You are on page 1of 183

JOHN FLANAGAN

PONCY MOST
Tumaczenie
Stanisaw Kroszczyski

PROLOG
Halt i Will podali tropem wargalw ju od trzech dni. Niedawno widziano jak cztery
zwaliste, gruboskrne stwory, oddane zbuntowanemu wielmoy, Morgarathowi, przemierzay
tereny lenna Redmont, kierujc si na pnoc. Gdy wie o tym dotara do zwiadowcy,
natychmiast ruszy za nimi wraz ze swym modym czeladnikiem, aby przeci im drog.
- Skd oni si tu wzili? - spyta Will podczas jednego z krtkich postojw. - Przecie
teraz Wwz Trzech Krokw jest chyba naprawd dobrze strzeony?
Byo to jedyne dostpne przejcie czce krlestwo Araluen i paskowy, na ktrym
wznosiy si Gry Deszczu i Nocy, gdzie miecia si siedziba Morgaratha. Krlestwo
przygotowywao si do nadchodzcej wojny z Morgarathem, tote niezbyt liczny stay
garnizon pilnujcy wskiego przesmyku zosta wzmocniony kompani piechoty i ucznikw.
- Owszem, w wikszej liczbie mgby przej tylko tamtdy - przyzna Halt - ale tak
may patrol zapewne zdoa przekra si na teren krlestwa, drog przez urwiska.
Grzysty paskowy, ktry sta si miejscem wygnania Morgaratha, wznosi si
wysoko nad poudniowymi kracami krlestwa. Od Wwozu Trzech Krokw na wschodzie
a ku zachodowi cigny si przepastne urwiska, tworzc naturaln granic midzy
paskowyem i Araluenem. Dalej linia ich skrcaa na poudniowy zachd, przechodzc w
kolejn nieprzebyt przeszkod zwan Rozpadlin - bya to ogromna szczelina biegnca a do
morza i dzielca krain Morgaratha od krlestwa Celtw.
Przez ostatnich szesnacie lat wanie te naturalne fortyfikacje chroniy Araluen i
ssiedni Celti przed najazdami Morgaratha. Jeli jednak spojrze na to z drugiej strony,
zapewniay buntownikowi ochron przed siami Araluenu.
- Sdziem, e te urwiska s przeszkod nie do przebycia? - zdziwi si Will.
Halt pozwoli sobie na ponury umiech.
- Nie ma przeszkd, ktrych nie daoby si pokona. Zwaszcza jeli kto mao dba o
to, jakie straty ponios wykonawcy jego rozkazw. Przypuszczam, e spucili si na linach
lub zeszli po drabinach sznurowych ktrej bezksiycowej nocy, przy zej pogodzie. Tym
sposobem zdoali omin nasze strae graniczne.
Wsta, dajc tym samym do zrozumienia, e postj dobieg koca. Will unis si
rwnie, rami w rami podeszli do koni. Wskakujc na siodo, Halt stkn cicho. Rana, jak
odnis podczas starcia z kalkarami, wci jeszcze dokuczaa mu nieco.
- Mniej mnie obchodzi, jak si tu dostali - cign. - Idzie o to, dokd zmierzaj i jakie

maj zamiary.
Ledwo wymwi te sowa, gdy usyszeli przed sob gony okrzyk, potem jakie
dziwne pomruki, a nastpnie szczk broni.
- A tego by moe zaraz si dowiemy! - dokoczy Halt.
Puci si galopem, kierujc konikiem za pomoc kolan, gdy tymczasem jego rce
napiy potny dugi uk. Will galopowa tu za nim, ale umiejtnociami jedzieckimi nie
dorwnywa Haltowi - praw rk trzyma wodze, w lewej dziery swj wasny uk.
Jechali przez rzadki las, pozostawiajc trosk o wybr drogi swoim wierzchowcom.
Nagle wypadli na szerok polan. Wstrzymany przez swego pana Abelard stan jak wryty,
Wyrwij tu obok niego. Will wypuci z doni wodze i byskawicznie sign do koczanu po
strza.
Porodku otwartej przestrzeni rs spory figowiec. U jego stp znajdowao si mae
obozowisko. Z ogniska wznosia si jeszcze smuka dymu, obok lea toboek i koc. Czterech
wargalw, ktrych ladami podali, otoczyo samotnego mczyzn, opierajcego si plecami o pie drzewa. Pki co jego dugi miecz trzyma napastnikw na dystans, lecz wargalowie
nie dawali za wygran, czekajc na najmniejszy bd i wypatrujc luki w szermierczych
zasonach ofiary. Uzbrojeni byli w krtkie miecze i topory, a jeden z nich mia cik elazn
wczni.
Na widok stworw Willowi zaparo dech w piersiach. Pocig trwa dugo, a teraz
nagle i niespodziewanie ujrza ich na wasne oczy. Byli potnie zbudowani, mieli dugie ryje
i wielkie te ky, ktre szczerzyli teraz, czajc si na sw ofiar. Poronici byli kudatym
futrem, a prcz tego nosili zbroje z czarnej skry. Mczyzna odziany by podobnie. Odpiera
ich ataki, ale gdy krzykn, w jego gosie sycha byo strach:
- Cofn si! Speniam misj na polecenie lorda Morgaratha. Cofn si, to rozkaz!
Rozkazuj wam w imieniu lorda Morgaratha!
Halt na grzbiecie Abelarda podjecha kilka krokw w ich stron, by mc lepiej
celowa.
- Rzuci bro! Wszyscy! - zakrzykn. Pi par oczu skierowao si ku niemu, czterej
wargalowie i ich ofiara byli najwyraniej zaskoczeni. Napastnik uzbrojony we wczni
pierwszy odzyska przytomno umysu. Zorientowa si, e widok jedca osabi czujno
mczyzny uzbrojonego w miecz, zrobi wypad i wbi wczni w jego ciao. W nastpnej
sekundzie strzaa Halta przeszya jego serce i napastnik pad martwy obok swej ofiary.
Mczyzna opada jeszcze na kolana, gdy pozostali wargalowie ruszyli w stron
zwiadowcw.

Pomimo niedwiedziowatej postury poruszali si niewiarygodnie szybko.


Druga strzaa Halta powalia wargala szarujcego z lewej strony. Will strzeli do
stwora biegncego z prawej i natychmiast zda sobie spraw, e nie doceni prdkoci, z jak
poruszaa si bestia. Strzaa ze wistem przeleciaa tam, gdzie wargal znajdowa si o uamek
sekundy wczeniej. Chopak byskawicznie doby nastpnej strzay i dosysza ochrypy jk
blu, gdy trzecia strzaa Halta utkwia w piersi rodkowego napastnika. Will wypuci drug
strza, celujc do ostatniego z wargali, ktry by ju zatrwaajco blisko.
Przeraony widokiem dzikich oczu i tych kw, zbyt pospiesznie zwolni ciciw.
Jego strzaa nie miaa adnej szansy, by trafi wargala, ktry niemal ju go dopada.
Napastnik wyda z siebie triumfalny charkot, ale wwczas niespodziewanie Wyrwij
ruszy na pomoc swemu panu. Konik zara i stan dba, mcc przednimi kopytami.
Zamiast cofn si przed straszliwym stworem, wybieg do przodu na jego spotkanie.
Zaskoczony Will chwyci si ku sioda.
Wargal by rwnie zdezorientowany. Podobnie jak wszyscy jego pobratymcy, ywi
zabobonny lk przed komi - lk, ktry narodzi si podczas bitwy na Wrzosowiskach
Hackham Heath przed szesnastoma laty, kiedy to pierwsza armia wargalw Morgaratha
zostaa zdziesitkowana przez araluesk kawaleri. Na swoj zgub wargal zawaha si i
postpi krok do tyu, by unikn kopyt tukcych powietrze.
Czwarta strzaa Halta trafia go w szyj. Odlego bya tak niewielka, e przebia j
na wylot. Wargal wyda miertelny wrzask i run martwy na traw.
Blady jak ciana Will zsun si z koskiego grzbietu, kolana si pod nim ugiy.
Musia przytrzyma si boku Wyrwija, by nie upa. Halt szybko zeskoczy z sioda i stan
obok chopca, obejmujc go ramieniem.
- Ju dobrze, Willu - Gboki gos zwiadowcy przebi si przez strach, ktry ogarn
umys chopca. - Ju po wszystkim.
Ale Will by w stanie tylko potrzsn gow, wci przeraony scen, ktra dopiero
co si rozegraa.
- Halt... chybiem... i to dwa razy! Straciem gow i chybiem! - Byo mu wstyd, e
tak haniebnie zawid swego nauczyciela. Poczu, e rami Halta obejmuje go mocniej, unis
twarz, by spojrze w brodate oblicze mistrza i jego ciemne, gboko osadzone oczy.
- Inn jest rzecz strzela do tarczy, a inn do szarujcego wargala. Tarcza zazwyczaj
nie prbuje ci zabi.
- To ostatnie zdanie Halt wypowiedzia znacznie agodniejszym tonem. Zda sobie
spraw, e Will przeszed wstrzs. I nic dziwnego - przyzna w duchu.

- Ale ja... chybiem...


- I to bdzie dla ciebie nauczk. Nastpnym razem nie chybisz. Wiesz ju teraz, e
lepiej odda jeden dobry strza ni dwa w popiechu - stwierdzi stanowczo Halt, po czym
uj Willa za rami i odwrci go w stron obozowiska pod figowcem. - Chod, zobaczymy,
czego uda nam si dowiedzie o tym czowieku - rzek, kadc w ten sposb kres rozmowie o
niepowodzeniu Willa.
Odziany na czarno mczyzna i wargal leeli martwi obok siebie. Halt przyklkn, by
odwrci czowieka twarz do gry. Gwizdn cicho ze zdumienia.
- To Dirk Reacher - stwierdzi, na poy do siebie.
- Ostatnia osoba, ktr spodziewabym si tu ujrze.
- Znae go? - spyta Will. Nieokieznana ciekawo sprawia, e zgodnie z
przewidywaniami Halta, groza dopiero co minionych chwil zacza si oddala.
- Osobicie wygnaem go z krlestwa pi czy sze lat temu - wyjani zwiadowca. By tchrzem i morderc. Zdezerterowa, a potem przysta do Morgaratha - umilk na chwil.
- Morgarath ma szczegln zdolno przycigania ku sobie takich wanie ludzi. Tylko czego
on tu szuka...?
- Woa, e peni jak misj dla Morgaratha - przypomnia Will, ale Halt pokrci
gow.
- Nie wydaje mi si. Wargalowie cigali go, a tylko sam Morgarath mgby im to
nakaza, tego za by nie uczyni, gdyby Reacher nadal by na jego usugach. Przypuszczam,
e znw zdradzi. Porzuci Morgaratha, ktry wysa wargalw w lad za nim.
- Dlaczego? - zdziwi si Will. - To znaczy, dlaczego miaby znw zdezerterowa?
Halt wzruszy ramionami.
- Nadchodzi wojna. Ludzie tacy jak Dirk raczej staraj si unika podobnych
nieprzyjemnoci.
Sign po toboek lecy obok ogniska i zacz w nim grzeba.
- Szukasz czego szczeglnego? - zainteresowa si Will. Halt zmarszczy brwi;
wyranie znudzio mu si przeszukiwanie pakunku i po prostu wysypa ca jego zawarto
na ziemi.
- No c, co mi mwi, e jeli Dirk zdradzi Morgaratha i zamierza wrci do
Araluenu, wystaraby si o jaki fant, ktrym okupiby swoj wolno. Tak wic... - urwa
wp zdania, bo dostrzeg starannie zoony pergamin lecy pord ubra na zmian i
przyborw do jedzenia. Przejrza pospiesznie dokument i unis lekko jedn brew. Will, ktry
spdzi u boku zwiadowcy ju niemal rok, wiedzia, e oznaczao to co na ksztat

zdumionego okrzyku, jaki wydaby z siebie ktokolwiek inny na miejscu jego mistrza.
Wiedzia te, e jeli bdzie prbowa przerwa Hakowi, nim ten skoczy czyta, zwiadowca
po prostu go zignoruje. Odczeka wic, a Halt zoy pergamin, wsta powoli, spojrza na
swego ucznia i dostrzeg naglce pytanie w jego oczach.
- Co wanego? - upewni si Will.
- Mona powiedzie, e tak - stwierdzi chodno Halt.
- Chyba wpady nam w rce plany Morgaratha dotyczce zbliajcej si wojny.
Pewnie dobrze byoby je zawie do Redmont.
Gwizdn cicho, a Abelard i Wyrwij podbiegy truchtem do swych panw.
Tymczasem w odlegoci kilkuset metrw czai si intruz, ktry wybra sw kryjwk
niezwykle starannie, majc na uwadze nawet kierunek wiatru, by koniki zwiadowcw nie
wyczuy jego obecnoci. Wrg upewni si, e Halt i jego ucze, ktrzy dosiedli
wierzchowcw, opucili k, scen niewielkiej bitwy, ktra tu si rozegraa - a potem
wyszed z ukrycia i zwrci si na poudnie, ku przepastnym urwiskom.
Czas powiadomi Morgaratha, e jego plan si powid.

ROZDZIA 1
Pochodzia pnoc, gdy samotny jedziec cign wodze swojego wierzchowca przed
chatk ukryt pord drzew nieopodal Zamku Redmont. Juczny konik, ktrego prowadzi za
sob, take si zatrzyma. Jedziec, wysoki mczyzna, ktrego ruchy znamionowaa gibko
waciwa modemu wiekowi, zeskoczy z sioda i wszed na wski ganek, schylajc si, by nie
zawadzi gow o niski okap. Z przylegajcej do domu stajni rozlego si ciche renie, na
ktre jego wasny ko podnis gow i odpowiedzia podobnym powitaniem.
Przybysz unis do, by zapuka do drzwi, kiedy dostrzeg bysk wiata za
zasonitym oknem. Zawaha si. wiato przemierzyo wntrze pokoju i odezwa si gos:
- Witaj, Gilanie - drzwi stany otworem. - Co ci tu sprowadza? - odezwa si Halt.
Mody zwiadowca zamia si z niedowierzaniem na widok swojego dawnego mistrza.
- Halt, jak ty to robisz? - zdumia si. - Skd zanim jeszcze otware drzwi, moge
wiedzie, e to wanie ja przyjechaem w rodku nocy?
Halt wzruszy ramionami, dajc Gilanowi znak, by wszed do rodka. Zamkn za nim
drzwi, przeszed do schludnie urzdzonej kuchni, otworzy drzwiczki pieca i dorzuci drew do
przygasajcego ju ognia. Postawi miedziany czajnik na blasze, potrzsnwszy nim uprzednio, by upewni si, e wewntrz jest do wody.
- Kilka minut temu usyszaem ttent twojego konia - wyjani. - A potem odezwa si
Abelard. Ry w ten sposb tylko na powitanie ktrego z koni zwiadowcw - doda i
wzruszy ramionami. Miao to oznacza, e odpowied na pytanie Gilana jest tak prosta, e
nie warto powica jej wicej czasu. Gilan zamia si znowu.
- Zapewne - przyzna - tylko e mg to by ktrykolwiek z nas, zwiadowcw. A jest
nas okoo pidziesiciu, nieprawda?
Halt przechyli gow na bok, spogldajc z politowaniem na swego dawnego ucznia.
- Gilanie, kiedy jeszcze usiowaem ci czego nauczy, syszaem twoje kroki na tym
ganku tysice razy. Uwierz, e nadal jestem w stanie je rozpozna.
Modszy zwiadowca rozoy bezradnie rce w gecie poddania. Rozpi klamr
paszcza i przerzuci go przez oparcie krzesa. Podszed bliej do pieca. Noc bya chodna,
tote nie mg ju si doczeka, kiedy skosztuje gorcego napoju przyrzdzonego przez
Halta. Skrzypny drzwi pokoju na tyach domu i pojawi si Will, ktry najwyraniej w
popiechu narzuci ubranie na koszul nocn. Mia potargane wosy i wyglda na zaspanego.
- Witaj, Gilanie - rzuci niedbale. - Co ci do nas sprowadza?

Gilan zaama rce w artobliwym gecie:


- Doprawdy, czy moje niespodziewane pojawienie si w rodku nocy nie jest tu dla
nikogo zaskoczeniem? - spyta.
Zajty przy piecu Halt odwrci si, by ukry umiech. Kilka minut wczeniej sysza,
jak Will rzuci si do okna na dwik koskich kopyt zbliajcych si do chaty. Widocznie
Will podsucha rozmow Halta z Gilanem i postanowi rwnie popisa si stoickim
spokojem wobec niespodziewanego gocia. Znajc Willa, Halt by pewien, e chopak wprost
ponie z ciekawoci i daby wszystko, eby pozna przyczyn tej niespodziewanej wizyty,
tote postanowi zabawi si nieco jego kosztem.
- Ju pno, Willu - oznajmi. - Wracaj lepiej do ka. Jutro czeka nas pracowity
dzie.
Nonszalancja Willa ulotnia si bez ladu, a na jego twarzy pojawi si wyraz
gbokiego rozczarowania. Ton w gosie mistrza oznacza wyrane polecenie, a on przecie
tak bardzo pragn pozna przyczyn odwiedzin Gilana o tak niezwykej porze.
- Halt, prosz! - zawoa chopiec. - Chciabym wiedzie, o co chodzi!
Halt i Gilan wymienili rozbawione spojrzenia. Will tymczasem dosownie
przestpowa z nogi na nog w nadziei, e Halt zmieni jednak zdanie i nie kae mu i spa.
Zwiadowca z kamienn twarz postawi trzy kubki na kuchennym stole.
- W takim razie dobrze si skada, e pomylaem te o tobie, prawda? - zauway, a
Will dopiero wtedy zda sobie spraw, e da si nabra. Wyszczerzy zby w umiechu i
usiad przy stole.
- Skoro to ju sobie wyjanilimy, moe zechcesz, Gilanie, wyjawi przyczyn twych
niespodziewanych odwiedzin - nim mj ucze pknie z ciekawoci?
- Chodzi o te plany Morgaratha, ktre przeje w zeszym tygodniu. Skoro teraz
wiemy, co wrg zamierza uczyni, krl pragnie zgromadzi ca armi na rwninie Uthal
przed nastpnym nowiem. Skoro Morgarath zamierza przebi si przez Wwz Trzech
Krokw, musimy by gotowi.
Zdobyty dokument rzeczywicie zawiera bezcenne informacje. Wedug planu
Morgaratha piciuset skandyjskich najemnikw miao przedrze si przez bagniste mokrada i
zaatakowa od tyu aralueski garnizon, strzegcy Wwozu Trzech Krokw. Nawet gdyby
nie uwzgldnia elementu zaskoczenia, napa z tej strony bya o wiele atwiejsza, tote
obrocy Wwozu nie mieli adnych szans wobec tak znacznej przewagi nieprzyjaciela. W
krtkim czasie przed gwnymi siami Morgaratha droga stanaby otworem i wargalowie
weszliby na rwniny, mogc bez przeszkd rozwin szyk bojowy.

- Tak wic Duncan zamierza odpowiedzie zaskoczeniem na prb zaskoczenia skonstatowa Halt, z wolna kiwajc gow. - Dobre mylenie. W ten sposb przejmiemy
kontrol nad polem bitwy.
Teraz Will rwnie skin gow i stwierdzi rwnie powanym gosem:
- I dopadniemy wojska Morgaratha uwizione w przeczy.
Gilan odwrci si nieco, by ukry umiech. Zastanowi si przez chwil, czy on
rwnie w swoim czasie prbowa naladowa sposb zachowania Halta, gdy by jeszcze
jego uczniem. Mia wraenie, e raczej... tak.
- Wrcz przeciwnie - sprostowa. - Gdy tylko jego wojsko rozpocznie natarcie,
Duncan zamierza si wycofa na z gry upatrzone stanowiska i pozwoli Morgarathowi
rozwin szyk na rwninach.
- Chce go wpuci? - Will by tak zdziwiony, e a zacz mwi piskliwym gosem. Czy krl oszala? Dlaczego mielibymy...
Zda sobie spraw, e obaj zwiadowcy spogldaj na niego w szczeglny sposb; Halt
z uniesion brwi, a Gilan z dziwnym umieszkiem na ustach.
- To znaczy... - zawaha si, przyszo mu bowiem poniewczasie do gowy, e
wtpienie w peni wadz umysowych krla, moe zosta uznane za obraz majestatu. - Nie
chciaem powiedzie niczego zego. Chodzi mi tylko o to...
- Och, jestem pewien, e krl nie poczuby si uraony, syszc, jak jaki ndzny
czeladnik pomawia go o szalestwo - zauway Halt. - Krlowie wprost uwielbiaj, kiedy w
ten sposb przywoywa ich do rozumu.
- Ale... pozwoli mu wej na nasz teren? Po tylu latach? To przecie... - chcia ju
powiedzie szalestwo, ale w por ugryz si w jzyk. Pamita jednak doskonale niedawne
spotkanie z wargalami. Myl o tym, e tysice takich stworw miayby bez przeszkd przeby Wwz, mrozia mu krew w yach. Pierwszy odpowiedzia Halt:
- Oto wanie chodzi, Willu. Po tylu latach. Mino szesnacie lat, a my wci
musimy strzec si Morgaratha, bezustannie prbujemy odgadn, co knuje. Przez cay ten
czas nasze siy zwizane s przy granicach, bo musz pilnowa urwisk i pilnie strzec Wwozu
Trzech Krokw. Przez cay ten czas inicjatywa pozostaje w jego rkach, to od jego zachcianki
zaley, kiedy, gdzie i jak zaatakuje. Ostatnim przykadem byy kalkary, o czym wiesz akurat
lepiej ni ktokolwiek inny.
Gilan spoglda z podziwem na swojego byego mistrza. Halt w mgnieniu oka poj,
co kryje si za planem krla. Oto kolejny dowd - prcz wielu poprzednich - e wadca
postpuje susznie, uwaajc Halta za jednego ze swych najbardziej zaufanych doradcw.

- Halt ma suszno, Willu - odezwa si. - Jest jeszcze inna przyczyna. Po tych
szesnastu latach wzgldnego spokoju zaczynamy popada w gnuno. Nie, nie my, nie
zwiadowcy. Ale z pewnoci wieniacy, spord ktrych rekrutuj si przecie nasi onierze,
a nawet i niektrzy baronowie czy rycerze z odlegych lenn pooonych na pnocy.
- Widziae na wasne oczy, z jak niechci niektrzy wieniacy porzucaj swe
gospodarstwa, eby wyruszy na wojn - wtrci Halt. Will w milczeniu skin gow.
Rzeczywicie, ostatni tydzie spdzili wraz z Haltem na wdrwce po wsiach na terenie
baronii Redmont. Dokonywali poboru, bowiem to wanie chopi stanowili trzon armii.
Niejednokrotnie spotkali si z otwarcie wrogim przyjciem - cho wrogo ta ustpowaa,
kiedy Halt kad na szal ca si swej osobowoci i autorytetu.
- Ot zdaniem krla Duncana nadszed czas, by zaatwi t spraw raz na zawsze cign dalej Gilan. - Teraz jestemy u szczytu potgi i si nam ju nie przybdzie; z czasem
bezczynno moe nas przyprawi co najwyej o ich utrat. Tak wic oto nadarza si okazja,
by upora si z Morgarathem na dobre.
- Wszystko to jednak nie przyblia nas do odpowiedzi na moje pierwsze pytanie zauway Halt. - C sprowadza ci tutaj o tak dziwnej porze?
- Rozkazy Crowleya - odpar krtko Gilan. Pooy rulon pergaminu przed Haltem,
ktry rzuciwszy mu pytajce spojrzenie, rozwin pismo i przeczyta je. Will wiedzia, e
Crowley jest dowdc wszystkich zwiadowcw, najstarszym rang z caego korpusu. Halt
skoczy czyta, a nastpnie starannie zwin pergamin.
- Jedziesz wic z poselstwem do krla Celtw, Swyddneda - stwierdzi. - Domylam
si, e po to, by powoa si na traktat o wzajemnej pomocy, ktry Duncan zawar z nim kilka
lat temu?
Gilan skin gow, delektujc si kolejnym ykiem rozgrzewajcego napoju.
- Krl uwaa, e potrzebne nam bd wszelkie siy, jakie zdoamy zgromadzi.
Halt w zamyleniu pokiwa gow.
- Trudno si z nim nie zgodzi - rzek powoli. - Ale...? - Rozoy rce w pytajcym
gecie. Przecie skoro Gilan mia jecha z poselstwem do Celtw, im prdzej tam si
znajdzie, tym lepiej - zdawa si przez to mwi.
- Ot - rzek z naciskiem Gilan - jest to oficjalne posannictwo do Celtii. - Sowo
oficjalne wymwi szczeglnie dobitnie, a Halt zrozumia go w mgnieniu oka.
- Oczywicie - kiwn gow. - Prastare celtyckie tradycje.
- Rzekbym raczej, e przesdy - burkn Gilan. - Jeli o mnie chodzi, oznacza to po
prostu karygodn strat czasu.

- Jasne, jasne - zgodzi si Halt. - Skoro jednak Celtowie obstaj przy tych
zwyczajach, co innego moesz zrobi?
Will spoglda na nich z niepokojem. Najwidoczniej obaj zwiadowcy rozumieli si
doskonale, ale Will pojmowa z tego tyle, co gdyby rozmawiali ze sob po hiszpasku.
- Zazwyczaj, kiedy czasy s spokojne, nie zwracamy na to uwagi - powiedzia Gilan. Jednak wobec wszystkich przygotowa, jakich wymaga nadchodzca wojna, jest tyle pracy,
e nie wiadomo, w co rce woy. Po prostu potrzebny jest kady z nas. Tak wic Crowley
doszed do wniosku...
- Chyba wiem, do jakiego - przerwa mu Halt i wanie w tym momencie Will ju nie
wytrzyma.
- A ja nie! - wybuchn. - O czym wy obaj mwicie? Niby gadacie po araluesku, a
nie w jakim obcym jzyku, ale ja i tak nie mog si w waszych sowach dopatrzy adnego
sensu!

ROZDZIA 2
Halt powoli odwrci si ku swemu zapalczywemu czeladnikowi i unis wysoko
brwi. Will skuli si i mrukn:
- Wybaczcie. Przykro mi.
Starszy zwiadowca skin gow, kwitujc jego przeprosiny.
- I susznie. Natomiast odpowied na twoje pytanie jest prosta: to jasne, e Gilan chce
mnie zapyta, czy mgby pojecha z nim do Celtii w charakterze posa.
Gilan przytakn ruchem gowy, a Will zmarszczy brwi; teraz ju by zupenie
zdezorientowany.
- Ja? - rzek z niedowierzaniem w gosie. - Ale dlaczego ja? Na co si mog przyda w
Celtii?
Poaowa tych sw natychmiast, gdy je wypowiedzia. Mgby si raz wreszcie
nauczy, eby nie dawa Haltowi takich okazji do kpin ze swojej osoby. Halt tymczasem
zasznurowa usta, udajc, e rozwaa jego pytanie.
- Na co...? Pewnie na nic. Waciwe pytanie brzmi, czy tutaj jeste na co potrzebny.
A odpowied brzmi: zdecydowanie na nic.
- Ale dlaczego... - zacz Will i umilk. Albo mu wyjani, albo nie. Choby nie
wiadomo jak si dopytywa, Halt nie powie niczego ani o sekund wczeniej, ni uzna za
stosowne. Wrcz przeciwnie, odnosi niekiedy wraenie, e im wicej pyta zadawa, tym
chtniej Halt zwleka z odpowiedzi, bawic si utrzymywaniem go w niepewnoci. W kocu
zlitowa si nad nim Gilan, ktry zapewne z wasnego dowiadczenia wiedzia, jak trudno
wycign co z Halta, kiedy ten zdecyduje si milcze.
- Chodzi po prostu o to, eby byo nas wicej, Willu - wyjani. - Zgodnie z
obyczajami Celtw oficjalne poselstwo winno skada si z trzech osb i szczerze mwic,
Halt ma racj. Akurat bez ciebie Araluen w tej chwili moe si obej. - Umiechn si z
lekkim zaenowaniem. - Jeli to ci poprawi nastrj, mog wyzna, e i mnie wyznaczono do
tego zadania dlatego, e jestem najmodszym z Korpusu Zwiadowcw.
- Ale po co a trzy osoby? - spyta Will, zadowolony, e przynajmniej Gilan skonny
jest odpowiada na pytania. - Przecie chodzi o to, eby po prostu dostarczy list.
Wystarczyby jeden jedziec, prawda?
Gilan westchn.
- O tym wanie mwilimy. To taki przesd, ktremu Celtowie zawzicie hoduj.

Pochodzi z dawnych czasw, kiedy Skottowie, Hibernianie i Celtowie zjednoczeni byli uni
pod rzdami Rady Celtyckiej. Skadao si na ni trzech wadcw tych krain.
- Rzecz polega na tym - wtrci Halt - e Gilan oczywicie mgby pojecha sam, ale
wwczas zwlekaliby i zbywali go caymi dniami albo i tygodniami, zanim uporaliby si z
kwestiami etykiety oraz protokou. My za nie mamy czasu do stracenia. Jest takie stare
celtyckie powiedzenie, w ktrego prawdziwo wszyscy tam wierz: Jeden m moe by
zdrajc. Dwch moe by w zmowie. Trzem mom ufajcie, szlachetni panowie.
- Aha, czyli mam jecha dlatego, e nie jestem tu do niczego potrzebny! - stwierdzi
Will, nieco uraony. Halt uzna wic, e pora odrobin podbudowa jego uraon mio
wasn - ale tylko odrobin.
- Prawd mwic, sprawy tak wanie si maj. Musisz jednak wiedzie, e z takim
poselstwem do Celtw nie moe uda si byle kto. Wszyscy posowie musz mie jaki
oficjalny status lub ustalon pozycj w wiecie. Nie mog to by na przykad zwykli
pachokowie czy wieniacy.
- A ty, Willu - doda Gilan - naleysz do Korpusu Zwiadowcw. W oczach Celtw to
nie byle co.
- Przecie jestem tylko uczniem - wybka Will, ale ku jego zdziwieniu obaj
mczyni powanie pokrcili gowami.
- Nosisz Dbowy Li - rzek stanowczo Halt. - Z brzu, czy ze srebra - to bez
znaczenia. Jeste jednym z nas.
To stwierdzenie mistrza wyranie podnioso Willa na duchu.
- C, to co innego - powiedzia. - W takim razie z przyjemnoci bd ci towarzyszy,
Gilanie.
Halt rzuci chopcu chodne spojrzenie. Uzna, e duma Willa do ju zostaa
poechtana. wiadomie ignorujc sowa chopaka, zwrci si do Gilana:
- No dobrze - rzek - a czy przychodzi ci do gowy jeszcze kto, z kogo nie mamy tu
adnego poytku, a kto mgby peni rol trzeciego posa?
Gilan wzruszy ramionami i umiechn si, widzc, jak Willowi zrzeda mina.
- To jest wanie drugi powd, dla ktrego Crowley mnie tu przysya - odpowiedzia. Sdzi, e w Redmont, jako jednej z najwikszych baronii, moe znale si jeszcze jedna
osoba odpowiednia do tej misji. Masz jaki pomys?
Halt w zamyleniu potar podbrdek, wyranie co przyszo mu do gowy.
- Myl, e mamy tu kogo, kto w sam raz si nada - stwierdzi, i zwracajc si do
Willa, rzek: - Ty lepiej naprawd ju id spa. Ja pomog Gilanowi przy koniach, a potem

udamy si na zamek.
Will nie oponowa. Teraz, gdy Halt wspomnia o spaniu, poczu nieodpart ch, by
ziewn. Wsta i poczapa do swojego pokoiku.
- Do zobaczenia rano, Gilanie. - i to o wicie - Gilan umiechn si, a Will unis
oczy ku niebu, udajc, e ta myl napawa go przeraeniem.
- Wiedziaem, e to powiesz.
Halt i Gilan w zgodnym milczeniu jechali przez pola ku Zamkowi Redmont. Jednak
Gilan, ktry ju dawno nauczy si wyczuwa nastroje swojego dawnego mistrza, mia
wraenie, e Halt chce z nim co omwi i w rzeczy samej, po jakim czasie starszy
zwiadowca przerwa cisz.
- To posannictwo do Celtii zdarzyo si we waciwym czasie. Myl, e taka
wyprawa dobrze Willowi zrobi - stwierdzi. - Troch si o niego martwi.
Gilan zmarszczy czoo. Zdy ju polubi tego niesfornego modzieca.
- W czym problem? - spyta.
- Od tego starcia z wargalami w zeszym tygodniu jest jaki nieswj - wyjani Halt. Myli, e straci panowanie nad sob.
- A straci?
Halt stanowczo pokrci gow.
- Jasne, e nie. Jest odwaniejszy od wikszoci dorosych mczyzn. Jednak gdy
wargalowie ruszyli na nas, wystrzeli zbyt pospiesznie i spudowa.
Gilan machn rk.
- To aden wstyd. W kocu nie ma nawet szesnastu lat. Przecie nie uciek, prawda?
- Ale nie, skd. Dotrzyma pola, a nawet strzeli jeszcze raz. Wyrwij zmusi wargala
do cofnicia si, a ja dziki temu mogem si rozprawi z paskud. To dobry ko.
- I ma dobrego pana - doda Gilan, a Halt skin gow.
- To prawda. Ale tak czy inaczej wydaje mi si, e kilka tygodni z dala od tych
wszystkich wojennych przygotowa dobrze chopcu zrobi. Moe jeli spdzi nieco czasu z
tob i z Horace'em, przestanie tak rozpamitywa swoje niepowodzenie.
- Z Horace'em? - zdziwi si Gilan.
- Horace to jeden z uczniw Szkoy Rycerskiej i przyjaciel Willa. Proponuj go na
trzeciego uczestnika waszego poselstwa. - Hak zastanawia si przez chwil, a potem doda: Tak, chyba tak. Kilka tygodni spdzonych w towarzystwie modszych ode mnie wpynie na
niego korzystnie. Niezbyt wesoy ze mnie kompan dla modego chopaka, niektrzy nawet
twierdz, e od czasu do czasu bywam zbyt ponury.

- Ty? Ponury? A ktby mg opowiada o tobie takie rzeczy?


Halt popatrzy uwanie na Gilana. Jego dawny ucze najwyraniej czyni wielkie
wysiki, by zachowa kamienn twarz.
- Wiesz co, Gilanie? - rzek kwanym tonem. - Sarkazm wcale nie jest poledniejsz
form humoru. Sarkazm po prostu nie ma z poczuciem humoru nic wsplnego.
***
Cho byo ju po pnocy, gdy Halt i Gilan dotarli do zamku, w oknach gabinetu
barona Aralda wci palio si wiato. Baron i sir Rodney, Mistrz Sztuk Walki, mieli niemao
zaj, musieli bowiem przygotowa przemarsz swych wojsk na rwnin Uthal, gdzie mieli
doczy do pozostaych si krlestwa. Kiedy Halt wyjani, co sprowadza Gilana do
Redmont, sir Rodney od razu zrozumia, do czego zwiadowca zmierza.
- Masz na myli Horace'a? - upewni si Rodney. Niewysoki brodaty zwiadowca
niemal niedostrzegalnie kiwn gow.
- Owszem, to wcale nie jest zy pomys - stwierdzi Rodney i zacz w zamyleniu
przechadza si po pokoju. - Ma wystarczajc pozycj, by mc speni to zadanie. Bd co
bd przynaley do Szkoy Rycerskiej, cho jest dopiero uczniem. I tak wyruszamy pod
koniec tygodnia, wic nie straci zbyt wielu wicze... - przerwa i rzuci Gilanowi znaczce
spojrzenie. - Moe si nawet okaza cakiem przydatnym towarzyszem w podry.
Modszy zwiadowca popatrzy pytajco, wic sir Rodney wyjani:
- To jeden z moich najlepszych uczniw, urodzony szermierz. Ju przewysza pod
wzgldem umiejtnoci szermierczych wikszo pozostaych kadetw Szkoy Rycerskiej.
Natomiast na co dzie jest troch zbyt sztywny, brakuje mu elastycznoci. Moe towarzystwo
dwch niezdyscyplinowanych zwiadowcw pomoe mu nabra nieco dystansu do samego
siebie.
Umiechn si krtko, by da im do zrozumienia, e nie zamierza nikogo tym artem
obrazi. Rzuci okiem na miecz, ktry Gilan nosi u pasa. Zwiadowcy rzadko wyposaeni byli
w tego rodzaju bro.
- To ty jeste tym uczniem MacNeila, o ile si nie myl?
Gilan skoni si.
- Tak, miaem zaszczyt pobiera lekcje u mistrza.
- Hm - mrukn sir Rodney; teraz spoglda na Gilana zupenie inaczej, jakby nagle
ujrza go w cakiem nowym wietle. - W takim razie moe po drodze nadarzy si okazja, by
udzieli Horace'owi kilku wskazwek. Bybym wielce zobowizany. Przekonasz si, e

pojtny z niego ucze.


- Z przyjemnoci - Gilan skoni si znowu. Ten czeladnik rycerski zacz go
naprawd ciekawi. Podczas swego terminu u Halta wiele sysza o sir Rodneyu i wiedzia
doskonale, e w zwyczaju dowdcy Szkoy Rycerskiej nie leao przesadne wychwalanie
swych kadetw.
- A wic sprawa zaatwiona - wtrci baron Arald, ktremu spieszno byo, by powrci
do tysicy szczegw, jakie naleao jeszcze ustali przed wymarszem ku rwninie Uthal. O ktrej chcesz wyruszy, Gilanie?
- Jak najprdzej po wschodzie soca, panie - odpar Gilan.
- W takim razie wydam polecenie, by Horace zgosi si do ciebie przed witem zapewni sir Rodney. Gilan pokoni si po raz trzeci, czujc, e oznacza to zakoczenie
rozmowy. Nastpne sowa barona potwierdziy to w caej rozcigoci:
- A teraz wybaczcie nam, prosz. Musimy zaj si pewnym drobiazgiem. Trzeba
mianowicie zaplanowa wojn.

ROZDZIA 3
Niebo byo cikie od nabrzmiaych deszczem chmur.
Soce moe i wstawao gdzie na horyzoncie, ale nie byo go wcale wida, tylko
matowe, szare wiato stopniowo i niechtnie wypenio nieboskon.
Gdy trzej jedcy opucili ostatni gra, pozostawiajc za sob masyw, na ktrym
wznosi si Zamek Redmont, nowy dzie zdecydowa si wreszcie, jakie przybierze oblicze, i
zacz pada deszcz - zimny, wiosenny deszczyk. Waciwie bya to mawka, ale mawka
uporczywa. Z pocztku woda spywaa po ich wenianych paszczach, jednak wkrtce zacza
przenika w gb wkien. Ju po jakich dwudziestu minutach wszyscy trzej kulili si w
siodach, prbujc utrzyma tyle ciepa, ile si dao.
Gilan odwrci si, by spojrze na towarzyszy, ktrzy jechali zgarbieni, wpatrzeni w
grzbiety swych wierzchowcw. Umiechn si pod nosem, a potem odezwa si do Horace'a,
ktry trzyma si nieco z tyu, jadc obok jucznego konika prowadzonego na sznurze przez
Gilana.
- Jak tam, Horace - spyta - podobaj ci si nasze przygody?
Horace otar wod z twarzy i umiechn si.
- Mniej ich, ni si spodziewaem, panie - odpar - ale i tak lepsze to od codziennego
drylu.
Gilan skin gow i take odpowiedzia mu umiechem.
- Nietrudno mi w to uwierzy - rzek, po czym doda przyjaznym tonem: - Nie musisz
jecha z tyu za nami. Wiesz, my, zwiadowcy, przywizujemy niewiele wagi do ceremoniau.
Przycz si do nas.
Trci Blaze'a w bok kolanem, a gniady konik natychmiast postpi krok na stron,
czynic miejsce dla Horace'^ Chopak ponagli konia, by zrwna si ze zwiadowcami.
- Dzikuj, panie - Horace wyrazi sw wdziczno. Gilan zerkn z ukosa na Willa.
- Prawda, jaki uprzejmy? - zastanowi si. - Najwyraniej w Szkole Rycerskiej dbaj o
dobre maniery swoich uczniw. Mio, kiedy kto zwraca si do czowieka w ten sposb.
Will wyszczerzy zby, wyczuwajc, e Gilan pokpiwa sobie z jego przyjaciela.
Jednak umiech znikn z jego oblicza na dwik dalszych sw Gilana, ktry cign w
zamyleniu:
- To wcale nie taki gupi pomys. Moe i ty mgby mwi do mnie panie? - rzek,
odwracajc gow, niby po to, eby przyjrze si drzewom rosncym wzdu drogi, a w

gruncie rzeczy po to, by Will nie dostrzeg umiechu, ktrego Gilan pomimo wszelkich
wysikw nie mg powstrzyma.
Willa a zatkao. Nie wierzy wasnym uszom.
- Panie? - odezwa si wreszcie. - Gilanie, naprawd chcesz, ebym mwi do ciebie
panie? - Gdy ujrza zmarszczone brwi starszego towarzysza, poprawi si czym prdzej: To znaczy, panie Gilanie? Naprawd chcesz, panie, ebym mwi do ciebie, to znaczy do pana panie? - cign, plczc si coraz bardziej.
Gilan potrzsn gow.
- Nie. Pana panie to nie jest waciwy sposb zwracania si do osoby starszej. Ani
panie Gilanie. Zwyke panie w zupenoci wystarczy, nie uwaasz?
Will usiowa skleci jakie odpowiednio uprzejme zdanie, ale wszystko mu si
pomieszao, wic tylko bezradnie rozoy rce.
Gilan doda:
- W kocu to nie od rzeczy, bo dziki temu cay czas bdziecie pamita, kto tu
dowodzi, nieprawda?
- Tak, zapewne, Gil... to znaczy, panie - Will potrzsn gow z niedowierzaniem, nie
mogc pogodzi si z tym, e przyjaciel nagle zacz domaga si tak formalnego
tytuowania. Przez kilka minut jecha w milczeniu, a wreszcie usysza obok siebie co, co
przypominao zarazem kichnicie i prychnicie: Horace bezskutecznie powstrzymywa
miech. Will rzuci okiem w jego stron, a potem popatrzy podejrzliwie na Gilana.
Mody zwiadowca umiecha si od ucha do ucha i krci gow z udawanym
politowaniem:
- To by art, Willu. Tylko art.
Will poj, e da si nabra, a Horace od samego pocztku doskonale o tym wiedzia.
- Wiedziaem - rzuci niedbale. Teraz Horace rozemia si ju w gos, a Gilan si do
niego przyczy.
***
Przez cay dzie wdrowali na poudnie i zatrzymali si na popas dopiero pord
pierwszych wzgrz po drodze do Celtii. Co prawda pnym popoudniem przestao ju pada,
ale ziemia nadal bya mokra.
Zaczli przeszukiwa poszycie pod drzewami o najbujniejszym listowiu, a w kocu
znaleli do suchych patykw, by rozpali niewielki ogie. Gilan przyczy si do dwch
uczniw, rozdzieli zadania w taki sposb, by kady z trjki mia co do roboty, a potem

zjedli posiek w zgodnej i przyjaznej atmosferze.


Horace jednak wci odnosi si z niejakim dystansem do wysokiego, modego
zwiadowcy. Will po jakim czasie zda sobie spraw, e artujc sobie jego kosztem, Gilan
stara si sprawi, by Horace poczu si swobodniej, eby nie czu si wykluczony z ich
towarzystwa. Na t myl Will poczu przypyw jeszcze wikszej sympatii do Gilana ni
przedtem. Zrozumia te, jak wiele jeszcze musi si nauczy o postpowaniu z ludmi.
Wiedzia, e czekaj go jeszcze co najmniej cztery lata szkolenia, nim skoczy si
okres zwiadowczego terminowania. Potem jednak zapewne bdzie musia wykonywa
samodzielnie tajne misje, zdobywa informacje o nieprzyjacioach krlestwa lub, by moe,
peni rol przewodnika dla oddziaw wojska, tak samo jak Halt. Myl o tym, e pewnego
dnia bdzie trzeba polega wycznie na wasnych umiejtnociach i zrcznoci, napawaa go
niepokojem. Owszem, w towarzystwie dowiadczonych zwiadowcw jak Halt czy Gilan czu
si bezpiecznie. Ich wiedza i zrczno przysparzaa im swoistej aury pewnoci siebie, dziki
ktrej wydawali si niezwycieni. Zastanawia si, czy kiedykolwiek zdoa im dorwna.
Musia przyzna, e w tej chwili mocno w to wtpi.
Westchn. Czasami ycie wydawao si tak piekielnie skomplikowane. Niecay rok
temu by tylko bezimiennym, nikomu nieznanym podrzutkiem - podopiecznym przytuku na
Zamku Redmont. Potem za zacz nabywa umiejtnoci zwiadowcy i zyska sobie
powszechne uznanie w caym lennie Redmont. Zdoa bowiem dopomc baronowi, sir
Rodney'owi i Haltowi w pokonaniu straszliwych bestii zwanych kalkarami.
Popatrzy w stron Horace'a, najzawzitszego wroga z dziecicych czasw, a teraz
przyjaciela. Ciekaw by, czy i jego nachodz podobne myli. Myl o dniach spdzonych w
przytuku przypomniaa mu o reszcie dawnych przyjaci - teraz George, Jenny i Alyss
pobierali nauki u swych mistrzw. Troch aowa, e nie byo czasu, eby si z nimi
poegna, nim wyruszy do Celtii. Szczeglnie z Alyss. Na myl o niej poczu, e si rumieni.
Tamtej nocy w gospodzie Alyss pocaowaa go, a on wci jeszcze pamita mikki dotyk jej
warg.
Tak - pomyla - zwaszcza z Alyss naleao si poegna.
Siedzc

po

drugiej

stronie

ogniska,

Gilan

przyglda

si

Willowi

spod

pprzymknitych powiek. Wiedzia, e uczniowi Halta nie jest atwo. Halt by postaci niemal legendarn, a przez to kady, bdcy u niego na terminie, odczuwa siln presj, czasem
wrcz nieznon. Byo w tym wiele powagi, a zbyt mao... Wanie. Uzna, e Willowi przyda
si nieco rozrywki.
- No, dobra - odezwa si i bez wysiku zerwa na nogi. - Lekcje!

Will i Horace popatrzyli po sobie.


- Lekcje? - wybka Will marudnym tonem, bo po caym dniu spdzonym w siodle
marzy mu si raczej odpoczynek.
- A owszem - stwierdzi radonie Gilan. - Na czas tej misji kazano mi dba o wasz
edukacj.
Teraz Horace wyrazi swoje zdziwienie:
- Naszej? To znaczy mojej te? - spyta. - Ale po co miabym uczy si czego, czego
ucz si zwiadowcy?
Gilan sign do swego sioda, do ktrego przytroczony by jego miecz. Doby
smukej, lnicej gowni z cichym wistem; klinga jakby taczya i draa w blaskach ognia.
- Nie. Czego, czego nie ucz si zwiadowcy. Chodzi o umiejtno walki, chopcze.
Tylko Bg jeden wie, jak bardzo moe ci si przyda i to wkrtce. Bo wiesz, nadchodzi
wojna. - Przyjrza si krytycznie mocno zbudowanemu chopakowi. - A teraz poka, czego
potrafisz dokona t wykaaczk, ktr nosisz u boku.
- Ach, o to chodzi! - ucieszy si Horace, ktry nigdy nie mia nic przeciwko
dodatkowym wiczeniom szermierczym - to odpowiadao mu o wiele bardziej ni jakie
sztuczki zwiadowcw. Doby wic swego miecza, kierujc jednak jego gowni w stron
ziemi, jak wymagaa tego grzeczno, i stan przed Gilanem. Gilan schowa na powrt swj
or i wycign do.
- Mog zobaczy? - spyta. Horace skoni si lekko i poda mu miecz rkojeci do
przodu.
Gilan uj bro, potrzsn ni lekko, a potem zawin kilka razy w powietrzu.
- Widzisz, Willu? To jest wanie w mieczu najwaniejsze.
Will spojrza na bro, ale nie zrobia ona na nim jakiego szczeglnego wraenia.
Wygldaa raczej pospolicie. Gownia bya prosta i pozbawiona ozdb. Rkoje zrobiono po
prostu ze skry owinitej wok trzpienia stalowej klingi, a jelec zosta do topornie wykuty
z mosidzu. Wzruszy ramionami.
- Wyglda normalnie - rzek ostronie, by nie urazi uczu Horace'a.
- Nie o to idzie, jak wyglda - sprostowa Gilan - ale jak ley w rce. Na przykad ten:
jest dobrze wywaony, wic mona wymachiwa nim cay dzie, nie czujc zmczenia, a
gownia jest lekka, ale zarazem mocna. Widziaem dwa razy szersze klingi, ktre pkay pod
mocnym ciosem maczugi. Cho byway pikne - doda z umiechem - rzebione i zdobione, a
czasem i wykadane drogimi kamieniami.
- Sir Rodney powiada, e klejnoty w rkojeci tylko niepotrzebnie dodaj ciaru -

wtrci Horace.
- Mao tego - doda Gilan, skinwszy gow. - Stanowi pokus, kto moe chcie ci
zaatakowa tylko po to, by je zdoby - odda miecz Horace'owi i na powrt doby swego. Doskonale, Horace. Wiem ju, e twj miecz jest dobrej jakoci. Teraz pora sprawdzi jego
waciciela. Horace nie by pewien, co Gilan ma na myli.
- Sucham? - wybka niezrcznie.
Gilan machn zachcajco lew rk, wskazujc na wasn osob.
- No, zaatakuj mnie - zaproponowa wesoo. - Przywal mi! Rozpraw si ze mn! Utnij
mi gow!
Horace nadal nie wiedzia, co ze sob pocz. Miecz Gilana nawet nie by
przygotowany, zwiadowca trzyma go niedbale ostrzem do dou. Horace rozoy rce.
- No ju, Horace - ponagli go Gilan. - Nie chce mi si czeka przez ca noc. Poka,
co potrafisz.
Horace opuci gowni.
- Ale widzisz, ja jestem szkolonym wojownikiem - wyjani.
Gilan skin gow.
- Wiem o tym - odpar. - Ale szkolonym od niecaego roku. Mam wraenie, e zbyt
wielkiej krzywdy mi nie zrobisz.
Horace spojrza w stron Willa, szukajc u niego poparcia, ale Will mg tylko
wzruszy ramionami. Spodziewa si, e Gilan wie, co robi. Cho z drugiej strony nie zna go
zbyt dugo, a co wicej, nigdy nie widzia nawet, by doby miecza z pochwy, nie mwic ju
o jakich pokazach szermierczych. Gilan tymczasem potrzsn gow z udawan rozpacz.
- No dalej, Horace - zawoa. - Naprawd mam o tym jako takie pojcie.
Niechtnie, bez entuzjazmu Horace zaatakowa Gilana. Najwyraniej obawia si, e
jeli przebije si przez gard zwiadowcy, moe nie starczy mu dowiadczenia, by
powstrzyma cios w odpowiedniej chwili, wic moe zrani lub zabi przeciwnika. Gilan
nawet nie unis swojego miecza, by wykona zason. Odchyli si tylko na bok i ostrze
Horace'a mino go, nie czynic mu krzywdy.
- Rusze si! - ponagli chopaka. - W w to nieco serca!
Horace wzi gboki wdech i zada Gilanowi potny cios zza gowy.
To byo jak poezja, jak taniec. Jak woda strumienia pynca po wygadzonych skaach.
Miecz Gilana, zdawao si e poruszony tylko palcami i nadgarstkiem, wybieg lnicym
ukiem na spotkanie gowni Horace'a. Rozleg si szczk stali i Horace zamar w bezruchu,
zaskoczony. Od tej zasony rka zdrtwiaa mu a po okie. Gilan unis brwi.

- No, lepiej - pochwali. - Sprbuj jeszcze raz. Tote Horace sprbowa. Ci i


pchni, z boku, znad gowy, z lewej i z prawej strony.
Za kadym razem miecz Gilana blokowa jego atak z gonym brzkiem. Horace
uderza coraz silniej i szybciej. Jego czoo spyno potem. Teraz nie myla ju o tym, eby
nie zrani Gilana. Ci i pcha jak oszalay, prbujc przebi si przez mur zason, ktre
jednak zawsze i we waciwej chwili pojawiay si tam, gdzie uderza.
Wreszcie, gdy Horace by ju mocno zdyszany, Gilan zmieni taktyk, rezygnujc z
niepozornych zason, ktre tak skutecznie powstrzymyway najpotniejsze ataki Horace'a.
Zwiza gowni swego miecza z ostrzem Horace'a, wykona niewielki okrny ruch, tak e
jego gownia znalaza si na wierzchu, a potem z gonym zgrzytem zmusi chopaka, by
skierowa swj miecz ku ziemi. Gdy ostrze dotkno wilgotnej trawy, Gilan powstrzyma je
szybkim ruchem obutej stopy.
- Na razie wystarczy - rzek spokojnie. Obserwowa jednak uwanie Horace'a, aby
upewni si, e do chopaka dotar sygna o zakoczeniu wiczenia. Gilan wiedzia
doskonale, e w ogniu walki przegrywajcy zawsze moe sprbowa jeszcze jednego ciosu wanie wtedy, gdy jego przeciwnikowi zdaje si, e starcie jest zakoczone.
I wwczas, a nazbyt czsto, rzeczywicie jest po wszystkim.
Dostrzeg, e Horace oprzytomnia. Chopak cofn si, znajdujc si poza zasigiem
jego miecza.
- Niele - rzek Gilan z uznaniem. Przygnbiony i zdyszany Horace wypuci miecz z
doni, pozwalajc mu upa na ziemi.
- Niele? - zawoa. - To byo straszne! Ani przez chwil nie miaem cienia szansy,
by... - zawaha si. Teraz wydao mu si niezbyt uprzejmym przyzna, e przez ostatnie trzy
czy cztery minuty wyazi ze skry, by uci Gilanowi gow. Wreszcie zdoa wykrztusi: Ani razu nie miaem szansy przebi si przez twoj gard, panie.
- No, wiesz - Gilan machn skromnie rk - mam nieco wprawy.
- O, zapewne! - wysapa Horace. - Ale jeste zwiadowc, panie. A wszyscy wiedz, e
zwiadowcy nie posuguj si mieczami.
- Najwyraniej ten akurat si posuguje - umiechn si Will. Trzeba przyzna, e
Horace rwnie zdoby si na znuony umiech.
- Wyobra sobie, e zauwayem - odburkn przyszy rycerz, konic si z
szacunkiem przed Gilanem. - Czy wolno mi spyta, gdzie uczye si szermierki, panie?
Nigdy dotd czego podobnego nie widziaem.
Gilan pogrozi mu artobliwie palcem.

- Znowu wyskakujesz mi z tym panem - zwiadowca zgani Horace'a. Odpowiadajc na twoje pytanie: drogi miecza uczy mnie pewien starzec z pnocy. Nazywa
si MacNeil.
- MacNeil! - wyszepta Horace z podziwem. - Naprawd, ten MacNeil? MacNeil z
Bannock?
Gilan przytakn.
- Wanie ten - odpowiedzia. - Syszae o nim?
- A kto nie sysza o wielkim MacNeilu?
Will, ktry nie lubi, kiedy rozmowa dotyczya czego, o czym nie mia pojcia,
postanowi si wtrci:
- Na przykad ja nie syszaem. Mog zaparzy zioa, jeeli ktry z was obieca, e mi
o nim opowie.

ROZDZIA 4
No, to opowiedzcie mi o tym Neilu - odezwa si Will, gdy wszyscy trzej siedzieli ju
wygodnie przy ogniu, a kby pary z kubkw gorcej zioowej herbaty ogrzeway ich donie.
- O MacNeilu - poprawi go Horace. - To czowiek - legenda.
- Och, nie, to cakiem rzeczywista posta - poprawi go z kolei Gilan. - Uczy mnie
caych pi lat. Zaczem w wieku jedenastu lat, a potem, kiedy miaem lat czternacie,
zostaem uczniem Halta. Jednak dostawaem wolne, ebym mg nadal pobiera nauki u
mistrza MacNeila.
- Ale po co dalej uczye si szermierki, skoro zacze szkoli si na zwiadowc? spyta Horace.
Gilan wzruszy ramionami.
- Moe kto uzna, e szkoda byoby zmarnowa tyle lat odbytej ju nauki. Ja w
kadym razie na pewno chciaem uczy si dalej, a poniewa moim ojcem jest sir Dawid z
lenna Caraway, potraktowano pobaliwie te moje chopice fanaberie.
Na dwik tego imienia Horace wyprostowa si nieco.
- Wdz Dawid? - najwyraniej by pod wraeniem i to niemaym. - Nowy
gwnodowodzcy?
Gilan kiwn gow, rozbawiony zachwytem chopca.
- Tene sam - a potem, widzc e Will wci nie ma pojcia, o kim mowa, wyjani
dokadniej: - Mj ojciec zosta mianowany gwnodowodzcym wojsk krlewskich zaraz po
zamordowaniu lorda Northolta. Podczas bitwy na wrzosowiskach Hackham dowodzi jazd
krlewsk.
Oczy Willa rozszerzyy si.
- Kiedy Morgarath ponis klsk i zosta zepchnity w gry?
Zarwno Horace, jak i Gilan przytaknli. Horace uzna, e Willowi naley si
obszerniejsze wyjanienie:
- Sir Rodney powiada, e koordynacja dziaa w jego wykonaniu przy uyciu
kawalerii i ucznikw na skrzydach w ostatniej fazie bitwy to klasyka i przedstawia je jako
przykad doskonaej taktyki. Nic dziwnego, e twj ojciec zosta wybrany na miejsce lorda
Northolta.
Will przypomnia im, e rozmowa odesza od waciwego tematu.
- A wic co twj ojciec mia wsplnego z tym wielkim MacNeilem? - spyta.

