You are on page 1of 462

WSPÓŁCZESNA

PRZESZŁOŚĆ
 

 
 

Koło Naukowe Studentów Archeologii


Instytut Prahistorii UAM

WSPÓŁCZESNA
PRZESZŁOŚĆ

Redakcja
Urszula Stępień

Poznań 2009

 
 

Materiały z X Międzynarodowej Interdyscyplinarnej Sesji Stu-


dentów Archeologii „Współczesna przeszłość” (Puszczyko-
wo 15-17 grudnia 2008 roku) wydane przez Koło Naukowe
Studentów Archeologii działające przy Instytucie Prahistorii
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Publikacja sfinansowana przez Instytut Prahistorii Uniwer-


sytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Organizatorzy konferencji:
Kornelia Kajda
Mikołaj Kostyrko      Tomasz Michalik
Przemysław Kujawiński Urszula Stępień
Agnieszka Łukaszyk Dąbrówka Stępniewska
Mirosław Minicki Katarzyna Traczyk

Prowadzący warsztaty:
Marta Bartkowiak
Agata Czeszewska Joanna Mardas
Joanna Dutka Marcin Michalski
Marta Filipczak Mirosław Minicki
Kornelia Kajda Iga Pietrzak
Mikołaj Kostyrko Daria Ratajczak
Jędrzej Kotlewski Dąbrówka Stępniewska
Przemysław Kujawiński Natalia Weimann
Agnieszka Łukaszyk Joanna Zaremba

Korekta abstraktów: Kornelia Kajda

Projekt okładki: Katarzyna Balcerzak, Urszula Stępień

ISBN: 978-83-916671-5-6

 
 

Spis treści

Słowo wstępne ……………………………………………….. 9


Podziękowania ……………………………………………... 11

Część I - Archeologia współczesności

Joanna Cywińska (Toruń)


Przeszłość nie-obecna. Archeontologia w kontekście
sztuki krytycznej………………..……...…..…….………….. 17
Jacek Małczyński (Wrocław)
Drzewa „żywe pomniki w Muzeum Miejsca Pamięci
w Bełżcu…………………………….……..……………....... 39
Agata Wojciechowska, Mateusz Janczyński (Gdańsk)
Archeologia zbrodni II wojny światowej w badaniach
polskich……………………………………………………… 53
Małgorzata Wosińska (Poznań)
„Do kogo należy Ta ziemia?” Postrzeganie, wyobrażenie
i doświadczanie grobów masowych przez mieszkańców
Ponar. Próba kategoryzacji………………………………...... 79
Dawid Kobiałka (Poznań)
Dlaczego współczesna archeologia jest perwersyjną
nauką?...................................................................................... 97
Monika Okupniak (Poznań)
Na styku światów – szkielet z Risan jako przyczynek do
dyskusji nad znaczeniem źródeł współczesnych……........... 113
Tomasz Staniewicz (Poznań)
Kto ma rację? Problem prawdziwości danych literaturowo-
archiwalnych na przykładzie obszaru Środkowego Nadodrza
w epoce brązu ……………………………………...…….... 125


 

Część II - Kulturowa przeszłość

Patrycja Ignaczak (Toruń)


(Nie)obecność Samów w archeologii skandynawskiej……. 145
Anna Galuhn (Poznań)
Archeologia współczesnych archeologów.……...……...….. 165
Dąbrówka Stępniewska (Poznań)
W kręgu humanistyki zaangażowanej. Refleksja
archeologiczna ………………………………….................. 179
Magdalena Benysek (Poznań)
Archeologia jako narzędzie propagandy …………...........… 187
Melissa Hocking (Washington)
Figments of Vacancy: Will we survive the sleep? How
the mind formulates myths from images and uses the
spoken word, stereotypes and technology as a god to
solidify it……………………………………........………… 203
Joanna Stępniak (Toruń)
Gender archaeology jako inspiracja dla współczesnych
poszukiwań ludzkiej tożsamości ………………...............… 213
Aneta Chojnacka, Aleksandra Furmanek (Warszawa)
Pamięć i zapomnienie – problematyka społeczna
zarządzania dziedzictwem kulturowym ………………….... 237
Urszula Stępień (Poznań)
Łupanie eksperymentalne – nadzieja czy zagrożenie
współczesnych badań …………………………………..…. 255
Natalia Weimann (Poznań)
Mitologia kaszubska – czyli refleksja o refleksyjnym
charakterze relacji między przeszłością
a współczesnością.…………………………..……...…….... 265
Karolina Koziura (Poznań)
Bojkowie w Libuchorze – przeszłość czy teraźniejszość? ... 279
Przemysław Piwowarczyk (Katowice)
Argument starszeństwa w apologetyce
żydowskiej i chrześcijańskiej do końca II w. n.e. ……...….. 303


 

Marcin Jauksz (Poznań)


Archeolog jako metafora. Klucze tradycji do „Pałuby”
Karola Irzykowskiego ……………………………….….…. 323
Bożena Palczyńska (Poznań)
Człowiek zagadka – czy sprawa Hobbita to
rzeczywiście „burza w szklance wody”? ………………….. 339
Łukasz Bukowiecki (Warszawa)
Drzwi Gnieźnieńskie na wystawie ………………...……..... 353

Część III: Przedstawianie przeszłości

Rafał Górny (Poznań)


Miejsce archeologa w kulturze masowej ………………...... 377
Leszek Gardeła (Aberdeen)
Współcześni wikingowie. Wojownicy, metalowcy
i tak zwani poganie. ………………………………….....…. 387
Maksym Mackiewicz (Wrocław)
Zastosowanie skanera 3-D w procesie dokumentacji
zabytków archeologicznych. Możliwości
i perspektywy …………………………….…….……...…... 405
Adam Piwek (Wrocław)
Zafascynować przeszłością. Metody i sposoby
prezentowania historii w klasach IV-VI polskiej szkoły
podstawowej oraz podczas lower secondary education
w Wielkiej Brytanii ………………………………………... 421
Damian Halmer (Katowice)
Popularyzować czy upraszczać? Najstarsze dzieje
Rybnika w świetle popularnonaukowych prac Marka
Szołtyska …………………………………..………….…… 439


 


 

Urszula Stępień
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

Współczesna przeszłość

Publikacja ta zawiera materiały z X Międzynarodowej


Interdyscyplinarnej Sesji Studentów Archeologii „Współczesna
przeszłość”, która odbyła się w dniach 15-17 grudnia 2008 roku
w Puszczykowie. Jest to kontynuacja cyklu konferencji rozpo-
czętych w 1999 roku przez studentów Instytutu Prahistorii Uni-
wersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Współczesna przeszłość może wydawać się błędem lo-
gicznym, jednak chcieliśmy jako młodzi archeolodzy zastano-
wić się nad problemami dotyczącymi przeszłości. Współczesna
humanistyka łamie pozytywistyczne zasady, stając się coraz
bardziej łaskawa dla czasów, które na stałe są w pamięci na-
szego społeczeństwa i nadal żyjących świadków. Autorzy pra-
wie trzydziestu wystąpień, którzy reprezentują różne kierunki
nauki, w różnorodny sposób podchodzili do tematu konferencji.
Wygłaszane referaty zostały zgrupowane w trzy główne bloki
tematyczne.
W części I Archeologia współczesności zostało zebrane
siedem artykułów dotyczących głównie wydarzeń XX wieku.
Poruszany jest problem zbrodni II wojny światowej przez pryz-
mat różnych wydarzeń na obszarze Polski i Europy. Pojawia się
problem jak traktować zmarłych, których możemy poznać
tożsamość, ich historię, rodzinę, ostatnie chwile życia… Pod-
kreślono również problem badań współczesnych i odnoszenia
się do wykopalisk prowadzonych w 1 połowie XX wieku.
Część II – Kulturowa przeszłość – zawiera największą
liczbę referatów i dotyczy przeszłości otaczającej nas w życiu
codziennym. Przeszłości archeologia może stać się orężem wal-


 

ki, dowodem na tożsamość danych grup ludzi, jak i pomagać


w rozwoju i zmianach społecznych. Ukazane są również
problemy wykorzystywania i przedstawiania przeszłości, wręcz
żonglowaniem faktów, by przedstawić „prawdę” jaką chce
ukazać twórca danych myśli.
Część III – Przedstawianie przeszłości, mimo że posia-
da tylko pięć referatów, w sposób wyczerpujący ukazuje różne
aspekty obrazowania przeszłości. Ukazane są zarówno nowe
metody dokumentacji zabytków (przeznaczone dla
archeologów), problem metod nauczania historii w szkołach,
jak i archeologia występująca na co dzień w kulturze masowej.
Pojawia się problem jak przedstawiać naszą dziedzinę nauki –
popularyzować czy nie, popierać nasz wizerunek jako Indiana
Jonesa czy odcinać się od popularnonaukowego obrazu archeo-
logii?
Krótka charakterystyka publikowanych referatów poka-
zuje różne szczeble podchodzenia do przeszłości w współ-
czesnym świecie. Mamy nadzieje, że pozwoli ona rozwinąć
dyskusję na tematy poruszane podczas naszej konferencji i poz-
woli na refleksję nad określonymi problemami.

10 
 

Podziękowania

W tym miejscu chcielibyśmy wyrazić swoją wdzięcz-


ność wszystkim tym bez , których nie moglibyśmy już po raz
dziesiąty spotkać się w Puszczykowie. Tegoroczna konferencja
nie odbyłaby się bez pomocy naszych Profesorów i wielkiego
zaangażowania członków Koła Naukowego. Jesteśmy bardzo
szczęśliwi, że wspólnymi działaniami doprowadziliśmy do
realizacji tego, tak bardzo ważnego dla naszego środowiska
spotkania.
Na samym początku pragniemy podziękować Pani Pro-
fesor Danucie Mincie–Tworzowskiej, Dyrektorowi Instytutu
Prahistorii UAM, za ciągle okazywane nam wsparcie, zachęty
i inspiracje do działania, otwartości i wyrozumiałość na nasze
pomysły. Nade wszystko za nieustające zainteresowanie spra-
wami Koła.
Bardzo serdecznie dziękujemy naszemu Opiekunowi
Panu Profesorowi Włodzimierzowi Rączkowskiemu za poświę-
cenie nam czas, ciągłe pobudzanie nas do refleksji nad
przeszłością, wiarę w nasze zamierzenia i wsparcie, bez
którego trudno byłoby wyobrazić sobie naszą działalność.
Za pomoc w organizacji konferencji dziękujemy rów-
nież Panu Profesorowi Zbigniewowi Pilarczykowi, Prorekto-
rowi UAM oraz Fundacji UAM.
Wyrazy wdzięczności kierujemy do wszystkich insty-
tutcji, które wsparły nasz projekt: Prezydenta Miasta Poznania,
Rektora Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu,
Wojewody i Marszałka Województwa Wielkopolskiego za
objęcie patronatem honorowym naszego przedsięwzięcia.
Firmom „Inter Marche” oraz cukierni „Malibu” za wsparcie
rzeczowe.
Z wielką serdecznością chcielibyśmy podziękować
wreszcie tym wszystkim, bez których zaangażowania sesja ta
nie miałaby szansy zaistnieć. Bardzo dziękujemy wszystkim
studentom związanym z Kołem Naukowym za ich poświęcenie

11 
 

i podejmowane trudy związane z organizacją konferencji.


Agnieszce Łukaszyk i Mikołajowi Kostyrko za ogromną wolę
współpracy, tworzenie całokształtu konferencji i stawianie czo-
ła wyzwaniom. Przemkowi Kujawińskiemu, Kornelii Kajdzie,
Mirosławowi Minickiemu, Dąbrówce Stępniewskiej, Joannie
Dutce, Marcie Filipczak, Jędrzejowi Kotlewskiemu, Marcinowi
Michalskiemu, Joannie Zarembie, Darii Ratajczak, Idze Pie-
trzak, Natalii Weimann, Agacie Czeszewskiej, Marcie Bartko-
wiak, Asi Mardas za przeprowadzenie warsztatów w czasie
konferencji, bezinteresowne wsparcie, poświęcony czas,
inspiracje i pomysły, dobre rady oraz chęć do tworzenia jak
najlepszej atmosfery służącej wymianie myśli. Tomkowi
Marciniakowi, Kasi Traczyk, Oldze Tarczyńskiej, Adamowi
Szczęsnemu, Piotrowi Banaszakowi, Markowi Pankiewiczowi,
Urszuli Stępień, Andrzejowi Święchowi za nieodzowną pomoc
w technicznej organizacji naszego spotkania, wsparcie na róż-
nych etapach przygotowywania sesji, poświęcenie z jakim
realizowali swoje zadania. Dziękujemy wreszcie tym wszyst-
kim, którzy obdarzyli nas swoją życzliwością, dobrym słowem
i zachętą, a których tutaj z różnych przyczyn nie wymie-
niliśmy. Dzięki pracy tak dużej liczby osób udało nam się już
po raz dziesiąty doprowadzić do dialogu między przedsta-
wicielami różnych dyscyplin naukowych, którego pokłosiem
jest niniejsza publikacja.   
 
 
 
Tomasz Michalik i Organizatorzy

12 
 

13 
 

14 
 

CZĘŚĆ I

ARCHEOLOGIA
WSPÓŁCZESNOŚCI

15 
 

16 
Joanna Cywińska
Instytut Archeologii
Katedra Etnologii i Antropologii Kulturowej
Uniwersytet Mikołaja Kopernika
Toruń

Przeszłość nie-obecna. Archeontologia w kontekście


sztuki krytycznej 1

W artykule zatytułowanym Eskapizm dziejowy.


Polityka historyczna a problem bezpieczeństwa wspólno-
towego Henryk Mamzer (2007, s. 31-32), powołując się na
wcześniejsze stwierdzenie R. Kosselecka (1997, s. 365)
nazywa teraźniejszość:

[…] dialektyczną mediacją pomiędzy przestrzenią doświadczenia


wypełnioną niedawną tzw. zapamiętaną przeszłością i horyzontem
oczekiwania – nadciągającą przyszłością.

Stwierdza on tym samym, iż teraźniejszość nie może


istnieć bez przeszłości, bez innego, dzięki któremu została ona
wyodrębniona i wyeksponowana (Mamzer 2007, s. 32):

[…] nie tylko uświadomienie sobie inności jest warunkiem uświado-


mienia naszej własnej tożsamości, tożsamość jest przez ową inność
ukierunkowana.

Współczesny badacz przeszłości, tak samo jak każdy


inny uczestnik kultury, żyje w świecie, gdzie podlegające
ciągłej konstytualizacji kategorie takie, jak: różnorodność,
tożsamość, doświadczenie, pamięć, tradycja, wielokulturo-
wość, itd. nieustannie przeplatają się, tworzą sieci wielowy-

1
Tytuł zaczerpnięty z pracy E. Domańskiej Historie niekonwencjonalne. Refleksja
o przeszłości w nowej humanistyce, Poznań 2006, s. 167.

17
miarowych relacji, nieraz rozpływają w nadmiarze informacji,
by, kiedy indziej zaistnieć czy to w formie ukształtowanych
pojęć, czy też jako narzędzia w rękach ideologii, polityki,
a nawet samej nauki.
Od momentu przełomu antypozytywistycznego (w ro-
zumieniu nauki zachodnioeuropejskiej 2 ) mamy do czynienia
z ciągłym sporem o przedmiot, metodę i status nauk his-
torycznych. Dzisiaj – jak twierdzi H. Mamzer (1997, s. 14) –
ponownie ożywa konflikt wywołany przez czynniki związane
z kulturową oraz polityczno-ekonomiczną transformacją.
Wiąże się to z przewartościowaniem idei realizmu i obiek-
tywności poznania. Zakwestionowanie wiedzy jako wiernej
reprezentacji obiektywnie i niezależnie od nas istniejącego
świata, podważenie kategorii autonomicznego, racjonalnego
podmiotu poznania, który może postrzegać ów obiektywnie
istniejący świat w oderwaniu od wszelkich uwikłań spo-
łecznych i kulturowych, przeciwstawienie logiki retoryce jako
formie przekonywania oraz odrzucenie przekonania o uni-
wersalności rozumu poznającego (Buchowski, Kempny 1999,
s. 12-13), doprowadziło do ugruntowania poglądu o niezdol-
ności sformułowania jedynego właściwego paradygmatu poz-
nawczego.
Ponowoczesność 3 cechuje utrata wiary w schematy,
które uzasadniały racjonalne, naukowe, technologiczne i poli-

2
D. Minta-Tworzowska (2000, s. 185) trafnie zauważa, iż przełom antypozyty-
wistyczny inaczej interpretowano na gruncie nauki polskiej i zachodnioeuropejskiej.
Tradycja filozofii i filozofii nauki polskiej nadaje modernizmowi miano anty-
pozytywistycznego, natomiast prace zachodnioeuropejskie łączą go z pozytywizmem,
który jednak rozumiano odmiennie aniżeli w Polsce. W ostatnim czasie – jak pisze
autorka – pojawiają się prace skierowane do odbiorcy polskiego, a dostosowane do
zachodnioeuropejskiego rozumienia modernizmu, co wprowadza zamieszanie.
3
Przyjmuję rozumienie ponowoczesności zaproponowane przez J. F. Lyotarda (1997,
s. 19): […] kondycja wiedzy w najbardziej rozwiniętych społeczeństwach. Zdecy-
dowaliśmy się ją nazwać „postmodernistyczną”. Słowo to jest używane na konty-
nencie amerykańskim przez socjologów i krytyków literatury. Oznacza stan kultury po
przekształceniach, jakim uległy reguły gry nauki, literatury i sztuki, począwszy od
końca XIX wieku.

18
tyczne projekty świata nowoczesnego. Ich odrzucenie wiązało
się z przyjęciem założenia o lokalnych, wielorakich i heteroge-
nicznych odmianach „wiedzy”(Barker 2005, s. 231), a także
o możliwości istnienia wielu roszczeń do prawdy, dyskursów
i sposobów przedstawiania „rzeczywistości” (Barker 2005,
s. 232). Nauka – jak pisze S. Amsterdamski (1983) – stała się
faktem kultury, a nie faktem natury. Doprowadziło do
stwierdzenia, iż należy na nią patrzeć w perspektywie
„historycznie zmiennych wzorców myślenia o tym, co istnieje,
oraz o tym jak to, co istnieje powinno być poznawane” (Szahaj
2004, s. 20-21). Konsekwencją tego poglądu stała się zmiana
podejścia do zagadnienia prawdy. Odrzucono prawdę przez
duże P, na rzecz prawdy wewnętrznej dla pewnego
określonego dyskursu. Uznano także, iż jest ona raczej
wytwarzana niż odkrywana i stanowi rezultat procesów
mediacji (Szahaj 2004, s. 20-22):

[…] prowizorycznej zgody osiąganej w stosownych warunkach, nie


zaś wynik porównywania sądów z niezależną od języka rzeczy-
wistością.

Zatem wszystkie sądy, które wydajemy o współczes-


nej, minionej i przyszłej „rzeczywistości” są tylko konstrukcją
wytwarzaną w kontekście danej kultury i niezdolną wyjść po-
za jej ramy.
To właśnie chęć przezwyciężenia owych konstrukty-
wistycznych ram stała za przyczyną wydobycia na światło
dzienne zjawisk dotychczas deprecjonowanych, spychanych
na margines albo z gruntu ignorowanych jako niedające wglą-
du w kwestie istotne dla objaśniania zarówno teraźniejszości,
jak i przeszłości, a do których zaliczyć można, m.in. pro-
blematykę dotyczącą rzeczy, płci, ciała ludzkiego, szczątków
ludzkich, zwierzęcych czy roślinnych.
Archeontologia, którą E. Domańska (2006, s. 167) de-
finiuje jako:

19
[…] zbieranie istniejących rzeczy i kontemplację ich bycia, co ma na
celu próbę odzyskania początku

jest właśnie jedną z dziedzin, które owe deprecjonowane zja-


wiska (w tym przypadku są to wszelkie ślady przeszłości) wy-
najduje i na nowo rozważa. Próbuje rozpatrywać w per-
spektywie ontologicznej, która to pozwala mówić (Domańska
2006, s. 168):

[…] o otwierającym się na bycie myśleniu o przeszłości.

Czerpie ona swe inspiracje z tzw. „archeologii hei-


deggerowskiej”, która ma być swoistym testem sprawdza-
jącym (Domańska 2006, s. 164-165):

[…] efekty aplikacji wybranych wątków filozofii Martina Heideggera


do refleksji archeologicznej.

We wstępie pracy zatytułowanej Budować, mieszkać


myśleć M. Heidegger (1997, s. 29) pisze:

Jakąkolwiek obrać by drogę dla bytu, czy interpretować go jako du-


cha w rozumieniu spirytualizmu, czy jako materiał i siłę w sensie
materializmu, jako stawanie się i życie, jako wyobraźnię, wolę, sub-
stancję, podmiot, energię, jako wieczny powrót tożsamego - zawsze
byt ukazuje się jako byt w świetle bycia.

Natomiast w Byciu i czasie (Heidegger 1994) bycie


bytu odnosi wewnętrznie do rozumienia samego bycia. Poz-
bawia tym samym relację podmiot - przedmiot waloru para-
dygmatycznego. Zwraca się ku ontologii i rozbija prymat
teorii poznania, a posługując się hermeneutyką egzystencjalną
likwiduje metodologiczne uprzywilejowanie autorefleksji. Jak
pisze J. Habermas (2000, s. 170-171):

20
[…] zamiast samoodniesienia poznającego podmiotu, czyli samo-
wiedzy, mamy egzegezę przedontologicznego rozumienia bycia, za-
tem ekspilację związków sensu, w którym codzienna egzystencja
zawsze już z góry się znajduje.

Archeolog Hakan Karlsson (2000), który zaaplikował


filozofię późnego Heideggera do swoich badań, zaproponował
projekt „archeologii kontemplacyjnej”. Ma ona poprzez kon-
templację bycia jako fundamentu wszystkiego co istnieje oraz
poprzez rozważenie wszelkich interpretacji ontologicznego
statusu bytów, doprowadzić do wyjścia poza antropocentryzm
i binarne opozycje takie, jak: natura - kultura, umysł - ciało,
podmiot - przedmiot. Pozwala także na reinterpretację rozu-
mienia bytów – rzeczy czy artefaktów nie traktuje się jako
bierne „przedmioty badawcze”, ale jako byty, które obdarzone
są niemożliwym do bezpośredniego uchwycenia byciem.
Propozycja Karlssona przyczyniła się do uformowania
terminu archeontologii, która pozwala gromadzić byty i pod-
chodzić z troską do ich bycia, nie tylko jako „reliktów przesz-
łości”, ale także jako aktywnych uczestników teraźniejszej
rzeczywistości. Wpisuje się ona tym samym w projekt nowej
humanistyki (Domańska 2006, s. 168), której konteksty wy-
promowały, m.in. tzw. zwrot ku rzeczom (Domańska 2006,
Barański 2007) czy zwrot ku ciału (Shusterman 2007).
Nowa humanistyka zgodnie z definicją zapropo-
nowaną przez E. Domańską, składa się głównie z dyskursów
krytycznych, które kierują się przeciwko etnocentrycznemu,
antropocentrycznemu czy fallogocentrycznemu humanizmowi.
Jej cechę charakterystyczną stanowi postawa bycia w opozycji
do dominujących systemów władzy. To właśnie problem
władzy i jego krytyka sytuują się w samym środku tworzonej
przez nią wiedzy, która ma obejmować zagadnienia dyskwa-
lifikowane i odrzucane dotychczas jako odstające od uzna-
wanych kanonów racjonalności i naukowości. Ważne miejsce
zajmują w niej problemy tożsamości i podmiotowości. Próbuje
się je na nowo rozważyć i napisać wychodząc z odmiennych

21
od dotychczasowych założeń. Nowa humanistyka stanowi pró-
bę regeneracji historii jako dyscypliny, której pono-
woczesność obwieściła kryzys (Domańska 2006, s. 17-22).
Archeontologia, jak już wcześniej pisałam, jest
częścią nowej humanistyki. Sytuując się na styku filozofii,
archeologii i historii, stara się ona wydobyć nieobecność śladu
bycia, ujawnia istnienie przeszłości, która „nie chce odejść”.
Przeszłości, której pozostałości wpisane w nowy kontekst, wy-
kreowany przez sztukę, antropologię, historię czy archeologię,
nabierają innego znaczenia modyfikowanego ponadto przez
dyskurs społeczny, polityczny, wreszcie kulturowy.
Dzięki odniesieniom do sztuki, a zwłaszcza sztuki
współczesnej, możemy poszerzyć dyskurs przeszłości, roz-
patrzyć go w nowej perspektywie, która stanowi niejako
pomost między tym, co było a teraźniejszością. Pomost mogą-
cy pretendować do miana mediatora w świecie, jakby nie pa-
trzeć, zdominowanym przez media, rynek, konsumpcję, nie-
kiedy ideologie (często puste ideologie).
W ramach sztuki współczesnej w Polsce, zwłaszcza
w latach 90. XX wieku, rozwinął się nurt zwany sztuką kry-
tyczną. Można go powiązać ze zjawiskami, które rozwijały się
w tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych i na Zacho-
dzie Europy. Chodzi tu między innymi o „postmodernizm
oporu”4 , „sztukę ciała” czy abject art. Niektórzy krytycy
określając praktykę artystyczną polskich artystów, posługiwali
się także określeniami, takimi jak: „sztuka ciała” czy „post-

4
„Postmodernizm oporu” – zdaniem H. Fostera (1987, s. 12) – określa siebie jako
praktykę przeciwną zarówno oficjalnej kulturze modernizmu, jak i tzw. fałszywej
normatywności reakcyjnego postmodernizmu. Rozumiany jest on jako krytyczna
dekonstrukcja tradycji, krytyka jej źródeł, nie zaś jako instrumentalnie traktowany
pastisz popularnych i pseudohistorycznych form, czy też powrót do tak rozumianej
tradycji. Uczestniczy on, zatem, w debacie o współczesności, stając raczej po stronie
krytyków, a nie jej obrońców.

22
modernistyczna praktyka” (http://www.culture.pl/pl/ culture/
artykuly/es_sztuka_krytyczna).
Artyści końca XX wieku, jak pisze P. Piotrowski
(1996, s. 74-76), funkcjonowali w świecie zdecentralizowa-
nym, rozbitym, którego nie wiążą już żadne wielkie tematy,
wśród których można wymienić społeczne utopie, naukę,
systemy wartości, w świecie zrodzonym z kryzysu logo-
centrycznej tradycji, której ostatnim wyraźnym przejawem był
strukturalizm, a także w świecie, w którym nie było już jasne
„kto mówi” – w świecie „śmierci autora”. Był to także okres,
którego istotę znamionują wzajemne relacje między władzą,
produkcją a komunikacją. Czas, kiedy człowiek nie próbuje
wyzwolić się od władzy państwa i jego instytucji, ale przede
wszystkim stara się uciec od instytucjonalnej władzy państwa
oraz indywidualizacji, która jest przez tę władzę generowana,
jest jej pochodną, która posługuje się, by osiągnąć swe cele,
środkami masowej komunikacji (Foucault 1988, s. 424).
W Polsce zmiany samego podejścia do sztuki, a także
zamiany w postawie samych artystów wpłynęły na ich zainte-
resowanie nową rzeczywistość społeczną po 1989 roku, kiedy
Polska weszła w fazę przyspieszonego kapitalizmu i kiedy ro-
dząca się demokracja wzbudzała lęk i niepewność. Okres ten
przyniósł między innymi ograniczenia praw kobiet, jak na
przykład wprowadzenie w 1993 roku zakazu aborcji. Zaprzes-
tano także rozważań na temat wolności, uważając, że w tej
sprawie nie zostało już nic do zrobienia (http://www.culture.
pl/pl/culture/artykuly/es_sztuka_krytyczna).
Artur Żmijewski (2008) w książce Drżące ciała,
określił sztukę krytyczną krytyką dominującej władzy sym-
bolicznej, podtrzymującej społeczny i polityczny status quo.
Winna ona tym samym odzyskiwać to, co wyparte i przy-
wracać sferze publicznej, poszerzać sferę publicznej dyskusji
oraz negocjować kształt wspólnej rzeczywistości. Będąc uwi-
kłaną w porządek, który krytykuje, musi mówić językiem do
niego przystającym – umocowanym nie w sztuce, a w sferze

23
publicznej. Sztuka taka powinna stanowić wiedzę i władzę
jednocześnie, a artysta będący jej przedstawicielem zobo-
wiązany jest działać i wytwarzać wiedzę na temat rzeczy-
wistości.
Problematyka władzy była niemal centralną w polskiej
sztuce krytycznej lat 90. XX wieku. Artyści, którzy ją podej-
mowali, jak chociażby Barbara Kruger, odwoływali się głów-
nie do kategorii, w jakich zaprezentował ją M. Foucault. Nie
była to zatem władza stanowiąca instytucję i centralny system,
lecz władza określana jako sieć rozmaitych relacji,
przejawiająca się w wielu różnych obszarach (Piotrowski
1996, s. 79). Jednym z takich obszarów stało się ciało i me-
chanizmy jego ubezwłasnowolnienia przez współczesną
kulturę, przez władzę uwewnętrznioną Foucaulta (1998).
Podejmowano problematykę ciała, m.in. w kategoriach wy-
kluczenia osób starszych, chorych, niepełnosprawnych.
Przykładem mogą być prace K. Kozyry: Więzy krwi (1995),
Olimpia (1996), Łaźnie (1997 i 1999), których autorka po-
dejmuje w nich problem widzialności i niewidzialności
określonych typów ciał oraz aspekt wpisania ciała w różne
konstrukcje władzy. W pracach A. Żmijewskiego tematy te
przybierają formę badania rzeczywistości, stosunków spo-
łecznych, ludzkich relacji, uwięzienia człowieka w kon-
wencjach, uzależnienia od różnych form władzy. Kwestie
seksualności kobiecej podejmuje A. Żebrowska w pracy
Grzech pierworodny (1994). Artystka wskazuje w niej na siłę
mitów związanych z kobiecą seksualnością postrzeganą jako
grzech oraz współczesnych mitów piękna reprezentowanych
przez lalkę Barbie. Innym aspektem jest odnoszenie ciała do
władzy jako tej, która ciało zawłaszcza. Tu przykładem mogą
być prace G. Klamana: Emblematy (1993), Katabasis (1993),
Fundamant (1994), Anatomia polityczna ciał (1995). Artystę
interesują w nich, między innymi sposoby przedstawiania
martwego ciała i jego wnętrza, a także nasz stosunek do

24
ludzkich zwłok) (http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/
es_sztuka_krytyczna).
Sztuka krytyczna prowokowała i nadal prowokuje
liczne dyskusje i debaty na swój temat. Analizując wypo-
wiedzi niektórych znawców i krytyków sztuki współczesnej
odnoszące się właśnie do omawianej sztuki krytycznej, można
wysnuć istotne wnioski dla stanu wiedzy i uwikłania w spory
polityczne, ideologiczne czy etyczne polskiej nauki. Przytoczę
fragment debaty, która toczyła się na łamach dwumiesięcznika
Gazeta malarzy i poetów, w 2001 roku, a który myślę dosko-
nale to ilustruje.

Maciej Mazurek: Profesor Grzegorz Dziamski zwrócił uwagę na


pojęcie „wojny w kulturze”. Coś takiego istnieje, i ważne jest zdefi-
niowanie stron tego kulturowego konfliktu. Sztuka krytyczna to jeden
z najbardziej spektakularnych przejawów tej „wojny”, dlatego tak
głośny.
Grzegorz Dziamski: Dzisiejsza sztuka krytyczna posługuje się
bardzo niebezpieczną strategią. Myślę o sztuce lat osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych – strategia subwersji. Subwersja polega na
naśladowaniu, utożsamianiu się niemalże z przedmiotem krytyki,
a następnie delikatnym przesunięciu znaczeń. Ten moment przesu-
nięcia znaczeń nie zawsze jest uchwytny dla widza. To nie jest kry-
tyka wprost, bezpośrednia, tylko krytyka pełna dwuznaczności, od-
wołująca się do pewnego sekretnego porozumienia z widzem, który
musi podążać za myślą autora, a bardzo często sam skonstruować
krytyczny sens pracy.
Grzegorz Dziamski: Na początku naszej rozmowy Izabela Kowal-
czyk powiedziała, że sztuka krytyczna zmusza każdego z nas do bar-
dzo osobistej reakcji. Nie reakcji na sztukę, tylko osobistej reakcji na
problemy, które sytuują się, bardzo często, daleko poza sztuką.
Dotyczą naszego stosunku do religii, tradycji, kultury, tradycji naro-
dowej itp. kwestii. Ta sztuka zmusza każdego do bardzo osobistej
reakcji. Tak powiedziała, po czym wycofała się z tego, mówiąc, że
„ta sztuka jest passé”. Byłoby bardzo złe, gdyby sztuka, która
zmusza nas, oglądających, do bardzo osobistej reakcji – była sztuką
passé.

25
Izabela Kowalczyk: Mówiąc, że ta sztuka jest passé, chodziło mi
o to, że odchodzi się już od jej wystawiania. Być może wiąże się to
z tym, że artystów tego nurtu jest zaledwie kilku – około 10. Nastą-
piło więc pewne przesycenie. Wciąż dyskutowano o tych samych pra-
cach, np. o Piramidzie zwierząt i Łaźni Kozyry, pracy Żebrowskiej
czy Lego Libery i to się znudziło. Niemniej uważam, że ta sztuka ode-
grała bardzo ważną rolę w latach dziewięćdziesiątych, a Być może
nadal będzie Odgrywać. Powiedziała nam coś ważnego. Ta sztuka
zmienia konteksty, nie operuje czymś zasadniczo nowym, tylko
czymś, co już istnieje w innych dyskursach. Na przykład Klaman na-
wiązuje do kontekstu medycyny, nauki; Żebrowska – do kontekstu
pornografii. Artyści przenoszą więc to, co już istnieje w innych
kontekstach – w kontekst sztuki, w miejsce, gdzie to było nieobecne.
Zastanawia mnie, dlaczego tak silne reakcje budzi właśnie ta zmiana
kontekstu, pokazanie w sztuce czegoś, co przecież istnieje w spo-
łeczeństwie, w kulturze, nie budząc większych sprzeciwów.
Maciej Mazurek: To, co od razu w przypadku sztuki krytycznej jest
widoczne to, że ona daje się tak doskonale, wyczerpująco opisać. Tu
wszystko jest jasne i dlatego śmiertelnie nudne.
Janusz Marciniak: Wyobraźmy sobie taką sytuację. Ktoś znajduje
ludzkie szczątki. Pojawia się prokurator. Policja rozpoczyna docho-
dzenie. Dlaczego – jeśli widzę ludzkie szczątki w galerii – nie mogę
zapytać, skąd się tam wzięły? Przecież pielęgnujemy cmentarze, wy-
jaśniamy np. sprawę mordu w Katyniu lub, ostatnio, w Jedwabnem.
Poddajemy się wewnętrznej „procedurze” empatii i współczucia.
Myślimy w kategoriach prawa, które jest starsze od nas. Stajemy po
stronie tych, którzy nie mogą się bronić ani dochodzić swych praw.
Jednym słowem: uważam, że etyk Akademii Medycznej, który wyraża
zgodę na wypożyczenie artyście preparatów anatomicznych do celów
nie naukowych, przekracza swoje kompetencje i zawodzi zaufanie
społeczne.
Izabela Kowalczyk: A dlaczego do celów naukowych – jest uspra-
wiedliwione?
Janusz Marciniak: Odpowiem pytaniem. Czy nauka i sztuka służą
temu samemu celowi? Czy każdy cel uświęca środki? Jeśli tak, to
wielu zbrodniarzy musi zostać zrehabilitowanych... Dyplom uczelni
artystycznej nie uprawnia do łamania prawa. Artysta nie jest świętą
krową. Gorąco polecam rozważania Romana Ingardena o odpo-
wiedzialności.

26
Wojciech Makowiecki: Cztery lata temu na Biennale w Wenecji by-
ła wystawa poświęcona ciału, wypożyczono obiekty z całej Europy,
odbywała się chyba w Palazzo Corner. To było historyczne uzasad-
nienie tego, co współcześni Artyści z ciałem robią.
Janusz Marciniak: Widziałem ta wystawę.
Wojciech Makowiecki: Czy zadawałeś wtedy takie pytania, jak
dzisiaj.
Janusz Marciniak: W zamierzeniu autora wystawy Tożsamość i od-
mienność, którym był Jean Clair, owe, jak je nazywasz, „obiekty”
nie udawały dzieł sztuki. Były sobą. Stanowiły pewien kontekst dla
obrazów i rzeźb, i razem z nimi mówiły nam coś ważnego o nas.
Wojciech Makowiecki: Znalazły się jako wystawa towarzysząca
Biennale i wystawy tego typu są realizowane przez cały czas, na
przykład ostatnio Sztuka i nauka o ludzkim ciele od Leonardo do dziś
w Hayward Gallery w Londynie.
Maciej Mazurek: Kwestia samego ciała jest mniej istotna, ciało to
ciało. Istotna jest odpowiedź na pytanie, dlaczego ono się tam znaj-
duje, dlaczego wzbudza takie reakcje? Podejrzewam, że człowiek
estetyczny, a elity kulturalne są niezwykle zestetyzowane, potrzebuje
dreszczyku emocji w śmiertelnie nudnym życiu.
Janusz Marciniak: Piewcy sztuki krytycznej mówią o ciele i ka-
lectwie tak, jakby nie było Breughela, Boscha, Velázqueza, Brouwe-
ra, Halsa, Rembrandta, Goyi, Géricault, Bacona, Freuda,
Wróblewskiego, Szapocznikow... I przejmującego współbrzmienia
sztuki i literatury. Ajschylos, Leopardi, Rilke, Kafka, Korczak... Jak-
by nie było ludzi i instytucji niosących pomoc potrzebującym. Często
anonimowo, bez rozgłosu, bezinteresownie. Wrażliwość na cierpie-
nie drugiego człowieka jest obecna w sztuce i, szerzej, w kulturze –
dzięki religiom uniwersalistycznym, w których istnieje kategoria
współczucia, i dzięki ludzkiemu zawierzeniu. Zdumiewa niewiedza
apologetów sztuki krytycznej. Dlaczego reakcja na wizerunek czło-
wieka, który proponuje coraz bardziej infantylna kultura masowa,
ma być de facto naśladowaniem tej kultury i polegać na epatowaniu
odwrotnością „piękna” – „brzydotą"? Z jakiego powodu ludzie nie-
pełnosprawni mają stanowić odrębną kategorię, być elementem
„strategii artystycznej”, dla której punktem odniesienia jest kultura
masowa zamiast kultury osobistej? Czyż nie stają się wówczas ofia-
rami fałszywego, powierzchownego współczucia? Wystawa Claira

27
dezawuowała mit o możliwości naukowego poznania człowieka i jed-
nocześnie wskazywała na głęboko konfesyjny charakter sztuki.
Roman Kubicki: Przypomnę. Do czasów nowożytnych mieliśmy
tylko jedną świątynię – sakralną. I tylko w niej ciało mogło być
traktowane instrumentalnie – jako relikwia. Wraz z nowożytnością
pojawiają się dwie nowe świątynie, tym razem stawiane na funda-
mentach metafizyki pozareligijnej – świątynia nauki i świątynia sztu-
ki. W świecie każdej z nich rozgorzała walka o prawo do instru-
mentalnego traktowania martwego ciała. Nauki przyrodnicze dawno
już tę walkę wygrały. Sztuka prowadzi ją nadal. 5

W sztuce po 2000 roku, jak twierdzi I. Kowalczyk, co-


raz bardziej widoczne jest zainteresowanie historią. Łączy się
ono często z badaniem tego, jak kultura popularna współ-
tworzy historię oraz jak ta kultura wpływa na nasze o niej
myślenie.

To zainteresowanie faktami historycznymi wydaje się wtórne wobec


samego pytania o historię, o to, jak ona jest konstruowana, do czego
jest wykorzystywana, jak jest używana; a także jak historia miesza
się z fikcją; jak funkcjonuje ona w naszej wyobraźni.
(Gazeta Malarzy i Poetów 2001)

Archeontologię ze sztuką krytyczną łączy nie tylko


przedmiot zainteresowań, ale także, a może przede wszystkim
sposób jego prezentacji.
Umiejscowienie archeontologii w kontekście sztuki
krytycznej sprawia, iż możemy całą dyskusję nad źródłami
historycznymi, archeologicznymi, jak również nad przesz-
łością czy pamięcią, która współtworzy krajobraz współ-
czesności, przenieść na grunt sztuki współczesnej. Ona to bo-
wiem jest w stanie przedstawić naszej świadomości coś co
minęło nie tylko w ramach tła kulturowego, w których to coś
kiedyś istniało, ale także w przestrzeni, która nas bezpośrednio

5
Rozmowa opublikowana w dwumiesięczniku Gazeta Malarzy i Poetów nr 2-3
(2001), s. 39-40.

28
dotyka. Dlatego sposób, w jaki sztuka krytyczna prezentuje
przeszłość, a nawet więcej, sposób, w jaki ją demitologizuje
może stać się istotnym głosem w dyskusji nad rozumieniem
historii. Obnaża bowiem nasze współczesne schematy myś-
lowe, jak również siatki, które wytworzyły dzieje naszej
obecności w danej czasoprzestrzeni.
Sztuką krytyczną pragnę nazwać nie tylko zjawiska
opisane powyżej, a mieszczące się w ramach wyznaczonych
przez krytyków sztuki i badaczy współczesności. Chciałabym
owym terminem objąć wszystkie te aspekty działalności arty-
stycznej, które posługując się „konstruktywną krytyką”, sta-
rają się wyrazić zdanie o rzeczywistości. Uwagę swą skupiłam
szczególnie na pracach, które zgodnie z tematyką referatu,
poruszają problem obecnej w teraźniejszość przeszłości, tj.
pracach: Christiana Boltanskiego, Masao Okabe, Grupy
AES+F z Rosji i Piotra Uklańskiego.
Christian Boltanski, jeden z najważniejszych współ-
czesnych artystów, często podejmuje w swej twórczości pro-
blematykę pamięci. Tworzy swe prace posługując się techniką
gromadzenia dokumentów, świadectw osób żyjących i zmar-
łych (używane ubrania, przedmioty). Interesuje go wykorzy-
stywanie fragmentów rzeczywistości. Najczęściej wykorzysty-
wanym przez niego medium jest fotografia:

Robienie zdjęć to właśnie takie próby zatrzymania czasu, ale sfoto-


grafowane zdarzenie kończy się i umiera trzy sekundy później. 6

Artysta często prezentował swoje prace na dworcach


i w kościołach, gdyż uważał, że ludziom łatwiej jest je
dostrzec w miejscach nie związanych ze sztuką
(http://www.csw.art.pl/new/2001/boltanski.html).

6
Cytat pochodzi z tekstu Milady Ślizińskiej, kurator wystawy Ch. Boltanskiego
zatytułowanej RENEVIR, obiekty, instalacje, fotografia, która odbyła się w Centrum
Sztuki Współczesnej. Zamek Ujazdowski w 2001 roku.

29
Na wystawie zatytułowanej RENEWIR, obiekty, insta-
lacje, fotografia, która odbyła była w 2001 roku w Centrum
Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski, Boltanski przed-
stawił prace, w których tworzeniu wykorzystał stare foto-
grafie, elementy architektoniczne, instalacje, źródła światła –
reflektory, lampy. Podejmuje on w nich problematykę pa-
mięci, w tym sensie, że dostrzega ślady zacierania przeszłości,
wydobywa ich nieobecność i nadaje jej ontologiczny charak-
ter. Czyni podobnie jak archeontologia – w nieobecności śladu
bycia dostrzega istnienie przeszłości nie-nieobecnej, przesz-
łości, która nie chce odejść (Piotrowski 2002, s. 2003).

Ryc. 1. Wystawa Ch. Boltanski RENEVIR, obiekty, instalacje,


fotografia; Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski,
2001 rok.

30
Ryc. 2. Wystawa Masao Okabe Is There a Future for Our Past? The
Dark Face of the Light; Biennale - Wenecja, 2007 rok.

Japoński artysta Masao Okabe na Międzynarodowym


Biennale w Wenecji w 2007 roku zaprezentował pracę zatytu-
łowaną Is There a Future for Our Past? The Dark Face of the
Light (ciemna twarz światła). Stanowiła ona ogromne przed-
sięwzięcie, któremu krytycy nadali miano konceptualnego

31
projektu odwołującego się do dzielnicy Ujina w Hiroszimie
i mieszczącej się tam stacji kolejowej. Miejsce to jest his-
torycznie związane z licznymi wojnami, przesiedleniami
ludności do wszystkich części Azji, oraz z bombą atomową.
Praca Okabe wykonana w technice frotażu, prezentuje ka-
mienne elementy peronów nieistniejącej dziś już stacji
w Ujina, jak określił to prof. Smużny na jednym z wykładów
dotyczących sztuki współczesnej – są to kamienie, które wi-
działy bombę zrzucaną na Hiroszimę. Autor oprócz frotażu
wykorzystał również wideo i fragmenty kamiennych bloków
(dawnych części peronu). Stworzył w ten sposób pracę o pa-
mięci, teraźniejszości i przyszłości. Patrząc, bowiem, na jego
dzieło można zadać pytanie: jaka przyszłość nas czeka w świe-
cie, w którym nowoczesne technologie przejmują władzę? Czy
przeszłość „odciśnięta na kamieniach”, jej ślady już zawsze
będą powracać?
Autor zwraca także uwagę na marginalizację poszcze-
gólnych ludzkich losów przez klasyczną historię, którą zaj-
mują najczęściej dzieje całych zbiorowości. Składa nam mi-
krohistorię jednej dzielnicy, chcąc w ten sposób uwrażliwić
współczesny świat na to, co choć niedopuszczone do głosu,
krzyczało najmocniej.

32
Ryc. 3. Wystawa AES+F Action Half Life; Biennale – Wenecja,
2007 rok.

Grupa AES+F pochodząca z Rosji, którą tworzy


czwórka artystów: Tatiana Arzamasova, Lew Evzovich, Evge-
ny Svyatsky i Vladimir Fridkes, na wspomnianym już wcześ-
niej Międzynarodowym Biennale w Wenecji w 2007 roku, za-
prezentowała film zatytułowany Action Half Life. Ukazano
w nim przy pomocy artystycznych środków autentyczne wy-
darzenia prezentowane w mediach, które odnoszą się do wojen
toczonych na świecie. Autorzy wplatają mityczne sceny we
współczesną konwencję. Bohaterami ich filmu są dzieci i mło-
dzież, którzy niczym Dawid wyruszają do walki z Goliatem.
Aktorzy odziani w biel wykonują mechaniczne ruchy – akty
przemocy skierowane w stronę drugiego człowieka. Toczącej
się akcji towarzyszy cały czas muzyka Wagnera. Ta praca nie
tylko odsyła do namysłu nad wojną, jej dziejami, ofiarami, nad
historią cierpienia, ludzkich losów. Prezentowana w niej wie-
lokulturowość ma za zadanie przedstawienie różnic pomiędzy

33
Wschodem a Zachodem dzisiejszego świata. Są to jednak
różnice, których treść ma charakter ambiwalentny, bowiem
w obliczu dramatu, zostają one niemal całkowicie zatarte.
Przedstawiona zostaje tu także medialna gra, toczona
pomiędzy medium a odbiorcą. Stanowi ona niemal Boudillar-
dowską paradoksalną tezę, że „Wojny w zatoce nie było”.
Większość z tego, co prezentują nam media, to tylko dobrze
wyreżyserowany spektakl, który możemy oglądać siedząc wy-
godnie w fotelach. Realne wydarzenia zostają zatarte i wyg-
łuszone przez symulację rzeczywistości. Jednak ludzie ciągle
giną w obronie ślepych ideologii, interesów rynkowych, wła-
dzy.

Ryc. 4. Wystawa P. Uklański Naziści; Zachęta – Warszawa, 2000


rok.

Piotr Uklański jest artystą, który posługuje się róż-


nymi mediami – od fotografii, instalacji, poprzez wideo i per-
formance. Prowadzi krytyczną, przesyconą ironią grę ze ste-
reotypami kultury popularnej i jej wizualnymi kliszami.

34
Materiałem swych prac czyni zdegradowane obszary pop-
kultury. Jego prace poruszają kwestie zarówno radości, jak
i winy, która pojawia się w momencie doświadczania piękna 7 .
Jednym z problemów, jakie stawia sztuka jest pytanie,
na ile historia jest konstruowana przez kulturę popularną, jak
bardzo fikcja miesza się z rzeczywistością i na ile sama his-
toria staje się symulacją. Ten problem poruszył Piotr Uklański
na wystawie zatytułowanej Naziści prezentowanej w Galerii
Zachęta w 2000 roku. Stanowi ona prezentację fotosów filmo-
wych ukazujących nazistów przedstawianych w filmach fabu-
larnych. Tytułowi Naziści znani z obrazów kultury popularnej,
to mężczyźni silni, przystojni, o wyraźnych, regularnych ry-
sach twarzy. Ich wizerunki posiadają niezwykłą moc, uwodzą
i przyciągają spojrzenie. A jednocześnie reprodukują dyskurs
siły i władzy (http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/
os_uklanski_piotr.). Uklański wybierając właśnie takie, a nie
inne wizerunki skłania widzów do zastanowienia, na ile kul-
tura popularna powtarza pewne klisze, na przykład na temat
zdrowego, silnego ciała, klisze, które były przecież pro-
dukowane w dyskursie III Rzeszy (http://www.culture.pl/pl/
culture/ artykuly/os_uklanski_piotr.).
Zarówno archeontologia, jak i sztuka krytyczna
stanowią narzędzia opisu przeszłej, jak i teraźniejszej oraz
przyszłej rzeczywistości. Są konstrukcjami zbudowanymi na
użytek humanistyki. Tworzą ramy poznania i wiedzy na temat
zjawisk, które analizują. I choć pomagają zgłębiać wybrane
aspekty kultury, czynią to w sposób ukierunkowany.
To ukierunkowanie zostało ukształtowane „historycz-
nie” – w toku rozwoju całej humanistyki. Dlatego dziś, jeśli
chcemy zajmować się wybranym aspektem kultury czy to
przeszłej, czy współczesnej, musimy dokonać przede-
finiowania zastanych pojęć (chodzi tu, między innymi, o takie
pojęcia jak kultura, przeszłość, rzecz, itd.), nie tylko w obrębie

7
Informacje zaczerpnięte z tekstu Ewy Gorządek, opublikowanego na stronie
http://www.culture.pl /pl/culture/artykuly/os_uklanski_piotr.

35
naszej dziedziny, ale w ramach rozważań nad rzeczywistością.
„Wyobrażone”, bowiem, na nowo terminy, mogą dać asumpt
do rozwiązania ważkich problemów. Jednym z takich pro-
blemów jest, niewątpliwie, kwestia statusu naszej przeszłości:
czym w istocie jest sama przeszłość i czy zasadnym wydaje
się wciąganie jej w dyskursy teraźniejszości.
Takie spojrzenie na zjawiska mieszące się w obrębie
nowej humanistyki, skłania nas do zadania pytania: dokąd
zmierza dzisiejsza humanistyka? Wydaje się, że zaczyna ona
obierać drogę wyznaczoną przez jednego z najbardziej wpły-
wowych filozofów dzisiejszych czasów, Giorgio Agambena,
który w swych rozważaniach stosuje metodę i styl poz-
walające na estetyczno-polityczne ujmowanie faktów egzy-
stencjalnych i intelektualnych oraz poetycko zabarwioną
poetykę kultury (Agambena 2006, s. 116):

Nieprofanowalność pornografii – wszelka nieprofanowalność –


opiera się na powstrzymaniu i przechwyceniu autentycznie pro-
fanatorskiej intencji. Dlatego właśnie za każdym razem należy wy-
rywać mechanizmom – wszelkim mechanizmom – potencjał użytku,
który ujarzmiają. Profanacja 8 nieprofanowalnego to polityczne
wyzwanie dla nadchodzącego pokolenia

Bibliografia
Agamben G.
2006 Profanacje, Warszawa.
Amsterdamski S.
1983 Kryzys scjentyzmu [w:] red. S. Nowak, Wizje człowieka i spo-
łeczeństwa w teoriach i badaniach naukowych, Warszawa.
Barański J.
2007 Świat rzeczy. Zarys antropologiczny, Kraków.

8
Profanować, to dopuszczać możliwość szczególnej niedbałości, która ignoruje
oddzielenie, a właściwie znajduje dla niego specyficzne zastosowanie […] Profano-
wanie jest bowiem czymś więcej niż zwykłym obalaniem i znoszeniem separacji – to
poszukiwanie dla niej nowych zastosowań, nauka igrania z istniejącymi formami roz-
działu (Agamben 2006, s. 95, 110).

36
Barker Ch.
2005 Studia kulturowe. Teoria i praktyka, Kraków, s. 231-232.
Buchowski M., Kempny M.
1999 Czy istnieje antropologia postmodernistyczna? [w:] Amerykańska
antropologia postmodernistyczna, Warszawa, s. 12-13.
Domańska E.
2006 Historie niekonwencjonalne. Refleksja o przeszłości nowej huma-
nistyce, Poznań.
Foster H.
1987 Postmodernizm: A Prefacje [w:] red. H. Foster, Postmodern Cul-
ture, London, s. XII.
Foucault M.
1988 The Subject and Power [w:] red. B. Wallis, Art after Modernism.
Rethinking Representation, New York-Boston.
1998 Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, Warszawa.
Habermas J.
2000 Filozoficzny dyskurs nowoczesności, Kraków.
Heidegger M.
1977 Czym jest metafizyka? – Wprowadzenie [w:] Budować, mieszkać,
myśleć, Warszawa, s. 59
Karlsson H.
2000 Why Is There Material Culture Rather Than Nothing? Heidegger
Thoughts and Archeology [w:] red. C. Holtorf, H. Karlsson,
Philosophy and Archeological Practise. Perspectives for the 21st
Century, Goteborg: Bricoleur Press.
Kosseleck R.
2001 Semantyka historyczna, Poznań.
Lyotard J.-F.
1997 Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, Warszawa,
s. 19.
Mamzer H.
1997 Pytanie o archeologię [w:] red. J. Ostoja-Zagórski, Jakiej archeo-
logii potrzebuje współczesna humanistyka?, Poznań, s. 13-49.
2007 Eskapizm dziejowy. Polityka historyczna a problem bezpie-
czeństwa wspólnotowego [w:] red. A. Dobosz, A.P. Kowalski,
Bezpieczeństwo ontologiczne, Bydgoszcz, s. 17-38.
Minta-Tworzowska D.
2000 Archeologiczne rekonstrukcje świata pradziejowego wobec krytyki
postmodernistycznej [w:] red. S.Tabaczyński, Kultury archeolo-
giczne a rzeczywistość dziejowa, Warszawa, s. 185-198.
Piotrowski P.
1996 W cieniu Duchampa. Notatki nowojorskie, Poznań, s.74–95.

37
2002 O „sztuce dziś”, a więc „tu i teraz” [w:] red. M. Poprzęcka, Sztuka
dzisiaj, Materiały Sesji Stowarzyszenia Historyków Sztuki,
Warszawa, s. 17-26.
Shusterman R.
2007 O sztuce i życiu. Od poetyki hip-hopu do filozofii somatycznej,
Wrocław.
Szahaj A.
2004 Zniewalająca moc kultury. Artykuły i szkice z filozofii kultury,
poznania i polityki, Toruń.
Żmijewski A.
2008 Drżące ciała, Warszawa.

Internet
http://www.csw.art.pl/new/2001/boltanski.html
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/es_sztuka_krytyczna
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/os_uklanski_piotr

38
Jacek Małczyński
MISH
Uniwersytet Wrocławski
Wrocław

Drzewa „żywe pomniki” w Muzeum-Miejscu Pamięci


w Bełżcu 1 .

Pamiętam, jak ktoś we wspólnym pokoju w Cambridge drażnił się


z mianowanym przez samego siebie „nie żydowskim Żydem” i his-
torykiem marksizmu Isaakiem Deutscherem, pochodzącym z tego
właśnie kraju na temat jego korzeni. Ten kpiąco ripostował: „To
drzewa mają korzenie” – „Żydzi mają nogi”. Pomyślałem, że oto
kolejna metafora popadła w ironiczną dosłowność, ale cóż, nie-
którzy Żydzi mają i jedne, i drugie, a do tego jeszcze konary i pnie.
(Schama 2008, s. 43)

Wstęp

Jak pisze James E. Young (2004, s. 267):

Zgodnie z książkowym, obrazoburczym rysem żydowskiej tradycji,


pierwsze «pomniki» okresu Holocaustu powstały nie w kamieniu,
szkle czy stali, ale w narracji.

W pracy tej chciałbym zaproponować alternatywną


interpretację i pokazać, iż pierwsze pomniki Holocaustu nie
powstały ani w kamieniu, ani w szkle, ani w narracji, lecz
w przyrodzie. Przedmiotem moich rozważań będą drzewa ros-
nące na terenie byłego obozu zagłady w Bełżcu. W pierwszej
części pracy przedstawię historię tamtejszych drzew, od mo-
mentu powstania obozu w 1941 roku aż po otwarcie w 2004

1
Tytuł pracy nawiązuje do projektu artystycznego Biopresence George’a
Tremmela i Shiho Fukuhary umożliwiającego stworzenie transgenicznych drzew,
które jako „żywe pomniki”, będą przechowywać informacje o ludzkim DNA. Taka
forma upamiętnienia zmarłych stanowić ma alternatywę wobec tradycyjnych
nagrobków [zob. http://www.biopresence.com/ (19.01.2009)].
39
roku Muzeum – Miejsca Pamięci. Posłużę się w tym celu po-
jęciem krajobrazu rozumianego za Simonem Schamą jako
kulturowe przedstawienie przyrody. Wykorzystując wspom-
nienia ocalałego z Bełżca Rudolfa Redera oraz ukazujące się
po wojnie artykuły, spróbuję odtworzyć obozowy i poobo-
zowy krajobraz. W drugiej części pracy przedstawię projekt
nowego upamiętnienia, w którym drzewa pełnią rolę świad-
ków. Pytanie, na które chciałbym odpowiedzieć dotyczy tego,
w jakim sensie drzewo może być świadkiem? Postaram się
dowieść, że w obecnym pomniku drzewa są świadkami na za-
sadzie metonimii w rozumieniu Franka Ankersmita. Na ko-
niec, nawiązując do rozważań Giorgio Agambena, spróbuję
pokazać, iż drzewa stanowią przykład innego typu świadka.
Pojęcia, którymi posługuje się włoski filozof wykluczają nato-
miast nieludzkie formy świadectwa i nie pozwalają na zrozu-
mienie tego, czym są drzewa rosnąca w miejscach zagłady.

1. Historia drzew w Bełżcu

Według Simona Schamy (2008, s. 138), autora książki


Krajobraz i pamięć:

Krajobrazy są kulturą, jeszcze zanim staną się przyrodą; tworami


wyobraźni nakładanymi na las, wodę i skały.

W ujęciu tym krajobraz postrzegany jest jako nośnik


pamięci oraz substytut ludzkiej historii. W jednym z roz-
działów swej książki, zatytułowanym Las, Schama (2008,
s. 36) określa Holocaust mianem wydarzenia bez krajobrazu:

Dla polskich Żydów jadących do krematoriów widok rodzimej ziemi


został zasłonięty zabitymi na głucho oknami wagonów tran-
sportowych, tłukących się nieubłaganie w kierunku obozów śmierci.
Oczyma duszy postrzegamy Holocaust jako coś pozbawione kra-
jobrazu – lub w najlepszym razie – pozbawione cech charaktery-
stycznych i barw; spowite w ciemność i mgłę, otulone nieustającą
zimą, skąpane w odcieniach mroku i szarości; szarości dymu, po-
piołu, sproszkowanych kości i niegaszonego wapna. To jest szo-
40
kujące, gdy zdamy sobie sprawę, że Treblinka również jest częścią
jaskrawego kolorowego krajobrazu rzecznej krainy Bugu i Wisły;
delikatnej, łagodnej krainy pełnej topolowych i osikowych alej.

Jak dowodzi Schama ponury pejzaż Holocaustu stanowi


zarazem fragment innego krajobrazu. Te same elementy
przyrody w kulturowym przedstawieniu stają się częścią róż-
nych krajobrazów. Wykorzystując źródła przedstawiające
obozowy i poobozowy pejzaż Bełżca, spróbuję dalej zastano-
wić się nad tym, z jakich elementów został on skonstruowany.
Obóz zagłady w Bełżcu powstał na lesistym Wzgórzu
Kozielsk i zajmował powierzchnię ponad siedmiu hektarów.
Do jego budowy przystąpiono w 1941 roku. Jak czytamy
w relacji ocalałego Rudolfa Redera (1999, s. 49), usytuowanie
obozu pośród lasu sprzyjało zamaskowaniu zbrodni:

Po pewnym czasie znałem już dobrze cały teren. Położony był wśród
młodego sosnowego lasu. Zalesienie było gęste i ażeby jeszcze
zmniejszyć przedostawanie się światła, przywiązywano do drzew
inne drzewa i w ten sposób podwojono gęstość zalesienia ponad
miejscem, gdzie były komory. Za nimi piaszczysta droga, którą
wlokło się trupy. Niemcy rozpięli nad nią dach, zrobiony z gładkiego
drutu, nad którym rozłożono zieleń.

W cytowanym fragmencie splatają się ze sobą dwa


krajobrazy. Komory gazowe wyrastają na tle sosnowego lasu,
cień rzucany przez drzewa kontrastuje z ich zielenią. Rosnące
wokół drzewa wykorzystane przez SS-manów do skrywania
obozu stały się mimowolnymi uczestnikami zagłady. Kiedy
w 1943 roku przystąpiono do likwidacji obozu, jedną z przy-
czyn tej decyzji mógł być brak miejsca na kolejne masowe
groby (Kuwałek 2005, s. 48-49). Wzgórze Kozielsk zakończo-
ne było bowiem skarpą, która uniemożliwiała dalszą rozbu-
dowę. W ten sposób przyroda mogła wyrazić swój sprzeciw
wobec zbrodni.
W 1943 roku obóz w Bełżcu został zlikwidowany.
Usunięto wszelkie zabudowania, a na całym obszarze dla za-
tajenia śladów zbrodni posadzono sosnowy las. Pierwszy zna-
41
ny opis poobozowego krajobrazu odnaleźć można w relacji
Redera, który w lipcu 1944 roku, postanowił odwiedzić Beł-
żec. W jego wspomnieniach czytamy (Reder 1999, s. 67-68):

Zapragnąłem zobaczyć to miejsce, gdzie zaduszono dwa i pół


miliona ludzi, którzy pragnęli żyć, żyć […]. Kiedy produkcję
„sztucznego nawozu” z milionów ludzkich kości ukończono, za-
sypano rozdarte groby, porządnie i starannie wyrównano po-
wierzchnię przekrwawionej ziemi. Zbrodniczy potwór niemiecki
milionowy grób żydowskiej kaźni w Bełżcu pokrył soczystą zielenią.
Pożegnałem się z moimi informatorami i poszedłem znaną mi drogą
„bocznego toru”. Nie było go już. Pole poprowadziło mnie pod ży-
wy, sosnowy pachnący las. Było tam teraz bardzo cicho. W po-
środku lasu była wielka, jasna polana.

Bujny sosnowy las stanowi niezmiennie główny ele-


ment krajobrazu. Jeśli porównamy jednak wspomnienia Rede-
ra z relacją Eugeniusza Szrojta, to krajobraz poobozowy
zostanie uzupełniony o inny widok. Szrojt odwiedził Bełżec
w związku ze śledztwem prowadzonym przez Główną Komi-
sję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce w 1945 roku. Oto
co zobaczył (Szrojt 1947, s. 31-33):

Po lewej stronie toru kolejowego rozciąga się teren piaszczystych


wydm, porośniętych lasem sosnowym. Karłowate sosny i sypki żółty
piach, wśród którego gdzieniegdzie przezierają kępy zielonej trawy,
stanowią nużący krajobraz terenu.

Opis ten nie różniłby się od świadectwa Redera, gdy-


by dalej Szrojt nie pisał:

W czasie oględzin ustalono, że przestrzeń przylegająca do bocznicy,


nosi ślady wyciętego lasu. Na tej przestrzeni rozrzucone były w cza-
sie oględzin rozmaite przedmioty codziennego użytku, jak blaszane
garnki, manierki, szkło, strzępy ubrań, resztki obuwia, ponadto ka-
wałki cegieł i betonu [...]. W części północno-wschodniej terenu ko-
misja sądowo-śledcza znalazła kości ludzkie, czaszki, piszczele, krę-
gi i żebra, szczęki, kauczukowe protezy zębne, gwiazdę sjońską,
zniszczone żydowskie książki do modlitwy.

42
Przyczyną takiego stanu rzeczy było rozkopywanie te-
renu obozu przez okoliczną ludność w „poszukiwaniu
skarbów”. Precedens ten miał miejsce jeszcze w latach 50.
i nie dotyczył tylko Bełżca. Jeśli „ślady wyciętego lasu” pow-
stały na skutek rozkopywania ziemi kryjącej szczątki ofiar, to
gest ten zinterpretować można jako odwrotną stronę „gestu
oprawcy”. Paradoksalnie bowiem, czyn oprawcy, który dla za-
maskowania zbrodni sadzi w tym miejscu rękami ofiar las,
stanowić może „gest upamiętnienia”. Rozkopywanie terenu
obozu po wojnie i niszczenie drzew interpretować można jako
próbę zatarcia śladów zbrodni, której drzewa stały się świad-
kami.
Krajobraz obozowy, na który składały się komory ga-
zowe i trupy, został zastąpiony przez krajobraz poobozowy,
składający się z porozrzucanych części ludzkiego ciała oraz
„ludzi-hien” szukających złota. W latach 50. na terenie byłego
obozu funkcjonowała ponadto składnica drewna. Jedyną częś-
cią krajobrazu, która pojawia się we wszystkich relacjach jest
las sosnowy. Odnajdujemy go także w późniejszym opisie
Piotra Lisiewicza z 1983 roku (1983, s. 12):

Mijam stację kolejową, pół kilometra dalej skręcam w boczną drogę.


Próżno szukam młodego lasu sosnowego sprzed czterdziestu lat.
Wyrósł wielki i gęsty, utkany wysoką, puczystą trawą, szumiący,
pełen leśnego życia. Dawno zaginęła tabliczka z napisem „Waffen
SS-Dienststelle Bełżec” i gdyby nie utrwalona w kamiennym obelis-
ku, tkwiącym na polanie wśród lasu, pamięć ludzka, trudno byłoby
się domyślić, że stoję w miejscu, gdzie hitlerowcy dokonali jednej
z najstraszliwszych zbrodni w Europie.

Kamienny obelisk pośród lasu, o którym mowa to fragment


pierwszego upamiętnienia ufundowanego w latach 60 (il. 1
i 2). Teren byłego obozu został wówczas ogrodzony,
a w miejscu tym wzniesiono pomnik w formie prosto-
padłościanu, z przodu którego umieszczono rzeźbę przed-
stawiającą ludzki szkielet. Porozrzucane kości, stanowiące nie
tak dawno element poobozowego krajobrazu, zostały za-
43
stąpione w ten sposób metaforyczną reprezentacją. Oprócz
pomnika, na tere-nie byłego obozu ustawiono cztery pylony
oraz szereg zniczy mających wskazywać prawdopodobne
miejsca masowych grobów. Granice wyznaczonego w ten
sposób miejsca pamięci nie objęły jednak całości terenu
byłego obozu.

il. 1 i 2 Fragmenty pierwszego upamiętnienia wzniesionego w latach


60. (źródło: http://www.belzec.org.pl).

2. Drzewa w nowym pomniku

W 2002 roku na terenie byłego obozu zagłady w Beł-


żcu rozpoczęto prace nad nowym upamiętnieniem. Prace
zostały poprzedzone badaniami archeologicznymi mającymi
na celu odtworzenie topografii obozu, aby zgodnie z nakazami
judaizmu, uszanować miejsce pochówku 500 000 zamordowa-
nych tu Żydów. W efekcie zlokalizowano 33 masowe groby
zajmujące znaczną część terenu. W badaniach prowadzonych
w Bełżcu wykorzystano metodę sondaży wiertniczych (Kola
2000a). W przypadku podobnych badań na terenie obozu
w Sobiborze, najpierw dokonano „analizy powierzchniowych
struktur zieleni” świadczących o działalności człowieka (Kola
2000b, s. 89). Zgodnie z zamierzeniami twórców nowego
upamiętnienia – Andrzeja Sołygi, Zdzisława Pidka i Marcina
Roszczyka, cały obszar obozu został zamieniony w mo-
numentalny pomnik. W związku z tym konieczne było wy-
cięcie rosnących w tym miejscu drzew. Wcześniej prze-
prowadzono jednak badania dendrologiczne mające wykazać,

44
które z nich pochodziły z czasów przed zagładą. W ten sposób
kilka starszych dębów zostało ocalonych i włączonych do
narracji opowiadanej przez nowy pomnik. Młodsze drzewa,
posadzone dla zamaskowania zbrodni na mocy decyzji Wo-
jewódzkiego Konserwatora Zabytków zostały wycięte
(Grauman 2003, s. 80-81). Jacek Nowakowski, który nadzoro-
wał prace nad pomnikiem z ramienia Muzeum Holocaustu
w Waszyngtonie, sugerował, by część z wyciętych drzew
(w sumie było ich 370) trafiła do miejscowości, z których po-
chodzili zamordowani Żydzi (Węglarczyk 2001). Projekt ten
nie został jednak zrealizowany.
Obecne upamiętnienie przedstawia historię Żydów od
momentu przybycia do obozu po śmierć w komorach gazo-
wych. Główną jego część stanowi ogromne niedostępne dla
zwiedzających szare żużlowisko nazwane przez twórców
„Cmentarzem–Mogiłą” (il. 3), które przykryło ziemię zawie-
rającą szczątki ofiar. Cmentarz–Mogiłę przecina „Szczelina–
Droga” (il. 4), do której prowadzi symboliczny „Plac Przekro-
czenia” znajdujący się w miejscu historycznej rampy kolejo-
wej. Plac stanowi żeliwny relief w rdzawym kolorze z wyry-
tymi śladami torów kolejowych przecinających się na kształt
gwiazdy Dawida. Szczelina–Droga stopniowo zapada się co-
raz niżej pod żużlowisko do głębokości 9 metrów i prowadzi
do „Niszy–Ohel” (il. 5). Podążając Szczeliną odnosi się wra-
żenie, iż nie ma z niej wyjścia. Cisza sprawia, że można usły-
szeć echo własnych kroków, a zimne, betonowe ściany dają
poczucie chłodu. Po dotarciu do Niszy–Ohel stajemy przed
tablicami, na których wyryto setki żydowskich imion. Dopiero
wówczas odkrywamy, że po obu stronach Niszy znajdują się
schody prowadzące na „żeliwny obwód” otaczający
Cmentarz–Mogiłę. Wzdłuż niego znajdują się chronologicz-
nie uporządkowane nazwy miejscowości, w języku polskim
i jidysz, z których pochodzili Żydzi zamordowani w Bełżcu.
Ocalałe drzewa znajdują się na obszarze Cmentarza–Mogiły
wyrastając spod skrywanej przez żużlowisko ziemi (il. 6). Jak
pisze twórca pomnika (Sołyga 2004, s. 43):

45
[…] na tej uświęconej krwią ofiar ziemi pozostawiono tylko dęby –
drzewa, które były świadkami zbrodni.

Surowa, ponura rzeźba pomnika koresponduje z ota-


czającą go żywą przyrodą Roztocza Lubelskiego, a jego ogro-
dzenie w symboliczny sposób wyznacza granicę między na-
turą a kulturą.
W dalszej części pracy chciałbym zastanowić się nad
tym, co spowodowało, że starsze drzewa zostały uznane za
świadków zbrodni, a młodsze nie. Postaram się udowodnić, iż
kryje się za tym utrwalony w humanistyce sposób myślenia,
który preferuje postrzeganie drzew na sposób metaforyczny,
pomijając to, czym są one organicznie.

il. 3 Cmentarz-Mogiła il. 4 Szczelina-Droga

il. 5 Nisza-Ohel il. 6 Drzewa „żywe pomniki”

(źródło: http://www.belzec.org.pl)

46
3. Drzewo jako świadek

Przez ostatnich 30 lat w humanistyce dominowały ka-


tegorie zaczerpnięte z literaturoznawstwa takie, jak: tekst,
dyskurs, trop czy metafora. Pytanie o status ontyczny przed-
miotów stało się niemodne. Frank Ankersmit, jeden z przed-
stawicieli nurtu narratywistycznego w teorii historii, w arty-
kule poświęconym pamięci o zagładzie określa pomnik jako
metonimię. Jego zdaniem różnica między dyskursem historii,
a dyskursem pamięci (świadectwa, pomniki) zawiera się
w różnicy między metaforą a metonimią, która jego zdaniem
bardziej zasługuje na zaufanie. Metafora niesie bowiem ze so-
bą niebezpieczeństwo, które polega na tym, iż sprowadza ona
to, co nieznane i niewyobrażalne do tego, co znane i oswojo-
ne, tym samym dokonując „translacyjnego przekłamania”.
W przeciwieństwie do metafory, metonimia zachowuje dys-
tans i wskazuje na dzielącą ją od przeszłości różnicę. Pomnik,
który stanowi przykład użycia dyskursu pamięci (Ankersmit
2004, s. 406):

[…] zwraca uwagę lub wskazuje przeszłość, otacza ją, ale nigdy nie
próbuje do niej wniknąć [...]. Dostęp do Holocaustu jest w tym
przypadku bardziej indeksykalny i metonimiczny niż metaforyczny.

Ankersmit próbuje wyjaśnić na czym dokładnie pole-


ga owa różnica analizując dwa pomniki z Yad Vashem.
Mauzoleum Pamięci poprzez przywołanie nazw obozów kon-
centracyjnych i symboliczną jamę zawierającą prochy z obo-
zów śmierci, stanowi przykład odniesienia metaforycznego.
W przeciwieństwie do niego Pomnik Dzieci jest przykładem
odniesienia indeksykalnego. Tworzą go słupy o ściętych
czubkach symbolizujące śmierć, trójwymiarowe zdjęcia dzieci
oraz lustra odbijające w nieskończoność pięć świec ża-
łobnych. W tle słychać łagodną muzykę i recytowane naz-
wiska zabitych dzieci. Zdaniem Ankersmita różnica między
tymi pomnikami polega na tym, iż pierwszy z nich lepiej wy-
raża pamięć ocalałych z zagłady, drugi zaś bardziej przema-

47
wia do młodszego pokolenia. Stąd też, podczas gdy Pomnik
Dzieci wzbudza często niechęć ocalałych i spotyka się z ich
strony z zarzutem kiczu, to Mauzoleum Pamięci nie przeko-
nuje pokolenia post-pamięci, bowiem odpowiednie jego
zrozumienie wymaga wiedzy i doświadczeń, których pokole-
nie to nie posiada.
Stosunek ludzi do drzew rosnących w miejscach za-
głady stanowić może przykład opisanej przez Ankersmita
zmiany pokolenia pamięci. Wyrazem tego jest sposób kon-
serwacji drzew na terenie byłego obozu w Auschwitz. Kiedy
w 1957 roku Oskar Hansen zaproponował, aby teren obozu
przekreślić podłużną drogą przeznaczoną dla zwiedzających,
a poobozowe relikty oddać we władanie przyrody, jego pro-
jekt wywołał sprzeciw ze strony byłych więźniów obozu
i ostatecznie nie został zrealizowany (zob. Piotrowski 2007).
Do połowy lat 90. w miejsce schorowanych drzew sadzono
nowe. Dopiero w 1994 roku zdecydowano się na pozo-
stawianie martwych drzew. Jak pisze Barbara Zając, zajmu-
jąca się pielęgnacją drzew w Auchwitz-Birkenau (2003, s. 60):

W 1998 roku zamarły trzy drzewa, nie zostały one jednak wycięte,
tylko zredukowane do bezpiecznej wielkości, tak aby martwy pień
i fragmenty konarów nadal mogły świadczyć o przeszłości.

Wraz z odchodzeniem ostatnich świadków ideał


autentyczności dominujący w przedstawieniach zagłady po
wojnie, ustępuje miejsca nowym formom upamiętniania.
Próby zachowania reliktów poobozowych, ich rekonstrukcja
i konserwacja, zawierają w sobie sprzeczność, na którą zwró-
ciła uwagę Aleida Assmann (cyt. za Kranz 2000, s. 60):

Przekształcone w miejsca upamiętnienia i muzea miejsca pamięci


podlegają głębokiemu paradoksowi. Konserwacja tych miejsc w in-
teresie autentyczności oznacza niechybnie utratę autentyczności.

W Bełżcu zadziałał jednak odwrotny mechanizm.


Drzewa zostały wycięte, bowiem nie były autentyczne, co
oznacza, że nie pochodziły z czasów funkcjonowania obozu.
48
Wycięcia drzew nie zdołały powstrzymać nawet nakazy ju-
daizmu. Jak przyznaje Aleksander Wąsowicz, konsultant Ko-
misji Rabinicznej ds. Cmentarzy, nadzorujący prace w Bełżcu
(2007, s. 7):

Stare drzewa są własnością zmarłych, bo ich korzenie dotykają


kości, więc im również należy się poszanowanie.

Przedstawiony powyżej sposób myślenia traktujący


drzewo jako metonimię, czyli świadka „na niby”, któremu –
jak sądzę – ulegli twórcy pomnika w Bełżcu, usprawiedliwia
wycinanie jednych drzew, a pozostawianie innych. Jeśli
zwrócimy uwagę na organiczną tkankę drzew, okaże się, że
zarówno jedne, jak i drugie zawierają w sobie szczątki ofiar.
W dalszej części pracy spróbuję udowodnić, iż także typo-
logia świadka zaproponowana przez Giorgio Agambena
wyklucza ten rodzaj świadka, jakim są drzewa „żywe
pomniki”.
W książce Co zostaje z Auschwitz Agamben odróżnia
świadka w znaczeniu testis (osoba trzecia) od świadka w zna-
czeniu superstes (uczestnik wydarzeń). Dla włoskiego filozofa
uosobieniem świadka w drugim znaczeniu jest ocalały, który
z natury nigdy nie jest bezstronny i nie może w pełni za-
świadczyć o tym, co wydarzyło się w Auschwitz. Na skutego
tego w strukturze świadectwa powstaje luka. „Świadkiem
całkowitym” mógłby być tylko Muzułman, więzień doprowa-
dzony do kresu człowieczeństwa, pozbawiony pamięci i ję-
zyka, którego widok jest nie do zniesienia. Rozróżnienia te
nabierają nowego znaczenia, jeśli weźmie się pod uwagę kry-
jącą się za nimi relację ludzkie/nieludzkie. Muzułman wy-
znacza bowiem próg między tym co ludzkie i nieludzkie
(Agamben 2008, s. 83):

Muzułman jest zaprzeczeniem człowieka, istotą nieludzką, która


z uporem jawi się pod ludzką postacią, a zarazem formą czło-
wieczeństwa, której nie sposób odróżnić ani oddzielić od tego, co
nieludzkie.

49
Paradoksalnie zatem, gdy autor Homo sacer używa
określenia „nie-ludzkie”, nie bierze pod uwagę istot innych
niż „ludzkie”. W ujęciu tym, za kategorią „nie-ludzkie” kryje
się inna forma człowieczeństwa. Proponowane przez Agam-
bena określenia świadka (świadek całkowity, testis, superstes)
nie oddają zatem istoty drzew rosnących w miejscach zagłady
i zmuszają do poszukiwania nowych ram pojęciowych.

Zakończenie

Dyskusje wokół statusu świadectwa toczące się we


współczesnej humanistyce ograniczone były dotąd głównie do
świadectw literackich, których autorami z natury rzeczy byli
ludzie. Proponuję przyjąć szerszą definicję świadectwa rozu-
mianego nie tylko jako gatunek literacki, lecz także jako
wszelkie pozostałości po przeszłości, które świadczą o niej na
swój własny sposób. W ujęciu tym, świadkiem jest nie tylko
człowiek, lecz także czynniki nieludzkie takie, jak: buty,
włosy, klucze czy drzewa znajdujące się w muzeach zagłady.
Problemem badawczym staje się natomiast nie tylko kwestia
przedstawialności, lecz także problemy związane z przecho-
wywaniem, konserwowaniem czy też organiczną zawartością
świadectw przeszłości. W ten sposób postawione przez Agam-
bena pytanie „Co zostaje z Auschwitz?” nabrać może zupełnie
nowego znaczenia.

Bibliografia
Agamben G.
2008 Co zostaje z Auschwitz. Archiwum i świadek (Homo sacer III),
Warszawa.
Ankersmit F.
2004 Narracja, reprezentacja, doświadczenie. Studia z teorii histo-
riografii, red. E. Domańska, Kraków.
Domańska E.
2006 Historie niekonwencjonalne. Refleksja o przeszłości w nowej
humanistyce, Poznań.
50
Grauman R.
2003 Realizacja nowego upamiętnienia na terenie b. obozu zagłady
w Bełżcu. Stan na 30 VI 2003 r., Przeszłość i Pamięć, nr 1-2,
s. 79-81.
Kola A.
2000a Hitlerowski obóz zagłady Żydów w Bełżcu w świetle źródeł
archeologicznych. Badania 1997-1999, Warszawa-Waszyngton.
2000b Sprawozdanie z archeologicznych badań na terenie b. obozu Za-
głady Żydów w Sobiborze, Przeszłość i Pamięć, nr 3, s. 89-92.
Kranz T.
2000 Miejsca pamięci czy pamięć miejsc? Rozważania o roli upa-
miętnienia w przekazie społeczno-historycznym, Przeszłość
i Pamięć,nr 1, s. 57-63.
Kuwałek R.
2005 Obóz zagłady w Bełżcu, Lublin-Bełżec.
Lisiewicz P.
1983 W Bełżcu zrozumiałem, Życie Literackie, nr 30, s. 12.
Piotrowski P.
2007 Sztuka według polityki. Od Melancholii do Pasji, Kraków.
Reder R.
1999 Bełżec, Kraków.
Schama S.
2008 Las [w:] T. Rolke, S. Schama, Tu byliśmy. Ostatnie ślady zagi-
nionej kultury, Warszawa, s. 29-187.
Sołyga A.
2004 Założenia autorskie, Architektura-Murator, nr 9, s. 41-43.
Szrojt E.
1947 Obóz zagłady w Bełżcu, Biuletyn Głównej Komisji Badania
Zbrodni Niemieckich w Polsce, t. 3, s. 31-45.
Wąsowicz A.
2007 Życia nie starczy. Z Aleksandrem Wąsowiczem rozmawia Piotr
Paziński, Midrasz, nr 4, s. 7-12.
Węglarczyk B.
2001 W Bełżcu stanie niezwykły pomnik ofiar Holocaustu, 9 stycznia,
http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34254,634176.html (17.01.2009)
Young J. E.
2004 Pamięć i kontrpamięć. W poszukiwaniu społecznej estetyki
pomników Holocaustu, Literatura na świecie, nr 1-2, s. 267-
289.
Zając B.
2003 Szary czy zielony. Problemy związane z utrzymanie zieleni na
terenach muzealnych [w:] red. K. Marszałek, Chronić dla
przyszłości. Międzynarodowa Konferencja Konserwatorska.
Oświęcim, 23-25 czerwca 2003 roku, Auschwitz-Birkenau,
s. 58-63.

51
52
Agata Wojciechowska
Mateusz Janczyński
Instytut Archeologii
Uniwersytet Gdański
Gdańsk

Archeologia zbrodni II wojny światowej w badaniach


polskich

Wydawać by się mogło, że okres II wojny światowej


jest bardzo dobrze opracowany historycznie. Dostępnych jest
bowiem wiele przekazów źródłowych, które uzupełniają rela-
cje żyjących wciąż świadków. Jest jednak wiele pustych plam,
które zapełnić trzeba historyczną prawdą. Z taką sytuacją
możemy się spotkać analizując liczne przypadki masowych
mordów i ludobójstwa. Dokonywane w tajemnicy, otoczone
zasłoną milczenia czekają na odkrycie. Tak było w przypadku
zbrodni katyńskiej oraz ludobójstwa w niemieckich obozach
koncentracyjnych. Gdy historia milczy ziemia oskarża doma-
gając się prawdy i pamięci dla milionów ofiar. Wysłuchać jej
potrafi archeolog.
Choć prowadzenie badań w takich miejscach budzi
wiele kontrowersji, trudno jednak zanegować ich słuszność.
Musimy mieć świadomość, że tego typu prace budzą zainte-
resowanie nie tylko ze względu na miejsce badań, ale również
same metody. Podlegają one wówczas prawie publicznej dys-
kusji i częstej krytyce. Odkrycia z Miednoje, Charkowa i Ka-
tynia trafiły na pierwsze strony gazet. Można więc tylko się
domyślać jak wielka presja ciążyła na badaczach, którym rów-
nież towarzyszyły bardzo różne emocje i uczucia.

53
1. Zbrodnia katyńska

Podpisany 23 sierpnia 1939 roku tajny protokół do


paktu Ribbentrop-Mołotow stał się bezpośrednią przyczyną
ataku ZSRR na Polskę. Rozpoczęte 17 września 1939 roku
działania zbrojnie istotnie przyczyniły się do klęski polskiej
armii. Zgodnie z zaleceniem polskiego dowództwa, żołnierze
mieli unikać działań bojowych w stosunku do Armii Czer-
wonej i stawiać opór tylko w wypadku bezpośredniego ataku.
Doprowadziło to do wzięcia do niewoli około 200 000
polskich żołnierzy, którzy wbrew międzynarodowemu prawu
zostali bezpośrednio przekazani NKWD. Wiązało się to rów-
nież z utratą statusu jeńców wojennych i wszystkich praw z te-
go wynikających. Później z grupy przetrzymywanych więź-
niów wydzielono szeregowców oraz żołnierzy pochodzenia
ukraińskiego i białoruskiego. Grupę tą określono jako „skorą
do współpracy” i po pewnym czasie wypuszczono. Pozo-
stałych więźniów, tj. około 15 tysięcy polskich oficerów, zgru-
powano w trzech obozach: Ostaszkowie, Kozielsku i Staro-
bielsku. 5 marca 1940 roku Ludowy Komisarz Spraw We-
wnętrznych Ławrientij Beria wystosował do Józefa Stalina
notę nr 794/B. W dokumencie tym Beria stwierdza, iż prze-
trzymywani żołnierze stanowią „zdeklarowanych i nie roku-
jących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej”, dlatego
też w pełni uzasadniona jest ich eksterminacja. Już 3 kwietnia
1940 roku zaczęto przewozić polskich oficerów na miejsca
straceń 1 .
Pierwszym niepokojącym sygnałem dla rodzin był
brak kontaktu z więźniami od wiosny 1940 roku. Całość ko-
respondencji była odsyłana, a próby uzyskania jakichkolwiek
informacji o losach żołnierzy od władz radzieckich pozostawał
bez odpowiedzi. Sytuacja ta zmieniała się dopiero po zajęciu
tych terenów przez armię niemiecką w 1942 roku. Już na

1
Z obozu w Kozielsku do Katynia, ze Starobielska do Charkowa oraz z Ostaszkowa
do Miednoje.

54
wiosnę następnego roku rozpoczęto badania w lesie katyń-
skim. Początkowo miały one charakter rekonesansu na dom-
niemanym wówczas cmentarzysku polskich oficerów. Szybko
jednak prace objęły swoim zakresem także eksplorację mogił
oraz ekshumację zwłok. Głównym celem tych badań było udo-
wodnienie, iż zbrodni dokonali sowieci. Podjęto również pró-
bę identyfikacji poszczególnych ciał oraz określenia szacun-
kowej liczby ofiar. Niemcy do swych działań zaprosili
również niezależnych obserwatorów z Międzynarodowego
Czerwonego Krzyża oraz jeńców wojennych, w tym Polaków.
W rezultacie Niemcy zlokalizowali 8 dołów śmierci, z których
7 udało im się przebadać i prawie całkowicie ekshumować. Po
zakończeniu prac polowych, został zorganizowany cmentarz
zwany Cmentarzem Polskiego Czerwonego Krzyża.
Po odzyskaniu tych ziem przez Armię Czerwoną do
Katynia została wezwana specjalna komisja pod kiero-
wnictwem N. Burdenki. Miała ona ustalić „okoliczności roz-
strzelania w Lesie Katyńskim polskich jeńców wojennych przez
niemiecko-faszystowskich najeźdźców”. Prace tej komisji pole-
gały głównie na fałszowaniu dowodów oraz dopasowaniu nie-
wygodnych faktów do propagandowego kłamstwa, które wła-
dze komunistyczne utrzymywały przez prawie 50 lat.
Przełom nastąpił 13 kwietnia 1990 roku. W tym dniu
ówczesne władze Związku Radzieckiego przedstawiły oświad-
czenie, w którym winą za dokonanie mordu na polskich ofice-
rach przetrzymywanych w Kozielsku, Ostaszkowie i Staro-
bielsku w latach 1939-1940 obarczyły NKWD. Od tego mo-
mentu znacznie nasiliły się działania strony polskiej w celu
pełnego wyjaśnienia zbrodni katyńskiej. Stan wiedzy o tych
wydarzeniach został znacznie wzbogacony przez odtajnienie
i przekazanie znacznej części rosyjskiej dokumentacji. Jednak
nawet nowo uzyskane informacje pozostawiały wiele nie-
wyjaśnionych aspektów, a postawione wcześniej tezy wy-
magały rzetelnej źródłowej weryfikacji. Z uwagi na złożoność
badanego zagadnienia uznano, że podjęte działania powinny

55
mieć charakter interdyscyplinarny. Dlatego też już od 1991 ro-
ku w zespole badawczym znajdowali się przedstawiciele
takich nauk, jak: archeologia, antropologia, medycyna sądowa,
historia, falerystyka, mundurologia, prawo, geodezja.
Znajdujące się na stanowisku groby zostały po-
traktowane, jako antropogeniczne obiekty kulturowe, dlatego
ich lokalizacja oraz wszelkie prace badawcze zostały po-
wierzone archeologii. Istotny jest również fakt, że prace tere-
nowe prowadzili naukowcy z różnych ośrodków
badawczych 2 . Sytuacja ta była pod wieloma względami
korzystna. Pozwalała bowiem na konsultację oraz
wypracowanie wspólnej, naj-bardziej odpowiedniej metodyki.
Każde stanowisko miało jed-nak swoją niewątpliwą specyfikę,
a zastana sytuacja oraz pew-ne względy losowe wymagały
dostosowania metod tak, aby przyniosły one jak najlepsze
rezultaty.
Problem dobrania odpowiedniej metody badawczej
był dość istotny od początku prac. Trzeba przy tym podkreślić,
że treść umów zawartych pomiędzy stroną polską a rosyjską
ulegała zmianom, poszerzając tym samym zakres prowa-
dzonych działań. W 1991 roku obejmował on wyłącznie prace
rekonesansowe w Miednoje i Charkowie. Dopiero porozu-
mienie zawarte 22 lutego 1994 roku, „o grobach i miejscach
pamięci ofiar wojen i represji” z Federacją Rosyjską 3 poz-
woliło na znaczne zwiększenie zakresu prowadzonych prac.
Polscy naukowcy uzyskali wówczas pozwolenie na badania
sondażowo-topograficzne. Rok później ich zakres obejmowały
również badania sondażowo-ekshumacyjne.
Zmiany te nie były jednymi trudnościami, z jakimi
musieli zmierzyć się polscy badacze. Wiele problemów było
2
Badania w Charkowie prowadził początkowo prof. A. Nadolski, a później prof.
A. Kola, natomiast w Katyniu i Miednoje głównym koordynatorem był doc. M. Gło-
sek. Lista wszystkich badaczy biorących udział w tym projekcie jest bardzo długa
i obejmuje kilkadziesiąt nazwisk specjalistów z różnych dziedzin.
3
21 marca 1994 porozumienie o tej samej treści zostało podpisane ze stroną ukraiń-
ską, co pozwoliło na kontynuowanie badań na stanowisku w Charkowie.

56
spowodowane niewywiązaniem się strony rosyjskiej z pod-
pisanych wcześniej deklaracji. Dotyczyły one głównie za-
pewnieniu odpowiedniego zabezpieczenia technicznego i lo-
gistycznego. Zmieniano również często ustalone wcześniej
terminy, skracając tym samym czas prowadzonych badań
terenowych. Rosjanie nie udostępnili również map topo-
graficznych. Polscy badacze musieli wykonać wszystkie szki-
ce i mapy wysokościowe, co również opóźniło prace i wyma-
gało późniejszych weryfikacji.
Problemem stała się również sama lokalizacja stano-
wisk. Zarówno w Charkowie, jak i Miednoje teren, na którym
znajdowały się cmentarzyska porastał gęsty i wysoki las.
Uniemożliwiało to wykonanie aktualnej fotografii lotniczej
oraz użycie ciężkiego sprzętu, który mógłby przyspieszyć pra-
ce. Badacze mieli do dyspozycji niemieckie zdjęcia lotnicze
z czasów II wojny światowej, jednak nie ukazywały one rze-
czywistego stanu. Obszar, na którym znajdowały się sta-
nowiska w Katyniu był bowiem wielokrotnie przekształcany.
Przeprowadzone w 1991 roku badania w Charkowie
i Miednoje miały na celu zidentyfikować domniemany cmen-
tarz polskich oficerów więzionych w obozach w Starobielsku
i Ostaszkowie. Miały one charakter rekonesansu archeologicz-
nego, przy bardzo ograniczonym udziale prac ekshumacyj-
nych. Początkowo polscy badacze mieli dołączyć do ekipy ra-
dzieckiej powołanej przez Naczelną Prokuraturę Wojskową
ZSRR. Polscy naukowcy szybko jednak przejęli inicjatywę i to
oni realnie kierowali pracami na stanowiskach.
Pełniej opracowane i bardzo dobrze udokumentowane
zostało cmentarzysko w Charkowie. Dlatego też większość
przytoczonych w niniejszej pracy przykładów pochodzi właś-
nie z tego stanowiska. Lokalne władze wskazały obszar
IV kwartału leśnoparkowego jako miejsce grzebania ofiar
NKWD w latach 1939-1941. Na tym terenie od latach 70. i 80.
XX wieku istniało sanatorium dla członków KGB, dlatego też
obszar ten został ogrodzony i zamieniony w park sanatoryjny.

57
W późniejszych latach budynek przekształcono na mieszkania
dla funkcjonariuszy KGB. Kilka dni przed przyjazdem polsko-
radzieckiej ekipy, teren domniemanego cmentarzyska został
na nowo ogrodzony, wybudowano także pomnik ku czci po-
mordowanych.
Prace prowadzone był przez okres dwóch tygodni, od
25 lipca do 9 sierpnia. Głównym celem było ustalenie obec-
ność szczątków polskich oficerów wśród grobów ofiar NKWD
z lat 1938-1941. Niezbędna więc była dokładna lokalizacja
wszystkich grobów masowych znajdujących się na tym stano-
wisku. Eksploracji archeologicznej podlegały zarówno obiek-
ty, jak i znaleziska luźne. Ograniczenia czasowe uniemoż-
liwiły jednak podjęcie pełnych działań metodycznych. Wszel-
kie podejmowane czynności były tak dobierane, aby mogły
przynieść badaczom jak największą ilość danych.
W 1991 roku badania ograniczono więc do lustracji te-
renu oraz wykonywanych ręcznie lub za pomocą koparki
wkopów sondażowych. Ponieważ na powierzchni stanowiska
nie rysowały się jednoznacznie obiekty, sondaże lokali-
zowano w znacznym stopniu przypadkowo i niemetodycznie
(lokalne służby KGB sprowadziły do Charkowa różdżkarza,
lecz jego działania okazały się mało skuteczne). Choć układ
wkopów był rozproszony to znajdowały się one głównie
w centralnej i południowej części wydzielonego terenu.
Łącznie wykonano 49 sondaży: 29 przekopano ręcznie, a 20
przy pomocy koparki. Wymiary ręcznych wkopów były
różne, jednak nie przekraczały na ogół kilku metrów. Sondaże
wykonywane za pomocą koparki miały szerokość czerpaka
(około 70 cm), a ich długość dochodziła do 37 metrów.
Wszystkie wkopy został naniesione na przygotowaną mapę
topograficzną, kolejno ponumerowane, a wielkości ich rzutów
poziomych została oznaczona. Dodatkowo sondaże zostały
przeprowadzone dla zlokalizowania żelaznych słupków płotu
cmentarnego, ułatwiło to późniejsze ich namierzenie.

58
Większość wkopów przedstawiała nieprzekształconą
antropogenicznie strukturę. Tylko w nielicznych natrafiono na
ślady grobów, które sięgały na głębokość około 200 cm.
W pięciu sondażach (nr V, XXII, XXIV, XXX, XXXIX),
natrafiono na szczątki kostne wraz z towarzyszącymi im
przedmiotami niewątpliwie należącymi do ofiar pochodzenia
polskiego. Niestety tylko dwa z nich (nr V i XXII) zostały
w całości przebadane (Kola 2005).
Sytuacja stratyfikacyjna obydwu obiektów była dość
podobna. Od poziomu powierzchni do około 100 cm zalegała
ciemnobrunatna warstwa gliny z domieszką próchnicy.
W niższej partii tego poziomu pojawiały się pojedyncze mo-
bilia oraz luźne kości ludzkie. Kolejną warstwę tworzyły już
ludzkie szczątki w prawie nienaruszonym układzie anato-
micznym. Miąższość warstwy nie przekraczała na ogół 100–
120 cm. Na tym poziomie zachowały się także fragmenty
tkanki miękkiej, głównie w przemianie woskowo-tłusz-
czowej. Podczas eksploracji zostały również wydobyte liczne
zabytki, których analiza pozwoliła jednoznacznie stwierdzić,
że w badanych grobach znajdują się szczątki polskich ofi-
cerów. Archeologiczny calec, w postaci siwego iłu, stwier-
dzono na głębokości około 200 cm. Podczas eksploracji wko-
pu nr V stwierdzono również zaburzenie w układzie stra-
tyfikacyjnym przez wtórny wkop o głębokości około 100 cm.
Fakt ten może potwierdzać wcześniejsze informacje o po-
szukiwaniach rabunkowych z lat 70. W wykopie XXII
natknięto się natomiast na substancje mazistą o białawoszarej
barwie. Występowała ona zarówno w wierzchniej warstwie,
jak i na poziomie zalegania szczątków ludzkich. Przypuszcza
się, iż była to bliżej nieokreślona substancja chemiczna. Po-
mimo starań nie udało się jednak ustalić czy umieszczono ją
bezpośrednio po wypełnieniu grobów, czy dokonano tego
w okresie późniejszym.
Wspomniane wcześniej ograniczenia czasowe i tech-
niczne spowodowały, że w odkrytych jamach grobowych pro-

59
wadzono uproszczoną eksploracje mechaniczną, którą uzu-
pełniano o rzetelną dokumentację opisową i fotograficzną.
Aby uzyskać jak największą ilość informacji zrezygnowano
z powszechnie stosowanych praktyk. Przykładem może być
eksploracja obiektów z niepełnym uwzględnieniem ich ukła-
du stratyfikacyjnego, rezygnacja z trójwymiarowej lokalizacji
przy użyciu aparatury pomiarowej czy nie wykonywanie bie-
żącej dokumentacji rysunkowej na stanowisku.
Na mocy podpisanej w 1994 roku umowy między Pol-
ską a Rosją, prace archeologiczne miały zostać prowadzone na
trzech stanowiskach. We wszystkich przypadkach miały one
charakter sondażowo-topograficzny. Ciekawym przypadkiem
do analizy jest tutaj stanowisko w lesie katyńskim, ze względu
na jego specyfikę. Teren, na którym znajdują się groby pol-
skich żołnierzy był bowiem od roku 1940 wielokrotnie naru-
szany. Taki stan rzeczy zmusił badaczy do poszukiwania naj-
skuteczniejszej metody eksploracji.
Początkowo rozważano zastosowanie metody niein-
wazyjnej: elektrooporowej lub magnetycznej. Jednak licznie
prowadzone na tym terenie prace terenowe doprowadziły do
znacznego przemieszania warstw ziemnych. Mając na uwadze
wszystkie zaistniałe trudności, postanowiono prowadzić bada-
nia za pomocą ręcznego świdra geologicznego o średnicy
strzemiączka 2,5 i 3 cale (Głosek 2003). Metoda ta jest pow-
szechnie stosowana w osadach, gdyż pozwala na szybkie
określenie układu stratyfikacyjnego. Ponieważ przedmiotem
badań były mogiły zbiorowe, odwierty mogły pozwolić na
szybką ich lokalizację. Metoda ta pozwalała również na
określenie miąższości warstw bez konieczności prowadzenia
czasochłonnych badań sondażowych. Tym sposobem badacze
mogli również lokalizować doły śmierci, gdyż w ich wnętrzu
wciąż znajdował się pojedyncze kości oraz liczne przedmioty.
W 1994 roku przed każdą ekipą zostały postawione
indywidualne cele, które badacze realizowali podczas wyko-
palisk. W wypadku Katynia była to głównie lokalizacja cmen-

60
tarza Polskiego Czerwonego Krzyża założonego w 1943 roku.
Wiązało się to również z odtworzeniem jego granic oraz wy-
znaczeniem poszczególnych mogił. Badacze mieli również
określić czy na stanowisku zachodziły inne procesy podepo-
zycyjne w latach późniejszych. Równie istotną kwestią było
odnalezienie dołów śmierci, w których złożono ciała polskich
oficerów bezpośrednio po egzekucji. W tym przypadku klu-
czowe znaczenie miał dół śmierci nr 8. Według źródeł w tym
obiekcie miały znajdować się szczątki ludzkie w niena-
ruszonym układzie. Jego eksploracja pozwoliłaby nie tylko na
odtworzenie pierwotnego układu stratyfikacyjnego dołów
śmierci, ale również na określenie chronologii oraz uzupeł-
nienie listy pomordowanych żołnierzy. Badaniami objęto rów-
nież okolice dołów śmierci nr 1-7 w celu upewnienia się, czy
nie znajdują się tam inne pochówki, zarówno oficerów pol-
skich, jak i ludności rosyjskiej (Głosek 2003).
Zaburzenia pierwotnego układu miały również wpływ
na stan zachowania materiału kostnego. Wielokrotne przeno-
szenie szkieletów i ponowne ich deponowanie doprowadziło
do naruszenia układu anatomicznego. Szkielety były również
niekompletne i przemieszane. Znacznie utrudniało to pracę
antropologom i lekarzom sądowym. W 1994 roku w Katyniu
za podstawę wyliczeń uznano liczbę czaszek, jednak metoda ta
nie odpowiadała rzeczywistej liczbie szkieletów. Analizy
antropologiczne pozwoliły również określić przyczynę śmierci
oficerów. W większości wypadków był to pojedynczy strzał
w tylną część głowy. W jednym wypadku stwierdzono aż pięć
otworów wlotowych, a w dwóch po trzy.
Dokładna lokalizacja cmentarza PCK i jego pomiary
pozwolił na weryfikację wcześniejszych informacji na temat
tego kompleksu. Mierzy on 45 x 33 m, a nie 60 x 60 m, jak
podawano we wcześniejszych publikacjach. Istotny jest rów-
nież fakt, że usypane nad mogiłami kopce nie odpowiadają
znajdującymi się poniżej jamom grobowym.

61
W 1995 roku kontynuowano badania, jednak ich za-
kres poszerzono o pełną ekshumację zwłok. Pozwoliło to na
szersze opracowanie antropologiczne i na dopełnienie szacun-
kowej listy ofiar. Wraz z całkowitą eksploracją mogił
zwiększyła się liczba znalezisk. Były to głównie przedmioty
osobiste. Do tej grupy należą nie tylko części umundurowania,
obuwie czy polskie oznaczenia, które potwierdzają tożsamość
ofiar, ale również dokumenty i gazety, które pomogły w okreś-
leniu chronologii tych stanowisk. Materiały wydobyte na
cmentarzu PCK w Katyniu wymagały jednak weryfikacji
z uwagi na działalność komisji N. Burdenki. Szczególne
miejsce wśród znalezisk zajmują tzw. znaczki identyfikacyjne.
Niewielkie blaszki metalowe z wybitymi informacjami (dane
osobowe, stopień, miejsce urodzenia itp.), pozwoliły na pełną
identyfikację niektórych osób.
Prace prowadzone w 1995 roku 4 doprowadziły rów-
nież do odtworzenia pełnej planigrafii cmentarzysk w Katyniu,
Charkowie i Miednoje. Plany te stały się punktem wyjścia
działań Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa do usta-
nowienia polskich cmentarzy wojennych.
Fakt zakończenia prac polowych i utworzenie polskich
cmentarzy nie oznacza jednak, że badania można uznać za za-
kończone. Dalsze działania powinny objąć nie tylko opra-
cowanie wydobytych i przewiezionych do Polski przedmiotów
i ich konserwację, ale również dalsze prace terenowe. Chodzi
tu głównie o lokalizacje miejsc egzekucji oraz szerszą lustra-
cję terenu wokół mogił. Trzeba jednak przyznać, iż dotych-
czasowe dokonania wszystkich zespołów badawczych są
olbrzymie, a informacje zdobyte podczas prac wykopalisko-
wych znacznie rozszerzyły historyczną wiedzę na temat oko-
liczności i przebiegu zbrodni katyńskiej.

4
Na stanowisku w Charkowie prace kontynuowano w 1996 roku.

62
2. Badania archeologiczne na terenach niemieckich obozów
koncentracyjnych

Skala zbrodni i nieszczęść spowodowanych przez


Niemców i Sowietów jest porównywalna. Statystyki nawet
skłaniają do stwierdzenia, że reżim komunistyczny przyczynił
się do śmierci o kilka milionów więcej ofiar niż nazizm. Rów-
nież metody stosowane przez Sowietów nie odbiegały znacz-
nie od metod hitlerowców, różniąc się jedynie brakiem komór
gazowych i dymiących krematoriów. Zarówno na wschodzie
aż po Kamczatkę, jak i w centralnej Europie powstała sieć
obozów, w których ginęły miliony ludzi. Niemieckie obozy
koncentracyjne różniły się sposobem uśmiercania ofiar. Słusz-
nie obozy koncentracyjne można nazwać „fabrykami śmierci”.
Były one doskonale zorganizowane, skrupulatnie i bez-
względnie dokonywano w nich mordu na ogromną skalę. Choć
w niemieckich obozach koncentracyjnych mordowano osoby
wszystkich narodowości (również Niemców), to jednak naj-
większa liczba ofiar była wśród przedstawicieli narodu
żydowskiego. Szacuje się, że śmierć poniosło 5,4 mln Żydów,
w tym 3 180 000 obywateli polskich żydowskiego pocho-
dzenia (Czubiński 2006). Pierwsze akty przemocy wobec
Żydów można datować na ziemiach polskich od września
1939 roku. 8 października 1939 roku utworzono getto w Piotr-
kowie Trybunalskim, zaś w trakcie kolejnego roku powstało
kolejnych kilkadziesiąt gett, z których największe zloka-
lizowano w Warszawie, Łodzi i Krakowie. Naziści skupili Ży-
dów w gettach, aby łatwiej kontrolować ponad 3 milionową
grupę ludzi i wykorzystywać ich jako tanią siłę roboczą.
Stłoczeni na niewielkiej przestrzeni, z braku żywności i le-
karstw umierali tysiącami. Mordy na masową skalę rozpoczęły
się po konferencji w Wansee 20 stycznia 1942 roku, kiedy
ustalono plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”,

63
jak eufemistycznie określano to ludobójstwo. Żydów z gett
i miasteczek kierowano do obozów koncentracyjnych.
W obozach takich, jak Auschwitz-Birkenau i Sobibór
przywiezionych w bydlęcych wagonach poddawano selekcji.
Zdrowych i silnych pozostawiano przy życiu, aby jednak
w myśl zasady „Vernichtung durch Arbeit” (zagłada poprzez
pracę) również ich zamordować 5 . Dzieci, kobiety w ciąży, nie-
pełnosprawni i starcy kierowani byli wprost do komór gazo-
wych, gdzie w ciągu dwóch godzin od przyjazdu w brutalny
sposób pozbawiano ich życia (gaz Cyklon B powodował duże
cierpienia przed śmiercią) 6 (Greif 2001). Następnie wyrywano
złote zęby i strzyżono głowy zamordowanych kobiet. Począt-
kowo ciała pomordowanych zakopywano w wielkich grobach
masowych. Jednak Niemcy, świadomi popełnionych zbrodni
starali się ukryć dowody. Rozpoczęto więc akcję ekshumacji
ich ciał i kremacji na wielkich „rusztach” z szyn kolejowych
(jednocześnie spalano do 1000 ciał) lub w wykopanych do-
łach, polewając substancjami łatwopalnymi. Działały również
krematoria, doskonale rozplanowane, spalające tysiące ciał
dziennie (Greif 2001).
W Bełżcu (600-800 tys. ofiar) czy Treblince II (800-
920 tys.) bezpośrednio po przywiezieniu, mordowano całe
transporty, liczące do 5000 osób. Dziennie Niemcy mordowali
8-10 tys. osób. Nie przeprowadzano selekcji, wszystkich
kierowano wprost do komór gazowych. Czasem przedłużano
życie nielicznych mężczyzn zatrudnianych do niewolniczej
pracy w tzw. Sonderkommandach, gdzie zajmowali się m.in.
opróżnianiem komór gazowych i kremacją pomordowanych.
Ich jednak również po jakimś czasie zabijano jako „wtajem-

5
Średnio około 10% ludzi z transportu tymczasowo ocalonych kierowano do pracy
niewolniczej (Greif 2001).
6
W Chełmnie nad Nerem, Bełżcu i Treblince mordowano przy użyciu tlenku węgla
wytwarzanego za pomocą silnika spalinowego. W obozie w Chełmnie ofiary łado-
wano do ciężarówek, których rury wydechowe skierowane były wprost do szczelnej
skrzyni ładunkowej. Była to metoda tańsza i mniej niebezpieczna dla obsługi niż mor-
dowanie Cyklonem B.

