You are on page 1of 155

Mersi, czyli przypadki Szypowa wodewil z myszk zdarzenie prawdziwe

Buat Okudawa

Dramatis personae: Lew Nikoajewicz Tostoj, hrabia, zdymisjonowany porucznik artylerii, ziemianin tulski, lat 34. Wasyl Andriejewicz Dolgorukow, ksi, genera-adiutant, szef andarmw, naczelnik III Oddziau, czonek Rady Pastwa, lat 58. Piotr Aleksandrowicz Waujew, sekretarz stanu, minister spraw wewntrznych, lat 47. Aleksander Lwowicz Potapow, genera-major, dowdca korpusu andarmw i zawiadujcy III Oddziaem, lat 44. Pawe Aleksandrowicz Tuczkow, genera-adiutant, moskiewski genera-gubernator wojskowy, czonek Rady Pastwa, lat 59. Henryk Cyprianowicz Kreutz, hrabia, oberpolicmajster Moskwy, lat 50. Mikoaj Serafimowicz Muratow, pukownik andarmerii w Tule, lat 48. Matriona, mieszczka moskiewska, wiek jej nie jest znany. Daria Siergiejewna Kasparicz vel Dasia, wdowa po kapitanie Kaspariczu, wiek nieznany. Karasiow, isprawnik krapiwieski. Kobeliacki, prystaw, zwierzchnik policji powiatowej. Maria Nikoajewna Tostoj, siostra Lwa Tostoja, hrabina. Tatiana Aleksandrowna Jergolsk ciotka Lwa Tostoja. Durnowo, pukownik andarmerii. Dymitr Siemionowicz Szenszyn, podpukownik, urzdnik do specjalnych porucze przy moskiewskim gubernatorze wojskowym.

Szlachtin, prystaw, komendant moskiewskiego cyrkuu policji. Amadeusz Giros, tuzinkowy wsppracownik policji, donosiciel i konfident, Grek, a moe zreszt Cygan lub Woch. Lat 30. Micha Iwanowicz Szypow (one Micha Zimin), wywiadowca policji moskiewskiej, specjalista od zodziejaszkw kieszonkowych, niegdy czowiek dworski ksicia Wasyla Andriejewicza Dogorukowa, lat 36. Szynkarze, posugacze, andarmi, dorokarze, chopi, baby, numerowi hotelowi i pokojwki, portierzy, gocie, studenci, wilki...

Rzecz dzieje si w roku 1862.

1 (z raportu sztabs-oficera andarmerii)

Tajne ...W guberni tulskiej przemieszkuje w dobrach wasnych Jasna Polana zdymisjonowany Oficer Artylerii Tostoj, czowiek wielkiego rozumu, ksztaci si bodaje na Uniwersytecie Moskiewskim i zwraca na siebie uwag swymi liberalnymi pogldami, w chwili obecnej nader gorliwie zajmuje si krzewieniem wrd chopw wyksztacenia, w ktrym to celu w dobrach swych zaoy szkoy jako te do nauczania w takowych sprowadzi studentw, takich zwaszcza, ktrzy na skutek rozmaitych okolicznoci porzucili Uniwersytet i, jak sycha, u Tostoja przebywa ju dziesiciu takich, ktrym on daje dobre wynagrodzenie i wikt, a wrd nich student z Moskwy Aleksiej Sokoow, pozostajcy pod nadzorem za udzia w wydawaniu i rozpowszechnianiu rozmaitych zabronionych antyreligijnych opracowa. Trudno zarczy, czy i na ile prawdziwe s wieci, e u Tostoja, kiedy zebrali si wszyscy nauczyciele, wygoszona zostaa mowa, w ktrej bardzo wiele zaczerpnite zostao z rnych niedozwolonych wydawnictw...

Tajne Zawiadujcy III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Sankt-Petersburg Do Pana Pukownika Korpusu andarmw stacjonujcego w guberni tulskiej Muratowa

Otrzymalimy informacj, i przemieszkujcy w guberni tulskiej w dobrach wasnych Jasna Polana Hrabia Lew Tostoj sprowadza jako wykadowcw do zaoonej przeze w tyche dobrach szkoy wiejskiej studentw, takich przede wszystkim, ktrzy na skutek rozmaitych okolicznoci zmuszeni byli porzuci uniwersytet, jak rwnie e wrd tych ostatnich znajduje si byy student Uniwersytetu Moskiewskiego Aleksiej Sokoow, ktry pozostaje pod nadzorem jako wmieszany w znajdujc si wanie w toku spraw wydawania i rozpowszechniania wzbronionych opracowa. Dowiadujemy si zarazem, jakoby w ostatnim czasie w gronie tyche wykadowcw, ktrych, jak sycha, jest w wyej wymienionej szkole dziesiciu, wygoszona zostaa mowa o podburzajcej treci. Prosz Wasz Wielmono o wywiedzenie si w sposb delikatny, na ile powysze odpowiada prawdzie i o zawiadomieniu mnie o wynikach, jak rwnie o zakomunikowanie mi zebranych wiadomoci o wyej wymienionym Hrabim Tostoju i o wyej wymienionej mowie, jeli moliwym bdzie uzyskanie przez Pana jej tekstu. Doda naley, e Hrabia Lew Nikoajewicz jest bodaj autorem Dziecistwa, Modoci, Opowiada sewastopolskich i in. Genera-Major Potapow

Tajne Sztabs-oficer Korpusu andarmw stacjonujcego w guberni tulskiej, miasto Tua Do Zawiadujcego III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci, Pana Generaa-Majora i Kawalera Potapowa przy Dworze ...Przeprowadzone przeze mnie sekretne dochodzenie wykazao, e student Uniwersytetu Moskiewskiego Aleksiej Sokoow, znajdujcy si pod niejawnym nadzorem, przyjecha do posiadoci Hrabiego Lwa Tostoja Jasna Polana jako nauczyciel wiejski. Sztabs-oficer Korpusu andarmw stacjonujcego w guberni moskiewskiej Pukownik Wojejkow powiadomi mnie, e Hrabia Lew Tostoj w deniu do owiecenia prostego ludu zaoy w dobrach swoich szkoy i sprowadzi jako nauczyciela studenta Sokoowa oraz innych studentw, ogem okoo dziesiciu. Powiadomiony o tym przeprowadziem ponowne dochodzenie, ktre wykazao, e w pootwieranych przez Hrabiego Tostoja szkoach gromadzkich i gminnych nauczaj absolwenci gimnazjw gubernialnych jako te kilku studentw pozostajcych pod niejawnym nadzorem. O czym, wykonujc polecenie Waszej Ekscelencji mam zaszczyt najpokorniej donie Pukownik Muratow

(z nieoficjalnej notatki generaa-majora Potapowa przesanej naczelnikowi III Oddziau, szefowi andarmw, ksiciu Wasylowi Dogorukowowi)

Ekscelencjo! ...Doniesienie Pukownika Muratowa potwierdzio wiadomoci, i w dobrach Hrabiego Lwa Tostoja w guberni tulskiej w otwartych tam przeze szkoach znaleli schronienie pozostajcy pod niejawnym nadzorem studenci uniwersytetw. W chwili obecnej, kiedy to otwart wojn z rzdem prowadz nie tylko demagodzy i socjalici, ale rwnie ludzie deklarujcy pogldy liberalne, otrzymane informacje uzna naley w miar moliwoci za zasugujce na najbaczniejsz uwag. Trzecia nad ranem.

(z notatki ksicia Wasyla Dogorukowa przesanej generaowi Potapowowi)

...nie wolno nie przywizywa do tego wagi. Zechce si Pan porozumie z ministrem Waujewem, a za jego porednictwem moe rwnie z Hr. Kreutzem, co do moliwoci pozyskania dokadniejszych danych o tym fakcie. Czy nie byoby w danym wypadku rzecz wskazan posuy si agentem, ktry by potrafi wywiza si z rwnie konfidencjonalnego zadania z najwiksz delikatnoci? Prosz porozmawia o tym wstpnie z kompetentnymi ludmi. Decyzj ostateczn podejmiemy, kiedy si zobaczymy. Tylko, na Boga, wszystko to tak naley urzdzi, by w najmniejszym stopniu nie niepokoi Hrabiego Tostoja przed ostatecznym wyjanieniem faktw, nie jest bowiem wykluczone, i naganno jego poczyna okae si by jedynie mniemana, czego, nawiasem mwic, jestem niemal pewien...

(z notatki generaa Potapowa do ministra spraw wewntrznych Waujewa)

...ksi bowiem pokada nadziej w Paskich dobrych radach i bardzo liczy na Pana udzia w tej sprawie...

(z oficjalnego polecenia wydanego przez ministra spraw wewntrznych Piotra Waujewa oberpolicmajstrowi moskiewskiemu, hrabiemu Henrykowi Kreutzowi)

...Szczeglne okolicznoci ka mi domaga si najstaranniejszego doboru kandydata, ktremu powierzone zostanie to zadanie.

(z listu generaa Potapowa do generaa-gubernatora Moskwy, generaa-adiutanta Pawa Tuczkowa)

...ksi bowiem pokada nadziej w Paskich dobrych radach i bardzo liczy na Pana udzia w tej sprawie...

(genera-adiutant Tuczkow do podpukownika Szenszyna, urzdnika do specjalnych porucze przy moskiewskim gubernatorze wojskowym)

...przy czym bezzwocznie, odkadajc na bok inne sprawy, zechce si Pan askawie zaj dochodzeniem, pamitajc, jak draliwe i zawie jest powierzone Panu zadanie i dziaajc w oparciu o pismo Jego Ekscelencji Generaa-Majora Potapowa...

(z notatki podpukownika Szenszyna przesanej prystawowi cyrkuu Szlachtinowi)

...Wybadaj Pan, co to za czowiek, cho wiadomym mi jest, e kiedy chodzi o wyapywanie drobnych zodziejaszkw, mao kto mu dorwna. Winien Pan poza tym pamita, e to eks-czowiek dworski Ksicia Dogorukowa, co, byleby mia to na uwadze, czyni go godniejszym zaufania. Po c miaby zwodzi swego potnego dobroczyc? Mam nieponn nadziej, e ksi bdzie w tej mierze zadowolony z Paskich poczyna.

(z listu Lwa Tostoja do Tatiany Jergolskiej)

...Interesy cigle jeszcze zatrzymuj mnie [w Moskwie] i wtpi, czy zd doprowadzi do koca wydanie [ksiki] przed poow przyszego tygodnia. Jestem w dobrym zdrowiu, ale nudno strasznie, chce si do domu... Kaniam si wszystkim i cauj rczki.

2 W szynku Jewdokimowa ju si zabierano do gaszenia lamp, kiedy wybucha awantura. Awantura zacza si tak. Najpierw wszystko na sali byo w naleytym porzdku i nawet posugacz Potap powiedzia do gospodarza, e dzi, niby, Bg askaw - ani jednej stuczonej butelki, kiedy nagle tam, w gbi, w pmroku, w samym jdrze zahuczao jak pszczeli rj. - Jezus Maria - leniwie zdumia si gospodarz - niech ci, Potapka, abie ty masz oko! Musiae wykraka, diable! - Hop! - wesoo powiedzia Potap - momencik. Zaraz z nimi pogawdz... - i ze wzniesionymi ponad gow kuakami zapad si w gszcz. Tu gospodarz przypomnia sobie, jak to, jeszcze zanim zapad zmierzch, serce zabio mu pieszniej, kiedy spojrza w najdalszy kt szynkowni. Siedzieli tam jacy dwaj przy stoliku w mdym,

wieczorniejcym wietle okna. Jeden, wysoki i chudy, nic specjalnego, nie zasugiwa na uwag, zdawa si spa podobny do ptaka, co opi si brahy. Drugi, dziwaczny z wygldu, w sfatygowanym, jasnoburym, z kroju jakby paskim paltocie, bokobrody mia pyszne, somiane, i dumnie zadziera wyostrzon brod. Ot, janie wielmony, co si zapi, przepija ostatki niegdysiejszego dobrobytu, wyrzucony z pastwowej posady. Lepszy go, ani mowy - o, jak to skin doni na Potapk, cho zamwienie zoy zgoa nie paskie: tarta rzodkiew i te... nagle przecie jak furman wytar nos wierzchem doni, nie chusteczk, choby i dziuraw, ale godnie, nie - tak po prostu rk nos sobie wytar. Podczas gdy jego kompan dzioba nosem w blat i jakby bezskutecznie usiowa co powiedzie, ten w jasnoburym paltocie pociga sobie i dolewa z zielonej karafki, i u swoj rzodkiew, dopki nie pozapalano lamp. A wwczas wydao si gospodarzowi, e kosmaty cie dziwacznego gocia pochyli si w lewo, ku ssiedniemu stolikowi, przy ktrym siedzieli dwaj schludni studenci; to jest sam go siedzia niby nieruchomo, ale jego cie, jego cie... Wtedy wanie szybciej bi zaczo serce gospodarza. Powiedzia do Potapa: - Co to oni tak siedz jak niemowy? - Och - uspokajajco rozemia si Potap - niech sobie siedz. Niejeden to taboretami rzuca, a ci siedz... Niech siedz. Potem zaj si Jewdokimow wasnymi sprawami, i tak do samej prawie pnocy dobrze mu si wiodo, kiedy nagle w tamtym kocu zaczo si... - Hop! - wesoo powiedzia Potap - momencik, zaraz sobie pogawdzimy - i da nura, ale natychmiast wychyn z powrotem, puszcza nosem czerwone bble. - Hop, kiepska sprawa - powiedzia przepraszajco i wrzasn na ca sal: - Braciszkowie, naszych bij! Ujmijcie si, prawosawni! i pogna po stjkowego. Zreszt trudno byo stwierdzi kategorycznie, e tam si bij - bijcych si gospodarz nie widzia, tylko oszalae cienie miotay si po cianie. Alici jak buchno tak ze i przygaso. Dwaj schludni studenci przemykali si midzy stolikami w kierunku wyjcia, a tamtych dwch jako nie byo wida. Czyby zabili? - pomyla Jewdokimow i zrobio mu si zimno. - Ci tu tamtych tam... Jego dowiadczone oko otaksowao dwch schludnych mordercw. Przestpowali z nogi na nog. Wyszemu grao na chudej szyi jabko Adamowe, zagryz zbielae wargi, drugi, brodacz, trzyma si za policzek. Gospodarz zagrodzi im drog piersi, brod, skamienia twarz. - A bury gdzie?... A pieniki, a rachunek kto zapaci, panowie?... Jeszcze ja tu jestem!... - Co za bzdury! - powiedzia brodaty student. - Jaki znw bury?... Wasz stay klient mia porachunki z koleg, da mu po facjacie... - O, zala mi rkaw - powiedzia wysoki. - Czego chcecie od nas?... - Wiem ja, czego chc - powiedzia Jewdokimow. - Znam ja was... Sta, rozkraczony, zjeony, umierajcy ze strachu, i stjkowy musia go odsun, by wej. Potap wlizgn si za stjkowym, osania doni rozbity nos. - Potapuszka - przerazi si gospodarz - kt ci, diable, tak?! - A oni - powiedzia Potap.

I wszyscy spojrzeli w ciemny kraniec izby. Zalega cisza. Wszyscy powstawali ze swoich miejsc, trzewieli. Nikt nie wychodzi. Kady chcia wiedzie, co bdzie dalej. Wreszcie tam, w gbi, wszcz si jaki ruch i dziwaczny czowiek w jasnoburym paltocie ukaza si ich oczom. Powoli szed na gospodarza, czy to kulejc, czy to podtacowywujc, i Potap oywi si nagle, poklepa wysokiego studenta po ramieniu. - Nic si nie bjcie, chopaki, trzymajcie si Potapa... Zobaczycie, jak si podnowiscy zabieraj do roboty! - i zwrci si do cudaka: - Hop, oyo si, obudzio si... No, chod tu, chod no tu, chod... A kt to tam idzie, taki liczny? Nie widz, nie widz osoby... Ej, prawosawni, rozstpcie no si, rosyjskim obyczajem... Zaraz si wemiem do rzeczy... A dziwny czowiek coraz to si przyblia, gow pochyli z dezaprobat, cho oczy otwarte mia szeroko, a na wargach trwa niemiay pumiech konfuzji. Teraz gospodarz mg mu si przyjrze. Wzrostu bury by niewysokiego, cho w sam raz, nie, eby szeroki w barach, ale i nie z wtych, w rku trzyma wygnieciony melonik. Spod rozpitego paltota wyziera krochmalony gors cay w plamach i czarny rozwizany krawat. - A kto to tam idzie? Kto? Nie widz... - pgosem powtrzy w ciszy Potap. - Zaraz, momencik, tylko si ich zapytam, jak to oni tych tu panw zaczepiali - i przyjanie machn do studentw - zaraz, zaraz... Zapac gotwk... Nazajutrz gospodarz przysiga, e w tej chwili wyranie widzia, jak nad gow cudacznego gocia buchna i zagasa jasno. - Co tak gwk przekrzywi? - wrzasn Potap. - Moe ci wiato razi?... Ej, podnowiscy!...Dziwny czowiek zatrzyma si, podnis gow i, lekce sobie wac wystawione pici Potapa, cicho powiedzia: - No, dosy ju, dosy... C wy, u Boga Ojca? Koleg po cichu przywoaem do porzdku, a wy zaraz z piciami... Nie do wiary, jak to zawszecie gotowi wyci czowiekowi szpasa, jeli tylko le si poczu... Wracajcie, panowie, do stolikw, pijcie, jedzcie, nie przeszkadzajcie sobie... Ach, co za mezalians!... - Zaraz, zaraz - powiedzia Potap - chwileczk, askawco. Ja obrazy do kieszeni nie chowam. Ja gotowizn pac... Ale cudaczny go nawet nie spojrza w jego kierunku, spojrza natomiast na dwch studentw i powiedzia: - Jeli co nie tak, pard, prosz o wybaczenie... Cho widz ja wasze szlachetne twarze i, ekskiuze mua, nie widz, ebycie mieli do mnie uraz. To dobrze. To doskonale. Co komu po urazie? Co z niej przyjdzie?... A rkawek mona wyczyci... - odwrci si w stron Potapa i tak na popatrzy, e posugacz opuci rce. - No, a teraz wy, m szer. Mieje nad sob lito, bo niewiele brak, a pkniesz... - spokojny umiech pojawi si na jego suchych ustach. - Co si tak gapisz? Ale masz nos, ho, ho! Na drugi raz nie pchaj si, przyjacielu, gdzie ci nie prosili... - tak przy tych sowach powid doni, jakby rozrbywa powietrze i powietrze si rozszczepio, rozpado na dwie poowy, tak potny i precyzyjny by to cios. Zwinny jest - pomyla gospodarz.

Tu wszyscy, znieruchomiali dotd i przycichli, zwrcili si ku stjkowemu jak ku ostatniej swojej nadziei... Rosy stjkowy jakby si ockn ze snu i ruszy powoli w stron cudaka. Na ten widok Potap oy. - Za pozwoleniem! - powiedzia do stjkowego. - Momencik, zaraz. Zajdcie go, znaczy, od tamtego boku... - i wrzasn do dziwnego czowieka: - Czego mnie w nos uderzy? - i zwycisko rozejrza si po napierajcym tumku. - To ile mam teraz za to, znaczy, policzy? Co? Nikt nie wie? No, to patrzcie, jak si podnowiscy bior do roboty. Hop! - i postpi o krok w kierunku swego krzywdziciela. W teje chwili brodaty student powiedzia do swego kolegi:- Ale ten w burym bynajmniej nie jest pijany. Widzisz? - Daj kozowi dwudziestaka i chodmy - skinwszy na gospodarza powiedzia wysoki. - Da dam - odpar jego kolega - ale diabelnie nie chce mi si i. Sam nie wiem czemu. - W kocu najgorzej wyszed na tym wszystkim posugacz - powiedzia wysoki. - Jak yj, nie widziaem gupszej historii. Zobaczymy, co teraz zrobi ten lamour-toujours... Stjkowy powoli zbliy si do dziwnego czowieka i nagle zamar. - Lepiej nie apcie go - radzi Potap - bdzie si bi. Przysucie mu na pocztek. Nie bjcie si, pomog. Momencik... Panowie studenci, go zaraz padnie wam do nek... - Michale Iwanyczu - powiedzia stjkowy - a ja pana nie poznaem... Dziwny czowiek opuci gow i rozemia si cicho. I zaraz cicho zabulgota pierwszy szereg tumku, po nim dalsze. miali si cicho wszyscy prcz studentw. - Ale heca - gupkowato powiedzia Potap. - A ja sobie mylaem: postrasz go. - Micha Iwanycz Szypow, dobrodzieje moi - przedstawi cudaka stjkowy. Szypow ukoni mu si. Potem ukoni si publice. - Co te ty, Potapka - powiedzia uraony gospodarz - ale mnie nabra, diable. - To nic - powiedzia Potap - momencik... Podnowiscy wiedz, co do nich naley. - I szeroko, niczym niewinne dzieci, umiechn si do Szypowa. - Pozwlcie paszczyk, wasza wielmono, oczyszcz. Hop... - No, wystarczy - powiedzia Szypow. - Za duy honor. A c to nikt nie pije, nie je? Stao si co? - Niby... wam ubliono - niemiao powiedzia gospodarz. - Mnie? - zdziwi si Szypow. - A bo to mnie mona ubliy? To ja Potapk skrzywdziem, mnie nikt tu nie ubliy. Prawda, Potap? - E, nie, artuje pan sobie, Michale Iwanyczu. Ja, znaczy, po prostu sam si mord o taboret... Westchnienie ulgi przebiego po lokalu. Studenci popatrzyli po sobie. - No dobrze - powiedzia Szypow. - W takim razie we, Potapka, mego przyjaciela i wynie go na mrz, niech tam przyjdzie do siebie, ale zwaaj, eby nie zamarz, setrebj, kopot z nim... - Momencik - radonie zawoa Potap i poskoczy w kt. Nastpnie wywlk bezwadne ciao i pocign je ku drzwiom.

- Ty go nie, nie - krzykn Szypow. - Kto to widzia, eby tak cign szlachetnie urodzonego? - Tak jest, Michale Iwanyczu - jeszcze radoniej odpar Potap, przytuli ciao do piersi i wywlk je z szynku. - Nie maj tam le - owiadczy po powrocie - siedz jakby nigdy nic. Moe jeszcze czego trzeba? - Jeszcze? - powiedzia Szypow. - Mnie trzeba niewiele. O, przynie nam karafk, a i o rzodkiewce nie zapomnij... A wy, askawi panowie, co tak stoicie? Siadajcie, lamur-tuur, pijcie, weselcie si - i powoli powid spojrzeniem po nich wszystkich, i wszyscy jli wraca do swoich stow, jakby to nie byo ju po pnocy. - Wy te siadajcie, panowie studenci... - Nie, daruje pan - oschle odpar wysoki student. - Na nas ju czas. - Wiesz - powiedzia jego towarzysz - ja bym jeszcze zosta. Sowo daj, zrobio si ciekawie. - Lepiej, ebycie ju nie siedzieli - warkn Potap. - Tylko kopoty przez was... Ubliyli czowiekowi... Nie za duo bycie chcieli za dziesitaka, co? - Ach, uraz w sercu chowa - rozemia si Szypow - no, po prostu setrebj jaki. A to przecie ja ci zasunem. - Wida byo za co - powiedzia stjkowy. - A ja w gow zachodz, jake to tak - o taboret? - zdumia si gospodarz. - Znaczy, nie o taboret - natychmiast pokwitowa Potap - znaczy, to przez nich wszystko - i wskaza gow studentw. - Odczep si - powiedzia wysoki student. - Ja niby? - obruszy si Potap. - Patrzcie no teraz, Michale Iwanyczu, patrzcie, jak poka tym. brodaczom, gdzie rak w zimie wista! - i zrobi krok w stron studentw. - Patrzcie tylko... Znaczy, wy, panowie janie wielmoni, to mnie po mordzie moecie, a ja, znaczy, mam si obliza, tak?... Momencik, wiedz ponowiscy, co do nich naley... - W mord go! - wrzasn kto. Potem gospodarz zaklina si, e widzia, jak z oczu Szypowa bi blask, co na podobiestwo iskier. Potap postpi jeszcze o krok. - Hop... Gdzie ten taboret, no, gdzie?... Zaraz ja was - taboretem!... - No, wystarczy - powiedzia nage Szypow. - Co wiedziae, dewolaj, powiedziae. A wy, panowie studenci, przysidcie si... prosz... zapraszam... - Oj - zachichota Potap - alem im strachu napdzi! Gospodarz patrzy znad szynkwasu na Szypowa, nie odrywa od niego oczu. Somiane bokobrody Michaa Iwanowicza topyrzyy si odwitnie i jakby szyderczo. Zrcznie rozlewa wdk z karafki, szarmancko podsuwa kieliszki swym kompanom. Wszyscy ju siedzieli przy swoich stolikach jak przedtem, nikt jednak nie pi ani nie jad, tylko towarzystwo Szypowa pochrzkiwao, powzdychiwao, apatycznie pogryzao rzodkiew. - Kiedy mieszkaem w domu ksicia Dogorukowa -- powiedzia Szypow - zawsze mi si wydawao, e ycie naokoo to jedna przyjemno.

Tu stjkowy zamar. Studenci popatrzyli po sobie. - Tak, tak - cign Szypow. - Tak sobie mylaem, ale musz wam powiedzie, e w gbi duszy to mnie ary wtpliwoci. Albo to moliwe, mylaem sobie. I oto razu pewnego przychodz ja do ksicia pana. Wasza wysoko - powiadam - chciabym ja na wiat popatrze, przyjrze si. Patrz, m szer, przygldaj si, prosz bardzo. No i patrz oto. I c ja widz, panowie? Kady zaarty, zalepiony, tylko patrzy, jak drugiego utopi w yce wody, tylko patrzy, jak drugiego zdzieli po mordzie... Was to nie szokuje? - No, tak - smtnie powiedzia stjkowy - spokoju to nie ma. - E, oni mnie nie bili - powiedzia usugujc Potap - to ja sam, mord o taboret tak... - A ty, widz, nawet poda jak naley nie umiesz - powiedzia Szypow do Potapa. - Co to za maniery, bratku? Siedz przed tob ludzie na poziomie, tre oli, a nie jacy tam pierwsi lepsi... Wstyd!... Ano, wr, i podaj to jeszcze raz... Tak... Pynniej, pynniej... Gracji adnej w tym nie ma, wstyd! No, bydo, sowo daj, dewolaj!... To nie do zniesienia!... Ach, Boe ty mj, patrze nie mog na t hab, na to zbydlcenie!... Daj no to!... - Wydar tac z rk ogupiaego Potapa i nagle znieruchomia. Po czym z wolna wychyli si ku przodowi, jednoczenie wycigajc przed siebie praw rk z tac, jak abd wyciga skrzydo, zrobi mikki, bezszelestny krok. - Widzisz ten ruch rki? Widzisz?... Teraz uwaaj na nogi... Jedna noga... Druga - za ni... lad w lad... O, tak, durniu, nie stoi si w rozkroku - i popyn ku stolikowi, dwuwymiarowy, wyprony, usuny, napity. - To ma by jak lot, jak lot - dogadywa pync ku stolikowi - jak lot nietoperza, bezszelestny lot, i... - taca jakby poderwaa si z doni, zatoczya pynny krg ponad gowami zadziwionych studentw, powoli obniaa lot, a zastyga. Nastpna karafka z bulgocikiem stana na rodku stou, sosjerka pena tartej rzodkwi zaja nalene jej miejsce, taca wzbia si w bkit nieba, bysna srebrnie. - Ech - zawoa zza ady Jewdokimow - kanalia! Potap kania si nisko. Brodaty student j bi brawo. Ten i w na sali podchwyci. Dzieciaki - pomyla Szypow - gby pootwierali... Aj-jaj-jaj. - Bywao - powiedzia - jedziemy z ksiciem, z ca rodzin ksic, a i z Petersburga nieraz si nazjedaj - na piknik. Polank zawsze ja wybieraem... To ju, pard, by mj przywilej... Tam to ty by, Potapka, z twoj niezrcznoci mord sobie porozbija o pnie. I baty by dosta, durniu, ani by si spostrzeg... - Najpokorniej dzikuj za nauk, Michale Iwanyczu - kania si Potap. - Pki ycia nie zapomn. Ach, mam ich po uszy - pomyla sobie Szypow. - Przy nich, chcesz, nie chcesz, rb z siebie widowisko, a nie zrobisz - zagryz ci. - Jest pan w bliskich stosunkach z ksiciem? - zapyta brodaty student. - Jak by tu panu powiedzie - przymruy oczy Szypow - cho waciwie teraz to ju... Wypaplaem niepotrzebnie... Ale dowodw adnych przy sobie nie mam, wic nie wiem, co panu odpowiedzie?... Zechce mi pan askawie wybaczy... Powiedzmy, e nic nie powiedziaem... - i rozemia si. Stjkowy mrugn do studenta. - Ale - zmiesza si student - ja przecie nie dam dowodw...

- A, skoro pan nie da - powiedzia Szypow - to trzeba panu wiedzie, e ja nie ot tak, tre oli, siedz tu z wami i gadu-gadu... - Pan, panie Szypow, jest zapewne na rzdowej posadzie? - pozwoli sobie na ciekawo wysoki student. - Widzi pan, kochasiu - yczliwie odpar Micha Iwanowicz - wszyscy suymy monarsze, kto gdzie moe... Przyglda si pan mojemu gorsowi, a ja bym przecie i frak mg woy... - i zwrci si do stjkowego: - Zgadza si? - wita prawda - powiedzia stjkowy. Studenci rozemiali si. - Zabawne, arcyzabawne - powiedzia wysoki. - Parlez vous franais? - Ach, miy mj - pokiwa gow Szypow - czemu to pan tak? Niepotrzebnie... Ja ci przecie na wylot widz, m szer... Ej, Potapka, zapomniae, e czowieka na ulicy zostawi? Przyprowad go tu, wystarczy. A jak si panu, panie studencie, podoba ten szynk? Brudy niemoliwe. A myli pan, e mnie on odpowiada?... Ja bywaem w prawdziwych restauracjach, wiem, jak jest... Czysty ampir... Ale tam przecie czowiek z ludmi nie pogada, a tu tego i owego mog si dowiedzie - i rozemia si, bardzo z siebie zadowolony. - Zabawne, nader zabawne - powtrzy wysoki. - Chyba si domylam, askawco... W tej wanie chwili zjawi si Potap, a wraz z nim i kompan Szypowa. - Ot i pan Giros - uroczycie owiadczy Szypow. - Amadeusz Giros. Jest Wochem. Giros ukoni si ceremonialnie. - Woch jeste, dobrze powiedziaem? - zapyta Szypow. - Jasne - powiedzia Giros - ojciec Woch, matka Woszka. To kim mam by?... Znowu rzodkiew! A ja zmarzem jak pies... - zrcznie odebra brodatemu studentowi peny kieliszek i wychyli go. - O, straszny napj! Czemucie mnie wyrzucili na mrz jak miot? - wzi kieliszek wysokiego i wychlusn zawarto do gardzieli. - Gupi napj, gupi obyczaj: najpierw pijesz, eby si rozgrza, potem ci wyrzucaj na mrz, eby przyszed do siebie, a potem znowu pijesz, eby si rozgrza... i zachichota. W istocie przypomina chudego frasobliwego ptaka z dugim fioletowym dziobem, ale mia si olniewajco. - U was we Woszech pewnie gorco? - zapyta stjkowy. - Gorco, gorco - rozemia si pan Giros - och, jak gorco - i pochyli si w stron Szypowa, i rozszepta si, rozszepta... - Bogu dziki - powiedzia Szypow - id, Amadeusz, id, gobeczku. Wszystko bdzie purkua. Pan Giros zoy wszystkim ukony, zapi swe porzdne czarne palto, na sypkie czarne wosy nasadzi kraciasty kaszkiet, wystawi spod wielkiego daszka fioletowy nos i powiedzia wrd pumieszkw: - Bardzocie mi si wszyscy spodobali, panowie. Nieszczcie prawdziwe, e musz si z wami rozsta. Ale obowizek przede wszystkim. Nie zapomn was, niech Pan Bg broni.

Trzasny drzwi. Pan Giros znikn. Gospodarz, nie spuszczajcy oka z Szypowa, wszystkiego z wolna zaczyna si domyla. Ach, lis! Co za lis! Ale kogo ma na oku? Za kim lisisko wszy? Na kogo zastawia sieci? Pije, pije, a nie pijany. Czyby do tych studentw czu mit?... Wasnego kumpla kaza wyrzuci na mrz... - On wcale tam, na mrozie, nie siedzia - szepn Potap. - Pogrozi mi i poszed do hotelu... - Uuuu - stkn Jewdokimow - pro goci, eby ju sobie szli. - Boj si - przyzna si Potap. - A ten wasz Tostoj, hrabia ten wasz, co on, zwariowa, e szko za wasne pienidze otwiera? -zapyta Szypow. - Gdzie to on tak? W Tule, zdaje si?... - Czemu miaby zwariowa? - rozgniewa si wysoki student. - Szlachetny czowiek i tyle. Kady si urzdza, jak moe - myla Szypow - krzta si, zabiega, a tu, patrze, ju i ycie przeleciao... Jak te szarekie myszy, tak si krztaj. Ale eby si ktry za myszk uwaa, to nie. Ot co. Kady myli, e to on jest kotem, a naprawd - mysz, i tyle... Tak to jest. I przypomnia sobie, jak to sam przed trzema dniami bieg powiewajc poami swego jasnoburego palta, kiedy wezwa go sam komendant moskiewskiego cyrkuu miejskiego, pan prystaw Szlachtin. Och, jake on wtedy pdzi. Panie Boe wielki, czy aby nie nieszczcie jakie?... Hyc-hyc po schodach... Tfuj! Byle patrzy prosto w oczy, cigle prosto w oczy... Byle utrafi... Ach, Boe ty mj! A wbieg... Prystaw Szlachtin, jego wielmono, wyj raczyli mu na spotkanie! - No, Szypow, do apania doliniarzy, ha-ha, s waniejsze sprawy. Przygotuj si... - Lamur - powiedzia Szypow na prb. - Co? - E, nic, to po francusku... - To ty, ha-ha, i francuski znasz? - zdziwi si Szlachtin. - Zdarzao si - skromnie powiedzia Szypow. -- Byem przecie u ksicia, u jego ekscelencji Aleksandra Wasiliewicza... - Wiem, wiem, serce, wszystko wiem. Moe wanie dlatego poruczona ci zostanie nieatwa sprawa... I bardzo, miej to na uwadze, delikatnej natury. - Mersi - miao powiedzia Micha Iwanowicz. - Wedle rozkazu. Serce teraz ju bio spokojnie, jak naley. Szlachtin nie siada. Sta. Micha Iwanowicz sucha, peen godnoci. - ...hrabia Lew Nikoajewicz Tostoj w posiadoci swojej Jasna Polana otworzy szko dla chopskich dzieci. Nie ma w tym niczego niewaciwego. Jako nauczycieli sprowadzi studentw uniwersytetw moskiewskiego i sankt-petersburskiego. To te nic niewaciwego. Wszelako wikszo tych studentw zostaa relegowana z wyej wspomnianych uczelni za rnorakie przewinienia o charakterze politycznym i znajduje si obecnie pod nadzorem...

- C to on ich tak tam zebra? - zapyta Szypow.- O, wanie. Ale ty, Szypow, uwaaj. To sprawa niezmiernie delikatna. Niech ci Pan Bg ma w swej opiece, jeli rzecz rozgosisz... Moe tam zreszt nic takiego nie ma... Uwaaj! - Ale wasza wielmono! - powiedzia Szypow - na taki mezalians ja sobie nie pozwol. Ksicia, dobroczycy mojego nie zawiod. - Pienidze dostaniesz w kancelarii. Moesz i - poleci Szlachtin. Serce Michaa Iwanowicza zabio mocniej, pomkn...

...Ach, i ze mnie te myszka nieszczsna - rozmyla teraz, patrzc na studentw - dla was jestem kotem, dla nich myszk... W tej wanie chwili skrzypny wysuone drzwi szynku i jaki oberwaniec o twarzy wystraszonej asicy otulajc si w nieopisane achmany ukradkiem dopad szynkwasu. Nikt z obecnych nie zwrci na uwagi, c dopiero Szypow, siedzcy plecami do drzwi. Ale to wanie Szypow nie odwracajc si powiedzia: - A-ja-jaj, Jaszka, za cudze chcesz pi?... Za wdowi grosz? Wdowa siedzi w domu i pacze, a ty si z jej woreczkiem po gospodach wczysz? Oberwaniec na to run na kolana i modlc si do nieruchomego ciemienia Szypowa j lamentowa: - Michawanyczu, ojczulku, nie gub ty mnie! Szypow nadal si nie odwracajc powiedzia: - Daj no tu ten woreczek i czekaj na mnie, tylko eby ci nie przyszo do gowy ucieka. Wyszywany paciorkami woreczek z szacunkiem klapn na st. Szypow pomaca go palcem i powiedzia zwracajc si do wszystkich: - Pan prystaw poleci mi znale ten woreczek. I oto jest, prosz. Stjkowy rozemia si, a po nim rozemiaa si caa sala. - Wielki z pana czowiek -- powiedzia stjkowy. Atmosfera znw si wyranie rozgrzaa. Jakie lekkie podniecenie, niczym niewidzialny prd elektryczny, iskrzyo to tu, to tam. Wzmaga si gwar przyguszonych gosw. Wszyscy wyraali swoje uznanie patrzc na Szypowa, ktry obraca w palcach ocalon portmonetk. - Mam ja na ciemieniu tak strunk - mia si Szypow. - W razie czego, ona lamur-tuur, brzdk, i gotowe. Czyj to woreczek? A, purkua, radczyni tytularnej Froowej. Radczyni osobicie mnie prosia. No?... Ja t swoj strunk - r-raz... I co mylicie? Ju wiem: ukrad Jaszka. Zwyky mezalians... A ot i Jaszka. Myla sobie, e bd si za nim ugania po mordowniach? Za duy honor. Nie, bratku, sam ty do mnie przyjdziesz, jeszcze si strunce mojej pokonisz w pas. Sam mnie znajdziesz... - Wsta, potrzsn woreczkiem przed oczyma zadziwionych goci Jewdokimowa. - Moja strunka dla was tak si stara, panowie! - Hura! - zakrzykn gospodarz Jewdokimow, reszta podja. Wszyscy prcz studentw.

Studenci milczkiem, boczkiem, ukradkiem zmyli si z szynkowni. Szypow tylko podmiewa si im w lad. Zaraz i reszta goci, jakby otrzymawszy przyzwolenie, ruszya ku wyjciu kaniajc si Szypowowi, niektrzy nabrali kurau i wrcz mrugali do porozumiewawczo. Szypow umiecha si i kademu odpowiada na ukon, niczym gospodarz na balu. Jego wyostrzona twarz poczerwieniaa. By zadowolony. - To wielki czowiek - powiedzia stjkowy do gospodarza. - Wszystkich ulikw ma w kieszeni. U nas w cyrkule jak tylko co, to zaraz do Michaa Iwanycza... On jest jedyny. - Och, prawda to - gono westchn gospodarz - wielki czowiek. - A nie wstyd ci, Potapka - powiedzia Szypow - studentw straszy? Przecie to ja ci po konterfekcie przejechaem, eby si, ciemna maso, do cudzych rozmw nie wtrca... No, tre oli ci teraz? - Nie - gupkowato odrzek Potap - to nie wy, to oni... Gdybycie wy wiedzieli, obiboki, na jakie to ja si wspiem szczyty, wszyscy bycie poniewierali si u moich ng - pomyla Szypow.

...Ledwie wtedy, uskrzydlony sukcesem, wyskoczy z kancelarii majc ju w zanadrzu pienidze na przejazd i inne jeszcze cele, kiedy kto wypad na niego, kto - tego ju sam nie pamita, nie mia czasu si przyjrze, i ten kto znw kaza mu stawi si u pana Szlachtina. U prystawa za wyjanio si, e Szypow natychmiast ma pdzi co si w nogach do samego oberpolicmajstra Moskwy, do jego wysokoci hrabiego Henryka Cyprianowicza Kreutza. Szypow pogna, nogi go nie suchay. Wargi zbielay mu cakiem, nos wyostrzy si jeszcze bardziej. Le, le. Kot na ciebie czeka. W apkach ciepych pazury chowa, w wilgotnym pysku zbki bielutekie, rwniutkie... Byle si tylko nie speszy. Nie spuszcza oczu, za nic nie spuci oczu. A c, panowie, wy macie swoj bro i ja mam swoj. Kto powiedzia, e jestem mysz? Nie jestem ja mysz, nie... Jestem im potrzebniejszy. Grunt, eby nie pcha palcw midzy drzwi, eby samemu nie wdawa si w pogaduszki, niech oni sami si wywntrzaj... Zobaczymy, zobaczymy... Ach, Boe ty mj, Boe! Ale uspokoi si. W drzwi frontowe nie wbieg, wszed. Tam ju na czekano. Polecono mu si rozebra. Mia Szypow pod jasnoburym paltotem ciemnoszary myszaty surdut. Poprowadzono Michaa Iwanowicza przez pokoje, schodami rnymi, przez korytarze rozmaite wprost do kociego legowiska. Cikie drzwi oberpolicmajstrowego gabinetu jakby si wcale nie otwieray, a przecie Szypow sta ju oto przed hrabi. Ledwie zdy hrabia przybycie jego zauway, a ju przypad malutki agent ku jego rce, ju wysun ku niej biae wargi. - Niech mi wolno bdzie... Ot bestia! - skonfundowa si hrabia, usiowa nie patrzy w zielone oczy Szypowa, ale nie mg. - Jak miesz! - krzykn Kreutz purpurowiejc. - Ja wobec tobie... - i urwa. Szypow umiechn si ledwie zauwaalnie. - Ja wobec ciebie mam powane plany, a ty diabli wiedz co... - i powid chusteczk po wysokim czole. Szypow trwa nieporuszony. Hrabia przecigle patrzy mu w oczy. Wreszcie zreflektowa si przecie, powichrzy papiery na biurku...

- No - powiedzia hrabia - niech no ci si przyjrz. Syszaem, e ty z ludzi ksicia Aleksandra? - Przed emancypacj... - wyszemra Szypow.- Prosz, prosz, przed emancypacj - powiedzia hrabia z zaciekawieniem. - E-man-cy-pac-ja - powtrzy kpico. - No, a ce ty tam robi? - Suyem... - Jake to suye? - U stou suyem - popieszy Szypow - podawaem niby. - Ach, podawae... - hrabia milcza przez okamgnienie, way co. - I c, cigle jeszcze ywisz przywizanie do ksicia Aleksandra? - Wasza wysoko, serce moje przepenione jest oddaniem i mioci! Hrabia zbliy si o krok i zamar, niczym przed skokiem. Nie ma co, m szer, uwierzysz - pomyla Szypow - cokolwiek bym ci powiedzia... - Mdrzejszy, ni przypuszczaem - powiedzia Kreutz rozdraniony i niepewny. - Wdk pijesz? - W wita, wasza wysoko - wrzasn Szypow. - Ksi Dogorukow ufa twemu do przywizaniu, wierz, e w razie czego nie zdradzisz... - Mersi - wykrztusi Szypow. - Mog by o to spokojni...

...Pan, z wielmonych - patrzc na Szypowa pomyla gospodarz Jewdokimow - cho na drobn zwierzyn poluje, ale przecie pan, janie wielmony policjant. Boe bd miociw. A gdzie to jego laska, mia przecie lask, kiedy przyszed. Laseczka ze srebrn gwk, srebro i czer... Moe w kcie zapomnia? - Potapka - powiedzia - przynie Michaowi Iwanyczowi lask ichni. W kcie j zostawili. - Hop - powiedzia Potap - momencik... - Lask? Jak lask? - zdziwi si Szypow. - Ja adnej, setrebi, laski nie miaem. Jak to nie mia, kiedy mia? - zamyli si gospodarz. - Tak godnie wszed, pamitam przecie, wypisz wymaluj dobrze urodzony z laseczk... - No, trzeba zna miar - powiedzia Szypow, otworzy portmonetk radczyni, wychyn stamtd rubel. Jaszka od drzwi patrzy na woreczek poncymi oczyma. - Za duo, Michale Iwanyczu, za duo - biorc rubla powiedzia gospodarz. Jaszka jkn, poruszy si w swoim kcie. - A bo to duo? - rozemia si Szypow. - W sam raz. ebycie wy wiedzieli, karaluchy, na jakie to ja si wzbiem wyyny! - pomyla. - Po jakich to wspiem si stopniach! Jakiemu to kotu w lepia zagldaem... Wyej nie da rady! Tam ju tylko niebo...

Wspi si, rzeczywicie! Nie, nie opucia Szypowa fortuna, nie daa mu spokoju. Taszczya go za sob coraz to wyej i wyej, cigna go za rk, on zreszt si nie opiera. Schody rne z czystego marmuru pokornie janiay pod jego stopami. Cikie rzebione drzwi otwieray si przed nim. Wrd wyniosych mundurw niczym rwny im dawa si widzie jego sfatygowany myszaty surdut. I oto wreszcie taki wzlot, o jakim wczoraj jeszcze nie niby nawet! I to nic, e na razie nie carskich komnat amfilady rozwieray si przed malekim agentem, czyme jest bowiem car? Przebywa car gdzie tam, w nieosigalnoci swojej, pikny nieoywiony obraz, marzenie niemiae jeno... A tu ywy, widzialny, z krwi i koci, rozkosz i dreszcz zarazem wywoujcy sam genera-adiutant, genera-gubernator Moskwy, Pawe Aleksandrowicz Tuczkow, czonek Rady Pastwa. I, zda si, powinien by Szypow jkn, do ng pa, czoga si w lansadach nie wiadomo dokd. Ale, rzecz dziwna, im wyej wzlatywa, im wielmoniejsze, nieosigalniejsze i straszliwsze jawiy si przed nim persony, tym spokojniejsze byo serce Szypowa. To ju nie kot - pomyla z zachwytem. - To kocur po prostu, kocurzysko! Gubernator zza biurka nie wsta. Skd stamtd, z dala, przelotnie otaksowa zastygego u drzwi Szypowa i odwrci si do okazaego adiutanta. - Bur - miao powiedzia Micha Iwanowicz. - Skd pan wytrzasn to straszydo? - zapyta genera. Adiutant nachyli si do. - Rozumiem obawy ksicia - nie zauwaajc Szypowa wycedzi genera - ale czy to budzi zaufanie? Jak to oni wszyscy poszli w ruch! - myla sobie tymczasem Szypow. - Hrabia Tostoj otworzy szko. A niech sobie otwiera... Moe spisek tam szykuj?... I kt to jest moim dobroczyc? Wychodzi, e ksi. Ja bym mia ksicia zdradzi?! Strasznie si zakrztnli. A ten nie patrzy w oczy, ma w pogardzie... Ale te beze mnie ani rusz. Co by on beze mnie by wart, kocurzysko? - On wie o wszystkim? - majc na myli Szypowa zapyta genera adiutanta. - To przecie absolutnie konfidencjonalne... - westchn ciko. -- Dziwne wszelako jest to widzie. apacz od doliniarzy ma pcha swj nos w ycie hrabiego Lwa Nikoajewicza?... Tak?... Doprawdy, rozumiem intencje ksicia, ale jestem zdumiony, jestem zdumiony... Nie bez powodu wszyscy oni tak... - pomyla Szypow i serce mu zaomotao. - Patrzcie no tylko, jakie persony! Genera-gubernator we wasnej osobie, ksi dobroczyca mj, oberpolicaj i wszyscy, wszyscy oni... Petersburg-Moskwa... Trzymaj si, Szypow! A moe tam, w hrabiowskim majtku w tej caej Tul rzeczywicie Bg wie, co si szykuje? Moe rzeczywicie spisek?... - Cho z drugiej znowu strony - cign gubernator - z pewnoci ma to pewien sens, w przeciwnym razie ksi by si nie zdecydowa na to. C pan sdzi? Ale ten musi zrozumie, e najmniejsza jego niezrczno obrci si przeciw niemu, ukarana bdzie w trjnasb... Jeli wygada si niechccy albo wspomni o ksiciu czy o mnie... Co? Jest pan pewien, e on sobie z tego zdaje spraw?... Nie pasuj im - zrozumia Micha Iwanowicz - ale nic nie mog zrobi, ksi si rozporzdzi. A mnie co do tego?... Nic mi do tego... Pard - i ostronie dotkn piersi w miejscu, gdzie za myszat materi surduta spoczyway sobie asygnaty.

Za wielkimi oknami gubernatorskiego gabinetu janiao biae styczniowe poudnie. Od biaych kafli holenderskiego pieca szo delikatne ciepo. Gubernator by postawny, adiutant przystojny i elegancki, wic Szypow rozmik, przymruy oczy... W szynku dopalaa si ostatnia lampa. Szypow ruszy ku drzwiom. W ciszy, ktra zapanowaa, sycha byo, jak huczy za cian szalejca zamie. - Ech - powiedzia gospodarz - dokde to pan w tak zawieruch? - Na jutrzni do cerkwi - rozemia si Szypow, da kuksaca obdartusowi, wyszed. I zawieja natychmiast si uspokoia. - W imi Ojca i Syna - ze strachem przeegna si gospodarz. W teje jednak chwili poczu, e opucio go napicie. Lej mu si zrobio. I nawet pomyla sobie, e c to za honory takie nage dla maego tajniaka, kiedy, niby, bywaj w interesie i panowie oficerowie, i bandyci, i nawet tajny radca Jakowlew siedzia z gomi tu oto, jad i pi, i nic, a teraz, Boe, co za nieszczcie!... Przed szynkiem panowaa ciemno. Jedna jedyna latarnia nie moga si z ni upora. W dali czerniaa w bezruchu kobieca sylwetka. Szypow wzruszy ramionami. - Nie gub ty mnie, ojczulku! - zacz lamentowa oberwaniec. - Co bym ci mia gubi? - powiedzia Szypow. - Id, gdzie ochota... Masz tu moniaka i zjedaj... znw zaszeleci woreczkiem radczyni i poda Jaszce banknot. - Oj, oj! - zachrypia Jaszka. - Dobroczyco mj! Dozwl do uszanowa! - i wdzicznym nosem koln Szypowa w pier. - Szczsny dla mnie dzie, Michawanyczu, ojcze rodzony! - gaska Szypowa po plecach, po ramionach, obcaowywa okcie, kolana, guziki paltota... - No, dosy ju - zmczonym ruchem odepchn go Szypow. - Zjedaj, zjedaj, szer ami, ale zapamitaj sobie... Jaszka znikn za wgem, sycha byo tylko chrzst wieego, dorodnego, cukrzastego a sypkiego styczniowego nieku. Kobieta zbliya si do Szypowa i znw znieruchomiaa. - Oj, Matriona - powiedzia Szypow - cigle jeszcze stoisz? - A cigle jeszcze - ledwie dosyszalnie odpowiedziaa Matriona. - Zmarza chyba na tej dujawicy? - Jake tu nie zmarzn? Zmarzam... - Ale ty zawzita, Matriocha. Po prostu setrebj... A ja ci zaraz prezencik dam... no, gdzie on... dam ci pienidzy... Woy rk do kieszeni, do drugiej. Na jego twarzy odmalowao si zdziwienie, potem przestrach. Rozemia si cicho. - To dopiero, Jaszka. - Widziaam - powiedziaa Matriona i zbliya si jeszcze o krok.

- Czowiek zawsze swoje wemie - powiedzia z zadum Szypow. - Std czy stamtd, a wemie... - Daabym wam arbatki z miodem... Ualiabym si... Zmruya oczy, ruszya. Szypow powoli szed ulic obok niej. Szed i prbowa zda sobie spraw z tego, co zaszo. Wszystkie te cuda przydarzyy mu si trzy dni temu. Wyturla si wtedy od generaa Tuczkowa, obcign jasnobury paltot i poszed Twersk. Szed powoli, z dostojestwem, nie gorszy ni wielu innych. Mg nawet wzi dorok, ale nie wzi. Patrzcie teraz na niego, patrzcie, pki nie jest za pno, wiecie, gdzie on bdzie za rok? Na jakich szczytach? Bkitniay wzdu jezdni zaspy niegu. Sycha byo dzwonki, czyje zachwycone krzyki, piski pz. Pachniao wieym chlebem. Micha Iwanowicz zapragn nagle zdj melonik i pokoni oddalajcemu si domowi generaa-gubernatora. Ale ju huczay w jego gowie nowe troski, a pierwsza wrd nich taka bya - spotka si z panem Girosem, ktrego wyznaczono mu na pomocnika. Szed wic oto mijajc obce bramy i okna i coraz to bliszy by Samotieki, gdzie przemieszkiwa jego przyszy kompanion. Dzie by tak pikny, e wtpliwoci adnych by nie mogo, i wszystko w nim bdzie rwnie jak on pikne, i nie opuszczaa Szypowa stosowna do tego jasnego, tryskajcego yciem dnia wiara w sukces. Zreszt Szypow w ogle mia szczcie i wyrniajc si w wyapywaniu kieszonkowcw nigdy nawet nie zastanawia si, skd do ten dziwny talent, ten niuch i intuicja jasnowidza. Wszystko jako samo pyno, los wida by dla askaw, innym bowiem agentom policji nawet si nie nia owa atwo, z jak odnajdywa zaginione bez wieci portmonetki. I jak kady szczodrze utalentowany czowiek ani myla trz si nad swoim talentem, dre z obawy, e lada moment cud ten przyganie, przeciwnie, szafowa nim hojnie, z gestem, lubi wystpi w roli dobroczycy, ale nie gardzi te ludzk wdzicznoci. A w koo cigle bya Moskwa. W Samotiecznych uliczkach, zaukach, zakamarkach, w przemieszaniu drewna i cegy trwaa Moskwa wspaniaa, styczniowa i niena, ale cichsza ju, przyguszesza, przytajona, jakby to ju tu wanie albo gdzie cakiem nie opodal, za wgem najbliszym, ukaza si miao siedlisko wymylnej moskiewskiej duszy. Nawet rozgwar niedalekiej Suchariewki nie mg by si przebi a tutaj i tylko sabnce dzwonienie rozchlustywao si po malekich podwreczkach, gaso w bramach domw. Ale w tej bogiej ciszy wrzay te same namitnoci, co i tam, w wielkiej Moskwie, narastay i tuczyy si niczym boenarodzeniowe prosita. I w tej bogiej ciszy nie wiedzie skd dwiczay jakowe ledwie syszalne struny; jakie niejasne dwiki wydzieray si spoza domw, z bram; jakie sowa nie do zrozumienia, nie do zapamitania, skcone, mylne; jaka pie bodaj, ktr piewa niewidzialny jakowy mieszkaniec tutejszy - nie pijany szewc, nie sprzedawca, miodw z wod korzenn betanych, nie wczga, nie zodziej, nie furman, ale i nie tajny radca ani genera, ni ksi... I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze? Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... Jakie diamenty, jaki puk, czemu niebieski? Co, gdzie, kiedy, skd?... Potem zagusza te dwiki skrzyp niegu, nikny... I znw przed Szypowem leaa Moskwa, wia si, skrywaa za niegiem, parzya mrozem.

Tu, pod samym dachem dwupitrowego domu, w komrce o jednym maym okienku Szypow spotka si ze swoim kompanionem. Micha Iwanowicz siedzia na jedynym tu krzele, Giros za sta naprzeciwko niego, wymachiwa rkoma, ukazywa cudowne biae zby. Ja jestem dobry czowiek, panie Szypow - powiedzia - a dobrzy ludzie na ulicy si nie poniewieraj i zachichota. - Zrobi wszystko, cokolwiek pan rozkae, ale niech si pan nade mn uali, Michale Iwanowiczu...Najostatniejszemu kundlowi, i temu ko daj w nagrod... - i znw zachichota odrzucajc gow do tyu, jakby nazbyt mu ciy dugi fioletowy nos. - A ty z jakich bdziesz, Amadeuszku - zapyta Szypow podziwiajc swego wesoego kompaniona. - Z Cyganw czy z Grekw? - Jasne, e z Cyganw - powiedzia Giros. - Z jakich znowu Cyganw? Tfu, niech to diabli... Z Grekw, z Grekw... Grek jestem, jasna sprawa. - Nos masz nieruski i wosy czarne - powiedzia Szypow - jakby nawet z Wochw by albo i z Turkw, Panie Boe, uchowaj... - Jasne, e z Wochw - zachichota Giros. - Jaki ze mnie, u diaba, Grek?... Mwi przecie i mwi, a pan uszu chyba nadstawia... Spryciarz - pomyla Szypow - nie w ciemi bity. A niech mu bdzie, niech si mieje. - Pozwl, e bd mwi do ciebie: Michel, co? - zaproponowa nagle Giros. - Michel? - namarszczy si Szypow. - Jako jakby komprene... Bd co bd jeste moim pomocnikiem... - Ale nie! - zachichota Giros - co ty? Jasne, e nie przy ludziach... Nie bj si. Na osobnoci. Przy ludziach bdziesz dla mnie Michaem Iwanowiczem albo nawet panem Szypowem... Wiesz co, chcesz, to bd ci tytuowa: Wasza Wielmono?... Mnie to przecie nic nie kosztuje... Chcesz? - No, no - rozemia si Szypow - fer la kur czysty... - wietnie, wietnie - ucieszy si Giros. Popyna nastpnie niepieszna rozmowa z rzadka przerywana potnym chichotem Girosa. Pogawdzili o tym i o owym, a gwnie o hrabim Tostoju. - Wiesz - powiedzia Giros - mam ju jakie takie rozeznanie. Raz si nawet zetknem z hrabi, widziaem go. No, powiem ja ci, e chop jest niczego sobie... Kusak na medal. Da po karku moe prawidowo. Codziennie chodzi do Poir, na gimnastyk. Lubi posiedzie sobie w restauracji... albo zamawia do numeru... Ta-ak - pomyla z cikim sercem Szypow. - To nie to, co zapa za rk doliniarza. Hrabia bd co bd. Jake tu z nim? - No i co wymyli, Amadeuszku? - zapyta Szypow. - Wyobra sobie, e nic - powiedzia Giros. - Zreszt myle to ja nie umiem - i zachichota. - Jak, dlaczego, dokd, skd - tego to ja nie umiem, nie wyznaj si... Jak, Michel, powiesz, tak i zrobi... No, chcesz, to si najm do niego za lokaja? Mnie przecie to nic nie kosztuje.., Chcesz?

Szypow zamyli si. Malekie zwtpienie niemal przeradzao si w strach. To doprawdy rzadko zdarzao si Michaowi Iwanowiczowi. I teraz, od samej ju wiadomoci, e moe si tak sta, czu si nieswojo. Jake to tak, ledzi hrabiego, w dodatku wykrywa moliwy spisek?! To przecie nie to, co podglda kogo przez lunet, gdzie z dachu. Jaka tam luneta! Trzeba przecie wle czowiekowi do duszy. Ale dusza to delikatny mechanizm. Zwaszcza hrabiowska. Byle kogo tam nie wpuszczaj. Wic co robi? A w ogle to z tym lokajowaniem Giros sprytnie wykombinowa, tyle e moe hrabiemu potrzebny jest lokaj, a moe i nie. Byo to niemal jak cierpienie. Myl jednak pracowaa ju mimo wszystko w podanym kierunku i mona byo oczekiwa, e niebawem dojrzej decyzje. Tak, hrabia to nie doliniarz, za rk go nie zapiesz. Nie bdziesz go tropi po mordowniach, po domach noclegowych. A moe on wcale nie polityk? Tu Szypow powid doni po piersi, zmaca asygnaty i drgn, i zadra. Och, och - pomyla bolenie - ulec, ulec pieniki jak ten urawi sznur, ulec. Wszystkie, co do jednego. A Giros, jakby domylajc si sekretnych cierpie Szypowa, powiedzia: - Nie pokpimy sprawy. Jak Boga kocham bdziemy go mieli. Ty mnie tylko wykieruj na trop, a ja ju, jak ten chart, po ladach, po ladach... - i zachichota. - Nieraz przecie pracowaem dla Szlachtina. Nie przypadkiem on ci mnie przydzieli. Ja mam dobry wch, Michel. Jego dziarski ton i chichot, i wielkie biae zby, jak na pokaz, uspokoiy nieco Szypowa. Lej mu si zrobio na sercu. Zaraz rne zawitay pomysy. ycie znowu wydawao mu si pikne. - No, dobrze - powiedzia wzdychajc. Zabieramy si, permete mua, do mzgowania. Znajdzie si u ciebie co do wypicia, przekska jaka? - Co ty, kochasiu! - zawoa wstrznity Giros. - Skd? Doczeka si nie mog, kiedy si ze mn podzielisz, kiedy mi dasz, no, cho par miedziakw. - Diabe z ciebie, Amadeuszku - umiechn si Szypow - ale gupi to ty nie jeste... C, dobra, wypijemy potem... I zabrali si do opracowywania swego nieskomplikowanego planu. Zgodnie z tym planem Giros mia si krci w pobliu hotelu Chevalier i nie spuszcza hrabiego z oczu, a gdyby ten jecha dokd mia sun za nim trop w trop i wszystko sobie konotowa. Gdyby nadarzya si okazja do zawarcia osobistej znajomoci byby to wielki sukces. Co za do Michaa Iwanowicza, to pjdzie on zaraz do hotelarza i sobie jednemu tylko wiadomymi sposobami nakoni tamtego do zatrudnienia go w charakterze posugacza. - A pieniki? - zapyta Giros. - A pieniki - powiedzia Szypow - jeli wszystko dobrze pjdzie, wieczorkiem, m szer. I poszli. Przed hotelem udali, e si nie znaj i pan Giros j si przechadza po trotuarze z zaciekawieniem przygldajc si przejedajcym karetom, powozom i saniom, Micha Iwanowicz za dziarsko wkroczy na ganek i znikn za cikimi drzwiami.

