawk - powiedzia Amos. - Dopki nie ma jej w ustach, nikomu nie moe wyrzdzi krzywdy. Skinem gow do policjanta - nazywa si Richard McCall - odpowiedzia mi takim samym gestem.

- Ale niech pan strzela, jeli zrobi choby najmniejszy ruch w stron ust - powiedziaem, a McCall ponownie skin gow. Trzyma Stefana na muszce. Podszedem kilka krokw w jego stron. Tylko patrzy na mnie. - Tak jak zawsze - powiedzia. - Zaganiacie zwierz na krawd przepaci i spychacie na d. - Nie prbujemy pana zabi - odparem. Stefan umiechn si szyderczo. - Biega pan do szybko jak na trzystulatka - zauwayem. - To zaley od skali, jestem raczej bliej trzydziestki - wyjani. - Co znaczy: ...i dzieci, ktre bd chodzi pord nas jak ludzie? - To znaczy, e wasi naukowcy odgrzebuj nasze koci sprzed wiekw i uwaaj, e ylimy najwyej trzydzieci lat, moe czterdzieci, a tymczasem, w rzeczywistoci przeywamy dziesi razy wicej... - Tym bardziej powinien pan teraz pj ze mn - powiedziaem. Naprawd nikt nie chce pana zabi, prosz mi wierzy. Tak wiele moecie nas nauczy - ma pan przed sob wikszo ycia. Umiechn si. - Wci pan nie rozumie - my nie yjemy duej ni trzydzieci, moe trzydzieci pi waszych lat, najwyej czterdzieci. Zbliam si do koca ycia - krtkiego i brutalnego, jak powiedzia pewien poeta, wedug waszych standardw - a wedug moich dugiego i delikatnego... - I tak wiele z tego czasu spdza pan w bibliotece, czytajc o jedwabiu? Ale to miao sens, ten jego wiek trzydziestu lat. Nie znalelimy adnych informacji o nim - ani adnych ze zwok w Londynie i Toronto - bo szukalimy ludzi o wiele starszych. - Mamy wiksz pojemno mzgu i uczymy si wielokrotnie szybciej ni wy - powiedzia Stefan. - W tym czasie nauczyem si dziesi razy wicej ni ktokolwiek z was i to nie tylko o jedwabiu. Ale to wkno ma tu wielkie znaczenie - my jestemy gsienicami, matkami waszego marnego, trzepotliwego ycia.

- To dlaczego nas zabijae, Stefanie? Umiechn si znw, usta mu dray, w wietle soca odbijajcego si od wody wyglda dziwnie piknie. - Jak moe pan o to pyta? - umiech znikn w blasku. - Jak pan moe, skoro mordujecie nas od trzydziestu tysicy lat? Dalimy wam muzyk; dalimy wam magi - dalimy wam wychwalany wygld i to, co u was uchodzi za mylenie. Lum przynajmniej to rozumia. Jak mylicie, kto jest odpowiedzialny za obecno w waszym genomie sekwencji Bombycidae, ktre blokuj neandertalsk charakterystyk? My. Bya w nas, tak jak i wiele innych owadzich sekwencji, a my uaktywnilimy j, wzmocnilimy jej dziaanie, tak e w cigu tysicleci starannej hodowli spowodowaa zmian fenotypu. Eksperyment, ktry dla nas skoczy si wyjtkowo fatalnie - prba wyduenia ycia, zwikszenia umiejtnoci porozumiewania si - a w rezultacie otrzymalimy was, naszych zabjcw. W kocu znalelimy remedium - nasz lek, lek na chorob, ktr dla neandertalczykw stali si kromanioczycy. Dzi zwalibycie to retrowirusem - przeniesienie informacji genetycznej ze rodowiska z powrotem do genomu. Znalelimy sposb na zaraenie was czym, co likwiduje efekt Bombycidae, u kadego z was przywraca tkwicego w nim neandertalczyka. - Ta infekcja jednoczenie zabija zakaonego - powiedziaem. - Tylko jeli ma ponad trzydzieci pi, czterdzieci lat - odpar. - Prosz pamita, my nie yjemy tak samo dugo jak wy, liczc w latach. Odtworzony neandertalczyk majcy ponad pidziesitk, umiera niemal natychmiast po przeksztaceniu. Pomylaem o umierajcym Spencerze, o tym, e ja przeyem, cho obaj bylimy wystawieni na dziaanie tego wirusa. Dave mia nieco ponad szedziesitk, by o dobre dwadziecia pi lat starszy ode mnie. Pomylaem te o tym dodatkowym fragmencie tochariaskiego manuskryptu, ktry Bonnie przeczytaa mi, gdy byem w takswce. Autor by piewakiem albo sdzi, e si nim sta. Bardzo stary czowiek - Jakob - ktry piewa razem z nimi, a potem si do nich przyczy. Jak przey? Udao mu si do nich przyczy bez transformacji. Bonnie wyczytaa to z manuskryptu