64
niczonych”. W miarę zbliżania się Armii Czerwonej, rozpo-
częto akcję likwidacji obozów zagłady, zacierania śladów po
zbrodniczej działalności. Obozy natychmiastowej zagłady nie
były też już potrzebne, po dwóch latach działalności wy-
mordowano większość Żydów.
Przed wkroczeniem na tereny Polski wojsk ra-
dzieckich Niemcy zrównali z ziemią obozy w Treblince,
Bełżcu i Chełmnie nad Nerem. Po wojnie prowadzono wielo-
krotnie prace ekshumacyjne oraz śledztwa. Prawdziwy jednak
wygląd tych miejsc uległ zatarciu. Zagładę przetrwali też nie-
liczni świadkowie tamtych wydarzeń. Traumatyczne przeżycia
spowodowały u nich silne załamania psychiczne, co dodatko-
wo uniemożliwiało odtworzenie prawdy o tych miejscach.
Ponadto po wojnie nie dbano o właściwe upamiętnienie miejsc
kaźni setek tysięcy ludzi. W Chełmnie utworzono GS i składy
opału, a w Bełżcu tartak. Podjęte w latach 60. XX wieku prace
porządkujące przyczyniły się do dalszego zatarcia śladów po
tych obozach.
W tej części pracy odniesiemy się do badań na tere-
nach obozów koncentracyjnych w Bełżcu, Chełmnie i Sobi-
borze, ze względu na największą wartość poznawczą i intere-
sującą metodykę tych badań. Należy zauważyć, że do ka-
tegorii badań archeologicznych miejsc zbrodni XX wieku
można zaliczyć jeszcze inne przedsięwzięcia takie, jak A. Koli
w Jedwabnem czy obozie jenieckim Gross Born. Miejsca te
jednak miały odmienną specyfikę niż omawiane obozy za-
głady. Zauważyć należy, że istotą badań obozów zagłady jest
poznanie prawdy niedostępnej za pośrednictwem innych
źródeł niż archeologiczne, ze względu na brak świadków lub
lakoniczne relacje ocalałych. Ponadto badania tych miejsc nie
mają charakteru prac ekshumacyjnych, a jedynie określają
lokalizację obiektów i masowych grobów. Zawsze bowiem
starano się nie ingerować w struktury grobowe, aby usza-
nować pamięć setek tysięcy zamordowanych oraz żydowski
nakaz religijny zabraniający rozkopywania grobów.

65
Przed 1989 rokiem nie prowadzono badań archeo-
logicznych na większą skalę. W Oświęcimiu w latach 60. XX
wieku przeprowadzono kilka poszukiwań nie zawsze pod na-
dzorem archeologa, mających na celu odnalezienie ukrytych
pamiętników napisanych przez członków Sonderkommanda 7 .
Badania te jednak nie były przeprowadzone zgodnie z wymo-
gami naukowych badań archeologicznych. Z tego powodu
zostaną one pominięte w niniejszej pracy. W latach 90. XX
wieku badania nad martyrologią Żydów weszły w nowy etap.
Polska otworzyła się na świat. Konieczne było nie tylko po-
nowne upamiętnienie ofiar Holocaustu poprzez budowę pom-
ników i nowoczesnych placówek muzealnych, ale także
odkrycie białych plam w historii XX wieku. Nastąpił wzrost
międzynarodowego zainteresowania historią zagłady, co za-
owocowało szeregiem inicjatyw wspieranych przez instytucje
zagraniczne takie, jak np. United States Holocaust Memorial
Museum. Badania archeologiczne musiały dać odpowiedź na
wiele pytań. W związku z pracami upamiętniającymi (budową
pomników i infrastruktury muzealnej) należało poznać
dokładne rozplanowanie obozów śmierci tak, aby nie naruszać
prochów zmarłych w trakcie tych prac. Istotne też było
dokładne rozpoznanie masowych grobów, pozostałości komór
gazowych i innych budynków obozowych. Ponadto znaleziono
wiele przedmiotów osobistych należących do ofiar, które będą
wyeksponowane w tworzonych lub istniejących muzeach jako
jedyne materialne pozostałości po setkach tysięcy istnień
ludzkich.
Na największą skalę prowadzono badania archeo-
logiczne w obozie zagłady w Bełżcu. Kierownikiem działań
prowadzonych w latach 1997-1999 był Andrzej Kola. Obóz
ten, mimo olbrzymiej liczby ofiar (600-800 tys.) pozostawał
jednym z mniej znanych i słabo opracowanych pod względem

7
Według relacji zakopano nawet 30 pamiętników osób świadomych niechybnej
śmierci, które w ten sposób pragnęły przekazać informacje o popełnianych
zbrodniach.

66
badawczym. Znane są relacje dwóch świadków opisujących
zabudowę obozu, które jednak należy uznać za niespójne.
W świetle tych wspomnień obóz zajmował teren o bokach
długości około 250-285 na 205 m. Do obozu doprowadzono
bocznicę kolejową. Centralnie znajdowały się komory gazo-
we, „fryzjernie” i miejsce, gdzie ofiary rozbierały się przed
śmiercią. W niewielkiej odległości od komór gazowych zloka-
lizowane były doły śmierci, do których ciała pomordowanych
dowożono wózkami szynowymi pchanymi przez więźniów
z obsługi obozu.
Ekipa A. Koli prowadziła badania metodą odwiertów
oraz wykopaliskową w miejscach, gdzie nie stwierdzono obec-
ności grobów. Ponadto przeprowadzono szereg analiz spe-
cjalistycznych takich, jak: analizy chemiczne znalezionych
substancji, badania mikroskopowe próbek z badań son-
dażowych.
Metodę sondaży wiertniczych zastosowano wcześniej
w trakcie badań archeologiczno-ekshumacyjnych na cmen-
tarzach oficerów Wojska Polskiego zamordowanych przez
Rosjan w 1940 roku. W Bełżcu wykonano 2227 odwiertów
badawczych, które zasięgiem przekraczały domniemany za-
sięg obozu. Głębokość wykonywanych odwiertów uzależniona
była od charakteru nawarstwień i od poziomu występowania
calca. Odwierty wykonywano świdrami o średnicy pióra 2,5
cala (około 6,5 cm) stosowanymi w badaniach geomor-
fologicznych. Założono siatkę obejmującą powierzchnię około
30 ha, dzięki czemu dokładnie wyznaczono miejsca od-
wiertów sondażowych. Odwierty wykonano co 5 m, a w wy-
jątkowych przypadkach co 2 lub 1 m. Pozwoliło to na dość
precyzyjne określenie położenia grobów i obiektów obo-
zowych. Najczęściej zwłoki zalegały na głębokości 3,5 m od
powierzchni. Spąg grobów znajdował się na głębokościach
4,5–5,0 m, nieraz sięgając do poziomu występowania wody
gruntowej. Miąższość warstwy zwłok dochodziła do 2 m. Brak
dostępu tlenu oraz płytko występująca woda gruntowa spo-

67
wodowały, że zwłoki uległy przemianie w masę woskowo-
tłuszczową. Górne warstwy grobów składają się z prze-
palonych szczątków ludzkich, co związane jest z próbami za-
tarcia śladów mordu przez Niemców. Zlokalizowano również
groby jednorodnie ciałopalne, charakteryzujące się ponadto
mniejszymi rozmiarami. Zauważyć należy, że zacieranie śla-
dów zbrodni, a także powojenna działalność na terenie obozu
doprowadziła do przemieszania warstw i zaburzenia układu
stratyfikacyjnego. Przepalone szczątki ludzkie zauważalne by-
ły na powierzchni do czasu ostatecznego zagospodarowania
i uporządkowania terenu na początku XXI wieku.
Na 2227 odwiertów, w 225 natrafiono na struktury
grobowe wypełnione szczątkami ludzkimi pod postacią prze-
palonych kości oraz zwłok w przemianie woskowo-tłusz-
czowej. W grobach zarejestrowano też kości nie do końca spa-
lone, ślady węgli drzewnych (pozostałości po stosach ciało-
palnych) oraz drobne przedmioty osobiste i śmieci (fragmenty
butelek, gwoździe, blacha). Łącznie stwierdzono obecność 33
dołów śmierci, zazwyczaj o regularnym, prostokątnym kształ-
cie. Groby rozmieszczone były w dwóch strefach o odmiennej
charakterystyce i chronologii. W rejonie północnozachodniego
narożnika obozu, Niemcy utworzyli 21 dołów grobowych
znacznych rozmiarów 8 , niekiedy o objętości ponad 1500 m3.
W północnowschodniej części obozu znajdowało się 12 grob-
ów, w większym rozproszeniu oraz mniejszych rozmiarów. Na
33 groby 10 zawierało szczątki, w górnych partiach poddane
kremacji, zaś w dolnych w przemianie woskowo-tłuszczowej.
W grobach pierwotnie nieciałopalnych nad warstwą zwłok za-
rejestrowano ślady wapna, które miało na celu przyspieszenie
ich rozkładu . Ogólna objętość grobów wynosi w przybliżeniu
21000 m3, zaś powierzchnia grobów 5200 m2.
Rozlokowanie obiektów obozowych o charakterze nie-
grobowym w świetle relacji świadków budziło wątpliwości

8
Dół śmierci nr 10 – 2100 m3, nr 14 – 1850 m3, nr 7 – 1600 m3.

68
i zawierało liczne nieścisłości. Ponadto dokładne usytuowanie
tych obiektów było nieznane. Badania metodą odwiertów,
choć umożliwiło zlokalizowanie struktur antropogenicznych,
nie pozwalało jednak na dokładną analizę zarejestrowanych
obiektów. Konieczne było więc odsłonięcie metodami wyko-
paliskowymi wstępnie rozpoznanych struktur. Próbowano
zidentyfikować obiekty takie, jak komory gazowe, baraki
związane z gromadzeniem i pozyskiwaniem mienia ofiar, ba-
raki wartowników, wieże wartownicze, rampa kolejowa, re-
likty ogrodzenia.
Rampa kolejowa została zidentyfikowana w wykopach
1/97, 2/97, 3/97, 4/97 o szerokości 1 m i długości odpowiednio
8, 14, 10, 8,5 m. Nie odsłonięto całego przebiegu bocznicy ko-
lejowej. Stwierdzono występowanie dwóch torowisk, umiesz-
czonych na drewnianych podkładach oraz konstrukcji, praw-
dopodobnie peronów.
Na terenie byłego obozu odkryto pozostałości ośmiu
budynków oznaczonych w trakcie badań literami od A do H.
Największy z nich (oznaczony literą D), o wymiarach 12 x 26
m, pełnił prawdopodobnie rolę warsztatu samochodowego,
o czym świadczy zachowany kanał naprawczy. Nie jest jednak
wykluczone, że mógł on służyć jako komora gazowa. Po-
dzielony był na 6 identycznych pomieszczeń o powierzchni
około 45 m2. Odpowiadałoby to relacji Kurta Gersteina 9 . Moż-
liwe, że kanał do naprawy samochodów zbudowano później,
już po zaprzestaniu mordów (pod koniec 1942 roku). Dom-
niemaną komorą gazową mógł być też budynek G o wy-
miarach 3,5 na 15 m. Przemawiało by za tym jego usy-
tuowanie w pobliżu masowych grobów oraz konstrukcja –
lekka, wykonana z drewna, o czym wspominają świadkowie.
Duże trudności w przypisaniu roli komory gazowej kon-

9
Kurt Gerstein był oficerem SS i członkiem Instytutu Higieny Waffen-SS. Próbował
poinformować o mordach Aliantów oraz papieża Piusa XII. Jego relacja z obozów
w Bełżcu i Treblince znana jest jako „Raport Gersteina” (źródło: www.kurt-
gerstein.de 2008).

69
kretnym reliktom archeologicznym utrudniają rozbieżne opisy
tych budowli przez różnych świadków. Stanisław Kozak, za-
trudniony jako pracownik przy budowie komory gazowej, opi-
sał ją jako konstrukcję drewnianą o wymiarach 12 na 8 m.
Możliwe jednak, że budynek ten zastąpiono większym i so-
lidniej wykonanym, co odpowiada budynkowi D. Inny
świadek R. Reder twierdził, że centralne miejsce obozu zaj-
mowała betonowa komora gazowa dużych rozmiarów, czego
nie potwierdziły badania wykopaliskowe. Pozostałe budynki,
których przeznaczenie można określić to wartownia oraz inny
pełniący funkcję np. ambulatorium dla załogi (mogą o tym
świadczyć liczne ampułki po lekarstwach oraz przedmioty ta-
kie, jak strzykawki i igły). Budynki A, B, C, H nie zostały
określone pod względem funkcjonalnym. Są one niewielkich
rozmiarów, wykonane bardzo prymitywnie i niedbale. Podczas
eksploracji wszystkich zabudowań odkryto wiele przedmiotów
osobistych po zamordowanych lub członkach załogi 10 (Kola
2000a).
Obóz koncentracyjny w Chełmnie nad Nerem funkcjo-
nował od jesieni 1941 do 1944 roku 11 . Podobnie jak Bełżec
był to obóz natychmiastowej zagłady, z której wyłączano
chwilowo mężczyzn pracujących przy grzebaniu ciał, ewen-
tualnie innych pracach. Ofiary zagazowywano w zamkniętych
ciężarówkach, jednocześnie uśmiercając 80-170 osób. Na-
stępnie ciała zakopywano w masowych grobach. Od 1942 ro-

10
Odkryto m.in. 304 fragmenty betonowych krążków o średnicy 6 cm. i grubości
1 cm. Ich przeznaczenie nie jest znane. Zlokalizowanie ich w obrębie budynku D
(domniemanej komory gazowej) może nasuwać hipotezę, że były to numery oz-
naczające, np. wieszak, na którym dana osoba złożyła swoje ubrania. Oczywiście je-
dynym powodem rozdawania takich numerów było wprowadzanie ofiar w błąd do
ostatniej chwili. Niemcy bowiem najbardziej bali się paniki wśród ofiar, co mogłoby
zakłócić sprawne przeprowadzenie mordu, o czym wiemy ze wspomnień członków
Sonderkommanda z Auschwitz (Greif 2001).
11
Pomiędzy kwietniem 1943 a czerwcem 1944 zaprzestano eksterminacji, wznowio-
no ją, aby zdążyć z akcją Zagłady przed nadchodzącą Armią Czerwoną. W kwietniu
1943 roku wysadzono większość zabudowań obozu, w tym pałac, w którym znajdo-
wali się więźniowie.

70
ku ciała ekshumowano i poddawano kremacji. Łączna liczba
zamordowanych jest trudna do ustalenia i waha się pomiędzy
150-250 tys. ludzi. Do Chełmna kierowano przeważnie tran-
sporty Żydów z Wielkopolski oraz z getta w Łodzi.
Do zbrodniczych celów przystosowano pospiesznie
dawny majątek ziemski wraz z dworem, który pełnił funkcję
rozbieralni, sortowni mienia oraz tymczasowego więzienia dla
obsługujących obóz Żydów. Niemcy wykorzystywali ponadto
odległy o 100 m kościół. Przetrzymywano w nim ofiary w noc
przez egzekucją. Po zagazowaniu, ciężarówki z pomordo-
wanymi odjeżdżały w kierunku tzw. „Waldlager” – obozu zlo-
kalizowanego w pobliskim lesie. Tam ciała pośpiesznie grze-
bano w rowach długości prawie 200 m.
Po wojnie przez wiele lat teren byłego obozu zagłady
był bardzo zaniedbany. W latach 1960-1964, na skutek budo-
wy składu opału i Gminnej Spółdzielni, prawie zupełnie za-
tarto ślady po dokonanej w tym miejscu zbrodni. W latach
1986-1987 przeprowadzono badania archeologiczne, którymi
kierowali J. Kapustka i K. Gorczyca. Uchwycono wtedy
przybliżoną lokalizację zbiorowej mogiły oraz dwa krematoria
na terenie „obozu leśnego”. Ze względu na brak funduszy oraz
niedocenienie wagi tego typu badań, zostały one przerwane.
Wznowiono je w 1997 roku pod kierownictwem Ł. Paw-
lickiej-Nowak. W pierwszej fazie badań skupiono się na tere-
nie majątku oraz kościoła. W czasie funkcjonowania obozu,
przy kościele palono niepotrzebne oprawcom przedmioty nale-
żące do ofiar. Badania archeologiczne miały na celu wery-
fikacje przekazów ustnych świadków oraz określenie miejsca
po ogniskach. Założono trzy wąskie sondaże, w których natra-
fiono na pozostałości ognisk, zawierające dużą ilość prze-
palonych przedmiotów i stopionej masy szklanej. Wśród nich
było też wiele cennych pamiątek po zamordowanych, frag-
mentów biżuterii, przedmiotów związanych z kultem. Naj-
ważniejszym zadaniem w pierwszym etapie badań było odna-
lezienie pozostałości po zniszczonym pałacu. Jako pierwszy

71
odsłonięto długi korytarz biegnący przez centralną część bu-
dynku. Była to ostatnia droga nawet kilkuset tysięcy ofiar,
która prowadziła wprost do ciężarówek gazowych. W trakcie
eksploracji pałacu natrafiono również na wiele przedmiotów,
często oznaczających tragedię pojedynczych osób tak, jak np.
zgięta męska obrączka i damski sygnet ukryte pomiędzy ceg-
łami. Prawdopodobnie w pałacu Niemcy zlokalizowali trzy
warsztaty krawieckie i dwa szewskie, o czym świadczą znale-
ziska. W niewielkiej komórce w narożniku pałacu odkryto
szkielet dziecka w wieku 0-3 miesiące. Obok szczątków dziec-
ka znaleziono platerowaną łyżeczkę oraz nóż szabasowy
z Karlsbadu z napisem hebrajskim „Czcij szabat”. Kolejne
szczątki ludzkie odkryto na północ od południowo-
wschodniego narożnika pałacu. Były to fragmenty szkieletów
dwóch mężczyzn oraz fragment szkieletu mężczyzny bez gło-
wy i kości podudzi. W pobliżu, w 2001 roku, odkryto nie-
śmiertelnik z obozu jenieckiego, należący prawdopodobnie do
jednego z zabitych. Był nim Henryk Pfeffer urodzony w Łodzi
w 1914 roku. Odkrycie szczątków mężczyzn potwierdza infor-
mację o wysadzeniu pałacu razem z znajdującymi się w nim
więźniami. W dalszej kolejności badaniami objęto teren parku
przypałacowego oraz w okolicach zabudowań gospodarczych.
Ze względu na 3 ha powierzchnię badanego terenu zrezyg-
nowano z wierceń sondażowych, które mogłyby nie uchwycić
drobnych pozostałości zbrodni, jakimi były jamy śmietnikowe.
Założono siatkę wykopów sondażowych, dzięki czemu udało
się zlokalizować 9 jam śmietniskowych, służących do zakopy-
wania rzeczy niepotrzebne oprawcom. Zawartość jam prze-
siewano oraz przepłukiwano, co pozwoliło na znalezienie du-
żej liczby drobnych przedmiotów. Podobnie jak przy kościele,
w jamach na terenie parku znajdowały się przedmioty co-
dziennego użytku, nieraz cenne dla ostatnich właścicieli,
którzy zabrali je w swą ostatnią podróż. Niektóre z nich poz-
walają na identyfikację osób lub są przydatne przy datowaniu,
można je wiązać z konkretnymi transportami ofiar. W latach

72
2003–2004 przeprowadzono kolejny etap badań. Objęto nimi
teren tzw. „Waldlager” znajdującego się w lesie Rzu-
chowskim. Ponownie przyjęto metodę zakładania wąskich
wykopów sondażowych oraz odwiertów. Podczas eksploracji
wykopów sondażowych o szerokości 1 m starano się nie in-
gerować w warstwy zawierające szczątki ludzkie. Natrafiono
na pięć mogił w postaci długich rowów długości: 62, 185, 174,
182 i 160 m i szerokości wahającej się od 5 do 10 m.
Wszystkie mogiły zawierały spalone szczątki ludzkie, często
dodatkowo zmielone lub tłuczone. W czasie badań zaobser-
wowano w niektórych odcinkach grobów drobne przedmioty
osobiste, natomiast w innych ich brak. Sugerować by to mog-
ło, że w różnych okresach ofiary zakopywano nagie lub ubra-
ne. W części zachodniej polany zlokalizowano piece oraz doły
do palenia zwłok (Pawlicka-Nowak 2000, 2004).
Obóz w Sobiborze miał zupełnie inna strukturę orga-
nizacyjną niż wcześniej opisywane. Składał się z obozów nu-
merowanych od I do IV, z których każdy spełniał inną
funkcję. Obozy I i II był zapleczem produkcyjnym i miejscem
przebywania niewolniczej siły roboczej. Niejasne było przez-
naczenie obozu IV, w którym prawdopodobnie przetwarzano
amunicję sowiecką (Mazurek 2005). Obóz III był natomiast
miejscem zagłady oraz kremacji i grzebania ciał pomordo-
wanych, których liczbę szacuje się na 250 tysięcy.
Badania archeologiczne rozpoczęte w 2000 roku przez
zespół A. Koli, miały podobną specyfikę do prowadzonych
w Bełżcu. Ze względu na obszar liczący prawie 60 ha zastoso-
wano metodę odwiertów sondażowych, którymi objęto część
terenu, a następnie badań wykopaliskowych namierzonych
wcześniej obiektów. W roku 2004 dodatkowo przepro-
wadzono badania elektromagnetyczne i geofizyczne pozosta-
łego obszaru. W pierwszym etapie badań odkryto cztery bu-
dowle obozowe, o konstrukcji głównie drewnianej oraz stud-
nię. Na uwagę zasługuje relikt baraku (obiekt E) o długości
ponad 60 m. Znaleziono w nim dużą liczbę przedmiotów

73
należących do ofiar takich, jak spinki do włosów, grzebienie,
guziki, klamry do pasa, maszynki do golenia oraz wiele
innych. Na szczególną uwagę zasługuje nagromadzenie na
przestrzeni kilkunastu metrów kwadratowych około 1830
wstrzelonych w ziemię pocisków karabinowych od mausera
i mosina. Pociski te były silnie zdeformowane, a ich nagro-
madzenie sugeruje, że w tym miejscu dokonywano egzekucji
leżących osób. Autor badań wysuwa przypuszczenie, że wy-
miary budynku oraz nagromadzenie pocisków mogą świad-
czyć o jego przeznaczeniu jako komory gazowej, w której po-
nadto dobijano jeszcze żywych ludzi. Najważniejszym aspek-
tem badań A. Koli było ustalenie lokalizacji masowych gro-
bów. Metodą odwiertów sondażowych zlokalizowano siedem
masowych grobów, bardzo dużych rozmiarów o pojem-
nościach mogących wynosić nawet 1720, 2000, 1200, 7700,
550 m3 (dokładna pojemność może być nieznacznie mniejsza,
ze względu na nieregularność wkopów) (Kola 2000b, 2001).
Innowacją w sposobie prowadzenia badań na terenie byłego
obozu koncentracyjnego było zastosowanie wspomnianych
metod: geomagnetycznej i elektromagnetycznej, pozwalają-
cych na wykrycie anomalii naturalnego układu warstw. Ba-
dania prowadzone przez W. Mazurka miały na celu odkrycie
pozostałości obozu IV oraz III, w tym weryfikacja ustaleń
ekspedycji A. Koli. Natrafiono na liczne konstrukcje, prawdo-
podobnie betonowe, o znacznych wymiarach. Nie prowadzono
jednak ich eksploracji, stąd przeznaczenie tych budowli jest
niejasne. Zespół W. Mazurka, poszedł dalej śladem odkryć
A. Koli w kwestii dokładnej weryfikacji drzew ze śladami dru-
tu, które tym samym wyznaczały zasięg płotów z drutu kol-
czastego ogradzających obóz (Mazurek 2005).
Badania archeologiczne zbrodni katyńskiej oraz oboz-
ów zagłady wniosły olbrzymią ilość informacji na temat tych
tragicznych wydarzeń. Za najważniejsze osiągnięcia badań
należy wskazać stworzenie planigrafii obozów i cmentarzy
oraz lokalizacji miejsc grzebalnych. Udało się zrekonstruować

74
przebieg zbrodni, stosowane metody uśmiercania oraz organi-
zację tych miejsc. Aby zagospodarować cmentarze i byłe obo-
zy zagłady należało wyznaczyć precyzyjną lokalizację grob-
ów. Ponadto badania archeologiczne przyczyniły się do osza-
cowania lub określenia liczby ofiar. W wielu wypadkach moż-
na było nawet ustalić tożsamość pomordowanych lub ich przy-
należność do określonych grup (np. Żydzi z konkretnych
miejscowości, żołnierze z danych jednostek, itp.). Nie należy
też umniejszać roli odnalezionych przedmiotów, które oprócz
bycia jedynymi materialnymi pozostałościami po zamordo-
wanych, dostarczyły wielu informacji, w tym potwierdziły
chronologię.
Archeologia zbrodni II wojny światowej, choć daje
odpowiedź na niezwykle istotne pytania, nie jest dziedziną
cieszącą się popularnością wśród badaczy. Oprócz badań nad
zbrodnią katyńską, sporadycznie prowadzi się poszukiwania
na terenach masowych mordów. Z jednej strony specyfika
tych badań wymaga od archeologa dużych umiejętności oraz
wiedzy, z drugiej pojawiają się wątpliwości natury moralnej.
Archeolodzy badający te miejsca mogą spotykać się z nega-
tywną opinią o swojej pracy. Uważa się często, że ich za-
daniem jest tylko wydobycie z ziemi cennych artefaktów oraz
przekopanie miejsc spoczynku setek tysięcy ludzi, naruszając
ich spokój. Pamiętać jednak należy, że bez badań archeolo-
gicznych niemożliwe jest odpowiednie upamiętnienie miejsc
zagłady i odkrycie prawdy o jednej z największych tragedii
XX wieku.

Bibliografia
Czubiński A.
2006 Historia powszechna XX wieku, Poznań.
Głosek M. (red.)
2003 Katyń w świetle badań terenowych 1994-1995, Toruń.

75
Graif G.
2001 "... płakaliśmy bez łez..." : relacje byłych więźniów żydowskiego
Sonderkommando z Auschwitz, Warszawa-Oświęcim.
Kola A.
1996 Katyń, Miednoje, Charków. Ziemia oskarża, (red.) A. Kola,
A. Przewoźnik, Warszawa.
2000a Hitlerowski obóz zagłady Żydów w Bełżcu w świetle źródeł
archeologicznych. Badania 1997-1999, Warszawa-Waszyngton.
2000b Sprawozdanie z archeologicznych badań na terenie byłego obozu
zagłady Żydów Sobiborze w 2000 r., „Przeszłość i Pamięć”
Biuletyn Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, 3(16)/2000,
s. 89-92.
2001 I badania archeologiczne terenu byłego obozu zagłady Żydów
w Sobiborze w 2001 r., „Przeszłość i Pamięć”, Biuletyn Rady
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, 4(21)/2001, s. 115-122.
2005 Archeologia zbrodni, Toruń.
Mazurek W.
2005 Wyniki badań archeologicznych na terenie byłego hit-
lerowskiego obozu zagłady w Sobiborze koło Włodawy, woj.
Lubelskie w 2004 roku, Zeszyty Muzealne, Muzeum Pojezierza
Łęczyńsko-Włodawskiego we Włodawie, 13, s. 84–94.
Pawlicka-Nowak Ł.
2002 Badania archeologiczne na terenie b. ośrodka zagłady w Chełm-
nie nad Nerem w 2001 r., „Przeszłość i Pamięć”, Biuletyn Rady
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, 1-2(22-23)/2002, s. 61–
65.
2004 Badania archeologiczne na terenie byłego ośrodka zagłady
w Chełmnie nad Nerem, [w:] red. Ł. Pawlicka-Nowak Mówią
świadkowie Chełmna, Konin-Łodź, s. 42-66.
Rees L.
2005 Naziści i „ostateczne rozwiązanie”, Warszawa.
Tarczyński M. (red.)
1996 Zbrodnia nie ukarana. Katyń-Twer-Charków, Zeszyt Katyński, 6.

Abstract
The archaeology of World War II crimes is still an
extremely difficult and current problem. Although this period
of Polish history seems to be relatively well-developed, many
questions still remain unanswered. Archaeological studies

76
carried out in such places as the Katyn, Kharkiv, Miednoje
reveal a fuller and truer picture of these events. They make
it possible not only to identify and create a fuller list of vic-
tims, but also enrich our knowledge of the circumstances of
the crimes. Items and data collected during the excavations are
useful not only as an evidence for legal proceedings, but also
moving souvenirs after murdered. An extremely important
aspect was the establishment of the full graves arrangement,
which was used to organize the subsequent war cemeteries.
Additionally, the archeology of World War II crimes includes
research on German extermination camps. Also, the same his-
torical sources are not complete. Particularly important are
studies in Bełżec, Sobibor, Treblinka and Chełm. These sites
due to smaller amount of information and sometimes few of
survivors, need to develop more. An important aspect was to
define the place were hundreds of thousands killed were
buried and to estimate the number of victims. This paper pre-
sents this methods.

77
78
Małgorzata Wosińska
Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

„Do kogo należy ta ziemia?” Groby masowe


w Ponarach jako przykład badań nad przemianami
symbolicznego statusu przestrzeni

Wstęp – o pamięci i jej braku

Praca z historią czy praca nad historią dla etnologa


bardzo często oznacza pracę z ludzką pamięcią lub/i jej
brakiem. Dyscyplina etnologiczna skupiona jest z zasady na
człowieku i jego byciu w świecie. Jednak kategoria „pamięci”
nie jest tożsama tylko dla organizmu żywego. Zakładając, że
człowiek żyje w przestrzeni (i nie ma tu dla mnie znaczenia
czy będziemy ją dzielić na: fizyczną, ekologiczną czy
kulturową) pamięć może dotyczyć również samego miejsca
jego bytowania. Geografowie społeczni tłumaczą pojęcie
„miejsca” właśnie jako: przestrzeń przyswojoną, którą
w mniejszym lub większym stopniu uznajemy za własną
i z którą czujemy emocjonalną więź (Lisowski 2003, s. 129).
Wprowadzony został nawet specjalny termin: „topofilia”
podkreślający uczuciowy charakter relacji: człowiek–miejsce,
rozumiany pod kątem: zmysłowym, estetycznym, inte-
lektualnym, a także poczucia przynależności (Tuan, za: Li-
sowski 2003, s. 130). Wnioskuję, że skoro ludzka pamięć jest
silnie zależna od emocji (Maruszewski 2005), a emocje od
miejsca (teoria Yi-Fu Tuan‟a, patrz: Lisowski 2003), to mod-
ne ostatnio pojęcia „miejsc pamięci” i „miejsc niepamięci”
w humanistycznym dyskursie naukowym są jak najbardziej
uzasadnione i cechuje je interdyscyplinarność.

79
Jednakże z racji szerokiego kontekstu zagadnienia nie
ma wciąż wyznaczonej ścisłej definicji „miejsca pamięci”. Za-
miast niej zaproponuję koncepcję Pierre Nora, która wydaje
się być trafna w ujęciu problematyki niniejszej pracy: (Nora
za: Szpociński 2003):

[…] chodzi o miejsca, w dokładnym znaczeniu tego słowa, gdzie


pewne wspólnoty – jakie by one nie były – naród, rodzina, grupa
etniczna, partia przechowują swoje pamiątki lub uznają je za
niezbywalną część swojej osobowości: miejsca topograficzne, jak na
przykład archiwa, biblioteki, czy muzea; miejsca monumenty –
pomniki, cmentarze, architektura; miejsca symboliczne – piel-
grzymki […]. Wszystkie one mają swoją historię.

Jak wspomniałam pojęcie „miejsce pamięci” pojawia


się w dyskursie humanistycznym coraz częściej. Dlaczego?
Być może wpływ mają na to czasy, w których żyjemy. Wiek
XX i XXI – nazywane Epoką Lęku – spowodowały, że czło-
wiek doświadczony został grozą apokalipsy atomowej, maso-
wej śmierci i liczebnością coraz to na nowo odkrywanych ma-
sowych grobów (Hobfoll 2006). Czas lęku skłania do roz-
liczeń i prób wyciągania wniosków na przyszłość, więc
otwieramy kolejne archiwa, publikujemy, zakładamy Muzeum
Powstania Warszawskiego, organizujemy Marsz Żywych.
Tworzymy miejsca do pamiętania – jak pisał Nora – bo to one
nas identyfikują z miejscem, czasem i z nieraz trudną historią.
Zdarza się jednak, że historia jest zbyt trudna do
identyfikacji. Dzieje się tak, gdy dotyczy skrajnych emocji lub
stanów granicznych takich, jak śmierć i cierpienie. Wtedy
może pojawić się mechanizm, w psychologii zwany „wypar-
ciem” polegający na świadomym bądź nieświadomym zapo-
minaniu wspomnień wartościowanych silnie negatywnie.
(Maruszewski 2005). Tak jak pamięć indywidualna (poszcze-
gólnego osobnika) ma możliwość „wyparcia”, tak paralelnie
pamięć zbiorowa (Halbwachs 2008) również. Mechanizm
„wyparcia” jest uznany za obronny w biologii człowieka. Tru-

80
dno więc winić kogokolwiek, w sensie osobniczym za jego
działanie. Jednak w wypadku pamięci społecznej uznanie ta-
kiego mechanizmu za „obronny” byłoby już zbyt dużą rela-
tywizacją. Warto o tym pamiętać, bo czasem „wyrzucanie”
czegoś z publicznego dyskursu to zwyczajna polityczna pro-
paganda.
Niemniej, to z mechanizmu wyparcia tworzą się
„miejsca niepamięci”. Podobnie, jak w wypadku „miejsca pa-
mięci” nie posiadają definicji stałej, ale ich ideę odnajdziemy
w zbiorze esejów Znikająca Europa, wspaniale oddających
klimat zapomnianej strony Starego Kontynentu (Raabe, Sznaj-
derman, Wołowiec 2006, s. 5):

Last & Lost – […] znakomicie pasuje do wielu pejzaży zarówno


wschodniej jak i zachodniej Europy – wszędzie tam, gdzie napotkać
można pozostałości epoki naznaczonej przez wojny, wysiedlenia,
ludobójstwo i bezwzględne poskramianie przyrody, ale także tam,
gdzie ciągną się kilometrami aleje, puszcze, jeziora […]. Utracone,
opuszczone, zdradzone przez historię i przyrodę przestrzenie mają
dziwny, nierzeczywisty urok, którego opisanie i nazwanie jest celem
„Znikającej Europy”. Gdy rzeczy i miejsca tracą kontekst, który
nadawał im funkcję, można w nich czytać. Bezużyteczne, w pew-
nym sensie wyzwolone, zyskują osobliwą naturę […].

Miejsce, które obrałam na prowadzenie badań to ewi-


dentne „miejsce niepamięci”. Warto przyjrzeć się jego historii
i współczesności Ponar. Może dzięki temu uda nam się do-
strzec ich „osobliwa naturę”?

2. Ponary – czas, miejsce, bohater

Ponary to niewielka miejscowość położona na połud-


niowy zachód od Wilna, która od XIX wieku znana byłą jako
idealne miejsce dla wypoczynku i sezonowego osadnictwa
mieszkańców Kresów Wschodnich. Dziennikarka i eks-

81
wilnianka Helena Pasierbska (1996, s. 17) o dawnych Pona-
rach pisze następująco:

Gąszcz tamtejszych borów był niegdyś siedliskiem łownej zwierzyny,


a miejscowa ludność korzystała z obfitego runa leśnego: grzybów
oraz wszelkich jagód, szczególnie dorodnych poziomek1. Do dziś
zresztą bogactwa natury są tu w obfitości.

Okolica cechuje się również względną łatwością do-


jazdu ze stolicy (węzeł kolejowy łączy Ponary z Wilnem
i Trokami). Jednak pomimo dobrej komunikacji miejscowość
ukryta jest wśród wzgórz i sosnowych lasów i to przesądza
o jej wyizolowanym charakterze.
Skład etniczny Ponar przed wojną miał charakter
mieszany. Główną grupę osadników stałych i sezonowych sta-
nowili Żydzi i Polacy, mniejszą – Litwni2. Przestrzeń choć
zadbana i lubiana przez „wieloetniczną” wspólnotę, niedługo
miała pozostać „przyjazną” człowiekowi. Gwałtowne „nazna-
czenie” krajobrazu nastąpiło między 1941–1944 rokiem, kie-
dy w ponarskich lasach przeprowadzono faszystowską akcję
eksterminacji ludności żydowskiej (70 tys.) oraz polskiej (30
tys.), wykorzystując do tego celu oddziały litewskie jako eg-
zekutorów (Tomkiewicz 2008; Pasierbska 1996). Do czyn-
ności związanych z egzekucjami Niemcy pod dowództwem

1
Chciałabym podkreślić obecność jagód i grzybów w cytowanym fragmencie, gdyż
staną się one kluczowa kategorią dla prowadzonych przeze mnie badań.
2
Skład ludnościowy ziem wileńskich charakteryzuje się różnorodnością etniczną,
gdyż Kresy Wschodnie były wielokrotnie elementem przetargowym między: Polską,
Litwą, Związkiem Radzieckim i Niemcami. Za najważniejszy konflikt w ramach
prowadzonych przeze mnie badań, uważam konflikt radziecko-litewski z 1939 roku
(Litwa nie chciała się zgodzić na patronat Związku Radzieckiego bojąc się, że straci
autonomię) i konflikt sowiecko-niemiecki rozpoczęty 1941 roku (wtedy Litwa opo-
wiedziała się po stronie niemieckiej, aby nie dostać się w strefę oddziaływań ra-
dzieckich). Tym samym między 1941-1944 na terenie Litwy stacjonowały wojska
niemieckie, które wprowadziły politykę faszystowską eksterminują Żydów
Wileńskich (w Ponarach) i prowadziły regularną walkę z polskim ruchem oporem
(więzienie na Łukiszkach dla więźniów politycznych, dla wielu oznaczało właśnie
śmierć w lasach ponarskich) (Tomkiewicz 2008; Pasierbska 1996; Sakowicz 1999).

82
podoficera Martina Weissa stworzyli specjalny oddział – Ypa-
tingas Burys. Rekrutowali się do niego ochotnicy spoza woj.-
ska oraz członkowie paramilitarnej organizacji Lietuvos
Szauilu Sajunga (Związek Strzelców Litewskich, nazywani
potocznie „Szaulisami”) powstałej w 1919 roku i mającej cha-
rakter nacjonalistyczny (Pasierbska 1996, s. 25).
Wybór Ponar na miejsce egzekucji nie był jednak
przypadkowy. Jeszcze przed konfliktem sowiecko-
niemieckim rozpoczętym w 1941 roku wojska radzieckie za-
częły budować w ponarskim lesie bazę wojskową i wykopały
doły paliwowe średnicy od 8 do 40 m i od 5 do 6 m głębo-
kości. Doły nigdy nie zostały użyte zgodnie z przezna-
czeniem, gdyż Niemcy zajęli tereny Wileńszczyzny zanim So-
wieci ukończyli budowę bazy. Niemcy natychmiast zwrócili
uwagę na Ponary – ich komunikacyjna dostępność, przy jed-
noczesnej izolacji, „gotowe doły” mogące służyć za masowe
groby, mieszany skład ludności, którą łatwo było zastraszyć
i zmusić do milczenia oraz las wygłuszający strzały.
Wszystkie te elementy przemawiały za „potencjałem”
przestrzeni. Zbrodnia przeprowadzona została pod oknami do-
mów mieszkańców Ponar. Zdarzało się, że ludność lokalna
obserwowała całą sytuację przez lornetkę z własnego balkonu.
Byli w stanie rozpoznać twarze oprawców i ofiar. Przy pro-
cesach to oni byli najbardziej wiarygodnymi świadkami.
Najsłynniejszym tego rodzaju „świadkiem” był Kazimierz
Sakowicz, który spisywał swoje szczegółowe raporty, chował
do butelek i zakopywał w ogrodzie domu w Ponarach. Zginął
z rąk nieznanego sprawcy w lipcu 1944 roku (Pasierbska
1996, s. 29). Jego zapiski zostały odnalezione niedługo po
wojnie, ale rozszyfrowania ich i wydania dokonała Rachela
Margolis dopiero w 1998 roku. Co zadziwiające, przez te
wszystkie lata nie stanowiły „wystarczająco dobrego” pre-
tekstu by zmierzyć się z historią3.

3
Tylko część zbrodniarzy została osądzona podczas procesu norymberskiego.

83
Świadkowie, z którymi pracowałam, zbrodnię pamię-
tali najczęściej z czasów dzieciństwa lub z opowiadań rodzi-
ców, ale mimo to i oni używali szczegółu w narracji:

- więźniowie szli nago [mężczyzna, pół Litwin – pół Polak, lat 84];
- Ojciec woził Żydów wozem. Do Ponar jeździł z Wilna kilka razy
w ciągu dnia. Jak dojeżdżali, to wojskowi zabierali im wszystkie rze-
czy. Polakom też. No i potem handlowano ubraniami, butami, poś-
cielą… [kobieta, Polka, 78 lat];
- Ci Litwini co strzelali strasznie dużo pili. Niemcy im specjalnie zo-
stawiali alkohol. Tak byli pijani, że jak wracali do domu to się
chwalili, kto jakiemu dziecku główkę o drzewo strzaskał i ile razy
[kobieta, Litwinka, 71 lat];
- Więźniów torturowano. Hodowali takie wilczury do gryzienia
i straszenia [mężczyzna, pół Litwin – pół Polak, lat 84].

Dzisiejsze Ponary to zaniedbana wileńska prowincja.


Po zbrodni ponarskiej pozostały rozległe groby masowe, które
wpisując się w krajobraz fizyczny i kulturowy tego miejsca
zmieniły go nieodwracalnie. Domy są zniszczone lub opusz-
czone, a sami mieszkańcy często bezrobotni czy w wieku
emerytalnym. Połączeń z centrum Wilna nie ma zbyt często,
pomimo iż węzeł kolejowy wciąż jest czynny. Społeczność
współczesnych Ponar stanowią Polacy (około 30 proc.),
Rosjanie (około 20 proc.) oraz co oczywiste – Litwini (około
50 proc.). W badanym przeze mnie obszarze przyległym do
grobów masowych, tzw. Ponarach Górnych mieszka około
700 osób. Część z nich to naoczni świadkowie zbrodni, część
to przybysze z niedalekiej przeszłości. To, że z racji ogólnego
zaniedbania i „trudnego” historycznego kontekstu przestrzeń
utraciła walory miejsca rekreacyjnego jest zrozumiałe. Wspo-
mina o tym jedna z moich Informatorek:

- Przyjeżdżali tu letnicy tacy Żydzi, na początku lat 90. Oni niby


wiedzieli, co to za miejsce. Ale przyjeżdżali i tak. Tylko nie chodzili
do lasu, a do centrum Wilna samochodem. I raz poszli do lasu,

84
zobaczyć groby z moim kuzynem. To już więcej nigdy nie przyjechali
do nas i się nawet nie odezwali. [kobieta, Polka, lat 37]

Zadziwia jednak fakt, że Ponary nie funkcjonują


w świadomości społecznej jako symbol (nawet w sensie topo-
graficznym są bardzo niewyraźnie oznaczone). Milczenie wy-
muszone na mieszkańcach w czasie wojny, dziś wymuszone
jest poprzez zachowywanie poprawnych stosunków dyplo-
matycznych między Polską a Litwą. O zbrodni ponarskiej nie
uczy się ani w litewskich ani w polskich szkołach. Nawet aka-
demicka świadomość wydarzenia nie jest szeroka (osobiście
sprawdziłam). Choć na terenie grobów postawiono kilka pom-
ników i minimuzeum (zamknięte), a raz do roku przyjeżdżają
liczną grupą Żydzi by pomodlić się wspólnie za zmarłych; to
jak już wspomniałam Ponary uległy celowemu bądź „obron-
nemu” zapomnieniu.

Ryc. 1. Mapa udostępniona przez Helenę Pasierbską (własność


prywatna).

85
Ryc. 2. Rycina nieznanego pochodzenia. Umieszczona przez Ra-
chele Margolis w „Dziennikach” Sakowicza, jako jedna z ilustracji.
Świadek H. Pasierbska uważa, że grafika jest anonimowa.

3. Projekt badawczy

Od września do grudnia 2008 roku prowadziłam ba-


dania w Ponarach nad społeczno-kulturowym kontekstem
grobów masowych pojmowanych jako materialne świa-
dectwo zbrodni i eksterminacji. Geograficzny zakres badań
dotyczył przede wszystkim samych Ponar, gdyż zdecy-
dowałam się na percepcję „miejsca niepamięci” w kontekście
węższym – lokalnym, etnograficznym, a nie w kontekście
szerszym: międzynarodowym, o rysie politologiczno-histo-
rycznym. Z kolei zakres czasowy obejmował dwie płasz-
czyzny. Jedną z nich były lata 1941–1944, czyli okres prze-
prowadzania akcji ludobójstwa. Zdecydowałam się na jego
uwzględnienie, gdyż bez analizy archiwaliów i publikacji nau-
kowych mówiących o samej „historii” nie byłabym w stanie
odnieść się do pamięci świadków spotkanych w trakcie badań
terenowych, które działy się we współczesności i stanowiły
drugą płaszczyzną czasową.
Głównym celem projektu było badanie przemian
symbolicznego statusu przestrzeni, które przeszły drogę od

86
„oswojonej” i sielskiej przedwojennej miejscowości let-
niskowej, przez naznaczone cierpieniem miejsce kaźni, do
zrewitalizowanej przez mieszkańców współczesnej wileńskiej
prowincji. Jednak tak samo ważne okazało się same przy-
patrzenie metodom, dzięki którym człowiek może takiej
przemiany przestrzeni dokonać. By zrozumieć fenomen re-
witalizacji musiałam dokonać przeglądu poszczególnych za-
chowań społeczno-kulturowych mieszkańców wobec anomalii
przestrzennej jaką jest grób masowy. Interesowały mnie za-
równo sfera behawioralna (czyli to „co miejscowi fizycznie
robią z miejscem pochówku?” i „jak się wobec niego/na nim
zachowują?”), jak i sfera deklaratywna (czyli refleksje spo-
łeczności na temat mieszkania w przestrzeni „naznaczonej”
grobami masowymi).
Cele badań zdeterminowały metody. Oprócz wcześ-
niejszej pracy na źródłach zastanych, najważniejszymi stały
się badania terenowe i kontakt ze świadkami. Prowadzenie
obserwacji uczestniczącej (przebywanie na terenie grobów
masowych) na przemian z wywiadami pogłębionymi (głównie
biograficzne) z członkami społeczności były jedyną drogą
weryfikacji pokrycia się sfery deklaratywnej i behawioralnej.
Jednym słowem sprawdzenia czy miejscowi „rzeczywiście ro-
bią to, co mówią, że robią w stosunku do grobów masowych”.
Praca ze świadkami po przejściach traumatycznych
nie należy jednak do najprostszych. Posiada znamiona kon-
fliktu, który rozwinąć się może w każdej chwili pomiędzy ba-
daczem (a myśląc o sytuacji związanej z grobami masowymi
– nie tylko etnologiem, ale i antropologiem fizycznym, ekipą
ekshumacyjną, archeologiem sądowym), a lokalną spo-
łecznością, która utrudnia dostęp do pamięci i/lub ziemi.
Wydawać się może, że pojawiający się „konflikt” dotyczyć
będzie genocytu (czy pojedynczej zbrodni) rozumianego jako
problem polityczny/ideologiczny. Badania w Ponarach przy-
niosły jednak inną odpowiedź. Z czasem zrozumiałam, że
„konfliktowe” dla współczesności to nie jest to co leży w sa-

87
mym traumatycznym zdarzeniu (historii ludobójstwa w Pona-
rach), ale to co dzieje się z ludźmi w sensie psychicznym
w następstwie zdarzenia.
Psycholodzy zdefiniowali „traumę” jako następstwo
przeżycia „wydarzeń traumatycznych” charakteryzujących się
obecnością stresora wynikającego z poza zakresu normalnych,
ludzkich przeżyć. Genocyt oczywiście podlega tej charak-
terystyce, ale do wydarzeń traumatycznych należą również
sama wojna, tortury, klęski żywiołowe, katastrofy komuni-
kacyjne, a także nagła, nieoczekiwana śmierć bliskiej osoby,
bycie świadkiem zabójstwa czy przebywanie dłużej niż
kilka dni w sytuacji wysokiego emocjonalnego napięcia
(Lis-Turlejska 2005). Informatorzy litewscy, ale także polscy
i rosyjscy, nastawieni byli do mnie nieufnie, gdyż ich stan
psychiczny z zasady był niekomfortowy, a nie dlatego, że mo-
je pochodzenie (polskie) szczególnie ich drażniło. Ponary
z zasady nie są przyjaznym miejscem do życia, a napięcie
emocjonalne udziela się z powodów ekonomiczno-gospo-
darczych (dla większości) i psychologicznych (dla świadków
zbrodni). Potrzebowałam czasu i faktycznego bycia ze spo-
łecznością w terenie, nie tylko na płaszczyźnie badawczej, by
pokonać opór społeczności lokalnej.

4. Kwestia „jagód i grzybów”

Nie przypuszczałam, że problematyka grobów maso-


wych może być aż tak interdyscyplinarna, jak okazało się to
w trakcie badań terenowych. Tworząc kategorie społeczno-
kulturowych zachowań względem grobów masowych,
zależało mi na znalezieniu jakiegoś wspólnego punktu odnie-
sienia dla wszystkich. Myślałam o jakiejś formie zachowania,
a może o wspólnie podzielanej emocji? Rzeczywistość okaza-
ła się dużo bardziej pragmatyczna. W czasie prowadzenia wy-
wiadów z informatorami zauważyłam, że jeśli temat wkraczał
na kwestię pochówków, to u większości pytanych powtarzane

88
były dwa słowa: „jagody” i „grzyby” (mówione w kon-
tekście własnej osoby bądź osób trzecich).
I tu chciałabym przypomnieć cytowany wcześniej
fragment Heleny Pasierbskiej (1996, s. 17):

[…] a miejscowa ludność korzystała z obfitego runa leśnego:


grzybów oraz wszelkich jagód, szczególnie dorodnych poziomek. Do
dziś zresztą bogactwa natury są tu w obfitości.

Zgadzało się więc, że Ponary są ziemią żyzną i współ-


cześni mieszkańcy z niej korzystają, zbierając jagody i grzy-
by. Jednak jak wytłumaczyć fakt, że informatorzy używali tej
charakterystyki właśnie w stosunku do grobów masowych?
Czas moich badań przypadał na wyjątkowo mroźną
jesień i zimę, co wykluczyło obserwację zjawiska w praktyce.
Postanowiłam więc nawiązywać do runa leśnego, w czasie
każdego następnego wywiadu i rozwinąć wątek. Finał „ekspe-
rymentu”, choć łatwy do przewidzenia i tak mnie zaskoczył.
Chodziło o zbieranie grzybów i jagód przez mieszkańców
Ponar we wnętrzu „dołów paliwowych”, czyli z grobów ma-
sowych. Nie zaskakiwał mnie może już sam fakt „zbierania”,
ale jego uzasadniania, które stały się zrębem do stworzenia
kategorii zachowań, spisania metod rewitalizacji i ogólnego
podsumowania badań.
Mieszkańcy Ponar dzielili się na poszczególne grupy,
do których kategoryzowali się sami, bądź też kate-
goryzowali na zasadzie kontrastu (w pozytywną i negatywną
stronę) swoich znajomych i sąsiadów (których z kolei ja nie
uwzględniałam). Podział wyłonił grupę:

nie zbierającą i nie jedzącą, gdyż cytuje: to nie „wy-


pada – tam leżą zmarli’, „to straszne’, „to obrzydliwe -
tam leżą trupy’, „za zmarłych trzeba się modlić’, „są ta-
cy, co tak bezczeszczą…’;

89
zbierającą, ale nie jedzącą, gdyż cytuje: „zerwę jakiś
kwiatek, ale do domu nie wezmę – strach’, ‘czasem coś
tam pozbieram ze znajomymi, ale nie chcę tego jeść…’;
zbierającą, ale nie jedzącą, tylko sprzedającą (sic!)
gdyż cytuje: „co się bać zmarłych – trzeba się bać ży-
wych!’. Innym uzasadnieniem było wzruszanie ramio-
nami przez informatorów;
zbierającą i jedzącą: gdyż cytuje: „zmarłym na zdro-
wie’, ‘oni już wycierpieli, teraz można się z nimi cie-
szyć’, ‘to mi nie przeszkadza’, ‘żywych trzeba się bać,
nie zmarłych’, ‘bliżej nieba’, ‘są smaczne, a tam już
kości żadnych nie ma – rozłożyły się’.

Wnioski płynące z doświadczone ukazały, że do infor-


matorów, z którymi przeprowadziłam wywiady na temat „po-
żywienia” należeli zarówno: Polacy, Litwini, jak i Rosjanie
reprezentujący obie płci i różne grupy wiekowe. Żadna z wyz-
naczonych przeze mnie grup nie była kształtowana: etosem,
wiekiem ani płcią. A co więcej, nawet w obrębie jednej ro-
dziny (polskiej) zdarzyło mi się odnaleźć prawie pełny przek-
rój zachowań.
Bez względu na kontrowersje, które pojawiają się
wokół tematu „jagód” i „grzybów”, pewnym jest natomiast, że
sam grób masowy wpływa na jakość gleby. Udało mi się od-
naleźć abstrakt referatu J. Żychowskiego pt.: Wpływ maso-
wego grobu zlokalizowanego w utworach aluwialnych na ja-
kość środowiska przyrodniczego, którego krótki fragment pro-
ponuje poniżej (Żychowski 2000):

Badania prowadzone w Puszczy Niepołomickiej w miejscu, gdzie


pochowano w czasie II Wojny Światowej około 1700 ludzi, wskazują
na charakterystyczną jakość środowiska przyrodniczego. Dotyczy
ona wpływu rozkładających się ciał na skład: podłoża, wody, części
roślin, żywicy, huby, powietrza. Ocenę tej jakości przeprowadzono
na podstawie badania zawartości pierwiastków oraz jonów za

90
pomocą metod spektroskopowych oraz chromatograficznych na
urządzeniach o standardzie ISO 2000.

Perspektywa biologiczna była dla mnie kolejnym do-


wodem, że sfera deklaratywna i behawioralna moich informa-
torów/świadków mogą być spójne.

Zakończenie - „Do kogo należy ta ziemia?”

Wyniki badań ukazały, że wieloetniczna społeczność


mieszkająca w Ponarach ma bardzo różny stosunek do grobów
masowych. W procesie rewitalizowania przestrzeni, pojawiły
się tak skrajne kategorie zachowań, jak:
- sakralizacja wyrażona, m.in.: stawianiem świeczek
na grobach, mówieniem o przestrzeni z nabożeństwem,
czcią, modlenie się za zmarłych na terenie grobów i po-
za tym terenem, przynoszenie kwiatów itp.
- profanacja zachodząca poprzez uczestniczenie w li-
bacjach alkoholowych w „dołach paliwowych” (jak po-
wiedział jeden ze świadków: tam nie wieje [mężczyzna,
lat ok. 25, Litwin]), palenie papierosów itp.
- asymilacja polegająca na traktowaniu miejsca kaźni
jak przestrzeni spacerowej czy piknikowej, miejsca do-
brego na lekturę książki i uprawiania joggingu.
- wyparcie objawiające się niechęcią Informatorów do
tematów grobów, ale i śmierci w ogóle. Lęk przed
przestrzenią, nie chodzeniem tam, „kołataniem serca‟,
w pobliżu grobów [kobieta, Polka, lat 56].
Punktem wspólnym dla tych kategorii jest wątek „ja-
gód” i „grzybów”, które w zależności od kontekstu mogą każ-
dą z powyższych metod oswajania reprezentować.
Do prowadzenia badań w Ponarach nie przydała się
metoda wyjaśniania o charakterze społeczno-historycznym,
ani też taka, która wartość pamięci zbiorowej stawiałaby
ponad wartością pamięci indywidualnej (Kaniowska 2003).
Gdybym uległa metodom „społecznym” to postrzegałabym
91
ponarskich Polaków w kontekście „ofiar”, a Litwinów jako
„oprawców”. Ale co zrobić jeśli bohaterowie wyszli z przy-
pisanych im ról? Na grobach piją Polacy, Litwini i Rosjanie,
a sprawa stawiania świeczek wygląda podobnie wielo-
etnicznie?
Myślę, że wtedy warto otworzyć się na inter-
dyscyplinarność (na przykład psychologię) i zamiast perspek-
tywy tłumaczącej przynależności do grupy poprzez etnos, za-
proponować przynależność poprzez stopień identyfikacji
świadka z zdarzeniem traumatycznym. W praktyce polegać
będzie to na tym, że Polak, który zamieszkał w Ponarach na
początku lat 70. i Litwin, który pamięta z dzieciństwa pędzo-
nych drogą Żydów będą rozróżnieni tylko tym, że jeden
będzie potrafił przestrzeń zasymilować łatwiej, a drugi trud-
niej i będzie potrzebował do tego silniejszych bodźców.
Istnieje jeszcze jedna perspektywa badawcza, która
świetnie tłumaczy sytuację społeczno-kulturową w Ponarach.
Jest oparta na psychologii trwogi (Rosenblatt 2008), a za-
kłada, że szczególne poczucie zgrozy przed śmiercią, może
być doświadczone przez każdego bez względu na pocho-
dzenie i (Rosenblatt, za: Becker 2008):

[…] wymuszą wytwarzanie koncepcji rzeczywistości w ten sposób,


że każdy światopogląd ma rację bytu o tyle, o ile dostarcza środków
na poradzenie sobie z tą trwogą.

W tym kontekście nawet „profanacja” nabiera dla


mnie nowego, nie-konfliktowego wymiaru i skłania mnie ku
jej relatywizacji w określonych warunkach.
Pojęcie „przestrzeni naznaczonej” może mieć wymiar
nie tylko etnologiczny, ale i biologiczny, archeologiczny, psy-
chologiczny. Jest otwarty dla wielu dyscyplin, co osobiście
wydaje mi się fascynujące. Osobisty wymiar podjętych badań
wynika z moich wcześniejszych doświadczeń. Pracując dla
Fundacji „Pomost” przeprowadzającej ekshumacje nie-
mieckich grobów z II wojny światowej na terenie Polski, mia-

92
łam doświadczenie z przestrzenią „trudną”, którą próbowałam
oswoić za wszelką cenę. Były to zachowania naturalne, tak
samo jak zbieranie „grzybów” i „jagód” przez mieszkańców
Ponar. Choć nie zawsze „etyczne”(w rozumieniu: odczucia
powagi wobec śmierci), dawały poczucie wewnętrznego spo-
koju. Z drugiej strony miałam do czynienia z społecznościami
lokalnymi: właścicielami ziemi, na której znajdował się grób
przeznaczony do ekshumacji, świadkami, których trzeba była
wypytać o jego dokładną lokalizację. Ich reakcje często rów-
nież były skrajne. Często emocje opadały dopiero po trzaś-
nięciu naszej ekipie bramą „przed nosem” albo wręcz odwrot-
nie – miejscowi towarzyszyli nam przy ekshumacji, stawiali
świeczki. Myślę, że warto zastanowić się nad kondycją czło-
wieka związanego emocjonalnie z przestrzenią. I o poten-
cjalnych konfliktach, które mogą się pojawić między tym kto
w ziemi/pamięci pracuje, a kto jest jej użytkownikiem. Oka-
zać się bowiem może, że angażujemy się w dużo poważ-
niejszy konflikt niż nam się z pozoru wydaje. I nie jest to wca-
le spór między „nami” a „nimi”.
Przed wyruszeniem do Ponar wiedziałam, że będę ba-
dać konflikt społeczny, więc projekt zatytułowałam: „do kogo
należy ta ziemia?”. Pojmowałam go z początku literalnie, tzn.
w sensie geopolitycznym i naprawdę nie przypuszczałam, że
ostateczne rozwinięcie tytułu będzie brzmieć: do kogo należy
ta ziemia? Do zmarłych czy do żywych?

Bibliografia
Assmann J.
2003 Pamięć zbiorowa i tożsamość kulturowa, Borussia, XIII
(29/2003), s.11-16.
Card C., Marsoonbian A.
2007 Genocide Aftermatch. Responsibility and Rapair, Blackwell
Publishing.

93
Hobfoll S.
2006 Stres, kultura i społeczność. Psychologia i filozofia stresu,
Gdańsk.
Kaniowska K.
2003 Antropologia i problem pamięci, Polska Sztuka Ludowa. Kon-
teksty, LVII (3 - 4), s. 57-66.
Kaźmierska K.
2008 Biografia i Pamięć. Na przykładzie pokoleniowego doświadcze-
nia ocalonych z zagłady, Kraków.
Kępiński A.
2002 Lęk, Kraków.
Lisowski A.
2003 Koncepcje przestrzeni w geografii człowieka, Warszawa.
Lis-Turlejska M.
2005 Traumatyczne zdarzenia i ich skutki psychiczne, Warszawa.
Maruszewski T.
2005 Pamięć autobiograficzna, Gdańsk.
Pasierbska H.
1996 Wileńskie Ponary, Gdańsk.
Raabe K., Sznajderman M.
2006 O mówiących ruinach, przesuniętych graniach i niewidzialnych
miastach, [w:] red. K. Raabe, M. Sznajderman, Znikająca Euro-
pa. Wołowiec. s. 5-7.
Rosenblatt A. et al.
2008 Teoria opanowywania trwogi. Efekty eksponowania śmiertel-
ności a reakcje na tych, którzy naruszają lub podtrzymują wartości
kulturowe, [w:] red. M. Rusaczyk, Teoria opanowywania trwogi.
Dyskurs w literaturze amerykańskiej, Warszawa. s. 35-56.
Rusaczyk M. (red.)
2008 Teoria opanowywania trwogi. Dyskurs w literaturze amery-
kańskiej, Warszawa.
Scheper-Hughes N., Bourgois P.
2004 Violence in War and Peace, Blackwell Publishing.
Szacka B.
1990 Społeczna pamięć polskiej przeszłości narodowej w latach
1965–1988, [w:] red. B. Szacka, A. Sawisz, Czas przeszły i pa-
mięć społeczna, Warszawa.
Szpociński A.
2003 Miejsca Pamięci, Borussia, XIII (29/2003), s. 21.
Tanaś S.
2008 Przestrzenie turystyczne cmentarzy, Łódź.
Thomas L-V.
1991 Trup. Od biologii do antropologii, Łódź.

94
Tomkiewicz M.
2008 Zbrodnia w Ponarach 1941-1944, Warszawa.
Zdankiewicz-Ścigała E.
2002 Trauma. Proces i diagnoza, Warszawa.
Żychowski J.
2000 Abstrakt z 49 Zjazdu Polskiego Towarzystwa Geograficznego,
Szklarska Poręba.

Abstract
Ponary is a small town situated south-west of Wilno
(Vilnius). Relatively easy access from the capital city and
beautiful landscapes are characteristic of the hilly region of
Ponary. Because of this, it was known among the citizens of
Wilno as an ideal area for recreation and seasonal dwelling
since mid-19th century. It was not long, however, until this
initially friendly space was marked with a grim stigma during
years 1941 to 1944. In this period fascists have conducted an
organized extermination of Jewish (70 thousand) and Polish
(30 thousand) population in the area, using Lithuanian troops
as executioners. The remains of this genocide are very large
mass graves which have irreversibly became part of the physi-
cal and cultural landscape of the region.
Today‟s community of Ponary consists of Lithua-
nian, Polish and Russian people. Some of them have wit-
nessed the genocide themselves, some of them came to the
area much later. In author‟s opinion, however, the presence of
mass graves in the region affects the reception, imagination
and physical experience of this space of all of its inhabitants.
Extremely different treatment of the graves (ranging from
desecration to assimilation and sacralization) and their
categorization, as well as an attempt to understand the motiva-
tions behind these attitudes, are the main topic of this paper.
A secondary aim is to share knowledge about the methodo-
logy (mainly ethnografic interviews) of research, when the
researched events in the informer‟s past are close to traumatic.

95
The paper is based on research conducted by the
author in Lithuania for her MSc thesis, as well as author‟s
earlier experience from her work for “Pomost” foundation
during localization of German graves in Poland. The presenta-
tion will be accompanied by a multimedia slideshow.

96
Dawid Kobiałka
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. A. Mickiewicza
Poznań

Dlaczego współczesna archeologia jest perwersyjną


nauką?

Pomimo oczywistych różnic między archeologią


kulturowo-historyczną, procesualną i postprocesualną jest
przynajmniej jedna kwestia, o której (niemalże) wszyscy
archeolodzy mówią jednym głosem. Archeolodzy kładą wy-
raźny nacisk na dialog, rozmowę ze społeczeństwem i po-
pularyzowanie archeologii. Współcześnie uchodzi niemalże za
banał, kiedy ktoś nawołuje do archeologicznego dialogu ze
społeczeństwem. Co ważne, archeologów nie interesują takie
pytania, jak: czy archeologia potrzebuje społeczeństwa?; czym
jest komunikacja?; lecz raczej: jak prowadzić dialog i edu-
kować społeczeństwo? W ten sposób archeologia skupia swoją
uwagę na aspektach, które można określić praktycznymi. Jed-
nak w tym artykule będę analizował relacje między archeo-
logią a społeczeństwem z teoretycznego punktu widzenia. By
zaprezentować nowy sposób widzenia roli archeologii we
współczesnym społeczeństwie wykorzystam do tego elementy
teorii psychoanalitycznej Jacquesa Lacana i Slavoja Žižka.

Dialog ze społeczeństwem

Problematyka funkcjonowania archeologii we współ-


czesnym kontekście kulturowym należy do jednych z głów-
nych zainteresowań badawczych niemieckiego archeologa
Corneliusa Holtorfa. Jego rozważania stanowić będą wstęp do
dyskusji na temat tego, co nazywam perwersyjną archeologią.
Według Holtorfa (2008) możemy mówić o trzech wariantach
archeologicznego dialogu ze społeczeństwem: model eduka-
97
cyjny (educational model), model relacyjny (public relation
model) oraz model demokratyczny (democtratic model).
Pierwszy model jest nadal dominującą formą dialogu ze spo-
łeczeństwem. W nim też społeczeństwo – mówiąc brutalnie
i upraszczając nieco zagadnienie – jest traktowane jako
„naiwna i głupia masa‟, która musi być oświecana przez łas-
kawych intelektualistów (archeologów). Model relacyjny z ko-
lei redukuje społeczeństwo do skarbonki, z której można wy-
dobyć pieniądze na własne badania i projekty. Ostatni wariant,
tj. model demokratyczny, jest promowany przez samego Hol-
torfa. W nim też archeolodzy starają się traktować spo-
łeczeństwo poważnie jako partnera w dialogu. Wariant demo-
kratyczny będzie stanowić mój case study1. Wydawać by się
mogło, iż wymieniowe wyżej trzy modele nie mają ze sobą nic
wspólnego. Wręcz przeciwnie, twierdzę iż w każdym z trzech
wypadków mamy do czynienia z podobnymi założeniami
a priori. Tym założeniom warto się bliżej przyjrzeć. Zatem,
czym charakteryzuje się model demokratyczny? Jak opisuje to
Holtorf (2008, s. 157):

[…] archaeology is a social practice providing services for people’s


own desires and demands. In a democratic state, academic
disciplines must answer to people’s needs, address their desires and
concerns and be subjected to political control by non-scientists –
even if citizens may occasionally decide against what the experts
would deem to be in their best interest. According to this view,
citizens should have the final say, provided the issues at stake are
not unduly complex or deadly dangerous. In this context,
communication is understood as listening to and engaging with
archaeology’s main stakeholders, that is to say, the people that
ultimately, via the state and its laws, employ archaeologists to serve
them. [podkreślenia DK]

1
O negatywnych aspektach modelu edukacyjnego i relacyjnego (patrz Holtorf 2008).

98
Holtorf w powyższym cytacie użył bardzo intere-
sujących słów. Kiedy ktoś pisze o pożądaniach (desire) to psy-
choanaliza może być pomocnym narzędziem badawczym do
naświetlania założeń, których sam Holtorf nie w pełni mógł
być świadom.
Co mnie osobiście fascynuje i szokuje we współ-
czesnej chęci dialogu ze społeczeństwem to wspomniana już
powszechna zgoda archeologów. Trzy zasadnicze archeo-
logiczne paradygmaty mówią jednym głosem. Nie ważne czy
to Polska, Szwecja czy też Wielka Brytania, archeolodzy za-
kładają: społeczeństwo jest zainteresowane archeologią i jej
pożąda. To też znaczy, że archeolodzy doskonale wiedzą, co
społeczeństwo pożąda. Niemniej jednak w takim wypadku
warto postawić banalne pytanie: Czy archeolodzy na pewno
wiedzą, co pożąda społeczeństwo? Co jeśli główny problem
nie tkwi w niewiedzy archeologów? Co jeśli same spo-
łeczeństwo nie wie, co pożąda?

Perwersyjność

Społeczeństwo nie istnieje jako empiryczna jakość.


Grupy ludzkie nie konstytuują społeczeństwa, a jedynie stano-
wią jego składowe. W ten sposób społeczeństwo jako takie to
symboliczna sieć stanowiąca punkt odniesienia dla działań
jednostki. Wykorzystując Lacanowską psychoanalizę można
podać ekwiwalent dla słowa „społeczeństwo‟. Jest nim to, co
Lacan nazywa big Other2. Stąd też można zasugerować, iż
społeczeństwo jest big Other dla archeologów. Jednak jedna
z głównych tez Lacanowskiej psychoanalizy głosi, iż big
Other nie istnieje. W tym miejscu dotykamy kluczowego za-

2
Jak to trafnie definuje Dylan Evans (2001, s. 133): The big Other designates radical
alterity, an other-ness which transcends the illusory otherness of the imaginary be-
cause it cannot be assimilated through identification. Lacan equates this radical
alterity with language and the law, and hence the big Other is inscribed in the order
of the symbolic. Indeed, the big Other is the symbolic insofar as it is particularised for
each subject.

99
gadnienia. Mimo, iż big Other nie istnieje, ludzie działają jak-
by on istniał. Tak też jest w wypadku archeologii. Na pod-
stawie pojedynczych danych dotyczących konkretnych jed-
nostek buduje się wyobrażenia dotyczące jakoby całego spo-
łeczeństwa i jego pożądań. Oczywiście, w Lacanowskiej
psychoanalizie zagadnienie wiedzy o pożądaniach ze strony
big Other ma dokładną deskrypcję. Lacanowski pogląd przed-
stawię na przykładzie histerii, obsesyjnej neurozy, jak i per-
wersyjności. Owe „mentalne wykopaliska‟ powinny uwydatnić
strukturę myślenia archeologów odnośnie do relacji archeo-
logia–społeczeństwo.
Charakterystyka mentalnych niedyspozycji dla
Freuda opierała się na zachowaniach. Stąd też, kobietę jako
histeryczkę Freud definiował na podstawie określonych i od-
biegających od społecznie uznanych za normalne zachowań.
Lecz w wypadku Lacana mamy do czynienia z istotną zmianą.
Na przykład, histeryczkę definiuje nie tyle jej zachowanie, co
struktura i pozycja wobec big Other3. Jak to definiuje Tony
Myers (2003, s. 95):

The hysteric is never clear what the Other wants and is therefore
always plagued by a kind of self-doubt, manifest in a recurrent
questioning.

Precyzując, ona lub on wierzy, że miłość jest tym, czego chce


big Other. Inaczej sytuacja wygląda w wypadku obsesyjnego
neurotyka. Ona lub on jest w pełni przekonana(-y) co musi być
zrobione dla big Other. Jak sama nazwa wskazuje, obsesyjny
neurotyk jest niezwykle aktywny, ponieważ są do wykonania
zadania na rzecz big Other. Inaczej sytuacja wygląda z zacho-
waniami perwersyjnymi. Tutaj osoba jest w pełni przekonana,
co big Other pożąda. Stąd też główne zadanie to zaspokoić po-

3
Stąd też osoba histeryczna dla Freuda nie musi być potraktowana za histeryczną
według teorii Lacana. I odwrotnie, osoba uznana przez Lacana za histeryczną może
taką nie być według Freudowskiego sposobu myślenia.

100
żądania ze strony big Other. Jak to definiuje ponownie Myers
(2003, s. 95):

He or she is convinced of the meaning of the desire of the Other.

Dlatego też zachowania perwersyjnie nie dotyczą jedynie


kwestii o charakterze seksualnym. Struktura perwersyjności
może być teoretycznym narzędziem do analizy zjawisk spo-
łecznych i kulturowych. Tak też w wielu miejscach czyni
Žižek (np. 2002). O strukturze myślenia zboczeńcy warto po-
wiedzieć nieco więcej. Jak utrzymuje Žižek (2006):

[…] for Lacan, a pervert is not defined by the content of what he is


doing (his weird sexual practices, etc.). Perversion, at its most fun-
damental, resides in the formal structure of how the subject relates
to truth and speech. The pervert claims direct access to some figure
of the big Other (from God or history to the desire of his partner), so
that, dispelling all the ambiguity of language, he is able to act
directly as the instrument of the big Other’s will. In this sense, both
Osama bin Laden and President Bush, although politically op-
ponents share a pervert structure: they both act upon the
presupposition that their acts are directly ordered and guided by the
divine will4.

Powyższy cytat może być rozumiany jako eksponujący te


elementy, które mogą być przydatne w innym spojrzeniu na
dyskusję tyczącą się zaspokajania żądz społeczeństwa.
Według Lacanowskiej wersji psychoanalizy pożądanie (de-
sire) nie dotyczy w żadnym razie zaspokajania własnych prag-
nień. Wręcz przeciwnie, pożądanie to zawsze: desire of the
Other, to be desired of the Other lub też to desire for what the
Other desires (Žižek 2009, s. 74). Pożądanie z definicji nie

4
Tak jak to czynił Lacan, a później Žižek, również i dla mnie perwersyjność nie nie-
sie ze sobą negatywnych konotacji. By uniknąć jednak niepotrzebnych nieporo-
zumień, ów ambiwalentny termin (perwersyjna archeologia) nie ma w zamierzeniu
kogokolwiek obrażać, a jedynie prowokować do autorefleksji.

101
może być zaspokojone. W wielu wypadkach dostanie tego,
o czym się marzy jest prawdziwą traumą. Celem pożądania
jest sam proces pożądania. Posłużmy się przykładem: dlacze-
go kobiety płaczą na swoich ślubach? Psychoanalityczna od-
powiedź jest następująca: kobiety na swoich ślubach zdają
sobie sprawę, że nie mają już czego pożądać. Dlatego też speł-
nienie jednego pożądania uruchamia automatycznie nowe żą-
dze, i tak aż do śmierci. Lub też nieco bardziej archeologiczny
przykład. Wyobraźmy niewyobrażalne: co by się stało gdyby
wszystkie stanowiska archeologiczne zostały zabezpieczone
lub też przebadane wykopaliskowo? W takim wypadku
archeologiczne pożądanie zostałoby spełnione. To jest praw-
dziwe niebezpieczeństwo. Nie dlatego, iż nie byłoby już
przedmiotu badawczego, ale dlatego, iż pożądanie zostałoby
spełnione5. Odwrotna sytuacja, to jest, kiedy wszystko zostaje
bezpowrotnie zniszczone, jest relatywnie bezpieczną wizją dla
archeologii. Pożądanie nigdy nie zostałoby zaspokojone,
a archeologia znalazłaby dla siebie nowe obszary zaintere-
sowań badawczych. Stąd też, paradoksalnie bezpieczniejsza
dla archeologii przyszłość to taka, w której dziedzictwo kultu-
rowe nie istnieje aniżeli miałoby być totalnie zabezpieczenie.
Stąd też, by postawić tezę explicite: współczesna
archeologia to głównie perwersyjna nauka6. By przedstawić to

5
Warunek ten dotyczy tylko archeologii, w której badania wykopaliskowe są fun-
damentem i sensem samym w sobie.
6
Struktura perwersyjności nie dotyczy jedynie relacji archeologia-społeczeństwo.
W kontekście archeologicznym wiele jest przypadków odpowiadających Laca-
nowskiej charakterystyce zboczeńcy. Struktura perwersyjności obiera się na zasadzie:
„jestem jedynie narzędziem w rękach big Other‟. Big Other to, np. postęp naukowy,
historyczna konieczność, Bóg, itd. Stąd też Jezus Chrystus jest perfekcyjnym
przykładem perwersyjnej logiki myślenia (patrz Žižek 2002). Jezus widział siebie jako
jedynie narzędzie w rękach Boga-Ojca. Co więcej, Jezus wiedział lepiej niż ludzie, co
jest dobre dla nich. Dlatego też można zasugerować, że archeolodzy są współczesnym
Jezusem. Archeolodzy wiedzą lepiej niż ludzie, co jest dla nich dobre, czego pragną
i pożądają. Również Stalin może być przywołany w tym kontekście. Czyż Stalin nie
widział siebie jedynie jako narzędzie w rękach Historical Necessity, w rękach big
Other? Również niektórzy archeolodzy przekonani są o swojej historycznej misji. Ci
archeolodzy widzą siebie jako marne, narzędzia w rękach big Other. Jak przykład

102
w prosty sposób: podmiotem jest archeolog czy też ogólnie
archeologia, z kolei Innym jest społeczeństwo. Archeolog/
archeologia zakłada, iż Inny czegoś pożąda (desires). Co wię-
cej, jak to wynika z wcześniej przytoczonej wypowiedzi Hol-
torfa archeolog/archeologia ma za cel spełnić za wszelką cenę
owe żądze Innego, mimo iż może to być czasem nie po myśli
samej archeologii. W ten też prosty sposób archeologia ope-
ruje perwersyjną strukturą. Stąd też w stricte Lacanowskiej
wykładni można analizować współczesną archeologie zo-
rientowaną na dialog ze społeczeństwem jako perwersyjną
naukę. Argumentacja tej tezy stanowić będzie przedmiot dal-
szej dyskusji.

Perwersyjna archeologia

Za najpełniejszą próbę odpowiedzi na pytania o naturę


fascynacji archeologią przez współczesne społeczeństwo moż-
na uznać dociekania Holtorfa (np. 2007; 2008). Mówiąc ogól-
nie, Holtorf wierzy, iż współczesne społeczeństwo repre-
zentuje experience society, nastawione głównie na zaspakaja-
nie własnych pragnień i żądz. Fenomen ten dotyczyłby rów-
nież archeologii poprzez fascynację społeczeństwa archeologią
jako taką. Bez wątpienia, wiele z argumentów Holtorfa jest
trafnych. Niemniej jednak, można do idei Holtofra dodać parę
uwag bazujących na elementach teorii psychoanalitycznej
(Žižek). Warto postawić następujące pytania: co jest rzeczy-
wiście powodem i jaka jest struktura fascynacji archeologią
przez społeczeństwo?; jak rozmawiać ze społeczeństwem i czy
dialog to zawsze coś pozytywnego?
Jedna z konkluzji z prac Holtorfa może być sfor-
mułowana w następujący sposób: ludzie dążą do tego, czego

warto przywołać dwa pierwsze zdania z The Rise of Bronze Age Society (Kristiansen,
Larsson 2005: xiii): This book wanted to be written. That is the only way to explain its
birth. Innymi słowy, jesteśmy jedynie narzędziami, które wykonują zadania, które żą-
da od nas postęp naukowy (big Other).

103
pożądają. Z tego punktu widzenia, tak jak to widzę, ludzie
traktowani są jako naiwne istoty konsumujące doświadczenia
(experiences) oferowane przez archeologię. Jest to pewne
uproszczenie, jednak zarazem ukazuje najsłabsze punkty des-
krypcji oferowanej przez Holtorfa. By zaproponować alter-
natywną interpretację warto poświęcić nieco uwagi fetishist
disavowal.
Fetishist disavowal, mówiąc krótko, jest pozycją,
w której człowiek ma wiedzę na określony temat, lecz po-
dejmuje działania jakby tej wiedzy był pozbawiony (Žižek
1989, s. 28-47; 2007, s. 30-31). Taka definicja nawiązuje do
Marksowskiej definicji ideologii (they don’t know what they
are doing). Sam Žižek odnosząc się do fetishist disavowal po-
lega na niemieckim filozofie, Peteru Sloterdijku (1988). Głów-
na teza pracy Sloterdijka głosi: dzisiaj, w cynicznej erze ludzie
know very well what they are doing, but sill, they are doing it
(Žižek 1989, s. 29). Tak też współczesna ideologia, wiara, jak
i – co sugeruję – experience society funkcjonuje. By uniknąć
nieporozumień, nie twierdzę, iż ludzie nie interesują się
archeologią. Główne media (Internet, telewizja, prasa) bez
wytchnienia bombardują ludzi informacjami dotyczącymi
archeologii. Lecz w ten sposób ludzie stają się cyniczni. By
przedstawić to nieco bardziej obrazowo, np.: „wiem bardzo
dobrze, co zobaczę na przykład w Grecji; wiem bardzo dobrze,
że będzie to (pseudo)doświadczenie oraz nudna wycieczka;
niemniej jednak będę działać jakbym tej wiedzy był po-
zbawiony‟. W ten sposób dochodzi do pierwszej komplikacji
odnośnie do promowanej przez archeologów powszechnej
fascynacji archeologią. Ludzie nie są naiwni. Ludzie są raczej
współcześnie cyniczni. Wiedzą doskonale, że zwiedzanie
Grecji nie jest wspaniałym doświadczeniem, jednak działają
jakby byli tej wiedzy pozbawieni. By obrazowo przedstawić
charakter doświadczenia oferowanego przez archeologię po-
zwolę sobie na przeanalizowanie bliżej Kungu fu Pandy.

104
Z każdego niemalże filmu można się czegoś nau-
czyć. Tak też jest w wypadku Kung fu Pandy (2008), która to
– by użyć Heideggerowskiego żargonu – jest niemalże poręcz-
na w kontekście archeologii. Zatem, o czym jest ta kresków-
ka? Film dotyczy młodej i grubej pandy o imieniu Po (ryc. 1).
Po marzy by zostać mistrzem kung fu. Niestety ojciec Po wi-
dzi dla niego inną przyszłość. Młoda panda ma przejąć po ojcu
rodzinny interes, niewielką restaurację, która jest znana z „klu-
sek z sekretnym składnikiem‟.

Ryc. 1. Plakat filmu Kung Fu Panda przedstawiający Po (pobrano


z http://www.kungfupanda.com, dostęp 2009-04-12).

Przez przypadek lub też nie, Po zostaje wybrany na Smoczego


Wojownika, którego zadaniem ma być pokonanie bardzo nie-
dobrego leoparda – Tai Lunga, który zagraża lokalnej spo-
łeczności. Po wielu ciężkich treningach i wielu przeszkodach
ostateczną konstytucją Po jako Smoczego Wojownika są za-
klęcia zapisane w tak zwanym Smoczym Zwoju. Owe zaklęcia
mają dać osobie, która je przeczyta niewyobrażalną moc. Jed-
nak jak odkrywa Po zwój jest pusty, nie ma żadnego zaklęcia
czy też sekretu. Wszyscy są załamani, nikt nie wie co robić da-

105
lej. Jedyną nadzieją jest opuszczenie wioski przed przybyciem
Tai Lunga. W trakcie ewakuacji zawiedziony Po spotyka swo-
jego ojca. Wtedy też ojciec wyjaśnia Po sekret klusek z tajnym
składnikiem: The secret ingredient is nothing! You heard me.
Nothing. There is no secret ingredient! Wtedy też wszystko
ulega zmianie. Jest to traumatyczne wydarzenie dla Po.
Trauma to nie tylko to, co straszne, niewyobrażalne,
co jest represjonowane przez ludzki umysł, a co Lacan defi-
niował jako the Real. Trauma to również czasem zupełnie
zwyczajne słowa, wydarzenie, lecz w wyjątkowym kontekście.
Czyż podobnie nie było w wypadku Po? Kluczowa jest jedna
z wcześniejszych scen. W niej widzimy Po, który przy-
gotowuje dla przyjaciół zupę z tajnym składnikiem. Jak sły-
szymy Po: You should try my dad’s secret ingredient soup. He
actually knows the secret ingredient. W tym miejscu ko-
nieczna jest dygresja tycząca się definicji nieświadomości.
Lacan zwykł definiować Freudowską nieświadomość jako
wiedzę, która nie wie o samej sobie (Žižek 2007, s. 52). Postać
Po w wyraźny sposób eksponuje pogląd Lacana. Po nie
wiedział, że wie. Lecz co? Po cały czas nieświadomie wie-
dział, że największym sekretem jest brak sekretu, że sekret-
nym składnikiem zupy jest jego brak. W ten sposób był w sta-
nie przezwyciężyć traumę i ostatecznie stać się Smoczym Wo-
jownikiem i pokonać Tai Lunga. Wymowna jest jeszcze jedna
scena, kiedy to Tai Lung odbiera na chwilę Po Smoczy Zwój
i go otwiera. Tai Lung nic tam nie widzi, to też stanowi coś
niewyobrażalnego, coś co nie mieści się w jego horyzoncie
myślowym, a co może być zdefiniowane jako wydarzenie
traumatyczne. Z tego też powodu ostatecznie zostaje poko-
nany przez Po.
Można stwierdzić, iż z podobną sytuacją mamy do
czynienia w wypadku ludzi interesujących się archeologią, jak
i wykorzystywanych przez samych archeologów, jako przykła-
dy społecznego pożądania na doświadczenia archeologiczne.
Zwiedzanie muzeów, Grecji czy Egiptu może być widziane

106
jako wydarzenie traumatyczne. Nie dlatego, iż coś nie-
wyobrażalnego ma miejsce w trakcie zwiedzania. Wręcz
odwrotnie, być może w wielu wypadkach ludzie okrywają, że
największym archeologicznym sekretem jest brak sekretu7.
Innymi słowy, mamy do czynienia z normalnym doświad-
czeniem, lecz w niecodziennym kontekście. Takim kon-
tekstem jest archeologia i to, co z nią może być wiązane. Dla-
tego też można zasugerować, iż ucieleśnieniem wielu tu-
rystów, czy też miłośników archeologii jest postać Po. Tak jak
gruba panda, czasem nie wiemy, co wiemy, to znaczy że naj-
większym sekretem to brak sekretu. Dla poparcia takiej su-
gestii warto zwrócić uwagę na interesującą książkę Dave‟a
Akswitha wraz z Alenem Normantonem (2005) (ryc. 2).

Ryc. 2. Okładka książki Signs of Life (za Akswith, Normanton 2005).

Rycina 2 jest okładką książki zatytułowanej Signs of Life.


Książka składa się z kilkunastu fotografii prezentujących ty-

7
Oczywiście w tym miejscu dokonuję pewnego uproszczenia bardziej złożonego za-
gadnienia.

107
tułowe znaki życia. Według autorów, przynajmniej tak, jak ja
to interpretuję, książka jest formą parodii, żartu, a nawet ironii.
Jednak warto mieć w pamięci starą dobrą Freudowską lekcję
(Freud 1905) – żart, parodia, przejęzyczenie, sen są formami,
poprzez które manifestuje się nieświadomość. Dlatego też,
zamiast lekceważyć rycinę 2 („to tylko głupi żart, który
o niczym nie świadczy!‟) należy ją potraktować całkowicie li-
teralnie. Stąd też, jakby to Freud powiedział: the truth has
spoken! Archeologiczne pozostałości są faktycznie w wielu
wypadkach postrzegane nieświadomie jako disappointing
ruins. Tutaj też widać wyraźnie, dlaczego psychoanaliza to an
interpretation in detail. Wykorzystując perspektywę etno-
graficzną czy też socjologiczną (Holtorf) nie trudno ulec złu-
dzeniu, iż społeczeństwo pożąda wrażeń archeologicznych.
Jednak są również sytuacje, kiedy to jeden żart czy też prze-
języczenie mówi więcej niż badania empiryczne. Tak jest
według mnie w wypadku relacji między archeologią i spo-
łeczeństwem. Dlatego to nie tyle ludzie pożądają archeologii,
co raczej archeolodzy pożądają by byli pożądani. W ten spo-
sób archeologia staje się perwersyjną nauką, ponieważ archeo-
lodzy dążą do zaspokajania nieistniejących żądz nieistnie-
jącego big Other.
Jest jeszcze jedno interesujące zagadnieniem łączą-
ce się ze współczesnym społeczeństwem i archeologią. Expe-
rience society to wariant społecznego konsumpcjonizmu. Jed-
nak jak błyskotliwie podkreśla Žižek, ostatnią cechą współ-
czesnego społeczeństwa jest konsumeryzm. Teza ta wydaje
się kontrowersyjna, lecz jest w niej co najmniej nie jedno
przysłowiowe ziarenko prawdy. Jak to zauważa słoweński fi-
lozof, współczesne produkty pozbawione są negatywnych
własności. Stąd też, np.: piwo bez alkoholu, masło bez tłusz-
czu, wirtualny seks to znaczy seks bez seksu, kawa bez ko-
feiny, itd. Czyż podobnie nie jest z archeologią? Archeologia
oferuje to, co jawi się jako niezwykłe, magiczne, czarujące –
lub by nazwać rzecz po imieniu: archeologiczny kicz. W ten

108
sposób archeologia zbudowała – to co Holtorf (2007) nazywa
– archaeo-appeal. Co warto zauważyć to fakt, iż archaeo-
appeal jest formą maski nałożoną na przeszłość. Przeszłość
prezentowana jest jako czarująca, magiczna, utracony raj.
Nikt nie mówi o molestowaniu seksualnym, kazirodztwie, itd.
Dlatego też archeologiczny kicz prezentujący przeszłość to
przeszłość bez przeszłości. Innymi słowy, przeszłość zostaje
pozbawiona swych inherentnych negatywnych, obsce-
nicznych własności. Parafrazując tytuł jednego z artykułów
Žižka (2004): today‟s archaeology is a cup of decaf past.
Do tej pory pod dyskusję zostały wzięte takie zagad-
nienia, jak: perwersyjność w kontekście archeologicznym,
społeczeństwo, charakter pożądania w kontekście experience
society. Ostatnią ważną kwestią wartą poruszenia są komuni-
kacja i dialog jako takie. I tym razem będę odwoływał się do
idei słoweńskiego filozofa, które opierają się w dużej części na
myślach Sloterdijka.
Tego, co brakuje większości archeologicznych ba-
dań nad komunikacją ze społeczeństwem to ciemna strona ję-
zyka. Nawet tacy teoretycy jak Jürgen Habermas (1981) nie
dostrzegają obscenicznego, ciemnego, agresywnego charakte-
ru dialogu jako takiego. Zwykle język jest narzędziem pojed-
nania, dialogu, próbą znalezienia porozumienia bez użycia
przemocy. Stąd też dialog to lekarstwo na wszystkie proble-
my. Czyż nie brzmi to znajomo? W archeologii poprzez dialog
archeolodzy chcą znaleźć lekarstwo na wszelkie problemy.
W swojej ostatniej książce zatytułowanej Violence Žižek
(2009) podkreśla wyraźnie inherentnie negatywny charakter
języka. Osią rozważań Žižka odnośnie do języka jest myśl
Sloterdijka (cytat za Žižek 2009, s. 50):

More communication means at first above all more conflict.

Ta myśl zasadniczo dotyczy globalizacji. Lecz wierzę, iż rów-


nież w kontekście archeologicznym powinna zostać potrakto-

109
wana poważnie. Zamiast rozmawiać ze społeczeństwem, czas
najwyższy znaleźć nowy kod dyskrecji (Žižek 2009, s. 50).
Dlatego też być może brak komunikacji ze spo-
łeczeństwem nie jest problemem, lecz rozwiązaniem prob-
lemów archeologicznych? Implikacje takiej tezy są nastę-
pujące. Nie trzeba marnować swojego prywatnego i cennego
czasu na bezowocne rozmowy. Zamiast tego można poświęcić
się rzeczom, które są jakościowo istotne: czytanie, pisanie,
myślenie. Druga implikacja łączy się z zagadnieniem interpa-
sywności (interpassivity). Co jeśli dialog i rozmowa są próba-
mi omijania problemu? Ludzie czasem działają permanentnie,
nie tyle by coś zmienić, lecz by rzeczy zachowany dotych-
czasowy porządek. Zatem, chciałbym zasugerować, jeśli
archeolodzy chcą naprawdę dialogu ze społeczeństwem należy
w pierwszej kolejności przestać rozmawiać. Czasem najowoc-
niejszy dialog to brak dialogu. Czyż podobnie nie wyglądał
Platoński dialog? Jakby to Žižek powiedział: sometimes true
act is to avoid the temptation to act (patrz np. Žižek 2001;
2007, s. 26-27). Innymi słowy, paradoksalnie substancjalny
dialog ze społeczeństwem prowadzi przez a new code of dis-
cretion. Archeolodzy najpierw powinni mieć klarowną sy-
tuację, gdzie tak naprawdę archeologia współcześnie stoi. Do-
piero wtedy możemy zacząć rozmawiać o dialogu ze spo-
łeczeństwem.

Wnioski

Interakcje archeologów ze społeczeństwem nie po-


winny mieć charakteru perwersyjnego. Co więcej, archeologia
nie musi być nauką perwersyjną. Archeologia i archeolodzy
nie są narzędziami w rękach żadnego big Other, nie mają też
misji polegającej na zaspakajaniu żądz ludzkich. Zmienianie
świata, społeczeństwa na lepsze z pewnością nie wiedzie przez
dotychczasowe próby zaspakajania żądz społeczeństwa. Jak to
akcentowałem, z psychoanalitycznego punktu widzenia pożą-

110
danie niewiele ma wspólnego z satysfakcją i szczęściem. Nie
znaczy to, iż archeologia ma zamknąć swe drzwi przed spo-
łeczeństwem. Wręcz przeciwnie, być może warto przy-
pomnieć Kantowskie sapere aude? Nie tyle dawać ludziom,
czego bezproduktywnie pożądają, lecz dać odwagę by samo-
dzielnie myśleć. Dlatego też Kantowski imperatyw katego-
ryczny powinien nadal obowiązywać (Kant 1991, s. 55):

Argue as much as you like and whatever you like, but obey.

W tym też miejscu dotykamy krytycznego nieporozumienia ze


strony archeologów optujących za demokratycznym modelem
dialogu ze społeczeństwem. Wolność nie ma nic wspólnego
z robieniem tego, co się pragnie. Jeśli jest jakakolwiek lekcja
warta zapamiętania z niemieckiego idealizmu, to musi to być:
tylko robiąc dobrowolnie własne obowiązki jest się wolnym.
Wolność to sapere aude.

Bibliografia:
Askwith, D., Normanton, A.
2005 Signs of Life, London.
Evans, D.
1996 An Introductory Dictionary of Lacanian Psychoanalysis, Hove and
New York.
Freud, S.
1905 Jokes and their Relation to the Unconscious, The Standard Eition
of the Complete Psychological Works of Sigmund Freud (1953-
74) trans. James Strachey. London.
Habermas, J.
1981 The Theory of Communicative Action, Cambridge.
Holtorf, C.
2007 Archaeology is a Brand! The Meaning of Archaeology in Contem-
porary Popular Culture, Oxford.
2008 Can you hear me at the back? Archaeology, communication and
society. European Journal of Archaeology 10 (2-3), s. 149-165.
Kant, I.
1991 An answer to the question, “What is Enlightenment?” [w:] red.
H. S. Reiss, Kant’s Political Writing, Cambridge, s. 54-60.

111
Kristiansen, K., Larsson, T.
2005 The Rise of Bronze Age Society. Travels, Transmissions and
Transformations, Cambridge.
Myers, T.
2003 Slavoj Žižek, London.
Sloterdijk, P.
1988 Critique of Cynical Reason, London.
Žižek, S.
1989 The Sublime Object of Ideology, London.
2001 Welcome to the Desert of the Real, New York.
2002 The Puppet and the Dwarf: The Perverse Core of Christianity,
Cambridge.
2004 A cup of decaf reality, Lacan com. http://www.lacan.com/
zizekdecaf.htm, dostęp 2009-18-02.
2006 The fundamental perversion. Lacan, Dostoyevsky, Bouyeri. La-
canian Ink 27, http://www.lacan.com/lacinkXXVII6.htm, dostęp
2009-02-20.
2007 How to Read Lacan, New York and London.
2009 Violence. Six Sideways Reflections, London.

Abstract
Archaeologists used to think about themselves as so-
cially desirable objects. This paper disagrees with such a point
of view. Rather, it is claimed that archaeologists want to be
desired by society. That is why archaeologists are the object of
their own desires. Such a conviction about the knowledge of
Other‟s (society‟s) desires is defined in the psychoanalysis of
Jacques Lacan as perversion. I argue that contemporary
archaeology can be seen a pervert science.
Psychoanalysis and cinema can shed new light on
archaeology and reconsider some fundamental assumptions
about public archaeology. Using the thoughts of the most
prominent follower of Lacan, Slavoj Žižek,, the following
theoretical discussion takes into account the examples of cine-
ma. Cinema is a very interesting theoretical tool that should
often be used by archaeologists. The result of taking into
account cinema is – what is called by the author – the theory
(in a broad sense of the term) of Kung-fu Panda.

112
Monika Okupniak
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. A. Mickiewicza
Poznań

Na styku światów – szkielet z Risan jako przyczynek


do dyskusji nad znaczeniem źródeł współczesnych

Wprowadzenie

Źródła współczesne są tematem ciągle niechętnie po-


ruszanym w archeologii. Rodzą się pytania typu: co nazywa-
my przeszłością?, jak definiujemy współczesność?, gdzie koń-
czy się archeologia a zaczyna historia? Powstaje także pro-
blem nakładania się źródeł współczesnych na przeszłe. Odnale-
ziony w lipcu 2007 roku w miejscowości Risan szkielet żoł-
nierza Wermachtu stał się dla mnie przyczynkiem do roz-
ważań nad postawionymi wyżej pytaniami. Stanowi według
mnie ciekawy przykład możliwości połączenia źródeł archeo-
logicznych, historycznych oraz przekazów ustnych, dzięki
czemu możliwym staje się stworzenie wiarygodnego obrazu
przeszłości.
Risan jest niewielką miejscowością (liczącą ok. 2000
mieszkańców) położoną nad czarnogórską częścią Morza
Adriatyckiego, nad głęboko wcinającą się w ląd zatoką – uni-
katową w skali całego Morza Śródziemnego. Ukształtowanie
terenu jest bardzo urozmaicone, gdyż zatoka w całości otoczo-
na jest górami i wzniesieniami sięgającymi nawet 1000 met-
rów nad poziomem morza przez co sprawia, iż okolica jest
niezwykle malowniczym miejscem (cała Zatoka Kotorska
wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa Kultural-
nego i Przyrodniczego UNESCO). Od roku 2000 Ośrodek Ba-
dań Nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej z Uni-
113
wersytetu Warszawskiego prowadzi tam badania wykopa-
liskowe. Risan znane jest głównie jako iliryjska stolica kró-
lowej Teuty, ale najstarsze ślady osadnictwa sięgają epoki brą-
zu. Badania prowadzone są w dwóch miejscach: na Carine
(port celny sięgający okresu kolonizacji greckiej, poprzez
okres rzymski i turecki) oraz na Gradine.

Turecka twierdza

Ponad Risan wznosi się wzgórze nazywane przez


miejscowych Gradina (od czarnogórskiego: gradina – ruiny
zamku, miasta1). Na wyniesieniu tym znajdują się ruiny tu-
reckiej twierdzy pochodzącej z okresu, kiedy Bałkanami wła-
dało Państwo Osmańskie. Twierdza została rozpoznana już
w latach 70. XX wieku przez serbskich badaczy oraz rozryso-
wany został plan widocznych pozostałości. Najlepiej zacho-
waną częścią twierdzy jest baszta, w której w czasach I wojny
światowej był włoski bunkier. Zarejestrowane zostały też mu-
ry antyczne, ale widoczne dzisiaj elementy to głównie dzia-
łalność turecka. W 2007 roku założone zostały cztery wykopy
mające na celu rozpoznanie części północno-wschodniej oraz
wykonanie dokumentacji widocznych pozostałości w celu we-
ryfikacji planu utworzonego w latach 70. XX wieku. Odkryta
została kamienna posadzka turecka oraz liczne murki tworzące
ściany pomieszczeń. Do znalezisk masowych datujących sta-
nowisko należą, między innymi fragmenty glazurowanej tu-
reckiej ceramiki. Niespodziewanym i niecodziennym zna-
leziskiem okazał się szkielet usytuowany na linii wschód-
zachód, na który natknęli się robotnicy w jednym z wykopów.
Nie trudno zgadnąć, iż nie jest to znalezisko zwyczajne dla te-
go rodzaju obiektów architektonicznych.

1
Słownik chorwacko-polski, hasło: gradina.

114
Szkielet ułożony był pomiędzy dwoma kamiennymi
murkami, na poziomie posadzki odkrytej około 20 cm na pół-
noc. Twarzoczaszka zmarłego była roztrzaskana. Ze względu
na brak analizy antropologicznej trudno stwierdzić czy stało
się to przyczyną śmierci osobnika, czy jest to wynik procesów
podepozycyjnych. Tym co zaskoczyło archeologów (choć
samo znalezienie szkieletu już było wielką niespodzianką!) był
niezwykle dobry stan zachowanych kości, a także ułożenie
ciała – zmarły leżał na plecach z rozrzuconymi rękami. Dalsze
znaleziska z jednej strony rozjaśniały sytuację, a z drugiej pro-
wokowały nowe pytania. Mianowicie zęby posiadały plomby.
Dzięki temu można było stwierdzić, iż nie jest to szkielet Tur-
ka, na co wskazywała jego depozycja. Innym, ważniejszym
znaleziskiem, stał się spoczywający na wysokości klatki
piersiowej nieśmiertelnik. Oczywiście pozwoliło to całkowicie
wykluczyć tureckie pochodzenie nieboszczyka, a także dostar-
czało nowych informacji o datowaniu. Nieśmiertelnik ten był
typowym niemieckim identyfikatorem używanym przez żoł-
nierzy niemieckich w czasie II wojny światowej.

Fot.1. Pozostałości twierdzy. Fot. M. Okupniak

115
Szkielet – dalsze odkrycia

W trakcie eksploracji szkieletu nie natrafiono na żadne


inne znaleziska, jakich można by się spodziewać, tj. guzików
od munduru, podbić butów itp. Po wyeksplorowaniu, kości zo-
stały przeniesione do bazy i tam wyczyszczone.
Nie długo trzeba było czekać na dalszy niespo-
dziewany rozwój wydarzeń. Jak wspominałam wcześniej, mia-
steczko liczy ok. 2000 mieszkańców, a 10 z nich pracowało na
wykopaliskach jako pracownicy fizyczni. Nie trudno w takich
okolicznościach o szybkie upublicznienie informacji o znale-
zisku.
Jeszcze tego samego dnia do bazy zgłosił się zaprzy-
jaźniony starszy pan, mieszkaniec Risan z sensacją „wypisaną
na twarzy”. Opowiedział historię, której był świadkiem, a któ-
ra mówiła o okolicznościach śmierci odnalezionego przez nas
żołnierza. Według jego relacji dramatyczna sytuacja na
Gradinie miała rozegrać się dnia 30 października 1944 roku.
Jak mówił, armia niemiecka znajdowała się wtedy w de-
fensywie, a w okolicy Risan kryła się partyzantka Broz Tity.
Niemcy mieli w tej części Zatoki Kotorskiej baterię artylerii.
Pewnego dnia, znudzonych żołnierzy obserwujących lornet-
kami okolicę zaskoczył widok mężczyzny stojącego na Gra-
dinie i machającego peleryną, sprawiając wrażenie nietoperza.
Niemcy początkowo ostrzelali wzgórze, ale bez powodzenia.
Partyzant nadal machał. Zostało wysłanych czterech zwiadow-
ców, aby zbadać sprawę i unieszkodliwić partyzanta. Wyda-
rzenia dziejące się na Gradinie były obserwowane z dołu przez
mieszkańców Risan przy pomocy lornetek. Jak podaje Pan
Božidar (świadek tych wydarzeń), odnaleziony przez nas
szkielet należy do jednego z niemieckich żołnierzy. Cała sy-
tuacja okazała się zasadzką – jeden ze zwiadowców został za-
bity, obrabowany i wrzucony do jednego z kraterów pow-
stałych w wyniku ostrzału wzgórza. Wkrótce potem wojna
116
została zakończona i nikt nie pamiętał o ciele człowieka pozo-
stawionym na Gradinie.

Fot.2. Ułożenie szkieletu. Fot. M. Okupniak

Zebrane kości zostały przeniesione do bazy i tam sta-


rannie oczyszczone. I tu właśnie pojawia się kolejny wątek po-
boczny historii. Jeden z pracowników Ośrodka Badań Nad
Antykiem Europy Południowo-Wschodniej był pochodzenia
niemieckiego i ten fakt nie jest tu bez znaczenia. Zadbał on
o umieszczenie szkieletu w drewnianej skrzyni wyścielonej
białym materiałem i szybkie przewiezienie jej do Ambasady
Niemieckiej w Podgoricy (stolicy Czarnogóry). Nie może dzi-
wić zaskoczenie urzędników ambasady, według których takie
znaleziska co prawda nie są rzadkością, jednak zgłaszanie ich
(a co dopiero przywożenie do ambasady, w sposób oddający
szacunek zmarłemu) jest rzeczą niespotykaną.

117
Historia szkieletu trwała jednak dalej. Wszczęte zosta-
ły postępowania mające na celu ustalenie tożsamości zmarłe-
go. Według tego co udało się do tej pory stwierdzić, żołnierz
miał na imię Walter, urodził się w roku 1911 i w chwili śmier-
ci miał 33 lata. Wszystkie te informacje nie byłyby możliwe
do odtworzenia, gdyby nie nieśmiertelnik oraz badania zainic-
jowane przez Ambasadę Niemiecką w Podgoricy. Znajdujące
się na identyfikatorze informacje wskazują na to, że człowiek
ten należał do Drugiego Oddziału Piechoty Rezerwowego
Batalionu Piechoty nr 451. Możliwe więc stało się dokładne
ustalenie tożsamości zmarłego, niemożliwe w przypadku zna-
lezisk pradziejowych. Nie udało się jeszcze odnaleźć rodziny
zmarłego, jednak poszukiwania prowadzone przez niemiecką
agencję Kriegskräberfürsorge nadal trwają.

Znaczenie znaleziska

Choć dla archeologii znalezisko to nie ma praktycznie


żadnej wartości, ponieważ dotyczy czasów współczesnych, to
w świetle życia społecznego wnosi bardzo wiele, a także sta-
nowi przyczynek do dyskusji nad znaczeniem tego i innego
rodzaju źródeł współczesnych. Dla kogo więc było to cenne
znalezisko? Z pewnością dla miejscowej ludności, w której
„legenda” ta będzie opowiadana przez kolejne pokolenia.
Wersja opowiadana wcześniej przez pana Božidara znajduje
potwierdzenie i uwiarygodnienie. Teraz ta opowieść nabrała
materialnego wymiaru, kiedy możemy legendę zamienić
w historię i potwierdzić jej prawdziwość. Jest to ważne zna-
lezisko także dla potencjalnie nadal żyjącej rodziny zmarłego.
Także dla Ambasady Niemieckiej, dla której istotna była
ogromna wrażliwość ludzi, którzy nie zbagatelizowali zna-
leziska, nie zainwentaryzowali go jako jeden z nieważnych
„współczesnych” artefaktów, ale przyczynili się do odtwo-
rzenia ostatnich momentów życia Waltera. Oczywiście tej sy-
118
tuacji niezwykle pomogła obecność człowieka silnie zwią-
zanego emocjonalnie z kulturą niemiecką, który zadbał o to,
aby zmarłemu okazano należny szacunek (szkielet został po-
chowany na cmentarzu niemieckich żołnierzy w Splicie).
Ten przykład znaleziska współczesnego jest oczy-
wiście niezwykle wyjątkowy i niestety nie wszystkie współ-
czesne artefakty mogą zostać w ten sposób zanalizowane.

Wielowymiarowość pozyskanych informacji

Źródła współczesne, choć może mniej interesujące niż


archeologicznie (zwłaszcza dla archeologa), cechuje zdecy-
dowana wyższość nad źródłami pradziejowymi. Z jednej stro-
ny mamy możliwość połączenia ze sobą wyników badań wielu
dziedzin dających jaśniejsze i konkretniejsze (bliższe minionej
rzeczywistości) odpowiedzi, z drugiej jednak zajmujemy się
w pewnym sensie rodzajem poznanych wydarzeń, opisanych
już przecież w syntezach historycznych. Na gruncie badań pra-
dziejowych brak jest emocjonalnego związania ludności lokal-
nej z odkrywanymi artefaktami (może poza Masłomęczem
i Gotami Pana Kokowskiego). Źródła współczesne są ściśle
związane zarówno z naszą teraźniejszością, jak i niedaleką
przeszłością. Bezpośrednio oddziaływają lub oddziaływały na
nas lub naszych przodków.
Szkielet z Risan pozwolił połączyć ze sobą pracę wy-
konaną przez archeologów, dzięki której możliwe stało się wy-
pełnienie luki w lokalnej historii miasteczka, historię regionu,
a także przekaz ustny człowieka będącego świadkiem nie-
szczęśliwych wydarzeń 1944 roku.

