You are on page 1of 122

Bose i obdarte

Antonina Latoszek, Jzef Pomieniec





Spis treci
Cz pierwsza Nad Wis ....................................................................................................................... 2
Cz druga Pomerania ......................................................................................................................... 39
Cz trzecia Na niemieckiej ziemi ........................................................................................................ 85



Pacjentom szpitali polowych
Autorzy

Cz pierwsza
Nad Wis

Motto:
W luku Wisy rozgorzay gwatowne walki...
(z komunikatu)

Po ogoszeniu przydziaw stwierdzilimy z przykroci, e te najgorsze znalazy si pord nas. Nasze
najlepsze koleanki skierowano do innych szpitali. Z tymi, ktre przydzielono do nas, nie
przyjaniymy si wcale w cigu caego kursu. Wyjtkiem byy dwie siostry, Fela i Kazia, z ktrych
starsza, Fela, puszczaa si z jakim Niemcem, do czasu a go kropnli partyzanci.
Tak wic - w chwili odczytania rozkazu - nie znosiymy si jeszcze bardziej, a nawet nienawidziy. Nie
obeszo si bez sprzeciww: ta dziwaczka Olczyk wystpia natychmiast przed zastpc do spraw
polwych. Powiedziaa, e nie chce i z nami. Bez zdziwienia zapyta o powd.
- Bo one s gupie i ze...
Targno nami: A ona kto? Mdrzec, archanio?!! - I zaczymy poszukiwa si wzrokiem w szeregu.
Rozkazano nam przygotowa si do odjazdu. Nasz kupiec by ju na miejscu i patrzy na nas surowo,
gdy przebiegaymy po korytarzu. Zmik wyranie od chwili, kiedy piersista Ziuta przedefilowaa
w pobliu niego w rozpitym mundurze, poprawiajc biustonosz i wykrzykujc kryptonim naszego
przydziau.
Dugo i wylewnie egnaymy si z dawnymi koleankami, niektre pakay. Wywoano nas przed
szko na plac alarmowy, gdzie ustawiymy si wedug przydziaw. Komendant chcia nas poegna.
Uszeregowaymy si na prawym skrzydle, naprzeciw krzya mczestwa, wzniesionego nad ow
straszliw zasypan studni... Za nami czeka samochd. Ju chwyta przymrozek, szeleciy licie pod
butami.
Ach, eby wreszcie przyszed! Zocili si rwnie kupcy i szoferzy, warczeli motorami niby to
zagrzewajc maszyny, haasowali klaksonami. Nie pozwalano wychodzi z szyku, obiecywano rychy
odjazd, jednak na prno. Zbiymy si cianiej, draymy z zimna. Okryway nas paszcze z lichego
sukna, drelichowe bluzy i takie same szarawary, ktre ju zdyymy znienawidzi. Pod spodem
miaymy pcienn bielizn, bardzo rzadko co cieplejszego, pochodzcego od matek.
Bo pn jesieni 44 roku wiele matek nie miao wieci o dzieciach, a wiele dzieci stracio je na
zawsze.
Staymy w milczeniu, a szeregi na lewo koysay si i wyginay: nasze koleanki dobrze radziy sobie
z chodem wieczoru. Poszturchiwano si i przeginano dla rozgrzewki. Jaka grupa chybotaa
w powolnym plsie, nucc wyranie Zasiali grale.
My, najmniejsza garstka, skcona midzy sob, mogymy im tylko zazdroci, wic ze zoci
patrzyymy na naszego podporuczniczyn, sprawc naszego smutku i samotnoci. W wikszej
gromadzie zawsze znajd si koleanki, a tamte grupy przewyszay nasz nawet trzykrotnie.
Nagle wszystko si uciszyo, tylko na dalekim zachodzie nieprzerwanie dudni front. Na stopniach
ukaza si komendant otoczony kilku oficerami. W chwil potem doszed nas doniosy gos zastpcy
do spraw pol-wych. Przyjymy go cakiem obojtnie. Niech sobie krzyczy - do niego przede
wszystkim miaymy al za dobranie nam najgorszego towarzystwa. By w naszych oczach sprawc
tego, co miao si sta z nami w przyszoci, a o tym, e sta si co musi, byymy przekonane;
z takim skadem jak nasz nie moe dzia si nic dobrego. Tote szuraymy butami, zgarniay licie,
Ziuta bezczelnie kokietowaa szofera, a obie siostry raczyy si jabkami, gryzc je akomie. I raptem...
spostrzegymy to wszystkie, nasza Czesia, ta cichutka gska, najprawdopodobniej pakaa. Byo to
co niepojtego.
- Ty, gupia, czego beczysz? - natarymy z bliska.
Czesia rykna jeszcze goniej. Nie udao nam si uspokoi jej, byymy bezradne.
- Ciszej, wy wariatki - odezwaa si szorstko Olczyk. - Zostawcie j w spokoju, suchajcie...
Z przetaczajcego si nad placem gosu zastpcy wyowiymy sowa, od ktrych ju nie mona byo
oderwa si do koca.
- ...e kurs by za krtki, to prawda, ale nie jestecie lekarzami, waszym obowizkiem jest nieustannie
i gorliwie troszczy si o rannych, a tego nie nauczy was nawet kilkuletnia praktyka czy uczelnia; do
tego potrzeba serca. I jeszcze jedno; wiele z was czuje si unieszczliwionymi z powodu swoich
przydziaw. Byy zaalenia, a nawet sprzeciwy i dsy. W wojsku nie ma innego rozstrzygnicia, jest
rozkaz...
Zastpca chrzkn gono, szeregi zafaloway. Ostatnie sowa dotkny nas gorzko. I moe nie tylko
nas?
- ...wkrtce zaniesie wolno do serca naszej Ojczyzny i przywrci ziemie piastowskie, wydarte jej
przed wiekami. Zadbajcie o wasz, cho skromny, lecz wasny udzia w tej walce. Jeszcze czekaj was
twarde miesice, tygodnie trudw i dni prby. Niejedno was uderzy i przerazi. Skoro jednak na to si
godzicie, wiedzcie, e w tej chwili nie dzieje si dla was nic waniejszego, nic wzniolejszego, nic
wspanialszego ponad to, e idziecie na front.
Potem poegna nas w imieniu wykadowcw i wasnym. Z kolei postpi ku szeregom komendant.
Da si sysze jego znany kaszel, a siwe wosy ledwie bielay pod papach. Salutowa dugo, zanim
wyrzek:
- Praszczajtie, mai sawnyje, staratielnyje uczenicy. Wstrietimsia w Germanii. eaju wam wsiewo
charoszowo.
I wszerz powid podniesion doni. Krzyknymy trzykrotnie hura. Tak, nasz dziadka by
powszechnie ubiany. Z kilku grup wyrway si koleanki z bukietami Bgwiegdzie zerwanych
jesiennych r. Nam byo strasznie przykro. Pierwsze wic byymy przy samochodzie. Ziuta zmierzaa
do kabiny. Szofer si temu sprzeciwia, przynajmniej do chwili nadejcia podporucznika. Mimo to
Ziuta wsiada do wntrza. Wiadomo, ona i generaa potrafi omami, sta j na to. Okazao si, e nie
ma na czym siedzie, bya tylko jedna pusta skrzynka, ktr natychmiast zajy obie siostry. Kierowca
nagli i pieprznie przygadujc podsadza nas z widoczn uciech. Piszczaymy z zadowolenia.
Wreszcie na kocu adowaa si Olczyk ze swym ogromnym kufrem. Gdy ochoczy szofer chcia jej
posuy, ofukna go z pogard.
- O, ten by tylko maca! A o som to si nie mg postara, co? Wielki dentelmen...
Szofera zatkao. Dopiero po chwili zacz co jka, e nie byo kiedy i gdzie, gdy nie lata na tej
trasie.
- A w ogle to jestem w kolumnie amunicyjnej i nie wiedziaem, e uyj mnie do przewozu cielt! -
zakoczy dobitnie.
Przytaiymy si w mroku mocno zawstydzone, nie mic odpowiedzie na zniewag. Prawdziwie
dopieka nam ta dziwaczka, nikt inny.
Sama jako wadowaa swj kufer i odpiwszy pas udaa si w stron szkoy po som. Skoczyymy za
ni i po paru minutach wrciymy - kada z wasnym snopem. Nadbieg nasz podporucznik.
- Gotowe?
- Gotowe, panie poruczniku! - hukn szofer.
Przeegnaymy si i skuliy na posaniu. Z kabiny dolecia nas gony miech Ziuty. Mijay nas inne
samochody, rozkrzyczane, rozpiewane, pene wesoych koleanek, na ktrym graa gitara. Na
naszym byo smutno i gucho. W lewym rogu platformy Czesia, nie wiadomo za kim, cichutko chlipaa.
Zawarczao za cian kabiny, zadygotaa podoga. Poprzez rumor maszyn, krzyki i piewy przebiy si
nagle bliskie huki.
- Co to? Kto strzela? - w jednej chwili stanymy na nogach.
- Siadajcie, to motor - mrukna Olczyk.
Nie do wiary! Dopiero uspokoi nas gos szofera, klncego jakiego safandu, ktry zagrodzi drog.
- Jadziesz czy nie jadziesz, synu woyskiego geroja?! I takiego posadz na maszyn co to aby konia
z lejcamy...
Wkrtce zazgrzytao pod nami, szarpno. Samochd ruszy.

Z tego wszystkiego, co nam prorokowano, przed czym nas ostrzegano, ba, straszono nawet, nic si
nie spenio. Tutaj nie byo adnej makabry, urywania gowy, harwki, ani rygoru. Gdyby nie blisko
frontu i prycze zamiast ek, byoby niemal tak, jak w zwykym szpitalu przed wojn.
Przyjli nas tu jak kar bosk, nie wiedzieli, gdzie zakwaterowa. Stano, e w drugim gospodarstwie
na kolonii. Tym lepiej. Ale Ziuta skrzywia si. Dla niej te kilkaset metrw oznaczao zapad
prowincj. Hela natomiast ucieszya si szczerze.
- Byle jak najdalej od naczalstwa - orzeka fachowo z szelmowskim umiechem. - Gdy kota nie ma,
myszy mog sobie pohula.
Byymy tego samego zdania, oczywicie z rnych przyczyn. Zwolniono nas od zaj na dwa dni, na
zagospodarowanie si. Z podnieceniem oczekiwaymy na pierwszy dyur. W trzecim dniu
wyznaczono nas nareszcie jako pomoc dla starszych pielgniarek. Jako pierwsze poszy: Olczyk, Ziuta i
Wikcia. Ta ostatnia z nieodcznym racem.
Z dyuru wrcia zadowolona i eby nie skama - wniebowzita. Wydusiymy z niej, e raniec
podarowaa jakiemu starszemu onierzowi z lustrzanej sali, ktry si popaka przy niej i na kocu
pocaowa j w rk.
- e te si przed tob nie wyspowiada - zadrwia Hela. - Dowiedziaaby si, jak si dzieci robi.
- Daj mi spokj i tyla - odpowiedziaa cicho Wikcia i zesza jej z oczu.
Zaczy si codzienne dyury. Osiem godzin na dob. Jake baymy si tej krtkiej drogi midzy
koloni a paacem. Co trzy dni wypadaa kadej z nas nocna zmiana od jedenastej do smej rano.
W noce deszczowe przeraay nas nieprzeniknione ciemnoci i bekot wasnych butw w mazistym
trakcie. A w srebrne i mrone straszya nas pustka otwartych pl, jczcych od oskotu walk nad
Wis. Zawsze wic wybieraymy si grupk, trzymajc si za rce. Jedynie Olczyk potrafia
przechadza si samotnie tam i z powrotem o kadej porze nocy. Zdumiewaa nas swoj odwag, lecz
jeszcze bardziej dziwia nas jej zrczno, gdy przecigaa sczki, nakadaa tampony. Z jak wpraw
posugiwaa si strzykawk, jak usugiwaa rannym i jak ich karmia. Z jej rki zjadali wszystko.
Stale nas intrygowao, skd u niej ta praktyka, skoro kurs zdaa z ostatni lokat? Kiedy odburkna
nam, e dorosa kobieta posiada ten dar od urodzenia. Nie pytaymy wicej, by jej nie drani. Bya
nam potrzebna. Swoj pracowitoci i dowiadczeniem zadawaa kam rozpowszechnionej opinii
o nieuctwie i lenistwie modszych pielgniarek. A kiedy byo trzeba, potrafia za nas w milczeniu
znosi kaprysy starszych sistr i utyskiwania lekarzy.
Porwa nas koowrt codziennych dyurw, musztry, wykadw i prac gospodarczych, z ktrych
najbardziej lubiymy krztanin w szpitalnej kuchni. Nasza, onierska, uboga jak komornica, karmia
nas razowcem, kasz i ledziami. W tamtej mona si byo lepiej poywi. Wielu rannych silnie
gorczkowao, porcje ich przypaday nam. Niekiedy udao si popi mleka.
Och, mleko, mleko, siorbane wprost ze skopca, pachnce, ciepe i pieniste. Nie przywykniemy nigdy
do czarnej lury, osodzonej sacharyn i tym cukrem.
Codziennie ranni nagabywali nas o jabka, kiszone ogrki, grzybki i cebul. Nade wszystko za skamleli
o wszelkie konfitury i kompoty z kwanych jabek. Odmawiaymy - nie wolno.
Handel wymienny zapocztkowaa Raszkowska. Kupowaa u chopw smakoyki i owoce, sprzedajc
je cichaczem. Pacili jej onierskim groszem: a to jakie wieczne piro, broszka czy piercionek,
bywao te, e i czekolada. W przecigu kilku dni odkua si i jako pierwsza sprawia sobie eleganck
plisowan spdniczk.
- A teraz oficerki - orzeka. - Potem moe i wam co kapnie, wic poskramiajcie wasze jzyki.
Nazajutrz ten utrapieniec spod jelenich rogw, z nadgojonym postrzaem brzucha, jako tam zwlk
si z pryczy, dosign! wezgowia zagipsowanego czogisty i dobra si do jego soikw.
Zaniesiono go wprost na st operacyjny, a nas wezwano do komendanta. Raszkowska przyznaa si
od razu. Nie moga przecie liczy na nas. Bd co bd tylko ona jedna paradowaa w spdnicy, a my
cigle w tych bombiastych szarawarach. Komendant strasznie j obruga, dostao si te i Kazi za
nieobecno na sali. Gdy udzieli im gosu, Kazia wyjkaa, e bya w tym czasie w ustpie, Raszkowska
natomiast przyznaa si do przynoszenia owocw w zamian za czekolad i mleko, ktrego pacjenci
nie chcieli pi. Dostay po dziesi dni prac porzdkowych. Porucznik - siostra przeoona - przyrzeka
nam ze swojej strony cis opiek, poczynajc od dnia dzisiejszego.
Po wyjciu z gabinetu Ziuta natychmiast przylgna do drzwi. Wkrtce przywoaa nas gestem.
Zdyymy na ostatnie zdania:
- ...one wszystkie powinny pi mleko, przecie to mode i ronie.
- Zgadzam si z tym - mwia siostra przeoona. - Tak jest, panie majorze.
Te sowa przypomniay si nam wieczorem, kiedy nasza gospodyni od progu przyja nas smutnym
oznajmieniem, e aciata krowa zachorowaa, a wezwany weterynarz nie mg jej pomc.
Przejymy si t wieci i zapragnymy czego, czym mona by byo obdzieli tych biednych ludzi,
bo same nie posiadaymy nic do darowania.
Na noc zostaa w nas zaduma nad okruciestwem wojny i myli o nadchodzcej zimie, o jedynej
starej krowie nie mogcej da mleka dla piciorga zmizerowanego drobiazgu.

W trzecim tygodniu naszej suby w szpitalu polowym Ziuta znikna na ca noc. Wrcia rano ze
sztuk granatowego sukna pod paszczem. Domyliymy si, e bya w puku armat i za jak cen
zdobya materia.
Wikcia nie tkna go palcem, na Ziut patrzya z odraz. I nas rwnie ogarna zo, e teraz
wypado wstydzi si nam za Ziut. Ale pochaniao nas sukno, oficerskie, gwardyjskie.
Przymierzaymy po kolei.
- Przestacie wreszcie trajkota! - krzykna Hela. - Nie pozwol si namyli...
- A nad czym ty mylisz? - spytaa lkliwie Czesia.
Odpowiedziaa jej, i zastanawia si obecnie nad sposobem zdobycia materiau. Handelek
Raszkowskiej odpada z punktu, poniewa narobiono z niego wiele rabanu, wyskok Ziuty uwaa za
rzecz zgoa haniebn.
- No, wic co? - nie mogymy powstrzyma si od ciekawoci.
Hela pochylia si ku nam szepczc z naciskiem:
- Trzeba go komu podjuchci.
Nic innego po niej nie mona si byo spodziewa. Na kursie czsto dochodziy nas pogoski o jej
niezaspokojonych pragnieniach posiadania czegokolwiek, co si nawino pod rk i stanowio obc
wasno. Oburzya nas bezczelno, z jak miaa proponowa nam co takiego. Nie uraona,
wyznaa nam, e koniecznie musi nas uwiadomi w tym rzemiole, inaczej nigdy nie dojdziemy do
spdniczek.
Wiele nauczyy nas pierwsze tygodnie. Nie byo dla nas zagadk, dlaczego przywoono rannych,
mimo i front milcza od kilkunastu godzin. Strzay karabinw maszynowych tu nie dobiegay, a jeli
dudnia artyleria, niechybnie naleao si spodziewa przypadkw ran szarpanych, rozprutych
brzuchw i kipicych jelit. Dotykaymy wieych kalectw, szpetot wywoujcych dreszcze
obrzydzenia, widziaymy pierwsze wypadki mierci. Jedna z nich na dugo pozostaa w naszej
pamici.
W ddysty dzie drog ku Wile przeciga oddzia saperw. Staymy na rozstaju, a maszerujcy
onierze mizdrzyli si do nas i posyali causy. Szczeglnie chwacko postpi dziarski, przystojny
podchory. Podbieg do najmodszej Czesi i zanim ta si spostrzega, pocaowa j w usta. Oddzia
wtopi si w mgy, a my ze smutkiem w sercach poszymy do kwatery; wiedziaymy, e za kilka dni
przywioz nam ich, nagle skapiaych i poszarpanych.
Tak te si stao. Z pierwsz parti przyby podchory. Poznaymy go z atwoci, by nieprzytomny.
Kona dwa dni. W trzecim przeniesiono go do separatki, bowiem innych rozdrania jego nieustanny
charkot.
Zgromadziymy si wok niego, gdy odzyska przytomno. Popatrzy na nas obco i surowo, nie
pozna nas. W agonii przywoywa do siebie on imieniem Maria, ojca i matk. Rano umar.
Po poudniu, gdy cigaymy rozwieszon bielizn, koo bramy ustawiaa si ju druyna kompanii
wartowniczej, a na pytach portaliku, sucego za kostnic, panoszya si sosnowa trumna.
W p godziny potem za modrzewiowym parkiem tsknie zagraa trbka i naga salwa zagrzechotaa
po trzykro.

Olczyk szya sobie bambosze, my natomiast zawzicie pruymy gwardyjskie bryczesy, podarunek
kwatermistrza z punktu armat. Nawet jeli uda nam si je dobrze wypra, przykroi i zeszy,
spdniczki wyjd byle jak. Spodniami Olczyk podzieliymy si, bd z nich nieze rkawice, kouszki
krlicze z czap niemieckich obieca przywie z frontu kapral Knot, nasz pewny wsplnik do machlojek
i urodziwy bajerant.
W drzwiach ukazaa si Ziuta z lusterkiem w rku, bya bardzo podniecona.
- Czy sobie wyobraacie? Dziedzic przyjecha!
Porzuciymy achy i pobiegymy do drugiej sali, do okien z widokiem na gwn bram. Ranni budzili
si na pryczach.
- Co to? Dziedzic przyjecha? - pytali z niedowierzaniem.
- Tak, przyjecha byy waciciel majtku - potwierdzia dostojnie Olczyk.
Nie wyobraaymy sobie, by zajecha lnic kolas przed ganek, jednake to, co ukazao si naszym
oczom, nie mniej nas zaskoczyo.
Przed budk wartownika sta wysoki, zgarbiony czowiek. Obuty w gumiaki, ubrany w spodnie
niemieckie i kraciast, bur kurtk, z gow bez nakrycia i niebieskim szalikiem, falujcym na wietrze.
Przekomarza si z wartownikiem, wskazujc rk na paac. W pewnej chwili postpi par krokw,
bagnet wartownika jak zy pies skoczy mu do piersi.
Pobudzili si pozostali ranni, kilku pokutykao do okien.
- O, patrzcie go! - drwi ktry. - Do paacu chcia si dosta, a fora ze dwora! No nie?!
- Dawajcie tego krwiopijc! - zawoa sierant spod wycigu. - Ale powrt janie owieconego godzi
si porzdnie obla! Siostro Wiktorio... - zapiewa z intonacj dworskiej damy - prosz o kaczk.
Gruchnymy miechem. Olczyk staa jeszcze u okna, powana i milczca. Dziedzic zmierza do wsi
i zgarbiony zmaga si z przeciwnym wiatrem. Olczyk postpia do drzwi.
- Widowisko skoczone - powiedziaa. - pijcie, chopcy.
Tego dnia zacz pada pierwszy nieg.

Wic nadal r ze wietlicowych bibu zamiast prawdziwej szminki? Nie, pokusa bya zbyt wielka, by
jej nie ulec. Wszystkie po kolei amaymy w zakaz.
...Dostawa codziennie kiszon kapust z cierpkimi jabkami, my natomiast paradowaymy
z umalowanymi wargami niczym jakie Mariki Rk. Ku zazdroci reszty personelu, a szczeglnie
starszej siostry Gsewicz, ktra widzc uszminkowan Wikci, odezwaa si z przeksem:
- To i tobie w gowie przewrciy. A gb aby przedtem umya?
- Tak jest, siostro sierancie! - odpowiedziaa Wikcia, gorejc raptownie jak pochodnia.
- Musz si ostrzej do was zabra. Jak szminka to co?! - zawrzaa nagym gniewem. - To ju samego
Pana Boga za brod? - I trzasna drzwiami z tak furi, e czubek kopca ziemniakw zachybota
niebezpiecznie i z gruchotem rozsypa si po pododze.
Och, dolo nasza nieszczsna! Ilu to tych bogw nad prostym, biednym onierzem! Dowodzi nami
komendant, uwiadamia zastpca do spraw polwych, poucza nas naczelny, instruuj lekarze, nie
szczdz nagan starsze siostry oddziaowe, a i poniektry ciura z kompanii wartowniczej usiuje
wykierowa nas na ludzi.
- Wszystkiemu ona winna - podja Fela, dziobic noem Ziut. - Potrzebne byy te szminki?
- Nie ycz sobie, by wtrcaa si do moich osobistych spraw!
Zaczy sobie wypomina przeszo. Po raz nie wiadomo ktry usyszaymy o rudym Niemcu,
z ktrym puszczaa si Fela, oraz o mczyznach, ktrym oddaa si Ziuta. Wikcia przezornie zmazaa
pomadk, zanosio si na wiksz breweri, odezwaa si bowiem Raszkowska, atakujc je, kad
z osobna.
Spod palcw tych trzech sekutnic wysnuway si coraz grubsze struyny, a malejce grudki
ziemniakw paday w szaflik z coraz goniejszym pluskiem.
- Maczat! - krzykna Hela. - I wara wam od porucznika Jurka, akurat na was poleci...
W ten sposb i ona wczya si do awantury. Wkrtce te, poniewa i j obrazia ktra, zaperzya si
Wikcia. Po niej, w obronie wasnego imienia, wystpia niemiao Czesia. Na kocu Olczyk wezwaa
nas do zachowania spokoju, wymylajc nam od wariatek i gsi prowincjonalnych. Bezskutecznie.
Obieranie ziemniakw zakoczyymy ogln ktni.

yjemy jak porzdna rodzina: wobec obcych jak Bg przykaza, a gdy znajdziemy si same, drzemy
koty i nawzajem zatruwamy sobie ycie. To cige udawanie jest jedn z naszych udrk.
Ale inaczej nie moe by, rzdzi nami stara onierska zasada: Jeden za wszystkich - wszyscy za
jednego.
S jednak chwile, kiedy zachowujemy si jak najlepiej i potrafimy umiecha si do siebie bez
przymusu. czy nas wtedy jaka dziwna wsplnota, w ktrej porozumiewamy si milczeniem lub
pswkiem. Duch mioci i pojednania odzywa si w nas zawsze, ilekro stajemy wobec wsplnego
pragnienia, ktre nie moe si zici.
Dsaymy si od rana, obiad niedzielny rwnie nie poprawi naszych humorw. W dodatku czeka
nas dugi wieczr bez wiata, gdy jak zwykle nikt nie pamita o nafcie. adna te nie chciaa i do
gospodyni, bo nie zwrciymy jej poyczonych ostatnio dwch litrw. Pod okienkiem siostry na
przemian czytay dla siebie makabryczny romans pod tytuem Krwawa pani na Szachcicach, a my,
kada w swoim kciku, krciymy wosy. Czesia i Hela byy w paacu. Na dworze plucha, zib i mokro.
Za cian, w izbie gospodarzy, piewano Spucie nam na ziemskie niwy. Wikcia wtrowaa od
pieca.
W pierwszej chwili wydao si nam, emy si przesyszay, ale wkrtce przenikno nas doznanie
jakiego nagego niepokoju, czy aby to, co si do nas zbliao, nie byo przywidzeniem. Ale nie. Nie
mogymy si myli; to nie gwardyjcy. Bya w tym chrze jaka najmilsza nuta, jakby wspomnienie lat
dziecinnych, jak echo ze szkolnej majwki.
Z trzepotem serc przywarymy do spotniaych szybek.
- Och, fizylierki! - wykrzykna przejta Ziuta.
Ujrzaymy pierwsze czwrki, prostot onierskiej odziey, biao kobiecych twarzy i rude lnienia
kolb pepesz ponad ramionami. Dziewczta maszeroway rano, w szyku, pluton za plutonem, a pie
bojowa uderzaa do naszych okienek:
Wczoraj ach, mundur dzi
cinij pas, pora i...
Nie miaymy wyj na drog, stan pod strzech w bamboszach, spdniczkach, papilotach
i patrze. Gapi si na nie, jak butami rozbryzgiway nieg i boto.
Potem cay tydzie spogldaymy w kierunku gminnych pl, po ktrych od rana do wieczora
przebiegay acuchy dziewczt w szarych wojskowych paszczach. W niedziel, ubrane w eleganckie
spdniczki, wybraymy si do gminy. Kobiecy batalion fizylierski kwaterowa w chaupach na skraju
wsi.
Ogarno nas zdziwienie na widok uporzdkowanych obej, wygracowanych cieek i przeazw
wymoszczonych sonin. Przedtem przecie tego nie byo.
- Kiedy one to zrobiy? - pytaymy jedna drug. - Ale u nich dyscyplina!
Wielu chaup strzegy wystawione posterunki. Pod oknami sztabu sta maszt, flaga narodowa opotaa
na jego szczycie. U podna biay orze uoony z kamykw, pod nim napis: Nie rzucim ziemi, skd
nasz rd.
onierz-dziewczyna o pucoowatej buzi przechadzaa si w pobliu wrt z pepesz na piersi.
Przechodzcej Ziucie oddaa honor wojskowy. Na ktrym podwrzu mski gos skandowa komend,
na innym eski, piskliwy, nalega: Docz, wyrwnaj, pokryj.
Ta wojskowa surowo, ktra nas zewszd otaczaa, nie przeja nas strachem; pragnieniem naszym
byo i na front w szeregach kobiecego batalionu fizylierskiego.
W sklepie obok kocioa spotkaymy si z naszymi niedocignionymi bohaterkami twarz w twarz.
Trzymay si z dala od nas, rozmawiay nieufnie, i - zauwayymy to wyranie - wiele z nich miao
wymalowane usta bibu, jak ongi my. Nie bawiy dugo, wzywa je gwizdek do zbirki na drodze.
W popiechu kupoway medaliki z Ostrobramsk i Jasnogrsk.
- Teraz mog i do ataku - odezwaa si cicho Wikcia. - Matka Boska uchroni je od kul.

Ze snu zbudzi nas gos onierza omoczcego w sieni.
- Alarm!!!
- Nie bierz nas pod bajer! - odkrzykna Hela szukajc po ciemku bamboszy.
Wstawaymy niechtnie. Pewnie znw nawieziono rannych i siostra przeoona posya po nas.
Artyleria dudnia od rana, naleao si tego spodziewa. Ciamajda z kompanii wartowniczej piekli si
za drzwiami.
- Opamitajcie si! Zbirka w szpitalu!
- Nie pali si! - odpowiedziaa hardo Czesia.
- Alarm!!! - wrzasn ciura. - Niemcy przerwali front!!!
Boe nasz! Jak tu teraz odnale buty, paszcz, spdnic? Jak zedrze z siebie przeklt mierteln
koszul? Niech diabli wezm majtki, staniki!
- Zapalcie lamp! Zapalcie wiato! - Przekrzykiwaymy jedna drug, adna jednak tego nie zrobia.
Szamotaymy si po ciemku, Raszkowska kla jak furman.
Wypadaymy na dwr, potykajc si w sieni o putni uywan do moczenia ng. Hela, zadudniwszy
o ni, prasna jak duga.
w ciamajda sta przed chaup, w rku trzyma karabin z odwiedzionym stykiem. Pobudzili si
gospodarze pytajc z trwog o Niemcw, uspokoi ich gestem. Posyszaymy klekotanie karabinw.
- Ostre pogotowie, a wojsko pi, ha? - zadrwi z nas. - Jak u mamy, co? - policzy nas i doda surowo: -
Nie mogem was inaczej pobudzi, nie ma adnych Niemcw. Jest ostre pogotowie. Kierunek szpital -
marsz. Szybki krok.
Wp drogi zatrzyma nas okrzyk wartownika, tego, ktry nam najwicej dokucza. Nasz przewodnik
poda mu haso, przeszymy obok niewidzialnej czujki, ukrytej za rozbit kuni, zatrzymano nas
jeszcze dwukrotnie, dao si zauway, e caa kompania wartownicza jest pod broni.
Przed paacem oczekiwali nas komendant z zastpc. Zdaje si, e go troch zdziwio nasze szybkie
przybycie. Wyjani nam, e z pobliskich lasw wyposzono band NSZ, naszym zadaniem jest osoni
szpital. Pobraymy karabiny, a zastpca powid nas przez park w kierunku pl i po dwie rozstawi na
jego skraju. Noc bya ciemna, cho nieek i mrz ubieliy ziemi. Na niebie raz po raz migay rakiety,
hurgot karabinw maszynowych to zamiera, to zrywa si nawa. Wiedziaymy, co to dla nas
znaczy: rano wszystkie prycze zapeni si pacjentami.
Pouczono nas, jak obserwowa pola i w razie pojawienia si na nich jakich ludzi - strzela bez
ostrzeenia. Naboi miaymy po cztery dki. Przenikao nas zimno, uda nasze byy prawie nagie,
a jake byo o tym komu powiedzie... Przydayby si teraz te szarawary.
Ale to wszystko furda. Tylko ten strach przed Przeznaczeniem, ktre miao wychyn z mrocznej
pustki pl.
Wic skryjcie nas, modrzewie, i ty, nocko ciemna. A ty, przerwany nie, nie ci nam miedziakiem na
powiekach. No i ty, mosinie, nie zawied w czasie prby.

O trzeciej w nocy zmieni nas batalion fizylierek. Opasay nasz szpital ciasn obrcz. Walka nocna
koataa coraz bliej.
Przed paacem stao kilkanacie samochodw. Ambulanse - wiadomo, front - lecz z ciarwek
wyadowywano rannych w bitwie z band. Izba przyj bya przepeniona. Ujrzaymy ludzi
w rnorakich mundurach. Byli to eneszetowcy. Wielu miao na piersiach ryngrafy. Opatrywano ich
na miejscu i wynoszono z powrotem do samochodw. Siostry oddziaowe i lekarze przyjli nas jak
zbawienie. Cay personel by w ruchu, operowano na kilku stoach. Podoga w izbie przyj,
w wietlicy i korytarzach bya schlapana krwi. Jacy obcy sanitariusze, onierze, cywile i szoferzy
przebiegali tu i tam. Wszystko to szczkao broni, taszczyo ludzi na noszach, przeprowadzao
kulejcych i pachniao smo, benzyn i achami. Przed paac zajeday cigle nowe samochody
i furmanki. Ranni z frontu przemieszali si z rannymi w nocnej walce, nie wiadomo byo, kto skd
pochodzi i kogo wpierw opatrzy. Jaki apiduch frontowy zgubi swojego podopiecznego.
- Gienek! Gienek! - rozlego si rozpaczliwe woanie. - Gdzie jest Gienek z drugiej baterii? Olaboga,
wysalicie go z badziorami!
- A ty, gdzie by?! Gdzie mia gay? - hukn na niego nasz kwatermistrz i obaj pobiegli szuka
nieszcznika.
W chwil potem kto komenderowa przytrzymujc cikie drzwi paacowe:
- Ostronie, na pitro z nim.
W przelocie ujrzaymy czowieka na noszach, w krliczej czapce na gowie, opatulonego niemieckim
paszczem. Ten strj by prawdopodobnie przyczyn tragicznej pomyki.
Wkrtce przywrcono porzdek. Frontowych, jak dawniej, przez izb przyj, tutejszych na
opatrunkow, z lenymi na wietlic. Leni mierdzieli glin i dymem, bielizn mieli zetla od brudu
i potu. Ciko ranni leeli biali i wiotcy, jakby przed chwil skonali. Wiadomo, upyw krwi. Pierwszy
opatrunek dostawali z naszych rk. Lej ranieni posykiwali i patrzyli ponuro na hasa wymalowane na
cianach, ktre dla nich musiay by grone jak wyrok.
Zabroniono im i nam rozmawiania ze sob, a chciaoby si spyta ich, co za jedni, skd s i dlaczego
strzelaj do swoich. Przewanie byli to modzi chopcy, niektrzy tak dziecinnie wygldajcy, e
wprost trudno byo uwierzy w to, by mogli mordowa ludzi.
W ktach stali onierze i cywile z automatami wymierzonymi na rodek sali. Wszed jaki polski
major i spojrzawszy na twarz kadego eneszetowca, wyszed z zawiedzion min. Zapewne
poszukiwa ktrego z lenych.
Wikci i Czesi pozostawiono przy nich, a nas wezwano do swoich z opatrunkowej. Spotkaymy tutaj
naszych bliskich ssiadw, gwardyjcw z puku armat, eleww ze szkoy podoficerskiej, dwie
fizylierki, kilku cywilw z Milicji i innych polskich onierzy z nieznanych jednostek.
Oglnie mielimy mniejsze straty ni leni.
I to nas zadziwio. Hela nie wytrzymaa, spytaa:
- Wiedzieli, e czeka ich stryk, wic si bili do upadego - wyjani jej jaki elew.
- W plen toe nieskolko popao - przyzna gwardyjski starszyna.
- A mj walter niejednego takiego samotnego wilka dopad we wwozie. Niech tam gryzie wit
ziemi wczeniej o trzy dni - zakoczy po kaznodziejsku cywil wsparty na brzozowym koku i zamia
si tak, e przeszy po nas ciarki.
Napyw rannych ustawa, szoferzy frontowi zapewniali, e pozbierali rannych ze wszystkich punktw,
zastpca donis nam, e banda zostaa doszcztnie wybita, lego dwie setki bandytw. Obieca nam
przyzwoite niadanie ze szpitalnej kuchni i zaraz tam popieszy.
Salowe cywilne z jednego koca, my z drugiego zmywaymy korytarz gwny, gdy z operacyjnej
wyszed kapitan chirurg Piotrowski. Nie lubi, gdy go tytuowano kapitanem, mimo i by
przedwojennym lekarzem wojskowym.
- No jak, dziewuszki? - przystan nad skrzyni na brudn bielizn. - Nie posabycie ze zmczenia?
- Nie, panie doktorze - odpowiedziaymy niezgodnym chrem.
- A ja si zmachaem. Wycignem zaledwie kilkanacie kul... Jak to si czowiek szybko starzeje; we
wrzeniu pod Wodzimierzem Woyskim wydobyem ich trzydzieci.
- Wierzymy, panie doktorze, to bya straszna noc.
- ...Bylimy w ogniu artylerii, przez okna wpaday odamki...
Sdziymy, e mu si co popltao, chyba mia na myli tamt noc sprzed piciu lat, ale stary doktor
doda po chwili z westchnieniem, cigajc skrwawiony kitel:
- Ale ta bya straszniejsza: bracia strzelali do braci...

Wpadli przez izb przyj i korytarz wprost do operacyjnej, ciao czowieka zoyli sami na st. Major,
ktrego widziaymy w wietlicy, nie czekajc na odpowied, pobieg po naczelnego. Jego onierze
opucili sal, twarze ich janiay. Pojymy jedno: zapali go, to on. Dowdca bandy NSZ.
Naczelny pochyli si nad nim, staraymy si odgadn jego diagnoz. Wyprostowa si, pokrci
gow i spojrza ostro w oczy majora.
- On musi y! - Z naciskiem wyrzek major. - Towarzysz kapitan rozumie? Musi...
- Da, panimaju - powoli odpowiedzia naczelny. - Pozdno wy jewo prywiezli, pozdno...
Major zblad. Jaka ogromna troska zbrudzia mu czoo. Postpi ku rannemu.
- On musi y! Towarzysz kapitan rozumie?
Naczelny jakby oguch. Sta odwrcony twarz do okna. Widziaymy jego plecy, zgarbione jak nigdy
przedtem, i jego kciuki, jak obracay si z jakim niesamowitym sprytem i prdkoci. - Nu dobra,
poprobujem - mrukn przez rami i nagle ukaza si obecnym. - Kalega Piotrowskij: Niemiedlenno
transfuzja!
Dyur miay obie siostry, zakrztny si, a my zmierzyymy do drzwi. Zawrci nas, poleci pozosta
i przeszukiwa nas bystrym spojrzeniem. Wskaza na Wikci, rozkazujc krtko:
- oys!
Ale on ma pami - przemkno nam przez gowy. Wybra Wikci nie dlatego, e bya najrolejsz
z nas, lecz dlatego, e miaa zerow grup krwi.
W chwil potem, gdy leaa na kozetce obok narodowca, naczelny na krtko przed zaoeniem maski
zapyta j z podstpnym umiechem:
- A ty, czornobrewa, wierysz w Boha?
- Tak jest - gorco przywiadczya Wikcia.
Poda jej wspaniay srebrny ryngraf z Matk Bosk Ostrobramsk i z ukoronowanym orem,
dziercym w szponach napis: Boe, zbaw Polsk.
- Ot, tiebie pamiatka. Jemu ue Boh nie pomoet, tolko ty... i ja.

Nazajutrz naczelny posa do wszystkich czortw szpitalnych azgw, ktrzy urzdzali procesje do
salki rannego narodowca. Kilku z nich przedstawi do raportu karnego; powinni byli lee, a nie
szwenda si w poszukiwaniu sensacji.
Bo to i bya sensacja! Cay szpital by pod jej nie sabncym wraeniem. Wiadomo byo powszechnie,
e odnaleziono go w upustach stawu, gdzie go ukryli podwadni, miertelnie rannego. Nikt nie zna
jego nazwiska, wiedziano, e nosi pseudonim om. Mwiono, e przed wojn by wachmistrzem
kawalerii, za Niemcw wiesza i pali. Setki ludzi ma na sumieniu. Mia te zna wiele tajemnic
podziemia. Dlatego umieszczono go w izolatce, lekarz dyurny nieustannie tam zaglda. Dzie i noc
siedzia przy stole cywil z papierem i owkiem, a w dyurce telefonicznej co godzin terkota aparat
poowy:
- yje? - pyta z oddali w major lub kto inny.
- yje - odpowiada telefonista z przejciem.
Ziuta twierdzia, e musia by przystojnym mczyzn. Pod rnymi pozorami zagldaymy tam i my.
Wyjtek stanowia jak zwykle Olczyk. Zachodzia tam jedynie w razie potrzeby. Powiedziaa nam, e
potraciymy gowy dla jakiego wataki i e powinnymy zastrzec sobie po p metra sznura, gdy go
powiesz. Rne zwariowane paniusie rozbijay si o to przed wojn.
Nie wiemy, kto pierwszy zadrwi, ale i my dodaymy Wikci przydomek Tercjarka. Nie zocia si
o to, przeciwni?, znosia z cich pokor. Szczeglnie dopiekaa jej Hela.
- Z tym ryngrafem powinna zajecha wprost do raju bez wysiadki w czycu - kpia. - Oddaa wasn
krew za nieprzyjaci...
- Bo u Boga nie ma nieprzyjaciow - odpowiedziaa Wikcia i z paczem ucieka do gospodyni.
Byo nam bardzo przykro. Skarciymy Hel, groc jej doniesieniem do siostry przeoonej, jeli nie
zaprzestanie napaci. Par dni by spokj, po czym Hela dokuczaa Wikci po dawnemu.
W tym okresie w okolicy rozrzucono ulotki, kilka z nich trafio do naszych rk. Jaki komitet do walki
z bolszewick okupacj nazwa bitw z band masowym mordem najlepszych synw Ojczyzny,
dokonanym przez czerwone hordy Stalina z udziaem zdrajcw polskiego narodu.
W gowach miaymy zamt. Zapragnymy uciec od tych spraw na front i dalej za Wis. Tymczasem
wcale nie zanosio si na rych zmian.

Przez okna obserwowaymy ruch na drodze frontowej. Przejedaa dugachna kolumna
samochodw przykrytych brezentem. Jaki znawca z kompanii wartowniczej sykn, e to synne
katiusze.
- Nie tupa, nie spa! - upomina zastpca prowadzcy wykady polwych.
Nie tupa - zocio nas w duchu. - Niechby usiad na awie jak my. Przechadza si po parkiecie
wietlicy tam i z powrotem z konspektem w rku, podczas kiedy nam marzy nogi. Mimo rozpalonego
pieca, od rozbitych drzwi i nieszczelnych okien wiao przenikliwym chodem. Kilku onierzy
siedzcych najbliej pieca istotnie kimao. Ustawicznie budzi ich gos zastpcy lub szturchace
ssiadw. Staremu Wickowi wrzucono do garda zgni gruszk. Ockn si, wypluwajc j na do,
i wymamrota na ca sal:
- A to sukinsyn...
Zastpca nie wykry sprawcy i poradzi staremu, by si odsun od pieca i nie spa. Wkrtce wszed
subowy podoficer z ustnym meldunkiem, z ktrego wynikao, e do zastpcy przybya trjka
parcelacyjna z dziedzicem po jakie tam rozstrzygnicie.
- A wic w sprawie podziau ziemi? - spyta zastpca.
- Tak jest - odpar kapral.
Namyla si chwil, po czym rozkaza:
- Wpuci. Przyprowadcie ich tutaj do wietlicy.
Po wyjciu subowego zatar rce i powiedzia:
- Miejcie uszy otwarte, to lepsze ni wykady.
Weszli. Dziedzic ubrany jak przedtem, tamci w paltach podszytych wiatrem. Jeden z nich wyjani, e
ostatnio chopi i fornale zrezygnowali z przydziau ziemi, w dodatku w nocy powyrywano paliki na
dziakach. Komitet dopatruje si w tym kreciej roboty byego dziedzica, jako e ten azi po polach
i asystuje przy robocie.
- To znaczy, podjudza ludzi? - surowo zapyta zastpca.
- Faktycznie tak, chocia nie odzywa si ani sowem. Ludziom wystarcza jego obecno, oni si go
boj...
- Czy obywatelowi znana jest tre Manifestu Lipcowego?
- Tak - odpowiedzia dziedzic prostujc si.
- To dlaczego obywatel przeszkadza w parcelacji?
- W bezmylnej parcelacji! - wykrzykn dziedzic. - Bo prosz rozway, panie poruczniku: majtek
podlega czciowej parcelacji, chopi dostan cz gruntw, reszt zatrzyma Urzd Ziemski, czyli
Pastwo...
- I susznie - przerwa zastpca.
- Wanie, e nie - podj dziedzic, rozgldajc si po wietlicy. - Wiesz pan, co zrobiono? Pocito
Muy! Sto pidziesit hektarw ziemi pierwszej klasy. Pan rozumie? Na setki poletek i dziesitki
drg. A tam jedyna ziemia pod pszenic i buraki. Nie - jak teraz - tylko placyki pod maszyny i pugi
parowe. Kiedy przedstawiem to tym panom, okrzyknli mnie wrogiem robotniczo-chopskiej wadzy
i...
- W jakim celu obywatel przechadza si po polach? - przerwa mu zastpca.
- Bo to bya moja ziemia, bo tu si urodziem, trudno mi oswoi si z jej strat... - wyzna gorzko.
- Radz obywatelowi - ostrzega surowo zastpca - zaprzesta tych spacerw. To jest jakie
podejrzane... I dla pana moe si to le skoczy...
- Tak? Pan mnie usiuje straszy, poruczniku? Ja si nie boj. Z ludmi oma nie mam nic wsplnego -
rozgorczkowa si dziedzic. - Pan rozumie? Nic! Wikszo ziemian nie mie pokaza si w swoich
stronach, ja jednak wrciem. Tu chc zoy moj gow i nie odejd std. Nie wyrzucicie mnie... Ja
do wojska nie wnosz pretensji, ale do tych z Komitetu. Dlaczego nie zostawi mnie w spokoju? -
i wielkie zy spyny po jego twarzy.
Wyda nam si w tej chwili bardzo starym, sabym czowiekiem. Zastpca zachmurzy si, trwao
przykre milczenie, na awach pokaszliwano. Kto obrzydliwie, niemal na nasze plecy, wysmarka nos.
- Prawa wadzy ludowej trzeba szanowa - przerwa cierpko mczyzna w czarnym kaszkiecie.
Ograniczanie wolnoci osobistej jest jawnym bezprawiem - natychmiast odparowa dziedzic.
- Na mcicieli porzdku publicznego znajdzie si i prawo - szorstko odezwa si zastpca.

Nadesza poczta polowa. Niektre z nas otrzymay listy. Siostry dostay a trzy paczki. T najmniejsz
podzieliy midzy nas. Czesia dostaa jaki list, pochlipywaa i chodzia markotna, jednak nie zdradzia
nam nazwiska nadawcy. Ziuta rozczytywaa si w kilku, ktre przesali jej dawni kochankowie. Jeden
z nich zaczyna si od sw: Najdrosza Jziu, jedyna moja Wybranko.
- Znalaz sobie Jzi - zadrwia przy czytaniu. - Boe, jak go za to nienawidz.
I list podara ze zoci. Hela natychmiast przezwaa j Wybrank, od czego Ziuta dostaa wypiekw
i zrobia niesamowit awantur. Obrzucay si najszkaradniejszymi wyzwiskami a jedyna g,
nocujca w przylegej komrce, zacza niespokojnie poggiwa.
W ostatnich dniach ziemia stwardniaa, chwyciy mrozy, nadchodziy wita Boego Narodzenia.
Postanowiymy urzdzi choink. Wypado ju teraz stara si o ozdoby. Ranni na wie o tym
rozsupywali swoje wzeki przechowywane pod gowami. Uzbierao si troch pienidzy i
wiecideek, ktre mona byo sprzeda lub zamieni na wieczki i bombki.
Poza tym chciaymy przerobi sobie nasze bluzy na fason angielski z wykadanym konierzykiem.
Miaymy wic huk roboty. Ustay spory i ktnie. W szpitalu natomiast nie starczao dla nas zajcia.
Siostra przeoona zatrudniaa nas dorywczo to tu, to tam.
Zwolnia nawet Olczyk na trzy dni, aby ta przysza do siebie. Od szeregu dni Olczyk usychaa w oczach.
Zmarniaa na buzi, nigdy nie miaa duych piersi, ale teraz zupenie zapada si w sobie. Chodzia jaka
osowiaa i milczca. Podejrzewaymy j o to, e poznaa jakiego dziada i si kocha bez wzajemnoci.
Nie odzywaa si do nas, nie odpowiadaa na zaczepki, nie wymylaa od wariatek. Przez tamte trzy
dni robia ozdoby, ale szo jej niesporo, zdya sklei zaledwie jeden acuch i kilka dzwonkw.
I zauwayymy to doskonale - nasza Olczyk w skrytoci pakaa.
Smuciymy si z tego powodu, lecz rwnoczenie dranio nas, gdy ranni rozpytywali si o ni.
Szczeglnie natarczywi byli mieszkacy oddziau poparzecw. Trzeba byo im przysiga, e wrci za
trzy dni.
Wrcia. Siostra przeoona orzeka, e wyglda jeszcze gorzej ni przedtem, zwolnia j na czas
nieograniczony od nocnych dyurw i polecia wydawa jej co dzie po p litra mleka z cukrem.
Olczyk jednak poniechaa smakowitego przydziau. Mleko wypijaa Czesia, jak pszczoa asa na
sodycze.
Ranny narodowiec zdrowia z kadym dniem. Ciki postrza puc nie pozwala mu na wydobycie
gosu, jeli mia jakie osobiste yczenia, wyraa je na pimie, krtkim zdaniem. Caymi godzinami
lea nieruchomo, wpatrujc si w sztukateri na suficie. Kilkakrotnie odwiedza go major. Doszy nas
suchy, e wkrtce maj go std zabra, jak tylko wydobrzeje na tyle, e mona go bdzie przewie.
Ktrego dnia siostra oddziaowa Kordyska zawoaa Wikci, mwic, e wzywa j ten bandyta.
Porzuciymy rolowanie wypranych banday i pobiegymy wraz z ni.
Doktor Piotrowski, pochylony nad kiem, ruchem rki nakaza zamkn drzwi, ale my ju byymy
wewntrz.
Cywil podnis przezornie owek, doktor Piotrowski zwrci si do Wikci:
- Ten czowiek pyta, czy to ty daa mu swoj krew?
- Tak, to ja! - przywiadczya gorco Wikcia. - Ja.
Ranny poruszy si lekko, zza spkanych warg wydobyy si stumione sowa, wypowiedziane z jak
bezbrzen pogard:
- Ty gupia... cipo.

W cztery dni pniej posdzono nas o kradzie trzystu zotych z portfela rannego piechocica.
Wezwano nas do kancelarii, zastpca przemwi do naszych sumie, a na zakoczenie postawi
krtkie ultimatum.
- Pienidze musz si znale. Same wykryjcie zodziejk. Czekam p godziny.
W wietlicy przyparymy Hel: niech odda, co ukrada. A ta jak nie rozewrze si na nas: co sobie
mylimy, jak miemy j oskara, nie jest adn zodziejk, sala pod swastyk nie naley do jej rewiru,
ostatnio w ogle tam nie zachodzia, co mog powiadczy wszyscy ranni. Zacigna nas do sali
z wyrbanym w cianie znakiem swastyki.
Wszyscy ranni potwierdzili jej zeznanie. Poradzia nam na kocu, bymy si odtelentay od niej i zajy
prawdziw parszyw owc. Tak na przykad Ziut, obecnie potrzebowsk z racji swoich oficerek,
w ktre chce si wyelegantowa na bal sylwestrowy.
Skoczyy sobie do wosw, musiaymy je rozdzieli.
Czas wyznaczony min i w kancelarii Kazia zameldowaa zastpcy, i zodziejki nie wykryto. Skin
gow i powiedzia cierpko:
- Moecie odej.
Po obiedzie szef kompanii wartowniczej, kapral Burg, wyprowadzi nas w pole za park modrzewiowy
na woln musztr. W mronym powietrzu rozlega si ostra komenda, potem druga, trzecia...
Zaczymy biec i pada na przemian. Od wygonu zawrci nas donony okrzyk:
- Wr! Ogie karabinw maszynowych. Do mnie... czogaj si!!!
Po godzinie, w czasie krtkiej przerwy, Ziuta omielia si podej do kaprala kurzcego na uboczu
papierosa.
- adnie to tak poniewiera mode dziewczta, panie szefie?
- A adnie byo okra brata? - odpowiedzia pytaniem i ogosi: - Koniec przerwy.
Chowaymy si przed lotnikiem, zmieniaymy szyk na czogi z lewa, kawaleri z prawa, ogie
zaporowy z czoa. Nie czuymy zimna, tylko jak obezwadniajc gorco. Nogi nasze nie chciay
si zgina, wybiega przed siebie i unosi nagle olbrzymiego ciaru naszych cia. Traciymy dech,
krew strumieniami bia nam w skroniach. Nasze piersi, ktrymi pyszniymy si, zawadzay nam teraz;
w biegu waliy jak obuchem, od czogania pieky nas sutki.
Och ty zgrudziaa, niena ziemio, co nas wtulaa w baraszkach dziecistwa, rozstp si teraz przed
gosem mciwego kaprala!
W drodze powrotnej kapral Burg jednym zdaniem przeama nasz wrogo. Powiedzia:
- No, kota to ja wam zdrowo popdzi, ale nie mylaem, e taka u was sztama...
To rozmieszyo nas w cichoci i poprawio nasze humory. Przekroczyymy bram w nastroju niemal
wesoym. Czekaa na nas wie bardziej cinajca z ng ni karna musztra:
Dowdca bandy otru si luminalem.