- co oznaczao, e musia pozosta Homo sapiens sapiens, czyli albo nie zosta zakaony, albo otrzyma o wiele silniejsz dawk antidotum Bombyx mori, albo moe mia naturaln odporno. Lecz Jakob zorientowa si, e niektrzy piewacy skaniali si ku zemcie. Zda sobie spraw z jej zasigu caa ludzko jest zagroona, mwi manuskrypt. Oczywicie to prawda, jeli rnica pomidzy nami i neandertalczykami tkwi w genach Bombycidae, a wirus, czy cokolwiek to jest, blokuje ich dziaanie... Jak przed tym ochron moe zapewni cay nawet jedwab wiata? Jak dugo bdzie dziaaa przy wzrastajcej iloci wirusa? Dotychczas raczej by rzadkoci... Znalimy ju morderc, ale jego zabjstwa mogy stanowi kropl w morzu... Popatrzyem w ciemne oczy Stefana. - Te pierwsze trzy ciaa - w Nowym Jorku, Toronto i Londynie - czy stanowiy wstpny etap paskiego planu zaraenia caej ludzkoci? Dlaczego zacz pan wanie teraz? - Nie nasz rodzaj to zacz - zaprzeczy Antonescu. - Tak samo jak nie zaczlimy mordowa trzydzieci tysicy lat temu. To wy zaczlicie - i wtedy, i teraz! Gerry Moses polowa na nas od lat. Sdzi, e stanie si sawny, kiedy doprowadzi do ujawnienia nas - myla, e wszyscy zwrc na niego uwag, kiedy zaprezentuje wiatu nowo odkryte mumie neandertalczykw. Wiedzia co nieco o wirusie, do czego jest zdolny... Wzi wic ze szpitala w Toronto trzech pacjentw wegetujcych wycznie dziki aparaturze - ludzi z rodzin, ktre zgosiy zamiar kremacji, dziki czemu, kiedy namwi jakiego lekarza do uznania ich za zmarych, nikt si nie zorientowa. Wszystko w imi waszej nauki. Poda im wirusa i kiedy w kilka miesicy pniej umarli, potraktowa ich homeopatycznymi rodkami tak, e wydawali si naturalnie zmumifikowani, a potem podrzuci jednego w Toronto, drugiego w Londynie, trzeciego w Nowym Jorku. To by sprytny facet. Zgra to w czasie z naszym spotkaniem w Budapeszcie, kiedy bylimy daleko std. Uwaa, e pan i Michael Mallory poprowadzicie dochodzenie, a wtedy on poda rozwizanie i zostanie bohaterem. Ale wirus i jego dopad - nie doceni sprawnoci tego mikroorganizmu, zbyt pno zorientowa si, jak herbata wzmacnia efekty dziaania jedwabiu, a inne