- Tyle - odpar Gilan - e mj ojciec rwnie by swego czasu jego uczniem. Tak wic
naturaln kolej rzeczy w MacNeil wyldowa w prowadzonej przez niego Szkole
Rycerskiej. To chyba zrozumiae?
- Chyba tak - zgodzi si Will.
- Jak i zrozumiae jest to, e gdy tylko byem w stanie utrzyma miecz w rce,
skierowano mnie na nauki do niego. Bd co bd byem synem dowdcy Szkoy Rycerskiej.
- Jak wic si stao, e zostae w kocu zwiadowc? - zainteresowa si Horace. - Nie
przyjli ci to stanu rycerskiego?
Obaj zwiadowcy popatrzyli na niego troch dziwnie, rozbawieni przyjtym z gry
zaoeniem, i zwiadowc sta si mona tylko wtedy, jeli kto nie nadaje si zupenie na
rycerza albo wojownika. Prawd rzekszy, jeszcze cakiem niedawno Will rwnie podziela
ten pogld, ale teraz zupenie mu to wyleciao z gowy. Horace zda sobie spraw z
niezrcznego milczenia, jakie zapado, i z tego, jak na niego patrz. Nagle zrozumia, e
popeni gaf, i prbowa j naprawi:
- Znaczy... no, wiecie. Przecie wikszo z nas chce zosta rycerzami, prawda?
Will i Gilan wymienili spojrzenia. Gilan unis brwi. Horace brn dalej:
- Znaczy... nie chc nikogo obrazi ani nic... ale kady, kogo znam, wolaby by
rycerzem - nagle co sobie przypomnia i poczu si mniej zawstydzony. Wskaza palcem w
stron Willa: - Ty te chciae! Pamitam, jak bylimy dziemi, powtarzae w kko, e
pjdziesz do Szkoy Rycerskiej i zostaniesz sawnym wojownikiem!
Teraz Will poczu si zakopotany.
- A ty si ze mnie namiewae i mwie, e jestem za may - przypomnia.
- Bo jeste! - rzuci zapalczywie Horace.
- Czyby? - Will poczu, e ogarnia go gniew. - A nie przyszo ci do gowy, e moe
Halt rozmawia ju wczeniej z sir Rodneyem i powiedzia mu, e chce wzi mnie na
ucznia? I moe wanie dlatego nie zostaem przyjty do Szkoy Rycerskiej? Pomylae o
tym kiedy?
W tej chwili Gilan zrozumia, e najwyszy czas przerwa ten spr, nim wymknie si
spod kontroli.
- Moim zdaniem to wszystko dziecinada - przerwa im stanowczym gosem. Obaj
chopcy, gotowi ju na kolejne sowne starcie, zawstydzili si.
- No... tak. Masz racj - mrukn Will. - Przepraszam.
Horace skin kilka razy gow z zaenowaniem; sam nie wiedzia, jak si wplta w t
maostkow ktni.

- Ja te przepraszam - powiedzia, a potem powodowany ciekawoci spyta: - A tak


wanie byo, Willu? Czy Halt powiedzia sir Rodneyowi, eby ci nie przyj, bo chcia ci
na zwiadowc?
Will spuci wzrok i zacz obraca w palcach sznurwk swej koszuli.
- No... niezupenie - przyzna, a potem doda jeszcze: - Poza tym masz racj. Kiedy
byem dzieciakiem, zawsze chciaem by rycerzem. - Spojrza na Gilana i szybko wyjani: Ale teraz za nic bym si nie zamieni, za nic!
Gilan umiechn si do nich.
- A ze mn byo na odwrt - rzek. - Pamitajcie, e wychowaem si w Szkole
Rycerskiej. U MacNeila zaczem si uczy, kiedy miaem jedenacie lat, ale podstawowe
szkolenie rozpoczem w wieku lat dziewiciu.
- To musiao by wspaniae - westchn z zazdroci Horace. Ku jego zdumieniu Gilan
pokrci gow.
- Nie dla mnie. Znacie to przysowie o odlegych pastwiskach, gdzie trawa wydaje si
zielesza?
Obaj chopcy popatrzyli na niego, nic nie rozumiejc.
- Jest te inne: wszdzie dobrze, gdzie nas nie ma - wyjani cierpliwie. Tym razem
pojli, co ma na myli.
- No i c, wanie tak to odczuwaem. Kiedy miaem dwanacie lat, miaem powyej
uszu caej tej dyscypliny, musztry i defilad - spojrza z ukosa na Horace'a.
- Co mi si zdaje, e wiesz, o czym mwi. Barczysty chopak westchn.
- Mnie to mwisz! - stkn. - Ale jazd konne i fechtunek lubi.
- A kto nie lubi? - zgodzi si Gilan. - Jednak mnie duo bardziej interesowao ycie,
jakie prowadzili zwiadowcy. Po bitwie na wrzosowiskach Hackham mj ojciec i Halt
zaprzyjanili si ze sob, Hak odwiedza nas czsto. Widziaem, jak przychodzi i jak
odchodzi. Tajemniczy. Nieprzenikniony. Pomylaem sobie, e te bym chcia tak
przychodzi i odchodzi, kiedy mi si spodoba. Mieszka w lesie. Ludzie wiedz o zwiadowcach bardzo niewiele, ja te miaem o nich bardzo nike pojcie, jednak takie ycie wydao mi
si najbardziej ekscytujce z moliwych.
Horace nie by przekonany.
- Zawsze troch si obawiaem Haka - wyzna. - Kiedy mylaem, e jest kim na
ksztat czarnoksinika.
Will parskn z niedowierzaniem.
- Halt? Czarnoksinikiem? Nic podobnego! Horace znw si oburzy:

- Przecie sam tak mylae! - wypomnia mu.


- No... pewnie tak. Ale wtedy byem tylko dzieckiem. - I ja te! - warkn Horacy.
Gilan z rozbawieniem przysuchiwa si ich rozmowie. Obaj nadal w gruncie rzeczy
byli mokosami. A Halt mia racj - pomyla. Dobrze zrobi Willowi, jeli spdzi nieco czasu
w towarzystwie swojego rwienika.
- I co, poprosie Haka, eby wzi ci na swojego ucznia? - spyta Will, najwyraniej
chcc zmieni temat i nim Gilan zdy cokolwiek odpowiedzie, zada drugie pytanie: - A co
on na to powiedzia?
Gilan pokrci gow.
- O nic go nie prosiem. Po prostu poszedem za nim pewnego dnia, gdy opuci nasz
zamek i zagbi si w lesie.
- Poszede za zwiadowc? I to w dodatku do lasu? - zdumia si Horace. Nie
wiedzia, czy ma podziwia odwag Gilana, czy te zdumiewa si jego nierozwag.
- Gilan jest jednym z najlepszych w kryciu si spord wszystkich czonkw Korpusu
Zwiadowcw - powiedzia szybko Will, wystpujc niejako w obronie naiwnego chopaka,
ktrym kiedy by Gilan. - Kto wie, moe jest najlepszy.
- Ale wtedy na pewno nie byem - stwierdzi Gilan. - Chocia wydawao mi si, e
mam o tym niejakie pojcie. Jak mae - przekonaem si na wasnej skrze, kiedy prbowaem podej Haka, gdy zatrzyma si na popas. Nagle kto zapa mnie za konierz i
wrzuci do strumienia.
Umiechn si na to wspomnienie.
- Pewnie odesa ci potem do domu i najade si wstydu? - spyta Horace, ale Gilan
znw potrzsn gow, wci z umiechem wspominajc tamten odlegy dzie.
- Nie, przeciwnie. Pozwoli mi zosta ze sob przez tydzie. Powiedzia, e nie
najgorzej radziem sobie, skradajc si przez las i e moe mam nawet jakie uzdolnienia w
kierunku krycia si. Zacz mnie uczy rnych rzeczy, a gdy tydzie min, byem ju jego
czeladnikiem.
- Ale co na to powiedzia twj ojciec? - zainteresowa si Will. - Przecie na pewno
chcia, eby by rycerzem, tak jak on. Pewnie by zawiedziony?
- Przeciwnie - odpar Gilan. - A najdziwniejsze z tego wszystkiego byo to, e Halt
powiedzia mu przed odejciem: Chopak pewnie bdzie prbowa pj za mn w las. Mj
ojciec zgodzi si, ebym zosta uczniem Halta, o ile ten uzna mnie za odpowiedniego
kandydata. Wwczas nie miaem o tym pojcia.
Horace zmarszczy czoo.

- Skd Halt mg wiedzie, e bdziesz chcia go ledzi?


Gilan wzruszy ramionami i zerkn znaczco na Willa.
- Halt ma swoje sposoby i rne rzeczy po prostu wie. No nie, Willu? - spyta z
umiechem. Will przypomnia sobie tamt mroczn noc w gabinecie barona i rk, ktra w
ciemnociach schwycia go za nadgarstek. Halt czeka wwczas na niego, a wiele lat
wczeniej wyranie oczekiwa, e Gilan bdzie usiowa poda jego tropem.
Spogldajc w arzcy si ogie, odpowiedzia po chwili namysu:
- Kto wie, moe na swj sposb rzeczywicie jest magiem - przyzna.
Trzej towarzysze siedzieli w milczeniu jeszcze kilka chwil, rozmylajc. A potem
Gilan przecign si i ziewn.
- Spa mi si chce - oznajmi. - Czasy s niespokojne, wic bdziemy wystawia
warty. Willu - ty pierwszy, potem Horace, potem ja. Dobranoc, chopaki.
To mwic, zawin si w swj szarozielony paszcz, a ju po chwili oddycha rwno i
gboko.

ROZDZIA 5
Znw wyruszyli w drog, nim soce jeszcze zdoao wzej na dobre ponad horyzont.
Chmury rozeszy si ju, rozwiane chodnym, wiejcym z poudnia wiatrem; powietrze byo
rzekie i zimne, gdy zaczli pi si po skalistych zboczach krt drog wiodc do Celtii.
Drzewa staway si coraz bardziej przycupnite i karowate, dba trawy coraz
bardziej chropowate, a z czasem gsty las zacz ustpowa miejsca wychostanej wichrem
kosodrzewinie.
W tej okolicy wicher hula bez przerwy i wida byo, e uksztatowa krain, ktr
przemierzali. Nieliczne, oddalone domy przytulone byy do zbocza wzgrz. Wznoszono je z
kamieni, a strome dachy pokrywano upkiem. To bya zimna, surowa cz krlestwa, a Gilan
powiedzia im, e im dalej w stron Celtii, tym krajobraz staje si bardziej dziki.
Nastpnego wieczoru, gdy wypoczli ju przy rozpalonym ognisku, Gilan udzieli
Horace'owi kolejnej lekcji szermierki.
- Najwaniejsze jest zgranie wszystkiego w czasie - przemawia do spoconego ucznia.
- Zobacz, robisz zasony, usztywniajc i napinajc cae rami, zauwaye?
Horace popatrzy na swoj praw rk. W rzeczy samej, rami byo zablokowane,
sztywne jak deska. Skrzywi si, bo z czasem stawao si to naprawd mczce.
- Ale przecie musz by gotw na odparcie twojego uderzenia - stwierdzi, tumaczc
si. Gilan cierpliwie pokiwa gow, a potem jeszcze raz pokaza mu, co ma na myli.
- Patrz uwanie... Widzisz, jak ja to robi? Gdy ty mi zadajesz cios, moja do i rami
s rozlunione, dopiero w ostatniej chwili, gdy twoja gownia znajduje si w miejscu, gdzie
chc j powstrzyma, wykonuj nieznaczne przeciwuderzenie, widzisz?
Co te uczyni, wykonujc nieznaczny ruch, a ostrze jego miecza zatoczyo niewielki
uk.
- Zaciskam do na rkojeci dopiero pod sam koniec, natomiast wikszo impetu
twojego uderzenia przechwytuje moje ostrze, poruszajce si waciwie bezwadnie.
Horace nie by przekonany. Gilanowi przychodzio to z wyran atwoci,
natomiast...
- No dobrze, ale co bdzie, jeli si spni?
Gilan umiechn si od ucha do ucha.
- C, wtedy najprawdopodobniej wrg utnie ci epetyn - zauway. Horace'owi
najwyraniej ta odpowied nie przypada do gustu. - Caa zabawa polega na tym, eby si

jednak nie spni - objani yczliwie Gilan.


- Ale... - zacz znowu chopak.
- Ale sposobem na to, by osign waciwe wyczucie czasu jest...? - Gilan zawiesi
gos. Horace ju wiedzia:
- Tak, tak. wiczy.
Gilan znw obdarzy go promiennym umiechem.
- No widzisz. Oczywicie. Jeste gotw? Raz i dwa, i trzy... i cztery, ju lepiej, i trzy, i
cztery... nie! Nie! Tylko nieznaczny ruch nadgarstka... I raz i dwa...
W powietrzu rozbrzmiewa szczk ich mieczy. Will przyglda si treningowi z
zainteresowaniem i nie bez pewnej satysfakcji, bowiem zrozumia, e nie tylko on musi wci
wiczy do sidmych potw.
Gdy mino kilka dni, Gilan zorientowa si, e Will troch zanadto si leni.
Modzieniec siedzia wanie przy ognisku i wygadza osek ostrze swojego miecza po
wiczeniach z Horace'em, gdy spojrzenie jego spoczo na drobnej postaci przyszego
zwiadowcy.
- Eje, a czy Halt pokaza ci ju obron przed mieczem za pomoc dwch noy? spyta nagle. Zaskoczony Will drgn.
- Co takiego... za pomoc dwch noy? - spyta niepewnie.
Gilan westchn ciko.
- Obron przed mieczem. Niech to! Mogem si domyli, e czeka mnie wicej
roboty. Dobrze mi tak, po co braem ze sob a dwch uczniw. - Powsta z przesadnym
westchnieniem i da Willowi znak, by poszed za nim. Zdumiony chopiec nie protestowa.
Gilan poprowadzi go na polank, gdzie przedtem odbywa wiczenia szermiercze z
Horace'em. Rycerski czeladnik wci prowadzi tam walk z cieniem, zadajc uderzenia
nieistniejcemu przeciwnikowi i liczc sobie pod nosem rytm walki. Po twarzy spywa mu
pot, a jego koszula bya caa mokra.
- Dobrze, Horace! - zawoa Gilan. - Zrb sobie przerw.
Zmczonemu Horace'owi nie trzeba byo tego dwa razy powtarza. Opuci miecz i
opad ciko na pie powalonego drzewa.
- Chyba zaczynam apa, o co w tym wszystkim idzie - stwierdzi.
- Tym lepiej dla ciebie. Jeszcze trzy czy cztery lata, a opanujesz t sztuk - rzek Gilan
tonem radosnym i zachcajcym, ale oblicze Horace'a wyduyo si na myl o dugich latach
cikiej pracy, ktre go czekay.
- Spjrz na to z drugiej strony - zwrci mu uwag Gilan. - Wtedy w caym krlestwie

bdzie zapewne tylko kilku szermierzy, ktrzy zdoaliby ci zwyciy w pojedynku.


Horace rozchmurzy si na chwil, ale znw zmarkotnia, gdy Gilan doda:
- Sztuka polega jedynie na tym, by zdoa ich rozpozna. Gupio by byo przez
przypadek wyzwa jednego z nich i dowiedzie si o tym dopiero poniewczasie, nieprawda?
Nie czekajc na odpowied, zwrci si do mniejszego z chopcw:
- A teraz, Willu - powiedzia - przyjrzyjmy si twoim noom.
- Obu? - spyta na wszelki wypadek Will, a Gilan unis oczy ku niebu. Przybra przy
tym wyraz twarzy zdumiewajco podobny do min Halta, kiedy Will zada o jedno pytanie za
wiele.
- No tak... wybacz - mrukn Will, dobywajc z pochwy noe i podajc je Gilanowi.
Starszy zwiadowca nie wzi ich do rki, tylko przyjrza si ostrzom i sprawdzi, czy s
naleycie wyostrzone i pokryte warstewk oliwy chronicej przed rdz. Gdy przekona si, e
wszystko jest w jak najlepszym porzdku, zakomenderowa:
- Dobra jest. Saks trzymasz w prawej rce, bo to ni blokujesz uderzenie miecza...
Will zmarszczy brwi.
- Ale dlaczego miabym blokowa uderzenie miecza? Gilan pochyli si i stukn go
wcale nie tak delikatnie knykciami w czubek gowy.
- No, moe dlatego, e kto mgby chcie uci ci gow, nie? Powd rwnie dobry,
jak kady inny - wyjani.
- Ale Halt powiada, e my, zwiadowcy, nie bierzemy udziau w bezporedniej walce zaprotestowa Will.
- Z pewnoci, nie na tym polega nasza rola - przyzna Gilan. - Jednak jeli si zdarzy,
e jestemy do tego zmuszeni, lepiej mie pojcie, jak sobie wtedy radzi.
Horace, ktry odsapn ju troch, wsta z pnia, podszed do nich i zacz
przysuchiwa si tej wymianie zda. W pewnym momencie wtrci:
- Nie chcesz mi chyba wmwi, e taki may n moe powstrzyma cicie
prawdziwego miecza? - Ton jego gosu brzmia do lekcewaco.
Gilan unis jedn brew.
- Przyjrzyj si dokadniej temu maemu noowi, a moe zmienisz zdanie zaproponowa.
Horace wycign rk po n. Will szybkim ruchem odwrci go i wsun rkoje w
do Horace'a.
Will musia przyzna Horace'owi racj: co prawda saksa rzeczywicie nie jest byle
jakim maym noem, a raczej przypomina krtki miecz, ale w porwnaniu z prawdziwym

mieczem, takim jak or Horace'a czy Gilana, wyglda raczej aonie.


Horace machn na prb saks, sprawdzajc, jak jest wywaona.
- Ciki - stwierdzi.
- I twardy. Bardzo, bardzo twardy - powiadomi go Gilan. - Noe zwiadowcw
wytwarzane s przez rzemielnikw, ktrzy do perfekcji opanowali sztuk utwardzania stali.
Stpiby na nim swj miecz, a na ostrzu tej saksy nie byoby nawet ryski.
Horace nie zamierza ustpi tak atwo.
- Moe i tak, ale ju od tygodnia wpajasz mi zasady ruchu oraz dwigni - tymczasem
przy tak krtkiej gowni rami dwigni jest zdecydowanie krtsze.
- Suszna uwaga - zgodzi si Gilan. - Tak wic potrzebowa bdziemy jakiego
punktu podparcia, nieprawda? I tu przychodzi nam z pomoc krtszy n, ten do rzucania.
- Nadal nie rozumiem - rzek Horace, marszczc brwi coraz bardziej. Will take nie
pojmowa, ale dobrze chocia, e jego przyjaciel jako pierwszy przyzna si do swojej
niewiedzy. Zrobi wic przemdrza min i czeka, a Gilan wszystko wytumaczy.
Przeliczy si, bo mao co umykao bystrym oczom zwiadowcy.
- W takim razie moe Will mgby ci wytumaczy? - rzuci Gilan kpicym tonem.
Przechyli gow na bok, spogldajc na Willa wyczekujco.
- No, tego... - zawaha si Will - chodzi o... no... t tam, obron za pomoc dwch
noy - wyjka. Nastpia dusza pauza, podczas ktrej Gilan nic nie mwi, wic Will doda
ju mniej pewny siebie: - A co, nie?
- No jasne, e tak! - ucieszy si Gilan. - Moe zechciaby j zademonstrowa? Nawet nie czekajc na odpowied Willa, mwi dalej: - Tak mylaem, e nie zechcesz.
Pozwl wic, e ja to uczyni.
Wzi saks Willa od Horace'a i doby wasnego noa do rzucania, a potem da nim
znak Horace'owi.
- Do rzeczy - poleci. - Dobd swojego ora. Horace zrobi to, ale z ociganiem.
Gilan wskaza mu rodek polanki, na ktrej wiczyli, a potem stan w postawie gotowoci
bojowej. Horace zrobi to samo, z gowni miecza uniesion ku grze.
- A teraz - rozkaza Gilan - sprbuj cicia z gry. - Ale... - chopak wskaza ruchem
miecza aonie krtk bro w rkach Gilana, mia przy tym bardzo zakopotan min. Gilan
tylko westchn ciko.
- Kiedy wreszcie dotrze do waszych mdkw, e wiem, co robi. A teraz ruszaj si,
do roboty! - wrzasn na Horace'a.
Rosy

chopak,

ktremu

ju

od

dugich

miesicy

wpajano

konieczno

natychmiastowego posuchu wobec wykrzykiwanych polece, odebra to jako rozkaz i natychmiast, machinalnie wykona mordercze cicie, mierzc w gow Gilana.
Znw zadwiczaa stal i gownia miecza znieruchomiaa w powietrzu. Gilan
skrzyowa oba noe przed sob, podtrzymujc ostrze saksy kling krtszego noa, co
pozwolio mu bez trudu zasoni si przed ciosem. Horace cofn si, zaskoczony.
- Teraz rozumiesz? - upewni si Gilan. - Mniejszy n zapewnia naszej dwigni punkt
oparcia i unieruchamia miecz przeciwnika - kierowa te sowa gwnie do Willa, ktry
przyglda si pokazowi z wielkim zainteresowaniem, a potem znw odezwa si do Horace'a:
- Doskonale. Teraz od dou, poprosz.
Horace uderzy. Gilan znw zczy klingi obu noy i sparowa uderzenie. Rzuci
okiem w stron Willa, ktry skin gow na znak, e rozumie, o co chodzi.
- A teraz z boku - poleci Gilan. Horace znw uderzy i znw jego miecz
znieruchomia, zablokowany przez dwa noe.
- Zaczynasz pojmowa? - spyta Gilan Willa.
- Tak. A co z pchniciem? - spyta chopak. Gilan skin gow z uznaniem.
- Masz suszno, dobre pytanie. W tym wypadku sprawy maj si nieco inaczej. Gilan zwrci si do Horacea: - Nawiasem mwic, jeli zdarzy ci si mie do czynienia z
kim posugujcym si w miar zrcznie dwoma noami, pchnicia s wanie najbezpieczniejsz i najskuteczniejsz form ataku. A teraz poprosz o pchnicie.
Horace zrobi wypad szermierczy, czyli wykona pchnicie wraz z krokiem do przodu,
dodajc uderzeniu dodatkowego impetu. Tym razem Gilan posuy si tylko duszym z
noy, odbijajc na bok atakujcy miecz, ktrego ostrze przesuno si obok, zgrzytajc
metalicznie o kling saksy.
- Czego takiego powstrzyma si nie da - poinformowa Willa. - Trzeba wic
skierowa pchnicie w inn stron. Na szczcie w pchniciu nie ma tak wielkiej siy jak w
ciciu, tote wystarczy nam pojedyncze ostrze.
Poniewa pchnicie Horace'a nie napotkao waciwie adnego oporu, chopak straci
rwnowag. Gilan w jednej chwili pochwyci go za koszul i przycign do siebie, tak e ich
ramiona niemal si zetkny. Zdarzyo si to tak prdko i zwiadowca dokona tego z tak
atwoci, e oczy Horace'a rozwary si szeroko ze zdumienia.
- A tutaj wanie krtszy n bardzo nam si przyda - zauway Gilan i zamarkowa
uderzenie w nieosonity bok pod wycignitym ramieniem Horace'a.
Teraz oczy chopaka rozwary si jeszcze szerzej, gdy w peni poj znaczenie tego, co
mu wanie pokazano.

- Oczywicie, jeli nie chcesz zabi przeciwnika albo jeli ma na sobie kolczug czy
zbroj, zawsze moesz posuy si saks, eby go okaleczy.
Wykona krtkie cicie w ty kolana Horace'a, zatrzymujc cikie i ostre jak brzytwa
narzdzie kilka cali od jego nogi.
Horace poruszy si niespokojnie, ale lekcja nie bya jeszcze skoczona.
- Pamitaj te - doda radosnym tonem Gilan - e jeli nie wypucisz konierza
przeciwnika z lewej doni, trzymasz w niej jednoczenie bardzo niebezpieczny i ostry
przyrzd - poruszy krtkim noem o szerokiej klindze, by zwrci na ni ich uwag. Szybkie pchnicie pod szczk i egnaj, dzielny szermierzu. Zrozumiano?
Will pokrci z podziwem gow.
- To niesamowite, Gilanie! - wykrzykn. - Nigdy nie widziaem czego podobnego.
Gilan wypuci z rki koszul Horace'a, a chopak cofn si czym prdzej w obawie,
e zwiadowca jeszcze na wiele sposobw zdoa wykaza jego bezbronno.
- Nie przechwalamy si szczeglnie takimi sztuczkami - przyzna zwiadowca. Zawsze to lepiej, eby nasz ewentualny przeciwnik nie zdawa sobie sprawy z tego, do czego
przyda si mog dwa noe - rzuci przepraszajce spojrzenie Horace'owi. - Rzecz jasna, w
Szkoach Rycerskich krlestwa naucz ci tych sztuczek, ale dopiero w trakcie drugiego roku.
Will wyszed na rodek polanki.
- Mog sprbowa? - doby ju krtszego noa, nie mogc si doczeka, by
zastosowa nowo poznan technik.
- No jasne - zapewni go Gilan. - Waciwie od teraz moecie co wieczr wiczy
razem. Ale nie prawdziw broni. Sporzdcie sobie bro wiczebn z patykw.
Horace uzna, e to mdra decyzja.
- On ma suszno, Willu - stwierdzi. - Przecie dopiero zaczynasz si tego uczy, a ja
nie chciabym ci zrobi krzywdy - zastanowi si przez krtk chwil i doda z umiechem: Przynajmniej niezbyt wielkiej.
Umiech jego zblad jednak, gdy Gilan skorygowa nieco jego sowa.
- Owszem, to jeden z powodw - zgodzi si zwiadowca - ale jest te drugi,
mianowicie nie mamy tyle czasu, eby mg ostrzy swj miecz na nowo kadego wieczoru.
Popatrzy znaczco na gowni miecza Horace'a. Czeladnik rycerski pody za jego
wzrokiem, a to, co ujrza, sprawio, e jkn cicho. Na ostrzach jego klingi widoczne byy
trzy gbokie szczerby, najwidoczniej powstae w kontakcie z parujc uderzenia saks.
Spojrza wic na gowni cikiego noa w nadziei, e i tam ujrzy podobne uszkodzenia.
Gilan pokrci jednak gow i podsun mu pod nos szerok gowni.

- Ani ladu - oznajmi wesoym tonem. - Pamitasz? Mwiem ci, e noe


zwiadowcw wykonane s ze specjalnej stali.
Horace tymczasem doskonale zdawa sobie spraw, e czeka go co najmniej godzina
mozolnego szlifowania i ostrzenia wasnej klingi. Tak wic z nosem na kwint sign do
swego toboka po ostrzak do miecza, siad na piasku i zacz przesuwa ni miarowo tam i z
powrotem.
- Gilanie - odezwa si Will. - Zastanawiam si...
Gilan unis brwi w udawanej desperacji. I znw wyraz jego twarzy nieodparcie
przywodzi Willowi na myl Haka.
- Z tob s cigle jakie kopoty - poskary si zwiadowca. - No dobrze, nad czym to
si zastanawiae?
- Wiesz - zacz Will powoli - ta sztuka z dwoma noami to wietna rzecz, ale czy
przypadkiem nie byoby lepiej po prostu zastrzeli szermierza z uku, nim zdoa podej na
tyle blisko, eby uy miecza?
- O tak, Willu. Z pewnoci byoby znacznie lepiej - zgodzi si pobaliwie Gilan. Co jednak zrobisz, jeli akurat pknie ci ciciwa?
- Pewnie sprbuj uciec i ukry si - odpowiedzia Will, ale Gilan nie da si
przekona.
- A jeli nie bdzie dokd uciec? Wyobra sobie, e za plecami masz przepa. Jeszcze
krok i po tobie. Ciciwa twojego uku wanie pka, a przed sob masz gronego przeciwnika
uzbrojonego w miecz. C wtedy?
Will potrzsn gow.
- No tak, pewnie wtedy musiabym walczy - przyzna niechtnie.
- Ot to - stwierdzi Gilan. - Unikamy walki wrcz, jeli to tyko moliwe. Czasem
jednak bywa, e nie ma innego wyboru, wic jednak lepiej by przygotowanym, prawda?
- Pewnie tak - przyzna Will. Do rozmowy znw wtrci si Horace:
- A co, jeli trafi si topornik? - spyta.
Gilan zerkn ku niemu, jakby tym razem nie mia przygotowanej odpowiedzi.
- Topornik? - powtrzy.
- No wanie - rzek Horace. - Czowiek uzbrojony w topr. Czy wasze noe przydaj
si na co w starciu z przeciwnikiem, ktry wyposaony jest w topr bojowy?
Gilan zawaha si.
- Nie radzibym nikomu stawa przeciw bojowemu toporowi, majc do dyspozycji
tylko dwa noe.

- To co mam robi? - spyta Will. Gilan spoglda to na jednego, to na drugiego z


chopcw. Mia dziwne wraenie, e kto usiuje sobie z niego zakpi.
- Masz go zastrzeli - stwierdzi krtko. Will pokrci gow i rozoy bezradnie rce.
- Ale nie mog - przypomnia. - Pka ciciwa.
- No to uciekaj, schowaj si gdzie - rzuci Gilan przez zacinite zby.
- A przepa? - zaoponowa Horace. - Za plecami ma urwisko, a przed sob gronego
topornika.
- I co teraz ze mn? - nalega Will. Gilan westchn ciko i popatrzy na nich obu,
spogldajc im po kolei w oczy.
- Skacz do przepaci. Tak bdzie prociej i schludniej.

ROZDZIA 6
Gdzie, do diaba, s wszyscy? Gilan cign wodze Blaze'a, rozgldajc si po
opuszczonym posterunku granicznym. Przy drodze wznosi si niewielki budynek stranicy,
w ktrym przed wiatrem schroni mogo si dwch lub trzech mczyzn. Nieco dalej wida
byo wikszy dom, jakby koszary. Zazwyczaj takiego niewielkiego i odlegego posterunku
strzegoby z p tuzina ludzi mieszkajcych w wikszym budynku i obejmujcych kolejne
warty w przydronej stranicy.
Podobnie jak wikszo budowli w Celtii, obie budowle wzniesione byy z szarego,
wygadzonego przez rzek upku, ktrego nie brak byo w okolicy, a ktry atwo si
rozwarstwia - i pokryte dachwkami z tego samego materiau. Celtia nigdy nie obfitowaa w
drewno. Nawet do palenia ognia uywano najczciej wgla lub torfu. Jeli za drewno byo
dostpne, zuywano je do stemplowania tuneli i galerii w kopalniach rudy elaza oraz wgla.
Will rozglda si dokoa niepewnie, jakby spord gstych wrzosw porastajcych
ochostane wichrem wzgrza nagle miaa si na nich rzuci caa horda Celtw. Wok
panowaa niemal cakowita cisza, a byo w niej co niepokojcego. adnego dwiku, tylko
wist wiatru.
- Moe trafilimy na por midzy wartami? - odezwa si; jego sowa wybrzmiay
nienaturalnie gono.
Gilan potrzsn gow.
- To posterunek graniczny. Powinien by pilnowany przez cay czas.
Zsun si z sioda, dajc jednoczenie znak Willowi i Horace'owi, by nie zsiadali ze
swych wierzchowcw. Wyrwij, ktry wyczu nastrj Willa, zacz nerwowo przebiera
nogami. Chopak poklepa konika po szyi, aby go uspokoi; Wyrwij na dotyk swego pana
zareagowa czujnym postawieniem uszu i potrzniciem ba, jakby chcia powiedzie, e nie
boi si nikogo i niczego.
- Moe kto ich napad i wypar z tej stranicy? - zasugerowa Horace. Will ju
wczeniej zauway, e jak przystao na ucznia Szkoy Rycerskiej, wszystko kojarzy mu si z
dziaaniami wojennymi.
Gilan pchn drzwi stranicy i zajrza do rodka.
- By moe - rzek, rozgldajc si po wntrzu. - Nie wida jednak adnych ladw
walki.
Opar si o framug. Wntrze skadao si z jednego pomieszczenia umeblowanego

jedynie stoem i dwiema prostymi awami. Nie byo wida adnego ladu, ktry
wskazywaby, dokd udali si stranicy.
- To przejcie graniczne o niewielkim znaczeniu - stwierdzi po namyle. - By moe
Celtowie po prostu zrezygnowali z obsadzania go? Bd co bd, midzy Araluenem a Celti
ju od trzydziestu lat panuje pokj.
Odsun si od framugi i wskaza kciukiem w stron wikszego budynku.
- Moe tam uda si nam czego dowiedzie.
Obaj chopcy zeskoczyli z siode. Horace przywiza wodze swojego konia i jucznego
luzaka do drewnianego szlabanu, ktry mona byo opuci, aby zagrodzi drog. Will po
prostu pozwoli, by wodze Wyrwija opady swobodnie na ziemi. Dla konika oznaczao to
komend zosta. Chopak doby uku ze skrzanego sajdaka i przerzuci go przez rami.
Rzecz jasna, ciciwa bya ju naoona. Zwiadowcy zawsze podrowali z ukami gotowymi
do uytku. Dostrzegszy ten gest, Horace poluzowa nieco miecz w pochwie i obaj ruszyli za
Gilanem w stron budynku garnizonu.
W rodku panowa porzdek i ad, ale nie byo nikogo. Jednak z niektrych oznak
mona byo wywnioskowa, e lokatorzy opucili koszary w popiechu. Na stole stao kilka
talerzy z zaschnitymi resztkami jedzenia, kilka szafek byo otwartych. Na pododze sypialni
leay rne czci ubra, jakby ich waciciele w popiechu upychali rzeczy do tobokw; na
wikszoci pryczy brakowao kocw.
Gilan przesun palcem po blacie stou w jadalni, zostawiajc zygzakowaty lad w
pokrywajcej go warstwie kurzu. Przyjrza si w zamyleniu czubkowi palca.
- Odeszli ju do dawno temu - stwierdzi. Horace, ktry zaglda wanie do maej
spiarki pod schodami, drgn na dwik gosu zwiadowcy i uderzy gow o nisk framug
drzwiczek.
- Skd wiesz? - spyta, bardziej by zamaskowa wasne zmieszanie, ni z prawdziwej
ciekawoci.
- Celtowie bardzo ceni sobie czysto i ad - wyjani Gilan. - Ten kurz musia si tu
zgromadzi pod ich nieobecno. Tak wic, na oko, to miejsce zostao porzucone mniej
wicej miesic temu.
- Ale moe jest tak, jak mwie wczeniej - wtrci Will, schodzc po schodach
prowadzcych do pokoju dowdcy. - Moe uznali, e nie warto pilnowa tego posterunku?
Gilan w roztargnieniu skin gow, ale wida byo z jego miny, e nie jest
przekonany.
- W takim wypadku nie opuciliby tego miejsca w popiechu. Tymczasem przyjrzyjcie

si temu wszystkiemu - jedzenie na stole, otwarte szafy, ubrania na pododze. Kiedy likwiduje
si taki posterunek, jego zaoga wszystko sprzta i zabiera swoje rzeczy ze sob. A ju
Celtowie w szczeglnoci, bo jak mwiem, bardzo ceni sobie porzdek.
Wyszli znw na zewntrz; Gilan spoglda na opustoszay krajobraz w nadziei, e
znajdzie tam jakie rozwizanie zagadki. Nie dostrzeg jednak niczego prcz ich wasnych
koni pascych si beztrosko w trawie rosncej opodal stranicy.
- Z mapy wynika, e najblisz miejscowoci jest Pordellath - stwierdzi. - Troch
nam to nie po drodze, ale moe tam si czego dowiemy.
***
Do Pordellath byo zaledwie pi kilometrw. Jednak w grzystej okolicy droga wia
si po zboczach ostrymi zakrtami. Ujrzeli wiosk dopiero wtedy, gdy znaleli si ju bardzo
blisko niej - wyonia si nagle zza kolejnego zakrtu. Byo ju pno i obu chopcom gd
do porzdnie dawa si we znaki: nie zatrzymali si jak zwykle na poudniowy posiek, bo
chcieli czym prdzej dotrze do posterunku granicznego, teraz za spieszno im byo, by
znale si w Pordellath. Mieli jednak nadziej, e w wiosce jest jaki zajazd, w ktrym
znajdzie si ciepy posiek i chodny napj. Szczerze mwic, ju nie mogli si doczeka,
tote byli niemile zdziwieni, kiedy Gilan cign wodze swojego wierzchowca, ujrzawszy
pooon na grzbiecie wzgrza miejscowo odleg o niespena dwiecie metrw.
- Co tu si dzieje, do wszystkich diabw? - spyta na gos. - Zobaczcie sami!
Will i Horace rwnie spogldali, ale jako w aden sposb nie mogli dopatrzy si
niczego, co mogo zaniepokoi modego zwiadowc.
- Nic nie widz - przyzna po chwili Will. Gilan odwrci si w jego stron.
- No wanie! Nic - powtrzy. - Nic, ani dymu z kominw, ani ludzi na drodze.
Wioska jest opustoszaa, cakiem tak samo jak stranica!
Spi Blaze'a kolanami; gniady ko wpad cwaem na wyoon kamieniami drog. Za
nim Will, potem Horace, ktrego wierzchowiec zareagowa na komend chwil pniej. Z
gonym tupotem kopyt przejechali pord zabudowa, a zatrzymali si na maym rynku.
Pordellath byo niewielk miejscowoci. Skadao si tylko z krtkiej gwnej ulicy i
domw wznoszcych si wzdu niej. Uliczka koczya si kwadratowym placem targowym,
przy ktrym dominowaa jedna wiksza budowla, czyli siedziba riadhaha. Pord Celtw
riadhah by dziedzicznym przywdc lokalnej wsplnoty - przywdc klanu, burmistrzem i
szeryfem w jednej osobie. Posiada wadz absolutn i rzdzi niepodzielnie swymi
poddanymi.

Tylko e teraz nie byo tu adnych poddanych. Ani te samego riadhaha. Nie byo
nikogo. Tylko echo koskich kopyt rozbrzmiao na wyoonym kamieniami placyku.
- Hej, jest tam kto?! - zawoa Gilan; jego gos ponis si echem wzdu wskiej
uliczki, odbijajc si od kamiennych cian domw i docierajc do otaczajcych wiosk
wzgrz.
Kto... to... o... - rozbrzmiewao coraz nikej, a wreszcie ucicho. Konie znw
postukiway nerwowo kopytami. Will zawaha si, bo mogoby to wyglda na prb
strofowania starszego kolegi i dowdcy, czu si jednak nieswojo, gdy tak otwarcie oznajmili
sw obecno:
- Moe lepiej nie robi tyle haasu? - zasugerowa niemiao. Gilan rzuci na niego
okiem. Na chwil, na widok najwyraniej zaenowanego sytuacj chopca, wrci mu dobry
humor.
- Czemu tak sdzisz? - spyta.
- No, nie wiem - odpar Will, rozgldajc si niepewnie po opustoszaym placu. Moe, jeli kto tych wszystkich ludzi dokd uprowadzi, lepiej by byo nie dawa mu tak
gono zna o sobie...
Gilan machn rk.
- Obawiam si, e na takie rodki ostronoci ju za pno - zauway. - Wpadlimy tu
galopem niczym krlewska kawaleria, a przybylimy drog, nawet nie prbujc si kry.
Gdyby kto nas wypatrywa, dawno ju by nas dostrzeg.
- No tak, chyba tak - przyzna niechtnie Will. Horace tymczasem podjecha do
jednego z domw i wychyla si wanie z sioda, prbujc zajrze do rodka przez okno.
Gilan uzna to za dobr myl.
- Rozejrzyjmy si - stwierdzi i zeskoczy z sioda. Horace'owi nie byo jednak zbyt
pilno, by pj za jego przykadem.
- A co, jeeli to jaka zaraza?
- Zaraza? - zdziwi si Gilan. Horace nerwowo przekn lin.
- Tak! Syszaem, e dawno, dawno temu zdarzay si takie rzeczy; zaraza opustoszaa
cae miasta, ludzie ginli... no... tak jak stali.
Mwic to odsun si ze swym wierzchowcem od budynku, kierujc si ku
rodkowej czci placyku. Will mimo woli zrobi to samo. Gdy tylko Horace wspomnia o
zarazie, od razu wyobrazi sobie, jak wszyscy trzej le martwi na tych kamieniach, ich
twarze s poczerniae, jzyki wywalone na wierzch, a oczy wytrzeszczone w okrutnej agonii.
- I ta zaraza przychodzia tak znikd, po prostu z powietrza? - spyta spokojnie Gilan.

Horace skwapliwie skin kilka razy gow.


- Nikt tak naprawd nie wie, skd si braa - oznajmi. - Syszaem, e to nocne
powietrze niesie ze sob mr. Albo te czasem zachodni wiatr. Skd jednak zaraza by nie
nadesza, uderza tak szybko, e nie ma ucieczki. Po prostu umierasz tam, gdzie jeste.
- I zaraza dotyka wszystkich mczyzn, kobiety i dzieci, jakie znajd si na jej drodze?
- upewni si Gilan. Horace znw przytakn.
- Wszystkich. Wszyscy z miejsca padaj trupem! Will poczu w gardle dziwny, suchy
ucisk. Przekn lin, ale przyszo mu to z trudem. Nagle przerazi si, e moe to pierwsze
oznaki tej strasznej miertelnej choroby. Oddycha coraz szybciej i wcale nie od razu dotar
do niego sens kolejnego pytania Gilana:
- A wic mr nadchodzi z powietrza... a ciaa zmarych te rozpywaj si w
powietrzu? - spyta zwiadowca niewinnym tonem.
- Tak jest! Tak... - zacz Horace, a potem zda sobie spraw z tego, co Gilan wanie
powiedzia. Zawaha si, rozejrza po opustoszaym rynku. Nigdzie nie byo wida ani ladu
zwok ludzi dotknitych zaraz, ktrzy padli trupem w jednej chwili.
Tak si zoyo, e w nieprzyjemny ucisk w gardle Willa ustpi w jednej chwili.
- E... no tak - podj Horace, zdajc sobie spraw, e Gilan wykry cakiem istotn
luk w jego rozumowaniu. - A moe to jaki nowy rodzaj zarazy? Moe wanie taki, e ciaa
rozpywaj si w powietrzu?
Gilan przyglda mu si krytycznie, przechyliwszy gow na bok.
- A moe jedna czy dwie osoby przeyy i pochoway wszystkie zwoki? - Horace
wyranie znalaz nowe rozwizanie.
- I gdzie s teraz te osoby? - zainteresowa si Gilan. Horace wzruszy ramionami.
- Moe byo im tak smutno, e nie mogli ju znie wicej tego miejsca - powiedzia,
bronic do ostatka obalonej ju teorii.
Gilan pokrci gow.
- Zapewniam ci, Horace, e cokolwiek skonio mieszkacw do opuszczenia swych
domostw, nie stao si to z przyczyny zarazy - spojrza na ciemniejce szybko niebo. - Robi
si pno. Rozejrzyjmy si, a potem poszukajmy jakiego miejsca, w ktrym spdzimy noc.
- Tutaj? - spyta Will niepewnym gosem. - W tej wiosce?
- W tej wiosce. Chyba e masz ochot nocowa na wzgrzach. Nieatwo tam o
schronienie, a noc w tych okolicach najczciej pada deszcz. Osobicie wolabym spdzi
noc pod dachem - nawet pod dachem opustoszaego domostwa.
- Ale... - Will urwa, bo waciwie nie wiedzia, co ma powiedzie.

- Jestem pewien, e twj wierzchowiec take wolaby wypocz pod dachem ni na


deszczu - doda Gilan, co ostatecznie Willa przekonao. Musia przede wszystkim dba o
Wyrwij a i nieadnie byoby skaza konika na noc w deszczu tylko dlatego, e jego waciciel
lka si opuszczonych domw. Skin wic gow i zeskoczy z sioda.

ROZDZIA 7
W Pordellath nie znaleli ani ladu odpowiedzi na nurtujce ich pytania. Trzej
towarzysze przemierzyli ca wiosk, wszdzie natykajc si na znaki wiadczce o tym, e
mieszkacy wynieli si std w niemaym popiechu. Najwyraniej szybko spakowali
najniezbdniejsze przedmioty, wszystko inne pozostawiajc na miejscu: narzdzia, naczynia
kuchenne, ubrania, meble... i wszystko inne. Nie sposb jednak byo wywnioskowa, dokd
to udali si mieszkacy Pordellath ani czemu opucili sw wiosk.
Zaczo si ju na dobre ciemnia, wic Gilan zarzdzi koniec poszukiwa. Wrcili
do domu riadhaha, zadbali o schronienie dla koni, ktre umiecili w niewielkiej szopie
przylegajcej do budynku, rozsiodali je i oporzdzili.
Spdzili niespokojn noc. Przynajmniej Will czu si nieswojo i zdawao mu si, e
podobnie byo z Horace'em; co do Gilana, to nie sprawia wraenia szczeglnie
niespokojnego, bo gdy Will zluzowa go po jego warcie, zwiadowca czym prdzej owin si
paszczem i natychmiast zasn. Jednak nawet Gilan zdawa si bardziej przygnbiony ni
zwykle i Will odnosi wraenie, e caa ta sytuacja napawa zwiadowc wiksz trosk, ni
chcia po sobie pokaza.
Penic swoj wart, Will nie mg si nadziwi, ile haasw rozlega si w pustym
domu. Skrzypiay drzwi, trzeszczay podogi, a nawet sufit wydawa jaki bliej nieokrelony
dwik za kadym podmuchem wiatru na zewntrz. Przy tym na zewntrz, jak si okazao,
znajdowao si cae mnstwo lunych przedmiotw, ktre rwnie tuky si i trzaskay, tote
Will bez przerwy pozostawa w napiciu, siedzc przy nieoszklonym oknie frontowego
pokoju domu i spogldajc przez szpary w drewnianych okiennicach.
Wszystko wskazywao na to, e ksiyc rwnie uzna za stosowne, by go postraszy,
bowiem gdy unis si wysoko nad wiosk, za jego spraw midzy domami powstay dugie,
gbokie cienie i Willowi wci zdawao si, e chwyta ktem oka ruch ktrego z nich ruch, ktry zamiera, gdy tylko kierowa spojrzenie w tamt stron.
Jeszcze wicej zaczo si dzia, gdy nadcigny chmury, ktre ju to zasaniay, ju
to odsaniay blady krg ksiyca, na przemian to pograjc plac w gbokich ciemnociach,
to rozwietlajc go na nowo.
Zgodnie z zapowiedzi Gilana nieco po pnocy zaczo pada, wic przybyo te
odgosw takich jak szmer ciekncej wody, kapanie kropli spywajcych po okapach i
wpadajcych do kauy.

Will obudzi Horace'a i przekaza mu wart okoo drugiej w nocy. Uoy stos kocw i
poduszek na pododze najwikszego pokoju, owin si paszczem, pooy si - a potem lea
tak jeszcze z ptorej godziny, nie mogc usn, nasuchujc bulgotu wody i odgosw domu
oraz zastanawiajc si, czy Horace przypadkiem nie usn i moe wanie w tej chwili jakie
niepojte krwioercze i niepowstrzymane okropiestwo zblia si do domu.
Takie rozmylania towarzyszyy mu, kiedy wreszcie zapad w sen.
Wyruszyli w drog wczenie nastpnego ranka. Deszcz usta tu przed witem, a Gilan
zamierza jak najszybciej dotrze do Gwyntaleth, pierwszego wikszego miasta, jakie
znajdowao si na ich drodze. Chcia si bowiem czego wreszcie dowiedzie. Szybko zjedli
zimne niadanie, obmyli si lodowat wod ze studni, osiodali wierzchowce i ruszyli
naprzd.
Z pocztku jechali wolno kamienist drog, bo powierzchnia bya nierwna, ale kiedy
znw znaleli si na gocicu, przeszli do kusu. Utrzymywali takie tempo przez dwadziecia
minut, potem zwalniali na nastpne dwadziecia, by da wypocz koniom. Podrowali w
tym rytmie przez cay poranek.
W poudnie zjedli szybki posiek i znw dosiedli koni. Ich droga wioda przez gwny
teren grniczy Celtii. Minli wic co najmniej tuzin kopalni wgla lub elaza: byy to wielkie
czarne otwory ziejce w zboczach gr, a w ich pobliu wznosiy si stosy drewnianych bali i
kamienne budynki. Nigdzie jednak nie dostrzegli ani jednej oznaki ycia. Zupenie jakby
mieszkacy Celtii po prostu znikli z powierzchni ziemi.
- Mogli porzuci stranic, a nawet i wiosk czy dwie - mrukn w pewnej chwili
Gilan, waciwie do siebie samego. - Nigdy jednak nie syszaem, by Celtowie opucili
kopalni, o ile pozostaa w niej cho uncja rudy elaza.
Wreszcie pnym popoudniem wyjechali na kolejny grzbiet i ujrzeli przed sob
dolin, a w niej rwne rzdy kamiennych dachw: Gwyntaleth. Porodku miasta wznosia si
wieyczka wityni - Celtowie wyznawali swoj wasn religi, w ktrej gwn rol
odgrywali bogowie ognia i elaza. O wiele potniejsza wiea stanowia gwny element
zabudowy obronnej miasta.
Byli jeszcze o wiele a daleko, by stwierdzi, czy po ulicach chodz ludzie, ale tak
samo jak poprzednio z kominw nie unosi si dym, a co wicej - jak stwierdzi Gilan - nie
dobiegay ich adne odgosy.
- Odgosy? - zdziwi si Horace. - Na przykad jakie?
- Walenia motem, kucia - odpowiedzia zwile Gilan. - Pamitajcie, e Celtowie nie
tylko wydobywaj rud elaza, ale zajmuj si te obrbk metalu. Wiatr wieje z

poudniowego zachodu, wic nawet z tej odlegoci powinnimy ju sysze pracujce kunie.
- W takim razie przekonajmy si - rzek Will i ju mia pogna Wyrwija naprzd, gdy
Gilan powstrzyma go ruchem rki.
- Myl, e lepiej bdzie, jeeli sam udam si na zwiady - rzek powoli, nie
spuszczajc z oczu miasta rozcigajcego si u ich stp w dolinie. Will unis brwi ze zdziwienia.
- Sam? - spyta.
- Zdaje si, e to ty powiedziae wczoraj, e wjedajc do Pordellath narobilimy
zbyt wiele haasu. Chyba rzeczywicie ju czas, ebymy zaczli zachowywa nieco wicej
ostronoci. Co tu si dzieje, a ja bardzo chciabym wiedzie co.
Will musia przyzna mu racj, bowiem zdawa sobie spraw, e wanie Gilan jest
najodpowiedniejsz osob, by dowiedzie si czego, samemu pozostajc niezauwaonym.
Wszak pord zwiadowcw by mistrzem w sztuce krycia si, a ci nie mieli sobie pod tym
wzgldem rwnych w caym krlestwie.
Gilan kaza im zjecha zboczem w d po stronie przeciwnej ni miasto. Znaleli tam
niewielk kotlin, w ktrej mogli skry si i gdzie byli osonici od wiatru.
- Zaczekajcie tutaj - poleci im. - Nie palcie ognia. Dopki nie dowiemy si, w czym
rzecz, bdziemy musieli zadowoli si zimnymi posikami. Powinienem wrci tu po
zmierzchu.
Po czym zawrci Blaze'a i uda si z powrotem na grzbiet wzgrza, ktrdy wioda
droga prowadzca do Gwyntaleth.
Will i Horace zajli si tymczasem rozkadaniem prowizorycznego obozowiska. Nie
mieli wiele do roboty. Wystarczyo przymocowa plandek do gazi kolczastych krzeww
wyrastajcych z kamiennej ciany lebu i przygnie drugi jej koniec kamieniami. Tych
akurat nie brakowao. Zyskali dziki temu co na ksztat schronienia, gdyby znw zaczo
pada. Potem przygotowali ognisko. Nie rozpalili go, bo polecenie Gilana byo a nadto
wyrane, jednak chcieli by gotowi na wypadek, gdyby wrci zzibnity w rodku nocy i
zmieni zdanie.
Najwicej czasu zajo im zgromadzenie odpowiedniej iloci drew na opa. Waciwie
do dyspozycji mieli tylko krzaki wrzosu rosnce na zboczach wzgrza. Ich korzenie i gazie
byy twarde, ale za to paliy si znakomicie. Obaj chopcy nacili ich pod dostatkiem; Horace
posugiwa si przy tym toporkiem, ktry mia w swym toboku, a Will dugim noem. Gdy
uporali si ju z pracami gospodarczymi, siedli po obu stronach nierozpalonego ogniska
oparci plecami o kamienie. Will przez kilka minut przesuwa osek wzdu klingi dugiego

noa, przywracajc jej nieskaziteln ostro.


- Naprawd wol obozowa w lesie - oznajmi Horace, poprawiajc si po raz
dziesity, bo kamienne oparcie niemiosiernie gnioto go w plecy.
Will w odpowiedzi tylko co mrukn. Jednak Horace'owi si nudzio, wic gada
dalej, gwnie dlatego, e nie mia nic innego do roboty.
- W lesie przynajmniej jest peno drewna, wystarczy wycign rk. Suche gazie
same spadaj z drzew.
- No, nie ma tak, eby ci leciay prosto do rk - zauway Will. On te podj rozmow
waciwie wycznie z nudw; tak naprawd nie mia nic szczeglnego do powiedzenia...
- Nie, do rk nie. Zazwyczaj spady ju wczeniej i czekaj na ciebie - stwierdzi
Horace. - Ponadto w lesie na ziemi le zazwyczaj albo licie, albo igy. Tak czy inaczej,
wygodniej si na nich pi. I s drzewa albo pnie, przynajmniej jest si o co oprze. Nie s tak
piekielnie kanciaste jak ta skaa.
Poruszy si znowu, prbujc umoci si wygodniej. Rzuci okiem na Willa, majc w
gbi ducha nadziej, e czeladnik zwiadowcy bdzie mia ochot si z nim spiera. Will
jednak znw tylko mrukn. Przyjrza si ostrzu swojego noa, wsun saks do pochwy i
pooy si. Byo mu niewygodnie, wic znw usiad, rozpi pas z noami i zawiesi go na
swoim toboku, o ktry opiera si ju jego uk i koczan. Potem pooy si z powrotem,
opierajc gow o paski kamie. Zamkn oczy. Po le przespanej nocy czu si wyczerpany i
nie chciao mu si rozmawia.
Horace westchn cicho, potem doby swego miecza i zacz wygadza jego kling waciwie niepotrzebnie, bowiem gownia bya ju perfekcyjnie wyszlifowana. Ale
przynajmniej przez jaki czas mia si czym zaj. Odchrzkn i rzuci okiem w stron Willa,
by sprawdzi, czy przyjaciel usn. Przez moment wydawao si, e tak, ale w nastpnej
chwili chopak poruszy si niespokojnie, wsta i sign po swj paszcz. Zwin go i pooy
na kamieniu, ktry mia mu suy za poduszk, a potem znw si wycign.
- Masz racj z tym lasem - stwierdzi. - Znacznie wygodniej si tam pi.
Horace nie odezwa si. Uzna, e jego miecz jest ju do ostry i wsun go na powrt
do skrzanej, naoliwionej pochwy, po czym opar go o skaln cian. Mino pi czy
dziesi minut, a Horace wreszcie zaproponowa:
- Chcesz powiczy? Przynajmniej czas szybciej minie.
Will otworzy oczy i zastanowi si przez chwil. Musia przyzna, e to cakiem
niezy pomys, zreszt usn na tych kamulcach i tak nie zdoa.
- Czemu nie - wygrzeba z toboka wiczebne noe, a nastpnie udali si obaj na drugi

koniec kotlinki, gdzie Horace wyznaczy wiczebny krg w pokrywajcym jej dno
kamienistym wirze. Obaj chopcy zajli pozycje, a potem, na znak dany przez Horace'a,
zaczli wiczenia.
Will radzi sobie coraz lepiej, ale z ca pewnoci to Horace by tu mistrzem. Will
mimo woli podziwia jego szybko i opanowanie, kiedy drewnianym mieczem zadawa cae
serie byskawicznych ciosw z gry, z dou, z boku, ukosem... Co wicej, kiedy udawao mu
si omin obron Willa, w ostatniej chwili zatrzymywa swj wiczebny or, by go nie
uderzy. Dotyka tylko lekko miejsca, w ktre trafioby ostrze.
Poza tym nie chepi si w aden sposb z racji swej wyszoci. Ju od dawna
wiczenia z broni, choby i drewnian, stanowiy niezwykle istotn cz ycia Horace^.
Jeli kto przewysza przeciwnika, nie by to jeszcze powd, eby go lekceway. Podczas
niezliczonych star odbytych w Szkole Rycerskiej Horace nauczy si na wasnej skrze, i
czsto wanie niedoceniany partner moe okaza si szczeglnie grony.
Wykorzystywa wic sw przewag jedynie do tego, by pomc Willowi w nauce,
pokazywa mu, w jaki sposb przewidywa, z ktrej strony padnie uderzenie i uczy go
podstawowych kombinacji stosowanych przez wszystkich szermierzy oraz w jaki sposb si
przed nimi broni.
Will ju niejednokrotnie z alem skonstatowa, e jedn rzecz jest wiedzie o tym
wszystkim, a cakiem inn zastosowa t wiedz w praktyce. Zda te sobie spraw, e jego
dawny wrg, a obecnie przyjaciel, zmieni si bardzo, dojrza i wydorola. Ciekaw by, czy i
u niego mona by dopatrzy si takich przemian. Mia wraenie, e raczej nie. Wcale nie czu
si inny pod adnym wzgldem. A kiedy zdarzyo mu si spojrze w lustro, nie odnosi
wraenia, by odmieni si jego wygld.
- Trzymasz lew rk za daleko - pouczy go Horace w przerwie midzy dwoma
starciami.
- Wiem. Spodziewam si uderzenia z boku i chc by na nie przygotowany.
Horace pokrci gow.
- To bardzo piknie, ale jeli trzymasz ten n za daleko, mog bez trudu wykona
fint, a potem przej do uderzenia z gry. Zobacz.
Rozpocz od szerokiego zamachu z boku, a potem szybkim ruchem nadgarstka
przeszed do potnego uderzenia znad gowy. Zatrzyma drewniane ostrze kilka centymetrw od czoa Willa. Ucze zwiadowcy musia przyzna, e w aden sposb nie
zdyby odeprze ciosu.
- Czasem mi si zdaje, e nigdy si tego nie naucz - westchn.