Ledwo jednak drzwi hotelowe zatrzasny si za nim, a ju dugonosy jego kompan pomyla: A niech sobie pracuje, niech pracuje... - i przedrepta popiesznie mimo ganku, skrci za rg, wszed do szynkowni Jewdokimowa. W par minut pniej Szypow wyszed, Girosa jednak nigdzie nie byo wida. Chwat! - pomyla z zadowoleniem Micha Iwanowicz, uzna bowiem, i kompanion jego pomkn hrabiowskim tropem, pomyla tak i rozemia si: - Niechaj sobie popracuje, niechaj pracuje... Zawoa sanki, rozsiad si w nich, rozwali, wie si kaza pod Nikickie Wrota, pojecha do Matriony. Matriona mieszkaa w dwch pokoikach w suterenie. M jej, szewc, dawno ju j odumar, zostaa sama, bezdzietna, i po niejakim okresie ez i samotnoci zakotwiczy przy niej Szypow. Zarabiaa Matriona praniem, prasowaniem, haftowaa na sprzeda, syna poza tym w caej dzielnicy z tego, e pieka na zamwienie znakomite pierogi imieninowe. Bya w gruncie rzeczy jeszcze moda, liczna jak z obrazka, a co najwaniejsze pokorna, maomwna i dobra. Chadzali do niej czasami rni, zwaszcza kiedy Szypow przepada na dugo, ale kochaa Matriona tylko Michaa Iwanowicza. Ceni to i niekiedy obdarza j pieszczot albo pienidzmi. I cho, prawd mwic, bardziej si Szypowowi podobay inne, modsze i z lepszej sfery, to przecie szanowa Matrion, by do niej przywizany i zawsze pamita o jej domu, jak kady bezdomny hoysz pamita o ugrzanym legowisku. Jak tylko do niej przyjecha, zaraz przeliczy pienidze. Byo tego caych trzydzieci rubli. Czerwoca z miejsca da Matrionie, pitk odoy dla Girosa, reszt dobrze schowa. Matriona chuchaa na, dmuchaa, napoia go, pooya spa, wyczycia jego myszaty surducik i buty, a kiedy si obudzi, znw go posadzia za st, daa herbaty. Nie pytaa, kiedy przyjdzie nastpnym razem - dawno taka midzy nimi stana milczca umowa. A Szypow popija ze spodka i myla, e jeli si Giros owi powiodo, to mona uzna, e kompaniona ma prima sort, i przedsiwzicie ich si powiedzie, a skoro si powiedzie to i pieniki popyn strug, byleby nie skrewi. Ale ju si prawie nie obawia, e sfuszeruj - wierzy w swoj szczliw gwiazd. Dopi herbat, rozebrao go, znw by si zdrzemn, zwin by si w kbuszek pod Matrionin chustk, ale ciekawo przemoga, poegnali si. Giros czeka ju na na samym rogu Gazetnego i Twerskiej tak, jak si umwili. Wyglda na zadowolonego z siebie, ale nim zacz opowiada o swoich przygodach, poprosi o pienidze. Szypow poda mu owe nieszczsne pi rubli. Amadeusz schowa banknot i rozemia si. - Dobry ty, Michel! Nie ma co! Taki ochap mi rzuci!... Szkoda ci, co? A ja na same doroki wydaem czerwoca... Dugi fioletowy nos Girosa kiwa si z dezaprobat, ale Szypow pozosta niewzruszony. - No, do tego - powiedzia - co twoje, to nie ucieknie - i poklepa si po piersi. - Ano, anszante, opowiadaj... I powoli poszli Twersk, ktr ogarnia ju zmierzch.

OPOWIE AMADEUSZA GIROSA

Ledwo si za tob zamkny drzwi, podjecha karet hrabia. Ze szczcia zakrcio mi si w gowie. Jest! - pomylaem sobie. Hrabia do hotelu nie wchodzi, da portierowi jak paczuszk i kiwn na stangreta. Konie ruszyy. Ja - w dorok i za nimi. - Jed za karet, tylko jej nie zgub! Lecimy. Najsamprzd Gazetnym, potem Wielk Dmitrowsk. Patrz - zwalnia. Tak jest - jedzie do Poir. Kawaeczek dalej stanem i ja. Hrabia do bramy, ja - za nim... Bye tam kiedy? Nie? No, kochasiu, dua sala, rne przyrzdy gimnastyczne... Nie pierwszy raz tam jestem, znam to wszystko. Szczcie, e hrabia lubi gimnastyk... No, wic on si przebiera. Ja wchodz. Kaniam si, on si odkania. No, myl ja sobie, od czego on zacznie? Tak jest, podchodzi do drka. Chwyci. Muskuy mu zagray. No, po prostu kusak na medal. Nie masz pojcia, co za bary, jaka krzepa! Ja si powolutku rozbieram, patrz, co bdzie dalej. On si zaczyna podciga, kiepsko mu idzie, prbuje krci - ni cholery. Widz, e nowicjusz. - Wasza wysoko - odzywam si skromnie - tu nie siy potrzeba tylko wprawy. Czerwony si zrobi. - A skd pan mnie zna? - Ano, tak, z widzenia - powiadam - czytao si to i owo z paskich utworw. A na drku grunt, to wprawa. Pozwoli pan... - i zaczynam krci. Wyginam si, spadam niby, ale nie - dalej krc. On patrzy, czerwony ze wstydu, troszk zy. To nic, myl, to nawet wyjdzie na dobre. - Tak, pan rzeczywicie jest mistrzem - powiada. - Nie wiem, czy kiedykolwiek osign tak doskonao. - Przesada - uspokajam - przy paskiej sile to nic trudnego. Cierpliwoci. Ale obio mi si o uszy, e pan niezabawem wraca do swojej tulskiej guberni? - Nie - powiada - posiedz jeszcze w Moskwie. - To wietnie - powiadam. - Przejdziemy do konia? - Prosz bardzo... Ale obawiam si, e i tam panu nie dorwnam. Przechodzimy do konia. Wiesz, to takie bydl ze skry, czym tam wypchane, diabli wiedz czym, na czterech nogach, o, tak wysokie... Sprbuj przez to przeskoczy... Co-o?... - Ale ja si nie przedstawiem - powiadam. - Jestem Amadeusz Giros, ziemianin spod Tambowa. Mam tam wiosk, niczego sobie. Ale zim lubi spdza w Moskwie... Prosz pana, hrabio... - Moe jednak pan pierwszy? - O, nie, wasza wysoko, prosz mi zrobi t uprzejmo. Prosz si nie krpowa, o, ju si pan zaczerwieni... Jedna rka tu, o, tak, druga tu, doskonale, prosz si teraz odbi, energiczniej... A jak te emancypacja, doskwiera panu? - Emancypacja? - powiada, siedzi na koniu i ani rusz nie moe oddechu zapa. - Mnie tam nie doskwiera, ale chopom? Chop bez nadziau - jaki z niego gospodarz? - Tak - powiadam - to samo i mnie drczy. Jaki z niego, u diaba, gospodarz, skoro ziemi nie ma? Osobicie jestem oburzony, zamierzam nawet napisa list do senatu. Napisz obszerny list, na jakie dwadziecia stronic, wyo im wszystko bez ogrdek. Haba.

Tu, widz, zapaliy mu si oczy. Siedzi na koniu, oczy mu pon, krzepa go rozpiera, no, po prostu kusak na medal, sowo daj. - Teraz - powiadam - zamach nog i przejcie do odwrotnej pozycji... Rrraz... Za sabo, za sabo, to trzeba mocniej, caym ciaem, hrabio, caym ciaem. Nie, nie, nie tak... Pan pozwoli. Zlecia z konia jak worek z piachem. Ja wskoczyem i - daleje. - No i jak? - pytam. - Tak - powiada - po mistrzowsku. - Drobiazg, nauczy si i pan... A pan nie zamierza napisa podobnego listu? Jest pan przecie, hrabio, czowiekiem znanym, wpywowym. Paskiego gosu suchanoby uwanie. - Nie - powiada - obawiam si, e to zbyt umiarkowany sposb. - Na lito bosk, wasza wysoko, a c moe by skuteczniejszego?! - Rozmaite s sposoby wywierania nacisku na rzd - odpowiada mi on zagadkowo. - Sposoby radykalniejsze... Ehe, myl sobie, tu mi, kochaneczku! Ale eby go tylko nie sposzy. Straszn miaem, Michel, ochot jeszcze si z nim pobawi, ale myl sobie: tak czy tak ju ci mam. - Co do mnie, wasza wysoko, to nie wyobraam sobie innych sposobw. Pojcia nie mam, co te by to by mogo? Nie, nie, innych sposobw by nie moe. Widz, e si zmczy. A po mnie jak po psie, mog si krci jeszcze, ile chcesz. Ale wszystko ma swoj miar. Ubieramy si. On powiada: - Napijmy si, panie Giros, zimnego szampana. Ja zapraszam. Przechodzimy do bufetu. Dywany, Michel, dywany, naokoo fotele, wazy z kwiatami, lokaje w liberiach. Ciepo, przytulnie... Spodobaem si hrabiemu, to od razu wida. - Ale czemu to pan miaby zaprasza? - powiadam. - Lepiej ju ja. Wielki to dla mnie honor zaprosi pana... Mnie to przecie nic nie kosztuje... - mwi tak, ale myl: po diaba igram z ogniem, przecie nie mam grosza przy duszy. adnie bd wyglda, a i Michel dobry sobie - poaowa mi pienidzy. Zbani si teraz i koniec. Ale, Bogu dziki, hrabia to czowiek szlachetny, ani mu w gowie zawraca z raz obranej drogi. - Nie - powiada - jake to tak? To dla mnie wielki honor zaprosi pana, takiego mistrza... Siedzimy, pijemy, rzodkiew pogryzamy... Wypilimy, odpoczlimy, ubieramy si, wychodzimy. Hrabia - do karety. - A paska kareta gdzie? - pyta. - Zwolniem stangreta, panie hrabio... - Moe podwie pana? Bardzo mi bdzie mio... - Najserdeczniejsze dziki. Ale, wie pan, po gimnastyce lubi si przespacerowa... I daem nog.

- No i co? - zapyta Szypow. - Co jeszcze? - Zaprosi w goci... - Kiedy? - A kiedy bd chcia. Niech pan wpada o dowolnej porze - powiada - zawsze bd panu rad. Nudz si tutaj. Chwat! - pomyla rozbawiony Micha Iwanowicz i oczekiwa, kiedy jego kompanion zada pytanie, co mianowicie on, Szypow, zdoa przez ten czas zaatwi. Ale podnieconemu wasn opowieci Girosowi ani w gowie byo wypytywa, sam za Szypow nie pali si do wyzna. Uwaajc, e zosta zrobiony pocztek i e perspektywy s nader obiecujce, postanowili zje kolacj, przechadzka bowiem zaostrzya apetyty. I oto wstpili do pierwszej z brzegu szynkami, zamwili wdk, kapuniak, sandacza z wody. Nalali, trcili si. - No, z Panem Bogiem. - Z Bogiem, z Bogiem, Amadeuszku. Kompletne la furszet. A jutro wal do niego jak najwczeniej, komprene?... Powolutku wszystko samo si ukadao, szo jak i powinno. Ten Giros to cudowny chop, myla podchmielony Szypow. Tak cay czas udawa idiot, durnia z siebie struga, zbki biae pokazywa, a tu pokaza zbki, prosz, prosz! Koo pnocy obaj ju mieli do. Wszystkie pienidze wydali. Nos pana Girosa wyduy si jeszcze, nabrzmia, jeszcze bardziej sfioletowia i chwilami wydawao si Szypowowi, e kompanion podtrzymuje nos domi, by nie nazbyt mu zwisa. Po wdce jako atwiej si mylao i Micha Iwanowicz medytowa wanie, e przy takim pomagierze nie musi si ju najmowa za posugacza. Obudzili si rano w pokoju Girosa. Spali w objciach, na goej pododze. - No, Michel - zachichota Giros - co ja z tob mam! Wszystkie gnaty mnie bol... Ja to lubi spa w pocieli, niech to diabli, w pocieli! Wybieg dokd, wrci ocierajc usta z mleka. - Och, teraz to da si y, mleczka nawet kundel podwrzowy nie odmwi... - Skd masz mleko, m szer? - zapyta Szypow. - To, widzisz, gospodyni, starucha nieszczsna, wydaje mi kubek mleka dziennie i ani kropli wicej. cierwo! - Przynisby i mnie z p kubka, tre oli... Co? - Wszystkiego byo raptem p kubka - powiedzia Giros. Szypow popatrzy na jego umiechnit twarz, w jego wielkie czarne dobrotliwe oczy, w ktrych przebysn nagle maleki ognik zdumienia, i odwrci si, machn rk. - No, Michel - rozemia si Giros - miej Boga w sercu. Czyby mi uwierzy? Plot, co mi lina na jzyk przyniesie, a ten wierzy! Jakie tam, u diaba, mleko, woda i tyle. Woda, bracie, woda. No, chcesz, przynios ci wody.

Mwi to z takim przekonaniem, tak gorco, z tak nawet determinacj, e Szypowowi zrobio si wstyd, uwierzy mu, zapragn tej wody, zwykej zimnej wody, ktra by ugasia poar duszy i ciaa. Giros tymczasem usiad na krzele i zapatrzy si w okno. Na jego twarzy grao wiato wczesnego poranka, ale oczy kompaniona smutne byy i bez blasku, usta wykrzywione gorzko. Wielki fioletowy nos ciy ku pododze, a lnice nie uczesane czarne wosy opaday na czoo. Z caej postaci Girosa taka bia bole, jakby to nie ten sam czowiek chichota przed chwil. - Komu w drog temu czas - powiedzia Szypow. - Pora zoy wizyt jego wysokoci. Giros drgn, poderwa si, otrzsn wosy znad czoa. Twarz jego znw oya, soczyste wargi niczym dwie mae czerwone mijki powstrzymyway wyrywajcy si umiech, w oczach rozpalay si wiateka. - Poszed ogar po tropie!... Mw, co chcesz, Michel, alem go subtelnie zay! A dzi bdzie mia si z pyszna. Dzi wycign, co ma na sercu. A ty, nawiasem mwic, moesz si nie martwi. Moesz si o mnie nie martwi. Przekonae si ju, co ja potrafi... Teraz zapyta, jak to byo ze mn - najey si Szypow. - Czy jestem ju posugaczem... Ale Giros i tym razem o nic nie zapyta. Doprowadziwszy si do porzdku wyruszyli do hotelu Chevalier, w ktrym skazany hrabia oczekiwa z niecierpliwoci na swego nowego znajomego. Sama to rozkosz bya patrze, jak szli po Wielkiej Dmitrowskiej dwaj nasi tropiciele. Jeden wysoki, czarnowosy, w czarnym palcie, spod ktrego wyzieray modne wskie szare pantalony, w kraciastym kaszkiecie, drugi niszy ode, w jasnoburym paltocie i w czarnym meloniku. Przed domem Poir przystanli na chwil, postali przed wejciem, o czym tam rozmawiajc i poszli dalej, w stron Zauku Gazetnego. Hotel Chevalier powita ich rozgwarem, krzykami, reniem koni. Przed podjazdem stao kilka powozw i sa, z ktrych wysiadali bogato ubrani ludzie, portier pomaga nosi rzeczy, krcili si te boye hotelowi, ten chwyta kosz, w sakwoja, trzeci kuferek, stangreci dawali koniom obrok, zjechaa najwyraniej jaka liczna rodzina. Cz pastwa znajdowaa si ju wewntrz budynku, kilka za modych pokojwek biegao midzy ekwipaami i dyrygowao mczyznami - co maj bra najpierw, co potem. A tak byy adniutkie, tak zgrabne i apetyczne, tak elegancko i ze smakiem ubrane, e ich pastwo z pewnoci musieli by wielce przyjemni. Pannice z miejsca zauwayy, e wywary wraenie, jy si bardziej szarogsi, pokrzykiwa goniej, w dodatku chichota i mia si. miay si oczywista nie z Szypowa, wyda im si bowiem do sympatyczny z tymi somianymi bokobrodami i zielonymi oczyma, miay si po prostu, bo mode byy, a take dlatego, e dojrzay w tych zielonych oczach zachwyt i sprawio im to przyjemno. Nim si Szypow opamita, Girosa ju przy nim nie byo. Kompanion widocznie pi ju z hrabi porann kawusi. Tu si Micha Iwanowicz stropi co nieco, skonfundowa - trzeba byo albo zabiera si std i nadal wszystko pozostawi przedsibiorczemu Girosowi, albo najmowa si za posugacza, jak si byli umwili. Los wszelako zrzdzi jeszcze inaczej. Jedna z pokojwek, smaga, czarnooka i czerwonousta, coraz to czciej strzelaa okiem w kierunku osupiaego Szypowa, a wreszcie zawoaa do drugiej, tej janiejszej: - Widzisz, jak pan ci si przyglda?

- Nie mnie, nie mnie - odcia si janiutka - tobie, tobie... - Niczego sobie pan, co? - Ba, moskiewski - rozemiaa si jasna. - Zapytaj, moe co zgubi? Ach, cholery! - zdumia si Szypow. - Wstydu nie maj adnego. miae kaczuszki. - Szuka pan czego? - zapytaa czarniutka.- Bonur - powiedzia Szypow i uchyli melonika - bardzo ty miaa. A nie przelkniesz si, jak ci spotkam wieczorkiem, co? Mogoby nam przecie by tre oli... Co? Nie boisz si? - Oj! - zawoaa janiutka i zaniosa si od miechu. - To ci Moskwa! A czarnulka zarumienia si, byo to wida nawet przez jej smago. - Pomgby pan nam lepiej nosi kuferki - powiedziaa wrd miechu. Szypow ju by przy niej, jakby przefrun. - A co za to dostan? - Niech pan lepiej niesie - powiedziaa janiutka. Zrobi do niej oko i z cikim kufrem na ramieniu pomkn jak na skrzydach po schodach, po chodniku, na pierwsze pitro. Tam kto poleci mu zoy kuferek obok sterty bagay spitrzonej przed drzwiami jednego z numerw i Micha Iwanowicz ponc z niecierpliwoci popdzi na d. Zajty mylami o czarniutkiej licznotce nie zauway nawet, e zza kolumny wyjrzaa czyja krga, a uwana twarz. W saniach niewiele ju zostao rzeczy. - A co ja za to dostan? - powtrzy pytanie Szypow. - Niech pan jeszcze odniesie sepecik - rozemiaa si czarnulka. - A moe si pan zmczy? - Wida, e z woroneskiej guberni - ciko dyszc powiedzia Szypow - strasznie ostre macie jzyczki. I pomyla: Gdzie si Matrionie rwna z t tutaj? - Z woroneskiej, z woroneskiej - powiedziaa jasna - a moe i z twerskiej... Teraz ju nie wbiega po schodach - kufrzysko ciyo. Dotar wreszcie pod drzwi numeru i opuci swj ciar na ziemi. A kiedy potargany i zlany potem wraca na d, wysuna si zza kolumny szydercza, niedobra twarz prystawa Szlachtina. Serce Michaa Iwanowicza zaomotao. Nie trzeba mi byo, szersze la fam, z pannami si zabawia! - pomyla gorzko. - Teraz ani chybi wezw, powiedz: ach ty, taki-owaki, pokojwki za nasze pienidze podszczypujesz?... Ech, mezalians, ani mowy! Ale nie zdradzi si z tym, e pozna prystawa, wypad na ganek. Przed wejciem nikogo ju nie byo. Szypow nie zaryzykowa, nie zawrci w poszukiwaniu czarnulki. Przeklinajc ycie da nura za rg i pogna, jak najdalej od grzechu. Ale niepokj robi swoje i oto w gowie tajnego agenta zrodzia si myl zbawcza, ju nabraa rumiecw, i nogi same poniosy tajniaka i to nie byle dokd, ale dokadnie tam, gdzie zamierzy.

Co teraz najwaniejsze? - myla Szypow, kroczc jak najpieszniej. - Najwaniejsze teraz, eby zdy przekaza raport jego ekscelencji zanim to zrobi prystaw. I oto Micha Iwanowicz zasiad przy brzeku stou w mieszkaniu znajomego pisarczyka, poprosi o atrament, o papier i piro, posapa, posapa i wysmay tekst, ktry z pewnoci pognbi prystawa, gdyby ten mia donie o niedbalstwie tajnego agenta, ktry miast ledzi hrabiego, ugania si za jakimi niewiadomymi pannicami marnotrawic pastwowe fundusze. Oto w tekst.

Tajne Micha Zimin Do Oberpolicmajstra Moskwy, Czonka wity Monarszej, Pana Generaa-Majora Hrabiego Kreutza Mam zaszczyt powiadomi Wasz Wysoko, i zamierzajc uda si do Tuy zgodnie z poleceniem Waszej Wysokoci, co si tyczy obserwacji majtku Jego Wysokoci Hrabiego Tostoja, pozostaem w Moskwie, miast wyruszy zgodnie z poleceniem, na skutek pobytu Jego Wysokoci Hrabiego Tostoja w Moskwie w hotelu Chevalier i z powodu obserwowania go tutaj, co pozwolio mi dowiedzie si o wielu takich rzeczach, ktrych Wasza Wysoko nawet nie podejrzewa, a teraz wyruszam niezwocznie do Tuy zgodnie z poleceniem Waszej Wysokoci i w najbliszym czasie zakomunikuj o wszystkim szczegowo.

I dziarsko pooy swoje nowe tajne nazwisko. Doniesienie owo, starannie przepisane na czysto przez pisarczyka, Szypow zoy w kancelarii oberpolicmajstra i bardzo zadowolony ze swego sprytu popieszy z powrotem, by posucha, co ma mu do opowiedzenia o swoich przygodach Giros. Na rogu Gazetnego i Twerskiej, na umwionym miejscu, kompaniona jeszcze nie byo, stao tam natomiast dwch studentw, jeden wysoki, drugi niszy, z brdk. Micha Iwanowicz odwrci si plecami do nich i kontemplowa przedwieczorn Twersk, rozmylajc nad tym, jak sprytnie uprzedzi prystawa Szlachtina i o zniknionej jak sen jaki zoty czarnulce o czerwonych ustach (gdzie do niej Matrionie)... Nagle dobiego do jego uszu wypowiedziane przez jednego ze studentw nazwisko hrabiego Tostoja. Usyszawszy je Szypow j bacznie nasuchiwa. Pocztkowo toczya si rozmowa nie do wyrozumienia, o tym, o owym, ot, taka sobie gadanina, ale z wolna uporzdkowaa si i popyna niczym wartka rzeczka. Ju po piciu minutach Micha Iwanowicz ku swemu zdumieniu zorientowa si, e to dwaj z tych wanie studentw, ktrych hrabia Tostoj nasprasza do swoich posiadoci na belferskie posady i ktrzy tak wczoraj intrygowali prystawa Szlachtina, gdy w cyrkule miejskim wykada jemu, Szypowowi, istot sprawy. Usysza te Szypow, e za dzie lub dwa studenci maj zamiar wyjecha na swoje nowe miejsce zamieszkania, to jest do majtku Jasna Polana wanie. Tu si Szypow zaniepokoi - eby tylko nie straci zdobyczy z oczu, ale usysza, e pado nazwisko Jewdokimowa i zrozumia, e modziecy zamierzaj co niedrogo przeksi, a moe i wysuszy karafeczk z okazji wyjazdu.

Co za dzie! O, Fortuno przyjazna, pieczone gobki same leciay Szypowowi do gbki. I wanie wtedy zjawi si im pan Giros.

OPOWIE AMADEUSZA GIROSA

...No wic, Michel, wchodz ja, znaczy, id po schodach na gr, skrcam w korytarz, a on ju czeka. Czeka, wyobra sobie! Drzwi numeru szeroko otwarte, czeka. - Czemu tak pno, panie Giros? - powiada rozradowany. - Nie mogem si pana doczeka! - Spieszyem si, wasza wysoko - powiadam. - Koo, wie pan, spado mi w karecie, lewe tylne. - Przykra historia - powiada - dziki Bogu jeszcze, e tylne. Przechodzimy na pokoje. On ma na sobie winiowy szlafrok, na nogach perskie meszty ze zotogowiu, w doni fajka. Pachnie perfumami i kaw. - Bardzo si ciesz, e pan wpad - powiada - nie ma pan pojcia, jak bardzo. Wczoraj tak przyjemnie nam si gawdzio. Jak tylko si obudziem, od razu pomylaem o panu. Gdzie ten uroczy czowiek? - myl sobie. Gdzie on? Moe kawki? - Prosz - powiadam. - Czemu nie?... Mnie si take, hrabio, przyjemnie z panem gawdzio. Zwaszcza o emancypacji. To bolesna kwestia. Rzuciem mu ko. On jej nie rusza. To nic, myl, mamy czas. Pijemy kawk. A je mi si chce piekielnie. A on, wyobra sobie, jakby czyta w moich mylach. - Prosz mi wybaczy, panie Giros, alem si tak ucieszy z paskiej wizyty, e nie zapytaem, czy raczy pan ju zje niadanie? - Prosz sobie wyobrazi, wasza wysoko, e nie - powiadam. - Ta historia z karet wytrcia mnie z ustalonego porzdku dnia... Ale doprawdy prosz sobie nie robi kopotu. On si zaambarasowa, poderwa si, klasn w donie. Wszed staruszek lokaj. Hrabia to mu poleci, tamto mu poleci... Nie mina minuta - niesie. Cay st zastawi. Znalaza si, wyobra sobie, i karafka. - No, wasza wysoko, skoro sprawy taki wziy obrt... - powiadam - nie odmwi mi pan swego towarzystwa. - Ach, ja ju jadem - sumituje si hrabia - chyba, e tak, symbolicznie, dla kompanii. Czym chata bogata, prosz si nie krpowa, paskie zdrowie. A tu, jak ju zaznaczyem, st zastawiony po brzegi. Wszystko lni, byszczy, pachnie. Para bucha... Od czego my tu, myl ja sobie, zaczniemy? Moe od pieroga? Pierog wymienity, z grzybami, prosto z pieca... Nie, myl ja sobie, to potem, mona sobie usta poparzy.

W tym miejscu opowieci Szypow przypomnia sobie nagle, jak to, bywao, wtacza w domu ksicia Dogorukowa mahoniowy stolik na wysoki poysk, z intarsjami z masy perowej na blacie, stolik godny niezmiernie, na czterech nkach wygitych, na keczkach. Blat stolika podnosio si i odkadao, a wtedy wyzieraa spode na wiat boy caa bateria karafek i flasz, smukych i pkatych, paskich i kanciastych, koysay si w nich mikko najrozmaitsze nalewki ubarwione na najniewiarygodniejsze kolory czy to same z siebie, czy to przez rnobarwne krysztaowe szka flasz. Jakich tam nie byo nalewek. Wymylne bywaj ludzkie gusta i nie zna granic ludzka pomysowo. Ta rnorodna aromatyczna i palca armia sprawiaa, e cieka czowiekowi linka, a obok karafek tu, stay smuke krysztaowe kieliszki, podzwaniay cicho przy najlejszym dotkniciu... Oczy bolay, kiedy si patrzyo na cae to bogactwo, wybr by trudny, nie wiadomo byo od czego zacz: czy od chrzanweczki, mtnawej nieco od soku, ktry puszcza spoczywajcy na dnie szczodry korze; czy od bladotej cytrynwki, czy od czosnkwki; a moe od ubrweczki, odrobin zielonkawej i tajemniczej niczym renice rusaki, ubrweczki, w ktrej nieruchomo a wytwornie wyginao si dbo wonnej trawy, samo przypominajce upion rusak... Ach, zaczynaj od ktrej chcesz!... Ale to jeszcze nie wszystko. Bo opodal w krysztaowych miseczkach szecianiki drobno pokrojonych ytnich sucharw, a i kapusta z urawin, a i koreczki z ilmeskiej stynki, a i obwarzanki nawet, tak malutkie jednak, e akurat raz na zb. A wszystko to bynajmniej nie do jedzenia, ale po to wanie, eby pooy na zb, a przygry, a oko przy tym przymruy... - Ale ty mnie nie suchasz - obrazi si Giros. - Mw, mw - przeykajc lin powiedzia Szypow. - Mw dalej, se mua...

- ...No wic od czego by tu zacz? Nalewamy sobie z hrabi po jednym... po drugim... - Paskie zdrowie, panie hrabio. - Paskie zdrowie, panie Giros. I ju kolej na zaksk. Ale ja godny jestem piekielnie. Co mi tam jeden czy drugi grzybek? Chlapn sobie, myl, talerz kapuniaku. To bdzie w sam raz... Porzdnego gorcego kapuniaku! Nabraem sobie, siedz, jem. A czas tymczasem pynie. No, pora ju, myl sobie. - Wasza wysoko - powiadam - ca noc zasn nie mogem, cigle mylaem o tym, co pan wczoraj powiedzia. Ma pan racj, memoriay do senatu, a nawet na najwysze imi - wszystko to bzdury... Ale gdzie ta byskawica, ktra zdolna by bya ogrza i rozwietli moj miotajc si dusz? Gdzie pytam ja pana? Obajmy ludzie wiatli, czy nie znajdzie si dla nas grunt szlachetny, ktry moglibymy przeora? Burza, Michel! Wywoaem burz. Na twarz wystpiy mu plamy. zy w oczach. Rce mu dr, rozlewa wdk... Aha, myl, teraz zapae ko, jednak zapae! Dalej ju pjdzie atwiej. Wiesz, zawsze tak jest, e wystarczy przynci do tej pierwszej, przy nastpnych ju zanca nie trzeba. Taka si w czowieku budzi apczywo, e byleby mu, bracie, nady rzuca... - Wiedziaem, panie Giros, e jest pan czowiekiem wielkiej szlachetnoci i odwagi. Musz otworzy przed panem serce. Czy nie sdzi pan, e jest rzecz najzupeniej moliw, by gdzie daleko od wiatych stolic, bez wygaszania podburzajcych przemwie i bez pchania si na oczy oficjalnym wadzom, prowadzi walk z reimem? - Nie chwytam paskiej myli - powiadam. - Jak mam to rozumie? W jakim sensie? Jak to - daleko, bez wygaszania, bez pchania si?...

- A tak to - powiada. - Gdzie w guszy mona spotka si z ludmi, rozmawia z nimi, zbiera pienidze dla pana Hercena... - Dla kogo? - zapyta Szypow. - To taki znany wichrzyciel, Michel. W Anglii mieszka... No, wic pomaga, znaczy si, temu Hercenowi, chopom ka w uszy, e cierpi straszny ucisk... A kiedy, powiada, przyjdzie odpowiednia chwila, uderzy jak grom z jasnego nieba. - Hm - powiedzia Szypow. - A od czego jest, lamur-tuur, policja? - A policja, powiada, nic nie zauway - zachichota Giros. - Po prostu. To ja mu, bracie, na to robi aluzj, czy to, niby, nie jego majtek jest t gusz, gdzie to mona si bawi podobnymi sprawami? - Albo to mao jest majtkw, panie Giros - mieje si - gdzie to mona?... Majtkw w Rosji mamy duo... Siedz, rozumiesz, Michel, i nieswojo mi. Widz, e mam go w garci. Mam go. Trzymam! No, myl, rzuc ci jeszcze jedn kostk, chyba si nie udawisz. - Wasza wysoko - powiadam - pozwolisz, e bd do ciebie mwi: Lowa? On, wiesz, w pierwszej chwili troch si zdziwi, skrzywi si nawet: - Lowa?... Nie za wczenie na to?... Jako to troch nie tego, prawda? - Ale skd, co te ty! - powiadam. - Uchowaj Boe! le mnie zrozumiae. To na osobnoci, na osobnoci. Przy ludziach, jeli chcesz, bdziesz dla mnie Lwem Nikoajewiczem... Mnie to przecie nic nie kosztuje... - No, dobrze - powiada - Bg z tob. - licznie - powiadam - wietnie! Chlapniemy, Lowka, jeszcze po jednym? Wypilimy jeszcze po jednym. - Jeli masz ochot - powiada - przyjedaj do mnie do Jasnej. Pomieszkasz sobie, rozejrzysz si... Moe i dla ciebie znajdzie si zajcie. I koniecznie wpadnij dzi wieczorem, sprowadzimy sobie Cyganw, zabawimy si z okazji mojego wyjazdu... - A kiedy on, Amadeuszku, zamierza jecha do domu? - Za dwa dni. Mwi, e musi jeszcze zaatwi par jakich spraw. Ale sam przy tym robi oko, dra. - To teraz - powiedzia Szypow - wstpimy, tre oli, do szynku - i opowiedzia o studentach. - Okazuje si, e ty te nie tracisz czasu! - zachichota Giros. - Moje uznanie!... Moe odpalisz mi par groszy? No, Michel, jake ja tak bez pienidzy? Przecie nie mam nawet za co jecha... I ruszyli do szynku Jewdokimowa, gdzie nastpiy znane ju wam wydarzenia.

I oto Szypow szed teraz z Matrion przez nocn Moskw. Stolica jakby wymara. Nie wida byo przechodniw. Tylko niekiedy z wolna przejedzie drzemicy na kole spniony sankarz; warkn, rozszczekaj si kundle z podwrz, poszczekaj na siebie i zaraz przestan; jaki szalony zaspany

kogut, ktremu wszystko si pokrcio, znienacka proklamuje wit. Zreszt w Moskwie jest spokj. Ogromny spokj. Milczc, nie odzywajc si do siebie ani sowem (Szypow - bo by zamylony, Matriona - bo pena bya nabonej pokory) szli tak Gazetnym w stron Twerskiej. Oto ju niefortunny szynk Jewdokimowa skry si za rogiem, oto ju mijaj hotel. Hotel ciemny by, tylko tu i wdzie przebijao spoza okiennic wiato - w restauracji bawiono si jeszcze. Moliwe, e i hrabia z Girosem oprnia tam teraz ostatnie kieliszki - Szypow wyobrazi sobie swego kompaniona, jak, rozweselony, dziobie swym dugim nosem szlachetny policzek hrabiego. Moliwe, e i czarna, kranowarga mdka ley tam teraz, w gbokim nie pogrona, mlaska przez sen, rozwalona nieprzystojnie... Nagle drzwi hotelu otworzyy si, stary portier wyszed na ganek i j zgarnia do miednicy potrzebny mu do czego nieg. - C tam, kochaneczku - zapyta Szypow - jego wysoko hrabia Tostoj pi ju, czy te zbieraj si do drogi? A moe z Cyganami si zabawiaj, co? - Pewnikiem pi - chtnie wda si w rozmow stary. - Bdzie chyba pi dni, jak wyjechali. W domu, u siebie teraz pi... Moe pi, a moe i zabawiaj si... Jaka tam paska ich fantazja. - Jak to: wyjechali? - upewnia si oszoomiony Szypow. - Wic hrabia nie jest teraz w swoim pokoju? - A zwyczajnie, wzili i wyjechali. Sam odprowadzaem... Do siebie pojechali, do Tuy. Micha Iwanowicz poczu w caym ciele dziwn sabo. - A moe jednak hrabia jest w numerze? - zapyta, ju bez nadziei. - W tym numerze mieszka teraz pan radca stanu Baskakow z maonk - twardo powiedzia stary i zamkn drzwi. I wtedy ogarna Szypowa straszliwa wcieko. Kaza Matrionie samej wraca do domu i co si w nogach pomkn na Samotieczn. Pod pierwszym ciosem drzwi do komrki Girosa nie ustpiy. Ale Szypow napar mocniej, przegnie koki nie wytrzymay, futryna pucia, droga bya wolna... - Kto to? - ochryple wrzasn Giros. Szypow ciko dyszc sta w progu i nic w ciemnoci nie widzia, sysza tylko, e gdzie obok przytaia si w przeraeniu tyczkowata figura kompaniona. - Zapal wiec - rozkaza Szypow. - Ju, ju... - zakrztn si Giros - za moment, wasza wielmono... Och, Boe drogi... Wreszcie zapona wieca, pomyk jej rozrs si, zawiso w komrce smtne ponocne wiato. Szypow wpatrzy si i serce mu zamaro, i burza nieoczekiwanie ucicha, jakby w ogle nie szalaa, i tylko rozkoysaa si przed nim zwiewna mgieka smutku, popyna, osnua go, obezwadnia. Przeraony, rozczochrany Giros siedzia w najdalszym kcie z twarz ukryt w doniach. Na jedynym tu ku, rozwalona pod zeszyt ze skrawkw materii kodr, spaa ona smaga czarnulka, spaa snem tak mocnym, jakby nikt tu nie wyamywa drzwi, jakby nie miota si po pokoiku oszalay ze strachu Giros, jakby Szypow nie krzycza, jakby w ogle na caym wiecie bezruch panowa cakowity i spokj.

Obrazek ten tak by nieoczekiwany i tak porazi Michaa Iwanowicza, e zapomnia nagle, gdzie jest i ani rusz nie mg sobie przypomnie, po co tu przyszed, o co ma zapyta i dokd si std uda. Ona za spaa, wieca potrzaskiwaa, za oknem zabray si do dziea pierwsze kury, Giros skuli si w kcie, znieruchomia niczym przetrcony szpak, a na stole lea nadgryziony pierniczek. - No, mw, tre oli - wyszepta Szypow starajc si nie obudzi picej - opowiadaj, jak ci si hulao z Cyganami. - Hulaem, Michel. Hulaem - zaterkota Giros nie odejmujc doni od twarzy - przysigam ci... - Ta-ak - powiedzia Szypow. Znowu wpad w furi. - A hrabia? - Lowka?... Pewnie pi teraz... - A w hotelu mi powiedzieli, e jakoby pi dni temu wyjecha z Moskwy. - Niemoliwe - powiedzia zaamany Giros - co im si musiao poplta po nocy... Jak to - wyjecha, skoro rano idziemy do Poir?... Przysigam ci... - Zaraz ci spior - powiedzia Szypow szeptem. - Pierz - pokornie przysta Giros. - Nos ci, antre, przefasonuj na bakier... - Przefasonuj, Michel, przefasonuj... Szypow zrobi bezszelestny krok. Czarnulka spaa, ani si poruszya. - Popatrz na mnie, popatrz na mnie uwanie, Michel, czy ja bym umia skama? - powiedzia Giros. Umiaby - pomyla Szypow. Ju znw ochon. - I ja bym umia, i kady. Kiedy nam czego trzeba umiemy i naga, i zabi - znw spojrza na czarnulk. Cmokna przez sen. - Cauje si... myszka. Nie jest taka znw pikna - skra i koci... Powoli wraca do Nikickich Wrt. Byskawicznie zblia si ranek. Moskiewskimi ulicami wali ju roboczy ludek, a zaspani posugacze otwierali okiennice szynkw. Nie - myla sobie tymczasem Szypow - siy w niej nie ma adnej, krucha jak kieliszek... A Matriona czekaa, nie kada si. I znw nakarmia go, napoia, o nic nie pytajc uoya w ciepej pocieli, sprztna porozrzucane jego rzeczy, rozebraa si i pooya przy nim. Przez malutkie zimowe okno przedziera si do pokoju wit, szary i niemiay. Matriona leaa obok Szypowa bez ruchu, nie spaa jednak. Szypow ostronie odwrci gow, spojrza na ni ktem oka. Spodobaa mu si. Wyobrazi sobie jej krzepkie ciao, jej strome piersi, powoli i rytmicznie unoszce teraz pierzyn, jej krge ramiona, i dwie jej donie, gorce niczym wiee racuszki... - Wziby ty mnie za on, Michale Iwanyczu - nie odwracajc si cicho powiedziaa Matriona. - Tak czy owak przecie ze mn pijesz, jesz, pisz... Ju ja bym o ciebie zadbaa... - Ech, Matriocha - tkliwie powiedzia Szypow - a kto bdzie lata? - A lataj sobie, czy ja ci wzbraniam?... Co prawda to prawda, tre oli... - pomyla Szypow, ju w pnie. - Cakiem anszante, mersi... I obj j, i zamkn oczy, i wydao mu si, e obejmuje tamt, czarnulk, myszk woronesk...

3 Tajne Prystaw Cyrkuu Moskiewskiego Moskwa Do Jego Wielmonoci Pana Podpukownika Szenszyna Pragn zakomunikowa Panu, i, jak stwierdziem osobicie, Micha Zimin miast bezzwocznie uda si do miasta Tuy, zgodnie z poleceniem Jego Wysokoci Generaa-Majora Kreutza, przebywa w Moskwie. wiadom wagi tej operacji uwaam za swj obowizek powiadomi o powyszym Wasz Wielmono. Prystaw Szlachtin

cile tajne Zawiadujcy III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Sankt-Petersburg Do Pana Oberpolicmajstra Moskwy Hr. Henryka Cyprianowicza Kreutza III Oddzia powiadomiony zosta listem Pana, e obserwacj owiatowej dziaalnoci Hr. Lwa Tostoja powierzono tajnemu agentowi Michaowi Ziminowi. Przyznaj, e w pierwszej chwili wiadomo ta wprawia mnie w niejakie zdziwienie. Znam tego agenta osobicie, pracowa dla mnie. Dobra to kandydatura do wykonania zadania tak delikatnego, nie ma co! Bardzo mnie zdumiao, jak mona byo wybra wanie jego - to zwyky tajniak od zodziejaszkw kieszonkowych. Z tego wszelako, co pisze Pan dalej, widz, Wasza Ekscelencjo, i wybr taki ma pewien sens, zwaywszy, e wyej wymieniony by niegdy czowiekiem dworskim Ksicia Dogorukowa, a wic osob zaufan... Jest rzecz zupenie moliw, e wybr Waszej Ekscelencji by suszny, i niech mi wolno bdzie mie nadziej, e Ksi bdzie zadowolony. Genera-Major Potapow

(z nieoficjalnej notatki ksicia Wasyla Dogorukowa przesanej generaowi Aleksandrowi Potapowowi)

...dlatego te zdaj si na Pask decyzj. Osobicie sdz, e tak bdzie debrze, bo wedug wszelkiego prawdopodobiestwa kady tajny agent, ktremu poruczano nadzr polityczny, dziki swemu dowiadczeniu zawodowemu zdoaby moe wywiza si naleycie z takiego zadania, nie sposb jednak wykluczy, e w trudnej sytuacji interesy osobiste mogyby wzi w nim gr nad interesami suby i gosem obowizku, to za, jak sam Pan rozumie, prowadzioby do niepodanych a smutnych komplikacji ze skandalem publicznym wcznie, a tego winnimy si wystrzega jak zarazy. Taki jest, Wasza Ekscelencjo, mj pogld na Zimina, ktrego oddanie wobec mnie w czasach, gdy by jednym z moich ludzi nie budzi najmniejszych niemal wtpliwoci - miaem okazj przekona si o tym. Zwaszcza, e wszystko, co obecnie zamylilimy, ma charakter jak gdyby tajemnicy rodzinnej... Zechce Pan, Wasza Ekscelencjo, da baczenie, by powzite zostay wszelkie rodki jak najwikszej ostronoci...

(z listu Lwa Tostoja do Wasyla Botkina)

...Otrzymaem list Pana w okresie, gdy byem przekonany, e umr. Trwao to u mnie przez cae obecne straszne i cikie lato. Nic nie robiem, do nikogo nie pisaem... Wydaj obecnie zeszyt pierwszy mego periodyku i jestem tym strasznie zaabsorbowany. Nie jest rzecz moliw opisanie Panu, jak bardzo lubi i jak znam swoje zajcie, zreszt nie umiabym tego nawet ustnie opowiedzie... ycie u nas kipi. W Petersburgu, w Moskwie i w Tule - wybory, niczym twj parlament; mnie jednak, z mego punktu widzenia wszystko to - przyznaj - interesuje w bardzo niewielkim stopniu... Przygldam si ze swego legowiska i zastanawiam si - ciekawe kto kogo! A kto kogo to w gruncie rzeczy nie ma adnego znaczenia... egnam, ciskam Pask do i prosz si na mnie nie gniewa. Pienidzy obecnie Panu nie wysyam, bo sam ich nie mam, ale, jako si rzeko, wyl w przyszym tygodniu... Zby mi wszystkie wypadaj, po staremu cigle jeszcze jestem nieonaty i zapewne pozostan ju starym kawalerem... Starokawalerstwo ju mnie nie przeraa...

(z listu generaa-adiutanta Pawa Tuczkowa do generaa Aleksandra Potapowa)

...jest wic rzecz oczywist, e nie mogem z czystym sumieniem zaakceptowa tego wyboru majc przed sob co, co wydao mi si zaiste potworem o cudacznych manierach i w brudnym pkoszulku. Wszelako rekomendacja Ksicia Dogorukowa pozwala mi pokada nadziej w szczeglniejszych a ukrytych talentach wymienionego agenta. Wiem ja, drogi mj Aleksandrze Lwowiczu, jak niewesoe ma pan ycie przy tej, jak Pan to nazwa, nowej fali liberalizmu, wszelako gboko wierz w pomylne efekta naszej wsplnej dziaalnoci i ufam Najwyszemu. Korzystam z tej okazji, by zapewni Pana o niekamanym moim szacunku dla i o mym gbokim Mu oddaniu.

cile tajne Kancelaria Oberpolicmajstra Moskiewskiego Moskwa Do Jego Ekscelencji Pana Generaa-Gubernatora Wojskowego Spiesz zawiadomi Wasz Ekscelencj o otrzymaniu pierwszego meldunku od tajnego agenta Zimina, ktry to meldunek otrzymaem jeszcze z Moskwy, gdzie agent przypadkowo zdoa dosta si do otoczenia samego Hrabiego Lwa Tostoja, co pozwala mi, w oparciu o jego meldunek, wnioskowa, e ustanowiony przez nas nadzr da rezultatyJeli agent nie ma skonnoci do mistyfikacji, to zaczynam rozumie rekomendacj Ksicia Dogorukowa. Z listu Zimina wynika, e obecnie znajduje si on ju w Tule, a zatem w najbliszym czasie mona oczekiwa dalszych wynikw. Hrabia Kreutz

(z listu Lwa Tostoja do Wasyla Botkina)

...Tu, w Moskwie, zoyem zwyk danin pasji mojej do kart i przegraem tyle, e mam zwizane rce; w konsekwencji, eby wymierzy sobie kar i poprawi m sytuacj wziem od Katkowa tysic rubli i obiecaem, e dam mu jeszcze w tym roku moj powie kaukask. Rozwaywszy to spokojnie, rad jestem bardzo z takiego obrotu rzeczy, inaczej bowiem powie ta, ktrej znacznie ponad poow mam ju napisan, leaaby nieukoczona po wieczne czasy i nadaaby si najwyej do opatrzenia okien na zim. Jaki los byby dla niej waciwszy, dowiem si od Pana w kwietniu...

(z notatki podpukownika Szenszyna przekazanej prystawowi Szlachtinowi)

...pogld Jego Ekscelencji Hrabiego Kreutza na zatrzymanie si Zimina w Moskwie. Pan za, askawco, niech si na przyszo postara mniej pochopnie formuowa wasny sd i nie dezorientowa nieprzemylanymi doniesieniami...

4 Hula po Tule wczesny, mody, zarowiony i jeszcze niepohamowany luty, zasypywa Tu niegiem niemiosiernie, i biada temu, co zosta bez dachu nad gow, albo temu, kogo interesy, obowizki lub wasne szalestwo pogonio w olep drog. Ale w domu wdowy po zdymisjonowanym kapitanie Kaspariczu byo w owe dni ciepo i zacisznie. Umiejtne a silne rce Darii Siergiejewnej zmieniy dom w przytuln twierdz, mikkie jej serce

w poczeniu z silnym charakterem ugrzay dom i sprawiy, e sta si on podobny do przystani Ziemi Obiecanej. Daria Siergiejewna, czyli - jak sama o sobie mwia - Dasia, kochaa ten dom i swj w nim sposb bytowania, to znaczy sw ubog, ale dumn niezaleno, cho twarde okolicznoci zmuszay j niekiedy do tego, i nie gardzia przyjezdnymi majcymi kaprys, by wynajmowa u niej pokoje. Do nowych swych lokatorw, obywatela honorowego miasta Halicza Michaa Iwanowicza Zimina i mieszczanina tambowskiego Amadeusza Girosa przyzwyczaia si szybko, a nawet zdya ich polubi za ich skromno, bezporednio i wykwint zarazem, wszelako ilekro siedzieli wieczorem przy samowarze, nie omieszkaa wspomnie o pierwszym wraeniu, jakie na niej wywarli. - Jak zobaczyam ten pana nos, panie Giros -- mwia miejc si - o mao nie zbzikowaam: Jezus Maria, co za nos! Przecie nie pomieci si w moich pokojach! Nieche go pan lepiej zostawi na ulicy, niech on sobie tam sam radzi, jak umie... - Straszna z pani kobieta! - Giros by nieodmiennie dotknity. - Wcale nie jest taki znowu wielki!... A z drugiej strony - co to za ycie byoby bez nosa? - Nie, nie - mwia ona - teraz to i ja widz, e wcale nie jest taki wielki... Prawd mwic, w ogle nie jest za duy, przeciwnie... cha-cha... To przecie grecki nos, prawda? - Oczywicie, e grecki, oczywicie, a c pani mylaa?... Ja przecie jestem Grekiem. -- Grekiem? Cha-cha-cha... Mwi pan przecie, e Wochem. - No, oczywicie, Wochem take... Wytumacz pani, Michel. Ale Szypow zazwyczaj nie uczestniczy w owych wzajemnych docinkach, umiecha si tylko w milczeniu i taksowa wzrokiem Dari Siergiejewn, i myla sobie, e jest jednak przystojna, nie to, co Matriona, i te wdowa, jak tamta; a Tua to nie Moskwa, pewnie, ale i tu da si y. Wszystko w Darii Siergiejewnej, w Dasi, byo takie, jakby natura zawczasu zatroszczya si o to, by dogodzi Szypowowi: drobna pulchna figurka, biaa krga twarz, niebieskie oczy. Piercienie jasnoblond wosw spoczyway na filigranowych rowiutkich uszkach. Zapach perfum i pudru unosi si nad Dasi niczym niewidzialny anio. Blisko niej trudno byo wysiedzie, taki bi od niej ar. Od kiedy zamieszkali w domu mczyni, Dasia miejsca sobie znale nie moga, waciwie to nie tyle ona, ile wszyscy troje yli w jakim wariackim pnie czy wrcz koszmarze. Rzecz si na tym zapewne zasadzaa, e kompanionom naszym od chwili przyjazdu jeszcze ani w gowie nie postao, by si zakrztn okoo swych pastwowej wagi spraw, wci tylko jedli, pili, wymieniali z Dasi uprzejmoci i dusery, wysypiali si do syta, i po niewielu ju dniach tak rajskiego ywota obaj nabrali ciaa, poprawili si. I wszystko byoby bardzo piknie, gdyby tu obok nich nie istniaa Dasia, gdyby nie rozmawiaa ona i nie artowaa z nimi, gdyby nie spogldaa wieloznacznie, nie rumienia si; gdyby nie syszeli co dzie stukotu jej obcasikw, gdyby nie przechodzi ich dreszczyk za kadym razem, gdy bose jej nki stpay gdzie tam na dole, w tajemniczej jej sypialni. Dasia oddaa im dwie sypialenki, w ktrych spdzali noce pene niepokojw i przeczu, i od poudnia do wieczora zajmowaa si nimi, jak umiaa, czynic pikniejszym ich ycie, a i wasne take. Byo jej wiadome, e lokatorzy zjechali do Tuy dla zaatwienia swoich spraw osobistych, czemu za nie zajmuj si nimi, co zamierzaj robi dalej - o to nie pytaa.

Niefrasobliwo pierwszych dni powoli znikaa. Wieloznaczne spojrzenia Dasine paliy coraz to mocniej, coraz to czciej, wzloty jej rk staway si coraz wyrazistsze. Nieoczekiwanie teraz urywa si jej miech, twarz jej na moment mroczniaa. Gwoli sprawiedliwoci trzeba tu co prawda doda, e do zapadnicia nocy bya taka jak dawniej, ledwie jednak oprni si samowar, ledwie suca Nastazja posza spa do swej komrki pod schodami, ledwie zostali w malutkim koronkowym saloniku we troje, a ju drzemica w nich elektryczno zaczynaa iskrzy, oczy si zapalay, zdania gasy niedokoczone, miech nie cieszy, a donie nie umiay znale sobie miejsca. Pniej, kiedy brako ju i sw, i ochoty do miechu, a w ciszy sycha byo tylko ciche potrzaskiwanie moe dopalajcych si wieczek, a moe wrcych namitnoci, ona wstawaa i odsyaa ich do ich izdebek. - Idcie ju, idcie - mwia, nerwowo mitoszc falbany sukni - ej, chopy, chopy. Wszyscycie jednacy. witek, pitek, a wam zawsze tylko skwarki w gowie. Idcie ju, idcie... A Dasia pjdzie do swojej sypialni i przez ca noc bdzie si modlia... Nie tupcie tam swymi buciorami i nie przeszkadzajcie jej, chopcy! - i odpywaa do siebie. Niekiedy odwracaa si jeszcze w drzwiach i grozia im maym paluszkiem. - Wiem, wiem, co za myli chodz wam po gowach. Wiem. Wybijcie to sobie z gowy, askawcy... Patrzcie ich!... Oni take wspinali si do swych facjatek, wiece gasy, ale elektryczno nadal rodzia iskry i cichutkie tajemnicze potrzaskiwanie mcio godn tulsk cisz.

Szypow wlizgiwa si pod puchow kodr nie mogc si nadziwi swemu nowemu yciu. Za cian poskrzypywa tapczan Girosa, ale nie o kompanionie myla Szypow w takich chwilach. Kada jego myl otwarcie i bezczelnie kierowaa si na d, pod podog, tam, skd dobiegamy rnorakie sabe odgosy. Sysza: teraz si modli, teraz przebiega na bosaka, teraz si pooya - jkny spryny, i znw czapanie bosych stp, i znw jk spryn, i gos (modli si), a moe to znowu spryny. Znienacka gucho trzaskay drzwi, modlitwa urywaa si, jk spryn wznosi si a pod sufit, bi o puap i pada bez tchu ze zamanymi skrzydami... A c to znowu takiego?! Szypow wstawa i w samej bielinie zjawia si w izdebce Girosa. Kompaniona zastawa zazwyczaj lecego na tapczanie na brzuchu, z gow zwieszon ku pododze tak, e czarne wosy Amadeusza zamiatay deski. Raz nawet ulokowa si Giros wprost na pododze, lea rozpaszczony, jak zabity, i nasuchiwa, co si dzieje w sypialni Dasi. Szypow, by zaguszy nocne niepokoje, mwi: - Odkarmie si, kocurze... A kto, ekskiuze mua, bdzie pracowa, co? Na co Giros zazwyczaj odpowiada: - No, Michel, jestem przecie na twoje rozkazy. Pjd, gdzie bdziesz sobie yczy, choby w ogie skocz... Mnie to przecie nic nie kosztuje. Chcesz?... Rzeczywicie, masz wit racj, do tego, odpoczlimy, rozejrzelimy si... - Pojedziesz jutro do jego wysokoci - mwi szyderczo Szypow - hrabia czeka przecie, setrebi. - Ach, Michel - podrywa si Giros - ale ty jeste, naprawd! Cigle jeszcze nie chcesz mi uwierzy? Przecie ja ci nie kamaem, wiesz dobrze... Sam zobaczysz, kiedy ci zawioz do hrabiego, sam wtedy

zobaczysz... Przekonasz si wtedy, niech to diabli! Zobaczysz wtedy... Ja ci przecie nie gaem... To portier dure, pioch jeden... Nie masz kogo sucha! - i umiecha si olniewajco. - Sam si przekonasz, daj mi tylko troch czasu. Serce mi si kraje, daj sowo... - Nie, lamur-tuur, adne troch czasu - obstawa przy swoim Szypow - jutro masz jecha. - No, dobrze, dobrze - broni si Giros. - Co za historia, wielki Boe! Mnie to przecie nic nie kosztuje. Nawet chtnie si spotkam z hrabi... No, go swojego charta, Michel, puszczaj go po tropie! Na dole trzaskay drzwi, jczay spryny, oni milkli, i zdawao si Szypowowi, e nos Girosa wpiera si w dechy podogi, e lada moment je przebije... - No, co - mwi Micha Iwanowicz otrzsajc si z odrtwienia - co si tak na mnie gapisz, m szer? Zapomniae moe, co masz jutro do zrobienia, co? Giros prostowa si, gadzi nos, mia si bezgonie. - Wiesz, e si ciesz... Diabelnie si ciesz, e mi wreszcie pozwoli zoy wizyt hrabiemu... Jak Boga kocham... Wiesz, co ci powiem? Hrabia moe i jest przestpc, nawet z pewnoci jest przestpc, ale i tak przypad mi do serca... Wes jest, niczego si nie domyla... A ja lubi hazard... Dasz mi troch pienidzy? Bo jestem dosownie bez grosza... A kto wie, co si moe zdarzy? Ostatecznie jestem na subie... - Jak pojedziesz - odpowiada niewzruszony Szypow - niczego ci nie zabraknie. Sam za myla ze smutkiem, e do niczego dobrego to ich rajskie ycie nie doprowadzi, e wszystko to moe si skoczy bardzo zwyczajnie i nie nadlec pieniki niczym biae abdzie z ciepych krajw. Ach, niebawem ju zadaj ode zdania sprawy, a on przecie nie ma o niczym zielonego pojcia: jaki tam hrabia, jaka tam Jasna Polana... Kancelaria pienidzy nie przysya, ale kiedy przyjdzie czas, niechybnie zada wynikw, kancelaria nie zna litoci. Tak, Moskwa na razie milczaa, o nic nie pytaa, a Szypow coraz to czciej widzia przed sob jakby przesnute lekk mgiek jej zote makwki, jej zbate mury... I znowu rozlego si na dole czapanie bosych stopek, i gos przyguszony, i jakby szloch, i obaj znw zapominali o wszystkim, wycigali szyje, nieruchomieli. I znowu pogra si Szypow w gorczk swojej pierzyny, i nakrywa si z gow, jakby uciec chcia przed koszmarem, ale ucho samo wydobywao si na wiat boy, bliej dwikw wzbijajcych si z parteru. Niech si przejedzie - myla Szypow - niech popije z hrabi kawk... Ach, byleby tylko przewcha spraw jak si patrzy, wywiedzie si, co i jak, byle posa raport. Wtedy ani si obejrzysz, a i pieniki popyn strumieniem, oni w Petersburgu te przecie maj gowy na karku... A wic nieche on jutro jedzie, do tego, antre, zbijania bkw. Ale nastawa ranek, a wszystko trwao jak dnia poprzedniego. Daria Siergiejewna, Dasia, krztaa si po domu jakby nigdy nic, mczyzn jakby nie zauwaaa, Giros po herbatce wyciga si na swym tapczanie i zasypia z nosem wycelowanym w sufit, Szypow za wyrusza na miasto i szed na poczt w nadziei, e bd pienidze albo chocia list. Ale ani pienidzy, ani listw nie byo. Dasia nie daa, by pacili z gry, pili wic i jedli z szerokim gestem, o nic si nie troszczc, cho, oczywicie, malutki, doprawdy niewart wzmianki niepokj nurtowa gdzie tam w gbi serca nieustannie.

Niekiedy za szalestwo nocne osigao apogeum, sen ulatywa wtedy jakby w ogle nic takiego jak sen nie istniao, jakby nie wiedzieli nawet, co to znaczy zasn, a przeciwnie, czekali z utsknieniem wieczora, by, niczym somnambulicy zerwa si z uprzykrzonego legowiska i rozpostarszy ramiona szuka si wzajem w ciemnym mieszkaniu. I Szypow sysza wwczas, jak zrywa si ze swego tapczana Giros, jak po ciemku, po omacku snuje si po swojej sypialence, jak wreszcie wychodzi z niej szurajc walonkami, posapujc i klnc pod nosem, jak po skrzypicych schodach ostronie idzie na d. Poszed do niej! - domyla si Szypow i te si zrywa, wytrzeszcza w ciemnoci oczy, sapa i kl pod nosem, narzuca paltot, stopy wsuwa w walonki i bezszelestnie jak kot skrada si za tamtym. Na schodach w mdawym wietle nocnej lampki widzia dugonosy przygarbiony cie Girosa. Potem Giros znika i zaraz wypywaa ze swej sypialni Dasia, ciskaa paluszkami skronie, sza do kuchni i sycha byo jak podzwania tam kubkiem, jak leje si woda, i wtedy Szypow czu nagle, e i on ma pragnienie, Wraca jednak na swj tapczan... Potem wszystko si uciszao, by niebawem powtrzy si znw. Zdarzao si, e Szypow zderza si jednak w pmroku schodw ze swym kompanionem, a wtedy rozlegay si po upionym domu ledwie syszalne szelesty. - Dokd to? Mylisz, e ja, wu za we, nie mam oczu?... - Ale na dwr, Michel. Jak Boga kocham - na dwr... - Bo to ja nie mam oczu?... Jutro z samego rana, lamur-tuur, jedziesz do hrabiego, syszysz? Do tego. I eby mi si o wszystko wywiedzia!... - Tak jest, wasza wielmono. Przepu mnie, picy jestem. Albo Dasia wychodzia ze swojej sypialni akurat wtedy, gdy Szypow przemyka si obok jej drzwi. - Ach!... - Bur... To tylko ja... Pi mi si chciao... - Pan podsuchiwa pod moimi drzwiami!... - Boe uchowaj, ja tylko, antre, po wod... - Nie, nie, pan chcia do mnie wtargn. Prosz si nie wypiera... - Ja?! Ale gdziebym mia?... - Pan Giros przykadnie pi, a pana nosi... - On tylko... wyszed na dwr... - Tfu!... Tu on popiesznie gramoli si po schodach i sysza skrzypnicie drzwi od podwrza... - To pan sapa pod moimi drzwiami?... - Na lito bosk, co te pani mwi!... - Wic kto tu sta, kto prbowa klamki? - Ja?... Nie wierzy mi pani? Przysigam... Pani nie wierzy? Na wszystkie witoci... - Wic to on sta pod drzwiami, on, tak?...

