You are on page 1of 256

Andrze|

IiIiiuk
Ozic!ziczki
cBccK Masic|
|cz!zial 1
Iiervsza faIa czervcovych uaIv saIiIa koniuszki lrav.
IIeklrocieIovnia v Lgu uszczaIa z kominv
dymy, z obIiskiego osiedIa dobiegaI varkol siInika aulobusu.
CykaIy svierszcze. Lka byIa usla, lyIko na
skra|u oIszyny asIy si konie. IachniaIo sianem, rozgrzanym
asfaIlem, nadchodzcym Ialem.
Kalarzyna mocnie| u|Ia rko|esc buIalove| szabIi vykule| rzez
mislrza MichaIa. ZerknIa na niego ukradkiem.
Nieslely, ogrzony v konversac|i z rzyrodnikiem nie zvracaI na
ni uvagi. WeslchnIa. SlanisIava dobyIa
svo|e| balorvki. GIovnie zaIsniIy. Agenlka slanIa bokiem do
rzecivniczki. Smiercionosne oslrza, lo gIadkie
i lo, na klrym rzne galunki slaIi lvorzyIy vzr rzyvodzcy na
mysI sIo|e drzeva, zvarIy si z chrzslem.
Dzievczyny vymieniIy kiIka szybkich ciosv i odskoczyIy.
AIchemik so|rzaI na nie z Ieciulk obIazIivosci.
Znovu si slarIy.
- NiezIe sobie radzi la lvo|a vychovanka - oceniI Arminius.
- To nie |a | szkoIiIem - vy|asniI Sdziv|, slarannie dobiera|c na
vI zaomniane vgierskie sIova. - }e|
o|ciec byI ravdzivym kresovym rba|I. OdziedziczyIa o nim
duzy laIenl. Moze navel vikszy niz m|.
Geslem odesIaI agenlk na bok. IoalrzyIa na niego z uraz. SlanI
narzeciv SlanisIavy. DobyI z ochvy
dIugi sumalrzanski kIevang. DoskoczyIi do siebie, zrobiI ikny
zvd i uderzyI lak, by vybic |e| bron z rki. A
fig. UIamek sekundy vczesnie| rzerzuciIa balorvk do Ieve|
dIoni i vykonaIa krlkie, odslne cicie.
UchyIiI si v oslalnie| chviIi, uralovaIo go vyIcznie
dosviadczenie zdobyle rzez sluIecia machania szabI.
Monika v bIkilne|, |edvabne| bIuzeczce veszIa omidzy konie.
Szkay rzervaIy skubanie lravy i ob-
servovaIy | zanieoko|one.
- o| si - zauvazyI LaszIo, oslu|cy za ni krok v krok. -
Wyczuva| ci. Konie, sy, koly, nieklrzy Iu-
dzie.
- Ovce i kozy - uzueIniIa. - TyIko krovy i svinie |akos nie
zvraca| na mnie uvagi. Wszyscy si mnie bo|,
rzyna|mnie| na oczlku - veslchnIa. - AIbo i rbu| zabic. -
DolknIa aIcem |ego iersi.
Wsomnienie omyIki nieIalvo mi|aIo. ZaczervieniI si. I |e|
lrudno byIo zaomniec lamle chviIe. Nieczslo
czIoviek lak bIisko ociera si o smierc.
- CaIe zycie marzyIa mi si laka dzievczyna |ak ly - oviedziaI,
obe|mu|c | deIikalnie.
Ia|ny chIoak. InleIigenlny, symalyczny, ba, navel rzyslo|ny. I
chyba vadIa mu v oko. Iylania, klre zada-
vaIa sobie rzez oslalnie lygodnie, ovrciIy. MinIo vieIe sluIeci,
od kiedy byIa z kims zvizana. Moze ora
raz |eszcze oddac si uczuciom` Ioczuc bicie serca lak siIne, |akby
omidzy zebrami lrzeolaI si maIy la-
szek`
- Mhm... - mruknIa, odsuva|c si kavaIek. - I |ak na zIosc,
zamiasl normaIne|, miIe| i Iadne| Wgierki znaIa-
zIes sobie cudzoziemk i vamirzyc, klra do lego ma komIelnie
rozreguIovany zegar bioIogiczny. WygI-
dam na ilnascie Ial!
- DIa ciebie golv |eslem slac si zdekIarovanym edofiIem -
zazarlovaI. - A co do zegarv, |esIi AIchemik
uzna, ze |eslem godzien... - Obe|rzaI si na mislrza MichaIa. - Nie
bdzie lo duzym robIemem. Czervona lynk-
lura umozIivia rzedIuzenie zycia.
- Mhm... - ovlrzyIa. - Wy|ezdzacie` - zmieniIa lemal.
- Na kiIka lygodni, moze miesicy - vy|asniI. - ChciaIbym...
IozvoIisz, ze bd do ciebie isaI Iisly`
- Tak. - Nie zavahaIa si navel na uIamek sekundy.
- Doslan caIuska na ozegnanie`
Czasy si zmienia|, a Iudzie dzicze|. A moze vrcz rzecivnie,
vraca| do slanu naluraInego` AIe dIa nie|
ocaIunek, zvykIe musnicie oIiczka vargami, lo obielnica i
evna dekIarac|a zarazem.
- Leie| oczeka|my z lym do lvo|ego ovrolu. - So|rzaIa na niego
zaIolnie i usmiechnIa si.
Konie vrciIy do skubania lravy. UIic rze|echaI aulobus.
Zmiana. Kalarzyna osuszyIa rkavem socone
czoIo i onovnie nalarIa na kuzynk. Ta cofaIa si maIymi
kroczkami, o mislrzovsku aru|c i bIoku|c |e|
uderzenia.
- Macie |akis sIad` - zagadnI Sdziv|.
- Cos lak |akby - rzyznaI Arminius. - Nie viem. A ly lez, zda|e si,
Ianu|esz daIsz vyrav`
- Musz zbadac evien ciekavy lro. Chc sravdzic, czy na
Ta|vanie, v Makao i Hong-Kongu zy| |eszcze
|acys chinscy aIchemicy.

Kuchnia |esl do bIu novoczesna. SlanisIava, urzdza|c
mieszkanie, nie odmviIa sobie nabycia Iodvki,
zmyvarki i kuchenki z Iyl indukcy|n. Szafki s zueInie
zvycza|ne. AIe ich zavarlosc |uz nie. W szkIanych i
gIinianych o|emnikach zgromadziIa ogromn iIosc vIasnorcznie
suszonych ziI. Doravia olravy zgodnie z
vymogami kuchni kresovego ziemianslva. Syie duzo ,korzeni",
miso maceru|e oclem, marynu|e v |akichs
slraszIivych mieszankach oIivy, ierzu, lymianku i innych
la|emniczych ingredienc|i. Z Ilioii rzyviozIa
lroch lamle|szych rzyrav. Slo| v sIoikach oisanych kiIkoma
dzivnymi aIfabelami. Kalarzyna rzegIdaIa 3
|e kiedys, aIe zdoIaIa zidenlyfikovac lyIko szafran i kurkum.
AIchemiczka |esl lez fanalyczk kiszenia. Ogrki,
kausla, czosnek, cebuIa - nie budz niczy|ego zdzivienia. }ednak
v kamionkovych garnczkach vyIdovaIy
lakze omidory oraz ocile v koslk dynie i arbuzy. W kiIku
buleIkach czerni si ocel baIsamiczny. Zazvycza|
gosodyni uzyva lego na|osoIilszego, kuovanego v
suermarkecie, aIe od svila vydobyva ze skrzynki
fIaszeczk z lym sec|aInym, klry IezakovaI koIe|no v beczkach z
drevna dbovego, kaszlanovego, visnio-
vego, morvovego i z |aIovca rzez czlerdziesci Ial. Ma lez ze
dvadziescia rodza|v oIe|u.
}esIi zas do robienia obiadu uda si zagonic Monik, mozna
rzevidziec, ze naduzy|e czosnku, a zaas suszo-
nych omidorv i sIivek uIegnie ovaznemu uszczuIeniu. W |e|
daniach az brzovo od oIivek i aryki.
Irzyravia o baIkansku, na oslro. LaszIo i Arminius, gdy vadIi
kiedys na obiad, nie mogIi vy|sc z odzivu.
Wyosazenia doeInia lroch srzlv, klre nieczslo vidu|e si
ve vsIczesne| kuchni. Mozdzierze mosiz-
ne i ceramiczne, miedziane rondIe, rasa do sera, dziezki do
zaczyniania ciasla, maIe zarna, maseInica... Do
odmierzania skIadnikv sIuz dvie vagi, |edna szaIkova, druga lo
slary bezmian. CaIy len srzl |esl sravny i
reguIarnie uzyvany.
SlanisIava mocnie| dokrciIa korb raski. Oslalnie kiIka kroIi
sIynIo rynienk do odslavione| szkIanki.
AIchemiczka uniosIa zavarlosc i obe|rzaIa | od svialIo. IIyn byI
mlny, aIe koIor | vIascivie zadovoIiI.
- OIe| orzechovy - oviedziaIa v zadumie |e| kuzynka. - Nie
roscie| kuic v suermarkecie`
- Tamlen |esl rafinovany na gorco, a nasz na zimno. - Monika
cierIivie lIumaczyIa rznic.
- To znaczy`
- O|, lo inna lechnoIogia. Tamlen si gniecie i odgrzeva, zeby
vyciekI. A my lyIko gnieciemy i sciskamy.
- To |ak z oIiv iervszego i drugiego lIoczenia - vy|asniIa
aIchemiczka. - Ioza lym koszlu|e zdziebko za dro-
go.
- dziemy kIarovac` - zaylaIa ksizniczka.
- I, o co` Zaraz i lak zuzy|emy.
RozgrzaIa lIuszcz na aleIni. RzuciIa na lo Iaslry mocno
naczosnkovane| baraniny i krzki gruzinskiego sera.
Niebianski zaach vyeIniI mieszkanie.
- Ich, Gruz|a... - Ksizniczka vy|Ia z Iodvki dobrze schIodzon
buleIk vina Gurd|aani. - Nie byIam lam...
No, bdzie z dzievicdziesil Ial. To ikny kra|. KIaszlor
Sziomgvime, Mcchela... A i kuchnia ciekava.
- Tak - veslchnIa SlanisIava. - AIe czasem nie varlo vracac v
mie|sca, klre si ukochaIo. Iamilam laki
karavansera| v Igicie. SIiczny, maIy holeIik oodaI iramid,
rovadziIi go Kolovie. Dzis sloi lam ohydny,
dziesicioilrovy i iciogviazdkovy kIocek. Navel Ilioia
bardzo si zmieniIa. A |ak |esieni vadIam do
Kruszevic...
- Nasza rodzinna vies` - zagadnIa agenlka. AIchemiczka so|rzaIa
na ni Irzylomnie.
- Nigdy lam nie byIam. - Kalarzyna zaczervieniIa si. - Dziadek
vsominaI lyIko, ze vygoniIi ich v czlerdzie-
slym smym, |ak robiIi koIeklyvizac|. Troch vygrzebaIam o
ksizkach informac|i, aIe v sumie nic szczegI-
nie ciekavego...
- Z dvoru ozoslaI |uz lyIko fundamenl - oviedziaIa kuzynka. -
Ze vsi zgoIa nic. WygIda mi na lo, ze kocha-
na vIadza slaraIa si zelrzec z ovierzchni ziemi kazdy sIad. Dzis
lo lyIko ruiny i skuisko barakv. AIe vzg-
rza si nie zmieniIy. I krzaki igvy cigIe lam rosn... - ZamysIiIa
si. - Navel krzyza na vzgrzu nie uszanova-
Ii. - WslaIa i odeszIa do okna.
OarIa czoIo o szyb i oalrzyIa v ciemnosc. }e| Iecami
vslrzsnI szIoch.
- Nie zoslaIo nic, lyIko |edna szabIa i lo, co amilam, garsc
vsomnien zamknila v mo|e| gIovie... - LkaIa. -
Wszyslko, co budovaIismy rzez szescsel Ial, oszIo na marne.
Kalarzyna odskoczyIa i ob|Ia Slasi ramieniem. Monika
odvrciIa si i v miIczeniu iInovaIa koIac|i.
- Usok| si - orosiIa agenlka. - Nic na lo nie oradzimy.
IrzeadIo...
IIecy kuzynki drgnIy i nagIe szIoch urvaI si |ak ucily nozem.
OdervaIa dIonie od araelu, odeszIa do
sciany i zd|Ia z nie| szabI. ObnazyIa oslrze i rzez dIug chviI
alrzyIa na oznaczon szczerbami slaI. Zbie-
raIa si v sobie. Gdy si odvrciIa, |uz nie IakaIa. }e| oczy IsniIy
onurym, vevnlrznym ogniem.
- O, nie - oviedziaIa z zaciciem. - Nas, Kruszevskich, lak Ialvo
si z o|covizny nie vyrzuca! Odzyskamy
ma|lek. A |ak si komus nie sodoba, lo naha|ami okazemy mu,
gdzie |ego mie|sce!
- Nie rzesadza|. }esIi klos bdzie nam bruzdziI, lo go uslavimy,
aIe nie naslavia| si od razu na konfronlac|. I
nie naha|k, dzis uzyva si subleInie|szych melod. Zreszl i vledy
chyba nieczslo | slosovaIas`
- Chyba ze dva razy. Co do melod subleInych, |uz zaczni| si
rzygolovyvac.
- Tak sdzisz`
- Io roslu znam zycie. Iravovici vIascicieIe nigdzie nie s miIe
vidziani.
Ksizniczka bezszeIeslnie rozslaviIa laIerze na sloIe. CmoknI
korek vyrvany z szy|ki buleIki. ZasiadIy do
koIac|i.
- Iovaznie chcesz lam vrcic` - zaylaIa Kalarzyna. - OdniosIam
vrazenie, ze Iubisz racze| vIczyc si o
sviecie. KiIka Ial lu, kiIka lam. Znasz ze dvadziescia |zykv,
vszdzie |esles |akby lroch u siebie...
- AIe mam dosc. Takie zycie |esl |aIove. Ioza lym cignIo mnie do
IoIski. MysIaIam, ze Krakv, mo|e uIubio-
ne miaslo... 4
- A leraz oczuIas, ze |ednak...
- Tam |esl mo|e mie|sce. Wiem, evnie masz mnie za idiolk,
vadIam na |akis omysI ic minul lemu i |uz
chc si brac za reaIizac|.
- Mnie si odoba, aIe ochone dziaIania lo szaIenslvo. Sama
oviedziaIas, ze ravovici vIascicieIe nigdzie
nie s miIe vidziani. Mam |uz navel Ian, |ak ovinnysmy si
rzygolovac.
- }ak`
- Io iervsze, lrzeba zrobic dokIadn viz| IokaIn. Io drugie,
sravdzic, v czyich rkach |esl obecnie ma|lek,
a |esIi |esl vIasnosci anslva, klo ode|mu|e decyz|e o |ego Iosie.
NaIezy uslaIic, klo |esl kim na lym lerenie, a
olem oszukac na vszyslkich olznych hakv.
- Hakv` - zdziviIa si SlanisIava.
- }esIi srbu| nam bruzdzic, musimy byc golove do konlralaku.
Odvel ovinien byc slraszIivy i nalychmia-
slovy. IrzydaIaby si maIa demonslrac|a siIy na oczlek. Warlo
lez v IokaInych slruklurach vIadzy umiescic
vIasn agenlur. Dziki lemu bdziemy z vyrzedzeniem
informovane o vszyslkich osuniciach.
- Agenlur`
- Dvch Iub lrzech Iudzi, klrzy bd dziaIaIi niezaIeznie od siebie,
ba, navel nie viedzc, ze nie s |edynymi
agenlami.
Monika okivaIa gIov z uznaniem.
- To co` - SlanisIava usciIa caI l rzemov czsciovo mimo
uszu. - Moze vybierzemy si v veekend roze|-
rzec o okoIicy` - RozIozyIa na voIne| czsci sloIu ma. -
NiedaIeko |esl sladnina, ozyczymy sobie lrzy koni-
ki, bo z lego, co amilam, droga |esl v lragicznym slanie. Zreszl,
|adc samochodem rzez vies, rzedvcze-
snie sIoszymy mieszkancv. Konno mozemy dolrzec lam sciezk
rzez Ias i rzekrasc si do Kruszevie |akby
od kuchni...
- Dobry omysI. - Kalarzyna voIaIa si nie rzyznavac, ze o raz
iervszy bdzie siedziec v siodIe.

DolarIy vIasnie na skra| doIiny, gdy ze vschodu dmuchnI zimny
vialr. ChId rzeniknI |e nalychmiasl do
kosci.
Wysoko v Iesie, osrd vzgrz, bi|e zrdIo. Warlki slrumyk zasiIa
nieduzy slav oloczony kamieniami. Na
brzegu vidac |eszcze fundamenly slarego mIyna. Irzez davn
mIynvk voda vada do nievieIkie| sadzavki i
daIe|, |uz |ako vesoIa rzeczka, sIyva na dno doIiny. Dvr slaI na
Ialeau ravie na vysokosci ruin. Dzis zoslaI
o nim lyIko roslokl odmurvki. Io zabudovaniach foIvarku
nie ma sIadu. Wszyslko zarasla| krzaki dzi-
kiego bzu. Na sloku, gdzie kiedys byI ogrd, rozIeniIy si igvy. I
|eszcze sad, dobre I heklara komIelnie
zdziczaIych |abIonek i sIiv.
Wies IezaIa zavsze na doIe, rozrzucona o obu slronach rzeczki,
rzecila drog viodc od rzeIczy do dvo-
ru. Z doslalnich niegdys gosodarslv nie ozoslaIo nic. Wszyslko
zmiolIy vo|ny i czervona vIadza. Chaly,
obrki i slodoIy zburzono, a na ich mie|scu vzniesiono dva dIugie
baraki o kiIkanascie mieszkan. Irzed nimi v
czasach svielnosci IGR Kruszevice byIy ogrdki, aIe leraz slrasz
lyIko zardzeviaIe sIuki - amilka o ogro-
dzeniach. Obok doslaviono budynek z uslakv mieszczcy
niegdys biura, magazyn i saIk kIubov. KavaIek
daIe| byIy kiedys siIosy na kukurydz, zbiornik na gno|vk i
chIevnie. SiIosy oczyviscie skradIi nieznani
sravcy, rzyomina| o nich lyIko krusze|ce belonove
odslavy. Dach chIevni zaadI si, a sciany okaIy.
Drzki vyIozone erforovanymi, belonovymi Iylami davno
zarosIy. AsfaIl szosy biegnce| omidzy bara-
kami rzyomina ovierzchni Ksizyca.
TyIe zdzyIy zobaczyc, nim cizkie, oIoviane chmury okryIy caIy
vidnokrg, a deIikalna mzavka zamieniIa
si momenlaInie v ravdziv uIev.
- Srednio nam si la vycieczka udaIa - veslchnIa SlanisIava. -
Zavracamy. Gdzie Monika`
- Gdzies lam. - Kalarzyna rbovaIa rzebic vzrokiem vodny
luman. - Widz |, chyba |uz |edzie.

Deszcz ochIaniaI szybko rozIegI doIin. Kryle elernilem dachy
barakv rzez momenl ma|aczyIy niczym
vraki slalkv soczyva|ce kiIem do gry, a olem znikIy. Slary
Macie| vyszedI z domu, oslroznie rzekracza-
|c zgniIy rg. Wiszce na askach IinoIeum drzvi uderzyIy o
vzniesion z uslakv scian. KonI na bok
onieviera|c si od nogami usl fIaszk, slanI v mie|scu
byIego ogrdka i dobyvszy siurka, uIzyI che-
rzovi.
eknI gIosno, rozsieva|c vokoIo von rzelravionego |uz nieco
laniego vina, ierdnI i |uz miaI vracac do
barIogu, gdy nieoczekivanie oczuI na sobie czy|s badavczy
vzrok. UnisI gIov. Wodny luman rozvievaI si
chviIami. Io drugie| slronie nieislnie|cego Iolu na nieduze|,
gniade| kIaczy siedziaIa z grac| dzievczyna.
ZIocisle vIosy vymyka|ce si sod eIeganckiego loczka siIa z
lyIu v kucyk. Macie| czknI i zaloczyI si
Iekko, aIe na szczscie fulryna byIa od rk i miaI si czego zIaac.
Dzievczyna, na oko sdzc, miaIa nie vi- 5
ce| niz szesnascie Ial, vic schovaI laka do rozorka. NadaI
mierzyIa go vzrokiem, a on czuI, |ak lo so|rzenie
vyvraca go na drug slron.
Cos byIo nie lak. Co ona lu, u Iicha, robiIa` yIy IGR Kruszevice
IezaI z daIa od innych vsi i gIvnych szos.
Obcy zauszczaIi si lu vy|lkovo rzadko. W dodalku nasloIalka
byIa nienaluraInie czysla - leraz doiero lo
soslrzegI. iaIe sodnie, |asna bIuzka, eIeryna narzucona na
ramiona... Navel slrzemiona IsniIy |ak sviezo
vyoIerovane. Dzievczyna uderzyIa kIacz ilami i o chviIi
zniknIa v uIevie. Z daIi dobiegIo rzenie |eszcze
co na|mnie| dvu koni.
- DiabIi nadaIi - mruknI, sIuva|c uroczyscie. SlaI rzez |akis
czas, zaslanavia|c si, co robic. Tak, o nie-
oczekivanym solkaniu naIezy oviadomic kogo lrzeba... ZaIozyI
dziurave gumofiIce i oczIaaI rzez kIska-
|ce bIolo do ssiedniego baraku. }zva, byIy soIlys, |uz nie saI.
Od samego svilu siedziaI rzy aaralurze.
Iomieszczenie, v klrym urzdziI bimbrovni, nie byIo duze.
Kiedys slaI lu zaasovy agregal rdolvrczy.
Dym z aIeniska uchodziI czsciovo rzez komin, czsciovo snuI
si o kIilce niczym mgIy nad norveskim
fiordem. IobIask ognia na zakoconych szybach oraz gruba,
vieIoIelnia varslva sadzy na scianach nadavaIy
meIinie vygId zbIizony do |askini Hefa|slosa.
SIyszc, ze klos vszedI, bimbrovnik odvrciI v slron goscia
czervon gb okryl lrzydniovym zaroslem.
RozcheIslany na iersi, brudny dreIich odsIaniaI ky sivych
kudIv orasla|cych lors.
- A, lo ly - burknI. - Ioczeka|, az skoncz... ChIodnica,
vymonlovana z vraku cizarvki, hurkolaIa gIucho, a
do odslavionego sIoika kaaI mlny i cuchncy buraczany
samogon.
- Czego` - zaylaI vreszcie.
Widok rzy|acieIa odrobin go zdziviI - Macie| rzadko vslavaI z
vyrka rzed oIudniem.
- WidziaIem cos dzivnego... - zaczI ooviadac gosc.
yIy soIlys sIuchaI go dIugo i uvaznie.
- }esieni vidziaIes dziedziczk na roverze - oviedziaI. - A leraz
lo... - ZasiI si.
- Co lo znaczy`
- Dobrze nie |esl. Cos bdzie, a moze i nie bdzie. -IoskrobaI si o
zavszone|.czurynie. - udz Hank...
- }eslem. - yIa brygadzislka slanIa v drzviach, svo| lusz
vyeInia|c niemaI caI fulryn. - Tez nie mog
sac. Cos si dzie|e`
OoviedzieIi |e|.
- Da| |a|ko - oIeciIa, szczerzc krzyve, osule zby.
IodrelaI v kl i vydobyI |edno z koszyka. IoIozyIa |e na bIacie i
zakrciIa zrcznie grubymi |ak ogrki aIu-
chami. Iolem nadlIukIa i vyIaIa do szkIanki.
- ZIlko czervonave - mruknIa. - Id zmiany. IocignIa
samogonu roslo ze sIoika, a olem sIunIa v aIe-
nisko i dIugo observovaIa Iomienie.
- Wraca slare - oviedziaIa vreszcie uroczyscie i z grobov min. -
IoruszyIismy a|cz siec. Dziedziczka
rzyomniaIa sobie o nas.
- O, kurde - zakII }zva.
Macie| nic nie oviedziaI, lyIko vymknvszy si chyIkiem, ousciI
chal. Na skra|u vsi na drzevie visiaI ka-
vaI slare| bIachy od sievnika. Slarzec u|I v dIon soIidn, dbov
Iag i zaczI bic na aIarm. Skacovany He-
niek, davny lraklorzysla, mruzc zaroiaIe oczy, ovoIi vyeIzI
na svialIo dzienne i gnany slarym navykiem
ovIkI si na Iacyk rzed davnym biurem.
Wice| mieszkancv Kruszevice nie miaIy.

Ioranna uIeva ozoslaviIa o sobie |edynie kaIuze. Czervona
kuIa sIonca visiaIa nisko na niebie, gdy na
szczycie vzgrza slanI Macie|. Ubrany byI v vaciak, na nogach
miaI vychane szmalami gumiaki. W dIoni
lrzymaI krzeko molyk.
SIunI, a olem si rzezegnaI. }ego Iay odvykIy od lakie|
roboly, aIe osau|c, kuI lvard ziemi, az odsIo-
niI reszlki srchniaIe|, kvadralove| beIki obIozone| vokoIo
kamieniami. Obe|rzaI znaIezisko, a olem roze|rzaI
si vokoIo. Zachd lam, gdzie nad horyzonlem vidac dymy Huly.
To vschd evnie o drugie| slronie. KoaI
dIuzsz chviI, nim nalrafiI na slar, rzegniI drevnian
skrzyneczk. RozbiI | bulem. Z obav oalrzyI na
ukryly vevnlrz rzedmiol. Wreszcie rzemgI si, orvaI go v
dIon i szybkim krokiem ruszyI v slron vsi.
Hanka czekaIa nad slavem.
- Io co zes lam IaziI` - varknIa na |ego vidok. - Iod krzyzem
koaIes, durniu`
- A co` - vycedziI. - Mamy siedziec z zaIozonymi rkami` Czekac,
az nas dorzn` Gvno. WykoaIem i odIo-
z |e|, |ak zacznie lu vsciubiac nos.
- A viesz chociaz, co lo |esl`
- Wiem - odarI, aIe v |ego oczach nie byIo evnosci. - Legendy
sIyszaIem...
- Gvno lam viesz. IIe czasu lo masz v kieszeni` Iilnascie minul`
- sanIa ze zIosci. - Dava| lo nalych-
miasl, zanim biedy naylasz. o |ak si obudzi... 6
- Nasza dziedziczka...
- DebiIu, nasza dziedziczka |esl dzivna, aIe |esl czIoviekiem. To nie
|esl. Dava|.
Z vahaniem signI do kieszeni i oddaI |e| amuIel. Hanka
zamachnIa si i rzuciIa go na srodek slavu.
Slarannie olrzeaIa dIonie i sIunIa z obrzydzeniem.
- Mie|my nadzie|, ze nic z lego nie bdzie - mruknIa. - Moze nie
zdzyI si ruszyc. A moze i lak. - So|rzaIa z
nieoko|em v sIonce, klre osyIaIo vIasnie na ziemi oslalnie
romienie.

- IGR Kruszevice` - Iracovnik Agenc|i WIasnosci RoIne| Skarbu
Ianslva rozvinI arkusz may szlabove|. -
Irosz bardzo. Iovierzchnia I v 1990 roku vynosiIa
osiemdziesil heklarv. Obecnie zaevne vszyslko
zarosIo, od ilnaslu Ial niczego si lam nie uravia. Do lego okoIo
czlerdzieslu heklarv Iasu i slo heklarv
Ik. Oslalni meIiorac| rzerovadzono v oczlkach Ial
siedemdziesilych, vic leraz lo evnie bagno...
- Rozumiem. - KivnIa gIov.
- IGR naslaviony byI na urav kukurydzy i hodovI
nierogacizny. Irzez icdziesil Ial islnienia nie byIo ani
|ednego roku, v klrym odnolovano by |akiekoIviek zyski. }esIi
akural obrodziIa kukurydza, svinie zdychaIy
na omr. Gdy svinie rzezyIy, kukurydz szIag lrafiaI. A |ak
rzyadkiem kiedys udaIo si |edno i drugie,
|adca do rzezni cizarvka vyvrciIa si i luczniki oIegIy
bohalersk smierci...
- Rozumiem.
- Do lego zabudovania.
Wy|I z szafy oasIe lomiszcze i dIugo szukaI odoviednich akl.
- O, rosz, dva baraki o osiem mieszkan, |eden dodalkovy na
biuro. ChIevnia o ovierzchni lysica melrv
kvadralovych v ruinie, fundamenl obory, siIos slaIovy na ziarno,
aIe od co na|mnie| dziesiciu Ial nieuzyvany,
ozoslaIych siIosv brak... }eszcze |akies omieszczenia
magazynove z bIachy faIisle|, o iIe ich davno lemu nie
rozkradIi.
- Rozumiem.
}e| kamienny sok| zaczI dziaIac mu na nervy.
- Maszyny roInicze i invenlarz zabraI syndyk. A, no i oczyviscie
zasoby Iudzkie. - Tu skrzyviI si niemiIosier-
nie. - Z czlerdzieslu dvch mieszkancv zoslaIo czvoro. Reszla
vyvdrovaIa, aIe nadaI |esl zameIdovana.
Wszyscy, klrzy lam |eszcze vegelu|, s na garnuszku oieki
soIeczne|. Nie odIega| eksmis|i z rac|i vieku
Iub chorb, vyvoIanych gIvnie naIogovym chIaniem...
- Rozumiem. Gdy si chIoom zabiera dziedzica, lo lakie s skulki.
- }e| sIova adaIy cizko, |ak odIane z oIo-
viu. - IIe lo by koszlovaIo`
- IGR` Chyba nie chce ani kuic lego chIevu` - zdziviI si.
IrzechyIiIa gIov i oalrzyIa na niego soko|nie. ZrozumiaI
nalychmiasl. Ona nie zarlu|e. UsmiechnI si v
duchu, moze bdzie okaz|a do drobnego zarobku.
- Sekundk.
Wy|I z szufIady kaIkuIalor i dIuzsz chviI vykonyvaI
skomIikovane obIiczenia.
- Taniocha - zakiI. - Trzysla osiemdziesil dva lysice siedemsel
czlerdziesci lrzy zIole i dvadziescia szesc
gorszy.
Kvola nie slroiIa dzievczyny.
- ior - oviedziaIa krlko. - Macie zaevne nolariusza, klry
vsIracu|e z vami rzy dokumenlovaniu
lransakc|i`
- Oczyviscie.
- Czy mozemy rzerovadzic oerac| nalychmiasl`
- Nie, lrzeba na|ierv dokIadnie sravdzic ksigi vieczysle i
hiolek nieruchomosci. MysI, ze olrva lo co
na|mnie| dva, lrzy miesice. No, chyba zeby vdrozyc evne
rocedury ma|ce na ceIu rzysieszenie. - Wyko-
naI aIcami gesl Iiczenia ienidzy.
- Irosz zalem |e vdrozyc - rzekIa obo|lnie. IovlrzyI gesl.
- A |ak ci, robaczku, cos svdzi, lo si odra - oviedziaIa
sIodko, a olem rzuciIa na biurko karlk okryl
cyframi.
UnisI | do oczu. Irzez chviI gaiI si zaskoczony, a olem nagIe
zrozumiaI. MomenlaInie zaschIo mu v
gardIe, oczuI slraszIivy chId v zoIdku, zueInie |akby oIknI
koslk Iodu. Iaier zaisany byI numerami
dziaIek budovIanych, klre od Ial, vykorzyslu|c slanovisko,
kuovaI v Agenc|i na odslavionych ,sIuv".
Usmiech seIzI z |ego lvarzy, czoIo zrosiI zimny ol. }ak la choIera
lo vykryIa` I co zamierza daIe| robic`
- To |ak bdzie` - zaylaIa. - Mozemy si umvic z nolariuszem na
ooIudnie`
- }asne - vykrzlusiI z uIg. - Zaraz rzygolu| vszyslkie aiery.
}ak si ani nazyva`
- Kruszevska. Kalarzyna Kruszevska.
WymieniIa nazvisko odobne do nazvy vsi, aIe byI zbyl
zszokovany, by lo sko|arzyc. 7

Ksizniczka Monika obudziIa si i |ak zvykIe nalychmiasl byIa
zueInie rzylomna. RzuciIa okiem na zegarek,
szsla rano. W mieszkaniu anovaIa cisza. Ach lak, Kruszevskie
o|echaIy do Warszavy. Irzez uchyIone okno
vadaIy odmuchy achncego vialru. Slara Iia na rogu uIicy
zakvilIa. Navel v srodku miasla znaIazIy si
szczoIy, krzyIy leraz vokI drzeva, brzczc. WygrzebaIa si
sod cienkiego, oIarovego koca. IrzecignIa,
az zalrzeszczaIy |e| vszyslkie slavy. ZrobiIa dvadziescia omek i
slanIa v oknie. Ialrzc na drzeva,
usmiechnIa si od nosem. Dzis iervszy dzien vakac|i.
}ak Ialvo rzyszIo |e| zagrac roI IiceaIislki! Irzez dziesic miesicy
chodziIa do szkoIy, sIuchaIa ba|durzenia
rofesorv, odrabiaIa Iekc|e, IolkovaIa z koIezankami. Navel lo
sviadeclvo... Nie rze|movaIa si sec|aInie
ocenami, aIe rzez oslalni miesic doIozyIa slaran, aby uzyskac |ak
na|Iesze noly. Choc sama nie vie, dIaczego.
Wakac|e, soro czasu minIo, od kiedy o raz oslalni odoczyvaIa.
Teraz lez czeka | duzo racy. Trzeba o-
mc rzy|aciIkom rzy odbudovie foIvarku.
Ioranek byI cudovnie svielIisly. UsmiechnIa si do svoich mysIi.
Dzis zrobi sobie vagary. Nie, nie vagary,
do Iicha, szkoIa si skonczyIa. AIe lrzeba si lroszk dolIenic.
Godzin znie| vysiadIa z aulobusu na lIi. Do
sladniny miaIa lyIko kiIka krokv. Nieduza, brzova kIacz |uz |
znaIa. IozvoIiIa si osiodIac bez roleslv,
choc momenlami kIadIa o sobie uszy. KIusovaIa olem z grac|
omidzy kami krzakv i slosami maleria-
Iv orzuconych lu niefrasobIivie o budovie okoIicznych
zakIadv i osiedIa.
Dzievczyna rzymknIa oczy, oddaIa si rylmovi. ChIodne,
cudovnie czysle ovielrze ua|aIo |ak na|Iesze
vino. Tysice razy v zyciu siedziaIa na koniu. IrzemierzyIa v
siodIe odIegIosci, klre zebrane razem ozvoIi-
Iyby vieIokrolnie oasac kuI ziemsk... Czslo kon byI dIa nie|
oslalni desk ralunku, vieIe razy vymykaIa
si nocami, by gdzies daIeko zaczc vszyslko od nova. Dobrze
ovsominac davne czasy.
NagIe cos vyrvaIo | z zadumy. Zmiana rylmu. ScignIa cugIe.
Co si mogIo slac` Kamien ulkviI v koycie`
ZeskoczyIa i obe|rzaIa vszyslkie czlery nogi kIaczy. Na zadnie|
odkryIa rzyczyn kIoolv. Iodkova obIuzo-
vaIa si i odadIa. Ksizniczka cofnIa si o sIadach i o chviIi
oniosIa zgub z ziemi. A lo ech, lrzeba vra-
cac... A moze`
Gdzies z daIeka vialr nisI melaIiczne dzviki. Ludzie, moze
brygada remonlova naravia|ca lor koIe|ovy`
Nieislolne. W kazdym razie ma| mIolek. Klo vie, moze i kiIka
gvozdzi si zna|dzie` UsmiechnIa si od
nosem. LubiIa samodzieInie rozvizyvac robIemy. WskoczyIa na
siodIo i sla ruszyIa v kierunku, skd, |ak
|e| si vydavaIo, dobiegaIy odgIosy. NievieIka kuznia ukryla byIa
znakomicie i gdyby nie vidoczny z daIeka
sIu |asnego dymu, mogIaby szukac |e| do uo|enia.
ud o vymiarach dva na dva melry vzniesiono ze slarych,
drevnianych odkIadv koIe|ovych. Trzy ze-
vnlrzne sciany obsyano ziemi do ich eIne| vysokosci, nakrylo
lez odkIadami. Wevnlrz vymurovano z
gIiny i slarych cegieI szamolovych sory iec, a za kovadIo sIuzyI
kavaI loru koIe|ovego.
Ksizniczka zalrzymaIa konia. Oba| kovaIe, mzczyzna, na oko
sdzc, zbIiza|cy si do czlerdzieslki i chIoiec
o vygIdzie gimnaz|aIisly, krccy korb od navievu, zamarIi na
|e| vidok v bezruchu. UsmiechnIa si do
svoich mysIi. }uz na iervszy rzul oka oznaIa, ze len maIenki
varszlacik |esl caIkovicie nieIegaIny.
- Dzien dobry, olrzebu| odbic... - zaciIa si na uIamek sekundy,
szuka|c odoviedniego sIova. - Iodkuc
konia. - WskazaIa lrzyman za cugIe kIacz.
Irosle, vydavaIoby si, oIecenie slroiIo ich vyraznie. Slarszy
kovaI oskrobaI si o gIovie.
- Mam odkov. - WrczyIa mu znaIezisko.
- Zaraz zobaczymy, co si da zrobic - obiecaI.
Czkami vyrvaI |eden ocaIaIy hufnaI i ogIdaI, |akby cos
odobnego vidziaI iervszy raz v zyciu. WyszukaI
kavaIek slaIovego drulu, rozgrzaI go v iecu i bez robIemu
rzekuI na szesc odoviednich gvozdzi. SchIodziI
|e v misce z vod.
- Klra lo noga` - zaylaI z gIuia franl. IokazaIa mu geslem. Z
dzinsv vycignIa asek, oIolIa cin i
zIaavszy koylo, uslaviIa |e v ozyc|i do racy. KovaI z
vyrazn obav odszedI do zvierzcia. IrzeczysciI
zrogovaciaI lkank iInikiem, na|grubszym |aki znaIazI, rzyIozyI
odkov odvrolnie niz lrzeba, zauvazyI
bId, odvrciI, rzyasovaI, a olem zrcznie vbiI vszyslkie
hufnaIe. CofnI si nieco obIadIy i olarI ol z
czoIa.
- Co si slaIo` - IoalrzyIa na niego zaskoczona.
- Wybaczy ani. - UsmiechnI si Iekko. - Ten ogierek vygIda na
narovislego.
Co on, Ici nie rozoznaI na iervszy rzul oka` IrzygIu |akis`
- IIe si naIezy` - zagadnIa, siga|c do kieszeni o ienidze.
- Nie mam o|cia. - ezradnie rozIozyI rce. - Dziesic zIolych nie
bdzie za drogo`
- }a lez nie viem. }ak lo` - WylrzeszczyIa oczy. - Irzeciez kovaIe...
- No, niby lak - rzyznaI. - TyIko ze, vie ani, |eslem z
vykszlaIcenia fizykiem. Roboly v zavodzie nie mog
znaIezc, no lo zabraIem si za rzemiosIo. Melod rb i bIdv
dochodziIem do vravy. I |akos roseru|emy,
na chIeb vyslarcza. To byI iervszy raz, kiedy odkuvaIem konia.
Roze|rzaIa si o varszlaciku. ,Sredniovieczne" loory, miecze,
szlyIely, umbo oraz inne eIemenly uzbro|enia... 8
- Irzez Inlernel rozrovadzamy - dodaI chIoak.
- Do kala... - ZagryzIa vargi.
On lez z lrudem anovaI nad vesoIosci. OdIiczyIa im dva
banknoly o dziesic zIolych. IusciIa cugIe. Z za-
ciekavieniem vziIa v dIon |eden z Iezcych v skrzynce nozy.
- Taki, nazvi|my lo, egzemIarz okazovy - vy|asniI mzczyzna.
DeIikalnie rzkovana slaI, mosizna garda i rko|esc z
orzechovego drevna. ron svielnie IezaIa v dIoni.
- Damasl, slo dvadziescia osiem varslv - vy|asniI. - Srzeda|emy
o lrzysla zIolych.
- Mozna u vas cos zamvic`
- Io lo |eslesmy. - ZalarI dIonie.
- Na rzykIad komIel nozy kuchennych z lakie| slaIi` - ZmruzyIa
oczy. - IIe czasu za|Ioby vykonanie`
- Kuchennych` - ZdumiaI si. - W sumie, czemu nie, zIecenie lo
zIecenie... Na rzyszI sobol byIyby do ode-
brania.
- W lakim razie rosz vyznaczyc cen, zoslavi zadalek i za
lydzien vadn o odbir.

- Czym mog sIuzyc` - Kierovniczka biura oieki soIeczne| miaIa
na lvarzy askudny, Iizusovaly usmieszek.
- W vasze| evidenc|i figuru|e czlerech mieszkancv byIego IGR
Kruszevice. - Kalarzyna rzez chviI odzi-
viaIa bogal koIekc| zIolych ierscionkv zdobicych lIusle
aIuchy babszlyIa.
- Iiguru|e.
Iomoc soIeczna rzyznavana |esl rzyna|mnie| czsciovo vedIe
uznania lakich drobnych Iuskievek. }esIi
elenlv odoviednio si ,oodalku|e", mozna vy|sc na svo|e...
- Irosz zd|c ich z evidenc|i. Wszyslkich.
- A co, nie zy|` - Urzdniczka oalrzyIa na ni komIelnie
zdumiona.
- Zy|, aIe doslaIi vIasnie robol, vic zadna omoc im |uz nie
rzysIugu|e.
- }ak lo` Wszyscy` W le| gminie |esl czlerdzieslorocenlove
bezrobocie! - }ak Ivica broniIa svoich zyvicieIi.
- Wszyscy. Ma|lek Kruszevice Nove vznavia vIasnie
dziaIaInosc.
- A |ak nie zechc si u ani zalrudnic` - aba chylrze zmruzyIa
sIeka.
- Zagoni do roboly siI - vy|asniIa z godnosci agenlka. - A ani
niech zaamila, |esIi doslan lu chocby zIo-
lvk, oIiczymy si.
- }uz si bo| - varknIa vyzyva|co. Kalarzyna obo|lnie rzuciIa
na bIal |akis aier.
- MysI, ze Urzd Skarbovy zainleresu|e si lym drobiazgiem.
Ionoc za lakie informac|e navel nagrody vyIa-
ca|.
Kobiela so|rzaIa na karlk i zamarIa. Na aierku vidniaIy adresy
czlerech mieszkan v Krakovie, kuionych
za ienidze z Iavek i leraz vyna|movanych na Ievo
sludenlom.
- }asne, nalychmiasl ich vykresIamy - vykrzlusiIa, aIe dzivne|
kIienlki |uz nie byIo.

- Mislrzu, chcemy zbudovac dvr - oviedziaIa SlanisIava. - Taki
|ak davnie|. Oracu|esz nam ro|ekl`
AIchemik usmiechnI si od vsem.
- Nie mam uravnien archilekla, klre byIyby honorovane v lych
czasach - oviedziaI.
- ZaIosna czkavka hislorii - arsknIa |ego uczennica. - Trudno,
niech lo bdzie samovoIa budovIana. Wykre-
sIisz nam Iany`
SignI o bIok i oIvek. Kalarzyna veslchnIa z odzivem i
alrzyIa, |ak szkicu|e. yI zdumieva|co dokIad-
ny, oIvek rovadziI o aierze v sosb niemaI eIegancki. Nie
olrzebovaI zadnych rzyrzdv, by kresIic
Iinie rosle |ak vydrukovane. Sien na rzeslrzaI rzez bryI
budynku, szeroka, v razie koniecznosci lu zbiegn
si domovnicy vraz z czeIadzi, a |ezeIi zvaIi si vieIu gosci,
mozna oslavic sloIy i vyravic uczl. Io Ieve|
slronie gIvny saIon, a lakze aIkierze dIa gosodarzy. Io rave|
kuchnia oraz sizarka, drugi sory okoik,
izba, omieszczenia sIuzby. Z sieni ve|scie do arsenaIiku i schody
na oddasze.
ZamysIiI si, alrzc na ro|ekl.
- ZadovoIone` - IysnI zbami v usmiechu. Agenlka osIaIa mu
zachvycone so|rzenie, aIe ku |e| rozczaro-
vaniu, nie zvrciI na nie uvagi. Znovu zabraI si do racy. Na
koIe|ne| karcie zaznaczyI dIugosc i grubosc
scian, obrysovaI kresk mie|sca mocovania beIek slroovych.
- Iod oknem kuchni osadzi si orzech - zadecydovaIa SlanisIava.
- Io co` - Kalarzyna rzechyIiIa gIov.
- Muchy nie Iubi lego zaachu, nie bd nam IeciaIy v garnki -
vy|asniIa.
- A nie roscie| sialk v oknie`!
AIchemik szkicovaI, zaeInia|c koIe|ne karly bIoku. RobiI lo |akby
od niechcenia, szybko, aIe z niezvykI
vrav. Wy|I z szufIady slary, mosizny suvak Iogarylmiczny,
cos rzeIiczaI, sravdzaI vylrzymaIosc drev- 9
nianych slrov i eIemenlv vizby dachove|.
- Za kiIka dni vy|ezdzam - oviedziaI vreszcie. - AIe ovinnyscie
oradzic sobie beze mnie. W razie czego
iszcie maiIe.
- Dokd |edziesz, mislrzu` - zainleresovaIa si Kalarzyna. - Do
Chin` Kiedy mozemy si sodzievac lvo|ego
ovrolu`
- Na Iormoz, czyIi, |ak si leraz mvi, Ta|van. Nie bdzie mnie
na|vyze| kiIka miesicy.
- MysIisz, ze hermelyzm mgI rzelrvac v le| czsci sviala` -
zaciekaviIa si.
- Klo vie... To vIasnie chc sravdzic.
OalrzyI oslalni szkic svoim zamaszyslym odisem i vrczyI go
SlanisIavie. Agenlka susciIa oczy.

Cizarvka rze|echaIa svilem rzez vies, vzbi|a|c lumany
kurzu. Macie| gaiI si z szeroko olvarlymi usla-
mi. Irzez oslalnie ilnascie Ial zdzyI zaomniec, ze samochody
mog byc lakie duze. Io|azd dolarI na vzg-
rze, v mie|sce, gdzie kiedys slaIy zabudovania foIvarku. KiIku
sniadych robolnikv vyakovaIo dzivne Iyly,
oIozyIo |e na ziemi i sczeiIo zalrzaskami. A olem nasliIy
ravdzive czary. W cigu na|vyze| dvu godzin
obok fundamenlv dvoru vyrsI zgrabny, nieduzy budynek z
Iyl slyroianovo-aIuminiovych. Gdy okoIo
dziesile| ozoslaIi lubyIcy vyeIzIi z barIogv, ich oczom ukazaI
si ukonczony domek o osIeia|co biaIych
scianach. W sviezo rzelarlych szybach odbi|aIo si sIonce.
- O, kuzva - zakII soIlys, zegna|c si odruchovo. - A cz lo
lakiego`
Obok zagadkove| budovIi do Iolu rzyvizano konia. Lodovaly
dreszcz rzebiegI slaremu o Iecach. Sld, z
doIu, vyraznie vidziaI lrzy oslaci. SlaIy rzy Iocie i rozgIdaIy
si o okoIicy.
- Cz za askudne mie|sce - mruknIa SlanisIava, alrzc ze sloku
na skuisko barakv. - Navel czvoraki
vygIdaIy duzo eslelycznie|. To nic, vyburzy si, dynamilu dosc -
slvierdziIa ogodnie.
- Mamy koniec czervca - zauvazyIa |e| kuzynka. - IoIa nieobsiane.
W lym roku nie vydusimy z le| ziemi ani
zIolvki.
- Wydusimy - usokoiIa |.
W krzakach ma|aczyIy |akies ruiny. Slara sludnia z kamienn
cembrovin eIna byIa chIodne| vody. Noviulki
baraczek vygIdaI lu dzivnie nie na mie|scu, |akby sadI z
kosmosu. Monika vy|Ia z leczki rzedvo|enn
folografi i rzez chviI orvnyvaIa oba obrazy, len srzed
siedemdziesiciu Ial i obecny.
- Do Iicha! - IokrciIa gIov z niedovierzaniem. - TolaIna
devaslac|a... }ak my lo odbudu|emy` Tu nie ma
navel rdu...
Rzd sIuv vysokiego naicia rzecinaI vravdzie vies, aIe
kabeI davno zoslaI ukradziony i rzeily.
- Damy rad - slvierdziIa SlanisIava.
- }esIi ovaznie mysIisz o odbudovie dvoru, lrzeba oszukac
dobre| brygady budovIancv - zauvazyIa Kala-
rzyna. - AIbo ciesIi, na rzykIad lych Czeczencv, klrzy nam
oslaviIi domek. AIchemikovi zrobiIi slrych,
zna| si na ciesioIce.
- Nie. - Slasia okrciIa gIov. - Mozemy ich zalrudnic rzy
robolach omocniczych, aIe do budovy dvoru
olrzeba ravdzivego fachovca. }esl cech sec|aInie szkoIonych
Iudzi. A vIascivie byI. - ZasiIa si.
- Cech budovniczych dvorv` - zdumiaIa si |e| kuzynka.
- Nie lyIko dvorv. SlaviaIi zamki, aIace i kaledry. Oczyviscie
nie vszyslkie, lyIko nieklre. Ich usIugi byIy
drozsze niz zvykIych murarzy.
- Nigdy nie sIyszaIam o czyms lakim.
- To dIalego, ze len cech byI scisIe la|ny - oviedziaIa Monika. -
NievieIu viedziaIo o |ego islnieniu, nikl nie
znaI ich sekrelv. ZvykIi archilekci mieIi svo|e la|emnice, kazdy z
nich byI zarzysizony. Iodobnie murarze i
ciesIe. AIe umie|lnosci, choc doskonaIone rzez dziesicioIecia,
oieraIy si gIvnie na lym, co zdoIaIi rozszy-
frovac i skoiovac z melod ravdzivych ekserlv. To byIa
bardzo slara organizac|a, vyvodziIa si od Hira-
ma, budovniczego svilyni krIa SaIomona...
- Tak |ak masoni` - Agenlka vreszcie znaIazIa |akis unkl
zaczeienia.
- Ovszem, lyIko ze masoni uda| - mruknIa aIchemiczka, alrzc
na ksizniczk sod oka.
Doiero o chviIi rzyomniaIa sobie, ze lo zIolovIose,
ilnasloIelnie cieIlko |esl lrzy razy slarsze od nie|. I
znacznie Ieie| urodzone.
- Od bardzo davna nie slavia si u nas dvorv, o zamkach nie
vsomina|c - zauvazyIa Kalarzyna. -Sdzisz,
ze len cech |eszcze islnie|e` I |ak niby mamy ich odnaIezc, |esIi lo
lakie scisIe la|ne`
- Mam |eden adres konlaklovy. Srzed siedemdziesiciu Ial, aIe klo
vie, moze |eszcze akluaIny.
- ZvariovaIas.
- Wiem, mislrz MichaI nie|eden raz mi lo ovlarzaI - zakiIa
Iagodnie. - A na razie lrzeba zobaczyc, czym dys-
onu|emy, na |ak omoc mozemy Iiczyc lu, na mie|scu.
OsiodIaIa kIacz Moniki i z|echaIa v doIin. SoIlys, vidzc, ze
kobiela kieru|e si v |ego slron, zakII. Irzez
chviI rozvazaI, czy nie ukryc si v domu, aIe si nie zdecydovaI.
CzuI, ze vyIamaIaby drzvi i vycignIa go 10
siI sod Izka... ZalrzymaIa si v mie|scu, gdzie reszlki aIikv
vyznaczaIy Iini nieislnie|cego od Ial Iolu.
Nie byIa vysoka, |ednak siedzc na koniu, grovaIa nad chIoem.
ChIodne, niebieskie oczy alrzyIy oslro i
rzenikIivie. Zd|I czak i slanI na bacznosc, skarciI si v
mysIach, daI sobie ,soczni|", aIe soslrzegI, ze
|ego ciaIo znovu rzy si |ak slruna.
- }esles lu soIlysem` - IrzechyIiIa gIov.
- }eslem. WIascivie lo byIem - vykrzlusiI. -Yyyyy... No bo...
- Wiem - uciIa krlko. - IIe lakich zombi macie na slanie` -
So|rzaIa z odraz na Macie|a, klry vymiolovaI
rzevieszony rzez obIiski Iol.
- W Kruszevicach mamy czlerech Iudziv. - }zef zIozyI z lrudem
v miar oravne zdanie.
- Czlery osoby - oraviIa go. - Reszla uciekIa`
- A na co mieIi czekac`
- Na m| ovrl. - UsmiechnIa si oIsnieva|co. Slrasznie chciaIo
mu si zakIc, aIe kobiela lrzymaIa v dIoni
szicrul i |akos lak mu si vydaIo, ze |esIi rzuci miechem, obervie
nalychmiasl rzez Ieb.
- ZvoIa| na ilnasl zebranie mieszkancv. Obecnosc
obovizkova. Macie lu odoviedni saI`
- O, lamo| kIub byI. - WskazaI barak z nieco zaadnilym dachem.
- Moze byc - mruknIa. - Iolem oslavi si cos Ieszego.
- Co oviedziec Iudziom` - zaylaI.
So|rzaIa na niego zaskoczona. IrzygIu |akis czy co`
- Ze ma| rzy|sc - vylIumaczyIa raz |eszcze cierIivie.
- A |ak zayla|, o co`
- Odbdzie si zebranie na lemal rzyszIosci vsi i ma|lku. To i
ovo chc lu zmienic. Zaevne bd chcieIi
oznac mo|e Iany. - WzruszyIa ramionami i sivszy konia,
od|echaIa.
yIy soIlys oskrobaI si o gIovie. Od oczlku viedziaI, ze bd
robIemy, aIe nie sdziI, ze az lakie.
IozoslaIi schodziIi si niechlnie, z obav, aIe o oznaczone|
godzinie o|aviIi si na mie|scu. SlanisIava v
lovarzyslvie kuzynki i Moniki slanIa rzed drzviami baraku i
so|rzaIa z niechci na zardzeviaI kIdk.
- Iorosz kIucz - oIeciIa.
Na|Iesz melod bIyskavicznego narzucenia Iudziom vIadzy |esl
vydanie komIelnie nievykonaInego oIece-
nia. TrafiIa bez udIa.
- Zgubiony |eszcze z dziesic Ial lemu - vybkaI soIlys.
KivnIa gIov i so|rzaIa znaczco na Monik. Ksizniczka
usmiechnIa si i bez lrudu vyrvaIa goI rk
skobeI. ZaszemraIi ze zdumienia. WeszIi do srodka, Ioszc
myszy, klre rzuciIy si do aniczne| ucieczki.
NievieIkie omieszczenie davne| svielIicy zavaIone byIo
reszlkami mebIi. Sciany, murovane z uslakv, byIy
kiedys obile drevnoodobn boazeri. Obecnie ozoslaIy z nie|
lyIko Ialy i Iislvy cokoIove. KabIe vyszarano.
LinoIeum kry|ce ozaryvan odIog byIo nierzy|emnie szare.
elonovy slro znaczyIy rdzave zacieki:
zeIazne rly korodovaIy omaIulku. Irzez dva brudne,
zakralovane okna vadaIo lroch svialIa. Mnie| vi-
ce| |edn il saIi za|movaIa drevniana scena.
- KrzesIo - zadysonovaIa dziedziczka.
SoIlys rzuciI si v slron slosu oIamanych mebIi, vyszukaI
laborel, rzelarI go ofiarnie vIasnym rkavem i
uslaviI na odvyzszeniu. UsiadIa. IalrzyIa leraz na zebranych z
gry.
- Wiem, co vam chodzi o gIovach - oviedziaIa. - Wasi
rzodkovie byIi chIoami anszczyznianymi mo|e|
rodziny |eszcze rzed ouszczeniem Kruszevie Novych na
oczlku siedemnaslego vieku. Znacie nasze ro-
dzinne Iegendy.
- A |akze. - rygadzislka Hanka vylarIa usla dIoni - Ooviesc o
annie SlanisIavie, klra zarznIa mza, nai-
Ia si |ego krvi i |uz si nie zeslarzaIa, i nie umarIa...
AIchemiczka rzechyIiIa gIov i olaksovaIa so|rzeniem brudn,
slar bab.
- Dziadkovie ooviadaIi - dodaI Macie|. - OslrzegaIi, ze mozesz
vrcic, ly vamirzyco...
- Co do mza, naIezaIo mu si. - WzruszyIa ramionami. - I nie czu|
na|mnie|szych vyrzulv sumienia. - Tva-
rze obIadIy. - AIe co do reszly, myIicie si caIkovicie -
zaroleslovaIa z godnosci. - Nie |eslem vamirem.
- }a |eslem - nagIe odezvaIa si siedzca na araecie okna Monika
i dIa olvierdzenia sIv slrzeIiIa ssavk.
Mieszkancy rzezegnaIi si odruchovo.
- Czego od nas chcesz` - zaylaI soIlys. - Krvi` ZIola ani ienidzy
nie mamy...
- Ma|lek vznavia dziaIaInosc. Iolrzebu| racovnikv. Dam
dobre varunki i niezIe zaIac. W zamian ocze-
ku| vyda|ne| racy.
- A co, znaczy, lrzeba by robic` - zainleresovaI si Heniek.
- Na oczlek gIvnie karczovanie krzakv i race ziemne. Iolem
lrzeba bdzie oravic navierzchni drogi,
zna|dzie si robola rzy ciesioIce, scince drzev i murarce.
- I, lo nie dIa nas. - RozczarovaI si z mie|sca.
- A co bys chciaI` - So|rzaIa na niego badavczo.
- Traklorzysl byIem. - WyiI dumnie zaadI iers. - A i visluI
|ezdzic umiem.
- Co lo, u diabIa, |esl visluIa` - zdumiaIa si SlanisIava. 11
- ardzo slarego lyu komba|n - oviedziaIa |e| kuzynka. - RobiIi |e
zanim ruszyIa rodukc|a bizonv. Oslalni
vidziaIam... No, bdzie z ilnascie Ial lemu.
- Srzlu zmechanizovanego nie bdziemy chviIovo uzyvaIi -
dziedziczka zvrciIa si do kandydala na ra-
covnika.
- I, lo |a nie |eslem zainleresovany. A siI nas nie zagonicie.
Ianszczyzna zniesiona. - IoczuI si ciul evnie|.
- W zasadzie lak. - Kalarzyna olvorzyIa leczk. - }ednak nie do
konca. NabyIysmy caIy ma|lek, vasze baraki
lez.
- araki, aIe nie Iudzi - varknI }zva. - Nasze uIice, vasze
kamienice. - Reszlki amici, nie do konca vyIu-
kane| samogonem, rzechovaIy lroskIivie usIyszane kiedys od
dziadka, rzedvo|enne |eszcze haseIko i vyko-
rzyslaIy |e lvrczo.
- W sumie na |edno vychodzi. Skoro baraki s nasze, bdziecie
musieIi Iacic czynsz. Takie |esl ravo. Do lego
fundusz remonlovy i akumuIacy|ny.
TubyIcy oalrzyIi na ni komIelnie zdumieni.
- }ak lo` - vykrzlusiI klos.
- Nie bdzie vysoki - usokoiIa ich SlanisIava. - Trzysla zIolych
miesicznie. Klo nie zaIaci, I godziny na
sakovanie i von. Nie |dzie dobrovoInie, lo vyniesiemy v
kavaIkach.
Kalarzyna syknIa na ni dyskrelnie. Kuzynka znovu nieco
rzesadziIa.
- Tak nie voIno - |knI Heniek. - To nieIudzkie. A rava czIovieka
lo co` }uz nam nie rzysIugu|` OdvoIamy
si do Slrasburga! A oni vas uslavi.
- A viecie chociaz, gdzie |esl len Slrasburg` - zakiIa.
- Nie musimy nic viedziec. Lislonosz lrafi - mruknI Macie|. - A
|aki znaczek naIeic, lo na oczcie nam ovie-
dz!
- I moze |eszcze bdziecie umieIi ozev naisac` - MaIo nie
arsknIa smiechem. - A moze zrzucicie si o
kiIka slv na honorarium dIa advokala`
- Nie ki| sobie z roslych Iudzi. SzIachelnie urodzone| lo nie
rzysloi - odezvaIa si Monika o Iacinie.
Dziedziczka zacisnIa vargi. Ksizniczka miaIa svil rac|.
- Oczyviscie, douszczam mysI, ze klos z vas moze nie miec
ienidzy - oviedziaIa. - Wic oslanoviIam, ze
ci, klrych nie slac, mog czynsz odracovac. Solykacie si |ulro o
szsle| rano rzy ruinach dvoru. Kazdy ma
rzyniesc vIasn Ioal. ZgIosicie si u nasze| brygadzislki. -
WskazaIa geslem Monik. - Iovie vam, co macie
robic. A |ak rzez miesic vyracu|ecie vice| niz lrzysla zIolych,
lo i vyIala bdzie.
- A |ak klos nie rzy|dzie, lo |a |d o niego. - Ksizniczka
usmiechnIa si sIodko i znovu slrzeIiIa ssavk. -
I nie radz nikomu zasac.
- }eszcze |edno - odezvaIa si Kalarzyna. - Wszyslkie bimbrovnie
bdzie lrzeba zIikvidovac. Cud ravdzivy,
ze |eszcze si do vas oIic|a nie dobraIa.
- Iee` - zdziviI si Heniek. - }ak lo, zIikvidovac`
- NormaInie - mruknIa SlanisIava. - A klo rzy|dzie i|any do
roboly, zoslanie dvie godziny dIuze| niz ozo-
slaIi.
TubyIcy miIczeIi dIuzsz chviI. IrzelraviaIi v mysIach lo, co
usIyszeIi.
ZasiadIy do koIac|i. araczek z Iyl nie byI duzy, dvanascie
melrv kvadralovych. AIe na oczlek vyslarczy.
DIugo mieszkac si v nim nie da, czIoviek zIe znosi zycie v
slyroianie.
- GeneraInie, maleriaI Iudzki komIelnie do kilu - slvierdziIa
Kalarzyna.
- Moze uda si ich zmusic, zeby cos zrobiIi od balem, aIe na nic
vice| bym nie IiczyIa... - veslchnIa Slani-
sIava.
- Irzeslan co chviIa vyskakivac z l naha|k. Na lo s aragrafy.
Trzeba racze| uzyc ki|a i marchevki.
- Na vaIenie ki|em evnie lez s` - Monika ogubiIa si v
niuansach oIszczyzny.
Wy|asniIy |e|, o co chodzi.
- Ioza lym |esl ich ralem czvoro - dodaIa agenlka.
- Trzeba bdzie uzueInic niedobory. - AIchemiczka v zadumie
sogIdaIa na doIin.
- Sdzisz, ze klos zechce isc na vies na arobka v czasach, gdy
roIniclvo |esl nierenlovne, a ze vsi vszyscy
ucieka|` - Kalarzyna so|rzaIa na kuzynk sod oka.
- Kazda eoka ma Iudzi Iuznych, klrzy egzyslu| oza syslemem
cechovo-feudaInym i dIa klrych ve|scie v
zaIeznosci Ienne bdzie dobrym rozvizaniem...
- Ze co`!
- Gdy byIam mIoda, mieIismy na Ukrainie odobne robIemy.
Ziemi mozna byIo zaorac o horyzonl, lyIko ze
do zbiorv i racy na roIi olrzeba vieIu rk. Wic m| o|ciec robiI
o miaslach nabr. Zavsze byIo lam lroch
biedoly, uczniovie, klrzy nie rzeszIi rzez egzaminy cechove,
zebracy... Navel beznogich invaIidv mozna
byIo zalrudnic do rzdzenia veIny i Inu.
- I oni zgadzaIi si, zeby z Iudzi voInych slac si chIoami
anszczyznianymi` - Agenlka vylrzeszczyIa oczy.
- A co mieIi do slracenia` U nas o kiIku Ialach racy kazdy slaviaI
vIasn chaIu, mgI zaIozyc rodzin, miaI
chIeb i do chIeba, hodovaI |aks chudob. A v niedzieI do
koscioIa szedI v odsvilnym ubraniu. Irzy zakIa- 12
daniu nove| vsi |ego dzieci mogIy Iiczyc navel na dvadziescia Ial
zvoInienia z vszeIkich ovinnosci. ez
lrudu zna|dovaIismy chlnych. Zeby nie le cigIe na|azdy,
dorobiIibysmy si giganlyczne| forluny.
- AIe anszczyzna...`
- A leraz niby co |esl` Zeby mc zyc, i lo czslo na I gvizdka,
lrzeba lyrac |ak dziki osioI. IIu Iudzi musi ha-
rovac za groszove slavki o kiIkanascie godzin na dob` A
odalki` W slarozylnym Rzymie nievoInik mgI
zalrzymac |edn dziesil lego, co zarobiI. Dzis voIni Iudzie odda|
anslvu |edn il dochodv, czlerdziesci
|eden rocenl na ZUS, a od lego, co zoslanie, Iac VAT... }ak lo
nazvac` U nas byIa laka zasada:
czlery dni odrobku lygodniovo na anskim oIu, dva dni na
svoim.
- I lo miaIo byc niby Iesze`! - Kalarzyna usmiechnIa si z
rzeksem. - Dvie lrzecie czasu harovaIi na
vas.
- Czlery dni od dymu, czyIi od chaly - srecyzovaIa SlanisIava. -
}ak klos miaI czlerech synv, lo kazdy odra-
biaI o |ednym dniu. CzyIi lak, |akby dzis IaciI sam odalek
dochodovy, bez lych vszyslkich dodalkovych
obcizen. A rodziny vledy byIy Iiczne. I osmioro dzieci nie byIo
rzadkosci.
- o| si, ze czasy si zmieniIy. A vraz z nimi menlaInosc -
mruknIa Kalarzyna. - I, co vice|, zmieniIy si
ambic|e. Ioza lym rzeceniasz naszych bezrobolnych. Ovszem, s
vsrd nich Iudzie niezaradni zyciovo, aIe
vikszosc rerezenlu|e dokIadnie len ly mysIenia, co ci lula|. -
WskazaIa baraki. - Nie robim, bo si zmczym.
Nie |dzie laki do Ioaly, bo kiedys byI lraklorzysl. }akbys mu
lraklor odslaviIa, lo evnie by vsiadI.
- Na evno vieIu chciaIoby, a nie moze znaIezc za|cia. DIa nich lo
moze byc dobra aIlernalyva.
- }a nigdy nie miaIam robIemv ze znaIezieniem racy, ly chyba
lez nie` - So|rzaIa sode Iba na kuzynk. -
Monika rzucona v obce srodovisko uslaviIa si bIyskavicznie. I
chyba niezIe zarabia...
SlanisIava veslchnIa.
- Odoviednio inleIigenlna i vykszlaIcona |ednoslka oradzi sobie
zavsze - oviedziaIa. - AIe nie lrzymasz
dziesiciu miIionv Iudzi z informalyki czy lIumaczenia lekslv.
Ioza lym zavsze bdzie grua bardzie| a-
syvna, mnie| rozgarnila. I lacy vIasnie olrzebu|, zeby klos slaI
nad nimi i mviI od czasu do czasu, co robic.
Ianszczyzna |esl lu dobrym rozvizaniem.
- Nie uda ci si.
- Zobaczymy. Irzede vszyslkim zgIosz si do kaucynv. }eszcze
nie leraz, |esieni.
- DIaczego lam` - Nie zrozumiaIa |e| kuzynka.
- Irovadz szerok i rznorodn dziaIaInosc charylalyvn. Z
evnosci ma| lroch odoiecznych roku|cych
|eszcze |akies nadzie|e. Za dvorem uchovaIy si reszlki sadv.
Trzeba |e odnovic. Za rok obsie|emy oIa sze-
nic, srzedamy ziarno i ovoce...
- Za ovoce kiesko Iac - zauvazyIa Kalarzyna. - A zboza mamy
giganlyczn nadrodukc|. Zeby vy|sc na
svo|e, lrzeba by miec lysice heklarv szkIarni. TyIko ze |eslesmy
chyba lroch za daIeko od Krakova, zeby
skaIkuIovaI si lransorl varzyv. To nie lvo|a eoka - rzekIa
bezIilosnie. - W siedemnaslym vieku vyslarczyIo
osIac ziarno lralvami do Gdanska i inkasovaIo si mieszki
hoIenderskich dukalv. Dzis Iuroa dusi si od
nadmiaru zyvnosci.
- Do diaska - zmarlviIa si SlanisIava.
- IoIa nieobsiane, vic na dolac|e z Unii lez nie mozemy chyba
Iiczyc.
- Nie |eslem zebraczk, zeby brac ienidze od Niemcv i
Irancuzv.
Agenlka zamysIiIa si gIboko.
- Tvo|a viz|a, kuzynko, v zasadzie nie |esl zIa - oviedziaIa. - AIe
lrzeba | nieco zmodyfikovac i doslosovac
do naszych czasv. o cos mi si vyda|e, ze od siedemnaslego
sluIecia nie za|movaIas si roIniclvem ani han-
dIem`
- IrovadziIam inleresy v Ilioii - zaoonovaIa Slasia. - GIvnie
szmugieI broni dIa chrzesci|anskie| arlyzanl-
ki v Sudanie, do lego vieIbIdy i handeI Ialyn. A i vczesnie| nie
slroniIam od gosodarki kailaIislyczne|.
yIam vIascicieIk kiIku maIych fabryczek, gdzie, |ak lo si mvi,
eksIoalovaIam kIas robolnicz.
- CzyIi odslavy leorelyczne masz - zakiIa |e| kuzynka.
- Mozna lak oviedziec. Iovinnam vysIac szenic lirem` Czy
moze koIe|`
- Czy ly v ogIe znasz ceny skuu ovocv, ze o zbozu nie
vsomn`
- Nie...
- Za surove ovoce Iac kiesko. Na rzykIad |abIka... - Kalarzyna
vycignIa z lorby |aks gazel. - O, rosz,
siedem groszy za kiIogram.
- Hanba...
- AIe sdz, ze vysokie| |akosci rzelvory, robione vedIe slarych
recelur, ideaInie czysle, ekoIogiczne, miaIy-
by sore vzicie. WidziaIyscie kiedys v handIu, na rzykIad,
dzemy z igvy` AIbo rzecier z derenia`
- MysIisz` - AIchemiczka oalrzyIa na ni zaciekaviona. - }ednego
i drugiego rosnie lu caIe zalrzsienie.
- IrzydaIby nam si v lakim razie |eszcze szkIarz do dmuchania
sIoikv aIbo garncarz, zeby robic kubeczki,
lyIko lrzeba vymysIic, |ak |e hermelycznie zamykac.
- SIoiki mozna kuic.
- Tak, aIe nasza rodukc|a musi byc nie lyIko ciekava, aIe i bardzo
alrakcy|nie zaakovana. ZvykIy sIoik lo 13
zvykIa zavarlosc. Tymczasem kIienl |uz na iervszy rzul oka
musi si zorienlovac, ze vevnlrz zna|dzie cos
sec|aInego, rodukl dIa vybrancv...
- Wyda|e mi si, ze masz rac|.
- Tak si zaslanaviam... - Kalarzyna oalrzyIa na kuzynk. - Z
evnosci amilasz lroch slarych rzeisv,
klre davno oszIy v zaomnienie`
- Na rzykIad`
- Wledy na Ukrainie i olem lula|... Z evnosci |edIiscie od svila
rzeczy, klrych dzis...
- Kvas chIebovy si iIo - veslchnIa SlanisIava z rozmarzeniem. -
MieIismy mnslvo ciekavych olrav. Gs
na czarno, kaIon v vinie, szczuak v szarym sosie, chray Iosia
v gaIarecie...
- Khm... Widz lu maIy robIem z brakiem odoviednie| iIosci Iosi.
AIe vymienia| daIe|.
- Gsi smaIec, mid z orzechami, oIe| z razonych nasion
sIonecznika...
- Czym si rzni od normaInego`
- }esl ciemny, ravie czarny, i ma laki miIy aromal, osmak dymu.
OIe| z orzechv, cieciorka...
- Co lo |esl, u diabIa` - zdumiaIa si Kalarzyna. - Iiervsze sIysz.
- Nasiona ciecierzycy - vy|asniIa. - Iaslernaku lez davno nie
vidziaIam.
- Zaczniemy od gsi - zadecydovaIa agenlka. - OIe| z razonego
sIonecznika lo lez dobry omysI. W handIu nie
vidziaIam, aIe rozmaile oIivy si do naszego kra|u srovadza,
vic mysI, ze i na lo bdzie zbyl...
- A |a umiem zrobic oslry sos z aryki - odezvaIa si miIczca
dold Monika. - Ioza lym nie macie dobrych
suszonych sIivek. A v kazdym razie nie solkaIam si...
- }ak lo nie` - Kalarzyna zmarszczyIa brvi. -W kazdym skIeie z
zieIenin...
- Ona oviedziaIa ,dobrych" - zaakcenlovaIa SlanisIava. - To, co
srzeda|, |esl diabIa varle. Trzeba by zrobic
vdzone, |ak lo si davnie| mviIo, ,na Iasach", czyIi na
drevnianym ruszcie, v dymie odoviednio dobranych
galunkv drevna.
- No vIasnie - usmiechnIa si vamirzyca.
- Iylanie, czy z samego roIniclva vyzy|emy - zadumaIa si
agenlka. - MysI, ze lak, aIe varlo by lroch bar-
dzie| rozvinc skrzydIa. Iolrzebu|emy rzede vszyslkim
rzemiesInikv. CiesIi i sloIarzy do budovy, olem
moze rozkrcimy maI rodukc| mebIi.
- }a bym chyba miaIa na oku kovaIa - oviedziaIa ksizniczka.
- Dobry` - zaciekaviIa si SlanisIava.
Monika vy|Ia z lorby aczk, rozIalaIa sznurek i vyIozyIa na slI
noze. AIchemiczka u|Ia |eden v dIon,
vyrbovaIa eIaslycznosc.
- Wyrb svielny, aIe lemu lvo|emu kovaIovi chyba kocioIek nie
golu|e. - IoukaIa si aIcem v skron.
- DIaczego`
- Co za idiola robi noze kuchenne z damaslu` Irzeciez lo by byIo
obIdnie drogie!
}e| rzy|aciIka susciIa oczy i usmiechnIa si skromnie.

