Warehouse
5/5
()
About this ebook
Najpierw byłem lekko zaniepokojony.
Niedługi czas po tym, jak ukazał się Warehouse, podszedł do mnie mężczyzna i zaczął coś mówić. Szybko zorientowałem się, o co mu chodzi. Sens jego wypowiedzi
w zasadzie można by wtłoczyc w to proste i jakże konkretne zdanie:
- JEŻELI PISZESZ O NAS, TO MOŻLIWE, ŻE BĘDZIESZ NAM PŁACIŁ.
Następnie w toalecie dla pracowników, na ścianie z niebieskiej sklejki, pisane po angielsku zdania zdawały się nader jednoznacznie nawiązywać do książki. Interpretacje sięgały dużo dalej, niż zamierzenia samego autora. Lekkie zaniepokojenie zmutowało się tym samym w całkiem przyzwoity lęk. A kiedy jeden z wyżej postawionych uradował się możliwością przypisania sobie roli homoseksualisty, który pojawił się w książce, mój całkiem przyzwoity lęk ewoluował do postaci w pełni ukształtowanego przerażenia. Jednym słowem, uświadmiłem sobie mój absolutny brak kontroli nad procesem ustalania granic interpretacji Warehousu.
Koniec końców zdołałem określić świat moich emocji według dużo bardziej radosnego paradygmatu wraz z wydedukowaniem logicznego wniosku z tego całego bałaganu interpretacyjnego:
RZEKOME GRANICE NIGDY TAK NAPRAWDĘ NIE ISTNIAŁY.
No i dobrze.
Serdecznie zapraszam do lektury książki.
Michał Warchoł
Related to Warehouse
Related ebooks
Skok w przepaść: opowiadania Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKarmiczny dług Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsGorąca Antologia Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsStowarzyszenie aniołów Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsWojna w Zatoce Perskiej Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsApatia Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsUcieczka Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKto mnie pokocha? Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPod prąd Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPasja Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsOstrze: Mroki Kopenhagi, #1 Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsRewizor Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNaśmierciny i inne opowiadania Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPrzeprowadzki Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNondum oraz inne opowiadania Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsWokół strachu Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsTatuaż z wężem Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsGodzina śmierci Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNajwiększa przyjemność świata Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPrzetrwać za każdą cenę Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsListonosz dobrych wieści Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPodstępna schizofrenia Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsHipnoza Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsSieczka Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZamknij oczy i zobacz Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKoneserzy Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNad krawędzią Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsTerapia Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsJaskółki nad głową: Polish Edition po polsku Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsUtracony element Rating: 0 out of 5 stars0 ratings
Reviews for Warehouse
1 rating0 reviews
Book preview
Warehouse - Michał Warchoł
Strona redakcyjna
Projekt okładki
Dariusz Krupa
Korekta
Iwona Stachowicz
Skład i łamanie
Krzysztof Szporak
© Copyright by Michał Warchoł
Warszawa 2014
ISBN 978-83-939901-2-2
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji zabronione bez pisemnej zgody autora.
Druk i oprawa
Drukarnia Cyfrowa
OSDW Azymut sp. z o.o.
ul. Senatorska 31
93-192 Łódź
Napisałeś książkę i chcesz ją wydać? Zapraszamy do serwisu Rozpisani.pl.
Znajdziesz tu szeroki zakres usług wydawniczych, dzięki którym Twoja książka trafi do księgarń. Pomożemy Ci dotrzeć do czytelników na całym świecie!
Kontakt
www.rozpisani.pl
info@rozpisani.pl
Publikację elektroniczną przygotował: azymut
Mojej żonie Karolinie
... wytrwaj kochanie, za kilka minut
to się wydarzy...
Będziemy budować ich coraz więcej
R. Salisbury, Salisbury’s CEO
Warehouse przenika mnie, istnieje we mnie, istnieje poza mną, nawołuje i krzyczy, wrzeszczy w mojej głowie!!! Muszę iść w jego stronę... powinienem iść w jego stronę... tylko on może mi pomóc, jedynie on... nikt inny nie posiada mocy mogącej wyciągnąć mnie w stronę światła. On jest tym, czego potrzebuję... CHODŹ... muszę do niego wejść... CHODŹ, DRZWI JUŻ SĄ OTWARTE... coś się stanie, coś niezwykłego... już... teraz!!!
Niezrównoważony młody człowiek
System SLAM jest kluczowy w kwestii przestrzegania standardów bezpieczeństwa i higieny w miejscu pracy
Health and Safety policy
Ludzie, musimy być najlepsi!
Grid Champion
Dziwnie mówisz o czymś, co jest tylko budynkiem
Psychiatra
To JEST coś więcej...
Pacjent
1
Skończyłem studia. Po rozdaniu dyplomów wróciłem do mieszkania na ulicy Kleberga w Lublinie. Przebrałem się w nieco wygodniejsze ciuchy i ruszyłem w kierunku najbliższego sklepu spożywczego.
