Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Human in Rush: Tworzenie
Human in Rush: Tworzenie
Human in Rush: Tworzenie
Ebook398 pages4 hours

Human in Rush: Tworzenie

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Nauka to klucz do naszej przyszłości. Pytanie, na które jednak nie mamy jednoznacznej odpowiedzi to: Czy otworzy drzwi do sielanki, czy może raczej do koszmaru? Klucz do raju, czy klucz do piekła? Nauka to "klucz bardzo uniwersalny", a jak zostanie wykorzystany zależy od tego, kto go trzyma.
Ewolucja gatunków to zróżnicowany proces. Czy ludzie przestali ewoluować? Ten temat zaprzątnął umysły badaczy na wiele lat.
Nasza ewolucja czysto biologiczna wg. wielu badaczy zakończyła się, a w związku z brakiem zachowania czystości i ograniczania powielania błędów genetycznych nastąpił raczej regres biologiczny.
Ujawniła się w tych wynikach jeszcze jedna przykra przesłanka: jeżeli jeszcze ewoluujemy, to w złym kierunku. W naszym środowisku, w naszej cywilizacji, którą rządzą banki poprzez korporacje, polityków, unie "państwowe" i handlowe, a w której obiektywnym rządzącym jest pieniądz, a współrządzącymi są: popęd seksualny, wdrukowywane i indoktrynowane wierzenia, oraz chęć sprawowania władzy; w środowisku w którym coraz większa część ludzi podpięta jest na stałe do sieci Internet, część ucieka w nią codziennie na godziny, część oddaje się rozrywce tylko i wyłącznie w semi-rzeczywistościach wirtualnych, czyli grach, nie rozwijamy się jako gatunek, nie ewoluujemy w kierunku bycia lepszym, mądrzejszym, lepiej przystosowanym do warunków na Ziemi, do życia, do lepszego zdrowia. Rozwijamy się w kierunku wykorzystywania, czasem negatywnych, przymiotów do osiągania korzyści finansowych oraz przewagi nad innymi.
Wielu badaczy wskazyw
Ewolucja gatunków i prawo doboru naturalnego zakładają jednak wypieranie starego gatunku nowym, lepiej przystosowanym, a tego właśnie zawsze obawiali się ludzie. Czy to będzie naturalne, długoterminowe wyparcie? Czy może wrogie przejęcie i zniewolenie? A może... exterminacja gatunku?

U schyłku lat '30 i początku '40 XXI w naukowcy wciąż debatowali i rozważali, a Świat pogrążał się w chaosie. Chaosie wojny niejawnej, wielopoziomowej, hybrydowej. Już nie zimnej, opartej o wywiad i zbrojenia, a medialnej, elektronicznej, złudnej, której fałszywy obraz pokazywany był w różnych częściach globu w różny sposób.

W tych wszystkich zawirowaniach USA, Federacja Rosyjska i Chiny walczyły na wszystkich frontach o dominację: medialnym, internetowym, militarnym, kosmicznym, technicznym i technologicznym. Wciąż nie bacząc na konsekwencje ekologiczne, etyczne i humanitarne.
Etyka badań naukowych w takich czasach schodzi na drugi plan.
W odpowiedzi na niejawne, lecz odkryte przez wywiad, zagrożenie, zespół naukowców na usługach jednej z największych korporacji lat '30 XXIw. dostaje za zadanie stworzyć człowieka będącego w stanie zatrzymać te badania, a aby zachować pokój będzie musiało to wyglądać na wypadek.
Skompletowany zespół naukowców ma dwa lata na wykonanie zadania. Dostaje odrębny ośrodek, nieograniczone fundusze, dostęp do najnowszych badań oraz technologii. W ferworze pracy posuwają się za daleko i tworzą kogoś, kto z punktu widzenia biologii, nie jest już człowiekiem.
Na jakich technologiach oprą się naukowcy? Co uda się im osiągnąć? Kim jest człowiek, który zostanie poddany zmianom? Czym będzie kierował? Jakie będzie miał możliwości i jak będzie je wykorzystywał? Co uda mu się osiągnąć? Czy będzie ludzki, czy zachowaniami będzie przypominał bardziej androida? Czy będzie w stanie kochać? Czy będzie lubił seks?Czym jest Matryca Cyberprzestrzeni Publicznej, jak działa i jakie niesie ze sobą zagrożenia? Czy wizja z filmu "Matrix": ludzkości podłączonej do Wirtualnej Rzeczywistości sterowanej przez komputer, jest realnym zagrożeniem bez buntu maszyn?Powyższego dowiesz się, Drogi Czytelniku, z tej książki. Sprawdzisz też Swój stan wiedzy naukowej i technologicznej, ponieważ część zawartych w niej rzeczy jest już prawdziwa, a część egzystuje jedynie w wyobraźni autora.
40% jest dostępne jako próbka do pobrania i do poczytania online.
Zachęcam do spróbowania. Istnieje t

LanguageJęzyk polski
PublisherPiotr Orkisz
Release dateApr 19, 2015
ISBN9781311584915
Human in Rush: Tworzenie
Author