Horace poklepa go po ramieniu.


- Chyba artujesz - stwierdzi. - Z kadym dniem idzie ci coraz lepiej. Tymczasem ja
nigdy nie bybym w stanie strzela z uku albo rzuca noem tak dobrze jak ty.
Od pewnego czasu Gilan nalega, by Will wiczy si w swych zwiadowczych
umiejtnociach tak czsto, jak tylko byo to moliwe. Horace by pod wraeniem - mwic
ogldnie - gdy przekona si na wasne oczy, jakich umiejtnoci nabra jego drobny
przyjaciel. Nieraz dreszcz go przechodzi na myl, co mogoby si sta, gdyby mia do
czynienia z ucznikiem tak sprawnym jak Will - W oczach Horace'a jego celno bya czym
wrcz niesamowitym. Zdawa sobie spraw, e Will mgby w mgnieniu oka naszpikowa
strzaami kad szczelin dowolnej zbroi - gdyby tylko zechcia. Trafiby nawet w wski
wizjer zasaniajcego ca twarz hemu turniejowego.
Nie uwiadamia sobie, e umiejtnoci Willa jak na zwiadowc byy czym zupenie
zwyczajnym.
- Sprbujmy jeszcze raz - zaproponowa Will znuonym tonem. Wtrci si jednak
jaki inny gos:
- Ju nie prbujmy, chopaczki. Odmy te wasze patyczki i stamy grzecznie, bez
ruchu. Dobrze?
Obaj chopcy odwrcili si gwatownie w stron, z ktrej dobiegy te sowa. U wejcia
do kotlinki, tam gdzie rozbili obz, stali dwaj mczyni o mocno niechlujnym wygldzie.
Obaj byli brodaci i potargani, obaj mieli na sobie przedziwny strj zoony po czci ze znoszonych i przetartych achmanw, po czci za z rzeczy nowych i najwidoczniej bardzo
kosztownych. Wyszy z nich ubrany by w satynow kurt obficie wyszywan brokatem, ale
pokryt grub warstw brudu. Drugi przyozdobi gow szkaratnym kapeluszem, u ktrego
zwisao zamane piro. W doni owinitej zszarganym bandaem dziery drewnian pak
nabit elaznymi kolcami. Jego towarzysz uzbrojony by w dugi miecz o wyszczerbionej
klindze. Potrzsa nim teraz w stron Willa i Horace'a.
- No ju, chopaczki. Rzucie te patyki, bo inaczej zrobicie sobie jak krzywd poleci i wybuchn chrapliwym, gardowym miechem.
Do Willa signa machinalnie w miejsce, gdzie winien znajdowa si dugi n, ale
napotkaa pustk. Ku swemu przeraeniu przypomnia sobie, e jego pas z noami, uk i
strzay znajduj si obok miejsca na ognisko, wraz z pozostaym dobytkiem. Obaj napastnicy
bez trudu zdoaj go powstrzyma, nim tam dotrze. Przekl w myli swoj nierozwag. Halt
byby wcieky - pomyla. A w nastpnej chwili, spogldajc na miecz i maczug, zda sobie
spraw, e ma wanie do czynienia z czym znacznie powaniejszym nawet od gniewu Halta.

ROZDZIA 8
Will poczu na swoim ramieniu rk Horace'a, ktry wyranie cign go do tyu.
- Odsu si, Willu - rzek cicho Horace. Mczyzna uzbrojony w pak zamia si.
- Tak jest, Willu, odsu si. Trzymaj si z daleka od tego paskudnego maego uku,
ktry tu widz. Nie lubimy ukw, wcale a wcale. Prawda, Carney?
Carney wyszczerzy zby w umiechu.
- Pewnie, Bart, pewnie, e nie lubimy - nagle na jego twarzy pojawi si gniewny
grymas. - Nie syszelicie, e macie rzuci te patyki?! - wrzasn; jego gos zabrzmia
piskliwie i paskudnie. Obaj mczyni ruszyli teraz ku nim.
Do Horace'a wzmoga nagle swj ucisk i Will poczu szarpnicie, ktre sprawio, e
straci rwnowag. Gdy upada, widzia Horace'a, ktry doskoczy kamieni znajdujcych si
za nim i pochwyci swj miecz. Jednym ruchem doby go z pochwy. Ju wtedy jego
zrczno powinna bya da Bartowi i Carney'owi do mylenia, bowiem nietrudno byo si
zorientowa, e maj do czynienia z kim, kto wie wicej ni tylko troch o obchodzeniu si z
broni. Jednak aden z bandziorw nie grzeszy nadmiarem rozumu. Widzieli tylko chopca,
ktry mg mie moe szesnacie lat. Owszem, cakiem rosego, ale przecie tylko chopca.
Waciwie dziecko, ktre trzymao w rce doros bro.
- Oho - odezwa si Carney. - Wzilimy ze sob miecz tatusia, co?
Horace spojrza mu w oczy, zimno i spokojnie.
- Macie jedn szans. Jeszcze moecie odwrci si i wycofa.
Bart i Carney wymienili spojrzenia w udawanym przestrachu.
- Ojejku, Bart - rzek Carney. - Mamy ostatni szans. Co robimy?
- Ojejku - powtrzy Bart. - Uciekajmy, gdzie pieprz ronie.
Szli prosto na Horace'a, ktry spoglda ku nim. wiczebny kij trzyma teraz w lewej
rce, a miecz w prawej. Koysa si lekko na ugitych nogach, gotw do skoku, a Carney z
wyszczerbionym i zardzewiaym mieczem trzymanym przed sob oraz Bart z nabit kolcami
maczug opart o rami i gotow do ciosu szli w jego kierunku.
Will powsta z ziemi i zrobi krok w stron swojej broni. Widzc to, Carney chcia
odci mu drog, ale nie zdy zrobi ani kroku, gdy Horace zaatakowa.
Rzuci si do przodu, a jego miecz bysn nad gow Carneya. Zdumiony jego
szybkoci, Carney ledwie zdoa niezdarnie si zasoni. Straci rwnowag, zupenie
nieprzygotowany na tak silne i pewne uderzenie, potkn si i upad.

W tej samej chwil Bart, widzc, e jego kompan znalaz si w tarapatach, postpi do
przodu i machn cik maczug, wymierzajc podstpny cios w nieosonity bok Horace'a.
Spodziewa si, e chopak bdzie prbowa odskoczy do tyu, by go unikn. Tymczasem
czeladnik rycerski skoczy do przodu. Kijem trzymanym w lewej doni sparowa uderzenie,
zmieniajc trajektori uku zakrelanego przez cik pak. elazne kolce uderzyy gucho o
ziemi, a Bart a stkn z zaskoczenia; uderzenie byo tak silne, e rka zdrtwiaa mu od
nadgarstka a po rami.
Horace jednak jeszcze si z nim na dobre nie rozprawi. W jednej chwili, znalaz si
twarz w twarz z Bartem. Byo zbyt blisko, eby Horace mg posuy si gowni miecza,
tote z caej siy trzasn gowic jego rkojeci w bok gowy Barta.
Oczy bandyty zaszkliy si; opad na kolana, pprzytomny.
Tymczasem Carney, gorczkowo przebierajc nogami, cofa si na plecach. Dwign
si z wysikiem. Sta teraz, spogldajc na Horace'a, zdumiony i rozgniewany. Nie mogo mu
si pomieci w gowie, e i jego, i jego towarzysza powali na ziemi zwyky chopak.
Gnojek mia farta i tyle - pomyla. - Gupiego farta, nic wicej!
Parskn ze zoci i zacisn palce na rkojeci miecza, ruszajc znw ku chopcu i
mamroczc przy tym pod nosem pogrki oraz przeklestwa. Horace sta nieruchomo, czeka.
Opanowanie chopaka sprawio, e Carney zawaha si przez chwil. Jeszcze mia szans, by
posucha swojego zbjeckiego instynktu i zrezygnowa z walki. Jednak wcieko wzia
gr nad rozsdkiem i ruszy do ataku.
Zupenie przy tym przesta zwraca uwag na Willa. Ucze zwiadowcy puci si
pdem, pochwyci uk i koczan, byskawicznie doby strza i ju mia napi ciciw, gdy
usysza za sob spokojny gos:
- Nie strzelaj. Chciabym sobie to obejrze. - Odwrci si, zaskoczony, i ujrza za
sob Gilana, niemal niewidocznego pod szarozielonym paszczem. Opiera si niedbale o
dugi, prosty uk.
Chcia co powiedzie, ale Gilan da mu znak, eby milcza.
- Pozwl mu dziaa - szepn. - Nic zego si nie stanie, jeli nie odwrcimy jego
uwagi.
- Ale... - jkn zrozpaczony Will, spogldajc w stron Horace'a, ktry wanie mia
si zmierzy z dorosym i bardzo rozgniewanym mczyzn. Widzc, e chopak naprawd
boi si o swojego przyjaciela, Gilan uspokoi go:
- Horace poradzi sobie z nim - zapewni. - Widzisz, on jest w tym naprawd bardzo
dobry. Urodzony szermierz, jakich mao. Ta obrona kijem przed maczug, a potem uderzenie

gowic to bya czysta poezja. Znakomita improwizacja!


Krcc gow w zadziwieniu, Will spojrza z powrotem na walczcych. Carney
wanie atakowa, ze straszliw si i w lepej furii obsypujc Horace'a gradem uderze.
Horace cofa si powoli, nieznacznymi ruchami nadgarstka przesuwajc swoj gowni, ktra
blokowaa kolejne cicia i pchnicia, a sia tych zason powodowaa, i Carneyowi drtwiao
rami. Ku swej wciekoci bandyta adnym sposobem nie by w stanie przedrze si przez
obron chopaka. Jednoczenie Will sysza wygaszane szeptem komentarze Gilana.
- Zuch chopak! - chwali zwiadowca. - Zobacz, jak pozwala tamtemu udzi si, e to
do niego naley inicjatywa. Czeczyna coraz bardziej upaja si swoj zrcznoci, a
tymczasem... Dobry Boe, ta zasona bya wprost idealna! Fantastycznie! I ta te! Doskonale!
Najwyraniej Horace uzna, e pora przesta si cofa. Nadal blokujc kade
uderzenie Carneya z widoczn atwoci, sta w miejscu i pozwala, by zbj marnowa siy,
niczym morska fala rozbijajca si o ska. Mino kilka chwil, a uderzenia Carneya stay si
wolniejsze i chaotyczne. Dzierca dugi i ciki miecz rka zacza sabn. Bandyta
czciej posugiwa si noem, ktry po prostu wbija w plecy swych przeciwnikw i nie spodziewa si, by trzeba byo wicej ni kilku miadcych uderze, aby upora si z obron
chopca, nim zada mu ostateczny cios. Jednak wszystkie jego mordercze uderzenia zostay
sparowane z niemal lekcewac atwoci.
Uderzy znw, tracc przy tym nieco rwnowag. Ostrze Horace'a zwizao si z jego
gowni, zmusi napastnika do opuszczenia miecza, jelce zwary si ze sob.
Stali tak oko w oko, Carney dysza ciko z wyczerpania, a Horace spoglda na niego
spokojnie, cakowicie panujc nad sob. Po raz pierwszy Carney poczu lk, bo wreszcie zda
sobie spraw, e moe rzeczywicie to jeszcze chopiec, ale ten chopiec bezwzgldnie
przewysza go w sztuce pojedynku.
Po chwili Horace przeszed do ataku.
Odepchn rk Carney'a, ktry zatoczy si do tyu i cofn si o kilka krokw, z
trudem zachowujc rwnowag. Horace postpi ku niemu, uderzajc morderczymi,
byskawicznymi kombinacjami ciosw. Z boku, znad gowy i pchnicie. Z boku, z boku, z
drugiego boku, znad gowy. Pchnicie. I pchnicie. Pchnicie. Z boku. Z drugiego boku.
Jeden zestaw uderze nastpowa natychmiast po drugim, a Carney broni si teraz rozpaczliwie, prbujc zasoni si sw kling przed tym bezlitosnym mieczem, ktry jakby y
wasnym yciem i dysponowa niewyczerpanym zapasem si. Czu, jak jego rami i
nadgarstek omdlewaj, tymczasem uderzenia Horace'a staway si coraz silniejsze i coraz
bardziej zdecydowane - a wreszcie z gonym szczkniciem Horace po prostu wytrci

miecz z odrtwiaej rki przeciwnika.


Carney opad na kolana, zlany potem, rzc z wyczerpania i czekajc na litociwe
uderzenie, ktre pooy kres temu wszystkiemu.
- Nie zabijaj go, Horace! - krzykn Gilan. - Chciabym mu przedtem zada kilka
pyta.
Horace spojrza w jego stron, zaskoczony widokiem wysokiego zwiadowcy.
Wzruszy ramionami. Tak czy inaczej nie byo mu spieszno, by z zimn krwi zatuc
pokonanego ju przeciwnika. Kopniciem odrzuci miecz Carney'a na bok, a potem pchn
obut stop rami bandyty, ktry upad na bok.
Upad i lea, nie bdc w stanie si poruszy. Rozpaka si; by wyczerpany,
pokonany fizycznie i pod kadym innym wzgldem.
- Skd tu si wzie? - spyta Horace Gilana, wyranie oburzony. - Dlaczego mi nie
pomoge?
Gilan umiechn si.
- Kiedy tak sobie na ciebie patrzyem, co mi mwio, e nie potrzebujesz pomocy odpowiedzia.
Wskaza gestem rki za Horace'a, gdzie Bart powoli wanie prbowa podnie si z
klczek i potrzsa gow, jakby powoli odzyskiwa przytomno.
- Chyba warto by si zaj drugim z twoich przyjaci - zasugerowa. Horace odwrci
si, unis niedbale miecz i trzasn jego pazem w gow Barta. Ten z cichym stkniciem
pad twarz w wir.
- Napraw uwaam, e moge da jaki znak - stwierdzi.
- Zrobibym tak, gdyby naprawd by w tarapatach - zapewni Gilan.
Przeszed przez kotlin i stan nad Carneyem. Chwyci bandyt za rami i pocign
go ku grze, zmuszajc do powstania, po czym przeprowadzi go si pod skaln cian i
brutalnie na ni pchn. Gdy Carney zacz pochyla si do przodu, rozleg si wist stali i
bandyta poczu pod brod czubek ostrza saksy Gilana, ktry zmusi go do zachowania
wyprostowanej pozycji.
- Wyglda na to, e ci dwaj zupenie was zaskoczyli, co? - spyta Gilan Willa. Chopak
ze wstydem przytakn. Dopiero w nastpnej chwili zrozumia cae znaczenie sw Gilana i
spyta:
- Od jak dawna tu jeste?
- Odkd si pojawili - powiedzia Gilan. - Nie zdyem odjecha daleko, gdy
dostrzegem, jak ci dwaj skradaj si pord ska. Zostawiem wic Blaze'a i wrciem tu ich

ladem. Wida byo, e maj ze zamiary.


- I nie ostrzege nas? Dlaczego? - spyta Will z niedowierzaniem. Gilan rzuci mu
surowe spojrzenie.
- Bo naleaa wam si nauczka. Przebywacie w nieznanym terenie, caa ludno w
tajemniczy sposb znika, a wy w najlepsze urzdzacie sobie wiczenia, tak e sycha was na
cae mile dookoa.
- No, ale... - wyjka Will. - Mylaem, e powinnimy wiczy jak najwicej.
- Nie wtedy, kiedy nie ma nikogo innego, kto miaby oko na to, co si dzieje wok
was. Kiedy wiczycie, zwaszcza rzetelnie, nie zwracacie uwagi na nic poza tym. Przecie ci
dwaj narobili takiego haasu, e obudziliby zmarego. Wyrwij ostrzega ci dwukrotnie, a ty
nic nie usyszae.
Will nie posiada si ze wstydu.
- Naprawd? - wybka, a Gilan powanie skin gow. Przez chwil patrzy prosto w
oczy Willa, by upewni si, e dotar do niego sens tej lekcji i wnioski zostay wycignite.
Potem za kiwn lekko gow na znak, e sprawa jest zakoczona. Will odpowiedzia mu
takim samym ruchem gowy: nigdy wicej co podobnego si ju nie zdarzy.
- A teraz - oznajmi Gilan - dowiemy si, co te dwa ptaszki maj nam do wypiewania.
Odwrci gow w stron Carneya, ktry wci zezowa, usiujc dostrzec ostrze noa
przycinite do swojego garda.
- Od jak dawna jestecie w Celtii? - spyta Gilan. Carney zerkn najpierw na niego, a
potem znw w d, na ostrze noa.
- Dzie - dzie - dziesi albo i jedenacie dni, wielmony panie - wykrztusi wreszcie.
Gilan skrzywi si.
- Nie jestem adnym wielmonym panem - fukn i doda, zwracajc si do chopcw.
- Takie szumowiny zawsze prbuj schlebia silniejszym od siebie, kiedy tylko znajd si w
opaach. A teraz gadaj - spojrza na Carneya. - Co was tu sprowadzio?
Carney zawaha si, odwracajc wzrok i nim jeszcze zbjca si odezwa, zwiadowca
od razu zda sobie spraw, e usyszy w odpowiedzi garstwo.
- My tylko... chcielimy sobie pozwiedza t krain, wiel... prosz pana - poprawi si,
przypominajc sobie w ostatniej chwili, e Gilan zabroni mu nazywa si wielmonym
panem. Gilan westchn i cmokn z dezaprobat.
- Wiesz co, zaraz utn ci eb i tyle. Naprawd wtpi, by mia mi co ciekawego do
powiedzenia. Ale dam ci jeszcze jedn szans. Gadaj prawd, i to ZARAZ!!!
Ostatnie sowo wywrzeszcza wciekle prosto w twarz Carneyowi. Naga zmiana

artobliwego, niedbaego tonu, ktry przerodzi si w krzyk, bya dla bandyty wstrzsem. Na
tych kilka sekund Gilan uchyli dobrodusznej maski i Carney zda sobie spraw, e ma do
czynienia ze miertelnym zagroeniem. Znowu ogarn go strach.
Tak jak wikszo ludzi, lka si zwiadowcw. Wiadomo, e nie naley wprawia ich
w gniew. A ten najwyraniej by bardzo, ale to bardzo zagniewany.
- Dosza nas wie, e mona tu si niele obowi! - odpowiedzia czym prdzej.
- Obowi si? - powtrzy Gilan, a Carney skwapliwie skin gow, gotw teraz
szczerze i wylewnie odpowiada na wszystkie pytania.
- No, bo miasta i wioski cakiem tu opustoszay. Nikt niczego nie pilnuje, a wszystkie
rzeczy zostay, tylko bra i wybiera. Ale nikogomy nie skrzywdzili - zapewni.
- Pewnie, pewnie. Nikogo nie skrzywdzilicie, bo nie byo kogo skrzywdzi. Tylko
zakradlicie si tutaj pod ich nieobecno i zrabowalicie wszystko, co ma jakkolwiek
warto - rzuci kpicym tonem Gilan. - Pewnie jeszcze powinni by wam za to wdziczni!
- To wszystko by pomys Barta, nie mj - doda Carney, a Gilan znw cmokn,
niezadowolony.
- Gilanie? - odezwa si niemiao Will. - Hm?
- Skd si dowiedzieli, e miasta opustoszay? Przecie my o niczym nie mielimy
pojcia.
- Zodziejaszki maj swoje sposoby - wyjani Gilan obu chopcom. - Tak samo jak
spy, ktre dowiaduj si, e gdzie dogorywa zwierz. Midzy otrzykami wieci rozchodz
si niezwykle prdko. Gdy tylko jakie miejsce staje si podatne na ich zodziejskie wzgldy,
natychmiast zlatuj si niczym muchy do padliny. Jestem pewien, e pord tych wzgrz
kryje si niemao ich pobratymcw.
Przycisn nieco mocniej ostrze noa do szyi Carneya, tak jednak, e nie przebio
skry.
- Nieprawda? - spyta.
Carney chcia skin gow, ale natychmiast zda sobie spraw, e w obecnej sytuacji
nie jest to dobry pomys, wic tylko przekn lin i wyszepta:
- Tak, panie.
- I jak znam ycie, macie tu gdzie kryjwk, pewnie w jakiej jaskini albo w
opuszczonej kopalni i tam skadacie wasze upy. Prawda?
Nacisk noa zela nieco, tym razem Carney bez obawy o swe ycie mg kiwn
potakujco gow. Palce jego doni machinalnie poruszyy si w stron mieszka przytroczonego do pasa, a nastpnie zamary, gdy zbjca zda sobie spraw z tego, co czyni. Jednak

Gilan dostrzeg ten gest. Woln rk szarpn i otworzy mieszek, grzeba w nim przez
chwil, by zaraz wycign z niego wywiechtan kartk papieru zoon na czworo. Poda j
Willowi.
Will rozoy kartk, na ktrej niezdarnie narysowana bya mapka z zaznaczonymi
punktami odniesienia, kierunkami i odlegociami.
- Wyglda na to, e swoje upy zakopali w ziemi - stwierdzi.
Gilan skin gow, umiechajc si blado.
- To dobrze. W takim razie bez tej mapy ich nie odnajd - skonstatowa, a oczy
Carneya rozwary si szeroko w protecie.
- Ale to s nasze... - zacz, dostrzegszy w oczach Gilana niebezpieczny bysk.
- To zodziejski up - rzek z naciskiem zwiadowca cichym ale stanowczym gosem. Zakradlicie si jak szczury i obrabowalicie ludzi, ktrzy najwyraniej maj jakie powane
kopoty. Te rzeczy nie nale do was, lecz do nich. Albo do ich rodzin, o ile jeszcze kto
zosta przy yciu.
- yj. Jeszcze yj - odezwa si niespodzianie jaki nieznany gos za nimi. Wszyscy uciekli przed Morgarathem. Oczywicie oprcz tych, ktrych pojma.

ROZDZIA 9
Gdyby si nie odezwaa, wziliby j za chopaka. Staa u wejcia do kotlinki, bya
smuka i wysoka, a jej jasne wosy obcite byy na krtko. Miaa na sobie zszargan tunik,
bryczesy i wysokie buty z mikkiej skry sznurowane a po kolana. Wygldao na to, e
przed wiatrem oraz chodem grskich nocy chroni j tylko poplamiona i podarta kurta z
owczej skry, bo nie miaa paszcza na ramionach ani adnych bagay na tyle duych, eby
mogy zawiera koce. Cay jej dobytek mieci si w niewielkim wzeku zwizanym z
chustek.
- A ty skd si tu wzia? - Gilan odwrci si do niej, chowajc jednoczenie n do
pochwy. Carney, zupenie wyczerpany, mg wreszcie opa na kolana.
Dziewczyna wykonaa nieokrelony ruch rk. Teraz Will spostrzeg, e bya mniej
wicej w jego wieku, a ponadto pod grub warstw brudu skrywaa si bardzo adna
twarzyczka.
- No... - urwaa niepewnie, prbujc zebra myli, i Will zda sobie spraw, e jest
bardzo zmczona. - Ukrywam si pord tych wzgrz ju od kilku tygodni - odezwaa si
wreszcie. Jej wygld to potwierdza.
- Masz jakie imi? - spyta Gilan przyjaznym tonem. On take dostrzeg, e
dziewczyna jest na skraju wyczerpania.
Nie odpowiedziaa od razu, chyba nie bya pewna, czy powinna im je wyjawi.
- Evanlyn Wheeler z lenna Greenfield - przedstawia si w kocu. Greenfield byo
niewielkim lennem Araluenu pooonym nad morzem. - Bylimy tu z wizyt u przyjaci... przerwaa i odwrcia wzrok. Umilka na moment, a potem sprostowaa: - cilej mwic,
moja pani bya z wizyt u przyjaci... kiedy zaatakowali wargalowie.
- Wargalowie! - wyrwao si Willowi, a ona zwrcia na niego spokojne spojrzenie
zielonych oczu. Gdy je napotka, uwiadomi sobie, e jest nie tylko bardzo adna, ale wrcz
pikna. Prcz tych fascynujcych zielonych oczu i jasnych, leciutko rudawych wosw, jej
urody dopenia niewielki, prosty nos i pene usta, ktrym, zdaniem Willa, brakowao tylko
umiechu. Teraz jednak bya jak najdalsza od wesoych myli. Odpowiadajc mu, wzruszya
lekko ramionami.
- Jak sdzisz, dlaczego wszyscy ci ludzie uciekli? Wargalowie ju od dugich tygodni
napadaj na wsie i miasta w tej czci kraju. Celtowie nie byli w stanie si im przeciwstawi.
Porzucili wic swoje domy i wikszo z nich ucieka na Pwysep. Niektrzy jednak zostali

pojmani. Nie wiem, co si z nimi stao.


Gilan i obaj chopcy patrzyli po sobie. W gbi duszy spodziewali si, e w kocu
dowiedz si wanie czego takiego. Teraz mieli ju stuprocentow pewno.
- Byem pewien, e za tym wszystkim kryje si Morgarath - rzek cicho Gilan, a
dziewczyna w milczeniu skina gow; w jej oczach pokazay si zy. Jedna nawet spyna
po policzku. Podniosa rk do oczu i jej ramiona zaczy dre. Gilan postpi szybko do
przodu i zapa j, chronic przed upadkiem.
Uoy j troskliwie na ziemi, opierajc o jeden z kamieni, ktre Will i Horace
zgromadzili wok niedoszego paleniska. Teraz jego gos by agodny i peen wspczucia.
- Ju dobrze - zapewni j. - Jeste bezpieczna. Odpocznij, a my postaramy si o co
do picia i jedzenia dla ciebie - rzuci okiem w stron Horace'a. - Rozpal ogie, Horace, bardzo
ci prosz. Ale nieduy. Tutaj jestemy na tyle dobrze schowani, e chyba moemy zaryzykowa. A ty, Willu - doda, unoszc gos, eby wszyscy zainteresowani dobrze usyszeli - bd
w pogotowiu i gdyby ktry z tych bandytw prbowa si ruszy, zechciej uprzejmie
przestrzeli mu nog, dobrze?
Carney, ktry chcia skorzysta z okazji oraz zamieszania, jakie wywoao
nieoczekiwane pojawienie si Evanlyn i zacz ju czoga si po piargu, zamar nagle w
zupenym bezruchu. Gilan sykn gniewnie, a potem zmieni rozkazy:
- Chocia nie, lepiej nie. Ty, Willu, zajmij si ogniem. A ty, Horace, zwi tych
dwch.
Obaj chopcy czym prdzej zajli si wykonywaniem polece. Gilan uzna, e sytuacja
zostaa opanowana. Okry dziewczyn swoim wasnym paszczem, opatulajc j troskliwie.
Ona za zasonia twarz domi, a jej ramiona wci dray, cho nie wydawaa z siebie adnego odgosu. Otoczy j ramieniem i zacz przemawia do niej pgosem, powtarzajc, e
jest bezpieczna i teraz nic ju jej nie grozi.
Jej bezgony szloch uspokoi si po jakim czasie i dziewczyna zacza oddycha
miarowo. Will, ktry zajty by przygotowaniem gorcego napoju, ku swemu zdumieniu
zauway, e po prostu usna. Gilan pooy palec na ustach i szepn:
- Wida, e ma za sob cikie chwile. Pozwlmy jej spa, tak bdzie najlepiej. A ty
mgby upichci jedn z tych swoich pysznych potrawek, ktrych gotowania nauczy ci
Halt.
Rzeczywicie, w swoim toboku Will przechowywa zestaw suszonych skadnikw,
ktre po zmieszaniu ze sob w gotujcej wodzie i pozostawieniu na wolnym ogniu tworzyy
w efekcie doskonae dania. Mona byo do nich dodawa wiee miso i warzywa, jeli tako-

we trafiy si podrnym po drodze, ale nawet bez tych uzupeniajcych ingrediencji potrawa
o wiele przewyszaa swym smakiem zimne racje, ktre spoywali codziennie.
Postawi spoty kocioek z wod na ogniu i ju wkrtce pyszna woowa potrawka
gotowaa si z miym bulgotem, a w chodnym wieczornym powietrzu rozszed si
smakowity zapach. Nie zapomnia te o gorcym napoju, stawiajc emaliowany czajnik peen
wody na gorcych wglach obok gwnego ognia. Gdy woda zagotowaa si i z jego dzibka
zaczy bucha kby pary, unis pokrywk za pomoc rozwidlonego patyka i wrzuci do
rodka gar zi. Wkrtce ich aromat zmiesza si z zapachem jedzenia i wszystkim zacza
ciekn linka. Najwyraniej rozkoszne zapachy dotary te do podwiadomoci Evanlyn.
Pocigna delikatnie nosem, a potem otworzya te swoje niesamowite zielone oczy. Przez sekund lub dwie malowao si w nich przeraenie, gdy prbowaa sobie przypomnie, gdzie
si znajduje i skd si tu wzia. Jednak na widok pogodnego oblicza Gilana uspokoia si od
razu.
- Co tu bardzo adnie pachnie - stwierdzia, a on umiechn si do niej.
- Moe zjesz co nieco, to potem bdziesz nam moga opowiedzie, co tu si tak
naprawd dzieje - da znak Willowi, ktry napeni emaliowan miseczk. Waciwie bya to
jego wasna miska, bo nie mieli przecie adnych dodatkowych naczy. Zaburczao mu w
odku na myl, e bdzie musia czeka, a Evanlyn skoczy - by zaspokoi gd. Horace i
Gilan, rzecz jasna, natychmiast obsuyli si sami.
Evanlyn zabraa si do jedzenia z zapaem, ktry wiadczy, e nie miaa w ustach
porzdnego posiku ju od wielu dni. Gilan i Horace te nie prnowali. Usyszeli gos paczliwy i proszcy - ktry dobiega od skalnej ciany, gdzie Horace zwiza obu bandytw
plecami do siebie.
- Czy moglibymy dosta co do jedzenia, panie? - spyta Carney.
Gilan midzy dwiema ykami odpowiedzia tylko:
- Oczywicie, e nie - i zaj si na powrt kolacj. Evanlyn zdaa sobie spraw, e nie
tylko bandyci, ale i Will nic nie je. Zerkna na swoj misk i yk trzyman w rku,
zauwaya, e takimi samymi naczyniami posuguj si Gilan oraz Horace i wszystko
zrozumiaa.
- Och - odezwaa si, rzucajc Willowi przepraszajce spojrzenie. - Moe chciaby...?
- wycigna w jego stron rk z misk.
Will oczywicie bardzo chtnie by skorzysta z jej propozycji, ale zdawa te sobie
spraw, jak bya wygodniaa. A poza tym, nietrudno byo odgadn, e w istocie liczy na
jego odmow. Uzna wic, i istnieje zasadnicza rnica midzy zwykym godem, ktry by

jego udziaem, a jej wygodzeniem, wic potrzsn gow, umiechajc si.


- Jedz, jedz - powiedzia. - Ja si poywi, kiedy skoczysz.
Nie nalegaa (ku jego lekkiemu rozczarowaniu), tylko znw rzucia si na potrawk,
przerywajc od czasu do czasu, by wypi yk gorcego zioowego napoju. W miar jak si
posilaa, jej twarzyczka nabieraa kolorw. Wkrtce oprnia miseczk i zerkna akomie na
kocioek, ktry wci sta na ogniu. Will zrozumia j w mig i ponownie napeni miseczk
pokan porcj potrawki. Zaja si ni niemal tak samo apczywie jak poprzednio, ledwie
przerywajc, by zaczerpn powietrza. Gdy naczynie byo ju puste, umiechna si niemiao i podaa mu je.
- Dzikuj - powiedziaa po prostu, a on niezgrabnie skin gow.
- Nie ma za co - mrukn, napeniajc misk tym razem na swj uytek. - Pewnie bya
bardzo godna.
- Owszem - przyznaa. - Nie jadam przyzwoitego posiku chyba ju od tygodnia.
Gilan usiad wygodniej, przysuwajc si do wci poncego ognia.
- Dlaczego? - zainteresowa si. - Wydaje mi si, e w opuszczonych domach zostao
mnstwo ywnoci. Przecie moga z niej skorzysta?
Potrzsna gow, a w jej oczach zalni lk, ktry przeladowa j ju od tygodni.
- Nie chciaam ryzykowa - wyjania. - Nie wiedziaam, czy nie natrafi na patrole
Morgaratha, wic nie omieliam si zapuci do adnego z miast. Udao mi si znale nieco
warzyw, a w wiejskich domach trafia si czasem kawaek sera, lecz niewiele wicej.
- Chyba ju czas, eby opowiedziaa nam dokadniej, co takiego tu si wydarzyo zauway Gilan, a ona skina gow.
- Nie wiem zbyt wiele. Jak ju mwiam, byam tu... z moj pani, ktra... zoya
wizyt przyjacioom - znw w jej gosie mona byo usysze wahanie. Gilan leciutko
zmarszczy brwi.
- Domylam si, e twoja pani wywodzi si ze szlachty, tak? Jest on rycerza, a moe
jakiego wielmoy?
Evanlyn przytakna:
- Jest crk... pana i pani Caramorn z lenna Greenfield - odpowiedziaa szybko.
Jednak i to zabrzmiao nieco niepewnie. Gilan zamyli si przez moment.
- C, syszaem o nich - stwierdzi - ale osobicie ich nie znam.
- Przybya tu, aby odwiedzi pewn dam dworu krla Swyddneda, ktra z dawien
dawna bya jej przyjacik... kiedy siy Morgaratha zaatakoway.
Gilan popatrzy na ni uwanie.

- Ale jak to moliwe? - pokrci gow. - Przecie urwiska i Rozpadlina s nie do


przebycia. Nie ma moliwoci, by przebya je caa armia.
Urwiska wznosiy si od kraca Rozpadliny, tworzc naturaln granic midzy Celti,
a Grami Deszczu i Nocy. Granitowe ciany miay wysoko kilkuset metrw; nie byo tam
przeczy, nie byo jak wspi si po nich lub zej - zwaszcza, gdy miaoby chodzi o jakie
liczniejsze formacje wojsk.
- Halt powiada, e nie ma przeszkd, ktrych tak naprawd nie daoby si przeby wtrci Will. - Zwaszcza, jeli nie dba si o straty, jakie zostan przy tym poniesione.
- Gdy uciekalimy na poudnie, spotkalimy grupk Celtw - odpara dziewczyna. Powiedzieli nam, w jaki sposb wargalowie zdoali tego dokona. Posuyli si linami oraz
drabinami powizanymi ze sob. Pokonywali urwiska w nocy, po kilku lub kilkunastu.
Opuszczali si na d, a potem za pomoc drabin wspinali si na t stron. Czynili to w
najbardziej odludnych miejscach, wic nikt ich nie spostrzeg. Dniami ci, ktrzy przekroczyli
ju Rozpadlin, kryli si pord ska i dolin, a zgromadzi si cay oddzia. Nie potrzebowali
a tak wielu wojownikw, bo krl Swyddned nie utrzymywa pod broni zbyt wielu ludzi.
Gilan parskn z dezaprobat. Uchwyci spojrzenie Willa.
- A powinien. Do tego zobowizywa go traktat. No ale pamitasz, co mwiem o
ludziach, ktrzy trac czujno, gnuniej? Celtowie woleli dry sw ziemi, zamiast jej
broni!
Ruchem gowy da zna dziewczynie, eby mwia dalej.
- Wargalowie opanowali ca t okolic, a zwaszcza interesowali si kopalniami. Z
jakich przyczyn utrzymywali grnikw przy yciu, a zabijali wszystkich innych.
Gilan w zamyleniu podrapa si po brodzie.
- Pordellath i Gwyntaleth s zupenie opustoszae - rzek. - Czy wiesz moe, dokd
udali si ich mieszkacy?
- Wielu mieszkacw miast zdoao w por uciec na poudnie - wyjania. - Wygldao
to tak, jakby wargalowie wrcz starali si ich tam zapdzi.
- To ma sens, przynajmniej tak mi si zdaje - zauway Gilan. - Skoro zagoniono ich
na poudnie, nie byo komu przedrze si do Araluenu z wieciami.
- Tak samo mwi dowdca naszej eskorty - przytakna Evanlyn. - Krl Swyddned i
wikszo jego pozostaych przy yciu wojownikw schronili si na poudniowym zachodzie
pwyspu, przy wybrzeu, aby tam utworzy lini obronn. Wszyscy Celtowie, ktrym udao
si umkn przed wargalami, doczyli do niego.
- A co z tob? - zainteresowa si Gilan.

- Prbowalimy uciec w stron granicy, kiedy natrafilimy na zbrojny patrol. Nasi


ludzie powstrzymali ich, a moja pani i ja rzuciymy si do ucieczki. Prawie nam si udao,
ale jej ko potkn si i zdoali j pojma.
Chciaam wrci, lecz ona krzykna, ebym ratowaa si, nie zwaajc na nic. Nie
mogam... chciaam jej pomc, ale... ja tylko...
Po jej policzkach znw pocieky zy. Nie zwracaa na nie uwagi, nawet nie prbowaa
ich otrze, wpatrywaa si tylko milczco w ogie, wspominajc groz niedawnych zdarze.
Gdy odezwaa si znw, jej gos by prawie niedosyszalny:
- Udao mi si uciec, ale potem wrciam, eby zobaczy... oni... widziaam, jak...
widziaam... - urwaa.
Gilan wzi j za rk.
- Nie myl ju o tym - powiedzia kojcym gosem, a ona spojrzaa na niego z
wdzicznoci. - Jeli dobrze rozumiem, to po tym, jak... no, potem cay czas ukrywaa si
pord wzgrz?
W milczeniu skina gow, wci przeywajc w mylach potworne sceny, ktrych
bya wiadkiem. Will i Horace siedzieli w milczeniu. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo:
dziewczyna miaa sporo szczcia, skoro zdoaa si uratowa.
- Tak, od tamtego czasu si ukrywam - odezwaa si cicho. - Jakie dziesi dni temu
mj ko okula, wic puciam go wolno. Podam cay czas na pnoc, wdrujc noc i
ukrywajc si w dzie. Tych dwch widziaam par razy, a take innych takich jak oni wskazaa ruchem rki Barta i Carneya, ktrzy siedzieli skrpowani jak prosiaki przeznaczone
na rze po drugiej stronie kotliny. - Chowaam si przed nimi, bo wydawao mi si, e nie
mona im zaufa.
Carney, wyranie uraony nad policzki. Bart wci by zbyt oszoomiony po
potnym uderzeniu pazem miecza w gow, by okaza jakiekolwiek zainteresowanie wobec
rozgrywajcych si wok wydarze.
- A potem ujrzaam was trzech, to byo dzisiaj rano, kiedy jechalicie dolin, i
rozpoznaam, e naleycie do krlewskich zwiadowcw - no, przynajmniej dwch z was poprawia si. - Bogu nich bd dziki, pomylaam.
Gilan znw spojrza na ni uwanie, marszczc lekko czoo. Evanlyn nie zauwaya
tego i opowiadaa dalej:
- Dotarcie do was zajo mi prawie cay dzie. W linii prostej to niedaleko, nie byo
jednak sposobu, by przedosta si przez dzielc nas dolin. Musiaam j obej. Potem za
trzeba byo zej na d i znw wspi si pod gr. Obawiaam si, e odejdziecie, nim uda

mi si przeby ca t drog, no ale na szczcie nie odeszlicie - dodaa niepotrzebnie.


Will siedzia pochylony do przodu z brod opart na doni i prbowa poj sens tego,
czego si od niej dowiedzieli.
- Po co Morgarathowi s potrzebni grnicy? - spyta, nie zwracajc si do nikogo
konkretnie. - Przecie on nie ma kopalni. To bez sensu.
- A moe co znalaz? - zasugerowa Horace. - Moe trafi na y zota gdzie w
Grach Deszczu i Nocy, a teraz potrzebuje niewolnikw, ktrzy wydobd dla niego kruszec?
Gilan u w zamyleniu dbo trawy.
- Niewykluczone - odezwa si po chwili. - Zoto jest mu potrzebne, eby opaci
Skandian. Moe rzeczywicie ma jakie kopalnie.
Evanlyn wyprostowaa si nieco na wzmiank o morskich wilkach.
- Skandian? - spytaa. - Czy sprzymierzyli si teraz z Morgarathem?
Gilan skin gow.
- Na to wyglda - rzek. - Cae krlestwo postawione jest w stan gotowoci. Jedziemy
z wieciami od Duncana do krla Swyddneda.
- Aby go znale, musielibycie uda si na poudniowy zachd - przypomniaa
Evanlyn. Will zauway, e drgna lekko, gdy usyszaa imi krla Duncana. - Wtpi jednak, by zdecydowa si opuci swoje pozycje obronne i przyczy si do wojsk Araluenu.
Gilan od razu potrzsn gow.
- Wydaje mi si, e ta sprawa jest waniejsza od posannictwa do Swyddneda. W
kocu, chodzio gwnie o to, by powiadomi go, e Morgarath szykuje si do uderzenia.
Mam wraenie, e Swyddned ju to zauway.
Wsta, przecign si i ziewn. Byo ju cakiem ciemno.
- Proponuj, ebymy uoyli si do snu i wyspali porzdnie. Jutro o wicie
wyruszymy z powrotem na pnoc - oznajmi. - Ja obejm pierwsz wart, wic moesz
zachowa mj paszcz, Evanlyn. Wezm paszcz Willa, kiedy on mnie zastpi.
Evanlyn odpowiedziaa po prostu:
- Dzikuj.
Wszyscy zrozumieli, e chodzi jej o co wicej ni tylko uyczenie okrycia. Will i
Horace zajli si dogaszaniem ogniska, Gilan za wzi swj uk i wspi si na skalny
wystp, z ktrego roztacza si doskonay widok na ciek prowadzc do ich kotliny.
Gdy Will pomaga Evanlyn urzdzi sobie jako takie legowisko, usysza jkliwy gos
Carneya:
- Panie, bardzo prosz, czy mona by poluni nieco te liny na noc? Strasznie ciasno

s zwizane...
A zaraz potem usysza niedba odpowied Gilana:
- Oczywicie, e nie.

ROZDZIA 10
Nastpnego ranka najwikszym kopotem byo podjcie decyzji, co zrobi z Bartem i
Carneyem.
Obaj bandyci spdzili wyjtkowo niewygodn noc. Zwizani plecami do siebie,
siedzieli na twardych kamieniach. Przy kadej zmianie warty Gilan luzowa na chwil wizy,
by przywrci krenie w ich zdrtwiaych koczynach. W kocu ustpi i da im co nieco do
jedzenia oraz par ykw wody. Jednak, tak czy inaczej, byo to dla nich wyjtkowo niemie
dowiadczenie, tym bardziej, e nie mieli pojcia, co zamierza z nimi zrobi o poranku.
Prawd mwic, Gilan te zupenie nie wiedzia, co z nimi pocz. Nie mia
najmniejszego zamiaru wlec ich za sob w charakterze winiw. Mieli do dyspozycji tylko
cztery wierzchowce, wliczajc w to jucznego konia, ktry dwiga na swym grzbiecie ich
toboy, a teraz bdzie musia nie take Evanlyn. By gboko przekonany, e wieci o
dziwnych poczynaniach Morgaratha w Celtii jak najprdzej powinny dotrze do krla
Duncana, tymczasem kula u nogi, jak stanowioby tych dwch pieszych winiw,
zdecydowanie opniaby podr. W dodatku postanowi ju, e wyruszy penym galopem
naprzd, pozostawiajc obu uczniw i dziewczyn w tyle - wiedzia bowiem doskonale, e
oprcz Wyrwija ani ko Horace'a, ani juczny luzak nie dotrzymayby kroku Blaze'owi. Z tymi
wanie zagadnieniami prbowa upora si podczas niadania, tote pozwoli sobie nawet na
luksus drugiego kubka zioowego naparu, cho zapasy mocno si ju kurczyy. Bd co bd,
jeli wyruszy przodem, jak planowa, to przez dobrych kilka dni bdzie musia oby si bez
gorcych napojw. Napotka pytajce spojrzenie Willa, podj wreszcie decyzj i skin na
niego, dajc mu znak, by odszed z nim na bok.
- Zamierzam ruszy jak najprdzej do kraju - rzek pgosem.
- Sam, tak? - Will zrozumia od razu.
Chopak szybko myli, stwierdzi w duchu Gilan z uznaniem. Skin gow.
- To wieci o niebagatelnym znaczeniu, musz wic dostarczy je krlowi Duncanowi
jak najszybciej. Powinien wiedzie, e nie moe liczy na pomoc Celtw.
- Ale... - Will zawaha si, a Gilan dostrzeg bysk zaniepokojenia w jego oczach.
Chopak rozejrza si po obozowisku, jakby szukajc jakiego argumentu, ktry mgby
przeciwstawi pomysowi Gilana. W towarzystwie starszego zwiadowcy czu si bezpiecznie.
Gilan, podobnie jak Halt, zawsze wiedzia, co w danej chwili naley uczyni. Teraz, gdy zda
sobie spraw, e bd zdani tylko na siebie, Will zacz si denerwowa. Gilan wyczu to od

razu i pooy do na ramieniu chopca.


- Przejdmy si kawaek - zaproponowa. Odeszli kilkanacie krokw od obozowiska.
Blaze i Wyrwij popatrzyy na nich z zainteresowaniem rozumnymi oczyma, a potem
zday sobie spraw, e nie s jeszcze potrzebne, tote powrciy do skubania rzadkiej trawy.
- Wiem, e wci nie daje ci spokoju tamto spotkanie z wargalami - Gilan postanowi
mwi bez ogrdek. Will stan jak wryty.
- Halt ci powiedzia, tak? - W jego gosie pobrzmiewaa niepewno. Nie mia pojcia,
jak Halt oceni jego zachowanie w tamtym starciu. Gilan powanie skin gow.
- Oczywicie, e mi powiedzia. Std wiem, Willu, e nie masz si czego wstydzi.
Moesz mi wierzy.
- Ale wiesz, Gilanie, ja wtedy spanikowaem. Zapomniaem wszystkiego, czego si
nauczyem i... Gilan unis do, by powstrzyma potok samooskare.
- Wiem tyle, e dotrzymae im pola. Nie stchrzye - oznajmi stanowczo.
Will niepewnie przestpi z nogi na nog.
- No... pewnie nie. Tylko, e...
- Bae si, ale nie ucieke. Willu, to nie jest tchrzostwo. To wanie jest odwaga.
Ba, najwysza forma odwagi. Czy nie bae si, gdy zabie kalkara?
- Jasne, e si baem - achn si Will. - Ale to byo co innego. Kalkar by
czterdzieci metrw ode mnie i wanie zamierza rzuci si na sir Rodney'a.
- Tymczasem - dokoczy za niego Gilan - wargal by dziesi metrw od ciebie i na
ciebie zamierza si rzuci. Wielka mi rnica.
Will nie by jednak przekonany.
- Tak naprawd ocali mnie Wyrwij - wyzna. Gilan pozwoli sobie na pumiech.
- Moe uwaa, e warto ci ocali. To bystry konik. I cho ani ja, ani Halt nie
moemy si z nim pod tym wzgldem rwna, to take ywimy przekonanie, i masz swoje
zalety.
- Szczerze mwic... waciwie zaczynaem w to wtpi - przyzna Will. Jednak po raz
pierwszy od wielu tygodni poczu, e wraca mu wiara w siebie.
- No to nie zaczynaj! - rzuci ostro Gilan. - Brak wiary w siebie jest jak choroba. Jeli
stracisz panowanie nad nim, twoje wtpliwoci stan si rzeczywistoci. Z tego, co
wydarzyo si podczas starcia z wargalami, musisz wycign wnioski. To dowiadczenie,
ktre powinno ci wzmocni, a nie osabi.
Chopak milcza przez chwil, rozmylajc nad sowami Gilana. Potem wzi gboki
wdech i wyprostowa si.

- No, dobra - mrukn i unis gow. - Na czym polega bdzie moje zadanie?
Gilan spoglda na niego przez duszy czas. Dostrzeg przemian - w postawie
chopca i w tonie jego gosu. Wanie o tak spokojn determinacj mu chodzio.
- Przejmiesz dowodzenie - rzek spokojnie. - W tej chwili nasze posannictwo
przestaje mie racj bytu, wic bdziesz poda w lad za mn do Araluenu, tak prdko, jak
tylko bdziesz mg.
- Do Redmont? - spyta Will, a Gilan pokrci gow.
- Do tej pory caa armia zgromadzi si ju na rwninie Uthal. Tam wanie zdam i
tam zastaniesz Halta. Zanim odjad, przejrzymy mapy i zaplanujemy dla was tras.
- A co z dziewczyn? - spyta Will. - Mam j przywie ze sob, czy kiedy znajdziemy
si ju w Araluenie, zostawi gdzie po drodze w bezpiecznym miejscu?
Gilan zastanowi si przez moment.
- Przywie j ze sob. Krl i jego doradcy mog chcie j przepyta. A znajdzie si
wwczas pord kwiatu rycerstwa Araluenu, wic trudno wyobrazi sobie dla niej
bezpieczniejsze miejsce.
Zamilk na chwil, a potem uzna, e naley podzieli si swymi domysami z Willem.
- Co do niej... jest co jeszcze - zacz.
- Chcesz powiedzie - przerwa Will - e w jej opowieci co si nie zgadza, prawda?
Waha si i przerywa, jakby baa si nam o czym powiedzie. - Przysza mu do gowy nowa
myl i zniy jeszcze gos, cho mwili cicho, a obozowisko byo ju do daleko. - Chyba
nie mylisz, e jest szpiegiem? - spyta z niedowierzaniem.
Gilan potrzsn gow.
- O nie, tego bym si nie obawia. Pamitaj jednak, co powiedziaa. Gdy tylko nas
ujrzaa, wiedziaa, e jestemy zwiadowcami krla. Jake ucieszya si na nasz widok. Zwykli
ludzie nie myl o nas w ten sposb. Zwykli ludzie lkaj si nas. Tylko przedstawiciele szlacheckich rodw darz nas zaufaniem.
Will zmarszczy czoo.
- A wic przypuszczasz... - zawiesi gos. Waciwie nie by pewien, o czym Gilan
mwi.
- Owszem. Przypuszczam, e jest szlachciank, ktra podszywa si pod sw
pokojwk.
- No dobrze, ale skoro widzi zwiadowcw i cieszy si na ich widok, to czemu nam nie
ufa, czemu nie miaaby nam powiedzie, kim tak naprawd jest? To chyba nie ma sensu stwierdzi Will, a Gilan wzruszy ramionami.

- Owszem. Ale moe nie chodzi o to, e nam nie ufa. Moe ma jakie inne powody, by
zatai swoje prawdziwe imi. Myl, e nie powiniene si tym kopota, ale mimo wszystko
dobrze, eby zdawa sobie z tego spraw.
Zawrcili i zaczli i w stron obozowiska.
- Przykro mi, e zostawiam was tak na pastw losu - doda Gilan - ale nie jestecie
tacy znw bezbronni. Masz swj uk i noe, a take Horace'a u boku.
Will rzuci okiem w stron postawnego czeladnika rycerskiego, ktry pogrony by w
wesoej rozmowie z Evanlyn. Odchylia wanie gow i rozemiaa si, a on poczu ukucie
zazdroci. Jednak natychmiast zda sobie spraw, e powinien raczej si cieszy z obecnoci
przyjaciela.
- Jasne. Niele sobie radzi z mieczem, prawda? Gilan zatrzyma go ruchem rki i
popatrzy mu w oczy.
- Suchaj, nigdy mu tego nie powiem, bo nie jest dobrze, by szermierz popada w
zbytnie zadufanie, ale naprawd radzi sobie duo lepiej ni niele. - Znw dotkn ramienia
Willa. - Co nie znaczy, ebycie mieli szuka guza. Wargalowie wci mog tu by, wic
wdrujcie noc, a dniami kryjcie si pord ska.
- Gilan - zagai Will, przypomniawszy sobie o czym, co nie dawao mu spokoju. - Jak
si pozbdziemy tych dwch? - wskaza palcem bandziorw, wci skrpowanych plecami do
siebie, ktrzy usiowali przysn w tej upiornie niewygodnej pozycji i wci budzili si wzajemnie, gdy gowa ktrego z nich opada na piersi.
- Oto jest pytanie - przyzna zwiadowca. - Przypuszczam, e mgbym ich powiesi.
Posiadam odpowiednie uprawnienia. Bez wtpienia usiowali stan na przeszkodzie
poczynaniom posacw krla. A ponadto dopucili si rabunku w czasie wojny. I jedno i
drugie oznacza kar mierci.
Rozejrza si dookoa, po skalistych zboczach.
- Kopot w tym, e nie mog tego zrobi tutaj - doda pgosem.
- Chcesz powiedzie - podj Will, ktremu ten pomys bardzo nie przypad do gustu e twoje uprawnienia, na podstawie ktrych mgby ich powiesi, nie dziaaj poza terenem
krlestwa?
Gilan umiechn si do niego radonie.
- Nad tym si akurat nie zastanawiaem. Chodzio mi gwnie o to, e troch trudno
byoby to zrobi w sytuacji, gdy w promieniu stu kilometrw nie sposb znale drzewa
wyszego ni na metr.
Will odetchn w duchu, zdajc sobie spraw, e Gilan nie planuje przeprowadzenia

okrutnej egzekucji. Jednak umiech szybko znikn z twarzy zwiadowcy.


- Jedno wiem na pewno - nie chc, ebycie znw mieli z nimi kopoty. Tote, dopki
si ich nie pozbdziemy, nie wspominaj ani sowem o mych planach, dobrze?
***
W kocu okazao si, e problem da si cakiem prosto rozwiza. Po pierwsze, Gilan
kaza Horace'owi zama miecz Carneya midzy dwoma kamieniami. Nastpnie cisn
maczug Barta w przepa zionc u skraju drogi. Sycha byo, jak stuka i grzechocze o
kolejne skay, nim wyldowaa na jej dnie.
Kiedy to ju si stao, Gilan kaza obu bandziorom rozebra si do bielizny.
- Tego nie powinna oglda - pouczy Evanlyn. - Zreszt, nie bdzie to adny widok.
Dziewczyna skrya si do namiotu, chichoczc, a obaj mczyni rozebrali si do
obszarpanych gaci. Dreli z zimna.
- Buty te! - nakaza Gilan, a obaj bandyci siedli niezdarnie na kamienistym gruncie i
posusznie zdjli obuwie.
Gilan trci czubkiem buta ich ubrania uoone w stos.
- A teraz zwicie to w jeden porzdny toboek, uyjcie swoich pasw - nakaza i
dopilnowa, by Bart oraz Carney spenili polecenie.
Gdy wszystko byo ju gotowe, przywoa Horace'a i wskaza dwie kupki odziey oraz
stojce obok buty.
- Horace, zechciej posa to wszystko w lad za maczug - poprosi grzecznie.
Horace z radosnym umiechem wykona rozkaz. Bart i Carney prbowali protestowa,
ale zamilkli w p sowa pod lodowatym spojrzeniem Gilana.
- I tak wam si upieko - stwierdzi Gilan chodno. - Jak ju mwiem wczeniej
Willowi, mam prawo was powiesi.
Bart i Carney przezornie nie odezwali si wicej ani sowem, za Gilan kaza
Horace'owi znw ich zwiza.
Byli potulni, nawet nie prbowali si sprzeciwia - i ju po paru minutach znw
siedzieli plecami do siebie, trzsc si jak osiki na mronym wietrze hulajcym pord
wzgrz. Gilan stan nad nimi i przyglda im si przez chwil.
- Narzucie na nich koc - rzek z obrzydzeniem. - To znaczy plandek, kosk.
Will wykona polecenie z umiechem. Oczywicie nie uy plandeki Wyrwija, tylko
tej, ktra naleaa do krpego luzaka.
Gilan zabra si do siodania Blaze'a, przemawiajc jednoczenie do pozostaych

uczestnikw wyprawy przez rami.