Tylko Olczyk znalaza si poza krgiem podejrze. Ju od kilku dni nie zachodzia tam wcale. Nigdy te
nie miaa dostpu do apteki, dlatego przesuchiwali j zaledwie dwa razy. Najwicej kopotu miay
Ziuta z Wikci. Pierwsza zagldaa tam dla kokieterii, druga przez wcibstwo, ot, tak, eby sobie
popatrze. Wiedziaymy take o przesuchiwaniu sistr oddziaowych i lekarzy. O podanie omowi
luminalu posdzano rwnie doktora Piotrowskiego oraz Witeziwn, siostr farmacji, gospodarujc
lekarstwami. Zastanawiao nas, co te zrobi obu cywilom pilnujcym narodowca. Moe zostan
rozstrzelani... w kadym razie ten, ktry mia wtedy sub. Kapral Burg wyjani nam to
wyczerpujco:
- Przed wojn za takie interesy groziy Brygidki albo wity Krzy. Ale teraz co innego, jest wojna.
Wywal ich na zbity eb i pol z karn kompani na front. A w niej tylko matka wymodli przed
kostuch...
W tym czasie rozchorowaa si Czesia, przysuya si jej tamta musztra, w co nie wtpiymy. Jeli
byymy pewne tego, e kradziey dokonaa jedna spord nas, to absolutnie wykluczaymy Czesi.
Tak oto, na naszych oczach, zemcia si na niej stara onierska zasada, wedle ktrej niewinni cierpi
za winnych. Czesia, najwtlejsza z nas i najbardziej delikatna, bya jej najwymowniejszym przykadem.
Nasz zastpca podejrzewa j o symulacj majc zwizek z samobjstwem narodowca. Ustawicznie
przesuchiwa j przy ku.
Nadeszy dla nas dni wypenione cigymi badaniami, skadaymy najprzerniejsze zeznania, drc,
by si co w nich nie popltao. Zasypiaymy i budziymy si z przestrachem w sercach. Z lkiem
wychodziymy z kwatery do paacu, a tam rwnie robota leciaa nam z rk. Krya uporczywa
pogoska o istnieniu kliki zdrajcw pord szpitalnego personelu. Doszo do tego, e i kwatermistrz na
wasn rk prowadzi ledztwo w sprawie spisku. Wzywa nas pojedynczo do swojej subwki, kaza
siada i wypytywa spokojnie o to, o tamto. Szczeglnie interesoway go ciekawostki z naszego
najbardziej osobistego ycia. Potrafi na przykad zagadn:
- Wic Raszkowska umya si do pasa. I co dalej?
- No tak, a potem od pasa... - odpowiadaa zapytana.
- Czy nie zauwayycie, by miaa co ukryte w tym... jak mu tam... staniku?
Wszystkie nasze odpowiedzi notowa skrztnie i patrzy na nas tak, jakbymy stay przed nim zupenie
nagie. Bezwstydnik!
Po takim przesuchaniu wychodziymy zniechcone do przygotowa wigilijnych, jedwabnych
poczoch i dekoltw, do zgrabnych chopcw ze szkoy podoficerskiej. Do caego wiata.
Na szczcie, od Wisy przywoono niewielu rannych. Nie mogymy uskara si na nadmiar zaj
i dyurw. Jednak coraz ciej byo oddycha.
Tego, kto poda luminal, nie wykryto.
*
Jak co dzie Ziuta zameldowaa nasze przybycie siostrze przeoonej.
- Gdzie ona? - zapytaa przeoona.
- Nie wiem, siostro - odpowiedziaa Ziuta. - Ona chyba jak zwykle...
Wikcia czsto chodzia z gospodyni na roraty, zdarzao si, e nieraz spnia si na zbirk.
Spodziewaymy si jej lada chwila, ale Wikcia nie nadchodzia. Okoo poudnia siostra przeoona
posaa Hel do naszej gospodyni. Okazao si, e Wikcia nie bya w kociele. Z wieczora powiedziaa
gospodyni, e ma nocny dyur, wic jej nie bdzie.
- No to gdzie ona si podziewa? - zaniepokoia si przeoona.
Na to pytanie adna z nas nie potrafia odpowiedzie; poza kocioem Wikcia nigdzie nie bywaa.
Przed wieczorem zastpca wysa patrol do gminy z rozkazem odnalezienia jej. Wrcili z niczym.
Poszukiwania w naszej wsi miay taki sam skutek. Nasza Wikcia przepada.
Na kwaterze stwierdziymy brak ksigi ywoty witych, z ktr si nigdy nie rozstawaa. Poza tym
nie byo rwnie przedmiotw osobistego uytku. Myl o jej ucieczce odsuwaymy jak najdalej;
oznaczao to dla nas koszmar dodatkowych przesuchiwa i sprowadzao cie na nasz grup.
Nazajutrz szpital hucza jak ul wieci o ucieczce Wikci po podaniu luminalu narodowcowi. Reszt jej
odzienia mundurowego zabrano z kwatery i oddano do depozytu. Zaniechano przesucha reszty
personelu, wszczto rozmowy z nami na okoliczno zniknicia Wikci. Nagle i niepostrzeenie wyrs
wok nas mur nieufnoci i podejrze. Dao si to zauway szczeglnie podczas zbirki do rozkazu
dziennego. Kompania wartownicza ustawiajca si w dwuszeregu nie raczya nas dostrzega, gdy
przebiegaymy za jej plecami czc do lewego skrzyda. Kapral Burg strofowa ktrego niedorajd
sowami, ktre miay dla nas posmak jakiej wyroczni i potpienia.
- Wyrwnaj. Pokryj, bo ci wita ziemia pokryje!
Potem, po zoeniu raportu komendantowi, postpi nieznacznie w nasz stron z ksik rozkazw.
Chrzkn i zacz czyta. Po monotonnym wydukaniu punktu o subie wartowniczej i dyurach,
chrzkn powtrnie i j ku dobitnie. Nogi ugiy si pod nami.
- ...Starszy szeregowy Wiktoria witaa okazaa si niegodna noszenia munduru onierza-
wyzwoliciela Ludowej Ojczyzny. Po popenieniu przestpstwa, dokonaa czynu haniebnej dezercji,
przechodzc do obozu wroga. Wyej wymieniona, po ujciu jej przez organa wojskowe, bdzie
ukarana wedle praw Kodeksu Karnego Wojska Polskiego.
O Matko Boska! Kodeks Wojskowy! Kodeks Wojskowy! Zatrzso nami i zdawio garda. - Wikci
czeka mier przez ROZSTRZELANIE!!! Nasz Wikci postawi pod supkiem, zawi oczy, a kapral
Burg odczyta nieludzki wyrok: Za dezercj i zdrad Ojczyzny...
Bdziemy stay w karnym szeregu jak teraz, jak sta tamten puk sprzed dwch miesicy. Egzekucja
odbdzie si przed frontem caego stanu osobowego naszego szpitala polowego.
Czy bdzie moga zebra siy, by stan godnie pod palikiem? onierze z kompanii wartowniczej
przywi j do niego. Kapelan wojskowy ucinie jej rk i powie cicho: Mdl si, crko. Powtarzaj
bez koca: Panie, pomnij o mnie, gdy przybdziesz do Krlestwa Niebieskiego.
I opuci j. Wwczas gos zabierze kapral Burg i zaraz szczkn zamki. Wtedy stanie si z nami co
najbardziej tragicznego, czego nie mona przewidzie, co jednak jest najpewniejsze: nasze serca
rozpkn si na kawaki w huku straszliwej salwy.
Nasza Wikcia, jak tamten dezerter, opadnie na sznurach i jak wtedy chmara wron zerwie si z bruzd
z przeraliwym krakaniem.
Nie, do tego nie mona dopuci. Nasza Wikcia nie stanie pod supkiem! Jeszcze cigle nie mogymy
uwierzy w jej dezercj, lecz rwnoczenie z przestrachem pomylaymy, e z t rzeczywistoci
bdziemy musiay si pogodzi.
Nade wszystko za nie wyobraaymy sobie Wikci bez orzeka i bez pasa. Niech TO odbdzie si
gdziekolwiek, byle nie na naszych oczach. yczyymy jej powodzenia w ucieczce lub... kuli.
Tej jedynej, snajperskiej, ktrej nie wycignie aden chirurg.

W dwa dni po wyjedzie pukownika zastpca dosta rozkaz wyjazdu na front. Tam mia obj
dowdztwo strzeleckiej kompanii.
Jak on si tym ucieszy! Na poegnanie poczstowa nas cukierkami i dowcipkowa tak, e musiaymy
si rumieni. Jego obecne zachowanie niczym nie przypominao onegdajszych manier surowego,
zimnego politruka. Nagle okaza si przystojnym, wesoym chopcem, gdyby tak do tego doszo,
uwidby kad z nas po kolei. Oczarowawszy nas, wpad do oficyny kompanii wartowniczej, wysmali
po siarczystym strzemiennym na kad nog. Jeszcze salutowa nam z fantazj od bramy i na
drodze strategicznej. Odpyn z fal kolumn dowozowych.
Jego nastpca pojawi si nazajutrz. Na zbirce przedstawi si krtko:
- Nidzki jestem, chory.
Nic ponadto nie wyduka. Cay dzie azi po szpitalu. Zaglda w kady kt. Po obejrzeniu kuchni
zapyta o ubikacje. I poczapa tam niezwocznie, przywiecajc sobie latark.
Mimo e by znacznie starszy od poprzednika, nie przypad nam do gustu.
- No co, pia? - zapytaa chytrze Raszkowska.
- Pia! - przywiadczyymy zgodnie.
Swj pierwszy wykad prowadzi w sposb wielce dziwaczny. Waciwie wcale go nie rozpocz jak
naley. Ot, usiad w pobliu pieca, pogawdzi chwil o zej pogodzie, skin na nas, bymy si
przysuny bliej, bo cignie od okien, i niepostrzeenie przeszed na tematy wojenne. Opowiada
o walkach w uku Wisy, o klsce powstania warszawskiego i zburzeniu stolicy. Powiedzia nam, e
obecnie na terenach wyzwolonych wiele spraw wymaga uporzdkowania, jednak najwaniejsz
z nich jest nakaz prowadzenia dalszej walki o wyzwolenie reszty ziem Polski i zwyciskie zakoczenie
wojny z faszyzmem.
O tym powinnimy zawsze pamita, dla tego celu pracowa, tym y. Nasz okolic nazwa jednym
wielkim obozem wojskowym, w ktrym wszyscy ucz si prawide sztuki wojennej, od szeregowca do
generaa. I my, zaoga szpitala polowego, mamy obowizek wprawiania si w umiejtno leczenia
rannych.
- Wielk oniersk chwa jest ponie dla Ojczyzny najcisze rany, lecz nie mniejsz jest wydrze
pacjenta z ap mierci - zakoczy wstajc z awy. Zapyta, czy s jacy szewcy pord suchaczy.
Niemiao wystpi pewien onierz w dziurawych butach.
- Jaki? Czeladnik czy klepako? - przyjrza mu si bez cienia ironii.
Wszyscy parsknli miechem, a szewc, zaczerwieniony, wypali:
- Klepako, panie chory! Ale aby ino narzdzia, to i oficerki przedwojenne odstawi. Sakramenckie!
Zadraymy z cichej radoci; bdziemy miay wymarzone buty z cholewami. Prawdziwe, oficerskie.
Od tej chwili polubiymy naszego nowego zastpc. Upragnione buty zdobdziemy za jego
staraniem. Na balu sylwestrowym fizylierki bd kipiay z zazdroci.

Do wit pozostao zaledwie par dni. Roboty byo co niemiara: oglne porzdki, mycie, sprztanie,
pieczenie ciastek. Kwatermistrz znika na cae dni, wraca przewanie z penymi rkoma i skary si,
e od wykcania si o dostawy ma stargane nerwy.
Przez ten czas zastpowa go chory Nidzki. Kilku obibokw z kompanii wartowniczej zatrudni przy
naprawie prycz. Zna si na tym, poniewa - jak sam mwi - by stolarzem przed wojn i straci na
heblarce dwa palce u lewej rki.
O oficerki nam si nie postara, jednak zadba o nasze buty. w klepako musia klepa codziennie,
pki jako tako nie naprawi obuwia caemu personelowi. W przedwitecznej krztaninie chory
zawsze znalaz czas na pogawdki z rannymi. Przysiada na brzegu pryczy, gawdzi przyjanie i, co
byo zabronione, kurzy z nimi papierosy. Onegdaj usyszaymy niesamowite krzyki dobiegajce z sali
numer osiem, dawnej sypialni. Okazao si, e to ranni ryczeli ze miechu, bo Nidzki opowiedzia im
jaki nieprawdopodobnie wiski kawa. Sam zachowa si milczco i powanie.
Dziwny by z niego czowiek; mwi, e jest komunist. Ciekawio nas, jak te odniesie si do
spodziewanej wizyty kapelana. I zdumiao nas, gdy ujrzaymy ich obu rozprawiajcych w najlepszej
komitywie.
W czasie nastpnych wykadw polwych Ziuta przemoga si i spytaa go, jaka kara grozi Wiktorii
witale za dezercj.
Odpowiedzia prawie bez namysu:
- Za zdrad Ojczyzny prawo wojenne karze mierci. Ale ja nie jestem prawnikiem, wydawanie
wyrokw naley do sdw wojskowych.
- No, a gdyby pan chory by sdzi - wyrwao si Raszkowskiej - to jaki wydaby wyrok na Wikci?
Zastpca zamyli si chwil, po czym rzek z naciskiem:
- Zgodnie z sumieniem i prawem - mier.
W wietlicy zalega cisza, szyby podzwaniay wstrzsane grzmotem kanonady pieklcej si nad Wis.
Do ust naszych napywaa gorzka lina. Zapatrzyymy si w pasek rowej bibuy, sfruwajcy powoli
na podog. Przepaday nasze nadzieje.
Zastpca podnis si z awy. Od tablicy ze szkicem przestrzau puc zawrci i spojrza nam bystro
w oczy.
- Wiem, e bya wasz koleank, ochotniczk jak wikszo z was. Ale... zdradzia was. Posza broni
przegranej sprawy. Przystaa do ludzi, ktrzy strzelaj do nas zza wga. Bya czowiekiem bez honoru
i maej wiary. Trudno odwie desperata od samobjczego kroku. Ucieka od wiata, ktry powstaje
dla takich prostych ludzi jak ona, jak wy. I pamitajcie: ona wami pogardzia, czy chcecie jej za to
odpaca przyjani? Najlepiej bdzie, jeli o niej zapomnicie. Na was czeka front.

- Och, nie wytrzymam! - krzykna Ziuta na widok maszerujcej kompanii. - Mj Micha znw mnie
odwiedza.
Zamigotaa lusterkiem poprawiajc wosy w biegu, wybiega na onieony taras i przepada w parku.
Od kilku dni w pobliu naszego paacu wiczya codziennie szkolna kompania podoficerw cznoci.
Pdzili po polach, przemykali pomidzy modrzewiami z bbnami rozwijajcych si drutw
telefonicznych. Kiedy, podczas zadymki, schronili si do naszej wietlicy. Wtedy to poznalimy si
bliej. Ziuta wybraa porucznika. My poprzestaymy na starszych szeregowcach i kapralach.
Ostatecznie byo tylko trzech oficerw w kompanii, drugi z nich przepada za starsz siostr Gsewicz,
a trzeci okaza si bezuczuciowym dudkiem, lekcewac zupenie zaloty siostry Kope. Umwilimy
si co do wit i balu sylwestrowego. Od tego czasu telefonici odwiedzali nas codziennie.
Ziuta wkrtce wrcia z markotn min, mwic, e poszli budowa lini w rejon zakwaterowania
batalionu fizylierskiego.
- Tyle ju ich zobaczymy - zaprorokowaa Hela. - Tamte babsztyle wisn nam ich sprzed nosa.
Ogarny nas czarne myli. Zgasa wizja witecznych wieczorynek, na bal sylwestrowy nie bdziemy
miay z kim pj.
- Tylko bez ez i rozpaczy - przestrzega zoliwie Raszkowska. - Jeszcze czas rozejrze si za innymi.
Powiesz kieck na pocie, a zlec si tysice.
Jednak nasi chopcy okazali si staymi. Przed wieczorem, gdy przystrajaymy szpitaln choink,
posyszaymy ich piew. W dowd wiernoci piewali ulubion przez nas kpiarsk piosenk o matce,
ktra wychowaa trzech synw. Dwch niebywaych mdrcw i trzeciego z bzikiem, co to wstpi do
cznoci. Wybiegymy na taras, przy tej okazji ta fajtapa Kazia stuka najpikniejsz bombk. Ale
nie byo czasu na poajank, bo ju pohukiwao zza drzew:
Jak wiatr po polach lata,
Buduje telefony i wrzeszczy tit-ta-ta.
Gdzie mu tam w yciu diabem
Zamarzy o kobiecie: obadowany kablem
Wdruje po wiecie...
Chopiec Feli oderwa si z koca kompanii, przesadzi parkan i bieg w nasz stron machajc czapk.
Ruszyymy naprzeciw.
- Trzyma, przychodzim - zapewni zdyszany. - Postarajcie si o jaki sok do magi.
- Gdzie bylicie? W batalionie kobiecym? - spytaa mimochodem Fela.
- Ta gdzie, bylim dalej.
- Naprawd? - nie dowierzaa Ziuta.
- Skar mnie Bg! - uderzy si w pier i skoni z kurtuazj. - Dla pani porucznikowej wielka buka od
naszego wodza.
Szepn co do ucha Feli i pobieg co tchu z cikim bbnem na plecach. Wic jednak nie budowali
linii w batalionie fizylierek.
- To znaczy, e twj porucznik kama? - zwrcia si Kazia do Ziuty.
- Naturalnie - odpowiedziaa jej Hela. - Oj, maj te dranie nie kiebie we bie.
Pie si koczya, kompania zapadaa w wwozie. Ostatnia zwrotka dobiega jak ze studni, zawsze
rozmieszaa nas najbardziej:
Oj, matulu, matulu, lepiej byo w chaupie
A te wszystkie medale powiesi na dupie.
Starsza siostra Gsewicz ju nas poszukiwaa, uja si pod boki.
- A dokd to panienki wychodziy?
- Przecigaa tam czno, siostro sierancie - pokornie odpowiedziaa Hela.
- No, no, znam to, znam - wyrzeka z drwicym umieszkiem i wskazujc w kierunku izby przyj
dodaa dobrotliwiej:
- Przywieli mas rannych, pieszcie si, ta Wisa nie daje chwili wytchnienia.
Istotnie, przed paacem stao kilka samochodw, inne kolebay si na wybojach drogi dojazdowej.
W izbie przyj trudzi si naczelny, doktor Piotrowski operowa w sali w asycie modszych lekarzy.
Jaki ranny kl szpetnie, a siostra przeoona prno staraa si go uspokoi. Oberwa odamkiem
granatu pod ebra.
- Ta ja z chojakiem z lasa szed, a te sukinsyny gonili mnie biegym ogniem penej baterii. Do ziemianki
ja mia niedaleko, p staja moe byo... a tu jak nie zafurczay oskoki. I osta si ja na polu, ae mnie
apiduchy podjli. I ich ganiali biegym ogniem. Nu, nie daj Boh, jakbym ja dopad do mojej haubicy,
zdzieaby im wigilijn podgotowk, e gacie by z ich polecieli... Tfu! Taka ich ma zasrana bya! -
I pogrozi pici w stron Wisy.
- Uspokojs, ty czornyj czort! - zgromi go naczelny silc si na surowo.
- Niczewo, towariszcz kapitan - beztrosko machn rk onierz rbajo. - Niedogo wam ugaszczat
mienia, uleczu kak ptica z kletki.
- Nie wyparchniesz, soowiej ty moj - przekornie ostrzeg kapitan.
- Nu posmotrim - mrukn onierz i zacz kl po cichu, gdy podesza do niego Fela ze strzykawk
w rku.
- Pasza won, pasza, pasza... - szepn blednc na twarzy i tracc rezon.
Jego wsptowarzysz, lecy obok z rozdartym udem, zarechota pociesznie:
- Odwrcie mnie, moi kochani, niech zobacz tego chojraka, co to gwide na granaty, a dryga przed
byle szpryck.
- Te, stary - odezwa si smarkacz na szczudach - nie bj nic, boli tylko pierwszy raz.
Z jkw, westchnie i zgieku podnis si miech i uderzy we wszystkie kty izby przyj. onierza
poniesiono wprost do doktora Piotrowskiego. Plec na noszach wiosowa apskami i doszy nas
jego sowa, brzmice ni to przechwak, ni skarg:
- ...I chojak byby, i chleb, i kutia. Poje byob co, pokurzy i popi, caa skrzynka trofiejnego
koniaku...
miech trwa jeszcze. Zatupano za drzwiami. Otwarto je z haasem. Z fal zimnego powietrza
wniesiono pierwsze nosze. Zdawano nowych rannych. Naczelny z Czesi zajli si tym pierwszym,
pochylili si nad nim. Kapitan mwi co do niej, wygldao, jakby j poucza, po czym wyprostowa
si i podszed do drugiego. Czesia uchylia boczne drzwi wiodce do dawnej cieplarni z przejciem do
klombw. Skina na sanitariuszy.

W noc wigilijn armaty milczay, stwierdzilimy to kilkakrotnie pod kolumnad paacu. Niedugo
mogymy sta na dworze i chon kojce tchnienie rozgwiedonej olbrzymiej nocy. Ranni nas
przyzywali, a dyurni lekarze nie mogli si obej bez nas. Wracaymy wic do sal, operacyjnej
i opatrunkowej, do naszych banday, riwanoli, strzykawek. Czekay na nas gulgoczce autoklawy,
maski pachnce eterem, sterylizatory dwiczce instrumentami, knoty u lamp, ogie w kominkach,
wieczki choinkowe i baseny z ludzkim kaem. W przerwach midzy operacjami zbieraymy si
w stado i chodziymy z kold z sali do sali. Rojno i gwarno byo w szpitalu. Wszdzie nas zapraszano
i fetowano. Modzi chopcy nabierali rumiecw, przymilali si do nas i baj durzyli. Starzy onierze
ocykali si ze wspomnie, umiechali si i patrzyli tak, jakby odnajdywali w nas swoje crki.
- A dy jeszcze Bg si rodzi - zachcali, proszc niemiao. Najhuczniej witowano na oddziale
ocznym. Ranni zajmowali najwiksz i najpikniejsz sal - dawny salon. Mieszkali zgodn liczn
gromad. Nie mogymy nigdy poj, dlaczego przeznaczono dla nich takie wspaniae pomieszczenie.
Przecie wikszo z nich nie ogldaa tych cudw.
Gdymy zajrzay do nich, Hela staa porodku sali, dyrygujc onierskim chrem. Bya podpita.
- Kto przyszed? - pytali czujnie lepcy lecy najbliej drzwi.
- Swoi, swoi - odpowiadali ich szczliwi jednoocy kamraci.
Towarzystwo siedziao na zestawionych pryczach, a butelczyna-przyjacika krya po omacku z rk
do rk. Wcale nie potrzebowali widzie siebie. Byli jak kochankowie w mroku. Oni czuli siebie
obejmujc si ramionami. piewali faszujc Lulaje, Jezuniu.
- No, widz, e ty si nielicho ululaa - przycia Heli Raszkowska.
- Zazdrocisz? Chopcy! Nalejcie jej karniaka.
Powsta lekki harmider, kolda sczeza. Skarciymy Raszkowsk. Po co si wtrca do nie swoich
spraw. Dyur miaa Hela.
- W szpitalu nie wolno pi wdki! - niespodziewanie wyszczebiotaa Czesia.
Zanosio si na awantur. onierze podnosili si z pomrukiem, Czesia ukrya si za nasze plecy.
- Ktra to tam taka przemdrzaa? - zapyta chudy lepiec.
- A ktra by jak nie ta brzydula - wypalia Hela.
Zblia si do nas wysoki ociemniay onierz z opask na oczach i w niebezpiecznie obsuwajcych si
kalesonach. Wycign rce, natrafi na wystraszon Kazi i stan przed ni jak Bg.
- Ty miesz nam zakazywa we Wigili? - wyrzek stumionym gosem. - W noc Jasnoci? A czy ty
moesz poj to, e my nigdy nie zobaczymy ani choinki, ani gwiazd? Ani soca? Czy syszysz? Nigdy!
- I zapaka gono. Lecz nie byo wida ez.
Nie, nie moemy pozosta tu duej ani chwili.
Bo si rozpaczemy i przysidziemy do ich tragicznej kompanii. Z wszystkich najstraszliwszych
kalectw, jakie widziaymy, utrata wzroku wydawaa nam si najogromniejszym onierskim
nieszczciem.
Niechaj pij i wesel si na progu ich wiecznej ciemnoci. Nie zdradzimy ich. Nikt si nigdy nie dowie,
e pili wdk i e Hela pia z nimi. Raszkowska przyrzeka im to w naszym imieniu. Zaraz potem ju
nas u nich nie byo.
Lampa na korytarzu gwnym kopcia jak zawsze. Dojrzaymy inne te wiato pod salk numer
sze, w ktrej leeli tak zwani brzuchomwcy, czyli ranni z postrzaem brzucha. Naraz drzwi salki
otwarto i wkrtce maleki orszak ruszy w drog. Na przodzie kroczya Olczyk z latarenk w rku,
prszc nikym blaskiem, i przywiecaa onierzom nioscym cikie, przykryte nosze. Przebiegy po
nas dreszcze, gdy mijali nas w milczeniu.
Stpania orszaku oddalay si, potem dao si sysze okropne skrzypienie drzwi wiodcych do
cieplarni.
- Zupenie jak w Hamlecie - wyszeptaa Ziuta, ktra chodzia przed wojn do teatru.
Rozeszymy si w pospnym nastroju. Operacje zakoczono, pozostao tylko kilka opatrunkw. Po
pnocy gwar pocz wygasa, tylko oddzia oczny jeszcze si bawi. Po caodziennej krztaninie
padaymy z ng. Siostra przeoona pozwolia nam na odpoczynek przy rwnoczesnym penieniu
dyurw na zmian. W dyurce beztrosko kimaa sobie Hela. Gdy j zbudziymy, wymamrotaa, i
gwide na wszystkie kary, zreszt na oddziale ma zastpc.
- Jakiego zastpc? - potrzsna ni Raszkowska. - Upia si baba. Wstawaj! Albo raport karny, albo
dyur - wybieraj!
Hela opada z powrotem na prycz, przycisna do piersi poduszk i zamruczaa nieprzytomnie;
zupenie nie pojmowaa, o co chodzi.
- Zastpca... Ja tam nie wybieram...
Raszkowska pobiega jednak na oddzia oczny.
Wiadomo ta si potwierdzia. Chory Nidzki siedzia pord rannych, poklepywa ich i popija
z nimi.

Teraz si okazao, e najzgrabniejsza z nas jest Czesia. Ziuta bya tylko dobrze upita, nic wicej.
Gdzie jej tam byo do Czesi.
- Nie wstyd si, nie zakrywaj - zagadywaa Hela wpatrzona w Czesi jak w jakie bstwo.
- A ci szkoda dla jakiego dziada - powiedziaa z zachwytem Raszkowska. - Ja gdybym miaa takie
ciao jak ty, wziabym ministra.
- le jej radzisz - odezwaa si Olczyk. - Powinna zosta aktork.
- Nie suchaj ich, Czesiu. We sobie jakiego przystojnego amanta, bd adne dzieci - doradzia jej
Kazia, szorujc plecy Feli.
Tak, Czesia bya najpikniejsza z nas. Jakby caa wyrzebiona, czysta i jasna jak wit. Wosy, gdy je
rozpucia, spyway po niej a do bioder. Nie mogymy si napatrze. No i c, braa nas cicha
zazdro.
- Wic nie pjdziesz na bal? - spytaa Ziuta. - Ten Wodek chyba oszaleje, gdy ujrzy, e ciebie nie ma.
- O wa! - wykrzykna Hela. - Zaraz oszaleje. Jak to kady chop, przerzuci si na jak fizylierk, a ju
na pewno uchleje si jak bydlak na t intencj. Ale, ale, ty jej tak nie wycigaj. Do czego ona ci
potrzebna?
- Przypumy, e do towarzystwa, wic co?
- To pocauj mnie w dup! - I Hela obrcia si do niej tykiem.
Znw zaczy si kci. Hela wykrzykiwaa, e Ziuta chc Czesi wykierowa na prostytutk, by mie
przy niej jeszcze wiksze powodzenie. Ziuta natomiast dopiekaa Heli t jej smykak zodziejsk,
ktra cignie j w tok balu niczym ebraka na odpust. Musiaymy zgromi Ziut, racja bowiem bya
po stronie Heli. Czesia z niewiadomych przyczyn postanowia zastpi Hel na dyurze i poniecha
balu. Olczyk zastpowaa Raszkowsk, co uznaymy za rzecz zrozumia. Nie miaa spdniczki,
poczoch i dekoltu, a w ogle jej samopoczucie nie poprawiao si. Chodzia osowiaa i ponura,
wyscha jak trzaska. Mya si szybko i doskonale obesza bez naszej pomocy. Owina chustk
poczernia kopy, wyszorowaa plecy, obtokna si wod ze szkopka, otrzsna i w mig bya
ubrana.
- Wy, sroki, taplajcie si prdzej - mrukna od drzwi. - Zdaje si, e was podgldaj.
Nadsuchiwaymy przy rozwalonej cianie zaatanej drewnianym szalunkiem, ale nie uchwyciymy
nic podejrzanego. Gdy jednak koczyymy kpiel, za cian da si sysze szmerek i przez dziurk po
sku fukn na rodek ani kb brudnego machorkowego dymu.
Sparaliowao nas, ale w teje chwili zapaymy, co byo pod rk, miednice, putnie, rczniki, i zakryy
co trzeba. Ktra zdmuchna lamp.
Z uczuciem przykrego zawstydzenia omijaymy oficyn kompanii wartowniczej w drodze do naszej
kwatery. Humory poprawiy si nam dopiero wtedy, gdymy z krtej wiejskiej uliczki wsuny si
w podwoje Domu Ludowego. Porywano nas, od drzwi przepadymy w pierwszym tacu.
W czarownym walcu Franois.
Przygrywali telefonici. Odnalazymy si w pobliu nich. Niestety, nasi chopcy zdradzili nas.
Nadskakiwali pannicom z Samodzielnego Batalionu cznoci, ktry po witach nadcign skd, na
jakie wspdziaanie. Odbiy nam ich, ale nie miaymy alu do nich. A te ajdaki zachowywali si tak,
jakby nas wcale nie znali. Po prostu nie dostrzegali nas, jakbymy nie byy porzdnymi dziewczynami,
ale alpejskim powietrzem.
Tote rozejrzaymy si za szar. Bd co bd wyrniaymy si elegancj spord telefonistek,
fizylierek i wiejskich dziewuch. Szeregowcy i podoficerowie poniej sieranta dostawali kosza
i odchodzili jak zmyci. Nasze szminki i dekolty zrobiy swoje: dostaymy przystojnych podchorakw
i modych podporucznikw z jakiej jednostki przeciwlotniczej. Porucznik Micha okaza si
wyjtkiem, przysta do naszego towarzystwa, gorliwie asystujc rozpromienionej Ziucie. Nasi
kawalerowie przynieli szaflik, beczk, skrzynie i deszczyska, szybko zmontowali st i siedzenia.
Pojawiy si butelki z zakrapian kontyngentwk. Podporucznik nagulgota jedyn szklank i poda
Feli. Odmwia, a Ziuta powiedziaa, i w ogle nie wypada, bymy piy po fiakiersku. Wtedy on
zamia si, wypi pod t wojn i szklank puci w krg kompanw. Gdy zagrali, mrugn
porozumiewawczo na podchorego, kawalera Kazi, ktry natychmiast pchn najbliej stojcego
kaprala w jej stron i przeprosi ukadnie.
- Pohulaj z t pikn pani, a ja tymczasem rozejrz si za krysztaami... - Mlasn pociesznie w nasz
stron i znik w tumie taczcych.
Po oberku oczekiway nas napenione kieliszki dla kadej z osobna. Musiaymy wypi. Krtko potem
pojawia si przy naszym stole delegacja zoona z dwch sierantw i porucznika.
- Czego? Kieliszki? - zapyta porucznik Micha. - Pomyka w adresie, koledzy.
Sieranci stropili si, porucznik wybka, e byy takie same, jak nasze.
- Zudzenie, panie poruczniku - zamia si nasz podchory. - Ale skoro wam ukradli, bierzcie -
trofiejne. - Zby ich dwoma wydobytymi z kieszeni. Przywoa jakiego ponurego strzelca, uraczy
tgim karniakiem i poleci strzec stou i majdanw. Pucilimy si w tany.
Taczono zadzierzycie; w czapkach, z pistoletami u pasa, z automatami na plecach.
Najprzerniejsze patrole nurkoway w gstwie ludzi, aziy midzy stoami, spijay bimber zasaniajc
si okciami. W ktach i na parapetach pitrzyy si stosy paszczy i fufajek, ciany obwieszono
karabinami, pepeszami, hasami, rozporzdzeniami. Pachniao potem, dymem, bimbrem i tuszonk,
nieraz podrania nozdrza ostry zapach perfum.
Ale byo cudownie, upajajco, rozgrzewaa kontyngentwka, nasi partnerzy szeptali najczulsze
zaklcia, caowali nas, przysigali mio do grobu. Ponury strzelec pilnowa naszych paszczy,
a telefonici grali bez wytchnienia.
Na dworze, gdymy musiay wyj, chmary gapiw, ktrych nie wpuszczono, oblepiay ciany i poty.
Noc sylwestrowa huczaa od wystrzaw, krzykw, harmideru i przypiewek. Kilkakrotnie widziaymy
siostr przeoon, taczc na przemian to z komendantem, to z naczelnym. Bya wikszo lekarzy,
pokaza si te chory Nidzki i bawiy si starsze siostry oddziaowe.
- Wszdzie znajd si kozy ofiarne - powiedziaa Raszkowska - jak nasza Olczyk, doktor Piotrowski,
jak ten... - pokazaa na ponurego strzelca zadumanego gboko nad oprnion szklank.
Gdzie tam, przez zakamarki naszych dusz, przemkna myl serdeczna o tych wspaniaych ludziach,
ktrzy musz pracowa, by kto mg si bawi, i czuwa, gdy inni pi.
Po jakim czasie Ziuta, pysznica si zegarkiem, najnowszym prezentem od porucznika Michaa,
przypomniaa nam, i dochodzi dwunasta. Wkrtce te orkiestra ucia i trbka zagraa zawoaniem
do apelu. Na scenie pojawi si oficer i - gdy si troch uciszyo - j przemawia. Niewiele z tego
usyszaymy. W kadym razie wykrzykiwa co, e godziny hitlerowskiej tyranii ju s policzone, a eb
pruskiej bestii bdzie obcity. Po czym wezwa wszystkich do godnego poegnania Starego
i powitania Nowego Roku. W chwilce ciszy jakie zapijaczone onierzysko wykopyrtno si,
pocigajc za sob st i walc aw spod kompanw. Trbka nakazywaa uspokoi pijakw. Poczto
pomrukiwa i syka, a si zupenie uciszyo.
Przygasay lampy, ciemniaa scena, promie fioletowego wiata pad na jej rodek. Odezwa si
kociany grzechot werbla, zawodziy piszczaki, aobnie zadudni bben.
W takt marsza pogrzebowego przez scen wolno przeszed Stary Rok. Jego achman w pasy biao-
niebieskie by podarty, a broda zwichrzona, na barkach mia jarzmo z drutw kolczastych. I zlituj si,
wity Sylwestrze! Od szyi, na szubienicznym sznurze, zwisa blok muru strace, cay pozaciekany
krwi i zdziobany od kul. Kajdany dwiczay u ng.
Ledwo szed, przebrn przez strug wiata i przepad w mroku.
Nie mogymy si poruszy. Tylko co, jak te ptaki do szyb, dobijao si do naszych serc: e to my, nasi
rodzice, bracia, siostry, nasze cierpienia, zy, lata rozpaczy i mczarni. Caa nasza bolesna przeszo.
Ucichy piszczaki, oniemia bben, jeszcze tylko turkota werbel. Nagle trbka przyniosa zew nadziei.
Pojaniay wszystkie zakamarki i kty, podnosi si hymn Spoza gr i rzek. Rwnoczenie wszcz si
radosny haas. Bysno wokoo, a huki targay sal raz po raz. Na gowy sypn si tynk, onierze
krzyczeli, klaskali i piewali. Nasi kawalerowie unieli nas ponad mrowie gw.
Na scenie sta pikny modzieniec, okrywaa go zielona onierska szata, na gowie mia hem bojowy,
a pier zasonita bya tarcz; na niej kwita najwspanialsza liczba: 1945.
Skada ukon wojskowy, w rku trzyma ogromny miecz.

onierz rbajo, nazywany Sowikiem, okaza si diabem wcielonym i by naprawd nieznonym
pacjentem.
W tydzie po operacji zwlk si z pryczy i odtd pata si po salach jak yd-Wieczny Tuacz. Kopci,
spluwa, mieci niedopakami, cuchn czosnkiem. Gdy zapdzaymy go do ka, odpowiada, e
potrzebuje staej trenierowki, gdy inaczej ebra mog mu si zrosn. Poskaryymy si
doktorowi Piotrowskiemu, machn rk:
- Na upr nie ma lekarstwa. Ale trzeba bdzie go wysiuda do armijnego.
Tymczasem mino par dni, a Sowik poczyna sobie na caego. Przywdzia mundur i, obwieszony
medalami, paradowa po paacu niby cesarz czy te jaki genera. Nauczy rannych wielu sztuczek: jak
podnie temperatur i jak j obniy, gdzie podwdzi syrop do zakropienia bimbru, gdzie si
zamelinowa na karty po capstrzyku i jak si wyga od wypicia lekarstw czy te unikn zastrzyku.
Taki by z niego dra. W kocu przestaymy si nim zajmowa.
W przeddzie Trzech Krli batalion fizylierek wyjecha na front. Wszyscy mwili o rychej ofensywie.
Dao si to zauway od kilku dni, bo na drodze strategicznej wzmg si ruch kolumn dowozowych.
Nocami ze zgrzytem elastwa przewalay si czogi, armaty, turkotay wozy taborw. Nowo
sformowane bataliony, puki, brygady niezmordowanie pary ku Wile. Ktrego dnia zniknli
telefonici; na ich miejsce przybya jednostka lotnicza i pocza na gwat budowa lotnisko polowe.
Codziennie setki ludzi wychodzio tam z opatami. Nasz gospodarz zabiera ze sob obu synw,
podrostkw. Lotnicy nie pacili wcale, ale dawali niadanie i porzdny obiad, a przede wszystkim
chleb. Za dniwk ptora kilo, sto gramw smalcu i pidziesit cukru. Wracali syci, lecz zmczeni,
z kostkami razowca za pazuch. Przyprowadzay ich rozkrzyczane dzieci, ktre zawsze wybiegay im
naprzeciw. Nie mogymy patrze, jak wyryway sobie z rk pajdy chleba, jak si kciy midzy sob.
Nasza ulubienica, maa Frania, zawsze dbaa o sprawiedliwy podzia.
- Matulu, a cego oni nie dali babci i dziadkowi? - niepokoia si za cian i nastawaa tak dugo, pty
dania jej nie speniono, dopki nie usta rozhowor, nie posyszaymy akomych mlaska i brzku
garnczkw. Wtenczas i nam nie byo przykro, bo cokolwiek by powiedzie, czuymy si wspwinne
ich niedoli. Oni musieli odda wszystkie kontyngenty zboa, ziemniakw, misa, ktre przecie my,
armia, zjadaymy.
I wiadomym nam byo nie od dzi, e ludno wiejska przymiera godem.
- Przed wojn byo niewiele lepiej - powiedzia kiedy gospodarz. - Ale teraz zrobio si ciko... -
Westchn i zabra si do potu obalonego zderzakiem auta.
Zawsze, ilekro stykaymy si z chopskim niedostatkiem twarz w twarz, doznawaymy tego
przykrego uczucia bezradnoci i wydawao si nam, e ziemia nas parzy.
Ach, uciec std za Wis, na front, nigdy nie wrci do tej ubogiej wioszczyny od wiekw klepicej
bied w cieniu wspaniaego paacu i wysmukych modrzewi. A ludzi tych chciaoby si posadzi na
samochody, przewie na Ziemie Piastowskie, gdzie - jak nam opowiadano - wsie s murowane, pod
dachwk, a drogi asfaltowe. Tam ich osiedli, odda wszystkie dobra i rzec. Gospodarzcie tu
w spokoju, bocie si dosy nacierpieli.
O tym jednake mogymy tylko marzy i tego pragn, nic ponadto. Bo c mogymy poradzi, my,
modsze pielgniarki szpitala polowego?
Ponad nami s armie, generaowie i sztaby, prezydenci i ministrowie, niechaj oni martwi si o
ludno i o nas, skoro nazywaj siebie synami ludu. Niech rozstrzygaj zapltane sprawy narodu,
bymy nie musiay zaamywa rk i wstydzi si za nich. Ale nieche robi to niezwocznie, jak
najprdzej.
Tymczasem drogi zapeniay si kolumnami piechoty, samochodw, czogw i dzia. Samoloty
z gwizdem przelatyway nad paacem, gwardyjski puk armat urzdza ostre strzelania, a wreszcie
wycign si w dug gron karawan i wspina si po pochyoci wzgrza do drogi frontowej, cay
skpany w czerwonociach zimowego zachodu.
Wierzyymy najmocniej, e zblia si kres naszego oczekiwania i udrk miejscowej ludnoci.
W naszym przekonaniu by po temu czas najwyszy.

Wywoono pierwsz parti ciko rannych do szpitala armijnego. egnaymy si z nimi przy
ambulansach. Umiechali si sabo, gdy ich pocieszaymy, e tam bdzie im o wiele lepiej.
W miastach s prawdziwe szpitale, centralne ogrzewanie, w oknach kwiaty, biae ka z czyciutk
pociel, nie ma wszy i pche.
- Do widzenia! Do widzenia! - brzmiao to niemal jak szyderstwo.
I my, i oni wiedzielimy, e si ju nigdy nie spotkamy, chyba kiedy, przypadkiem, po zwycistwie.
- Do zobaczenia... - odpowiadali cicho i trzepotali powiekami. Niewielu z nich mogo nam poda
donie; nie starczao im si, by je unie, wielu miao je amputowane.
Ich wojna ju si skoczya, nasza miaa si dopiero rozpocz. I to spostrzeenie ju nas rozdzielao
jak niewidzialna tama. W ich twarzach widziaymy jakie wielkie cierpienie, jaki nieskoczony al za
tym Niewyraalnym, co kryo si w chodnym milczeniu korytarzy i ciepym rozhoworze komnat
szpitalnych. Zapewne byo im ciko znosi chwile rozstania, bo spogldali ze smutkiem na paac,
zanim wchony ich lnice kabiny ambulansw. Modziutki plutonowy zatrzyma nosze wp drogi
i utkwi w starym Wicku swoje dziecinne, przeraone oczy.
- Nie chc... Sta... sta... - chrypia wykrcajc gow. - Sta... Dokd mnie niesiecie?
- A gdzieby indziej, do kliniki, synku plutonowy. Do kliniki! - odpowiedzia Wicek w nadziei, e sowo
klinika wywrze na rannym kojce wraenie. Lecz z noszy pado to samo, ponawiane od kilku dni,
kamienne pytanie:
- To dobrze... Ale gdzie moje nogi?
I wci nie pogodzony z ich utrat, rozpaka si histerycznie i j tuc rkami w okrycie, w miejsca,
pod ktrym nie byo kolan. Fela otara jego zy. Pocieszaymy go doskonaymi protezami, jakimi
dysponuj szpitale armijne, przykadem bohaterskiego lotnika i Bg wie czym jeszcze. W ambulansie
zaja si nim cywilna siostra.
- Gowa do gry, chopcze, nie wydziwiaj. Takich jak ty jest u nas caa kompania. Odbywaj si kursy
chodzenia. Do karnawau nauczymy ciebie taczy. Jeszcze bdziesz mg hula z przytupem.
Rannych ucich, jakby powesela. Raz jeszcze podzikowaymy mu za podarowane buty, potem
zatrzasny si drzwiczki. Wkrtce konwj zoony z kilkunastu ambulansw z wolna wyruszy
w drog.
Nazajutrz wywieziono dalszych czterdziestu.
Nasz szpital pustosza. Z frontu przywoono niewielu, wycznie lekko rannych. Zajcia byo coraz
mniej. Spady wielkie niegi, ktre zaraz topniay, droga ze szpitala do kwatery bya nie do przebycia.
Miaymy ju na szczcie oficerki. Jedynie Ziuta miaa nowe. My zdobyymy lada jakie,
przechodzone. Mimo wszystko wyglday wspaniale. Najbardziej cieszya si Raszkowska; cholewy
doskonale skryway jej bulwiaste kostki i ydki grube jak konewki. Oficerki miay jednak wspln
wad: zachannie piy wod i nasikay ni jak gbki, wskutek czego wymagay ustawicznego suszenia.
Po caodziennej krztaninie stopy w nich pczniay do tego stopnia, e trudno byo wycign je
z cholew. Nawzajem radziymy sobie po oniersku; but midzy nogi i mocne pchnicie w poladek.
Po potacwce Raszkowska w aden sposb nie moga pozby si nieszczsnych oficerek.
Mocowaymy si z nimi kolejno, zanosio si na to, e bdzie musiaa spa w butach. Hela, ktra
sobie znw gdzie podpia, doradzia jej:
- Zgo si do kaprala Burga, kae podprowadzi siwka, a twoj gir przywiza do koniowizu. Wtedy
szarp siwka za ogon tak mocno, a ci kopnie w dup. Jak si opamitasz, podchod z drugim
kulasem...
Ostatecznie wietnie poradzi jej gospodarz. Woya nogi w szaflik z zimn wod i wkrtce sama
cigna buty.
Rano okazao si w szpitalu, e w nocy uciek nasz Sowik. Pozostawi po sobie zagryzmolony
karteluszek: Szukajcie wy mnie za Wisoj.
Odetchnymy z ulg. Chwaa Bogu, e sobie poszed. Gdy zameldowano o tym komendantowi,
poleci ciga go za dezercj. Lekarz naczelny i chory Nidzki umiechnli si do siebie na widok jego
kart: ewidencyjnej i chorobowej.
- Kozaka wsiegda tianiet na miesto pierwoj bitwy - powiedzia kapitan. - A to Sowik i wsio taki
udra.
- U nas Sowikami nazywaj i koniokradw.
- Znaju, znaju. Tolko cztoby drugich z soboj nie wytianu - zakoczy naczelny. - Bo to ue nieraz byo...

Przestaymy pojmowa, co to wszystko znaczy: ogromne jednostki wojsk przewalay si z pnocy na
poudnie i na odwrt - z poudnia na pnoc. Poza tym niektre jak gdyby nadcigny z zachodu
i przepaday w rnych kierunkach. Chory Nidzki wyjani nam, e to zwyke przegrupowanie wojsk
i markowanie gwnych osi uderze. Ufaymy mu i... nie dowierzaymy jednoczenie. Najwyszym
zdumieniem napeni nas widok dugiej kolumny wojsk inynieryjnych, ktre najwyraniej nadjeday
od Wisy. Pomalowane na biao, pkate ciarwki kryy pod pachtami odzie, czna i belki.
Najpewniej by to kompletny most pontonowy. Patrzyy na nas oczy poczciwych, lecz zawzitych
chopw syberyjskich.
- A wy kuda?! - ze zoci krzykna do nich Raszkowska, bo miaymy ju po uszy tej cigej
koowaniny i gdakania o ofensywie.
- Nu, nie sierdis priekrasnaja warszawianka - zawoa piewnie szerokolicy stary onierz. - My i tak
skoro postroim tiebie czudiesnyj most czerez Wisu, a ty sama projdiosz po niom kak po kowrie. -
I pokoni si jej w pas papach, niczym te witajcy synow u progu. Czoo kolumny przecinao
drog frontow, od ogona napywaa podniosa chralna pie o cikiej doli onierskiej i o drodze,
co wiedzie przez ponce stepy i nieznany kraj. Zo nas odesza, owiymy sowa.
Bo ta droga strategiczna, ta nasza, opustoszaa w cigu dnia, a noc huczca od elaza, bya pord
tego chaosu jedyn nasz pewnoci i ostoj. Pomimo surowoci zimy i wojny, rozjedona po dna
roww, wytyczona palisad strzaskanych drzew i supw, poprzerywana lejami bombowymi, bya
nasz jasn, prost drog jak tamta sprzed lat - pierwsz drog do szkoy. I jak tamta wioda do
wszystkich ziszcze, do wszystkich spenie.
Gdymy weszy do paacu, w hallu przed gabinetem komendanta formowa si dugi szereg rannych,
stawajcych do raportu z prob o wypisanie ze szpitala i odkomenderowanie do jednostek
macierzystych.
Boe, jak nas to ucieszyo! Wic wielka ofensywa, przemarsz przez Wis tu - tu? Nie moe by
inaczej, skoro stare wygi frontowe wsz blisko wielkiego natarcia.
A stali i tacy. Byszczeli krzyami, nierzadko podpierali si kosturami weterani walk spod Lenino, spod
Moskwy i z ruin Stalingradu. Byli i tacy bez odznacze, ci nie mieli okazji zasuy na nie w boju.
A take mieszkacy lska i Pomorza, ktrzy suyli w niemieckiej armii, poddali si i przyznali do
polskoci. Stali niedawni giserzy stalowni uralskich, grnicy kopal wgla i rud, wiertacze z
Drohobycza, flisacy dziesitkw rzek, chopi wilescy i podolscy, drwale puszcz asuryjskich. Chrzkali
dla nabrania pewnoci, potem jednak j tracili, pltali si przy wyuszczaniu motyww, jkali,
wreszcie machnwszy rk walili prosto:
- Wypiszcie mnie na front.
Komendant odbiera raport z najwysz powag. Siostra przeoona postpowaa za nim krok w krok.
Pniej oboje udali si do gabinetu i po duszej chwili ukazali si w drzwiach.
Przeoona odczytaa list onierzy, ktrych prob uwzgldniono. Reszcie, przytaczajcej
wikszoci, nakazano dalszy pobyt w szpitalu ze wzgldu na zy stan zdrowia. Ci ostatni rozchodzili
si w milczeniu, w labiryntach korytarzy posyszaymy ich przeklestwa, rzucane pod adresem
siostry przeoonej, od ktrych widy nam uszy. Jeli miaa dzieci, to i te byy przeklte po wieczno.
Wczesn godzin po poudniu piciu szczliwcw zajo miejsca w ambulansie kaprala Knota i,
machajc zawzicie czapkami, odjechao w kierunku Wisy. A noc tym samym szlakiem musiao
wymkn si trzydziestu czterech, bo rano tylu ich nie byo. Na wielu pryczach najspokojniej
wysypiay si szmaciane kuky. Ziuta i Czesia, a take dowdca warty, starszy strzelec Ksido, dostali
po trzy dni zwykej paki za niedopenienie obowizku. Najmieszniejsze byo jednak to, e tego
samego dnia, wkrtce po otrzymaniu kary, nieszczsny dowdca warty raz jeszcze musia meldowa
si w gabinecie komendanta: piciu rannych ucieko, w czasie kiedy on stawa do raportu karnego.
Zaostrzono dyury - czmychno trzech, wypuszczono patrol frontowy - brykno omiu. W kocu
jednak skutecznie zapobieono ucieczkom zbiorowym, pojedyncze cigle si udaway i nadal
mnoyy. Rannych trzeba byo stale przesadza, skaryli si na nud i pustk. Z jednostek nadchodziy
sygnay: Taki a taki zgosi si w dniu... wysany na przedni lini celem naniesienia wanych
spostrzee lub takie: ...stawi si, przylijcie papiery.
Komendant wpada w zo, nakazywa sporzdza wykazy do prokuratury wojskowej, po czym
jednak mik i poleca wypisywa ich ze szpitala z zachowaniem wszelkich formalnoci.
Tak oto w sawny Sowik wykrada rannych ze szpitala. Dusz i sercem byymy po stronie
dezerterw. Wielokrotnie pomagaymy im w ucieczce, tote straszliwym ciosem by dla nas
meldunek z etapu, donoszcy, i jeden z naszych dezerterw zmar w drodze na skutek nie
zaleczonych ran... Tego wieczora dugo nie mogymy zasn.
Kiedy rankiem na prno doszukiwano si dwch spod czwrki, wtedy i my wczyymy si do akcji
zapobiegajcej ucieczkom. Przez ca nastpn dob udao si zaledwie jednemu. Dwch dosownie
cignymy z potu. Ten z meszkiem pod nosem w ogle nie odpowiedzia na pytanie naczelnego,
a stary mrukn ponuro:
- Bo inni wiej.
- Bez dwch onierzy obejdzie si na wojnie - wtrcia siostra Gsewicz.
- Tak jest, siostro sierancie - odezwa si niespodziewanie ten z meszkiem i doda hardo: - Bez dwch
innych tak, bez nas nie... Jestemy z druyny Baranw.
Druyn t znaymy z radia i gazet, walczya nad Wis, owiana oniersk legend i saw. Mode
i stare Barany biy si tam rami przy ramieniu, ojcowie obok synw, stryjowie obok siostrzecw,
szwagrowie obok szwagrw. Odmienne nazwiska nie zmyliy nikogo; by to cay rd Baranw.
- Morowo, chopcy - rzek ciepo doktor Piotrowski. - Ale najpierw trzeba wyzdrowie, zastosujcie si
wic do polece sistr i lekarzy. Postaraj si, bycie wkrtce mogli powrci do rodziny.
- Dlaczego nie przyznalicie si przedtem? - zapytaa siostra Gsewicz.
- Bo za duo ju tej reklamy - wyzna stary.- Te reportery nie daj spokoju prostym onierzom.
Potem cay dzie naprzykrzali si komendantowi, naczelnemu i przeoonej. A po poudniu zostali
wypisani na odpowiedzialno naczelnego, ktry osobicie dopilnowa ich zaopatrzenia. Od
magazyniera dostali najlepsze paszcze i buty.
- Chod, Wacek, ju czas - przynagla stary, zarzucajc onierski worek na plecy. - Do dnia bdziemy
u swoich.
- Lec, lec, wuju. Dopdz was - odkrzykn siostrzeniec upychajc po kieszeniach jabka, podarunek
Feli i Kazi.
W pi dni potem, po przybyciu goca, siostra sierant Gsewicz biega zapakana przez korytarz z
oniersk gazet w rku. Przypada do obu sistr szlochajc i obejmujc je w przystpie
niezrozumiaej tkliwoci i nie mogc przemwi ani sowa, pokazywaa artyku w gazecie.
Obwiedziony grub czarn lini i przyozdobiony Krzyem Grunwaldu wyglda jak klepsydra. Zdania
skakay nam do oczu.
...polegli mierci oniersk podczas wyprawy bojowej na brzeg nieprzyjacielski. Potem
nastpowaa kolumna nazwisk i imion, wrd ktrych krzyczay i te, siostrzeca i wuja. Poniej
zamieszczony by opis ich ostatniej walki. Po wykonaniu zadania zostali odkryci, bronili si mnie,
siejc spustoszenie wrd hord hitlerowskich. Waleczna druyna Baranw strzelaa zza cia wasnych
rannych i zabitych, przerzynajc si w poprzek rzeki pod ulew kul. Nagle tratwa zostaa trafiona
pociskiem artyleryjskim i wszystkich pochony lodowate nurty Wisy.
Cze ich pamici - ledwie czernio si u spodu.
WALCZYLI JAK LWY - przycigao w tytule.
Obie siostry ciskay siostr Gsewicz i pakay wraz z ni. Ich bl cina nam twarze. Siostra sierant
wci trzymaa gazet w rku.
- Tak ich tam cigno... a ja... - I nie moga dokoczy.

Nazajutrz zbudzia nas wielka ofensywa. Dray wszystkie ciany, dygotay naczynia, podzwaniay
szyby. Rodzina gospodarzy zgromadzia si przed chaup, dzieci piszczay. Kanonada wzrastaa. Byo
w tym oskocie co nieskoczenie potwornego, tak jak gdyby walia si jaka olbrzymia ciana, gazy
z tysica gr zwalay si w przepacie lub trwao trzsienie ziemi. Nad zachodem unosia si ogromna
ta una. Gospodarz pokrci gow.
- Nie daj Bg znale si tam, gdzie bij, a to dopiero podgotowka, po niej pjdzie piechota.
Chciaymy wiwatowa i krzycze z radoci, lecz krtanie ciskao nam przeraenie. W izdebce,
przystawiona do okna, palia si osoplaa gromnica, w jej blasku rozmodlon twarz babki pobrudzio
cierpienie. Mona si byo domyli, e stara matka modli si arliwie za onierzy gincych w tej
chwili. Z lotniska ulatyway samoloty, ich rybie kaduby wyskakiway ponad modrzewie i z milkncym
rumorem malay w byskach dalekiej, pomaraczowej zorzy.
Okoo poudnia przywieziono nam pierwszych rannych. aden z nich nie osign zachodniego brzegu
Wisy, ale mwili, e forsowanie si udao. Klli straszliwie i jeszcze nie opatrzeni zapytywali, kiedy ich
wypucimy, chocia sami wiedzieli, e nie zagrzej u nas miejsca na dugo, byli bowiem lekko
poranieni. Pnym wieczorem przed szpital zajechao kilkanacie ciarwek wypenionych
bohaterami dnia. Wikszo z nich wysiadaa o wasnych siach. Byli to ju zdobywcy drugiego brzegu.
Opatrunki mieli naoone niedbale, ale byli za to porzdnie posegregowani, dziki czemu przyjcie
przebiegao szybko i sprawnie: surowica przeciwtcowa, riwanol, sczek, gaza, banda. Nastpny.
Zajmowali puste komnaty, sami cielili prycze, rozniecali ogie w kominkach.
Do izby przyj nagle wpad rozwcieczony kwatermistrz i wrzasn pod naszym adresem:
- Wy tutaj, a oni pal pryczami!
- A wy toe tutaj? - zdziwi si naczelny z szyderczym umiechem.
Kwatermistrz znik rwnie byskawicznie, jak i si ukaza. W godzin pniej beszta dwch onierzy
nioscych narbane drwa na przykrytych noszach. Przychwyci ich na przemylnej kradziey opau ze
szpitalnej kuchni. Piekli si tarasujc sob przejcie, wymyla, ale ranni ani myleli porzuca upu.
- Po moim trupie! - zaklina si kwatermistrz. - Czym pali w kuchni? No, czym?...
- To jest dla nas zupenie obojtne - odpar jeden z rannych. - Waciwie powinien pan podzikowa
nam za to, e trudzimy si sami.
Kwatermistrza zatkao. W pierwszej chwili sdziymy, e skoczy tamtemu do garda. Przyjrza mu si
bliej, zapewne dopiero teraz dostrzeg jego gwiazdki, gdy warkn krtko:
- Na razie nie ma drew.
- No to dajta wgla! - odpali bezczelnie szeregowiec. - Idziem, panie poruczniku.
Kwatermistrz osupia, a i nam takie danie wydao si nieprawdopodobnym zuchwalstwem;
kopalnie wgla leay przecie na lsku.
Kopiaste nosze napary nieustpliwie. Kwatermistrz ociaym krokiem powlk si w gb korytarza.
Wiedziaymy, e zajdzie teraz do siostry Witeziwny i wyebrze od niej sto gramw spirytusu,
nieodzownego lekarstwa na stargane nerwy. Ta jego sabostka bya znana caemu szpitalowi.
W cigu nocy przybyy dwie partie rannych. Szoferzy donieli nam, e obrona niemiecka pka na
caej dugoci frontu. Armia marszaka Koniewa runa w kierunku Krakowa, wojska ukowa
podchodz pod d.