119
Problem traktowania szkieletu pradziejowego a współ-
czesnego

Nie bez znaczenia pozostaje fakt przynależności chro-


nologicznej znaleziska w stosunku do odbioru przez spo-
łeczeństwo. Ustalić można jednak zasadę, że szczątki ludzkie
odnajdywane i obserwowane przez ludzi niezwiązanych
z archeologią czy inną nauką zajmującą się człowiekiem
w sposób biologiczny (medycyna, antropologia fizyczna), bu-
dzą pewnego rodzaju strach. Ludzie boją się mieć do czy-
nienia z ludzkimi szczątkami – z kośćmi, w których oni widzą
człowieka jako istotę żywą.
Inaczej też rysuje się traktowanie szkieletu ludzkiego
przez archeologów, w zależności od tego z jakiego przedziału
czasowego szczątki pochodzą. Coś co jest w zasięgu naszej
pamięci, bądź świadomości stosunkowo niedalekiej
przeszłości, wydaje nam się bardziej realne i dotyczące nas sa-
mych. Szkielet pradziejowy nie budzi tak silnych ludzkich od-
ruchów co szkielet pochodzący z czasów II wojny światowej –
z przeszłości nam bliższej, którą pamiętają jeszcze żyjący lu-
dzie. Szkielety pradziejowe traktowane są raczej jako jeden
z zabytków koniecznych do zainwentaryzowania. Nawet jeśli
potrafią wywołać moment zadumy u eksploratorów, to jednak
nie są integralną częścią ich życia i ze względu na swoją
abstrakcyjną (dla normalnego człowieka) chronologię, nigdy
już nie zmienią niczyjego życia. Jako dowód na to można po-
dać numeryczne traktowanie szkieletów pochodzących z róż-
nych chronologicznie cmentarzysk (szkielet numer 1, 13, 55
itp.), podczas gdy to źródło współczesne nadaje im konkretne
nazwy, imiona, nazwiska. Następuje personalizacja i indy-
widualizacja szczątków. Problem łączenia podmiotu z przed-
miotem, tak istotny (szczególnie dla okresu wpływów rzym-
skich, wędrówek ludów oraz średniowiecza) a zarazem tak
trudny do realizacji w archeologii, dla źródeł współczesnych,
120
staje się czymś niemalże oczywistym. Myślę, że to z pew-
nością jest jeden z punktów wynoszących archeologię współ-
czesności nad archeologię przeszłości.
Przy czyszczeniu kości zaistniała także ciekawa sy-
tuacja dotycząca traktowania ludzkich pozostałości. Żadna
inna kość z całego ciała ludzkiego nie budzi tyle emocji
i uczuć co czaszka. Utożsamiana z istotą człowieczeństwa,
miejscem skupienia zmysłów, umysłu i wrażliwości sprawiła
najwięcej problemów przy czyszczeniu. Nikt nie chciał wy-
konać tej czynności samodzielnie. To właśnie w niej skupione
jest wszystko co ludzkie. Możemy to wnioskować nie tylko na
podstawie budowy biologicznej ciała człowieka, ale także
obserwując przejawy traktowania czaszek utrwalone w pop-
kulturze, dzięki filmom opowiadającym o wampirach, cza-
rownicach itp.

Współczesna przeszłość czy przeszła współczesność?

Archeologią współczesności nazwałabym wszystkie


znaleziska pozyskane za pomocą metod archeologicznych
odnoszące się do czasów współczesnych bądź niedalekich
odkrywcom. Archeologia przeszłości jest więc badaniem
rzeczy bardziej nam odległych, niemożliwych do obiektyw-
nego i jednoznacznego odtworzenia. Archeologię jako dys-
cyplinę naukową interesuje oczywiście pojęcie drugie, dlatego
tak często źródła odnoszące się do współczesności są baga-
telizowane i pomijane w badaniach. Na tę niesprzyjającą sy-
tuację składa się także fakt częstego odnajdywania współ-
czesnych artefaktów na stanowiskach archeologii przeszłości,
kiedy to znaleziska inne niż odpowiadające badanemu przez
nas okresowi są pomijane ze względu na nieważność dla ba-
dań.
Oczywiście znalezisk tego typu, a także innych repre-
zentujących archeologię współczesności jest wiele, także na
121
terenie Polski. Niestety w większości nie zostają one zgło-
szone czy zanalizowane w tak wysokim stopniu.
Pozostaje więc zastanowić się, czy jest możliwość
zmiany tej sytuacji i na czym miała by ona polegać? Czy jest
możliwe, aby źródła współczesne były przez archeologów
traktowane jako coś więcej niż przeszkadzający obiekt. Po-
mimo, iż często znaleziska te nie wnoszą nic nowego do poz-
nania dziejów powszechnych ludzkości (już tak dobrze poz-
nanych), to dla życia lokalnych społeczności jest to bardzo
ważny element tworzenia ich tożsamości i odrębności lokal-
nej, dziedzictwa kulturowego, co można potwierdzić tworze-
niem małych regionalnych muzeów czy nawet zbiorów
w szkołach, do których sami uczniowie przynoszą znalezione
ślady przeszłości. Jak np. w Zespole Szkół w Dygowie nie-
daleko Kołobrzegu, gdzie dzięki świetnej pracy dydaktycznej
nauczyciela historii, uczniowie poczuli, że są kimś ważnym
w kształtowaniu historii swojego regionu, swojego dzie-
dzictwa kulturowego.

Bibliografia
Felczak W., Wasilewski T.
1985 Historia Jugosławii, Wrocław.
Hodder I.
1995 Czytanie przeszłości, Poznań.
Pakuła J.
2004 Słownik chorwacko-polski i polsko-chorwacki, Łódź.

Abstract
What should we do when we find something on our
site which can not be connected with our excavation? What
happens when on the layer of the Turkish stronghold’s floor
we find a skeleton of soldier from the World War II? When
122
does the past become present, and present become past? There
is a difficulty how to treat a discovery from modern times
during an excavation interested in Ancient Ages. There is
a problem of the relation to the unwanted object which
somehow terrifies society. The superiority of modern sources
over ancient ones. The example of possibility of linking
archaeological sources with historical sources and oral trans-
mission can be based on the discovery of skeleton of soldier of
World War II on the site Risan in Montenegro.

123
124
Tomasz Staniewicz
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

Kto ma rację? Problematyka prawdziwości danych


literaturowo-archiwalnych na przykładzie obszaru
Środkowego Nadodrza w epoce brązu

Wstęp

Proces powiększania się z każdym nowym rokiem


zbioru zabytków rodzi pewne następstwa. Z jednej strony
badacze skupiają się na tym by je poznać i opisać, z drugiej
nie koncentrują się więcej na starych opracowaniach, uznając
to co zostało już opisane za obowiązujące. Nie dokonują ko-
niecznej weryfikacji tych danych powielając je. Artefakty
„krążą” w literaturze, ale nie wiadomo jasno co uznać za obo-
wiązujące, bo wielu autorów ma różne myśli i koncepcje.
W niniejszym artykule pokażę, że należy z równym zainte-
resowaniem traktować nie tylko nowe, ale i stare prace nau-
kowe. Przeprowadzone dotychczas przeze mnie badania zwią-
zane z szukaniem informacji w literaturze oraz archiwach i ich
weryfikacją, dotyczyły głównie II okresu epoki brązu.

1. Pozyskane źródła i ich opracowanie

Do roku 1945 obszar Środkowego Nadodrza wchodził


w skład Rzeszy Niemieckiej, stąd wykopaliska i muzea,
w których zgromadzone były zbiory, związane są z badaczami
niemieckimi, a w literaturze i archiwach „króluje“ język nie-
miecki. Istniały wtedy bardzo bogate zbiory w Gubinie
(Guben) i Chociebużu (Cottbus). Już wtedy znalezienie przy-
należności dla tych zabytków w literaturze było bardzo rzadko
możliwe (Bohm 1935, s. VI).
125
Problemy ze znaleziskami nie dotyczą tylko obecnych
czasów. Już w latach 20. i 30. XX wieku wiele zabytków nie
miało metryczek. Najstarsze pozyskane artefakty nie były opi-
sane.
Jak opisuje Waldtraut Bohm we wstępie do swojej dy-
sertacji, opracowania tego materiału źródłowego podjęte przez
prof. Jentscha w ramach gubińskiego programu gimnazjal-
nego nie okazały się zbyt pomocne, z uwagi na zbyt ogólne
sformułowania, np. urna, waza, naczynie guzowe (Bohm
1935, s. VI).
Jeśli chodzi o II okres epoki brązu na Środkowym
Nadodrzu, to, m.in. Fritz Buchholz (Buchholz 1925) zamieścił
jedne z najstarszych informacji. Warto przeglądać stare opra-
cowania, ponieważ ówcześni badacze byli bliżej dawnych za-
bytków i ich opisów niż my teraz. Mieli dostęp do literatury,
archiwów, czytali (np. w lokalnych gazetach) i słyszeli o przy-
padkowych odkryciach. Codziennością były dla nich ręcznie
pisane po niemiecku dokumenty. My teraz jesteśmy dalej,
dzieli nas więcej lat od tamtych odkryć i relacji, stąd też ma-
my większe trudności z odczytaniem tych danych.
Wiele lat później, w latach 90. XX wieku, mnogość
opracowań wyrobów z brązu wpłynęła na potrzebę uporząd-
kowania materiału znaleziskowego, zwłaszcza posiadanego
zbioru źródeł innych niż wyroby metalowe (Kłosińska 1996,
s. 74). Badaczka ta zwróciła również uwagę na fakt, że istnie-
je dysproporcja między zasobem pozyskanych już źródeł,
a stopniem ich opracowania (Kłosińska 1996, s. 67).
Dzięki staraniom A. Leube w latach 1991-2003 prze-
prowadzono badania zasobu starych znalezisk (z okresu przed
1945 rokiem) z terenu byłej Nowej Marchii (Volkmann 2007,
s. 187) (w jej skład wchodziły tereny północnej części obec-
nego województwa lubuskiego, np. takie miejscowości jak
Torzym, Rzepin, Gorzów, Dobiegniew). W latach 90. XX
wieku z inicjatywy A. Leube w Katedrze Pradziejów i Wczes-
nohistorycznej Uniwersytetu Humboldta w Berlinie (Lehr-

126
stuhl für Ur- und Frühgeschichte der Humboldt Universität in
Berlin) powstały liczne prace seminaryjne i magisterskie,
w których omawiane były badania archeologiczne prowa-
dzone po obu stronach Odry na terytorium byłej Nowej Mar-
chii (Volkmann 2007, s. 173).
Latem 2001 roku powstała Komisja do Zbadania
Zbiorów Archeologicznych, Znalezisk i Dokumentacji w Pół-
nocnej Europie Środkowej (Kommission zur Erforschung von
Sammlungen archäologischer Funde und Unterlagen aus dem
nördlichen Mitteleuropa), której przewodniczącym został Wil-
fried Menghin. Celem Komisji było przede wszystkim usta-
lenie miejsc przechowywania znalezisk archeologicznych oraz
przynależnych archiwaliów (pochodzących z obszarów, na
których doszło do przesunięcia granic) i pozyskanych w cza-
sie wykopalisk przed zakończeniem II wojny światowej. Rów-
nież podjęto temat ich przyszłego wykorzystania (Volkmann
2007, s. 187). Zdaniem Leube (Volkmann 2007, s. 176):

[…] wyjątkowo bogaty materiał znaleziskowy z okresu przed 1945


rokiem zgromadzony w niemieckich muzeach do dziś (prawie) nie
doczekał się publikacji.

Armin Volkmann (2007, s. 176) pisze, że przyszłe


prace powinny ułatwić dostęp badaczom również do mate-
riałów z dotąd nieopracowanych stanowisk byłej Nowej Mar-
chii, tak by nie „gniły“ one nadal w archiwach i muzeach,
tylko znalazły się w obiegu naukowym.

2. Problem datowania

Jednym z problemów dotyczących wszystkich epok


i okresów w archeologii jest chronologia. Odnośnie do epoki
brązu ceramika może datować na konkretny czas, natomiast
wyroby brązowe na inny (jak w przypadku grobu ze Swarzy-
nic, gdzie fragmenty ceramiki wskazują na I okres, natomiast
forma sztyletu na przejście między I a II, czy cmentarzyska
127
w Otyniu należącego do kultury łużyckiej, na którym zna-
leziono także szpile łączone z kulturą mogiłową - II/III okres
EB) (Staniewicz 2008, s. 29).
Życzymy sobie by znaleziska wpasowywały się
w ustaloną przez nas chronologię, ale często jest to robione na
siłę.

3. Problem nazewnictwa

Ze względu na zawirowania historyczne jakie miały


miejsce na terenie Środkowego Nadodrza i na obszarze Nad-
warcia, niektóre stanowiska posiadają różne wersje nazw;
część z nich jest dokładnym tłumaczeniem z niemieckiego,
które z biegiem lat się zmieniło. Przykładem jest wymieniony
przez Józefa Kostrzewskiego powiat cylichowski (Kostrzew-
ski 1925, s. 206), najprawdopodobniej od niemieckiej nazwy
Züllichau, podczas gdy nazwa obecna brzmi sulechowski, czy
też pisownia miasta Zielona Góra (obecnie Zielona Góra, na-
tomiast zaraz po wojnie, jako „kalka” z niemieckiego – Grün-
berg – Zielonagóra).
Również odnośnie do Otynia istnieją różne koncepcje.
W literaturze niemieckiej określane jest jako Deutsch-Warten-
berg (np. Seger 1909, s. 60-61) (co pokrywa się z dzisiejszym
Otyniem), jednak stanowisko jest położone nie w Otyniu,
a kilka kilometrów od tego miasta, w mocno zalesionej oko-
licy. Blisko znajdowało się parę zabudowań, które nosiły naz-
wę Kukawe (obecnie nie istnieją). Stąd bardziej właściwa wy-
daje się nazwa Kukawe, a nie Deutsch Wartenberg, tym bar-
dziej, że tam również znajduje się stanowisko archeologiczne
(Kleemann 1977, s. 274, 280). W polskiej literaturze funkcjo-
nuje ono jako Otyń (np. Gedl 1975, s. 120). Innym przykła-
dem jest stanowisko w miejscowości Buków (określenie uży-
wane w literaturze), które w danych AZP występuje pod naz-
wą Miłkowo.

128
Ze względu na te rozbieżności, z czasem konieczne
staje się uściślenie (zweryfikowanie) nazw stanowisk wymie-
nionych w literaturze. W tym celu można wykorzystać różne
opracowania dotyczące nazewnictwa na tych ziemiach
(przykłady odnośnie do II okresu epoki brązu) (Staniewicz
2008, s. 15-16):
Battek, Szczepankiewicz 1992
Dąbrowska-Burkhardt 2004
Rospond 1948
dane z archiwum MVF w Berlinie
dane zawarte na kartach AZP
archiwalne niemieckie mapy topograficzne z lat 1921-
1944 wykonywane w skali 1:25000
dawne mapy niemieckie z XVIII-XIX wieku
strony internetowe

4. Stanowisko w Różanówce

Cmentarzysko w Różanówce położone niedaleko No-


wej Soli było rabowane od starożytności przez czasy średnio-
wiecza do czasów nowożytnych (ryc. 3, 4). Widoczne są rów-
nież ślady wkopów nawet sprzed paru lat. Co ciekawe daw-
niej, tj. w okresie istnienia kultury łużyckiej, kiedy kon-
struowano pierwsze groby na cmentarzysku oraz później
w okresie wpływów rzymskich (tj. kultury przeworskiej),
istniała ciągłość wiedzy o miejscach szczególnych, jak np.
cmentarzyskach. Groby późniejsze (rzymskie) są często wko-
pane we wcześniejsze (łużyckie) lub celowo je omijają. Jesz-
cze na niemieckich mapach istnieją takie miejsca, jak:
Wzgórze Czarownic czy cmentarzysko. To pokazuje, że prze-
trwały one niesamowicie długo w świadomości ludzi, ponad
3000 albo kilkaset lat i swoje powstanie zawdzięczają proce-
som czarownic i ich paleniu w wyznaczonym miejscu lub
XIX- i XX-wiecznym wykopaliskom. Jeśli by zapytać różne
osoby tam mieszkające o cmentarzysko, to odpowiadają, że
129
nic takiego tu nie ma, a jeśli by było oni na pewno by wie-
dzieli. Przez to, że przybyli po II wojnie światowej, po 1945
roku, utracili ciągłość historyczną, natomiast ludzie, którzy
znali te miejsca uciekli lub zginęli. Ich wiedza często ograni-
cza się do tego co działo się w czasie wojny i po wojnie.
Otto Kleemann podaje, że wykopaliska w Różanówce
były prowadzone w 1863–1864 i w 1921 roku. Podaje przybli-
żoną lokalizację, ale korzystając z jego opisu nie wiadomo,
które kurhany zostały przekopane (Kleemann 1977, s. 264).
Powodem jest olbrzymia liczba wkopów oraz brak w archi-
wach mapki sytuacyjnej, która (raczej) powinna istnieć. Klee-
mann podaje, że na południowym skraju cmentarzyska znaj-
dowały się tory kolejowe. Poza tym teren cmentarzyska nie
przecina żadna inna inwestycja. Teren, przez który prze-
biegają tory został zniwelowany. Dzisiaj została już tam pusta
przestrzeń, ponieważ z czasem zostały zdemontowane. Nie
zaobserwowano tam żadnych znalezisk. Nie ma pewności, czy
Kleemann opisuje właśnie to miejsce czy inne. Nie ma mapek
sytuacyjnych, mieszkańcy nie mają pojęcia o tych wy-
kopaliskach a opisy słowne są zbyt ubogie. Więc albo trafi się
kiedyś przypadkiem na miejsce już przekopane, albo trzeba
szukać dalej w literaturze i archiwach. W archiwum MVF nie
znalazłem żadnych informacji o tym stanowisku.
Widoczne na stanowisku liczne ślady orki, którą prze-
prowadzono kilkakrotnie, przyczyniły się w dużej części do
zniszczenia cmentarzyska. Kurhany posiadają słabo zacho-
wane nasypy, natomiast groby ucierpiały wskutek karczunku
i sadzenia nowych drzew.
Zapoczątkowane w 2006 roku badania ratownicze pod
kierownictwem Julii Orlickiej-Jasnoch z Muzeum Archeolo-
gicznego Środkowego Nadodrza ze Świdnicy koło Zielonej
Góry przynoszą z każdym rokiem nowe znaleziska. Stają się
motorem do sięgnięcia po starsze opracowania i do dalszej
pracy, mającej na celu weryfikację zawartych w nich infor-
macji. Niejednokrotnie podczas badań, pojawiały się pytania

130
o dawną niemiecką metodykę badań, jak również metody
działania osób plądrujących to stanowisko.

5. Przedwojenne niemieckie metody wykopaliskowe

Przedwojenne metody wykopaliskowe zakładały nie-


kiedy w porównaniu z obecnymi niesamowicie krótki czas ba-
dań. Spotykane w literaturze wzmianki o przekopaniu 16 kur-
hanów w 2 dni (np. cmentarzysko w Otyniu) (Staniewicz
2008, s. 64) wywołują nierzadko uśmiech i niedowierzanie na
twarzy współczesnych badaczy. Były robione szybko, z głów-
nym nastawieniem na znaleziska.
Na początku „prace wykopaliskowe” polegały na roz-
kopaniu nasypu tak, aby z łatwością można było się dostać do
wnętrza obiektu. Głównym celem było dokopanie się do gro-
bu centralnego, a następnie eksploracja jego zawartości (Kuź-
bik [w przygotowaniu]).
Działania wojenne przyczyniły się do tego, że wiele
pozyskanych już zabytków poza krótkim opisem, nie posiada
ilustracji lub zdjęcia. Czekan z Sulechowa kilka razy pojawia
się w literaturze, jednak za każdym razem bez ilustracji
(Staniewicz 2008, s. 68).
Będąc w archiwum MVF w Berlinie natrafiłem na
niemiecki kwestionariusz (ryc. 1), w którym zadawane są róż-
norodne pytania odnośnie do stanowiska archeologicznego
i zabytków. Niestety oprócz zamieszczenia paru uwag (poza
paroma wyjątkami), nie są one często wypełnione. A szkoda,
bo dziś stanowiłoby to świetny materiał dokumentacyjny.
W wielu przypadkach dane te zostały już bezpowrotnie utra-
cone. Niewielką pomocą może być przejrzenie dzienników
polowych z wykopalisk lub notatek ówczesnych badaczy, ale
z powodu działań wojennych i ogólnej maniery notowania tyl-
ko wybranych informacji, jest to już niezwykle trudne i po
części niemożliwe.

131
Oprócz wspomnianego kwestionariusza, archiwa
MVF zawierają mnóstwo cennych informacji, nie tylko opis-
ów, lecz również ilustracji. W wielu tomach zebrano wycinki
prasowe o ówczesnych znaleziskach, mapy sytuacyjne stano-
wisk, zdjęcia zrobione podczas wykopalisk, jak też dzienniki
polowe. Z kolei w Museum für Vor- und Frühgeschichte
w Berlinie przechowywana jest część z opisanych w archi-
wum znalezisk. Stąd są one również bardzo cennym źródłem,
którego nie należy pomijać.
Ogólnie to badacze niemieccy podawali dokładne
informacje, niestety jest to literatura przedwojenna z przełomu
XIX i XX wieku, dlatego opisy nie są bogate i przy zabytkach
ograniczają się do paru linijek. Zaznaczyć też trzeba, że re-
jestrują kontekst znalezienia, np. opisy w stylu: na wrzoso-
wisku na północnym brzegu jeziora, na piaszczystej wydmie
na południe od kościoła, na trzęsawisku, w torfie podczas
regulacji rzeki (Staniewicz 2008, s. 56, 60, 63, 66).
Problemem jest brak mapek. Możliwe, że są one prze-
chowywane w archiwach i nie były dotychczas szerzej pub-
likowane i udostępniane. Zwykle nie są to dokładne rysunki,
mogą informować o linii kolejowej i cmentarzysku zloka-
lizowanym w niewielkiej odległości od niej (np. w przypadku
Sulechowa) lub też może być mapka cmentarzyska z liczbą
kroków wzdłuż i wszerz, ale bez zaznaczonych kurhanów (np.
w przypadku Gądkowa Wielkiego, ryc. 2) (Staniewicz 2008,
tabl. 7). W przypadku niemieckich badaczy można zauważyć
podawanie kierunku w formie trzyliterowej np. SSW (w od-
różnieniu od polskich korzystających z zapisu dwulitero-
wego), co kontynuowane jest do dziś.
W okresie od 1870 do 1945 roku liczba archeologów
działających na obszarze Środkowego Nadodrza nie była zbyt
duża. Z tego też względu, jak również ówczesnych uwarun-
kowań i mód, zdarzało się, że ekipę badaczy (jak np. w Oty-
niu) tworzyli: archeolodzy Hans Seger i Oskar Mertins, pastor
Söhnel, radca dr Grempler, pracownik muzeum Kastner, nad-

132
leśniczy Nerlich, leśniczy Adler, nauczyciel Lange (Stanie-
wicz 2008, s. 65).

6. Przykłady informacji wątpliwych

W 1882 roku pojawiła się w literaturze niemieckiej


w czasopiśmie Zeitschrift für Ethnologie wiadomość o odkry-
ciu 150 kurhanów na cmentarzysku Złotnik 8. Jednak badania
powierzchniowe tego nie potwierdziły i w chwili obecnej nie
ma dowodów archeologicznych na poparcie tych informacji
(Kuźbik [w przygotowaniu]).
Marian Kwapiński stanowisko w Dąbiu (pow. kroś-
nieński) łączy z kulturą mogiłową i wiąże z II okresem EB.
Jednak poza nim żaden inny autor nie powtarza tego. Według
Kwapińskiego znaleziono tam fragmenty ceramiki. Niestety
karty AZP nie opisują żadnego znaleziska; zawierają tylko
informację, że korzystano z danych archiwalnych, ale nie po-
dają przy tym żadnego źródła (Staniewicz 2008, s. 55, 77-78).
Co ciekawe Jan Dąbrowski w swoim opracowaniu starszego
okresu epoki brązu w Polsce nie włącza tego stanowiska do
swojego katalogu (Dąbrowski 2004).
Ze skarbem z Krzystkowic związane są różne pytania.
Zabytki te zostały dostarczone przez handlarza Dietricha,
jednak nie ma pewności czy wszystkie należały do jednego
skarbu. Jak wiele zabytków z obszaru Środkowego Nadodrza,
z biegiem lat częściowo zaginęły. Szpila wrzecionowata jest
opisana przez Gedla jako znalezisko luźne, z kolei u Bohm
jako część skarbu. Kwapiński podaje, że znaleziono dwie
bransolety lite, powołując się na Gedla, jednak Gedl o tym nie
wspomina (Staniewicz 2008, s. 59).
Odnośnie do znaleziska z Nowej Jabłonnej, Kwapiń-
ski podaje, że była to jedna szpila, jednak badacze niemieccy
piszą że były dwie. Jest to znalezisko luźne, pojedyncze, nie-
wiadomego pochodzenia. Z literatury udało mi się odnaleźć
informację, że była to własność kapitana w stanie spoczynku.

133
Z powodu działań wojennych wiele kolekcji prywatnych uleg-
ło zniszczeniu lub zdekompletowaniu. Podobnie stało się z za-
bytkami z Nowej Jabłonnej, które zaginęły (Staniewicz 2008,
s. 63).
Rybojady, stan. 1 (pow. międzyrzecki) to miejsce
o charakterze nieokreślonym, prawdopodobnie była to osada.
Koło Prehistoryczne Studentów Uniwersytetu Poznańskiego
pod kierownictwem Bogdana Kostrzewskiego przeprowadziło
tam badania, podczas których znaleziono fragmenty ceramiki
(Kostrzewski 1951, s. 193). Kwapiński jako jedyny wspomina
też o szpili brązowej z główką wrzecionowatą; powołuje się
przy tym na Gedla, ale tam brak takiej informacji. Jest to
prawdopodobnie błąd Kwapińskiego (Kwapiński 1985, s. 47;
Gedl 1975, s. 125; Staniewicz 2008, s. 66).
Cmentarzysko kurhanowe w Stanach (pow. nowo-
solski) ze względu na niewielkie wymiary i rozrzucone frag-
menty ceramiki było nieustannie niszczone. Z tego powodu
ustalenie lokalizacji stanowiska i liczby kurhanów napotyka
trudności. Przeprowadzone dotychczas badania powierzch-
niowe prowadzone w okolicy Stanów w ramach AZP, nie
przyniosły oczekiwanych rezultatów (Kuźbik [w przygoto-
waniu]).
Również dokładna lokalizacja cmentarzyska kurha-
nowego w Broniszowie napotyka trudności, gdyż w rejestrze
AZP stanowisko to nie figuruje pod swoją pierwotną nazwą.
Jednak poczynione przez Radosława Kuźbika próby określe-
nia miejsca usytuowania grobów kurhanowych z Broniszowa
w oparciu o niemieckie mapy topograficzne oraz opis terenu
autorstwa Johannesa Richtera przyniosły zadowalające wyniki
(Kuźbik [w przygotowaniu]).
Także kwestia map przedstawiających stanowiska czy
zasięg kultur nie jest klarowna. Przykładowo Jan Dąbrowski
w pracy z 2004 roku uwzględnił ponad 2600 miejscowości
związanych z II okresem epoki brązu. Jednak pomimo tego,
liczba takich miejscowości na obszarze Środkowego Nad-

134
odrza u Dąbrowskiego i w mojej pracy jest różna. Należy przy
tym zwrócić uwagę na fakt, że Dąbrowski skupił się na całym
obszarze Polski, natomiast ja, z pewnymi wyjątkami, tylko na
terenie wchodzącym w skład obecnego województwa lubus-
kiego (Dąbrowski 2004; Staniewicz 2008). Żaden autor nie
jest w stanie ująć wszystkiego, szczególnie przy ciągłym na-
pływie nowych danych.
Jeśli mamy do czynienia z sytuacją jak w
przypadku stanowiska w Dąbiu czy Nowej Jabłonnej czy w
Krzystkowi-cach, to poprzestaje się na tym co napisał autor.
Czy po-winniśmy ufać autorom prac i uznawać ich autorytet?
Wy-chodzić z założenia, że jeśli np. profesor podał jakieś
infor-macje, to są one wiarygodne. Myślę, że tak, jednak o ile
to możliwe, należy zweryfikować te informacje. Zależy to
oczy-wiście od skali naszych badań, czasu jakim
dysponujemy i chęci. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić
absolutnie wszystkie-go. Zależnie od wspomnianych
warunków poświęcamy się szukaniu i dotarciu do tych
informacji, na których nam naj-bardziej zależy.

Zakończenie

No więc kto ma rację? Kto mówi prawdę? Pytanie za-


warte w tytule nie będzie miało jednoznacznej odpowiedzi.
Raz odpowiedź będzie brzmieć: dawni badacze niemieccy,
innym razem dawni badacze polscy. Każdą sprawę należy
rozpatrywać indywidualnie. Często w momencie for-
mułowania pytań, jak też szukania odpowiedzi, pojawiają się
zaraz nowe, które nierzadko wszystko jeszcze bardziej
komplikują (Staniewicz 2008, s. 37). Cały proces weryfikacji
i poszukiwań jest czasochłonny i wymagający wytrwałości,
jednak moim zdaniem warto go przeprowadzić.
To trochę tak jakbyśmy układali album ze zdjęciami
i w momencie, kiedy już wszystko co mieliśmy zostało ułożo-
ne, ktoś przynosi nam kilka nowych zdjęć. Dobrze jeśli były-

135
by to zdjęcia jakich mamy wiele, gorzej jeśli byłyby unika-
towe i nagle okazało się, że układ w albumie musiałby zostać
zmieniony. Wtedy cała nasza wcześniejsza praca nie byłaby
już tak efektywna i moglibyśmy zadać sobie pytanie, czemu
nie popytaliśmy znajomych czy rodziny o różne zdjęcia. Po-
stępowanie post factum wiąże się często z nową pracą.
Cechą obszarów przygranicznych jest to, że często to-
czą się na nich różne zawirowania dziejowe. Nie inaczej było
na Środkowym Nadodrzu. Archiwa i zbiory prywatne prze-
chodziły z rąk do rąk, były niejednokrotnie niszczone, a mimo
to wiele z nich czeka jeszcze na przywrócenie do obiegu his-
torycznego. Obecnie dostrzega się coraz bardziej potrzebę
przeglądnięcia archiwów. Materiałów przybywa, a przecież to
co już zostało wykopane leży nierzadko kilka-kilkadziesiąt lat
w magazynach i nikt tego nie bada, nie analizuje, opisuje,
dokumentuje. Trzeba dalszych pogłębionych studiów, by roz-
szerzyć zakres naszego poznania o tamtych czasach, tamtych
ludziach i wydarzeniach jakie miały wtedy miejsce
(Staniewicz 2008, s. 37).

Bibliografia
Battek M. J., Szczepankiewicz J.
1992 Słownik nazewnictwa krajoznawczego Śląska i Ziemi Lubuskiej,
Wrocław.
Bohm W.
1935 Die ältere Bronzezeit in der Mark Brandenburg, Berlin-Leipzig.
Buchholz F.
1925 Zur ältesten und älteren Bronzezeit der Neumark [w:] red.
H. Mötefindt, Studien zur Vorgeschichtlichen Archäologie,
Leipzig, s. 93-103.
Dąbrowska-Burkhardt J.
2004 Dawna Zielona Góra. Kronika od 1623 do 1795 roku / Das alte
Grünberg. Chronik von 1623 bis 1795, Zielona Góra.
Dąbrowski J.
2004 Ältere Bronzezeit in Polen. Starsza epoka brązu w Polsce, War-
szawa.

136
Gedl M.
1975 Kultura przedłużycka, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk.
Kleemann O.
1977 Die Mittlere Bronzezeit in Schlesien (1939), Bonner Hefte zur
Vorgeschichte Nr. 12/13, Bonn, s. 1-369.
Kłosińska E.
1996 Ziemie Polski północno-zachodniej w I i II okresie epoki brązu–
stan i potrzeby badań [w:] Człowiek i środowisko w pradziejach
na środkowym i dolnym Nadodrzu, Wrocław, s. 67-80.
Kostrzewski B.
1951 Wykaz nabytków Muzeum Arch. w Poznaniu w latach 1945-49,
Fontes Archaeologici Posnanienses t. 1, s. 164-214.
Kostrzewski J.
1925 Z badań nad osadnictwem wczesnej i środkowej epoki bron-
zowej na ziemiach polskich, Przegląd Archeologiczny t. 2,
s. 161-218.
Kuźbik R.
[w przygotowaniu] Cmentarzyska kurhanowe kultury łużyckiej
z epoki brązu na środkowym Nadodrzu.
Kwapiński M.
1985 Analiza taksonomiczna kultur starszej połowy epoki brązu w do-
rzeczu środkowej Odry, Gdańsk.
Rospond S.
1948 Skorowidz ustalonych nazw miejscowości na Ziemiach Odzys-
kanych, Wrocław.
Seger H.
1909 Zur Chronologie der ostdeutschen Ösennadeln, Prähistorische
Zeitschrift t. 1, s. 55-64.
Staniewicz T.
2008 II okres epoki brązu na Środkowym Nadodrzu, Poznań
[maszynopis pracy magisterskiej].
Volkmann A.
2007 Badania akt – o historii badań archeologicznych w byłej Nowej
Marchii i nowych perspektywach badań na dolnym Nadwarciu
i Nadodrzu [w:] red. W. Rebelski, Archeologia Środkowego
Nadodrza t. V, Zielona Góra, s. 173-197.

137
Abstract
Contemporary the need of looking through the
archives is growing more important. The increasing material
on the one hand and furthermore all the allready excavated on
the other, which often leis untouched, not analyzed neither
described nor documented in the magazins for a few years or
even decades, underline this.
The basic idea of this topic arose while I was work-
ing on my M.A. as well as during the excavation at Różanów-
ka near Nowa Sól in 2008.
The search for original data resp. sources becomes
like archaeology within archaeology – like excavation in
archives.
The Artefacts are circulating, but one does not
know what to believe, for many authors have different opi-
nions.
The aim is to present the connection of different
issues with such datas and to bring near some older excavation
– and dokumentationmethodes on the example of Bronze Age
findings in the middle Oder region.

138
Ryc. 1. Strona tytułowa kwestionariusza z archiwum MVF w
Berlinie. Fot. T. Staniewicz

Ryc. 2. Stanowisko w Gądkowie Wielkim (Staniewicz 2008, tabl. 7)

139
Ryc. 3. Przykład wkopów rabunkowych na stanowisku w
Różanówce. Fot. T. Staniewicz

Ryc. 4. Przykład wkopu rabunkowego w kurhanie na cmentarzysku


w Różanówce, sezon wykopaliskowy 2008. Fot. T. Staniewicz
140
141
142
CZĘŚĆ II

KULTUROWA
PRZESZŁOŚĆ

143
144
Patrycja Ignaczak
Instytut Archeologii
Uniwersytet Mikołaja Kopernika
Toruń

(Nie)obecność Samów w archeologii skandynawskiej

Na mapach przedstawiających zasiedlenie Skandynawii, na


przykład w okresie wikińskim, zaznaczone są przeważnie
obszary zamieszkałe wyłącznie przez ludność nordyjską.
Pozostała część Półwyspu wygląda na wyludnioną. Jest to fał-
szywy obraz sytuacji, bowiem od wielu już setek lat ludność
nordyjska sąsiaduje na tym obszarze z Samami.
Współcześnie w Norwegii, Szwecji, Finlandii i na Pół-
wyspie Kolskim w Rosji żyje łącznie około 60000 – 80000
Samów (Broadbent 2004, s. 1). Są oni najczęściej kojarzeni
z hodowlą reniferów. Samowie postrzegani są jako relikt
przeszłości, homogeniczny, tradycyjny, niezmienny i egzo-
tyczny. Taki ich obraz upowszechniany jest, między innymi
dla celów turystycznych. W rzeczywistości tylko niewielka
grupa Samów zaangażowana jest w hodowlę reniferów (Ojala
2006, s. 37). Obecnie około 30 000 ludzi w Norwegii uważa
siebie za Samów, z tego mniej niż 10% zajmuje się hodowlą
reniferów (Olsen 1986, s. 30).
Skoro wiedza powszechna na temat współcześnie żyjących
Samów jest tak niewielka nie dziwi fakt znikomej znajomości
ich prahistorii. Jednak, co zaskakujące, do niedawna jeszcze
w samej Skandynawii temat przeszłości ludności samijskiej
był zupełnie pomijany. Koncentrowano się przede wszystkim
na dokonaniach wikingów, ignorując ich skandynawskich są-
siadów. Jest to o tyle dziwne, że liczne wzmianki o Samach
można odnaleźć w skandynawskich źródłach pisanych z okre-
su wczesnego średniowiecza (a opisujących także w wielu
przypadkach wydarzenia z okresu wikińskiego).

145
Ryc. 1. Sytuacja kulturowa w okresie wikińskim w Skandynawii (za
Zachrisson 1994, s. 174, fig. 36). Pod cyframi 1-5 zaznaczono
stanowiska wspomniane w tekście.

Najpopularniejszym słowem we wspomnianych powyżej


tekstach oznaczającym „Sama” było finnar (aczkolwiek cza-
sami było ono stosowane również do określenia mieszkańców
współczesnej Finlandii; Zachrisson 1991, s. 192). Tylko w za-
chodnionordyjskich źródłach (Orkneyinga saga i Fundinn
Noregr) pojawia się nazwa lapp. W Vatnsdœla saga Samowie
określają samych siebie jako semsveinar (Mundal 1996,
s. 98). Do opisywania Samów używano szczególnie często
słów jotnar („olbrzym, gigant”) oraz dvergar („karzeł”). Są to
postaci pojawiające się w mitologii skandynawskiej epoki wi-
kingów. Czasami słowo „Sam” i „olbrzym” stosowane były
zamiennie, niekiedy Samowie i olbrzymi należeli do tej samej
146
rodziny (Mundal 2000, s. 348). Można również odnaleźć in-
formacje na temat mieszanych małżeństw zawieranych mię-
dzy bogiem i gigantką oraz analogicznie między mężczyzną
pochodzenia nordyjskiego i Samijką. Z bardziej znanych tego
typu związków należy wspomnieć małżeństwo zawarte mię-
dzy bogiem Frejem i olbrzymką Gerd, które dało początek
królewskiej rodzinie Ynglingar, natomiast bliskie relacje mię-
dzy Odynem i Skadi zapoczątkowały ród jarlów Háleygjajarl
(Mundal 2000, s. 103). Wywodzenie początków swojego rodu
od królów samijskich tak-
że było czymś wyjątkowo
prestiżowym (Mundal
2000, s. 350). Samowie
byli często kojarzeni z zi-
mą, śniegiem i jazdą na
nartach. Ottar twierdził,
że zarówno mężczyźni,
a także kobiety i dzieci
jeżdżą na nartach szybciej
niż ptaki (Mundal 2000, s.
353). Samów nieodłącz-
nie wiązano z szamaniz-
mem i czarami. W języku
staronordyjskim istniało
słowo finnvitka – „upra-
wiać czary na sposób
Ryc. 2. Młotek z poroża do sa- samijski” (Mundal 1996,
mijskiego bębna szamańskiego zna- s. 112). W źródłach pisa-
leziony w miejscowości Nordset nych znajdują się rów-
(Norwegia) (za Roesdahl, Wilson nież informacje poświad-
1992, s. 292). czające handel z Samami
oraz ściąganie od nich
podatków. Istniało nawet słowo finnferð – „wyprawa, której
celem było ściąganie podatków i handel z Samami” (Mundal
1996, s. 101). Jednak stosunki między Samami i ludnością

147
nordyjską nie zawsze były pokojowe 1 .
Jak wynika z tego krótkiego przeglądu źródeł pisanych
dotyczących Samów byli oni ludnością zauważaną przez po-
zostałych mieszkańców Skandynawii. Co więcej, grupy te
utrzymywały ze sobą intensywne kontakty, między innymi
handlowe i matrymonialne. Powiązania między ludnością nor-
dyjską i Samami stają się jeszcze bardziej złożone, jeśli spoj-
rzymy na nie dodatkowo z perspektywy źródeł archeolo-
gicznych.
Przedstawię w tym miejscu tylko kilka przykładów świad-
czących o kontaktach między ludnością nordyjską i Samami
w okresie wikińskim, znanych dzięki źródłom archeolo-
gicznym. Opisane przeze mnie poniżej egzemplifikacje są
tylko niewielką częścią znalezisk związanych z tym tematem.
Równocześnie ograniczam się wyłącznie do okresu wikiń-
skiego, co nie świadczy o tym, że takowe kontakty nie miały
miejsca w epoka wcześniejszych i późniejszych.
Jednym z bardziej spektakularnych znalezisk było odkrycie
młotka z poroża do samijskiego bębna szamańskiego (ryc. 2)
w miejscowości Nordset w Norwegii (ryc. 1, nr 1). Znajdował
się on pod stertą przepalonych kamieni. Przedmiot ten orna-
mentowany był zarówno typowym wzorem samijskim, jak
i w stylu wikińskim – Ringerike. J. Bergstøl (2004, s. 18)
określił chronologię tego młotka na XII wiek. Autorzy książki
From Viking to Crusider podają jednak inne datowanie – XI
wiek (Roesdahl, Wilson 1992, s. 292). Przedmiot ten został
odnaleziony w regionie Østerdal, skąd znane są także inne
przykłady przenikania się wpływów samijskich i nordyjskich.
W późnej epoce żelaza (według chronologii skandynawskiej)
upowszechnia się tam szczególny rodzaj pochówku, tak zwa-
ny „hunting ground grave” – był to niski nasyp kamienny, pod
którym znajdowały się spalone szczątki ludzkie i wyposażenie
grobowe. Przedmioty składane do grobu były mieszanego
pochodzenia: część była typowo nordyjska (w grobach męs-

1
Więcej na temat zatargów między Samami i ludnością nordyjską w Mundal 1996,
s. 105-107.
148
kich były to włócznie i miecze, natomiast w grobach kobie-
cych paciorki), część była charakterystyczna dla ludności sa-
mijskiej (między innymi biżuteria wschodniego pochodzenia
oraz skrobaki) (Bergstøl 2004, s. 10-12).
Jeśli chodzi o obrządek pogrzebowy region Østerdal nie
jest jedynym, na którym możemy obserwować przenikanie się
zwyczajów nordyjskich i samijskich. W kilku grobach znaj-
dujących się na obszarze zamieszkałym przez ludność nor-
dyjską znaleziono korę brzozową – jest to cecha charakte-
rystyczna dla obrządku pogrzebowego Samów jeszcze przed
przyjęciem przez nich chrześcijaństwa. Jej fragmenty odnale-
ziono w bogato wyposażonym grobie kobiecym z cmen-
tarzyska w Hagbartsholmen w Norwegii (Sjøvold 1974, s. 64-
65; Stamsø Munch 1993, s. 132-133; ryc. 1, nr 2), a także na
szwedzkich cmentarzyskach Vendel (w grobie 7 i 12; ryc. 1,
nr 3, ryc. 3) oraz Valsgärde (groby 6 i 8; ryc. 1, nr 4), da-
towanych na VII–IX wiek. W szwedzkich grobach fragmenty
kory brzozy leżały w kilku warstwach, na lub pod ciałem uło-
żonym w łodzi. Niektóre skrawki kory były zszyte razem i po-
kryte ornamentem geometrycznym (namalowanym lub wypa-
lonym; Price 2002, s. 237).

Ryc. 3. Fragmenty kory brzozy znalezione w grobie nr 7 w Vendel


(Szwecja; za Price 2000, s. 16, fig. 6).

149
W wielu wypadkach przedmioty charakterystyczne dla jed-
nej płci w danej grupie etnicznej były wykorzystywane w in-
nej przez płeć przeciwną. Doskonałym przykładem tego typu
zachowania jest grób 9 z cmentarzyska w Vivallen (Szwecja;
ryc. 1, nr 5, ryc. 4). Podczas wykopalisk przeprowadzonych
w 1913 roku odkryto 20 grobów z okresu wikińskiego
i wczesnego średniowiecza 2 . W 1980 roku odnaleziono kolej-
ne groby oraz osadę. W grobie 9 został pochowany męż-
czyzna, który zmarł mając około 50 lat. Jego szkielet prze-
sunięty był pod jedną ze ścian jamy grobowej. Wyposażony
został zarówno w „męskie” (pas z brązowymi okuciami), jak
i „żeńskie” przedmioty. Wszystkie żeńskie obiekty były po-
chodzenia nordyjskiego: paciorki ze szkła i kryształu, srebrna
brosza (z Danii), srebrny pierścionek i igielnik (analogiczne
znane są z Birki i Gotlandii). Mężczyzna ten miał na sobie
lnianą suknię (typ znany z bogatych pochówków kobiecych
z Birki). Kim był zmarły? N.S. Price sugeruje, że był to noaidi
– samijski szaman (Price 2002, s. 271-272).

2
Okres wikiński trwał od 800 do 1050 roku. W Skandynawii dopiero po nim na-
stępuje okres wczesnego średniowiecza.
150
Ryc. 4. Grób nr 9 z Vivallen (Szwecja) i przedmioty w nim znale-
zione (za Price 2000, s. 20, fig. 10; Zachrisson 1985, s. 193, fig. 3).

Oczywiście znaleziska łączone z Samami nie ograniczają


się wyłącznie do tych świadczących o wzajemnych kon-
taktach między nimi a ludnością nordyjską. Za typowo sa-
mijskie można uznać tak zwane stanowiska stallo. Tworzą je
relikty budynków mieszkalnych układających się w jednym
rzędzie. Większość z nich ma na środku prostokątne lub owal-
ne palenisko (które jest zawsze zorientowane poprzecznie
w stosunku do rzędu domów; Storli 1993, s. 3). Przypisywane
Samom są również tak zwane „kopce samijskie’ („Lapp
cairns”). Są to konstrukcje wykonane z kamieni. Układane by-
ły nad brzegami cieków wodnych, na przylądkach i wyspach.
Te sterty kamieni mają zazwyczaj wysokość około 0,5 metra
i średnicę 3-4 metrów (Taavitsainen 2003, s. 22-24). Samowie
byli także twórcami tak zwanych „kolistych miejsc sakral-
nych” („Saami Circular Sacrificial Sites”). Obiekty te składały
151
się ze ściany kamieni tworzącej owalny, kolisty lub podko-
wiasty kształt. W niektórych wypadkach odkryto także kon-
strukcje z poroża i drewna. We wnętrzu części z tych kręgów
znajdowały się idole kamienne lub drewniane (Wennstedt
Edvinger, Broadbent 2006, s. 25, 46-47).
Z roku na rok powiększa się liczba znalezisk archeo-
logicznych łączonych z Samami. Rośnie również liczba opra-
cowań i analiz na ten temat. Jak to się stało, że do tej pory
temat ten okryty był swoistym tabu?
Sytuacja jaka ma miejsce obecnie w Norwegii (a także
Szwecji i Finlandii) jest podobna do tej z Kanady, Stanów
Zjednoczonych, Australii i Nowej Zelandii. Na wszystkich
wymienionych obszarach mieszka mniejszość etniczna będąca
rdzennymi mieszkańcami tych ziem. Jest jednak istotna róż-
nica między Norwegią a resztą wymienionych krajów – więk-
szość populacji w Norwegii (to znaczy Norwegów) także
uważa się za ludność rdzenną. Jak łatwo przewidzieć również
znaczna część archeologów należy do tej grupy. Efekt tego
jest taki, że archeologia Norwegii stała się archeologią Nor-
wegów. Mogą świadczyć o tym, między innymi tytuły książek
historycznych i archeologicznych: Norwegians Before Us, The
Norwegian People in Ancinet Times, The First Norwegians
(Olsen 1986, s. 28-29). Także w przypadku archeologii
szwedzkiej, która zaczęła powstawać już w XVII wieku w
odpowiedzi na zapotrzebowanie na dowody świad-czące o
wspaniałej przeszłości państwa, od samego początku jej
istnienia ignorowana była etniczna różnorodność, a cała
uwaga badaczy skupiała się na wyłącznie na „szwedzkiej”
prahistorii (Zachrisson 1993, s. 171). Czy w związku z takim
stanem rzeczy jacyś naukowcy zajmowali się badaniem
przeszłości Samów, ich zwyczajami i wierzeniami?
W XIX wieku dokonał się podział w naukach huma-
nistycznych na Volkskunde i Volkerkunde. Pierwsze z nich by-
ła to dyscyplina historyczna, która obejmowała swym zakre-
sem badanie pochodzenia ludu, narodu, odkrywanie jego ko-
rzeni w mitach, folklorze i historii narodowej. Obiektem jej
badań stała się, między innymi historia narodu norweskiego.
152
Volkerkunde to dzisiejsza etnografia. Koncentrowano się w jej
obrębie na badaniach obcych i prymitywnych ludów z obsza-
rów pozaeuropejskich. Te „dzikie plemiona” uważane były za
statyczne i niezmienne, i z tego względu pozbawione historii
(Olsen 2000, s. 29). Dokonano tym samym podziału na ludy
zasługujące na swoją historię i na te jej pozbawione. Samowie
zostali zaliczeni do tej drugiej kategorii. Byli oni traktowani
jako lud prymitywny, który dziwnym trafem egzystował nadal
na terenie „cywilizowanej” Europy.
Na efekty takiego „naukowego” podejścia nie trzeba było
długo czekać. Należało ucywilizować tych jednych z ostatnich
„barbarzyńców” w Europie. Od drugiej połowy XIX wieku
prowadzona była wśród Samów akcja „norwegianizacji” –
oficjalnie zwana raczej „unowocześnianiem”. Jej celem było
utworzenie homogenicznego etnicznie państwa (Olsen 1986,
s. 30). Obecność różnych tożsamości kulturowych w jakiejś
większej całości (w tym wypadku w państwie) powoduje pew-
ną jej fragmentaryzację i jest zawsze odczytywane jako zagro-
żenie (Friedman 1992, s. 854). W tej sytuacji jedyną drogą
wyjścia dla Samów było albo wyginięcie albo asymilacja.
W 1863 roku polityk norweski J. Sverdrup stwierdził (Olsen
1986, s. 31), że „ […] jedyną drogą wyjścia dla Lapończyków
jest być wchłoniętym przez norweski naród”. Dążenie do
ujednolicenia etnicznego widoczne było, między innymi
w stosowanym wówczas słownictwie biurokratycznym wzglę-
dem ludności samijskiej. Norweska administracja określała
ich jako „Norwegów mówiących w języku samijskim”, „ho-
dowców reniferów”, a nie etniczną nazwą „Samowie” (Olsen
1986, s. 30). „Norweg” było jedynym oficjalnym, legalnym
statusem etnicznym, więc jeśli było się obywatelem Norwegii
z definicji było się Norwegiem (Olsen 1986, s. 30-31).
Dla Norwegii podjęcie tego typu działań było niezwykle
ważne w okresie, gdy próbowała znaleźć swoje miejsce wśród
„cywilizowanych” europejskich krajów. Norwegia utraciła
niepodległość w 1537 roku. Stała się wtedy duńską kolonią,
aż do 1814 roku, kiedy to została przekazana Szwecji jako
rezultat podpisanego traktatu pokojowego. Istniała więc silna
153
potrzeba spektakularnych odkryć archeologicznych (na przyk-
ład łodzi wikińskich), które pozwoliłyby zamanifestować
narodową tożsamość. Należało udowodnić, że Norwegowie
nie utracili swojej tożsamości narodowej w czasie 400 lat by-
cia pod panowaniem innych krajów (Olsen 1986, s. 33-35).
Doskonale podsumowuje to fragment z książki norweskiego
archeologa A. W. Brøggera (Olsen 1986, s. 34):

What would be today without the find from Oseberg, with its
fantasy-creating milieu, its European horizon, and the heritage it
has given us right now in a contemporary struggle to raise ourselves
as an old culture nation

Przeszkodą do realizacji tego celu okazali się Samowie.


Ludność ta w okresie epoki żelaza (według chronologii
skandynawskiej) nadal używała kamiennych narzędzi i pro-
wadziła tryb życia charakterystyczny dla ludności z okresów
poprzedzających neolit. Norwescy archeologowie próbowali
udowodnić, że Norwegia jest częścią wspólnego, euro-
pejskiego, „horyzontu kulturowego”, a ludność prowadząca
tryb życia z epoki kamienia w epoce żelaza niezbyt pasowała
do tego obrazu. Z tego też powodu popularyzacja znalezisk
archeologicznych związanych z Samami naturalnie upadła
(Olsen 1986, s. 32-33).
W szwedzkiej archeologii także dokonano podziału na
dwie wyraźne strefy: samijską i nordyjską. Te dwa „światy”
były jak „dwie bile, które nigdy nie powinny się razem zde-
rzyć” 3 (Ojala 2006, s. 36). Wykluczono w ten sposób jakąkol-
wiek możliwość kontaktów między tymi społecznościami
w przeszłości. Granice terytorium samijskiego zostały okreś-
lone przez rząd szwedzki na podstawie obszaru wypasu reni-
ferów w XVI–XX wieku, przez co ograniczono je wyłącznie
do obszarów górskich wewnątrz lądu. Zarówno jednak prze-
kazy historyczne, jak i tradycja ustna potwierdzają osadnictwo
samijskie także na wybrzeżach Zatoki Botnickiej. Wiele nazw

3
W oryginale: „two billard balls that shall never meet”.
154
miejscowych z obszaru wzdłuż szwedzkich północnych wy-
brzeży Zatoki Botnickiej aż do Sztokholmu zawiera prefiks
lub etnonim Lapp. Na tej podstawie ustalono, że Samowie
byli obecni na tym terenie już przed XIII wiekiem. Odkrycia
te stały się impulsem do stworzenia projektu badawczego,
którego założeniem stało się zbadanie osadnictwa pra-
historycznego, miejsc o charakterze rytualnym oraz nazw
miejscowych z perspektywy samijskiej. Głównym badaczem
biorącym udział w tym projekcie jest Noel D. Broadbent.
Podobne badania, z tym że na terenie Hälsingland, prowadzi
Britta Wennstedt Edvinger (Broadbent 2004, s. 1-2) 4 . W XIV
wieku łowcy, rybacy i pasterze zostali określeni jako ludność
nomadyczna, a obszar na którym występowali za de facto nie
zamieszkały. Wykorzystał to król szwedzki Magnus Eriksson
i zachęcał szwedzkich osadników do przenoszenia się na
obszar północnych wybrzeży Zatoki Botnickiej (Broadbent
2004, s. 5) Przeprowadzone badania archeologiczne pozwoliły
jednak udowodnić, że wcześniej na tym obszarze mieszkała
ludność samijska.
Kontrowersyjne okazały się również badania nad połud-
niowymi Samami (prowadzone w prowincjach Jämtland,
Härjedalen i Dalarna). Obszar ten znajduje się bowiem bliżej
„serca” Szwecji i tym samym bliżej granicy (do tej pory nie-
zwykle wyraźnej) między tym co samijskie, a tym co szwedz-
kie. Obecność Samów w epoce żelaza i w średniowieczu na
północy nie podlega bowiem żadnej dyskusji. Natomiast ich
występowanie na południu jest już silnie kwestionowane
(Ojala 2006, s. 36). Zmiany w tym tradycyjnym podziale na
nieprzenikalne strefy przyniosły odkrycia archeologiczne
z Vivallen (wcześniej wspomniałam o jednym grobie męskim
z tego stanowiska). Odkryto tutaj zarówno osadę samijską
(datowaną na lata 800–1200), jak i towarzyszące jej cmen-
tarzysko (datowane na lata 1000–1200). Wszystkie zbadane
groby były płaskimi pochówkami szkieletowymi. Ciała zmar-

4
Więcej na temat wyników badań, przeprowadzonych w ramach tego projektu
w Broadbent, 2006.
155
łych okryto całunami z kory brzozowej. Odkrycie to wzmoc-
niło poczucie tożsamości Południowych Samów, zarówno
w Szwecji, jak i w Norwegii (Zachrisson 1993, s. 175, 178).
Przełamanie milczenia na temat samijskiej prahistorii na-
stąpiło pod koniec lat 70. i na początku 80. XX wieku. Roz-
gorzała wtedy dyskusja na temat pochodzenia Samów. Zasta-
nawiano się, czy są oni ludnością rdzenną w Skandynawii
(Olsen 1986, s. 36). Pierwsze próby odpowiedzi na to pytanie
pojawiły się już w XIX wieku. Zapewne pierwszym naukow-
cem, który zajął się tym problemem był szwedzki zoolog
i etnograf Sven Nilsson. Porównał on czaszki znalezione
w megalitach z południowej Szwecji z tymi z grobów odkry-
tych w Mortensnes, na północy Norwegii i stwierdził, że Sa-
mowie wywodzą się od pierwszych mieszkańców Skandy-
nawii. Oluf Rygh (archeolog norweski) oraz Oscar Montelius
(archeolog szwedzki) przyjęli, że w Skandynawii były dwie
kultury w epoce kamienia: jedna na południu, druga na pół-
nocy (Arctic Stone Age, obecnie nazywana Slate Complex).
Przedstawicieli tej ostatniej zostali przez nich uznani za
przodków Samów. A.W. Brøgger w pracy „Den arktiske
stenalder i Norge” (1909) zakwestionował powyższą koncep-
cję. Uważał, że ludność samijska nie pochodzi od nosicieli
kultury Arctic Stone Age, ponieważ nie posiada żadnych z jej
charakterystycznych cech (zaawansowana technologia obrób-
ki łupku, garncarstwo czy rzeźbienie w skałach (Storli 1986,
s. 43-44; Zachrisson 1993, s. 172).
W latach 20. i 30. XX wieku temat pochodzenia ludności
samijskiej podjął Gustorm Gjessing 5 . Uważał, że istnieje bez-
pośrednia kontynuacja między ludnością z epoki kamienia
w północnej Norwegii, a historycznie znanymi Samami. Prze-
ciwnego zdania był szwedzki archeolog Gustav Hallström.
Twierdził, że taka kontynuacja nie miała miejsca. Uważał, że
najwcześniejsze ślady Samów pochodzą z północnej, być mo-

5
M.in. w pracach: Finsk-ugriske vikingetidssmykker i Norge, Universitetes
oldsaksamling, Årbok 1927, Oslo, 1928; Der Verkehr zwichen den Kjelmøy Lappen
Und den Norwegern, Tromsø Museums Årshefter, 50, 4, 1928 oraz Noen nord-norske
handelsproblemer i jernalderen, Viking 3.
156
że wschodniej i południowo-zachodniej Finlandii. Pogorsze-
nie się klimatu spowodowało wyludnienie północnej Skandy-
nawii i umożliwiło migrację ludności samijskiej na te tereny
około 500 roku przed naszą erą. Do dzisiaj szwedzcy archeo-
lodzy zgadzają się z „teorią migracyjną”. Jedyną „nowość” do
tej teorii zaproponował Evert Baudou. Uważa on, że migracja
ta miała miejsce wcześniej, między 2000 a 500 rokiem przed
naszą erą (Storli 1986, s. 43-44; Zachrisson 1993, s. 171-172).
Jako pierwszy „teorię migracyjną” podważył Povl
Simonsen. Samowie mieli pojawić się około 2000 lat temu nie
jako imigranci, lecz w wyniku lokalnych przekształceń, które
rozpoczęły się w epoce kamienia, 2000 lat wcześniej. Obecnie
żaden z archeologów norweskich nie opowiada się za „teorią
migracyjną”. Podstawowym pytaniem nie jest to, czy miała
miejsce migracja, lecz „dlaczego” wykształciła się samijska
grupa etniczna (Storli 1986, s. 45-46; Zachrisson 1993,
s. 172). To Knut Odner jako pierwszy postawił pytanie „dla-
czego” pojawiła się samijska grupa etniczna i „jak” się utrzy-
mywała. Według niego grupa ta wytworzyła się w wyniku
interakcji między łowcami z północnej Fennoskandii i rol-
nikami z południowej Finlandii we wczesnym okresie rzym-
skim (początek naszej ery – 300 rok n.e.). Był to proces
etnicznej konsolidacji między początkowo heterogenicznymi
grupami łowców. Uważał, że „Pan-samijska jedność” jest zja-
wiskiem dość wczesnym (na przykład jednolity obrządek po-
grzebowy u Samów zaczął się pojawiać dopiero około 1500–
1600 roku). Również Bjørnar Olsen uważa, że proces etnicz-
nej konsolidacji był wynikiem interakcji między łowcami
z północy i rolnikami z południa, ale w odróżnieniu od K. Od-
nera, mieli to być wytwarzający metal rolnicy z centralnej
i wschodniej Rosji. Kontakty między tymi grupami miały
mieć miejsce we wczesnej epoce brązu i nabrać rozpędu
w późnej epoce brązu i okresie przedrzymskim. Proces konso-
lidacji grup łowców miał nastąpić już w ostatnim tysiącleciu
przed naszą erą. Podstawą interakcji było zapotrzebowanie
łowców na metal, a rolników na futra (Storli 1986, s. 45-46;
Zachrisson 1993, s. 173).
157
Zainteresowanie współczesnych skandynawskich archeolo-
gów prahistorią Samów i czynione przez nich próby przełama-
nia milczenia na ich temat w archeologii odczytywane są
czasem jako polityczne nadużywanie archeologii oraz jako
postawa prosamijska (Zachrisson 1993, s. 172). Rzeczywiście
można się zastanawiać nad znaczeniem wyników badań
archeologicznych w przypadku, gdy służą one jako dowody
w sprawach sądowych.
We wrześniu 1991 roku rozpoczął się proces dotyczący
prawa Samów do użytkowania zimowych pastwisk w całym
regionie Härjedalen, poniżej tak zwanych górskich pastwisk
dla reniferów. Samowie zostali zaskarżeni w 1990 przez trzy
duże kompanie branży drzewnej i około 700 posiadaczy ziem-
skich. Prawa Samów do tych obszarów opierały się oby-
czajach istniejących od niepamiętnych czasów, a archeologia
dostarczyła dodatkowo dowodów na wczesną obecność
ludności samijskiej w tym regionie (Zachrisson 1993, s. 178).
Mimo tych dowodów właściciele ziemscy wygrali sprawę
w 1996 roku w sądzie okręgowym, a następnie w roku 2002
w sądzie apelacyjnym. Sąd najwyższy odrzucił apelację wnie-
sioną przez wioski samijskie (Ojala 2006, s. 36).
Dążenie Samów do podkreślania swojego kulturowego
dziedzictwa i upowszechniania swojej historii często odczyty-
wane jest jako „nadużycie” archeologii. Samowie postrzegani
są jako grupa, która wykorzystuje etniczność i przeszłość jako
instrument do realizacji celów ekonomicznych, na przykład
w sprawach sądowych. Co jest jednak znaczące, grupy posia-
daczy ziemskich biorący udział w tych konfliktach, nie są po-
strzegani z tej samej perspektywy (Ojala 2006, s. 36-37).
Warto także zaznaczyć, że Samowie nigdy nie dążyli do stwo-
rzenia własnego kraju. Walczyli jedynie o zinstytucjo-
nalizowanie ich relacji z państwem i oficjalne uznanie ich pra-
wa do samookreślenia się jako ludność rdzenna (Eriksen
1991, s. 271-272).
Inny głośny proces miał miejsce w Norwegii. Walka przed
sądem toczyła się między ludnością samijską a rządem nor-
weskim w sprawie projektu hydro-elektrycznego na rzece Alta
158
(Finnmark). Konflikt ten przekształcił się w konfrontację,
w której najważniejszym tematem sporu stały się polityczne
prawa Samów jako ludności rdzennej na tym obszarze. Na co-
rocznym spotkaniu archeologów norweskich (Annual Meeting
of Norwegian Archaeologist) w 1981 roku stwierdzono, na
podstawie historycznych i archeologicznych dowodów, że Sa-
mowie spełniają kryteria przypisywane rdzennej ludności.
Wywołało to debatę na temat związku archeologii i polityki.
Jeden z norweskich archeologów, A. Hagen, tak wypowie-
dział się na ten temat (Olsen 1986, s. 36):

We (the archaeologist) have no education which gives us any


specific knowledge about ethnicity, sociology or politics, and when
we make statements as scholars, we have to know what we are
talking about [...]. As a member of the society I have, of course,
a view and a standpoint, but when I express it, it is as a private
person, and not as an archaeologist [...]. What is happening today in
certain domains of the discipline reminds me of Professor
Kossinna's theories about the connection between tribes and types of
ancient objects which were used for political purposes to show how
German peoples had right to certain areas due to their Germanic
past. I had hoped that an end had been put to this kind of abuse of
archaeology

Można jednak zadać pytanie: czy realne jest założenie


„obiektywnej nauki”? Czy istnieje neutralny badacz stojący
ponad i poza wszelkimi społecznymi konfliktami (Olsen 1986,
s. 37)? Współczesna archeologia nie polega bowiem na kolek-
cjonowaniu i klasyfikacji źródeł archeologicznych. Głównym
jej zadaniem jest ich interpretacja, analiza, wyciąganie
wniosków. Trudno w takiej sytuacji przyjąć, że wszyscy ba-
dacze będą mieli podobne zdanie na temat tego samego zna-
leziska. Oczywiście mogą być świadomi jak wyniki ich badań
mogą wpłynąć, na przykład na sytuację socjopolityczną lub
jak ona wpływa na nich. Sądzę jednak, że nie jest możliwe zu-
pełne odseparowanie się naukowca od świata współczesnego
i jego wpływów. O wytworzenie w sobie świadomości wpły-
wu sytuacji socjopolitycznej na wyniki badań, oraz vice versa,

159
apeluje P.L. Kohl (1998, s. 242-243):

Archaeologists should be capable of distinguishing between what


they can responsibly say as professional archaeologists or as pre-
historians attempting to reconstruct the past and their own political
views and the ways in which their knowledge can be used for
political purposes. Archaeologists then may be able to support
a particular reconstruction of the past as plausible or as the most
reasonable interpretation of the data and still condemn the political
uses to which it may be put.

Bardzo dobrze to zagadnienie podsumowała też L. Meskell


(2002, s. 293):

Part of our problem rests with the illusion that the subjects of our
research are dead and buried.

Jak pokazują dzieje (nie)obecności Samów w archeologii


skandynawskiej, przedmiot badań archeologów nie zawsze
jest martwy. Może on wpływać na współczesne wydarzenia
i przy tym wzbudzać dodatkowo wiele kontrowersji.
Może się wydawać, że przedstawiony przeze mnie problem
nie dotyczy sytuacji mających miejsce w archeologii polskiej.
Jest to założenie błędne. Wystarczy zauważyć, jaki wpływ na
społeczności lokalne mają wykopaliska prowadzone na za-
mieszkiwanym przez nie obszarze. A to jest tylko jeden
z przykładów na przenikanie się wpływów przeszłości i te-
raźniejszości.

Bibliografia:
Bergstøl J.
2004 Creoles in Iron Age Norway?, Archaeological Review from
Cambridge, 19, 2, s.7-24.
Broadbent N.D.
2004 Saami prehistory, identity and rights in Sweden [w:] The Re-
silient North - Human Responses to Global Change, Proceed-
ings of the Third Northern Research Forum, Yellowknife, NWT,
Canada, September 15-18, 2004.

160
http://old.nrf.is/Publications/The%20Resilient%20North/Plenary
%203/3rd%20NRF_plenary%203_Broadbent_final.pdf.
2006 The search for a past: the prehistory of the indigenous Saami in
northern coastal Sweden [w:] red. V.-P. Herva, People, material
culture and environment in the North, Proceeding of the 22nd
Nordic Archaeological Conference, University of Oulu, 18-23
August 2004, Studia humaniora ouluensia 1, s. 13-25.
Eriksen T.H.
1991 Ethnicity versus Nationalism, Jornal of Peace Research, 28, 3,
s. 263-278.
Friedman J.
1992 The Past in the Future and the Politics of Identity, American
Anthropologist, New Series, 94, 4, s. 837-859.
Kohl P.L.
1998 Nationalism and Archaeology: On the Construction of Nations
and the Reconstructions of the Remote past, Annual Review of
Anthropology, 27, s. 223-246.
Meskell L.
2002 The Intersections of Identity and Politics in Archaeology,
Annual Review of Anthropology, 31, s. 279-301.
Mundal E.
1996 The perception of the Saamis and their religion in Old Norse
sources [w:] red. J. Pentikäinen, Shamanism and northern eco-
logy, Berlin, s. 97-116.
2000 Coexistence of Saami and Norse culture – reflected in and
interpreted by Old Norse myths [w:] red. G. Barnes, M. C. Ross,
Old Norse myths, literature and society: proceedings of the 11th
International Saga Conference, 2-7 July, 2000, University of
Sydney, Sydney, s. 346-355.
Ojala C.-G.
2006 Saami archaeology in Sweden and Swedish archaeology in
Sápmi: boundaries and networks in archaeological research [w:]
red. V.-P. Herva, People, material culture and environment in
the North, Proceeding of the 22nd Nordic Archaeological Con-
ference, University of Oulu, 18-23 August 2004, Studia huma-
niora ouluensia 1, s. 33-41.
Olsen B.
1986 Norwegian archaeology and the people without (pre-)history: or
how to create a myth of a uniform past, Archaeological Review
from Cambridge, 5, 1, s. 25-42.
2000 Belligerent Chieftains and Oppressed hunters? – Changing con-
ceptions of Inter-Ethnic Relationships in Northern Norway
during the Iron Age and early Medieval Period [w:] red. M.
Appett, J. Berglund, H.Ch. Gullov, Identities and Cultural
Contacts in the Arctic, Copenhagen, s. 28-42.

161
Price N.S.
2000 Drum-Time and Viking Age: Sámi-norse Identities In Elary
Mediewal Scandinavia [w:] red. M. Appett, J. Berglund, H. Ch.
Gullov, Identities and Cultural Contacts in the Arctic, Copenha-
gen, s. 12-27.
2002 The Viking Way. Religion and War in Late Iron Age Scandina-
via, Uppsala.
Roesdahl E., Wilson D.M. (red.)
1992 From Viking to Crusader. The Scandinavians and Europe 800-
1200, København.
Sjøvold T.
1974 The Iron Age Settlement of Arctic Norway, II, Late Iron Age
(Merovingian and Viking Periods), Tromsø Museums skrifter X,
2, Tromsø-Oslo-Bergen.
Stamsø Munch G.
1993 Hagartholmen i Steigen – en ‘gravholme’ fra jernalder med en
spesiel kvinnegrav fra vikingtid [w:] Kvinneforskemaraton III,
Tromsø, s. 130-137.
Storli I.
1986 A review of archaeological research on sami prehistory, Acta
Borealia 3, 1, s. 43-63.
1993 Sami Viking Age Pastoralism – or ‘The Fur Trade Paradigm’
Reconsidered, Norwegian Archaeological Review, 26, 1, s. 1-48.
Taavitsainen J.-P.
2003 Lapp Cairns as Source on Metal Period Settlement in the Inland
Regions of Finland, Acta Borealia 20, 1, s. 21-47.
Wennstedt Edvinger B., Broadbent N.D.
2006 Saami Circular Sacrificial Sites in Northern Coastal Sweden,
Acta Borealia, 23, 1, s. 24-55.
Zachrisson I.
1985 Saami or Nordic? A Model for Ethnic Determination of Nor-
thern Swedish Archaeological Material from the Viking Period
and the Early Middle Ages [w:] red. M. Backe, In honorem
Evert Baudou, Archaeology and Environment 4, Umeå, s. 187-
195.
1991 The South Saami Culture: in Archaeological Finds and West
Nordic Written Sources from AD 800-1300 [w:] red. R. Sam-
son, Social Approaches to Viking Studies, Glasgow, s. 191-199.
1993 A Review of Archaeological Research on Saami Prehistory in
Sweden, Current Swedish Archaeology 1 (1993), s. 171-182.
1994 Saamis and Scandinavians – Examples of Interaction [w:] red.
B. Ambrosiania, H. Clarke, Developments Around the Baltic
and the North Sea in the Viking Age, Birka Studies 3, Stock-
holm, s. 173-179.

162
Abstract
While studying maps of the Viking Age in
Scandinavia we can observe that their authors usually take
into consideration only the German population. Sami, who
lived in the remaining part of this peninsula, are ignored and
discriminated. For a long time they were an embarrassing
theme for Scandinavian archeology. Researches boasted about
Vikings' achievements, while artefacts connected with Sami
were disregarded. This ethnic group was mainly subdued to
ethonlogical studies (not historical). In the 70's some changes
started to take place. Nowadays, Institute of Archeology at
Tromsø University (Norway) stands out in archeological
research concerning Sami. Thanks to new investigations the
picture of the (for example) Iron Age in Scandinavia has
largely changed (especially if we talk about northern part of
Norway and Østerdal region). In the mentioned areas German
and Sami people lived in close relationship. In some cases we
can even talk about a hybrid, mixed culture. It is worth
mentioning that archeology played an important political role
in the 20 century Scandinavia. Dispute between German
people (Norwegians and Swedes) and Sami related to the land
rights. Archeological evidences were fundamental in this case.
"Which population is indigenously Scandinavian?" - it was an
important problem to solve.
During my speech I would like to present a problem
of (non)attendance of Sami people in Scandinavian archeolo-
gy. I will also point out the difficulty of creating objective
descriptions of the past.

163
164
Anna Galuhn
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. A. Mickiewicza
Poznań

Archeologia współczesnych archeologów: badania


nad badaczami próbą lepszego zrozumienia
przeszłości?

W maju 2007 roku w Biskupinie miało miejsce


sympozjum Historia archeologii i myśli archeologicznej w XX
wieku. Organizatorzy sympozjum zadedykowali je pamięci
Grahama Clarka z okazji stulecia jego urodzin oraz pięć-
dziesięciulecia ukazania się polskiego przekładu jego dzieła
Europa przedhistoryczna. Podstawy gospodarcze (Kostrze-
wski 1957). Przekładu tego dokonał Józef Kostrzewski, twórca
archeologii poznańskiej, którego sylwetka jest dobrze znana
wszystkim studentom archeologii w Polsce. Wtedy też przy-
bliżono sylwetki przede wszystkim Grahama Clarka i Zdzi-
sława Rajewskiego, którego setna rocznica urodzin też przy-
padła na 2007 rok. Poruszono także szereg zagadnień dotyczą-
cych kondycji archeologii w XX wieku w skali europejskiej.
Jest to dowód na to, że wątki biograficzne w archeologii
polskich badaczy są poruszane i spotykają się z zaintereso-
waniem innych. Są to jednak biografie ludzi, którzy skończyli
już swoją karierę i w żaden sposób nie są w stanie skomento-
wać oceny ich pracy. Nie mogą też uczestniczyć w procesie
tworzenia swoich biografii, a z pewnością byliby lepszymi
informatorami niż garstka publikacji, zdjęć i opinii, które na
ich temat przetrwały do naszych czasów. Stąd moja propo-
zycja, aby zająć się biografią badaczy żywych, którzy poprzez

165
dialog mogą opowiedzieć o swoim życiu, historii myśli i dro-
dze, którą przeszli aby być takimi, jakimi są w chwili obecnej.
Ian Hodder w propozycji archeologii kontekstualnej
zauważył, że duży wpływ na interpretację źródeł ma zarówno
kontekst zabytku czy obiektu archeologicznego – jego układ
przestrzenny poziomy i pionowy, jak i kontekst samego bada-
cza – poziom wiedzy pozaźródłowej, którą operuje, oraz jego
indywidualne predyspozycje w momencie odkrycia, rozpozna-
nia i opracowania materiału (Hodder 1995, s. 174-175):

Kontekst archeologiczny przedmiotu obejmuje wszystko to, co tworzy


całość jego istotnego otoczenia, gdzie „istotne” odnosi się do opisu
znaczących relacji z przedmiotem –to znaczy takich relacji, które są
niezbędne, aby zrozumieć znaczenie obiektu”.

W myśl archeologii postprocesualnej nie ma faktów


i zabytków, które „mówią same za siebie”. Są jedynie interpre-
tacje i opinie o nich, a te wytwarzane są przez samego bada-
cza. Poziom wiedzy każdego badacza jest inny. Nawet jeśli
dwóch archeologów wyrosło z tego samego środowiska akade-
mickiego i pobierało nauki u tych samych profesorów, ich
poglądy mogą być podobne, ale nie będą identyczne. Jak zro-
zumieć, dlaczego ktoś wysunął taką a nie inną hipotezę, czemu
wydzielił trzy, a nie cztery fazy jakiejś kultury, z jakiej litera-
tury korzystał oraz z kim uzgadniał swoje przemyślenia? Naj-
lepiej zapytać, możliwie jak najszybciej, aby z pamięci bada-
cza nie umknęło nic istotnego. Jak twierdzi Drummond „kul-
tura” jest (za Hodder 1995, s. 192):

[…] serią pytań i poruszających się po omacku reakcji, a nie


zbiorem gotowych odpowiedzi.

Kiedy spojrzymy w ten sposób na kulturę będziemy


starali się odkryć wiele różnych, często nakładających się na

166
siebie wariantów pewnych rozwiązań i możliwych wizji świa-
ta (Hodder 1995, s. 192):
Z tego względu niezbędny jest analityk, do którego zadań należy
określenie tych pokrywających się i częstokroć niespójnych wersji,
a także zrozumienie zachodzących pomiędzy nimi zależności.

Zagadnienie rozumienia to przedmiot rozważań her-


meneutyki, której losy rozgałęziły się na dwie części: herme-
neutykę techniczną oraz filozoficzną, którą według. A. Przy-
łębskiego (2005) powinno się raczej określać mianem filozofii
hermeneutycznej. Hermeneutyka techniczna dzieli się, w za-
leżności od tematyki, na teologiczną, filologiczną oraz prawni-
czą i obejmuje zespół metod, za pomocą których można
zinterpretować odpowiednio Pismo Święte, teksty literackie
czy przepisy karne. Jednak bardziej przydatna w moich rozwa-
żaniach nad współczesnymi archeologami jest filozofia herme-
neutyczna. Rozumienie w ujęciu Gadamera może się odbyć
jedynie w wyniku rozmowy, która jest możliwa między pod-
miotem a przedmiotem, między badaczem a obiektem badania
(Gadamer 2004, s. 520):

Byt, który może zostać zrozumiany jest językiem.

Dla Gadamera język to medium rozumienia. Nie


znając języka rozumienie nie jest możliwe. Gadamer odnosi
się tu nie tylko do obiektów żywych, współczesnych bada-
czowi. Uważa, że „dialog” między badaczem i badanym jest
możliwy bez względu na czas, który ich dzieli, o ile zostaną
spełnione zarysowane powyżej kryteria – czyli przede wszyst-
kim język. Nie chodzi jednak o język jako taki, tylko o języ-
kową postać bytu. To, o czym myślimy, nasze poglądy, zanim
zostaną wypowiedziane mają już postać językową. A język
jest czymś żywym, ciągle się zmienia. Nietrudno jest zauwa-
żyć, że współczesna polszczyzna znacznie się różni od języka
167
z dwudziestolecia międzywojennego, które patrząc z perspe-
ktywy dziejów całej ludzkości, było stosunkowo niedawno. Co
więcej, język różni się również na poziomie współczesności.
To, że wszyscy Polacy mówią językiem polskim, nie znaczy,
że mówią dokładnie tym samym językiem, chociaż posługują
się tym samym systemem znaków. Pomijając nawet dużą
liczbę gwar i dialektów, język, jakim się posługujemy w dużej
mierze zależy od kontekstu naszego życia. Od naszych osobi-
stych doświadczeń i wykształcenia, które przesądziły o tym,
jakie pojęcia w naszym systemie językowym odnoszą się do
konkretnych znaków.
W momencie, w którym wypowiadamy słowa, mogą
one zostać poddane ocenie. Spisane są w stanie przetrwać
dłużej niż autor. Ich znaczenie będzie ciągle na nowo roz-
patrywane przez kolejne osoby, które dotrą do tego tekstu.
Sposób w jaki odczytywane są teksty jest związany z pojęciem
„koła hermeneutycznego”. Pojęcie to wprowadził do filozofii
Schleiermacher. Zakłada ono to, że zarówno dzieło wpływa na
odbiorcę, jego treść i charakter są impulsem do odczytania, jak
i odbiorca-badacz wpływa na dzieło, na jego zrozumienie. Je-
go stan wiedzy w momencie przystąpienia do badań, do-
świadczenia oraz osobiste zdolności zostawiają swój ślad na
interpretacji. Odnosząc te myśli do dialogu z żywymi obiekta-
mi badań, „koło hermeneutyczne” Schleiermachera nie ma
końca. Osoba, która zadaje pytania, jak i osoba, która na nie
odpowiada, są ze sobą w stałym kontakcie i mogą wzajemne
opinie o sobie konfrontować na drodze dyskusji. Jak zauważył
Hodder (1995, s. 183):

[…] nie stanowi to jednak przykładu „błędnego koła”, ponieważ


możliwe są rozmaite odpowiedzi, a do tego można wykazać, że nie-
które z nich lepiej niż inne pasują do posiadanych dowodów. Cykl
pytanie/odpowiedź prowadzi do nowych pytań i do nowego
zrozumienia siebie przez odniesienie do czegoś innego […].

168
Pytania i odpowiedzi w badaniach nad współczesny-
mi archeologami są możliwe i osiągalne za pomocą różnych
środków.
Jednym z nich jest wymiana zdań podczas zajęć
akademickich. Jak wszystkie z poniższej listy ma swoje
pozytywne i negatywne strony. Plusem jest sponta-
niczność – pytania zadawane w takich warunkach
nasuwają się nagle, a odpowiedzi na nie mogą być insi-
rujące do dalszych pytań już w innych okolicznościach.
Minusem jest przede wszystkim czas ograniczający za-
jęcia – limit może spowodować odmowę odpowiedzi ze
strony wykładowcy, który chce przede wszystkich zrea-
lizować program zajęć.
Kolejnym może być luźna rozmowa podczas dyżuru
albo po pracy. Mam tu na myśli rozmowę, której nie
towarzyszy notowanie czy nagrywanie na dyktafon.
Plusem jest naturalność i wyższy poziom szczerości niż
w wypadku innej rozmowy. Obiekt badań, czyli w tym
przypadku archeolog,nie musi uważać na słowa, bo i tak
nie wszystkie zostaną zapamiętane, co z kolei jest minu-
sem dla badacza. Jego pamięć stanowi przeszkodę, któ-
rej często nie da się przeskoczyć. Oczywiście, po zakoń-
czeniu rozmowy badacz może starać się spisać wszy-
stko co zapamiętał, jednak nie może w pełni wykorzy-
stać tego w publikacji, jeżeli nie otrzyma zgody osoby,
z którą rozmawiał.
Następnym rozwiązaniem jest wywiad – w pełni zapo-
wiedziany i wstępnie przygotowany. Według mnie mo-
że on przynieść najlepsze rezultaty. Obiekt badań wie,
jakie są wstępne założenia projektu i czemu ma służyć.
Dzięki temu, jeżeli zgodzi się na przeprowadzenie tego
typu badań, wygospodaruje on odpowiednią ilość czasu
potrzebną na zdobycie wszystkich informacji. Wywiad
może mieć różne oblicza, w zależności od przygotowa-
169
nych pytań, miejsca jego przeprowadzenia czy też for-
my. Przede wszystkim dzieli się na:
 wywiad swobodny – to taki, w którym pytania nie
oczekują konkretnych odpowiedzi. Badacz pozwala
wypowiedzieć się pytanemu w jak najbardziej
rozległy sposób, nie ogranicza go pytaniami i nie
ukierunkowuje jego wypowiedzi. Pytania, które mają
tu zastosowanie, to raczej prośby (Proszę opo-
wiedzieć o swoich zainteresowaniach przed rozpo-
częciem studiów archeologicznych. Proszę opowie-
dzieć o pracy zawodowej) lub pytania rozpoczy-
nające się od „jak”, „w jaki sposób” (W jaki sposób
opracował Pan swoją klasyfikację?). Plusem tego
rodzaju wywiadu jest możliwość uzyskania in-
formacji, które mogę być istotne dla całego projektu,
a które badacz pominął we wstępnych założeniach.
Minusem jest nieuporządkowana forma wywiadu, co
sprawia, że jest on trudniejszy w opracowaniu. Dłu-
ga, rozległa wypowiedź może zawierać wiele pow-
tórzeń i zbędnych informacji, które trzeba będzie
usunąć przy przeprowadzaniu późniejszej selekcji.
 wywiad sterowany – to przeciwieństwo wyżej
wymienionego wywiadu. Pytania mają tu z góry
założone przez badacza granice (na przykład
przedział chronologiczny) i zmuszają one respon-
denta do udzielania konkretnych odpowiedzi.
Hammersley i Atkinson zauważają, że „istnieje (…)
tendencja do faworyzowania wywiadu swobodne-
go”. Uważa się, że (Hammersley, Atkinson 2000,
s. 136-137):

[…] osoba pytana może wówczas własnymi słowami szerzej


rozwinąć temat, podczas gdy bardziej rygorystyczne formy indagacji
nie dają tych możliwości. W przypadku wywiadu swobodnego chodzi
170
o maksymalne ograniczenie wpływu badacza na ewentualne
odpowiedzi, a tym samym o ułatwienie informatorowi wyrażenia
własnego punktu widzenia. Wiemy […], że badacz wywiera istotny
wpływ na zbierane przez siebie dane. Nie należy jednak tego faktu
traktować po prostu jako źródła zniekształceń, które trzeba za
wszelką cenę usunąć. Z pewnych względów bowiem ani wywiad
swobodny, ani wykorzystywanie spontanicznych wypowiedzi nie
rozwiąże całkowicie problemu

Wywiad można podzielić również w inny sposób na:


 bezpośredni – do tej kategorii należą zarówno
wywiad swobodny, jak i sterowany. Jest to każdy rodzaj
wywiadu, w którym badacz i respondent spotykają się
bezpośrednio w wybranym miejscu i prowadzą ze sobą
rozmowę.
 pośredni – jest prowadzony za pośrednictwem
ankiety czy Internetu. Może mieć różną formę. Dla
mnie istotne jest to, że w tym wypadku nie dochodzi do
spotkania między badaczem a respondentem, co może
mieć pozytywny i negatywny wpływ na efekt końcowy.
Brak bezpośredniej interakcji niweluje wpływ wyglądu
zewnętrznego, typów zachowań badacza czy respon-
denta, które z różnych przyczyn mogą nie odpowiadać
jednej z tych osób. Z drugiej strony wywiad, który nie
odbywa się bezpośrednio może zatracić swoją rangę
wywiadu i przez to może nie być poważnie potrakto-
wany ze strony respondenta. Jednak każdy przypadek
tak czy inaczej należy traktować indywidualnie i w za-
leżności od wieku, statusu, charakteru i temperamentu
respondenta należy wybrać taki rodzaj wywiadu, który
pozwoli na wydobycie jak największej ilości istotnych
odpowiedzi.

Wywiad z profesorem Aleksandrem Kośko, który


przeprowadziłam w maju 2008 roku jest pierwszą próbą
171
aplikacji metod wyżej zarysowanych badań nad współ-
czesnymi archeologami. Wybór profesora był uzasadniony
długością stażu oraz jego dorobkiem naukowym. Profesor
pracuje w Instytucie Prahistorii od 1976 roku. Przez ten czas
brał udział w wielu projektach naukowych oraz wydawni-
czych, czego owocem są liczne publikacje. Dlatego ścieżka
jego kariery zawodowej wydaje się być znakomitym materia-
łem do badań nad historią myśli archeologicznej. Wywiad,
który przeprowadziłam miał postać swobodną, ograniczoną je-
dynie podziałem chronologicznym na dwie części: 1) czas od
rozpoczęcia działalności naukowej Profesora na Uniwersytecie
im. A. Mickiewicza do 1989 roku oraz 2) lata pracy Profesora
po 1989 roku do chwili obecnej. Pytania ułożyłam w tym po-
rządku, aby w wyniku rozmowy uchwycić zmiany w historii
końca XX i początku XXI wieku, i ich wpływ na myśl ba-
dawczą i organizację pracy Profesora. Moment rozpoczęcia
pracy naukowej Profesora to czasy Polskiej Rzeczypospolitej
Ludowej. Od 1970 do 1980 roku pierwszym sekretarzem Ko-
mitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
był Edward Gierek. Od chwili, w której Gierek objął tę
funkcję do 1975 roku można zaobserwować rozwój gospo-
darczy i społeczny kraju, jednak proces ten nie był na tyle
stabilny, aby nie uległ załamaniu. Pożyczki zagraniczne oraz
nieumiejętne wykorzystanie pieniędzy, co do dnia dzisiejszego
pozostawiło ślad w polskim budżecie, nie wpływały ko-
rzystnie na stan ówczesnej inteligencji uniwersyteckiej. Na py-
tania o strukturę Instytutu w momencie rozpoczęcia pracy,
Profesor odpowiada następująco:

System był dość prosty. W pewnym momencie próbowano


wydzielić specjalistyczne kierunki. Powstawała taka instytucja,
zalążek Zakładu, w jakim znajdujemy się w chwili obecnej. Lata
siedemdziesiąte to porządkowanie organizacyjne, sprawy związane
z konstruowaniem programu kujawskiego. […] Kierownikiem był
wtedy profesor Żurowski, który zastąpił zmarłego profesora Kóčkę,
172
potem sytuacja została ustabilizowana. Dyrektorem był profesor
Żak. Moja praca naukowa przebiegała właśnie pod jego rządami.
Był moim promotorem podczas pisania pracy doktorskiej. Również
habilitacja przebiegała pod jego kierunkiem. […] Instytut był wtedy
kręgiem ludzi, z którymi dyskutowało się na tematy archeologiczne,
ale jego struktura była dość monolityczna, to znaczy nie zawierała
w sobie, poza Zespołem Badań Kujaw, segmentacji. Dodam jeszcze,
że Instytut wyłonił się w 1982, wtedy powstała struktura, którą pani
zna.1

Po tym pytaniu nastąpiły kolejne związane z pracą


w Zespole Badań Kujaw, wyborem metody badawczej,
zmianami, jakie przyniósł lub nie rok 1989, inspiracjami ba-
dawczymi i obecną działalnością w ramach Instytutu Pra-
historii. Podział na dwa okresy – przed i po 1989 roku – nie
spotkał się z aprobatą Profesora, chociaż po odbytej na ten te-
mat dyskusji, uznaliśmy, że w pewien sposób jest on uzasad-
niony. Zmiany, które doprowadziły do upadku Polskiej
Rzeczpospolitej Ludowej, miały przełomowe znaczenie dla
polityki kraju. W archeologii zmiany miały raczej charakter
organizacyjny, a nie metodologiczny, chociaż wydaje mi się,
że stopniowo jedno zaczęło wpływać na drugie. Swobodna
wymiana ludzi i myśli, która jest skutkiem transformacji ustro-
jowej w 1989 roku pozwoliła na zarysowanie się, w pełni do-
wolnych, nienadzorowanych przez władzę, przedsięwzięć
międzynarodowych oraz programów wymiany studenckiej (na
przykład Sokrates–Erasmus). Profesor Kośko zwraca uwagę:

[…] na przedział 89-91. Zaczyna się to w Polsce, trochę później


w Niemczech. Znamy historię rozwoju wydarzeń. Potem dochodzi do
rozkładu Związku Radzieckiego i wtedy dla problematyki badań
tego, co nazywamy Pograniczem Biokulturowym Wschodu i Zachodu

1
Ta i inne cytowane wypowiedzi profesora Kośko pochodzą z wywiadu, który z nim
odbyłam 29 maja 2008 roku w Instytucie Prahistorii Uniwersytetu im. A. Mickie-
wicza w Poznaniu. Wywiad nie był dotąd publikowany.
173
powstaje nowa szansa. Mamy szansę dotarcia do większych zasobów
źródłowych, możemy rozpocząć dyskusję ze Wschodem. W 1992
dochodzi do pierwszego, można powiedzieć całościowego,
porozumienia pomiędzy Uniwersytetem Poznańskim a Akademią
Nauk w Kijowie, co było niemożliwe wcześniej z przyczyn pro-
ceduralnych. Odpowiadano nam, że Akademia nie może współ-
pracować z Uniwersytetami. To jest organizacyjny sukces. Sukcesy
innego typu, na przykład edytorskie, współpracy, wymiany myśli,
rodzenia się wspólnych programów badawczych przyjdą później. To
rozkładało się na całą dekadę – lata dziewięćdziesiąte.

W dalszej części wywiadu Profesor zwraca uwagę na


problemy, przed jakimi stanęła polska archeologia w obliczu
badań autostradowych. Przedstawia dylematy archeologów
akademickich – czy włączyć się w program badań konser-
watorskich czy pozostawić je firmom prywatnym? Czy nadzo-
rować merytorycznie te badania czy całkowicie się od tego
projektu „instytucjonalnie” odłączyć? Wypowiada się w taki
sposób:

[…] z punktu widzenia etyki zawodowej, odpowiedź negatywna, że


my się tym nie interesujemy, my – to znaczy akademicy, nie byłaby
mile widziana. Kiedy pojawił się nurt modernizacji cywilizacyjnych,
to faktycznie, w środowisku akademickim była grupa osób
niechętnych pracy terenowej, […] która mówiła <<Nie, nie, nie, my
ze swojej pozycji możemy się temu przyglądać, recenzować, odbyć
ciekawą dyskusję, natomiast nie powinniśmy w to wchodzić.>> Ja
byłem takiego zdania, że jest to zupełnie absurdalne założenie.
Wtedy to zwyciężyła koncepcja (jest to uzgodnienie z 1995 roku), że
wszelkie akcje autostradowe winny być realizowane przez instytucje
budżetowe, czyli takie, które mają odpowiednie zabezpieczenie
kadrowe, w tym interdyscyplinarne i są w stanie przeprowadzić to
w taki sposób, żeby było zgodne ze standardami nauki światowej.
Przy czym pozostawiono furtkę dla firm prywatnych. Mówiło się, że
te duże instytuty (uniwersyteckie czy Polskiej Akademii Nauk), czy
też wydzielone muzea […] mają prawo przyjąć w roli podwy-

174
konawców firmy prywatne, ale wtedy ponoszą pełną odpowie-
dzialność za to, co one będą robiły.

Te i inne wypowiedzi Profesora Kośko pokazują je-


go stanowisko i przemyślenia odnośnie jego własnej pracy ba-
dawczej oraz zmian w polskiej archeologii. Pełny projekt
moich badań zakłada także wywiady z innymi osobami – na
przykład z kolegami i koleżankami z pracy Profesora o jego
osobie. Ciekawym uzupełnieniem mogą być również ankiety
przeprowadzone wśród studentów uczęszczających na
wykłady Profesora, jednak w chwili obecnej nie posiadam
jeszcze odpowiedniego materiału, więc mogę jedynie spe-
kulować o wynikach tego typu całościowych badań. Wydaje
mi się jednak, że szczególnie rozmowy z innymi archeologami
ze środowiska Profesora, mogłyby być szczególnie inspiru-
jące. Materiały te były swoistym zapisem epoki w oczach
konkretnej generacji. Przede wszystkim pozwoliłyby zobaczyć
sylwetkę naszego wykładowcy w różnych ujęciach, co myślę,
że byłoby ciekawe zarówno dla mnie, jak i dla niego samego.
W badaniach na współczesnymi archeologami mate-
riałem źródłowym jest żywy człowiek i jego słowa wypowia-
dane również w moim ojczystym języku. Wyklucza to ubytek
informacji, który wiąże się z barierą językową (dotyczy to ba-
dań nad źródłami w języku obcym), tłumaczeniem oraz dys-
tansem pomiędzy współczesnością badacza a epoką, w której
powstało i egzystowało źródło. Zarówno ja, jak i, w tym wy-
padku Profesor Kośko, żyjemy w tej samej epoce. Jedynie
różnica wieku i doświadczenia może zrodzić problem we wza-
jemnym zrozumieniu. Ja jestem dopiero studentką archeologii,
Profesor natomiast przeszedł już przez wszystkie szczeble
hierarchii uniwersyteckiej. Z pewnością nasz język, o czym
wspomniałam na początku, pomimo że polski, różni się od sie-
bie. Jednak fakt różnicy wieku można rozpatrzeć także pozy-
tywne. Dzięki niej zakres chronologiczny rozmowy może ulec

175
wydłużeniu, od momentu rozpoczęcia przez Profesora pracy
naukowej na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu.
W przypadku rozmowy z innym studentem lub studentką
archeologii, komunikatywność między nami byłaby o wiele
wyższa, jednak niemożliwe byłoby uchwycenie zmian w szer-
szym zakresie chronologicznym.
Prace tego typu, czyli jak to nazwałam, badania nad
współczesnymi archeologami są istotne przede wszystkim w
dwóch wymiarach. Po pierwsze pozwalają zrozumieć studen-
tom archeologii, dlaczego wiedza, która jest im przekazywana
w trakcie studiów wygląda tak a nie inaczej. Dzięki wywia-
dom i ich publikacji inni studenci mogą ocenić to ze swojej
perspektywy i w ten sposób uczyć się archeologii w mniej
autorytatywny, a bardziej refleksyjny sposób. Po drugie na
wywiady i opracowania tego typu można spojrzeć z per-
spektywy biograficznej. Mogą stać się one doskonałą pa-
miątką i świadectwem działalności naukowej konkretnych
archeologów.

Bibliografia
Gadamer H.G.
2004 Prawda i metoda: zarys hermeneutyki filozoficznej, Warszawa.
Hammersley M., Atkinson P.
2000 Metody badań terenowych, Poznań.
Hodder I.
1995 Czytanie przeszłości. Współczesne podejścia do interpretacji
w archeologii, Poznań.
Przyłębski A.
2005 Hermeneutyczny zwrot filozofii, Poznań.
Internet
http://www.archekom.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article
&id=67:midzynarodowe-sympozjum-w-biskupinie&catid=32:aktualnoci-i-
wydarzenia&Itemid=46

176
Abstract
Ian Hodder introduced the documentation of work on
the archeological excavation site. He noticed that researcher’s
attitude, personal views, thoughts and even his physical and
mental state during the work may influence materials of
archeological interpretation. Looking at the issue from a wider
perspective, also specific political situation in a country where
an archaeologist works it may impact the researcher’s theories
and his methods of work. An academic archaeologist is depen-
dent on the government as it is the government that finances
any archaeological research that is conducted. How can we in-
vesttigate the influence of the external factors on the results of
archaeological research? My suggestion would be a dialog
with the contemporary archaeologists concerning their work as
well as the conditions in which they are conducting their stu-
dies. The chronological order, which underlines the changes in
conduction of the research, matters greatly. The study of the
interview with professor A. Kośko from Prehistory Institute in
Poznan may be brought up as a constructive example.

177
178
Dąbrówka Stępniewska
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

W kręgu humanistyki zaangażowanej. Refleksja


archeologiczna

Tylko bowiem czynność, którą można wykonać z pasją, jest


dla człowieka jako człowieka cokolwiek warta.
(Weber 1917, s. 117)

Humanistyka zaangażowana - jak rozumiem to poję-


cie? Samo zaangażowanie uznaję zarówno za indywidualną
cechę osobowości, jak i jedną z konstytutywnych cech nauki
jako takiej. Idąc dalej pojęcie to wiąże się i jest spójne, moim
zdaniem, z odpowiedzialnością, mądrością, krytycznością oraz
z gotowością ponoszenia wszelkich konsekwencji swych
działań na polu zarówno życia prywatnego, jak i społecznego,
a w tym naukowego. Przyznaję, że jest to postawa bardzo wy-
magająca, emocjonalna i totalna, i że może budzić sprzeciw
wielu. Rozumiem stanowisko mówiące, że w nauce nie ma
miejsca na przyjęcie, reprezentowanie takiej postawy i kon-
sekwentne działanie w myśl narzuconych sobie wyżej wy-
mienionych norm etycznych, że są to tylko piękne ideały oder-
wane od rzeczywistości uniwersyteckiej. Coraz częściej słyszę
jednak pozytywne i entuzjastyczne głosy wewnątrz środowi-
ska akademickiego, reprezentujące zbieżne z moimi poglądy
na temat stanu nauki humanistycznej jako takiej, w tym
archeologii, co utwierdza mnie w przekonaniu, że kwestia jest
ważka i zasługuje na omówienie, poddanie pod dyskusję, co
niniejszym czynię pamiętając, że (Dubiński 2005, s. 487):

Vox audita perit, littera scripta manet (Słowo usłyszane przepada,


litera napisana pozostaje).

179
Dotykane przeze mnie kwestie światopoglądowe sensu
largo, etyczne - sensu stricto w odniesieniu do archeologii
jako jednej z nauk humanistycznych, społecznych i archeo-
loga-badacza, działacza1 nie były wcześniej rozpatrywane,
choć pierwsze konferencje zorganizowane przez KNSA
w Obrzycku poświęcone były problemom etyki w archeologii,
społecznego funkcjonowania archeologii oraz horyzontom
archeologii2. Myśli i spostrzeżenia, które wtedy zostały wypo-
wiedziane, są nadal żywe w archeologii, ale sądzę, że funkcjo-
nują już w innym kontekście kulturowym i społecznym, który
tworzymy i stanowimy MY. Dlatego uważam swoje wystąpie-
nie za uzasadnione i w jakiejś mierze, w TYM czasie, pożą-
dane.
Problem miejsca i roli nauki we współczesnym świe-
cie, w naszym przypadku: archeologii w Polsce w XXI wieku,
był podnoszony już w ostatniej dekadzie XX wieku, a więk-
szość wniosków i sformułowań, jakie padły na licznych kon-
ferencjach poświęconych temu zagadnieniu, znaleźć możemy
w publikacji „Polskie nauki humanistyczne i społeczne w no-
wym stuleciu w nowej Europie” (Janion 2006, Sarnowska-Te-
meriusz 2006). Elżbieta Sarnowska-Temeriusz w swoim arty-
kule podkreśla, że (Sarnowska-Temeriusz 2006, s. 15):

[…] konieczne jest stawianie pytań o miejsce humanistyki, jej zna-


czenie i rolę w nowym stuleciu, o perspektywy jej rozwoju w zjedno-
czonej Europie, o aktywne współuczestnictwo w dokonujących się
przemianach, i wreszcie o własną drogę humanistyki ku przyszłości.

Sądzę, że dla naszych potrzeb wystarczyłoby tylko


podstawić pod słowo humanistyka-archeologia. Dalej, co waż-
ne, autorka mówi (Sarnowska-Temeriusz 2006, s. 14):

1
Barański J., referat wygłoszony na konferencji pt. „Antropologia zaangażowana”
dnia 15.11.2008 roku w Krakowie.
2
Kwestiami etycznymi w polskiej archeologii zajmowali się też (choć rzadko) „do-
rośli‟ archeolodzy. Odsyłam do publikacji tomu pokonferencyjnego pt. „Etyka
w archeologii”, ze studenckiej konferencji naukowej w Obrzycku w 1999 roku.

180
[…] dbałość o depozyt przeszłości, o przekazywanie tradycji,
ochronę i promocję dziedzictwa narodowego [archeologicznego – D.
S.], a także starania o włączenie części naszego dziedzictwa kultu-
rowego do kanonu kultury europejskiej i powszechnej należą do pod-
stawowych zadań polskiej humanistyki.

Autorka zauważa również, że (Sarnowska-Temeriusz


2006, s. 18):

[…] konstrukcje intelektualne humanistów mają swoje konsekwencje


w dziejach, humanistyka determinuje nasze życie codzienne i rzeczy-
wistość globalną” i kończy entuzjastycznie „idee humanistów prze-
obrażają świat”.

Stąd wynika potrzeba autorefleksji nauk humanistycz-


nych, autorefleksji archeologii, która z racji na przedmiot
swych badań jest, a właściwie powinna być, moim zdaniem,
jedną z najbardziej zaangażowanych w życie społeczne nauk
akademickich.
Problem ten zauważają i szeroko dyskutują autorzy
pracy pt. „Archaeologies of the Contemporary Past” (Buchli,
Lucas 2001). W pracy tej ukazana została funkcja „użyteczno-
ści publicznej” archeologii. Poprzez postawienie pytań typu:
komu „służy archeologia”, kto i jak wykorzystuje jej moc
sprawczą, kogo archeologia rani, kogo podbudowuje, autorzy
starają się dowieść, że zaangażowanie społeczne3 w prace
archeologiczne nie jest wyłącznie wynikiem ciekawości (która
pobudzana przez seriale telewizyjne i archeologiczne wydaw-

3
Mamy tu do czynienia ze społecznością brytyjską, troszkę inaczej rzecz się przed-
stawia w polskich realiach. Z własnych doświadczeń dotyczących „ społecznego zaan-
gażowania w prace archeologiczne” powiedzieć mogę tyle, że im lepsza płaca na sta-
nowisku, tym większe „społeczne zaangażowanie”, choć zdarzają się oczywiście
prawdziwi entuzjaści, żądni wiedzy. Niestety równie często spotykam się z postawą,
którą określiłabym jako infantylną (dinozaury, Egipt, skarby etc...), co wynika myślę
nie tyle z ignorancji, ile z braku dostępu do wiedzy, przyswajalnej wiedzy archeo-
logicznej, której na razie w Polsce produkuje się bardzo mało, a jeżeli już któryś
z naukowców odważy się zniżyć (sic!) do tego poziomu, to czeka go niechybnie ana-
tema ze strony naukowego środowiska...

181
nictwa popularno naukowe, również jest przedmiotem ana-
lizy), lecz także jest skutkiem „możliwości terapeutycznych”
archeologii. Zdaniem autorów efektywność archeologii wyni-
ka z szeroko rozumianej kreatywności oraz zaangażowania
społecznego w „tworzenie” archeologii. Poprzez „uprzedmio-
towienie nieobecności”, czyli „zmaterializowanie” przeszłości.
Na skutek działań archeologicznych nieobecność staje się na-
macalna, zaczyna stanowić przedmiot dyskursu społecznego.
W zależności jednak od tego, co składa się na ten dyskurs (ja-
ko następstwo archeologicznego procesu poznawczego),
archeologia niesie ze sobą pozytywny lub negatywny ładunek
emocji, doznań, informacji.
Terapeutyczną funkcję nauki, humanistyki, podkreśla
również Maria Janion w wystąpieniu „Nowa opowieść huma-
nistyki”. Według niej zawarta w tytule pracy „opowieść” jest
podstawą humanistyki (Janion 2006, s. 61):

Nie wystarczy coś zobaczyć lub przeżyć lub w sobie pojąć [...]
Trzeba jeszcze umieć to opowiedzieć [...] Energia opowieści to ener-
gia wrażliwości na innego, na tego, któremu się opowiada i którego
się słucha, tworząc krąg zrozumienia i współczucia, będącego szcze-
gólną formą rozumienia. Opowiadając, zakładamy dobrą wolę wy-
miany opowieści.

Parafrazując zdanie autorki myślę, że można powie-


dzieć, że „archeologia polska może stworzyć nową opowieść”.
Nie zamierzam w tej chwili odpowiedzieć: jaką? Stwierdzę
tylko, że czas działać - studiować, zgłębiać, przetwarzać,
konstruować Nową Jakość, pisać Nową Opowieść archeologii,
ale nie samemu, w zamkniętym kręgu, hermetycznym nauko-
wym światku archeologów, tylko we współpracy z innymi –
przedstawicielami odrębnych (w Polsce) dyscyplin naukowych
oraz wszelkimi zainteresowanymi naszą działalnością i współ-
działaniem z Nami, bo przecież nie jesteśmy i nigdy tak na-
prawdę nie byliśmy jedynymi właściwymi depozytariuszami

182
przeszłości. Czas pisać nowe, wspólne opowieści, opowieści
nie jednego autora.
Z pomocą przychodzi tutaj historia mówiona z Mi-
chaelem Frischem, jednym z najwybitniejszych badaczy oral
history, autorem pracy „A Shared Authority: Essays on the
Craft and Meaning of Oral History and Public History” na cze-
le (Kierzkowski 2008). Autor podkreśla znaczenie “spotkania
dialogicznego”. Co należy pod tym rozumieć? M. Frisch od-
powiada (Frisch 2008, s. 5):

[…] zarówno pytający, jak i pytany występują w wywiadzie jako


historycy, mimo że posługują się innym słownictwem, inną wrażli-
wością. To, co między nimi zachodzi to [właśnie] bardzo skompliko-
wane spotkanie dialogiczne.

„Pytającym” i „pytanym” dla naszych potrzeb nazwa-


łabym przedstawicieli: pierwszego - środowiska archeolo-
gicznego (naukowca, studenta), drugiego - reprezentantem/ami
innej dziedziny nauki, stowarzyszenia/ społeczności zaintere-
sowanej badanym obszarem i innych. Jestem zdania, że po-
stawę taką reprezentuje Ian Hodder, który wszedł w dialog
i współpracę z Anitą Louise ze stowarzyszenia „The Goddess
community”, które żywo zainteresowane było działalnością
archeologów na stanowisku w Çatalhöyük. W „ Discussion
with the Goddess community”4 Hodder podkreśla, że prowa-
dzony dialog był konstruktywny, pouczający dla obu stron,
gdyż zainteresowania często były rozbieżne tak, jak i punkty
widzenia, co poszerzało horyzonty badawcze archeologa i ot-
wierało pole do postawienia nowych pytań. Może niektórzy
będą zaskoczeni osobą, którą przywołam również jako przy-
kład postawy archeologa otwartego na współpracę ze spo-
łecznością, w której przestrzeni się w trakcie prowadzonych
badań funkcjonuje, a jest nią Andrzej Kokowski. Nie będę się
ustosunkowywać do polemicznych głosów nad jego pracami

4
http://www.catalhoyuk.com/library/goddess.html, 14.12.2008r.