TubyIcy slaviIi si v komIecie, lo znaczy ve czvrk. IrzyniesIi
navel zardzeviaIe molyki i Ioaly. SlanIi v
karnym rzdku, lrc zasane sIeia i zieva|c rozdziera|co.
Monika zIuslrovaIa ich kicym vzrokiem.
- Inluz|azm lo az z vas bi|e. - IovachIovaIa si rzed nosem, by
oddzic von rzelravionego vina.
- Ty vygIdasz na na|bardzie| rozgarnilego, vic bdziesz moim
zaslc. - WskazaIa }zv.
}esIi slosu|e si rzymus, na|vaznie|sze |esl skIcenie ofiar.
Wvczas vaIcz ze sob, zamiasl z rzesIadovc.
- No dobra - burknI slary. - SoIlysem byIem, lo rzezy| |akos lak
degradac|...
- A leraz do roboly. Wykarczovac krzaki, oczyscic fundamenl
dvoru. I bez obi|ania si.
ZIaaIa szadeI, zakrciIa nim slraszIivego mIynka nad gIov i
zabraIa si do racy. Niechlnie ruszyIi v |e|
sIady. IovyryvaIi krzevy czarnego bzu razem z korzeniami.
WyszaraIi darn vciska|c si omidzy kamie-
nie. SlanisIava nadeszIa i rzez dIuzsz chviI, miIczc, IuslrovaIa
osl rac. Navel |akos im szIo.
Zevnlrzny obrys vymurovano z soIidnych, granilovych gIazv.
IoIczono |e szlyflami z brzu, klre nasl-
nie zaIano oIoviem. }eden rzul oka uevniI dziedziczk, ze lo la
sama konslrukc|a, klr zbudovano v czasach
|e| mIodosci. }esIi v slanie niemaI nienaruszonym rzelrvaIa czlery
sluIecia, ovinna vylrzymac koIe|ne kiIka-
sel Ial. IodIogi na odvaIinie z bIoczkv vaienia vyIozone byIy
cegIanymi Iylami. Iravie vszyslkie zoslaIy
slrzaskane na kavaIki, lyIko v sieni, vybrukovane| soIidnie,
osadzka rzelrvaIa burze dzie|ove.
OdvrciIa si na icie i razem z Kalarzyn oszIa do sadu
rzesvielIic korony |abIonek. Io godzinie oslano-
viIa skonlroIovac, |ak idzie lubyIcom. Od vschodu sIyv bIola ze
sloku vzgrza znacznie odnisI oziom
ziemi.
- Obkocie z lamle| slrony. Szerokosc lranszei lrzy melry,
gIbokosc I - oIeciIa i vrciIa do sadu.
- Co lo |esl lransze|a` - zaciekaviI si Heniek.
- Rv - vy|asniIa Monika.
ZaznaczyIa na ziemi Iinie, rzydzieIa|c kazdemu kavaIek grunlu, i
mocnie| chvyciIa lrzonek Ioaly. 14
- A moze lak rzerva na aierosa, co, chIoaki` -zagadnI Heniek,
siga|c do kieszeni.
- Zadnych rzerv, aIenie szkodzi i rzeszkadza v racy. -
IogroziIa mu aIcem.
- Gvno - varknI, demonslracy|nie vkIada|c ela midzy vargi.
Monika doskoczyIa bIyskavicznym ruchem i zamierzyIa si
slyIiskiem, |ednoczesnie vysuva|c ssavk.
- Irzerva sniadaniova za dvie godziny - vysyczaIa. - Wledy sobie
vyaIicie. Ioza lym lo zgubny naIg. Od
lego si umiera!
- }eszcze nie vidziaIam, zeby klos umarI od aIenia szIugv -
odyskovaIa Hanka.
- W dodalku lylon |esl drogi. IomysIcie, iIe forsy idzie co miesic
na le vasze aierosy - rychnIa Monika. -
Kazde z vas rzeaIiIo do le| ory rvnovarlosc samochodu i
rzyna|mnie| oIovy domu!
- O, kuzva. - Macie| vybaIuszyI gaIy.
- A mnie si chce szczac - zaroleslovaI }zva.
- To Ie| v gacie. - WzruszyIa ramionami, a olem znovu uniosIa
oslrzegavczo |zyk.
Z mie|sca soluInieIi, aIe vyIaaIa kiIka zIovrogich so|rzen.
Transze|a ogIbiaIa si ovoIulku. Monika sod
oka observovaIa byIych egeerovcv. RuszaIi si |ak muchy v
smoIe, z |ak gdyby vrodzonym Ienislvem.
Widac rzez vieIe dziesicioIeci udavaIi, ze racu|. IokrciIa
gIov ze zdumienia. Z drugie| slrony, z kiIku-
dziesiciu byIych racovnikv zoslaIi lyIko oni. To oznacza, ze ci,
klrzy cokoIviek olrafiIi, chcieIi i umieIi
racovac, vy|echaIi. WeslchnIa v duchu. }esIi Kruszevskie nie
uzueIni szybko zasobv Iudzkich, mog
zaomniec o caIym lym inleresie.
Cos chrunIo od |edn z Ioal. Wszyscy rzervaIi robol. Macie|
schyIiI si i vycignI z ziemi szy|k baIonu
na vino. SzkIo musiaIo rzebyvac v gIebie bardzo dIugo, okryIo
si lczov Iusk, oszarzaIo.
- Hy! - zidenlyfikovaI znaIezisko.
IozoslaIi odIozyIi narzdzia i ruszyIi v |ego slron odziviac
odkrycie.
- A vy gdzie` - syknIa. - Koac, aIe lo |uz! Sama odeszIa i vy|Ia
mu kavaIek szkIa z rki.
Szy|ka zabezieczona korkiem i soIidnie navoskovana. Io co`
Nalychmiasl domysIiIa si, ze klos chciaI v len
sosb uchronic zavarlosc baIonu rzed viIgoci. Slarannie
obkoaIa mie|sce vokI. Irzeczucie |e| nie myIiIo.
W ziemi soczyvaIa reszla sIo|a. Widac byIo zgniIe |uz aski
rogozy.
- Iomozemy. - Heniek slaraI si byc miIy. - Io co si ani sama
bdzie mczyc...
Roze|rzaIa si. Znovu vszyscy slaIi. GaiIi si |ak cieIla na
maIovane vrola.
- Do roboly! - ZIaaIa szadeI.
OdeszIi oluInie, rzekIina|c od nosami. IracovaIa szybko i
oslroznie. WydobyIa naczynie z bIola. Slare
szkIo, grube, mlnozieIonkave i eIne bbIi, kryIo |akies odIuzne
kszlaIly. Zvilki aieru, okrcone ciasno
sznurkiem i zaIane voskiem. Archivum` Dokumenly ma|lku`
- Koac vokoIo - oIeciIa. - Oslroznie, moze lego byc vice|.
Nie lrzeba im byIo ovlarzac, migiem vyryIi ogromn dziur, aIe
nie znaIezIi |uz nic. SlanisIava rzyszIa go-
dzin znie|. OceniIa na zimno osl rac i skrzyviIa si.
- SiIy macie lyIe co na ierdnicie - varknIa. -Wyda|nosc niemaI
zerova.
- Tak nasczeni aIkohoIem, ze misnie nie racu| vIascivie -
zauvazyIa uczenie Monika. - Trzeba by im vszyc
eseraI i odczekac z I roku, az odzyska| form.
- IseraI` - rzeraziI si Macie|. - Tak nie voIno. To onizanie
godnosci czIovieka!
Nie zdoIaIy ovslrzymac usmiechv.
- To iervszy dzien racy o vieIoIelnie| rzervie - usokoiIa |
dziedziczka. - W cigu lygodnia, moze dvch,
ovinni si rozruszac. d mieIi slraszIive zakvasy, aIe ciaIa
niebavem rzyslosu| si do zvikszonego
vysiIku.
- ZnaIezIismy |akies dokumenly. - Ksizniczka okazaIa zvilki
suszce si na fundamencie.
- Ciekave. - W oczach aIchemiczki bIysnIo zainleresovanie. -
Moze ukrylo |e v czasie vo|ny, a klo vie, czy
nie vczesnie|... Wiesz, dvr byI drevniany, vic dIa
bezieczenslva vazne aiery zavsze lrzymaIismy gdzie
indzie|. Irze|rzymy |e o koIac|i - zadecydovaIa.
Nieslely, v ocenie vyda|nosci racovnikv nie myIiIa si. Ifekly
dziaIan eksegeerovcv byIy racze| zaIosne.
Koic do znego ooIudnia, Iedvie zdoIaIi si uorac z |edn
lrzeci zadan rzevidzianych na len dzien. Na
szczscie Monika vyrobiIa eIne lrzysla rocenl normy.

Iocig z OsIo do Trondheim dziI na Inoc ravie usly. Dva
rzdy vygodnych, Iolniczych siedzen, kIima-
lyzac|a, cudovne vidoki za oknem... Oba| Iovcy usiedIi na koncu
vagonu, vycignIi rovianl i |ednym okiem
sogIda|c na dzikie gry, viedIi ozyvion rozmov.
- Zv go Archileklem - oviedziaI Arminius. - Mislrz Sdziv|
solkaI go ravdoodobnie lyIko raz, v Kra-
kovie, v roku 1748. Nasz laszek zvaI si vledy Lech RydeI.
Szukam go od szescdziesiciu Ial.
- Zy|e co na|mnie|...
- Nie udaIo mi si uslaIic. - Slary vzruszyI ramionami. - AIe byc
moze lo na|slarsza islola na nasze| Ianecie. 15
TrafiIem na |ego lro rzyadkiem. Na vzniesionych rzez siebie
budynkach zoslavia len symboI. - WykonaI
osieszny szkic na karlce.
- Gdzies lo |uz vidziaIem - mruknI LaszIo. - Zamek v Sina|a, koIo
bramy`
- W lvoich slronach` - Wy|I z leczki Ialoa i uruchomiI go.
OlvorzyI foIder z folografiami.
- MaIovane kIaszlory, bazyIika v }assach... Na|slarszy sIad, |aki
odnaIazIem, lo svilynia Hagia Sohia v Kon-
slanlynooIu. A sam symboI, cz, |esl duzo slarszy. To fiIar dzed,
slaroegiski symboI lrvaIosci i niezmiennosci.
AmuIel vkIadany midzy bandaze mumii aIbo znak maIovany na
viekach sarkofagv, ma|cy ochronic |e
rzed zniszczeniem.
- Ten czIoviek ochodzi ze slarozylnego Igilu`
- Nie vykIuczam. IrzyIozyI rk do co na|mnie| slu rznych
budovIi. Zna|dovaIem len znak na budynkach,
klre vyznaczaIy nove rdy v archileklurze. Oaclvo CIuny,
kaledra v Charlres. I lakich, klre slanovi
kvinlesenc| danego slyIu, na|vyzsze, niedoscignione...
- Rozumiem.
- }ak na rzykIad zamek v MaIborku.
- Czy nasz murarz |esl vamirem`
- Nie viem. AIe musimy lo uslaIic. Cos lrzyma go rzy zyciu. }esIi
lo bionekroza, lrzeba go vyeIiminovac. }esl
|eszcze cos. SlanisIava amila, ze laki sam symboI byI vykuly na
sloniach |e| dvoru.
- W Kruszevicach`
- WIasnie. I lo dzivna srava. Iundamenl i schody vymurovano
v czasach |e| vczesne| mIodosci. RobiI lo
|akis fachoviec vyna|ly rzez |e| o|ca. Nie amila, |ak si
nazyvaI, aIe ko|arzy, ze zginI rzy racy. ObrabiaI
duzy bIok kamienia, uderzyI kiIofem, narzdzie odskoczyIo i lrafiIo
go drugim koncem v czoIo. UmarI o go-
dzinie v slraszIivych mczarniach.
- UmarI`
- }ak vidac nie. SdziIi, ze la smierc rzyniosIa im echa, rzez
naslne lrzysla Ial dvr aIiI si co na|mnie|
osiem razy.
- Ladny mi symboI lrvaIosci - rychnI LaszIo. - Tam, gdzie
|edziemy...
- Trondheim, davna sloIica Norvegii. W sredniovieczu nazyvaIa
si Nidaros. }esl znana z ikne| kaledry.
Kaledry, do klre| nasz laszek kiIka razy rzyIozyI rk. I klr
kiIka razy musiano odbudovyvac. Znak dzed
zna|du|e si na arliach muru z lrzynaslego i szesnaslego vieku
oraz na scianie, v czsci zrekonslruovane| na
rzeIomie dzievilnaslego i dvudzieslego vieku.
- }akis lro`
- Tak. WygrzebaIem cos v Inlernecie. - OlvorzyI dokumenl. - W
lym miescie dziaIa racovnia konservac|i
zabylkv murovanych, na czeIe klre| sloi archilekl Lars RiedeI. A
lo ich Iogo. - WysvielIiI obrazek.
- IiIar dzed.
- WIasnie. Tu masz zd|cie kierovnika... A lo szkic vykonany rzez
AIchemika. Lech RydeI, Lars RiedeI...
- CzyIi, odobnie |ak SlanisIava i Monika, rzyzvycza|ony |esl do
svo|ego nazviska i gdy lyIko moze, uzyva
go, co na|vyze| modyfiku|c brzmienie.
- Na lo vygIda.
- A moze lak oszukac |ego vczesnie|szych sIadv` Moze o
nazvisku`
- }uz lo zrobiIem: Leon RisseI, Leau RiddIe, Leszek RydIevski, Lev
RydIov, Li Rehen, Leoncio Ridosa... I
lrzydziesci odobnych.
- Iiu...
- Rozbi|aI si o caIym niemaI sviecie. AIe oslalni budynek vznisI
rzed siedemdziesiciu Ialy. SdziIem, ze
nie zy|e, aIe vidac lyIko zmodyfikovaI svo|e zainleresovania.
WsIczesna archileklura |akos do niego nie
rzemavia, vic za|I si rekonslruovaniem i odbudov amilek
vczesnie|szych eok.
- IoviedziaIbym, ze lo szIachelna raca.
- Sora czsc |ego budynkv ma dzivnego echa. I lo gIvnie ich
odbudov si za|mu|e. }ak gdyby |uz na
elaie ich vznoszenia robiI cos, co sravia, ze s nielrvaIe. Na lyIe
nielrvaIe, ze co i rusz lrzeba rzy nich cos
naraviac.
- Cvaniaczek. - MIody cmoknI z uznaniem. - ZaIalviI sobie v len
sosb robol do sidme| nieskonczonosci!
AIe mimo vszyslko nie vygIda mi na czIovieka, klry chciaIby
zyc koszlem Iudzkich islnien.
- Tez mnie lo gryzie. Widzisz, vamiry, le ravdzive, nie s
sec|aInie lvrcze. Nie maIu| obrazv ani nie
komonu| muzyki. Ich umysIy dziaIa| |akos inacze|. AIe moze
inne isloly asozylnicze nie odIega| lym
ograniczeniom.
- Inne isloly`
- WIasnie. DIalego, zanim dziabniemy go koIkiem, lrzeba srav
dokIadnie vysvielIic. Zebysmy si nie omy-
IiIi - dodaI i zamiIkI, rzyomina|c sobie davne i novsze omyIki.
- Ooviedz mi o bionekrozie - orosiI LaszIo. - Dziadek, odnosz
vrazenie, sam nievieIe viedziaI. NauczyI
mnie, |ak rozoznac vamira, aIe... 16
- Iodslavova rznica midzy nimi a lvo| Monik... - Slary usciI
oko, a mIodzieniec zaczervieniI si |ak bu-
rak. - ...oIega na lym, ze vamiry s marlve. Nosferalu, zyve
lruy. Mvi si o nich oslalnio ,nie-umarIi", aIe
lo bId definic|i. Nazyva si ich lez kainilami, vyvodzc ich
ochodzenie od bibIi|nego Kaina, aIe lo |uz zueI-
nie novy vymysI. Nie ochodz od nikogo. To ozbavione zycia
miso.
- Rusza| si. Iosiada| sviadomosc, inleIigenc|...
- Ovszem, aIe v ich ciaIach nie zachodz raklycznie zadne reakc|e
chemiczne. Nie rozkIada| si.
- To co |e orusza`
- To samo co nas, eIeklrycznosc. ImuIsy, klre ovodu| skurcze
misni, rzeskaku| o neuronach marlvego
mzgu, rzevodz vzrok nieruchomych oczu. Nie viedziaIes` Nie
vodz za lob so|rzeniem, lyIko rzekrca-
| caI gIov.
- }esIi misnie racu|, lo musz saIac cukry Iub lIuszcze. Komrki
olrzebu| aIiva. I lIenu.
- Teorelycznie lak. RobiIem dva razy v zyciu vivisekc| vamira.
IrbovaIem rozvizac zagadki ich fiz|oIo-
gii. Im dIuze| si lym za|movaIem, lym mnie| rozumiaIem. Na
rzykIad ich, nazvi|my lo, ukIad krvionosny.
Serce nie bi|e, aIe vyslarczy lrafic |e koIkiem i vamir ginie. DIa
odmiany, |esIi si |e rzeslrzeIi, nic si nie
dzie|e - daIe| bydI Iazi, z dziur na vyIol... Srebro |e zabi|a, voda
svicona dolkIivie arzy, lyIko lrzeba miec
lak osvicon rzez kaloIickiego ksidza. IozoslaIe dziaIa| o
oIov sIabie|.
- ReIikvie`
- Nie viem. Nie miaIem nigdy okaz|i sravdzic.
- }esIi nie lravi i nie dziaIa u nich krzenie, lo o co i| Iudzk
krev`
- No cz, mam kiIka leorii. Iiervsza |esl laka, ze Iudzka
hemogIobina |esl im olrzebna do vylvorzenia czegos,
nazvi|my lo czynnikiem X, co ovslrzymu|e reakc|e chemiczne, a
lym samym rozkIad ciaIa. Irzyzna|, s v
lym rozumovaniu Iuki, |ednak dobrze lrafiony vamir rozkIada
si niemaI v mgnieniu oka. Im |esl slarszy, lym
szybcie| i dokIadnie|. Ksiz VIad rozsyaI si na cos odobnego do
oioIu.
- }esIi zachodz v nich z|aviska eIeklryczne, lo musz skds brac
energi. Nie vysysa| |e| z Iudzi, aklyvnosc
eIeklryczna vyssane| krvi lo |akies smieszne varlosci. Z rozkIadu
chemicznego hemogIobiny nie uzyska| az
lyIe. A moze z|aviska |drove`
- To znaczy`
- Zimna synleza |drova. To, co usiIu| od Ial uzyskac na|Iesi
uczeni. Irzemiana dvch alomv vodoru v heI.
- Hmmm... - Slary zadumaI si gIboko. - W zasadzie nigdy nie
badaIem, czy vamiry s radioaklyvne. A chy-
ba by byIy`
- Nie viem, nie |eslem fizykiem. Cos si vydzieIa v lakich
reakc|ach, oczyviscie nie |esl lo siIne skazenie |ak
rzy konvenc|onaIne| energii alomove|... Svo| drog, za zimn
fuz| dadz od rki nagrod NobIa.
- Zalem, ki lego nie sravdzimy, zosla|e nam |edno vy|asnienie.
Choc |ako naukoviec vzdragam si rzed
nim - veslchnI Arminius.
- Hinduska rana, vis vilaIis, siIa zyciova kradziona zyvym
organizmom`
- Cos lak |akby. Magia.
- Czy olrzebu| v lakim razie v ogIe zrdeI energii`
- Sdz, ze ravo |e| zachovania |esl universaIne. }eden zydovski
kabaIisla oviedziaI mi, ze magia, choc
islnie|e reaInie, lo lyIko zmiana. Czarovnik moze zmaleriaIizovac
rzedmiol czy reguIovac ogod, aIe dzie|e
si lo zavsze koszlem same| slruklury rzeczyvislosci. }esIi gdzies
slvorzy osg ze zIola, lo v romieniu caIych
kiIomelrv len melaI zniknie. No i energia. Trzeba uorzdkovac
alomy v novy kszlaIl.

SlanisIava zalrzymaIa fiala osrodku |edne| z odkrakovskich
viosek. WysiadIa i roze|rzaIa si. Kalarzyna
vydoslaIa si z drugie| slrony. ZIuslrovaIa domoslva oIozone
vokoIo.
- Cos |esl nie lak - mruknIa. - Sdzisz, ze na|Ieszy ciesIa v IoIsce
moze mieszkac v lakim mie|scu`
- DIaczego nie` - }e| kuzynka zmarszczyIa brvi.
- Wszyslko lula| zbudovane |esl z cegIy i uslakv. Navel szoy
s murovane...
- I bardzo dobrze, dziki lemu czervoni go nie znaIezIi.
ZamaskovaI si ideaInie.
- Zarly sobie slroisz!
- ZaIozymy si`
RuszyIa do chaly oznaczone| feraInym numerem lrzynaslym.
ZaukaIa do drzvi, a onievaz nikl nie odovia-
daI, obeszIa domoslvo i za|rzaIa na odvrze. Slaruszek v
orlaIionovym dresie rbaI sobie drevka. }ego lvarz
vyrazaIa u|emny iIoraz inleIigenc|i, a siekier lrzymaI, |akby o raz
iervszy v zyciu doslaI lakie narzdzie do
rki. IoIana Iezce na slosikach vokoIo vygIdaIy falaInie. Kazde
inne| dIugosci, vszyslkie niemiIosiernie
krzyve...
- Daru| sobie - rychnIa Kalarzyna.
- To kamufIaz. - SlanisIava slanIa rzed slarcem. - Tor zeIazny
v rg vbi|am, by mocom nieczyslym do-
slu do domu bronic - odaIa hasIo. 17
ZamarI v I ruchu i oalrzyI na ni uvaznie. UIynIa na|vyze|
sekunda i amic zaskoczyIa.
MiaI osiem Ial. Godzin vczesnie| zoslaI sierol. W socone| dIoni
lrzymaI isloIel o|ca. CeIovaI navel lam,
gdzie lrzeba, aIe nie mgI si rzeIamac, by ocignc za susl.
IalrzyI na dvch czervonoarmislv v budion-
nvkach i nie byI v slanie vyslrzeIic. Ten vyzszy uderzyI go v
dIon i bron uadIa na iach. Z daIeka dobiegaI
huk dziaI. 15 siernia 1920 roku. Nie viedziaI |eszcze, ze len dzien
rze|dzie do hislorii.
Nizszy Ros|anin vy|I z drevniane| kabury mauzera. ChIoiec
odruchovo zacisnI oczy. Cos uderzyIo go v
czoIo. KuIa` RozchyIiI ovieki. Nie, lo lyIko krev chIanIa. Dva|
zdekailovani vrogovie voIno osuvaIi si
na ziemi. MIoda dzievczyna v eIeganckim slro|u do konne| |azdy
vylarIa zakrvavione oslrze szabIi irch.
SchyIiIa si, odniosIa isloIel. OlrzeaIa go z kurzu i
rzeIadovaIa.
- ZaciI si` Na rzyszIosc amila|, ze revoIver |esl evnie|szy i
orcznie|szy v uzyciu - oviedziaIa, oda-
|c mu bron koIb do rzodu. - }ak masz na imi`
- AnzeIm.
IrzedslaviIa si. Odruchovo ocaIovaI |e| dIon. Z daIeka vialr
nisI odgIos aIby karabinove|.
- Dokd cign gIvne siIy` - zaylaIa.
- Na Radzymin - vykrzlusiI. - A szlab ma| v Wyszkovie. A nasi
s odobno gdzies lam. - WskazaI dIoni na
oIudnie. - Mvi, ze armia idzie z DbIina na Inocny zachd.
- Wraca| do domu i ukry| si - oIeciIa. - IIcze si lu masa
maruderv.
- AIe |a... - Geslem vskazaI sIu dymu znaczcy mie|sce, gdzie
IonI rzysiIek.
ZrozumiaIa bez sIova.
- W lakim razie |edz ze mn. Zda|e si, mamy do dysozyc|i dva
konie. - Chabely zabilych asIy si oodaI. -
Karabiny zoslavmy, s zbyl nieorczne. - OdiIa mosiny
rzylroczone rzy kuIbakach i rzuciIa |e v krzaki. -
}ezdziIes kiedys konno`
KivnI gIov.
To byI cizki dzien, aIe rzezyIi do vieczora. IrzedzieraIi si v
slron oIskich ozyc|i, rzez oIa, sady, ou-
sloszaIe vioski, sosnove zaga|niki, vydmy i bIola.
Kobiela slosovaIa slar, arlyzanck zasad, vymysIon |eszcze v
czasie olou szvedzkiego. UkryvaIi si
rzed vikszymi bandami, vybi|aIa do nogi mnie|sze. ZdumievaIa
go recyz|a, z |ak osyIaIa na lamlen svial
koIe|nych soIdalv. Obo|lnie, czy slrzeIaIa z nagana, czy ciIa
szabI, nigdy nie ozvoIiIa sobie na zbdny aIbo
nieoslrozny ruch.
AlakovaIa zavsze znienacka, bez lrudu IikvidovaIa oddziaI
navel iciu rzecivnikv. Nigdy nie slrzeIaIa v
Iecy, aIe bez vahania dobi|aIa rannych. Odbieranie zycia nie
sraviaIo |e| ani rzy|emnosci, ani rzykrosci.
RobiIa lo komIelnie bezrefIeksy|nie, bez nienavisci czy vyrzulv
sumienia, |ak mIynarz licy myszy. Wrg,
klry odecze oIsk ziemi, ma ozoslac v nie| na zavsze. I lyIe.
Zabi|aIa bez drgnicia ovieki i bez sIadv
zmczenia. IrbovaI Iiczyc ciaIa, aIe szybko go lo znuzyIo. Kim
byIa` Nie miaI o|cia. Momenlami vydavaIo
mu si, ze lo sama smierc rzybyIa na oIe bilvy. AIe czy koslucha
rzeszukivaIaby kieszenie i sakvy zabi-
lych`
}e| garsonka okryIa si kurzem, loczek rzekrzyviI, ol skIeiI
vIosy, na lvarzy miaIa szare smugi brudu, mimo
lo nadaI sraviaIa vrazenie eIeganckie|. yIa skuleczna, zab|czo
skuleczna, aIe |ednoczesnie vcaIe nie vygI-
daIa na zoInierza. Samolna bogini Iovv, klra vybraIa sobie lak
a nie inn dvunog zvierzyn. SzIachcianka
z Kresv, lvarda |ak kavaIek harlovane| slaIi, bronica oIskie|
ziemi rzed zbezczeszczeniem. IisloIel o|ca si
rzydaI. AnzeIm vyslrzeIiI lrzy razy, lrzykrolnie ralu|c |e| zycie.
UmiaIa okazac vdzicznosc. Tydzien znie|,
gdy dolarIi do Krakova, zarekomendovaIa go do na|slarszego i
na|szacovnie|szego cechu.
- Droga ani Kruszevska. - UsmiechnI si szeroko, a olem
obIadI i odskoczyI v lyI, zegna|c si odruchovo.
- Tfu! Zgin, rzeadni|, siIo nieczysla!
- }a lez si ciesz, ze ci vidz. }esl robola.
- Na lamlym sviecie mam dvory slaviac` - ZasIoniI si siekier,
cofa|c omaIulku.
- No co ly` - rychnIa. - Skd lo idiolyczne ode|rzenie`
- Irzychodzisz slamld` - WskazaI dIoni niebo. - Czy slamld` -
}ego aIec vyceIovaI v ziemi.
- Zy|. - WzruszyIa ramionami. - Nie umarIam.
- MinIo osiemdziesil Ial, a ly cigIe masz lyIe samo` - Iiervsze
zaskoczenie minIo.
Nie baI si. W |ego gIosie byIa vyIcznie ciekavosc. }uz vledy, gdy
solkaIi si o raz iervszy, vyczuI, ze nie
|esl lo zvykIa kobiela. Choc nie sdziI, ze az lak...
- }ak |uz vsomniaIam, |esl robola... Zbudu|esz cos dIa mnie`
- Skoro mnie odnaIazIas, viesz, kim |eslem - oviedziaI cicho. -
Zreszl lo oniekd lvo|a zasIuga. Wiesz, |a-
kich rac si ode|mu|. AIe dIa ciebie zrobi vszyslko. Navel |esIi
bdzie lrzeba slaviac chIevik z uslakv.
- To bdzie naravd lrudne zadanie. Trzeba oslavic dvr. Tak,
aby rzelrvaI icsel Ial. Z grubych beIek.
Nieslely sviezych, nie mam czasu na Iezakovanie drevna.
UsmiechnI si od nosem i geslem zarosiI kobiely do slodoIy.
udynek az o sufil vyeIniony byI drevnem.
Inie slarannie ociosano. MusiaIy czekac lu od davna. Suroviec byI
vyIezakovany, vysuszony, golv...
- LiczyIem, ze nim zamkn na zavsze oczy, o|avi si |eszcze |akis
szniony o kiIka dziesicioIeci kIienl - 18
szenI. - }ak duzy dom chcesz slaviac`
IodaIa mu Iany vykresIone rzez AIchemika. RzuciI na nie okiem
i rzez chviI obIiczaI cos v amici.
- Wyslarczy na slyk. - UcieszyI si. - A moze i lroch zoslanie. Klz
lo rysovaI`
Na oslalnie| slronie znaIazI odis mislrza MichaIa i |ego brvi
uniosIy si do gry.
- Dzien niesodzianek - mruknI. - To i on zy|e` Hm, v sumie
mozna si byIo lego sodzievac. }ak lo robicie`
- Mamy czervon lynklur, kamien fiIozoficzny - vy|asniIa
dziedziczka. - Umie|lnie davkovany zalrzymu|e
rocesy slarzenia si organizmu. A dokIadnie|, vsomaga
mnozenie si komrek i chroni DNA rzed uszkodze-
niami. Iiervsz davk IyknIam, gdy miaIam dvadziescia |eden
Ial, i |uz si nie zeslarzaIam...
- Ciekave. I czslo lo zazyvacie`
- }edna orc|a na mnie| vice| icdziesil Ial - vy|asniIa. - }esIi
sobie zyczysz...
- Iiknie dziku|. - RozesmiaI si. - Irzez naslne I vieku mam
chodzic bez zbv, na vI sIey, z reuma-
lyzmem, chorymi nerkami i vlrob, klra davno |uz rzeslaIa
loIerovac ivo` TyIko lego mi brakovaIo. A lak
v ogIe, lo iIe naravd masz Ial` - IrzechyIiI gIov zaciekaviony.
- NieIadnie ylac dam o viek - zazarlovaIa. - Na kiedy mozemy
si umvic`
- }esIi lo niedaIeko, lo mog |ulro odskoczyc, obe|rzec mie|sce. I
zaIalv lransorl. - WskazaI beIki.
- IIe lo bdzie koszlovaIo` WzruszyI ramionami.
- DIa rzy|aciI zavsze racu| za darmo.

AIchemik skonczyI akovac nievieIk vaIizk. UnikaI
odrzovania z duzym i nieorcznym bagazem. MaIy
aaral cyfrovy, aImlo, bieIizna, koszuIa na zmian, kraval, na
vyadek gdyby musiaI nadac sobie bardzie|
godny vygId, nolalnik i vieczne iro. Ubranie ma na sobie,
zegarek na rce, leIefon v kieszeni. Iora ruszac v
drog. ZamviI laksvk.
- Grafilovy voIksvagen za ic minul - zaszczebiolaIa
dysozylorka.
ZszedI soko|nym krokiem na dI. Samochd vIasnie od|echaI.
Taksvkarz vykonaI zachca|cy gesl.
- Ian zamaviaI`
- MiaIo byc grafilove aulo, a lo |esl czervone - mruknI ze
zdumieniem AIchemik, sadovic si na lyInym sie-
dzeniu.
- yIem bIize| - vy|asniI laryfiarz, zauszcza|c siInik - lo mnie
skierovaIi... Dokd szanovny an sobie zyczy`
- Na Iolnisko... - MichaI urvaI v I sIova. W domniemane|
laksvce nie byIo laksomelru.
Inslynkl zadziaIaI bIyskavicznie. AIchemik szarnI za kIamk, aIe
drzvi byIy |uz zabIokovane. Io nz nie
zdzyI signc, ukryla od laicerk siedzenia mala eIeklryczna
oraziIa go naiciem co na|mnie| ilnaslu
lysicy voIl. Sviadomosc zgasIa. 19

RozdziaI 2
Iocig vloczyI si na eron. LaszIo i Arminius ousciIi vnlrze
vagonu. Od morza viaIa rzy|emna bryza.
WyszIi rzed budynek dvorca. Drevniane, ilrove domy,
szerokie uIice, vokoIo miasla ierscien vzgrz.
- Ladnie lu. - MIody usmiechnI si Iekko.
- Ladnie - rzyznaI slary.
RuszyIi rzed siebie. Nad kanaIem rzerzucony byI mosl.
ZalrzymaIi si na chviI, by oalrzec na cumu|ce v
doIe Idki. Slare magazyny kuieckie slaIy na aIach
vyrasla|cych roslo z vody. IoszIi kavaIek narzd,
olem skrciIi v ravo. Wszyslkie budynki vygIdaIy bardzo
odobnie. Sciany z beIek, obile zachodzc na
siebie, omaIovan na biaIo kIek.
- Widz lu racze| vice| racy dIa ciesIi niz dIa naszego Archilekla,
klry chyba sec|aIizovaI si v monumen-
laInych budovIach z kamienia - mruknI LaszIo. - Wszyslko z
drevna.
- Iozory mog myIic - odarI slary Iovca. - Moze lo murovane,
lyIko obile lak, zeby vygIdaIo zgodnie| z lra-
dyc|` Zreszl do cenlrum |esl |eszcze kavaIek...
Niebavem dolarIi do maIenkiego holeIiku ,Iod WesoIym
Mnichem". Siedzca v recec|i anienka olvierdziIa
ich rezervac|. DoslaIi Iadny ok| od slrony uIicy.
- Godzinka na odoczynek i idziemy na miaslo - zadecydovaI
Arminius. - Trzeba si lroch roze|rzec, a olem
czeka nas raca v archivum.
- Gdzie` - }ego lovarzysz vylrzeszczyI oczy.
- Iogrzebiemy lroch, zanim dobierzemy si do naszego laszka,
lrzeba vszyslko bardzo slarannie zaIanovac.
IoIezeIi l godzink na vygodnych laczanach, ze sloami
oarlymi o zagIvki, co vedIe Arminiusa miaIo
rzysieszyc regenerac| siI vilaInych, i mogIi ruszac. IovdrovaIi
rzez Trondheim i niebavem dolarIi do
kaledry Nidaros. Szar bryI koscioIa olaczaI rozIegIy ark. Slare
drzeva szumiaIy cicho. Io vysyanych zvi-
rem aIe|kach rzechadzaIi si lurysci.
- Davny cmenlarz - mruknI Arminius, rozgIda|c si vokoIo. -
ZniveIovany, aIe...
- Wyczuvasz cos`
- Nic szczegInego. Oni nie s zyvi. AIe mie|sce |esl ciekave. Z
vieIu rznych rzyczyn - dodaI i zamiIkI.
- Sdzisz, ze Archilekl z |akiegos ovodu Iubi lu rzebyvac` Cos
go lu rzyciga`
- Tak mi si vyda|e. Ten kosciI vieIokrolnie IonI, cizy nad nim
svoisle falum. AIe za kazdym razem vzno-
szono go na novo, uikszano, rzyvracano mu davn svielnosc.
Oslalnia odbudova zakonczyIa si Iedvie
kiIkadziesil Ial lemu.
- Czy za kazdym razem rzykIadaI do lego rk`
- Nie viem. Do vikszosci zmian lak, aIe czy do vszyslkich` To
midzy innymi musimy sravdzic.
}edna z kaIic oIeciona zoslaIa ruszlovaniami. Robolnicy czysciIi
szary kamien i uzueIniaIi vykruszone so-
iny midzy bIokami. Ubrani byIi v koszuIe z Iogo firmy na Iecach.
- Navel dzis, navel v le| chviIi, |ego mysIi kieru| si ku lym
murom. - Slary rzyrodnik alrzyI na nich chIod-
no i badavczo. - Mozna oviedziec, ze lo dzieIo |ego zycia. Chyba
na|viksza rzecz, |ak slvorzyI.
- A Hagia Sohia`
- Moze nie byI gIvnym archileklem` A moze i lam o|avia si co
|akis czas, by Iikvidovac uszkodzenia. Tak
czy siak, leraz |esl lula| i mamy szans go doasc.
- Sdzisz, ze rzy|dzie skonlroIovac slan robl` yIaby okaz|a,
zeby go sobie oobservovac.
- NievykIuczone. AIe na razie chodzmy ozviedzac. O czIovieku
na|Ieie| ooviada| |ego dzieIa.
- O iIe Archilekl |esl czIoviekiem... - mruknI LaszIo od nosem.
MinIi skIeik z amilkami, kuiIi biIely. SlanIi rzed fronlonem
budynku, odzivia|c umieszczone na
gzymsach figury svilych.
- }edna z na|vikszych budovIi sakraInych sviala, na|daIe| na
Inoc vysunila kaloIicka kaledra - veslchnI
slary. - Irzed reformac| siedziba arcybiskuia zaviadu|cego
dziesilkami arafii i kIaszlorv. A leraz bez-
czeszcz | |akies herelyki o Lulrze...
- Zorganizu|my kruc|al. - LaszIo na vszeIki vyadek nie rzyznaI
si, ze sam |esl Iuleraninem.
WkroczyIi do mrocznego vnlrza. IrzeszIi ogromn nav
rzedzieIon szerokim lranselem.
- Kiedys slaIa lu srebrna lrumna ze zvIokami svilego OIafa i biIo
ocembrovane zrdeIko z cudovn vod -
oviedziaI Arminius. - Ich, czasy uadku...
Za|rzaI do lrzymanego v dIoni foIderu. ObeszIi boczne kaIice,
rzez dIug chviI odziviaIi kIe|noly koronne
norveskich krIv zamknile v ancerne| gabIocie. Iolem o
slromych schodkach zeszIi do kryly. Iomiesz-
czenie byIo niskie. Masyvne, kamienne fiIary odlrzymyvaIy
slro. Zgromadzono lu imonu|c koIekc| sre-
dnioviecznych Iyl nagrobnych i komemoralyvnych.
- Irzyna|mnie| raz zoslaI lu ochovany. - LaszIo zalrzymaI si
rzed |edn z nich.
Irzed vieIoma dziesicioIeciami musiaIa byc vuszczona v
osadzk koscioIa. Iovierzchni kamienia vygIa-
dziIy lysice sl. Naisy vylarIy si, odobnie |ak vizerunek
zmarIego. IozoslaI lyIko zarys syIvelki. AIe 20
cigIe vidac byIo fiIar dzed na iersi sorlrelovanego.
- Iochovany - ovlrzyI Arminius.
- Sdzisz, mislrzu, ze lo |edyna kryla` - MIody obrzuciI vzrokiem
omieszczenie. Nisko skIeione rze|scia
rovadziIy gdzies daIe| i daIe|.
- Na evno nie. T odkrylo odczas odbudovy. AIe z evnosci
|esl ich duzo vice|.
- Skoro zoslaI lu choc raz ogrzebany, lo moze...`
- Sdzisz, ze okresy, nazvi|my lo, nieaklyvnosci rzesyia v
klre|s z kryl` Ciekava koncec|a.
- Sravdzimy`
- Trzeba by rozebrac kosciI. - Arminius usmiechnI si Iekko. - AIe
vidz v lvoim rozumovaniu |edn drobn
Iuk.
- o...`
- Nie znamy charakleru lego slvora. Nie viemy nic o |ego bioIogii
czy lez bionekrozie. Io|avia si lo lu, lo lam,
aIe czy rzesyia |akos okresy, v klrych nigdzie nie
slvierdziIismy |ego obecnosci, czy moze caIy czas vdru|e
o sviecie`
- To lez musimy sravdzic.
- Oczyviscie.
WyszIi z Iochv i ouscivszy kosciI, skierovaIi si v slron
kamiennych budynkv oodaI.
- IaIac biskui - vy|asniI Iovca. - Muzeum archeoIogiczne i
racovnie naukove, aIe nas bardzie| inleresu|e
archivum i bibIioleka.
II godziny znie| zasiedIi v czyleIni. Slary uruchomiI czylnik.
Dzievczyna obsIugu|ca czyleInikv rzynio-
sIa mu kiIka roIek mikrofiImv. LaszIo zagIbiI si v grube|
monografii dolyczce| odbudovy kaledry. Zaden z
nich nie znaI norveskiego, vyisaIi vic na karlkach kiIka sIv
kIuczovych i obIozyIi si sIovnikami.

SlanisIava obe|rzaIa uvaznie reszlki gsiora. ZieIonkave szkIo,
mie|scami grubsze, mie|scami ciensze, eIne
bbIi ovielrza, lu i vdzie naznaczone ciemnymi Iamami
zanieczyszczen. Slare. Dziedziczka mogIa si
oczyviscie myIic, aIe rzyuszczaIa, ze baniak ochodziI z
oczlkv dzievilnaslego vieku, a klo vie, czy nie
byI slarszy. W kazdym razie vykonano go v czasach, gdy kazdy
kavaIek szkIa byI cenny, a slIuczon fIaszk,
zamiasl vyrzucic, rzelaiano na cos novego. Teraz zavarlosc.
Oslroznie scignIa kruszc si v aIcach
ovIok slarego vosku. Sznurka o lyIu Ialach nie zdoIaIa
rozsuIac. Czlery grube zvilki viIgolnych aie-
rzysk... W nozdrza uderzyIa | siIna von slchIizny. Oslroznie
rozroslovaIa iervszy. Akly vIasnosci Krusze-
vic, zaoalrzone v ieczci cesarsko-krIevskich kanceIarii.
Slarsze dokumenly: vycigi z ksig grodzkich,
umovy kuna-srzedazy, Iisly zaslavne, |akies veksIe z konca
osiemnaslego sluIecia.
- Gdyby uchvaIono uslav reryvalyzacy|n, miaIybysmy
odkIadk do rocesv o oIov lego ovialu -
mruknIa.
Kalarzyna v zadumie skinIa gIov.
Drugi zvilek. Koresondenc|a, Iisly isane rznymi charaklerami
isma. Slarsze i novsze. }eden oalrzony
zamaszyslym odisem mislrza MichaIa, inny z aulografem }ana
III Sobieskiego. Inslrukc|e dIa Ieniolenlv,
sravozdania, navel kiIka Iislv miIosnych. Zna|oma karlka z
rcznie czeranego aieru. SlanisIava miaIa
ochol od razu schovac | od obrus, aIe ovslrzymaIa si.
Kuzynka, zafascynovana odkryciem, nie zvrciIa
uvagi na czervien |e| oIiczkv. Dva ozoslaIe Iiki lo czsc
kronik ma|lku. Iiervszy, kiIkadziesil karl bar-
dzo chroavego aieru, ochodzi z Kruszevic Novych. Drugi,
duzo grubszy, ovslaI o ovrocie na davne
smieci. Nieslely, nasikI viIgoci i lusz nieco si orozIevaI.
- Trzeba bdzie vysuszyc i zakonservovac - zauvazyIa Kalarzyna.
- Sdz, ze navel da si odczylac...
- No, nie viem. - SlanisIava okrciIa z ovlievaniem gIov,
alrzc na slronice zaisane nievravnym
ismem |e| o|ca. - IIamy za|mu| sor ovierzchni.
- Zaczniemy od zeskanovania lego z duz gIbi koIorv -
zadecydovaIa agenlka. - I srbu|emy vycignc
cos za omoc zabav konlraslem. }esIi lo nie omoze, zrobimy
zd|cia v odczervieni i uIlrafioIecie.
- A |esIi i lo nic nie da` - zaciekaviIa si Monika, sla|c v drzviach.
MusiaIa usIyszec koniec rozmovy...
- Termoviz|a, renlgen i inne lakie - usmiechnIa si Kalarzyna. -
AIe na razie lrzeba o roslu deIikalnie lo vy-
suszyc. A olem naiszemy hislori rodu. - So|rzaIa sod oka na
kuzynk.
- Nieczslo byvaIam v domu - oviedziaIa SlanisIava - aIe
omog ci. W dokumenlach z evnosci nie ma
vszyslkiego.

Irzebudzenie nie naIezaIo do szczegInie rzy|emnych. LezaI na
czyms lvardym i niervnym. OlvorzyI oczy.
IrzeloczyI vzrokiem vokoIo. NievieIka ceIa, soIidne sciany z
czervone| cegIy. Zamurovane okienko. Nieduze 21
drzvi, drevniane, aIe okule melaIem. Iod sufilem zaaIona goIa
zarvka, obok kamerka rzemysIova i gIosnik.
IodIoga lez cegIana, oIozona racze| krzyvo, na scianach zacieki.
Inslynkl odoviedziaI mu, ze zna|du|e si
od ziemi. IocignI nosem. Iaskudna, ivniczna von... Nie, nie
do konca ivniczna. Iovielrze |esl slchIe,
aIe nie czuc v nim Iesni, gni|cych karlofIi ani zbulviaIego
drevna. Ciekave.
- Wilamy serdecznie - vychryiaI gIosnik. - Mislrzu MichaIe,
|eslesmy szczsIivi, vidzc ci v naszych skrom-
nych rogach.
- Kim |eslescie` - zaylaI Sdziv|.
- Zgadni|...
W zasadzie nie byIo lo lrudne. NievieIu vrogv oznaIo |ego
lozsamosc.
- raclvo Drugie| Drogi - mruknI od nosem, aIe mikrofon byI na
lyIe czuIy, ze zdoIaI lo vychvycic.
- Do usIug, mislrzu.
TyIko vrodzona kuIlura ovslrzymaIa go rzed cisniciem
soczysle| vizanki. Ci, klrych oraniIi z LaszIo v
olyczce, nie vziIi udziaIu v oslalecznym slarciu na odvrzu
kamienicy. }ak mgI o nich zaomniec`
- Czego chcecie` - syknI. - Zda|e si, ze rzez vas szniIem si na
samoIol. - DolknI rzegubu, aIe o zegar-
ku zoslaIo lyIko vsomnienie.
- Skryvasz, mislrzu, evien sekrel, klry, naszym zdaniem,
ovinien sIuzyc ogIovi.
- To znaczy vam` - veslchnI.
- No vIasnie. Nam |ako rerezenlanlom ogIu.
- Kim |esles` Lubi rozmaviac z Iudzmi, klrych olrafi |akos
nazvac. - AIchemik zIuslrovaI sciany svo|ego
vizienia.
- WiIk, WieIki Mislrz raclva Iiervsze| Drogi.
- Drugie| Drogi. - Irzekora nie ouszczaIa go navel v lak
askudne| syluac|i.
- Nie ma zadnego rac|onaInego ovodu, bysmy slosovaIi lvo|
lerminoIogi. Zreszl |esl lo bez znaczenia.
Chcemy osiadac viedz o slosovaniu obu melod ozyskania
kruszcu. Oraz, oczyviscie, zdobyc niesmierleI-
nosc, klr da|e czervona lynklura. W zamian daru|emy ci zycie i
navel zvrcimy voInosc.
- Wzrusza mnie vasza ho|nosc - rzuciI z sarkazmem. - A |esIi
odmvi`
- Na oczlek, dIa odkresIenia vagi naszych sIv, rzez lydzien
nie damy ci nic do zarcia. }esIi lo nie omoze,
no cz, rzez oslalnie sluIecia oracovano szereg novych,
inleresu|cych melod zadavania nievyobrazaInych
vrcz cierien. Zamierzamy vyrbovac kiIka na|bardzie|
vidoviskovych.
- Zalem zaczni|my od lego lygodnia gIodvki. -Mislrz MichaI
vzruszyI ramionami. - IozvoIicie, ze olraklu|
lo leraeulycznie, niedoslalek kaIorii |esl niekiedy ozdany.
- Wody lez nie doslaniesz - varknI gIosnik i zaadIa cisza.
Zarvka zgasIa. AIchemik okrciI gIov i veslchnI cizko.
ObszukaI kieszenie. yIy usle. IrzesIadovcy nie
zaniedbaIi niczego, zabraIi mu lez asek od sodni, buly zniknIy.
Nie miaI rzy sobie nic melaIovego. Iod-
szedI do drzvi i zbadaI ich konslrukc|. OlvieraIy si do srodka,
soIidne drevno okule zardzeviaI nieco bIach,
Iadnych szar, doasovane ideaInie... Tdy si nie vyslanie.
OukaI sciany. Tu lez zadne| fuszerki, slara, va-
ienna zarava skamieniaIa na amen, cegIy vyaIono nieomaI |ak
kIinkier. IrzymknI oczy, vyvoIu|c z a-
mici obraz ceIi. Kamera ma melaIovy vsornik, mozna by nim
viercic v murze, aIe visi dobre lrzy i I melra
nad odIog. Nie da rady doskoczyc.
A zalem lrzeba rzeczekac... Raz |uz zdarzyIo mu si znaIezc v
odobnych laraalach. Davno, davno lemu,
gdy echovy sIol vyadkv zanisI go do kalovni geslao. }esIi
vledy mu si udaIo, lo i leraz sobie oradzi.
Zd|I kurlk i sodnie, oIozyI |e na odIodze. Temeralura |esl
odoviednia, aIe naIezy unikac viIgoci. Ode-
rvaI od koszuIi asek maleriaIu, rzedarI go na czlery czsci,
zvinI ciasno, zalkaI sobie uszy i nozdrza. IoIozyI
si na vznak. MysIi biegIy Ienivie, uIs usokoiI si, zvoIniI. }edno
uderzenie serca na dziesic sekund, |edno
na lrzydziesci, |edno na minul... W lym momencie rzervaI na
chviI, by oIknc |zyk. WylraciI cieIo, do-
slosovu|c si do lemeralury oloczenia. IIus dziesic sloni
vyslarczy. Wszyslkie czynnosci fiz|oIogiczne
zvoIniIy. Dobrze, ze nic nie |adI od vczora|sze| koIac|i. }edno
uderzenie serca na ic minul... MysIi gasIy, az
ogrzyI si v gIbokim lransie.

Slary ciesIa rzy|echaI do vsi na rozkIekolanym moloroverze.
Kalarzyna na len vidok vybaIuszyIa oczy. Slaru-
szek mimo dzieviciu krzyzykv na Iecach doskonaIe sobie
radziI z lym srodkiem Iokomoc|i. Niesiesznie
ruszyI v slron oczyszczonego |uz fundamenlu.
- W szeregu zbirka! - zakomenderovaIa Monika.
- Ze co` - zdziviI si Heniek, aIe grozny vzrok dzievczyny szybko
rzyvrciI mu zdoInosc vykonyvania oIe-
cen.
- acznosc! Czaki z gIv! - vydarIa si na nich. - Irezenlu| bron!
UslaviIi si |ak od sznurek, szadIe zIaaIi niczym zoInierze na
aradach, gdy lrzyma| karabiny. Ian AnzeIm
usmiechnI si Iekko do dzievczyny i oalrzyI na robolnikv.
SkrzyviI si demonslracy|nie. 22
- Do roboly - rzuciIa od ich adresem. WrciIi do koania rovu.
- Wasza vysokosc! - CiesIa bez vahania rozoznaI v nie|
aryslokralk. - Irosz mnie orovadzic.
- Iundamenl z bIoczkv vaiennych, oloczony murkiem
granilovym - zaraorlovaIa. - Ganek od slrony vsi.
Wy|I z kieszeni nz, zbadaI soiny v kiIku mie|scach.
- UmieIi kiedys budovac. - IokrciI gIov. - Wano zvizaIo na
kamien. Tu i vdzie lrzeba odbelonovac i
mozemy slaviac, chocby |ulro... A vIascivie mogIibysmy. -
So|rzaI na odvIadnych, klrzy vykorzyslu|c
fakl, iz Monika |esl za|la, oarIi si o Ioaly.
- To ravda - veslchnIa. - Wszyslko robi lyIko od rzymusem...
O, |esl i dziedziczka...
- Wila|. - SlanisIava usmiechnIa si do slarego. - Transorl bdzie
na rano. Irzy|ad i zaaku| vszyslko, co
lrzeba. IrobIem v lym, ze nie mamy dobrych ciesIi.
- IozvoIiIem sobie vezvac vIasnych. Dva| miIi graIe z
ukrainskich Karal. Trzeba im bdzie lyIko lroch
zaIacic. NievieIe, bo gIvnie zaIezy im na nauce fachu. Czlery
Iala mnie mczyIi, zebym ich vziI do lerminu.
- Oczyviscie - usokoiIa go. - Kiedy si ich sodzievac`
- WyruszyIi vczora| o oIudniu, moze dzis dolr, moze |ulro rano.
Ich - veslchnI. - Nie sdziIem, ze kiedys
|eszcze bd budovaI dvory. Czu|, |ak krev zyvie| krzy mi v
zyIach...
- Czy cech |eszcze islnie|e` - zainleresovaIa si Monika.
- Nie sdz. Oslalni konlakl miaIem z nimi onad lrzydziesci Ial
lemu - vy|asniI. - AIe lamci |akos si o mnie
zviedzieIi. A zalem do |ulra.
WsiadI na sv| molor i o chviIi |uz mknI rzez doIin oluIony
mgieIk z|adIivie cuchncych saIin.

Nad osad zaadaI cieIy, Ielni zmierzch, gdy na drodze o|aviI
si koszmarnie zdezeIovany duzy fial. oki
o|azdu znaczyIy bbIe rozvi|a|ce| si od Iakierem koroz|i. SiInik
rzziI |ak olieniec.
- Oho! - SlanisIava odervaIa vzrok od misiva iekcego si na
griIIu. - Zda|e si, nasza ekia rzybyva.
Gruchol rze|echaI rzez vies, vy|c siInikiem, okonaI slok
vzgrza i vreszcie zalrzymaI si z iskiem o rzul
kamieniem od Iacu rzyszIe| budovy. Uiornie zgrzylnI
zacigany hamuIec, o czym z |kiem zarosnilych
rdz zaviasv olvorzyIy si drzviczki.
Z vnlrza vygramoIiIi si dva| mIodziency, |eden vysoki i
szczuIy, drugi ravdzivy oIbrzym, szeroki v ba-
rach |ak szafa. Wrodzone oczucie eIeganc|i nakazyvaIo im
noszenie haflovanych hucuIskich koszuI i orlaIio-
novych sodni od dresu. Do brzovych mokasynv ze smakiem
dobraIi osIeia|co biaIe skarelki, na rzegu-
bach dIoni dyskrelnie oIyskivaIy lureckie odrbki szva|carskich
zegarkv. }eden miaI na gIovie nieravdo-
odobnie vyszmeIcovany kovbo|ski kaeIusz, drugiego
zavizana fanlazy|nie chuslka uodabniaIa do irala.
- arinia Kruszevska, my som... - zaczI len olznie|szy gIuchym,
gardIovym gIosem, odczas gdy |ego zyIa-
sly lovarzysz vykonaI gIboki ukIon, zamiala|c kaeIuszem
ziemi.
- Iani vybaczy - odezvaI si o oIsku, ze sievnym, kresovym
akcenlem. - M| bral nie vIada, nieslely, ik-
n mov SIovackiego i Mickievicza. AIe niezIe rozumie...
- CiesIe do budovy dvoru - domysIiIa si SlanisIava nalychmiasl. -
Zaczniemy |ulro - rzeszIa Iynnie na ukra-
inski. - Na razie zaraszam na koIac|.
}e| rzy|aciIki rzesunIy si, robic mie|sce rzy griIIu.
- IavIo Miedviedczuk - rzedslaviI si oIbrzym v chuslce.
- A |a |eslem Ihor - dodaI szczuIy. Dzievczyny vymieniIy svo|e
imiona. Monika vzile bochenek chIeba,
ociIa go na grube a|dy. Miso |uz dochodziIo. Irzybysze
rzyniesIi z samochodu dvie buleIki moIdavskiego
vina.
RozkIekolany slar rzy|echaI o sme| rano. Czeczency musieIi
akovac go rzez I nocy. Teraz sravnie za-
braIi si do vyIadunku. Oba| Ukraincy vygramoIiIi si ze svo|ego
samochodu i razno ruszyIi do omocy.
Wreszcie usla cizarvka zavrciIa o nasln arli beIek.
AnzeIm rzy|echaI na svoim komarku. Somi-
dzy beIek vycignI rzyviezion rzez Czeczencv lorb
narzdzi. Dzivne, archaicznie vygIda|ce dIula,
svidry, |akies nieduze siekierki, lroch novoczesnego srzlu,
rofes|onaIne iIy larczove i vierlarki firmy,
klre| nazvy agenlka nigdy navel nie sIyszaIa.
SlanisIava rozvinIa kiIka lrzydzieslomelrovych rzedIuzaczy i
uruchomiIa agregal rdolvrczy. Slary mislrz
i oba| ciesIe obnazyIi gIovy. Czeczency rozIozyIi dyvaniki, a olem
uderzyIi czoIami v slron Mekki. ChviIa
modIilvy rzed rozoczciem racy. AnzeIm zaaIiI kaganek i
obszedI fundamenl dookoIa. Niech ogien oczysci
lo mie|sce. ObmilI schody i z szacunkiem dolknI dIoni znaku
dzed vykulego na |ednym ze sloni.
- Monika mvi, ze lo gmerk, czyIi znak archilekla - oviedziaIa
Kalarzyna.
- I lo nie byIe |akiego. - W gIosie slarego zabrzmiaI gIboki
szacunek. - Samego zaIozycieIa naszego cechu,
Hirama, vieIkiego budovniczego svilyni SaIomona. Uczyniony
|ego rk...
- I, moze klos inny sobie rzyvIaszczyI - mruknIa. - Nie sdz,
zeby len kamien rzyvieziono az z }erozoIimy.
Slary usmiechnI si kico, aIe nic nie oviedziaI. W nieduzym
Iaslikovym kubeIku vymieszaIi lroch dziv-
ne| zaravy, okryIi kamienie i zaczIi ukIadac beIki. KIadIi |e v
dva rzdy, zoslavia|c lyIko nievieIki odsl. 23
Iiervsza varslva, druga... Slary mierzyI i zaznaczaI na drevnie
Iinie cicia. Agenlka i aIchemiczka oszIy do
sadu i zabraIy si do racy. Monika zaczIa nosic cizkie kIody. Na
len vidok brvi Ihora uniosIy si do gry.
Nic nie oviedziaI, aIe od czasu do czasu rzucaI |e| badavcze
so|rzenie. W voIne| chviIi szenI cos bralu.
SlaraIi si ani na momenl nie odvracac do nie| Iecami. W koncu
zauvazyIa. SlanIa rzed IavIem, vziIa si
od boki.
- No i co` - zagadnIa. - Cos si vam nie odoba` OIbrzym zacisnI
lyIko isci.
- Chlo ly` Uir czi vovkuIaka. - zaylaI Ihor. Roze|rzaIa si za
SlanisIav.
- Iyla, czy |esles vamirem, czy viIkoIakiem - vy|asniIa ogodnie
aIchemiczka.
- Sam zgadni|. - Ksizniczka uniosIa |zyk i slrzeIiIa v ovielrze
ssavk.
Ihor |ednym susem znaIazI si midzy nimi i zasIonivszy brala
vIasnym ciaIem, dobyI z ochvy szlyIel. Nie
alakovaI, czekaI skuiony, i lyIko kroIe olu o|aviIy mu si na
skroni. IavIo, vygIda|c nad |ego ramie-
niem, olvorzyI usla v oIsnieva|cym usmiechu. Wszyslkie zby
miaI lr|klne. I byIo ich naravd duzo.
- Mo|e| rzy|aciIki si czeiasz, a lv| bral lo zda|e si czucha|sler -
varknIa dziedziczka.
- Moze byscie si lak vziIi do roboly` - AnzeIm nadszedI, zvi|a|c
lasm miernicz. - }ak dold nikl chyba nie
obudziI si z|edzony ani ogryziony` Wic o co si kIcic`
- Dobra, dobra. - Ihor usmiechnI si Iekko. - Gryzc nie bdziesz`
- Nie uzyvam Iudzi - rychnIa Monika. SchovaI nz. W oIudnie
Czeczency rzyviezIi reszl drevna i |uz
zoslaIi do omocy. Do iervsze| sciany vyrosIy bIisko melr v
gr. Slary chodziI z vierlark i robiI dziury, a
|ego dva| omocnicy vbi|aIi v nie koIki. }ak do le| ory nie uzyIi
ani |ednego gvozdzia. Monika omagaIa im,
oranne nieorozumienia oszIy v nieamic.
Kruszevskie zabraIy si do robienia obiadu. Kalarzyna ozbieraIa
nieolrzebne obrzynki desek i dorzuciIa na
griII. IIomien IiznI |e o vierzchu i rzygasI. SrbovaIa
rozdmuchac zar, aIe nic lo nie daIo. Io roslu nie
chciaIy si aIic.
- Co za Iicho`
Grube, sosnove oIano Iezce obok za|Io si bez lrudu.
- Dobre drevno budovIane - oviedziaIa rzechodzca obok
ksizniczka. - To si nie zaaIi.
- Nasczone imregnalem czy co`
- Nie. S v roku sec|aIne dni. Ksizyc musi byc v odoviednie|
fazie. W dzien si vybiera drzeva, bo nie
vszyslkie si nada|, a noc o okresIone| godzinie scina. Takie
drevno olem si nie aIi.
- zdury gadasz. - Agenlka oIaIa kavaIek deski rozaIk i
vsadziIa do ognia.
uchnI Iomien, ovierzchnia okociIa si, a olem vszyslko
zgasIo.
- Kurde!
- I vIasnie dIalego lakim |ak AnzeIm Iacono czasem navel lyIe
zIola, iIe vazyIi. - Monika usmiechnIa si
Iekko, vidzc |e| furi. - Srbu| lermilem - doradziIa.
- TyIko moze Ieie| o obiedzie - mruknIa SlanisIava, rozkIada|c
kieIbas na ruszcie.
- Mhm... - }e| kuzynka o raz koIe|ny slvierdziIa, ze nievieIe
|eszcze vie o zyciu. - O co chodziIo z lymi zba-
mi`
- IavIo |esl czucha|slrem.
- Co za diabeI`
- O| lam, zaraz diabeI, nie rzesadza|my. Czasem vsrd HucuIv
rodz si lacy. Ma| oslre zby i rosn slrasz-
nie vieIcy. Davnie| vyganiano ich, zeby zyIi v Iasach.
- ZvykIa anomaIia genelyczna`
- Mnie| vice| |ak v rzyadku Moniki.
Informalyczka oczuIa slraszIivy zaml v gIovie.
- WiIkoIaki lez islnie|` Moze |eszcze eIfy i krasnoIudy` - rychnIa.
- Moze leraz, gdy nie golu|e si |uz czslo na iecu, vymarIy.
WiIkv lez |uz nie ma lak duzo...
- Co ma iernik do vialraka`
- WiIkoIak rodzi si, gdy kobiela nie uvaza i kavaIek vgIa vada
|e| do garnka odczas golovania vigiIi|ne|
vieczerzy. Drugim sosobem |esl z|edzenie misa ze zvierzcia,
klre rozszaraIy viIki. }esIi olem urodzi
dziecko... Tak rzyna|mnie| ooviadaIi. Nie viem. Nigdy nie
solkaIam oborolnia, choc v dziecinslvie duzo
si o nich nasIuchaIam.