stymulanty osabiaj. Brakowao mu paskich przyjaci Amiszy i ich zrozumienia - kiepskiego, ale prawidowego - sposobu dziaania jedwabnego leku... Popatrzy na Amosa. - Jak pan moe pi herbat i pozostawa w bliskim kontakcie z jedwabiem? - zapytaem. - Wirus dla nas te jest grony - wyjani. - Nie tylko przemienia was w nas, ale rwnie dobrze moe zabija nasz gatunek. Moi przodkowie zbyt pno zdali sobie z tego spraw - ich tajna bro miaa dwa ostrza. Niemal dokoczya dziea, ktre wasza rasa rozpocza trzydzieci tysicy lat temu. Kontakt ciaa z jedwabiem, wzmocniony dziaaniem herbaty, jest najlepsz przed nim obron... Usyszelimy syreny policyjne. Posiki... Musiaem skoni Stefana, by dalej o tym opowiada. - Obiecuj panu, e... - e co? Jeli si wam poddam, nikt nie zrobi mi krzywdy? Tak jak pierwsi Homo sapiens sapiens obiecywali, kiedy zaczli dumnym krokiem, wyprostowani, przechadza si po Ziemi? Lepiej niech pan zacznie martwi si o swoj ras - co si z wami wszystkimi stanie, gdy wirus pokocha si z jakim innym i z kontaktowego leniwca przeistoczy si w epidemi. Kiedy to nastpi, bdziecie aowa, e nie dosigy was wszystkich moje strzaki... - Stefan... - ... ale nawet gdybym wam uwierzy, e nikt nie zrobi mi krzywdy, czy myli pan, e chciabym przeywa to, co macie dla mnie w zanadrzu? ywa skamielina do badania? Chce mnie pan skaza na takie ycie? Zaproponuj co panu: wsadz dmuchawk do ust, strzel do pana trujc pszczk, a potem si poddam. Paskie ycie za moje, doktorze D'Amato. Czy gotw jest pan na tak wymian w imi paskiej rasy? Czy a tak zaley panu na mojej wiedzy? - Prosz tego nie robi - powiedziaem. - Prosz trzyma rce tak, ebymy je widzieli. Moemy o tym porozmawia... - Nie sdz. Nie sdz, eby a tak zaleao panu na wasnym gatunku, by si dla niego powici. egnam, doktorze D'Amato. Nie mwi, egnaj przyjacielu - bo nie jest pan moim przyjacielem; wasza rasa nigdy nimi nie

bdzie, nigdy prawdziwie... Odwrci si i skoczy z balustrady. - Wezwijcie nurkw! - krzyknem do policjantw za mn. Podbiegem do barierki w sam por, eby zobaczy ciao Stefana znikajce w czarno-niebieskiej wodzie poniej. - Nurkw! - krzyknem jeszcze raz. Ale wiedziaem, e kiedy prdy chwytay ciaa i niosy je w ocean, znajdowano je bardzo rzadko. Dajcie mi swoich zmczonych, swoich godnych, swoich martwych... Jenna staa obok, obejmujc mnie w pasie. - S inni tacy jak on - powiedzia Amos. - Trudno ich nienawidzi, prawda, pomimo wyrzdzanych przez nich krzywd. Teraz widzi pan, z czym mamy do czynienia - mj lud walczy z nimi od lat. Nie sdziem, e Stefan nalea nich - by taki agodny. Oszuka mnie. Oni ywi uraz do samego wiata... Przysza mi wtedy na myl Bonnie - mao prawdopodobne, eby dzi kto jeszcze polowa oprcz Stefana, ale naleao j nadal chroni, na tyle, na ile to moliwe, kiedy zagroeniem s dmuchawki ze strzakami zabijajcymi na miejscu. Woyem rk do kieszeni, sigajc po telefon, ale zamiast niego trafiem na szko - mnstwo odamkw, przemieszanych teraz z moj krwi. Wycignem okrwawione palce. - Nic ci nie jest, kochanie? - zaniepokoia si Jenna. - Nie, nic, miaem nadziej zdj z tej szklanki odciski palcw, moe troch DNA - wyjaniem. - Wziem j z mieszkania Stefana. Musiaem rozbi j w tym zamieszaniu - teraz jest za bardzo zakontaminowana, eby uzyska z niej jakie sensowne prbki materiau genetycznego... Zdjem marynark i wytrzsnem zawarto kieszeni do East River. Chmura szklanych odamkw spadaa powoli, poyskujc w socu, podzwaniajc na wietrze jak odlegy dwik fletu... A chmara brunatnych motyli wzleciaa pozdrowi nas i znikna w niebie.