Kady dzie przynosi nowe radosne wieci o wyzwoleniu dalszych obszarw i miast polskich. Zostaa
oswobodzona Warszawa, d, Krakw, Katowice, czowki dochodziy pod Wrocaw.
Cakowicie usta napyw rannych. W szpitalu miaymy tylko tych z pierwszego dnia ofensywy. Liczba
ich powanie zmalaa, plotkowano o rychej likwidacji szpitala i o wyjedzie za armiami. Na wykadach
polwych o niczym innym si nie mwio. Wzbieraa w nas zo na dowdztwo, e ka nam tu tkwi,
podczas kiedy tam, na szerokim froncie, trwaj zacite walki, ranni padaj tysicami i tam jest nasze
miejsce. Wydawao si nam, e o nas zapomniano. Karnawa przebiega niepostrzeenie. Okolica
opustoszaa, nie mia kto gra, nie byo z kim taczy. A w ogle czas gorczkowego wyczekiwania nie
nastraja nas do zabaw. Tote rozkaz o wyjedzie na front spad na nas jak najwysze szczcie. Tego
samego dnia odbya si ostatnia cisa wizytacja rannych. Wielu onierzy otrzymao rozkazy wyjazdu,
wrd nich znalaz si i taki, ktry w drugim wywodzie usiowa przedstawi swoje najprzerniejsze
dolegliwoci i wyrazi ch pozostania w kompanii wartowniczej dla dalszego leczenia. Komendant
przydzieli go do druyny gospodarczej, w ktrej brakowao onierzy. Jeden z jego kolegw,
odjedajcy na front, na odchodnym splun mu pod nogi.
- Symulant! - bluzn i dla podkrelenia pogardy stukn kosturem o prg. Inni mijali go z ponur
wyszoci.
Rano przed paac zajechao sze nowiutkich samochodw ciarowych z emblematami Czerwonego
Krzya i niebieskimi znakami USA na maskach. Po stopniach wbieg chyo goowsy podporucznik i z
chrzstem tego pasa i mapnika zameldowa si jako dowdca kolumny samochodowej,
przydzielonej naszemu szpitalowi. Uradowany kwatermistrz przyj go z otwartymi ramionami,
przyrzekajc opi solidnie to wito. Natychmiast te rozesa samochody. Ziuta z Raszkowsk
pojechay do miasta po przydzia szpitalnej bielizny, siostra Witeziwna z Fel i naczelnym po rodki
opatrunkowe i instrumenty, kwatermistrz z kapralem Burgiem po fasunek ywnoci. Trzy samochody
wyprawiono do szpitala armijnego z ostatnim transportem rannych.
Przed wieczorem zjechali si prawie wszyscy. Kwatermistrz przywiz dwie kuchnie polowe. Polecono
nam przenie si z kwatery do paacu. Przy poegnaniu obdarowaymy domownikw chlebem,
cukrem, sucharami, pozostawiymy rwnie trzy koce. Gospodarz wycign zza obrazu pokane
zawinitko. Rozsupa je i z wielkim uszanowaniem wysypa jego zawarto na st. Zabyszczay
przedwojenne orzeki, patki podoficerskie i gwiazdki.
- To po onierzach wrzeniowych - wyrzek wzruszonym gosem. - Tu si bili, std poszli w plen...
Wecie, bo idziecie tam, gdzie oni chcieli - do Niemiec.
Przystaymy na to z radoci i w zamian pozostawiymy nasze miedziane piastowskie ory, zwane
kuricami. Kusiy nas srebrne patki kapralskie, ale nie chciaymy okaza prnoci i wraliwoci na
sprawy stopni i awansw. Podzikowaymy za gocinno, wycaowaymy Frani i malcw. I gdymy
przekraczay wydeptany prg, widziaymy wyranie, e z mroku sieni stara matka bogosawia nas
na drog, krelc w powietrzu krzy. Na ten widok przebiegy po nas ciarki, zdawao si nam, e to
ostatnie rozgrzeszenie i zapowied bliskiej mierci. Lecz zaraz odrzuciymy t myl jako niedorzeczn,
gdy przypomniao si nam, e tak egnaj najbliszych wszystkie matki.

W paacu zajymy salk po brzuchomwcach, gdy bya najprzytulniejsza. Do pnej nocy
pakowaymy szpitalny majtek, spodziewano si bowiem rychego rozkazu odjazdu.
Wrciy samochody ze szpitala armijnego. Nie wszystko byo jeszcze gotowe, gdy siostra przeoona
pozwolia nam i spa; reszt wyposaenia spakujemy jutro.
Cae szczcie, bo w miar zbliania si pnocy baymy si okropnej pustki zalegajcej w komnatach
i korytarzach paacowych. Gdziekolwiek si szo, kroki rozbrzmieway stokrotnym echem. Cokolwiek
si potrcio, dudnio gucho jak trumna. Nade wszystko za najbardziej dranice byy przeraliwe
skowyty drzwi, skrzypienia futryn i zgrzyty zerwanych zawiasw. Syszao si to tak, jak gdyby kto
niewidzialny otwiera i zamyka je i jak zy duch tuk si niedosyszalny i podstpny po paacu. Nie
mona byo uwierzy, e to my same, onierze, siostry i lekarze. Wreszcie wszyscy udali si na
spoczynek, pogaszono wiata. Frontow cz paacu, cakowicie teraz opustosza, zajmowaymy
same. Lekarze oraz starszy personel kwaterowali w obu skrzydowych pawilonach, zreszt na pitrze.
Cay parter nalea do nas.
Z sercami rozdygotanymi z bojani wtuliymy si w niecki szpitalnych prycz. Olczyk dorzucia drew do
kominka i zdmuchna lamp. Zasoniymy gowy kocami z wymuszonym pragnieniem snu; niech si
dzieje, co chce.
Lecz ani koce, ani paszcze i przytulne doki w siennikach nie przyniosy nam ukojenia. Za naszej
bytnoci umaro w tej salce znacznie wicej rannych, ni byo tu legowisk. Nie byo pryczy, z ktrej nie
wyniesiono by onierza w stron dawnej cieplarni. Ogarniay nas zwidy upiorne, otaczay tchnienia
wielu ludzkich istnie, ktre tu zagasy. Jeszcze w uszach miaymy ich rzenia i charkoty, a w
doniach obojtn ulego ich cia, gdy skonali cicho i niepostrzeenie. Przed naszym przybyciem
umar tu onierz na parapecie okna, co wygldao tak, jak gdyby chcia uciec przed mierci. Tam
dosta krwotoku, po ktrym do dzisiejszego dnia widniaa na cianie bura plama. Nie miaymy
spojrze w stron okna. Ogie dopala si na kominku i bryzga na sufit krwawym blaskiem.
- Tekciu - posyszaymy stumiony gos Czesi. - Zawie lamp...
- A to co? Nie jestem twoj suc - odpowiedziaa opryskliwie Olczyk. - Po co ci wiato?
- Bo ja si strasznie boj...
- No to co? Ja mam wej w ciebie, by si przestaa ba?
- Zapal wiato - ponowia prob Czesia.
- Nie bd wstawaa dla twego kaprysu - zaskrzeczaa Olczyk, przewracajc si z szelestem na
barogu. - I nie prbuj uderza w bek, bo nic nie wskrasz. pij cicho.
- Kiedy ja si trzs ze strachu. Zawie lamp, Tekciu... - zachlipaa Czesia.
- Przypnij si do Heli, ona ma zapaki - fukna Olczyk.
Hela warkna spod koca niczym pies z budy swoje ulubione:
- Maczat!
Wtedy Czesia rozpakaa si na dobre, proszc cige, by zapalono wiato, gdy nie moe zasn po
ciemku i bdzie si baa, gdy poniemy. Przez szloch mwia, e nie doyje do rana, ebraa ponadto,
ebymy zestawiy prycze i wziy j do rodka. Gdy lamenty te nie odniosy adnego skutku,
powiedziaa drcym gosem:
- Wy tego nie rozumiecie... ale ja si musz ba...
- Maczi, ty idiotko! - krzykna rozdraniona Hela.
Wtedy od pryczy Czesi doleciao do nas cichutkie wstydliwe wyznanie:
- Bo ja bd miaa... dziecko.
Widok wszystkich umarych wchodzcych nagle do naszej salki nie wywarby na nas wikszego
wraenia. W jednej chwili zerwaymy si z prycz i z oszoomienia nie mogymy wyrzec ani sowa.
Olczyk zapalia lamp. Czesia chlipaa ukryta pod kocem.
- Ty bdziesz matk? Ty, dziewica?... - podchodzia do niej oburzona Raszkowska. - Uszczypnijcie
mnie, bo nie wiem, czy ni, ona si ju pucia!
- Z kim? - spytaa ciekawie Ziuta.
- Przecie, e nie z Duchem witym, a z jakim miglancem! - zamiaa si Hela. - Fiu... fiu... by
klarnet, jest bben, bd chrzciny...
- I bdzie okazja do wypicia!-ucia Olczyk siadajc na pryczy Czesi i starajc si j uspokoi. Zreszt
bezskutecznie. Czesia ryczaa. Dopiero kiedymy zestawiy prycze, przygarny j do rodka i zgasiy
wiato, zacza swoj spowied.
Ojcem dziecka okaza si doktor Brusikiewicz, wykadowca anatomii na kursie pielgniarskim.
Czowiek onaty i dzieciaty, starszy od niej o jakie dwadziecia lat. O niego to by pacz w czasie
odjazdu i to on pisa do niej listy.
Tego Raszkowskiej byo ju za wiele. Wykpia jej mio; taki doktorek ju niejednej sucej zrobi
brzuch przed wojn. Ona wie najlepiej, bo sama bya kucht u pana adwokata, co nie znaczy, e daa
si wystrychn na dudka. Kiedy, gdy wsadzi rk za jej stanik - no niech si Wadzia nie opiera... -
dosta cierk przez eb i skamla, aby tylko pani nie powiedzie. A ta gupia pucia si teraz, w czasie
kiedy rzdzi wadza ludu, jest wojna i koniec z wyzyskiem czowieka przez czowieka. Gdy posyszaa,
e doktor ponadto obdarzony zosta pierwsz mioci, wpada w furi i musiaymy j poskramia.
Wykrzykiwaa o zejciu na psy i nie moga pogodzi si z myl, e ta najpikniejsza i najdelikatniejsza
Czesia oddaa ca swoj bezcenn modo w apy starego pryka. Bo to jest co niepowtarzalnego, co
si nigdy nie wrci, nie cofnie i co bdzie palio jak niezasuony policzek, bo przyjdzie dzie, kiedy do
szczcia bdzie brakowao tylko tego. Ona to te wie najlepiej, z wasnego dowiadczenia, bo
rodzony chrzestny przewrci j w brzeniaku, gdy j wid na sub do miasta. Niech wic Czesia
jedzie natychmiast do Brusikiewicza i niech on czym prdzej wyskrobie ten pomiot, jeeli jest
lekarzem. Gdyby na to nie przysta, powinna napisa do jego ony, ktra jest w Lublinie. Nie wolno si
z nim patyczkowa. Potem, gdy sama zadba o siebie i wydobrzeje... niestety, trzeba oszuka...
porzdny chopak si nie pozna.
- Gdyby nie ten twj stan bogosawiony, zadarabym ci teraz koszulin i spucia porzdne manto
solidnym ojcowskim pasem - zakoczya rozelona Raszkowska. A kiedy gos zabraa Hela, przytulia
si do Czesi i zacza podszczypywa j i obmacywa, burczc coraz ciszej, a wreszcie popakay si
obie.
Na usunicie podu Czesia si nie zgodzia. Wie od dawna, e to nie bya prawdziwa mio
i nienawidzi tego czowieka. Jednak dziecko jest jej i nie odda go nikomu. Do domu nie wrci, bo
matka by j wykla. Chce jecha z nami na front. W krtkim czasie skoczy si wojna i nikt si nie
domyli, a po wojnie pozostanie w cywilnym szpitalu. Zaklinaa nas, bymy nie wyday jej przed
siostr przeoon, gdy ta zwolni j z wojska, a wtedy nie pozostanie jej nic innego, jak odebra
sobie ycie, bo gdzie si podzieje. Przysigaa nam, e si za to odwdziczy, skoro tylko bdzie miaa
czym. Lecz i bez tych obietnic przystaymy na jej prob bez wahania. Bya nasz ozdob, dobrym,
licznym duchem. Kolejno przyrzekaymy jej dochowania tajemnicy. Olczyk powiedziaa
z wyszoci:
- Po co wy mnie pytacie? Czy to ja mam szesnacie lat?

Jeszcze jedno ostatnie spojrzenie na cmentarz. Gdymy tu przybyy, umarych chowano wewntrz
jego murw, teraz, kiedy wyjedamy, rozrs si szeroko poza ogrodzenie. Samochd nasz zjeda
po pochyoci i krzye si schoway. Tu za nami kolebaa si ciarwka kompanii wartowniczej.
Ziuta miaa si do nas przez szyb. Jeszcze przed odjazdem podarowaa szefowi Burgowi tali kart,
za co ten ustpi miejsca w kabinie i w tej chwili rn w najlepsze na platformie w jakie odne
dupki. Kolumn otwiera ambulans kaprala Knota, wiozcy komendanta i lekarzy, a zamykaa
sanitarka niemiecka, mieszczca starsze siostry z naczelnym. Kwatermistrz podrowa na
samochodzie intendenckim, z kocw i pocieli urzdzi sobie wygodne legowisko, mg w nim spa
niczym w borsuczej jamie. Siostra Witeziwna zajmowaa jego miejsce w kabinie.
Monotonne buczenie motoru kojarzyo si nam z jak muzyk i nastrajao do piewu. Podniosymy
Rano, rano, ale wyszo faszywie, i zaniechaymy pieni. W milczeniu rozpamitywaymy nasze
marzenia, ktre si wreszcie speniay. Wic dzieje si teraz to, z czym wyruszyymy na wojn,
o czym piknie mwi zastpca na kursie, na co oczekiwaymy wiele miesicy i tygodni:
Jedziemy wreszcie na front.
Uciekaj w ty spalone czogi niemieckie, zepchnite do roww rozbite samochody, strzaskane
armaty zaryte pyskami w skarpach. Migaj barwne bramy opustoszaych onierskich kwater, kopuki
ziemianek na przylesiach, rozliczne kupy koskiego ajna i mierzwy, lady wojennych biwakw. Im
bliej Wisy, tym wiksze wyboje na drodze i wicej lejw na polach. Na pierwszym postoju wgramoli
si do nas jaki rumiany kapral.
- Nie raczycie nawet rki poda bohaterowi przyczka mostowego, nie? - wysapa. W malekich
oczkach igray mu diabliki szelmostwa. Zauwayymy, e si mocno chwia na nogach. Bez ceremonii
rozepchn park sistr, usiujc wepchn si w rodek. Day mu naleyt odpraw. A klasno.
Wtedy zacz si przymila do nas, wydoby butelk - odmwiymy. Chocia chciaoby si napi, bo
byo zimno, ale pami o naszej reputacji nie pozwalaa nam na to, w dodatku w kabinie siedzia
chory Nidzki. Hela golna sobie bez namysu.
- O, bodaj twoj matk anieli unieli! - zawoa krewki kapral, wybauszy lepka i podnoszc butelk
zarechota:
- No to bryz, cro Emilii Plater!
Upominaymy Hel, ale ta owiadczya, e ma mocn gow, e z atwoci zdoa przepi tego gieroja
i moemy by spokojne o ni. Zastpca nie posyszy. I smalia nadal.
Kapral opowiada jej o nieprawdopodobnych wasnych wyczynach na przyczku mostowym, Hela
potakiwaa i patrzya na niego z uwielbieniem. miaymy si w skrytoci: to on ga jak z nut.
Sen nas zmorzy i zapadajc w ciep bogo widziaymy j przytulon do kaprala, ktry poprzez
gon czkawk wyznawa jej swoj wielk mio.

Zbudziy nas jego szturchace i przepity gos:
- Hej tam, babiniec! Wstawajcie! Wisa... Zrywajc si zjedaymy po somie do tylnej klapy,
samochd z rykiem wspina si po nasypie podjazdu na wa przeciwpowodziowy. Wycignymy
szyje, serca biy nam mocno.
- Trzymajcie si, bo zaraz pojedziem z grki - przestrzega kapral.
Za szczytem czekaa na nas olbrzymia rzeka. Nie mogymy ani mwi, ani si mia, ani paka.
Bd pozdrowiona najwierniejsza Wiso. Nasza Matko, Tsknoto i Mioci. Przyzywaa nas od
dziecistwa, poprzez czasy niewoli, miesice pamitnego lata i pluchy powolnej jesieni. I nareszcie,
nareszcie zgromadzia nas u siebie. Nas - Twoje dzieci. Z naszego szarego stadka tylko Ziuta
podziwiaa Ciebie pod Tczewem, a my, gski i sroki znad Bugu, Sanu i z kresw, doszukiwaymy si
Ciebie w lustrze kadego rozlewiska, w pluskocie kadej rzeki, w szmerze kadej strugi. Bomy Ciebie
kochay.
Dzisiaj musimy Ci wszystko opowiedzie, poskary si i poali. Z podszeptu serc, z najgbszej
szczeroci wyznajemy ca prawd:
Kusia nas i przeraaa, gdy przez dugie tygodnie komunikaty wojenne gosiy o zaartych walkach
w Twoim uku. By czas, emy Ciebie nienawidziy. Bo do Ciebie dyy setki i tysice nieznanych
onierzy, ktrzy piewali o Tobie, e najpikniejsza z rzek caego wiata. Tacy byli ufni, dziarscy
i ogorzali. A gdy doszli, to Ty zabijaa w nich moce ycia albo nam ich zwracaa okaleczonych,
cichych i bladych...
Ale musimy koczy nasz hymn, stromizna zjazdu wgniata nas do wntrza. Czesi trzeba si zaj, bo
si jej zakrcio w gowie.
Witaj nam, Wiso, na pomylno rychego zwycistwa. Rzeko spenionych marze!
Ponad rozbetan ach kilka drg wiodo do mostu z pontonw. Wiele stao unieruchomionych
pojazdw grzznc po osie, stosy skrzy, zway pni, belek i faszyny, osypiska piachu wymiecionego
z gbokich dow po bombach lotniczych. Mrowie onierzy obu Armii, Polskiej i Czerwonej, uwijao
si na obszarze przeprawy. Grzmiay nieustanne wybuchy, fontanny wody kipiay nad rzek.
- Nie bjcie si, to nie ostrza - uspokaja nas kapral. - Saperzy krusz lody.
Widziaymy ich czna i czajki o kilkaset metrw pod prdem, jak lawiroway zmylnie wrd
pyncej kry. Dziesitki saperw obsiadao mostowe pontony i warowao z bosakami w doniach.
gao nas, dziabao, popychao. Motorwka wloka na przybrzen pycizn du kr. Biela na niej
trup onierza w biaym kombinezonie i kapturze nasunitym na hem.
Rdzawa lufa pepeszy godzia w niebo.

Cz druga
Pomerania
Motto:
Kto spojrza za siebie i spostrzeg
ruiny, obozy i zgliszcza,
i ksiyc nad noc jak ostrze,
i drzewo pod noc jak piszczel,
ten wie, e przenosi t burz,
co ogniem owiaa mu skro,
by czowiek ocala podwrze
i studnia w podwrzu, i ko.
(St. Wygodzki)

Na drugim brzegu ujrzaymy ziemi rozoran granatami, porozwalane schrony, resztki okopw,
zagajniki wykarczowane bombami, laski cite od kul; okaleczone kikuty, ogoocone z najmniejszej
zielonej gazki. Kbowiska drutw kolczastych, gbokie rowy przeciwczogowe, rozbite czerepy
bunkrw, pojazdy jak zdeche uki poprzewracane koami do gry. I trupy.
Naszych - adowane kopiasto na wozy przez onierzy oddziaw pogrzebowych o starych, ponurych
twarzach.
Niemieckie - panoszce si zgrajami na gach zniszczenia, wypeniajce przydrone fosy, zmite,
zabocone, rozzute, pnagie.
Na rozstajach drg wyrastay wojskowe cmentarze. Rowe kolumienki z czerwonymi gwiazdkami
wystrzelay tu obok skromnych i prostych polskich krzyy.
Wsie byy spopielone do przyciesi, starte z powierzchni ziemi, gdzieniegdzie kupy gruzw wiadczyy,
e pierwej by tu dom zamonego gospodarza, szkoa lub koci. Dwoje starych zgarbionych ludzi
stao u skraju drogi i nie mogo postpi kroku. ciek do zrujnowanego pogorzeliska zagradzay
rozpite druty ze wieo malowanymi tabliczkami: Miny.
Pod nami cielia si koszmarna droga. Rzucao nami pod paki, miotao z boku na bok, to
zapadaymy si w jakie gbokie rozpadliny, to podnosiy ku niespodziewanym szczytom.
Gdy pod podog szumiaa woda, a samochodem zaczo trz, wiedziaymy, e bajoro, i e koa
buksuj, jak to wyjania nam Olczyk. Zaraz te rozlegay si zgrzyty, motor chrzka, rycza,
wreszcie z wysokim wyciem, cal po calu, wyciga si z bota. W chwil potem pogra si samochd
Ziuty, siekc wod do roww.
Przez okienko podziwiaymy naszego szofera. By nim kocisty, blady plutonowy. Nie znaymy jego
nazwiska, lecz Hela jeszcze za Wis przezwaa go zdechlakiem. Spord innych zasmolonych
szoferw wyrniaa go ta wanie blada cera i zadziwiajca pedanteria. Z samochodu wysiada ze
szmatk w rku, przed wsiadaniem do kabiny porzdnie wyciera buty. Teraz twarz mia skupion
i oczy wtopione w szyb, biae palce jak szczypce ciskay kierownic. By bez czapki, wosy mia
zaczesane w przedziaek, byszczce od brylantyny i przylizane. Grube krople potu ciekay mu na
brwi. Wyciera je bia chusteczk tak czyciutk, e mogymy si zawstydzi. Usta mia lekko
rozwarte. Gdy wyciga nas z wybojw, zaciska je i przymyka oczy, zdany cakowicie na ask
motoru.
- Gdyby on mg widzie siebie... - wyszeptaa Fela zapatrzona w szybk. - On w tej chwili jest
naprawd pikny.
- A jake - zadrwia Hela. - Drugie wcielenie aktora Bodo. Zdechlak ta, i ju.
- Co ty si na niego zawzia?
- Bo nie znosz wymoczkw. A w ogle co tam w nim jest piknego? Ot, badylowaty i rudawy jak twj
nieboszczyk...
Biedna Fela znowu musiaa pokn gorzk piguk, zamilka i odsuna si na swoje miejsce.
W obronie plutonowego stana Kazia.
- Ale jest dobrym szoferem - owiadczya z caym przekonaniem. - aden nie prowadzi jak on.
- Odpukaj, koniecznie to odpukaj! - zamiaa si Hela. - Aby nie wymwia w z godzin. Jeli ci
naprawd miy, to si dowal do niego.
- A choby tak, to co?
- Nie widziaa? Na palcu ma obrczk. I wyposzczony, uyjesz sobie jak Czesia.
Fela pocigna siostr za rkaw, Czesia bezbronnie zakaa. Milczaymy, nie chcc wszczyna
awantury; nieatwo jest przekrzycze Hel. Rozewrze si na cae gardo i nasza wsplna tajemnica
wyjdzie na jaw wobec chorego.
Na skrzyowaniu, w pierwszej nie zniszczonej wiosce, regulowszczyk skierowa nasz kolumn na
boczn drog.
Wydostalimy si ze strefy przyfrontowej. Trakt by rwnie fatalny jak tamta droga. Mijalimy
kolumnad oparszywiaych mazowieckich wierzb, teraz samochody mkny przez beznadziejn
pustk pl. Nagle nasz wz zwolni biegu, zaszumiay gazie o plandek, szofer przystan na skraju
traktu. Ziuta, wymijajc nas, pokiwaa rk z kabiny.
- A nie mwiam? - zatriumfowaa Hela. - Ju nas przewiz ten zdechlak.
Tymczasem on sta nad odkryt mask i przykadajc ucho, pilnie nadsuchiwa warkotu motoru.
Krzykn do zatrzymujcej si obok poniemieckiej sanitarki:
- Jedcie, wnet was dopdza!
C to? Czyby by lzakiem? Zaciekawio nas to, bd co bd rzadko spotykao si lzakw.
Wkrtce jednak naprawi motor. Ruszy ostro, lecz po przebyciu kilkuset metrw stan znowu.
Wyjrzaymy przez szpary. Tym razem samochd utkwi porodku rozlewiska. Plutonowy zajrza do
nas.
- Nie macie tam jakiego starego koca? Musza wle pod ta pieroska maszyna.
- Nie mamy! - warkna Hela. - Wszystkie nowe i wy-de-zyn-fe-ko-wa-ne.
Odszed bez sowa. Wycign kouch z kabiny, rozcieli pod koami i leg na nim na wznak. Obok
niego uklk chory Nidzki podajc mu narzdzia i wcibiajc gow pod motor.
Marzymy i tupay nogami, wreszcie jednak musiaymy wysi. A kiedy powrciymy od pl, lzak
cigle jeszcze grzeba si pod koami. Miesi butami w bryi, szamota si na wpzatopionym kouchu,
sapa, pieronowa i krucyfiksowa. Dojedaa do nas jaka kolumna samochodowa, chory Nidzki
rozkaza j zatrzyma. Wypchnymy Czesi, czym prdzej poprawiajc jej wosy, obcigajc paszcz
i pas.
Z samochodw wyroili si uszaci onierze Czerwonej Armii. Spod motoru wylaz nasz plutonowy. By
niepodobny do czowieka: bury od bota i czarny od smaru. Jego wystajce opatki porastay mgiek
pary. Obskoczyli go szoferzy, kilku z nich brodzio po bajorze i kucajc zagldao pod koa. Samochd
wycignito z bota i pozostawiono na skraju drogi. Chory odsya nas z kolumn do etapu. Maszyny
nie mona przypi, bo co jest rozkrcone, wojsko nie moe czeka, plutonowy Gurdo sam usunie
defekt, ale to bdzie trwao duej i nie ma potrzeby, bymy marzy.
Na dowdc grupy wyznaczy Olczyk i udzieli jej kilku wskazwek.
Oficerowie otwierali przed nami drzwiczki kabin, onierze opuszczali klapy, gotowi do usugi przy
wsiadaniu. Kolumna liczya kilkanacie samochodw. Tu kusia nas harmonia, tam akordeon, gdzie
indziej baaajka. Olczyk kroczya na przedzie, wolaymy akordeon, bo modny, ale ona wybraa
samochd, przy ktrym nikt nie sta i z ktrego rozbrzmiewaa onierska pospna dumka i smutno
brzdkaa gitara. Przewali pie, gdymy doszy do zamknitej klapy, lecz zaraz na prob Olczyk
podjli j od pocztku. Posadzili nas porodku, na wygodnych onierskich toboach. Z dumki kapaa
tsknota, gitara pakaa.
- Wiecie wy co? - wyszeptaa do nas Hela jakim nie swoim gosem. - Dajcie mi teraz po pysku; ja
jestem cholernie za... Za do szpiku koci.
Zasonia twarz rkami, adna z nas ani mylaa jej pociesza. Dobrze jej tak. Skoro niesprawiedliwie
osdzia szofera, niech teraz cierpi. W milczeniu syciymy si jej klsk. W szpalerze drzew wida
byo jeszcze kanciasty blok naszej ciarwki, kolana plutonowego zadarte ku grze i posta
chorego, klczcego obok k.
A noc si zbliaa i zmierzchao nagle. Cikie nawalne chmury zalegy nad polami, niosc blisk
nieyc.
...I dopom, Boe, naszemu lzakowi i innym szoferom frontowym, ktrym w taki czas ustan
maszyny w drodze.

Wysadzili nas w jakim upionym miecie, na szerokiej, gadkiej ulicy, ktr nieprzerwanie szoroway
transporty wojskowe. Olczyk pozostawia nas pod cian kamienicy, nakazujc nie rusza si std
i oczekiwa jej powrotu. Znurkowaa w potoku oskoczcych taborw, przepadajc w mroku
nieznanych ulic. Udaa si na poszukiwanie Komendantury Wojskowej. Nie min chyba kwadrans, jak
wezwaa nas do siebie z naprzeciwka. Nie miecio nam si w gowach, jak ona tak prdko trafia do
Komendy i co za sidmy zmys musi posiada, skoro nas odnalaza. Bo my w tym ogromnym ciemnym
miecie widziaymy tyle, co lepe kocita.
Barczysty onierz, z ktrym przybya, powid nas przez jaki rozlegy plac, peen botnistych dziur
i kau.
Obok domu o oknach i dachu, przez ktry przewieca ksiyc, zatrzyma nas, wskazujc ssiedni
budynek:
- Ot, zdzie wasza kwartira.
Dopiero teraz dojrzaymy w oddali nasze samochody. Kochane Czerwone Krzye na biaym tle wabiy
nas w mroku jak latarnie. Nasz wartownik wepchn nas do jakiej wysokiej sali, w ktrej rozlegay si
dziwne powistywania. To byli nasi. Szoferzy, kucharze, sanitariusze i onierze szefa Burga leeli tu
krgiem na barogu, nogami do wystygego pieca. Rozepchnymy ich w najlepszym miejscu, od
kta. Hela cigna koc i kouch z jakich najgoniej chrapicych piochw, okryymy si i ju nas
wszystko przestao martwi.
Nad ranem zbudzia nas zajada ktnia na legowisku. Jeden z szoferw kl wartownika-amag, ktry
nadepn mu na stop. Ten znw odszczekiwa si: niechaj nie ley na drodze jak Rejtan czy te krowi
ogon na gnoju. Kucharz Gregorczuk poprzysiga zemst temu, kto zwdzi koc i kouch. Raszkowska
dla witego spokoju zwina je w kb i cisna w kierunku kucharza. Zreszt mona si byo obej
teraz bez cudzego nakrycia. Okazao si, e wartownik szed nas budzi, gdy przyby nasz samochd.
Nie zdyymy powsta, gdy w drzwiach ukaza si lzak, obadowany naszymi toboami.
Przywieca sobie latark.
- Kaj s moje mikruski? - zapyta piewnie. - Gdzie jestecie, frelki?
- Tu jestemy, panie plutonowy! - krzykna Hela. - Tutaj!
Gdy kroczy, w jego butach aonie szlochaa woda. Zuwa je czym prdzej, szczkajc zbami.
Najchtniej wziybymy go do rodka, ale eby nie byo gupich plotek, urzdziymy mu posanie na
skraju. Na pytanie, skd si wzi w Pierwszej Armii, odpowiedzia, e za biedaszyby dosta si do
wizienia przed wojn i we wrzeniu znalaz si we Lwowie. Na lsku pozostawi on i dwoje dzieci;
od czterdziestego roku w domu nie maj o nim wiadomoci. Pierwszy list wysa przedwczoraj.
- A jak pan myli - pytaa Fela - czy po wojnie zastanie pan swoj on... tak, jak bya?
- Ja tam o tym nie myla - odpar plutonowy. - Moja starka jest przecie taka sama, jak ja. Znam j od
bachora...
Nie miaymy pyta o wicej. To, co usyszaymy, wystarczyo nam do portretu grniczego
maestwa o wyprbowanej mioci i jednoci. Jednak ze szczeglnym szacunkiem pomylaymy
o nieznanej dzielnej i wiernej kobiecie ze lska, ktra jeszcze przed wojn bya naraona na
przeladowania i na pewno cierpiaa podczas okupacji.
Hela przyrzeka mu, e rano same wypierzemy jego kouch, lecz lzak ju nie sysza. Nagle zasn.
I zachrapa, oj, ale on zachrapa... Niech si schowa nasz kucharz ze swoimi pomocnikami.
Dugo nie mogymy powtrnie zasn. onierze gldzili midzy sob, kopcili, kaszleli, stary Wicek
krzta si koo pieca, rozniecajc ogie. ama drwa, sapic przy tym i gderajc sam do siebie. Rura
rozpalia si do czerwonoci, ciepo wygadzio nasze twarze. Zasnymy. Zbudzia nas
wyelegantowana Ziuta. Byo ju zupenie jasno, gdymy wyjrzay przed dom. Rozlegy plac okaza si
zwykym rynkiem, a wielkie miasto - miasteczkiem. Nasza kuchnia dymia pod drzewem o pniu
rozupanym do korzeni. Ziuta przyniosa nam ciepej wody w wiadrze, umyymy si wic w naszym
kcie. Pochwalia si, e spaa na prawdziwym ku w ssiednim domu.
- Wiemy! - przerwaa jej Hela. - Na pewno z jakim chopem.
- Wanie e nie - zaprzeczya. - Spaam z ma dziewczynk. Z wieczora jedni pastwo zaprosili mnie
na herbat, pogralimy w brida i zostaam. Ale wy opowiedzcie mi o waszych przygodach w nocy.
Czesia wyoya jej wszystko od pocztku, potem Kazia opowiedziaa o lzaku i jego onie. Wtedy
Ziuta wyznaa z westchnieniem:
- Boe, jaka byabym szczliwa, gdyby kto kocha mnie tak mocno...
- Syszaycie? Ona jest nieszczliwa! - zawoaa Raszkowska. - A za Wis o kogo to chcieli si strzela
oficerowie? Sabo to ciebie kochali?
- Naiwna jeste - wyrzeka Ziuta ze smutkiem. - Oni mnie nie rozumieli, mnie nikt nie chce zrozumie,
ani ty, ani wy...
W tej chwili wpada do sali Hela krzyczc, e na rynek wjeda kawaleria. Kusem ponioso nas do
drzwi: na przedzie galopowaa Raszkowska, ktra miaa przed wojn narzeczonego uana z tego
puku. Na chodniku spotka nas niemiy zawd. To nie byli nasi chopcy malowani, ale Kozacy.
Zaroio si od koskich bw i barankowych krasnych kubanek. Ze szczkiem zajeday samochody
pancerne i cienkoszyje armaty, bzyczay zwinnie wszdobylskie trjkoowe motocykle. Przy kuchni
nasi wyjanili nam, e to jednostka pancernej kawalerii gwardii. Lanca dzisiaj ju nikomu si nie
przyda, a i dni konia kozackiego s ju policzone, jedcw wkrtce posadz na maszyny.
Po niadaniu gapiymy si na Kozakw, gdy poili i obrokowali konie. Pod pomp, na rodku rynku,
myli si pod strumieniem rozebrani do pasa. Widoczne byo, e czynili to z nieprzymuszonej woli.
Taplali si z upodobaniem, wielu z nich, pozaczepiawszy lusterka na pytach pancerek i tarczach
armat, mydlio si od ucha do ucha i golio zamaszycie.
- Psiakrew! - odezwa si jeden z naszych. - Nie mog patrze, jak oni si chlastaj tymi brzytwami.
To mog si pozarzyna...
- Bo to jest wojsko! Wojsko - mocnym gosem pochwali ich kapral Burg. - Gdyby Hitler mia takie
wojsko, dawno by, bratku, na przetop poszed, zmydliliby ciebie. Takiego onierza trzeba samemu
sobie wychowa, Kozaki to nie wy, piecuchy, jeden z drugim. Ciep wod mu, panie, podaj
w kocioku, bo si nieborak zaraz przezibi... A troch gimnastyki nieaska? W zdrowym ciele zdrowy
duch...
- Tak jest, panie szefie. Cukier krzepi i nie kademu dane by Kozakiem! - jednym tchem wypali
kucharz Gregorczuk i klasn w swoj opas, rozchestan pier.
Kozacy konni pucowali si i glansowali zawzicie, podczas kiedy pancerni majstrowali przy motorach.
Nasz podporucznik z plutonowym Gurdoem krcili si koo ich maszyn i zagldali do nich. Od
spalonej remizy przywoaa nas Hela.
Parka koni wierzchowych w najlepszej zgodzie przetrzsaa gorliwie wntrze motocyklowej dki,
lekcewac zupenie grony ryjek karabinu maszynowego. Z uczuciem psotnej rozkoszy patrzyymy,
jak dobrawszy si wreszcie do ukrytych smakoykw potrzsay bami, prychajc nozdrzami i strzygc
uszami.
Draymy tylko lekko, czy aby nie uruchomi spustu erkaemu i czy w cian remizy nie zasiecze naga
wiszczca seria. Widowisko jednak szybko si skoczyo, bo - przecinajc rynek w poprzek - ju
pdzi rozwcieczony motocyklista z harapem w rku. Wyszarpn spod koderki oba koskie pyski,
wytrzaska po chrapach i wysmagawszy po zadach, przegna precz. Nawymyla im od chabet
i parszywych szkap, a ich niedbaych wacicieli nazwa szubrawcami i po prostu sukinsynami.
Wycign z dki rozmamany worek onierski. Posypao si z niego troch kaszy i pacny w boto
trzy konserwowe puszki. Zrobio si nam naprawd markotno, gdymy posyszay, e zachanne
koniska poary elazne porcje trzyosobowego patrolu motocyklowego. Hela, stojca najbliej,
wygaa si przewrotn odpowiedzi, i owszem, widziaa to, ale uwaaa, e tak musi by, nie zna si
ani na koniach, ani na motocyklach.
Nie zdyymy zwiedzi caego czworoboku rynku, gdy wezwano nas na zbirk. Siostra przeoona
ogosia, i w zwizku z niedziel wszyscy z wyjtkiem starszego personelu pielgniarskiego s wolni
do godziny drugiej po poudniu. Nie podaa terminu odjazdu, lecz wiedziaymy, e nie ruszymy std,
dopki nasze samochody nie pobior penej iloci zapasowego paliwa, takiej, aby starczyo na ca
drog do frontu. Starsza siostra Gsewicz wezwaa nas, bymy pomogy przy urzdzaniu
prowizorycznej sali opatrunkowej dla miejscowej ludnoci. Kilku cywili z opaskami Milicja, PPR lub
PPS na rkawach wesp z chorym Nidzkim, uspokajao pokany tumek kobiet i mczyzn,
zebranych przed kwater komendanta. Zapewniali wszystkich o pomocy, jakiej udzieli im szpital
wojskowy, naley jednak zachowa porzdek. Wrd pacjentw przewaay dzieci i podrostki - ofiary
min i niewypaw. Chciaymy zosta, lecz siostra Gsewicz przypomniaa nam wyrany rozkaz
przeoonej. Stao si dla nas jasne, dlaczego przeoona zezwolia nam na przepustk. Zrobia to
dlatego, by wobec osb cywilnych nie kompromitowa naszego szpitala. Wida sdzia, e najlepiej
bdzie, jeli zajm si tym starsze siostry oddziaowe z ugruntowan praktyk. No, niech ona nie
bdzie taka mdra. Nie jestemy gupimi gskami, za jakie nas uwaa. Z pewnoci dorwnujemy
takim siostrom, jak Kope, Kordyska i Miszczuk, przerasta nas jedynie siostra Gsewicz, lecz c, nie
kada z nas moga by sanitariuszk w partyzanckim szpitalu. Zreszt, kto wie, czy nasza Olczyk nie
jest bardziej dowiadczona. Jej te polecono i sobie, wic zabraymy j ze sob z zamiarem
dalszego zwiedzania rynku. Zastpca obiecywa cywilom z PPR zaj pniej do Komitetu. Poszymy
wic i my w t stron, do tej partii, ktra wyrosa z gniewu ludu i walki, wysza z podziemia, obejmuje
wadz i wiedzie nas do zwycistwa. Minymy Komitet Miejski Polskiej Partii Socjalistycznej, byo tu
nawet adniej: drzwi udekorowane flagami biao-czerwonymi i niebieskimi, podczas kiedy tam byy
tylko dwa kolory. Wartownik z niemieckim rozpylaczem na piersi, z brod i piegowaty, e a strach,
sta pod drzwiami i rzebi kozikiem gak solidnej laski. Zza okien na wp zabitych dykt dobiegay
gone krzyki i wrzaski. Jaki bas usiowa uspokoi t ktni, przy czym sam haasowa najgoniej.
- No, zobaczymy, co te wyniknie z tego pyskowania - mrukna Olczyk.
Kiedy mijaymy wartownika, schowa za plecy n i lask. Mylaymy, e to ze wzgldu na paski
Ziuty, lecz on najniespodziewaniej rozkraczy nogi, tak, jak to tylko potrafili Niemcy, i wyd drwico
wargi:
- Cze wojsku witej Jadwigi! - I nie otrzymawszy ani sowa odpowiedzi na zaczepk, puci do nas
beznadziejnie durne perskie oko.

Nakoniymy Olczyk do przywdziania spdniczki Ziuty i wycignymy j na wycieczk po miecie.
Sforsowaymy szos warszawsk i znalazymy si na uliczkach zatoczonych wojskiem i ludnoci.
Jaki szofer, trbic na cywilne wehikuy cignce do Warszawy, krzycza wskazujc za siebie:
- Prawa wolna! Ludzie kochani, dokd wy jedziecie? Ta tam pustynia. Kamie na kamieniu...
Przystanymy na maym placyku, pod domem ze zrujnowanym dachem i wgem obcitym
pociskiem. Bya liczna pogoda, wiecio soce, Ziuta zmruya oczy przed blaskiem.
- Ty si tu nie opalaj, tu nie Jurata - ocucia j Raszkowska.
- Boe, a ja tam nie byam - wyznaa Ziuta. - Wycieczka bya tylko do Gdyni i statkiem na Hel. Do
Juraty, jeeli kto chcia, ale ja nie miaam pienidzy. W tym roku musz tam pojecha.
Przechodziy koo nas staruszki, dostojne mieszczki i mode, wyelegantowane strojnisie. Miay modne
paszcze, pantofelki na korkach oraz jedwabne poczochy. Ach, i jakie czapeczki, szaliki, rkawiczki.
Mimo naszych oficerek i spdniczek nie mogymy nawet stan koo nich. Patrzyy na nas
wyzywajco i z nie ukrywanym politowaniem. Niektre przechodzc z bliska - tak, eby braa nas tym
wiksza zazdro - zadzieray mankiety spogldajc na zegarki.
- Ziuta, daj mi papierosa - nieoczekiwanie zadaa Kazia, ktra przecie nigdy nie palia.- Trzeba tym
podfruwajkom pokaza, e jestemy mimo wszystko inne ni one.
Zadymiymy wszystkie z wyjtkiem Olczyk. Lecz nic si przez to na lepsze nie zmienio; przechodzce
kobiety byy wyranie zgorszone, a paniusie kroczyy z tym wiksz dum. W kocu Olczyk pocigna
nas w uliczk burczc, bymy si nie wygupiay, gdy na wiecie jest ju taki porzdek, e s tacy, co
chodz w atasach, i tacy, co powituj goymi tykami. Nie trzeba si udzi. Na pocztku niewiele si
zmieni. Ju w tej chwili mamy tego przykady. W milczeniu przyznaymy jej racj. wite sowa! Bo
skoro wrcimy z wojny, podczas ktrej postradaymy wszystko, rodziny, dom i dobytek, i bdziemy
musiay czego si ima, zaczyna od nowa, tamte bd ju posiadaczkami i nigdy nie dadz si
przecign. Kiedy nas przeoryway karne ekspedycje, rozrbywali banderowcy, podpalali bulbowcy,
te si tutaj, jak u Pana Boga za piecem, bogaciy i stroiy. ycie w zachodniej czci Generalnego
Gubernatorstwa nie daje si przyrwna do gehenny naszych wschodnich dystryktw i Ukrainy. U nas
i we wrzeniu bili si najciej, i potem w czterdziestym pierwszym, i zaraz zacza si partyzantka.
Wreszcie front w czterdziestym trzecim i czwartym sta najduej. Tutaj natomiast burza przetoczya
si szybko i gadko; zanim dojdziemy do Berlina, miasteczko zaleczy swoje niewielkie rany wojenne,
zasypie doy, zamuruje dziury, powstawia szyby i dachwki. Przewal si tabory armii i kohorty
warszawskie, ycie wrci mniej wicej do normalnego trybu. Tylko my, my Armia-Wyzwolicielka,
bdziemy jeszcze bardziej ni dzi mizerne, bose i obdarte. Niechaj chory Nidzki mwi, co chce, ale
tak bdzie. Po co wic przybyymy tutaj? Czy nie lepiej byo nam w ogle nie zgasza si do wojska,
zlekceway hasa i apele? Oguchn na gos wasnych sumie? Bo tylko Olczyk z Raszkowsk
pochodziy z poboru, a my ochotniczo stawiymy si do wojenkomatw. I czy my naprawd
wyzwalamy t ludno?
Najczarniejsze myli, pytania i uczucia tak nas zewszd osaczyy, e zapragnymy nagle znale si
poza krgiem obcych spojrze i nie szwenda si beznadziejnie po uliczkach. Zawrciymy wic do
miejsca pod wyrwanym naronikiem, skd zaczymy spacer.
Poprzez rumor warszawskiej szosy przebi si do nas niemiay dwik sygnaturki. Znaczyo to, e
i tutaj Niemcy zabrali dzwony. Zdecydowanie ruszyymy do farnego kocioa. Na stopniach Hela
osadzia nas jednym sowem:
- A wszy?
e te o tym nie pomylaymy! Mogo si przecie zdarzy, e wylez nam na konierze i wtedy
paniusie rozkwicz si z obrzydzenia.
- Mnie to nie dotyczy - stanowczo owiadczya Ziuta, poprawiajc wosy i muskajc szmatk swoje
oficerki. Z kopotu wybawia nas Olczyk:
- Wielka mi rzecz, staniemy gdzie plecami do ciany.
W mrocznej kruchcie toczyli si mczyni, ale Olczyk przeciskaa si do przodu. Wynalaza dla nas
kcik pod chrem obok konfesjonau.
Na rodku kocioa panoszy si katafalk i trumna w dwurzdzie poncych wiec. Siwiuteki ksiulo
w czarnym ornacie powoli drepta przy gwnym otarzu. Z cicha brzmiay organy. Pojymy w mig,
e to pogrzeb jakiego monego mieszczanina, skoro odbywa si w czasie sumy. Nie przeraay nas
ju sprawy mierci, ale zaciekawia w aobny przepych i majestat, ktrymi j otaczano. I nagle
z chru posyszaymy guche sowa:
- ...rozstrzelanych jako zakadnikw:
Macieja Bieniaka syna Piotra,
Jzefa Michejd syna Antoniego,
Bonifacego Michejd syna Antoniego,
Rozali Marzec crk Katarzyny,
Edmunda Korta syna Pawa,
Magorzat Dzimicz crk Joanny,
Kazimierza Szczura syna Emila...
I nastpia przeraajca litania imion i nazwisk. To nie byy zaduszkowe wypominki, ale symboliczny
pogrzeb ofiar terroru hitlerowskiego. Przy taiymy si w najgbszej skrytoci, lecz strach odnalaz
nas i cisn krtanie. Gos czytajcego wibrowa od aoci, a z daleka huczay organy. Wreszcie lista
dobiega koca. Przez koci przeleciao jakby westchnienie ulgi.
- A wiato wiekuista niechaj im wieci na wieki.
Tu i wdzie rozlega si rozdzierajcy pacz, kto si zachystywa, kogo wynoszono. A od organw
dray witrae. Po krtkiej chwili cichy choray, zakaszla ksidz i znw pod uki wityni wzbija si
gos:
- Za dusze witej pamici wiernych naszej parafii, obywateli naszego miasta i dobrodziejw naszego
kocioa, zamczonych za drutami obozw koncentracyjnych Majdanka, Gro Rosen, Dachau,
Ravensbrck, Treblinki i Owicimia:
Walerego Juhasa syna Zygmunta,
Halin Ort crk Genowefy,
Mirosawa Lipiskiego syna Baeja,
Szymona Bry syna Franciszka...
Ten wykaz wydua si w nieskoczono, przeszywa nas, potrzsa, obala. Jeszcze utrzymywaymy
si oparte o konfesjona, pod nami klcza tum: lud. Nard?
Przenicowane paszcze i kurtki, palta z wyliniaych kocy, zrudziae szale i chusty. Twarze zestarzae od
lat i udrk, yse potylice, gowy wystrzyone nisko jak chopskie yto, mysie ogonki upstrzone
skrawkami perkalu i grube kity plecione niczym strucle, niekiedy przybrane wyblak kokard,
zwichrzone epetyny podrostkw. A tu pod naszymi stopami rzd rozciapanych buciorw,
wyciskajcych lady opon i wylatanych jak portki ebraka, lub cieniutkich pantoflt podkutych na
wieczno elazem.
Tak, nard.
Gos cigle wywoywa nowe nazwiska i imiona. Straszliwa litania nie miaa koca. Jak gdyby
z tamtego wiata jczay ponuro organy.
Pojymy teraz, emy si pomyliy. Nie mogymy dojrze tych kilkunastu paniu, a jeeli w ogle
byy, to chyba - tak, jak nasza Ziuta - skryway swoje ruiny pod piknem zwiewnych jedwabi. Nie
mogymy duej usta. Topnia ciar, ktry leg nam na sercach niedawno, pod wyszczerbionym
wgem. Warto byo przeprawia si przez Wis i kwaterowa w tym miasteczku. Warto jecha na
front. Wszy mog sobie spacerowa po naszych konierzach, tu idzie o rzeczy waniejsze.
- ... bohaterw walk partyzanckich, nieustraszonych onierzy konspiracji, za braci naszych,
tragicznych mieszkacw ulicy Waowej, powieszonych za tajn drukarni.
Paday nazwiska, stopnie, pseudonimy. Dosy! Dosy! Oszczdcie nas! - Chciaymy krzycze, lecz
aden gos nie mg wydoby si z piersi. Zakneblowao nas przeokropne spostrzeenie, e nie
o wszystkich posyszaymy, bo byo ju po Podniesieniu, nie o wszystkich si tu mwi, gdy wojna nie
jest jeszcze zakoczona, i e za ydw nikt si tutaj nie modli. Oni przecie musieli mieszka i w tym
miecie.
Naboestwo koczyo si, ksiyna z ledwoci si krzta przy otarzu. Podniosym akordem
zabrzmiay organy i cichy.
- ... Pomdlmy si o ryche zakoczenie wojny, o ask ycia dla naszych najbliszych, od ktrych nie
ma wieci, i o ich szczliwy powrt. A w szczeglnoci o odzyskanie najniewinniejszych dzieci - ofiar
hitleryzmu, zawleczonych do Germanii na zniemczenie i zatrat.
Czuymy wtedy, e spyny z nas szcztki alu do mieszkacw tego cichego miasteczka i wraz ze
zami wsiky w kamienne pyty.
Gdymy wyszy na soneczny dzie i zamierzay przeci warszawsk szos, Ziuta zatrzymaa nas
przeraliwym krzykiem:
- Stjcie!!! Ani kroku!
Z oguszajcym trbieniem, rykiem motorw i niesamowit szybkoci przejedaa kolumna
szczelnie przykrytych synnych samochodw o liniach opywowych. Wszystko, co si poruszao na
drodze, zmykao co tchu na boki. Ciy przestrze kolorowe chorgiewki ruchu. onierzom
w hemach i pelerynkach, pilotujcym ze stopni, wyrastay skrzyda u ramion. Pd powietrza pra nas
po twarzach. Za kadym samochodem kotowa si jaki szataski myniec bota, dymu i mgy.
Wydao si nam, e jad wydrze te wanie dzieci.