- ... - On? - Na pewno on... .... - Ach, faryzeusz!... I wwczas syszaa Dasia dobiegajcy z gry stale ten sam szelest: - Ach, wic to ja staem pod drzwiami, ja, mezaliansie taki owaki?!... - Ale nie ty, Michel, nie ty... - eby mi jutro... - Pies pjdzie tropem, Michel, pjdzie... A dasz pieniki?... I dugo trwao w powietrzu zamierajce echo: Pieniki... niki... niki... niki... niki... niki... niki... To by prawdziwy koszmar. Szmery, szelesty, szurania, szepty. Szu-szu... Szu-szu... Tajemna elektryczno krzesaa bkitne iskry. Nadcigaa burza... Pewnego piknego dnia nadcigna. May arkusik papieru, ktry Szypow drcymi domi doby z niebieskiej koperty eksplodowa nagle i tajny agent usysza gos podpukownika Szenszyna, gos surowy, niecierpliwy, domagajcy si wyjanie. O pienidzach nie byo w licie nawet wzmianki. Okazuje si, e tam nie zasypiano gruszek w popiele, nadszed czas - i zadano zdania sprawy. I co teraz? Micha Iwanowicz wlk si przez Tu zaamany, nie widzcy ni ludzi, ni domw i nie sysza ani naszczekiwania psw, ani bicia dzwonw, ani gwaru wyrywajcych si z szynkowni gosw, i nie czu zapachu gotujcych si flakw, woni razowca, kapuniaku, kwasu, i nie widzia, jakie dzi wieci mu soce. Wszystko omijao go, opywao bokami niczym zadumionego, on za smtnie wlk si ulicami bezmylnie zagapiony w przestrze, jakby utraci by wiar w swoj szczliw gwiazd. Ona jednak najwyraniej nie zagasa, bogini Fortuna czuwaa, i gdy niczym przetrcony pies wlizgn si do swego tymczasowego domostwa i po cichutku przemkn si do swojej izdebki, i pad na posanie, ona pochylia si nad nim, ukazaa mu swe strapione, ale wielkoduszne oblicze i tchna we nowe siy. I oto wsta, przyczesa somiane bokobrody. Jego oczy, dopiero co przygase, znowu napeni sprytny blask, zapony, zajarzyy si nawet. Bo i c to, w gruncie rzeczy? Czy on lamur-tuur, nie potrafi si z tego wykaraska? C to mu, pierwszyzna?... A tamci, jego Ekscelencja ksi Dogorukow i jego wysoko hrabia Tostoj, jeli co do siebie maj to niech sobie maj, ich to, janiepaskie sprawy... On, Szypow, potrzebuje pienidzy, reszta go ani zibi, ani grzeje... A jeli przyjdzie odmowa?... Nie, to niemoliwe: ile to si on, Szypow, nabiega jak kot z pcherzem od kancelarii do kancelarii. I jak wszdzie byli zaaferowani! Jake wic moe przyj odmowa? Ach, nie daj Panie Boe!... Tu przecie, w ich janiewielmonej zwadzie tkwi wielkie pienidze, ogromne pienidze... Pan, panie podpukowniku, wasza wielmono, moe by spokojny, mezaliansu nie sprawimy. Teraz szersze la fam, wypucimy Amadeusza, niech szuka tropu, do si naskrzypia po schodach... A pan, panie podpukowniku, wasza wielmono, moe si nie martwi: jak pan rozkaza, tak bdzie. Pana ycie te przecie nie jest usane rami... Czemu nie przysya pan tych pienidzy? A kto zapaci za mieszkanie? Na pikne oczy dla pana pracowa nie bd, teraz jest emancypacja...

Podniesiony na duchu Szypow przelizgn si do izdebki kompaniona i pty go szarpa, pki nie dobudzi. - No, Amadeuszku, do tego spania, serwe wu, pora konie zaprzga, przyjrze si, jak tam hrabia ze studentami si zabawia... Wstawaj, dobrodzieju, pan podpukownik o ciebie pyta... - Ach, Michel - zachichota rozbudzony Giros - jakie to szczcie! Nawet sobie nie wyobraasz, jak si ciesz! W tym domu zaczynaem ju traci wch. Cigle sobie myl - na co ten Michel czeka? No, na co on czeka? No, czemu nie puci swego ogara tropem?... Nie dowierzae mi! Teraz zobaczysz, zobaczysz, co Giros potrafi!... Wymachujc rkami, podskakujc, mrugajc porozumiewawczo do Szypowa na oczach zdumionej Dasi Giros rozpocz przygotowania do drogi. Niewiele mu one zajy czasu. Szypow wrczy mu ostatnie trzy ruble i mile podniecony Amadeusz opuci dom wdowy. Wasza wielmono - myla siedzc w swej izdebce Szypow - wycign ja z ciebie pieniki, wycign... Szypowa na dudka nie wystrychniesz, nie z nim takie numery. Jak Bg Kubie tak i Kuba Bogu... Niech no wrci mj Grek, co naga to naga, niech sobie ga, a ja ci, wasza wielmono wszystko detalicznie opisz... Obiad jad Micha Iwanowicz samotnie. Dasia posza z wizyt do krewnych. Po obiedzie zdrzemn si, a kiedy si obudzi, byo ju ciemno. W domu panowaa cisza. Czyby rzeczywicie pojecha? - pomyla o Girosie, zdziwiony. Ale zaraz umiechn si ironicznie: On by pojecha, akurat... Cholewki smali do wdowy, o, to w sam raz dla niego zajcie... I ogarn go gniew. Zielone jego renice zwziy si, ubra si piesznie i. wyszed nie mogc odaowa, e da Girosowi ostatnie pienidze miast i sobie co zostawi, tsknota bowiem za jakowym trunkiem doskwieraa mu coraz to bardziej. Ledwo tam wszed, ju w tej unie wiec za przeson dymu i oparw zoczy Girosa. Niecny Grek, czy tam Woch, siedzia plecami do Szypowa w towarzystwie jakich wieniakw i wlewa do nienasyconej gardzieli kieliszek za kieliszkiem. Szypowowi odjo mow, jeszcze chwila, a skoczyby swemu kompanowi do garda, ten jednak wsta akurat i ruszy prosto na Szypowa. To nie by Giros. Nieposkromione nogi wywiody wtedy Szypowa z karczmy i poniosy go jakimi ulicami, przez podwrka, zauki i zaspy, i niosy tak, pki go nie doprowadziy do nastpnego szynku. Tu w dygotliwym blasku latarni znowu zobaczy Girosa. Kompanion sta przed drzwiami szynkowni w swym podszytym wiatrem kraciastym kaszkiecie i jakby nie mg si zdecydowa na wejcie do rodka. A, hultaj! - pomyla wzburzony Szypow. - Ja mu tu zaraz!... - A gdzie to zostawi hrabiego? - zapyta szyderczo. - A tutaj - czkn pijacko Giros i wskaza drzwi knajpy. Ale to nie by Giros. Na miy Bg - przerazi si Szypow - czy to ze mnie zwodzi? Odtd ju na kadym kroku napotyka kompaniona. Giros to znienacka wynurza si z ciemnych wrt, to szed przed nim pewnym krokiem, ale gdy Szypow prbowa go dogoni - znika, kamie w wod, to zdawao si Michaowi Iwanowiczowi, e syszy gromki chichot Girosa, ale nie sposb si byo zorientowa, skd by ten chichot dobiega.

Wreszcie Szypow da za wygran i nie chcc wdawa si w konszachty z si nieczyst zawrci do domu. St by ju nakryty, hucza samowar, gra wieutkich drodwek wznosia si przed smutnymi oczyma Szypowa. Teraz by jeden gbszy - pomyla patrzc z przeraeniem na drodwki z serem - jeden gbszy, a potem kapuniaczek albo nki z chrzanem! Ale Dasia tego nie lubia. Trunkw w jej domu nie uwiadczysz. - A gdzie to pana przyjaciel, panie Zimin? - zapytaa Dasia. - C za tajemnicze sprawy go zatrzymay? Czy aby nie kobieta? - O, niech Bg broni - powiedzia Szypow. Sil wu ple w rnych sprawach. Ziemi pojecha oglda. A pani dzi doprawdy dewolaj... - i nagle zajrza jej w oczy - czemu pani nigdy nie pije czego mocniejszego? Ona spieka niepomiernego raka i spucia oczy. Bardzo si to Szypowowi spodobao. Bd co bd wytworna dama, wdowa, biaorczka. Ech, Matrionie ani si z ni rwna... - No, czemu? Janiej zapony wiece. Pod schodami chrapaa Nastazja. Dasia spogldaa ukradkiem na Michaa Iwanowicza, ale zaraz uciekaa ze wzrokiem. Siedzia przed ni w myszatym surducie, gmera palcami w somianych swoich bokobrodach i przewierca j wzrokiem. - A czemu pan chcia wej do mojego pokoju? Cha-cha... - Gdziebym mia? Che-che... - Wic nie chcia pan wej? - Gdziebym... - Nie, nie, wiem, co mwi... A czemu pan... Zdaje si, e chcia pan o co zapyta? Prosz, niech pan pyta... No... Moe zacz krzycze. Albo i pogryzie jak nic. I nagle jego rka ja si wyciga, wyciga, a wycigna si niczym mija i popeza po serwecie wymijajc samowar, filianki, cukiernic, stert drodwek, ku niej, ku jej okietkowi biaemu, dopada, cisna wszystkimi palcami (ach, ty, myszko!), pocigna do siebie jej rk bia, opierajc si, sabnc... I oto buchny znane ju wyadowania elektryczne, w saloniku rozlego si ciche potrzaskiwanie, wszystko wok rozwietliy bkitne iskry. - Pan ma oczy jak diabe - rozemiaa si i odrzucia gow do tyu ukazujc bia szyjk. I natychmiast wymijajc wszelkie przeszkody jego rka popeza i dotkna tej szyjki, z lekka j przycisna... - Lamur? - poinformowa si. - Pan to i po francusku potrafi - westchna i wypia yk herbaty. - Mnie mamusia te chciaa uczy, chciaa tak, chciaa, a si jej zmaro. - Kiedy mieszkaem u ksicia Dogorukowa... - I czemu pan taki samotny? Przecie i dobra pan ma, i francuski pan zna...

A nu rzeczywicie popija z hrabi kawk? A nu rzeczywicie wrci karet hrabiego?... - Choby i tu, w Tule, mona by wyszuka dla pana stosown parti - nieomal szeptem cigna Dasia. - Chce pan?... Chce pan?.... Chce pan?... - tamto zaszelecio, zaszurao, uderzyo o ciany, odbio si, odpyno... Chce pan?... Chce pan?... Chce pan?... - Czeg to mczyni szukaj w pokojach samotnych kobiet, co? Jak pan sdzi?... - Czego? Czeg by? - Szypow jakby nie zrozumia. - Gdzie? - A moe pana nie kusiy moje drzwi? - zapytaa jeszcze ciszej. - Ale kusiy, dobrodziejko - powiedzia ledwie dosyszalnie. - aski, zmiowania... - Nie zamykaam si - rozemiaa si. - A moe pan szuka Nastazji?... Podchodz, szersze la fam, obejmuj, cauj w usteczka: Dasieko, gobeczko, tiu-tiu-tiu-tiu-tiu... Co jej tu mwi? Chwileczk, czekaj, Dasia, Dario Siergiejewno, prosz poczeka! Czy nie widz pani osamotnienia?... No, chode tutaj... Tyle na mojej gowie, ale, b suar, zawsze gotw jestem... Choby podpukownik Szenszyn - siedzi mi na karku, antre, doprawdy... - A kiedy to wrci paski Amadeusz? - nagle gosem Szenszyna zapytaa Dasia. - Wasza wielmono - zgupia Szypow - aski, zmiowania... Rozemiaa si perliciej ni przedtem, gbiej ni przedtem odrzucia gow, miaa si i w aden sposb nie moga si uspokoi. A on si poderwa, truchcikiem obieg st i oto ju sta tu przy niej, wdycha aromat pudru, perfum i jej rozpalonej do biaoci duszy, jego donie dotkny jej ramion, ona zatrzepotaa, z oczu trysny jej zy niczym sok z przejrzaego jabka, ale cigle nie przestawaa si mia. eby tylko nie obudzi Nastazji! - pomyla i chwyci j w objcia i w teje chwili dwoje biaych ramion wzleciao, skrzyowao si na jego plecach. - Uch, ta Dasia!... FiglarkaL. Gdzie do niej Matrionie! Ten ogie! Nie ma porwnania... - Stucze pan filiank, zbytniku - wytchna spod jego bokobrodw i znowu si rozemiaa, rk przecie nie cofna. Nie wypuszczajc zdobyczy z ramion Szypow wraz z ni wzlecia pod puap, nastpnie opad z wolna i poszybowa przez pokj, to znw si wzbijajc, to zniajc lot a nad sam st, midzy pomyki wiec, parzc si nimi wrd wyadowa elektrycznych i bkitnych rozblaskw, co iskrzyy z ich policzkw, doni i wosw; obsuna si gra drodwek; jkliwie hucza pusty samowar; podzwaniay filianki... - Ach! - wytchna odklejajc si od niego i odsuwajc go. - Chopy, potwory, jak tak mona! i zamruczaa niczym kotka: - Na dworze ju noc, tak?... Prawda?... Nie boi si pan, e bd krzyczaa? Nie?... - Ale nie, nie - ponc wrzasn Szypow. - Tre oli, coo? Li-li?... Lu-lu?... La-la?... - i zdy pomyle: Wasza wielmono moe jeszcze poczeka! - Ach, nie trzeba, niech pan idzie!... Co te pan, doprawdy, tego za wiele... - Le-le-le... A czyja to szyjka, czyja? - Pan mnie kocha, wariacie?

- Cie-cie-cie... Nagle ramiona jej zaczy dre, do oczu napyny zy, zakaa spod zmitej w doni chusteczki: - A on? A on?... Nie al go panu? Czy to nie brzydko? - Ko-ko-ko. A czyje to usteczka, czyje? Odskoczy od niej, napawa si widokiem jej, tak szykownej, wycigajcej ku niemu rce, przyzywajcej go. I wanie wtedy wieca zamigotaa, sposzya si, pocwaowaa z pokoju, a ona - za wiec, a Szypow - za nimi obiema, starajc si nie pozostawa w tyle, tam, do tajemniczej jej sypialni... A kiedy ona wpada w szeroko otwarte drzwi i zatrzymaa si tam, wewntrz, podwietlona pomykiem, i przyzywajco ja na kiwa palcem miejc si i paczc... zjawi si Amadeusz Giros, prosto z Jasnej Polany. Drzwi sypialni zatrzasny si natychmiast. Zalega cisza. - Wanie szedem na dwr, Amadeuszku - podskakujc w miejscu wyjani Szypow. - Pno ju.

OPOWIE AMADEUSZA GIROSA

- ...Niewane, Michel, jak mi przesza droga. No, jechaem i tyle. Przyjedam wreszcie. Biay dom z kolumnad. Trzypitrowy. Paac. Wychodzi hrabia we wasnej osobie. Pocaowalimy si. Za nim lokaje, za lokajami, w gbi - studenci. Nachmurzeni. Ja im si kaniam: witam, panowie. A hrabia nagli: chodmy, chodmy... No, idziemy. Korytarz. Dugi korytarz, od niego na boki odchodz mniejsze korytarzyki, i jeszcze, i nastpne... Peno studentw. Ale nie chodz, zauwa, prawie wszyscy stoj przed rnymi drzwiami, jakby czego pilnowali. Mie gniazdeczko! - myl ja sobie. Idziemy dalej. Hrabia idzie szybko, ja w tyle nie zostaj, tylko oboma nozdrzami powietrze wcigam, o, tak... Pachnie, kochaneczku, pierwsza klasa: gotowan woowink, grzybkami, i czym jeszcze, ale ani rusz nie mog si poapa czym. Co to moe by, u diaba? Czuj, e to nic do jedzenia, ale znajomy jaki zapach... Tylko czego? Moe niepotrzebnie si tym drcz? Co pachnie, to pachnie... Ale nie mog, wsz - co jakby olej maszynowy czy farba jaka... Tylko po co on by tu trzyma olej maszynowy? Co on moe smarowa? Drczy mnie to, nic nie mog wyrozumie. A godny jestem jak pies. Ale wchodzimy do jadalni. St, wyobra sobie, taki jak ten, nie, co mwi, duo wikszy... Cay zastawiony. No - myl ja sobie - trzymaj si, tajny agencie, zaraz przekonamy si, u diaba, czym to hrabia podejmuje goci!

Szypow sucha tego przygasy, ponury. Byy trzy ruble i nie ma trzech rubli. Odleciay biae abdzie, trzy biae abdzie z pastwowego stada, nie zawrcisz ich z drogi. A Giros tymczasem siedzia przed nim, pociera swj fioletowy nos, chichota. Oczy mu si wieciy, jakby dopiero co wyprowadzi konia z cudzej stajni i sprzeda go nadspodziewanie dobrze. Donie Michaa Iwanowicza delikatnie pachniay pudrem i perfumami. Na dole, pod nimi, czapay bose nki, sycha byo stamtd jakby ciche chlipanie. Szypow sucha opowieci kompaniona obojtnie, spokojnie, ze smutkiem, waciwie prawie nie sucha; w jego mzgu popiskiwaa jedna tylko natarczywa myl, ale o czym - wyrozumie nie mg. Co to za myl? Co za myl?...

Na pocztek wychylilimy po kieliszeczku. - Twoje zdrowie, LowkaL. Ach, dobrze si przekno... Grzybek - chlup, zaksilimy. Tajny agent powinien mie trzew gow. Jeszcze po jednym - chlup. Zaksilimy. - Czym tu pachnie, olej maszynowy, czy co... - powiadam i miej si. - Chyba nie uywasz oleju maszynowego do marynowania grzybkw? - Ach, co te ty mwisz - powiada - skd, jaki znw olej? - Ale widz, e blednie, blednie... Tak, myl sobie, wchodzi w potrzask, powolutku - ale wchodzi. Rzucam mu jeszcze jedn kostk. - Dobrze ci si tu yje - powiadam - w majtku, w guszy... Nie to, co ja - w Moskwie, pord policji, andarmw, czynownikw rozmaitych, drani... Chwilami mam ochot cisn w to wszystko bomb... Czasem to myl, doprowadzony do ostatecznoci: niech to diabli porw, przystan do socjalistw... Rzuc bomb w gubernatora!... Bo ja, Lowka, gotw jestem na wszystko. Mnie to przecie nic nie kosztuje... On blednie jeszcze bardziej, ale milczy. Ja go dobijam: - Wierzysz mi, hrabio? Przyjrzyj mi si dobrze: czy te oczy mog kama? Kami? Nie, nie - powiedz, czy kami? Ja jestem, Lowka, jak ten pies. Wierny, przywizany pies... ...No i tak sobie pijemy, zakszamy. Jak w domu. Ja myl o tobie: jak te tam mj Michel? Jemu by te nie zawadzio goln sobie, grzybkiem przegry... Ach, nie moe!... Na pacz mi si zbiera, kiedy myl o tobie, bracie. A ten milczy. Co tam w nim, myl ja sobie, poruszyem tymi moimi wynurzeniami. Ale co to moe by za zapach? Gdzie ju czuem dokadnie ten sam zapach, ale gdzie? Gdzie?

Wydao si Szypowowi, e gdzie si zapada. Z monologu Girosa docieray do tylko strzpy. Na dole drzwi trzaskay coraz to czciej - Dasia biegaa do kuchni, eby napi si wody.

- ...Czuj, e na dzi do tego dobrego. A tu akurat podchodzi gospodarz, zamykamy - powiada, pora, panowie, do domw. Wstajemy. I w drog... - No, do tego - powiedzia ze smutkiem Szypow. - Wyno si, szersze la fam. Musz popracowa. Giros znikn, a Micha Iwanowicz przysun sobie wiecy wyj piro, atrament, papier i usiad przy stole.

cile tajne Micha Zimin Do Jego Wielmonoci Pana Podpukownika Dymitra Siemionowicza Szenszyna

Wyraziwszy zgod na sprawowanie tajnego nadzoru nad poczynaniami Hrabiego Lwa Nikoajewicza Tostoja i na wywiedzenie si, jaki jest stosunek Jego Wysokoci do studentw uniwersytetu, zamieszkujcych pod rnymi pretekstami u Jego Wysokoci wyjechaem do dbr Jego Wysokoci. Hrabia Tostoj zamieszkuje w powiecie krapiwieskim, we wsi Jasna Polana, i dowiedziaem si, e u Hrabiego przebywa ponad dwudziestu studentw z rnych Uniwersytetw, bez adnych papierw, po wikszej czci wymienieni studenci zamieszkuj w Zarzdach Gminnych we wociach Jego Wysokoci i zatrudnieni s jako nauczyciele dzieci wociaskich, a w kad niedziel zbieraj si wszyscy u Hrabiego, w jakim mianowicie celu, tego jeszcze nie ustaliem... W domu Jego Wysokoci s rne korytarze i pokoje stale zamknite na klucz, co jest w tych pokojach, postaram si dowiedzie. Co za si tyczy pienidzy, ktre otrzymaem od Waszej Wielmonoci, to wszystkie ju dawno si rozeszy, a bez pienidzy w aden sposb obej si nie mog, same przejazdy ile mnie kosztuj. M. Zimin

Nie zbiedniejesz, wasza wielmono - pomyla Szypow wysyajc ten list, a w kilka dni pniej nadeszy pienidze od Szenszyna. Micha Iwanowicz nie czu wyrzutw sumienia. I cho podpukownik w licie niezmiernie kategorycznie domaga si podania mu nazwisk studentw i informacji, czym mianowicie zajmuj si oni poza nauczaniem, Szypow beztrosko wsun pienidze w zanadrze. Wraca do domu, a tam Dasia zerkaa na niedwuznacznie, a tam piro i papier suyy mu niezawodnie, i mona tam byo y, nie umiera, byleby tylko mie gow na karku i nie traci jej. Teraz mona i wypi - pomyla sobie Szypow i czu ju, jak wlewa si w gardziel wdeczka, jak co tam ona mile podrania, jak pieszy za ni w lad modziutki liski prawdziwek. Nagle skrzypna furtka jaka. Zakoleba si cienki brzk struny i pki trwao to kolebanie, gos nieznajomy zapiewa szeptem: ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze? Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... I szept rozpyn si jakby go w ogle nie byo. W domu Szypow raz jeszcze odczyta list podpukownika. Tym razem list zabrzmia tonem pogrki, do tego nawet stopnia, e tajny agent zblad i skuli si. Przeliczy pienidze. Byo tego zaledwie czterdzieci rubli. Czy doprawdy hrabia nie jest wart wicej? Bd co bd to hrabia przecie!... Na tego przekltego Greka nie ma co liczy. Co bdzie, jeli jego wielmono we wasnej osobie zjedzie do Tuy - teraz pokazuj, taki owaki, t twoj Jasn Polan! Co zrobi przez ten czas? Czego si wywiedzia?... Ja, wasza wielmono... My, wasza wielmono... jakby tu powiedzie... ja... to jest... my... Tie-tie-tie... No i co mu powiesz? Podzieli si z Girosem swymi obawami, ale Giros si nie przej. - Bzdury, nie masz si czego ba. Najwyej wezm go i zawioz do hrabiego. Hrabio, powiem, oto mj brat cioteczny... no i co? Bdzie si mg sam przekona.

A moe ten dugonosy Cygan jednak nie e?... W gruncie rzeczy nie wierzy jednak Girosowi. Ot, maa iskierka nadziei, e nie e, tlia, ale wiara? Nie. Och, hrabio, skaranie boskie z tob! Ech, eby si tak chocia okaza doliniarzem... Och, trzeba by, trzeba by pojecha tam samemu... - pomyla ze smutkiem Szypow. - Rozejrze si samemu. Ale w saniach zmarznie czowiek na ko. Gdyby tak latem, powozem, to co innego! Mona si wycign na trawce, za wrota zajrze, tego, siego... Bur, dokd to Bg prowadzi? Nie mona by si, se mua, wody napi?... Znw podnis do oczu grony list. List olepia jaskrawiej ni soce. Cezy bolay, kiedy we patrzy. Wpada, myszko! Przycisn ci apk may kotek. A tam dalej kr ju, kr te wiksze, zezuj, zbki biae pokazuj. - Nie ma obawy, wasza wielmono - powiedzia Giros - byle mie gow na karku. A popatrz tylko na mj eb... eb to ty masz - pomyla Szypow - ale co w tym bie? - Byleby bya gowa, Michel, a sznurek zawsze si znajdzie - zachichota Giros. - Nie gadaj tyle, u diaba! - rozeli si Szypow. - Co to za maniery, m szer? To powana sprawa... Wie mnie do majtku hrabiego! - Z przyjemnoci! - od razu przysta na to Giros. Oczajdusza cholerny! - pomyla z irytacj Szypow. - A przecie trzeba bdzie pojecha, trzeba bdzie... I nazajutrz w poudnie zebrali si do drogi. Nieznane zapierao dech w piersi: jak? gdzie? dlaczego?... Giros beztrosko pomrukiwa jak kocur. Dasia popatrywaa na nich z osupieniem, ale nie pytaa o nic. Pod oczyma miaa sine krgi. Szypow po raz ostatni przewidrowa j spojrzeniem swych zielonych oczu, mrugn nawet. Ona spurpurowiaa i zapaa si za skronie. On pokrci gow. Ona wzruszya krgymi ramionkami. - Jake to tak, panowie, w drog bez obiadu? - zapytaa z nadziej. - Rzeczywicie - ucieszy si Giros. -- Cho nie czas psy karmi na owy jadc... - i zachichota. Zdao by si co przegry - markotniejc pomyla Szypow. Alici podpukownik wadczym gestem wskaza im drzwi, wyszli. O sanie nie byo trudno. Pierwszy lepszy chop za rubla zgodziby si jecha do Jasnej Polany i z powrotem. Ale Szypow dugo oglda, a to sanie, a to konie, a to wonicw. Cigle co byo nie tak: a to siana w saniach mao, a to kobyka jaka taka niepozorna, a to furmanowi le z oczu patrzy. Zeszy im tak ze dwie godziny, a wreszcie mieli, co chcieli - wieo wyciosane sanie z aromatycznym siankiem, z porzdn baranic, rzek, mod klaczk i biaorzsego, o biaych te brwiach chopa. - Znaczy si, jedziemy - powiedzia Szypow ogldajc ekwipa. - Aha - przytakn wonica. - Tam i z powrotem... - Aha... - A jak tam ona? - zapyta o kobyk Giros. - Dobra w nogach?

- e co? - nie zrozumia chop. - Jak adnie pojedziesz to co dorzucimy - obieca Szypow. - Aha - powiedzia chop. Zapaty z gry si nie domaga, nie mia miaoci. Usadowili si w saniach, nogi zakopali w sianie, pojechali. Dzie by cudowny. Soneczko dopiero co przeturlao si przez szczyt nieba wic wysoko jeszcze byo i dogrzewao, myli budzio przyjemne i wesoe. Podpukownik nie wiadomo, gdzie si podzia, wida go nie byo, jasny dzionek wry, e dobrze im si powiedzie, asygnaty szeleciy na piersi, Dasia czekaa z samowarem, z drodwkami swoimi... Szypow przekn lin i zdao mu si, e to wdeczka popyna do garda, palca, rozweselajca, wic oczy zaraz przymruy - i jakby ugryz kawa pieroga z ryb. Otworzy oczy - a tu szynk mign akurat, z drzwi szynku chop wyszed, zatoczy si, obejrza. Te-te-te - pomyla Micha Iwanowicz - ju sobie goln, mezalians jeden... Spojrza zezem na Girosa. Amadeusz nawet w swym kraciastym i nie zimowym zgoa kaszkiecie wyglda cakiem godnie. Nos mu poczerwienia, czarne wosy opady na wysokie czoo, spod czupryny yskay italiaskie oczy. Szypow poprawi si. I znw nadjeda szynk, drzwi szynku byy otwarte, wyszo z nich wanie dwu czeladnikw, objli si, zapiewali, poszli. Szypow zamkn oczy i nala sobie szklank do pena, powcha, pokosztowa, wychyli. Po-o-szo!. Pochrupa grzybka, otar si doni... Giros westchn. - Co? - zapyta Szypow. - Nie, nic - powiedzia jego kompanion. Miasto ju dobiegao koca. Ju widzieli przed sob jar, dalej pole. Giros nastroszy si. - Co? - zapyta Szypow. - Nic, szynk - powiedzia jego kompanion. - Widziaem - powiedzia Szypow. - No to co? - Ju sobie popili - powiedzia Giros. -- Nie, nic. U ksicia Dogorukowa szede sobie do kredensu, nalewae, czego chciae, bez pytania, byle nikt nie widzia... Zaksie. Po cytrynowce, na ten przykad, nie ma to jak sterlecik na zimno... To na pocztek. Potem, znaczy, nalewasz sobie jeszcze, ile Pan Bg przykaza, w krysztaowym kieliszku ona ci tak bulka, tak si sama prosi... Tak, teraz mona plasterek prosicia z czosnkiem albo lepiej goloneczk... Chrup-chrup... Chyba starczy na razie? Nie, lepiej jeszcze kielonek, jarzbiaczku, bursztynowego takiego, pod wdzonego jesiotra... I tu, jak na pokuszenie, ostatni dom miasta odwrci si boczkiem, boczkiem, i zakoysa si przed oczyma wdrowcw imponujcy rudy drewniany obwarzanek. - Stj! - wrzasn Szypow. - Stj, mwi! Kobyka zarya w niegu. Szypow wygramoli si z sa. Giros za nim.

- Poczekaj, kochasiu - popiesznie powiedzia Micha Iwanowicz - daj szkapie owsa... Zaraz wracamy. I zniknli w drzwiach. Weszli w dobrze znany pachncy pmrok i w gowach im si zakrcio od ciepa, od tych woni, od miego przeczucia. Wybrali jaki porzdniejszy stolik. Chyba z panw - taksujc nowych goci pomyla gospodarz. Poczu za pazuch jaki jakby chodek. Drgn - Szypow nie spuszcza z niego uwanego spojrzenia. Gospodarz rzuci si do stolika, przetar go wasnym rkawem. Wszyscy w izbie przestali je, pi, rozmawia. Dusza Szypowa dzwonia niczym napita struna. Rozpi si. Giros wydawa z siebie podliwe chichoty. Byo wito. W mgnieniu oka zastawiono st, przypadli do niego nie czekajc na aden sygna, zwaszcza, e palcy pyn nie chcia ju duej czeka. Teraz rzeczywicie popyn do garde i lodowaty chd ogarn jzyk, podniebienie, dusz, zapad do wntrznoci. W tej chwili przez nikogo nie zauwaony wszed do szynku barczysty chop w porzdnym, nowiutekim, prosto z igy baranim kouchu, policzki mia rowe, wsy czarne. Szczliwy umiech rozpromienia mu twarz. Nie zdejmujc karakuowej astrachanki wymin par stow i usiad na awie akurat naprzeciwko naszych tajnych agentw. I oto ju take pi i zaksza, i umiecha si to do Szypowa, to do Girosa, i robi do nich oko, i krci si, wierci na swojej awie... W p godziny pniej kompanionowie bawili ju si na caego, gospodarz ledwie nada ze znoszeniem im coraz to nowych da, cho przyniesione poprzednio stay nietknite albo ledwie rozdubane, nis dalsze ponaglany okrzykami Szypowa i chichotem Girosa. I cay szynk rwnie pi i dar si wraz z tajnymi agentami. - Panowie - woa Szypow - niechaj, lamur-tuur, zostanie tu o mnie pami! Bawcie si, panowie!... -Szynk hucza aprobujco. - Tak to si nam wiedzie, panowie... st szeroki... wszystkiego w brd. (Podpukownik Szenszyn patrzy z kta bez szczeglnego zachwytu.) Wasza wielmono, aski, zmiowania!... Do wieego chleba zbw nie potrzeba... Za czterdzieci papierkw jad dla was, eby przyjrze si pod wiato jego wysokoci!... Za czterdzieci rubli!... - Karczma westchna, przytoczona. - Za czterdzieci papierkw su wam, szersze la fam, niech was Pan Bg sdzi!... (Szenszyn pogrozi mu palcem.) A kysz, pjdziesz ty!... Masz tu swoje cztery dychy... - Micha Iwanowicz wycign banknoty i cisn nimi w gospodarza. Ten schwyci je i sta, trzymajc papierki w rozczapierzonych doniach, nie wiedzc, co z nimi pocz. Nagle w ciszy, ktra zapada na moment, Szypow powiedzia bardzo spokojnie: - Na kady st jeszcze po butelczynie... - i umiechn si. Tajny agent Szypow si bawi... - Szynkownia zamara. (Podpukownik Szenszyn rozpyn si w niebycie.) - Sam jego ekscelencja ksi Dogorukow mnie zna... - i doda, bardzo spokojnie, jakby nigdy nic: - Sam genera-major, se mua, Potapow przysa mnie tu do was... Czarnowsy kmiotek rozchichota si wesoo. - A ty co? - zapyta Szypow - Anszante? - Nic - powiedzia chop - przyjemne zajcie. Czowiek z mrozu, to lubi sobie zaksi - i zwinnie wychlusn wdeczk w sw rowiutk gardziel - u nas te jest Potapow, ale zakrystian, to si i miej... - No to co? - nie poj Szypow. - Nic - powiedzia kmiotek, pogadzi czarne wsy, spojrza osowiale i nagle zapiewa:

...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze? Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... Gotw - pomyla Szypow - ty ju masz do, prosiaczku... Szynk hucza w dalszym cigu, dzwoniy naczynia, parna chmura opuszczaa si z puapu, przyginaa gowy. Czarnowsy kmiotek wsta i chwiejnie ruszy ku drzwiom. Szypowra niby ani on zibi, ani grza, a przecie jakby przestronniej zrobio si wok, oddychao si swobodniej. Wszed przemarznity na ko wonica. Szypow pozna go, poczstowa kielichem, a jake, i nagle przypomnia sobie wszystko, zadygota. Spojrza na Girosa - kompan spa z gow odrzucon do tyu, z otwartymi ustami, nosem wskazywa drzwi. Czekaa ich droga, a nie figle z Dasi, ani nie resztki paskiej kawy w czeladnej, nawet nie parny mrok szynkowni... I oto ju wszystko zostao za nimi, znikno jak sen jaki, tylko w gowie si krcio i asygnaty nie szeleciy ju na piersi, a Giros nacignwszy kaszkiet na swj winiowy drogowskaz spa pod baranic. Soce dawno zaszo. Gstnia mrok. Przed nimi byy pola, pola, pola. Byleby zdy do wsi - pomyla trzewiejc Szypow - nim nie zrobi si cakiem ciemno. Ale nie przejechali nawet piciu wiorst, kiedy dogonia ich, ogarna i powloka dugonoga lutowa noc. Nie wiadomo skd zad wiatr. Wiatr mit niegiem. Nadcigny niskie, postrzpione chmury, wszystko si odmienio. Nie byo ju dokoa owej poprzedniej rzekiej radoci z dziarskiego biegu kobyki po lekkim mrozku, ani przeczucia czego niewiadomego, ale kuszcego; nie byo dotychczasowego pragnienia, by napawa si dookoln przyrod, pragnienia niekiedy nieobcego nawet tajnym agentom; i w sercu nie byo ju wita; i nerwy nie byy ju napite jak przed skokiem przez przepa; niczego z tego ju nie byo, by tylko dopust wytrzewienia na widok tych zachmanionych chmur, co gnaj niby stado godnych wilkw za zdobycz. Nawet ksiyc, ktry to si pojawia, to znowu nikn, niepokany by i nieszczliwy, i klaczka kusowaa ju jako inaczej, niechtnie. Dokoa bya pusta wirujcego niegu i ciemnoci, tylko gdzieniegdzie w dali przepyway ciemniejsze plamy, moe chmury, a moe przypadkowe drzewa. Nie sycha byo psw, nic nie wiadczyo o bliskoci domostw. Zamie coraz to si wzmagaa. Szypow pocztkowo troch pospa w saniach, rozebray go karczemne rozkosze, ale obudzi si niebawem. Giros spa zakopany w sianie pod baranic. Chop siedzia obok nich nieruchomy i tylko z rzadka potrzsa lejcami - kobyka sza sama. Wypite trunki na razie nie pozwalay zmarzn, mroczne myli nie rozpanoszyy si jeszcze w gowie, nie rozhuczay. A jednak co na duszy byo nie tak, co ju j przygniatao, jaki nierozeznany jeszcze krzyk narasta ju w jej gbi, gotowi si na swobod. Na zimnie zawsze si wspomina, jak to bywao w cieple, i Szypow przypomnia sobie pokj w domu ksicia, poncy na kominku ogie, latarni z rnokolorowymi szkami, paskie ko, szerokie, e czterech by si pomiecio, skr niedwiedzi na pododze i modego ksicia, jego bia twarz, wielkie czarne oczy, szyderczo zacite wskie wargi, jego bia, rozpit pod szyj, koronkow koszul. Szypow siedzi odwrcony plecami do ognia na kominku, wprost na skrze - wolno mu tak. W plecy mu ciepo. Mody ksi opowiada mu o swoich petersburskich przygodach jak rwnemu

sobie. Ksi Wasyl Andriejewicz wyjecha z ksin. Ochmistrzowi polecono nie wypuszcza ludzi z czeladnej - niech pi. Za oknami noc. - No, co, Miszka? - cicho powiada ksi. - Ona si zgadza? Nie pakaa? - Rce dr mu przy tym, czerwieni si. - Rada nieopisanie, wasza ekscelencjo - powiada Miszka. - W takim razie - niezdecydowanie mwi ksi i wzdycha - id po ni... tylko uwaaj, spokojnie... Jakby kaprysia, nie namawiaj, nie chc tego, syszysz? I oto prowadzi j przez ciemne pokoje, po dywanach. Obj j za ramiona, dr troszk. - Boisz si? - Ni... - To czego si trzsiesz? - A tak... Gaszcze j, kiedy id, niby to dodaje odwagi, gaszcze, dotyka, a sam ponie z ciekawoci: jak te to tam teraz bdzie?... I buduje wasne skromne plany. - Gdzie si pchasz z tymi rkami? - powiada ona szeptem. - Uwaaj, ksiciu si poskar... - Nic, nic - mruczy popiesznie on - id, id, tiu-tiu-tiu-tiu... - i dalej dotyka, gaszcze. Wpuszcza j do pokoju, do modego ksicia i zamyka drzwi. Stoi w ciemnoci, nasuchuje, ale drzwi s dbowe, wiekowe - nic nie sycha. Ju nogi mu cakiem zdrtwiay, w gowie si krci, si ju nie ma, wreszcie ona wychodzi. W tym uamku chwili, dopki nie zatrzasny si drzwi, widzi w mdym rnobarwnym wietle latarni, e jest troch rozczochrana, ale poza tym jakby nigdy nic. I znowu ciemno i mikkie dywany i on j prowadzi przez pokoje. - No i jak tam? Tiu-tiu-tiu?... - Nie twj interes - umiecha si ona. - Bo to nie wiesz sam? - Wiem - mieje si, zatrzymuje j, powala na czarn sof. - Tiu-tiu-tiu-tiu... Ale ona silna jest, wyrywa si, odpycha go. - Nie dla psa kiebasa. I oto ona, ju brzuchata, stoi przed starym ksiciem, a mody ksi obok, a Szypow przy nim - wolno mu tak. - No - pospnie pyta j ksi pan - kt to ci tak? Ona milczy. Mody ksi czerwieni si strasznie i co powiada po francusku. Pozwalaj jej odej. Trwa milczenie. I nagle Szypow wychodzi ze swego kta i pada przed ksiciem na kolana. - Moja wina, wasza ekscelencjo... Nie pohamowaem si... Stary ksi zagryza wargi, donie mu dr. Mody ksi zgoa odwrci si do okna. Wasyl Andriejewicz patrzy to na syna, to na Szypowa. Rozumie wszystko.

- Co to za rozpusta? - powiada nie nazbyt surowo. - Jakie to wszystko wstrtne i gupie... - I, do Szypowa: - Dobrze ju, moesz i... Ale powinienem ci z ni oeni. I nagle, chwali Boga, emancypacja... Nagle sanie zarzucio, kobyka miotajc gow posza stpa. Chmury pyny, tak niskie, e zdawao si - zaraz ktra zawadzi. Zawieja si wzmagaa. Jaki jkliwy dwik przedar si przez wycie wiatru i zagas. Giros ju nie spa. Czujnie podnis gow, wpatrywa si w mrok. Zaczyna ich przejmowa zib. - Ech - powiedzia wonica - mordercy. - Kto niby mordercy? - rozeli si Szypow. - My, czy jak? Chop nic nie odpowiedzia. Sanie przepyway obok dwch dbw. Drzewa rosy tu przy samej drodze, na wp zawianej niegiem. Po jednej stronie stary, wlasty, po drugiej mody, jeszcze do migy. - Sta no - poleci Szypow. Zeskoczy z sa i zapadajc si w niegu pobrn do modego dbu, ktry by bliej. Tam, za nim, przysiad i ktem oka zobaczy, e Giros niczym zajc przekica za stare drzewo w tych samych celach. Znw dotar ten jkliwy dwik, teraz ju bliszy. Szypow spojrza z dezaprobat na Girosa i nagle zrozumia: wilki! Zbliay si. Wycie narastao. Kobyka chrapna. - Ech! - przenikliwie krzykn wonica i zdzieli j knutem. I sanie wraz z ciepym sianem znikny w zamieci. - Stj! - zapinajc si wrzasn Szypow. - Stj, diable!... Dokd? Ale sa jakby nigdy nie byo, jakby od wiekw bya tu tylko pusta napeniona powistami wiatru i narastajcym wyciem wilczej zgrai. Na co ja czekam? - w przeraeniu pomyla Szypow. - A dopadn i rozedr na strzpy? Krzykn przenikliwie jak szarak, chwyci pie i j si drze na gr zdzierajc paznokcie i skr na oblodzonym pniu, po skach, po konarach, wyej, wyej, jakby postanowi za wszelk cen dosta si do nieba, by nigdy ju stamtd nie wrci. Cienki pie chwia si pod jego ciarem, amay si wte gazki, cienki ld szreni rozcina mu donie, ale on laz i laz. Wydawao si, e przemina ju caa wieczno, a to bya ledwie chwila. Pie nagle wygi si, nie wytrzyma obcienia i Szypow zawis majtajc nogami. Wanie wtedy wyjrza zza chmur ksiyc. Pod Szypowem bya zawierucha, a tam, w zamieci, w jej karuzeli, przemykay podpalane cienie. Byy daleko, na dole, to zmniejszay si, to powikszay, i wyy, i nakazyway mu, eby zszed. Wreszcie zdoa uchwyci pie nogami, przypad policzkiem do kory, znieruchomia. Ksiyc znw znikn. Sycha byo ciki ochrypy oddech drapienikw przerywany przez wycie, warczenie i uderzenia ap o pie. zy zamarzy na policzkach. Jakby skd z bardzo daleka dotar krzyk Girosa, ale co kompanion krzycza - tego nie dao si zrozumie. Pozostawao teraz tylko jedno - czeka, czeka i uspokaja serce, ktre chciaoby rozerwa klatk piersiow. Teraz byle tylko nie spa, a co dalej - zobaczymy. Ba si poruszy, eby cienki, przemarznity pie nie trzasn nagle, nie zama si. Wisia tak, niemal nie czujc rk, zezujc ku ziemi, a kiedy wytacza si ty, pody, obojtny ksiyc, mia do czasu, eby si przyjrze temu, co si dziao pod drzewem. Teraz ju wiedzia dokadnie, e czyha na pi

wilkw, widzia je, siedzce z pyskami zadartymi ku grze, wyy za najlejszym jego poruszeniem, inne za pospnie i bezgonie przechadzay si pod dbem tam i z powrotem, jak gdyby obmylajc dalszy plan. Czekay, kiedy tajny agent zmczony wiszeniem oderwie si niczym dojrzaa winia i poszybuje ku nim. Min pierwszy palcy i smtny strach. Szypow zda sobie spraw z tego, e jest dla wilkw nieosigalny i modli si, eby jak najprdzej nadszed ranek, ktrego jasno rozgoni kudate diaby. Wielki db by tu, obok, rk sign, ale Girosa Micha Iwanowicz dostrzec nie mg - db konary mia grube, ledwo do objcia, i sylwetka kompaniona zlewaa si z nimi widocznie. Nagle wydao si Szypowowi, e jeden z wilkw wspi si na tylne apy i przespacerowa si na nich, jakby by czowiekiem. - Co ty? - zapyta Szypow. - Zwariowae? Wilk nie odpowiedzia. Pozostae zawyy. - Michel! - wrzasn z ciemnoci Giros. - Ga pode mn trzeszczy. - Przesu si bliej pnia! - odkrzykn Szypow z trudem rozwierajc przemarznite usta. Wilki znw zaintonoway chrem swoj pie. adnie im to idzie - pomyla tajny agent. - Michel! - znw dobieg gos Girosa. - Powiedz no, kochaneczku, db si gnie czy amie?... - Niej zle! - rozsierdzi si Szypow. - Po diaba si pcha na sam gr, mezalians, psiakrew! Sam za pomyla, e nie zaszkodzioby, gdyby i on sam zszed troch niej - sam czubek jak nic moe si zama. Gdzie to go zanioso z tego strachu? Jak to czowiek chce y!... I powolutku, wstrzymujc dech, popez po pniu niej. Pie zakoysa si, zacz si chyli, ale Micha Iwanowicz zdy si wydosta ze strefy niebezpieczestwa. Zmaca butami gruby sk, pod rk znalaz si drugi, pie by w tym miejscu na szczcie nieco wygity z natury i Szypow zdoa si ulokowa w pozycji siedzcej. Teraz mg nawet woy rce do kieszeni, i zrobi to. Odsapn nastpnie, zamkn oczy, nala sobie pidziesitk, wypi, przegryz wdzonym jesiotrem... u, u, znowu nala, znw przeksi... W piecu zgaso, czy co? W plecy dmucha, gowa pod lodowatym melonikiem zamarza. ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze? Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... Wilki pieway po kolei. I znw zobaczy Szypow tego samego co przedtem, nauczy si ju go odrnia po biaej acie na bie, zapewne prowodyra caej watahy. Przodownik koowa po niegu, podrzuca apy, taczy zaiste. - Ej! - krzykn Giros. - No i jak ci tam? Nie zamarze? - Nieee - odkrzykn Szypow nie czujc ju zimna. I zapaka. Ech, wasza wielmono - myla - za jedne czterdzieci rubli! Sam by tak powisia na tym dbie... Ech, wy... razem z waszym cholernym hrabi... marnie teraz skocz dla czterdziestu rubli... Boe wity, jeli wyyj, za nic nigdy w yciu nie pojad saniami na noc... Zgin tu, na rany boskie...

Zamie znienacka ustaa. Chmury znikny. Na niebie trwa krgy miesic. Pocieplao jakby. Szypow nawet si nie zdziwi, e Pan Bg tak od razu wejrza na jego zy. Ksiyc by srebrny, nieprawdziwy, jego powiata zielona i widmowa. Wilki to si powikszay, to zmniejszay. Db, na ktrym zamelinowa si Giros, potny by, podpiera niebo. Micha Iwanowicz ju nie zamykajc oczu nala sobie wdeczki, powcha, dobrze pachniao, mocno, wypi powoli i pynnie wyszed z kredensu... Szed na palcach, caym ciaem podany odrobin ku przodowi, tac nis w wycignitej doni. Sterczay mu somiane bokobrody, somiany czub podrygiwa, zielone oczy owietlay drog, owalny st, rodzin ksic, ktra zasiada wanie do obiadu. Mody ksi zrobi do oko, a Szypow niemal niezauwaalnie odpowiedzia mu kcikiem ust. Pmiski wachlarzykiem roztasoway si na stole, jakby nikt ich nie podawa, jakby same one tak. Nic nie zadzwonio, nie brzkno, nie stukno. A on cigle jeszcze szed i szed, i oto ju zielona ka, gsi sobie chodz, skacz koniki polne... Wilki znw zapieway, dwa falsetem, reszta wtrowaa basem, wychodzio to rzeczywicie cakiem niele i cho sw Szypow ani rusz rozrni nie mg, to przecie chwyta smutek i od tego znowu chciao mu si paka. Pod starym dbem inna grupa szarych rozbjnikw pilnowaa kompaniona, ale tamtych byo jakby mniej, siedziay bez ruchu i jako nie sycha byo stamtd pieww. Nagle biaoczoy prowodyr przerwa plsy i powiedzia do kolegw: - No, do tego dobrego, pora co wypi. Ten niech sobie tam posiedzi, a my tymczasem wypijemy. Jako mi chodno... - i kiwn na Szypowa. Nie poczstuj? - zaniepokoi si Szypow. - Ej - zawoa go prowodyr - nie masz ochoty na jednego?... No to, lamur-tuur, za... Micha Iwanowicz ucieszy si, poruszy, ale zej nie mg ani rusz. - Dobra, sied - powiedzia prowodyr - zaraz ci podam... Rk wycign moesz? Szypow przytakn. Przewodnik zbliy si do dbu, stan na tylnych apach. - Trzymaj... Micha Iwanowicz wycign rk, jak tylko mg, wzi kieliszek, ostronie, jak najostroniej podnis go - eby tylko nie rozla. - Brawo! - krzykn przewodnik i wilki natychmiast zapieway. Modl si - domyli si Szypow i wypi. I j rozmyla o tym, ile to cierpie przez gupie czterdzieci rubli, ile to roboty i kopotw maj i oni, ich wielmonoci, i wilki, i on, Micha Iwanowicz, i tylko hrabia Tostoj pi teraz tu niedaleko niczego si nawet nie domylajc, pi ze swoj hrabin w hrabiowskiej swojej sypialni i nie wie, e i na niego poluj, i na Szypowa poluj, i na wilki te si przecie poluje... A on sobie pi, cmoka przez sen jak ta czarnulka u Girosa na Samotiecznej...- Poczstowalibycie Amadeusza - powiedzia do wilkw na pewno zamarz na ko... to Grek przecie... - On ma wasne basiory - zamia si prowodyr - jego niech tamte wilczury, tre oli, czstuj...

Szypow nie dyskutowa, zamkn oczy. Nagle jakby kto mu da sjk w bok, obudzi si. By szary lutowy ranek. Wilkw nie byo, odeszy razem ze swoim przywdc. Co prawda tamte cztery pod starym dbem cigle jeszcze siedziay, nieruchome jak przedtem, ale nie byo to straszne. Te moje rozpiy, co miay, i poszy - pomyla - chwali Boga, e przynajmniej mnie poczstoway... - Ej! - zawoa kto. Szypow obejrza si: stoj na drodze wieo wyciosane sanie, rzeka klaczka nk grzebie, wonica wczorajszy rk macha. - yjecie czy nie? - yjemy, yjemy! - odkrzykn ze swojego dbu Giros. - A ty czemu nas porzuci, kanalio! Przyjechae za grzech pokutowa?... - Jest tam moja baranica? Caa? Wilczury pod starym dbem siedziay bez ruchu. Chop podszed bliej. No, to teraz, anszante, dadz mu one bobu! - bezradnie pomyla Szypow. Ale wilki ani drgny. Ostatni rzecz, ktr Szypow zdy jeszcze zobaczy, by cud. Giros zeskoczy ze starego dbu wprost na szare bestie, roztrci je ramionami, poszed w stron wonicy. Tu Szypow zacz krzycze, czy te tak mu si tylko wydao, i zwali si z drzewa w nieg. Ockn si w izbie na piecu. Pachniao kapuniakiem i chlebem. Lea otulony jakimi gaganami i spywa potem, ale to mu nie przeszkadzao. Spojrza na d. Za stoem siedzia Giros i zajada kapuniak. Koniec jego nosa topi si w misce. Obok Girosa siedzia wonica, wzdycha i nieustannie mruga biaymi rzsami. - ...a ja si, masz pojcie, zawinem, le jak w koysce - Giros zachichota. - Wszystko ci, bratku, darowuj, bo to twoja baranica mnie uratowaa... Gdyby nie ona, to ju ja bym ci pokaza, niech ci diabli kochaj! Jake ty mia nas porzuci, diable jeden! To nieprzyzwoicie, cho co tam z tob gada o przyzwoitoci, ty winio!... - Aha - powiedzia chop - kobyy mi byo szkoda. Moda jeszcze. Szypow sucha tej ich rozmowy i raptem wyobrazi sobie, e to nie on zamarzajc i odchodzc od zmysw wisia na tym dbie, ale podpukownik Szenszyn. I rozemia si pod nosem. Wasza wielmono, czowiek zawsze swoje wemie, no bo jak inaczej? Jakbycie wy go tam nie przyciskali, on co mu si naley wemie. Z cudzej kieszeni wyjmie, a wemie. Wasza wielmono moe, jasna sprawa, tupa na niego, gronie krzycze, moe nawet sprowadzi na niego ogupienie albo szare wilki, przed ktrymi ratunku nie ma, chyba tylko cud, a on si uratuje i swoje wemie, no bo jake inaczej? Wydobrzeje, odczeka, a potem swoje wemie. Jeli matka natura przydzielia dla niego sto rubli, to on je wemie gdziekolwiek by byy. ebycie je nie wiem gdzie schowali, wasza wielmono, on je wemie. Rzucicie mu cztery czerwonce - na, udaw si, a on si nie udawi i te pozostae szedziesit asygnatami wemie, od was czy skdind, ale wemie, no bo jak inaczej? Czemu to tak jest - tego on nie wie, nie zastanawia si nad tym, zwyczajnie spokoju sobie znale nie moe, mczy si, miota, miejsca sobie znale nie moe; wyciga si cay, szyj wyciga, wszy i tak oto biega przez ycie z kraca w kraniec, dniem i noc, dopki nie wemie tego, co mu matka natura przydzielia. A i wtedy te nie wie, nie rozumie, co si z nim stao, czemu to uspokoi si raptem

(wielkie mi rzeczy, jakie tam szedziesit rubli!), spojrzenie zrobio si serdeczne, rce mu si nie trzs. Czyby mu wicej nie byo trzeba? Widocznie mu nie trzeba. Nie moecie popatrze sami na siebie i nie moecie wiedzie, e tak jest i z wami, i z jego ekscelencj ksiciem, i z jego ekscelencj generaem-adiutantem, i z kadym na tym wiecie. I nikt nie wie, co komu przydzielone, i ile tego, i to cae nasze szczcie. Gdybymy to wiedzieli dokadnie, dawno bymy si wzajem pozabijali i wszystko by si skoczyo. Po to, by tego unikn, nie dana jest nam ta wiedza, nawet domys... A zatem nie wolno czowieka za to osdza. To nie zodziejstwo, nie grabie, nie grzech, to matka natura. Wy mi tak - ja wam siak, wy mi siak - ja wam owak. O c tu si gniewa? Nie chcecie mi zwyczajnie, po prostu, odda tego, co moje? Dobra, wasza wielmono, w takim razie jak Pan Bg przykaza napisz do pana list. eby przyjemnie panu byo oddawa mi pienidze...

cile tajne Micha Zimin Do Jego Wielmonoci Pana Podpukownika Dymitra Siemionowicza Szenszyna Komunikuj Waszej Wielmonoci, e niejednokrotne moje wyjazdy do Jasnej Polany otworzyy mi oczy na potajemne przygotowania, ktre prowadzone s w domu Jego Wysokoci Hrabiego Lwa Nikoajewicza Tostoja... Zamelduj Waszej Wielmonoci wszystko po porzdku. W domu Jego Wysokoci Hrabiego Lwa Nikoajewicza istniej tajne przejcia i pokoje zawsze zamknite na klucz, w ktrych, jak udao mi si dowiedzie, przygotowano miejsce dla maszyn drukarskich celem drukowania nielegalnych opracowa. W czwartym tygodniu wielkopostnym, kiedy znajdowaem si w Tule, przywieziono Jego Wysokoci Hrabiemu Tostojowi kamienie litograficzne z czcionkami i jakie farby. Z kamieni tych, jak wyjaniem, zamierza si robi odbitki, co bdzie drukowane, tego na razie nie wiem. Co si tyczy studentw przebywajcych bez papierw w dobrach Hrabiego Tostoja, o ktrych Wasza Wielmono polecia mi si wywiedzie, to oni rzeczywicie mieszkaj tam bez papierw, bdzie ich trzydziestu... Wasza Wielmono, droga do Jasnej Polany prawie nieprzejezdna. Zamiecie cigle j zawiewaj... ...Chopi za nic nie chc jecha. Bo to i wilki si zdarzaj, a wilki zim srogie s... Ale ja, Wasza Wielmono, wykonuj wszystko zgodnie z wol Waszej Wielmonoci i o jedno stoj - eby Jego Ekscelencji Ksicia Dobroczycy mojego nie zawie albo, co gorsza, w nieszczcie nie wpdzi. Jak tych zbrodniarzy zdemaskowa - tymczasem nie wiem, ale prosz, Wasza Wielmono, nie wtpi o moich staraniach... M. Zimin

...Pan przecie te pisze, wasza wielmono, a po co? A po to, eby wzi swoj dol. Ja mgbym tego listu w ogle nie pisa, gdyby wasza wielmono sama mi daa, co moje, ale wasza wielmono uwaa, e to wasze, ale to jest moje, no bo jak inaczej? Ile tam u was, wasza wielmono, tego

mojego - nie wiem, ale przecie nie czterdzieci rubli asygnatami. Za co ja si tak mcz, tak cierpi? Wasza wielmono sprbowaby sam powisie na dbie w mrz, na oczach wilkw, o pid od ich ostrych zbw, a wszystko to w imi czego?... Przecie dla was... za cztery czerwoce... Podczas gdy hrabia tam sobie z maonk kawusi popija, ja ycie naraam..

5 (z listu Lwa Tostoja do hrabiny Aleksandry Tostoj)

...yj po staremu i po staremu kocham Cioci. Dawno nie pisaem, a to dlatego, e lato cae miaem cikie, przygnbiajce. Kaszlaem cigle i mylaem - byem tego pewien - e niebawem umr. Doywaem, a nie yem. W padzierniku pojechaem do Moskwy i wrciem do ycia... Przed paroma dniami ukaza si pierwszy numer mego periodyku, zrobiem te gupstwo i zakochaem si nieomal wszystko to razem wzite zmusio mnie, bym si opamita, i przywrcio do stanu prawie normalnego. Pisz do Cioci, chciabym usysze Cioci, zobaczy i myle... Teraz wracam na wie. Zaj mam mnstwo, i ze szko, i z pismem, i z powieci, ktr obiecaem wydrukowa jeszcze w tym roku w pimie Russkij Wiestnik...

cile tajne Kancelaria Moskiewskiego Generaa-Gubernatora Wojskowego Moskwa Do Zawiadujcego III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci, czonka wity Najjaniejszego Pana, Pana Generaa-Majora i Kawalera Potapowa Przesyam Panu, wielce szanowny Aleksandrze Lwowiczu, doniesienie tajnego agenta Michaa Zimina z Tuy w znanej Panu sprawie Hr. Lwa Tostoja. Prosz sobie wyobrazi, i w agent, agent, nie majcy dotd dowiadczenia w nadzorze politycznym, zaskakuje nas wszystkich. Podawane przez niego dane o szczeglnej sytuacji panujcej w domu Hr. Tostoja skaniaj do rozmaitych zowrbnych przypuszcze tyczcych charakteru dziaalnoci Hrabiego. e ju nie wspomn o kamieniach litograficznych, farbach itd. Okolicznoci owe niezmiernie mnie zaniepokoiy, i, aczkolwiek miejsce zamieszkania Hr. Tostoja znajduje si poza rejonem powierzonego mi Urzdu, nie mog pozostawa obojtnym na takowe. Bez wtpienia wiele tu bdzie zaleao od sprawnoci i zrcznoci agenta podczas dalszego zbierania informacji, wszelako i te materiay, ktre ju otrzymalimy, wystarcz, by myle o krokach stanowczych.

Bdc czowiekiem z natury szczerym wobec Pana przyznaj, e otrzymana relacja postawia mnie jakby nad brzegiem przepaci, jeli bowiem tego rodzaju dziaalnoci zajmuj si osoby ze znakomitych rodw, nosiciele czcigodnych nazwisk i tytuw, to znaczy to, i zgubne miazmaty osigny takie rozmiary, ktre skaniaj do najwyszego zaniepokojenia. Okazuje si, e w chwili obecnej nie mona cakowicie polega nawet na ludziach zajmujcych w wiecie wysokie stanowiska. Wszystko to jest nader zasmucajce, i to, wielce mi drogi Aleksandrze Lwowiczu, czyni mnie i Pana jeszcze bardziej odpowiedzialnymi za stan moralnoci spoeczestwa naszego. Korzystam z tej okazji, by zapewni Pana o mym niekamanym szacunku i najgbszym moim oddaniu. Pawe Tuczkow

(z listu generaa-majora Aleksandra Potapowa do ksicia Wasyla Dogorukowa)

...Teraz, gdy znane jest Panu w oglnych zarysach to, co si dzieje, chciabym jeszcze doda od siebie, e mnie osobicie doniesienie to ostatecznie przekonao o bezpodstawnoci naszych obiekcji. Widz, e sprawa przybiera nadzwyczaj niepokojcy charakter i obawiam si, i moe ukaza si nam z jeszcze obrzydliwszej strony i zakasowa nawet histori z p. Czernyszewskim i spk. Doskonale rozumiem zasmucenie Generaa Tuczkowa z tego powodu, w tym sensie, e nawet ta cz Szlachty Rosyjskiej, do ktrej naley Hrabia Tostoj moe by zaraona rewolucyjnymi mrzonkami. Obawiam si zreszt, e mrzonki to w dzisiejszych czasach zbyt sabe sowo. Dziwne, e Pukownik Muratow, przy jego dowiadczeniu i zdolnociach, nie przywizywa wagi do coraz to zwikszajcej si iloci studentw, ktrzy otrzymali miejsce w dobrach Hr. Tostoja. Trzydziestu ludzi to ju nie powszednia grupka nauczycieli. Powinno to byo zwrci uwag Pana Pukownika. Czekam na Paskie dyrektywy.

(ksi Wasyl Dogorukow do generaa Aleksandra Potapowa)

...Ma Pan racj, Aleksandrze Lwowiczu, sytuacja, ktra powstaa w zwizku ze spraw Hr. Tostoja, moe doprowadzi do rozpaczy. Zastanawiam si, jake to do tego doj mogo, e i w Hrabia okaza si by zwizany z ruchem wichrzycielskim! Uwaam, drogi Aleksandrze Lwowiczu, i naley zaj si tym jak najstaranniej i bezzwocznie, bo kada minuta jest droga, nie daj Boe, by co uszo naszej uwadze. Wasza Wielmono zechce askawie wyda zarzdzenia co do wzmocnienia nadzoru nad dziaalnoci wiadomych osb utrzymujc nadal w najgbszej tajemnicy nasz ingerencj, bo, cho wtpliwoci moje obecnie ju si rozwiay, dowiadczenie poucza nas o potrzebie ostronoci. W chwili obecnej nie widz najlepszego sposobu zdemaskowania zoczycw, prosz, niech Pan nad tym pomyli.