183
i dorobkiem naukowym. W tym miejscu chciałabym tylko
wskazać jego osobę i działalność, wzbudzającą silne kontro-
wersje w środowisku naukowym, jako swoisty fenomen na na-
szym rodzimym gruncie. Nie jestem zwolenniczką „folklo-
ryzacji” nauki, festynów archeologicznych w tej formie, w ja-
kiej organizowane są obecnie, ale dialogu i współpracy z lo-
kalną społecznością - jak najbardziej! Dlatego przywołuję na-
zwisko Andrzeja Kokowskiego, w uznaniu dla jego pracy
pełnej zaangażowania, pasji i szacunku, jakim darzy nie-
archeologów5.
We wstępie nie wspomniałam o jednej, ale bardzo
istotnej rzeczy dotyczącej postawy zaangażowanego humani-
sty, archeologa-działacza, a mianowicie o poczuciu pokory.
Co pod tym terminem w kontekście całej pracy rozumiem?
Myślę, że dobrze oddają to słowa Ernesta Nagela (1970, s. 11):

[…] w każdym pokoleniu wielu ludzi powtarza niejako w swoim


życiu dzieje rodu ludzkiego i udaje im się posiąść pewne umiejętno-
ści i uzasadnione informacje, mimo że nie mają wykształcenia
naukowego i nie uświadamiają sobie metod naukowych. [...] jakąż
specyficzną zaletą [zatem] odznaczają się rzeczywiście nauki i w jaki
sposób przyczyniają się do zdobycia wiedzy ich wyszukane narzędzia
materialne i intelektualne?

Bibliografia
Buchli V., Lucas G.
2001 Archaeologies of the Contemporary Past, Routledge, London.
Janion M.
2006 Nowa opowieść humanistyki [w:] red. P. Kierzek, Polskie nauki
humanistyczne i społeczne w nowym stuleciu w nowej Europie,
Warszawa, s. 58–63.

5
W książce „Cień Światowita” A. Kokowski w swoim artykule zamieścił fragmenty
pieśni i wierszy, jakie ułożyła i skomponowała miejscowa ludność, żywo interesująca
się prowadzonymi na Ziemi Hrubieszowskiej, m.in. wykopaliskami w Masłomęczu
oraz reprodukcję obrazu miejscowego artysty - Marka Terleckiego pt. „Gocka aura
nad wykopaliskami w Masłomęczu”, olej na płótnie (1996).

184
Kierzkowski M.
2008 Nie marnujcie czasu... Moje spotkanie z oral history- rozmowa
z Michaelem Frischem, Poznań.
Kokowski A.
2002 Etnogeneza Słowian. Rzeczywistość badawcza-emocje-odbiór
społeczny [w:] red. A. Kokowski, Cień Światowita, Lublin.
Nagel E.
1970 Nauka i zdrowy rozsądek [w:] red. E. Nagel, Struktura nauki.
Zagadnienia logiki wyjaśnień naukowych, Warszawa, s. 11-22.
Sarnowska-Temeriusz E.
2006 Wprowadzenie: Humanistyka i nauki społeczne wobec przysz-
łości [w:] red. P. Kierzek, Polskie nauki humanistyczne i spo-
łeczne w nowym stuleciu w nowej Europie, Warszawa, s. 11-63.
Weber M.
1998 Nauka jako zawód i powołanie [w:] red. M. Weber, Polityka
jako zawód i powołanie, Kraków, s. 111–140.

Abstract
In this paper I would like to bring up such issues, li-
ke study and science, study and practice, critical knowledge,
utility and effectiveness of study/science, commitment and
responsibility of the researcher, exploratory purposes and the
results of activity, social reception of the science and their
function in society, which are broad discuss nowadays in hu-
manities and I would present them from the archaeological
perspective.
Reflections about needs, possibilities and threats car-
ried by committed humanities, an active researcher attitude,
included an active archaeologist, are results of meeting
with representatives of such way of thinking at the university
and reading after-conference publications, connected with this
subject.

185
186
Magdalena Benysek
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

Archeologia jako narzędzie propagandy

Wstęp

Niemalże od momentu jej wykształcania się jako


nauki, materiały dostarczane przez archeologię zaczęły być
wykorzystywane w celach biegunowo dalekich od nauko-
wych. Począwszy od XIX–wiecznego „budzenia się” narodów
i zmiany granic państw po I wojnie światowej w Europie,
przez upadek kolonializmu po II wojnie i szerzenie się syste-
mów komunistycznych w różnych częściach świata, aż po
następujące w ostatnich latach wychodzenie narodów z cienia
i izolacji od zewnętrznego świata. We wszystkich tych proce-
sach, czy to o znaczeniu lokalnym, czy ogólnoświatowym,
wpływając na życie tysięcy albo i milionów istnień uczestni-
czyła archeologia. Nieraz jej wkład był cichy, znany głównie
grupom intelektualistów, kiedy indziej propagowano ją wśród
szerokich mas, zawsze jednak była uważana za sposób
udowodnienia pewnych racji i prawd.
Aby wyjaśnić ów swoisty fenomen popularności
archeologii w propagandzie należałoby najpierw powiedzieć
kilka słów o tym, czym jest sama propaganda. Pojęcie to
zwykle rozumiane jest bardzo intuicyjnie, a przez to często
również błędnie. W potocznym rozumieniu przypisuje się jej,
bowiem znaczenie pejoratywne, sądząc, iż zawsze jest ona
kłamstwem i manipulacją. Tymczasem bardziej efektywna
jest zwykle propaganda oparta na prawdzie. Za Oliverem
Thomsonem (2001, s. 14) można ją ogólnie określić jako:

[...] wykorzystanie umiejętności upowszechniania informacji i wie-


dzy pewnej grupy społecznej do ukształtowania stanowiska i uzys-
kania oczekiwanych działań innej grupy.
187
Osiągnięte może to być na różne sposoby, w związku
z czym da się wyróżnić kilka typów propagandy (Thomson
2001, s. 71-75):
racjonalną – wybiera się fakty odpowiadające celowi,
a pomija takie, które mu nie służą;
racjonalno-emocjonalną – słabą argumentację popiera
się działaniami takimi, jak: oddziaływanie na wyobraź-
nię, gloryfikacja, ataki osobiste; posługuje się także
symbolami i metaforami;
emocjonalną – najmniej wyszukana technika, odwo-
łuje się do silnych emocji takich, jak gniew, nienawiść,
strach czy wiara, szczególnie poprzez przemówienia,
wystąpienia i obietnice.
Archeologię zaklasyfikować można jako wykorzysty-
waną zgodnie z drugim, rzadziej pierwszym typem.
Konieczne jest też zwrócenie uwagi na to, z jak róż-
nych narzędzi korzysta propaganda, a więc ze: sztuki wizual-
nej (obrazy, rzeźby, film, teatr, architektura), muzyki i lite-
ratury (poezja, powieści, dramaty, opracowania historyczne i
akademickie). Właśnie owa różnorodność metod i odniesień
sprawia, że znajduje się wśród nich miejsce również dla
archeologii. Nie wyjaśnia to jednak jej popularności. Aby ją
zrozumieć należy przyjrzeć się najpierw niektórym z licznych
przypadków wykorzystania jej w celach propagandowych,
a często również mitologizujących.
Pragnę zaznaczyć, iż wybór poniższych przykładów
częściowo podyktowany był prywatnymi zainteresowaniami,
a sama praca nie aspiruje do miana ogólnego ujęcia szero-
kiego zagadnienia jakim jest wykorzystanie archeologii dla
celów propagandowych. Zależy mi na wskazaniu znaczenia
„dowodów archeologicznych” w kształtowaniu pewnych
postaw społecznych na tle historii różnych krajów, narodów
i grup etnicznych.

188
1. Powszechność wykorzystania

Od najdawniejszych czasów instrumentami pro-


pagandy były teksty i zabytki historyczne. Warstwy rządzące
szybko zorientowały się jak wiele korzyści przynieść może
udowodnienie pochodzenia dynastii od boga czy bohatera.
Czynili to, więc cesarze Chin, Bourbonowie, Habsburgowie,
a także Karol Wielki. Wyolbrzymiano militarne sukcesy, jak
te Edwarda III czy Napoleona, gloryfikowano przeszłość
własnego narodu (na przykład Żydzi), poniżano nowych oby-
wateli imperium (jak w Cesarstwie Rzymskim).
W czasach nowożytnych wiele spośród tych zadań
historii przejęła archeologia stwarzając ponadto dodatkowe
możliwości. Odtąd poszukiwanie przodków nie kończyło się
już na czasach źródeł pisanych (czyli przeważnie średnio-
wiecza), a pozwalało spojrzeć głębiej rodząc niejednokrotnie
spory o „starszeństwo” linii genealogicznej.
Bodaj czy nie najliczniejsze są przykłady wykorzysty-
wania archeologii dla umocnienia, bądź nawet stworzenia jed-
ności i tożsamości narodowej. Wiąże się z tym złożony i nie-
jednoznaczny problem archeologii nacjonalistycznej.
Termin nacjonalizm w języku polskim ma bardzo pe-
joratywne zabarwienie, traktowany jest jako wynaturzenie
patriotyzmu. Jest on jednak bardzo istotny w okresie kształ-
towania się państw jako ideologia zabiegająca o autonomię,
jedność i tożsamość narodową. Głosi, że każdy naród po-
winien mieć pełną autonomię i możliwość autoekspresji, kła-
dzie też nacisk na jego indywidualność (Smith 2007, s. 40).
Zadaje istotne pytania „kim jesteśmy?”, „od kiedy istnieje-
my?”, „jak wyglądał nasz rozwój?”, a w poszukiwania naro-
dowego „charakteru” angażuje różne dziedziny nauki.
Jest tu miejsce dla działań archeologii. Pozwala ona
„udowodnić” prawo do jakiegoś terytorium, gdyż narody bez
ojczyzny to niejako społeczności pariasów, to te, które przez
wieki cierpiały największe prześladowania, jak Cyganie i Ży-
dzi. Tym ostatnim udało się stworzyć w końcu własne
państwo na ziemiach, które uważają za swoją pierwotną, pra-
189
dawną ojczyznę. Proces powstawania Izraela rozpoczął się
kilka lat po II wojnie światowej. W 1947 roku Wielka
Brytania zapowiedziała wycofanie się z Palestyny, nad którą
sprawowała mandat, a ONZ zaakceptowała plan podziału tego
terytorium na część żydowską i arabską. W związku z tym,
rok później Izrael proklamował niepodległość. Z między-
narodową decyzją nie zgodziły się jednak państwa arabskie:
Irak, Transjordania, Syria, Egipt i Liban, które rozpoczęły
zbrojną mobilizację. W wyniku działań wojennych do 1949
roku Izraelczycy zajęli większą część Palestyny niż prze-
widywał plan podziału (Zachodni Brzeg Jordanu zaanekto-
wała Transjordania – odtąd Jordania, a Egipt rozpoczął
okupację Strefy Gazy). Jednocześnie trwała migracja Żydów
z różnych krajów zachęcanych do przybywania do Izraela.
Kilkudziesięcioletnia historia państwa to czas ciągłych wojen
i konfliktów zarówno z Palestyńczykami żądającymi niepod-
ległości zamiast autonomii, jak i sąsiednimi państwami arab-
skimi.
Po utworzeniu Izraela starano się umocnić nadzieję na
nadejście kolejnego „złotego wieku”. Nawiązywano do chwa-
lebnych epizodów z narodowej historii. Siłą rzeczy archeo-
logia jest tam podszyta polityką. Do dziś na wyniki badań
archeologicznych opinia publiczna reaguje bardzo emoc-
jonalnie, regularnie trafiają one do serwisów informacyjnych
i na czołówki gazet, zarówno tych mniej popularnych, jak
Biblical Archaeology Review, jak i bardzo znanych - The
New York Times (Erlanger 2005) .
Instrumentalizację archeologii dla potrzeb ideowych
można ukazać na przykładzie króla Dawida – symbolu toż-
samości narodowej. Kwestionować jego istnienie, to jak prze-
kreślać całe dziedzictwo Izraela; wypowiadać się krytycznie,
to wystawić się na ostrzał ze strony lewicowych kręgów syjo-
nistycznych. Zacięty bój na tym polu toczą ze sobą, zarówno
w mediach, jak i w naukowych dyskusjach, Israel Finkelstein
i Eilat Mazar (Schüle 2008, s. 65). Ten pierwszy, profesor
Uniwersytetu w Tel Awiv od lat naraża się izraelskim i ame-
rykańskim konserwatywnym archeologom biblijnym twier-
190
dząc, że Dawid i jego syn Salomon to postaci fikcyjne
(Finkelstein, Silberman 2007, s. 263, 274). Druga, badaczka
z Shalem Centre z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie
w badaniach silnie posiłkuje się przekazami Starego Testa-
mentu, spotykając się z zarzutami braku obiektywizmu, a jed-
nak to ona cieszy się większym szacunkiem w kraju.
Jednakże nawet narody, które od wieków zamieszkują
te same ojczyste ziemie potrzebują niejednokrotnie ponowne-
go zakorzenienia, połączenia. Dotyczy to szczególnie obsza-
rów, które na przestrzeni dziejów przynależały do różnych or-
ganizmów państwowych i były zamieszkiwane przez kilka na-
rodowości, z których żadna nie zyskała nigdy znaczącej prze-
wagi. Tu archeologia zaprzęgana bywa do rozstrzygania
etnicznych konfliktów, opierających się głównie na sporze
o pierwszeństwo zamieszkiwania danego terytorium. Przy-
kładów jest wiele. Najbliższy to ten, który rozgrywał się po-
między archeologią polską a niemiecką. Jako że jest to spór
powszechnie znany przywołam go tylko bardzo ogólnie.
Szczególne nasilenie trwającego od dziesięcioleci
sporu przypadło na okres międzywojenny. Niemiecka pro-
paganda wszelkie źródła archeologiczne interpretowała jako
świadectwa odwiecznego pobytu Germanów na ziemiach nad-
odrzańskich i nadwiślańskich. Oczywiście ów pogląd miał
wyraziste ostrze polityczne. Podbudowywał ideologiczne pra-
wa nazistowskich Niemiec do ziem ówcześnie należących do
Polski, które były wschodnimi kresami państwa niemieckiego
albo strefą planowanej hitlerowskiej ekspansji na wschód.
W odpowiedzi na zarzuty Gustava Kossinny i innych niemiec-
kich archeologów, że polskie ziemie od neolitu zamieszki-
wane były przez Proto-Germanów, Józef Kostrzewski poświę-
cił sporą część swoich badań na udowodnienie odwiecznego
związku zachodnich ziem polskich z resztą kraju
(Kostrzewski 1961a, 1961b). Czynił to między innymi na
przykładzie kultury łużyckiej, której ludność identyfikował
z Proto-Słowianami oraz Biskupina (Kostrzewski 1947a,
1947b). Konflikt ten zaowocował po obu stronach licznymi
publikacjami, jednoznacznie ukierunkowanymi na obalanie
191
argumentów przeciwnika, a nie na przedstawienie wyników
badań. Za strony polskiej niepozostawiającym wątpliwości
przykładem jest publikacja o znamiennym tytule Kłamstwa
nauki niemieckiej o Słowianach Witolda Hensla (1947). Autor
na różnych polach odpiera zarzuty o niższości Słowian (na
przykład, że budowali oni prymitywniejsze chaty, że nie po-
trafili uprawiać roli, a postęp w każdej dziedzinie zawdzię-
czali nie komu innemu a germańskim sąsiadom). Obie strony
stosowały tą samą metodę przeinaczania i przemilczania fakt-
ów, ale co ważniejsze z punktu widzenia archeologii żadna nie
miała racji.
Kolejnym zadaniem jakie powierza się archeologii od-
wołując się do nacjonalizmu jest odnalezienie czasów świet-
ności narodu. Tęsknota za „złotym wiekiem” budzi się w wie-
lu sytuacjach. Może ona umacniać świadomość narodową
w chwilach kryzysu, ucisku, zniewolenia lub klęski, może
przywoływać dawną godność narodu dziś niewiele zna-
czącego lub wręcz upokarzanego. Mogą to być czasy bo-
gactwa i władzy, jak ma to miejsce w przypadku imperium
azteckiego, którego pozostałości napawają dziś dumą Meksy-
kanów i otaczane są przez rząd coraz staranniejszą opieką.
Może to być tęsknota za mocarstwową potęgą, jak w przy-
padku współczesnego Iranu postrzeganego jako kraj zniewole-
nia kobiet i kulturalnego zacofania. Z obrazem takim starają
się walczyć coraz większe rzesze elity intelektualnej. Przy-
pomina się więc pochodzenie od Persów i największego
spośród nich Cyrusa oraz jego dokonania, jak wyzwolenie Ży-
dów z Babilonu i stworzenie olbrzymiego imperium. Naj-
większą dumę budzi zaś zabytek znajdujący się w British
Museum, tzw. Cylinder Cyrusa. Na tym wykonanym z gliny
przedmiocie wypisano pismem klinowym dekret nazywany
„pierwszą kartą praw człowieka”, gdyż zakazuje on wszelkich
form niewolnictwa i ucisku, odbierania własności siłą bez
rekompensaty oraz daje państwom członkowskim prawo
uznania władzy Cyrusa lub nie (Del Giudice 2008, s. 23).
Mieszkańcy Iranu, pomimo iż kraj rządzony jest przez
konserwatywnych islamistów, podkreślają, że choć są mu-
192
zułmanami to nie są Arabami a Persami i wciąż używają
własnego języka farsi, a nie języka arabskiego. Odkrycia
archeologiczne napawają ich dumą i pomagają w utrzymaniu
tożsamości narodowej różnej od arabskiej, wbrew zabiegom
rządzących, którzy zwalczają zarówno język, jak i narodową
poezję, dążąc uporczywie do islamizacji kraju. W tym przy-
padku archeologia działa, więc wbrew władzy, a na rzecz na-
rodu.
Przykładem związania archeologii z polityką są bada-
nia Wielkiego Zimbabwe, kompleksu kamiennych budowli
zajmującego około 500 km2. Ruiny były znane Portu-
galczykom już w XVI wieku, jednak dla nauki odkryto je w 2.
połowie XIX wieku. Wtedy to archeolog Teodor Bent ogłosił,
że ich budowniczymi byli Fenicjanie lub Arabowie. Na po-
czątku XX wieku kilku badaczy uznało, że Wielkie Zimbabwe
jest dziełem Afrykańczyków, jednak europejscy kolonialiści
reagowali na takie stwierdzenia nerwowo starając się for-
sować opinię, że jest ono niezamierzonym wytworem nisko
rozwiniętej ludności lub wynikiem zewnętrznych wpływów
(Garlake 1982, s. 11, 80). Wbrew dowodom w kolonialnej
Rodezji (dziś Zimbabwe) obowiązywał pogląd, że budowli nie
postawili Afrykańczycy, a archeologom, którzy próbowaliby
głosić coś innego groziła utrata pracy. Stosowano ścisłą cen-
zurę mającą na celu utrzymanie opinii, że przed przybyciem
Europejczyków mieszkańcy Afryki na południe od Sahary nie
stworzyli nawet zaczątków cywilizacji (Garlake 1982, s. 92).
Po 1965 roku, gdy wpływy kolonialne w Afryce słabły, zaczę-
li pojawiać się naukowcy zainteresowani rzeczywistym po-
chodzeniem ruin Wielkiego Zimbabwe. Po 1980 roku pow-
stało niepodległe Zimbabwe, w związku z czym zaczęto
przedstawiać budowle, między innymi jako wytwór przed-
kolonialnego „afrykańskiego socjalizmu”. Obecnie sądzi się,
że twórcami byli przodkowie żyjącego dziś plemienia Shona,
założyciele średniowiecznego imperium Monomotapa, które
swój okres świetności przeżywało w X–XIII wieku, a upadek
w XV wieku, gdy w Afryce pojawili się przybysze z Europy –
Portugalczycy (Garlake 1982, s. 194-196, 210, 227). Czarno-
193
skórzy Afrykańczycy uczynili z budowli symbol dumy i prze-
ciwstawienia się kolonializmowi. Na fladze państwowej Zim-
babwe umieszczono zaś ptaka, wzorowanego na steatytowych
figurkach znalezionych w ruinach, czyniąc z niego narodowy
symbol.
Z poszukiwania czasów świetności narodu wyniknąć
może niebezpieczne zjawisko, kiedy to swojej grupie etnicz-
nej lub rasie zaczyna przypisywać się wyższość nad innymi.
Stąd już krótka droga do uznania innych za rasę podłą, do
zrzucenia na nich winy za niepowodzenia i upadek własnej
nacji, a więc uznania ich za odwiecznych wrogów. Skutkiem
jest nienawiść rasowa, wojny etniczne.
Długo można by wymieniać jak jeszcze archeologia
była zaprzęgana do wspierania nacjonalizmów. Jednakże trze-
ba zauważyć, że nie jest to jej jedyne propagandowe wykorzy-
stanie. Jak pokazuje bowiem historia niemal każdy rząd chcąc
utrzymać się przy władzy musiał kreować swój pozytywny
obraz oraz uzasadniać panujący ustrój. Czyniły to również
władze ZSRR.
Nauki społeczne zawsze były w tym kraju traktowane
w sposób instrumentalny. Miały pełnić rolę wychowawczą,
propagując obowiązujący kult partii komunistycznej i Lenina
oraz ideologiczną, tocząc bezustanne kampanie przeciwko
„falsyfikatorom ” nauki.
W archeologii obowiązujący był więc materializm
historyczny i walka przeciw religii. Uprawiano historię
Związku Radzieckiego „od czasów najdawniejszych”
wskazując na ewolucję od wspólnoty pierwotnej, przez
feudalizm i kapitalizm do socjalizmu, starając się wykazać, że
zapowiedź obecnego ustroju społecznego i politycznego
istniała już w pradziejach, a towarzyszyły temu czasy
równości i wolności (Bazylow, Wieczorkiewicz 2005, s. 523).
Przykładem zmian w wykorzystywaniu archeologii
przez państwo są Chiny. Po ustanowieniu Chińskiej Repub-
liki Ludowej w 1949 roku władze przypisywały jej znaczenie
narodowe. W 1950 roku założono Instytut Archeologii. Zada-
niem prowadzonych w jego ramach badań miało być ustalenie
194
takiej chronologii wydarzeń, która uprawomocniłaby marksis-
towską doktrynę społeczną. Przykładowo ludność neolitycznej
kultury zwanej Yangshao była przedstawiana jako pracowici
wiejscy rzemieślnicy, stanowiący zapowiedź komunizmu Mao
(Hessler 2003, s. 75). Kładziono też nacisk na „niewolnictwo”
za dynastii Shangów, bo był to niezbędny etap rozwoju
w marksistowskiej teorii postępu społecznego wiodącego
przez feudalizm i kapitalizm do komunizmu (Hessler 2003,
s. 85). Wykorzystywano więc archeologię do legitymizacji
władzy i ustroju. Wszystko zmieniło się w latach 1966 – 1976
w czasie rewolucji kulturalnej, kiedy prześladowano intelek-
tualistów. Zabroniono wtedy publikowania opracowań archeo-
logicznych, a samych badaczy atakowano jako „obrońców
feudalizmu”. Gdy dobiegała już końca, ale jeszcze za życia
Mao, archeolodzy często bywali zmuszani do udziału w po-
litycznych zebraniach i poddawania krytyce cesarzy i dostoj-
ników za gromadzenie bogactw kosztem proletariatu. Dopiero
po 1976 roku stopniowo zmniejszano upolitycznienie archeo-
logii, aczkolwiek nawet współcześnie nie jest ona całkowicie
wolna od jej wpływów. W czasie zachodzących reform ma
promować regionalizm i handel (Hessler 2003, s. 87).
Po przedstawieniu tak licznych przykładów nasuwa
się pytanie, w czym tkwi fenomen archeologii? Dlaczego tak
chętnie sięgają po nią przedstawiciele tak różnych rządów?
A w końcu, co może ona udowodnić?

2. Propagandowa siła nośna archeologii

W poprzedniej części zawarte zostały tylko niektóre


spośród licznych przykładów wykorzystania archeologii dla
kształtowania określonych postaw społecznych. Jak łatwo
zauważyć odwołują się do niej państwa i narody wyrastające
z bardzo różnych tradycji. Zestawienie powierzanych jej za-
dań wygląda następująco:
legitymizacja władzy,
wywyższenie panującego ustroju (taki panował w cza-
sach świetności),
195
stworzenie jedności i tożsamości narodowej,
udowodnienie prawa do terytorium (przez np. pierw-
szeństwo zasiedlenia),
umacnianie dumy (przez odniesienia do tzw. „złotego
wieku”),
poniżenie innych lub wywyższenie własnej nacji,
kreowanie wrogów i przyjaciół (uzasadnienie wojen
i sojuszów).
Mnogość i różnorodność zastosowań archeologii
w propagandzie pozwala na wysunięcie wniosku o jej dużej
sile nośnej.
Oczywistym jest stwierdzenie, że udowodnienie
jakiejś hipotezy w sposób naukowy czyni ją niejako bardziej
wiarygodną oraz łatwiejszą do przyjęcia i zaakceptowania.
W nowoczesnym, racjonalnym lub za takie się uważającym,
społeczeństwie istnieje, bowiem spore zaufanie do nauki. Sto-
sunkowo niewielka jest świadomość wpływu, jaki na wyniki
badań wywiera polityka lub środki finansowe. Jest to jeden
z najważniejszych powodów, dla których sięga się w pro-
pagandzie po naukę.
Jednocześnie istnieje w społeczeństwie czy też dużej
grupie ludzkiej skłonność do słuchania autorytetów. Jeżeli jest
to dodatkowo autorytet naukowy, siła jego oddziaływania jest
tym większa.
Częste sięganie po naukę nie wyjaśnia jednak, dla-
czego akurat archeologia jest wykorzystywana szczególnie
chętnie. Podobnie jak w wypadku historii najważniejsza jest
możliwość sięgnięcia w przeszłość, czyli do czegoś, co intere-
suje niemal każdego, co pociąga i fascynuje, ale też jakże łat-
wo podlega manipulacji. Tu ukazuje się jednak pewna prze-
waga archeologii nad historią. Można przekonywać odbior-
ców, że w przeciwieństwie tego, co oferuje historia, archeolo-
giczna przeszłość jest nieskażona, bo pogrzebana pod ziemią,
przez nikogo niezaburzona i nieskomentowana. Jest to wersja
przeszłości otoczona niejakim kultem czystości, jest auten-
tyczna. Podtrzymuje się mniemanie, że jest ona zamkniętą
kartą, którą wystarczy odkryć. Oczywiście od tego spojrzenia
196
naukowcy dawno już odchodzą, a jednak to właśnie taka po-
zytywistyczna archeologia jest skutecznym narzędziem pro-
pagandy, gdyż tylko przeszłość jednoznaczna może być przez
nią wykorzystana. W interesie propagandzistów leży chęć
podtrzymanie przekonania, że taka właśnie jest, że daje się
z łatwością czytać, a spojrzenie w nią niesie lekcje dla teraź-
niejszości. Czyni się starania, aby archeologia uznana została
za naukę niosącą niezaprzeczalne dowody.
Kolejnym, mniej istotnym atutem jest oddziaływanie
na wyobraźnię. Badania archeologiczne miały od swego zara-
nia i mają nadal w oczach sporej części społeczeństwa otoczkę
przygody i tajemniczości, która sprawia, że wyniki badań
łatwiej niż w wypadku innych dziedzin wyolbrzymić,
podkolorować lub mitologizować.
Ponadto zabytki archeologiczne często oddziałują
również na odczucia estetyczne. Kunsztownie wykonane
przedmioty z drogich metali, olbrzymie budowle, barwne ma-
lowidła utwierdzają w przekonaniu o minionych czasach
świetności, pomagają też wyolbrzymiać osiągnięcia przod-
ków.
Warto w tym miejscu przytoczyć wyróżnione przez Jacka
Lecha (2003, s. 93) pozanaukowe funkcje archeologii w XX
wieku. Są to funkcje:
edukacyjna,
artystyczna,
polityczna,
mitologiczna.
Jak łatwo zauważyć w propagandzie stosuje się przede
wszystkim w dwie ostatnie spośród nich.

3. Cechy „archeologii propagandowej”

Choć jest wykorzystywana w tak różnych kon-


tekstach, archeologię jako narzędzie propagandy charak-
teryzuje mnogość wspólnych cech.
Najważniejszą jest ideologizacja badań. Wszelkie
koncepcje tworzy się na zamówienie władzy lub reżimu. Przy
197
interpretacji znalezisk zachowuje się poprawność polityczną,
zwykle przez dopasowanie wyników do aktualnie obowią-
zującej linii propagandowej.
Jako metoda „naukowa” stosowane może być fałszo-
wanie źródeł przez pomijanie, usuwanie lub nawet zastępo-
wanie innymi tych niewygodnych, mniej skrajnie – ich dowol-
na interpretacja lub nadinterpretacja (przykład ZSRR – Bazy-
low, Wieczorkiewicz 2005, s. 523). Skutkiem tego jest cenzu-
ra, odsuwanie od głosu tych badaczy, którzy głoszą poglądy
odmienne od obowiązujących. W niektórych krajach, na
przykład w ZSRR, osiągnęło to skrajne formy; naukowcom,
którzy nie chcieli się podporządkować groziły represje – po-
cząwszy od utraty pracy, na karze więzienia skończywszy.
W innych, jak Izrael czy Ukraina, przybrało formę łagodniej-
szą – zwykle obelg ze strony skrajnych środowisk.
Inną formą represji może być blokowanie dostępu do
tytułów badaczom niepoprawnym politycznie, a tym współ-
pracującym z państwem ułatwianie ich uzyskania. Powoduje
to rozłamy w środowisku naukowców, którzy postawieni zo-
stają przed wyborem czy kontynuować karierę pisząc pod
dyktando i czerpiąc z niej liczne profity czy też porzucić nau-
kę.
Należy też zauważyć, że archeologia wykorzystywana
przez propagandę zawsze nosi cechy archeologii pozytywis-
tycznej. Źródła traktowane są bowiem jako jednoznaczne
i tylko czekające na zebranie. Nie ma różnych możliwości
interpretacji.
Charakterystyczne jest również, że w każdym kraju,
który traktuje tę jej rolę poważnie, archeologia jest hojnie fi-
nansowana przez państwo. W nazistowskich Niemczech były
to środki tak ogromne, że pozwoliły na zorganizowanie wy-
prawy na Antarktydę w poszukiwaniu tam śladów pobytu
Germanów, które uzasadniłyby roszczenia terytorialne do tego
lądu (http://en.wikipedia.org/wiki/New_Swabia).
W Polsce wielkie fundusze przyznano na tak zwane
badania milenijne zorganizowane z okazji tysiąclecia Państwa
Polskiego. Zostały one zainicjowane w 1946 roku przez
198
Witolda Hensla i realizowane od 1949 do 1966 roku. Były one
korzystne z punktu widzenia władz komunistycznych i miały
pokazać, że zaczątki polskości istniały na długo przed poja-
wieniem się chrześcijaństwa. Dlatego właśnie sfinansowano
kilkunastoletnie intensywne prace wykopaliskowe, które
przyniosły ogromną ilość materiału, w dużej części do dziś nie
opracowanego.
Wskazuje to na kolejny problem. Mianowicie
mnogość źródeł, która idzie za hojnym finansowaniem badań.
Z jednej strony można uznać to za zjawisko pozytywne, gdyż
w pewien sposób materiały te zostają poddane konserwacji
i „ocalone”. Z drugiej gromadzenia źródeł, które nie zostają
przez długie lata lub nigdy opracowane, albo też nie wyko-
rzystuje się ich w pełni, a tylko w sposób zgodny z punktem
widzenia propagandy, nie można uznać za dobre zjawisko.
Pomijam już takie skrajności jak świadome niszczenie mate-
riałów mogących przeczyć obowiązującym poglądom.
Ponadto propaganda nadaje archeologii również rolę
wychowawczą. Widoczne to było szczególnie w nazistow-
skich Niemczech, Związku Radzieckim, Izraelu.
W związku ze wskazanymi licznymi cechami wspól-
nymi zasadne wydaje mi się wprowadzenie w tej pracy termi-
nu „archeologia propagandowa”. Podsumowując, bez względu
na czas i miejsce charakterystyczne są dla niej:
tworzenie koncepcji przeszłości na zamówienie,
manipulowanie źródłami,
wywieranie nacisku na naukowców,
hojne finansowanie badań,
nadanie roli wychowawczej.

Konkluzje

Ocena wykorzystania archeologii w propagandzie wy-


daje się jednoznaczna. Badania częstokroć nie służą rozwojo-
wi dziedziny, dostarczają tylko pewną świadomie zmanipulo-
waną, w danym momencie historycznym jedyną słuszną wizję
przeszłości. Trzeba bowiem pamiętać, że czarno-białe fakty w
199
archeologii nie istnieją, a monopol na prawdę zdobywa się
zawsze przemocą. I nie ważne czy jest to przemoc fizyczna
czy psychiczna, czy wynika z posiadanej siły, czy tylko z do-
stępu do mediów.
Trudno też oceniać naukowców, którzy godzili się na
udział w tworzeniu przeszłości na zamówienie. Niektórzy za-
pewne wierzyli w to co mówili, inni dali się skusić obietnicą
tytułów. Jeszcze inni starali się obejść zakazy i nakazy, aby
móc zajmować się ulubioną dziedziną.
Najważniejsze jednak wydaje się być to, że większość
propagandowych teorii nie przetrwa próby czasu i zostaną
zweryfikowane przez mających możliwość głoszenia innych
poglądów badaczy.

Bibliografia
Bazylow L., Wieczorkiewicz P.
2005 Historia Rosji, Wrocław.
Del Giudice M.
2008 Persja – dusza Iranu, National Geographic 9 (108), s. 2-29.
Erlanger S.
2005 King David's Palace Is Found, Archaeologist Says, The New
York Times, August 5.
Finkelstein I., Silberman N. A.
2007 David and Solomon : in search of the Bible's sacred kings and
the roots of the western tradition, Nowy Jork.
Garlake P. S.
1982 Wielkie Zimbabwe, Warszawa.
Hensel W.
1947 Kłamstwa nauki niemieckiej o Słowianach, Łódź.
Hessler P.
2003 Nowa historia starych Chin, National Geographic 8 (47), s. 68-
87.
Kostrzewski J.
1947a Kultura prapolska, Poznań.
1947b Biskupin, Poznań.
1961a Zagadnienie ciągłości zaludnienia ziem polskich w pradziejach:
(od po-łowy II tysiąclecia p. n. e. do wczesnego średniowiecza),
Poznań.
1961b Na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej jest Polska, Londyn.

200
Lech J.
2003 Social functions of archaeology in the 20th century, Slavia
Antiqua XLIV, s. 93-96.
Ndoro W.
1997 Great Zimbabwe, Scientific American November, s. 69-75.
Schüle Ch.
2008 Dawid i Goliat, National Geographic 11 (110), s. 50-67.
Smith A. D.
2007 Nacjonalizm, Warszawa.
Thomson O.
2001 Historia propagandy, Warszawa.

Internet
http://en.wikipedia.org/wiki/Great_Zimbabwe
http://en.wikipedia.org/wiki/New_Swabia

Abstract
In this paper archeology will be presented as a tool of
propaganda used from many years by many governments all
around the world. There will be presented how commonly it is
used, not only by the totalitarian countries, and what force
men with power to use it as frequently as they use art or lite-
rature. The point will be taken on specific aspects of “pro-
pagandist archeology” such as conscious lack of scientific
objectivism consequent to making a theory and conclusions
ordered ruling establishment and paying vast amount of mo-
ney only to fund excavations which product a lot of material
to work with. The role of archeology as a propaganda tool will
be shown on examples of such countries as China, Russia (and
former Soviet Union), United States of America and many
smaller countries which are not considered as the main power
in the world, but they also commonly use archeology as
a backbone of their demagogue.

201
202
Melissa L. Hocking
Corcoran College of Art and Design
Washington, DC, USA

Figments of Vacancy: Will we survive the sleep? How


the mind formulates myths from images and uses the
spoken word, stereotypes and technology as a god to
solidify it.

We are influenced a priori by our own traditions, customs


and conceptions. Our ‘sheet of paper’ already contains all these
facts and in spite of our great efforts we cannot be fully objective.
We have our models created in advance and we try all new things
we come across to match them. We have also our prejudices against
accepting startling new discoveries, not matching our hitherto ideas
and imaginations […]. We do not approach the past with a clean
sheet of paper.
(Jelínek 1990, p. 7)

Humans, as we call ourselves, have been asking


questions for as long as we know as to why we are here in this
place. Without an explanation to that question, this world is
nothing but a bleak and grimacing emptiness. In our timeline
of the universe we are but a mere flicker of the eye. And
within that blink we have created countless religions, philoso-
phies, sciences, histories, theories, myths and tales. History is
perceived through our own experiences, wisdom and attitude
towards our lives. There is no wrong or right, no black or
white about what has happened, what is happening and what
will happen. The only truths we have are the ones from inside
each one of us.
If the past is not one continual being, then how have
we come to commonly believe it to be so? In our order that we
have conjured we can only view the past in the present. We
cannot perceive the past in actuality, but only through

203
metaphorical reality. Take only what it is believed to be
known or seen and add up the fragments to construct a mean-
ingful whole.
Through the progression of time and industry we have
come to rely on technology to provide us with this necessary
information to create the past. Products of our society like the
mass media and a conquering globalization solidify the stereo-
types that have been placed before us. Useless information is
being forcefed to us everyday and practical knowledge is be-
ing lost, almost forgotten.
We move towards the future and into the virtual world
where we are intoxicated by aggressive imagery. In an over-
whelming stimulation to our senses we become further and
further removed from nature or anything that comes from it
and deeper into an imaginary reality. In this world, nothing is
real about the self except for the objects that are possessed or
the idea of them. The object has always held significant mean-
ing. And today it still holds much authority. Consumption is
endless and the object will surpass us by far. How do your
objects represent you?

Drag The Waters

Throughout mankind’s time there have been


numerous migrations and mass displacements of humans.
During these drifting generations much is lost in the lore of
man. Not only have people been re-located but also so have
their traditions, tools, crafts, artifacts and beliefs. And with
each of these breathes a new life with each new age.

Disconnected stories [were] put one after the other without any
clear relationship between them and we can only find scattered
elements of what was, earlier, a meaningful whole.
(Levi-Strauss 1978, p. 34)

204
So as we moved into the Industrial Revolution, Age of
Enlightenment and Romanticism there was a need and desire
for some feeling of belonging.

[The] Enlightenment [was] stressing rationality, progress and the


struggle against prejudice. On the other hand, Romanticism and its
nostalgia for the past. As a socio-political enterprise, archaeology
became linked to both.
(Olsen 2001, p. 48)

So in this era it was (Olsen 2001, p. 49):

Archaeology and associated museum technologies [that] contributed


significantly to this ideal of purified spatial identities. By depicting
order and mapped boundaries they gave credit to the idea of
nations, cultures and ethnicities as ‘individuated beings’, assumed
to be bounded, coherent and easily distinguishable from other such
entities

Indeed archaeology is a key factor in making the link between


the lost worlds and giving a renewed sense of belonging.
After museums became overrun by so many antiques
during the rise of Nationalism in the 19th century, what else
was there to do then to sort, label and categorize them.
Naming is extremely important for those who use the human
languages. With every name the meaning may be lost but it is
the representation of the name that is significant.

[...] Wherein the name (verbal symbol or representation) for


something comes to be viewed as tantamount to the thing itself, and
poses over your name come to mean power over you yourself […]
note that knowing a name really does give one some special power
over the person or thing with that name
(Barber, Barber 2004, p. 97-99)

We were still not satisfied after we had named most of


the artifacts and placed them into their boxes depending on

205
importance. The nationalism had publicized those initial ste-
reotypes. Feeding off the myths brought forth, we demanded
more. The artifacts finally having a name now needed expla-
nations. We wanted to know what did they mean.
In the early 20th century we had well-established
museums to admire our precious valuables. And we solidified
these stereotypes within the cultures. This was a time of glori-
fying, heroicizing and romanticizing the past. We were
searching for our lost histories and cultural identities. We
wanted to believe that we were here first, that our ancestors
had conquered this land. But why are we interested in such
a distant past? Olsen points out that we are (Olsen 2001, p. 47):

Born and raised in the comfort of western modernity, archaeology


has internalized (and contributed to) the modernist faith in order
and continuity. Its public legitimation is still to a large extent based
on the taken for granted premise that the past constitutes a funda-
mental for collective identities in the present.

What I want to express with Olsen’s comment is that


with every society and especially in the modern day we can
see that the members have been intrigued by in the past. From
what is passed down with the generations, much is lost in
translation or in visual effectiveness.

Lethe Effect: what is never said may eventually be forgotten entirely.


(Barber, Barber 2004, p. 19)

So when we loose the meanings to the objects or be-


liefs we hold respect towards we feel the need to understand
what has been forgotten. I believe we choose such a distant
past because it is easiest to disassociate ourselves with the pre-
sent to achieve a sort of connection with something from the
past that we cannot receive now.

206
And Justice For All

So if the past exists only in the present, then how shall we


view our contemporary environments? What is our general
understanding of history? Today, in an encompassing world of
globalization we must look at how we receive our infor-
mation. It is through the mass media that the public can for-
mulate an understanding. But the media picks only certain
things and twists the idea or theory to manipulate it into an
aceptable stereotype. Into something that we will not forget
because otherwise (Barber, Barber 2004, p. 9):

To keep history alive in the present, it needs to be exciting enough to


be remembered. Typically anything that is old is viewed as dull. For
information to continue on ‘it first needs to be viewed as important
and second the information must continue to correspond to some-
thing that is still visible to the hearers’.

As we moved into the 21st century we used the media


and tourism to give life to the clichés. What is more
convenient than the media and tourism? It has become not
about personal experiences or desire to understand and to gain
knowledge (though it is sold that way), but believing that you
will receive this all for a small sum of money and have your
wildest dreams come true without having to do a thing. Olsen
describes how the idea of an individual is sold.

Modernity therefore embodied a faith in the future: it was a project


heading towards a goal. It entailed a vision of a new and
comprehensive order, providing lasting, stable and predictable
foundations for individual actions and choices.
(Olsen 2001, p. 49; ref. Bauman 1987, p. 47-50)

And with the coming of modernity it becomes easier


and easier with each new invention and technological advan-
cement. This technology is accessible everywhere. Informa-

207
tion is being hurled at us from every direction. It is all indivi-
dualized to give a sense of belonging and acceptance. If it is
readily available and received by so many, it becomes easily
accepted (Barber, Barber 2004, p. 33; ref. Campbell 1989,
p. 225):

Information is recollected, the elaborations added by the brain may


behave like a memory so that people have this mistaken impression
that the extra information is part of the original message. Once
placed in the memory, the two kinds of information are not easily
disentangled. [We are certain we] had heard [or seen] the full, most
complex picture expressing the complete idea, when in reality they
had constructed them out of fragments

In the globalized world, tourism is projected as the


extreme ideal. Throughout Europe, every main town or city
has its promenades with amble shopping, traditional food and
a historical touch. Does the average tourist learn more than the
convenient information offered to them? Do they look past the
guidebooks and photo opportunities? But does the general
public want to know more than elaborate stories? To break
a stereotype then those who believe it must be willing to
accept new information and accept that what they knew was
distorted.
The museums, cathedrals, other historical buildings
and alleyways are great attractions for tourism. Many build-
ings, roads and monuments have been rebuilt to look like the
original or built just to look authentically historic for the pur-
pose of attention. This draws in those who travel and gives
them a grand impression of history. Here we have the “Ratio-
nalization Syndrome: What is not known but only surmised
may nonetheless be perceived and stated as known, in ex-
planation of things observed” (Barber, Barber 2004, p. 26).
And this method only furthers the stereotypes and myths
about history.

208
Divine Intervention: The Figments of Vacancy

All that has past is history, which we can never know. For
there are many histories, truths, beliefs and myths but they are
all individualized, something that societies looks to ostracize.
Where there are too many people crowded together their ima-
ginations can become limited. It leads to figments of vacan-
cies. We are becoming unable to imagine or believe until
a machine tells us. We no longer can trust in ourselves to find
our own truth. Our society needs science and technology to
back up all evidence. We only trust the machines and the data
they produce. And we take in this data, like robots.

Man is one of the great restrainers of entropy in the world as he


creates his social world by producing relations and material things
that are utterly improbable in terms of Nature. In consequence of
this, the human world contains material information, but this
information is not imme-diately accessible to the human mind. To
grasp it mentally it is necessary to transfer it into the immaterial
information of the conceptual world.
(Neustupný 1998, p. 24)

Unable to experience we resort to our inherent


associations to explain the fragments. “Out of disconnected
elements, a complete meaning is constructed, and that is what
a person remembers” (Barber, Barber 2004, p. 30; ref. Camp-
bell 1982, p. 224). Using technology allows us to put the gaps
together and explain what has been lost. But I feel that no
amount of research or experiments will ever give us the ans-
wers we search for. “Science will never give us all the ans-
wers” (Levi-Strauss 1978, p. 14). Maybe it is possible we are
asking rhetorical questions. Things will always be lost
because they are ungraspable. And it is possible that some
things should be left unknown and undiscovered. It has
happened that they went missing for a reason, to not be found
again.

209
Pillars of Eternity

To preserve the past became part of preserving the present, of


preserving our own identity.
(Olsen 2001, p. 48)

It is necessary that we take a look at not only the distant past


but also the past of our own lives. This can tell us more than
a machine can. Many possessions from history that are placed
in museums, either on display or not, are mistaken and raped
of their significance and meaning. What we find from
archaeological record is the trash and art from the past. If we
look at the present and the amount of trash we create today,
archaeologist in the future should have plenty of artwork for
their museums. How will they view us? Many of the objects
of today are made of plastic. This plastic will out live us by
far. How will your possessions tell your story?
Archaeology is not just a study of a far off past where
it is easy to disassociate ourselves from, but is should consist
of everything that has been. The-re is much that we can dis-
cover about histories and beliefs if we look closely at our-
selves.

Understanding what has happened before us, we are confined to a


darkened hidden tomb. The conquering of our world, as we knew it.
Rise above this pit of sorrow and pain. Unsure and scared we are
planning our reprise, revolving around this world that we don't
know anymore. The odds against us yet we're stronger and
prevailing. Learn from mistakes? Counting souls for sale! This
question haunts my mind… We're harboring the meek. Will we
survive the sleep?
(Philip Anselmo 1990)1

1
Quotation taken from the song entitled The Sleep from Pantera’s
Cowboys from Hell album.

210
Bibliography
Barber E.W., Barber P.T.
2004 When they severed earth from sky: How the human mind shapes
myth, Princeton.
Bauman Z.
1987 The making and unmaking of strangers, [in:] (eds.) P. Werbner,
T. Modood, Debating cultural hybridity. Multi-cultural
identities and the politics of anti-racism, London, 46-57.
Campbell J.
1982 Grammatical Man, New York.
Jelínek J.
1990 Art in the mirror of ages. The beginning of artistic activities,
[translation after R. Forstinger] Brno.
Jones S.
1997 The Archaeology of ethnicity. Constructing identities in the past
and present, London.
Levi-Strauss C.
1978 Myth and Meaning: Cracking the code of culture, New York.
Macdonald S.
1997 Theorizing museums: an introduction, [in:] (eds.) S. Macdonald,
G. Fyfe, Theorizing museums. Representing identity and diver-
sity in a changing world, Oxford. 1-18.
Neustupný E.
1998 Concept Building in Archaeology, [in:] (eds.) W. Hensel, S. Ta-
baczyński, P. Urbańczyk, Theory and Practice of Archaeo-
logical Research: Volume III, Warsaw, 21-31.
Olsen B.J.
2001 Excavating the other: European archaeology in the age of glo-
balization, [in:] (eds.) Zbigniew Kobyliński, Quo Vadis
Archaeologia: Whither European Archaeo-logy in the 21st
Century? Proceedings of the European Science Foundation
Exploratory Workshop Mądralin Near Warsaw, 12-13 October
2001, Warsaw, 47-56.

211
212
Joanna Stępniak
Instytut Archeologii
Uniwersytet Mikołaja Kopernika
Toruń

Gender archaeology jako inspiracja dla


współczesnych poszukiwań ludzkiej tożsamości

Archeologia pozostaje w nierozerwalnym związku nie


tylko z życiem dawnych ludzi, ale poprzez różne dostępne
obecnie środki, może oddziaływać na współczesne społe-
czeństwo. Przeszłość, funkcjonująca za naszą sprawą w te-
raźniejszości jest jednak różnie postrzegana i rozumiana,
przede wszystkim ze względu na osobę samego badacza, któ-
ry opisując poddaje ją subiektywnej interpretacji, której kieru-
nek uzależniony jest zwykle od wyznawanego światopoglądu.
Badanie przeszłości powinno poszerzać wiedzę spo-
łeczeństwa na temat życia dawnych ludzi, dlatego jej per-
cepcja jest tak ważna. W tym miejscu chciałabym skupić się
na aspekcie studiów archeologicznych odnoszącym się do
płci. Temat ten, ze względu na rozwijające się w Polsce gen-
der studies oraz toczącą się współcześnie debatę, dotyczącą
roli kobiet i mężczyzn w społeczeństwie, wydaje się wyjątko-
wo aktualny. Być może warto zaangażować do tej dyskusji
także dane archeologiczne.
Ze względu na język prowadzonego dyskursu, którego
terminologia związana jest z innymi niż archeologia dys-
cyplinami, niezbędne wydaje się omówienie niektórych
kwestii pozostających na pograniczu antropologii kultury,
filozofii, socjologii, psychologii czy nauk biologicznych, a do-
tyczących człowieka będącego przecież głównym przedmio-
tem analiz archeologa.

213
1. Płeć i proces jej nabywania z perspektywy nauk spo-
łecznych oraz badań etnologicznych

Funkcjonujący w naukach społecznych i biologicz-


nych dość nieprecyzyjny termin „płeć”, posiada wielowymia-
rowy kontekst znaczeniowy. Wyróżnia się jej aspekt biolo-
giczny (ang. sex), społeczny (ang. gender) i psychologiczny
(ang. gender identity) (Oakley 1972, s. 155-160; Bem 1981,
s. 354-364; Miluska 1994, s. 371-387; Gontarczyk 1995,
s. 49-58; Sekuła-Kwaśniewicz 2000, s. 123).
Płeć biologiczna dotyczy cech anatomicznych i fi-
zjologicznych, które odróżniają kobiety od mężczyzn. Można
ją więc rozumieć jako zestaw wrodzonych cech związanych
z reprodukcją, która wyznacza jednostce rolę, jaką ma ona
pełnić w procesie podtrzymania gatunku (por. Cross, Marcus
2004, s. 49; Lott, Maluso 2004, s. 97). Definicja ta nie wy-
czerpuje jednak pojęcia płci, bowiem nie jest ona określona od
razu w momencie poczęcia, a na jej ukształtowanie wpływa
szereg czynników (chociażby ewentualne nieprawidłowości
chromosomowe i hormonalne; por. Promińska 1987, s. 6).
Płeć kulturowa (ang. gender czyli „rodzaj”) odnosi się
z kolei do społecznych, kulturowych i psychicznych różnic
między kobietami i mężczyznami. Nie musi być ona zgodna
z biologiczną płcią jednostki, bowiem nie wynika wprost
z niej i nie jest przez nią determinowana, a definiowana jest
wyłącznie społecznie. Wiąże się natomiast z konstruowanymi
społecznie różnicami, stereotypami, atrybutami i zachowa-
niami przypisywanymi kobietom lub mężczyznom przez daną
kulturę (Humm 1993, s. 164; Marshall 2004, s. 234).
Trzeci termin – tożsamość płciowa – określa nato-
miast płeć człowieka w kategoriach psychologicznych i stano-
wi jego własną identyfikację z właściwą dla niego płcią
(Sekuła-Kwaśniewicz 2000, s. 123; Głażewska 2005, s. 125).
Wszystkie te wymiary płci: biologiczny, społeczny
i psychologiczny, bezpośrednio się przenikają biorąc udział
w konstruowaniu koncepcji samego siebie przez daną jed-
nostkę (Sekuła-Kwaśniewicz 2000, s. 123). Funkcjonowania
214
w społeczeństwie i danej kulturze człowiek uczy się przez ca-
łe życie w trakcie procesu socjalizacji, którego jednym z naj-
ważniejszych elementów jest socjalizacja do ról związanych
z płcią (Giddens 2004, s. 51; Turner 1998, s. 83). Już w dzie-
ciństwie jednostka uczy się ogólnie pojętych wzorów kultury
(na przykład wartości czy norm) oraz kobiecej lub męskiej ro-
li płciowej (społecznej). Jest to zespół skontrastowanych po-
staw i zachowań przynależnych i oczekiwanych od jednostek
danej płci biologicznej, który stanowi wzór społeczny określa-
jący sposób funkcjonowania kobiet i mężczyzn w grupie. We
wszystkich społeczeństwach panują pewne uproszczone prze-
konania odnoszące się do obu ideałów – dominujące w danej
kulturze poglądy uznawane są za stereotypy płci, które nie-
koniecznie odpowiadają rzeczywistości (Marshall 2004,
s. 235), ale to właśnie na ich podstawie społeczeństwo kon-
struuje własne wzorce męskości i kobiecości. W trakcie
procesu socjalizacji człowiek dowiaduje się jednak nie tylko
jak samemu się zachowywać, ale także jak przypisywać ludzi
do znanych mu wzorców męskości lub kobiecości, uczy się
więc jak (Lott, Maluso 2004, s. 97):

[…] oceniać reprezentantów poszczególnych kategorii społecznych,


jakie mieć wobec nich oczekiwania i jak wobec nich postępować.

Cechy i zachowania narzucane członkom społeczeń-


stwa przez różnego rodzaju instytucje, a uważane za typowo
męskie lub kobiece, określa się także jako system płci biolo-
gicznej i kulturowej (społeczny system ról płciowych). Na ten
system składa się kilka elementów, z których najważniejsze
to:
konstruowanie płci kulturowej odbywa się w oparciu
o płeć biologiczną;
płeć biologiczna warunkuje rodzaj aktywności wy-
konywanej przez jednostkę (podział pracy ze względu
na płeć);
kobiety i mężczyźni postrzegani są przez pryzmat ste-
reotypów zależnych od ich płci biologicznej;
215
sfera seksualna podlega społecznej regulacji przez
istniejące nakazy i zakazy (Pankowska 2005, s. 17-18;
Renzetti, Curran 2005, s. 8-9).
Niewątpliwie omówione powyżej procesy zachodziły
także w społeczeństwach badanych przez archeologów, cho-
ciaż wydaje się, że konstruowanie płci kulturowej nie było tak
silnie związane z płcią biologiczną jednostki, jak dzieje się to
w społeczeństwie współczesnym. Dobitnie świadczą o tym nie
tylko zabytki, ale także wykorzystywane przez nas niejedno-
krotnie analogie czerpane z przekazów etnologicznych. Naj-
lepszym przykładem roli jaką odgrywają w wychowaniu czło-
wieka uwarunkowania kulturowe są badania Margaret Mead,
opisane w jej pracy Płeć i charakter w trzech społecznościach
pierwotnych z 1935 roku. Autorka, obserwując trzy grupy
z Nowej Gwinei: Arapeshów, Mundugumorów i Tchambuli,
pokazała, iż nie każde społeczeństwo posiada takie same
wzorce jak te panujące w świecie zachodnim1. Za-
obserwowała nawet odwrócenie temperamentów i cech łą-
czonych u nas z płcią żeńską i męską. Badaczka uznała, że
(Mead 1986, s. 7):

[…] dopóki nie będziemy w stanie zrozumieć do głębi, w jaki sposób


społeczeństwo potrafi kształtować wszystkich należących do niego
mężczyzn i kobiety, […] dopóty nie potrafimy zbyt mądrze wypo-
wiadać się na temat różnic płci.

Margaret Mead tak podsumowała swoje badania


(Mead 1986, s. 279-280):

[…] jeżeli postawy wypływające z temperamentu przez nas trady-


cyjnie uważane za kobiece, takie jak bierność, wrażliwość i skłon-
ność do opiekowania się dziećmi, tak łatwo mogą się stać wzorem

1
Do podobnych wniosków doszła również związana z tym samym nurtem badań
Ruth Benedict w pracy Wzory kultury z 1934 roku (wydanie polskie z 1966) oraz
wielu innych antropologów i socjologów (por. Gillin 1939; Oakley 1972). Ruth
Benedict pisała: „[cywilizacja zachodnia] narzuciła swe wzory większej części kuli
ziemskiej i dlatego to skłonni jesteśmy uwierzyć w jednolitość zachowania ludzkiego,
do której w innych okolicznościach by nie doszło” (Benedict 1966, s. 67).
216
dla mężczyzn jednego plemienia, a u drugiego nie znaleźć uznania
zarówno u większości kobiet, jak i mężczyzn, nie mamy jakich-
kolwiek podstaw do uważania takich zachowań za uzależnione od
płci.

Według autorki na wychowanie dziecka największy


wpływ mają więc uwarunkowania społeczno-kulturowe, które
formują w nim cechy pożądane w danym społeczeństwie.
Badaczka uważała, iż cechy te można kształtować dowolnie
w zależności od wymogów kultury. Żaden z atrybutów nie jest
bowiem sztywno przypisany którejś z płci. Tym samym Mar-
garet Mead ukazała prymat procesu socjalizacji nad uwa-
runkowaniami biologicznymi w kształtowaniu jednostki, co
zapoczątkowało zmianę podejścia w studiach nad tą pro-
blematyką.
Tak jak relacje między płciami są zmienne, tak kate-
gorie kobiecości i męskości były w przeszłości i są obecnie
dynamiczne, a ich kształtowanie stanowi otwarty proces. Nie-
adekwatne wydaje się współczesne postrzeganie obu grup ro-
dzajowych (a więc także i cech im przypisywanych) jako
„przeciwstawne”, a nie „inne”, co objawia się chociażby
w wyznawanych przez społeczeństwa stereotypach cech płcio-
wych. Cała nasza kultura przykłada zresztą uwagę do tworze-
nia dychotomii płciowej – cechy przypisywane płciom przed-
stawia się często jako opozycje2, przy czym wiele cech „ko-
biecych” postrzeganych jest jako negatywne3, a „męskich” ja-
ko pożądane (w tym kontekście opisywany wyżej system płci
można określić także jako typowo patriarchalny i andro-
centryczny system stratyfikacji społecznej; por. Renzetti, Cur-

2
Po raz pierwszy na zjawisko to zwróciła uwagę Simone de Beauvoir (1949)
opisując kobietę jako Innego, istotę prezentującą cechy negatywne i nie-męskie (por.
Humm 1993, s. 92-93). Rozróżnienie to jest widoczne także pod względem języ-
kowym – na przykład angielskie man oznacza mężczyznę i człowieka, a woman – ko-
bietę (podobnie jest w innych językach indoeuropejskich, por. też: Renzetti, Curran
2005, s. 194-200). Takie określenia potwierdzają nasycenie naszej kultury andro-
centryzmem i obrazują podział na mężczyzn-ludzi i kobiety, postrzegane jako „In-
ne”.
3
Warto także zwrócić uwagę, iż z kobietami kojarzone są często cechy przypisywane
dzieciom (Pankowska 2005, s. 21).
217
ran 2005, s. 9). Jednocześnie zwracanie uwagi na różnice i ich
podkreślanie doprowadziło do tego, że (Best, Williams 2004,
s. 118):

[…] rodzaj traktuje się jako jeden z najważniejszych czynników


w definiowaniu zachowań ludzkich.

We współczesnym społeczeństwie zakorzenione są


więc pewne ukryte założenia dotyczące przedstawicieli obu
płci, które Sandra L. Bem określiła jako pryzmaty rodzaju
(płci kulturowej), z których trzy główne to (Bem 2000, s. 16):
androcentryzm, polegający na wysokim war-
tościowaniu cech męskich i deprecjonowaniu cech
kobiecych, przy jednoczesnym uznaniu zachowań
męskiej części populacji za „normę”;
polaryzacja rodzaju (płci kulturowej), według której
płeć biologiczna determinuje „prawidłowe” zachowania
ludzi, jednocześnie dzieląc ich na dwie grupy – kobiety
i mężczyzn;
esencjalizm biologiczny uznający różnice między
płciami za wynik oddziaływań czynników biologicz-
nych i procesu ewolucji.

W badanej przez archeologa przeszłości stosunki


panujące między płciami były zapewne zgoła inne. Przed-
stawiciele poszczególnych grup rodzajowych uzupełniali się
w zakresie pełnionych obowiązków, jednak nie dochodziło do
ewaluacji tych grup. Jednocześnie nie następowała tak wyraź-
na polaryzacja rodzaju, bowiem podobnie jak w niektórych
badanych etnograficznie społeczeństwach, mogły istnieć sys-
temy operujące podziałem bardziej rozbudowanym niż nasza
zachodnia dychotomia. Jednostki przejmujące zachowania,
zajęcia i ubiór charakterystyczne dla przeciwnej płci, które
przez osoby wzrastające w naszym kręgu kulturowym od-
bierane są jako „nieprzystosowane”, w swojej rodzimej spo-
łeczności zwykle nie były odbierane jako dewianci. W sto-

218
sunku do tego zjawiska operuje się zwykle pojęciem „trzeciej
płci”.

2. Trzecia płeć w ujęciu etnoarcheologicznym

Zjawisko „trzeciej płci” istnieje w wielu kulturach


i w różnych miejscach. Wśród znanych przykładów pojawiają
się grupy poznane dawniej i współcześnie, nie wszystkie jed-
nak nadają się do uczynienia z nich analogii etnoarcheologicz-
nej4. Pokrótce przedstawię jedynie sytuację panującą u Indian
Ameryki Północnej, gdzie osoby zaliczane do tej grupy
określa się jako berdache5.
Według szerokiej definicji, berdache to osoba nor-
malna pod względem anatomicznym, o płci biologicznej jed-
noznacznie określonej jako męska lub żeńska, która zmieniła
swój status rodzajowy (ang. gender status) przyjmując ubiór,
zajęcia i role osób przeciwnej płci (por. Angelino, Shedd
1955, s. 125; Callender, Kochems 1983, s. 443). U Indian
Ameryki Północnej zjawisko to dotyczyło przede wszystkim
mężczyzn, rzadziej kobiet. Liczebność tego stanu jest jednak

4
„Trzecia płeć” to kategoria obejmująca osoby określane jako lhamana u Indian Zuni
czy kathoey w Tajlandii. Zaliczają się do niej także xanith z Omanu (por. Segal 2003,
s. 7; zob. Wikan 1977; 1982), fa’afafine z Wysp Polinezyjskich (aktywni seksualnie
męscy transwestyci, zob. Mageo 1992, s. 452-453; 2003, s. 799), a także hidżra z po-
łudniowych Indii (mężczyźni ci nazywani są także eunachami lub hermafrodytami,
przybierają kobiecy strój i obyczaje, biorą udział w ich rytuałach, ale nie stanowią
części grupy kobiet, bowiem styl hidżrów uznawany jest za agresywny. Niektórzy
z nich są aseksualni, inni mają kontakty seksualne z mężczy-znami, także jako pros-
tytutki. Część przeszła operacje dążąc do zmiany płci; McElhinny 2003, s. 159; zob.
także Gilchrist 1999, s. 59-61). Jednostki zaliczane do wymienionych kategorii nie
mogą być jednak analizowane pod kątem próby odniesienia ich zachowań do życia
członków społeczeństw pradziejowych. Niejednokrotnie zetknięcie ze światem za-
chodnim (czy w ogóle światem współczesnym) zmieniło sposób ich funkcjonowania,
umożliwiając chociażby operacyjną zmianę płci. Poza tym wydaje się, że niektóre
z tych nienormatywnych zachowań zasadzają się przede wszystkim na orientacji
seksualnej, tymczasem z etnoarcheologicznego punktu widzenia ważna jest także
przemiana świadomościowa jednostki.
5
Określenie berdache pochodzi z języka francuskiego i oznacza męską prostytutkę
lub utrzymanka (por. Angelino, Shedd 1955, s. 121-122). To pejoratywne zabarwione
etnocentryzmem określenie, którego zresztą nigdy nie używali sami Indianie, jest
czasem zastępowane innymi terminami (zob. Epple 1998, s. 267).
219
tak naprawdę nieokreślona, bowiem bardzo zmieniała się
w czasie. W niektórych plemionach były to pojedyncze
wypadki, w innych grupach na każdą wioskę przypadał zaś
przynajmniej jeden berdache (zob. Callender, Kochems 1983,
s. 446-447).
Berdache zostawały osoby młode, czasem także do-
rośli, nawet po zawarciu małżeństwa. Rzadko zdarzało się, że
berdache opuszczał ten stan i wracał do normalnego życia,
chociaż było to możliwe (Callender, Kochems 1983, s. 451).
Generalnie zaliczenie do kategorii berdache wynikało z woli
rodziców i predyspozycji potomka. W niektórych plemionach
zdarzało się, że zmiana uzależniona było od przynależności
dziecka do konkretnego klanu lub ról pełnionych przez jego
ojca czy brata w ceremoniach (por. Devereux 1937, s. 502).
Kwestią problematyczną pozostawała przez długi czas
orientacja seksualna berdache. Pomimo częstego mylenia ich
z homoseksualistami, oba te zjawiska nie są równoznaczne.
Nie wszyscy berdache byli homoseksualistami, tak jak nie
wszyscy homoseksualiści zostawali berdache (Hauser 1990,
s. 50). Berdache mogli być heteroseksualni lub biseksualni (co
dobrze wpisywało się w ich przejściową naturę), jednak więk-
szość z nich (nawet jeśli przed zmianą kategorii nie wykazy-
wała takich skłonności) po przyjęciu nowego statusu zostawa-
ła homoseksualistami, wchodząc w związki seksualne i mał-
żeńskie z osobą tej samej (biologicznej) płci.
Najbardziej widoczną cechą berdache był ich trans-
westytyzm (gdzieniegdzie zakazany), mężczyźni-berdache
dodatkowo imitowali głos kobiet i sposób ich mówienia (por.
Hill 1938, s. 339; Kardiner 1945, s. 56-57). Osoby zaliczane
do tej kategorii wykonywały zajęcia właściwe płci, której strój
i zwyczaje przyjęły. Opisywane są jako wykonujące te zada-
nia lepiej od innych (por. Hill 1935, s. 275; Devereux 1937,
s. 513-515; Kroeber 1952, s. 313; Lurie 1953, s. 708). Były
przy tym traktowane na równi z pozostały-mi członkami danej
grupy rodzajowej, na przykład status polującej kobiety
i innych łowców z danego plemienia był taki sam.

220
Gospodarstwa prowadzone przez pojedynczego ber-
dache lub przez berdache i jego „współmałżonka” pros-
perowały pod względem ekonomicznym o wiele lepiej niż
oparte na parze mężczyzny i kobiety, co tłumaczy się umiejęt-
nościami berdache w różnych dziedzinach oraz możliwością
wykonywania zajęć i kobiecych, i męskich, na co pozwalał im
ich przejściowy status (zob. Hill 1935, s. 275; Devereux 1937,
s. 513-515; Mead 1961, s. 1452). Berdache mogli być także
szamanami, pełnili ważne funkcje w rytuałach i ceremoniach,
często doświadczali różnego rodzaju wizji, posiadali ponad
naturalne zdolności, czasem nawet przepowiadali przyszłość
(Lurie 1953, s. 708), dzięki czemu zyskiwali szczególną pozy-
cję w grupie (Hauser 1990, s. 45 i n.).
Zróżnicowany obraz kategorii berdache sprawił, iż
przez lata pojawiło się kilka, często wynikających z niewie-
dzy, tłumaczeń istnienia „trzeciej płci” u Indian Ameryki Pół-
nocnej. Niektórzy bada-cze uznali, że był to rodzaj zinsty-
tucjonalizowanego homoseksualizmu (por. Devereux 1937),
co jednak mija się z prawdą. Nie wszyscy homoseksualiści
zostawali berdache, nie mogli oni zresztą utrzymywać sto-
sunków seksualnych z innymi osobami należącymi do tej ka-
tegorii. Być może przyjęcie roli berdache mogło uchronić
człowieka przed zawarciem heteroseksualnego małżeństwa,
jednak należy pamiętać, iż homoseksualizm był co najwyżej
cechą drugorzędną berdache (Callender, Kochems 1983,
s. 454-455). Kategoria berdache jest również mylnie
uznawana za azyl dla mężczyzn, którzy nie chcieli brać
udziału w walkach lub nie potrafili sprostać męskiej roli (por.
Devereux 1937, s. 517-518; Mead 1961, s. 1452). Gdyby tak
było to powinniśmy założyć, że kultury, w których status ber-
dache jest bardzo rozpowszechniony, mają charakter wybitnie
agresywny, a od mężczyzn oczekuje się przede wszystkim
odwagi (Munroe, Whiting, Hally 1969, s. 87). Tymczasem
u często wojujących plemion, na przykład Irokezów, ber-
dache byli albo nieobecni, albo rozpowszechnieni w jedynie
niewielkim stopniu (Callender, Kochems 1983, s. 448). Status
berdache nie był zupełnym odrzuceniem ról męskich,
221
zdarzało się bowiem, że mężczyźni zaliczeni do tej kategorii
brali bezpośredni udział w walkach, o ile pozwalały na to
zwyczaje panujące w danym plemieniu. David C. Downie
i David J. Hally (1961, s. 8) uznali, że berdache pojawiają się
najczęściej w społeczeństwach, które pozwalają na udział
w danych zajęciach przedstawicielom obu płci (wówczas
możliwe jest także życie mężczyzny, który wypełnia role ko-
biece). Społeczeństwa, w których role męskie są silnie od-
dzielone od ról kobiecych, raczej nie dopuszczają do
usankcjonowania transwestytyzmu (por. Munroe, Whiting,
Hally 1969, s. 88-90).
Berdache niewątpliwie cieszyli się dużym prestiżem
społecznym, chociaż nie zajmowali żadnych oficjalnych sta-
nowisk. Indianie Navaho uznawali ich za świętych (Hill 1935,
s. 297), z kolei u Indian Illinois darzono ich szacunkiem, cho-
ciaż jednocześnie się ich bano (Hauser 1990, s. 45). Podkreśla
się, że mogli cieszyć się oni większym prestiżem niż zwykli
członkowie plemienia (Hill 1938, s. 338). Przyczyn tak pozy-
tywnego nastawienia do berdache należy szukać w możli-
wości łączenia cech kobiecych i męskich. W ten sposób zys-
kiwali oni pośredni status, bowiem zmiana nie następowała na
poziomie biologicznym, ale społecznym. Tak naprawdę ber-
dache posiadali o wiele większe możliwości niż pozostali
członkowie plemienia. Mogli bowiem łączyć zajęcia, atrybuty
i przywileje obu płci (stąd też inna ich nazwa – two-spirit
people). Nie zaliczając się do żadnej z nich, tworzyli trzecią,
odrębną kategorię ludzi.

3. Powstanie studiów nad płcią i seksualnością

Gender studies wykształciły się jako bezpośrednia


kontynuacja i rozwinięcie myśli feministycznej. Stała się ona
odpowiedzią na panujący w nauce patriarchalizm, który spra-
wiał, iż koncentrowano się przede wszystkim na mężczyznach
i świecie ich wartości, uznając je za normę (por. Mead 1949,
s. 125; Flax 1989, s. 54-59; Humm 1993, s. 58). Stwierdzono,
że androcentryzm wywiera wpływ na wszystkie teorie nauko-
222
we, nie tylko bowiem uniwersytety i instytucje badawcze są
domeną mężczyzn, ale wpływają oni również na (Humm
1993, s. 21):

[…] dobór dziedzin i obszarów badań, strategii, aparatu pojęcio-


wego, teorii i metod badawczych,

a (Humm 1993, s. 68-69):

[…] ogólne ramy programowe wielu dyscyplin naukowych są skon-


struowane według niejawnych preferencji męskich i oparte na
dualizmach, do których odwołuje się tradycyjna teoria polityczna
w celu usprawiedliwienia podporządkowania kobiet.

Tymczasem postuluje się aby wyników badań prowa-


dzonych jedynie z męskiego punktu widzenia nie można było
wykorzystywać do opisywania doświadczeń i świata kobie-
cego (Reiter 1975, s. 12).
Silne związki archeologii i antropologii kultury na
zachodnich uniwersytetach nie sprawiły jednak, że myśl femi-
nistyczna przeniknęła na grunt naszej dyscypliny równie
szybko. Najwcześniej inspiracje feministyczne pojawiły się
w archeologii skandynawskiej, w połowie lat 70. XX wieku,
przy czym archeologia feministyczna i zainteresowanie płcią
kulturową stały się obiektem poważnych analiz dopiero na
przełomie lat 80. i 90. (Nelson 2004, s. 27). W tym miejscu
konieczne jest wyjaśnienie, czym zajmuje się antropologia czy
archeologia zorientowana feministycznie oraz studia gende-
rowe.
Studia kobiece (ang. women’s studies) miały zniwelo-
wać powstałe przez dekady nierówności i uzupełnić poszcze-
gólne dyscypliny o wiedzę dotyczącą żeńskiej części popu-
lacji. W działania te zaangażowane były i nadal są w więk-
szości jedynie kobiety badaczki, co oczywiście stwarza rów-
nież niebezpieczeństwo zastąpienia perspektywy andro-

223
centrycznej podejściem gynocentrycznym6. Tymczasem
gender studies mają zajmować się szerszą problematyką, włą-
czając w zakres swoich badań zadanie całościowego przedsta-
wienia stosunków między płciami, uwzględniającego stanowi-
ska obu płci. Odpowiedzią na pojawienie się studiów ko-
biecych było stworzenie perspektywy maskulinistycznej. Ba-
dacze zaliczani do tego nurtu postulują, aby skupić się na
relacjach między płciami, a więc istocie badań genderowych.
Próbują także stworzyć nowe podejście do badań nad
mężczyznami w dawnej kulturze. Najmłodsze z interesują-
cych nas tutaj nurtów, studia gejowsko-lesbijskie (ang. gay
and lesbian studies) oraz teoria queer, koncentrują się z kolei
na przedstawicielach mniejszości seksualnych i zagadnieniu
seksualności, a także tych zachowaniach, które uznawane są
za stojące w opozycji do „normy” (Dowson 2000, s. 163-164).

4. Archeologiczne badania nad zagadnieniem płci kul-


turowej

Archeologia bada płeć kulturową poprzez analizę za-


sobów materialnych, stara się odkryć ich relacje, określić zak-
res dostępu, jaki do dóbr mają przedstawiciele poszcze-
gólnych grup rodzajowych oraz na jakich zasadach dochodzi
do utożsamiania się z tymi grupami i manifestowania za po-
mocą przedmiotów przynależności do nich. Badacze zasta-
nawiają się, w jaki sposób „kultura materialna” jest związana
z konstruowaniem płci kulturowej i jak w tej relacji kreowane
i zmieniane było znaczenie przedmiotów (Sørensen 2004,
s. 74). Przedmioty mogły być bowiem symbolem wartości,
które wyznawano, a także pośrednikiem w przekazywaniu
norm (Sørensen 2004, s. 9).
Archeolog badający zagadnienia związane z płcią mo-
że wykorzystać każdy rodzaj materiałów, przy czym niektóre
z nich są bardziej podatne na taką analizę. Najbardziej oczy-

6
Przykładem takich działań może być próba zastąpienia androcentrycznego
paradygmatu Mężczyzny-Łowcy (Man the Hunter; zob. Washburn, Lancaster 1968),
modelem Kobiety-Zbieraczki (Woman the Gatherer; Slocum 1975).
224
wiste wydają się być źródła ikonograficzne przedstawiające
postaci należące do różnych grup rodzajowych oraz źródła
pisane dotyczące szczegółów życia dawnych społeczeństw,
a także szczątki pochodzące z cmentarzysk. Ludzkie kości
mogą pomóc określić nie tylko płeć biologiczną, ale także ob-
ciążenie pracą i jej fizyczne skutki, urazy i choroby oraz
rodzaj diety, wyjaśnić nam kwestie związane z reprodukcją,
dzieciństwem, wiekiem czy umieralnością. Badając urazy
kości można orzec o tym, jakie zajęcia członkowie danej gru-
py rodzajowej lub wiekowej wykonywali najczęściej, a także
badać zjawisko przemocy domowej (Nelson 2004, s. 43).
Z kolei wyposażenie grobów oraz inne przedmioty
odnajdywane w obrębie osad, pomagają określić stosunek po-
między płcią kulturową a biologiczną. Elementy stroju mogą
zaś świadczyć o sposobie konstruowania płci i podziale na
grupy rodzajowe.
Badania prowadzone przez antropologów kultury ma-
ją niebagatelny wpływ na analizy prowadzone przez archeo-
logów. Dostarczają one materiałów do studiów porów-
nawczych, niejednokrotnie obalając panujące w archeologii
przesądy i stereotypy. Najważniejszym wnioskiem pierwszych
badań nad płcią kulturową i seksualnością było stwierdzenie,
że nie istnieje jeden, uniwersalny model ujmowania tych zja-
wisk. To, co udało się zaobserwować etnografom wśród spo-
łeczeństw tradycyjnych, możemy próbować przełożyć na cza-
sy prahistoryczne. Brak nam własnych metod i teorii, które
pozwoliłyby zająć się poszukiwaniem interesujących nas od-
powiedzi. Z tego względu nie istnieje jeden sposób badania
płci kulturowej i archeolodzy polegają na metodach wypra-
cowanych dla konkretnej sfery ludzkich działań (Conkey,
Gero 1997, s. 412). Analiza zagadnień związanych z płcią
wymaga więc zastosowania wyników badań naukowców wie-
lu dyscyplin. Oprócz wiedzy z zakresu psychologii i socjo-
logii, która dostarcza solidnych podstaw dla badań poświęco-
nych płci i seksualności, należy wziąć pod uwagę studia antro-
pologiczne, a także możliwości, jakie oferuje współczesna ge-
netyka i medycyna. Dzięki tej interdyscyplinarności uda się
225
być może połączyć wiedzę na temat ludzkiego umysłu z wie-
dzą dotyczącą biologicznych aspektów egzystencji naszych
przodków.
Archeolodzy już w latach 80. XX wieku zaczęli
porzucać terminologię feministyczną (Hanen, Kelley 1992,
s. 198), odcinając się niejednokrotnie od swoich korzeni. Być
może słuszny wydaje się pogląd, iż gender archaeology musi
zdystansować się do feminizmu ze względu na jego poli-
tyczny wydźwięk, który doprowadza do marginalizowania lub
nawet ignorowania kwestii płci kulturowej w archeologii.
Wpływają na to współczesne stereotypy i sposób postrze-
gania ruchu feministycznego (Sørensen 2004, s. 5). Inni zaz-
naczają jednak, że archeologia płci kulturowej istnieje tylko
dzięki ruchowi feministycznemu i odrzucanie tego dzie-
dzictwa jest rodzajem niewdzięczności (Wylie 2007, s. 210).
Wydaje się także, iż wielu badaczy wiedząc o związkach gen-
der archaeology z myślą feministyczną, świadomie unika po-
ruszania tych zagadnień. Badając poszczególne dziedziny
życia ludzi zauważymy, że kobiety i mężczyźni nie osiągają
równego statusu. Tymczasem płcie pozostawały ze sobą
w różnych związkach i obecność kobiet, dzieci czy osób zali-
czanych do „nienormatywnych” kategorii w kreowanej przez
archeologów wizji przeszłości jest konieczna po to, by uczy-
nić ten obraz pełnym. Błędne jest postrzeganie gender
archaeology jako domeny feministycznych archeolożek; jej
zadaniem nie jest deprecjonowanie znaczenia mężczyzny, ale
postawienie ignorowanych dotąd grup obok niego, by
przyjrzeć się łączącym ich relacjom. Płci nie należy sobie
przeciwstawiać, bowiem kobiety i mężczyźni nie toczą ze so-
bą ciągłej walki. Sytuację jednych należy rozpatrywać w kon-
tekście życia drugich, ponieważ oddzielne egzystowanie
kobiet i mężczyzn jest niemożliwe (Rosaldo 1980).
Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku czyniono
rozróżnienie na sex i gender, rozumiejąc płeć kulturową tak,
jak w antropologii, uznając ją za kulturowy konstrukt, katego-
rię zmienną i wielowymiarową, także w odniesieniu do spo-
łeczeństw prahistorycznych. Płeć kulturową definiuje się
226
w archeologii jako „kulturową interpretację różnicy między
płciami” (Gilchrist 1999, s. 1), stanowi ona bowiem wynik
wspólnej egzystencji kobiet i mężczyzn (Sørensen 1988,
s. 17). Rozpatruje się ją także jako proces, relację między
ludźmi (Engelstad 2007, s. 218). Takie rozumienie płci ma
ważne dla archeologów konsekwencje – w każdym badanym
przez nas okresie należy na nowo ustalić sposób, w jaki płeć
była konstruowana i postrzegana, jakie miała znaczenie i jakie
konsekwencje rodziło to dla przedstawicieli poszczególnych
grup rodzajowych. Archeolodzy powinni sobie uświadomić, iż
nie istnieje jeden, uniwersalny koncept męskości czy kobie-
cości, a często błędne i krzywdzące stereotypy (przenoszone
na przeszłą rzeczywistość) dotyczą także mężczyzn. Tym-
czasem „męskość” nie jest wszędzie rozumiana tak samo i nie
można poddawać jej międzykulturowym generalizacjom,
zmienia się ona bowiem w zależności od czasu i miejsca.
Proste założenia, zgodnie z którymi ucieleśnieniem wartości
męskich jest symbolika falliczna (por. Leroi-Gourhan 1966),
a pochówek męski z bronią interpretowany jest jako grób wo-
jownika, mogą okazać się – po wprowadzeniu do badań kate-
gorii płci kulturowej – zupełnie błędne (Knapp 1998; Pawleta
2002, 2003, 2005).
Poważnym problemem jest także to, że archeologia
płci kulturowej stała się kolejną subdyscypliną archeologii,
kolejnym podejściem czy paradygmatem, co przyczynia się
jedynie do gettoizacji tych sfer badawczych i nikły lub nawet
negatywny odbiór przez środowisko naukowe (Meskell 2002,
s. 283). Tymczasem we współczesnej archeologii najważniej-
sze jest, by wątki związane z płcią czy tożsamością włączyć
do badania tych obszarów, przy analizie których zagadnienia
te były jak dotąd pomijane. Taka pogłębiona analiza i nasyce-
nie archeologii treściami związanymi z płcią, będzie praw-
dziwym osiągnięciem myśli feministycznej. Możliwe jest to
praktycznie na każdym polu – od studiów nad strukturą spo-
łeczną po zagadnienia obejmujące produkcję ceramiki czy
narzędzi.

227
Zakończenie

Jakie jednak korzyści mogą płynąć z zastosowania


w archeologii opisanych powyżej perspektyw badawczych?
Oprócz uzupełnienia stanu naszej wiedzy na temat dawnych
społeczności, archeologia, której wyniki badań niejednokrot-
nie docierają za sprawą mediów do szerszego grona odbior-
ców, może wpływać na kształt współczesnego społeczeństwa.
Badania nad płcią kulturową zwiększają bowiem świadomość
ludzi, tworzą płaszczyznę dla zrozumienia odmienności ist-
niejących w społeczeństwie, dyskutują z „odwiecznymi”
prawdami, dążąc do uznania równości pomijanych dotąd grup
i niwelowania krzywdzących stereotypów. Gender archaeo-
logy zmusza do zastanowienia się nad problemem równego
traktowania, także w archeologii jako dyscyplinie uniwer-
syteckiej, nakłania do rewizji ról uznawanych za typowo męs-
kie czy kobiece oraz sposobu patrzenia na mniejszości sek-
sualne i osoby niepełnosprawne. Pokazywanie, że zjawiska
uznawane przez niektórych z nas za „nienaturalne” praw-
dopodobnie uchodziły za zupełnie zwyczajne w przeszłości,
może przyczynić się do zwiększenia tolerancji i zrozumienia
w świecie współczesnym. Archeolog badając przeszłość
oddziałuje na teraźniejszość oraz przyszłość.
Oprócz skutków ogólnospołecznych archeologia płci
kulturowej może pomóc w zgłębianiu przez jednostki własnej
tożsamości. We współczesnej archeologii płci kulturowej ist-
nieje pewna rozbieżność dotycząca tego czy badania powinny
być skupione na jednostce czy całych grupach (Nelson 2004,
s. 138). Kelley Hays-Gilpin (2000, s. 102) zauważa, że ba-
danie indywidualnych doświadczeń może przyczynić się do
utracenia z pola widzenia społeczeństwa, w którym kwestie
związane z płcią kulturową są zakorzenione. Należy jednak
wziąć pod uwagę, iż źródła, którymi dysponuje archeologia,
ograniczają to, co za ich pomocą można przedstawić czy udo-
wodnić. Archeologia nie posiada metod uzyskiwania tak
szczegółowej wiedzy, by skupić się na jednostkach, dlatego

228
swoje wnioski zwykle uogólnia (nie zawsze słusznie) i odnosi
je do całego społeczeństwa.
Płcie kulturowa i biologiczna są niezbywalnymi ele-
mentami ludzkiej tożsamości i człowieczeństwa, jednak ich
związki można opisać jako dowolną kombinację opartą o dy-
morfizm męsko-żeński. Z niezgodności pomiędzy odczuciami
dotyczącymi płci kulturowej i indywidualnej identyfikacji
płciowej wynika istnienie różnych tożsamości płciowych.
Teoria queer w archeologii zmusza nas, byśmy badali to, co
istniało dawniej i istnieje także w dzisiejszej kulturze, ale
zostało uznane za dewiację i wykluczone z jakichkolwiek
rozważań. Ignorowane dotąd grupy także mają prawo, by znać
swoją przeszłość (Dowson 2000, s. 165). Niemniej, studia
gejowsko-lesbijskie oraz osoby je uprawiające spotykają się
najczęściej z dezaprobatą, bowiem ba-dań takich nie uznaje
się za „prawdziwą” naukę (dla historii zob. Duberman 1988,
dla archeologii zob. Dowson 2000).
Poruszone przeze mnie zagadnienia niewątpliwie
wzbogacają konstruowany przez archeologów obraz społe-
czeństwa, „uczłowieczają” przeszłość, nadając jej ludzkie ry-
sy. W archeologii płci kulturowej badanie wytworów kultury
materialnej służyć ma celowi, jakim jest poznanie dawnych
stosunków panujących między członkami grupy. Myśl fe-
ministyczna pomaga zrewidować dotychczasowe poglądy,
niejednokrotnie wspierane współczesnymi stereotypami.
Dzięki niej archeolodzy zadają nowe pytania, rozwijają teorie
i metody analizy, starają się znaleźć alternatywne wyjaśnienia.
Perspektywa feministyczna sprawia, że badacze skupiają się
na życiu społecznym dawnych ludzi włączając do analizy ko-
biety, mężczyzn, dzieci oraz kategorie „nienormatywne”
(Nelson 2004, s. 16-17).

Bibliografia
Angelino H., Shedd C.L.
1955 A Note on Berdache, American Anthropologist, vol. 57, no. 1,
part 1, s. 121-126.
229
de Beauvoir S.
1949 Le Deuxieme Sexe, Paris.
Bem S.L.
1981 Gender Schema Theory: A Cognitive Account of Sex Typing,
Psychological Review, vol. 88, no. 4, s. 354-364.
2000 Męskość. Kobiecość. O różnicach wynikających z płci, Gdańsk.
Benedict R.
1966 Wzory kultury, Warszawa.
Best D.L., Williams J.E.
2004 Perspektywa międzykulturowa [w:] red. B. Wojciszke, Kobiety
i mężczyźni: odmienne spojrzenia na różnice, Gdańsk, s. 118-
145.
Callender C., Kochems L.M.
1983 The North American Berdache, Current Anthropology, vol. 24
(4), s. 443-470.
Conkey M.W., Gero J.M.
1997 Programme to Practice: Gender and Feminism in Archaeology,
Annual Review of Anthropology, vol. 26, s. 411-437.
Cross S. E., Markus H. R.
2004 Płeć w myśleniu, przekonaniach i działaniu: podejście poz-
nawcze [w:] red. B. Wojciszke, Kobiety i mężczyźni: odmienne
spojrzenia na różnice, Gdańsk, s. 48-80.
Devereux G.
1937 Institutionalized homosexuality of the Mohave Indians, Human
Biology, vol. 9, s. 498-527.
Downie D.C., Hally D.J.
1961 A cross-cultural study of male transvestism manuscript, Dart-
mouth.
Dowson T.A.
2000 Why Queer Archaeology? An Introduction, World Archaeology,
vol. 32 (2), s. 161-165.
Duberman M.B.
1988 Reclaiming the Gay Past, Reviews in American History, vol. 16
(4), s. 515-525.
Engelstad E.
2007 Much More than Gender, Journal of Archaeological Method
and Theory, vol. 14 (3), s. 217-234.
Epple C.
1998 Coming to Terms with Navajo „nadleehi”: A Critique of
„berdache”, „Gay”, „Alternate Gender” and „Two-Spirits”,
American Ethnologist, vol. 25 (2), s. 267-290.
Flax J.
1989 Postmodernism and gender relations in feminist theory [w:] red.
M.R. Malson, J.F. O’Barr, S. Westphal-Wihl, M. Wyer, Femi-
nist theory in practice and process, Chicago, s. 51-74.

230
Giddens A.
2004 Socjologia, Warszawa.
Gilchrist R.
1999 Gender and Archaeology. Contesting the past, London-New
York.
Gillin J.
1939 Personality in Preliterate Societies, American Sociological
Review, vol. 4 (5), s. 681-702.

Głażewska E.
2005 Płeć i antropologia. Kulturowa koncepcja płci w ujęciu
Margaret Mead, Toruń.
Gontarczyk E.
1995 Kobiecość i męskość jako kategorie społeczno-kulturowe w stu-
diach feministycznych, Poznań.
Hanen M. P., Kelley J.
1992 Gender and archaeological knowledge [w:] red. L. Embree,
Metaarchaeology: Reflections by Archaeologists and Philo-
sophers, Boston, s.195–227.
Hauser R.E.
1990 The Berdache and the Illinois Indian Tribe during the Last Half
of the Seventeenth Century, Ethnohistory, vol. 37, no. 1, s. 45-
65.
Hays-Gilpin K.
2000 Feminist Scholarship in Archaeology, Annals of the American
Academy of Political and Social Sciences, vol. 571, s. 89-106.
Hill W.W.
1935 The status of the hermaphrodite and transvestite in Navaho
culture, American Anthropologist, vol. 37, s. 273-279.
1938 Note on the Pima Berdache, American Anthropologist, vol. 40,
no. 2, s. 338-340.
Humm M.
1993 Słownik teorii feminizmu, Warszawa.
Kardiner A.
1945 The psychological frontiers of society, New York.
Knapp A.B.
1998 Boys will be Boys. Masculinist Approaches to a Gendered
Archaeology [w:] red. D.S. Whitley, Reader in Archaeological
Theory: Post-processual and Cognitive Approaches, London-
New York, s. 241-249.
Kroeber A.L.
1952 The nature of culture, Chicago.
Leroi-Gourhan A.
1966 Religie prehistoryczne, Warszawa.

231
Lott B., Maluso D.
2004 Społeczne uczenie się kobiecości i męskości [w:] red. B. Woj.-
ciszke, Kobiety i mężczyźni: odmienne spojrzenia na różnice,
Gdańsk, s. 97-117.
Lurie N.O.
1953 Winnebago Berdache, American Anthropologist, New Series,
vol. 55 (5), part 1, s. 708-712.
Mageo J.M.
1992 Male transvestism and culture change in Samoa, American
Ethnologist, vol. 19 (3), s. 443-459.
2003 Samoans [w:] red. C.R. Ember, M. Ember, Encyclopedia of Sex
and Gender: Men and Women in the World’s Cultures, New
York-Boston-Dordrecht, s. 798-805.
Marshall G.
2004 Słownik socjologii i nauk społecznych, Warszawa.
McElhinny B.
2003 Language and Gender [w:] red. C.R. Ember, M. Ember,
Encyclopedia of Sex and Gender: Men and Women in the
World’s Cultures, New York-Boston-Dordrecht, s. 150-162.
Mead M.
1949 Male and Female: A Study of the Sexes in a Changing World,
New York.
1961 Cultural determinants of sexual behavior [w:] red. W.C. Young,
Sex and internal secretions, vol. 2, Baltimore, s. 1433-1479.
1986 Trzy studia. Tom II: 3, Płeć i charakter w trzech społecz-
nościach pierwotnych, Warszawa.
Meskell L.
2002 The Intersections of Identity and Politics in Archaeology, An-
nual Review of Anthropology, vol. 31, s. 279-301.
Miluska J.
1994 Psychologia płci jako wyzwanie dla edukacji. Zmiana paradyg-
matu i zastosowanie wiedzy [w:] red. J. Brzeziński, L. Wit-
kowski, Edukacja wobec zmiany społecznej, Poznań-Toruń,
s. 369-388.
Munroe R.L., Whiting J.W.M, Hally D.J.
1969 Institunionalized Male Transvestism and Sex Distinctions, Ame-
rican Anthropologist, New Series, vol. 71 (1), 87-91.
Nelson S. M.
2004 Gender in Archaeology. Analyzing Power and Prestige, Walnut
Creek-Lanham-New York.
Oakley A.
1972 Sex, Gender and Society, New York.
Pankowska D.
2005 Wychowanie a role płciowe, Gdańsk.

232
Pawleta M.
2002 Mężczyzna i męskość w narracjach archeologicznych, Czas
Kultury 3, s. 40-48.
2003 Studia maskulinistyczne w perspektywie badań nad kategorią
gender w archeologii [w:] red. W. Dzieduszycki, J. Wrzesiński,
Funeralia Ledni-ckie, Spotkanie 5: Kobieta – Śmierć – Mężczyz-
na, Poznań, s. 33-42.
2005 Archeologia gender wobec studiów maskulinistycznych [w:]
red. E. Pakszys, Międzykulturowe i interdyscyplinarne badania
feministyczne. Daleki – Bliski Wschód: współczesność i pre-
historia, Poznań, s. 285-307.
Promińska E.
1987 Płeć człowieka. Biologiczne podstawy różnic, Wrocław-
Warszawa-Kraków.
Reiter R.
1975 Introduction [w:] red. R. Reiter, Toward an Anthropology of
Women, New York, s. 1-20.
Renzetti C.M., Curran D.J.
2005 Kobiety, mężczyźni i społeczeństwo, Warszawa.
Rosaldo M.Z.
1980 The Use and Abuse of Anthropology. Reflections on Feminism
and Cross-Cultural Understanding, Signs, vol. 5 (3), s. 389-417.
Segal E.S.
2003 Cultural Constructions of Gender [w:] red. C.R. Ember, M. Em-
ber, Encyclopedia of Sex and Gender: Men and Women in the
World’s Cultures, New York-Boston-Dordrecht, s. 3-10.
Sekuła-Kwaśniewicz H.
2000 Płeć [w:] red. H. Domański, W. Morawski, J. Mucha, M. Ofier-
ska, J. Szacki, M. Ziółkowski, Encyklopedia socjologii, t. 3 (O-
R), Warszawa, s. 121-124.
Slocum S.
1975 Woman the Gatherer: Male Bias in Anthropology [w:] red.
R. Reiter, Toward an Anthropology of Women, New York, s. 36-
50.
Sørensen M.L.S.
2004 Gender Archaeology, Cambridge.
Turner J.H.
1998 Socjologia. Koncepcje i ich zastosowanie, Warszawa.
Washburn S.L., Lancaster C.S.
1968 The Evolution of Hunting [w:] red. R.B. Lee, I. DeVore, Man
the Hunter, Chicago, s. 293-303.
Wikan U.
1977 Man becomes woman: transsexualism in Oman as a key to gen-
der roles, Man, vol. 12 (3), s. 304-319.

233
Wylie A.
2007 Doing Archaeology as a Feminist: Introduction, Journal of
Archaeological Method and Theory, vol. 14 (3), s. 209-216.

Abstract
Archaeological research on gender inspired by the
contemporary feminist thought begun in 1970s and stay in in-
separable relation with life of prehistoric people. Gender
archaeology can also affect contemporary society by varied
means. These issues seem to be exceptionally vital, also
because of development of gender studies in Poland and the
discussion concerning social male and female roles. At the
same time, archaeological research on gender is in practice
interdisciplinary, because it requires usage of terminology and
results of analyses from such disciplines as sociology, psy-
chology, cultural anthropology and philosophy, as well as
natural science.
Beside age, gender is the most important category
dividing people into groups. Gender possesses also a multi-
dimensional semantic context, because it is linked to biolo-
gical aspects (connected with anatomy and physiology as well
as with reproductive functions), social aspects (connected with
culturally constructed differences between women and men),
and psychological aspects (connected with individual sexual
identity) of human nature. All these dimensions of gender are
penetrating directly, taking part in the construction of the
conception of oneself by given individual (Oakley 1972,
s. 155-160; Bem 1981, s. 354-364; Miluska 1994, s. 371-387;
Gontarczyk 1995, s. 49-58; Sekuła-Kwaśniewicz 2000, s. 123).
The contemporary social system of gender roles is un-
doubtedly different from the prehistoric one, but its
assumptions are similar. It seems that constructing the gender
was in the past not so strongly connected with the sex of an
individual as it happens now. However, sex still determines
the kinds of activity, sexual sphere is subjected to the social
control by existing orders and prohibitions, and women and
234
men are perceived through the prism of stereotypes dependent
on their sex (Pankowska 2005, s. 17-18; Renzetti, Curran
2005, s. 8-9). To explore these matters, archaeologist can use
ethnological analogy, like the Margaret Mead's analyses from
New Guinea (Mead 1986) or the example of berdache status
among North American Indians. These researches show, that
in the formation of the individual sociocultural conditions (the
process of socialization) dominate over biological ones. The
contemporary well-known dichotomous division on women
and men can be completely inadequate for traditional socie-
ties, in which people rated among „non-normative” categories
found their place (Hill 1935, s. 275; Devereux 1937, s. 513-
515; Angelino, Shedd 1955, s. 125; Callender, Kochems 1983,
s. 443; Mead 1986, s. 7).
In some ways, answers to these questions are given by
gender studies, women's and men's studies, gay and lesbian
studies and queer theory. These studies concern a broad sub-
ject matter, for example relations between genders, sexual mi-
norities and behaviours recognized as opposite to the „norm”
(Dowson 2000, s. 163-164). Through the analysis of material
resources archaeology tries to discover the relations between
gender and objects, tries to define the range of an individual
access to the goods and to describe how people start to
identify themselves with certain gender groups and how they
display their membership using specific objects. Archaeo-
logists try to figure out on what principles a „material culture”
is connected with constructing the gender and how in this rela-
tion the meaning of objects is created and changed (Sørensen
2004, s. 74). Because there is no universal concept of woman-
hood or manhood, the research on gender considered as a rela-
tion (Engelstad 2007, s. 218) entails necessity of reestablish-
ing its meaning and rejecting any generalizations.
The archaeology of gender should not be the next sub-
discipline of archaeology or the next approach or the para-
digm, because it would only contribute to the ghettoization of
these fields and its reception by scholars would be slender or
even negative (Meskell 2002, s. 283). Archaeology not only
235
completes our knowledge about past societies, but also by
means of the mass media it reaches to the wider audience and
has an influence on the shape of the contemporary society.
Gender studies increase people's consciousness, create ground
for understanding the distinctnesses existing in society, strive
for recognizing equality of passed over groups, and try to
eliminate harmful stereotypes. Beside wide social results,
gender archaeology can help the individuals in exploring their
own identity. Gender and sex are the inalienable elements of
human identity and human nature and their relation can be
described as any combination leaning on male-female sexual
dimorphism. Discussed issues undoubtedly enrich picture of
society constructed by archaeologists and humanize our
approach to the past. In gender archaeology, studying the
„material culture” serves as a purpose for learning the past
relations between members of given group. Feminist thought
helps to reconsider previous opinions supported by contem-
porary stereotypes. Thanks to gender archaeology, scholars
put a new questions, develop theory and methods of analysis,
trying to find alternative explanations. Feminist perspective
force us to concentrate on social life of past societies and in-
clude in our research women, men, children and „non-
normative” categories (Nelson 2004, s. 16-17), also present in
our world.

236
Aleksandra Furmanek
Aneta Chojnacka
Instytut Nauk Historycznych
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Warszawa

Pamięć czy zapomnienie? - problematyka społeczna


zarządzania dziedzictwem kulturowym

Czym jest historia? Echem przeszłości odbitym przez przyszłość.


Odbiciem przyszłości rzuconym w przeszłość.
Victor Hugo

Wydana w 1972 roku publikacja autorstwa Charlesa


R. McGimsey zatytułowana ,,Public Archaeology” staje się
przyczyną niegasnącej do dzisiaj dyskusji. Jej autor został
natomiast prekursorem nowego spojrzenia i pojmowania
współczesnej archeologii. W swym dziele McGimsey po raz
pierwszy zauważa, że dobra kultury posiadają istotne wartości
społeczne i dlatego też są ważne dla ogółu społeczeństwa.
Dodatkowo i dobitnie podkreśla on także fakt, że badacze
nigdy nie byli i nie mogą być właścicielami obiektów wcho-
dzących w skład dziedzictwa kulturowego; są oni jedynie jego
opiekunami, swoiste prawo własności należy jednak do ogółu
społeczeństwa. A zatem żadna jednostka, ani organizacja pub-
liczna, czy prywatna nie ma prawa podejmować działań
mogących naruszyć tę własność bez uzyskania uprzedniej
zgody i kontroli ze strony społeczeństwa (McGimsey 1972,
s. 5-19). Czym zatem jest dziedzictwo kulturowe, którego
właścicielami jesteśmy my wszyscy? Większość słowniko-
wych i encyklopedycznych definicji możemy sprowadzić do
jednego krótkiego zdania, a mianowicie: dziedzictwem kul-
turowym możemy nazwać wszystkie pozostałości i wspom-
nienia wiążące nas z naszą przeszłością. Natomiast zgodnie
z zapisem przyjętym w Paryżu w 1972 roku na Konferencji

237
w Sprawie Ochrony Światowego Dziedzictwa Kulturowego
i Naturalnego za dziedzictwo kulturowe uważa się1:

[…] zabytki: dzieła architektury, dzieła monumentalnej rzeźby i ma-


larstwa, elementy i budowle o charakterze archeologicznym, napisy,
groty i zgrupowania tych elementów, mających wyjątkową wartość
z punktu widzenia historii, sztuki lub nauki;
zespoły: budowli oddzielnych lub łączących, które ze względu na
swą architekturę jednolitość lub zespolenie z krajobrazem mają
wyjątkową, powszechną wartość z punktu widzenia historii, sztuki
lub nauki;
miejsca zabytkowe: dzieła człowieka lub wspólne dzieła człowieka
i przyrody, jak również strefy, a także stanowiska archeologiczne,
mające wyjątkową powszechną wartość z punktu widzenia histo-
rycznego, estetycznego, etnologicznego lub antropologicznego.

Z definicją dziedzictwa kulturowego od pewnego cza-


su nierozerwalnie wiąże się zagadnienie zarządzania owym
dziedzictwem, a pojęcie to powinno być rozumiane nie tylko
jako ochrona, ale także jako jego mądre wykorzystanie dla
dobra publicznego, w taki sposób, aby uzyskać możliwie jak
największą długoterminową korzyść dla obecnych i przysz-
łych pokoleń (Kobyliński 2001, s. 39). Dziedzictwo kulturowe
ze względu na swoje osobliwe cechy takie, jak delikatność,
ograniczoną i skończoną ilość czy nieodnawialność musi pod-
legać ochronie.2 Podstawą prawną ochrony dziedzictwa kul-
turowego w Polsce są liczne artykuły prawne, m.in. Ustawa
z dnia 23 lipca 2003 roku o ochronie zabytków i opiece nad
zabytkami, czy Rozporządzenie Ministra Kultury z 9 czerwca
2004 roku w sprawie prowadzenia prac konserwatorskich,
restauratorskich, robót budowlanych, badań konserwatorskich
i architektonicznych, a także innych działań przy zabytku
wpisanym do rejestru zabytków oraz ba-dań archeologicznych

1
Konwencja w sprawie ochrony światowego dziedzictwa kulturowego i naturalnego,
1972 Paryż; Art. 1 (http://www.eko.org.pl/lkp/prawo_html/konw_dziedzictwo.html ).
2
Problematykę nieodnawialności zasobów źródeł archeologicznych podejmuje
McGimsey (1972, s. 24), a myśl ta znalazła wyraz także w Międzynarodowej Karcie
Ochrony i Zarządzania Dziedzictwem Archeologicznym opracowanej przez ICOMOS.
238
i poszukiwań ukrytych lub porzuconych zabytków rucho-
mych. W naszym kraju obowiązuje także tzw. Konwencja
Maltańska czyli Europejska konwencja o ochronie dzie-
dzictwa archeologicznego (poprawiona) sporządzona w La
Valletta dnia 16 stycznia 1992 roku. Jest to konwencja
akcesyjna otwarta do podpisu pod auspicjami Rady Europy.
Weszła ona w życie 25 maja 1995 roku po uzyskaniu ratyfi-
kacji przez cztery państwa. Rzeczpospolita Polska ratyfi-
kowała konwencję 30 stycznia 1996 roku. Obecnie stronami
Konwencji Maltańskiej jest 35 państw. Jej tekst opracowany
został na podstawie wcześniejszego dokumentu będącego
zapisem czysto doktrynalnym, a mianowicie, Karty Ochrony
i Zarządzania Dziedzictwem Archeologicznym zwanej Kartą
Lozańską, sporządzonej w roku 1990 przez międzynarodową
pozarządową organizację ICOMOS (Międzynarodową Radę
do spraw Zabytków i Miejsc Zabytkowych) na konferencji
w Lozannie. W swej preambule Europejska konwencja z La
Valletty porusza problematykę zagrożenia i konieczności
ochrony dziedzictwa archeologicznego stwierdzając, że:

[…] europejskie dziedzictwo archeologiczne, stanowiące dowód


pradawnej historii, jest poważnie zagrożone zniszczeniem z powodu
wzrastającej liczby projektów zagospodarowania przestrzennego,
zagrożeń naturalnych, nielegalnych lub nienaukowych wykopalisk
i niewystarczającej świadomości publicznej.3

Dodatkowo w myśl Konwencji odpowiedzialność za


ochronę owego dziedzictwa spoczywać powinna nie tylko na
barkach bezpośrednio zainteresowanego państwa, ale również
wszystkich państw europejskich. Powyższe ma na celu
zmniejszenie ryzyka zniszczenia dziedzictwa, będącego
dobrem wspólnym całej ludzkości. Nadrzędnym celem jest nie
tyle sama ochrona, co promowanie zachowań mających ocalić
owo dziedzictwo poprzez kształtowanie świadomości publicz-

3
Europejska konwencja o ochronie dziedzictwa archeologicznego (poprawiona),
1992, La Valletta.
239
nej, o czym w całości traktuje artykuł 9 dokumentu maltań-
skiego4:

Każda Strona zobowiązuje się: prowadzić działalność edukacyjną


w celu wzbudzania i rozwijania w opinii publicznej świadomości
o wartości dziedzictwa archeologicznego dla zrozumienia przesz-
łości i niebezpieczeństw, jakie mu zagrażają; promować publiczny
dostęp do znaczących przed-miotów własnego dziedzictwa archeolo-
gicznego, w szczególności stanowisk archeologicznych, i zachęcać
do publicznej ekspozycji wybranych obiektów archeologicznych.5

Obowiązująca w Polsce ustawa o ochronie dóbr kul-


tury w swym pierwszym artykule porusza nie tyle temat spo-
łecznej promocji dziedzictwa, co zbiorowej i obywatelskiej
odpowiedzialności. Ustawa ta mówi, że dobra kultury są bo-
gactwem narodowym i powinny być chronione przez
wszystkich obywateli.
Z dokumentów prawnych wynika jednoznacznie, że
dziedzictwo kulturowe jest dobrem publicznym. Rzeczy-
wistość prawna często rozmija się jednak z praktyką dnia co-
dziennego. Czy ze statusu prawnego dziedzictwa kulturowego
wynikają konsekwencje dotyczące każdego z nas? Jakie to
konsekwencje? Jakie reakcje społeczne wywołują?
Naszą tezą wyjściową jest jeden z artykułów Karty
Lozańskiej stanowiący, że dziedzictwo kulturowe jest dobrem
publiczno-społecznym. Wynika z niego, że właścicielem dzie-
dzictwa kulturowego jest społeczeństwo. Należałoby w takim
razie spytać: czym jest społeczeństwo? Jaka jest jego defini-
cja?
Według Jana Szczepańskiego (Szczepański 1963,
s. 34) społeczeństwo to forma życia zbiorowego ludzi,
ukształtowana historycznie, a także specyficzny system
interakcji pomiędzy jednostkami tworzącymi relatywnie sa-

4
Europejska konwencja o ochronie dziedzictwa archeologicznego (poprawiona),
1992, La Valletta.
5
Europejska konwencja o ochronie dziedzictwa archeologicznego (poprawiona),
1992, La Valletta.
240
mowystarczalną zbiorowość. Zgodnie z logiką każda zbio-
rowość składa się z jednostek, a wszystko co odnosi się do
zbiorowości jako całości odnosi się również do każdego z jej
elementów.
Uznanie dziedzictwa kulturowego za dobro publiczne
niesie za sobą prawa i obowiązki dotyczące każdego z nas. Są
to między innymi:
prawo dostępu do dziedzictwa kulturowego i in-
formacji,
prawo do decydowania w sprawie dziedzictwa,
obowiązek ochrony dziedzictwa,
obowiązek pamięci i kultywacji.
Czynne wykorzystywanie tych praw i wypełnianie
obowiązków możliwe jest jedynie przy funkcjonowaniu spo-
łeczeństwa obywatelskiego. Istnienie listy praw i obowiązków
w rzeczywistości czysto ideowej na kartach ustaw nie gwaran-
tuje wdrożenia ich w życie. Podstawowym powodem
konfliktu pomiędzy stanem postulowanym przez normy praw-
ne, a rzeczywistością jest niezrozumienie społeczne wynikają-
ce z niewiedzy lub barku specyficznego rodzaju wrażliwości.
Bez nich człowiek staje na przeciw pomników historii jako
analfabeta kulturowy, a one pozostają dla niego nieme i bez-
wartościowe. Dziedzictwo kulturowe jest dobrem specyficz-
nym zapisanym tajemniczym alfabetem, przemawia do od-
biorcy osobliwym językiem. Do odczytania jego przekazu nie-
zbędny jest klucz, który stanowią wiedza i wrażliwość. Jego
posiadanie lub brak determinują nastawienie i konkretne dzia-
łania społeczne: pozytywne lub negatywne. Według
Zbigniewa Kobylińskiego (1997, s. 7) zagrożenia w stosunku
do dziedzictwa kulturowego możemy podzielić na:

[…] zewnętrzne, takie na, których powstanie nie mamy wpływu


(środowisko archeologów) i możemy przeciwdziałać tylko szkodli-
wym ich skutkom i wewnętrzne takie których, powstanie jest w zna-
cznej mierze grzechem nas samych.