Po obiedzie do naszej sali wgarnli si Kozacy. Zaniosa si od wesooci harmoszka, rozdzwonia
baaajka-figlarka. Docy wytupywali siarczyste prysiudy i wycinali ogniste houbce. Zupenie niele
poczynaa sobie Hela. Kozacy klaskali. Najgstsze brawa zbieraa za prysiudy w chwilach, gdy byskay
jej kolana i uda... A ta gupia o tym nie mylaa.
- Kicaj, kicaj i ty - zachcaa Raszkowsk.
Naszego siwka nie byo. Starszy strzelec Ksido, dowdca szpitalnego taboru, wlk si gdzie za
nami. Przezorna Raszkowska zzua zdradzieckie oficerki i w zwykych trzewikach pucia si
z przystojnym wysokim Kozakiem w tany.
Uczya go omdlewajcego tanga w takt... jakiej zwariowanej koomyjki.
Kto wyrn gow w rozpalon rur, wzbiy si snopem iskry i zaja soma. Ogie stamszono
butami, ale dymu nie udao si wypdzi. Towarzystwo wylego na rynek. Hela wyrazia ch zaycia
konnej przejadki. Zgosia si rota nauczycieli, koniuszych i doradcw. Niespodziewanie wyrwaa si
z podobn zachciank Czesia. Oczywicie pohamowaymy te zapdy i przypominajc jej to, o czym
powinna sama pamita, jeeli chce urodzi je ywe i zdrowe. Ostatecznie zgodziymy si na jej
przejadk motocyklem dookoa rynku. Kozak pancerny troskliwie usadza j w dce, jakby
o wszystkim wiedzia...
Heli podprowadzono najlepsze wierzchowce. Wybraa jednak krgego konika, wakonicego si
w zaprzgu u cienkolufej armatki i poszukujcego czego na dnie ogromnego i oprnionego
reptucha. Wzbudza zaufanie; gdy go siodano, nie raczy nawet machn ogonem. Przy wsiadaniu
przenikno nas przeczucie czego, co si dla niej moe le skoczy. Nasza Hela, dzieci wielkiego
miasta, jego suteren i rynsztokw, w aden sposb nie wygldaa na amazonk. Moga co najwyej
wsi kiedy na grzbiet zwalistego waacha rozwocego piwo lub mk po miecie. Nic wicej. Co
innego taka Raszkowska, ktra urodzia si przy koskim pysku, wychowaa na wsi i miaa wyj za
kawalerzyst, gdyby nie wojna. Hela trzymaa si sztywno, lecz min miaa zawadiack, dwch
Kozakw, trzymajcych za wdzido, przepdzao leniwego konika drobnym truchcikiem. Konni
i pancerni krzyczeli z wesooci, machali kubankami; tak jej miesznie podrygiway piersi i tak wysoko
odsoniy si jej uda.
- Puskaj, ja sama! - wrzasna szarpic wodze i cmokajc jak stary fiakier. Krnbrny konik taczy
w miejscu, potrzsa bem, spod dugiej grzywy byskay dzikie, ze lepia. Wreszcie zakusowa nagle
i rczo. Hela szalaa, Kozacy kipieli, jej spdniczka uniosa si jeszcze wyej.
Przed kau konik zary kopytami i wierzgn zadem, a Hela krzyknwszy piskliwie aj, prasna
w rodek bajora. Zanim do niej dopadymy i runli Kozacy, pozbieraa si sama i wypluwajc boto
warczaa wciekle:
- Niech zdechnie... niech zdechnie...
Gdymy j zasaniay w kcie obok pieca, wesza siostra sierant Gsewicz, caa purpurowa ze zoci.
Powiedziaa, e w wojsku nie wolno robi tego, co si robio u mamy, i e za ten wybryk Hela zostanie
przedstawiona komendantowi do karnego raportu. Za godzin, gdy wyschnie, winna stawi si
w kwaterze dowdztwa u siostry przeoonej.
Ale Heli si upieko, przynajmniej na dzisiaj; nie mino p godziny, gdy ogoszono przygotowanie do
odjazdu. onierze Burga wtoczyli na nasz samochd trzy beczki benzyny.
- Ino tutaj si nie gzijta i nie kurzta, bo si przypieczeta jak kurczta - przestrzega nas szeregowy
Jtorek. Nie wierzyymy, czy to prawda, czy kpi. Przyszed plutonowy Gurdo, obejrza zamocowanie
i upomina tak samo. Zajrza podporucznik Skowron - zabroni palenia papierosw, a chory Nidzki
popuka w beczk i poleci wstrzyma si od naogu na czas podry. Wreszcie Olczyk powchaa
szpunt i wyrzeka ze znawstwem:
- Benzyna. eby wam nie strzelio do gowy zapali tutaj zapak.
- Ja si chyba wciekn! - wrzasna Hela bliska tego stanu.
Na kocu wadoway si obie siostry. Obejrzay beczki i sprawdziy szczelno szpuntw.
- Ognia to tutaj nie mona pali - rzeka Fela. - Ale papieroska zawsze. Kazia, wycignij no zapaki.
Ledwo odwiodymy j od tego zamiaru pod grob doniesienia lzakowi; nie przekonao nas
zapewnianie, e obie pochodz z rodziny nafciarzy i znaj si na materiaach atwopalnych. Na
ostatek wydano nam po kubku gorcej kawy z mlekiem, kuchni doczepiono do samochodu,
wygaszono palenisko. Kapral Burg zwrci Ziucie karty mwic, e ostatnio onierze ograli go do gaci,
w dodatku po ciemku nikt gra nie bdzie.
- Waduj si ty do dziupli kwatermistrza - poradzia Hela, gdy Ziuta z markotn min zajmowaa
miejsce wrd nas. Zwierzya si nam, e nie znosi jazdy plecami do przodu, i zapowiedziaa
niezwoczn przesiadk do kabiny, skoro tylko wyjedziemy poza miasto. Pomimo e miejsce
chorego Nidzkiego zajmuje podporucznik Skowron i ten powiesi ju na szybie fotografi
narzeczonej. Zdradzia nam w dodatku, e pojedziemy na kocu kolumny, do Poznania droga wietna
i mona wiele zobaczy. Siostra przeoona zapytaa nas, czy dobrzemy si usadowiy, bo czeka nas
cika podr.
U Kozakw wszcz si nagy ruch; krztajcy si na rodku rynku biegli w nasz stron, do chodnika.
Wyjrzaymy.
Dwch drgali z Komendantury Wojskowej taszczyo zupenie nieprzytomnego wojaka. Gow mia
przerzucon do tyu, zamknite oczy i usta otwarte. Skoowaciay jzyk porusza si w jamie ustnej
leniwie jak ebek wia. Kozacka szabla szczkaa o bruk. Za nimi podskakiwao, jak kogutek,
czerwoniusiekie, kurnose Kozacz. Szarpao za konierz, uszy i za wosy, cucio pijaka i prawie
z paczem wykrzykiwao, eby si opamita, oprzytomnia, eby sobie uwiadomi, co zrobi ze sob,
i zobaczy, dokd go wlok.
- Miszka, Miszeka! Odkroj gaza! Odkroj gaza! - rozpaczliwie piao pchopi.
- Nie oddaj jewo, Griszka! Nie daj go, may! Nie daj! - woali ryczcy ze miechu Kozacy i onierze.
- Idi, poszo! - odganiali go drgale. - On ue nie twoj, a nasz. Idi, doskoj pietuszok.
Przed Komendantur Kozacz zawahao si i stano przed drzwiami bezradne. Po chwili machno
rk, ale tak, e chciaoby si go za to wyciska, i powiedziao co, czego nie mogymy dosysze. Po
czym nacigno na oczy krzyat kubank, zamioto burk i, wzorem atamanw, odmaszerowao
w peni dostojestwa z brzkiem ostrg i szabli.
- Widzia pan szef, co to byo? - zapyta ktry z onierzy.
- Widziaem. I nie ma si z czego mia! - ponuro odpowiedzia kapral Burg. - Tak si u nich odbywa
pobr do karnej roty.
Nie miaymy si, lecz i nie wspczuymy nieszczsnemu pijakowi, nawet na myl o oddziale,
w ktrym tylko mody matki mog wybawi od mierci. Wzruszya nas gorca, braterska przyja,
ktra natchna chopca do obrony niegodnego, starszego kompana pukowego, do odwanej walki -
z gry skazanej na przegranie.
Plutonowy Gurdo z podporucznikiem zatrzasnli klap, lecz my pozostaymy mylami przy maym
onierzyku.

Zima czterdziestego pitego roku bya niestaa i kapryna. Wkrtce po wyjedzie z miasteczka
przychwycia nas nieyca. Stalimy w polu. Nad nami wistao, chichotao, a kiedy cich wicher,
syszaymy wyranie drobniutkie szelesty niegu jak opot miliona malekich skrzyde. Niekiedy co
potwornego przewalao si nad nami i nad zawiej. To front. Czesia z Ziut leay porodku, Olczyk i
Raszkowska na skrajach. Hela wypdzaa Ziut do kabiny, chcc zaj jej miejsce, ale ta nie bya a tak
naiwna. Mwia, e teraz na postoju w kabinie mona skona z zimna. Zreszt na noc nie bdzie si
tam przenosi, przyrzeczenia dotrzyma jutro z rana.
Gdy ustaa zadymka, by ju pny wieczr. Ruszylimy, lecz dobra droga trwaa niedugo. Zakrcio
nami z wolna i zaraz zaczo niemiosiernie podrzuca. Jaki czas wszystkie gniotymy si i napieray
na stron Olczyk, co wygldao na jazd w poprzek dachu. Samochd ustawicznie przystawa, to
zrywa si do biegu, to toczy pomalutku i koysa. Czasami, rozpdzony, stawa nagle, jak konik Heli,
zarzuca zadem i dygota. Rozlega si wtedy gwizd opon, co oznaczao, e buksowa, ale zaraz motor
zgrzyta, chrzka i gra na wysok nut. Wreszcie okoo jedenastej stan i tak ju pozosta. Dopada
nas druga nieyca. Gdy przesza, okazao si, e tkwimy w jeszcze wikszych zaspach, i po chwili
rozkazano wysiada. Paskie pola, hulajcy wiatr i ksiyc ypicy spoza wzburzonych chmur. Szef
Burg wystawia wart, grupka szoferw z porucznikiem, wiecc latarkami i kopic w niegu,
dobieraa si do tylnych k samochodu kwatermistrza, bo znw co si popsuo. Czarne, kanciaste
ksztaty, majaczce w gbi nocy i wabice ciepym zaduchem izb, okazay si kolumn jakiego
warsztatu artyleryjskiego, ktra utkna, jak nasza, w zaspach. We wsi, ktr osignymy ju
skrajnie wyczerpane, nieatwo byo znale wolne miejsce; pczniaa od koni, ludzi i taborw.
W jakiej komrce, wypenionej sodkawym zapachem zeprzaych ziemniakw i cierpk woni
kiszonej kapusty, zwaliymy si pokotem na som wesp z onierzami Burga. Jaki godomr
depta nam po ydkach, skradajc si do kapusty. Kopn j ze zoci, beczka zadudnia pustk,
posyszaymy tylko cheptanie kwanicy.
Wstawaymy dzwonic zbami, z wosami okwapiaymi od somy i gsiego pierza. Na drodze setki
ludzi odwalao nieg, przebijalimy si przez biae nawisy jarw i zamioty. Ziuta zatrzymaa samochd,
otworzya drzwiczki szoferki, posyszaymy jej miech, jak si przekomarza z podporucznikiem.
W chwil potem wlizn si on do wntrza samochodu i zapyta z zakopotaniem:
- Gdzie tu jest miejsce kaprala Sawiskiej?
Pokazaymy mu tunel pomidzy beczkami a balem kocy; przecie nie bdzie rozpiera si na jej
posaniu obok Czesi. Wymoci legowisko kouchem, leg i przez kilka godzin nie dawa znaku ycia.
Na postoju przed przepraw wyskoczy i wkrtce jego miejsca poszukiwa lzak.
- Kaj tu spa porucznik Skowron?
Popasalimy w jakich zasypanych wioskach.
Front dudni coraz bliej. Gruba gospodyni, widzc, e myjemy si niegiem, wzywaa nas od drzwi:
- Dopiero co rozpaliam. Ale tu macie hantuch i wborek.
Nie domylaymy si, ktre z tego jest wiadrem, a ktre rcznikiem. Olczyk wiedziaa. Byy to jej
rodzinne strony, tu si urodzia. Chocia wychowaa si na Woyniu, to jednak zachowaa znajomo
wielu tutejszych spraw i zwyczajw, ktre byy dla nas nierozwizaln zagadk.
W wygasej cegielni, pooonej pomidzy jeziorem a miasteczkiem, kwaterowalimy a trzy dni.
Potem wyruszylimy w czas wietrznych mrozw. Kadego rana po wschodzcym socu
prbowaymy ustali kierunek naszej podry. Soce powinno z rana byszcze nad Raszkowsk,
w poudnie od tylnej klapy, wieczorem nad posaniem Olczyk. Po kilku kilometrach okazywao si
nagle, e wieci w zupenie niespodziewanej stronie, nie tam, gdzie powinno.
Wiedziaymy jednak, e zbliamy si do Pomorza. Na paskim wzgrzu czerniaa spalona wie, wiatr
odwia ludzkie i koskie trupy.
Pachniao wojn.

Zatrzymalimy si przed prawdziwym cywilnym szpitalem, zamienionym na wojskowy. To, co
ujrzaymy, przeszo nasze oczekiwania; jasne korytarze, lnice ciany, elektryczne wiato,
kafelkowe posadzki. Najwiksz jednak radoci byo spotkanie z naszymi koleankami z kursu. Byo
ich tu a jedenacie. Wszystkie w czyciutkich kitlach i opaskach, awansoway; jednej belki nie miaa
ju adna - sami kaprale i plutonowi. Irka ychoowicz, ktra zdaa z drug lokat, spodziewaa si
wkrtce zosta sierantem. Zaprowadziy nas na sale. Jaka higiena, porzdek i cisza! Nasze koleanki
poruszay si jak motyle, chodziy w filcowych bamboszach, pachniay perfumami. Nie byo mowy o
adnym sprztaniu, myciu, podcieraniu, wynoszeniu basenw. Wszystkie te czynnoci, ktre za Wis
byy nasz zmor i przeklestwem, speniay tutaj potulne, pracowite Niemki. Dziewczta pochwaliy
si, e kada z nich ma narzeczonego oficera. Wiera z Rwnego, u ktrej nasza Czesia mogaby by
tylko pokojwk, bya na ty z naczelnym chirurgiem w stopniu majora. Z narastajc przykroci
zagldaymy do gabinetw specjalistycznych, wysuchiwaymy ich uwag i wyjanie. Tu si im
dobrze pracowao, tu mona si byo czego nauczy. Opowiaday nam, e podczas inspekcji szef
suby zdrowia przyrzek im skierowania na skrcone studia medyczne, ktre bd zorganizowane po
zakoczeniu wojny. Rannych przyjmowali tutaj posegregowanych, w iloci odpowiadajcej stanowi
wolnych ek; nadwyki zabierano do kilku innych szpitali, ktre znajdoway si w tym miecie.
Przybyy tu przed tygodniem, codziennie odbywaj si potacwki w kasynie wojentorgu. Wczoraj
by bal, na ktrym by obecny Bohater Zwizku Radzieckiego, kapitan, z ktrym wszystkie taczyy
i ktry obieca do nich napisa. Nigdzie nie dojrzaymy plamki krwi ani ladu kau. By to wykwintny
szpital chirurgii kostnej.
Mogymy tylko kn z zazdroci i przeklina zy los, ktry zwiza nas z naszym zawszonym
szpitalem. Tote poegnaymy si z nimi niemal z ulg, gdy trzeba byo odjeda. Ziuta
zapowiedziaa, e bdzie stara si o przeniesienie, poniewa jej matka bya przed wojn
ortopedystk w wielkim salonie firmy Bata i te zdolnoci byy w jej domu rodzinne.
- Kiedy opowiadaa nam, e to byy zdolnoci muzyczne - przypomniaa jej zoliwie Hela.
- Malarskie i poetyckie rwnie - odpara Ziuta ze spokojem. - C w tym dziwnego? Mieszkao si we
Lwowie... - Pobiega szuka miejsca w kabinach innych samochodw, do naszego bowiem zmierza
chory Nidzki ze swoim nieodcznym termosem pod pach. Za miastem musielimy skrci na
boczn tras, na drogi zawiane niegiem, dlatego te naszemu lzakowi, uznanemu za najlepszego
szofera, polecono jecha na przodzie i torowa drog. Chory Nidzki mia prowadzi kolumn jako
obeznany z tym terenem sprzed wojny, z czasw wdrwek z heblem i winklem w plecaku.
Ruszylimy z uniesion plandek i szczkiem acuchw koowych. Na ulicach prawie nie spotykao
si cywili, gromady onierzy wasay si po chodnikach. Nie byo wida adnych zniszcze poza
rozbitymi wystawami sklepw. Za miastem dymi myn parowy, wzdu potu wyciga si dugi sznur
ciarwek, wozw i sani. Ubieleni onierze taszczyli wory mki.
Przebijalimy si przez zatory, niekiedy lzak cofa wz i ca si uderza w zaspy. Czsto stawa,
z ciarwki jadcej za nami wysypywali si onierze Burga i popluwajc w donie rozrzucali niene
barykady. lzak z chorym dokopywali si do k.
- Ciko jecha na przedzie - odezwaa si do niego Raszkowska.
Odpowiedzia, e otwieranie drogi nie jest zbyt mczce, gorsze jest to, e trzeba nieustannie myle
za tamtych w tyle, cigle si oglda, trzyma ich w lusterku jak w celowniku. Czsto z tego powodu
zatrzymywalimy si, bo inne samochody grzzy w zaspach. W pewnej osadzie kadymy si spa
podczas szczypicego przymrozku, a gdy zbudziymy si, bya gwatowna odwil. Na szczcie
kwaterowalimy tam a cztery dni. Cigle zatrzymyway si koo nas samochody wiozce rannych od
frontu. Kademu trzeba byo tumaczy, e jestemy w marszu, emy na postoju, nie roztasowani.
- A czort by si pozna na was - odpowiadali zawiedzeni konwojenci klnc wojskow biurokracj,
odjedali z urazem do naszych Czerwonych Krzyy.
Ruszylimy wreszcie.
Pech, ktry nas przeladowa od pocztku drogi, znw pata nam dokuczliwe figle; po kilku
kilometrach ambulans kaprala Knota zwali si do rowu. Wszyscy pasaerowie wyszli cao, lecz mocno
poturbowani. Modszy chirurg Kubica rozpata sobie uk brwiowy i zwichn rk, doktor Piotrowski
stuk tak bolenie kolano, e posykiwa nie mogc postpi kroku, a komendant nazbiera guzw co
niemiara. Kaprala Knota wydobyto z szoferki nieprzytomnego. Naczelny stwierdzi, e cudem unikn
wstrzsu mzgu. Poali si przeoonej, e gdy dojedziemy na miejsce, nie bdzie mia kto robi.
Wyciganie ambulansu trwao kilka godzin. Naprawiano go na drodze. Komendant rozkaza jecha
dalej. Oba ambulanse pozostay, lzak i chory Nidzki z nimi, dopdz nas w drodze. Podporucznik
Skowron zaj nasz kabin wraz z Ziut. Przekonaymy si teraz, co wart jest nasz plutonowy;
samochd zarzuca, szarpa, zgrzytao w nim, zaspy, ktre lzak pokonaby z ca pewnoci, raz po
raz wymagay uycia opat. Cigle te wybijalimy si za daleko do przodu, a potem stalimy
w bezruchu, kostniejc na posaniu. To znw samochd szefa Burga trbi na nas, przynaglajc
z bliska do szybszego biegu. W kocu znw zwalia si na nas nieyca. Przeczekalimy uderzenie
pierwszej fali i zaraz ruszylimy mimo szalejcej zadymki. Na jakiej chybotliwej przeprawie ponaglali
nas saperzy, na ktrym skrzyowaniu onierz ruchu wydziera si z choszczcej rozgwizdanej
ciemnoci.
- Na lewo, mwi, kurwa ma, na lewo! Gdzie chcesz jecha? Po Goldwasser?!
Pojaniao troch, nieyca ustaa. Front by blisko, zza biaego horyzontu wypezay powolne dymy
poarw. Na paskowzgrzu nie byo zamiotw, ruszylimy ostro. Z samochodu szefa Burga
powiewaa do nas rka. Dopdzali nas, podporucznik zwiksza szybko.
Nagle wyranie posyszaymy strzay. Przej nas strach i gdy zagrzechotay ponownie, zadudniymy
w kabin. Samochd zahamowa tak gwatownie, e poczuymy si w mocy jakiej siy chccej nas
wydrze spod kocy i cisn do przodu przed koa. C si stao? Nieme pytanie pozostao nam na
wargach. Wciubiymy gowy pod okrycia; byymy przecie bezbronnymi sanitariuszkami.
Straszliwie trzasny drzwiczki, kto nadbiega z tupotem. Posyszaymy wcieke krzyki w jzyku
rosyjskim. Kto wrzeszcza na naszego podporucznika, da wyjanienia, dlaczego ucieka, i domaga
si spuszczenia caego zapasu benzyny. Czyby wic tamta ciarwka nie bya samochodem szefa
Burga? Nieatwo byo w to uwierzy i tak godzc si na to i wtpic, wystawiymy nosy i uszy na
powierzchni. Podporucznik uparcie odmawia, powoujc, si na wyrany rozkaz. Tamten rwnie na
taki sam rozkaz, nakazujcy mu zajcie stanowisk na froncie.
- Wp czasa!!! Ponimajesz? Wp czasa! - podkrela z naciskiem. Jego samochd z paliwem run do
wody na jakiej przeprawie. Podporucznik uparcie odmawia twierdzc, e rozkaz komendanta
zabrania mu rozdawania benzyny, ktrej zreszt posiada tylko tyle, e z ledwoci wystarczy na
dojazd do miejsca. Nie wspomina nic o beczce, ktra znajdowaa si na platformie. Uama patyk
i stuka nim po baku. Wstaymy i przylgny do szparek. Olczyk z Hel cichaczem przykryway beczk,
tworzc z niej potny bal kocy i przecierade.
- Nie oddasz? - chrypia brodaty kapitan. - Jeli nie oddasz, ja tiebia...
Ujrzaymy wieccy piercionek lufy pistoletu i usyszay krzyk Ziuty.
- Niet! - uci mnie podporucznik Skowron. - Mienia rastrielajet moj komandir.
Kapitan zabija wzrokiem, jednak jego pistolet opada. Twarzy podporucznika nie widziaymy, tylko
jego rozdygotane, wysunite kolano i kij, jak skaka po niegu. Brodacz schowa pistolet. By jak gdyby
zdruzgotany.
- U mienia puszki, katorych tam niet - wyrzek gosem, w ktrym bya mka i rozpacz. - Mnogo bojcow
ubjut...
Wtedy posyszaymy szczk hakw i klamer, klapa opada z haasem.
- Bieritie, skolko ugodno! - krzykn podporucznik Skowron. - Gdzie beczka, dziewczta?
W oddali zamajaczyy budy pojazdw. Po chwili zatrzymaa si koo nas kolumna ciko
zaadowanych samochodw i onieonych armat.
Nasz beczk przeniesiono dosownie ponad gowami na drug stron szosy. Zwrcono zupenie
pust.
Nie mona bdzie zapomnie tej krztaniny, tego biegania z wiadrami od samochodu do samochodu
i tej radoci, z jak szoferzy zapuszczali motory. Podporucznikowi wepchnito plecion omsza
flach, a nam brodaty kapitan osobicie wrzuci pokany worek cukierkw i ciastek.

Nasze samochody nadjechay o ca godzin pniej, wszystkie w komplecie. O zmierzchu dotarlimy
wreszcie na miejsce. W pobliu niewielkiej stacji z powalon na bok lokomotyw zatrzymalimy si.
Oficerowie udali si do willi stojcej na skraju lasu, potem wrcili i pojechalimy kilkaset metrw
w gb boru, gdzie stanlimy porodku zabudowa kolonii. Peno tu byo wozw, koni i onierzy. Nie
byo rozkazu, wic nie wysiadaymy, nie chcc moczy butw w niegu. Wyskoczyy tylko dwie
siostry. Ziuta oznajmia nam, e tutaj prawdopodobnie rozlokujemy si ze szpitalem. Postj si
przeduy a do zupenego zmroku. Nakazano nam wyadowa samochd i zaj jeden z budynkw.
Kwatermistrz biega jak kot z pcherzem. Krzycza na nas, dlaczego nie bierzemy si do roboty.
Wolaymy jednak poczeka, a piechota zupenie opuci mieszkania; przy takim rozgardiaszu nigdy
nic nie przybdzie, przeciwnie, moe wsikn. onierze klli. Jednego z nich, przechodzcego koo
pompy z ogromnym toboem na plecach, zagadna Czesia:
- Zbada j kto? - pena przestrg pokazaa na studni.
- A ciebie kto zbada? - gniewnie zahucza piechociarz.
Czesia owiadczya nam, e odtd nikogo o nic pyta nie bdzie. Wkrtce zabraymy si do
rozadunku i zajmowaymy ogrzane onierskie kwatery. Po kolacji siostra przeoona ogosia, e do
rozlokowania przystpimy jutro. Moemy spa do rana. onierze Burga ustawiali kozy na drodze,
w gbi lasu stka front.
W ciepej sypialni pocieliymy dwa ka, w ssiednim, maym pokoiku Ziuta zaja tapczan,
pozostawiajc drzwi otwarte na ocie. Olczyk grzebaa w swym przepastnym kufrze, Hela
poszukiwaa w staniku pchy lub wszy, ktra j ugryza w pier, i nie znalazszy jej rzucia go na
pianino.
- Nie macie pojcia, jak oni si kcili - mwia Fela.
Obie siostry stany na rodku pokoju i zaczy odtwarza scen, ktrej byy wiadkami. Dziao si to
w sztabie dowdztwa batalionu piechoty, zajmujcej przedtem nasze kwatery. Opowiaday na
przemian i odgryway poszczeglne role. Najpierw wszed nasz kwatermistrz i zada oprnienia
kwater dla szpitala, na co podporucznik obcinajcy paznokcie u ng powiedzia:
- Wycie chyba, podporuczniku, z byka spadli?
To kwatermistrz mu wypali, niech si liczy ze sowami i wynosi z wojskiem do wszystkich diabw.
Podporucznik wcign buty i pobieg po porucznika. Kwatermistrz przyprowadzi lekarza Walasa,
rwnie porucznika. Wwczas obaj zaczli si re midzy sob, aden nie ustpi i rozeszli si
sprowadzajc kapitanw. Ci si rwnie nie dogadali i poszli. Nasz doktor Piotrowski napuci
naczelnego w radzieckim mundurze, lecz i tamci mieli podobnego. Z lekka zaczli sobie przygadywa,
a starli si jak kozy. Na to wlaz major piechoty. Wydawao si, emy wpadli, bo wytumaczy, e
pobliska stacja, jako obiekt wojskowy, bywa niekiedy pod ostrzaem dalekononej artylerii. P
kilometra std jest podobne osiedle, wprawdzie troch zrujnowane, ale za to o wiele bezpieczniejsze.
To wszystko sysza nasz komendant, ktry nadszed.
- Pojedziemy tam, Mikoaj - rzek do naczelnego. - Wrciem stamtd przed chwil. Ale nieche
potem, gdy ich bd zwozi do nas, nie skar si na szpital. Wody, szyb i piecw nie wozimy ze
sob...
Wtedy tamten major zapa za rkaw naszego, rozkaza swoim pakowa majdany i zabiera si co
tchu do tamtych gruzw, bo jeszcze kto inny zajmie.
- Jak si chopy kc, to lej jest y na wojnie - powiedziaa sennie Raszkowska po zdmuchniciu
wiecy.

Nasz konny tabor, o ktry si wszyscy martwili, e nas nie odnajdzie, nadcign z rana. Naczelny
namiewa si z podporucznika Skowrona. Starszy strzelec Ksido drapa si po gowie, skd tu
wytrzasn wozy, ktre zamieni w drodze na sanie; teraz nieg rozmik, zaczy si roztopy.
Do poudnia otwarlimy oddzia segregacyjny i przyjmowalimy tylko lekko rannych, ciko ranni byli
tylko opatrywani i wysyani do szpitali chirurgicznych na tyach. Pacjentw przywoono nam na
wozach i saniach, rzadko samochodami. Wielu docierao wasnym przemysem z gbi lasw. Zdarzyo
si, e przed bram zajecha najprawdziwszy psi zaprzg. Kulejcy onierz szamota si z przedni
par niecierpliwych kudatych brytanw. W lekkiej czajce lea nieprzytomny ciko ranny. Doktor
Piotrowski stwierdzi, e ten rodzaj transportu uratowa ycie rannemu. Samochd lub wz
wytrzsby z niego ducha. Jeden z domkw przeznaczono na odwszalni i ani, kiedy tam trzeba
byo i, baymy si, e run do piwnicy stropy rozmoczone gorc wod, ktra wyciekaa na d
szparami. W pitym dniu odczytano w rozkazie o awansach. Naczelny zosta majorem, podporucznik
Kubica porucznikiem, siostra Gsewicz dostaa drug pitk i co nas najbardziej zdumiao: kapralowi
Burgowi zweryfikowano stopie starszego sieranta i zatwierdzono go na stanowisko dowdcy
kompanii wartowniczej. Nigdy nie wpado nam do gowy, by mg by przed wojn starszym
sierantem.
Sprowadzono nam do pomocy kilka tutejszych kobiet. Siostra Gsewicz ostrzega nas na pocztku:
- Nie cierpi adnego orania nimi, wy nie panie, a one nie niewolnice.
- A nami nie tyrali? - odszczekna si hardo Raszkowska. - Najgorsi byli ci, co gadali po polsku.
Widziaam jednego Kaszuba, co...
- Do! - krzykna starsza siostra. - Wszyscy nie mog cierpie za jedn wini. Za Wis
dowiadczyycie tego na wasnej skrze.
Pomimo tego kobiety robiy za nas brudn robot. Mona powiedzie, e j same wybieray. Odnosiy
si do nas z jak sualcz ulegoci i pokor. Byy milczce i nieufne. Przychodziy do szpitala
i pracoway gromadk. Najstarsza z nich - zauwayymy to kilkakrotnie - przystawaa na chwil pod
sosnowym pagrkiem, za bram. By w tym miejscu szpitalny cmentarzyk, rozrastajcy si
niepostrzeenie z dnia na dzie. Miaa zaczerwienione oczy; wida byo, e czsto pakaa. Ranni
nazywali j nie inaczej, jak matka. Mino par dni. Wstrzymano przyjmowanie rannych,
szykowalimy si do odjazdu za armi przez by granic Pastwa Polskiego. Chory Nidzki
przeprowadzi na ten temat specjaln pogadank. Mwi, e jest to wielka, historyczna chwila w yciu
polskiego onierza, ktry po piciuset latach wraca na ziemie swoich przodkw. Przyrzek pokaza
nam t granic.
Odprawilimy kobiety, poegnay nas w przyjani, ta najstarsza dug chwil staa pod pagrkiem.
Siostra Gsewicz opowiedziaa nam, e jej syna zabili nasi onierze. By w niemieckiej armii i uciek
z niej podczas odwrotu. Na widok naszych wypad z chaupy. Kula trafia go w serce przed progiem.

- To si stao w pitek rano - opowiada nam stary drnik. - Mga wisiaa nad bagnami. Od wielu
tygodni nie mona byo spa spokojnie, po nocach cigle strzelali. Wyjrzaem na dziedziniec
i posyszaem warkot aut od niemieckiej strony. Pukno par strzaw, a potem maszynki
rozjazgotay si jak ze psy. Ale wnet ucicho i zobaczyem Niemcw. Wszystko to trwao z dziesi
minut... nie duej...
Staymy pod t sam furtk, pod ktr sta drnik przed piciu laty. Droga opadaa na nizinne ki
i dalej w las, gdzie bya granica. Olbrzymie czapy poarw unosiy si nad dudnicym frontem. Opodal
uwijali si onierze kolumn amunicyjnych przeadowujc skrzynie z samochodw na wozy.
- Niemcy kazali mi pochowa ich - mwi cicho drnik. - Nie mieli adnych papierw i ani jednego
guzika: obdarli ich na pamitk. al mi ich... jakby byli moimi synami...
- Pogibli, kak nasze pograniczniki - powiedzia przysuchujcy si naczelny. - Sawa gierojam. Wielikaja
sodacka sawa.
- S tu blisko, poka... chodcie. - Powid nas przez ogrd.
Za gstym ywopotem z dugiego nienego zamiotu, pokalanego glin z pl, wydobyway si trzy
krzye. Brudna zaspa sigaa ich ramion.
- Szczeniaki z Hitlerjugend powyrywali je kiedy, roztrzaskali hemy i w domu wybili wszystkie okna -
skary si stary czowiek i doda z westchnieniem:
- Jak umr, niech pochowaj mnie koo nich.
Nie wyobraaymy sobie lepszego miejsca spoczynku dla sabego drnika jak to w pobliu
przyjaci, ktrych pokocha. Nie miaymy ze sob niczego, czym mona by przystroi krzye, ale
sowa, ktre cisny si na usta, byy jak te tuje cmentarne, ktre nigdy nie kn. Jak lampki
wiecce wiecznie.
Kto szybko przemierza ogrd; zacmoka mokry nieg i przenikliwie zapiaa furtka. Nie widziaymy,
czy wszyscy oficerowie byli przy kolumnie, ale byo nam przykro.
Za nami sta naczelny. Czowiek w radzieckim mundurze, z naramiennikami majora, do papachy
przyoy do. Salutowa polskim krzyom pierwszej, samotnej walki.
W godzin pniej przecinalimy granic. Zachowa si tu tylko prosty dukt porosy wysokim
poszyciem i wiea stranicza podziurawiona jak rzeszoto, do niedawna suca zapewne do polowa.
Stalimy przez chwilk. Potem klaskaa pod nami asfaltowa droga. Na polach mijalimy olbrzymie
cmentarzysko rozbitych taborw. Pogruchotane sanie i wozy, materace pstrzce si w bieli
topniejcego niegu, koskie kaduny. Wszystko to wymieszane byo jak straszliw warzchwi
z wojennym sprztem. Z samochodami obalonymi na pask, kuchniami polowymi opartymi na
kominkach, armatami wymierzonymi na lepo, czogami pracymi do wasnych cieni i zmierzajcymi
do nikd. A ze niegu i bota wyzieray twarze zabitych. Twarze o czoach skutych pancerzem hemw
i te z zerwanymi baranicami, odwianymi chustami, maski skamieniae w grobowej obojtnoci,
oblicza poraone nieludzkim cierpieniem lub bezgranicznym przestrachem.
Na kpce midzy dwoma pniami, w miejscu gdzie u nas stoj zazwyczaj figury przydrone, lea na
wznak trup siwego starca z zacinitymi piciami, jakby wygraa nimi Bogu czy Szatanowi.
- Szosa zaleszczycka... - szepna Fela z jak mciw, ponur rozkosz.
Nie wszystkiemy j widziay, lecz obraz jej stan nam przed oczyma. By inny ni ten i nie mg si
z nim pogodzi. Tam migay limuzyny - tutaj taa martwota.
Ze wzgrza, ktrego strzegy dziaa przeciwlotnicze, zrolowalimy ku rzece. Most by cay, wartownik
z karabinem, oparty o porcz, z nudw popluwa na ld. Na drodze z trudem wymijalimy dugie
tabory wojskowe jadce w t sam stron co i my. Kilkakrotnie zatrzymyway nas kolumny sanitarne.
Sierant Burg zdradzi nam, e na krtkim odcinku pojedziemy bardzo blisko frontu.
- Ale nie dryjcie zawczasu, obejdzie si bez powice.
Wkrtce bylimy ju w tej strefie. Na polach wieo wyryte doy i rowy, przy drodze stosy skrzy,
gdzieniegdzie dymiy kuchnie polowe, kilka bw koskich wystawao z polowej odwszalni. Jaki
telefonista przykucnwszy nad motowiskiem drutw wrzeszcza ochryple w suchawk. Za wsi
ruszylimy ostro. Sierant Burg wskazywa nam z kabiny w prawo na pole i las. Pojymy, e tam jest
front. Z przeciwka jaka kolumna zakorkowaa drog. Zatrzymalimy si. Z dala nad lasem ujrzaymy
spadajce rakiety, a huki armat byy goniejsze ni kiedykolwiek przedtem. Przybieg jaki porucznik
i rozkaza natychmiast zjeda z drogi. Skrcilimy w bok, w alej wiodc do spalonego dworu.
Tymczasem na szosie wszcz si ruch. Odczepiano dziaa i wytaczano je opodal w pole, kierowano
lufami w las. Ujrzaymy blady bysk i pierwszy wystrza rozdar nam uszy. Po nim targn drugi...
trzeci. Wreszcie grzmiay wszystkie dziaa.
Z twarzy naszych oficerw i onierzy wyczytaymy, e co niedobrego dzieje si na froncie; nad
lasem nieprzerwanie rozkwitay gwiazdy rakiet i opaday z hukiem do ziemi z olepiajcym
mruganiem. te, czerwone, fioletowe. Artylerzyci stojcy z boku u armat coraz szybciej ruchem
rki podkrelali komend: Ognia!, grzmoty rozlegay si coraz gciej. Coraz prdzej biegali
onierze ze skrzynkami - od samochodw do dzia i z powrotem. Nasi szoferzy zawracali maszyny
i rozgldali si po szosie, stojc na stopniach. Ludzie Burga wydzierali sobie z rk teatraln lornetk,
przez ktr obserwowali las.
- Co si tam dzieje? - zapytaa trwonie Czesia.
- Nie widzisz? Bitwa! - odpowiedzia jej ktry i wskazujc na niebo oraz smugi rakiet doda: -
Piechota prosi o wsparcie.
Zrozumiaymy, e tam na nasz piechot najedaj czogi i nastpuj hordy niemieckie, a ona nie
moe sobie poradzi i wzywa do pomocy artyleri. Inaczej j wybij i rozgniot. I zadaymy sobie
straszne pytanie: co by byo, gdyby zabrako armat?
I teraz na moment ujrzaymy zanieon kolumn artyleryjsk, tych szoferw uderzajcych kijami po
bakach i nalewajcych benzyn z oczami penymi radoci i ustami rozwartymi z zadowolenia. Tamta
artyleria zdya na czas, wida to byo po ich opanowanym popiechu, z jakim odjedali. Zacza
nam przewitywa myl, ktr najlepiej wyrazia Raszkowska:
- Na wojnie jest tak: albo, albo. Jeli czego poskpisz, bdziesz aowa, jeli sknocisz, nigdy si nie
da naprawi.
Jak dotd sumienie miaymy czyste, z wyjtkiem Heli i Olczyk, ktre chciay ukry beczk. Ale
najwaniejsze, emy j w kocu odday. Nieznanych bojcw nie wybili, wiele rosyjskich matek mogo
zawdzicza ycie swych synw podporucznikowi Skowronowi i jego jedynej beczce benzyny. Bo
tamte dziaa zdyy na czas. Te tutaj dudniy bez wytchnienia.
Samochody cofnito ku stanowiskom i wprost z platform poczto karmi dziaa. Zadary wyej swoje
paszcze, zaryy si w ziemi, byskay, grzmiay, dymiy. Rakiety cigle szyboway nad lasem. Naszym
onierzom pojaniay twarze, szoferzy zeskoczyli ze stopni.
A przecie nadal musiao si dzia co zego na froncie, skoro armaty strzelay i pod niebem pkay
rakiety - proby o wsparcie.

Tym razem byo inaczej, ranni ju na nas czekali. Na widok Czerwonych Krzyy fala wozw i chmara
okrwawionych, brudnych onierzy runa za nami do tartaku. Kwatermistrz ju od kilku godzin mia
tu z nimi krzy Paski. Pokazywa na wielk hal tartaczn. Poowa budynku administracyjnego leaa
w gruzach.
- Mam ci! Mam ci!-histerycznie krzycza jaki mody onierz szamoczc si z przeraon Czesi.
Ucapi j za rkaw, nie pozwala wydrze si, jakby uchwyci ycie, ktre ze uciekao. Wreszcie zgi
si w kolanach, osun na had zamarznitych trocin, skamlc i kwilc, by jego najpierw opatrzya,
gdy w bucie ma peno krwi i mi mu si w oczach.
Wsaty wonica, powocy par potnych koni, rozepchn na boki lekkie wzki stajc przed
wrotami hali i zacz budzi swoich pasaerw:
- Ju s! Obud si, Skotnicki, i wy, panie poruczniku! - potrzsa z lekka rannymi picymi na
siedzco, opartymi o snop somy. - Syszycie, kumie Baeju? - nachyli si nad lecym wewntrz
wasgw, ktrego nie mia poruszy. - Syszycie? Ambulanse s, operatory, medyki... nie bjcie si.
I tak go pociesza, budzi niemal ze zoci, dopki nie woy rki do wozu. Wtedy nagle spokornia
i zdj z gowy czapk. Na rkach wnis swoich rannych, wymoci lee wirami, poprosi o rzeteln
opiek nad nimi i odjecha ze swoim kumem.
W hali urzdzono oddzia segregacyjny i opatrunkowy. Ciko rannych, ktrych nie mona byo
transportowa dalej, lokowano w budynku. Wszystkie nasze samochody, wypenione rannymi,
wyjechay natychmiast do szpitali na tyach. Panowa nieopisany haas i rozgardiasz, wywoono na
wzkach kody drzewa, zabijano okna, uszczelniano drzwi. Przyleg hal, gdzie stay maszyny
stolarskie, nazwano oglnym oddziaem chirurgicznym. Rannych ukadano na wirach i trocinach.
Pierwsza noc bya koszmarem, do rana nie zmruyymy oka. W pmroku potykaymy si o jakie
szyny, ruby, zapadki, wiece wypaday nam z rk w puchy wirw. Bg chyba czuwa nad tym, e si
to wszystko nie zapalio. Wielokrotnie zdarzao si nam obmywa rany, ktrych w tym miejscu nie
byo, nakada opatrunki nie tam, gdzie trzeba. Jaki rozjuszony onierz wyzwa Kazi od lepot
i matow za to, e kapna mu na twarz roztopionym woskiem. Tych, ktrzy dostali szoku,
powizano i ulokowano w kantorze; rozlegay si stamtd piekielne ryki.
Jasny ranek ukaza nam dzieo, jakiego dokonaymy w cigu nocy. Dugie rzdy rannych tulcych si
do siebie i pojkujcych z cicha doznawao dobrodziejstw pierwszego snu. A byo ich tylu, e si nie
chciao wierzy oczom.
I to nas najbardziej radowao, e wrd tej ndzy, paszczy i kocw ubabranych glin i zbrukanych
krwi bieliy si bandae - dzieo naszych rk.

Dzie, ktry si rozpocz, nie przynis nam wytchnienia. Cigle napywali ranni w nocnym natarciu.
Zwoono nam ludzi tak umorusanych i mokrych, e wygldali na bogw bagien i moczarw.
Pokaleczonych o druty kolczaste, osmalonych od dymw, po kilkakro poprzestrzeliwanych,
naszpikowanych odamkami granatw, o twarzach wywiekowanych drobnic prochu i betonu.
Zapeniy si obie hale. Lekarze operowali bez przerwy.
Z jakiej ogromnej kolumny wozw naczelny usiowa zatrzyma konwojujcego lekarza. Ten si
odwoa do decyzji swego zwierzchnika, dowdcy pukowej kompanii sanitarnej.
- On tu jest, towarzyszu majorze - wyjani ku zdumieniu obecnych.
- adno, pajdiom... - skin naczelny.
W rogu hali lea ciko ranny kapitan. Gdy mu przedstawiono spraw, wymamrota:
- Nie mam prawa... Idcie do dowdcy...
Dowdc puku okaza si onierz z zabandaowan twarz, w kouchu, ktrego za pomoc rurki poi
pukowy sanitariusz. Po wysuchaniu proby kilkakrotnie pokiwa gow.
Wypoyczony lekarz niechtnie woy fartuch. By u nas dob, potem pojecha na front.
W tym czasie do hal wstawiono piece, ranni obsiadali je krgiem, lecy krzyczeli, by nie odgradza
ich od ciepa. Nasze samochody prawie nigdy u nas nie biwakoway, cigle byy w drodze. Jaka rzeka
wylaa i musiay objeda dalek, okrn tras. Komendant zabiega o saperw, by rozminowali trzy
domki w pobliu tartaku. Nie mona byo doj do nich, a tak kusiy powiewajcymi firankami. Na
cieynie, jak koda, lea trup naszego onierza, tego, co to zawsze przygadywa nam: Nie gzijta si
i nie bdzijta. Postanowiymy same zaatwi t spraw, z ktr nie mogli sobie poradzi majorowie,
kapitanowie i porucznicy. Od siostry przeoonej otrzymaymy przydzia poowy drugiego domku.
Nasz plan by bardzo prosty.
- Nie, ja nie mog by w niego wczona - odpowiedziaa Ziuta, gdymy j wtajemniczyy.- Bd co
bd jestem kapralem, ale wypchnijcie Czesi, jest przecie adniejsza.
Lecz i ona nie chciaa, mwic, bymy jej day spokj z gupimi figlami. Wtedy wybraymy Fel,
kolejn trzeci pikno. Zgodzia si bez namysu. Pozostao tylko wybra odpowiedniego
kandydata. Byo to zadanie nietrudne, prowadziymy przecie ksig rejestru, yymy z rannymi za
pan brat i wiedziaymy, kto kim jest. Przy stanowczym sprzeciwie Kazi wybraymy sprytnego
podporucznika, ktry stale kutyka koo maszyn. Fela, ktrej nie poskpiymy szminek i zachodw,
wygldaa jak Jadzia Smosarska w roli pielgniarki. Sdziymy, e bdzie go kokietowa przynajmniej
jeden dzie, a ta natara od razu:
- Ciekawa jestem, jak dugo jeszcze bdzie pan majstrowa przy maszynie i nie dostrzega mnie?
Podporucznik przysiad na blacie i tak zacza si rozmowa.
Aha! pokn haczyk - pomylaymy. Fela wkrtce wrcia i z triumfujc min owiadczya, e
wszystko jest ju prawie zaatwione.
- Jak to zrobia? - rozsadzay nas podziw i ciekawo.
- Zwyczajnie. Powiedziaam mu, e powinien stan na gowie i rozminowa tamte domki.
- No i co? - spytaa Hela.
- Przyrzek mi, e przyle pierwszego z brzegu rannego sapera ze sprztem. Nastpi to natychmiast po
jego powrocie do puku. Jego kompania codziennie ponosi straty.
- Dobrze, ale kiedy to bdzie, kiedy? - niecierpliwia si Kazia.
- Powiedzia, e to zaley od tego, jak troskliwie bdziemy go pielgnoway - wyjania Fela ze
spokojem i dodaa z dum: - A w szczeglnoci... ja.
Musiaymy jej przyrzec, e dochowamy tajemnic jej przeszoci, gdy inaczej nic by z tego nie byo.
Podporucznik mia si do nas obuzersko, wypytujc, czy Fela jest istotnie wolna. Przysigaymy na
honor i nawet jej zazdrociy; tak strzela za ni oczyma. Na maszyny nawet nie spojrza. W tym
samym dniu wypisa si ze szpitala, tumaczc siostrze przeoonej, e z tak ran moe spokojnie
pracowa w sztabie puku. Kutykajc, wyszed wraz z Fel za furtk, wreszcie pocaowa j w rk i z
oddali poegna causem.
Wrci nazajutrz z kompletem narzdzi saperskich na wozie i mrugajc do nas owiadczy, e lekarz
pukowy i dowdca wypdzili go z powrotem do szpitala. Siostra przeoona niczego si nie domylaa
i cigle nagabywaa nas o spenienie obietnicy. Pewnego mronego ranka podporucznik uj tyczk
aparatu, naoy suchawki i do poudnia rozminowa nie tylko dojcia i domy, ale i ca k oraz
ogrody. Przy drodze przybi tabliczk: Min nie ma, sprawdzi i niej, na okrgo jak bk, Bk.
Z dum pokaza kwadratowe drewniane skrzynki niczym nie przypominajce zdradzieckich bestii.
Trupa onierza usunito. Zajymy trzy najpikniejsze pokoiki, nie mic przystpi do mebli.
Podporucznik przekonywa, zapewnia, opukiwa wszystkie kty i chodzi za Fel jak cie.

- Para jest! Para! - wrzeszczaa Hela biegnc z rcznikiem przez ogrd.
Wypadymy na ganek. Komin tartaku nieznacznie dymi. Dwudniowe wysiki podporucznika Bka,
chorego Nidzkiego, szewca-klepaki i kilku innych nie poszy na marne. Mona bdzie urzdzi
ani, odwszalni i Bg wie co jeszcze.
Tymczasem trzeba byo si ogarn i obszy. Olczyk zawzicie pedaowaa na maszynie.
- Ty si go trzymaj - radzia Feli Raszkowska. - Z nim nie zginiesz. On jak ten Nidzki... Porzdny
czowiek.
- Ciekawam, co powie, gdy si dowie o Wilhelmie? - niespodziewanie zaskrzeczaa rodzona siostra
Feli.
Po raz pierwszy zaczy si kci. Kazia twierdzia, e to wanie jej okazuje zainteresowanie, od
pierwszego dnia patrzy za ni, rozmawia z ni, lecz nie moe zbliy si bardziej, bo jest niemiay.
Wczoraj dwie godziny przesiedzia z ni w pokoju sam na sam.
- Zabiera si do ciebie? - surowo spytaa Raszkowska.
- Zabiera.
- Syszycie? Ona kamie! - piszczaa spsowiaa Fela. - Jak ona bezczelnie kamie! Najpierw jest
niemiay, a teraz si zabiera. Ty bezwstydnico! Ty mokra kurko! Ty szachrajko! I eby wiedziaa,
pjd do niego i wszystko mu opowiem sama. e mnie nawet chcieli ostrzyc! A wtedy si przekonasz,
czy ja, czy ty. Pjd zaraz! - i zadudnia zbiegajc z ganku.
Kazia pakaa. Wyznaa nam, e zakochaa si w nim wwczas, gdy Feli si o nim jeszcze nie nio. Na
dowd pokazaa nam karteczk z jego numerem poczty polowej. Zamierzaa do niego napisa, gdy
wrci na front. Byo nam jej al, ale wiedziaymy, e Fela rwnie go pokochaa, a w dodatku on
najwyraniej adorowa starsz siostr. Tumaczyymy jej, e wycznie do niego naley ostatnie
sowo, on zreszt wybra Fel, a z ni rozmawia tylko przez sympati, jak z siostr. Fela jest jakby dla
niego stworzona, odpowiedniejsza wiekiem i wzrostem, yciow energi i posiada jedn klas
gimnazjaln.
- Ty, gupia smarkulo, przesta rycze! - zerwaa si Olczyk znad maszyny.
Jej uczucie nazwaa urojeniem, Fela jest stateczniejsza. Tylko ona ma prawo do podporucznika i w
adnym wypadku nie wolno burzy jej mioci.
Wrcia Fela, bya bardzo podniecona.
- Teraz moesz skary, ile ci si tylko podoba! - rzucia Kazi w twarz. - Wszystko mu powiedziaam!
Wszystko!
- I co on na to? - spytaa Raszkowska.
- Odpowiedzia, e wcale go to nie ciekawi, i zabroni mi wspomina o tym w przyszoci. Nie obchodzi
go to, co byo, a to, co jest.
- A co, a nie mwiam? To jest prawdziwy mczyzna, e prosz siada - rozpywaa si z zachwytu
Raszkowska. - ebym nie miaa tych grubych kulasw, zaraz bym ci go odbia. Mj Bronek by taki
sam, nawet oczy mia takie same... - i ju grzebaa w bombonierce, w ktrej leay wszystkie
Raszkowskie i Raszkowscy. A na dnie, aby si nie pognit i nie pobrudzi, spoczywa okrglutki jak
miesiczek, ty uan, stojcy przy maym wiklinowym stoliku z kuflem pienistego piwa, obok
bukietw chabrw i makw, na tle niebieskiego jeziora z zamkiem na wyspie, wsparty na gowni
byszczcej szabli.
Po raz pierwszy w historii naszego szpitala dwie siostry spay na oddzielnych kach.

Cikie walki o ryglow pozycj Wau Pomorskiego sprawiy, e rannych mielimy przeszo p
tysica. Budynek administracyjny nazwano oddziaem ewakuacyjnym. Okoo stu ciko rannych
oczekiwao tam swojej kolejki. Rg hali oglnej zagrodzono przepierzeniem i w ten sposb powstaa
sala operacyjna. Za oknami huczay z samochodu nie milknce ani na chwil motory polowej
elektrowni. Blask ogromnych lamp ukowych zda si wypala nam oczy. Pozryway si wszelkie
dyury, nie mia kto nas zmienia. Cigle musiay nas budzi z drzemki starsze siostry, lekarze, ba...
nawet ranni! Udawao si tu i wdzie zasn na chwil, przytai si, ukry, ale kiedy odpoczywa
starszy personel? Kiedy waciwie spali lekarze? Sam komendant chodzi w biaym kitlu, asystowa
przy operacjach jako instrumentariusz - wietnie si na tym zna, by podobno szefem jakiej
skadnicy w wojsku sanacyjnym.
Pewnego razu, gdy przed wrotami rozcign si dugi sznur wozw, nie chciao si w to wprost
uwierzy - komendant z naczelnym chwycili si za by. Za grdyki! Chodzio o zamknicie bramy.
- Ty, Mikoaj... Ty kto?... - charcza komendant.
- A ty, Stiepan... kto?... - sycza naczelny.
- Ja tu jestem... ja! Pu!
- I ja, toe major kak ty...
Wodzili si ze sob krtk chwil jak dwa indory, po czym opadli z osabienia, dyszc i sapic.
Komendant grzmotn naczelnego w plecy, ten odpowiedzia mu szturchacem pod ebra i obaj,
miejc si i wycierajc czoa, zaczli si naradza. Zrozumiaymy wtedy, e i oni znaj ciar
zmczenia, trudno cigego panowania nad nerwami.
Tymczasem nadal zwoono nam pokiereszowanych rannych w koszulach czarnych jak wita ziemia,
utytanych w prchnie, igliwiu i chrucie. Przyby transport rannych popalonych czogistw Czerwonej
Armii. Oguszonych, uwalanych oliw, w zetlaych achmanach, o plecach zbblowanych jak gnojwka
w czas ulewy, z wypalonymi renicami, z policzkami poraonymi pomieniem. Zostali uoeni aw jak
snopy. Ci, ktrych opatrywaymy, zachowywali si mnie, rzadko kiedy wyzwala si pod wib
hali dziki ryk. Ci oczekujcy swojej kolejki zaciskali szczki prbujc je zawczasu. Znali przecie w
nieludzki bl ju z pierwszego opatrunku. Teraz mieli przey ten drugi, najpotworniejszy z wszystkich
na wojnie, wyciskajcy mocz i ka!
Oddawano nam w opiek szturmowcw Wau Pomorskiego. Tych zbkanych bohaterw lasw i
zagajnikw, ktrzy zgubili sami siebie w chaosie obcych wsi, w huku eksplozji i krzyku komend. Byli
mocni i dzielni, lecz zaamywali si przed wasnym gosem, pakali i szlochali, to znw zrywali si
z takim wyrazem twarzy, e tylko da im automaty, a zdawao si, i pobiegn raz jeszcze na
drapiene zasieki i zionce bunkry.
I my, bdce bliskie ich obdu, miaymy pomc im odnale drog, ktr oni zmylili!
Ptora dnia snu si po obu halach tragiczny cie onierza, ktry straci pami. Z paszczem
podkasanym wysoko przestpowa ostronie przez kady wir czy mie.
Do nieustannych porzdkw, mycia, kpieli i prania zapdzaa nas przeoona i naczelny. Karmiymy,
podcieray, myy, kpay, ubieray naszych rannych jak dzieci. Te dorose dzieci, budzce odraz
swoim owosieniem i nagoci, o obrzydliwych poladkach pogronych w mace onierskich
biegunek. Ich najlepsi koledzy, ktrym tamci uratowali ycie, z ktrymi jedli, spali i wojowali, nie
chcieli tego robi! My robiymy.
Zaczynao brakowa ywnoci, obcito porcje. Kwatermistrz przepad z naszymi samochodami. Nie
byo go od dwch dni. Na kolacj wydano nam po jednym sucharze i gorzk kaw. Na drodze i na
placu jazgotay wozy, rycza i byska front.
Siostra przeoona pozostawia nas nad kup zapaskudzonych przecierade. Powiedziaa co o
moliwociach wybuchu epidemii tyfusu, lecz my wiedziaymy doskonale, co si wici. Ktrdy
przecieka wie o generalskiej inspekcji szpitala. A tu brakowao myda i sody, nad beczkami po
benzynie pochylaymy si resztkami si. Gdyby nie chory Nidzki i podporucznik Bk, nasze
przecierada byyby po wyjciu z wody takie same, jakie je tam woyymy. I czuymy, e co si
w nas podnosi, rozsadza nasze stuczone serca, ogarnia myli. Znienawidziymy nasz szpital.
Przeklinaymy chwil przekroczenia jego bramy za Wis i bardzo byymy bliskie pragnienia, ktre
urzeczywistnia nasza Wikcia.
I wtedy, na granicy naszej saboci i zwtpienia, otwary si drzwi i ktry z rannych wkatula nam na
st maego biaego pieska. Byo to okrge, weniaste szczeni. Wydzieraymy je sobie z rk, pieciy
i gaskay. Poniewa byo brudne, wykpaymy je i uoyy na ciepej rurze, aby wyscho. Siostra
przeoona na jego widok dostaa wypiekw.
- Precz z nim! Natychmiast wyrzucie tego pchlarza! Nie znios menaerii w szpitalu! - Widzc jednak
zwa wytych przecierade dodaa agodniej:
- Moecie go zatrzyma w swojej kwaterze. Jest rzecz niedopuszczaln, aby psy roznosiy pchy po
szpitalu.
Jednak na odchodnym wytargaa go za gruby kark i daa w nosek lekkiego prztyczka.