Ciko mi na sercu na myl, e ta wiadomo zasmuci Najjaniejszego Pana, kiedy Mu j zakomunikuj, z drugiej jednak strony moemy by przekonani, i wczesny moment, w jakim przedsiwzilimy nasze dziaania, jak rwnie sprawne dalsze ich przeprowadzenie bd nagrod za t gorycz oraz za moje i Paskie zmartwienia i trudy...

cile tajne III Oddzia Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Sankt-Petersburg Do Pana Pukownika Korpusu andarmw Muratowa III Oddzia Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci otrzyma informacj, e w majtku Hr. Lwa Nikoajewicza Tostoja Jasna Polana mieszka nie dziesiciu studentw, jak by wynikao z Paskiego raportu nr 817 z dnia 12 stycznia 1862, ale okoo trzydziestu, co w obecnej sytuacji ju samo w sobie budzi by musiao podejrzenia. Poza tym stao si nam wiadome, i w dobrach Hrabiego przygotowano tajne pomieszczenia dla przyszej drukarni, zwieziono czcionki, farby i tym podobne. Jak rwnie trwaj przygotowania do druku sprzecznych z prawem wydawnictw. Niezmiernie mnie zdumiewa, Panie Pukowniku, i Pan znajdujc si w bezporednim pobliu wymienionego majtku nie rozporzdza pen informacj o dziaalnoci Hrabiego, ktra dawno ju przekroczya ramy poczyna dozwolonych. Uwaam za swj obowizek powiadomi o tym Wasz Wielmono, by zechcia Pan ze swej strony da baczenie na t kwesti, prosz zarazem o niezwoczne zakomunikowanie mi, jakie Pan ze swej strony zalecaby sposoby prowadzce do ujawnienia przygotowywanego przestpstwa i zapobieenia mu. Zawiadujcy III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Genera-Major Potapow

(z listu pukownika Muratowa do pukownika Wojejkowa)

...A ja to wszystko czyta musiaem! Wyobra sobie, e, jak si okazuje, jaki wywiadowca - czy jeden? - z rozkazu Generaa Potapowa buszuje mi pod nosem, plecie niestworzone banialuki, tam mu wierz, a paci za to wszystko mam ja. Sprbuj, Przyjacielu, jako wywiedzie si nieoficjalnie, o co tu chodzi? Czy ju mi nie ufaj, e poza mymi plecami wysya si agentw do mego rejonu? Jeli pomin to wszystko, yje mi si tu, Bogu dziki, spokojnie, zawitaa nawet nadzieja oenku z pewn godn dam, do ktrej zdoaem znale drog, i teraz zamierzam powici mnstwo czasu na przygotowywanie tego aktu. Ale szczegy potem.

Nie zapomnij, Miy, o mojej probie...

Tajne Sztabs-oficer Korpusu andarmw stacjonujcego w guberni tulskiej Tua Do Zawiadujcego III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci, czonka wity Najjaniejszego Pana, Pana Generaa-Majora i Kawalera Potapowa Mam zaszczyt donie Waszej Wielmonoci, e otrzymaem instrukcj sekretn nr 85 z 8 lutego roku biecego podpisan przez Wasz Wielmono i przedsiwziem niezwocznie czynnoci majce na celu ujawnienie wymienionych przez Wasz Wielmono dziaa. Za porednictwem krapiwieskiego isprawnika przeprowadziem sekretny wywiad i w jego wyniku stwierdziem, i w chwili obecnej w majtku Hr. Lwa Tostoja Jasna Polana przemieszkuje dziewiciu studentw, a nie dziesiciu, jak o tym donosiem Waszej Wielmonoci. Tumaczy si to tym, e, jak wynika z wieczornego raportu zoonego mi przez Tulsk Policj Miejsk, Kandydat Jeagin, ktry mieszka w majtku Jasna Polana, trzydziestego pierwszego stycznia przenis si do Moskwy. Omielam si suponowa, e dane otrzymane przez Wasz Wielmono nie s cakiem cise z tego powodu, e pochodz ze rda niezbyt dobrze poinformowanego o naszych sprawach, podczas gdy my tu nieustannie na wszystko dajemy baczenie. Co za do katakumb podziemnych, tajnych pomieszcze i wyposaenia drukarskiego w dobrach Hr. Tostoja, adnych informacji dotd nie otrzymaem, cho podjem ju stosowne kroki i w najbliszym czasie bd mia zaszczyt najpokorniej donie Waszej Wielmonoci o rezultatach. Pukownik Muratow (z listu Lwa Tostoja do Andrzeja Jewstafiewicza Bersa)

...Co tam u Pastwa? Mam nadziej, e wszystko dobrze, i e Zofia Andriejewna ju wyzdrowiaa i wszystko po staremu. ...Ja jestem niezdrw, pismo idzie kiepsko, gospodarka jeszcze gorzej, ziemiastwo coraz bardziej mnie nienawidzi, ja jednak jestem tak zadowolony i szczliwy jak nigdy... A to tylko dlatego, e od witu do nocy pracuj i e jest to ten rodzaj pracy, ktry tak lubi...

(z listu Michaa Zimina do hrabiego Henryka Kreutza)

...A Jego Wielmono Pan Podpukownik Szenszyn wysa mi tylko pidziesit pi rubli, co nawet na same rozjazdy w aden sposb nie wystarczy, a studentw zbiera si teraz do czterdziestu, a kadego trzeba mie na oku...

(z listu Pawa Tuczkowa do podpukownika Szenszyna)

...yczenie Jego Wysokoci Hrabiego Kreutza powinno zosta niezwocznie spenione. Niech Pan askawie poleci, aby wysano Michaowi Ziminowi 300 (trzysta) rubli na jego wydatki, prosz te komunikowa mi na przyszo o wszystkich, dotyczcych finansw, probach agenta...

(z listu Matriony do Michaa Szypowa)

...piknie dzikj ojczulku Michaile Iwanyczu. Ja te piniondze piendziesiont rbli nie strac a poo do poczochi niech leom i na was ojczulku czekaj jak Boe chowaj chorzy bandziecie to jak nalaz abo si wam le bandzie wiodo a bo co...

(z listu pukownika Wojejkowa do pukownika Muratowa)

...Jak si dowiedziaem, do guberni tulskiej odkomenderowany zosta niejaki M. Zimin. Odkomenderowano go za na osobiste polecenie Jego Ekscelencji Ksicia Wasyla Dogorukowa. Jest on bliskim krewnym ksicia i specjalist od dochodze politycznych. Dam Ci dobr rad, eby adnych krokw przeciwko tej osobistoci nie podejmowa. Niech Bg broni, eby cign na siebie gniew Ksicia. Co za si tyczy wzw maeskich, to wszystko w rku Boga... Jestem najzupeniej pewien, e wszystko to pozostanie wycznie midzy nami...

(z pisemnego polecenia generaa-majora Potapowa przesanego pukownikowi Muratowowi)

...wydaje mi si co najmniej dziwnym. Posiadane przez III Oddzia informacje wiadcz, e w zwizku z oywieniem dziaalnoci w majtku Jasna Polana, ilo zamieszkujcych tam osb winna si zwiksza, co zreszt potwierdzaj doniesienia tajnego agenta. Pan za korzysta z przestarzaych danych. Zechce Pan, Pukowniku, jak to ju Pan obiecywa, niezwocznie zaktualizowa posiadane informacje...

(z listu Wasyla Dogorukowa do Aleksandra Potapowa)

...a w ogle ta dziwna rozbieno w podawanych liczbach niepokoi mnie nieco. C to jest niedbalstwo Pukownika Muratowa czy mistyfikacja Zimina? Nie chciabym myle, e to moe by to ostatnie. Jeli za chodzi o niezadowolenie Pukownika z dziaa, ktre podjlimy bez jego bezporedniego udziau, to prosz mu wytumaczy, e doprawdy niepotrzebnie powoduje si tu ambicj, skania nas bowiem do tego interes nadrzdny, o czym sam powinien wiedzie... Zamiast si obraa, winien wykorzystujc jemu jednemu dostpne drogi wzi udzia we wsplnym przedsiwziciu i speni swj obowizek. Jak Wasza Wielmono sdzi, czemu by to Zimin mia nas wyprowadza w pole?... Czy nie znalaz Pan sposobu wykrycia tajnej dziaalnoci zoczycw tak, by nie zostawi ogonw?...

(z listu Lwa Tostoja do Sergiusza Tostoja)

...Mamy tylko dwustu prenumeratorw pisma, a dla szerszej publicznoci ono jakby nie istniao, a pracy przy nim coraz to wicej i wicej, ze studentami take mam coraz wicej kopotw, pienidzy ledwie wystarcza, gospodarka wymaga jakich zdecydowanych dziaa...

(z instrukcji podpukownika Szenszyna dla Michaa Zimina)

III Oddzia jest bardzo zaniepokojony zwikszeniem si liczby studentw przemieszkujcych w posiadoci Hr. Tostoja, bowiem dane pochodzce z innych rde zaprzeczaj waszym danym. W zwizku z tym Jego Wielmono Genera-Major Potapow poleca ustali co nastpuje: 1) 2) 3) 4) 5) 6) Co spowodowao zwikszenie liczby studentw? Czy zwikszenie to zwizane jest z rozbudowaniem dziaalnoci szkolnej? Jaki uytek zrobiono z materiaw litograficznych? Jaki jest przewidywany termin rozpoczcia pracy drukarni? Czy istniej realne moliwoci ujawnienia spiskowcw? Co zdy Pan przedsiwzi w tej ostatniej sprawie?...

6 A rowiutki, skonny do umiechu kmiotek, niedawny wiadek Szypowowej hulanki w przedmiejskiej karczmie, czarnowsy i rumiany jak anio, w nowym kouchu baranim, w czapce karakuowej, wbieg na ganek domu pukownika, szarpn do siebie cikie drzwi, ng nie wytar, i przez nikogo nie zatrzymany, nie zaczepiony, nie okrzyknity, jakby by u siebie w domu, niczym zwierz leny przesmykn przez przedpokj, wzbi si po schodach, bezszelestnie przelizgn si korytarzem i w ostatnim pokoju bez okien pad na fotel. I zaraz, niczym jego cie, rwnie bezszelestnie wpada za nim tykowata ekonomka, szczkna zasuwka na drzwiach. Dwie te wiece rzucay ty blask na tych milczcych dwoje, co si zamknli przed reszt wiata. Ekonomka znieruchomiaa w oczekiwaniu. Wykrochmalony rowy jej czepiec wzdyma si dumnie nad siwawymi kosmykami. Krga, niemoda ju, ale rowa twarz niezmiernie podobna bya do

twarzy siedzcego przed ni mczyzny, jakby bya jego siostr. Szacunek wszelako, z jakim przed nim zastyga, i przebijajca z caego jej wygldu gotowo poskoczenia na pierwsze jego sowo wykluczay zwizki rodzinne, cho, co to si na tym wiecie nie zdarza? Pomilczeli tak czas jaki przygldajc si sobie wzajem, potem mczyzna wsta nagle, nowiutki kouch spez agodnie z jego ramion... ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze?... Zrozumiaa, e nie jest w najlepszej formie, tak, porusza si tak szybko, tak gwatownie, i te sowa, ktrych sensu nigdy zrozumie nie potrafia. Czarne wsiki zatoczyy w powietrzu uk i pacny na intarsjowany stolik. ...Niebieski czeka na mnie puk... Karakuowa astrachanka wraz z czarnymi zbjeckimi kudami znalaza si w rkach ekonomki... buciory, onuce, siermiga... ...Pan z tob, nie pij, prosz... Spod siermigi wyjrzaa biaa batystowa koszula. Ekonomka wprawnie podaa mu brzowy szlafrok z szerokimi rkawami, szyty na polsk mod. Woy go, ysin przykry czerwonym fezem, stopy wsun w atasowe pantofle... ...I po c ci przysigi me... - Herbaty. I poprzedzany przez ekonomk zszed na d, do jadalni, na herbat. Krok mia pukownik Muratow lekki i sprysty mimo solidnej figury i jawnych oznak powanego ju wieku. Popija herbat napawajc si wieczorn cisz tulsk, ale na rowych jego wargach nie byo umiechu, ich kciki zwieszay si gorzko. Niedawny list od pukownika Wojejkowa, list, w ktrym bya mowa o tajemniczej osobistoci przysanej do Tuy z jego, pukownika Muratowa, pominiciem, a nastpnie samo spotkanie z t osobistoci w karczmie - wszystko to przygnbiao, kazao myle o nowych podstpach petersburskiej zwierzchnoci. Od kapitana piechoty do pukownika andarmerii - oto jak drog przeby Mikoaj Serafimowicz Muratow, i to nie kroczc na mikkich apkach od stanowiska do stanowiska, od stopnia do stopnia, nie - Muratow zrewolucjonizowa obowizujc dotychczas praktyk dochodzeniow, ugruntowa nowe, wasne zasady, nada im szlif i precyzj pracy naukowej, by przeciwiestwem swego poprzednika, tpego, leniwego, a zadufanego w sobie aroka. Pukownik Muratow dumny by z siebie, ze swej niewyczerpanej energii, z rzetelnej suby, i wdziczny by Panu Bogu, ktry powierzy mu klucze od drzwi prowadzcych do ludzkiej tajemnicy. Odtd tajemnica nie istniaa. Nie moga istnie. Bya tylko mrwcza, cika i natchniona praca. A aoni dyletanci wygniatajcy fotele w Petersburgu i w Moskwie, ta mieszanina pewnoci siebie i niedoksztacenia, ci zwolennicy metod krla wieczka mieszyli go po prostu. Walka z owymi wysoko postawionymi boyszczami zapocztkowana zostaa jeszcze wtedy, kiedy zgbiajcy andarmsk wiedz w czeluciach III Oddziau w Petersburgu modziutki major Muratow zetkn si z haastr pijakw i rozpustnikw, garzy i dorobkiewiczw nazywanych prywatnymi

informatorami. Wstrzsno to nim wtedy, zrozumia, z czym naley skoczy. Przesiadujc nad aktami Pierwszej Ekspedycji wezwa ich wszystkich, przedefilowali przed nim, ich zagane mtniactwo budzio w nim obrzydzenie. Boe wielki, kog midzy nimi nie byo! Dymisjonowana radczyni, pojcia nie majca o subie wywiadowczej, ale z nadziej zezujca na comiesiczn kopert z groszow gratyfikacj; obrzmiay od alkoholu kupiec trzeciej gildii; gadatliwy elegancik wszystkim znany z tego, e przepuci, co mia, i niejedno z tego, czego nie mia; zastraszona g z pensji dla dobrze urodzonych panien, a nawet genera w stanie spoczynku... Nie, pomyla sobie wtedy Mikoaj Serafimowicz, to przeraajce i trzeba z tym skoczy. I zacz uczszcza na wykady prawa rzymskiego i psychologii elementarnej na Uniwersytecie Petersburskim... Czowiek jest we wadaniu zoci i zawici, gniewu, pogardy i strachu. Spuszczone ze smyczy mog one doprowadzi do rzeczy niesychanych. Trzeba je nauczy moresu, podporzdkowa sobie, pokierowa nimi waciwie, a wtedy przynios korzy. Pienidze to jeszcze nie wszystko. Czowiek musi y w przekonaniu, e maj go na oku, e sytuacja jego jest beznadziejna, e jedynym dla ratunkiem jest pukownik Muratow o krgej twarzy i rowych usteczkach. A wtedy wszystkie waciwoci duszy nieszcznika, wszystkie w nim strunki zestroj si pod kamerton Mikoaja Serafimowicza. Tak to rozmyla doskonalc si w swym mistrzostwie, cyzelujc swoje teorie, i oto ju w rok pniej zlikwidowa dwa nielegalne kka samoksztaceniowe, a dopi tego dziki wsppracownikom, ktrzy przeszli obrbk z zastosowaniem nowych metod. Zdjcie tych grup byo niezrwnane, co do swej precyzji i finezji, pot za i trud, jak w kadej solidnej robocie niewidoczny by dla oka. Starania jego zostay zauwaone, ale z lekkiej rki pewnego ustosunkowanego zawistnika okrzyczano go dziwakiem, a nawet psychicznie chorym (przez analogi do psychologii, ktra tak go pasjonowaa). Mimo jego niewtpliwych sukcesw, zasiane przez nieyczliwych wtpliwoci kiekoway, a e wrd zwierzchnoci nie byo nikogo, kto by go broni, przy pierwszej popenionej niezrcznoci przeniesiono go do Tuy. Niepowodzenie nie utemperowao go, przeciwnie. Z dala od wysoko postawionych ciemniakw mniej mia trudnoci z weryfikowaniem w praktyce swych odkry, jego fantazja zyskaa szerokie pole do popisu. Tak, odmieniona sytuacja nie odebraa mu odwagi, c bowiem znacz dla uczonego intrygi dworakw? Tylko bezgraniczna pogarda, jak dla nich ywi, tylko namitne przekonanie o wasnej susznoci rozgorzay w jego sercu jeszcze ywiej. Robi swoje i na krgej jego i gadkiej twarzy malowa si filozoficzny spokj waciwy ludziom, ktrzy s pewni, e wszystkie racje s po ich stronie, e przejd do historii. Malujce si przed nim obrazy zapieray dech, nie opuszczao go uczucie, e szybuje na wysokociach i cudowna bya ta lekko skrzyde. W takich chwilach wzbija si na pierwsze pitro, do pokoiku bez okien, i zaraz zjawiaa si tykowata ekonomka, on za rozdygotany z podniecenia mwi: - Oni tam biegaj po ulicach, skrcaj si jak wiuny, pdz jak legawce na swoich chudych noynach, z nielegalnymi ulotkami za pazuch, i houbi w sercach bezecne plany przewrotw i katastrof, i innych tam szalestw, uciekaj przed wasnym cieniem: tup-tup-tup... A obok, truchcikiem, dorokarz: Dokd janie pan yczy? A oni paplaj z uniesieniem: Jed tu i tu, czekaj tam a tam, odwie to, oddaj tamto... Tu ona wyjmowaa z szaf jakie koszuliny, achmany, kouszyska, pomagaa mu ubra si w to wszystko i z wolna pod zrcznymi jej palcami z chaosu tego niczym z nieoywionej gliny wyania si

czowiek odziany w dorokarski uniform, niewidoczny zza brody, spod wsw. Przeglda si w lustrze, prbowa przy tym migotaniu wiec znale felery w swym stroju, ale nie znajdowa ich. Z gestem zadowolenia znika bezszelestnie. Po chwili z wrt pukownikowego domu niepiesznie wytaczaa si odrapana drynda z poczciwin dorokarzem na kole... Albo te mwi: - Wiesz co, zrbmy star przekupk, majdaniar z pierokami albo z cukierkami, co?... Oni tam biegaj po ulicach, skrcaj si jak wiuny, pdz jak legawce na swoich chudych noynach, z nielegalnymi ulotkami za pazuch i houbi w sercach bezecne plany przewrotw i katastrof, i innych tam szalestw, uciekaj przed wasnym cieniem: tup-tup-tup... A przekupka tu-tu: Moe pieroka? A oni paplaj sobie z uniesieniem, przekupki si nie boj, nie zwracaj na ni uwagi. Donie ekonomki wykonyway niewiarygodnie zrczne pasae, czci garderoby fruway po pokoiku, z rzadka sycha byo przyciszone: Nie cignij tak, gupia... Najpierw wypchaj pier, oczu nie masz, czy co?... To ma by poczocha?... Nie kuj t szpilk, nie jestem z waty!... Ta peruka co zjeda... I oto stara piersiasta handlara o krgej twarzy wychodzia z domu pukownika i trzymajc przed sob majdan peen lizakw powolutku sza w kierunku kremla. Tak nieustannie cyzelujc i doskonalc swoje nowinki, przemieszka w Tule czas duszy chciwie wyczekujc, kiedy wreszcie wybije godzina, kiedy mosiny gos niewidzialnej dla niepowoanych trby wezwie go do dziaania. Ale trby nie byo sycha. Widocznie moskiewskie frymunoci nie dotary jeszcze do tutejszej guszy. Tajne ubrania i suknie butwiay po szafach. Sztuka przeistaczania si zanikaa. A bya przecie tak wypieszczona, wychuchana, doprowadzona do takiej doskonaoci, e gdyby wszed w nocy do sypialni pukownika i zawoa: Hej, doroka! pukownik zerwaby si z pytaniem: Dokd szanowny pan kae? Albo gdyby zapyta go, picego: Po czemu te lizaki? on, nie otwierajc oczu, schrypym babskim gosem podaby cen, a rka przez sen uniosaby si, o tak, jakby ci chciaa uchwyci za po. Sztuka zanikaa, gina, schodzia na psy. Nie tylko ona zreszt. Jake zmylne przecie opracowa teorie, jakie spreparowa systemata, by run na przestpc politycznego, zaskoczy go, uczyni podatnym i mikkim jak wosk, po czym ulepi ze, co si ywnie spodoba. Nieobecno tych narwanych wartogoww z jednej strony cieszya go oczywicie i uspokajaa, cieszy wszak kadego prawdziwego patriot niewzruszono tronu, a choby tylko cisza i spokj w powierzonym mu okrgu, ale z drugiej strony bolao to pukownika, coraz bowiem realniejsza stawaa si groba utraty powonienia, wyjcia z wprawy. Zapewne pierwszy lepszy felczer z pust poczekalni dowiadczaby tych samych uczu, pozbawiony okazji do posugiwania si skalpelem, widzcy z przeraeniem jak mu powoli a nieodwoalnie drewniej palce, jak rdzewieje umys, coraz trudniejsza jest decyzja, a rka i oko nie maj ju dawnej pewnoci. Tak bez wtpienia i wdz, ktry cieszy si, e nie ma wojny, a wic polegych, krwi, rozk i tak dalej, markotnieje zarazem, pozbawiony okazji do wydoskonalenia si w ukochanej sztuce militarnej, defilady bowiem, byskanie epoletami, a nawet manewry, na ktrych wszystko niby jest jak prawdziwe - to jednak nie to, i wdz w gbi ducha zdaje sobie spraw, e gdyby napad wrg, nieatwo byoby si od razu poapa, co, gdzie, jak i dlaczego, a nim si poapiesz, jue w niewoli albo i w mogile. Oto dlaczego otrzymawszy od generaa Potapowa, od tego szczura w cwikierach, polecenie zidentyfikowania studentw, Muratow ywo zaj si spraw i natychmiast wszystkiego si wywiedzia, ale do tego nie trzeba byo szczeglniejszego mistrzostwa - w Jasnej Polanie i tak nikt niczego nie ukrywa.

... I oto popija herbat, rozkoszowa si tulskim wieczornym spokojem, podniecenie wywoane spotkaniem jednak jeszcze nie mino. A wic tak - medytowa przy akompaniamencie rozpiewanego samowara - kuzyn ksicia Dogorukowa przebiera si w jasnobury paltot, wkada w styczniu melonik i w tak cudacznym przebraniu, prostymi chopskimi saniami, jedzie w asycie podejrzanego osobnika do Jasnej, i, rzecz ju zupenie nie do wiary, jakby dla dodania sobie powagi drze si na cae gardo o swojej tajemnicy i w taki oto sposb ma zamiar wykona - nader poufne, jak sdzi naley - polecenie ksicia!... A ksi to te ziko: pomijajc mnie wysya kogo, kto zamierza co wywcha nawet mi si nie zameldowawszy!... I nagle smagna go myl straszliwa: czy to aby nie przeciwko niemu, pukownikowi Muratowowi, to wszystko? A nu znw daje o sobie zna stoeczna intryga, ktr ju mia za wygas, nu znw nabiera rumiecw i gotowa niebawem rozpomieni si jeszcze okropniej? Jak ozibe s ostatnie listy generaa Potapowa, jak dziwnie, nie po przyjacielsku, odpisuje pukownik Wojejkow... Co za diabe go podkusi, eby zwierza si Wojejkowowi ze spraw sercowych! Jak ostatni szczeniak wypapla intymne sekrety - no, bd si mieli z czego mia koledzy ze stolicy... Po raz pierwszy serce pukownika pikno jaki miesic temu, a to w nastpujcych okolicznociach. Dotary do niego suchy, e pewna moda dama, wdowa, osbka wielkiego wdziku, w zaufanym gronie niezmiernie pochlebnie wyraaa si pono o pukowniku, utrzymujc jakoby, e oto nareszcie spotkaa na swej drodze czowieka, ktry nie jest moe jak znakomitoci, ale za ktrym (ach, ona sama nie wie doprawdy, czemu tak czuje) mogaby pj choby na kraj wiata. Mikoaj Serafimowicz nie by przez kobiety psuty komplementami i suchy, ktre do niego dotary, wywary niejakie wraenie. Nastpnie jednak zapado bolesne milczenie, wdowa nie dawaa znaku ycia. On nadal powica si subie, przebierankom, mistyfikacjom, wprawkom psychologicznym, ale w gbi duszy ywi nadziej, e niebawem znw usyszy te pogoski. Nadzieja ta bya niedaremna, bo nie mino dwa tygodnie (a jednak milczaa przez dwa tygodnie, jakby chcc wystawi na prb jego, a moe i siebie), kiedy si dowiedzia, e znowu gdzie w towarzystwie z wielk otwartoci i z przekonaniem powtrzya ten swj o nim sd. Wwczas pukownik utraci spokj. Zapragn zobaczy j, stan przed ni w caej swej urzdowej chwale i w blasku innych swych zalet, podbi j do reszty i wprowadzi do swego domu, rozwia nareszcie zoliwe mity o jego zakamieniaym starokawalerstwie. I oto poleci swej ekonomce wywiedzie si wszystkiego, ta zabraa si do dziea z ogromn energi i niebawem pukownik zna ju adres i sytuacj majtkow piknej a rozmownej nieznajomej, a take wiedzia co nieco o jej powierzchownoci. Nowe kopoty nieco przyguszyy niepokojce domysy na tematy subowe. Mija czas. Rosa niecierpliwo, narastao podniecenie. A rozstrzygnicie przyszo samo. Pewnego dnia przebrany za dorokarza pukownik wyjecha z wrt swego domu i skierowa konia pod dom wdowy. Tam stan na najbliszym rogu, gowa opada mu jakby w drzemce, czeka. Mia szczcie. Nie mino p godziny, kiedy zesza z ganku. Natychmiast domyli si, e to ona. Z zapartym tchem zezujc przez gste zarola peruki ledzi jej poruszenia, a jeli jego spojrzenie nie przepalio jej na wylot, to mona to uwaa jedynie za cud. Tak, bya przystojna, adniejsza nawet, ni j sobie wyobraa, wic westchnienie ulgi i radoci wyrwao si z jego piersi... Ona posza chodnikiem, on podci konia, ruszy, a kiedy si z ni zrwna, wykrztusi ochryple: - Najpokorniej dobrodziejk upraszam...

Wdowa nieco si zdziwia syszc tak wykwintne i przypochlebne zaproszenie. Przejadki dorok najwyraniej nie planowaa. Dzie jednak by mrony i soneczny, sanie wygodne, dorokarz miy, wic nie namylajc si wsiada, powiedziaa dokd, pojechali. ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze?... Pod pozami skrzypia nieg. Pukownik by zadowolony, cho trudno si byo zorientowa z czego czy e wdowa napatoczya si tak fortunnie, czy e adniejsza bya, ni oczekiwa, czy e umiejtno przeistocze do czego mu si wreszcie przydaje... A Dasia (bo ona to bya) najpierw dziwia si, e tak czysto w saniach, zgoa inaczej ni zazwyczaj bywa u tych tulskich chamw, a potem przestaa si dziwi, po prostu z lekkim sercem zdaa si na ask fal nie kopoczc si o pienidze, z ktrymi przyjdzie si rozsta, pomkna po miecie, robia po sklepach zakupy, odkaniaa si znajomym i mylaa o czekajcej j wieczornej herbatce i o Michale Iwanowiczu, honorowym obywatelu miasta Halicza, o tym, jak to on umie artowa, jak sypie sodkobrzmicymi francuskimi sowy, jak obejmuje, i ponie, i spala si, cho pomie to niezbyt solidny i niedugo trwa. Mylaa te o panu Girosie, nosatym Wochu czy te Greku, Bg jeden to raczy wiedzie, ktry sekretnie wzdycha pod jej drzwiami; mylaa te o tym, jak to ci dwaj rywale zawsze s napici niczym dwie struny i zwinni jak charty, jak to wodz za ni zachwyconymi oczyma... Od dawna ju Dasia nie ya tak wesoo, tak po wariacku, o przyszoci w ogle nie mylc i nie zastanawiajc si, co ona przyniesie... Co za do pukownika Muratowa, o ktrym Dasia w rzeczy samej pozwalaa sobie mwi w towarzystwie do niedwuznacznie, to coraz mniej zaprztaa nim sobie gow, bo c wart gob na dachu?... Co za ko! - zachwycaa si wartk szlichtad. Zbliy si wreszcie koniec tego wojaowania. Kazaa stan, wysiada. Ledwie jednak otworzya atasow portmonetk, gdy usyszaa gwizdnicie, zobaczya umykajce pozy... - Gdzie jedziesz? - zawoaa. Wonica na kole rozemia si, podci konia batem i tyle go widziaa. I pozostay w pamici tylko wykrzywione w miechu usta o rowych wargach, czarna broda, czerwony pas... Od owego dnia pukownik Muratow z wytrwaoci pielgrzyma i z regularnoci wahada od rana do wieczora drzema na kole naprzeciwko uroczego domku w nadziei, e ujrzy j znowu. I peen jakich wdzicznych, a sodkich przeczu wiat byby pikny, gdyby nie idiotyczna historia z Jasn Polan i z zagadkowym kuzynem wszechpotnego ksicia, a i on sam, pukownik Muratow, ysy diabe, ruina czowieka, te by dobry - wda si w korespondencj z III Oddziaem, a teraz machina posza w ruch, koo zaczo si krci, jeden Pan Bg raczy wiedzie, co oni tam teraz szykuj: listy, polecenia, rozkazy, instrukcje wal jedne za drugimi, jemu si nie ufa, jego si pomija, ten francik, ksicy kuzyn, wtyka nos do nie swoich spraw, beztalencie jakie, wszy kretyn, konotuje sobie, mianowaniec! A Daria Siergiejewna, wdowa, jest ponad to wszystko, ksiniczka biaolica, cudo moje, ktre nie ma si nawet dokd pieszy, rzadko otwiera drzwi, wychodzi jeszcze rzadziej... Gdzie tam, w wonnym swoim gniazdku... Co te ona tam robi?... O czym myli?... Do kogo wzdycha?... Czego pragnie?... Na kogo wyczekuje?... I oto razu pewnego skrzypny znajome drzwi, pukownik wyjrza spod czarnych kudw. Serce mu zamaro, mrz przeszed mu po grzbiecie. Z ganku nonszalancko schodzi czowiek w kraciastym,

niestosownym w zimie, kaszkiecie, otuli si czarnym paltem, wyszed na miasto. Na smagej twarzy widnia haczykowaty, podobny do ptasiego dzioba, czerwony, niespotykany w tych okolicach nos. W pukownika jak piorun strzeli. Krzyk rozpaczy gotw by wyrwa si z jego piersi i jedynie ponadludzkim wysikiem Mikoaj Serafimowicz zdoa go powstrzyma. Nie, to nie dziwaczny wygld owego czowieka tak wzburzy pukownika, zbezczeszczona zostaa nietykalna, nieziemska twierdza, w ktrej pikna wdwka grya si w swej aobie. Kim jest w okropny czowiek o ptasim nosie, ktry z wdzikiem czeladnika od stelmacha tak najzwyczajniej w wiecie zszed oto z jej ganku? Jaka to nowa tajemnica kryje si w tym nieoczekiwanym fakcie? Pukownik zazgrzyta zbami i nie spuszczajc penych nienawici oczu z plecw nieznajomego cmokn na konia. Zaraz za rogiem nieznajomy przypieszy kroku i pomkn na swych dugich nogach przez Szlacheck i przez inne ulice, nos wycign, na przechodniw nie patrzy. Pukownik Muratow podci konia. Ko przeszed w trucht. Nieznajomy jeszcze przypieszy, jakby czu, e jest cigany, potem zacz biec zgoa, coraz to prdzej. Ko cwaowa ju co si, nieg tryska spod kopyt. Cwaowali tak niekrtko, niedugo, ale z wiorst w kadym razie. Nieznajomy znienacka zatrzyma si przed drzwiami jadodajni, znikn we wntrzu. Sanie zaryy w miejscu. Pukownik wierci si na kole ponc z niecierpliwoci. Czeka nie musia dugo. Drzwi si otworzyy i nosaty jegomo niczym nie uczesany czarny ptak z furkotem wyfrun na dwr. Na smagej jego twarzy malowao si zadowolenie. Spojrza na dorokarza. Spojrzenia ich spotkay si. Teraz albo nigdy - pomyla pukownik. - Pojedziemy? - zapyta bez tchu. - Czemu nie? - bez oporu przysta kraciasty kaszkiet i klapn do sanek. Pojechali. - Dobrze jest goln sobie na mrz - powiedzia nieznajomy. - Grzeje od rodka - czkn - cieplutko... - Pan to nietutejszy, wasza wielmono? - zapyta pukownik. - Dlaczego tak mylisz? - Taka brudna knajpa... Mamy elegantsze lokale. Nieznajomy zachichota. Pukownik odwrci si. Pene usta wielkich, biaych zbw, czarna grzywka, oczy pon, zajeda wd! Istny diabe! - Przyjedaj do nas na handel - przemg si pukownik - skry dobre mamy, konopie, samowary na ten przykad... - Co ty powiesz? - znw zachichota nieznajomy - albo to ja wygldam na kupca? Wygldam?... Przyjrzyj mi si dobrze, wygldam na kupca?... Pukownik znowu si odwrci. - Czy ja wiem... Rni tu do nas przyjedaj. Hoteli i izb zajezdnych mamy duo. - Gupi - powiedzia jegomo w kaszkiecie - potrzebne mi twoje izby zajezdne, akurat...

adny ptaszek - pomyla pukownik i a si wzdrygn - zero, cwaniaczek, kanalia... - I nagle go olnio: - Przecie on mieszka u niej! U niej! Ja co dzie marzn na rogu, a on sobie najzwyczajniej mieszka u niej, chichocze sobie w jej domu, re, chrapie... moe nawet... Cooo? - Jaki tam ze mnie kupiec? - powiedzia nieznajomy z trudem, jzyk mu koowacia. - A jeli ja jestem tajny agent z Petersburga?... Pukownik gwatownie si odwrci i powiedzia gniewnie: - Kto to widzia takiego tajnego agenta?! Ale urwa nagle na widok zmtniaych oczu cwaniaczka, jego wykrzywionych ust... - A, prosz aski pana - zapyta podchwytliwie Mikoaj Serafimowicz - pan w interesach?... - Gupi - hukn nieznajomy. - Stul pysk... I ywiej jed... Jego Wielmono pan Zimin czeka na mnie... mj naczelnik, dowdca, ojciec... i brat... A daleko do Jasnej Polany? - Nie, niedaleczko - sztywniejc powiedzia pukownik. I oto odstawi to pijane bydl z powrotem na to samo miejsce, z ktrego je zabra, a temu hultajowi nawet nie przyszo do gowy, eby zapaci za kurs, wgramoli si na czarodziejski ganek i znikn niebawem za drzwiami, kanalia! Skoczyo si spokojne ycie Mikoaja Serafimowicza. Wydarzenia zbiegy si niczym linie losu na doni. Zdumiewajce byo to, e wszystko zawirowao wanie wok domu wdowy. Cierpienia miosne pukownika zlay si teraz w jedno z nowym nieszczciem, rozpyny si w nim, nie skonio to zreszt pukownika do opuszczenia rk, przeciwnie, wyprostowa si, odmodnia jakby, gotowa si do odpacenia piknym za nadobne. Jego spieniony ko cwaowa po Tue, pukownik wpatrywa si z koza w przechodniw, przepala wzrokiem mieszczan, a w pukownikowej gowie dojrzewa plan, ktry niebawem mia zosta zrealizowany. Siedzc od czasu do czasu czerwononosego swego cwaniaczka pukownik nie bez zoliwej satysfakcji stwierdza, e ta kanalia odwiedza wycznie karczmy i szynkownie, za to zwierzchnika tego szubrawca nigdy si pukownikowi napotka nie udao, by on przejrzysty, niewidzialny i niepochwytny jak powietrze. I oto teraz sam Bg dopomg pukownikowi Muratow owi. C to by za szaleczy galop, c za pd... Ale - nie na darmo. Jak zazwyczaj, od wczesnego rana dyurowa na kole, gdy nagle skrzypny upragnione drzwi i ukaza si na ganku smagy czerwononosy szubrawiec. Ledwie si pukownik zdy ucieszy na jego widok, a ju sta na ganku i drugi, w jasnoburym paltocie, w czarnym meloniku, o somianych bokobrodach. Omit szybkim spojrzeniem okoliczn przestrze i jego malekie oczka wpiy si w pukownika. Mikoajowi Serafimowiczowi od tego wejrzenia zrobio si sabo, tak sabo, e mu si wydao, i ten nowy zszed z ganku nie tykajc stopni, sfrun jak gdyby. Nim pukownik przyszed do siebie, oni ju skrcili za rg. Tak j si rozpltywa kbek. Tamci szli. Sanki poskrzypyway ladem. Na Siennym Rynku dugo deliberowali z wieniakami, wreszcie wybrali chopskie sanie, dobili targu, pojechali. W kierunku Jasnej Polany! Tu wyniky komplikacje. Bo czemu to, niby, przypisa, e pust drog sun puste sanie? Czujno i dowiadczenie dotd pozwalay pukownikowi unikn dekonspiracji. Co jednak pocz teraz? Na szczcie sanie przystany przed karczm, ju za miastem, podrni weszli na przeksk i rozgrzewk., Ale przed pukownikiem wyrosa nastpna przeszkoda: jego dorokarski strj nazbyt rzuca si w oczy! Zatem, niewiele mylc, pocwaowa pukownik do miasta, do siebie,

przeistoczy si w kmiotka, konia przeprzg do chopskich sa i pogna z powrotem... I zdy, i nawet zamieni par sw z krewniakiem ksicia... ...I oto siedzia teraz w domu, popija herbat, rozkoszowa si tulsk wieczorn cisz i - ochonwszy z pierwszego gniewu i z pierwszego rozgoryczenia - spokojnie ju zastanawia si nad sytuacj. Plan, ktry ju wczeniej zrodzi si w jego gowie, przybiera realne ksztaty. Zawoa ekonomk...

7 Ach, Panie Boe wielki - otwierajc oczy pomyla Szypow - dni id, a pienidzy jak nie byo, tak nie ma... Gdyby ich wicej, bo tak to nawet ciepo czowieka nie cieszy. Jeszcze, wasza ekscelencjo, nie wziem wszystkiego, nie wziem... W izdebce za cian sapn, przewrci si w pocieli Giros. Rybia krew - pomyla Szypow o kompanionie - nic, tylko doczesne uciechy. Ogarn go smutek. Ot i ono, zmienne nasze szczcie: tak pajczek, co rozsnu pajczyn, skacze w przepa cignc za sob srebrzyst niteczk, a tu jeden powiew wiatru i - po pajczynie. To ycie wyraziste i pene tajemnic, sycce jak bita mietana, to ycie z fioletowego aksamitu, to ycie, ktre, zdawao si, jest tu, te niczym w malutki pajczek, wisiao na srebrzystym wosku, ncio, ale nie dawao si pochwyci. Mio Dasina te jak ten kara na pycinie - niby tu, a sprbuj go zapa! Jak go zapiesz? Jakim podstpem? Z ostatnich pienidzy ju te niewiele zostao. Znw trzeba list koncypowa, znw wyrywa jego ekscelencji z garda swoje, wasne, nalene przecie... Bya pna noc. Micha Iwanowicz wsun stopy w walonki, narzuci paltot i wymkn si ze swojej sypialenki, na d, na d, na dwr, przez koronkowy salonik na korytarz, obok milczcych drzwi Dasi, obok komrki, gdzie bogo pi Nastazja, przez sie, przeklinajc los swj, kompaniona, Tu... Potem wraca z dworu, piesznie, byle szybciej znale si w pocieli i pod kodr zasn, zasn, zasn... Ale ledwie min sie, a sen jakby kto rk odj, niebezpieczny zamys leciutko uku go w pier, nogi jakby wrosy w ziemi. Po c tak si mczy - pomyla wszc w ciemnoci domu. - Bo to nie pamitam, jak mi bya chtna?... Kady ma wasne zainteresowania... Tu stana mu przed oczyma Dasia w czym bkitnym, przejrzystym, tajemniczym, Dasia tonca w pierzynie, Dasia z rozrzuconymi biaymi ramionami, pier Dasi unosia si wysoko, sypialni wypeniaa wo perfum (gdzie tam Matrionie do niej!...), ledwie syszalne pozgrzytywanie spryn, wynurzay si z mgieki usteczka gorce, jeszcze gortsze ni wtedy, a skoro cay wiat tym stoi, kto komu wicej zdoa zgarn sprzed nosa, to i ty, Szypow, nie zostawaj w tyle. Oto ju drzwi, a tam, za nimi, ach, Boe wity, czy moe by co pikniejszego?... Zrobi krok, lekki, bezszelestny, paltot narzucony na ramiona zaopota niczym skrzyda, skrzypna podoga, zadra pomyk w lampce oliwnej. Drzwi sypialni majestatyczne byy jak malujce si przed grzesznikiem bramy raju. Zrobi jeszcze jeden krok. A jeli bdzie krzyczaa? - nerwowo umiechn si Micha Iwanowicz.

I znw postpi naprzd, i drzwi ju mia na wprost nosa, i sysza ju jk spryn zza drzwi, sodkie pocmoktywanie, mamrotanie... Hop-hop, Dasieko, gobeczko, otwrz oczta... Monstrum w rudych walonkach ociera si tym bokobrodem o drzwi, jakby to byo twoje ramionko. Ju-ju mia pchn drzwi ramieniem, kiedy nagle z tyu co brzkno, otworzyy si drzwi do komrki zajmowanej przez Nastazj. Serce podeszo Michaowi Iwanowiczowi do garda: staa przed nim nie znana dorodna starucha, przygldaa mu si uwanie, bez lku. Ubrana bya w co czarnego, ni to sukni, ni to habit, ni to sarafan. Na gowie miaa bia chusteczk, uciekay spod niej rzadkie siwe kosmyki... - Bur - ledwie syszalnie powiedzia Szypow. - Co ty za jeden? - gniewnym szeptem zapytaa starucha. - A ty? - wzdrygn si Szypow. - Ja - ptnica, w gocinie - powiedziaa - a ty tu czego? - A ja - hrabia Tostoj - tajc strach beztrosko rzuci Micha Iwanowicz i oddali si popiesznie. Starucha przeegnaa si. - Ojczulku - wyjkaa - miej wzgld na mnie, biedn. - Mersi - odpar Szypow i wzbi si na facjatk. Obudzi si pno. Z dou sycha byo trzaskanie drzwi, podzwanianie elaza, gosy. Z izdebki Girosa dobieg jakowy omot. Szypow umiechn si, jednym susem zerwa si z ka, wpad do kompaniona. Giros lea na pododze, ucho z przyzwyczajenia wgnit w desk. - Tfu - powiedzia Micha Iwanowicz - co za haba! Giros powoli wsta z podogi. - Haba?... Bokiem mi wychodz, Michel, te twoje obiecanki-cacanki... - Jakie obiecanki? Co za obiecanki? - O - kompanion porwa ze stou zmit dziesiciorublwk i machn ni Michaowi Iwanowiczowi przed nosem - o, to jest te twoje sze tysicy srebrem! Ju zapomniae?... Ach, Michel, nie daj Boe, eby mia mnie skrzywdzi... - Zapomniaem? - zdumia si Szypow. - O czym zapomniaem? Wcale nie zapomniaem, se mua. A ja siedz na forsie? Tak?... Nie, nie zapomniaem, szersze la fam... - Wic mi daj! - zada Giros. - Nie krzywd mnie, daj. A ja ci wtedy nie tylko hrabiego, Michel, ja ci wtedy... Ja wtedy dla ciebie... - Zamilcz, m szer - skrzywi si Szypow. - Co za haba... Za srebro suysz czy Najjaniejszemu Panu? Giros siad na posaniu, obj ramionami kanciaste kolana, nic nie odpowiedzia. Jego oczy wypeni smutek, nos celowa w okno, jakby zamierza odfrun z tego padou nieprawoci ku innym stronom, gdzie szumi ludzkie morze, gdzie lada dzie zacznie si wiosna, gdzie sze tysicy srebrem zaciela szerokie rwne pla i gorce jest od soca... Nie - pomyla wychodzc Micha Iwanowicz - nie mam z niego adnego poytku. Karm go, pj, a poytku adnego... Uuu, diabe nosaty!

I nagle tak mu si zachciao wbiec z powrotem do kompaniona i rozdygotan pici trzasn go w ten czerwony nos, raz, i jeszcze raz, i jeszcze, pki przeklty pies nie zacznie chodzi na czterech apkach i merda ogonem... To dlatego, e do cerkwi nie chodz... - pomyla pospnie - cudza wola mn rzdzi... Niedobrze ze mn... I przypomniaa mu si starucha. Kiedy niedwiedzia, borw naszych gospodarza, zbyt wczenie wykurz z barogu, gdzie spa sobie sodko ciep ap ssc i nic sny miodowe i poziomkowe, gdzie wzdycha gono peen wdzicznoci wobec matki natury, kiedy wic budz go ludzie, ktrzy, jak to oni, do wszystkiego musz si wtrci, ktrzy nie s w stanie przej spokojnie obok cudzego barogu, zwaszcza jeli pi w nim niedwied, ale koniecznie musz obudzi go i dziabn rohatyn, dlatego tylko e oni, widzicie, chodz, a on pi, kiedy wic budz go, odrywaj od snw i rozkosznego rozmarzenia, serce niedwiedzia nie odczuwa ani blu, ani boleci - ono zna jeden tylko gniew. Tak to i Micha Iwanowicz poczu, e go w piersi parzy co, jakby kto nalewa mu tam wrztku - by to gniew wanie. I peen tego gniewu zszed na d na mleko z uprzykrzonymi drodwkami, na herbat z miodem, ale poprzez ten gniew wszystko, wydarzenia przesze i obecne, widzia jako co obcego i nucego, i wymylonego; taka bya ta koronkowa Dasina sala, taki st z samowarem, taka i sama Dasia patrzca na z wieloznaczn melancholi, i ksi Dogorukow, i hrabia Tostoj, i ycie przed przyjazdem tutaj i w Tule, i tylko wilki, zbjcy owi z rozstajnych drg, byy w tym jego widzeniu penokrwiste, wystpoway w caej swej nocnej zbjeckiej krasie. Zamierzcha starucha siedziaa ju przy stole, popijaa ze spodka. Dasia siedziaa obok niczym solenizantka. Micha Iwanowicz skoni si ceremonialnie, jakby w rzeczy samej by hrabi. Dasia machna rczk: ach, prosz nam nie przeszkadza. Stara milczaa. Wreszcie dopito herbat. - Zostan u ciebie jeszcze nock - powiedziaa starucha - i pora mi wraca... - Zostaaby duej, Serafimowna - powiedziaa zmartwionym gosem Dasia. - Dokd ci si pieszy? - O, nie, kochanieka, nie... Mczyzn tutaj duo - i spojrzaa nieprzyjanie na Szypowa. Twarz miaa krg, cokolwiek obrzmia, spojrzenie cikie. Dasia westchna. - Bg zapa - powiedziaa starucha z uraz i posza do komrki Nastazji. Dasia westchna raz jeszcze. - Od samego Kijowa tak idzie piechot, od witych miejsc - powiedziaa z rewerencj i nagle rozgniewaa si: - Przepdziabym ja was, chopw, a sama do cerkwi bym posza!... Co mnie podkusio, eby wpuci do domu mczyzn? Boto tylko nanosicie, tyle z wami kopotu... i jeszcze ludzie bior na jzyki... - Dormir? - zdumia si Micha Iwanowicz. - Czyme to naraziem si pani? Dotkna paluszkiem obrzmiaych usteczek: o, nie pamitasz ju jak je caowae, zapomniae ju? - A czemu to pan ukrywa, e jest hrabi? Co?

- Przepraszam najmocniej - zaterkota Szypow - straciem gow, se mua... Do jej daa mu jaki znak sekretny, jaki - nie zrozumia. - No - powiedziaa Dasia - prosz, niech pan mwi, gdzie to ona pana zastaa? Oddech miaa przypieszony. Szypow milcza. Wodzi oczyma po pokoju. - No, gdzie? Pod moimi drzwiami? Nieche pan mwi... Niczego sobie dom - rozmyla Micha Iwanowicz - eby tylko mie par groszy, nietrudno by si byo z Dasi dogada. I ylibymy sobie szczliwie. Tu s, Dasieko, moje pienidze, z mego folwarku, sprzedaem go, to moja dola. I ylibymy sobie szczliwie. Przyjechaby nagle podpukownik Szenszyn: c to ma by, tak to wykonujesz swoje zadanie? Ach, wasza wielmono, moje zadanie teraz, anszante, tu jest. Wie pan, mam wasny dom, oto moja maonka... A o Najjaniejszego Pana kto si, niby, bdzie troszczy?... O, nie, wasza wielmono, mnie najpokorniej prosz od tego zwolni. Mam tego po dziurki w nosie... I ylibymy sobie szczliwie. - Syszaam, jak drapa pan bokobrodami o moje drzwi - powiedziaa szeptem. - Potworze! Inna dawno by pana wypdzia z domu, a ja to znosz... - Jak Boga kocham, to nie moja wina... Tu z komrki wysza ptnica, przyjrzaa im si, trzasna drzwiami i posza do kuchni, Nastazja omotaa tam rondlami. - A due ma pan dobra? - Dasi zapierao dech, kiedy zadaa nagle to pytanie. - Piset dusz... Powioda doni po krgym ramionku, popatrzya na Szypowa. - Hm - wymamrota - oto ju i marzec, soneczko... - Soneczko, soneczko - wyszeptaa Dasia, odrzucia gow do tyu, ukazaa szyjk. Tiu-tiu-tiu-tiu - pomyla - zaczo si... - poderwa si na rwne nogi. Ptnica wysza z kuchni, wgapia si jak sowa. Z gry zszed Giros. Unika spojrzenia Szypowa i nagle spostrzeg ptnic. - Och - powiedziaa ta i zrobia znak krzya - ale on czarny!... I nos haczykowaty... Skd ty ich bierzesz, kochanieka? - Jestem Grekiem - zachichota Giros. - Nie bjcie si, nie bjcie... - I do Dasi: - Pani mamusia? To naprawd pani mamusia? Ach, jak mi przyjemnie!... Pani jest mam Darii Siergiejewnej?... Daria Siergiejewna to nasz anio opiekuczy... Kanalio - pomyla Szypow - rozkwasibym ci ja ten nochal... Za co ja mu pac? Za co? - Jake mi mio! - rozpala si Giros. - Ze mn prosz bez ceremonii... Bd pani mwi po prostu: mamusiu! Mona? Mnie to przecie nic nie kosztuje... Dobrze? - Zgi, przepadnij! -. gniewnie krzykna starucha i rumieniec pokry krg jej twarz. Znikna w komrce. Trzasny drzwi.

I oto nadszed wieczr. O tej porze dnia, cokolwiek bycie o niej mwili, zawsze najatwiej o olnienie. Czy ciemno temu sprzyja i to, e nic nie rozprasza uwagi, czy wyzwolenie od caodziennych ambarasw... Jeszcze mrok na dobre, jak to mwi, nie spowi wszystkich ktw, kiedy co pstrykno w gowie Szypowa i korowd nagych olnie przyprawi go o dygot. Niepokj i smutek nurtujcy go ostatnimi czasy nie przygasy, ale przecie nagle poczu ulg, jakby sufit raptem zawis wyej. Poczu, e napina minie jaka nie znana mu dotd sia, myli zawiroway, co jedna to pikniejsza, co jedna to pontniejsza od drugiej, przed nim, nie skryta, jak zazwyczaj, w mgach, przezieraa przysta jego kocowa, do ktrej powinien wszak dy; wszystko byo jakie niezwyke, niewiarygodne, i nawet jego somiane bokobrody odpowiedziay leciutkim; potrzaskiwaniem, kiedy ich dotkn. Amadeusz za czerwoca moe udusi. Czyli, e trzeba go si strzec - postanowi beztrosko i zwyczajnie. - Do Dasieki naley szturmowa co prdzej, chwyta j za biae ramionka pki ponie... A wic, Dasieko, mam tysic rubli kapitau. Chc zamieszka w Tule, o miedz z hrabi Tostojem... Skd hrabia? No, przecie to za niego daj pienidze. To tak, jakby on dzieli si ze mn swoimi dochodami... Jedna spord niezliczonych szaleczych kombinacji trzepoczcych gorczkowo w jego wyobrani zacza nagle przybiera ksztat, barw i zapach, zagraa, zadzwonia, skoncentrowaa na sobie uwag i on, niczym toncy, rzuci si ku niej szamoczc si bezradnie, paczc, wycigajc rce, a wreszcie dotkn jej i zrozumia, e jest ocalony. Zerwa si z ka, na ktrym zadrcza si od samego obiadu koncypujc nowe dla siebie rozkosze, zerwa si peen niewytumaczalnego zachwytu, rozwietlony, rozoy na stoliku papier, atrament i pira i wyruszy w zbawcz podr.

cile tajne Micha Zimin Do Jego Wielmonoci Pana Podpukownika Szenszyna Wasza Wielmono zechce si nie niepokoi, bo jak ju ja si wziem do rzeczy, wszystko bdzie grao. Wasza Wielmono robi mi wymwki, e za powoli to idzie, e czas ucieka, a w subach Monarchy wszyscy powinnimy si stara, a ja si staram, Wasza Wielmono, i oto co wymyliem. Wasza Wielmono drczy si, e nie ma jak zdemaskowa tych spiskowcw, nie, Wasza Wielmono, mona cakiem prosto. Mam tu w Tule znajomego zecera, ktry mi powiedzia, e mona niedrogo kupi maszyny drukarskie w dobrym stanie, ludzi naj za opat, odkupi jak piwnic, ogarn, maszyny ustawi, papier kupi, farby i co tam trzeba. Jakby si to zrobio, to mona by cakiem prosto nawiza kontakt ze spiskowcami, e niby my te mamy tajn drukarni, to znaczy mona przywie do nas ichniego Hrabiego Tostoja, niech si przekona na wasne oczy, e my te przeciwko wadzom robimy, co moemy. Jak si o tym przekona, to zacznie nas uwaa za swoich i takim sposobem bdziemy z nimi mieli kontakt. Wasza Wielmono moe wierzy, e ja nie o siebie tutaj dbam, po nocach nie sypiam, cigle tylko myl, jak ich najlepiej rozgry. Moe Wasza Wielmono pomyli, e ja dla pienidzy tak si

staram, ale ja to dla Najjaniejszego Pana, jak mnie uczono, i dla Ksicia Dobrodzieja mojego. A jakby nie byo pienidzy to jeszcze co innego wymyl, ale tego mi tylko szkoda e czas idzie. A do Jasnej Polany strasznie trudno si dosta, u nich tam dwudziestu chopw struje dzie i noc, a jak zapi, to psami zaszczuj, pakami zatuk, ja oczywicie Ksicia nie wydam, dobroczycy mojego, ale po co na darmo umiera? Pienidzy trzeba wedug wstpnego rachunku tysic rubli. Pozostaj Waszej Wielmonoci Pokornym Sug Micha Zimin

I oto list rozprostowawszy skrzydeka pofrun do Moskwy, by tam przeraa i niepokoi wysok zwierzchno i zdobywa dla Szypowa szeleszczce asygnaty, bez ktrych nic nie da si zrobi. Amadeusz Giros hula gdzie, przepija swego aosnego czerwoca, jakby w ogle nie troszczy si o jutro. Noc, jak to mwi, zapadaa nad wiatem. Cichy z wolna kroki, skrzypienia podg, przyciszone rozmowy. Starucha wrd wzdychania pooya si spa w komrce Nastazji, Nastazja za przycupna w kuchni na tapczanie. Tylko Daria Siergiejewna, Dasia, w koronkowym saloniku podpiewywaa niepewnie, niebawem jednak trzasnwszy drzwiami i ona posza do siebie i Szypow usysza jak tupta po pododze, jak sama z sob rozmawia, z rzadka te przebiegao przez oniemiay dom co, co przypominao cichy jk. Micha Iwanowicz zasypia bolenie, niespokojnie. Zapada si gdzie, by znw wychyn. Brakowao mu tchu. Zimny pot wystpi mu na czoo. Sprbowa otworzy oczy, ale mu si to nie udao, natomiast dokoa zrobio si janiej, jasno ta przedzieraa si nawet przez cikie powieki. Tajnego agenta zdj strach. Przypomnia sobie o Bogu i wycign do Niego obie rce... Pod Twoj obron! Zmiuj si!... Prosi o tysic rubli, ktrych brakowao mu do penego szczcia. Ale Bg by miociw, kiedy szo o uciszenie zadymki, albo o to, eby mrz zela, albo o ocalenie z paszcz godnych wilkw, natomiast na sprawy finansowe pozostawa obojtny. Tysic rubli - eby run na kolana przed Dasi, a potem zmieniwszy gors i melonik, i buty, napiwszy si kawy, i z by wdow po Szlacheckiej, po Milionnej, tam, tam... Dokd waciwie? A kt to moe wiedzie dokd? Tam, tam, tam... Jasno bya coraz wiksza, olepiajca, nie do wytrzymania, a kto ciko opad obok i pomg Michaowi Iwanowiczowi unie powieki, i zobaczy Szypow podpukownika Szenszyna. - No - powiedzia Szenszyn - jedziemy do Jasnej Polany, czy co bdziemy robi? Micha Iwanowicz przytakn skwapliwie. - Bdziemy si stara dla asygnat czy dla Najjaniejszego Pana? Szypow znowu przytakn. Pan Bg nie usysza, co do niego mwiem - pomyla z rozpacz - trzeba krzycze. I krzykn. I obudzi si. W izdebce byo ciemno. Za cian miota si i chrapa Giros. Nagle drzwi si otworzyy i wlecia anio.

- Gdzie si pchasz? - zapyta Szypow. - Pora spa. - Chc ci da pienidzy - powiedzia anio. - Masz, we z aski swojej. Szypow zobaczy plik asygnat i wycign rk. Anio rozemia si. - Dla asygnat si starasz czy dla Pana naszego? Micha Iwanowicz zapa asygnaty, pocign je do siebie i sparzy si. I obudzi si. W izdebce byo ciemno. W domu byo cicho. Drzwi skrzypny cichutko, otworzyy si, kto ogromny i niewyrany bezszelestnie wadowa si do sypialenki, dysza mu w samo ucho. Kto to? Kto to? - pomyla Micha Iwanowicz, ale w teje chwili poj, e to hrabia Tostoj. - Dam ci tysic rubli - powiedzia hrabia - ale jed do Moskwy... - Za co mnie to spotyka, wasza wysoko? - zdziwi si Szypow i zapaka. - Jed do Matriony, a do mnie wicej nie przyjedaj... Mam ci po dziurki w nosie... - Ale podpukownik... - Zamordowaem podpukownika... - powiedzia hrabia. - Gubernatora take zamordowaem. Tylko patrze, a dobior si i do monarchy... A niech was wszystkich diabli wezm! - pomyla Szypow, spry si, wycign rk i wzi pienidze. - Stokrotne dziki, mersi - powiedzia. - Zaraz bym z tym pobieg do Dasieki, ale starucha, lamurtuur, stoi na zawadzie. - Staruch take sprztnem - rozemia si hrabia. I Micha Iwanowicz obudzi si. W domu panowaa cisza, ale taka to bya cisza, jakby sen trwa nadal, w chorej jego gowie rodziy si jakie widmowe myli i obrazy, sypialnia, w ktrej spaa wdowa, zdawaa mu si promieniejcym obokiem, fortalicj niebiask, siebie samego za widzia Micha Iwanowicz pod postaci szatana, sign nawet rk tam, gdzie powinna bya by pita i zmaca kopyto. I oto nagle poczu ulg, nic go ju nie bolao, i oto ju zmaca bosymi stopami podog, oto ju sta u szczytu skrzypicych schodw gotw run z nich na ten grzeszny pad, na ktrym wszystko jest dozwolone i wszystko moliwe. Sta tak w samej bielinie, bo o walonkach tym razem zapomnia, zostay na facjatce, paltot rwnie. I oto zrobi krok. Schody cichutko skrzypny. Dalekie wiato nocnej lampki zadrao i zgaso. Zrobi jeszcze jeden krok. W izdebce Girosa co omotno. Szypow zrozumia: kompanion wrci ju do siebie i przypad teraz do dziurki od klucza. I rzeczywicie, Giros ledzi go, ale w pierwszej chwili niczego w ciemnociach nie mg rozrni, dopiero potem, gdy czy to ksiyc zajrza do okna, czy oczy przyzwyczaiy si do mroku, zataczya przed nim biaa dygotliwa sylwetka Szypowa powolutku skradajcego si po schodach na d. W tym momencie stao si co niewiarygodnego: Szypow znieruchomia, potem wyrzuci rce w gr i pynnie sfrun do koronkowego saloniku. Giros o mao nie wrzasn. Dokd to, pnocny diable o anielskich narowach?