241
Zatem wewnętrzne czynniki dotyczą tylko środowiska archeo-
logów. Jedne z najważniejszych zagrożeń zewnętrznych doty-
kających dóbr kultury to: wandalizm, działalność detekto-
rystów oraz ogromny rozwój turystyki masowej, budow-
nictwo, szybka i intensywna rozbudowa infrastruktury, jak
również zmiana systemu gospodarki rolnej na bardziej inwa-
zyjną. Do najważniejszych zagrożeń wewnętrznych należy
natomiast brak zrozumienia społecznego. Wandalizm jest jed-
nym z najszerzej rozpowszechnionych zagrożeń dla dóbr kul-
tury. Ze względu na przyczynę sprawczą wyróżnia się wan-
dalizm: ideowy, religijny i polityczny oraz wandalizm wyni-
kający z czystej głupoty. Wandalizm rozpatrywany w kon-
tekście ideowym, politycznym czy religijnym jest ściśle zwią-
zany ze zjawiskami manipulacji społeczeństwem i indoktry-
nacją. Są to procesy społeczne stymulowane odgórnie i ze
względu na to trudno im przeciwdziałać. Tego typu działania
objawiają się w postaci zorganizowanych akcji, których celem
jest przyciągnięcie uwagi i demonstracja buntu przeciw nie-
wygodnym ideowo wartościom. Jednym z głównych warun-
ków ochrony i kultywacji dziedzictwa kulturowego przez
społeczeństwo jest uznanie go za dobro wspólne lub osobistą
własność. Indoktrynowana jednostka działająca zgodnie
z przyjętą ideologią uznaje za swoje dziedzictwo tylko te
dobra kulturowe, które są z nią zgodne. W związku z tym
niemożliwa staje się akceptacja wielu elementów dziedzictwa
kulturowego, z którymi ta jednostka się styka. Uznanie ich za
nieistotne, szkodliwe, nieodpowiednie lub niezgodne ideowo
prowadzi do zapomnienia lub bezpowrotnego zaniku tych ele-
mentów. Interesującym przykładem wandalizmu podporząd-
kowanemu doktrynie polityczno religijnej jest sprawa posą-
gów Buddy z Bamian. Mimo apelu Dyrektora Generalnego
UNESCO Koichiro Matsuura i rokowań specjalnego wysłan-
nika, francuskiego dyplomaty Pierre Lafrance oraz głosów
sprzeciwu napływających z całego świata, afgańscy talibowie
dokonali zniszczenia dwóch największych posągów Buddy
w tym kraju, tłumacząc się, że kwestia ta jest wyłącznie we-
wnętrzną sprawą religijną związaną z prawem islamu
242
zakazującym przedstawień materialnych wizerunków ludzi
i innych istot żywych6. Przytoczony przykład jest jednym ze
skrajnych przypadków wandalizmu ideowego. W naszym
otoczeniu nie trudno jednak znaleźć mniej spektakularne, choć
równie bulwersujące akty zbrodni przeciw kulturze. Jednak
obecnie to nie ideologia jest najczęstszą przyczyną aktów
wandalizmu. Bezmyślna dewastacja bez konkretnych powo-
dów i celów zdaje się przekraczać wszelkie granice fantazji.
Nieszczęśliwie wandale upodobali sobie i permanentnie nisz-
czą posągi z góry Ślęży, nie wyłączając obecnego symbolu
Sudetów ,,Misia”7. Posągi przez jednych wiązane z założe-
niem tam silnego ośrodka kultowego ludności kultury łużyc-
kiej epoki brązu (1200–400 p.n.e.), przez innych z Celtami, są
bezspornym unikatem w skali europejskiej. Malowanie
sprayem, próby obtłukiwania oraz oblewanie butaprenem
i podpalenia to jedne z wielu pomysłów na spędzenie wolnego
czasu i jednoczesną bezmyślną destrukcję. Od dziesięciu lat
nasiliły się akty wandalizmu, skarży się Elżbieta Pasławska
z Urzędu Gminy i Miasta w Sobótce – Malują najczęściej wa-
garowicze, którzy bez opieki ruszają na szlaki8. Okolica góry
Ślęży niemal w całości jest własnością skarbu państwa i na-
leży do lasów państwowych. Parkiem Ślężańskim zarządza
Dolnośląski Zespół Parków Krajobrazowych. Pracownicy
Gminy i Miasta w Sobótce apelowali wielokrotnie do woje-
wódzkiego konserwatora zabytków, wraz z leśniczymi i straż-
nikami Parku Ślężańskiego starają się zapobiegać chuligań-
skim wybrykom.
Społeczność internetowa także nie pozostaje bez głosu
w tej sprawie9:

6
www.rmf.fm/fakty/?id=20964
7
www.naszesudety.pl/index.php
8
www.wiadomości24.pl
9
www.naszesudety.pl/index.php
243
Virus 2007-08-10 13:54
Trzeba być półgłówkiem aby niszczyć własne zabytki i własną
kulturę. Zadziwia mnie jak można być tak krótkowzrocznym i ogra-
niczonym. Jest to podwójnie smutne, iż wandalami są młodzi ludzie.
Zastanawiam się, jak będzie wyglądał ten kraj za kilka lat, skoro
młodzież ma tak niską świadomość...
justa 2007-03-23 10:14
Dla mnie to jest straszebnie bezmyślne zachowanie. Ludzie, którzy
dewa-tują te zabytkowe posągi chyba tak naprawdę nie mają
rozumu! bo jak można niszczyć i dewastować nasze dziedzictwo
kulturowe ot tak dla zabawy! to jest niemoralne!!! wstydźcie się!!

Wypowiedzi internautów świadczą o zaangażowaniu


społecznym w sprawę ochrony dziedzictwa kulturowego
i o wysokim poziomie społecznej wrażliwości. Niestety tego
typu opinie i inicjatywy nie wpływają na zmianę bezmyślnych
zachowań wandali i nie chronią niszczonych dóbr kultury.
Kolejnym przykładem wandalizmu jest zdrój królew-
ski zaprojektowany przez znakomitego architekta Jakuba
Fontane wzniesiony przez Stanisława Augusta Ponia-
towskiego w 1770 roku. Zabytek mieści się przy ul. Zak-
roczymskiej w pobliżu warszawskiej cytadeli. Elewacja
zabytku została niedawno odnowiona. Niestety i tego cennego
architektonicznie dzieła nie oszczędziły ambicje wandali. Na-
pisy pozostawione na ścianach zabytku nie pozostawiają wąt-
pliwości wskazując swoich sprawców – społeczność kibiców
jednego z najpopularniejszych warszawskich klubów piłkar-
skich10:

[…] możemy oglądać napisane na niej sprayem, szpetne, wulgarne


napisy. W taki oto prymitywny sposób, warszawscy kibice chcieli
okazać swoje przywiązanie do poszczególnych klubów piłkarskich
(opinia internauty).

Liczba aktów wandalizmu jest zatrważająca. Za


przykład mogą posłużyć tytuły artykułów w jednym z interne-
towych portali informacyjnych, widomości24: ,,Swastyki na
10
www.alert24.pl/alert24/1,84880,5225494.html
244
żydowskim pomniku w Berlinie”, ,,Władze Warszawy kapitu-
lują przed wandalami”, ,,Zniszczyli ponad 400 nagrobków te-
raz posiedzą?”, ,,Barbarzyńcy w muzeum sztuki cmentarnej”.
Te i wiele innych artykułów informuje nas o barbarzyństwach
dokonanych na własnym dziedzictwie. Są one dowodem
wspomnianego wcześniej zjawiska analfabetyzmu kulturowe-
go wynikającego z braku wiedzy i wrażliwości, a co za tym
idzie i zrozumienia.
Problemem nie jest jednak tylko sam wandalizm. In-
nym niezwykle groźnym dla zabytków archeologicznych zja-
wiskiem jest detektoryzm, który w ostatnich latach w związku
z przemianami społeczno-ekonomicznymi jakie zaszły w Pol-
sce od 1989 roku, zaczął przyjmować nowe oblicze rozpow-
szechniając się na szeroką skalę. Działalność poszukiwaczy
skarbów doprowadzająca do zniszczenia wielu stanowisk
archeologicznych i utraty kontekstu znalezisk, ma w dzisiej-
szych czasach głównie podłoże ekonomiczne. Handel zabyt-
kami i zabawy amatorów w poszukiwaczy skarbów stały się
dochodową profesją. Wielu działających niegdyś z zamiło-
wania szlachetnych kolekcjonerów, dziś swoją pasję traktuje
jako sposób na przetrwanie. Fakt, że odnalezione przez poszu-
kiwaczy skarbów zabytki dużo korzystniej spieniężyć można
na giełdach czy przez pośredników niż oddać do muzeów, nie
sprzyja idei ochrony dziedzictwa kulturowego (Banasiewicz,
Ginalski 1997, s. 43)

Musimy jako środowisko uświadomić sobie ogromne niebez-


pieczeństwo ruchu poszukiwaczy skarbów i to nie tylko posługu-
jących się detektorami ale szpilami, wiertłami i innym sprzętem.

Do kręgu poszukiwaczy skarbów zaczęli dołączać


również żądni dodatkowych zysków rolnicy, nagminnie prze-
szukujący swoje ziemie w celu komercyjnego wykorzystania
pozyskanych zabytków. Problem, który do niedawna zdawał
się mieć znaczenie marginalne, dziś zaczyna przyjmować spo-
łeczne oblicze. Dla tego ogromną rolę należy przykładać do
edukacji społeczeństwa, także w mediach, które do tej pory

245
kreując wizję archeologa – Indiany Jonesa, bardziej przyczy-
niały się do rozwoju ruchu poszukiwaczy amatorów, niż pro-
pagowały idee ochrony dziedzictwa kulturowego.
Na taki stan rzeczy wpływ miał również Internet jako
medium globalne o szerokim poziomie społecznej inicjatywy.
Wolny handel zabytkami w ogólnopolskim portalu Allegro
został na szczęście niedawno zahamowany przez wspólne
działania służb konserwatorskich i policji. W klasyfikacji za-
grożeń dziedzictwa kulturowego obok zagrożeń zewnętrznych
pojawiają się również takie, których podłoże tkwi w przy-
czynach wewnętrznych środowiska archeologicznego, jednym
z nich jest (Kobyliński 1997, s. 7):

Brak wypracowanej i realizowanej w całym kraju jednolitej filozofii


i polityki konserwatorstwa archeologicznego.

Ściśle związanym z tematem jest sposób za-


bezpieczania stanowisk przez archeologów. Obecna etyka pra-
cy oparta o prawodawstwo przeciwstawia się oddzielaniu zna-
lezisk od ich kontekstu i nawołuje do konserwacji i ochrony in
situ. Idea ta stwarza jednak wiele problemów w związku z
zabezpieczaniem odnalezionych pozostałości oraz pozio-mem
ich docelowej dostępności dla zwiedzających. Istnieją dwie
możliwości. Pierwsza to dokładna dokumentacja i za-sypanie
znaleziska tak, aby nie mogło być niszczone ani okradane.
Druga natomiast zakłada ochronę znaleziska przy
jednoczesnym pozostawieniu go na powierzchni. Jak za-
pobiegać ich dewastacji? Jakie sposoby ochrony stosować?
Czy udostępniać stanowisko zwiedzającym? Jak zorga-
nizować ruch turystyczny? Te i wiele innych pytań nie-
odłącznie towarzyszy i gnębi współczesnych badaczy podczas
i po dokonaniu ciekawych i wartościowych dla społe-
czeństwa odkryć. Czy zawsze jako specjaliści podejmujemy
słuszne decyzje? Czy zawsze udaje się nam sprostać wysokim
wymaganiom i potrzebom społecznym? Wyłącznie pozytyw-
nej ocenie działań specjalistów zdaje się zaprzeczać głos spo-
łeczności internetowej.

246
16 listopada 2007 roku na jednej ze stron tematycznie
związanych z Kamieniem Pomorskim pojawił się artykuł pod
tytułem ,,Szanujmy nasze dziedzictwo”. Donosi on o złym
stanie nadzoru archeologicznego nad jednym z zabytków tego
miasta11.

W dniu 27 września 2007 roku podczas prac ziemnych na północ od


ratusza robotnicy natknęli się na relikty zabudowy z przełomu XVI–
XVII wieku. Natychmiast powiadomiony został o odkryciu Woje-
wódzki Konserwator Zabytków i wprowadzony został nadzór
archeologiczny.

Tuż przy niczym nie odróżniającym się od pospolitej dziury -


rzekomo objętym nadzorem wykopie, dookoła którego wbito kilka
metalowych prętów i otoczono to taśmą znajdował się relikt za-
budowy. Pierwszą refleksją, która mi się nasunęła było pytanie, czy
tak powinien wyglądać nadzór nad ważnym znaleziskiem archeolo-
gicznym? Na jednym ze stosów ziemi można było zauważyć opróż-
nioną butelkę po wysokoprocentowym napoju alkoholowym. A co by
się stało gdyby ktoś kto ją opróżnił wpadłby na pomysł bardziej
dogłębnego zbadania owego znaleziska i zdewastował odkrycie.

Ten i wiele innych artykułów stanowią dowody na


nieodpowiednią ochronę dóbr kultury również przez specja-
listów. Nieodpowiednie zabezpieczanie i nieumiejętnie pro-
wadzony system monitorowania i ochrony zabytków jest
często zagrożeniem najdotkliwiej dotykającym delikatne
szczątki przeszłości. Rozważając negatywne postawy i dzia-
łania społeczne w stosunku do dziedzictwa kulturowego na-
leży również wspomnieć o postawie obojętnej w stosunku do
dóbr kultury. Postawa taka wiąże się niestety z nie-
dopełnianiem obowiązku obywatelskiego w stosunku do włas-
nego dziedzictwa.
Abyśmy nie pozostawali długo w błędnym prze-
konaniu, że człowiek jest tym najgorszym, co może się przy-
darzyć kulturowemu dziedzictwu ludzkości, chciałybyśmy

11
www. kamienpomorski.blogspot.com/2007/11/szanujmy-nasze-dziedzictwo.html
247
przedstawić choć kilka przykładów będących dowodem jakże
pozytywnej działalności na jego rzecz. Już na początku należy
nadmienić, że inicjatywy te inspirowane są przez dwa różne
środowiska, choć bynajmniej w żadnym stopniu nie pozostają
one od siebie oderwane, wręcz przeciwnie, niejednokrotnie
tworzą swoisty układ naczyń połączonych. Grupę pierwszą
stanowi działalność instytucji rządowych, w grupie drugiej
znajdują się wszystkie poczynania podejmowane przez osoby
prywatne (różnego typu fundacje czy stowarzyszenia poza-
rządowe).
Za pierwszy, aczkolwiek w pewnym sensie kontro-
wersyjny i dwuznaczny przykład posłużyć tu może działal-
ność podjęta w latach 50. ubiegłego wieku. I choć była to ini-
cjatywa narzucona przez ówczesną władzę, obecnie przez
historyków rozpatrywana jest w kategorii tzw. czynu społecz-
nego. Jest to projekt powszechnie znany, wpisany w historię
powojennej Warszawy. Wtedy to właśnie jej ludność pod-
nosiła z ruin swoje miasto, czyniąc to oczywiście w myśl
hasła cały naród buduję swoją stolicę. W 1953 roku od-
budowano Stare Miasto, a następnie ulice Krakowskie Przed-
mieście, Nowy Świat oraz fragmenty ulic Senatorskiej,
Miodowej i Długiej, a także pewne części placów Bankowego
i Teatralnego. W niespełna dwadzieścia lat później podjęto
działania mające na celu ponowne wzniesienie Zamku
Królewskiego z wykorzystaniem nielicznych ocalałych frag-
mentów autentycznej substancji zabytkowej. Inwestycja ta
została ukończona dopiero z końcem lat 80. Działania te do-
prowadziły do wpisania warszawskiej Starówki na Światową
Listę Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO bę-
dącej przykładem wyjątkowej, jedynej na tak wielką skalę
planowej odbudowy miasta ze zniszczeń wojennych. Dzisiej-
sza Warszawa jest jednak miastem zupełnie innym niż miasto
przedwojenne. Jedynie nieliczne dzielnice zachowały swój
dawny charakter. Kiedy w latach 50. podejmowano decyzję
o odbudowie miasta, postanowiono dokonać te-go w myśl
obowiązującej doktryny realizmu socjalistycznego, poddając

248
rozbiórce i bezpowrotnie niszcząc wiele zabytków, które nie-
jednokrotnie można by uratować.
Za przykład działalności rządowej z czasów obecnych
wybrałyśmy jeden z programów Ministra Kultury i Dzie-
dzictwa Narodowego znany pod nazwą Dziedzictwo Kul-
turowe. Projekt ten składa się z pięciu priorytetów, każdy
z nich podejmuję osobny problem związany z ochroną i za-
chowaniem dziedzictwa kulturowego dla przyszłych pokoleń.
Priorytet 1 – tzw. Ochrona zabytków zakłada ochronę dzie-
dzictwa, między innymi poprzez konserwację i rewaloryzację
zabytków. Celem priorytetu 2 – rozwoju instytucji mu-
zealnych jest finansowe wsparcie tychże placówek w po-
zyskiwaniu nowych i konserwacji zbiorów już przez nie
posiadanych. Zakłada on także popularyzację wspomnianych
wcześniej zbiorów poprzez organizowanie wystaw czasowych
oraz modernizację stałych wystaw muzealnych. Priorytet 3 za
główny cel stawia sobie ochronę dziedzictwa narodowego
poza granicami kraju i taką też nosi nazwę. Priorytet 4 – two-
rzenie zasobów cyfrowych dziedzictwa kulturowego wspiera
zwiększenie dostępności zasobów dziedzictwa nie tylko kul-
turowego, ale i naukowego przy jednoczesnej jego ochronie
w formie cyfrowej. Priorytet 5 – ostatni, skupia się na och-
ronie dziedzictwa kultury ludowej, zajmuje się dokumentacją
i przekazem wartości kultury tradycyjnej, wspierając i po-
pularyzując twórczość ludową. Program ten realizowany jest
ze środków ministerialnych przy przedmiotowym wsparciu ze
strony wielu różnorodnych instytucji.12
Przykładem elitarnej działalności społecznej może
być powołany do życia w 1965 roku na kongresie założy-
cielskim w Warszawie Polski Komitet Narodowy ICOMOS –
Międzynarodowa Rada Ochrony Zabytków. Zrzesza on około
180 najwybitniejszych polskich specjalistów z zakresu ochro-
ny dziedzictwa i konserwacji zbytków. Celem organizacji jest
popularyzacja polskich osiągnięć w dziedzinie ochrony

12
Program „Dziedzictwo kulturowe”, Programy Ministra Kultury i Dziedzictwa
Narodowego, Dostępne w internecie: http://www.mkidn.gov.pl/po/dziedzictwo.php
249
zabytków oraz przeniesienie na grunt Polski najlepszych do-
świadczeń zagranicznych. Ważną formą działalności
ICOMOS jest także opiniowanie obiektów kandydujących do
wpisu na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Na-
turalnego oraz monitorowanie polskich obiektów znajdu-
jących się na Liście.13
Jednak działalnością, na którą chcemy zwrócić
szczególną uwagę jest inicjatywa Fundacji „Krzyżowa” dla
Porozumienia Europejskiego. Już po raz czwarty Fundacja
zorganizowała projekt pod nazwą Wolontariat dla europej-
skiego dziedzictwa kulturowego przy wsparciu niemieckiej
Fundacji „Erinnerung, Verantwortung und Zukunft” oraz
Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Po raz kolejny
wielonarodowościowa grupa młodych wolontariuszy, m.in.
z Polski, Czech, Niemiec i Ukrainy zajmie się restauracją,
ochroną i popularyzacją zabytków z terenu Dolnego Śląska.
Koordynatorem najnowszego projektu jest pani Aleksandra
Królak-Wąsowicz. Celem wolontariatu jest głównie uświada-
mianie młodych ludzi jak wielkie znaczenie ma ochrona dóbr
kultury. Poza tym praca młodych ludzi przyczyni się zapewne
do podwyższenia świadomości lokalnych społeczności, co nie
pozostaje bez znaczenia. Wymieńmy może zatem konkretne
działania wolontariuszy. Zajmują się oni m.in.: ustawianiem
i rekonstruowaniem zniszczonych nagrobków na dawnych
cmentarzach żydowskich i niemieckich, restauracją zabytko-
wych budowli i dzieł sztuki. Oczywiście są to prace pro-
wadzone pod nadzorem doświadczonych konserwatorów. Do
zadań uczestników projektu należy również prowadzenie prac
archiwistycznych i działań w zakresie public relations takich,
jak: oprowadzanie grup turystycznych czy praca pedagogiczna
służąca popularyzacji dziedzictwa kulturowego Dolnego Śląs-
ka. Przed przystąpieniem do pracy wolontariusze uczestniczą
w seminariach na temat technik rekonstruktorskich, historii,
kultury i ochrony zabytków, które uzupełniane i uatrakcyj-

13
Międzynarodowa Rada Ochrony Zabytków, Dostępne w internecie:
http://www.icomos-poland.org/
250
niane są wycieczkami do miejsc zabytkowych regionu. Do-
datkową korzyścią dla młodych ludzi, płynącą z tego, że pra-
cują w grupach wielonarodowościowych jest, m.in. organi-
zowany przez fundację kurs językowy oraz warsztaty z ko-
munikacji międzykulturowej. W sposób najpełniejszy i bardzo
skrócony wszystkie zalety programu ujęła pracownica Fun-
dacji (fragment korespondenci mailowej z Panią A. Królak–
Wąsowicz):

Podczas rocznego międzynarodowego wolontariatu, uczestnicy ma-


ją nie tylko możliwość pozyskania wiedzy z zakresu ochrony za-
bytków lecz również organizacji imprez kulturalnych czy chociażby
pracy z zakresu public relations i pedagogiki. Specyfiką tego pro-
jektu jest również to, że wolontariusze oprócz pracy w między-
narodowych zespołach spędzają ze sobą wspólnie czas, mieszkają
razem przełamując wzajemne uprzedzenia narodowościowe, ucząc
się języka i pogłębiając wiedzę na temat innej kultury. To rok pełen
aktywnych działań, podczas których wolontariusze mogą stworzyć
własne projekty np. wystawy fotograficzne czy prowadzenie zajęć
z dziećmi w szkołach.

Jednym z najbardziej aktualnych zadań współ-


czesnych archeologów stało się uspołecznianie idei ochrony
dziedzictwa kulturowego i popularyzacja wiedzy. Marek
Gierlach (1997, s. 45) autor artykułu ,,Siedem grzechów głów-
nych albo o zagrożeniach intymnych w archeologii” pisze:

[…] jesteśmy marginesem – problemy nasze i my sami w odczuciu


społecznym, a także administracji krajowej […], pozostają mało
znaczące - to normalne zważywszy na niewielką potencję własną
oraz fakt, iż tak naprawdę niewielu interesują nasze skorupy, ułamki
i farfocle […] ale, za marginalizację tego marginesu ponosimy winę
wyłącznie sami.

Według Zbigniewa Kobylińskiego konieczna jest


intensywna, ale przemyślana popularyzacja archeologii w sze-
rokich kręgach społeczeństwa i uświadamianie przez archeo-
logów – zarówno sobie, jak i całemu społeczeństwu znaczenia
zachowania dziedzictwa archeologicznego jako wspólnej
251
własności całej ludzkości. Temu celowi służą dobrze zor-
ganizowane i wierne prawdzie parki archeologiczne,
miasteczka historyczne oraz różnego rodzaju festyny i dni
rekonstrukcji. Podejmowane są również zakrojone na szeroką
skalę kampanie na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego
oparte o zasady marketingu społecznego mające na celu kry-
stalizację idei wśród społeczeństwa, które nie pozostaje na nie
obojętne.
Słowem kluczem tegorocznej konferencji jest
współczesna przeszłość. Organizatorzy mają nadzieję odpo-
wiedzieć na pytanie, czy przeszłość może być współczesna?
Czy nie jest to czasem błąd logiczny? Oczywiście że może,
czym że jest nasze dziedzictwo kulturowe jeśli nie ową współ-
czesną przeszłością. Każdy muzealny obiekt wydobyty przez
nas spod warstw ziemi, gdzie spoczywał przez dziesięcio-,
stu-, a nawet tysiąclecia, rozpoczyna już w chwilę po wy-
dobyciu, nowe teraźniejsze życie. Nie jest już tylko świad-
kiem przeszłości, ale na nowo egzystuje tu i teraz. A zabyt-
kowe budynki, mijane przez nas codziennie, tak namacalne
i współczesne są jednak świadectwem minionej epoki.
Pamięć czy zapomnienie to słowa kluczowe naszego
referatu, czym one są? Cóż znaczą? Otóż są niczym innym,
jak tylko naszą decyzją, świadomym wyborem tego co
zamierzamy zrobić z naszą współczesną przeszłością. Czy
skażemy ją na bycie niemym świadkiem przeszłości,
dodatkowo skazując ją także na powolną destrukcję? Czy
powołamy ją do życia ponownie nadając jej nowe znaczenia
i wartości? Tak, to my podejmiemy decyzję, chcemy pa-
miętać, nie wolimy zapomnieć.

Ludzie tacy jak my, wierzący w fizykę wiedzą, że różnica między


przeszłością, teraźniejszością i przyszłością jest tylko uparcie
obecną iluzją.
Albert Einstein

252
Podziękowania

Serdecznie dziękujemy pracownikom Fundacji


„Krzyżowa” (Fundacja „Krzyżowa” dla Porozumienia
Europejskiego), za udostępnienie informacji na temat ich
działalności na rzecz europejskiego dziedzictwa kulturowego.

Bibliografia
Banasiewicz E. , Ginalski J.
1997 Poszukiwacze skarbów jako zagrożenie dla dziedzictwa archeo-
logicznego [w:] Poznańskie zeszyty archeologiczno – konser-
watorskie, Poznań, s. 42-44.
Gierlach, M.
1997 Siedem grzechów głównych: albo o zagrożeniach intymnych
w archeologii [w:] Poznańskie zeszyty archeologiczno – kon-
serwatorskie, Poznań, s. 45-50.
Gutowska K. (red.)
2000 Problemy zarządzania dziedzictwem kulturowym, Warszawa.
Gutowska K., Kobyliński Z. (red.)
1999 Zabytki i społeczeństwo, Warszawa.
Kobyliński Z.
1997 Aktualne zagrożenia dziedzictwa archeologicznego w Polsce
[w:] Poznańskie zeszyty archeologiczno – konserwatorskie, Poz-
nań, s. 7–25.
2001 Teoretyczne podstawy konserwacji dziedzictwa archeolo-
gicznego, Warszawa.
Kobyliński Z. (red.)
1998a Międzynarodowe zasady ochrony i konserwacji dziedzictwa
archeologicznego, Warszawa.
1998b Ochrona dziedzictwa archeologicznego w Europie, Warszawa.
Kurzątkowski M.
1989 Mały słownik ochrony zabytków, Warszawa.
McGimsey C.R.
1972 Public archaeology, New York - Londyn.
Pawłowska K., Swaryczewska M.
2002 Ochrona dziedzictwa kulturowego: zarządzanie i partycypacja
społeczna, Kraków.
Teksty źródłowe:
1992 Europejska konwencja o ochronie dziedzictwa archeologicznego
(poprawiona), La Valletta.; Dostępne w Internecie:
http://www.lex.com.pl/serwis/du/1996/0564.htm
1972 Konwencja w sprawie ochrony światowego dziedzictwa
kulturowego i naturalnego, Paryż.; Dostępne w Internecie:
http://www.eko.org.pl/ lkp/prawo_html/konw_dziedzictwo.html
253
2003 Dziennik Ustaw z 2003 r. Nr 162 poz. 1568, Ustawa o ochronie
zabytków i opiece nad zabytkami.; Dostępne w Internecie:
http://www.abc.com.pl/serwis/du/2003/1568.htm
1962 Dziennik Ustaw z 1999 r. Nr 98 poz. 1150, Ustawa o ochronie
dóbr kultury.; Dostępne w Internecie: http://www.abc.com.pl/
serwis/du/ 1999/1150.htm

Internet
http://www.alert24.pl/alert24/1,84880,5225494.html
http://www.icomos-poland.org/
http://kamienpomorski.blogspot.com/2007/11/szanujmy-nasze-
dziedzictwo.html
http://www.mkidn.gov.pl/po/dziedzictwo.phps
http://www.naszesudety.pl/index.php
http://wolontariat.net.pl/kulturerbe/pl-kult.htm
http://www.rmf.fm/fakty/?id=20964

Abstract
The purpose of the lecture is introducing the social
aspect of cultural heritage management, legal principles of
this issue and answering the question: ,,Is the cultural heritage
actually found as public good?”
The presentation deals with cultural illiteracy,
reasons and effects and shows possibilities of positive social
stimulation through government campaigns and social ini-
tiatives.
Nowadays, the preservation of the cultural heritage
is one of the most urgent social problems and seems to be one
of the main issues of the contemporary archeology.
We will also try to advice what everybody can do to
preserve the cultural heritage.

254
Urszula Stępień
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

Łupanie eksperymentalne – nadzieja czy zagrożenie


współczesnych badań?

Eksperymenty w archeologii prowadzone są na coraz


szerszą skalę i cieszą się dużą popularnością (zarówno wśród
archeologów, studentów tej dziedziny, jak i zwykłych ludzi).
Istnieje przekonanie, że takie badania pozwalają na rozwiąza-
nie niewyjaśnionych kwestii, na które nie ma odpowiedzi
w postaci materiałów archeologicznych. Ale czy dostarczają
one pełnej i prawidłowej odpowiedzi na zadawane pytania?
Na początku zajmijmy się samym stwierdzeniem, czym jest
eksperyment. Według Petera Reynoldsa (1998, s. 2):

An experiment is by definition a method of establishing a reasoned


conclusion, against an initial hypothesis, by trial or test.

Czyli według tego badacza eksperyment jest metodą


dowodzenia przemyślanych wniosków za pomocą prób i te-
stów, a nie wstępnych hipotez. Jednak musi on spełniać wa-
runki naukowe. Oczywiste jest zatem, że eksperymentem nie
można nazwać pokazu tworzenia wióra krzemiennego. Ekspe-
ryment musi mieć podstawy naukowe (nie mówię o techni-
kach łupania). Dokonując eksperymentu trzeba ograniczyć się
do określonych danych, nie można wybierać dogodnych infor-
macji z różnych stanowisk. Specyfika określonego stanowis-
ka jest często pomijana na rzecz uogólnień całej kultury lub
grupy archeologicznej.
Eksperyment w archeologii mylony jest z trzema za-
gadnieniami (Reynolds 1998, s. 1):

255
doświadczeniem – eksperyment pociąga ludzi,
którzy sami próbują odkryć sposób i naturę określonych
technik łupania. Na przykład wytwarzanie krze-
miennego grociku jest własnym doświadczeniem sto-
sowania danej techniki (ale również nauką). Jest to
eksperymentalne wykonywanie przedmiotu, ale nie jest
to eksperyment.
edukacją – nierozerwalnie związana jest z ekspe-
rymentem i doświadczeniem. Równocześnie doświad-
czenie jest najlepszym nauczycielem.
eksperymentem – metodologia eksperymentu jest
prosta: wykonanie musi być szczegółowe, wymaga cza-
su.
Model przykładowego eksperymentu krzemieniar-
skiego powinien wyglądać w następujący sposób: zabytki po-
zyskane z danego stanowiska są opisywane i etap ten trak-
towany jest jako wstępne badanie. Dalej są one przedmiotem
analizy i interpretacji. Dana „interpretacja” zamieniana jest na
„hipotezę”, by w pełni zrozumieć dane zjawisko. Następnie
powinna być ona sprawdzona za pomocą testu lub próby, by
potwierdzić lub zaprzeczyć danej hipotezie (pozwala to na za-
akceptowanie lub obalenie wstępnych założeń). Metodą testo-
wania w tym wypadku jest eksperyment, a jego istotą nie jest
zbadanie hipotezy tylko na swoje potrzeby, ale również na jej
obalenie.
Przykładami ogólnie znanymi i zarazem pionierskimi
na gruncie polskim były, m.in. badania Stefana Krukowskiego
(w 1915 roku) objaśniające funkcję rylców czy L. Sawickiego
(1922 rok) ukazujące technikę obróbki surowców krzemien-
nych. Ale również później badania B. Balcera (1975 rok)
możliwości używania wiórów z krzemienia święciechowskie-
go jako noży żniwnych do cięcia zboża (ślady pracy) oraz
Witolda Migala (1987 roku) dotyczące morfologii łuszczni
krzemiennych i zastosowaniu ich w różnych czynnościach
(Malinowski 1990, s. 220-221).

256
Jednym z eksperymentów, które zmieniły dotychcza-
sową interpretację artefaktów, były badania przeprowadzone
na stanowisku Isernia la Pineta (środkowe Włochy – stano-
wisko dolnopaleolityczne). Twórcy eksperymentu wykazali,
że narzędzia wnękowe i zębate mogły powstać przez uszko-
dzenie podczas rdzeniowania techniką dwubiegunową lub
przez użytkowanie odłupków. Artefakty retuszowane – pow-
szechnie uznawane za narzędzia – w rzeczywistości były zwy-
kłymi odłupkami (ich formy i rozmiary są efektem techniki
łupania), a zwykłe odłupki posiadały liczne ślady pracy. Takie
eksperymenty powiększają naszą wiedzę, ale można je odnieść
wyłącznie do danego stanowiska. Jednocześnie pozwalają one
na podważenie stereotypów dotyczących funkcji narzędzi.
Czy można wysnuć tezę, że łupanie eksperymentalne
coraz bardziej zbacza ze swojego „naukowego” kursu?
Według Tixiera (Inizan 1992, s.16):

Celem współczesnego eksperymentalnego łupania nie powinna być


tylko reprodukcja estetycznie wyglądających obiektów na wystawę,
czy na sprzedaż.

Łupanie eksperymentalne często nie jest powiązane


z eksperymentem w archeologii. Polega ono głównie na pog-
łębieniu swojej zręczności i wiedzy; z ulepszaniem techniki,
zręczności i możliwości łupacza oraz wykonywaniem coraz
bardziej skomplikowanych wytworów. Często jest to łupanie
dla samego łupania. Łupacze rzadko dzielą się swoimi osiąg-
nięciami na szerszym forum naukowym, ponieważ rzadko
próbują odpowiedzieć na określone problemy badawcze (kon-
kretne eksperymenty przegrywają z uogólnieniami). Postęp
wiedzy następuje, gdy kilku łupaczy (badaczy) zaczyna praco-
wać nad jednym ściśle sprecyzowanym zagadnieniem. Wtedy
można wyciągnąć wspólne wnioski. Poszukując odpowiedzi
na nurtującą kwestię trzeba opierać się na koncepcjach nauko-
wych (nie mówię o samych technikach łupania) i problemach
danego zagadnienia.

257
Co można powiedzieć o etyce w łupaniu ekspery-
mentalnym? Podczas samego długotrwałego procesu uczenia
się łupania, powstają „setki” kilogramów zużytego materiału
krzemiennego. I co się z nim dzieje? Część jest przechowy-
wana w workach w piwnicach lub garażach łupaczy. Ale na
jak długo tam zostaną i jaką faktyczną część całego złupanego
materiału one stanowią?
Czy łupany materiał trafia do domowych śmietników
lub podczas sezonowego sprzątania w przypadkowe miejsca,
na pola lub nieużytki? Równocześnie ile współczesnych mate-
riałów jest przypadkowo porzucanych? Wielu łupaczy przyz-
naje się do wyrzucania debitażu do domowych śmietników.
Uważają, że złupany materiał w takim kontekście nie ma żad-
nego znaczenia archeologicznego i bez problemu można
ustalić zakłócenia kontekstu. W tej chwili nie mają one zna-
czenia, ale jaka będzie sytuacja za tysiąc lub więcej lat?
Istnieje możliwość, że na dzisiejszych wysypiskach zostaną po
nas tylko krzemienie wyrzucone przez łupaczy.
Łupacze powinni utylizować materiały ze śladami łu-
pania lub je odpowiednio oznaczać. Ale czy tak się dzieje?
Czy ktokolwiek spotkał się z tym osobiście? W tym miejscu
pojawia się kolejny problem: czy jest jakiś skuteczny sposób
oznaczania zabytków? Gdyby był to niewielki znak wytwórcy,
w momencie złamania lub ukruszenia wytworu pewna jego
część mogłaby nie posiadać żadnego wyróżnienia. Równo-
cześnie zbyt wyraźna lub głęboka rysa/rowek wzdłuż całego
wytworu może wywołać większą łamliwość i może pojawić
się ten sam problem, co ze znakiem wytwórcy.
Popularyzacja archeologii (między innymi w postaci
festynów archeologicznych, filmów, spotkań) jest bardzo do-
bra dla samej nauki, jak i przedstawienia jej możliwości oraz
przeszłych wydarzeń. Często epoka kamienia ograniczana jest
do obrazka paleolitycznego łupacza, pokazującego na żywo
jak zrobić, na przykład grocik do strzały. Bardzo łatwo w In-
ternecie znaleźć witryny z cyklu „zrób to sam” z instrukcjami,

258
jak zrobić taki grocik ze zwykłego szkła po butelce od piwa.
Często łupacze na spotkaniach popularyzacyjnych sprzedają
swoje krzemienne wytwory jako pamiątki. A ilu szczęśliwych
turystów/odwiedzających pogubi swoje nieoznakowane nabyt-
ki, które w przyszłości mają szansę zostać odkryte przez
archeologów? Ile takich materiałów jest już w magazynach
archeologicznych? Przecież czasami warunki depozycyjne są
tak korzystne dla zabytków krzemiennych, że trudno jest od-
różnić wytwory wyłupane wczoraj i kilka tysięcy lat temu.
Na studiach często można się spotkać z łupaczami or-
ganizującymi spotkania lub warsztaty dla studentów.
Przedstawiane są wtedy podstawowe zagadnienia, techniki łu-
pania i pierwsze próby. Ale czy wspomina się, co robić z zu-
żytym materiałem? Czy ktokolwiek mówi o etyce? Oczy-
wiście nie ma żadnych dowodów, że student, który słuchał
wykładów z etyki będzie w swym życiu bardziej etyczny od
tego, który na takie wykłady nie chodził. Nie można etyki siłą
wymusić lub wpoić czy nauczyć z podręcznika (Komitet 1994,
s. 4). Istnieje w środowisku archeologicznym ogromny prob-
lem czy powinniśmy mieć swój kodeks etyki zawodowej (taki
jaki istnieje w innych profesjach – lekarskich lub adwokac-
kich). Czy potrafimy stosować w życiu etykę bez kodeksów
i sztywnych norm?
Komitet Nauk Pra- i Protohistorycznych Wydziału I
Polskiej Akademii Nauk od dłuższego czasu pracuje nad
problemem etyki. 24 października 2003 roku wydał Zbiór
zasad postępowania i norm etycznych środowiska archeo-
logów w Polsce. W rozdziale „Prawo i przepisy” możemy
przeczytać1:

Produkcja kopii zabytków powinna służyć wyłącznie celom


dydaktycznym. Kopie takie muszą być oznakowane lub po wykorzy-

1
http://www.archekom.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=68:
zbior-zasad-postpowania-i-norm-etycznych-rodowiska-archeologow-w-polsce&catid=
32:aktualnoci-i-wydarzenia&Itemid=46

259
staniu zniszczone. Tylko wyraźnie i trwale oznakowane kopie mogą
być ewentualnie przedmiotem handlu. Wszystkie odpadki powstałe
w trakcie produkcji kopii muszą zostać zniszczone.

Ale czy tak się rzeczywiście dzieje? Czy jest to tylko


życzenie zapisane na papierze? Czy wytwory łupaczy sprzeda-
wane na aukcjach w sklepach internetowych też można za-
kwalifikować do archeologii? Przedmioty te nie są tworzone
dla celów dydaktycznych. Równocześnie są bardzo dobrymi
kopiami, które nie zawsze łatwo odróżnić od oryginałów. Oso-
biście nie spotkałam się z oznakowaniem sprzedawanych kopii.
Czy można wyróżnić łupaczy pozytywnych (wyka-
zujący się etyką i próbujących odpowiadać na konkretne prob-
lemy badawcze) i negatywnych (zarabianie na swojej zręcz-
ności i doskonalenie swoich umiejętności)?
Celem mojego wystąpienia jest podkreślenie dwóch
aspektów. Po pierwsze łupanie eksperymentalne daje ogromne
możliwości. Łupacze potrafią „wyczytać” z zabytków krze-
miennych o wiele więcej informacji od archeologa dopiero za-
czynającego pracę z tego rodzaju materiałem. W krótkim cza-
sie łupacze mają wiedzę, której przyswojenie zajmuje lata (ba-
zując tylko na materiałach oryginalnych). Wydaje się, że
w szybszym tempie są w stanie zrozumieć intencje ludzi pra-
dziejowych. Równocześnie przy pomocy metod tra-
seologicznych można zmienić dotychczasowe interpretacje
poszczególnych narzędzi lub inwentarzy (jednak równocześnie
trzeba spełniać wszystkie podstawowe zasady łupania). Jednak
istnieje również druga strona medalu – etyka. Czy dobre jest
wzorowanie się na stylu amerykańskim, gdzie każdy człowiek
może bez żadnych konsekwencji łupać i sprzedawać swoje
dzieła? Czy łupanie ogromnych ilości narzędzi nie jest już
„fabryczną” produkcją masową i czy to można kwalifikować
do archeologii? Czy przypadkiem nie jest to jeden ze współ-
czesnych nowych zawodów, w nikły sposób powiązany z na-
szą dziedziną nauki? Nikt już chyba nie jest w stanie kon-
trolować współczesnej produkcji krzemieniarskiej. I przede

260
wszystkim nie ma konkretnych pomysłów jak przeciwdziałać
nieetycznemu zachowaniu.

Bibliografia
Burdukiewicz J.M.
2003 Technokompleks mikrolityczny w paleolicie dolnym środkowej
Europy, Wrocław.
Coles J.
1997 Archeologia doświadczalna, Warszawa.
Inizan M.L., Roche H., Tixier J.
1992 Technology of Knapped Stone, Meudon.
Komitet etyki w nauce (przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk)
1993 Dobre obyczaje w nauce. Zbiór zasad i wytycznych, Warszawa.
Komitet Nauk Pra- i Protohistirycznych Wydziału I PAN
2003 Zbiór zasad postępowania i norm etycznych środowiska
archeologów w Polsce.
http://www.archekom.pan.pl/index.phpoption=com_content&view=art
icle&id=68:zbior-zasad-postpowania-i-norm-etycznych-rodo
wiska-archeologow-w-polsce&catid=32:aktualnoci-i-wyda
rzenia&Itemid=46
Longo L., Peretto C., Sozzi M., Vannucci S.
1997 Artefacts, outils ou supports épuisés? Une nouvelle aproche pour
l’étude des industries du paléolithique ancien: le cas d’Iser-nia la
Pineta (Molise, Italie Centrale), L’Antropologie 101(4), s.579-
596.
Malina J.
1983 Archaeology and Experiment, Norwegian Archaeological
Review 16 (2), s. 69-85.
Malinowski T.
1990 Eksperymenty archeologiczne w Polsce, Archeologia Polski 35,
s. 215-238.
Reynolds P.J.
1998 The Nature of Experiment in Archaeology [w:] red. A.F. Har-
ding, Experiment and Design in Archaeology, Oxford.
www.butser.org.uk/iafexp_hcc.html

Internet (z dnia 21.11.08)


www.findon.info/cissbury/flintknapping/flintknapping.htm
www.flintknapping.com
www.lithiccastinglab.com

261
www.obsidianarts.com
www.survival.strefa.pl/warsztaty1.htm

Abstract
Experiments in archaeology are made for huge
range and it has got more and more popularity (as well
archaeologists, students of this science and common people).
The most simple definition of experiment – it is a method of
establishing a reasoned conclusion, against an initial hy-
pothesis, by trial or test. Experiment should keep scientific
term. Therefore there exists huge gulf between experiment and
experimental. Among experiments huge popularity got expe-
rimental knapping.
Experimental knapping mainly is connected with
improving technologies, skills of knapper and making more
complicated products. Very rare knapping is connected with
real experiment and is based on science theories. Often it is
only knapping for knapping. Knappers (very rare) share their
achievements in official forum (for example symposiums or
journals) because they do not always answer for research
problems. When we try to answer for a question we should
base on the science theories (I do not mean technology of
knapping) and problem of concrete question (definite site).
Can we say that experimental knapping go wrong from its
aim? The most important is realization fancy flint form (which
– very often- has nothing common with archaeology). When
knapper’s works are sold in the Internet auction – is it still
experimental knapping?
Can we say about ethics in experimental knapping?
During the long-lasting process of knapping learning, it is ma-
de “hundred” kilogramme of used flint materials. And what
happenes next with it? Does knapper utilize this materials? Is
hundred pieces of flint with trace of knapping got to garbage,

262
in accidental places, fields or other places? How many present
materials are accidentally left?
Popularization of archaeology (for example
archaeological festivals, films or meetings) is very good for
our science, it is present possibility of research and past
events. The Stone Age is usually represented as the knapper
shows how to do arrowhead from flint (or worst bottle of
bear). Very often knappers sell their flint tools like souvenirs.
How many tourists lost their new keepsakes? – and how many
of them could be found by archaeologists?
How many of this material can we find in archaeological
storehouse?
Can we distinguish good knappers (work with ethi-
cal rule and trying to answer for questions) and bad (who ma-
ke money for their skills and improve themselves compe-
tence)?

263
264
Natalia Weimann
Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

Mitologia kaszubska czyli refleksja o refleksyjnym


charakterze relacji między przeszłością
a współczesnością

Przedmiotem mojego wystąpienia są kaszubskie mity,


które według rozpowszechniających je miejscowych elit, słu-
żyć mają konstytuowaniu poczucia wspólnej tożsamości
członków grupy etnicznej. W ramach wstępu wyjaśnię, kogo
nazywać będę Kaszubami oraz poczynię niezbędne ustalenia
definicyjne. W części głównej przedstawię wspomniane mity
oraz zastanowię się, jaką rolę mogą one spełniać, gdy chodzi
o zagadnienie tożsamości grupy. Wreszcie na zakończenie
pokażę, jak na propozycje elit reagują tzw. „zwykli” Kaszubi
oraz dokonam podsumowania całości mojego wywodu. Pod-
stawę dla czynionych tutaj refleksji stanowią badania naukowe
jakie przeprowadziłam w 2007 roku dla potrzeb pracy li-
cencjackiej na temat współczesnych sposobów kreowania toż-
samości kaszubskiej przez miejscowe elity.
Gdy przystępowałam do pisania licencjatu na temat
tożsamości Kaszubów, wydawało mi się, iż wiem, o jaką gru-
pę ludzi mi chodzi. Z czasem okazało się jednak, że bardzo
trudno zdefiniować, kto jest Kaszubem – ten, kto się nim czuje
czy ten, kogo się za takiego uważa? I jakie kryteria dana osoba
musi spełniać, by być wystarczająco „kaszubska”? Pod wzglę-
dem administracyjnym Kaszuby stanowią część województwa
pomorskiego leżącego na północy Polski. W ich skład wcho-
dzą 43 gminy województwa w powiatach: puckim, wejhe-
rowskim, lęborskim, bytowskim, kartuskim, kościerskim,
chojnickim i człuchowskim oraz miastach: Gdańsku, Gdyni

265
i Sopocie. Łącznie Kaszuby zajmują teren o powierzchni
około 6200 km².1 Ja sama terminem „Kaszubi” zaczęłam dla
potrzeb badań określać mieszkańców geograficznego regionu
Kaszub, jak również tych wszystkich ludzi, którzy mieszkają
poza Kaszubami, ale uważają siebie za ludność kaszubską,
bądź są przez innych postrzegani jako jej przedstawiciele.
Można jednak spojrzeć na to zagadnienie od strony his-
torycznej, biorąc za punkt wyjścia stwierdzenie Gerarda
Labudy, iż przeszłość Kaszubów jest historią (Labuda 1996,
s. 120):

[…] ostatniego ogniwa nadbałtyckich plemion zachodniosło-


wiańskich, które uniosło cało i uratowało swoją wspólnotę kultu-
rową oraz etniczną w ścisłej łączności z ogólnopolską wspólnotą po-
lityczną i narodową, jako jej nieodrodna część.

W tym ujęciu być Kaszubą to być członkiem grupy


o określonej historii. Być Kaszubą to żyć w teraźniejszości,
która przynajmniej w dyskursie tożsamościowym staje się ni-
czym innym, jak uwspółcześnioną, a więc przeżywaną po raz
drugi za sprawą nowej interpretacji, przeszłością. Warto się
zatem zastanowić, jakie aspekty tejże przeszłości stają się
istotne w procesie kształtowania poczucia grupowej tożsa-
mości oraz w jaki sposób się to odbywa.
Przede wszystkim już na wstępie należy sobie uświa-
domić, iż ów proces budowania tożsamości jest strategią
opracowaną i stosowaną przez elity kaszubskie, których
wpływowi poddani są pozostali członkowie omawianej spo-
łeczności (w znacznej mierze). Z tego względu bardzo ważne
jest tutaj rozróżnienie między tożsamością etniczną a kul-
turową grupy (Chwieduk 2006, s. 35-49). Ta pierwsza trakto-
wana jest jako przedmiot posiadania możliwy do opisu za po-
mocą kilku stałych wyabstrahowanych z kontekstu życia co-
dziennego cech ludzkiego bycia w świecie. Ponieważ takie

1
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kaszuby, dane z dnia: 26.02.2008.

266
pojmowanie tożsamości jest owocem reflektowania nad rze-
czywistością, kategoria ta odnosi się raczej do sfery mentalnej
aniżeli zachowań. Z kolei tożsamość kulturowa oznaczać
będzie sposoby postępowania jednostek w codziennym życiu
(innymi słowy, będą to nawyki, do których zaliczyć można
także działania pozornie świadome2). Z powyższego wynika,
iż tak rozumiana tożsamość rzadko kiedy poddana zostaje re-
fleksji. Jak łatwo można wywnioskować z poprzednich stwier-
dzeń, niniejszy tekst poświęcony będzie mechanizmom kreo-
wania tożsamości etnicznej, przy czym skupię się na zagadnie-
niu poddanej temu celowi interpretacji przeszłości.
Każda interpretacja zakłada wyodrębnienie pewnych
istotnych – zdaniem interpretatora – elementów danego zjawi-
ska, kosztem pominięcia innych. Od tego zaś, jakie elementy
zostaną wyróżnione, zależy znaczenie tego, co poddawane jest
interpretacji. W chwili, gdy zinterpretowane mają zostać fakty
historyczne, pojawia się pytanie, jakie znaczenie chcemy na-
dać przeszłości w kontekście teraźniejszości – innymi słowy,
do czego dane wyobrażenie na temat historii jest nam potrzeb-
ne. W przypadku kaszubskich elit, odpowiednie przedsta-
wienie dziejów całej grupy etnicznej ma służyć wywołaniu po-
czucia wspólnej tożsamości jej członków, tzn. mają oni mieć
wrażenie zjednoczenia poprzez podzielanie tych samych do-
świadczeń przeszłości. Co więcej, owe doświadczenia muszą
być na tyle wyjątkowe, by członkowie grupy chcieli się z nimi
identyfikować oraz by pozwalały one na pozytywne wartoś-
ciowanie przynależności do tej, a nie innej wspólnoty.
Wystarczy przypomnieć stwierdzenie J. Borzyszkowskiego
(1999, s. 234), iż:

2
Np. mówienie sąsiadce spotkanej na klatce schodowej „dzień dobry” – choć jesteś-
my świadomi wypowiadania tych słów, to jednak naszego działania nie poprzedza
refleksja nad sposobem, w jaki powinnyśmy się w danej chwili zachować; pozdra-
wiamy sąsiadkę „odruchowo”.

267
[…] genealogia, odwołująca się do wspólnoty pochodzenia i losów,
do wspólnej ojczyzny, jest podstawą wszelkich ideologii tworzonych
przez elity grup etnicznych.

W ten sposób powstają mity przeszłości, wielkie opo-


wieści, które przekazują wydarzenia historyczne w wyideali-
zowanej formie, przy czym nieraz nie brak im elementów
fikcyjnych. Tutaj zajmę się trzema mitami kaszubskimi, mitem
terytorium, samej historii i dziedzictwa kulturowego.
Powstanie powyższych mitów w dużej mierze zwią-
zane jest z budzeniem się współczesnej świadomości etnicznej
Kaszubów. Przez wieki Kaszubi żyli na terytorium kilkakrot-
nie zmieniającym przynależność państwową. Wielu z nich
przestało się identyfikować jako ludność kaszubska, uznając
siebie za Polaków bądź Niemców. Począwszy od połowy XIX
wieku zaczął się jednak rozwijać na Kaszubach ruch naro-
dowy, który w różnych okresach działał z różnym natężeniem.
Od początku zaangażowani byli w niego głównie przedstawi-
ciele pomorskiej inteligencji. Jako, że okres Wiosny Ludów
był czasem budzenia się świadomości narodowej w całej Eu-
ropie, przede wszystkim małych narodów słowiańskich, klu-
czową sprawą stało się odpowiednie pokierowanie przebu-
dzeniem także ludu kaszubskiego (Borzyszkowski, Obracht-
Prondzyński 1999, s. 221-222). Najwybitniejszym przedstawi-
cielem i zarazem założycielem ruchu kaszubsko-pomorskiego
był Florian Ceynowa, z zawodu lekarz, z zamiłowania etno-
graf, językoznawca, literat oraz działacz społeczny i polity-
czny3. Celem ruchu (Borzyszkowski, Obracht-Prondzyński
1999, s. 224):

[…] miało być zachowanie własnych cech ludowej (chłopskiej)


kultury kaszubskiej i obudzenie dzięki nim słowiańskiej świadomości

3
W najbardziej szczegółowy i zarazem najciekawszy sposób biografię F. Ceynowy
przedstawia G. Labuda 1996.

268
mieszkańców Pomorza z myślą o obronie narodowej i walce z ger-
manizacją.
Obecnie zdecydowana większość Kaszubów posiada
podwójną identyfikację – narodową polską i etniczną kaszub-
ską. Mimo to Spis Powszechny z 2002 roku wykazał, iż 5100
obywateli polskich zadeklarowało narodowość kaszubską. Jest
to około 1% całej społeczności Kaszubów. Rzeczpospolita
Polska nie uznaje tych deklaracji za wiążące (podobnie jak
w przypadku Ślązaków), stąd Kaszubi nie znaleźli się na
oficjalnej liście mniejszości narodowych sporządzonej przez
MSWiA4.
Zagadnienie historii Kaszubów do dziś budzi kontro-
wersje zarówno wśród „zwykłych” Kaszubów, jak i nau-
kowców. Do spornych kwestii należy pytanie o terytorium za-
mieszkiwane przez społeczność kaszubską na przestrzeni
dziejów, jako że granice ziem przez tę społeczność
zajmowanych wielokrotnie ulegały przesunięciu. Przyczyną
tego stanu rzeczy nie były jednak ruchy migracyjne ludności.
Z badań historyków wynika, iż (Labuda 1996, s. 99):

[…] zgodnie z rytmem szerzącej się od schyłku XIII w. germanizacji


właściwie zamierała nazwa Kaszub w swoich matecznikach. Nie
oznacza to bynajmniej migracji plemiennej lub grupowej Kaszubów
z Pomorza Zachodniego na Pomorze Wschodnie. […] W źródłach
zaznacza się prawidłowość inna, mianowicie poczynając od połowy
XIII wieku zaczyna się powolne zamieranie świadomości etnicznej
ludności słowiańskiej w całej Meklemburgii i na Pomorzu Zachod-
nim.

Oznacza to, iż posuwając się z zachodu na wschód,


coraz większa liczba osób przestawała się identyfikować jako
Kaszubi – w tym sensie można mówić o „wędrówce” nazwy.
W rezultacie przemieszczała się zachodnia granica terytorium

4
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kaszubi, dane z dnia: 18.06.2007.

269
zamieszkiwanego przez ludność mieniącą się Kaszubami,
podczas gdy wschodnia pozostawała względnie bez zmian.
Właśnie to zamknięcie terytorium grupy w granicach nieprzy-
stających do tych znanych z przeszłości i rysujący się tym
samym kontrast pomiędzy rozległością ziem kaszubskich daw-
niej i dziś, przyczyniło się do powstania w kręgach elit – jako
że to one jako pierwsze zyskały wiedzę na temat dziejów
ludności kaszubskiej – idei mitycznego raju utraconego.
Koncepcja Wielkiego Pomorza, bo tak brzmi nazwa
utraconego raju Kaszubów, co pewien czas powraca w dyskur-
sie elit starających się w ten sposób uprawomocnić roszczenia
społeczności kaszubskiej do mniejszej lub większej autonomii
w ramach narodu i państwa polskiego (Borzyszkowski 1999,
s. 234-243). Podkreślanie, iż fakt zajmowania przez Kaszubów
w obecnych czasach stosunkowo niewielkiego obszaru jest
wynikiem niekorzystnego splotu wydarzeń historycznych, któ-
re uniemożliwiły początkowo silnej grupie etnicznej prze-
kształcenie się w naród zamieszkujący rozległe terytorium od
Roztoki po Gdańsk (jak w utworze Jana Trepczyka pt. Zemia
rodno5) ma na celu podwyższenie statusu społeczności ka-
szubskiej. Jako potencjalny naród (bez względu na to, czy
został wchłonięty przez żywioł polski w chwili formowania
się państwa i stał się jedną z jego grup etnicznych, czy – jak
chcą niektórzy Kaszubi – zachował w pełni swą odrębność)
mieliby oni mieć prawo do szczególnej ochrony swego języka
i dziedzictwa kulturowego, jak również do znacznej samo-
dzielności w podejmowaniu wszelkich decyzji: politycznych,
gospodarczych, kulturalnych etc., dotyczących ich spo-
łeczności. Co więcej, realizacja grupowych interesów (artyku-
łowanych przez elity) wymaga postrzegania ich przez resztę
społeczeństwa jako spójnej zbiorowości, o wyraźnie zazna-
czonych granicach, której członkowie są jednomyślni w kwes-
tii wspólnych dążeń. Mit Wielkiego Pomorza, utraconej oj-

5
Źródło: http://www.kaszubia.com/pl/teksty/hymn/hymn_kaszubski_org.htm, dane
z dnia: 02.03.2008.

270
czyzny wszystkich Kaszubów, wiąże się z wytwarzaniem
w ich świadomości obrazu wspólnej przeszłości, a tym samym
umacnia poczucie wspólnoty. Jak bowiem pisze M. Latoszek
(1990, s. 30-31):

[…] podstawę tożsamości w przypadku społeczności etniczno-


regionalnych stanowiłoby przede wszystkim terytorium, generując
przynależność do całości i poczucie odrębności na bazie języka
i innych elementów dziedzictwa kulturowego [...].

Innymi słowy, idea wspólnej historii rozgrywającej się


na określonym, należącym do danej grupy obszarze ma jedno-
czyć członków społeczności poprzez ujednolicanie wizji
przeszłości w ich umysłach.
Mit Wielkiego Pomorza jest związany z dwoma inny-
mi kaszubskimi mitami – o początku oraz o Arkadii czy też
Ziemi Obiecanej. Pierwsza z opowieści mówi o odwiecznej
obecności Kaszubów na Pomorzu tożsamych z Pomorzanami
oraz innymi nadbałtyckimi szczepami Słowian. Najpełniej
przekonanie to objawiło się w Historii Kaszubów A. Majkow-
skiego, gdzie autor ukazuje dzieje Kaszubów jako historię
całego Pomorza. W związku z mitem o początku pojawia się
też kwestia opozycji germańsko-słowiańskiej, jednoznacznej
z rywalizacją Niemców i Polaków o Kaszubów i Pomorze, co
(Borzyszkowski 1999, s. 343-346):

[…] ma swój bardzo wyrazisty obraz i miejsce w tożsamości oraz


świadomości współczesnych i dawniejszych pokoleń mieszkańców
pradawnej wspólnoty tej ziemi […].

Drugi ze wspomnianych mitów opowiada z kolei, iż


(Borzyszkowski 1999, s. 347):

Pomorze – przymorski kraj nad Bałtykiem, między Wisłą i Odrą i po-


za Odrę sięgający, a na południu po Noteć – to ojczyzna Kaszubów,
swoiście wielka, po części utracona przez wieki, w części na nowo

271
w ostatnim półwieczu odzyskana. […] Zachowana do dziś, zamiesz-
kiwana w ostatnich wiekach nadal przez samych Kaszubów cząstka
pomorskiego kraju, zwana Kaszubami, to swoista ziemia obiecana,
„Jadamowy rôj”.

Z opowieścią o rodzimej ziemi wiąże się mit o istnie-


niu kaszubskiej dynastii książąt gdańskich władających po-
morską krainą (Hoja 2008, s. 17-18). Podobne mity osobowe
wysławiające szlachetność i wielkość wybitnych Kaszubów
przetrwały do dziś (Borzyszkowski 1999, s. 347):

[…] zaczynając od Floriana Ceynowy i jego „mitu ojca założy-


ciela”, poprzez jego następców, m. in. Jana Karnowskiego jako
„sumienia regionalizmu polskiego”, a na ludziach z pokolenia Lecha
Bądkowskiego („ideologa ruchu kaszubsko-pomorskiego”) i ks. Ja-
nusza Pasierba kończąc.

Poza tym, mówiąc o mitach współczesnych, trzeba


jeszcze przywołać mit Kościoła katolickiego i mit Ojczyzny –
Tatczëzne, które przedstawiają Kaszubów jako wzorowych
katolików i patriotów, uznających wiarę i ziemię ojców za naj-
wyższe świętości (Borzyszkowski 1999, s. 347). Idąc dalej
tym tropem można powiedzieć, iż skoro obecnie jednym z naj-
ważniejszych dla Kaszubów haseł jest „kaszubska tożsamość”,
to warto podjąć próbę przedstawienia dyskusji toczącej się
wokół niej w postaci opowieści o charakterze mitycznym. Jak
bowiem twierdzi J. Borzyszkowski (1999, s. 360):

Ostatnim wielkim metamitem jest właśnie trwanie mimo wszystkich


przeciwności, swoistego przekleństwa historii – „trwanie” trakto-
wane tutaj jako zachowanie rodzinnej, grupowej solidarności i toż-
samości, a także samoświadomości.

Wreszcie omawiając zagadnienie mitów obecnych


w dyskursie elit, należy wspomnieć o „kulturze”. Kategoria ta
występuje zamiennie z pojęciami takimi, jak: wartości, dzie-
272
dzictwo kulturowe, czy też tradycja, odpowiadające barthow-
skim wyróżnikom kulturowym (Barth 2004). Są to te wszyst-
kie zjawiska, które składają się na stereotypowy obraz człon-
ków danej grupy etnicznej, przy czym samo pojęcie „kultury”
traktowane jest tutaj w sposób esencjonalny. Po pierwsze,
zaliczają się tu przedmioty materialne, jak tkaniny z haftem
tzw. kaszubskim6, elementy stroju noszonego na przełomie
XIX i XX wieku przez mieszkańców kaszubskich wsi, wyroby
ceramiczne z charakterystycznym ornamentem, instrumenty
muzyczne, narzędzia rybackie czy też formy architektoniczne
najczęściej niegdyś występujące na obszarze Kaszub
(zwłaszcza tzw. mur pruski – drewniane rusztowanie wypeł-
nione cegłą lub szachulec – gdzie zamiast cegły używano
gliny). Ponadto mianem „kaszubskiej kultury” określa się tak-
że pewne zachowania charakterystyczne dla mieszkańców
dawnych wsi – zwłaszcza taniec, obrzędy-zabawy jak „ścina-
nie kani” czy też wąchanie tabaki (Kwaśniewska 2007, s. 204-
218). Jako że współcześnie zjawiska te coraz rzadziej
występują w codziennym życiu Kaszubów, w kręgach elit
podejmuje się próby „wskrzeszenia” ich w ramach obszaru
zwanego folkloryzmem. To, co niegdyś wpisane było w co-
dzienność, z której z czasem znikło, staje się elementem świa-
domych działań szerzenia pewnej wizji kultury danej grupy
etnicznej i tym samym zmienia swój pierwotny kontekst wy-
stępowania. Przeszłość ponownie wkracza w teraźniejszość,
podlegając zniekształceniom spowodowanym koniecznością
dopasowania jej do wymogów współczesności.
W tym miejscu nasuwa się pytanie, jaki wpływ wy-
wiera kreowany przez regionalne elity obraz tożsamości ka-
szubskiej na pozostałych Kaszubów. Podczas przeprowadzo-
nych w ubiegłym roku badań, poddałam analizie wypowiedzi
osób biorących udział w zainicjowanej przeze mnie dyskusji

6
W rzeczywistości został on wymyślony i wprowadzony do społeczności wiejskiej
w XIX wieku przez siostry zakonne: żukowskie norbertanki i żarnowieckie benedyk-
tynki (Kwaśniewska 2007, s. 211-213).

273
na forum internetowym na temat tożsamości kaszubskiej.
Wspomniany wpływ elit na formułowane przez dyskutantów
sądy zaznaczył się w dwojaki sposób. Z jednej strony, czynio-
no bezpośrednie sugestie, bym zapoznała się z tym, co mają
do powiedzenia w kwestii tożsamości Kaszubów naukowcy,
bądź też cytowano fragmenty dzieł literackich mówiących, co
to znaczy być Kaszubą. Z drugiej strony, przy okazji prób zde-
finiowania kaszubskości pojawiały się te elementy kaszubskiej
tożsamości, które najczęściej są obecne w dyskursie elit. Klu-
czowe tutaj hasła, takie jak język, terytorium, historia (w tym
wspólnota pochodzenia, a więc i genealogia), religijność i inne
tzw. wyróżniki kulturowe pojawiły się również w dyskusji już
na początku, gdy jeden z uczestników zacytował wiersz A. La-
budy pt. Chto.... W utworze tym występują m. in. takie cechy
Kaszuby, jak kaszëbska krew, swójsczi strój, swójsczi głos
ë piesni trój, swójsczi tuńc, naj’ znak, […] czôrny juńc czy
wreszcie mòcna wiara. Obok tych względnie łatwych do
zdefiniowania pojęć pojawiają się wszakże mniej jedno-
znaczne wyrażenia – kto chce się nazywać Kaszubą, musi pò
kaszëbskù czëc i pò kaszëbskù żëc. Podobne stwierdzenie
pojawia się też u innych dyskutantów, np.:

Mam odczucie że moja tożsamość kształtuje się i mógłbym zagos-


podarować poletko wokół siebie ale do końca nie wiem w jaki
sposób. Osią mojego poczucia jest przede wszystkim historia i zwią-
zana z nią kultura. Znając choć trochę historię nie można udawać że
nie tworzymy pewnej odrębności kulturowej. Nie chciałbym kulty-
wować kultury rodem ze skansenu. [...] Być Kaszubom to znaczy żyć
i myśleć po kaszubsku. [slowk]

Inny uczestnik jeszcze dobitniej podkreśla wagę zna-


jomości własnych dziejów:

Nasza tożsamość zatrzymała się na etapie plemiennym. Mamy


wypaczoną postkolonialną mentalność. Nie znamy własnej historii.
[…] Jedyna nadzieja w rewolucji (umysłowej). [piechowski]

274
Pojawiła się również wypowiedź świadcząca o waż-
ności terytorium dla kaszubskiej tożsamości. Poniższe stwier-
dzenie to reakcja na zacytowane przeze mnie słowa Anny
Kwaśniewskiej, nazywającej podczas wygłaszania referatu na
konferencji naukowej w Poznaniu ziemie pomorskie „wybrze-
żem”:

Fuj – obrzydzenie we mnie budzi topograficzne wyłącznie, puste


kulturowo, określenie „Wybrzeże”. Ja mieszkam na POMORZU,
rozciągającym się od Gdańska do Roztoki (no, powiedzmy, do
Szczecina) i od Bałtyku do Warty i Noteci. [sgeppert]

Wreszcie wspomnienie przeze mnie na forum trze-


ciego z omawianych mitów, nazwanego tutaj „kulturą”, spot-
kało się z następującą reakcją:

Kultury nie można kreować, przekazywać w sposób instrumentalny


[...], nie przeżywając jej w jakikolwiek sposób. Dlatego nie ro-
zumiem tego, że w kontekście kultury kaszubskiej, dyskutuje się o
jakiś znakach/cechach, stałych elementach, które miałyby być jej
znaczącym, czy wręcz decydującym determinantem. [ekaatz]

Podsumowując, mechanizm procesu kreowania ka-


szubskości polega na wytwarzaniu pewnej wizji świata w krę-
gach elit poprzez konstruowanie odpowiednich kategorii dla
opisu rzeczywistości. Towarzyszą temu działania poza-
werbalne, jak choćby posługiwanie się kaszubskimi sym-
bolami – flagą, barwami, godłem etc. – czy też organizowanie
imprez folklory-stycznych (np. corocznego Zjazdu Kaszu-
bów). Pisze o tym m. in. Ewa Nowicka (2007, s. 101), według
której:

[…] inteligencja mniejszościowych grup etnicznych stara się prze-


ciwdziałać zjawiskom rezygnacji z wielu cech dystynktywnych ich
zbiorowości poprzez mobilizację świadomości etnicznej.

275
Co ważne, powstały obraz w równym stopniu może
być geertzowskim model of, jak i model for reality. W rezul-
tacie, pomimo tendencji do esencjalizacji i naturalizowania
wizerunku Kaszuby stworzonego przez elity (tzn. traktowania
go jako model of), jest on w dużej mierze konstrukcją nie tyle
odzwierciedlającą, co kształtującą rzeczywistość poprzez wy-
wieranie wpływu na świadomość członków społeczności ka-
szubskiej (innymi słowy, stanowi model for) (Warmińska
2007, s. 107-108). Celem owych działań podejmowanych
przez elity jest uczynienie ze zbiorowości Kaszubów spójnej
grupy o wyraźnie zaznaczonych granicach wypełnionych treś-
cią narzuconą przez te elity (Barth 2004). Społeczność, której
członków można łatwo policzyć i którą nietrudno opisać za
pomocą jasno zdefiniowanych kategorii ma duże szanse po-
wodzenia w walce o grupowe interesy artykułowane przez
przedstawicieli elit (Warmińska 2007). Otwartym pozostaje
przy tym pytanie, na ile w codziennym życiu Kaszubów wyk-
reowana przez elity współczesna przeszłość przyjmowana
zostaje jako prawomocna wizja historii i tym samym staje się
elementem wiedzy osadzonej w kontekście przeżywanej teraź-
niejszości. Konieczne byłyby tutaj dalsze badania wśród spo-
łeczności kaszubskiej, które miałyby za cel opisanie alterna-
tywnych sposobów postrzegania dziejów (o ile takie istnieją).
Innymi słowy chodziłoby o ukazanie, że pomimo przeszłość
jest jedna i niepowtarzalna, współczesnych przeszłości może
być wiele, a jej zmitologizowana wersja proponowana przez
elity jest tylko jednym z możliwych wariantów interpretacji.

Bibliografia
Barth, F.
2004 Grupy i granice etniczne: społeczna organizacja różnic kulturo-
wych [w:] red. M. Kempny, E. Nowicka, Badanie kultury: ele-
menty teorii antropologicznej: kontynuacje, Warszawa, s. 348-
377.

276
Borzyszkowski, J. (red.)
1999 Gdańsk i Pomorze w XIX i XX wieku: studia z dziejów i kultury
regionu. Gdańsk, s. 234-243.
Borzyszkowski, J., Obracht-Prondzyński, C.
1999 Specyficzność regionalizmu kaszubsko-pomorskiego [w:] red.
J. Borzyszkowski, Gdańsk i Pomorze w XIX i XX wieku: studia
z dziejów i kultury regionu, Gdańsk, s. 217-233.
Chwieduk, A.
2006 Alzatczycy. Dylematy tożsamości. Poznań.
Hoja, A.
2008 Kaszubska mitologia na nowo odczytana, Pomerania, 1 (405),
s. 17-19.
Kwaśniewska, A.
2007 Regionalna kultura kaszubska a tożsamość [w:] red. C. Obracht-
Prondzyński, Kim są Kaszubi? Nowe tendencje w badaniach
społecznych, Gdańsk, s. 204-218.
Labuda, G.
1996 Kaszubi i ich dzieje. Gdańsk.
Latoszek, M. (red.)
1990 Kaszubi. Monografia socjologiczna. Rzeszów, s. 30-31.
Nowicka, E.
2007 Stara i nowa kaszubskość. Kaszubskość jako etniczność i jako
regionalizm [w:] red. C. Obracht-Prondzyński, Kim są Kaszubi?
Nowe tendencje w badaniach społecznych, Gdańsk, s. 83-102.
Warmińska, K.
2007 Nowe perspektywy badań nad tożsamością – próba oceny ka-
szubskiej etniczności [w:] red. C. Obracht-Prondzyński, Kim są
Kaszubi? Nowe tendencje w badaniach społecznych, Gdańsk,
s. 103-111.

Abstract
In the contemporary discourse considering the
groups identity, very often we meet the problem of the myth
that is an idealistic story about the past and justifies the diffe-
rence between one community in comparison to the others. In
my essay I would like to present these problems by referring to
the example of the Cashubs.
In the introduction I will present shortly the Cashu-
bian community – who the Cashubs are, where they live and

277
what are the main elements of their culture. Moreover, I will
explain, what I understand under the terms of the “cultural”
and „ethnic identity” and of the “myths of the past”, as well as
I will tell few words about the relations between these catego-
ries.
The main part of my essay will consider the issue
of creating the contemporary ethnic identity of the Cashubs by
the Cashubian elites, who use in their discourse the myths of
the past. One by one, I will discuss each of the myths and
show, how the „great stories” are used today in the Cashubian
battle of the cultural (and very often also political) autonomy.
Since the most important thing here is the feeling of the ethnic
identity among the Cashubs, the myths of the past play a signi-
ficant role as – here I am going to use the metaphor, that refers
to the sea, which the Cashubs are strongly bound up with –
“grains of sand”, around which the Cashubian ethnic identity
is built.
To sum up, I will compare the content of the dis-
course of the elites who construct the ethnic identity with the
views of the so called “common” members of the Cashubian
community, whose cultural identity differs very often from the
picture of the Cashub that is created by the elites. The refle-
xion over this problem I treat here as the pretext to consider
the answer on the question, whether the past can become the
presence and what results from it.

278
Karolina Koziura
Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

Bojkowie w Libuchorze – przeszłość czy


teraźniejszość?

Kim są Bojkowie? Jak postaram się to wykazać w ni-


niejszym artykule, odpowiedź na to pytanie wcale nie jest tak
prosta, jak może się to wstępnie wydawać. Moim zdaniem,
sposób współczesnego definiowania tej grupy nie do końca
oddaje rzeczywistość terenową. Od tego punktu jednak muszę
rozpocząć, aby naszych Bojków gdzieś w czasoprzestrzeni
umiejscowić. Z grubsza nazwą tą określa się ludność zamiesz-
kującą środkowy łuk Karpat – tereny współczesnej Ukrainy.
Specjalnie pomijam tu takie kategorie opisu jak grupa etno-
graficzna czy etniczna, pojęcie mniejszości czy kwestię po-
chodzenia grupy1. Postaram się dalej wykazać, że zbyt po-
chopnie współcześnie „żongluje” się tymi pojęciami – bez
potrzebnej ich redefinicji – zwłaszcza w stosunku do takiej
grupy jaką są Bojkowie. Czemu uważam ich za szczególnych?
Powody są dwojakie. Z jednej strony praktycznie od końca lat
40. XX wieku żaden ze znanych mi polskich uczonych nie
prowadził tam badań, a z drugiej, to w grupie tak określanej
prowadziłam swoje pierwsze badania terenowe, podczas któ-
rych mogłam doświadczyć tego co określamy jako „bojkow-
skie”. Stało się to z kolei przyczynkiem do moich problemów
w terenie wynikających z niezgodności pomiędzy opisami tej
grupy we współczesnej literaturze etnograficznej czy krajo-
znawczej, a zastaną przeze mnie rzeczywistością. W poszuki-
waniu odpowiedzi na pytanie kim są Bojkowie oraz w związ-

1
Mam na myśli teorie mówiące o ruskim bądź ukraińskim pochodzeniu grupy.

279
ku z tym czy zasadne jest określenie tą nazwą mieszkańców
Karpat, za główny problem niniejszej pracy stawiam sobie
ukazanie mechanizmu opisu tej grupy w przeszłości oraz jego
wpływ na definiowanie jej współcześnie. To bowiem, jak po-
staram się wykazać, XIX-wieczna kategoria opisu grupy etno-
graficznej określiła tę zbiorowość współcześnie. Tym samym
chciałabym ukazać w jaki sposób mechanizm opisu tej grupy
w przeszłości całkowicie zdeterminował jej współczesny
obraz.
Pierwszą część mojej pracy chciałabym poświęcić na
prześledzenie drogi w jaki sposób wyprowadzano definicję tej
grupy w przeszłości. Mam tu na myśli romantyczny zryw spi-
sywania kultury ludowej charakterystyczny dla początków
etnografii w Polsce. Następnie chciałabym wykazać dość bez-
pośrednie zapożyczenie powyższej kategorii przez próby
współczesnego opisu mieszkańców Karpat.
W drugiej części tekstu chciałabym spojrzeć na intere-
sującą mnie grupę w świetle współczesnych definicji pojęć
grupy i tożsamości etnicznej. Mam tu na myśli głównie kon-
cepcję Bartha (2004) określającą grupę etniczną jako pewien
typ organizacyjny oraz Ardenera (1992) redefiniującego do-
tychczasowe pojęcie tożsamości etnicznej. Jego myśl stanowi
również znakomite podsumowanie niniejszego artykułu. Ba-
dacz ukazuje bowiem mechanizm opisu grupy poprzez nada-
wanie jej określonej zewnętrznej tożsamości.
Tym co będzie towarzyszyło każdej myśli w niniejszej
pracy będzie moje doświadczenie terenowe. To właśnie zasto-
sowana przeze mnie określona metoda badawcza obserwacji
uczestniczącej doprowadziła do niniejszych wniosków. Aby
zaakcentować fakt, w jak dużym stopniu to właśnie wybór me-
tody badawczej skłania nas do określonych wniosków, roz-
pocznę niniejszy artykuł od opisu mojego doświadczenia tere-
nowego2.

2
Niniejszy artykuł stanowi fragment mojej pracy licencjackiej „Bojkowie w Libu-
chorze. Między XIX- i XX-wieczną etnografią a współczesnością” napisanej pod

280
1. Jedziemy w teren by z tymi ludźmi po prostu być

W sierpniu 2006 roku wraz z grupą znajomych stu-


dentów z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM
zorganizowaliśmy wyprawę badawczą Bojko2006. Naszym
celem był rekonesans na terenie etnograficznej Bojkowszczyz-
ny, a ściślej jej środkowej części położonej w pobliżu miasta
Turka na Ukrainie. Przygotowania do praktycznie miesięcz-
nego pobytu trwały około pół roku. Czas ten poświęciliśmy na
czytanie określonej literatury przedmiotu. Zazwyczaj była to
literatura etnograficzna z przełomu XIX i XX wieku oraz
współczesne opisy interesujących nas miejsc zamieszczone
w przewodnikach3 oraz czasopismach tworzonych zazwyczaj
przez „znawców” terenu: etnografów, podróżników, pasjona-
tów regionu karpackiego. Z wyniesionymi z przeczytanych
lektur wyobrażeniami wyjechaliśmy w teren.
Jako główną zasadę przyjęliśmy pozostawanie we
wioskach i zamieszkanie w domach naszych ukraińskich gos-
podarzy. Miejscem moich badań stała się Libuchora4. Przez
prawie miesiąc razem z moimi ukraińskimi gospodarzami spo-
żywałam posiłki, niejednokrotnie pracowałam oraz bawiłam
się. Jednym słowem starałam się żyć jak oni. Kluczowym za-
łożeniem naszych badań był fakt, że jako narzędzie zbierania
wiadomości o grupie uczyniliśmy samych siebie. Poprzez no-
towanie (czy robienie zdjęć) staraliśmy się zaznaczać
wszystko to, co nas w terenie dziwi i zastanawia, kiedy czu-
jemy się dobrze bądź źle. Tym samym poprzez nasze ciała,
intelekt, a przede wszystkim emocje odczuwaliśmy obcość

kierunkiem dr Agnieszki Chwieduk i obronionej w lipcu 2008 roku. Stąd bardzo


często będę wprost odwoływać się do własnej pracy, w której niektóre ze wskazanych
przeze mnie wątków uległy rozwinięciu, a którym ze względu na objętość artykułu nie
jestem w stanie poświęcić więcej miejsca.
3
Nazwałam ten typ pisarstwa przewodnikami etnoturystycznymi, gdyż dominująca
w nich część materiału poświęcona jest szeroko pojętej kulturze regionu.
4
Drugi raz odwiedziłam Libuchorę na przełomie maja i kwietnia 2008 roku uczestni-
cząc w prawosławnych świętach Wielkanocnych.

281
względem grupy5. Moim obserwacjom towarzyszyły swo-
bodne rozmowy zarówno z moimi gospodarzami, jak i napo-
tkaną ludnością miejscową. Całość mojego zainteresowania
skupiała się wokół pytania o wszystkie, w moim pojęciu, tra-
dycyjne elementy wsi. Bardzo szybko ich osią stało się poszu-
kiwanie Bojków. Początkowo bowiem intuicyjnie wyczuwa-
łam, że „coś mi w terenie nie gra” – i przeczytana literatura
oraz wyniosłe z niej wyobrażenie, co do miejsca w którym jes-
tem, nie do końca pokrywa się z rzeczywistością, jakiej doś-
wiadczam6.
W tym punkcie chciałabym opisać nieco miejsce
moich badań. Libuchora to długa łańcuchowa wieś, ciągnąca
się blisko 14 km wzdłuż głównego grzbietu karpackiego u stóp
najwyższego szczytu Bieszczadów Wschodnich – Pikuja
(1408 m n.p.m.). Oddalona jest od najbliższego miasta – Turki
o około 50 km. Główne zajęcia mieszkańców skupiają się wo-
kół pracy w przydomowych gospodarstwach rolnych. Nieli-
czni prowadzą sklepy7 oraz zajmują posady w administracji
wiejskiej. Znaczna część dochodów miejscowych pochodzi
z zapomogi na dzieci otrzymywanej od państwa oraz działal-
ności nielegalnej8. We wsi działają dwie szkoły podstawowe
(po których uczniowie mogą starać się o przyjęcie na Uniwer-
sytet) oraz trzy cerkwie – dwie są prawosławne patriarchatu
kijowskiego, a jedną jest kaplicą greckokatolicką.
Podsumowując, miejscem moich badań była dość roz-
legła wieś o wysokim stopniu bezrobocia, praktycznym braku

5
Definiuję tym samym obserwację uczestniczącą (Clifford 1999, Hastrup 2006 oraz
Chwieduk 2007) poprzez trzy aspekty jakich dotyka: naszej fizyczności, intelektu oraz
emocji, które nieodłącznie związane z dwoma pozostałymi elementami.
6
Myśl tę rozwinę w dalszej części artykułu.
7
Jest ich około 15 na terenie wsi.
8
O skali nielegalnej działalności w Libuchorze wiem niewiele, gdyż przez fakt bycia
kobietą z zewnątrz miejscowi nie dopuszczali mnie do tego typu informacji. Jedynie
udało mi się dowiedzieć, że na 15 działających sklepów – jedynie dwa są legalne.
O skali nielegalnego wyrębu w lesie czy handlu paliwem nie jestem w stanie się wy-
powiedzieć, a jedynie zasygnalizować, że takie problemy istnieją.

282
migracji poza jej obręb oraz słabej infrastrukturze wewnątrz
(mieszkańcy borykali się z problemem braku utwardzonej dro-
gi prowadzącej przez wioskę).
Do dalszego opisu Libuchory wrócę jednak nieco później.

2. Obiektywne oko badacza

W tym punkcie niniejszego artykuły chciałabym


przejść do opisów pierwszych etnografów z XIX i XX wieku
prowadzących badania na terenie Bojkowszczyzny. Ograniczę
się do przytoczenia najobszerniejszych prac dotyczących re-
gionu. Ich autorami są: K. Kopernicki (1889), J. Falkowski
i B. Pasznycki (1935) oraz R. Reinfuss (1939)9. Każdy z wy-
mienionych badaczy swoje obserwacje oparł na jednorako-
wych bądź wielokrotnych badaniach w terenie, polegających
z grubsza na objazdowych „wycieczkach antropologicznych” 10
trwających od paru dni do miesiąca.
Pracę K. Kopernickiego (1889) możemy uznać za pio-
nierską na tym terenie. Nie tylko dlatego, że jako pierwszy
znany mi badacz szerzej zajął się tym terenem, ale zrobił to
w szczególny sposób. Główną osią jego zainteresowań była
antropologia fizyczna, a zadaniem próba zdefiniowania róż-
nych „rodów ruskich” na postawie cech fizycznych (Ko-
pernicki 1889). Wspólna praca J. Falkowskiego oraz B. Pasz-
nyckiego (1935) przypada na okres międzywojenny. Ostatni
z grupy badaczy, R. Reinfuss (1939), którego prace są najbar-
dziej cenione przez współczesnych znawców regionu, prowa-
dził badania na tym terenie w końcu lat 30. XX wieku.
W niniejszej części za cel stawiam sobie nie tyle omó-
wienie pracy każdego z tych badaczy, co próbę porównania

9
Znane mi są również artykuły z tego okresu autorstwa: Ossendowski F. A. 1939,
Karpaty i Podkarpacie, Poznań; Zawistowicz K.1939, Z wędrówki po południowo –
zachodnich krajach podkarpackich, Ziemia 14 (5), s. 69–72; Wasilewski L. 1926, Na
Rusi podkarpackiej, Przegląd współczesny 19, s. 336–347.
10
Sformułowanie użyte za K. Kopernickim (1889).

283
ich analiz. Pokazania cech wspólnych, jak i różnic w sposo-
bach opisu grupy. Tym samym chciałabym podkreślić to,
w jaki sposób i gdzie wytyczali granice Bojkowszczyzny oraz
przez pryzmat jakich cech definiowali interesującą nas grupę
Bojków.
Zdaniem I. Kopernickiego (1889, s. 15):

[…] przeprawiwszy się na prawy brzeg Sanu, z ogólnego obrazu


kraju i widoku wsi nie doznaje się jeszcze wrażenia, iż się już jest
w odmiennej krainie etnicznej.

Granicę na Sanie jako wschodnią dla Bojkowszczyzny


wyznacza J. Falkowski (1935). Obszar na zachód od rzeki
uznaje za przejściowy – bojkowsko-łemkowski. Jednak zda-
niem R. Reinfussa (1939, s. 15) obszar regionu ciągnie się
jeszcze dalej na zachód:

[…] osady ich ciągną się na wschód od lesistego grzbietu Wielkiego


Działu, oddzielającego dolinę Osławy od zlewiska rzeczki Tarnawy
i Jabłonki, aż po dolinę Bystrzycy Sołotwińskiej.

Zatem to, co w terenie dla I. Kopernickiego czy J. Fal-


kowskiego było już „łemkowskie”, dla Reinfussa jeszcze
kwalifikowane było jako „bojkowskie”. Najczęściej o granicy
regionu stanowiły określone bariery topograficzne – rzeki
bądź pasma górskie, gdzie po jednej stronie mieliśmy do czy-
nienia z wsią przynależną do jednego regionu, a po drugiej już
do następnego. Dużo bardziej problematyczne są podziały we-
wnątrz regionu Bojkowszczyzny. R. Reinfuss (1939) wyróż-
nia: Bojkowszczyznę zachodnią – terytorium od Łem-
kowszczyzny na wschód po potok Wołosaty i San, Boj-
kowszczyznę środkową – źródliska Sanu, dorzecze górnego
Stryja i Oporu oraz wschodnią – dolina rzek i potoków od Bu-
kiela i Mizunki aż po Bystrzycę Sołotwińską (ponownie o gra-
nicy stanowią bariery „naturalne”). Wskazuje tu przede
wszystkim na odrębność środkowej części Bojkowszczyzny.

284
Jednak obszar ten, zdaniem I. Kopernickiego (1889, s. 18), jest
już odrębnym regionem określonym mianem Tucholszczyzny,
której centrum stanowi wieś Tucholka, gdzie:

[…] spostrzega się od razu krainę górską wielce odmienną od tych,


jakie się dotąd wzdłuż Karpat przebywało.

Dla pierwszego z powyższych badaczy Tucholszczyz-


na jest jedynie subregionem Bojkowszczyzny, podkreślając że
Tucholcy jedynie w drobnych aspektach różnią się od Boj-
ków i nie widzi podstaw do ich wyróżnienia jako osobnego
regionu (Reinfuss 1939). Widzimy więc, że samo przeprowa-
dzenie granicy jest już problematyczne. Między badaczami
bowiem nie ma zgodności co do wyodrębnienie cech określo-
nych jako bojkowskie.
W tym punkcie warto przyjrzeć się w oparciu o jakie
elementy w terenie przeprowadzają oni swoje podziały.
Wszyscy wspomniani przeze mnie badacze niejako „wyty-
czają” Bojków w oparciu o określone elementy tzw. kultury
materialnej. Dla J. Falkowskiego i B. Pasznyckiego (1935,
s. 17):

[…] największe różnice między granicznymi Łemkami i Bojkami


występują w stroju. Gdy Bojkom właściwe są łejbyki z ciemno-
czerwonego sukna, to u Łemków zamiast nich noszą kobiety gorsety
z sukna niebieskiego aż do odcienia granatowego.

Jednak z drugiej strony wspomniany już R. Reinfuss


(1939) uważa noszone przez kobiety gorsety za cechę typową
dla zachodniej Bojkowszczyzny. Dla tego badacza ważniejsze
są raczej cechy określające strój takie jak prostota w formie
(są szyte z samodziałowego płótna bez ozdób), archaiczność
czy wręcz prymitywizm (ibidem, s. 251). W tym miejscu ba-
dacze rozpisują się na temat szczegółów stroju, występowania
określonej formy płaszcza – siraka, noszenie kołnierzyków

285
etc. Zawsze porównują określone cechy występujące u sąsia-
dów.
Kolejnym ważnym elementem opisu jest drewniane
budownictwo. Badacze zgodni są, że na Bojkowszczyźnie do-
minującym typem są domy jednotraktowe, czyli pod jednym
dachem mieszczą się pomieszczenia gospodarskie oraz miesz-
kalne. Wewnątrz samego regionu występują pewne zróżni-
cowania w formie oraz zdobnictwie.
Oprócz wyżej opisanych „cech obiektywnych”11 og-
romną rolę przy wytyczaniu i opisie grupy etnograficznej mają
określone cechy charakteru jej członków takie jak konserwa-
tyzm oraz surowość mieszkańców regionu. Nie bez znaczenia
pozostaje ubóstwo miejscowych przejawiające się w prostocie
i skromnym sposobie życia. I. Kopernicki (1889) określa cha-
rakter Bojków jako „żywy i ogniście namiętny”. Ich charakter
wymuszony jest przez ciężkie warunki przyrodnicze w jakich
przyszło im żyć. Są to cechy określane terminem „góralsko-
ści” mieszkańców Karpat.12 Kolejnymi wspominanymi cecha-
mi przy opisie grupy, a których nie mogę już tutaj rozwinąć,
jest pasterski charakter gospodarki (hodowla wołów, od któ-
rych wzięła się nazwa grupy) oraz badania językoznawcze nad
gwarą bojkowską.
Wspomniani badacze różnie określają Bojków. Przy-
pisuje się im miano grupy etnograficznej bądź etnicznej. Nie
pojawiają się również informacje na temat tego, za kogo
mieszkańcy regionu się uznają. Nacisk położony jest tu na
aspekt spisywania elementów kultury materialnej13.
Na podstawie tak zarysowanego obrazu Bojków
ukształtowanego dzięki pierwszym XIX- i XX-wiecznym opi-

11
J. Obrębski (1936) nazwą tą określa tzw. „cechy formalne” grupy.
12
Zdaniem przytaczanych badaczy mieszkańcy Bojkowszczyzny muszą mieć specy-
ficzne cechy charakteru, aby radzić sobie w niesprzyjających warunkach środowiska.
13
W opisach badaczy pojawiają się również te dotyczące choćby elementów tzw. kul-
tury duchowej, głównie obrzędowości rodzinnej oraz dorocznej. Opisy te jednak znaj-
dują się na marginesie ich zainteresowania.

286
som grupy, wyłania się nam statyczny obraz regionu etnogra-
ficznego Bojkowszczyzny znajdujący się pomiędzy sąsiadu-
jącymi Łemkowszczyzną i Huculszczyzną. Jest on zamiesz-
kały przez prosty lud ubierający się w archaiczne w formie
samodziałowe płótna, mieszkający w drewnianych jedno-
traktowych domach, posługujący się określoną gwarą oraz zaj-
mujący się wypasem wołów na połoninach.

3. Żywy skansen

Teraz przejdę do przełożenia wykreślonego wyżej


obrazu na współczesne postrzeganie grupy. Jak już wspom-
niałam, współczesna literatura przedmiotu poświęcona Boj-
kom i Bojkowszczyźnie to głównie ta pochodząca z przewod-
ników turystycznych14. Mam tu na myśli takie opracowania
jak „Ukraińskie Beskidy Wschodnie” (1997) czy „Osobliwo-
ści Bieszczadów Wschodnich” (2005). Zdecydowany powrót
do zainteresowania tym regionem nastąpił jednak nieco
wcześniej, głównie za sprawą działalności Towarzystwa
Karpackiego. Początkowo były to wyjazdy badawczo-
turystyczne na te-reny Bojkowszczyzny, a później wydawanie
czasopisma Almanach Karpacki „Płaj”15.
Tematyka zamiesazczanych artykułów skupia się
głównie wokół elementów kultury ludowej, tradycyjnego
drewnianego budownictwa, stroju ludowego czy obrzędo-
wości16. Autorzy opracowań raczej uciekają od definiowania
grupy wprost. Mam na myśli określanie za kogo uważają Boj-
ków – czy za grupę etnograficzną czy etniczną. W defi-
niowaniu granic regionu najczęściej opierają się na R. Rein-

14
Właściwszym byłoby nazwanie tej literatury przewodnikami etnoturystycznymi,
bowiem znaczna część ich treści poświęcona jest zagadnieniom związanym z kulturą,
a ściśle etnografią regionu.
15
Czasopismo to ukazuje się od 1987 roku. Początkowo wydawcą było Studenckie
Koło Przewodników Beskidzkich w Warszawie, następnie Towarzystwo Karpackie.
16
Pojawiają się również artykuły dotyczące badań językoznawczych czy granicy
regionu.

287
fussie (który granicę wytyczał w latach 30.!). Co więcej dalej
stosują kategorie wykształcone przez XIX- i XX-wiecznych
badaczy. Mówią o „stroju bojkowskim”, czy o typie „budow-
nictwa bojkowskiego”. Używany przez nich czas teraźniejszy
opisów wskazuje jakby nic na tych terenach się nie zmieniło
od prawie stu lat! Po przeczytaniu tego typu wypowiedzi
można odnieść wyobrażenie, że chociażby wspomniany strój
ludowy jest nadal użytkowany przez mieszkańców wsi kar-
packich. Tym samym dalej prawomocne jest definiowanie
grupy poprzez elementy kultury materialnej. Zupełny brak
w powyższych opisach danych dotyczących współczesnego
życia mieszkańców na wsi i choćby próby zasygnalizowania,
czy ktoś uważa się za Bojka. Pojawiają się również określenia
kultury zapożyczone od pierwszych etnografów – nadal więc
kultura Bojków jest prosta, archaiczna, prymitywna i iście gó-
ralsko gościnna (Łebkowska 2002). W przewodnikach do-
minują fotografie prezentujące drewniane domy kryte strzechą
czy wyjątkowo dobrze zachowane archaiczne przedmioty co-
dziennego użytku (Osadnik 2005). Libuchora, miejsce moich
badań, opisywana jest jako „żywy skansen” (Osadnik 2005,
s. 65). Za tym pojęciem kryje się romantyczny obraz wsi,
w której nadal dominują zamieszkałe kryte strzechą chaty.
Jest to mekka miłośników etnografii.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na fakt, że więk-
szość opisywanych przeze mnie badaczy swoją wiedzę o re-
gionie czerpie przede wszystkim z materiałów źródłowych.
Zdarzają się jednak tacy, którzy odwiedzali te tereny. Wów-
czas za główne narzędzia w poznaniu informacji o grupie
służyły im wywiady kwestionariuszowe, które przeprowadzali
z ludźmi urodzonymi w okresie przed I wojną światową (Kyr-
czów 1993, s. 100). Co dostarcza nam informacji o życiu Boj-
ków sprzed ponad stu lat!
Interesującym przykładem badań dotyczących Bojków
jest działalność warszawskich studentów etnologii i antropo-
logii kulturowej. W ramach wyjazdów grupy laboratoryjnej

288
realizującej projekt „Bojkowszczyzna – kultura duchowa na
pograniczu”, prowadzą działalność badawczą na terenie wsi,
w których również miałam okazję przebywać17. Jest to w mo-
im pojęciu ważny aspekt w działalności badawczej w regionie,
bowiem jako nieliczni w Polsce regularnie wyjeżdżali w ten
teren. Co więcej, na podstawie własnych obserwacji (i w zgo-
dzie z głównym tematem projektu) konstruują swoje kwestio-
nariusze pytań. Główną osią zainteresowań studentów jest kul-
tura ludowa. Wśród tematów pojawiają się te dotyczące
żebractwa, staropanieństwa czy kowalstwa. Zupełnie brak tu
tematów dotyczących współczesności. Zresztą na potwierdze-
nie tego, wśród informatorów dominują ludzie, którzy
ukończyli 70. rok życia. Przysłuchując się relacjom studentów
z badań18 zauważyłam, że to właśnie najstarsi mieszkańcy re-
gionu stanowią dla nich najcenniejsze źródło informacji – wie-
dzą najwięcej na temat interesujących ich tematów. Jednak
tym, co wydaje mi się najciekawsze w opisach warszawskich
adeptów etnologii jest sposób, w jaki próbują definiować Boj-
ków. Można zauważyć tu pewien rozdźwięk. Z jednej strony
bowiem zauważają, że bezzasadnym jest nazywanie tych ludzi
Bojkami, gdyż podczas ich badań nikt za Bojka się nie uwa-
żał. Uciekają od określenia Bojkowszczyzny jako regionu et-
nograficznego: „nazwę Bojkowszczyzna odnoszę więc tylko
do krainy geograficznej”19. „Nazwy Bojkowszczyna używam
nie jako określenie krainy etnograficznej, lecz jedynie nazwy
o charakterze geograficznym – choć nie występuje ona na ma-
pach”. Pojawia się tu interesujący wątek, mianowicie używa-
nie nazwy Bojkowszczyzna na określenie terenu geo-

17
W ramach prac w grupie laboratoryjnej studenci odbyli w latach 2005-2007 pięć
wyjazdów terenowych na obszary takich miejscowości, jak: Komarnyky, Werchnie
Wysockie, Libuchora, Krywka, Matki, Krasne i Mochnate. Końcowym etapem badań
jest najczęściej praca licencjacka powstała na ich podstawie.
18
Uczestniczyłam w zajęciach grupy laboratoryjnej podczas stypendium w ramach
Programu MOST, które odbyłam w semestrze zimowym w 2007 roku w Instytucie
Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego.
19
W tym oraz następnych przykładach opieram się na pracach laboratoryjnych grupy.

289
graficznego. Jest to moim zdaniem błąd. Nazwa ta nie pow-
stała bowiem w oparciu o określone cechy geograficzne tere-
nu, a w oparciu o kulturowe elementy go wyróżniające. Tym
samym w prosty sposób nie można przenieść tych kategorii.
Drugim aspektem, na który chciałabym zwrócić uwagę to mi-
mo, iż autorzy tych prac przyznają, że nie do końca zasadne
jest określanie tych ludzi Bojkami, gdyż oni sami się tak nie
nazywają, to jednak w dalszej części swoich prac Ci sami
autorzy stosują takie pojęcia, jak: „społeczeństwo Bojków”,
„społeczność bojkowska wsi Matków” czy pojawiający się
termin „bojkowska chata”. Świadczy to moim zdaniem
o problemie, z jakim borykają się studenci. Jak wskazałam,
deklarują w większości, że termin Bojkowszczyzna uzywają
w oparciu o geografię terenu, ale dalej stosują go w sensie
kulturowym. Zdarzają się jednak wśród studentów takie prace,
które problem próbują „ugryźć” z drugiej strony. Piszą o kon-
kretnej wiosce na tym obszarze starając się nie stosować ter-
minów odnoszących się do Bojkowszczyzny, ani nie pisać
przez pryzmat „ludowości”, a raczej „uwspółcześnić” swoje
opisy.

4. Gdzie te chaty? Gdzie te stroje?

W tym miejscu chciałabym przejść do przedstawienia


rzeczywistości wsi karpackiej jakiej doświadczyłam. Pragnę
wykazać, dlaczego w moim przypadku XIX-wieczne opisy
„nie zagrały” i z jakiego powodu odczułam potrzebę, aby na
nowo spróbować zdefiniować grupę.
Będąc w Libuchorze bardzo szybko zyskałam sobie
przydomek „poszukiwacza staroci”. Moje ciągłe pytania
dotyczące w moim pojęciu tradycyjnych elementów wyrosły
z pierwszych obserwacji. Owszem opisane przeze mnie drew-
niane chaty kryte strzechą występowały na wsi i to dość licz-
nie. Podczas spaceru potrafiłam każdym się zachwycić i obfo-
tografować ze wszystkich stron. Jednak, coś mi „nie grało”.

290
Mam tu na myśli to, jak te elementy funkcjonują w rzeczy-
wistości wsi w której przebywałam? Czym są dla
miejscowych? Już wstępne obserwacje wykazały bowiem, że
o „stare” domy w ogóle się tu nie dba. Co lepsze zostały wy-
wiezione w latach 70. do skansenu we Lwowie (o czym pa-
miętają jeszcze miejscowi), a reszta pozostawiona we wsi
przedstawiała obraz „nędzy i rozpaczy”. Nie rozumiałam
dlaczego, skoro z mojego punktu widzenia są one zabytkiem
i tym co powinno konstytuować grupę w pojęciu Libuchorzan
nie przedstawiają żadnej wartości, bo naturalne jest, że wolą
mieszkać w wygodniejszych domach ocieplonych sidingiem,
który nie dość, że jest trwały to jeszcze estetyczny (są nim
również obite trzy drewniane zabytkowe cerkwie na wsi). Co
więcej, ilekroć pytałam o stare domy kryte strzechą, zawsze
były one gdzieś dalej i moi rozmówcy nie do końca umieli
sprecyzować, gdzie one są. Nie rozumiałam też dlaczego wła-
dze ukraińskie nie robią nic, aby zabezpieczyć to co ja bym
określiła jako dziedzictwo kulturowe państwa. Podobnie rzecz
miała się z kolejnym ważnym wyróżnikiem grupy – strojem
ludowym. Gospodyni, u której mieszkałam, z wielkim trudem
przychodziło wskazanie osób, które przechowują jeszcze „sta-
re ubrania” (nie mówiąc już o tym, żeby ktoś je nosił!). Sama
przyznała, że miała kiedyś ubrania po matce, ale wszystkie
spaliła bądź „używa je do podłogi”. W takich chwilach wpada-
łam w konsternację, jak to możliwe, że to co współcześnie
w literaturze dalej definiuje ludzi, z którymi przebywam dla
nich nie ma w ogóle znaczenia? Moje wyobrażenia o Bojkach
gwałtownie załamywało się. Sprawa znacznie pogorszyła się,
kiedy zaczęłam o Bojków pytać. I tu się okazało, że o Boj-
kach rzadko kto słyszał! Wszelkie informacje pochodziły zaz-
wyczaj z lekcji historii odbytych w szkole. Jak już ktoś
odpowiadał, że i owszem zna taką grupę, ale ona mieszka
dalej - za kolejną górą bądź rzeką. Do jednych z moich najcie-
kawszych rozmówców należała kuzynka mojej gospodyni –
mieszkająca samotnie 70-letnia staruszka (podobnie, jak dla

291
warszawskich studentów moim głównym źródłem informacji
byli początkowo ludzie starsi). Mając świadomość, że tak, jak
u większości miejscowych jej korzenie wychodzą z Libuchory
byłam pewna, że coś o moich Bojkach będzie wiedzieć. I ow-
szem stwierdziła, że „zna Bojków, ale oni po wojnie
wyjechali, ale część we wsi zostało…”. No dobrze, ale nie re-
zygnując proszę dalej o wskazanie konkretnych domów –
gdzie oni zostali? „No tu…” i to wszystko co była w stanie mi
powiedzieć.
Początkowo tego typu odpowiedzi były powodem do
moich małych załamań. Nie rozumiałam, dlaczego elementy,
które w moim pojęciu powinny konstytuować grupę, z jej
perspektywy nie mają żadnego znaczenia. Dużo ważniejszy
dla miejscowych jest (nazwałabym to) praktyczny wymiar ich
życia: nielegalna praca w lesie, coniedzielne mecze piłki noż-
nej czy piątkowo-sobotnie potańcówki w miejscowym klubie.
Wyjeżdżając z Libuchory miałam olbrzymią potrzebę
bliższego przyjrzenia się literaturze o „stworzonej” grupie boj-
kowskiej i spróbować ogarnąć doświadczony chaos.

5. Tworzenie Bojków

Pierwsi badacze regionu definiowali kulturę jako (Mo-


szyński 1967, s. 12):

[…] zespół wszystkiego, cokolwiek wytworzyła i wytwarza ludzkość.

Stąd istotnym jest podział kultury na trzy wielkie


działy: kulturę materialną, duchową oraz społeczną. Kulturę
ludową określano mianem „kultury niższej” (Moszyński 1967,
s. 12). Był to stan rozwoju społeczeństwa w drodze ku „wyż-
szej” kulturze, której reprezentantem był badacz. Tym samym
rościł on sobie prawo do ostatecznego rozstrzygania o rze-
czywistości. Decydujące było jego „obiektywne oko” re-
prezentujące naukę „odsłaniającą wszystkie poczynania ludz-

292
kości i dostarczające jedynie obiektywnych, niewzruszonych
podstaw dla skonstruowania naukowego na ludzkość pog-
lądu” (Moszyński 1967, s. 20). O ile takie spojrzenie z punktu
widzenia XIX- i XX-wiecznej nauki jest jak najbardziej
prawomocne, to dzisiaj jest już nie do przyjęcia. Dla współ-
czesnych badaczy kultura ludowa jest pewną kategorią ba-
dawczą (Buchowski 1991; Piątkowska 1991; Jasiewicz 1991),
narzędziem analitycznym i konceptualnym – efektem dialogu
„między naszymi obserwacjami i wyobrażeniami a przedmio-
tem naszych badań” (Buchowski 1991, s. 181).
Wracając jednak do opisów XIX- i XX-wiecznych, jak
próbowałam to wykazać, były one wynikiem jak najbardziej
subiektywnych odczuć badaczy. Bardzo często to, co dla jed-
nych było łemkowskie, dla drugich było już cechą mieszaną
czy wręcz obcą dla grupy. Różnie tym samym przeprowadzali
oni granicę samego regionu Bojkowszczyzny. Powstawała
sztuczna kategoria Bojka. Nie chcę tym samym powiedzieć, że
ich badania nie były prawdziwe. Za J. Maćkiewicz (1990,
s. 51) uważam, że kategoria jest zarówno czymś naturalnym,
jak i sztucznym. Naturalnym w tym sensie, że rzeczywiście
badacz w terenie ma do czynienia z konkretnymi ludźmi,
którzy czymś się od siebie różnią i próbuje ten „chaos” jakoś
uporządkować. Sztuczność kategorii polega na tym, że to
w jaki sposób badacz pogrupuje ludzi jest całkowicie jego wy-
mysłem. W świetle tak postawionego problemu tym bardziej
dziwi fakt, z jak wielką łatwością współczesnym pisarzom
przychodzi przepisywanie XIX-wiecznych kategorii, które
z założenia są czymś subiektywnym, a nie „prawdą obja-
wioną” badaczy. W tym punkcie postaram się odpowiedzieć
na pytanie dlaczego taka sytuacja panuje obecnie.
Jak opisywałam to wyżej wśród XIX- i XX-wiecznych
badaczy nie było zgodności co do faktu, kim są Bojkowie. Raz
nazywani byli grupą etnograficzną raz etniczną20. Zawsze jed-

20
W późniejszych definicjach (Jasiewicz 1987) pojawia się rozróżnienie na grupę
etnograficzną, jako tę zajmującą określony obszar wyróżniony przez pewne występu-

293
nak decydującym wyróżnikiem było występowanie określo-
nych cech kultury materialnej w terenie. Jako pierwszy kryty-
kę takiego podejścia sformułował J. Obrębski (1936). W spo-
sób bardzo ostry badacz ten krytykuje definiowanie grupy
etnicznej jedynie przez pryzmat dostrzegalnych cech etnograf-
ficznych oraz dialektologicznych (Obrębski 1936: 170). Jego
zdaniem całkowicie pominięty został u powyższych badaczy
aspekt socjologiczny w podejściu do opisu grupy etnicznej.
Czyli jednym słowem próba odpowiedzi na pytanie, kim czują
się mieszkańcy regionu? Czy mają poczucie swojej odrębności
od sąsiadów? Mimo tak postawionych postulatów Obrębskie-
go w latach 30. XX wieku w stosunku do obszaru Boj-
kowszczyzny, znane mi tego typu badania nigdy się tam nie
odbyły! Tym samym jedyne opracowania, do których
współcześni badacze mogą się odwoływać to te z początków
rozwoju nauki etnologicznej w Polsce.