Sprzedawca stał za kasą. Podszedłem z trzema bułkami i dwoma parówkami w koszyku.
— Niestety, brakuje pięćdziesięciu groszy.
Stał i gapił się na mnie bardziej badawczo niż patrzył wcześniej.
Wyszedłem ze sklepu.
Tutaj, gdzie się nie obejrzysz, wszędzie brakuje. Skończone studia dorzuciły cegiełkę cierpienia w postaci świadomości wyostrzonej sześcioletnim treningiem intelektualnym.
Hubert pracował w call center. Użerał się przez słuchawkę z potencjalnymi klientami za sześćset złotych miesięcznie. To rodziło raczej smutek i złość w tym niezwykle ambitnym człowieku. Odwiedziłem go po powrocie ze Szkocji. Ręce wciąż śmierdziały kartoflami, czułem je nazbyt wyraźnie, kiedy przechylałem kieliszek wypełniony po brzegi spirytusem rozrobionym z pomarańczą.
— Trzeba wyjechać.
— Powinniśmy.
Ja też poszedłem do call center. Rozmowa z klientami (potencjalnymi) jakoś się nie kleiła. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że powinienem szybko wyjść z pokoju, w którym naszła mnie ochota, aby słuchawką od telefonu porozbijać głowy wszystkim naokoło i sobie samemu na końcu.
Opuściłem budynek, przeszedłem na drugą stronę ulicy, po czym skręciłem w prawo, aby ostatecznie zniknąć za rogiem kwiaciarni.
Zimą Hubert zapadł na zdrowiu. Zadzwonił do mnie. Chciał pożyczyć dwieście złotych. Potrzebował mocnych zastrzyków, które dawałyby szansę na szybkie ustąpienie zapalenia płuc.
Powinniśmy wyjechać.
Przebywałem w moim domu rodzinnym na wsi. Członkowie rodziny siedzieli przy stole i głośno rozmawiali. Babcia siedziała na ławce przy piecu kaflowym. Rozgrzewała ręce. Zgromadzeni przy stole przekrzykiwali się nawzajem. Wszyscy wydawali się podenerwowani. W ten niedzielny, zimowy wieczór każdy z nich chciał mieć rację. Tematy, jakie tłukły się po stole, odbijane od jednej gęby w stronę drugiej, nie miały nic wspólnego z normalnym życiem. Alkoholizm pod postacią wypitych trzech piw na tydzień. Lenistwo jako brak chęci kopania szpadlem w ściśniętej dwudziestostopniowym mrozem ziemi. Obradująca przy stole rodzina w niedzielę wieczorem lubiła dzielić się na oskarżających i oskarżanych. Poczucie winy zbierało żniwo. Czasem ci oskarżający stawali się oskarżanymi, a wtedy było jeszcze głośniej.
...to nie moje...
Cofnąłem się o dwa kroki. Po mojej lewej ręce znajdował się biały kredens. Drzwi wyjściowe już bardzo blisko.
— Podaj cukier! — warknął ojciec oskarżany o zaniechanie wszelkich działań, aby rodzinie działo się lepiej. Gorycz oskarżeń chciał zapewne skompensować nazbyt słodką herbata. Podałem mu cukier, po czym znowu cofnąłem się o dwa kroki. Dzięki sile rozpędu zrobiłem trzeci... i już byłem za drzwiami.
Nazajutrz wsiadłem do autobusu i wyjechałem do miasta. Potrzebowałem na chwilę gdzieś usiąść. Wybrałem szpitalne łóżko oddziału nerwic w Lublinie. Każdego ranka ktoś chodził po korytarzu i majtał dzwonkiem. Wstawaliśmy z łóżek, gęsiego szliśmy na poranną gimnastykę, aby w końcu wrócić na śniadanie i dostać pierwszą porcję psychotropów. W kieliszku.
Ja nie brałem. Potrzebowałem wyryczeć się, poukładać sobie w głowie. I to dostałem. Ryczałem, a oni patrzyli. Ci z depresjami, bulimiczki i anorektyczki, nerwicowcy różnej maści patrzyli na mnie na równi z tymi, którzy gromadzili gówno w miednicy, aby potem położyć całość na parapecie. Patrzyli też lekarze, terapeuci i stażyści. Moja dusza srała, a oni nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego. Wręcz mnie zachęcali do wysrania czegoś więcej i klaskali, jak mi się udało. Nigdy nie srało mi się tak dobrze.
W końcu przestałem. Po dwóch tygodniach miałem dość. Lekarz przy wypisie mówił mi, abym się nie przejmował.
— To oddział otwarty. Przez niego przewija się mnóstwo ludzi. Po prostu przychodzą podreperować nadszarpnięte nerwy. O, popatrz, napisałem dwutygodniowa kuracja. W tej postaci pewnie lepiej