Z dou dobieg jaki haas i Giros wypad z facjatki gotw walczy do upadego o swoje prawa. Co si stao Grekowi? Czy moe i dla niego wybia godzina pokazania pazurw? Czy tam, na dole, w tajemniczej ciszy taia si najcenniejsza z nadziei, ta, przed ktr blednie wszystko - i sawa, i honory, i pienidze? Wyrzucajc wysoko do gry chude kolana Giros pieszy, by pojma rywala na miejscu zbrodni. Coraz bardziej si rozpalajc wyranie widzia obrzyde bokobrody, nieufn wyostrzon brod i zielone oczy Szypowa, ktre potrafi czowieka czasem doprowadzi do rozpaczy. Jak zwykle nie by pewien sukcesu, ale nogi same go niosy, chude kolana wzlatyway w furii. Przez moment znw widzia przed sob bia sylwetk obramowan zielonkaw powiat. Szypow znieruchomia na rozdrou, jego gowa rozpywaa si w mroku. Bezgowe monstrum wstrzymywao oddech, moe po prostu strzego si zazdrosnego kompaniona. Idzie dra, pilno mu! - pomyla z irytacj Micha Iwanowicz. Wydao mu si, e jest myszk, a nork kto zatka, schowa si nie sposb. I w tej wanie chwili wlot norki rozwar si i nieledwie wpadajc na Szypowa wychyna z niej Dasia, egnaa si i ziewaa. Giros zastyg jak posg. Wdowa znikna w kuchni. A wwczas Micha Iwanowicz zakoysa si i zapad w mrok jej sypialni. Giros przysiad na ostatnim schodku i cichutko zawy. W tym momencie z komrki Nastazji wygramolia si zwalista starucha i ogldajc si na Dasine drzwi podreptaa na dwr. Szypow wlizgnwszy si do sypialni cakiem ogupia od woni perfum, ciepej pocieli, snu. Niczym szafot wznosio si przed nim Dasine ko. W duszy Michaa Iwanowicza przechadza si kat w czerwonej koszuli, kiwa na palcem, przyzywa. Micha Iwanowicz run na kolana, wspar czoo na skotowanej kodrze i omdlewajc czeka. Ale upyno wiele czasu, a Dasia nie nadchodzia. Widocznie nabono staruchy silniejsza bya od jego namitnoci. Pogaska kodr, musn palcami przecierado - powoli tracio ciepo, stygo, obojtniao. Gdyby to wiedzia, e jego kompanion wyamujc rce i mamroczc przeklestwa kry bezszelestnie pod drzwiami - wtedy z pewnoci nie adorowaby tak na klczkach Dasinego ka, ale podjby wyzwanie i zamary dom rozbrzmiaby odgosami walki, ale Micha Iwanowicz nie myla o tym, tylko, niby onierz, co powrci po dugich peregrynacjach w domowe pielesze i nikogo nie zasta, tracc ju nadziej czeka. Tymczasem Giros krci si, krci, a w kocu podkrad si pod drzwi sypialni Dasi i dygocc ze zgrozy przywar do nich uchem, by usysze wreszcie gorczkow szeptanin anioa i szatana. Sta tak wyczekujc na chwil odpowiedni, kiedy wedrze si tam, by w walce wrcz broni swych roszcze, i nie zauway, kiedy za jego plecami wylkniona wdowa zaopotaa rkawami peniuaru, odskoczya jak oparzona, popdzia na gr i skrya si tam w izdebce Szypowa - szukaa schronienia u Michaa Iwanowicza. A Micha Iwanowicz nic o tym wszystkim nie wiedzia, nic nie sysza. Przecierado byo ju zupenie zimne, sabsza si staa wo perfum, odurzenie mijao powoli, a oczom jego wyobrani odmalowa si znienacka nader wyrazisty obrazek: stoi Dasia pod wasnymi drzwiami tonc we zach, a wej nie ma jak, bo przed ni rozpociera swe dugie niegodziwe apska czerwononosy Grek, koysze si na nogach, jest coraz bliej, szczerzy zby, sapie, jeszcze chwila, a obapi j i tak, w objciach, zaniesie na swoj facjatk... I wanie wtedy Szypow usysza guchy, daleki jk. Zerwa si, j nasuchiwa. Jk si

powtrzy. O drzwi co si ocierao, moe ucho Girosa, moe peniuar Dasi. ciska j! - domyli si Szypow i jednym susem przesadzi pokj, pchn drzwi. Uderzyy w co. W pmroku korytarza sta przed Szypowem i trzyma si za policzek Giros. - Teraz ci bd bi - szeptem powiedzia Szypow. - Bij, Michel - niby to artobliwie odpowiedzia Giros i zasoni si chudymi rkami. Lecz c znaczyy te nieszczsne erdki wobec szalestwa nawanicy? Rozfruny si w rne strony, przeszkoda przestaa istnie i ylasta pi Michaa Iwanowicza bez trudu dotara do dugiego nosa kompaniona. Rozleg si chrzst. Odrzucony na cian Amadeuszek stkn. Burza trwaa ledwie uamek chwili. Nim pi raz jeszcze wzniosa si do ciosu, Giros ju mkn po schodach na czworakach. Uskrzydlony zwycistwem Micha Iwanowicz popdzi za nim, by przyku kanali do prgierza, ale ten oczajdusza zdy wpa do siebie, zgrzytna zasuwka. Szypow jak drapienik o zapadych bokach wyda w duchu sodki okrzyk triumfu i zawrci, gdzie cigna go matka natura - do Dasinego legowiska. Zapewne zaczynao si ju rozwidnia: wszystko nabrao ju niewyranych konturw, dostrzegalne ju byo, widzialne, rozrnialne, odzyskiwao nazwy, i Szypow w bielinie nie przypomina ju teraz zjawy nocnej, acz nie zastanawia si nad tym, co przypomina, tylko par tam, tam, w wo perfum, w objcia, w Tajemnic. I nagle zamar. Oczom jego ukaza si widok mrocy krew w yach. W otwartych drzwiach Dasinej sypialni stan stpajcy ostronie, na palcach, Giros - jakby to nie on dopiero co przegalopowa na czworakach do zbawczej, podobocznej facjatki... - Aaaaaa! - rykn Micha Iwanowicz i run na wroga. Zwarli si, przewrcili, i zaczli si tarza po pododze drc na sobie odzienie, a w chwili, gdy Szypowowi udao si zmaca pici nienawistny nos, nos w przekrzywi si i bez trudu rozsta si z twarz kompaniona. Potem niby w malignie patrzy Micha Iwanowicz, jak zsuwa si z gowy nieprzyjaciela kudata czarna peruka, jak przed tajnym agentem jawi si krga twarz przekltej staruchy. - Powita hrabiego! - podnoszc si z podogi ledwie dosyszalnie zachichotaa ptniczka. Przestraszy si pan? W nocy nie takie rzeczy si zdarzaj... - poderwaa si zwinnie i znikna w komrce Nastazji. Szypow nic ju nie rozumiejc znw si znalaz w sypialni Dasi, przy wdowim ku. Na zimnym przecieradle nieruchomo pitrzya si rowa kodra. Wyczerpany nocnymi przejciami Szypow osun si na podog, znieruchomia. Pragn ju tylko jednego: przywrze policzkiem do Dasinych kolan, zamkn oczy i nigdy ju ich nie otwiera. I, jakby przychylajc si do jego marzenia, Dasia po cichutku wesza do sypialni. Zobaczya go, lecego przed kiem, ale nie wystraszya si, nie podniosa krzyku, nie ucieka. Powoli, ledwie tykajc podogi, zbliaa si, a Micha Iwanowicz czeka, osaby, a ona podejdzie cakiem blisko i pooy na jego rozpalonym czole sw ma chodn do. Zbliaa si. Lekko uginay si deski podogi. Potem wszystko znieruchomiao, Szypow poczu na czole jej chodn do. Przywar do niej. Ona westchna i usiada na ku. Tiu-tiu-tiu-tiu - pomyla i uspokoi si. - Ko-ko-ko-ko... Tu poprzednia namitno buchna w nim, przepeniony wdzicznoci, zachwytem, mioci poderwa si, przytuli wdow, jej ramiona przygarny go, objy, zwary mu si na plecach. - Le-le-le-le - gorco j szepta Szypow, a ona ucisna go mocniej. - Lu-lu-lu-lu? - zapyta omdlewajc, a ona zgniota go tak, e mu dech zaparo. - Dasieka... - wychrypia zaskoczony i targn

si, by zajrze jej w oczy i wrzasn z przeraenia: majaczya przed nim krga twarz staruchy, jej rowe usta. Stara zgniataa go coraz mocniej nie przestajc przy tym mia si bezgonie. - C, hrabio, dobrze panu ze mn? - zapytaa i odepchna go nagle. Odchodzc od zmysw wypad z sypialni i, jak przedtem Giros, pocwaowa na czworakach na gr. Zdawao si, e tam, na grze, jest ocalenie. Lecz czy moemy wiedzie, co nas oczekuje za najbliszym rogiem ulicy? I oto Micha Iwanowicz wpadszy do siebie stwierdzi, e przeklta starucha ju tam jest, ju czeka, siedzi ju na jego posaniu zatulona w bkitny peniuar i nie odwraca si, eby, bro Boe, nie rozpozna zbyt wczenie jej krgej twarzy, rowych usteczek. Kiedy zamyka si piercie mierci, zaszczuty zwierz staje si straszny. Powoduje nim ju tylko rozpacz. Nic ju dla nie istnieje. I Micha Iwanowicz, miast zawrci, ucieka, zagryz poblade wargi i z determinacj furiata zwali si na przeladowczyni. Cios by tak silny, e starucha zwina si, upada na komod i wrzasna, co tchu w piersiach: - Cham! winia! Jak miesz! Precz z mego domu! Nastazja! Nastazja, ywo!... - Dasieka... - jkn i pad na podog bez czucia. Kompanion przez cian sysza wszystko. Wyjrza przez szpar. Dasia zbiegaa po schodach, szlochaa, wzywaa pomocy. Amadeusz Giros nie wytrzyma. Lk przed Szypowem znikn. Widzia tylko oddalajce si plecy wdowy, widzia, jak migaj jej ranne pantofle i to mu dodao odwagi. Nie kryjc si ju popdzi za ni wielkimi susami, by wreszcie znale si przed ni, zapakan, zniewaon, i wybaga dla siebie jej ask. Widzia jak bkitne skrzyda, jakby zapraszajc go, Girosa, przefruny przez drzwi sypialni, ale drzwi te zatrzasny si. I w teje chwili czyja cika do spocza na ramieniu Wocha. Sprbowa uskoczy, ale do trzymaa mocno. Czyby Michel? - pomyla, i zrobio mu si zimno, i obejrza si. Staa przed nim starucha ptniczka, zacia rowe usta, wpijaa w niego lodowate spojrzenie. - Jestem pukownik andarmerii Muratow - powiedziaa nieubaganie. - Pozwlcie ze mn. I popchna go. Zbiegli z ganku. Rozkwaszony czerwony nos Amadeusza na mrozie marcowego witu sta si jeszcze czerwieszy. Czarna grzywka nieprzyzwoicie opadaa mu na czoo. Strach uniemoliwia Girosowi mylenie, na pustej ulicy na niczyj pomoc liczy nie byo mona. Silna rka pukownika ciskaa rami Amadeusza. Nie wiadomo skd wychyny przed nimi z szarej mgy puste jednokonne sanie. Pukownik popchn go ku nim. Giros podnis nog, by wsi, ale popchnity z tyu zwali si do rodka i znieruchomia tam na deskach. - Lee i nie rusza si - rzuci pukownik i znikn w porannej mgle. Poszed po wonic - domyli si nieszczsny Giros. Nagle smagna go myl niewiarygodna: chwyci cugle, krzykn, gwizdn, i szukaj wiatru w polu!... Ale nie mia odwagi si poruszy. Dasia ani mu ju bya w gowie, ale mdlio go, czy to ze strachu, czy to z zimna. Nagle usysza kroki. Czarnobrody wonica zwinnie wgramoli si na kozio, sanie ruszyy. Pukownika nie byo. A-ja-jaj! - drtwiejc z zimna pomyla Giros - co za niespodzianka!...

Wonica machn batem i wypoczty ko ruszy wartkim cwaem. Giros nabra odwagi, wyjrza z sa i wydao mu si, e widzi, jak niewyrana sylwetka pukownika wyskakuje zza wga, wydao mu si nawet, e syszy przeraliwy krzyk... - Prdzej! - krzykn na wonic. wisn bat. Ko przeszed w galop. - Prdzej! Prdzej! - krztuszc si ze szczcia i ze strachu wrzeszcza Giros. Dokd tak galopowali, trudno by byo powiedzie. Wystrychnity na dudka pukownik wcieka si gdzie tam, za nimi, za jakim rogiem. Giros na domiar przypomnia sobie, e ma w kieszeni jeszcze troch pienidzy i poleci wonicy wie si do najbliszej knajpy. Sanie natychmiast posusznie skrciy za rg, w lewo, w prawo, zwolniy i ani si Giros obejrza, jak wjechali w jakie wrota, stanli. Wonica zgrabnie zeskoczy z koza... ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze?... - Zuch z ciebie - gramolc si z sa powiedzia Giros. - adnie jechae, och, jak adnie - podskoczy na zdrtwiaych nogach. Tu wszelako wonica podszed do, uj go za rami i powiedzia: - Jestem pukownik andarmerii Muratow... Pozwlcie ze mn! - i pocign zaamanego Girosa do domu. Wszystko, co dziao si potem, przesnute byo jakby mg. Szli jakimi korytarzami, po jakich schodach, przez jakie przejcia, minli kilka pokojw, a zatrzymali si wreszcie w pokoju duym, przestronnym, o wysokich oknach, gdzie stay wycieane fotele i wielkie brzuchate biurko zawalone ksikami. Pukownik kaza Amadeuszowi czeka, sam za wyszed. Giros wpad w rozpacz. Podskakiwa co chwila i rozglda si, jakby straszliwy pukownik mg teraz lada moment pojawi si ju zewszd, nawet w opasych meblach zwidywa si Amadeuszowi podstp jakowy, jaka tajemnica. Umys nie szuka ju ratunku. Nadziei nie byo znikd, Girosowi chciao si ju tylko skomle. Mdlio go coraz bardziej. Nagle wszed pukownik. Ubrany by tym razem w dug szar sukni z bufiastymi rkawami, na gowie mia siw, gadko zaczesan do tyu peruk, twarz krg, niemod ju, jasne oczy pukownika patrzyy na Girosa obojtnie. Wnis pukownik zastawion talerzykami i miseczkami tac, stay na niej te dwie filianki, nad filiankami unosia si para. Dotar do Amadeusza mocny aromat kawy, Amadeusz ockn si. - Wasza wielmono - powiedzia aoliwie - prosz si nie krpowa, prosz mnie bi, wasza wielmono, pies jestem... Ja wszystko potrafi, prosz si nie krpowa... Prosz tylko popatrzy, jaki ze mnie pies... Chce pan, bd chodzi na czworakach? Chce pan? Mnie to przecie nic nie kosztuje, wasza wielmono... Tymczasem w rzeczy samej wszed pukownik Muratow, wywieony, krgolicy, w mundurze pukownikowskim. - Aj! - wrzasn Giros i zasoni si obiema rkoma. Ekonomka postawia tac i wysza. - No - wesoo powiedzia pukownik - zawrzemy przyja? ...Dzie wsta na dobre. Przez okno wsypywao si soce. Byy to przecie ostatnie ju dni marca, kwiecie niemal, i zima nie moga ju pretendowa do wadzy, kapitulowaa przed wiosn i tylko

resztki sczerniaego niegu i przymrozki nad ranem oraz pnocny wiatr przypominay o niej jeszcze. Ale bya ju w przyrodzie owa nowo coroczna, drzewa gotowe byy wystrzeli w niebo pierwsz zieleni, woda uwalniaa si od lodw i ludzie otwierali kufry, i czas ju by najwyszy na pierwsze kwiaty, pierwsze pszczoy i wszelakie wiosenne zapachy i odgosy. I moe dlatego kiedy pukownik Muratow wesoo zaproponowa zawarcie przyjani i Giros zobaczy soce, nie pad na kolana, ale uwierzy pukownikowi, kiwn gow przyzwalajco, i kiwnicie to oznaczao: kiwam, bo nie mam nic do ukrycia przed panem, ja bowiem i pan jestemy jednej krwi i cho wywodzimy si wzajem w pole tak dugo, jak dugo nam si to udaje, to przecie, gdy tylko okolicznoci nas do tego przymusz, gotowimy i przyzna si, i pokaja, i poda sobie rce na zgod. Oto co znaczyo to kiwnicie pokonanego Wocha i pukownik powita je nowym umiechem. - No - powiedzia - to zawrzemy przyja. Widz po paskiej twarzy, e jest pan zmczony. Nie myl si, nieprawda? Prosz, oto kawa, prosz...- Nie myli si pan, o, nie - powiedzia Giros. - Obiecywa mi zote gry, sze tysicy rubli srebrem, srebrne gry, sze tysiczkw, a da czerwoca. - O - powiedzia pukownik - wpad pan jak liwka w kompot. Sprbuj co zrobi dla pana... - On wszystko bra sobie, mnie nic nie dawa. - Jaki wiosenny dzie... Niech pan wraca do domu jakby nigdy nic, dobrze? - Z najwysz przyjemnoci, wasza wielmo... - Paski towarzysz jest hrabi? Giros zachichota. - Prosz pi kaw, bo wystygnie. Wiedziaem to. W Jasnej pan nie by? - Wasza wielmono - powiedzia Giros ostatecznie odzyskujc kontenans - pozwoli pan, e przejdziemy na ty? - Nie - powiedzia pukownik i wykrzywi rowe usta - nie pozwol. Pan jest nikim, pan jest na posugi (Giros zachichota). Mwi jak jest, nieprawda?... Niech si pan lepiej postara by mi uytecznym. Ja co prawda szeciu tysicy panu nie obiecuj (Giros zachichota), ale niech si pan stara, niech si pan tylko stara, a wszystko bdzie dobrze, Bg mi wiadkiem. A jeeli si pan nie bdzie stara... Giros: Boe uchowaj, ja bym przecie dla pana... Pukownik: A jeeli si pan nie bdzie stara... Widzi pan, jak mam rk? Giros: Co te pan, jak Boga kocham! Pies jestem! Niech pan tylko na mnie gwizdnie, niech pan tylko powie: Giros, do nogi! Ja nie zawiod. Mnie to przecie nic nie kosztuje... Pukownik: No, dobrze. Dam panu troch pienidzy. On panu przecie te co obiecywa? Ile on obieca? Giros: Sze tysicy. Pukownik: No, to przesada. Ja panu dam dwadziecia pi rubli. Stoi? Giros: Dzikuj, dzikuj najpokorniej! Oczywicie... Pukownik: Co oczywicie? Bdzie pan, do cholery, robi, co ka?

Giros: ebym mia zdechn. Jak pies. Prosz tylko zawoa... Wasza wielmono, przejdmy na ty, dobrze? Pukownik: Wic niech pan sucha. Ani mru-mru. Nie zna mnie pan, nigdy pan u mnie nie by. Niech pan powie swemu przyjacielowi, e musi pan pojecha do Jasnej, niech tam pana pole... Posiedzi pan sobie par godzin w szynku. Sam pana znajd, askawco, zrozumiano? Giros: Jasne, jasne. Amadeuszku, pjdziesz po tropie. Pukownik: Skopiuje pan dla mnie ca jego korespondencj. Jasne? Giros: Wasza wielmono, prosz mnie kopa jak psa, prosz bi... To ja ju cakiem wch traciem... Niech mnie pan tylko puci po tropie! Nie zawiod, wasza wielmo... Pukownik: A jak tam, askawco, byo z wasz gospodyni? Bardzo si do niej dostawia? Nic midzy nimi nie byo? Giros: Byo, wasza wielmono, byo. Jak to nie byo, kiedy byo. Gdziebym mia mwi panu, e nie byo, skoro byo... Pukownik: Niech to diabli! A pan co? A pan gdzie by?... A niech pana diabli porw! Giros: Przeszkadzaem im, wasza wielmono, Bg mi wiadkiem! Nic midzy nimi nie byo. Prosz, niech mnie pan bije, niech pan bije, prosz si nie krpowa... Pukownik: Byo czy nie byo? Giros: Nie byo... Pukownik: Pij pan t kaw... Giros: Kawa jest wietna!... Wasza wielmono, wie pan co, przejdmy lepiej na ty... Pukownik: C to za maniery! Giros: Ja tylko tak, prosz na to nie zwraca uwagi. Pukownik: A jakie raporty wysya do Petersburga? Giros: Strach powiedzie. Jeli pan pozwoli, to ja moe szeptem... (szepcze) Pukownik: Dobre sobie! Wyssane z palca! Sam tam jedzi, do Jasnej? Na wasne oczy to widzia?... Giros: O to chodzi, e w ogle tam nie by... Pukownik: A pan? Giros: Ja, oczywicie... To jest, mwic cile, nie to, ebym by... To znaczy, byem. Pukownik: Przecie i pan tam, u diaba, nie by! Giros: Ja?! Wasza wielmono, ja tam nie byem. Pukownik: To czemu pan mnie okamuje? Giros: Ja okamuj? Niech mnie pan bije, wasza wielmono, niech mnie pan kopie, jelibym mia czelno kama! Nie kami, wasza wielmono! On tam nie by i hrabiego w ogle nie widzia. Pukownik: A pan?

Giros: Ja byem... To znaczy gdzie? W Jasnej? Nie byem, uchowaj Boe... Pukownik: Wic jak, u diaba, moglicie skada raporty? Giros: Ja nie skadaem. To on pisze, Szypow. Pukownik: Wic on tam by? Giros: On? On by. Jasna sprawa. Pukownik: Jak to - by, skoro dopiero co zapewnia mnie tu pan, e nie by? Giros: On? On nie by, wasza wielmono. I ja te nie byem... Tu pukownik si zerwa. - Aj! - wrzasn Giros i zasoni si obiema rkoma... Mikoaj Serafimowicz bez sowa j si przechadza po gabinecie, a chodzi tak szybko, e od dawna przeladujca go melodyjka nie moga za nim nady, gonia go daremnie, tuka o ciany, rozpryskiwaa si w drobne bryzgi, niektre spaday na Girosa. ...Niebieski czeka na mnie puk... Co za wistwo! - rozmyla pukownik. - Co za brudne intrygi! I to w imi czego?... Te erujce na nawozie uki wysysaj z palca ca spraw, eby dowie, e ja jestem wini! Komu to suy?... ...I po c ci przysigi me?... - C to? - odwrci si nagle do Girosa - wychodzi na to, e jeli jest tak, jak piszecie do Petersburga, to ja jestem brudn wini? - Panie Boe uchowaj! - przerazi si Giros. - To znaczy wy bierzecie pienidze i umywacie rce, a ja jestem zerem i beztalenciem, bo niczego niebezpiecznego w Jasnej nie zauwaam, cho wy widzicie to goym okiem? - Panie Boe uchowaj, wasza wielmono... Jest energiczna i roztropna - kontynuowa swe rozmylania pukownik. - Chwali Boga, sam si o tym przekonaem. Dobra, bardzo kobieca... Nie ma co zwleka... - Wy, cho si specjalnie nie przykadacie, cho si zajmujecie pijatykami i rozpust, okazujecie si by czujnymi strami porzdku, a ja jestem durniem i ostatni fujar, przegapiam maszyny drukarskie, nie mam zielonego pojcia o knowaniach hrabiego Tostoja, tak?... A moe otrzymalicie polecenie zdys-kre-dy-to-wa-nia mnie, co?... - Ale co te pan! - krzykn w rozpaczy Giros. - Wasza wielmono, do czego to podobne! To przecie oszczerstwo!... Po prostu pjd do niej - pomyla Mikoaj Serafimowicz - i powiem, i wszystko jej powiem... I co wtedy? Wyrzuci mnie za drzwi? Nie wyrzuci. Samotna, bezbronna, taka bezradna... Nie wyrzuci, nie wyrzuci... - Podoba mi si pan - powiedzia do Girosa i Woch rozpromieni si, kiedy to usysza. - Z panem mona wsppracowa... Szkoda, e wszystkimi tymi swoimi kamstwami postawi si pan w nieco niekorzystnym wietle... Mieszczanin z Tambowa, i tak dalej... Szkoda.

- O-je-jej! - zachichota Giros. - Mwiem im, co mi lina na jzyk przyniosa, a ci mi uwierzyli! Ja przecie tylko tak. E, co mi tam, myl sobie, zasun... - A szkoda, szkoda... - Boe drogi, ja przecie tak tylko, dla miechu... No, zalewaem troch... No, wasza wielmono, o co tu si gniewa?... Ach, c mi jej pensjonat! Czy jej na nim zaley? Gupitko moje, ptaszyna niebieskooka... Rozplcz ja, rozplcz ten zowieszczy kbuszek, moesz by o to spokojna, dla ciebie to zrobi, kiciuniu, kopciuszku ty mj, abeko, Bg mi wiadkiem... ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze? Niebieski czeka na mnie puk... Girosa od dawna ju nie byo, znikn, gdy tylko pozwolono mu znikn, a pukownik cigle jeszcze chodzi i chodzi po gabinecie. Co za bagno! - myla sobie. - A zatem jeeli pan jest winien, hrabio Lwie Nikoajewiczu, to i ja jestem winien, winien niedopatrzenia? No, wic ja im dowiod, dowiod im, hrabio, e jest pan niewinny, e jest pan wzorowym obywatelem... ...Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... Zjawia si wreszcie maomwna ekonomka i wilgotn ciereczk przetara skrzany fotel, na ktrym jeszcze tak niedawno siedzia nieszczsny Grek.

8 (z nieoficjalnego listu generaa-gubernatora moskiewskiego Pawa Tuczkowa do zawiadujcego III Oddziaem generaa-majora Aleksandra Potapowa)

...Doprawdy nie mog wyj z podziwienia dla Paskiej przenikliwoci. Prosz przeczyta, prosz tylko przeczyta raport tego agenta, a stanie si dla Pana jasne, jak bezcenny skarb znalaz si w naszych rkach. Nie skrywam, e dugo gowiem si nad wynalezieniem sposobu najkorzystniejszego rozstrzygnicia zasmucajcej sprawy Hrabiego Tostoja i caej tej historii, a jednak nie zdoaem wpa na aden pomys, ktry by rokowa dobre nadzieje, a tymczasem ten niepozorny czowieczyna, to monstrum, proponuje rozwizanie, ktrego autorstwa nie powstydziyby si najpierwsze umysy. C si ze mn dzieje? Czy godzien jestem mego obecnego stanowiska? Moe suszniej bym uczyni usuwajc si do mego podmoskiewskiego zacisza i wyrzekajc si zudze? Takie to myli przeladoway mnie, gdym si zastanawia nad propozycjami, ktre nadeszy z Tuy. Ale to tak nawiasem, wielce mi drogi Aleksandrze Lwowiczu, przemawia przeze mnie moja skonno do samobiczowania. Pan za moe z gry o wszystkim wiedzia, to znaczy wiedzia Pan, jaki z niego spryciarz? A ja mylaem sobie: co te ten nasz drogi Aleksander Lwowicz zamyli z takim cudakiem? le si to skoczy. Wyobraam sobie, jak dumny bdzie z Pana i z Ksicia Najjaniejszy Pan, kiedy si dowie, jak zrcznie i nieomylnie ugaszone zostao to wstrtne ognisko zwyrodnienia politycznego. Pyta Pan obecnie, co mnie osobicie jest wiadomym o Hrabim Tostoju i czy to prawda, e jest on autorem wymienionych przez Pana utworw, jak rwnie, co o tym sdz. Rzeczywicie, Hrabia

pisuje od czasu do czasu i, jak to mwi, nie bez powodzenia, co tam w tym rzeczywicie jest, cho w dzisiejszych czasach wszyscy przecie u nas pisz, jak kto potrafi. Zasmucajcy jest nie sam fakt, e kto pisze, zasmucajce jest, kiedy ta pisanina obraca si przeciwko istniejcemu porzdkowi. Ot Hrabiego spotka wanie ten wtpliwy zaszczyt. I widzi Pan, drogi mi wielce Aleksandrze Lwowiczu, okazuje si, e nieprzypadkowe byy te skonnoci Hrabiego do relegowanych i rozmaitych innych podejrzanych modych ludzi: wrd nich z pewnoci atwiej mu jest zasiewa ziarna za. Domylajc si, jaka bdzie Paska decyzja wydaem ju polecenie wysania pienidzy wiadomej Panu osobie, by nie opnia przedsiwzicia...

(z nieoficjalnego listu Pawa Tuczkowa do nieznanego adresata)

...i prosz, by zechcia Pan dopilnowa tej sprawy, bo Genera Potapow bez wtpienia rozdmucha ca afer i bdzie prbowa zagarn wszystkie laury dla siebie nie baczc na to, e Paska w tym przedsiwziciu rola nie jest bynajmniej drugorzdna i e to wanie od Pana w swoim, czasie ja i Hrabia Kreutz otrzymalimy polecenie przypieszenia sprawy...

(z nieoficjalnego listu szefa andarmw, naczelnika III Oddziau, generaa-adiutanta ksicia Wasyla Dogorukowa do Aleksandra Potapowa)

...W oglnym zarysie nie mog nie zaakceptowa piknego pomysu. Jest to dokadnie to, czego tak potrzebowalimy. W naszej pracy nie ma przypadkw, ma Pan oto najlepszy dowd. Nie przypadkiem zwrcilimy uwag na pierwsze doniesienie o Hrabim Tostoju i nie przypadkiem polecilimy wysa tam wanie tego agenta. Dowiadczenie i intuicja podpowiedziay nieomylnie, e nie jest to jaki zwyky oczajdusza, e czowiek ten natchniony pragnieniem przysuenia si Najjaniejszemu Panu i oddany mnie osobicie wykona powierzone mu zadanie z najwiksz starannoci i nie baczc na nic. Zechce Pan, Generale, poleci, by niezwocznie wysano mu pienidze, jeli tego jeszcze nie uczyniono. Nie wtpi, e Wodzimierz Pana nie minie, mnie za zaszczyci yczliwe spojrzenie Monarchy.

(z prywatnego listu oberpolicmajstra Moskwy hrabiego Kreutza do nieznanego adresata)

...powiadaj, e Tuczkow cakiem a perdu sa raison du bonheur i e utrzymuje, jakoby wszystko to byo jego zasug, jakoby osobicie wynalaz tego tajnego agenta, o ktrym Panu pisaem, nam za pozostaje ju tylko czeka na wyjawienie straszliwych faktw. Prosz sobie wystawi, co to za ziko, ten Tostoj! Sysz, e jest jeszcze cakiem mody. A ju w Petersburgu poruszenie doprawdy niesamowite - bagatela, pomyle tylko, taka historia!...

(z nieoficjalnego listu podpukownika Dymitra Szenszyna do pukownika Wojejkowa)

...Otrzymaem ju polecenie, by wysa pienidze. Plan ten jest, jak mi si wydaje, dobry, przemylny, szkoda, e wymaga czasu. Zwracaem ju na to uwag Jego Wielmonoci, ale on nawet sucha nie chce. Oboy si listami Generaa Potapowa, w kko je czyta i tylko mlaska. Po mojemu, gdyby wasza instytucja bya nieco wawsza, wystarczyoby tam posa paru andarmw i byoby po wszystkim. Ale u nas jak na zo uwielbia si pomp, dugie ceremonie i kad bzdur, byle tajemnicz...

(z listu Lwa Tostoja do Michaa Katkowa)

...Zabraem si w tych dniach do mojej sprzedanej na pniu powieci, dotd ani rusz nie mogem tego zrobi. Prosz mi z aski swojej napisa, kiedy chciaby Pan j otrzyma. Dla mnie terminem najwygodniejszym byby listopad, ale mog te i znacznie wczeniej. Jeli to Panu nie odpowiada, prosz mi napisa to bez ogrdek, a zwrc Panu pienidze (jestem obecnie w stanie to uczyni), powie tak czy inaczej dam tylko do pisma Russkij Wiestnik. Gdyby si Pan w ogle rozmyli, z przyjemnoci i ja bym zrezygnowa z naszej umowy. Prosz, niech Pan mi napisze konkretnie i zupenie szczerze. Dla mnie spraw najwaniejsz jest, eby Pan by zadowolony...

cile tajne Zawiadujcy III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Sankt-Petersburg Do Pana Pukownika Korpusu andarmw w guberni tulskiej Muratowa III Oddzia do tej chwili nie otrzyma wyranego raportu Paskiego o studentach przebywajcych w majtku Hrabiego Tostoja Jasna Polana. Ostatnie doniesienie Pana miao charakter powierzchowny, a zawarte w nim dane pozostaj w jaskrawej sprzecznoci z danymi nadsyanymi przez wiadomego Panu tajnego agenta. Opiera si Pan, Panie Pukowniku, na informacjach przestarzaych i niesprawdzonych, a te rozbienoci w raportach wprowadzaj do naszej pracy bezad. Jego Wysoko Ksi jest wielce zatroskany powsta sytuacj i wyraa ogromne zdziwienie dziwn Pask bezczynnoci. Genera-Major Potapow

(z listu pukownika Wojejkowa do pukownika Muratowa)

...Domagasz si ode mnie diabli wiedz czego. Jak ci mogo przyj do gowy, by demaskowa i oskara Zimina, skoro on ma w rku wszystkie nici? Zastanw si tylko, cay Petersburg napity do ostatecznoci, wszyscy trwaj w oczekiwaniu na szczliwe zakoczenie caej historii, Moskwa podryguje jak dziewka, ktr lada moment... Tuczkow cierpi na bezsenno - nic, tylko czeka i czeka, w politycznym wszystko do gry nogami, Zimin zostanie uszlachcony, wspomnisz moje sowa i raptem Ty z tymi Twoimi rewelacjami, w dodatku przy Twojej reputacji! Nie, nie, Twoje pretensje s urojone i nie na czasie. Porywasz si z motyk na soce. Zniszcz Ci i nikt tego nawet nie zauway. Pisz do Ciebie, bo mam dla Ciebie wiele szacunku, bo pamitam o naszym niegdysiejszym wsplnym piknym yciu i o naszej dzisiejszej przyjani, ale bagam Ci - uspokj si, na Boga ywego, nie rb gupstw, czy nie do Ci tego, co ju byo? Gdyby mg cho raz spojrze na Tuczkowa, gdyby mg poczyta listy Potapowa, zaniechaby tych pomysw i da spokj mrzonkom...

(z listu prywatnego prystawa Szlachtina do nieznanego adresata)

...Prosz Pana Boga, by ten piekielny oczajdusza wywiza si naleycie, bo jeli, nie daj Boe, co mu nie wyjdzie, to wszystko skrupi si na mnie, mnie gow urw, j a bd kozem ofiarnym: ty to wszystko zacz, taki owaki, twj to by pomys, i tak dalej, i tak dalej!... Osupiaby, gdyby wiedzia, jakie mu wysyam sumy. Oto zagadka natury!...

9 Pnym popoudniem pewnego dnia pod koniec kwietnia honorowy obywatel miasta Halicza Micha Zimin wypad z renomowanego hotelu Sewastianowa, gdzie zajmowa trzypokojowy apartament, i co tchu w piersiach popdzi przez Tu, ktra ju si z wolna zazieleniaa. Bieg wymijajc przechodniw. Przesawny jasnobury paltot zostawi by zapewne w pokoju. Brzowy surdut i czarny cylinder nadaway postaci tajnego agenta powag i dostojestwo. Cieszy oko wieo wykrochmalony gors, janiay w socu somiane bokobrody. Bieg z szyj wycignit ku przodowi, jakby szed za tropem. Zielone promienie strzelay mu z oczu. Pod suknem surduta szeleciy na piersi asygnaty. Obok niego suna jezdni jednokonna drynda, a rosy krgolicy dorokarz zaprasza z umiechem na rowych ustach: - Janie pan pozwoli, podwioz gdzie trzeba. Alici tajny agent nie zwraca na w powz bagatelnej uwagi i kontynuowa swj maraton.

Jak te potoczyo si dalej ycie Mikoaja Iwanowicza po owej pechowej nocy? A tak oto. Wyzuty z czci i dobrego imienia, pozbawiony dotychczasowej potgi oraz kompaniona jak korek od szampana

wystrzeli z domu wdowy egnany przeklestwy i zami, nic nie rozumiejc i nie widzc przed sob adnej ju przyszoci. Z maym wzekiem bliskich jego sercu rzeczy pocwaowa najpierw klatk schodow, a nastpnie porannymi ulicami niegocinnego grodu. Dom Darii Siergiejewnej znikn mu ju z oczu, ale w uszach cigle jeszcze dzwoniy wyzwiska. Kt to wiedzie moe, jak dugo kluczy ulicami i zaukami nim zmczone nogi przywiody go wreszcie przed hotel Sewastianowa, gdzie, przeliczywszy aosne miedziaki, ktre mu pozostay, wynaj ciemnawy pokoik, ktrego jedyne okienko wygldao na pot wiekowy i mocno ju nadwtlony zbem czasu. Nie zwracajc uwagi na ubogie wntrze owego pokoiku, rzuci si by na twarde wyrko i zasn w mgnieniu oka. Obudzi si rzeki, ale z uczuciem czego przykrego i natychmiast sobie przypomnia, co mu si przytrafio. Twierdza, ktr budowa tak dugo, starannie i zapobiegliwie - lega w gruzach, zawioda jedna maa cegieka. Przysze szczliwe ycie u boku Dasi pogrzebay gruzy wilgotnych murw. Kompanion znikn. Teraz dopiero Micha Iwanowicz pozna, co to samotno, jak le czowiekowi, kiedy sam jest, nawet bez tego podego czerwononosego Greka, tego nicponia, bez tego Wocha i psa. Gdziee, Amadeuszku, hop-hop!... W pokoiku byo cicho. W odku czu rozpaczliwe ssanie i, rzecz dziwna, mia ochot na drodwk. Micha Iwanowicz ubra si popiesznie i wyszed z pokoju. A tu mu naprzeciw chopak w czerwonej kurcie, z tac, na tacy puste butelki, stos brudnych talerzy, resztki jedzenia... Szypow nabra wigoru. - Przynie no mi, se mua, kapuniaku - powiedzia z uniesieniem, z umiechem. - Jako je mi si zachciao. Tylko eby by gorcy. - Och, ty - rozemia si chopak i pobieg dalej. Micha Iwanowicz nie zdy si nawet rozgniewa. Spojrza w zmatowiae lustro - wymity by, jakby dugo go kto wyyma, somiane kudy stroszyy si na wszystkie strony wiata, wyglda jak rozczochrany diabe. - Kiepska sprawa - powiedzia obmacawszy twarz - nie podadz. Postawi konierz jasnoburego paltota, nacisn na oczy melonik i boczkiem, chykiem ruszy do wyjcia. Tam, z sieni samej, z hallu prowadziy na pierwsze pitro wycielone chodnikiem schody, gadko wyokrglona porcz zachcaa, by poprowadzi po niej doni. Tam, za biao malowanymi drzwiami, spokojnie jedli kapuniak, wysysali kurze kostki i z zamknitymi oczyma oprniali kieliszki. Ach... Nie jest to, oczywicie, Chevalier, ale i tu da si y. Setrebj cakowite. A ty, czowieku, go a do kremla, za pitaka kup tam sobie na straganie misk gorcych flakw z pajd chleba i znowu zasuwaj z powrotem. Mersi. Opacia si skrka za wyprawk?... I wydao si Michaowi Iwanowiczowi, e czuje zapach drodwek. Niecierpliwym truchtem pogna w stron straganw, rozglda si po drodze, czy aby nie wida gdzie Girosa, ale tamten przepad jak kamie w wod. Ochon nieco po nocnych przejciach, ale nie cakiem. Kamie nie spad jeszcze z serca. Tak wielk mia ochot zboczy pod Dasiny ganek, wedrze si do rodka, pa jej do ng, czy te, przeciwnie, porwa j na rce: wybacz mi, wybacz, syszysz? Daria, hop-hop, gobeczko. przepireczko ty moja, ko-ko-ko, to wszystko przez t cholern staruch, to ten Giros, ten makaroniarz, to ten Lew Tostoj cay, hop-hop, no, Dasieko...

Serce rwao si pod jej ganek, ale nogi poday w stron straganw i oto ju siedzia na deskach i jedn rk nis do ust aromatyczne gorce flaczki, a drug przytrzymywa zsuwajcy si na oczy melonik. Czy to pitak by wyjtkowo may, czy przekupka skpirado, do, e trzeba byo raz jeszcze sign do kieszeni. Szypow jad, a przed oczyma mia jadalni w domu ksicia - czysto, cicho, wytwornie, mersi, silwuple... Czy to ksi pomyli, jak sodko si Miszce Szypowowi yje w tej caej Tule? Tu, midzy straganami, z ustami penymi gorcych flaczkw, bez stou, bez krzesa? Za c to taki mezalians? Teraz jest emancypacja. Nie podobam si wam dlaczego, to pikne dziki i idmy kady w swoj stron. Ja wam nie zawadzam, to i wy mnie zostawcie w spokoju... Jak wam czego trzeba, to i o mnie miejcie staranie, a tak, za psi pazur, lamur-tuur, komu by si chciao karku nadstawia? Tak czy nie?... Nasyci si wreszcie, zadzwoni drobniakami w kieszeni i ruszy z powrotem. Teraz naleao wszystko w spokoju przemyle i postanowi, co dalej. A moe pody Grek jak gdyby nigdy nic wrci po swej rejteradzie? Moe pi teraz w najlepsze w swojej izdebce? A moe nawet w jej sypialni?... Paajce oburzeniem serce zacigno go a na Dasiny ganek. Otworzya mu Nastazja. Powiao z domu jake znanymi zapachami. Michaa Iwanowicza ogarno wzburzenie. - Nie kazano puszcza... - Nastaziuniu - poprosi najczulej, jak umia - zawoaj mojego kompaniona, tego Wocha... - Jego te nie kazano puszcza - powiedziaa Nastazja. - Nie ma nikogo - i zatrzasna drzwi. Szypow rozejrza si smtnie. Ulica bya cicha, wyludniona. Wszystko tu byo tak dobrze znane, jakby spdzi na tym ganku cae ycie. Naprzeciwko, na rogu, drzema na kole rosy dorokarz o rowych wargach. Czarny kogut przyglda si z pota tajnemu agentowi. Tajny bo tajny - pomyla z melancholi Szypow - ale jaka z tego korzy? Wrci do swego pokoiku, tak, na wszelki wypadek boczkiem, ukradkiem przemkn si obok gospodarza, pooy si spa. Mijay dni. Nie byo ani listw, ani pienidzy. Micha Iwanowicz wygodzi si jak wilk. Strach go ogarn i rozpacz. Prbowa wskrzesi dawne, dobre czasy, z janiepask min wkroczy do szynku, ale ledwie wszed, zakrcio mu si w gowie, oczy przygasy... - Czego tu chcesz? - nieuprzejmie zagadn go gospodarz. - E, niczego - cicho odpowiedzia Szypow. - Ja tylko tak. - Jak tylko tak, to ruszaj, gdzie masz i, ale ju... Co te pienidze robi z ludzi! Odbieraj rozum... A kiedy ich brak? Jeszcze gorzej! Nie dlatego, e godny, ale dlatego, e yjesz w strachu. Moe naj si do jakiej pracy? - myla sobie czasami Micha Iwanowicz, ale jeszcze zwczy. Wyciga si na wyrku, zamyka oczy i prosz: oto syty i rozleniwiony schodzi ze schodw i ju z gry widzi pmisek peen drodwek, i samowar, i pozocisty mid, i mleko z brzowawym kouszkiem... Kiszki gray marsza, szczki same si zaciskay, ale c robi, jak tylko zblia si do stou - zasypia. Tak byo za kadym razem. Ledwie zamknie oczy, ju schodzi po schodach, syty i rozleniwiony, niepieszny, a Dasia patrzy na niczym biaa koteczka, czeka, a on idzie, idzie, idzie...

Co dugo hrabia nie przysya pienidzy - myla sobie czasami Micha Iwanowicz - sam jeszcze czynszw nie zebra, czy co?... Tu zawita strach nowy jeszcze: a jeli przyjdzie Sewastianow i zada pienidzy za pokj? W takich chwilach Micha Iwanowicz chowa gow pod poduszk i myla: Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju... A z Girosem tymczasem takie oto dziay si rzeczy. Wyszed wtedy od pukownika peen si i spokoju. Dwudziestopiciorublwka spoczywaa w doni. U czapnika dugo medytowa, czym by tu zastpi swj kraciasty kaszkiet, a wreszcie naby mietankowej barwy oprychwk z wielkim daszkiem. Tak wytwornie przeobraony uda si do domu wdowy, gdzie Nastazja wyrzeka kategoryczne nie. Nie zraony tym ani nie przygnbiony poszed do pierwszorzdnej restauracji, tam nie baczc na koszta spoy obfity i wystawny obiad, to i owo wypi, nie odmwi sobie nawet butelki szampana, a nastpnie, nawet nie prbujc odszuka kompaniona, o ktrym zdy ju zapomnie, jak zapomnia zreszt i o Dasi, i o pukowniku nawet, i o wszystkich strasznych swoich przejciach, opaci za tydzie z gry miejsce na wsplnej pryczy w domu noclegowym - poszy na to wszystkie pienidze, jakie mu jeszcze zostay - rozebra si starannie, ubranie podoy pod gow, wycign si na brudnym, nabitym som sienniku, zakopa w jakich niewyjanionych achmanach, wcign w puca leciwe wonie tutejsze i obojtny na rozgwar i panujc w suterenie krztanin zasn snem sprawiedliwego. Dni mijay, a on si nie budzi i nikt na to nie zwraca uwagi. Oddech mia rwny, policzki zarowione, dugi nos wydawa melodyjne dwiki. Oto co si dziao z Girosem, podczas gdy Szypow godowa, cierpia i ama sobie gow, jak by tu zaradzi nieszczciu. Pewnego piknego kwietniowego ranka (a by on doprawdy pikny, w ranek, bo kwiecie mia si ju ku kocowi, soneczko dogrzewao, pierwsza trawka gramolia si skd moga, z pczkw rozwijay si lepkie modziutkie listki) kto zaomota do drzwi Szypowa. Zamar - nie mia ju grosza przy duszy. Na szczcie jednak nie by to hotelarz, tylko chopak w czerwonej kurcie. Poda Szypowowi wielk niebiesk kopert i oddali si. Dla pana Zimina - wykaligrafowano na kopercie. C by to by mogo? Kto wiedzia, e mieszka w hotelu? Pienidze? Nie, one innymi fruway szlakami, przez inne szy rce... Micha Iwanowicz dugo obraca w drcych palcach zowieszcz kopert, nim zdecydowa si j otworzy. A moe jednak pienidze? - pomyla bez nadziei i naderwa brzeek. Z wielkiej koperty wypada malutka, starannie zoona na p kartka. Pienidzy nie byo. Kilka fioletowych wierszy zataczyo przed oczyma Szypowa, splatay si, rozplatay, przenikay, litery zderzay si ze sob, powstaa z tego jaka zmylna koronka, ktrej sensu ani rusz nie mona byo wyrozumie. Nagle koronka sama si rozsuna i Micha Iwanowicz przeczyta:

Szanowny Panie bdc poinformowanym, jaki jest cel Paskiej wizyty w naszym miecie i dobrze znajc pojcia i obyczaje tutejszych mieszkacw, piesz uprzedzi Pana, i gotuje si przeciwko Niemu pewne straszliwe przedsiwzicie. Radz nie zwlekajc uprzedzi knowania Paskich wrogw i opuci miasto, nim jeszcze nie jest za pno. Z niekamanym szacunkiem yczliwy.

Nie przestraszy si, po prostu si zdziwi. Jaki znowu yczliwy? To powcigliwe i uprzejme ostrzeenie byo czym niezrozumiaym. Takie formy sztuki epistolarnej byy mu obce. Brakowao mu w tym zwykego ludzkiego krzyku przeraenia: Uciekaj, bo ci zabij! Nie, ta lektura nie zmcia jego spokoju, troch tylko by rozczarowany, e to jednak nie pienidze. Pienidze! - tkno go i po raz nie wiedzie ktry popdzi na poczt. Micha Iwanowicz nie by sentymentalny ani skory do ez. Jego wygarbowana skra nie przepuszczaa subtelnych dwikw ze wiata zewntrznego, jki, aoliwe westchnienia, rozmaite tam lamenty wszystko to nie miao przystpu do jego duszy. Ale owego dnia odkry, e dusza jego zamcona jest od wewntrz, w gardle co zadawio, co zaaskotao w nosie, zaszczypao pod powiek, co malekiego na cieniutkich apkach przebiego po nie ogolonym policzku w d, ku brodzie, dobiego a do jej krawdzi, zawiso, spado. I zaraz nastpne takie samo, jakby bya tego caa chmara, poturlao si po wyostrzonym nosie, zamaro na samym jego koniuszku... Na pewno mucha - umiechn si i odgarn j doni. I oto nadszed w dzie, w bogosawiony dzie, kiedy spoczy na jego doni rwniusiekie asygnaty. Czym prdzej wrci do swego pokoiku, zamkn drzwi na haczyk, rozoy swj majtek. W blasku zachodzcego soca leao przed nim na pododze czterdzieci dwudziestopiciorublowych banknotw, dokadnie czterdzieci, nie wicej, ale i nie mniej. Wszystko poszo w niepami. Serce bi zaczo z dawn energi. Stwardniay bicepsy, rozrosy si bary. Gos okrzep, bo ledwie, schowawszy pienidze, zawoa na posugacza, a ju przybieg i posugacz, i chopak w czerwonej kurcie za nim, i wreszcie sam waciciel, Sewastianow, i wszystko z miejsca poszo w ruch, zawirowao, zakrztno si wok Michaa Iwanowicza. A przecie o pienidzach nie wspomnia jeszcze ani swkiem, oni jednak jakby je wyczuli, a moe rzeczywicie gos mu okrzep, sta teraz z podniesionym czoem, z lekkim umieszkiem na wskich wargach, i wystarczyo, by kiwn palcem albo wzruszy ramionami, a wzmagaa si krztanina, wystarczyo, by uroni jedno jedyne sowo, a oni skwapliwie mu natychmiast potakiwali: Wiadoma rzecz, prosz askawego pana..., A jakeby inaczej, wasza wielmono..., Tak jest, momencik... Wreszcie powiedli go po owych wycieanych chodnikiem schodach na pierwsze pitro, pod najdalsze, najbielsze drzwi, otworzyli te drzwi. Boe ty mj, rozciga si tam na wszystkie strony nieobjty, bezkresny pokj, cay w bkicie, za nim nastpny, i jeszcze jeden! Hotelarz wybieg, by wyda dalsze polecenia, posugacz wprawnie powiesi w szafie samotny jasnobury paltot Michaa Iwanowicza, a chopiec w czerwonej kurcie niczym konik polny pogalopowa na chudych nogach po najrozmaitsze ulubione potrawy tajnego agenta. Jaki znowu yczliwy? - jak w pnie przypomnia sobie Szypow. - Patrzcie no, jak to gro! Wysoko si wspiem, nie ma cc! Wyej ju nie mona! Tam ju tylko niebo!... Zaczynao si nowe ycie. Kiedy chopak pobieg do ssiedniej restauracji, by zamwi tam to i owo, Micha Iwanowicz postanowi nie traci czasu, a prawd mwic nie mg postpi inaczej: Micha Iwanowicz, jak mody i peen si rebak, ktrego zbyt dugo nie wypuszczano ze stajni, rwa wdzido, pkoszulek go dusi, surdut uwiera nieznonie. Lekko i radonie zbieg ze schodw, wypad na ulic i zaraz za rogiem w magazynie md pani Gervais z pomoc samej madame wybra, co tam mieli najlepszego, kaza zapakowa, poda adres, zapaci i ruszy w drog powrotn.

Podrczny z magazynu md poda w lad za nim, tak e czeka nie musia dugo. Zwinnie wsun si w bia jedwabn koszul, wcign kraciaste spodnie koloru beige, zawiza czarny krawat, woy brzowy alpagowy surdut z rwnie brzowym lamowaniem, spuszy bokobrody, poskoczy do lustra i zastyg przed nim z bijcym sercem na widok chopca jak malowanie, cho o cokolwiek wychudzonej, wymizerowanej twarzy i z sinymi krgami pod oczyma. Dugo podziwia, jak wytwornie ten przystojniak odstawia nog, jakby zamierza zrobi krok, jak od niechcenia zgina rk w okciu... Zgity pod ciarem tacy przygalopowa polny konik w czerwonej kurteczce. Okrgy st zastawiony zosta wszelakim jadem. Gucho brzkay fajanse, popiewyway kielichy, kieliszeczki, srebra. Nad sosjerkami, patelniami, patelenkami kbia si para, zwiewn mg wypeniaa pokj. Micha Iwanowicz pogry si w rozpoznawaniu potraw, studiowa je na odlego, wwchiwa si w nie i coraz to wiksza, coraz to wiksza sza mu linka, wic coraz to bliej, coraz to bliej do nich si podkrada, a wreszcie krawd stou bya tu-tu, a rzeczowo, niepiesznie rozsiad si w krzele, zawiza sobie serwet (a jake), przysun brzuchat karafk i rnity kieliszek, nala, i, nim go jeszcze zdy wypi, poczu, e jest podchmielony. - Kiedy mieszkaem w domu ksicia Dogorukowa - powiedzia do chopca - nikt do stou u nas bez serwety nie usiad - i wypi. Grzybki byy niczego sobie, day si je. Rzodkieweczka take. Chrup-chrup... - A ty co? - powiedzia do chopca. - Siadaj, czemu stoisz. We sobie grzybka, se mua, palce liza... Ale chopak znikn za drzwiami. Szypow ju mia nala sobie drugi kieliszek, kiedy znienacka wszed sam waciciel i wrczy mu niebiesk kopert. W piersi tajnego agenta co si poruszyo niespokojnie. Ale tym razem otworzy kopert nie zastanawiajc si dugo. I znowu wypada mu na do maa wiartka papieru.

Szanowny Panie, ma Pan, mam nadziej, do zdrowego rozsdku, by zrozumie, jak niepewna jest Paska sytuacja. Wiemy o Panu wszystko, zosta Pan zdemaskowany. Nie pomog adne wybiegi. Prosz opuci nasze miasto, pki nie jest za pno. Niech si Pan strzee. Zechce Pan przyj wyrazy etc... Paski nieyczliwy Panu.

Tu strach da Szypowowi nura w rkaw, pozostawiajc po sobie zimny wilgotny lad, przepez po ramieniu, po plecach, i zamar gdzie tam pod konierzykiem, na karku. Raz jeszcze przeczyta krtki ten list. Kto cichutko zapuka do drzwi. Micha Iwanowicz zerwa si, podbieg do drzwi, j nasuchiwa. Nic nie sysza. Stukanie powtrzyo si, mikkie byo, dranice, ledwie dosyszalne... A jeeli to sam Szenszyn, co wtedy? Kto jeszcze moe puka tak przymilnie i tak natarczywie?... Trzeba jecha do Jasnej - dygocc pomyla Micha Iwanowicz. - Rozejrze si tam, co i jak... I znw dobiego: puk-puk-puk... Przemg dygot, wyjrza. Korytarz by pusty. Co znowu za nieyczliwi? - przypomnia sobie o licie. - Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju - i zamkn drzwi na klucz.

Potem wstrzymujc oddech na palcach wrci do stou. Nadgryz kurze udko. Wypi. Przysun sobie talerz z kapuniakiem... Ale nie zabra si do jedzenia. Elegancki, woniejcy wdk i perfumami ostronie wlizgn si do ssiedniego pokoju, zajrza pod kanap, pogmera pod fotelami, troch si uspokoi, przypomnia sobie jednak, e jest jeszcze jeden pokj, wszed tam. Szerokie oe przykryte atasow malinow kodr zapraszao, eby si na nim wycign, on jednak wzgardzi tym zaproszeniem. Przeszuka i ten pokj - nie byo nikogo, zreszt, kt by tam mia by, ale podpukownik Szenszyn z pewnoci czai si gdzie w pobliu, gdzie tu-tu, hycel jeden! Co ja tam, w tej Jasnej, mam do roboty? - sprbowa sobie przypomnie Micha Iwanowicz. - Co ja tam mam do roboty? - I nagle sobie przypomnia: - No tak, hrabia przecie, Lew Tostoj, panie wity! A co ja... - co wilgotnego poruszyo si pod konierzykiem. - Co mnie obchodzi Tostoj? Co ja mam z tym wsplnego?... Czego wy ode mnie chcecie?... Poszed z powrotem do jadalni, po drodze spojrza w okno. Ulica bya wyludniona. Zmierzchao si. Szypow znw nala sobie kieliszek, wypi, zawiza serwet. W jego wiadomoci przecigna si midzy nim a hrabi jaka niewidzialna niteczka, przecigna si, nacigna si, zagraa. Zrobio mu si duszno, otworzy okno i w teje chwili wraz z rzekim chodkiem, wraz z zapachem dymu i wieutkich lip napyna do pokoju ledwie dosyszalna znajoma melodia. ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze?... Boe, jak piknie - pomyla Micha Iwanowicz. -- Zupenie antre. Znw zapukano do drzwi. - Kto tam znowu? Znw podkrad si do drzwi. Wydao mu si, e syszy za nimi czyj oddech. A moe to Dasia? Dasia, Daria Siergiejewna, gobeczka, Dasieka... Lamur? Mur-mur-mur?.. I otworzy drzwi. Na korytarzu nie byo nikogo. - Ej! - krzykn. Zjawi si chopiec w czerwonej kurcie. - Czego chcesz? - podejrzliwie zapyta go Szypow. - Ja? Niczego. - A kto puka? - Nikogo tu nie byo, wasza wielmono. Kapuniak ju wystyg, zatraci niedawn wietno. Biaa bonka skrzepego tuszczu przypominaa tafl jesiennego lodu na cichym stawie gdzie w Wiedieniejewie, w Czapczikowie albo w Jasnej, pod samymi oknami wielkopaskiej rezydencji, ktra jeszcze tak niedawno przegldaa si w tym stawie, a teraz oto - ld. ...Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... Przecie nie pi - rozemia si Szypow i zaszeleci banknotami. - Gdyby nie hrabia Lew Nikoajewicz, zobaczybym tyle forsy jak wasne uszy... Nala sobie kieliszek, z rozczuleniem wypi zdrowie hrabiego.

Wszed Sewastianow. - Moe czego trzeba? - Niczego nie trzeba - sabym gosem powiedzia Szypow. - Nie wzgardzisz, kochasiu, moim towarzystwem?... Hotelarz przysiad si dziwujc si samotnemu gociowi. - A powiedz no mi - zapyta Micha Iwanowicz - mieszka kiedy u ciebie hrabia Tostoj? Lew Nikoajewicz? - A jake - powiedzia Sewastianow - jakeby, pewnie. Ile razy do Tuy przyjeda, zawsze u mnie staje... Ach - pomyla z rozczuleniem Szypow - kompletne anszante... - No i jaki on jest? - Numer, znaczy si, hrabia bior zawsze - powiedzia waciciel hotelu - mniejszy ni ten, jednopokojowy. - O? - zdumia si Micha Iwanowicz. - Patrzcie, patrzcie! - Czowiek mody, grzeczny, nie powiem, nosi si jak wieniak... - By nie moe!... - Hrabia i majtek maj tu niedaleko, Jasna Polana, dziadunia ichniego jeszcze... - To mj majtek - powiedzia nagle Szypow - taka to historia, bracie. - Jak to? - rozemia si Sewastianow - oni tam mieszkaj, wiem przecie. - Mieszkaj oni, a majtek - mj. I dochd z niego idzie dla mnie... - Na spk, czy jak? - zdziwi si hotelarz. - Wanie - powiedzia Szypow. - Twoje zdrowie!... Ech, Matriocha - pomyla - eby ty mnie teraz moga widzie!... Sewastianowa ju nie byo. A ycie trwao nadal. I oto owadno Szypowem nieznone jak ogie pragnienie ujrzenia Dasi. Zobaczy j, pokaja si, zaszeleci asygnatami. Lekko mu byo na sercu, znikny wszystkie niepokoje, bya tylko wiara w sukces, ufno wielka. I oto wycigajc szyj bieg w swym brzowym surducie i w cylindrze, a obok niego suna jezdni jednokonna drynda i rosy krgolicy dorokarz zaprasza z umiechem na rowych ustach: - Janie pan pozwoli, podwioz, gdzie trzeba. Ale Szypow bieg i nie zwraca na w powz bagatelnej uwagi. Ot i dom, ot i ganek, ot drzwi. Nastazja otworzya, nie poznaa. Odtrci j ramieniem, nie zdejmujc cylindra popdzi korytarzem do koronkowego saloniku starajc si nie zagubi, nie zapomnie jakich nikomu dotd nie znanych sw, wymylnych konstrukcji, natchnionej wzniosoci kogo, kto peen jest skruchy i pragnie, by mu przebaczono. Wiedzia, jak zacz, ale przedtem... ten

elegancki pan w kraciastych spodniach koloru beige, w brzowym surducie z jedwabnym oblamowaniem, w cylindrze poyskujcym i mienicym si niczym aureola padnie na kolana i poczoga si do jej stp jak pielgrzym, co dotar do Grobu Paskiego. Dario Siergiejewno, to ja! Gobku ty mj, bur! Obsypali mnie zotem i ja chc ci obsypa zotem tak, e ci starczy do koca ycia... Prosz tylko pomyle, setrebj, jak to mona korzystnie ulokowa! Lamur?.,. Niech mi wolno bdzie ucaowa t pikn rczk... Ona wyda okrzyk, cofnie si o krok, na moment zamknie bkitne oczta... Ach! I niby to nieumylnie biaa rczka wesprze si o szerokie rami w brzowej alpadze... Nie dospaem, nie dojadem... Wypociem si, umartwiaem si, Dasieko, przepireczko ty moja, modliem si o ciebie i oto wymodliem...Tysic rubli! A ona zacznie szlocha, gwk odrzuci do tyu, bia szyjk ukae, sabnca. Mam dobra wasne tu niedaleko, tak, tak, o par staj... Ale nie pacz, duszko, nie pacz, nie rycz, dewolaj, nie bj si, no, mieje Boga w sercu! No, o co chodzi? Czybym ci by niemiy? Miy, miy... Chod tu, guptasku. Wsta z podogi, zabrudzisz nowe spodnie, guptasku, Michaku, potworze... Nastazja, ju ci tu nie ma!... Ach, pogniote mi ca sukni, wariacie... Wpad do koronkowego saloniku i zatrzyma si. Ona staa przed nim, brwi uniosa w zdziwieniu, otworzya usteczka gotowa krzykn. Od niego bia jasno, olepiaa. Ona zasonia doni oczy. Ot i st nakryty ju do wieczornej uczty, huczy samowar, drodwki si zoc, jak w jakie wito... Moe jeszcze filiank, moe jeszcze drodweczk... Ach, permete, nie jestem jako godny... No, to pora spa... Spa? Che-che-che... No c, spa to spa, che-che-che... Wszystko zostao zapomniane, wszystko zostao wybaczone, wszystko mino jak zy sen. Nic si na wiecie nie liczy prcz uniesienia dwojga. Skadam u twoich stp mj honor, moje dobra i te oto tysic rubli asygnatami... Czy tak wiele nam jeszcze zostao ycia na tym wiecie? Te par lat... Pan w brzowym surducie sign w zanadrze, by wyj asygnaty, by rozrzuci je po koronkowym saloniku. No? Co? Co ty na to? Jak yj nie miaem w rku tyle pienidzy... Mezalians. Kiedy mieszkaem w domu ksicia... Kupimy mi jeszcze jeden komplet - czarny surdut i spodnie w paseczki. A dla ciebie narzutk z soboli czy co tam jeszcze... Co bdziesz chciaa. No, co by chciaa?... - Nastazja - zawoaa ona ledwie dosyszalnie. Gocie zjad... Prosimy, prosimy bardzo, bur, madam... Siadajcie pastwo, rozgocie si, prosz, czym chata bogata, hrabia zaraz raczy przyjecha, Lew Nikoajewicz, mj, purkua, wujeczny braciszek po kdzieli... - Nastazja! - zawoaa goniej. - Dasieko - powiedzia nie mogc zapa tchu - nie bj si, to przecie ja. - Precz! - wskazaa drzwi. - Precz z mego domu! Z trudem przestawiajc nogi jak z waty opuci koronkowy salonik i znalaz si na ganku. Wlk si przez wieczorn Tu, a za nim i przed nim, i dokoa niego nioso si dwicznie to smutne, to jakby nawet szydercze:

...Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... I w lad za nim jecha powoli czarnobrody uparty dorokarz, od czasu do czasu ponawia swoj ofert: - Przewioz janie wielmonego... Niech wasza wielmono siada askawie... Konik jak malowanie... W restauracji Szypow siedzia nie zdjwszy cylindra, nie widzc nikogo, pi, pi, pi, a kiedy poczu, e znalaz si wreszcie w innym wiecie, wdowa za jest daleka i nierzeczywista, zdecydowanym krokiem poszed do hotelu. Z okrgego stou sprztnito ju zastaw. W drzwiach sta chopak w czerwonej kurteczce - moe czego bdzie trzeba. W lustrze mtnie majaczy pan w alpagowym surducie, bokobrody mia skotunione. ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze?... Na okrgym stole leaa na widoku niebieska koperta. Zobojtniay ju na swoje losy Szypow pokornie, od niechcenia wyj z niej karteczk.