6. Redefinicja

Istnieje zatem potrzeba spojrzenia na interesującą nas


grupę w świetle współczesnych teorii definiujących grupę
etniczną i jej tożsamość. Ograniczę się do dwóch ważnych ba-
daczy: F. Bartha (2004) i E. Ardenera (1992). Na podstawie
ich prac chciałabym wykazać, w jaki sposób dalsze definio-
wane grupy przez pryzmat dawnej nauki determinuje jej obec-
ne postrzeganie.
Poprzednie definicje grupy etnicznej możemy uznać
za statyczny model opisu. W tym sensie, że określa posiadanie
przez grupę danych cech. W pierwszym przypadku są to wy-
różnialne elementy kultury materialnej, a w przypadku Obręb-
skiego (1936) jest to posiadanie świadomości odrębności.
Barth (2004) proponuje bardziej dynamiczny model opisu.

jące w nim cechy kulturowe. Grupa etniczna oznacza wyższy poziom w rozwoju gru-
py. Zakłada się bowiem, że jej członkowie mają świadomość swojej kulturowej od-
rębności od sąsiadów.

294
Zwraca on szczególną uwagę na fakt i akt (interakcja) przy-
pisywania danego człowieka do grupy (Barth 2004, s. 352):

Przypisanie etniczne jest przypisywaniem kategorialnym, kiedy to


klasyfikuje się osobę pod względem jej podstawowej, najogólniej-
szej identyfikacji, w domniemaniu zdeterminowanym przez jej po-
chodzenie. Aktorzy używając identyfikacji etnicznych, by kategoryzo-
wać siebie samych i innych dla celów interakcji, formułują tym sa-
mym grupy etniczne, które są rozumiane jako grupy w sensie orga-
nizacyjnym.

Tym samym grupę definiuje się poprzez trwanie gra-


nicy etnicznej. To ona określa, kto może należeć (bądź nie) do
danej grupy (Barth 2004, s. 354):

[…] istnieją kryteria określające członkostwo oraz sposoby sygna-


lizowania członkostwa i wykluczania nie-członków z danej grupy.

To ona ustanawia całe spectrum zachowań, z którymi


grupa identyfikuje się i uznaje za swoje bądź nie. Granice etni-
czne są granicami społecznymi między jej członkami (Barth
2004, s. 355):

[…] istnieje potencjał dla różnicowania i ekspansji ich społecznych


relacji tak, by objąć w końcu wszelkie różnorodne sektory i obszary
ludzkiego działania.

Barth proponuje więc definicje grupy etnicznej nie-


jako od wewnątrz, z punktu widzenia członków danej społecz-
ności i ich zachowań. W jaki sposób badacz może próbować
definiować taką grupę? A. Chwieduk (2007) kładzie olbrzymi
nacisk w procesie badania tożsamości kulturowej grupy na ro-
lę, pozycję oraz świadomość badacza terenowego. Od tego
(Chwieduk 2007, s. 36):

[…] na ile świadomy determinującej roli kultury (czyli także siebie)


badacz będzie w stanie umiejętnie dostrzec i opisać ‘granice’ pomię-

295
dzy tym, co traktuje jako ‘swoje’ ze względu na przynależność do da-
nej grupy społecznej (kulturowej), a tym, co wobec niej i w konsek-
wencji wobec niego pozostaje ‘obce’.

Stąd też w procedurze badawczej badacz na początku


powinien zdefiniować własną obcość wobec grupy, w której
przebywa (Chwieduk 2007, s. 37):
[…] a następnie kontrolować reakcje własne i grupy (odkrywanie
mechanizmów, dzięki którym społeczności wyrażają bycie w świe-
cie).

Takie założenie zakłada długotrwałe badania terenowe


w takiej grupie, kiedy poprzez wspólne doświadczanie rzeczy-
wistości i rozwinięte interakcje z naszymi „badanymi” jesteś-
my w stanie odkryć mechanizmy, które rządzą grupą.

7. Władza nadawania nazwy

Z kolei E. Ardener (1992) definiuje tożsamość grupo-


wą kładąc olbrzymi nacisk na relację władzy towarzyszącą
przypisywaniu danej grupie tożsamości. Swoją koncepcję za-
warł w artykule „Tożsamość i utożsamianie” (Ardener 1992).
Badacz przeprowadza w nim krytykę dotychczasowych kon-
cepcji „tożsamości”. Jego zdaniem powinniśmy bowiem
mówić raczej o „utożsamianiu”. Samo pojęcie „tożsamości”
zakłada z góry, że można ją posiadać. Tymczasem możemy
mówić jedynie o wielości form utożsamiania (Ardener 1992,
s. 23):

[…] to co widzimy są to sposoby, w jakie jestem identyfikowany


i w jakie ja identyfikuje.

Proces identyfikacji zakłada tym samym pewną relację


władzy, swoisty „związek pomiędzy klasyfikującym a klasy-
fikowanym” (Ardener 1992, s. 22). Badacz wyróżnia dwa typy
klasyfikacyjne: od wewnątrz – na poziomie grupy jest to sa-

296
mookreślenie odzwierciedlające „wewnętrzne aspekty struk-
tury tej grupy” (Ardener 1992, s. 30). Klasyfikacja drugiego
typu zakłada „akt narzucania” (Ardener 1992), tj. nazywanie
jednej grupy bądź jednostki przez drugą. Z tym, że może poja-
wić się akceptacja tożsamości narzuconej z zewnątrz21.
Zdaniem Ardenera problem wynika z tego, że wciąż
akceptowane są zewnętrzne akty klasyfikacyjne, tak jakby by-
ły one czymś rzeczywistym. W tym punkcie pojawia się prosta
analogia do sytuacji ludności karpackiej. Z zewnątrz upow-
szechniło się zaklasyfikowanie tych ludzi jako grupy etno-
graficznej Bojków i nikt nie czyni problemu z próbą zrede-
finiowania tego pojęcia (Ardener 1992, s. 31):

[…] całe zagadnienie tożsamości etnicznej związane jest moim zda-


niem z problemem jedności naszych badań. Idea, że tam gdzie istnie-
je etnografia oczywiście istnieje też lud, została przejęta bez
zastanowienia z XIX wiecznego świata – który dał nam mniejszości
i narodowości.

Jego zdaniem grupa etniczna to ta, która jest definio-


wana przez samą siebie, gdzie spis stanowi grupę22. Tak zdefi-
niowana teoria tożsamości poprzez akty narzucania i identy-
fikacji łączy się z nadawaniem nazw językowych, które jedno-
cześnie są aktami językowymi oraz społecznymi.

8. Pusta kategoria

Próbując zdefiniować Bojków przez pryzmat powyż-


szych definicji napotykamy na pierwszy problem. Przede
wszystkim jest to potrzeba przeprowadzenia długotrwałych
badań terenowych, na podstawie których będziemy w stanie
orzec czy istnieją takie mechanizmy, które zakładają, że

21
Identyfikacja jest więc aktem dynamicznym zakładającym interakcję.
22
W tym punkcie Ardener (1992, s. 31) odwołuje się do spisów powszechnych i po-
przez nie definiuje grupę.

297
mieszkańcy wsi karpackich stanowią grupę. Może się bowiem
okazać, że nic tych ludzi jako grupy nie łączy. Taki przypadek
Ardener określa mianem „pustej kategorii”. Terminem tym
możemy określić ludzi, których każdy z zewnątrz może przy-
pisać jako członków grupy etnicznej (w naszym przypadku
Bojków) w sytuacji, w której nikt sam siebie Bojkiem nie naz-
wie. Mam jednak świadomość tego, że może to być nieco zbyt
daleko posunięty wniosek. Za krótko bowiem przebywałam
w Libuchorze i za słabo znam region, aby stawiać tak ka-
tegoryczne sądy. Należy więc postawić postulat intensyw-
nych badań na tym terenie, wychodzących w swych założe-
niach poza dostrzegalne relikty tzw. kultury ludowej, a skupie-
nie się raczej na tym, co współcześnie stanowi o grupie z jej
perspektywy.

Podsumowanie

W tekście tym starałam się wykazać, jak sposób opisy-


wania grupy w przeszłości w całości zdeterminował jej współ-
czesny zewnętrzny obraz. Chciałabym na zakończenie przy-
wołać konsekwencje takiego definiowania grupy. Jak starałam
się wykazać Bojkowie to nie tylko drewniane chaty kryte
strzechą czy samodziałowe płótna, ale to także takie cechy
kultury jak jej archaiczność, prostota czy konserwatyzm.
Rodzi to pewne wyobrażenie o grupie, przez które odbiera się,
w moim pojęciu, jej sprawczość. Są to bowiem założenia XIX-
i XX-wiecznego pojmowania kultury ludowej w założeniu
traktujące kulturę typu chłopskiego za niższy stan rozwoju
społeczeństwa w drodze do wyższej kultury miejskiej. Może
są to zbyt daleko posunięte wnioski. Sama jednak podczas
mojego miesięcznego pobytu zdałam sobie sprawę z siły
wyobrażeń, jakie wynosimy z przeczytanej literatury,
zwłaszcza gdy określamy ją mianem naukowej. Jak dobrze
ujmuje to Ardener, nadawanie określonej identyfikacji z ze-
wnątrz wcale nie świadczy o rzeczywistym jej istnieniu.

298
Nazywając kogoś Bojkiem nie ograniczamy się jedynie do
określonego aktu językowego. Za pojęciem „Bojko” idzie
bowiem całe spectrum wyobrażeń go dotyczących23. Tym
samym postuluję nie tylko uważniejsze przyjrzenie się de-
finicjom i opisom zawartym w literaturze, ale także większą
świadomość przy ich tworzeniu.
Odkąd wróciłam z Libuchory borykam się z pro-
blemem opisu doświadczonej przeze mnie rzeczywistości, bo
przecież „jakoś ją trzeba nazwać”? Może drogą do rozwiąza-
nia tego problemu jest próba opisu ludzi z punktu widzenia ich
lokalności? Nie pisanie o całym regionie, a o konkretnym
miejscu – „tutejszości” jego mieszkańców?
Na zakończenie chciałabym przytoczyć wypowiedź
mojego gospodarza w Libuchorze – Pana Mikołaja. Kolejny
raz pytany przeze mnie o Bojkowszczyznę i Bojków mocnym
i pewnym głosem odpowiedział: Jacy my tam Bojkowie jesteś-
my?! My tu Pikujowe!

Bibliografia
Ardener E.
1992 Tożsamość i utożsamianie, Prace Socjologiczne z.15, s. 21-41.
Barth F.
2004 Grupy i granice etniczne: społeczna organizacja różnic kulturo-
wych [w:] red. M. Kempy, E. Nowicka, Badanie kultury. Ele-
menty teorii antropologicznej, Kontynuacje, Warszawa, s. 348-
377.
Buchowski M.
1991 Kultura ludowa – mit czy rzeczywistość? Dyskusja wokół poję-
cia „kultura ludowa”, odpowiedzi na ankietę, Lud t. 74, s. 178-
181.

23
Interesującym przykładem jest artykuł na temat Libuchory, jaki ukazał się na ła-
mach „Życie na gorąco” romantycznie opisującym twarde i rozśpiewane życie Boj-
ków – ludzi, którzy nie chcą, aby dotarła do nich cywilizacja.

299
Chwieduk A.
2007 Jakiś czas po badaniach w Alzacji. Kilka myśli o możliwościach
antropologicznego badania tożsamości grupowej i „realiach
pogranicza” [w:] red. R. Szwed, Dylematy tożsamości zbioro-
wych. Przyczynek do rozważań nad tożsamością ukraińską,
polską i europejską, Lublin, s. 25–37.
Clifford J.
2004 Praktyki przestrzenne: badania terenowe, podróże i praktyki
dyscyplinujące w antropologii [w:] red. M. Kempy, E. Nowicka,
Badanie kultury. Elementy teorii antropologicznej. Kontynuacje,
Warszawa, s. 139–179.
Falkowski J., Pasznycki B.
1935 Na pograniczu łemkowsko – bojkowskim. Zarys etnograficzny,
Lwów.
Gudowski J.
1997 Ukraińskie Beskidy Wschodnie, Warszawa.
Hastrup K.
2008 Droga do antropologii. Między doświadczeniem a teorią,
Kraków.
Jasiewicz Z.
1991 Kultura ludowa a ludowość kultury. Dyskusja wokół pojęcia
„kultura ludowa”, odpowiedzi na ankietę, Lud t. 74, s. 191–196.
1987 Grupa etnograficzna [w:] red. Z. Staszczak, Słownik etnolo-
giczny, Poznań – Warszawa, s. 147–149.
Kopernicki I.
1889 Charakterystyka fizyczna Górali ruskich na podstawie własnych
spostrzeżeń na osobach żywych, Zbiór Wiadomości do Antro-
pologii Krajowej, t. XIII, Kraków, s. 1-34.
Maćkiewicz J.
1990 Kategoryzacja, a językowy obraz świata [w:] red. J. Bartmiński,
Językowy obraz świata, Lublin, s. 47–55.
Obrębski J.
1936 Problem grup etnicznych. Recenzja książki Jana Falkowskiego
i Bazylego Pasznyckiego Na pograniczu łemkowsko – boj-
kowskim, Sprawy Narodowościowe 10, nr 1-2, s. 168-172.
Omiljanowicz M.
2006 Ostatnia enklawa Bojkowszczyzny, Życie na gorąco 34/2006,
s. 8–9.
Osadnik H., Wesołkin W.
2005 Osobliwości Bieszczadów Wschodnich, Lublin.
Ossendowski F. A.
1939 Karpaty i Podkarpacie, Poznań.

300
Piątkowska K.
1991 Kultura ludowa – kultura typu ludowego. Dyskusja wokół poję-
cia „kultura ludowa”, odpowiedzi na ankietę, Lud t. 74, s. 202-
206.
„Płaj. Almanach karpacki” 6, Warszawa 1993.
Reinfuss R.
1939 Ze studiów nad kulturą materialną Bojków, Rocznik Ziem
Górskich, Warszawa, s. 238-278.
Wasilewski L.
1926 Na Rusi podkarpackiej, Przegląd Współczesny 19, s. 336–347.
Zawistowicz K.
1939 Z wędrówki po południowo – zachodnich krajach podkarpac-
kich, Ziemia 14(5), s. 69–72.

Abstract
Do we have the Bojko ethnographic group in the dis-
trict of Bojkowszczyzna at the present?
Firstly, this question might sound obvious. In my
speech I want to consider, how the ethnographic description of
this group of Carpathian highlanders in the past have defined
their identity now. First of all, they were described by the first
polish ethnographers in XIX. and XX. century in the fasci-
nation of the polish folk culture. Then the next generation of
social researcher just have copied this style of description. So
still they have identified this highlanders by the name of Boj-
kowie. Nobody has considered that the socio-economic and
especially cultural reality of the Carpathian villages have
changed. Moreover, nobody has wanted to answer questions
like – with what nationalities their citizens identify today?
What they feel they are now?
My speech is based on my ethnographic fieldwork in
Libuchora – one of the village in Carpathian mountains in
Ukraine. It is well-known because of the artifacts of folk cultu-
re, which still existed there. Basing on my research – especial-
ly on the participant observation method, I want to show the
meaning of this folk cultural relicts for the present villagers.

301
I will try to answer the question – may we call the Carpathian
highlanders by the name of Bojkowie today when nobody
identifies with this name?
Important part of my speech is the presentation of
my photographic materials collected during my fieldwork in
Libuchora (in 2006 and 2008).

302
Przemysław Piwowarczyk
MISH
Uniwersytet Śląski
Katowice

Argument starszeństwa w apologetyce żydowskiej


i chrześcijańskiej do końca II w. n.e.

Wstęp

Aby wyjaśnić czym jest apologetyka posłużę się defi-


nicją Aryeh Kashera (1996, s. 144):

Apologetyka [ἀ πολογηηική] jest sztuką obrony, to jest metodą


uspra-wiedliwienia lub uzasadnienia, przyjętą przez osobę lub grupę
osób (czy to w mowie czy na piśmie) przeciw atakom lub
zniesławieniu, z zamiarem wyjaśnienia pewnych punktów
nieporozumienia, będą-cych zarzewiem błędnych interpretacji, i
obrony określonych kwestii, które stanowią obiekty krytyki i
szyderstwa.

W świecie antycznym panował właściwie konsensus


co do tego, że dawne czasy były epoką świetności, od której
ludzkość systematycznie się oddala. Stąd być może wywodzić
należy kolejne przekonanie, że im dłuższą tradycją może po-
chwalić się dana kultura tym więcej czerpie ona ze świetności
dawnych czasów1. Naród, który mógł wykazać swoją auto-
chtoniczność, to jest iż żył na danej ziemi od „zawsze”, jedno-
cześnie mógł szczycić się, że to od niego wywodzą się
wszystkie wynalazki kultury, które młodsze narody jedynie
przejmowały. Naród zaś, który pojawił się niedawno miał
status, jak to określa Drodge (1996, s. 125) second-hand

1
Przekonanie to było zasadniczo wspólne zarówno Grekom, jak i Żydom. U tych
ostatnich idee lepszej, mesjańskiej przyszłości nie były jeszcze bynajmniej sprecy-
zowane i powszechne, bowiem do 70 r. n.e. los Żydów, nawet jeśli pod obcym pano-
waniem, toczył się bardzo pomyślnie.
303
culture. Tę myśl prosto wyraził sam Józef Flawiusz (Josephus,
Contra Apionem II 152):

Każdy naród stara się swoje instytucje wywieść z jak najodleglejszej


przeszłości, aby nie wydawało się, że naśladuje obce wzory, ale że
sam wskazał innym drogę, jak żyć według prawa.

Powyższego rozumowania właściwie nikt w antyku


nie podawał w wątpliwość2. Kiedy będziemy zatem zadawać
sobie pytanie dlaczego Żydzi i chrześcijanie uważali w pier-
wszym rzędzie za niezbędne właśnie podkreślenie swej daw-
ności miejmy w pamięci zdanie M. Hardwicka (1996, s. 374),
iż dla intelektualistów w antyku:

Związek między starożytnością a autorytetem nie jest postulatem


podawanym w wątpliwość czy uważanym za konieczny do udowo-
dnienia [...] jest zasadniczym elementem kultury.

1. Spór o starszeństwo w tradycji greckiej

Wśród Greków już w V wieku p.n.e., poczynając od


Herodota zdawano sobie sprawę, iż rozstrzygnięcie problemu
starszeństwa jest połączone z określeniem hierarchii zależ-
ności cywilizacyjnych między narodami. Herodot wyraźnie
wskazał kogo uważać należy za najstarszy naród ekumeny,
którego państwowość, sięgając po czasy bogów liczy ponad
siedemnaście tysięcy lat3. Herodot przyznaje iż, poza roz-

2
Grant (1947, s. 189) wskazuje na Arnobiusza (przełom III/IV wieku n.e.) jako przy-
kład odmiennego myślenia. W swej apologii, atakując pogan powołujących się na
dawność swych poglądów mówi on o starożytności jako o „matce przepełnionej
błędami (errorum plenissima mater)”.
3
Herodotus, Historiae II 43 (Herodot podaje tu czas trwania państwa egipskiego od
czasów Heraklesa, który należał do drugiego pokolenia bogów władających Egiptem
do faraona Amazysa, który panował do 526 roku p.n.e.). Herodot przytacza ponadto
przekaz o swoim poprzedniku Hekatajosie z Miletu: „Gdy przede mną historyk Heka-
tajos podawał w Tebach swój rodowód i ród ten po ojcu odnosił do boga jako do szes-
nastego przodka, uczynili mu kapłani Zeusa to samo co mnie, który swego rodowodu
nie podawałem. A mianowicie wprowadzili mnie do wnętrza świętego przybytku, któ-
304
licznymi innymi urządzeniami4, nawet bogowie, a przy-
najmniej wiedza o nich, dotarła do Hellenów od Egipcjan
(Herodotus, Historiae II 43. 50. 52). W oczach Herodota świa-
dectwo Egipcjan uwiarygodnia fakt iż Egipcjanie [...] lata sta-
le liczą i stale zapisują (Herodotus, Historiae II 145). Tradycję
tę umocniła stylizowana na historyczną rama fabularna pla-
tońskiego Timajosa (Platon, Timaeus 22b):

Wtem jeden z kapłanów [egipskich] bardzo starych zawołał:


«Solonie, Solonie, wy Grecy jesteście zawsze młodzi, a Grek stary
w ogóle nie istnieje»

Platon uznawał wprawdzie istnienie jakichś dawnych


Greków, pamięć o których zachowała się jednak tylko u Egip-
cjan, bowiem Grecy po każdorazowym kataklizmie mieli tra-
cić łączność z przeszłością. Egipt zaś, chroniony przez Nil,
zachował ciągłość dziejów. Platoński kapłan kontynuuje
(Platon, Timaeus 23a):

Gdy u was lub w naszym kraju [...] zaszło coś pięknego lub wielkie-
go, lub dla innych względów zadziwiającego, wszystko to od staro-
żytności jest tu zapisane i w świątyniach zachowane i strzeżone.

Platon nie lokuje dziejów Egiptu tak głęboko


w przeszłości, jak uczynił to Herodot. Niemniej i dla niego
gwarantem dawności jest istnienie tradycji literackiej. Kapłan
egipski w Timajosie szacuje (Platon, Timaeus 22c):

Nasze Księgi święte podają 8000 lat od chwili zorganizowania tego


kraju. Zatem przedstawię ci pokrótce prawa waszych ziomków, któ-
rzy żyli przed 9000 lat.

ry był wielki i pokazując wyliczali mi je [posągi kolejnych, następujących po sobie


arcykapłanów] w takiej liczbie, jaką wyżej wymieniłem [...] Wykazali to o wszystkich
trzystu czterdziestu pięciu kolosach [poprzednio Herodot pisze o 341 arcykapłanach],
nie wywodząc ich ani od boga ani od herosa” (Herodotus, Historiae II 142)
4
Rok słoneczny (II 4); procesje błagalne, pochody i zgromadzenia (II 57); pewne tabu
związane z odzieżą (II 81); dni i miesiące poświęcone bogom (II 82).
305
Zatem Ateny były miastem starym, cóż jednak, kiedy
sami Ateńczycy sięgali pamięcią zaledwie nieco wcześniej niż
ostatni potop, nie mając żadnego poglądu, który by pochodził
od starej tradycji, ani żadnej nauki wyblakłej przez czas (Pla-
ton, Timaeus 22c). Najistotniejszy dla nas jest fakt, iż sami
Grecy byli w stanie uznać starszeństwo tradycji wschodnich,
przede wszystkim egipskiej, nad własną.
W okresie po podbojach Aleksandra Grecy weszli
w ścisły kontakt z narodami o starej tradycji. Przeświadczenie
o pierwszeństwie Egipcjan przed wszystkimi innymi narodami
zostało w owym czasie na trzy wieki ustalone przez He-
katajosa z Abdery, w którego opisie Egiptu zarówno Grecy,
jak i Żydzi byli wywiezieni właśnie od nich. Hekatajos pisał
o rozlicznych koloniach, które z Egiptu zasiedliły cały świat;
Belus udał się do Babilonu, Danaos do Argos, podobnie Ży-
dzi, Kolchowie, a nawet Ateńczycy5. Zaznaczyć należy, że tak
szlachetny rodowód, dzielony z Ateńczykami, nie poniżał sa-
mych Żydów. Zresztą niektórzy żydowscy pisarze hellenis-
tyczni, jak Artapan czy Filon, chętnie się do niego przyzna-
wali (Drodge 1996, s. 133-134).
Elity ludów Wschodu, zwłaszcza kapłańskie, mimo
politycznej podległości starały się zaprezentować zdobywcom
jako narody o pradawnej tradycji, którą mogłyby szczycić się
przed Grekami. Spisywano zatem po grecku dzieła history-
czne, wyraźnie adresując je do greckich władców i ich oto-
czenia. W Egipcie dzieło takie stworzył Manethon, w Babi-
lonii Berossus, w Fenicji starało się to uczynić kilku autorów.
Nurt ten G. Sterling (1992, s. 135-136) nazywa „historiografią
apologetyczną”. Z tego pnia wywodzą się także apologie bę-
dące przedmiotem mojej szczególnej uwagi.

5
Diodorus Siculus, Bibliotheca historica I 28, 1–29, 5. Diodorus Siculus, Bibliotheca
historica XL 3, 1-8 apud: Photius, Bibliotheca, cod. 244 (gdzie Diodor z imienia
wskazuje na Hekatajosa jako swe źródło). Zostaje poruszony ten sam temat, tym
razem jednak mowa o cudzoziemcach wygnanych z Egiptu. Wśród nich są Danaus
i Kadmos, a także Mojżesz na czele Żydów.
306
Z kolei systematyczna chronologia była dziełem uczo-
nych aleksandryjskich. Pierwszym jej przedstawicielem był
Eratostenes z Cyreny, który w swym dziele O Chronologii
uporządkował wydarzenia od upadku Troi do śmierci Aleksan-
dra. On też uznał upadek Troi za pierwsze pewne wydarzenie
w dziejach, linię demarkacyjną między mitologią i historią,
oraz datuje je na 1184 rok p.n.e. wedle naszej rachuby
dziejów. Jego dzieło rozwijali, m. in. Apollodor z Aten w Kro-
nice i Kastor z Rodos w dziele pod takim samym tytułem. Sam
Apollodor ograniczył się do dziejów Grecji, ale wkrótce po
nim pojawiła się kronika (tzw. pseudo-Apollodor), która łą-
czyła jego pracę z przekazami o Babilonii i Egipcie, która gło-
siła starszeństwo tych ostatnich.
Niejako w odpowiedzi na nią Kastor z Rodos usilnie
starał się udowodnić, iż Grecy mają równie dawne po-
chodzenie jak narody Wschodu. Zignorował przekazy egip-
skie, a jako źródła do historii Babilonii użył Ktezjasza. Nie ma
u niego wzmianki o Żydach6. Wyprowadził też długą listę
władców Sykionu, z których pierwszy, Egialus, miał objąć
tron w tym samy roku co Ninus, pierwszy król Asyrii, to jest
w 2123 roku p.n.e.7
W I wieku p.n.e. Aleksander Polihistor posługiwał się
już jakąś synchronizacją dziejów powszechnych i biblijnych.
Ostateczna powszechna synchronizacja, którą Wacholder
przedstawia jako Mojżesz – Ogygus – Inachus – Amosis –
Belochus, którzy reprezentują odpowiednio Żydów – Ateny –
Argos – Egipt – Babilon, być może pochodzi od Justusa z Ty-
beriady8. Można jednak zauważyć, że niektórzy pogańscy
autorzy (Polibiusz, Flegon, Porfiriusz) umieszczali Mojżesza,
6
Józef (Josephus, Contra Apionem I 6) pisze o poglądach podzielanych w jego czasie:
„Zdumiewają mnie poglądy, według których w sprawach najdawniejszych wydarzeń
należy zwracać się jedynie do Greków i od nich dowiadywać się prawdy, natomiast
ani nam ani innym ludziom nie można dawać wiary”.
7
B. Z. Wacholder, Biblical Chronology in Hellenistic World Chronicles, HTR 61
(1968), s. 464.
8
B. Z. Wacholder, Biblical Chronology in Hellenistic World Chronicles, HTR 61
(1968), s. 475.
307
a co za tym idzie i pochodzenie Żydów, w odległej przeszło-
ści, u początku dziejów9. Nie było to jednak powszechne, stąd
Józef mógł napisać (Josephus, Contra Apionem I 2):

Na dowód stosunkowo późnego pojawienia się naszego narodu,


przytacza się okoliczność, że sławni historycy greccy nie uznali go
godnym jakiejkolwiek wzmianki.

Przeciwko pretensjom Żydów do dawności wystąpili


pisarze z kręgu egipsko-aleksandryjskiego10. Starając się pom-
niejszyć znaczenie Żydów uderzyli w ich antyczny i szla-
chetny rodowód. Zdaniem Apiona wyjście, a raczej wypę-
dzenie nieczystych, miało miejsce w osiemnastym roku rzą-
dów Bokchorisa to jest w 753 roku p.n.e. (Josephus, Contra
Apionem II 17). Po roku 70 n.e. ta datacja znajduje posłuch w
Rzymie, co widzimy u Tacyta11, Apion podaje tradycję Heka-
tajosa à rebours. W ten sposób została odwrócona pozytywna
u Hekatajosa relacja pochodzenia łącząca Egipcjan i Żydów
(Drodge 1996, 136-137).
W takich warunkach u schyłku I i w początkach II
wieku n.e. powstawała żydowska apologia absolutnego star-
szeństwa Józefa Flawiusza i będąca jej kontynuacją apo-
logetyka chrześcijańska. Apologeci chrześcijańscy II wieku
n.e., o których będzie mowa, aby uwiarygodnić swoją nową
drogę musieli znaleźć oparcie w dawnej tradycji, co nie ozna-
czało jednak wcale, że uznawali za konieczne wyjaśnić czytel-
nikowi dlaczego Kościół poczuwa się do wspólnego dzie-
dzictwa z judaizmem12. Apologia Józefa stała się jednak dla

9
B. Z. Wacholder, Biblical Chronology in Hellenistic World Chronicles, HTR 61
(1968), s. 476-477.
10
Na temat konfliktu egipsko-żydowskiego w Egipcie patrz: Meleze-Modrzejewski
2000, s. 171-175, 203-230.
11
Tacitus, Historiae V 3, 1. Mimo tego Tacyt uznaje zasadniczo antyczny rodowód
Żydów.
12
Prawdopodobnie, wbrew swym adresom były one kierowane głównie do samych
chrześcijan, którzy z tego związku zdawali sobie sprawę, nie zaś do nieświadomych
genezy chrześcijaństwa pogan (Hardwick 1996, s. 377-378).
308
pisarzy chrześcijańskich wzorcową apologią starszeństwa
(Droge 1996, s. 115).

2. Apologie wykorzystujące argument starszeństwa

2.1. Józef Flawiusz (około 37 – po 100 n.e.) – autor apologii,


której pierwotny tytuł brzmiał zapewne O dawności Żydów,
a obecnie używa się późniejszej nazwy Przeciw Apionowi.
Napisał ją niedługo po 94 roku n.e. Wyraźnie spóźniony wo-
bec Menethona i Berossosa, pod koniec I wieku n.e. wydał po
grecku dzieje swojego narodu Dawne Dzieje Izraela. Jak sam
wyznaje (Josephus, Antiquitates I 2):

Niniejszą zaś pracę podejmuję w nadziei, iż wszystkim Grekom wyda


się ona godna uwagi, jako że księgi te mają przedstawić, w oparciu
o pisma hebrajskie, całość naszych dawnych dziejów i ustroju
państwowego.

Obejmowała ona pięć tysięcy lat (Josephus, Antiquiates I 13;


Contra Apionem I 1); 3000 lat od stworzenia świata do Mojże-
sza (Josephus, Contra Apionem I 39.) i 2000 lat od Mojżesza
do Tytusa. Józef podjął się jednak napisania jeszcze jednego
dzieła, które miało rozwiać oszczerstwa rozsiewane przez
„pewnych ludzi” odnośnie Dawnych dziejów (Josephus,
Contra Apionem I 2.):

Bardzo wielu dając posłuch oszczerstwom [...] nie ma zaufania do


tego, co napisałem, a na dowód stosunkowo późnego pojawienia się
naszego narodu przytacza się okoliczności, że sławni historycy
greccy nie uznali go godnym jakiejkolwiek wzmianki.

Józef wykorzystał w swej apologii pokaźną liczbę źródeł, po


części czerpiąc zapewne ze wcześniejszych zbiorów służących
podobnym celom.

2.2. Tacjan Syryjczyk (1 połowa II wieku n.e. – po 172 n.e.)


– autor Mowy do Greków. Jej datacje mocno się różnią – od
309
155 n.e. do około 170 n.e. (Misiarczyk 2004, s. 308). Tacjan
korzystał dla ustalenia chronologii z głównie z Berossosa
i Ptolemeusza z Mendes (przez Apiona). Brak natomiast wy-
raźnych dowodów na wykorzystanie Przeciw Apionowi, choć
nie jest to wykluczone (Schreckenberg 1966, s. 66). Tacjan da-
tuje pewne wydarzenia wedle olimpiad, nie próbuje złożyć
jednak pełnej chronografii. Co ciekawe Tacjana w jego apo-
logii trudno rozpoznać jako chrześcijanina. Imię Jezusa nie po-
jawia się ani razu, podobnie jak terminy „Chrystus” czy
„Kościół” . W jednym tylko miejscu wspomina mękę Jezusa
pisząc o „cierpiącym Bogu”13.

2.3. Teofil z Antiochii (około 120 – 185 n.e.) – autor apologii


Do Autolyka. Napisał ją po 180 roku n.e. (Misiarczyk 2004,
s. 374). Jest pierwszym autorem chrześcijańskim, który ułożył
schemat dziejów począwszy od Adama do swych własnych
czasów. Stanowi on istotny element jego apologii, która nie
wywarła jednak wpływu na innych autorów, zapewne dlatego,
że nie umieścił w niej wydarzeń z życia Jezusa Chrystusa.
Teofil w ogóle nie zaznacza granicy między judaizmem
a chrześcijaństwem. Korzysta z Józefa Flawiusza (i zawartych
u niego cytatów z Manethona, Berossosa i Menandra), Tallosa
i Chryzerosa Nomenklatora. Pierwszeństwo w chronologii
przyznaje jednak Septuagincie (Grant 1947, s. 190-191).

3. Struktura argumentu starszeństwa

3.1. Dawność znaczy prawdziwość


Autolyk, poganin, do którego Teofil skierował swą
apologię, nie zarzucał Pismu, że jest niespójne czy zawiera ba-
łamutne treści, ale właśnie, iż jest (Theophilus, Ad Autolycum
III 1, 1.) „zbyt nowe i nowoczesne” (οἰ òμενος προσυάτοσς
καὶ νεωτερικὰ ς εἶ ναι τὰ ς παρ' ἡ μῖ ν γραυὰ ς). Dlatego to

13
Tatianus, Oratio ad Graecos 13, 6. Na temat teologii Tacjana i wykorzystania przez
niego Pisma patrz: Hawthorne 1964, s. 161-188.
310
III księga apologii ma wykazać mu przede wszystkim
starożytność Pisma i żydowskiej (a zatem i chrześcijańskiej)
tradycji.
W takim to celu Teofil czuł się w obowiązku dać czy-
telnikowi pierwszą chrześcijańską chronologię dziejów świata
(Theophilus, Ad Autolykum III 28,1-7):

Od założenia świata czas mógłby więc zostać podsumowany w ten


sposób: od stworzenia świata do potopu upłynęło 2242 lata, od
potopu do urodzenia się syna naszemu protoplaście Abrahamowi
1036 lat, od narodzin Izaaka, syna Abrahama, do pobytu narodu na
pustyni z Mojżeszem 660 lat, od śmierci Mojżesza i początków
rządów Jozuego, syna Nuna aż do śmierci naszego patriarchy
Dawida 498 lat, od śmierci Dawida i królestwa Salomona do pobytu
narodu wybranego w ziemi babilońskiej 518 lat, 6 miesięcy i 10 dni,
od panowania Cyrusa do śmierci cesarza Aureliusza Werusa 741 lat.
Cały więc czas od stworzenia świata liczy 5695 lat wraz z bieżącymi
miesiącami i dniami.

Wyjaśnia również powody, które skłoniły go do ułoże-


nia takiej chronologii (Theophilus, Ad Autolykum III 16, 1.):

Teraz natomiast chcę, z Bożą pomocą, zwrócić twoją uwagę na chro-


nologię, abyś mógł przekonać się, iż nasza nauka nie jest ani nowa,
ani mityczna, lecz starsza i prawdziwsza niż wszyscy poeci i his-
torycy [ δης ἐ ζηὶ ν ὁ καθ' ἡ μᾶ ς
λòγος, ἀ λλ' ἀ ρταιòηερος καὶ ἀ ληθ ζηερος νηων ποιηη
ων], którzy opisywali rzeczy, nic o nich nie wiedząc.

Teofil zaangażował swą erudycję aby udowodnić daw-


ność chrześcijaństwa. Nie dawał, co prawda w swym wywo-
dzie wiary autorom greckim, nigdzie jednak nie wątpi, że
dowiedzenie starszeństwa (czyli metoda podzielana przez całą
starożytność pogańską, jest właściwą drogą dla ukazania war-
tości chrześcijaństwa).

311
3.2. Tylko świadectwa pisane dowodzą dawności tradycji
U Józefa gwarantem dawności i trwałości jest posia-
danie świętych ksiąg i dokumentów, w których gromadzono
wiedzę o dawnych zdarzeniach. Józef (Josephus, Contra Apio-
nem 22.) nie rozważa dawności tradycji, która nie znajduje
odzwierciedlenia w tekstach: cóż powiedzieć o Arkadyjczy-
kach, którzy chlubią się swoim starodawnym pochodzeniem?
Wszak oni z trudem i jeszcze późnej [niż Ateńczycy] nauczyli
się pisać. Dlaczego tak jest pokazuje Teofil (Theophilus, Ad
Autolykum III 2, 1.):

Pisarze bowiem powinni albo być naocznymi świadkami opisy-


wanych wydarzeń, albo dokładnie dowiedzieć się wszystkiego od
tych, którzy widzieli. Ci bowiem, którzy opisują rzeczy nieznane, po-
dobni są do biczujących powietrze.

Mamy więc przełożenie: świadectwo pisane pocho-


dzące od wiarygodnego autorytetu (żonglerka autorytetami to
inny punkt debaty o pierwszeństwo) gwarantuje prawdziwość
opisu; dawny autorytet, jak Mojżesz opowiada zatem wiary-
godnie o dawnych dziejach.

3.3. Grecka tradycja literacka jest bardzo młoda


Znał Józef argumentację kapłana z platońskiego Tima-
josa (Josephus, Contra Apionem I 7.):

U Greków, jak można stwierdzić, wszystko dzieje się niedawno, by


tak rzec, wczoraj lub przedwczoraj; mam tu na myśli zakładanie
miast, wynalezienie sztuk i spisanie praw, a już chyba do najpóźniej-
szych ze wszystkich osiągnięć należy pisanie historii.

Po pierwsze bowiem (Josephus, Contra Apionem I 20.):

Grecy w pierwotnych czasach nie przejawiali troski o zapisywanie


bieżących wydarzeń w dokumentach publicznych.

312
Po drugie zaś (Josephus, Contra Apionem I 12.):

W ogóle w literaturze greckiej nie można znaleźć żadnego bezspor-


nego dzieła starszego od poezji Homera, który przecież, jak wia-
domo, żył po wojnie trojańskiej.

Historię natomiast jako pierwsi pisali wśród Greków


Kadmos z Miletu i Akusilaos z Agros, którzy żyli na krótko
przed wojnami perskimi (Josephus, Contra Apionem I 13.).
Tacjan zaczyna swoją mowę w tym samym duchu (Tatianus,
Oratio ad Graecos 1, 1.):

Nie bądźcie Grecy, aż tak bardzo wrogo nastawieni do


barbarzyńców, ani też nie oceniajcie źle ich nauk. Któraż to bowiem
z waszych instytucji nie pochodzi od nich?

Podobnie także Teofil (Theophilus, Ad Autolykum III


30, 1):

Grecy nie przedstawiają więc pełnej prawdy historycznej: po pier-


wsze dlatego, że dość późno zetknęli się z tekstami pisanymi, co
zresztą sami przyznają, twierdząc, że pismo wynaleźli Chaldejczycy,
Egipcjanie albo Fenicjanie; a po drugie dlatego, że błądzili i nadal
błądzą, ponieważ nie zajmują się Bogiem, lecz czynami błahymi
i bezużytecznymi.

3.4. Narody Wschodu, a zwłaszcza Żydzi, mają długą,


utrwaloną na piśmie tradycję

Józef grupuje Żydów razem z innymi ludami Wschodu


przeciwstawiając ich Grekom:

Egipcjanie, Chaldejczycy i Fenicjanie – że na razie nie umieszczę na


liście razem z nimi naszego narodu – mają, jak to przyznają sami
Grecy bardzo starą i utrwaloną tradycję historyczną [
ηην
ἔ τειν ηῆ ς δοζιν] (Josephus, Contra Apionem I
313
8.). [...] U Egipcjan i Babilończyków troska o kroniki i badanie
ich spoczywały w rękach kapłanów [...] Nasi przodkowie okazywali
taką samą, a nawet, pozwolę sobie powiedzieć, większą dbałość o
swoje kroniki niż wspomniane narody (Josephus, Contra Apionem I
28 - 29.). [...] Tylko prorocy mieli ten przywilej [pisania historii],
otrzymując wiedzę o zamierzchłych i dawnych czasach z natchnienia
bożego i opisując jasno współczesne im wypadki, jak się wydarzały
(Josephus, Contra Apionem I 37). [...] Zawierają one [nasze księgi]
kronikę od zarania dziejów i słusznie są uznane [jako boskie] za
wiarygodne (Josephus, Contra Apionem I 38.).

Tacjan wymieniając wynalazki ludów Wschodu pisze


(Tatianus, Oratio ad Graecos 1, 1-2.):

Fenicjanie, poprzez odkrycie pisma wynaleźli wiedzę [...] dziejo-


pisarstwa [nauczyli was] kronikarze spośród Egipcjan.

Gdy wreszcie pisze o swym nawróceniu podstawową


rolę pełnią w nim właśnie dawne pisma (Tatianus, Oratio ad
Graecos 29, 2.):

[…] wpadły mi w ręce pewne pisma barbarzyńskie, starsze od nauk


Greków, bardziej jednak boskie niż błędy tamtych [

γμαηα].

Podobnie pisze Teofil (Theophilus, Ad Autolykum III


26, 1.):

Nasze święte księgi są starsze i prawdziwsze niż pisma Greków i Fe-


nicjan, czy też jakiegokolwiek innego historiografa [
μμαηα
ηὰ καθ' ἡ μᾶ ς εἶ ναι ηῶν καθ' Ἕλληνας καὶ οσς, ἢ εἰ
ηινας ροσς θοσς].

Co więcej, mimo iż Teofil przyznaje, że Żydzi wyszli


z Mojżeszem z Egiptu, to i tak zaznacza, że księgi żydowskie
314
starsze są od wszystkich innych, zatem także od egipskich
(Theophilus, Ad Autolykum III 20, 6.). Ważne jest z jakiego
powodu apologeci kładą tak duży nacisk na pisarstwo histo-
ryczne. Otóż oni sami, a zwłaszcza Józef, występują w swej
apologii jako historycy, żonglując datami i imionami, aby
nadać swemu dziełu wiarygodność (Kasher 1996, s. 183).
Chcąc zdobyć zaufanie czytelników muszą siłą rzeczy pod-
ważyć autorytet swych oponentów, a właśnie wskazanie na
niedługą tradycję greckiego dziejopisarstwa (w porównaniu
z długą i godną zaufania tradycją ludów Wschodu, zaś Żydów
w szczególności) jest zgodne z antyczną metodą.

3.5. Starszeństwo Mojżesza


Wszyscy autorzy starali się wskazać, że Mojżesz, a co
za tym idzie i święte księgi, których był autorem, są wcześ-
niejsze zwłaszcza od Homera, za tym bowiem szło
przekonanie, iż także zawarta w nich nauka posiada większy
autorytet niż poglądy wyrażane przez greckich poetów i fi-
lozofów (Hardwick 1996, s. 377). Powód, dla którego od-
woływano się głównie do Mojżesza, zaś tylko sporadycznie do
Abrahama, Noego czy Adama jest taki, iż z całej historii bib-
lijnej tylko on znalazł dla siebie stałe miejsce w kręgu za-
interesowań intelektualistów pogańskich (Gager 1972, s. 25-37).
Pierwszy Eupolemos w II wieku p.n.e. twierdził
w dziele O królach judejskich, że (Clemens Alexandrinus,
Stromata I 23, 153):

Mojżesz był pierwszym mędrcem i że pierwszy przekazał Judej-


czykom znajomość pisma literowego, i że od Judejczyków przejęli je
Fenicjanie, a Hellenowie od Fenicjan.

Dla Józefa starożytność Mojżesza była właściwie pod-


stawowym celem do wykazania, dla spełnienia którego zap-
rzągł całą swą erudycję i zebrał imponujący materiał ze źró-
deł pogańskich. Sumując swój wysiłek stwierdza tryumfalnie
(Josephus, Contra Apionem II 295.):

315
Gdyby te zasady [prawa – przyp. P.P.] wcześniej były u innych na-
rodów zapisane albo z większą wytrwałością przestrzegane,
musielibyśmy czuć wdzięczność dla nich, jako ich uczniowie. Skoro
jednak okazuje się, że nikt inny tak jak my ich nie przestrzega i, jak
dowiedliśmy, my byliśmy pierwszymi, którzy je wynaleźli, to Apio-
nowie, Molonowie i wszyscy, którzy lubują się w kłamstwach
i oszczerstwach, niechaj czują się pogrążeni.

Józef poważył się, jak zauważa A. Drodge na doko-


nanie wyłomu w myśleniu zarówno Greków, jak i, co ważne,
także Żydów, o hierarchii starszeństwa. Stwierdził mianowi-
cie, że to Żydom przysługuje starszeństwo absolutne. Józefa
nie zadowalał egipski rodowód Żydów, który w świetle alek-
sandryjskich reinterpretacji Hekatajosa przestał być szlachet-
ny. W swym dziele uczynił Mojżesza założycielem wszelkiej
cywilizacji, Egipcjan, Babilończyków a poprzez nich i Gre-
ków przedstawił jako czerpiących z dzieła Mojżesza. Było to
wywrócenie istniejącego przez kilka wieków względnego
konsensusu (Drodge 1996, s. 138-140).
Tacjan, co do którego nie wiadomo czy korzystał z Jó-
zefa, wyliczył, iż Mojżesz wyszedł z Egiptu za panowania
Amosisa w Egipcie, to jest za panowania Inachosa w Argos (to
jest około 400 lat przed wojną trojańską) (Tatianus, Oratio ad
Graecos 38.1-39.2). Nie starał się jednak wykazać absolut-
nego pierwszeństwa Mojżesza. Jego celem było bowiem wy-
kazania przede wszystkim starszeństwa Mojżesza wobec Ho-
mera (Drodge 1989, s. 96):

Mojżesz istniał dużo wcześniej [od Homera] i jest starszy nie tylko od
zdobycia Troi, lecz także od jej założenia, a nawet w ogóle od epoki
Trojan i Dardanów. Pokazują to wyraźnie historycy chaldejscy,
feniccy i egipscy14

14
Tatianus, Oratio ad Graecos 36,1–36,2. Już wcześniej zresztą nauczyciel Tacjana,
Justyn zaznaczył „Platon, gdy mówił «wina jest zawsze po stronie człowieka, który
z wolnej wybiera woli, Bóg nie ponosi żadnej winy» przejął tę myśl od Mojżesza,
316
Co innego Teofil, któremu dzieło Józefa było znane;
powtarza on tezę o absolutnym starszeństwie Mojżesza (Theo-
philus, Ad Autolycum III 21, 6.):

Wyraźnie więc widać, że Mojżesz jest starszy od wszystkich pisarzy


(zresztą nie tylko on sam, ale i większość proroków, którzy po nim
żyli), Chronosa, Belosa i wojny trojańskiej. [...] Mojżesz żył 900
a może nawet 1000 lat przed wojną trojańską.

Co zaś do Egiptu, z którym rzecz nie była tak bardzo


prosta, bo nie sposób zaprzeczyć, że Żydzi w nim przebywali,
to Teofil stwierdza, że prócz powyższych sama nazwa Egiptu
jest młodsza od wyjścia zeń Żydów o prawie 400 lat (Theo-
philus, Ad Autolycum III 20,7. III 21, 5.).

Podsumowanie

W kulturze greckiej dawność decydowała o powadze da-


nej tradycji, zaś starodawne księgi z racji zaufania jakim da-
rzono słowo pisane, cieszyły się powszechnym zaufaniem.
Chcąc pouczyć Greków o starożytności swej religii Żydzi do-
łączyli do narodów piszących historie narodowe w języku
greckim dla greckiego czytelnika. Ponieważ jednak to rosz-
czenie do starodawności zostało zakwestionowane przez wro-
gich Żydom autorów, zwłaszcza grecko-egipskich, Józef
Flawiusz podjął się obrony żydowskiego starszeństwa. Korzy-
stając z jego apologii jako wzoru, również chrześcijańscy apo-
logeci, przyznając się do łączności z judaizmem, bronili daw-
ności Żydów. Struktura takiej obrony była w miarę stała, jak
to zostało przedstawione i wykazywała kilka cech charak-
terystycznych:

gdyż Mojżesz starszy jest [od Platona] i wszystkich pisarzy greckich” (Justinus,
Apologia I 44, 8. por. tamże 23, 1).
317
przekonanie o starszeństwie jako cesze decydującej
o wartości danej kultury pozostaje milczącym założe-
niem;
wyraźnie uwidacznia się szacunek dla historii pisanej
przy zupełnym braku uwagi dla historii oralnej;
Żydzi (i chrześcijanie) przyznają się do pokrewieństwa
(cywilizacyjnego) z innymi ludami Wschodu, jakkol-
wiek wyraźne jest dążenie do przedstawienia tradycji
własnej, przez innych tylko zapożyczanej, jako źródła
tej wspólnoty;
Mojżesz i wyjście z Egiptu traktowane są jako zdarzenia
początkujące tradycję żydowską i one w pierwszym rzę-
dzie są przez apologetów datowane.

Bibliografia
Źródła:
Clemens Alexandrinus, Stromata
Klemens Aleksandryjski, Kobierce zapisków filozoficznych dotyczących
prawdziwej wiedzy, przekład, wstęp, komentarze J. Niemirska-
Pliszczyńska, Warszawa 1994.
Diodorus Siculus, Bibliotheca historica
Diodorus of Sicily, przeł. C. H. Oldfather, t. I, Books I and II, 1-34,
London1946.
Focjusz, Kodeks 244, przeł. O. Jurewicz [w:] Focjusz, Biblioteka, t. 4,
przekład i komentarz, O. Jurewicz, Warszawa 1996, s. 167-202.
Josephus, Antiquitates
Józef Flawiusz, Dawne dzieje Izraela, przekład Z. Kubiak, J. Radożycki,
komentarz Witold Malej, Warszawa 1997.
Josephus, Contra Apionem
Józef Flawiusz, Przeciw Apionowi, przeł. i oprac. J. Radożycki [w:]
Józef Flawiusz, Przeciw Apionowi. Autobiografia, Poznań 1986, s. 25-92.
Justinus, Apologia I
Justyn Męczennik, 1 Apologia, przeł. L. Misiarczyk [w:] Pierwsi apolo-
geci greccy, przekład, komentarz i wstępy L. Misiarczyk, Kraków 2004,
s. 206-270.
Herodotus, Historiae
Herodot, Dzieje, przeł. S. Hammer, Warszawa 2005.
318
Plato, Timaeus
Platon, Timajos, przeł. P. Siwek [w:] Platon, Timajos. Kritias albo
Atlantyk, przekład, komentarz i wstepy P. Siwek, Warszawa 1986, s. 18-
128.

Tacitus, Historiae
Tacyt, Dzieje, tł. S. Hammer [w:] Tacyt, Dzieła, Warszawa 2004, s. 389-
596.
Tatianus, Oratio ad Graecos
Tacjan Syryjczyk, Mowa do Greków, przeł. L. Misiarczyk, [w:] Pierwsi
apologeci greccy, przekład, komentarz i wstępy L. Misiarczyk, Kraków
2004, s. 311-355.
Theophilus, Ad Autolycum.
Teofil z Antiochii, Do Autolika, przeł. L. Misiarczyk [w:] Pierwsi apo-
logeci greccy, przekład, komentarz i wstępy L. Misiarczyk, Kraków
2004, s. 385-364.

Opracowania
Drodge A. J.
1989 Homer or Moses? Early Christian Interpretation of the History
of Culture, Tübingen.
1996 Josephus between Greeks and Barbarians [w:] red. L. H. Feld-
man, J. R. Levison, Josephus’ Contra Apionem. Studies in its
Character and Context with a Latin Concordance to the Portion
Missing in Greek., Arbeiten zur Geschichte des antiken
Judentums und der Urchristentums XXXIV, Leiden–New York–
Köln, s. 115-142.
Gager J. G.
1972 Moses in Greco-Roman Paganism, Nashville.
Grant R. M.
1947 The Bible of Theophilus of Antioch, JBL 66, nr 2, s. 173-196.
Hardwick M.
1996 Contra Apionem and Christian Apologetics Josephus between
Greeks and Barbarians [w:] red. L. H. Feldman, J. R. Levison,
Josephus’ Contra Apionem. Studies in its Character and Co-
ntext with a Latin Concordance to the Portion Missing in
Greek., Arbeiten zur Geschichte des antiken Judentums und der
Urchristentums XXXIV, Leiden–New York–Köln, s. 369-401.
Hawthorne G. F.
1964 Tatian and His Discourse to the Greeks, HTR 53, nr 3, s. 161-
188.
Kasher A.
1996 Polemic and Apologetic Methods of Writing in Contra Apionem
[w:] red. L. H. Feldman, J. R. Levison, Josephus’ Contra Apio-

319
nem. Studies in its Character and Context with a Latin Conco-
rdance to the Portion Missing in Greek., Arbeiten zur Geschi-
chte des antiken Judentums und der Urchristentums XXXIV,
Leiden–New York–Köln, s.143-186.
Meleze-Modrzejewski J.
2000 Żydzi nad Nilem. Od Ramzesa II do Hadriana, Kraków.
Pierwsi Apologeci greccy
2004 przekład, wstepy i komentarz L. Misiarczyk, Kraków.
Schreckenberg H.
1996 Text, Überlieferung und Textkritik von Contra Apionem [w:]
red. L. H. Feldman, J. R. Levison, Josephus’ Contra Apionem.
Studies in its Character and Context with a Latin Concordance
to the Portion Missing in Greek., Arbeiten zur Geschichte des
antiken Judentums und der Urchristentums XXXIV, Leiden–
New York–Köln, s. 48-82.
Sterling G.E.
1992 Historiography and Self-definition: Josephus, Luke-acts and
Apologetic, Historiography, Leiden–New York–Köln.
Świderkówna A. [red.]
1982 Słownik pisarzy antycznych, Warszawa.
Wacholder B. Z.
1968 Biblical Chronology in Hellenistic World Chronicles, HTR 61,
s. 451-481.

Abstract
Ancient history was very often used (and is to some
extent used also nowadays) by politicians, political commenta-
tors and artists as a magician’s hut, out of which they were
taking some anecdotes, edifying examples and spectacular
scenes, not to bother themselves about proper understanding of
its historical context.
Also in the antiquity the history was a matter of
dispute, which was carrying on by different groups, or more
exactly by elites of those groups. Dispute was concentrated
on superiority of some nations over others. The important role
played in it an argument from the antiquity. In my paper
I want to focus on this particular argument in context of

320
dispute between Jews and Christians against their pagan
opponents at the end o 1st and in the 2nd century A. D.
Of course this problem did not appear at the turn of
the era. When, according to Herodotus, Greek geographer He-
cataeus of Miletus derived his lineage from Zeus in 16th
generation, in his presence Egyptian archpriest did the same,
but 345 generations back and did not reach the divine ancestor
(Historiae 2. 142). Greeks usually accepted the antiquity of
Egyptians. A good example can be seen in Plato’s Timaeus,
where Egyptian priest states: “There is any old Greek at all”
(22b).
In my paper I use as a source the text of Jospehus’
apology Against Apion (its original title was About the
antuquity of the Jews) and two other apologies of Christian
authors, who as the heirs of Judaism rising the question of
Jewish antiquity. They are: Address to the Greeks of Tatian the
Assyrian and Apology of Theophilus of Antioch
My aim is to show the importance of an argument
form the antiquity in the ancient debate, but the result of my
attempt may be also in use for understanding the role it plays
in the present day.

321
322
Marcin Jauksz
Instytut Filologii Polskiej
Uniwersytet im. A. Mickiewicza
Poznań

Na pograniczu czasów. Klucze tradycji do Pałuby


Karola Irzykowskiego

Jak ten, który dał początek całemu temu ruchowi, przy skonaniu
dopiero poczęcie rozjaśniania się myśli swojej widział [...] – tak jest
podobieństwo, że i odpowiadające mu zamknięcie sprawy jego
skończy.
C. K. Norwid, Jasność i ciemność

Każda epoka nie tylko śni następną, ale też śniąc, pcha ją ku
przebudzeniu. Nosi w sobie własny koniec i urzeczywistnia go, jak
uczył Hegel, w sposób chytry.
Walter Benjamin, Pasaże

Między księgami, między czasami…

Narrator i bohater Snów Marii Dunin, noweli otwie-


rającej księgę Pałuby, rozpoczynając opowieść o swoim nie-
zwykłym romansie z tytułową bohaterką utworu, zaznacza, że
poznał ją podczas wyprawy archeologicznej, która na skutek
tegoż spotkania nabrała nieco innego od planowanego prze-
biegu. Niezwykła córka przywódcy tajnego Bractwa Wiel-
kiego Dzwonu pokazuje zdumionemu (wydaje się) pod-
różnikowi zupełnie nieoczekiwane drogi w głąb – drogi, które
zaprowadzą bohatera, a za nim słuchaczy jego salonowych
opowieści i czytelników noweli Irzykowskiego, nie tyle do
skarbów ukrytych w ziemi, co istoty funkcjonowania tychże
w przepastnym kontinuum historyczno-kulturalnym. Historia
„mająca związek ze sferami mistycznymi” przedstawia boha-
tera dorastającego do roli mistrza mistyfikacji, jednocześnie

323
jednak w wyraźny sposób wskazuje na jego kompetencje
kulturoznawcze, świadomość historyczną pozwalającą mu na
pełny i autorytarny udział w tekstowej – być może jedynej –
rzeczywistości. Archeologiczna (bo taka jest zadeklarowana
profesja narratora) świadomość historycznych warstw świata
w tej krótkiej opowieści Irzykowskiego zostaje przekuta
w symbol świadomości autorskiej, władzy szczególnych kom-
petencji poznawczych, kompetencji dostrzegania tego, co jest
ukryte, umiejętności odczytania znaków, które często należą
do innego czasu, umiejętności zatem zamieszkania poza
czasem, w tym, przede wszystkim, poza linearnym czasem
narracji.
Istotną tezą tych rozważań, funkcjonującą w odnie-
sieniu do wszelkich warstw Pałuby, jest jej absolutna zależ-
ność od historycznych uwarunkowań rozwojowych powieści
jako gatunku wyrażającego duchowość swojej epoki. W myśl
interpretacyjnego projektu falsyfikacyjnego książka Irzy-
kowskiego zajmuje swoje miejsce w systemie historyczno-lite-
rackich konieczności jako synteza i program dla swoich cza-
sów. Program, który, naśladując technikę antykwarskich
mistyfikacji uczy swego czytelnika samodzielności w kon-
takcie ze złożonym i wielowarstwowym bytem powieś-
ciowym. W Pałubie nie tylko człowiek, jak pisał w swym
studium Andrzej Werner (Werner 1965, s. 327 i n.), jest „isto-
tą nieautentyczną, zlepkiem różnych zbiorów przyjmowanych
z zewnątrz”, ale też cała powieść układa się po linii psy-
chologicznych mechanizmów analizy narracji. I nie jest to
tylko ironiczny i demaskujący mechanizm odniesienia się do
współczesnych Irzykowskiemu głównych prądów literackich.
Ironia u Irzykowskiego funkcjonuje bowiem w o wiele szer-
szym wymiarze, tak że trudno nazywać ją wciąż ironią.
W Pałubie dochodzi do demaskacji literatury jako takiej i ob-
jęcia całej jej historii w jednym artystycznym geście po-
przecznego cięcia, które ma wyprowadzić powieść i jej
czytelnika z dotąd zamieszkiwanego „domu epistemologicznej

324
niewoli” (Werner 1965, s. 340): Miarą realizmu jest dla
Irzykowskiego efektywność poznawcza danej konstrukcji –
pisze w swym analizującym Pałubę tekście Werner, ale też
„realizm” Irzykowskiego przezwycięża sam siebie i funkcjo-
nuje wielopłaszczyznowo na kolejnych szczeblach twórczej
autodemaskacji. Najistotniejszym jednak wkładem badacza,
który w połowie lat 60. interpretował wielopiętrową kon-
strukcję Irzykowskiego, jest zdefiniowanie Snów Marii Dunin
jako przedmiotu bezlitosnej parodii dokonanej w tekście głów-
nym książki i tym samym jako ważnego elementu w strategii
gry z literacko współczesnym odbiorcą i konkretną konwencją
literacką. Pomijając element parodystyczny, z którym można
i należy polemizować, istotne jest, że w tej interpretacyjnej
tezie zasugerowane zostaje po raz pierwszy „biblioteczne”
założenie, które mógł mieć Irzykowski, pozwalając istnieć
Snom Marii Dunin poza tekstem głównym Pałuby i zamiast
wykorzystać technikę szkatułkową, sprowokować „dialog”
dwóch zależnych od siebie historii na płaszczyźnie in-
tertekstualnej wewnątrz jednej książki. Ten eksperymentalny
zabieg (dodać do szeregu należy jeszcze dwa teksty krytyczne
zamykające tom) tworzy szczególną bibliotekę lub – jeśli
wybrać metaforykę malarską – muzeum, które wyzwala po-
tencjał ukryty w kolejnych warstwach palimpsestowo zbudo-
wanego „wielodzieła”. Pałuba to wieloksiąg, który umieszcza
niezależne płaszczyzny tekstu obok siebie i czyni z nich jedną
całość, układ znaczący – równie istotny jak dobrze zaplano-
wana ekspozycja w sali muzealnej.
„Wystawa” Irzykowskiego prowadzi z kumulacją
dzieł kultury ten sam dialog negacji, jaki z formułą muzealne-
go bytowania dzieł prowadził Paul Valéry, wskazując na nie-
proporcjonalność między nakładami potrzebnymi na stworze-
nie tylu arcydzieł a wysiłkiem poświęconym na ich „lekturę”,
gdy zgromadzone zostają w jednym miejscu (Valéry 2005, s. 89):

Nasze skarby przygniatają nas i ogłuszają. Konieczność ich groma-


dzenia w jednym miejscu zwiększa smutek i oszołomienie efektem

325
końcowym. [...] Owoc tysięcy godzin, które tylu mistrzów zużyło
rysując i malując, działa przez kilka chwil na nasze zmysły i umysł.
A przecież były one godzinami lat poszukiwań, doświadczeń, uwagi,
geniuszu! Nieuchronnie musimy ulec. Co robić? S t a j e m y s i ę
powierzchowni.

Dramat nowoczesnego odbiorcy jest dramatem wymu-


szonej naiwności, recepcji pospiesznej, niedoskonałej, nie-
adekwatnej. Krytyka literacka Irzykowskiego wychodzi od
bardzo podobnych obserwacji, a Pałuba jako taka stanowi jej
pierwszy zryw, który ma nauczyć czytelnika innego funkcjo-
nowania w zastanej przestrzeni kultury. Skoro bowiem zmienił
się świat znaków, musi się zmienić również sposób ich kodo-
wania i odbioru, tak, by cudowność, która obok tajemnicy jest
głównym żywiołem poezji, mogła wciąż cucić świat: „utrzy-
mywać ducha ludzkiego wciąż na owym pograniczu, gdzie
trwa jeszcze zdziwienie czy przebudzenie” (Irzykowski 1975,
s. 572).
Odpowiedzialny twórca, za jakiego pragnął uchodzić
Irzykowski, chce nauczyć swoją współczesność właściwej jej
estetyki i poddawać własne sądy nieustannej weryfikacji –
tylko w takiej formule epoka może pozostać prawdziwie no-
woczesną i jednocześnie poetycką: w stanie nieustannie „gro-
żącego” zdziwienia. Tymczasem – pisał w 1921 roku Irzy-
kowski, wspominając zresztą Pałubę i własną próbę budo-
wania opozycji miedzy sensem a nonsensem – (Irzykowski
1975, s. 578):

[...] dziś [...] ma się wrażenie, że cud został zamieniony w chaos.


W tym gąszczu ginie jednak sprawa cudu jako zagadnienie i miejsce
zdziwienia zajmuje dziwactwo.

Ta deprecjacja wypływa z tego samego ducha co znu-


żenie Valéry’ego w Luwrze – niemożliwości nieskończonego
gromadzenia, natłoku indywidualności, które zabijają się naw-
zajem. U Irzykowskiego ta deprecjacja posunięta jest jeszcze

326
dalej, gdyż twórczość własna, nowa twórczość poetów współ-
czesnych staje się niczym więcej jak amalgamatem cudów
zapożyczonych, nie własnych. Biblioteka Irzykowskiego złą-
czona w jednym tomie stanowi metaforę kultury przełomu
wieków, wewnątrz której sprzeczne ze sobą prądy są skazane
na konflikt lub na bezwzględną obojętność, stanowi też –
przynajmniej w założeniu – remedium na epoki tej bolączki.
Zderzenie ze sobą dwóch tak odmiennych w cha-
rakterze tekstów, jak Pałuba i Sny Marii Dunin, i natych-
miastowe opatrzenie ich wnikliwym aparatem autokry-
tycznym (którego pierwsza warstwa funkcjonuje już wewnątrz
samej powieści) to bardzo kompetentnie, nawet jeśli po części
intuicyjnie, stworzony bastion, w którym dzieło potrzebne
swoim czasom miało się zaciekle bronić. Irzykowski co praw-
da się pomylił; zawczasu przygotowywana obrona nie była
konieczna, gdyż atak nie nastąpił; zbyt skomplikowana oka-
zała się być struktura, którą zaproponował jako własną metodę
na zbawienie literatury od banału i zatrzymanie postępującego
procesu wyjałowienia rodzimej literackiej gleby. Nie jest to
jednak dzieło tak bardzo wyrastające poza epokę, jak mogłoby
się wydawać i w jakim sugerowali współcześni a także póź-
niejsi wnikliwi czytelnicy. Książka ta wywalcza sobie miejsce
w dokładnie jej przeznaczonym czasie, stanowiąc jednocześ-
nie – i to bodajże najistotniejsze – wnikliwą interpretację
dziejów literatury i zadań, jakie ją czekają. Pałuba to projekt
historiozoficzny polskiej literatury, synteza czasów przeszłych
i przyszłych, muzeum sztuki i jednocześnie, by przywołać
w celach ilustracyjnych przedpałubiczny projekt Irzykowskie-
go, „wycieczka w świat daleki”, w ów (Irzykowski 1913,
s. 194):

[…] rezerwuar tysiąca śpiących możliwości oryginalnych, które


nowym zaklęciem obudzić należy.

327
Pokłady romantycznego lęku

Pałubiczny atak Irzykowskiego na przestrzenie roman-


tycznej egzaltacji funduje się na integralnie idealistycznym
założeniu estetycznego funkcjonowania człowieka i romanty-
cznej koncepcji podmiotu, od której ucieczki nie ma, tak jak
nie ma innej drogi przezwyciężenia romantyzmu niż przez je-
go przeżycie. Stanisław Brzozowski (Brzozowski 1990,
s. 463) dostrzegający w Irzykowskim krytyka romantyzmu,
nie zauważa pętli ideału jaką zakłada sam sobie na szyję autor
dzieła takiego jak Pałuba. Jej porażka nie leży jednak w nie-
skończonym ciągu podważeń, który byłby konsekwencją reali-
zacji jej autotematycznych postulatów w samym dziele –
ad infinitum, jak starał się udowodnić Andrzej Werner
(Werner 1975, s. 346-347) – ale, jeśli można tu mówić o po-
rażce, na próbie wskazania, że ten ideał, który ze sztuki starali
się wyśnić niektórzy romantycy jest podobnego rodzaju
mrzonką dla modernistycznych poszukiwaczy Księgi. Uwikła-
ny w „muzealny” syndrom powierzchowności czytelnik
nowoczesnej literatury musi pragnąć wyzwolenia, uzdro-
wienia z choroby własnego Ja, swoistego odwrócenia uwagi.
Stać się to może albo na drodze postulowanego przez Brzo-
zowskiego zatopienia się w twórczym fermencie duszy kultu-
ralnej, albo za sprawą w ślad za Irzykowskim założonej pętli
nieuniknionego fałszu, który jest jedyną formułą funkcjono-
wania niezależnego Ja w nieuporządkowanym świecie nowo-
czesnych mitologii.
U korzeni falsyfikatu – dzieła uwodzącego czytelnika
na manowce dla ocalenia wiary w możliwość porozumienia –
leży romantyczny dramat przerażenia samym sobą, uczucia lę-
ku zawartego w spojrzeniu artysty zapatrzonego w mrok włas-
nego powołania. Każdemu, kto uwierzy w prawdę poetyckiego
posłannictwa, zmierzyć się przyjdzie z niezmierzonymi
pokładami słowa, a ostatecznie przekroczyć próg Nieznanego.
W tym celu nowoczesne programy i teorie estetyczne szukają

328
legitymacji do zburzenia epistemologicznego zadufania oświe-
conych. Romantyzm, jak ustalił Kierkegaard, a w rewizjonis-
tycznych brawurowych interpretacjach potwierdził Harold
Bloom, napiętnowany jest lękiem (Bloom 2002). I chociaż są
to dwie odmienne wersje niepokoju (a jego imion jest więcej),
to między egzystencjalnym lękiem myśliciela z Kopenhagi
a Bloomowską interpretacją zależności efeba od silnego poety
rozpięta zostaje istotna nić powinowactwa między życiową
i artystyczną samodzielnością w nowoczesnym świecie odcza-
rowania. Otchłań, którą za wszelką cenę starają się przeniknąć
romantycy, stanowi rację dalszego bytu pozwalającego wie-
rzyć w sens – nie tylko egzystencji (co było prymarnym, jeśli
nie jedynym celem Kierkegaarda), ale przede wszystkim spo-
sobu wyrażania: silnego, niezależnego, oryginalnego. Lęk to-
warzyszący spoglądaniu w otchłań ma wartość wyzwo-
licielską: w starciu z życiem rodzi się nowoczesny, silny czło-
wiek poszukujący duchowej niezależności w starciu z proble-
mem ekspresji (przez obawę wtórności i przez perspektywę
porażki zupełnej czyli nieadekwatności pisma w stosunku do
głębi poetyckiego przeżycia) rodzi się nowoczesny artysta sta-
rający się uchwycić istotę danego czasu i swego w nim za-
mieszkania.
Synteza poglądów estetycznych na powinności sztuki
rozpisanych w szkicu Charlesa Baudelaire’a Malarz życia no-
woczesnego (Baudelaire 2000, s. 309-346) i Kierkegaardow-
skiej filozofii egzystencjalnej funduje nie tylko najbardziej
nośne współcześnie próby historyczno-literackich i teoretycz-
nych ujęć procesu przemian estetycznych wieku XIX (Jauss,
de Man, Bloom), ale może stanowić przyczynek do rozpozna-
nia wzajemnych zależności między romantyzmem a moder-
nizmem w planie epokowej samoświadomości. Zakorzeniona
w koncepcji wyznania poetyka falsyfikatu głosi bowiem ko-
nieczność wydarcia współczesności jej największych sekretów
i obnażenia ich na drodze literackiej realizacji. Najprostszą do

329
tego celu drogą okazała się próba autodemistyfikacji i obnaża-
nia własnego warsztatu i istoty artystycznej techniki.
Romantyczny Twórca i modernistyczny Artysta to
charakterystyczne XIX-wieczne oblicza jednostek stojących
odpowiednio „ponad” i „naprzeciw”1 świata małych, szarych
ludzi. Jednak w egzystencjalnym XIX-wiecznym przełomie
koniecznego samookreślenia również w obrębie tej elitarnej
grupy wyłania się grupa zapatrzona w swoje estetyczne trwa-
nie jak w obraz o wątpliwej często proweniencji. Z tego zapat-
rzenia wynikają techniki zwątpienia i wewnętrzna konieczność
rozliczenia się z dorobkiem – własnym i całej epoki. Stąd
arcydzielna dygresyjność Słowackiego, mistrzowska ironia
Norwida, stąd powieściowy pęd ku samoświadomości nawet
kanonicznych dzieł klasycznego realizmu (Henry James), stąd
wreszcie Pałuba Karola Irzykowskiego.
Słynny sąd Stanisława Brzozowskiego o aemocjonal-
nym charakterze Pałuby (Brzozowski 1990, s. 148-157), z któ-
rym zresztą Karol Irzykowski polemizował (Irzykowski 1913,
s. 157-159), stanowi o błędnym na wskroś osądzie natury tego
zjawiska, jakim w myśl ambitnego projektu miała być dla
współczesnych Pałuba. W finale swej recenzji pod zna-
miennym tytułem Cogitationes morosae przyszły autor Legen-
dy Młodej Polski pisał (Brzozowski 1990, s. 157):

Książka p. Irzykowskiego jest zimna, zimna z zaciekłością i upartym


natężeniem systematu. Jest ona zamkniętym we własnej szarzyźnie
rozpamiętywaniem nad samym sobą epoki na wskroś zarażonej nie-
mocą.

1
Odpowiednio, ale nie jedynie. Należałoby może po prostu zasugerować odwrócenie
akcentów dwóch cech postawy twórczej artystów formacji romantycznej i mo-
dernistycznej, z których pierwsi stawali znacznie częściej na katedrze społecznego
wychowawcy, nauczyciela nowej duchowości i będąc wyżej, nie odwracali się od
ludzkości plecami równie często, jak to zdarzało się w silnych manifestach anty-
filisterskiego modernizmu.

330
Te słowa określają interpretacyjną przenikliwość
Brzozowskiego i jednocześnie wmawiają powieści Irzykow-
skiego coś, na co nie można się zgodzić po uważnym przyj-
rzeniu się autobiograficznemu wymiarowi dzieła. Jednak nie-
ustępliwość pisarza tropiącego mechanizmy rozwoju swego
bohatera i jednocześnie budującego narrację o tychże mecha-
nizmów komentowaniu musi chwilami przerażać. Konsek-
wencja Irzykowskiego nie pozwala mu zostawić na bohate-
rach Pałuby i wszystkich jej czytelnikach suchej nitki: burząc
legendę epoki, uderza on jednocześnie w cały szereg legend
prywatnych, cichych autobiografii jakie na prywatny użytek
tworzy sobie każdy człowiek. Zmuszając odbiorcę dzieła do
współuczestnictwa w tym rachunku sumienia, Irzykowski wy-
znaczył pole, na które z czasem wkroczyć miała XX-wieczna
powieść psychologiczna, po lekcjach Freuda, a w dalszej ko-
lejności Junga i Lacana, w pełni zdolna do psychicznej wi-
wisekcji swych bohaterów. Skalpel Irzykowskiego miał wsze-
lako ciąć potrójnie. Jedno cięcie skierowane było przeciwko
samym bohaterom, bezwzględnie obnażając psychiczne me-
chanizmy budowania przez nich świata wokoło, drugie wy-
mierzone w powieściowy mechanizm psychologiczny, jako ta-
ki niedoskonały i zbyt ubogi, by pierwsze działanie „chirur-
giczne” mogło być w pełni skuteczne, i wreszcie trzecie
przyjmujące postać wielopłaszczyznowej metanarracji o pro-
cesie i komplikacjach dotykających całościowego projektu
Pałuby. Przebijający się do niższych poziomów psychiki
swych bohaterów narrator Pałuby odkrywa jednocześnie –
warstwa za warstwą niby archeolog – pokłady snutych przez
siebie rozważań. Podobnie jak bohater Snów Marii Dunin
dociera do sedna rozczarowania, starając się jednak przekuć je
we własny tryumf. Irzykowski, co istotne, nie traci nadziei,
a jego powieść ma charakter „próby w głąb” bez względu na
raz za razem uświadamiany sobie niemożliwy wymiar włas-
nego projektu. Na straży tych poetyckich przekonań stoi ego-
tyzm artystyczny, którego mistrzami mogliby się mienić

331
Stendhal, Wagner czy też niektórzy polscy wieszczowie ro-
mantyczni.

Romantyzm jako niewyczerpane źródło nadziei

Jeśli odwołanie do romantycznych korzeni ma nabrać


pełnego wymiaru, warto wskazać na interpretacyjne zależności
i te elementy romantycznej perspektywy na sztukę, które Irzy-
kowski miał szanse zawłaszczyć dla swej nowoczesnej kon-
cepcji literatury. Poczucie wyczerpania, które było udziałem
niemieckich idealistów, ma tu znaczenie pierwszorzędne. Jak
pisał Friedrich Schlegel w swych Ideach (Schlegel 2000a,
s. 220):

Wszystkiego, co daje się zrobić, dopóki filozofia i poezja są roz-


dzielone, ludzie już dokonali. A zatem pora je zjednoczyć.

Romantyzm rodzący się z odwiecznej ludzkiej fascy-


nacji tym, co zakryte, z bałwochwalczego oddania się na usłu-
gi tajemnicy, jest epoką, która odmienia definicję sztuki i kła-
dzie się niby fundament pod schizofreniczną budowlę wymie-
szanych cegiełek poezji i filozofii. Postulat starszego z braci
Schleglów dotyka bowiem jednego z istotniejszych nerwów
poezji romantycznej i późniejszych modernistycznych już za-
biegów estetycznego eskapizmu. Irzykowski podejmuje się
misji jednoczącej obce sobie dominia, tak jak wcześniej, choć
absolutnie niezależnie od siebie czynili Stendhal, Kierke-
gaaard czy Nietzsche.
Falsyfikat ustanowiony zostaje w tym miejscu właśnie
jako nowoczesna droga wyjścia z dramatu otchłani, tego ni-
czym nie hamowanego powołania do mnożenia znaczeń wy-
nikłych z rozdarcia po starciu z niewypowiadalnym. Falsyfikat
pozwala odwołać się do techniki tam gdzie metafizyka oka-
zuje się zawodzić, gdzie restytucja i reprezentacja wrażenia
okazują się zadaniami niemożliwymi do przeprowadzenia. Im-
pas w jaki popadło pierwsze pokolenie Młodej Polski stanowił
332
o konieczności rewaloryzacji romantycznej mitologii poety
i poezji na rzecz nie mniej romantycznej ale odrzucającej
naiwność ekspresyjną koncepcji podmiotu silniejszego niż
tekst. Wraz ze spektakularnymi wystąpieniami Irzykowskiego
i Berenta, ogłoszeniem w 1903 roku Pałuby i Próchna, rodzi
się na ziemiach polskich prawdziwie nowoczesna świadomość
literatury, nawet jeśli faktycznie dostrzegają to tylko nieliczni.
Próchno Berenta jest tu na pozycji zdecydowanie uprzywi-
lejowanej – znajdując dużo szerszy odzew wśród ówczesnych,
jak i wśród późniejszych badaczy epoki. Pałuba nawet dziś
pozostając na marginesie studiów młodopolskich jako kon-
sekwentnie „niemłodopolski” twór, stanowi wszak systemat
o tyle istotny, że właśnie w niej dopatrywać się należy spełnie-
nia ideałów Schleglowskiej wizji twórczości nowej i oryginal-
nej, syntezy współczesności dokonanej w nowoczesnym dzie-
le literackim. Jak pisał w swych Fragmentach Friedrich Schle-
gel (Schlegel 2000a, s. 212-213):

Istnieje poezja, dla której początkiem i końcem jest proporcja ideal-


ności i realności, poezja, która przez analogię do technicznego języ-
ka filozofii winna się zatem zwać transcendentalną. Zaczyna się ona
jako satyra całkowitym rozróżnieniem idealności i realności; jako
elegia trwa w zawieszeniu pośrodku, kończy się zaś jako idylla
absolutna tych dwu tożsamością. Nie ceniono by jednak
transcendentalnej filozofii, gdyby nie była krytyczna; gdyby wraz
z produktem nie ukazywała i produkującego, a w systemie
transcendentalnych myśli nie mieściła także charakterystyki trans-
cendentalnego myślenia. Podobnie i owa poezja powinna zawierać
nierzadkie u nowoczesnych poetów transcendentalne materiały
i wprawki do poetyckiej teorii tworzenia literatury – łącząc je z ar-
tystyczną refleksją i szlachetnym zapatrzeniem w siebie [...]. Poezja
owa powinna łączyć to wszystko, we wszelkim opisie opisując i sie-
bie, zawsze będąc zarazem poezją poezji oraz samą poezją.

Ideałem twórczości, swoistym „nadrodzajem” czy


„nadgatunkiem” była dla romantyków z kręgu „Atheneum”
powieść, czemu dawał wyraz niejednokrotnie również sam

333
Schlegel, między innymi głosem Antonia, jednego z uczest-
ników swej Rozmowy o poezji. „Szlachetne zapatrzenie w się-
bie”, o którym pisze we Fragmencie 121 to przede wszystkim
przyczynek do tak pożądanej przez jego bohatera teorii
sławiącej dzieło, które (Schlegel 2000b, s. 175):

[...] samo musiałoby być powieścią, fantazyjnie oddającą każdy


wieczny ton fantazji i raz jeszcze czyniącą zamieszanie w chaosie
rycerskiego świata.

Irzykowski z kolei odmienia ten świat w jego lokalnej


wersji, odbierając polskim rycerzom ducha przywilej legendy.
Na dyskredytację Strumieńskiego pada bowiem cień miste-
rium z Oberammergau, tego samego, które pozwoliło parę lat
później Brzozowskiemu zmetaforyzować „kompleks romanty-
zmu” dostrzeżony w polskim społeczeństwie przełomu wie-
ków. W przeciwieństwie jednak do etyka Brzozowskiego,
Irzykowski jest przede wszystkim estetą, a jego młodzieńcza
teoria poezji, z której wywodzi się również, jeśli nie przede
wszystkim, Pałuba, ma za cel przywrócić dziełu sztuki jego
naczelne miejsce w systemie ludzkiej komunikacji. Szukając
dla poezji definicji w swym młodzieńczym manifeście Czym
jest Horla?, demonizuje wzajemne relacje między dziełem, je-
go autorem i czytelnikiem. Warto w tym miejscu przypomnieć
szczególnie wyzywający finał programu Irzykowskiego (Irzy-
kowski 1979, s. 86):

W czasach obłudy i niemocy my chcemy wyemancypować poezję


spod literatury. Chcemy stać na straży jej zadania, bliżsi chaosu niż
inni! Nie mogąc osiągnąć zadania pragniemy w poezji wypowiadać
je przynajmniej z całą bezwzględnością. Krew własna jest rdzeniem
poezji i strumieniem piękności. To jest druga Horla. Naturalizm
wchłonął w siebie romantyzm, symbolizm wchłonął w siebie natura-
lizm. W dalszym ciągu musi poezja wchłonąć w siebie i zaanektować
tę drugą Horlę, dążąc ku nieznanej przyszłości.

334
Uświadomienie sobie w tym miejscu, że trzy czynniki
składające się na cud poezji w myśl programu Czym jest Hor-
la? odpowiadają książkom w Pałubę wpisanym a wy-
odrębnionym przez Kazimierza Wykę (Wyka 1959, s. 227),
pozwala określić, w jaki sposób nowoczesna sztuka przez
wspięcie się na wyżyny samooglądu wieńczy współczesny
Irzykowskiemu dorobek literatury. Jest też jednocześnie
dopięciem Schleglowskiego projektu powieści, gdyż jednoczy
w sobie dwa kierunki wyobraźni, jakimi i dla Irzykowskiego
było pisanie poetycznych utworów i refleksja o zaobser-
wowanej rzeczywistości. Powracające widmo literackości zos-
taje rozproszone przez napisanie dzieła w niecodzienny spo-
sób przpoczwarzające postulaty niemieckiego idealizmu oraz
przez koncept przemianowania procesu tworzenia sztuki na
sztukę samą. Metatekstualne strategie pisarza, osiągając w Pa-
łubie pułap artystycznego ekshibicjonizmu, potwierdzają fakt
pełnej integralności procesu tworzenia ze wszelkimi pozos-
tałymi etapami istnienia dzieła. Ta deklarowana po wielokroć
chęć uczynienia procesu artystycznego czynem właściwym,
ma stanowić o uwolnieniu debiutanckiej powieści młodego ar-
tysty od konieczności wywoływania „dreszczu”. Przez dreszcz
rozumie Irzykowski pułapki banału, starania pisarskie, by
wziąć czytelnika na lep wyuczonego stanu duchowego (Irzy-
kowski 1981, s. 474-475). Jawność, której tak bardzo pragnie
jest w rzeczy samej nieziszczalna: emancypacja poezji spod li-
teratury nie jest możliwa. Ale pochylający się nad poetycką
otchłanią przeszłości autor Pałuby rozumie, że tylko za sprawą
szczerości w ujmowaniu swych ograniczeń poezja może mieć
przyszłość. Stąd konieczność meta-poziomu narracji, stąd ko-
nieczność oddania siebie dziełu bez reszty – można by rzec:
„do krwi ostatniej”. Irzykowski spełnia bowiem również
w swym biograficznym studium postulat Schleglowskiego
Antonia o wypowiadaniu w powieści własnego życia; w nie-
mieckim idealistycznym dyskursie teoretycznym auto-

335
biografizm jest warunkiem sine qua non wielkości (Schlegel
2000b, s. 175):

Fundamentem wszelkiej romantycznej literatury jest prawdziwa


historia. [...] Najlepsze rzeczy w najlepszych powieściach to nic
innego, jak tylko mniej czy bardziej zamaskowane wyznanie autora,
plon jego doświadczeń, kwintesencja jego swoistości.

Irzykowski daje czytelnikowi coś więcej niż strzępy


własnej biografii. Nie tyle przekuwa, we własnym odczuciu,
spalony w 1939 roku pamiętnik dla Erny Brandówny na for-
mułę powieściową, co dodatkowo z tak ustanowionego prze-
tworzenia buduje postulat „bezimiennego dzieła” – które
Aleksandra Budrecka skłonna byłaby utożsamiać ze spo-
wiedzią, wyznaniem (Budrecka 1981, s. LXXIII). Najświeższa
to warstwa w tym archeologiczno-literackim dialogu z przesz-
łością; w miejscu, gdzie historia zaczyna mierzyć epokami
życia jednostki, pojawia się prawda nowoczesnego poszu-
kiwania własnej tożsamości. Oddanie się dziełu odbiera artyś-
cie prawo do imiennej biografii – ta staje się udziałem
fikcyjnych postaci, odtąd już narzędzi, trybików w maszynie
idei, której rozpoznanie leży już po stronie czytelnika.
Pałuba wyrasta z romantyzmu. Nie stać jej na to, by
z romantyzmu nie wyrastać. Istotnym jednak jest, jak wiele
dzieje się na planie krytyki tej bogatej duchowej spuścizny.
Irzykowski stając na granicy biegunowych interpretacji ro-
mantycznej formacji duchowej i sprzeciwiający się wszelkim
wtórnym i jałowym przetworzeniom jej dziedzictwa, niczym
Dante przeprowadza polską świadomość literacką na drugi
brzeg stosunku do tak uwielbianej i tak często nienawidzonej
tradycji. Gdy w cytowanym już tekście Cudowność jako ma-
teriał poetycki Irzykowski wskazywał na silne korzenie ro-
mantyczne święcącego właśnie tryumfy ekspresjonizmu, pisał
o wartości i zagrożeniu płynącym z gry o najwyższą stawkę
w poezji, o cudowność, o tajemnicę. Napisana dwadzieścia lat
wcześniej Pałuba miała już wtedy charakter szczególnego

336
czyśćca w polskich literackich „zaświatach”. Irzykowski wy-
snuł bowiem w swej powieści z romantycznej myśli postulat
własnej, na wskroś nowoczesnej literatury, literatury metatek-
stu, który odtąd stanie się w ten czy inny sposób realizowaną
koniecznością. Falsyfikat staje się ikoną tego starcia, ideą, któ-
ra w formule przeczucia nie zawsze do końca zrealizowanego
przyświeca wszystkim walczącym o ideową wzniosłość sztuki.
Niewzruszonym zaś lękiem pokutującym w świadomości mo-
dernistycznej pozostanie syndrom muzeum Valéry’ego, strach
przed wtórnością i wynikającą z natłoku głosów artystycznych
niemocą dopełnienia siebie przez oryginalne i własne dzieło
sztuki.

Bibliografia
Bloom H.
2002 Lęk przed wpływem. Teoria poezji (przeł. A. Bielik-Robson,
M. Szuster), Kraków.
Brzozowski St.
1990 Eseje i studia o literaturze (opr. H. Markiewicz) t. I, Wrocław.
Budrecka A.
1981 Wstęp [w:] K. Irzykowski, Pałuba – Sny Marii Dunin, Wrocław,
s. III–XC.
Irzykowski K.
1913 Czyn i słowo. Glossy sceptyka, Lwów.
1975 Cudowność jako materiał poetycki [w:] K. Irzykowski, Wybór
pism krytycznoliterackich (opr. W. Głowala), Wrocław, s. 571-
578.
1979 Czym jest Horla? (Rodzaj programu) [w:] K. Irzykowski, Nowele
(opr. J. Grodzicka), Kraków, s. 81-86.
1981 Pałuba – Sny Marii Dunin (opr. A. Budrecka), Wrocław.
Schlegel F.
2000a Aforyzmy [w:] red. T. Namowicz, Pisma teoretyczne niemieckich
romantyków, Wrocław, s. 205-220.
2000b Rozmowa o poezji [w:] red. T. Namowicz, Pisma teoretyczne
niemieckich romantyków, Wrocław, s. 119-191.
Valéry P.
2005 Problem muzeów [w:] red. M. Popczyk, Muzeum sztuki. Antologia,
Kraków, s. 87-90.

337
Werner A.
1965 Człowiek, literatura, konwencje. Refleksja teoretycznoliteracka
w „Pałubie” K. Irzykowskiego [w:] red. J. Kwiatkowski, Z. Ża-
bicki, Z problemów literatury polskiej XX wieku, t. 1, Młoda
Polska, Warszawa, s. 327-369.
Wyka K.
1959 Modernizm polski, Kraków.

Abstract
Karol Irzykowski’s only novel is the event without
precedence in the Polish history of literature. In a brave way it
aims at showing to the prose writing of the 20th century all the
possibilities and necessities that lie ahead. The aim of my pa-
per in this context would be estimating at what length does
Karol Irzykowski’s writing reaches the treasury of the 19 th
century fiction-making and in what way the interpretation of
the archeological metaphor that opens the book is crucial to
the reader in the beginning of the 21st century.
Irzykowski’s multileveled project defines a man
by books he reads, by how he reads and what creative po-
tential he carries within – all the qualities that are socially
grown. The past in the novel is leveled to the rank of demon –
whom the man has to defeat in order to survive. All that is
long gone may still be influential if not threatening. While
dealing with one’s ghosts of the past one can however acci-
dentally falsify history and hide the truth – even from oneself.
Both, as a work of art set firmly in history of
literature as well as a resource of the over-meanings created on
the crossroads of the plot’s threads The Hag leads a constant
dialogue with tradition of representation. By those means it
wins all the past achievements into its own favor, making
basically everything possible for all the books to come.

338
Bożena Palczyńska
Instytut Antropologii / Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. A. Mickiewicza
Poznań

Człowiek-zagadka – czy sprawa Hobbita to


rzeczywiście „burza w szklance wody”?

Wrzesień 2003. Odnalezienie Hobbita

Podczas wykopalisk archeologicznych prowadzonych


w Liang Bua, jaskini leżącej na indonezyjskiej wyspie Flores,
australijsko-indonezyjski zespół archeologów natrafił na
ludzkie szczątki kostne. Niekompletny szkielet był tak
drobny, że jeden z odkrywców – Mike Morwood – myślał, że
odkryli szczątki dziecka (Morwood i in. 2005). Dopiero póź-
niej na podstawie zrośnięcia nasad z trzonami kości długich
oraz wyrżniętych zębów stałych okazało się, że niewielki
szkielet należał do osobnika dorosłego. Po analizie, odkrywcy
[m.in. Brown, Morwood] uznali, że szczątki musiały należeć
do nieznanego jeszcze, gatunku małych ludzi. W tym samym
czasie w Nowej Zelandii powstawał film na podstawie słynnej
trylogii Tolkiena pod tytułem „Władca Pierścieni”. W związ-
ku z podobieństwem (małą wysokością ciała) głównego boha-
tera książki oraz dopiero co odnalezionego szkieletu, osobni-
kowi z Liang Bua nadano pieszczotliwe miano „Hobbita”. Nie
przypuszczano wówczas jak wiele będzie łączyło małego bo-
hatera z Shire i szczątki z Flores. Nie wszyscy badacze uznali
jednak odrębność taksonomiczną tego osobnika. Nad jego
kośćmi rozgorzała gorąca dyskusja, która trwa do dziś.

Październik 2004. Hobbit jako nowy gatunek człowieka

Po raz pierwszy świat poznał Hobbita z Flores


28 października 2004 roku, kiedy to jego, a właściwie jej,
czaszka pojawiła się na okładce prestiżowego czasopisma
339
Nature. Odkrywcy Hobbita – Peter Brown i Mike Morwood
opisali (Brown i in. 2004) szczątki małego hominida z Flores
jako nowy gatunek człowieka Homo floresiensis, który według
nich posiadał (Brown 2004, s. 1055):

[…] unikatową kombinację cech nie spotykaną razem u żadnego


innego znanego hominida.

Cechami tymi były między innymi szympansich


rozmiarów mózg (około 400 cm3) i mała wysokość ciała
(około 1 m). Tak dziwne i drobne wymiary odkrywcy Hobbita
wyjaśnili jako efekt „karłowacenia wyspowego”. „Karło-
wacenie wyspowe” to proces zmniejszania wielkości cała du-
żych zwierząt w związku z warunkami panującymi na małych
wyspach. Dodatkowo, Hobbit (który przypuszczalnie był
dorosłą kobietą) posiadał według Morwooda (Morwood i in.
2005) proporcje kończyn podobne do okazu powszechnie
znanego jako Lucy (Australopithecus afarensis), a cechy
czaszki zbliżały go najbardziej do gatunku Homo erectus.
W związku z tym Brown i współpracownicy (Brown i in.
2004) uznali, że Hobbit jest skarłowaciałym potomkiem
gatunku opisywanego jako Homo erectus. Hobbit nie posiadał
też bródki i na tej podstawie odkrywcy stwierdzili, że nie
mógł on należeć do gatunku Homo sapiens. Poza niezwykle
małym mózgiem, najbardziej niewiarygodne okazały się rów-
nież datowania znalezionych kości. Wiek holotypu osza-
cowano na 18 tysięcy lat, co oznaczało, że „zaledwie wczoraj”
Hobbit i jemu podobni stąpali po Ziemi oraz wbrew temu co
dotychczas sądzono, jeszcze bardzo niedawno na świecie
miały żyć jednocześnie dwa gatunki ludzkie. Rozen-
tuzjazmowana prasa szybko okrzyknęła znalezisko najważ-
niejszym odkryciem ostatnich 50 lat. Jednak nie wszyscy
badacze podzielali ten entuzjazm i zgodzili się z twier-
dzeniem, że szczątki małych ludzi z Flores należy uznać za
nowy gatunek człowieka.

340
Październik 2004 Mikrocefalia

Pierwszą alternatywną hipotezę wysunęły jedno-


cześnie dwa zespoły – Teku Jacoba (Jacob 2004, Jacob i in.
2006) oraz Macieja Henneberga (Henneberg i Thorne 2004).
Później do tego grona dołączył też zespół Roberta Martina
(Martin i in. 2006). Według tych badaczy Hobbit był pato-
logicznym osobnikiem naszego gatunku dotkniętym mikro-
cefalią. Hipoteza ta była początkowo uważana za mało wiary-
godną. Później zyskała jednak na popularności i obecnie
większość sceptyków uważa mikrocefalię za przyczynę małej
wielkości mózgoczaszki Hobbista.

Kwiecień 2005 Mózg

W tym samym czasie ukazała się praca Dean Falk


(Falk i in. 2005), w której naukowcy porównali wirtualny
model mózgu osobnika LB 1 z mózgami innych hominidów,
ludzi współczesnych (w tym mikrocefalika) oraz małp człeko-
kształtnych. Falk stwierdziła, że mózg osobnika LB 1 naj-
bardziej przypomina mózg Homo erectus a także, że różnił się
znacząco od mózgów mikrocefalików, wykazując inną organi-
zację. Praca ta nie pozostała jednak bez echa. Pojawiła się pra-
ca Webera (Weber i in. 2005), w której niemieccy naukowcy
porównali mózg osobnika LB 1 z 19 mózgami mikro-
cefalików. Według tych badaczy mózg Hobbita wykazuje
wiele cech wspólnych z analizowanym patologicznymi
osobnikami. Rozpoczęła się debata na temat tego czy w pro-
cesie ewolucji mózg mógł się zmniejszać oraz czy jest to moż-
liwe, aby mózg Hobbita wykazywał inną organizację niż
mózgi ludzi współczesnych.

Październik 2005. Kolejne osobniki

Jesienią 2005 roku Morwood (Morwood i in. 2005)


oświadczył, że udało mu się odnaleźć szczątki kolejnych
osobników. Na podstawie datowań osadów z jaskini osza-
341
cowali, że najmłodsze szczątki miały 12 tys. lat, a najstarsze
95–74 tys. lat. Według odkrywców był to ostateczny dowód
na to, że Hobbit nie jest jedynym, patologicznym osobnikiem,
ale reprezentantem długo istniejącej populacji małych ludzi
zamieszkujących Flores.

Maj 2006. Niepatologiczny „pigmej”

Pojawiło się trzecie – alternatywne do dwóch po-


przednich wyjaśnienie pochodzenia szczątków małych ludzi
z Flores zaproponowane przez Richardsa (2006). Według tego
badacza Hobbit był niepatologicznym osobnikiem naszego ga-
tunku. Jego mały mózg powstał w wyniku utrwalających się
na wyspie mutacji, które najpierw miały wpływ na wysokość
ciała osobników, a potem wielkość mózgu.

Wrzesień 2006. Powrót mikrocefalii

W 2006 roku ukazało się wiele prac „Sceptyków”


obalających unikatowość wielu cech Hobbita. Coraz więcej
badaczy zaczęło wątpić w wiarygodność tezy mówiącej, że
osobnik LB 1 to reprezentant nowego gatunku – H. flore-
siensis. Jacob i współpracownicy (Jacob i in. 2006) zaprezen-
towali powtórną analizę szczątków małych hominidów z Li-
ang Bua, ujawniającą pewne nieścisłości dotyczące wcześ-
niejszych analiz. Okazało się, że lokalni mieszkańcy Flores –
populacja „pigmejów” Rampasasa wykazuje wiele cech
wspólnych z Hobbitem. Martin i współpracownicy (Martin
i in. 2006) opublikowali obszerną pracę, w której wnioskują,
że jeśli osobnik LB 1 miałby być skarłowaciałą formą H.
erectus, to zgodnie z „karłowaceniem wyspowym” jego ciało,
aby zmaleć odpowiednio do wielkości mózgu musiało by
zmniejszyć się do rozmiarów kota.

342
Czerwiec 2007. Zespół Larona

Izraelscy naukowcy na czele z Hershkovitz (Hersh-


kovitz i in. 2007) zaproponowali konkretny zespół chorobo-
wy, którym mógł być dotknięty Hobbit. Był to zespół Larona,
wynikający z genetycznych zaburzeń w genie kodującym
receptor hormonu wzrostu. Pacjenci dotknięci zespołem Laro-
na wykazują wiele podobieństw do osobnika LB 1, w związku
z tym hipoteza Hershkovitza wydaje się całkiem wiarygodna.

Wrzesień 2007. Nadgarstek i obręcz kończyny ramiennej

Kolejne badania (Tocheri i in. 2007, Larson i in.


2007) miały udowodnić jak dziwaczne i prymitywne są koń-
czyny górne osobnika LB 1. Według Tocheriego, część kości
nadgarstka kształtem przypomina bardziej małpie niż ludzkie
kości. Larson uważa, że kość ramienna wykazuje mały, pry-
mitywny stopień skręcenia głowy w stosunku do trzonu, upo-
dabniający Hobbita do kości chłopca znad jeziora Turkana (H.
erectus). Chociaż początkowo cechy kończyny górnej mogły
wydawać się prymitywne lub wyjątkowe, później okazało się,
że przy różnych zespołach chorobowych kość ramienna rów-
nież wykazuje mały stopień skręcenia (np. zespół Larona).

Styczeń 2008. Karłowacenie MOPD II

Zespół genetyków – Rauch i współpracownicy (Rauch i in.


2008) przedstawił hipotezę mówiąca, że karłowatość i mało-
mózgowie osobnika LB 1 mogło być spowodowane mutacją
w genie kodującym perycentrynę – białko odpowiadające za
prawidłowe podziały mitotyczne i mejotyczne. Występowanie
takiej mutacji może powodować niewłaściwe podziały komór-
kowe a w związku z tym zaburzenia wzrostu i rozwoju opisy-
wane jako MOPD II.

343
Marzec 2008. Kretynizm endemiczny

Australijscy naukowcy na czele z Obendorf (Oben-


dorf i in. 2008) przedstawili kolejną hipotezę wyjaśniającą
pochodzenie małych ludzi z Flores, w której twierdzili, że
„dziwna” anatomia tych hominidów była wywołana czynnika-
mi środowiskowymi. Hipoteza zakładała, że osobniki LB 1
i LB 6 były dotknięte kretynizmem endemicznym. Kretynizm
endemiczny to choroba wywołana niedoborami jodu. Choroba
objawia się małogłowiem i niskorosłością. Tarczyca osoby
dotkniętej kretynizmem nie produkuje niezbędnych hormo-
nów (T3 i T4), a chcąca ją pobudzić przysadka mózgowa po-
większa swoje wymiary. Autorzy hipotezy jednak (Obendorf
i in. 2008) źle zmierzyli wielkość siodła tureckiego i na tej
podstawie wysnuli błędny wniosek co do wielkości przysadki.

Kwiecień 2008. Stopy

Jungers i współpracownicy (Jungers i in. 2008) uwa-


żają, że stopy Hobbita są długie (niemalże równe długości
kości podudzia), stopa nie jest wysklepiona, a paluch jest krót-
ki i przypomina tym samym stopę małpy człekokształtnej.
Jungers twierdzi (Culotta 2008, s. 433), że:

[…] może się założyć, że żaden Hobbit o takiej anatomii


stóp,maratonu by nie wygrał, ponieważ chodził jak kaczka, wysoko
podnosząc kolana przy każdym kroku.

Kwiecień 2008. Zaplombowany ząb?

W swojej książce, Henneberg (Henneberg, Schofield


2008) wysunął śmiałą koncepcję, jakoby lewy dolny pierwszy
ząb trzonowy Hobbita posiadał plombę. Jeśli okazałoby się to
prawdą, Hobbit musiałby być znacznie młodszy niż 18 tys. lat
– pierwsi dentyści rozpoczęli swoją działalność na Flores
w latach 30. XX wieku. Jak twierdzi Henneberg, choć spraw-
dzenie tej hipotezy zajęłoby nie więcej niż 5 minut, jednak ani
344
on, ani inni badacze nie zostali po raz ko-lejny dopuszczeni do
szczątków Hobbita. Jako kontrargument Brown (http://www-
personal.une.edu.au/~pbrown3/Henneberg%20hobbit%20clai
m.htm) przedstawił zdjęcia – te same, na których Henneberg
opiera swoją interpretację.
Mimo tego, że od odkrycia na Flores szczątków
małych ludzi minęło już kilka lat, kwestia ich pochodzenia na-
dal pozostaje otwarta. Duży udział w zamieszaniu wokół
szczątków małych ludzi z Flores miały media, niejednokrotnie
naciągając fakty i publikując dobitne komentarze niektórych
badaczy, niekoniecznie dotyczące samego Hobbita. Na
przykład sukcesywnie zmniejszano wysokość ciała Hobbita
(z początkowych 106 cm na około 1 metr, potem na 3 stopy,
w sumie powodując, że Hobbit skurczył się o 16 cm – do
wysokości 90 cm!).

Wpływ mediów na „sprawę Hobbita”

• wzbudzenie zainteresowania, często wszelkimi możli-


wymi sposobami;
• podsycanie konfliktów;
• „żywienie się” sensacją i kontrowersją;
• brak obiektywności – selekcja informacji („Nature”
nie opublikowało żadnego artykułu podważającego
hipotezę nowego gatunku);
• koloryzacja, podawanie błędnych informacji;

345
• granty – presja na odkrycia, np. z National Geo-
graphic;
• dopuszczanie „do głosu” wszystkich badaczy nieko-
niecznie związanych z paleoantropologią do dyskusji.

Nauka powinna być metodą polegającą na oddzielaniu ‘opowieści


o wróżkach’ od tych faktów które są prawdziwym odbiciem
rzeczywistości. Naukowiec tworzący nową teorię – hipotezę,
powinien próbować ją objaśnić w oparciu o wiedzę już istniejącą.
Każda hipoteza jest jedynie opowieścią o wróżkach – bajką do
momentu, w którym badacz sprawdzi ją w oparciu o już istniejące
fakty – i będzie z nimi spójna. Wtedy staje się wiarygodna.
(Henneberg, Schofield 2008, s. 61)

Chociaż początkowo wielu naukowców uważało, że


Hobbita należy uznać za odrębny gatunek człowieka, z czas-
em wielu przekonało się jak wiele warunków musiałoby być
spełnionych, by historia o małych ludziach polujących na ma-
łe słonie, żyjących na Flores jeszcze 30 tys. lat po przybyciu
ludzi współczesnych do Indonezji mogła być prawdziwa.
Mnożyły się też nieścisłości otaczające hipotezę zakładającą,
że Hobbita należy uznać za odrębny gatunek człowieka. Wiele
pytań zostawało też bez odpowiedzi, na przykład – dlaczego
odkrywcy ograniczają dostęp do kości? – dlaczego nie wyko-
nano bezpośrednich datowań na kościach? - dlaczego nie
powtórzono analiz DNA? Na zadawane przez Jacoba (Jacob
346
i in. 2004) pytanie „Czy ewolucja jest odwracalna: czy mózg
mógł się zwiększać, by potem zmaleć [o 50%], po czym znów
wzrosnąć?” zwolennicy hipotezy nowego gatunku wydają się
odpowiadać twierdząco i tłumaczą to działaniem „karłowa-
cenia wyspowego”. Dlaczego jednak na Flores „karłowacenie
wyspowe” miałaby działać w inny sposób niż na innych
wyspach? Czy rodzaj Homo w ogóle może podlegać mecha-
nizmom „reguły wsypy”? Według Richardsa (Zimmer 2006)
hipoteza mówiąca, że Hobbita należy uznać za reprezentanta
odrębnego gatunku człowieka, traci swoje podstawy (uni-
katowość cech), gdy dokładniej zapoznamy się z literaturą
poświęconą zmienności wewnątrzgatunkowej Homo sapiens.
Obecność wielu cech Hobbita określanych początkowo jako
unikatowe, czy też prymitywne odnotowano wśród różnych
patologicznych czy nawet niepatologicznych osobników nale-
żących do naszego gatunku. Jednak niektóre jego cechy ciągle
jeszcze pozostają niewyjaśnione (np. budowa nadgarstka),
choć znalezienie zespołów chorobowych powodujących takie
wykształcenie się tych nietypowych cech wydaje się tylko być
kwestią czasu. Keyser twierdzi, że (2000, s. 74):

[...] zęby są niczym odciski palców poszczególnych gatunków, często


pozwalając na rozpoznanie tożsamości gatunkowej tam, gdzie z koś-
ci nic nie wynika.