- Jad na zwiad do Gwyntaleth. Moe znajdzie si tam kto jeszcze, od kogo dowiem
si, co knuje Morgarath - to mwic, spojrza znaczco na Willa, a Will zrozumia w
mgnieniu oka, e Gilan mwi to, by zmyli bandziorw. Skin nieznacznie gow. Powinienem wrci przed zachodem soca - mwi dalej Gilan gono.
- Nie ukrywam, e licz na co ciepego do jedzenia, kiedy wrc.
Wskoczy zgrabnie na siodo i skin w stron Willa. Pochyli si i wyszepta:
- Zostawcie tych dwch zwizanych i ruszcie w drog o zachodzie soca. Wkrtce si
uwolni, ale potem bd musieli uda si na poszukiwanie butw i odzienia. Bez tego daleko
w grach nie zajd. Dziki temu bdziecie mieli nad nimi dzie przewagi, to powinno wam
wystarczy.
Willowi nie trzeba byo tego powtarza.
- Rozumiem. Wracaj szybko, Gilanie.
Zwiadowca puci do niego oko. Potem jednak zawaha si przez chwil... i podj
decyzj.
_ Willu - szepn. - Czasy s niepewne i nikt z nas nie wie, co si moe zdarzy. By
moe to dobry pomys, eby wyjawi Horace'owi tajne haso Wyrwija.
Will skrzywi si niechtnie. Sowa, ktre zapewniay posuszestwo wiernego
wierzchowca zwiadowcy, byy jednym z najpilniej strzeonych sekretw, wic niechtnie
myla o tym, by zdradzi je komukolwiek, choby i zaufanemu przyjacielowi, takiemu jak
Horace. Widzc jego wahanie, Gilan powtrzy:
- Nie wiadomo, co si moe zdarzy. Kto wie, moe bdziesz ranny albo z jakich
innych przyczyn niezdolny do dziaania... a wwczas, bez hasa, Horace adnym sposobem
nie zdoa nakoni Wyrwija do posuszestwa. To tylko tak, na wszelki wypadek - stwierdzi.
Will zrozumia go ju jednak i rzeczowo skin gow.
- Powiem mu zaraz - obieca. - Uwaaj na siebie, Gilanie.
Wysoki zwiadowca pochyli si i mocno ucisn jego do.
- Jeszcze jedno. Przejmujesz dowdztwo. To znaczy, e tamci dwoje maj ciebie
sucha. Nie daj im do zrozumienia, e wahasz si, e nie jeste pewien siebie. Wierz we
wasne siy, a wwczas i oni w ciebie uwierz.
Da znak Blaze'owi kolanem, gniadosz odwrci si w stron drogi. Gilan unis rk
na poegnanie, pomacha Horace'owi i Evanlyn - i odjecha kusem. Wiatr szybko rozwia
kurz wzniesiony przez koskie kopyta.
A wwczas Will poczu si bardzo may. I bardzo samotny.

ROZDZIA 11
Tej nocy jechali tak prdko, jak tylko si dao, cho tempo podry opnia juczny
konik, ktry zdolny by tylko do spiesznego truchtu.
Znw zaczo pada, przez co wdrwka staa si znacznie bardziej uciliwa. Ulewa
ustaa godzin przed witem i chmury si rozeszy, tote pierwsze promienie wiata na
wschodzie zabarwiy niebo na bladoperowy kolor. Kiedy na dobre zaczo si rozjania,
Will uzna, e pora ju zacz wypatrywa jakiej odpowiedniej kryjwki na dzie.
Horace zauway, e jego przyjaciel si rozglda. - A moe jedmy dalej? zaproponowa. - Konie nie s tak naprawd zmczone, wytrzymaj jeszcze par godzin.
Will zawaha si. Przez ca noc nie spotkali nikogo, nic te nie wskazywao na to, by
w okolicy znajdowali si wargalowie. Tym niemniej nie mia ochoty postpowa wbrew
radom Gilana. Ju nieraz przekona si na wasnej skrze, e starsi zwiadowcy zazwyczaj
wiedz, co mwi, i warto si stosowa do ich sugestii. W kocu problem rozwiza si sam,
bo za kolejnym zakrtem drogi chopak ujrza gszcz krzeww rosncych jakie trzydzieci
metrw dalej. Cho najwysze z krzeww nie mierzyy sobie wicej ni trzy metry, byy
bardzo gste, co gwarantowao oson zarwno przed porywami wiatru jak i niepowoanymi
spojrzeniami.
- Zatrzymamy si tutaj - oznajmi stanowczo Will, wskazujc krzaki. - To pierwsze
znone schronienie, jakie trafio nam si od wielu godzin. Kto wie, kiedy zdarzy si nastpne?
Horace wzruszy lekko ramionami. Nie mia nic przeciwko temu, eby to Will
decydowa o takich rzeczach. Rzuci tylko propozycj, wcale nie prbujc uzurpowa sobie
funkcji, jak Gilan wyznaczy uczniowi zwiadowcy. Horace by w gbi ducha poczciwcem i
odpowiadao mu, e kto inny wydaje rozkazy oraz podejmuje wakie decyzje. Najpierw
jecha. Potem si zatrzyma. Walczy. Jeeli tylko ufa osobie sprawujcej dowodzenie,
chtnie okazywa posuszestwo.
Willowi ufa, a przy tym mia niejasne przekonanie, i jeli kto przeszed szkolenie
zwiadowcy, stawa si przez to inteligentniejszy i tym samym podejmowa trafniejsze
decyzje. Rzecz jasna, mia w tym wzgldzie suszno - przynajmniej w znacznym stopniu.
Gdy zsiedli z koni i przeprowadzili je przez gszcz na polank, Will cicho odetchn z
ulg. Caa noc spdzona w siodle daa mu si we znaki bardziej, ni przypuszcza. Robili
tylko krtkie postoje, wic teraz mia ochot na kilka godzin porzdnego snu. Pomg
Evanlyn zsi z konia - siedziaa wysoko na jukach i zejcie na d byo do trudne. Potem

zabra si do rozpakowywania zapasw ywnoci oraz plandeki, ktra miaa im posuy za


oson przed deszczem.
Evanlyn nie odezwaa si ani sowem, przecigna si tylko, przesza par krokw i
usiada na paskim kamieniu.
Will zmarszczy nieco brwi i rzuci toboek z jedzeniem u jej stp.
- Moesz zaj si przygotowaniem posiku - poleci, troch ostrzejszym tonem, ni
zamierza. Dranio go, e dziewczyna po prostu rozsiada si wygodnie, pozwalajc, by ca
robot zajli si on z Horace'em. Spojrzaa na toboek i rzucia gniewnie:
- Nie jestem godna.
Horace, ktry zabiera si do rozsiodania swojego wierzchowca, przerwa t czynno
i podszed do nich.
- Ja si tym zajm - zaproponowa, by nie dopuci do sporu midzy tymi dwojgiem.
Jednak Will go powstrzyma.
- Nie - rzek. - Chciabym, eby rozpi plandek. Evanlyn moe przygotowa dla nas
jedzenie.
Ich spojrzenia spotkay si. Oboje byli zagniewani, ale Evanlyn po chwili zdaa sobie
spraw, e nie ma racji i spucia wzrok. Wzruszya lekko ramionami i signa po pakunek.
- Skoro to dla ciebie takie wane - mrukna i spytaa: - Czy zgodzisz si, eby Horace
rozpali ognisko? Upora si z tym znacznie szybciej ni ja.
Will zastanowi si przez chwil. Pki znajdowali si jeszcze w Celtii, wola unika
rozpalania ognia. Przecie wanie dlatego podrowali noc, by nikt ich nie dostrzeg.
Byoby absurdem rozpala teraz ognisko, ktrego dym bdzie widoczny z daleka. Istnia
take drugi powd, o ktrym wspomina poprzedniego dnia Gilan.
- Nie ma mowy - owiadczy stanowczo. - Musimy obej si bez ognia.
Evanlyn wciekym gestem cisna toboek z ywnoci na ziemi.
- No nie, znowu zimny posiek! - parskna. Will spojrza na ni spokojnie.
- Jeszcze nie tak dawno byaby zachwycona, mogc zje cokolwiek, co tylko nadaje
si do jedzenia. Na ciepo czy na zimno, bez znaczenia - przypomnia jej. - Posuchaj - doda
spokojniejszym tonem - Gilan ma znacznie wiksze dowiadczenie ni ktrekolwiek z nas, a
on powiedzia, e za wszelk cen powinnimy stara si przemkn niepostrzeenie.
Rozumiesz?
Mrukna co pod nosem. Horace spoglda na nich, wyranie zaniepokojony
rodzcym si konfliktem. Postanowi sprbowa ich pogodzi.
- Mog rozpali malutki ogieniek, tylko taki do gotowania - zaproponowa

pojednawczo. - Jeli rozpalimy go pod krzakami, dym rozproszy si w gaziach i prawie nie
bdzie go wida.
- Chodzi nie tylko o to - wyjani Will, zarzucajc bukak z wod na rami i
wydobywajc uk z sajdaka przytroczonego do sioda. - Gilan powiedzia mi, e wargalowie
maj wyjtkowo czuy zmys powonienia. A jeeli rozpalimy ognisko, zapach dymu bdzie
wyczuwalny jeszcze dugie godziny po zgaszeniu ognia.
Horace skin gow; to by decydujcy argument. Nim ktokolwiek zdy rzec co
wicej, Will powiadomi ich:
- Rozejrz si po okolicy. Sprawdz, czy nie ma gdzie w pobliu wieej wody. A
przy okazji upewni si, czy jestemy tu sami.
Odwrci si, nie zwracajc uwagi na opryskliwe: Akurat. A kto by tu si wczy?,
ktre dziewczyna rzucia przez zby na tyle gono, eby j usysza. Zacz skrada si
pord ska. Starannie zbada obszar wok ich obozowiska, kryjc si jak najstaranniej i
poruszajc bezszelestnie. Halt kiedy pouczy go: Za kadym razem, gdy dokonujesz
rozpoznania terenu, postpuj tak, jakby by przekonany, e w pobliu znajduje si kto, kto
nie powinien ci dostrzec. Nigdy nie zakadaj, e nie ma zagroenia.
Nie natrafi jednak na adne lady wargalw ani Celtw. Znalaz za to may
strumyczek, w ktrym pyna krysztaowo przejrzysta woda. Prd by na tyle bystry, e
sprawiaa wraenie jak najbardziej zdatnej do picia, jednak Will na wszelki wypadek najpierw
jej sprbowa, a stwierdziwszy, i nie jest niczym zanieczyszczona, napeni po brzegi
skrzane bukaki. wiea rdlana woda smakowaa wybornie, zwaszcza e od duszego
czasu musieli zadowala si wod, ktra mocno ju przesza nieprzyjemnym zapachem skry.
Evanlyn i Horace czekali w obozowisku na jego powrt. Evanlyn rozoya na talerzu
kawaki suszonego misa i twarde suchary, ktrymi posilali si zamiast chleba. Ku swemu
zadowoleniu stwierdzi, e na misie uoya kilka korniszonw: kade urozmaicenie mdego
smaku byo mile widziane. Zajadajc, zauway, e na jej talerzu nie byo ani jednego.
- Nie lubisz korniszonw? - spyta z ustami penymi misa i sucharw.
Pokrcia gow, nie patrzc mu w oczy.
- Nie bardzo.
Horace jednak nie zamierza dopuci, by jej powicenie poszo na marne:
- Oddaa ci ostatnie - powiadomi Willa.
Przez chwil Willowi zrobio si gupio. Wanie pochon ostatniego korniszona i
mia go w ustach, wic teraz adn miar nie mg ju nikogo nim poczstowa.
- Aha. Yhm - wymamrota, zdajc sobie spraw, e tym samym uczynia krok do

zgody pomidzy nimi. - Ee... dzikuj ci, Evanlyn.


Potrzsna gow. Will zda sobie spraw, e pewnie gdyby nosia dugie wosy, czyli
gdyby nie bya obcita na chopaka, wygldaoby to znacznie efektowniej.
- Mwiam - powtrzya - e nie przepadam za korniszonami.
Jednak teraz w jej gosie pobrzmiewa jakby cie rozbawienia, zy humor min. Will
umiechn si do niej w odpowiedzi.
- Obejm wart jako pierwszy - zapowiedzia. I umiechn si do Evanlyn jeszcze
raz, eby na pewno wiedziaa, i nie chowa urazy.
- Jeeli obejmiesz take drug wart, moesz sobie zje moje korniszony - powiedzia
Horace i wszyscy rozemiali si. Odtd w ich maym obozowisku zapanowaa swobodna
atmosfera, napicie zniko. Horace i Evanlyn zaczli moci sobie legowiska z kocw,
paszczy oraz zgromadzonych pod nimi suchych lici.
Will wzi manierk z wod i, okryty paszczem, wspi si na jedn z wikszych ska
wznoszcych si w pobliu obozowiska. Uoy si na tyle wygodnie, na ile to byo moliwe.
Mia std dobry widok zarwno na wznoszce si z jednej strony kamieniste wzgrza, jak i na
gstwin krzeww, ktra osaniaa ich od strony drogi.
Pamitajc o naukach Halta, uoy wok siebie kilka kamieni, starajc si, by
wygldao to jak najnaturalniej, dziki czemu mg spoglda pomidzy nimi, nie unoszc
zbyt wysoko gowy. Krci si przez kilka minut, bowiem twarde krawdzie skay uwieray
go niemiosiernie, a potem zrezygnowa. Uzna, e w ten sposb przynajmniej nie unie
podczas warty.
Nasun kaptur paszcza na gow. Gdy przesta si porusza, sprawia wraenie, jakby
wtopi si w to i sta si niemal niewidzialny.
***
Nagle uszu Willa dobieg jaki dwik. Wzmaga si i sab wraz z podmuchami
wiatru. Gdy wiao bardziej, odgos stawa si wyraniejszy. Chwilami jednak zupenie
zanika, tote z pocztku wydawao mu si, e to urojenia umysu, wyczerpanego po
nieprzespanej nocy.
Jednak dwik rozleg si znowu. Niski, rytmiczny odgos. Jakby szmer gosw, ale
niepodobnych do jakiegokolwiek ludzkiego gosu, ktry kiedykolwiek sysza.
Przez chwil wydao mu si, e brzmi on troch jak piew, jednak gdy wiatr powia
mocniej i Will dosysza w dwik wyraniej, uwiadomi sobie, e nie, bo nie byo w nim
adnej melodii. Tylko rytm. Stay, niezmienny rytm.

Wiatr ucich znw, a odgos wraz z nim. Will poczu, e ciarki przechodz mu po
plecach. W tym odgosie byo co nienaturalnego. Gronego. Czu to caym sob.
I znw! Teraz ju wiedzia: wiele niskich gosw naraz, ktre skanduj co rytmicznie,
unisono.
Wiatr wia z poudniowego zachodu, a wic dwik musia dochodzi z tego odcinka
drogi, ktry ju przebyli. Unis si lekko i bardzo ostronie przysoni oczy doni,
spogldajc w tamtym kierunku. Ze swego stanowiska mia widok na mniej wicej
kilometrowy odcinek gocica, znikajcego od czasu do czasu za jakim wzgrzem lub ska.
Nigdzie nie zauway najmniejszego nawet ladu ruchu.
Szybko zsun si na d, by obudzi pozostaych.
***
Tajemnicze odgosy rozlegay si coraz bliej. Nie milky ju, gdy zamiera wiatr.
Will, Horace i Evanlyn przycupnli w krzakach, nasuchujc owych gosw z niepokojem.
- Moe powinnicie si troch cofn - stwierdzi Will. Wiedzia, e on sam, ukryty
pod paszczem i z twarz ocienion kapturem jest praktycznie niewidoczny, natomiast stroje
towarzyszy nie maskoway ich tak dobrze. Oboje cofnli si co prdzej i bez sowa sprzeciwu,
zaszywajc si gbiej w gstwinie. Horace by zaniepokojony, ale i zarazem zaciekawiony.
Natomiast Evanlyn a poblada ze strachu.
Ju przedtem Will pospiesznie zwin obozowisko, zacierajc wszystkie lady ich
pobytu na wypadek, gdyby nadcigajcy waciciele gosw wysali stra przedni, ktra
sprawdzaaby rwnie pobocze gocica. Konie odprowadzili dalej, ukrywajc je dobre sto
metrw od drogi, pord ska. Tam te pozostawili swoje bagae. Potem we trjk ukryli si
w krzakach, tak jednak, by mie widok na drog.
- Kto to taki? - szepn niemal bezgonie Horace, gdy nieznany dwik sta si
jeszcze doniolejszy. Wedug oceny Willa dochodzi ju zza zakrtu, ktry znajdowa si
zaledwie kilkadziesit metrw od nich.
- Nie wiesz? - odpowiedziaa Evanlyn szeptem drcym z przeraenia. - To
wargalowie.

ROZDZIA 12
Will i Horace popatrzyli na ni ze zdumieniem. - Wargalowie? Skd wiesz? - zdziwi
si Will. - Ju ich syszaam - wyjania, przygryzajc warg. - Wydaj taki odgos, kiedy
maszeruj.
Will zastanowi si. Czterej wargalowie, ktrych tropi razem z Haltem,
przemieszczali si w milczeniu, ale w kocu nic dziwnego, bo przecie podali ladem swojej ofiary. Ktem oka Will dostrzeg ruch na drodze. - Na d! - sykn natychmiast. - Twarz
do ziemi! Horace i Evanlyn natychmiast opucili gowy. Will nasun kaptur gbiej na twarz,
przytrzymujc jego poy przedramieniem, tak e odsonite pozostay tylko jego oczy.
w odgos, jak si teraz przekona, by czym w rodzaju nieustajcej komendy
wyznaczajcej rytm krokw wargalw. Tak samo jak sierant, ktry pokrzykuje lewa,
lewa!, by oddzia piechoty szed w nog. Naliczy ich okoo trzydziestki. Rose, ociae
postacie, ubrane w cikie, poyskujce metalem kaftany i pludry z jakiego grubego
materiau. Biegli miarowym truchtem, wydobywajc z siebie gardowy pomruk bez sw - a
waciwie, jak zda sobie wanie spraw, byy to tylko miarowe postkiwania.
Byli uzbrojeni po zby w krtkie miecze, maczugi i topory bojowe gotowe do
natychmiastowego uycia.
Pki co nie by jeszcze w stanie dostrzec ich rysw. Biegli w dwch rzdach, koyszc
si miarowo na boki. W nastpnej chwili zorientowa si, e prowadz midzy sob
winiw.
Teraz, gdy zbliyli si, dostrzeg take, i pojmani - byo ich kilkunastu - saniali si i
potykali, nie bdc w stanie dotrzyma kroku biegncym wargalom. To z pewnoci byli
Celtowie. Grnicy, sdzc po skrzanych fartuchach i charakterystycznych czapkach na gowach. Wida byo, e s skrajnie wyczerpani, za wargalowie poganiali ich za pomoc
krtkich pejczy.
Skandowanie rozlego si goniej.
- Co si dzieje? - spyta szeptem Horace, a Will w tej chwili mia ochot go udusi.
- Cisza! - sykn. - Ani sowa!
Wargalowie zbliyli si tymczasem na tyle, e wida ju byo ich twarze, a raczej
pyski. Willa przeszed dreszcz, gdy przyjrza si lepiej potnym uchwom i grubym, dugim
nosom przypominajcym wiskie ryje. Oczka war galw byy mae i poyskiway dzik
wciekoci, gdy chostali biczami nieszczsnych Celtw. Gdy jeden z nich warkn co do

winia, ktry si potkn, Will dostrzeg przez krtk chwil te ky. Poczu nieodpart
ch, by skuli si jeszcze bardziej i przypa do ziemi, ale zdawa sobie spraw, e przy
najmniejszym poruszeniu moe zosta zauwaony. Musia zaufa maskowaniu, jakie zapewnia mu paszcz. Mia te ochot zamkn oczy, by nie spoglda na paszcze tych bestii, ale
jako nie mg si na to zdoby. Zafascynowany, ze zgroz przyglda si straszliwym
stworom, ktre wci pomrukujc miarowo, przebiegay obok jego kryjwki.
Celtycki grnik nie mg straci rwnowagi w mniej fortunnym miejscu.
Gdy jeden z wargalw chosn go pejczem, potkn si, zachwia, a potem run na
drog, pocigajc za sob towarzyszy niedoli. Will zorientowa si teraz, e wszyscy
winiowie s powizani razem grubym rzemieniem z surowej skry.
Kolumna zatrzymaa si, zapanowao zamieszanie, a miarowe pomruki umilky.
Zamiast nich rozlego si gniewne powarkiwanie i chrapliwe okrzyki wargalw. Obaj
winiowie, ktrych tamten przewrci, dwignli si z trudem na nogi pod gradem razw
zadawanych im przez oprawcw. Grnik, ktry upad pierwszy, lea nieruchomo, cho jeden
z wargalw siek go wciekle batem.
Po chwili przyczy si do niego drugi, ktry zacz tuc nieszcznika cikim
drzewcem okutej stal wczni. Grnik jednak nawet si nie poruszy. Przygldajcy si temu
wszystkiemu Will z przeraeniem zrozumia, e ten czowiek nie yje. W kocu pojli to i
wargalowie. Pada jaka niezrozumiaa komenda, wydana przez ktrego z nich - z pewnoci
dowdc. Dopiero wtedy tamci dwaj przestali pastwi si nad zwokami i przecili wizy
czce nieszcznika z pozostaymi. Potem ujli bezwadne ciao za rce i nogi, by cisn je
w zarola, w ktrych kry si Will i jego towarzysze.
Ciao upado z trzaskiem, amic gazie i w tej samej chwili Evanlyn wydaa cichy
okrzyk przeraenia. Stumia go niemal natychmiast, waciwie gdy tylko si rozleg... ale
jednak o sekund za pno.
Przywdca wargalw jakby co dosysza. Odwrci si i wpatrywa teraz w miejsce,
gdzie leay zwoki, podejrzewajc, e dwik w wyda nieszczsny grnik. Zapewne
przyszo mu na myl, e biedak tylko udawa trupa - w rozpaczliwej prbie ucieczki. Pad
kolejny rozkaz i wargal z wczni podszed do nieboszczyka, stan nad nim i dgn
niedbale grotem nieruchome zwoki.
Nie uspokoio to jednak w peni podejrze dowdcy. Przez dug chwil wpatrywa
si w krzaki i to dokadnie w to miejsce, gdzie lea ukryty Will. Chopak nagle zda sobie
spraw, e patrzy prosto we wcieke czerwone oczka dzikiej bestii. Mia ochot spuci
wzrok, bo wydawao mu si, e stwr go widzi. Jednak szkolenie, jakie przeszed u Halta w

cigu minionego roku, nie poszo na marne. Wiedzia, e gdy spuci wzrok, moe to spowodowa nieznaczny ruch gowy. Tymczasem podstaw, jeli chodzi o krycie si, nie s
wcale czarodziejskie waciwoci paszcza, jak zdaje si wielu ludziom, lecz umiejtno
zachowania absolutnego bezruchu przez osob pod nim schowan.
A wic wytajc ca sw wol, Will nawet nie drgn, patrzc na wargala. Zascho
mu w ustach. Serce bio mu chyba dwukrotnie szybciej ni zwykle. Sysza chrapliwy, ciki
oddech potnego stwora i widzia, jak jego nozdrza poruszaj si lekko, prbujc wyczu
jakie podejrzane zapachy niesione przez wiatr.
Odwrci si wreszcie... a potem gwatownym ruchem cofn i znw spojrza w to
samo miejsce. Na szczcie Will doskonale zna t star sztuczk. Nadal tkwi w cakowitym
bezruchu. Wreszcie wargal stkn gardowo, a potem rzuci rozkaz swojemu oddziaowi.
Znw rozleg si tupot stp i miarowy pomruk. Ruszyli dalej, zostawiajc ciao
martwego grnika przy drodze.
Gdy odgos sta si cichszy i wargalowie znikli za kolejnym zakrtem gocica, Will
poczu, e lecy za nim Horace drgn.
- Nie ruszaj si! - szepn. Zawsze istniaa moliwo, e za oddziaem wargalw
poda zamiatacz - penicy rol bezgonie poruszajcej si stray tylnej, ktrego
zadaniem byo przyapanie kogo, kto mgby sdzi, e niebezpieczestwo ju mino.
Zmusi si, by doliczy powoli do stu, nim pozwoli towarzyszom wycofa si gbiej
w krzaki, gdzie mogli wreszcie rozprostowa zdrtwiae koczyny.
Da znak Horace'owi, eby zaprowadzi Evanlyn do obozowiska, a sam ostronie
zbliy si ku skrajowi drogi, by na wszelki wypadek przyjrze si z bliska Celtowi. Tak jak
przypuszcza, grnik by martwy. lady na jego ciele wiadczyy o tym, e bito go
wielokrotnie w cigu minionych kilku dni. Na twarzy mia siniaki i krwawe prgi od bicza.
Will nie mg ju nic dla niego zrobi, tote pozostawi go tam, gdzie cisnli
nieszcznika wargalowie, po czym wrci do swych towarzyszy.
Evanlyn pakaa. Gdy si zbliy, podniosa na niego oczy. Jej policzki zalane byy
zami, a ramiona dray od szlochu. Horace sta obok z bezradnym wyrazem twarzy, nie
wiedzc, co pocz z rkami.
- Przepraszam - wychlipaa wreszcie z trudem Evanlyn. - To ten... ten ich piew... te
gosy... Od razu przypomniao mi si, jak...
- Ju dobrze, dobrze - rzek Will uspokajajcym tonem. - Dobry Boe, to naprawd
straszliwe stworzenia! - doda i potrzsn gow. Horace raz czy dwa przekn lin. Nie
widzia wargalw. Przez cay czas lea z twarz przycinit mocno do piachu. Willowi

przyszo do gowy, e pewnie byo to rwnie okropne przeycie, cho w troch inny sposb.
- Jak oni wygldaj? - spyta cicho Horace. Will znw pokrci gow. Prawie nie
sposb byo ich opisa.
- Jak bestie - odpar. - Jak niedwiedzie... albo raczej jak skrzyowanie niedwiedzia i
psa. Poruszaj si jednak w postawie wyprostowanej, jak ludzie.
Evanlyn znw si rozpakaa.
- S straszni! - wyszlochaa. - Potworne, obmierze stwory. O Boe, mam nadziej, e
ju nigdy ich nie zobacz!
Will podszed do niej i niezgrabnie dotkn jej ramienia.
- Ju odeszli - rzek cicho, jakby uspokaja mae dziecko. - Odeszli i nic nie mog ci
zrobi.
Wzia gboki wdech, eby zapanowa nad sob. Po chwili popatrzya na niego z
bladym umiechem na twarzy. Uniosa do i pooya j na jego rce, czerpic pociech z jej
ciepa i samego dotyku.
Stali tak przez dusz chwil, a Will zastanawia si, jak ma im wyjawi, co
postanowi uczyni.

ROZDZIA 13
Chcesz jecha za nimi?
Horace spoglda w osupieniu na drobn posta przyjaciela. Nie wierzy wasnym
uszom. Will nie odezwa si, wic Horace sprbowa znw:
- Willu, wanie dobre p godziny krylimy si w krzakach, modlc si, eby te
poczwary nas nie wypatrzyy. A teraz chcesz jecha za nimi i da im jeszcze jedn szans?
Will rozejrza si, eby upewni si, e Evanlyn znajduje si poza zasigiem ich
gosw. Nie chcia niepotrzebnie straszy dziewczyny.
- Mw ciszej - napomnia Horace'a, wic jego przyjaciel zniy gos, jednak
przemawia nadal tak samo arliwie:
- Ale po co? - dopytywa si. - Co to da?
Will przestpi nerwowo z nogi na nog. Szczerze mwic, jego samego myl o
podeniu ladem wargalw napawaa przeraeniem. Czu, e serce nadal bije mu szybko,
wci znacznie prdzej ni zwykle. Byy to straszliwe stwory, cakiem pozbawione
jakichkolwiek odruchw litoci czy wspczucia, czego dobitnie dowodzi los zgotowany
winiowi. A jednak by przekonany, e nie wolno przepuci takiej okazji.
- Suchaj - rzek pgosem. - Halt zawsze powtarza mi, e rwnie wane jak wiedza o
poczynaniach przeciwnika jest zrozumienie, dlaczego zachowuje si on tak, a nie inaczej.
Czasem to nawet waniejsze.
Horace uparcie pokrci gow.
- Nie pojmuj - wyzna. W jego mniemaniu pomys Willa by zupenym szalestwem,
a w dodatku przejawem nieodpowiedzialnego i karygodnego ryzykanctwa.
Tak naprawd Will te nie mia cakowitej pewnoci, czy postpuje susznie. Pamita
jednak wygoszone przez Gilana na poegnanie sowa o tym, by nie dawa po sobie pozna,
e si waha - a wszystko, czego nauczy si od Halta, mwio mu, e powinien wykorzysta
sytuacj.
- Wiemy, e wargalowie wyapuj celtyckich grnikw i dokd ich prowadz wyjani. - Wiemy te, e Morgarath nie robi niczego bez powodu. To moe by szansa, by
dowiedzie si, co knuje.
Horace wzruszy ramionami.
- Potrzeba mu niewolnikw - stwierdzi, ale Willowi to nie wystarczao.
- Ale po co? I dlaczego tylko grnikw? Evanlyn mwia przecie, e interesuj go

jedynie grnicy. Dlaczego? Nie rozumiesz? - nalega, zmuszajc przyjaciela do wysiku


umysowego. - To moe by bardzo wane. A Halt mwi, e o przebiegu wojny czsto
decyduje jaka z pozoru nieistotna informacja.
Horace zastanowi si przez chwil. Musia przemyle sowa przyjaciela. W kocu z
wolna kiwn gow.
- Zgoda - przyzna. - Chyba jednak masz racj. Horace nie myla szczeglnie szybko.
Myla jednak metodycznie i - na swj wasny sposb - logicznie. Will od razu zrozumia, e
trzeba ledzi wargalw. Horace musia do tego doj powoli i mozolnie. Jednak teraz, kiedy
ju wszystko zrozumia, zda sobie spraw, e Willem nie powodowaa jaka nierozumna,
awanturnicza zachcianka. Przyszy rycerz by ju przekonany.
- No dobrze, skoro mamy za nimi jecha, to pora nam w drog - stwierdzi. Teraz Will
by cakowicie zaskoczony.
- Nam? - powtrzy. - Jakim znowu nam? Tylko ja pojad za nimi. Twoim zadaniem
bdzie odwie bezpiecznie Evanlyn do kraju.
- Bo niby kto mi kae? - spyta Horace, troch wyzywajcym tonem. - Moje zadanie,
ktre wyznaczy mi Gilan, polega na tym, eby towarzyszy ci oraz pilnowa, eby nie
wpakowa si w jakie kopoty.
- Jeeli takie masz rozkazy, to ja je zmieniam - oznajmi Will. Jednak tym razem
Horace rozemia mu si w nos.
- A to niby jakim prawem? - rzuci kpico. - Nie moesz zmieni obowizujcych
mnie rozkazw. Gilan je wyda, a on jest od ciebie starszy rang.
- A co z dziewczyn? - przypomnia mu Will. Horace zastanawia si przez chwil.
- Damy jej zapas jedzenia i jucznego konia - zaproponowa. - Moe przecie wrci
sama.
- Co za galanteria z twojej strony - zakpi Will. Horace potrzsn tylko gow,
bowiem nie mia zamiaru da si wcign w ktni na ten temat.
- Sam mwie, e to wane jak wszyscy diabli - powiedzia. - Ot obawiam si, e
niestety masz racj. Tote Evanlyn po prostu bdzie musiaa zda si na los szczcia, tak
samo zreszt jak i my. Poza tym jestemy ju blisko granicy, jeszcze jedna noc i nasza
towarzyszka przekroczy granic Celtii.
W istocie rzeczy Horace'owi wcale nie umiechaa si myl o pozostawieniu Evanlyn
jej wasnemu losowi. Poza wszystkim polubi dziewczyn. Bya bystra, dowcipna i w ogle
dobrze si czu w jej towarzystwie. Jednak w Szkole Rycerskiej wpojono mu silne poczucie
obowizku, wobec ktrego wszystko inne musiao zosta odsunite na dalszy plan.

Will nie da jeszcze za wygran:


- Bez ciebie mog porusza si znacznie szybciej - stwierdzi, ale Horace tylko
machn rk.
- No i co z tego? Nigdzie nam si nie spieszy. Mamy konie, a wargalowie poruszaj
si pieszo. Bez trudu dotrzymamy im kroku, zwaszcza e musz wlec za sob winiw.
Waciwie to byo dla niego nowe, cakiem mie dowiadczenie: spiera si z Willem i
pokonywa go za pomoc jego wasnej broni, czyli racjonalnych argumentw. Przedtem
nigdy mu si to nie udawao. By moe - pomyla Horace - nieco czasu spdzonego w towarzystwie zwiadowcw przynioso wicej poytku jego szarym komrkom, ni si mogo
wydawa?
- Pomyl jeszcze o jednym - doda. - Co bdzie, jeeli natrafimy na co naprawd
wanego? Moe trzeba bdzie nadal ich ledzi, a kto bdzie musia zanie wiadomo
baronowi? Jeeli bdzie nas dwch, bdziemy mogli si rozdzieli. Ja wrc z wieciami, a ty
bdziesz poda tropem wargalw.
Will musia przyzna, e argumenty Horace'a byy trudne do zbicia. Teraz, kiedy si
nad tym zastanowi, przyszo mu do gowy, e moe rzeczywicie lepiej bdzie, jeli wyrusz
we dwjk.
- No dobrze - rzek wreszcie. - Tylko jako musimy powiedzie o tym Evanlyn.
- Co musicie mi powiedzie? - spytaa dziewczyna. Byli tak pogreni w dyskusji, e
aden z nich nie zauway, jak do nich podesza. Popatrzyli po sobie, zakopotani.
- No... wiesz, Will ma taki pomys... - zacz Horace i urwa, spogldajc na
przyjaciela w nadziei, e ten bdzie potrafi lepiej si wysowi. Jednak okazao si to
niepotrzebne.
- Chcecie pj za wargalami - byo to raczej stwierdzenie ni pytanie. Obaj chopcy
znw spojrzeli po sobie.
- Podsuchiwaa! - oskary j Will. Potrzsna gow.
- Nie. Przecie to chyba oczywiste, nie sdzicie? To nasza jedyna szansa, eby
dowiedzie si, co knuj i dlaczego porywaj grnikw.
- Nasza jedyna szansa? - spyta. - Co za nasza? Co chcesz przez to powiedzie?
Evanlyn uniosa brwi.
- To jasne, e jeeli wy pjdziecie ladem wargalw, ja udam si razem z wami. Nie
zostawicie mnie samej na tym pustkowiu.
- Ale... - zacz Horace. Dziewczyna popatrzya na niego spokojnie. - To s
wargalowie - dokoczy.

- Nie umkno to mojej uwadze.


Horace rozoy bezradnie rce i popatrzy na Willa. Ucze zwiadowcy powtrzy jego
gest, wic Horace sprbowa znw:
- To bdzie niebezpieczne, a ty ju...
Zawaha si. Nie chcia jej przypomina, jak wielkie wraenie zrobili na niej
wargalowie i jak bardzo ich si boi. Evanlyn zrozumiaa, co Horace ma na myli i umiechna si z gorycz.
- Posuchaj, boj si tych stworw, to prawda. O ile jednak dobrze rozumiem, chcecie
i za nimi, a nie przyczy si do nich.
- No... w sumie tak - przyzna Will. Zwrcia teraz na niego spokojne spojrzenie
swych zielonych oczu.
- Robi tyle haasu, e nie ma obawy, ebymy si do nich za bardzo zbliyli stwierdzia. - A przy tym moe uda nam si przy okazji jako popsu ich plany.
Will musia przyzna, e Evanlyn mu zaimponowaa. Naprawd miaa wszelkie dane
po temu, eby lka si wargalw, o wiele bardziej ni on czy Horace. A jednak gotowa bya
odoy na bok swj strach, jeli moga w ten sposb pokrzyowa plany Morgaratha.
- Jeste pewna swej decyzji? - spyta.
- Nie. Wcale nie jestem pewna. Sabo mi si robi na myl, e miaabym znw usysze
piewk tych stworw. Ale jeszcze mniejsz ochot mam zosta tutaj sama.
- Nie chcielimy ci zostawi... - zaprotestowa Horace.
- A co zamierzalicie zrobi? - spytaa i umiechna si, by nie zabrzmiao to zbyt
napastliwie. Zawaha si.
- No tak, chyba chcielimy - przyzna.
- No wanie - stwierdzia. - Skoro mam do wyboru ryzyko, e mog natrafi albo na
kolejny oddzia wargalw, albo na bandytw lub te poda ladami tych bestii w waszym
towarzystwie, to wybieram drugie wyjcie.
- Zdajesz sobie spraw, e znajdujemy si zaledwie o dzie drogi od granicy przypomnia jej Will. - Kiedy znajdziesz si w Araluenie, bdziesz wzgldnie bezpieczna.
Ona jednak stanowczo pokrcia gow.
- Znacznie bezpieczniej czuj si z wami - zapewnia. - A zreszt moe to i lepiej,
ebycie mieli ze sob jeszcze kogo. Choby po to, eby peni wart w nocy. W ten sposb
zapiecie nieco wicej snu.
- I to s pierwsze rozsdne sowa, jakie od ciebie dzi usyszaem - stwierdzi Horace.
I on, i Will zrozumieli, e dziewczyna podja decyzj. Obaj te jakim sposobem pojli, e

skoro Evanlyn raz co sobie postanowi, nie istnieje adna sia, ktra byaby zdolna j od tego
odwie.
- To co - spytaa - bdziemy tak tu sta cay dzie i sobie gawdzi? Wargalowie
oddalaj si w szybkim tempie.
Odwrcia si na picie i ruszya w stron miejsca, gdzie ukryli konie.

ROZDZIA 14
Okazao si, e ledzi wargalw jest jeszcze atwiej, ni sdzia Evanlyn. Mao
rozumni, zdolni do skupienia si na jednym zadaniu, wiedzieli, e maj sprowadzi celtyckich
grnikw do wyznaczonego miejsca. W tej okolicy nie musieli obawia si niczego. Nie byo
ywej duszy, ktra mogaby ich zaatakowa. Wszyscy tubylcy uciekli ju dawno na poudnie.
Nie wystawiali wic stray przedniej ani ariergardy zamiataczy. Wydawany przez nich
dwik, cho brzmia zowieszczo, maskowa jednoczenie wszelkie odgosy, ktrymi
mogliby si nieopatrznie zdradzi podajcy za nimi Will, Horace i Evanlyn.
Wargalowie rozbijali obozowiska tam, gdzie akurat zaskoczya ich noc. Grnicy
pozostawali wwczas sptani pod nadzorem czuwajcych stranikw, podczas gdy reszta
stworw spaa.
Drugiego dnia rankiem Will zacz ju si orientowa, dokd zmierzaj wargalowie.
Jecha jakie trzydzieci metrw przed swymi towarzyszami, liczc, e w razie czego Wyrwij
ostrzee go przed czyhajcym niebezpieczestwem. Teraz zwolni, czekajc, a Horace i
Evanlyn zrwnaj si z nim.
- Wyglda na to, e kierujemy si w stron Rozpadliny - stwierdzi - cho nie mam
pojcia, w jakim celu.
Mona ju byo dostrzec wznoszce si w oddali urwiska, ktre pitrzyy si nad
potn przepaci. Celtia bya krajem grzystym, ale kraina Morgaratha wznosia si jeszcze
o kilkaset metrw wyej.
- Nie zazdroszcz komu, kto musia pokonywa t przepa przy pomocy lin i drabin
- wzdrygn si Horace.
- Pewnie - zgodzi si Will. - Zreszt tak czy inaczej musieli wyszuka jakie pki
skalne, inaczej by sobie nie poradzili. A podobno jest ich bardzo niewiele, w wikszoci
gadkie skalne ciany opadaj prosto w d.
- A jednak Morgarath tego dokona - przyczya si do rozmowy Evanlyn. - Moe
zamierza napa Araluen w ten sam sposb.
Horace cign wodze swojego konia, by zastanowi si nad jej sowami. Will i
Evanlyn zatrzymali si obok niego. Przygryza przez chwil usta, przypominajc sobie lekcje
wbite mu do gowy przez instruktorw sir Rodneya. Potrzsn gow.
- To nie to samo - oznajmi w kocu. - Atak na Celti nosi charakter raczej wypadu
ni prawdziwej inwazji. Morgarath nie potrzebowa wicej ni piciuset wojownikw, ktrzy

mogli przy tym sami nie cay ekwipunek. Tymczasem eby zaatakowa Araluen, bdzie potrzebowa regularnej armii, ktrej nie da si spuci na linach po urwisku. Do tego nie
wystarcz drabiny czy mosty ze sznura.
Will obserwowa go z zainteresowaniem. Od tej strony jeszcze Horace'a nie zna.
Najwyraniej w cigu ostatnich siedmiu czy omiu miesicy Horace nauczy si czego
wicej ni tylko fechtunku.
- A moe? Jeli miaby na to do czasu... - zaoponowa.
Ale tym razem Horace ju stanowczo pokrci gow.
- Ludzi, czy w tym wypadku wargalw, mona w ten sposb przerzuci. Owszem.
Jeli ma si do dyspozycji naprawd sporo czasu, mona cakiem znacznymi siami
przekroczy Rozpadlin. Co prawda, im duej by to trwao, tym wiksze ryzyko, e sprawa
si wyda. Jednak regularna armia potrzebuje caej masy rnego ekwipunku - cikiej broni,
wozw z prowiantem i wyposaeniem, zapasowej broni i polowych kuni, w ktrych si t
bro naprawia. Do cignicia wozw potrzebne s konie i woy. Tego wszystkiego nie da si
tak po prostu opuci na linach. A tym bardziej wcign na drug stron. To po prostu
niewykonalne. Sir Kare powiada, e...
Popatrzy na towarzyszy, ktrzy spogldali na niego z wyranym szacunkiem i
zaczerwieni si.
- Przepraszam, nie chciaem tak si wymdrza - mrukn pod nosem i spi konia.
Jednak Will ruszy zaraz za nim. By pod wraeniem, nie zdawa sobie bowiem
sprawy ze wszystkich uwarunkowa.
- Co ty? - zagai. - Mwisz do rzeczy.
- Wci jednak nie znamy odpowiedzi na pytanie, co takiego Morgarath knuje przypomniaa Evanlyn.
- Pewnie wkrtce si tego dowiemy. - Will wzruszy ramionami i popdzi Wyrwija,
by znw zaj pozycj na przedzie.
***
Dowiedzieli si ju nastpnego dnia wieczorem.
Tak jak poprzednio, pierwsz oznak byy odgosy: stukot motkw uderzajcych w
ska i drewno. Potem, gdy zbliyli si nieco, usyszeli co jeszcze: rozlegajce si cay czas,
cho nieregularnie, charakterystyczne trzaskanie. Will da znak pozostaym, by si zatrzymali,
sam za zsiad z konia i zakrad si ostronie skrajem drogi do ostatniego zakrtu.
Okryty paszczem, przesuwajc si niepostrzeenie od jednej plamy cienia do drugiej,

zszed z drogi i skierowa si na przeaj ku wzniesieniu, z ktrego mia widok na kolejny


odcinek gocica. Niemal od razu ujrza grn cz solidnej drewnianej budowli, ktr tam
wznoszono: skadaa si z czterech drewnianych wie, poczonych ze sob grubymi linami i
rusztowaniem z belek. Serce zabio mu mocniej, wiedzia ju bowiem, na co patrzy. Podszed
jednak bliej, by si upewni.
Tak, to byo to, czego si obawia. Potny drewniany most by ju waciwie na
ukoczeniu. Po drugiej stronie Rozpadliny Morgarath odkry jedn z nielicznych skalnych
pek, w dodatku pooon niemal na tym samym poziomie, co krawd urwiska po stronie
Celtii. Naturalny wystp skalny zosta poszerzony na tyle, e mona byo rozpocz budow.
Dwie wiee wznosiy si po tamtej stronie, dwie pozostae po stronie Celtii, a na potnych
linach zwisaa drewniana konstrukcja, po ktrej nad oszaamiajc gbi Rozpadliny przej
mogo obok siebie nawet szeciu ludzi.
Pojmani przez wargalw Celtowie, uwijali si przy pracy, stukajc motkami i piujc
belki. Odgosom tym towarzyszyo trzaskanie batw, ktrymi posugiwali si wargalowie nadzorcy.
Z drugiej strony Rozpadliny dochodzi stukot kilofw. Dobywa si z ujcia tunelu
otwierajcego si w skalnej cianie. Waciwie bya to tylko szczelina w urwisku, nieco tylko
szersza ni rozpito mskich ramion - jednak na jego oczach celtyccy winiowie kuli
zapamitale u wyjcia, upic tward ska, poszerzajc i powikszajc niewielki otwr.
Will popatrzy wyej, badajc skalne urwisko, wznoszce si po drugiej stronie. Nie
byo na nim wida lin ani drabin prowadzcych na d, tote doszed do wniosku, e
wargalowie i ich winiowie musz przechodzi tym wanie tunelem.
Oddzia, ktrego ladami podali, zmierza nad Rozpadlin. Pierwszych pitnacie
metrw mostu byo jeszcze niegotowe, przeby Rozpadlin mona byo tylko po
prowizorycznym chodniku z belek, tak wskim, e skuci parami Celtowie z trudem si na nim
miecili. Jednak byli przyzwyczajeni do oszaamiajcych wysokoci oraz przej, ktre
kadego innego przyprawiyby o zawrt gowy. Przeprawa odbywaa si bez adnych
incydentw.
Mody zwiadowca uzna, e dowiedzia si ju dostatecznie wiele. Czas wraca.
Wycofa si pod oson ska, a potem, zginajc si niemal wp, pobieg z powrotem do
oczekujcych towarzyszy.
Gdy by ju przy nich, opad ciko na ziemi, opierajc si o kamie. Napicie
ostatnich dwch dni zaczo dawa o sobie zna, nie mwic ju o wyczerpujcej
odpowiedzialnoci, z jak wizaa si funkcja dowdcy. By nawet troch zaskoczony, zdajc

sobie spraw, e jest po prostu fizycznie zmczony. Nie mia dotd pojcia, e psychiczne
obcienie moe tak bardzo wyczerpa jego siy.
- No i co tam si dzieje? Widziae co? - spyta Horace. Will podnis na niego
zmczony wzrok.
- Widziaem. Widziaem most - odpowiedzia. - Buduj ogromny most.
Horace zmarszczy brwi, nic nie rozumiejc.
- Po co Morgarath miaby budowa most?
- To bardzo duy most, ju mwiem. Na tyle wielki, e mona przeprowadzi po nim
ca armi. Sam dopiero co mwie, e Morgarath nie bdzie w stanie przerzuci regularnej
armii z caym wyposaeniem przez urwiska i Rozpadlin, a tymczasem on ju od dawna buduje most, ktry mu to umoliwi.
Evanlyn wyrwaa zwisajc luno nitk ze swojej kurtki.
- Do tego wanie potrzebowa Celtw - zauwaya. Gdy obaj chopcy popatrzyli na
ni, dodaa: - Syn z tego, e s wymienitymi budowniczymi. Wargalom brakuje takich
umiejtnoci, nigdy nie byliby w stanie niczego zbudowa.
- No tak, grnicy! - uwiadomi sobie Will. - Nie powiedziaem wam jeszcze, e dr
tam rwnie tunel. Widziaem wsk szczelin, jakby ujcie jaskini, ktre poszerzaj.
- Dokd prowadzi? - zainteresowa si Horace, a Will wzruszy ramionami.
- Nie wiem. Chyba powinnimy to sprawdzi. Bd co bd, paskowy znajduje si
kilkaset stp ponad tym miejscem. Jednak musi by jakie dojcie do mostu, a ja nie
widziaem tam ani lin, ani drabin.
Horace wsta i zaczaj si powoli przechadza tam i z powrotem, zastanawiajc si nad
kadym sowem, ktre pado z ust przyjaciela. Po jego twarzy wida byo, e wyta umys.
- Nie rozumiem tego - owiadczy wreszcie.
- Horace, tu nie ma czego rozumie - stwierdzi Will, moe odrobink zbyt
opryskliwym tonem. - Przez Rozpadlin przerzucono most wielki jak wszyscy diabli. Na tyle
duy, e Morgarath i wszyscy jego wargalowie, a take wozy, kunie polowe, woy, konie
oraz ciotka z wujem mog przej po nim bez najmniejszego trudu.
Horace odczeka, a Will skoczy sw tyrad. Pochyli gow na bok.
- Mog co powiedzie? - spyta dobrodusznie, a Will zawstydzi si, bo rzeczywicie
troch przesadzi i da zna przepraszajcym gestem Horace'owi, by mwi dalej. - Ot, nie
rozumiem dlaczego - cign Horace, powoli i wyranie - o tym mocie nie byo ani sowa
wzmianki w planach, ktre przechwycilicie z Haltem.
Evanlyn zainteresowaa si:

- W planach? - spytaa. - W jakich planach?


Will jednak od razu zda sobie spraw, e Horace utrafi w samo sedno, wic unis
do, co miao oznacza, e za chwil jej wszystko wyjani.
- Masz racj - stwierdzi cicho. - W tamtych papierach nie byo najmniejszej wzmianki
o przeprawie przez Rozpadlin.
- A przecie to nie byle jakie przedsiwzicie. Morgarath z pewnoci przywizuje do
niego wielk wag - dokoczy Horace. Will skin gow. Zaciekawiona Evanlyn powtrzya
pytanie:
- O jakich znowu planach mwicie?
Horace ulitowa si nad ni, zdajc sobie spraw, e przysuchiwanie si rozmowie,
nie wiedzc, o co chodzi, musi by irytujce.
- Will i Halt - to jest jego mistrz - przechwycili kopi planw wojennych Morgaratha.
Byo to par tygodni temu. Znajdowa si tam szczegowy opis, jak jego wojska maj
przebi si przez Wwz Trzech Krokw. Zamieszczona w nich bya nawet data, kiedy maj
to uczyni, oraz informacje o tym, w jaki sposb skandyjscy najemnicy maj ich wesprze. A
o mocie - ani sowa.
- Ale dlaczego? - zdziwia si Evanlyn.
Jednak Will zaczyna ju rozumie, co Morgarath zamyla, tote z kad chwil
ogarniao go coraz wiksze przeraenie.
- Chyba - wtrci - e Morgarath wanie yczy sobie, eby te plany wpady w nasze
rce.
- Oszalae? - wypali natychmiast Horace. - Przecie przy okazji zgin jeden z jego
zaufanych ludzi.
Will spokojnie popatrzy mu w oczy.
- Czy co takiego powstrzymaoby Morgaratha? Nie liczy si przecie z cudzym
yciem. Przemylmy to raz jeszcze. Halt ma takie powiedzonko: Jeli nie rozumiesz
przyczyny, dla ktrej co si dzieje, zadaj sobie pytanie: co z tego czego moe wynikn, a
przede wszystkim - kto na tym skorzysta?.
- No i? - spytaa Evanlyn. - Co wynika z tego, e przejlicie jego plany?
- Krl Duncan przemieci armi na rwnin Uthal, by okry wojska Morgaratha po
przekroczeniu przez nie Wwozu - wyjani Horace.
Evanlyn kiwna gow i przesza do drugiej czci rwnania:
- A kto na tym skorzysta?
Will spojrza na ni. Ju wiedzia, e dosza do tego samego wniosku co on.

- Morgarath - wycedzi. - O ile te plany s faszywe. Evanlyn skina gow. Horace


jednak jeszcze nie zrozumia.
- Faszywe? Jak to?
- Chodzi mi o to - wyjani cierpliwie Will - e Morgarath prawdopodobnie yczy
sobie, abymy poznali te plany. Chcia, eby armia aralueska zgromadzia si na rwninie
Uthal. Caa armia. A to dlatego, e Wwz Trzech Krokw nie bdzie tym miejscem, z
ktrego nastpi gwne natarcie. Nadejdzie ono bowiem wanie std - atak z zaskoczenia, na
tyy. Nasza armia znajdzie si w puapce i zostanie zniszczona.
Na twarzy Horace'a odmalowaa si zgroza. Doskonale wiedzia, jak straszliwe skutki
moe mie zmasowane natarcie na tyy armii. Wojska Araluenu znajd si w kleszczach
midzy Skandianami i wargalami z przodu oraz drug armi wargalw, ktra zada morderczy
cios w plecy. Sytuacja, jakiej najbardziej ze wszystkiego obawia si kady dowdca. Pewna
klska.
- W takim razie musimy ich o tym powiadomi. Natychmiast!
- Pewnie, e musimy - zgodzi si Will. - Chc jednak sprawdzi jeszcze jedno, ten
tunel, ktry tam dr. Nie wiemy, czy jest ju ukoczony, czy dopiero w budowie ani te
dokd prowadzi. Chc go sobie obejrze dzi w nocy.
Nim jeszcze skoczy, Horace gwatownie pokrci gow.
- Willu, musimy wyruszy natychmiast - przekonywa. - Nie moemy zwleka tylko
po to, eby zaspokoi nasz ciekawo.
Kwesti rozstrzygna Evanlyn.
- Horace, masz racj - stwierdzia. - Krl musi si o tym dowiedzie i to jak
najprdzej. Ale my najpierw musimy si upewni, e przez nasz popiech nie zostanie znw
wprowadzony w bd. By moe do ukoczenia tego tunelu, o ktrym mwi Will, potrzeba
jeszcze wielu tygodni. Albo moe wcale nie prowadzi na paskowy, tylko jest schronieniem
dla wargalw i robotnikw. Moe to jeszcze jeden fortel, ktry ma za zadanie wprowadzi w
bd naszych dowdcw i skoni ich do rozproszenia si, eby chroni tyy. Musimy dowiedzie si jak najwicej. Jeli w tym celu trzeba zaczeka jeszcze kilka godzin, to zaczekajmy.
Will przyjrza si dziewczynie z ciekawoci. Zdecydowanie przemawiaa zbyt
stanowczo a nawet wadczo, jak na pokojwk. Doszed do wniosku, e Gilan nie myli si co
do niej.
- Za godzin si ciemni, Horace. Dzi w nocy przejdziemy na drug stron i
przyjrzymy si wszystkiemu dokadniej.
Horace spoglda bezradnie na swoich towarzyszy. Takie postawienie sprawy zupenie

mu nie odpowiadao. Instynkt podpowiada mu, e trzeba natychmiast wskoczy na konia i


pdzi, aby jak najprdzej przekaza wan wie. Jednak zosta przegosowany. A przy tym,
nadal bardziej wierzy w zdolno rozumowania Willa ni w swoj wasn. Szkolono go do
walki, a nie do tego rodzaju skomplikowanych przemyle. Da wic si przekona, cho
niechtnie.
- No, dobrze - powiedzia. - Sprawdzimy to dzi w nocy. Ale jutro wyruszamy.
***
Owinity paszczem, poruszajc si ostronie i bezszelestnie, Will powrci na swj
punkt obserwacyjny. Przyglda si uwanie mostowi; by pewien, e Halt oczekiwaby od
niego wyczerpujcego opisu i dokadnego rysunku.
Spdzi na swym posterunku niecae dziesi minut, gdy nagle rozleg si przeraliwy
sygna grany na rogu.
Zamar, przeraony. Przez chwil sdzi, e to alarm i e ktry ze stranikw
spostrzeg go, jak przemyka pord ska. Zaraz potem rozlegy si chrapliwe okrzyki
wargalw i trzaskanie biczw. Gdy unis gow, ujrza, e Celtowie schodz z mostu,
prowadzeni przez stranikw, a potem kieruj si w stron nieukoczonego tunelu. Po drodze
winiowie rzucali swe narzdzia na stosy. Wargalowie ponownie przypinali ich do acucha.
Spojrza ku horyzontowi po zachodniej stronie. Ostatni skrawek soca skry si za
lini wzgrz. Will zrozumia, e dwik rogu oznacza po prostu koniec dnia pracy.
Winiowie wracali teraz do miejsca, gdzie przetrzymywano ich w cigu nocy.
Tylko przez chwil zapanowao zamieszanie - gdy dwch celtyckich winiw
zatrzymao si par metrw przed wejciem do tunelu, prbujc podnie lec tam
bezwadn posta. Jednak penicy stra wargalowie natychmiast rzucili si ku nim,
odpdzajc grnikw przy uyciu batw i zmuszajc do pozostawienia nieruchomej postaci
na miejscu.
Jeden po drugim znikli w wskim wejciu do tunelu.
Will pozostawa w bezruchu jeszcze przez dziesi minut, obawiajc si, e ktry z
wargalw moe powtrnie wyoni si z tunelu. Byo jednak cicho i nikt si nie pojawi.
Pozostaa tylko nieruchoma, leca sylwetka. Robio si coraz ciemniej, wic Will nie widzia
jej zbyt dokadnie. Mia wraenie, e byo to ciao jednego z grnikw, ale nie by tego
pewien.
Potem jednak sylwetka poruszya si i zrozumia, e ten czowiek, kimkolwiek by,
wci pozostawa przy yciu.