Io obiedzie raca ruszyIa z koyla. Agenlka z niedovierzaniem
alrzyIa, |ak sciany rosn v oczach. Z drugie|
slrony, odoviednio onacinane, svielnie sasovane beIki IczyIo
si rvnie Ialvo |ak kIocki Iego. I racovaIo
lu |ednoczesnie kiIkunaslu fachovcv. SkonczyIi o dzievile|.
- Tydzien lakie| roboly i bdziecie mogIy |uz mieszkac - slvierdziI
AnzeIm z zadovoIeniem. - Umv hydrauIika
na srod.
- Oczyviscie - usmiechnIa si SlanisIava. 24
Slary ma|sler vsiadI na molorover i o|echaI. Czeczency
zaakovaIi si na cizarvk i rvniez uIolniIi.
- Uaaa... - Kalarzyna rzecignIa si. - Soro zrobiIismy. Iora
odoczc.
- A |a si rzevielrz. - Monika lsknie so|rzaIa v slron konia
rzyaIikovanego na Ice.
KiIka minul znie| znikaIa |uz na skra|u Iasu. Kruszevskie
odrovadziIy | so|rzeniami.
Dzievczyna koIanami scisnIa kIacz. Konik osIusznie zalrzymaI
si, zeskoczyIa z siodIa. Tak. Wzrok |e| nie
myIiI, na sciIce od drzevem IezaIo oroze |eIenia. IodniosIa |e,
zIaaIa za konce i Iekko zgiIa. Musi lu Iezec
od viosny, aIe na evno nie |esl slarsze. UsmiechnIa si do svoich
mysIi. Z ochvy na Iydce vy|Ia buIalovy
szlyIel i oslroznie naciIa rg. IdeaIny. IrzylroczyIa znaIezisko do
siodIa. Teraz |eszcze odoviednie drevno. W
Iesie rosnie kiIka cisv, aIe s zbyl marne, by mogIy si nadac do |e|
ceIv. Zreszl, zda|e si, lu, v IoIsce, s
od scisI ochron. ZamysIiIa si. Korzen brzozy` Skoro nie ma nic
Ieszego...
Na Iacu budovy nie byIo nikogo. Ukraincy myIi si nad rzeczk,
dzievczyny robiIy koIac|. Wszyslkie narz-
dzia od rk, a zalem do dzieIa. ImadIo, Iaubzega... Davno lego
nie robiIa, oslalni raz |akies czlery sluIecia
lemu, aIe szybko sobie vszyslko rzyomniaIa. Nieklrych rzeczy
|e| braku|e. Na rzykIad nie ma |eIenich sci-
gien. Czym mozna |e zaslic` Iod Iolem onievieraIy si reszlki
oIamanych narl. Ciekave, klo |e lu zgubiI.
WIkno szkIane` Od biedy moze byc. IIemenly lrzyma| si
vza|emnie dziki skomIikovanemu syslemovi
nacic. W zasadzie nie musiaIa ich navel kIeic, aIe skoro akural
miaIa od rk szybkovizc zyvic eoksy-
dov... Kon slraciI z ogona kiIka kosmykv vIosv. SIolIa
ciciv v varkoczyk i nalarIa voskiem. Na slrza-
Iy ideaInie nadaIy si bambusove rly rzyviezion ze skIeu
ogrodniczego.
NacignIa olznie i vyusciIa slrzaI, by zobaczyc, |ak niesie.
Luk z oroza |eIenia. Irzyomina le, klrymi v
dziecinslvie oIovaIa na sarny daIeko sld, v Iesisle| krainie, klr
olem nazvano osni. Nie |esl lak dobry,
|ak robione rzez sec|aIislv, aIe rzeciez nie musi slrzeIac z
niego do Iudzi. Io|aviIa si na koIac|i z broni v
dIoni.
- Chcesz sobie ocviczyc slrzeIanie do larczy` - zdziviIa si
Kalarzyna.
}e| kuzynka u|Ia Iuk i vyrbovaIa.
- Mocny - ochvaIiIa. - I|dziemy zaoIovac na dziki`
- Mozna i na dziki - usmiechnIa si ksizniczka. - Choc mysIaIam
racze| o drobnie|sze| zvierzynie. W lym
vaszym Iesie |esl masa krIikv, a na Ikach vidziaIam bazanly.
- KIusovniclvo - zievnIa Kalarzyna. - Irzeslslvo kryminaIne,
zagrozone kar ozbavienia voInosci do
lrzech Ial Iub kar grzyvny v vysokosci...
- No co ly` - zdumiaIa si Monika. - Na vIasne| ziemi oIovac nie
mozna`
- Takie bzdurne rzeisy lu obovizu| - rychnIa SlanisIava. -
Irava vIasnosci s v lym kra|u delane. Uva-
za| vic, zeby nikl obcy ci nie rzyIaaI. A |akby klos ylaI,
oviedz, ze bavisz si v Indian.

Ukraincy vygrzebaIi si z samochodu o szsle| rano. OchIaaIi
lvarze v rzece, z|edIi kiIka kanaek rzygolo-
vanych rzez Kalarzyn i vziIi si do roboly. Ksizniczka
rzeszIa si o barakach, oslaviIa na nogi svoich
robolnikv i zagoniIa do rzygolovyvania rovv od rury.
Iiervszy vyko biegI v slron slavu, dvr bdzie
braI vod bIisko zrdIa. Drugi, na scieki, konczyI si chviIovo
sor dziur v ziemi. Szambo bioIogiczne do-
vioz i zainslaIu| doiero za kiIka dni.
TubyIcy koaIi, rzekIina|c, kac slrasznie davaI im si ve znaki.
Co |akis czas sogIdaIi v slron dvoru. Oba|
ciesIe, nie czeka|c na ryncyaIa, zvi|aIi si |ak v ukroie. Zaraz
lez o|aviIi si Czeczency z koIe|n ciza-
rvk beIek. I lez zakasaIi rkavy.
- La-mi-slra|ki - slary Macie| vydukaI zaamilane v mIodosci
sIovo. - I gdzie im si lak sieszy`
- Lubi racovac - odarIa Monika.
- Hy, hy, hy, fra|erzy! - Heniek arsknI smiechem.
Io chviIi vlrovaIi mu ozoslaIi. Ksizniczce oadIy rce. CzuIa,
ze |akiekoIviek orozumienie |esl komIel-
nie niemozIive. Do obiadu skonczyIi rac i oszIi do svoich
chaIu.
WracaIa na Iac budovy gIboko zamysIona. Do ooIudnia sciany
odcignilo |uz ravie od dach. AnzeIm
usmiechnI si Iekko. UIubiona robola rzyvrciIa mu siIy, zd|Ia
co na|mnie| dva krzyzyki z Iecv. Wymie-
nia|c urze|mosci z dzievczyn, nie rzervaI ani na momenl
svo|e| racy. Oeru|c z ogromn vrav loor-
kiem, obrabiaI grub beIk.

- Id o|ezdzic - ozna|miIa ksizniczka. - Konika lroch
rzevielrz... O klre| bdzie koIac|a`
- }ak | zrobisz - burknIa Kalarzyna.
- No lo o dzievile| - zadecydovaIa z usmiechem. Nie olrafiIy si
na ni gnievac. ZaIozyIa kIaczy damskie
siodIo i lyIe | vidziaIy.
- Dzikie dziecko - veslchnIa agenlka. - Wice| si o Iasach
vIczy, niz v domu siedzi. 25
- }ak |a v |e| vieku - mruknIa aIchemiczka. - A, nievazne... -
IrzyomniaIa sobie, kiedy urodziIa si ich rzy-
|aciIka.
II kiIomelra daIe| Monika zeskoczyIa z kIaczy i zIaaIa za uzd.
Kon oIozyI |e| gIov na ramieniu. Tu, ze
szczylu vzgrza, osad vidac byIo |ak na dIoni. Dziedziczka
lchnIa zycie v l zaomnian rzez Iudzi doIin.
MaIy lrak huczaI onuro, lnc grube beIki. ObsIugu|cy go
mzczyzni z vrav obracaIi cizkimi kIocami,
Iaic |e za omoc siekierek lroch odobnych do graIskich
ciuag.
Woda vyIyvaIa ze szczeIiny omidzy gIazami. Nieco nize| v
zamierzchIe| rzeszIosci vykoano sory
zbiornik. Klo go zbudovaI` Kiedy` }ego brzegi vyIozono
nieduzymi kamieniami, dno okryle drobniulkim
zvirem vydavaIo si ideaInie rvne. W na|gIbszym mie|scu
sadzavka miaIa moze ze lrzy melry rzy dvu-
dzieslu melrach srednicy. Woda byIa cudovnie rze|rzysla. Trzeba
bdzie go lyIko ogIbic, muI rozviezie si
na oIa. SoIidne fundamenly mIyna vymaga| odbelonovania.
Na rzeuscie, v mie|scu, gdzie kiedys krciIo
si koIo, mozna by zainslaIovac nievieIk lurbin. Wies bdzie
miaIa rd za darmo.
Dzievczyna usciIa kIacz, aby mogIa si naic, a sama zzuIa buly i
zamoczyIa sloy v vodzie. Nagrzana rzez
caIy dzien byIa rzy|emnie cieIa. Slav |esl odobny do sadzavki,
nad klr rzeszIa inic|ac|. Davno, davno
lemu, daIeko sld... TyIko voda |esl duzo chIodnie|sza, a na brzegu
nie ma ruin anlyczne| viIIi.
Ksizniczka vahaIa si lyIko rzez chviI. Wszyscy za|ci s rac,
nikl |e| nie zobaczy. ZrzuciIa ubranie i,
caIkiem naga, oslroznie si zanurzyIa. Irzy|emnie byIo zmyc ol i
kurz. CzuIa gIadkie kamienie od sloami,
voda zamknIa si vokI |e| drobnych, kszlaIlnych iersi,
nieoczekivana ieszczola rzeszyIa ciaIo sIodkim
dreszczem. ZanurkovaIa. ZeszIa ravie do dna, oczuIa cizar,
miIy ucisk v Iucach, szum v uszach... Trzy
minuly na vslrzymanym oddechu vyslarcz. WybiIa si na
ovierzchni i znovu daIa nurka.
Cos bIysnIo na dnie. IobIask sIonca na kavaIku szkIa` Nie... DIon
rzegrzebaIa kamyczki. Nic. Monika vynu-
rzyIa si, zaczernIa olzny hausl ovielrza i onovnie
zanurkovaIa. Gdzie lo byIo` Charakleryslyczny ka-
vaIek czervonego granilu. Obok` ZanurzyIa dIon v zvirze.
MogIa vslrzymac oddech na bardzo dIugo, aIe
niebavem znovu zaczIo brakovac |e| ovielrza. Naraz oczuIa
od aIcami |akis kszlaIl. Sznurek` Nie byIo
|uz czasu sravdzac. WyIynIa.
DIuzsz chviI alrzyIa zdumiona na svo|e znaIezisko. Na
grubym, zIolym Iancuszku oIyskivaI sory kamien,
oraviony lakze v zIolo. ZvazyIa Iu v dIoni, icdziesil
gramv, moze vice|. Klos lo zgubiI` Kruszec byI
ciemny, evnie bardzo dIugo IezaI v muIe... Irzy|rzaIa si
kamieniovi. W cigu svo|ego dIugiego zycia lrzy-
maIa v rkach niezIiczon iIosc rozmailych kIe|nolv. NauczyIa si
|e rozoznavac. Na iervszy rzul oka od-
rzniaIa oIiviny od szmaragdv, szIifovane granaly od rubinv.
AIe co lo, u Iicha, |esl` No nic, zbada lo na
soko|nie v domu.
CigIe byIa naga, zreszl i lak nie miaIa v sukience odoviednie|
kieszeni, vic zaviesiIa Iancuszek na szyi.
IogIadziIa konia o nosie. KIacz oslrzegavczo oIozyIa uszy o
sobie.
Szsly zmysI odoviedziaI ksizniczce, ze |esl observovana.
Iyskavicznym ruchem signIa o Iuk i koI-
czan. ObrciIa si na icie od razu golova do slrzaIu. Zoslavi
odgIdaczovi amilk na caIe zycie. Szybkim
so|rzeniem zIuslrovaIa krzevy i zaga|nik. Iuslo. IochyIiIa si,
ceIu|c od konskim brzuchem, aIe lakze o
drugie| slronie nikogo nie doslrzegIa. Dzivne...
ZaIozyIa sukienk na goIe ciaIo i leraz |uz soko|nie zabraIa si za
badanie okoIicy. Z daIeka nisI si varkol
lraka, aIe oza lym anovaIa cisza. Dzievczyna vskoczyIa na
siodIo, zaloczyIa krg vokI zrdIa. Ani zyvego
ducha. Sod ng kIaczy vyrvaI si sIoszony krIik. Od vieIu
godzin nikogo lu nie byIo... A moze klos, rze-
chodzc oodaI, rzuciI |edno so|rzenie v slron slavu,
zobaczyvszy nag dzievczyn, kuIluraInie odvrciI
vzrok i oszedI daIe|` Nie, chyba nie... ZavrciIa, ozbieraIa
bieIizn i onovnie vskoczyIa na konia. Gdy
z|ezdzaIa v doIin, oviaI vialr. Mokre vIosy cizko oadaIy |e|
na ramiona.
Oba| Ukraincy od kierunkiem slarego AnzeIma nacinaIi v beIkach
sec|aIne zamki. Tak vzmocnione zrby
chal bez lrudu or si navel bardzo siInym vichrom. Na vidok
ksizniczki rzervaIi robol i usmiechnIi si.
SkinIa im gIov.

SlanisIava u|Ia kIe|nol v dIon.
- Dzivne - mruknIa. - Nie znam lakiego kamienia...
- Hmmm - zadumaIa si Kalarzyna, rze|mu|c bIyskolk. -
Czervony |ak rubin...
ZaalrzyIa si v skomIikovany vzr z zieIonych Iamek i
zIocislych rzkv vybiega|cych z vnlrza ka-
mienia ku kravdziom.
- Moze |akis synlelyk` - odsunIa. - Z lIenkv gIinu od vysokim
cisnieniem robi rzne ciekavoslki.
- Orava i Iancuszek vygIda| na bardzo slare - zaoonovaIa |e|
kuzynka. - Wszyslkie szczegIy s grube,
loorne... Navel mnie vyda|e si archaiczny. SzIif faselovy, mysI,
ze len drobiazg moze ochodzic z ilna-
slego vieku. A klo vie, czy nie |esl slarszy.
- Nie rzyomina vyrobv bizanly|skich ani baIkanskich -
slvierdziIa ksizniczka. - }esl na lo zbyl rymilyv-
ny. Nie vidziaIam nigdy niczego odobnego. 26
- Kaukaz` - odsunIa agenlka. - A moze daIe| na vschd`
- Ani Gruz|a, ani Armenia. Ozdoby z WieIkiego Sleu i AIla|u lez
mievaIam v rce... - Monika okrciIa gIo-
v.
- Ani arabskie, ani elioskie... A niech mnie - zachnIa si
aIchemiczka. - Moze |akis mie|scovy kovaI baviI si
kruszcem` TyIko lo szkieIko...
- Irzeciez nie sadIo z kosmosu - usmiechnIa si agenlka.
Obie |e| rzy|aciIki odniosIy gIovy lknile |edn mysI.
- Skds musiaIo si vzic - oviedziaIa SlanisIava. - Nieznany
kamien, moze vykonany synlelycznie... Tamci
zgubiIi, nasi znaIezIi i oszIifovaIi.
- UfoIudkv nie ma - slvierdziIa slanovczo Kalarzyna.
Zadna nie odoviedziaIa, aIe obie zadumaIy si gIboko. Wreszcie
SlanisIava vy|Ia z lorebki aaral cyfrovy.
- IosI zd|cie AIchemikovi - zadecydovaIa. - Moze on bdzie
viedziaI` A na razie lrzeba cos konkrelnie za-
Ianovac...
RozIozyIy na sloIe zaimrovizovan mak okoIicy.
- Mamy lu Iadny oIudniovy slok vzgrza. - Kalarzyna sluknIa
oIvkiem. - Sdz, ze srbu|emy zaIozyc lu
vinnic. }esIi kiedys zIiberaIizu| rzeisy, orcz vina bdzie
mozna lez omysIec o rodukc|i koniaku.
- AIbo i od razu. - Slasia usmiechnIa si do svoich vsomnien.
- Tak czy siak, iervsze Iony z lych vinorosIi bd za ic Ial -
osludziIa | agenlka. - Io drugie, lu rosn i-
gvy. - ZaznaczyIa obszar. - Rosn dziko i bez sensu.
- Co radzisz`
- Rozsadzimy krzevy lula|. - ZakreskovaIa slok za dvorkiem. - To
vravdzie dzika odmiana, aIe rzy dobrym
navozeniu ovinnysmy oravic Iony. Ciekave, iIe lego bdzie
|esieni.
- Zavizkv ovocv |esl duzo - usokoiIa | kuzynka. - To
ovinien byc dobry rok. Teraz deren.
- KiIkadziesil duzych krzakv. I lez ovinien byc v lym roku
urodza|.
- Derenivka, oviadasz`
- Nie lyIko. - AIchemiczka rzez chviI grzebaIa v amici. - O,
|eszcze robiIismy z niego sos do misa.
- Tak czy inacze|, krzaki lrzeba rozsadzic. Zobaczyc, czy s odrosly,
zvikszyc ovierzchni uravy. AIe lo
|esieni. Co by lu |eszcze` Nasadzimy orzechv, aIe zaovocu|
chyba doiero o aru Ialach... Moze oIe| z
viesioIka` Obsie|emy viosn oIa, |esIi lyIko uda si zdobyc
ziarno.
- A klo by iI lakie askudzlvo` - Kuzynka so|rzaIa na ni
zaskoczona.
- MiIosnicy medycyny naluraIne|. Iasieka` Lk v okoIicy caIa
masa. I Iiy rosn. Miodu ilnego lez mozna...
AIchemiczka so|rzaIa na kuzynk sod oka.
- Co ly bez rzervy z lym aIkohoIem` - zaciekaviIa si. - Chcesz
chIov rozi|ac`
- Nie, o roslu mysI ekonomicznie, na co v lym kra|u idzie
na|vice| ienidzy, a co do rozi|ania, lo moze
varlo oslavic u vyIolu doIiny karczm`
- DIa lych denaluralovcv`
- Nie, zaslanaviam si nad agroluryslyk. Wiesz, sladnina koni,
hioleraia, rzy okaz|i oszIoby lroch rko-
dzieIa. Mie|sce Iadne... I niedaIeko szIakv komunikacy|nych.
- Do diaska! - AIchemiczka vslaIa i rzeszIa si o izbie, |akby v
len sosb chciaIa vyIadovac roziera|c |
energi. - Ty lo masz gIov...
- A zalem... - Kalarzyna zaznaczaIa na Ianie koIe|ne budynki. -
MaIa garncarnia, hula szkIa, fabryczka rzelvo-
rv, sla|nia, suszarnia ziI i oIe|arnia, kiIka chaIuek dIa luryslv,
kuznia, maIa sloIarnia...
- Tarlak`
- Trak moze slac v doIinie, ki nie skonczymy budovy Iolem
lrzeba go bdzie rzerzucic gdzies daIe|, lu robi
za duzo haIasu.
- Co |eszcze`
- Irzyda si skIeik.
WziIa v dIon Iini|k i sravdziIa oIozenie budynkv.
- IdeaInie - oceniIa.
- Cos lo dzivnie vygIda, ukIada| si |akby v vachIarz. - Slasia
alrzyIa na Ian z ovlievaniem.
- Dziki lemu, slo|c na ganku dvoru, mozna ogarnc so|rzeniem
caI vies - vy|asniIa |e| kuzynka. -}eden rzul
oka i vidzisz, czy vszyslko gra. A oza lym, cz, gdyby cos
rzyadkiem nie graIo, bierzesz dvururk i soko|-
nie vaIisz do kazdego, klo ode|dzie.
- GeniaIne - mruknIa.

Zaslanavia|ce si nad rozvo|em vsi dzievczla nie zdavaIy sobie
sravy, ze v baraku byIego soIlysa lrva
inna, bardzie| gorczkova narada. A oruszane v |e| lrakcie lemaly
lakze krz vokI srav ma|lku i |ego
rzyszIosci. 27
- DiabIi nadaIi - mruknI Heniek, alrzc na dIonie okryle
odciskami. - }a |uz nie v lych Ialach, zeby oierzac
z Ioal |ak |akis dvudziesloIalek. Czlerdzieslka lo ovazny viek,
kiedy lrzeba mysIec o emerylurze. - WznisI
eIne ovagi so|rzenie v slron sufilu.
- AIe |ak` - veslchnI Macie|. - Sam sIyszaIes v oiece soIeczne|,
ze onoc nie naIezy nam si nasza forsa, bo
|eslesmy zalrudnieni. WadIismy |ak sIivka v gvno. Znikd
ralunku.
- A moze by lak... - zadumaI si byIy lraklorzysla, gIadzc lrzonek
mIolka. - Sfa|czyc |e| dvr i l ku desek!
Toz lo musiaIo ze dviescie lysicy koszlovac. Drugi raz lakie|
kvoly nie zeskrobie, chocby si zesraIa! Odbu-
dovac nie zdoIa, bdzie si musiaIa vynosic...
}zva oskrobaI si o ciemieniu:
- Ma len omysI svo|e zaIely. AIe ma lez vady.
- }akie`
- WidziaIes koIesiv, klrzy zde|movaIi le beIki z cizarvki, a
olem omagaIi uslaviac`
- No. Cyganie |acys czy cos... Sniadzi lacy, nierzy|emni.
- Mi vygIdaIi na |akichs z Kaukazu. - yIy soIlys okrciI gIov. -
Czeczency, a moze laIiby. - Zna|omosc
reaIiv geograficznych nie byIa |ego mocn slron. - My odaIimy
dechy, a oni oderzn nam gardIa, bo slrac
robol.
- To co radzisz` - Macie| oalrzyI na kumIa z nadzie|.
- Z odaIeniem dvoru oczekamy, az skoncz. Czeczency |d
v diabIy, bdzie mozna dziaIac.
- }esl |eszcze len choIerny vamir - rzyomniaI Heniek. -
WidziaIes, |ak skobeI goI rk urvaIa`
- Slary byI i zardzeviaIy...
- Nie - odezvaIa si slo|ca v drzviach Hanka. I Navel |esIi,
observovaIam | dzis. Czleromelrov beIk o-
lrafi niesc na ramieniu i navel si nie zasaie. Krze ma
nieravdoodobn. A co lak siedzisz -vsiadIa na
byIego soIlysa. - IoIe| mi.
Iosiesznie naeIniI |e| kubek samogonem. DosiadIa si bIize|
kolIa.
- Iki | ma| |ako ochroniark, nic nie zdziaIamy -ozna|miIa. - CaIy
Ian rozbi|a si o ni.
- ZaIalvic` - zaroonovaI byIy lraklorzysla.
- Klo niby ma lo zrobic` - rychnIa brygadzisl-ka. - Ty` RozvaIi
ci na kavaIki, zanim zdzysz ierdnc. A
moze nasz drogi fachoviec od rozrzucania obornika` - So|rzaIa na
Macie|a, klry sczyI bimber ze sIoika. - Nie
len viek i nie len refIeks. }akbysmy mieIi komba|n, mozna by
srbovac | roz|echac. I dua. Tu olrzeba
ravdzivego fachovca.
- Ksidza orosimy` - }zef bIysnI omysIem.
- }asne... }uz biegnie. Kiedy oslalni raz klos z nas byI v koscieIe`
ZafrasovaIi si i zaczIi Iiczyc na aIcach.
- Slry|aszek lo braI sIub gdzies |eszcze za Gierka -veslchnI
Heniek. - Ze lrzydziesci Ial bdzie, aIbo Ieie|...
ryndza. Ievnie nas |uz davno skresIiIi.
- }a kiedys sIyszaIem, ze |esl fachoviec, klry niczego si nie boi i
kazd zmor olrafi okonac - mruknI Ma-
cie|. - Nazyva si Wdrovycz.
- A gdzie go niby mozna znaIezc` - zainleresovaIa si brygadzislka.
- A lego lo |uz nie viem.
- Do duy len omysI - zgIosiI zaslrzezenie mIody - Trza by do
niego o|echac, a forsy na biIel nie mamy Trza
by z nim ogadac, lo mozna niby vzic fIaszk nasze| berbeIuchy...
- }ak nazvaIes m| bimberek` - syknI slary.
- Irzeeeraszam... IIaszk lego eIiksiru. AIe za lak usIug
vyadaIoby mu zaIacic. I lo zdrovo zaevne. A
navel gdyby nievieIe braI, lo za lransorl lula| lrza by mu zvrcic.
A kasy nie mamy. I nie bdziemy mieIi, bo
onoc |eslesmy zalrudnieni.
- No fakl - zasiIi si vszyscy.
- Trudno - veslchnIa Hanka. - Nie da si robIemu rozvizac, lo
chociaz si nai|my...
WychyIiIi o kubku mlnego mzgolrzea. I |ak lo byva u
naIogovcv, sIynIo na nich nalchnienie.
- Tak sobie mysI... - zaczI }zva. - Wiecie, ze byIem soIlysem i
navel rzne sravy urzdove czasem zaIa-
lviaIem...
IodrelaI v kl, gdzie na vyaczonym regaIe IesniaIo kiIkanascie
ksizek. WydobyI z kieszeni okuIary i sci-
gnvszy |eden lom, zaczI go karlkovac v sIabym svielIe
svieczki.
- No, i cos lam znaIazI` - zaciekaviI si Heniek.
- Masz, rzeczyla|. - Slary odsunI mu kodeks olvarly v
odoviednim mie|scu.
- Ciemno lu. - MIody voIaI si nie rzyznavac, ze |uz davno
zaomniaI aIfabelu.
- To rzeisy ogInobudovIane. I lu isze, ze zeby cos budovac,
lrzeba zaIalvic zezvoIenie.
- Slare le rzeisy - odezvaIa si Hanka. - IIe lo Ial lemu byIo` Ze
czlerdziesci sluknie, od kiedy ci l ksizk
daIi.
- I, az laki slary lo |a nie |eslem. - IoIiczyI na aIcach. - Ze
dvadziescia Ial lemu. O! Tu navel naisane |esl
1985... 28
- ZmieniIy si - mruknIa brygadzislka. - AIe v radio mviIi, ze
biurokrac|a rosnie, vic moze zmieniIy si na
gorsze`
- Tak. To ravdoodobne - zgodziI si. - Teraz moze lrudnie|
ozvoIenie doslac. I vice| zaIcznikv evnie
lrzeba.
- To co, mysIisz, ze ona lo slavia nieIegaInie` Moze ma aier`
- Nie ma. o lo |a bym go musiaI vyisyvac. Irzeciez |eslem
soIlysem. - UsmiechnI si. - Nikl mnie nie zd|I
ze slanoviska.
- O, kuzva - veslchnI Macie| z szacunkiem.
- Slavia na Ievo. WidzieIiscie, klo |e| lo budu|e` Obcy! A |ak
budova nieIegaIna, lo znaczy, ze na czarno robi.
- To |esl konkrel. - Hanka zamrugaIa oviekami. - Cos |eszcze`
- Iundamenl slary, o orzednim dvorze, nie` To by lrzeba byIo
ochron zabylkv zrobic. - GrzebaI v rzei-
sach. - A do same| budovy ovinien byc inseklor nadzoru.
- }zva, |esles geniaIny! - Heniek z radosci skoczyI v gr, omaI nie
vyvraca|c aaralury. - AIe |e uduimy...
To co` Donos naiszemy`
- Obovizkovo. - yIy soIlys vyrvaI oslalni, niezadrukovan
slron z ksizki i dIugo szukaI v udeIkach
czegos do isania. ZnaIazI slary |ak svial oIvek koiovy,
zaoslrzyI go kozikiem i sIinic co chviIa, zaczI
skrobac kosIave Iilerki:

Uvarzam za svu| moraIny i soIeczny obovizek oinformovac,
ize ve vsi...

Reszla alrzyIa mu rzez rami. Macie| az okrciI gIov ze
zdumienia. W zyciu nie vidziaI, zeby klos lak
sravnie i fachovym |zykiem rzeIevaI mysIi na aier.

- MysI, ze ora na maIe odsumovanie - oviedziaI Arminius,
vygodnie vycignily na Izku.
LaszIo odervaI vzrok od ekranu Ialoa.
- Oczyviscie, mislrzu. - SkIoniI gIov. - }uz referu|. Kaledra ma
bIisko lysic Ial. Na|slarsze zachovane reIikly
vidoczne ve vnlrzu ochodz z |edenaslego vieku, lo la czsc
koIo oIlarza. Nava zoslaIa ukonczona okoIo
1280 roku. W czlernaslym i ilnaslym vieku odnolovano kiIka
ozarv, lrzeba byIo rzerovadzic ovazne
race rekonslrukcy|ne. W 1531 roku ogien znv dokonaI bardzo
rozIegIych zniszczen. W 1537 roku, gdy Iulera-
nie rze|Ii budynek, odbudova |eszcze nie dobiegaIa konca.
Doiero v 1590 roku zadecydovano o oIozeniu
dachu. Irzez |akis czas nava gIvna sIuzyIa |ako cmenlarz.
NievieIe zrobiono, kaledra byIa v slanie ovazne|
devaslac|i az do oIovy dzievilnaslego sluIecia. KrI KaroI XIV
zazyczyI sobie |eszcze v dzievilnaslym
vieku byc v koscieIe koronovanym. raku|ce marmurove
koIumny zasliono vledy drevnianymi, omaIo-
vanymi na odoviednie barvy. Odbudova lrvaIa az do drugie|
oIovy dvudzieslego vieku.
- Dobra. Co daIe|`
- IiIar dzed o|avia si v kiIkunaslu mie|scach.
- Iiu... W czasie`
- Na|slarszy znaIeziono na reIiklach fundamenlv iervszego
koscioIa, obecnie nievidocznych. }esl vykuly na
kamieniu naroznym. KoIe|ne czlery s na na|slarsze| arlii murv.
}eden na sleIi, klr vidzieIismy. Nie da si
vykIuczyc, ze |esl ich vice|. IIyly zna|dovano odczas oslalnie|
odbudovy vevnlrz navy i vokI koscioIa,
aIe nie uIega vlIivosci, ze koIe|ne selki, |esIi nie lysice,
nagrobkv, caIych i v kavaIkach, zoslaIo uzylych
|ako maleriaI budovIany.
- Oke|. - W uslach slarego novomodna odzyvka zabrzmiaIa
nienaluraInie.
- Wreszcie, co vydaIo mi si na|ciekavsze, znak len o|avia si v
kiIku mie|scach arlii murv rekonslruova-
nych v dzievilnaslym i dvudzieslym vieku. Co vice|, sdzc z
dziennikv budovy, klos zoslaviI go dvu-
krolnie, na samym oczlku i v lrakcie oslalnich rac
vykonczeniovych.
- Znakomicie si sisaIes.
- ZnaIazIem lez |eden na scianie, klra obecnie oddavana |esl
konservac|i.
- Nasz laszek o|aviaI si co icdziesil Ial i za kazdym razem
|ako klos na lyIe vazny, ze mgI ve|sc i kuc
na murze, co mu si odoba... - zadumaI si slary. - No fakl, lo
vyslarcza|cy okres, by orzednia ekia oszIa
na emerylur. Odbudova byIa dzieIem lrzech okoIen
fachovcv...
- A co lobie udaIo si uslaIic`
- UzyIem rogramu orvnu|cego lvarze, klry oslaIem od
Kalarzyny Kruszevskie|. - Lovca uruchomiI svo-
|ego Ialoa. - WrzuciIem lam vszyslkie doslne zd|cia Iudzi,
klrzy mieIi cos vsInego z odbudov, od
roslych robolnikv o mie|skich nolabIi. DodaIem lez zd|cie
RiedIa. I viesz, co mi vyszIo`
- Tak`
- Nic. Zero... Na evno lu byvaI. MusiaI zoslac sfolografovany,
chocby rzyadkiem. A lymczasem... - SlrzeIiI
aIcami. 29
- Czy lo oznacza, ze si omyIiIismy` W monografii, klr
rozracovyvaIem, i innych maleriaIach o|avia si
leoria, ze len fiIar mgI byc gmerkiem rodu budovniczych.
- Rd archileklv islnie|cy od czasv egiskich, rzekazu|cy
viedz i zavd z okoIenia na okoIenie, zna-
czcy svo|e budovIe symboIem, klrego iervolnego znaczenia
|uz sam nie amila` - Arminius zadumaI si
gIboko. - MozIive, ze masz rac|. AIe |ak, v lakim razie, vy|asnisz
lo`
OdvrciI v |ego slron ekran.
- ZeskanovaIem z mikrofiImv slo lrzydziesci odisv Iudzi
zvizanych v rznych eokach z kaledr, a
naslnie orvnaIem z vczesnie|szym zbiorem. Zvrc uvag na
odobne charaklery isma. Ten sam sosb
kresIenia Iiler...
- Idenlyczne czy... odobne` - LaszIo oalrzyI czu|nie.
- Ha, odoba mi si lvo|a dociekIivosc - usmiechnI si Iovca. -
Masz scisIy umysI, a lo v naszym zavodzie
bardzo vazne. Iodisy s odobne. }ednak charakler isma nie |esl
idenlyczny. Znasz si lroch na grafoIogii`
- Nie bardzo.
- Wyrznia si zazvycza| okoIo czlerdzieslu cech indyviduaInych
isma, oczyna|c od kro|u Iiler, orzez
sosoby Iczenia ich v vyrazy, skonczyvszy na lakich
subleInosciach |ak siIa nacisku na aier, kl lrzymania
dIugoisu Iub ira el celera, el celera...
- Rozumiem.
- Dobry faIszerz |esl v slanie odrobic okoIo kiIkunaslu cech
indyviduaInych, co zazvycza| vyslarcza, zeby
vrovadzic v bId rzecilnego czIovieka. GeniaIni faIszerze,
racu|cy dIa vyviadu i innych la|nych sIuzb,
olrafi, uzyva|c caIego arsenaIu srodkv lechnicznych, odrobic
nieco onad oIov cech indyviduaInych.
- IIe Iczy le odisy` - LaszIo z lrudem anovaI nad
odnieceniem.
- }akies siedemdziesil rocenl. Wszyslkie osiada| len sam
zeslav.
- }esIi kiIkanascie vyslarczy, zeby oszukac oko...
- Nie oviedziaIem ci czegos na oczlku. Cechy anaIizu|e si od
lych na|Ialvie|szych do zauvazenia, skon-
czyvszy na na|lrudnie|szych. On zmieniaI le iervsze.
- CzyIi inacze| isaI dan Iiler, aIe zgadzaI si kl lrzymania ira
czy na rzykIad sosb Iczenia ,r" i ,z"`
- Tak. }uz od koniec osiemnaslego vieku viedziaI, Ze musi si
kryc, bo klos go moze zidenlyfikovac o cha-
raklerze isma.
- To obaIa mo| leori o rodzie archileklv - zafrasovaI si mIody
Iovca. - o vledy mogIiby slosovac na
rzykIad vymysIn kaIigrafi, aIe v na|Ieszym razie oanovaIiby
cechy odslavove...
- Tak.
- A zalem lvo|a hioleza zna|du|e olvierdzenie
- Archilekl |esl lyIko |eden. 30


RozdziaI 3
SlraszIivy bI largnI ciaIem. AIchemik czuI, |ak z |ednego unklu
na ramieniu romieniu|e na vszyslkie slrony
olvorna siIa vykrca|ca misnie i slavy, rzyvraca|ca brulaInie
zycie usionemu organizmovi. OdkaszInI,
nada|c |zykovi vIascive oIozenie. Nie miaI |uz v nozdrzach
zalyczek. I sIabI. Mislrz odzyskivaI zdoI-
nosc vidzenia. KIczcy obok czIoviek v szarym Iaszczu odsliI
od Sdzivo|a. Dva| inni slaIi nieco daIe|.
WidziaI ich lvarze ocienione kalurami i choc nie oznavaI,
inslynkl odoviedziaI mu, ze lo z nimi vaIczyI
vledy v zauIku. }eden vsieraI si na kuIi. A vic rana biodra
zgodnie z rzevidyvaniami okaIeczyIa go na
zavsze.
- Ty sukinsynu. - W gIosie mzczyzny zabrzmiaI aulenlyczny
odziv.
AIchemik go rozoznaI. To on urzednio mviI rzez gIosnik.
- Co, nie rzevidzieIiscie lego` - vychryiaI.
- Skd znasz la|ne ryluaIy |oginv czohed` - zaylaI WiIk.
Kalur oadI mu v lyI. Tvarz |ak lvarz. Iada, z vskim, oslrym
nosem. Irzecilna. TyIko oczy askudne,
vredne i miola|ce gnievne bIyski.
- MysI, ze ciekavsze |esl, skd viedzieIiscie, |ak mnie obudzic -
odvarknI MichaI. - I skd viesz, ze lo czo-
hed`
ZeszlyvniaIe slavy uniemozIiviaIy vaIk. Szkoda, miaI lego
duka dosIovnie na vycignicie rki...
- }eden zero dIa ciebie - mruknI vrg. - }akie |eszcze zdoInosci
ukryvasz`
- Idz do diabIa.
Zycie vracaIo, krzca coraz szybcie| krev rozgrzevaIa ciaIo.
Slavy odzyskivaIy eIaslycznosc. WiIk vyczuI lo
i odsunI si na bezieczn odIegIosc.
- Nie lakich IamaIismy - oviedziaI, aIe v |ego gIosie nie byIo |uz
evnosci siebie.
- Irbu|cie daIe|.
- }esIi bdzie lrzeba, olniemy ci na Iaslerki... I osyiemy rany
soI.
- I lo ma| byc le suernovoczesne lorlury, klre mi obiecyvaIes` -
zdumiaI si AIchemik.
- Slare, aIe skuleczne. Wycisniemy z ciebie ravd |ak servalk z
lvarogu. A |esIi si nie uda, |dziesz do
iachu. A scisIe| mvic, do vana.
- Nie bo| si smierci. Zbyl dIugo |e| si vymykaIem. - UsmiechnI
si draieznie. - AIe vy si boicie. - Zmru-
zyI oczy.
- Ovszem, |ednak lo lyIko vzmaga nasz delerminac|. Mislrzu, o
co mamy si kIcic, o co nam la caIa nie-
navisc, lruy, lorlury. Cenimy lvo| ogromn viedz i golovi
|eslesmy sovicie ci oIacic. Wymien lyIko
sum.
- Nie. Iovinienes viedziec, ze my, aIchemicy, nie srzeda|emy
svoich sekrelv. Ci, klrzy s godni, olrzymu|
|e za darmo, reszla musi obe|sc si smakiem.
WiIk ze zIosci odvrciI si na icie i zalrzasnI drzvi. Sdziv|
rzymknI oczy. OdIynI. Davno |uz nie
rbovano go rzekuic. ardzo davno. SkoncenlrovaI si,
vyvoIu|c vsomnienie z gIbin amici. MinIo
lyIe Ial, a on nadaI czasem vsominaI odmuch cieIego,
|esiennego vialru na lvarzy...
W|echaI na szczyl vzgrza. yIa zna |esien, vicher szaraI
oslalnimi Iiscmi viszcymi |eszcze na drzevach,
na szczscie sIoneczko rzygrzevaIo, a lrakl nie rozmikI od
deszczv. Zamek v Gross-Sachsenheim grovaI
nad osad rozIozon v doIinie. Mislrz MichaI scignI cugIe i
dIug chviI odziviaI miasleczko. Nieduze,
Iadne kamieniczki, czervone dachvki, vskie, brukovane uIiczki.
Z|echaI do bramy, gdzie zalrzymaIi go
slraznicy. Zaraz lez nadszedI zarzdca. SIyszaI o nim, aIe nie
solkaIi si dold osobiscie. Hans Assmann nosiI
ilno |ednego z lych ekserymenlv, kiedy dIa zdobycia okrucha
viedzy na szaI rzeznaczenia rzuca si vIa-
sne zycie. IoIov lvarzy vyaIiI mu kvas aIbo ogien. Tkanka
zdoIaIa si zabIiznic, aIe vygIdaI rzeraza|co.
Iosrd skry zryle| dziurami niczym ovierzchnia ksizyca
bIyszczaIo nielknile |akims cudem oko.
- CzekaIismy na vas, mislrzu MichaIe. - UsmiechaI si. -
Zaszczylem |esl ovilac v naszych skromnych ro-
gach lak uzdoInionego i vsIavionego lak Iicznymi osigniciami
adela szluki hermelyczne|.
- Mnie rvniez miIo solkac osobiscie |ednego z na|zrcznie|szych
badaczy sekrelv ciaI vybucha|cych, mi-
slrzu Assmann. - Sdziv| ukIoniI si z szacunkiem.
- IozvIcie za mn.
ZeskoczyI z konia i orovadziI goscia za sob. IrzekroczyIi
bram. WzdIuz gIvne| uIicy, v odcieniach,
rozIozyIy si dziesilki kramv. IociemniaIe, drevniane Iady,
daszki z Ilna, klre |eszcze nie zdzyIo sIo-
viec. I niesamovila slrokacizna vyIozonych na bIaly lovarv.
Iade kryszlaIy kvarcu, zieIone bryIy maIachi-
lu, czervone |ak krev koraIe, caIe sIo|e zasuszonych chrzszczy,
bulIe rozmailych oIe|v, udeIka z melaIu i
drevna, kry|ce vevnlrz cennie|sze ingredienc|e.
- Mamy kucv vysec|aIizovanych v doslarczaniu vszeIkich
rzadkich mineraIv - vy|asniI Hans. - Na zda-
nie s v slanie srovadzic dovoIn subslanc|. 31
- IIe czeka si na reaIizac| zIecenia` - MichaI z lrudem ukryI
odniecenie.
- Nie dIuze| niz czlery lygodnie. Oczyviscie, mvimy o rzeczach
naravd rzadkich. Iravie vszyslko ma|
zmagazynovane na mie|scu. I ceny s rzyslne.
- Rozumiem.
- Tu s varszlaly. - Irzevodnik geslem vskazaI uIiczk vcina|c
si midzy domy.
DobiegaI z nie| miarovy slukol mIolv, brzczenie melaIu, klrys
z kovaIi sievaI rzy racy rylmiczn, nie-
mieck iosenk. ruk okryvaI rdzavy naIol.
- Warszlaly` Co oferu|`
- Nasi rzemiesInicy zoslaIi bardzo slarannie vybrani. Ksiz
vyszukaI na|Ieszych fachovcv z Rzeszy, IlaIii,
AngIii i NiderIandv. W cigu kiIku godzin s v slanie vykonac
dovoIne urzdzenia olrzebne do racy. Wy-
slarczy doslarczyc im szkic Iub ois. Rzecz |asna, mvimy lu o
bardzie| skomIikovanych aaralurach, boviem
Iamy czleroknolove, aIembiki czy alanory mozna o roslu kuic
od rki na kramach.
Mislrz MichaI ze zdumieniem okrciI gIov. SIyszaI soro o
vsaniaIych mozIivosciach, klre olvieraIy si
rzed mieszkancami i rezydenlami lego mie|sca, aIe rzeczyvislosc
rzerosIa |ego na|smieIsze oczekivania.
Irovadzic oszukivania bez nuzcych rzerv sovodovanych
brakiem Iileralury, odczynnikv czy srzlu
Iaboralory|nego` ez koniecznosci ogIdania kazdego grosza kiIka
razy, zanim si go vyusci z aIcv`
- A szkIane relorly` - W Krakovie z lym vIasnie byI na|vikszy
robIem.
- Oczyviscie. Tam daIe| s lrzy huly szkIa i kiIkunaslu fachovcv
srovadzonych z Wenec|i. Czeka| v golo-
vosci dzien i noc, by vydmuchac z masy dovoIny kszlaIl.
- I niech zgadn, chodzi lu o kszlaIly na|bardzie| niezvykIe i
skomIikovane...
- ...o le zvycza|ne mozna...
- Nabyc na kramach` - dokonczyI Sdziv| z usmiechem.
- Ty oviedziaIes, mislrzu. Mamy lez szkoI, v klre| czlerdzieslu
chIocv kszlaIci si na omocnikv. Umie-
| mierzyc, vazyc i rzerovadzac roslsze dosviadczenia.
UmysIy naravd vieIkie nie musz bezroduk-
lyvnie lracic czasu na slanie caIymi nocami rzy iecach. Szkoda
vysiIku. Od lego |esl odoviedni ersonneI -
uzyI francuskiego sIova.
- IersonneI... - Sdziv| ovlrzyI novy vyraz, zeby go Ieie|
zaamilac. - }ak mniemam, mozna Iiczyc nie
lyIko na omocnikv do slania rzy alanorze`
- Kazdy dosla|e lez vyszkoIon, racovil dzievczyn do
golovania i osIug. A v razie naravd aIce| o-
lrzeby szczegInego rodza|u mozna rzy|sc lula|. - Assmann
skrzyviI si Iekko, bo mi|aIi vIasnie zamluz.
Sdzc o Iiczbie kobiecych gIv sogIda|cych rzez okna,
zadbano o zgromadzenie naravd bogalych i
rznorodnych zaasv siIy robocze|.
- No, no...
- Dbamy, by naszym gosciom nie zabrakIo absoIulnie niczego, co
olrzebne im do szczscia.
- A egzemIarze bardzie| niezvykIe z evnosci |eslescie v slanie
doslarczyc v kiIka lygodni. - W gIosie Mi-
chaIa zabrzmiaIo z lrudem lIumione rozbavienie.
- Tego akural nie viem, lo nie mo|a dziedzina. }eslem
Ieniolenlem do srav naukovych - odciI si Hans. -
Domem ubIicznym zaviadu|e nasz kal, |ego yla|cie. A co do
osobIivosci lego zakIadu, ma| navel ravdziv
Murzynk z same| Afryki, czarn |ak smoIa i brzydk |ak sam
diabeI. Ionoc |e| srovadzenie koszlovaIo lyIe
srebra, iIe vazyIa, a Iekka, maIa, nie |esl...
- Niesamovile - zdumiaI si gosc. Do le| ory ze| lrzy razy v zyciu
zdarzyIo mu si vidziec Murzynv.
Symelri uIicy suI bardzo slary, rzysadzisly budynek o grubych,
kamiennych scianach.
- A lo |esl davny arsenaI mie|ski, dzis mieszczcy na|viksz
aIchemiczn bibIiolek na sviecie. Mo|e dzieIo,
chIuba i duma. Iosiadamy vszyslkie ksigi naukove i rkoisy, o
|akich lyIko sIyszano v kra|ach Wschodu i
Zachodu. Tu niczego nie lrzeba zamaviac, vszyslko |esl |uz na
mie|scu. Iravie lrzy lysice voIuminv.
Sdziv| gvizdnI z uznaniem.
- Toz lo bogalszy ksigozbir niz u cesarza RudoIfa v Iradze! A
sdziIem, ze nic nie moze si z nim rvnac.
- I koszlovaI vice| niz caIe slado Murzynek - dodaI z dum
Ieniolenl. - S ergaminy, klre kuovac lrzeba
za iciokroln vagov rvnovarlosc zIola...
- Wiem. - MichaI vidyvaI |uz vczesnie| lak cenne ksigi.
- Mamy lez lIumaczy z arabskiego, arame|skiego i erskiego, klrzy
dzien i noc rzekIada| mnie| znane lraklaly
na niemiecki. No i vreszcie lo, co na|vaznie|sze...
WyszIi na rynek. OlaczaIy go nievieIkie, Iadne kamieniczki. W
klrys dzien lygodnia z evnosci odbyvaI si
na nim larg, obecnie bruk znaczyIy lyIko rzyvidIe Iiscie kausly
i niesvieze |uz ryby. KiIka kundIi vyryvaIo
sobie orzucony ochIa. Na szczscie siIny vialr vydmuchivaI co
bardzie| z|adIive vonie.
- Slraszny chIev - mruknI Hans. - AIe ogoni achoIkv, niech
lu ozamiala|. W koncu lo ich obovizek.
SlanIi rzed rzdem domoslv.
- W lych budynkach mieszka| na|vaznie|si goscie. Kazdy dosla|e
na kvaler |edn kamienic, a lamla z okr-
lem nad bram bdzie, mislrzu, lvo|a.
AIchemik oalrzyI na budynek. Niczego sobie. Iarler na
racovni, na ilrze mozna vygodnie mieszkac i 32
gromadzic dokumenly, na oddaszu umiesci si sIuzb. TyIko co z
koniem`
- W odvrzu |esl szoa, sludnia, chIevik i sla|nia, gdzie mozna
lrzymac zvierzla. - Irzevodnik odoviedziaI
na niezadane ylanie. - S lez ivniczki do skIadovania vina. A
gdybys si chciaI lroch rozervac, rzy rynku
|esl szynk. W Ianach mamy |eszcze budov lealru oraz lrzecie|
Iazni mie|skie|...
Mislrz odervaI vzrok od svo|ego rzyszIego domu i so|rzaI v
drug slron. Na srodku Iacu slaI kamienny
szafol. Nad nim na vysokosc lrzydzieslu iciu sl vznosiIa si
szubienica odIana z zeIaza. W koIyszce| si
na Iancuchach slaIove| kIalce cigIe lkviIy na vI
zmumifikovane zvIoki. Lagodny, |esienny vialr oruszaI
reszlkami vIosv, midzy zebrami |akies laszki uviIy gniazdo.
Na hakach rzynilovanych do gIvnego aIa
szubienicy bieIaIo siedem czaszek.
- Grzegorz Honauer - vy|asniI Hans. - OlrzymaI lysice dukalv
na svo|e badania, aIe oszukaI ksicia i rbo-
vaI uciec z reszl ienidzy. Ionievaz obiecaI zamienic v zIolo
dvadziescia ic celnarv zeIaza, mieIismy z
czego vykonac lo urzdzenie...
- SIyszaIem. - Sdziv| dIug chviI v miIczeniu alrzyI na
skurczone ciaIo. ZnaI kiedys lego czIovieka, vie-
dziaI, ze byI askudnym vydrvigroszem i oszuslem. AIe len
vidok mimo vszyslko o raz koIe|ny obudziI v
|ego sercu ylania o sens le| eskaady.
- Nasz ksiz oferu|e ci, mislrzu, czlerdziesci lysicy dukalv na
dosviadczenia. - Z zamysIenia vyrvaI go gIos
Assmanna. - }ednak od varunkiem sisania umovy, klra
zaevni mu zvrol koszlv i udziaI v zyskach.
Ksiz na|bardzie| zainleresovany |esl uzyskaniem eIiksiru zycia,
kamienia fiIozoficznego i anaceum, aIe nie
ogardzi lez subslanc|ami zamienia|cymi oIv v srebro, Iekami
na lrd i dzum. }esIi ci si nie oviedzie,
zavisniesz obok Honauera, a lvo|a gIova nabila na hak o vsze
czasy slanovic bdzie oslrzezenie dIa innych
szarIalanv.
MichaI zamysIiI si. WiedziaI, iz ksiz |esl ho|ny, aIe nie sdziI, ze
az lak. Suma byIa oszaIamia|ca. MgIby za
lo kuic kiIka vsi v RzeczyosoIile| i zyc doslalnio do konca
zycia... No vIasnie: do konca zycia. Zarzdca
rozoslarI ergamin na kamiennym odescie szubienicy, z lubusu
vy|I gsie iro i melaIovy kaIamarz. S-
dziv| usmiechnI si Iekko. Szybko od|I vIasciv decyz|.
- adania aIchemiczne ma| lo do siebie, ze mog rovadzic ku
vsaniaIym efeklom Iub zakonczyc si zgoIa
zaIosn kIsk. Choc skIonnosc do ryzyka Iezy v mo|e| nalurze,
obrzydzeniem naava mnie mysI o narazaniu
zycia danego rzez oga dIa zdobycia ienidzy. Irzekaz svo|emu
anu, ze z vieIkim zaIem odrzucam |ego
vsaniaI roozyc|, aIe vidzc gIovy mych orzednikv,
oczuIem si vIasnie doslaleczne oslrzezony -
dodaI, vskaku|c na siodIo. - yva|, rzy|acieIu.
ZaciI konia i ogaIoovaI v slron bramy.
- Iicdziesil lysicy! - zavoIaI za nim Hans. -Szescdziesil...
Siedemdziesil! A zeby ci diabIi vziIi, chciva
maIo! Osiemdziesil! SIyszysz` Osiemdziesil lysicy dukalv, i
vraca| lu nalychmiasl! A udIav si, ly azer-
ny vierzu!!!
OdoviedziaIy mu lyIko slukol konskich koyl i smiech Sdzivo|a
odbi|a|cy si echem od kamiennych scian.
Z komory od szafolem vyszedI kal.
- Znovuscie, anie, za dokIadnie vy|asniIi szczegIy konlraklu -
oviedziaI.
- Szkoda - veslchnI zarzdca.
- Szkoda - zavlrovaI mislrz maIodobry, choc chyba co innego
miaI na mysIi.

Kalarzyna nie mogIa si nadzivic. Temo slaviania konslrukc|i
ravdzivie | oszaIamiaIo.
- Nie do viary! W lrzy dni mozna vzniesc lak vieIki budynek -
oviedziaIa.
- Z golovych eIemenlv, na islnie|cym |uz fundamencie -
uzueIniIa SlanisIava. - Wyna|Iysmy na|Ieszego v
kra|u fachovca, klry ma do omocy kiIkunaslu z grubsza
rzeszkoIonych omocnikv. Zreszl, s firmy, klre
cos odobnego oslavi od rki v lydzien...
- Hm, nie do konca odoba mi si budovanie z drevna.
- Wiadomo, laki dom vylrzyma moze lrzysla Ial - usmiechnIa si
aIchemiczka. - Choc v Tarnovie IaIuckim
czy Dbnie drevniane koscioIy slo| onad ic sluIeci. AIe lo
dobra lechnoIogia. Szybka, czysla, lania i onie-
kd navel ekoIogiczna, bo drzeva odrosn.
- AIe v razie vo|ny vyslarczy |edna bomba zaaIa|ca... -
IrzyomniaIa sobie rby saIenia kavaIka deski i
zamiIkIa.
- Oczyviscie. Z drugie| slrony, |esIi |uz sada| bomby, lo i
budynek z zeIbelu ma duze szanse runc. AIe kazda
vo|na kiedys si konczy... - Dziedziczka kIenIa scian. - A vledy
drevniane domy odbudovu|e si szybko.
ardzo szybko. Zreszl... - WzruszyIa ramionami. - W cigu
na|bIizszych kiIkunaslu Ial konfIikly zbro|ne o-
vinny omi|ac l czsc sviala.
Czeczency skonczyIi monlovac Ialy i uIozyIi varslv izoIacy|n.
Teraz rzybi|aIi drevniane gonly. }eden za-
sievaI cos smulnym, monolonnym gIosem, reszla odchvyciIa
iesn. AIchemiczka zasIuchaIa si...
- O, mamy gosci - zauvazyIa |e| kuzynka. 33
Od rzeIczy midzy vzgrzami nad|ezdzaI nieduzy, czervony
samochd.
Io|azd zalrzymaI si luz koIo dvoru. WysiadI z niego |akis bubek
v garnilurze.
- Urzdas - mruknIa Kalarzyna. - Navel viem, klry. Zaraz go
ogoni.
- O, nie. - SlanisIava okrciIa gIov. - }a lez olrzebu| lroch
rozryvki.
- Wykoac dI z vanem` - zaylaI Ihor.
- Nie lrzeba - usokoiIa go agenlka.
Mzczyzna rzez chviI konlemIovaI Iac budovy olem vy|I
z leczki formuIarz i roze|rzaI si vokoIo.
- Klo lu |esl kierovnikiem budovy` - zaylaI.
- Nie ma. - AIchemiczka vzruszyIa ramionami.
- A ani klo`
- Dziedziczka - osviadczyIa z godnosci.
- Co`
- WIascicieIka ma|lku - vy|asniIa. - Ioza lym lo leren ryvalny, a
an vszedI bez zaroszenia.
- DoslaIismy leIefon z Urzdu Gminy, ze vIynIo do nich
anonimove ismo, ze |esl lu nieIegaIna budova -
ozna|miI. - Ionoc zalrudniacie lez gaslarbeilerv, a |a osobiscie
vidz zIamanie co na|mnie| kiIku rzeisv
rava budovIanego.
- A co, konkrelnie, |esl nie lak` - zaylaIa Kalarzyna.
- Nie ma| anie ozvoIenia na budov. W nasze| evidenc|i brak
vszyslkich dvudzieslu siedmiu zaIcznikv.
- MyIi si an. - WzruszyIa ramionami. - Mamy ozvoIenia.
WyslaviIi nam v cenlraIi. - Wy|Ia szar leczk i
okazaIa Iik doskonaIe sfabrykovanych aierv.
- DIaczego nikl nas nie zaviadomiI` - zdumiaI si urzdnik. - A lak
v ogIe, lo co vy lu budu|ecie`
- }ak an bdzie zbyl ciekavy, lrafi an do nas. - Iod dokumenlami
IezaI |eszcze |eden, ozdobiony ieczciami
Agenc|i ezieczenslva Wevnlrznego i CenlraInego iura
SIedczego.
- O, choIera - vykrzlusiI. - A lamci sniadzi` -WskazaI na
Czeczencv.
- Tu mamy evien robIem. - UsmiechnIa si sIodko. - Ci Iudzie
racovaIi dIa RzeczyosoIile| lam - Mach-
nIa rk z grubsza na vschd. - No i nieslely, lrzeba byIo ich
evakuovac. TyIko ze an nie ma rava o lym
viedziec... A lu ech, zobaczyI ich an. DIalego lrzeba bdzie
zaslosovac rzeisy o ochronie la|emnicy an-
slvove|.
ZrobiIa rzy lym lak cmenlarn min, ze urzdas oczuI slruzk
olu na Iecach.
- Yyy... - vykrzlusiI.
- Kurde, szkoda mi ana - veslchnIa. - AIe |ak si rozniesie, |a
bd odoviadac, vic...
Nic nie o|I, aIe rzeslraszyI si |eszcze bardzie|.
- Nie da si lroch nagic lych rzeisv` - |knI. - Zaomniec o
lym, ze v ogIe lu byIem i cos vidziaIem`
- No, nie viem. - SkrzyviIa si. - Sam an rozumie, bezieczenslvo
nasze| agenlury rzekIada si vrosl na
bezieczenslvo nasze| o|czyzny. To bardzo ovazne sravy.
ChoIera, vadI an |ak sIivka v komol... No
dobra, niech bdzie. - ZIagodniaIa. - AIe nikomu ani sIova, a, i
niech an vyisze nam zasviadczenie, rolokI
okonlroIny, ze vszyslko zgodnie z rzeisami.
- }asne, |uz isz. - Z ogromn uIg vycignI z leczki novy
formuIarz.
Trzy minuly znie| vskoczyI v samochd i omknI szos, |akby
go vszyscy diabIi goniIi.
- No i o kIoocie. - Kalarzyna olrzeaIa odruchovo rce. - Tak si
lo robi.
- Nard sam sobie ozvaIa vIazic lakim mendom na gIov -
veslchnIa aIchemiczka. - Na szczscie s |eszcze
Iudzie golovi bronic svoich mie|sc racy. - UsmiechnIa si do
graIi.
- Svo| drog - rozvazaIa gIosno agenlka - ciekave, co go lu
rzyniosIo. DoIina |esl zueInie na uboczu, z|azd z
gIvne| drogi. Nikl nie ovinien viedziec, ze lu osiadIysmy. A
lymczasem vsomniaI cos o donosie...
- ,ChIoom odzikovac" - zacylovaIa SlanisIava, alrzc v
slron barakv, a |e| aIce bezviednie zavizaIy
kavaIek Iinki v szubieniczn lI.

yIo zne ooIudnie, gdy Czeczency zameIdovaIi, ze budova
domu zoslaIa ukonczona. InslaIac|e na razie
oIozono rovizorycznie, zreszl rd |esl z agregalu, do sieci
rzesyIove| lrzeba si bdzie doiero odic.
}ednak voda |uz odIczona. Iokrycie dachu gonlem olrva
|eszcze ze dva dni, aIe lym za|m si Ihor i IavIo.
Slroy oraz ok| na oddaszu s |uz golove.
SlanIy v lr|k rzed budynkiem. Ladny ganek, odmurvka i
lrzy slonie z vysIizganych bulami kamieni
amila| siedemnasle sluIecie. Grube koIumny, sciany z soIidnych
beIek i okule drzvi Isni |asn barv svie-
zego drevna. ZalrzymaIy si na rogu. SlanisIava zIaaIa
lrzyman od ach kur i usciIa | rzodem.
- }ak lam siedzi |akas bida, lo Ieie|, zeby nie na nas sadIa... -
mruknIa.
Monika so|rzaIa na ni zgorszona i rzezegnaIa si. Nie Iubi guseI.
WeszIy do srodka. AIchemiczka roze|rzaIa
si vokoIo. Szeroka, rzeslronna sien, na Ievo i ravo o dvo|e
drzvi, schodki rovadzce na oddasze.
- Dobrze vrcic do domu - veslchnIa. 34
Iroorc|e i rozkIad omieszczen s niemaI idenlyczne. AIchemik
odgadI |e| nievyoviedziane ragnienie. Do-
brze zaamilaI slary dvr Kruszevskich, choc gosciI v nim
zaIedvie kiIka razy. SlanisIava skrciIa v ravo,
roze|rzaIa si o saIoniku. Okno szkIone gomIkami rzeuszcza
nievieIe svialIa. SkinIa gIov. Tu bdzie
mieszkac. Kalarzyna rozIokovaIa si na Ievo od sieni. WoIi zvykIe
szyby. Ksizniczka |uz vczesnie| zakIeaIa
sobie okoik na oddaszu. Czeczency vniesIi rzyviezione
vczesnie| mebIe, udIa z ksizkami, rozslaviIi
vszyslko szybko i sravnie. Agenlka odzikovaIa im i vrczyIa
zvilek banknolv. UkIoniIi si i |uz ich nie
byIo.
}e| kuzynka rzuciIa na |asne, szerokie deski odIogi skr z renifera
i vycignIa si vygodnie na laczanie.
Ksizniczka miaIa na|mnie| dobylku. Irzez Iala nauczyIa si zyc
ravie bez mebIi. SlanisIava kazaIa |ednak
vslavic do |e| oko|u Izko i soIidn szaf z duzym Iuslrem o
vevnlrzne| slronie ravych drzvi. Monika
oviesiIa na vieszaku dvie koszuIe, sukienk, na Ice
orozkIadaIa bieIizn. Wysokie, mikkie buly do konne|
|azdy odslaviIa v kl. Lzko zasIaIa sivorem, a z Iedu zrobiIa
zasIonk do okna. I lo |e| vyslarczy do szcz-
scia. Mozna sobie mieszkac.

W okresie svielnosci ma|lku v Kruszevicach zavsze islniaIa
nievieIka garncarnia. Dzis |eszcze v vvozie za
dvorem kazdy deszcz vymyva z ziemi skoruy ouczonych
garnkv. Kalarzyna dokIadnie vyylaIa kuzynk,
a olem z Ioal na ramieniu ruszyIa na oszukivania. ZIoze
dobre| gIinki zIokaIizovaIa o godzinie. NakoaIa
surovca, vysuszyIa bryIy, slarIa |e na roszek i rzesiaIa rzez
zeslav sil. IrzygolovaIa sobie kiIka ecyn, uru-
chomiIa nievieIkie koIo garncarskie. W dziecinslvie chodziIa do
ogniska Iaslycznego, olem lroch doczylaIa.
Moze uda si zrobic kamionk` Golove naczynka vslaviIa do
rzyviezionego z miasla iecyka i uslaviIa ro-
gramalor na suszenie.

Monika v|echaIa na szczyl koIe|nego vzgrza. W doIinie IezaIa
vioska, kiIka chaIu na krzyz. Dzievczyna
vy|Ia z lorby szlabvk i badaIa rzebyl lras. yIa ravie
dziesic kiIomelrv od Kruszevie. WahaIa si,
czy z|echac v doIin, czy odzic vsk sciezk biegnc rzez
grzbiely vzgrz.
Dva zueInie odmienne svialy zaslygIy v chviIove|
rvnovadze. Lagodne sloki okryle vykIoszonym, zIoci-
slym zbozem. Tu i vdzie kiIka drzev Iub krzevv. Na miedzy
Iozy si dzika rza. Na oboczu sciezki - ky
macierzanki i biaIe kieIichy ovo|u. Wamirzyca veslchnIa v
duchu. Iikny IoIacy ma| kra|.
Wies v doIinie byIa, dIa odmiany, dosc obrzydIiva. AsfaIlova
szosa, kiIka kIockovalych domv zbudovanych
z vaienne| cegIy Iub uslakv. Obok rozsyu|ce si Ioly,
vaIsa|ce svinie, cuchnce ba|ora gno|vki. Nie,
nie mam ocholy na solkanie z Iudzmi - zdecydovaIa Monika.
UderzyIa kIacz ilami. IrzeciIa nievieIki za-
ga|nik i znaIazIa si na skra|u koIe|ne| doIiny. Koyla zaslukaIy na
kamieniach. ZeskoczyIa Iekko na ziemi. Na
kravdzi skary klos rozslaviI szlaIugi, skIadane krzeseIko, v
lravie IezaIa aIela, v kubku moczyIo si kiIka
dzIi. OodaI soczyvaIa skrzana lorba na rzybory.
ZIaaIa kIacz mocnie| za cugIe rzy uzdzie i odeszIa
zaciekaviona. Ie|zaz niczego sobie. Widac laIenl. ar-
dzie| vyczuIa czy|s obecnosc, niz usIyszaIa kroki. OdvrciIa si.
MaIarz byI vysoki, szczuIy, choc dobrze zbudovany. MiaI
ocigI lvarz, czarne, krlko obcile vIosy i bar-
dzo ciemne oczy o Ieciulko skosnym vykro|u. I byI rzyslo|ny |ak
diabIi. Ubrany v markove szorly do koIan,
od Icienn koszuI z krlkim rkavem graIy misnie. Irzed
sIoncem chroniI go szerokoskrzydIy, |akby skau-
lovski Iub harcerski kaeIusz.
Sludenl - rzemknIo |e| rzez mysI.
- Wila| - oviedziaI o roslu. - Widz, ze inleresu|esz si szluk`
UsmiechnIa si z zakIoolaniem. Kon oIozyI o sobie uszy i
zalanczyI v mie|scu. IusciIa go, ozvaIa|c
ode|sc.
- Tak lyIko sobie alrzyIam - bknIa. - To bardzo dobry obraz.
TyIko lemalyka laka |akas... - WskazaIa doIin
Iezc u ich sl. - ...Ni|aka.
- Musz namaIovac na zaIiczenie caI seri e|zazy - vy|asniI. -
Snu| si vic o okoIicy i reaIizu| zadanie.
Geslem zarosiI |, by usiadIa na lravie. Ze skrzane| lorby vy|I
dvie uszki iva. IoczuIa gvaIlovny naIyv
sIiny. RozsiedIi si vygodnie, olvorzyIi i vyiIi o dIugim Iyku
zIocislego nao|u. O rany, |ak davno nie miaIa
lego v uslach...
- To ciekave mie|sce - oviedziaI. - Wsie, Iasy i doIiny.
Zrznicovany kra|obraz i szala rosIinna. Wyslarczy
dobrze oszukac i lemalv mozna znaIezc muIlum.
- Aha. - IrzylaknIa z rozlargnieniem. - No lak... Tvorzy an lyIko
e|zaze`
- Mam na imi IaveI.
- Monika.
- Nie, nie lyIko. Zamierzam sec|aIizovac si v orlrelach, Iubi
lez maIovac konie. Nieslely, osl lechniczny 35
raklycznie vyrugovaI |e ze vsi.
Monika obe|rzaIa si odruchovo, aIe kIacz soko|nie asIa si
kavaIek daIe|.
- Moze varlo o|echac gdzies daIe| - zasugerovaIa. - Na aIkany.
Tam cigIe s regiony, gdzie mozna solkac
vozy zarzzone v voIy.
- O, lo bardzo ciekave.
Rozmova oloczyIa si Ienivie |ak Iesny slrumyk. Sludenl vy|I
szkicovnik oraz oIvek i alrzc v zadumie
na vzgrza, machnI |akby od niechcenia orlrel nove| zna|ome|.
Iodobienslvo uchvyciI z zaskaku|c do-
kIadnosci. WyiIi |eszcze o uszce. SrezenlovaI |e| szkic, v
lorbie miaI navel leklurov rur na rysunki,
vic nie byIo ryzyka, ze si ogniecie.
- Da si z lakiego maIovania vyzyc` - zaylaIa.
- ZaIezy. - UsmiechnI si Iekko. - MaIu| rocznie o kiIkasel i
srzeda| rzez Inlernel. Gdyby udaIo mi si
vkrcic do lych, klrzy handIu| koIo ramy IIorianskie|...
- Sludiu|esz v Krakovie` - zainleresovaIa si.
- Tak.
- }a lez lam mieszkam. Masz vieIki laIenl. - IrzegIdaIa |ego
nolalnik.
KiIkadziesil rac rzedslavia|cych gIvnie |akies ruiny,
cmenlarne z|avy, nagie dzievczyny z mieczami,
demony...
- Wiem. Mam vice| obrazv na kvalerze, dzis |uz zno. -
So|rzaI na sIonce, klre ravie dolykaIo horyzon-
lu. - Moze vadniesz na dniach` Wyna|Iem sobie chaIu, l z
bIaszanym dachem.
- Wadn - obiecaIa. - Musz ci oddac lubus.
ZIaaIa kIacz, vsunIa nog v slrzemi i nagIe oczuIa, ze nie |esl
v slanie vyvindovac si na siodIo. Zoba-
czyIa rzed oczyma mroczki. ZaloczyIa si, chIoak odlrzymaI |
v oslalnie| chviIi, ralu|c rzed uadkiem.
- O, do Iicha... - mruknIa.
- O |edno ivo za duzo - zauvazyI. - Zmczona byIas o caIym
dniu, lo i sciIo...
- Zeby lyIko sisc. - IalrzyIa Irzylomnie na kuIbak.
- Iodsadz ci.
Ob|I | deIikalnie v asie. OdbiIa si od ziemi i lym razem bez
lrudu soczIa v siodIe. Zavroly gIovy minIy.
IomachaIa novemu zna|omemu na ozegnanie o|echaIa
sciezkami v slron ma|lku, v gslnie|cym mroku,
zieva|c od czasu do czasu. Do diaska. Oslalnie dni byIy dosc
inlensyvne...
Raz ravie rzydrzemaIa, aIe zdoIaIa si olrzsnc. Wkrlce
zobaczyIa ze szczylu vzgrza ukIada|ce si
|uz do snu Kruszevice. W oknach dvoru |asniaIa Iagodna
osviala Ioncych sviec. Widac agregal |uz vyI-
czony na noc. SIusznie, o co marnovac aIivo`

SlanisIava oszIa sac. Kalarzyna siedziaIa rzy oknie ogrzona
v dzivne| meIanchoIii. IoIozyIa dIonie na
araecie i oarIa na nich brod. }e| rofiI oslro rysovaI si v
bIasku voskove| sviecy.
}akos nie moze si oslalnio ozbierac - omysIaIa Monika Ienivie.
WeszIa o schodach na oddasze i zamknIa
drzvi do svo|ego oko|u. Irzez oslalnie lysic Ial vieIe razy
vidyvaIa odobny vyraz lvarzy. Raz navel vi-
dziaIa go v lafIi zvierciadIa. DoskonaIe vie, co oznacza laka
lsknola. AIchemik vy|echaI, a lu zoslaI klos, klo
czeka na |ego ovrl...
Ksizniczka slarannie zasIoniIa okno. Ona lez musi si kIasc, Iedvo
sloi na nogach. OlvorzyIa slar, skrzyic
szaf. Wiekove Iuslro odrobin zmlniaIo, aIe uznaIa, ze do |e|
ceIv vyslarczy. ZaaIiIa lrzy sviece. Zd|Ia
sukienk, rozusciIa vIosy. RoziIa slanik, o chviIi vahania
zsunIa ma|lki. IozvoIiIa, by oadIy na odIog.
U|Ia Iichlarz v dIon i dIugo, v zadumie laksovaIa svo|e odbicie
v Iuslrzane| lafIi. KrgIe ramiona uznaIa za
caIkiem Iadne, aIe obo|czyki za bardzo si uvidacznia|. Skra
gIadka, v dolyku rzyomina aksamil.
I lyIko len choIerny laluaz! IrychnIa ze zIosci. Wszyslkie
uszkodzenia ciaIa znika| bez sIadu o na|daIe|
kiIkudziesiciu Ialach, a dranslvo lrzyma si |ak rzymurovane.
Kiedys zdarIa sobie caIy Ial skry z herbem,
vyszaraIa do misa, aIe odrosIo. DiabIi nadaIi. Widocznie symboI
davno vymarIe| dynaslii Slieankovicv
zoslanie |e| az do konca zycia. ZmruzyIa Iekko oczy, oceniIa
syIvelk. Nie ma garba, obie oIovy ciaIa s syme-
lryczne i harmoni|nie zbudovane, |ak z odrcznika analomii dIa
sludenlv ASI. Zadnych vikszych defeklv.
}edynie oczy slanovi skaz. }edno |esl ciemnobIkilne, drugie
brzove.
IrzyomniaIa sobie LaszIo. }ego so|rzenie eIne smulku, gdy slaI
vledy z osikovym koIkiem v rce. Wiedzia-
Ia, ze mu si sodobaIa, aIe oczucie obovizku rzevazyIo.
WeslchnIa. Szkoda, ze vy|echaI. ObiecaI vrcic,
gdy z Arminiusem zaIalvi kiIka srav. AIe czy v ogIe ma
zamiar vrcic` Nie byIa evna... Moze mviI lak
lyIko o lo, zeby | usokoic` A moze |uz si nie zobacz`
MusnIa aIcami iersi. NievieIkie, niezvykIe kszlaIlne,
rzyomina| rozmiarami oIvki omaranczy, aIe s
racze| dzievczce niz kobiece. W zasadzie moze byc z nich
zadovoIona, nie rzeszkadza|, gdy naciga ciciv
Iuku. A |ednak chyba voIaIaby cos bardzie| efeklovnego...
IrzecignIa si kuszco, misnie zagraIy od |e| skr. Nogi o
siInych, nieco zbyl lvardych Iydkach i odrobin 36
za grubych, dziecicych koIanach, na udzie slara, rozmyla bIizna
o oslrzaIe. Ladne, nieduze sloy, odcile
aIce szczsIivie odrosIy, aIe dIugosci odrobin si |eszcze rzni.
CigIe |esl zbyl chuda, kosci miednicy za-
nadlo vysla|, choc biodra s Iadnie zaokrgIone.
MusnIa svavoIn kk midzy udami, deIikalne aksamilne
kdziorki ovinIy si vokI aIcv. NagIe drgn-
Ia rzeslraszona. Znovu oczuIa, ze |esl sIedzona. OmiolIa ok|
so|rzeniem. Iuslo, cicho, vravdzie v k-
lach zaIegIy cienie, aIe rzeciez nie na lyIe gIbokie, by mogIa si v
nich skryc chocby mysz. Ukryla kamera` A
skd, u Iicha, by si lu vziIa`!
Irzez sluIecia sdzone na aIkanach ksizniczka nasIuchaIa si
Iegend o Iuslrach. ZvierciadIo lo brama innego
sviala. Gdy klos godzinami si v nie valru|e, musi Iiczyc si z
lym, ze i z lamle| slrony cos moze na niego
oalrzec... ZamknIa drzvi szafy. }ednak uczucie nieoko|u nie
mi|aIo. ZdmuchnIa sviece i nacignvszy
koszuI nocn, vsunIa si v gIadk, chIodn oscieI. Io chviIi |uz
saIa.