W przypadku osobników LB 1 i LB 6 kształt i wiel-


kość zębów a także ich anomalie są typowe dla osobników na-
leżących do gatunku H. sapiens. Zespoły badaczy, które
przedstawiły w latach 2004–2008 różne hipotezy próbujące
wyjaśnić zagadkę pochodzenia małych ludzi z Flores zapo-
wiadają przeprowadzenie dalszych analiz. Według Henne-
berga (informacja ustna) zdiagnozowanie konkretnego syn-
dromu chorobowego w oparciu o kości nie jest łatwe, ponie-
waż wiele różnych zespołów chorobowych może wywoływać
podobne anomalie. W związku z tym próba przypisania Hob-
bitowi konkretnej choroby (zważywszy na zniszczenie i sto-
pień zachowania szkieletu LB 1) jest niezwykle trudna i ryzy-

347
kowna. Hipoteza mówiąca o tym, że Hobbita należy uznać za
patologicznego osobnika należącego do gatunku H. sapiens
wydaje się być bardziej prawdopodobna, zatem hipotezę
zakładająca, że małych ludzi z Flores należy uznać za odrębny
gatunek zaliczany do rodzaju Homo przy obecnym stanie
wiedzy należałoby odrzucić. Mały mózg, znaczna asymetria
czaszki wydają się świadczyć o tym, że Hobbit był osobni-
kiem dotkniętym mikrocefalią, choć niektóre cechy takie, jak
stosunek szerokości płata czołowego do szerokości móżdżku
oraz to, że móżdżek jest znacznie wysunięty do tyłu nie są
spotykane u mikrocefalików. Na tej podstawie niektórzy bada-
cze (m.in. Falk) odrzucają tę hipotezę. W związku z tym, że
często zespoły chorobowe, których objawami jest karłowatość
połączona z mikrocefalią wykazują znaczną zmienność feno-
typową wśród chorych osobników, trudno stwierdzić jedno-
znacznie, które z tych schorzeń mogłoby dotyczyć Hobbita.
Spośród zaproponowanych zespołów chorobowych naj-
bardziej prawdopodobną przyczyną wyjątkowości osobnika
LB 1 wydaje się być zespół Larona. Większość cechy
unikatowych osobnika LB 1 takich, jak niskorosłość, mikro-
cefalia, krótkie kończyny dolne, słaby rozwój żuchwy,
obecność wału nadoczodołowego czy brak bródki upodabniają
pacjentów z zespołem Larona właśnie do Hobbita. Niezbęd-
nym działaniem powinno być jednak przede wszystkim wyko-
nanie analizy DNA osobnika LB 1. Problem w tym, że w tro-
pikalnym klimacie Flores, w wilgotnych i gorących wa-
runkach DNA niejednokrotnie ulega degradacji, a poprzednio
wykonane analizy zakończyły się niepowodzeniem. Pääbo
(Culotta 2005) uważa, że szansa za udaną ekstrakcję DNA
z kości małych ludzi z Flores wynosi mniej niż 50%.
Przeprowadzenie analiz DNA, datowania radio-
węglowego AMS oraz przebadania kości przez zespół złożony
z przedstawicieli obu grup oraz kilku niezależnych badaczy
mogłoby ostatecznie rozstrzygnąć zagadkę Hobbita. Wydaje
się więc, że jej rozwiązanie znajduje się w zasięgu ręki. Obec-
nie kości małych hominidów z Flores znajdują się w Dża-
karcie pod ścisłą opieką Petera Browna.
348
W związku z tym dostęp do danych jest ograniczony po-
wodując stawianie błędnych hipotez (np. kretynizm), inne zaś
nie mogą być sprawdzone (np. zaplombowany ząb).
Zmienność H. sapiens jest większa niż do tej pory przypusz-
czano, a słabo spenetrowane tereny Indonezji i Malezji mogą
kryć jeszcze wiele niespodzianek. Niestety zmienność ta jest
często niedoceniana i wielu badaczy wyodrębnia wśród H. sa-
piens nowe jednostki taksonomiczne. Nazywanie każdego
kolejnego odkrycia nowym gatunkiem wydaje się być po-
chopne i sztuczne – niepotrzebnie komplikując drzewo rodo-
we naszego gatunku. Niejednokrotnie, jak stwierdził Jacob
(Jacob i in. 2004, s. 4) powodując:

[…] burzę w szklance wody.

Bibliografia
Balter M.
2005 Small but Smart? Flores Hominid Shows Signs of Advanced
Brain. Science 307, s. 1386–1389.
Brown P., Stukina T., Morwood M., Soejono R., Jatmiko, Saptomo E., Awe R.
2004 A new small-bodied hominin from the Late Pleistocene of
Flores, Indonesia. Nature 431, s. 1055-1061.
Culotta E.
2005 Battle Erupts Over the „Hobbit‟ Bone. Science 307, s. 1179.
2008 Hobbit slowly walk on earth. Science 320, s. 434–435.
Falk D., Hildebolt Ch., Smith K., Morwood M., Sutikna T., Brown P.,
Jatmiko, Saptomo E., Brunsden B., Prior F.
2005 The brain of LB 1, Homo floresiensis. Science 308, s. 242–245.
2007 Brain shape in human microcephalics and Homo floresiensis.
Proceedings of the National Academic of Science 104, s. 2513–
2518.
Henneberg M., Schofield J.
2008 The Hobbit Trap. Money, Fame and the discovery of a‘new
species’. Wakefield Press: Kent Town.
Henneberg M., Thorne A.
2004 Flores may be pathological Homo sapiens. Before Farming 1,
s. 2–4.

349
Hershkovitz I., Kornreich L., Laron Z.
2007 Comparative skeletal features between Homo floresiensis and
patients with primary growth hormone insensitivity (Laron
Syndrome). American Journal of Physical Anthropology 134, s
. 198–208.
http://www-personal.une.edu.au/~pbrown3/Henneberg%20
hobbit%20claim.htm
Jacob T.
2004 Conflict from Flores: storm in a teacup. Kompas 15, s. 1–4.
Jacob T., Indriati E., Soejono R., Hsu K., Frayer D., Eckhardt R.,
Kuperavage A., Thorne A., Henneberg M.
2006 Pygmoid Australomelanesian Homo sapiens skeletal remains
from Liang Bua, Flores: population affinities and pathological
abnormalities. Proceedings of the National Academic of
Science 103, s. 13421–13426.
Kaszycka K.
2008 Homo hobbit. Polityka 18 (2652), s. 92–94.
Keyser A.
2000 Nowa twarz australopiteka. National Geographic 2(5), s. 68–75.
Martin R., MacLarnon A., Phillips J., Dobyns W.
2006 Flores hominid: new species or microcephalic dwarf?
Anatomical Record 288, s. 1123–1145.
Morwood M., Brown P., Jatmiko, Sutikna T., Saptomo E., Westaway K.,
Awe R., Roberts R., Maeda T., Wasisto S., Djubiantono T.
2005 Further evidence for small-bodied hominins from the Late
Pleistocene of Flores, Indonesia. Nature 437, s. 1012–1017.
Obendorf P., Oxnard Ch., Kefford B.
2008 Are the small human-like fossils found on Flores human
endemic cretins? Proceedings of the Royal Society B. Published
online.
Rauch A., Thiel Ch., Schindler D., Wick U., Crow Y., Ekici A., van Essen
A., Goecke T., Al- Gazali L., Chrzanowska K., Zweier Ch., Brenner H.,
Becker K., Curry C., Dallapiccola B., Devriendt K., Dörfler A., Kinning E.,
Megarbane A., Meinecke P., Semple R., Springer S., Toutain A., Trembath
R., Voss E., Wilson L., Hennekam R., de Zegher F., Dörr H., Reis A.
2008 Mutations in the Pericentrin (PCNT) Gene Cause Primordial
Dwarfism. Science 319, s. 816–819.
Richards G.
2006 Genetic, physiologic and ecogeographic factors contributing to
variation in Homo sapiens: Homo floresiensis reconsidered.
Journal of Evolu-tionary Biology 19, s. 1744–1767.
Tocheri M., Orr C., Larson S., Sutikna T., Jatmiko, Saptomo E., Awe R.,
Djubiantono T., Morwood M., Jungers J.
2007 The Primitive Wrist of Homo floresiensis and Its Implications
for Hominin Evolution. Science 317, s. 1743–1745.

350
Weber J., Czarnetzki A., Pusch C.M.
2005 Comment on "The Brain of LB1, Homo floresiensis". Science
310.
Zimmer C.
2006 Hobbits: Happy, Healthy, Human. http://scienceblogs.com/
loom/hobbits_homo_floresiensis/

Abstract
In 2004 on the Indonesian island Flores Indonesian –
Australian team discovered remains of diminutive man who
was called tenderly Hobbit. Discoverers think that Hobbit was
a new species of man – Homo floresiensis – who lived on
Flores nearly 18 000 years ago. Enthusiastic press quickly
proclaimed the findings are the most important discovery of
the last 50 years. Discoverers estimated that Hobbit was 106
cm tall hominin and they evaluated that capacity of the skull
was 380 cm3. This characteristics make little hominid form
Flores similar to australopithecine called “Lucy”. But Lucy‟s
remains discovered in distant Africa and they are older than
Hobbit about 3 millions year. Some scientist disagree with
discoverers and they think new species hypothesis are false.
They think that many of Hobbit‟s characteristics show he was
a pathological individual of Homo sapiens afflicted by
microcephaly.
How it is possible that some fossils were interpreted
so differently? Is evolution reversible? Did the press have
influence on discussion about origin of the remains from
Flores? Hobbit case brings out huge controversy which is
excellent nutrient for creationist and sensation-seeker press. It
seems to be impossible to find out what is true and what is
false. Is it for sure?

351
352
Łukasz Bukowiecki
Instytut Kultury Polskiej
Uniwersytet Warszawski
Warszawa

Drzwi Gnieźnieńskie na wystawie

Wprowadzenie

W opracowaniach naukowych, podręcznikach szkol-


nych, albumach krajoznawczych i przewodnikach turystycz-
nych do tej pory przeważnie opisywano Drzwi Gnieźnieńskie
bądź z perspektywy par excellence historycznej (jako źródło
ikonograficzne, które warto odczytywać w kontekście epoki,
w której powstało i wydarzeń, których dotyczy), bądź z pun-
ktu widzenia historii sztuki (jako zabytkowe dzieło sztuki,
„unikatowy zabytek romańskiej sztuki odlewniczej”). Nie od-
bierając znaczenia tak ukierunkowanym badaniom, nie
podważając ich założeń metodologicznych i nie negując
wartości naukowej ich wyników, pragnę w niniejszej pracy
pójść w nieco innym kierunku: z jednej strony przesuwając
granice dotąd obowiązującego pola rozpoznań, rozważań
i refleksji, z drugiej – przyjmując perspektywę odmienną od
stricte historycznej lub artystycznej.
Chciałbym zatem przyjrzeć się nie tylko oryginalnym
Drzwiom Gnieźnieńskim (datowane na drugą połowę XII
wieku, osadzone w południowej kruchcie Katedry Gnieź-
nieńskiej), lecz także ich kopiom umieszczonym w muzeach
w Gnieźnie (Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej, Muzeum
Początków Państwa Polskiego) i w Warszawie (Państwowe
Muzeum Archeologiczne). Przy tym chciałbym moją obser-
wację Drzwi prowadzić z perspektywy kulturoznawstwa, wi-
dząc w nich przede wszystkim eksponat y, obiekty nazna-
czone pewnym sensem i wystawione do publicznego ogląda-
nia, funkcjonujące jako elementy kolekcji i ogniwa wysta-
wowej narracji. Drzwi Gnieźnieńskie i ich kopie są zatem dla

353
mnie ważne nie tyle ze względu na walory artystyczne czy
przesłanie ideologiczne treści, ile poprzez i wobec współ-
czesnego kontekstu, w którym funkcjonują.
Muszę jeszcze poczynić w tym miejscu trzy ważne za-
strzeżenia. Po pierwsze, nie uważam, że kopie wystawiane
w muzeach są czymś z założenia gorszym od oryginału –
przeciwnie, mogą mieć one istotny walor edukacyjny. Nie-
mniej, niezmiernie ważne jest dla mnie, by kopia była odróż-
nialna od swego pierwowzoru i odpowiednio oznaczona. Po
drugie, mam pewne własne doświadczenia w przygoto-
wywaniu wystaw1, więc poddając krytycznej ocenie sposoby
prezentowania Drzwi Gnieźnieńskich jako eksponatów, nie
wypowiadam się wyłącznie jako teoretyk. Zdaję sobie sprawę,
że muzea są w Polsce niedofinansowane i stąd może wynikać
wiele niedociągnięć na wystawach, o których piszę w dalszej
części pracy, jednak jestem przekonany, że większość po-
prawek nie wymagałaby dużych nakładów finansowych.
Po trzecie wreszcie, nie chodzi mi w tej pracy o wytykanie
błędów i zaniedbań konkretnym osobom i instytucjom. Ana-
lizując przykład funkcjonowania na wystawach Drzwi Gnieź-
nieńskich i ich kopii, chciałbym na zasadzie pars pro toto
wskazać ogólne problemy polskiego (a może i światowego)
muzealnictwa.
Po tych, niezbędnych moim zdaniem, zastrzeżeniach
wstępnych, wróćmy do zasadniczego tematu tej pracy: w jaki
sposób prezentowane są Drzwi-eksponaty? Jakim sensem są
naznaczone? Jakie znaczenia wytwarzają? Co oznacza ich
obecność na wystawie i czemu służy? Dlaczego w ogóle są
eksponowane? Podstawowym celem mojej pracy jest próba
odpowiedzi na te właśnie pytania.

1
Brałem udział w przygotowywaniu wystaw w Domu Spotkań z Historią w War-
szawie, w Urzędzie m.st. Warszawy dla Dzielnicy Bemowo i w Galerii Przechodniej
Instytutu Kultury Polskiej UW.
354
1. Warszawskie symulakrum

Wystawę „Alfabet architektury romańskiej” pre-


zentowaną w Państwowym Muzeum Archeologicznym
(PMA) w warszawskim Arsenale zwiedzałem po raz pierwszy
w połowie grudnia 2006 roku. Kolejny raz odwiedziłem ją
dwa lata później. Przez ten okres w sposobie prezentowania
kopii Drzwi Gnieźnieńskich w warszawskim muzeum nic się
nie zmieniło.
„Alfabet architektury romańskiej” to złożona wy-
łącznie z wielkoformatowych fotografii, modeli i kopii ekspo-
zycja, która w założeniu ma sprawiać wrażenie, wywoływać
nastrój i stanowić namiastkę oryginalnego wnętrza romań-
skiego. Widz ma się poczuć tak, jakby był wewnątrz prawdzi-
wej romańskiej budowli a nie w siedzibie Muzeum. W aurze
autentyczności zanurzać ma prezentowane eksponaty, a w ja-
kimś stopniu także zwiedzających:

[…] oryginalna scenografia połączona z umiejętnym operowaniem


światłem i podkładem muzycznym2.

2
Za każdym razem, gdy zwiedzałem omawianą wystawę, w pomieszczeniu muzeal-
nym panowała cisza. Od mojego informatora dowiedziałem się, że z podkładu mu-
zycznego zrezygnowano po interwencji ZAIKS-u w sprawie ochrony praw autor-
skich. W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować wszystkim moim ano-
nimowym Informatorom z Gniezna i z Warszawy za cenne wiadomości, których nie
można znaleźć w źródłach pisanych, a do których wielokrotnie odwołuję się w ni-
niejszej pracy.
355
Ryc. 1. Kopia Drzwi Gnieźnieńskich w Państwowym Muzeum
Archeologicznym w Warszawie (fot. Łukasz Bukowiecki).
To modelowe wnętrze jest jednak tylko stylizowane.
Na omawianej wystawie nie ma żadnych oryginalnych ekspo-
natów3, natomiast sposób prezentowania kopii każe nazwać tę
ekspozycję konstrukcją (a nie rekonstrukcją) wnętrza ro-
mańskiego. Aranżacja pomieszczenia wyda się kompletnie
nieprawdopodobna każdemu zwiedzającemu obeznanemu
z elementarną wiedzą historyczną. Drzwi Gnieźnieńskie są-
siadują bowiem z Drzwiami Płockimi i kolumną z kościoła
w Strzelnie oraz kilkoma innymi eksponatami, a wszystkie
one razem są osadzone w „tkance łącznej” złożonej
z ogromnych czarno-białych zdjęć różnych elementów archi-
tektonicznych i kamiennych murów. Poruszanie się po
wystawie mają ułatwiać, nadspodziewanie zresztą lakoniczne,
a przez to niejednokrotnie wprowadzające odbiorców w błąd,

3
Sugestię na ten temat zawarto w tekście programowym tej wystawy (strona interne-
towa Muzeum: www.pma.pl, zakładka „Wystawy”, artykuł „Alfabet architektury ro-
mańskiej”). Informator, z którym rozmawiałem w grudniu 2008 roku, potwierdził ten
stan rzeczy: na wystawie prezentowane są wyłącznie kopie.
356
podpisy i plansze informacyjne z kolejnymi hasłami ułożony-
mi w kolejności tytułowego „Alfabetu…”4.
Wszystko razem tworzy podwójnie anachroniczną
makietę rzeczywistości minionej, która ani nie oddaje realiów
historycznych polskiego wczesnego średniowiecza, ani nie
respektuje standardów i trendów współczesnego muzeal-
nictwa.
Być może mamy do czynienia z – opisywaną przez
Jeana Baudrillarda i charakterystyczną dla współczesnej kul-
tury audiowizualnej – symulacją, w której reprezentacja
ustąpiła miejsca ekwiwalencji (Mencwel 2006, s. 306-307).
Symulacja taka, o ile jest świadomie zaplanowana, starannie
przygotowana i odpowiedzialnie stosowana jako swoisty typ
idealny, nie musi być czymś gorszym od rzeczywistości.
Przeciwnie, teoretycznie może być poznawczo płodnym na-
rzędziem rozumienia świata, logicznym ekwiwalentem rze-
czywistości i konstrukcją jej istotnych cech (por. uwagi
Andrzeja Mencwela o typach idealnych – Mencwel 2006,
s. 18, 318-319).
Niestety, twórcy „Alfabetu…” stworzyli swoje sy-
mulakrum najprawdopodobniej bez należytej samowiedzy,
tzn. w przekonaniu, że dokonana przez nich symulacja może
mieć walor reprezentacji. Opiekunowie wystawy piszą (por.
www.pma.pl):

Ekspozycja przedstawia najbardziej charakterystyczne obiekty,


detale architektoniczne i elementy dekoracyjne budownictwa ro-
mańskiego […]

próbując chyba zupełnie niepotrzebnie ukonkretnić tworzony


przez siebie „obraz świata” tak, jakby nie zauważyli albo za-
pomnieli, że operują wyłącznie przedstawieniami i pozorami,
a na ich wystawie „oryginalna” jest w istocie tylko zapro-
jektowana przez nich samych scenografia.

4
Wszystkie obserwacje, jak i formułowane dalej wnioski powstały na podstawie
moich wizyt w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie, 14 grudnia
2006 roku i 8 grudnia 2008 roku.
357
Za karkołomny uznaję pomysł, by umieszczoną na
wystawie kopię Drzwi Gnieźnieńskich opisać – zarówno
w przestrzeni muzealnej, jak i w towarzyszącym ekspozycji
przewodniku – tak, jakby był to oryginał: na podstawie hasła
encyklopedycznego pisanego pierwotnie w odniesieniu właś-
nie do oryginału5. Fakt, że na wystawie prezentowana jest ko-
pia Drzwi (nie zaś oryginał), nie jest wyrażony wprost w żad-
nym miejscu ekspozycji (wspomina się natomiast o tym na
stronie internetowej PMA). Nigdzie jednak nie możemy liczyć
na jakiekolwiek wiadomości na temat historii samej kopii
(kiedy, gdzie i z jakim przeznaczeniem powstała?, kto ją
wykonywał?). Szczególnie trafny wydaje się w tym kon-
tekście postulat Jamesa Clifforda (Clifford 2000, s. 247):

Byłoby ideałem, gdyby historia samej kolekcji i ekspozycji była


widocznym aspektem każdej wystawy.

Drzwi są opatrzone niezwykle lapidarnym, a przez to


wprowadzającym w błąd podpisem „Drzwi Gnieźnieńskie”
(bez najmniejszej choćby wzmianki, że jest to kopia!).
Oczywiście, teoretycznie można się tego domyślić (ale nadal
nie dowiedzieć), czytając tekst z planszy ustawionej obok
eksponatu:

Drzwi Gnieźnieńskie – romańskie, dwuskrzydłowe drzwi z brązu


znajdujące się w południowym portalu katedry w Gnieźnie są
jedynym z najcenniejszych i najpiękniejszych zabytków sztuki
romańskiej w Polsce. Drzwi wykonane w 1170 roku, ozdobiono
bogatą, płaskorzeźbioną dekoracją – osiemnastoma płycinami
ze scenami życia i męczeństwa św. Wojciecha. Oba skrzydła są
obwiedzione dekoracyjną bordiurą o motywach roślinnych i zwie-
rzęcych oraz zaopatrzone w dwie antaby.

5
Z towarzyszącej wystawie publikacji przewodnikowej dowiadujemy się, że hasła
„Alfabetu architektury romańskiej” oparto na Małej encyklopedii architektury
i wnętrz Klemensa Krajeńskiego (1974) i książce Witolda Szolgini Architektura i bu-
downictwo (1982) – por. Urban 2009, s. 2, 15.
358
W opisie tym rzuca się w oczy osobliwe połączenie
wyrafinowanej terminologii z zakresu historii sztuki i archi-
tektury ze zdawkowymi informacjami stricte historycznymi –
zarazem przesadnie chyba konkretnymi (data roczna powsta-
nia Drzwi!) i wyjątkowo skondensowanymi (program ikono-
graficzny Drzwi podsumowany w jednym zdaniu).
Tekst w istocie pozostaje adresowany do wąskiego
grona specjalistów, którzy z jednej strony znają fachowe
słownictwo dotyczące strony formalnej zabytku (płycina, bor-
diura, antaba – z czego wystawowy „alfabet” tłumaczy zna-
czenie tylko tego ostatniego terminu), a z drugiej – nie inte-
resują się treścią umieszczonego na Drzwiach przedstawienia.
Perspektywa historyczna jest więc ledwo zarysowana, nie ma
nawet tak elementarnej informacji, jak instrukcja „czytania”
Drzwi6.
Cytowany opis pomija również fakt zapośredniczenia
przekazu w – skądinąd doskonale wykonanej – czteroczęś-
ciowej kopii z gipsu (zachowana w skali 1:1 wobec oryginału
i wierna wobec niego). Nie wiemy zatem nic o prezento-
wanym odlewie i jego własnej historii, którą z pewnością po-
siada – ba, nawet nie jesteśmy do końca pewni, czy nie
obcujemy przypadkiem jednak z oryginalnymi Drzwiami,
tymczasowo przeniesionymi z katedry.
Dla zwiedzającego z elementarną wiedzą historyczną
– znów wraca ta kategoria – sprawa nieoryginalności prezen-
towanych Drzwi będzie oczywista, ale przecież misją muzeum
jest udostępnianie zbiorów, a przez to tłumaczenie historii,
wszystkim zainteresowanym, a nie tylko osobom, które przy-
swoiły wcześniej pewną niewypowiedzianą explicite
w narracji wystawowej wiedzę. Nauka nie lubi najmniejszych
niedomówień ani przyjętych milcząco założeń, a jej popula-

6
Sposób ułożenia kwater nie jest jasny i oczywisty dla współczesnego widza przy-
zwyczajonego do czytania linijkami od lewej do prawej i z góry na dół, o czym
zresztą sam miałem okazję przekonać się w czasie pierwszej wizyty w Muzeum, gdy
zupełnie nie mogłem sobie poradzić z tym, co widziałem. Tłumacząc najprościej,
Drzwi Gnieźnieńskie czyta się, poczynając od dołu lewego skrzydła drzwi i kończąc
na dole skrzydła prawego, pokonując między tymi punktami rodzaj łuku, względnie
tęczy.
359
ryzowanie musi być z natury nastawione na – posługując się
kategoriami Edwarda T. Halla (2003, s. 128-134) i Basila
Bernsteina (2003, s. 135-141) – „obniżanie kontekstu” i „roz-
budowywanie kodu” do tego stopnia, by każdy potencjalny
odbiorca tekstu (w tym wypadku wystawy) zrozumiał nie
tylko sam tekst, ale i opisywany w nim wycinek rzeczy-
wistości7. Dziadek z wnuczkiem na niedzielnym spacerze, za-
graniczni turyści albo ktoś, kto czyta tylko podpisy
pod eksponatami, a pomija plansze z dodatkowymi infor-
macjami – wszyscy oni mogą uznać, że mają do czynienia
z prawdziwymi Drzwiami Gnieźnieńskimi, i to – bo jakżeby
inaczej w muzeum archeologicznym! – wydobytymi pewnie
prosto z ziemi.
Mój informator próbował tłumaczyć obecność wystaw
zasadniczo „niearcheologicznych” w PMA (obok „Alfabetu
architektury romańskiej” jest to „ABC architektury gotyku”) –
względami edukacyjnymi. Skoro w warszawskim Arsenale
było miejsce na te wystawy, należało je tu umieścić – zwie-
dzające muzeum wycieczki szkolne przy okazji zapoznają się
ze średniowiecznymi stylami architektonicznymi. Widzi się
korzyści, ale nie dostrzega zagrożeń, zaś całkowicie pomija
aspekt metodologiczny. Na moje pytanie, dlaczego w takim
razie w PMA nieobecna jest architektura epok późniejszych
niż średniowiecze, dowiedziałem się, że na to już muzeum nie
ma warunków lokalowych, poza tym nie chciałoby kon-
kurować z Muzeum Architektury we Wrocławiu, zaś śred-
niowiecze „jest jeszcze epoką, którą zajmują się archeolodzy”.
Konieczna moim zdaniem refleksja nad tym, jakie są granice
archeologii (jakie obiekty i z jakich epok powinna uwzględ-
niać narracja wystawowa PMA?, czy zachowane zabytki
architektoniczne i dzieła sztuki można traktować jako zabytki
archeologiczne, a ich kopie jako eksponaty muzeum archeo-

7
Wysokość kontekstu w danym przekazie mierzy się stosunkiem treści nadawanych
w kodzie bezpośrednim do treści niewypowiedzianych, składających się na dany
przekaz. Im więcej niedopowiedzeń, tym wyższy kontekst, ale i bardziej ograniczony
kod. Rozbudowywanie bezpośredniego kodu o kolejne informacje podawane wprost
skutkuje obniżeniem kontekstu.
360
logicznego?, a może kosztem ekspozycji architektonicznych
warto zorganizować wystawy poświęcone „archeologii współ-
czesności”, np. na temat badań dokumentujących zbrodnie
XX wieku?), w ogóle w dyskursie PMA nie jest obecna.
Pytaniu o to, co prezentować, powinno towarzyszyć
pytanie o to, jak to robić. Osobiście uznaję stosowanie praktyk
symulacyjnych w PMA za niewłaściwe. W moim przekonaniu
umieszczenie jakiegokolwiek materialnego przedmiotu na wy-
stawie archeologicznej automatycznie, na zasadzie pre-
supozycji bądź entymematu, nadaje mu w oczach odbiorcy
status ontologiczny „zabytku archeologicznego” – orygi-
nalnego przedmiotu pozyskanego metodami archeologicznymi
i będącego materialnym świadectwem działań ludzkich
w przeszłości. Nie można prawdziwych artefaktów zastępo-
wać kopiami, a przy tym prezentować je w takim środowisku
i opisywać w taki sposób, jakby były oryginalne. Muszę tu za-
sygnalizować niebezpieczeństwo, że pozorowanie może być
na gruncie archeologii traktowane jak fałszowanie.
Odkrycie i ujawnienie mechanizmów rządzących spo-
sobem eksponowania i opisania warszawskiej kopii Drzwi
Gnieźnieńskich może nie tylko doprowadzić do dekonstrukcji
wystawowej symulacji (to nic złego, a nawet jeden
z obowiązków krytycznego odbiorcy), lecz także budzić po-
dejrzliwość zwiedzających wobec wszystkich gromadzonych
i prezentowanych w PMA zbiorów (eksponaty quasi-orygi-
nalne przez sugestię swojej prawdziwości są zresztą znacznie
bardziej podejrzane niż np. czarno-białe zdjęcie kolumny,
której sztuczność, „nierzeczywistość”, nawet laikowi od razu
rzuca się w oczy). Nieprzemyślana strategia wystawiennicza
PMA może zatem ostatecznie rodzić chroniczną niepewność
(„co tu jest prawdziwe?”), wywoływać głęboki sceptycyzm
(„nie wiem, co jest prawdziwe”) i wzbudzać całkowity brak
zaufania („pewnie nic nie jest prawdziwe”), a tym samym
podważać autorytet Muzeum jako instytucji naukowej.

361
2. Gnieźnieńskie hiperłącza

W Gnieźnie można obejrzeć trzy egzemplarze Drzwi


Gnieźnieńskich. Oryginał osadzono w gotyckim portalu
z wyobrażeniem Sądu Ostatecznego z drugiej połowy XIV
wieku w kruchcie południowej Katedry Gnieźnieńskiej (właś-
ciwie jest to Bazylika Archikatedralna pod wezwaniem Wnie-
bowzięcia NMP i św. Wojciecha). Po jednej kopii posiadają
Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej (MAG) i Muzeum Po-
czątków Państwa Polskiego (MPPP). I właśnie od kwestii
funkcjonowania tych kopii chciałbym rozpocząć charak-
terystykę gnieźnieńskich strategii wystawienniczych.
W Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej tamtejsze
Drzwi podpisano tak:

KOPIA DRZWI GNIEŹNIEŃSKICH


Odlew gipsowy wykonany ok. 1965 r. Oryginalne drzwi powstały
w II poł. XII w. obecnie znajdują się w Katedrze gnieźnieńskiej,
w portalu południowym.
Na osiemnastu kwaterach przedstawiony jest żywot św. Wojciecha8.

Jest to bardzo oszczędny opis pomijający zupełnie in-


formacje o formie oryginalnego dzieła i tylko w jednym zda-
niu wzmiankujący jego treść. In plus należy jednak zapisać to,
że – jako jedyny z tu przytaczanych – podpis jawnie odnosi
się do swego właściwego przedmiotu (kopii), a przy tym jed-
nocześnie odsyła i kieruje czytającego ku oryginałowi. Autor
nie tylko zgrabnie opisuje, ale i przekracza wyrażone przez
siebie wprost zapośredniczenie.

8
Tekst ten i następny cytowany, pochodzący z MPPP, przytaczam w całości; zacho-
wałem oryginalną pisownię, interpunkcję i wyróżnienia.
362
Ryc. 2. Kopia Drzwi Gnieźnieńskich w Muzeum Archidiecezji
Gnieźnieńskiej w Gnieźnie (fot. Łukasz Bukowiecki).

W Muzeum Początków Państwa Polskiego umiesz-


czono przy Drzwiach następującą informację:

DRZWI BRĄZOWE, TZW. GNIEŹNIEŃSKIE,


KOŚCIÓŁ KATEDRALNY P.W. WNIEBOWZIĘCIA NAJŚWIĘT-
SZEJ MARII PANNY I ŚW. WOJCIECHA W GNIEŹNIE
4 ĆWIERĆ XII w.

Podpis ten – jako jedyny z omawianych w niniejszej


pracy – jest przetłumaczony na język angielski, jednakże
na tym właściwie kończą się jego atuty. Nie mówi nic ani
o oryginalnych Drzwiach, ani o ich kopii, przy której został
umieszczony, pozostawiając pole do niedomówień i spe-
kulacji. Tak jak w PMA, niezorientowany widz może zapytać,
czy prezentowane Drzwi są oryginałem przeniesionym z koś-
cioła katedralnego, czy kopią. Ten krótki tekst może ponadto
sugerować, że prezentowane Drzwi (abstrahując od tego, czy
są oryginalne, czy nie) zrobiono z brązu, bowiem jedyną ich

363
cechą wzmiankowaną w narracji jest właśnie ich „brązo-
wość”. Tymczasem bliższy kontakt sensualny z eksponatem
każe zakwestionować nie tylko oczywistość, ale i prawdzi-
wość takiej presupozycji: kopia, w odróżnieniu od oryginału,
który istotnie odlano z brązu, jest gipsowa9.

Ryc. 3. Kopia Drzwi Gnieźnieńskich (po prawej) w Muzeum


Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie (fot. Łukasz
Bukowiecki).

W obu muzeach – mimo wyraźnych różnic jakoś-


ciowych w podpisach – kopie Drzwi Gnieźnieńskich prezen-
towane są w neutralnym środowisku audiowizualnym.
Owszem, wśród innych eksponatów (w MPPP nawet obok
kopii Drzwi Płockich tak, jak w PMA), ale funkcjonujących
jako pamiątki przeszłości, a nie tej przeszłości pozory (gnieź-
nieńskie muzea nie stosują żadnych praktyk symulacyjnych),

9
Obserwacje i wnioski z badań terenowych w Gnieźnie przeprowadzonych przeze
mnie 7 lutego 2007 roku.
364
dzięki czemu kopie Drzwi opierają się tak wyraźnej w war-
szawskim muzeum makietyzacji.
Kopie Drzwi pełnią w gnieźnieńskich muzeach funk-
cję suplementu dla prezentowanych kolekcji. W Muzeum
Archidiecezji Gnieźnieńskiej jest to kolekcja sztuki sakralnej
z obszaru podlegającego władzy arcybiskupa gnieźnieńskiego,
a w Muzeum Początków Państwa Polskiego kolekcja „romań-
skiej rzeźby architektonicznej z terenu Polski z XII–XIII wie-
ku” (Stryniak 2004, s. 25). Zapewne w obu muzeach mogłaby
zamiast kopii Drzwi pojawić się informacja: „Naszą kolekcję
uzupełniają Drzwi Gnieźnieńskie. Nie zapomnijcie ich zo-
baczyć, gdy będziecie zwiedzać katedrę w naszym mieście”.
Dla wygody zwiedzających, ale także z pewnym za-
mysłem kształceniowym, oba muzea postanowiły umieścić
w swoich zbiorach kopie Drzwi. Dzięki nim nie tylko kolek-
cja, ale i wiedza turysty będzie bogatsza. Umieszczone w mu-
zeach kopie Drzwi (w MAG także za sprawą pouczającego
podpisu) bez wątpienia odsyłają do ich pierwowzoru, a sam
oryginalny pierwowzór zyskuje w ten sposób w oczach widza
nowy, szerszy kontekst – historyczny, artystyczny, ideowy.
Mamy więc w obu muzeach do czynienia z ciekawym za-
biegiem może nie tyle podporządkowania wystawy klasycznej
idei reprezentacji (to nie byłoby nic nowego i ciekawego), ile
raczej z przemyślaną hipertekstualizacją ekspozycji muzeal-
nej, przy czym rolę hiperłącza (odnośnika) pełnią kopie Drzwi
Gnieźnieńskich. Zależnie od tego, z której strony idziemy – tj.
czy zwiedzamy najpierw Katedrę, czy muzea – możemy
w Gnieźnie „przejść przez Drzwi” od konkretu do kontekstu
lub odwrotnie. W obu wypadkach z pożytkiem dla naszej
wiedzy, wyobraźni i wrażliwości.

3. Semiofor bez aury

Przyjrzyjmy się teraz kwestii funkcjonowania ory-


ginalnych Drzwi Gnieźnieńskich. W południowej kruchcie
Katedry Gnieźnieńskiej (miejscu eksponowania Drzwi)
nie umieszczono żadnego tekstu na ich temat. Nigdy nie ma
365
tam bowiem turystów pozostawionych samym sobie, którzy
potrzebowaliby dodatkowych wyjaśnień na piśmie, gdyż „ory-
ginał udostępniany jest zwiedzającym [tylko] przez przewod-
ników katedralnych” (Ratajczak, Dolna 2008). Przewodnicy
przedstawiają turystom kompletną – choć zapewne za każdym
razem trochę inną, bo oralną – narrację muzealną, opartą
zresztą w dużej mierze na formułach zawartych w publi-
kacjach dostępnych w okolicznych kioskach i księgarniach.
W razie jakichkolwiek wątpliwości i niedopowiedzeń wysoki
kontekst prezentowanych Drzwi może zostać łatwo obniżony,
bo przewodnik katedralny chętnie wchodzi w interakcję ze
zwiedzającymi. Inna sprawa, że nie zawsze potrafi kom-
petentnie odpowiedzieć na stawiane przez nich pytania. Zresz-
tą oryginalne Drzwi okazują się niezwykle kłopotliwe w opi-
sie.

Ryc. 4. Drzwi Gnieźnieńskie w Katedrze Gnieźnieńskiej


(fot. Łukasz Bukowiecki).

366
Przede wszystkim należy zauważyć, że oryginalne
Drzwi w toku różnych zabiegów, którym je poddano (szcze-
gólnie intensywnie w XX wieku, gdy m.in. wykonano
wszystkie opisane wcześniej kopie Drzwi), poniosły uszczer-
bek na swojej autentyczności. Kiedyś ściśle związane ze
swym pierwotnym środowiskiem (katedrą), generujące dys-
tans patrzącego i „niedotykalne”, zostały poddane reprodukcji
technicznej (skopiowane, sfotografowane, sfilmowane) i za
pośrednictwem różnych mediów przeniesione poza lokalny
kontekst (do muzeum, albumu, książki itp.), przez co utraciły
swoją niepowtarzalność, swoją jedyność i swoją aurę
(Benjamin 1996, s. 204-209). Konsekwencje tego faktu są
dwojakie: z jednej strony pojawiają się wątpliwości co do
„oryginalności” Drzwi osadzonych w Katedrze10, z drugiej
strony czyni się wszystko, by przekonać zwiedzających
o zasadniczej różnicy między statusem ontologicznym praw-
dziwych Drzwi a charakterem ich kopii.
W licznych przewodnikach turystycznych powtarza
się formułę cytowaną tu za ks. Bogaczem (2006b, s. 23)11:

W kruchcie południowej znajduje się gotycki portal z 2 poł. XIV w.,


w którym osadzono monumentalne dwuskrzydłowe Drzwi Gnieź-
nieńskie zwane również Porta Regia (Drzwi Królewskie).

Dopiero oprowadzający po katedrze przewodnik za-


chęcony moją dociekliwością, sprecyzował, że to „osadzenie”
miało miejsce już po II wojnie światowej12. Romańskie drzwi
z drugiej połowy XII wieku z pewnością nie mogły być od

10
Z dziełem sztuki, któremu odebrano aurę można zrobić wszystko, w tym także
podważyć jego prawdziwość. Przy okazji warto zauważyć, że samo pojęcie „orygi-
nalności” ma sens tylko wtedy, gdy istnieją kopie.
11
Identyczne sformułowanie pojawia się także w opracowaniach, por. np. Bogacz
2006a, s. 3; Domasłowski 2005, s. 19. Powtarzanie stałych formuł nie jest na pewno
wynikiem monopolizacji rynku przewodników turystycznych przez jednego autora.
12
Inny informator z Gniezna sugerował jednak, że Drzwi Gnieźnieńskie znajdują się
w południowym portalu Katedry „od zawsze”, jednocześnie uzasadniając, dlaczego
tak cenne arcydzieło było lokowane w bocznym, południowym portalu (wynikać to
miało z topografii Gniezna).
367
początku osadzone w gotyckim portalu o dwa wieki od nich
późniejszym. Każdy uważny zwiedzający kruchtę dostrzeże
też z pewnością, że Drzwi wręcz nie pasują do ram, w których
zostały zamontowane. Uwagę zwraca także dysharmonia te-
matyczna przedstawień z portalu i drzwi. Portal ukazuje na-
wiązujące do biblijnej Apokalipsy wyobrażenie Sądu Osta-
tecznego (Domasłowski 2005, s. 19), natomiast jeśli chodzi
o Drzwi, to według Stryniaka (2004, s. 27):

[…] ich wyjątkowość w skali europejskiej wynika przede wszystkim


z ikonografii, tzn. z faktu, że scenariusz przedstawień figuralnych za-
wartych w poszczególnych kwaterach nie opiera się na Piśmie
Świętym, lecz ilustruje życie i męczeństwo jednego, konkretnego
świętego – Wojciecha, patrona arcybiskupstwa gnieźnieńskiego
i Polski.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że – jak wynika


z różnych przywoływanych już wcześniej folderów i in-
formatorów – dzieje Katedry Gnieźnieńskiej były niezwykle
burzliwe: kolejne planowe przebudowy i modernizacje prze-
platały się z grabieżami, pożarami i zniszczeniami wojennymi
(Bogacz 2006b, s. 6-19). W efekcie to, co oglądamy w kruch-
cie południowej, to nie muszą być w ogóle „te” drzwi i wcale
niekoniecznie od „tej” katedry! To byłaby dopiero symulacja!
Nawiasem mówiąc to, co najcenniejsze wewnątrz
świątyni, też nie musi być prawdziwe. Katedra (Bogacz
2006a, s. 3):

[…] wielokrotnie była niszczona na skutek najazdów czy też klęsk


dotykających miasto i jego mieszkańców, ale zawsze podnosiła się
z gruzów, aby stanowić godną oprawę dla klejnotu, jakim jest grób
św. Wojciecha.

Tymczasem grób ten jest najprawdopodobniej symu-


lacją trzeciego rzędu, w której obraz „przesłania brak głębszej
rzeczywistości” (Baudrillard 1997, s. 181): istnieje wersja,
że złożone w nim relikwie św. Wojciecha są falsyfikatem,
podczas gdy prawdziwe szczątki świętego znajdują się w Pra-
368
dze w Czechach i to od czasów najazdu księcia czeskiego
Brzetysława na Polskę w 1039 roku. Na szczęście akurat
Drzwi Gnieźnieńskich w Czechach szukać raczej nie musimy,
bo powstały ponad 100 lat po tym wydarzeniu. Jeden z moich
informatorów uspokoił mnie zresztą, opowiadając, że po
II wojnie światowej wykazano naukowo, że Drzwi Gnieźnień-
skie z Katedry Gnieźnieńskiej pochodzą z drugiej połowy XII
stulecia. Badania te prowadzono w Toruniu, skąd później
Drzwi musiały wrócić do Gniezna. Może stąd wzięła się
„miejska legenda” o tym, że osadzono je w portalu w połud-
niowej kruchcie dopiero po wojnie.
Nie mniej problematyczna pozostaje kwestia udo-
stępniania Drzwi zwiedzającym. Prawdziwe (nieważne w tym
momencie, czy tylko z nazwy) Drzwi Gnieźnieńskie, ja-
ko „unikatowy zabytek” uległy procesowi muzeifikacji i wtór-
nej waloryzacji, stając się – zgodnie z rozpoznaniami Krzysz-
tofa Pomiana (1996, s. 44) – semioforem:

W obrębie […] świata widzialnego dokonuje się […] podział. Po


jednej stronie znajdują się rzec z y, p r z ed m io ty u ży te czn e , to
znaczy takie, które mogą być spożywane albo służyć zdobywaniu
środków do życia lub przetwarzaniu surowców tak, by dały się
spożywać, które mogą też ochraniać przed wahaniami środowiska
naturalnego. Wszystkie te przedmioty są manipulowane i wszystkie
powodują widzialne przemiany fizyczne lub doznają ich: zużywają
się. Po drugiej stronie znajdują się sem io fo ry , p rz ed mio ty
p o zb a wio n e u ży tec zn o śc i w znaczeniu określonym wyżej, ale
reprezentujące sferę niewidzialną, to znaczy obdarzone znaczeniem;
nie są manipulowane, lecz oglądane, a zatem nie podlegają zużyciu.

Drzwi Gnieźnieńskie już nie chronią wnętrza świątyni


od zmienności naszej kapryśnej pogody. Przeciwnie, to je
trzeba chronić przed zgubnym wpływem środowiska i to nie
tylko przyrodniczego, ale i kulturowego, bo dla semioforu
akty wandalizmu bądź próby kradzieży mogą być równie nie-
bezpieczne, jak słońce, deszcz i mróz. A semioforem są
z pewnością, bo reprezentują „sferę niewidzialną”: stanowią
dowód i świadectwo uczestnictwa Polski w średniowiecznym
369
uniwersalizmie zachodnioeuropejskim – z jego wzorem kul-
tury, systemem wartości i kanonami sztuki. Dlatego w celach
prewencyjnych Drzwi zamknięto ze wszystkich stron w bez-
piecznej przestrzeni południowej kruchty katedry. Dlatego
również wprowadzono w ich wypadku „zwiedzanie tylko
z przewodnikiem”. Przy tym na wszelkie sposoby próbuje się
ich „nie zużyć” (tzn. zachować), aby można je było jak naj-
dłużej oglądać w niezmienionym kształcie. Na co dzień nie
ma więc mowy o takim, zdawałoby się naturalnym w przy-
padku drzwi, „interaktywnym zwiedzaniu”, jak ich otwarcie,
przejście przez nie i zamknięcie, choć w odróżnieniu
od wszystkich swoich kopii, oryginalne Drzwi są naprawdę
dwuskrzydłowe i nie stoją przy ścianie, lecz w portalu, istnieje
zatem potencjalna możliwość przejścia przez nie. Na taką
„profanację” mogą sobie jednak pozwolić tylko najwięksi
„święci” tego świata – politycy – i to też niezwykle rzadko,
wyłącznie w szczególnych okolicznościach i ze specjalnej
okazji, takiej na przykład, jak rocznica Zjazdu Gnieź-
nieńskiego13. Zwykłym śmiertelnikom pozostaje przyglądanie
się Drzwiom zamkniętym na klucz – za odpowiednią opłatą
„na konserwację” i pod czujnym okiem przewodnika.

Zamiast zakończenia

Drzwi Gnieźnieńskie są zamknięte podwójnie. Po


pierwsze – tak, jak każde drzwi, które w swej istocie mogą
pozostawać albo otwarte, albo zamknięte. Po drugie, nie-
widoczne z ulicy i niedostępne bez biletu – zamknięte… za
drzwiami! To podwójne zamknięcie jest charakterystyczne dla
wszystkich omawianych „Drzwi Gnieźnieńskich”: zamknię-
tych samych z siebie i zamkniętych w generującej znaczenia,
lecz odbierającej użyteczność przestrzeni muzealnej. Czy
takie Drzwi są w ogóle jeszcze drzwiami? Niestety, chyba
tylko z nazwy.

13
Informacja uzyskana od informatora.
370
Bibliografia
Baudrillard J.
1997 Precesja symulakrów [w:] red. R. Nycz, Postmodernizm. Anto-
logia przekładów, Kraków, s. 175-189.
Benjamin W.
1996 Dzieło sztuki w dobie reprodukcji technicznej [w:] red.
H. Orłowski, Anioł historii. Eseje, szkice, fragmenty, Poznań,
s. 201-239.
Bernstein B.
2003 Kod rozbudowany i kod ograniczony [w:] red. G. Godlewski,
Antropologia słowa. Zagadnienia i wybór tekstów, Warszawa,
s. 135-141.
Bogacz ks. J.
2006a Bazylika w Gnieźnie. Przewodnik, Gniezno.
2006b Gniezno. Katedra Gnieźnieńska – przewodnik, Gniezno.
Clifford J.
2000 Kłopoty z kulturą, Warszawa.
Domasłowski J.
2005 Gniezno. Miniprzewodnik, Toruń.
Hall E.T.
2003 Kontekst i znaczenie [w:] red. G. Godlewski, Antropologia sło-
wa. Zagadnienia i wybór tekstów, Warszawa, s. 128-134.
Mencwel A.
2006 Wyobraźnia antropologiczna. Próby i studia, Warszawa.
Pomian K.
1996 Zbieracze i osobliwości, Warszawa.
Ratajczak B., Dolna J.
2008 Obsługa Turystyczno-Pielgrzymkowa Wzgórza Lecha. Bazylika
Prymasowska w Gnieźnie, Gniezno.
Stryniak D. (oprac.)
2004 Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Informator,
Gniezno.
Urban M. (oprac.)
2009 Alfabet architektury romańskiej. Teksty do wystawy, Warszawa.

Korzystałem również z materiałów zamieszczonych na stronie internetowej


Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie: www.pma.pl.

371
Abstract
The Gniezno’s Gate has been usually described just
as an iconographic source or a piece of art. In my lecture
I would like to treat the Gate (and its copies located in
museums in Gniezno and Warsaw) as actively existing within
contemporary culture exhibits which are given certain
meaning and shown to the public (Gniezno’s Cathedral,
Museum of Gniezno’s Archdiocese, Museum of the
Beginnings of Polish State in Gniezno, State Archeological
Museum (the PMA) in Warsaw). How and why Gates-exhibits
are presented? Why can we see even 3 copies of Gniezno’s
Gate in Gniezno? What is the danger of using simulative
practices to the Gate’s copy in the PMA? I would like to
answer these questions using for that such culture studies’
categories as (museum) space, (museum) narration, collection,
semiofor, simulation, low and high context. My reflections
will be based on my observations and conclusions from my
visit in the PMA and my ‘museum fieldworks’ in Gniezno
which I made in February 2007.

372
373
374
CZĘŚĆ III

PRZEDSTAWIANIE
PRZESZŁOŚCI

375
376
Rafał Górny
Instytut Prahistorii
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań

Miejsce archeologa w kulturze masowej

Kultura masowa jest wynikiem takich procesów, jak


industrializacja i urbanizacja. To dzięki zagęszczeniu ludności
na małym obszarze i rozwojowi środków masowego przekazu
powstała ogólna, dostępna i tworzona dla każdego kultura,
którą polska nauka nazywa masową. Już samo zdefiniowanie
kultury masowej jest dość problematyczne. Jedną z definicji
sformułował francuski socjolog G. Friedmann (Kłoskowska
2005, s. 105):

Przez kulturę mas rozumiem ogół kulturalnych dóbr konsump-


cyjnych oddanych do dyspozycji publiczności w najszerszym ro-
zumieniu tego słowa [...] za pomocą masowego komunikowania
w ramach cywilizacji technicznej.

Zasadniczo ta definicja jest trafna, ale wskazuje na


ową „cywilizację techniczną” jako tą, która dysponuje środ-
kami zdolnymi do rozprzestrzeniania dorobku kulturowego na
wielką skalę. Wynika to głównie z tego, że publiczność jako
odbiorcy tego typu przekazów w gronie tak ładnie określanym
jako „masa” pojawili się wraz z takimi wynalazkami, jak
druk, radio czy telewizja, a więc kultura w sensie masowym
tak naprawdę narodziła się wraz z nimi. Spojrzenie w przesz-
łość pozwala jednak zauważyć pewne zjawiska, które również
można uznać za masowe, znacznie wcześniej niż wymienione
nowinki techniczne zdominowały gospodarstwa domowe.
Zwiększono, więc nieco te ciasne ramy i przyjęło się, że kul-
tura masowa to zjawisko współczesnego przekazywania wiel-
kim masom odbiorców identycznych lub analogicznych treści

377
płynących z nielicznych źródeł oraz do jednolitych form zaba-
wowej, rozrywkowej działalności wielkich mas ludzkich
(Kłoskowska 2005, s. 95). To bardzo szeroka definicja, ale
nawet ona nie obejmuje swoim zakresem całości zjawiska.
Najbezpieczniej więc przyjąć definicję Richarda Malty (Hol-
torf 2006, s. 62), który tak oto rzecze:

[…] kultura masowa to rodzaj dialogu jaki społeczeństwo odbywa ze


sobą.

Tyle na temat definicji, które pomimo nakreślenia tematu


męczą zawiłością sformułowań. No może z wyjątkiem tej
ostatniej.
Żeby znaleźć archeologa w kulturze masowej nie trzeba
się jakoś szczególnie wysilić. Kilka przykładów czynów
jakich dokonali archeolodzy pozwoli zrozumieć, jak ważna to
profesja dla świata. Tak więc archeolodzy:
odkryli Atlantydę,
zniszczyli Atlantydę…,
…wraz z jej populacją rządnych ludzkiej krwi mutan-
tów,
zabili całkiem sporo smoków,
zabili paru bogów (jakoś szczególnie upodobali sobie
egipskiego Seta),
zwiedzili alternatywne wymiary,
znaleźli Arkę Przymierza, Świętego Graala i Ex-
calibur oraz korzystali z magicznych właściwości tych
przedmiotów,
napotkali pozaziemskie cywilizacje i nawiązali z nimi
różnorakie kontakty,
odkryli, że ewolucja jednak przebiegała od małp do
ludzi, a nie od ludzi do małp,
ożywili całkiem sporą liczbę mumii,
odnaleźli skarabeusza, który zmieniał ich w super-
bohatera,

378
zwalczyli niezliczoną ilość łotrów (od dość
pospolitych oprychów, do tak wyrafinowanych jak Lex
Luthor – arcyrywal Supermana),
i wiele innych rzeczy, które trudno ogarnąć w całości.
Wydaje się, że nie ma zadania nazbyt niebezpiecznego dla
tych ludzi. Ktoś w końcu musi strzec dziedzictwa ludzkości
przed złem jakie na nie czyha. Tylko oni są na miejscu, gdy
pradawna groza chce wyjść ze swej antycznej nory, żeby za-
władnąć światem.
Idąc za ich czynami można też spróbować ich jakoś
podzielić. Wydaje się, że mające już niemal 60 lat spostrze-
żenie Alfreda Kiddera dalej obowiązuje (Holtorf 2006, s. 67):

W powszechnej opinii istnieją dwa rodzaje archeologów: ci owło-


sieni na klatce piersiowej i ci owłosieni na brodzie. Pierwsi to mło-
dzi mężczyźni o dość kwadratowych szczękach, którzy noszą ka-
pelusze, pistolety w kaburach u pasa i przedzierających się przez
dżunglę w poszukiwaniu zagubionych miast i zakopanych skarbów.
Ich buty, zawsze doskonale wypastowane, sięgają im do kolan
prawdopodobnie dla ochrony przed czarnymi mambami i innymi
jadowitymi gadami. Jedyna rzecz jaka ich niepokoi to czy koszula
jest wystarczająca niedopięta, żeby pokazać jego muskulaturę.
Brodaty archeolog jest stary i wydaje się oderwany od rzeczy-
wistości. Jego jedyną bronią jest szkło powiększające, którym
rozszyfrowuje inskrypcje zapomnianych cywilizacji. Przeważnie
tryumfuje w ostatnim rozdziale, kiedy to tajemnica jest przez niego
rozwiązana a jego córkę ratuje młody asystent.

Ten cytat porusza ważne mity, na których zbudowany


jest wizerunek archeologa – Przygodę i Tajemnicę.
Fikcyjny archeolog przeważnie zbudowany jest wokół
jedynie kilku motywów przewodnich. Są to:
Awanturnik i jego fantastyczna wyprawa: jeśli przyj-
rzeć się opowieściom o bohaterach można zauważyć
pewien schemat. Bohater wyrusza w podróż, w której
musi pokonać multum trudności, za które na końcu zo-

379
stanie wynagrodzony czymś niewyobrażalnie cennym.
I tak na przykład: Indiana Jones przeżyje pogoń za
uzbrojonymi po zęby nazistami ocierając się o śmierć
niezliczoną ilość razy po to, aby na końcu dostać od ży-
cia najcenniejszy dar – nawiązuje dawno utracony kon-
takt z ojcem. Ta postać to archetyp w tej klasie opo-
wiadań o archeologach. Nie na darmo plakat drugiej
części filmu reklamowało hasło „Jeśli przygoda ma
imię to nazywa się Indiana Jones”. Nieustraszony (cho-
ciaż boi się węży) i tak swojsko nieokrzesany. Nie da
się go nie lubić. Oczywiście odkrycia naukowe są dla
niego najważniejsze i najbardziej ekscytujące, ale jeśli
przy tym można zwiedzić egzotyczne miejsca i trochę
podnieść poziom adrenaliny, to czemu nie, prawda? Jak
twierdzi magazyn Playboy: „nikt nie ma takich jaj jak
Indiana Jones” (za: Holtorf 2006, s. 76). To właśnie ta
postać była wzorem dla Lary Croft (seria Tomb Raid-
er), Jacka Huntera czy Indiana Goofa – kuzyna disney-
owskiego Goffiego, który zajmuje się archeologią. Nie
ma tak znanego archeologa jak Indy. W przepro-
wadzonym badaniu ankietowym każdy chociaż słyszał
o nim. Nic dziwnego, że w 2008 roku Harrison Ford zo-
stał honorowym dyrektorem Archeological Institute of
America – największej i najstarszej organizacji poświe-
conej archeologii w Stanach Zjednoczonych
(http://www.archaeological.org/webinfo.php?page=104
77). Jak określili prezesi stowarzyszenia „Indiana Jones
być może nie jest najlepszym archeologiem w historii,
ale na pewno najlepszym emisariuszem archeologii na
świecie” (http://www.archaeological.org/webinfo.php?
page=10477). To jest to co tak naprawdę każdy chce
znaleźć w tej dyscyplinie nauki – przygodę swojego ży-
cia i odkrycie czegoś niesamowitego. Nic więc dziw-
nego, że archeolog-awanturnik jest i będzie najczęściej
goszczącym wariantem w kulturze popularnej.

380
Sekrety przeszłości: w dzisiejszym społeczeństwie
mamy do czynienia z dość daleko idącą specjalizacją
wśród zawodów. Jakakolwiek dziedzina powinna być
w powszechnym przekonaniu polem działania jej
ekspertów, tak więc dla archeologów tym polem jest
przeszłość. Jak każdy wie przeszłość bywa mglista,
a jak ją jeszcze przykrywa ziemia to żaden amator re-
konstrukcji zdarzeń nie ma szans. Potrzebny jest więc
ktoś wyszkolony, ktoś kto rozwiązuje zagadki sprzed
tysięcy lat i kto robi to na co dzień – archeolog. Przez
długi czas archeolodzy sami uważali się za pro-
fesjonalnych detektywów przeszłości. Ten archetyp to
właśnie wariant z owłosioną brodą Kiddera. Bądź co
bądź, archeolog ma dużo wspólnego z profesjonalnymi
policyjnymi śledczymi – w pracy ma do czynienia ze
zmarłymi i często musi ustalić, np. przyczynę zgonu de-
nata, no i oczywiście, jak śledczy zbiera poszlaki,
dzięki którym przeszłość staje się jasna. No i też używa
profesjonalnego sprzętu. W ankiecie na pytanie „czego
w swojej pracy używa archeolog” na czwartym miejscu
znalazły się „niebezpieczne chemikalia” (zaraz po
ołówku, łopacie i kapeluszu) – tylko profesjonaliści
używają niebezpiecznej chemii w swojej pracy. W każ-
dej chwili mogą się przekwalifikować ze skrupulatnych
naukowców na śledczych, dla których żadna zbrodnia
nie pozostanie niewyjaśniona. Właściwie to nawet nie
muszą się zmieniać za bardzo, bo przecież z podobnymi
zagadkami mają czynienia na co dzień! Narracja
detektywistyczna występowała, np. w Time Team –
popularnym brytyjskim serialu dokumentalnym, który
może pochwalić się już 10 sezonami w brytyjskiej
telewizji. W Morderstwie w Mezopotamii Agathy
Christie Dr. Leidner, winny morderstwa, po pojmaniu
mówi do H. Poirot: Byłby Pan świetnym archeologiem.
Posiada Pan umiejętność rekonstrukcji przeszłości.

381
W tym wypadku archeolog jest bohaterem, który za-
miast pięści i pistoletu użyje swojej wiedzy i intuicji.
Tak czy owak, zdobywa serca publiczności. Genialny
detektyw jest właściwie tak samo ponętnym marze-
niem, jak wszędobylski awanturnik. Ojciec Indiany
Jonesa – Profesor Henry Jones to postać całkowicie ba-
zująca na tym archetypie. Nigdy nie mający czasu dla
syna i odrobinę oderwany od świata naukowiec, którego
wiedza na końcu okazuje się równie ważna co
umiejętności walki wręcz syna. Zasadniczo taka
drużyna rozwiązuje większość tajemnic – archeolog-
naukowiec i archeolog-awanturnik to idealne po-
łączenie. Oczywiście czasem cechy brodatego
archeologa są podkreślone w inny sposób i mamy do
czynienia z dość jaskrawą parodią, jak w całym cyklu
brytyjskiego programu komediowego We Are History
lub słynnym skeczu Monthy Pythona Współczesna
Archeologia, gdzie archeolodzy to sfiksowani
naukowcy, którzy są po prostu... nudni. Czasem też ten
archetyp jest czarnym charakterem opowieści, jak np.
skorumpowany Alex West (seria Tomb Raider) czy
nazistowska dr Elsa Schneier (Indiana Jones).
Archeolog na ratunek: większość wykopalisk prowa-
dzonych w Polsce ma charakter ratowniczy. Archeolog
jest więc człowiekiem, który stara się zabezpieczyć za-
grożoną przeszłość przed różnorodnymi niebezpie-
czeństwami. To on ochroni historię przez rządnym
zysku magnatem budowlanym, który chce na cmenta-
rzysku Indian zbudować parking. To policjant dzie-
dzictwa nas wszystkich. Z ograniczonymi (choć często
olbrzymimi) środkami zmaga się z wszystkimi, dla któ-
rych doczesne dobra są ważniejsze od przeszłości. Lara
Croft jest właśnie kimś takim. Mimo dość mylącego ty-
tułu Tomb Raider, tak naprawdę przedstawia nam straż-
niczkę artefaktów, której przeciwnikami są zachłanni

382
antykwariusze. To ona jest po „dobrej” stronie i to ona
jest powszechnie oceniana za moralną w tej opowieści
(mimo dość częstego zabijania adwersarzy). Ten
wariant jest nieco bliższy sedna akademickiej archeo-
logii, ponieważ pojawia się w nim znacznie więcej
„naukowości”, nawet jeśli chodzi o użycie paru „mąd-
rych” terminów. National Geographic Society także
używa tego tematu w promocji swojego DVD Inca
Mummies: Dołącz do archeologów w wyścigu z ra-
busiami o ocalenie skarbów Inków.
Skarby!: każdy wie, że jak ktoś ma skarb i nie chce go
wydać od razu to ma tylko dwa wyjścia: może go zde-
ponować w super skarbcu albo zakopać w sobie tylko
znanym miejscu. Do włamania się do skarbca potrzeba
złodzieja, ale do wykopania skrzyni ze złotem najlepszy
jest archeolog. Któż inny mógł trafić w swojej pracy na
coś podobnego? Archeolog przecież na co dzień wycią-
ga z ziemi złoto i klejnoty, o jakich zwykłemu człowie-
kowi tylko pomarzyć zostaje. Najbogatszy mieszkaniec
Kaczogrodu z serii animowanej Kacze Opowieści –
Sknerus McKwacz, co prawda trzyma kosztowności
w ogromnym bunkrze, ale zdobył je także dzięki
archeologii. Własnymi rękoma gromadził kosztowności
i precjoza zapomnianych cywilizacji bogacąc się nie-
przyzwoicie. To zdecydowanie najbogatszy z fikcyj-
nych archeologów i jeden z niewielu, który cofa się
w czasie, żeby zapewnić bezpieczeństwo zarówno za-
bytkom, jak i swojemu majątkowi. Za czym goniliby
wszyscy łowcy skarbów, gdyby nie piracki mit za-
kopanego złota. To właśnie niesamowite odkrycie jest
kolejnym marzeniem ludzkości, w którym tak dobrze
odnajduje się archeolog. Wbrew pozorom tę grę na ma-
rzeniach uprawiają także profesjonalni archeolodzy
używając przy opisie swoich badań takich słów, jak
„unikatowe” czy nawet „niesamowite”.

383
Wszystko to składa się na obraz archeologa w kulturze
masowej. To śmiały odkrywca, nie znający strachu strażnik
przeszłości przed złem, który tak urzeka. Taka postać pobudza
wyobraźnię i podsyca urok, jaki niewątpliwie ma archeologia.
Oczywiście żaden z tych wariantów nie traktuje zawodu
archeologa jakoś bardzo poważnie. Największy nacisk po-
łożony jest raczej na przebieg pracy, a nie na jej wyniki
i ogólnie żaden fikcyjny archeolog nie postępował zgodnie
z metodyką prac terenowych dających rzetelny obraz bada-
nego stanowiska. Ale nie o to chodzi. Zdecydowana więk-
szość pytanych przeze mnie osób chciałaby pracować jako
archeolog. Oczywiście można dyskutować o pobudkach, które
kierują takimi wyborami, ale na pewno wpływa na nie wize-
runek prezentowany w mediach. Każdy chce przygody, skar-
bu, tajemnicy i możliwości jej rozwikłania. Archeologia daje
takie możliwości w fikcji i rzeczywistości.
Profesjonalna archeologia różni się jedynie skalą opi-
sanych zjawisk. Każdy interesuje się drzemiącymi w ziemi
lub samej dziedzinie skarbami, które mogą walnie przyczynić
się do rozwoju nauki a w konsekwencji ludzkości. W każdej
rozmowie dawno nie widzących się badaczy w końcu padnie
pytanie „jak tam twój projekt?” albo bardziej dosadniej „co
ciekawego ostatnio wykopałeś?”. To jest ta przygoda w praw-
dziwym życiu, skarby są z brązu, a nie złota, ale dalej są
skarbami. Brodaci mężczyźni w okularach mają wiedzę i roz-
wiązują zagadki przeszłości, ale nie mogliby tego robić bez
młodych, napalonych na okrycia pomocników. To archeolog
broni dziedzictwa przodków przed krótkowzrocznymi ama-
torami z wykrywaczami metali. Wszystkie te schematy wy-
stępują w rzeczywistości, są więc znacznie mniej fikcyjne niż
nam się wydaje. Ludzka wyobraźnia znajduje w archeologu
olbrzymie pole do manewru, bo każdy z nas potrzebuje jakiejś
furtki od codzienności do marzeń. Archeologia to marka, któ-
ra zapewnia interesujące historie i przygodę. Ten wizerunek

384
powinien być jak najbardziej podtrzymywany przez samych
archeologów.
Należy pamiętać, że żyjemy w demokratycznym spo-
łeczeństwie, w którym zasady wolnego rynku nie ominą ni-
kogo i niczego, w tym nauki. Archeologia prędzej czy później
zostanie skomercjalizowana, bo tego będzie wymagał rynek.
Coraz częściej to społeczeństwo, a nie państwo, będzie wy-
magało przedstawienia wyników badań w formie przystępnej
dla siebie. Archeolodzy są w wyjątkowej sytuacji, ponieważ
kultura masowa zrobiła z nich bohaterów, których trudno nie
lubić. Walka z tym mitem nie będzie tak naprawdę walką
o „prawdziwy” wizerunek archeologa, tylko odzieraniem lu-
dzi z marzeń i dobrych konotacji. Każde wystąpienie w tele-
wizji czy radiu powinno być postrzegane jako szansa promocji
własnej dyscypliny. Nie bez powodu archeologia jako dys-
cyplina naukowa zyskiwała poparcie wraz z rozwojem kultury
masowej i wzrostem liczby bohaterów parających się nią.
Przychylność odbiorców w demokratycznym państwie jest ni-
czym innym jak gwarancją sukcesu. Jeśli archeologia chce
zdobywać więcej zrozumienia dla swoich działań, to musi za-
cząć dbać o swoje relacje ze społeczeństwem, a nie zostawiać
tego Hollywood. Niech odkrycia będą „sensacyjne”, a dołki
posłupowe „niesamowite” – takie właśnie są jeśli na chwilę
zapomni się o rutynie. Najmniejsza zanotowana oglądalność
telewizji regionalnej w Polsce wynosi 20 000 ludzi. Rzadko
która książka profesjonalnej archeologii (czyli nie „popu-
larka”) osiągnęła taką sprzedaż. Ludzie chcą wiedzieć
o przeszłości ile tylko się da, a archeologia to idealne medium
dla tej wiedzy pod warunkiem, że jest na to otwarta. To
archeolodzy mają do sprzedania towar – swoją wiedzę i moż-
na do tego zastosować standardowe techniki promocji tego
towaru. To dzięki temu coraz więcej ludzi będzie widzieć
w prawdziwych archeologach bohaterów, a w projektach ba-
dawczych okazję do przygód z przeszłością.

385
Bibliografia
Holtorf C.
2005 From Stonehenge to Las Vegas, Lund.
2006 Archeology is a brand!, Lund.
2007a Doing Archeology in Popculture, Stockholm.
2007b Popular Culture and Archeology [w:] red. D. Pearsall, Encyklo-
pedia of Archaeology, New York.
Kłoskowska A.
2006 Kultura masowa, Warszawa.

Abstract
This paper presents image of an archeologist
created by the mass media form second half of 20th century to
modern times. It shows a way that picture passed, on such
examples as Indiana Jones, Lara Croft or characters from
Bonekickers TV show. To expose how many areas of popular
culture the myth of archeologist effected, in the paper are used
not so obvious examples of fictional archeologist such as
Evelynn Cornaham (from Mummy trilogy) and Scrooge
McDuck(from Duck Tales). Spectrum of characters will show
range of the legend that was created around the archeologist
and influenced receivers of popular culture – everybody that
functions in society. The statistical survey will present how
that profession is perceived by the doers of it, common men
and women and will compare image “what we think of
ourselves” and the popular belief of us. In the end, using some
aspects of the sociology of culture it will be shown who and
why created that picture and why it’s worth to sustain it.

386
Leszek Gardeła
Department of Archaeology
University of Aberdeen
Aberdeen

Współcześni wikingowie.
Wojownicy, metalowcy i tak zwani poganie.

Od wielu lat wikingowie i ich epoka (VIII–XI wiek)


inspirują oraz przyciągają uwagę1. Wśród jej pasjonatów zna-
leźć można, między innymi: Williama Shakespeare’a,
Thomasa Gray’a, Williama Blake’a, Richarda Wagnera,
J.R.R. Tolkiena, ale także Guido von Lista czy Adolfa Hitlera.
Trudno jednak jednoznacznie określić, co jest źródłem tej
szczególnej fascynacji. Czy jest nim wikiński sposób życia –
dalekie podróże, ekscytujące przygody a przy tym wszelkie
aspekty związane z wojną i przelewem krwi? A może poszu-
kiwanie wyidealizowanego poczucia wolności? Patrząc na
rozwój tych zainteresowań z perspektywy czasu, nie ulega
wątpliwości, że w licznych wypadkach wynikała ona przede
wszystkim z silnego poczucia narodowej dumy oraz podziwu
dla heroicznej przeszłości, które tworzyły podstawy skandy-
nawskiej (i nie tylko) tożsamości kulturowej2.
W ciągu ostatnich kilku dekad epoka wikingów po raz
kolejny została przywrócona do życia oraz „odświeżona”
dzięki komiksom, kreskówkom, reklamom, filmom oraz
szczególnie działaniom rekonstruktorskim. Dziś, ludzie pół-
nocy prezentowani są na wiele różnych sposobów i stopniowo

1
Z uwagi na eseistyczny charakter niniejszego tekstu ograniczam się do podawania
jedynie niezbędnej i najnowszej bibliografii. Niektóre omawiane tutaj problemy
przedstawiałem wcześniej w dwóch innych moich tekstach (Gardeła 2006; 2007).
2
Kwestie te dyskutowane były ostatnio szerzej, między innymi w pracach: Wilson,
Roesdahl (1992), Arvidsson (2006) i O’Donoghue (2008). Na temat okultystycznych
korzeni nazizmu i wykorzystywaniu motywów skandynawskich w Trzeciej Rzeszy
zobacz także: Goodrick-Clarke (2005).

387
usiłujemy zrozumieć, że okres ich dziejów pełen był roz-
maitych subtelności3. Powoli zaczynamy także odrzucać ro-
mantyczne wyobrażenia o rogatych hełmach oraz krzyczących
wojownikach odzianych w zwierzęce skóry. Prócz postrze-
gania wikingów jako brutalnych żeglarzy i najemników,
wreszcie doceniamy ich zdolności rzemieślnicze czy ku-
pieckie, a ponadto talenty literackie. Niemniej jednak, spo-
soby prezentowania tego wyjątkowego wycinka przeszłości są
nadal bardzo selektywne. Do niektórych aspektów podchodzi
się bardzo dokładnie, a inne całkowicie pomija.
Tak zwani „współcześni wikingowie” przemawiają do
nas nie tylko w trakcie festiwali historycznych, ale także po-
przez muzykę, książki lub artykuły. Niektórzy z nich uważają
się za kontynuatorów dawnych pogańskich tradycji i próbują
przywrócić je do życia dzięki odprawianiu rozmaitych cere-
monii czy neoszamańskich seansów (Blain 2002, Wallis
2003). Z wieloma z tych działań wiążą się jednak kontro-
wersje najróżniejszej natury. W tym krótkim tekście nie spo-
sób poruszyć ich wszystkich, a zatem postaram się przed-
stawić jedynie wybrane, lecz moim zdaniem najbardziej ra-
żące wycinki tego złożonego problemu. Ponieważ sam od
bardzo wielu lat należę do grona pasjonatów epoki wikingów
uznałem, że nim przejdę do sedna mojej wypowiedzi,
przedstawię w jaki sposób rozwijałem swoje zainteresowania
i jakimi drogami podążałem.

Jak rodzi się pasja?

Zawsze sądziłem, że dobrze jest mieć pasję, intere-


sować się czymś, móc się czemuś poświęcić. Od najmłod-
szych dziecięcych lat zaczytywałem się komiksami autorstwa
Grzegorza Rosińskiego i Jean’a Van Hamme, które przed-
stawiały fascynujący świat dalekiej północy, gdzie główny bo-

3
Por. najnowsze, pięknie wydane wielostronicowe kompendium dotyczące epoki wi-
kingów The Viking World (Brink, Price 2008).

388
hater – mężczyzna imieniem Thorgal – przeżywał kolejne nie-
zwykłe przygody. Z niecierpliwością wyczekiwałem coraz to
nowych odcinków i starałem się zdobywać je za wszelką cenę
(co nie zawsze było łatwe).
W późniejszych latach od czasu do czasu udawało mi
się znaleźć jakiś artykuł czy książkę dotyczącą wikingów i tak
powoli rozwijały się moje zainteresowania ich kulturą. Po
jakimś czasie w mieście, z którego pochodzę, powstało
bractwo rycerskie, a ja mając już odpowiednio wiele lat, aby
do niego przystąpić, postanowiłem spróbować swoich sił na
„wojennej ścieżce”. Doskonale pamiętam moment, kiedy po
raz pierwszy dzierżyłem w dłoniach prawdziwy miecz, kiedy
mogłem założyć kolczugę czy hełm. To było jak magia, jak
wyjątkowa możliwość natychmiastowego przeniesienia się
w czasie.
W drugiej połowie lat 90. XX wieku ruch śred-
niowieczny w Polsce rozwijał się sprawnie, ale zdobycie
odpowiedniego ekwipunku czy potrzebnych materiałów do
wykonania strojów lub sprzętów obozowych bywało nie-
małym problemem4. Nie każdy posiadał w domu internet czy
dostęp do zachodnich, pięknie ilustrowanych publikacji.
Pierwsze stroje współczesnych wikingów przypominały więc
bardziej kostium Conana Barbarzyńcy skrzyżowanego z nean-
dertalczykiem. Wykształciło się też wówczas słynne okreś-
lenie „glany z owijką”. Oznaczało to, że biedniejsi lub niedoś-
wiadczeni członkowie bractw, którzy nie posiadali odpo-
wiedniego obuwia historycznego, często owijali swoje ciężkie
skórzane buty włochatymi skórami (najczęściej z nutrii, bara-
na lub ewentualnie jelenia czy sarny). O dziwo, całkiem po-
dobnie wyglądały też buty słynnego Thorgala i odnoszę wra-
żenie, że dzięki temu niektórym osobom podobne działanie
wydawało się całkiem usprawiedliwione. Przyznam szczerze,
że w pewnym momencie i ja do nich należałem. Obok przy-

4
O ruchu wczesnośredniowiecznym w Polsce por. Bogacki (2008). Tam także kry-
tyczne uwagi na temat jego obecnego oblicza.

389
słowiowych już „glanów z owijką” na wielu festiwalach
królowały kolczugi wykonane z podkładek sprężynujących.
Pamiętam jak dziś, kiedy na kilogramy kupowałem kolejne
podkładki w lokalnym sklepie z narzędziami, a potem po no-
cach plotłem swoją zbroję. Byłem w tym niestrudzony. Nie-
którzy patrzyli na mnie jak na szaleńca, ale ja radowałem się
niezmiernie, gdy każdego dnia mogłem dodać do plecionej
przeze mnie kolczugi kolejny rządek metalowych kółeczek.
Zbliżał się ostatni rok liceum i wówczas byłem już
bardzo mocno zaangażowany w działania założonej przeze
mnie nowej typowo wikińskiej grupy rekonstruktorskiej. Na-
sze wyposażenie bojowe, stroje i sprzęt obozowy zaczynały
wyglądać coraz lepiej (odeszliśmy już na szczęście od etapu
„glanów z owijką”, wojskowych pasów oficerskich oraz kol-
czug z podkładek), a pasja odtwarzania przeszłych dziejów nie
chciała ustąpić niczemu innemu. Jednym z największych
naszych celów była chęć uczestniczenia w Festiwalu Wikin-
gów na wyspie Wolin. To był (i jest nadal) coroczny między-
narodowy zlot największych pasjonatów kultury i dziedzictwa
północy. Czuliśmy, że możliwość uczestniczenia w nim jest
wyjątkowym wydarzeniem oraz zaszczytem. Przygotowy-
waliśmy się więc do niego bardzo poważnie oraz intensywnie.
W obliczu matury i egzaminów na studia należało jed-
nak podjąć decyzję: „co dalej?”. Prawdę mówiąc, zawsze
chciałem kręcić filmy historyczne i zdawać do Szkoły Filmo-
wej w Łodzi. Prócz własnej wyobraźni i pasji nie miałem jed-
nak zbyt wielu praktycznych doświadczeń ani też żadnych
większych dokonań w dziedzinie fotografii czy filmu. Zasta-
nawiałem się więc, co innego mógłbym uczynić, aby rozwijać
swoje wikińskie zainteresowania.
Archeologia wydawała się tutaj całkowicie natural-
nym wyborem. Już wówczas byłem żywo zafascynowany
opowieściami o Jómsvíkingach (Jomsborczykach), których

390
dzieje opisuje XIII-wieczna Jómsvíkinga saga5. Jomsbor-
czycy, wedle wspomnianej sagi, a także szeregu innych źró-
deł, stanowić mieli ściśle zwartą i doskonale zorganizowaną
grupę skandynawskich (i być może również słowiańskich)
wojowników, którzy za zgodą polskiego władcy Bolesława
Chrobrego (występującego w sadze pod imieniem Burisleifr)
osiedlić się mieli najprawdopodobniej na wyspie Wolin. Jak
podaje saga, powstała tam również wspaniała warownia z ka-
mienną bramą. To właśnie ona nosiła nazwę Jómsborg6.
Zauroczony tą opowieścią uznałem, że także w Polsce
dopatrywać się można śladów obecności skandynawskiej,
a zatem potencjalnie możliwe jest ich odnalezienie. W tamtym
czasie nie słyszałem jeszcze o badaniach Profesora Jana Żaka
czy innych wybitnych przedstawicieli polskiej archeologii,
którzy wiele uwagi w poświęcili w swych pracach kwestiom
skandynawskim. Moim młodzieńczym marzeniem było więc
odkrycie tajemnicy Jómsborga. Z takim nastawieniem wyru-
szyłem na egzaminy i przyjęty zostałem na studia archeo-
logiczne w Instytucie Prahistorii Uniwersytetu im. Adama
Mickiewicza w Poznaniu. To właśnie tam po raz pierwszy
w życiu miałem nieograniczony dostęp do fachowej litera-
tury, w której namiętnie rozczytywałem się w kolejnych la-
tach. Fascynacja wikingami nie słabła, a wręcz rosła i roz-
wijała się z każdym rokiem. Uczestniczyłem wówczas w co-
raz większej liczbie festiwali historycznych zarówno w kraju,
jak i za granicą. Moja pasja zabrała mnie aż na odległe Lofoty
na samej północy Norwegii, za kołem podbiegunowym. Wę-
drowałem także po Danii, Szwecji, Laponii, Litwie, Wielkiej
Brytanii i wielu innych miejscach w Europie, starając się po-
dążać ścieżkami wikingów, odwiedzać muzea, stanowiska
5
Anglojęzyczne wydania tej sagi dostępne są w tłumaczeniach Blake’a (1962)
i Hollandera (2000). Dotychczas w Polsce saga ta prezentowana była jedynie we frag-
mentach. Przygotowywany obecnie audiobook ma jednak opierać się na wybranych
fragmentach niepublikowanego tłumaczenia mojego autorstwa.
6
Więcej na temat Jómsborga i Jómsvikingów pisali ostatnio: Filipowiak (2005)
i Słupecki (2000; 2005). Zobacz także: Morawiec (2008).

391
oraz parki archeologiczne. Oprócz studiowania książek
naukowych, ciągle uczyłem się przeszłości poprzez czynne jej
doświadczanie. Sądzę, że dało mi to bardzo wiele, wzbo-
gacając niewątpliwie mój sposób postrzegania dawnych
dziejów. W myślach zawsze wracam do tych chwil z wiel-
kim sentymentem.
Po ukończeniu studiów nadal staram się z pasją i po-
święceniem zajmować interesującą mnie epoką, tym razem
pracując nad pracą doktorską o wikińskiej tematyce w De-
partment of Archaeology, University of Aberdeen w Szkocji.
Wciąż uczestniczę w festiwalach historycznych, ale wraz
z upływem kolejnych lat coraz więcej rzeczy zaczyna mnie na
nich martwić...

Mam nadzieję, że Szanowni Czytelnicy wybaczą mi


ten bardzo osobisty wstęp. Sądzę jednak, że bez niego nie był-
bym w stanie rozpocząć drugiej części mojego tekstu. Po tak
wielu latach rozmaitych doświadczeń w świecie współ-
czesnych wikingów uznałem, że pomimo ciągłego zach-
walania tej przepięknej pasji nadszedł czas, aby powiedzieć
to, co od dawna leży mi na sercu i łamie je kawałek po ka-
wałku. W tym celu intencjonalnie postanowiłem nadać moim
rozważaniom formę eseju.

Mity i gadżety

Każda społeczność miewa tendencje do tworzenia


własnych mitów. Tak samo dzieje się również w świecie
współczesnych wikingów. Niektóre mity trwają długo, a inne
są prędko obalane przez osoby cieszące się szczególnym auto-
rytetem. Muszę przyznać, że jednym z największych
sukcesów współczesnych rekonstruktorów jest porzucenie
głębokiej wiary w to, że hełmy skandynawskich wojowników
zawsze przyozdabiały dwa wygięte w górę rogi. Nad tym pro-
blemem badacze dyskutują od lat, lecz prócz dość zagadkowej

392
ikonografii oraz pewnych miniatur, na których faktycznie
można by się dopatrywać tego typu uzbrojenia7, nie od-
naleziono dotychczas żadnych przekonujących, namacalnych
dowodów. Mit rogatego hełmu został więc odrzucony i chyba
już nie wróci, dopóki jakiś archeolog nie wydobędzie z ziemi
podobnego wyrobu. Mając chyba pewną świadomość tego
problemu, Jerzy Hoffmann, reżyser filmu „Stara Baśń” roz-
wiązał go kompromisowo i postanowił, że wódz występu-
jących w nim wikingów koniecznie musi na swym hełmie
mieć rogi. Pozostali wikingowie zostali ich jednak pozba-
wieni. W przypadku filmu Hoffmanna, który chyba z zało-
żenia miał być „baśnią”, a na dodatek „starą”, można było po-
kusić się o taki pomysł.
Środowisko współczesnych wikingów operuje jednak
wieloma innymi „mitami”. Wśród nich jest, na przykład
absolutna fascynacja tak zwanym „młotem Thora” – metalową
zawieszką przypominającą swym kształtem młot. W związku
z taką analogią przyjęło się sądzić, że stanowi on symbol
jednego z ważniejszych bogów należących do skan-
dynawskiego panteonu: syna Odyna (staroislandzki: Óðinn),
gromowładnego Thora (staroislandzki: Þórr). Do jego
głównych atrybutów należy właśnie magiczny młot o nazwie
Mjöllnir, który wedle przekazów mitologicznych miał być
wykonany przez krasnoludy (Simek 2006, s. 219). Tego typu
znaleziska lub ich wyobrażenia występują w Skandynawii (ale
także poza nią) w najróżniejszych kontekstach – zarówno jako
dary grobowe dla osób o różnym wieku i płci, ale także jako
ofiary lub znaleziska luźne. Nie można jednak powiedzieć, że
absolutnie każdy mieszkaniec wczesnośredniowiecznego
świata je posiadał. Tym niemniej oglądając dzisiejsze festi-
wale historyczne można odnieść właśnie takie wrażenie.

7
Por. na przykład fragment kunsztownie wykonanej tkaniny z Oseberg (Vestfold,
Norwegia) (Ingstad 1992, s. 232) lub znaleziska miniaturowych „tańczących wojow-
ników” (Holmqvist 1960; Duczko 2002; Price 2002, s. 385-388) oraz inne zawieszki,
jak chociażby słynny „Odyn z Ribe” (Jensen 1991, s. 50-51).

393
Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze jedną anegdotę,
krążącą w niektórych kręgach. Wedle niej wikingowie wy-
ruszający na łupieżcze wyprawy przywozili sobie na pamiątkę
każdej z nich zawieszkę w kształcie młota Thora. Proszę sobie
wyobrazić ile zawieszek tego typu miałby na przykład słynny
Egill Skalla-Grímsson, bohater Sagi o Egilu (isl. Egils saga
Skalla-Grímssonar)! Problem jednak w tym, że dla Egilla naj-
ważniejszym z bogów był nie Thor, a Odyn. Nie wiemy abso-
lutnie nic o tym, by Odyn również posługiwał się młotem!
Współcześni wikingowie kochają się w biżuterii
i ozdobach. Nie ma w tym absolutnie nic złego. Wiemy
wszak, że podobnie rzecz się miała w wypadku wikingów
z przeszłości. Problemem jest tu jednak kwestia zachowania
pewnego umiaru. Faktem jest, że bogate groby kobiece z prze-
pięknym wyposażeniem, w zależności od regionu Skan-
dynawii, zdarzają się w trakcie wykopalisk dość często. Może
to sugerować pewne szczególne upodobanie do tego typu
przedmiotów lub wyraz szacunku dla zmarłej osoby. Nie-
którzy badacze uznają, że biżuteria (lub broń) składana w gro-
bach posiada także głębokie treści symboliczne. Bez względu
na wszystkie powyżej nakreślone interpretacje, trudno jest mi
uwierzyć, że typowa skandynawska kobieta przygotowywała
codzienną strawę w żelaznym kotle, będąc przybrana w ozdo-
by jak świąteczna choinka. A dziś, na historycznych festi-
walach widok ten jest niemal wszechobecny. Wydaje mi się,
że niektórym rekonstruktorom brakuje czasem wyczucia sy-
tuacji. Jeśli do gotowania kobieta zawiesza na sobie sznury
srebrnych i szklanych paciorków, a do tego zakłada potężne
brosze żółwiowate i kilkanaście pierścieni, to powstaje py-
tanie – w jaki sposób powinna się ona ubrać na ceremonię
ślubną, zacną ucztę lub pogrzeb?

394
Tak zwani poganie i ich bogowie

Wielu rekonstruktorów przeszłości wywodzi się ze


środowisk słuchających muzyki metalowej. Wykształcił się
nawet specjalny gatunek metalu znany jako Viking Metal,
który z założenia nawiązywać ma w swym przekazie do
historii i mitologii dawnej Skandynawii. Sam od lat słucham
takiej muzyki, ale zdaję sobie sprawę, że na pewno nie jest
ona rzetelnym źródłem, z którego można czerpać wiarygodne
informacje o przeszłości. Wraz z Viking Metalem niejed-
nokrotnie sławiącym imiona i czyny nordyckich bohaterów
oraz bogów rodzi się także często pewne upodobanie do
dawnej pogańskiej wiary. Wielu współczesnych wikingów
deklaruje, że są poganami, że noszą Młot Thora jako symbol
swoich przekonań. Chociaż nie ma w tym nic złego, obawiam
się, że w niektórych przypadkach czynione jest to zupełnie
bez głębszej refleksji i stanowi wyraz ślepego podążania za
pewną modą lub ogólnie przyjętymi w środowisku kon-
wencjami. Rekonstruktorzy rzadko rozmyślają nad subtel-
nościami wierzeń wikingów. Postrzegają minioną rzeczy-
wistość w dość schematyczny sposób, oddzielając od siebie
rozmaite aspekty codziennego życia. Widoczne jest to dosko-
nale na festiwalach historycznych. Imprezy te zazwyczaj mają
program, który zamknąć można w poniższym (nieco uprosz-
czonym) schemacie:

rozbijanie obozu – pokazy rzemiosła (ewentualnie gry


i zabawy) – bitwa – obrzęd – uczta

Nie dostrzega się zupełnie, że w ówczesnej epoce


najprawdopodobniej nie istniały ścisłe granice pomiędzy sac-
rum i profanum (Słupecki 2008). To był jeden sprawnie dzia-
łający organizm (Andrén, Jennbert, Raudvere 2006). Dziś

395
wiemy, że czynności domowe niewątpliwie zawierały w sobie
bogate treści symboliczne (na przykład przędzenie czy tkanie
oraz mielenie ziaren). Niektóre z nich bywały także objęte
swoistym tabu i przypisane tylko kobietom lub tylko męż-
czyznom (Gardeła 2009). Jak pokazało to już wielu badaczy,
kwestie wojny ściśle wiązały się ze sprawami wiary (Price
2002; Hedenstierna-Jonson 2006). Odnajdowało to swoje
odbicie nie tylko w obrzędach dokonywanych przed, w trakcie
czy po samej walce, ale także w określonej ornamentyce broni
czy innych elementów wyposażenia. W środowiskach re-
konstruktorskich niestety niemal zupełnie się tego nie do-
strzega i rzadko prowadzone są w nim dyskusje na podobne
tematy.
Choć współcześni wikingowie składają podzięko-
wania lub modły do Odyna, Thora czy Freyja, to zupełnie
zapominają, że skandynawski panteon liczył sobie jeszcze
wielu innych bogów i bogiń. Obok nich występowały także
rozmaite istoty nadnaturalne, takie jak chociażby: fylgjur,
hamingjur, disir, landdísir, spádísir, landvættir. Roz-
powszechniona była ponadto wiara w karły (staroislandzki:
dvergar), elfy (staroislandzki: álfar) czy olbrzymy (staro-
islandzki: jötnar), czego wyraz daje chociażby wspomniana
wyżej Jómsvikinga saga (21). Tak jak pamięta się jeszcze cza-
sem o walkiriach (staroislandzki: valkyrjur), to w całkowitą
niepamięć popadły postaci norn (staroislandzki: nornir).
A przecież wedle dawnych przekonań to właśnie one odgry-
wały niezwykle istotną rolę w kształtowaniu ludzkiego prze-
znaczenia. Być może warto byłoby sobie o nich przypomnieć?
Tak samo błędne jest przekonanie o tym, że dominu-
jącą rolę we wróżbiarstwie skandynawskim odgrywały runy.
Omówienie tego problemu wymagałoby jednak całkowicie
osobnego tekstu8. Pozostaje mi więc jedynie go tutaj zasyg-
nalizować.

8
Na marginesie dodam, że doskonałą pracę na temat wróżbiarstwa skandynawskiego
napisał przed dziesięcioma laty Leszek Słupecki (1998).

396
Bez rogów na hełmie, ale z rogiem w dłoni

Zbliżając się powoli do sedna tej wypowiedzi, chciał-


bym przedstawić aspekt współczesnych rekonstrukcji, który
nie tylko mnie osobiście najbardziej boli. Mając za sobą wiele
lat doświadczeń, zarówno na festiwalach polskich i zagra-
nicznych, odnoszę nieodparte i smutne wrażenie, że pomimo
wciąż rosnącej jakości strojów oraz wszelkich innych
elementów wojennych czy obozowych, jedno pozostaje nie-
zmienne. Nagminne pijaństwo. To przykre, że dla tak wielu
rekonstruktorów wyjazdy na festiwale przede wszystkim za-
czynają stanowić głównie okazję do picia piwa bez opa-
miętania. Prowadzi to do wielu bardzo niepożądanych kon-
sekwencji, które rzucają cień na oblicze świata współczesnych
wikingów. To właśnie jest, moim zdaniem, jednym z fun-
damentalnych powodów, dla których środowiska akademickie
często stronią od bliższych kontaktów z rekonstruktorami. Bo
jakże można rozmawiać o przeszłości z na wpół przytomnym
wikingiem, którego jedynym celem jest zapełnienie swojego
rogu kolejnymi litrami złotego trunku?

Smutne i brutalne prawdy

Podsumowując, odnoszę wrażenie, że wiele problemów


rodzących się w świecie współczesnych rekonstruktorów
wczesnego średniowiecza wynika z braku głębszej refleksji
nad istotą swoich działań. Ten brak opiera się przede
wszystkim na kilku kluczowych kwestiach. Są to kolejno:
dyletanckie podejście – wielu odtwórców zaintere-
sowanych jest jedynie walką i zawartością własnego
rogu do picia;
nieznajomość źródeł (w tym także problem dostępu
do literatury fachowej);

397
nieznajomość języków obcych (w często których pub-
likowane są najnowsze opracowania materiałów skan-
dynawskich);
niedostateczna ilość doświadczeń lub pewna niechęć
w ich zdobywaniu (podróże, wizyty w muzeach lub na
stanowiskach archeologicznych, kontakty ze środo-
wiskiem naukowym).
Wreszcie, wielkich problemów przysparzają kwestie sa-
mej mentalności rekonstruktorów, a mianowicie:
duma i brak pokory;
przekonanie o swojej „wyjątkowości”, „elitarności”
i „wyższości”;
chęć posiadania wyłączności na „PRAWDĘ” o mi-
nionej epoce i ślepa wiara w jej istnienie.
Przykłady można by mnożyć na jeszcze wielu stronach.
Postanowiłem jednak skupić się na tych, które zawsze wy-
dawały mi się najbardziej rażące. Nie wszystko jednak stra-
cone.

Potencjalne recepty na przyszłość

Leczenie problemów z jakimi boryka się świat współ-


czesnych wikingów nie jest rzeczą łatwą. Wydaje mi się jed-
nak, że rozpocząć je można od przemyślenia szeregu po-
niższych kwestii:
kwestia pokory wobec przeszłości i jej źródeł;
kwestia krytyki źródeł i własnych działań;
kwestia współpracy i budowania szacunku pomiędzy
odtwórcami a środowiskiem akademickim;
kwestia etyki działania. Rozważania nad tym czy po-
winno się rekonstruować niektóre bardzo osobiste i wy-
jątkowe przedmioty? Problem szacunku dla indywi-
dualności/postaci z przeszłości;

398
kwestia ostrożności w igraniu z ogniem. Tyczy się to
szczególnie podejmowania radykalnych prób odtwa-
rzania dawnych obrzędów;
kwestia odrzucenia przekonań o jedynej i sztywnej
prawdzie na temat epoki wikingów. Chęć otwarcia się
na subtelności;
kwestia uwolnienia własnego umysłu od stereotypów
lub przynajmniej wyrobienie w sobie umiejętności kry-
tycznego na nie spojrzenia.

Zamiast zakończenia

Ten krótki, acz pod koniec gorzki esej zakończyć


można jedynie słowami boga Odyna, które wypowiada on
w przepięknym, staroislandzkim utworze Hávamál (12):

Nie tak dobre, jak mówią,


Piwo dla ludzkich jest pokoleń,
Bo tym mniej ma – im więcej pije –
Zdrowego rozumu człowiek.
(Havamál (12), tłum. wg Załuska-Strömberg 1986, s. 21)

Przez wielu współczesnych rekonstruktorów treści


przedstawiane w Hávamál uznawane są rzekomo za pewien
kodeks zachowania. Radziłbym im jednak studiować je dok-
ładniej. Jak mawiał w innym utworze eddaicznym sam Si-
gurd:

Mocny duch lepszy niż hartowny miecz


Gdzie się wrodzy spotykają woje,
Gdyż bohaterskich widziałem mężów,
Co tępym mieczem osiągają zwycięstwo.
(Fafnismál (28), tłum. wg Załuska-Strömberg 1986, s. 266)

399
Obawiam się jednak, że nikt będąc całkowicie pija-
nym – nawet tęgi i brodaty wiking – tępym mieczem zwy-
cięstwa ani sławy sobie nie przysporzy.

Bibliografia
Andrén A., Jennbert K., Raudvere C.
2006 Old Norse religion. Some problems and prospects [w:] red.
A. Andrén, K. Jennbert, C. Raudvere, Old Norse religion in
long-term perspectives. Origins, changes and interactions. An
international conference in Lund, Sweden, June 3-7, 2004,
Lund, s. 11-14.
Arvidsson S.
2006 The reuse of Norse mythology in our times – Myth and moder-
nity [w:] red. A. Andrén, P. Carelli, Odens öga – mellan
manniskor och makter i det förkristna Norden. Odin’s Eye –
Between people and powers in the pre-Christian North, Hel-
singborg, s. 332-335.
Blain J.
2002 Nine Worlds of Seid-Magic. Ecstasy and Neo-Shamanism in
North European Paganism, London and New York.
Blake N.S.
1962 Jomsvikinga Saga. The Saga of the Jomsvikings, London.
Bogacki M.
2008 Wybrane problemy odtwórstwa wczesnośredniowiecznego
w Polsce. Zagadnienia ogólne i próba charakterystyki śro-
dowiska [w:] red. M. Bogacki, M. Franz, Z. Pilarczyk, Kultura
ludów Morza Bałtyckiego, Tom II: Nowożytność i współ-
czesność. Mare Integrans. Studia nad dziejami wybrzeży Morza
Bałtyckiego. Materiały z III Międzynarodowej Sesji Naukowej
Dziejów Ludów Morza Bałtyckiego. Wolin 20-22 Lipca 2007,
Toruń, s. 219-269.
Brink S., Price N.
2008 The Viking World, London and New York.
Duczko W.
2002 Tańczący wojownicy: ikonografia rytuałów kultowo-militarnych
w skandynawskiej sztuce wczesnego średniowiecza [w:] red.
S. Rosik, P. Wiszewski, Imago Narrat. Obraz jako komunikat
w społeczeństwach europejskich, Wrocław, s. 165-187.

400
Filipowiak W.
2005 Jómsborg i Jómsvikingowie w świetle ostatnich badań archeo-
logicznych [w:] red. M. Bogacki, M. Franz, Z. Pilarczyk, Mare
Integrans. Studia nad dziejami wybrzeży Morza Bałtyckiego.
Materiały z I Sesji Naukowej Dziejów Ludów Morza Bałtyc-
kiego, Wolin 6-7 sierpnia 2005, Toruń, s. 28-46.
Gardeła L.
2006 Skanseny historyczne. Od czego zacząć? Fenomen rekonstrukcji
wczesnośredniowiecznych obiektów mieszkalnych i zabudowań
obronnych; jego konsekwencje oraz pojawiające się problemy,
Gazeta Rycerska 12, s. 45-46.
2007 Myśli zaklęte w przedmioty [w:] red. H. Głąb, E. Haduch,
A. Szczepanek, Non omnis moriar - rozważania nad egzystencją
człowieka w aspekcie badań antropologiczno – archeolo-
gicznych, Kraków, s. 17-35.
2009 „Tkając myśli”. Czynności domowe i ich metafory w epoce
wikingów [w:] red. M. Bogacki, M. Franz, Z. Pilarczyk, Mare
Integrans. Studia nad dziejami wybrzeży Morza Bałtyckiego.
Materiały z IV Sesji Naukowej Dziejów Ludów Morza Bałtyc-
kiego. Gospodarka ludów Morza Bałtyckiego, Toruń, s. 40-92.
Goodrick-Clarke N.
2005 The Occult Roots of Nazism. Secret Aryan Cults and their
Influence on Nazi Ideology, London.
Hedenstierna-Jonson C.
2006 The Birka Warrior: the material culture of a martial society,
Stockholm.
Hollander L.M.
2000 The Saga of the Jómsvikings, Austin.
Holmqvist W.
1960 The dancing gods, Acta Archaeologica 31, s. 101-127.
Ingstad A.S.
1992 Oseberg-dronningen – hvem var hun? [w:] red. A.E.
Christensen, A.S. Ingstad, B. Myhre, Oseberg-Dronningens
Grav. Vår arkeologiske nasjonalskatt i nytt lys, Oslo, s. 224-
256.
Jensen S.
1991 The Vikings of Ribe, Ribe.
Morawiec J.
2008 Wolin w średniowiecznej tradycji skandynawskiej, Katowice
(maszynopis pracy doktorskiej napisanej w Instytucie Historii na
Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego).

401
O’Donoghue H.
2008 From Asgard to Valhalla. The remarkable history of the Norse
Myths, London and New York.
Price N.S.
2002 The Viking Way. Religion and War in Late Iron Age
Scandinavia, Uppsala.
Simek R.
2006 Dictionary of Northern Mythology, Cambridge.

Słupecki L.P.
1998 Wyrocznie i wróżby pogańskich Skandynawów. Studium do
dziejów idei przeznaczenia u ludów indoeuropejskich, Warsza-
wa.
2000 Jómsvikingalog, Jómsvikings, Jomsborg/Wolin and Danish
circular strongholds [w:] red. P. Urbańczyk, The Neighbours of
Poland in the 10th Century, Warsaw, s. 49-60.
2008 Jom, Jomsborg, Wolin, Wineta w pieśniach skaldów, w islan-
dzkich sagach i łacińskich kronikach [w:] red. M. Bogacki,
M. Franz, Z. Pilarczyk, Mare Integrans. Studia nad dziejami
wybrzeży Morza Bałtyckiego. Materiały z I Sesji Naukowej Dzie-
jów Ludów Morza Bałtyckiego, Wolin 6-7 sierpnia 2005, Toruń,
s. 47-62.
2009 Forn sidr. Pogaństwo jako sposób życia dawnych Islandczyków
[w:] L. Słupecki, Bogowie i ich ludy. Religie pogańskie a pro-
cesy tworzenia się tożsamości kulturowej, etnicznej, plemiennej
i narodowej w średniowieczu, Wrocław, s. 39-46.
Wallis R.
2003 Shamans/Neo-Shamans. Ecstasy, alternative archaeologies and
contemporary Pagans, London and New York.
Wilson D.M., Roesdahl E.
1992 What the Vikings meant to Europe [w:] red. S. Karlsson, The
Source of Liberty. The Nordic Contribution to Europe, Stock-
holm, s. 39-63.
Załuska-Strömberg A.
1974 Saga o Egilu, Poznań.
1986 Edda Poetycka, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź.

402
Abstract
The Vikings and the Viking Age (VIII – XI cent.
AD) have inspired and attracted people’s attention for many
centuries. It is hard to say, however, what is the source of this
particular excitement. Is it the Viking way of life – the great
journeys and adventures that many people find to be so
thrilling? Or is it the undying fascination with war and blood-
shed? Perhaps for some it is all fueled by national pride and
admiration of heroic past which forms the foundations of their
cultural identity?
In the last few decades, the Viking Age has been
once again brought back to life in comic books, cartoons,
commercials, movies and re-enactment activities. Today, the
Norse are presented in many ways and we are gradually trying
to understand the various subtleties of their period. The public
is slowly beginning to reject romantic imagery of horned
helmets, and warriors clad in animal skins. Apart from seeing
the Viking Age people only as brutal sea warriors and
mercenaries we are finally acknowledging their skills as
craftsmen and merchants. Nevertheless, the ways of pre-
senting this past are still very selective. Some aspects are ex-
plored in depth and some are completely neglected.
The contemporary Vikings speak to us not only
during historical festivals, but also through music, books or
articles. Some of them claim to be continuators of the old
heathen traditions and aim at bringing them back to life by
conducting religious ceremonies or neoshamanic séances.
What are the consequences of such actions? How do they
enhance or alter the perceptions of the past? All those matters
shall be explored in my paper.

403
404
Maksym Mackiewicz
Instytut Archeologii
Uniwersytet Wrocławski
Wrocław

Zastosowanie skanera 3D w procesie dokumentacji


archeologicznej. Możliwości i perspektywy

Od ćwierćwiecza wraz z rozwojem techniki infor-


matycznej i optycznej, obserwujemy zmieniający się obraz
prowadzenia dokumentacji archeologicznej. Być może, nie
dorównuje on galopującemu tempu tego progresu, a nowinki
nieśmiale trafiają na teren wykopalisk, ale środowisko
archeologiczne, zwłaszcza grupa metodyków-badaczy, od kil-
ku lat postuluje potrzebę zaktualizowania standardów prowa-
dzonej dokumentacji o ogólnie dostępne możliwości tech-
niczne. Użytkowanie aparatów cyfrowych, a następnie kom-
puterowe przetwarzanie zdjęć do postaci ortofotografii staje
się wygodnym i praktycznym standardem. Użytkowanie cyf-
rowego tachimetru na wykopie również nie jest już widokiem
nadzwyczajnym, a koszt takiego sprzętu jest w zasięgu nie-
wielkich firm świadczących usługi archeologiczne. Nie-
wątpliwie stosowanie nowoczesnego sprzętu jest wielkim
ułatwieniem dla badaczy. Wpływa nie tylko na poziom badań,
ale i wygodę pracy. Warunkiem jest jednak samo opanowanie
obsługi sprzętu, którego działanie nie jest intuicyjne, często
wymaga dodatkowego przeszkolenia lub chociaż dokładnej
lektury instrukcji obsługi (co, wbrew pozorom, nie wydaje się
być praktyką powszechnie stosowaną). Dostępność nowo-
czesnych urządzeń, a także licznego oprogramowania do ana-
lizowania pobranych danych pozwala archeologom zająć się
wieloaspektowym opracowaniem materiałów. Często sami
posiadają sprzęt i potrzebne przygotowanie, co pozwala prze-
jąć obowiązki zarezerwowane niegdyś dla przedstawicieli
innych dziedzin. Umiejętność podstawowej obsługi urządzeń
geodezyjnych przejęli archeolodzy. Opracowanie planigrafii

405
znalezisk czy warstwicowego planu stanowiska nie jest już
trudnością, a zawodowy fotograf na wykopaliskach pojawia
się jedynie wraz z dziennikarzem z prasy lokalnej zainte-
resowanym wynikami badań. Technologia komputerowa nie-
zwykle ułatwia archiwizowanie, kopiowanie lub przesyłanie
danych, a także wstępne ich przygotowanie do prezentacji czy
druku. Dokładność takiej dokumentacji przewyższa tę pro-
wadzoną manualnie, a mechanika całego procesu wpływa na
wydajność pracy. Szczególnie ważną zaletą tej formy do-
kumentacji, gdzie część obowiązków przejmuje aparatura, jest
możliwe zminimalizowanie efektu subiektywizmu dokumen-
talisty oraz wyeliminowanie praktyki wstępnej interpretacji na
etapie jej wykonywania (czego duże znaczenie podkreślają
Urbańczyk 2002, Tyszczuk 2006).
Najnowszą nowinką jaka skupiła na sobie uwagę
archeologów są digitizery 3D, popularnie określane skanerami
3D. Istotą ich działania jest możliwie dokładne odwzorowanie
bryły skanowanego obiektu i odtworzenie jej w pamięci kom-
putera. Nowoczesne urządzenia bazują zwykle na technologii
laserowej, pozwalając pobrać niezbędne pomiary bez doty-
kania odwzorowywanego przedmiotu. Uproszczając, zasadę
jego działania możemy porównać do tachimetru laserowego,
gdzie na podstawie czasu pomiędzy emisją a powrotem wiązki
światła, a także znanemu kierunkowi pod jakim wysyła je
urządzenie, zapisywane jest położenie punktu w trój-
wymiarowej przestrzeni1. Jednorazowy pomiar o rozdziel-
czości kilkudziesięciu tysięcy punktów pozwala na odwzoro-
wanie całej płaszczyzny, zapisywanej w pamięci w postaci
tzw. chmury punktów, następnie wyświetlanych w postaci
siatki trójkątów lub cieniowanych powierzchni. Odwzoro-
wanie całej bryły bez „zacienionych” ubytków (tzw.
„martwych pól”) wymaga wykonania kilku do kilkunastu ska-
nów z różnych stron obiektu. Wyniki pomiarów są następnie

1
Starsze urządzenia opierały się na metodzie dotykowej i rejestrującym powierzchnię
czujniku umocowanym na ruchomym ramieniu. Technologią równie popularną wśród
urządzeń bezdotykowych jest emitowanie pasów światła i rejestracji ich załamywania
się na powierzchni przedmiotu.
406
łączone w jedną całość, tworząc pełny model (Ryc. 1). Obec-
nie produkowane urządzenia posiadają dużą rozdzielczość
optyczną, cechują się dokładnością do ułamków milimetrów,
a oprócz położenia punktów, potrafią rejestrować dane o kolo-
rze, co pozwala na uzyskanie modelu niemal w rzeczywistym
stopniu oddającego geometrię i teksturę przedmiotu. Po-
wierzchniowy sposób zbierania punktów pociąga za sobą
pewne ograniczenia, utrudniając lub całkowicie uniemoż-
liwiając zeskanowanie, np. wnętrza naczynia. Wyroby o po-
wierzchni odbijającej lub przepuszczającej światło wymagają
wstępnego przygotowania i pokrycia powierzchni substancją
o konsystencji talku zapobiegającej powstawianiu refleksów.

Ryc. 1. Poszczególne etapy skanowania rdzenia magdaleńskiego


i ostateczny wynik – model z nałożoną teksturą. Opracowanie:
M. Mackiewicz.

Istnieje szereg różnych systemów przeznaczonych do


skaningu laserowego różniących się parametrami i zastoso-
waniem. Inną charakterystyką cechuje się aparatura do wyko-
nywania skanów obiektów niewielkich (np. zabytków rucho-
mych), inne wymagania stawia się urządzeniom przezna-
czonym do odwzorowywania budynków czy całych wnętrz.
Wśród najbardziej popularnych systemów należałoby wymie-
nić: Konica-Minolta, Cyrax, Riegl, czy Polhemus.
Oddzielną grupą urządzeń są systemy digitizowania
dużych powierzchni terenu za pomocą wiązki lasera z pokładu
samolotu czy samochodu, np. LIDAR. Ich rozdzielczość i do-
kładność nie może się równać z pomiarami zebranymi z uży-
ciem Total Station, jednak pozwala stworzyć odwzorowanie
znacznie szybciej.