ROZDZIA 15
Stpajc ostronie, Will i Horace przebyli pitnacie metrw nad przepaci po
wskiej kadce z desek. Will, ktremu obcy by lk wysokoci, mgby tamtdy choby
przebiec, jednak szed wolniej przez wzgld na swego bardziej ociaego i bardziej
podatnego na zawrt gowy przyjaciela.
Gdy znaleli si ju wreszcie na szerokim chodniku mostu, Horace odetchn z ulg.
Teraz zatrzymali si na chwil, by przyjrze si konstrukcji. Bya solidna, jak przystao na
dzieo Celtw, ktrzy z dawien dawna synli ze swej biegoci w budowaniu tuneli oraz
mostw.
W zimnym powietrzu czu byo zapach wieego sosnowego drewna, a take jaki
inny, sodkawy i krccy w nosie. Przez chwil nie wiedzieli, co to takiego. Pierwszy
zorientowa si Horace:
- Smoa - szepn.
Rzeczywicie, grube liny none i idce od nich sznury, do ktrych przymocowano
belki, byy nasczone gst mazi. Will dotkn jednej z nich, bya lepka.
- Pewnie chodzi o to, eby liny nie strzpiy si albo eby szybko nie przegniy na
deszczu - uzna.
Obie potne liny none splecione byy z trzech cieszych, chocia wcale nie cienkich
lin, a nastpnie szczodrze nasczone smo dla ochrony. Dodatkow zalet takiego
rozwizania by fakt, e w miar twardnienia, smoa mocniej wizaa je ze sob.
Horace rozejrza si.
- Tak jak mwie. Nie ma stray.
W jego glosie sycha byo dezaprobat.
- S albo bardzo zadufani w sobie, albo bardzo nieroztropni - zauway Will.
Byo ju cakiem ciemno, a ksiyc nie pokaza si jeszcze na nieboskonie. Will
ruszy ku wschodniej krawdzi Rozpadliny. Horace poluzowa miecz w pochwie i pody za
nim.
Posta u wejcia tunelu leaa w tej samej pozycji, w jakiej Will widzia j ostatnio.
Nie poruszaa si ju. Obaj chopcy zbliyli si i przykucnli obok - by to istotnie celtycki
grnik. Jego pier tylko nieznacznie unosia si i opadaa.
- Jeszcze yje - szepn Will.
- Ale ledwo, ledwo - stwierdzi Horace, ktry przyoy palec do szyi Celta, aby

wymaca puls. Czujc dotyk, mczyzna powoli otworzy oczy i spojrza na nich nieprzytomnym wzrokiem.
- Kim... jestecie? - zdoa wyrzzi. Will zsun manierk z ramienia i zwily usta
mczyzny. Ten zliza chciwie wilgo z ust i wycharcza znowu, prbujc unie si na
ramieniu: - Jeszcze.
Will powstrzyma go delikatnie i znw przyoy manierk do mczyzny ust.
- Le spokojnie, przyjacielu - powiedzia cicho. - Nie zrobimy ci krzywdy.
Jednak kto mu ju krzywd zrobi i to niema. Na jego twarzy widniay strupy
zakrzepej krwi od co najmniej kilkunastu uderze biczem. Skrzany bezrkawnik Celta by
poszarpany i rozdarty, a na nagiej piersi wida byo wicej ladw chosty - starszych i
cakiem wieych.
- Kim jeste? - spyta szeptem Will.
- Glendyss - jkn mczyzna, jakby dziwic si brzmieniu wasnego imienia. Potem
zakasa, rzenie wstrzsno caym jego ciaem. Will i Horace popatrzyli po sobie. Obaj
zdawali sobie spraw, e nieszcznik nie pocignie ju dugo.
- Od dawna tu jeste? - spyta Will, sczc powoli wod z manierki do wyschnitych,
spkanych ust umierajcego.
- Miesice... - odpowiedzia Glendyss ledwo dosyszalnym gosem. - Miesice, cae
miesice ju tu jestem... Dryem tunel.
Chopcy znw popatrzyli po sobie, tym razem z niedowierzaniem. Czyby
nieszcznik bredzi w malignie?
- Jeste tu od wielu miesicy? - Will pochyli si niej, eby lepiej sysze. - Przecie
wargalowie napadli na was dopiero miesic temu?
Glendyss jednak potrzsn gow. Prbowa co powiedzie, ale znw przerwa mu
atak kaszlu. Wida byo, e sabnie z kad chwil. Potem jednak zdoa przemwi, cho tak
cicho, e Will i Horace musieli pochyli si nad sam jego twarz.
- Zabrali nas prawie rok temu... Potajemnie... z rnych miejsc, jednego std, drugiego
stamtd... razem byo nas pidziesiciu. Z tamtych... wikszo... ju nie yje. Ja te wkrtce
umr - przerwa, prbujc zapa oddech. Wida byo, e kade sowo wypowiada z
najwyszym trudem. Will i Horace prbowali zrozumie sens, tego co przed chwil usyszeli.
- Jak to moliwe, e nikt nie zauway, co si dzieje? - zastanawia si Horace. Zniko pidziesiciu ludzi i nikt nie zwrci na to uwagi?
Will chyba jednak wiedzia, jak do tego doszo.
- Powiedzia, e porywali ich w rnych miejscach, z caej Celtii. Jasne, e gdyby

znikno pidziesiciu ludzi naraz, podnisby si rwetes. Ale gdy w jakiej okolicy ginie
jeden czowiek, w innej dwch... c, to si zdarza, tote ich zaginicie zauwayy tylko
rodziny i ssiedzi. Nikt nie mia pojcia, co si tak naprawd dzieje.
- No, moe - przyzna Horace - ale po co to wszystko? Przecie teraz Morgarath dziaa
otwarcie, nie kryjc si z niczym, a i tak o jego poczynaniach dowiedzielimy si tylko
przypadkiem.
- Moe dowiemy si czego wicej, kiedy si tu rozejrzymy - powiedzia Will.
Wahali si jednak, nie wiedzc, co pocz ze skatowanym nieszcznikiem lecym
na ziemi. Tymczasem zza gr wyoni si ksiyc, rzucajc blade wiato na most i krawdzie
otchani. Glendyss poczu ten blask i otworzy oczy. Prbowa unie rami, by si przed nim
osoni. Will powstrzyma go agodnym ruchem doni i pochyli si tak, eby rzuca na niego
cie.
- Umieram - odezwa si nagle grnik, gosem zaskakujco spokojnym, jakby ju
pogodzi si z tym faktem. Will nie bardzo wiedzia, co ma odpowiedzie, wic rzek po
prostu:
- Tak.
Nie byo sensu sili si na faszyw lito ani prbowa go okamywa czy pociesza.
Po prostu umiera i wszyscy trzej o tym wiedzieli. Lepiej, by by gotw, by mg stawi czoo
mierci w spokoju i z godnoci. Do umierajcego pochwycia rkaw Willa, wic uj j, by
doda mu odwagi poczuciem kontaktu z yczliw osob.
- Chopcy - odezwa si sabym gosem. - Nie zostawiajcie mnie tutaj. Nie pozwlcie
mi umrze... w wietle.
Horace i Will nic nie rozumieli.
- Pragn spokoju, jaki zapewnia Cie - nalega Celt. Will nagle zrozumia.
- Oni chyba lubi ciemnoci. W kocu wikszo ycia spdzaj w tunelach i
kopalniach. Moe o to mu chodzi.
Horace pochyli si nisko nad nieszczsnym grnikiem.
- Glendyss? - spyta. - Chcesz, ebymy zanieli ci do tunelu?
Gdy chopak przemwi, gowa Glendyssa zwrcia si ku niemu. Skin ni
nieznacznie, na tyle jednak wyranie, e zrozumieli.
- Prosz - wyszepta. - Zabierzcie mnie tam, gdzie nie ma wiata.
Horace skin gow. Wsun ramiona pod plecy i kolana Glendyssa, eby go
podnie. Grnik by drobnej budowy, a po tak dugiej niewoli take bardzo wychudzony.
Wida byo, e wargalowie nie karmili dobrze swych niewolnikw. Horace'owi wyda si

lekki jak pirko.


Gdy rycerski czeladnik wyprostowa si z Glendyssem na rkach, Will powstrzyma
go jeszcze na chwil. Przeczuwa, e gdy grnik znajdzie si pord kojcego mroku, w
spokoju ciemnego tunelu, cakiem ju przestanie trzyma si i tak wtej nici czcej go ze
wiatem ywych. A Will potrzebowa odpowiedzi na jeszcze jedno wane pytanie:
- Powiedz - szepn - ile mamy czasu?
Grnik popatrzy na niego umczonym wzrokiem, nie rozumiejc. Will sprbowa
jeszcze raz:
- Ile mamy czasu, nim ukocz ten most?
Tym razem w oczach Celta dostrzeg bysk zrozumienia. Glendyss zastanawia si
przez chwil, nim odpowiedzia:
- Pi dni... Pi. A moe cztery. Dzisiaj przybyli nowi robotnicy... wic moe i
cztery.
Potem jego oczy zamkny si, jakby ten wysiek wycieczy go do cna. Przez chwil
myleli, e to ju koniec, e umar. Jednak w nastpnej chwili zacz dre na caym ciele.
- Zaniemy go ju do tego tunelu - powiedzia Will.
Przecisnli si ciasnym wejciem. Przez pierwsze dziesi metrw ciany tunelu
biegy na wycignicie rki po obu stronach. Potem jednak zaczo robi si coraz szerzej,
wida byo efekty pracy Celtw. Wci jednak tunel by ciasny, poza tym panowa tam mrok,
bo jedyne owietlenie - pochodnie osadzone w cianie co dziesi, dwanacie metrw wypaliy si ju niemal cakiem i poyskiway przygasajcymi pomykami. Horace rozejrza
si niespokojnie. Nie lubi wysokoci, ale zdecydowanie nie zalicza si take do
zwolennikw zamknitych przestrzeni.
- Tu mamy odpowied - stwierdzi Will. - Morgarath potrzebowa tych pierwszych
pidziesiciu grnikw, eby zbudowa tunel. Teraz, gdy jest ju prawie ukoczony, trzeba
mu wicej robotnikw, ktrzy jak najprdzej wznios most.
- Masz racj - zgodzi si Horace. - Kucie tunelu trwao miesice, ale nikt o nim nie
wiedzia. Za to kiedy wzili si do budowy mostu, ryzyko wykrycia staje si o wiele wiksze.
Jeszcze dalej w gbi tunelu natrafili na boczne pomieszczenie, zapewne pozostao
dawnej jaskini. Uoyli tam Glendyssa na piasku. Teraz Will rozumia ju, e to wanie
prbowali uczyni tamci dwaj Celtowie, by speni ostatnie yczenie swego pobratymca,
kiedy rg zagra na koniec dnia pracy.
Przyszo mu co na myl:
- Tylko co wargalowie pomyl, kiedy znajd go tu jutro?

Horace wzruszy ramionami.


- Moe dojd do wniosku, e sam tu si przyczoga. Will nie by przekonany, ale gdy
w pmroku dostrzeg wyraz ukojenia na twarzy umierajcego, wiedzia ju, e nie miaby
sumienia wynie go z powrotem na zewntrz.
- Przesu go troch dalej, eby by jak najmniej widoczny - rzek.
Horace delikatnie uoy grnika za niewielkim wystpem skalnym. Teraz wida go
byo tylko, jeli kto patrzy naprawd uwanie i Will uzna, e to musi wystarczy. Cofnli
si do gwnego tunelu. Will zauway, e Horace nadal czuje si nieswojo.
- Co teraz? - zapyta przyszy rycerz. Will podj ju decyzj.
- Moesz tu na mnie zaczeka - zaproponowa. - Ja pjd zobaczy, dokd ten tunel
prowadzi.
Horace nie spiera si. Wcale a wcale nie umiechao mu si przemierzanie krtego,
mrocznego korytarza. Znalaz sobie miejsce, w ktrym mg rozsi si jako tako wygodnie
- opodal jednej z janiejszych pochodni.
- Tylko eby wrci - zada. - Nie chce mi si i tam po ciebie.

ROZDZIA 16
Tunel z pocztku szed mniej wicej poziomo, ale w miar, jak Will posuwa si dalej,
stawa si coraz bardziej stromy. Na cianach i suficie widniay lady celtyckich oskardw,
ktrymi grnicy kruszyli ska.
Przypuszcza, e kiedy bya to bardzo ciasna jaskinia wypukana przez wod, teraz
jednak poszerzono j na tyle, by mogo tdy maszerowa czterech czy piciu mczyzn obok
siebie. Tunel wci zmierza ku grze.
Na jego kracu ujrza krg wiata. Mia wraenie, e przeby okoo trzystu metrw, a
do koca brakowao jeszcze okoo czterdziestu. To wiato, ktre widzia, wydawao si zbyt
silne jak na ksiycow powiat. Gdy wyjrza ostronie na zewntrz, zorientowa si,
dlaczego.
Mia przed sob rozleg dolin, dug na kilometr i szerok na jakie dwiecie
metrw. Z jednej strony w blasku ksiyca ujrza solidn drewnian konstrukcj prowadzc
ku jeszcze wyszym partiom paskowyu. Po prostu schody - stwierdzi po chwili obserwacji.
W dolinie pony ogniska, a wok nich kryy setki postaci. A wic prawdopodobnie tu
wanie znajdowa si punkt zborny armii Morgaratha. Pki co, w tym miejscu wargalowie
wizili swoich celtyckich niewolnikw.
Sta bez ruchu, starajc si wytworzy sobie jak najpeniejszy obraz sytuacji.
Paskowy, ktry stanowi terytorium Morgaratha, rozciga si jeszcze co najmniej pidziesit metrw powyej. Jednak schody i mniej strome w tym miejscu zbocza zapewniay
stosunkowo atwy dostp do tej doliny. Sama za dolina musiaa znajdowa si okoo
trzydziestu metrw nad poziomem, z ktrego zaczyna si most. Pochyym tunelem wojska
miay przej na d. Jeszcze raz przypomniay mu si sowa Haka o tym, e nie ma
przeszkd nie do przebycia.
Przeszed na lewo od ujcia tunelu i skry si pord skalnego rumowiska, skd dalej
prowadzi obserwacj. Jego uwag zwrcia toporna palisada, wzniesiona w centralnym
miejscu doliny. Nie bya zbyt gsta, tote pomidzy nieostruganymi, zaostrzonymi palami
wida byo mae ogniska, a przy kadym z nich leeli ludzie. Prawdopodobnie by to obz dla
winiw.
Wiksze ogniska wok tej zagrody musiay zosta rozpalone przez wargalw.
Widzia ich przysadziste, rose sylwetki, chodzili w t i z powrotem. Byo te jedno ognisko
pooone w pobliu, ktre wygldao nieco inaczej. Postacie wok niego wydaway si jakie

inne, bardziej przypominay ludzi - z sylwetek i zachowania. Zaciekawio go to, wic zakrad
si bliej, przemykajc pord nocy bezgonie, niepostrzeenie, a znalaz si na skraju
wietlnego krgu rzucanego przez ogie.
Poczu zapach jakiego misa piekcego si na ogniu, a waciwie rozkoszny aromat,
od ktrego pocieka mu linka. Ju od wielu dni ywi si sucharami i suszonym misem
cakowicie pozbawionym smaku. Ku swemu przeraeniu zda sobie spraw, e burczy mu w
brzuchu. Ale ukucie lku zaatwio spraw; c to byby za niewyobraalny pech, gdyby
burczenie odka miao zdradzi go przed wrogami - pomyla. Gd min od razu. Kiedy
ju mniej wicej opanowa odruchy swojego przewodu pokarmowego, przysun twarz do
krawdzi gazu, tu przy ziemi, by przyjrze si lepiej postaciom, ktre przyrzdzay sobie tak
smakowit kolacj.
Wanie w tej chwili jedna z nich pochylia si, by noem odkroi kawa misa, a
potem wzi go do rki, podrzucajc tusty i gorcy przysmak. Na jej twarz pad bysk ognia i
Will przekona si, e nie by to aden z wargalw. Popatrzy na innych: baranice, weniane
pludry i cikie buty z foczej skry... To z pewnoci musieli by Skandianie.
Gdy przyjrza si dokadniej, dostrzeg te hemy ozdobione rogami, okrge
drewniane tarcze i topory bojowe ustawione w krzyaki przy ich obozowisku. Skd si tu
wzili i co robili tak daleko od morza?
Ten sam mczyzna, ktry odkroi kawaek misa, pochon go apczywie i otar
donie o futrzan kurt. Bekn, a potem rozsiad si wygodnie tu przy ogniu.
- Na bogw, cieszy si bd, kiedy dotr tu ju ludzie Olvaka - rzek mczyzna,
wymawiajc te sowa z charakterystycznym dla Skandian nosowym i prawie niezrozumiaym
przygosem. Will wiedzia, e Skandianie mwi tym samym jzykiem, ktrego uywa si w
krlestwie, ale syszc tak wymow po raz pierwszy, zacz go rozumie dopiero po chwili.
Towarzystwo morskich wilkw gonym pomrukiem przytakno sowom wojownika.
Przy ognisku byo ich czterech. Will wychyli si jeszcze troszeczk, by sysze ich
wyraniej, ale w nastpnej chwili zamar w przeraonym bezruchu, bo po drugiej stronie
ogniska dostrzeg sylwetk wargala zmierzajcego prosto ku niemu.
Skandianie te dosyszeli kroki i popatrzyli w tamt stron - zdecydowanie
nieprzychylnie.
- Patrzajcie, patrzajcie - rzek jeden z nich. - Nadchodzi jedno z cudeniek Morgaratha.
Wargal zatrzyma si do daleko od ognia. Wybekota co, zwracajc si do grupy
morskich wojownikw. Ten, ktry wydawa si ich szefem, wzruszy ramionami.
- Wybacz, przystojniaku. Co jakbym ci nie rozumia - stwierdzi. Nie zabrzmiao to

zbyt przyjanie. Wargal chyba si zorientowa, ale czu si na tyle pewnie, e powtrzy
swoje pomruki, teraz ju nieco gniewniejszym tonem. Waciwie pokrzykiwa na Skandian,
wskazujc apskami na swj pysk.
- To paskudztwo chce naszej kolacji - poj jeden ze Skandian. Wszyscy pozostali
zaprotestowali.
- Niech sam sobie upoluje - stwierdzi pierwszy. Wargal zbliy si jeszcze bardziej.
Nie pokrzykiwa ju. Po prostu wskaza pazurem na miso, a potem zwrci czerwone oczka
na dowdc. Jakim sposobem jego milczenie zdao si groniejsze ni gniewne pomruki.
- Eraku, tylko spokojnie - ostrzeg jeden ze Skandian.
- W tej chwili oni maj przewag liczebn.
Erak skrzywi si paskudnie w stron wargala, ale dotar do niego sens uwagi
towarzysza. Niecierpliwym gestem wskaza na miso.
- No bierz, bierz. ryj - rzuci.
Triumfujcy wargal sign po drewniany roen, podnis go i wbi si zbiskami w
miso, wyszarpujc spory jego kawa. Nawet ze swojej kryjwki Will, ktry z lkiem
wstrzymywa oddech, dojrza bysk triumfu rozwietlajcy bestialskie, czerwone oczka
stwora. W nastpnej chwili wargal odwrci si na picie i odszed, ruszajc prosto na dwch
Skandian, ktrzy musieli gwatownie odsun si, by unikn zderzenia. W ciemnociach rozleg si jeszcze gardowy rechot potwora.
- Co za paskudy, a na mdoci mi si zbiera - mrukn Erak. - Nie pojmuj, czemu
musimy si z nimi zadawa.
- Sam wiesz. To dlatego, e Horth nie ufa Morgarathowi - rzuci jeden z jego
towarzyszy. - Jeeli nie bdziemy trzymali rki na pulsie, te niedwiedziowate wieprze zgarn
wszystkie upy dla siebie, a nam pozostanie tylko cika robota, czyli walka na rwninie
Uthal.
- No i sporo forsownego marszu - zauway inny.
- Zreszt, nawet jak ludziom Hortha uda si zaj nieprzyjaciela od tyu zza
Cierniowego Lasu, te nie bdzie lekko. W ogle cika sprawa.
Na te sowa Will zmarszczy brwi. Najwyraniej Morgarath i Horth, czyli jak sdzi
Will, wdz Skandian, planowali kolejn zdradzieck niespodziank majc zaskoczy siy
krlestwa. Prbowa odtworzy w wyobrani map okolic rwniny Uthal, ale jako mu to nie
szo. Teraz aowa, e nie uwaa bardziej podczas lekcji geografii wygaszanych przez
Halta. Po co mi te wszystkie mapy? - pyta swego nauczyciela. - Bo mapy s wane, jeli
chcesz wiedzie, gdzie znajduje si twj nieprzyjaciel i dokd zmierza - brzmiaa opryskliwa

odpowied. Will zda sobie teraz spraw, e w caej swej prostocie bya jak najbardziej
suszna. Wtedy, kiedy zada to pytanie, Halt pokrci gow z dezaprobat, jak to on, troch
kpic, a troch na powanie. Nagle, mylc o swym mdrym i przewidujcym wszystko
nauczycielu, Will poczu si okropnie samotny i strasznie bezradny.
- Tak czy inaczej - mwi dalej Erak - jak ludzie Owaka ju tu dotr, wszystko bdzie
inaczej. Tylko e zwlekaj, jakby wcale im nie byo spieszno.
- Eje, spokojnie - wtrci inny z wojownikw. - Par dni musi potrwa, nim piciuset
ludzi pokona poudniowe urwiska. Pamitaj, ile czasu zajo to nam.
- Pewnie, pewnie - rzek jeszcze inny. - Ale to mymy przetarli szlak. Teraz do, by
podali naszym ladem.
- Jak by nie byo, im prdzej, tym lepiej - oznajmi Erak, wstajc i przecigajc si. No dobra, chopaki, chce mi si spa, tylko jeszcze musz za potrzeb.
- Tylko nie paskud tu, przy ogniu - warkn jeden z jego towarzyszy. - Id sobie za
skay.
Przeraony Will zda sobie spraw, e Skandyjczyk wskaza niemal dokadnie to
miejsce, w ktrym lea ukryty. A Erak, ktry zamia si na t uwag, wanie ruszy w jego
stron! Niewtpliwie by to sygna do odwrotu. Wycofa si par metrw, a potem czogajc
si i wykorzystujc wszelkie wyuczone umiejtnoci oraz wrodzony talent, postara si
niezauwaenie znikn w ciemnociach.
Udao mu si odej o jakie dwadziecia metrw, kiedy usysza obrzydliwy plusk
rozlegajcy si w miejscu, gdzie przed chwil si znajdowa i podsuchiwa. Potem za uszu
jego doszo pene satysfakcji stknicie, a gdy spojrza w tamt stron, ujrza dugowos
sylwetk Eraka, ktry wstawa z kucek na tle kilkuset ognisk poncych w dolinie.
Will cofn si w ciemnociach w stron tunelu. Przez pierwsze kilka metrw skrada
si ostronie, czekajc, a oczy przyzwyczaj si do mroku czy raczej pwiata wypalonych
pochodni. Potem zacz biec, a jego buty z mikkiej skry byy niemal bezgone na piasku
wycieajcym dno tunelu.

ROZDZIA 17
Horace czeka z doni na rkojeci miecza, w tym samym miejscu, w ktrym Will go
pozostawi, udajc si na zwiady.
- Masz jakie nowe wieci? - spyta rycerski czeladnik chrapliwym szeptem. Will
odetchn gboko, zdajc sobie spraw, e podczas biegu oddycha pytko.
- Wieci? - odpar, zdyszany. - O, tak. A wszystkie ze. Unis do, by powstrzyma
dalsze pytania Horace'a.
- Najpierw przejdmy z powrotem przez most - wysapa. - Potem opowiem.
Spojrza w stron bocznej komory tunelu, gdzie pozostawili celtyckiego grnika.
- Czy Glendyss powiedzia co jeszcze? - spyta.
Horace wykona jaki nieokrelony ruch rk.
- Co z godzin temu zacz jcze. A potem ucich. Chyba umar. Przynajmniej
zakoczy ycie tak, jak chcia - stwierdzi, a nastpnie ruszy w lad za Willem przez
mroczny korytarz w stron mostu.
Znw przeszli przez most, a potem wsk kadk do miejsca, gdzie Evanlyn czekaa
na nich przy koniach, rzecz jasna odpowiednio ukryta. Gdy zbliali si, Will zawoa j cicho
po imieniu, by nie przestraszy dziewczyny. Horace na wszelki wypadek zostawi jej swj
sztylet, a Will mia wraenie, e uzbrojona Evanlyn nie jest kim, komu naleaoby sprawia
niespodzianki po nocy.
Opisujc sceneri po drugiej stronie tunelu, naszkicowa dla nich mapk na piasku.
- Musimy znale jaki sposb, by powstrzyma siy Morgaratha - oznajmi.
Tamtych dwoje popatrzyo na niego, jakby postrada zmysy. Powstrzyma? Jakim
niby cudem dwch chopcw i jedna dziewczyna mogoby w czymkolwiek przeszkodzi
piciuset Skandianom i kilku tysicom dzikich wargalw?
- Przedtem mwie, e powinnimy jak najprdzej powiadomi krla - zauwaya
Evanlyn.
- Nie ma ju na to czasu - odpar po prostu Will. - Popatrzcie.
Star rysunek tunelu i naszkicowa map. Nie bya moe zbyt dokadna, ale
przynajmniej ukazywaa rozmieszczenie najwaniejszych czci krlestwa oraz Paskowyu
Poudniowego, na ktrym rzdzi Morgarath.
- Mwili, e przez poudniowe urwiska ma przyby wicej Skandian i przyczy si
do wargalw, ktrych ju widzielimy. Potem przekrocz Rozpadlin tu, gdzie si

znajdujemy i pod na pnoc, by zaatakowa tyy naszej armii, ktra bdzie oczekiwa na
Morgaratha u ujcia Wwozu Trzech Krokw.
- Tak - stwierdzi Horace. - Ale to ju wiemy. Domylilimy si, gdy tylko
zobaczylimy most.
Will popatrzy na niego, a Horace umilk. Zrozumia, e jego towarzysz ma co wicej
do powiedzenia.
- Ale - rzek Will z naciskiem - syszaem te, jak mwili co o czowieku imieniem
Horth i jego wojownikach, ktrzy maj obej Cierniowy Las. To tutaj, w pnocnej czci
rwniny Uthal.
Evanlyn zorientowaa si od razu:
- Tym sposobem Skandianie znajd si na pnocny zachd od armii krla. Nasi
znajd si w kleszczach pomidzy wargalami i Skandianami, ktrzy przejd po mocie oraz
drug armi nadchodzc z pnocy.
- No wanie - przytakn Will.
Popatrzyli na siebie. Oboje zdawali sobie spraw, jak grona byaby taka sytuacja dla
baronw i ich wojsk. Spodziewali si skandyjskiego ataku od strony Mokrade na wschodzie,
tymczasem czeka ich zaskakujce uderzenie nie z jednego, lecz z dwch innych kierunkw, a
to grozi miadc, straszliw klsk.
- A wic, tym bardziej powinnimy jak najprdzej ostrzec krla, prawda? - nalega
Horace.
- Horace - powiedzia cierpliwie Will. - Aby dotrze na rwnin, potrzebujemy a
czterech dni.
- Tym bardziej musimy si spieszy!
- A potem - podja Evanlyn myl zaczt przez Willa - nim dotr tu jakiekolwiek
wojska, ktre bd w stanie utrzyma most, upyn znw cztery dni. Albo i wicej.
- Co razem daje osiem dni - podsumowa Will. - Pamitasz, co mwi tamten biedak?
Most bdzie gotw za cztery dni. Wargalowie i Skandianie bd mieli mnstwo czasu, eby
przekroczy Rozpadlin, uformowa szyk bojowy i natrze na armi krla.
- Ale... - zacz Horace, ale Will mu przerwa:
- Horace, moglibymy powiadomi krla i baronw, w ten sposb przynamniej
natarcie z niespodziewanych kierunkw ich nie zaskoczy, ale tak czy inaczej bd mieli do
czynienia z przewaajcymi siami wroga. Zostan zaatakowani z trzech stron, nie majc
dokd si wycofa, a wic bd pozbawieni moliwoci manewrowania. Pamitaj, e za sob
bd mieli mokrada. No wic jasne, e trzeba ich ostrzec. Moemy jednak zrobi co wicej,

aby wyrwna szanse.


- A poza tym - wtrcia Evanlyn - jeli uda nam si doprowadzi do tego, eby nie
przeszli tdy wargalowie i Skandianie, krl bdzie dysponowa przewag nad pnocnym
oddziaem Skandian.
Horace skin gow.
- No tak, wtedy siy stan si bardziej wyrwnane.
- Nie tylko - wyjania Evanlyn. - Przede wszystkim napastnicy bd spodziewa si
posikw, ktre zaatakuj tyy krlewskiej armii. Posikw, ktre nigdy nie nadejd.
Po twarzy Horace'a wida byo, e wreszcie zaczyna rozumie. Jednak zaraz znw
zmarszczy brwi.
- Ale co moemy zrobi, eby powstrzyma wargalw?
Will i Evanlyn wymienili spojrzenia. Will ju wiedzia, e oboje doszli do takiego
samego wniosku. Odezwali si jednoczenie:
- Spali most.

ROZDZIA 18
Gowa Blaze'a zwisaa nisko, gdy wierzchowiec wolnym truchtem zblia si do
krlewskiego obozu na rwninie Uthal. miertelnie znuony Gilan chwia si w siodle. Przez
ostatnie trzy dni waciwie nie spa, odpoczywajc tylko krtko co cztery godziny.
Drog zastpio mu dwch stranikw, ale mody zwiadowca sign tylko za koszul
i pokaza im srebrn odznak w ksztacie dbowego licia, swoj odznak zwiadowcy.
Ujrzawszy j, stranicy zeszli mu czym prdzej z drogi. W tych niespokojnych czasach nikt
nie omiela si czyni przeszkd zwiadowcom, mgby mie bowiem powane kopoty.
Gilan przetar piekce oczy.
- Gdzie jest namiot Rady Wojennej?
Jeden ze stranikw wskaza wczni namiot wikszy od pozostaych, ustawiony na
wzniesieniu tak, e growa nad reszt obozowiska. Przy nim rwnie stali stranicy, ludzie
wchodzili i wychodzili z niego - wszak by to najwaniejszy orodek wielkiej armii.
- Tam, panie. Na tamtym wzgrzu.
Gilan skin gow. Dotar tak daleko i tak prdko, upora si z czterodniow podr
w zaledwie trzy dni. Jednak teraz te kilkaset metrw zdawao si cign caymi milami.
Pochyli si i wyszepta do ucha Blaze'a:
- Ju niedaleko, przyjacielu. Prosz ci, zrb jeszcze niewielki wysiek.
Wycieczony ko zastrzyg uszami i unis nieco eb. Na prob Gilana zmusi si
jeszcze do powolnego truchtu.
Gdy przemierzali obozowisko, Gilan poczu py unoszcy si w powietrzu i zapach
palonego drewna; z zewszd dociera zgiek, typowy dla kadego wojskowego obozowiska.
Wykrzykiwano rozkazy. Szczkaa bro, ktr naprawiano lub ostrzono. Z niektrych
namiotw dobiega miech, ludzie odpoczywali, jeli nie mieli adnych zada do wykonania oczywicie dopty, dopki nie dopadli ich sieranci i nie wynaleli jakiego zajcia. Na
twarzy Gilana pojawi si zmczony umiech, gdy o tym pomyla: kady sierant jakby ze
swej natury nie mg znie, eby jego ludzie oddawali si bezczynnoci.
Blaze zatrzyma si raz jeszcze i Gilan drgn. Zda sobie spraw, e usn w siodle.
Przed nim stali dwaj stranicy, blokujc drog do siedziby Rady Wojennej. Widzia ich jak
przez mg.
- Jestem krlewskim zwiadowc - wychrypia przez zaschnite gardo. - Mam wieci
dla Rady.

Stranicy nie byli pewni, jak maj si zachowa. Ten pokryty kurzem, na wp picy
mczyzna dosiadajcy wychudzonego i wycieczonego gniadego konia mg rzeczywicie
by zwiadowc. W samej rzeczy odziany by jak zwiadowca, o ile mogli to oceni. Jednak
stranicy znali z widzenia wikszo zwiadowcw wyszych rang, za tego modego
czowieka nigdy przedtem nie mieli okazji oglda. A w dodatku nie okaza odznaki.
Mao tego, dostrzegli, e ma u boku miecz, a to z ca pewnoci nie bya bro, jak
posugiwali si zwiadowcy. Tym bardziej wic nie mieli ochoty wpuci go do tak pilnie
strzeonego miejsca, jakim by namiot Rady Wojennej. Ku swojej irytacji Gilan zda sobie
spraw, e schowa srebrny li dbu pod koszul. Chcia wydoby go znowu, ale nagle
okazao si to niezwykle trudne. Na olep szarpa si z konierzem. A potem usysza znajomy
gos, ktry przebi si do jego wiadomoci.
- Gilan! Co si stao? Nic ci nie jest?
Ten gos oznacza dla niego pociech i bezpieczestwo przez cae pi lat nauki. Gos
odwagi, dowiadczenia i mdroci. Gos, ktry zawsze dokadnie wiedzia, co naley uczyni
w danej sytuacji.
- Halt - wyszepta i straci rwnowag, najpierw zachwia si niebezpiecznie, a potem
po prostu spad z sioda. Halt pochwyci go, nim uderzy o ziemi. Warkn na dwch
stranikw, ktrzy stali obok, przygldajc si temu zdarzeniu:
- Pomcie mi. No, ju! - rozkaza, a oni przyskoczyli, odrzucajc na bok wcznie, by
podtrzyma pprzytomnego zwiadowc. - Musisz odpocz - stwierdzi Halt. - Jeste
wykoczony.
Jednak Gilan wykrzesa z siebie reszt energii, odepchn onierzy i stan pewnie na
wasnych nogach.
- Wane wiadomoci - rzek do Halta. - Musz widzie si z Rad. W Celtii dzieje si
co niedobrego.
Halt poczu zimny ucisk zego przeczucia w sercu. Spojrza w kierunku, z ktrego
nadjecha Gilan. Ze wieci. Z Celtii. A Gilan najwyraniej przyby samotnie.
- Gdzie jest Will? - spyta szybko. - Czy co mu si stao?
Ku jego uldze Gilan pokrci gow zmczonym ruchem, a na jego znuonej twarzy
pojawio si co na ksztat umiechu.
- Nic mu nie jest - odpar. - Jechaem przodem.
Zmierzali w stron gwnego namiotu. Po drodze stali te inni stranicy, lecz schodzili
im z drogi na widok starszego rang zwiadowcy. By on postaci dobrze tam znan i czstym
gociem w namiocie Rady. Podtrzymywa za rami swojego byego ucznia, gdy weszli w

chodny cie namiotu.


Kilku mczyzn stao wok mapy - czyli wielkiego stou, na ktrym odtworzono w
piasku topografi rwniny i ssiadujcych z ni gr. Wszyscy odwrcili si w stron
wchodzcych, a jeden z nich podbieg. Na jego twarzy malowao si zatroskanie.
- Gilan! - zawoa. By to wysoki mczyzna, a siwiejce wosy wskazyway, e musi
mie ju pod szedziesitk. Wci jednak porusza si z prdkoci i gracj atlety czy te
wojownika. Gilan znw przywoa na twarz w znuony umiech.
- Witaj, ojcze - rzek, bowiem wysoki i siwy mczyzna nie by nikim innym jak sir
Davidem, Mistrzem Sztuk Walki lenna Caraway oraz polowym dowdc krlewskiej armii.
Sir David rzuci Hakowi szybkie spojrzenie, a zwiadowca odpowiedzia mu skinieniem gowy
na znak, e Gilan nie jest ranny, tylko bardzo zmczony. W nastpnej chwili poczucie
obowizku wzio gr nad ojcowskimi uczuciami.
- Powitaj swego krla jak naley - rzek pgosem. Gilan zwrci si w stron grupy
mczyzn przygldajcych mu si w milczeniu.
Rozpozna Crowleya, dowdc korpusu zwiadowcw oraz barona Aralda i jeszcze
dwch baronw krlestwa - Thorna z Drayden i Ferugsa z Caraway. Przede wszystkim jednak
dostrzeg wysokiego mczyzn o jasnych wosach, liczcego sobie pod czterdziestk,
noszcego krtko przystrzyon brod i spogldajcego na przenikliwymi zielonymi
oczyma. By barczysty i muskularny, bowiem Duncan nie nalea do wadcw, ktrzy
pozwalaj, by inni wykonywali za nich ca rycersk robot. Od chopicych lat wiczy si w
sztukach walki, by wytrawnym szermierzem oraz mistrzem w posugiwaniu si lanc i
powszechnie uwaano go za jednego z najznamienitszych rycerzy jego wasnego krlestwa.
Gilan prbowa przyklkn na jedno kolano. Jednak stawy odmwiy mu
posuszestwa. Nie upad znowu tylko dlatego, e Hak cay czas podtrzymywa go za rami.
- Wasza wysoko... - zacz, ale Duncan ju sta przy nim, przytrzymujc go za
drugie rami i powstrzymujc przed zoeniem zwyczajowego hodu. Gilan usysza sowa
Halta, ktry go przedstawi wadcy:
- Zwiadowca Gilan, wasza wysoko. Przypisany do lenna Meric. Przynosi wieci z
Celtii.
Krl oywi si nagle.
- Z Celtii? - powtrzy, wpatrujc si w Gilana jeszcze uwaniej. - Co tam si dzieje?
Pozostali czonkowie Rady podeszli, otaczajc Gilana. Odezwa si baron Arald:
- Gilan otrzyma misj dostarczenia wieci od ciebie, panie, krlowi Swyddnedowi.
Wasza wysoko powoywaa si w nim na traktat o wzajemnej pomocy - przypomnia - i

domagaa si, by Swyddned przyczy swe wojska do naszych...


- Nie przyjd - przerwa Gilan. Zda sobie spraw, e musi przekaza krlowi
wiadomoci jak najprdzej, bo wkrtce straci przytomno z wyczerpania. - Morgarath
wypar ich na poudniowy zachd Pwyspu. S odcici.
W namiocie Rady zapanowaa cisza. Po chwili przerwa j ojciec Gilana:
- Morgarath? - spyta z niedowierzaniem. - Ale jak? Jakim sposobem udao mu si
przerzuci jakiekolwiek wojska do Celtii?
Gilan otrzsn si lekko, wszystkimi siami powstrzymujc potne ziewnicie.
- Pokonywali urwiska maymi grupami, a zgromadzili do si, by zaskoczy Celtw.
Jak wiadomo, Swyddned utrzymywa pod broni tylko nieliczn armi...
Baron Arald przytakn gniewnie:
- Ostrzegaem Swyddneda, wasza wysoko - wtrci. - Tylko e ci przeklci Celtowie
zawsze bardziej interesowali si kopalniami ni obron wasnej ziemi.
Duncan uspokoi go nieznacznym gestem rki.
- Nie czas teraz na wypominanie jego niedocigni, Araldzie - rzek. - Co si stao, to
si nie odstanie.
- Domylam si, e Morgarath obserwowa Celtw przez cae lata, czekajc, a
chciwo przymi im rozsdek - stwierdzi z gorycz baron Thorn. Pozostali wydawali si z
nim zgadza. Wszyscy wiedzieli a za dobrze, jak wielka bya biego Morgaratha w
tworzeniu sieci szpiegw.
- A wic Morgarath pokona Celti? To chcesz nam powiedzie? - upewni si
Duncan. Jednak Gilan potrzsn przeczco gow - ku wyranej uldze wszystkich
zgromadzonych w namiocie.
- Celtowie wycofali si za umocnienia odgradzajce poudniowo - zachodni cz
swojego kraju, ale nie s jeszcze pokonani. Jednak najdziwniejsze z tego wszystkiego jest to,
e wargalowie urzdzili istne owy na celtyckich grnikw, biorc ich w niewol.
- Co? - tym razem przerwa mu Crowley. - Jaki to poytek moe mie Morgarath z
grnikw?
Gilan bezradnie rozoy rce.
- Tego nie wiem, panie. Pomylaem jednak, e trzeba jak najprdzej powiadomi o
tym Rad.
- Widziae to na wasne oczy? - spyta zachmurzony Halt, marszczc brwi i prbujc
przenikn sens tego, co wanie usysza od modego zwiadowcy.
- Niezupenie - przyzna Gilan. - Ale widzielimy opustoszae kopalnie, grnicze

miasteczka i porzucone posterunki graniczne. Gdy zajechalimy dalej w gb kraju,


spotkalimy mod dziewczyn, ktra opowiedziaa nam o poczynaniach wargalw.
- Dziewczyn? - spyta krl. - Celtyck dziewczyn?
- Nie, wasza wysoko. Araluenk. Pokojwk damy, ktra wybraa si z wizyt na
dwr Swyddneda. Niestety, natrafili na oddzia wargalw. Tylko ta Evanlyn zdoaa uciec.
- Evanlyn? - wyszepta niemal bezgonie Duncan. Wszyscy spojrzeli na niego. Twarz
krla bya blada jak kreda.
- Tak miaa na imi, wasza wysoko - potwierdzi Gilan, zaskoczony reakcj wadcy.
Ale Duncan go nie sucha. Odwrci si i podszed do maego sekretarzyka, przy ktrym
stao obite ptnem krzeso. Opad na nie i zakry twarz rkami. Zaniepokojeni czonkowie
Rady Wojennej skupili si wok niego, nie pojmujc zachowania swego krla.
- Panie mj - rzek sir David z Caraway. - Co si stao?
Duncan zwolna unis gow, by spojrze w oczy dowdcy.
- Evanlyn... - jego gos dra. - Evanlyn bya pokojwk mojej crki.

ROZDZIA 19
Nie mieli czasu, by wprowadzi swj plan w ycie tej samej nocy; do wschodu soca
pozostaa godzina, z pocztku Will uwaa, e najlepiej bdzie, jeli on zajmie si spaleniem
mostu, a Horace i Evanlyn wyrusz natychmiast z wieciami do krla, ale Horace
zaprotestowa.
- Jeli odjedziemy teraz, nie bdziemy wiedzie, czy powiodo ci si, czy nie, c wic
powiemy krlowi? e most moe jest, a moe go nie ma? - spyta, znw dajc dowd
zdrowego rozsdku, ktry od jakiego czasu charakteryzowa jego sposb mylenia. - A poza
tym, zniszczenie tak wielkiego mostu moe okaza si zadaniem nie do wykonania w
pojedynk nawet przez tak sawnego zwiadowc jak ty.
Umiechn si przy tych sowach, by da do zrozumienia Willowi, e nie zamierza go
urazi. Will przyzna mu racj. W cichoci ducha cieszy si, e pozostan razem. W dodatku
podobnie jak Horace nie by pewien, czy sam poradzi sobie z tym zadaniem.
Do witu udao im si nieco przespa; obudziy ich wrzaski i bicze wargalw
prowadzcych grnikw z powrotem do pracy przy mocie. Przez cay dzie przygldali si z
wielkim niepokojem postpujcym pracom. Ku swemu przeraeniu Will stwierdzi, e
gotowy na przemarsz wojsk szeroki chodnik zblia si coraz bardziej do krawdzi
Rozpadliny, miejsca gdzie leeli ukryci pord gazw. Najwyraniej umierajcy pomyli si,
a moe sprawia to wiksza liczba niewyczerpanych jeszcze mordercz prac niewolnikw,
ale byo jasne, e pod koniec nastpnego dnia most bdzie ju niemal gotowy.
- Musimy zrobi to dzi w nocy.
Sowa te wyszepta Evanlyn do ucha. Leeli oboje przycinici do ska, obserwujc
budow. Horace znajdowa si kilka metrw dalej i drzema sodko w chodnym socu
poranka. Dziewczyna zmienia pozycj, tak eby jej usta znalazy si bliej jego ucha i
odpowiedziaa, rwnie szeptem:
- Zastanawiam si, w jaki sposb rozpalimy ogie, od ktrego zajmie si cao.
Przecie ciko o drewno nawet na mae ognisko.
Ta sama kwestia nie dawaa Willowi spokoju ju w nocy, a wreszcie odpowied
spyna na niego niczym objawienie. Tak wic teraz umiechn si spokojnie, wci
obserwujc grup celtyckich robotnikw przybijajcych drewniane deski do belek tworzcych
konstrukcj mostu.
- Mamy tu mnstwo wietnego drewna do wzniecenia ognia - odpowiedzia. - O ile

kto wie, gdzie go szuka.


Evanlyn popatrzya na niego ze zdziwieniem, a potem spojrzaa w t sam stron co
on. Jej czoo rozpogodzio si, a na twarzy z wolna pojawi si umiech.
***
Gdy zapad zmierzch, wargalowie zapdzili swych wycieczonych i wygodniaych
niewolnikw z powrotem do tunelu. Will zauway przy okazji, e prace przy poszerzaniu
tunelu zostay ukoczone. Odczekali jeszcze godzin, a zrobio si cakiem ciemno. Przez
ten czas nie dopatrzyli si jakiegokolwiek znaku ycia w okolicach ujcia tunelu, natomiast
poniewa wiedzieli ju, e powyej znajduje si obozowisko, dostrzegli saby odblask jego
ognisk na zwisajcych nisko cikich chmurach.
- eby tylko nie padao - odezwa si nagle Horace. - Bo wtedy nasz pomys speznie
na niczym.
Will zatrzyma si i rzuci mu szybkie spojrzenie. Rzeczywicie, nie przyszo mu to do
gowy.
- Nie bdzie padao - owiadczy stanowczo. Mia nadziej, e si nie myli. Ruszy
dalej, prowadzc Wyrwija do nieukoczonego pocztku mostu. Tu zatrzyma si; konik
strzyg uszami i porusza nozdrzami, chwytajc zapachy nocy. - Ostrzegaj - szepn cicho
Will do swego wierzchowca, w nadziei, e konik da mu zna o zbliajcym si
niebezpieczestwie. Wyrwij zrozumia i potrzsn lekko bem. Nastpnie Will wszed na
wsk kadk prowadzc do miejsca, gdzie przejcie byo ju ukoczone, stpajc lekko nad
ziejc w dole otchani. Horace i Evanlyn poszli za nim, nieco wolniej i ostroniej. Jednak
tej nocy, ku uldze Horace'a, trzeba byo przeby znacznie krtsz drog do solidnej, dajcej
pewne oparcie czci chodnika. Jednak oznaczao to zarazem, e Will ma racj. Jeszcze dzie
czy dwa i most bdzie skoczony.
Will odpi uk oraz koczan, kadc je obok siebie na deskach. Nastpnie doby
szerokiego noa z pochwy, przyklkn i zacz podwaa jedn z desek chodnika mostu.
Byy to deski z mikkiej sosny, topornie ociosane i doskonae do rozpalenia ognia. Horace
wycign sztylet i zabra si do podwaania deski w ssiednim rzdzie. Kad oderwan
desk - miay okoo metra dugoci - Evanlyn odkadaa na bok. Gdy zebrao si ich ju sze,
uniosa cae narcze i pobiega leciutko na drug stron mostu, kadc je blisko miejsca, gdzie
potne, nasczone smo liny przymocowane byy do drewnianych pylonw. Gdy powrcia,
Will i Horace uporali si ju z nastpnymi szecioma. Te uoya pod drug lin. Nim
rozpoczli prac, Will wyoy im swj plan. Chodzio o to, eby spali zarwno drewniane

wiee, niszczc w ten sposb podstawow struktur podtrzymujc most, jak i liny - tak by
caa konstrukcja runa w przepa. Musieli zrobi to po tamtej, odleglejszej stronie, bowiem
tam most by ciszy. Potem wargalowie, by moe, zdoaj przecign przez Rozpadlin
jaki tymczasowy most z lin, jednak z pewnoci nie bdzie on na tyle solidny, eby moga po
nim przej wiksza liczba wojownikw w krtkim czasie.
Kiedy ju spal most, wyrusz jak najprdzej, by ostrzec armi krlewsk o
zagroeniu z poudnia. Wwczas bdzie mona wysa oddziay, ktre bez trudu pokonaj
nieliczne grupy wargalw, jakie bd prboway przedosta si na celtyck krawd
Rozpadliny.
Will i Horace podwaali i odrywali kolejne deski, ukadajc je na bok, a Evanlyn
kursowaa bezustannie tam i z powrotem, a pod kadym pylonem spitrzy si spory ich stos.
Cho noc bya chodna, obaj chopcy mocno zgrzali si od wysiku. W pewnym momencie
Evanlyn pooya rk na ramieniu Willa, ktry uwolni wanie jedn desk i zabiera si do
drugiej.
- Chyba wystarczy - powiedziaa. Przerwa, odchyli si do tyu na pitach i otar czoo
wierzchem lewej doni. Wskazaa rk na drugi kraniec mostu, gdzie po kadej stronie
pitrzyo si ju co najmniej po dwadziecia desek. Poruszy gow na boki, by rozluni
minie karku, a potem wsta.
- Susznie - stwierdzi. - To powinno wystarczy do rozpalenia cakiem porzdnego
ognia.
Podnis uk i ruszy na drug stron, po czym da znak, eby poszli za nim. Przyjrza
si uwanie obu stosom drewna.
- Bdziemy potrzebowa czego na podpak - stwierdzi, rozgldajc si dookoa w
poszukiwaniu jakich krzeww czy zaroli, ktrych gazki mogyby im posuy do
wzniecenia ognia. Oczywicie, niczego nie znalaz. Horace wycign do po n Willa.
- Poycz mi go na chwil - poprosi.
Will poda mu saks. Horace przez chwil way w rce zwiadowczy or, a potem
sign po jedn z dugich desek, ustawi j w pionie i seri niewiarygodnie szybkich ciosw
noa poci j na kilkanacie dugich szczapek.
- To niezupenie szermiercze wiczenie - wyszczerzy do nich zby w umiechu - ale
co bardzo zblionego.
Will i Evanlyn zabrali si do budowania maych stosw z cienkich drzazg, Horace
sign po nastpn desk; tym razem zaj si ni uwaniej i staranniej, odupujc ciesze
pasma soniny, niemal wiry, ktre miay zapali si od pierwszych iskier z krzesiwa. Will

sprawdzi, jak idzie robota Evanlyn. Stwierdzi, e radzi sobie cakiem niele i wrci do
swojego pylonu, biorc od Horace'a kolejne garcie sosnowych wirw, a nastpnie ukadajc
je wok drew.
Potem przeszed na stron Evanlyn, eby zrobi to samo z jej ogniskiem, a Horace
przeci wzdu na p jeszcze kilka desek, a potem zaczaj ama je w poprzek. Narobi w ten
sposb sporo haasu, co zaniepokoio Willa.
- Ciszej - ostrzeg przyjaciela. - Wargalowie nie s gusi, a ten odgos moe nie si
przez tunel.
Horace wzruszy ramionami.
- I tak ju skoczyem - oznajmi.
Will przyjrza si obu stosom. Uzna, e proporcje podpaki oraz cieszych drzazg s
odpowiednie, po czym poleci obojgu pozostaym, by wrcili na drug stron.
- Wy ju std zwiewajcie - poleci. - Ja rozpal ogie i zaraz do was docz.
Horace'owi nie trzeba byo tego powtarza. Nie mia najmniejszej chci przemierza
wskiej kadki, majc za plecami pomienie palcych si ju lin. Przeciwnie, zamierza
przeby j powoli i ostronie. Evanlyn zawahaa si przez chwil, ale potem uznaa, e Will
ma racj.
Powrcili wic ostronie na drugi brzeg, starajc si nie patrze w d, gdy kroczyli
nad przepaci. Gdy znaleli si wreszcie bezpiecznie po drugiej stronie, odwrcili si, by
zobaczy, co robi Will. Ujrzeli go przykucnitego, waciwie tylko ledwo dostrzegaln
sylwetk w cieniu obok prawej wiey mostu. Potem nastpi bysk, gdy uderzy krzesiwem o
stal. I zaraz nastpny. Tym razem pojawi si te tawy blask wiata u podstawy stosu
drewna - wiry zapaliy si i ogie zacz si rozprzestrzenia.
Will rozdmucha go ostronie, przygldajc si taczcym jzyczkom pomieni
licym surow sonin. Ogie podsycaa atwopalna ywica, a powiksza si z kad
chwil. Potem zaja si pierwsza z drzazg, pomie wystrzeli w gr, coraz wyej, dotykajc
liny penicej rol balustrady mostu, a potem jeszcze wyej, a do potnych lin nonych.
Smoa zacza si topi, jej krople wpaday w pomienie, wybuchajc za kadym razem
bkitnym blaskiem.
Uznawszy, e pierwszy ogie ma si jak najlepiej, Will pobieg na drug stron i
zabra si znw do roboty z krzesiwem. I znw spogldajcy po drugiej stronie przepaci
ujrzeli iskry, a nastpnie niewielk, lecz szybko poszerzajc si plam tego wiata.
Teraz sylwetka Willa widoczna bya wyranie w wietle obu ognisk. Chopak
wyprostowa si i cofn o krok, sprawdzajc po raz ostatni, czy oba pal si naleycie. Prawy

pylon i lina z tamtej strony zaczy ju dymi w arze ognia. Will schyli si, podnis uk i
koczan, a w nastpnej chwili bieg ju przez most, zwalniajc tylko odrobin, kiedy dotar do
wskiej kadki.
Gdy znalaz si u boku towarzyszy, odwrci si, by spojrze na swe dzieo. Lina z
prawej strony pona ju na dobre. Nagy powiew wiatru wzbi w powietrze deszcz iskier.
Jednak ogie po lewej stronie wyglda kiepsko. By moe to ten sam wiatr nie pozwoli
pomieniom sign nasczonej smo liny po tej stronie. A moe drewno byo zbyt wilgotne?
Tak czy inaczej; na ich oczach pomienie pod lin z lewej strony przygasay coraz bardziej, a
wreszcie pozostaa z nich tylko czerwona plama aru.

ROZDZIA 20
Gilan odwrci wzrok, nie mogc znie umczonego spojrzenia swojego krla.
Wszyscy w namiocie zrozumieli, e oto ich wadca otrzyma wanie aobn wie o swej
crce, zabitej przez wargalw Morgaratha. Gilan popatrzy po pozostaych, jakby
spodziewajc si jakiej pociechy z ich strony. Dostrzeg, e aden z obecnych nie patrzy na
Duncana.
Krl wsta z krzesa i podszed do wejcia namiotu. Spojrza ku poudniowemu
zachodowi jakby chcia dojrze w oddali odlege gry Celtii.
- Cassandra wybraa si z wizyt do ksiniczki Madelydd osiem tygodni temu. Byy
serdecznymi przyjacikami - Gdy zacza si caa ta historia z Morgarathem, uznaem, e
tam bdzie bezpieczna. Nie widziaem powodu, by sprowadza j z powrotem - odwrci si i
pochwyci spojrzenie Gilana. - Opowiedz. Opowiedz mi wszystko, co wiesz...
- Panie... - Gilan przerwa, usiujc zebra myli. Wiedzia, e musi powiedzie
krlowi tyle, ile zdoa. Jednak zarazem nie chcia przysparza mu niepotrzebnego blu. Dziewczyna zauwaya nas i zbliya si ku nam. Rozpoznaa Willa i mnie jako zwiadowcw.
Jako udao jej si umkn, kiedy wargalowie zaatakowali. Powiedziaa, e wszyscy inni...
Zamilk. Nie potrafi wypowiedzie tego na gos.
- Mw - rozkaza Duncan. Jego gos brzmia stanowczo. Odzyska ju panowanie nad
sob.
- Powiedziaa, e wargalowie zabili wszystkich, wasza wysoko - dokoczy
pospiesznie. Nagle wydao mu si, e wadcy atwiej bdzie to znie, jeli prdko powie, co
ma do powiedzenia. - Nie opowiedziaa nam o tym ze szczegami. Nie bya w stanie. Bya
wycieczona, wygodzona i bardzo zmczona.
Duncan skin gow.
- Biedna dziewczyna. To musiao by dla niej okropne przeycie. Jest dobr suc...
Waciwie bya raczej przyjacik Cassandry - doda pgosem.
Gilan chcia opowiedzie swemu krlowi jak najwicej, przekaza tyle szczegw, ile
zdoa, opowiedzie mu wszystko.
- Z pocztku niemal wzilimy j za chopaka - wyzna, wspominajc chwil, w ktrej
Evanlyn wkroczya do ich obozu.
Duncan popatrzy na niego ze zdziwieniem.
- Za chopaka? - unis brwi. - Z t burz rudych wosw?