Szanowny Panie, Pan jeszcze w Tule?! Prosz zway, e jutro bdzie za pno!... Z powaaniem.

- Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju! - wrzasn Szypow i chopak w czerwonej kurcie natychmiast znikn za drzwiami. - Ej! - krzykn trzewiejc ogarnity przeraeniem tajny agent, ale nikt si nie zjawi na jego wezwanie. Tymczasem czarnobrody dorokarz zeskoczy z koza przed swoim domem, znikn w rodku. W dziesi minut pniej Mikoaj Serafimowicz Muratow w szlafroku i fezie wszed do swego gabinetu i zasiad przy biurku. Piro taczyo mu w palcach, po wypukym czole przebiegay fale, miay si rowe usta.

cile tajne Sztabs-oficer Korpusu andarmw guberni tulskiej Tua Do Zawiadujcego III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci, Czonka wity Monarszej Pana Generaa-Majora i Kawalera Potapowa Obywatel Honorowy Miasta Halicza Michajo Iwanowicz Zimin, ktry przyby do miasta Tuy dnia siedemnastego lutego z mieszczaninem tambowskim Girosem rozpuci wieci, e jest agentem Rzdowym i e zlecono mu tajn misj wielkiej wagi.

Jak ustalono p. Zimin ma wiadectwo wydane mu przez Prystawa cyrkuu Miejskiego policji Moskiewskiej, nr 101, z dwumiesicznym terminem wanoci. Pan Giros ma paszport wystawiony przez Tambowsk Dum Miejsk. Pan Zimin przez cay okres pobytu swego w Tule prowadzi wystawne i hulaszcze ycie odwiedzajc szynkownie poledniejszej kategorii, wreszcie posun si a do tego, e czynnie znieway bezbronn czcigodn kobiet, wdow po Kapitanie Kaspariczu, za co zosta wyrzucony z jej domu. Prcz tego Zimin na skutek swej gadatliwoci zdradzi sw, zlecon mu jakoby przez Rzd, tajn misj ledzenia poczyna Hrabiego Lwa Tostoja oraz osb mieszkajcych w posiadoci tego ostatniego we wsi Jasna Polana. Kiedy si o tym dowiedziaem, zaprosiem do siebie p. Girosa, ktry potwierdzi wszystko, co si odnosi do p. Zimina, dodajc zarazem, i p. Zimin obieca mu wypaci sze tysicy rubli srebrem, jeli Giros zdoa uzyska jakie informacje o Hrabim Tostoju. Jednakowo przez cay ten czas ani p. Giros, ani tym bardziej p. Zimin ani razu w Jasnej Polanie nie byli i absolutnie niczego nie wykryli. Osobicie zoyem o tym raport Panu Naczelnikowi Guberni Tulskiej, ktry w zupenoci podziela moje przewiadczenie, e p. Zimin (jeli rzeczywicie co mu poruczono) wyrzdzi wiele szkody sw gadatliwoci, jeli chodzi o wykrycie prawdy o dziaalnoci osb mieszkajcych w posiadoci Hrabiego Tostoja, ktre to osoby, by moe, polecono mu mie na oku. Pan Giros w chwili obecnej uda si w nieznanym kierunku, pan Zimin natomiast, ktry otrzyma jakie wiksze sumy, w dalszym cigu oddaje si rozpucie i hulankom. Uwaam za swj obowizek najpokorniej powiadomi o powyszym Wasz Wielmono. Pukownik Muratow

Mikoaj Serafimowicz tak by rad z obrotu wydarze, e ani troch nie kopota si znikniciem Girosa. Dwie szalone noce, ktre jako starucha spdzi w domu wdowy, natchny go now energi, tym bardziej e sprawa ruszya wreszcie z martwego punktu. Po pierwsze, ile znaczya determinacja i przemylno, wtargn niczym burza do owego zacisznego gniazdka, ktre gotowe ju byo z woli zoczycw sta si siedliskiem rozpusty i zbrodni, i burza ta w mgnieniu oka wykorzenia zo, wiona tam wieym powietrzem. Po drugie, ponawiane aluzje oraz iskry mioci, ktre krzesa pukownik, osigny cel i wdowa gotowa ju bya zoy siebie w ofierze. Tak, gdy tylko z oczu jej opada uska, gdy tylko rozwiay si zowieszcze mgy, zobaczya nagle, nad jak to staa przed chwil przepaci, wic gdy tylko wycign do niej rami, uchwycia je zaraz, ucisna wdzicznymi biaymi domi i poprzysiga sobie, e nigdy ju jego doni nie puci. Pukownik wyobraa sobie wyduon, pen napicia twarz obywatela honorowego miasta Halicza, pene cierpienia, a nawet lku zielone jego oczy, i wykrzywia rowe usta pukownika umiech zadowolenia. Zawoa na ekonomk, wrczy jej trzy koperty: jedna bya du, biaa, z lakowymi pieczciami, adresowana do Petersburga, druga mniejsza, niebieska, do pana Zimina, trzecia za, cakiem malutka, rowa - do wdowy po kapitanie Kaspariczu. Ekonomka znika rozsiewajc rozkoszn wo tanich perfum. Co za niegodziwiec - pomiewajc si myla pukownik - przyssa si, przylepi, przywar swymi brudnymi apami do tej kobiety. A kobieta to istota saba, moga przecie nie wytrzyma.

...Mijay dni. Giros cigle jeszcze spa na twardej pryczy domu noclegowego w zaduchu achmanw, ktrymi by przykryty, w rozgwarze, wrd tupotu ng, spa rowiejcy, okrglejcy, spa i nie mia zielonego pojcia, co si dzieje na boym wiecie, gdy nagle jakby co nim potrzsno - obudzi si. W nowej oprychwce koloru mietankowego, z zapynitymi oczyma, z nosem wycelowanym w nieobjte dale, jako tak od razu si domyli, gdzie te moe by teraz Szypow, i po nieomal dwudziestu przespanych dniach opuci gocinny dom noclegowy, by znw y, ywi nadziej i unika niebezpieczestw. mietankowa oprychwka niedugo pyna wrd majowego tulskiego zaaferowanego tumu, niebawem jej posiadacz wszed do hotelu i nikogo o nic nie pytajc ruszy prosto pod biae drzwi trzypokojowego apartamentu. W pierwszym pokoju ujrza okrgy st zastawiony wszelakim jadem, a take butelkami. Giros bez sowa przysun sobie fotel i zapuci dugie palce w co, co byo rumianiutkie i jeszcze ciepe, moe kura to bya, a moe prosi... Jad niespiesznie, solidnie, apetyt doprawdy mu dopisywa, popija to reskim, to szampanem, ociera usta wykrochmalon serwet, popuszcza pasa, by atwiej byo oddycha i przysuwa sobie, przysuwa coraz to nowe potrawy, chwali Boga byo ich pod dostatkiem. ycie znw wydawao mu si pikne, jedynie dawny mglisty sen o spotkaniu z pukownikiem rzuca na nie niejaki cie. I oto ju nie mona byo zje ani ksa wicej, odek by nabity do granic jego moliwoci, i wtedy to wanie dobiegy z dala czyje ukradkowe kroki i stan przed Girosem kto w niewiarygodnie pogniecionym surducie z brzowej alpagi, w kraciastych spodniach, ktrych bary nie sposb byo okreli, tak byy brudne. Na wymizerowanej twarzy owego kogo gorczkowo byszczay zielone oczy. - Amadeuszku! - zawoa w kto i Giros zidentyfikowa go wreszcie. Padli sobie w objcia, jak przystao na starych przyjaci. A kiedy skoczyy si powitania i pierwsze opowieci o tym i o owym Szypow powiedzia: - No, bracie, kiepska sprawa, poluj na mnie z nagonk. Nie pi ju pit noc - czekam. Teraz ty troszk przejmij wart, a ja si, kprene, przepi... Przestaem ju nawet zamyka drzwi: a niech wchodz, pomylaem. Ju mnie to zmczyo. - Nie poznaj ci, Michel! - zachichota Giros. - Jeste bogaty, jeste kim... Plu ty na to wszystko... Jed do Moskwy, do Rewla, do Tambowa, dokdkolwiek... Co? Daj mi pienidze, Michel. Psu te trzeba rzuci ko... Rzu mi kostk, rzu... - Ach, Amadeuszku - powcigliwie westchn Szypow. - Kt bdzie mia staranie o majtek, jeeli ja wyjad? Kto musi dawa baczenie, wity Boe nie pomoe. Ten twj Lowka tylko patrze, jak sam na wszystkim ap pooy - i rozemia si znienacka - gupi, lamur-tuur, makaroniarzu. Przecie inkasuj dochd z tych dbr. Anszante?... Ech, ty... - Rzu mi kostk, Michel... I oto na wycignit do Girosa opady nagle niczym dwa klonowe licie dwa dwudziestopiciorublowe banknoty- Grzybny deszczyk przy czwartku - ucieszy si Giros. - No, Michel, dorzu jeszcze jeden. - Nie - surowo powiedzia Szypow - wystarczy ci. Miaem wydatki, m szer. Musisz si tym obej.

- wita prawda - zachichota Giros. - Obejd si. Mnie to przecie nic nie kosztuje. Jestem jak ten pies, od razu skocz do garda... Nie krpuj si, Michel, kop mnie, diaba rogatego! Chopak w czerwonej kurcie poda niebiesk kopert i wyszed. Kompanionowie przeczytali:

Szanowny Panie, moja cierpliwo si skoczya. Do tego. Nieyczliwy

Szypow poblad, umiechn si. - To twj hrabia tak si stara, hultaj jeden - powiedzia - dobrze wiem, se mua. Nie chce si dzieli. Spuci lanie? - Michel - powiedzia Giros - plu ty na nich... Wyjed std. - I zaj si jedzeniem. Szypow drc rk nala sobie wdeczki, wypi. - Uwaaj, nigdzie nie odchod - powiedzia do Girosa. - Razem bdziemy si broni. - I zajrza kompanionowi w oczy. Tam jednak, w kasztanowych keczkach buszowa smutek i chd. - Co ty? zapyta Micha Iwanowicz. - Co ty, chcesz i? I chcesz, zostawisz mnie samego? - i zapragn zdzieli kompaniona w ten dugi, szkaratny nochal. - Dokd chcesz i, dokd, ty mezaliansie taki owaki?!... Giros cofa si powoli, zasania si oburcz. - No, dokd? Cofa si w dalszym cigu. Nagle zagrzmiao z ulicy: ...I po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze?... - Ale pienidze to wzi - powiedzia Szypow. - Ech, ty... - Wziem - szeptem powiedzia Giros. Cofa si nadal, patrzy gdzie w przestrze obok Szypowa, porusza wargami bez czucia, jakby u albo co mwi, i cofa si tak, a wreszcie pchn drzwi i wyszed. - Amadeuszku! - krzykn Szypow, ale byo to daremne. - Ej! - krzykn znowu, ale gos jego rozpyn si bezradnie w korytarzu. - Ehej! - Otworzyy si drzwi ssiedniego pokoju, ukazaa si w nich przeraona dama w koronkowym czepku. - Ej, jest tam kto?! - Trzasny inne drzwi, zjawi si hotelarz, Sewastianow. - Co to pan, ojczulku Michale Iwanowiczu? Czego pan sobie yczy? - Posied ze mn - poprosi Szypow. - Jake to tak? - A zwyczajnie... Napij si kieliszeczek. Usiedli w fotelach. Szypow wypi kieliszeczek... Sewastianow podzikowa. - Rce si panu trzs - powiedzia.

...Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... - Syszae? - ochryple zapyta Szypow. Ale Sewastianow nic nie sysza. - Zdjby pan cylinder - powiedzia. - Chyba tak niewygodnie? - Niewygodnie - rozemia si Micha Iwanowicz. - A wdeczka stygnie. Napij si, no, wypij... - Sprosiby pan goci - powiedzia waciciel. - Zabawiby si pan w towarzystwie... Szypow zdj cylinder, cisn go w kt, napuszy bokobrody. - Dobra myl, wuzawe - ucieszy si. - A tych, co tak gro, pal diabli, no nie?... Niebieski czeka na mnie puk... - Rzeczywicie - powiedzia gospodarz. - Czeka. - Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju, dobrze mwi?... Pro goci, pro goci, se mua, m szer! Z pewnoci ani w jednym pokoju nie zostaa ywa dusza, tak pontne byy trzypokojowe apartamenty udrczonego eleganta w brzowym alpagowym surducie. Nim przebrzmiao rzucone haso, wszyscy bez wahania przyjli zaproszenie i jli si przebiera do stou. Pan Zimin prosi na imieniny. Tak zaprasza wszystkich Sewastianow i wszyscy popieszyli. Po godzinie w pokoju byo peno. Gocie siedzieli, gdzie si dao - wok stou, na kanapkach, w fotelach, dwaj modzi ludzie przysiedli na parapecie okna, midzy sob postawili butelk szampana i talerz z serem. Okna byy otwarte, z ulicy napywaa majowa rzewo. Z pocztku Szypow komenderowa, potem wszystko samo si rozkrcio. Na prawo ode siedziay jakie niemode ju matrony, na lewo - zwalisty pop w szarej riasie, o siwiejcej brodzie, usta mia pop rowe. Byo bardzo po domowemu, zwyczajnie, serdecznie i mio, nikt wic nikogo tu nie tytuowa i kady sam nabiera sobie z pmiskw, i sam nalewa sobie czego chcia, i pi, a toczca si baha, jak to przy stole, rozmowa uprzyjemniaa im chwile wytchnienia. Wszyscy si sobie wzajem poprzedstawiali, ponawizywano nawet znajomoci, za jeden z dwu modych ludzi nader aktywnie emablowa jedyn w tym towarzystwie przystojn damulk i najwyraniej dochodzio ju midzy nimi do porozumienia. Chopiec w czerwonej kurtce nie czu ju ng ani rk od nieustannego odnoszenia brudnych talerzy, przynoszenia nowych potraw, odkorkowywania nowych butelek. Szypow: Kiedy mieszkaem w domu ksicia Dogorukowa... Michaowski: Co pan nam tu opowiada? Po co te garstwa... Szypow: No, no... Dama: (do Michaowskiego) Prosz si uspokoi. Niech pan nie bdzie ordynarny. C to ma by? Michaowski: A czemu on e? Kto on taki, eby ga? Dlaczego ja mam tego wysuchiwa?... Szypow: No, no... Dama: To przecie solenizant. Michaowski: Pardonnez-moi... Prosz wic opowiedzie, c tam takiego byo u ksicia?

Szypow: No, no... Pop: Co, Michajo Iwanyczu, dobrze si pan czuje w wikszym towarzystwie? Duo osb pan sprosi. Lubi pan towarzystwo? Szypow: Lubi, ojcze duchowny. Mam dzi silne mandrae, se mua... Niedomagam co ostatnimi dniami. Wrd ludzi zawsze weselej. Pop: Syszaem, e ma pan tu niedaleko majteczek? Szypow: Tak, Jasn Polan. Zna pan moe? Niczego sobie wiosczyna. Pop: Czemu to pan tam sam nie mieszka? Tam przecie rezyduje hrabia Tostoj... To moe krewny? Szypow: Jasne. Cioteczny brat. Ja po kdzieli jestem z rodziny Tostojw... Ej! Hulaj dusza! Ziminowi pienidzy nie al! Dama: (do ssiada) Fuj, jak on krzyczy w samo ucho. Jak dorokarz! Ssiad: Naoy pani truskaweczek? Dama: Merci. Nie prbowaam jeszcze zimnej cielciny... Szypow: Hulaj dusza! My was nie ruszamy, to i wy nas zostawcie w spokoju! Ssiad: Hura! Damulka: (do modego czowieka) Nie ukrywam, e take poczuam do pana sympati. Mody czowiek: Jake jestem szczliwy! Damulka: Naprawd? Wic czemu by pan tak niemiay przez te wszystkie dni? Mg mnie pan zaprosi na spacer albo jeszcze co... Mody czowiek: Co - jeszcze co? Damulka: Niech pan przestanie... Mody czowiek: O nie, prosz bez niedomwie: co - jeszcze co? To jeszcze co to co materialnego czy raczej duchowego? Damulka: No, zacza si filozofia... Michaowski: Panowie, c to, wszyscy zapominaj o solenizancie? Dama: Nikt nie zapomina. Wszystkim nam jest bardzo mio. Szypow: Mersi. Pijcie pastwo, jedzcie... Lamur? Damulka: (mieje si) Oczywicie. Jakeby bez tego?... Pop: (do Szypowa) Ale czemu to pan sam nie pije? Prosimy, prosimy. Szypow: Mersi. Niech inni te wypij. Pop: (mieje si) A niech, niech... A czemu to pan taki blady? Szypow: Przemczenie... Tyle na mojej gowie. Majtek przecie... He-he...

Pop: Ha-ha... A c u ksicia, jak si tam panu mieszkao? To musi by ciekawe. No, prosz opowiedzie, prosz... Michaowski: Teraz, panowie, przechodz na szampana. Ssiad: (do damy) To moje grunta granicz z Jasn, w samej rzeczy... Dama: I jaki on jest? Ssiad: Nie kaniamy si sobie z hrabi... To niemoliwy czowiek. Mody czowiek: To paski ssiad? Syszaem, e pisuje? Ssiad: Pisuje, zgadza si. (do damy) A pani si podobaj jego utwory? Dama: Mnie si podoba Turgieniew, on ma wyrany kierunek, a u hrabiego Tostoja nie ma wyranego kierunku... Czyta pan to, co on pisa o wojnie? Mnie, na przykad, robio si niedobrze... Ssiad: Co pani rozumie przez kierunek? Mnie on skci z moimi chopami, tyle pastwu powiem... Michaowski: Brawo! Bardzo trafnie pan to uj... Dama: Ale prosz, niech mi pan powie, czy panu si podobao to o wojnie? Mody czowiek: (do damulki) U nas, na przykad, go nie znosz... A pani? Damulka: Nie zastanawiaam si nad tym... (szeptem) Ach, niech pan da spokj... Michaowski: Ale to nic, to nic, bdzie jeszcze mia za swoje... Niedobrze - pomyla Szypow. - Czemu oni tak le mwi o Lowce? Mody czowiek: (do damulki) A jeli co si stanie? Damulka: A c takiego moe si sta? Mody czowiek: No, na przykad, zostalibymy sam na sam... Damulka: No i co? I co? Mody czowiek: Boe, czyby pani nie wiedziaa, co zdarzy si moe, kiedy dwoje nieobojtnych sobie modych ludzi pozostawionych jest samym sobie? Nie wie pani! Damulka: Domylam si. Mody czowiek: Ach, domyla si pani... I nie boi si pani? Damulka: Czego? Mody czowiek: No, jakby tu powiedzie... Zych jzykw?... Plamy na honorze?... ez rodzicieli?... Przeklestw?... Damulka: (dugo si mieje) askawy panie, ja byam zamna... Ha-ha. A pan myla, e ja... Ha-haha. Mody czowiek: Ach, tak?... A ja mylaem... Michaowski: (do modych ludzi) Zupenie zapomnielicie o solenizancie. Wstyd. Mody czowiek: No wie pan, doprawdy... Bylimy zajci. Poza tym on ju jest pijany.

Michaowski: Jednak pije pan jego szampana? Mody czowiek: A pan? Michaowski: Ale ja mu zoyem yczenia, i jeszcze zo... Pop: (do Szypowa) auj za grzechy, mj bracie. Otwrz serce... Szypow: Dajmy temu pokj, ojcze Mikoaju... Ej! Co za natarczywo!... Dama: Fe, jak on si wydziera. - Prosz pastwa - zawoa nagle Michaowski i z ust posypay mu si okruszki - przypumy, e hrabia to czowiek bez zarzutu... Ma on jednak okrelone przekonania, oryginalne pogldy. Ja te, oczywicie, mam zasady, ale s to zasady nastpujce: niech kady spenia swj obowizek. On za jeszcze przed reform dawa swoim chopom swobody, ani mylc o tym, w jakiej sytuacji stawia nas wszystkich... Nas, tu obecnych, moi pastwo... Dobrze mwi? - zwrci si do Szypowa. - Tie-tie-tie-tie - powiedzia Szypow. - Bur. - Dalej - cign Michaowski - wasnym sumptem ufundowa u siebie szko. Wielkie nieba, szko dla wiejskich bachorw! A sam - jako nauczyciel! Hrabia nauczycielem? I po tym wszystkim da dla siebie szacunku nalenego mu jako hrabiemu, jako ziemianinowi i jako byemu oficerowi! No, co do mnie - staram si unika go w towarzystwie, zbyt mnie to mierzi. Zreszt o czym z nim mona rozmawia? Dowodzi, e zniesienie paszczyzny zgodne jest z prawami natury!... Uwaaj, bratku, eby tobie samemu nie dali upnia! Ha-ha-ha... eby ci nie dali upnia, jak to u nas potrafi... - Do tego! - powiedzia Micha Iwanowicz. - Co to za setrebj? Czemu go zniewaacie?... Ty, ty wanie... Co? - Pardon - ocierajc usta serwetk powiedzia Michaowski - pardon. Wszyscy umilkli. - Hulaj dusza! - powiedzia posmutniay nagle i oklapy Szypow. - Hulaj dusza! ciemniao si, powoli gstnia mrok, kto zawoa, by zapali wiece. Zaczli to robi sami potykajc si i padajc, i przewracajc wszystko, i trwao to dotd, dopki wszechobecny chopak nie obskoczy wszystkich kandelabrw i lichtarzy. Wtedy jakby z przeszoci, jakby z dna czyjej oszalaej pamici wypyny i uwyraniy si zapomniane ju miedziane twarze. Chwiejne, niepewne, umykajce to nikny, to zjawiay si znw. Gosy byy teraz cichsze, przyguszesze, arty - mniej wybredne, niechci - oczywistsze. Alici ledwie ty pomie wiec proklamowa swoje prawa, a ju przed Michaem Iwanowiczem znalaza si wielka niebieska koperta. Szypow krzykn cichuteko. Wszyscy jednak zaprztnici byli rozmow, nikt nie zwraca na niego bagatelnej uwagi. Wprawnie rozdar kopert, czu, e trzewieje, e znw opanowuje go drobny dygot. W kopercie jak zwykle bya wiartka papieru, tym razem jednak papier by nie zapisany. - Uuuuuu - zawy po cichutku tajny agent - co za nieszczcie! - Dobrze, kiedy dokoa peno ludzi - powiedzia Sewastianow, ktry nie wiedzie jak znalaz si obok Michaa Iwanowicza. - Ale zosta samemu, co? Nie daj panie Boe... Pop: (szeptem) Dosta pan zapewne jaki straszny list...

Szypow: Strasz... Pop: Dry pan. Sewastianow: Nic dziwnego... Nawet mnie gowa pka... Pop: Jednego nie mog zrozumie - majc tyle pienidzy mgby pan wyjecha chociaby do Ameryki zamiast siedzie w tej Tule... Szypow: Mam przecie dobra... Musz ciga dochody czy nie musz? Przecie, lamur-tuur, nie mog zrezygnowa z dochodw? Pop: Parlez vous franais? Szypow: Ech, ty, jak Boga kocham... Co te ojciec?... Chce mnie ojciec obrazi?... Sewastianow: A kopertka niebieska. Czego to nie wymyl... Szypow: (sabym gosem) Hulaj dusza... Zimin paci za wszystkich... (do popa) Mam przecie majtek. Musz go doglda. Sewastianow: Zycie wicej warte. Szypow: Czyje ycie? Sewastianow: Pana. W takiej kopercie to i trucizn mog przysa. Do wszystkiego s zdolni. Szypow: Nie mog porzuci majtku... Co ja mam do szukania w tej Jasnej? - pomyla znowu. - Co? Co? No, dobrze, pojad tam, ale po co?... - i przypomnia sobie: - Ach, hrabia, przecie tam jest hrabia! A ja si gowi: po co mam tam jecha?... Hrabia Tostoj... A co mi po nim? Winien mu co jestem albo on mnie?... Gdzie ten diabe makaroniarz, hultaj jeden, on by mi powiedzia. On to wie... Pop: Ten apartament ma w sobie co nieprzyjemnego, prawda? Prosz popatrze, jak s rozlokowane te pokoje, w amfiladzie, jeden, potem drugi, potem jeszcze trzeci... Niech pan kae w tamtych pokojach te zapali wiato. Szypow: Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju... Sewastianow: A w zeszym roku latem to tu jedn mod dam zamordowali... Pop: Ach, co za okropnoci! Michajo Iwanyczu, albo to panu przyjemnie wysuchiwa takich rzeczy? Szypow: My was nie ruszamy, to i wy nas nie ruszajcie... Sewastianow: Jak to - okropnoci? ycie. Tu si bawili kupcy, a j tymczasem w tamtym pokoju, o, w tamtym, przydusili poduszk i po wszystkim. Mody czowiek: (do damulki) Musiaem si w pani zakocha. Diabli wiedz, co si ze mn dzieje... Damulka: Nie obawia si pan, e kto zobaczy? Mody czowiek: Co zobaczy? Damulka: (szeptem) Pana rk... Szanowny panie, prosz zabra t rk! Jak pan mie... Mody czowiek: Ojej, jak Bozi kocham...

Sewastianow: (do damy) Mona naoy pani truskaweczek? Michaowski: A to co za jeden? Czego on tu szuka? Dama: Ale to waciciel hotelu. Michaowski: Pardon... Sewastianow: Nic nie szkodzi... Czym jeszcze mog suy szanownej pani? Dama: Merci. Chciaabym moe kawaek tej gski. Biaa kartka z koperty wtrcia Szypowa w otcha przeraenia. W dygotliwym blasku wiec zwidyway mu si rnorakie okropnoci. By niemal cakiem trzewy, ale ptaa go sabo, za zwalisty pop i Sewastianow siedzieli tak blisko, e brakowao mu powietrza. A imieniny trway. Ten i w wyszed, zjawiy si jakie nowe, nieznajome twarze, kanciaste cienie nowo przybyych miotay si po cianach, ich dugie rce wycigay si po potrawy, dobiegao mlaskanie, posapywanie, miechy. Teraz ju drzwi si w ogle nie zamykay. Szypow zapragn podskoczy, wyrwa si z tego dusznego, chwytliwego krgu, da susa w okno i lecie, lecie coraz to wyej i wyej... Przywar policzkiem do ciepego ramienia ojca Mikoaja i powiedzia cicho: - Ojcze duchowny, jeszcze wyej? Dokd? Tam ju tylko niebiosa... Cienie gray na krgym obliczu ojca Mikoaja, nie sposb byo zrozumie, czy kapan mieje si, czy pacze z alu nad Szypowem. Pobyskiway poprzez srebrzyst brod jego wilgotne wargi, w maych ciemnych bacznych oczkach byo jakby wspczucie. - Ano, Michale Iwanyczu, niech pan zajrzy do tamtego pokoju - powiedzia pgosem Sewastianow do tego tam, sam pan zobaczy... - Po co? - przerazi si Szypow. - Po co mam tam chodzi? - Skoro pan nie wierzy... - Tam jakby kto by - powiedzia pop. - Ech - westchn Sewastianow - sprzedam ja wszystko i hajda do Moskwy... Susznie - pomyla Szypow - hajda do Moskwy! Ja te! Cudownie... Niech oni ju sami, beze mnie... Wsta, j pracowa okciami, wydostawa si z dusznego krgu. - Przepraszam, przepraszam... Rusz si, se mua!... Z drogi... - Dokd? - rozemia si pop. - Czy aby nie do Moskwy? - Do Moskwy, do Moskwy - przedzierajc si zapewnia Szypow. - Ja was nie ruszam., to i wy mnie zostawcie w spokoju... Do Moskwy... Przeazi przez krzesa, przez fotele, depta komu po nogach, odgarnia czyje usiujce go zatrzyma rce. Wydao mu si, e jeszcze jeden krok i rozpostrze si przed nim Moskwa, skocz si wszystkie jego nieszczcia. Widzia przed sob szerokie, ciepe, mikkie ko Matriony i pieszy, gramoli si, prdzej, prdzej, pod ciep kodr - i zapomnie tam o wszystkim... ...Ockn si Micha Iwanowicz w nie znanej mu sklepionej izdebce. Lea na twardym wyrku. Jego pikny strj, wyczyszczony i odprasowany rwniutko wisia obok, na oparciu krzesa. Za oknem bya

penia majowego poranka. Gowa bolaa. Nic nie pamita. Stali przy nim Sewastianow i chopak w czerwonej kurcie. Sewastianow mia surow, nieprzeniknion twarz, mask po prostu. - Jedzie pan do Moskwy? - zapyta obojtnie. - Aha - przypomnia sobie Szypow - do Moskwy. Mam tam Matrion. - Trzeba by si rozliczy - powiedzia Sewastianow i poda mu rachunek. Szypow chwyci papierek, przypomnia sobie o asygnatach i o mao nie wrzasn wielkim gosem, ale ledwie dotkn surduta, banknoty zaszeleciy uspokajajco. Kamie spad mu z serca. Posypay si na wyrko wymite banknoty. Szypow rozemia si: - Lamur?... - i j je liczy. Alici jak ich nie liczy, jak nie przelicza, brakowao mu do rachunku czterdziestu rubli. - Ja tam nie wiem - powiedzia hotelarz i odwrci si. - To pan si bawi, nie?... Szypow gorczkowo prostowa wszystkie papierki, wygadzi je, poodgina zagite rogi, ale banknotw nie zrobio si od tego wicej. - Moe dol z Moskwy? - Ja tam nie wiem - powiedzia Sewastianow. - Co to, to nie. Raczy pan zapaci. - Moe nie wzgardzi pan garniturem? - zapyta Szypow wskazujc spodnie koloru beige i brzowy, alpagowy, lamowany jedwabiem surdut. - Dobrze - westchn hotelarz - policzymy. - Cylinder jest tam, w pokoju... - Policzymy - i przykaza chopakowi w czerwonej kurcie: - Ano, le, tylko duchem... Chopak polecia. - Nic wicej nie mam - powiedzia Szypow. - Czyby? - Paltot jasnobury? - Moe by... - No, teraz wystarczy?... - Mwi si: trudno... I oto przyodzia si Micha Iwanowicz w stare swoje szatki i ruszy w kierunku wyjcia. Waciciel hotelu odprowadzi go do drzwi i na poegnanie wsun mu w do prublwk. - Mersi - powiedzia Szypow i powdrowa w stron Moskwy.

10 (z listu generaa Potapowa do generaa Tuczkowa)

...zachowywa cakowity spokj. Nie ma jeszcze adnych pewnych wiadomoci. Pukownik Muratow to entuzjasta, znam go dobrze. Nie czas na westchnienia i okrzyki. Nie mog sobie przypomnie, Panie Generale, jak si zrodzi pomys z tym agentem. Doskonale pamitam, e t kandydatur wysunito u was, w Moskwie, tam go zachwalali, obcmokiwali, tam go wymylili. Waciwie kto to taki? Skd si wzi? Dlaczego to jemu wanie powierzono spraw takiej wagi? Bardzo dobrze byoby ustali, kto konkretnie wyda dyspozycj w tej sprawie. Prosz tylko pomyle: przecie take w przyszoci bdziemy polega na tego rodzaju wtpliwych rekomendacjach, a to nas skae na nieuniknione nieustanne niepowodzenia. Ostatecznie nie widz niczego zdronego w zasadniczej tendencji naszych usiowa, aczkolwiek przyznaj, e metoda, ktr wybralimy, okazaa si nie najlepsza, a nawet przyniosa szkod. Rozumuj nastpujco: jeli, zamy, pukownik Muratow dla jakich jemu tylko wiadomych powodw wprowadza nas w bd, to wynikaoby z tego, e ta kanalia Zimin mimo wszystko zrobi swoje, w kadym razie zorganizowa drukarni. (To Pan mi o tym przecie pisa.) To, e si upija, o niczym jeszcze nie wiadczy... Przyzna Pan chyba, e wane s rezultaty?... Doskonale pamitam, e byem przeciwny jego kandydaturze. Powanej sprawy natury politycznej nie mona powierza nikomu nie znanemu pijaczkowi, agentowi bez specjalnego przeszkolenia, niedowiadczonemu...

(Dogorukow do Potapowa)

...Kt to taki, ten Zimin? Nie znam nikogo o tym nazwisku. Czy naprawd nie mona byo dopilnowa, by spraw tak delikatnej natury poruczono pewniejszemu agentowi? Zechce Pan ustali, kto bezporednio zajmowa si tym wszystkim w Moskwie. Przeraenie mnie ogarnia, gdy wyobraam sobie twarz Najjaniejszego Pana w chwili, kiedy dowie si o tym skandalu!

(Tuczkow do hrabiego Kreutza) .

...Widzi Pan, Wielce Szanowny Hrabio, jak straszna to historia! A przeczuwaem, przeczuwaem to ju wtedy, gdy to monstrum o lokajskich manierach zjawio si w moim gabinecie! Ju wtedy wiedziaem, e to le si skoczy. Uprzedzaem o tym Generaa Potapowa, ostrzegaem Pana, Hrabio, nikt mnie jednak nie sucha. Genera Potapow ze zrozumiaych powodw chce teraz odwrci kota ogonem i przedstawia spraw w taki sposb, jakoby Petersburg nie mia nic wsplnego z wyborem tego monstrum. To niesychane! Ksi Dogorukow osobicie zaakceptowa t kandydatur, powodowany pobudkami, ktre dla nas wszystkich s oczywiste, tym mianowicie, e to monstrum to jeden z jego dworskich.

Prosz sobie wyobrazi obecn sytuacj: Hrabia Tostoj zosta oszkalowany, narazilimy go na wielkie przykroci. Chwaa Bogu za to przynajmniej, e nie doszo do krokw stanowczych. Moglimy przecie by wiadkami rzeczy przeraajcych. Tak to si dzieje, kiedy ludzie myl o sobie, a nie o Monarsze i Ojczynie.

(z listu Lwa Tostoja do Tatiany Jergolskiej)

...Jestem obecnie w drodze z Moskwy sam jeszcze nie wiem dokd - do Bugurusanu albo do Elton, zdecyduj si ostatecznie w Samarze... Chopcy s zdrowi, Moskwa si nam nie podobaa. Z pismem moim wszystko w porzdku. Cauj rczki Cioci...

(Tuczkow do Szenszyna)

...i przez p roku Pan, Wasza Wielmono, nie umia si pozna na tej mistyfikacji, przeciwnie, skwapliwie meldowa mi Pan wszystkie te bzdury, ba, wysya Pan temu potworowi pienidze nie wiadomo na co...

(Kreutz do Tuczkowa)

Trudno jest obecnie ustali, kto konkretnie zaproponowa t kandydatur, to niemal niemoliwe, co do mnie pozwol sobie tylko zapewni, e decyzj t przygotowano nie w powierzonym mi urzdzie...

(Kreutz do nieznanego adresata)

...My moemy by spokojni. To III Oddzia przechytrzy, jak to ma w zwyczaju. Maj oni zwyczaj wpadania w ferwor, gdy tylko zarysuje si moliwo pojmania jakiego przestpcy albo nawet niewinnego, wszystko im jedno, byle dowie, jak s aktywni. Na rodki nie zwracaj uwagi. Oto dlaczego mogo do tego doj. Co za do nas, Policji, to gdyby oni powierzyli t spraw nam, pokierowalibymy ni zgoa inaczej, byby sukces. Oczywicie, jeli nawet caa ta historia z Hrabi Tostojem jest jednym wielkim oszukastwem to przecie niewykluczone, e obawy, ktre ywiono, miay jednak pewne uzasadnienie, bowiem prosz pamita, Wasza Wielmono, e wszystkie szalone idee, wszystkie wichrzycielskie zamysy nie w gowach gminu si rodz, ale wanie w umysach owieconych klas spoecznoci. A sysz, e Hrabia Tostoj w dodatku pisuje. Czemu wic nie miaby propagowa w formie pisemnej rozmaitych nihilistycznych hase? Mona si tego po nim spodziewa bardziej ni po kimkolwiek. Ja tam myl, e nie ma dymu bez ognia...

(Tuczkow do Potapowa)

...jest to bowiem co najmniej dziwne. Tua nie naley do powierzonego mi rejonu i braem udzia w caej tej historii, by tak rzec, na prawach obserwatora i pomocnika. Teraz za, kiedy stao si wiadome ohydne postpowanie agenta, ktrego Pan wysa do Tuy, ja wanie, nie wiem z czyjej lekkiej rki, staj si nieomal gwnym organizatorem tej imprezy! A przecie ja, Aleksandrze Lwowiczu, niejednokrotnie dawaem wyraz moim wtpliwociom, co do osoby tego monstrum, wysuchiwaem nawet kierowanych pod moim adresem pretensji o rzekome kunktatorstwo. Obecnie sprawa taki przybiera obrt, jakbym to w rzeczy samej ja wymyli kandydatur tego Zimina...

(pukownik andarmerii Wojejkow do Muratowa)

...Ce ty narobi, bracie? Teraz mamy tu istn burz i doprawdy nie wiem, czym si to skoczy. Wyobraam sobie, co si musi dzia w Petersburgu, jeli u nas s takie kompletne bachanalia. Spraw t zajmuj si w chwili obecnej wszyscy, wszyscy zostali w to wcignici prcz mnie i kilku zaledwie osb, cho teraz nie sposb ju si zorientowa, kto ma w tym udzia, kto nie. Jak Ci si udao tak wyledzi t kreatur? To prawdziwe cudo dziewitnastego wieku! Zawsze w Ciebie wierzyem, mam nadziej, e pamitasz o tym, i ciesz si, e zdoae umocni swoj pozycj mimo rozmaitych intryg rnych dygnitarzy. Niech wiedz, emy nie wypadli sroce spod ogona, niech pamitaj, e mamy za sob kampani krymsk. Ale, miy mj Mikoaju Serafimowiczu, wyzna Ci musz, e mimo wszystko nie oczekuj, by mia odnie peny sukces, stae si bowiem demaskatorem, tym, ktry obnay zo, takim jednak wyjawieniem prawdy podae w wtpliwo nieomylne dyspozycje naszych bogw, a sam dobrze wiesz, jak bardzo oni tego nie lubi. Syszaem, e masz by przedstawiony do Orderu. Jest za co...

Tajne Zawiadujcy III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Sankt-Petersburg Do Pana Pukownika Korpusu andarmw w guberni tulskiej Muratowa Panie Pukowniku, Paskie doniesienia o charakterze demaskatorskim postawiy pod znakiem zapytania nader odpowiedzialn operacj.

Spodziewam si, e wszystko, o czym Pan donosi, znajdzie potwierdzenie. W kadym razie prosz niezwocznie podj nastpujce kroki: 1. Zechce Pan natychmiast aresztowa agenta Zimina i pod konwojem feldjegra odesa go do Moskwy w celu przekazania go dalej. 2. Prosz si postara odszuka agenta o nazwisku Giros, aresztowa rwnie i jego i przesa go do Moskwy w tym samym trybie. 3. Prosz uczyni wszystko, co jest w Paskiej mocy, by pogoski o wykonywanej operacji adn miar nie dotary do Hrabiego Tostoja, co pozwoli unikn przykrych konsekwencji. Genera Potapow

(ksi Dogorukow do generaa Potapowa)

...C robi, drogi mj Aleksandrze Lwowiczu, naleaoby przedstawi Pukownika Muratowa do Orderu i w ogle zaj si nim...

(z listu Lwa Tostoja do M. Markowicz)

...Zim stan mego zdrowia uleg poprawie, teraz jednak znowu kaszl i wyjedam wanie z Moskwy, eby leczy si kumysem...

(z listu Lwa Tostoja do Tatiany Jergolskiej)

...Jad teraz z Samary, sto trzydzieci wiorst, do Karayku w powiecie Nikoajewskim... Podr miaem znakomit, okolica tutejsza bardzo mi si podoba, ze zdrowiem lepiej... Aleksy i chopcy w dobrym zdrowiu, co prosz zakomunikowa ich bliskim...

Tajne Sztabs-Oficer Korpusu andarmw w guberni tulskiej Do Zawiadujcego III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci, Czonka wity Monarszej Pana Generaa-Majora i Kawalera Potapowa Spiesz, Wasza Wielmono, donie, i nim jeszcze otrzymaem polecenie aresztowania Michaa Zimina, znikn on z Tuy.

Przeprowadzone ledztwo wskazuje, i uda si sam do Moskwy, aczkolwiek nie udao si ustali, w jakim celu t podr przedsiwzi. Co za do Girosa, to, jak ju Waszej Wielmonoci donosiem, osobnik ten znikn ju przed mniej wicej miesicem udajc si w nieznanym kierunku. Chodziy niesprawdzone suchy, e kto do podobny ukrywa si jakoby w jednym z tulskich domw noclegowych. Przeprowadzone przez moich ludzi dochodzenie niczego jednak nie ustalio. Znaleziono czowieka, ktry rzeczywicie by podobny do Girosa, okaza si on jednak znanym wczg Simeonowem. Jak udao mi si ustali, Hrabia Lew Nikoajewicz Tostoj najzupeniej niewiadom zachodzcych wydarze wyjecha w dniu wczorajszym przez Moskw do Kazania, by odby kuracj kumysem. O czym mam zaszczyt zawiadomi Wasz Wielmono. Pukownik Muratow

11 Pikny by w dzie majowy. Odczuwao si to zwaszcza na trakcie moskiewskim, w tym jego punkcie, ktry odlegy jest od Tuy o jakie pidziesit wiorst i znajduje si jeszcze przed Sierpuchowem, przed jego pagrkami, dzwonnicami i soczystozielonym rozlewiskiem Oki. Sosny na przemian z brzozami, osikami i dbami okrytymi modym, ale sporym ju liciem; gste trawy nie spalone jeszcze upaami lipca; tu i wdzie niebieciuchne strugi, strumyki, jeziorka; polany poronite kwieciem; delikatne brzczenia owadzie - wszystko to byo witem natury, witem, od ktrego dostaje si zawrotu gowy, a kopoty id w niepami. A do tego wszystkiego jeszcze zapachy ziemi, wody, lasu. C za zdumiewajce szczcie! A na dodatek jeszcze cisza niewiarygodna, cisza taka, jakby nie istnia ju na tym wiecie ani rozgwar ludzkich gosw, ani jazgot wyzwisk, ani omot motw, ani granie trb, ani pacz, ani miech - nic. W takim to wanie czasie, tonc niemal po osie w piachu, toczya si w stron Moskwy bezszelestna niczym fantasmagoria pocztowa kareta, niegdy pomalowana na brzowo, stara jednak i gdzieniegdzie ju oblaza. Po obu stronach traktu sta bezkresny, niezmcony, wysokopienny br i zdao si, e on take powoli si posuwa, napiera na drog, chce przerzuci ponad ni gazie. W karecie siedziay trzy osoby: mczyzna w rednim wieku odziany nader skromnie i dwaj wiejscy chopcy. Caa ta trjka niemal po pas wychylona z okien z szeroko otwartymi oczyma napawaa si drog i owym karnawaem przyrody, ktry najwidoczniej zdolna bya odczu. W najwszym miejscu traktu, tam gdzie piaszczysta droga lada chwila, zdawaoby si, zniknie pod naporem prcych ku sobie dwu cian lasu, za agodnym zakrtem zoczyli nagle dziwnego wdrowca. Szed on samym skrajem drogi rwnie w stron Moskwy. Mia na sobie mocno sfatygowany surdut myszatego koloru, na gowie czarny melonik, bose stopy tanecznie zanurza w piasku, przez rami przerzucone mia buty z cholewami, a wieo wycita aska, ktr zaciska w rku, wyrazicie odmierzaa jego krok.

Podrni w karecie popatrzyli po sobie z umiechem. C za dziwaczne stworzenie! Powz zrwna si z wdrowcem, nieco go nawet wyprzedzi. On nie odwrci gowy. Okolona bokobrodami twarz jego skierowana bya wprost przed siebie, jakby jakowa tajemnicza, a nieubagana myl powodowaa krokami wdrowca i wloka go tak, bosego, tym traktem. - Ej! - okrzyknli go chopcy. On jednak kroczy dalej jakby nikogo prcz niego nie byo w ogle wrd tego milczcego oceanu lenego. Kareta wreszcie wyprzedzia go. - Ej! - znowu zawoali chopcy. - Wsiadaj, podwieziemy! Wwczas on jakby si zbudzi, spojrza w ich kierunku i jego wskie suche usta umiechny si i pokrci gow. I ledwie zdy zobaczy dwie uszczliwione dziecice twarzyczki, niezbyt dug brod mczyzny, plecy stangreta, gdy wszystko to znikno zaraz w krzakach za zakrtem. Dwie doby szed tak Micha Iwanowicz nocujc w napotkanych kopkach siana, posilajc si zabranym w drog bochnem, a popijajc go rdlan wod. Dwie doby droga mu sprzyjaa, ustrzega przed rozbjnikami, oszczdzia niepodanych spotka. Na bosaka szo si lekko, nawet przyjemnie. Br, o ktrym zdy ju zapomnie wrd miejskiego swego ywota, nagle oy jak gdyby, powrci, przypomnia o swoim istnieniu i serce Szypowa zabio ywiej. Szed, wdycha lene zapachy, stara si trzyma oywczego cienia, a niemal wszystkie jego myli czyste byy i dwiczne niczym srebrne dzwoneczki. Pewnie, kiedy pozostawiasz za sob cae swoje dotychczasowe ycie, a przed sob masz nieprzeniknion pust gusz, w ktrej moliwe jest wszystko - i knuty, i pierniki - bdziesz, o, bdziesz si rozkoszowa tym lasem, t pogod, jaskrawoci tych kwiatw, ktrym tak obca jest ludzka krztanina i czowiecze cierpienia. Pewnie, Moskwa przyblia si nieuchronnie, ale dopokde do niej nie dotar, tu wada spokj i wlecze si w lad za tob niezatarta przeszo niedawna, kiedy bye tak pikny, zmylny i roztropny. I cho te to rnie bywao, ale przecie bya Dasia, Dasia przecie nie zwidywaa si tylko, nie, sama podstawiaa bia szyjk. A jake... i pienidze byy, i by surdut z brzowej alpagi, i trzypokojowy apartament u Sewastianowa, by Giros, szelma... Nie by on taki zy, ten makaroniarz, ten Grek przeklty, a moe zreszt Cygan, kto go tam wie... Jak si wdrapywa na db nie zapomnia o baranicy, oczajdusza! Wilki kr dokoa, a ten Grek pi sobie w najlepsze w baranicy jak w koysce, widzielicie go?... A starucha o mao nie poamaa eber, tak ucisna. Tak to si odkarmia na proszonym chlebie, no, no! A i ja id teraz jak jaki pielgrzym, tyle e przede mn, se mua, Moskwa, i jego wielmono Szenszyn z jego wielmonoci Szlachtinem gotowi dusz ze mnie wytrz. Na adne ja id mody, na adne naboestwo! Tak to on szed dziarsko zanurzajc w pyle i w piasku bose stopy, mia si i paka, dygota i nie upada na duchu, a napatoczya mu si stacja pocztowa z izb zajezdn. Przed gankiem zobaczy wiekow karet, wic nie podchodzi ju bliej tylko przysiad na skraju lasu, wspar si o pie, rozparzone stopy zatopi w orzewiajcej trawie i j si przyglda ludziom z godziwej odlegoci. A ludzie ci krztali si wok karety, przeprzgali konie, rozmawiali o czym na ganku, by tam i ten z brdk, wysoki, krzepki, i dwaj malcy wiejscy przy nim stali, on za pooy jednemu z nich na powej gowinie do. Naprzeciw nich za sta poczthalter, zza ramienia poczthaltera wyzieraa rozczochrana baba, trway wesoe jakie rozhowory, bo do tajnego agenta dolatyway strzpy miechw.

A przecie i on, Szypow, gdyby nie puci z wiatrem szeleszczcych asygnat, mgby teraz elegancko jecha sobie pocztarskimi komi. Spaby te w izbie zajezdnej, w mikkich pierzynach, pokrzykiwaby na stangreta: ywiej, ywiej, kochaneczku! Albo te jeszcze w Tule zgadaby si przypadkowo, no, choby z tym brodaczem: a pan, przepraszam, dokd? Czy nie do Moskwy aby?... Tak jest, akurat do Moskwy... Czy nie bdzie pan mia nic przeciwko temu jeli ja, na ten przykad, razem z panem?... Ale skde, caa przyjemno po mojej stronie... I tak to by sobie pojechali. Chopcy jak dwa anioki, a ten brodaty to mgby by, dajmy na to, sam hrabia Lew Nikoajewicz... Jedziemy wic. Jedziemy, jedziemy. On si niczego nie domyla, ja si swkiem nie zdradzam. Ot i stacja... Warto by co przeksi... Siadamy do stou, tego mego... Zamawiam szampana... Napije si pan szampika?... Hrabia si kryguje... E, hrabio, sil wu ple, ja za wszystko pac. Hrabiemu na policzkach wystpuj czerwone plamy. Ale co te pan, powiada, ale skde, gdzie tak mona... te-te-te-te, ko-ko-ko-ko... Mona, hrabio. Ja pac za wszystko, jest pan bowiem moim dobroczyc... O? A to jakim sposobem?... A takim, powiadam, e to wielka tajemnica... no, tu wszyscy si miej, bo co te moe by za tajemnica w takich sprawach?... A tymczasem - moe by, moe. No, znaczy si, jedziemy dalej. A ot i Moskwa... Tymczasem karet widocznie przygotowano ju do drogi, bo stangret wspi si na kozio, wsiedli za nim i podrni. Zatrzasny si drzwiczki, wisn bat, pojazd ruszy. Poczthalter i jego baba machali do odjedajcych co si w ramionach, jakby te zamierzali odfrun w lad za nimi, wreszcie zawrcili do domu. Dopiero wtedy Micha Iwanowicz wcign buty, otar je z kurzu limi opianu, poprawi przyodziewek i powoli popyn ku stacji. Nagle, jak to si zdarza na lenych polanach, nadcign zmierzch. Na trawy spada rosa. Zmitygoway si owady. Ucichy drzewa. Czerwone soce mazno przez wierzchoki drzew i zapado si gdzie a do rana. Micha Iwanowicz podszed do ganku, postawi ju nog na jedynym stopniu, kiedy nagle usysza gosy, a na ganku ukaza si poczthalter ze swoj bab. W lad za nimi wyrwa si zapach kapuniaku, roztaczy si pod nosem Szypowa. - Zdrowia yczymy wielmonemu panu - powiedzia pocztmistrz dziwic si niewysokiemu jegomoci w surducie, meloniku i z kijem. - Prosimy pokornie. - Co to, oni piechty przyszli? - zdumiaa si baba. - Bur - niezbyt zdecydowanie powiedzia Szypow - tak, przyszedem piechot. Poczthalter rozemia si konfidencjonalnie. - Koo spado o trzy wiorsty std - wyjani Szypow - pki stangret tam tego-owego przyszedem sobie piechotk... Pikn dzi mamy pogod. - Prosimy pokornie na gorcy kapuniak. A tam - pomyla Szypow - byo nie byo. adnie ten kapuniak pachnie. Chyba si nie otruj. I wszed do rodka. I zaraz w gowie mu si zakrcio, skoro tylko znalaz si w wietlicy owietlonej czerwonawym pomykiem ojwki, kiszki zagray marsza. Na drewnianym stole pitrzyy si brudne miski, lea bochen. Szypow usiad nie zdejmujc nawet melonika, linka mu cieka. I zaraz zakrztna si okoo pieca obrotna poczthalterowa, zachlupotao,

przepyn nad pomykiem ojwki obok pary i przed Michaem Iwanowiczem stana miska, a w jego doni znalaz si wypolerowany przez wiele, wiele rk trzonek drewnianej yki. Ech, goln by sobie teraz kieliszeczek-drugi! - pomyla tajny agent, ale krpowa si poprosi poczthaltera o wdk, wic westchn tylko i zanurzy yk w gorcej zupie. Co bdzie potem, co dalej, o tym zaprztnity jedzeniem Szypow nie myla. yka fruwaa jak szalona. Miska oprniaa si w oczach. yami popyn ogie. ycie stao si milsze. Baba z rumorem zabraa ze stou brudne miski. - Hrabia Lew Nikoajewicz wieczerzali - kiwn na te miski poczthalter - byli tu z chopcami... - Jaki hrabia? - drgn Szypow. - Tostoj - powiedzia poczthalter - hrabia Tostoj, tulscy oni, majtek tam maj. - A - powiedzia Szypow i wzdrygn si - wiem, a jake... Mylaem, e jaki inny. - Zawsze jak tdy jad, to zatrzymuj si na kapuniak... Lubi i poartowa. - Wiem, a jake - wymamrota Szypow - brodaty. Wiem... Boe wielki - pomyla - a c to znw takiego? Wic to sam hrabia mnie zaprasza do karety, chcia podwie? - Mija mnie - powiedzia Micha Iwanowicz - jecha obok i nic, tylko mnie do karety zaprasza, he-he i poczu niejak ulg. - A ja mu powiadam, nie, purkua, jed z Bogiem, ja si przejd. - Wic to tak - ucieszy si poczthalter. - To mj krewny - owiadczy Micha Iwanowicz - brat. Wic wreszcie go zobaczyem! - pomyla z rozrzewnieniem. - Powiz chopskie dzieci kumysem leczy - powiedzia poczthalter. - Wiem, a jake - pracujc yk wykrztusi Szypow - to pomaga... Dzieciaki te cigle do mnie krzyczay: chod do nas, wujku Misza!... Nie, obuziaki, wol ja si przej... - Dobre ma serce - powiedziaa baba. - Bo to inny tak by si troszczy o swoich ludzi? - Dobre - odpar Micha Iwanowicz - a jake. Pienidzmi te si zawsze podzieli. Po prostu setrebj. - Wic to tak - powiedzia poczthalter. Boe - pomyla Szypow. - Trzeba byo wsi do nich do karety! Ucaowabym rk mego dobroczycy... Co te pan robi, c to znowu?... A to, mwi ja, wasza wysoko, wielka tajemnica. Ech, frajerze, wzgardzie hrabiowsk karet, a tak prosili, tak prosili! Tu kapryna pami rozwina nagle skrzyda do lotu i przeniosa go w okamgnieniu o wiele, wiele lat wstecz, tylko pami bowiem jest w stanie to uczyni, i Szypow zobaczy siebie, czternastoletniego, jak schylony pod ciarem tacy biegnie przez ksice podwrze, a przydymione kieliszki dzwoni, a niebieskie pucharki ze zot cyfr chwiej si... Gow Szypowa ciska gorca obrcz elazna, w oczach mroczki, nogi odmawiaj posuszestwa, on jednak biegnie albo zdaje mu si tylko, e biegnie, on pynie, sunie, jak go nauczono, a tu, tu przed samym stoem, przy ktrym zebraa si caa ksica familia traci na moment rwnowag i na orzechowy parkiet wali si cae krysztaowe bogactwo i - w drobny mak.