Gdy nas rozbudzono z drzemki, naszego pieska ju nie byo. Poszukiwania nie zday si na nic. Przy
bramie wartownik krzycza na cae gardo:
- Warta pod bro!!! Warta pod bro!
Zanim wybiegy ciamajdy Burga, zabocony willys wspi si przed hal; Przyjecha genera.
Niewyspany komendant bieg przez hal segregacyjn, za nim naczelny i kwatermistrz. By wczesny
ranek i nikt si tego nie spodziewa. Siostra przeoona niepotrzebnie sykaa na nas, co i gdzie
uprztn. Wiedziaymy same. Wikszo rannych leaa na wirach przykryta wasn odzie.
Nieliczni tylko leeli na siennikach i przecieradach. Tego si nie dao zmieni.
Orszak skierowa si najpierw do oddziau ewakuacyjnego, potem do segregacyjnego, wreszcie na
hal ogln. Genera salutujc pozdrowi onierzy. Wielu z nich spao jeszcze. Tu i wdzie
zatrzymywa si, wypytywa, jego adiutant nieustannie co notowa. Ziuta wysuna si do przodu. I z
ni chwil pogada. I nagle stao si co, od czego siostra przeoona poblada, a komendant przygryz
wargi:
Wprost pod nogi generaa, na rodek uliczki, wytoczyo si skd nasze zaginione szczeni. Przysiado
i z gniewnym mruczeniem zaczo gry pchy na swojej pupie. Wszystkich sparaliowao. Genera
schwyci je za puszysty konierz, podnis w gr i obejrza ze znawstwem.
- Rasowy szpic - rzek i podnisszy do piersi askota je, poskubywa, czubi za uszka i karci. - Gdzie si
to uchowao? Co tu robi ten kbek?
Wwczas jeden z rannych hukn na ca sal:
- Zbiera pchy!
- A kto ma ich najwicej? - spyta gromko genera.
- Ja, panie generale! - unis si onierz, ktrego obie pici tkwiy w bandaach.
- No to masz go, bracie! - genera postpi krok naprzd i wpuci mu naszego pieska pod koc. Po raz
pierwszy zatrzsa si od miechu ta hala.
Natychmiast po odjedzie generaa zabraymy naszego szpica do siebie. Otrzyma imi Kbek.
W dwa dni pniej felczer konwojujcy kolumn rannych zapytywa wartownika, nie wierzc
wypisanemu numerowi:
- Czy to jest szpital Pod Kbkiem?
Z boju o miasto pochodzili onierze piechoty uwalani wapiennym pyem, z ceglanym piaskiem
w oczach, o pogruchotanych obojczykach, koczynach zmiadonych gruzem i przewiecajcych
piszczelami zamanych koci poprzez kalesony i koszule. Zuyymy blisko p samochodu gipsu, nie
byo czym klei. Przywieziono nam budowlany.
Cigle nie dojadaymy i cigle obala nas sen. Jedyny potny knur, ktrego przywiz skd
kwatermistrz, wyrwa si tym fajtapom z druyny gospodarczej i uciek na pole minowe. Zastrzelili go
tam, lecz c z tego: nie byo sposobu cign go stamtd. Podporucznik Bk wyjecha na front. Knur
lea niedaleko, kucharz Gregorczuk dugo wystawa nad link zagradzajc dojcie, poklepywa si po
brzuchu i oblizywa. Zamierzaymy powtrzy tamt sapersk histori, gdy ci sami, ktrzy pozwolili
uciec knurowi, zatoczyli dwa kloce drzewa na skraj. Pierwszy, naszpikowany dugimi gwodziami,
popychali do przodu erdziami, ukryci za drugim. Zahaczyli lin i komi cignli wieprza do drogi.
Czesia dostaa nerk, a my po kawaku misa, nasz Kbek par kostek, reszt zjedli ranni i personel.
W cigu jednego dnia byo po knurze.
Trzyma siarczysty mrz i ciarowy samochd, oskoczc acuchami, z trbieniem zajecha przed
hal. Na platformie ujrzaymy grup radiotelegrafistek. Dwigay nosze ociekajce krwi. Ostronie
zoyy je w hali. Doktor Piotrowski poleci wezwa naczelnego. Wszystkie skoczyymy do sali
operacyjnej, bo radzistka bya pierwsz kobiet przyjt do naszego szpitala.
- Czy bdzie ya? - zapytywaa kobieta-porucznik. - To moja kuzynka...
- Tak! - zapewni doktor Piotrowski. - Prosz wyj.
Gdy pochwycono naczynia, wszyscy lekarze skupili si nad rann. Naczelny zapytywa ich wzrokiem.
Odpowiadali mu tym samym bezradnym milczeniem.
- I ja toe nie znaju, kak... - westchn naczelny.
Doktor Piotrowski rozkazywa podporucznikowi Skowronowi w drzwiach sali:
- Ambulans!
- Oba w drodze.
- Ciarowy, pan, Gurdo, czterech ludzi. Na lotnisko. Biegiem...
Dowdca kolumny samochodowej kilkakrotnie potem ukazywa si w drzwiach, lecz operacja cigle
trwaa. Tyle ju ich widziaymy, w tylu braymy udzia, a adna dotd nie przeja nas tak, jak ta.
Tyle tutaj rk i ng, patw misa spadao w kuby, a aden z nich nie przerazi nas, jak to straszliwe
mlanicie...
Kula nie wybiera - przypomniaymy sobie sowa syszane wczoraj z ust nieszczliwego onierza
i wypowiedziane jakby na usprawiedliwienie swojego wstydu.
Przy samochodzie naczelny cisn mocno rami doktora Piotrowskiego, stary chirurg mia w oczach
zy. I nam chciao si krzycze i wy; pierwsza kobieta, pierwsza pacjentka szpitala Pod Kbkiem
bdzie wprawdzie ya, ale nie zazna nigdy rozkoszy kochania i macierzystwa.

Krwawa powd, ktra zalaa nasz tartak i domki, po zdobyciu ryglowej pozycji i przeamaniu Wau
Pomorskiego spyna na wprost szos do ogromnego szpitala Czerwonej Armii, ktrego blisko
obwieszczaa strzaka z napisem: Do chaziajstwa Szaapina 2 km. Na skrzyowaniu pod opoczc
flag Czerwonego Krzya przybito i nasz ze szpitalnym herbem: wizerunkiem maego pieska w kole.
Jeszcze par dni temu byymy popychadami w bezimiennej rakarni Pierwszej Armii, zagubionej
w lasach Pomorza, a dzisiaj jestemy pielgniarkami sawnego szpitala polowego Pod Kbkiem. Na
naszych oczach narodzia si tradycja. A ta pomnaaa nasze siy i sprawiaa, e ze wzruszeniem
przytakiwaymy na pytania rannych, ktrzy upewniali si, czy aby dobrze trafili.
- Tak, to szpital Pod Kbkiem - mawiao si wtedy... i chciao si y.
Z gospodarstwa Szaapina przyby do nas lekarz naczelny w stopniu pukownika. Z uznaniem wyrazi
si o pomysowo urzdzonej sali operacyjnej, przygani natomiast pryczom; jego zdaniem powinny
mie wikszy przewit od spodu. Nie chciao si wierzy, e ten niski, szczupy, szpakowaty mczyzna
to sam Aleksiej Szaapin. Dawny lekarz kochozowy, pniejszy obroca Moskwy i synny chirurg
polowy, co to siek z erkaemu z parapetu sali i chuchajc w zgrabiae donie wraca do przerwanej
operacji. e to ten sam siacz, ktry na wasnych plecach ewakuowa w bezpieczne miejsce wszystkich
swoich pacjentw i poraniony personel szpitalny. Zapyta nas, co uwaamy za najcisze zajcie.
- Stiranie! - odpowiedziaa Ziuta, ktra zawsze si od tego wymigaa i w ogle do kadej uciliwej
roboty miaa dwie lewe rce. Pukownik przyrzek nam, e tak dugo, dopki bdziemy ssiadowa ze
sob, bdzie to robia jego pralnia. Obecnie jest w drodze, nadejdzie jutro lub pojutrze. Na koniec
musiaymy pokaza mu naszego pieska. Odjecha, a w nieca godzin zameldowa si u nas lekarz
internista z grup sanitariuszek i starsz siostr.
Byy to zdrowe, mocne dziewczyny, podziwiaymy je, gdy bray rannych na rce i unosiy ich lekko
niczym snopki. Poza tym imponoway nam zdyscyplinowaniem. Wystarczyo, e ich przeoona tylko
kiwna palcem - biegy jak rekruci. Wiedzia pukownik, kogo nam przysa.
Wyrczay nas w najciszych pracach. Gotowe byy podoa wszystkim naszym dyurom, byle tylko
nauczy je szycia na maszynie, i to najnowszych modeli. Niemaym zdziwieniem byo dla nas, gdy
jedna z nich zasiada do fortepianu i zagraa tak, jak u nas potrafia tylko siostra przeoona. adna
z nas nie umiaa gra, Ziuta co tam rzpolia, czego nie rozumiaymy, ale z chwil gdy posyszaa
tamt, poskarya si na niedowad maego palca. Nie wiadomo, czy by to tylko wykrt, czy prawda.
Palec bowiem miaa od dawna jakby sparaliowany; zawsze gdy pia kaw, by wycelowany prosto
w sufit.
Front si oddali, oprniono z rannych domki, z powrotem zajymy nasze pokoiki. Ziuta zaja
trzeci, oddzielny, gdzie urzdziymy warsztat krawiecki. Fela i Kazia nadal nie rozmawiay ze sob
i spay w oddzielnych pokojach. Na noc wszystkie drzwi zostawiaymy otwarte. Co wieczr, chocia
to nieadnie, miaymy si w skrytoci, gdy siostry, kada przed swoim kiem, klkay do dugiej
wieczornej modlitwy. Podporucznik Bk mg kpi ze mierci na froncie; obie siostry bagay Boga
o jego ycie.
Dni biegy.

Poniewa wikszo z nas miaa narzeczonych, postanowiymy wyszuka jakiego i dla Ziuty, ktra
stale wybieraa i grymasia. A spacerowa po halach przystojny sierant podchory z cznoci, ktry
si nam podoba i ktry zaleca si do niej bez powodzenia. Ziuta uwaaa, e sierant to nie szara,
polowaa na oficerw, i to od kapitana wzwy. Przyrzekymy sobie, e pomimo jej niechci wanie
on zostanie jej chopcem.
- Ty nie zwaaj na stopie - mwia Olczyk. - Zobacz, ile on ma orderw, po wojnie bd takiego na
rkach nosili. W dodatku jest niezwykle przystojny, inteligentny i towarzyski.
- I akademik - podchwycia Raszkowska i ju nie daa przerwa sobie. - Ja mylaam, e jeste
mdrzejsza, a ty gupia. Posuchaj mojej durnej rady: po wojnie nie bdzie ju wojny, nikt si nie
bdzie bi. Nie bdzie z kim. Armi rozpuszcz do domw, wojsko pjdzie do cywila i nikt wtedy nie
rozpozna, kto kim by. Na ulicy wyminiesz generaa i nie zauwaysz go. Kto wtenczas bdzie lepiej
zarabia? Kto? Czy taki, co umie tylko burzy domy, czy ten, co umie je stawia? A on wanie jest
architektem. Ja wiem najlepiej, bo suyam u pastwa budowniczych. Bdziesz pani. Na rkach
bdzie ciebie wnosi do auta. Obsypie si klejnotami, bo bdzie mia z czego. Widzisz sama, ile bdzie
roboty. Wszdzie gruzy. Podobasz mu si, wcieka si za tob ju teraz, a co bdzie potem? No, wiesz
przecie, po tym! Bdzie twoim niewolnikiem, e prosz siada. Wic nie kr nosem, tylko si bierz
za niego jak Fela. Ja tu nie pozwol adnej pisn o tobie.
- Ona za niego nie wyjdzie, bo ma pstro w gowie! - powiedziaa rozdraniona Czesia.
Ziuta cay czas robia sobie manicure. Wreszcie wstaa i podesza do lustra.
- Widziaa? Duo ma odznacze?
- Ca kaset - odpowiedziaa Fela. - Moesz si sama przekona.
- Naprawd skoczy architektur? - zagryza wargi pod szmink.
- Przed wojn - potwierdzia Czesia. - Ma dyplom, moesz sprawdzi.
Ziuta dobieraa przed lustrem najczarowniejszy umiech, wic dopiero po dugiej chwili powiedziaa:
- Wiecie wy, e on po wojnie moe naprawd imponowa. Te krzye i tytu. W dodatku ta blizna...
bdzie mu z ni do twarzy. To bdzie co cudownego, jak promie na obliczu... A oblicze jego
pojaniao jako soce.
Nasz sierant z podchorwki mia, oprcz kilku dawnych ran, prawy policzek przeorany odamkiem.
- Ma adne imi, Maurycy - pomimo obecnoci siostry, z drugiego pokoju odezwaa si Kazia.
- Jest rzeczywicie pikne i oryginalne. Maurycy... inynier Maurycy...
- Wojdyo! - przystemplowaa Raszkowska. - No wic jak?
- Wojdyo... - wyszeptaa Ziuta i klasna w rce: -Niech wic bdzie!!!

I by. Tego samego dnia zaprosiymy go na herbat i wyniosymy si z szyciem z pokoju Ziuty. Przy
otwartych drzwiach rozmawiali o malarstwie, rzebiarstwie i literaturze. Ziuta odprowadzia go do
furtki. Przychodzi codziennie, wychodzi, zanim uoyymy si do snu. Ziuta powiedziaa nam, i
Maurycy bardzo j kocha i przeraa go dzie, w ktrym bdzie musia i na front. W licie do
rodzicw, mieszkajcych pod Warszaw, donis ju o niej jako o narzeczonej. Sowem, kocha j nad
ycie.
- A ty go te? - spytaa Hela.
- Ja wiem?... Chyba tak... Jest niezwykle ujmujcy.
Odwiedziymy szpital Szaapina. Zajmowa prawie ca zrujnowan wie. Sal operacyjnych byo kilka,
wasnych samochodw mieli kilkadziesit, oddziaw kilkanacie. Przez okna widziaymy fotele
dentystyczne, onierz przewieszony przez parapet obficie spluwa krwi. Za wsi urzdzone byo
lotnisko polowe, kukurunik podskakiwa tam, wzbijajc si do lotu. Od sistr dowiedziaymy si
z przyjemnoci, e najlepszymi ich pacjentami byli nasi. Polacy nie grymasili, nie krzyczeli podczas
zrywania zakrzepych opatrunkw, zawsze ich mona byo zasta na swoich miejscach. Nie zawracali
gw basenami. Lej ranni obsugiwali lecych, obonie chorych. miechu byo co niemiara, gdymy
opowiedziay im, e tak samo zachowuj si u nas ich ranni. Na pamitk zrobiymy sobie wsplne
zdjcie z naszym Kbkiem, ktrego Olczyk zaniosa w torbie.
Mrozy zelay. Rannych przywozili nam tylko samochodami, podobnie jak za Wis. Przyjedali z nimi
winiowie obozw koncentracyjnych, jecy wojenni rnych narodowoci, ludno obu pci,
wywieziona na roboty. W budynku administracyjnym, cakowicie teraz oprnionym, uruchomilimy
punkt opatrunkowy. Wielu onierzy miao odmroone nogi i uszy. Nie zatrzymywali si, natychmiast
po zabiegu biegli na skrzyowanie, wypatrujc samochodw jadcych na tyy. Niektrzy prosili o
ywno, inni mieli jej w nadmiarze, jedni wracali w achmanach, drudzy byli obadowani wszelakim
dobytkiem. Polscy jecy wojenni interesowali nas najbardziej. Ubrani byli w sukienne mundury,
wikszo z nich miaa przedwojenne. Wci jeszcze mimo tylu lat stanowili jedno wojskow,
pomagali sobie, suyli wzajemnie, ale za chwil na skrzyowaniu zrywali wojenne przyjanie. Wielu
odjedao na poudnie, w kierunku szpitala Szaapina, inni kierowali si na wschd.
- Widzicie - mwia z alem Raszkowska - teraz by si przyday te gwiazdki zza Wisy, mona by byo
zahandlowa.
Pewien major ucaowa ora na czapce Czesi. Prosi, by mu go ofiarowaa w prezencie, w zamian
odpi z rogatywki piastowskiego, ktrego zapewne dosta od onierzy frontowych. Tamten by mu
droszy, bo ukoronowany. Wepchn jej w rce sztuk wspaniaego mulinu.
- Bdziesz miaa na wyprawk - zadrwia Hela. - A potem przyda ci si na welon...
Wielu z nich wyranie ogldao nas. Byymy dla nich pierwszymi polskimi kobietami w mundurach
onierskich. Ktry z nich podarowa nam woreczek solidnych przedwojennych guzikw, nasze byy
blaszane, z lekko wycinitymi orzekami. Jeden zapyta, czy naprawd jestemy polskim wojskiem?
Byo w nich jednak co, co ich najcilej jednoczyo ze sob, co czynio ich najbardziej podobnymi do
siebie. Moe bya to jaka pochmurna pokora, jaki ukryty smutek, gdy patrzyli na nasze drelichy
i owijacze onierskie. Oni mieli mundury sukienne, a buty skrzane. To oni winni byli by
wyzwolicielami, a nie my. Jednak nimi nie byli, to wanie my, armia odziana w zasmolone ptna
i obuta w gumy, doszlimy a na Pomorze, mcimy ich klsk i przynosimy wolno. Tej radoci nie
byo wida na ich twarzach. Moe ju wykipiaa tam, na przedniej linii przy pierwszym spotkaniu?
A moe jest gboko schowana pod mask goryczy? Poskramiana tak, aby jej na zawsze starczyo?
Przecie nawet nie mona pomyle, e jej w ogle nie byo! A jednak...
W oczekiwaniu na samochody caymi godzinami spacerowali tam i z powrotem, tam i z powrotem.
Wzbudzali lito. Nie zazdrociymy im ani sukiennych mundurw, ani butw i za adn cen nie
zamieniybymy ich losu na nasz. Niech wyjedaj jak najprdzej tam, gdzie ich oczekuj od lat. My
pozostaniemy nadal w naszych drelichach, ktre jednak jako przysuyy si nam w czasie zimy - nie
zmarzymy. Na przedwioniu oka si nawet wygodne. Ruszymy w nich dalej za wojskiem na
pnoc, na szlak bursztynowy, i w naszych butach fasowanych nad Bugiem dojdziemy do morza.
egnajcie, wczorajsi niewolnicy o tak szczelnie zadrutowanych sercach, e dotd nie moe si do nich
wedrze ta gwatowna, szeroka Wolno. yczymy wam troskliwej opieki Czasu, a teraz woamy do
was: Szczliwej drogi!

W niemieckich kolumnach jecw, cigncych noga za nog, eskortowanych przez fizylierw,
Raszkowska poszukiwaa zabjcy swego brata. Wierzya, e go znajdzie i rozpozna, a wtenczas sama
go zastrzeli.
- Id do Gregorczuka, niech ci da mich fasoli, aby miaa z czego - miaa si Hela.
Znaymy Raszkowsk na tyle, e wiedziaymy, i jest do tego niezdolna. Sama kiedy opowiadaa, jak
przed wojn, przy zabijaniu koguta, robic to z zamknitymi oczami, zaciupaa sobie toporkiem palec.
Zauwayymy, e Ziuta zaczyna darzy wzgldami pewnego wysokiego kapitana, a ten nie
pozostawa na to obojtny. Odprowadza j wzrokiem po hali. Kilka razy przyapaymy ich
w zakamarkach na flircie. Zwrciymy jej uwag na takie postpowanie. Odpowiedziaa, e jest
jeszcze wolna, moe robi, co jej si ywnie podoba, a wolno jej mie przyjaci. Zacza
przyprowadza ich obydwu. Zamykali si i przesiadywali do pnej nocy. Wychodzili razem. W nocy,
w ktrej po raz pierwszy w tym roku byskao si i przechodzia burza, posyszaymy cichutkie
pukanie do drzwi.
- Kto tam? - warkna Hela.
- To ja... kapitan uszczaniec.
Fela otworzya. Wszed i wypowiedziawszy: ja w wanej sprawie na chwileczk, znikn za drzwiami
pokoju Ziuty. Wkrtce potem ta bezwstydnica poszukiwaa kieliszkw w naszym kredensie
i wycigaa z ka Hel.
- C to? Nie jestem twoj przyzwoitk! - oburzya si Hela. - cigna go, baw si z nim. Ja
z alfonsami pi nie bd! Pa!!!
Dugo rozbrzmieway miech kapitana i gos Ziuty. Potem wszystko ucicho i zasypiajc wiedziaymy,
e nasza koleanka wrcia do swojej przeszoci.
Porann pobudk stao si dla niej pukanie Czesi. Kapitana w pokoju nie byo.
- On wyszed, gdycie spay - powiedziaa bezczelnie.
Wtedy nasta straszny wrzask. Kbek, rozcigajcy koci na chodniku, pyrgn przestraszony pod
ko. Wszystkiemy krzyczay, e nie pozwolimy, by z kwatery Czerwonego Krzya robia dom pod
czerwon arwk. Chcemy spa spokojnie, a wic adnych herbatek, kapitanw ani generaw,
z wyjtkiem podchorego Wojdyy. Jeli si to jej nie podoba, niechaj idzie na rg, pod drogowskaz.
Dzisiaj, natychmiast, staniemy do raportu do samego komendanta, z prob o przekwaterowanie do
tartaku.
- Czego wy ode mnie chcecie? To bya przecie towarzyska konwersacja. Nic ponadto.
- Konwersacja! - krzyczaa Raszkowska stukajc si palcem w czoo. - Tu! Tu! Znam ja te
konwersacje! Ty fldro! Ty... ty... lwowska cirko!
- Do! - Ziuta wyskoczya z ka, okrywajc si szlafrokiem. - Nie macie prawa wtrca si do moich
osobistych spraw! Zabraniam wam! A ty, kuchto, przepro mnie natychmiast!
- Pjd zaraz i powiem Maurycemu! - Czesia popiesznie wzuwaa buty.
- Sprbuj - sykna Ziuta. Jej oczy wieciy dziko. Po raz pierwszy ujrzaymy je takie. - Sprbuj, aby
nie poaowaa... Zabraniam wam rozsiewania o mnie podych plotek. Jestecie zbyt zahukane, aby
poj moje uczucia. O to milczenie nie potrzebuj was prosi! Ja wam rozkazuj! Ja mam was w rku!
Ciebie! - kolna spojrzeniem Czesi. - Ciebie te - przeboda Raszkowsk. - Kada z was ma co na
sumieniu... Na cae szczcie... Na przykad ty... - przypara Hel - i ty... - strzelia palcem w pier
Olczyk, po czym z wielk skromnoci zacza wkada majtki.
Raszkowska spucia lanie Kbkowi za to, e w midzyczasie nasika pod ko, Hela pomrukiwaa,
Czesia pakaa, Olczyk zblada jak chusta i taka bya roztrzsiona, e grzebie i szczoteczka do zbw
kilkakrotnie wypaday jej z rk.

yczyymy jej nagej okrutnej mierci. Siostry, skazane na wsplne dyury, balansoway midzy
wasn nienawici, nami i Ziut. Musiay milcze, podobnie jak my. Podchory nie wiedzia
o niczym, przychodzi z wieczora, wychodzi po jednej lub dwu godzinach. Kapitan wazi przez okno
i nad ranem mona byo posysze, jak dwiczaa rozbita szyba i wierkaa furtka. Midzy nami
a tamtym pokojem rozwara si jaka wielka przepa, wyraajca si choby tym, e zabraymy
stamtd maszyn do szycia, oprniymy rodkowy pokj i spaymy w pierwszym na trzech kach,
po dwie na kadym.
- A moe by najpierw jemu? - Raszkowska rozsnua przed nami szataski plan przeszczepienia syfilisu
z pewnego onierza na kapitana, co nieuchronnie ukaraoby Ziut. Na to jednak nie mogymy si
zgodzi. Byo to co nieskoczenie straszliwego, sama myl przyprawiaa nas o dygot rk i ng.
- Ale co trzeba robi! - upieraa si Raszkowska. - onierze mwi, e kapitan z nami wszystkimi po
kolei... Tfu...
Olczyk radzia zostawi spraw wasnemu biegowi. Fasz i podo zawsze musz wyj na jaw,
prawda wszdzie zwyciy, na nastpnym m.p. powinnimy stanowczo od niej si odgrodzi. Zreszt
kapitan jest ju na wypisaniu.
- Te mi wielka pociecha, bdzie inny - powiedziaa Hela. - I czekaj znw tatko latka...
- Trzeba czeka - Olczyk a si uniosa na pocieli. - Moecie mi wierzy, widziaam wiele zdrady
i wiem, e wojna szybko rozsdza ludzk podo. Dlatego jej lata licz si podwjnie.
w sdny dzie przyszed prdzej, niemy si spodzieway. Po pnocy rozbudzio nas mocne
koatanie i znajomy gos Wojdyy.
- Prdzej, dziewuszki, nie mam czasu! - bzyka do nas zza drzwi.
Nie wiedziaymy, co teraz robi. U Ziuty spa kapitan, obaj mieli pistolety, mogli si postrzela.
- Otwrzcie! To ja... syszycie?
Raszkowska wydara si nam z rk i skoczya do drzwi. Podchory wieci latark, by w paszczu
z mapnikiem i pistoletem. Biaa smuga opatrunku kipiaa mu spod hemu.
- Ale wy picie! Trzeba by tu Grzesia z modzierzem! - zamia si przez zacinite zby. - Moje
kochanie chyba te pi?
- pi... - odpowiedziaa Czesia takim gosem, e zaczymy dre i paka. Podchory zastuka do
tamtych drzwi. Dugo mu nie odpowiadaa. Dowiedziaymy si, e wyjeda natychmiast pukowym
samochodem. To wietna okazja dla niego, woli wyjecha w noc ni tuc si potem inn drynd. Ziuta
odpowiedziaa mu wreszcie, e musi si najpierw ubra, ale nie moe znale zapaek. Przez szyb
ujrzaymy sylwetk kapitana uszczaca, jak bieg wprost do potu i przerzuci przez niego paszcz.
Zaraz te otwary si drzwi i podchory wszed w smug wiata.
- Musz, kochanie... - posyszaymy wist jego sw. Gdy mwi, zawsze wydawao nam si, e sowa
wydobywaj si nie z ust, lecz ze szczeliny policzka rozprutego odamkiem. Nagle drzwi znw si
otworzyy, Ziuta, ze wiec w rku, trzymaa rkaw jego paszcza.
- Id, zapytaj - mwia zimnym, okrutnym gosem - a potem wr i padnij mi do ng.
Jednak postpowaa za nim, gdy szed do nas. Zatrzyma si w naszych drzwiach. W rku trzyma pas
oficerski.
- Nie wiecie, czyj ten pas? - zapyta cicho, unikajc naszych spojrze.
- Nie! - Olczyk zdobya si na co, czego zapragnymy w tej chwili. Mymy chciay ocalenia. Zemsta
bya i tak ju nasza. Ziuta staa oparta o futryn. Zez jej oczu by paraliujcy. Czy byo w nim
baganie?
- Czy by tu kto? - dobyo si spod hemu, - By! By! - wrzasna piskliwie Czesia i gubic nogi
w koszuli z paczem dopada piersi onierza. - Ja ju duej nie wytrzymam!.. Ja bd miaa dziecko!...
Ona nie zasuya... Ona pana zdradzia... Czy pan syszy? Od dawna. Ona zabije moje dziecko! I mnie!
I pana... I pana!...
Raszkowska z Olczyk odczepiy j od paszcza podchorego. Pakaymy wszystkie, Kbek skucza
i szczeka, Ziuta opara gow o rami. Staa jak posg, wieczk trzymaa u biodra.
- Panie podchory, czego pan tu stoi? - szlochaa Kazia. - Niech pan ju idzie!...
Nagym ruchem odrzuci pas za siebie i rykn na cae gardo:
- Dziwka!
A potem, gdy ju by w drzwiach na ganek, doszy nas niezrozumiae sowa, ktre wypowiedzia
powoli i wyranie:
- Pruderia... Sentymentalizm... Egzaltacja...
Ziuta staa oparta o futryn, miaa przymknite oczy, wieczk trzymaa tak, jak przedtem, u biodra,
cie szafy nieruchomo lea na cianie. Ona nic nie czua. Nami trzepa al.
Wtedy Raszkowska podesza do niej i z caej siy trzasna j w twarz. Ziuta potoczya si, lecz nie
wypucia wiecy. Uchwycia si rogu szafy.
- Co ty narobia? - Raszkowska potrzsaa ni jak achmanem. - Co ty narobia? On teraz pjdzie
i zginie! Zabij go! Zabij... A my napiszemy do jego rodzicw, e ty wydara im syna. My! My!...
I przewrcia j w poprzek na nasze ka.
Pojedziemy w inne kraje,
Gdzie s inne obyczaje,
Malowany dwr. Malowany dwr.
Pieni, powietrza i soca miaymy pene puca i garda. Z podniesion plandek, z okciami na
szoferskiej budzie mknymy przez bogaty kraj. Przez ziemi wyzwolon byskawicznym manewrem.
W krg nie byo tu adnych popiow, gruzw, rumowisk, adnych zniszcze. Tylko droga
gdzieniegdzie poprzerywana.
Saperzy machali chorgiewkami, lzak hamowa i ju oto kapay pod koami drewniane krtkie
mosty. Hela, ze lin na jzyku, wycigaa szyj ku zagapionym saperom i gdy zasaniali twarze,
trafiaa w beczki wody celnym, nieomylnym strzykniciem. Murowane wioski, schludne domki,
solidne obejcia gospodarskie kryte wypalan dachwk, powane dostojne dwory z wieyczkami na
dachach paacw - wszystko to mogo tylko nagradza, cieszy, weseli. I te aleje, bruki, kostki,
asfalty, stacje benzynowe wabice z daleka czerwonoci cian, i ogromne reklamy pir Pelikan
wymalowane na cianach i potach... Pola pofadowane, any zielonych ozimin i ich miliony rzdzikw,
otwierajce si jak pira wachlarza z jak nieopisan wartkoci, e a w oczach wirowao. Tu
i wdzie faloway biae flagi, obok nich czerwone i, co nas najbardziej radowao, biao-czerwone.
Widziaymy wz z gnojem wyjedajcy z bramy ozdobionej nasz chorgwi. Wic przed wiekami
wygnani bior te ziemie na powrt w swoje wadanie? Przypominaymy sobie ubstwo naszych
okolic za Wis i tamtejsz ludno, nasze somiane wioski za Bugiem i miasteczka unurzane w bocie.
To wanie tutaj jest dla nich ziemia obiecana, to tu niech osid!
Patrzc na te wszystkie wspaniaoci, zadawaymy sobie pytanie: Kim waciwie s Niemcy, ludzie,
ktrzy majc takie dostatki, poszukiwali jeszcze ziemi... nad Wog?.
To std wyjechay auta w trzydziestym dziewitym. To oni zabili tamtych trzech onierzy, bronicych
spokoju drcych topoli, wierzb i somianych dachw z bocianimi gniazdami na kalenicach. To oni
przyszli do nas z ogniem i elazem. Palili nasze chaty, burzyli nasze miasta. To tutaj szykowali si do
krwawych najazdw i podbojw. Trzeba ich std przegna, by to si nigdy nie powtrzyo. Musz si
pomieci na wasnej ziemi i zwrci wszystko, co kiedykolwiek nam wydarli. Bd sami, pozbawieni
posug niewolnikw, skoczyy si Saksy i Prusy.
Nieprzeliczone rzesze wczorajszych parobkw i sucych obsiaday skrzyowania szos i placykw. Do
jednego pustego samochodu jadcego na tyy rzucay si tysiczne tumy. Widziaymy kopiaty pocig
tak oblepiony ludmi, i z dala wydawa si ogromnym pstrym gadem. Lokomotywa sapaa
obwieszona pasaerami. Machali do nas czapkami, krzyczeli. Lecz droga ich bya krtka: kilka minut
wczeniej minymy most kolejowy strcony do rzeki. Gdy si patrzyo na te biwaki, tabory
i pochody, czuo si wasn si i dum.
Mijaymy coraz wicej domostw z rozbebeszonymi dachami, dziurawych kominw gorzelni
i kocielnych wie. Przydrone rowy pene byy wojennego paskudztwa. By to znak, e coraz bardziej
zbliamy si do morza, gdzie bd krwawe walki z Niemcami przypartymi do brzegu. W jakim
miasteczku na rynku, pord dziesitkw strzaek, dojrzaymy nasz szpitalny herb. Komendancki
ambulans zahamowa. Ziuta, ktra teraz z nami podrowaa i sypiaa, postawia na daszku kabiny
koszyk z naszym Kbkiem.
- Kbek, zobacz no - pokazywaa na drogowskaz. - Poznajesz siebie?
Za nieca godzin dojechalimy do przedmie drugiego miasta.

Zajmowalimy osiem will na agodnym stoku wzgrza skaniajcym si ku wezbranej rzece. Za ni, na
wysokim nasypie, sta pomidzy zerwanym wiaduktem a strzaskanym dworcem pocig sanitarny
niemieckich jecw wojennych.
Rozkaz wyszego dowdztwa brzmia: Przygotowa szpital na przyjcie szeciuset rannych. Pocieli
miaymy zaledwie na dwustu. Dlatego te pierwszym naszym zajciem byo poszukiwanie jej na
miecie. Obok starego kocika, w krtej, zamieszkaej uliczce, rozpoczymy wdrwk po
opuszczonych mieszkaniach. Najwicej byo podgwkw, jakw i kap, najmniej kocy i poszew.
Myszkowaymy po ciemnych klitkach, wspinaymy si i spaday ze zdradzieckich schodkw. Nagle
na ulicy wszcz si piekielny haas. Z piter, balkonw podzwaniay patelnie, miski, brytfanny. Ten
oguszajcy jazgot bieg od domu do domu jak pozew zbliajcej si katastrofy. Przy naszym wozie
jaki czerwonoarmista z niebiesk opask na rkawie trzyma za kark naszego wonic.
- Skay, zaczem ty zdie prijecha? Zaczem?!
Wytumaczyymy, w czym rzecz, i e do zamieszkaych domostw wcale nie zachodzimy. Sprawdzi
zawarto tobow, pogrzeba, poprzewraca.
- Charaszo, mona - mrukn udobruchany. - Nu, a s ludiej brat nie lzia. - Stan porodku jezdni,
rozkraczy si i wypru w powietrze cztery rwniutkie serie. Faszywy alarm zosta odwoany. Gowy
w oknach poznikay nagle jak kukieki w szopce.
W pierwszym dniu poszukiwa, po powrocie wszystkich grup z miasta, do penego stanu brakowao
tylko okoo stu poszew i przeszo dwustu przecierade. T ilo postanowi przywie kwatermistrz
z tamtej strony rzeki z chwil wznowienia przeprawy.
La deszcz i na przemian pada mokry nieg. W trzecim dniu nasz szpital by gotowy na przyjcie
rannych. Zajmowaymy pokj na poddaszu willi, w ktrej mieci si oddzia segregacyjny i sala
przyj. Z tarasu widziaymy cae miasto, rzek, uwiziony transport sanitarny oraz dworzec
zawalony cielskami przewrconych parowozw i rozbitych czogw. Podobno o t stacj toczyy si
najkrwawsze boje, czog zgrzyta o czog, armata walia w armat. Pocig z rannymi szczliwie
przetrwa to pieko. Moe dlatego, e by cay upstrzony znakami Czerwonego Krzya? Widniay one
na dachu kadego wagonu, flaga koysaa si na drzewcu. Przyrzekymy sobie obejrze przy
najbliszej okazji ten wray szpital na szynach.
Z biciem serca wysuchaymy uroczystego punktu w rozkazie dziennym:
Za sumienne wykonywanie obowizkw subowych, a w szczeglnoci za ofiarny wysiek pooony
dla szpitala w okresie walk o Wa Pomorski, nadaj stopie kaprala niej wymienionym starszym
szeregowym suby sanitarnej i wartowniczej:
modszej pielgniarce Olczyk Tekli,
modszej pielgniarce Sotysiak Czesawie,
modszej pielgniarce Krogulec Felicji,
starszemu strzelcowi Ksido Pawowi...
Ale c to? Gdzie reszta? Kazia, Raszkowska, Hela? Suchaymy do koca, lecz ich nazwisk nie byo.
Wieczorem, gdy siedziaymy po trzy w kadym kcie, starsza siostra Gsewicz uchylia drzwi.
- Nie martwcie si. Jutro was odczytaj. Przeoona cia si ze starym, ale wzia gr. Moecie je
ju dzisiaj przyszy. Ja wam to mwi!
Wierzyymy jej, nigdy nie rzucaa sw na wiatr. Zasiadymy do stou, na ktrym Ziuta uczya Kbka
salutowania jedn ap. Patki nasze dawno ju byy gotowe, jedwabne, z czerwon wypustk,
naleao je tylko przyszy. Hela zawsze czua wstrt do igy - wolaa wgiel nosi.
- Ja to chromol - wcisna Czesi swoj bluz. - Poprzyczepiaj mi je byle jak, ja id...
- Dokd? - spytaa Raszkowska.
- Nie moecie si domyli? Polotu nie macie, polotu! T uroczysto trzeba przecie obla! - I ju
zzuwaa buty, okrcajc stopy onucami. - Id po mag i niech mnie kolka cinie, jeeli nie przynios.
- Komu chcesz j zwdzi? - oywia si Ziuta.
- Oczywicie Witeziwnie. I na rachunek kwatermistrza! - Sprawdzia dziaanie latarki, po czym
z papierosem w zbach, rkami w kieszeniach i z min lwowskiego batiara udaa si na nocn
wypraw.
Wanie koczyymy przyszywanie patek, gdy z powrotem wlizna si do pokoju i kanciast flaszk
stukna o st.
- Komendancki! Pst... - zmruya oko i podniosa palec. - Moemy smali. Na klamce powiesiam par
fajerek i podstawiam wanienk do gry dnem. Gdyby kto chcia wej, narobi haasu jak kociotrup
w padaczce na blaszanym dachu.
Opowiedziaa nam, jak zakrada si do kwatery komendanta i wprost z tacy porwaa butelk.
Pierwszy toast wzniosymy za zdrowie Heli, drugi za karygodn niedbao komendanta, trzeci... za
szczliwy pord Czesi. Kiedy we flaszce ukaza si stoek oblany zewszd czerwieni likieru, Hela
chwycia za ni, zamigotaa nad lichtarzem.
- Pij za chwa wojennej mioci! Pij za zdrowie podchorego Wojdyy!
Ziuta porzucia papierosa i zaniosa si paczem. Rubinowy likier zbija nas z ng i zwala na posania.
Olczyk cigaa buty Ziucie i mwia do niej przewlekle, lecz z penym przejciem:
- Ty musisz... do niego napisa... tak... Prawdziwa mio... wszystko wybaczy...

Pomimo e zwoono nam codziennie okoo pidziesiciu rannych, w szpitalu panowa ad
i porzdek. Przeszo trzydzieci Niemek, przysanych przez Komendantur Wojskow, dbao o to, by
przyjcie nawet stu pacjentw naraz przebiego szybko i sprawnie.
Byy wietnymi salowymi i zrcznymi pielgniarkami, dorwnyway nam pod kadym wzgldem,
a niektre nawet nas przewyszay. A przecie my, to znaczy szpital Pod Kbkiem znany by w armii
z najtroskliwszych pielgniarek i najlepszych lekarzy. A jednak te Niemki byy lepsze od nas. Olczyk
powiedziaa nam, e nie ma si czemu dziwi, wszystkie s po kursach, ktre przeprowadzano
masowo w caej Rzeszy dla zagodzenia skutkw nalotw alianckich. W dodatku wiele z nich byo
pielgniarkami z zawodu. Byymy dla nich tym, czym dla nas przedtem nasze starsze siostry
oddziaowe. A wic dogldaymy i sprawdzaymy ich prac. Jak wielk uciech stanowio dla nas
przyapanie ich na jakiej drobnej niedokadnoci.
- Nein, nein, nicht das... - Odsuwao si wtedy tak i pokazywao jej, jak zaoy kateter, aby nie
wyskoczy. Rumieniy si i tumaczyy niemiao, czego jednak nie rozumiaymy. Jedynie Olczyk znaa
niele jzyk niemiecki.
O sodka przyjemnoci rozkazywania i kontrolowania! Jake atwo jest z wysokoci wadzy dostrzec
guzdraki maluczkich, znale ow dziur w caym. Mona wtedy wedle upodobania napompowa si
ci lub miodem jak pcherz; blunie gryzcym kwasem - wypynie kojcym balsamem. Mio jest
pomyka po salach przysiadajc na kach, pogwarzy, pocieszy, przyrzec to i owo. Potem wpa na
dyurk, wybra jedn ze zrywajcych si Niemek i posa j tam, gdzie by powinna. A za chwil
przespacerowa si w tym kierunku i za dzikczynne spojrzenie rannego odpaci najczarowniejszym
umiechem.
- Sodowa woda uderzya wam do gw! Trzeba bdzie przypomnie wam, kim jestecie, i wyskuba
wam te nowe pirka, w ktre obrosycie. Bierzcie mi go w tej chwili do ani! Jazda! - skrzyczaa nas
starsza siostra Gsewicz, gdy nad noszami z rannym oczekiwaymy powrotu Niemek ze niadania.
A potem gderaa, e najgorzej jest wanie z kapralami. S na liskim wierzchoku; poniej jest
rekrucka bezkarno, powyej zaczyna si odpowiedzialno. Hitler te by kapralem...
Ogarniao nas uczucie jakiej przykrej niepotrzebnoci. Skrycie zaczymy tskni do zgieku
i wrzcego rozgardiaszu poprzednich naszych postojw. Najywsze byy wspomnienia z krwawych
niw z okresu walk o przeamanie Wau Pomorskiego, o tamt ryglow pozycj.
Wracao si myl do tych dni, kiedy zajmowaymy kcik w rogu oglnej hali, zagrodzony kocami,
a zza nich dobiegay nas piski rannych jak kwiki postrzelonych zajcy. Jawia si nam aleja, na ktrej
genera przydyba Kbka gryzcego swoje pchy i z ktrej nieustannie cieraymy to, od czego ranni
sal operacyjn nazywali jatk, a chirurgw rzenikami. Tam byymy strkami ycia. Tam nasze
pojawienie si przy wozach sprawiao, e cichy przeklestwa wonicw o pierwszestwo, milky
charkoty dopuszczonych w pierwszej kolejnoci i jki pozostawionych na kocu. Tam wszyscy
onierze oddawali w nasze rce swoje losy z bezgraniczn ufnoci. Tam byymy dla nich oaz Ciszy i
Nadziei. Tutaj daj nam ich z przydziau, z kartami chorobowymi, milczcych, obojtnych,
omotanych jak larwy. A do tartaku przybywali czarni i ognici. Uparcie, zajadle walczcy o swoje
istnienie, nieugicie bronicy si przed mierci. Mymy im w tym pomagay. Mymy tam byy
potrzebne.
Podniecie mnie, podniecie... ja zajd... sam! - syszaymy jeszcze rozpaczliwy krzyk onierza,
ktry za wszelk cen i o wasnych siach chcia doj do sali operacyjnej. Za zgod przeoonej
ujymy go i poprowadziy. Szarpa si, wyrywa, byle prdzej... Ja... bd y! - zaprzysig na stole
z gniewn przekor.
Jednak stary Wicek z Biernasiem wynieli go nogami do przodu...
Ale to si ju nigdy wicej nie powtrzy. Ze szturmw o Koobrzeg przywoono nam nadwyki
z innych szpitali. Posegregowanych, opakowanych jak kontyngentowe jajka. Przy operacjach
asystoway starsze siostry, podczas wizytacji naleao spisa zalecenia, cikie opatrunki
podejmoway rwnie starsze siostry, przy lejszych doskonale radziy sobie Niemki. Naszym jedynym
zajciem byo dozorowanie i pisanie listw do rodzin naszych rannych. Kada z nas miaa w pamici
taki jeden wzr, ktry naleao interesantowi podpowiedzie, bo zwykle po kilku wstpnych zdaniach
nie wiedzieli, jak donie o rzeczy najwaniejszej.
Wzr Heli by taki:
A teraz donosz wam, e szwaby postrzelili mnie. Ja ich za to kilku zakatrupiem. I le w szpitalu,
i wszystko jest morowo.
Raszkowska pisaa inaczej:
...e Niemcy mnie poharatali, Bogu dziki nie zabili. Le w szpitalu, chwaa Bogu zdrowy, je
dobrze daj, ale by si co przydao!
Ziuta rozwodzia si w ten sposb:
...z przykroci komunikuj wam, e dosiga mnie nieprzyjacielska kula. Z pola bitwy wyniesiono
mnie i obecnie przebywam w szpitalu. Prosz Was bardzo, bycie si o mnie nie smucili, gdy to moe
wzmc moje duchowe cierpienia. Moje fizyczne katusze s drobnostk w porwnaniu z nimi...
Potem dodawao si: wasz ojciec, syn czy te brat lub m, podsuwao si rannemu do podpisu i w
nie zaklejonej kopercie lub zoone w trjkt, odnosio si do poczty polowej.
Szpital powoli si zapenia, kompani wartownicz przeniesiono do suteren pod zawalon will.
Sztab pewnej dywizji przysa nam pitnacie krw, jeden samochd otrb i dwa siana. Nasz tabor
przywiz buraki. Ranni otrzymywali wiee mleko. Kbek toczy si po pododze opity jak bk.
Raszkowska, ktra miaa ju powyej uszu mitrenia i gryzmolenia, urywaa si do dojenia krw,
czym siostra przeoona bya wyranie zgorszona.
- Co podobnego! - wykrzykna na widok szkopka mleka w jej rku. - Pielgniarka przy krowach! I w
dodatku w biaym kitlu!
- Niczewo, siestra porucznik - zamia si naczelny. - I pry karowach nada na bieo chodit. Nu, daj,
Raszkowska, paprobujem... - podnis szkopek, umoczy w nim wsiska i pi, a mu kapao po brodzie.

Od tego czasu Raszkowska zawiadywaa udojem i rozdziaem mleka. U krw karmionych burakami
i otrbami poprawia si dojno. Wikszo rannych gardzia mlekiem. Mwili, e potem trza portki
trzyma w zbach. Wielu, owszem, napioby si, ale tego od wciekej krowy. Raszkowska zwoaa
wszystkie Niemki i posugujc si dwoma kubkami, zapytaa, ktra chce mleka?
- Ich, ich, ich! - odezway si wszystkie.
Mleka by nie starczyo.
- A ktra ma dzieci? - na migi prowadzia cierpliwie badanie. Odpowied bya ta sama, co zreszt
mogo by prawd, gdy starsze na pewno miay wnukw. Na szczcie nadesza Olczyk. Przy jej
pomocy jeszcze raz zapytaa o to samo. Zgosia si przeszo poowa. Te starsze wypchny do przodu
drobniutk blad Niemeczk. Bya o wiele mizerniejsza od naszej Czesi.
- Gut, gut! - zagadaa do niej Raszkowska. - No, tobie to bym daa podwjn, bez ogonka, bo
chucherko, e zlituj si Boe...
- Wobec tego musisz jej da poczwrn - powiedziaa Olczyk. - Ona ma dziecko.
Raszkowskiej chochla o mao nie wypada z rk. Porwaa si do niej, a tamta struchlaa.
- Ty masz dziecko?! Ty Mutter? - dziobaa j oczyma. - Ty mae bobo?
- Ja, ja - zapiszczaa Niemka gosem wystraszonego bachora.
- Ona ma - fukna Olczyk. - Ja wiem. Trzymiesiczne.
- Nie wierz - potrzsna gow Raszkowska. - Poka! - rozpia kitel przeraonej Niemeczki i dobraa
si do jej biustu o wielkoci niemowlcych pistek.
- Rzeczywicie... ma! - wyjkaa w najwyszym zdumieniu i obie donie podsuna pod swoje baniaste
piersi.
- Jeeli taka Czesia i ta glista mog mie dzieci, to po jak choler nosz te moje wymiona?
- Mwiam ci dawno: pu si! - poradzia jej Hela.
- A eby wiedziaa, e tak zrobi!
- Racja, siostro, najwyszy czas! - hukn wchodzcy starszy sierant Burg.

W garau, sucym za obor dla krw, wieczorny udj zgromadzi nas wesp z Niemkami
otrzymujcymi swj przydzia. Matki majce mae dzieci dostaway dziennie po dwa, inne po jednym
litrze mleka. Raszkowska w chustce zawizanej po krakowsku i z zakasanymi rkawami wymachiwaa
chochl. Niemki podchodziy w milczeniu. Przykutyka jeden z pacjentw, starszy wsiasty onierz,
i stan w drzwiach garau. Przyglda si chwil Niemkom, po czym rzek z wyrzutem:
- Wy je jeszcze pasiecie?
- A co? One nie ludzie? - spytaa Hela. - Zreszt mleka starczy dla wszystkich!
- Wecie baki i stacie koo przeprawy. Wtpi, czy starczy na p godziny...
- Tu chodzi o dzieci - przerwaa szorstko Hela. - Cocie si przyczepili?
- Tam te jad mae dzieci - mrukn onierz. - Wtpi, czy im si tam przelewa...
- Wy lepiej nie wtpcie i wracajcie tam, skd przyszlicie. Kto wam pozwoli wychodzi z sali? -
oburzya si Olczyk. - Mleko nie wasza rzecz!
- Zaraz id - zapaay mu oczy, gdy spojrza na nas. - Ale ja chc siostrom przypomnie o tym, co byo
wczoraj: nasze dzieci nie widziay mleka...
- Jak gdzie... - wtrcia Czesia.
- Niech mnie siostra nie uwiadamia - ponuro ostrzeg ranny. - We wrzeniu, w czasie oblenia
Warszawy, jado si konin, tak czy nie?... W powstaniu byy krowy... ale te nie daway mleka. Byo
tak czy nie byo?
- No wic co? Mamy patrze, jak te szwabskie bachorzta pozdychaj? - zawrzaa Raszkowska. - To
to pokapieje bez mleka.
- Nie szkodzi, jak troch pocierpi. Nasze mary od kulomiotw, z pragnienia, z godu i zimna.
- To dlatego mamy te wystrzela? - warkna Hela.
- Wystrzela, jak wystrzela, ale z lekka przyskrzyni nie zaszkodzioby. Da im nauk...
- Maj j ju bez naszego udziau - rzeka spokojnie Olczyk. - Po wsze czasy.
- Bez maa tak by powinno, ale nie jest! - upiera si mciwy zrzda. - Te Niemki z wami cacy cacy, ale
maj swoje za uszami.
- To wanie dobrze, e maj, powinny mie...
- Maj, tylko nie to, o czym siostra myli - przerwa jej onierz i dorzuci szorstko: - Zapytajcie je, kto
rozpocz wojn.
Olczyk spytaa. Milczay wszystkie, zaledwie jedna zdobya si na jak odpowied. Bya jednak chyba
wykrtna, gdy Olczyk skrzywia si niezadowolona, a rannemu pojaniaa twarz z cichego triumfu.
- A teraz niechaj siostra zapyta, tej na przykad bladej motylicy, czy, gdyby Polsk poddano jak
Czechosowacj, byaby wojna czy nie?
Olczyk zaszwargotaa do mizerniutkiej Niemeczki. Rozumiaymy tylko z tego wyrazy Krieg i
Czechoslowakia. Niemka zarumienia si, po czym odpowiedziaa cicho:
- Nein.
onierz zamia si w gos i poradzi zapyta j, czy to samo dotyczyoby w wypadku kapitulacji
Francji, Belgii, Norwegii, Rosji i innych pastw.
Po dugim tumaczeniu i niemiaej, prostodusznej odpowiedzi Niemki Olczyk oznajmia cierpko:
- Ona mwi, e rwnie nie byoby wojny.
onierz zawy z ponurej uciechy, zakopci machorkowym skrtem i splunwszy zaskrzypia jak stary,
studzienny uraw:
- Takie s te niewinne Niemcy - i powczc kalek nog powlk si do willi.
Starsze Niemki zaczy szepta midzy sob, co wygldao, jak gdyby strofoway mod za to, e
pozwolia wcign si w podstpn rozmow. Po wydaniu reszty mleka Raszkowska zapytaa
gniewnie:
- O czym one tak rajcoway?
- No c - westchna Olczyk. - Radziy jej na przyszo odpowiada ja nie wiem.
W pospnym nastroju wrciymy do willi i do pnej nocy gawdziymy o sprawach zwycionych
Niemiec. W ostatnim wykadzie na temat Stosunek onierza Odrodzonego Wojska Polskiego do
ludnoci niemieckiej chory Nidzki mwi nam, e faszyzm, obok straszliwych zbrodni popenionych
na milionach mieszkacw Europy, dokona okrutnego zabiegu na wasnym narodzie: wszczepi jad
w serca prostego i pracowitego ludu niemieckiego, szczeglnie za przenikn do dusz modziey.
Zarazi je swoim trdem. Obowizkiem onierza polskiego jest nie tylko ukara orem hitlerowskich
trucicieli, lecz take otumanionym Niemcom pomc w przywrceniu im czowieczej godnoci,
w oczyszczaniu wasnych sumie. Nie miaymy moliwoci i nie wiedziaymy, jak wywiza si
z obowizku wychowywania Niemcw, jednak wszystkie uznaymy, e o adnym przyskrzynianiu
ich nie moe by mowy. Co wic czyni? Jak dziaa? Nie znamy ich zwyczajw i jzyka, zreszt samo
przemawianie niewiele by przynioso.
Coraz bardziej obezwadniaa nas myl o niesamowitych motowiskach, wzach, ktre tak straszliwie
pozadzierzgiwaa wojna, e musz chyba upyn wieki, by kto mg je rozsupa.