- Obcia je. Pewnie eby nie rzuca si w oczy. W tej chwili wzgrza Celtii s pene
bandytw i rabusiw, nie tylko wargalw.
Co tu si nie zgadzao. Czu to, ale jednoczenie by miertelnie znuony, sania si z
niewyspania i jego umys nie funkcjonowa jak naley. Jednak krl powiedzia co, co nie
pasowao do caoci. Co, co...
Potrzsn gow, prbujc odzyska jasno umysu, i zachwia si na nogach; na
szczcie Hak wci go podtrzymywa. Dostrzegszy to, Duncan natychmiast zmieni ton.
- Zwiadowco - oznajmi, postpujc ku niemu i chwytajc go za rk - wybacz mi.
Jeste znuony, a ja przetrzymuj ci tu z osobistych pobudek. Hak, prosz, zadbaj o to, by
Gilan zosta nakarmiony i mg wypocz.
- Mj Blaze... - prbowa jeszcze powiedzie Gilan, pamitajc o swoim koniku,
czekajcym przed namiotem.
- Dobrze, dobrze - zapewni go Halt. - Zajm si nim - spojrza w stron krla. - O ile
wasza wysoko pozwoli?
Duncan odprawi ich obu ruchem rki.
- Ale tak, prosz. Zajmij si teraz swoim towarzyszem. Odznaczy si w naszej
subie. I jego wierzchowcem te - doda.
Gdy obaj zwiadowcy opucili namiot, Duncan zwrci si ku pozostaym doradcom.
- A teraz, panowie, zastanwmy si, czy potrafimy odkry przyczyny, jakie kryj si
za tym ostatnim posuniciem Morgaratha.
Baron Thorn przemwi w ich imieniu:
- Panie - odkaszln niezrcznie - by moe trzeba ci nieco czasu, by ochon po tak
zych wiadomociach...
Inni czonkowie Rady penymi wspczucia pomrukami dali do zrozumienia, e s
tego samego zdania, ale Duncan sprzeciwi si stanowczo:
- Jestem krlem - oznajmi. - A znaczy to, e sprawami wasnymi nie wolno mi si
zajmowa, dopki krlestwo jest w niebezpieczestwie.
***
- Zgas! - jkn rozpaczliwie Horace.
Wszyscy troje spogldali w tamt stron, udzc si jeszcze desperack nadziej, e to
nieprawda, e oczy ich myl. Jednak, niestety, Horace mia racj. Ogie pod lewym pylonem
zamar, pozostao tylko nieco aru.
Tymczasem po drugiej stronie pomienie buchay coraz silniej; jedna z trzech

splecionych lin przepalia si ju cakiem, jej koce opady, sypic iskrami, a caa konstrukcja
zaskrzypiaa niebezpiecznie.
- Moe z jednej strony wystarczy? - odezwaa si Evanlyn, ale Will wiedzia
doskonale, e spon musz obie wiee.
- Pylon po prawej stronie jest uszkodzony, ale jeszcze da si go naprawi - stwierdzi.
- Jeli ten po lewej pozostanie nietknity, bez trudu przedostan si tutaj. By moe zd
naprawi cay most, zanim dotrzemy do krla Duncana, by go ostrzec.
Zdecydowanym ruchem zarzuci uk na rami i ruszy w stron mostu.
- Co chcesz zrobi? - spyta go Horace, spogldajc z niepokojem na chwiejc si
struktur mostu. Caa konstrukcja przechylia si ju wyranie. Gdy zada to pytanie, drgna
znw, opadajc nieco bardziej w stron dna przepaci.
Will zatrzyma si, balansujc ju na nagich belkach tworzcych kadk.
- Rozpal go na nowo - wyjani. - Musimy by pewni, e po tamtej stronie nie zostao
ju nic.
Mwic te sowa, pobieg na drug stron Rozpadliny. Horace ze zgroz spoglda,
jak jego przyjaciel przebiega z tak prdkoci nad otchani. A potem wraz z Evanlyn
przygldali si, drc ze zdenerwowania, jak Will przykucn obok arzcych si drew.
Machn kilka razy doni, a potem pochyli si i zacz na nie dmucha, a pord stosu
niespalonych drzazg znw bysn jzyczek ognia.
- Udao si! - zawoaa Evanlyn, lecz chwil potem rce jej opady, bo pomyk zgas.
Will pochyli si po raz kolejny, wci dmuchajc na ar. Lina po prawej stronie znw
ustpia nieco, a most zatrzs si, przekrzywiajc si jeszcze bardziej.
- Szybciej! Szybciej! - powtarza pgosem Horace, zaciskajc i rozprostowujc
spocone donie.
A potem Wyrwij zara cichutko.
Horace i Evanlyn spojrzeli na konika. Gdyby to byy ich wierzchowce, nie byoby w
tym nic szczeglnego. Wiedzieli jednak, e Wyrwij nigdy nie wydaje z siebie gosu bez
powodu. Jedynie wtedy, gdy...
No wanie! Horace spojrza w stron Willa, ktry wci tkwi przykucnity obok
tlcego si ognia. Najwyraniej nie usysza ostrzeenia Wyrwija. Evanlyn chwycia Horace'a
za rami i wskazaa palcem drug stron przepaci.
- Popatrz! - szepna gorczkowo.
W ujciu tunelu zajaniao migocce wiato. Kto si zblia! Wyrwij uderzy
kopytem o ziemi i zara znw, teraz nieco goniej. Jednak Will, obok ktrego hucza

buzujcy ogie prawego pylonu, nie usysza. Evanlyn w mgnieniu oka podja decyzj.
- Zosta tutaj! - rozkazaa Horace'owi i ju w nastpnej chwili znalaza si na belkach
mostu. Posuwaa si do przodu ostronie, cal po calu, z sercem w gardle. Osabiona
konstrukcja draa i koysaa si. Pod ni ziaa czarna otcha, a na odlegym dnie wida byo
srebrzyst wstg potoku, rwcego dnem Rozpadliny. Evanlyn zachwiaa si, odzyskaa
rwnowag, ruszya znw przed siebie. Teraz od ukoczonego chodnika dzielio j ju tylko
osiem metrw. Potem pi. Trzy.
Most zadra znw, przez jedn straszliw chwil balansowaa nad przepaci, nie
mogc

odzyska

rwnowagi.

Usyszaa

ostrzegawczy

okrzyk

Horace'a

za

sob.

Rozpaczliwym skokiem rzucia si przed siebie i opada na nieheblowane deski chodnika.


Jej serce bio jak oszalae, przed chwil otara si o mier. Wstaa i pobiega na drug
stron mostu. Will usysza j teraz i odwrci si. Z trudem apic oddech, wycigna do w
stron tunelu.
- Id tutaj! - zawoaa.
Teraz okazao si, e powiata, ktra pojawia si w wejciu do tunelu, bya odbiciem
pomieni kilku palcych si pochodni. Will i Evanlyn ujrzeli grup postaci, ktre z tej
odlegoci wydaway si cakiem drobne. Stay u wejcia, machajc apami i wykrzykujc co
na widok pomieni strzelajcych wysoko ku niebu nad mostem. Dziewczyna naliczya ich
sze, a po topornych, niedwiedziowatych sylwetkach zorientowaa si, e to wargale.
Stwory biegy ju w kierunku mostu. Pki co, miay do przebycia jeszcze pidziesit
metrw, ale biegy bardzo szybko. Wiedziaa, e za nimi pojawi si nastpni.
- Uciekajmy! - zawoaa, cignc Willa za rkaw. On jednak wyszarpn go z jej doni,
sigajc ju po uk i koczan. Sprawdzi, czy ciciwa jest dobrze umocowana.
- Wracaj! - poleci. - Ja tu zostan i ich powstrzymam. Jednoczenie nacign uk i na
pozr wcale nie celujc posa strza w kierunku najbliszego z wargalw. Trafia go w sam
rodek piersi; stwr wyda z siebie chrapliwy krzyk i upad, nie wydajc ju adnego
dwiku.
Jego towarzysze stanli jak wryci. Rozejrzeli si dookoa, prbujc zorientowa si,
skd nadleciaa strzaa. W ich prymitywnych umysach zawitaa myl, e to moe puapka.
Nie dostrzegli jeszcze drobnej figurki przy mocie. W nastpnej chwili nadleciay trzy kolejne
strzay z ciemnoci. Stalowe groty dwch z nich uderzyy o skay, krzeszc iskry. Trzecia
przebia doln cz ramienia jednej z bestii, ktra wrzasna z blu i opada na kolana.
Wargalowie nadal nie wiedzieli, jak si zachowa. Dostrzegli wiato i dym
wznoszcy si nad wzgrzem dzielcym ich obozowisko od mostu, tote zeszli, by sprawdzi,

co si dzieje. A teraz szyli do nich z ukw jacy niewidoczni strzelcy. Nie byo komu
wydawa polece, bo dowodzcy nimi wargal pad jako pierwszy.
Po jeszcze jednej chwili wahania wycofali si czym prdzej do bezpiecznego tunelu.
- Cofnli si! - zawoaa Evanlyn. Ale Will ju znw kuca przy ognisku, gorczkowo
starajc si je odbudowa.
- Musimy zacz wszystko od pocztku! - mrukn gniewnie. Evanlyn upada na
kolana obok niego i zacza ustawia na p spalone drzazgi i cisze kawaki drewna w
stokowaty stos.
- Pilnuj wargalw! - sykna. - Ja zajm si ogniem. Will zawaha si. Moe ognisko
nie rozpalio si jak naley wanie dlatego, e le je przygotowaa? Rzuci okiem w stron
tunelu, dostrzeg tam jaki ruch i zda sobie spraw, e miaa racj. Pochwyci uk, by skry
si za poblisk ska, ale powstrzymaa go jeszcze na chwil:
- Twj n! Zostaw mi go.
Nie pyta, po co jej n. Byskawicznie wysun saks z pochwy i rzuci j na deski
obok dziewczyny. Kiedy schodzi ju z mostu, poczu, e konstrukcja znw zadraa: lina po
prawej stronie ustpia jeszcze bardziej. Bezgonie przekl kaprys wichru, ktry rozpali
jeden ogie, a zgasi drugi.
Tymczasem wargalowie stwierdzili, e strzay ju nie wiszcz w powietrzu, tote
postanowili wychyn ostronie z tunelu i pj w stron mostu. Przekonani o swej
przewadze, trzymali si blisko siebie, przez co atwiej byo w nich celowa. Will wystrzeli
trzykrotnie, mierzc teraz uwaniej.
Kada ze strza osigna swj cel. Jedyny ocalay wargal popatrzy na lecych na
ziemi towarzyszy - i run jak koda, kryjc si za skaami. Will posa jeszcze jedn strza,
ktra uderzya o granit tu nad jego gow, aby da mu do zrozumienia, co si stanie, gdy
tylko zechce wyjrze zza kamienia.
Sprawdzi koczan. Pozostao mu jeszcze szesnacie strza. Niewiele, jeli wargalowie
zdoali zaalarmowa swych towarzyszy i nadejd posiki. Rzuci okiem w stron Evanlyn.
Wydawao mu si, e buduje to ognisko rozpaczliwie powoli. Chcia krzykn na ni, eby
si pospieszya, ale natychmiast zda sobie spraw, e tylko przeszkodzi jej i wszystko
pjdzie jeszcze wolniej. Popatrzy znw w kierunku tunelu, rozprostowujc i znw zaciskajc
do dzierc drzewce uku.
Pojawiy si cztery kolejne sylwetki. Biegy prdko i ju nie tak blisko siebie. Will
unis uk, wycelowa i wypuci strza, mierzc do postaci najdalej po prawej. Zakl pod
nosem, bo strzaa wisna tu za biegncym, ktry w nastpnej chwili ukry si pord ska.

Bogosawic tygodnie i miesice wicze, do ktrych zmusza go Halt, Will zdy


ju doby kolejnej strzay i nacign uk - ale trzej pozostali napastnicy rwnie zdyli ju
si ukry.
Nagle, jeden z tych, ktrzy biegli porodku, podnis si. Rzuci si do przodu i niemal
natychmiast upad, a strzaa Willa przeleciaa nad jego gow, nie czynic mu krzywdy.
Potem poruszy si ten z lewej, znw kryjc si, nim Will w ogle zdy wystrzeli. Serce
Willa walio mocno, gdy posuwali si tak do przodu krtkimi zrywami. Zmusi si, by
oddycha gboko i myle spokojnie. Czas na strzelanie nadejdzie podczas ostatnich
trzydziestu metrw, gdzie nie ma za czym si kry, a dystans bdzie krtszy, tote strzay
przemierza go bd prdzej i trudniej ich bdzie unikn. Przypomnia sobie tamto starcie zaledwie par tygodni temu - gdy strach sprawi, e jego strzay chybiy. Na twarzy chopaka
pojawi si zacity wyraz determinacji. Tym razem tak si nie stanie.
- Tylko spokojnie - nakaza sobie, prbujc dosysze w tych sowach gos Halta.
Kolejna z postaci przysuna si nieco bliej gwatownym skokiem, ale tym razem dostrzeg
j wyraniej w blasku pomieni. Jak podejrzewa ju od kilku chwil, nie byli to wargalowie.
Mia do czynienia ze Skandianami.

ROZDZIA 21
Gilan spa jak koda przez sze godzin w namiocie, do ktrego zaprowadzi go Halt.
Przez cay ten czas ani razu nawet si nie poruszy. Jego umys i ciao jakby zamary, czerpic
nowe siy z cakowitego bezruchu.
A potem, gdy owe sze godzin mino, jego podwiadomo oywia si i zacza
dziaa: pojawiy si sny. nili mu si Will i Horace oraz ta dziewczyna, Evanlyn. W tym
dziwacznym, pogmatwanym nie pojmali ich wargalowie i zwizali wszystkich razem, a dwaj
rabusie, Bart i Carney, stali obok, miejc si do rozpuku.
Gilan przewrci si na bok, mruczc co przez sen. Halt, ktry siedzia opodal i zajty
by naprawianiem lotek strzay, popatrzy na niego z niepokojem. Stwierdzi, e mody
zwiadowca wci pi, wic powrci do swojego zajcia. Gilan znw co powiedzia, a potem
umilk.
We nie ujrza Evanlyn tak, jak opisa krl - z burz lnicych, gstych i rudych
wosw opadajcych na plecy.
Nagle obudzi si w mgnieniu oka i usiad na posaniu.
- Na Boga! - zawoa do zaskoczonego Halta. - To nie ona!
Halt zakl, bo rozla gst, kleist mas, za pomoc ktrej mocowa gsie pira do
drzewca strzay. Nage poruszenie Gilana sprawio, e drgn nerwowo i teraz musia ca
robot zaczyna od pocztku. Wytar szmatk lepk ma i poirytowanym gosem zgani
swojego byego ucznia:
- Nastpnym razem, z aski swojej, ostrze mnie, kiedy bdziesz mia zamiar tak
krzycze, dobrze? - Ale Gilan wyskoczy ju z polowego ka i naciga na siebie
pospiesznie ubranie.
- Musz zobaczy si z krlem! - zawoa.
Halt sta i przyglda mu si z powtpiewaniem, nie do koca pewien, czy Gilan
przypadkiem nie lunatykuje. Mody zwiadowca odsun go bezceremonialnie na bok i
wybieg na zewntrz, utykajc po drodze koszul w spodnie. Halt na wszelki wypadek ruszy
za nim.
Gdy doszli do krlewskiego namiotu, znw spotkali si z oporem wartownikw.
Strae bowiem zmieniy si ju par godzin wczeniej i nowi onierze nie znali Gilana. Halt
wszystko wyjani, jednak przedtem zmusi Gilana, by ten zapewni go, e naprawd
koniecznie musi zobaczy si z krlem Duncanem, nawet gdyby oznaczao to przerwanie

zasuonego wypoczynku wadcy.


Okazao si, e pomimo pnej godziny krl nie spa jeszcze. Omawia wanie ze
swym gwnodowodzcym moliwe przyczyny dziaa Morgaratha w Celtii, gdy do jego
namiotu wpuszczono Gilana - bosego, z potarganymi wosami i w krzywo zapitej koszuli.
Sir David a zachysn si na widok swojego syna, ktry w takim stanie zaprezentowa si
wobec krlewskiego majestatu.
- Gilanie! C ty, na Boga, wyprawiasz? - spyta, ale Gilan unis do, by
powstrzyma potok ojcowskiego oburzenia.
- Zaczekaj, ojcze. - Zwracajc si do krla, rzek: - Panie, gdy mwie o tej
pokojwce, Evanlyn, czy wspomniae o rudych wosach?
Sir David spojrza pytajco na Halta. Starszy zwiadowca wzruszy tylko ramionami,
wic sir David spyta ostrym tonem swojego syna:
- A c to za rnica?
Jednak Gilan znw nie odpowiedzia, wci zwracajc si do krla.
- Dziewczyna, ktra przedstawia si jako Evanlyn, miaa jasne wosy, panie.
Tym razem sam krl Duncan uciszy swego rozgniewanego dowdc. - Jasne,
powiadasz? - spyta.
- Tak jest, panie. Jak wspominaem, obcia je, ale byy jasne, blond, tak jak wasze,
panie. I miaa zielone oczy - doda, spogldajc uwanie na Duncana. Zdawa sobie spraw,
e kady szczeg ma tu znaczenie. Krl za zawaha si przez chwil i zakry twarz doni. A
potem odezwa si, i sycha byo, e w jego gosie budzi si nadzieja.
- Czy bya szczupa? Wysoka? Gilan przytakn z zapaem:
- Tak jak mwiem, panie, przez chwil sdzilimy, e to chopak. Z pewnoci
przyja imi swojej sucej, pragnc dla bezpieczestwa zachowa incognito.
Teraz rozumia ju, skd brao si wraenie, e Evanlyn nie mwi caej prawdy i jakim
sposobem miaa znacznie wiksze pojcie o polityce oraz strategii, ni mona by si tego
spodziewa po zwykej sucej.
Sir David zaczyna pojmowa, jak wane sowa pady z ust jego syna. Krl spojrza
za teraz na Halta, potem na Davida, a potem znw na Gilana.
- Moja crka yje - stwierdzi pgosem. Na dug chwil zapada cisza.
- Gilanie, jak daleko w tyle za tob byli obaj czeladnicy i dziewczyna? - odezwa si w
kocu sir David.
Gilan musia zastanowi si przez moment.
- Chyba o dwa dni jazdy, ojcze.

Podeszli obaj do stou z map, gdzie pokaza ojcu miejsce, w ktrym, jak sdzi,
powinien teraz znajdowa si Will i jego towarzysze. Sir David natychmiast przystpi do
dziaania. Wysa goca do dowdcy skrzyda kawalerii z poleceniem, by postawi na nogi
kompani lekkiej jazdy, aby moga natychmiast wyruszy w drog.
- Polemy kompani pitych lansjerw jako eskort, panie - wyjani krlowi. - Jeli
wyjad w cigu godziny i bd jecha noc, powinni nawiza kontakt jutro okoo poudnia.
- Ja ich poprowadz - rzek natychmiast Gilan, a jego ojciec skin gow z uznaniem.
- Miaem nadziej, e to powiesz. - Chwyci krla za rami, patrzc prosto w oczy
rosego wadcy. - Nie sposb wyrazi, jak si ciesz, wasza wysoko - powiedzia.
Krl popatrzy na niego, wci jeszcze nieco zdezorientowany. Dopiero co rozpacza
w skrytoci ducha z powodu utraty ukochanej crki, Cassandry. A teraz zostaa cudem
przywrcona do ycia!
- Moja crka yje - powtrzy. - Jest bezpieczna.
***
Przykucnita Evanlyn wci ukadaa stos drewna pod pylonem i lin podtrzymujc
most. Od czasu do czasu syszaa guchy odgos wydawany przez uk Willa, ktry strzela do
zbliajcego si nieprzyjaciela, ale zmusia si, by nie spoglda w tamt stron i skupi si
na swym zadaniu. Wiedziaa, e ma tylko jedn, ostatni szans, by rozpali ten ogie jak
naley. Jeli i tym razem jej si nie uda, oznacza to bdzie prawdziw katastrof dla
krlestwa. Tak wic ukadaa stos starannie, pilnujc, by byo do przestrzeni midzy
kawakami drewna, aby umoliwi dostp powietrza i dobry cug. Nie byo ju wirw na
podpak, ale miaa przecie pod rk doskonae rdo ognia: ponce liny po prawej stronie
mostu.
Gdy ustawia ju schludny stosik na palenisko, pochwycia n Willa i odcia kilka
metrowych odcinkw nasczonej smo liny ze sznurowej balustrady mostu.
Wstaa i pobiega na drug stron, by podpali pocity sznur, a potem znw do stosu,
ktry oboya poncymi linami, starajc si je wtyka w szczeliny, ktre pozostawia pord
kawakw drewna. Pomienie lizay jej palce; przygryza wargi, ale pracowaa dalej tak dugo,
a ogie rozpali si na dobre.
Drwa pod wpywem podsycanych smo pomieni zaczy trzeszcze, potem
zamigotay pomieniem i rozpaliy si na dobre. Przez chwil dmuchaa jeszcze na ogie, a
zapony nie tylko cienkie drzazgi, ale i grubsze deski. Sznurowa porcz rwnie zaja si
ju w kilku miejscach i pomienie zaczy wystrzeliwa w gr ku linie nonej. W kocu

pomyki pomkny chyo w stron drewnianego pylonu.


Dopiero wtedy uznaa, e moe sprawdzi, co dzieje si z Willem. Nie widziaa zbyt
dobrze, olepiona przez dugie wpatrywanie si w ogie, wic dostrzega tylko zamazany
ksztat w odlegoci piciu metrw, schowany za wystpem skalnym. W tej samej chwili
chopak unis si do pozycji stojcej i wystrzeli. Spojrzaa w mrok, ale nie zdoaa dostrzec
napastnikw.
Most znw drgn konwulsyjnie pod jej nogami, a drewniany chodnik przechyli si
niebezpiecznie, gdy druga z trzech splecionych lin po prawej stronie ustpia, przepalona.
Zostao im ju niewiele czasu, by wycofa si tam, gdzie czekali na nich Horace i Wyrwij.
Musiaa natychmiast ostrzec Willa.
ciskajc jego n w doni, kilkoma susami znalaza si w miejscu, gdzie kry si za
ska, wpatrujc si w ciemno. Spojrza na ni ktem oka.
- Druga strona ju si pali - zawoaa. - Uciekajmy!
Potrzsn ponuro gow, a potem wskaza podbrdkiem skalne rumowisko odlege
zaledwie o trzydzieci metrw od miejsca, gdzie si znajdowali.
- Nie moemy - odpowiedzia. - Jeden z nich schowa si za tamtymi kamieniami. Jeli
teraz si wycofamy, moe jeszcze zdy ocali most.
Nagle dostrzega jaki ruch w ciemnociach - na lewo od nich czarna posta podniosa
si i rzucia do przodu. Szybko wskazaa w tamt stron.
- Tam! - zawoaa. Will skin gow.
- Widz go - odpowiedzia spokojnie. - Prbuje odwrci moj uwag. Gdy tylko
strzel do niego, ten, ktry znajduje si bliej, bdzie mia szans nas zaatakowa. Musz
zaczeka, a pokae si ten drugi.
Przeraona, zdaa sobie spraw ze znaczenia tego, co wanie usyszaa.
- Ale przecie w ten sposb pozostali mog si do nas zbliy!
Tym razem Will nie odpowiedzia nic. Panika, jakiej uleg w pierwszej chwili, ustpia
miejsca spokojnej determinacji. W gbi serca jaka czstka jego jestestwa odczuwaa
zadowolenie - zadowolenie, e nie zawid Halta i okaza si godny pokadanego w nim
zaufania, e starszy zwiadowca nie omyli si, wybierajc go na swojego ucznia. Tymczasem
Evanlyn spogldaa na niego przez dusz chwil. Zdaa sobie spraw, e ten chopak gotw
jest da si pojma, jeli dziki temu zdoa utrzyma nieprzyjaciela choby przez kilka chwil
duej z dala od mostu.
Pojma albo zabi - dotaro do niej w nastpnej chwili.
Za nimi rozleg si donony trzask. Odwrcia si; pierwsza z lin nonych ustpia

wreszcie, rozsypujc wok deszcz iskier. Razem z ni upada na wp spalona grna cz


pylonu. O to wanie im chodzio. Zastanawiali si, czy nie wystarczy po prostu przeci lin
nonych, ale wwczas istotna cz konstrukcji mostu pozostaaby nietknita. Chodzio o to,
by zniszczy take wiee. Teraz cay most zwisa tylko na jednej linie, trawionej ju
pomieniami. Wiedziaa, e jeszcze kilka minut i bdzie po wszystkim. Rozpadlina znw
stanie si nie do przebycia.
Will prbowa umiechn si do niej, ale nie wypado to przekonujco.
- Nic tu ju nie wskrasz - powiedzia. - Wracaj na drug stron, pki jeszcze moesz.
Pewnie, e chciaa uciec, jeszcze jak - ale nie moga go przecie tak zostawi. Ten
chopak chcia powici si dla niej i dla caego krlestwa.
- Id! - odwrci si w jej stron i odepchn j. Evanlyn wydao si, e widzi lnienie
ez w jego oczach. Take jej spojrzenie zamglio si, a obraz Willa rozmy si. Zamrugaa
oczami i w tej samej chwili ujrzaa kamie, ktry trafi go w skro.
- Will! - zawoaa, ale byo ju za pno. Stkn cicho, przewrci oczami i upad u
jej stp, a z jego skroni pocieka struka krwi. Usyszaa tupot stp nadbiegajcych z rnych
stron. Rzucia n na ziemi i zacza gorczkowo rozglda si za ukiem Willa. Znalaza go
i prbowaa naoy strza na ciciw, gdy chwyciy j brutalne rce, wyrway jej bro i
przycisny ramiona do bokw. Skandianin trzyma j w niedwiedzim ucisku, przygniatajc
jej twarz do szorstkiej baranicy cuchncej tuszczem, dymem i potem. O mao jej nie udusi.
Wyrywaa si, kopaa i szarpaa, prbujc uderzy trzymajcego j mczyzn, ale
bezskutecznie.
Will lea nieruchomo na ziemi. W kocu daa za wygran i rozpakaa si z poczucia
bezsilnoci, gniewu i smutku. Usyszaa miech Skandian. miech, ktry umilk, gdy rozleg
si cakiem inny odgos. elazny ucisk trzymajcych j ramion zela nieco, wic moga
spojrze w tamt stron.
By to przecigy, oguszajcy trzask, ktry dochodzi od strony mostu. Liny i wiey z
jednej strony ju nie byo, a ciar caej konstrukcji dwiga teraz pozostay pylon, osabiony
ju przez pomienie. Nie utrzymaby jej dugo, nawet gdyby by w doskonaym stanie. Tymczasem poeray go buzujce pomienie, wic z kad sekund stawa si coraz sabszy.
Mina jeszcze chwila i rozleg si potny huk: pylon pk w poowie, a potem rozsypa si.
Most wraz z linami osun si z wolna w otcha Rozpadliny, cignc za sob wietlist burz
iskier migoccych w ciemnoci.

ROZDZIA 22
Gilan czeka niecierpliwie, a kompania jedcw dosidzie na powrt koni po
pitnastominutowym wypoczynku. Najchtniej nie zatrzymywaby si wcale, lecz zdawa
sobie spraw, e i konie, i ludzie potrzebowali chwili wytchnienia, jeli mieli utrzymywa
dalej mordercze tempo, jakie im narzuci. Jechali ju przez p dnia; wedug jego oceny
powinni spotka Willa i pozostaych wczesnym popoudniem.
Stwierdzi, e wszyscy jedcy s ju w siodach, tote zwrci si do dowdcy
oddziau: - Doskonale, kapitanie. Ruszajmy wic! Kapitan zaczerpn tchu, by wyda rozkaz
do wymarszu, kiedy nagle od strony stray przedniej rozleg si okrzyk:
- Zbliaj si jedcy!
Pord kawalerzystw zapanowao oywienie. Wikszo z nich nie miaa pojcia, na
czym polega ta misja. Zerwano ich z ek bladym witem, kazano dosi koni i jecha.
Gilan unis si w strzemionach, zasaniajc oczy przed poudniowym socem i spoglda w
kierunku, z ktrego dochodzi ttent.
Nie znajdowali si jeszcze na terytorium Celtii, na razie droga wioda wci przez
trawiast rwnin, urozmaicon tu i wdzie kpami drzew. Bystre oczy Gilana dostrzegy
chmurk kurzu i sylwetk galopujcego jedca.
- Kimkolwiek jest, bardzo mu si spieszy - zauway kapitan. Po chwili obserwator z
przedniej stray ucili informacj:
- Trzej jedcy! - zakrzykn. Ale Gilan ju widzia, e i ten raport nie by dokadny.
Owszem, trzy wierzchowce, ale jedziec tylko jeden. Poczu ukucie niepokoju ciskajce go
w odku.
- Czy mam wysa ludzi na jego spotkanie? - spyta kapitan. Rzeczywicie, w tak
niespokojnych czasach nie byo dobrym pomysem, by pozwala obcemu jedcowi wpa
penym galopem w sam rodek oddziau. Jednak teraz, gdy nieznajomy by ju bliej, Gilan
go rozpozna. cilej mwic, rozpozna jednego z koni: maego, kudatego, o
beczukowatym tuowiu. To by ko Willa, Wyrwij. Ale nie Will go dosiada.
Stra przednia przygotowywaa si ju, by powstrzyma jedca. Gilan rzek cicho do
kapitana:
- Prosz nakaza, eby go przepucili.
Kapitan powtrzy ten rozkaz znacznie goniej, tote jedcy rozstpili si, robic
miejsce Horace'owi.

Ten ujrza grup oficerw skupion wok sztandaru i skierowa si w ich stron,
cigajc przed nimi wodze zwiadowczego konika. Teraz Gilan rozpozna te pozostae
wierzchowce - by to ko Horace'a i juczny kucyk, ktrego dosiadaa Evanlyn - oba poday
za Wyrwijem na postronku.
- Maj Willa! - wykrzykn chopak ochrypym gosem, rozpoznawszy Gilana pord
oficerw. - Maj Willa i Evanlyn!
Gilan na krtk chwil zamkn oczy, czujc bolesny skurcz w sercu. A potem, cho z
gry spodziewa si, jaka bdzie odpowied, spyta:
- Wargalowie?
- Skandianie! - odpar Horace. - Pojmali ich przy mocie. Oni...
Zaskoczony Gilan drgn. Zaskoczony i ogarnity zgroz.
- Przy mocie? - spyta gorczkowo. - Jakim mocie? Horace dysza ciko,
wyczerpany dug i forsown jazd. Zmienia po drodze konie, ale sobie nie pozwoli na ani
chwil odpoczynku. Odczeka krtk chwil, by nabra tchu, zdawa sobie bowiem spraw,
e musi opowiedzie wszystko ze szczegami.
- Chodzi o most przez Rozpadlin - wyjani. - Po to wanie Morgarath porywa
Celtw. Wybudowali dla niego ogromny most przez przepa, eby mg przeprowadzi
swoj armi. By ju prawie gotowy, kiedy tam dotarlimy.
Kapitan wyranie poblad.
- Chcesz powiedzie, e przez Rozpadlin wiedzie most? - upewni si. Jeli
rzeczywicie istniaoby przejcie przez otcha, konsekwencje takiego faktu byyby
katastrofalne.
- Ju nie ma - odpar Horace, oddychajc ju spokojniej i nieco bardziej panujc nad
gosem. - Will go spali. Will i Evanlyn. Tylko e zostali po drugiej stronie, eby
powstrzyma Skandian i...
- Skandian?! - przerwa mu Gilan. - Co do diaba Skandianie robili na paskowyu?
Horace machn niecierpliwie rk, nie mg pozbiera myli, kiedy wci kto mu
przerywa.
- Ci Skandianie przybyli jako pierwsi, bdzie ich wicej, w tej chwili pokonuj
poudniowe urwiska. Mieli poczy swe siy z wargalami, przekroczy most i zaatakowa
tyy naszej armii.
Kilku oficerw wymienio spojrzenia. Jako zawodowi onierze wszyscy doskonale
zdawali sobie spraw, co mogo to oznacza dla si krlewskich.
- W takim razie cae szczcie, e most zosta zniszczony - stwierdzi jaki porucznik.

Horace rzuci udrczone spojrzenie oficerowi, ktry by starszy od niego zaledwie o kilka lat.
- Ale oni maj Willa! - zawoa ze zami w oczach, bo znw przypomnia sobie, jak
sta bezsilnie i patrzy, gdy jego przyjaciel zosta najpierw powalony, a potem pojmany.
- I dziewczyn - uzupeni Gilan, ale Horace tylko machn rk.
- Tak! Oczywicie, j te! - zawoa. - I przykro mi, e j schwytali. Ale Will by
moim przyjacielem!
- Przykro ci, e j schwytali? A czy ty wiesz... - zacz oburzony kapitan, poniewa
by jednym z nielicznych, ktrych wtajemniczono w prawdziw natur misji. Jednak Gilan
przerwa mu natychmiast.
- Wystarczy, kapitanie! - krzykn ostrym tonem. Oficer rzuci gniewne spojrzenie, a
Gilan pochyli si ku niemu, mwic tak, eby sysza tylko on: - Im mniej ludzi bdzie
wiedzie, jak brzmi prawdziwe imi tej dziewczyny, tym lepiej - wytumaczy, a na twarzy
oficera pojawi si bysk zrozumienia. Oczywicie. Gdyby Morgarath dowiedzia si, e jego
ludzie pojmali jako zakadniczk crk krla, dostaby do rk potny atut przetargowy.
Zwrci si znw do Horace'a: - Czy istnieje jaka moliwo, e zdoaj naprawi ten most?
- spyta, a barczysty modzieniec energicznie pokrci gow. By zrozpaczony po utracie
przyjaciela, ale zarazem dumny z tego, czego Will zdoa dokona, i sycha to byo w jego
gosie:
- Nie ma mowy - zapewni. - Ju po nim, raz na zawsze. Will postara si, eby po
tamtej stronie nic z niego nie zostao. Wanie dlatego go zapali. Zaatwi spraw jak naley umilk na chwil i doda: - Co prawda, pewnie mog przerzuci jaki prowizoryczny most
linowy.
To skonio Gilana do podjcia decyzji.
- Kapitanie - zwrci si do dowdcy jedcw - pojedzie pan dalej z caym oddziaem
i dopilnuje, eby aden most nie zosta ju przerzucony przez Rozpadlin. Na tyach naszej
armii nie chcemy adnych wojsk Morgaratha, choby nawet nielicznych. Horace pokae panu
to miejsce na mapie. Bdziecie pilnowa zachodniej krawdzi Rozpadliny, a kto was
zluzuje. Niech pan wyle te patrole, by zlokalizowa jakiekolwiek inne moliwe punkty, w
ktrych mona by przekroczy Rozpadlin. Zbyt wiele takich miejsc nie bdzie - doda. Horace, ty pojedziesz ze mn i zoysz raport przed krlem. Wyruszamy natychmiast przerwa, bo zda sobie spraw, e Horace usiuje powiedzie co jeszcze. Skin gow, dajc
zna chopakowi, eby mwi dalej.
- Skandianie - wyjani Horace. - S nie tylko na paskowyu. Drugie ugrupowanie ma
przyby od pnocy, obchodzc Cierniowy Las.

Oficerowie znw wymienili pgosem jakie uwagi; teraz dopiero uzmysowili sobie,
jak bliska klski bya ich armia. Dwa nieoczekiwane uderzenia na tyy mogy naprawd
sprawi krlowi i baronom niemay kopot.
- Jeste tego pewien? - spyta Gilan, a Horace kiwn powanie gow.
- Will podsucha, jak o tym rozmawiali - wyjani.
- Atak od strony wybrzea i przez Mokrada bd tylko dziaaniami pozorowanymi.
Prawdziwe natarcie od pocztku miao nastpi na tyy.
- W takim razie nie ma ani chwili do stracenia - oznajmi Gilan. - Uderzenie od
pnocnego zachodu nadal moe by grone, jeli krl w por si o nim nie dowie.
- Kapitanie, paskie rozkazy pozostaj bez zmian. Macie jak najprdzej znale si
nad Rozpadlin. - doda, zwracajc si do dowdcy oddziau.
Kapitan zasalutowa tylko i rzuci oficerom kilka zwizych rozkazw. Ci
pogalopowali do swoich onierzy i po krtkiej rozmowie, podczas ktrej Horace wskaza
miejsce na mapie, gdzie znajdowa si spalony most, cay oddzia ruszy cwaem w stron
Rozpadliny.
- Jedziemy - rzek Gilan do Horace'a. Znuony chopak skin gow i podszed teraz
do wasnego wierzchowca. Wyrwij przez chwil sta niepewnie w miejscu, stukajc kopytem
i spogldajc w lad za odjedajcymi - kierowali si przecie tam, gdzie ostatnio widzia
swojego pana. Nawet ruszy truchtem za nimi, ale po paru krokach Gilan go odwoa, tote,
cho niechtnie, pody ladem wysokiego zwiadowcy.

ROZDZIA 23
Bl gowy by wprost potworny. Will czu stae, rytmiczne dudnienie w czaszce, a
przed oczami migotay mu dziwne kolorowe wiateka.
Zmusi si do otwarcia oczu. Ujrza przed sob z bliskiej odlegoci baranic oraz ty
obszywanych skr wenianych pludrw. wiat stan na gowie. Zda sobie spraw, e kto
go niesie na ramieniu. Rytmiczny oskot, ktry sysza, by odgosem stp biegncego
mczyzny. Will zdecydowanie wolaby i na wasnych nogach.
Jkn gono mimo woli, a mczyzna zatrzyma si. - Obudzi si! - zawoa. Opuci
go na ziemi. Will prbowa postpi krok, ale kolana nie utrzymay go; usiad ciko.
Dowdca grupy, do ktrego zwracano si imieniem Erak, pochyli si, eby dokona
ogldzin. Gruby kciuk przytrzyma powiek winia, drugi otworzy mu oko. Mczyzna nie
by brutalny, ale nie by te szczeglnie delikatny. Will rozpozna Skandianina. By to ten
sam czowiek, ktry znalaz si tak blisko niego, kiedy podsuchiwa ich przy ognisku w
dolinie.
- Hm - mrukn Erak. - Niele oberwa. Swoj drog, pikny rzut, Nordelu - pochwali
jednego ze swych ludzi. Skandianin, do ktrego si zwrci, olbrzym o jasnych jak soma
wosach splecionych w dwa warkocze i natuszczonych tak, e sterczay ku grze niczym
rogi, umiechn si, zadowolony z pochway.
- Od maego polowaem na foki i pingwiny, a jake - stwierdzi nie bez dumy.
Erak puci powiek Willa i odsun si. Teraz chopak poczu agodniejszy dotyk na
swej twarzy i znw otwierajc oczy, ujrza tu przed sob zielone oczy Evanlyn. Delikatnie
gadzia jego czoo, prbujc zetrze zaschnit krew.
- Jak si czujesz? - spytaa. Skin gow, ale od razu zda sobie spraw, e to akurat
nie jest najlepszy pomys.
- Moe by - zdoa wykrztusi, walczc z mdociami. - Ciebie te zapali? - spyta
niepotrzebnie. Skina gow. - A Horace? - spyta cichszym gosem.
Pooya palec na ustach.
- Odjecha - szepna. - Widziaam, jak bieg, kiedy most si zawali.
Will odetchn z ulg.
- A wic udao si? Zniszczylimy most?
Na twarzy Evanlyn, pomimo rozpaczliwej sytuacji, pojawio si co na ksztat
umiechu, kiedy wspomniaa, jak caa kunsztowna konstrukcja zwalia si z trzaskiem i

oskotem w otcha Rozpadliny.


- Z mostu nic nie zostao - zapewnia go. Erak dosysza ostatnie sowa i pokrci
gow. - Juci. Co mi si widzi, e Morgarath wam za to nie podzikuje - mrukn.
Will poczu dreszcz lku na dwik imienia wadcy Gr Deszczu i Nocy. Tu, na
Paskowyu, wydawao si jeszcze bardziej zowrogie, jeszcze bardziej nienawistne.
Skandianin spojrza na soce.
- Odpoczniemy troch - oznajmi. - Moe za godzink nasz przyjaciel bdzie ju mg
i o wasnych siach.
Skandianie wydobyli z tobokw ywno i manierki. Jedn z nich oraz kawaek
chleba podali Willowi i Evanlyn. Oboje apczywie rzucili si na straw. Evanlyn zamierzaa
co powiedzie, ale Will uciszy j ruchem rki, bo chcia posucha, o czym rozmawiaj
Skandianie.
- To co teraz zrobimy? - spyta Nordel. Erak przekn kawaek suszonego dorsza,
popi go ykiem ognistego napoju ze skrzanej manierki i wzruszy ramionami.
- Po mojemu, powinnimy wia std jak najprdzej - stwierdzi. - Przybylimy tu po
upy, no nie? A teraz, kiedy nie ma mostu, adnych upw nie bdzie.
- Morgarathowi nie spodoba si, jeeli damy nog - ostrzeg niski i przysadzisty
wojownik. Erak tylko parskn pogardliwie.
- Patrzcie, patrzcie. Horak nagle zrobi si lojalny wobec naszego wielkiego wodza rzuci kpico. - Suchaj, nie jestemy tu po to, eby pomaga Morgarathowi w zajciu
Araluenu - doda. - Ani ty, ani ja. Walczymy dla zysku, a kiedy zysku nie ma, nic tu po nas.
Horak spuci wzrok, wpatrujc si w ziemi u swych stp. Nie patrzy na wodza,
kiedy odezwa si znw.
- A co z nimi? - rzuci na pozr niedbale. Will wyczu, e Evanlyn wstrzymaa oddech
rozumiejc, e Skandianin mwi o niej i o Willu.
- Bierzemy ich ze sob - oznajmi krtko Erak. Horak przesta wpatrywa si w
ziemi, na ktrej kreli palcem bezsensowne wzory.
- A co nam po nich? Moe lepiej po prostu odda ich wargalom? - spyta, a pozostali
gonymi pomrukami wyrazili swoje poparcie dla tego pomysu. Najwyraniej ta kwestia nie
dawaa im spokoju. Czekali tylko, eby kto inny zada waciwe pytanie.
- Ju ci mwi - rzek Erak. - Zaraz ci powiem, jaki z nich poytek. Po pierwsze i
najwaniejsze, to zakadnicy, no nie?
- Zakadnicy! - parskn pogardliwie czwarty z wojownikw, ktry dotd si nie
odzywa.

- A jake, Svengalu - warkn na niego Erak. - To s wanie zakadnicy. Wbij sobie


do pustego ba, e odbyem wicej wypraw wojennych od ktregokolwiek z was, a ta mi si
wyjtkowo nie podoba. Jako mi si widzi, e Morgarath przechytrzy sam siebie i nie
wyjdzie mu to na dobre. Najpierw faszywe plany, ktre niby to miay zmyli przeciwnika.
Potem sekretne tunele i ten pomys, eby Horth ze swoimi ludmi obszed Cierniowy Las i
zaatakowa z tamtej strony... po co tyle komplikacji? I powiem wam jeszcze, e komplikacje
to nie jest sposb na Aralueczykw.
- Ale przecie Horth i tak ich zaskoczy od strony Cierniowego Lasu - upiera! si
Svengal, ale Erak potrzsn tylko gow.
- Moe i tak, ale przecie nie bdzie wiedzia, e mostu nie ma, prawda? Bdzie
spodziewa si posikw, a tu nic z tego. Zao si, e Morgarath nie pinie mu ani sowem,
bo wie, e Horth nie jest gupi i jakby si dowiedzia, zaraz by si wycofa. Powiem wam
jedno, ta bitwa to jak rzut monet. Bdzie albo tak, albo tak. Nic pewnego. Tak to wanie
jest, jak kto obmyla zbyt sprytne plany! Starczy, e jedna cz nie zagra i wszystko bierze
w eb.
Na chwil zapada cisza; pozostali Skandianie najwyraniej musieli przetrawi sowa
wodza. Jeden czy dwch z nich pokiwao gowami w zamyleniu. Erak odezwa si znowu:
- Mwi wam, chopaki, to, co si tu kroi, wcale mi si nie podoba. Na mj rozum
jedyne, co nam pozostaje, to sprbowa przedosta si do okrtw Hortha przez Mokrada.
- Moe lepiej wrci t sam drog, ktrmy tu przyszli? - spyta Svengal, ale
dowdca popatrzy na niego z politowaniem.
- Naprawd chciaby po raz drugi pokonywa te urwiska, w dodatku majc
Morgaratha na karku? - zdziwi si. - O nie, wielkie dziki. Co mi mwi, e nie bdzie zbyt
miy dla dezerterw. Bdziemy mu wiernie towarzyszy do Wwozu Trzech Krokw, a
potem, gdy tylko znajdziemy si na otwartej przestrzeni, bierzemy nogi za pas i starajc si
nie zwraca niczyjej uwagi, pomkniemy w stron wybrzea - umilk na chwil, by dotar do
nich sens jego sw. - A tych dwoje, czyli zakadnicy, to nasz list elazny, na wypadek gdyby
Aralueczycy prbowali nas zatrzyma - doda.
- Przecie to tylko dzieciaki! - stwierdzi lekcewaco Nordel. - Co z nich za
zakadnicy?
- Czyby? A nie widziae tego licia dbu, ktry chopak ma zawieszony na szyi? zirytowa si Erak, a rka Willa odruchowo powdrowaa ku odznace. - To jest znak
zwiadowcw - cign Erak. - Chopak jest jednym z nich. Moe tylko uczniem albo
pocztkujcym, nie wiem. Tyle e ten ucze spali Morgarathowi kawa jego przemylnego

planu. Tak wic chopak naley do zwiadowcw, a oni nie zostawiaj swoich w potrzebie.
- No dobra, a dziewczyna? - spyta Svengal. - Nie powiesz mi chyba, e ona te naley
do zwiadowcw?
- To si zgadza - przyzna Erak. - Zwyka dziewucha i tyle. Tylko e ja nie oddam
adnej dziewczyny wargalom. Samicie widzieli, co to za paskudy. Gorsze ni zwierzta,
zwyke bydo. O, nie. Bierzemy j ze sob.
Znw przez moment zapanowao milczenie. Towarzysze Eraka rozwaali sowa
dowdcy. Potem odezwa si Horak:
- Racja - zgodzi si.
Erak popatrzy po innych. Bez wtpienia Horak wyrazi przekonanie wszystkich
obecnych. Skandianie byli wojownikami, ludmi twardymi i bezwzgldnymi, gdy zasza
potrzeba, ale rzdzili si swym wasnym kodeksem, w ktrym swoisty honor zajmowa nie
najpoledniejsze miejsce.
- No i dobrze - stwierdzi. - A teraz ruszamy dalej.
Wsta i podszed do Willa oraz Evanlyn, podczas gdy pozostali Skandianie
pospiesznie pakowali resztki posiku do swych sakw.
- Moesz i? - spyta szorstko Willa. - Czy Nordel znw bdzie musia ci dwiga?
Will zarumieni si z gniewu i szybko wsta. Od razu tego poaowa. Ziemia
zakoysaa si pod nim, zakrcio mu si w gowie. Zachwia si i nie upad tylko dlatego, e
Evanlyn podtrzymaa go. Nie zamierza jednak okazywa saboci wobec nieprzyjaciela.
Odzyska rwnowag i rzuci Erakowi wyzywajce spojrzenie.
- Pjd - powiedzia z trudem, a rosy Skandianin przyjrza mu si uwanie przez
chwil - nie bez uznania, jakby tego wanie si po nim spodziewa.
- Ano tak - stwierdzi. - Pjdziesz, ani chybi.

ROZDZIA 24
Sir David, Mistrz Sztuk Walki i naczelny wdz si krlewskich, przygryza wsa,
studiujc plan bitwy nakrelony na piaskowej mapie.
- No, nie jestem pewien - rzek z powtpiewaniem w gosie. - Halt wie, co mwi. Ale
to wielkie ryzyko. Wiadomo, e jedn z podstawowych zasad sztuki wojennej jest
nierozpraszanie si.
Halt cierpliwie skin gow. Wiedzia doskonale, e wdz wielkiej armii musi
rozway wszelkie za i przeciw, rozpatrzy wszystkie wtpliwoci - by zyska pewno, e w
miar si, ktrymi dysponuje i informacji, jakie posiada, postpuje susznie. Na tym wanie
polegaa rola sir Davida - by doszuka si wszelkich sabych punktw opracowanego planu i
przeciwstawi je oczekiwanym korzyciom.
- Zapewne - odpowiedzia zwiadowca. - Jednak prawd jest take, i zaskoczenie to
potna bro.
Baron Tyler obszed st, by spojrze na rozrysowany plan z innej strony. Wskaza
sztyletem plam przedstawiajc Cierniowy Las.
- Czy aby na pewno ty i Gilan zdoacie przeprowadzi tak liczny oddzia jazdy przez
ten gszcz? Zdawao mi si dotd, e tych kolczastych okolic nikt nie zdoa przeby - zawiesi
gos.
Halt popatrzy mu w oczy.
- Zwiadowcy od lat dokonuj systematycznego rozpoznania i nadzoru kadego cala
krlestwa, panie - zapewni barona. - W szczeglnoci za tych miejsc, ktre w powszechnym
mniemaniu s niedostpne lub nieprzebyte. Dziki temu bdziemy mogli zaskoczy siy nadcigajce z pnocy. A wwczas Morgarath znajdzie si w puapce, bowiem na prno liczy
bdzie na posiki ze strony Skandian.
Tyler przechadza si wok stou, wpatrujc si w zakrelone na piasku linie oraz
zatknite w nie chorgiewki.
- Tym niemniej - stwierdzi - kiepsko bdzie z nami, jeli Skandianie pokonaj Halta i
nasz jazd tu, na pnocy - wskaza palcem. - Bd co bd, wrg bdzie mia nad wami
niemal dwukrotn przewag.
- To prawda - zgodzi si Halt. - Ale dopadniemy ich na otwartej przestrzeni, wic pod
tym wzgldem my bdziemy mieli przewag. Ponadto bierzemy ze sob dwiecie dwjek
uczniczych, a to powinno nieco wyrwna siy, nim jeszcze dojdzie do bezporedniego

starcia.
Dwjka ucznicza skadaa si z ucznika i wspdziaajcego z nim pikiniera. Bya to
mordercza kombinacja w konfrontacji z lekkozbrojn piechot. ucznicy eliminowali znaczn
liczb przeciwnikw na odlego, kiedy za dochodzio ju do walki wrcz, pikinierzy
osaniali odwrt ucznikw.
- A jednak - upiera si baron Tyler - zamy, e Skandianie zdoaj was pokona.
Nastpi wwczas odwrcenie sytuacji: z rzeczywistymi siami przeciwnika bdziemy mieli
do czynienia na pnocnym zachodzie, tymczasem nasze tyy bd naraone na natarcie
wargalw Morgaratha, ktrzy przedostan si przez wwz.
Arald mia ochot westchn, ale powstrzyma si w por. Jak przystao na stratega,
Tyler by podejrzliwy, ostrony i stara si przewidzie wszystkie moliwoci.
- Z drugiej strony - rzek, starajc si bardzo, by nie okaza zniecierpliwienia - jeli
Hakowi powiedzie si, to jego siy ujrzy Morgarath nadchodzc z pnocnego zachodu.
Pomyli, e to Skandianie atakujcy nas z tamtej strony i ochoczo wyprowadzi swoje wojska
na rwnin, by zaatakowa nasze tyy. A wtedy ju go mamy, raz na zawsze!
Wyranie spodobaa mu si ta myl.
- Tym niemniej, to spore ryzyko - Tyler nie dawa si przekona. Halt i Arald
wymienili spojrzenia. Baron zaczyna mie ju do tego sporu, ale wci panowa nad sob.
- Nie ma wojny bez ryzyka, panie. W przeciwnym razie byaby to dziecinna igraszka stwierdzi sucho Halt.
Baron Tyler rzuci mu gniewne spojrzenie. Halt nie spuci wzroku. Baron otworzy
ju usta, eby co powiedzie, ale sir David uprzedzi go, zdecydowanym gestem uderzajc
rkawic o otwart do.
- No dobrze, panowie - oznajmi. - Przedstawi plan Hal ta krlowi.
Na wzmiank o wadcy rysy Halta nieco zagodniay.
- Jak jego wysoko si miewa? To znaczy, po tych wieciach o krlewnie
Cassandrze...
Sir David nie kry zatroskania o wadc.
- Nie ma co kry, jest zdruzgotany. Trudno o okrutniejszy cios - najpierw
przebudzenie nadziei, by zaraz potem wszystko znw lego w gruzach. Jednak nasz wadca
potrafi odsun na bok osobiste sprawy, by dalej peni swe krlewskie obowizki. Powiada,
e na aob czas przyjdzie potem, gdy bdzie ju po wszystkim.
- Moe wcale nie trzeba bdzie przywdziewa aoby - zauway Arald.
David umiechn si smutno.

- Rzecz jasna i ja tak powiedziaem. On jednak odpar, e woli ju nie udzi si


prn nadziej.
Przez chwil w namiocie panowao niezrczne milczenie. Tyler, Fergus i sir David
gboko wspczuli swojemu krlowi. Duncan by wadc sprawiedliwym, lubianym przez
swych poddanych. Halt i baron Arald ubolewali ponadto nad strat Willa. Mino niewiele
czasu, odkd chopak wstpi w szeregi zwiadowcw, ale ju sta si wan postaci na
Zamku Redmont.
Wreszcie milczenie przerwa sir David:
- Panowie, moe zechcielibycie zacz ju przygotowania. Ja udaj si do krla, eby
przedstawi mu plan.
Gdy odwrci si, by przej do czci wielkiego namiotu, w ktrej rezydowa
monarcha, Arald, Fergus i Tyler wyszli szybko, by zaj si niezliczonymi czynnociami, z
ktrymi zawsze trzeba si upora przed wymarszem armii. Halt ujrza obok posterunku
stranikw wysok posta w zielonoszarym paszczu zwiadowcy. Gilan najwyraniej czeka
na niego. Halt zszed zboczem niewielkiego wzgrza, by porozmawia ze swym dawnym
uczniem.
- Prosz o zwolnienie ze suby. Przejd na drug stron Rozpadliny, eby ich
odnale - odezwa si Gilan.
Halt zdawa sobie spraw, jak bolenie Gilan odczu strat Willa. Nie mg sobie
wybaczy, e pozostawi chopaka samego pord gr Celtii. Halt powtarza mu wiele razy,
zreszt inni zwiadowcy te, e postpi susznie, jednak Gilan nie dawa si przekona. Halt
wiedzia, e tym trudniej mu bdzie znie odmow, ale nie mia wyjcia. Jako zwiadowcy
mieli przede wszystkim obowizki wobec krlestwa. Potrzsn wic gow.
- Nie mog ci zwolni. Jeste potrzebny tutaj. Mamy poprowadzi cz naszych
wojsk przez Cierniowy Las i zastpi drog ludziom Hortha. Id do namiotu Crowleya i
popro go o mapy, na ktrych zaznaczone s tajne drogi, wiodce przez t cz kraju.
Gilan zawaha si, zacisn szczki. - Ale... - chcia zaprotestowa, ale powstrzymao
go co w oczach Halta, ktry pochyli si ku niemu.
- Gilanie, czy cho przez chwil sdzie, e nie pragn przetrzsn tego paskowyu,
kamie po kamieniu, a nie odnajd Willa? Ale ja i ty zoylimy przysig, gdy wrczono
nam te srebrne licie, a teraz musimy jej dotrzyma.
Gilan spuci wzrok i skin gow. Podda si, ale jakby przy tym troch si
przygarbi.
- Tak jest... - przyzna zamanym gosem i Hakowi wydao si, e dostrzega w jego

oczach zy. Odwrci si czym prdzej, eby Gilan nie dostrzeg wilgoci take w jego oczach.
- Przynie te mapy - poleci krtko.

ROZDZIA 25
Czterej Skandianie i ich winiowie przez ca reszt dnia i znaczn cz wieczoru
przemierzali jaowy, chostany wiatrami paskowy. Dopiero kilka godzin po zmroku Erak
zarzdzi postj. Zmczeni, Will i Evanlyn z ulg usiedli na kamienistej ziemi. Bl gowy
ustpi w cigu dnia, jednak Will wci jeszcze odczuwa tpe dudnienie gdzie w jej
wntrzu. Zakrzepa krew w miejscu, gdzie zrania go ostra krawd kamienia, swdziaa
wciekle, wiedzia jednak, e jeli sprbuje zdrapa strup, rana otworzy si na nowo i znw
zacznie krwawi.
Erak nie kaza ich zwiza. Wyjani im tylko, e nie maj dokd ucieka.
- Na tym paskowyu a roi si od wargalw - stwierdzi szorstko. - Jeli wolicie mie
z nimi do czynienia, prosz bardzo, droga wolna.
Nawet nie prbowali wic ucieczki i szli posusznie, otoczeni Skandianami, mijajc
przez cay dzie kolejne oddziay wargalw. Kierowali si wci na pnocny wschd, ku
Wwozowi Trzech Krokw. Teraz czterej Skandianie zrzucili cikie toboy na ziemi, a
Nordel zacz zbiera drwa na ognisko. Svengal cisn do stp Evanlyn spory miedziany
kocioek i wskaza rk w stron strumienia, ktry szemra pord pobliskich ska opodal.
- Przynie wody - rozkaza. Przez chwil wahaa si, potem jednak wzruszya
ramionami, wzia kocioek i wstaa, stkajc cicho, gdy obolae minie i stawy znw
musiay dwign cay jej ciar.
- Chod, Willu - rzucia niedbaym tonem. - Pomoesz mi.
Erak grzeba w swoich rzeczach, ale na dwik jej gosu odwrci si natychmiast.
- Nie! - krzykn ostro, a wszyscy towarzysze popatrzyli na niego. Wskaza
wycignitym palcem na Evanlyn. - Ty moesz sobie i - oznajmi. - Bo wiem, e wrcisz.
Jednak z tym zwiadowc to inna sprawa. Mgby prbowa da drapaka, jeli nie ma do
oleju w gowie.
Will, ktry to wanie mia zamiar uczyni, prbowa udawa zaskoczenie.
- Nie jestem zwiadowc - zaprotestowa. - Jestem tylko uczniem.
Erak parskn krtkim miechem.
- Skoro tak powiadasz - odpar. - Ale tam przy mocie kade wargalw pokotem jak
przystao na zwiadowc. Zostaniesz tutaj, ebym mia na ciebie oko.
Will umiechn si blado do Evanlyn i usiad znowu, wydajc z siebie westchnienie
ulgi, gdy opar plecy duy kamie. Wiedzia, e za par chwil bdzie mu twardo i

niewygodnie, ale pki co by szczliwy, mogc odpocz.