Kalarzyna rzervaIa rysovanie. So|rzaIa na ro|ekl. Navel
niczego sobie... IodeszIa do iecyka ceramicznego.
Rzul oka na zegarek oviedziaI |e|, ze moze |uz vy|movac faski.
Na vszeIki vyadek zaIozyIa grube, skrzane
rkavice. Iiervsze czlery kubki byIy knile. A zalem lrzeba
slosovac mnie| domieszki schudza|ce| gIin
aIbo zmienic lemeralur vyaIania. Obe|rzaIa koIe|ne. SzkIivo na
iervszych nie vygIdaIo na|Ieie|, okryIo
si harysem - sialeczk cieniulkich knic - Kalarzyna veslchnIa i
olvorzyIa drugi iec. Miseczki zrobione z
ma|oIiki vygIdaIy zdecydovanie Ieie|. Obe|rzaIa |e uvaznie.
IoslukaIa koncem noza. }edna daIa gIuchy od-
gIos, knila. IozoslaIe byIy dobre.
SlanisIava siedziaIa v svoim oko|u i siedemnasloviecznym
ismem kaIigraficznym ro|eklovaIa elykielki.
- Co o lym sdzisz` - Kuzynka vrczyIa |e| golove naczynko.
SlanisIava obe|rzaIa |e uvaznie, olem rbnIa znienacka o scian i
ozbieravszy kavaIki, zIuslrovaIa rzeIom.
- Znakomile - oviedziaIa. - Irzyomina| |akosci dzbany
svilego }akuba... No, lakie fIamandzkie, kamion-
kove. TrzymaIismy v nich vino - dodaIa, vidzc yla|cy vzrok
kuzynki. - }ak |e zrobiIas`
- Melod rb i bIdv. Odciskane z formy niczym rzymskie
naczynka lerra sigiIala...
- Aha - zgodziIa si kuzynka, choc nie miaIa zieIonego o|cia o
archeoIogii. - To znaczy vszyslkie bd iden-
lyczne`
- Zgadza si. - IodaIa |e| koIe|n fask i okryvk.
- Hmmm...
AIchemiczka obe|rzaIa vylIoczony herb Habdank i nais.
- Ma|lek ziemski Kruszevice - odczylaIa. - Ladnie vygIda, aIe
gdyby lak zmienic lroch kr| Iilerek...`
- Co roonu|esz`
ZaskrzyiaIy schody. Ksizniczka, rozczochrana, v szIafroku i
kaciach, za|rzaIa do oko|u.
- }uz vslaIyscie` - zdziviIa si.
- }uz` Iravie |edenasla. - W gIosie Kalarzyny nie byIo nagany. - ZIe
si czu|esz`
- }eslem lroch senna - mruknIa Monika. Obe|rzaIa fask.
- A gdyby lak dodac do gIiny ciul kobaIlu` - zaroonovaIa. -
Zrobi si Iekko bIkilne.
- dzie Iadnie|sze - rzyznaIa Kalarzyna. - TyIko skd vylrzasnc
kobaIl` I czy nie |esl czasem loksyczny`
- Uzyvano go vIasnie do maIovania naczyn - vy|asniIa
vamirzyca i oczIaaIa do kuchni.
- Chyba maIa urvaIa si v nocy na olancvk. -SlanisIava
usmiechnIa si do svoich vsomnien.
- Nie vyda|e mi si. - Agenlka okrciIa gIov. - }ak elykielki`
Dziedziczki zabraIy si do roboly.

Monika nieevnie oalrzyIa na kabin rysznicov. CieIa
voda` Agregal buczy, vic lerma ovinna dziaIac.
Nie, Ieie| oIyvac v zrdIe. Z|adIa osiesznie a|d chIeba z
kavaIkiem kieIbasy i osiodIaIa svo| kIacz.
IrzemknIa rzez vies |ak oviev vialru.
SIonce slaIo vysoko, na niebie ani |edne| chmurki. Dzis znovu
bdzie dziki uaI. W|echaIa v cien drzev, za-
lrzymaIa si nad slavem, zeskoczyIa z konia i zamarIa ze
zdumienia, vidzc svo|e odbicie v vodzie. O, do
Iicha...
NadaI miaIa na sobie szIafrok i ranne anlofIe. ZaomniaIa si
ubrac. Io roslu zaomniaIa... No nic, na|vyzszy
czas si obudzic. Roze|rzaIa si vokoIo. Zyvego ducha. Naga, lyIko
z naszy|nikiem na szyi, skoczyIa, rkoma
dolknIa dna, vyIynIa, arska|c |ak foka, i zanurkovaIa znovu.
Lodovala voda olrzezviIa |, ozvoIiIa
ozbyc si reszlek zmczenia. Ach, |ak cudovnie. IoczuIa ucisk v
uszach i na skroniach. Uaaa. Tego |e| byIo
lrzeba. WynurzyIa si i slo|c na brzegu, rzez dIug chviI v
niemym zachvycie alrzyIa v svo|e Ieciulko
drga|ce odbicie na ovierzchni slavu. Tvarde Iydki i uda,
misnie luz od gIadk, czysl skr. WygIda |ak
anlyczny osg vykuly rzez nalchnionego mislrza z bryIy
na|Ieszego marmuru. NarzuciIa na mokre ciaIo 37
szIafrok.
WrciIa do dvoru okrzn drog, rzez oIa. Leie| v lakim slro|u
nie okazyvac si Iudziom na oczy...
A gdyby lak - rozmarzyIa si - vymknc si noc z dvoru, osiodIac
kIacz i caIkiem nago ogaIoovac rzez
vzgrza v bIasku ksizyca` Ioczuc na skrze lyIko nocny vialr,
vylarzac si v cudovne| chIodne| rosie i dzi-
kich zioIach... A olem... Moze oszukac kogos, klo ugasi ogien
Ioncy v zyIach.

Ksizniczka znaIazIa orzucon gazel i zaczIa | rzegIdac.
Ceny skuu Iodv roInych, ogIoszenia drobne...
Nieoczekivanie |e| uvag rzykuIa informac|a zamieszczona
omidzy komunikalami. Dyskoleka` Davno nie
byIa na zadne| zabavie, a rzeciez Iubi lanczyc. Moze by si
vybrac` Zazy|e lroch rozryvki, oszaIe|e. Gdzie
lo bdzie` Wy|Ia z szufIady ma i sravdziIa. No cz, kavaIek
drogi, ravie lrzydziesci kiIomelrv. Z dru-
gie| slrony, ma rzeciez rover. W dvie godzinki mozna do|echac. I
nagIe oczuIa nieodarl okus. Wyrvie
si ze vsi, o|edzie lam, gdzie |asno Ion svialIa Iam, gdzie
zamiasl dzvonice| v uszach ciszy mozna osIu-
chac muzyki. Tam, gdzie Iudzie bd odziviaIi |e| nieziemsk
urod. Tam, gdzie |e| smukIa kibic i zgrabne
nogi rzycign mskie so|rzenia...
IooIudnie i vieczr vIokIy |e| si niemiIosiernie. Wreszcie zaadI
zmrok. SlanisIava zamknIa si v svoim
oko|u. Kalarzyna zmczona vyrabianiem gIiny oszIa sac. A
zalem v drog.
Io iervsze, vIosy. Io lym na|Ialvie| | rozoznac. Leie|, zeby
zakochani lubyIcy nie sievaIi |e| olem sere-
nad od oknem. Od davna chciaIa zobaczyc, |ak bdzie vygIdac,
gdy zmieni koIor. KuiIa sobie odoviednie
kosmelyki i akural nadarza si sosobnosc, by |e vyrbovac.
Iianka koIoryzu|ca zamieni | na |edn noc v
brunelk. }eszcze oczy - barvne szkIa konlaklove zdobyIa |uz
davno, aIe |ak do le| ory nie byIo okaz|i ich
uzyc. Z dna Iecaka vyszarnIa bIuzk kuion kiedys na |aks
sec|aIn okaz|. }esl lroch nieraklyczna, ma
zbyl gIboki dekoIl. AIe oslalecznie... Z kosmelyczki vy|Ia
koreklor. Slaranne zamaIovanie herbu za|Io |e|
lyIko kiIka minul. So|rzaIa na svo|e odbicie. WygIda niezIe, aIe
czegos |akby braku|e. ZaviesiIa na szyi me-
daIion, bdzie si Iadnie rezenlovaI. OlvorzyIa okno, z koci
zvinnosci zesIizgnIa si na ziemi o dachu i
iorunochronie. WycignIa rover z komrki. I za momenl mknIa
|uz yIisl, oIn drog.
Dyskoleka odbyvaIa si v sorym budynku remizy slrazackie|.
Ksizniczka zoslaviIa rover kiIkadziesil me-
lrv daIe| v krzakach i rzyiIa slarannie Iancuchem do drzeva.
Wykorzyslu|c osIon ciemnosci, scignIa
sodnie i zaIozyIa sdnic. Siga do koIan, szkoda, mini byIoby
Iesze. Kurlka lez nie bdzie olrzebna, rzuciIa
| na bagaznik. Gdzie schovac szlyIel` W zasadzie mogIaby go lu
zoslavic, aIe gIuio czuIa si bez broni. Kala-
rzyna nosiIa oslrze vIecione v varkocz, lo chyba dobry omysI.
Irzez len rok vIosy vamirzycy niezIe odro-
sIy. RozdzieIiIa |e na kiIka asemek, rzeczesaIa i oIolIa ochv.
MachnIa gIov i omaI nie vybiIa sobie
zbv. Na nic. W koncu zaviesiIa bron od bIuzk, rzekIada|c
mocovanie rzez ramiczko slanika. Rkavy
s krlkie i szerokie, dekoIl lez obszerny, v razie czego zdzy
vycignc.
IodeszIa do obIazcych z farby drzvi, zaIaciIa ic zIolych za
vsl, doslaIa za lo ieczlk na Ieve rzedra-
mi. Ciekavy sosb vydavania biIelv - usmiechnIa si v
duchu. Io chviIi zaomniaIa o lym. WmieszaIa
si v lIum, ogarnI | dziki, iervolny rylm. W omieszczeniu byIo
duszno, lIoczno i ciemno, bIaszana muzycz-
ka dudniIa na caIy reguIalor. Widocznie organizalorzy uznaIi lo za
na|Ieszy sosb na zaevnienie kIienlom
dobre| zabavy. ZavirovaIa v lancu. Czas rzeslaI islniec. Muzyka
|esl inna. Inne sIova iosenek, inny rylm,
inni Iudzie, aIe |ednoczesnie chodzi rzeciez o lo samo. Zagubic si
v lIumie, odrzucie svo| lozsamosc, na
kiIka godzin vyIczyc nieznosn uorczyvosc mysIenia.
Zaomniec o svoim bydIcym i eInym zno|u zyciu... Zavieszenie
broni odczas inlervenc|i na Krymie, olan-
cvki v grach uIgarii, dzika zabava abchaskich graIi, vszyslko
vymieszaIo |e| si v gIovie. Muzyka i
szaIenslvo. Az do leraz nie viedziaIa, ze lak bardzo lego
olrzebu|e. W rzervie rzechnIa si do baru. MieIi
lyIko ivo, kieskie, a do lego na|ravdoodobnie| rozvodnione,
aIe v gardIe |e| zaschIo, vic skusiIa si na
kufeI. W smaku byIo dosc askudne, aIe rzy|emnie zimne. Nikl
nie zaylaI |e| o viek. IrzyomniaIa sobie
sludenla i zakIIa od nosem. Trzeba byIo vzic od niego numer
na komrk. MogIiby si lu solkac, olan-
czyc, zabavic si lroch razem. Nie omysIaIa. AIe co si odvIecze,
lo nie uciecze. UgasiIa ragnienie i mogIa
znovu ruszac v lany.
II nocy minIo |ak z bicza slrzeIiI. Irzez oslalni godzin
narzeciv nie| odrygivaI |akis rzyakovany koIes
v odsvilnym dresiku. MusiaIa zrobic na nim sore vrazenie.
UsmiechaIa si obiecu|co, suszczaIa zaIolnie
vzrok. Ta|emniczy kamien oIyskivaI v gIbokim dekoIcie. KiIka
razy vychvyciIa vrogie so|rzenia ze slrony
mie|scovych dzievczyn. Widac len kafar ma lu vzicie...
Irzerva, zabIysIy svialIa. OarIa si o sIu. ChIoak odszedI
evnym krokiem, na|vidocznie| uznaI | |uz za
svo| zdobycz. ZIaaI za ramiona, by | ob|c, vyszczerzyI zby.
AIe znudziIa si l zabav. RbnIa go koIa-
nem i usmiech rzyozdabia|cy mord zgasI razem ze
sviadomosci. KoIes voIno osunI si v lyI i runI v
lIum, klry rozsliI si usIuznie. Czlerech odobnie zbudovanych
mulanlv odervaIo si od sloIika. KoIe|ni
dva| |ak v zvoInionym fiImie odvrciIi si od baru. ZanurkovaIa
midzy Iudzi. SdziIa, ze zdoIa doasc drzvi,
aIe nie udaIo si. Trze| misniacy zabarykadovaIi |e vIasnymi
cieIskami. Dzieviciu` Ciul duzo... 38
- Z drogi - varknIa.
Nie zareagovaIi, vic zaalakovaIa iervsza. Srodkovy vygIdaI
na vodza. Od niego zaczIa. Horda, gdy za-
braknie rzevodnika slada, zazvycza| idzie v rozsyk.
ZamachnIa si olznie, vyvinIa iruel i rzyIado-
vaIa z caIe| siIy. Szczka oszIa v drzazgi, krev, zby i |akies
ochIay bryznIy na lego o rave|, klry ode-
rvaI odruchovo dIonie do lvarzy. KonIa go v koIano, cos
chrunIo. ZoslaI |eszcze |eden. W lym momencie
vszyslko nagIe ociemniaIo. A vic nie zdzyIa... ZaloczyIa si
cizko o ciosie buleIk v olyIic. OadIa na
czvoraka, koniak v zebra odebraI |e| dech. Na chviI. Svieze
ovielrze. }esl na dvorze` Ach lak, odcignIi
| za rg budynku.
- Iodnies - vycedziI dobrze zbudovany bysio.
To len iervszy, len, z klrym lanczyIa. Szybko doszedI do siebie.
A moze minIo vice| czasu, niz sdziIa`
Szarnicie za vIosy uslaviIo | do ionu. Za Iecami vyczuvaIa
lrzech, moze czlerech lykv. Irzed sob
miaIa |ednego. UsmiechnIa si romiennie.
- Ty suko, zaraz ci nauczymy - syknI, siga|c, by suscic
sodnie.
ZachciaIo mu si gvaIcic` Rce miaIa voIne, nogi lez. Ten z lyIu
lrzymaI | lyIko za vIosy Lev czy rav
rk` Irav. ron lkviIa na mie|scu. No lo do roboly.
Monika |ednym ruchem rozervaIa bIuzk. KoIes vybaIuszyI gaIy,
alrzc na |e| iersi, a ona soko|nie zIaaIa
rko|esc buIalovego szlyIelu. Na|ierv lrzeba si uvoInic. OkrciIa
si i odciIa Ia vroga v nadgarslku. IaIce
kurczovo zacisnIy si |e| ve vIosach, aIe nie miaIo lo vikszego
znaczenia, olrzsnIa gIov, ozbyva|c si
,ozdoby". Iiervszy vyeIiminovany. NiedoszIy gvaIcicieI |uz
zrozumiaI, szaraI si v anice, usiIu|c odci-
gnc suszczone do koIan sodnie. DoskoczyIa i ocignIa nozem
lyIko raz. Cicie eunusze ma oanovane do
erfekc|i, aczkoIviek brak czasu uniemozIiviI |e| sravdzenie, czy
na ziemi sadIo vszyslko, co lam miaI, czy
lyIko ,korzen". Dva| ozoslaIi ruszyIi na ni |ednoczesnie.
WykonaIa unik, vyrovadza|c |eszcze |eden cios
szlyIelem. Nic lak skulecznie nie ovslrzymu|e naaslnika, |ak
vidok vIasnych |eIil vysIizgu|cych si z roz-
cilych lrzevi. Reszla dresiarzy uciekIa. Szkoda.
Roze|rzaIa si szybko i soko|nie. IocignIa nosem, czu|c von
krvi, olu i uryny, klrys zIaI si v gacie ze
slrachu aIbo z bIu... Co daIe|` Dobic! ZIaaIa za vIosy lego,
klremu uciachaIa dIon, i rzyIozyIa mu nz do
szyi. Wyslarczy |edno krlkie ocignicie... Nie. ZalrzymaIa si
oszoIomiona i skonslernovana. Co ona, u
Iicha, vyrabia` OdrzuciIa chIoaka |ak Iachman. I uciekIa v
ciemnosc. OdszukaIa rover.
Z lyIu gIovy vymacaIa guz vieIkosci ziemniaka, aIe na szczscie
skra drasnila lyIko v dvch Iub lrzech
mie|scach. ZaIozyIa kurlk i sodnie, zaiIa si slarannie. WylarIa
buIalove oslrze z krvi. }esIi klos | zechce
scigac, omysIi, ze uciekIa szos, a ona lymczasem vybraIa oIne
drogi... Miarovo naciska|c edaIy, oddaIaIa
si z feraInego mie|sca.
ChId nocy szybko ozvoIiI |e| do|sc do siebie. Naicie vyvoIane
vaIk oadIo i leraz oczuIa, |ak bardzo |esl
vyczerana. Z daIeka vialr rzynisI odgIos syreny. IoIic|a aIbo
karelka. Klos mgI zobaczyc, v klr slron
o|echaIa, vic zaloczyIa kiIkunaslokiIomelrovy Iuk, nim obraIa
kurs na Kruszevice. Id ovievaI czoIo, o-
magaI zebrac mysIi. IrzeanaIizovaIa vaIk i zagryzIa zby. Co, u
diabIa, narobiIa` Na|ierv rovokovaIa
lamlego byczka. IrzymknIa oczy, by Ieie| sobie rzyomniec.
IodniosIa vledy rce nad gIov, zeby odci-
gnc iersi vyze|, bIize| dekoIlu... SzIag, zachovyvaIa si |ak
mevka z orlovych dzieInic, a gdy chciaI o ni
signc, odechnIa go z ogard. ezsens vIasnych dziaIan
zmroziI krev v zyIach vamirzycy.
ZdarzaIo si |e| zabi|ac. Na szIaku zycia zoslaviIa vieIe lruv.
}ednak, |ak dold, zavsze dziaIaIa v obronie
vIasne| Iub kra|u, klry akluaInie uvazaIa za svo| o|czyzn.
Nigdy nie mordovaIa ani nie okaIeczaIa dIa zaba-
vy. Az do dzisie|sze| nocy... Io co lo vszyslko` DIa kiIku chviI
zaomnienia v lancu` DIa rozkosznego dresz-
czu, dIa sviadomosci, ze vzbudza v lych misniakach zvierzce
vrcz odniecenie`
Wialr zachicholaI. Misnie boIaIy | |ak diabIi, aIe viedziaIa, ze
docignie do domu. IrbovaIa zanaIizovac
svo|e uczucia i lrafiaIa na mur. KochaIa kiIka razy. IoznaIa uscisk
mskich ramion, sIodki dreszcz rzenika|cy
ciaIo... Davno lemu v grach Kaukazu oddaIa svo| cnol
rzy|acieIovi z arlyzanckiego oddziaIu. Iolem on
osviciI za ni zycie. KiIka razy skoszlovaIa ovocv fizyczne|
miIosci. Iarokrolnie zoslaIa zgvaIcona, ozna-
Ia lez Ios nievoInicy. Raz oddaIa si za chIeb, by nie umrzec z
gIodu. AIe rzeciez nigdy nie ozvoIic sobie na
odobne rovokac|e. Czemu zalem lo zrobiIa` ZvIaszcza vobec
czIovieka, klry budziI v nie| lyIko odraz`
Io co byI caIy len rozIev krvi, o co uciIa rk naaslnikovi`
Irzeciez mogIa uvoInic si na lysice innych
sosobv.
Co | olaIo` A moze` No cz, vy|asnienie |esl dosc rosle, vrcz
oczyvisle. IiIa ivo, vidocznie |uz vledy
klos | sobie ualrzyI na ofiar i dodaI |akiegos narkolyku Iub, co
bardzie| ravdoodobne, afrodyz|aku. WesoIy
kra|...
Troch obIdziIa. Wzgrza i usione vioski byIy odobne do
siebie niemaI |ak kroIe vody. ZeskoczyIa cizko
z roveru i IegIa v vysokie| lravie. Ioalrzmy... KonsleIac|e
Ielniego nieba byIy niemaI idenlyczne |ak v |e|
o|czyznie. OdszukaIa Gviazd IoIarn. A vic lam |esl Inoc.
OdlvorzyIa v amici ma okoIicy. }esl chyba
zbyl daIeko na zachd. WslaIa, olrzsnIa si z rosy i oedaIovaIa
drog. II godziny znie| z vysokiego
vzgrza doslrzegIa usione Kruszevice. ZalrzymaIa si nad
zrdIem. WcignIa ovielrze nosem. yIa soco-
na, vIosy rzesikIy |e| lyloniovym dymem i krvi, bIuzka
odarla i lez oIamiona... RozebraIa si i zanurko- 39
vaIa v ciemn, ravie czarn, cudovnie Iodoval lon. MiaIa v
kieszeni sodni dvie saszelki z

szamonem,
na|vyzszy czas ovrcic do naluraInego koIoru vIosv. Woda
zmyIa vszyslko, brud, kurz, osok, zmczenie,
koIoryzu|c iank... MogIaby Iyvac lak bez konca, aIe ora
vreszcie isc sac. Trzeba regenerovac siIy.
WsiIa si o dachu, vsIizgnIa bezszeIeslnie oknem, rozebraIa i
raz |eszcze rzy svielIe zbadaIa, czy nigdzie
na cieIe nie zoslaIy |akies komromilu|ce sIady.
Nie, dobrze si umyIa. WIosy odzyskaIy sv| naluraIm bIask.
Wy|Ia szkIa konlaklove. WsunIa si od koIdr.
AIe |akos nie mogIa zasnc. 40

RozdziaI 4
Dyskoleka ousloszaIa, oIic|a zdoIaIa rzesIuchac lyIko kiIku
uczeslnikv. Wikszosc nic nie vidziaIa, aIe na
szczscie na imrezie byIi dva| konfidenci. To i ovo udaIo si
uslaIic. Iiervsi ranni o|echaIi |uz do szilaIa,
koIe|ni dva| czekaIi na lransorl. Ioslerunkovy nadszedI
svobodnym krokiem.
- No i co, e|sboI` - zagadnI dresiarza, klremu Iekarz vIasnie
oalryvaI oderznilego do oIovy laka. -
Moze ooviesz, co lu si, kuzva, slaIo`
- Nie viem - vychryiaI lubyIec. - Musz do szilaIa, moze da si
rzyszyc... - ZerknI rzerazony na svo|e
rzyrodzenie.
- Nie viesz` A Iudzie gada|, ze lvo|a banda rbovaIa zalIuc
|aks maIoIal. I gdzie ona |esl, co`
- UciIa mi eh... - Obecnosc gIiniarza v oslalnie| chviIi
ovslrzymaIa go rzed uzyciem vyrazu cisncego si
na usla. - Siurka mi uiloIiIa! - zavyI i zaIaI si izami. - A Grucha
Ia slraciI.
- I gdzie |esl`
- Wisi, |eszcze si lroch lrzyma. - So|rzaI na genilaIia i ocignI
nosem.
- Nie o lo ylam.
- Grucha z MieIonym do szilaIa o|echaIi. MieIonemu zrobiIa kos
dziur v brzuchu, az fIaki na vierzch vy-
szIy.
- Nie o lvoich koIesiv mi chodzi, lyIko o dzievczyn! - huknI na
niego oIic|anl. - IorvaIiscie |` Czlerech
obervaIo, aIe byIiscie lu evnie caIym gangiem`
- Nie! IobiIa nas, orznIa nozem i uciekIa.
- Nie ierdoI, e|sboI, bo lyIko sobie syluac| ogarszasz! - ogroziI
mu. - A |ak |uz chcesz Igac, lo si rzy-
na|mnie| oslara|, zeby lo ravdoodobnie brzmiaIo.
- AIe lak byIo! - vykrzlusiI chIoak.
- Dzieviciu vie|skich misniakv obervaIo od |edne| maIoIaly, v
lym czlerech lak, ze lrzeba ich szyc i viezc
na ogolovie` Moze |eszcze oviesz, ze lo ona na vas naadIa.
- NaadIa - olvierdziI ranny.
- Irzeslan bredzic, bo naravd si vkurz. Iod|echaIa koIe|na
karelka. IieIgniarz vsadziI do nie| Lysego.
OsiIek lrzymaI si za oIaman szczk i mimo zaslrzyku vyI z
bIu.
- A viesz, kulasku, co leraz zrobimy` - Ioslerunkovy slanI nad
Iobuzem i usmiechnI si niemaI czuIe. -
Zamiasl |echac do szilaIa, osiedzisz, gno|u, v areszcie, az
dzievczyna si zna|dzie. Wli, zeby lo si samo
zrosIo, vic zaczni| si |uz uczyc sikania na siedzco.
- Ieeee... - e|sboI zrobiI si bIady |ak sciana.
- No lo sIucham. Ludzie vidzieIi, |ak ogIuszyIiscie | buleIk i
vyvIekIiscie z IokaIu. Wiesz, co lo znaczy`
- Ieeee...
- Iaragraf o urovadzeniach. - ZacylovaI lresc. -No, chyba ze
rzedslavisz Iesz vers| vydarzen. Tak, klra
bdzie lrzymac si kuy.
- Dobra, oviem. WycignIismy | na zevnlrz i o|aviIi si oni.
- }acy oni`
- Osmiu drabv v kominiarkach, chyba z czervonych berelv,
mieIi noze szlurmove, lakie z gumovanymi
rko|esciami. SusciIi mam vierdoI i od|echaIi z dzievczyn. Do
|ednego mviIa ,lalo" - zeIgaI.
- No vidzisz, e|sboI, |ednak mozna si z lob dogadac -
usmiechnI si gIiniarz. - Iamilasz` OslrzegaIem ci,
fra|erze, ze vczesnie| czy znie| lraficie na kogos, klo vas uslavi.
A olem veslchnI cizko. II roku lemu v Krakovie grzebaI rzy
|edne| sravie lroch za bardzo i lo |ego
uslaviono.

Monika obudziIa si o sme|. IrzecignIa si z rozkosznym
zievniciem. SlanIa rzed Iuslrem i obe|rzaIa
uvaznie ciaIo. Troch siniakv i oblarc, |akies |uz czsciovo
zabIiznione drasnicie na ramieniu. Guz na olyIi-
cy ravie nie boIaI. WykrciIa si sianem. ZeszIa na arler i vziIa
rysznic.
ZaIozyIa sodnie oraz koszuI i byIa golova do racy -
Kruszevskie zrobiIy sniadanie, na sloIe czekaI laIerz z
kanakami. Z|adIa, aIe cigIe byIa gIodna. }a|ecznica` Dzisia| niech
bdzie o lurecku. RzuciIa na aleIni ka-
vaIek masIa, dvie Iyzki miodu i lrzy |a|ka. Svial od razu vydaI si
duzo veseIszy. Nocna b|ka zacieraIa si v
|e| amici |ak vsomnienie niedobrego snu. Io osiIku
dzievczyna vyszIa rzed dvorek. IomogIa Kalarzynie
ugnialac gIin, az masa slaIa si mikka |ak dobrze vyrobione
ciaslo.
- Wyslarczy - oviedziaIa agenlka. - Nie mam |eszcze
odoviednie| formy.
IrzeszIy do szoy. Z kiIkunaslu fasek ksizniczka vybraIa
na|Iesz.
- Ta bdzie na vzr - zaroonovaIa.
- Dobrze. Iolrzebu| vorek gisu szlukalorskiego. Masz ochol
odviedzic Krakv` 41
- }asne.
ZaakovaIy si do samochodu i kiIkanascie minul znie| mknIy
|uz szos na Krakv.
- }ak sdzisz, uda nam si` - zaylaIa Kalarzyna. - Zy|esz lak
nievyobrazaInie dIugo, z evnosci nie|edno
rzedsivzicie vidziaIas...
- Dosviadczenie zyciove nie da|e, nieslely, zmysIu |asnovidzenia. -
Ksizniczka rzymknIa oczy. - Choc o-
zvaIa uniknc vieIu kIoolv. Sdz, ze si uda - oviedziaIa,
vzrusza|c ramionami. - ZaczIyscie v bardzo
zIym momencie, macie nieobsiane oIa, zauszczone sady. udova
vsi |esl rozgrzebana, vic

v lym roku nie
bdzie zyskv z agroluryslyki, aIe gsi

ovinny si uluczyc do svilego Marcina.
- TyIko ze ravie nikl lego svila nie obchodzi - zasiIa si
Kalarzyna.
- No lo |e rozrekIamu|cie. I lradyc| odbudu|ecie, i |eszcze na lym
moze lroch zarobicie. Zima bdzie cizka |ak
diabIi - zadumaIa si. - AIe |esIi vylrzymacie do rzyszIego Iala, lo
ovinny byc iervsze zyski z ma|lku. Za
szesc do siedmiu Ial, gdy vinnica da iervsze Iony, bdzie vino i
vledy ovinnyscie dobrze slanc na nogi. A
leraz nie lraccie czasu, rozvi|a|cie rodukc| rzemiesInicz. Zreszl,
v razie czego dorobicie kiIka szlabek...
- SlanisIava oviedziaIa, ze nie moze chviIovo. AIchemicy ma|
sec|aIny kodeks elyczny, klry zabrania im
zbyl czslego rzerovadzania lransmulac|i.
Gis zdobyIy bez robIemu. Agenlka oszIa zrobic zakuy na
KIearzu, a Monika za|rzaIa do kiosku. Irzeczu-
cie |e| nie myIiIo. LokaIne brukovce odnolovaIy nocn zadym.
Masakra na dyskolece! - krzyczaIy nagIvki.
Io chviIi vahania vysuIaIa zIolvk i kuiIa gazel. Iic minul
znie| arlykuI byI |uz rzeczylany, a czaso-
ismo soczyvaIo v koszu na smieci. DoviedziaIa si
vszyslkiego, co byIo |e| olrzebne. Osmiu osiIkv zosla-
Io zalrzymanych, oIic|a oszukivaIa |e| i zagadkovych Iudzi,
klrzy susciIi im Iomol. Zamieszczono navel
orlrel amiciovy, aIe odobienslvo byIo znikome. OdelchnIa z
uIg. Naslne| nocy lez oszaIe|e, lrzeba
sravdzic, gdzie urzdza| koIe|n olancvk...
NagIe zamarIa v bezruchu. Co` Skd len idiolyczny IomysI`!
IolrzsnIa gIov ze zdzivieniem. To evnie z
rzemczenia.
Roze|rzaIa si vokoIo i zIokaIizovaIa skIeik z bieIizn -
IochIaany krvi slanik musiaIa vyrzucic, drugi |uz
zszarzaI. A zalem ora na maIe zakuy. WeszIa o lrzech
schodkach. IrzekroczyIa drzvi i znaIazIa si v sviecie
|ak z ba|ki. Koronkove ma|lki, biuslonosze, haflovane haIki,
onczochy deIikalne |ak |edvab. W zasadzie s i
|edvabne... SlanIa oniemiaIa, zauroczona bogaclvem koIorv i
fasonv.
- Czego olrzebu|esz` - Srzedavczyni usciIa do nie| oko.
WyszIa zadovoIona ze sor aczk v sialce. Dobrze, ze miaIa
karl, bo nie vyIaciIaby si. Ich, dIaczego le
na|Iadnie|sze rzeczy s zarazem na|drozsze` So|rzaIa na zegarek.
Ma |eszcze lroch czasu, zreszl gdyby
agenlka skonczyIa zakuy vczesnie|, zadzvoni o ni. Roze|rzaIa
si, zagIbiIa v bram i veszIa do sex-shou.
Za Iad siedziaI slarszy mzczyzna. Na |e| vidok vylrzeszczyI
oczy.
- Dziecko, zmiala| sld - oviedziaI Iagodnie, aIe slanovczo. -
Wsl od osiemnaslu Ial.
- Co` - Wyrvana z zamysIenia oalrzyIa nierzylomnie na Ik
zaslavion ogromn koIekc| siIikonovych
,rolez". - Irzeraszam, omyIiIam drzvi...
- Tak, vam si drzvi myI, a mnie olem dzieInicovy oierza -
fuknI srzedavca. - Wynocha i vrc za |akies
czlery Iala.
- Irzeraszam...
WyszIa oszoIomiona. IolrzsnIa gIov. Zasanie zasaniem, aIe
czego, u Iicha, lam szukaIa`! W kieszeni zai-
kaI |e| leIefon.
- Monika` - UsIyszaIa gIos agenlki. - Zbieramy si do domu. Karela
czeka, ksizniczko - zazarlovaIa. - Koncz
zakuy i solkamy si rzy aucie.
- }uz id.
NadaI Iekko olumaniona szIa chodnikiem, Iaviru|c vsrd Iudzi.
Nieoczekivanie oczuIa na karku czy|es so|-
rzenie. Obe|rzaIa si odruchovo, aIe v lIumie nie doslrzegIa zadne|
zna|ome| lvarzy.
Sludenl ASI usmiechnI si do svoich mysIi. SlaI na szerokim
gzymsie, czlery ilra nad uIic. }ego syIvelka
byIa znakomicie vidoczna na lIe bIkilnego czervcovego nieba, aIe
Iudzie, dreczc v uaIe o uIicy, nie mieIi
siI, by uniesc gIovy i oalrzec v gr.

KomIelna ciemnosc, absoIulna cisza... Mislrz MichaI zakII od
nosem. SIova vsikIy v mrok, nie vzbudziIy
navel echa. CiaIo zeszlyvniaIo, od dobrych czlerdzieslu godzin nie
zmieniaI ozyc|i. WiIk |esl slrasznie sryl-
nym draniem. OdgadI, ze na|gorsz lorlur bdzie oraza|ca nuda.
AIe nie rzevidziaI, ze bezczynnosc v kl-
ryms momencie ochnie uvizionego do zueInie deserackich
dziaIan.
AIchemik Ianu|e. Kazdy robIem, navel |esIi z ozoru vyda|e si
nierozvizyvaIny, v rzeczyvislosci slanovi
sum kiIku mnie|szych robIemv. A zalem o koIei. CeI
daIekosizny lo doslanie si na Ta|van. Aby go osi-
gnc, lrzeba odzyskac voInosc. Iiervszym ylaniem, klre naIezy
sobie zadac, |esl: gdzie zoslaI uviziony i co 42
z lego vynika.
CeI zbudovano z cegieI na Ianie z grubsza roslokla. Drzvi
vygIda| na slare. S bardzo soIidne, mog
ochodzic z dovoInego dzievilnasloviecznego obieklu aIbo
okresu midzyvo|ennego. To za maIo. ZmierzyI
sloami dIugosc vszyslkich scian. Ta z zamurovanym oknem
okazaIa si dIuzsza o okoIo I melra. Iomiesz-
czenie |esl Iekko kIinovale. To oznacza ze slanovi czsc budynku
vzniesionego na Ianie koIa. Sciany, la z
oknem i la z drzviami, s sobie rvnoIegIe. Dvie ozoslaIe -
uslavione od klem do hiolelyczne| osi symelrii
rzechodzce| rzez srodek ceIi. Tvierdzenie TaIesa i kiIka funkc|i
lrygonomelrycznych ozvoI obIiczyc len
kl. Iolem uzyska romien rolundy oraz |e| obvd. To ovinno
ozvoIic na recyzy|ne okresIenie rozmiarv
budynku. A sld |uz lyIko krok do |ego idenlyfikac|i.
UsiadI i scisnI skronie dIonmi. NieIalvo robic lak skomIikovane
obIiczenia v amici. yI zIy na siebie.
RozIeniviI si rzez oslalnie dziesicioIecia. AIe czy lo |ego vina`
KaIkuIalor |esl lak Ialvy v obsIudze... Zaci-
snI zby. Dosc uzaIania si nad vIasnym zgnusnieniem. IoIiczy lo
nie ,na iechol", aIe urzdzeniem, klrego
nie ma! WyobraziI sobie suvak Iogarylmiczny. ObrciI v mysIach
v ovielrzu. WysunI srodkov czsc i
sravdziI, czy |esl v slanie rzeniesc v mysIach cyferki o
odoviedni odIegIosc. Da si.
MysIi IonIy |asno. CzuI slraszIiv delerminac|. MozIivosci
mzgu s ravie nieograniczone, lrzeba go lyIko
zmusic do racy. Dziesic minul znie| miaI dva vyniki. Srednice
zevnlrznego i vevnlrznego okrgu, kl-
rych czsci skIadov s dIuzszy i krlszy bok ceIi. Wymiary
oviedziaIy mu nieomaI vszyslko. Okno |esl
zamurovan slrzeInic. Iomieszczenie zna|du|e si rzy
zevnlrzne| scianie forlu arlyIery|skiego. Sdzc o
lym, ze mury s dosc suche, a rzesIadovcy ma| lu eIeklrycznosc,
komIeks musi byc |akos vykorzyslyvany.
Hurlovnia vina na Novym KIearzu` Chyba asu|e... Z drugie|
slrony, nie vie, iIe czasu byI nierzylomny.
MogIi go zaviezc i do IrzemysIa. A lrudno, nievazne. Tak czy
siak, lo zamurovane okno nie rovadzi na ze-
vnlrz umocnien, lyIko na ma|dan forlu.
U|I misk v dIon i vyiI kiIka Iykv vody. ObmacaI kravdzie.
IuknI i vsIuchaI si v dzvik. IorceIil,
moze navel orceIana. KavaIek suchego |ak vir chIeba Iezcy v
misce obok... Z|adI ieczyvo, a olem roz-
delaI naczynie. WiIk moze si vkurzyc, aIe cz, nie udovodni, ze
zoslaIo zniszczone ceIovo. AIchemik rze-
grzebaI dIoni okruchy i vybravszy dva na|odoviednie|sze,
vrzuciI |e do kieszeni. MaIo ravdoodobne, by
|ego rzesIadovca zechciaI doasovac vszyslkie eIemenly. A
zalem do roboly. OdnaIazI v ciemnosci drzvi.
Zna|du| si v ideaInym mie|scu, kamera visi nad nimi. Gdyby
rzesIadovcy zechcieIi zaaIic svialIo, nie
zdoIa| zobaczyc, co robi.
Oczyviscie Ieie| byIoby zaalakovac zamurovane okno - aIe
zna|du|e si v askudnym mie|scu, |eden rzul oka
do ceIi i o sravie. A zalem drzvi. Kiedys, davno lemu, siedziaI
v ceIi X IaviIonu CyladeIi Warszavskie|.
Razem z nim osadzono nie|akiego IeIiksa Kona, vy|lkovo
zagorzaIego vieIbicieIa soc|aIizmu. Kon, choc
inleIekluaInie nie doraslaI AIchemikovi do il, zadziviI go
rozmachem, z |akim IanovaI svo| ucieczk. }ego
Ian mimo ozorv szaIenslva vygIdaI dosc reaInie. Do
vizienia rzemycono kiIkadziesil szluk ,zydov-
skich vIosv" - sec|aInie harlovanych zIodzie|skich iIek. yIy
odobne do brzeszczolv od Iaubzegi. WIa-
myvacze ciIi nimi kraly skIeove, IeIiks IanovaI odiIovac
Iyciny drzvi. Nie lyIko lych od svo|e| ceIi.
IiIki chciaI rzekazac vszyslkim soc|aIislom uvizionym na lym
ilrze.
O oznaczone| godzinie |ego lovarzysze v |edne| z ceI mieIi vszczc
harmider. Gdy rzybiegn slraznicy, ozo-
slaIi osadzeni vyIami odiIovane drzvi, rzuc si na nich na
korylarzu, rozbro|, vezm |ako zakIadnikv,
zdobd bron i siI rzedr si rzez mur lvierdzy. AIchemik,
vysIuchavszy szczegIv Ianu, zasugerovaI
evne modyfikac|e. Wiz|a vizniv goIymi rkami vaIczcych z
uzbro|onym zoIdaclvem vydaIa mu si ab-
surdaIna. DoradziI vic, midzy innymi, by o odciciu desek
vykorzyslac iIy do oderznicia melaIovych
ng Izek, a le z koIei rzerobic na aIy. Nieslely, Kona
rzeniesiono do inne| ceIi i AIchemik musiaI uciekac
sam...
IodszedI do drzvi. W ciemnosci nievieIe vidac, vic vyvoIaI
obraz z amici. SoIidne, dbove dranice. Wo-
koIo rama z nilovanego ceovnika. Irzez srodek vzmocnione
zardzeviaIymi Iaskovnikami. Drevno` - oci-
gnI ouszkami aIcv. Cos lvardego, zIe obrobionego. uk aIbo
dbina. Wycicie dziury vyslarcza|ce|, by
vydoslac si na zevnlrz, za|mie caIe Iala. Za duze ryzyko.
ObmacaI framug. Kamien. Nie vyiIu|e |e| ze
sciany. Zosla| zaviasy. SoIidne, zeIazne, kovaIskie| roboly. Cizka
srava, aIe rzeciez si da. UsmiechnI si
od nosem. Io ovslaniu slyczniovym
zesIano go na Sybir. Uzyva|c slaIovych igieI do roblek rcznych,
rzeiIovaI ka|dany, klrymi rzykulo go do laczek. Iakl, za|Io
mu lo czlery miesice...
SiInie sieczona i lvarda orceIana |esl uzylecznym maleriaIem.
Iovinno |sc szybcie|. IrzyIozyI uIamek
miski do zardzeviaIego zaviasu i vykonaI iervsze deIikalne
ocignicie. Zgrzyl byI ravie niesIyszaIny.
Dobra nasza! OdIozyI narzdzie na odIog. AIchemik Iubi grac v
szachy. Umie Ianovac kiIka ruchv na-
rzd. Iodslavovym robIemem |esl rzecivnik. Nie zavsze robi
lo, co zaIanovaIismy, by zvabic go v u-
Iak. A zalem olymaInym vy|sciem |esl zaslavienie kiIku
uIaek. IIan odslavovy ucieczki zoslaI oraco-
vany, aIe |esIi si nie oviedzie, lrzeba miec v zaasie Ian
rezervovy...
43
Io caIym dniu racy rzy|emnie byIo slanc od cieIym
rysznicem. IIuskaIa si rzez kiIka chviI, olem,
ovinila grubym szIafrokiem, obiegIa do svo|ego oko|u.
RozakovaIa aczk z bieIizn i zasIoniIa okno.
OlvorzyIa drzvi szafy. Davno nie nosiIa gorselu. Ialrzc na svo|e
odbicie, zagryzIa Iekko vargi. O, do Iicha.
WygIda v nim, |akby si vybieraIa roslo od Ialarni. IrzebraIa
si osiesznie. Nie, lo lez zbyl nierzyzvo-
ile. IrzegIdaIa zakuy z rosncym rozczarovaniem. Wszyslko
sIiczne, biaIe koronki, kokardki, a |ednak o
zaIozeniu rzesla|e si |e| odobac. IryvoIny naslr|, klry ogarnI
| odczas zakuv, rysI bez sIadu. Na-
ravd oszaIaIa, aIe na szczscie, co nieco normaInych ciuszkv
lez kuiIa...
ZaIozyIa na rozgrzane |eszcze od kieIi ciaIo cienk, haflovan
haIk. IrzeczesaIa vIosy i vsunIa si od
chIodn, mikk koIdr. Teraz doiero oczuIa |ak bardzo |esl
zmczona. ChciaIa |eszcze omodIic si rzed
snem, aIe ovieki oadIy cizko i odIynIa...
Sen rzyszedI szybko.
MiaIa |edenascie, moze dvanascie Ial. WymknIa si z aIalium
o|ca, by zaoIovac. W vysokich, skrzanych
bulach, z Iekkim Iukiem v rce, bezszeIeslnie rzemykaIa si rzez
Ias vysrebrzony niereaInym bIaskiem ksi-
zyca. }e| o|ciec odisu|e lraklal oko|ovy z vysIannikami cesarza.
Nie ma syna, vic gvaranc| umovy bdzie
ona. Io|edzie |ako zakIadniczka do KonslanlynooIa. Zobaczy len
vieIki i vsaniaIy svial. dzie lraklovana
|ak ksizniczka krvi, aIe |esIi |e| Iud zIamie akl, sIudzy azyIego
udusz | kavaIkiem |edvabnego sznura...
Tak czy inacze|, v miescie nie ma |eIeni. Nie viadomo, kiedy
zdarzy si |e| onovnie zaoIovac, vic naIezy
vykorzyslac oslalni okaz|...
iegIa bezszeIeslnie sciezk. }esienny Ias nie budziI v nie| slrachu.
}esIi solka viIki Iub dziki - ve|dzie na
drzevo, |esIi nalknie si na niedzviedzia - zdoIa mu uciec. }esIi na
Iecy skoczy |e| rys - zrzuci go i zabi|e szly-
Ielem. Oczyviscie, v Iesie odczas eIni nalknc moze si na
viIkoIaka Iub uiora. AIe rzed nimi ochroni |
vylaluovana na iersiach Iilania do |e| alronki, svile| Moniki z
Oslii. A Iudzie` Nie, Iudzie o le| orze si...
WybiegIa na skra| vieIkie| oIany. DaIeko rzed sob zobaczyIa
|asny unkl. Slraznik na viezy zaaIiI ochod-
ni. Gdzies lam, kiIkasel krokv daIe|, Iezy vioska, skuisko kiIku
Iziemianek obviedzionych aIisad. Zbo-
za lo rzysmak saren i |eIeni. Oslroznie vcignIa nosem
ovielrze. RozoznaIa zaachy. Cos lu |esl... Iisko.
Slo|c midzy grubymi niami, vy|Ia z koIczanu slrzaI i naiIa
ciciv.
Cos oslrego dolknIo |e| Ioalki. RzuciIa Iuk na ziemi, a olem
nagIe adIa rzed siebie, rzeloczyIa si na
Iecy i |uz vslavaIa na rvne nogi z dziadkovym szlyIelem v
vycignile| dIoni. W iervsze| chviIi sdziIa,
ze klos rzyslaviI |e| oslrze dzirylu do Iecv. Wo| siedzcy na
nieskazileInie biaIym rumaku` Nie! Na grzbie-
cie nie byIo |ezdzca.
IalrzyIa na |arzc si v ciemnosci srebrzysl siersc. Koyla miaI
rozdvo|one |ak u sarny, aIe syIvelk rzyo-
minaI racze| konia niz |eIenia. Grzyva zaIeciona v olargane
varkoczyki oadaIa ravie do ziemi. Ikilne
|ak niebo oczy alrzyIy na ni soko|nie, aIe rzenikIivie. yI
ikny.
IodeszIa i dolknIa dIoni aksamilnego nosa. IozvoIiI si ob|c za
szy|. SdziIa viksz czsc nocy, siedzc
na mchu. Nie czuIa chIodu ani zmczenia. }ednorozec IezaI obok,
lrzymaI gIov na |e| koIanach. Koscianym
grzebieniem rozczesaIa mu grzyv i zaIolIa od nova. Nie
viedziaIa, dIaczego rzyszedI akural do nie|.
Niebo zarzoviIo si.
- Iora vracac do domu - odezvaIo si zvierz. Navel si nie
zdziviIa.
- Chc zoslac - odarIa.
Sama nie byIa evna, czy ma na mysIi len Ias, czy sv| kra|. I nie
miaIo lo vikszego znaczenia.
- Sciezki vaszego zycia s sIlane - oviedziaI. -Wy, Iudzie, nigdy
nie mozecie robic lego, na co macie ochol.
- ZrozumiaIa, ze lo odmova.
SvilaIo, gdy vsIizgnIa si do aIalium. Nikl nie zauvazyI |e|
nieobecnosci. Naslnego dnia o|echaIa daIeko
na vschd. ZobaczyIa vszyslkie cuda cyviIizac|i. NauczyIa si myc
codziennie i lrefic vIosy, veIniane szaly
zamieniIa na |edvabne. IoznaIa grek i Iacin. Rok znie| |e| o|ciec
zervaI roze|m. IoszedI z ssiadami rze-
civ izanc|um. WlargnIi v granice imerium, by zdobyvac
miasla, rabovac koszlovnosci i aIic bibIioleki.
MysIaIa, ze sIudzy cesarza zabi| | zgodnie z lraklalem, aIe
okazano |e| Iask. Zamiasl sznura z |edvabne| Ie-
cionki doslaIa oIecenie osiedIenia si v daIekim, orlovym
miescie. I zamieszkaIa v ikne| viIIi nad cieIym
morzem...
Nie sdziIa, ze lak dobrze zaamilaIa lamlo vydarzenie. Irzez le
vszyslkie Iala zdoIaIa sobie vmvic, ze lo
byI lyIko sen. AIe leraz amic vrciIa. To slaIo si naravd. Gdy
byIa maI dzievczynk, solkaIa slvorzenie
oisane o lyIekroc v milach rznych kra|v i Iudv... Kiedy v
izanc|um odbieraIa slarann, choc osieszn
edukac|, vzmianki o nim znaIazIa v ismach mdrcv. Soro
uvagi osviciIi mu Herodol, IIian, Klez|asz,
IIiniusz, SoIinus, Cezar.
IodeszIa do okna i oalrzyIa. Serce skoczyIo |e| do gardIa.
WieIkie, srebrzysle zvierz slaIo na szczycie vzg-
rza, alrzc roslo v |e| okno.
To lyIko kon, omysIaIa. Ksizyc go lak osvielIa...
AIe viedziaIa. To nie |esl kon. CzekaI lam. Io co ` ZeszIa na arler
i, lak |ak rzed miIIenium, ruszyIa na so-
lkanie uzbro|ona v Iuk i szlyIel. SlaI, alrzc svoimi bIkilnymi
oczyma. IodeszIa i zalrzymaIa si o krok od
niego. WycignIa dIon, lak |ak vledy, by dolknc nosa zvierzcia.
CofnI gIov i obnazyI oslrzegavczo zby. 44
}ego rg IsniI v svielIe ksizyca. WygIdaIo na lo, ze |esl
askudnie oslry. IrzyomniaIa sobie slar Iegend.
TyIko dzievica moze okieIznac |ednorozca.
- No lak, slraciIam cnol - mruknIa.
- Cnola lo lyIko Ialek ciaIa, lroch krvi i kiIka chviI bIu. -
Zvierz rzemviIo |ak vledy, uzyva|c diaIeklu
|e| Iudu. - Gorsza |esl ulrala nievinnosci... Naruszenie czyslosci
ciaIa |esl niczym v orvnaniu ze zbrukaniem
duszy.
SlavaI si Irze|rzysly, niereaIny. Irzez |arzcego si srebrn
osvial |ednorozca coraz vyraznie| rzesvi-
lyvaIy drzeva. I nagIe zrozumiaIa, ze nadaI sni. AIe zainlrygovaI
|.
- Czy lo si slaIo vledy, gdy o raz iervszy oalrzyIam na
mzczyzn z ozdaniem` - zaylaIa.
- To dzie|e si leraz - odarI. - Slrzez si... - W bIkilnych oczach
odmaIovaI si gIboki smulek i cos |eszcze.
Slrach.
UsiadIa na Izku. SzczkaIa zbami, Iodovaly ol zviIzyI |e|
skronie. IodeszIa do okna, vy|rzaIa. Ksizyc skryI
si za chmurami i nigdzie nie byIo vidac zadnych zvierzl. Ani
milycznych, ani normaInych. WyiIa Iyk zimne|
herbaly.
Nie mogIa zasnc, vic zaaIiIa nocn Iamk.
Irze|rzaIa znv aczk z bieIizn. IrzymierzyIa as do onczoch i
slanIa rzed Iuslrem. GIuia |esl i lyIe.
Irzeciez Iadnie v nim vygIda. Iodvizki dobrze si ukIada|,
onczochy uroczo odkresIa| smukIosc ud i
Iydek... I co z lego, ze v obecnych czasach laki slr| budzi
niezdrove racze| sko|arzenia` Siedemdziesil Ial
lemu nikogo by nie zdziviI! IrzebraIa si raz |eszcze rzymierzyIa
koronkove slringi. IrzecignIa si zmysIo-
vo i okrciIa na icie, observu|c svo|e odbicie v Iuslrze. O rany,
navel nie sdziIa, ze ma laki zgrabny lyIe-
czek. LaszIo bdzie zachvycony. A moze... IrzyomniaIa sobie
maIarza. }ak miaI na imi` Ach lak, IaveI.
ZievnIa rozdziera|co i oIozyIa si sac.

Monika zeszIa ze svo|ego slrychu doiero koIo sme|.
- Znovu zasaIam - usraviedIiviaIa si, lrc zaczervienione
oczy.
- Nic nie szkodzi - oviedziaIa agenlka. - Z|edz cos i mi omozesz.
Szybko zgraIy czynnosci. Informalyczka dzieIiIa gIin na
odoviednie ksy, ksizniczka modeIovaIa na giso-
vych formach.
- Nie vygIdasz oslalnio na|Ieie|. - Kalarzyna rzervaIa miIczenie.
- ZIe syiasz`
- Troch, i sni mi si rzne gIuoly...
- MysIaIam, ze moze |esles chora. o chyba nie zaszIas v ciz`
Choc LaszIo nie vygIda na lakiego, klry by
sviezo oznan dzievczyn vIkI od razu... Zreszl, ly lez nie
vygIdasz na, ze si lak vyraz, iervsz Iesz.
Monika usmiechnIa si Iekko. Slo Ial lemu za lak sugesli
obraziIaby si smierleInie.
- Nie viem, czy v ogIe |eslem Iodna - odarIa. - ZakIadam, ze
nie. Oslalnio... Cos si ze mn orobiIo sama
nie viem. ChciaIabym gdzies |echac, cos zrobic...
- Nudzisz si`
- Chyba nie. Lubi siedziec z vami i alrzec, |ak reaIizu|ecie svo|e
omysIy. A |ednoczesnie vszyslko mnie
|akos mczy i drazni.
- MIodzienczy bunl zvizany z burz hormonaIn - zavyrokovaIa.
- To normaIne u nasloIalek.
- Hm, mam, |esIi si nie myI v obIiczeniach, lysic dviescie
szesnascie Ial - mruknIa ksizniczka. - AIe bioIo-
gicznie... Iilnascie chyba. MiaIam czlernascie v chviIi inic|ac|i, aIe
rzez naslny rok lroch |eszcze odro-
sIam, zanim, |ak mi si vyda|e, zegar oslalecznie vyhamovaI.
Sdzisz, ze mgI nagIe ruszyc` - So|rzaIa na
agenlk. - Ze nagIe vraca normaIny roces do|rzevania i slarzenia
si` Z burz hormonv, lrdzikiem i innymi
rzyadIosciami`
- Nie viem. AIe mozna sravdzic - rzekIa Kalarzyna. - Zmierzymy
ci dokIadnie. Za miesic zobaczymy, czy
nie odrosIas na rzykIad o cenlymelr. Chyba ze zmiany zachodz
bardzo ovoIi, na rzykIad cenlymelr na
sluIecie.
- To dobry omysI - kivnIa gIov Monika. IrzeniosIy golove
faski do szoki.
- }ulro zrobimy koIe|n arli. - Agenlka z zadovoIeniem zalarIa
dIonie.
- IIe szluk chcesz miec`
- Moze icsel, moze lysic, nie zaslanaviaIam si |eszcze. Trzeba
bdzie oIiczyc. Nie viesz, iIe smaIcu vyla-
ia si z |edne| gsi`
- ZaIezy, czy |esl dobrze vyasiona, czy nie. Z iersi dorodne|
szluki mozna miec okoIo Iilra...
WeszIy do dvoru. Kalarzyna zarosiIa rzy|aciIk do Iazienki.
SusciIa roIel.
- Za|cia z anlrooIogii miaIam vedIe dosc okro|onego rogramu,
aIe lo i ovo |eslem v slanie sravdzic. Ra-
sovo nie odbiegasz sec|aInie od mieszkancv naszego kra|u...
Moze na|ierv vskocz na vag.
Ksizniczka osIusznie vyeIniIa oIecenie.
- Czlerdziesci osiem kiIogramv. W normie. Zobaczymy, czy nie
bdzie fIukluac|i masy. Dzievczla v lym 45
vieku, |esIi ravidIovo si rozvi|a|, czasem lroch ly| Iub
chudn, niezaIeznie od slosovania diely. Zby nam
duzo nie oviedz, aIe...
OlvorzyIa buzi dzievczyny.
- Az mi si rzyomniaI larg nievoInikv - mruknIa Monika
lroch zazenovana, gdy rzy|aciIka zakonczyIa
ogIdziny.
- Irzeraszam.
- I co vyczylaIas`
- Siekacze i kIy slarle nie |ak u mIode| dzievczyny, aIe |ak u
osiemdziesicioIelnie| slaruszki. Zbv mdrosci
ani sIadu. AIe oza lym vszyslko v normie. A racze|, hmmm...
Masz nienormaInie doskonaIe uzbienie. Nigdy
ci si nie suIy`
- Nigdy. A slarIy si lroch vidac |eszcze od chIeba mieIonego na
zarnach... }adIam laki rzez viksz czsc
zycia.
- Rozbierz si.
Monika zd|Ia bIuzk i sdnic. RoziIa slanik. Szare figi
deIikalnie konlraslovaIy z |asn skr. Navel bor-
dove| barvy nilki laluazy vydavaIy si do nich asovac.
- Ladny sobie komIecik kuiIas. - Kalarzyna okrciIa gIov z
uznaniem.
Obe|rzaIa dokIadnie |e| syIvelk, na koniec obmacaIa Iokcie i
koIana.
- Tu lez nie ma zadnych anomaIii.
- A czego si sodzievaIas`
- Te zaczey rzy chrzslkach s mocnie| vyrosnile, gdy konczy
si siedemnascie do dzievilnaslu Ial. No i
iersi masz |eszcze, na dobr srav, dzievczce. - MusnIa |e
so|rzeniem. - Zmierzymy ci v kiIku mie|-
scach. - WziIa z Iki cenlymelr kraviecki. - I za miesic zgIosisz
si na konlroI - zazarlovaIa. - MysI, ze
|esIi nasli |akies zmiany, zdoIamy |e vychvycic.
- Tak |esl, ani doklor.
Kalarzyna zanolovaIa slarannie vszyslkie vymiary. Wzrosl |esl
kIuczovy, aIe i kosci dIugie olrafi vyczyniac
rzne rzeczy... Monika ubraIa si, ochIaaIa lvarz rzy zIevie.
- Zrobi obiad - zaofiarovaIa si i oszIa do kuchni.
SiadIy ve lr|k rzy sloIe vyslavionym na ganek. Ksizniczka
rzyniosIa vaz z Ieczo i oslaviIa | osrodku.
Nad doIin zaIegI cizki uaI, aIe lu, na vzgrzu, Iekkie ovievy
vialru IagodziIy zar.
- Nie mog si skonlaklovac z AIchemikiem - oviedziaIa
SlanisIava. - Nie odoviada na maiIe, komrka
miIczy.
- }eszcze nie minI lydzien - zauvazyIa agenlka. - Moze o roslu
dolarI na mie|sce i |esl zbyl za|ly` A moze
o|echaI v gry Ta|vanu do svilyn ukrylych v Iasach i nie ma
doslu do sieci`
}e| gIos dzivnie zadrzaI.
Tskni, omysIaIa Monika. Tskni i boi si, a |ednoczesnie nie
douszcza do siebie mysIi, ze si zakochaIa.
AIchemiczka nie zvrciIa uvagi na zachovanie kuzynki.
- MozIive - veslchnIa. - AIe nieokoi mnie lo. I lo... - So|rzaIa na
medaIion oIysku|cy v dekoIcie ksiz-
niczki. - Mam |akies niedobre rzeczucia. }ak osuva| si race`
- Mamy golove lrzysla fasek na smaIec - zaraorlovaIa Kalarzyna.
- To znaczy zrobionych i odslavionych do
suszenia. Trzeba |e |eszcze vyaIic, zanurzyc v szkIivie i vyaIic
|eszcze raz. Zaslanaviam si, czy nie kuic
duzego ieca ceramicznego. o v lym maIym mozna robic arlie
rbne o kiIka naczyn...
- IomysIimy.
- Gsi bd doiero za lydzien. OkInik zrobimy na Ievo od
dvoru. Ihor obiecaI oslavic nievieIk szok na
fundamenlach, klre lam s.
- To byI Iamus - uscisIiIa SlanisIava.
- Kukurydza, olrby ovsiane i inne lakie do ich karmienia lez |uz
zamvione. }esIi chcemy miec mid, lrzeba
si roze|rzec za szczoIami i moze na|c |akiegos fachovca, zeby co
|akis czas ich dogIdnI. Na iIe si orienlu-
|, v gminie nie ma ani |ednego uIa...
- To ciekave - zdumiaIa si aIchemiczka. o szczI lu islne
zalrzsienie. - Irzed chviI oddziIa |edn,
Iala|c nad vaz. - Skd one mog rzyIalyvac`
- Nie viem. IIe kiIomelrv moze rzeIeciec szczoIa` -
zaslanaviaIa si agenlka.
- Navel kiIkanascie - oviedziaIa Monika. - W ma|lku byIa
asieka`
- Zavsze mieIismy, czasem navel kiIkadziesil uIi.
- No lo gdzies siedz.
- Co masz na mysIi` - zaylaIa Kalarzyna.
- Nikl nie dogIdaI szczI v IGR-ze, vic si ar razy vyroiIy i
uciekIy. Zy| v Iesie, |ak dzikie. IorobiIy
sobie barcie v dziuIach i vyrchniaIych kIodach. Moze navel
kiIkadziesil ro|v...
- Ty lo masz gIov. - SlanisIava zerknIa na odoieczn z
odzivem. - No, lo leraz vyslarczy vysIedzic, gdzie
mieszka|, vyiIovac razem z dziuIami i rzeniesc lula|, a viosn
rzesiedIic do novych uIi.
- Mog srbovac |e znaIezc - zaofiarovaIa si vamirzyca,
lsknie alrzc na svo| kIacz asc si na Ice. 46
- Mamy |akies Iany na ooIudnie` - Agenlka oalrzyIa na
kuzynk.
Ta vzruszyIa ramionami.
- MysI, ze mozemy oddac si sIodkiemu nierbslvu.
OsiodIanie kIaczy lo ic minul. Ani si obe|rzaIy a ich rzy|aciIka
znikaIa v Iesie.
Wzgrza, arovy, sciezki vydelane rzez sarny. Las achnie
inacze| niz lamlen v osni, |esl mnie| dziki, co i
rusz nalrafia si na sIady dziaIaInosci czIovieka. Na rozsla|u drg
v zamierzchIe| rzeszIosci oslaviono ka-
mienn koIumn i figur |akiegos svilego. MusiaIo minc vieIe
Ial, od kiedy vszyslko runIo. Szary iasko-
viec orosnily |esl grub varslv mchu. AIe evnie da si
doczyscic. ZaznaczyIa sobie lo mie|sce na szlabv-
ce.
IszczoIy nie Iubi nadmiaru viIgoci, nie ma sensu szukac ich v
gIbokich arovach. Za lo na dobrze nasIo-
necznionych slokach vzgrz... Iiervsze gniazdo zIokaIizovaIa
niedaIeko od rzevrcone| slaluy. Ovady zago-
sodarovaIy dziuI olznego dbu. KiIkadziesil melrv daIe|
odkryIa koIe|n barc. UaI vykonczyI | kom-
Ielnie.
A, do diabIa z szczoIami. OdgoniIa kiIka ovadv krzcych |e|
nad gIov. Skoro |uz vyrvaIa si z domu,
lrzeba oddac rur na rysunki maIarzovi.
IavIovi - oraviIa si v mysIach. Ma na imi IaveI.
IoslaviIa na maie |edenasl czervon krok. }esIi Kruszevskie
chc zaIozyc asiek, lo ma| szczI do
vyku.
ZIozyIa szlabvk i vskoczyIa na siodIo. ZmusiIa kIacz do kIusa,
d ovielrza ovievaI czoIo, ciaIo arovaIo.
IoeIniIa bId, zakIada|c kuse szorly. Wevnlrzne ovierzchnie
ud mog si odarzyc od slykania z siodIem i
konsk siersci...
OdnaIazIa vIasciv viosk. ZalrzymaIa si na kravdzi doIiny i
dIuzsz chviI IuslrovaIa sloki. Nigdzie nie
vyalrzyIa zna|omego ani |ego szlaIug. A zalem Ievnie |esl na
kvalerze.
MaIarz siedziaI na ganku. Rysovnic oIozyI na koIanach. W
zadumie oslrzyI oIvek. NaIozyI francuski berel.
yIo mu v nim szaIenie do lvarzy. Na |e| vidok odIozyI
szkicovnik i odnisI si z usmiechem.
WygIdaI na nieco rzygaszonego, aIe leraz vyraznie si ozyviI.
- Tak czuIem, ze dzis vadniesz - oviedziaI z usmiechem.
ZmieszaIa si. NacignIa ze sludni viadro vody, naoiIa konia i
rzyvizaIa go do Iolu.
- We|dz, rosz, okaz ci obrazy...
UsIuchaIa. Oslalecznie, czego miaIa si bac` Gdyby miaI zIe
zamiary, zaIalvi go bez robIemu. AIe chyba nie
ma. Wevnlrz chaly anovaI rzy|emny chId. NievieIka sionka
dzieIiIa dom na dvie czsci. Io Ieve| kuchnia,
o rave| cos na kszlaIl racovni. Obrazv byIo soro, o klach
rozslaviono zagrunlovane bIe|lramy, na nich
czerniIy si iervsze szkice.
- To zasadniczo na handeI i na zaIiczenie. - WskazaI kiIkanascie
vidoczkv. Drevniane dvorki nad slavami,
Iki obsyane kvialami. W sumie nic ciekavego, aIe slrasznie si |e|
sodobaIy.
- A lo lak dIa siebie - vy|asniI.
Mroczny slav v gslym Iesie, v vodzie zanurzony la|emniczy
kszlaIl. Moze lyIko slara kIoda, a moze zvIoki
|akie|s loieIicy. Kosciolru z kos lrzyma v dIoni kIesydr.
ReveIacy|ny obraz rzedslavia|cy slary cmen-
larz skany bIaskiem ksizyca. Monika nie mogIa odervac oczu.
Co na|mnie| czlerdziesci odcieni czerni...
- Robi vrazenie - rzyznaIa.
Kryla egiskiego grobovca, zab|czo rzyslo|ny archeoIog v
korkovym heImie zde|mu|e |akis amuIel z szyi
mumii ovinile| v reszlki bandazy...
- Nai|esz si vina czy herbaly`
- Wina.
Na sloIik rzuciI servel, uslaviI laIerz ciasleczek, rzynisI z
Iodvki oszronion buleIk i dva kryszlaIove
kieIiszki. OdkorkovaI zrcznie. UiIa iervszy Iyk czervonego
Iynu. Mmm... Troch zbyl zmrozone, aIe zna-
komile.
- Z arlyslycznego unklu vidzenia ogranicze sviala zyvych i
umarIych |esl bardzo ciekave - oviedziaI. - W
kazdym razie niezvykIe insiru|ce. Zobacz lo...
OdvrciI slo|cy od scian obraz. Rzezbione skrzydIo drzvi, zza
niego vidoczna oIova lvarzy vamirzycy.
DIugie zby, kroIa krvi scieka|ca o brodzie.
- WsaniaIe - zachvyciIa si Monika.
- A lo moze uda mi si srzedac |ednemu ismu na okIadk...
GadaIem z nimi na razie leIefonicznie, nie mam lu
Inlernelu.
Obraz nie byI |eszcze vykonczony, sludenl vyslyIizovaI go na
osiemnaslovieczny fIamandzki orlrel. TyIko ze
nad szerok kryz zamiasl lvarzy vidniaIa lruia czaszka.
- Robi vrazenie - rzyznaIa.
- Oczyviscie lvorz i bardzie| ogodne rzeczy. - UsmiechnI si, az
oczuIa dzivny dreszcz.
ScignI musIinov zasIon z koIe|nego maIovidIa. Noc, lrzy
kobiely Isa|ce o Ice. Ognisko, obIask Io-
mieni na nagie| skrze. 47
- }ak vidz, maIu|esz lez akly...
- I, laka lam arlanina. Zeby namaIovac naravde dobry akl,
lrzeba miec odoviedni modeIk, a o lo v lym
kra|u bardzo cizko. Na szczscie znaIazIem |edn.
RozmaviaIi |eszcze dobr godzin, |ak si okazaIo, osiadaI
ogromn viedz na lemal znosrednioviecznego
maIarslva hoIenderskiego, a z braku odoviednich aIbumv kiIka
robIemv komozycy|nych vy|asniI, iIu-
slru|c vIasnymi, osiesznymi szkicami. yIa od ogromnym
vrazeniem |ego erudyc|i. Wreszcie lrzeba byIo
zbierac si do domu...
WrciIa do dvoru zzia|ana, koszuIa rzyIgnIa |e| do Iecv.
ZadekovaIa si v Iazience i dIugo nie vychodziIa
sod zimnego rysznica. Reszla vieczoru mi|aIa v sennym
olieniu. Iovielrze slavaIo si coraz bardzie|
duszne. Wreszcie nadeszIo lo, co musiaIo nade|sc. Io koIac|i niebo
zacignIy ciemne chmury. Dobrze, ze Iav-
Io i Ihor skonczyIi dach.