407
Wraz z mnogością systemów, pojawia się zró-
żnicowane i niestety nieujednolicone oprogramowanie uży-
wane do przetwarzania danych. W większości wypadków poz-
wala jednak na zapisanie pomiarów w uniwersalnych for-
matach plików (dxf, obj, vrml), umożliwiających dalszą
obróbkę w aplikacjach typu CAD (np. AutoCAD) czy pro-
gramach do wizualizacji (np. 3D Studio MAX).
Skanery 3D zaprojektowane były przede wszystkim
jako narzędzia do zastosowań przemysłowych. Wykorzysty-
wane są w kontroli jakości, przy badaniu geometrii pojazdów,
okrętów i elementów konstrukcyjnych, we wzornictwie prze-
mysłowym, a ostatnio, także w dokumentacji zabytków i dzie-
dzictwa kulturowego. Sposoby na użycie omawianej aparatury
w archeologii zależą głównie od wyobraźni badaczy. W przy-
padku digitizerów przeznaczonych do skanowania niewielkich
przedmiotów, podstawowym zastosowaniem jest skanowanie
zabytków ruchomych. W niektórych konstrukcjach przy za-
stosowaniu zmiennej optyki możliwe jest dokładne od-
wzorowanie przedmiotów o rozmiarach kilku centymetrów do
ponad metrowych. Skanowanie większych obiektów wymaga
łączenia kilku skanów w jedną całość. Bezdotykowy charakter
zbierania pomiarów jest szczególnie cenny w przypadku
materiałów delikatnych, w większym stopniu podatnych na
zniszczenia. Będą to przede wszystkim zabytki drewniane,
z kości lub poroża, a także szklane. Szczególnie podkreśla się
potrzebę wykonywania dokumentacji trójwymiarowej mate-
riałów antropologicznych. Jest to istotne zarówno z powodu
ułatwień w zbieraniu pomiarów, łatwości ich archiwizacji, jak
i z szacunku do ludzkich szczątków, które powinny zostać po-
chowane ponownie (Tyszczuk 2003, s. 50).
Część urządzeń pozwala na wykorzystanie ich w tere-
nie. Rozstawiane na trójnogu i zasilanie, np. z akumulatora sa-
mochodowego, pozwalają także na samodzielną pracę bez
potrzeby podłączania ich do komputera, co ogranicza do mini-
mum ilość sprzętu i niepotrzebnych kabli. Do jego obsługi
wystarcza jedna osoba, a sam sprzęt mieści się do bagażnika
niewielkiego samochodu. Pozwala na skanowanie obiektów in
408
situ i sporządzanie dokładnej dokumentacji polowej. Urzą-
dzenie umożliwia zarówno skanowanie większych obszarów,
jak całych powierzchni murów czy bruków odkrywanych pod-
czas prac wykopaliskowych, a także inwentaryzacje archi-
tektury, skupiając się przy tym na detalach. Pozwala także na
skanowanie obiektów narażonych na zniszczenia podczas
wyciągania z ziemi lub tych, których nie można wyciągnąć
w całości. Mogą to być szczególnie delikatne i łamliwe pozo-
stałości kostne gatunków wymarłych, których wydobycie wy-
maga zwykle specjalnego usztywnienia całości gipsem czy też
popularne, również wyciągane we fragmentach, relikty kon-
strukcji drewnianych. Skanowanie w ten sposób studni przed
jej wyciągnięciem, poza dokładnym odwzorowaniem (z za-
chowaniem wszelkich szczegółów, w tym nawet faktury
drewna) jest doskonałym materiałem ilustracyjnym, źródłem
danych metrycznych, jak i bazą do późniejszej jej rekon-
strukcji z zakonserwowanych już elementów. Skanowanie po-
chówków ciałopalnych eksplorowanych zwykle do poziomu
calca, pozwala na zachowanie nie tylko ułożenia zabytków,
ale także ich szczegółów, jak np. wymiary naczyń, ornament,
stan zachowania. Dokumentacja takiego obiektu przez wpraw-
nego operatora sprzętu zajmie porównywalną ilość czasu co
podstawowa i schematyczna dokumentacja rysunkowa. Przy
obiektach bogatych w szczegóły i o skomplikowanych kształ-
tach – stosunek ten wyraźnie będzie się przechylał na korzyść
dokumentacji mechanicznej. Ciekawe efekty prezentuje
skanowanie architektury, w tym budownictwa drewnianego.
Wiele zabytkowych kościołów nie jest obiektem zaintere-
sowania konserwatorów do momentu, gdy ten zawali się lub
ulegnie spaleniu. Poza bryłą budynku, sprzęt uchwyci także
elementy konstrukcyjne. A skanując wnętrza, możemy uzys-
kać szczegółowy obraz szkieletu czy konstrukcji dachu. Jako
przykład „wnętrza” możemy potraktować jaskinie. Skano-
wanie pozwala na zapis nie tylko geometrii, ale także na
uchwycenie szczegółów takich, jak malowidła czy ryty. Nic
nie stoi na przeszkodzie, aby w następnym etapie dane te po-

409
łączyć z planigrafią zabytków czy wykorzystać w celach wi-
zualizacji.

Ryc. 2. Ceramika naczyniowa kultury lendzielskiej (Jordanów


Śląski, gm. loco) – odwzorowanie przestrzenne w postaci teksturo-
wanego modelu, chmury punktów i przekroju. Opracowanie:
M. Mackiewicz.

Wirtualne odwzorowanie geometrii przedmiotu ce-


chuje się dużą dokładnością, sięgającą nawet setnych części
milimetra, a oprogramowanie pozwala na wygodne pobranie
wszelkich wymiarów przedmiotu (np. od punktu do punktu,
punktów skrajnych), zmierzenie średnic czy kątów. Jedno-
cześnie pozwala na utworzenie dowolnych rzutów izome-
trycznych, zarysowanie konturów czy wykonanie przekrojów
często trudnych do uzyskania drogą tradycyjną (Ryc. 2, 3).
Zastosowanie dodatkowych narzędzi pozwala na obliczanie
powierzchni czy wyliczanie objętości (np. materiałów zuży-
tych na budowę, pojemności skanowanych naczyń).
Wszystkie efekty są czytelne i łatwe do dalszej publikacji
w formie drukowanej bądź cyfrowej.

410
Ryc. 3. Rejestracja przestrzenna motyki kamiennej wiązanej z kul-
turą ceramiki wstęgowej kłutej z Dzielnicy (gm. Cisek): a – rzut izo-
metryczny z zaznaczonymi liniami cięcia, b – przekroje, c – widok
w postaci chmury punktów. Opracowanie: M. Mackiewicz.

Pliki modelu, zależnie od rozdzielczości skanowania,


wielkości obiektu i formatu w jakim są zapisane, zajmują od
kilkuset kilobajtów do kilkudziesięciu megabajtów, co spra-
wia, że są one łatwe w archiwizacji. Ich niewielkie rozmiary
umożliwiają przesłanie modelu jako załącznika do wiado-
mości email, pozwalając badaczowi na przyjrzenie się kon-
kretnym cechom zabytku, co często nie jest możliwe w przy-
padku fotografii, jak i samodzielnemu pobraniu niezbędnych
wymiarów. Idealnym rozwiązaniem byłoby stworzenie inter-
netowego archiwum – szerokodostępowej bazy danych zabyt-
ków, uzupełnionej poza fotografiami, o modele 3D. Jako
przykład można wymienić system inwentaryzacji zabytków

411
DANA (Digital Archive Network for Anthropology) urucho-
miony na Uniwersytecie Stanowym Dakoty Północnej w Far-
go, USA (Clark, Stator, Perrizo i in. 2002) (Ryc. 4).

Ryc. 4. System DANA z uruchomioną przeglądarką modeli trój-


wymiarowych (Clark, Stator, Perrizo i in. 2002).

Użyteczność trójwymiarowego modelu nie kończy się


na dokumentacji, a może być narzędziem dalszego etapu stu-
diów. Miejmy jednak świadomość, jak wąski jest rynek opro-
gramowania skierowanego do archeologów. Ilość specja-
listycznych narzędzi jest niewielka, co zmusza badaczy do
współpracy z programistami i proponowania własnych roz-
wiązań lub dostosowania mechanizmów już istniejących. Dla
przykładu narzędzia zaprojektowane do kontroli jakości moż-
na ukierunkować na kontrolowanie poszczególnych cech całej
grupy zabytków, np. w celu poszukiwania egzemplarzy wy-
konanych z jednej formy. Patrząc w przyszłość, przełomem
byłyby programy umożliwiające tworzenie statystyk, auto-
matycznie wyłapywanie wspólnych i różniących cech za-
bytków, aż po proponowanie podziałów typologicznych. Apli-
kacje samodzielnie wykonujące składanki czy łączące frag-
menty naczyń w jedną całość, dziś wydają się być bardzo od-
ległe.

412
Nie można także pomijać potrzeby tworzenia wizuali-
zacji. Trójwymiarowa rejestracja zamku stanowi znakomitą
bazę dla prezentacji poszczególnych jego faz przebudowy.
Odwzorowanie obiektu w połączeniu z efektem skanowania
terenu, uzupełnione o tekstury, umożliwia tworzenie styli-
zowanych rekonstrukcji w pełnej realizmu, otaczającej go sce-
nerii. Te w postaci obrazów lub animacji, umieszczane w In-
ternecie, pozytywnie wpływają na popularyzację archeologii
i dziedzictwa kulturowego.
Modele trójwymiarowe równie dobrze prezentują się
w postaci „wirtualnych muzeów”. Aplikacje umieszczane na
stronach internetowych dają użytkownikowi możliwość obró-
cenia zabytku, obejrzenia z dowolnej strony czy zbliżenia na
konkretny szczegół.
Dodatkowym atutem modelu jest jego czytelność, co
można zastosować w celach publikacyjnych. Można użyć
schematycznego sposobu wyświetlania jaki oferuje nam opro-
gramowanie. W przypadku prostych brył wystarczająco kla-
rowna jest chmura punktów (cloud), a przy bardziej skom-
plikowanych kształtach – widok siatki trójkątów (wireframe)
lub modelu z wygładzoną i cieniowaną powierzchnią (sur-
face). Ostatni tryb pozwala także na nałożenie tekstury
(Ryc. 5). Obróbka modelu w programie CAD, umożliwiająca
podkreślenie krawędzi płaszczyzn, pozwala na uzyskanie
obrazu w formie szkicu, zbliżonego do rysunku technicznego.

413
Ryc. 5. Siekierka kamienna z Dzielnicy (gm. Cisek, woj. Opolskie).
Różne tryby wyświetlania modelu: a – chmura punktów, b – siatka
trójkątów, c – wygładzona powierzchnia, d – wygładzona po-
wierzchnia z teksturą. Opracowanie: M. Mackiewicz.

Model trójwymiarowy można wykorzystać jako bazę


do stworzenia repliki przedmiotu. Gdy w przypadku narzędzia
kamiennego możemy wykonać formę silikonową i odlew gip-
sowy, tak w przypadku zabytków delikatnych możliwości wy-
konania kopii są utrudnione. Poza tym, do wykonania formy
niezbędne jest posiadanie samego znaleziska. W przypadku,
gdy przedmiot ulegnie zniszczeniu lub zaginie odtworzenie
kształtu jest niemożliwe. Technologia obrabiarek sterowanych
komputerowo pozwala na odwzorowanie kształtu modelu
w różnego rodzaju tworzywach z dokładnością sięgającą
ułamków milimetra2. Detal wykonany w kamieniu, bezpośred-
nio po obróbce może zastąpić wybrakowany element histo-
rycznej architektury, a repliki w drewnie czy porożu, wyglą-
dają niezwykle realistycznie i mogą być kopiami muzealnymi.

2
Najbardziej popularną metodą pozwalającą na wytworzenie bryły przedmiotu na
podstawie modelu cyfrowego jest zastosowanie sterowanych komputerowo obra-
biarek (CNC) oraz droższe, choć bardziej dokładne, odtwarzanie skomplikowanych
kształtów w tworzywie sztucznym techniką stereolitografii laserowej (Rapid Pro-
totyping).
414
Stworzona w ten sposób rekonstrukcja wykonana w trwałym
materiale może pełnić funkcje egzemplarza dydaktycznego
przede wszystkim ze względu na dokładne odwzorowanie
geometrii. Wirtualny model równie dobrze może zostać użyty
jako podstawa do projektu całego procesu produkcyjnego
pamiątek muzealnych oddających kształt konkretnego zabyt-
ku.
Przewagę dokumentacji trójwymiarowej nad trady-
cyjną w formie rysunku lub fotografii, doskonale prezentuje
dokumentacja konserwatorska rzeźby Dawida autorstwa
Michała Anioła (Scopigno, Cignoni, Callieri i in. 2003).
Model trójwymiarowy zachowuje najdrobniejsze szczegóły
(Ryc. 6). Pozwala przy tym na zarysowanie przekroju w do-
wolnym miejscu – co w manualnie wykonywanej dokumen-
tacji często okazałoby się niemożliwe. Taka forma rejestracji
pozwala na kontrolowanie stanu zabytku, powstających na
nim ewentualnych zniszczeń i zgodne z uprzednio przeprowa-
dzoną dokumentacją – uzupełnienie braków. Szersze zastoso-
wanie modelu pozwala na tworzenie duplikatów czy dalsze
wykorzystanie cyfrowej postaci Dawida w formie wizualizacji
czy animacji.

Ryc. 6. Fragment dokumentacji trójwymiarowej rzeźby Michała


Anioła. Kontury są przekrojami nóg postaci wykonanymi na róż-
nych wysokościach rzeźby (za Scopigno, Cignoni, Callieri i in.
2003).

Działania na wirtualnym modelu pozwalają na uwy-


puklenie słabo widocznych szczegółów. Odpowiednie jego
przeskalowanie lub ustawienie świateł ułatwia odczytanie za-
415
tartych rytów naskalnych lub inskrypcji z epitafiów czy stel
kamiennych. Przeprowadzona w ten sposób dokumentacja jest
szczególnie cenna w przypadku obiektów stojących w otwar-
tym terenie, narażonych na działanie pogody, jak i różno-
rodnych aktów wandalizmu. Grupa archeologów zrzeszonych
w organizacji Wessex Archaeology w analogiczny sposób
podjęła się dokumentowania napisów rytych nożami w korze
drzew przez żołnierzy na obszarze działań wojennych w cza-
sie I i II wojny światowej. Poza umożliwieniem odczytu znie-
kształconych przez rozrost drzew inskrypcji, miało to drugie
znaczenie – utrwalenia świadectwa historii w naturalny spo-
sób podatnego na zniszczenia (Goskar 2008) (Ryc. 7). Nie-
stety dokładność pomiarów wciąż jest zbyt mała, aby użyć po-
dobnych metod do odczytywania małych napisów z drobnych
zabytków, np. zatartych numizmatów.

Ryc. 7. Skan powierzchni drzewa z uwidocznioną inskrypcją (za


Goskar 2008).

Chociaż sama technologia nie jest nowa, tak sto-


sowanie tej metody w archeologii wciąż jest traktowane jako
„nowinka”. Na jej małą popularność, tego wygodnego i per-
spektywicznego, systemu dokumentacji wpływa zapewne wie-
le czynników. Główną barierą jest cena sprzętu i niezbędnego
oprogramowania będąca często ponad możliwości przeciętnej
416
firmy archeologicznej. Również cena za wykonanie do-
kumentacji znaleziska w firmie świadczącej tego typu usługi
jest wydatkiem co najmniej kilkuset złotych od zabytku (co
zdaje się być efektem niewielkiej konkurencji). Kolejną kwe-
stią jest umiejętność obsługi sprzętu oraz oprogramowania.
Programy często nie są intuicyjne, co wymaga przeszkolenia
się samego badacza lub zatrudnienia pracownika technicznego
jako operatora. Zniechęcać może fakt wielu aplikacji prze-
znaczonych do obsługi skanera, gdzie ich wybór deter-
minowany jest przez cenę i współpracę z danym typem urzą-
dzenia, a nie wynika z oferowanych możliwości i opcji po-
tencjalnie przydatnych w dokumentacji archeologicznej. Brak-
uje wielofunkcyjnej aplikacji powstałej nakładami doświad-
czonej firmy gwarantującej dalszy jej rozwój i wypuszczanie
regularnych aktualizacji poprawiających stabilność i funkcjo-
nalność programu.
Znaczna część winy za „niewspółcześnie” pro-
wadzoną dokumentację spada na samych badaczy. Wielo-
krotnie, posiadający umiejętności obsługi komputera (ograni-
czające się edytora tekstu), nie widzą potrzeby dostosowania
się do nowych standardów lub co gorsze, ślepo bronią metod
wpojonych im w czasie studiów. Brak potrzeby dokształcenia
się archeologów, utwierdza bierna postawa służb konserwa-
torskich, które nie zwiększają wymagań wobec prowadzonej
dokumentacji, zmuszając badaczy do prowadzenia jej w pos-
taci cyfrowej godnej XXI wieku.
Metodyczne studia prowadzone przez wiele ekip ba-
dawczych na całym świecie działają na korzyść rozwoju za-
stosowań i popularyzacji skanerów 3D. Często ścigają się
w odnajdywaniu nowych zastosowań, chętnie dzieląc się uwa-
gami i nowymi pomysłami powstającymi podczas realizacji
kolejnych projektów. Problemowe artykuły bardzo licznie
publikowane są w Internecie, zapewniając do nich szeroki do-
stęp i możliwość wykorzystania, a także dalszego rozwoju,
przedstawionych konceptów.
Nowoczesne technologie w polskiej archeologii poja-
wiają się bardzo rzadko, a w przypadku skanerów 3D jest to
417
metoda wciąż mało znana. Można jednak odnotować pozy-
tywne przykłady i wskazać kilka udanych projektów.
Pierwsze wzmianki w polskojęzycznej literaturze syg-
nalizujące możliwości szerokiego zastosowania digitizerów
w dokumentacji dziedzictwa kulturowego pojawiły się w 2003
roku (Gołembnik 2003, 2004, Tyszczuk 2003). Poligonem
doświadczalnym dla nowatorskich metod stały się inter-
dyscyplinarne badania wykopaliskowe Pałacu i Ogrodach
Królewskich w Wilanowie prowadzone przez A. Go-
łembnika od 2003 roku. System prowadzonej dokumentacji,
zdecydowanie wyróżniał się na tle powszechnie stosowanych
praktyk. Odbiło się to także w wysokim poziomie edytorskim
sprawozdawczej publikacji (Gołembnik 2004, Gołembnik,
Jankowski 2005). Wyspecjalizowane rodzime firmy zazna-
czają swoją obecność również w projektach między-
narodowych, np. podczas wykonywania skaningu zabyt-
kowego miasteczka Atturaif w Arabii Saudyjskiej. Projekt
obejmował teren 50 ha, który zinwentaryzowano wykonując
ponad 2100 skanów (Pudło 2008).
Optymizmem może napawać analogiczna sytuacja ja-
ką można było zaobserwować kilkanaście lat temu, gdy na ry-
nek wchodziły programy CAD. Konstruktorzy i architekci
zgodnie twierdzili, że nic nigdy nie zastąpi kalki i tuszu, a te-
raz żaden z nich nie wyobraża sobie powrotu do okresu
„przedkomputerowego”.

Bibliografia
Clark J. T., Slator B. M., Perrizo W. i in.
2002 Digital Archive Network for Anthropology, Journal of Digital
Information, vol. 2, is. 4. (http://jodi.tamu.edu/Articles/v02/i04/
Clark/).
Gołembnik A.
2003 Archeologia na wirażu, Ochrona Zabytków, nr 1-2 , s. 135-150.
2004 Pałac i ogrody w Wilanowie – badania archeologiczne Krajo-
wego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków w sezonie
2003, Monument. Studia i materiały KOBiDZ, nr 1, s. 135-160.
418
Gołembnik A., Jankowski A.
2005 Badania archeologiczne Ogrodów Królewskich w Wilanowie –
sezon 2004/2005, Monument. Studia i materiały KOBiDZ, nr 2,
s. 275-304.
Gołembnik A., Morysiński T.
2004 Czas na nowe technologie, Ochrona Zabytków, nr 1-2,
s. 93-103.
Goskar T.
2008 Lasers and Light, Wessex Archaeology. (http://www.wessex
arch.co.uk/blogs/computing/2008/10/06/lasers-and-light)
Pudło M.
2008 Laser w arabskim Atturaif, Geodeta, nr 4 (155), s. 4-8.
Scopigno R., Cignoni P., Callieri M. i in.
2003 Using optically scanned 3D data in the restoration of Michel-
angelo's David. Optical Metrology for Arts and Multimedia,
(red.) Salimbeni R. (http://vcg.isti.cnr.it/publications/papers/
david_rest_spie.pdf)
Tyszczuk S.
2003 Matrix, Archeologia Żywa, nr 3 (26), s. 50-54.
2006 Mechaniczny proces dokumentacji – zagrożenie czy szansa dla
interpretacji? [w:] Badania archeologiczne na Górnym Śląsku
i ziemiach pogranicznych w latach 2003-2004, s. 259-273.
Urbańczyk P.
2002 Koniec rysowania?, Archeologia Żywa, nr 4 (23), s. 53-56.

Abstract
Since few years, along with IT technology develop-
ment, we have been observing a trend towards digitization of
the archaeological documentation. Traditional photography
has been replaced by digital cameras, extemporary field drafts
created with pencil are transmitted to digital format using
CAD software. GPS and Total Station on the fieldwork
became a standard. Within last few years, the 3D digitizers
riveted archaeologists to create a virtual model of product on
the computer screen. 3D software allows to see the model
from each side, draw a cross section and take every metric
data. Moreover, the model files can be easily send by email.
419
Capabilities of the virtual model do not end with the do-
cumentation. We can keep it in a database, publish as a ‘vir-
tual museum’ or use it as a base of replica production. Variety
of application is only a matter of imagination.

420
Adam Piwek
Instytut Historyczny
Uniwersytet Wrocławski
Wrocław

Zafascynować przeszłością. Metody i sposoby


prezentowania historii w klasach IV–VI polskiej
szkoły podstawowej oraz lower secondary education
w Wielkiej Brytanii

Historia jest nauczycielką życia – to znane powiedzenie


jest swoistym mottem, które przyświeca edukacji historycznej
na jej kolejnych etapach. Na samym wstępie warto zauważyć,
że to nie szkoła, ale dom rodzinny stanowi pierwszy etap
spotkania z historią. Wraz z upływem lat polski przedszkolak,
a potem uczeń kolejnych klas nauczania początkowego poz-
naje najważniejsze barwy i symbole narodowe. Czasami także
wybrane, mocno okrojone faktograficznie fragmenty dziejów
człowieka. Pierwszy pełny kurs dziejów ludzkości z jakim się
spotka to II etap edukacyjny, czyli klasy IV do VI polskiej
szkoły podstawowej (Rulka 2005, s. 59). Dokładnie w tym
samym wieku, co polscy uczniowie szkół podstawowych,
swój obowiązkowy kurs historii odbywają uczący się na
Wyspach Brytyjskich. Wcześniej uczniowie w wieku od 7 do
11 w brytyjskich elementry schools poznawali tajemnice
swojej historii lokalnej, a także odkrywali dzieje starożytnej
Grecji, Rzymu, Egiptu, Sumeru i Asyrii, Doliny Indusu oraz
starożytnych cywilizacji Ameryki i Afryki. Dopiero jako 11–
12-latkowie rozpoczną pełne spotkanie z historią (Majorek
2004, s. 217-218). Ktoś z uczestników może zapytać, dlacze-
go to właśnie szkoła podstawowa, czy w Wielkiej Brytanii
okres lower secondary education jest tak szczególnym okres-
em w odkrywaniu przeszłości? Otóż to czas kształtowania

421
rozbudzonej świadomości historycznej1, formowania się po-
staw i rozwijania sprawności myślenia.
Statystyczny polski Jaś rozpocznie swoje prawdziwe spot-
kania z historią od propedeutycznego kursu łączącego nau-
czanie historii i wiedzy o społeczeństwie w przedmiocie his-
toria i społeczeństwo, na którego realizację przypada około
2 godzin lekcyjnych w tygodniu (Burda 2004, s. 214-215).
Obowiązująca podstawa programowa zakłada, że zasad-
niczym zadaniem tego przedmiotu jest kształtowanie aktyw-
ności ucznia, rozwijanie postawy patriotycznej, obywatelskiej,
poznanie symboli narodowych, ważnych wydarzeń i postaci
z dziejów Polski, a także Europy i świata. Podkreśla się także
rozwijanie zainteresowań przeszłością rodziny, lokalnej
wspólnoty oraz państwa2. Zadania jakie przyświecają lekcjom
historii i społeczeństwa sformułowanych w bardzo ogólny
sposób w podstawie programowej wzbudzają wiele kontro-
wersji w środowisku historyków. Zdaniem dydaktyków, his-
toria znalazła się de facto na drugim miejscu pod względem
treści w nauczaniu przedmiotu. Najczęściej klasa IV to epi-
zody z historii połączone z treściami z wiedzy o spo-
łeczeństwie, zaś klasy V i VI to podróż od starożytności po
współczesność ze szczególnym uwzględnieniem dziejów spo-
łecznych. Teoretycy nauczania historii w dyskusjach nad obo-
wiązującą od 1999 roku podstawą programową postulowali
nieco inny model. Proponowali, aby młody człowiek na wstę-
pie swojego spotkania z historią poznawał dzieje Polski, w
klasie V dzieje świata, zaś w VI nauczanie miałoby się kon-
centrować wokół pojęć związanych z naukami społecznymi
(Zielecki 2007, s. 75-80).
W sposób bardziej rozbudowany należy przybliżyć miejsce
historii w brytyjskich systemie edukacyjnym. Już od po-
czątku lat 90. cele i zasady nauczania przedmiotów przed-
stawia National Curriculum, tamtejszy odpowiednik podstawy

1
O znaczeniu budowania świadomości historycznej w edukacji - zob. Maternicki
2004, s. 376-378; 1998 Edukacja historyczna młodzieży - problemy i kontrowersje
u progu XXI wieku, Toruń; Rulka 2004, s. 59.
2
Propozycja podstawa programowej (…), 2008.
422
programowej, który określa sposób i treści nauczania historii.
Wśród postulatów pojawiało się m.in. prezentowanie dziejów
Wysp Brytyjskich w okresie największego wpływu na pań-
stwa sąsiednie, ukazywania różnić między wyspiarską monar-
chią a kontynentem. Minister Edukacji John Patten za-
proponował nawet, aby 75% wszystkich treści w podstawie do
nauki historii było związane wyłącznie z dziejami Wielkiej
Brytanii (Haydyn 2000, s. 114-115). Na etapie lower secon-
dary education, czyli obowiązkowego kursu historii dla ucz-
niów w wieku od 11–12 do 13–14 lat, poznaje się przede
wszystkim dzieje Wysp Brytyjskich stanowiących oś do rozu-
mienia dziejów świata, głównie powiązanych z przeszłością
Wielkiej Brytanii. Warto zauważyć także, że National
Curriculum optuje za zasadą selekcji treści nauczania, które
w inaczej niż w Polsce, stanowiły efekt kompromisu między
dydaktykami, nauczycielami a politykami. Ostatecznie zdecy-
dowano się na kilkanaście celów kształcenia historii poz-
nawanej na różnych etapach edukacji historycznej. Są to:
pomoc w zrozumieniu teraźniejszości poprzez przesz-
łość;
pobudzanie zainteresowania czasami minionymi;
możliwość odnalezienia sensu identyfikacji i zro-
zumienia kulturowych korzeni i zróżnicowanego
dziedzictwa, m.in. poprzez uczenie się o swoim
pochodzeniu, losach rodziny i grup, do których przy-
należy młody człowiek;
przekazanie uczniom wiedzy i rozumienia własnego
kraju i innych państw we współczesnym świecie w kon-
tekście poszanowania kulturowej różnorodności, prze-
ciwdziałania izolacjonizmowi, bez dewaluacji bry-
tyjskich osiągnięć;
wprowadzanie do zgłębiania metodologii historii
i specyfiki tej dziedziny poprzez zdobywanie
umiejętności, także przydatnych na innych przed-
miotach, przygotowanie uczniów do dorosłego życia.
Zajęcia są zatem przygotowaniem do obywatelstwa (Jaku-
bowska 2002, s. 63).
423
Dydaktycy historii wyróżniają trzy rodzaje podręcznika:
syntetyczny lub quasi-syntetyczny zawierający wiedzę
gotową do przyswojenia przez ucznia;
kompendia materiałowe wypełnione surową upo-
rządkowaną faktografią, niezawierające jednak opinii,
sądów, czy wartościowania wydarzeń pozostawiając to
zadanie nauczycielowi lub uczniom;
uniwersalne o charakterze analityczno-syntetycznym
podające częściowo materiał do przyswojenia, częścio-
wo do analizy, unikające wad poprzednich dwóch ty-
pów, natomiast korzystające z ich zalet.
Istnieją także inne sposoby podziału podręczników. Ze
względu na określoną dominującą w nim funkcję wyróżniamy
podręczniki (Bieniek 2007, s. 74-76; Skrzypczak 1996, s. 251-
260):
erudycyjne z bogactwem informacji;
historiozoficzne podkreślające refleksyjność i warto-
ściujące prezentowane wydarzenia;
warsztatowe nastawione na samodzielne dochodzenie
do wiedzy.
Na zakończenie szczegółowego dydaktycznego przed-
stawiania podręcznika warto powiedzieć, że we współczesnej
szkole funkcjonują tzw. podręczniki obudowane. Oprócz
głównej publikacji wydawca proponuje szereg pozycji sko-
relowanych z podręcznikiem, np. zeszyt ćwiczeń, atlas, teksty
źródłowe, programy komputerowe czy materiały wspierające
nauczyciela. Coraz częściej nasze szkolne podręczniki do his-
torii stanowią część pakietu edukacyjnego zawierającego pro-
gram nauczania, przewodnik (poradnik) metodyczny wspiera-
jący nauczyciela, zeszyt ćwiczeń lub karty pracy do poszcze-
gólnych zajęć oraz zestaw różnorodnych środków dy-
daktycznych, np. źródeł czy filmów. Coraz częściej ma on
także charakter multimedialny, a płyta staje się także frag-
mentem podręcznika uczniowskiego (Chorąży, Konieczka-
Śliwińska, Roszak 2008, s. 164-166).
Warto zauważyć, że historia o której będę mówić w tym
referacie, nie jest stuprocentowo zbieżna, mimo ograniczone-
424
go zakresu, z faktografią i opisem dziejów ludzkości pozna-
wanym podczas kursu w ramach studiów historycznych na
uczelniach wyższych (Maternicki 2004b, s. 209):

Nauczanie historii, czyli planowa i systematyczna praca nauczyciela


mająca na celu zapoznanie uczniów z naszą przeszłością, kształto-
wanie racjonalne świadomości i kultury historycznej

nie zawsze będzie odzwierciedlać pełnię badań historycznych


na dany temat, choć oczywiście powinna być mu jak najwier-
niejsza (Maternicki 2004b, s. 210). Warto posłużyć się tutaj
proponowanym przez Jerzego Maternickiego, jednego z naj-
znamienitszych współczesnych dydaktyków nauk o przesz-
łości, pojęciem historii dydaktycznej. Stanowi ona zatem nie
tylko uproszczony, przystosowany do ograniczonych moż-
liwości intelektualnych odbiorców obraz dziejów, ale także
dobrze przemyślany obraz przeszłości podporządkowany
założonym celom dydaktycznym. Dlatego na kartach pod-
ręczników do szkoły podstawowej, o których będę mówić nie
znajdziemy opisu całych kampanii wojennych, a tylko ich wy-
brane elementy. Czasami są to wydarzenia o szczególnej do-
niosłości, czasami jednostki lekcyjne prezentujące określone
postawy i stanowiska, których zadaniem ma być na przykład
poruszenie wyobraźni młodego adepta wkraczającego w świat
historii (Maternicki 2004a, s. 92). Czy polskie i brytyjskie
podręczniki próbują zafascynować młodych ludzi wkra-
czających do krainy historii? Sprawdźmy.

Z dwóch stron żelaznej kurtyny

Już na pierwszy „rzut oka” widać różnicę w kursach


historii odbywanych przez młodych mieszkańców Polski
i Wielkiej Brytanii. W Polsce realizowany jest on najczęściej
w formie trzech podręczników, do każdej z klas, natomiast na
Wyspach Brytyjskich, gdzie nie obowiązuje podział na klasy
sensu stricte, liczba publikacji, na podstawie których uczeń
przechodzi jedyny obowiązkowy kurs historii jest różna.

425
W przypadku analizowanych przeze mnie publikacji z wy-
dawnictwa Folens obejmuje ona 4–5 podręczników przy-
padających na okres trzyletni. Warto także podkreślić inne ra-
my chronologiczne, obejmujące odkrywanie przeszłości
w obu krajach. Na Wyspach Brytyjskich młodzi ludzie pozna-
ją historie od IX–XI wieku do współczesności, zaś w Polsce
poznawanie dziejów człowieka rozpoczyna się okresem pra-
historycznym i dociera do czasów współczesnym, przy włą-
czaniu znacznej ilości treści z wiedzy o społeczeństwie. Chcąc
porównać poruszaną tematykę XX wieku w przypadku
angielskiej publikacji Aarona Wilkesa z różnymi polskimi
podręcznikami do klasy VI również napotykamy na trud-
ności. W polskich podręcznikach wykład o ostatnim stuleciu
stanowi jedynie część publikacji. Stąd zdecydowanie mniejsze
nasycenie informacjami, szczególnie dotyczącymi drugiej po-
łowy XX wieku. Chociaż w postulatach polskiej podstawy
programowej i National Curriculum zwraca się uwagę na
dzieje narodowe, to w epoce najnowszej, szczególnie w bry-
tyjskiej publikacji, widać zdecydowanie większe nasycenie
dziejami powszechnymi, niż ma to miejsce w polskiej serii My
i historia czy podręczniku Historia i społeczeństwo VI.
W polskiej dydaktyce w odniesieniu do dziejów
powszechnych po II wojnie światowej, w czterech tematach:
Europa podzielona, Europa zmienia oblicze – o okresie
Jesieni Ludów, Droga do współczesnej Europy i Wybranych
obliczach współczesnego świata mówi się o sytuacji przede
wszystkim „starego kontynentu” (Surdyk-Fertsch, Olszewska
2004, s. 142-143, 152-155). Wykład o modern times Wilkes
rozpoczyna od tematu-pytania: United Nations?. Warto w tym
momencie podkreślić, że każda jednostka tematyczna w tym
podręczniku zaczyna się celami-pytaniami, na które uczeń
pozna odpowiedzi. Następnie autor przedstawia informacje
o tworzeniu się supermocarstw i sposobach walki między ni-
mi. Bardzo ciekawym, a jednocześnie prostym zabiegiem wy-
dają się: umieszczenie mapy pokazującej obszary dominacji
ZSRR w Europie, porównanie potencjałów militarnych USA
i ZSRR w 1963 roku. Znajduje się także mapa uzmysła-
426
wiająca uczniom skalę zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych
jakie niosło umieszczenie radzieckich rakiet na Kubie w okre-
sie kryzysu. Informuje się także o zakończeniu zimnej wojny
wraz z początkiem lat 90., kiedy radziecki przywódca Gorba-
czow przyznał, że siły komunizmu osłabły. Na zakończenie
jednostki lekcyjnej autor zamieszcza Wise up words – słowa,
które znaczenie warto zapamiętać. Są to m.in. pojęcia zimna
wojna oraz supermocarstwo (Wilkes 2007, s. 108-113). Dla
porównania polskie autorki informują swoich czytelników
o rozłamie wśród sojuszników, podają informacje o tworzeniu
NATO i Układu Warszawskiego, a w wyjaśnianiu pojęcia
zimna wojna posiłkują się właśnie kryzysem kubańskim. Co
ciekawe, prezentują także karykaturę odnoszącą się do kryzy-
su kubańskiego. Jedyne zadanie dla ucznia związane z tym
środkiem obrazowym to nadanie mu tytułu.
Między polskimi a anglojęzycznymi podręcznikami
widać także różnicę w sposobie realizacji zadań bloku ćwicze-
niowego. Wilkes proponuje uczniowi wcielenie się w rolę do-
radcy prezydenta USA w 1962 roku i analizę mapy o zasięgu
radzieckiej broni na Kubie, fotografii bazy militarnej na wys-
pie rządzonej przez Fidela Castro wykonanej z amery-
kańskiego samolotu szpiegowskiego i zdjęcia rosyjskiego
statku transportującego rakiety. Wcielając się w rolę eksperta
prezydenta USA uczeń musi w ciągu 15 minut dokonać
analizy wspomnianych fotografii, wyjaśnić zagrożenie zwią-
zane z sytuacją oraz zaproponować wyjście z sytuacji i je uza-
sadnić. Dodatkowo na podstawie krótkich wspomnień do-
radców Chruszczowa i Kennedy’ego prosi się uczniów o oce-
nę możliwości wybuchu III wojny światowej oraz o stwier-
dzenie wiarygodności tych źródeł. Na koniec pojawia się
pytanie o sposób zakończenia zimnej wojny (Wilkes 2007,
s. 113). Dla porównania polskie autorki proszą swoich
uczniów o wyjaśnienie pojęcia wyścig zbrojeń, hasła zimna
wojna oraz opisanie na czym polegało niebezpieczeństwo wy-
buchu światowego konfliktu (Surdyk-Fertsch, Olszewska
2004, s. 143). Widać tutaj zdecydowane różnice. Brytyjski
autor odnosi się do różnego rodzaju umiejętności uczniow-
427
skich – znajomości faktów i pojęć podanych w jednostce
lekcyjnej, analizy i interpretacji źródeł, umiejętności krótkiego
wyrażania opinii, a także oceny jakości źródeł pisanych.
Polskie autorki skupiają się w zasadzie jedynie na najniższym
poziomie umiejętności i wiedzy związanym z faktografią i po-
jęciami. Warto zauważyć, że to właśnie pytania niemające
charakteru odtwórczego mają szczególnie istotną rolę w pro-
cesie dydaktycznym. Choćby stosowane przez Wilkesa pyta-
nia problemowe pozwalają uczniom nie tylko na powtórzenie
poznanych wiadomości, ale także strukturalizują poznany ma-
teriał w większą całość (Zielecki 2007, s. 362).

Obrazy pełne przeszłości

W tym miejscu warto także zwrócić uwagę na zna-


czenie środków obrazowych3 w odkrywaniu przeszłości przez
polskich i brytyjskich uczniów. W brytyjskim podręczniku
Wilkesa środki te stanowią znaczący element zajęć. Bardzo
często jedno zdjęcie czy rysunek dominuje na podręcznikowej
stronie, a uczeń proszony jest często o jego powiązanie
z innymi źródłami. Tak dzieje się, np. w temacie Podróż
Titanikiem. Zdjęcie przedstawiające opuszczenie Sout
hampton stanowi także tło do umieszczenia menu z ostatniego
dnia przed zatonięciem statku czy rysunków prezentujących
restaurację dla gości I klasy oraz reprintu plakatu krążącego
po Nowym Jorku, zachęcającego do podróży z nowego konty-
nentu na Wyspy Brytyjskie (Wilkes 2007, s. 12). Dzisiejszym
polskim podręcznikom do szkoły podstawowej nie można za-
rzucić, że brak w nich ilustracji. Informują młodego czy-
telnika nie tylko o tym, co przedstawiają, ale także dlaczego
są związanie z daną jednostką lekcyjną. W tematach Udajemy
się w podróż oraz Od konia do dżambo dżeta w podręczniku
wydawnictwa M. Rożak Historia i społeczeństwo klasa IV

3
O ich znaczeniu w edukacji historycznej - zob. Suchoński, 2004, s. 372-374;
Zielecki, 2007, s. 341-361; Bieniek 2007, s. 55-63.
428
zdjęcia i grafika stanowią jednak jedynie nieznaczne uzupeł-
nienie tekstu odautorskiego (Parysek, Wendt 1999, s. 69-73).
W całkowicie inny sposób swoim adeptom historii
przedstawia to Paul Turner w podręczniku Everyday people –
everyday lives. Podobnie jak polscy koledzy prezentuje on
przemiany w transporcie, ale koncentruje się przede wszyst-
kim na losach transportu brytyjskiego. Swoją opowieść uzu-
pełnia informacjami o rabusiach grasujących na drogach bry-
tyjskich. Umieszcza także wiele kolorowych grafik. Gdy nie
jest możliwe przedstawienie oryginalnych kolorowych ilustra-
cji stosowane są rysunki odzwierciedlające realia danej epoki.
Warto zauważyć, że grafika jest także pretekstem do za-
mieszczenia wspomnień, m.in. o podróży dwupiętrowym
autobusem z początku XX wieku, czy historii modelu samo-
chodu jakim udał się do Hogwarthu sam Harry Potter. Pre-
zentuje się także plakat zachęcający do wybrania się w podróż
The Flying Scotsman, pociągiem jeżdżącym w 1928 roku
z Londynu do Edynburga z prędkością 90 mil na godzinę, czy
specjalny bilet wydany z okazji koronacji Elżbiety II. W tej
jednostce tematycznej uczniów mogą zainteresować także
zdjęcia z budowy Eurotunelu czy omówienie przemian
w dziejach lotnictwa. Zwieńczeniem tematyki dotyczącej
dziejów komunikacji jest historia podbojów kosmicznych,
gdzie w kontekście lotu Apollo 13 pojawia się kadr z filmu
oraz temat związany z próbami bicia rekordów prędkości
(Turner 2008, s. 129-159).
Wyjątkową publikację, której nie mamy na polskim rynku,
stanowi seria Accessing... Adresowana jest ona do uczniów,
którzy rozpoczęli naukę w trakcie roku szkolnego, bądź mają
problemy ze znajomością języka angielskiego. Trzeba przy-
znać, iż problemów z czytaniem nie będzie miał korzystający
z tej publikacji. Smart omawia skrótowo sposób analizy źró-
deł obrazowych. Podkreśla się w nim nie tylko konieczność
wyjaśnienia umiejscowienia bohaterów, ale także atmosfery,
kolorów, kompozycji, kontekstu, światła, perspektywy, sym-
boli oraz wykorzystywanych technik (Smart 2004, s. 4). Pro-
ponuje uczniowi dziesięć tematów, podczas których spotka się
429
nie tylko z obrazami, ale także z reprintami czasopism, zdję-
ciami pamiątek po generale Nelsonie czy fragmentami
ówczesnych tekstów prawniczych prezentowanymi w ory-
ginale. Bardzo ciekawym, szczególnie z punktu budowania
świadomości historycznej, wydaje się ostatni temat z obra-
zami pokazującymi sposoby odpoczynku pod koniec XIX
wieku. I tak brytyjski uczeń zobaczy różnice między wa-
kacjami na wsi (The Village Holiday), a tymi prowadzonymi
przez brytyjską upperclass (Holiday). Z pewnością bardzo cie-
kawa może wydać się także analiza dzieła Behind the Bar, po-
kazującego miejską rzeczywistość widzianą zza barmańskiego
pulpitu, a także trzy sceny prezentujące formy spędzania czasu
przez mieszkańców miast poza nim – na wyścigach konnych
(Clifton: Racecourse), na zakupach (St. James’ Fair, Bristol)
oraz na wybrzeżu (Ramsgate Sands: Life at the Seaside)
(Smart 2004, s. 44-48).
Warto zwrócić także uwagę na serię polskich pod-
ręczników dla szkoły podstawowej w sposób znaczący wy-
korzystującą znaczenie środków obrazowych w odkrywaniu
przeszłości. Oprócz rozlicznych zdjęć, Michał Błaut (w klasie
IV z Hanną Chamczyk i Iwoną Miklikowską) proponuje
swoim uczniom analizę infografik, czyli zdjęć lub rysunków
opatrzonych komentarzem tekstowym, uzupełniających sens
grafiki. I tak, odkrywając XIX wiek uczniowie poznają trud
pracownika huty żelaza, widok i infrastrukturę miasta na
przełomie wieków, czy właśnie, jak w brytyjskim przykładzie,
sposoby spędzania wolnego czasu w XIX wieku i ich współ-
czesny odpowiednik. Ta infografika wydaje się szczególnie
ciekawa z metodycznego punktu widzenia, gdyż pomaga
uczniowi nie tylko odkryć jak spędzano wolny czasu przed
ponad 110 laty, ale także dokonać porównania sposobów spę-
dzania wolnego czasu między teraźniejszością a XIX wie-
kiem. O to jest proszony młody naukowiec w pytaniu do info-
grafiki. Dodatkowo uczeń ma także wskazać podobieństwa
i różnice między okresami prezentowanymi w infografice, co
pozwala na odwołanie się do wiedzy nabytej podczas jed-

430
nostki lekcyjnej Społeczeństwo w XIX wieku, a także wiedzy
poza źródłowej (Błaut 2005, s. 151).

W poszukiwaniu nowych rozwiązań

Z całą pewnością polskie podręczniki przewyższają bry-


tyjskie pod względem wykorzystania mapy. W angielsko-
języcznym podręcznika Wilkesa mapa4 występuje niezwykle
rzadko, a gdy już jest można mieć do niej sporo zastrzeżeń
(jak, na przykład do prezentacji działań zbrojnych w latach
1941–1942 na Dalekim Wschodzie). Zdarzają się także często
rażące błędy. Na przykład z mapy prezentującej zdobycze te-
rytorialne Hitlera w Europie do 1940 roku wynika, że cała
dawna II Rzeczpospolita została zajęta przez nazistowskie
Niemcy (Wilkes 2007, s. 86). Mapy w polskich podręcznikach
bardzo często bazują na jednolitym kanonie, przedstawiając
niemal zawsze najważniejsze miasta, rzeki oraz granice w da-
nym okresie niezależnie od jednostki tematycznej. Tę sytuację
doskonale ilustrują mapy zawarte w podręczniku do klasy VI
z serii Poznaję Cię historio z wydawnictwa ARKA/Nowa Era.
Odkrywając granicę Rzeczpospolitej Obojga Narodów,
Księstwa Warszawskiego i Polski po II wojnie światowej
uczeń ma przed sobą de facto to samo podłoże kartograficzne,
na którym ziemie państwa polskiego przedstawiane są zawsze
łososiowym lub jasno łososiowym kolorem (Wojciechowski
2005b, s. 45, 109, 177). Bardzo cenną inicjatywę zapropono-
wał odbywającym kurs historii wydawca podręczników z serii
Moja historia. Do każdego z czterech podręczników (w klasie
VI dwie części) dołączony jest atlas. Nie jest to jednak wy-
łącznie zbiór map. Można znaleźć tam także wiele infografik
prezentujących przemiany w społeczeństwie i polityce od

4
Kształcenie w zakresie korzystania i wykorzystywania mapy na lekcjach historii jest
jednym z istotnych elementów polskiej edukacji historycznej. O wykorzystaniu mapy
w polskiej edukacji historycznej – zob.: Skotnicka M., 2006 Integracja wiedzy po-
przez mapę historyczną [w:] red. G. Pańko, J. Wojdon, Korelacja-integracja wiedzy
szansą dla ucznia, Wrocław, s. 165-176; Zielecki A., 2004 Środki kartograficzne [w:]
red. J. Maternicki, Współczesna dydaktyka historii, Warszawa, s. 371-372.
431
czasów najdawniejszych do współczesnych. Bardzo intere-
sującą propozycją, z całą pewnością zachęcającą do zafascy-
nowania się historią jest gra planszowa dołączona do atlasu
w klasie IV. Autorzy proponują uczniom zabawę, w której
wiedza zdobyta podczas rocznego kursu historii i nauki o spo-
łeczeństwie pomoże w szybszym ukończeniu rozgrywki. Jeśli
będą wiedzieli, np. z jakiego rodu pochodził Mieszko I, mogą
rzucić kostką raz jeszcze. Gdy nie będą posiadali tej wiedzy
tracą jedną kolejkę (Moja historia gra… 2003). Takie odno-
szenie się do nabytej podczas rocznego kursu historii wiedzy
z całą pewnością pozwoli zrozumieć uczniowi celowość nau-
czania przedmiotu, a także może stanowić zachętę do dalszego
pogłębiania wiedzy z tej dziedziny w kolejnych latach
edukacji historycznej.
Warto zaznaczyć, że na polskim rynku funkcjonuje już kil-
ka propozycji posiadających multimedialne uzupełnienie. Jed-
ną z nich stanowi przywoływana już seria wydawnictwa
ARKA/Nowa Era. Bardziej szczegółowo chciałbym przyjrzeć
się multimedialnym spotkaniom zaproponowanym dla ucz-
niów klasy VI, gdzie uczniowie poznają dzieje człowieka od
odkryć geograficznych po współczesność, podejmując tema-
tykę obecności Polski w strukturach europejskich czy god-
ności i praw człowieka we współczesnym świecie. Autorzy
proponują uczniom rozmaite zadania oparte na materiałach
źródłowych, ikonograficznych, filmowych (często przed-
stawiane w bardzo interesujący sposób). Na zakończenie każ-
dej z jednostek lekcyjnych znajduje się przynajmniej jedno
zadanie, dzięki któremu uczeń może zweryfikować stan
swojej wiedzy z danego tematu. Przydatne jest także umiesz-
czenie przykładowych testów wspierających przygotowanie
przed sprawdzianem. Szczególnie cenne wydaje się pod-
sumowanie po jego wypełnieniu, informujące o liczbie uzys-
kanych punktów i dobrze wykonanych zadań. Warto także
podkreślić obecność słowniczka, w którym uczeń może
sprawdzić poznawane na lekcjach pojęcia. Dodatkowo nawi-
gację po płycie, poza czytelnym spisem treści (pokrywa się on
z tematami podręcznikami), ułatwiają też odwołania w pod-
432
ręczniku do poszczególnych zadań na płycie. Z dydaktycz-
nego punktu widzenia niezwykle cenne wydaje się także
umieszczenie szeregu informacji dodatkowych i ciekawostek,
które mogą zachęcić ucznia do dalszego pogłębiania wiedzy
(CD-ROM - Historia 2005).

Dwa kraje - dwie historie?

Polska i Wielka Brytania zdecydowanie różnią się w spo-


sobie prezentowania dziejów. Choć przeważnie autorzy pod-
ręczników kierują się chronologią, to zwracają uwagę na róż-
ne aspekty historii. Jedną ze znaczący różnic jest kwestia
kształtowania warsztatu historycznego, która w brytyjskim
nauczaniu jest istotną częścią procesu nauczania. Taką możli-
wość w cyklu Folens History daje Wilkes w serii tematów Ta-
jemnicze historie. Uczniowie za pomocą kilku prezento-
wanych przez autora dowodów muszą otrzymać odpowiedź na
pytanie podstawione w temacie. Dlaczego zatonął Titanic? –
to tylko jeden z przykładów. Autor prowadzi młodego czytel-
nika proponując mu postępowanie zgodnie z trzema krokami.
Najpierw należy dokonać analizy zgromadzonych dowodów
w tym relacji uczestników rejsu, zapisując najważniejsze in-
formacje z wypowiedzi każdej postaci. Drugi krok polega na
podjęciu decyzji na temat odpowiedzialności poszczególnych
ludzi za katastrofę. Uczniowie powinni także wskazać osoby,
które są całkowicie niewinne takiej sytuacji. Ostatnie zadanie
polega na rozstrzygnięciu pytania postawionego w temacie.
Jednak zadaniem ucznia nie jest wyłącznie odpowiedzenie na
nie, lecz wykonanie kilku zadań, które staną się swoistym
raportem o katastrofie, m.in. zapisanie informacji o odpo-
wiedzialności poszczególnych osób, przydatności dowodów
i wydaniu sądu w sprawie. Na zakończenie zadań autor przy-
pomina uczniom, że brak oskarżenia nawet jednego człowieka
o całą sytuację nie oznacza klęski całego śledztwa (Wilkes,
s. 14-15). Seria Tajemniczych historii pozwala zatem zrozu-
mieć uczniowi meandry badań prowadzonych przez nau-
kowców zajmujących się różnymi dziedzinami historii, dając
433
także możliwość rozwiązania ciekawej z dzisiejszego punktu
widzenia sprawy – zatonięcie Titanica, prawdziwość lądowa-
nia na Księżycu itp.
Nie tylko na pierwszy rzut oka polskie podręczniki różnią
się znacząco pod względem treści. Przeważa u nas historia po-
lityczna, choć wraz z nowszymi publikacjami coraz więcej
miejsca oddaje się także historii społecznej i życia co-
dziennego5. Tematyka społeczna często powiązana z co-
dziennością, przeważa w podręcznikach brytyjskich. Często
także za pośrednictwem jakiejś sytuacji z życia wziętej oma-
wia się działania polityczne, np. pokazując los żołnierzy
w okopach mówi się o nowinkach technicznych i polityce
państw podczas I wojny światowej. Pewnym krokiem do
zmiany tego stanu rzeczy jest przedstawiona przez Mini-
sterstwo Edukacji Narodowej nowa podstawa programowa do
nauczania historii. Proponuje się tam właśnie zainteresowanie
uczniów historią poprzez odkrywanie przeszłości w formie
obrazów prezentujących życie codzienne w różnych okresach
historycznych, np. w średniowiecznym mieście, na dworze
Jagiellonów, w XIX-wiecznym mieście przemysłowym oraz
pod okupacją hitlerowską w czasie II wojny światowej. Warto
nadmienić, że w nowej podstawie programowej wśród pięciu
najważniejszych celów pojawia się także umiejętność analizy
i interpretacji historii. Na poziomie klas IV–VI w zrefor-
mowanej szkole uczeń ma potrafić odpowiadać na pytania
postawione do różnych rodzajów źródeł, pozyskiwać, selek-
cjonować i porządkować informacje, a także stawiać pytania
dotyczące przyczyn oraz skutków różnych wydarzeń his-
torycznych i współczesnych6.
Reasumując, zarówno w polskim jak i angielskim piś-
miennictwie związanym z edukacją historyczną istnieją
zabiegi mające zafascynować młodego adepta przeszłością.
W Wielkiej Brytanii działania koncentrują się wokół pre-

5
O znaczeniu historii codzienności w nauczaniu - zob. Cesarz-Maternicka E., Mater-
nicki J., 2004, s. 121-122.
6
Propozycja podstawy programowej(…) 2008.
434
zentacji dziejów społecznych oraz kształtowania myślenia
i warsztatu pracy historyka. W Polsce, w zależności od wy-
dawcy podręcznika, przyjmują różną formę. Czasem jest to
nastawienie na pracę z infografiką, czasami dodatkowa
multimedialna obudowa dydaktyczna, bądź ikonograficzna
podręcznika. Należy zaznaczyć, że oprócz podręcznika i całej
jego obudowy to właśnie szkolna lekcja historii7 i sposób jej
przeprowadzenia ma nader istotne znaczenie. Warto zatem,
aby przyszli nauczyciele historii byli świadomi ogromu
możliwości, które dostarcza dzisiejszy rynek wydawniczy,
a przede wszystkim wykorzystywali je, aby zafascynować
kolejne pokolenia Polaków dziejami, a nie pokazywać historii
wyłącznie jako przedmiotu pełnego dat, wydarzeń i skom-
plikowanych procesów.

Bibliografia
Bieniek M.
2004 Podręcznik szkolny historii [w:] red. J. Maternicki, Współczesna
Dydaktyka Historii, Warszawa, s. 266-269.
2007 Dydaktyka historii. Wybrane zagadnienia, Olsztyn.
Błaut M.
2005 Moja historia 6. Część 1. Podręcznik z atlasem dla klasy piątej
szkoły podstawowej, Gdańsk.
Burda B.
2004 Nauczanie historii i wiedzy społecznej w szkole podstawowej
[w:] red. J. Maternicki, Współczesna dydaktyka historii, Warsza-
wa, s. 214-215.
Cesarz-Maternicka E., Maternicki J.,
2004 Historia życia codziennego (codzienności) [w:] red. J. Mater-
nicki, Współczesna dydaktyka historii, Warszawa, s. 121-122.
Chorąży E., Konieczka-Śliwińska D., Roszak S.,
2008 Edukacja historyczna w szkole – teoria i praktyka, Warszawa.

7
Więcej na ten temat pisze m.in.: Rulka J., 2004, s. 15.
435
Haydn T.
2000 Control and resistance: the war of school history in England and
Wales 1984-1996 [w:] red. Majorka C., E. v. Johanningmeiera,
Narodowe i międzynarodowe konteksty reform edukacyjnych.
Przeszłość, Teraźniejszość, Przyszłość, Kraków 2000, t. V, s.
111-121.
Jakubowska B.
2002 Koncepcja brytyjskiej edukacji historycznej pod koniec XX wie-
ku [w:] red. B. Tarnowska, Historia-dydaktyka-media. Księga
poświęcona Profesorowi Januszowi Rulce w 40-lecie pracy nau-
kowej, Bydgoszcz, s. 125-133.
Majorek C.
2004 Nauczanie historii na świecie [w:] red. J. Maternicki, Współ-
czesna dydaktyka historii, Warszawa, s. 216-223.
Maternicki J.
1998 Edukacja historyczna młodzieży - problemy i kontrowersje u pro-
gu XXI wieku, Toruń.
2004a Historia dydaktyczna [w:] red. J. Maternicki, Współczesna dy-
daktyka historii, Warszawa, s. 92-93.
2004b Nauczanie historii [w:] red. J. Maternicki, Współczesna dy-
daktyka historii, Warszawa, s. 209-210.
Parysek J., Wendt J.,
1999 Historia i społeczeństwo. Klasa IV. Podręcznik, Gdańsk.
Rulka J.
2004a Atrakcyjność lekcji historii [w:] red. J. Maternicki, Współczesna
dydaktyka historii, Warszawa, s. 15.
2004b Edukacja historyczna dzieci i młodzieży, [w:] red. J. Maternicki,
Współczesna dydaktyka historii, Warszawa, s. 59.
Skotnicka M.
2005 Integracja wiedzy poprzez mapę historyczną [w:] red. G. Pańko,
J. Wojdon, Korelacja-integracja wiedzy-szansa dla ucznia,
Wrocław, s. 165-176.
Skrzypczak J.
1996 Konstruowanie i ocena podręczników, Poznań.
Smart D.
2004 Accessing… History Britan 1750-1900, Dunstable.
Suchoński A.
2004 Środki obrazowe [w:] red. J. Maternicki, Współczesna dydakty-
ka historii, Warszawa, s. 372-374.
Surdyk-Fertsch W., Olszewska B.,
2004 My i historia. Historia i społeczeństwo dla VI klasy szkoły pod-
stawowej, Warszawa.
Turner P.
2008 Everyday people everyday lives, Haddenham.

436
Wilkes A.
2004 Folens History Book 4. Technology, War and Identities.
A World Study After 1900, Dunstable.
Wojciechowski G.
2005 Historia i społeczeństwo 6. Człowiek i jego cywilizacja, Warsza-
wa.
Zielecki A.
2004 Środki kartograficzne [w:] red. J. Maternicki, Współczesna dy-
daktyka historii, Warszawa, s. 371-372.
2007 Wprowadzenie do dydaktyki historii, Kraków.
Prace zbiorowe
1999 Podstawa programowa kształcenia ogólnego do szkoły pod-
stawowej, Warszawa, Ministerstwo Edukacji Narodowej.
2003 Moja historia gra edukacyjna «Podróż przez wieki», w: Atlas do
historii i społeczeństwa. Atlas do podręcznika «Moja historia»
do klasy czwartej szkoły podstawowej, Warszawa.
CD-ROM: Historia. Człowiek i jego cywilizacja 6, [w:]
Wojciechowski G.
2005 Historia i społeczeństwo 6. Człowiek i jego cywilizacja, Warsza-
wa.
2008 Propozycja podstawy programowej kształcenia ogólnego do szkoły
podstawowej, Warszawa, Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Abstract
My speech consists of two parts:
In first, ca. 5 minutes, I present the best methods
(from methodological point of view) in teaching history with
children (11-13 years old - in Poland: IV-VI class szkoła
podstawowa, in Grate Britain: lower secondary education).
The role of history textbooks is very important here. How
should they present our history to be interested for this age
group - that’s main question, which I explain.
In second, ca. 20 min. with résumé, I show a pe-
netrating analysis of the styles of presenting past in 15 Polish
and British history textbooks (sometimes with multimedia
support). I concentrate my attention on:
the role of narration - lessons topics and differences
between Polish and British textbooks narration;

437
the significance of photos, maps, graphics, infographics
in Polish and British history textbooks;
using the multimedia textbook - as an example the
series of Polish history textbooks Człowiek i cy-
wilizacja (publishing house ARKA/Nowa Era).

438
Damian Halmer
Instytut Historii
Uniwersytet Śląski
Katowice

Popularyzować czy upraszczać?


Najstarsze dzieje miasta Rybnika w świetle popular-
nonaukowych prac autorstwa Marka Szołtyska

Dzisiaj [...] świat staje się nam coraz bardziej dostępny. Dzięki
prasie, książkom, radiu, telewizji, telefonii i komputerom, docieramy
do najdalszych zakątków ziemskiego globu. Zdarza się nawet, że
więcej wiemy o słoniach i lwach niż o swojskim zającu i kuropatwie.
[...] Współczesny człowiek zaczyna się jednak gubić w tym
informacyjnym gąszczu. Życie problemami całego świata zdaje się
go przytłaczać. Dlatego coraz więcej ludzi powraca do swojego
małego świata. Tendencja ta owocuje coraz silniejszym utoż-
samianiem się ze swymi „korzeniami”, z własnym „Gniazdem”.
(Szołtysek 1997, s. 5).

Autorem powyższych słów jest Marek Szołtysek –


nauczyciel historii, popularyzator śląskiej gwary, historii i tra-
dycji. Urodził się on w 1963 roku w Gierałtowicach, nie-
daleko Gliwic. Studia historyczne ukończył na Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim. Po studiach powrócił na Śląsk,
a dokładnie do Rybnika, gdzie rozpoczął pracę w zawodzie ja-
ko nauczyciel historii w IV Liceum Ogólnokształcącym.
Jednakże poza pracą nauczyciela, Marek Szołtysek
rozpoczął również działalność na wielu innych polach. Dzięki
tej pracy jego postać na Śląsku jest rozpoznawana i w wielu
kręgach bardzo ceniona. Współpracował i współpracuje z Te-
lewizją Katowice i Telewizją Silesia (TVS). Pojawiał się tak-
że jako komentator i „ekspert spraw śląskich” w ogólno-
krajowych serwisach informacyjnych i programach pub-
licystycznych. Jest także autorem kilku wystaw poświęconych
dziejom Rybnika i jego zasłużonym mieszkańcom. Za swą
439
działalność w dziedzinie kultury otrzymał już wiele prestiżo-
wych nagród.
Najważniejszą częścią działalności Marka Szołtyska
jest pisanie i publikowanie. Spod jego pióra wyszła znaczna,
by nie powiedzieć, imponująca liczba artykułów prasowych
i prac popularnonaukowych. Jako redaktor i jeden z autorów
Gazety Rybnickiej opublikował na jej łamach pokaźną liczbę
ponad 400 artykułów, głównie poświęconych historii i kul-
turze Rybnika i całego Śląska. Spełnia się także jako felie-
tonista na łamach dziennika Polska. Dziennik Zachodni,
sporadycznie publikując komentarze lub opinie w innych
(w tym także lokalnych) gazetach i czasopismach. Jest autor-
em kilku wysokonakładowych pozycji, w tym głośnej swój-
ego czasu Biblii Ślązoka, wydanej w 2006 roku (Szołtysek
2006). Swe prace publikuje w wydawnictwie „Śląskie ABC”,
którego zresztą jest właścicielem1.
Szczególne miejsce wśród publikacji Marka Szołtyska
zajmują pozycje poświęcone dziejom miasta Rybnika: Rybnik,
nasze Gniazdo (Szołtysek 1997), Dzieje rybnickiego zamku
i sądu (Szołtysek 1999a), 80 lat PCK, Rybnik 1919–1999
(Szołtysek 1999b), Dzielnice Rybnika (Szołtysek 2000) i Sta-
ry Kościół czyli 200 lat parafii Matki Boskiej Bolesnej w Ryb-
niku (Szołtysek 2001). Ze względu na narzucone w tytule
ramy chronologiczne, analizie nie poddane zostały pozycje
poświęcone Czerwonemu Krzyżowi i kościołowi Matki
Boskiej Bolesnej. Jako „najstarsze dzieje miasta Rybnika”
rozumie się bowiem czasy od pradziejów do przełomu XII
XIII wieku, które autor omawia tylko w swych syntezach.
Prace Marka Szołtyska wpisują się w szeroko pojęty
zakres historii lokalnej i regionalnej. Zawierają one w sobie
trzy elementy charakterystyczne dla tego typu literatury: wąs-
ki terytorialnie obszar badań, przemieszanie treści tzw. „aka-
demickiej” z popularnonaukową oraz samą postać autora, któ-

1
Biogram za stroną: http://www.slaskie-abc.com.pl/marek_s.html. Krótkie notki bio-
graficzne autor ten zamieszcza także w każdej ze swych prac.
440
ry do swej pracy podchodzi bardziej hobbystycznie niż za-
wodowo (Stobiecki 2007, s. 11-15).
Ze względu na układ treści, sposób narracji i brak apa-
ratu naukowego, prace autorstwa Marka Szołtyska zaliczają
się do prac popularnonaukowych. Fakty historyczne są przez
autora przedstawione w sposób lekki, przejrzysty i zrozumiały
dla każdego niemal czytelnika. Ponadto dydaktyczne do-
świadczenia autora są widoczne w wielu fragmentach, w któ-
rych treści historyczne tłumaczone są nie tylko w sposób zro-
zumiały dla przeciętnie zainteresowanego czytelnika, ale także
dla czytelnika młodego, który dopiero rozpoczyna swą
przygodę z historią lokalną.
Cechą charakterystyczną tych, ale także wszystkich
innych prac omawianego autora, jest bogata szata graficzna
i wiele ilustracji. Ilustracje te nie są tylko dopełnieniem tekstu,
ale często także jego uzupełnieniem. Bardzo dobrze w tym ce-
lu sprawdza się dość często stosowany przez autora zabieg
umieszczania współczesnych fotografii przy opisywaniu naj-
dawniejszych wydarzeń z dziejów miasta. Dzięki temu stają
się one bliższe, a opisywane miejsca można sobie łatwo zlo-
kalizować we współczesnej przestrzeni miasta. Szczególnie
warte podkreślenia jest zastosowanie przez autora osi czasu
(Szołtysek 1997, s. 11), która wkomponowana graficznie
w motyw starego drzewa daje ciekawy efekt, nie tracąc ni-
czego ze swej systematyzującej roli. W połączeniu z po-
jawiającymi się gdzieniegdzie „Wicami” i „Fraszołkami” pra-
ce te dają bardzo plastyczną, a jednocześnie nieszablonową
opowieść o przeszłości miasta i jego najbliższej okolicy.
Wszystkie zastosowane przez autora zabiegi mają na
celu nie tylko ułatwienie odbioru i przybliżenie czytelnikowi
przedstawianych zagadnień. W pewnych momentach można
nawet odnieść wrażenie, iż Marek Szołtysek celowo działa
w kierunku „odnaukowienia” swych prac. Duża czcionka
i ręcznie wykonane rysunki z elementami humorystycznymi,
stają się nie tylko „ubarwieniem” treści, ale i znakiem rozpoz-
nawczym prac tegoż autora, dzięki którym budowana jest

441
marka „lekkich, łatwych i przyjemnych opowiastek o historii
wydawnictwa Śląskie ABC”.
Sam autor we wstępach do omawianych prac potwier-
dza powyższe słowa. Za każdym razem pojawiają się w nich
deklaracje mówiące o tym, iż wydane przez niego prace pi-
sane są z myślą o szerokiej rzeszy historyków niezawodowych
i nie mają ambicji naukowych. Przeznaczone są dla młodych
i starych, dla pasjonatów lokalnej historii i osób dopiero co
wgłębiających się w jej zakamarki.
Od momentu ukazania się pierwszej z omawianych prac
minęło już ponad 10 lat. W tym czasie zarówno sam autor, jak
i omawiane tu prace, trwale zapisali się w lokalną historio-
grafię Rybnika. W większym lub mniejszym stopniu cyto-
wane były przez innych autorów parających się historią lokal-
ną, np. Józefa Kolarczyka (2004) i Tomasza Szafrona (2008).
Powyższe słowa wskazują na znaczący wkład zarówno
samego Marka Szołtyska, jak i jego twórczości, dla wiedzy
o przeszłości Rybnika i najbliższej okolicy. Praca niniejsza
w żaden sposób nie stara się, ani nawet nie chce się starać
tego wkładu umniejszać. Celem moich przemyśleń jest bo-
wiem zastanowienie się nad rolą prac popularnonaukowych
o problematyce regionalnej w kształtowaniu wiedzy his-
torycznej jego mieszkańców oraz wskazanie przestrzeni ba-
dawczych, w których prace te w sposób pozytywny, ale i ne-
gatywny, wpływają na stan tej wiedzy.
Przykład Rybnika i jego najdawniejszych dziejów wyb-
rany został nieprzypadkowo. Z jednej strony do wyboru skło-
niła już sama postać Marka Szołtyska. Ważniejszym jednak
powodem jest to, że problematyka najstarszych dziejów Ryb-
nika i związane z nią problemy są podobne, a nawet re-
prezentatywne, dla wielu innych miast, także spoza terenów
Śląska.
O problemach dotyczących badań nad najdawniejszymi
dziejami Rybnika bardzo trafnie pisał Idzi Panic (2003, s. 17):

Mówienie o dziejach miejscowości w czasach, które w żadnym stop-


niu nie są oświetlone przez przekazy pisane, jest zajęciem wielce

442
ryzykownym. Ryzyko to jest tym większe, jeśli w ślad za brakiem źró-
deł pisanych idzie również brak zabytków archeologicznych. Z takim
właśnie przykładem spotykamy się w odniesieniu do Rybnika [...].

Słowa te ciągle pozostają aktualne i charakteryzują


obecny stan wiedzy. Pierwsza wzmianka o mieście pochodzi
z dokumentu biskupa wrocławskiego Wawrzyńca wydanego
25 i 27 maja 1223 roku (Appelt 1971, nr 226). Dokument ten
zawiera szereg informacji odnoszących się do czasów wcześ-
niejszych, a dokładnie przełomu XII i XIII wieku. Czasy
wcześniejsze, zwłaszcza zaś okres początków egzystencji ryb-
nickiej osady, ze źródłowego punktu widzenia jest po prostu
nieznany.
Problemu tego niestety nie mogą rozwiązać wyniki ba-
dań archeologicznych. Przeprowadzane do tej pory poszu-
kiwania archeologiczne na terenie miasta Rybnika miały za-
zwyczaj charakter badań ratowniczych i obejmowały nie-
wielki obszar. Dokładniejszym badaniom poddany został
tylko gmach dawnego zamku, obecnie siedziba Sądu Rejono-
wego (Muzolf 1994, 1997). Słabe rozpoznanie archeologiczne
jest szczególnie widoczne na terenie śródmieścia, gdzie
dodatkowym problemem jest silne przekształcenie terenu
i ścisła zabudowa. Natomiast wzgórze kościelne wraz z pozo-
stałościami po cmentarzu i najstarszym kościele parafialnym
p.w. Najświętszej Marii Panny, przebadane zostało z narusze-
niem wszelkich zasad archeologii, co spowodowało przemie-
szanie warstw kulturowych, zniszczenie części grobów i za-
bytków archeologicznych (Furmanek, Kulpa 2003, s. 25-28).
Powyższe problemy z poznaniem i ustalaniem naj-
starszych dziejów miasta spowodowały, iż każdy z badaczy na
swój sposób musiał interpretować szczupłą bazę źródłową
i wysuwać autorskie hipotezy2.
Sytuacja ta jest wyjątkowo niekorzystna dla autorów
prac popularnonaukowych. Czytelnicy mają bowiem wobec
nich szczególne wymagania. W takich pracach główny nacisk

2
Zob. Halmer 2008, s. 221, przypis 1. Tam zestawienie starszej literatury poświęco-
nej początkom Rybnika.
443
kładziony jest na lekkość i przejrzystość narracji. Dobra histo-
ryczna praca popularnonaukowa powinna w miarę możliwości
w sposób prosty opowiadać o dziejach, bez naukowych wy-
wodów i podawania kilku hipotez (Świeżawski 2001, s. 46).
Prace popularnonaukowe, aby w sposób właściwy popula-
ryzować historię, powinny prowadzić narrację z zachowaniem
troski o poprawność naukową, opierając się tylko i wyłącznie
na tym, co zostało ustalone w wyniku badań naukowych
(Maternicki, Majorek, Suchoński 1993, s. 66-67, tam starsza
literatura).
Jak jednak prowadzić narrację, kiedy stan badań nie po-
trafi rozstrzygnąć o wyższości jednej tezy nad inną? I jak za-
chować przejrzystość narracji w momencie, kiedy dla jej za-
chowania trzeba przedstawić dwie różne hipotezy? To właśnie
dzięki tym wątpliwościom przypadek Rybnika może posłużyć
jako bardzo dobry przykład do zastanowienia się nad przed-
stawionymi już w tytule problemami. Na ile prace popular-
nonaukowe powinny upraszczać trudne tematy prahistorii
i historii średniowiecza oraz czy zbytnie ich upraszczanie mo-
że wpłynąć na zniekształcenie faktów historycznych i spłyce-
nie poziomu wiedzy o lokalnej historii. Analiza prac Marka
Szołtyska posłuży jako materiał badawczy do odpowiedzi na
te pytania.
Najstarsze dzieje Rybnika najszerzej poruszone zostały
w pierwszej z omawianych prac (Szołtysek 1997). Układ
książki nie jest układem chronologicznym, lecz tematycznym
(ale interesujące w tym przypadku tematy zawarte zostały tyl-
ko w pierwszych rozdziałach). Prócz wspomnianej już wcześ-
niej osi czasu, informacje o najstarszych dziejach miasta za-
mieszczone są w podrozdziałach poświęconych powstaniu
rybnickiego zamku, najstarszej rybnickiej świątyni oraz dom-
niemanemu chrztu Rybnika3. Informacje na temat powstania
rybnickiej osady zamieszczone zostały także przy okazji omó-

3
Rozdziały Kiedy ochrzczono Rybnik? (s. 14–15), Zamek czy sąd? (s. 16–17), Naj-
starszy kościół na górce (s. 18–19).
444
wienia genezy i znaczenia nazwy miasta4. Pewne drobne in-
formacje można wyłapać także w kilku innych miejscach, jed-
nak za każdym razem są one jedynie wstępem do dalszego
wywodu poświęconego nowożytnym i najnowszym dziejom
miasta.
W kolejnej z omawianych prac (Szołtysek 1999a), za-
kres informacji dotyczących dziejów Rybnika przed 1223 ro-
kiem jest już węższy, ale to ze względu na uściślenie tematyki
do dziejów rybnickiego zamku. Jednakże i tym razem autor
zamieścił na początku pewne informacje dotyczące powstania
rybnickiej osady (s. 6–7).
Najtrudniejszą do omówienia jest ostatnia z analizowa-
nych prac, w której Marek Szołtysek przedstawił zarys dziej-
ów wszystkich osad tworzących obecnie dzielnice miasta
Rybnika (Szołtysek 2000). W tym wypadku wiadomości doty-
czące wydarzeń najbardziej odległych chronologicznie poja-
wiają się na początku opisów poszczególnych, alfabetycznie
ułożonych dzielnic. Z tego też powodu informacje te rozrzu-
cone są w wielu miejscach.
Układ treści zastosowany przez autora we wszystkich
omówionych pracach uznać należy in plus. Zastosowanie
układu tematycznego w pierwszym i trzecim wypadku wpły-
wa dodatnio na logikę prowadzonej narracji i pozwala omó-
wić dane zagadnienie „od początku do końca”. Odstępstwem
jest jedynie monograficzne ujęcie dziejów rybnickiego zamku
i sądu, gdzie treść podzielona została na kolejne rozdziały we-
dług klucza chronologicznego. Układ ten jest także bardzo
ważny z punktu niniejszej analizy. Podział tematyczny ułatwia
bowiem omówienie poszczególnych rozdziałów bez tworzenia
sztucznych podziałów. Wszak przejrzystość wywodu niezbęd-
na jest nie tylko w pracach popularnych, ale i tych aspirują-
cych do miana naukowych.
Pierwszym z zagadnień, któremu przyjrzę się bliżej jest
kwestia absolutnie podstawowa dla dziejów każdej miejsco-
wości, a więc okoliczności jej powstania. Pradzieje Rybnika

4
„Rybnik” znaczy „staw” (s. 20–21).
445
przedstawiane są przez Marka Szołtyska w sposób margi-
nalny, poprzez podanie jedynie podstawowych informacje do-
tyczących najstarszych śladów osadnictwa sprzed 25 tysięcy
lat oraz wejścia ziemi rybnickiej w skład ziem Gołęszyców
(Szołtysek 1997, s. 14, 1999a, s. 6). Jednakże opisując równie
tajemniczy epizod wielkomorawski, autor rozpisuje się już
o wiele bardziej. O tyle, że jeden z rozdziałów zatytułowany
został Kiedy ochrzczono Rybnik?
Znak zapytania na końcu tytułu jest metaforycznym
podsumowaniem całego rozdziału. Jak już sam autor pod-
kreślił (Szołtysek 1997, s. 14), że kwestia domniemanego
chrztu opiera się głównie na zapisanym w 1922 roku podaniu,
według którego na wzgórzu kościelnym, na którym wznie-
siono kościół NMP, istnieć miała pierwotnie świątynia pogań-
ska zamieniona na chrześcijańską przez Osława, ucznia św.
Metodego. Dokonanie przez Osława chrztu zostało przez
Marka Szołtyska uznane jako niemal pewne. Dla potwier-
dzenia tych słów przywołane zostały także fragmenty z Żywo-
ta św. Metodego.
Teza mówiąca o przyjęciu chrztu z rąk ucznia św. Me-
todego stała się dla Marka Szołtyska punktem wyjścia do za-
stanowienia się nad chronologicznym umiejscowieniem po-
czątków egzystencji rybnickiej osady, które autor widzi naj-
później w IX wieku. Dla potwierdzenia tej hipotezy autor
przedstawia wyniki badań Franza Idzikowskiego, który
w oparciu o analizy warstwy mułu, datował początek stałego
osadnictwa na terenie miasta Rybnika na czasy około 900 ro-
ku naszej ery (Idzikowski 1861, s. 36-37, Szołtysek 1997,
s. 20–21). Tak wczesną genezę miasta Marek Szołtysek
powtórzył także w swych kolejnych pracach (Szołtysek
1999a, s. 6, 2000, s. 6).
Hipoteza mówiąca o powstaniu rybnickiej osady nie
później niż w IX wieku jest ciekawa, ale zarazem także mocno
ryzykowna. Zakłada ona bowiem, że Rybnik szczycić się
może starszym rodowodem niż np. Opole, Racibórz, Cieszyn
czy Koźle (Młynarska-Kaletynowa 1980, s. 351-353, Horwat
1996, s. 46-47).
446
Nie wszyscy podzielają tak wczesną genezę Rybnika.
Wyniki przedstawione przez Marka Szołtyska znacznie od-
biegają od tez głoszonych przez innych, zajmujących się tą te-
matyką badaczy, którzy już znacznie ostrożniej określali po-
czątki miasta na XI lub XII wiek (Kloch 2002, s. 63-64, Bar-
ciak 2003, s. 11, Panic 1992, s. 113, 2003, s. 18). Na ten okres
wskazują także zajmujący się tą tematyką archeolodzy (Fur-
manek, Kulpa 2003, s. 30).
W tym miejscu zastanowić się można nad źródłem tez
mających na celu „postarzenie” Rybnika przez Marka Szoł-
tyska. Jednym z powodów umieszczanie kontrowersyjnych
twierdzeń na temat początków miejscowości może być nie do
końca trafny wybór cytowanej literatury, wśród której poja-
wiają się pozycje przestarzałe i wielokrotnie już kwestio-
nowane przez innych badaczy.
Omawiane tezy głoszone przez Marka Szołtyska oparte
są jedynie na pochodzącej z lat międzywojennych lokalnej
tradycji. Jedynym jej źródłowym poparciem jest przywołanie
powszechnie znanego fragmentu „Żywota św. Metodego”
o chrzcie księcia Wiślan. Na tej podstawie trudno uznać
chrzest osady w VIII wieku jako fakt historyczny. Kolejny
argument Marka Szołtyska, a więc wspomniane badania Fran-
za Idzikowskiego, ze względu na swoją umowność i błędne
założenia metodologiczne5, nie mogą być obecnie uznane jako
rzetelne. Autor nie tylko okazał się w tym przypadku brakiem
ostrożności w formułowaniu, bądź co bądź kontrowersyjnych
poglądów, ale też nie uprzedził czytelnika o umowności
swych założeń. Opierając się na krytykowanych przed chwilą
założeniach nie zamieścił informacji o tym, że obecnie his-
torycy odchodzą od tak wczesnego datowania początków
miejscowości.
Znak zapytania towarzyszy także kolejnemu zagadnie-
niu, jakie poddane zostanie analizie. W pracy pt. Rybnik, na-

5
Franz Idzikowski (1861, s. 36–37) przy badaniu rocznego przyrostu mułu posłużył
się obliczeniami przybliżonymi, bez oparcia o fachową wiedzę w tej dziedzinie. Z te-
go powodu badania te nie mogą zostać uznane jako wiarygodne (Zob. Zgorzelska
1986, s. 59).
447
sze gniazdo zawarty został dwustronicowy rozdział poświęco-
ny dziejom rybnickiego zamku zatytułowany Zamek czy sąd?
(Szołtysek 1997, s. 16–17). Zagadnienie to okazało się dla
autora tematem tak ważnym, a jednocześnie zajmującym, że
w dwa lata później doczekało się popularnonaukowej mono-
grafii (Szołtysek 1999a). Ze względu na interesujący mnie
przedział czasowy, analizie poddałem głównie tematy po-
czątków istnienia rybnickiego zamku.
W pierwszej z prac opisując powstanie budowli, autor
podaje informacje, że (Szołtysek 1997, s. 16–17):

Rybnicki zamek wybudowano najprawdopodobniej pod koniec


XII wieku, za panowania księcia opolsko-raciborskiego Mieszka I
Plątonogiego.

Powstanie zamku miało być związane z początkami


władzy księcia raciborskiego, kiedy dwa największe grody
(Racibórz i Opole) były kontrolowane przez Bolesława
Kędzierzawego (Szołtysek 1997, s. 16). Pogląd ten został
powtórzony przy okazji kolejnej pracy, gdzie lata budowy
rybnickiego zamku zostały uściślone na okres pomiędzy 1163
a 1202 rokiem (Szołtysek 1999a, s. 8–9).
Powyższe tezy Marka Szołtyska oparte są na opub-
likowanym w 1990 roku artykule Idziego Panica, który ba-
dając źródła pisane podjął się przebadania początków ryb-
nickiego zamku, a następnie wydatował je na czas panowania
pierwszego księcia raciborskiego. Zdaniem tego badacza,
pierwszy zamek w konstrukcji drewniano-ziemnej miał być
następnie przebudowany na siedzibę klasztoru norbertanek
(Panic 1990, s. 15-17). Marek Szołtysek przyjął tezy Idziego
Panica niemal bez zmian. Korekty dokonał jedynie pisząc
o konstrukcji zamku, która w pracach tego autora jest oma-
wiana (a także umieszczana na ilustracjach) jako drewniano-
murowana (Szołtysek 1999a, s. 8-9). Marek Szołtysek prze-
oczył jednak pewną, jakże ważną informację przekazaną przez
I. Panica. Otóż jego dociekania, oparte na analizie źródeł pisa-
nych dokumentowych i narracyjnych, nie miały potwierdzenia

448
w badaniach archeologicznych bądź konserwatorskich (Panic
1990, s. 11–12, 15). Markowi Szołtyskowi jednak fakt ten nie
przeszkadza by z dużą dozą pewności opierać się na powyż-
szej pracy.
Najciekawszym jednak aspektem tej sprawy jest fakt, że
w czasie powstawania analizowanych prac Marka Szołtyska,
rybnicki zamek nie tylko został poddany gruntownym bada-
niom archeologiczno-architektonicznym, ale także wyniki
tych badań ukazały się drukiem. Wykazały one, że w okoli-
cach zamku nie znaleziono ani śladów ceramiki, ani też drew-
niano-ziemnych konstrukcji, które można datować wcześniej
niż XIII wiek. Prowadzone badania nie wykazały, by rybnicki
zamek powstał na miejscu dawnego grodu czy innej budowli
drewnianej. Analiza architektoniczna wykazała, że powstał on
„na korzeniu”, a dopiero ta nowopowstała bryła zamku stała
się podstawą do rozbudowy w następnych wiekach. Prowa-
dzący opisywane badania Błażej Muzolf jako najbardziej
prawdopodobny okres powstania budowli uznał 4 ćwierć XIII
wieku (Muzolf 1994, s. 105; 1997, s. 124). Zakwestionował
w ten sposób badania I. Panica, na których bazował Marek
Szołtysek.
Zdecydowanie mniej kontrowersji budzi kolejny poru-
szony przez Marka Szołtyska temat, jakim jest powstanie koś-
cioła parafialnego NMP w Rybniku. Datowanie początków
kościoła możliwe jest dzięki wzmiance zawartej w przywoły-
wanym już dokumencie z 1223 roku (Appelt 1971, nr 226):

Decimas vero quas predecessor noster pie memorie dominus


Sirozlaus quondam Wratizlaviensis Episcopus, ecclesie Sancte
Marie Virginis in Ribnich in ipsius ecclesie consecratione contulit,
cum sepedicti Capituli Wrat. Assensu eidem ecclesie confirmamus.

Dzięki niej wiemy, że poświęcenia nowoerygowanego


kościoła w Rybniku dokonał biskup wrocławski Żyrosław II,
poprzednik wystawcy dokumentu, biskupa Wawrzyńca. Po-
nieważ znane są nam lata pełnienia posługi biskupiej przez
Żyrosława (Silnicki 1953, s. 132, Nitecki 1992, s. 241) okres

449
poświęcenia kościoła określa się na lata 1170–1198 (Zgorzel-
ska 1986, s. 42, Kloch 2002, s. 71, Panic 2003, s. 18). W ten
sam sposób początki rybnickiej parafii datowane są w niemal
wszystkich pracach poświęconych temu zagadnieniu6.
Także w kwestii nazwy miasta Rybnika Marek Szoł-
tysek podaje nam informacje, które w żaden sposób nie różnią
się od powszechnie przyjętych w literaturze. Już Franz Idzi-
kowski przekonująco argumentował, że nazwą Rybnik okreś-
lane były w przeszłości stawy rybne, od których następnie
wzięła się nazwa miejscowości (Idzikowski 1861, s. 33). Dalsi
badacze jednoznacznie informacje te potwierdzili (m.in. Sien-
kiewicz 1983, s. 36, Borek 1988, s. 201). Marek Szołtysek
fragment opisujący pochodzenie nazwy miejscowości uzupeł-
nił jedynie poprzez przytoczenie przykładów pochodzących
z nowożytnej literatury polskiej, powołując się na pracę Ol-
brychta Strumieńskiego z Mysłowic i fragment teksu Piotra
Skargi7. Dodatkowo jako ciekawostkę dodał przykład z języka
czeskiego, gdzie słowo rybnik znaczy po prostu staw (Szoł-
tysek 1997, s. 20).
Z pozoru bez kontrowersji podawane są przez Marka
Szołtyska informacje dotyczące najstarszego układu prze-
strzennego miasta. Zdaniem autora najstarsze domostwa ryb-
niczan mogły znajdować się na skrzyżowaniu traktów u pod-
nóża Góry Kościelnej i graniczyć miały z osadami Łony i Za-
grodniki. Aby czytelnikom przybliżyć tą hipotezę autor wy-
rysował specjalną mapę. Za każdym razem jednak podkreśla,
że dywagacje na ten temat mają jedynie charakter przy-
puszczeń (Szołtysek 1997, s. 102, 1999a, s. 10). Układ ten
oraz istnienie średniowiecznych osad Łony i Zagrodniki w są-
siedztwie Rybnika, przedstawiony został przez o. Emila Drob-
nego w jego pracach z 1934 i 1938 roku (Drobny 1934, s. 10-
11, 1938, s. 1-2). I chociaż teza ta nie miała potwierdzenia

6
Wyjątkiem jest jedynie pierwsza monografia Rybnika autorstwa Franza Idzi-
kowskiego, gdzie wymieniony w dokumencie biskup Sirozlaus zidentyfikowany
został jako Żyrosław I, pełniący swą posługę w pierwszej ćwierci XII wieku
(Idzikowski 1861, s. 31-32).
7
Franz Idzikowski powołał się na te same przykłady (1861, s. 33).
450
w źródłach, to jednak aż do 2008 roku była niemal pow-
szechnie i bezkrytycznie cytowana, w tym także przez Marka
Szołtyska (Halmer 2008, s. 225-228).
Jak już wspomniałem, najstarsze dzieje Rybnika oma-
wiane są także na stronach książki poświęconej wszystkim
dzielnicom miasta (Szołtysek 2000). Najwięcej informacji
zawiera część poświęcona dzielnicy Śródmieście (s. 6–8),
która pokrywa się z pierwotną osadą miejską. Większość
z tych informacji jest jednak powtórzeniem rzeczy omówio-
nych powyżej, podawanych przy okazji poprzednich pozycji
tegoż autora. W wypadku innych dzielnic o średniowiecznym
rodowodzie, autor zazwyczaj ogranicza się do podania czasu
ich powstania i genezy nazwy. W przypadku nazw miejsco-
wych Marek Szołtysek zazwyczaj podaje informacje zbieżne
lub identyczne z wynikami badań innych historyków (por.
Sienkiewicz 1983, s. 27–39). W kwestii zaś początków po-
szczególnych wsi, a obecnie dzielnic, informacje podawane
przez autora nieznacznie różnią się od wyników dotychcza-
sowych ustaleń (por. Panic 1992, s. 113–115, Kloch 2002, s.
54). Czasami jednak różnice te bywają większe, jak w przy-
padku wsi Boguszowice, której początki Marek Szołtysek
określił autorsko na okolice roku 1000 (Szołtysek 2000, s. 9),
podczas gdy pozostali badacze opowiadają się za wiekiem
XIII lub nawet jego końcem (Panic 1992, s. 114, Dziechciarz
1996, s. 41–43, Kloch 2002, s. 54).
Powyższe słowa, choć oczywiście omawiają tylko kilka
zagadnień spośród przedstawianych przez autora, pozwalają
zauważyć pewną tendencję. Przede wszystkim razi chęć „po-
starzania” opisywanych miejscowości tworzących współ-
czesny Rybnik. Jest to jednak cecha charakterystyczna dla
części lokalnych badaczy i lokalnych patriotów zarazem, nie
tylko z rejonów Rybnika, co zauważył już Bogdan Kloch
(2002, s. 60):

Rozprawianie o tym co było, mając gotową wizję początków, może


powodować wepchnięcie weń losów osady z całym bagażem pro-
blemów, które całkowicie zostają zagłuszone. Staną się tylko niemym

451
dowodem na to, w jaki sposób możemy uprościć wiele wątków naszej
historii, tak by była nam wygodna. By nie było pytań, które mogą
zachwiać naszym historycznym poczuciem bez-pieczeństwa, lub co
gorsza, pozbawić nas wątpliwego zaszczytu pochodzenia z tak
dawnej, „starożytnej” osady.

Nie tylko jednak „postarzanie” i budowanie otoczki


„starożytności” jest cechą charakterystyczną dla kształtowania
wiedzy historycznej mieszkańców miast, miasteczek i wsi.
Równie często pojawia się także budowanie legendarności czy
też udowadnianie udziału miasta w przełomowych wyda-
rzeniach historycznych. Świetnym przykładem może być tu
łączenie wielu śląskich miast z osobą św. Wojciecha, który
miał w nich prawić kazania, przechodzić przez nie czy też
czynić cuda podczas przenoszenia jego relikwii. Owa tradycja
związana z osobą świętego w wielu miejscach przekształciła
się w podawany przez lokalną literaturę fakt historyczny, któ-
ry mieszkańcy, a czasami także historycy, chętnie i bez-
krytycznie przyjmowali (zob. Pobóg- Lenartowicz 1997, s. 8,
Pszczyński 1997, s. 106-116). Nie dziwi więc, że tak wiele
miejsca poświęcił Marek Szołtysek kwestii domniemanego
chrztu Rybnika, próbując nadać mu wymiar faktu his-
torycznego.
W sytuacji kiedy autor utożsamia się z opisywaną his-
torią czy terenem, często krytycyzm i ostrożność w kształ-
towaniu hipotez zostaje zagłuszona przez chęć udowodnienia
przekonań lub marzeń. Wówczas przytoczone podanie czy też
bardzo późna miejscowa tradycja mogą zostać uznane jako
fakt historyczny. Jest to zresztą problem niemal wszystkich
prac z zakresu historii lokalnej, często także tych wyposa-
żonych w aparat naukowy i pisanych przez doświadczonych
historyków8.
W przypadku zaś prac popularnonaukowych, gdzie wy-
wód zazwyczaj opiera się na jednej pracy, kwestia dobrego

8
By ograniczyć się do kawałka „rybnickiego” warto wspomnieć pracę Bogdana
Cimały (1985), który opisując najstarsze dzieje ziemi rybnickiej wielokrotnie powta-
rza niewiarygodne i nie udowodnione źródłowo tezy Emila Drobnego.
452
wyboru cytowanych pozycji jest szczególnie ważna. Oparcie
się na tej czy innej książce może znacznie wzbogacić, ale tak-
że i zniekształcić narrację. Dlatego też wybór podstawy bib-
liograficznej wymaga dużej znajomości literatury przedmiotu,
często porównywalnej z wiedzą badaczy tzw. „akade-
mickich”.
Marek Szołtysek ze względu na swe wykształcenie
i doświadczenie, nie może być uznany za autora nie znającego
się na swym fachu. W pierwszej z omawianych prac, przy po-
daniu bibliografii (Szołtysek 1997, s. 109), podaje czytel-
nikom wiadomość, iż:

Przy pisaniu niniejszej książki autor sięgnął do około 400 (!) pozycji
naukowych i popularnonaukowych oraz konsultował się z około
50 osobami.

Dzięki tej informacji czytelnik może liczyć, że wiado-


mości wyselekcjonowane przez autora i podane w tej, a także
kolejnych publikacjach, odpowiadają najnowszemu stanowi
wiedzy na temat przedstawianych zagadnień. Niemniej jednak
wśród prac wymienionych w Bibliografii, które zawierać mają
prace najważniejsze, zabrakło kilku ważnych traktujących
o historii miasta i najbliższej okolicy9. Są za to takie pozycje,
jak Ilustrowany słownik dziejów Śląska Bogdana Snocha i Je-
rzego Moskala (1991) czy też Historia Śląska Kazimierza
Popiołka (1972).
W pracach Marka Szołtyska widać także dużą ufność
wobec prac najdawniejszych, zwłaszcza Franza Idzikowskie-
go i o. Emila Drobnego. Z jednej strony jest to zabieg słuszny,
gdyż autorzy ci opisywali dzieje Rybnika nie tylko barwnie
i finezyjnie, ale także wzbogacali je o dużą ilość podań i le-
gend. Dla autorów prac popularnonaukowych jest to zawsze
wielki plus, gdyż niezwykle ubarwia narracje i pozwala na

9
Między innymi brak prac ks. Franciszka Maronia (1966), Alfonsa Mrowca (1970)
czy wspomnianych już wyników badań archeologicznych prowadzonych przez
Błażeja Muzolfa (1994, 1997). Brak także niemieckojęzycznej, lecz bardzo ważnej
pozycji Waltera Kuhna (1971).
453
chwilę odpocząć od uczonych wywodów i historii opartej na
źródłach dokumentalnych i archeologicznych. Marek Szoł-
tysek opierając się na tych autorach, popełnił jednak błąd,
przed jakim przestrzegał Aleksander Świeżawski (Świeżawski
2001, s. 46):

Czasem [...] zdarza się, że autor, by ubarwić tok opowiadania, od-


stępuje od ścisłości i rzetelności w przedstawianiu faktów, a swoim
przypuszczeniom, czy nawet fantazji nadaje pozory rzeczywistości.
Prowadzi to często do przyjmowania przez nie znającego zagad-
nienia czytelnika fikcji lub nawet fantazji za oczywistą i niepod-
ważalną prawdę.

Markowi Szołtyskowi nie można zarzucić, że dał po-


nieść się własnej fantazji przy opisywaniu najstarszych dziej-
ów Rybnika. Z pewnością dał się jednak ponieść fantazji
swoich poprzedników. Zresztą, nie on pierwszy i nie ostatni.
Większym jednak problemem jest to, że Marek Szoł-
tysek w pewnych momentach sam zniekształcił informacje
w ten sposób, by zgadzały się z prowadzoną przez niego
narracją. Aby to udowodnić, musimy raz jeszcze powrócić do
problemów związanych z powstaniem rybnickiego zamku.
Jak już zostało wspomniane, w trakcie tworzenia
książek Marka Szołtyska wyniki badań archeologicznych na
zamku były już opublikowane i jednoznacznie stwierdzały, że
zamek zbudowany został „na korzeniu” najwcześniej w dru-
giej połowie XIII wieku, a najprawdopodobniej w ostatniej
ćwierci tegoż stulecia (Muzolf 1997, s. 124). Badania te nie
zdołały jednak przekonać Marka Szołtyska.
Co najciekawsze, sam autor opisuje zdawkowo wspom-
niane badania. W pierwszej książce (Szołtysek 1997, s. 16)
pojawia się następująca informacja:

Na przełomie 1992/1993 roku odkryto część jej [budowli zamku –


D.H] fundamentów.

454
Podobna informacja pojawia się także w powstałej dwa
lata później popularnonaukowej monografii zamku (Szołtysek
1999a, s. 9):

Ta pierwsza [pochodząca z drugiej połowy XII wieku – D.H]


zamkowa budowla w Rybniku była dosyć mała. Jej kształtu
domyślamy się na podstawie części jej kamiennych fundamentów,
odkrytych podczas remontu w latach 1992-1993.

Widać więc bardzo wyraźnie, że autor posłużył się


samym faktem odbycia badań archeologicznych jako do-
wodem do uznania słuszności przedstawianych w swojej pra-
cy tez. Pominął on jednak podstawowe fakty dotyczące chro-
nologii znalezionych fundamentów, by w ten sposób nie za-
przeczyć samemu sobie. Komentarz prowadzącego badania
archeologa i jego wątpliwości wobec wczesnej genezy zamku
zostały przez Marka Szołtyska odrzucone. Jest to zabieg ma-
jący na celu zachowanie logiki narracji, co dla pracy popu-
larnonaukowej jest ważne. Metody prowadzące do tego celu
są jednak naganne.
Powołując się jeszcze raz na słowa Aleksandra Świe-
żawskiego, prace popularnonaukowe z dziedziny historii są
swego rodzaju pomostem między najprostszą wiedzą, a nau-
kowymi dociekaniami i hipotezami badawczymi. Każda
z nich powinna być elementem, który czytelnika zaintereso-
wanego zachęci do bardziej szczegółowych poszukiwań,
a czytelnika obojętnego nie zanudzi (Świeżawski 2001, s. 45-
46). Przemyślenia te, choć sformułowane w rok po powstaniu
ostatniej omawianej tu pracy Marka Szołtyska, są mu jednak
bliskie. Potwierdzają to słowa samego autora zawarte we
wstępach do poszczególnych książek, w których przekonuje
on czytelnika, że jego celem jest jedynie popularyzacja, a nie
przedstawianie najnowszych badań i ustalanie najbardziej
prawdopodobnych wersji. Problem polega tylko na tym, że
upraszczając najstarsze dzieje miasta dla potrzeb pracy po-
pularnonaukowej, łatwo jest się „zagalopować”.
Uproszczenie i proste wyłożenie dziejów Rybnika przez
Marka Szołtyska jest warte nie tylko analizy, ale także swego
455
rodzaju reklamy. Mnogość ilustracji, wplatanie treści w gwa-
rze śląskiej i barwna narracja jak najbardziej zasługują na
pochwałę, a zastosowanie pomocy w postaci osi czasu za-
sługuje już na najwyższe wyróżnienie. Prace te wyglądają ład-
nie, pisane są prosto i działają na wyobraźnie. Są więc świet-
nym startem dla osób dopiero rozpoczynających swoje histo-
ryczne i lokalne pasje.
Z drugiej strony jednak pozycje te mogą być także dos-
konałym przykładem wskazującym czynności, których his-
torycy lokalni i ogólnie historycy powinni się wystrzegać.
Marek Szołtysek, prowadząc swą opowieść zgodnie z zasa-
dami, a także zdrowym rozsądkiem, ograniczał się do jednej
tezy przedstawienia dziejów. Jego zadaniem było jedynie na-
kreślenie ich zarysu, który następnie może być przez czy-
telnika dociekliwego uzupełniany kolejnymi pracami. Autor
jednak nie pofatygował się, by choć zasygnalizować, że w li-
teraturze przedmiotu funkcjonują także tezy oparte na innych,
często nawet opozycyjnych założeniach. Brak takiej wskaz-
ówki nie zachęca czytelnika do dalszych poszukiwań, a wręcz
przeciwnie – przekonuje do zasadności i pewności przeczy-
tanych informacji, które uznawane są jako fakt historyczny.
Jest to błąd, przed którym wystrzegają nawet autorzy pod-
ręcznika do dydaktyki historii (Maternicki, Majorek, Suchoń-
ski 1993, s. 66):

Od autora pracy popularnonaukowej wymagamy [...] aby informo-


wał czytelnika, co w jego pracy jest twierdzeniem w pełni uzasad-
nionym, co zaś tylko hipotezą.

Problem ten nie jest dotkliwy jeśli narracja autora podą-


ża wraz z uznanymi przez naukę twierdzeniami. W sytuacji
jednak, kiedy autor powołuje się na nierzetelne i zdezaktuali-
zowane pozycje czy nawet ociera się o fikcję literacką (a z ta-
kim przypadkiem mamy NIESTETY do czynienia), nie można
z całą stanowczością mówić o popularyzacji. Wówczas popu-
laryzacja historii przemienia się w jej zniekształcanie.

456
Powyższy przykład jest oczywiście tylko i wyłącznie
przykładem lokalnym i nie może posłużyć jako generalizacja
dla wielu podobnych prac obrazujących dzieje innych śląs-
kich, a także polskich miast i wsi. Problemy z niedostateczną
bazą źródłową, brakiem szerszego rozeznania archeologicz-
nego i mnogością hipotez nie są przecież bolączką tylko i wy-
łącznie Rybnika. Dlatego też omówiony przykład może stać
się prolegomeną do szerszego zainteresowania się lokalnymi
pracami popularnonaukowymi oraz ich merytoryczną za-
wartością i metodycznymi założeniami.

Bibliografia
Appelt H. (Hrsg.)
1971 Schlesisches Urkundenbuch, Bd 1, 2. Lieferung, Graz–Wien–
Köln.
Barciak A.
2003 Rybnik przez wieki [w:] red. E. Bimler-Mackiewicz, Sacrum
i profanum. Klasztory i miasta w rzeczywistości Górnego Śląska
w średniowieczu, Rybnik, s. 11–14.
Borek H.
1988 Górny Śląsk w świetle nazw miejscowych, Opole.
Cimała B.
1985 Zarys dziejów Rybnika i Wodzisławia Śląskiego [w:] red. B. Ci-
mała, P. Porwoł, W. Wieczorek, Wypisy do dziejów Rybnika
i Wodzisławia Śląskiego, Rybnik, s. 11–103.
Drobny E.
1934 Łony, Ziemia Rybnicka. Organ Związku Przyjaciół Przeszłości
Rybnika i Okolicy, R. 1, nr 1, s. 10-11.
1938 Krótki zarys historii miasta Rybnika, Rybnik.
Dziechciarz R.
1996 Parafia Boguszowice koło Rybnika w średniowieczu [w:] red.
I. Panic, Ojczyzna wielka i mała. Księga pamiątkowa wydana
z okazji 40-lecia Oddziału Polskiego Towarzystwa Historycz-
nego w Cieszynie, Cieszyn, s. 40–45.
Furmanek M., Kulpa S.
2003 Stan i potrzeby badań archeologicznych nad początkami i roz-
wojem Rybnika [w:] red. E. Bimler-Mackiewicz, Sacrum i pro-
fanum. Klasztory i miasta w rzeczywistości Górnego Śląska
w średniowieczu, Rybnik, s. 25–41.

457
Halmer D.
2008 Uwagi na temat umiejscowienia przedlokacyjnego centrum
osadniczego na terenie miasta Rybnik [w:] red. J. Mokrosz,
Trudne bogactwo pogranicza, Katowice–Rybnik, s. 221–239.
Horwat J.
1996 Formowanie się miast księstwa opolsko-raciborskiego do poło-
wy XIV w., Gliwice–Rzeszów.
Idzikowski F.
1861 Geschichte der Stadt und ehemaligen Herrschaft Rybnik in
Oberschlesien, Breslau.
Kloch B.
2002 Rybnik w średniowieczu. Z dziejów miasta i okolic do pierwszej
połowy XIV wieku, Rybnik.
Kolarczyk J.
2004 Śladami przeszłości ziemi rybnickiej, Racibórz.
Kuhn W.
1971 Geschichte des Rybniker Kreisgebietes bis 1526 [w:] Chronik
von Rybnik O/S, Dorsten, s. 18-36.
Maroń F.
1966 Początki parafii w Rybniku i w Żorach, Wiadomości
Diecezjalne. Organ urzędowy Kurii Diecezjalnej w Katowicach,
nr 7/8, s. 102-106.
Maternicki J., Majorek Cz., Suchoński A.
1993 Dydaktyka historii, Warszawa.
Młynarska-Kaletynowa M.
1980 Rozwój sieci miejskiej na Śląsku na przełomie XII/XIII i w XIII
w., Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, R. 28, nr 3, s. 349-
361.
Mrowiec A.
1970 Zarys dziejó, [w:] red. J. Ligęza, Ziemia rybnicko – wodzisław-
ska, Katowice, s. 131–337.
Muzolf B.
1994 Wyniki badań zamku książęcego w Rybniku (siedziba sądu
rejonowego), województwo katowickie, w 1991 roku [w:] red.
E. Tomczak, Badania archeologiczne na Górnym Śląsku i w Za-
głębiu Dąbrowskim w latach 1991–1992, Katowice, s. 102–107.
1997 Zamek książęcy w Rybniku, województwo katowickie [w:] red.
E. Tomczak, Badania archeologiczne na Górnym Śląsku i zie-
miach pogranicznych w 1993 roku, Katowice, s. 120–126.
Nitecki P.
1992 Biskupi Kościoła w Polsce. Słownik biograficzny, Warszawa.
Panic I.
1990 Zamek rybnicki od średniowiecza do schyłku XVIII wieku [w:]
I. Panic, W. Iwanek, Zamek Rybnicki, Zeszyty Rybnickie 1, Ryb-
nik, s. 10–39.

458
1992 Historia osadnictwa w księstwie opolskim we wczesnym
średniowieczu, Rozprawy i Studia Muzeum Śląskiego, Katowice.
2003 Rybnik w XII wieku: centrum regionu, czy jego peryferie [w:]
red. E. Bimler-Mackiewicz, Sacrum i profanum. Klasztory
i miasta w rzeczywistości Górnego Śląska w średniowieczu,
Rybnik, s. 17–23.
Pobóg-Lenartowicz A.
1997 Wstęp [w:] red. A. Pobóg-Lenartowicz, Opolskie drogi świętego
Wojciecha, Opole, s. 7-12.
Popiołek K.
1972 Historia Śląska od pradziejów do 1945 roku, Katowice.
Pszczyński K.
1997 Święty Wojciech w ludowej tradycji górnośląskiej [w:] red.
A. Pobóg-Lenartowicz, Opolskie drogi świętego Wojciecha,
Opole, s. 103-116.
Sienkiewicz W.
1983 Średniowieczne nazwy miejscowe ziemi rybnickiej [w:] Kroniki
rybnickie: numer pierwszy, Rybnik, s. 25–41.
Silnicki T.
1953 Dzieje i ustrój kościoła katolickiego na Śląsku do końca w. XIV,
Warszawa.
Snoch B., Moskal J.
1991 Ilustrowany słownik dziejów Śląska, Katowice.
Stobiecki R.
2007 Historiografia regionalna. Nowa wizja dziejów czy nowa meto-
da? [w:] red. J. Spyra, Kronikarz a historyk. Atuty i słabości re-
gionalnej historiografii. Materiały z konferencji naukowej Cie-
szyn 20-21 września 2007, Cieszyn, s. 11–34.
Szołtysek M.
1997 Rybnik, nasze gniazdo, Rybnik.
1999a Dzieje rybnickiego zamku i sądu, Rybnik.
1999b 80 lat PCK, Rybnik 1919–1999, Rybnik.
2000 Dzielnice Rybnika, Rybnik.
2001 Stary Kościół czyli 200 lat parafii Matki Boskiej Bolesnej w
Ryb-niku, Rybnik.
2006 Biblia Ślązoka, Rybnik.
Świeżawski A.
2001 Warsztat naukowy historyka. Wstęp do badań naukowych, Czę-
stochowa.
Szafron T.
2008 Budynek starostwa rybnickiego [w:] red. D. Keller, Z kart his-
torii powiatu rybnickiego, Zeszyty Rybnickie 6. Konferencje,
Rybnik, s. 101–112.

459
Zgorzelska U.
1986 W zamierzchłej przeszłości i średniowieczu [w:] red. J.
Walczak, Rybnik. Zarys dziejów miasta od czasów
najdawniejszych do 1980 roku, Katowice, s. 41–66.

Abstract:
Main thesis of the speech is a critical view on the
history of Rybnik city to the end of 13th century in popular
works of Marek Szołtysek. Mr Szołtysek, a history teacher,
author of many works, press articles and television shows,
received a status of silesian patriot and authority on history of
Silesia. Mr Szołtysek is also author of good-selling popular
works about the city of Rybnik: „Rybnik nasze gniazdo”
(Rybnic our nest), „Dzielnice Rybnika” (The districts of
Rybnik city) and „Dzieje rybnickiego zamku i sądu” (The
history of castle and court in Rybnik).
From the historians view, works by M. Szołtysek
are full of ambiguities and sometimes just mistakes. These
popular works are on a basis of obsolete works and deprived
of critical sight - especially in parts dedicated to ancient and
medieval history. Mr Halmer, basing on as big as possible
literature list tries to signalize differences between Mr Szoł-
tysek books and so called “specialist literature”.
The problems of Rybnik city and Mr Szołtysek
works are only an example and discussion-starter to think
about the role of popular works about local history in the
process of shaping the local history knowledge. Mr Halmer
tries to think about the line between popularizing local ancient
and medieval history and simplifying it. He also tries to
mention above the mistakes from the excessive simplifying
the local history.

460
461
462

You might also like