Skandianie urzdzali obozowisko. Szybko uwinli si z rozpalaniem ognia, a kiedy
Evanlyn wrcia z wod, Eraki Svengal wrzucili do kocioka kawaki suszonego misa na
potrawk. Jedzenie byo mde, waciwie pozbawione smaku, ale przynajmniej bya to gorca
strawa, ktra napenia odki. Will przez kilka dugich chwil wspomina z melancholi
smakoyki przygotowywane w kuchni zamkowej. Potem z jeszcze wikszym smutkiem
pomyla, e przysmaki przyrzdzane pod piecz gronego Chubba, mistrza chochli, a take
czas spdzony w lesie z Haltem, nale ju tylko do wspomnie. W jego mylach pojawiy si
nieproszone obrazy: pomyla o Wyrwiju, o Gilanie i Horace'em. Przypomnia mu si Zamek
Redmont w ostatnich promieniach zachodzcego soca i jego mury poyskujce czerwieni,
jakby wieciy wasnym wiatem. Poczu, e piek go powieki, a do oczu zaczynaj
napywa zy, domagajc si ujcia. Otar je ukradkiem wierzchem doni. Nagle posiek sta
si jeszcze bardziej pozbawiony smaku ni przedtem.
Evanlyn chyba wyczua ogarniajcy go smutek. Poczu jej ciep, drobn do na
swojej i wiedzia, e patrzy na niego. Nie potrafi jednak spojrze w te zielone oczy w
obawie, e naprawd si rozbeczy.
- Wszystko bdzie dobrze - szepna. Chcia odpowiedzie, ale jako zabrako mu
sw. Pokrci tylko gow w milczeniu, wpatrujc si intensywnie w podrapane dno
drewnianej miski, ktr przydzielili mu Skandianie.
Obozowali w pewnej odlegoci od drogi, na szczycie niewielkiego wzniesienia, Erak
uzna bowiem, e chce widzie, kiedy kto si bdzie zblia. Nagle zza odlegego o kilkaset
metrw zakrtu drogi wyonia si spora grupa jedcw, za ktrymi poda oddzia
wargalw, biegncych, by dotrzyma kroku wierzchowcom. Znw usyszeli miarowe
pomruki stworw, a Will i tym razem poczu ciarki na grzbiecie.
Erak czym prdzej odwrci si w stron Evanlyn i Willa.
- Prdko! Wy dwoje schowajcie si za tamte skay, jeli wam ycie mie! Mamy tu
Morgaratha we wasnej osobie. Nordel, Horak, podejdcie do ognia, eby ich zasoni!
Willowi i Evanlyn nie trzeba byo tego powtarza dwa razy. Zgici wp, pomknli ku
skaom. Tymczasem dwaj Skandianie zgodnie z poleceniem Eraka, wstali i podeszli do ognia,
stajc w jego wietle, by zwrci na siebie uwag nadjedajcych. Dwie drobne postacie
przemkny niepostrzeenie w pmroku.
Mrukliwe skandowanie oraz ttent kopyt koskich zbliay si coraz bardziej. Will
lea na brzuchu, zakrywajc Evanlyn rk i po paszcza. Tak jak poprzednio nasun kaptur
na gow, by twarz jego znalaza si w cieniu. Skaa, za ktr leeli, bya pknita i cho

wiedzia, e wiele ryzykuje, nie mg si powstrzyma i zerkn przez wsk szczelin.


Mia widok tylko na niewielki wycinek przestrzeni. Erak sta po drugiej stronie
ogniska, twarz do nadjedajcych. Will uwiadomi sobie, e Skandianin specjalnie ustawi
si akurat w tym miejscu. Kiedy jedcy zatrzymaj si, ponce ognisko znajdzie si
dokadnie midzy nimi, a kryjwk jego i Evanlyn. Jeli ktry z nich popatrzy w t stron,
spojrzy prosto w jasne pomienie. Potraktowa to jako lekcj taktyki, ktr postanowi
zapamita na przyszo.
Odgosy kopyt umilky, a pomruki wargalw urway si nagle. Przez chwil lub dwie
panowaa cisza. A potem rozleg si czyj gos. Nienaturalnie wysoki, a zarazem wowy,
syczcy.
- Kapitanie Eraku, dokd zmierzasz?
Will przycisn twarz do szczeliny, starajc si ujrze mwicego. Nie mia
wtpliwoci, e ten zimny, kliwy gos nalea do Morgaratha. Brzmia w nim ld i nienawi. Mrocy krew w yach, jakby kto skroba gwodziem o kamie... Ciarki przeszy go
po karku i czu, e Evanlyn dry pod jego rk.
Jednak nawet jeli gos ten zrobi podobne wraenie na Eraku, Skandianin nie da tego
po sobie pozna.
- Jestem jarlem, lordzie Morgarath - sprostowa spokojnie. - Nie kapitanem.
- Doprawdy - odpar lodowaty gos. - Musz sprbowa to zapamita, na wypadek
gdyby kiedy zaczo mnie to obchodzi. A teraz... kapitanie - powtrzy, kadc nacisk na to
sowo - powtarzam, dokd zmierzasz?
Da si sysze brzk koskiej uprzy i przez sw szpar Will dostrzeg zbliajcego
si biaego konia. Jednak nie wspaniaego biaego rumaka o lnicej sierci, jakiego mgby
dosiada wytworny rycerz. Wierzchowiec Morgaratha by wielki, biay jak mier, o dzikich,
niespokojnych oczach. Will przekrzywi gow nieco na bok, dziki czemu zdoa dojrze
trzymajc niedbale wodze do w czarnej rkawicy. Twarzy jedca nie byo jednak wida.
- Pomylelimy, e przyczymy si do wojsk waszej wysokoci u Wwozu Trzech
Krokw - owiadczy Erak. - Przypuszczam bowiem, e wasza wysoko nie zrezygnuje z
ataku, nawet pomimo zniszczenia mostu.
Morgarath zakl na to wspomnienie. Czujc jego gniew, biay ko postpi kilka
krokw na bok i teraz Will mg podziwia mrocznego wadc w caej okazaoci.
By niezwykle wysoki, ale chudy, cay w czerni. Pochyli si w siodle podczas
rozmowy ze Skandianami, a przygarbione ramiona i czarny paszcz nadaway mu wygld
spa.

Mia pocig twarz, spiczasty nos i wystajce koci policzkowe. Skra na licu bya
trupio blada, jak sier jego wierzchowca. Take dugie lecz rzednce wosy byy niemal
zupenie biae. Tym bardziej kontrastoway z nimi przepastne czarne oczy. By gadko
ogolony, a jego usta wyglday jak wska czerwona rana pord bladoci oblicza. Gdy Will
spoglda na niego, wadca Deszczu i Nocy jakby wyczu obecno chopca. Spojrza w tamt
stron, za Eraka i jego trzech towarzyszy, prbujc przebi wzrokiem ciemnoci. Will zamar
i wstrzyma oddech, gdy te czarne, potworne oczy sondoway noc. Jednak blask ognia nie
pozwoli Morgarathowi niczego dojrze, tote po chwili znw wpi wzrok w Eraka.
- Tak - odpar. - Atakujemy zgodnie z planem. Teraz, gdy siy Duncana zajy
pozycje, pozwoli nam wyj na rwniny, nim przypucimy atak. Ten gupiec sdzi, e ma nad
nami przewag, wic bdzie chcia szybko si z nami upora.
- A wanie wtedy Horth uderzy na niego z tyu - dokoczy Erak ze zowieszczym
chichotem. Morgarath spoglda na niego z kamienn twarz, przechylajc gow na bok. Ta
ptasia poza znw przywioda Willowi na myl spa.
- Wanie tak - przytakn Morgarath. - Lepiej by si stao, gdybymy przypucili atak
oskrzydlajcy z dwch stron, tak jak zamierzaem uprzednio, ale jedno uderzenie te powinno
wystarczy.
- I mnie si tak zdaje, panie - zgodzi si z nim Erak i nastao dusze milczenie.
Najwyraniej Morgaratha mao obchodzio, czy Erak zgadza si z nim czy nie.
- Byoby te lepiej, gdyby twoi rodacy nie opucili nas - odezwa si wreszcie
Morgarath. - Powiedziano mi, e Ovlak poeglowa z powrotem do Skandii ze swymi ludmi.
A mia przeby poudniowe urwiska i doczy do nas.
Erak rozoy rce, na znak, e nie pozwoli si wini za co, na co nie ma wpywu.
- Ovlak to zwyky najemnik - stwierdzi. - Takim jak on nie mona ufa. Walcz tylko
dla zysku.
- A ty... niby nie? - w gosie Morgaratha sycha byo lodowat drwin.
Erak wyprostowa si dumnie.
- Danego sowa dotrzymam - owiadczy. Morgarath znw przypatrywa mu si w
milczeniu przez dug chwil. Skandianin spokojnie wytrzyma jego spojrzenie i to w kocu
Morgarath odwrci wzrok.
- Chirath powiadomi mnie, e wzilicie jeca przy mocie. Pono wielkiego
wojownika. Nie widz go tu - i znw Morgarath prbowa przebi wzrokiem ciemnoci
czerniejce za blaskiem ognia. Erak zamia si chrapliwie.
- Jeeli Chirath to ten przywdca wargalw waszej wysokoci, on rwnie go nie

widzia - odpar kpicym tonem. - Wikszo czasu spdzi w ukryciu, z nosem przy ziemi,
eby unikn strza.
- A co z tym winiem? - Morgarath nie da si zbi z tropu.
- Nie yje - wyjani Erak. - Zabilimy go i rzucilimy w przepa.
- Bardzo mi si to nie podoba - owiadczy Morgarath, a Willa przeszed zimny
dreszcz. - Wolabym dosta go w swoje rce, eby mu odpaci cierpieniem za to, e pokrzyowa moje plany. Trzeba byo przyprowadzi go do mnie ywcem.
- No c, tak wanie bymy uczynili, gdyby nie to, e zasypywa nas gradem strza.
Strzela z uku to on umia, nie ma co. Nie dao rady dosta go ywego.
Znw nastao milczenie, gdy Morgarath rozwaa w mylach t odpowied.
Wydawao si, e go nie usatysfakcjonowaa.
- Ostrzegam ci, kapitanie. Nie jestem z ciebie zadowolony.
Tym razem to Erak nic nie odpowiedzia. Wykona nawet ruch, jakby mia wzruszy
ramionami, jak gdyby aprobata czy dezaprobata Morgaratha zupenie go nie interesowaa.
Wreszcie wadca Deszczu i Nocy zebra wodze i potrzsn nimi, spinajc konia ostrogami i
odwracajc go od ogniska.
- Zobaczymy si u Wwozu Trzech Krokw, kapitanie!
- zawoa przez rami. Jednak w nastpnej chwili, jakby przypomnia sobie o czym i
zawrci konia. - I jeszcze jedno, kapitanie. Nawet nie myl o dezercji. Bdziesz walczy u
naszego boku a do koca.
Erak skin gow.
- Ju mwiem, wasza wysoko. Danego sowa dotrzymam.
Tym razem Morgarath umiechn si, koce wskich ust uniosy si, lecz twarz
pozostaa jak z kamienia.
- O tak, kapitanie. Dotrzymasz - sykn cicho. Spi konia ostrogami i ruszy z miejsca
galopem.
Wargalowie podyli za nim, znw rozleg si rytmiczny pomruk i tupot ich stp w
ciemnociach. Will zda sobie spraw, e w swej kryjwce za skaami niemal zupenie
wstrzyma oddech. Odetchn teraz pen piersi i usysza, e take Skandianie odetchnli z
ulg.
- Bogowie wszystkich bitew - odezwa si Erak. - To ci dopiero straszydo.
- Wyglda, jakby ju umar i poszed do piekie - doda Svengal, a obaj pozostali
najwyraniej byli tego samego zdania.
Erak obszed ognisko i stan nad Willem i Evanlyn, wci skulonymi za skaami.

- Syszelicie? - spyta. Will skin gow. Evanlyn nadal leaa twarz do ziemi. Erak
trci j czubkiem buta.
- A ty, dzieweczko? Syszaa take?
Dopiero teraz uniosa gow. zy przeraenia spyway po jej umorusanej twarzy,
pozostawiajc jasny lad. Take przytakna ruchem gowy, niezdolna wypowiedzie ani
sowa. Erak spojrza w dal, tam gdzie znikn Morgarath ze swymi wargalami.
- A wic pamitajcie, na wypadek, gdyby zachciao wam si ucieczki - rzek. - Oto, co
was czeka, jeli nie bdziecie si nas trzyma.

ROZDZIA 26
Rwnina Uthal bya ogromn pask i otwart przestrzeni, pokryt koyszcymi si
soczystymi i zielonymi trawami. Roso na niej niewiele drzew, cho monotoni pejzau
urozmaicay wznoszce si tu i wdzie pagrki. W pewnej odlegoci za pozycjami
zajmowanymi przez armi Araluenu rwnina zaczynaa unosi si stopniowo, tworzc niski
grzbiet.
Bliej mokrade, gdzie formoway si oddziay wargalw, pord traw wi si
strumie. Zazwyczaj by tylko wsk struk, ale niedawne wiosenne deszcze sprawiy, e
wezbra, tote grunt oddzielajcy stwory od Aralueczykw sta si grzski i mikki,
uniemoliwiajc jakkolwiek prb natarcia ze strony aralueskiej cikiej jazdy.
Baron Fergus z Caraway przysoni doni oczy przed blaskiem poudniowego soca i
spoglda przez rwnin ku ujciu Wwozu Trzech Krokw.
- Niemao ich - stwierdzi spokojnie.
- A bdzie jeszcze wicej - baron Arald sprawdza, czy jego wielki dwurczny miecz
atwo wychodzi z pochwy.
Obaj baronowie jechali powoli na bojowych rumakach wzdu frontu armii Duncana
sformowanej ju w szyku. Arald uwaa, e to wskazane dla morale wojska, by ludzie
widzieli swych dowdcw, jak beztrosko gawdz sobie, przygldajc si nieprzyjacioom,
wyaniajcym si z wskiego przejcia pord gr i rozpezajcym z wolna po rwninie. Z
oddali dobiega ich charakterystyczny, rytmiczny odgos wydawany przez wargalw, ktrzy
biegli truchtem, by zaj swoje pozycje.
- Graj mi na nerwach tym swoim wyciem - mrukn Fergus, a Arald skinieniem
gowy przyzna mu racj. Spojrza, na pozr od niechcenia, ku szeregom aralueskich wojsk.
Jako si rzeko, armia zaja ju swe pozycje, ale gwnodowodzcy sir David poleci, by
onierze pozostawali pki co na spocznij. Tak wic jedcy nie dosiedli jeszcze
wierzchowcw, a piechota i ucznicy siedzieli na trawie.
- Nie ma sensu mczy ich niepotrzebnie w tym socu - stwierdzi sir David. Ta sama
myl przywiecaa mu, gdy kaza kuchmistrzom przygotowa due iloci chodnych napojw
i owocw. Odziani na biao czeladnicy przemykali teraz pord zbrojnych, dwigajc kosze i
skrzane bukaki z wod. Arald umiechn si, bowiem dostrzeg pulchn posta mistrza
Chubba, swego kucharza z Zamku Redmont, ktry komenderowa grup nieszczsnych
uczniw, rozdajcych wojownikom jabka i brzoskwinie. Jak zwykle jego chochla unosia si

i opadaa niepokojco czsto na gowy adeptw, ktrzy w jego mniemaniu uwijali si zbyt
wolno.
- Gdyby da temu twojemu Kuchmistrzowi maczug, sam jeden rozprawiby si z ca
armi Morgaratha - zaartowa Fergus, a Arald umiechn si w zamyleniu. Bd co bd
ludzie w pobliu Chubba tak byli zajci tym, co wyprawia gruby Kuchmistrz, e nie zwracali
uwagi na monotonne skandowanie dobiegajce z odlegego kraca rwniny. Tymczasem
gdzie indziej mona byo dostrzec oznaki niepokoju. Zowrogi pomruk sprawia, e onierze
czuli si coraz bardziej nieswojo.
Lustrujc szeregi wojsk, Arald dostrzeg pewnego kapitana piechoty i jego oddzia.
Siedzcy w trawie wojownicy mieli na sobie tylko lekkie zbroje i okryci byli kraciastymi
pledami, co wskazywao nieomylnie, i pochodz z pnocy krlestwa. Skin na oficera, by
ten zbliy si do niego. Wojownik zasalutowa subicie, a baron pochyli si w siodle.
- Dzie dobry, kapitanie - odezwa si dobrodusznym tonem.
- Dzie dobry, wasza wysoko - odpowiedzia oficer z tak silnym pnocnym
akcentem, e jego sowa byy niemal niezrozumiae.
- Niech pan powie, kapitanie, macie tam moe jakich dudziarzy pord swoich ludzi? spyta baron z umiechem. Kapitan odpowiedzia natychmiast, stajc na baczno:
- Tak jest, panie. Jest z nami McDuig oraz McForn. Zawsze bierzemy ze sob
dudziarzy, gdy wybieramy si na wojn.
- Moe wobec tego zdoaby pan namwi ich, eby zagrali nam ze dwa kawaki? zaproponowa baron. - Byby to znacznie przyjemniejszy odgos od tego, co teraz syszymy.
Wskaza ruchem gowy wojska wargalw. Oblicze kapitana rozjanio si szerokim
umiechem.
- Tak jest, panie! - zawoa skwapliwie. - Ju ja tego dopilnuj. Nie ma to jak dudy,
eby zagrza krew w yach! - zasalutowa pospiesznie i ruszy biegiem w stron swojego
oddziau, krzyczc: - McDuig! McForn! apcie si za dudy, i to ju, chopaki! Zagrajcie nam
Czapk z pirami!
Obaj baronowie ruszyli dalej, tymczasem za nimi najpierw rozlegy si pierwsze jki
dud, a w nastpnej chwili zagrzmiaa oguszajca muzyka.
Fergus skrzywi si nieznacznie, a Arald wyszczerzy si w umiechu.
- Nie ma to jak dudy, eby zagrza krew w yach - przypomnia.
- Jeli chodzi o mnie, to ich dwik powoduje raczej zgrzytanie zbw - odpar jego
towarzysz, pospieszajc nieznacznie konia, by oddali si prdzej od dzikiego odgosu
instrumentw. Jednak gdy spojrza na szeregi armii, musia przyzna, e Arald wpad na

niezy pomys. Dudy skutecznie zaguszay monotonne skandowanie wargalw, a gdy obaj
muzykanci ruszyli wzdu linii wojsk, skutecznie odwrcili uwag wszystkich znajdujcych
si w zasigu odgosu gralskich instrumentw od zowrbnych pomrukw dobiegajcych z
oddali. - Zaiste, dobra to bya myl - rzek do Aralda, a potem doda: - Wci jednak nie
jestem pewien, czy i to ni byo - wskaza na rwnin, gdzie wargalowie wci wyaniali si z
wwozu i zajmowali nowe pozycje. - Wszystko we mnie a si burzy, bo wci jestem
zdania, e powinnimy natrze na nich nim zdoaj uformowa szyki.
Arald wzruszy ramionami. Przez ostatnich kilka dni sprawa ta bya przedmiotem
burzliwych dyskusji na Radzie Wojennej.
- Gdybymy uderzyli na nich przedwczenie, tylko bymy ich powstrzymali, a nie to
jest naszym celem - rzek raz jeszcze. - Jeli chcemy unicestwi potg Morgaratha raz na
zawsze, musimy mu pozwoli, by wyszed z wszystkimi swoimi siami na otwart przestrze.
- I musimy mie nadziej, e Halt zdoa powstrzyma armi Hortha - uzupeni
Fergus. - Ju dostaem paskudnego skurczu w szyi od nieustannego ogldania si przez rami
i sprawdzania, czy przypadkiem kogo za nami nie ma.
- Halt jeszcze nigdy nas nie zawid - zauway Arald. Fergus nie wyglda na
przekonanego.
- Wiem o tym. To niezwyky czowiek. Jednak tak wiele rzeczy mogo pj nie po
naszej myli. Mg rozmin si z armi Hortha. Moe wci jeszcze przedziera si przez
Cierniowy Las. Albo, co najgorsze, moe Horth zdoa pokona ucznikw i jazd.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak czeka - stwierdzi Arald.
- I mie oko na pnocny zachd w nadziei, e zza tamtych wzgrz nie wyoni si
bojowe topory oraz rogate hemy - dopowiedzia znw Fergus.
- No wanie, miejmy nadziej, e si nie pojawi - skonkludowa Arald, by zakoczy
rozmow na nieprzyjemny temat. Jednak nie mg si powstrzyma i odwrci si, by
spojrze ku wzgrzom na pnocy.
***
Erak odczeka, a ostatnich kilkuset wargalw ruszyo, by przej przez Wwz
Trzech Krokw i wyj na rwnin. Wcisn si z ca swoj grupk pord biegnce stwory.
Gdy Skandianie wbili si w ywy strumie pyncy przez wsk, krt przecz, powitay ich
wrogie powarkiwania, ale gdy w odpowiedzi skandyjscy wojownicy rzucili kilka siarczystych
przeklestw i potrzsnli gronie toporami bojowymi o podwjnych ostrzach, nieprzychylni
wargalowie wycofali si i zrobili im miejsce.

Evanlyn i Will znajdowali si porodku grupki, otoczeni rosymi Skandianami.


Charakterystyczny paszcz Willa zosta schowany do jednego z tobokw, teraz on i Evanlyn
mieli na sobie za due kurty z owczej skry, a jasne wosy Evanlyn ukryto pod wenian
czapk. Jak dotd aden z wargalw nie zwrci na nich uwagi. Myleli zapewne, i s
sugami lub niewolnikami wilkw morskich.
- Tylko gby na kdk i gowy opuszczone, patrze w ziemi! - rozkaza im Erak, gdy
przeciskali si pord biegncych wargalw. Skay wznoszce si nad wskim przejciem
odbijay echem monotonne skandowanie wojownikw Morgaratha.
Plan Eraka polega na tym, by natychmiast po wyjciu z wwozu przemieci si na
wschd, udajc, e maj zamiar zaj pozycj na prawym skrzydle armii. Nastpnie, gdy
tylko nadarzy si okazja, Skandianie zamierzali odczy si i ukry w gszczu porastajcym
Mokrada, przeby bagna i dotrze na wybrzee, u ktrego staa na kotwicy flota Hortha.
Biegli wic wijc si drog, wci skrcajc to w prawo, to w lewo. Przez ostatnich
pi kilometrw wski trakt prowadzi ju pord urwistych ska i Will zrozumia teraz,
dlaczego od zawsze dla obu stron bya to przeszkoda nie do przebycia. Wojownicy
Morgaratha nie mogli przedosta si przez wwz, o ile Duncan nie wycofaby si,
pozwalajc im na to. Jednak, z tego samego powodu wojska krlewskie take nie byy w stanie przekroczy przesmyku, by zaatakowa Morgaratha na paskowyu.
Po obu stronach wznosiy si czarne ciany nagich, lnicych od wilgoci ska. Soce
dochodzio tu jedynie koo poudnia, i to na krcej ni godzin dziennie. Przez wikszo
czasu byo tu ciemno, chodno i wilgotno. Sabe wiato sprawiao, e dwoje skandyjskich
jecw nie rzucao si w oczy.
Will poczu, e krta droga przestaje prowadzi w d, a oznaczao to, e dotarli ju do
kocowego odcinka wwozu i znaleli si na poziomie rwniny. Jednak przed sob niczego
nie mg dostrzec, bo widok zasaniali mu biegncy. A potem jeszcze jeden zakrt i nagle do
wwozu na chwil wdary si promienie soca, a musia przysoni oczy doni. Zda sobie
spraw, e oto docieraj ju do koca przesmyku. Poczu, e kto go popycha z lewej strony.
- Na prawo! - rozkaza Erak i czterej Skandianie utworzyli ludzki taran, przebijajc si
przez tum, a znaleli si na prawym skraju drogi. Odpychani wargalowie pochrzkiwali i
warczeli wciekle, kilku z nich przewrcio si na ziemi i zostao zdeptanych przez innych,
nim zdoali wsta. Skandianie nie pozostawali duni, ciskajc pogrkami i przeklestwami.
Gdy wynurzyli si z mrokw wwozu, wiato soneczne niemal uderzyo ich w
twarze. Przez uamek chwili Will i Evanlyn zawahali si, ale Erak natychmiast znw ich
popchn, tym bardziej zaniepokojony, e sysza ju znajomy gos, wydajcy rozkazy

formujcym szyki wargalom.


By to Morgarath, ktry osobicie wydawa polecenia swym poddanym.
- Niech go czort! - mrukn Erak. - Liczyem, e znajdowa si bdzie na czele swojej
armii. Rusza si, wy dwoje!
Zmusi Willa i Evanlyn do nieco szybszego biegu. Will rzuci okiem za siebie. Ponad
gowami wargalw ujrza wysok, kocist sylwetk wadcy Deszczu i Nocy, teraz zakryt
cakowicie czarn kolczug i paszczem. Nadal dosiada tego samego trupiobladego konia - i
wykrzykiwa rozkazy do kbicego si i skandujcego tumu wargalw.
Motoch stopniowo ustawia si w karne szeregi, ktre nastpnie zajmoway
wyznaczone im pozycje, doczajc do gwnych si. W tej samej chwili, gdy Will si
obejrza, blade oblicze zwrcio si ku grupce biegncych Skandian. Morgarath spi
ostrogami konia i ruszy w ich stron, nie zwaajc na to, e tratuje po drodze swoich
wargalw.
- Kapitanie Eraku! - zawoa, niezbyt gono, ale jego syczcy gos odcina si
wyranie od gardowego skandowania bestii.
- Dalej, naprzd! - rozkaza im Erak pgosem. - Rusza si.
- Sta! - ta komenda pada ju podniesionym gosem, a lodowata wcieko
pobrzmiewajca w nim natychmiast uciszya i unieruchomia wargalw. Skoro wszyscy
wok nich zatrzymali si w miejscu, Skandianie, cho niechtnie, rwnie uczynili to samo.
Erak odwrci si twarz w stron Morgaratha.
Wadca Deszczu i Nocy ruszy przez tum, wargalowie odskakiwali na boki, aby zej
mu z drogi, ci, ktrzy nie zdyli umkn, padali, odepchnici kosk piersi. Powoli, wci
patrzc w oczy Erakowi, zsiad z konia. Nawet wtedy growa wzrostem nad barczystym
Skandianinem.
- A dokd to dzi zmierzasz ze swymi ludmi, kapitanie? - spyta jedwabistym tonem.
Erak wskaza rk:
- Ja i moi ludzie bdziemy walczy na prawym skrzydle, tak jak byo ustalone odpar, starajc si przemawia tak swobodnym tonem, na jaki byo go sta. - Ale, rzecz
jasna, udam si, dokdkolwiek jego wysoko kae.
- Doprawdy? - gos Morgaratha ocieka wprost sarkazmem. - A wic doprawdy tak
uczynisz? C za niesychana uprzejmo z twojej strony. Wszak... - urwa nagle, bo wzrok
jego spocz na dwch drobniejszych postaciach, ktre Skandianie bezskutecznie prbowali
zasoni sob. - Kto to taki? - spyta.
Erak machn rk.

- Celtowie - odpar lekcewaco. - Pojmalimy ich w Celtii i zamierzamy sprzeda


Oberjarlowi Ragnakowi jako niewolnikw.
- Celtia naley do mnie, kapitanie. A wic niewolnicy z Celtii take. Nie bdziesz ich
sprzedawa swojemu barbarzyskiemu krlowi.
Na te sowa Skandianie otaczajcy Willa i Evanlyn poruszyli si gniewnie. Morgarath
zwrci ku nim spojrzenie zimnych oczu, a potem popatrzy znaczco w stron tysicy
wargalw stojcych za nim i wok nich, z ktrych kady gotw by bez chwili wahania
wykona jakikolwiek jego rozkaz. Nietrudno byo zrozumie, co chce przez to powiedzie.
Erak prbowa jako wybrn z opresji.
- Umowa bya taka, e walczymy o upy, a niewolnicy to te upy - stwierdzi.
- Walczycie?! - wrzasn wciekle Morgarath. - A kiedy to walczylicie, jeli mona
spyta? Stalicie tylko z opuszczonymi rkami i pozwolilicie zniszczy mj most!
- Tam dowdc by Chirath! - odpali Erak. - Poddany waszej wysokoci, o ile si nie
myl. On wanie podj decyzj, by nie wystawia stray. Natomiast my prbowalimy
ocali most, podczas gdy Chirath kry si tchrzliwie za skaami!
Spojrzenie Morgaratha znw pado na Eraka, a gos mrocznego wadcy odezwa si
cicho, prawie niedosyszalnie:
- Jakim prawem odzywasz si do mnie tym tonem, kapitanie Eraku? - sykn. Natychmiast wyrazisz sw skruch. A potem...
Przerwa w p zdania. Wydawao si, e dostrzeg lub dosysza w jaki nadnaturalny
sposb co, czego nikt inny nie zauway. Rzeczywicie, cho wci bez mrugnicia okiem
wpatrywa si w Eraka, najwyraniej wyczu, e jakie inne wydarzenia domagaj si jego
uwagi. Teraz jednak musia zakoczy spraw z Erakiem. Nagle czarne oczy spoczy na
postaci Willa. Biay, kocisty palec unis si, wskazujc na gardo chopaka.
- Co to jest?
Erak spojrza i zrozumia, e wszystko przepado.
Spod rozchestanej koszuli Willa poyskiwaa brzowa odznaka. Morgarath pchn
Eraka na bok i przypad niczym atakujcy w do chopca, chwytajc za acuszek wiszcy
na jego szyi.
Will cofn si o krok, przeraony bezlitosn furi w tych martwych oczach i
niezdrowym rumiecem, ktry wykwit! nagle na trupiej twarzy. Usysza, e stojca obok
niego Evanlyn wstrzymuje oddech, podczas gdy Morgarath wpatrywa si w may li dbu z
brzu lecy na jego doni.
- Zwiadowca! - krzykn Morgarath. - To jest zwiadowca! Znak zwiadowcy!

- To tylko dzieciak - zacz Erak, ale wskra jedynie tyle, e gniew Morgaratha
zwrci si przeciw niemu. Wierzch kocistej doni trzasn Skandianina w policzek.
- To nie aden dzieciak! To zwiadowca!
Pozostali trzej Skandianie postpili do przodu z broni gotow do uderzenia.
Morgarath nawet nie musia wydawa rozkazu. Popatrzy tylko na nich nienawistnymi
oczyma, a w tej samej chwili dwudziestu wargalw otoczyo ich, wydajc z siebie gardowy,
zowrogi pomruk, dzierc w apskach maczugi i elazne wcznie.
Erak ruchem rki powstrzyma swoich ludzi. Na jego twarzy pojawi si czerwony
lad po uderzeniu Morgaratha.
- Wiedziae - wysycza Morgarath. - Wiedziae. - Nagle zrozumia i krzykn: - To
on! Mwie o strzaach z uku. Moi wargalowie kryli si przed strzaami z uku, podczas gdy
most pon! uk to bro zwiadowcy. Ten ndznik zniszczy mj most! - gos jego wznis si
do przenikliwego krzyku.
Will poczu sucho w gardle, sysza oszalae bicie swego serca. Nienawi, jak
Morgarath ywi wobec zwiadowcw, bya wprost legendarna. Wiedzieli o niej wszyscy, a w
szczeglnoci sami zwiadowcy. Za jej przyczyn by nie kto inny jak Halt. Szesnacie lat
wczeniej przeprowadzi bowiem zaskakujcy atak na tyy armii Morgaratha.
Erak sta przed rozwcieczonym czarnym wadc i nie odzywa si.
Will poczu drobn, ciep do ujmujc go za rk: Evanlyn. Podziwia odwag tej
dziewczyny, ktra w takiej chwili, wobec nieposkromionego gniewu i nienawici Morgaratha
omielia si da mu widoczny znak swego wspczucia.
A wtedy przez tum przecisn si ko z jedcem. Wierzchowca dosiada jeden z
wargalskich zastpcw Morgaratha, nalecy do tych, ktrzy opanowali podstawy ludzkiej
mowy.
- O panie! - zawoa tym szczeglnym, wypranym z uczucia tonem, jakim przemawiali
wszyscy wargalowie usiujcy mwi jzykiem ludzi. - Wrg naciera!
Morgarath odwrci si ku niemu gwatownie.
- Pierwsza linia zblia si ku nam, panie. Bitwa si rozpoczyna!
Wadca Deszczu i Nocy w jednej chwili podj decyzj. Zwinnie wskoczy z
powrotem na siodo, a spojrzenie jego wciekych oczu wlepione byo teraz w Willa, nie w
Eraka.
- Pniej to dokoczymy - oznajmi. Potem za nakaza wargalskiemu sierantowi,
znajdujcemu si pord stworw otaczajcych Skandian: - Trzyma mi tych tutaj pod stra,
dopki nie wrc. Jeli umkn, zapacicie yciem!

Wargal skoni si, do piersi przykadajc praw pi, a potem wycharcza


niezrozumia komend. Jego podwadni otoczyli szczelnie jecw. Czterej jasnowosi wojownicy zza morza stanli wok Willa i Evanlyn, twarz do nieprzyjaciela. Trzymali bro w
pogotowiu. Nie zamierzali podda si bez walki.
- Zaatwimy to pniej, Eraku - rzuci Morgarath. - Tylko sprbuj uciec, a moi
wargalowie rozszarpi ci na strzpy.
Spi wierzchowca i odjecha galopem, znw roztrcajc swych poddanych i tratujc
tych, ktrzy nie zdyli uciec. Nim stracili go z oczu, usyszeli jeszcze ten wysoki, nosowy
gos, ktry wykrzykiwa onierzom rozkazy.

ROZDZIA 27
Pocztkowe starcie nie przynioso rozstrzygajcego rezultatu.
Pierwsza linia wojsk krlewskich zoona z lekkiej piechoty, ktrej towarzyszyli
ucznicy, podesza pod lew flank Morgaratha, a nastpnie pospiesznie wycofaa si, gdy na
ich spotkanie wyruszy batalion cikozbrojnej piechoty wargalw.
Aralueczycy powrcili na pozycje wyjciowe, bez trudu umykajc przed powolnymi
nieprzyjacimi. Nastpnie, gdy do lewego skrzyda wargalskiego batalionu zbliya si
kusem cika jazda, bestie przeformoway zoon z czwrek kolumn marszow w wolniej
poruszajcy si obronny kwadrat i take cofny si na poprzednie pozycje.
Przez nastpnych kilka godzin bitwa rozgrywaa si wanie wedug tego rytmu:
niezbyt liczne formacje dokonyway dziaa zaczepnych wycznie po to, by wysondowa
obron przeciwnika. Przeciwko nim wysyano liczniejsze siy, co nastpnie powodowao
zaniechanie pierwotnego ataku. Arald, Fergus i Tyler dosiadali swych wierzchowcw u boku
krla, zajmujc szczyt niewielkiego wzgrza porodku stanowisk krlewskiej armii.
Gwnodowodzcy sir David wraz z grup rycerzy kierowa kolejnym pozorowanym atakiem
na armi wargalw.
- Ta przepychanka zaczyna ju mnie nuy - stwierdzi kwano Arald. Krl
umiechn si do niego. On sam obdarzony by jedn z najwaniejszych cech dobrego
dowdcy, a mianowicie niemal niewyczerpan cierpliwoci.
- Morgarath czeka - odpowiedzia. - Po prostu czeka, a armia Hortha pojawi si na
naszych tyach. Wwczas zaatakuje, nie ma obawy.
- Lepiej sami si za niego wemy - burkn Fergus, ale Duncan potrzsn tylko
gow, wskazujc na rwnin rozcigajc si przed pozycjami Morgaratha.
- Grunt jest podmoky i grzski - wyjani. - Osabioby to skuteczno naszej
najlepszej broni, czyli cikiej jazdy. Poczekamy, a Morgarath ruszy na nas. Wwczas
bdziemy mogli walczy z nim na terenie, ktry bardziej nam odpowiada.
Z tyu rozleg si ttent koskich kopyt, towarzysze monarchy odwrcili si, by ujrze
goca ze wszystkich si ponaglajcego swego konia do popiechu. U stp wzgrza, na ktrym
stali, jedziec cign wodze i rozejrza si, szukajc krla, a potem znw spi wierzchowca
ostrogami, zmuszajc go do wspicia si po zboczu. Po zielonym paszczu, lekkiej zbroi i
mieczu o wskiej gowni mona si byo zorientowa, e to onierz oddziaw rozpoznania.
- Wasza wysoko - rzek, zdyszany. - Raport od sir Vincenta.

Vincent by dowdc korpusu obserwatorw, czyli grupy onierzy penicych


podczas bitwy rol krlewskich oczu i uszu, przekazujcych raporty i rozkazy. Duncan skin
gow, dajc w ten sposb mczynie do zrozumienia, eby przekaza wiadomo.
Jedziec nerwowo przekn kilka razy lin i spojrza niespokojnie na krla oraz jego
trzech baronw. Arald od razu wiedzia, e nie bd to dobre wieci.
- Panie... - rzek niepewnym gosem. - Sir Vincent przekazuje wyrazy szacunku i...
chyba za nami pojawili si skandyjscy wojownicy.
Rozlego si kilka stumionych okrzykw wydanych przez modszych oficerw
otaczajcych grup dowodzenia. Fergus zmarszczy gniewnie czoo:
- Milcze!
Gosy ucichy natychmiast. Na twarzach niektrych z adiutantw wida byo, e
wstydz si tego wybuchu, ktry by przecie dowodem braku dyscypliny.
- Gdzie dokadnie s ci Skandianie? I ilu ich jest? - spyta Duncan spokojnie. Jego
opanowanie najwyraniej dodao pewnoci siebie posacowi, bo tym razem wypowiedzia
si rzeczowo i bez nerwowego popiechu:
- Dostrzeono pierwsz grup w okolicach acucha niskich wzgrz cigncych si na
pnocnym zachodzie, wasza wysoko. Jak dotd, byo ich tylko okoo setki.
Sir Vincent proponuje, by wasza wysoko dokonaa ogldu sytuacji z tamtego
pagrka - wskaza wzgrze znajdujce si nieco z tyu po ich lewej stronie. Krl oznajmi
jednemu z modszych oficerw:
- Ranaldzie, moe zechcesz uda si na pierwsz lini i powiadomi sir Davida o tym
wydarzeniu. Powiedz mu take, e zmieniamy pozycj dowodzenia, bowiem przenosimy si
na to wzgrze, o ktrym mwi posaniec sir Vincenta.
- Tak jest, wasza wysoko! - odpowiedzia mody rycerz i ruszy galopem.
Wwczas krl zwrci si do swych doradcw:
- Panowie, przyjrzyjmy si tym Skandianom.
***
Przysaniajc oczy doni przed promieniami soca, baron Arald spoglda ku grupie
zbrojnych zmierzajcych grzbietem wzgrza. Nawet z tej odlegoci mona byo dostrzec
rogate hemy i wielkie okrge tarcze morskich wojownikw. Cz z nich zesza ju niej,
wic wida ich byo znacznie lepiej.
Jak zwykle, Skandianie podali szykiem uformowanym na ksztat strzay. Teraz w
zasigu wzroku znajdowao si ju kilkuset nieprzyjaci, za o wiele wicej mogo kry si

po drugiej stronie acucha wzgrz. Arald poczu przygniatajcy go ciar dojmujcego


smutku. Skoro Skandianie znaleli si a tutaj, mogo to oznacza tylko jedno: Halt ponis
klsk. A znajc go, baron wiedzia, e najprawdopodobniej mrukliwy zwiadowca przypaci
j yciem. Wiedzia, e Halt nigdy by si nie podda, a zwaszcza nie wtedy, gdy
powstrzymanie skandyjskiego uderzenia na tyy wojsk miao tak ogromne znaczenie.
Duncan wyrazi na gos to, o czym wszyscy ju wiedzieli.
- Rzeczywicie, to Skandianie - ogarn spojrzeniem okolice wzgrza. - Panowie,
czeka nas bitwa obronna - mwi dalej. - Proponuj, bymy zebrali naszych ludzi w krg
wok tego wzgrza. Miejsce rwnie dobre jak kade inne, by prowadzi walk na dwie
strony.
Wiedzieli te, e wkrtce do ataku ruszy Morgarath, aby zgnie ich w kleszczach
przygotowanej przez siebie puapki.
- Jedziec! - zawoa jeden z adiutantw. Wszyscy zwrcili spojrzenia w stron, ktr
wskaza. Z kpy drzew pooonej na prawym kracu acucha wzgrz wypad pdzcy na
koskim grzbiecie samotny mczyzna. Kilku Skandian rzucio si w pogo za nim,
wymachujc wczniami i maczugami. Jednak jedziec, przytulony do koskiej grzywy, z
szarozielonym paszczem powiewajcym za nim na wietrze, bez trudu pozostawi ich w tyle.
- To Gilan - mrukn pgosem baron Arald, ktry rozpozna gniadego konia. Na
prno wypatrywa drugiego zwiadowcy, ktrego wbrew nadziei spodziewa si ujrze za
Gilanem, liczc, e moe jakim cudem Halt jednak przey. Ale niestety, wszystko
wskazywao na to, e Gilan jako jedyny pozosta przy yciu ze wszystkich wojownikw,
ktrzy w wyniku miaej decyzji ruszyli przez Cierniowy Las.
Gilan znajdowa si ju na rwninie, wci pdzc jak wicher. Dojrza krlewskie
sztandary powiewajce na wzgrzu i skierowa Blaze'a w ich stron. Mino jeszcze par
minut i oto cign przed nimi wodze, pokryty kurzem. Jeden z rkaww jego tuniki by
prawie oderwany, a gow zwiadowcy owinito byle jak zawizanym okrwawionym
bandaem.
- Suchajcie! - zawoa, zdyszany, zapominajc o formuach grzecznociowych, jakimi
wypada posuy si w obliczu krlewskiego majestatu. - Halt mwi, e...
Nie zdoa powiedzie nic wicej, bo przerway mu co najmniej cztery gosy, ale
sowa barona Fergusa okazay si najdoniolejsze:
- Halt? To on yje?
Gilan wyszczerzy zby w umiechu.
- O tak, panie! Pewnie, e yje.

- Ale ci Skandianie...? - zacz krl Duncan i urwa, wskazujc zbliajcych si ku nim


pieszych. Gilan umiechn si jeszcze szerzej.
- Pobici, wasza wysoko. Zaskoczylimy ich zupenie i rozbilimy w puch. Ci ludzie
to nasi ucznicy, ktrzy przywdziali hemy i nios tarcze zdobyte na wrogu. To pomys
Halta...
- Po co ta maskarada? - spyta gniewnie Arald, wic Gilan odwrci si w jego stron,
zoywszy przedtem przepraszajcy pokon krlowi.
- Aby wprowadzi w bd Morgaratha, panie - wyjani. - Spodziewa si ujrze
Skandian atakujcych nasze tyy, wic niech ich ujrzy. Wanie dlatego udawali, e chc mnie
powstrzyma. Tymczasem nasza jazda kryje si tu za tymi wzgrzami. Halt proponuje, eby
wojska krlewskie w odpowiedzi na pozorowany atak jego ucznikw zwrciy si frontem w
t stron. A wwczas, jeli szczcie nam dopisze, Morgarath natrze ze swymi wargalami.
Wwczas ucznicy i trzon krlewskiej armii rozstpi si, by uczyni przejcie rodkiem dla
ukrytej jazdy, ktra z penym impetem uderzy na Morgaratha znajdujcego si w otwartym
polu.
- Na Boga, wietna myl! - zawoa Duncan. - Jak dobrze pjdzie, wzbijemy przy tym
tyle kurzu i taki zamt powstanie, e nie spostrzee jazdy Hal ta, dopki ta nie wsidzie mu
na kark.
- A wtedy, wasza wysoko, nasza cika jazda uderzy z obu skrzyde na flanki
wargalw - by to gos sir Davida, ktry zjawi si, niezauwaony przez nikogo, podczas gdy
Gilan wykada plan Halta.
Krl Duncan waha si tylko przez chwil czy dwie, szarpic krtk brod, a potem
skin stanowczo gow.
- Tak uczynimy! - oznajmi. - Panowie, czas zaj stanowiska. Fergus i Arald obejm
komend nad formacjami cikiej jazdy na prawym oraz lewym skrzydle. Czekajcie w
pogotowiu. Tyler dowodzi bdzie piechot w centrum. Wszyscy nasi onierze musz
wiedzie, e to atak pozorowany. Rozka im take, aby krzyczeli i bili mieczami w tarcze,
gdy zblia si bdzie w rzekomy nieprzyjaciel. Skoro ma to wyglda na bitw, niech
towarzysz jej stosowne odgosy. Rozstpi si na trzykrotny sygna rogu.
- Trzykrotny sygna. Tak jest, wasza wysoko. - Tyler spi ostrogami bojowego
rumaka i pogalopowa ku swym oddziaom. Duncan zwrci si do pozostaych dowdcw:
- Do dziea, panowie. Nie mamy zbyt wiele czasu. Jeden z adiutantw zawoa:
- Panie! Skandianie schodz ku nam!
A niemal natychmiast potem rozleg si okrzyk:

- Wargalowie take ruszaj!


Duncan umiechn si ponuro do swych dowdcw.
- Myl, e czas sprawi Morgarathowi niespodziank.

ROZDZIA 28
Ze swej pozycji - porodku wojsk wargalw - Morgarath przyglda si zamieszaniu,
jakie powstao pord krlewskich wojsk. Jedcy galopowali w t i z powrotem, cae
oddziay pieszych zawracay w miejscu. Przez rwnin dobieg go zgiek wielu okrzykw
rozlegajcych si naraz.
Morgarath unis si w strzemionach. Widzia w oddali ruch na wzgrzach
pooonych na pnoc od krlewskiej armii. Jacy ludzie utworzyli szyk bojowy i zmierzali w
jej stron. Wyty wzrok, prbujc dostrzec wicej. Stamtd wanie spodziewa si ataku
Hortha, ale kurz, jaki wzbi si pord caego tego zamtu, nie pozwala dojrze szczegw.
Cho przygniatajc wikszo si Morgaratha stanowili wargalowie, ktrych umysy i
tym samym ciaa poddane byy niewolniczo jego woli, najblisze otoczenie wadcy Deszczu i
Nocy stanowia nieliczna grupa ludzi, ktrzy zachowali wasn wol i moc podejmowania samodzielnych decyzji. Przystali do niego renegaci, zbrodniarze i wyrzutki spoeczne z caego
kraju. Zo zawsze cignie do za, tote wok Morgaratha skupili si bez wyjtku sami
nikczemni, zwyrodniali okrutnicy. Jednak wszyscy byli zarazem gronymi wojownikami i
bezwzgldnymi zabjcami.
Jeden z nich zbliy si wanie do Morgaratha.
- Panie! - zawoa, a na jego twarzy malowaa si rado. - Barbarzycy nacieraj na
tyy Duncana! Rozpoczli ju atak!
Morgarath odpowiedzia umiechem modemu mczynie, ktry syn z bystrego
wzroku.
- Jeste pewien? - spyta wysokim, bezbarwnym gosem. Odziany na czarno mody
mczyzna nie mia adnych wtpliwoci:
- Dobrze widz te ich mieszne rogate hemy i okrge tarcze, wasza wysoko. Nikt
inny takimi si nie posuguje.
Rzeczywicie, o ile niektre formacje wojsk krlestwa nosiy okrge tarcze, to nie
sposb ich byo pomyli z okrgymi tarczami Skandian, wykonanymi z twardego drewna
obitego stal. Skandyjskie tarcze miay ponad metr rednicy i jedynie roli mczyni o
potnych muskuach wyrobionych przez lata wiosowania na wilczych statkach byli w stanie
dwiga tak cikie tarcze podczas bitwy.
- Spjrz, panie! - zawoa znowu modzieniec. - Wrg zwraca si ku nim!
I tak te wanie si dziao. Pierwsze szeregi stojcej naprzeciwko nich armii zaamay

si, zapanowao pord nich zamieszanie, onierze odwracali si tyem do armii Morgaratha.
Zgiek i okrzyki rozlegy si jeszcze goniej. Morgarath spojrza nieco na prawo i dojrza
niewysokie wzgrze, na ktrym powieway krlewskie sztandary, nieomylnie wskazujc
punkt dowodzenia. Nawet z tej odlegoci wida byo, e pord znajdujcych si tam
jedcw panuje oywienie, rce dosiadajcych koni wielmow wskazyway w kierunku
pnocnym...
Umiechn si znw. Nawet bez udziau si, ktre miay przekroczy Rozpadlin,
jego plan si powiedzie. Wojska Duncana znalazy si midzy skandyjskim motem a
kowadem jego wasnych wargalw.
- Naprzd - rzek cicho. A potem, jako e stojcy opodal herold nie dosysza go,
odwrci si i z caej siy uderzy go w twarz stalow szpicrut. - Graj sygna naprzd powtrzy, nie goniej ni przedtem. Nie zwaajc na bl i krew zalewajc mu oczy, wargal
unis rg i zad we, wydajc cztery nastpujce po sobie coraz wysze dwiki.
Wzdu caej linii jego wojsk dowdcy poszczeglnych kompanii wystpili naprzd,
przed szereg, i unieli krzywe szable. Zaintonowali kadencj marszow, a wwczas caa
armia, niczym bezmylna machina, natychmiast podja j, ruszajc zarazem do przodu.
Morgarath odczeka, a minie go kilka pierwszych szeregw, a potem wraz ze swymi
przybocznymi rwnie pody naprzd.
Wadca Deszczu i Nocy oddycha teraz nieco szybciej, jego puls take przyspieszy.
To bya chwila, na ktr czeka od ponad pitnastu lat. Wysoko pord smaganych wichrem i
deszczem gr wiczy swych wargalw, a stworzy z nich armi, ktrej adna piechota nie
moga dotrzyma pola. Byli niemal pozbawieni rozumu, wic rwnie niemal niezdolni do
odczuwania lku. Mogli znie straty, ktre zdruzgotayby kade inne wojsko, a mimo to
dalej walczy.
Mieli tylko jedn sabo, a mianowicie nie byli w stanie powstrzyma ataku jazdy. W
wysokich grach trudno byo o konie, wic nie mia jak wytresowa umysw wargalw tak,
by mogli stawi czoo take jedcom. Wiedzia wic, e za spraw jazdy Duncana straci wielu swych onierzy, ale mao go to obchodzio. Gdyby to bya zwyka bitwa, krlewska jazda
mogaby zadecydowa o zwycistwie wroga. Jednak teraz, gdy z jednej strony miaa do
czynienia z wargalami, a z drugiej nacierali Skandianie, bya po prostu zbyt nieliczna, by mc
ich powstrzyma. Zapewne wielu, bardzo wielu wargalw zginie. Jednak ta armia mao go
obchodzia, liczyy si tylko jego wasne pragnienia i plany.
Tysice stp udeptujcych w biegu ziemi wzbio chmur kurzu. Otoczy go
monotonny piew bestii, pierwotny rytm nienawici i bezwzgldnego za. Zacz si mia.

Najpierw cicho, potem miech stawa si coraz goniejszy i coraz bardziej nieopanowany.
Nadszed jego wielki dzie. Oto ta chwila. Oto wypenia si przeznaczenie.
Pan Nocy i Deszczu: bezlitosny, nikczemny do szpiku koci. A take z pewnoci
szalony.
- Szybciej! - zawoa, dobywajc wielkiego miecza i zataczajc nim krgi nad gow.
Wargalowie nie musieli go sysze, by wykona polecenie. Byli mu podporzdkowani za
porednictwem niewidzialnych lecz nierozerwalnych wizw umysu. Przyspieszyli wic
marszu. Czarna armia posuwaa si do przodu coraz prdzej i prdzej.
Przed nimi panowa cakowity zamt. Wrg zwrci si uprzednio ku nacierajcym
Skandianom, ale teraz zorientowa si, e zagroony jest take na swych tyach, ktre jeszcze
niedawno byy frontem. Morgarath z dzik radoci w mrocznym sercu pomyla, e nieprzyjaciel ju wie, i znalaz si w puapce bez wyjcia i nie wie, co czyni. A potem, nie
wiedzie czemu, rozleg si trzykrotny dwik rogu i wojska Duncana zaczy ucieka na
boki, tworzc wyom w samym rodku szyku. Morgarath wyda triumfalny okrzyk. W ten
wanie wyom wprowadzi sw armi, rozdzielajc bezpowrotnie prawe i lewe skrzydo
nieprzyjaciela. Gdy za to nastpi, krlewska armia straci moliwo manewru, dowdcy
przestan nad ni panowa, a wwczas bdzie ju prawie pokonana. Ogarnity panik
nieprzyjaciel popeni miertelny bd, dajc jemu, Morgarathowi, szans na zadanie
morderczego ciosu w samo serce. Oto staa przed nim otworem droga do ich punktu dowodzenia, do najznamienitszych jedcw zgromadzonych pod sztandarem na wzgrzu!
- W prawo! - krzykn Morgarath, wskazujc mieczem sztandar Duncana, na ktrym
widnia orze. I znw wargalowie dosyszeli jego sowa i myli w swych umysach. Armia
zmienia nieco kierunek pospiesznego marszu, zmierzajc prosto ku wyomowi. A Morgarath
pord jej skandowania dosysza jaki guchy, dudnicy odgos. Odgos, ktrego nie
oczekiwa. Koskie kopyta.
Nage zwtpienie, jakie pojawio si w jego mylach, udzielio si natychmiast
umysom poddanych, ktrzy od razu zwolnili nieco biegu. Przeklinajc wargalw, nakaza
im, by wci parli przed siebie. Lecz ttent kopyt rozlega si coraz goniej i teraz dostrzeg
ju jaki ruch pord chmury kurzu wzniesionej przez wrog armi. Nagle ogarn go
obezwadniajcy lk, a hordy wargalw znw zwolniy tempa.
Nim zdoa smagn ich myl i zmusi do biegu przed siebie, zasony pyu jakby
rozchyliy si i ujrza klin szarujcej jazdy, odlegy zaledwie o sto metrw od pierwszych
szeregw jego wojsk.
Nie byo ju czasu, by uformowa jakikolwiek szyk obronny stanowicy jedyn

nadziej dla piechoty wobec nacierajcej kawalerii. Cikozbrojny klin wbi si bez trudu w
tuszcz wargali, rozbijajc ich szyk i zmierzajc w niepowstrzymanym pdzie ku samemu
rodkowi armii Morgaratha. Im dalej za si posuwa, tym szerszy czyni wyom, bowiem
nacierajca jazda rozbia i rozdzielia wargalw tak wanie, jak Morgarath zamierza zama
szyk swojego wroga. Czarny wdz dosysza teraz w oddali pojedynczy sygna rogu. Stan w
strzemionach, spojrza na lewo, na prawo... i na obu skrzydach armii Duncana ujrza kolejne
oddziay jazdy rozwijajcej szyk, a potem nacierajcej na jego skrzyda, miadcej wojska
wargalw. Szybko zrozumia, e wraz ze sw armi znalaz si w najgorszej sytuacji z
moliwych, wystawiajc j w otwartym polu na bezporedni atak jazdy Duncana.
Wargalowie stanli wobec jedynej siy, ktra budzia lk w ich sercach. Morgarath
czu ju w falach ich tpych umysw zwtpienie, zwiastun poraki. Prbowa si woli
zmusi ich do walki, lecz bariera lku bya zbyt silna. Krzyczc ze wciekoci, nakaza im
odwrt. Zawrci wierzchowca i wraz z przybocznymi ruszy galopem, torujc sobie drog
pord wasnej armii za pomoc miecza.
U ujcia Wwozu Trzech Krokw panowa nieopisany chaos, bowiem tysice
uciekinierw naraz prbowao przedosta si do wskiego przesmyku wiodcego pord ska.
Morgarath nie mgby tdy uciec, ale ucieczka stanowia ostatni rzecz, o jakiej myla. Teraz
jego jedynym pragnieniem bya zemsta, chcia ju tylko unicestwi ludzi, ktrzy przyczynili
si do klski jego przemylnych planw. Tymczasem uformowa pozostaych przy yciu
wargalw w obronny pokrg; stanli plecami do nagich ska bronicych wstpu na wysoki
paskowy.
Cho szala z gniewu i rozczarowania, jaka cz jego umysu chodno i spokojnie
rozwaaa przyczyny odniesionej klski. Skandyjski atak rozpyn si w powietrzu, jakby w
ogle do niego nie doszo. W nastpnej sekundzie poj, i w samej rzeczy adnego natarcia
Skandian nie byo. Schodzcy ze wzgrza ludzie mieli na sobie skandyjskie hemy i dzieryli
skandyjskie tarcze, lecz by to tylko fortel, ktry mia skoni go do natarcia. Ale skoro mieli
owe hemy i tarcze, oznaczao to, e siy Hortha zostay pokonane. To by jednak musiao
oznacza, e kto zdoa przeprowadzi wojska przez nieprzenikniony gszcz Lasu
Cierniowego. Kto.
W gbi duszy Morgarath wiedzia ju kto. Bez wtpienia przyczyn jego poraki by
zwiadowca. Wiedzia, e tylko jeden zwiadowca mg tego dokona.
Halt.
W jego sercu wezbraa mroczna, gorzka nienawi. Za spraw Hal ta jego houbione
od pitnastu lat marzenie rozsypao si jak domek z kart. Z powodu Halta co najmniej poowa

jego wargalw zgina.


Przegra bezpowrotnie i mia tego wiadomo. Jednak musi zemci si na Halcie.
Wanie zaczo mu wita, w jaki sposb. Skin na jednego ze swych kapitanw.
- Przygotujcie bia flag - rozkaza.