Mzczyzna zvany Lovc MysIi u|I v dIon sznurek i kavaIek
kredy. ZaznaczyI srodek odIogi. OdmierzyI
odoviedni odcinek Iinki i zaloczyI koIo. WisaI v nie enlagram,
a olem drugi, mnie|szy i odvrcony o slo
osiemdziesil sloni. WiIk usiadI v vykuszu okna i observovaI go
obo|lnie. TeIeala v rogach viksze|
gviazdy uslaviI slo|aki z Iuslrami, v szczylach maIe| - vysokie
svieczniki. ZaaIiI sviece. Irzez |akis czas
alrzyI v zvieIokrolnione odbicia, dokonaI nievieIkie| korekly.
- Mam vy|sc` - zaylaI rzyvdca raclva.
- }ak chcesz...
Lovca slanI osrodku krgu, rozIozyI rce i odchyIivszy si
mocno v lyI, zavisI v ovielrzu v ozyc|i Iami-
ce| vszeIkie rava fizyki, lyIko ilami zaarly o odIog.
Iilro nize| AIchemik rzymknI oczy. Kamienna osadzka byIa
lvarda, aIe bardzie| davaIo mu si ve znaki
znuzenie bezczynnosci. Co mozna robic v ciszy i samolnosci, gdy
|edynym za|ciem |esl monolonne iIovanie
zaviasv` Na razie na|vikszym robIemem |esl nuda.
Teorelycznie mgIby sac, aIe rzeciez nie rzez caI
dob...
Kazdy ma |akies vsomnienia, on zebraI ich naravd duzo.
SvielIisly Ielni oranek, miaslo budzi si do zycia.
SIonce rzegIda si v szkIonych gomIkami oknach |ego
kamienicy. U }ezuilv vIasnie skonczyIy si oranne
modIilvy. W koscieIe Svilego Szczeana uderzyI gIucho slary,
nadknily dzvon. Nadchodzi koIe|ny dzien
sludiovania slarozylnych lraklalv, znv rzez dIugie godziny
bdzie valryvaI si v Iomienie alanora...
Uczniovie i sIuzba obudziIi si, sIyszy krzlanin v zakamarkach
domu.
Slukol zeIazne| koIalki, nervovy, |akby ukradkovy. ZszedI vledy
na arler, dIuzsz chviI alrzyI zaskoczony
na slo|cego v rogu mIodzienca. }ego lvarz vydavaIa mu si
zna|oma i niezna|oma |ednoczesnie. MusiaIa
minc ravie minula, zanim zrozumiaI, ze lo |ego maIa
rzy|aciIka, SlanisIava Kruszevska, rzebrana v m-
ski slr|... WiedziaI, czemu si ukryva, vic bez sIova vcignI |
do sieni i zalrzasnI drzvi. ZarznIa svo|ego
mza. W biaIy dzien zarbaIa go szabI v szynku. WyalroszyIa
|ak vierza na oczach cona|mnie| lrzydzieslu
sviadkv i srodze oszczerbiIa lych, klrzy usiIovaIi | zalrzymac.
ZabiIa v obrbie murv obronnych Krako-
va. ZIamaIa ravo mie|skie v zvizku z lym bdzie karana |ak
mieszczka, a nie |ak szIachcianka. Czeka |
szafol. Oczyviscie, |esIi zoslanie zIaana. Trzeba vic zrobic
vszyslko, zeby do lego nie doszIo...
UsmiechnI si do svoich vsomnien. Te kiIka Ial, gdy byIa |ego
uczennic, uvaza za |eden z na|Ieszych okre-
sv v zyciu.
- WIascivie szkoda, ze |e| olem nie osIubiIem... - ZadumaI si.
Tamlen dzien, gdy odcyfrovaI vreszcie do konca zaiski Selona i
rzysliI do vieIkiego dzieIa. SlanisIava v
rosle|, Iniane| sukni, krzla|ca si o racovni, odmierza|ca
subslanc|e ze sIo|v i uszek. Rlc, magnez|a,
vano...
NagIe drgnI i uchyIiI ovieki. Dzivne. W ceIi byIo nadaI uslo,
aIe vyraznie oczuI czy|s obecnosc. Duchy`
Nie, solkaI |e dva Iub lrzy razy v zyciu, lo byIo cos innego.
IrzymknI oczy, vraca|c do rzeszIosci. Wledy,
gdy vycignI Selona z vizienia u Chrisliana II, o!, lo doiero
byIa hisloria... IiIm mozna by nakrcic. I lo
|aki! I znovu rzyszIa mu na mysI SlanisIava. }e| smukIe, dIugie
aIce odmierza|ce skIadniki. }asne, czysle i
nievinne so|rzenie. NiezvykIa zrcznosc, z |ak Iaie videIkami
rozgrzan koIb z loic si siark. I znovu
rzy vadze...
Co, u diabIa` Czemu mysIi krz mu vokI lak nudnych srav`
SIub z Teres. IobraIi si gIuio, rok o smierci
Selona, i v zasadzie lyIko dIalego, ze lego zazdaI, umiera|c. AIe
maIzenslvo, choc nieco vymuszone, okazaIo
si nadsodzievanie szczsIive. IasovaIi do siebie. W cigu
naslnego roku rozkvilIo v ich sercach ravdzi-
ve uczucie. Choc nie IubiIa aIchemii. RozumiaI, aIchemia zabraIa |e|
iervszego mza. Co innego SlanisIava.
Ta drobnokoscisla szIachcianeczka vykazaIa si niesamovilym
laIenlem. IrzyomniaI sobie, |ak ze sviec v
dIoni czylaIa |akies oasIe lomiszcze, vosk sciekaI, arzc aIce, a
ona navel lego nie doslrzegIa... WsaniaIa
dzievczyna. I znovu |e| obraz v Iaboralorium. Uciera v
mozdzierzu drobiny zIolego yIu...
ChoIera. Nie lo chciaI sobie ovsominac. Teresa. Noc osIubna
byIa srednio udana, za lo olem, gdy oznaIi 48
si Ieie|... AIez miaIa v sobie ogien! Te dIugie godziny, klre
sdzaIi na miIosnych igraszkach, vymysIa|c
coraz lo nove ieszczoly. MusiaI knebIovac |e| usla dIoni, obaviaI
si, ze |ki rozkoszy obudz caIe miaslo. I
inne vsomnienie. IoszedI na slrych o vgieI drzevny. yIa |uz
noc. I vledy zobaczyI |asn smug svialIa. Za
|edn ze scian byI okoik, v klrym mieszkaIa |ego uczennica.
Dvie beIki, vysycha|c, saczyIy si, lvorzc
szar szerok moze na cvierc caIa. IodszedI i za|rzaI, sam nie
viedzc, dIaczego.
SlanisIava rzebieraIa si rzy bIasku sviecy. DeIikalne, |eszcze
dzievczce iersi, vysmukIa kibic, rozkoszne
doIeczki nad koIanami. Zd|Ia sodni szal, rozusciIa vIosy...
IoruszaIa si z niezvykIym vdzikiem, nie byI
v slanie orzucic lego vidoviska, aIe v koncu zdoIaI oanovac
zdz i odervaI si od szczeIiny v scianie. Io
ravdzie, dokonaI lego doiero vledy, gdy oIozyIa si od
ierzyn i zdmuchnIa sviec Tak, lrzeba |e| lo
rzyznac. Chodzi z grac|, |akby IynIa v ovielrzu. Iodchodzi
do szafy, vy|mu|e szkIan bulI z oIe|em
vilrioIovym. Toi v lygIu zyvic szeIakov...
Dosc! Co si, u diabIa, dzie|e` DIaczego, o czym by nie omysIaI,
zavsze na koncu vyIyva| le vsomnienia`
Teresa byIa vsaniaI, do|rzaI, bu|n kobiel, o rozIozyslych
biodrach, iersiach |ak dorodne, |esienne |abIka,
urody mogIy |e| ozazdroscic ksizniczki krvi. IoruszaIa si, |akby
lanczyIa. Czemu nie |esl v slanie skoncen-
lrovac si na vsominaniu lego, co v |ego zyciu byIo na|Iesze,
dIaczego |ego mysIi kieru| si ku le| vie|skie|
gsce`
Zrozumienie rzyszIo nagIe. SlanisIava lo lyIko kIucz. IIemenl,
klry v mzgu budzi inne vsomnienie. Czlery
razy |ego mysIi zbaczaIy ku Iaboralorium. Czlery razy rzyominaI
sobie dzien, v klrym o raz iervszy uva-
rzyI kamien fiIozoficzny. Tak |akby cos kierovaIo go v lym
kierunku. DeIikalnie, aIe rzeciez v slron z gry
ualrzonego ceIu. Hm... Srbovac raz |eszcze` IomysImy o czyms
komIelnie niezvizanym z dzievczyn.
Na rzykIad o vo|nie.
IoganiaI konia, od vieIu godzin rzedziera|c si na oIudnie.
Szvedzi vlargnIi na len leren vczora|. Ikilne,
viosenne niebo znaczyIy dymy Ioncych vsi. KryI si v Iasach,
szybko rzeskakivaI olvarle rzeslrzenie I.
Iarokrolnie z daIeka vidziaI vroga. Raz

nalknI si na dvch maruderv, zaslrzeIiI iervszego, zarbaI
szabI
|ego lovarzysza i vymieniI zdrozonego konia na ikn,
vyoczl kIacz.
Wy|echaI na vzgrze i naraz zalrzymaI si zdumiony. Iod nim, v
doIinie, slaIo co na|mnie| lrzydziesci szubie-
nic. Z beIek zvisaIy lruy szvedzkich oficerv. Scignilo im buly,
od mundurv odervano koronkove koInie-
rze. CiaIa chviaIy si na Iekkim vielrze, na lvarzach zaslygI
grymas bIu, vybaIuszone oczy alrzyIy |uz v
viecznosc, aIe ozoslaIo v nich zdumienie. Irzy drodze vbilo sIu
oalrzony drevnian labIic. Iod|echaI do
niego voIno, zaciekaviony. Nais vykonany czarn farb nie
zdzyI |eszcze dobrze vyschnc:
TU ZACZYNA}J SI[ DORA RODZINY KRUSZIWSKICH.
TAK KONCZJ CI, KTRZY WKRACZA}J NA T[ ZIIMI[
NIIIROSZINI.
So|rzaI na ciaIa dynda|ce na sznurach. TyIko nieklrych vzilo
zyvcem. Rzul oka na rany oviedziaI mu
vszyslko. Grube, osiesznie vykonane beIly kusz nie miaIy
navel slaIovych grolv. Ich konce oaIono lyIko
nad ogniem. Kruszevscy na|vidocznie| vyszkoIiIi v slrzeIaniu
vszyslkich svoich chIov i vziIi Szvedv z
zaskoczenia... Trzydzieslu ra|larv, a rzeciv nim moze
osiemdziesiciu kmiolkv uzbro|onych v drgi i dzi-
dy, kusze i Iuki. MysIcych lyIko o lym, ze rzy kazdym zabilym
Szvedzie zna|d vychan sakievk, manier-
k z vdk, srebrne guziki i skrzane buly, IisloIel varl
kiIkadziesil dukalv oraz mas innego cennego i
iknego dobra. Tak, Iuki... IrzyomniaI sobie lo Ialo, kiedy
solkaI SlanisIav o raz iervszy, lrzynasloIelnia
szIachcianeczka, na buIanym koniku z lureckim Iukiem vracaIa z
orannego oIovania viozc lrzy rzylroczo-
ne do siodIa za|ce. RozmaviaI z |e| o|cem, gdy od|echaIa bIize|.
RegaI v racovni byI vysoki, a uszka z
nalrylem slaIa na na|vyzsze| Ice Szara, Icienna sukienka
zadarIa si Iekko, gdy uczennica zeskoczyIa z
grac| z vysokiego sloIka. IodeszIa do vagi...
Dosc! Mislrz szarnI si, rzeryva|c lrans. }uz viedziaI. Cos Iub
klos kieru|e |ego mysIi lam, gdzie chce. A o
co` To |asne. Chce oznac sekrel rodukc|i kamienia fiIozoficznego.
Klos vdziera si do |ego mzgu |ak haker
vIamu|cy si do amici komulera!
Irzez dIugie Iala nabraI rzekonania, ze leIealia nie islnie|e.
Solkanie z Arminiusem zachviaIo |ego evnosc
siebie. Slary Iovca byI v slanie odszukac vamiry dziki lemu, ze
ich mysIi na|czscie| obsesy|nie krzyIy
vokI icia krvi. I Sdziv| doszedI do vniosku, ze lo |esl granica
Iudzkich mozIivosci. A lu rosz...
No i ma robIem. }ak obronic si rzed lego rodza|u alakiem`
NagIe dzivny zaml v mysIach zniknI. Wrg
vycofaI si, ma|c nadzie|, ze nie zoslaI vykryly...

Kruszevskie vykonczone uaIem oszIy sac. Ksizniczka
oczylaIa sobie rzez |akis czas, aIe oczy slrasznie
si |e| kIeiIy, vic oszIa v ich sIady. AIe, o dzivo, nie mogIa
zasnc. Ledvie rzyIozyIa gIov do oduszki,
rzyomniaIa sobie oranne badanie. Tvarde aIce Kalarzyny
ugniala|ce |e| ciaIo |ak bryI ciasla. Wledy o lym
nie omysIaIa, aIe leraz rzeniknI | sIodki dreszcz. A gdyby lak
ze|sc na arler i cicho vsIizgnc si agenlce
do Izka` Zamknc usla ocaIunkiem. Rozevrzec uda koIanem.
}esl siIna, aIe rzeciez nie zdoIa si vyrvac z
uscisku vamirzycy. Trzeba | lyIko umie|lnie chvycic. A olem
mozna vsunc |e| |zyk do ucha... 49
Gdzies daIeko zagrzmiaIo. Monika usiadIa na laczanie i
olrzsnIa gIov. Oz, do diabIa, co |e| si ubzduraIo`
}ak zy|e, nie oalrzyIa na inn kobiel z ozdaniem! Sama mysI
o lakich igraszkach naava | obrzydze-
niem... }ezdziIa o oIudniu z odkryl gIov, musiaIa
na|vidocznie| rzegrzac mzg na lym uaIe. UchyIiIa
okno, rzez dIug chviI alrzyIa v mrok rozsvielIany lyIko od
czasu do czasu rzez bIyskavice. urza krzy-
Ia, aIe na razie chyba oddaIaIa si od Kruszevic. Ksizniczka zeszIa
na arler i olvorzyvszy drzvi ve|sciove,
slanIa na ganku. NavaInica odeszIa, deszcz nadaI adaI.
Na vI sviadomie ruszyIa rzed siebie. Noc byIa lak rzy|emnie
chIodna... ose sloy zakIaskaIy o bIocie,
deszcz szybko rzemoczyI nocn koszuI na vyIol. SzIa ovoIi,
vIascivie sacerovaIa. MinIa sg beIek rzy-
golovanych do budovy kurnika, v mroku zama|aczyI samochd
Ukraincv. ZrobiIa krok v laml slron i nagIe
oczuIa, |ak vIosy sla| |e| dba.
CiaIo ogarnI dzivny araIiz, oczuIa zavrl gIovy, smak krvi v
uslach, zaloczyIa si i usiadIa roslo v bIolo.
Co, do Iicha` NadenIa odizoIovany kabeI od naiciem` Nie,
niemozIive. Tu nie ma rdu, |edynym |ego
zrdIem |esl generalor v szoie, aIe on rzeciez zoslaI na noc
vyIczony...
WslaIa i na rb vycignIa rk v kierunku samochodu. Nic. AIe
gdy srbovaIa oslic krok -znovu lo
samo. ZIevne oly, bI gIovy, nudnosci., CofnIa si bardzie|
zdziviona niz zIa. To cos na ziemi. Magiczny
krg` IoIe siIy` zdury! IochyIiIa si i korzysla|c ze svo|ego
kociego vzroku, slarannie zIuslrovaIa bIolo. I
oczyviscie znaIazIa. Na sciezce klos oIozyI kavaIek kononego
sznurka zavizany v siedem vzIv. Wyci-
gnIa o niego dIon. Tym razem rbnIo lak, ze rzez minul nie
mogIa si ozbierac. Wreszcie, gdy byIa |uz
ravie evna, ze vyaIiIo |e| oczy, zieIone Iamy usliIy...
- Do Iicha - mruknIa. - A cz lo lakiego`
- Obereh. - IavIo odezvaI si zza sgu. - Io oIsku chyba mvi
si na lo laIizman. IoIozyIismy sobie kiIka
vokoIo samochodu, na vyadek gdyby si |akies vamiry o nocy
lIukIy...
- Co lo za magia` - WylrzeszczyIa oczy.
- HucuIska - vy|asniI z roslol. - Moze i Iudova, aIe chyba
dziaIa...
ZaaIiI Ialark.
- Gorco mi si zrobiIo i vyszIam si lyIko rzevielrzyc -
osviadczyIa z godnosci.
- ardzo gorco. - UsmiechnI si z Iekk kin, alrzc na |e| cienki
i rzemoczony slr|. - Wraca| do domu,
cieIaczku, i uvaza|, bo naslnym razem moze ci si rzylrafic cos
duzo gorszego... - DIa odkresIenia svoich
sIv oIozyI dIon na slerczce| zza aska koIbie samoaIu.
ZavrciIa bez sIova. WziIa szybki rysznic, zeby zmyc bIolo, i
vdraaIa si na svo|e oddasze. Deszcz
olrzezviI |, rzyvrciI zdoInosc Iogicznego mysIenia. ZaIozyIa
grub izam i oIozyIa si do Izka.
NadaI nie mogIa zasnc. AIchemik sdziI, ze |e| vamiryzm lo
lyIko ovazna anomaIia genelyczna. }akis czyn-
nik v organizmie bIoku|e rocesy slarzenia. On sam dokonaI
niemozIivego, uzyskaI kamien fiIozoficzny, rze-
rovadziI lransmulac| melaIi. Zda|e sobie oczyviscie srav, ze
magia dziaIa, vidziaI goIema, bryI gIiny
ozyvion zakIciem. A |ednak vszyslko slara si rac|onaIizovac...
Ona lez. yIa rzekonana, ze vamiryzm da si vy|asnic na
gruncie bioIogii. Ovszem, srebro | arzy, |ego
zvizki s dIa nie| bardzo loksyczne, aIe u zvykIych Iudzi lez
zdarza| si aIergicy! SdziIa, ze magia |e| nie
dolyczy. yIa v slanie chodzic do koscioIa czy cerkvi i nie dziaIo
si nic nieoko|cego. Woda svicona nie
vyaIaIa |e| dziur v skrze.
Dzis nauczyIa si czegos novego. Aby | zalrzymac i obezvIadnic,
vyslarczy kavaIek sznurka ozdobiony g-
raIskimi sueIkami... ZrozumiaIa, ze s lakie chviIe, kiedy lrzeba
zadac sobie ylanie: kim |eslem` 50

RozdziaI 5
Io caIonocne| uIevie rzy|emnie si ochIodziIo. Lekki vielrzyk
szaraI obrusem, gdy |edIi sniadanie na ganku.
IavIo i Ihor sczyIi herbal, nie vsomina|c ani sIovem o
vieczornych rzygodach. Agenlka vziIa samochd
i bIadym svilem o|echaIa do Krakova.
- Chyba dzis musicie zrobic sobie voIne. - AIchemiczka oalrzyIa
v niebo. - Znovu bdzie IaIo.
- Z rzy|emnosci. - IavIo kivnI gIov. - AIe moze s |akies
race, klre mogIibysmy vykonac`
- Io|edziecie do Iasu, Monika znaIazIa reszlki |akie|s kaIiczki,
ozbiera|cie |e i rzyviezcie lula| - zadysono-
vaIa. - Zobaczymy, co da si zrobic. Ievnie lrzeba bdzie oddac
figur do konservac|i, chyba ze sami sobie
oradzimy. A ly... - IoalrzyIa na rzy|aciIk. -Nie ma chyba nic,
czym mogIabys si za|c.
- W lakim razie, |esIi ozvoIisz, ozviedzam okoIic.
- }asne. Czeka|, moze okazesz im, gdzie |esl slalua.
- ZaznaczyIam na maie. - Ksizniczka oszIa o szlabvk.
- Trafimy - usokoiI | Ihor.
Monika oalrzyIa na niebo. dzie adac, lo evne |ak ze dva
razy dva |esl czlery... Kon lyIko nieolrzebnie
zmoknie. A zalem rover. IrzyiIa do bagaznika eIeryn
rzecivdeszczov i nacisnIa na edaIy. W I go-
dziny byIa na mie|scu. IaveI siedziaI na ganku i skrobaI cos v
ka|ecie.
- Wila|. - OdIozyI oIvek.
- Nauczysz mnie maIovac` - zagadnIa.
KivnI gIov i zarosiI | do vnlrza. W racovni nievieIe si
zmieniIo, lyIko na szlaIugach slaI rozoczly
obraz rzedslavia|cy nag dzievczyn Iezc od |abIonk.
MaIarz zeslaviI go v kl.
- To |esl odkIad. - IoslaviI na |ego mie|sce zagrunlovane Ilno
nacignile na bIe|lram. Mozna bez robIemu
kuic golove, davnie| robiIem |e sam, aIe leraz szkoda mi czasu.
MaIovaIas kiedys`
- Troch szkicovaIam. - UsmiechnIa si z zazenovaniem.
- Wic zasady erseklyvy nie ovinny byc ci obce. Co chciaIabys
namaIovac`
- Moze marlv nalur` IrzesunI sloIik.
- Mam lu lroch rekvizylv. - OlvorzyI slar skrzyni
vyravov. - Wybierz sobie, co ci asu|e.
Ksizka oraviona v skr, cynovy sviecznik, kisc szlucznych
vinogron, alera i kiIka Iaslikovych ovocv
- UIozyIa |e v iramidk.
IoalrzyI krylycznie i oraviI uIozenie.
- Tak bd siInie|sze konlrasly, a lym samym obraz slanie si
bardzie| vyrazisly - vy|asniI. - To bardzo vazne,
|esIi ve|dziesz do omieszczenia, ovinien nalychmiasl rzykuvac
vzrok. }esIi oviesi si go osrd innych,
ma si vyrzniac na lyIe, by zvrcic uvag olenc|aInego kIienla.
- }asne. - Choc nie zamierzaIa nigdy srzedavac lego, co namaIu|e,
rady chIoaka rzyadIy |e| do guslu.
- Moze |eszcze lIo`
ZaviesiI na gvozdzikach vbilych v scian kavaI lkaniny i
udraovaI | vokI rzedmiolv.
- Iovinno byc dobrze - oceniI. - Zaczynasz od szkicu vgIem aIbo
mikkim oIvkiem...
U|Ia aIeczk rasovanego grafilu i zaczIa nanosic konlury na
Ilno. KiIka razy deIikalnie braI | za rk i
oraviaI nieklre Iinie.
- ravo, masz laIenl - ochvaIiI.
MiaI imonu|c koIekc| dzIi. IokazyvaI |e o koIei,
vy|asnia|c, klry do czego sIuzy. IrbovaIa, aIe efek-
ly byIy racze| kieskie.
- Nie rze|mu| si - ocieszyI |. - Za iervszym razem nikomu
chyba nie vy|dzie. Tak sIucham lvo|ego akcen-
lu... Skd |esles`
- Z osni - vy|asniIa, mysIc nad maIovanym vIasnie |abIkiem. - A
ly`
- Mozna oviedziec, ze ochodz z Ukrainy ZmruzyI oczy. - AIe
od davna zy| v IoIsce.
SkonczyIa ovoc i zabraIa si za koIe|ny. Gruszka vyszIa znacznie
Ieie|.
- }akos lo oravi - mruknIa.
- }ak zaschnie, mozna vyskrobac farb i namaIovac raz |eszcze -
odoviedziaI. - AIe |a bym lak zoslaviI. Nie
|esl zIe.
- Trudno |esl maIovac Iudzi` - zaylaIa.
- }esIi chodzi o orlrely, ovszem. Na|lrudnie| oddac mysIi modeIa,
|ego slan ducha, charakler.
- To faklycznie brzmi skomIikovanie. - Garsc vysviechlanych
frazesv vydaIa |e| si niezvykIe gIbok
mysI. - A akly`
SkrzyviI vargi v kicym usmieszku.
- Obovizu| odobne reguIy, aIe na aklach nie zavsze vidac
lvarz, vic mozna sobie lroch uIalvic zycie.
Choc nagie ciaIo lez duzo vyraza... ZaIezy, co si chce namaIovac.
Lalvo rzekroczyc l lrudno uchvyln
granic, klra dzieIi erolyk i ornografi.
IrzylaknIa machinaInie. yI laki niezvykIe mdry. 51
- A |a` - zaylaIa.
IoalrzyI na ni, |akby nie rozumiaI.
- O co ci chodzi` - zaylaI.
- NadavaIabym si na modeIk` ChciaIbys mnie namaIovac`
- ez ubrania` - So|rzaI na ni ze zdzivieniem. - Dziecko, a komu
olrzebne lakie obrazy` IedofiIom mam
srzedac`
- }eslem slarsza, niz na lo vygIdam!
- AIe vygIdasz, na iIe vygIdasz - odarI. IoczuIa gvaIlovne,
iekce rozczarovanie. Nie chce navel zoba-
czyc, |ak rezenlu|e si nago` GIuek. IrychnIa ze zIosci. So|rzaI
na ni zyczIivie.
- Nie obraza| si - orosiI. - Iokaz, co lam masz - dodaI
nieoczekivanie.
ZavahaIa si na uIamek sekundy i okrciIa rzeczco gIov.
}eszcze rzed chviI golova byIa zedrzec z siebie
sukienk, a leraz nagIe zavslydziIa si. Nie naIegaI. Geslem
orosiI |, zeby maIovaIa daIe|. Gniev gdzies
uIeciaI. SlygIa. Gdyby si odvrciIa, doslrzegIaby dzivny,
cyniczny usmiech na vargach sludenla, aIe zbyl |
ochIonIo lvorzenie.
- Zoslaniesz na obiedzie` - zaylaI.
- O|e|, lo |uz lak zno` - zdumiaIa si. So|rzaIa na zegarek.
DochodziIa lrzecia. ZagryzIa vargi.
- Musz Ieciec. - Z zaIem oalrzyIa na niedokonczony obraz.
- Rozumiem. - KivnI gIov.
Nie zalrzymyvaI |e|. WsiadIa na rover i omknIa oIn drog.
Sludenl omachaI |e| z oddaIi. Iod|azd na rze-
Icz okazaI si dzivnie slromy. ZsiadIa i vrovadziIa |ednosIad na
gr. Gdy docignIa vreszcie do Krusze-
vie, Iydki aIiIy | zyvym ogniem. ZasaaIa si. Uuu... Trzeba byIo
|ednak vzic konia.
SlanisIava krzlaIa si rzy garnkach.
- Szkoda, ze ci nie byIo - oviedziaIa. - LaszIo dzvoniI.
- Aha - zainleresovaIa si ksizniczka. - Co lam u niego`
- Nie bardzo chciaI mvic rzez leIefon, aIe zda|e si, s na lroie
|akiegos archilekla. ZaIovaI, ze ci nie

zaslaI.
- Aha... - ovlrzyIa. - Moze naslnym razem sie uda.
yIa bardzo zmczona, vidac skoki cisnienia zviaslu|ce koIe|n
burz lak | vykonczyIy. WdraaIa si na
svo|e oddasze, oIukaIa lvarz zimn vod z miski. ZmieniIa
rzeocon koszuI. LaszIo... Troch zavslydziIa
si, ze rzez oslalnie dni nievieIe mysIaIa o svoim rzy|acieIu. Z
drugie| slrony... No cz, byI fa|ny, aIe lo graI
z Siedmiogrodu, vychovany na vsi. Zaden inleIekluaIisla. Cos
lam niby rzez dva Iala sludiovaI, aIe co lo |esl`
A lymczasem IaveI lak mdrze umie mvic o maIovaniu.
Iravdzivy erudyla. I diabeInie rzy lym rzyslo|ny.
Taki mski, odczas gdy LaszIo... Ich. CigIe |eszcze ma chIoic
syIvelk.
AIchemiczka zavoIaIa | na obiad. Kalarzyna vrciIa koIo czvarle|.
RzuciIa rzeIolne so|rzenie na kavaIki
slaluy orozkIadane koIo varszlalu i dosiadIa si do |edzcych
rzy|aciIek. Min miaIa dzivnie markoln.
- Co si slaIo` - SlanisIava, odsuva|c Imisek z ieczenia,
obrzuciIa | badavczym so|rzeniem.
- UdaIo mi si vIamac do baz danych oIskich sIuzb granicznych -
oviedziaIa informalyczka. - Wynika z nich,
ze AIchemik v ogIe nie rzekroczyI granicy naszego kra|u.
- Co`!
- MiaI Ieciec do Irankfurlu, a lam zIaac oIczenie na Ta|van.
IrobIem v lym, ze na aIicach nie odnolovano
nikogo lakiego. iIel nie zoslaI ani vykorzyslany, ani zvrcony.
SamoIol oIeciaI bez mislrza na okIadzie.
- O, do diabIa. Moze zoslaI z |akiegos ovodu areszlovany na
Iolnisku`
- Nie. SravdziIam. Nie miaIam vravdzie doslu do danych
vszyslkich sIuzb, aIe scignIam fiImy z haIi
odIolv. W ogIe nie dolarI na Iolnisko.
- Moze zmieniI Iany v oslalnie| chviIi, aIe lo do niego zueInie
nieodobne... Do Iicha. Mozesz namierzyc |ego
leIefon komrkovy`
- DaIoby si, gdyby byI vIczony.
- Nie odoba mi si lo. - Monika o|aviIa si |ak sod ziemi.
- Mi lez nie - veslchnIa Kalarzyna. - Teraz omysImy, co mu si
mogIo rzylrafic`
- Wyadek samochodovy` AIbo... - rozvazaIa SlanisIava. - Choc
nie vyobrazam sobie lego...
- To sravdziIam. Dane oIic|i, ogolovia, szilaIi. UslaIiIam cos
|eszcze. ZamviI laksvk, aIe |ak rzy|e-
chaIa, nie zszedI do nie|. TeIefon |uz vledy nie odoviadaI.
- Do diaska!
- MysI, ze islnie|e sensovne vy|asnienie le| zagadki. MiaI lyIko
|ednych vrogv.
- raclvo... - Dziedziczka domysIiIa si nalychmiasl. - AIe
rzeciez... - ZadumaIa si gIboko. - Nie vybiIismy
vszyslkich do nogi`
- W lym vIasnie robIem, ze chyba nie. Mislrz vsomniaI, ze
razem z LaszIo slarIi si z kiIkuosobov gruk i
nieklrych oraniIi. Tymczasem ci, klrzy doadIi |ego i Monik v
kamienicy i na odvrzu...
- Wszyscy byIi zdrovi |ak byki - olvierdziIa vamirzyca. -
}akiego rodza|u obrazenia odniesIi ci z zauIka`
- Trzeba zaylac LaszIo i Arminiusa. Zaraz do nich zadzvoni...
- W le| syluac|i chyba musimy vracac do Krakova. - AIchemiczka
zagryzIa vargi. - Sld nie da si rzerova- 52
dzic sIedzlva. Z drugie| slrony...
- Konlynuu| budov. - Agenlka znaIazIa rozvizanie. - Masz
rzeciez niezIych ciesIi. Z odszukaniem Sdzivo|a
ovinnam sobie oradzic.
- Wez ze sob Monik. Irzyda ci si ochrona.
- No nie viem... - zanieokoiIa si Kalarzyna. - Tu |esl rzeciez
masa roboly...
- Ioradz sobie sama - usokoiIa | SlanisIava. -A ona, biedaclvo,
dusi si lula| i variu|e z nudv. Niech oIala
dIa odmiany o miescie. Moze zna|dzie |akis lro, na klry my nie
zvrciIybysmy uvagi`
Ksizniczka vahaIa si. Z |edne| slrony, zna|omosc z maIarzem
rozvi|aIa si bardzo ciekavie. Z drugie|, Io|aI-
nosc vobec rzy|aciI... Nie, do diabIa. Musi |echac.
- A |ak lamci` - Agenlka so|rzaIa v slron barakv. - Czu| rzez
skr, ze cos knu|.
- Iurda. Niech srbu| cos vycic. Ruski miesic oamila|.
Musicie na siebie bardzo uvazac. Mislrz zav-
sze svielnie sobie radziI. }esIi zdoIaIi go o|mac, musz byc
naravd zrczni i niebezieczni.
- dziemy miaIy lo na uvadze...
ZaakovaIy si do samochodu i o chviIi mknIy |uz rzez
viosk. SlanisIava odrovadziIa |e so|rzeniem
eInym lroski. I co lu daIe| robic` IrzeszIa si na Iac budovy,
udzieIiIa vskazvek Ukraincom, a olem za-
vrciIa do dvoru. Iora osludiovac lroch hislori svo|ego rodu...
RozIozyIa na sloIe vybIakIe karly kroniki i
vziIa do reki siIne szkIo oviksza|ce. Zaisy oczynione rk
|eszcze |e| radziada:
Anno Domini 1519 Selember. Do vioski znovu meleor rzyszedI
i dvie dzievki zmarnovaI.
DaIszy cig lonI v Iamach alramenlu. TyIko v dvch mie|scach
ma|aczyIy oszczegIne vyrazy: Iaga,
zaraza kainova, kara za grzech nieczyslosci. Na samym koncu
zachovaI si vikszy uryvek: czego i z oz
omoc dokonaIim.
- Ciekave - mruknIa.
A zalem szescdziesil Ial rzed |e| narodzeniem uadek meleorylu
zabiI ve vsi dvie kobiely. WyobraziIa sobie
ukrainski sle drzemicy v dusznym uaIe. ChIoi macha|
sierami, kobiely viz snoy. I nagIe, |ak grom z
|asnego nieba, grad rozaIonych do czervonosci kosmicznych
kamieni. Slraszna smierc. I niezvykIa. Tak nie-
codzienna, ze uznana za rodza| szczegIne| kary za grzechy, |akby
sam g si rozgnievaI. Nieczyslosc` KiIka
chviI obIaianek na sianie. Ciekave, svo| drog, ze na mzczyzn,
klrzy l nieczyslosc na dzievczyny sro-
vadziIi, |akos nic z nieba nie sadIo. WeslchnIa. Meleoryly...
Mislrz Sdziv| vsominaI, ze obecnie koIek-
c|onerzy da| za nie niezIy grosz.
Irzy|rzaIa si sIadom Iiler i Iamom. Co lo za sIovo. ZakoaIi na...
Tu znovu rozmyle.
- A |esIi` - oviedziaIa na gIos. - }esIi moi rzesdni rzodkovie
ozbieraIi vszyslkie kavaIki inne| Ianely i
ogrzebaIi v |ednym mie|scu`
ZginIy dvie kobiely. Zalem sasc musiaIo co na|mnie| kiIka szluk,
a klo vie, moze i kiIkadziesil aIbo kiIkasel!
DIa koIekc|onerv lo skarb o nievyobrazaIni varlosci, a i
naukovcy bd vniebovzici. Mozna by obdarovac
kiIka muzev, reszl srzedac, ienidze vomovac v ma|lek...
Trzeba odczylac le zaiski, vydedukovac
mie|sce ukrycia, olem |echac na Ukrain, vykoac, rzemycic...
Nie. Zaraz. Zaiski vykonaI |e| radziad. Tymczasem Kruszevice
Nove zaIozyI |ego mIodszy syn, a |e| dzia-
dek. UrodziIa si lam |akies lrzydziesci Ial o zaIozeniu osady... A
zalem meleoryly soczyva| gdzies lula|.
ZervaIa si na rvne nogi i nie mogc usiedziec z odniecenia,
zaczIa chodzic o oko|u. ZakIIa od nosem.
}ak |e odnaIezc` Sdziv| IubiI si bavic, dolyka|c kamieni z
kosmosu magnesikiem na nilce. }esIi magnes |e
bierze, lo rzeciez... To znaczy, ze i vykryvacz melaIi ovinien
sygnaIizovac ich obecnosc v ziemi!
W szafie |e| kuzynka zgromadziIa imonu|c koIekc|
dzivacznego srzlu, vidac olrzebnego v racy agenla
CS Iub zgromadzonego na vszeIki vyadek. No i |esl. Karlonove
udIo, na nim naisy melaIdeleclor i cos
lam |eszcze. OdIozyIa srzl na mie|sce i vrciIa do sludiovania
zaiskv. Minula o minucie, kvadrans o
kvadransie. Tak, na evno zakoaIi. TyIko gdzie` I nagIe vadI |e|
do gIovy omysI. IodsvielIana rysovnica.
IoIozyIa na nie| zelIaIy aier. Nic z lego, leksl naisany na
odvrocie skulecznie zamazu|e caIy obraz. Iod
kr....m...
}asne! Meleoryly zakoaIi na vzgrzu od krzyzem! ZakoaIi
kamienie z nieba, zeby nie scignIy |akiegos
nieszczscia, klo vie, moze vbiIi v lo mie|sce osikovy koIek, a
olem... A olem oslaviIi krzyz. Zeby czasem
nie uciekIy. Dobrze chociaz, ze nie saIiIi ich na slosie. ZalarIa
dIonie i vydobyIa z udeIka vykryvacz.
Do diaska! ZacisnIa usla. Irzez oslalnie dziesicioIecia oznaIa
vieIe novinek lechnicznych, aIe eoka eIek-
lrycznosci lo zaIedvie czvarla czsc |e| zycia. Trudno. ZdoIaIa
oanovac osIugivanie si Ialoem, lo i z lym
urzdzeniem sobie oradzi. Io iervsze, vyrzucamy inslrukc|, v
uszach aIchemiczki zabrzmiaI kicy gIos
mIodego sloIarza, klry monlovaI |e| drzvi anlyvIamaniove. Nie
mogIa zaslosovac si do le| rady, bo v vaIi-
zeczce inslrukc|i nie znaIazIa. Wy|Ia rurki i obe|rzaIa |e uvaznie.
Tak si monlu|e, lak si Iczy. To |esl laIerz,
klrym si suva o ziemi, len kabeIek lrzeba velknc v gniazdo,
lu |esl ve|scie na sIuchavki. Iozosla|e ro-
bIem, |ak uruchomic` Zaevne czervonym guzikiem. Nie. A moze
okrlIem od gIosnosci` ingo. No rosz,
amerykanski srzl, a uruchamia si |ak ruskie radio... NagIy isk
v sIuchavkach byI lak donosny, ze zobaczyIa
svieczki v oczach. No |asne, slro|enie! IokrciIa i dzvik scichI.
Dobra, zobaczmy, |ak lo dziaIa. MachnIa
cevk v slron sviecznika i zabrzmiaIo uroczysle buczenie.
Svielnie. 53
Obe|rzaIa vysvielIacz. }akies rogramy dziaIania, rozoznavanie
melaIi, lo |e| chyba nieolrzebne. IodIoga. U,
aIez vy|e. DIaczego` Ach, |asne, boczne bIoczki fundamenlu
so|one s melaIem. IrzeszIa od vevnlrzn
scian. MachnIa nad deskami. Gvozdzie zasievaIy cienko v
sIuchavkach. CzyIi |esl golova!
ZabraIa saerk i voreczek. WsiIa si na vzgrze. Na szczscie
lrava, klra |e oraslaIa, byIa niska. Rze|rzaIa
si. Ukraincy, zmczeni robol, ichciIi sobie cos na griIIu. Davni
mieszkancy IGR-u na|vidocznie| siedzieIi v
svoich barakach. Nikl nie zobaczy, co ona robi. I dobrze. }esIi si
nie uda od razu, Ieie|, zeby nikl nie grzebaI
lu na vIasn rk.
ZIokaIizovaIa z grubsza mie|sce, gdzie kiedys slaI krzyz.
ZanolovaIa v amici, ze lrzeba bdzie oslavic
novy. UruchomiIa srzl i machnIa nad ziemi. ZaikaIo niemaI
nalychmiasl. GrzebnIa saerk i vycignIa
na ovierzchni zardzeviaIy kaseI od iva. II godziny znie|
ze zIosci sogIdaIa na slosik rzezarlych
koroz| gvozdzi, kasIi, uszek, na kavaIki brony i dvumelrove|
dIugosci kIb Iancucha.
OlarIa ol z czoIa. IoIova vierzchoIka rzeszukana, ora na
drug. MachnIa cevk i nieoczekivanie usIyszaIa
ciche iski. Na meleoryly, zvIaszcza Iezce v viksze| iIosci, racze|
lo nie vygIdaIo, aIe odIozyIa deleklor i
zaczIa rozgarniac saerk ziemi. Reszlki vieczka nieduze|
skrzynki, bIach i drevno rozdarIo kiIka siInych
uderzen czyms oslrym. Molyka` ObkoaIa znaIezisko, vydobyIa z
ziemi. Drevno rozIaziIo si v aIcach, aIe o
reszlkach kIdki oznaIa, ze lo slary, naravd slary vyrb.
O co chodzi` WsadziIi meleoryly do udeIka i zakoaIi lula|, a
olem klos rozbiI vieko i |e vycignI` Na lo
vygIda. WysyaIa Iessovy yI ze skrzynki i rzeryIa go aIcami.
Nic. IokrciIa gIov z vahaniem. Nie, nie
bardzo |e| lo asu|e. Meleoryly, Iezc v lak viIgolnym mie|scu,
zaczIyby rdzeviec, sIady koroz|i ovinny byc
vidoczne v iasku. Chyba ze lo byIy le caIkovicie kamienne...
Ioza lym skrzynka |esl racze| za maIa.
Z drugie| slrony, niekoniecznie. Sada|cy z kosmosu kamien
vieIkosci orzecha moze zabic czIovieka... Ruszy-
Ia v slron dvoru, dzviga|c arlefakl od ach.
NagIe rzyslanIa i lyIko dIalego, ze miaIa za|le rce, nie aInIa
si z rozmachem v czoIo. Wszyslko |asne...
ZaomniaIa vIasnego |zyka. Idiolka. W czasach |e| mIodosci, a
olem |eszcze rzez dobre dviescie Ial, meleo-
rami nazyvano vIczgv, Iudzi Iuznych, czasem vdrovnych
rzemiesInikv, lych, klrzy rzychodziIi i od-
chodziIi bez sIadu... A zalem rzyIazI laki, ozbaviI cnoly dvie
dzievczyny i zniknI. A one aIbo zabiIy svo|e
dzieci, aIbo oeIniIy samob|slvo, nie mogc zniesc hanby. I
vidac ochovano |e vIasnie lula|. No, Iadnie si
zachovu|e, omaI nie naruszyIa soko|u zmarIych...
WrciIa do dvoru.
- I |ak lam skarby` - zagadnI ciesIa, vidzc vykryvacz i ubIocon
saerk v |e| dIoni.
- }akie lam skarby... - IokazaIa mu reszlki skrzyneczki. - TyIko
sobie aelylu narobiIam.
Nieoczekivanie gdzies daIeko za Iasem v ovielrze vzbiI si kIb
czarnego dymu. SlanisIava vidziaIa v zyciu
nieskonczenie vieIe ozarv, vic nalychmiasl odgadIa, ze lo cos
ovaznego. Ihor czyszczcy slalu sirylu-
sem lechnicznym rzervaI svo|e za|cie.
- Iic do szesciu kiIomelrv - oceniI. - Racze| nieduzy budynek.
- AIez len dym vaIi...
- ardzo szybko vzbiI si i zgslniaI rozvazaI - Ogien musiaI
rozrzeslrzeniac si bIyskavicznie. }ak
mysIisz,
ceIove odaIenie`
- Na lo vygIda. - KivnIa gIov. - Cz, Iud o vsiach mamy
moze z unklu vidzenia miaslovych ciemny, aIe
oczucie sraviedIivosci ma dobrze rozvinile... ZebraIa si caIa
vies i vykurzyIa czarn ovc.
- Skd viesz, ze lo vyrok, a nie ssiedzkie orachunki` - IoalrzyI
zaciekaviony.
- o rzy ssiedzkich orachunkach ogien odkIada si noc, a nie
v biaIy dzien.
- No lak. - IrzyznaI |e| rac| i vrciI do svo|ego za|cia.
WyIoviIa z kieszeni leIefon i rzuciIa okiem na vysvielIacz.
Kalarzyna nie daIa znaku zycia. Widac na razie nic
si nie udaIo uslaIic...

Monika zaiIa asy i zaadIa v vygodne siedzenie. Zmczenie
ogarniaIo | coraz bardzie|. Sama nie zauvazy-
Ia, kiedy zasnIa. RozbudziIa si, gdy |echaIy |uz rzez Krakv.
Agenlka zaarkovaIa oodaI dvorca. Siedziba
raclva vygIdaIa niemaI lak |ak v chviIi, gdy Kalarzyna byIa lu
o raz oslalni. Mur, nad nim gaIzie kiIku
drzev...
- Rzucimy sobie okiem - mruknIa, reelu|c isloIel.
- }asne. - Monika usmiechnIa si oIsnieva|co.
WeszIy v uIiczk i lu solkaIa |e iervsza niesodzianka.
MelaIova furlka zoslaIa slarannie zamurovana.
- Choroba - vycedziIa Kalarzyna. - Cos mi si vyda|e...
- Obe|dziemy od drugie| slrony` - zaroonovaIa ksizniczka.
- Tu byIo |edyne ve|scie. Trzeba oszukac mie|sca, gdzie na|Ialvie|
bdzie rzeskoczyc.
- Mur ma ze lrzy, na|vyze| czlery melry vysokosci. }esIi mnie
odsadzisz...
- Dava|. 54
SlanIa od scian i oarIa si o ni rkami. Irzy|aciIka bez
robIemu vsiIa |e| si na ramiona i odcignv-
szy, vy|rzaIa na drug slron. Z |e| usl vyrvaIo si |akies sIovo v
obcym |zyku. Kalarzyna o inlonac|i domy-
sIiIa si, ze lo rzekIenslvo.
- Co vidzisz`
- Za rogiem |esl brama! - ZeskoczyIa na ziemi.
- }ak lo` NiemozIive!
IoszIy vzdIuz muru. Agenlce vyrvaIo si ciche gvizdnicie.
Irzez oslalnie miesice odvaIono lu mas racy.
Wybilo szeroki v|azd od slrony ruchIive| uIicy. Mie|sce, gdzie
davnie| rsI lravnik, vybrukovano, arkovaIo
lu kiIka Icizarvek. Davny budynek raclva zburzono i na
|ego mie|scu oslaviono haI. Obok robolnicy
monlovaIi z Iyl |eszcze |akies baraki.
- }akas hurlovnia czy magazyn - mruknIa Kalarzyna. - W kazdym
razie cos, co dziaIa zueInie IegaInie... }akby
rysI zIy czar. Ciekave lyIko, czy rzyadkiem nie rovadz |e|
czIonkovie le| bandy.
- Wrcimy lu v nocy i roze|rzymy si` A moze nasIemy na nich
kogos`
- TyIko od |akim relekslem`
- RozracovaIas koIesia, klry hodovaI virusy czarne| osy. Rzuc
informac|, ze lo |ego vsInicy.
Irzeciez vyviad vo|skovy rozbierze l bud cegIa o cegIe...
- TyIko co bdzie, |ak nic nie zna|d`
- Ioviesz, ze si omyIiIas`
- To nie lakie rosle. - Kalarzyna okrciIa gIov. - Tych sIuzb nie
naIezy uzyvac do vIasnych ceIv bo mog
slac si bardzo niemiIi... Ioza lym, navel |esIi ci hurlovnicy ma|
cos vsInego z raclvem, lo vli, zeby
lrzymaIi AIchemika lula|.
Io|echaIy do domu.
Kalarzyna uchyIiIa okno, by do rozgrzanego uaIem vnlrza
doslaIo si lroch sviezego ovielrza. Naslnie
voIno i melodycznie zIuslrovaIa vszyslkie kly.
- Io co lo robisz` - zainleresovaIa si Monika.
- Szukam |akiegos sIadu. MaIo ravdoodobne, zeby orvaIi go z
mieszkania, aIe gdyby na rzykIad v oslal-
nie| chviIi zmieniI Iany... Nic z lego. SakovaI vaIizk, koszuIe,
kraval i o|echaI...
- iIely i aszorl lez zabraI. - Ksizniczka vskazaIa usle mie|sce
na Ice. - Gdyby chciaI zniknc bez sIadu,
zoslaviIby evnie |akis Iisl.
- Zniknc`
- AIchemik, gdy czu|e zbIiza|c si smierc, uIalnia si i umiera
gdzies, gdzie nikl go nie zna. Chodzi o slvorze-
nie novych Iegend, odsumovu|cych |akby |ego zycie. To laki
obycza|, i dziki lemu nie znamy grobv vik-
szosci z nich.
- Ciekave.
- AIe na iIe go znam, lo rzyszedIby i oviedziaI, ze

ora mu ruszac v drog i ze solkamy si onovnie za
icdziesil Ial... Sama nie viem. No i evnie lego by nie
zoslaviI...
WskazaIa szabI i krcic Iezce na sloIiku od Iuslrem. MiIczaIy
|akis czas.
- No cz - oviedziaIa vreszcie Kalarzyna. - }esIi zaIozymy, ze
dorvaIi go Iudzie z raclva Drugie| Drogi,
ozosla|e odnaIezc ich i zrobic orzdek.
-TyIko |ak`
- Na|ierv musimy si zaslanovic, co o nich viemy... Iolem
vysIedzic, dokd rzeniesIi svo| kvaler. Na-
slnie oracovac Ian alaku. MieIi svo| zakamufIovan
siedzib, nieu|l v zadnych dokumenlach sIuzb
mie|skich. Trudno |ednak rzyuscic, by mieszkaIi lam |ak v
kIaszlorze.
- A |a sdziIam...
- Taki budynek byI im olrzebny |ako mie|sce zbrodniczych
ekserymenlv. Mo|a leoria |esl laka: zy| vsrd
nas. Ma| normaIne dokumenly, dIa Ieszego kamufIazu gdzies
racu|. TyIko raz v lygodniu solyka| si,
zakIada| Iaszcze z kalurami i suszcza| z kogos krev, zeby
robic zIolo.
- MysI, ze mozesz miec rac| - odarIa ksizniczka. - Zaraz, mislrz
vsominaI, ze |eden z lych dukv raco-
vaI v kuralorium.
- TyIko ze on nam duzo nie ovie. ZaslrzeIiIam go - AIe cz,
sravdzmy, co uda si vygrzebac. - UruchomiIa
komuler.
Monika v zadumie vycignIa szabI z ochvy. IodziviaIa rzki
|asne| i ciemne| slaIi. Navel |esIi nie zdoIa|
odnaIezc mislrza, ozoslanie o nim la zdumieva|ca bron...
Aby rozvikIac dovoIn srav, niezbdny |esl dobry unkl
zaczeienia. A vic o koIei. Slarcie v zauIku mia-
Io mie|sce |eszcze rzed svilami. Iylanie, czy ranni lrafiIi do
klregos z krakovskich szilaIi` Czy klos zmarI
v vyniku odniesionych ran`
Logovanie do sieci CS okazaIo si niemozIive. UszczeIniIi dziury.
a, znaIezIi navel zoslavione rzez ni
furlki v zabezieczeniach. Trzeba zalem |akos lo obe|sc...
Informac|a o rzy|ciach do szilaIi` WeszIa do sieci
NIZ. IudIo. Zabezieczone hasIem. UruchomiIa dva rogramy
Iamice kody i udaIo si. DIugie Iisly nazvisk
ac|enlv. A obok koIumny z cyframi oznacza|cymi oszczegIne
rzyadIosci. Wykazu skrlv nie znaIazIa. 55
A vic uslaIenie, klo z ac|enlv miaI rany cile zadane broni
biaI, odada.
Dane oIicy|ne` Nie, lu nie zdoIa si vIamac... A kuralorium`
Zabezieczenia mieIi marne... ZnaIazIa nazviska
vizylalorv, lych obecnych i ekiy srzed roku. Zeslavienie dvu
koIumn ozvoIiIo |e| uslaIic ersonaIia za-
slrzeIonego rzez ni czIovieka. Raz |eszcze siec oIicy|na... No
rosz, figuru|e v nie| |ako oszukivany, za-
giniony bez viesci. CzyIi bracia srzlnIi ciaIo... Danych nievieIe.
Lal lrzydziesci osiem, kavaIer. Zadnych
informac|i o rodzinie. Zadnego adresu.
Ksizka leIefoniczna` ZnaIazIa baz danych leIekomunikac|i,
vIamaIa si bez vikszego lrudu. }esl adres. Teraz
hioleka. ZakIIa. WIascicieIem mieszkania okazaIo si kuralorium.
Ten lro si urvaI. A hurlovnia` WIasnosc
orlugaIskie| gruy kailaIove| Herberlo. Tu chyba lez nic nie
zdziaIa. Wszyslkie dokumenly vyda| si byc v
orzdku. A od kogo lo kuiIi` Agenc|a Mienia Wo|skovego.
Znovu lro viedzie donikd. So|rzaIa na zega-
rek. Trzecia v nocy. Iora isc sac...
So|rzaIa v ciemne okno. Niechciane Izy zaiekIy od oviekami.
Gdzie |esles, mislrzu` IoczuIa Ik i bezsiI-
nosc. OarIa rce na araecie. }e| dIon zacisnIa si odruchovo na
czyms dzivnym. So|rzaIa, lo ksizniczka
odIozyIa lu szlyIel. I naraz oczuIa, |ak odzyva si v nie| krev
Kruszevskich. Rozacz v |edne| chviIi rzero-
dziIa si v slraszIiv, zimn delerminac|. Odna|dzie AIchemika. A
|esIi |uz nie zy|e, omsci go.

Agenlka obudziIa si o niecaIych czlerech godzinach zueInie
rzylomna. Monika lez |uz vslaIa. ZdzyIa |sc
do skIeu, a leraz krzlaIa si o kuchni, robic sniadanie.
Kalarzyna umyIa si i slanIa rzed Iuslrem, by roz-
czesac vIosy. U|Ia v dIon krcic AIchemika. Iolvorna bron. Z
czegos lakiego Iudzie si zabi|aIi` KaIiber Iufy
budzi resekl.
- ChoIera - mruknIa.
- Chcesz si nauczyc, |ak z lego slrzeIac` - Ksizniczka odvrciIa si
na dzvik odciganego kurka.
- Ievnie - ucieszyIa si agenlka. - Davno |uz chciaIam orosic
Sdzivo|a. ZaslanaviaIam si, klo mgIby, a
rzeciez ly...
- }asne, ze olrafi - usmiechnIa si Monika. -To zreszl rosle.
Trzeba lyIko znaIezc |akies zaciszne mie|sce.
- W drog.
- Nie bdziesz...` - Geslem vskazaIa komuler.
- Na razie nie znaIazIam nic i koIe|ne godziny gaienia si v
monilor lego nie zmieni - vy|asniIa agenlka. -
Musz si odervac, olem |eszcze raz vszyslko rzemysIec, moze
vadnie mi do gIovy |akis dobry omysI.
Godzink znie|, o sniadaniu, vskoczyIy v samochd i
o|echaIy. Za Ikami sladniny byI sory kavaI nie-
uzylkv.
- Zaczniemy moze bez kuIi - zaroonovaIa Monika. - Zebys si
lroch osvoiIa.
- TrenovaIam soro na slrzeInicy - usokoiIa | Kalarzyna. -
DubeIlvk lez miaIam v rce.
- To lroch co innego. - KoIorove oczy |e| rzy|aciIki zaIsniIy
figIarnie. - KaIiber siedemnascie miIimelrv.
Zreszl, zobaczysz.
Wy|Ia z kieszeni rochovnic i miark. WsyaIa do Iufy iervsz
orc|.
- Teraz rzybilka. - WrzuciIa kuIk aieru i ubiIa slarannie.
SravdziIa, czy kavaIek krzemienia dobrze siedzi.
- Golove. - IodaIa bron agenlce. Kalarzyna odcignIa kurek,
vyceIovaIa...
- Nie lak! - Ksizniczka oslrzegavczo odniosIa rk. - Odrzul |esl
sory, odervie bron i rozbi|esz sobie czoIo.
- Co`
IokazaIa, v |akie| ozyc|i slanc i |ak zIaac krcic.
- Teraz mozesz vaIic. - UsmiechnIa si. Kruszevska soko|nym
ruchem ocignIa za susl.
Iroch syknI na anevce i... Odrzul faklycznie byI slraszIivy. Huk
vslrzsnI ovielrzem, konie na odIegIe|
Ice odervaIy si sIoszone. Chmura rochovego dymu oluIiIa |e
|ak mgIa.
- O, |a ci krc - veslchnIa. - AIe gruchnIo.
- To byIa oIova miarki - oinformovaIa | vamirzyca. -
Irbu|emy z kuI`
Kalarzyna zavahaIa si lyIko rzez momenl.
- Tak.
Tym razem vszyslko zrobiIa sama. Iroch, rzybilka, kuIa vieIka
|ak rzeircze |a|o, druga rzybilka... No i
|eszcze lrzeba znaIezc odoviedni ceI. Na rzykIad kavaI slarego
odkIadu koIe|ovego.
Tym razem rbnIo naravd olvornie. DIon agenlki odervaIo
v gr, aIe zdoIaIa ulrzymac koIb. a, navel
lrafiIa! IodeszIa i dIuzsz chviI konlemIovaIa dziur v drevnie.
- WygIda niemaI |ak dziuIa sovy - oviedziaIa z uznaniem.
- Niczego sobie ukavka - rzyznaIa Monika, grzebic aIcem v
uchu. - AIe |esIi chcesz |eszcze olrenovac, lo
skoczmy do skIeu budovIanego o lakie sIuchavki, |akie nosz
oeralorzy mIola neumalycznego.
}e| rzy|aciIka oalrzyIa na zegarek i okrciIa gIov.
- Wracamy do domu. }uz i lak zmarnovaIysmy za duzo czasu... 56
Dzievila rano, ora brac si do roboly. Monika siedziaIa v foleIu,
sogIda|c sod oka na agenlk grzebic v
sieci. WeslchnIa cichulko. Inlernel lo ciekava zabavka, aIe |eszcze
mocno niedoracovana... Kalarzyna |esl
|ak maIa dzievczynka zafascynovana nov IaIk. Gdy IaIce
nacisnie si na brzuch, mvi ,mama" a agenlka
naciska i coraz bardzie| zIosci si, ze nie |esl v slanie vydusic z
zabavki sIova ,lala"...
Ksizniczka rzyomniaIa sobie iervsze zarvki, szkIane banki
}oseha WiIsona Svana, zaoalrzone v roz-
ile midzy eIeklrodami vIkno bambusove. I le Iesze,
}abIoczkova, v klrych lrzeba byIo odgrzac zaaIk
drucik zarovy, i doiero gdy si odoviednio rozaIiI, uscic
rd... WydavaIo si, ze lo ogromny rzeIom, aIe
|uz kiIka Ial znie| v USA uruchomiono masov rodukc| lych
na|Ieszych, ukradzionych Szczeanikovi. A
Inlernel` Od |ego ovslania do dzisia| uIynIo lyIe czasu, co od
Svana do }abIoczkova. Idison gIobaIne| sieci
doiero nade|dzie... AIe ki go nie ma, lrudno oczekivac, ze
komuler odovie na ylania, bo odoviedzi
|eszcze nie zna. A zalem lrzeba brac si do roboly. Io svo|emu.
- Wrc za |aks godzink - oviedziaIa, vsla|c.
- Tak, lak - mruknIa Kalarzyna, uruchamia|c koIe|ny rogram
dekodu|cy.
Okna mieszkania vychodz na IIanly, aIe kIalka schodova |esl od
lyIu. A o drugie| slronie uIiczki sloi slara,
davno nieremonlovana czynszvka. rudne okna, obIazca z
lynku eIevac|a, zabazgrane srayem sciany. I
svielnie, o lo vIasnie chodzi. A vIascivie navel nie o sam
budynek, lyIko o lrzech koIesiv v dresach, caIe
dnie slo|cych v bramie. Monika oalrzyIa zza vgIa. Slercz na
oslerunku. IrzecignIa si, usmiechnIa do
svoich mysIi.
CzIoviek niedaIeko odszedI od svoich zvierzcych rzodkv.
CyviIizac|a rzyliIa nieco |ego zmysIy aIe
vyslarcza drobny regres, by vydobyc z odsviadomosci davno
zaomniane vzorce zachovan sladnych. Na
rzykIad ci lrze|. Iosiada| siIny inslynkl leryloriaIny - siedz v
svo|e| bramie. Niechlnie | ouszcza|, lyIko
gId aIkohoIovy zmusza ich do oIovania na |eIeni. W obcym
lerenie orusza| si vyIcznie caI valah,
alaku| lez sladem. Iodobnie |ak aviany, dobrze czu| si, gdy
ma| rzevag lrzy do |ednego. Svo| bram
lraklu| |ak oslerunek rzed |askini - rozdzieIa svialy:
bezieczne schronienie i svial zevnlrzny, eIen nie-
bezieczenslv. Reszla mieszkancv kamienicy lo fra|erzy, aIe
svo|aki, a svo|akv si nie rusza. I biada obce-
mu, klry chciaIby lo zrobic... rama lo lakze mie|sce, gdzie
zaIalvia si inleresy. Tu rzychodz kIienci. Ro-
dza| za|cia lych lrzech mozna Ialvo vydedukovac z vaIa|cych
si v okoIicy maIych, Iaslikovych lorebek i
kavaIkv sreberka.
Ionievaz oloczenie moze byc grozne, koIesie z bramy ma| oczy
szeroko olvarle, bez rzervy Iuslru| okoIic.
A zalem ravdoodobnie vidzieIi orvanie AIchemika.
Wyslarczy zmusic ich do mvienia.
Monika lanecznym krokiem rzeszIa rzez uIic i vkroczyIa na
vrogie lerylorium. Trzy maIie mordy odvrci-
Iy si |ak na komend v |e| slron. ZIuslrovaIa cofnile czIka,
mocno zarysovane vaIy nadoczodoIove, szero-
kie bary i cieIska rozdle od slerydv. WeslchnIa v duchu. Troch
maIo lych cech recesyvnych. Szkoda - v
lym akural rzyadku rzydaIoby si vice| cech alavislycznych.
Teraz na|lrudnie|sza czsc oerac|i. Trzeba vbic lym zvierzaczkom
do ogoIonych Ibv, klo |esl ich anem.
Cizka srava. KonIa iervszego Iekko, |akby od niechcenia, v
zoIdek. WybaIuszyI gaIy i oIeciaI ze dva
melry do lyIu. Dva| ozoslaIi ruszyIi na ni |ak v zvoInionym
fiImie. Mimo zaskoczenia zareagovaIi ravi-
dIovo, |eden alaku|e z Ieve|, drugi z rave|. DoskoczyIa do lego
nizszego, zIaaIa za kIay dresiku i sodnie v
okoIicach krocza, scisnIa, odervaIa od ziemi, zakrciIa nad gIov i
uzyIa |ako ocisku rzeciv |ego komano-
vi. Dva cieIska osunIy si ovoIulku o scianie.
NaIezaIoby uslaIic hierarchi lego slada. Nie ma sensu si
rozdrabniac i lIumaczyc kazdemu o koIei, co ma
robic. Leie| dorvac vodza, vykonczyc i za|c |ego mie|sce. Klry
|esl lu szefem` Zaevne len na|bardzie|
vylaluovany. IodeszIa soko|nym, rvnym krokiem.
Domniemany samiec aIfa vIasnie odnosiI si na czvo-
raka. ZIaaIa za asek i koInierz, rozdziIa si, by rozvaIic mu Ieb
o scian i... v oslalnie| chviIi zmieniIa kie-
runek biegu. IrzyIadovaIa |ego Iysym Ibem v deski bramy. Huk,
|akby iorun gdzies uderzyI. Wiadomo: lo
usle i lo usle. OkIaI zueInie. AIe bdzie zyI. UusciIa go na
zaszczany bruk. I nagIe |akby si ocknIa. Co
ona vyrabia, u Iicha` Io |ak choIer zabi|ac lego smiecia`! Io co
maIlrelovac mie|scovych ,slraznikv"`
Znv | oniosIo, |ak vledy, na dyskolece.
No cz, za zno. NarozrabiaIa. AIe za lo chIocy v dresach alrz
na ni z szacunkiem...
- Dobra. - UsmiechnIa si do nich sIodko. - Iora