CODA
Soce owietlao Serpentine. - Phil. Mio, e do mnie doczye - Mallory ucisn mi rk, potem wskaza na jezioro. - Najlepiej wyglda we wrzeniu, jak caa Anglia, zgadzasz si? Turyci, oprcz tych prawdziwych, wrcili ju do domw. Skorzystamy z okazji i przejdziemy si wybrzeem? Skinem gow. - Kolejny powd, eby nie siedzie w biurze. Mallory mrukn potwierdzajco. - Tak jak przewidziae, wyrzucaj mnie z dochodzenia. Nie wolno mi wicej zajmowa si t spraw i to od przedwczoraj. - Utrzymae si dobre dwa miesice duej ni ja. - My tu si troch duej zastanawiamy - wyjani Mallory smutno. - I tak nie bardzo jest nad czym pracowa. DNA Dave'a Spencera rozpado si na kawaki - teraz to tylko mikstura zwizkw chemicznych. Szczurze komrki te dugo nie przeyy. Same lepe uliczki. - To samo z naszymi prbkami - powiedziaem. - Geny Antonescu tak zmutoway, e przestay istnie. Nic dziwnego, e tak krtko przetrway nie byy przeznaczone dla szczurw. - Wielokrotny morderca da nazw nieistniejcym genom - rzek Mallory. - Jest w tym chyba jaka logika. Wzruszyem ramionami. - Chwaa jest jeszcze bardziej ulotna ni geny. Przy tych wszystkich wyciszeniach, jakie tu zastosowano, wtpi, eby za rok wicej ni kilka osb w ogle rozpoznawao nazwisko Antonescu. Jego dziaania byy tak niejasne, teorie tak szalone, e w publicznej wiadomoci nigdy nie sta si nikim wicej ni dziwolgiem. - Wola wykonywa brudn robot cudzymi rkami. - Wanie - potwierdziem. - Joey Beiler zabi Tes i Debbie. On nie by neandertalczykiem. Nie mam pojcia, na czym polegay jego problemy.

By jednak mistrzem naladowania akcentw - ja syszaem go mwicego cockneyem, Tesa brooklyskim i musia by czarujcy, kiedy mu na tym zaleao. Zdoby zaufanie Debbie i spdza duo czasu w jej mieszkaniu. W takich okolicznociach zalogowanie si na czyim komputerze nie przedstawia problemu. Uy go do wysania faszywego artykuu do New York Timesa, tego o Departamencie badajcym moje ledztwo - tyle tylko, e na grze znalazo si dostatecznie wielu durniw, eby jego tekst okaza si zaskakujco bliski prawdy - a potem dla zatarcia ladw zabi Debbie i Tes. Pniej Antonescu musia zlikwidowa jego. adnych zaniedbanych szczegw - tak jak ulegajcy samozniszczeniu DNA. - Powiedziae, e Beiler - jeli to on by tym facetem znalezionym w parku - zmar wskutek przedawkowania jakiego narkotyku. Trudno sobie wyobrazi, eby sta nieruchomo wystarczajco dugo, by kto taki jak Antonescu podkrad si do niego i wbi mu ig. - Na pewno wicej osb pracowao dla Antonescu - zauwayem. - I wikszo z nich, tak jak Joey Beiler, wcale nie wygldaa jak neandertalczycy... Mallory spowania. - Wcale nie sugerowaem, e Amanda pracowaa dla niego - wyjaniem. - Cholera, prawdopodobnie to wanie on prbowa j zabi - strzaki byy jego ulubion broni. - Wiem - potwierdzi Mallory. - To znaczy wiem, e nie sugerowae, jakoby Amanda bya jedn z nich - tych szalonych neandertalczykw. Z tumaczenia tochariaskiego dokumentu sporzdzonego przez biednego Pedra wynika, e neandertalczycy mieli - maj - rne normy moralne, tak samo jak my. Wygld te maj rnorodny. Pomylaem o Pedrze. - Lum i Pedro te byli ofiarami Antonescu, porednio albo bezporednio. Mallory skin gow w zamyleniu. Wci myla o Amandzie. - Ona moe nam pomc - powiedzia. - Wiem - potwierdziem.

Jak bdziemy z tym walczy, Phil? - zapyta. - Wirus w laboratoriach nie przetrwa, ale po wiecie wci si pta. Nie moemy liczy na zwierzchnikw ani na superagencje. Spartacz to, jak wszystko inne. - Czy bye kiedykolwiek jesieni w Lancaster? Amos mwi mi, e jabka z kofein s przepyszne - specjalna hybryda, liczca sobie par tysicy lat... Nastpna ksika o przygodach Phila D'Amato nosi tytu Plaga wiadomoci.

You might also like