Po wizytacji siostra przeoona zwolnia nas na cay dzie, poniewa bya niedziela. Chciaymy
zwiedzi niemiecki pocig sanitarny. Wprawdzie Olczyk miaa dzisiaj dyur, ale ze szczer ochot
zastpia j Czesia.
W wyglansowanych oficerkach nie odstpowaymy od okien; od rana la deszcz. Gwatowne
nawanice pdziy od zachodu i smagay po nieszczelnych szybach. Czekaymy, a si przejani,
w tak pogod al psa wypdzi. Lecz wanie w ten sotny czas dojrzaymy w dole polsk piechot
przecigajc w stron przeprawy. Fela pobiega na d spyta si o puk podporucznika Bka. Kazia
natychmiast otworzya jej walizeczk, gdzie tkwi pierwszy list od niego. Czytaa go ju kilkakrotnie
przedtem, zawsze pod nieobecno Feli, cigle jej byo za mao. Wskazujc na kilka zda
przekrelonych czarnym tuszem pytaa uparcie:
- Ale co tu byo? Co on mg tu napisa?
- Przecie nie to, e ciebie kocha, gupia - odpowiedziaa jej Hela po raz nie wiadomo ktry. Nie
pomagay nasze wyjanienia, e list musia zawiera kilka niedozwolonych szczegw, ktre
wykrelia cenzura wojskowa. Z pewnoci adna ze spraw osobistych nie bya w nim wymazana.
Kazia chyba w to nie wierzya, gdy ustawicznie snua najdziwaczniejsze domysy i przypuszczenia. List
opatrzony by w adresie imionami obu sistr i na nieszczcie napisany by w formie bezimiennej, po
prostu przez Najdrosza, i tak dalej. Na kocu widnia dopisek: Pozdrawiam Twoj mi
siostrzyczk i kaniam si Jej. Kazia twierdzia, e to wanie Fela jest t mi siostrzyczk.
Tumaczyymy jej bd, wyranie byo napisane: Twoje cudne niebieskie oczy, co odnosio si
oczywicie do Feli. Na prno! Upieraa si przy swoim, mwic, e mczyni czsto si myl i nie
znaj si na kolorach. Jeeli oczy dziewczyny - to zawsze musz by niebieskie. W popiechu schowaa
list do walizki, gdy zadudniy kroki po schodach. Wpada rozradowana Fela wykrzykujc i klaszczc
w donie.
- Mj miy jest pod Koobrzegiem! Pod Koobrzegiem!
- Ty, gupia, nie pajacuj! Powinna paka na t intencj - skarcia j Raszkowska. - Mog ci go zabi.
Nie syszysz, co si tam wyrabia?
Fela zblada i umilka. Ze zami w oczach przystpia do okna nasuchujc grzmotw bitwy pod
oblonym Koobrzegiem. Kazia z twarz ukryt w doniach zamara w kcie na kanapie. Od
wczesnego rana, mimo ulewy, o szyby omotaa kanonada w tej stronie i nie cicha ani przez chwil.
Okoo poudnia przejanio si i wyjrzao jasne soce. Dopiymy pasy, poprawiymy wosy. Olczyk
zapakowaa Kbka do koszyka, uja Kazi pod rami i strom uliczk powioda nas do rzeki.
onierze kompanii wartowniczej pywali tu na najprzerniejszych tratwach i baliach, guszc ryby.
Wszdobylski Gregorczuk, awansowany wraz z nami na kaprala, przetacza si po brzegu wrzeszczc,
i nie tak si rzuca granatem, sam jednak nie raczy nawet zakasa rkaww. Kapral Ksido przewiz
nas parami na drugi brzeg w jakiej blaszanej, diabelnie chybotliwej kadzi. Wskaza bezpieczne
przejcie wprost do pocigu i przestrzega przed spacerem po wertepach; tylko drogi i cieki s
rozminowane.
Pod nasypem okazao si, e pocig jest ogrodzony drutem kolczastym. Wartownik z dachu wagonu
macha do nas papach, wskazujc na drug stron nasypu. Wspiymy si drk na szczyt. Odsoni
si nam widok duego szpitala jenieckiego, rozlokowanego w barakach u podna. Pocig sanitarny
by zaledwie jakim oddziaem. Lokomotywa dymia, pod kotem haasowaa para. Wydawao si, e
lada chwila parowz zasapie, zagwide przecigle i ruszy ku nieznanym stacjom i przystankom.
Jednak koa, zderzaki i szyny pokryte byy nalotem rudej rdzy. Zamylony maszynista w mundurze
niemieckiego onierza popatrzy w nasz stron, po czym j napenia wglem kube zwisajcy na
lince. W dole czterech jecw krcio korbami koowrotu i beczka po benzynie powolutku wjedaa
po szynach pod lokomotyw. Na tendrze biela ogromny znany nam napis: Rder mssen rollen fr
den Sieg - Koa musz si toczy ku zwycistwu. - Jak mciw wesooci napawao nas to haso,
gdy je widziaymy na pytach pogruchotanych parowozw, na cianach zbombardowanych
dworcw. Cae lata przez nasz kraj mkny niemieckie pocigi powistujce tym wiatoburczym
zapewnieniem, a my od pocztku jego pojawienia uznaymy go za szalestwo.
O tym, e te koa toczyy si ku zagadzie, wiedziao kade polskie dziecko.
Zawoaymy na wartownika. Nie pieszc si zlaz z dachu, zapyta, w jakiej sprawie, i wskaza na
barak komendy szpitala. Jednoczenie wyjani, e pocig jest oddziaem zakanym; epidemia tyfusu
w peni.
- A ty od kuda? Ty malekij... ty bieyj kubok... - cmoka do naszego Kbka i mia wielk ochot
pocaowa si z nim przez druty.
Po krtkiej naradzie postanowiymy nie odwiedza szpitala z obawy przed rozwleczeniem tyfusu.
A w zamian za to odby dusz przechadzk po drugiej stronie nasypu, a pod zerwany wiadukt,
i drog okrn przez przepraw powrci do naszej willi. Wartownik poradzi nam, ktrdy i.
Zbiegymy w d i przeszymy obok bramy obozu, czyciutkie Niemki odprowadzay nas ciekawymi
oczyma. Z dala pod masztami wysokiego napicia ujrzaymy zagrodzony cmentarzyk szpitalny. Sta
tam rosyjski wzek z konikiem w hoobli, a onierz z karabinem strzeg grupki jecw zakopujcych
groby i prszcych pylnym wapnem.

Za wiaduktem rozciga si obszar miejskich ogrdkw dziakowych. Gwn alej zapeniay konie
nie wyprzone z wozw, z lekkich armat i biedek modzierzowych. Kolorowe opotki skryway
oniersk odzie suszc si na socu. Dymy czynnych kuchni polowych snuy si po sadach.
Pachniao tgim gulaszem. Na aweczkach pod rzebionymi altankami, w pstrych domkach i wok
kopccych ognisk apaa oddech po nocnym marszu, poywiaa si przed dalszym, wyymaa si,
przewijaa, czycia or krlowa wszelkiej broni: przemoka, apciasta piechota.
- To kociuszkowcy! - w lot rozpoznaa ich Hela. Przewaali starsi o twarzach kanciastych i ogorzaych,
w wyszarganych bluzach, ozdobionych medalami. Nie zwracali na nas uwagi, zajci swoimi sprawami.
W pewnym miejscu musiaymy po prostu obej, by si nie zawstydzi. Oni szli znad Oki i widzieli
niejedno, nic ich nie mogo olniewa, trwoy ani dziwi. Wiele razy mijaymy zabocon piechot
na szlakach naszych podry. Z platform samochodowych wydawaa si nam zgraj niechlujnych
oferm, wlokc si noga za nog. Widziaymy j dzisiaj z rana, czapic w strugach ulewy; moga
wzbudza tylko lito. Taka bya mizerna i oklapa jak wszystkie biedy na wicie razem wzite. Po raz
pierwszy widziaymy piechot z bliska, na biwaku. Jakby nie bya ta sama - wzbudzaa szacunek.
Powinni przecie lee pokotem; tacy byli rano znueni, a tu wszystko si poruszao, wrzao, krztao,
niczym przed jak parad czy defilad. Owszem, wielu drzemao przy ogniskach, ale to chyba ci,
ktrzy si przeprawili wczeniej, wyczycili bro, ogarnli si i wysuszyli.
- Kiedy oni odpoczn, wypi si? - westchna Ziuta. - al mi ich.
- Ja to zawsze mwi, e wity Piotr powinien wpuszcza do raju wszystkich piechocicw bez
przepustki - wyznaa Raszkowska. - Oni ju za ycia na to zasuyli. Przed czogami, artyleri i...
kawaleri.
- A ja! Suchajcie no... ja... - Hela zatrzymaa nas podnoszc palec do gry: - Ja, gdybym bya Panem
Bogiem, to bym zebraa tych wszystkich kanonierw, lotnikw, piechurw i sprawia im choleryczny
wycisk za to, e si dali zabi na wojnie, a na koniec wysiudaabym ich z powrotem na ziemi.
Niechby yli do normalnej mierci.
- A co zrobiaby z saperami? - zapytaa ze sabym umiechem Fela. - Oni jeszcze biedniejsi od
piechoty, wicej si naa i musz cigle torowa drog na jej przedzie.
Hela nie suchaa, obejrzaa si na idce z tyu Kazi i Olczyk, ktre zaglday ciekawie do mijanych
domkw. Przechodziymy wanie obok wysokiego drewnianego parkanu, gdy rozleg si z ogrodu
nie zrozumiay dla nas okrzyk jakiego piechura.
- Kula! Kulka!!! Kuleczka!!! - wrzeszcza zdyszany pdzc w nasz stron wzdu potu, jak stskniony
brytan. Rwnolegle z nim biega nasza zapakana Olczyk na spotkanie przy furtce. Szlochajc w gos,
pada w ramiona onierza, ten ucaowa j, podnis, przycisn i unoszc j na rkach pogna
w alejk.
- Chopcy! Znalazem Kulk!... Mamy nasz Kulk!...
Kbek wypad z koszyka i potoczy si za nimi z zajadym poszczekiwaniem. Raptem z gbi, zza
jakiego ywopotu, run bury bawan piechoty, zakotowa si w alei i pochon Olczyk oraz Kbka.
Wytrzeszczyymy oczy, rozdziawiymy gby i staymy ogupiae i bezradne.
- Co to... byo? - zapytaa trwonie Kazia. - Ty powinna wiedzie.
- Och, nic gronego - uspokoia j Ziuta. - Olczyk odnalaza swoich ziomkw. Zreszt... najlepiej
bdzie, jeli wam sama o tym opowie, gdy wrci.
Usiadymy na aweczce, na ktrej nie sposb byo wytrwa dugo. Poeraa nas ciekawo. Od
pewnego czasu witaa nam w gowach pewna myl, jednak Olczyk raz po raz hamowaa nasze
ledcze zapdy swoimi nieoczekiwanymi postpkami. Teraz byymy na progu rozwizania jej sekretu.
- Ziuta, zakr no si koo tego riazaczyka. Chciaabym koniecznie postrzela sobie z cekaemu -
Hela wskazywaa na ssiedni ogrdek, w ktrym stay lnice maksymy, a grupka onierzy
z udekorowanym modym podporucznikiem wiecia czerwonymi pitami, klczc krgiem nad
rozoonym cikim karabinem maszynowym. Opodal onierz o posiwiaych skroniach suszy przy
ogniu ich paszcze i buty, ponadto piek chyba ziemniaki, bo tak swojsko stamtd pachniao.
Gdy Ziuta podesza do nich, pochowali swoje pity, siadajc po turecku, szczknli zamkiem karabinu
i niepostrzeenie zaprzestali nazywa go skurwysynem, mianujc go za to wrednym gratem. Ziuta
przez cay czas rozmawiaa z podporucznikiem. Skina na nas gow. Zoony cekaem wycelowano
w podne nasypu. Podporucznik zachca j do pierwszej prbnej serii. Odmwia; z pewnoci
obawiaa si wszy na rozesanym paszczu. Hela przystaa bez wahania. Z przymruonymi oczyma
wysuchaa ostatnich uwag, ktry z onierzy podtrzyma tam.
- Dudu-du-du-du-du-du - zaomotao o stok nasypu, z lufy tryska ogie, prycha dymek, Hel trzsa
febryczna drgawka.
- Du-du-du-du-du-du-du - i w kauy wodna bruzda zawara si jak po smagniciu niewidzialnego
bicza.
- Nie macie pojcia, co to za przyjemno! - wykrzykiwaa ucieszona Hela, pocigajc nas kolejno do
strzelania. Nie miaymy ochoty, wic przypomniaymy jej o koniecznoci powrotu do szpitala. Ziuta
zapytaa, dokd zabrano nasz koleank.
- Ach, j porwaa kompania fizylierw, Woyska - odpar podporucznik.
- A wasza, jak si nazywa? - omielia si Fela.
- Karabinw maszynowych, Lubelska. AL - brzmiaa jasna odpowied.
- To znaczy, e Woyska pochodzi z AK?
- Tak jest.
Kopnymy si tam, co tchu. May domek trzeszcza od naporu onierzy. Jako jednak
przecisnymy si przez drzwi. Przy stole siedziaa nasza Tekcia Olczyk obok zamylonego
porucznika, chorego i starszyny. Czstowano j tuszonk, sucharami i herbat, wspominano
polegych. Dziwaczne pseudonimy padych w bojach nad Wis, o Prag, na Wale Pomorskim,
nieznani chopcy, zaginli bez wieci, zmarli z odniesionych ran w przernych szpitalach polowych,
tego to i tamtego odznaczono Krzyem Walecznych. Gwar by taki, e nie mona byo wszystkiego
posysze.
- Chodcie std, tu miejsce nie dla was - Ziuta wycigna nas w alejk. - To s ich wsplne sprawy.
Nie powinny nikogo obchodzi.
- Kiedy Tekcia nadejdzie? - dopytywaa si Hela na promie.
- Obiecaa mi, e nas dopdzi - odpowiedziaa Ziuta. - Tylko e jej jako nie wida.
Na naszym brzegu oczekiwa na przepraw duy oddzia nowo umundurowanej piechoty. Modzi
onierze z krzykliw grzecznoci przenieli nas przez nadrzeczne bota. Ziuta od czasw pamitnej
nocy zachowywaa si nienagannie. Odpalia jakiego szczeglnie gorliwego przewodnika, ktry upar
si i z ni a pod pierwsze domy miasta. Biega do nas zdyszana.
- Widziaycie, jaka jestem inna? - chwalia siebie w prostocie. - Ja sama siebie nie poznaj! Zmieniam
si, prawda?
- Boe kochany, jak si naprzykrza ta dziewucha! - gderaa Raszkowska. - No, zmienia si, zmienia.
I nie trzeba stale o tym trbi.
- Kiedy ja si czuj taka szczliwa...
- No to si czuj i czuwaj. Moe ten podchorak naprawd odpisze? Powinien, jakby nie byo.
Na rynku z oguszajcym zgrzytem i oskotem gsienic polskie czogi odpyway szerok koobrzesk
szos. Ziuta podbiega miao do motocykla, tumaczc co oficerowi. Przyrzek jej kiwajc gow i na
koniec przyoy palec do hemu. Uradowana wyjania nam, e prosia go u odszukanie puku
Maurycego i przekazanie mu, i czeka na jego list.
Podczas naszej wycieczki nic wanego nie zaszo w szpitalu. Przyjto kilkunastu rannych, jeden zmar.
Niepokoio nas opnienie naszej Tekci. Raszkowska zdya wydoi swoje krowy, a jej cigle nie byo.
Nagle ujrzaymy j w willysie zajedajcym przed nasz will. Siedziaa pomidzy tamtym
porucznikiem a jakim sierantem. Biega zdyszana po schodach, krzyczc z dou:
- Opuszczam was, kochane! Pomcie mi si spakowa!
Niepodobna byo nie przysi z osupienia. Chwyciymy j za rce.
- Ale tak! Musimy si poegna! Zaraz tu bdzie dowdca partyzanckiego batalionu z pukowym
adiutantem. A ty zabieraj moj singerk - zwrcia si do oniemiaej Kazi. - Za godzin odmarsz!
Pomcie mi! Nie mog zosta z wami! Naprawd... Id z moj kompani na front!
- Tekciu, Tekciu, i ty mnie porzucisz?... - rozpakaa si pierwsza Czesia, a potem my wszystkie...
Jeszcze nie mogymy w to uwierzy, uprzytomni sobie, jeszcze liczyymy, e komendant jej nie
puci.
- Nie zgodz si, siostra przeoona i naczelny - pocieszaa si Hela.
- Musz! Dowdca batalionu te Rosjanin, dogadaj si obaj. Zreszt dostaniecie apiducha lepszego
ni ja. Felczera, starszego sieranta odrejk.
Gdy przed will przygalopowao dwch jedcw, zbiegymy na parter, tam jeszcze mogo si
wszystko odmieni, rozstrzygn na nasz korzy. Zostawiymy j sam nad rozbebeszonym
kufrem.
W sali przyj odbywa si targ. Komendant przekomarza si z grubym niedwiedziem-majorem
i chytrym lisem-adiutantem. Sierant felczer rozmawia z przeoon. Wida byo, e ta godzia si
z chci. Komendant ustpi. Teraz wszystko zaleao od naczelnego. Oczekiwano go, mogymy liczy
ju tylko na niego. Olczyk bya jego ulubienic, to wanie j obdarza najywsz przyjani. Gdy
wszed i tamten major zoy mu ukon wojskowy, sdziymy, e zaraz si zaczn re. Tymczasem oni
przywitali si jak starzy przyjaciele. Po kilku grzecznociowych zdaniach tamten niedwied zagai
dyplomatycznie, mwic, e doszy go suchy, jakoby bya u nas dorodna mdka na wydaniu,
usychajca z tsknoty za chopcami i gotowa odebra sobie ycie z tej zgryzoty. Poniewa za w jego
chacie jest tylu dorodnych synw wzdychajcych wanie do niej, jedynej, przeto godzioby si,
niechby sobie ktrego z nich wybraa i ya z nim szczliwie.
Naczelny zaszed z drugiej strony: Stara zayo ssiedzka nie pozwala mu oddawa crki do chutoru,
w ktrym jest tylu ognistych junakw: tukliby si o ni jak o t cieciork, zgorszenie ludzkie wyszoby
z tego i obraza boska. Zreszt yje sobie tutaj ubogo, lecz chdogo.
Niedwied sapn i machn apskiem: Brewerii adnych nie bdzie, Bg askaw, mona jeszcze tych
synalkw jako tako poskromi.
- Moi bojcy nie pajdut na front bez niej - zakoczy twardo. - Pomieniajem, towariszcz major. Kapra
za sieranta.
Naczelny zamyli si-, poszepta z przeoon, po czym zwrci si do starszej siostry Gsewicz.
- Wy byli w lesu za Germancew. Wy partyganckaja siestra kak... Tekla. Proszu, skaytie, czto dieat?
Starsza siostra zaplota palce, podniosa je ku piersiom i nabraa tchu.
- Kapral Olczykwna tuaa si po wertepach ze swoim oddziaem jako prosta sanitariuszka. Leczya,
gdy oddzia krwawi, karmia, kiedy marnia, czuwaa, gdy spa. I teraz znw go odnalaza... Ja myl,
e nie ma na wiecie takiej siy, ktra by j moga zatrzyma u nas! - I wybiega bocznym korytarzem,
gdy zapewne co z jej przey musiao si jej przypomnie.
- Nu czto, nada jeju oddat - rozoy rce naczelny.
Wesza Tekcia, przeoona oznajmia jej o przeniesieniu do puku piechoty i pocigna j do
kancelarii. Oficerowie gawdzili midzy sob, starsze siostry oblegay grubego, okulawiaego felczera.
Czekaymy na chwil rozstania, nie mic wyobrazi sobie dnia jutrzejszego bez naszej Tekci. Ju
nigdy nie bdzie budzia nas szturchacem i pobudk: No, sroko - otwrz oko. Nie bdzie si kogo
poradzi przy trudnym opatrunku i nie bdzie nikomu lcze przy tych w agonii. Nie bdzie mia kto
tumaczy nam obcego jzyka, nazw i napisw. Sowa siostry Gsewicz zapady gboko w nasze
serca, zrozumiaymy krok naszej Tekci. C moga znaczy ta kilkumiesiczna zayo wobec tamtej
dwuletniej bojowej przyjani? Tamta zrodzia si w ogniu partyzanckich potyczek, pochodw
i biwakw. Co mogymy jej przeciwstawi? Nasze wieczne ktnie, intrygi i rozbicie. Nic wicej.
Nagle wesza i rozpromieniona zacza si egna ze starszym personelem. To byo co
niesychanego, tego emy si nie spodzieway - siostra przeoona pocaowaa j w czoo! Chory
Nidzki mocno wytrzs j za rk i wrczy zielon kopert. Spytaa go, co w niej jest.
- Nie pytaj, tam jest twj portret. Moe ci si kiedy w yciu na co przyda. Kocz swoj wojn
szczliwie, skoro j tak dzielnie rozpocza.
Lecz najwylewniej, najduej i najserdeczniej egna j naczelny. Wyzna, e cigle przypominaa mu
jego biedn crk, ktra zgina na pocztku wojny od pierwszej niemieckiej bomby rzuconej na
miasto. Mwi, e wszyscy bdziemy za ni tskni, a on najbardziej. I wtenczas obejrza si i nagle
wykrzykn:
- A gdie Kembek?! - rzuci si do nas. - Dziewuszki, gdie piesek?... Piesek?!
O wici pascy! To zupenie zapomniaymy o Kbku. Ale tak, zosta w puku, na tamtym brzegu
rzeki, Tekcia nie przyniosa go ze sob, a my, gapy, nie spostrzegymy tego.
- Ale nie, ja go zabraam - zaprzeczya Tekcia. - Jest w torbie, w willysie. Szofer si upar i musiaam
mu go zostawi. Bawi si z nim, zaraz go przynios.
Przed bram na skraju ulicy rozstaymy si z ni tak, jak si egna czowieka idcego na pewn
mier. Kazia zapomniaa jej wrczy wizk wiosennych bazi. Poczuymy si wtedy jak te mae
sieroty zagubione wrd obcych murw i brukw.

Porucznik Kubica wycelowanym lancetem pokaza nam plam czarnej mazi za uchem rannego,
lecego na brzuchu.
- eby mi si to nigdy wicej nie powtrzyo - ostrzeg surowo.
Kochany chop! Hel po raz chyba setny omin raport karny. Natychmiast zrobiymy rannemu
rzeteln kpiel. Gdyby siostra przeoona wiedziaa o tym, to w poudnie Hela niechybnie pryaby
si przed komendantem, jak onegdaj Kazia za spanie na dyurze, Jednak wszystko odbyo si
pomylnie. Ranny wyglda na takiego, ktry si nigdy nie skary. Zapytaymy go, gdzie te zdoa si
tak w bocie ubabra, wszak Koobrzeg pooony jest na piaszczystym brzegu morza.
- Nu, siostreki kochane... - wystka w poduszk. - Ta tam nie ma piachu wcale. Tam tylko ki
i moczary... Jak na Polesiu, moczary... Jeszcze nigdzie takiego miasta my nie dobywali. A wielu tam
naszych nabili. Torkniesz w nocy kociokiem - minomiot przygrzmoci, eb w dzie wytkniesz -
dziesiciu snajprw jak jeden wypali... I gboka rzeka, koszary, moczary...
I ten Koobrzeg zdobyto nazajutrz. Cae miasto krzyczao: Koobrzeg zdobyty! Polaki Kolberg
wziali! Starsz siostr Gsewicz poprosiymy o wstawiennictwo u naczalstwa.
- Po co wy tam chcecie jecha? - spytaa z ironicznym umiechem.
- Na zalubiny z morzem. Takie, nasze...
- Po gruz i tyfus! - parskna nam w twarze. - Tam was jeszcze nie byo. Jutro przyjeda teatr polowy
- wyjania askawiej. - Puszcz was wszystkie, nawet gdybym miaa sama nie pj. A Koobrzeg
wybijcie sobie z gwek. Zalubiny ju si wczeniej odbyy.
- A moe tylko tak sobie, popatrze... - nastawaa niemiao Fela.
Starsza siostra odmwia ruchem gowy i rzeka ponuro:
- Nie godzi si zwiedza dymicego pola bitwy. Tam potrzeba grabarzy...
Przej nas nagy niemiy dreszczyk. Raszkowska przeegnaa si zabobonnie.
Doczekaymy si tego teatru. Najpikniejszym widowiskiem by kipicy krakowiaczek, odtaczony
w tak wspaniaych strojach ludowych, jakich nie ogldaymy ani za Wis, ani nawet przed wojn.
Na scen wniesiono mwnic z hitlerowsk gap, mikrofonami i szklank wody. Konferansjer
zapowiedzia, i za chwil przemawia bdzie do narodu niemieckiego minister propagandy doktor
Goebbels. Po sali przelecia szmer.
Wtem wbieg czowieczek w tym mundurze SA, wycign rk w hitlerowskim pozdrowieniu i
rozwrzeszcza si piskliwie, jakby mu kto na przemian to ciska, to zwalnia grdyk.
- Sieg Heil!!! Sieg Heil!!! Sieg Heil!!!
A potem zacz... szczeka. Byy to jazgoty psiej sfory. Grube haukania wilczurw, dogw i brytanw,
ujadanie wyw, chartw i burkw acuchowych. Tych zapiekych kundli wiejskich, co to
obszczekaj kadego przechodnia, skacz koniom do pyskw, odprowadzaj auta, potrafi cign
z roweru kadego cyklist. Cienkie charkoty pudli, jamnikw, szpicw i ratlerw.
Sala ryczaa. Nieopisany tumult podnis si jednak dopiero wtedy, gdy Fela podniosa ponad gowy
naszego Kbka, rozkrzyczanego z ogupienia. Wtedy oglna wrzawa przybraa rozmiary zbiorowego
szau. Mona si byo zamia na mier ju nie z Goebbelsa ani z Kbka, lecz z tych rozrechotanych,
pokwikujcych i mdlejcych onierzy. Minister Rzeszy chepta wod, siusia ni dziurkami nosa,
zaparska si, zaplu mikrofony, oblimaczy si i zapieni. Widzowie spadali z krzese, kilku tarzao si
po pododze. Ktry wyrwa Kbka z rk Feli i ponis przed mwnic.
Pniej przez zy ujrzaymy, jak na scen wystpi ubogi onierz frontowy, cign Goebbelsa
z mwnicy, naoy kaganiec i wywid za kulisy. Z kolei wystpia orkiestra wojskowa.
Po zakoczeniu programu odbya si zabawa taneczna. By wielki post i wahaymy si, czy i w tany.
Hela pucia si bez skrupuw. Ziuta zachcaa nas, lecz sama nie chciaa ruszy si z miejsca. Tak
dalece zaleao jej na podchorym, e z najmniejszego gupstewka nam si spowiadaa i w
najbahszych sprawach radzia. A nas to zawstydzao, e taka si zrobia cnotliwa.
- My si jednak poderwiemy, a ty bdziesz pilnowaa naszych rzeczy i Kbka - postanowia
Raszkowska.
- Dobrze, bd - pokornie zgodzia si Ziuta.
Raszkowska zamiaa si w gos z dobrego artu. Powiedziaa jej, e moe robi wszystko, byle nie na
naszych oczach i nieche przy tym wie, e to, co nam bdzie wiadomo, opowiemy podchoremu, gdy
o to spyta. Teraz na przykad moe i hula bez krpacji, nie wstrzymujemy jej.
- Ja wol jednak przebywa razem z wami - owiadczya Ziuta odmawiajc ktremu tam z rzdu
natrtowi.
Widok znajomego kapelana wojskowego siedzcego w otoczeniu starych onierzy rozwia nasz
rozterk. Tu i wdzie pokazywali si cywile z biao-czerwonymi opaskami i ich kobiety. Byli to pierwsi
osadnicy. Pohasaymy w ognistej poleczce, ktr wprawiymy w podziw ony osadnikw. Potem
one w tangu pobiy nas na gow, pomimo i nasi partnerzy wychodzili ze skry.
Wtem w drzwiach wszcz si ruch, krzyknito Alarm! Kto by si tam w przejciu toczy, cae
towarzystwo rozpado si przez okna. W miecie jazgotay dziaka przeciwlotnicze, sznury jaskrawych
korali wistay pod niebo. W pobliu stkny pierwsze bomby. W bramie jakiego domu nie czuymy
si bezpieczne - zawsze lepiej byo znale si pod flag Czerwonego Krzya.
Za chwil strzelanina ucicha, onierstwo wysypao si na ulic. Goniej zawarczay samoloty i dao
si sysze w grze tak dobrze znane, guche: tuk, tuk-tuk. Walka powietrzna. Nad przepraw
ujrzaymy maszyn wzbijajc si w gr, a pod ni drug, cignc za sob czarny warkocz.
Popdziymy do szpitala, w lad za nami przywieziono kilku rannych.
Nie mogymy uwierzy, e bitwa o Koobrzeg bya najkrwawsz w dziejach Odrodzonego Wojska
Polskiego. Dopiero widok naszych samochodw, ktre przez cay czas byy tam wypoyczone,
przekona nas o tym. Szoferzy dosownie lecieli z ng. Kiedy si nieco przespali, wyjechali znowu,
zabierajc ze sob starsze siostry z wyjtkiem Gsewicz. Po kilku godzinach powrciy z penym
adunkiem rannych i natychmiast ruszyy znw w drog, przywoc now parti. Powtrzyo si to
par razy i skoczyo si wszelkie dyrygowanie Niemkami. Wypado zabra si do rzetelnej roboty.
Zasmakowaymy teraz w peni dobrodziejstw szpitala drugiego rzutu - co okropnego. Te stany
ropne i zapalne, przewleke regeneracje tkanek i komplikacje pooperacyjne obrzydziy nam wiat.
Raszkowsk zabrano od krw, caymi dniami mona j byo widzie uwalan gipsem. Mwia, e po
wojnie zostanie sztukatorem. Rozkwkanym rannym wiecznie co trzeba byo przynosi, podstawia.
Przy opatrunkach mierdzca ropa bryzgaa nam na fartuchy. Nerwowi byli i lekarze. Klli nieznanych
partaczy.
- Nie mog poj, dlaczego on tu gmera! - zoci si doktor Piotrowski.
- Ba si cigna - podpowiedzia porucznik Walas.
- To po jakiego... - stary kapitan krzykn tak brzydko, e udaymy guchonieme - rozpieprzy to
i zostawi! I taki jest chirurgiem?!
W dniu, kiedy wykryto pierwsze przypadki tyfusu i otwarto oddzia zakany, siostra przeoona staa
si wprost okrutna. To, czego kiedy wymagaa od nas, byo zabawk w porwnaniu z tym, jak nas
teraz pdzia. Ubzduraa sobie, e Kbek ma pchy i nie pozwolia mu na baraszkowanie po
korytarzach. Chyba posdzaa nas, emy przywloky tyfus z tamtej wycieczki do pocigu. Nie
wypuszczano nas na miasto - yymy jak w klasztorze, wkrtce jednak opanowano epidemi.
Ostatniego trupa wywieziono w szczelnie zabitej trumnie. Jednak i potem roboty byo sporo. Niekiedy
przywoono nam rannych z walk oczyszczajcych. Ktrego dnia kwatermistrz z felczerem odrejk
opijali pierwszego ebka wypisanego ze szpitala. Cieszyy nas masae pacjentw, ich skargi na
swdzenia i podrygi, gdy im si zrywao strupy. Byy to dla nas dobre znaki, rany goiy si szybciej ni
zim. Codziennie kilku ozdrowiecw opuszczao szpital. Raszkowska odmwia objcia pieczy nad
krowami. Przecigaa si po ktach jak kot na padziorach i nucia omdlewajce tanga. Starszy
sierant Burg tylko si skrapia perfumami, cigle zaglda do naszego oddziau segregacyjnego,
niucha za ni i lepi. Byymy pewne, e co si z tego wykluje. Ziuta otrzymaa pierwsz wiadomo
od swojego podchorego. List by krtki i oschy, lecz jedno zdanie otwierao jej wielkie nadzieje.
Stale teraz ukadaa pasjansa i bya jeszcze bardziej wita i nietykalna. Brzmiao ono: Nie wiem, czy
naprawd jestem Ci najdroszy, i nie jestem pewny, czy sta Ciebie jeszcze na uczucie. Radowao
nas, e pierwsze lody zostay przeamane. Po wysaniu listu, ktry pisaa przez cay dzie,
zapowiedziaa, i rzuca palenie papierosw. Sowa dotrzymywaa.
Kiedy na kach nadrzecznych zazieleniy si trawy i zakwity arliwe kaczece, nadesza wie o
koobrzeskiej mierci podporucznika Bka. Gazetka armijna donosia o niej w wykazie odznaczonych
pomiertnie Krzyem Grunwaldu. Podane byo jego imi, nazwisko, stopie, jednostka. Obie siostry
miay nocny dyur i teraz spay, jak zwykle, w oddzielnych kach. Naradzaymy si, co robi, gdy
Hela przemkna obok nas biegnc na gr z nieposkromionym krzykiem, jakby chodzio
o najciekawsz plotk:
- Ja je zaraz pogodz! Ja je zaraz pogodz!
Zanim osignymy ppitro, ta wpada do pokoju i rozbudzia je okrutn wieci. Taki si tam
podnis lament, e my te zaczymy paka. Kbek, merdajc ogonkiem, wy na rodku pokoju.
Hela chlipaa u okna. Obie siostry tuliy si do siebie jak te owieczki, ciskajc si w nagej czuoci,
pojednane wspln boleci. Raszkowska zatrzymaa zegar na cianie. Wskazwka stana na
godzinie za sze dwunasta.
Nazajutrz rozpytaymy si po salach o puk podporucznika Bka. Znalaz si onierz, ktry zna go
osobicie i poda nam dokadn dat jego mierci. Okazao si, e list, ktry niedawno otrzymaa Fela,
napisany by trzy dni przed mierci.
Pomruk frontu coraz bardziej oddala si, a zamar zupenie. Nasz szpital pustosza. Niemiecki pocig
sanitarny przesta dymi, szpital jeniecki ewakuowano w gb kraju. Nasi szoferzy malowali
samochody. Kbek rs i ju nie toczy si i koziokowa jak kiedy, lecz kica jak zajczek. Wydua
si, linia, pocz take obwchiwa wgy, ktre go przedtem wcale nie interesoway, i rwa si do
zabawy z zapchlonymi kundlami szwendajcymi si po ogrodach. Mwiono o nim, e wychodzi
z ramki. Nasz szpital przeorganizowano na typowy dla lekko rannych, zdolny przyj jednorazowo
due partie.
Otrzymalimy trzy nowe samochody, namioty, bielizn, ka polowe, nowe narzdzia chirurgiczne,
sterylizatory, aparaty destylacyjne. Poza tym przybyo pi sanitariuszek wprost z kursu. Siostra
Kordyska obja oddzia segregacyjny, siostra Gsewicz - opatrunkowy, starszy sierant odrejko -
nowo utworzony ewakuacyjny. Rozpoczto wiczenia w rozbijaniu namiotw i posugiwaniu si
nowym, nie znanym nam sprztem. Od duszego czasu w naszym szpitalu nie zmar aden pacjent.
Miasto opuszczay ostatnie oddziay wojskowe, coraz czciej pokazywali si osadnicy. Zwolniono
wszystkie Niemki.
Ktrego ranka przed pobudk niemiao zapukaa do nas dyurna sanitariuszka. Siostra przeoona
wzywaa nas do oddziau ewakuacyjnego. Przed szpitalem staa duga kolumna pustych ambulansw
przybya tu a z Poznania.

Cz trzecia
Na niemieckiej ziemi

Motto:
Ziemio, z ktrej nie wrc,
Ziemio, na ktrej zostan...
Niech w obcym dalekim miecie
Wyrosn stepowym burzanem.
(Tadeusz Kubiak)

Ciepa, gwatowna wiosna 45 roku zachwycaa nas tym wspanialsz wieoci, im bardziej
doganialimy front, im gbiej zapuszczalimy si na zachd. Lecz jej uroki przymiewaa ponura
srogo coraz potworniejszych zniszcze wojennych. Widziaymy klomby i kultury tak straszliwie
wyplewione, e wydawao si niepodobiestwem, aby mogy kiedy odrosn. Przejedalimy przez
wsie i osiedla zmiecione z powierzchni ziemi ogniem dziaowym: okopcone spaleniska bogatych
zagrd, ziejce mrokiem i swdem pogorzeli, zway gruzw na fundamentach dawnych kamieniczek
startych na py. Obszary pl rozdziobane bombami i granatami, ziele k skaona bebechami
gbokich rozkopw i garbw, ktre z daleka wyglday na wielkie kretowiska.
Na wyynie bielao nie zniszczone schludne miasteczko, a bliej, w dolinie nad malowniczym
jeziorem, rozcigay si zabudowania ogromnych zakadw o trzech kominach. Artylerzysta, ktry
dosiad si do nas na postoju, wyjani nam, e osad t zdobya durna piechota w krwawym,
zajadym szturmie.
- Poaowali miasta i ot, sczeli... - Z gniewn zadum wskaza na gromad surowych onierskich
krzyy. - Natarli z marszu bez wsparcia artylerii. Niemcy nie zdyli wysadzi fabryki... I co z tego? Oni
tu le, a te stoj, jak stay! - Podnis pi i wzrok ku szczytom wysokich kominw i doda w mciwej
przysidze:
- Za Odr bdziem bi kula przy kuli!
Do tej rzeki, nowej granicy Pastwa Polskiego, wiody wszystkie drogi zatoczone niezliczonoci
kolumn i taborw. Transparenty i napisy krzyczay wielkimi literami: Za rodinu, za Stalina - wpierod
na Zapad lub nasze, skromniejsze: onierzu! Naprzd za Odr!
Za stref polowych skadnic, piekarni, rzeni, warsztatw i lotnisk napotkalimy obszar ttnicy
gorczk wojennych przygotowa. Lasy bulgotay gwarem ukrytych biwakw. Pod koronami sosen
wyczekiwa swojej chwili poyskliwy sprzt wojenny: grubolufe armaty, cigniki gsienicowe, czogi,
samochody. Na skrzyowaniach gazie drzew uginay si pod ciarem telefonicznych kabli i drutw.
Nocleg wypad nam w szpitalu polowym przygotowanym cakowicie na przyjcie kilkuset rannych.
Spaymy na czystych kach w kcie duej sali. Rano umyymy si w kwietniowym deszczu, a okoo
poudnia ruszylimy dalej. Po kilku kilometrach rozkazano nam rozbi namioty mieszkalne i dosza nas
wie, i jest to nasz ostatni postj przed generalnym atakiem. Nastpny wyznaczono nam na drugim
brzegu Odry, ju na terytorium Niemiec. Szoferzy ukryli samochody pod drzewami. Opodal, na skraju
cypla, pod siatkami maskujcymi stay dziaa przeciwlotnicze. W nocy wieciy reflektory, od szosy
nis si pogos wzmoonych przemarszw. Niebo w zachodniej stronie czerwieniao od walk
i poarw, armaty dudniy niestrudzenie.

Czekano na rozpoczcie ofensywy. Chory Nidzki i porucznik Walas zanudzali nas wykadami,
wierciymy si na aweczkach i wysuchiway ptasiego piewu na zacisznej, rozsonecznionej polance.
Najmilszym jednak zajciem byo usi na grce nad szos i przyglda si wojskom cigncym do
Odry. Przyjemnie byo gapi si na kolumny ze zudn nadziej na odnalezienie znajomkw
w wielotysicznych masach onierskich. Zawsze jednak udao si zobaczy jakie pocieszne
widowisko, jak ciekawostk.
Raz byy ni ogniste houbce wycinane na odkrytej platformie pomykajcego samochodu, kiedy
indziej przeklestwa rozdrzemanych wonicw, gdy spostrzegli, e z tyu dobieraa si do wozw
piechociska zgraja, swoocz zodziejska. Najwicej rozrywki dostarczaa nam jednak cika
artyleria. Toczya si najpowolniej, przeto wszystko mona byo dokadniej zaobserwowa.
Najbardziej wydziwiali artylerzyci Czerwonej Armii. Prawie na kadym dziale przygrywaa harmonia,
gitara albo baaajka. Muzyk poera wprawdzie chrobot gsienic i ryk motorw, ale i to wystarczao,
by mia si do rozpuku. Pewien wesoek, rozcapierzywszy apy na porczach jaszcza, bezskutecznie
usiowa stan na gowie. Jego kompan odsun go i od razu zastyg prociutk wiec. Zapieniony,
stary oficer a si unis w dce cznikowego motocykla, groc lekkomylnym akrobatom. Gdy
tylko znik, podjli prby od nowa.
Nasza artyleria rna w karty, jaki szczeglnie znudzony elegant, obnaony do pasa, opala si
w zaciszu dziaowej tarczy. Istn komedi by widok onierza siedzcego na skrzyni w kalesonach
i starajcego si przewlec nitk przez ucho igielne podczas atania portek. Widocznie mocno trzso,
skoro zeskoczy z przyczepy i stan na skraju drogi, linic ni i celujc ni pod soce. Po chwili bieg
za dziaem wiecc biel wielgachnych gaci. Ich obwisy tyek mia niemal u kolan. Usiad na swoim
miejscu i atajc dziur wymachiwa ig jak widami.
Ziuta z Raszkowsk wkaday kostiumy kpielowe i wymykay si gbiej w las, gdzie upatrzyy sobie
ustronn polank do opalania. Zwracaymy im uwag na niebezpieczestwo oddalania si od obozu,
ale Raszkowska kpia z naszych przestrg i chepia si niemieck niklowan szstk, ktr otrzymaa
w prezencie od starszego sieranta Burga.

O wczesnym, mglistym wicie rozpocza si ofensywa. Zdawao si, e ziemia si koysze, a las
rozwala. Wybiegymy przed namiot; od zachodniej strony wsta ognisty wit. Jeeli nad Wis
kanonada styczniowa bya trzsieniem ziemi, to ta, kwietniowa, bya jakby kocem wiata.
Krzyczaymy do siebie, lecz niepodobna byo porozumie si w tym huku. Napite sznury namiotowe
gray nam w doniach, na gowy sypao chrucielem. Tego si nie da opowiedzie, to trzeba samemu
posysze. Owego pamitnego dnia nad Odr nikomu chyba nie udao si zasn powtrnie. Mgy si
rozwiay, a artyleria nie znaa kresu zmczenia. Wojna, nasza surowa nauczycielka, ju nam dawno
wykazaa, e im duej, im mocniej bij, tym lepiej dla nas, wtedy bowiem spywaj do szpitali
mniejsze kolumny rannych. Dziesitki zamiast tysicy. Straszno byo pomyle o Niemcach na tamtym
brzegu Odry, na ktrych zwalaa si ta najokropniejsza lawina elaza. Bya chwila, e zdja nas lito,
lecz zaraz odezway si mcicielskie moce: niech nasi bij najgciej, tak, jak to lubowa tamten
artylerzysta: kula przy kuli. Niechaj wypra na popi ich wsie i miasta, a ziemi uprawn rozryj
do iu i martwicy, tak, aby przez dugie lata nie moga wyda innego plonu ponad grulki jaowca i nie
zdoaa wykarmi adnej roliny poza jodekami skrzypw. Bo nienawici mona si wyzby pniej,
po wojnie. Nie teraz, kiedy koszmar okupacji cigle wlecze si za nami i wspomnienie zdradzieckiej
napaci wci nas uwiera, jest ywe, jakby to si stao wczoraj, gdy, co nam si zdarzyo, w gowie
si nie mieci...
Tego si nie da odwrci, tego nie mona zapomnie. Gdyby nas posyszano, woaybymy do obsug
omoccych dzia: Nie szczdcie amunicji! Nie zabraknie wam jej! I tak bywa, e my, gupie
pielgniarki, widzimy niekiedy lepiej i wicej ni wy; na tyach nagromadzono dla was miliony
pociskw! Nigdy dotd onierz polski nie mia ich tyle, co dzisiaj macie wy, wybracy! Strzelajcie tak,
aby piechota, ktra pjdzie, zajmowaa tamt ziemi bez wystrzau! Mcijcie powstanie warszawskie,
klski partyzanckie, obozy i pacyfikacje.
Nie milkncy gruchot armat i dymy, ktre zasoniy jasne niebo, upewniay nas w tym mocnym
przekonaniu. Rozkazano nam zwin namioty i po poudniu znalelimy si tu nad Odr
w oczekiwaniu na przepraw.
Z przesieki bia w odmierzanym czasie cika artyleria. Za kad salw pobliskie sosenki koysay si
od podmuchw. Kbek skucza, nasz samochd dygota, potrzepywao plandek. Zbliyymy si do
skrzy, wrd ktrych uwija si przystrojony medalami syn puku z kred w rku, wypisujcy
najwiesze dzieje naszej Ojczyzny na brzuchach stalowych potworw o srebrnych szpicach i zotych
piercieniach. Cztery takie pociski na naszych oczach onierze ponieli do dzia. Niewprawne napisy
gosiy, i jest to zemsta za Radogoszcz, o ktrej gono byo w Armii.
- Mao... - wyrzeka Hela, gdy przestwr nad sosenkami rozdary kolejno cztery byski, a huki uderzyy
o las poczwrnym taranem.
- Napisz za... za... - Raszkowska zwrcia si do podrostka - za Treblink.
- Ju bya! - odkrzykn.
- No to za Majdanek!
- Te by - zapewni onierzyk. - Rano bilim za niego ogniem zaporowym. Pamitaem... na jesieni
stalim tam dwa dni. Wsio ju byo i Modlin, i Narwik, i Owicim - doda zmartwiony brakiem hase.
Ziuta podesza do niego i dobya z kieszonki byszczcego orzeka - podarunek zza Wisy. Chopiec
skoczy i porwa go zdzierajc jednoczenie z gowy okut, przedwojenn rogatywk.
- A te moje medale to nosz dla pamitki... - I jakby na usprawiedliwienie wyjani, e reszt orderw
wozi na samochodzie w skrzynce. Ranni onierze obdarowywali go nimi, aby tylko nie odchodzi
i trzyma ich za rce w chwili mierci...
- I ty nie wiesz, kogo powiniene mci? - rzeka z wyrzutem Ziuta. - Przecie wszyscy zabici onierze
z puku byli twoimi przyjacimi. Wypisz ich imiona, niechaj za Odr rozpkn si na krocie
odamkw!
- Ju byli... - westchn chopiec, - Wobec tego powtrz raz jeszcze, od pocztku: zapa Niemcom za
Pierwszy Wrzenia!
- Tak jest, pani kapralu! - wykrzykn subicie i j popiesznie gryzmoli na pociskach: za pierszy
wesie... za pierszy wesie.
Kazia wytkna mu ortografi, zawstydzi si i przyrzek, e pjdzie do szkoy.
- Kiedy? - spytaa Fela.
- Jak zrbiem Berlin!
Hela warkna na Kazi, gdymy biegy do samochodw:
- Te mi profesorka! Jemu teraz ju nikt nie pomoe: moe bdzie pisa jak morze, a morze jak
moe.

Po kilkunastu minutach jazdy niespodziewanie rozkazano nam rozbi namioty szpitalne i otworzy
oddziay segregacyjny i opatrunkowy.
Zza wzgrza, zasaniajcego widok Odry, wychyna spora gromada rannych. Pierwszymi pacjentami
byli jak zwykle onierze piechoty, spawieni w wodzie i krwi. To byo dla nas zupenym zaskoczeniem;
cay dzie mwiono nam, e forsowanie przebiega pomylnie, od biaego rana gwatowaa artyleria
w niespotykanych ilociach, ktra powinna bya rozetrze na py niemieckie umocnienia,
a tymczasem bya taka jatka... Im gstszy nastawa zmierzch, tym szczelniej wypeniay si namioty.
Nadesza straszna noc.
Rozdzierana wzdu i wszerz byskawicami armat, wstrzsana tylu oskotami, jakby po sklepieniu
nieba przebiegay naraz zgraje rozpdzonych pocigw, i nie czarna, lecz czerwonota od blasku
poarw na obubrzenym obszarze, od powiaty niezliczonych jak gwiazdy, kipicych rakiet.
Najwysza groza obja nas jednak po pnocy, gdy w bliskie ssiedztwo naszego obozu zajechaa
artyleria i miarowe wybyski jej luf zaczy wciska si wszdy do namiotw, a nieustanne bachnicia
wystrzaw oguszay nas tak, e krzyczaymy do siebie jak w mynie. Ranni uchylali pcien,
przytomniejsi poszturchiwali tych trwajcych w drtwocie. W por pojymy, e wici si co
niedobrego. Podniosy si nalegania o niezwoczn ewakuacj. eby ich std czym prdzej wynie, e
po tym, co zdziaali w cigu dnia, naley im si chyba miejsce w spokojnym szpitalu, i dlaczego nie
pomylano zawczasu o rodkach transportu na tyy. Jaki to mdrek wybra miejsce na punkt
opatrunkowy wanie tu, u skonu wzgrza, dwa kroki od dziaobitni. Nie pomagay adne obietnice
i tumaczenia, nie zdoa uspokoi ich nawet doktor Piotrowski. Przyrzek im podwody, ktre wywioz
ich na szos, bo wszystkie boczne trakty zapchay kolumny artyleryjskie. Bd za p godziny, trzeba
wytrwa bez paniki. Gdy wyszed, zajazgotali tym natarczywiej.
- A ja wam mwi, ebycie si usrali. Tak, usrali! - zawrza na nas onierz przewijajcy owijacze. -
Gdyby to byo gdzie indziej... Gdyby Odra bya k jak tam... pod Koobrzegiem.
- Co to znaczy? - wykrzykna do niego Fela. - Co macie na myli?
onierz si podnis, podpar kijem i krzykn Feli nad uchem:
- Mwi o tych... trafionych na rodku rzeki. O tych, co si w Odrze potopili. A my to garstka, garstka -
zakrci dookoa kijem i o mao zbw nam nie powybija.
Wic to Odra pochona wikszo rannych - dreszczem przeszyo nas doznanie. - Przedziurawiono
ich odzie, rozbito tratwy, nie mogli pyn, musieli ton... Jak druyna Baranw.
Nazwa tej okrutnej rzeki kilkakrotnie ju pada w namiocie, gdy z rogu zerwa si mokry piechur, na
ktrego od pocztku miaymy baczenie. Z obkanymi oczyma, z bezgranicznym przestrachem na
twarzy, przebieg obok nas, na olep wypad przed namiot i pobieg optaczo po pochyoci stoku
wprost do pracych dzia, z tragicznym wrzaskiem na ustach:
- Przerwa ogie! Przerwa ogie!!!
onierze Burga przywiedli go niebawem, lecia im z rk. Mamroczc do siebie, leg na swoim miejscu
i bez sprzeciwu zgodzi si na odpicie paska od spodni, bez ktrego ucieczka byaby niemoliwa.
Jego danie wydawao si nam nieomal zbrodni. eby w takiej chwili domaga si przerwania
ognia, trzeba by doprawdy wariatem. Szok nerwowy oraz rany w jakiej tam mierze rozgrzeszay
szaleca. Odwana Raszkowska wyrazia to wobec onierzy z jawn kpin.
- Nie bieduj, siostro - ostrzeg jeden z nich.- On wie, czego chce. I wara siostrze od niego! Nie ma si
z czego chichra, bo jak siostr Niemiec pomaca, bd pene majtki.
Kiedy indziej takiemu gagatkowi tak by si podokuczao, eby poaowa, teraz nie byo o tym mowy.
Raszkowska nie daa jednak za wygran, przekrzykujc dudnienie wybuchw, bluzna grubianinowi
w twarz:
- Nie radz nikomu maca, wiatru w majtkach nie narobi, a ziemi za to gry moe...
Ranny przepad, czym prdzej nakry si paszczem - tu i wdzie zarechotano pociesznie i nasta
spokj. Hm, spokj...
Roznis si jaki okropny chichot i rwnoczenie zahutao ziemi i namiotem. Czy to na czyj wrzask
padnij, czy te po prostu od grzmotu eksplozji, do e padymy midzy rannych. Zgasa arwka.
Boe, ratuj nas! Granat uderzy w nasz szpital. Ze skowytem nadleciay inne, grad bry i odamkw
zasiek po namiocie. Jak oson moga by cienka pcienna ciana?!
W ciemnociach powsta zgiek i lament, ranni poczli pezn do wyjcia, po naszych ciaach runli
do cian. Nagle pojaniao pod kopu, poprzez wist pociskw przebi si krzyk:
- Sta! Wszyscy na miejsca! - przywoa nas do karnoci chory Nidzki. - Suba do mnie!
Zauwayymy, jak schowa pistolet. Depczc po rannych w mgnieniu oka znalazymy si przy nim,
przeraone t niespodzian surowoci.
- Zachowa spokj! - oznajmi w gb namiotu. - Ogie nkajcy, nic ponadto. Ju nas przeskoczy.
I zabra nas na placyk pod goym, czerwonym niebem, gdzie znoszono rannych, a onierze Burga,
chylc gowy pod gwidcymi granatami, rozwijali namiot gwny. Sanitariuszki, starsze siostry
i lekarze krztali si na klczkach pomidzy rannymi. Z podjazdu zachrzkay motory polowej
elektrowni, przebiegajcy monter skry zason ypicy blask arwki w namiocie numer trzy. Okazao
si, e pierwszy granat rbn powyej szpitala na stoku i nie bliej ni kilkadziesit krokw, par
innych - jeszcze dalej. A tyle strachu nam napdziy! Odnajdujc przestrzay i rany szarpane, myjc je
z brudu i szlamu, cigle jeszcze nie mogymy si uspokoi.
Klucze pociskw nadjeday z zachodniej strony z rozpasanym wyciem i klskaniem - szu, szu, szu.
Zniay lot i koczyy go na dalszych obszarach w gbi lasw. Ogniste brzaski tysicy rozpkni
ypay do nas jak lampki z dalekich cmentarzy. Ale jeli podnioso si gow i spojrzao poprzez
namioty w stron naszej artylerii, to si lej robio na duszy; na kady pocisk niemiecki nasi
odpowiadali nawa dziesitkw granatw. Na tle nieustannych byni najblisze sylwetki
artylerzystw wyglday na diabw z kocielnych obrazw, uwijajcych si przy jakiej piekielnej
robocie.

Z nas z siedmiu onierzy Burga i z trzech sanitariuszek utworzono czowk szpitaln, ktr pod
rozkazami siostry Gsewicz i doktora Piotrowskiego wyprawiono na drugi brzeg Odry.
Z toboami na plecach, z Kbkiem na pasku, gsiego, ruszyymy na szczyt. Lecz Odry nie byo std
wida, zakrywao j przedpiersie drugiego wzgrza porosego rozkwitajcym zagajnikiem.
Stoczyymy si w skotowan dolin i z powrotem drapaymy si po stoku wzwy, a spomidzy
zaroli wypyna do nas ziele rozlegych paskich k i modra wstga szerokiej rzeki, przesnuta
pasmami sztucznej mgy, maskujcej przepraw. Stroma droyna wydeptana setkami onierskich
butw, wiodca wrd wytarmoszonych siedlisk leszczyny i kruchoni, zaprowadzia nas do przyczka
rozrytej grobli, do skraju wielkiej rwniny.
I wtenczas... i wtedy... Nagy skurcz schwyci nasze serca i sabo ugia nasze barki, tak e toboy
szpitalne zaciyy nam olbrzymim, ponad siy, ciarem.
Maszerowaymy na kocu orszaku przez te trupie ki ciek mierci, do brzegu okrutnej rzeki.
I pacz nasz ju si wypali, i ez nam zabrako, myli i westchnie, bo gdzie tylko spojrze, postpi,
zerkn - wszdzie leeli zabici. Im bliej wody, im gbiej w groz, tym wiksza bya nasza zacieko,
e gdyby nie nakazy i przestrogi, bo lotnik, bo ostrza i naprzd, i czy, to ostaybymy si
porodku tej straszliwej poaci, sptane nieludzkim blem i skowyczce jak smagane psy.
Najokropniejszym wstrzsem by dla nas widok patrolu sanitarnego z rannym na noszach, dla ktrego
cieka do naszego szpitala okazaa si drog ostatni. Sanitariusze leeli na murawie odwrceni
twarzami na wschd. Wygldao to tak, jakby osunli si na ziemi ze zmczenia, odpoczywajc przez
chwilk, ale zaraz podnios si, zbior siy i rusz na wzgrze ze swoim rannym, zmasakrowanym po
dwakro.
Na rzece ogie armatni ugania si za odziami zmykajcymi w porozwlekane mgy. Palisady wodnych
supw wzbijay si od dna i zaskakiway je na tych przewitnych szlakach.
Wytchnymy w pobliu zakola, z ktrego wystawa dzib strzaskanego czna. Kolana zabitego
onierza obejmoway rozupan burt. Jego stopy kryy si w spitrzeniu, a tuw i gowa nurzay
w tym malekim, najdziwniejszym wodospadzie.
Gdy dobia d, wrzucono do niej nasze toboy, a my same znalazymy si na nich tak szybko, e nie
byo czasu oprzytomnie i obmaca koczyn, czy mamy je cae, nie poamane. Potem migny paczki
i skrzynki.
- Uwaajcie na nasze nogi! - wrzasna Kazia na onierzy.
- Nogi id na boki. Niewane - odci si ktry.
Wpado jeszcze kilka blaszanych pude, potem parnacie bbnw drutu i z najwysz ostronoci
przeniesiono jaki aparat. Zacharcza motor odzi, brodzcy onierze zepchnli j z pycizny, a potem
si do niej wliznli przez burty. Sternik-sierant rozkraczy si, nasun na czoo hem, poplu
w donie i zanim silnik zanis si penym rykiem, zmruy oczy i zasycza przeklestwem:
- Te okurwiecy znw na mnie dybi.
Przed dziobem wstaway fontanny, guche huki targay niebem i rzek. Niepodobna byo patrze na
to, co si dziao na torze naszej przeprawy; wszystkie jej niebezpieczestwa widniay na staej
twarzy sternika. Wodzi drgiem sterowym, niekiedy napiera na niego caym ciaem, od czego d
kada si na boki i ponad naszymi gowami kipiaa topiel.
Pynlimy w dymach, tu i wdzie czyhay na nas wywiane przepacie. Kiedy wodne kolumny
rozpaday si z pluskotem w zupenej bliskoci, sierant odrywa wzrok od brzegu, omiata oczami
d, czy aby nie przedziurawiy jej odamki, czy si trzyma kupy. Czesia dostaa gwatownych torsji.
Hela, wsparta o burt, szarpna nas. Wyjrzaymy.
Lekki wietrzyk odsoni kawa rzeki. W t jasno wpady trzy odzie przebijajc si przez zapor
wybuchw. Niekiedy cakowicie skryway je kielichy eksplozji, ale wnet odzie wyskakiway zza
zwaw zwinne i cae. W pewnej chwili wodne supy tak ciasno je osaczyy, e mona byo zdrtwie
i pomodli si za toncych. Jednak znw wystrzeliy czarnymi strzaami, pierwsza... druga...
Napywajcy tuman skrci ich ucieczk. Lecz tej trzeciej nie byo midzy nimi...
Napity ton motoru raptownie zela, wachlarze spienionej wody opady za sterem. By to znak, e
jestemy blisko zachodniego brzegu. Sierant odsun z czoa hem, rozkaza opuci d. Ziuta
prbowaa przynajmniej nam, dziewcztom, zaoszczdzi kpieli, nasi onierze zgosili ch
przeniesienia kobiet na brzeg. Zanim si jednak wyguzdrali sami, nas postawiono w wodzie jak
wicierze i na gowy wtoczono nam toboy. Nie mogymy poj, dlaczego siostra Gsewicz wzia na
barana Czesi. Czyby o tym wiedziaa? Woda sigaa naszych kolan, krztusiymy si w gstym
dymie. Brnc i zataczajc si, potrcane przez onierzy wynoszcych skrzynki, jako tam doptaymy
si do brzegu.
Oczekujcy przewodnik powid nasz orszak do linii zadymienia. Wreszcie bya. Beczki kopciy,
zasnuway widoki Odry, trupich k i zielonych wzgrz, za ktrymi pozosta nasz szpital. Wylewajc
wod z butw, prbowaymy wykrzesa z siebie rado z tego Wielkiego Zdarzenia, e po tylu
przeyciach znajdujemy si na niemieckiej ziemi. Hela zanucia pgosem:
Tam od Odry, tam od Warty...
Zamilka jednak, gdy nie mia kto podj pieni. Postanowiymy niedawno, e wobec naszych
sanitariuszek bdziemy zawsze trzyma si mocno i nadrabia min. Niestety, zwykle si to nie
udawao i teraz rwnie nie potrafiymy ukry naszego przygnbienia. Ich stadko rozgldao si
trwonie dookoa i zerkao w nasz stron, jakby szukao w nas oparcia i otuchy. Poderwa nas rozkaz
doktora Piotrowskiego.
I tak zacz si nasz pochd ku pierwszej linii, nasz wielki marsz do Berlina.
Horyzont w tej stronie czernia dymami poarw, jakby to bieg drugi, zakryty odrzaski nurt i nie
byo tam wiosny i dnia.