ROZDZIA 29
Gwne siy krlestwa posuway si naprzd przez usiane zwokami i porzuconym
orem pole bitwy. Druzgoccy atak jazdy z trzech kierunkw zapewni jej zwycistwo w
cigu zaledwie kilku minut.
Horace jecha w drugim szeregu grupy dowodzenia u boku sir Rodneya. Mistrz Sztuk
Walki wybra go na giermka i wyznaczy miejsce u swego lewego boku w uznaniu zasug,
jakie chopak pooy dla krlestwa. Stanowio to wyjtkowe wyrnienie dla kogo, kto
pierwszy raz bierze udzia w bitwie, lecz sir Rodney by przekonany, e chopak w peni na
nie zasuy.
Horace przyglda si polu bitwy z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony czu si
nieco rozczarowany tym, e jak dotd nie odegra w niej adnej roli. Z drugiej za - odczuwa
gbok ulg. Rzeczywisto bowiem wygldaa cakiem inaczej ni jego chopice marzenia.
Ongi wyobraa sobie bitw jako cig starannie zaplanowanych i przemylanych dziaa,
kiedy to waleczni wojownicy dokonuj bohaterskich czynw. Nie trzeba dodawa, e w
wizjach tych on sam odgrywa jedn z najwspanialszych rycerskich rl.
Tymczasem dopiero co na wasne oczy widzia krwawy zamt, w ktrym pord
krzykw, krwi i kbw kurzu rbano, sieczono, dgano; ludzie, wargalowie i konie padali
trupem, a teraz ich ciaa spoczyway w pyle rwniny Uthal niczym cinite byle jak
szmaciane lalki. Chaos bitewny by okrutnym widowiskiem. Horace spojrza z ukosa na sir
Rodneya. Z pewnoci ten rycerz o surowym obliczu powiedziaby mu, e wojna zawsze tak
wyglda.
Horace poczu sucho w gardle. Z trudem przekn lin. Nagle ogarny go
wtpliwoci. Zacz si zastanawia, czy gdyby rzeczywicie przyszo mu walczy, nie
sparaliowaby go strach. Po raz pierwszy w yciu naprawd uwiadomi sobie, e w bitwach
gin ludzie. I e on take mg zgin. Znw nerwowo przekn lin, ale dao to niewiele
wicej ni poprzednim razem.
***
Morgarath i resztki jego armii zajli obronne pozycje u stp urwiska. Grunt by tu
grzski, wic atak mogy tu przeprowadzi jedynie oddziay piechoty, by dokoczy
rozpocztego dziea w krwawej i wyniszczajcej walce wrcz.
W zwyczajnych warunkach kady dowdca armii dawno ju zdaby sobie spraw z
beznadziejnoci dalszej walki i poddaby si, aby oszczdzi swych pozostaych przy yciu

onierzy. Jednak mieli do czynienia z Morgarathem i wiadomo byo, e do adnych rokowa


nie dojdzie. Przygotowywali si wic na krwaw i pozbawion sensu rze. Nie mieli innego
wyboru. Z potg Morgaratha trzeba byo rozprawi si ostatecznie i na dobre.
- Niemniej jednak - stwierdzi Duncan, gdy pierwsze szeregi jego wojsk zatrzymay
si kilkaset metrw przed pokrgiem uformowanym przez wargalw - damy mu wpierw
moliwo poddania si.
Ju mia wyda rozkaz swemu trbaczowi, by ten zagra sygna wzywajcy do
podjcia rozmw, kiedy w przednich szeregach wargalskiej armii nastpio jakie poruszenie.
- Wasza wysoko! - odezwa si nagle Gilan. - Chc rokowa!
Krlewscy

dowdcy

ku

swemu

zaskoczeniu

ujrzeli

pord

szeregw

nieprzyjacielskich bia flag. Dziercy j pieszy wargal wyszed przed szereg. W nastpnej
chwili rozleg si dwik rogu, ktry odegra pi nut bdcych uniwersalnym sygnaem do
rozpoczcia rokowa. Zdumiony krl Duncan zastanawia si przez chwil, a potem da znak
swojemu trbaczowi.
- Posuchajmy, co ma nam do powiedzenia - powiedzia. - Zagraj odpowied.
Trbacz zwily wargi i unis rg do ust. Rozlegy si te same dwiki, lecz w
odwrotnej kolejnoci.
- To z pewnoci jaki podstp - stwierdzi ponuro Halt. - Morgarath wyle
parlamentariusza, a tymczasem sam ucieknie. On...
Umilk nagle, gdy szereg bestii rozstpi si znw i wysza przed niego jaka posta.
Posta kocista i wysoka, okryta czarn zbroj, w czarnym hemie: bez wtpienia Morgarath
we wasnej osobie. Prawa do Halta machinalnie signa do koczanu i ju w nastpnej
chwili cika, zdolna przebi kad zbroj strzaa zaoona zostaa na ciciw.
Krl Duncan dostrzeg ten ruch.
- Nie! - rzuci ostrym tonem. - Wyrazilimy zgod na rokowania. Jeli to uczynisz,
okryjesz mnie hab. Chcesz sprawi, ebym zama dane sowo? Niewane, e to Morgarath.
Odpowied na sygna wzywajcy do rokowa oznaczaa gwarancj bezpieczestwa
dla parlamentariuszy. Halt wiedzia o tym doskonale, lecz nie by wcale przekonany, i te
rycerskie zwyczaje naley stosowa wobec Morgaratha, ktry z pewnoci, gdy tylko nadarzy
si okazja, nie bdzie ich przestrzega. Schowa jednak posusznie strza. Duncan porozumia
si wzrokiem z baronem Araldem, ktry zrozumia w lot, e monarcha poleci mu w ten
sposb sprawowa nadzr nad poczynaniami Halta. Zwiadowca nieznacznie wzruszy
ramionami. Gdyby jednak postanowi przebi swoj strza serce Morgaratha, ani baron
Arald, ani nikt inny na wiecie nie bdzie do szybki, by mu w tym przeszkodzi.

Przypominajca spa posta na biaym koniu podaa z wolna w ich stron; przodem
szed wargal nioscy flag. Przez szeregi krlewskich wojsk przeszed niski pomruk, bowiem
wikszo onierzy po raz pierwszy ujrzaa na wasne oczy czowieka, ktry od pitnastu lat
stanowi nieustanne zagroenie dla Araluenu Morgarath zatrzyma si trzydzieci metrw
przed pierwszym szeregiem armii. Widzia wyranie grup wielmow zgromadzonych
wok krla. Zmruy oczy na widok niepozornej postaci owinitej szarym paszczem i dosiadajcej maego, kudatego konika.
- Duncanie! - zawoa, jego gos nis si daleko w ciszy, ktra nagle zapada. Domagam si swych praw!
- Nie masz adnych praw - odpar krl. - Jeste buntownikiem, zdrajc i morderc.
Poddaj si, a oszczdzimy twych onierzy. Tylko takie prawo ci przyznamy.
- Domagam si mego prawa, jakim jest sd przez walk! - odkrzykn Morgarath, nie
zwaajc na sowa wadcy, po czym doda wzgardliwym tonem: - A moe zbyt tchrzliwy
jeste, by podj to wyzwanie? Pozwolisz raczej, by zginy tysice twoich ludzi, za ktrych
plecami si kryjesz? Czy moe jednak zgodzisz si, by los rozstrzygn nasz spr?
Przez chwil krl Duncan nie wiedzia, co czyni. Morgarath czeka, umiechajc si
nieznacznie do siebie. atwo byo zgadn, jakie myli pojawiy si w krlewskiej gowie:
oto sam podsun wadcy rozwizanie, dziki ktremu Duncan mia moliwo ocalenia ycia
wielu, bardzo wielu ze swych poddanych.
Arald zbliy si do krla i rzek gniewnie:
- Jako zdrajcy nie przysuguj mu rycerskie przywileje. Zasuguje tylko na sznur i hak,
nic wicej!
Wok rozleg si pomruk aprobaty.
- A jednak... - odezwa si Halt pgosem, wszyscy spojrzeli w jego stron. - To
mogoby by rozwizanie problemu, przed ktrym stoimy. Wargalowie podporzdkowani s
woli Morgaratha za porednictwem swych umysw. Ot teraz, gdy nie moemy posuy
si jazd, bd walczy dopty, dopki nakazywa im tego bdzie jego wola. Zgin setki, a
moe i tysice naszych ludzi. Natomiast gdyby Morgarath pad w pojedynku...
- Wargalowie utrac si, ktra nimi kieruje - wtrci Tyler, koczc jego myl. - By
moe w ogle przestan walczy. .
Duncan zmarszczy brwi.
- Tego nie wiemy z ca pewnoci... - zacz. Sir David z Caraway przerwa mu:
- Zapewne, wasza wysoko. Lecz sprbowa warto. Zdaje mi si, e Morgarath tym
razem przechytrzy sam siebie. Wie, e trudno nam bdzie si oprze szansie zakoczenia

caej sprawy pojedynkiem. Postawi dzi wszystko na jedn kart i przegra. Teraz pragnie ju
tylko dokona zemsty - zabijajc wasz wysoko.
- I c dalej? - spyta Duncan.
- Jako krlewski Mistrz Sztuk Walki mam prawo przyj kade wyzwanie rzucone
mojemu wadcy, wasza wysoko.
Sowa te przyjte zostay z uznaniem przez krlewskich doradcw. Morgarath by
niebezpiecznym przeciwnikiem, ale sir David by bodaj najprzedniejszym rycerzem krlestwa
i zwycia we wszystkich turniejach. Podobnie jak jego syn doskonali si w sztuce
fechtunku u samego legendarnego MacNeila, a triumfy odniesione w niezliczonych
pojedynkach okryy go saw.
- Morgarath chce wykorzysta rycerskie zasady, aby ci zabi - mwi dalej z
zapaem. - Najwidoczniej umkn jego uwadze fakt, e jako monarcha, masz prawo
wyznaczy swojego zastpc, panie. A wic przyznaj mu prawo do rzucenia rkawicy... A ja
podejm wyzwanie.
Duncan popatrzy po twarzach swych doradcw. Dostrzeg w nich, e cho niechtnie,
przyznaj jednak racj sowom sir Davida. Podj decyzj:
- Niech i tak bdzie - rzek. - Przyznam mu prawo do wyzwania. Lecz nikomu,
nikomu nie wolno na nie odpowiedzie. Przemwi tylko ja. Czy to jasne?
Doradcy przytaknli w milczeniu. Duncan unis si w strzemionach i zawoa ku zowieszczej czarnej postaci:
- Oto nasza odpowied: cho w naszym mniemaniu stracie wszystkie rycerskie
prawa, wyraamy zgod. Pozwalamy ci rzuci wyzwanie i jak sam rzeke, niech los
rozstrzygnie.
Teraz Morgarath pozwoli, by umiech wypez na jego twarz, nie prbowa ju
skrywa satysfakcji. Raz wyraona zgoda na rozstrzygnicie bitwy przez pojedynek bya
witym zobowizaniem, ktrego krl nigdy nie omieliby si zama. Poczu, jak w jego
piersi wzbiera triumf, a potem nadesza fala zimnej nienawici, gdy spojrza na niepozorn
posta stojc za krlem.
- Tedy zgodnie z prawem, wobec Boga i wszystkich tu obecnych - mwi powoli,
pilnujc si, by wypowiedzie sowo w sowo prastar formu wyzwania - oddaj si pod
sd, by dowie, i sprawa moja jest suszn i sprawiedliw... - nie mg powstrzyma si
przed zawieszeniem gosu, by rozkoszowa si t chwil odrobin duej. - Wyzywam tedy
na mier i ycie... zwiadowc Halta!
Zapado zdumione milczenie. Tylko Halt spi pitami Abelarda, by wyjecha przed

szereg, jakby wyzwanie to wcale go nie zaskoczyo. Jednak Duncan powstrzyma go


okrzykiem:
- Nie!
Oczy monarchy lniy od gniewu.
- Sprbuj szczcia, mj panie - rzek zwiadowca ponuro. Jednak Duncan wycign
rami, powstrzymujc go.
- Halt nie jest rycerzem. Nie moesz wic go wyzwa - zawoa.
Morgarath zamia si.
- Duncanie, zgodnie z prawem mog wyzwa kadego. I kady mnie moe wyzwa.
Jako rycerz nie musz przyj kadego wyzwania, chyba e rzuci mi je inny rycerz. Nie
musz, ale mog. I wolno mi wybra, kogo zechc wyzwa.
- Zabraniam Haltowi przyj to wyzwanie! - rzuci gniewnie Duncan.
Morgarath znw si zamia.
- A wic wci bdziesz skrada si i peza, i kry, zwiadowco? - wysycza. - Jak
wszyscy tobie podobni. Czy wspominaem ju moe, e pewien smarkaty zwiadowca jest
naszym winiem? - wiedzia dobrze, i wszystkich czonkw korpusu zwiadowcw cz
szczeglne wizy, tote mia nadziej wprawi t wiadomoci Halta w gniew. - Jest taki
may, e o mao go nie pucilimy wolno. Postanowiem jednak zachowa go sobie i troch
potorturowa. Przynajmniej bdzie o jednego tchrzliwego, podstpnego szpiega mniej.
Haltowi krew odpyna z twarzy. Morgarath mg mie na myli tylko jednego z
modych zwiadowcw. Mimo krlewskiego zakazu wyjecha przed szereg.
- Masz Willa? - spyta.
Morgarath triumfowa. Rzeczywisto przerosa wszelkie jego nadzieje! Najwyraniej
ten may zwiadowca by Hakowi bliski. Nagle olnio go i a zaparo mu dech z radoci:
czyby ten may by uczniem samego Halta? Teraz by ju pewien, e tak wanie jest.
- Owszem, mamy go - odpowiedzia. - Ale nie bdziemy go przechowywa zbyt
dugo.
W przypywie gniewu i nienawici do tej spiej postaci, Halt ruszy naprzd.
Wycigny si rce, by go powstrzyma, lecz on zmierza ju wprost ku Morgarathowi.
- W takim razie...
- Halt! Rozkazuj ci, milcz! - krzykn Duncan, zaguszajc go.
Lecz wtedy oczy wszystkich skieroway si ku miejscu, gdzie w drugim szeregu
zapanowao nage poruszenie. Zaraz potem kusem w stron Morgaratha ruszy jaki jedziec.
Wadca Deszczu i Nocy sign po miecz, ale w nastpnej chwili poj, e tamten nie doby

broni. Zamiast tego trzyma w prawej rce rkawic, ktr cisn prosto w kociste oblicze
Morgaratha.
- Morgarath! - odezwa si gos modzieca, waciwie jeszcze chopca. - Wyzywam
ci na pojedynek!
A potem, zatrzymawszy konia kilka krokw dalej i zawrciwszy go, Horace czeka na
odpowied Morgaratha.

ROZDZIA 30
Will i Evanlyn nie mieli pojcia, co sprawio, e nagle wargalowie otaczajcy ich
grupk jakby zawahali si i stracili animusz. A stao si to wanie w chwili, gdy Morgarath
uwiadomi sobie, e da si wywie w pole - i to dosownie, prosto pod kopyta aralueskiej
jazdy. Nagy przestrach, ktry opanowa wtedy jego umys, udzieli si natychmiast
podporzdkowanym temu umysowi niewolnikom.
Will i Evanlyn oraz czterej Skandianie zauwayli od razu t dziwn zmian, jaka
zasza w zachowaniu dwudziestki wargalw, ktrych pozostawiono, by penili przy nich stra.
Erak rzuci swym ludziom szybkie spojrzenie, wyczuwajc zbliajc si szans. Jak dotd
nie zostali rozbrojeni. Jednak czterech na dwudziestu to byo za wiele nawet dla walecznych
Skandian.
- Co si dzieje - rzuci przez zby skandyjski jarl. - Bdcie gotowi.
Niepostrzeenie wszyscy czterej unieli nieco bro i zacisnli donie na drzewcach
toporw, gotowi posuy si nimi w kadej chwili. Zaraz potem niepewno wargalw
przerodzia si w prawdziwy, wyranie dostrzegalny strach. Morgarath da wanie rozkaz do
powszechnego odwrotu, tote potwory znajdujce si na tyach odniosy to polecenie take do
siebie. Ponad poowa z nich po prostu ucieka. Jednak sierant, ktry zachowa do pewnego
stopnia zdolno samodzielnego mylenia, warkn ostro na swoich podkomendnych - omiu
z nich pozostao na swych miejscach. Ci, co uciekli, przepychali si ju i przedzierali pord
tumu zagradzajcego ujcie Wwozu Trzech Krokw.
Jednak i ci, ktrzy pozostali, najwidoczniej czuli si nieswojo. Erak uzna, e lepsza
okazja ju si nie trafi.
- Teraz, chopaki! - wrzasn i zataczajc niski poziomy uk podwjnym ostrzem
swego topora, zaatakowa sieranta. Wargal prbowa zasoni si elazn wczni, lecz
spni si. Ciki topr przebi zbroj i powali go w jednej chwili.
Erak rozejrza si za nastpnym przeciwnikiem, a jego ludzie ju rozprawiali si z
pozostaymi wargalami. Akurat wtedy Morgarath wyda kolejny rozkaz swoim poddanym by wycofawszy si, przyjli pozycje obronne. Sprzeczne polecenia namieszay im w gowach,
co uatwio Skandianom krwaw robot. Po kilku chwilach wszyscy stranicy leeli ju
martwi na ziemi. Inni wargalowie, spieszcy ku wwozowi, nawet nie zwrcili uwagi na
rozgrywajc si potyczk.
Erak rozejrza si dookoa nie bez satysfakcji, ocierajc z krwi ostrze topora

skrawkiem szaty jednego z zabitych potworw.


- Od razu lepiej - stwierdzi, zadowolony. - Czekaem na t chwil ju od wielu dni.
Jednak to starcie z wargalami nie obyo si bez strat. W nastpnej chwili Nordel
zachwia si i z wolna opad na jedno kolano. Z kcika ust pyna mu struka krwi;
wpatrywa si w dowdc. Erak przypad do niego i uklkn, prbujc go podtrzyma. Gdzie jeste ranny? - zawoa. Ale Nordel nie by w stanie mwi. Przyciska obie donie do
prawego boku, gdzie barania skra nasika ju krwi. Ciki miecz, jego ulubiona bro,
wypad mu z rki. Prbowa go pochwyci, ale nie by w stanie. Horak pochyli si szybko,
podnis bro i wcisn rkoje miecza do jego doni. Nordel skin gow w podzikowaniu,
a nastpnie opad powoli do pozycji siedzcej. O dziwo, w jego oczach nie byo ju lku. Will
wiedzia, e wedle skandyjskich wierze mczyzna winien umrze z broni w rku. W
przeciwnym razie jego dusza musiaaby bka si w jej poszukiwaniu przez ca wieczno.
Teraz, gdy znw mocno dziery swj miecz w doni, Nordel nie ba si ju mierci. Z trudem
da im znak, by szli dalej bez niego.
- Idcie! - zdoa wreszcie wykrztusi. - Ju... po mnie... Idcie do okrtw.
Erak dotkn jego ramienia, egnajc w ten sposb przyjaciela i podnis si z klczek.
- Racja - stwierdzi. - Dla niego nic ju nie moemy zrobi.
Pozostali dwaj Skandianie zgodzili si z nim, a Erak pochwyci najpierw Willa, a
potem Evanlyn i pchn ich przed siebie.
- Rusza si, wy dwoje - rozkaza szorstkim gosem.
- Chyba e chcecie zaczeka, a Morgarath tu wrci. Po czym w pitk zaczli
przedziera si przez bezadny tum wargalw, ktrzy zmierzali w przeciwnym kierunku.
***
Morgarath bolenie odczu uderzenie cikiej skrzanej rkawicy. Rozwcieczony,
odwrci si gwatownie, by przyjrze si miakowi, ktry pokrzyowa jego plany. Jednak
w nastpnej chwili blady umiech znw powrci na jego oblicze.
w miaek by tylko chopcem. Owszem, wysokim i muskularnym. Jednak po
twarzy, ktr ujrza pod zwykym stokowym szyszakiem pozna, e mokos nie moe mie
wicej ni szesnacie lat.
Nim osupiali doradcy krlewscy zdoali cokolwiek powiedzie, oznajmi:
- Przyjmuj wyzwanie!
Zdy to powiedzie na moment przed gniewnym okrzykiem Duncana:
- Nie! Zabraniam! - jednak krl zda sobie spraw, e jest ju za pno, wic zwrci

si do Morgaratha:
- Na mio bosk, przecie to tylko chopiec. Sam widzisz. Nie moesz przyj jego
wyzwania!
- Przeciwnie - odpar Morgarath - jak ju przed chwil wspomniaem, mam takie
prawo. A wszyscy wiemy, e gdy wyzwanie zostao rzucone i przyjte, nie ma ju odwrotu.
Niestety mia suszno. Tak wanie gosiy surowe reguy rycerskiego kodeksu, a
wszyscy rycerze z otoczenia Duncana i sam krl uroczycie przysigli ich przestrzega.
Morgarath umiechn si teraz do chopaka. Szybko si z nim upora. A jego rycha mier
wprawi Halta w jeszcze wikszy gniew.
Tymczasem zwiadowca spoglda na wadc Deszczu i Nocy przez przymruone
powieki.
- Morgarath... ju jeste trupem - rzek pgosem.
Poczu siln do na ramieniu. Odwrci si, by napotka grone spojrzenie sir
Davida. Mistrz Sztuk Walki trzyma w doni dobyty miecz, ktrego lnic kling opar o
rami.
- Chopak musi walczy - oznajmi.
- Musi? Przecie nie ma adnych szans! - oburzy si Halt.
Sir David rwnie zdawa sobie z tego spraw.
- Niestety - przyzna ze smutkiem. - Ale nie wolno ci wtrca si do tej walki.
Powstrzymam ci, jeli dasz mi najmniejszy powd do podejrze, e chcesz im przeszkodzi.
Nie zmuszaj mnie do tego. Zbyt dawna czy nas przyja!
Wytrzyma wcieke spojrzenie Halta przez kilka chwil. Wreszcie zwiadowca da za
wygran. Wiedzia, e rycerz nie artuje, a zasady kodeksu honorowego s dla niego
witoci.
Scena ta nie usza uwagi Morgaratha. Teraz by ju pewien, e gdy upora si z
chopcem, Halt przyjmie jego wyzwanie, nie dbajc o krlewskie zakazy. A wwczas,
wreszcie, Morgarath zazna

satysfakcji,

jak sprawi

mu umiercenie

od

dawna

znienawidzonego wroga. Co wicej, zgodnie z nakazami rycerskiego honoru nieprzyjaciele


bd musieli puci go wolno.
Zwrci si teraz do Horace'a:
- Jak bro wybierasz, chopczyku? - spyta wzgardliwie. - Jak bdziemy walczy?
Horace by blady jak ptno i niemal sparaliowany ze strachu. Przez chwil gos
ugrzz mu w gardle. Nie mia pojcia, co go napado, kiedy wyrwa si przed szereg i rzuci
to wyzwanie. Z pewnoci nie bya to przemylana decyzja. Po prostu opanowa go gniew tak

przemony, e nie wiedzia, co robi; spi wierzchowca i cisn rkawic w twarz Morgaratha.
Przypomnia jednak sobie zaraz, co Morgarath mwi o Willu i jak on sam musia porzuci
przyjaciela przy mocie, a to dodao mu si, by przemwi:
- Tak jak jestemy - odpar krtko.
Obaj uzbrojeni byli w miecze. Ponadto u sioda Morgaratha zwisaa duga, trjktna
tarcza, a Horace mia przytroczony do plecw okrgy puklerz. Tyle e miecz Morgaratha by
dwurczny i prawie o stop duszy ni zwyky miecz kawaleryjski Horace'a.
Morgarath raz jeszcze zwrci si do krla Duncana.
- Mokos chce, bymy walczyli tak, jak jestemy. Spodziewam si, e dopilnujesz,
krlu, by nikt z osb trzecich nie zama witych regu pojedynku?
- Nikt nie przeszkodzi wam w walce - zapewni go Duncan grobowym tonem. W
istocie, tak gosi kodeks honorowy.
Morgarath skoni si kpico przed wadc.
- Oby tylko miercionony zwiadowca Halt zdoa to poj - perorowa dalej,
zamierzajc wprawi Halta w jak najwiksz zo. - Wiem, e pogardza rycerskimi zasadami
honoru.
- Nie prbuj udawa - rzek zimno Duncan - e twoje poczynania maj z nimi
cokolwiek wsplnego. Prosz ci raz jeszcze, oszczd chopca.
Morgarath uda wielkie zdumienie:
- Oszczdzi go? Przecie to istny drgal, zwaszcza jak na swj wiek. Kto wie, moe
raczej jego naleaoby prosi, eby zechcia oszczdzi moj skromn osob?
- Morgarath, skoro chcesz by morderc, twj wybr. Ale daruj sobie te kpiny!
Morgarath zoy kolejny szyderczy pokon, a potem rzuci niedbale przez rami do
Horace'a:
- Jeste gotw, chopcze?
Horace przekn lin i skin gow.
- Tak - odpowiedzia.
Gilan jako pierwszy spostrzeg ruch Morgaratha i wyda ostrzegawczy okrzyk bowiem ogromny miecz wysun si z pochwy z niewiarygodn prdkoci i Morgarath tym
samym ruchem zada nim potny cios wymierzony w chopca, uderzajc do tyu przez prawe
rami. Horace jednak zdoa uchyli si na bok, a mordercze ostrze wisno kilka cali nad
jego gow.
W nastpnej chwili Morgarath wbi ostrogi w boki swego trupio biaego wierzchowca
i odjecha galopem, sigajc po tarcz i mocujc j na lewym ramieniu. Horace,

wyprostowujc si, dosysza jego upiorny miech.


- A wic zaczynajmy! - zawoa czarny wadca. Horace zda sobie spraw, e walczy o
ycie.

ROZDZIA 31
Morgarath zatoczy koniem szeroki krg. Horace wiedzia, e przeciwnik lada chwila
ruszy na niego, wykorzystujc impet szary i ciar swojego miecza, by prbowa wysadzi
go z sioda.
Kierujc swego wierzchowca kolanami, ruszy w przeciwnym kierunku, zsuwajc
puklerz z plecw, a nastpnie przekadajc lewe rami przez jego rzemienie. Spojrza za
siebie. Dojrza Morgaratha, ktry w odlegoci jakich osiemdziesiciu metrw zawrci
wanie i nabiera rozpdu, rozpoczynajc natarcie. Horace uderzy pitami w boki swojego
konia.
omoczce kopyta obu wierzchowcw to wspgray ze sob, to znw rozbrzmieway
odrbnym rytmem, by zaraz na nowo zla si w jeden oskot. Wiedzc, e jego przeciwnik
dysponuje przewag zasigu, Horace postanowi pozwoli zada mu pierwsze uderzenie, a
potem sprbowa kontrataku, gdy bdzie go mija. Teraz Morgarath by ju cakiem blisko... i
nagle unis si w strzemionach, by zada z gry druzgoccy cios. Horace wznis tarcz nad
siebie.
Uderzenie byo tak miadce, a jego si spotgowa jeszcze wzrost Morgaratha oraz
koski pd, przy czym zbuntowany wielmoa z icie szatask precyzj zgra ze sob te dwie
siy. Horace a ugi si pod moc ciosu tak potnego, jakiego jeszcze nigdy w yciu nie
musia znie. Przygldajcy si temu rycerze Duncana jknli gucho, widzc, e Horace
omal nie wypad z sioda ju podczas pierwszego starcia.
Nawet nie mia co marzy o zadaniu przeciwuderzenia. Ledwo zdoa utrzyma si na
koskim grzbiecie, gdy jego wierzchowiec odskoczy na bok, unikajc uderzenia tylnych
kopyt konia Morgaratha, wytresowanego do takich walk.
Lewe rami Horace'a, na ktrym mia umocowan tarcz, zdrtwiao cakowicie od
straszliwego ciosu. Potrzsa nim, odjedajc, i zatacza niewielkie krgi, aby odzyska
czucie. Dopiero po chwili poczu tpy bl, ktry obj ca koczyn. Teraz dopiero ogarn
go prawdziwy strach. Nie zna adnego sposobu, by przeciwstawi si miadcym
uderzeniom miecza Morgaratha. Uzmysowi sobie, e cae jego szkolenie, wszystkie
wiczenia i praktyki nie znacz nic wobec wieloletniego dowiadczenia Morgaratha.
Zawrci i znw ruszy przed siebie. Za pierwszym spotkaniem starli si tarcz w
tarcz. Teraz przeciwnik skierowa konia tak, by przejecha po jego prawej stronie, a wic
nastpne mordercze uderzenie bdzie musia sparowa swym mieczem. Czu sucho w

ustach, gdy galopowa przed siebie i rozpaczliwie usiowa przypomnie sobie wszystko,
czego nauczy si od Gilana.
Jednak Gilan nie przygotowa go na atak o takiej sile. Horace zdawa sobie spraw, e
nie wolno mu ryzykowa, e tym razem lekki chwyt i napicie mini dopiero w ostatniej
chwili na nic si nie przydadz. Jego knykcie zbielay, gdy zacisn do na rkojeci, a potem
nagle Morgarath by ju przy nim i potny dwurczny miecz spada na jego gow. Horace w
sam por unis kling swojego ora i odbi cios.
Potny trzask i zgrzyt stali o stal sprawiy, e przygldajcy si znw wydali okrzyk.
I znw Horace zachwia si w siodle. Tym razem zdrtwiao mu prawe rami - od palcw a
po okie. Wiedzia, e bdzie musia w jaki sposb przeama t seri druzgoccych ciosw.
Nie mia jednak pojcia, jak tego dokona.
Usysza, e omot koskich kopyt zmieni swj rytm niedaleko za nim i obrciwszy
si, zrozumia, e tym razem Morgarath nie odjecha na wiksz odlego, by nabra impetu
do nastpnej szary. Przeciwnie, niemal natychmiast przystpi do kolejnego ataku, stawiajc
tym razem nie na maksymaln si impetu, lecz na to, by nie da przeciwnikowi ani chwili
wytchnienia. Dwurczny miecz znw wisn w powietrzu.
Horace cign wodze, jego ko stan dba i obrci si w miejscu na zadnich
nogach. Chopak przyj kolejne uderzenie Morgaratha znw na swoj tarcz. Tym razem nie
byo ono rwnie silne, cho wystarczajco potne. Chopak w odpowiedzi zada czarnemu
wadcy dwa byskawiczne ciosy. Krtszy, a wic i lejszy miecz Horace'a by szybszy od
dwurcznego miecza wroga. Lecz prawe rami modzieca wci nie odzyskao penej
sprawnoci, tak wic uderzeniu brakowao prawdziwej siy. Morgarath bez trudu, niemal
wzgardliwie odbi je swoj tarcz, a potem wykona nastpne cicie, tym razem z gry, znw
stajc w strzemionach.
Jeszcze raz Horace przyj je na puklerz. Stalowa blacha wygia si niemal w p od
dwch poprzednich ciosw i Horace zda sobie spraw, e jeszcze troch, a nie bdzie ju z
niej adnego poytku. Spi konia ostrogami, by oddali si od Morgaratha, z trudem
odzyskujc rwnowag.
Dysza ciko, pot zalewa mu twarz. Wiedzia, e zgrza si nie tylko z wysiku, ale i
ze strachu. Potrzsn desperacko gow, by strzepn krople potu zalewajce mu oczy.
Morgarath znw naciera. Horace w ostatniej chwili zmieni kierunek galopu, cigajc gow
swego wierzchowca na lewo i przecinajc drog szarujcemu Morgarathowi, by unikn
kolejnego ciosu wielkiego miecza. Morgarath zorientowa si jednak i uderzy w bok,
trafiajc ostrzem swej klingi w jego tarcz.

Gownia ogromnego miecza wbia si w stal i ugrzza. Korzystajc z tego, Horace


stan w strzemionach i ci z gry. Czarna tarcza uniosa si o uamek sekundy zbyt pno i
cios Horace'a odbi si od hemu Morgaratha. Zdoa uderzy naprawd mocno i jego rami
odczuo to dotkliwie, lecz tym razem mia przynajmniej t satysfakcj, e dosign!
przeciwnika. Ci znowu, podczas gdy Morgarath szarpa si wciekle, by uwolni swj
miecz.
To drugie uderzenie Morgarath zdy ju przyj na tarcz, ale byo ono jeszcze
silniejsze od poprzedniego, tote wadca Deszczu i Nocy stkn gucho i zachwia si w
siodle. Jego tarcza opada nieco.
W nastpnej chwili ostrze Horace'a dao nura w luk, ktra otwara si, odsaniajc
tuw przeciwnika. Chopak pchn Morgaratha w bok. Przez krtk chwil obserwujcy to
starcie widzowie poczuli ulotny przypyw nadziei. Jednak czarna zbroja wytrzymaa. Zadane
z niekorzystnej pozycji pchnicie okazao si zbyt sabe. Morgarath odczu je jednak, pod
wgit blach chrupno zamane ebro. Zakl gono z blu i raz jeszcze szarpn swym
orem.
Niestety! Dwurczny miecz uwolni si, a od potnego szarpnicia pky skrzane
paski mocujce puklerz do ramienia Horace'a. Pogita i przedziurawiona tarcza wyleciaa w
powietrze. Horace znw zachwia si niebezpiecznie w siodle, rozpaczliwie usiujc utrzyma
rwnowag. Morgarath znajdowa si zbyt blisko, by wykorzysta dug kling, wic uderzy
gowic rkojeci w szyszak chopaka; widzowie jknli rozpaczliwie, widzc, jak Horace
spada z sioda.
Jego stopa ugrzza w strzemieniu i przeraony wierzchowiec, ktry uciek galopem,
wlk go za sob przez dobrych dwadziecia metrw. Zapewne jednak uratowa mu w ten
sposb ycie, bowiem wynis go spoza zasigu morderczej klingi Morgaratha. Wreszcie
Horace zdoa uwolni nog i potoczy si w kbach kurzu, wci ciskajc w prawej doni
rkoje miecza.
Z trudem dwign si do pozycji stojcej, z oczami penymi potu i kurzu. Jak przez
mg dostrzeg wroga, ktry pdzi na niego. Chwytajc miecz obiema domi zdoa
odparowa kolejny cios, jednak by on tak silny, e rzuci Horace'a na kolana. W nastpnej
chwili tylne kopyto trafio go w bok, wic znw run jak dugi na ziemi, podczas gdy
Morgarath oddali si galopem.
Pord widzw panowaa pena napicia cisza. Na wargalach widowisko nie robio
wikszego wraenia, ale onierze krla przygldali si tej nierwnej walce z milczc
zgroz. Wszyscy wiedzieli, jaki bdzie, jaki musi by jej koniec.

Powoli, z jkiem blu, Horace dwign si na nogi. Morgarath zawrci rumaka i


ruszy do nastpnej szary. Horace patrzy na zbliajcego si czarnego rycerza, wiedzc, e
to starcie moe skoczy si tylko w jeden sposb. Nagle, gdy biay wierzchowiec grzmia
ju przed nim kopytami, skrcajc w jego praw stron, co miao pozwoli Morgarathowi na
zadanie ostatecznego uderzenia mieczem, w mylach chopaka zrodzi si desperacki pomys.
Horace nie mia pojcia, czy zbroja ochroni go, czy te zginie na miejscu. Tak, zapewne
zginie. Ale - zamia si gucho sam do siebie - jeli tego nie uczyni, zginie na pewno.
Zebra si w sobie. Teraz ko Morgaratha by ju o kilka metrw od niego, a jedziec
unis miecz. W tej samej chwili Horace rzuci si pod koskie kopyta.
Widzowie wydali gony okrzyk; przez chwil w tumanach kurzu nic nie byo wida.
Kopyto uderzyo Horace'a w plecy, midzy opatkami, a natychmiast potem zrobio mu si
ciemno przed oczyma, gdy drugie trafio w jego szyszak z tak si, e przytrzymujcy go
pasek pk i hem spad z gowy chopaka. A potem Horace odczu tyle uderze, e nie byby
w stanie ich policzy; istnia ju tylko bl i kurz, i nade wszystko straszliwy haas.
Nieprzygotowany na takie samobjcze posuniecie wierzchowiec desperacko prbowa
go omin. Jego przednie nogi skrzyoway si, ko potkn si, a potem run na bok,
upadajc w py i przebierajc na olep kopytami, ktre wci trafiay lecego chopaka.
Morgarath, ktry w sam por zdy uwolni stopy ze strzemion, przelecia nad jego gow i
take upad. Miecz wypad mu z rki.
Rc przeraliwie, biay ko powsta z trudem. Kopn jeszcze raz lec posta, ktra
go przewrcia, a potem odbieg kusem. Horace jkn, prbujc wsta. Dwign si na
kolana; do jego uszu jakby z oddali dotary radosne okrzyki widzw.
Umilky jednak wkrtce, bowiem nieruchoma w pierwszej chwili posta okryta czarn
zbroj rwnie si poruszya.
Morgarath by tylko nieco oszoomiony, nic wicej. Wzi gboki oddech i wsta.
Rozejrza si, dostrzeg swj miecz, ktry wbi si w ziemi i sign po niego. Horace
zmartwia na widok rosego rycerza, ktry zmierza teraz ku niemu, majc za plecami soce
stojce nisko na poudniowym niebie. Dziery miecz obiema rkami. Horace, cay obolay,
sta w miejscu, czekajc na nieprzyjaciela. Znw szczkna stal. Morgarath zadawa cios za
ciosem, a rycerski czeladnik broni si rozpaczliwie. Jednak za kadym z tych druzgoccych
uderze traci siy. Zacz si cofa, a Morgarath postpowa za nim, wci atakujc.
W kocu miecz Horace'a opad, bo chopak nie by ju w stanie duej utrzyma go w
grze, a klinga Morgaratha wisna raz jeszcze, trafiajc w jego gowni, ktra pka na p.
Mroczny wadca cofn si o krok z okrutnym umiechem na twarzy, podczas gdy

Horace spoglda w otpieniu na kikut miecza, ktry dziery w doni.


- Myl, e zaraz bdziemy koczy - odezwa si Morgarath tym swoim
pozbawionym wyrazu gosem. Horace wci spoglda na bezuyteczny miecz. Niemal
odruchowo sign lew doni po sztylet i wydoby go z pochwy. Morgarath spostrzeg to i
zamia si. - Myl, e nie na wiele to ci si przyda - zakpi. A potem z rozkosz unis swj
miecz, wzi rozmach do ostatecznego ju tym razem ciosu, ktry mia przerba ciao
Horace'a a po pas.
O uamek sekundy wczeniej Gilan zorientowa si, co nastpi w nastpnej chwili.
- O, Boe, on chce... - iw jego sercu wezbraa mieszna nadzieja.
Ogromny miecz opada w d, rozcinajc powietrze. A wwczas Horace, mobilizujc
reszt si do ostatniego zrywu, rzuci si naprzd i skrzyowa oba ostrza, podtrzymujc
sztyletem kling swego zamanego miecza.
Zczone gownie zablokoway potny cios Morgaratha. Poniewa Horace dziki
wypadowi znalaz si bliej czarnego rycerza, sparowa uderzenie jego miecza tu przy
rkojeci. Dlatego wanie nie odczu ciosu tak silnie, a klinga Morgaratha ugrzza na
moment midzy dwiema skrzyowanymi ostrzami.
Kolana i tak ugiy si pod Horace'em, ale tylko nieznacznie; przez niedostrzegalnie
krtk chwil stali piersi w pier. Horace ujrza z bliska wykrzywion grymasem
zaskoczenia i wciekoci twarz szaleca, ktry nie pojmowa, co si stao. Potem za
wcieko ustpia miejsca niebotycznemu zdumieniu, kiedy Morgarath poczu potworny bl
rozdzierajcy jego ciao. Horace z caej siy pchn go sztyletem; cienkie ostrze przeszo bez
trudu midzy kkami kolczugi i wbio si w serce czarnego wadcy.
Pan Deszczu i Nocy drgn konwulsyjnie, a potem posta rycerza nagle jakby
zwiotczaa i Morgarath osun si bezwadnie na ziemi.
Osupiali widzowie spogldali na t scen w milczeniu jeszcze przez kilka duszych
chwil. A potem rozlegy si oguszajce okrzyki triumfu.

ROZDZIA 32
Na niedawnym polu bitwy panowa zupeny chaos. Armia wargalw, pozbawiona w
jednej chwili kontroli oraz siy, jakie dawa jej umys Morgaratha, kbia si bezadnie.
Stwory po prostu czekay, a kto im wreszcie powie, co maj czyni dalej. Opucia je
wszelka napastliwo, wikszo z nich po prostu rzucia bro i zacza rozazi si w
rnych kierunkach. Inni siedli na ziemi, mruczc co cicho do siebie. Bez Morgaratha groni
wargalowie nagle stali si nieszkodliwi jak mae dzieci.
Ci, ktrzy przedzierali si ku Wwozowi Trzech Krokw, zatrzymali si w miejscu,
nie wydajc adnych odgosw. Czekali spokojnie i cierpliwie, a przejcie si zwolni i bd
mogli uda si w swe strony.
Duncan przyglda si temu wszystkiemu, nie wierzc wasnym oczom.
- Teraz przydaaby si caa armia psw pasterskich, eby zagoni ich do zagrody rzek do barona Aralda, na co doradca odpowiedzia umiechem.
- Lepsze to od walki z nimi - stwierdzi, z czym nie sposb byo si nie zgodzi.
Nieco inaczej przedstawiaa si sprawa z wyrzutkami stanowicymi bezporednie
otoczenie Morgaratha. Niektrych schwytano, ale wielu innych zdoao uciec na Mokrada.
Crowley, dowdca Korpusu Zwiadowcw, pomyla nie bez goryczy, e czeka go, a jego
ludzi take, jeszcze wiele dni spdzonych w siodle. Bdzie musia do tego zadania wyznaczy
oddzia ekspedycyjny zwiadowcw, zorganizowa pocig za zbiegami i sprowadzi ich przed
oblicze krlewskiej sprawiedliwoci. Tak to ju zawsze bywa - stwierdzi w myli. - Gdy
wszyscy inni wypoczywaj i ciesz si zwycistwem, zwiadowcy dalej musz wykonywa
czarn robot.
Poranionego, potuczonego i zakrwawionego Horace^ zaniesiono do namiotu samego
krla. Szaleczy skok pod kopyta bojowego rumaka chopak przypaci licznymi obraeniami.
Mia kilka zamanych eber, a oprcz tego krwawi z ucha. Jednak jakim cudem adna z ran
nie bya miertelna i osobisty uzdrowiciel krla, ktry natychmiast zbada Horace'a, stwierdzi
z ca pewnoci, e chopak wkrtce si z tego wylie.
Sir Rodney zjawi si przy noszach, nim jeszcze zniesiono je z pola. Wsy rycerza
jeyy si od gniewu, gdy stan nad swym uczniem.
- Ce ty sobie myla, do wszystkich diabw? - zagrzmia, a Horace nagle
zapragn zapa si pod ziemi. - Kto ci kaza wyzywa Morgaratha? Jeste tylko uczniem,
chopcze, a do tego piekielnie nieposusznym!

W tej chwili Horace marzy tylko o jednym, mianowicie, by jego mistrz przesta ju
krzycze. Niemal wolaby stan jeszcze raz twarz w twarz z Morgarathem. By na p
przytomny, mdlio go i krcio mu si w gowie, a czerwone od gniewu oblicze sir Rodneya
rozmazywao mu si przed oczyma. Sowa mistrza omotay wewntrz jego czaszki.
Waciwie nie bardzo nawet wiedzia, za co spotyka go ta bura. Uroio mu si, e nie
dokoczy dziea, e Morgarath yje jeszcze, wic musi wsta i walczy dalej.
Jednak gdy prbowa unie si na okciu, gniew Rodneya ustpi nagle, a na jego
surowym obliczu pojawi si wyraz zatroskania. Zdumiewajco delikatnym ruchem
powstrzyma chopaka, ktry opad znw na nosze. Uj jego do i ucisn j mocno.
- Le, chopcze - powiedzia. - Na dzi ju wystarczy. Dobrze si spisae.
***
Tymczasem Halt ju przeciska si pord ogupiaych wargalw. Schodzili mu
potulnie z drogi, nie stawiajc najmniejszego oporu. On za rozpaczliwie szuka Willa.
Nigdzie jednak nie byo ani ladu chopca i krlewny. Z szyderczych przechwaek
Morgaratha wywnioskowa, e Will wci yje, istniaa wic take szansa, i rwnie
Cassandra, jak brzmiao prawdziwe imi Evanlyn, pozostaa przy yciu. Morgarath nie rzek
o niej ani sowa, z czego naleao wnioskowa, e nie zna prawdziwej tosamoci
dziewczyny. Oczywicie, wanie po to przyja imi swej sucej, przez co czarny wadca
nigdy nie zorientowa si, jak ogromn przewag mgby zyska nad Duncanem.
Halt wanie przecisn si przez kolejn hord milczcych i ogupiaych wargalw,
gdy usysza dochodzcy z boku cichy jk. Stan jak wryty.
Ujrza umierajcego Skandianina opartego o pie drzewa. Wojownik lea na boku, z
wyprostowanymi przed siebie nogami i opuszczon gow. Wielka plama krwi na jego kurcie
znaczya miejsce miertelnej rany. Obok lea ciki miecz, ktrego nie zdoa ju utrzyma w
rce.
Do nieszcznika drgna, prbujc wycign si w stron ora, a w nastpnej
chwili umierajcy zwrci ku Hakowi bagalne spojrzenie. Nordel, ktry sab z minuty na
minut, dopuci, by rkoje miecza wysuna si z jego uchwytu. Teraz by ju bardzo
bliski mierci i wiedzia o tym, a bro znalaza si poza jego zasigiem. Halt uklkn przy
nim. Widzia wyranie, e ze strony tego czowieka nie zagraa mu adne niebezpieczestwo;
nieszcznik przebywa ju jedn nog w grobie i z pewnoci niezdolny by do adnego podstpu. Halt podnis wic miecz i pooy go w poprzek na udach Skandianina, potem uj
jego do i zacisn j na oprawionej w skr rkojeci.

- Dziki... przyjacielu... - jkn Nordel.


Halt podziwia Skandian jako nieustraszonych wojownikw i przykro mu byo patrze
na jednego z nich u bram mierci - tak blisko ostatecznego kresu, e nie by ju w stanie
utrzyma miecza w doni. Zwiadowca wiedzia, jak wiele znaczyo to dla tych morskich rozbjnikw. Unis si powoli i ju mia si odwrci, gdy nagle co go powstrzymao.
Przecie Horace mwi, e Will i Evanlyn zostali pojmani wanie przez Skandian.
Moe ten czowiek bdzie co wiedzia. Znw przyklkn na jedno kolano i odwrci doni
twarz mczyzny w swoj stron.
- Chopiec - rzek naglcym gosem. Wiedzia, e zostao mu tylko par minut. - Gdzie
jest chopiec?
Nordel zmarszczy brwi. Te sowa przypominay mu o czym, ale teraz wszystko, co
kiedykolwiek mu si przydarzyo, zdawao si tak odlege i pozbawione znaczenia...
- Chopiec - powtrzy bezmylnie.
Halt nie mg si powstrzyma i potrzsn umierajcym.
- Will - zbliy twarz do oblicza Skandianina. - Chopiec. Zwiadowca. Gdzie on jest?
W oczach Nordela pojawi si nagy bysk zrozumienia. Teraz pamita ju tego
chopca. Dzielny chopak, jakby by jednym z naszych. Niele si sprawi tam, przy mocie.
Mimo woli te ostatnie sowa wypowiedzia na gos:
- ...przy mocie - wyszepta, a Halt potrzsn nim znowu.
- Tak! Chopak. Przy mocie. Gdzie on jest?
Nordel spojrza na niego. Powinien sobie przypomnie. Przecie ten obcy o surowym
obliczu pomg mu odzyska miecz. Musi mu pomc. Ale o czym mia sobie przypomnie...?
- ...Odeszli - wreszcie zdoa sobie uwiadomi, o czym mowa. Gdyby tylko ten
nieznajomy tak nim nie potrzsa. Nie, nie sprawiao mu to blu, bo nie czu ju niczego.
Tylko to potrzsanie wybijao go z ciepego i bogiego snu, w ktry wanie zapada. Teraz
twarz obcego widniaa gdzie daleko, w drugim kocu tunelu. A w tunelu rozlega si echem
gos:
- Odeszli? Dokd? - nasuchiwa tego echa. Podoba mu si ten odgos. Przypomina
mu o czym... o czym z jego dziecistwa.
Dokd - dokd - dokd? - echo rozlego si znw i nagle wszystko ju pamita.
- Przez bagna - wyjani. - Przez bagna do okrtw. Umiechn si, kiedy udao mu
si wypowiedzie te sowa. Chcia pomc nieznajomemu i pomg mu. I teraz, gdy znowu
nadesza fala ciepa i snu, nieznajomy ju nim nie potrzsa. Nordel by mu za to wdziczny.
Halt wsta, spogldajc na Nordela.

- Dzikuj, przyjacielu.
A potem ruszy biegiem ku Abelardowi, ktry spokojnie skuba traw i wskoczy na
siodo.
Mokrada, o ktrych mwi Skandianin, byy rozleg poaci podmokego gruntu
poronitego wysok traw, tu i wdzie poprzecinan krtymi strumieniami czystej wody,
obfitujc w zdradliwe grzzawiska i przez to powszechnie uwaan za obszar nie do
przebycia. Jeden nierozwany krok i miaek, ktry odway si tam zapuci, zapada si
nieodwoalnie i bez ratunku w cuchnce boto. Jeli nawet komu udao si omin puapki
grzzawisk, nietrudno byo si tam zgubi i bdzi a do mierci z wyczerpania. Rwnie
niejeden wdrowiec pad ofiar jadowitych bagiennych wy.
Tak wic ludzie rozsdni unikali Mokrade. Istniay jednak tajemne przejcia przez
nie, znane tylko zwiadowcom - i Skandianom, ktrzy od niepamitnych czasw t wanie
drog obierali, by zaskakiwa Aralueczykw zbjeckimi napaciami.
Kiedy Halt zagbi si ju na dobre w gszcz wysokiej trawy, zsiad z grzbietu
Abelarda. W innych miejscach ufa nieomylnym kopytom swojego wierzchowca, ale w tej
penej puapek krainie bezpiecznego przejcia trzeba byo wypatrywa przy kadym kroku,
patrzc z bliska na ziemi. Nie zaszed daleko, gdy ujrza lady wiadczce, e niedawno tym
samym szlakiem podaa grupa ludzi, a to dodao mu nadziei. Z pewnoci pozostawili je
Skandianie prowadzcy ze sob Willa i Evanlyn.
Ruszy teraz prdzej i niemal natychmiast musia za to odpokutowa, bowiem uczyni
faszywy krok i zapad si a po pier w grzskie trzsawisko. Na szczcie mocno trzyma w
doni wodze Abelarda, ktry cofajc si na wydan przez swego pana komend, wycign go
z bagna.
Wanie dlatego prowadzi konika za sob, zamiast siedzie na jego grzbiecie.
Halt powrci na szlak, od ktrego oddali si przez sw nieostrono i znw ruszy
przed siebie. Cho spieszyo mu si bardzo, teraz ju kroczy z ca ostronoci. Wkrtce
odnalaz kolejne lady, a wszystko wskazywao na to, e pozostawiono je niedawno. A wic
dogania Skandian. Tylko czy zdy?
Komary i bagienne meszki roiy si wok niego, towarzyszc mu bezustannym
brzczeniem. Na bagnach panowa skwar, ktrego nie agodzi nawet najmniejszy podmuch
wiatru. Halt ocieka potem. Przemoke ubranie stawao si coraz sztywniejsze, w miar jak
wysychao na nim cuchnce boto. A w dodatku, kiedy Abelard wyciga go z grzzawiska,
Halt straci jeden but. Jednak nie zwaajc na to, przemierza nierwnym krokiem podmoky
szlak. Wiedzia, e jest coraz bliej tych, ktrych ciga.

Wiedzia te jednak, e nieuchronnie zblia si do kresu bagien. Dalej by ju tylko


morski brzeg, gdzie czekay skandyjskie okrty. Musia dogoni Skandian, nim do nich dotr.
Jeli Will znajdzie si na jednym z tych wilczych statkw, przepadnie ju na zawsze. Zabior
go przez Morze Biaych Sztormw do skutej lodem skandyjskiej krainy, gdzie zostanie
sprzedany jako niewolnik, skazany do koca ycia na prac ponad siy, bez adnej nadziei na
uwolnienie.
Pord odoru zgnilizny panujcego na grzzawiskach, doszed go powiew wieego,
sonego powietrza. Morze byo ju blisko! Przyspieszy kroku, stawiajc wszystko na jedn
kart, byle tylko dogoni Skandian, nim dotr do brzegu.
Trawa stawaa si gstsza, a grunt pod stopami zwiadowcy z kadym krokiem coraz
pewniejszy. Zacz biec, syszc za sob stukot kopyt Abelarda. Jeszcze chwila i znalaz si
na otwartej przestrzeni, a w jego nozdrza uderzy morski wiatr. Przed nim rozcigaa si
piaszczysta plaa.
Niskie wydmy zasaniay mu widok na wybrzee. Wskoczy na siodo, nie zwalniajc
biegu i ruszy galopem. W kilka chwil przeby piaszczyste wzgrza, pochylony nad szyj
konika, ponaglajc go, by da z siebie wszystko w tym ostatnim wysiku.
Ujrza wilczy okrt stojcy na kotwicy. U brzegu jacy ludzie wsiadali wanie do
maej dki, a Halt nawet z tej odlegoci rozpozna drobn posta swojego ucznia.
- Will! - zakrzykn, ale morski wiatr porwa jego sowa. Rkami i kolanami zmusi
Abelarda do oszalaego galopu.
Wojownicy usyszeli ttent kopyt. Stojcy po pas w wodzie Erak, ktry wraz z
Horakiem wypycha d na gbin, spojrza przez rami i dostrzeg szarozielon posta na
kudatym koniu.
- Na brod Hergela! - krzykn. - Prdzej!
Will, ktry siedzia obok Evanlyn w rodku odzi, odwrci si i ujrza Haka odlegego
o niespena dwiecie metrw. Wsta, z trudem utrzymujc rwnowag na koyszcej si odzi.
- Halt! - zawoa, ale w tej samej chwili cika apa Svengala powalia go na dno.
- Sied cicho! - rozkaza; tymczasem Erak i Horak wcignli si do odzi, a wiolarze
wprawili j w ruch, zmierzajc na spotkanie fal.
Wiatr od morza, ktry porywa sowa Haka, sprawi, e cichy okrzyk chopca dotar
jednak do uszu zwiadowcy. Dosysza go take Abelard i jeszcze przyspieszy kusa,
pokonujc piaszczysty brzeg dugimi susami. Halt wypuci teraz wodze z rki, zsun z
ramienia uk i zaoy strza na ciciw.
W penym pdzie wycelowa i wystrzeli.

Wiolarz siedzcy przy dziobie stkn gucho, zaskoczony, i chwyci si za rk,


ktr przebia cika strzaa Haka. d zacza skrca w bok, wic Erak przedosta si na
jej dzib, odepchn rannego i przej jego wioso.
- Wiosujcie jak wszyscy diabli! - rozkaza. - Jeli zdoa si do nas zbliy, wszyscy
ju jestemy martwi.
Prowadzc Abelarda kolanami, Halt wjecha w morze, prc przed siebie, byle za
wszelk cen dogoni d. Wypuci kolejn strza, ale odlego bya zbyt wielka, a cel
unosi si i opada na falach. W dodatku Halt nie mg mierzy w rodek odzi z obawy, e
zrani Willa albo Evanlyn. Mg tylko stara si zmniejszy dystans, a nastpnie
wyeliminowa wiolarzy jednego po drugim.
Kolejna strzaa wbia si gboko w belki odzi, ledwie cal od rki Horaka siedzcego
przy sterze. Skandianin cofn gwatownie do, jakby si sparzy. Nie zdy jeszcze
krzykn, kiedy kolejna strzaa wisna w powietrzu i wpada do wody tu za ruf.
Jednak d wci oddalaa si, a Abelard stojcy ju po pier w wodzie, nie mg
utrzyma takiej szybkoci, jak przedtem. Dzielny konik brn mimo wszystko przed siebie,
ale odlega wci o dobre sto metrw d dobijaa ju do wilczego okrtu. Halt przejecha
jeszcze kilka metrw, a potem powstrzyma Abelarda: ujrza bowiem dwie drobne postacie
wcigane na pokad i da za wygran.
Dwoje modych pasaerw poprowadzono na ruf okrtu. Skandyjska zaoga wylega
na jego pokad i stojc przy relingu, zacza rzuca obelgi niewidocznej prawie pord fal
odlegej postaci.
Erak, gdy tylko znalaz si na okrcie, wrzasn na nich, by skryli si natychmiast za
masywnymi burtami.
- Chowa by, gupcy! To zwiadowca!
Ujrza, jak Halt unosi swj uk, a potem zobaczy jego rce poruszajce si z
niewiarygodn prdkoci. Wszystkie dziewi strza, jakie mu pozostao, znalazo si w powietrzu nim pierwsza uderzya w swj cel.
W cigu dwch sekund trafionych zostao trzech Skandian; dwch jczao z blu, a
trzeci nie wydawa adnego odgosu. Reszta zaogi pada czym prdzej na pokad, za strzay
wiszczay i dudniy wok nich.
Erak wysun ostronie gow, by upewni si, e Halt nie ma ju wicej pociskw.
- W drog! - rozkaza, ujmujc wioso, penice funkcj steru. Will, o ktrym przez
chwil wszyscy zapomnieli, przesuwa si nieznacznie w stron burty. Tylko kilkaset metrw,
a nikt go nie pilnowa... Wiedzia, e bez trudu przepynby t odlego i wanie mia

sign rk do relingu, kiedy pomyla o Evanlyn. Przecie nie moe jej tak porzuci! Tote
gdy w nastpnej chwili wielka do Horaka zapaa go krzepko za konierz, nawet nie
prbowa si wyrwa, porzuciwszy ju myl o ucieczce.
Okrt zacz oddala si od brzegu, a Will wpatrywa si w smagan falami posta
jedca. Halt wci jeszcze by tak blisko... zy napyny mu do oczu, gdy usysza gos
mistrza:
- Willu! Wytrwaj! Nie poddawaj si! Znajd ci, dokdkolwiek ci zabior!
Przeykajc zy, chopiec unis rami, by poegna nauczyciela.
- Halt! - wychrypia, ale wiedzia, e zwiadowca z pewnoci tego nie dosyszy. Za to
raz jeszcze doszed go gos Halta nioscy si poprzez szum wichru i morskich fal:
- Znajd ci!
A potem wiatr wypeni wielki kwadratowy agiel wilczego okrtu, ktry wwczas na
dobre odbi od brzegu, pync coraz prdzej i prdzej ku pnocnemu wschodowi.
Jeszcze dugo po tym, jak znikn za horyzontem, samotny jedziec, ktrego
wierzchowiec sta po pier w wodzie, spoglda w lad za nim.
Jego usta poruszay si, wypowiadajc bezgon obietnic, ktr sysza tylko on sam.

You might also like