Zwinna do ochmistrza zamyka si na jego uchu, zaraz je ukrci, ochmistrz wyprowadza Miszk. Ale oto caa ksica familia oywia si, podrywa. - Ani si wa! - krzyczy ksi Wasyl Andriejewicz. - Jak miesz! I ochmistrz puszcza ucho Szypowa. Wszyscy si zbiegli, mwi co, woaj, przepychaj si. - Boe drogi! - mwi ksina macajc jego czoo - to on jest chory! - On jest chory! - Ma gorczk! - Jak miesz bra takiego malca za ucho! Odprowad go natychmiast do czeladnej, niech go tam poo... Powoli prowadz go po niebieskim szkle. - Drobiazg - mieje si mody ksi i mruga do Miszki. - Gdzie si tucze i leje, tam si dobrze dzieje. I wszyscy miej si z ulg. Miszk kad w czeladnej. Bredzi. Ochmistrz chodzi koo niego na palcach. Kucharka kadzie choremu na czole mechat szmatk... Mija tydzie i drugi i oto Miszka jest ju zdrw, i chudy, zielonooki, biegnie z tac do ksicej jadalni, gdzie wszyscy ju pozajmowali swoje miejsca i wszyscy bardzo si ciesz z jego wyzdrowienia, i wszyscy si umiechaj... A moe - pomyla Micha Iwanowicz - jakby mi wtedy da kumysu to bym tak nie chorowa? Kto to wiedzie moe... Kumys, anszante... - Wasza wielmono - powiedzia poczthalter - ka ja ludziom pojecha po wasz karet... A i sam pojad, dopatrz co trzeba... - Po co ten kopot? - zaniepokoi si Micha Iwanowicz i powiedzia to tak bagatelizujco, jak tylko potrafi: - Mj Pietrucha nieraz ju nocowa w lesie. - Ka, ka - powiedziaa baba. - Jego wielmono tak ze skromnoci. I poczthalter wyszed, aby wyda stosowne polecenia. Z noclegu pod pierzyn nici - zrozumia Micha Iwanowicz. - Teraz daj Boe talent w nogach. Pod oknem chrapn ko, kopyta gucho zatarabaniy po trawie. - Nie martwcie si - powiedziaa baba - migiem wrc. Moe poda jeszcze czego? Moe kaszki? - Mersi - powiedzia Szypow i zimno mu si zrobio. - Wyjd przej si przed snem. Wieczr taki pikny - i wyszed niepiesznie. Ju si na dobre ciemnio. W mroku nocnym i w ciszy wyrazicie dobiega oddalajcy si w kierunku Tuy ttent koni. Nie byo czasu do stracenia. Micha Iwanowicz powolnym, niedbaym krokiem doszed do traktu, obejrza si na okna stacji i niczym nocna kuna da nura w przydrone krzaki. Rozgarniajc rkoma gazie par piesznie, bieg nieomal, co mwi, nie adne nieomal, po prostu bieg obok moskiewskiego traktu, za plecami wyczuwa niebezpieczestwo. Sprbowa wypa na drog, tamtdy atwiej by byo biec, ale oto nie wiedzie skd wygramoli si pyzaty miesic, nie byo rady, znw trzeba byo przekrada si lasem, potyka si o korzenie, wpada na krzaki. Prdzej,

prdzej, pki dobrzy ludzie nie zorientowali si, e wystrychn ich na dudkw... Cho, prawd mwic... Co on takiego zrobi? No, zjad misk kapuniaku, no, nie zapaci, bo i skd mia wzi pienidze? No, zalewa o hrabim... Jest si o co gniewa? Las nagle si skoczy, otworzyo si bezkresne pole biae od ksiycowej powiaty. Nie mona na wiato, nie mona - tropn si zdyszany Szypow... - Zobacz! - i nagle w oddali zasrebrzy si stg. I pogalopowa Szypow przez pole przychylony, przygity, jak czarna kulka, jak konik polny, doni przytrzymywa melonik, resztk tchu dopad stwardniaego zeszorocznego stogu i zawirowa tam, zakrci si, j pracowa rkoma i nogami, a wwierci si w duszn nor. Twarz mu pona, ugodzona mnstwem ostrych bezlitosnych strza, w ustach peno mia gorzkiego pyu, oszalae robactwo wdrowao po caym jego ciele, askotao go i gryzo, ale on by szczliwy, e znalaz sobie przytulisko tak bezpieczne. - Myszko, myszko - pomyla - szara myszko, ale na ciebie poluj! I rzeczywicie niezabawem ttent da si sysze, nadciga. Jedcy przygalopowali pod sam stg, zatrzymali si. - Gdzieby tdy szed? - usysza Szypow gos poczthaltera. -- Tdy by nie ucieka, bo dokd? Na pewno ostpem wzi si na przeaj, dra. - Szukaj wiatru w polu, uszed, koniokrad, pewnie ju z dziesi wiorst - powiedzia drugi. - Hoociarz! - ozwa si trzeci. - Sumienia taki nie ma. Hoobl by go... - Nie - powiedzia poczthalter. - Hoobl? Ja bym go rozebra do goego, miodem umaza i - do mrowiska...J - Za takie sprawki miodem maza? - powiedzia drugi. - Na pal takiego wbi mao. - Jakbym to przeczu - powiedzia poczthalter. - Da ci pienidze, pytam? Nie, powiada, poszed si przej... Ach, ty taka-owaka, kapuniaku nie nastarczymy, jak bdziesz darmo karmi! Poszed si przej, kanalia... Od razu wiedziaem, e robi ze mnie durnia, hrabia jestem, powiada... - Dawno go ju miaem na oku - powiedzia trzeci - kiedymy, znaczy, przeprzgali, patrz, a on siedzi pod lasem, za krzaczkiem, znaczy, w takim czarnym meloniku... - Ache ty w t i z powrotem - to znw poczthalter - a niech ci parali, no, poczekaj ty, niech no ja ci jeszcze spotkam... Popamitasz ty ruski miesic... - Dobra - rozemia si trzeci - nie ma co. Zawracajmy. A ty sobie powiedz, e pielgrzyma kapuniakiem ugoci... Gosy jy si oddala, z wolna ucichy. Dziki Ci, Boe - pomyla Szypow - miae nade mn zmiowanie - i wygramoli si zwinnie z nory na wolno. - Co mnie tak nosi po polach, po lasach? Czy to ja zwierz jaki jestem? Teraz ju spa mu si nie chciao. Trzeba byo odej jak najdalej, bo jeszcze rzeczywicie miodem wysmaruj i do tego tam... Ach, co za mezalians! Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju... I z takim to krzykiem w duszy, wystawiajc ponc twarz na chodek nocy ruszy ku Moskwie. Nieprdko j zobaczy. Trzeba byo wlec si jeszcze niejedn noc, nieraz prosi o kawaek chleba nim o wicie sidmego dnia tej wdrwki zamajaczya w oddali, nim kawakiem starego papieru otar buty

z pyu drg, nim je wzu i ruszy lekkim krokiem ze wsi Wierchnie Koty traktem, co nagle si poszerzy, ku biaym murom Daniowskiego Monasteru. Rado Szypowa tak bya wielka, e na czas jaki uciszyy si wszelkie lki i ze przeczucia, jakby wystarczyo dotrze do owych biaych murw, by na zawsze ju pozosta za nimi bezpiecznym. A tu ju Moskwa zwrcia si do twarz, zagrzmiaa telegami, wozami, kuniami, rozkrzyczaa si wielogonie, zapstrzya si rozmaitymi przedmiejskimi skarby. Wiono od rzeni wie parujc krwi, od warsztatw skr, a jadem od traktierni; poryki byda przemieszay si z ludzkimi pokrzykami i co dzwonio bezustannie - czy to dzwoneczki znad chomt, czy dzwonki krw, czy kowada pod motami, czy to czyj perlisty miech; a spod biaych murw monasteru wida ju byo j, matuchn biaokamienn, ca w rowej pieszczocie witania, pobyskujc zotymi kopuami cerkiewnymi, co mierzyy w bkit niebios. Co tylko yo, cigno o tej godzinie ku sierpuchowskiej rogatce, ku Moskwie, do Moskwy. Szli zapylonym traktem rzemielnicy, cae ich artele. Cyganie-niedwiednicy ze swoimi misiami pieszyli, by weseli i zwodzi stolic, jechay wozy z darami natury, by szczelnie wypeni niezliczone bazary miasta. Wszystko to cigno ku Moskwie, jak pynie wezbrana rzeka, co wlewa si w jak wyrw niezbadan, ale nigdy jej nie napeni. Szed wic Szypow jakby w otoczeniu wielkiej orkiestry i grzmiaa dokoa niego dobrze mu znana muzyka stoecznych przedmie, uskrzydlaa go, bya mu yczliwa. Ach, niewiele tej yczliwoci zazna w yciu Micha Iwanowicz, niewiele, tyle tylko moe, ile on sam w prostocie ducha za yczliwo uzna, a tu naraz i ten tum, jakby w nim, Szypowie, rozkochany, jakby to dla niego tu zgromadzony, i muzyka, i rne tam nadzieje, ktre zawiroway wok niczym chmara przejrzystych motylkw. I oto min sierpuchowsk rogatk, przeszed przez pole, skrci w Mytn. Otwieray si sklepiki, pokrzykiwali handlarze uliczni, pachniao wieymi pierogami, mijay go pierwsze doroki. Do Nikickich Wrt byy jeszcze dobre trzy wiorsty albo i wicej, ale biaa atasowa twarz Matriony wyaniaa si ju z porannego kurzu i nic ju nie byo w stanie zatrze jej obrazu: ani rozgwar tumu, ani turkot k. Kady stukot czy okrzyk tyle tylko sprawia, e twarz ta drgaa, koysaa si, nie znikaa przecie, a nawet przeciwnie, coraz to bya wyrazistsza, janiejsza, czystsza. Gdzie tam, za sidm gr, za sidm rzek, tam, dokd nie byo ju powrotu, ya sobie pikna wdowa Kasparicz, co tak dziwacznie przekrelia i mio, i szans na przysze rozkosze. Teraz ju zreszt, std, w ogle jej nie byo wida, zblada, zmatowiaa, roztajaa. Zreszt czy moga si rwna z Matrion? Wdowa mimo swego dobrego urodzenia i wykwintu bya jednak obca, niepojta, wic niepewna. Albo to mona byo wiedzie, co sobie myli? Czy mona byo teraz powiedzie, jak si umiechnie jutro i czy w ogle si umiechnie? A Matriona jest caa jak na doni, nieskomplikowana, rozwana i gorca, i agodna, i piewna. Bg z ni, z ichnim dobrym urodzeniem. A ja to co, sroce spod ogona wypadem, se mua? Poczekajcie tylko, pjd do ani, wyparz si, wosy przyczesz... Ech, Matriona, zadbaj ty teraz o mnie troch, do ju ez nawylewaa, oto jestem. I nie rycz tak, nie rycz, nie pjd do pana prystawa Szlachtina, nie bj si, nie pjd, a niech sobie na mnie poczeka, niech sobie czeka, pki my si tu na siebie nie napatrzymy do woli! Zmniejszaa si z wolna dzielca od Matriony odlego. Przepeniony podniosym weselem Micha Iwanowicz kroczy ju przez Biae Miasto. Dzie czerwcowy rozpocz si ju by na dobre. Gd, ktry od tylu dni towarzyszy Michaowi Iwanowiczowi, osab, mniej by dokuczliwy, nie jtrzy tak bardzo jak dotd. Widocznie przeszkadzaa mu rozszale si na dobre pewno rychego ju a obfitego posiku u Matriony. Tak to Micha Iwanowicz doszedby z pewnoci do swej bogdanki, gdyby nie zoczy nagle przed sob w rojnym tumie ulicznym wysokiej przygarbionej sylwetki prystawa

Szlachtina. Prystaw odwrcony by do Szypowa plecami, ale serce tajnego agenta z miejsca targno si i bi przestao. I oto Micha Iwanowicz jakimi zupenie nie tymi, ktrymi naleao, ulicami, zaukami, pustaciami, zatacza icie zajcze krgi i nie byo ju w nim ani niedawnej radoci, ani wesela, ani szczsnych przeczu, strach jeno, rozpacz i tpy bl w ciemieniu. Oto, jak niewiele trzeba, by poniy czowieka, by wszystko wzio inny obrt. Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju! - myla Micha Iwanowicz i ucieka, ucieka, ucieka. Traf chcia, e na rozchwianych nogach wypad prosto na szynk Jewdokimowa i bezbronny, zmordowany do ostatecznoci, wpad prociuteko w dobrze znane parne jego drzwi. W szynku pusto byo i cicho. Szynkarz po ziewajc szeroko bi pokony przed ikonami. Nie wiedzie czemu, czy to e Micha Iwanowicz wbieg zbyt spiesznie, czy e spojrzenie mia wylknione, czy e co zagadkowego byo w jego wygldzie, do, e Jewdokimow nie rzuci si jak dawniej bywao na powitanie gocia, nie pokoni si z uszanowaniem, nie rozpyn w uprzejmociach tylko w milczeniu zmierzy tajnego agenta od stp do gw i zapyta od niechcenia: - No, czego pan sobie yczy, Michale Iwanyczu? Zaraz jak nakrcana zabawka wyskoczy skd z gbi Potap i podchwytujc ton gospodarza powiedzia Szypowowi prosto w nos: - Stsknilimy si za panem, oczy wypakalimy. - Bur - cicho powiedzia Szypow - c to, nie poznalicie mnie? - Co bymy nie mieli pozna - rozemia si Potap - ju podajemy, co tylko pan kae. - Nic nie chc - jeszcze ciszej powiedzia Szypow - ja bym, lamur-tuur, zjad, tego, co... kapuniaku moe... - Mur-mur - rozemia si gospodarz. - Przynie panu kapuniak i zainkasuj od razu... Ale Micha Iwanowicz ju wycofa si pod drzwi, otworzy je plecami. - A kapuniak? - krzykn za nim Potap. Ot, bieda - myla Szypow przemykajc si chykiem obok Strastnego Monasteru - a jak si nadarzy jego wielmono pan prystaw, co wtedy? Antre? Maj ci, myszko. Do Nikickich Wrt, to znaczy do Matriony, byo par krokw. Grunt to dobrn do zbawczego ganku, skrci tam, da nura w gb domu, do ciepego gniazdka, przytai si, i tam dopiero w spokoju, bezpiecznie nasyci gd, odsapn, wypocz, wrci do formy, a wtedy z pewnoci wrci i niegdysiejszy fart, i bdzie czas, eby wszystko przemyle raz jeszcze, obra najlepszy sposb postpowania i niech sobie wtedy pan Szlachtin azi, wszy, zaglda, prosz bardzo, nie szkodzi, nie zobaczy wicej tajnego agenta, Szypow jak kamie w wod. Matriona ma ciepe ramiona, Matriona ma pienidze... A jak si to wszystko skoczy, to wtedy mona bdzie pojecha i do Petersburga, pa ksiciu do ng: ja przecie w subach waszej ekscelencji ycie naraaem! No, mogo si zdarzy jakie niedopatrzenie, moe co byo nie tak... aski waszej ksicej moci upraszam, Dobrodzieju mj, ojczulku rodzony, se mua, wasza mio... Co teraz ze mn bdzie? Cakiem anszante? Czy to ja dla siebie si staraem?... Koo Bulwaru Twerskiego wydao mu si, e znowu mu migny przygarbione plecy prystawa i Szypow byskawicznie da nura za rg. Ledwie jednak uczyni tam zdoa kilka ukradkowych krokw, kiedy

ujrza przed sob szstk cugantw w kirze siatkowych czaprakw, karawan, a za nim powolny kondukt powozw i pieszych. aobna procesja zagrodzia tajnemu agentowi drog, Szypow przywar do muru, wspi si na palce, stara si dojrze twarz nieboszczyka. Na czarnym aksamicie staa wysrebrzona trumna, gsto zacielay j biae, nieznane mu z nazwy kwiaty, kwiaty osypay cay aksamit, jakby wyrastay ze. Przesonitej tymi kwiatami twarzy zmarego Szypow nie by w stanie dojrze, cho wyciga si, jak mg. Tum zachowywa aobne milczenie. Szypow zdj melonik i powoli poszed ze wszystkimi. - Dobry by czowiek z Amadeusza Wasiliewicza, wiato wiekuista niechaj mu wieci - powiedzia idcy obok Szypowa niemody jegomo. - Powoa go Pan do swojej chway - westchn Micha Iwanowicz i wzdrygn si ukradkiem syszc tak dobrze sobie znane imi i znw sprbowa dojrze twarz nieboszczyka, ale kwiaty przeszkadzay... - Takie nieszczcie - mwi jegomo - w peni si, taki mody, a ju radca stanu, i to rzeczywisty, i prosz... Byle bezrozumny wilk - i koniec! - Jaki wilk? - nie zrozumia Szypow. - Jak to jaki? - zdziwi si jegomo. - To pan nie wie? - i j mu naszeptywa piesznie: - Pojecha Amadeusz Wasiliewicz subowo do Tuy. To byo jako tak pod Trzy Krle, dobrze mwi, akurat w sam dzie Trzech Krli. Pojecha z wonic saniami do jednego dworu, a tu nagle, prosz sobie wyobrazi, zamie i - wilki! - W tym miejscu Szypow potkn si nie wiedzie o co, ale jego rozmwca podtrzyma go za okie i mwi dalej: - Oni dwaj, bez adnej broni - i zgraja rozwcieczonych wilkw! Zarny konie, rozszarpay wonic, rzuciy si na Amadeusza Wasiliewicza, ale akurat nadjechali ludzie w par zaprzgw, przepdzili zgraj... - rozdygotany Micha Iwanowicz niezmiernie wyrazicie zobaczy w tym miejscu rosego prowodyra wilczego stada, bia at na jego bie... - Pywego zawieli go do szpitala, leczyli, jak mogli, przewieli do Moskwy, tu te robili, co mogli, ale wszystko na nic... W tym momencie Szypow zapomnia o wszystkim. Nie byo ani zbawczych dbw, ani cudzej baranicy na kompanionie, ani witu zimowego, ktry rozgoni drapieniki, byo tylko jedno: kosmate potwory targaj i rw chude ciao Girosa, krew tryska na nieg, sycha jki i warczenie... Ruch jaki powsta koo Michaa Iwanowicza, przecisn si do niego obrotny smutnooki mody czowiek, rk trzyma w zanadrzu, zapyta szeptem gorcym, natarczywym: - Co, jeszcze pan nie wyjecha? Przecie nie zdy pan. Anna Francewna bdzie si gniewa, co pan wyprawia? - Pard - stropi si zaskoczony tajny agent. - Zaraz wyjad. To co ja tam waciwie mam zrobi? - O, Boe miosierny, czy pan jest przy zdrowych zmysach? Przecie wszystko panu wytumaczono!... C to znowu ma by! Pienidze te pan przecie dosta... Prosz si popieszy... W Michaa Iwanowicza wstpi diabe, on take rozgorczkowa si, take zatrzepota, mia si, zapierao mu dech. - Niech pan idzie - szepta mody czowiek - a zatem prosz rozstawi wszystkich za parkanem, w adnym razie nie wchodzi za ogrodzenie, kiedy ciao ponios do wityni, da pan znak... Niech pan idzie, no, prdzej!... - A pienidze? - zapyta Szypow.

- Przecie dosta pan pienidze - modemu czowiekowi zaczo si jeszcze bardziej pieszy - dosta pan przecie... Niemody jegomo z zainteresowaniem przysuchiwa si ich rozmowie. - Nie, nie, nic nie dostaem - umiechn si Szypow. - Ma je pan w rku. - Gdzie? Gdzie? W jakim rku? - A niech no pan j wyjmie z zanadrza... Mody czowiek zaczerwieni si jak piwonia i wycign rk. Rzeczywicie zaciska w doni banknoty. - No, prosz - powiedzia Szypow i wzi pienidze. Niemody jegomo z dezaprobat pokrci gow. - Och - rozgniewa si mody czowiek - tyle mam na gowie! Ale eby wszystko grao jak w zegarku, syszy pan?... I bez adnych skrtw. Ma by tak: Amadeusz Wasiliewicz Giros, rzeczywisty radca stanu... Nie opucie niczego... Usyszawszy nazwisko kompaniona Szypow poblad. A wic to jednak nie przypadkowa zbieno imion! Ani nie szalecza fantazja mierci! A wic Giros mia tajemnic, przed ktr ucieka jak zajc? Czego on chcia? Czego szuka midzy Tu a Moskw? Rzeczywisty radca stanu... A czego chcemy my wszyscy? Czego my wszyscy szukamy?... Co podobnego - ten nicpo, ten cay Amadeusz, ten wartogw, ten tchrzliwy zajc, przyjaciel kochany, co tak sapa za cian w swej izdebce, tak si skrada po skrzypicych schodach, co z hrabi kawusi popija, Amadeuszek by rzeczywistym radc stanu!... Znalaze i ty, Amadeuszku, swojego kocura!... - Amadeuszku - jkn Szypow i nikogo si nie krpujc zapaka. Niemody jegomo wspczujco pogaska go po ramieniu. Cho nogi si pod nim uginay, Micha Iwanowicz wyprzedzi przecie kondukt, obszed karawan, spojrza na trumn z drugiej strony. Tu nie wiadomo dlaczego kwiatw nie byo w ogle. W srebrno malowanej trumnie lea mody czowiek z rzadziutk pow grzywk, twarz mia szerok, policzki rowe, wyglda jakby spa. Nos nieboszczyk mia may, cebulasty. Zza zacignitych firanek pierwszego ekwipau dobieg cichy pacz. Micha Iwanowicz westchn z ulg, odszed na bok i niecierpliwie przeliczy wymitoszone papierki. Byo tego czterdzieci pi rubli. Los si raz jeszcze nad nim uali. Surdut z brzowej alpagi ukaza si w powietrzu niczym fatamorgana, zatrzepota skrzydekami rkaww. Zamajaczyo Szypowowi przez moment ciepo domowe, przytulno, syto... Z lekkim sercem puci si w kierunku Nikickich Wrt, ale oto znowu wyrosy przed nim przygarbione plecy prystawa. Prystaw przechadza si po bulwarze. Czatuje! - domyli si Szypow i skrci w pierwsze z brzegu podwrko. Tam, na pustynnym owym podwrzu znalaz wozowni, ktrej drzwi byy wyamane, wlizn si do rodka, wycign si na jakiej starej furze. - A c to znowu! Do Matriochy te si nie mona dosta... Ot, nieszczcie. Nie, nie, trzeba u niej odsiedzie, a potem gna do Petersburga, pa ksiciu do ng: wasza ekscelencjo, wszystko to oszczerstwo! Ja z duszy, serca, wasza ekscelencjo! Niech wasza ekscelencja kae sprawdzi!... Zreszt c tu sprawdza? Co tam takiego jest, w tej Jasnej Polanie? Co?... Hrabia Tostoj. A co hrabia ma do tego? Winien mu co jestem? Albo on mi co winien?... Ach, Boe wity, trzeba mi do Petersburga! Jak najdalej od prystawa, jak najdalej!...

Nkany godem przesiedzia tak z dusz na ramieniu, dopokd nie spyny na miasto zbawcze ciemnoci, a wtedy wyszed ze swej kryjwki i z uporem szaleca pody pod murami domw znowu tam, ku Nikickim Wrotom. Wreszcie ostronie zapuka do ciemnego okna Matriony. Nikt si nie odezwa. Zapuka jeszcze raz, drgn. Za bram, w pnocnej ciszy, sycha byo czyje powolne kroki - tup-tup, tup-tup. A moe to sam prystaw tam spaceruje, cierpliwie czeka, a zjawi si nieszczsny tajny agent. Nagle co biaego a niewyranego przywaro w pokoju do szyby, jkno gosem Matriony: - Batiuszka, to wy? - Matriocha - w radosnym podnieceniu j szepta Micha Iwanowicz. - Otwieraj, ywo!... Wrciem!... Ledwie rozleg si jego gos, a ju kroki za bram przypieszyy, przybliay si. - Syszysz, otwieraj! - krzykn Szypow i w teje chwili usysza dobiegajce z pokoju przytumione gosy - jeden by Matriony, drugi by mski, nieznajomy. Matriona: To dobroczyca mj... Tak, e nie gniewajcie si, prosz. Mczyzna: No, Matriona!... Ty uwaaj, Matriona!... Matriona: To bya midzy nami umowa... Zbierajcie si prdzej. Mczyzna: eby nie aowaa... Och, poaujesz ty jeszcze, pamitaj. Gdzie moja kamizelka? Nie lubi ja takich historii. Matriona: Tu, tu wasza kamizelka... Przecie bya midzy nami umowa. Micha Iwanowicz wsuchiwa si w t gorczkow ktni ponocn i ogarniay go uczucia nieodgadnione, i rodzi si w nim jaki niejasny bl, i zdawao mu si, e stoi porodku podwrza, a dom z ciemnym okienkiem jest hen, daleko. Mczyzna: Zapaliaby wiec... No, czekaj ty, Matriona... Matriona: Przecie stoi midzy nami umowa... - I przypada do okna. - Zaraz, zaraz, jeszcze chwil... Ech, Matriocha - pomyla z gorycz - jak moga? Ale zaraz otrzsn t z, zesznurowa suche wargi. Za co jej czyni wyrzuty? Staa i midzy nim a Matrion niepisana umowa, e to wszystko ot tak, byle byo wesoo, ot, biegnie po wodzie wodny uczek, pcherzyki powietrza ma na apkach, a same apki - suche? Staa umowa. My was nie ruszamy, to i wy nas zostawcie w spokoju... Byo tak? Byo. Szczsne to moe i nie byo, ale tak byo. By spokj. A teraz? O co te zy, honorowy mu z miasta Halicza? Patrz, jak ona si dla ciebie stara, jeszcze ci tego mao?... Wod na ciebie nie chlusna, nie przegonia ze miechem, nie obrzuca ci zza szyby wyzwiskami... Mczyzna: No, uwaaj ty, Matriona... Matriona: Na co mam uwaa? Staa midzy nami umowa. - I znw do okna: - Ju, ju, zaraz... Poszerzyo si podwrze jeszcze bardziej. Dom w dali nikn niemal. Ogarno Szypowa przygnbienie. Kroki zza bramy dudniy jak w studni. Micha Iwanowicz cofn si od okna o krok, potem jeszcze o krok, potem odwrci si i pogna do bramy, prosto na prystawa... Za bram nie byo nikogo, pod oddalon latarni spa na kole dorokarz, Szypow wsiad, dorokarz cmokn, wio, szkapa ruszya. egnaj, Matriona!

...Wczesnym rankiem czerwcowym z budynku Dworca Nikoajewskiego w Petersburgu wyszed honorowy obywatel miasta Halicza, rozprostowa plecy. Niebo nad placem byo bkitne, wczesne soce rozwietlao dachy domw, ludzie dopiero wstawali z ek, ale nie zabierali si jeszcze do roboty, cicho byo, pusto i bogo. Pierwszym ywym stworzeniem, na jakie natkn si Szypow, bya jarzbata kura. Zafrapowana tym, co robi, rzeczowo grzebaa w nawozie przed samymi drzwiami dworca. Michaowi Iwanowiczowi po wszystkim, co przey, kura ta wydaa si cudownym zjawiskiem, zesanym specjalnie, by go uspokoi, by utwierdzi w nim nadziej. Bya jedna jedyna na wielkim pustym placu, ochrypy gwizd parowozu bynajmniej jej nie niepokoi. Jak zawzicie trudzia si od samego witania, jak niewiele jej byo potrzeba, eby cieszy si yciem, eby by przypadkow pocieszycielk innych stworze. W jej grzebieniu, w kadym jej poruszeniu byo co z wiejskiej ciszy, z wczesnego wiejskiego sonka, z wieoci trawy i poszumu ledwie obrzmiewajcych kosw, z garnkw schncych na pocie, z chodku sieni. Pracuj, pracuj, jarzbaty wiejski guptasku, bydltko boe, trud si, czubatko, samotna wrd kocich bw rozlegego petersburskiego placu, pki ci nikt nie sposzy, nie przepdzi. Soce wznioso si nad dachy, owietlio jarzbaty epek. Szypow nie mg oderwa od niego oczu. Miasto za budzio si z wolna. Tajny agent machn doni kokoszce niby starej znajomej i poszed w stolic. Alici ledwie min to jarzbate wiejskie cudo, wszystko ulego odmianie, znikn spokj, nie zostao ladu po bogoci. Co si jakby nagle z cichym trzaskiem zamao, wyrosy przed Szypowem niebosine kamienne olbrzymy, zagrodziy mu drog. Przejeday tanie jednokonki, ale czerwone, niebieskie i zielone kapoty dorokarzy czystsze byy, schludniejsze ni odzienie ich moskiewskich kolegw; jechay bryczki i elegantsze powozy, stangreci w lnicych cylindrach patrzyli gdzie ponad gow tajnego agenta, w dal; pobyskujc rynsztunkiem kroczyli wynioli oficerowie gwardyjscy; nawet sprzedawcy pierokw zachwalali swj towar nie na cae gardo, jak moskiewscy, ale bez wydzierania si, bez dowcipw, pgosem, godnie, jakby odmawiali modlitwy, zajaniay na Newskim paace, wesoe, pospne i zimne, twierdzom niedostpnym podobne, popyn midzy nimi czarny, powany, zimny potok urzdniczego tumku, opywa te paace, szlifowa je... Micha Iwanowicz szed na Fontank, w ten jej odlegy koniec, gdzie rozpociera skrzyda rowy jak poranny gob cichy gmach podwadny ksiciu Wasylowi Andriejewiczowi. Byle prdzej do ksicia, byle prdzej. Pa mu do ng, spoglda aonie, mwi gosem amicym si, nadrywajcym, penym pokory, cokolwiek odskakiwa, podskakiwa, pezn wprost przed siebie nie zwaajc na kpiny, wyrzuty, pogrki, pezn z nosem utkwionym w rnobarwnych taflach parkietu... Wasza ekscelencjo... Wasza ekscelencjo... Wasza ekscelencjo!... Przed paacem Szeremietieww zwolni kroku. Znw jakby co si zamao z cichym trzaskiem. Twarze przechodniw byy obce i nieobecne. Ech, brudna myszko - pomyla sobie - dokd ci tak pieszno? Przygaszony, stamszony, z twarz umczon zda Fontank pod eliwnymi sztachetami, pod marmurowymi cianami, za ktrymi czaio si tak wiele sytych kotw, atasowych, mikkich, z lakierowanymi pazurami. Koty le na poduszkach, nie wstaj, czekaj, a im mignie szary ogonek, by wtedy od niechcenia chwytliw puszyst ap pogaska drce mysie futerko. Nagle Michaa Iwanowicza dotkliwie zabolay plecy, nieco powyej krzya. Stan, sprbowa si rozprostowa, ale nie mg. Ale oto bl jak zapa, tak te min, plecw jednak nie mona byo odgi. Taki wic zgity poszed Micha Iwanowicz na spotkanie swojej zagadzie.

Nikt na nie zwraca uwagi, tylko jednonogi onierz min go skaczc na drewnianym kulasie i wychrypia, czy to ze miechem czy z litoci: - Zapao ci? Tylko si nie rozginaj, bo trzaniesz! Powiedz babie, eby ci elazkiem przecigna... Jakiej babie? Jakim elazkiem?... Szypow teraz szed ju cakiem wolno, a kiedy ukaza si rowy cel jego wdrwki, stan na dobre. Opar si o murek, owadny nim pospne myli. Rowe mury emanoway takim chodem, wiao od nich tak pn jesieni, takim milczeniem, i Micha Iwanowicz poczu, e si rozszlocha, jak szlochaj onierki, bez skrpowania, nie baczc na nic. Przypomnia sobie nagle jak to mody jeszcze, gibki, cay jakby na sprynach sunie z tac przez ksice pokoje do jadalni, gdzie zebraa si ju do obiadu caa familia. Przez okna wlewa si soce. Taca rozpomienia si olepiajcym iskrzeniem. W sercu Szypowa jest wito, tak sobie, nie wiadomo dlaczego. I dlatego niesie tac w jednym rku. Taca pynie bez ruchu, on sam za cay jest ruchem, niczym francuski tancerz, i podoba si sobie, napawa si kadym swym krokiem, kadym zwrotem ciaa, jake si pynnie przechyla, jak gdyby si przelewa, jak ledwie dotykajc podogi stawia nogi, jak piknie na nim wyglda malinowa wiedeska kamizelka, te koronki u mankietw, te pantofle ze sprzczkami, te biae poczochy na chopskich ydach. Ile wdziku, ile gracji! Zda mu si, e syszy muzyk i nieomal taczy w jej takt, i tak, w tacu, podfruwa do stou i w tacu, niemal nie tykajc talerzy rozstawia je przed siedzcymi, jak gdyby rozdawa karty. Spjrzcie tylko na niego!... Brawo, Miszka!... Okra st, zatacza jeszcze jeden krg, i jeszcze jeden, a wszystko to w tacu, w takt muzyki, ej, moe si obejrz, zobacz, zachwytom nie bdzie koca, dadz mu za ten natchniony taniec pi rubli. Ale nikt nie patrzy, zajci s rozmow, rozmawiaj pgosem, nikt go nie zauwaa. On zatacza czwarty krg. Taca jest ju pusta, znw si wypenia, same wfruwaj na ni oprnione talerze, widelce z ksic cyfr, sosjerki, kielichy... Nikt nawet nie spojrzy. Zatacza pity krg, w zielonych oczach - smutek, rozpacz. Taca szybuje nad gowami siedzcych, dotyka ich niemal, brzczy zastawa, muzyka gra teraz goniej. Akrobata, doprawdy!... Artysta!... Prosz spojrze, wasza ekscelencjo, prosz tylko spojrze, co ja potrafi, po prostu jak ptak, a przecie nie tak dawno, wasza ekscelencja pamita z pewnoci, nie umiaem tak, z trudem utrzymywaem rwnowag, wasza ekscelencja nawet si gniewa, a teraz - prosz tylko spojrze, prosz spojrze, prosz popatrzy... Rozpocz szsty krg. Nikt nie patrzy. Wic po raz ostatni machn tac, jak macha skrzydem ranny uraw i odlecia z jadalni... Przecie nie wrc do Moskwy, do prystawa! - pomyla z przeraeniem i ruszy w stron rowego paacu, ale natychmiast zobaczy przed sob pen obrzydzenia twarz ksicia i znowu przywar do murka. Za plecami pyna senna zimna Fontanka, za wod pachniay drzewa, za drzewami biela paac, sycha byo piew ptakw. Ja was nie ruszam, to i wy mnie zostawcie w spokoju. Sprbowa si wyprostowa - nie mg. Nie bolao. Nagle z rowej ciany wyszo dwch oficerw, ruszyli prosto na niego. Twarze mieli zowrbne, ruchy kanciaste. Ech, jarzbatko - smtnie przypomnia sobie Szypow kokoszk - powinienem by wsi do pocigu i wraca do Moskwy! Wpade, durniu!... Wlepi w nich zielone oczy, gow wcign w ramiona, oficerowie wszelako minli go, jeden z nich lekko go potrci, poszli dalej nabrzeem, prowadzili beztrosk konwersacj. Szypow westchn z ulg, umiechn si nawet, ale nieodgadniona rka odwrcia go i popchna w drog powrotn. Do Moskwy! Do Moskwy! Tam, w penej kurzu i gwaru stolicy, siedzi sobie w miejskiej komendzie policji komendant moskiewskiego miejskiego cyrkuu, chuderlawy prystaw Szlachtin, szyderca i frant, zwizany z Szypowem nimi nie do zerwania: po takiej to nitce trzeba mu wraca, miast houbi niedorzeczne marzenia o wyrozumiaoci ksicia i ksicych generaw; ile pienidzy niepotrzebnie

wyda uciekajc przed kar! Chcia prosi wilka o obron przed lisem, idiota! A kt to on taki, ten prystaw? Co mu zrobi takiego? No, co?... Ciepy wiatr obi si o rowe mury, ostyg, dogoni Szypowa, przenikn pod surdut, lodowat doni dotkn ciaa. Micha Iwanowicz puci si biegiem. Grona siedziba ksicia znikna mu z oczu za domami, za zakrtem, za drzewami. Skrcony niby niedzielny precel Micha Iwanowicz dotar do Dworca Nikoajewskiego i obejrza si wreszcie za siebie: Petersburg skrada si za nim bezszelestnie, wyciga rce w bieli koronkowych mankietw, spoglda wrogo, jakby nie Rosjaninem by Szypow, ale Grekiem jakim albo Turkiem. A kiedy pocig ruszy i stolicy nie byo ju wida spoza bagnisk i lasw, Micha Iwanowicz nadal czu na gardle ucisk chwytnych elaznych palcw, nawet Moskwa, ktra ukazaa si nazajutrz, nie uwolnia go od tego wraenia: ani jej gwar, ani kurz, ani codzienny moskiewski karnawa, ani wonie parujcych flakw i wieo z pieca wyjtych koaczy, ani widok modych kucharek z kupieckich domw... Dopiero wtedy, gdy w dusznym szynczku najad si ile wlazo kapuniaku i pierogw z baranin, kiedy godnie osuszy karafk, wtedy dopiero elazna do rozlunia ucisk, pucia jego gardo, dopiero wtedy wyprostoway si plecy i Szypow rozejrza si po dookolnym wiecie, i nagle zrozumia, e pienidzy nie ma, e u Matriony schronienia nie znajdzie, e widmowy hrabia pojecha na kumys, a ksi Wasyl Andriejewicz zimny jest jak gaz. I lekko mu si zrobio na sercu, i najzwyczajniej w wiecie wyskrobawszy z kieszeni ostatnie miedziaki da dorokarzowi dziesitk i kaza si wie na policj. Jecha napawajc si Moskw, nie myla ani o jej wielkodusznoci, ani nawet o jej wyrozumiaoci, cieszy si z truchtu konia, z terkotu k po kocich bach, z tego, e po wypowiaym zielonym suknie siedzenia po jego lewej stronie wije si biaa niteczka, jakby opalaa si na socu, e jaka wsparta na parasolce damulka patrzy na niego ze zdziwieniem, a moe nawet i z zachwytem, damulka jest szczuplutka, usta ma niecaowane. Rozpar si na siedzeniu, mile wspomnia, jak to wyglda w brzowym alpagowym surducie, w kraciastych spodniach koloru beige. Znienacka stana mu przed oczyma Dasia, jej obraz widmowy by ledwie uchwytny, zjawia si i zaraz rozpyna... Bg z ni, niech sobie yje jak umie... Potem przypomnia sobie o Girosie i pomyla, e jest cakiem moliwe, e w trumnie lea jednak on; a e nos zadarty, e twarz okrga, e radca rzeczywisty? Mao to si moe zdarzy po mierci?... Ko stan wreszcie, westchn. Micha Iwanowicz beztrosko, tak beztrosko, jak to mu si ju od dawna nie zdarzyo, ruszy w stron dobrze sobie znanych drzwi. Nie byo w nim nic, prcz spokoju i zadowolenia. Zielone jego oczy zapaliy si, spuszyy si somiane bokobrody, co niepochwytnego pojawio si na jego suchych, wskich wargach. Prystaw Szlachtin drgn, a nawet podskoczy na krzele, kiedy nie wiedzie skd zjawi si przed nim Szypow - mona by pomyle, e wynurzy si ze ciany. - Bur - zamrucza po kociemu Micha Iwanowicz - czy przestraszyem pana? To tylko ja. Szlachtin rozemia si nerwowo, kiedy w zielonych renicach Szypowa ujrza swoje odbicie. - A ja na ciebie czekam, kanalio... Szypow: Pard. Spieszyem si jak mogem, wasza wielmono. Szlachtin: On si pieszy! Gdzie si tak pieszye, hultaju? Szypow: A gdzieby, wasza wielmono, jak nie za hrabi? Hrabia z majtku do Tuy, ja za nim do Tuy, hrabia z Tuy do Moskwy, ja za nim... A do Petersburga tak zawdrowaem... Szlachtin: Co podobnego!... Jeszcze mi tu opowiada! On za mn, ja za nim, on za mn...

Szypow: Jak Boga kocham, nie spuszczaem go z oka. Tyle, e on w karecie, a ja na piechot. Szlachtin: Bzdury mi tu bdzie opowiada... (krzyczy) Ale nie wie, e jest ju nakaz aresztowania go! Boisz si - pomyla z zadowoleniem Micha Iwanowicz - boisz si, szara myszko... W oczy nie patrzysz, boisz si. Zaraz ci postrasz... Szypow: Wasza wielmono, ja przecie prosto z Petersburga... Jego ksica mo... Szlachtin: esz! Szypow: Jak Boga kocham! Szlachtin: esz! Podejd no tu bliej. Podejd tu, syszysz czy nie? Szypow: Jeszcze bliej? Szlachtin: Chod no, chod, jeszcze, jeszcze... Szypow: Ju bliej nie mog. Anszante? Biurko przecie... Szlachtin: Stj tak i ani si rusz. Ty szubrawcze, masz zamiar dalej gra t komedi? Chcesz mnie omieszy, zrobi ze mnie durnia? Kto ci znalaz, mw. No, mw... Szypow: Kto mnie znalaz? A skd ja mog wiedzie? Szlachtin: Ja ci rekomendowaem, kanalio? Szypow: Tak jest. Szlachtin: esz! Szypow: , wita prawda... Jego ekscelencja mnie rekomendowa... Jako zaufanego czowieka. Szlachtin: Aha, wic si przyznajesz? Wic masz jeszcze resztki sumienia... Szypow: A jakeby... Szlachtin j si przechadza po gabinecie, nie by w stanie ukry swego wzburzenia. Grunt, to wyniucha, o czym on wie - umiechajc si ukradkiem pomyla Micha Iwanowicz. - Moe jeszcze order dostan, se mua... Twarz Szlachtina zagodniaa, oczy jakby przestay miota byskawice, ale Szypow mia si na bacznoci. Szlachtin: A co z drukarni? Pracuje? Mam nadziej, e wszystko w porzdku? Szypow: Jaka drukarnia? U hrabiego? Szlachtin: Dlaczego u hrabiego, kochaneczku? U ciebie. Twoja... Szypow: Moja drukarnia? Szlachtin: Co za szubrawiec... Dostae pienidze na maszyny drukarskie? Szypow: A jake, wasza wielmono. Wszystko co do grosza. Najpokorniej dzikuj. Szlachtin: Kupie maszyny?

Szypow: Oczywicie. Jakie maszyny? Szlachtin: Drukarskie przecie, na ktrych si drukuje... Szypow: A jake, wiem, jakie to... Szlachtin: Kupie je, pytam? Szypow: Tak jest. Szlachtin: Zainstalowae? Szypow: A jakeby. Szlachtin: No i jak ci posza robota? (mieje si) Szypow: (mieje si) A posza, wasza wielmono. Jeszcze jak posza... Szlachtin: Gdzie ty to wszystko urzdzi? Szypow: Co niby? Szlachtin: No, drukarni! Szypow: Nie wiem. Szlachtin: Jak to - nie wiem? Kupie maszyny czy nie? Szypow: A jake... Szlachtin: Gdzie jest ta drukarnia? Szypow: Aaa, to o to chodzi? U hrabiego, wasza wielmono, w Jasnej Polanie. Szlachtin: Ale gdzie jest twoja? Szypow: Moja? Ja drukarni nie mam... Szlachtin: (mieje si) Ot to, nie masz drukarni... Posyaj temu oszustowi pienidze, on je przepija, a petem mi tu opowiada jakie bzdury. Tak? Szypow: (mieje si) Nie, nie... Szlachtin: Co znaczy - nie? Co zrobi z pienidzmi? Szypow: Rozeszy si co do grosza, wasza wielmono. Mog zrobi rozliczenie. Tak je wydaem, jak miaem przykazane... Szlachtin: Kazano ci zorganizowa drukarni! Zorganizowae? Szypow: A jake... Szlachtin mia ochot krzycze, ale podszed do okna, pokaza Szypowowi przygarbione plecy. Buzowa w nim gniew, konierz munduru wpija si gboko w obrzmia czerwon szyj. Moe si upiecze - pomyla z nadziej Szypow - pokrzyczy, pokrzyczy i wyrzuci. A potem, lamurtuur, niech sobie oni wszyscy choby pkn. Co mi do tego?... Albo co to obchodzi hrabiego Tostoja? Albo hrabia mnie? Po prostu setrebj...

Co za bestia - myla w teje chwili Szlachtin. - Kiedy tak czowiek patrzy w te jego kocie oczy, to wszystko jakby si zgadzao, jakby byo w porzdku... Bezczelna winia, kamie bez mrugnicia okiem!... Odesa go do aresztu i po wszystkim... Szlachtin: A zatem drukarni nie ma, pienidze przepie, cay departament oszukae kamliwymi informacjami, i jeszcze teraz tutaj, szubrawcze, prbujesz mi mydli oczy, wyobraasz sobie, e to ci si uda? Szypow: Lamur?... Szlachtin: No?... Szypow: Wasza wielmono, com tylko widzia, o tym zaraz pisaem waszej wielmonoci. Niepotrzebnie pan na mnie krzyczy... Ja mog zoy rozliczenie... Szlachtin: Nie do, e mnie oszukiwa, oszukiwa wybitne osobistoci, Najjaniejszego Pana... e ju nie wspomn o ksiciu, a on mi tu tymczasem... Uuuu - ze zgroz pomyla Szypow, przypomnia mu si rowy paac - jeli ksi si tym zajmie to uszyj mi buty!... Ach, byle prdzej to si skoczyo... A moe daruj? Moe skoczy si na niczym? Czemu to on tak krzyczy, a w oczy nie popatrzy? Moe nic mu po mnie, i tylko tak... Szlachtin: ...braem ci w obron, zarekomendowaem ci, bydlaku jeden... On tego nie daruje. Szypow: Robiem, co w mojej mocy. Ech - pomyla zarazem - trzeba byo jednak pojecha do Jasnej, trzeba byo. Szlachtin: Tu s twoje raporty. Widzisz? Mw, jak na spowiedzi, co prawda, a co zmyli... Szypow: Aha, znaczy si, tak... (pacze) Ech, zezowate moje szczcie! Stara si czowiek, stara, i tak czy owak - mord o taboret! Szlachtin: Mw, co zmyli... O zbawieniu duszy pomyl, ty kanalio! Szypow: Czy to ja nie myl o zbawieniu?... Nic nie skamaem, wasza wiel... Szlachtin: Pytam po raz ostatni: kupie maszyny? Szypow: A jakeby. Szlachtin: Ile sztuk? Szypow: Ach, Boe drogi... Znaczy si, tak... Szlachtin: No, wymyl co, wymyl, (mieje si) Znaczy si, tak... Szypow: Nie trzeba si tak ze mn drani, wasza wielmono, to mi przecie utrudnia... Szlachtin: Wic gdzie masz t drukarni? Szypow: Jak drukarni? Szlachtin: Doskonale, do tego! Durnia bdziesz mg udawa w piwnicy. Ej, jest tam ktry? Chyba po wszystkim - westchn Micha Iwanowicz. - I popakaem, i pomiaem si... Teraz to ju wszystko jedno. Oni midzy sob te ani rusz si nie ugodz kto, co i dlaczego...

Wszed podoficer z pkiem kluczy. Szlachtin kiwn doni ze znueniem. Podoficer uj Szypowa za okie, poprowadzi go do aresztu. Co za haba! - myla prystaw. - Jak mogem ponia si tak dugo? On jednak sam przecie przyszed, i co bdzie, jeli wszystko wyglda inaczej, ni pisali z Tuy? Zielone oczy, nos wyostrzony, skrzyowanie lisa z tchrzem, ale jest w nim mimo wszystko co czowieczego... co, powiedziabym nawet, szlachetnego... Cho ten monstrualny melonik... i w ogle to krtacz...

Ledwie za Michaem Iwanowiczem zatrzasny si drzwi, ledwie przegrzmiaa elazna zasuwa, a ju jego serce zabio rwno, miarowo, oddech si uspokoi i Micha Iwanowicz nie zwracajc uwagi na innych aresztantw przysiad na pryczy, by rozkoszowa si sw now sytuacj. Teraz nie musia ju przed nikim ucieka, nie musia si nikogo wystrzega. Postanowi si zdrzemn, pki mu na to pozwalaj. Zdj surdut, rozcieli go na pryczy i ju si zamierza wycign, kiedy nagle ujrza przed sob Jaszk. Witaj, dobroczyco - powiedzia niezbyt zdziwiony tym spotkaniem Jaszka. - Co, Michawanycz, ukrade co? - Dlaczego ukradem? - obruszy si Micha Iwanowicz. - To ty, Jaszka, myszkujesz po cudzych kieszeniach, ja si zajmuj sprawami pastwowej wagi. - Ech - powiedzia Jaszka - kady kradnie jak moe. Jeden z kieszeni, drugi ze skrzyni, a poniektry to i z kasy pancernej... Kady chce y. A ty, dobroczyco, znaczy si, do pastwowej kasy sigae? - Do pastwowej - rozemia si Szypow i umoci si wygodniej. - Ach, ty szara myszko. - Nie opare si pokusie, znaczy - powanie powiedzia Jaszka. - al mi ci.

12 cile tajne Kancelaria Moskiewskiego Generaa-Gubernatora Moskwa Do Zawiadujcego III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci, Czonka wity Monarszej, Pana Generaa-Majora i Kawalera Potapowa Przesyam do Paskiej dyspozycji, Wielce Szanowny Panie Generale, byego tajnego agenta Michaa Szypowa wraz ze wszystkimi raportami, jakie ten ostatni nadsya w znanej Panu Generaowi sprawie Hr. Lwa Tostoja. Aczkolwiek Szypow jest, jak wiadomo, osobistoci niegodn w najmniejszym stopniu zaufania, to przecie waga jego doniesie kae odnie si do nich ze szczeglniejsz uwag, doniesienia te musz zosta starannie sprawdzone.

Szczegln uwag zwrci te naley na wskazane przeze nowe osoby w otoczeniu Hrabiego. Ze wzgldu na powysze okolicznoci przekazuj Panu Szypowa, aby mg on osobicie potwierdzi wszystko, o czym donosi w raportach, co pozwoli Panu Generaowi na podjcie nieodzownych krokw. Korzystam z tej okazji, aby zapewni Pana, Panie Generale, o mym niekamanym szacunku i gbokim oddaniu. Pawe Tuczkow

Do Zawiadujcego III Oddziaem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Generaa-Majora Potapowa W dniu dzisiejszym o godzinie dwunastej i wier w poudnie dziaajc na polecenie Waszej Wielmonoci przyjem w Sztabie Korpusu andarmw zatrzymanego, chopa z dbr Ksicia Aleksandra Wasiliewicza Dogorukowa, przewiezionego przez Podporucznika owiagina z Moskwy, od Moskiewskiego Generaa-Gubernatora Wojskowego. Osadziem go w celi nr 2, w starym budynku. O czym mam zaszczyt najpokorniej Wasz Wielmono powiadomi. Dyurny sztabu Praporszczyk atuchin

Nr 1558 Pokwitowanie III Oddzia Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci stwierdza niniejszym, i Pan Podporucznik owiagin sucy w Moskwie, w Policji Moskiewskiej, dostarczy do wy. wym. Oddziau chopa z dbr Ksicia Dogorukowa Michaa Szypowa, ktry przez wy. wym. Oddzia przyjty zosta na ewidencj w dniu 29 Czerwca 1862 r. Urzdnik dyurny Rejestrator Kolegialny Pooniankin

(z listu generaa-gubernatora moskiewskiego Pawa Tuczkowa do oberpolicmajstra Moskwy hr. Kreutza)

...Wielce Szanowny Henryku Cyprianowiczu. Wszystko zostao ju zdecydowane i wyprawiem wsplne nasze nieszczcie do Petersburga. Jakby kamie spad mi z serca, a to dlatego, e w mtnych i arcydziwnych zeznaniach tego monstrum dopatrzyem si, mj drogi, niejakiego prawdopodobiestwa. Nie mog Panu (na razie) wyjani wszystkiego szczegowo, co jednak

podpowiada mi, co mi mwi, e nie mona za jednym zamachem pooy krzyyka na caej tej historii. Aczkolwiek, jak Pan dobrze o tym wie, od pocztku odnosiem si do caego tego pomysu sceptycznie i bez naleytego zaufania, to przecie gow bym da, e co tu jest w samej rzeczy, e nie s to po pros-tu faszywe domysy, ale co, co po czci ma uzasadnienie. Spodziewam si, e Genera Potapow przy jego dowiadczeniu i waciwym mu umiejtnym podejciu do ludzi zdoa lepiej si w tym wszystkim poapa. Krtaczy widziaem w yciu wielu, askawy Panie, ten jednak jest z innej gliny, w pewnych jego poczynaniach dostrzegem nawet gorliwo i ch jak najlepszego wywizania si z powierzonych zada. A w ogle to przyznaj, e zmczya mnie ju caa ta historia i jedynie maleka nadzieja na powodzenie, nadzieja, ktr podtrzymuje nie rozum, nie serce nawet, ale co znacznie bardziej nieuchwytnego, kae mi kontynuowa cik moj prac i bra udzia w tym rozpoznaniu...

(pukownik andarmerii moskiewskiej Wojejkow do pukownika andarmerii tulskiej Muratowa)

...odwoywa zeznania. Wyobra sobie, e jest to historia znacznie bardziej skomplikowana, ni si to wydawao na odlego. Kiedy przesuchiwaem go po tym durniu Szlachtinie, nie ba si, ani cienia strachu, nie by przygnbiony, przeciwnie - wykazywa jaki entuzjazm, jak dziecinn naiwno. Sdzc ze wszystkiego, sytuacja w Jasnej Polanie nie jest tak znw niewinna, nie ma dymu bez ognia. Myl, e powiniene da pokj mrzonkom i zaj si tym porzdnie, pki jeszcze jest na to czas. Szenszyn take by zdumiony po przesuchaniu i mwi mi, emy byli nazbyt, jego zdaniem, w gorcej wodzie kpani, kiedy uznalimy go za mistyfikatora. Oczywista, u Zimina, jak u kadego chopa, wiele jest we wszystkim garstwa i fantazjowania, ale nietrudno oddzieli ziarno od plewy, prawd od zmyle, on cay jest jak na doni. Z Petersburga na razie wieci brak. Wyobraam sobie, jaki tam si znowu zerwie huragan. Bagatela, ledwie go kazali aresztowa, ten znika jak kamie w wod, ledwie zaczli szuka, sam si zjawia i jeszcze raz potwierdza swoj wersj, ogromnie przekonywajco! W oczach wyszej zwierzchnoci Ty awansowae na gwnego jego antagonist. Obawiam si, e (jeli nie przedsiwemiesz odpowiednich krokw) on da Ci rad...

(z notatki ksicia Dogorukowa przeznaczonej dla generaa Potapowa)

...widziaem po Paskich oczach, e Pan take podda si powszechnej panice i skonny by powtpiewa w nasze wsplne przedsiwzicie. No c, drogi mj Aleksandrze Lwowiczu, ja, jak to mwi, umywam rce. Teraz przekona si Pan, e comy wszczli, wszczlimy nie bez przyczyny, a co najwaniejsze, w sam por. Co za do raportw Pukownika Muratowa, to zalecabym Panu przebadanie tej sprawy. O adnych nagrodach czy pochwaach nie moe by mowy. To czowiek szalony, ma Pan wanie najlepszy tego dowd. Zechce Pan, Panie Generale, nie odkada tej sprawy pod sukno i przygotowa projekt likwidacji tego gniazda...

...Pamitam Szypowa jako oddanego sug i wyrzucam sobie obecnie t krtk chwil, kiedy w niego zwtpiem. Wicej takich jak on, a moglibymy zagwarantowa cakowity spokj w Ojczynie...

(z prywatnego listu pukownika Muratowa do pukownika Wojejkowa)

...list Twj czytaem z nieopisanym zdumieniem. Dymitrze Siemionowiczu, to wycie wszyscy poszaleli. To wy w pitk gonicie! Stwierdzam to z ca odpowiedzialnoci, nie znajduj bowiem innych sw. Powariowalicie wszyscy! A e nie chc, jak wy, zbzikowa, poprosiem Gubernatora o udzielenie mi zezwolenia na wzicie urlopu i wyjedam w nieznanym kierunku, byle dalej od waszego szalestwa, poszukam ciszy, spokoju, miejsca, w ktrym bd sysza tylko chry ptasie i anielskie. Gubernator zezwoli mi na natychmiastowy wyjazd, wic znikam, jad w nieznanym kierunku, byle dalej od waszego obdu... Potapow adnie si spisa, ani sowa, uwierzy hultajowi, ktrego ja ju tu przecie dawno rozgryzem... w nieznanym kierunku, byle dalej od waszego szalestwa, poszukam ciszy... wyobra sobie, e dzi jeszcze wyjedam na urlop!

Tajne III Oddzia Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci Sankt-Petersburg Do Pana Pukownika Korpusu andarmw Muratowa III Oddzia zamierza nadal zrobi waciwy uytek z doniesie tajnego agenta Michaa Zimina. Sytuacja, ktra powstaa w majtku Hrabiego Tostoja, staa si w chwili obecnej gron. Pobaaniu Paskiemu zawdzicza naley, i dziaalno wiadomej grupy osb przesza wszelkie oczekiwania. Jego Ekscelencja Ksi Dogorukow jest ogromnie niekontent z Pana. Polecam Panu a do otrzymania innych rozporzdze nie miesza si do tych dziaa III Oddziau i Korpusu andarmw, ktre maj na celu likwidacj wiadomego Panu spisku. Za zachowanie caego przedsiwzicia w tajemnicy odpowiada Pan osobicie. Genera-Major Potapow

(z listu Lwa Tostoja do Tatiany Jergolskiej)

...oto ju mija miesic, jak nie mam adnych wieci od Cioci, ani z domu, prosz napisa do mnie o wszystkich... Ja i Aleksiej przybieramy na wadze, zwaszcza on, ale kaszlemy troch, zwaszcza on. Mieszkamy w kibitce, pogody mamy pikne... pisz niewiele. Kumys rozleniwia. Zamierzam wyjecha std za dwa tygodnie i na w. Ilj myl by w domu... Cauj rczki Cioci...

(z prywatnego listu generaa Potapowa do ksicia Dogorukowa)

...Cakowicie si zgadzam z Wasz Ekscelencj, e ju najwyszy czas od projektw i obserwacji przej do zdecydowanych poczyna. Krokw stanowczych nie mona ju odkada ani na minut. Sdz, e najlepszym sposobem zlikwidowania spisku bdzie niezwoczne ustalenie stanu faktycznego na miejscu, to jest w posiadoci Hrabiego Lwa Tostoja Jasna Polana. W tym celu naley wysa tam ludzi o duym dowiadczeniu ledczym, aby dokonali ogldzin majtku. Jeli Wasza Wysoko akceptuje taki krok, pozwol sobie rekomendowa do tych czynnoci Pana Pukownika Durnowo, czowieka wedug mojej opinii bardzo stanowczego...

cile tajne Do Pana Pukownika Korpusu andarmw Durnowo III Oddzia Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci otrzyma nastpujce informacje: W guberni Tulskiej, we wsi Jasna Polana stanowicej wasno Hrabiego Lwa Nikoajewicza Tostoja przemieszkuje okoo 30-40 studentw rnych Uniwersytetw, niektrzy z nich bez papierw; studenci ci s tam zatrudnieni jako nauczyciele w szkkach wiejskich albo w charakterze pisarczykw w zarzdach gminnych w dobrach Hrabiego; natomiast w niedziele zbieraj si wszyscy u Hrabiego Tostoja i cho cel tych zgromadze jak rwnie przedmiot toczcych si tam rozmw nie s wiadome, to jednak zebrania te budz podejrzenia, tym bardziej e Hrabia Tostoj innych swoich znajomych i ssiadw przyjmuje w ogle bardzo rzadko. W czwartym tygodniu Wielkiego Postu przywieziono Hrabiemu z Moskwy do wymienionej wsi kamienie litograficzne i farby drukarskie, ktre podobno posuy maj do druku niedozwolonych utworw. Planuje si uruchomienie drukarni na miesic sierpie. Ma zosta wydrukowane jakie opracowanie, ktre zostao uprzednio przesane za granic. Domu Hrabiego Tostoja w godzinach nocnych pilnuje liczna stra, a w gabinecie i w kancelarii zrobiono tajne drzwi i schody. Do Hrabiego Tostoja czsto przyjedaj sprzedawcy rnych towarw ze Sobd Starodubskich, niekiedy zostaj u niego na dwa dni. Specjalny czowiek uywany przez Hrabiego jako kurier czsto wyjeda dokd traktami prowadzcymi do Moskwy i do Charkowa. W obecnej sytuacji przywizuj do tych informacji wielk wag i uwaam za konieczne wyjani, w jakim stopniu odpowiadaj one prawdzie. W zwizku z tym polecam Waszej Wielmonoci uda si do guberni tulskiej i przeprowadzi tam odpowiednie dochodzenie w tej kwestii korzystajc ze wspdziaania miejscowych urzdnikw, o ktrych przydzielenie prosz si zwrci do Naczelnika Guberni Generaa-Porucznika Daragana, okazujc mu pismo moje za numerem 1595, ktre zaczam; prosz ustnie poinformowa Gubernatora o zadaniu, jakie Panu poruczono; kiedy za zakoczy Pan dochodzenie - w wypadku jeli wyjawi ono cokolwiek, co byoby niezgodne z prawem - winnych

prosz przekaza miejscowej Policji, samemu za prosz powiadomi o rezultatach Gubernatora, ktry zarzdzi formalne ledztwo; przy ledztwie tym zechce Pan by obecny z ramienia Korpusu andarmw. Czekam na raport Waszej Wielmonoci o rozwoju wydarze. Genera-Adiutant Ksi Dogorukow za zgodno: W. Pokrowski Kolegialny Sekretarz

13 Gdy pny wieczr znuy si wreszcie, zmarkotnia i abdykowa, a jego miejsce zaj miaa zbliajca si nieubaganie pnoc w asycie rosy i chodu, gdy ptaki, ktre tyle czyniy haasu, kiedy udaway si na spoczynek, teraz spay ju od dawna i tylko od czasu do czasu ktry zakwili, jakby chcia przypomnie wiatu, e wszdzie tu drzemie utajone ycie, albo jaki spniony sowik zaczyna wywodzi trel, niewczesny ju w lipcu, milk jednak, zalkniony, kiedy nawet wilki, syte, wic pene dostojestwa, siedziay zaszyte w jakim ostpie, wtedy to wanie w niewiarygodnej ciszy, wrd dziewiczego milczenia natury rozlegy si dalekie dzwoneczki, przybliay si, przybliay, zleway si w niezrwnany dwugos miedzi i srebra, a na drodze, ledwie owietlonej przez ksiyc stojcy na nowiu ukazaa si pocztowa trojka. Wynurzya si zza zakrtu, spod kopyt koni bucha ni to kurz, ni to strzpy nocnej mgy, widmowej, skbionej, dwuwymiarowej jak rysunek dziecka, ten dziwaczny, wielonogi, przez nikogo nie popdzany potwr wlk je za sob. W lad za ni ukazaa si nastpna, za t drug trzecia i wszystkie one pognay dalej porzucajc pic, zmorzon lipcowymi upaami Tu. Kto siedzia w dziwnym tym pojedzie, i czy w ogle kto nim jecha - tego nie sposb byo dojrze, dopki wreszcie pierwsza trojka nie zatrzymaa si o dwie wiorsty przed Jasn Polan. Nastpne take natychmiast si zatrzymay, z karetki wysiad na pylny trakt niski czowieczek i koronkow chusteczk otar szczuplutki kark. Mia na sobie biay mundur, a tak by wski w ramionach, e epolety sprawiay wraenie skrzyde. Twarzy pukownika andarmerii Durnowo trudno byo si przyjrze, bez trudu jednak mona byo na niej odgadn dugie wsy i wielkie smutne oczy. - Rozprostujcie nogi, panowie - powiedzia miym gbokim barytonem i rozemia si. I zaraz z wszystkich karetek wyskoczyy, wysypay si, wygramoliy jakie niewyrane postacie; w widmowej powiacie pnocnej godziny nie sposb byo przeliczy, ile ich jest, dwoiy si bowiem, troiy, czworzyy, byo ich mnstwo i robio si coraz to wicej, wicej ni setka. Pukownik pooy palec na ustach i wszystkie te postacie skoczyy ku niemu niczym opiki elaza ku magnesowi. Wysoki, kocisty, frantowaty prystaw powiatowej policji Kobeliacki zazwyczaj w takich wypadkach zgina si w pak, by nie uroni ani jednego wypowiedzianego przez pukownika sowa, potem wyprostowywa si, podobnie studziennemu urawiowi, i odchodzi na nie zginajcych si nogach, z naboestwem kiwajc gow. Take i tym razem zgi si w kabk i niemal dotykajc nosem maego pukownika zawis spojrzeniem na jego wargach. Widocznie jednak jego zdolno zapamitywania tego, co usysza, bya bez porwnania mniejsza ni rozpierajce go pragnienie okazania si poytecznym, bo wystarczyo, by si wyprostowa i odszed o par krokw, a ju

nieruchomia wsparty o co tam byo mona si wesprze i widzia przed sob ju tylko stolik nakryty zielonym suknem, na ktrym, umiechnita zowieszczo, spoczywaa dama czerwienna, i marzy ju tylko o srebrnej szabli, ktr wrczy mu cesarzewicz, nastpca tronu. Isprawnik krapiwieski Karasiow by gruby, dobroduszny i leniwy, teraz jednak popad w stan rozdranienia, mijay bowiem dwie doby od chwili, kiedy zerwany z ka gubernatorskim rozkazem biega z malekim pukownikiem po Tule, a obecnie trzs si ekstrapoczt i co chwila musia wyskakiwa z karety, biec, wysuchiwa polece i powtarza po kadym sowie: Tak jest, wasza wielmono... Take i inni andarmi i wiadkowie wiezieni do rewizji, i caa reszta wirowaa wok Durnowo, jak wiruj my wok pomienia; przebierali nogami w odwiecznym tacu podliwcw paskiej aski. Jeden tylko Micha Iwanowicz trzyma si nieco na uboczu, z przeraeniem wpatrywa si w olizg ciemno pnocn, w ktrej zwidyway mu si po obu stronach drogi niejasne kontury dwch dbw: jeden stary by, drugi mody, i zwaszcza ten mody dbczak rani mu serce, przypomina jak to na nim wanie, na samym jego czubku cienkim jak rka dziecka, owej mronej nocy lutowej Micha Iwanowicz egna si z doczesnym ywotem. Los wszelako by dla wtedy askaw i nie odda go na pastw wilkw, czy wic naprawd teraz wszystko ma run w gruzy, czy naprawd odroczenie, ktre wywalczy w Petersburgu i Moskwie jest tylko odroczeniem wyroku, a nie pocztkiem nieustannego odtd wita? - Panowie - powiedzia maleki pukownik - postarajcie si, jak umiecie, nie oszczdzajcie si! Wrg jest przebiegy, ale my jestemy jeszcze przebieglejsi... eby mi nie zadzwoni ani jeden dzwoneczek. Zaskoczymy ich. Strae strac gow... Szypow, zbada, co u podjazdw! Jeli nie podnios alarmu zapia jak kogut. Wszyscy na miejsca! W par minut pniej zowieszczy pojazd ruszy. Dzwoneczki nie dzwoniy. Micha Iwanowicz siedzia obok prystawa Kobeliackiego i isprawnika krapiwieskiego Karasiowa w drugiej karetce. - Co pana skonio do wdania si w ca t histori? - zapyta szeptem Kobeliacki. - Czy rzeczywicie jest pan spokrewniony z jego wysokoci? - Ach, m szer - powiedzia rwnie szeptem Szypow - jak jego wysoko ma pan na myli? To znaczy pan z pewnoci myli o ksiciu, bo jeli o hrabim Lwie Nikoajewiczu, to ja panu nie potrafi wyjani, czemu mnie wszyscy uwaaj za jego krewniaka, czy ja na twarzy mam to wypisane... Przecie nawet z nim nie przebywam. Choby teraz - siedzi sobie z wiejskimi chopaczkami na kumysie. Sam ich, szersze la fam, odprowadzaem, machaem im na poegnanie, a teraz - prosz... To dla mnie jak n w plecy, ale c, przysigaem jego wysokoci, a jake... Jestem teraz, mona powiedzie, sug jego wysokoci... A pan moe myla, e ja to wszystko z myl o sobie? - Czyim sug? - nie zrozumia prystaw. - No, jego wysokoci - wyjani Szypow. - No, dobrze ju, jedmy - rozemia si Karasiow. - Nie musi pan o tym wszystkim opowiada. Zaraz bdziemy na miejscu, kaemy sobie ugotowa uch z jazgarzy. W stawach u hrabiego s niewiarygodne iloci jazgarzy...