Najpierw trzeba byo wywlec cztery niemieckie trupy, a potem zabra si do uporzdkowania
wntrza. Tak te zrobiymy. onierze gacili rozdart cian i dach, sanitariuszki oczyszczay okop do
drugiego bunkra. Po niecaej godzinie mogymy zameldowa siostrze Gsewicz o wykonaniu rozkazu.
Pochwalia nas polecajc w podobny sposb uprztn drugie pomieszczenie.
Patrzc na tlejce ognisko, przy ktrym Czesia suszya nasze buty, skina na ni.
- Chod no ze mn - zabraa j do bunkra.
Czesia momentalnie zblada i pojymy natychmiast, e teraz wszystko si wyda. Siostry Gsewicz
nie sposb okama. Polecia Feli zasoni wejcie i stan przy nim.
- Co ty mi ostatnio kniesz... - wyrzeka, oddajc wiec Ziucie. - Nie chowaj go i tak go nie upniesz,
nie ukryjesz... - przygarna Czesi za ldwie, zrcznie podebraa jej spdniczk i gmeraa pod ni.
- Jest... - wyszeptaa gosem, w ktrym byo wicej zdziwienia ni nagany. - Ktry miesic?
- Ja prosz... ja nie wiem, prosz siostry - wyjkaa paczc Czesia.
- Ach, i nawet nie wiesz kiedy... - z lekka zamiaa si starsza siostra i ucia ostro: - Nie kam, wic
kiedy?
- Z kursu...
- Nie sdziam nigdy, e potrafisz a tak dobrze si maskowa. Ale to si skoczyo dzisiaj. Jutro
odjedziesz za Odr.
Wwczas Czesia przypada do niej odkrywajc cae swoje nieszczcie i proszc j o to samo, o co
bagaa nas za Wis.
Starsza siostra przerwaa jej chodno:
- Nie jestem twoj koleank, lecz przeoon. A to nie jest jedno i to samo. Musz postpi zgodnie
z przyjani, ale i ze sub. A teraz przygotuj sobie porzdne posanie, skoro si upara wojowa do
koca.
Z zachodu od przedniej linii wrci doktor Piotrowski. W krtkich sowach zapozna nas z zadaniem
czowki szpitalnej. Bdziemy przyjmowali tylko ciko rannych, niezdolnych do ewakuacji za Odr.
Po rozszerzeniu przyczka gwny szpital przeniesie si na nasz brzeg. Siostra Gsewicz zameldowaa
mu gotowo oddziau czoowego do przyjcia rannych. Nie widzia jeszcze drugiego bunkra, nie
obejrza wymoszczonych wnk i oczyszczonych okopw, pomimo to zaprzeczy gow.
- Tak jest, panie doktorze - zapewniaa zastpczyni ponc rumiecem. - Wszystko jest gotowe. Pan
doktor moe sprawdzi...
Kapitan umiechn si, spojrza w jej oczy tak jako ciepo, e starsza siostra zmieszaa si jeszcze
bardziej.
- Siostra zapomniaa o jednym...
- O czym, panie doktorze? - zapytaa blednc nagle.
- O trupach.
Siostr Gsewicz dosownie wynioso z bunkra. To wymaganie musiao by zawsze speniane, pod
tym wzgldem stary doktor by nieubagany. Nie pozwala na adne defilady nieboszczykw.
Zmarych naleao wynosi w taki sposb, aby ranni nie domylali si tego. Gdy pacjent widzi czyj
mier, o niczym innym nie myli, tylko o niej - mawia zawsze.
Starsza siostra dopada onierzy usiujcych rozdmucha obstawione puszkami ognisko. Rozkazaa im
natychmiast pogrzeba wszystkie trupy lece wok bunkrw oraz na podejciach. cign do
roww i przykry ziemi.
- Nie da rady, siostro sierancie - podnis si starszy szeregowy Krz. - Nie mamy si. onierz musi
by wyspany i najedzony.
- Wiem o tym - rzeka cierpko. - Wykonajcie rozkaz.
- Tak jest, siostro sierancie! - wyprostowa si subicie, a kiedy odesza, znika w drugim bunkrze,
kopn w jej stron hem niemiecki i warkn zdawiony cich nienawici:
- A eby skisa, ty jurna upo! - Po czym zacz kl, a si iskrzyo. Burkn do onierzy, by si wzili
do roboty, pki jest jeszcze widno, bowiem na babskie rzdy nie ma rady.
Podnosili si niechtnie, wydziobujc noami zimne konserwy. Wtedy posyszelimy o tym, jakoby
siostra Gsewicz bya bez pamici zadurzona w doktorze Piotrowskim, a ten mia gboko gdzie jej
zaloty. Jako wdowiec, kapitan i rodzony warszawiak mg mie tysic razy adniejsze kobiety, gdyby
tylko zechcia. Ma racj chop, nie warto zawraca sobie gowy bele jak chachaczk, ktra si
tylko chce huka nic wicej. Teraz staje na gowie, eby go omami, a cierpi na tym biedny onierz.
Gdymy stany w jej obronie i zagroziy doniesieniem o zniewadze, poradzili nam pilnowa swoich
wasnych srak i zoy buzie w ciup. Zorzeczc na los wiecznych grabarzy, powoli wyroili si z okopu.
A od pierwszej linii ostrzej zastukay karabiny maszynowe, basem rozgaday si armaty. Przed
zmierzchem wychodzio kolejne natarcie. Nadchodzca noc wrya nam wiadome niwa.

O drugiej godzinie przyby chory Nidzki zabocony po kolana i mokry po pas. Zdejmujc buty, rzek
ni to do siostry Gsewicz, ni to do nas:
- Siostra Wite ciko ranna odamkiem. Wszystkie namioty rozbite.
- Jezus Maria! - wykrzykna Ziuta.
- Ech, nie - popieszy z poprawk. - Wanie postawione. Ju przyjlimy mas rannych, a siostra
Witeziwna zostaa trafiona poza szpitalem.
Chory naradzi si z doktorem Piotrowskim, napi naszej herbaty i na odchodnym skin na
Raszkowsk. Po duszej chwili wrcia i pocigna nas do kta.
- Widzicie? Tak si bierze chopa na smyk! - zapiaa z dum. - O, tu go mam, tu! - Wskazujc na but,
wiercia obcasem w dywanie i wgniataa go w klepisko bunkra. Pokazaa nam list od Ignacego Burga
i zasaniajc wieczk plecami, po ciemku podtykaa nam go pod nos. Pachnia lawend. Natychmiast
przysiada na dziurawym wiaderku do pisania odpowiedzi. Kawa tektury posuy jej za blat, a kolana
za nogi stoowe.
Wrzawa, ktra si podniosa na grobli, postawia nas na dachu schronu w napitym, niepokojcym
oczekiwaniu. Czuwa tam na posterunku szeregowy Jacek, nasz jedyny ulubieniec z kompanii
wartowniczej i wytrway zalotnik Czesi. Jaka kolumna sanitarna zjedaa w kierunku szpitalnych
bunkrw. Skrzypiay wozy, buty i kopyta mlaskay w bocie, z trzaskiem pk dyszel. Rozlegy si
ajania, razy i przeklestwa, fury ugrzzy w bagnie. Nasz Jacek pdzi na przedzie, wrzeszczc jakby
cigaa go lawina:
- Siostro starszy sierancie... siostro sierancie!
Siostra Gsewicz szybko biega okopem:
- Jestem, co si stao?
- Melduj, e nie posuchali... Cho mwiem, e letko ranni musowo za Odr. A oni wszyscy razem,
ilu ich matka miaa... Zapaem za wdzida, oderwali mnie, a ktry zdzieli batem po bie - dokoczy
ze skarg.
Wz drabiniasty zatrzyma si w pobliu, para koskich bw, prychajc, schylia si nad okopem.
Gromada onierzy dowloka si do zejcia i siada, gdzie popado. Napywali dalsi. Siostra Gsewicz
zawrcia Ziut, chcc obudzi doktora Piotrowskiego.
- Czy jest obecny dowdca kolumny? - zapytaa dononie do ludzi na wozach.
-- Jest, jest! - odpowiedziano. - Zaraz bdzie.
Krg onierzy rozstpi si, podano nosze do okopu, ranny unis si lekko, zawieci latark.
- Porucznik lekarz Wirwg... dowdca kolumny.
- Starszy sierant Gsewicz, siostra przeoona czowki szpitalnej.
- Prosz przyj wszystkich... - wymamrota ranny lekarz. - Wozy musz zaraz wraca... Tam nie
pozbierano wszystkich. Do rana si wykrwawi.
- Tak jest, panie poruczniku. - Gos siostry Gsewicz zadra niskim tonem, lecz zaraz wzlecia
dobitnym rozkazem:
- Uwaga! Suba kolumny, znie ciko rannych. Lekko ranni, zebra som z wozw. Wykona!
Zakrztnito si przy furach, podniosy si nieodczne jki i bagania. Rozbudzono doktora
Piotrowskiego i ten zaj si najpierw rannym lekarzem. Wtedy do bunkra wszed Jacek wiodc za
rk jakiego ponurego zgarbionego wielkoluda z biczyskiem w garci.
- Puszczaj, id przecie... - mrucza wonica. - Nie brykn.
Jacek wyprostowa si nad noszami, zasalutowa rannemu i miao spyta go, czy w Wojsku Polskim
mona bi onierza w pysk.
- Mona - niespodziewanie wyszepta lekarz. - Ale nie bezkarnie. Kto was... uderzy?
- On.
- Za co?
- Za... za niewinno!
Lekarz owietli posta wielkoluda o dwie gowy przerastajcego Jacka i milczcego ze zwieszonym
bem.
- A si wierzy nie chce... - charcza ranny. - e to wy, Maciejczuk, Dlaczego skrzywdzilicie koleg?
Olbrzym zgarbi si jeszcze bardziej, zgi w rkach biczysko, wreszcie wyrzek gucho:
- Caa wiara chciaa, eby razem... Do jednego szpitala. Jak za Odr, to wszyscy razem. Nie chcieli, aby
ich rozdzieli.
- Do! - zatrzepa rk lekarz. - Wojna to rozczenie... Wic bez mazgajstwa. - Zadysza ciko,
skubn Fel za trok fartucha, proszc, by mu podaa wody.
- Szklank czystej wody... nic wicej - powtrzy z naciskiem i wiecc latark wielkoludowi w twarz,
milczco i uparcie oczekiwa odpowiedzi.
W tym czasie lekko ranni skbili si przy podstawie dziaka szybkostrzelnego, gdzie doktor Piotrowski
unis si ciko znad noszy, a Raszkowska zamkna powieki onierza, ktry przed chwil rozczy
si z kompani.
Latarka wysuna si z doni lekarza. Jej ty promie wlizn si w szczelin bunkrowego stropu.
- Nasz porucznik zemgla! - krzykn kto.
A wielkolud zama biczysko na p i wpychajc w rk Jacka t grubsz cz, szemra i ka:
- Nie auj... bij i nie pytaj... Swoocz jestem, ajdak... Sukinsyn!

Lekko rannych pozbylimy si o wicie. Wielu z nich, przedkadajc opiek lekarzy pukowych nad
szpitaln, ucieko tej nocy na front. Ledwo jako tako uprztnymy bunkry z caonocnego
rozgardiaszu, na grobli ukazaa si nowa kolumna. cisa segregacja rannych odbya si tym razem na
miejscu przy wozach i w najwikszym porzdku. Wzi w niej udzia doktor Piotrowski. Ranni byli
w przewaajcej czci nieprzytomni, wyadowywano ich z wozw bez zwykych przy tym wrzaskw
i jkw. Nosze okrywano paatkami, bowiem od wczesnych godzin rozchlusta si ulewny deszcz.
Z wozu na gumowych koach podawano wanie onierza z urwan nog i przestrzaem obojczyka,
ktry odgarn celt z gowy i wyszepta, rozgldajc si po zaniesionym niebie:
- Kdy mnie... gdzie ja jestem?... - nie otrzymawszy odpowiedzi jeszcze si odnajdywa w okolicy, gdy
go niesiono w d ze skarpy, jakby koniecznie chcia utrwali sobie w pamici obraz obszaru, na
ktrym przyszo mu zakoczy wojn. Potem za dwie godziny otrzymalimy wiey transport.
Zapeniy si oba bunkry, a take wnki w okopach. Przed wieczorem przyby porucznik Walas
wysany doktorowi Piotrowskiemu do pomocy. Kiedy Czesia podaa mu kart chorobow
poparzonego czogisty, przysiad na skrzynce, wyciera okulary, kiwa si, przechyla, a zachrapa
gono. Wyniesiono go do niszy doktora Piotrowskiego, ktry na ten widok westchn
z politowaniem:
- O, ten ju mnie wyrczy...
Wkrtce zabocony motocykl zabra doktora Piotrowskiego wraz z siostr Gsewicz pod pierwsz
lini, gdzie przygnioto kilku onierzy i amputacje musiay si odby na miejscu. Caa wadza zostaa
w naszych rkach. To znaczy miaa j Ziuta, doktora Walasa bowiem mia w swej mocy sen kamienny.
Pewnemu rannemu robiymy wanie lewatyw, gdy wbiega sanitariuszka Frckowiak.
- Siostro kapralu, bij si! Bij! - wrzeszczaa przeraona.
W wziutkim zauku okopu miotao si i tarzao w bocie kbowisko rannych, sczepione w zajadej
bjce. Rka, ktr niedawno oboyimy gipsem, omotaa po czyjej obandaowanej czaszce.
Wierzgajce nogi, bryzgi szlamu, przeklestwa i charkoty - oto wszystko.
- Spokj! Precz! Precz! - tupaa nogami Ziuta. Hela wyrwaa witk ze strzeleckich opotkw, smagaa
ni po wypitych zadkach, krzyczc:
- Won! Dranie zatracone! Won!
- A ksiu! A ksiu! - doskakiwaa Raszkowska, coraz to odrywajc ktrego i rzucajc go w nasze objcia.
Wreszcie wpadli nasi mczyni i wkrtce z pomoc bosk i oniersk umierzyymy zabijakw.
Pochodzili z dwch ssiadujcych ze sob wnk, lecz przybyli do nas w oddzielnych transportach.
Grupa artylerzystw, jako pierwsza, zajmowaa wygodniejsz nisz. Piechota, zwieziona ostatnio
w stanie, e poal si Boe, zapeniaa t drug jam, w ktrej lao si i ranni mokli z gry, a od spodu
te mieli wilgo. Musiaymy si zaj czym prdzej pozdzieranymi opatrunkami, podczas kiedy Ziuta
rozpocza przesuchanie. Oczywicie nie byo tego, kto zacz.
- To te kicaje! apciuchy! Zajce! - wrzeszczeli artylerzyci, wci jeszcze porywajcy si do
przerwanej bitki.
- Gwno! To oni! Pierdziele! Pukaki! - wydzierali si piechurzy, zaciekle dcy do dalszej rozgrywki.
Ziuta staa pomidzy obu sitwami porodku okopowego zygzaka. Na ziemi niczyjej, jak
Sprawiedliwo.
- Dosy! - krzykna i zapytaa sanitariuszk Frckowiak o pocztek zajcia.
- Melduj, siostro kapralu, e najpierw byy wzajemne przygaduszki, potem ktnia, a zaczli do
siebie pezn ci dwaj. - Pokazaa na modego artylerzyst i starego piechura, obu najbardziej
poturbowanych. - A potem to ju nastpni, swoim na pomoc...
- Dzikuj - przerwaa Ziuta i przemwia surowo do winowajcw:
- Po powrocie kapitana Piotrowskiego przedstawi was do raportu karnego za wywoanie bjki.
- Ja to niesprawiedliwie, koleanko kapralu - czepiajc si opotkw postpi do niej mody, blady
kapral i dyszc przysiad wp drogi. - Niesprawiedliwie! Ten stary pierwszy do mnie z palikiem. A w
ogle piechota stale do nas pije...
- Nie bd rozsdzaa waszych sporw. Nie jestem rozjemc.
- Ale niech koleanka sama powie... - arliwie podj ranny. - Cigle huzia na artyleri... za co? Pytam
si, za co? le strzelamy? Jeszcze tego nigdy nie byo... nie uczyli... nie ma w regulaminie, eby dziaa
prawie na pierwsz lini... e doszczysz do piechoty, a do Niemcw kamieniem dorzucisz. Jak dugo
jestem celowniczym, to mi cigle kule dzwoni po tarczy. Bo puknie fryc zza krzaka, to oni si dr:
dawajcie armat! I pchamy te dziaa do przodu, pod cekaemy, snajperw i pepance. A gdyby stamtd
kontratak, to piechota zadziera kit... Jak dzi... - Nabra tchu, podnis si nieprzejednany i prawie
z paczem rzuci tamtym w twarze: - Gdybycie tam wytrwali jak trzeba, to nas by tutaj nie byo!
Z jamy piechoty zamruczano, e ich to wcale nie dotyczy, a innego puku, zreszt, kto wie, czy tak byo
naprawd, gdy kady kogut pieje najgoniej na wasnym mietniku.
Wtedy wyrwa si Kazi w onierz z palikiem, raczkujc wypez na placyk przed nisz. Uklk w
bocie, podpar si kokiem i zwrci w stron Ziuty. Wycign do niej ubabrane donie i ze zami
w oczach j skary si na artyleri i przedkada swoj krzywd. Byo w tej postaci co tak
nieskoczenie aosnego, bagalnego, e przypomniay si nam odpustowe dziady z brudnymi
szkaplerzami na piersiach, przesuwajc w palcach drewniane race i bezzbnymi dzisami kapice
o lito. Gdyby nie rozwiany banda, krew i mundur, to byby jak ten - wypisz, wymaluj -
przedwojenny dziad kalwaryjski. On i kilku innych poranieni zostali od ognia wasnej artylerii, tamci
za bd co bd oberwali od Niemcw.
- Powiedziaam ju, e nie jestem rozjemc - bronia si Ziuta. - Nie znam si na wspdziaaniu
piechoty z artyleri.
- Ale eby cigiem po swoich bi! Prosz pani siostry, od Lenino id... przez Puawy, Warszaw,
Koobrzeg i jak wiat wiatem cika zawsze wypuszczaa pierwsz salw na wasn piechot... Ja
w tylu natarciach szed, w tylu by bojach, a kostucha ino, ino, ale nigdy nie drasno. A tu dzisiaj...
krok od Berlina... I to od swoich. Ech, dzieci wy moje i onko! - zaka cicho, wysika nos i otarszy
oczy rkawem, wycofa si do swojego barogu.
Nie mg nas zadowoli taki obrt sprawy. Bjka na czas najbliszy bya wprawdzie zaegnana, lecz
spr pozosta nadal nie rozstrzygnity. I wtedy wanie Czesia postanowia go zakoczy. Stana
przed wnk piechoty.
- Mwilicie przedtem, e rania was artyleria cika, czy tak? - zapytaa wprost.
- Tak jest - odpar piechur. - Kaliber sto pidziesit dwa.
- Wic nie macie racji. Oni s z BAH.
- Jak to, a gdzie jest BAC?
- Stoi za Odr.
- Oni s z BAH... - ponuro zamrucza wiarus.
- Tak jest, ojciec - powiedzia starszy szeregowy Krz. - Cika bdzie si zaraz przeprawia.
Patrzcie! - Wycign szyj ponad okop. - Ruscy prowadz korpuny prom.
- To czego od razu nie mwili, e s od haubic?! - zawrza stary. - Czort by si na nich pozna!
- Powinnicie ich teraz przeprosi... - poradzia Czesia.
- Ja?... nigdy! Chobym mia trupem pa! - zapon. - Pierwsi mi ubliyli. A z cik to ja si jeszcze
policz... - Iz mciw skrztnoci schowa palik pod gow.
Wtedy podnis si onierz o ysej czaszce i osiwiaych skroniach. Wyszarpn koek spod wezgowia,
a cisnwszy nim precz za okopy, paln ze wstydem i pogard:
- Durak!
W midzyczasie Raszkowska obudzia jednak porucznika Walasa; cigle liczya na to, i mg mie list
od Burga, o ktrym zapomnia. Do chwili powrotu naszego naczalstwa gorliwie mu asystowaa,
wypytujc mimochodem o warunki pracy personelu zaodrzaskiego, a w szczeglnoci jego mskiej
czci. Lekarz odpowiada pgbkiem, sennie. Nic z niego nie wydobya.
- Panie kapitanie, czy mgbym si chwil przespa? - spyta proszco zmczonego zwierzchnika,
ktry dopiero co wrci z pierwszej linii.
- Owszem, kolego poruczniku - zgodzi si doktor Piotrowski. - Zmienicie mnie o pnocy.
Raszkowska jaki czas jeszcze krya w pobliu legowiska lekarzy, potem wrcia do naszej dziupli
zniechcona i za.
- Ciemny element - powiedziaa z caym przekonaniem. - Nie mogam przecie wyoy mu opat.
Jeli wojna miaaby potrwa duej, to te chopy schamiej nam do szcztu. Ale wiesz ty co, Helu?... -
przymilnie uszczypna j w poladek. - Mwi mi przeczucie, e on ma list. Moe by posza
i obmacaa go?
- Id sama, macali ciebie, pomacaj i ty.
- Jako nie mam do tego sumienia, jeszcze by si przy tym obudzi...
- No to uschnij z tsknoty! - zamiaa si Hela.
- Moesz przecie i. Ty masz dryg.
- Mam, ale dla twoich zachcianek nie bd naraaa mojego dobrego imienia na szwank.
- Owa, ty i dobre imi! - zachybotaa sob zaamujc rce. - Boe ty mj! Jakie to wszystko prawe
i wite...
Gdy Hela zasna, Raszkowska zabraa si do pisania listu, ktry zamierzaa wysa przez Krzcia,
szykujcego si do wymarszu po prowiant. Krelia owkiem zamaszycie, wida szo jej gadko, gdy
si gaskaa po kolanie i z zadowoleniem oblizywaa. Naperfumowaa list, zoya, starannie zakleia
i dla lepszego zaschnicia usiada na nim. Przecignwszy koci i ziewajc szeroko, wymamrotaa
rozwlekle:
- Oj, takie to czowiek ma kopoty... z tym caym Ignacem.
W listach w czuych sam na sam, Burg by dla niej Dzidkiem, gdy nie lubia jego imienia, za wobec
nas nazywaa go najprociej Ignacem, jak to mwi na wsi.

Przestalimy by czowk; nasz szpital przeprawi si par dni temu i wysun do przodu za frontem,
ktry ostatnio znacznie si od nas oddali. Naczelny przeprowadzi u nas kontrol. Ogooci oddzia
z personelu pomocniczego tak, e zostaa tylko jedna sanitariuszka Dorotka, Jacek w roli kucharza
i w remiecha-klepako jako wartownik, prowiantowy, nosiwoda, magazynier i grabarz - wszystko
w jednej osobie. Na dokadk pozbawiono nas towarzystwa Kbka, za ktrym podobno wszyscy si
stsknili. Naczelny zabra rwnie lekarza i Czesi. Obieca przysa samochody dla ewakuowania
najciej rannych, ktrzy w liczbie czterdziestu szeciu mieli by przewiezieni na lotnisko i odesani
samolotami do Poznania.
W tym czasie okolica opustoszaa. Od kilku dni na grobli nie pojawi si aden onierz czy pojazd.
Podobno przez Odr przerzucono, mosty, ktrymi przeprawiay si wojska idce na Berlin. Dni byy
wietrzne, lecz pogodne. Ru gw i grobli, stratowana artyleri, pocza odrasta, zieleni si od
nowa. Niektrych rannych wynosiymy z zacisza okopowych zaomw na soce. Sabo
gorczkujcych ukadaymy nawet nad rowami, w skwarne ustronia ziemnych zaklni tak, aby
mogli oglda i waciaste baranki na niebie, i rzeczne lazury.
Opowiadali nam wtedy o swoich przygodach, przede wszystkim za najchtniej suchali, gdymy
bajdurzyy o wasnych przeyciach. Poza Ziut nie mona nas byo zaliczy do adnych piknoci, ale
mimo tego lgnli i asili si do nas najprzystojniejsi mczyni. Wielu z nich na pewno po wojnie nie
raczyoby spojrze w nasz stron. Teraz caowali nas po rkach i czule szeptali. Mijay cudowne
godziny. Po poudniu, zwykle przed trzeci, znosiymy rannych z powrotem do bunkrw.
Nie sposb byo wytrzyma dugo w zaduchu kau, ropy i odziey. Tote zaraz po poudniowej
wizytacji, opatrunkach i rozniesieniu kolacji wymykaymy si na grobl po zapomnienie i uroki
zachodu soca, ktre chowao si z wysoka za dymy wspinajce si nad odlegym frontem.
Cichy wiatry. I w ciepym zmierzchu podpezay do nas wtedy zapachy wojny, ktra tdy przesza -
z rozlegego pola minowego obrzydliwie cuchny trupy.

Na grobli pojawi si nasz samochd z Czerwonym Krzyem na masce. Nie dojrza naszych chustek,
nie posysza okrzykw, popdzi prosto nad Odr. Zanim jednak postanowiymy biec za nim - ju
zawrci. Ju by. Zahamowa i nagle tyem pocz zjeda w d po pochyoci zjazdu. Zaklaska na
dylach pooonych na bagnisku, zachybota na lejach armatnich, a przysiad u zejcia do okopu. Nie,
niepodobna si omyli - tak mogo zjeda tylko tych dwch na wiecie: diabe lub Gurdo.
Ukazay si jednak nie kopyta, lecz wypucowane buty i rwnoczenie z dwikiem zatrzanitych
drzwiczek kicn gracko na ziemi nasz lzak.
- Kaj was tu zanieso? - bieg do nas zapinajc bluz. - Witejcie, moje frelki!
Przysano go do ewakuacji rannych; zmartwiymy si szczerze: wywzka potrwa chyba par dni.
Ldowisko gdzie za Odr. Na samochodzie pomieci si zaledwie pitnastu.
- Do lotniska osiem kilometrw - wyjani czym prdzej. - Czterdziestu szeciu? Na trzy tury rug-cug
i do wieczora bdzie po ptokach. Gdzie kapitan? Mam list.
- A dla mnie nic pan nie przywiz? - spytaa pokornie Raszkowska.
- Nie. Ino sierant Burg kaza siostr pozdrowi.
Pierwsz grup konwojowali doktor Piotrowski z Ziut, z drug wybray si siostra Gsewicz z Hel i
Kazi. Z ostatni wyprawiono Raszkowsk wraz Dorotk, ktrej upar si towarzyszy szewc-klepako.
Doktor Piotrowski zezwoli mu bez wahania.
Kiedy u klapy samochodu poegnaymy ostatniego pacjenta, siostra Gsewicz wyszeptaa do nas,
poufale wskazujc na klepak:
- No, no, aby on tylko nie sklepa brzucha tej naszej Dorotce, bo si oboje maj ku sobie...
lzak, posyszawszy to, zakomenderowa do pary konwojentw:
- Frelka ze mn do kabiny. A ty wa na paka do chopcw, skoro i dochtor nad dochtory...
Na lotnisku, ktre byo zwyczajn k, stado garbatych kukurunikw krcio ogonami przy starcie.
Sanitarna obsuga zabieraa rannych wprost do samolotw. Po drugiej stronie szosy setki ludzi
i kilkanacie gsienicowych spychaczy i walcw rwnao teren pod ldowisko cikich maszyn.
Opodal sta maszt wysokiego napicia z odgitym ramieniem. Smuky jednopatowiec z rozprutym
kadubem i zamanym skrzydem uwiz niedaleko w wybujaej oziminie.
Po wadowaniu tobow na samochd nie byo tu czego aowa, egna. Puste pole bitwy,
zrujnowane okopy i oba bunkry, w ktrych gniymy wesp z rannymi, i ta lepka ziemia
poprzetrzsana elazem i sparzona ogniem armatnim, najeona kozami hiszpaskimi, pltawiskami
zardzewiaych drutw kolczastych. Jeeli kiedy wrci si tu myl, to chyba tylko po to, by
przystan nad kilkunastoma krzyami - ktre w tym pustkowiu tuliy si do siebie, trzymay
ramieniem za rami - i nad nimi si poali.
Doktor Piotrowski chwil patrzy w t stron, z butem wspartym na stopniu samochodu. Potem jako
gowa mu drgna, jakby krztyn opada, i nagle wskoczy do kabiny, zatrzaskujc z haasem drzwiczki.
Moe odczu wyrzuty sumienia? e nie dopeni czego? Zaniedba? Spartaczy? Kt si tego dowie...
Ale bez wzgldu na to, czy gos nasz na sprawie by zaway, broniybymy go, nawet gdyby sam siebie
oskary.
On zrobi wszystko, aby tych krzyy stao jak najmniej, ale adna sia na wiecie nie moga sprawi,
aby ich nie byo. One musiay tu zosta!
Po wojnie nasi pacjenci bd mieli nam wiele do zarzucenia. To prawda, e leeli w okropnych
warunkach, e wszy obaziy tych, ktrzy ich przedtem nie mieli, e byli nie umyci i spragnieni. Ale
przecie zostali URATOWANI. I tylko to si liczy. Nigdy nie znieliby koszmaru przeprawy. Ci upieni
pasaerowie sanitarnych podwd nie wiedzieli przecie o tym, e chwile ich istnienia byy ju
najskrztniej wyliczone, e droga odmierzona najskpiej. Dla kadego z osobna.
Drogi tej jednak nie odbyli... I to pozostanie na zawsze nasz obron i zasug. Tego nikt nie zdoa
obali, tego nam nikt nie odbierze. Musimy rozszerzy spojrzenia i serca, sign het, het... odrzuci
sprawy niewane, a przechowa to Wielkie Wydarzenie, e to wanie my same, z doktorem i starsz
siostr zaledwie, dokonaymy tego dziea.
- Musimy tu przyjecha... Po wojnie ja musz tu wrci - wyszeptaa Ziuta.
Zmiarkowaymy, e myli o podchorym Maurycym. I nas korcio, by wyskoczy z samochodu i na
kamieniu okopconym od wybuchu wyry najdziwniejszy, lecz skromny napis:
Tu wyratowano czterdziestu szeciu onierzy.

Tak, rzeczywicie. Z dala wygldao to na drogowskaz szpitalny. Kbek by narysowany jak si patrzy
i kko zatoczone jakby cyrklem. Pod spodem jej zgrabne pismo. Napis: Naprzd --na Berlin,
i poniej drobnymi literkami Tekla.
- Ostro dziocha - z uznaniem stwierdzi lzak. - Gdybym by chopokiem, to bym si z ni o... o...
oeni!
- Ostra, bo naszego chowu - dumnie podkrelia Raszkowska.
Odtd w dalszej podry wypatrywaymy jej znaku na kadym skrzyowaniu, naroniku,
drogowskazie. Pojymy bowiem, e jedziemy tym samym szlakiem, ktrym naciera jej puk.
Upewniay nas o tym tabliczki na wieych onierskich grobach. Pod nazwiskami polegych widniay
gdzieniegdzie pseudonimy, nazwy organizacji podziemnych, zgrupowa lub oddziaw. Po niej nie
byo ladu. A wreszcie na jakim zakrcie, na parkanie, ujrzaymy ten sam krzyczcy napis: Naprzd
- na Berlin, i Kbka ogromnej wielkoci, nakrelonego kilkoma miaymi pocigniciami. Potem
znw si trop urwa. lzak zwalnia obok mogi przydronych; nadal przesuway si pseudonimy. Jej
puk cigle tdy naciera i wci krwawi po drodze w partyzancki batalion.
O zmierzchu Gurdo zajecha na rojny dziedziniec dworu wypalonego do piwnic. Czesia w czyciutkim
fartuchu i czepku Witeziwny witaa nas u klapy. Skuczc i popiskujc stawi si uwalany sadz
Kbek.
- Kochane, nie odel mnie... nie odel - cieszya si jak dziecko. - Komendant powiedzia, e lada
dzie Niemcy skapituluj. Po wkroczeniu naszych wojsk do Berlina cay personel przespaceruje si
ulic... - przypominaa sobie nazw.
- Unter den Linden - podpowiedziaa Ziuta.
- Czort z ni - ucia Hela. - Jest co do arcia?
- Jest. I listy s, te prywatne i pochwalne.
Na zbirce wrczy nam te ostatnie chory Nidzki. O wicie cz szpitala miaa wyruszy dalej na
zachd, rannych naleao jak najpieszniej ewakuowa. Wymociymy posanie na samochodzie i w
wietle wiecy kada zaja si swoimi sprawami. Ziuta, rozpromieniona, rozczytywaa si w licie
podchorego, Hela dubaa w nosie i od czasu do czasu linic palec poszukiwaa pod poczoch
jakiej zuchwaej pchy. Siostry pracowicie oprniay paczk. Raszkowska nalegaa, by zgasi wiato,
gdy nie moe zasn. Hela, mrugnwszy do nas, zdmuchna wiec i wkrtce z lekka zachrapaa.
Po duszej chwili nastroiymy krtanie, aby wydoby z nich cichy powist znamionujcy sen. Plandeka
bya cile obcignita, nie sposb byo przenikn wzrokiem tej ciemnoci, ale si wyczuwao, jak
Raszkowska unosi si na klczkach... nachyla nad nami nasuchujc. miech, nieposkromiony miech
ju w nas zbiera i echta w dokach. W kocu, ju dla absolutnej pewnoci, zacza nas kolejno
poszczypywa. Zniosymy to z kamienn drtwot. Cichusieko, obmacujc wszystko przed sob,
skradaa si do klapy. Podniosa plandek. Pat nieba gorza un frontowej poogi. Ciko przeoya
swoje grube ydki, a zgrzytny klamry, lecz w d spyna mikko i pynnie. Posyszaymy sapanie
Burga i jak go pocaowaa z gonym cmokniciem.
Wwczas penymi gardami zakipia nasz miech. Hela wytkna gow na zewntrz i naladujc gos
niefortunnej bogdanki, obszczekiwaa samochd:
- A ksiu! A ksiu! A ksiu!
Z pierwszego snu zbudzia nas przeklta pobudka. Byo zupenie ciemno, daleki wit ani nieba nie
wybieli, ani nie pogasi gwiazd. Szpital zwijano w gwarliwym popiechu. Oba ambulanse zabieray
rannych, nieznani sanitariusze przebiegali z noszami. Podporucznik Skowron odbiera od szoferw
raport sprawnoci maszyn. Obie kuchnie byy ju wygaszone i doczepione do samochodw.
Rozespane i skostniae, kucnymy nad balijk kawy, tylko dziki Jackowi nie wylanej z kota na
ziemi. Podobno nas budzono. Poda nam chochle, zaledwie obtoknite po wieczornym krupniku, t
jedyn od kawy otrzymaa Raszkowska, jako serdeczna przyjacika Czesi. Porcje nasze oczywicie
przepady. Jacek przysiga, e dopiero co byy, jaki obcy godomr musia je podpdzlowa, swj by
si chyba nie odway. Fela poczstowaa nas zeschym plackiem spod Drohobycza, pieczonym na
oleju. Ogoszono zbirk do wymarszu. Jacek wydar nam chochle, poderwa balijk i kaw chlusn
o mur. cignito wart, policzono wszystkich, komendant powtrzy przed frontem to, o czym
bbni cay szpital, czym tumaczy si ten nagy popiech.
- ...Rozkazuj zachowa odwag i dooy wszelkich stara - zakoczy. Tak jak bymy si urodziy
crami zajcy, wakoniy si i nie miay za sob Odry, Koobrzegu, Pomorza i Wisy.
Obok Gurdoa usiad starszy sierant odrejko, penicy funkcj farmaceuty na miejsce Witeziwny
i od czasw koobrzeskich nazywany Nabytkiem. Obaj z kwatermistrzem stanowili nierozczn
par opilcw. W ostatniej podry podobno si tak spili, e ich wyniesiono z samochodu na noszach
jak rannych. Obecnie rozdzielono ich.
Wolno, po ciemku, wyjedalimy ze wsi. Na szosie wpadlimy w rodek jakiej pancernej karawany.
Gryzcy swd spalin zawi oczy i drapa w przeyki, jazgot elastwa omota w gowach. Raszkowska
podniosa plandek na przestrza, dla lepszego przecigu. Od wieczora, po owej nieudanej sielance,
nie odzywaa si do nas. Co chwila przystawalimy, to znw ruszalimy. Na szosie robio si coraz
cianiej. Praw stron przewalay si czogi, z klekotem cignikowych gsienic suny mikko cikie
dziaa, przyczepy amunicyjne. Zaczynao wita. Kolumny przerzedzay si, spyway na boczne trasy;
albo to moe nasza skrcia na jakim rozwidleniu. Przed nami pono miasto. Wkrtce zanurzylimy
si w gorejcej czeluci alei. Z obu stron hulay pomienie poerajce podmiejskie wille. W blasku
ognia ujrzaymy skulone postacie onierzy lgnce do krawnikw, kamiennych podmurwek i
elaznych parkanw. Leeli nie zauwaeni, nie pozbierano broni, ktra wypada im z rk i ktra si ju
na nic nie przyda. Ogromn kamienic, ziejc arem ze wszystkich okien, szturmowa olepy czog.
Lufa dziaa przypieraa wysok, rozpraon cian. Z grnego wazu, na policzku rozbitej wieycy,
zwisaa poowa ciaa tankisty. Z opuszczonymi ramionami, z gow opatulon pancerniack czapk-
uszank. Jakby chcia opuci czog, omskn si w d, a jaka sia zdradziecko trzymaa go za nogi
we wntrzu.
Nagle grne okna budynku strzykny jzorami rudego ognia. Stropy wszystkich piter waliy si
z trzaskiem jeden na drugi. Czog skry si w zwaach dymu i zamieci iskier.
Za miastem, w lasku jakim czy parku, zatrzymano nasz kolumn. Zasypiaymy, gdy dniao.
W pnie doszy nas gosy komendanta i naczelnego, jak si wykcali z kim o kolejno na bliskiej
przeprawie.
Kto wodzi nam po twarzach mokr sosnow gazk. Olepia nas dzienna jasno, soce wiecio
prosto w oczy. Do naszego samochodu zaglday, jedna przez drug, dziesitki twarzy
w pancerniackich czapach i hemach piechoty. Przeja nas obawa przed psotliwoci, ktrej si
mona byo spodziewa po tym zbiegowisku. Tylna klapa bya otwarta, czog z Czerwon Gwiazd sta
w porannym blasku, a jego lufa wszya, poszukiwaa czego na naszej platformie. Odruchowo
cisnymy kolana; w takiej chwili nigdy nie wiadomo, czy ma si na sobie szarawary, czy spdniczki.
Teraz jednak nosiymy szarawary, jak zwykle w czasie podry, dla wygody. Z wyjtkiem
Raszkowskiej, ktra od dawna nosia si jedynie w spdniczce, rwnie dla wygody, jak to jej
dokuczaa Hela. Ale c nas to mogo w tej chwili obchodzi, skoro bya obraona na nas do grobowej
deski?
Raptem dostrzegymy wysmolony sznur wydobywajcy si z paszczy dziaa i zadzierzgnity na nodze
Raszkowskiej powyej kostki. Zachichotano zewszd, sznur stwardnia pod som. Raszkowska
ockna si apic za kostk, zanim jednak poja cokolwiek, ju z wolna jechaa po somie, wierzgajc
jedn nog, klnc, wrzeszczc i machajc rkoma. Fatalna spdniczka zsuna si a do bioder.
onierze obu armii ryczeli, gardowali bez opamitania. Posypay si uwagi: beczka kapusty do takich
ng, taka gira i przez car-puszk by nie przesza, kto grymasi nad kolorem jej majtek: biae s bez
rajcu, kto inny czyha na ukazanie si ppka, ktry, sdzc po biodrach, powinien mie wielko
dorodnego ziemniaka...
Tego byo ju za wiele! Zerwaymy si. Wszystkimi siami szarpnymy za sznur i cigny tak dugo,
pki raptowne zelenie nie powalio nas pokotem na posania. Raszkowska rozpltaa ptl. Piechota
pierzcha, czog zatrzasn luki, drgn i koyszc si pogna do macierzystego zgrupowania, ktre,
przystrojone sonin, biwakowao w pobliu taborw piechoty.
Wrd ciekawskich znalazo si rwnie kilku naszych z Gregorczukiem na czele. Kiedy Raszkowska
przystpia do nich z pogrk, szef kuchni parskn jej w twarz:
- Trzeba chodzi w tym, co ojczyzna daa. Sama robia zgorszenie, kieck miaa zadart, ...dotd!
Cae giry byy goe, wic nic dziwnego, e chcieli zobaczy i to, skd wyrastaj...
- Nieprawda! Ja i we nie mam wyczucie.
- Wiem, wiem! - zarechota Gregorczuk. - Potem od takiego wyczucia brzuch si robi jak kocio, e
nie ciniesz obrcz, i trzeba jeszcze raz wierzga nogami... Cha cha cha!...
- Dziewczta - spytaa nas - jak byo?
Przytaknymy gowami, a Kazia powiedziaa:
- Byy goe.
- To trzeba byo mnie przykry! - wybuchna rozzoszczona, bliska paczu. - A wycie mnie na takie
pomiewisko wystawiy.
W czasie niadania odbya dusz konferencj z Burgiem. Zwina sznur i wycigajc nas na
wiadkw, zamierzaa i do zgrupowania czogw po uzyskanie zadouczynienia za obraz
moralnoci. Twierdzia, e za takie sprawy ruskie dowdztwo utyta w bocie wszystkich tankistw, jej
Ignac za ukarze naszych we wasnym zakresie. Spokojnie wytumaczyymy jej, na czym polegao
zajcie. Obstawanie przy zemcie za ten morowy art uwaamy za najczystsz niedorzeczno
i idiotyzm. Gdyby nawet ich ukarali, to c z tej kary? Tego, co sobie zobaczyli, nikt im ju nie
odbierze. Nieche wic, zanim pjdzie tam sama, pomyli o tym, e gdy ich bdzie rozpoznawa, to
oni raz jeszcze bd j rozbiera oczami, doszukiwa si tego, czego przedtem nie widzieli. Oni
z wieczora zdobyli ponce miasto, przebili si przez pieko. Niech sobie przypomni tamten rozbity
czog z trupem tankisty zwisajcym z rozupanej wiey. Tak wic, niechaj robi, jak chce, aby tylko nie
miaa wyrzutw sumienia, gdy ich jutro albo pojutrze przywioz do namiotw poparzonych, olepych
i guchych. Dziwi nas tylko, dlaczego jej Ignac, ktry nie raz i nie dwa zaglda pod spdnice kobietom,
teraz nagle poczu si tym osobicie tak uraony, e nakania j do tego niepowanego
przedsiwzicia.
To ostatnie do reszty upokorzyo Raszkowsk. Wyznaa, e jej wcale nie namawia, ona sama tak
postanowia, ale teraz doprawdy nie wie, co ma pocz.
- A niech tam! - cisna link i wkadajc szarawary dodaa pojednawczo:
- Dobrze, ecie mi pomogy... Ale te chopy na mnie cite, co?

W niecae pi minut dotarlimy do przeprawy. Rzeka bya znacznie wsza od Wisy, lecz za to
gboka. Potne przsa stalowego mostu nurzay si w jej czarnych, leniwych nurtach. Armia
saperw sposobia drewnian nawierzchni nad t pierwotn, strcon z filarw. Przejazd dla
samochodw, dzia i czogw by dotd zamknity. Tabory i lekkie auta przemykay wrd rozdartych
kratownic i sterczcych kikutw. Na naszych oczach zakotowao si na mocie. Poprzez stukot
siekier, jk pi i haas bliskiego frontu posyszaymy czyj krzyk:
- Postoj! Postoj! Ryyj czort!
Rudy ko wspi si na zadzie i ze miertelnym reniem rozkopywa powietrze nad przepaci.
Wreszcie przeway si swoim kadubem ku rzece, pocigajc za sob furk wraz z nieszczsnym
wonic. Prasno rozgonie, zakipiaa mlekiem czarna woda, potem dugo z tego miejsca wypyway
biae baki...
- Wpierod! Wpierod! - Wcieky okrzyk przywrci tok przeprawie. Wokoo nas przebiegay kolumny
zdyszanej piechoty, obsuga cekaemw, modzierzyci z tarczami na plecach - objuczeni wizkami
ogoniastych bestyjek - telefonici z bbnami drutw, zwinni, ogorzali fizylierzy obwieszeni rcznymi
granatami. Wszystko to paro do rzeki, do napronej liny smagajcej wod, po ktrej dziesitki rk
wspomagao bieg przeadowanych kryp i pontonw. Zziajany saper biegnc wzdu kolumny
wykrzykiwa do zachrypnicia:
- Wodoaz na most! Kto znajet podwodnuju rabotu?!
Okazao si, e jedyny nurek osadzajcy pod wod gwn podpor mostow, zawika si w
elastwie i udusi z braku powietrza.
Tymczasem niespodziewanie na drugim brzegu wykipiay z mokrade krzaczaste kopcie wybuchw.
Zacz si ostrza artyleryjski. Par pociskw wjechao w rzek, z cikim wydechem strzeliy w gr
wodne siklawy. Jaki major rozkaza wycofa nasz kolumn. Gdy go komendant spyta: Ktrdy? -
zakreli rk uk.
Cofnito j zaledwie o kilkadziesit metrw. Zewszd otaczay nas kolumny pancerne i artyleryjskie.
Rozkazano okopa samochody. Kto yw, chwyci za opaty. Cay las rozwar si nagle i dugo trzs od
huku: nasza artyleria odpowiadaa jak zwykle, jak od dawna: stoma pociskami za jeden.
Okoo poudnia wywoano nas do przeprawy. Obok zarytych dzia przekolebalimy si do szosy i na
niej, to jadc przez par sekund, to stojc przez dugie minuty, przy warowalimy na skraju
mostowego przyczka. Cigle jakie jednostki byy waniejsze ni nasza. Ni std, ni zowd pojawiy
si konne tabory, ktrym si nigdy nie pieszyo, a tu nagle trzeba im byo da drog, zgraje
motocyklistw, ciarwki z piechot, zaprzgi artylerii lekkiej. Ten rwcy potok wymija nas
z najwikszym popiechem. Wtedy to wanie zdarzyo nam si by wiadkiem owego
niepowtarzalnego wojennego paradoksu - zjawiska, ktre si mogo dzia tylko tu, tylko ten jedyny
raz. Tak nas przycigao nieodparcie, e musiaymy wysi i podej blisko.
Na krawdzi podjazdu, na dylach dopiero co pooonego pomostu, sta ty, okrgy st, nakryty
koronkowym obrusem. Stojcy obok starowiecki fotel zachca do beztroskiej drzemki. Na stole
rozoono papiery przycinite pistoletem, cyrkle, ktomierze, linijki. Obok puda aparatu
telefonicznego rozpiera si dostojnie najprawdziwszy rosyjski samowar, pykajcy kaczkami pary i jak
za dobrych czasw yskajcy mosidzem. Ponad tym dostatkiem wesoo powieway sobie falbaneczki
kolorowego parasola. A wysuszony czowieczek w randze pukownika, o czaszce ysej jak kolano,
miotlastej, biaej brodzie i ze suchawk przy uchu miota si w zasigu telefonicznego sznura jak
rozelony stary kundel. Kl, przekonywa, rozkazywa, wrzeszcza. Niekiedy rzuca suchawk, yka
herbat, a chwyciwszy gruby, okuty kostur, przypada do wahajcych si wonicw i szoferw, lag
popdza kolumny, okada konie, szturcha ludzi, ga w kabiny kierowcw, bbni po maskach,
popycha pojazdy na podstpny trakt. Most trzeszcza, skrzypia, chybota si, ugina, cigle go
umacniano, podbijano i poszerzano. migay topory, pieway piy, olbrzymie kody drzewne suny
pod naciskiem dziesitkw ramion lekko niczym dziecinne klocki. Z dudnieniem skakaa cika tarcica,
belki, deski, ruby, klamry, dzwonia stal o stal. I te najprzerniejsze komendy, sygnay, gwizdki, i ten
przecigy, gromki krzyk, syszany tyle razy: Wziali! Wziali!
Most dudni. Przeprawa trwaa nieprzerwanie. Na drugim brzegu czarne dymy rozpezay si po
rwninach, dziaa z lasku ponad rzek wspieray natarcie piechoty. Krakanie jej broni nioso si do nas
jak pogos przewracanego potu. Rozumiaymy, e nasi obalaj go tam, lecz na niemieck stron.
Ale most ta z chwili na chwil. Saperzy nie mieli chwili na rozprostowanie grzbietw. Dziaa
przeciwlotnicze rozmieszczone na obu przyczkach strzegy spokoju nieba. W poudniowo-
zachodniej stronie grzmia i pon wielki Berlin.
Kapral Knot zwszy ryzyko przeprawy; od kwadransa duba co przy motorze. Nasz lzak
z politowaniem pokiwa gow.
- Widzicie, jakiego ma pietra? Ja tam si nie boja. A wy, frelki?
- Te nie! - krzyknymy chrem, cho schwyci nas niemiy dreszczyk.
Wkrtce stary pukownik pchn goca do tylnych kolumn, a nasz niecierpliwie przyzywa lag.
lzak podnis przedni szyb i ruszy miao. Kiedy znalelimy si obok pstrokatego parasola,
przejazd przez w diabelski most napeni nas uczuciem skrajnego przestrachu; nawierzchnia zbiegaa
stromo w d, ponad wod wspinaa si do drugiego filaru i za nim przepadaa. Kilkanacie krokw
std, porodku, gdzie niechybnie znalazyby si koa samochodu, ukazywaa si gowa piujcego
zawzicie sapera. Z niezliczonych dziur ziaa czarna woda. lzak stan, zanim pukownik szarpn si
na sznurze, ju by na pochylni prbujc j rozhuta.
- Nie wydieryt, tawariszcz pakownik - rzek do oficera.
- Wydieryt - spokojnie odpar staruszek. - Ja skaza.
- U mienia ponyj gruz - plutonowy kopn w opon.
- Synok ty moj... - umiechn si pukownik. - Czeres moj most na Ura prosza Sowieckaja Wast,
panimajesz? Rewolucja! Ja skaza... Wpierod! - Uci krtko i okut lag wywin mu myca nad
uchem. - Bystriej - warkn jeszcze przepatrujc kolumn.
Most zowieszczo chichota, grozi. Pomidzy przsami czarna woda sigaa niemal k.
Niemoliwoci byo oderwa oczy od zawrotnej przepaci, jeszcze wikszym niepodobiestwem byo
je zamkn i nie widzie, czy jeszcze si jedzie, czy ju spada.
Za drugim filarem zjazd by znacznie agodniejszy. lzak zatrzasn drzwiczki, sierant odrejko
wcign nogi na stopnie i rwnie zrobi to samo. Wstpi w nas nowy duch. Gotowe byymy teraz
natrzsa si z tych, ktrzy za nami podjedali do skraju karkoomnego etapu. Nade wszystko
zadowalaa nas myl, e to najgorsze jest ju poza nami, e nigdy ju nie zawrcimy.
Na drugim brzegu pstrzyy si i schy na socu wieo malowane napisy: Min niet i Wpierod na
Berlin. Przystanlimy w oczekiwaniu na dojazd dalszych samochodw. Ambulans kaprala Knota
chyo przemkn obok naszego, zajmujc dawne miejsce na przedzie kolumny. Jednostka artyleryjska
wymijaa nas w pdzie. A mymy wci na co czekali.
Dopiero po dugim czasie pojawi si motocyklista i pocign nas za sob.

W nocy przejedalimy przez ponce miasto i piekieln alej o syczcej jezdni, gdzie nasi martwi
onierze kulili si do rozgrzanych kamieni jakby z zimna. Tamta mier bya potrzebna i jak kada
bitewna czy szpitalna - krzyczaa t wanie swoj pozorn cichoci. Ta, z ktr zetknymy si zaraz
pniej, najbardziej nieludzka, moga nas tylko odpycha, odraa i straszy, nie moga natomiast
wzrusza. Jechalimy z wolna szpalerem pczkujcych dbw - alej wisielcw. Z konarw wielu
drzew zwisay oklape trupy Niemcw z tabliczkami przywizanymi do brzuchw.
Samotn brzoz o wspaniaej, bujnej koronie habiy trupy czterech wisielcw.
- Patrzcie, patrzcie! - wykrzykiwa sierant odrejko. - Tego jeszcze nie widziaem: eses powiesio
eses!
Lecz tak nie byo. W pobliu dopalay si baraki obozu koncentracyjnego. Tum ludzi-szkieletw
wiwatowa przy szosie. Motocyklista zagania jak owczarek, roznosi ciche haso: Uwaga, tyfus! Nie
zatrzymywa si, unika kontaktw. Esesowcw najpewniej powiesili sami winiowie.
Skrcilimy w stron jeziora. Hurgot broni maszynowej narasta rozszalaym rechotem jak abie chry
przed burz. Dookoa pony domostwa. W osieroceniu, bez zgieku gaszcych, bez wrzawy gapiw,
przetkany pkami wieutkiej zieleni - gorza sosnowy br.
Nad zatok ujrzaymy ty blok zgruchotanego pensjonatu i dziurawe dachy werandy i przystani. Na
obszernym tarasie leeli nasi przyszli pacjenci. Szczupa obsada punktu sanitarnego padaby chyba,
gdyby miaa podoa tej liczbie.