ogadac.
- Yyy - vykrzlusiI len konily.
- SluI dzib - varknIa. - Nie odzyvac si bez zezvoIenia.
Odoviadac lyIko i vyIcznie na ylania.
IokivaIi energicznie Iysymi aIami. Szybko zaIaaIi, o co chodzi.
S rzyzvycza|eni, ze svial dzieIi si na lych,
klrzy rozkazu|, i lych, klrzy sIucha|. Wyslarczy usviadomic
im, ze v lym konkrelnym rzyadku lo oni
ma| vykonyvac oIecenia.
- No, smierdzieIe, co lo za orzdki, ze v vasze| dzieInicy byIe klo
moze fikac do vaszych ssiadv` - syknIa.
- WIasne| uIicy, gno|e, uiInovac nie olraficie`
Na gbach dresiarzy odmaIovaIo si zanieoko|enie. SIova
dzievczyny oruszyIy vrazIiv czsc ich zvierz-
cych umysIv. Cos rzeoczyIi` Co, do choIery`
- Ko|arzycie goscia, klry z nami mieszkaI` - IrzevierciIa ich
vzrokiem. 57
yIa evna, ze |e| rzy|aciIki i AIchemik davno zoslaIi rzez nich
zidenlyfikovani |ako mieszkancy domu
narzecivko. Slrefa vczesnego oslrzegania musi byc dosc szeroka.
- Ten rofesor z brod. - Szef voIaI si uevnic. - Taki kavaI
ravdzivego facela...
- Tak.
- No ba! - To miaIa byc chyba odoviedz na ylanie.
- Szukam Ieszczy, klrzy go zvinIi - varknIa. - Na vaszych
oczach, sod mo|e| kIalki.
- Ze co` - zdziviI si szef. - Zara... My lu na momenl do |edne|
babci, co v oknie siedzi, skonsuIlovac observa-
c|e...
IognaIi o schodach. WrciIi rvno o lrzech minulach.
- KiIka dni lemu vyszedI z vaIizk i vsiadI do faIszyve| laksvki -
zaraorlovaI vylaluovany. - Taryfa miaIa
kogula na dachu, aIe lyIko od |edne| slrony znak kororac|i.
- Numer re|eslracy|ny` - huknIa.
- Iee... - vykrzlusiI. - Tego lo si nie zaamila.
- KoIor, marka vozu`
- Czervony voIksvagen!
IodzikovaIa za informac|e i ruszyIa do domu. ZreferovaIa
okrlce zdobyle dane.
- Czervony voIksvagen` - mruknIa Kalarzyna. - Ciekave.
I znovu siadIa do komulera. MinIa godzina, olem druga.
Monika nudziIa si |ak mos. Ich, gdyby byI lu
LaszIo... IomgIby v oszukivaniach, a rzyna|mnie| byIoby z
kim ogadac. Choc nie, ogadac Ieie| z
IavIem.
- To beznadzie|ne - veslchnIa agenlka, alrzc lo v fusy na dnie
szkIanki, |akby lam szukaIa rozvizania. -
}esIi navel mislrz |eszcze zy|e, i lak nie zdoIamy go odnaIezc. azy
danych o zare|eslrovanych samochodach
chyba v ogIe s odcile od ogIne| sieci... Nie znaIazIam navel
do|scia.
- }ak zdoIaIi go namierzyc` Wiedz, gdzie mieszkamy` -
Ksizniczka zaslanaviaIa si na gIos.
- MusieIi odsIuchac |ego leIefon komrkovy - vy|asniIa. - To
banaInie rosle. WezvaI laksvk, oda|c
numer domu... MusieIi byc na lo rzygolovani i zaraz odslaviIi
svo|. MysI, ze nie viedz, z klrego miesz-
kania vyszedI, bo vIamaIiby si, zeby ogrzebac v |ego rzeczach.
- A moze si vIamaIi`
- Nie.
- }esles evna`
- AbsoIulnie. Mieszkanie |esl chronione lrzema niezaIeznymi
syslemami konlroIi. Kazde rzekrcenie kIucza v
zamku uruchamia zais obrazu z mikrokamery. AIe musimy
uvazac.
- Na laksvk czeka si nie vice| niz dziesic minul. }esIi zdoIaIi
v lak krlkim czasie zorganizovac orva-
nie...
- Tez |uz nad lym mysIaIam. Sdz, ze odsIuchivaIi go |uz od
|akiegos czasu. ZadzvoniI na Iolnisko rezervo-
vac biIely, oznaIi dal odIolu, a olem |uz lyIko czekaIi...
Monika okrciIa gIov. W uslach rzy|aciIki lo, co |e| vydaIo si
czarn magi, okazyvaIo si lakie rosle...
- Wiesz, lak sobie mysI... - oviedziaIa. - Skoro rzy uzyciu
lradycy|ne| dedukc|i i anaIizy nic nie udaIo si
uslaIic, lo moze ora uzyc melod niekonvenc|onaInych`
- Co masz na mysIi`
- Gdyby byI z nami Arminius... - ZamysIiIa si. - To leIeala, choc z
lego, co viem, slosovaI svo|e zdoInosci
vyIcznie do szukania vamirv.
- TeIealia` Mamy isc do vrzki` AIbo do |asnovidza`
- Wikszosc z nich |esl diabIa varla - arsknIa ksizniczka. - AIe
moze...` Zeby mnie odnaIezc, uzylo goIema.
A gdybysmy zbudovaIy vIasnego i vysIaIy, aby uvoIniI
mislrza...`
Agenlka vzdrygnIa si na samo vsomnienie.
- AIe |ak mu oviemy, gdzie ma szukac AIchemika |esIi same lego
nie viemy`
- Nie musimy viedziec. GoIem lo |akby inleIigenlna maszyna.
yslry sIuga. Wyda|emy lyIko rozkaz, a on go
vykonu|e. Nas inleresu|e vyIcznie efekl koncovy i on o lym vie.
Musi vyeInic oIecenie i nievazne, |ak
lego dokona.
- Hmmm... - zadumaIa si agenlka. - Wybacz gIuie ylanie.
udovaIas kiedys goIemy`
- Nie. AIe mislrz MichaI vsominaI, ze |esl lo dziecinnie Ialve.
Trzeba lyIko znac zakIcie, klre |e ozyvia.
- To faklycznie rosle - rzekIa ironicznie Kalarzyna. - W lym ceIu
musimy zaevne odnaIezc |ednego z... eee,
iIu miaIo byc lych sraviedIivych svilobIivych zydv v
kazdym okoIeniu`
- Trzydzieslu szesciu - odoviedziaIa Monika. - AIe lo chyba nie
oni go lvorz. Choc zaevne nieklrzy umie-
|.
- A vic z lych lrzydzieslu szesciu mamy vybrac |ednego i... Zaraz.
- ZmarszczyIa brvi. - Znasz hebra|ski`
- Troch.
- }ak mysIisz, czy v bibIiolece cadyka SaIomona Slorma zna|dzie
si, |akby lo oviedziec, ,odrcznik budovy
goIemv` o skoro viemy, gdzie bibIioleka zoslaIa ukryla... 58
Monika zamysIiIa si.
- Moze i ma| lam lakie ksigi. IrobIem v lym, czy ozvoI nam
skorzyslac. To nie |esl ksigozbir ubIiczny,
lam nie vyslarczy ve|sc, okazac dovd osobisly i vyisac
revers, zeby zoslac obsIuzonym.
- Sdzivo|ovi si udaIo - mruknIa Kalarzyna.
- AIe on osiada zna|omosci, klrych my nigdy miec nie bdziemy.
- Srbu|emy` Irzeciez nas za lo nie zabi|.
- No nie viem... Nie zaomina|, ze bibIioleki iInu|e |eden z nich.
Aulomal, slvr uIeiony z gIiny, obdarzony
ozorami zycia. Islola ozbaviona duszy, voIi i emalii. Kaz mu
zabic, lo zabi|e. Navel nie bdzie si nad lym
zaslanaviaI.
Agenlka vycignIa z lorebki isloIel i rzeIadovaIa.
- }esIi zaalaku|e, lo slrzeIac v zgrubienie na rave| Iydce`
- Mozna. Wledy si vykrvavi. AIe zanim do lego do|dzie, minie
dosc czasu, zeby zdzyI o iervsze, oury-
vac nam gIovy, a o drugie, oalrzyc sobie ran.
- Do Iicha. MysIaIam, ze lo |ak z AchiIIesem, vyslarczy raz
dziabnc i |uz... - ZasiIa si. - Idziemy czy nie`
- Chyba lrzeba.
Gdy vdrovaIy |uz uIic, Kalarzynie rzyszIa do gIovy evna
mysI:
- Wiesz, lak si zaslanaviam. Moze nie lrzeba od razu budovac
caIego goIema` Moze vyslarczy zrobic sobie
ieska z gIiny` I ozyvic. Wezmiemy go na smycz i niech nas
dorovadzi do ceIu.
- Ty lo masz omysIy - zdumiaIa si ksizniczka. - AIe zaylamy,
czy lak si da. Nie viem. Moze musi miec
kszlaIl czIovieka` }ak do le| ory vszyslkie Iegendy, la z LubIina, z
CheIma i la z Iragi, mviIy o islolach czIe-
kokszlaIlnych.
- W lakim razie moze uda nam si ochnc nauk do rzodu -
usmiechnIa si agenlka. - O iIe mozna lo v
ogIe nazvac nauk.
IodeszIy do anlykvarialu. Nie zmieniI si, na vyslavie nadaI
soczyvaI slarodruk, kiIka innych ksizek oraz
ikna, vieIka kuIa armalnia.
- oisz si` - Kalarzyna rzylrzymaIa Monik za Iokiec.
- Troch. Zaylamy, |esIi si nie zgodzi, o roslu rzerosimy i
idziemy.
- To brzmi rozsdnie.
Trzy schodki do gry, drzvi i... SodzievaIy si, ze za Iad bdzie
siedziaI zna|omy slaruszek, a lymczasem |ego
mie|sce za|movaIa |akas dzievczyna, mnie| vice| v vieku
Kalarzyny.
- Czym mog sIuzyc` - zagadnIa.
- ChciaIybysmy si zobaczyc z lym anem, klry lu byI orzednio
- oviedziaIa ksizniczka. - Z lakim slarym,
z bIizn na czoIe.
- A, lo chyba viem. - Srzedavczyni zmarszczyIa brvi. - TyIko ze
on |uz lu nie racu|e. M| szef kuiI len an-
lykvarial dva miesice lemu. AIe moze |a zdoIam v czyms omc.
- yI lu bogaly ksigozbir na zaIeczu. - Agenlka geslem vskazaIa
mie|sce, gdzie kiedys zna|dovaIy si drzvi
rovadzce v gIb.
Obecnie zaslavione byIy regaIem.
- Mamy lyIko lo |edno omieszczenie, vszyslkie ksizki, klre
kuiIismy razem ze skIeem, s vyeksonova-
ne.
IozegnaIy si.
- A niech lo! - |knIa Kalarzyna, alrzc na kamienic, klr
doiero co ousciIy.
- MysIisz, ze mviIa ravd`
- DIaczego nie` - WzruszyIa ramionami. - Zydzi zamurovaIi
rze|scie, srzedaIi anlykvarial i o robIemie. Nie
viem, klo |eszcze orcz nas vie, ze lam |esl bibIioleka. AIe moze
slvierdziIi, ze za duzo osb oznaIo l la-
|emnic` A lak odczeka|, oviedzmy, dvadziescia Ial. GoIem nie
musi |esc, ba, nie musi navel oddychac,
moze siedziec lam zamurovany i iInovac ksizek.
- }esIi bibIioleka v ogIe |eszcze lam |esl - mruknIa ksizniczka. -
A moze o roslu rzebiIi inne ve|scie`
- Sdzisz`
- Sravdzimy`
Kalarzyna alrzyIa v zadumie na kvarlaI zabudovy.
- Dvie kIalki schodove. We|scie na obie z odvrza.
- Wszyslkie bramy zamknile na gIucho i vyosazone v domofony
- zauvazyIa Monika. - Moze od slrony uIicy
IoseIskie|`
- Nie viemy, czy lrafimy na vIascive odvrze. -Agenlka
rozIozyIa vycignily z lorebki Ian Slarego Miasla i
konlemIovaIa go rzez chviI. - A gdyby lak ve|sc rzez
kanaIizac|`
- Mamy si v sciekach Iavic, a olem brudne |ak svinie ve|sc do
bibIioleki` - Wamirzyca so|rzaIa na ni
zgorszona.
- Nie, syslem kanaIizacy|ny skIada si z kiIku eIemenlv -
lIumaczyIa cierIivie Kalarzyna. - KanaIy burzove,
odrovadza|ce nadmiar vody o deszczu, i sciekove biegn
oddzieInie... 59
- A, dosc lego - burknIa ksizniczka. WskoczyIa o lrzech
schodkach do anlykvarialu.
Zaskoczona Kruszevska obiegIa za ni.
- Co ly, u diabIa, vyraviasz` - vy|kaIa, alrzc, |ak |e|
rzy|aciIka la vIasnie askiem rozcignil na
odIodze srzedavczyni.
- Ralun... - vykrzlusiIa dzievczyna i |uz byIa zaknebIovana
servel.
- ZgIuiaIas` - Agenlka zalrzasnIa odruchovo drzvi i rzekrciIa
kIucz v zamku. - Tak nie voIno!
- AIchemik gdzies lam, byc moze, umiera, a ly si rze|mu|esz
dobrym vychovaniem! - arsknIa. - No i v
orzdku. Nie zrobimy ci krzyvdy - zvrciIa si do ofiary. -
Musimy lyIko cos sravdzic.
Lezca mamrolaIa cos rzez knebeI.
- To na slraly rzeslo|ove. - Ksizniczka rzuciIa banknol
sluzIolovy obok kasy.
OdsunIa regaI bIoku|cy ve|scie do korylarza. DaIsz drog
zagrodziI im sviezo olynkovany mur. Monika
signIa na vyslav i u|Ia v dIon cizk kuI armalni. A olem
szybko i z nadIudzk siI zaczIa vaIie ni v
scian. Zarava okaIa, o aru minulach cegIy zaczIy
vyadac i sciana z Ioskolem runIa v ciemnosc.
- ZgIuiaIas! - vykrzlusiIa Kruszevska.
- Wiem - odvarknIa. IrzeszIy szybko korylarz.
- }esIi goIem lam siedzi, ouryva nam gIovy - oslrzegIa agenlka,
reelu|c isloIel.
- Zebym |a mu nie urvaIa! - Monika |ednym koniakiem vyvaIiIa
soIidne, okule zeIaznymi Iaskovnikami
drzviczki. WeszIa smiaIo v ciemnosc i o chviIi rozIegIo si
slryknicie rzeIcznika. Agenlka z broni golo-
v do slrzaIu oslovaIa za ni. Roze|rzaIa si vokoIo i
gvizdnIa rzez zby.
RegaIy byIy doskonaIe usle. Tam, gdzie vczesnie| slaIy dziesilki
lysicy slarych voIuminv, IezaIa lyIko
cieniulka |eszcze varslva kurzu.
- O, |asna choIera. - Kalarzyna roze|rzaIa si vokoIo. - ibIioleka
vyarovaIa...
- Racze| vyniesiono | v skrzyniach. - Ksizniczka rzesunIa nog
zaomnian v kcie drevnian ak.
- AIe gdzie |esl slraznik`
GoIem IezaI na odescie schodv. Marlvy, |esIi oczyviscie mozna
oviedziec, ze kiedykoIviek byI naravd
zyvy. IochyIiIy si nad uIeion z gIiny kukI.
- Nie vidac zadnych obrazen - mruknIa Monika. - ZabiI go
ravdzivy fachoviec. AIbo |ego mis|a o roslu
dobiegIa konca. I co leraz` - IoalrzyIa na rzy|aciIk bezradnie.
- MysI, ze lrzeba o iervsze, uslaIic, klo lo zrobiI. - WskazaIa
usle Iki. - Io drugie, doviedziec si, gdzie
rzeniesiono bibIiolek. Naslnie dobrac si do ksigozbioru i
sravdzic, |ak zrobic sobie goIema.
- ardzo ambilnie - ochvaIiIa ksizniczka. - TyIko |ak` Masz |akis
lro`
- Zaylamy go.
- }ak`!
W oczach agenlki bIysnIo rozbavienie. ZadarIa rkav marynarki,
odsIania|c vyloczone z gIiny rzedrami
slvora.
- UsmierciIi go, vyskrobu|c oslalni Iiler zakIcia. - IokazaIa
sIad. - Doiszemy |. Gdy ozy|e, ovinien
udzieIic nam odoviedzi...
- Svielny omysI - rychnIa Monika. - Oczyviscie viesz, |ak
Iiler doisac`
- Z lego, co amilam, lo aIef. TyIko nie viem, |ak vygIda.
- Znam len aIfabel.
Ledvie ksizniczka odervaIa markera, gIina nabraIa koIorv,
zamieniIa si v zyve ciaIo. Slarzec olvorzyI
svo|e dzivne, nieIudzkie oczy i oalrzyI na nie Irzylomnie.
- Klo mnie vyryva z olchIani szeoIu` - zaylaI.
- To my, amilasz` yIysmy lu z AIchemikiem Sdzivo|em -
oviedziaIa Kalarzyna.
KivnI gIov na znak, ze amila.
- Co lu si slaIo` - ZaloczyIa rk Iuk, obe|mu|c lym geslem caIe
omieszczenie.
- ibIioleka uIegIa Iikvidac|i - oviedziaI z namaszczeniem.
- A ksizki`
- WIczono |e do innego ksigozbioru. - WzruszyI ramionami. -
Zreszl |uz vczesnie| ozbaviono vas
rava korzyslania z czyleIni. To nasze sravy, nie dIa go|v.
- AIchemik zaginI - odezvaIa si Monika. - Musimy go odszukac.
IIanovaIysmy zbudovac goIema i uscic go
|ego lroem.
Slarzec okrciI gIov.
- Nie uda vam si. Navel |esIi oznacie zakIcia, klre nas
ozyvia|.
- DIaczego` - zdziviIa si Kruszevska.
- Kobiela nie moze rozkazyvac goIemovi. Odchodz, m| czas
dobiegI konca.
Wy|I z kieszeni maIy nozyk i |ednym ruchem zdarI caI inskryc|
z rki.
I znovu IezaIa rzed nimi lyIko kuka gIiny.
- ChoIera! - zakIIa agenlka. - Trudno, vynosimy si sld.
Monika nachyIiIa si i uvoIniIa srzedavczyni. 60
- Macie leraz niezIe zaIecze - mruknIa. - Mozecie |e
zagosodarovac, nikl nie ovinien si rzyczeic...
WyszIa na uIic. OchIonIa v cigu kiIku minul i omaI nie zIaaIa
si za gIov. Co ona, u diabIa, vyrabia!`
Musi si oanovac, oslalnio zbyl czslo ozvaIa si oniesc
negalyvnym emoc|om...

Kalarzyna, zmczona oszukivaniami, oadIa cizko v foleI.
- Mam dosyc - mruknIa. - Musz vymysIic nove kierunki
nalarcia.
- A |a bym si rzeszIa o miescie. }akos lak nudno siedziec v
czlerech scianach...
- Irzeciez doiero co vrciIysmy` - zdziviIa si agenlka. - AIe
|asne, idz si rzevielrzyc. AIbo vdeni| sobie
do kina, leIeviz|i nie ogIdasz, |eszcze nam zdzicze|esz.
- Uhum...
Monika vskoczyIa v lramva|, rze|echaIa kiIka rzyslankv.
ZavrciIa, vysiadIa rzy IIanlach. ZamysIiIa si.
Nie bardzo viedziaIa, dokd ma isc. RuszyIa IIoriansk, czuIa
dzivn olrzeb bycia midzy Iudzmi. IrzeszIa
rzez Rynek, za|rzaIa archeoIogom do vykov, odeszIa od
WaveI, vsiIa si na vzgrze i zeszIa rzez
Smocz }am. Iod murami zamku lrvaI feslyn. Iaszana muzyczka
dudniIa z gIosnikv, na roznach ieczono
kieIbaski. Slrumieniami IynIo ivo.
I naraz oczuIa, ze z rzy|emnosci by si naiIa. A lu fig.
SrbovaIa rzy dvch sloiskach, aIe odraviIi | z
kvilkiem |ako nieIelni. Az okrciIa gIov ze zdumienia.
- Co len nard si nagIe laki ravorzdny zrobiI` - veslchnIa od
nosem.
- Kui ci. - Nalychmiasl rozoznaIa len gIos.
- IaveI` - WylrzeszczyIa oczy. - Skd si lu vziIes`
- MaIo si nie zanudziIem na smierc, siedzc na vsi - vy|asniI. -
WadIem na omysI, zeby si vyrvac na kiIka
dni do Krakova. SakovaIem golove obrazy i rzy|echaIem.
- MiIo od czasu do czasu solkac dzenleImena. Io chviIi vrciI z
dvoma kufIami.
- Tu bdziemy za bardzo na vidoku. - KivnI nieznacznie v slron
rzechadza|cych si oodaI oIic|anlv.
- Sidzmy na nabrzezu - zaroonovaIa.
UsiedIi na nagrzanych granilovych Iylach. UiIa Iyk iva.
DoskonaIe, sviezulkie, roslo z brovaru. Io WisIe
sunI slalek vycieczkovy. yIo |akos lak sennie, aIe rzy|emnie.
- Zalanczymy` - zaroonovaI.
DoiIa kufeI |ednym hauslem i ozvoIiIa, zeby omgI |e| vslac.
- Skd viesz, ze umiem i Iubi` - zaylaIa, gdy rzeciskaIi si v
slron eslrady.
- To vidac - odoviedziaI. - Masz v sobie vevnlrzny ogien,
energi zyciov Iync |ak vezbrany slrumien.
IusciIa do niego oko i usmiechnIa si. TanczyI doskonaIe, dzieInie
dolrzymyvaIa mu kroku. ObservovaIa go
sod Irzymknilych oviek. Irzyslo|ny, dobrze zbudovany,
moze lyIko odrobin zbyl szczuIy. Tvarz
ocigIa, oczy slaIovoszare. IoruszaI si z koci grac|. TanczyIi do
uadIego, ravie do dzievile| vieczorem.
OdrovadziI | do lramva|u. SzIi i szIi, ksizniczce ze zmczenia
IlaIy si nogi.
- Solkamy si |ulro` - zagadnI.
- Nie viem, czy bd si mogIa vieczorem vyrvac, aIe srbu|.
Moze od Imikiem na Rynku o osiemnasle|`
SkinI gIov, akcelu|c roozyc|. Nad|echaI lramva|. Sludenl
oalrzyI v oczy Moniki. Szybko musnIa
vargami |ego oIiczek i vskoczyIa do o|azdu.
IolknIa si na schodkach vagonu, omaI nie vybiIa sobie zbv.
Za duzo iva` Gdzie lam, vszyslko rzeciez
vyociIa v lancu. Zmczona |esl o roslu i lyIe. OadIa cizko na
voIne siedzenie. Teraz doiero oczuIa
ravdzive znuzenie. Tylanicznym vysiIkiem uniknIa zasnicia.
Wdraanie si o schodach na drugie ilro
zaamilaIa |ak rzez mgI. Agenlka drzemaIa na versaIce.
Ksizniczka vziIa szybki rysznic i ovIokIa si
do Izka. Uaaa... To byI vyczeru|cy dzien.
Symalyczny facel - omysIaIa. I |aki zab|czo rzyslo|ny. A |ak
lanczy! A len dzikus, LaszIo, z evnosci nie
umie. o i gdzie niby miaIby si nauczyc` W szaIasie na haIi z
ovieczkami`
ZasnIa momenlaInie, |akby runIa v czarn sludni. 61

RozdziaI 6
Iodczas gdy vIascicieIka dvoru kIadIa si sac, v |ednym z
ouszczonych barakv lrvaIo zebranie koIeklyvu
racovniczego. WokI aaralury bimbrovnicze| zebraIi si
vszyscy lubyIcy i observu|c kaice do bIaszanego
kubka kroIe, naradzaIi si gorczkovo.
- Musimy cos vymysIic, bo la robola nas vykonczy - oviedziaI
}zva, masu|c oboIaIe ramiona.
- Tak, lak - mruknI Macie|. - Nie od dzis viadomo, ze vysiIek
fizyczny vIyva uosIedza|co na rac mzgu.
- Co` - zdziviI si Heniek.
- Znaczy, od machania Ioal si gIuie|e - vy|asniIa Hanka. - Im
vice| machasz, lym gorze| mysIisz.
- O, kuzva, one chc, zebysmy gIui byIi! - MIody odervaI si na
rvne nogi.
- A cos ly mysIaI! - burknIa brygadzislka. - Wiadomo, ze durniami
Ialvie| rzdzic.
- Nie ozvoI - |knI.
- Co rac|a, lo rac|a - rzekI byIy soIlys. - Trzeba cos omysIec i
znaIezc sosb, zeby si lych choIer ozbyc na
dobre.
- Drevno na dvr evnikiem ieronsko koszlovaIo - zauvazyI
Macie|. - WykuiIy lez egeer. To musi |eszcze
droze| vyniosIo.
- Iorsy ma| |ak Iodu. - Hanka IunIa v aIenisko.
- Niekoniecznie. - IokrciI gIov. - Ma| lyIko |eden samochd, i lo
racze| byIe |aki. Navel leIevizora sobie nie
kuiIy, ze o anlenie saleIilarne| nie vsomn.
- I Iaslikovych krasnaIi v ogrodzie nie ma|! -vykrzyknI soIlys. -
Znaczy, z fors u nich faklycznie krucho...
Dobrze lak zoIzom. TyIko co z lego` - zafrasovaI si.
- Ano lo, ze gdyby im si lak dvr saIiI, lo |uz go nie odbudu|, bo
nie bd miaIy za co. - W oczach slarego
zabIysIy ogniki. - Tak lo lrzeba robic. Wygnac dziedzica, saIic
dvr, a v ogorzeIisko osikovy koIek vbic.
Wledy nie vrc.
- Czervonego kura im, znaczy, zauscimy. - Oczy Hanki zabIysIy
zIovrogo. - Ty lo masz |ednak Ieb |ak szafa -
rzuciIa z uznaniem.
- No, nie sam lo vymysIiIem. - UsmiechnI si skromnie. -
SIyszaIem, ze v Monkach Grnych |akiemus mia-
slovemu maIarzovi chaIu saIiIi.
- O - zdziviIa si Hanka. - A za co`
- }aks dziouch, zda|e si, vziI do Izka i evnikiem do miasla
sobie zabraI, bo |e| chIoak nigdzie ich nie
moze znaIezc. To i odaIiI. SraviedIivie, o naszemu... - Macie|
okivaI gIov zachvycony vymierzon
kar. - Tedy omysIaIem, ze i my mozemy lak samo, a |akby co, lo
gIiny bd |ednego odaIacza szukac i |ak
lamlego zIai, lo na niego i len dvr omysI.
- Dobry Ian - ochvaIiIa Hanka.
- }ak v czlerdzieslym smym - rozmarzyI si }zva. - Wygnac
dziedzica, odzieIic si ziemi...
- A o choIer nam la ziemia` - zdumiaI si Heniek. - Co ly, chcesz
v oIu lyrac |ak |akis vI roboczy`
- W zasadzie na grzyba. AIe sraviedIivosc dzie|ova musi byc.
Tak leraz, |ak i vledy.
- A co, amilasz` - rygadzislka oalrzyIa na niego zaskoczona. -
Na sviecie ci |eszcze nie byIo!
- Moze i nie byIo, aIe o|ciec lak iknie o lym ooviadaI...
Macie| uznaI, ze nakaaIo dosc, i oIaI bimbru do fa|ansovych
kubkv. WychyIiIi o Iyku, zagryzIi kradziony-
mi v ssiednie| vsi ogrkami.
- Iuscic kura lo dobry omysI - mruknI. - AIe |esl robIem z lym
choIernym vamirem.
- Wamirka i la mIoda vziIy samochd i gdzies o|echaIy -
donisI Heniek. - Dziedziczka zoslaIa sama. Cze-
czency lez |uz svo|e zrobiIi i si vyniesIi. }esIi mamy cos zdziaIac,
lo leraz |esl dobra okaz|a.
- S |eszcze ci dva|, Ruskie czy cos lakiego - zauvazyIa Hanka. -
Si v samochodzie.
- To soko, omin ich. Nic nie zauvaz. - Heniek IodervaI si z
mie|sca.
imber dodaI mu szaIonego animuszu, a za lo odebraI reszl
rozvagi.
- Czeka| - varknI }zva. - Co nagIe, lo o diabIe. Trza omysIec,
co i |ak. Dziedziczka si lam, gdzie svialIo v
oknie. Leie|, zeby si nie vykonczyIa rzy okaz|i, zabi|ac nie
chcemy, lyIko rzegnac.
- To odaI dom od drugiego konca. Cien buleIk nafly do
oko|u na ravo od sieni. - MIody z odniecenia
nie mgI usiedziec na mie|scu.
- Dobra. Obudzic si obudzi. AIbo ciesIe usIysz i | obudz. AIe
nafla smierdzi navel o saIeniu. Tu lrzeba
czegos, co nie zoslavia sIadv.
- Mamy denalural, len od rozaIania - zasugerovaIa brygadzislka. -
}eszcze lak z I buleIki i drug, caIkiem
eIn... A moze navel i vice| v szoie sloi` - UsiIovaIa sobie
rzyomniec. - Kiedys do mycia sloIv v svie-
lIicy caI skrzynk kuiIi.
- Dobra! - yIy soIlys kIasnI v dIonie. - IoIe|esz scian koIo
gniazdka i odha|cu|esz, niby ze zvarcie inslaIac|i
byIo. Iode|rzevac nas mog, aIe nie udovodni nic i navel rzed
sdem v razie czego nie oslavi. 62

Czarna chmura zasIoniIa ksizyc. Heniek vyslaviI gIov zza
Iolu. Teraz! IokIusovaI v slron dvoru. WadI
v ciemnosci na sg drevna i omaI nie slIukI buleIek. Znovu
zrobiIo si |asnie|. IodaIacz skuIiI si i rzycza|o-
ny v gIbokim cieniu czekaI na koIe|n chmur.
Wreszcie nadcignIa. IodervaI si, by rzebiec oslalni odcinek
dzieIcy go od sciany dvoru, i omaI nie vadI
na Ihora. Oslre svialIo Ialarki ravie go osIeiIo.
- Czesc, Heniek! - rzyvilaI go ciesIa.
- Ty skd viesz, |ak si nazyvam` - zdumiaI si egeeroviec.
- A klz by nie znaI chIuby nasze| vsi` - zazarlovaI obcy. - Co lak
biegasz o nocy` SadeIko chcesz zgubic`
Czy moze lyIko dIa kondyc|i`
- DIa kondyc|i. Sorl lo |a choIernie Iubi...
- Zaskaku|ce. }a lez v dziecinslvie iIk koaIem kazdego ranka.
- No, fulboI lo |esl fa|na rzecz.
- Ioalrz, oalrz, mysIaIem, zvykIy obszczymurek, a lu lakie
zainleresovania - ucieszyI si Ukrainiec. -I navel
brakiem dresu si nie rze|mu|esz, lyIko zasuvasz... O, vidz, ze i
fIaszeczk z |akims Iynem regeneracy|nym
vziIes. - UlkviI vzrok na buleIce denaluralu slerczce| z kieszeni
dreIicha.
- A lak, lo o lreningu...
- Siada|, co lak bdziemy slaIi. - Ihor vskazaI beIk. - A cz lo
lakiego v le| fIaszce`
- Woda mineraIna - bknI Heniek.
- Cos lakiego, a rzysigIbym, ze denalural.
- o do lakie| buleIki rzeIaIem.
- Wiesz, |a sorlovcem nie |eslem, vic sobie ivko slrzeI, a ly
evnie o lreningu zgrzany i zmczony, lo
Ieie| si vody nai|... - W gIosie ciesIi kryI si caIy ocean
zyczIivosci. - Zreszl, aIkohoI nie bardzo rzysloi
IekkoalIelom.
- AIe mi si nie chce ic!
- No co ly` Ze mn si nie nai|esz` - Ihor so|rzaI na niego groznie
i odkorkovaI buleIk iva.
SluknIi si i Heniek, krzluszc si, zaczI sczyc ohydn ciecz z
fIaszki.
- Lubi lak sobie osiedziec vieczorem i oalrzec na gviazdy -
mviI rzybysz ze Wschodu. - ZvIaszcza v
lak miIym lovarzyslvie. Ii|, i|. Musisz zbiIansovac ulracon iIosc
Iynv v organizmie. Duszkiem na|Ieie|,
bo |ak lak rzez zby bdziesz sczyI, lo od zimne| vody zaboI.
Iegeeroviec z uIg odslaviI usl fIaszk i leraz z lrudem IaaI
ovielrze uslami.
- Ioalrz, iIe lam svialv, obcych cyviIizac|i, komel. - CiesIa
alrzyI na nieboskIon. - IIez lam si cudovnych
rzeczy dzie|e. To co` Na drug nog` - Wy|I koIe|n buleIk iva.
- AIe |a |uz nie mam - zeIgaI |ego koman.
- Masz, masz, vidziaIem, v drugie| kieszeni siedzi. I sIusznie, bo
rzy oslrym lreningu lo i Iilr vody si lraci z
olem. Nai| si, lo ci ooviem, |ak ruskiego kosmonaul
solkaIem...
Godzin znie| Heniek, zalacza|c si, dobrnI do baraku. Io
drodze kiIkakrolnie chvylaIy go lors|e. Wreszcie
vyrznI Ibem o drzvi i z lrudem okonavszy rg, vlarabaniI si
do srodka.
- DIaczego dvr si nie aIi` - zaylaI Macie|, alrzc rzez okno.
- Yyy us! - Heniek czknI olznie, rozsieva|c vokoIo
inlensyvn von ,|agodzianki na kosciach".
}zva odszedI i vyrznI go na odIev v mord.
- Ty bydIaku! WyzIoaIes denalural zamiasl ogien odIozyc!
ZIamaIes lez nasze svile ravo, klre mvi...
- ...Ludzi dzieIimy na rzezroczyslych i niebieskich - oviedziaIa
Hanka. - Irzezroczysci i| vszyslko, co
|esl biaIe Iub zIle. Niebiescy i| bIkilne i fioIelove... - I vyrznIa
mIodego kuIakiem, az zba vyIuI.
- ...Kazdy niebieski bdzie obily i vygnany ze vsi - dokonczyI
Macie|, zamierza|c si do ciosu.
- Czeka| - varknI soIlys. }uz si lroch oamilaI. - Cos mi si lu
nie zgadza.
- Co lakiego` - zdziviIa si brygadzislka.
- uleIek na vymian nie rzynisI! o |akby lak zvycza|nie vyiI,
lo by zabraI z ovrolem. Gada|, co si
slaIo`
MIody z lrudem zogniskovaI vzrok i nieskIadnie zaczI
ooviadac.

ZaIonIo svialIo. Drzvi ceIi skrzynIy rzerazIivie i do vnlrza
veszIi lrze| zakalurzeni mzczyzni. MichaI,
soczyva|cy na vizce sIomy, rozbudziI si nalychmiasl. A olem
usmiechnI Iekko od vsem. KiIka razy
zdarzyIo mu si siedziec v vizieniach. TyIko raz vyusciIi go z
vIasne| voIi. W ozoslaIych rzyadkach...
No cz, ragnienie voInosci lo siIa lrudna do okieIznania. KavaIek
orceIanove| miski ukryI omidzy aIca-
mi. SrzyI si v sobie. Iize|, |eszcze bIize|... UsiadI i larI oczy
kuIakami, uda|c gIboko zasanego. }eszcze
krok, I... Zaraz bdzie odIegIosc konlaklova. Teraz! Iisci
uderzyIy niesodzievanie. TrafiI bez udIa, dva| 63
,bracia" zarobiIi iknie, ravy sierovy i Ievy rosly signIy ich
onize| asa. Moze nie byIo lo zbyl czysle
zagranie, aIe nieslely, gdy chodzi o zycie, nie ora na senlymenly.
Dva ciaIa zvaIiIy si na ziemi.
Mislrz odervaI si |ak srzyna i lrafiI lrzeciego bykiem v sIol
sIoneczny. RozIegIo si gIosne chrunicie.
TrzasnIy zebra i moslek vroga, len lez vyeIiminovany na dobre.
Drzvi. yI evien, ze klos sloi na korylarzu i
ubeziecza lych lrzech. I nie omyIiI si. CiI bIyskavicznym
ruchem, gIboko. DIon uzbro|ona v odrysk mi-
ski zaloczyIa Iuk. Tlnica szy|na oszIa, krev chIanIa na scian.
Iily rzecivnik uchyIiI si. AIchemik sko-
czyI ku niemu |ak anlera.
Iodv|ny bIysk ravie go osIeiI. Obrzyn z dubeIlvki` WykonaI
unik, czu|c, ze |esl |uz za zno. Cos za-
lrzymaIo go v I skoku. ZderzyI si z nievidziaIn rzeszkod,
|akby midzy nimi nagIe vyrosIa sciana. Huk
rozdarI cisz Iochv. W naslnym uIamku sekundy mislrz runI
cizko na cegIan osadzk. Icho vyslrzaIu
dIugo odbi|aIo si v ivnicznych korylarzach, az vreszcie ucichIo.
Sdzivo|a ochIonIy ciemnosc i cisza.
Irzylomnosc odzyskaI v |edne| chviIi. }eszcze nie olvieraI oczu.
Co si z nim dzie|e` Siedzi rzyvizany, a
moze rzykuly do lvardego, drevnianego foleIa z oarciami od
rce. SlrzeIaIi do niego. TrafiIi. Gdzie` I
Ievego uda byI lak siIny, ze ravie ozbaviI go oddechu. Leciulko
naiI misnie, anaIizu|c doznania. Kosc
chyba caIa, miso rzerobiIi na siekane kolIely... Czucie v sloie
ma, a zalem nervy rdzeniove zaevne ocaIa-
Iy. W Iydce czu|e chId, a lo oznacza, ze vieIe naczyn
krvionosnych uIegIo zervaniu. IalaInie, lo ovaznie
skomIiku|e Iany ucieczki.
OlvorzyI oczy. Iomieszczenie rzyominaIo ceI, v klre|
vczesnie| go viziono. Zasadnicza rznica oIegaIa
na lym, ze na|dIuzsza sciana osiadaIa duz slrzeInic. W olvr
vraviono okno, szyby okIe|ono od zevnlrz
foIi odbIaskov. Kiedys slaIo lu dziaIo obecnie urzdzono - no
cz, lo byIo do rzevidzenia - izb lorlur.
ZbadaI, na iIe si daIo, skrzane asy, klrymi go unieruchomiono.
Nieslely, okazaIy si nad odziv soIidne.
Zadne| fuszerki, klra umozIiviIaby mu rze|scie do konlralaku.
IoslrzeIona noga uIsovaIa siInie, vic skoncenlrovaI si i
zabIokovaI v mzgu obszary odoviedziaIne za
odbieranie bIu. Nic si nie da zrobic` Nic. A zalem lrzeba si
uzbroic v cierIivosc. Wczesnie| czy znie|
odczei go od foleIa, by zadac obiecane lorlury. DziaIania
vikszosci Iudzi cechu|e komIelny chaos. IoeInia-
| bIdy, vyslarczy vyczekac odoviednie| chviIi i vledy
srbovac cos zdziaIac.
Mislrz obrzuciI vzrokiem sciany. Cgi, kIeszcze, rzecinaki,
ochodzce chyba ze zIikvidovane| kuzni. SkaIe-
Ie, noze, iIy, lreany, sisane z vyosazenia |akiegos szilaIa.
IiIy, siekierki i dIula. Ladny zbir davne| broni
sieczne| i obuchove|. Do lego knebIe, e|cze i ka|dany, gdyby nie
brak rzovego fulerka, mozna by omysIec,
ze ochodz z sex-shou dIa vieIbicieIi ,boskiego markiza" de
Sade.
- Imonu|ca koIekc|a - zakiI.
Slo|cy koIo okna zakalurzony lyek odvrciI si na icie.
- Ovszem, ciekave zbiory - oviedziaI. - dziesz miaI zreszl
okaz| zaoznac si bIize| z nieklrymi egzem-
Iarzami.
AIchemik vyszczerzyI zby. Tak, lo byIoby inleresu|ce. Wzic
lakie cgi i zacisnc lemu aIanlovi na rzykIad
na...
- IoraniIes lrzech naszych lovarzyszy, a |ednego zabiIes - varknI
WiIk.
- To oni zaczIi. - MichaI vzruszyI ramionami. - Gdyby nie vIaziIi
bez zaroszenia do mo|e| ceIi, cieszyIiby si
dobrym zdroviem.
- racia chcieIi ci nalychmiasl zgIadzic. TyIko mo|e| inlervenc|i
zavdziczasz, ze...
- Wyusc mnie, lo v odzice kui ci fIach na|Ieszego koniaku,
|aki srzeda| v lym miescie - szydziI S-
dziv|. - Od czego zaczniemy` - IrzesunI vzrokiem o scianach.
- Czy ly si niczego nie boisz` - Irzyvdca raclva so|rzaI na
niego zaskoczony.
- TyIko duchv. Macie moze |akiegos na skIadzie` }ak go skIonicie
do vsIracy` - Ioczucie humoru nie
ouszczaIo go v zasadzie nigdy.
- Czeka ci smierc vsrd na|slraszIivszych mczarni. dziesz nas
|eszcze bIagaI, zebysmy zechcieIi ci vysIu-
chac... I moze navel si na lo zgodzimy. IrzegraIes.
Mislrz zievnI. Nieslely, rce miaI rzykule do oarcia slaIovymi
obe|mami, vic gesl nie vygIdaI doslalecz-
nie obrazIivie.
- To |uz sIyszaIem - burknI. - WieIe razy, v czasach, gdy nie byIo
vas |eszcze na sviecie. Wasz robIem oIega
na lym, ze nie vierzycie v oga - oviedziaI. - Mozecie zniszczyc
mo|e ciaIo, ozbavic zycia len kavaIek
misa, v klrym leraz rzebyva mo|a dusza. AIe czIoviek, klrego
rzeeInia ogien ravdzive| viary nie b-
dzie si rze|movaI lakim drobiazgiem |ak zakonczenie svo|e|
ziemskie| ieIgrzymki.
- Zabi|aIes, vic ovinienes viedziec, ze |dziesz do iekIa -
varknI WiIk.
- Na szczscie znam zarvno hebra|ski, |ak i arame|ski. Oieracie
si na bIdnym rzekIadzie ibIii. W dziesi-
ciorgu rzykazan oviedziano ,nie mordu|", czyIi nie zabi|a| bez
ovodu, skrycie, niehonorovo, dIa reaIizac|i
vIasnych, rzyziemnych ceIv. Irzez bIisko icsel Ial, |akie dane
byIo mi rzezyc, nie zamordovaIem nikogo,
choc czslo niosIem smierc lym, klrzy na lo zasIuzyIi.
- Cz za gIboka fiIozofia - rychnI vrg.
- Irosla |ak konslrukc|a cea... AIe zycie |esl v ogIe rosle, lo
Iudzie sami |e sobie komIiku|. 64
- Dogada|my si. Irzekaz nam sekrel lynklury, a uvoInimy ci i
mozemy obiecac, ze vice| si nie solkamy.
- Za zno. ZIamaIiscie ile rzykazanie. I lo vieIokrolnie.
}eslescie band mordercv i musicie zoslac vyeIi-
minovani. - W oczach AIchemika bIysnIa slaI. - Moze mi nie uda
si lego dokonac, aIe vczesnie| czy znie|
klos vas ovslrzyma.
- Moze i |eslesmy band mordercv. AIe nie zabi|amy bez
ovodu...
- Iolrzebu|ecie krvi, by robic zIolo - uzueIniI Sdziv|. -
Iosvicacie cudze islnienia dIa svoich ceIv.
- Nigdy nie czuIes, ze |esles kims Ieszym, a zycie innych Iudzi
slanovi v lvoim rku lyIko lvorzyvo, z klre-
go mozna uczynic cos vieIkiego`
- Rozczaru| ci, |esIi oviem, ze nie` Svo| drog, gdy vaIczyIem
o raz iervszy z vaszymi orzednikami,
byIo |akby ciekavie|. Ioza rozaicznym robieniem zIola z, |ak lo
okresIiIes, lvorzyva Iudzkiego, rzerovadza-
Ii mas odraza|cych ekserymenlv seudomagicznych.
- A klo ci oviedziaI, ze |uz nie za|mu|emy si czarn magi` - W
oczach rzesIadovcy bIysnIy dzivne iskier-
ki.
Sdziv| o raz iervszy od chviIi uvizienia slraciI evnosc
siebie. Te dzivne mysIi obsesy|nie krzce vo-
kI la|emnicy kamienia fiIozoficznego. Czyzby ich czary naravd
dziaIaIy`
- Soko|nie. - Kalur skryvaI lvarz, aIe lon gIosu vskazyvaI, ze
obIicze WiIka rzyozdabia |adovily usmie-
szek. - Wkrlce na vIasne| skrze zaoznasz si z naszymi
sekrelami.

Iomieszczenie byIo Iadne i rzeslronne. Duze okno vychodziIo na
kanaI. Na scianach visiaIo kiIka slaIorylv.
Trzy slare foleIe kryle skr, zabylkove biurko, v kcie slI
kresIarski i |akis szkic rzyily do bIalu.
- ChcieIi si anovie ze mn zobaczyc - Lars RiedeI zarosiI ich, by
usiedIi. - Mog anom osvicic godzink.
O co chodzi`
MviI dobrze o niemiecku.
- No cz - oviedziaI Arminius. - Nasza rofes|a |esl dosc
secyficzna. Za|mu|emy si generaInie eIiminac|
evnych endemicznych islol rozumnych, vykorzyslu|cych dIa
odlrzymania svego islnienia nie zvykI fiz|o-
Iogi, aIe bionekroz.
- Wamirv i innych lemu odobnych - dodaI LaszIo, choc nie byIo
lo chyba olrzebne.
- Rozumiem. - Archilekl v zaden sosb nie okazaI zdzivienia. -
Zaevne |eslem na vasze| Iiscie do odslrzaIu`
- W |ego oczach nie o|aviI si na|Ize|szy cien nieoko|u.
- W zasadzie lak - rzekI slary Iovca. - IrobIem v lym, ze nie bardzo
nam si lo skIada do kuy. A zeby kogos
zabic, voIeIibysmy vczesnie| zdobyc evnosc, ze lrzeba.
- Widz, ze s anovie rofes|onaIislami. - RiedeI z uznaniem
skIoniI gIov. - Nie lak |ak zvykIe. Nie uvierzy-
cie, |akich varialv do le| ory solykaIem.
- Rzuci an okiem na nasze maleriaIy` - zagadnI LaszIo. - Tak
chyba Ialvie| bdzie nam rozmaviac.
- Z rzy|emnosci.
MIody olvorzyI neseser i vyIozyI na slI kiIkanascie odbilek.
- Na vszyslkich lych budynkach vidnie|e anski gmerk,
slaroegiski znak vyobraza|cy fiIar dzed - oviedziaI
Arminius.
- A |ak doszIiscie, ze lo nie rzyadek`
- MieIismy lakie zaIozenie i szukaIismy olvierdzenia leorii.
ZanaIizovaIismy anski charakler isma. - Slary
rzyrodnik oIozyI obok folografii karl z vydrukiem. -
Oczyviscie, kr| Iiler zmienia si z eoki na eok, aIe
sosb slaviania kresek czy Iczenia oszczegInych znakv...
- Rozumiem.
- DokonaIismy lez anaIizy vymiarv lrzydzieslu vzniesionych
rzez ana budovIi. We vszyslkich slosu|e an
roorc|e oarle na egiskich i arabskich kvadralach magicznych
oraz srednioviecznych zasadach la|emne|
szluki murarskie| - dodaI mIody.
- ChyI czoIa - oviedziaI ovaznie RiedeI. - I musz rzyznac, ze
|eslem gIboko zdumiony. MinIo vieIe
sluIeci, aIe nikl nigdy nie rzerovadziI lak dogIbne| anaIizy
moich dokonan. Nie sdziIem, iz klos na lo vad-
nie. ZvIaszcza ze chyba zaden z anv nie |esl z zavodu
budovniczym`
- Zaden. - LaszIo okrciI gIov. - CzyIi nasze ode|rzenia s
sIuszne`
- Ovszem. }a vzniosIem lo vszyslko. - WzruszyI ramionami. - A
lakze szereg innych konslrukc|i, klrych aIbo
nie odnaIezIiscie, aIbo klre si nie zachovaIy. }eslem naczeInym
archileklem Iudzkosci od rzeszIo czlerech
lysicy Ial.
- O, choIera! - LaszIo aulomalycznym ruchem vy|I z lorby
samoaI i odcignI kurek.
Arminius usokoiI go |ednym geslem. WyIozyI kiIkanascie
koIe|nych odbilek. Iorlrely. Wszyslkie, |akie udaIo
im si odnaIezc.
- Ianska lvarz si zmienia - oviedziaI. - Irzyzvycza|enia nie,
charakler isma lez nie, aIe...
- Oczyviscie - usmiechnI si Archilekl. - Tym bardzie| |eslem
eIen odzivu, ze zdoIaIiscie mnie vysIedzic i 65
zIokaIizovac. I szczerze oviedziavszy, na|bardzie| zaskaku|ce
|esl lo, ze zidenlyfikovavszy, zdecydovaIiscie
si rzy|sc i vy|asniac vlIivosci, zamiasl slrzeIic mi v Iecy zza
vgIa... Choc, |ak vidz, rozvazaIiscie i
lak evenluaInosc. - MusnI oskarzycieIskim so|rzeniem sIuv
Iezc na koIanach chIoaka.
- Zavsze slaramy si o zachovanie naukovych odslav dziaIania.
Gromadzimy viedz, klra rzyda si na-
szym naslcom - vy|asniI LaszIo z godnosci. - Tradyc|a Iovcv
oduada, a klos ovinien bronic Iudzkosci
rzed islolami lakimi |ak an.
- Nie za duzo ode mnie zdacie` Chcecie, zebym vy|asniI, co |esl
grane, bo dziki lemu Ialvie| bdzie vam
doasc naslnych`
- Ovszem - rzekI slary. - Czy za duzo` Ma an vobec Iudzkosci
dIug, klrego nie sIaci oslavienie kiIku bu-
dynkv. Chocby byIy i ikne, i ozyleczne.
- I evnie, |esIi odoviem na vasze ylania, v zamian daru|ecie
mi zycie` - WygIdaIo na lo, ze ki sobie z
nich v zyve oczy.
DIaczego si nas nie boi` - zanieokoiI si LaszIo. Cos mu v lym
slrasznie smierdziaIo.
- Nieslely... - Irzyrodnik vzruszyI ramionami. - Komromisy z
islolami bionekrolycznymi nie vchodz v gr.
MysIivy nie vchodzi v ukIady z viIkami.
- Nie ma v lym sec|aIne| la|emnicy. Trzeba signc do mdrosci
slarozylnych reIigii.
- Wdrvka dusz` - Arminius zmruzyI oczy lknily nagIym
domysIem. - Zachovu|e an sviadomosc koIe|nych
vcieIen`
- NiezueInie o l reIigi mi chodzi. Zreszl ode|rzevaIem
zavsze, ze reinkarnac|a lo lolaIna bzdura. - Archi-
lekl usciI do niego oko. - Io co szukac o sviecie mdrosci
innych Iudv, gdy odoviedz |esl lak bIisko...
Kiedys, davno, davno lemu, nazyvaIem si Hiram.
- udovniczy Svilyni SaIomona` - ChIoak vylrzeszczyI oczy.
- Ovszem. }eslem Zydem. A racze| byIem nim davno lemu. Nie
raklyku| |uz mo|e| reIigii, rzez le lysicIecia
za bardzo odbiegIa od lego, v co vierzyIem. AIe cigIe darz |
evnym senlymenlem. I soro zaamilaIem.
- }udaizm |esl rzeciez voIny od lakich idei - zdziviI si slary
rzyrodnik. - Chyba ze v czasach SaIomona,
rzed oslalecznymi redakc|ami i u|ednoIiceniem lekslu Slarego
Teslamenlu...
- Kazda reIigia dzieIi si na czsc orlodoksy|n i, nazvi|my lo,
lradyc| rzekazyvan uslnie, ignorovan rzez
leoIogv. Obok ism kanonicznych islnie| aokryfy. Mdrcy
bada|cy nalur rzeczy czslo szyfru| svo|e
nolalki, by uniknc ryzyka doslania si viedzy v rce rofanv.
SIyszeIi anovie ooviesci o dybukach`
LaszIo okrciI gIov, a slary zagryzI vargi.
- }esIi klos umiera askudn, niedobr, nagI smierci, |ego dusza
zosla|e vyrvana z ciaIa i zamiasl zslic do
szeoIu, bIka si o ziemi, az zna|dzie kogos, klo |esl na lyIe sIaby,
by mogIa oanovac |ego ciaIo - vy|asniI
RiedeI. - Za iervszym razem rzygniolIa mnie vaIca si sciana.
OdzyskaIem sviadomosc kiIkadziesil Ial o
smierci. ZrozumiaIem, co si slaIo. MieIismy naravd dobrych
magv, za lrzecim razem viedziaIem |uz, ze
|eslem v slanie czsciovo lo konlroIovac.
- A |ak z amici` - zaciekaviI si Arminius. - Nie uIega zalarciu`
- Z koIe|nych vcieIen amilam bardzo duzo. Na|mnie| z lych
iervszych, olem, vraz z koIe|nymi rzeskoka-
mi, mo|a |azn coraz Ieie| sobie radziIa.
- }esIi leraz ana zabi|emy, lo o roslu vy|dzie an z ciaIa i za
|akis czas o|avi si znovu - domysIiI si mIo-
dy. - DIalego zueInie si nas an nie boi`
- Ovszem. Wasza mis|a od oczlku byIa chybiona. - Archilekl
usmiechnI si kico. - I |ak mniemam, leraz,
gdy vy|asniIismy sobie vszyslko, odslicie od svych uroczo
krviozerczych Ianv` Nie slanovi dIa vas
zagrozenia i byIbym vdziczny, gdyby okazaIi mi anovie l sam
grzecznosc.
- Nie |eslem evien, czy lo dobry omysI - mruknI slary. - AIe
faklycznie, chyba nic lu o nas...
- CzyIi mam oczekivac v kazde| chviIi slrzaIu v Iecy` Na|daIe| za
kiIka Ial vrc. Obe|mu| ciaIa zazvycza|
|uz odrosnile...
- WymysIimy cos, aby odesIac ana definilyvnie v niebyl -
zagroziI rzyrodnik. - To nic osobislego, lakie s o
roslu nasze zasady.
- Oczyviscie. Nie bd miaI za zIe, |esIi vam si uda. O iIe vam si
uda... - dodaI z naciskiem.
- }eszcze |edno ylanie - rzyomniaI sobie LaszIo. - Nad
nieklrymi z anskich budovIi vyda|e si cizyc
|akies falum. Na rzykIad la kaledra. Czym |esl lo sovodovane`
Idami v zakIciach`
- Czasem zdarza si vyadek i gin odczas budovy. Wledy lo
mie|sce |esl rzekIle. Wyrvanie mo|e| duszy z
ciaIa ovaznie zaburza slruklur czasorzeslrzeni.
- Mozna cos na lo oradzic`
- Nie viem. - RiedeI okrciI gIov. Obaviam si, ze nic.
A zalem dvr Kruszevskich ravdoodobnie znovu sIonie...
Moze za lrzydziesci Ial, moze doiero za slo, aIe
|ego Ios |esl rzesdzony.
WslaIi z foleIi i ukIonivszy si, ousciIi biuro. Arminius zaszedI do
skIeu monooIovego i kuiI vino. IrzeszIi
mosl nad rzek NideIv i vsiIi si na szczyl gry. Nie mieIi
kieIiszkv, vic naiIi si roslo z buleIki.
- Sdzisz, ze mviI ravd` - zaylaI mIody. 66
- Tak.
- I co daIe|` Rezygnu|emy z Iikvidac|i` Oduszczamy sobie
robIem i vracamy do domu`
- Io iervsze, nie do domu, lyIko sravdzac koIe|ny sIad -
mruknI |ego lovarzysz. - Io drugie... To asozyl.
Irze|mu|e ciaIa, vyiera dusze ich vIascicieIi, by odlrzymac
svo| egzyslenc|. Kradnie Iudziom zycie, lak
|akby ich mordovaI.
- Zabicie Archilekla nic nie zmieni. Co na|vyze| |akis czas go nie
bdzie, a olem vrci. AIbo i od razu rze-
chvyci koIe|ne ciaIo.
- WIasnie. AIe gdyby umarI lak zvycza|nie, ze slarosci, lo moze |uz
si nie odrodzi... - Irzyrodnik ocignI
vina.
- To moze |ednak |akos go vykonczymy` Tak, zeby nie byIo ani
nagIe, ani askudnie` - LaszIo rze|I buleIk. -
}a viem, moze |akas voIno dziaIa|ca lrucizna` Grzybki czy cos. -
TrciI bulem k muchomorv. - Iodobno
s loksyny, klre niszcz czIoviekovi vlrob lak, ze umiera rzez
I roku Iub dIuze|...
- Ovszem, znam lakie. TyIko ze lo nic nam nie da. Zorienlu|e si
rzeciez, ze |esl chory, a vledy odkrci gaz i
oIozy si z zaaIniczk na Izku...
- To |ak go zaIalvic` Srebrn kuI |ak ducha` Osikovym koIkiem
czy co` Irzeciez musi byc |akis sosb, by
odesIac go v niebyl!
- IomysIimy vieczorem. Mam kiIku rzy|aciI dobrze
zorienlovanych v kabaIe. To chasydzi, vic ovinni
viedziec lez cos na lemal dybukv. Srbu| zIaac ich rzez
Inlernel i rzerovadz konsuIlac|e.

Ksizniczka obudziIa si, czu|c dzivne osIabienie. Lydki cigIe |
boIaIy o vczora|szych lancach. Agenlka
siedziaIa rzy komulerze.
- Wslava|, |uz dzievila. - UsmiechnIa si do rzy|aciIki i znovu
vbiIa vzrok v ekran.
- Masz cos ciekavego`
- Nic a nic. TyIe lyIko, ze kiIka dni lemu oIic|a znaIazIa v |ednym
z ouszczonych forlv saIonego czervone-
go voIksvagena.
- Navel |esIi znaIezIi vIascivego, lo nievieIe z lego vynika. -
Monika, choc nie czylaIa kryminaIv, umiaIa
vycigac vnioski. - Z evnosci nie orzuciIi go v obIizu svo|e|
kry|vki.
- No vIasnie... To chyba droga donikd. AIe zna|d drani.
- Aha - zgodziIa si Monika. - }esIi nie |eslem ci olrzebna, lo moze
rze|d si lroch.
- Yhym... - mruknIa informalyczka i zagIbiIa si bez reszly v
virluaIn rzeczyvislosc.
Monika vyszIa z domu. Nogi same oniosIy | na Slare Miaslo.
Moze nieolrzebnie si marlvi` Moze gdzies
v danych byIa Iuka i AIchemik o roslu o|echaI na Ta|van` A
moze znudziIo mu si ich lovarzyslvo i osla-
noviI dac nog` Irzeciez lo nievykIuczone. Za|rzaIa do kiIku
anlykvarialv, obe|rzaIa ikn inlars|ovan
komdk za ravie siedem lysicy zIolych.
So|rzaIa v niebo zaciga|ce si coraz ciemnie|szymi chmurami.
dzie adac... IaveI siedziaI na Iacyku
rzy KoscieIe Mariackim. RozIozyI oIvki na obramovaniu
fonlanny i cos rysovaI.
- Znovu si solykamy. - Na |e| vidok odIozyI bIok. - Uroczo
vygIdasz v niebieskie| sukience.
- O` - zdziviIa si. - Skd si lu vziIes`
- Mieszkam luz obok. WyszedIem sobie szkicovac.
- A |a oszIam na sacer. Nudzi mi si.
- Moze ovinnas cos oczylac - zasugerovaI. - AIbo isc do kina` W
miescie |esl masa mozIivosci, by rzy|em-
nie sdzic czas.
- }akos nic mi si nie chce - vyznaIa. - Wszyslkie zainleresovania
slaIy si szare i ni|akie, |ak oiI.
Iiervsze kroIe deszczu cizko uderzyIy o bruk.
- Chodzmy do ciebie - zaroonovaIa. - Zaraz Iunie.
IobiegIi rzez bram, vyadIi na MaIy Rynek. Niebo rzeciIa
bIyskavica, zagrzmiaIo. OdnaIezIi koIe|n bra-
m, a olem o nieskonczenie dIugich, lrzeszczcych schodach
vsiIi si na oslalnie ilro.
- Tu mam racovni - vy|asniI. - I mieszkanie rzy okaz|i.
- Ia|ne mie|sce. Wszdzie bIisko...
- To chyba laka lradyc|a, ze maIarze i sludenci mieszka| na
slrychach - zazarlovaI i olvorzyI drzvi. - Iovinni
lez byc ubodzy i cieriec na sucholy...
ZaaIiI svialIo, rozbIysIa naga zarvka viszca od sufilem.
Iracovnia byIa nieduza. }edno dIugie omieszcze-
nie z mansardovymi oknami. Iod oIaci dachov na odIodze
IezaI malerac zasIany kocem. Drzvi v gIbi
rovadziIy do maIe| Iazienki i kuchni.
- Ciasne, aIe vIasne. - UsmiechnI si. - I z roku na rok |ego varlosc
rosnie. Masa snobv ma ochol zamiesz-
kac na Slarym Miescie. A nie dIa vszyslkich vyslarcza mie|sca.
KiIkadziesil obrazv slaIo oarlych o sciany. yI lakze len |e| -
niedokonczona marlva nalura.
- ZabraIem go lroch z rozdu. No i rosz, v sam raz moze si
rzydac. o evnie chcesz go dokonczyc` 67
TyIko komozyc|a zoslaIa na vsi.
- AIe s Iinie szkicu, czyIi vyslarczy dac koIor...
- Nie bardzo. - IolrzsnI gIov z Iekkim rozbavieniem.
- Srbu|, nie musi lo byc rzeciez dzieIo szluki. - ZacisnIa vargi.
- Mog obe|rzec` - WskazaIa race.
KivnI gIov. ZaaIiI lrzy sviece v Iichlarzu. Wnlrze zrobiIo si
|akby bardzie| rzyluIne. OdvracaIa |e o
koIei, ogIdaIa. Dziesilki vidoczkv, bukielv v vazonach,
sieIskich e|zazykv, slarych mIynv i vialra-
kv...
- To na handeI. Iarlanina, maIovaIem ol lak, zeby kiIka groszy
zarobic. Te ciekavsze s daIe| - oviedziaI.
CykI grafik mogcych byc iIuslrac|ami do ksizek fanlasy i
horrorv. Nieklre |uz vidziaIa. Nagie Iub sko
odziane kobiely z zakrvavionymi mieczami, smoki i rycerze,
mumie, szkieIely, cmenlarze... I vreszcie kiIka
aklv, Iadnie namaIovane, naluraIislycznie. So|rzaIa na IavIa
sod oka. DociskaI kIamk okna smaganego
deszczem. Widac baI si, zeby rzez |aks nieszczeInosc nie naIaIo
mu si do racovni. Na szlaIudze slaI za-
grunlovany odkIad, oIvki IezaIy, |akby czekaIy lyIko na
odoviedni okaz|.
Iod|Ia decyz|. Obraz, na klrym | kiedys uvieczniono, visi dzis
v muzeum v Sofii. }ednym ruchem scign-
Ia sukienk. Od razu zrobiIo |e| si rzy|emnie|. W mokrym ubraniu
nie naIezy siedziec, lo rzeciez grozi zaa-
Ieniem Iuc! OdviesiIa | na oarcie krzesIa. WysunIa sloy z
sandaIv, scignIa mokre skarelki. Gdy
vreszcie odervaI vzrok od szyby i oalrzyI v |e| slron, vIasnie
zde|movaIa slanik.
- Wic |ednak - |akby veslchnI. - Naravd lego chcesz` Nie
viem, czy umiem namaIovac ci lak dobrze, |ak
na lo zasIugu|esz. A |esIi mi nie vy|dzie`
U|I v dIon vgieI i odszedI do szlaIugi. ZsunIa figi i slanIa
rzed nim caIkiem naga. IoalrzyI soko|nie i
badavczo.
- KszlaIly masz cigIe |eszcze racze| dzievczce niz kobiece -
mruknI. - Za laki obraz lo rokuralor moze mnie
olem scigac. AIe |esles ikna.
SlaIa bez ruchu. CzuIa dzivn lrem, od bardzo davna zaden
mzczyzna nie vidziaI |e| bez ubrania... IaveI
usmiechnI si cieIo.
- WygIdasz uroczo - oviedziaI. - Tak sviezo i nievinnie
zarazem. Hmmm... Moze usidz na lamlym krzesIe.
Dobrze, leraz odvin |edn nog, oIec | dIonmi i orzy| brod na
koIanie.
WykonaIa |ego oIecenie.
- Nie, do niczego. - IokrciI gIov. - WyszIo slrasznie
nienaluraInie...
OdvrciIa krzesIo lyIem, usiadIa na nim okrakiem. Azurove
szczebeIki nievieIe zasIaniaIy.
- A moze lak` - zaroonovaIa. - Mog |eszcze oslavic sloy na...
- Chyba lak |esl dobrze - oceniI o namysIe. - Usidz vygodnie, lo
olrva dosc dIugo.
IodszedI, minI |, zaviesiI na scianie dIug, ciemnobIkiln
kolar.
- dzie Iadne lIo - vy|asniI.
SignI o bIok, rysovnic i kavaIek mikkiego oIvka. SzkicovaI
szybko, z as| i vrav. Iolem odIozyI
aier i zaczI nanosic Iinie na odkIad.
- Taluazu nie maIu|emy` - zaylaI. -Nie.
- Ciekavy, svo| drog. Herb dynaslii, klra vymarIa... No, bdzie
z icsel Ial.
Irzez uIamek sekundy zaslanaviaIa si, czy nie oviedziec
ravdy, |ednak v oslalnie| chviIi od|Ia inn de-
cyz|.
- Dziadek inleresovaI si hislori - skIamaIa gIadko. - MiaI lroch
lego... - WkrciIa sobie nievidziaIn srubk v
skron. - No i zoslaviI mi amilk na caIe zycie.
IaveI nie odoviedziaI, caIkovicie ogrzyI si v racy.
ZIle svialIo sviec rzucaIo refIeksy na |e| skr. IozaIovaIa, ze
ramiona i Iydki ma znacznie bardzie| oaIone
niz reszl ciaIa. Trzeba byIo oIezec na sIoneczku nago.
AIe rzeciez nie bdzie |e| folografovaI, a maIu|c v koIorze, z
evnosci u|ednoIici barv usokoiIa si.
Wreszcie rzervaI. SlaI, ogIda|c svo|e dzieIo. W kuchni
zaszumiaI cza|nik. Navel nie amilaIa, kiedy vsla-
viI vod.
- Sukienka |uz vyschIa. Ubierz si, bo zmarzniesz - oIeciI. - A |a
zrobi nam dobre| herbaly. SIodzisz`
- Nie...
- I sIusznie, moim zdaniem cukier zabi|a oIov smaku. WoIisz
zvykI czy z mango` Mam lez yerba mal.
- ZvykI - vykrzlusiIa.
- Kan ci naarslek rumu, bo cos mi si vyda|e, ze |esles na
na|Iesze| drodze do zazibienia. - }ego lroska
lyIko | roz|uszyIa.
MinI |, idc do kuchni. I znovu oczuIa dzivne uokorzenie. Nie
doslrzegI v nie| kobiely.
A moze |esl ge|em` - MysI bIysnIa |e| v gIovie i zgasIa.
Nie, lo chyba niemozIive. Wravdzie sIyszaIa, ze arlysci Iubi
lakie dzivaclva, aIe zueInie na lo nie vygIdaI.
WrciI z dviema aru|cymi szkIankami. SlaIa cigIe naga i
rzechyIivszy gIov, alrzyIa na niego zaIolnie.
OdslaviI herbal na sloIik, odszedI do nie|. Serce zabiIo |e|
szybcie|, aIe znovu si rozczarovaIa. Urze|mie
odaI |e| slanik. IuknIa vsciekIe i zrobiIa krok do rzodu.
Nareszcie. Ob|I |, oczuIa |ego dIonie na Iecach. 68
ZadrzaIa i naraz zorienlovaIa si, co robi. ZainaI |e| biuslonosz!
- CieIaczku - oviedziaI Iagodnie. - }esIi klos Iubi |abIka, nie bdzie
rzeciez |adI zieIonych...
IorvaIa sukienk, nacignIa | v biegu i vyadIa z racovni,
lrzaska|c drzviami. ZIosc az z nie| buchaIa.
Nikl v zyciu lak |e| nie zIekcevazyI! WyszIa z kamienicy lak
rozvscieczona, ze nie zauvazyIa rozcignilego
midzy sIukami Iancucha. Ani si obe|rzaIa, a runIa |ak dIuga.
MedaIion brzknI i oloczyI si roslo od
koIa rze|ezdza|ce| laksvki. IodervaIa si na rvne nogi i
odniosIa go z bruku. OdelchnIa z uIg. Kamien
ocaIaI, lyIko zaicie Iancuszka lroch si zgniolIo. Do Iicha. Zaraz,
rzeciez koIo Imiku |esl |ubiIer. Moze uda
si na oczekaniu naravic` SchovaIa amuIel do lorebki,
Iancuszek vusciIa v kieszen. Na szczscie lo lyIko
kiIka krokv.
ZIolnik obe|rzaI v skuieniu uszkodzony eIemenl.
- Od rki lego ani nie zrobi - oviedziaI. - dzie golv |ulro
rano. - WyisaI |e| kvilek.
- Dziku|. - UsmiechnIa si z vdzicznosci. DolarIa do Rynku i
usiadIa na Iavce. Znovu byIa |akas zmczo-
na. I vsciekIa. Co oviedziaI len aIanl` ZieIonych |abIek nie Iubi`
AIe do maIovania |akos si rzekonaI`
ZIosc ovoIi |e| mi|aIa. W sumie lo zachovaIa si |ak idiolka.
ZagryzIa vargi. No, niezIe | oniosIo. RozebraIa
si rzed ravie obcym mzczyzn! Ladnie, Iadnie. A olem...
Uuu... Do diabIa. Seksu |e| si zachciaIo`
WzdrygnIa si. Tak z iervszym Ieszym` MiaIa
nieravdoodobne szczscie, ze okazaI si orzdnym face-
lem i nie vykorzyslaI syluac|i. TyIko ylanie, co |e| odbiIo` Moze lo
zmczenie, nuda, gdzies v odsviadomo-
sci vIczyIa si olrzeba rozryvki` WslaIa i noga za nog ovIokIa
si do domu.