- Jazgarz si w stojcej wodzie nie trzyma - powiedzia Kobeliacki. - Ciekaw jestem, jak hrabia sobie mieszka. U niego, na pewno, jak siadaj do wista, to jest wist!... A czemu to pan, askawco, zdradza krewniaka? Co za haba... - Przysigaem - powiedzia Micha Iwanowicz. - Mwi panu przecie, e to dla mnie jak ten n w plecy, ale skoro przysigaem, to nie ma rady. - No, jedmy - rozzoci si Karasiow - bez przerwy si tumaczy... Wiadomo, jaki jest hrabia: odludek, goci nie sprasza... Co tam pisuje. Bywao, e do niego zajad, ale eby kiedy zaprosi na pokoje, to tego nie byo, nigdy nie zaproponowa, eby wstpi... A jazgarze tam si trzymaj. ebym to ja si wtedy zgodzi, eby mnie podwieli - pomyla Micha Iwanowicz wspominajc trakt moskiewski i swj szaleczy marsz. - Moe pibym teraz z hrabi kumys albo i co mocniejszego... - Karasie to tak - powiedzia Kobeliacki - ale jazgarzy to tam nie ma. A czemu miaby pana zaprasza? Czy to pan jaka figura? - No, jedmy - obrazi si Karasiow - figura... Isprawnik jestem, nie adna figura. - A on jest hrabia. - Przyjedziemy na miejsce, to si zobaczy, co z niego za hrabia... Dotkna Szypowa delikatna jaka do, zobojtnia nage, nie mia ju ochoty ani na rozhowory, ani na skargi. W porwnaniu z aresztanck cel ta noc to by raj, rozkoszowa si siedzeniem w karetce, gorzkie myli nieomal go nie nawiedzay, tylko gdzie w gbi duszy narasta malutki niepokj - jaki te bdzie miao przebieg to pierwsze spotkanie z Jasn? Nagle kareta znw si zatrzymaa. - No, ju czas - powiedzia Kobeliacki i trci Szypowa. - Id po tropie, kochaneczku. Prowad! Micha Iwanowicz wysiad z karetki. Tak jak mu polecono, stan na czele kolumny, pogna drog. Karetki pocigny za nim. Szo mu si lekko, szparko, powietrze czyste byo i chodne, listowie drzew nieruchome. Dokd czowiek tali biegnie? Na spotkanie szczcia czy nieszczcia? Gdzie ta Jasna, rado dla oczu, siedlisko radoci i zgryzot? A co w Jasnej? Czego on tam szuka? Wygldaj go tam czy moe z wasnej zda tam chci? Ach, Boe, przecie tam jest hrabia, Lew Nikoajewicz, a jake... A c hrabia? Czego on szuka u hrabiego? Winien mu co, czy jak? Istny setrebj... Nie ma ucieczki... W ciemnociach nic nie byo wida. Cho Micha Iwanowicz oczy wypatrywa chcc dojrze jakie oznaki, ktre wiadczyyby, e zblia si do dworu, nie widzia nic oprcz zarysw drzew i niewyranej bieli drogi. Ach, trzeba byo wtedy pojecha do Jasnej! Trzeba si byo rozejrze, wywiedzie kto tam, co tam, jak tam... Och, nie ma ucieczki... Usysza za sob pieszny oddech, przybliajce si kroki, dugonogi prystaw Kobeliacki dogoni go bez trudu, zrwna si z nim. Kobeliacki: Dugo ma pan zamiar tak biec? Szypow: A bo co? Moe, lamur-tuur, le biegn? Kobeliacki: Dokd pan biegnie?

Szypow: Wiadomo, dokd, do Jasnej... Jego wielmono kaza przecie... Kobeliacki: A gdzie ta Jasna? Szypow: O, tam... Kobeliacki: Gdzie? Gdzie? Nie widz... Szypow: Tam... Kobeliacki: Pan min to miejsce, gdzie trzeba byo skrci! Szypow: Prosz o wybaczenie... e te przegapiem!... Kobeliacki: Co ja z panem mam! Zawrcili, popieszyli z powrotem. Karety ciemniay w miejscu, w ktrym naleao skrci do dworu. Parskay konie. Z okna karetki powiaa biaa rkawiczka pukownika Durnowo. - Psujecie mi ca dyspozycj! - wychrypia pukownik. - Gdzie was nosi?... Powiedziaem przecie zapia jak kogut, wyranie przecie powiedziaem... Czemu stoicie?... (do Kobeliackiego) Mao brakowao, a zaalarmowaby przeciwnika. W ten sposb daleko nie zajedziemy... No, id ju, id... Pia jak kogut jeli droga wolna, jeli wolna... (do Kobeliackiego) Niech kady trzyma bro w pogotowiu... W razie czego - naprzd. Nie mam zwyczaju si cofa. Ruszaj! - ale natychmiast zmieni decyzj: - Sta. Poczekajcie. - I zapyta Kobeliackiego: - Bdzie strzelanina? - Nie wiem - powiedzia Kobeliacki. - Co to znaczy: nie wiem? Prosz mi powiedzie - bdzie strzelanina czy nie? Bdzie czy nie? Nie wie pan? Nie mog naraa ludzi... Nie wie pan? Cakowita odpowiedzialno spadnie na pana! Nie boi si pan? - Wasza wielmono... - Dobrze. Ruszaj!... A wy idcie. Szypow ju drepta paacow alej. Wycigay ku niemu gazie stuletnie olbrzymy. Po lewej stronie, widocznie na stawie, rozkumkaa si aba, w kumkaniu by smutek, beznadzieja. Z czasem ciemno nieco przerzeda, jakby z nieba spyna jaka baniowa niepochwytna wiato. Na drodze nie byo ywej duszy. Jak dobrze, e nie ma nikogo, e jest tak cicho, e nie ma ni stray, ni zasadzki! Jak smacznie w t lipcow noc pi dwr, obojtny na ostrone stpanie tajnego agenta. Zaraz, zaraz, jaki tam tajny agent? A moe to szara myszka truchta tak stuletni alej szur-szur-szur, epek wysuwa, wciga w nozdrza wilgotn wo niedalekiego, cho niewidocznego stawu? Tak, to szara myszka przydreptaa tu, na ziemi hrabiego Tostoja, swego dobroczycy, krewniaka niemal. A przecie mona byo bywa u hrabiego tyle razy przedtem, mona byo pi kawk, pogwarzy o tym i o owym, tyle jest tematw... Przecie Giros, makaroniarz przeklty, ten Grek oczajdusza, Amadeuszek, jedzi tu... Czy moe to wszystko nieprawda? Dewolaj? Szur-szur-szur... A i tak mogo si zdarzy, e hrabia by mia gest i powiedziaby po prostu: Posiedziaby pan u mnie z tydzie, Michale Iwanowiczu. To nogi pana musz bole od tej bieganiny... Co te wasza wysoko, gdziebym mia pana krpowa, Boe drogi?... Ale nie ma mowy o krpowaniu, mio mi bdzie widywa tu pana codziennie. Nie pytam, kim pan jest. Prosz si rozgoci... Jestem niezmiernie zobowizany. Ja, lamur-tuur, niewielkie mam potrzeby, a nogi rzeczywicie bol, tyle si nabiegaem. To wietnie, to doskonale... A wie pan co, wyznacz panu procent od moich dochodw. Niech pan sobie u mnie mieszka. aden kopot...

Mona bdzie z miejsca odkupi tamten surdut z brzowej alpagi, spodnie koloru beige... szur-szurszur... Po tej tu alei wieczorami mona promenowa we dwjk... Micha Iwanowicz nawet nie zauway, e przesta biec truchtem i idzie wolnym krokiem. Otoczony przez stuletnie olbrzymy szed tak sobie pomalutku, noga za nog, nachylony w praw stron, tam gdzie niby szed obok niego hrabia, i szli tak obaj, pki nie ukaza si zza drzew przysadzisty dwr, pki kto nie dotkn ramienia Szypowa... Micha Iwanowicz obejrza si: prystaw Kobeliacki ciko dysza mu w kark. - No, co? - zapyta. - Co? - W porzdku - powracajc na ziemi powiedzia Szypow. - Wic czemu pan nie daje sygnau? Odezwij si pan! - Hej! - zawoa niemiao Micha Iwanowicz. - Jak kogut, jak kogut! - zada Kobeliacki. Boe wielki, rzeczywicie miaem zapia jak kogut - pomyla Szypow, nabra tchu w piersi i wytchn go z siebie... By to jednak zaledwie dziwaczny okrzyk. - Co pan wyrabia?! Nie jak knur! Ma pan pia... Kobeliacki wycign szyj, wspi si na palce i cisz nocn rozdaro przeraliwe pianie modego, zadziornego koguta, prystaw przy tym podpar si pod boki i wyglda jak poranny kur, co nie zna sprzeciwu we wasnym kurniku. I w teje chwili nie skrywajc si duej w ciemnoci wypady z oskotem pocztowe trojki, wpady na paski dziedziniec. Ledwie zakrciy i wzbijajc chodny nocny kurz podjechay pod ganek, Szypow poczu w sercu ostry bl. Cienka iga przeszya mu serce, nie mg jednak zrozumie, czemu tak si dzieje. Ukuo go tak tylko raz, bl zaraz min. Kwiat rycerstwa wysypa si z karet, nie zachowywano ju adnych rodkw ostronoci. W pierwszej chwili ciemny pitrowy dwr niemy by i guchy, potem jednak w jednym z okien zakoysao si wiato, za drzwiami rozlegy si popieszne kroki. W widmowym wietle nadcigajcego przedwitu pukownik Durnowo wycign do w biaej rkawiczce. Mowa jego bya krtka. - Panowie, niech kady z was peni sw powinno. Dziaa bez zwoki. Twierdza jest w naszych rkach. Naprzd, moje zuchy! Cz andarmw natychmiast znikna w ciemnociach kierujc si w stron oficyny, pozostali z pukownikiem na czele podeszli do drzwi. Z dziwnymi uczuciami patrzy Micha Iwanowicz na drzwi hrabiowskiego domu. Wic to tak wyglda w dwr nieraz wymieniany, nieraz opisywany. A Amadeuszek kama, e ma trzy pitra! Kama, o, kanalia dugonosa... No, prdzej, prdzej, ciekawe, hrabio, jak pan naprawd wyglda. Zdao si Szypowowi, e ju tu bywa, pod tymi wanie drzwiami, e hrabia osobicie wychodzi mu na spotkanie, e za chwil hrabia te otworzy drzwi i wyjdzie, cho wyjecha przecie na kumys... A co tu robi ten bezadny tum przypadkowych ludzi, gotowych wedrze si na cudze pokoje? Nie maj nic innego do roboty? Spa teraz powinni... Ale nie, oni musz peni swoj sub, wdziera si w te drzwi, maj w pamici doniesienia... A c on, Szypow, w nich pisa? Co, co? Co on tam, anszante,

nazmyla? I po co, po co? Ludzie, dokd, przecie to cudzy dom! Choby ten kapouch - zama butem krzaczek i stoi na nim. - Zejd z krzaka! - wychrypia w stron andarma Micha Iwanowicz. - Przepraszam - powiedzia andarm, ale ani drgn. Otworzono drzwi, iga znowu ukua w samo serce. Moda dziewka w czym biaym, a do ziemi, staa w progu ze wiec. Wysoko uniesione brwi, szeroko otwarte oczy, krzyk przeraenia gotw zerwa si z warg na widok tych nieprzebranych zastpw z malutkim, szczupym, stanowczym pukownikiem na czele. - Aaa, boisz si! - wrzasn Durnowo, odsun dziewk i pierwszy wpad do rodka. Reszta z rumorem runa za nim. Michaowi Iwanowiczowi niepieszno byo i w ich lady, sta przed dziewk z uczuciem winy. Zdj melonik i ukoni si szarmancko. - Dobry wieczr, Marusia. Smutek w jego gosie i wykwint manier przywrciy dziewk do ycia, cho w jej oczach nadal trzepotao przeraenie, a cay jej wygld zdradza osupienie dziecka, ktre obcy ludzie zbudzili w rodku nocy. - Nie bj si - powiedzia. - Jak to drysz caa... Hrabia nie wrci? - Nie - wyrzeka z trudem. - Dziki Bogu, niech sobie tam odpoczywa. A ty si nie bj. Nic ci nie zrobi. Id spa, Marusia... - Ja jestem Dunia - powiedziaa, uspokojona ju. - A czego to chcecie? Co to was tyle zjechao? - Id spa, id, Dunia, ptaszyno, nie jestemy adnymi rozbjnikami, wadza przyjechaa - powiedzia agodnie. al mu byo Duni i siebie, i tego zacisznego dworu. - Id, id, nie dam ci skrzywdzi. Kobiecy gos z gbi domu zawoa Duni, znikna. Szypow wszed do rodka. W domu palio si ju mnstwo wiec, sycha byo wiele gosw, trzaskay drzwi, skrzypiay pod butami podogi, przesuwano meble, jakby dom gotowa si do przeprowadzki. Micha Iwanowicz pomyla sobie, e pikny to dwr i obszerny, cho mniejszy ni dom ksicia. W sieniach wisiaa na zgrzebnym koku biaa czapka z daszkiem, a obok niej skata, zagita na kocu laska. Czuo si wiey dym (kto widocznie pali ju w piecach), swd spalonego pierza i co jeszcze. Przytrzymujc szabl zbieg po drewnianych schodach prystaw Kobeliacki, blady, z poncymi oczyma. - Gdzie pan si podziewa? - zawoa do Szypowa. - Szukaj pana! Micha Iwanowicz niezbyt piesznie wszed na pierwsze pitro i skierowa si tam, skd dobiegay gosy. W przechodnim pokoiku kapouchy andarm wygarnia z kufra opase albumy i zaniedziae lichtarze; tu i wdzie leay w nieadzie pootwierane ksiki, jak ustrzelone ptaki. andarm upuci zzieleniay lichtarz, rozlego si po domu guche dudnienie brzu, i iga znw wbia si na moment w serce Szypowa. - Jak miesz to rozrzuca, hultaju! - krzykn na andarma. - Ja ci tu dam!... - Przepraszam - powiedzia andarm, ale nie podnis wiecznika.

W duym pokoju siedzia przy owalnym stole pukownik Durnowo, piesznie przekartkowywa ksiki i kajety, ktrych wielk stert zwalono przed nim. Drobna do w biaej rkawiczce fruwaa przed nosem pukownika, jak gdyby dyrygujc jak niewidzialn orkiestr, oczy miotay spod gstych rzs iskry, dwie malekie nki w nowych butach z cholewami nie sigay do podogi, majtay w powietrzu, ocieray si o siebie. Na sofie wp leaa blada staruszka w nocnym czepku na gowie, do oczu przyciskaa chusteczk. Obok niej siedziaa zapakana Dunia. Dookoa snuli si andarmi. Senni wiadkowie posiadali, ktry gdzie mg. Prystaw Kobeliacki na klczkach grzeba w szafie. Zasapany isprawnik Karasiow wrci z kuchni i zameldowa, e kolacja gotowa. Durnowo: Kolacja czy niadanie? Karasiow: Tak jest... Dunia: Pozwlcie pj do pani, wujaszku... Kobeliacki: Uczyem ci przecie: jego wielmono pan pukownik, a nie aden wujaszek. Durnowo: No wic kolacja czy niadanie? Karasiow: Tak jest, kolacja, wasza wielmono, g... Durnowo: Kolacja? Przecie ju wita. No wic? Karasiow: (z rezygnacj) niadanie. Dunia: Pucie mnie do pani, tam przecie dzieci... Durnowo: Niech mi si nie rozpezaj po ktach... Wszyscy spiskowcy maj by tutaj. adnych rozmw. Jestem niepocieszony, ale hrabina rwnie musi przyj tutaj. (do Kobeliackiego) Niech pan poprosi tu hrabin... Nie mog sobie pozwoli na adne wzgldy. Bardzo mi przykro. Szypow: Jestem. Durnowo: Czekaj i milcz, (do Karasiowa) Jestem godny. Co to za praca przy pustym odku. Karasiow: Tak jest. Durnowo: Co mi tu podsuwacie? Jakie powieci... Jakie idiotyczne listy! Gdzie drukarnia? Kobeliacki: (wraca) Hrabina zaraz nadejdzie. Durnowo: Gdzie ten cay Szypow? Gdzie jest drukarnia? Szypow: Tu jestem. Durnowo: Gdzie was nosi? Tylko patrze, a sidziecie ze wszystkimi do stou. Je to wy lubicie, wiem. Popracujcie no, popracujcie... Gdzie ta drukarnia? Nie widz jako. Szypow: (obojtnie) Tam... Durnowo: Gdzie to - tam?... Szypow: No, tam... Durnowo: Co za tam? Zamiast wymachiwa rk na wszystkie strony, zaprowadcie mnie do niej... (do Karasiowa) Niech tymczasem nakrywaj do stou. Na godnego nie mona pracowa!

Micha Iwanowicz umiechn si w duchu i powoli okry st. Pukownik i prystaw ruszyli za nim. Zeszli na parter, obeszli sie, pen podniecajcych zapachw kuchennych, znw weszli na pierwsze pitro, przeszli przez sal, w ktrej przy staruszce w nocnym czepku szlochaa Dunia, weszli do ciemnego pokoju, zawoali, by przyniesiono wiece. Przyniesiono je wreszcie, rozwietlio si wszystko: ko, komoda, dwa fotele, stolik na pakowatych nogach... Durnowo: Tu? Szypow: Chyba tu... Kobeliacki: Wasza wielmono, ja si tak zastanawiam - czy to aby nie kiepski art, to wszystko? Tu? Drukarnia?... Hrabia to czowiek nieobliczalny, pewnie, wszystkiego si po nim mona spodziewa, ale eby drukarnia... Durnowo: (zirytowany) Och, co za czowiek!... Co za mikko charakteru! Co mi pan tu wyjeda ze swoimi wtpliwociami?... (do Szypowa) No, gdzie ona jest? Gdzie? Szypow: Bya jakby tutaj... Kobeliacki: Dziwne. Szypow: Moe przenieli... Durnowo: Chwileczk! W raporcie pisalicie przecie, e w piwnicy... Szypow: Jasne, e tak... Durnow o: Co podobnego! Z kim ja musz pracowa! (do andarma) Idcie i przetrznijcie wszystkie piwnice. I eby mi drukarnia bya, o, tu! - tu pukownik wskaza sw malutk do. - Idcie szuka... - Jak bdzie po wszystkim, mona by zorganizowa wista - powiedzia prystaw Kobeliacki. andarm jak oparzony popdzi, by wykona rozkaz. Micha Iwanowicz zobaczy siebie wywoonego z Jasnej Polany w kajdankach. W duej sali nakrywano do stou. Dunia przyniosa z dou na biaym pmisku wielk g, karafk wdki, kieliszki. - Kochanie - wdrapujc si na krzeso powiedzia do niej pukownik - nie zostao wam od wczoraj troch kaszy albo kapuniaku? - Duka - cicho powiedziaa z sofy staruszka - przynie panu kaszy. - Nie, madame - rozemia si pukownik - ja za kasz dzikuj, nic mi po niej, myl o moich zuchach. Prosz tylko pomyle - od wczorajszego obiadu nie mieli w ustach ani ziarnka maku. - Skd ja wezm tyle kaszy? - powiedziaa Dunia. - Trzeba ugotowa - doradzi Durnowo i nala sobie kieliszek - ogromnie mi przykro, ale trzeba ich nakarmi, to s przecie zwycizcy - rozemia si. - Zwycizcw trzeba nakarmi, trudna rada, co najlepsze - to dla nich: fura, odzie, kobiety... W tym momencie wesza do pokoju hrabina Maria Nikoajewna, moda jeszcze, niewysoka, ze skonnoci do tycia, miaa due usta i przenikliwe spojrzenie.

- Panie pukowniku - powiedziaa stanowczo - moe pan by pewien, e mj brat znajdzie sposb, by pana ukara. Wdziera si pan do spokojnego cudzego domostwa, zachowuje si pan jak okupant. Napisz o tym do monarchy. - Janie wielmona hrabino - zachmurzy si pukownik - jest pani moj brank. Traktuj pani zgodnie z prawami wojny, zgodnie z prawami zwycizcy. Prosz, by zechciaa pani usi na sofie i siedzie tam, dopki rewizja nie zostanie zakoczona. Zabraniam pani rozmawia z kimkolwiek. Zechce pani poleci swoim ludziom, by nakarmiono moich ludzi. - Gestem zaprosi do stou Kobeliackiego, Karasiowa i Szypowa. - Nie moja to wina, ecie si tu wdali w zabronione poczynania, ecie z tego domu uczynili gniazdo spisku. Jestem na subie. Speniam swj obowizek. Maria Nikoajewna: Jest pan bandyt. Wezw wie, nie ujdzie to panu na sucho. Pukownik: Niech pan poprosi hrabin, eby zamilka. Zabraniam jecom prowadzenia rozmw. Kobeliacki: Janie wielmona Mario Nikoajewno, niech pani da spokj, na Boga... Nie warto si denerwowa. Pukownik: Z pana, prystawie, chodzca dobro. Zepsuje mi pan w ten sposb cae naboestwo. Niech si pan nie way okazywa spiskowcom pobaania! Maria Nikoajewna: Ja miaabym spiskowa?! Pan oszala! Obraa pan mnie, ma tante, ten dom i w ogle miejsce, w ktrym pan si znajduje... Pukownik: Za chwil bd mia drukarni i inne dowody rzeczowe, zobaczymy, co pani powie wtedy! (do Szypowa) Podajcie mi chleb. (do Kobeliackiego) Wszyscy oni z pocztku mwi, co im lina na jzyk przyniesie, awanturuj si strasznie, s godni, ale jak ich przygwodzi dowodami rzeczowymi zaraz padaj na kolana... Na te sowa Maria Nikoajewna odwrcia si z gniewem. Duniasza znikna. Pukownik osusza trzeci ju kieliszek. Micha Iwanowicz kieliszkiem nie wzgardzi, ale gsi sobie nie naoy. Ukradkiem patrzy z zachwytem i z lkiem na Mari Nikoajewn... (gdzie si z ni rwna Matrionie!...) Znajoma iga znw przeszya serce. Ciocia: (do Marii Nikoajewnei) Ani rusz nie mog zrozumie, o co im chodzi, Masza. Dowiedz si, czego oni chc. Czego oni chc od Leona i od nas wszystkich... Pukownik: (do Kobeliackiego) Niech pan zwrci uwag jecom, eby nie rozmawiali. Kobeliacki: Tatiano Aleksandrowno, Mario Nikoajewno, jego wielmono nie uwaa za moliwe... Pukownik: Po prostu - milcze i ju. Co podobnego. Powiedziaem przecie jasno. Maria Nikoajewna: O czym ciocia mwi, ma tante? Czy ciocia nie widzi, e to przebrani bandyci? Pukownik: (do Kobeliackiego) Niech im pan powie, upi, skoro nie potrafi pan pooy temu kresu! Ciocia: Oni s godni i dlatego tak si denerwuj. Maria Nikoajewna: Musimy ich jeszcze karmi! Pukownik: (do Kobeliackiego) Niech im pan powie, e kiedy armia zdobywa nieprzyjacielsk twierdz, twierdza ta na trzy doby wydana zostaje zwycizcom. Kobeliacki: Ot, Tatiano Aleksandrowno, Mario Nikoajewno, kiedy armia...

Ciocia: (do Marii Nikoajewnej) Nie wypisz si, Masza, i bdziesz miaa sice pod oczyma. Bardzo mnie to martwi... Maria Nikoajewna: To niesychane! Na co oni sobie pozwalaj!... Ciocia: Kiedy usyszaam, e podjedaj karety, pomylaam sobie, e to Leon. A tymczasem okazuje si... Maria Nikoajewna: To rozbj, i oni za to zapac... Pukownik: (do Kobeliackiego) Kiedy Suworow zdoby Izmai... Maria Nikoajewna: Ma chre, wie ciocia, trzeba by posa kogo do Malinowej Zasieki, do Markoww. Pukownik: Do pani to mwi, hrabino... Kiedy Suworow... Ciocia: Racja, trzeba kogo pchn... Powiedz Duce... Pukownik: (do Kobeliackiego, z uraz) Niech pan im kae zaprzesta rozmw. Szypow: (do Karasiowa) Kiedy dochody z tego majtku szy do mojej kieszeni... Karasiow: No, to ju pan przesadzi... C to, hrabia dzieli si z panem? Szypow: A jake... Karasiow: To do niego niepodobne... W tym momencie wpadli andarmi z meldunkiem, e drukarni nigdzie nie ma. Pukownik Durnowo odoy nie dojedzone udko, przejecha po ustach serwet i zeskoczy z krzesa. Na jego twarzy malowaa si bole. - Och, znowu sysz to samo! - powiedzia. - Co za potworno! To niemoliwe... Ksi napisa mi czarno na biaym... - Tu zacz krzycze na Szypowa: - A ten tu siedzi i obera si gsi! Gski mu si zachciao! Pytam czy dugo jeszcze masz tu zamiar siedzie jak baran i obera si gsi, podczas gdy inni tam wal si z ng?!... Ju ci tu nie ma... Och, ty, baranie piekielny! - I zwrci si do dam: Pardon, mesdames... G bya wymienita. Czy gska zawsze jest u pa tak wietna, czy tylko przy wyjtkowych okazjach? Maria Nikoajewna rozemiaa si niewesoo. Ciocia: Skorocie panowie ju zjedli, to moe pozwolicie mnie i Maszece odej? Ech, Mario Nikoaiewno, Maszeko - pomyla Szypow. - Ka mnie owiczy, gobeczko! Ach, gdybym to ja wiedzia!... Bandyci, cay dom przewrcili do gry nogami! Taki dom!... - i zamglonym spojrzeniem powid po sali, ktra przeya ich najcie. Pukownik troch ochon czy moe wzi si w karby. - No - powiedzia cicho do Szypowa - gdzie ta wasza drukarnia?- Lamur... - powiedzia Micha Iwanowicz. - W jakim sensie? - Anszante istne... Moe utopili w stawie...

- Bardzo to by moe, wasza wielmono - powiedzia Karasiow. - Maj tu duy staw. Bardzo by moe. - A piwnice? - zapyta pukownik. - Co bdzie z piwnicami? - Za pozwoleniem, rzuc ja na nie okiem - zaproponowa Szypow. - Migiem wrc. - Dobrze - przysta na to pukownik. - Rozejrzyjcie si sami... Moecie i. - A potem mona by partyjk wista... - powiedzia Kobeliacki. Micha Iwanowicz zobaczy siebie wiezionego w kajdankach z Jasnej Polany i wypad z sali, sturla si ze schodw, wyprysn na dwr. Nie tracc czasu pobieg za najblisze krzaki i pad w zimn traw. Rozwidnio si na dobre. pieway ju ptaki. Soce gotowe byo wzej spoza drzew, czuo si, e czerwienieje ju, rumieni si, rozjarza; syszao si, jak po guchej nocy wracaj do siebie dba traw, jak zabieraj si do roboty koniki polne, muchy, uki, jak wszystko to szeleci, huczy, gra i smyka w czystym powietrzu upojone wolnoci i bynajmniej nie zazdroci ludziom, co mrowi si w cudzym domu, w zaduchu, przy wiecach, wrd diabelskich sztuczek i podrygw, peni podstpnej przewrotnoci i pasji gnbienia swych blinich. Lea w trawie. Powoli przepyway nad nim rowe oboki poranne. Hrabia Lew Nikoajewicz Tostoj siedzia na trawie obok niego, mia na sobie szar koszul podrn. Kostur z zakrzywion rkojeci zoy sobie na kolanach. - A ja, wasza wysoko, chciaem wanie ucieka do pana - powiedzia Szypow. - Polec, myl sobie, tam, gdzie hrabia ten kumys pije, powiem, co i jak... Cay czas sobie kombinuj, jakby pa waszej wysokoci do ng, o wybaczenie prosi, ale przecie wasza wysoko nie wybaczy, gdzie tam... - Czemu nie? - rozemia si hrabia i pogaska Michaa Iwanowicza po gowie. - Co te ty, jak Boga kocham? Albo to twoja wina? - Nie, nie moja - z wdzicznoci przytakn Micha Iwanowicz. - Czy to mona nazwa win? Choby mnie wasza wysoko widami dziaba - nie mogem inaczej, choby no nie wiem jaki mezalians, a inaczej nie mogem. - Oczywicie, oczywicie - przytakiwa hrabia. - Gdybym nie zameldowa panu podpukownikowi Szenszynowi, e wasza wysoko ma tu drukarni, to podpukownik by mi nie posya pienidzy. A jak tu y bez pienidzy? Wdowie za mieszkanie trzeba zapaci, Girosowi, oczajduszy, trzeba da, a Matrionie posa trzeba? Trzeba. Dalej, surdut alpagowy, zje - trzeba, wypi - trzeba, to, sio, owo, dziesite... Hrabia westchn solennie i pogaska Szypowa po somianej czuprynie. - A oni tam cigle jeszcze szukaj - powiedzia. - Szukaj, kanalie... Wszystko poprzewracali do gry nogami. Teraz pjd nad. staw, tam bd szukali. - A czeg tam bd szuka? - zdziwi si hrabia. - Drukarni, wasza wysoko, a czeg by jeszcze... - Ach - znowu westchn hrabia - wystrasz mi karasie. - Gdyby, wasza wysoko, na moim miejscu by kto inny, to by byo jeszcze gorzej, takie anszante by napisa, e Boe uchowaj! Piszemy takie raporty, jakich oni tam sobie ycz...

- Znaleli co? - zapyta szeptem hrabia i nagle zapiewa: ...Ach po c ci przysigi me, diamenty po c, brosze?... ...Niebieski czeka na mnie puk. Pan z tob, nie pij, prosz... Szypow otworzy oczy. Siedziaa przed nim przekupka sprzedajca pieroki, twarz miaa obrzmia, wargi rowe. - C - wychrypiaa - znaleli co? - Nie - powiedzia nie zdziwiony Szypow. - A gdzie hrabia? - Na kumysie... Chwaa Bogu, e nic nie znaleli... A czemu to wy, ojczulku, picie tutaj? Trzeba szuka... Micha Iwanowicz spojrza przez krzaki. Cae podwrze zastawione byo karetkami i podwodami. Ray konie. Toczyli si chopi, wieniaczki, rozmawiano pgosem. Wszdzie panowa rozgwar i nie sycha ju byo ani konikw polnych, ani ptakw. - Znajd? - dociekliwie zapytaa przekupka. - Nie - obojtnie odpowiedzia Micha Iwanowicz. - Tego, czego szukaj, to tu nie ma. - Chwali Boga - ucieszya si przekupka i pogrozia palcem tajnemu agentowi: - Uuuuu, filucie, masz u mnie kresk. Micha Iwanowicz podnis si i smykn do dworu. Napatoczya si Dunia w niebieskiej sukience, miaa w patkach uszu czerwone nitki. - Witaj, Dunia - powiedzia - janie panie cigle jeszcze si drcz? - Maria Nikoajewna pi - powiedziaa Duka - a pani starsza siedzi przy niej. - A gdzie tamci? - Tamci poszli nad staw, szukali czego, a potem si popili i teraz te pi. - Wic niczego nie znaleli? - zapyta Szypow. - Nie, nie znaleli... Czego oni szukaj? Czego wy tak szukacie? Hrabin wystraszylicie i pani starsz. - Ty si za to nie bj, nie dam ci zrobi krzywdy - powiedzia Micha Iwanowicz. - Niech sobie szukaj, a ty si nie bj... Taka jeste adna, a strach urodzie szkodzi... - Ja tam si nie boj - rozemiaa si pochlebiona jego sowami Dunia. - Co si mam ba?... Furkny czerwone nitki w patkach uszu. Niebieski motyl odfrun. Szypow podniesiony na duchu i peen spokojnej radoci poszed drewnianymi schodami na gr do sali. Na sofie i w fotelach siedziao omiu zaspionych modych ludzi. Kapouchy andarm peni wart w drzwiach. Studenci - domyli si Micha Iwanowicz - nauczyciele... - Co ich tak mao? - zapyta andarma. - S wszyscy, jacy tylko byli, wasza wielmono - odpowiedzia kapouch. Zgadza si - pomyla Szypow. - Skd by si ich miao wzi wicej?

Nauczyciele bez zainteresowania popatrzyli na tajnego agenta, tylko jednemu oko bysno, Szypow pozna go od razu. Wtedy, u Jewdokimowa, w szynkowni, na nocnym spektaklu, ktry wyda dla uczczenia przyszych swoich, sukcesw, student by jak to student, teraz wszake siedzia w fotelu jak na doni, by na widoku. Szypowowi przypada do serca ta pociga, ogorzaa twarz, kpiarskie oczy. Dumny z siebie, z tego dawnego siebie, umiechn si do wspomnie, student tymczasem powiedzia: - Ja take poznaem pana... Widzi pan, jaki wiat jest may! A tam ten Potap, sukinsyn, grozi taboretem, rwa si do bicia, pki nie przywoaa go do porzdku elazna pi Michaa Iwanowicza. - Mona powiedzie, e jest pan naszym obroc. Pamita pan? - powiedzia student i zrobi oko do kolegw. - To ten z szynku... No c, kiedy pies gospodarza dygoce z niecierpliwej, lepej chci przypodobania si swemu panu i gotw jest skoczy spokojnemu czowiekowi do garda, dobrze jest poduczy psa moresu. - Zawsze gotw jestem pomc ludziom - uprzejmie powiedzia Szypow. - Ten pies Potapka, ten posugacz... pamitam, a jake - i rozemia si - rk to ja mam cik, nie daj Panie Boe! - Dobrze - powiedzia inny student - ale czemu trzymaj nas tutaj? Boe wity, a wic przedstawienie trwa nadal? Micha Iwanowicz uzyskawszy odroczenie moe nawet przesdza o czyich losach, przynajmniej dopki pukownik i prystaw pi? A jake... Wic jego szary surdut i biay gors cigle jeszcze s dla tych modych nauczycieli z lepszej, bd co bd, sfery symbolem wadzy i praworzdnoci? Wasza wysoko, Mario Nikoajewno, prosz zajrze do mojego serca! Leciuteko ukua w serce ta, co przedtem igieka. Wszyscy teraz patrzyli na niego, oczu oderwa nie mogli. Poruszyy si mu u ramion skrzyda. Wznis do, jego zielone oczy, cakiem dotd przygaszone, rozbysy nagle. - Ach, panowie - powiedzia - moe to sam Bg mnie zsya, bym was pocieszy, lamur?... Co wy na to? Siedzieli rwnie jak przedtem pospni, wyskok Michaa Iwanowicza adnego na nich nie zrobi wraenia. Wwczas krzykn do andarma: - Czego tu sterczysz? Id, przepij si na trawce. Damy sobie rad bez ciebie... andarm nie zdziwi si, nie zaprotestowa. Odwrci si na picie i tyle go byo. - No - zwrci si tajny agent do studentw. - Rozprostujcie nogi i wy... Po co macie tu siedzie? Nie ma powodu... W minut pniej w sali nie byo nikogo. Szypow wycign si na sofie i w mgnieniu oka zasn sodko. Obudzi go prystaw Kobeliacki. Umiechajc si radonie zakomunikowa, e wszyscy poszli nad staw, czekaj tylko na niego. - Ostatnia nadzieja - powiedzia Kobeliacki. - Ani we dworze, ani w oficynie, ani w zabudowaniach niczego nie ma... Pikny piknik. Teraz - ostatnia nadzieja.

Micha Iwanowicz umiechn si i teraz ju cakiem wyranie zobaczy siebie wywoonego z Jasnej Polany w kajdankach. Wasza wysoko, Mario Nikoajewno, wybaczcie mnie gupiemu... Nad stawem zebrali si ju wszyscy. Byo poudnie. Soce palio niemiosiernie. Zebrali si jak na jarmark chopi i baby z okolicznych wsi. Pukownik Durnowo siedzia w wiklinowym fotelu w cieniu modej lipy na wzgrku. Czapk trzyma w rku, jego drobna twarz pona, szczuplutka szyja wycigaa si z konierzyka, gotowa wyskoczy z niego i pomkn tam, gdzie dwaj andarmi podwijali nogawki spodni przygotowujc si do wejcia do wody z brodni. Tu nie opodal pukownika rozlokowaa si na trawie ta sama przekupka o rowych wargach. Prystaw Kobeliacki sta nad sam wod, oczy przesoni doni, wpatrywa si w sam rodek stawu jakby w nadziei, e dostrzee tam w dennym mule zarys nieszczsnej pedawki. Nauczyciele stali w grupce, rozmawiali o czym. Harmider wszdzie panowa niewiarygodny, ptaki co do jednego przeniosy si pod las. Wszyscy czekali na sygna. - Panie isprawniku - powiedzia Durnowo do Karasiowa - jak tylko natrafi na drukarni, pan od razu aresztuje nauczycieli... Szybko dziaania jest rkojmi powodzenia. Czemu chce pan zarzuci niewd w tym wanie miejscu? - Sam pan tak poleci, wasza wielmono. Dobry dostp z brzegu. - Ach, tak... A zatem - pukownik si umiecha, ale w jego oczach harcowa strach - moemy zaczyna. Zaczynamy? - Chyba tak - przysta isprawnik. - Ej, wiadkowie! - wrzasn Durnowo - podejdcie bliej wody, bliej wody... Jazda! Gromadka przywiezionych wiadkw zesza nad sam wod. - Zimna woda? - zapyta pukownik. - Ciepa - chrem odkrzyknli andarmi. Pukownik: A zatem - zaczynamy... Gdzie pan Szypow? Szypow: Tu jestem. Pukownik: Prosz sta tu. Niech pan nic nie mwi i patrzy uwanie. Zdaje pan sobie z pewnoci spraw z tego, e od powodzenia tej operacji zale rwnie paskie losy? Szypow: A jake... Pukownik: Zaraz zaczniemy... Musi si nam to uda. Kobeliacki: Wasza wielmono, czas zacz. Pukownik: (do Szypowa) Obstaje pan przy tym, e drukarnia jest w stawie? Szypow: A jake... Pukownik: wietnie. A zatem... (do Kobeliackiego) Panie prystawie, czego pan tam wypatruje? Myli pan, e pan co zobaczy pod wod? A my jestemy durnie, tak?... Durniw tu nie ma, panie prystawie... (do Karasiowa) Gdzie reszta andarmw? Karasiow: Kocz strych, wasza wielmono... Pora zaczyna, wasza wielmono.

Pukownik: Nie moe by, ebymy nie znaleli. Nie moe by... Wszyscy na swoich miejscach? Na moj komend! Wszystkie twarze napiy si. Zrobio si cicho jak makiem sia. - Ruszaj! - krzykn blednc pukownik. andarmi weszli z sieci w wod. Pukownik: (do Szypowa) Jest pan pewien, e w stawie? Jest pan tego pewien?... A moe tylko robi mi pan wod z mzgu? Co? Niech pan odpowiada. Szypow: Tam, tam, bo gdzie by jeszcze? Pukownik: Sta! (do Karasiowa) Poczekajcie... Ale dlaczego szukamy w tym wanie miejscu? Dlaczego tu? Karasiow: Sam pan przecie by askaw tak zarzdzi. Pukownik: Tak, sam tak zarzdziem. Bo w tym miejscu najwygodniej byoby zatopi cokolwiek. No, dobrze, w imi Boe! Zaczynajcie! andarmi ruszyli na gbi. Micha Iwanowicz umiechn si niewesoo, pokrci gow i zobaczy siebie jak, pikny jeszcze i mody, w rowej koszuli, w nowych butach z cholewami biegnie jak na skrzydach nad brzeg jeziora, gdzie taplaj si w granatowej wodzie dwaj grubonodzy rybacy, wyjmuj z brodni liskie ctkowane pstrgi. Kucharz ksicia opieka je w ciecie na wglach, ukada na pmisku, garniruje cebul, koperkiem, wiartkami cytryny, stawia pmisek na tacy i oto Miszka Szypow ju pdzi z powrotem na polan, na ktrej trwa ksicy piknik. Potem pastwo id w las, by gawdzi tam i pohukiwa, a Miszka zlewa niedopite resztki wina, wypija je, zjada zimn ju opiekan ryb... I oto teraz dwaj andarmi jak wtedy tamci dwaj rybacy weszli ju po szyje w zielone wody stawu i zatrzymali si poprawiajc sie. - Prowad, prowad! - krzykn pukownik. - Nie guzdra si... Dalej! andarmi skierowali si ku brzegowi. Z pocztku szli bez trudu, ale oto nagle zatrzymali si, a nastpnie zaczli cign pod wod co cikiego. Przez zebrany na brzegu tum przeszed najpierw szmerek, potem pogwar, poszum, a wreszcie buchno wycie i przy akompaniamencie tego wycia dwaj andarmi o wystraszonych twarzach wytargnli z toni poow przegniego, pokrytego ciemn mazi koa od wozu. I znw zapada cisza, a w tej ciszy samotnie, piskliwie, do rozpuku mia si ja przekupka. Zawoaa: - Ej, komu gorce pieroki, komu? Wszyscy spogldali na Durnowo. Pukownik ociera pot z czoa, usta mu dray. Pukownik: Panie isprawniku, niech pan kae tej babie odej! Niech pan j przepdzi... (do Kobeliackiego). A pan niech nie marudzi... Pocigniemy jeszcze raz. Pierwsze koty za poty, (do Szypowa) No, gdzie ta paska piekielna drukarnia? Szypow: (obojtnie) A gdzie ma by? Staw duy...

Pukownik: Wanie, staw duy... Przeklte babsko! Jak wstrtnie ona si miaa! Jak wstrtnie, jak podle...Kobeliacki: Wasza wielmono, pocigniemy jeszcze raz? Pukownik: Jeszcze raz? Jeszcze nie raz, kochaneczku! Bdziemy cign, pki fortuna si do nas nie umiechnie!... Zechce pan wyda polecenia co do obiadu. Godny onierz to p onierza. Kobeliacki: wita prawda!... A potem mona by partyjk wista. Pjd porozmawia z hrabin. Pukownik: Ach, te damy... Znowu si zaczn fochy... Niech im pan wytumaczy, e przecie bym ich nie niepokoi, gdybym nie otrzyma wyranego rozkazu. Niech im pan wytumaczy, e... A zreszt, co im tam mona wytumaczy! (do andarmw) Ej, wy, jeli znowu wycigniecie koo albo hoobl, to miejcie pretensj do siebie! Bierzcie bardziej z prawej, o, tak. Dunia: Nic tu nie ma. Pukownik: Ach, nie ma? Ano popatrz mi w oczy... No, popatrz, popatrz... Dunia: Patrz przecie... Pukownik: Nie zawracaj mi gowy. Ju ci tu nie ma! andarmi weszli na gbi, zatrzymali si. - Uwaga! - zakomenderowa pukownik. - Ruszaj! andarmi pocignli sie. Pukownik: Stjcie!... Macie tam co? Zaczepio si? To teraz popuszczajcie... Nie nog, nie nog rkami... Jest? Nie ma?... Nie bj si wody - wroga si bj! Szypow: Trzeba by niewodem, w dwie dki. Moe lee na samym rodku. Mogli j z dki zepchn. Pukownik: Powiada pan, e zepchnli z dki? Szypow: A kto ich tam wie, mogli i z dki. Pukownik: Nie, nie, prosz mi powiedzie wyranie: z dki czy z brzegu? Szypow: Z dki, a jake... Pukownik: Tfu, co za los! Co za zezowate szczcie! Z dki zepchnli czy z brzegu, pytam pana wyranie? (do Karasiowa) Isprawnik, dawaj pan tu dwie odzie i sie, ywo... No, id pan! (do andarmw) No, czemu stoicie?... Dawajcie to! andarmi wycignli brodni. Bya pusta. - Co za los!... - powiedzia pukownik. Tum hucza. Przekupka chichotaa, popiskiwaa. Pukownik Durnowo osoni twarz czapk. Micha Iwanowicz chodzi brzegiem nie wiedzc, czy ma paka, czy mia si. W p godziny pniej dwie dki pyway po stawie wlokc za sob niewd, chopcy wiejscy nurkowali, posiniali z zimna andarmi cignli brodni, wygrzebywali z niej gazie, zgnie licie, ospae karasie. Woda w stawie pociemniaa, wzburzya si, sfalowaa. Szypowowi zdawao si, e to w nim szalej burze, jaki nieokrelony, przemieszany z niepokojem smutek przygniata mu piersi, dawi w gardle. Za zieleni drzew bielay mury paskiego dworu, w ktrym wszystko teraz poprzewracane byo do

gry nogami, dworu wypatroszonego jak ta nieszczsna g w nocy, i hrabina Maria Nikoajewrna raczya si znajdowa w jednym z rozgromionych pokojw, z pewnoci zaamywaa teraz rce w bezsilnym gniewie. Micha Iwanowicz usiad na trawie niedaleko od pukownika, zaciska w doniach rozpalon gow. Soce szo ju ku zachodowi, wyduao cienie. Powoli, powoli rozchodzili si znad stawu chopi i baby, zniknli gdzie nauczyciele... Przekupka wstaa ze zgniecionej trawy, podesza do pukownika Durnowo, stana za jego plecami. - Panie pukowniku - powiedziaa - zawid si pan. - Tak, tak - nie odwracajc si powiedzia ze smutkiem pukownik - czuj, e tak... Ale to nie by mj pomys... - A przecie mg pan wykorzysta dowiadczenie tutejszych andarmw - powiedziaa przekupka. Ale nie wykorzysta go pan... Niech pan std ucieka, pukowniku, pan si omieszy... - Nie polecono mi zasiga niczyich rad - powiedzia pukownik i odwrci si. Twarz mu si wykrzywia. - A ty tu czego? To ty mwia te bzdury? - Boe uchowaj, ojczulku - rozemiaa si starucha, rozcigny si rowe usta. - Stoj sobie i tyle... i zawrcia znad stawu. Wydawao si Szypowowi, e doskonale zna t star, zadra. - Ju ci tu nie ma! - wrzasn Durnowo, ale krgolica przekupka bya ju daleko. Migaa im zza krzakw, zza drzew, wysoko wznosia peen pierokw majdan, a Micha Iwanowicz zamkn oczy i zobaczy, jak wioz go z Jasnej Polany w kajdankach. Nad stawem nie byo ju teraz nikogo prcz pukownika Durnowo, prcz Szypowa, dwu andarmw w znieruchomiaych odziach i tych dwch, co posiniali z zimna trzymali brodni.

Nadesza chwila poegnania. Nikt nie odprowadza bandytw. Tylko Dunia staa w progu, w niebieskiej sukience, z czerwonymi nitkami w patkach uszu. Ekwipae byy ju gotowe do drogi. - Mia moja - powiedzia Durnowo do Duki - popro no tu pani hrabin. - Pani nie zejdzie - nie patrzc na pukownika powiedziaa Duniasza. - Zajta. - Tak trzeba, tak trzeba - powiedzia pukownik. - No, popro j... Dunia znikna. Wszyscy oczekiwali w milczeniu. Wreszcie zjawia si Maria Nikoajewna. - Madame - Durnowo podszed do niej i zdj czapk - ogromnie mi przykro z powodu wszystkiego, co tu zaszo... Zapewniam pani, i nie byo w mym yciu chwil szczliwszych ni te, ktre danym mi byo spdzi w dobrach pani... - Tylko po to mnie pan tu prosi? - przerwaa mu Maria Nikoajewna. - Nie, o, nie - zaterkota przynaglony pukownik - mam dla pani radosn wiadomo, hrabino, dla pani i dla czcigodnej cioci pani: zarwno panie jak wasz dom jestecie poza wszelkimi podejrzeniami. Nie znalelimy niczego karygodnego i pozwalam sobie by dumnym z pani. Niech mi bdzie wolno...

- Rzuci pan cie na dobre imi mego brata, askawy panie - gwatownie zaprotestowaa Maria Nikoajewna. - Widz, e ywi pani uraz - rozemia si Durnowo. - Och, czy to adnie tak?... Stoi przed pani onierz, hrabino. Czego zechce mu pani yczy na odjezdnym? Maria Nikoajewna wzruszya ramionami i wrcia do domu. Wszyscy milczeli.- Obrazia si - pospnie powiedzia pukownik i podszed do Szypowa. - No, prosz i wskaza drzwi karety. - Mersi - powiedzia Micha Iwanowicz i wgramoli si na siedzenie. Po obu jego bokach usiedli dwaj andarmi. Jeszcze chwila i kolumna ruszya, jeszcze chwila i nie byo ju wida Jasnej Polany. Ostatni rzecz, ktr zobaczy Micha Iwanowicz, kiedy przejedali ju przez Tu, bya wytworna kolaska zaprzona w karogniadego ogierka. W kolasce siedziaa Daria Siergiejewna, Dasia, w drogiej ciemnowiniowej sukni i w takim kapeluszu, tulia si do ramienia barczystego pukownika andarmerii w biaym letnim mundurze. W twarzy tego pukownika byo co znajomego. Jego rowe wargi umiechay si z rozanieleniem.

14 Tajne Do Szefa andarmw i Pierwszego Naczelnika III Oddziau Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Moci, Pana Generaa-Adiutanta i Kawalera Orderw Ksicia Dogorukowa I-go. Raport Wykonujc tajn dyspozycj Waszej Ekscelencji udaem si niezwocznie do Moskwy, gdzie stawiem si u Pana Moskiewskiego Generaa-Gubernatora Wojskowego celem otrzymania ode wskazwek co do osb, do ktrych zwrci bym si mg w celu uzyskania dalszych informacji zgodnie z dyspozycj Waszej Ekscelencji. Genera-Adiutant Tuczkow wskaza mi Urzdnika do Specjalnych Porucze Podpukownika Szenszyna oraz Komendanta Moskiewskiego Cyrkuu Policji Prystawa Szlachtina. Od tego pierwszego nie otrzymaem adnych informacji, ten drugi natomiast zakomunikowa mi, i Hrabia Tostoj podczas pobytu w Moskwie utrzymywa stae kontakty ze studentami wmieszanymi w rne publikacje szkodliwego charakteru. Wiedzc skdind, e Hrabia Tostoj sam chtnie pisuje, i przypuszczajc, i on to sam, by moe, by redaktorem studenckich opracowa, prystaw wyda Michaowi Szypowowi polecenie ledzenia Hrabiego zarwno w Moskwie jak i po powrocie tego ostatniego do majtku wasnego w guberni tulskiej. Nastpnie udaem si do Tuy, gdzie dorczyem pismo Waszej Ekscelencji Panu Penicemu Obowizki Naczelnika guberni tulskiej. Niezwocznie wysana zostaa sztafeta do Isprawnika i do Prystawa powiatu krapiwieskiego wzywajca ich do Tuy, skd by wraz ze mn uda si mogli do posiadoci Hrabiego Tostoja Jasna Polana.

Po przybyciu do wsi Jasna Polana stwierdziem, e u Hrabiego Tostoja mieszka dziewiciu modych ludzi. Wszyscy oni posiadaj wymagane zezwolenia na pobyt. Wszyscy oni ucz czytania i pisania w wiejskich szkoach. Przystpiwszy nastpnie do przejrzenia wszystkich znalezionych papierw niczego karygodnego w nich nie znalazem. W wyniku przeprowadzonej rewizji stwierdzilimy, e w domu Hrabiego Tostoja, urzdzonym zreszt z wielk prostot, nie ma adnych ukrytych drzwi ani tajnych przej, kamieni litograficznych ani pras drukarskich rwnie nie znaleziono. Hrabia Tostoj wobec obcych zachowuje wielk powcigliwo i w ogle zwrci przeciwko sobie wszystkich okolicznych ziemian... Z chopami utrzymuje stosunki bardzo bliskie, a z dziemi wiejskimi, ktre ucz si w jego szkoach, nawet przyjacielskie. Po przybyciu do Moskwy zapoznaem ustnie z wszystkimi okolicznociami tej sprawy Pana Moskiewskiego Generaa-Gubernatora Wojskowego i odebraem polecenie przekazania Michaa Szypowa Panu Prystawowi Moskiewskiemu Szlachtinowi. Uwiadamiajc Wasz Ekscelencj o wyej wymienionych czynnociach moich, mam zaszczyt doczy klucz szyfrowy dany mi przez Szefa Sztabu, Czonka wity Monarszej, Pana Generaa-Majora Potapowa. Durnowo, pk.

Do Jego Imperatorskiej Wysokoci Aleksandra II Najjaniejszy Panie! Szstego lipca Sztabs-Oficer andarmerii pod moj nieobecno zjecha do mego majtku w asycie wadz z ziemstwa. W domu moim spdzali wakacje moi gocie, nauczyciele wiejscy z moich dbr, a take moja ciotka oraz siostra moja. Oficer andarmerii owiadczy studentom, e s aresztowani, zada wydania ich rzeczy i papierw. Rewizja cigna si przez dwa dni, spenetrowano szko, piwnice, lamusy, spiarnie. Jak stwierdzi oficer andarmerii nie znaleziono niczego podejrzanego. Nie poprzestano na zniewaeniu moich goci, uznano za moliwe zniewaenie take i mnie, mojej siostry oraz mojej ciotki. Oficer andarmerii w zamiarze przeprowadzenia rewizji uda si do mego gabinetu, sucego podwczas mej siostrze za sypialni. Zapytany, co go upowania do takiego postpowania, odrzek, i dziaa z rozkazu Najjaniejszego Pana. Potwierdzaa jego sowa obecno andarmw oraz urzdnikw powiatowych. Urzdnicy wtargnli do sypialni siostry, przeczytali wszystkie znalezione notatki, pamitniki, a przed odjazdem owiadczyli moim gociom i mej rodzinie, i s oni wolni i e niczego podejrzanego nie znaleziono. A zatem urzdnicy ci byli naszymi sdziami i byo w ich mocy uzna nas za podejrzanych i nie uwolni... Uwaam za rzecz niegodn zapewnianie Waszej Cesarskiej Moci o tym, jak bezpodstawnie doznaem tych zniewag. Caa moja przeszo, moje stosunki, caa moja wszystkim wiadoma dziaalno w armii i na polu owiaty ludowej, a wreszcie czasopismo, w ktrym znajduj wyraz moje najgbsze przekonania - wszystko to mogoby bez uciekania si do rodkw, ktre niszcz szczcie i spokj ludzki, przekona kadego, kto si mn interesuje, e nie mogem by spiskowcem, autorem proklamacji, morderc ani podegajcym do morderstwa. Prcz zniewag, podejrze o zbrodnie, prcz

zniesawienia mnie w oczach opinii publicznej, a take owego poczucia nieustannego zagroenia, z ktrym zmuszony jestem obecnie y i pracowa, najazd ten przynis mi dyskredytacj zupen w wielce mi drogiej opinii ludu, na ktr pracowaem przez lata cae i ktrej przychylno bya mi nieodzowna przy uprawnianiu dziaalnoci, jak dla siebie obraem, to jest przy zakadaniu szk ludowych. Ley to w naturze ludzkiej, e szukam teraz, kogo mam uzna winnym wszystkiego, co mi wyrzdzono. Siebie wini nie mog - czuj si bardziej w porzdku ni kiedykolwiek; osoba oszczerczego donosiciela nie jest mi znana; urzdnikw, ktrzy sdzili mnie i zniewaali, rwnie nie mog wini - powtarzali niejednokrotnie, e wszystko, co czyni, czyni nie z wasnej woli, ale z Najwyszego rozkazu. Pragnc pozosta take i nadal w porzdku wobec mego Rzdu i wobec osoby Waszej Cesarskiej Moci uwierzy w to nie mog i nie chc. Jestem przekonany, e nie mogo by wol Waszej Cesarskiej Moci, by przeladowano niewinnych, by ludzie sprawiedliwi yli w bojani, nie wiedzc, czy nie bd zniewaeni, karani. Pragnienie dowiedzenia si, kogo wini mi trzeba za wszystko, co ze mn zaszo, sprawia, i mam odwag zwrci si do Waszej Cesarskiej Moci. Pragn tego jedynie, by z imienia Waszej Cesarskiej Moci usunity zosta cie posdzenia o niesprawiedliwo, by winowajcy, ci, ktrzy dopucili si naduycia tego imienia, zostali jeli nie ukarani to przynajmniej ujawnieni. Wierny Waszej Cesarskiej Moci poddany Hrabia Lew Tostoj

(z listu ksicia Dogorukowa do naczelnika guberni tulskiej generaa-porucznika Daragana)

...Najjaniejszy Pan raczy otrzyma wiernopoddaczy list obywatela ziemskiego guberni tulskiej Hrabiego Tostoja, dotyczcy rewizji, ktr przeprowadzono w miesicu lipcu w majtku jego Jasna Polana. Do kroku tego zmusiy nas rozliczne, a niepokojce doniesienia dotyczce osb zamieszkaych u Hrabiego, bliskich stosunkw Hrabiego z tymi osobami oraz innych zatrwaajcych okolicznoci, wszelako jest yczeniem Jego Cesarskiej Moci, aby kroki, ktre podjto, nie spowodoway dla hrabiego Tostoja adnych nastpstw. Powiadamiajc Wasz Wielmono o takowej Najwyszej woli prosz, by zechcia j Pan ustnie zakomunikowa Hrabiemu Tostojowi na osobistym z nim spotkaniu, prosz te, by przekaza Pan zarazem Hrabiemu, i gdyby znajdowa si on we wasnej osobie w Jasnej Polanie podczas wizyty zoonej tam przez Pukownika Durnowo, to niechybnie miaby okazj przekona si, e SztabsOficerowie Korpusu andarmw, mimo i powierzane im zadania bywaj nader niewdziczne, to, co im poruczono, staraj si wykonywa z ow delikatnoci, ktra winna by nieodzownym warunkiem ich nominacji. Zechce Pan przyj, Panie Generale...

Epilog

Nad Moskw chylio si ku zachodowi palce sierpniowe soce. Na dziedzicu suszczewskiego cyrkuu policyjnego onierze toczyli si wok krytej kibitki. Oficer konwojujcy raz jeszcze dokona ogldzin niebezpiecznego zbrodniarza stanu, ktrego wie mia na Sybir. By to niewysoki mczyzna w dugim aresztanckim szynelu, ktry siga mu do pit, rce i nogi mia skute. Jego drapieny, wyostrzony nos by nieco zadarty, spod brwi jarzyy si mae oczka, cienkie wargi byy ironicznie zesznurowane, bujne bokobrody w wietle zachodzcego soca zday si by czerwone, pyszniy si odwitnie. Aresztant powoli przyjrza si swoim konwojentom i radonie skin gow, jakby si ucieszy, e tak go honoruj, e zebrao si tyle luda.... Ech - smtnie pomyla sobie dowdca konwoju - tyle mczarni, i to przez kogo! Wolej by sczez, przeklty szarlatanie! I tu staa si rzecz nie do wiary. Odchodzce soce rozbyso z przedmiertn zaciekoci, konie sposzyy si, poniosy, pusta kibitka z wciekym turkotem wytoczya si z dziedzica i znikna. I w teje samej chwili aresztancki szynel osun si powoli z ramion zbrodniarza i wszyscy zobaczyli, e kajdaniarz ma na sobie kraciaste spodnie koloru beige i surdut z brzowej alpagi, lamowany takim brzowym jedwabiem. Katornik od niechcenia poruszy nadgarstkami, od niechcenia przestpi z nogi na nog i acuchy, jakby zmczone wasnym ciarem, osuny si ze szczkiem na ziemi. - Stj! - piskliwym, penym rozpaczy gosem wrzasn oficer. - Zaczekaj! - i ukry twarz w doniach... - Teraz w porzdku - powiedzia zbrodzie. - Mersi... - skrzyowa rce na piersiach, wycign si jak struna, na mgnienie oka znieruchomia i nagle j si wzbija w powietrze, coraz to wyej i wyej, a polecia, swobodnie, bez trudu, wci w tej samej hieratycznej pozie, z cieniem szczsnego umiechu na wargach, opromieniony pomieniem zachodu, coraz to wyej i wyej, a przemieni si w maleki czerwony punkcik na mroczniejcym niebie, a sczez.

Wrzesie 1969 - czerwiec 1970

Przeoy Witold Dbrowski PASTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY Tytu oryginau: MIERSI, ILI P0CHODIENI.JA SZYPOWA, STARINNYJ WODIEWIL, ISTINNOJE PROISSZESTWIJE . , . Obwolut i okadk projektowa HENRYK TOMASZEWSKI PRINTED IN POLAND Pastwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1974 r. Wydanie pierwsze Nakad 20 000+290 egz. Ark. wyd. 13,1. Ark. druk. 14,75 Papier m/g. kl. IV, 65 g, format 82X104/32 Oddano do skadania 30 padziernika 1973 r. Podpisano do druku w czerwcu 1974 r. Druk ukoczono w lipcu 1974 r. dzka Drukarnia Dzieowa, d, ul. Rewolucji 1905 r. nr 45 Zam. nr 42/A/74. W-111 Cena z 26.-

You might also like