Pierwszy transport rannych odszed niebawem, a drog od mostu przewalay si ju kolumny
pancerne. Oddzia segregacyjny rozlokowa si ju na tarasie, ewakuacyjny zapeni werandy, ktre
zasonito ptniskami namiotw. Pod weneckim oknem zawalonej do poowy jadalni wybito mur do
fundamentu, z parkietu, a pod nadwerony filar, uprztnito gruz. W ten sposb powstaa sala
operacyjna.
Wniesiono pierwsze nosze, rozarzyy si lampy ukowe. Pierwsza instrumentariuszka, starsza siostra
Miszczuk, dobya ze sterylizatora tac zestawu. Zadwicza cichuko jak srebrne sztuce
w wytwornym lokalu. Podstawiono kuby, doktor Piotrowski nasun mask. Prdko, bardzo prdko
o dno kuba plasna ludzka stopa; gdzie tam przedtem rozpalony czerep pocisku ubieg pik
chirurga. Wkrtce te wyniesiono kube ludzkich koczyn, a za nimi pierwszego pacjenta z tych, za
ktrych lekarze ju nigdy nas nie ofukn, byle tylko wynie ich szybko i cakowicie przykrytych.
O zmierzchu wyznaczono dyury. Wnet jednak okazao si, i trzeba je zerwa. Z nastaniem ciemnoci
zaczto zwczy rannych ze wszystkich stron. Bitwa, ktra do poudnia toczya si za rzek, a przed
wieczorem przesuna si na pnocny skraj jeziora - teraz zwracaa nam swoich onierzy.
Byli tacy, ktrym od rana za tampony musiay starczy: opatrunek osobisty, pasek, kalesony, koszula.
Ale znoszono nam i takich, ktrzy nawet tego nie mieli, za to by skrzep, gorczka i... tec. Wielu
z nich nie zdoano wywlec spod ostrzau: ci czekali na kul lub zmierzch. Inni, ranieni w pierwszym,
pomylnym natarciu, przez cay dzie wypezali na tyy sami - to martwiejc na widok Niemcw, to
apic swoich za nogi. Szlaki ich odwrotu przechodziy kilkanacie razy z rk do rk: i ci czekali na seri
lub mrok. Bywao, e ranni taszczyli rannych: Kompanijne punkty opatrunkowe mieciy si w norach,
piwnicach i zakamarkach zburzonych schronw.
Zewszd gwatowano o wod. Przeklinali, bagali o jeden yk, pakali i urgali. Gdyby tylko ich
wypuci, peznliby do niej z rozbluzganymi yami. Byli gotowi obra kad inn mczesk mier,
byle tylko nie t z pragnienia.
Rejwach przed sal operacyjn wywabi nas na dwr.
Tumek onierzy wid zgarbionego Niemca nioscego na plecach jaki ogromny ciar. By nim
mody chopiec w polskim mundurze. Orszak ten, prowadzony przez Jacka, zmierza wprost do sali
operacyjnej. Wtedy, w wietle, spostrzegymy, e w oczach onierza nie ma ycia, e Niemiec ma
skrpowane rce i e obaj s przywizani do siebie.
- Na pomoc... Na pomoc... - chrypia zasapany Niemiec i tak, aby wszyscy widzieli, bez wikszego
wysiku rozerwa sznury z rk.
- Herr Doktor... schnell... sechs Mann... - Tyle zrozumiaymy z popiesznej szwargotaniny Niemca.
Gdy go uwalniano od strasznego brzemienia, na parkiet upad pistolet. A tragarz, drapic si po
plecach w to miejsce, gdzie go uwiera nagan, gardowa bez wytchnienia.
- Ksido! - krzykn komendant. - Sze noszy, ludzi, i z Niemcem po rannych. Biegiem! Chory
Nidzki, prosz obj dowdztwo.
Niemcowi zwizano rce, zastpca chwyci koce sznura i z pistoletem w doni, niczym za psem
policyjnym, pobieg za jecem. W ich lady popdzi plutonik sanitarny.
- Pobieditiel - wyrzek naczelny nad umarym. Musn jego powieki, a gaszczc meszkowate policzki
i bielukie czoo wyszepta z aosn pieszczot, jakby mody kapral by jego synem:
- I sierce goraczeje, i golowa jasnaja... A si nie stao. Spij, spij gerojskoj, lubimoj synok...
Zdawione paczem, z rozszarpanymi sercami, wypadymy z sali.
Pniej, po powrocie sanitarnej wyprawy, jeden z uratowanych onierzy przedstawi ca prawd.
Ubiegej nocy przeprawili si przez rzek, dotarli a tutaj, na drugi brzeg jeziora. Rano rozpoczo si
natarcie i gdy Niemcy przerzucali posiki przez jezioro, czatowali na nie. Kiedy tratwa z motorwk
odbiy od brzegu, zatopili z rusznicy motorwk, a pasaerw tratwy zmasakrowali ogniem
maszynowym. Oszczdzili tylko tego jednego Niemca. Potem si przebijali do swoich, wyczerpaa si
amunicja, padli zabici i ranni. Wreszcie w jakim zawalonym schronie przy taili si do wieczora. Ich
siedmiu i Niemiec. Z wyjtkiem jego, wszyscy byli ranni. Widzieli nasz kolumn, lecz nie mieli si, by
si wycofa lub krzycze. Wtedy kapral kaza si przywiza do plecw Niemca i bodc luf nagana
w jego kark wyruszy po ratunek...
- Usyszaem najpierw krzyk na pomoc. Podskoczylim z patrolem. To szwab si wydziera, kapral ju
nie y - doda Krz.
- Jednak przed mierci, czujc jej blisko, nauczy Niemca tego hasa - dorzucia siostra przeoona. -
Tak mwi jeniec.
I tak byo.
Bitwa na pnocnych brzegach nie wygasaa. Jej krwawy blask yska i drga na tafli jeziora. Nasza
artyleria praya ze wszystkich luf. Setki granatw z nie milkncym chichotem szybowao nad naszym
szpitalem. Rannych stamtd przywoono w przeraajcej mnogoci i tak straszliwie
pokiereszowanych, e w miejsce oddziau segregacyjnego naleaoby otworzy drug sal operacyjn,
by podoa zszywaniu cia. Lekarze pracowali na dwie rce: siostra przeoona z siostr Gsewicz
i komendantem zszywali wasnorcznie. Sierant odrejko dawa narkoz i utykajc biega od noszy
do stou.
- C tam si dzieje? Jeszcze takiej kaszy nie widziaem... - mrucza do jakiego onierza doktor
Piotrowski.
- Oj, panie doktorze - stkn ranny. - Ruscy popdzili eses, a ci spostrzegli, e to koniec... Ale nie
ujd, gady... S przyparci do wody...
Byo krtko po pnocy, gdy kto wrzasn dziko z tarasu na werand: Katiusze!!! Rwnoczenie
usyszaymy jaki powist i na rodek werandy wpad bysk.
Ujrzaymy je w boju po raz pierwszy.
Olepiajce blaski wypaw, okropne gwizdy, zda si urywajce gowy skowyty rozpalonych wrzecion,
wciekle strzygce jasnym arem i lizgajce si jeden za drugim po ognistych torach, rozdzieray na
wskro nocne podniebne obszary, na podobiestwo szataskich byskawic, i czyniy z jeziora jakie
niesamowite rozlewisko pynnego ognia, szkaratu i zota.
Boe! A tam na drugim brzegu! Na pnocnym skraju...
Piekielne wydechy dziesitkw wulkanw, race rozbryzgi poogi, ukropy ognia i potworne grzmoty
- dudnienie bez koca. I zaraz chochoy wznieconych poarw, nurzajce koszmarne brody w wodzie,
a czapami przyparte do gwiazd.
A potem naga ciemno na stanowiskach katiusz, a w niej stumiony warkot zapuszczanych
motorw. Ju zmykay. Sznur samochodw o spadzistych ksztatach cicho i szybko przemkn obok
naszego szpitala.
Wokoo nas zgromadzi si tum rozwrzeszczanych rannych. Wzdychali, klli, wiwatowali, wielu si
ciskao. Bya w tym rozhoworze rado i pochwaa, rozpacz i al.
- Cichojta! Babami jezdecie, cy co? - rozsierdzi si ktry nasuchujcy w stron bitwy i wsparty na
motyce. - Cy tez jesce kto dycho?...
Sdziymy, e salwy katiusz wytrciy bro z rki Niemcom, spaliy ich do cna. A tu nagle podnis si
huragan strzaw i goniej buchny armaty.
- No cz... - westchn gral - cogi za Boga tam nie pjdom.
Zrozumiaymy, e trwajca masakra nieprdko si zakoczy, e rano cakowicie zaleje nas krwawa
powd. Jak tamta na Wale Pomorskim. Ju obecna liczba ciko rannych, podlegajcych kuracjom
pooperacyjnym, przywizaa nas do tego miejsca na szereg dni. Co bdzie, jeeli jeszcze zwioz nam
tamtych? Nigdy std nie wyjedziemy! Nie obejrzymy Berlina, tu zakoczymy wojn. W ruinach
pensjonatu, przykute do ek rozkwkanych pacjentw.
I ogarniaa nas zo na niedostwo wasnej piechoty, ktra pozwala Niemcom wyrzyna si jak
barany.
- Sysycie, siostrzycki... - natrtnie szepta do nas mciwy gral. - Skoda, ze mi tyo juchy uso, bo byk
posed jesce raz...
- Po jakiego licha? - cisna si Hela, gdy trzyma j za rkaw. - Powinnicie lee! Mao wam jeszcze?
- Nie mao, ale i nie zado - odpar onierz. - Jakby nie ta jucha, to byk posed. Ale byk sie znowu
nastrzylo... nago, nadziabo.
Gdy to mwi, jego oczy byy bagnetami, a nos - dziobem drapienego ptaka. Ziuta zapytaa go
o powd tej zacitoci. Opar si o balustrad, uj motyk jak karabin, opowiedzia, jak byo. Jak szli.
- Zwiad, znacy sie perace, donieli, e to niedobitki tej dywizji, co spalia Warsiaw... To wtedy nas
dowdca, ruski pan pu... znacy sie towarzys pukownik Abamow, powiedzio do dowdcy drugiego
puku, Poloka, pana majora obywatela Krawcyka: Jak mi tu moi wypusc chocioby jednego ywego
Niemca, to jo lo wos byde zimnioki skrobo. Naoy hem i posed z nami. I cy wicie, siostrzycki, jak
tam jest? Beton i piosek, woda i ogie. My uyli miotcy i Niemcy te. A jak si skocya municyja, to
jak w karcmie: na noe, na knyple od drutw kolcastych, na noyce do nich, na to, co kto w gicalach
mio... Jucha ino sikaa. Mzgi chlastay. upek z ciemieni pirzgo jak gont. A ranni kwiceli jak prosita,
kielu byo zwirzganych na mier... Ale my przli - sapn.
- I co? Bdzie wasz pukownik ziemniaki obiera? - spytaa Fela.
- Nie! - zaprzeczy gral. - Niemcy si stamtd nie przewarcujom, cho tn jak rozwciecone
siersienie. Nie maj nic do stracenia... Zawdy lepsy bagnet anieli nur.
Poprowadziymy onierza na werand, nie mogc duej patrze na walk i sucha o niej, bo
chocia suszna i konieczna - bya przecie najpotworniejsz haratanin na mier i ycie, bez pardonu
i bez litoci.
Skoczya si o wicie. Osmaleni, skrwawieni zwycizcy szeptali, i Niemcw wycito w pie. Ale
w okolicy rozgorzay nowe bitwy. Jeszcze nie zwieziono wszystkich po tamtej, kiedy zewszd zaczy
si zwala transporty z pobliskich odcinkw. Ju pierwszego dnia ranni nas objedli. Kwatermistrz
wrzeszcza, e my to nie jadodajnia PCK, gdzie kady moe przyj, napi si, nare do syta...
- I kwita!... - dopeniano z dugiej kolejki od kuchni polowych.
Doktor Piotrowski wymyla znowu na konowaw pukowych za to, e l do nas ludzi
posiekanych, ktrych naley wywozi wprost do szpitali chirurgicznych.
- Do jasnej cholery! - wrzasn do wystraszonego podporucznika. - Albo szpital lekko rannych, albo
prosektorium. Jak pan myli?
- Ja nic nie myl...
- Ja te tak sdziem - burkn doktor. - A ma pan ich chocia porzdnie posegregowanych?
- Tak jest, panie kapitanie! - pisn podporuczniczek.
Naczelny za zoci si, i zrobiono z nas punkt opatrunkowy pierwszego szczebla; wkrtce dojdzie do
tego, e bdziemy leczyli wszelkie nieyty, urazy i zadraski.
Na kwater otrzymaymy pokoik na facjatce, do ktrego wchodzio si przez okno po przystawionej
drabinie, gdy schody byy zerwane wybuchem bomby. Czeredy azikujcych ozdrowiecw czyhay
na t chwil. Ostrzegali przed upadkiem, ktry szczebel bowiem mia by podpiowany. Cho w to
nie wierzyymy, to jednak nie mona byo pozby si uczucia lekkiego przestrachu, ktry szczypa
karki i plecy, gdy si schodzio lub drapao wzwy. Jednoczenie spala nas wstyd... Jak tu le miao
i pewnie po drabinie, skoro z dou gapio si tylu modych mczyzn? Jake znw, ze wzgldu na
wspaniao wiosny i obecno tych samych przystojnych chopcw, chodzi w tych sfatygowanych
szarawarach? Na ubieranie ich na moment wspinaczki nie byo czasu ani miejsca. Kitle spinaymy po
prostu agrafkami. Jedynie Hela stpaa po szczeblach bez adnego zakrywania, mao, popisywaa si
jak artystka cyrkowa. onierze szaleli. Pewnego razu jednego z nich trzeba byo obsuy zimn wod
i amoniakiem, zemdla... ze miechu.
Sypiaymy po par godzin na dob, bywao, e na caonocnych dyurach snuymy si po werandach
jak lunatyczki. W wielu wypadkach - dziki im za to! - wyrczali nas ranieni sanitariusze i lekarze.
Czsto ranni obywali si bez naszej pomocy, ktra im si naleaa. Z rozkazu komendanta na tablicy
kierunkowej z Kbkiem w kole wymalowano dopisek: Nie przyjmuje - zapeniony. Gdy si o tym
dowiedzia naczelny, bite dwie godziny przesiedzia w kabinie szatni, gdzie si miecia kancelaria
komendancka. Dopisek zamalowano i na skrzyowaniu, obok fabryki, powoano mieszany posterunek
rozdzielczy. Przedstawicielem naszego szpitala zosta sierant odrejko. Od tego czasu transporty
nadchodziy rwnomiernie, lecz stale, dziki czemu przyjmowanie ich odbywao si bez poprzednich
rozgardiaszw i zatargw. Zdarzay si te i zgrzyty. Mwiono wtedy, e Nabytek wyskoczy na
kielicha.
Na widok dugachnej kolumny naczelny wpad we wcieko. Schwyci modego lejtnanta, skdsi
znanego nam, za pas.
- Kuda? - warkn i sapa. - Ja tiebia dam hospital Pod Kubkom. Miesta niet... sliszkom mnogo was.
Udiraj w sankoumnu!
- Tawariszcz major - powiedzia oficer. - Wasz starszyj sierant da bumagu. On mienia uzna, a wy
niet. My ue u was byli pod Kolbergom... Wy pomnitie, tawariszcz major, kak wy bojcam skazali.
- Ach, to wy! - wykrzykn naczelny ciskajc jego do. - A ja, slepoj, nie uzna... A was siejczas nie
sliszkom mnogo? - spyta chytrze patrzc zezem na kolumn.
- Nu czto - rozoy rce lejtnant. - Nie udobno byo drugow kudato ostawlat.
Przypomnia nam si pewien marcowy dzie pod Koobrzegiem, kiedy egnalimy liczn grup
czerwonoarmiejcw, ktr wyleczylimy z ran po walkach oczyszczajcych. Wszyscymy im wtedy
powiedzieli, e jeeli znw znajd si w biedzie, zawsze mog liczy na nas. Szpital Pod Kbkiem
nie odmwi im przytuliska i opieki. Sierant odrejko przyrzeka na pimie wstrzymanie transportw
przez cae p doby. Ucieszyymy si, cho kolumna zdawaa si by bez koca. Waki, Griszki,
Sierioki i Miszki byli przecie naszymi najmilszymi pacjentami. Mni, cierpliwi, skromni i proci.
Temu nikt nie zaprzeczy.
Nie byo kaszy ani ziemniakw, za to cukru, sucharw, sztucznego miodu, misa i smalcu byo pod
dostatkiem. Mleko, maso, biay chleb - wycznie dla dietowiczw - wydawano pod cisym
nadzorem. Trzeba byo zadowoli si tym, co upichci i wyda Gregorczuk. Do porcji chleba lub
sucharw i do ochapa ugotowanej rbanki dodawa jak ni to zup, ni sos. Przypalone to byo, gste
i sone, odbijao si po tym i czkali wszyscy jak pijacy. Wolaymy oczast wodziank po rbance,
w ktr naleao wdrobi chleba i pomiesza, aby nasikn. Za kadym razem trzeba byo zdoby
yk -to znaczy poyczy albo ukra. St by nieosigalnym marzeniem. Siadaymy na dziurawych
kajakach pod dachami przystani. Od sztucznego miodu ju nas mdlio i cierpy zby, rbanka wyazia
drugim ktem ust. Tuszcz wieci na brodach i ciek przez palce; prawie wszystkie kobiety miay po
nim plamy na podokach. Kostka lub chrzstka uchodziy za rarytas. Kbkowi rzucano olize
podgardla, skucza nie raczc ich nawet obwcha, czeka na ko. Czesia doskonale radzia sobie bez
nadzoru odrejki. Mwiono o niej, e jest bardzo pojtna i pilna. Zmienia swoje upodobania,
postanawiajc powici si po wojnie pracy w aptece. Raszkowsk trapia jaka staa troska, chodzia
z jakim wiekiem wbitym mocno do gowy. Sierant Burg nadskakiwa jej w dalszym cigu, lecz ona
przyjmowaa jego zaloty ze smutkiem w oczach. Obie siostry znalazy sobie adoratorw, dwch
kuzynw, dawnych podkomendnych porucznika Bka. Caa ta czwrka czsto o nim mwia
i wspominaa ze czci. On jako ich czy, cho go nie byo. Kazia zdradzia nam, e Fela nalega na
swojego, aby si z ni oeni, ktry z wizytujcych kapelanw mgby im da po cichu lub. Rodzice
obu sistr o niczym jednak nie wiedzieli i sali listowne nakazy: ...bycie sobie, kochane creczki,
gw nie zawracay. Oficer oficerem, piknie, adnie, ale nie bdzie wiertaczem. A przecie wasz
ojciec jest majstrem. Wyjedamy do Krosna za par dni, a tam si rozbijaj o nafciarzy...
- Napiszcie starym, e znalazycie fachowcw - dokuczaa im Hela. - Kuzyni wierci umiej...
Zawitaa do nas kilkuosobowa inspekcja i wstrzymaa napyw rannych. Okolica nasycaa si
mnogoci wojennego sprztu i masami wojsk, gotujcych si popiesznie do ostatniego szturmu na
oblony Berlin.
W nocy zerwaa si gwatowna kwietniowa burza. Wicher z wciekoci wali do drzwi, ciska
resztkami szyb, nadyma ptniska zason i siek ostrym, zlodowaciaym deszczem. Zalewao posadzki,
ranni podmakali, obalio gwny namiot. arwki ypny i zgasy. Ale mimo piorunw, ulewy
i byskawic przenosiymy oddzia oglny B pod dachy przystani.
Gdy si troch uciszyo, postawiono namiot, rannych trzeba byo jak najpieszniej przenosi. Dachy
byy przecie dziurawe i wiatr wista pod nimi. Szczkali zbami, ale nic si nie stao, aden nie
umar, nikt nie dosta krwotoku. Zmokli tylko. Za namiot groono komu sdem polowym, za wiato
karnym raportem. Po godzinie szpital podj normaln prac. Wiatr ucich, zgstniaa ulewa.
Zabkana kolumna sanitarna, wychostana nawanic, meldowaa si przed tarasem stukotem kopyt.
Zmoczone koniska otrzsay sennie swoje grzywy. Ludzie ludziom wycierali twarze pobrudone
strukami deszczu. Szybko uporaymy si z przyjciem. Naleao troch odpocz. Biedna Ziuta ma
dzisiaj dyur w operacyjnej i bdzie musiaa wytrwa do rana bez zmruenia oka...
Ze sodkiej drzemki w zakamarku pod rumowiskiem schodw wyrwaa nas Dorotka proszc o powrt
na werandy, gdy koleanki si boj, a siostra kapral Helena dawno gdzie wysza i dotychczas nie
wraca.
- Czego to si ba?... - mruczaa Raszkowska podnoszc si leniwie.
- Tam tak straszno, prosz siostry... - szeptaa sanitariuszka. - wiato kazali pogasi... ten Ukrainiec
w kcie tylko charczy... zgrzyta... bluni i chce popa.
Hel odkryymy na posaniu szeregowca, ktry zmar z wieczora. Spaa sobie w najlepsze tu obok
dogorywajcego Ukraica. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie nas przeraa swoimi najdzikszymi
wybrykami. Jak moga spa na barogu przesiknitym mierteln posok?! I to tu, w kcie, gdzie si
ukadao tych, dla ktrych NIE BYO ratunku, aby nie przestraszali innych i aby potem nie defilowa
z nimi przez werand.
Biednemu Ukraicowi ulyymy morfin i dodatkowym podgwkiem rozgrzanym gow Heli.
Cierpia strasznie.
- Popa nie ma, jest ksidz. Zawoa? - ubiega go Raszkowska, gdy chcia przemwi.
- Ja ne choczu waszeho Boha... Daj te meni batiuszku... ja umru...
Obiecaymy sprowadzi go rano, wiedzc przecie, e do tej pory ranny nie doyje. Poniewa pniej
zacz kl i krzycze, sprowadziymy rozespanego kapelana.
- Ja choczu popa... a ty polskij ksidz.
- Tak, ale su jednemu Bogu, mj synu - gorco powiedzia kapelan. - Bg jest jeden dla
wszystkich...
Przej od Raszkowskiej zapalon wiec, da rk znak, aby si oddali, i pozosta przy umierajcym
do koca.
Rano na odwieonej czce pod spalonym lasem ldoway wesoe szpaki. Gdy ciao Ukraica zoono
do dou, polski kapelan obficie je pokropi. Obok krzya szeregowca stan taki sam polski
jednoramienny krzy z wypowia, przepocon rogatywk, z miedzianym orzekiem.

Raszkowska, byskajc udami spod nie zapitego kitla, przewalia si przez parapet.
- Gdzie mj kuferek?! Gdzie listy?! - wrzeszczaa, jakbymy byy ich strkami i jakby si palio. - Mam
dwie minuty czasu... A to chytry list, kto si mg spodziewa... - gorczkowo przekopywaa kuferek.
Ani rusz nie mogymy poj, co to wszystko znaczy. Krka dostaa, czy czy co? Dlaczego te dwie
minuty i po co list?
Gdzie jest ten w tej kopercie? Nie wiecie, ten o tym kolciu... No, gdzie on si zapodzia?! W nim
bya kawa na aw...
- Wcieka si baba - rzeka Hela. - Zabierz wszystkie, mino ptorej minuty. Ale powiedz, dokd
ciekniesz? Pocig do Kulparkowa odchodzi o godzinie pitej po dziesitej...
- Oj, kochane, ebycie wiedziay... - zawoaa Raszkowska. - Ale wam powiem... Tylko nikomu... Pst...
Powiedziaam sobie, e dosy tych amorw i... A niech tam: eni si z Ignacem! i cmokna Hel
w nos.
- Zapnij si! - krzykna za ni Kazia szukajc agrafki. Raszkowska bya ju za parapetem. Skoczyymy
do okna.
Pod drabin nie byo nikogo, opodal, na polance, wzdu rzdu mogi, spacerowa kapelan z rkami
zaplecionymi na piersi i brewiarzem pod pach. Przystan u grobu nieszczsnego Ukraica i chwil
nad nim tkwi. Potem skin na Raszkowsk, uj j lekko za rk i powid do oficerskich kwater.
Pojymy wszystko. Hela obiecywaa sobie funkcj starociny na weselu. W to, e Raszkowska potrafi
wykaza swoje paniestwo, nie wtpiymy. Wszystko powinno pj jak z patka, mody pan jest
przecie wdowcem. Raszkowska jednak nie wracaa. Zdrzemnymy si. Mino dwie godziny.
- Dlaczego nie wraca? - zaniepokoia si Kazia. - Co tam si stao... Chodmy.
Na placu przed tarasem Burg mczy swoje wojsko przegldem broni. Zauwayymy, e jest bardzo
roztargniony; gow mia prawie zwieszon do ziemi przy sprawdzaniu lufy karabinu, ktrego kolba
jako nienaturalnie skierowana bya do gry.
Nasz Raszkowsk znalazymy w zakamarku pod schodami. Rozszlochan i mokr od ez.
- Widzicie... jak mnie wyregulowa... A przysiga, e jest wdowcem. Ona yje... yje... - zanosia si
niedosza panna moda. I pochlipujc opowiedziaa o zdarzeniu. Owszem, z ni byo wszystko
w porzdku. Ignac zacz krci: Wedle wszelkich danych, prosz ojca... To kapelan mu, eby je
przedoy. To Burg znw: e aczkolwiek i poniewa. A ksidz wtedy: Nic, mj synu, nie wiadczy
o jej mierci. Co dalej byo, nie wie, gdy ucieka ze wstydu. Pniej Ignac j odnalaz. Przyzna si, e
yje, i wie, gdzie jest. Ale do siebie nie pisz i on do niej nie wrci. Maj dwoje dzieci i to pierwsze jest
jego, do tego si przyznaje i zabierze jej od niej. I ona, ona, chocia adniejsza i zgrabniejsza od
Wadzi, to nie nadaje si do wspycia jako ona i nie warta funta kakw. Przed wojn, gdy by
z pukiem na manewrach, puszczaa si z byle jakim ciarachem z Komendy Garnizonu. W czasie
okupacji te musiaa mie gachw, bo nie mogaby si oby bez chopa pi lat, skoro przedtem nie
wytrzymywaa ani tygodnia.
- I co ja teraz zrobi?... - rozpaczaa Raszkowska. - Szkoda go dla innej lafiryndy, bo dobry chop...
Niechby by, synek te... lubu nie dostan, pki tamta yje... Jak mam wyldowa?
- Przecie po wojnie moecie z sob y - rzeka Fela. - Teraz nie pozwol, bo wojsko.
- Jak to, y... tak bez lubu?
- Naturalnie! - wykrzykna Hela. - Na kenkart!
- Przecie to grzech! - wybuchna Raszkowska. - Matka by mnie wykla... Ludzie by woali: patrzcie,
kochanica!
- Oj ty gupia, kt ciebie bdzie zna? Zamelinujecie si na Ziemiach Piastowskich.
- C z tego?... Jakie to ycie; on Burg, ja Raszkowska. C ja biedna poczn?...
- No to pu go kantem! - palna zniecierpliwiona Hela.
- Ba, ebym to moga... - westchna Raszkowska. - Ja bez niego nie mog y.

Rozpoczto popieszn ewakuacj rannych. Waciwie byy to przenosiny. W ssiednim miasteczku
roztasowa si na stae w budynku szpitala cywilnego wojenny szpital chirurgiczny. W cigu kilku
godzin przekazalimy wszystkich pacjentw. Potem by obiad, zbirka i odjazd.
W radosnym podnieceniu ruszyymy w dalsz drog na zachd. Poncy Berlin przesuwa si na
poudnie. Wiadomo byo, e nie wejdziemy do niego po generalnym szturmie, e jedziemy do aby na
spotkanie z Amerykanami. e nasza epopeja ma si ju ku kocowi. Gdzie tam raz jeszcze rozbijemy
namioty, przyjmiemy rannych z ostatniej bitwy i wojna si zakoczy.
Kraj by tu paski, pornity szosami, kanaami, torami kolejowymi. Gsto zabudowany willami,
domkami, fabrykami. Zjedalimy na eb na szyj z wysokich nasypw na pola i omijalimy zerwane
wiadukty. Przeciskalimy si przez wskie gardziele rozbitych barykad i zawaw. Powoli wtaczalimy
si na chybotliwe, diabelskie mosty. Tumy ludzi obsiadyway skrzyowania, huczc rnojzycznym
gwarem. Ponure kohorty jecw wojennych odstpoway na wschd. Kolumny wojskowe tarasoway
wszystkie drogi.
Za ptl jakiej autostrady ruszylimy ostro. Okazao si wkrtce, emy zbdzili. Przez wski kana
przerzucona bya kadka, most mokn w wodzie. Dyurny saper zawrci nas z powrotem do
autostrady. W poowie drogi zatrzymalimy si; jaka kolumna rwnie jak my zmylia drog
i tarasujc ca szeroko jezdni, usiowaa zawrci przed nami. Tymczasem od autostrady napieray
zderzakami i rozgonym trbieniem ciarwki podwoce piechot do przeprawy. Wysiadymy.
Pojaniao od przeklestw i poajanek.
- Gdziecie si tu wparadowali?! - krzycza podpukownik, stojcy na stopniach pierwszego
samochodu. - To droga dla piechoty! Na bok! Na bok!
Odnosio si to do tamtej kolumny, nasza staa na skraju, zwalniajc lew stron dla ruchu. Po chwili
przemykay koo nas odkryte ciarwki z rozpiewan piechot.
,..Na krwawy bj, a w oczach maj obraz twj
O Rosemarie, powiedz mi,
Czemu rka ci dry, Rosemarie...
Jaka rka dugo wycigaa si do nas z kabiny ciarwki, a znikna za zakrtem. Krzyczaymy do
onierzy i rozdaway causy.
- Gdzie Kbek?! - wrzasn jaki piechur, zapewne dawny pacjent.
- yje, yje! - zdoaa zawoa Hela. Na pokwitowanie wpad pod nasze nogi kawaek kiebasy.
Wydobyymy Kbka z koszyka. Jego znak by wszak narysowany na tylnych klapach i dla piechoty
mg by widoczny dopiero po wyminiciu caej kolumny. Ziuta wzia go na smycz i od tej chwili
kady przejedajcy samochd by witany i egnany jego zajadym szczekaniem. Nagle pewna
ciarwka zahamowaa obok ambulansu kaprala Knota. Z szoferki wyskoczy oficer, salutujc
naszemu komendantowi. Pobiegymy tam. Chodzio o przyjcie piechura, ktry ukry ran, chcc
wzi udzia w ostatnim szturmie. Z platformy zeskoczyo kilku onierzy.
- Co to, szpital Pod Kbkiem? - zdumia si jeden z nich.
- Tak, a bo co? - zaczepnie odpowiedziaa Hela.
- Ano nic, tak sobie - mrukn onierz i przypatrujc si Ziucie doda: Czy siostra jest narzeczon
chorego Wojdyy?
- Tak, to ja! - wykrzykna chwytajc go za rk. - Boe, czy to puk podchorego Maurycego?!
- Chorego, chorego od kilku dni - wyjania spokojnie piechur.
Ziuta pocigna szeregowca do naszego samochodu, obdarowujc go papierosami i proszc o
przekazanie pozdrowie i causw. W tym czasie ciarwka z rannym przylgna ciasno do
niemieckiej sanitarki, przepuszczajc kolumn.
- Boe, ja nie wiem, co mam mu powiedzie...- rozpaczaa Ziuta. - Dlaczego on si nie zatrzyma...
Przecie nas pozna?
- Wojna, prosz siostry. Wszystko opowiem, co i jak byo. - onierz schyli si i pocaowa j w rk.
- I prosz, aby go pan strzeg... aby mu si nic nie stao.
- Ty najlepiej napisz list! - poradzia jej Kazia. - Tylko szybko. Panie plutonowy! - zwrcia si do
umiechnitego lzaka prosimy o papier i owek.
Poda Ziucie wieczne piro i blok listowy, lecz ta nie wiedziaa, co pisa.
- Prdko, prosz siostry! - nalega onierz. Ciarwka wzywaa go syren.
- Ale ja nie wiem co, to tak nagle... - bezradnie jkaa Ziuta.
- Napisz: Kocham Ci na wieki - podpowiedziaa jej Raszkowska.
onierze zajli miejsca na platformie. I Ziuta napisaa tylko tyle:
Kocham Ci na wieki
Ziuta
onierz schwyci kartk i pobieg naprzeciw do samochodu odczepiajcego si od sanitarki. Wskoczy
na w biegu.
- Do widzenia! Do widzenia! - krzyczaa Ziuta wybiegajc na rodek szosy i powiewajc czapk.
- Do widzenia! Do zobaczenia w Berlinie! - huczeli onierze. - Niech yje pani choryna!
- Podchoryna! - docia pgbkiem Hela.
- Wracajcie cali i zdrowi! - krzyczaymy pamitajc, e jad na ostatni bj.
Nagle... Pisk opon, krzyk Ziuty i oskot maszyny lzaka. Jej czapka na rodku jezdni i biaa plama
Kbka. Gorcy dech motoru... swd gumy... Jej rami w zwisie nad zderzakiem...

- Ziuta... Ziuta... - kwiliymy ze zgrozy, oniemiae z rozpaczy, olepe od ez. - Nasza Ziuta nie yje...
Nie ma naszej Ziuty...
Kto komu salutowa, rozkada ramiona. Kto odegna Kbka na drug stron szosy, zawarcza
willys, znik za zakrtem.
I oto ruszamy. Z nami jedzie Ziuta. A gdzie Kbek? Ach... Potem postj w cienistym parku.
Zabieraj nam Ziut. Tak nagle... Klepako z chorym Nidzkim pochyleni nad jakim korytkiem.
Guchy stukot motka, przejmujcy jk piy. I grabarze popluwajcy w donie.
- Gdie jeju pochoronit? - kto si nas pyta. Pokazujemy na jaki gaz. Czyby to tu?...
Opaska z Czerwonym Krzyem skrywajca rozcit skro, szarawary, bluza i pas. But do buta i palce
na splot...
- O Jezusieku! Jzia... Jziu! - skok oszalaej Raszkowskiej. Szamotanina, jki i lament. Klepako
z kolanami na saperskiej trumnie...
Dwuszereg. Zagite skrzyda. Lekarze, starsze siostry, szoferzy, sanitariuszki, kucharze, magazynierzy i
onierze Burga z karabinami u nogi... Chory Nidzki egnajcy J ostatnim serdecznym sowem:
...to, e si tu znalaza jak my, jak nasza Armia.
- Salwa honorowa! - Uroczysta zapowied i ostra komenda: - aduj bro!
Przeszywajcy szczk zamkw: Pierwsza salwa. Gar zielonego listowia citego kulami
i sfruwajcego na Jej trumn... Potem salwa druga... Trzecia...
- Ziuta... Ziuta! - kaymy nad otwartym doem. - Wydara nas spod k katiusz - tam, na szosie
warszawskiej, a my nie potrafiymy Ciebie jednej ustrzec. Ale si nie gniewaj, przebacz. Przecie
radowaymy si razem z Tob!... I my si wcale nie rozstajemy; bdziesz cigle z nami. Jeli
w przyszoci miaybymy si zaprze Ciebie, zapomnie o Tobie lub faszywie osdzi - niech nas
spotka kara Boska, nieszczcie, zatrata, niechaj nie powrcimy z tej wojny.
Wszyscy ju powsiadali, a my nie mogymy odej od kopca. Raszkowska linic owek raz jeszcze
poprawiaa napis na krzyyku, goszcy, i:
Tu ley starsza pielgniarka, plutonowy Jzefa Sawiska, polega mierci oniersk.
Nasza najmilsza koleanka i nasza wychowanica, ktra swoj przeszo pozostawia za Waem
Pomorskim. Dotd modsza pielgniarka w stopniu kaprala.
Cze Jej pamici!

Wszystkie paki i toboy zwaliy si na nas, rozleg si potworny zgrzyt hamulcw, jaka straszliwa
przemoc wgniataa nas do szoferki lzaka.
- O Matko jedyna - krzykna Raszkowska. - Katastrofa!!! - Wreszcie ktrej udao si poderwa
plandek. Wpad dzienny blask, sypao kwiatem jaboni. lzak cofa maszyn. Ale cofa jak nigdy
przedtem.
- Niemcy... Niemcy... - sycza na wp wychylony z kabiny, z czoem nabiegym yami i twarz
cignit jak pi. Samochd szorowa wstecz z nieopisan chyoci. Lewym skrajem szosy, tu
obok rzdu kwitncych jaboni. Gdyby gow wytkn, urwayby j konary. Niespodziewanie roznis
si z bliska huk dziaowy, rwnoczenie zaskowyczao nad maszyn, zaopotao plandek i oguszajcy
grzmot przetoczy si od rodka kolumny.
- Stj!!! - krzykn chory Nidzki. - Opuci samochd! Kryj si!
- Maszyna skryj sia! Maszyna skryj sia! - charcza plutonowy. - Uwaga, trzymcie si! - Przd
samochodu uciek na rodek jezdni, ty zmierza do wystrojonej jaboni i z ca moc uderzy w jej
pie. Drugi wystrza armatni zaguszy chrobot rozpruwanej ziemi i trzask zrywanych korzeni. O mao
nie wyrzucio nas pod skarp. Straszliwy zgrzyt w motorze, rozmach ca maszyn i drugi cios
w pochy jabo. Tuman otrznitego kwiecia i oskot pak zwalajcych si do tyu, na dawne
miejsce. Beczka benzyny strzelia frdzlami lin, przekoziokowaa, potoczya si jak bk i z szatask
si wyrna w tyln klap. Cay dobytek powierzony naszej pieczy w jednej chwili znalaz si pod
skarp, wymieciony z platformy nieziemsk miot. Powalio nas na kolana, lecz nie wypuciymy
z rk krawdzi burty. U podna pochyoci nasza maszyna stana dba.
- Opuci samochd... - ponowi rozkaz chory Nidzki.
W jednej chwili rozluniymy palce, przekatulay w d i odnalazy si na kupie pak, bali i tobow.
Opodal pon samochd prowiantowy, przyczepiona kuchnia polowa leaa odwrcona koami do
gry. Samochd intendencki ze zdruzgotan platform sta bezradnie pod grub jaboni obdart
z okici. Na zamanym kikucie gazi zwisao szpitalne przecierado, cinite tam wybuchem.
lzak, odcignwszy zamek pepeszy, raczkowa po skarpie. Chory Nidzki dopad go i chwyci za
konierz.
- Stjcie, Gurdo! - wrzeszcza do niego. - Wycofa si! Wycofa si!
Puciymy si przez koniczyn do kpy zaroli, dokd zmykay zaogi obu samochodw. W poowie
drogi posyszaymy klekot wystrzaw i rwnoczenie oplt nas paczliwy gwizd kul. Ze skraju
chaszczy kilku onierzy Burga strzelao w kierunku szosy powstrzymujc rozpd pogoni. Ostatnie
kilkadziesit metrw przebyymy czogajc si w zroszonej brudzie. Niemiecka armata pastwia si
nadal nad samochodem intendenckim, karabin maszynowy przetrzsa gstw i strzyg wierzchoki
krzeww.
Zbirka na czworakach wykazaa, i z obsady trzech samochodw zgin okrutn mierci kapral
migielski. Spon ywcem za kierownic. Ponadto podano wiadomo, e uderzenie niemieckich
czogw rozcio na dwie czci nasz kolumn i e bdziemy przedzierali si do swoich. By naczelny,
kwatermistrz, kapral Ksido, Jacek, stary Wicek, szofer Murgas i szeciu onierzy. Razem
osiemnacie osb.
- Niemcy, Niemcy id! - donis kto ze skraju zaroli. Nie wysapawszy si po pierwszej ucieczce,
zerwaymy si do drugiej.
Za laskiem roztaczao si pole wygasej bitwy. Wypalone czogi, strzaskane dziaa i pojazdy. Rowy
strzeleckie, wykopane naprdce, pytkie po kolana. Trupy zmiadone gsienicami, cae sfory
martwych, zaszczutych szczenit z Hitlerjugend z karabinami i ze sztylecikami na paskach. O twarzach
dotknitych rozkadem, brzuchach wzdtych, i utytane glin.
Polecono wszystkim dozbroi si broni zabitych; wszelakiego typu i kalibru walao si tu tego co
niemiara. Tym hitlerowskim szczenitom zabraymy zgrabne, krtkie karabinki, wgierskiej pono
marki. Jacek zapozna nas z ich dziaaniem.
Do zrujnowanych domostw najbliszego osiedla wyszed silny patrol pod dowdztwem kaprala
Ksidy. Z wszystkich ocalaych kamieniczek zwisay biae flagi. Wkrtce na sygna cznika
wkroczylimy do osiedla. Szlimy gsiego, czujnie, w odstpach, po obu stronach gwnej ulicy.
Zewszd taia si podstpna, niepokojca cisza. Straszno jest tak i.
Na placyku tum wczorajszych niewolnikw falowa, hucza, wita nas wiwatami. Kobiety i zgraja
dzieci zabiegy nam drog. ciskay nas, pakay i caoway. Jaka Polka uniosa malca i woaa
w radosnym spazmie, caa we zach:
- Popatrz, popatrz!... Polskie Wojsko! Odeszo, kiedy ciebie nie byo, a wrcio, gdy jeste... Ale ja
wiedziaam, e przyjdzie... Zawsze mi si nio... Popatrz, Jdrusiu, i aby nie zapomnia - pokazywaa
polskie ory malcowi zrodzonemu w czasie niewoli.
Mczyni porywali si z nami, chory Nidzki cierpliwie co tumaczy. Ale nie mogymy podda si
radosnemu nastrojowi tumu. Serca zalewaa nam gorycz poniesionej klski, a usta ciskao
przewiadczenie, i nikogomy nie wyzwolili i faktycznie sami znajdujemy si w matni. W mocy
wroga.

Za osiedlem cichy okrzyk ciek od szpicy z ust do ust: Padnij, padnij!. Przed nami wrogi oddzia
piechoty rozsypywa si w szerok tyralier. Pukny pierwsze wystrzay. A wic zauwaono nas.
Wkrtce okr nas, wystrzelaj, rozdepcz... zwi dziesiciokrotn przewag... Zgarn do rodka
i wtedy, jak powstacy z obrazw Grottgera, przyjmiemy ostatni, nierwny bj...
Kapral Ksido przypad do jednego ze znalezionych karabinw maszynowych. Zatrzeszczaa duga
seria.
- Skokami naprzd! - zakomenderowa chory Nidzki i kropn przed siebie z rakietnicy. - Ognia!!!
Niemcy uciekali. Na prno zabiega oficer, wymachiwa pistoletem, a city od serii karabinu
maszynowego pokoni si w pas.
- Brawo, Gurdo! - krzykn naczelny, podajcy drug tam.
Ogarna nas wesoo. Twarze oficerw i onierzy byy jednak skupione i przymiewaa je troska.
Skrcilimy w lewo, na ukos; chory Nidzki wwid nas do rowu melioracyjnego.
Nad stawem, pod luzami, odbya si narada. Postanowiono w pojedynk przeci szos, przelizn
si obok okopanych czogw i wyj do swoich po pomoc. Do wykonania tego zadania zgosili si
prawie wszyscy mczyni, lecz naczelny wyznaczy tylko tych dwch: zastpc i kaprala Ksido.
- Bolszaja rozwiedka byab samoubijstwom - rzek do kwatermistrza, ktry ponuro wpatrzony w wod
u witk zielonej trzciny.
Obaj wybracy z pistoletami w doniach i granatami u pasw chykiem podeszli do wau i zniknli za
nim. Czekalimy.
Po poudniu eskadra samolotw zaatakowaa niemieck kolumn. Potworny wybuch pomarszczy
gadk to stawu, grad odamkw, bry i strzpw blachy zapraska po wodzie. Podobno eksplodowa
samochd z amunicj.
Soce gorzao w dymach na zachodzie ogromn, czerwon kul. Zapada zmierzch. Nadchodzia
druga noc po mierci Ziuty. Chwyta nas przenikliwy chd, jak to bywa w pierwszych dniach maja,
i napyway do gw drczce myli, coraz bardziej natarczywe w miar gstniejcej ciemnoci.
Wielki, oblony Berlin wieci un, byska i grzmia. Dookoa ujaday karabiny maszynowe i jedna do
drugiej, basem, gaday armaty. Od naszych wysacw nie byo znaku ni wieci.
Dopiero po pnocy dao si sysze kwakanie kaczki. Trzy zgarbione sylwetki onierskie ukazay si
na wale.
- Zdrastwujtie, tawariszcz major - pozdrowia pierwsza obadowana skrzynkami posta. - Zdarow,
bojcy!
Za ni zstpi drugi onierz. Bez sowa zdj pudo z plecw i leg w milczeniu na trawie, pojc si
powietrzem. Na kocu szed kapral Ksido.
- Obywatelu majorze, melduj powrt patrolu - wyrzek stumionym, nie swoim gosem.
- A gdie Nidzki?! - szarpn go naczelny.
- Ubili go... - I po chwili doda: - Powiesili.
Naczelny zaama donie i okrajc kaprala szepta do siebie:
- Nidzki pogib... Nidzki nie ywiot... Powiesili... Eh, nie choczet sia yt, jeli jewo niet...
Tumic pacz przejymy z rk kaprala raportwk zastpcy, przetrzymay chwil w doniach jak
pamitk i poday pospnym onierzom.
- Nie widzicie? Kapral ranny! - stary Wicek w ostatniej chwili podtrzyma go przed upadkiem.
Raniony by rwnie ten drugi onierz, apicy dech na trawie, wprawdzie lej od kaprala, lecz
naczelny wpierw si nim zaj, gdy ten pierwszy mozoli si samotnie nad uruchomieniem
radiostacji. Wkrtce obaj orzekli, i bez dostatecznego wiata nie uda si naprawi przestrzelonego
aparatu. Wwczas podnis si kwatermistrz, proszc naczelnego o pozwolenie dostarczenia lampy.
- A gdie wy jejo najdiotie? - westchn major.
- Ja znaju, gdie, towariszcz major - odpar kwatermistrz. - Razrieszytie, ja pajdu sam. Za po czasa
budu z swietom. - Odcign kurek pistoletu i prawie bezszelestnie znik.
- Mwiem, eby nie szed - opowiada kapral Ksido. - Ruscy to samo: raz - dwa nawi czno,
poo ogniow nawa, a wtenczas mona pertraktowa. A chory swoje, e potem to z trupami
moe si dogada tylko jeden Lucyper, i tak dalej. A poszed z bia szmat na patyku... By tam jaki
taki mtlik, bo zrazu nie strzelali. Pniej jacy trzej wyszli do niego, szwargotali, a jeden strzeli mu
w brzuch. To tamci dwaj powlekli go do drzewa i na naszych oczach... Zaczlimy pru, cigali nas,
zepchnli z trasy... I po co on... tam poszed? - zaka kapral.
Kwatermistrz wrci przed upywem p godziny. Za stawem odnalaz solidny schron pod zburzonym
domem. W cigu dnia dostrzeg smuk dymu wydobywajc si spod ruin. Przenielimy si tam
z biwakiem. Kilka modych kobiet, kilkanacioro dzieci, dwie staruchy i siwiutekie Niemczysko, ktre
przywiecao nam usunie na stopniach, zamieszkiwali piwnic. Wszyscy mczyni z wyjtkiem
rannego kaprala i telegrafistw powrcili na powierzchni.
Z czterech rogw przywiecaymy onierzom naprawiajcym zepsut radiostacj. Tacy byli ni
pochonici, e gdyby zeszy si tutaj najpikniejsze kobiety wiata, nie zwrciliby na nie najmniejszej
uwagi. Potem ten zdrowy przekrci kontakt, rozbyso te oczko i kady z osobna podzikowa nam
spojrzeniem. Ten ranny usiad na wyplatanym krzele, przyoy suchawk do ucha i zastuka
malek rwnowani: druga daleka radiostacja odwierkaa mu tajnym odzewem. Rosjanie
wymienili midzy sob par zda, ktrych nie mogymy zrozumie, i rozstali si w milczeniu. Ten
pierwszy, rozwijajc za sob drut, wycofa si z piwnicy.
A ranny radiotelegrafista znowu skupi si nad aparatur. Ze suchawkami przycinitymi oburcz do
uszu, z notesem i owkiem lecym na stole, na podordziu. Co jaki czas - co kwadrans, trzydzieci
minut czy moe co godzina - przywoywa krciutkim niecierpliwym stukotem drug niewidzialn
radiostacj, ktra odpowiadaa mu cichym, przewlekym piskaniem. I nagle spostrzegymy, e ten
czowiek zmaga si z gorczk. Czoo jego pokrywaa perlista kasza. Jednak trwa.
Wszczymy rozmow z wystraszonymi Niemkami, zrazu na migi, a potem od sw:
- Krig niks gut...
- Ja, Krieg nicht gut.
- Hitler kaput...
- Ja, Hitler kaput.
Hel zaciekawia olejny obraz oparty o dziecinny wzek. Patrzya na ponuro.
- lepy by pozna, e to z Polski - mrukna, gdymy zapytay j, dlaczego patrzy jak sroka w ko. -
Zrabowany.
Na obrazie by witek przydrony, furka, i w oddali somiane strzechy. Jedna z Niemek, widzc nasze
zainteresowanie malowidem, przymilnie odezwaa si do Heli:
- Ja, ja, Schwester. Aus Polen ist der Landschaft - wyjania z umiechem. Zakrztna si koo koszy
z bielizn, wydobya nadpit polsk plitrwk.
- Bitte schn, Schwester - zachcia napenionym kieliszkiem. - Polnische Wdka... dobsze... sehr gut.
Wtedy Hela porwaa kieliszek z wdk, chlusna Niemce w oczy i z caej siy trzasna j w twarz.
- Ty, suko... Ja ci dam wdka gut... - szarpaa j za wosy i praa po twarzy. - Masz! Masz! Za moje
lata... za psie ycie... za szmugiel i bimber, masz!
Gdymy j oddzieray, kopna Niemk w brzuch.
Ranny radiotelegrafista szerzej rozpar si okciami na stole, suchawkami zakry twarz. Z nosa cieka
mu gorcy pot.
Hela rzucia si na kanap i cicho pakaa pod paszczem.
Naczelny z automatem na piersi, Gurdo i drugi radiotelegrafista wpadli do piwnicy. Popiesznie
ogldali stropy, pytali o co starego Niemca, owietlali filary. Radiotelegrafista natychmiast pobieg
na gr. Wtedy zameldowaymy naczelnemu o tym, co zaszo. Pokrci gow, w mgnieniu oka
posmutnia.
- ako - szepn. - Nie za takoje dieo pogib chory Nidzki. - I nagle krzykn ostro: - Kapral siestra
Ryniewicz! Czto wam?!
Hela zerwaa si z kanapy, prbujc stan na baczno. Zachwiaa si i obja filar. Fela rozpia jej
bluz, naczelny dotkn czoa i chwyci za puls.
- Nawierno sorok odin budiet... - rzek nad ni i odwracajc si w stron szlochajcych Niemek,
powiedzia wyranie, tak, aby wszyscy syszeli:
- Jung Schwester ist krank... Schwer krank.
Potem zdj z piersi automat i zgarbiony powlk si ku wyjciu. Radiotelegrafista zastuka
moteczkiem rwnowani, natychmiast odpowiedziaa mu daleka radiostacja. Kiwa si, ciko dysza,
podrzuca gow, to gorza, to blad, ale trwa. Zegar wybi godzin pierwsz.
Od Jacka, ktry wpad po wod, dowiedziaymy si o ruchu wojsk niemieckich, kotujcych si na
powierzchni w pobliu naszej kryjwki. Wejcie do piwnicy przygotowano do zabarykadowania.
Zorganizowano obron okrn. Wszyscy s na stanowiskach.
- O Trjco Przenajwitsza - zakaa Kazia. - A co bdzie, jeli Niemcy pjd?!
- Bdziem strzela - odpar Jacek.
- A jeli przejd?
- To wtedy wszyscy zejdziemy do was. Zawalimy wejcie za sob, a Ruscy przez radiostacj poo na
piwnic nawa ogniow z lekkich kalibrw. Stropy wytrzymaj.
- I nas zasypie... - jkna Raszkowska.
- Odkopi. Wiedz, gdzie jestemy. Wyjdzie ostatnie natarcie. Teraz zaciskaj kocio, podgarniaj
Szwabw do rodka, nie chc rozlewu krwi. Wic si nie bjcie, wit ju blisko.
Czas pyn, zegar wydzwania godziny i kwadranse.
Pakaymy wszystkie. Nad nasz rozognion Hel, nad Ziut, za chorym Nidzkim, za caym
szpitalem i za Kbkiem.
Ju nigdy nie roztasujemy si obozem szpitalnym. A przecie pragnymy takiej chwili, aby odchyli
zasony i krzykn z penych piersi w pmrok zapchanych namiotw: Wojna skoczona!!! I z
radoci wyciska rannych onierzy, ale tak mocno i serdecznie, aeby chrupny gipsy.
Jednak i to wielkie szczcie wojna nam wydara...
Wszystko to, co nam powierzya uboga Ojczyzna, co same posiadaymy, przepado na tragicznej
szosie, pod skarp. I z czyme si teraz pokaemy? Powrcimy z wojny w podartych butach,
wyszarganych bluzach, postrzpionych paszczach. Nie jako zwiewne, rumiane pielgniarki
w bielukich kitlach i czepkach, przemykajce w lnicych wntrzach kolejowych transportw
sanitarnych. Bdziemy zbiedzone, niewyspane jak dzi. Wywioz nas wraz ze strudzon piechot
w bydlcych wagonach!
- Berlin... wziat - z trudem wycharcza radiotelegrafista. Bya godzina dziewita. Przyciska suchawki
resztkami si, bdzi oczyma. Wida byo, jak ciy mu gowa, lecz cigle jeszcze czuwa.
Wtedy zapakaymy nad nim i nad naszym nieprzytomnym kapralem.
- Czy te mj Ignac pomyli o mnie, jak ja si tu mcz? - zawodzia Raszkowska. - Gdzie ja si
podziewam?... Gdzie my wszystkie?... A osiem nas byo... - Kolejno zaamywaa rozcapierzone palce. -
Wikcia posza z bandziorami - to raz... Tekcia doczya do oddziau - to dwa... Czesia si od nas odbia
- to trzy... Ziuta zgina w katastrofie - to cztery, a teraz zachorowaa Hela - to pi... I tyle z nas
zostao... - podniosa w gr trzy palce.
Na okrzyk Jacka wypadymy przed schron. Wok rumowisk pyszni si zielony, niewinny maj. Byo
cicho, e a bolao, tylko skdsi, z bardzo daleka, dobiega cichy grzmot. Obserwator zwija kabel.
Nasi mczyni hurmem biegli do drogi, naczelny z kwatermistrzem wolno kroczyli ich ladem. Na
stanowiskach okopanych czogw bielio si od znakw poddania. Obok formowa si czarny
czworobok jecw wojennych. Willys z czerwonym proporcem przemyka ku stawom.
W oczach miaymy i zy, i blask.

Obwolut i stron tytuow projektowa Jerzy Kpkiewicz
Printed in Poland
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1965 r. Wydanie III.
Nakad 10 000 egz. Objto: 11,4 ark. wyd. 7,75 ark. druk. Papier druk. mat. kl. V, 65 g. 76X90 cm/32 z Zakadw Celulozowo-Papierniczych
im. J. Marchlewskiego we Wocawku. Oddano do skadania 3.VI.1965 r. Podpisano do druku 3.IX.1965 r. Druk ukoczono we wrzeniu
1965 r. Druk. Wojskowe Zakady Graficzne w Warszawie. Zam. Nr 2133. E-37. Cena z 15.-

You might also like