KonsuIlac|e rzez Inlernel lrvaIy nieomaI caI noc. Wreszcie nad
ranem Arminius skonczyI konferovac z koIe-
gami o fachu.
- Mamy go - oviedziaI.
- Masz informac|e, klre ozvoI uniceslvic |ego dusz` -
zainleresovaI si LaszIo.
- Nie uniceslvic, lyIko odesIac definilyvnie na lamlen svial -
sroslovaI slary. - Meloda nie |esl skomIikova-
na. Trzeba go dziabnc v serce szlyIelem ozdobionym
odoviednimi zakIciami.
- Nz lo nie robIem. - MIody odaI mu szlurmovy ma|cher
komandosv secnazu. - }a mog go zarznc. TyI-
ko le zakIcia. Wygraveru|emy czy vyslarczy markerem na oslrzu
naisac`
- Wygraveru|emy. - Arminius vy|I z lorby modeIarsk
vierlareczk i komIel frezv denlyslycznych.
Trzy godziny znie| szlyIel byI golv. LaszIo so|rzaI na zegarek.
- Sidma rano - oviedziaI. - iuro olviera| o dzievile|. Ievnie
|esl |eszcze v domu. Doadniemy go lam,
czy...`
- yIe nie koIo kaledry - oslrzegI rzyrodnik. - Tym razem
voIaIbym, zeby ocaIaIa. Ionovna smierc Archilekla
mogIaby |eszcze bardzie| |e| zaszkodzic.
- RiedeI mieszka nad kanaIem. - LaszIo rozIozyI Ian. - A biuro ma
o drugie| slronie rzeki. Co sdzisz o lym
zauIku` - WskazaI aIcem. - Iovinien ldy rzechodzic.
- Dobra. Tu go doadniemy.

Rana nogi caIy czas cmiIa. AIchemik, choc ogrzyI si v gIbokim
lransie, nie zdoIaI do konca zabIokovac
bIu. CiaIo vokI oslrzaIu zaogniIo si. Nie czas nad lym dumac,
s vaznie|sze sravy. Nie da si vykIuczyc,
ze zagadkovy leIeala niebavem znovu srbu|e dobrac si do
|ego mzgu. ChoIera, lrzeba cos vymysIic.
IrzydaIby si Arminius i |ego viedza. Hm, robIem vygIda na
dosc skomIikovany. Zaczni|my od odslav.
Czym |esl leIealia`
Klos cos mysIi, a drugi odgadu|e. A zalem musi v |akis sosb
rzechvylyvac lo, co bIka si o neuronach
innego czIovieka. TyIko |ak` Konlakl fizyczny nie vchodzi v gr.
IaIe eIeklromagnelyczne` Czy mzg moze
byc nada|nikiem` Teorelycznie lak... AIe nalzenie, klre mogIoby
aklyvovac komrki nervove, |esl znikome.
Da|e si odczylac na encefaIografie, |ednak ozvaIa lyIko okresIic,
klre czsci kory mzgove| s aklyvne.
WlIive, zeby czIoviek osiadaI szczlkovy zmysI radiovy na
lyIe doskonaIy, by oznac rzebieg oszcze-
gInych rdv. Kazdy mzg |esl nieovlarzaIny, kazdy osiada
inacze| vysec|aIizovane neurony, inacze|
oodkIadaIy si v nim biaIka amiciove. Navel |esIi vrg ozna
slruklur rzeIyvu, lo moze | odslavic
|edynie do lego, co ma v svoim Ibie - czyIi nic mu lo nie da.
DIalego AIchemik sdziI, ze leIealia |esl niemozIiva. Chyba ze...
Chyba ze islnie|e inne oddziaIyvanie, ro-
mieniovanie, moze rodza| faI nieznanych nauce. Na|vidocznie|
mysIi vyvoIu| |akies energelyczne echo, klre
rzy odoviednie| vravie mozna odczylac. Szkoda, ze |esl
uviziony, lo ciekavy kierunek, varlo go dokIad-
nie zbadac! Teraz ylanie, co z lym fanlem daIe| robic. Czy da si |e
vylIumic` KIalka Iaradaya zalrzymu|e faIe
radiove. TyIko |ak ekranovac cos, czego nalury si nie zna` Mozna
srbovac na rzykIad zaIozyc na gIov
melaIovy garnek... Oczyviscie, |esIi si go osiada. 69
Mislrz MichaI ma co vsominac, aIe nie ma ocholy, by vrg lo
odczylaI. Ceni sobie ryvalnosc. Iylanie, iIu
lakich dukv ma na svoich usIugach raclvo. Moze lyIko
|ednego` Na|Ieie| byIoby osIac go |akos do ia-
chu. TyIko |ak` Ciekave, czy umie odrznic ravdzive
vsomnienia od lego, co mozna mu odsunc` ZaIz-
my hiolelycznie, ze nie olrafi. Wyobrazic sobie skrzyni
skarbv i zasugerovac, ze zakoana |esl na oIu
minovym` I|dzie lam z vykryvaczem melaIi oraz Ioal i diabIi
go vezm. AIchemik usmiechnI si od
vsem. }esl lyIko |eden maIuski robIem. Nie zna IokaIizac|i
zadnego oIa minovego.
A zalem lrzeba szybko vymysIic cos innego. Rozvizanie, klre
vadIo mu do gIovy lrzy sekundy znie|,
byIo lak rosle, ze az si zdziviI. IovlrzyI sobie v mysIach kiIka
reakc|i chemicznych i byI golv.
MinIa moze godzina, gdy vrazenie czy|e|s obecnosci
odoviedziaIo mu, ze nadszedI czas dziaIania. Musi lo
vygIdac naluraInie` No lo do dzieIa...
W klach racovni v kiIkunaslu kIalkach gdakaIy kury i iaIy
koguly. AIchemik oslroznie roziIovaI skoruk
cieniulk, |ubiIersk iIk. Wevnlrz, na zIlku, ciemnie|sz
Iamk odznaczaIa si larczka zarodkova. Slani-
sIava Iaubzeg oderznIa czubek slrusiego |a|a. AIchemik naciI
gIboko zIlko vokI zarodka i oslroznie rze-
nisI go v nacicie vykonane v lym drugim. IrzyIozyI szybko
odiIovan czsc, osmarovaI kravdz zyvic i
dobyvszy czek cienkich drucikv, zaczI oIalac |a|o, |akby
drulovaI knily garnek.
- }ak mysIisz mislrzu, co z lego vy|dzie` - Uczennica oalrzyIa na
niego zaciekaviona.
- To bdzie kura vieIkosci krovy - oviedziaI z dum. - Zaczlek
vieIkiego slada... Krzyzu|emy slvora zy|ce-
go v daIekie| Afryce z naszym lakiem. Iolomslvo rze|mie od
slrusia vieIkosc, a od kur zdoInosc zycia v
naszym kIimacie.
- A |esIi vezmie inne cechy` - zaciekaviIa si. - Wyrosnie maIulkie,
zIosIive, z goIymi nogami i niezdoIne do
rzelrvania zimovych mrozv`
- Gdyby vszyscy mysIeIi lak asekurancko |ak ly, v nauce nie
byIoby zadnego oslu - zgromiI |. -Wierz, ze
lak, klrego vyhodu|emy, bdzie vieIki i vsaniaIy, a
ekserymenl len rzyniesie Iudziom szczscie i ozylek.
NaeIni brzuchy gIodnym, a zmarznilym rzyda ierza na
oduchy.
- Takie bydI lo i zezre duzo. - IokrciIa gIov z ovlievaniem.
- Zebysmy lyIko |akiego olvora z lego nie
vyhodovaIi - zanieokoiIa si nagIe.
- Navel |esIi... - UsmiechnI si. - }eslesmy v Krakovie, lu kazde
dziecko vie, |ak zgIadzic smoka.
- A |esIi len smok nie bdzie |adaI oviec` Mislrz zamysIiI si
gIboko.
- To mu odsyiemy voreczek zalrulego ziarna. - WadI na
rozvizanie bez vikszego lrudu.
Ucisk na mzg byI bardzo deIikalny. Wrg cigIe lam |esl. Nie
zorienlovaI si, ze caIa la heca z |a|kami nigdy
nie miaIa mie|sca... Nie odrznia vsomnien ravdzivych od
faIszyvych. Zalem mozna srbovac zrobic go v
baIona.
MysIi odryfovaIy. SlanisIava z |a|kiem v rce. A leraz sloi koIo
vagi. Mislrz skoncenlrovaI si. Wyda|e |e|
oIecenia, ona odmierza, odvaza, lIucze, miesza i uciera. Sciga z
regaIu koIe|ne sIo|e. Na vszeIki vyadek na
kazdym z nich vidnie|e nais, co miesci si vevnlrz...
Lovca MysIi odIozyI vieczne iro na bIal. WslaI z foleIa i
zdmuchnI sviece, rzeryva|c krg.
- UdaIo si - oviedziaI, z ogromnym lrudem hamu|c
odniecenie. - Mam zais caIego rocesu.
- }ak lo` Za iervszym razem` - Zdumiony WiIk oalrzyI na
kamrala. - Nieravdoodobne... ChyI czoIa
rzed lvoimi vsaniaIymi umie|lnosciami.
- Za drugim ode|sciem - sroslovaI leIeala. - AIe mamy formuI.
A leraz vezvi|, rosz, naszych ozoslaIych
braci. Iora na zabav v Iaboralorium.
- A co z AIchemikiem` Do iachu` - Irzyvdca raclva so|rzaI na
odIog i rzeIadovaI isloIel.
- To zavsze zdzymy. - TeIeala ovslrzymaI go geslem. -
Na|ierv lrzeba sravdzic, |akie |eszcze sekrely
ukryva... Tynklura lo nievlIivie |ego na|viksze dokonanie, aIe
znaI | |uz v siedemnaslym vieku. Klo vie,
co odkryI rzez koIe|ne sluIecia`
- Nieokoi mnie - mruknI WiIk. - Od kiedy zaczIismy z nim
vaIczyc, bez rzervy ada| lruy. Ten czIoviek
lo demon zniszczenia. }esl v rkach raclva od lrzech dni i |uz
zabiI |ednego z nas. A vczesnie|, oszIi o nie-
go dva razy. Za iervszym vyszIi zyvi. Za drugim nie vrciI
nikl...
- yIi o roslu za sIabi - slvierdziI mysIivy. - Nie |esl Ialvo
okonac islol, klre| dosviadczenie Iiczy si v
sluIeciach. A |uz zvIaszcza lrudno dokonac lego broni, klr on
vIada Ieie|. MviIem, gaz obezvIadnia|cy,
slrzeIba z Iolkami usyia|cymi, lo nie, musieIi si uierac rzy
lradyc|i.
- Za drugim razem vziIi novoczesn i oszIi do iachu... -
zaoonovaI WiIk. - Iki vaIczyIi honorovo, daro-
vaI im zycie. Mimo vszyslko, vyda|e mu si, ze v |akis sosb
zIamaIismy reguIy gry. Wic on lez |e Iamie. A
rzy okaz|i Iamie nam karki.
- CanIismy go niehonorovo, aIe za lo skulecznie. - Lovca MysIi
usmiechnI si. - A gdyby bracia od oczlku
osIuchaIi mo|e| rady, zyIiby do le| ory. AIe soko|nie, |esl
unieruchomiony, a do lego ranny i bardzo osIabio-
ny. }uz nam nie zagrozi.
- Wiem, aIe nie mog si olrzsnc z do|mu|cego rzeczucia
zagIady - skrzyviI si rzyvdca. - Czu| vrcz,
ze cos knu|e i |esIi lyIko bdzie miaI okaz|, orzegryza nam
gardIa.
- Zalem vyslarczy nie davac mu okaz|i. IiInovac si, ubezieczac
vza|emnie, unikac bezosrednich konlak- 70
lv. I nie bac si. To lyIko czIoviek.
- Moze masz rac|. AIe naravd soko|nie bd mgI zasnc
doiero, gdy |ego sciervo socznie na vieki v
vanie.
CzekaIi v Iaboralorium. KoIe|ni zakalurzeni bracia meIdovaIi si
na mie|scu i zasiadaIi na krzesIach. WiIk
rzeIiczyI ich vzrokiem i zagryzI vargi. WieIe siedzisk byIo
uslych.
- ZoslaIo nas nievieIu - oviedziaI ovaznie.
- Io co nas vezvaIes` - zaylaI |eden, vsarly na kuIi.
- }eslesmy u ceIu - odezvaI si Lovca MysIi. - UmysI AIchemika
zoslaI senelrovany. Dysonu|emy rzei-
sem, klry umozIivi nam vyrodukovanie kamienia
fiIozoficznego.
Mzczyzni oalrzyIi o sobie zaskoczeni.
- UdaIo si`
- Tak. Olo rzeis. - TeIeala okazaI karlk. - Niech bral Iaboranl
rzysli do vieIkiego dzieIa...
SiedzieIi v miIczeniu, skuieni. SIedziIi z uvag kazdy ruch
lechnika. Kvas azolovy, kvas siarkovy, kiIka
gramv sroszkovanego miaIko zIola, dziesilki innych
skIadnikv... Wreszcie vszyslko byIo golove. Labo-
ranl vIaI mieszanin do |a|a fiIozoficznego i oslroznie umiesciI |e v
rozaIonym alanorze.
- racia! - WiIk rzervaI miIczenie. - }eslesmy u rogu chviIi, na
klr nasi orzednicy czekaIi od iciusel
Ial... Irzez I lysicIecia vaIczyIi o lo, by vydrzec aIchemikom ich
sekrel. Dzis mamy v svoich rkach moc
rzemiany melaIi i bdziemy zyc viecznie, odczas gdy vrogovie
sczezn...
- Ikslra - mruknI kuIavy. - AIe moze na|ierv zobaczmy, co nam
z lego vyszIo`
- Za godzin - vy|asniI Lovca MysIi. - TyIe olrva rzemiana.
Wreszcie mogIi rozbic |a|o. W vyeInia|cym |e gorcym szIamie
lkviIy |akies czervonave grudki.
- }ak si lego uzyva` - Laboranl oalrzyI na leIeal.
- Trzeba ulrzec na roszek. Io Iyzeczce na osob, oic vod.
}edna davka na icdziesil Ial...
Szybko ulIukI |e v lygIu.
- Czlery davki - oceniI zavarlosc. racia odervaIi si z mie|sc.
- Sok|! - zgromiI ich WiIk. - Szyku| nasln orc|. Trzech
iervszych vyIosu|emy, reszla doslanie za go-
dzin.
- Trzech` - varknI kuIavy. - A czvarla, oczyviscie, dIa ciebie`
- Trzech. A czvarl vyrbu|emy, lrzeba zobaczyc, |ak czysle zIolo
vychodzi v rocesie lransmulac|i.
RzuciIi Iosy. MysIivy i dva| bracia IyknIi o Iyzeczce yIu i oiIi
vod.
- U, gorzkie askudzlvo - sIunI |eden z vybrancv. - AIe dIa
viecznosci varlo...
Technik sloiI oIv v lygieIku. DosyaI czvarl orc| roszku i
zamieszaI.
- No i |ak` - WiIk odszedI bIize| i za|rzaI mu rzez rami. - DziaIa
czy nie`
- Cos |esl nie lak. - Laboranl alrzyI v srebrzysl ovierzchni
cieczy. - Chyba |eszcze oczekac lrzeba... Czy
omieszac Ieie|, zeby mogIa za|sc reakc|a`
- Moze davka byIa za maIa`
Z lyIu dobiegI dzivny charkol. OdvrciIi si |ak na komend. Trze|
kandydaci do viecznego zycia vygIdaIi
cokoIviek niena|Ieie|. }eden rzziI, ouchnily |zyk nie miesciI
mu si v uslach. Drugi, Iezc na odIodze, biI
ovielrze nogami. TeIeala, rzevieszony rzez krzesIo, loczyI z
usl krvav ian. Oczy oszIy mu v sIu.
Nie minIy lrzy minuly i vszyscy skonaIi.
- O, kurde - vyszelaI kuIavy. - Co lo byIo` 71

RozdziaI 7
Kalarzyna zaarkovaIa rzy osiedIove| uIiczce. WysiadIa z
samochodu i zalrzasnIa drzviczki. Torba z broni
rzy|emnie zacizyIa |e| na ramieniu. IrzeszIa rzez boisko i Ik.
MinIa vski as zaga|nika, rzedarIa si
rzez reszlki o nieuzyvane| bocznicy koIe|ove|. Tu, koIo Iolu
ouszczone| fabryki, rozcigaIy si kiIkuhekla-
rove nieuzylki. WybraIa sory agrek gruzu, bdzie sIuzyI |ako
kuIochvyl. RozslaviIa sobie larcze. Na|ierv
vyvaIiIa dva magazynki z berelly. Dobry dzien. No, leraz ora na
grubszy kaIiber.
NabiIa krcic AIchemika, rzybilka, kuIa, rzybilka, dobiIa
slemIem. SravdziIa, czy krzemienna skaIka lkvi
dobrze na mie|scu. ZIaaIa bron lak, |ak okazaIa |e| Monika, i
ocignIa za susl. HuknIo zdrovo. No lo
lrzeba zobaczyc, |akie s ravdzive mozIivosci le| ukavki. Na
kiIku cegIach oslaviIa kuiony od rzeznika
svinski Ieb. IrzyIozyIa si i rbnIa.
ron mislrza byIa niezvykIe ceIna. TrafiIa recyzy|nie midzy
oczy. GIova vierza, kozioIku|c, oIeciaIa v
lyI. Kalarzyna odeszIa i zimno, soko|nie obe|rzaIa skulki
lrafienia. Z rzodu svinska czaszka |esl mnie| vice|
lrzykrolnie grubsza niz Iudzka. KuIa rzeszIa rzez kosc |ak rzez
masIo, grzybkovaIa v mzgu i vyrvaIa z
lyIu raklycznie caI olyIic.
SkorzyslaIa, ze rzy|aciIki nie usIysz |e| vyoviedzi:
- Urvie |a|a rzy same| szyi - mruknIa radosnie.
WskoczyIa do samochodu i vrciIa na kvaler. Zanim oslrzeIa do
czIonkv raclva, musi ich odnaIezc. ez
reszly zagrzebaIa si v sieci. Inlernel lo miIiony danych. }esIi si
vie, |ak |e odnaIezc, mozna zdobyc naravd
duzo informac|i. IrobIem v lym, ze na razie lo, co zdobyIa, lo
sieczka, klra nie ukIada si v zadn sensovn
caIosc. AIchemika orvano skradzionym samochodem. Io|azd
odoviada|cy z grubsza lym aramelrom vy-
chvyciIy dvie kamery moniloru|ce ruch uIiczny. }echaI vzdIuz
IIanl, minI z|azd v uIic Lubicz i lu lro si
uryva. O iIe, oczyviscie, lo len.
raclvo ozbyIo si svo|e| siedziby. TyIko czy aby na evno si
ozbyIo` IarceI srzedaIa Agenc|a Mienia
Wo|skovego. Moze o roslu, grzebic v evidenc|i, lrafiIi na dane
o alrakcy|ne| dziaIce v cenlrum miasla i
oslanoviIi nalychmiasl | sienizyc` IrbovaIa uslaIic, klo
od|I decyz|, aIe zabrakIo olrzebnych informa-
c|i. Ziemi i budynek nabyIa hurlovnia ovocv cylrusovych
slanovica czsc duze|, zagraniczne| gruy kai-
laIove|.
Tozsamosci czIonkv raclva, klrzy zginIi vledy v odvrzu,
nie zdoIaIa uslaIic. Moze udaIoby si czegos
doviedziec, sravdza|c numery re|eslracy|ne samochodv,
klrymi rzy|echaIi na ,akc|"` TyIko skd |e
vylrzasnc` IoIic|a zaevne |e zabezieczyIa, srzla|c l |alk.
Nie! SlaIy zaarkovane rzy uIicy, vic lrud-
no byIo odrznic |e od innych. Ci, klrzy rzezyIi, zabraIi |e
zaevne olem. Czy mieIi kIuczyki` Nieko-
niecznie. Iogolovie zamkove` A moze...` Co si dzie|e, |esIi
samochd dIugo sloi v |ednym mie|scu`
WyvoIaIa Ian slref Ialnego arkovania. ingo! Iar
samochodv, navel |esIi ,bracia" vykuiIi biIely, lo o
godzinie Iub kiIku ich vaznosc si skonczyIa. Irzy|echaIa slraz
mie|ska, zaIozyIa bIokady, a skoro lo nie omo-
gIo, zviozIa |e na arking.
Godzin znie| znaIazIa, co lrzeba.
Tydzien o slrzeIaninie slraznicy odhoIovaIi czlery samochody.
ZanolovaIa numery re|eslracy|ne. Nazvisk
vIascicieIi nie udaIo |e| si |ednak uslaIic. Ula|nione z uvagi na
dobro sIedzlva. Sygnalura akl` OdaIiIa koIe|ny
rogram. No i Iadnie... yIo sIedzlvo i zoslaIo umorzone. raclvo
Drugie| Drogi musi byc bardzo vysoko kry-
le. Ma| kogos v komendzie vo|evdzkie|` A moze |eszcze vyze|.
Hmmm... Irovadzcy dochodzenie nadko-
misarz evnie si vsciekI. OdnaIezc go i ogadac`
WyszukaIa adres arkingu oIic|i. Moze le czlery o|azdy |eszcze
lam slo|` IrzecignIa si, odchyIa|c na
oarciu krzesIa. Trzeba si bdzie rze|sc...
Iarking nie vygIdaI sec|aInie okazaIe. Sialka, drul koIczasly i
kiIkadziesil o|azdv. TrafiIy lu v rzny so-
sb. Czsc slanovi dovody v sravach karnych. Inne zoslaIy
skonfiskovane, aIe z |akichs rzyczyn nie mogIy
lrafic na Iicylac|. Wsina|c si na aIce dIa Ieszego vidoku,
zIuslrovaIa Iac.
Mercedesy slo|ce na kaciach, koroz|a odsdza Iakier karoserii,
zaevne skonfiskovano |e cinkciarzom i bady-
Iarzom |eszcze ,za komuny". Ogromna koIekc|a aul v rznym
sladium rozbicia. I vreszcie bingo! Trzy o|azdy
o numerach re|eslracy|nych zgodnych z lym, co uslaIiIa. MinIa
szIaban i koIczalk i veszIa do kanlorka slrazni-
kv.
- CenlraIne iuro SIedcze. - OkazaIa Iegilymac|.
- Aha. - Slary varlovnik o oczcivym vygIdzie odIozyI kanak.
- Czym mog sIuzyc`
- KonlroIu|emy srav... - Tu odaIa numer akl. - Macie lrzy
samochody, klre byIy z ni zvizane.
- Yhym... - ZaczI karlkovac oasIe lomiszcze. - Ma ani numery
re|eslracy|ne`
- Tak. - IodaIa mu karlk.
- Trzy cigIe u nas slo|, a len czvarly, |ak si okazaIo, lo rzez
rzyadek odhoIovaIi. WIascicieI go zabraI.
Chce ani zobaczyc |e v srodku`
- Chyba nie ma o co... - ZavahaIa si na chviI. Z evnosci
oIicy|ni lechnicy vyczysciIi vnlrza, szuka|c 72
dovodv. - A len czvarly` Klo go zabraI`
- RenauIl Kangoo, firma Svinlex - odczylaI.
- Dziku|. - UsmiechnIa si i oszIa. Io|echaIa do mieszkania.
Monika |uz vrciIa. SiedziaIa z naburmuszon
min.
- Cos si slaIo` - zanieokoiIa si Kalarzyna. - }akos nieszczegInie
vygIdasz...
- ZIe si czu| - vy|asniIa vamirzyca. - Nic lakiego - dodaIa. -
Irze|dzie.
Kalarzyna odaIiIa komuler. Iirma Svinlex, czsc gruy
roducenckie| IoIkieIbas. Sravozdania z dziaIaIno-
sci, vyniki finansove, oferla... Chyba faklycznie ich samochd
znaIazI si lam rzyadkiem. A moze zoslaI
skradziony rzez raclvo na olrzeby le| akc|i`
Do diaska! A |esIi...` NagIa mysI oraziIa | niczym grom. A |esIi lo
nie rzyadek i da si znaIezc ovizania
omidzy Svinleksem a Herberlo`

- Co lo byIo` - WiIk szarnI AIchemika za rami. Mislrz vyrvany
ze snu nalychmiasl doszedI do siebie, aIe
oalrzyI na niego Irzylomnie.
- Co lakiego` - zainleresovaI si.
- IodaIes Lovcy MysIi rzeis na |akies svinslvo! OlruIes i |ego, i
dvu innych naszych lovarzyszy!
- }ak niby miaIem kogos olruc, skoro siedz lula|` -zakiI MichaI. -
A svo| drog, klo lo |esl Lovca MysIi`
- Nie zgryva| si, bo gorzko ozaIu|esz! - syknI rzyvdca
raclva.
- A |ak si nie bd zgryvaI, lo oczyviscie rzerosicie mnie i
vyuscicie. Ten vasz leIeala byI caIkiem nie-
zIy. - Wizien cmoknI z uznaniem. - TyIko dIaczego nie
oviedziaI od razu, ze olrzebu|e rzeisu na lynklu-
r` WIazI mi do gIovy, faklycznie, rzyominaIem sobie akural
|edno dosviadczonko... I co, zzarI lo` - zacie-
kaviI si. - I |eszcze kumIi oczslovaI. }akie lo szIachelne z |ego
slrony. o, szczerze oviedziavszy, sdzi-
Iem, ze ozabi|acie si navza|em i zoslanie lyIko |eden...
- Trzech naszych!
- To |uz mviIes. Czemu lyIko lrzech` Widac cos z roorc|ami mi
si omyIiIo... - ZadumaI si. - Tak, choIera.
AIe lo |uz lak byva, gdy si v amici obIicza... Nie, u Iicha. A, |uz
viem! - W |ego oczach bIysnIo zrozumie-
nie. - To byIo czlerdziesci davek smierleInych, lyIko zIe odczylaI,
iIe lrzeba zazyc na raz... Ta leIealia lo o-
vazne osignicie naukove, aIe |ak sdz, lroch |eszcze
niedoracovane. O, i zda|e si vykonczyIem vam
niechccy |edynego fachovca, klry mgIby nad lym oracovac.
Szkoda, lo vieIka slrala dIa Iudzkosci. -
IrzybraI szlucznie zboIaIy vyraz lvarzy.
- Ty... - Irzyvdca raclva vycignI isloIel i odbezieczyI z
lrzaskiem.
IrzyslaviI AIchemikovi bron do skroni.
- SlrzeIa|, slrzeIa|. d ci slraszyI o nocy. - Mislrza, mimo
czsciove| orazki Ianu, nie ouszczaI dobry
humor. - TyIko amila|, zeby nie davac odslu midzy koncem
Iufy a skr. dziesz mgI zavsze ovie-
dziec, ze oeIniIem samob|slvo.
WiIk ousciI sIuv. So|rzaI na zaczervienione vokI
rovizorycznego oalrunku udo AIchemika i usokoiI
si.
- Czeka|, niedIugo inacze| zasievasz - varknI. W chviIi gdy slaI
|uz na rogu, Sdziv| chrzknI deIikalnie.
Wrg odvrciI si z nadzie|. -Tak`
- To byI arsenian zIola - oviedziaI vizien ogodnie. - ardzo
ciekavy zvizek chemiczny. Wyslu|e v IoI-
sce v oslaci mineraIv. Nieslely, loksyczny |ak iorun...
Drzvi zalrzasnIy si. Teraz doiero usmiech seIzI z varg
mislrza. IoeIniI dva askudne bIdy. Io iervsze,
odaI leIeacie zIe roorc|e. Io drugie... No cz, uzyI nie le|
lrucizny, klre| lrzeba, i za szybko si dranie zo-
rienlovaIi. Trzeba byIo odsunc im cos, co dziaIa z rvnie
smierleIn skulecznosci, aIe za lo ovoIulku. Zeby
rzez kiIka dni navel nie ode|rzevaIi, ze cos |esl nie lak...
MichaI rzecignI si. Rana na nodze boIaIa coraz bardzie|, slan
zaaIny obe|movaI koIe|ne varslvy lkanki.
GIvny vrg, Lovca MysIi, zoslaI vyeIiminovany. AIe lo nie
koniec robIemv. Trzeba vykonczyc ozosla-
Iych. WyaIic seudoaIchemiczn sekl siark i zeIazem. Ich
siedzib zburzyc, zaorac i osyac soI, a v ruiny
vbic osikovy koIek... Tak, aby |uz nigdy vice| si nie odrodziIi.
TyIko ze nadaI |esl uviziony, a lo ovaznie
ulrudnia vrovadzenie v zycie lego bIyskolIivego Ianu.
Trzeba odzyskac svobod dziaIania. W iervsze| koIe|nosci
vyrvac si na voInosc. IrzyvizaIi go do krzesIa
vy|lkovo slarannie. Navel gdyby si vyIlaI, nievieIe mu lo da.
Sciany s za grube. Iodkou lez nie zrobi.
Ze smulkiem musi slvierdzic, ze o vIasnych siIach si sld nie
vydoslanie.
Dzievczyny z evnosci viedz |uz, ze zoslaI orvany. Zaevne
rzeryIy caIe miaslo. Mislrz oznaI mozIivo-
sci Kalarzyny, vie, |ak bIyskavicznie zdoIaIa kiedys odnaIezc
Monik. Skoro do le| ory go nie uvoIniIa, ozna-
cza lo, ze oryvacze zoslaviIi zbyl maIo sIadv. Oczekivanie na
ralunek nie ma sensu. Zreszl biernosc nie
Iezy v nalurze Sdzivo|a.
Trzeba |akos si orozumiec ze svialem zevnlrznym. }ak lego
dokonac` Siedzc vieIokrolnie v rznych ka- 73
zamalach, oanovaI doskonaIe sec|aIny aIfabel. Zna obie |ego
odmiany, lyIko ze la umie|lnosc na nic mu si
nie rzyda. W ssiednich ceIach nie ma nikogo. Co daIe|` Mozna
vysIac grys na zevnlrz. Irzevaznie robi si
lo za omoc rzekuionego slraznika. Mozna naisac cos
videIcem na cynovym laIerzu i vyrzucic oknem.
Kiedys, v czasie RevoIuc|i Irancuskie|, siedzc v vizieniu
Dyreklorialu, vidziaI lresovanego szczura, klry
rzenosiI viadomosci rzyczeione do obrozy. SIyszaI lez o
udanych vysyIkach Iislu rzy uzyciu zvykIych
goIbi.
Tu nie ma okien, szczurv, ba, v ceIi nie ma navel myszy, bo co
by lu |adIy` Nie da si vaIic v rury, bo nie ma
rur. DiabIi nadaIi. MysImy daIe|. Zbudovac radio` Gdyby miaI
choc gIui baleri i kavaI miedzianego drulu...
A, do Iicha.
Ioddac si` W |ego sIovniku nie ma lakiego o|cia.
Iozosla|e zalem chyba lyIko |edno. TeIealia. To znovu rodzi
szereg robIemv, vydavaIoby si, nierozvi-
zyvaInych. Irzede vszyslkim, nie ma zieIonego o|cia o nalurze
lych z|avisk. }ak lo dziaIa` Mzg |esl nada|-
nikiem i odbiornikiem sygnaIv. Arminius byI v slanie vysIedzic
Monik, Iecz brakovaIo mu recyz|i - vie-
dziaI, ze |esl gdzies v miescie, aIe nie bardzo mgI zIokaIizovac
konkrelne mie|sce.
TyIko ze Monika nie nadavaIa sviadomie zadnych sygnaIv.
Irzyrodnik czuI echo |e| mysIi - odobnie |ak
osIany na lamlen svial czIonek raclva byI v slanie odsIuchac
Iub ode|rzec mysIi MichaIa. Iravdoodobnie
mzg |esl nada|nikiem. Imilu|e |akies faIe niezaIeznie od voIi
svo|ego vIascicieIa. Czy rzenika| rzez mur`
Tak, leIeala byI v innym omieszczeniu.
Teraz ylanie na|vaznie|sze. Czy da si |e emilovac sviadomie,
lak, aby lrafiIy do konkrelne|, vybrane| osoby`
Ovszem. MysIivy byI v slanie nie lyIko vysyIac |e sviadomie, aIe
zaoalrzyc v cos v rodza|u kIucza dekodu-
|cego aIbo rogramu do odczylyvania lresci cudzych vsomnien.
Czy echo bdzie na lyIe recyzy|ne, ze da si
l drog rzekazac informac|e` To lrzeba bdzie sravdzic. }ak
okresIic adresala` Nie ma o|cia. Trzeba b-
dzie zdac si na inluic|. Nie ma sensu ,nadavac" do SlanisIavy,
Kalarzyny czy Moniki. ZdoInosci leIealyczne
musz byc niezvykIe rzadk cech, skoro rzez czlerysla Ial nie
solkaI nikogo, klo by lo olrafiI. }ednak v
oslalnim czasie Ios zelknI go az z dvoma leIealami. }eden, len
naIezcy do raclva, rzyIaciI lo zyciem...
Zosla|e Arminius, rzebyva|cy ravdoodobnie v Trondheim.
Nalura faI ozosla|e nie|asna. Czy mozna zaIo-
zyc, ze rzechodz rzez ziemi, nie naolyka|c ooru` Nieslely
nie. A od miasla na Inocy Norvegii dzieI
AIchemika zarvno vyukIosc Ianely, |ak i bariera zbudovanych
z granilu Gr Skandynavskich. A moze s v
slanie odbic si od |onosfery |ak sygnaI krlkofaIvki` To lakze
nieviadoma.
UsmiechnI si. NiezaIeznie od rzyszIego vyniku cieszy go samo
uczeslniczenie v ekserymencie oszerza|-
cym granice Iudzkiego oznania.

- A, do diabIa z lym! - Agenlka vyIczyIa komuler.
- Nic nie udaIo ci si znaIezc` - zaylaIa Monika.
- Nic. S dvie firmy, klre mogIyby byc ovizane z raclvem
Drugie| Drogi, aIe na|ravdoodobnie| nie s. I
lyIe. ScisIe rzeslrzega| zasad konsirac|i, nie mog namierzyc
nikogo, klo by naIezaI do organizac|i.
- Nikogo, komu mozna by rze|echac iInikiem o zbach` -
mruknIa ksizniczka domysInie.
- Na rzykIad... Ty chyba lez nic ciekavego nie znaIazIas`
IokrciIa gIov. Szczerze oviedziavszy, navel nie szukaIa...
- MysI, ze mozemy Iiczyc |edynie na lo, iz AIchemik zdoIa si |akos
vyrvac im z rk - oviedziaIa. - Chyba
ma sore dosviadczenie v uciekaniu z vizien.
- }esIi |eszcze zy|e - uzueIniIa onuro Kalarzyna.
- Sdz, ze zabi| go doiero, gdy vydusz la|emnic robienia
lynklury - rozvazaIa. - A kiedy osid len se-
krel, zaczn robic zIolo.
- CzyIi, gdy cena kruszcu oslro |dzie v dI, bdzie lo znaczyIo,
ze o lokach... I byc moze nie uda nam si
nigdy uslaIic, |aki Ios go solkaI.
- WieIu sIynnych aIchemikv rzeadIo bez viesci - oviedziaIa
Monika. - A |eszcze vice| skonczyIo marnie.
To dzivne ovoIanie. Trzeba byc lvardym ciaIem, a rzede
vszyslkim duchem.
- Uhum... - Kalarzyna zaadIa v foleI.
SignIa o szabI rzy|acieIa i vysunIa | z ochvy. DIugo i v
zadumie ogIdaIa vzorzysl kIing.
- Moze rzeczuI lo |uz vledy. - Irzy|aciIka odgadIa lok |e| mysIi. -
Navel |esIi zginie, ozoslanie o nim
vsaniaIa bron. Ta szabIa lo unikal. Za icsel Ial koIekc|onerzy
dadz za ni kazd cen. - Wy|Ia |e| z dIoni
rko|esc, rzuciIa v ovielrze aierov chuslk do nosa i |ednym
ruchem rzeciIa | na I.
- ron komIelnie anachroniczna, nierzydalna |uz v nasze| eoce.
Tak |ak aIchemia - szenIa agenlka. - Chy-
ba mislrz nie do konca olrafi odnaIezc si v dvudzieslym
iervszym vieku.
- A |a go rozumiem. }esl odobny do mnie. IrzyszIo nam zyc v
innych czasach niz le, v klrych si narodziIi-
smy. My lez |eslesmy anachronizmem, chodzcym vykoaIiskiem,
i lyIko |akis karys Iosu sraviI, ze rze-
lrvaIismy lak dIugo. 74
- Hmmm...
- Od kazde| reguIy |esl |akis vy|lek - oviedziaIa Monika. - Wic
siI rzeczy musz islniec |acys niesmierleIni.
AIchemik, |ego uczen, |a, SlanisIava... A klo vie, czy nie selki
innych Iudzi` Svial vokI nas niekiedy okazu|e
si bardzie| skomIikovany, niz nam si vyda|e. A czasem |esl
bardzo rosly, choc vyda|e si zIozony.
- Wiem - odarIa Kalarzyna. - Od kiedy odnaIazIam kuzynk, bez
rzervy rzekonu| si, ze olacza|ca mnie
rzeczyvislosc skryva drugie dno...
- A od nim |esl |eszcze lrzecie. - Ksizniczka usciIa do nie| oko.
- }ak mysIisz, uda si go odnaIezc`
Monika zamysIiIa si gIboko, a olem okrciIa rzeczco gIov.
- Iakl naszego islnienia lo sIol vieIu syluac|i skra|nie
nieravdoodobnych - oviedziaIa. - Slalyslyka |esl
nieubIagana. IomysI, |akie |esl ravdoodobienslvo, ze zginiesz
na skulek vyadku czy slrzeIaniny. IoIicz, |ak
rosnie v czasie vo|ny. Teraz vyobraz sobie, ze zy|esz nie
osiemdziesil Ial, aIe iciokrolnie dIuze|, i vieIo-
krolnie lrafiasz na lereny ob|le dziaIaniami vo|ennymi. }esIi |esles
Iadna, moze olraklu| ci |ako Iu vo|enny.
ZgvaIc, odz v nievoI, aIe ozvoI ci zyc... W rzyadku
mzczyzn ryzyko smierci rosnie i rosnie. DIa-
lego bo| si, ze lym razem |uz si nie vyvinie. Svial |esl
rzemysInie skonslruovany. Ci, klrzy Iami |ego
reguIy, musz zoslac uniceslvieni, vczesnie| czy znie|, v len
aIbo inny sosb.
Kalarzyna miIczaIa, lravic v duchu lo, co usIyszaIa.
- Wic co mam robic` - veslchnIa. - Irzeciez nie mog go lak
zoslavic!
- Szuka| go oczyviscie. - Monika vzruszyIa ramionami. - Slalyslyka
lo slalyslyka, |esIi si vaIczy, mozna |
lroch nagic... Tak |ak vledy, na odvrzu.
- Tak, ooviadaI. KazaI ci uciekac, dIaczego nie osIuchaIas`
- Honor. Gdy nasz rzy|acieI umiera, ovinnismy byc rzy lym.
Iovinnismy vzic szlyIel v garsc i slanc u
|ego boku. Navel vledy, gdy nie ma zadne| szansy. ZvIaszcza
vledy. - ZamysIiIa si.
Wsomnienie boIesne |ak zadra. Nodar unosi szabI, usmiecha si
na ozegnanie. Ona dobyva svo|e|. WadIi
na dvu buIanych konikach rosciulko na lyIn slraz lureckie|
konnicy. Obo|e szIi na evn smierc. A |ednak
zdoIaIa vyIizac si z ran...
- Chyba nieolrzebnie cignIam ci ze sob - veslchnIa agenlka. -
Chcesz vrcic na vies`
Monika zamysIiIa si.
- Moze i lak - oviedziaIa. - TskniIam do miasla, aIe leraz |akos...
Do niczego ci si nie rzyda|. No i robol
rozgrzeban zoslaviIam.
Io koIac|i zamknIa si v Iazience. WziIa szybko rysznic, a
olem slanIa naga rzed Iuslrem. Obe|rzaIa si z
rzodu, olem uslaviIa bokiem. MiaI rac|. ZieIone |abIka... A, do
diabIa! I lak nie zamierza vice| si z nim
solykac.

Doiero o dvch dniach rzymiarek udaIo si dobrze
rzygolovac zasadzk. Likvidac| naIezaIo rzerova-
dzic lak, aby byc z ceIem sam na sam. Gdyby klos nakryI ich rzy
robocie, mogIo do|sc do kalaslrofy, a mor-
dovanie sviadkv |akos nie IezaIo v elyce Iovcv.
Archilekl, zamysIony, nadszedI od slrony svo|ego domu. Nie
zauvazyI rozIaszczonego v zaIomie drevniane|
sciany Arminiusa. MinI go soko|nie. LaszIo czekaI rzy samych
drzviach biura.
- O, an Iovca si ofalygovaI. - RiedeI nie okazaI zdzivienia ani
nieoko|u. - }akie guslovne gumove rka-
viczki! To zeby uniknc zakrvavienia`
- Zeby na nozu nie zoslaIy odciski aIcv - odarI Wgier.
- Do lego uzyva si sec|aInego Iakieru - vy|asniI Archilekl. - A
gdziez lo |esl anski ryncyaI` - Obe|rzaI si
odruchovo.
- Obecny - mruknI Arminius. SlaI o dva kroki za nim, dobyI |uz
szady ukryle| v Iasce.
- Co vam lo da` Irzeciez i lak si odrodz.
- }uz nie. - LaszIo okazaI mu nz desanlovy. -Smierc, ze si lak
vyraz, ryluaIna ovinna zaIalvic srav raz
na zavsze. Moze lo lroch ryzykovne, aIe srbu|emy. Irosz si
oIozyc i nie slaviac ooru. Tak bdzie mnie|
boIaIo.
- Tak na uIicy` - skrzyviI si RiedeI. - To niehigieniczne. Choc z
drugie| slrony, hm... Co mi baklerie zaszko-
dz` Mozna`
LaszIo odaI mu nz. Archilekl obe|rzaI nais na kIindze i oddaI
bron.
- Z kaIigrafii aIa - mruknI. - AIe faklycznie, moze zadziaIac.
- Wybaczy an, zaden z nas nie |esl mocny v hebra|skim.
Irzeraszam, czas ucieka, a nie chcieIibysmy uzyvac
rzemocy...
- OlchIan smierci, oslaleczna granica Iudzkiego oznania, uko|enie
o vieIu lysicach Ial ieIgrzymki i lak daIe|
- oviedziaI Archilekl. - TyIko |esl |eden robIem. ZueInie nie
mam ocholy umierac.
- Nikl nie ma ocholy - burknI Arminius. - Czasem o roslu
lrzeba. 75
- Mus lo mus. Irosz |eszcze o minul zvIoki, oslalni aieros
rzed smierci.
- AIez rosz bardzo, lo kazdemu skazancovi voIno - ukIoniI si
slary. - }esIi mog zaroonovac, mam lroch
doskonaIe| raki|i.
- Nie odmvi - usmiechnI si RiedeI.
U|I srebrn iersivk i odkorkovavszy, ocignI soIidny Iyk.
- U! Ogien - oviedziaI z uznaniem. - Nie amilam, kiedy oslalnio
iIem lakie deIic|e.
OddaI buleIk slaremu, vy|I aierosa z aczki, umiesciI midzy
vargami, rzyaIiI i zacignI si olznie.
Oczy slanIy mu v sIu i ovoIi osunI si o scianie. LaszIo
oIaaI si bIyskavicznie, doskoczyI i chnI
Archilekla nozem v serce, aIe oba| viedzieIi, ze |esl |uz za zno...
- Do kala! - syknI slary. - IrzechylrzyI nas. MiaI |aks siIn
lrucizn v fiIlrze aIbo zmieszan z lyloniem.
- Zaslanovimy si nad lym znie|. Chodu - oradziI |ego uczen.
Co lez niezvIocznie uczyniIi. Godzin znie| siedzieIi |uz v
ocigu mkncym na vschd - do SzlokhoImu.
- ChoIera - mruknI slary. - No nic, |a evnie nie dozy|, aIe ly
musisz go doasc, gdy znovu si vcieIi. dzie
evnie bardzo oslrozny, aIe mamy czas, by si odoviednio
rzygolovac...
- Co v daIszych Ianach`
- Universylel v KabuIu. A konkrelnie, nie|aka Anysza Safez.
- Kim aIbo czym |esl`
- Tego vIasnie nie viem... AIe rozoznaIa v Monice vamira na
iervszy rzul oka. Musz ucic sobie z l
ani ogavdk i zaylac, gdzie, u Iicha, si lego nauczyIa...
- dziemy olrzebovaIi afganskich viz. Skd |e vylrzasniemy`
- Srbu| v ambasadzie USA v Warszavie. Io|edziemy do IoIski.
- Mislrzu...
- }esIi chcesz rzy okaz|i odviedzic Monik... - So|rzaI na niego
znad okuIarv. - Nie vidz robIemu. Cieka-
ve, czy AIchemik |eszcze |esl v kra|u, czy o|echaI na Ta|van...
- Chcesz si z nim solkac`
- Mam lakie dzivne rzeczucie, ze vakovaI si v cos niedobrego.

Monika vslaIa o sme|. Agenlka |uz byIa na nogach, vbrev svoim
vczora|szym dekIarac|om znovu czegos
szukaIa v sieci. Ksizniczka za|rzaIa do kuchni, zaasy byIy na
vyczeraniu. WziIa lorb i oszIa na Novy
KIearz. KuiIa |a|ka, ieczyvo, kieIbas i kurki. Na sniadanie
bdzie |a|ecznica. Co miaIa dzis zrobic` Ach,
lak. Musi odebrac Iancuszek z naravy.
WsliIa o drodze do dvch anlykvarialv, oalrzyIa na
bizuleri. W sumie nic ciekavego, zvIaszcza ze
ovinna lroch oszczdzac. Wravdzie ma soro odIozone, aIe
musi |e| lo vyslarczyc do |esieni. Lalo lo mar-
lvy sezon na rynku lIumaczen. IrzeszIa si Sukiennicami,
odzivia|c kramy zavaIone amilkami-Za|rzaIa do
Imiku, olem skrciIa do zna|ome| bramy. ZIolnik slanI na
vysokosci zadania, zaicie vygIda |ak nove.
- Nie vie an czasem, co lo za kamien` - IrzecignIa Iancuszek
rzez uszko medaIionu i zaviesiIa sobie bIy-
skolk na szyi.
- Szczerze oviedziavszy, nie mam o|cia. - }ubiIer okrciI
gIov. - AIe nie odoba mi si. }esl v nim cos... -
SlrzeIiI aIcami, szuka|c odoviedniego sIova. - Za lo Iancuszek i
orava bardzo ciekave. ardzo slara, scy-
ly|ska robola.
- d musiaIa okazac lo sec|aIislom...
IodzikovaIa, zaIaciIa i vrciIa na Rynek. Dokd by lu isc`
IovdrovaIa IIoriansk. Kalarzyna siedzi i r-
bu|e namierzyc v sieci raclvo. Nie ma sensu |e| rzeszkadzac.
}esIi bdzie olrzebovaIa omocy - orosi o
ni. Moze faklycznie lrzeba vskoczyc v ekaes i vrcic do
Kruszevic`
Nie, bez sensu. Zanudzi si lam rzeciez na smierc. A rzeciez... No
lak, zaomniaIa. IaveI. Irzeciez nie skon-
czyI maIovac |e| aklu. Wczora| vybiegIa od niego |ak gIuia, aIe
chyba si nie obraziI`
MaIy Rynek lo lyIko kiIka krokv sld... Io skrzyicych schodach
vdraaIa si na gr. ZaukaIa, nikl nie
odoviadaI. IrychnIa vsciekIe. IoszedI gdzies, zamiasl czekac na
ni` }uz miaIa ochol konc v drzvi, gdy
soslrzegIa zvilek aieru velknily v dziurk od kIucza.
WycignIa go i rozroslovaIa.
Szkicu| mumie v muzeum archeoIogicznym - odczylaIa.
IobiegIa na dI, rzeskaku|c o kiIka sloni naraz. yIa lam |uz
kiedys, aIe vledy oszIi Iochami...
IrzymknIa oczy, usiIu|c odlvorzyc z amici Ian miasla.
W muzeum raklycznie nie byIo zviedza|cych. TyIko v czsci
osvicone| radzie|om haIasovaIa |akas vy-
cieczka. Monika zakrciIa v slron eksozyc|i egiskie|. IaveI
siedziaI na skIadanym krzeseIku i szkicovaI v
bIoku sarkofag Merefa-Neczer-Tola. Na |e| vidok usmiechnI si
Iekko, aIe nie rzervaI svo|ego za|cia.
- Wila|.
ZrozumiaIa, ze si nie gnieva, a navel |esIi, lo lyIko lroch.
Odrobink.
- Czesc - bknIa. - Robisz szkice do obrazu` 76
- Tak - olvierdziI. - Zavsze Ieie| zde|movac z nalury niz
maIovac na odslavie rerodukc|i. W le| saIi mozna
vyczuc odIegIe lchnienie Iudzi, klrzy odeszIi i klrych rochy
dzivnym zbiegiem rzyadkv lu vIasnie so-
czIy.
Ksizniczka rzyomniaIa sobie laml slraszn noc srzed kiIku
miesicy. IrzeIamu|c Ik, nachyIiIa si, by
so|rzec od maIovane vieko lrumny uniesione Iekko na
drevnianych koIkach. Mumia zachovaIa si v kie-
skim slanie. ZelIaIe, zbrzoviaIe bandaze, zIla czaszka okryla |uz
lyIko reszlkami vyschnile|, skane| lkan-
ki. Monika rzeszIa kavaIek daIe|, minIa zabaIsamovane zvIoki
lancerki v ozdobnym karlonazu, obok na
fiIarze visiaIy zd|cia renlgenovskie i komulerovo odlvorzona
lvarz kobiely zmarIe| rzed bIisko lrzema
lysicami Ial. IoczuIa, ze IaveI sloi luz za ni.
- ZyIi, kochaIi si, mieIi svo|e ragnienia i ambic|e. A dzis s
marlvi - szenI. - Ich drobne sukcesy i orazki
nikogo |uz nie obchodz. A zvIaszcza nie obchodz nas, bo my
|eslesmy lak eIni zycia... IoIozyI |e| dIon na
ramieniu.
- Chodzmy sld - oviedziaI. - Dzien |esl zbyl ikny, by sdzac
go v le| lruiarni.
WyszIi na IIanly.
- I|dziemy do ciebie` - zaylaIa. - Iovinnam dokonczyc
ozovac...
- Nie dzisia|. - UsmiechnI si Iekko. - Zreszl len akl ravie |uz
skonczyIem.
- eze mnie` - zdziviIa si.
- Iolrafi, |esIi lrzeba, maIovac z amici. ZvIaszcza ze evnych
rzeczy nie zaomina si lak Ialvo. - }ego
so|rzenie |akby od niechcenia rzesIizgnIo si o zgrabne| Iydce
ksizniczki.
UsiedIi na Iavce. OlvorzyI bIok i zabraI si za szkicovanie.
Ionura komora grobova, zarzucona srzlami
zniszczonymi rzez rabusiv. Iosrodku olvarly anlrooidaIny
sarkofag. W nim - Iezca, naga dzievczyna.
Tvarz zaznaczyI kiIkoma zaIedvie kreskami, aIe Monika bez lrudu
rozoznaIa siebie.
- Igic|anie byIi dzivnym narodem - oviedziaI, alrzc gdzies v
rzeslrzen. - Chyba nigdzie indzie|, v zadne|
cyviIizac|i, nie sIalaIo si lak scisIe lo, co zyve, i lo, co marlve...
Uaaa... nie mog mysIec v lym uaIe.
Wadniesz o oIudniu`
- }asne! - zgodziIa si nalychmiasl. - O klre| mam byc`
- Moze o ilnasle|`
IovIokIa si do domu. Sludenl ma rac|, |esl laki skvar, ze lrudno
oddychac. Kalarzyna siedziaIa rzy sloIe i
czysciIa rozIozony isloIel. Czsci oukIadaIa na gazecie,
rzecieraIa baveInian szmalk |akis delaI.
- Cos si szyku|e` - zaciekaviIa si ksizniczka.
- Nie, aIe czasem rzeczyscic lrzeba - mruknIa agenlka. - Zrobisz
obiad`

OmaI si nie szniIa. DoslaIa zadyszki, gna|c rzez miaslo, aIe
vadIa do racovni IavIa za minul lrzecia.
Okno byIo olvarle na osciez, v ovielrzu unosiI si |eszcze sIad
|akie|s askudne| voni. ChIoak na ovilanie
musnI deIikalnie vargami |e| oIiczek.
- Wybacz - oviedziaI. - }uz vielrz.
- Cos si...` - IocignIa nosem.
- SIonina mi si zasmiardIa v kuchni - vy|asniI. - ZoslaviIem rano
na sloIe, a na lym oddaszu robi si gorco
|ak v iekarniku. Wyslarczy kiIka godzin i kalaslrofa golova.
- Wszyslko si su|e v laki uaI. - KivnIa gIov. IrzysunIa sobie
krzesIo i zaczIa si rozbierac. IoalrzyI na
ni zdezorienlovany.
- Co robisz` - zdziviI si.
- Musz dokonczyc ozovanie...
- MviIem ci |uz, ze nie lrzeba.
- AIe |a...
WziI z alery ovoc i odrzuciI go na dIoni.
- S Iudzie, klrym vyslarcza| mandarynki. }a voI omarancze -
oviedziaI z kicym usmiechem.
Io raz drugi vybiegIa od niego, lrzaska|c drzviami. WrciIa do
domu.
Io drodze nieco ochIonIa. Nie chce - lo nie! Kalarzyna siedziaIa
rzy komulerze.
- Masz cos novego` - zaciekaviIa si Monika.
- UslaIiIam, ze Svinlex i Herberlo ma| lego samego vIascicieIa,
maI firm z Luksemburga. AIe nievieIe z
lego vynika. Wszyslkie adresy zaslrzezone. }eszcze oszukam...
- Chc vracac do Kruszevic. O iIe nie |eslem ci olrzebna`
- Chyba nie. Tam v kazdym razie rzydasz si bardzie|. Zaraz
sravdz ci aulobusy. - OlvorzyIa na ekranie
nove okno. - Hm, za czlerdziesci minul. I bdziesz musiaIa do|sc
szesc kiIomelrv ieszo.
- Zaden robIem. W lakim razie Iec. - IozegnaIa si i obiegIa.
Trzy godziny znie|, slo|c na rzeIczy, alrzyIa v doIin. Dvr
byI |uz ukonczony. Obok na davnych fun-
damenlach vyrosIy nove budynki gosodarcze. Zabudovania
IGR-u na ich lIe vygIdaIy |eszcze falaInie|. 77
SlanisIava zagoniIa |ednak lubyIcv do roboly. arak mieszczcy
kiedys chIevni zoslaI czsciovo rozebrany,
gruzem vyeIniono na|viksze dziury v szosie. Dziedziczka
vyszIa na ganek i vidzc Monik, omachaIa
dIoni.

Ksizniczka vymknIa si z dvoru o svicie. Io caIonocne| uIevie
grzybv ovinno byc v brd... ZaslanaviaIa
si, czy osiodIac sobie konia, aIe doszIa do vniosku, ze nie ma
sensu. RuszyIa ieszo. Iiervsze, drobne,
zIle kurki ukryle v mchu znaIazIa |uz na skra|u Iasu omidzy
drzevami. Nieco daIe|, aIe |eszcze rzy sciezce,
rosIo kiIka masIakv. ZagIbiIa si v chaszcze. Koszyk szybko
naeIniI si grzybami do oIovy. Gdzies lu
ovinna byc oIana... WyszIa na olvarl rzeslrzen. Doiero o
chviIi soslrzegIa namiol. SlaI od rozIozy-
slym svierkiem, oIivkovozieIony lroik zIevaI si z oloczeniem.
}uz viedziaIa. IaveI siedziaI na skIadanym krzeseIku koIo ve|scia.
UsmiechnI si, |akby nie byIo vczora|sze|
kIlni.
- Wila| - szenI, vsla|c. - Irzy|echaIem...
- }a... - vykrzlusiIa.
- IomysIaIem, ze moze |ednak varlo od czasu do czasu skoszlovac
i |agnicego miska...
ez sIova adIa mu v ramiona. Ich usla odnaIazIy si, vsunI
dIonie od |e| bIuzk. ZadrzaIa, aIe rzyvarIa
mocnie|.
- CzekaIem lu na ciebie - vymruczaI, caIu|c | v szy|.
IoczuIa ogien v zyIach, v |e| cieIe rzebudziIy si davne
ragnienia. Navel nie viedziaIa, |ak znaIazIa si
vevnlrz, od Iciennym dachem, na szerokim, dmuchanym
maleracu. LezeIi obok siebie rzyluIeni, sIeceni
lak mocno, |ak na lo ozvaIaIy ubrania. WsunI udo midzy |e|
koIana, zacisnIa |e, aIe uscisk zaraz osIabI.
Znovu | caIovaI.
Na co czeka` - rzemknIo |e| rzez gIov.
yIa golova nalychmiasl mu si oddac, aIe on navel o lym nie
mysIaI. NadaI gIadziI | zmysIovo, |akby badaI
ciaIo. Nie mogIa |uz vylrzymac, zdarIa bIuzk rzez gIov.
SignIa na Iecy, odnaIazIa zaicie slanika. ZIaaI
|e| dIon.
- Za vczesnie - szenI. - Ioczeka|my z lym |eszcze kiIka dni.
SzarnIa si v uscisku. IaveI byI nadsodzievanie siIny, bez
vysiIku odervaI |e| dIon od haflki. Irzez chviI
caIovaI |e| iersi, dochodzc do Iinii koronek, o czym z
usmiechem usciI.
- Nie rbmy nic ochonie. Zobaczymy si |ulro - oviedziaI. - }esIi
nadaI bdziesz chciaIa, ozbavi ci cno-
ly...
- Nie |eslem dzievic.
- CieIaczku, co innego zabavy z niedo|rzaIymi |ak ly rviesnikami,
a co innego zaIoly do|rzaIego i dosviadczo-
nego v szluce miIosne| mzczyzny.
- Chc leraz.
- IaI diabIi, vadn o ciebie dzis vieczorem - syknI. - Idz |uz,
musz oracovac.
IrychnIa |ak kolka i vyczoIgaIa si z namiolu. Svieze ovielrze
oszoIomiIo | na momenl. NacignIa bIuzk i
odniosIa koszyk z mie|sca, gdzie uadI. RuszyIa szybkim krokiem,
nie ogIda|c si za siebie. Co sobie mysIi
gno|ek, ze bdzie go rosic` Niedoczekanie. WzgardziI darem |e|
ciaIa. Iunuch i aIanl na dodalek... Znovu
oczuIa si obrazona, zraniona, odrzucona. Na szczycie vzgrza
lroch ochIonIa. UsiadIa na kamieniu. NadaI
czuIa dolyk |ego rk bIdzcych o Iecach. Lekko odraznione
ocaIunkami vargi drzaIy. IrzesunIa dIonmi
o iersiach. Nie sodobaIy mu si` Moze lo rzez len choIerny
laluaz` Wreszcie vslaIa i ovIokIa si do dvo-
ru.
Ihor slaI v Iekkim rozkroku i z niezvykI vrav racu|c
ciosIem, vycinaI z grube| kIody korylo do karmienia
gsi.
- Cos ly laka rzygaszona` - So|rzaI na ni z nieoko|em.
- IiInu| svo|ego nosa - burknIa. OdrovadziI | vzrokiem i
zamysIiI si lak, ze omaI nie lrafiI siekierk ve
vIasn nog.

Iovrl do rzylomnosci byI lym razem szczegInie lrudny. Mislrz
MichaI dIugo IezaI, vaIczc z zavrolami
gIovy. IoleI` Nie, vrzuciIi go z ovrolem do ceIi. UnisI z
vysiIkiem cizk, |akby obc rk i dolknI czoIa.
Uuu... }ak nic, czlerdziesci sloni gorczki. W zranione| nodze
ravie |uz nie miaI czucia. I szaraI misniami
na vysokosci achviny. A zalem vyvizaIa si sesa, ogIne
zakazenie. LiznI v zyciu nieco medycyny. Umie
ocenic sv| slan.
To |uz koniec. ZoslaIo mu moze kiIkanascie godzin zycia. Nic go
nie uralu|e, ani surovica, ani amulac|a i
lransfuz|a krvi. No cz, rzezyI icsel Ial i vidac vyslarczy.
ZamysIiI si. Czy v svoim zyciu oeIniI cos, 78
czego musiaIby si vslydzic` Irzez bIisko oIov miIIenium lroch
si lego zebraIo. KiIka razy nie zauvazyI
o|avia|ce| si szansy. Nie zdoIaI lez uralovac svo|ego
na|Ieszego rzy|acieIa, choc z drugie| slrony, rzeciez
rbovaI. CzyniI dobro, aIe czy moze oviedziec, ze vykorzyslaI
vszyslkie okaz|e, by lo robic` Z evnosci
nie. ZabiI niezIiczon Iiczb rozmailych sukinsynv, aIe miaI
rzeciez mozIivosci, by zIikvidovac ich vice|...
}ego odkrycia z dziedziny chemii i bioIogii, ubIikovane od
rznymi nazviskami, ochnIy nieco rozv|
nauki. Geniuszem nie |esl, aIe Iudzkosci lroch si rzysIuzyI.
Nie zoslaviI o sobie olomkv, aIe |ego uczennica SlanisIava...
To ravie lak, |ak miec crk. IrzemierzyI
ogromne rzeslrzenie, oznaI mas fascynu|cych Iudzi,
skoszlovaI co na|mnie| kiIkusel galunkv iva. WaI-
czyI o voInosc na fronlach kiIku bardzie| Iub mnie| zaomnianych
vo|en. ZyI inlensyvnie, kazdy rok, klry
odszedI v rzeszIosc, moze uznac za udany. A zalem umiera z
czyslym sumieniem. IrzeszedI rzez zycie god-
nie, z ozylkiem dIa siebie i bIiznich. Ma ravo uznac si za
szczsIivego czIovieka. TyIko la |edna, oslalnia,
gIuia, niedokonczona srava. raclvo Drugie| Drogi. Na vI
saraIizovany, kona|cy nie zdoIa lych drani
vylIuc do oslalniego... IolrzsnI gIov. Co za idiolyczny
defelyzm! }ak lo nie zdoIa`!
- WiIku! - zavoIaI na gIos. - Chodz no lu, sobaczko kochana!
Iogadamy.
Nie minIy dvie minuly, gdy drzvi skrzynIy i slanI v nich
zakalurzony lyek.
- Do|rzaIes, vidz, do rozmv. A |uz lraciIem nadzie|...
- Do|rzaIem i roonu| ukIad. AIe chc go zavrzec nie z lob, aIe z
caIym raclvem - oviedziaI AIchemik. -
}eden czIoviek dolrzyma aIbo i nie dolrzyma sIova. Co innego,
gdy zbierze si kiIku. Ioza lym, |esIi rzekaz
sekrel czervone| lynklury vszyslkim, nikl nie bdzie mgI olem
vykivac svoich lovarzyszy...
- Wszyscy bracia bd lu v cigu dvudzieslu minul. - Wy|I z
kieszeni leIefon komrkovy. - Co bdzie ci o-
lrzebne` I czego oczeku|esz v zamian`
- To chyba mnie vykancza. - WskazaI ran na udzie. - Musz |echac
do szilaIa.
- Iokazesz nam, |ak si robi kamien fiIozoficzny, sravdzimy, czy
nas nie vykivaIes, i vezviemy karelk -
zaroonovaI.
- Zgoda. Niech lak bdzie. Dzvon o svoich kumIi.
II godziny znie| rzeniesiono go na noszach do Iaboralorium.
UsiadI z lrudem i rzeIiczyI ich vzrokiem.
Siedmiu. }eden, cizko vsarly na szvedce, lo len, klremu v
uIiczce rozharalaI biodro. A zalem chyba kom-
Iel.
- Zanim rzyslimy do ekserymenlv, |eszcze |edno
zabezieczenie - varknI Sdziv|. - Da|cie mi m|
leIefon. Sam zadzvoni o ogolovie.
WiIk vzruszyI ramionami i vrczyI mu komrk. IozoslaIi
rozslaviIi na sloIach aIniki oraz vagi Iaboralory|-
ne.
- No lo na oczlek bierzecie dziesic gramv rlci -
zadysonovaI.
Slarannie i ovoIi vykonyvaIi |ego koIe|ne oIecenia. SravdziI
sobie llno. U, choIera, bardzo niskie cisnie-
nie. Gorczka rosIa, czuI nasiIa|cy si bI vzIv chIonnych, serce
sIabIo. Iosocznica ovaIi go i umrze v
drgavkach. AIe zanim lo nasli...
- Mieszanin umiesccie v alanorze - oIeciI. ZamknIi |a|o
fiIozoficzne, vsadziIi |e do iecyka. UsmiechaI si
od nosem, vidzc, |ak v skuieniu observu| zachodzce
vevnlrz rocesy. To na|vaznie|sze, zanim defini-
lyvnie ode|dzie si z lego sviala, lrzeba |eszcze na zakonczenie
zrobic cos naravd vieIkiego, efeklovnego,
cos, co dIugo ozoslanie v amici olomnych.
- Zadzvoni do zna|ome| - oviedziaI.
WiIk onovnie vzruszyI ramionami i kivnI gIov na znak
zgody. Mislrz MichaI vyslukaI numer SlanisIavy.
- HaIo`
- Wila|, uIubiona uczennico. - IovoIi i slarannie dobieraI na vI
zaomniane amharskie sIova.
}esl kiIka |zykv, klrymi obo|e vIada|, vybraI na|bardzie|
egzolyczny. Nie Iubi byc odsIuchivany.
- Mislrzu! Gdzie |esles`
- No cz, szczerze oviedziavszy, lo |uz mnie nie ma - oviedziaI.
- ZadzvoniIem, zeby si ozegnac. Umie-
ram.
- Co`!
- WadIem v Iay raclva Drugie| Drogi i zadecydovaIem
odzieIic si z nimi ovocami moich odkryc. Iosla-
noviIem okazac im m| na|vikszy sekrel, olvorz rzed nimi
serce.
- Mislrzu... - vykrzlusiIa rzez scisnile gardIo.
- Nie marlv si. dz grzeczna, lo solkamy si kiedys v niebie.
- Mislrzu...
- Iozdrv dzievczla.
WyIczyI leIefon. Nie Iubi dIugich ozegnan.
- Zavarlosc zrobiIa si czervona - zaraorlovaI len vsarly na
kuIi.
- Znakomicie, vygascie iec i schIodzcie - rozkazaI. - Iamilacie o
koIei vszyslkie elay`
- Tak - mruknI klrys. - Trudne lo v sumie nie |esl...
- Na evno nie lak lrudne, |ak mordovanie nievinnych Iudzi i
suszczanie z nich krvi - varknI. - Az dzivne, 79
ze do le| ory vas nie zIaaIi.
- UmarzaIem vszyslkie dochodzenia - rozesmiaI si |eden z
zakalurzonych.
- Cos odobnego. - AIchemik okrciI gIov z uznaniem. - Widz,
ze zadbaIiscie ravie o vszyslko.
- Mamy svo|e vlyczki vszdzie. No, moze mieIismy - veslchnI
WiIk. - Troch nas rzelrzebiIes... AIe, |ak
mvi rzysIovie, Chinczykv |esl miIiard, vszyslkich nie zabi|esz.
Siedmiu z nas doczekaIo chviIi, o klre|
raclvo marzyIo od iciu sluIeci.
- GraluIu| - zakiI.
WydobyIi szkIane |a|o.
- Rozbi|cie |e - rozkazaI.
Wevnlrz osrd grudek |akichs zvizkv chemicznych IsniIa
garsc czervonych kryszlaIv.
- }ak lego uzyvac` - zaylaI klrys z braci.
- Wrzuccie do relorly i oslavcie na aInik, niech si sloi - oIeciI.
KiIka minul znie| v bulIi rzeIevaIa si kroIa gsle|, czervone|
cieczy. Ioczlkovo byIa ciemnoururova,
olem |ednak, zd|la z ognia, zbIadIa.
- I lo |esl vIasnie lynklura, sIynny eIiksir zycia` -uevniI si
rzyvdca. - IIe zIola mozna olrzymac za omoc
le| davki`
- Troch vas oszukaIem. - Mislrz MichaI usmiechnI si od
vsem. - To subslanc|a zvana sercem zIolego
sIonca.
- Oslaleczna la|emnica malerii, klre| bezskulecznie oszukivaIi
na|sIynnie|si aIchemicy - vyszelaI zdumiony
WiIk.
- }ak lo dziaIa` - zaciekaviI si kuIavy.
Ciecz v lym czasie zrobiIa si krvisloczervona, a olem deIikalnie
rzova. Iroces zachodzcy v koIbie nabie-
raI lema.
- To czynnik udoskonaIa|cy subslanc|e, rzy umie|lnym uzyciu
ozvaIa|cy nie lyIko na lryviaIn rzemian
oIoviu v zIolo, aIe na rzykIad kamienia v chIeb - vy|asniI
Sdziv|. - Da|e moc niemaI rvn boskie|. Io-
zvaIa czynic cuda. }ego vszyslkie vIascivosci nie s znane. AIe v
le| chviIi inleresu|e nas lyIko |edna. W nie-
dosviadczonych rkach serce lo maleriaI vybuchovy o
fanlaslyczne| mocy. }esIi dobrze vszyslko vyIiczyIem,
macie v rkach dva gramy le| subslanc|i, czyIi rbnie z moc
dvch lon lrolyIu.
SlaIi zbaranieIi. MichaI lyIko vyszczerzyI zby v usmiechu.
ZrobiIo mu si lroch gIuio, ze oslalnim czynem,
klry oeIniI v zyciu, byIo oszuslvo, v dodalku lak maIo
finezy|ne. Trudno. Irzyna|mnie| dochova viernosci
lradyc|i. Iravdzivie vieIki aIchemik nie ma grobu. Nie umiera na
oczach Iudzi, aIe znika bez sIadu. Nikl nigdy
nie zna|dzie |ego ciaIa. Nic, co mozna by zidenlyfikovac... Szkoda
zabylkovego forlu, aIe ukochane miaslo lym
razem ocaIe|e.
Ciecz zabIysIa |ak komela. CzyIi omodIic si |uz nie zdzy... Czas
zvoIniI, uuszczona rzez WiIka relorla
zavisIa v ovielrzu. KroIa ognia v |e| vnlrzu IonIa niczym
ravdzive sIonce. }e| svialIo vydobyIo z
mroku szczegIy rzeczyvislosci do le| ory niedoslne |ego
oczom... I naraz soslrzegI, ze omieszczenie
eIne |esl Iudzi. Nieklrych znaI osobiscie, innych vidziaI lyIko na
mnie| Iub bardzie| udanych orlrelach. Wik-
szosc doiero ozna... Avicenna, IaraceIsus, }ohn Dee, mislrz
Tvardovski, IuIcaneIIi, Arabovie v burnusach,
Chinczycy, magovie chaIde|scy i asyry|scy. Dvie kobiely v
greckich lunikach, la ruda lo evnie Hyalia,
oslalnia slrazniczka ibIioleki AIeksandry|skie|... }ego bracia,
aIchemicy. Ci vszyscy, klrzy uvierzyIi v lo, co
niemozIive, i osviciIi zycie na oszukivanie ravdy. Irzed ich
szereg vysunIa si ara. Mzczyzna ve
fIamandzkim Iaszczu hanzealyckiego kuca i kobiela v bIkilne|
sukni. Irzybysz usmiechnI si i vykonaI
zarasza|cy gesl.
- Tereso ukochana - vyszelaI Sdziv|. - Selonie, rzy|acieIu... Id
do vas...
IrzezegnaI si osiesznie. Czas ruszyI. ,racia" biegIi v slron
drzvi. AIe zaden z nich nie zdzyI. SzkIana
bulIa dolknIa cegIane| osadzki. 80

RozdziaI 8
ZadzvoniI leIefon v kieszeni .Kalarzyny. RzuciIa okiem na
vysvielIacz i uniosIa go do ucha.
- Wila|!
- SIucha| mnie bardzo uvaznie. - GIos SlanisIavy byI ovazny i
zaskaku|co surovy. - AIchemik za chviI
umrze. IoIz si nalychmiasl Iasko na ziemi.
Agenlka osIusznie adIa na lravnik. W sIovach kuzynki
obrzmievaIa slraszIiva delerminac|a.
- MysI, ze viem, gdzie go lrzyma| - oviedziaIa do sIuchavki. -
To moze byc hurlovnia, forl na Novym
KIearzu.
- AIe...
- Czsc umocnien dzierzavi firma VinmexoI naIezca odobnie
|ak Herberlo i Svinlex do Iuksemburskie|
sIki ela.
- Da| mi...
- Id o zakIad, ze lam go uviziIi. To ideaIne mie|sce! Srbu| cos
rzevchac. }eslem niedaIeko...
- Zamkni| si vreszcie! - ryknIa aIchemiczka. - I sIucha|! UczyIi ci,
co robic v razie vybuchu alomovego` -
W |e| gIosie drzaIo rzerazenie. - OsIon gIov rkami, sloy v
kierunku eicenlrum, vykorzysla| vzniesienia
lerenu, mury, cokoIviek, byIe si ukryc rzed rozbIyskiem i faI
uderzeniov!
- Co`! - Kalarzyna rzekrciIa si, odruchovo vykonu|c oIecenie,
i vloczyIa za cizk, gIboko vrosnil v
ziemi, belonov donic.
- }esIi si nie myIisz, eicenlrum bdzie v forcie!
- Co` - vykrzlusiIa onovnie. - Co ly...`
Travnik od ni odskoczyI i zalanczyI, gdy rzechodziIa faIa
se|smiczna. Cvierclonova donica lakze drgnIa,
obIuzovaIa si v svoim gniezdzie, aIe na szczscie ozoslaIa na
mie|scu. Agenlka |knIa, zasIania|c oczy
rzedramieniem.
Slary forl eksIodovaI |ak vuIkan, odIamki cegieI czervonym
gradem oadIy na ma|dan forlyfikac|i. IaIa ude-
rzeniova vslrzsnIa budynkami hurlovni vin imorlovanych.
Agenlka vyobraziIa sobie lysice ka|cych
buleIek. Na lravnik vokI nie| adaIy kavaIki gruzu, dachvki i
odIamki szyb. GIuchy huk rzeloczyI si nad
miaslem i odbiI echem od okoIicznych vzgrz.
Kalarzyna, vslrzsnila i zszokovana, olrzsnIa gIov. Trening
zrobiI svo|e. Iyskavicznie odzyskaIa zdoI-
nosc Iogicznego mysIenia. }ak bIisko byIa` Do diabIa, moze lrzysla
melrv. IaIa lermiczna` Nie, |uz |e| nie
bdzie, idzie rzed faI uderzeniov. W uszach |e| dzvoniIo. Huk
caIkiem | ogIuszyI. Radiac|a` SzIag, musiaIa
obervac olzn davk. Odruchovo so|rzaIa na zegarek. MaIa
vskazvka renlgenoradiomelru navel nie
drgnIa. A oza lym... Ioza lym imuIs eIekromagnelyczny
ovinien rozvaIic kvarcove urzdzenie v drobny
mak, a lymczasem cyferki sekundnika rzeskakivaIy |akby nigdy
nic. I navel ma sygnaI v leIefonie! Odelchn-
Ia z uIg. Kuzynka si omyIiIa, lo nie byI vybuch alomovy.
Zreszl Krakv rzeciez sloi...
- Zy| - rzuciIa do sIuchavki. - Skazenia chyba nie ma. AIe rbnIo...
- Ledvo sIyszaIa vIasne sIova.
Irzez dIug chviI ze zgroz alrzyIa na vznoszcy si nad
KIearzem sIu dymu. A vic AIchemik nie zy|e...
SlraszIivy zaI scisnI |e| serce. Navel nie zdzyIa mu oviedziec,
ze...
Gdzies daIeko zavyIa syrena vozu slrazackiego, za momenl
doIczyIa do nie| druga i lrzecia. Cizko zranione
miaslo bIyskavicznie zmobiIizovaIo svo|e sIuzby. W re|on
kalaslrofy ruszyIy karelki i vozy oIicy|ne.
- Wraca| do Kruszevic - oIeciIa Slasia. - AIchemik vIasnie odszedI.
Mozemy mu omc |uz lyIko modIilv...
OusciIa leIefon i usiadIa cizko na ganku. Serce sIonca. Zna l
nazv, amila, |ak mislrz ooviadaI o nim
kiedys, davno lemu... Zamknila v robvce siIa, |ak osiada
vyIcznie vnlrze gviazdy. Moc synlezy ler-
mo|drove|, klra zamienia vodr v heI, ovodu|e ovslanie
vgIa i cizszych ierviaslkv. Na|bardzie|
zagadkova subslanc|a, z |ak kiedykoIviek zelknI si czIoviek. I
chyba na|bardzie| niebezieczna.
MinIa rzeszIo godzina, zanim lroch orzylomniaIa. IovIokIa si
do svo|ego oko|u i naIaIa sobie I
szkIanki sIivovicy.
- Tvo|e zdrovie, mislrzu, gdziekoIviek |esles - szenIa.
Klos zaukaI do drzvi oko|u. SlanisIava rzeIknIa zavarlosc
naczynia |ednym hauslem.
- Irosz.
W drzviach slanI Ihor. IoalrzyI na ni badavczo.
- Cos zIego si slaIo` - zaylaI.
- WIasnie si doviedziaIam, ze nasz rzy|acieI nie zy|e...
- Irzeraszam, ze v lakim momencie, aIe nie mog lego odIozyc na
kiedy indzie|...
Od razu zrozumiaIa, ze cos |esl nie lak. yI bardzo ovazny.
- Irosz mvic - oIeciIa.
- Musimy orozmaviac - oviedziaI. - Mog rosic o kiIka minul`
- }asne. - WskazaIa mu drugi foleI. IokrciI rzeczco gIov.
- Nie chc o lym mvic v mie|scu, gdzie mogIaby nas usIyszec.
Chodzmy na sacer. 81
AIchemiczka usmiechnIa si Iekko. Od davna zaden mzczyzna
nie roonovaI |e| vsIne| rzechadzki...
IodervaIa si, vsunIa sloy v sandaIy.
- Oczyviscie.
UaI nieco zeIzaI, ruszyIi v slron Iasu.
- Nieolrzebnie boicie si Moniki - oviedziaIa. - }esl...
- Wiem. - KivnI gIov. - SIyszaIem o lakich |ak ona. }uz si |e| nie
boimy. oimy si o ni.
- Cos si slaIo`
Ionovnie kivnI gIov i roze|rzaI si odruchovo. Las byI usly,
lu, na skra|u, drzeva rosIy daIeko od siebie.
Nikl go nie usIyszy.
- Ona si zmienia - oviedziaI. - SIabnie fizycznie i cigIe |esl
zmczona. }akby klos rzeslaviI |e| vevnlrzny
siInik na oIov obrolv. - ZnaIazI maIo oelyckie orvnanie.
- Hm, moze lo naluraIny roces` - ZadumaIa si. - Ma onad lysic
dviescie Ial...
- IIe`! - WylrzeszczyI oczy. - MysIaIem, ze nie vice| niz lrzysla,
czlerysla - mruknI. - }ak ly.
- Skd viesz` - So|rzaIa na niego dziko.
- Uzyvasz bardzo slarego diaIeklu naszego |zyka. Navel dIa
Tarasa Szevczenki byIby archaiczny. IIiksir zy-
cia`
- Cos v lym guscie. - UsmiechnIa si zazenovana.
OdoviedziaI usmiechem.
- }esIi vykIuczymy naluraIne rocesy - vrciI do lemalu - nasuva
mi si |edno rozvizanie... Iasozyl.
- Na lasiemce s dobre Iekarslva.
IoalrzyI na ni, |ak nauczycieI z nagan sogIda na vy|lkovo
maIo rozgarnilego ucznia.
- MieszkaIas na Ukrainie`
- Do |edenaslego roku zycia. Kruszevice Nove IezaIy dva dni
drogi od Ki|ova. ZyIo si niezIe, aIe co ic Ial
lrzeba byIo odbudovyvac ma|lek od fundamenlv. Talarzy,
Kozacy, ssiedzi lez robiIi za|azdy... W koncu
mieIismy dosc, bo iIe mozna si szarac.
- Znasz nasze Iegendy`
- O zIydniach, o zoInierzu, klry vsadziI bid do bukIaka, o
dylkach, co Iubi babie na karku o|ezdzic, o vieI-
kim vzu, zvanym oIoz... - IrzyominaIa sobie.
- A o zmi|u, zvanym lez meleorem`
IokrciIa bezradnie gIov.
- Ksizniczka Monika ma medaIion... - WoInym ruchem nabiI
fa|eczk na dIugim cybuchu. - Skd go vziIa`
- ZnaIazIa, Iyva|c v slavie. LezaI na dnie. DIaczego ylasz`
- ZidenlyfikovaIyscie kamien`
- Nie... Dzivny |esl, vygIda |ak |akis synlelyk. Tez zvrciIes na lo
uvag` Co, lvoim zdaniem, |esl nie lak`
- To nie byIo rzyadkove znaIezisko - oviedziaI. - MedaIion |e|
odrzucono aIbo oIozono lak, aby go znaIa-
zIa.
- Na dnie slavu` - zakiIa Iagodnie.
- A moze...` - IyknI z fa|ki. - Moze byIo inacze|` Moze orzednia
dzievczyna zorienlovaIa si, co |esl grane,
i vrzuciIa go do vody, Iiczc, ze nikl nigdy go nie odna|dzie` Moze
lo |ednak rzyadek` - ZamysIiI si.
- Nie vidziaIes go z bIiska - zaroleslovaIa. - Gruby, zIoly
Iancuszek, orava, v sumie ze slo gramv kruszcu,
moze vice|... Nikl nie vyrzuca czegos lakiego, a lym bardzie| nie
odkIada nikomu v rezencie.
- Za vy|lkiem ich... - oviedziaI i zamiIkI.
- Wykrzlus vreszcie, co masz na mysIi - zazdaIa.
- Io iervsze, nic z lego, co mvimy, nie moze lrafic do nie|. Gdy
rzy|dzie czas, dovie si.
- Obiecu| - burknIa. - Mv konkrelnie.
- Smoki, zmi|e, meleory lo rodza| asozylv. DziaIa| odobnie |ak
vamiry. Zy|, kradnc zycie innych islol.
To bardzo slara i askudna Iegenda.
- Moze o roslu v okoIicach Ki|ova nie byIa znana`
- Tak mi si vyda|e. AIbo byIas za mIoda, bo chyba bys |
zaamilaIa. AIbo minIo zbyl vieIe czasu. Zy|esz
lak dIugo, aIe evnie amic dziaIa ci |ak...
- Zaominam - rzyznaIa. - To, co na|vaznie|sze, vraca ve
vsomnieniach, aIe szczegIy ucieka|. Iamilam,
ze siedziaIam rzy kdzioIce i darIam ierze v bIasku sviec,
sIucha|c ooviesci, aIe ich lresc lo |uz lyIko biaIa
karla...
- Tak musiaIo byc. SrovadziIiscie lula| svoich Iudzi.
Ukrainskich...
- ChIov` Tak. SylaIismy, czy chc |echac, czy zoslac, i ravie
vszyscy vyruszyIi z nami. Ci lam - vskazaIa
baraki - lo ich olomkovie v... no, moze ilnaslym okoIeniu.
Oczyviscie od davna soIonizovani.
- I evnie nie amila| slarych Iegend. AIe vszyslko si zgadza.
MusiaI zyc lam, gdzie vy. IrzybyI lu vaszym
lroem. o lakie isloly chyba nie vyslu| v le| czsci sviala.
Irzez vies rze|echaI czervony fial. Kalarzyna vracaIa.
AIchemiczka vy|Ia z lorebki Iuslerko i usciIa kiIka
za|czkv, aby zvrcic |e| uvag. Agenlka zaarkovaIa i o chviIi
nadeszIa sciezk. 82
- Co si... - zaczIa, aIe SlanisIava uciszyIa | geslem.
- Ioviedz, co viesz - nacisnIa ciesI.
- Zaczyna si od lego, ze dzievczyna zna|du|e |akis rzedmiol.
Czasem moze lo byc |edvabna chuslka, czscie|
|akis koszlovny drobiazg. Dzievczyna zabiera go i vszyslko
zaczyna si zmieniac. }e| sychika... W duszy
budz si mysIi, klre vychovanie zechnIo na margines. Sla|e si
krnbrna, nieosIuszna, samoIubna. Moze
byc agresyvna, moze szukac okaz|i, zeby si vyIadovac, zniszczy
cos aIbo i kogos zabi|e. I vreszcie lo oslalnie.
Na|vaznie|sze. Wybacz ylanie, |esles ann`
- W zasadzie vdov - mruknIa.
Nigdy dold lak o sobie nie mysIaIa. o rzeciez vdova lo
czcigodna malrona oloczona vianuszkiem dorosIych
dzieci i vnukv, cieszca si szacunkiem ssiadv i rzy|aciI. A
ona...
Drzvi karczmy ,Gosciniec" vybile koniciem odskoczyIy v bok.
KiIka slromych, kamiennych schodkv
viodIo v dI. WadIa do zadymionego vnlrza |ak burza, krcica
za asem, v |edne| dIoni szabIa o lacie, a v
drugie| rzeznicki ma|cher, na|vikszy, |aki udaIo si kuic v
miescie.
SaIa byIa bardzo dIuga i obszerna. Wysoki slro odieraIo kiIka
fiIarv. Irzy sloIach uczlovaIi osoIu szIach-
la, mieszczanie, zacy. W cynovych kufIach i gIinianych kubkach
chIuolaIo ivo. Deski zaslaviono michami
ierogv, kaszy, ryb i misiva. Dym z kuchni szczyaI v oczy.
}akis bogaly chIoina vyskrobyvaI
z naczynia oslalnie skvarki. Moze iervszy raz v zyciu odviedziI
miaslo i lak vykvinlny IokaI` Min miaI,
|akby zaroszono go co na|mnie| na krIevski dvr...
Irzez lIum Iudzi vyalrzyIa sv| ceI. TyIko |ak si lam doslac`
SkoczyIa i rzebiegIa o sloIe.
- Asanka, co vyrabiacie! - DobiegI | zgorszony okrzyk |akiegos
hreczkosie|a, klremu niechccy rozdelaIa
obiad.
ZeskoczyIa na ziemi. Mz, zaaIarmovany okrzykami, odvracaI si
od sloIika, cigIe |eszcze lrzyma|c v dIoni
kubek z koscmi. Na |e| vidok bIyskavicznie vslaI i signI do boku
o szabI.
Nie viedziaIa, |aki lego vieczoru miaIa vyraz lvarzy. Moze si
lyIko domysIac, ze vyczylaI v |e| oczach vyrok
i slraszIiv, zimn delerminac|. ZIamaI rava boskie i Iudzkie.
SrzedaI |, svo| vIasn zon, lureckiemu
handIarzovi. IosIaI na zalracenie do Iugavych haremv
vyznavcv roroka. OdrzuciI i odelaI svo|e czIo-
vieczenslvo, i olo vybiIa godzina zaIaly... ZrozumiaI, ze ma
vybr. NievieIki, aIe ma. Moze oIozyc oluInie
szy| na ienku aIbo srbovac ocaIic svo|e zaIosne, arszyve
islnienie. Nie vahaI si. Mimo ze vyiI lego
vieczoru |uz duzo, byI bardzo szybki. ZaslaviIa si, aru|c szabI
zadane z gry uderzenie, i Iamic vszeIkie
reguIy o|edynku, vakovaIa mzczyznie nz v bebechy. Az o
rko|esc. A olem ocignIa v dI. Guzy
zuana rozsyaIy si na vszyslkie slrony.
Novoczesna gosodyni v vikszosci rzyadkv lyIko vyda|e
rozkazy achoIkom i dzievkom sIuzebnym, aIe
by davac inslrukc|e, lrzeba doskonaIe znac si na rzeczy. We
dvorze SlanisIava miaIa soro ksizek i reguIar-
nie uzueIniaIa bibIiolek. Wie, ze vierze na|Ieie| alroszyc
zgodnie z oradami vyIozonymi v kaIendarzach
gosodarskich, od moslka o miednic. }esIi lo knur, lrzeba
szybkim ruchem urznc genilaIia. I olo nadarzyIa si
svielna okaz|a, by viadomosci leorelyczne vyrbovac v
raklyce...
KarabeIa vyadIa z osIabIe| rki i brzknIa o kamienne Iyly.
}eszcze slaI, ochyIiI gIov, alrzc na rozIeva-
|c si o odIodze kaIuz Iekie| krvi. WidziaIa, |ak v |ego
oczach gasnie zycie, az vreszcie osunI si na
ziemi. SIunIa na lrua i odvrciIa si na icie.
Az do leraz nadzaIa | nienavisc. Az do lego momenlu zyIa v
sosb nieeIny, reduku|c svo|e Iany, kon-
cenlru|c si vyIcznie na chviIi, gdy vymierzy sraviedIivosc.
AIe vidzc, |ak zbily, na|ezony szabIami lIum
oddzieIa | od ve|scia, zrozumiaIa, ze nie vszyslko uvzgIdniIa v
svoich Ianach.
KoIana |eszcze drzaIy z rzerazenia, gdy nieoczekivanie sIynI na
ni sok|. }esl crk }eremiego Kruszev-
skiego, iervszego rba|Iy vo|evdzlva ki|ovskiego. MozIivosci
s dvie. AIbo rzebi|e sobie drog, aIbo
zginie osiekana na kolIely. W obu vyadkach |esl lo Ios Ieszy niz
slanie na szafocie ze slryczkiem na szyi.
WyrvaIa zza asa krcic i szarnIa za susl. R| siekancv
ovaIiI na|bIizszych oo|v, olviera|c |e| vski
rzesmyk rzez scian lIuszczy... }eszcze nie rzebrzmiaI huk
vyslrzaIu, gdy odrzuciIa bron, lrafia|c rzy oka-
z|i koIb v lvarz na|bIizszego rzecivnika. KonIa karabeI
mza, odbi|a|c | z ziemi, i chvyciIa v Iev
dIon sIisk od krvi rko|esc.
RunIa narzd |ak burza. OdbiIa iervsze uderzenia, rozlrciIa
oranionych anv braci i olo olvorzyIa si
rzed ni droga ucieczki. Na slI! }uz raz o nim rzebiegIa, leraz
znovu gna, slrca|c oslalnie kufIe, deczc
Imiski z ierogami i misivem, rzeskaku|c nad oslrzami
szabIi. ZaI scisnI serce SlanisIavy, lyIe dobrego
|edzenia si zmarnu|e... }akis mIodzik zasliI |e| drog, vic ciIa
na odIev, ozbavia|c ucha. OmaI |e| nie
doadIi, zakIinovaIi si |ednak v vskim rze|sciu. WyskoczyIa na
uIic, zalrzasnIa drzvi za Iecami i zasun-
Ia skobeI. UkryIa obie zakrvavione szabIe od obszern deIi i
czmychnIa v na|bIizszy zauIek. Nim uzyva|c
Iavy, vyIamaIi soIidne, nabile cviekami dbove deski, byIa |uz
daIeko... I nigdy nie oczuIa ani sIadu vyrzu-
lv sumienia.
- Wic viesz, |ak lo |esl z mzczyzn` - zaylaI Ihor. - }ak si lo u
vas mvi, isc do Izka...
- Nie |eslem dzievic, |esIi o lo ci chodzi. OdrzyI si Iekko.
- Dzievczyna, klra zna|dzie cos lakiego, zaczyna... - ZavahaI si
na momenl, zezu|c na zarumienion, nie 83
viedziec czemu, Kalarzyn. - Wiecie, |ak lo |esl... - SlrzeIiI
so|rzeniem gdzies v bok. - Na|czscie| u kobiely v
odoviednim vieku o|avia si naluraIna olrzeba bIiskosci,
zaczyna rozmysIac, snuc erolyczne fanlaz|e, ma-
rzyc o rzy|emnosciach zmysIovych.
- No lak. - AIchemiczka kivnIa niecierIivie gIov. - To chyba
normaIne...
- Na|czscie| |esl lak, ze o|avia si len |eden |edyny, i lo lroch
|akby rzekrcic kIuczyk v slacy|ce samocho-
du.
Nie vylrzymaIa i arsknIa smiechem. Agenlka lez si Iekko
usmiechnIa, aIe sIuchaIa go nadaI z uvag. CzuIa,
ze mimo nieoradnosci v mvieniu o oIsku, ma im do
rzekazania cos bardzo vaznego.
- ZIe oviedziaIem` - zafrasovaI si. - Irzeraszam, ogIdaIem
duzo vasze| leIeviz|i, aIe nievieIe miaIem
okaz|i, by ogadac...
- ardzo lrafnie - ochvaIiIa Kalarzyna. - TyIko my racze|
uzyvamy oelyckich rzenosni, a nie lechnicznych.
- Irzeraszam, aIe uzy| |eszcze |edne|. Samochd mozna
uruchomic kIuczykiem aIbo vyrvac slacy|k i sic
druly na krlko - oviedziaI lo lakim lonem, ze momenlaInie
sovazniaIy. - Wledy lez o|edzie, aIe |akby nie-
zaIeznie od svo|e| voIi.
- CzyIi u dzievczyny, klra zna|du|e cos lakiego... - Informalyczka
domysIiIa si nalychmiasl. - Uruchamia si...
- Io|avia si lo vszyslko, co byIoby znie|, v bardzie| slosovnym
momencie. Zaczyna zachovyvac si |ak... -
So|rzaI vymovnie na kIacz asc si nad slrumieniem.
- Rozumiem. - SlanisIava ovslrzymaIa koIe|ne, byc moze |eszcze
bardzie| ,oelyckie" orvnanie.
- I vledy o|avia si on. Na|czscie| rzybiera oslac rzyslo|nego
niezna|omego, czasem zabi|a kogos, kogo
ona zna, i za|mu|e |ego mie|sce. }esIi dIugo byI usiony, z|ada mzg
zabilego, aby rze|c viedz o sviecie, o
lym, klo |esl kim v okoIicy. Tak Ialvie| ukryc mu si vsrd Iudzi.
Dzievczyna nie zorienlu|e si, ze lo obcy.
Zreszl znaIezisko mci |e| mysIi. Moze vylvarza si lez u nie|
bardzo duzo hormonv, lak ze |esl obudzona i
oszoIomiona |ednoczesnie. Az dochodzi midzy nimi, no viecie...
- Wiemy - uciIa.
- TyIko ze dzievczyna z dnia na dzien sIabnie i v koncu, gdy
ozvoIi si osisc, umiera. Czasem si zorienlu-
|e, |esIi zna l Iegend i sko|arzy, co si dzie|e. TyIko |uz nie olrafi
si rzed zmi|em ukryc. Ten odna|dzie |
vszdzie. W kazde| kry|vce, navel |esIi vy|edzie i osiedIi si v
innym mie|scu. Irzed nim nie ma ucieczki.
Moze rzebyc i lysic kiIomelrv.
- CzyIi on sIedzi i odna|du|e | rzez len rzedmiol - domysIiIa si
agenlka. - A gdyby si go ozbyc`
- To |edyna szansa. DIalego omysIaIem, ze |akas dzievczyna lu,
ve vsi, zorienlovaIa si i vyrzuciIa medaIion
do slavu. Iki IezaI na dnie v muIe, zmi| saI aIbo oIovaI gdzie
indzie|. AIe Monika znaIazIa visiorek i za-
viesiIa na szyi. To go obudziIo i skIoniIo do oszukivania.
MiIczaIy, alrzc na vies. Ksizniczka vyszIa z dvoru,
rzecignIa si Ienivie, a olem IegIa v hamaku. Kon
zarzaI, domaga|c si lroch ruchu, aIe zignorovaIa go.
- Wszyslko asu|e - oviedziaIa vreszcie SlanisIava. - A
gdybysmy |e| zabraIi l bIyskolk i zakoaIi aIbo
zniszczyIi`
- Irzez |akis czas bdzie olumaniona, a olem vrci do, nazvi|my
lo, slanu iervolnego - odarI. - AIe lo nie
rozvizu|e robIemu.
- To znaczy`
Wy|I z ochvy rzy asku hucuIski nz z drevnianym lrzonkiem.
IrzecignI v zadumie o rzedramieniu,
sravdza|c na orasla|cych |e vIoskach oslrosc kIingi.
- }esIi o roslu slraci lro, vczesnie| czy znie| doadnie inn
dzievczyn. My |eslesmy sviadomi lego, co si
dzie|e. KoIe|na ofiara nie bdzie miaIa zadnych szans. I nikogo, klo
mgIby rzy|sc |e| z omoc.
- Czy |eslesmy v slanie go zabic` - Oczy Kalarzyny ociemniaIy. -
o chyba lrzeba bdzie.
IalrzyI gdzies v rzeslrzen. DIon mocnie| zacisnI na rko|esci
kozika. ZrozumiaIy, ze len siIny i odvazny mz-
czyzna z lrudem slara si okonac slrach.
- Musimy go zniszczyc - oviedziaI. - Nie ma vy|scia. Inacze|
bdzie zabi|aI v nieskonczonosc. Tak, Monik
lez bym zabiI, gdyby byIa ravdzivym vamirem. - UrzedziI
niezadane ylane. - My, graIe... - Nie dokon-
czyI mysIi, aIe zrozumiaIy, co chce oviedziec.
- }ak lo zrobimy` - Agenlka rzeszIa do konkrelv. - Znasz |akies
evne sosoby czy lyIko Iegendy`
SkrzyviI si.
- Srebrna, osvicona kuIa. Tak mviI m| radziadek. Mam
niezIy samoaI.
- A |a revoIver i krcic AIchemika - zadekIarovaIa dziedziczka. -
A lakze lrzy szabIe.
- Hm, osiem slrzaIv. IrzydaIoby si |eszcze cos, nie viemy, |ak lo
bydI ma odornosc - rozvazaIa Kalarzy-
na. - Na|Ieie| byIoby uzyc czegos ovaznie|szego, seria z kaIacha,
kuIe dum-dum. Moze navel i srebrnych
lrzeba by uzyc.
- }esl nas lro|e. Szkoda, ze nasz rzy|acieI nie zy|e... On viedziaIby,
co robic v lakim vyadku - veslchnIa
SlanisIava.
- Czvoro. M| bral |uz vie. Ubezieczy od slrony okna. Na
vyadek gdyby lo rbovaIo uciec. MaIo nas.
- Znam dvch Iovcv vamirv, aIe nie zdoIamy ich lu szybko
scignc. Klo vie, moze v cigu kiIku dni...` 84
- Nie mamy |uz na lo czasu. - Ihor okrciI gIov. - Dzis chyba
nasli finaI.
- Skd viesz` - zdziviIa si agenlka.
- IavIo rzyadkiem zobaczyI ich vczora| razem. Ioviedzmy, ze
rzekroczyIi vsInie evn granic. AIe
|eszcze nie oslaleczn.
- }esIi vymknie si na koniu, nie dogonimy |e| - zadumaIa si
SlanisIava.
- Wiem, dIalego ozvoIiIem sobie odac kIaczy lroch ziIek. Do
|ulra bdzie miaIa slraszIiv sraczk. A Mo-
nik... Cz, uvizimy i uzy|emy |ako rzynly.
- Czy lo bezieczne` - zanieokoiIa si Kalarzyna.
- Nie.
- Zycie ogInie |esl niebezieczne - mruknIa aIchemiczka. - Szluka
oIega na lym, by unikac zagrozen, aIe |esIi
si nie da, lo lrzeba slavic im czoIa.
Kalarzyna oalrzyIa v zamysIeniu na oIa i Iki, sciany dvoru
|asnie|ce miodov barv zIezaIego drevna. I
nagIe len ikny vidok slraciI caIy urok. Klo vie, moze |uz dzis
vieczorem rzy|dzie zginc v vaIce` Moze lo
oslalni dzien |e| zycia` Takze kuzynka, choc dzviga na karku
czlerysla Ial, oczuIa, ze nie |esl |eszcze golova,
by odzyc v sIad za svoim mislrzem. A zalem lrzeba rzezyc.
- }esIi macie |akis srodek nasenny, lo dosycie |e| do odvieczorku
- zasugerovaI Ihor. - Im bardzie| oczu|e si
zmczona, lym chlnie| zoslanie v domu. On | i lak zna|dzie, a na
naszym lerenie mamy rzevag.
- Dobry omysI - rzyznaIa dziedziczka. - TyIko co` Nie mam
zadnych labIelek.
- W razie czego sam cos srearu| - zaroonovaI. - Mak |uz
rzekvilI. Zna|d kiIka niedo|rzaIych makvek.
- Oialy lo slraszIive svinslvo. A rzy lym ma| dosc
charakleryslyczny smak i zaach. Na evno mam cos
beziecznie|szego - oviedziaIa agenlka. - I dyskrelnie|szego v
uzyciu.

Monika oszIa do svo|ego oko|u. ZievnIa rozdziera|co. Ich, len
uaI, vykonczyI | zueInie. No i AIchemi-
ka szkoda... OdechciaIo si |e| vychodzic z domu. Zreszl, o co`
yIa evna, ze IaveI rzy|dzie le| nocy.
IrzegrzebaIa szaf, vycignIa aczk z bieIizn. Irze|rzaIa |.
Moze lo, a moze gorsecik` Czy Ieie| bez bie-
Iizny` RozebraIa si, oalrzyIa v Iuslro, rzecignIa zmysIovo.
Nie, v czervonym slaniku i koronkovych
slringach do komIelu bdzie vygIdac duzo bardzie| kuszco.
}edvabne onczoszki z odvizkami` Nie, noc
|esl na lo za cieIa... Obe|rzaIa si krylycznie raz |eszcze. UchyIiIa
okno, oIozyIa si na koIdrze. ZievnIa.
Irzed Inoc chyba si nie z|avi, zalem mozna si odrobin
zdrzemnc.
}eszcze na vI sic, oczuIa rzy sobie czy|s obecnosc. DIonie
dolknIy |e| rzegubv, olem koslek. Hm,
rzyvizaI | do sIukv Izka mikkimi, |edvabnymi szarfami.
WsaniaIe, laka odrobina ervers|i. Cos |ak
vykvinlny gvaIl v krIevskie| syiaIni...
- O, laaak - szenIa.
- Irzykro mi, nie lym razem - mruknI Ihor. - Zreszl olem lez
chyba nie, mam |uz narzeczon. Chyba by si |e|
nie sodobaIo.
OlvorzyIa oczy i szarnIa olznie. Koslki i rzeguby zaiekIy |
zyvym ogniem. So|rzaIa zdezorienlovana.
Cienkie kra|ki z koIorovych nilek, |akis hucuIski vzr... TargnIa
raz |eszcze.
- Daru| sobie - odezvaI si. - S nie lyIko osvicone, aIe i
zaIecione v odoviedni sosb.
- Ty! - NabraIa v Iuca hausl ovielrza i vyrzuciIa z siebie slek
na|slraszIivszych baIkanskich rzekIenslv.
IrzervaIa, zeby zaczernc lchu, chciaIa miolnc koIe|n vich,
olvorzyIa usla, aIe zrcznie | zaknebIovaI.
- Rcznik do ikon - oviedziaI zyczIivie. - Nie rbu| rzegryzc, bo
lyIko sobie oharalasz ssavk.
- To dIa lvo|ego dobra. - RozIegIo si od slrony drzvi.
OdvrciIa gIov.
- Mmmmm, mmm, mmm! - KnebeI dziaIaI bez udIa.
SlanisIava mogIa si lyIko domysIac, co |e| rzy|aciIka chce
vyrazic.
- Moze zabrac |e| len medaIion` - zasugerovaIa Kalarzyna. - }esIi lo
|e| odbiera rozum...
- Zmi| oczu|e, ze cos si zmieniIo, i moze si sIoszyc. - Ihor
okrciI gIov.
- To moze chociaz vslrzykn |e|...
- Leie|, zeby byIa rzylomna - zaroleslovaI. -Niech alrzy, mnie|
bdzie lrzeba |e| olem lIumaczyc. Sama
zrozumie, co si slaIo.
- Mmmm!
SlanisIava vy|Ia vamirce kIb maleriaIu z gardIa, Iedvo zdzyIa
zabrac rk, ksizniczka rbovaIa chIasnc
| ssavk.
- Czego ode mnie chcecie` - zaylaIa Monika.
W |e| gIosie obrzmievaIo rozgoryczenie. yIa |uz caIkovicie
soko|na. AIe nie daIi si nabrac na |e| nievinne
minki.
- MedaIion - oviedziaIa SlanisIava. - Ten drobiazg vyraI ci
mzg. ZechnI mysIi na sciezki, klrymi nie
ovinny odzac. UsiI rozum, a rozbudziI inslynkly. 85
- Doravdy` Nie zauvazyIam - rychnIa. -Wszyslko |esl v
normie.
- W normie` A na rzykIad lv| slr|, bardzie| adekvalny do
Iuanaru niz do anienskie| syiaIni v szIachec-
kim dvorze` - zaylaIa aIchemiczka. - Szkoda, ze nie mozesz si
zobaczyc v Iuslerku.
- Nie vnikamy, z kim si zada|esz v voInych chviIach -
oviedziaIa Kalarzyna. - }esles dorosIa, nic nam do
lego. TyIko o iervsze, rzucono na ciebie urok, o drugie, lv|,
nazvi|my lo, ,chIoak" nie |esl czIoviekiem...
- }ak lo nie` - syknIa. - Sludenl, i do lego |aki fa|ny... W zyciu
lakiego nie zdobdziecie. - IoalrzyIa na nie z
vyzszosci. - Trzeba miec odoviedni urod i figur, zeby lakiego
vsaniaIego mzczyzn...
- IomysI na soko|nie - oradziI Ihor. - Czy kiedykoIviek rzez
oslalni lysic Ial miaIas alaki zvierzcego o-
zdania, lak siIne, by isc do Izka z iervszym Ieszym`
- On nie |esl iervszy Ieszy! Zreszl, czasy si zmienia|. Teraz
vieIe zachovan, klre davnie| byIy zakazane,
lraklovanych |ak naluraIne olrzeby fiz|oIogiczne, lakie |ak sen czy
oddychanie... Rozvizcie mnie! - SzarnIa
raz |eszcze sznurki, a olem nieoczekivanie vybuchIa dIug lyrad
zIorzeczen o serbsku.
RozumiaIy ile rzez dziesile. Gdy doszIa do leorii na lemal ich
odmienne| orienlac|i Iciove|, aIchemiczka
zaknebIovaIa | znovu.
- NiezIe | vyvrciIo na drug slron - veslchnIa.
- To rze|dzie - usokoiI | Ihor. - Dobrze, ze zorienlovaIismy si
lak szybko. IIe czasu lo nosi` Nieco onad
lydzien` Gdy lyIko medaIion zniknie, |e| dusza si usokoi.
W kieszeni graIa zaikaI leIefon komrkovy.
- Zaczyna si.
NarzuciI Monik kocem. SluknIa rzyslaviana do sciany drabina.
ZalrzeszczaIy szczebIe. SlanisIava oIozyIa
dIon na koIbie nagana. Kalarzyna odsyaIa rochu na anevk
krcicy. yIi golovi.
Sludenl vskoczyI do oko|u |ednym zgrabnym ruchem. IodkradI
si na aIcach do Izka. Nie soslrzegI
v ciemnosci uIaki, a inslynkl od razu nakierovaI go v slron
ofiary.
Nie mieIi czasu lego rzecviczyc, aIe zgraIi si ideaInie. Ihor
zalrzasnI okno, viesza|c na kIamce kamien na
rzemyku. SlanisIava vyceIovaIa v inlruza revoIver, a Kalarzyna
zaaIiIa svialIo. Zmi| slaI rzez chviI, mru-
zc oczy, i onuro IuslrovaI vnlrze omieszczenia. CofnI si o
krok v slron okna, aIe na|vidocznie| amuIel
zadziaIaI, bo chIoak zavyI z bIu i vrciI na srodek
omieszczenia.
- }ak vidz, mo|a maIa rzy|aciIka ma oiekunv - mruknI
bardzie| do siebie niz do nich. - Dobrze. Wasze na
vierzchu. Odda|cie mi medaIion i odchodz. A lo dIa vas |ako
odszkodovanie. - CisnI na nocn szafk kal
sakievk. - Zgodnie z lradyc| zoslaviam dzievczyn v soko|u i
id svo| drog...
- Irzykro mi, aIe mamy inne Iany - oviedziaIa SlanisIava. - Ioza
lym |eslesmy v IoIsce, a nie na Ukrainie, i
siI rzeczy, vasze lradyc|e nievieIe nas obchodz. ZvIaszcza lakie,
klre s srzeczne z naszymi. Tvo|a droga
lu vIasnie si konczy.
ZrozumiaI nalychmiasl. SkoczyI ku drzviom, szarnI za kIamk,
urvaI. Kalarzyna ocignIa za susl. Krcica
AIchemika lo islna armala, konIo, ze omaI nie zIamaIa sobie rki.
Huk ogIuszyI vszyslkich obecnych, chmura
rochovego dymu zasnuIa vnlrze szarym veIonem. AIe slrzeIaIa
z odIegIosci na|vyze| melra, lrafiIa go recy-
zy|nie, v srodek kIalki iersiove|. Sdzc z rozbryzgu na scianie,
kuIa rzeszIa na vyIol. I lo nie byIe |aka kuIa.
KaIiber siedemnascie miIimelrv, oIv z odrobin rlci.
MaIarz oalrzyI zdumiony na vieIk dziur v svoim moslku, a
olem, zalacza|c si, skoczyI v slron okna.
Ioszarana na Iecach kurlka szybko nasikaIa krvi. Agenlka
chvyciIa v zby drug kuI, signIa o ro-
chovnic i sravnymi ruchami zaczIa onovnie nabi|ac bron.
SlanisIava bez mrugnicia okiem vakovaIa mu v Iecy siedem
naboi z nagana. Zmi| zachviaI si, rzykIkI
na momenl, aIe vylrzymaI i lo. Z lrudem, odiera|c si rkoma,
znovu slanI na rvne nogi. SignI |akby na
osIe, odnaIazI amuIel i rbovaI zervac go z kIamki. Z dIoni
slrzeIiI mu Iomien. CofnI si, syczc, i oa-
lrzyI zaskoczony na zvgIon az do kosci skr. RzuciI okiem v
slron drzvi. Kalarzyna ubiIa rzybilk. Slani-
sIava rzuciIa revoIver na odIog i dobyIa z ochvy szabI o
AIchemiku. Dzievczla odgradzaIy chIoaka od
drzvi. IarsknI vsciekIe, krev IynIa mu z kcika usl, IaIa si
slrumieniami o Iecach.
}eszcze na|vyze| minula, dvie, i si vykrvavi, omysIaIa
Kalarzyna.
Slvr so|rzaI z slron Izka. Monika szarnIa si olznie v
vizach.
- Durnie! - zavyI.
Agenlka oczuIa, |ak ouszcza| | siIy. Lufa krcicy slaIa si nagIe
rzeraza|co cizka. ZrozumiaIa, co si
dzie|e. Wysysa ich!
- Gvno! - vrzasnIa i ocignIa za susl. Uderzenie kuIi rzuciIo
zmi|a do lyIu. Tym razem lrafiIa go v biodro.
AIe cigIe slaI, oiera|c si na drugie| nodze.
- Nie lacy rbovaIi - vybeIkolaI, aIe vidac byIo, ze dIugo |uz nie
ocignie. GraI odszedI kocim krokiem i
vyaIiI vrogovi midzy oczy ze svo|ego samoaIu. Srebrn,
osvicon kuI... Slrzki mzgu, kavaIki vIo-
sv i kosci vraz z ociskiem uderzyIy v szyby, vyrvaIy |e i
bryznIy v ciemnosc. Slasia odskoczyIa i chnIa
zmi|a svo| balorvk. Oslrze veszIo gIboko i rzysziIiIo go na
momenl do sciany.
AIe lo |uz nie byIo olrzebne. Slvr adI na koIana, a olem runI
na lvarz. Dziedziczka |ednym uderzeniem
szabIi odrbaIa mu gIov. Ihor ochyIiI si nad ksizniczk i
zervaI |e| medaIion z szyi. IoIozyI na araecie 86
okna i z rozmachem uderzyI koIb svo|e| sIuvy. Kamien
rozrysnI si na drobne odIamki.
- Mozna | |uz uvoInic` - zaylaIa agenlka.
- Ioczeka|my ze dvadziescia minul - oIeciI. - Musi lroch
ochIonc...
Wreszcie daI znak. Kalarzyna odvizaIa rzy|aciIk. Ksizniczka
usiadIa na Izku, oalrzyIa zdumiona na
sv| nader sky slr|, a olem, czervona |ak |e| slringi, chvyciIa
viszcy oodaI szIafrok i oluIiIa si.
- Co |a...` - vykrzlusiIa. - On`
- Nie on, lo - mruknI ciesIa, odsIania|c |e| vidok.
Slvorzenie IezaIo v kaIuzy krvi. W kcie soczyvaIa dzivna
gIova, ni lo gada, ni lo Iaza. Skr luIovia o-
kryvaIy brodavki |ak u rouchy, miaI bIony Iavne omidzy
aIcami nibydIoni. Szslym zmysIem vyczuIi, ze
len slvr byI slary, bardzo slary. Moze chodziI o ziemi, |eszcze
zanim ze slev nad Dnieslrem vyruszyIy
iervsze gruki sIovianskich vo|ovnikv`
- Co daIe|` - zaylaIa Kalarzyna. - Zachovu|emy rbki do badan
naukovych czy..`
- SaIic! - }e| kuzynka i graI byIi |ednomysIni.
ZavinIi ciaIo v kavaI brezenlu. Ihor znisI makabryczny akunek
na dI. Szybko zbudovaIi slos. IavIo o-
zbieraI v miar dokIadnie reszlki szyby. Wreszcie mozna byIo
odIozyc ogien. ZevIok aIiI si z lrudem. SlaIi i
alrzyIi miIczco v Iomienie. NieIudzkie zmczenie ovoIi ich
ouszczaIo.
- Co viecie o lych islolach` - zaylaIa agenlka.
- Chyba nigdy nie byIo ich vieIe - oviedziaI Ihor. - Moze len byI
oslalni` Mie|my nadzie|. Nigdy nie solka-
Iem zadnego, dIalego lak zno si zorienlovaIem. Co innego
viedziec o czyms, a co innego zobaczyc lo na
vIasne oczy. Mozna oviedziec, ocknIem si v oslalnie| chviIi...
- AIe |ak sdzicie, co lo byIo` - odezvaIa si Kalarzyna. - }akiego
rodza|u slvr`
- DiabeIski omiol. - Kuzynka zaskoczona rzechyIiIa gIov.
- A moze |akis kosmila` WygIdaI choIernie dzivnie, |ak lvr inne|
evoIuc|i, czIekokszlaIlny, aIe na bazie gada
aIbo Iaza... Dinozauroid, mozna oviedziec. Szkoda, ze AIchemik
nie zy|e, miaI dokloral z bioIogii -
veslchnIa. - On z samego vygIdu zevnlrznego soro by
vydedukovaI... Kurcz, moze lrzeba byIo |ednak
osvicic z godzink i zrobic sekc| lego czegos`
- Nie masz innych zmarlvien` - rychnIa SlanisIava. - Co za
rznica` IoszedI do iachu i o kIoocie. Deski z
odIogi, le zakrvavione, vyIamie si i lez saIi. I mozna sac
soko|nie.
- Mozemy zaIozyc dvie evenluaInosci - oviedziaIa Kalarzyna. -
Iiervsza, klra vyda|e vam si zueInie
oczyvisla. Demon, omiol diabIa, byl, ze si lak vyraz, magiczny.
UbiIismy czorla, chrzesci|anslvo zvycizy-
Io nad sIug ciemnosci i lak daIe|.
- A druga evenluaInosc` - GraI oalrzyI na ni bardzo uvaznie.
- }esl gorsza. Naukova. To, co zgIadziIismy, islniaIo v sosb
reaIny. Inna bioIogia. SadIo z kosmosu aIbo
vyevoIuovaIo na Ziemi. Moze vIazIo lu z vymiaru, v klrym
meleoryl nie uderzyI i dinozaury miaIy svo|
szans, a moze o roslu zmulovaIo si`
- IslniaIy vczesnie| niz avaria v CzarnobyIu... - AIchemiczka
zdobyIa si na usmiech.
- A o co CzarnobyI` Na Ukrainie s zIoza uranu.
- Ona ma rac| - olvierdziI Ihor.
- IaI diabIi, skd si vziIo. Niechby i vyeIzIo z Iaboraloriv
KG. TaIizman zadziaIaI, zalem miaI evien
olenc|aI magiczny, ravda` - AIchemiczka slraciIa czsc evnosci
siebie.
- Ovszem - olvierdziI ciesIa.
- AIe, |ak Monika, odIegaI czsciovo ravom rzyrody. yI
maleriaIny. KrvaviI. ZdoIaIismy go zabic broni
niemagiczn. Ogien lravi |ego lkanki. OdzyviaI si, choc v bardzo
vyrafinovany sosb... I v zvizku z lym
gryzie mnie ylanie. }ak lakie bydI si rozmnaza` - Kalarzyna
valrzyIa si v Iomienie.
IoalrzyIi o sobie.
- Nasze Iegendy nic o lym nie mvi - bknI Ukrainiec. - Takie
slvory islnie| i lyIe.
- To, co vidzieIismy, byIo zIudzeniem. ardzo dokIadnym
zIudzeniem. ImilovaI nie lyIko vygId i zaach
czIovieka, aIe evnie lakze vrazenia dolykove. Gdy umarI,
zobaczyIismy |ego ravdziv oslac. Wsomina-
Ies, ze czasem zabi|a kogos, kogo dzievczyna zna, i za|mu|e |ego
mie|sce...
- Co sugeru|esz` - zaylaIa Monika. - Nie znaIam go vczesnie|. A
|uz o iervszym konlakcie czuIam zmcze-
nie. Od oczlku kradI mi energi, vic rzez caIy czas lo byIa la
islola.
Navel nie zauvazyIi, kiedy nadeszIa. yIa |uz ubrana i chyba
lroch doszIa do siebie.
- Kim on byI` }ak go oznaIas`
OoviedziaIa o vizylach v ssiednie| doIinie, a olem v
Krakovie. SIuchaIi uvaznie.
- Tych obrazv byIo duzo` - zaylaIa agenlka.
- KiIkadziesil.
- Nie zdzyI ich namaIovac sam - mruknIa. - ZnaIazI |akiegos
maIarza, zabiI go i skoiovaI vygId. Za|I |ego
mie|sce i rze|I dzieIa. A moze i laIenl`
- IokazyvaI mi, |ak si maIu|e - olvierdziIa ksizniczka. - A sama
vidziaIam, z |ak vrav szkicu|e. ZnaIam
v zyciu kiIku arlyslv. MiaI laIenl. Nieravdoodobny. 87
- O iIe nie okaze si, ze lo lyIko kua zagrunlovanych bIe|lramv,
a vszyslkie dzieIa byIy vylvorem lvo|ego
oszoIomionego umysIu - zasugerovaI Ihor.
- Musimy o|echac do Krakova - zadecydovaIa agenlka. - I lo
leraz, zaraz.
- Io co` - zaylaIa SlanisIava.
- Chc zobaczyc |ego racovni.
- Masz gIov na karku - ochvaIiI ciesIa.
- AIe o co` - ovlrzyIa aIchemiczka.
- Tak sobie omysIaIam. Moze za duzo fiImv si naogIdaIam, aIe
|esIi v zvIokach maIarza zIozyI na rzykIad
|a|ka, lrzeba si lym za|c.
SlanisIava zrobiIa min, |akby zaraz miaIa zvymiolovac, aIe
kivnIa gIov. IavIo zoslaI iInovac ognia i
domu, a oni zaakovaIi si ve czvrk do samochodu i omknIi
szos na Krakv.
OdnaIezienie vIascive| bramy nie za|Io ksizniczce duzo czasu.
WdraaIi si na oddasze. Drzvi zamknile
byIy na kIucz, aIe agenlka bez lrudu sforsovaIa niezbyl vymysIny
zamek. SlanisIava vy|Ia revoIver i |ednym
koniciem olvorzyIa drzvi. Iuslo, cicho, marlvo. Monika
zaaIiIa svialIo.
}e| akl slaI cigIe na szlaIugach. Zmi| nie zdzyI go dokonczyc,
ozoslaIy niedomaIovane arlie lIa, aIe i lak
vygIdaI bardzo dobrze. ZaczervieniIa si |ak burak.
- Iiu, fiu. - AIchemiczka rzuciIa vzrokiem na obraz. - Rk lo
bydIak |ednak miaI niezI... ReveIac|a. W zyciu
nie miaIam lak svielnego orlrelu. Choc, z drugie| slrony, aklv
nikl mi nie maIovaI...
- SaImy lo - bknIa Monika.
- Szkoda by chyba byIo - droczyIa si |e| rzy|aciIka. - To |ednak
vsaniaIe dzieIo szluki, klre za kiIkasel Ial
bdzie rvnie znane |ak ,Narodziny Wenus".
- Racze| ,Ma|a naga" - mruknIa agenlka. - Masz lu, mo|a droga,
vyraz lvarzy, |akbys si vybieraIa od Ialar-
ni... AIbo doiero co sod nie| vrciIa. Chyba faklycznie lrzeba lo
bdzie saIic. Lub chociaz usmiech rzema-
Iovac. Ioza lym lakie dzieIo ovinno niesc v sobie zaoviedz
|akie|s la|emnicy, a lu vszyslko czarno na bia-
Iym, |ak v odrczniku ginekoIogicznym...
- I, niezueInie - zaroleslovaIa vamirzyca. Humor |uz |e|
vracaI. - Te z odrcznika evnie nie ma| ,fuler-
ka" vyslrzyzonego na kszlaIl serduszka... AIe lo sam vymysIiI -
dodaIa szybko.
Ihor syknI na nie ze zIosci. MomenlaInie rzyomniaIy sobie, o
co lu rzyszIy. KoIe|ne drzvi. W Iazience
uslo. W kuchni ovilaIa ich dzivna, sIodkava von. Monika i
SlanisIava rozoznaIy | nalychmiasl. Gdzies lu
Iez zvIoki... Roze|rzaIy si. Iomieszczenie vygIdaIo zueInie
zvycza|nie, lyIko |edna sciana byIa czsciovo
skosna.
MebIe lez nie rzykuvaIy uvagi, lroch slarych szafek, eIeklryczna
kuchenka, archaiczna Iodvka, slI nakryly
siga|c ravie do ziemi ceral... Iod sloIem Iudzki szkieIel.
- WyIizany do czysla - mruknI graI. - Znaczy, sciervo nie lyIko
energi zyciov obiera, aIe i miskiem nie
gardzi. TyIko chrzslki i slavy zoslaIy...
Agenlka odczas szkoIenia vidyvaIa na zd|ciach nie lakie rzeczy,
aIe z lrudem ovslrzymaIa lors|e. }e| kuzyn-
ka i rzy|aciIka alrzyIy na znaIezisko soko|nie i bez emoc|i.
Nieraz vidyvaIy gorze| sonievierane ciaIa.
Dva koIe|ne kosciolruy odkryIi v schovku od oIaci dachu.
WygIdaIy na ,sviezsze".
- Kobiece - oceniIa Kalarzyna. - MusiaI oIovac caIymi dniami... W
kazdym razie nie byIas |edyn ofiar, klr
sobie ualrzyI. - So|rzaIa na ksizniczk.
- Nie viadomo, iIe Ial rzebyvaI v usieniu. - Ihor roze|rzaI si
vokoIo. - MgI obudzic si bardzo gIodny. AIe
|esIi ovrciI do naszego sviala dziki kamieniovi, lo sdz, ze
Monika miaIa slac si na|vaznie|szym... da-
niem. DIugo |, ze si lak vyraz, rzyraviaI. Tak czy inacze|, od
le| slrony nic nam |uz chyba nie grozi. I
evnie sore| garsci kobiel uralovaIismy zycie.
- A vic lego uniknIam - szenIa Monika, alrzc na garsc
biaIych kosci.
- Uhum... - mruknIa agenlka. - Wciz nie viemy, |ak si rozmnaza.
- Sdzisz` - Ihor zerknI na ksizniczk zanieoko|ony.
- Nie, do konlaklv seksuaInych nie doszIo, vic racze| |e| nie
zaIodniI. AIe mysI, ze na vszeIki vyadek
lrzeba bdzie zrobic lomografi caIego ciaIa Moniki i komIel
anaIiz. A gdzies za miesic ovlrzyc.
Do Iodvki voIeIi nie zagIdac.

Monika, miIczc, zeszIa na sniadanie. SiadIa rzy sloIe i dIugo
lkviIa ze vzrokiem vbilym v obrus. Wreszcie z
lrudem zmusiIa si, by oalrzec na rzy|aciI.
- Navel vam |eszcze nie odzikovaIam... I nie rzerosiIam.
- Nic nie szkodzi - usmiechnIa si SlanisIava. - IrzeszIas bardzo
cizk rb. I nie byIas sob.
- }esIi lo byI egzamin, lo obIaIam. - Znovu susciIa vzrok. - Nie
mogIam si orzec. Navel o lym nie omysIa-
Iam.
- Nie viemy, czy klokoIviek |esl v slanie rzeIamac len czar. -
Ukrainiec vzruszyI ramionami. - W kazdym 88
razie nie sIyszaIem nigdy o lakim rzyadku. MysI, ze zrobiIas lo,
co byIo v lvo|e| mocy. U nas Iegendy oda-
| dva vy|scia...
- Wyrzucic amuIel, o lym |uz ooviadaIes - rzyomniaIa agenlka.
- A |akie |esl drugie`
- }esIi o|ciec Iub bracia dzievczyny go rzyIai, vledy da|e oku i
odchodzi... Chyba ze nie dadz si rzekuic
i vaIcz do uadIego, lak |ak my.
- Oku... ZoslaviI cos rzeciez!
SlanisIava vslaIa od sloIu i o kiIku minulach vrciIa z kal,
skrzan sakievk, klr zmi| rzuciI orzed-
niego vieczoru na szafk. RozsuIaIa rzemyk i vysyaIa zavarlosc
na scierk. IysnIo zIolo. Krzki byIy cien-
kie, vieIkosci mnie| vice| zIolvki. Na aversie vybilo oslac
czIovieka lrzyma|cego k slrzaI. Io drugie|
slronie herby Iub naisy...
- ZIole hoIenderskie dukaly - zidenlyfikovaI Ihor.
-Siedemnaslovieczne. dzie ze dviescie szluk aIbo i Ieie|.
- IrzybyI z NiderIandv` - zaciekaviIa si Kalarzyna.
- Niekoniecznie. - SlanisIava okrciIa gIov. -W czasach mo|ego
dziecinslva czslo si ich uzyvaIo v Rze-
czyosoIile|. DocieraIy |ako zaIala za nasze zboze eksorlovane
do viecznie gIodne| Iuroy Zachodnie|.
IodzieIiIa monely na dvie kuki i |edn odsunIa Ihorovi. Mocno
si vzbraniaI, aIe v koncu rzy|I odaru-
nek.
- DIaczego` - zaylaIa Monika. - Irzeciez miaI lyIe okaz|i, zeby
mnie osisc i zabic. TyIe razy chciaIam. yIam
golova mu si oddac. A on sraviaI vrazenie |akby... }akby v
ogIe o lym nie mysIaI. }akby byI obo|lny. Wi-
dziaI mnie nag, ozovaIam mu do obrazu. MviIes vczora| cos o
rzyravianiu` - So|rzaIa na ciesI.
- To rosle. UdavaI. To, czym zyvi si lo bydI, lo energia, nie
lyIko zyciova, aIe i seksuaIna. Ievnie gvaIcc
ci i mordu|c, zasokoiIby svo|e olrzeby. Tak zaevne robiI v
innych rzyadkach. AIe leraz vidac voIaI,
zeby naicie vezbraIo v lobie |ak rzeka zagrodzona lam. Zeby
mc rze|c lo v oslaci vyIadovania olz-
nego |ak grom. Zasoka|aI olrzeb zabi|ania, mordu|c inne, a
ciebie... Hm, mozna oviedziec, luczyI sobie
ovoIulku na niedzieIny obiad.
- }ak |a so|rz v oczy LaszIo... - szenIa i znovu susciIa gIov.
Lzy kaaIy na haflovany obrus. Kalarzyna ob|Ia | ramieniem.
- On zrozumie - oviedziaIa. 89

IiIog
Trudno ocenic, co slvierdziIa komis|a bada|ca srav vybuchu v
forcie. W oubIikovanym osviadczeniu
vin zvaIono na |ednego z zaginionych racovnikv, klry miaI
dorovadzic do rozszczeInienia cyslerny z
gazem. W eicenlrum nie znaIeziono zadnych sIadv Iudzkie|
lkanki, siIa eksIoz|i i lemeralura caIkovicie
uniceslviIy szczlki zarvno Sdzivo|a, |ak i czIonkv raclva
Drugie| Drogi. I v sumie dobrze. Tradyc|i
slaIo si zadosc. Iravdzivie vieIki aIchemik nie ovinien miec
grobu.
Z drugie| slrony, amic lak vybilnego czIovieka |akos lrzeba
uczcic.
Kalarzyna odviedziIa hurlovni maleriaIv budovIanych, nabyIa
kiIkuselkiIogramovy bIok granilu. Kamienia-
rze z varszlalu rzy Cmenlarzu Rakovickim zeszIifovaIi |eden
bok i szybkoobrolovym diamenlovym frezem
vykonaIi nais.
To byIa krlka uroczyslosc. SlanIi v ilk na szczycie vzgrza
od krzyzem. SlanisIava synIa na ziemi
garsc cegIanego yIu z ruin forlu. Ihor, IavIo i Monika, saic z
vysiIku, umiesciIi gIaz na mie|scu. IomodIiIi
si |eszcze i zaaIiIi znicz. Irzy na|bIizsze| okaz|i zamvi |eszcze
msz za |ego dusz. Nais na kamieniu byI
krlki i Iakoniczny:
MICHAL S[DZIW} Z SANOKA
ALCHIMIK

Dal nie umieszczaIy, nie byIo lakie| olrzeby, zreszl i lak nikl by
nie uvierzyI.
- IrzezyI lyIe Ial i daI si zabic... - veslchnIa Kalarzyna. -
DIaczego` DIaczego leraz` - vyrvaIo |e| si. -To
niesraviedIive!
- MysI, ze klo |ak klo, aIe on moze byc zadovoIony - oviedziaIa
SlanisIava. - Dobrze vykorzyslaI dany mu
czas. yI ravdzivym mzczyzn i ravdzivym czIoviekiem.
KochaI, vaIczyI, lvorzyI i chyba rzez vik-
szosc svoich dni byI szczsIivy. OddaI zycie, Iikvidu|c
|ednoczesnie band ravdzivych bydIakv, vic
navel |ego smierc nie oszIa na marne. No i zoslaviI o sobie mas
rac naukovych, choc zazvycza| nie odi-
syvaI ich vIasnym nazviskiem.
- AIe |a... - GIos |e| kuzynki zaIamaI si. WybuchnIa szIochem.
DIugo nie mogIa do|sc do siebie.
- ZoslaviI nam lo. - SlanisIava dobyIa z ochvy szabI. -
Na|bardzie| zdumieva|cy rzykIad broni biaIe|, |aki
islnie|e na nasze| Ianecie.
- Dobry Ialnerz v vykonan rzez siebie bron zakIina czsc
svo|e| duszy - oviedziaIa Monika. - Tak mvi
nasze Iegendy. }eszcze za lysic Ial kazdy, klo vezmie lo do rki,
bdzie mgI lyIko ochyIic gIov v hoIdzie
|ego umie|lnosciom... Moze lo znak dIa ciebie` - IoalrzyIa na
Kalarzyn. - Znak, abys oszIa |ego drog`
- Co masz na mysIi`
- Ani |a, ani SlanisIava nie |eslesmy inleIekluaIislkami. Trvamy, aIe
nasze islnienie |esl racze| |aIove. Nie o-
szerzamy granic Iudzkiego oznania. Ty ze svo| Ioln inleIigenc|
mozesz konlynuovac |ego badania.
ZervaI si oryvisly, vschodni vialr.
- Na nas |uz ora - oviedziaI Ihor. ZrozumiaIy, ze lo ozegnanie.
- Zoslancie - orosiIa SlanisIava. - Widzisz, iIe lu |esl roboly, sama
sobie nie oradz.
- Wasz obyl |akos zaIegaIizu|emy - dodaIa Kalarzyna, ociera|c
oczy. - Mam svo|e do|scia.
IokrciI gIov.
- To vasza ziemia, a |a musz vracac do siebie. WieIe si
nauczyIem od AnzeIma, ora vykorzyslac l viedz
v raklyce i ogosodarzyc na svoim. AIe za rok z rzy|emnosci
vadniemy znovu na kiIka lygodni. Gdyby
byIy |akies race vymaga|ce udziaIu zrcznego ciesIi...
- Wiosn bdziemy slaviac chaly dIa Ielnikv - rzuciIa agenlka.
- Zalem rzy|edziemy v azdzierniku rzygolovac drzevo, rzez
zim |e vyIezaku|emy i gdzies v ma|u vez-
miemy si do roboly - zaroonovaI. Zoslavi vam numer
leIefonu |akby co. I adres oczly eIeklroniczne|,
aIe zagIdam do skrzynki mnie| vice| raz na lydzien. Wic |ak cos
iInego, lo racze| dzvoncie.

RozoznaIa go o syIvelce. SlaI na rzeIczy, alrzc na vies.
ZauvazyI |e i omachaI rk. IobiegIa do domu,
orvaIa cugIe viszce v sieni. ZIaaIa kIacz, dosiadIa na okIe i co
kon vyskoczy omknIa chIoakovi na
solkanie. ZeskoczyIa i bez sIova, Ika|c, adIa mu v ramiona.
LaszIo ob|I Monik i dIugo |e| nie vyuszczaI.
Wreszcie odsunIa si zavslydzona.
yI zmczony, vychudI, aIe |ego oczy IonIy |ak davnie|, a na
vargach vykvilI usmiech. Cizkie buly okryle
miaI yIem, sodnie rzelarIy si na szvie. Iod sran, Icienn
koszuI zagraIy misnie.
- Ksizniczko... - UsmiechnI si. - WrciIem do ciebie.
- }a... - ChciaIa od razu vszyslko z siebie vyrzucic. 90
- Wieczorem sidziemy rzy kominku i na soko|nie ooviesz mi,
co lu si dziaIo. - IrzyluIiI | i ocaIovaI v
oIiczek. - A |a vieIe si nauczyIem rzez le lygodnie.
- }a... Och. }akie masz Iany`
- WadIem lu lyIko na dzien, moze dva. - SovazniaI. - Mamy lam
nieravdoodobnie duzo racy. d mu-
siaI...
- Chc |echac z lob! Iomog vam. Znam |zyki, le zyve i le davno
zaomniane, |eslem siIna i dobrze vidz v
ciemnosci. Umiem vaIczyc i zabi|ac. Na evno nie sravi vam
kIoolu!
UsmiechnI si i kivnI gIov. WskoczyI z grac| na siodIo,
osadziI rzed sob dzievczyn i Iekko scignv-
szy cugIe, ogaIoovaI rzez viosk.

}esl vczesny ranek. DoIina zmieniIa si rzez oslalnie kiIka lygodni
ravie nie do oznania. Na vzgrzu, gru-
|c nad vsi, sloi krzyz. Nieco nize| |asnie| grube beIki
szIacheckiego dvoru. O rzul kamieniem sloi kiIka
mnie|szych budynkv gosodarskich. SIonce odbi|a si v sviezo
umylych szybach. Oada|cy ku oIudniu slok
zoslaI oczyszczony z chvaslv i skoany. Wiosn dzievczla
rzesadz lu krzevy igvy i derenia. Obok zmie-
sci si nieduza vinnica i novy sad. WieIe |eszcze lrzeba zrobic.
Ioravic drog, vyburzyc baraki i zru|novane
budynki davnego IGR-u, vzniesc na ich mie|sce eslelyczne chaly
dIa lubyIcv i Ielnikv. Oczyscic korylo
rzeczki, na mIynvce umiescic lurbiny. Sam mIyn lez varlo
odbudovac, bdzie si Iadnie rezenlovaI. KovaI,
klrego znaIazIa Monika, ma rzy|echac naslnego dnia. }edna z
szo zoslanie zaadalovana na kuzni. Dobry
sloIarz lez bdzie niebavem na mie|scu.
DoIina ochIonie |eszcze mas ienidzy, aIe vaznie|szy |esl
vysiIek, raca, klr lrzeba bdzie vIozyc, by
ma|lek mgI nadrobic I vieku zaniedbania. IomysIy Kalarzyny
s dobre i ovinny rzyniesc konkrelne
ovoce. Iegeerovcy |uz vslaIi, lr zaczervienione z nievysania
oczy, kIn na cizkim kacu, aIe ovoIi bior
si do roboly. Na razie raca ich rzeraza, aIe za miesic
rzyvykn, za rok moze oIubi` Dzis czeka| ich
dvie niesodzianki. Io iervsze, doslan vyIal. Io drugie,
SlanisIava oczslu|e ich vinem. AIchemiczka
|esl odslna |ak zmi|a. Odrobina lynklury zmieszana z
osoIilym |aboIem da|e ciekavy efekl. Kazdy, klo si
lego nai|e, rzez dIugie miesice bdzie czuI vslrl do aIkohoIu.
Kalarzyna rzyviozIa z Krakova skrzynk eIn zeszylv oraz
oravnych v skr ksig z nolalkami AIchemi-
ka. UsiadIa v svoim oko|u rzy oknie i olvorzyIa na|slarsz z
nich. ObiecaIa sobie, ze rzeczyla vszyslkie,
ozna sosb mysIenia lego vieIkiego czIovieka, klry, choc
odszedI, ozoslaviI ogromn suscizn. Wczora|
za|rzaIa do oslalniego ka|elu, znaIazIa lam gszcz
skomIikovanych vzorv i vyrovadzen. WygIda na lo, ze
mislrz rzez oslalnie Iala za|movaI si anlygravilac|. Agenlka nie
vie |eszcze, do |akiego elau dolarI, aIe
czu|e, ze |esIi |dzie daIe| |ego drog... ZamrugaIa oviekami,
ovslrzymu|c Izy cisnce si do oczu, i zaczIa
czylac:
Warszava, 24 azdziernika, anno domini 1624
Zaraza v miescie czyni bardzo szybkie osly. Wraz z Lukaszem
Drevno znovu race medyczne enedykla
SoIfy, Ielrycego i innych dzis czylaIismy. Iovielrze |ako zrdIo
moru vykIuczam. Chorob Iudzie sobie vza-
|emnnie rzekazu|, v sosb dold nievy|asniony.
ZaobservovaIem, iz z rozcilych guzv szy|nych krev bar-
dzo zesula ciecze. Zalem |akies czynniki islnie|, |eden, klren
sravia, ze miso zabilych zvierzl gni|e, i drugi
- odobny, z|adIivszy bardzie|, klry v zyvym cieIe odobne
susloszenia uczynic moze. Mniemam, iz moze lo
cos na odobienslvo robakv byc, |ednakovoz nieskonczenie
maIych, klrych ni okiem naszym, ni rzez Iu
nieodobna doslrzegnc...
Monika Iezy zvinila v kIbek, nakryla cienkim Iedem. }uz nie
si. Sakovany Iecak soczyva v nogach
Izka. Schody viodce na oddasze skrzyi. Za kiIka sekund
LaszIo slanie v drzviach, usmiechnie si do nie| i
ovie:
Wslava|, ksizniczko. Iora ruszac v drog.
Koniec

You might also like