Piotr Orkisz

Hello! Who am I? I am a philosopher ... so it came out in three different merry internet studies . But seriously, yes, I am a philosopher. I was repeatedly laught over about me delving into the topics and digging them quite deeply. But it's important that it always was accompanied with a statement that I can see some important facts that were ommited by other cursory observers. I am fascinated by science. I love biology, engineering, computer science. astrology, physics, chemistry and whatever is interesting and promising to change our future. I have around 2,500 tabs in those topics. This book, in fact a trilogy, I wrote in 13 years with a 5-year break to work in a large corporation. Fascinated by what I've learned on antropomotorics, biochemistry and biomechanics in college, and also what I've read about technology in the internet, I've decided to create an unique hero. Well ... basically I've outsourced this creation to several Nobel laureates in various fields. What came out from the combination of the latest achievements of all sciences can be read in the "Human in Rush" trilogy. Am I the right person to write Science-fiction on the med-tech subject? Read and see for youself. -------------------------------------------- Cześć! Kim jestem? Jestem filozofem ... tak mi wyszło w trzech różnych wesołych badaniach internetowych. :) A tak serio, to tak, jestem filozofem. Wielokrotnie się z tego śmiano, że zagłębiam się w tematy i rozważam je dosyć głęboko. Ważne jednak, że towarzyszyły temu stwierdzenia, iż potrafię dostrzec pewne istotne fakty umykające innym, pobieżnym obserwatorom. Jestem też fascynatem nauk. Uwielbiam biologię, technikę, informatykę. astrologię, fizykę, chemię i cokolwiek co jest ciekawe. Zakładek mam koło 2500 w tych tematach. Tę książkę, a w zasadzie trylogię pisałem przez 13 lat z 5 letnią przerwą na pracę w dużej korporacji. Zafascynowany tym czego się uczyłem na antropomotoryce, biochemii na studiach, a zarazem tym co czytałem na temat osiągnięć technicznych w internecie, postanowiłem stworzyć wyjątkowego bohatera. A w zasadzie to zlecić jego stworzenie noblistom kilku różnych dziedzin. Co z połączenia najnowszych osiągnięć wszystkich nauk wyszło, możecie przeczytać w trylogii Human in Rush. Czy jestem właściwą osobą aby pisać powieść Science-fiction opartą na medyczno-technologicznych podstawach? Przeczytaj i oceń sam. Pozdrawiam / Kind regards Piotr Orkisz

Related to Human in Rush

Related ebooks

Reviews for Human in Rush

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Human in Rush - Piotr Orkisz

    1 ZAPOWIEDŹ

    1x01 Sen

    Przyjemny dotyk ciepłego ciała na jego ciele.

    Prawie gorąca, talia pod jego dłońmi.

    Powoli uspakajający się oddech.

    Twarz dziewczyny tak, blisko, że nie sposób zauważyć jakichkolwiek jej rysów.

    Jej jasne włosy delikatnie łaskoczące jego policzki.

    Dotyk miękkich, aksamitnych ust.

    - Kocham Cię – szepcze ona, gładkim, miłym głosem, który napełnia każdą część jego ciała spokojem.

    Lecz nagle światło spomiędzy jej włosów zaczyna zalewać ten obraz.

    Dziewczyna znika.

    Jego ciało zaczyna płonąć.

    Palący, piekący ból.

    Wszechogarniający skórę, mięśnie... może nawet kości.

    To wszystko, co czuje.

    Ból promieniuje do głowy z siłą nadjeżdżającego wielkiego, starego, ogromnego pociągu z lokomotywą parową na czele.

    Pisk wypełnia czaszkę i sprawia następny rodzaj bólu.

    Dusi się.

    W gardle coś twardego uniemożliwia swobodne zaczerpnięcie powietrza.

    Próbuje się poruszyć, ale coś go więzi.

    Ramiona ułożone są w bok. Czuje to.

    Nagle powietrze samo wpada do płuc.

    Z całych sił próbuje uwolnić lewą rękę.

    Udaję się.

    Chwyta na oślep za prawą i ciągnie.

    Uwalnia i tę.

    Teraz usta. Ma coś na twarzy.

    Próbuje to zdjąć, lecz zdaje się jakby to do niej przyrosło.

    I nagle, ból, gdzieś z tyłu głowy.

    Czuje, jak kolejno napinają się mięśnie karku, pleców, torsu i brzucha, a potem jakby rozżarzony szpikulec wbija mu się w potylicę...

    Ból znika.

    Światło gaśnie.

    Ciało przestaje palić.

    Czuje że leci, spada.

    Lecz zanim czegokolwiek dotyka, ustaje pisk i wszystko rozpływa się w pustej ciemności.

    1x02 Obiekt

    Nad stołem, w pomieszczeniu wyglądającym jak sala operacyjna połączona z pokojem ochrony i pracownią hakera, paliła się ogromna lampa ledowa. Jej światło pozwalało widzieć nawet naczynia krwionośne człowieka leżącego pod nią na stole. Człowiek był rozpięty na „kole Michała Anioła" i przypięty taśmami. Naprawdę solidnymi, szerokości około 10 cm i 1 centymetrze grubości.

    Trudno byłoby opisać jego wygląd lub cokolwiek więcej o nim powiedzieć, gdyż miał podpięte do ciała nieogarnione ilości kabli i kroplówek. Twarz nie była widoczna, zakrywała ją maska, do której podłączony był przewód tlenowy.

    Stół był duży i to z jego podstawy wychodziły kable, kroplówki z automatu wiszącego pod sufitem.

    Sam człowiek i jego sylwetka, nawet po podejściu do stołu, również nie były możliwe do zobaczenia. Gęstość podłączonych kabli i kroplówek była niesamowita. Jedynie wystające stopy i dłonie wskazywały na rasę białą. W widocznych w nich naczyniach krwionośnych, krew miała barwę metaliczną.

    Na kilkunastu ekranach pomieszczenia wyświetlane były poszczególne funkcje organizmu, łącznie z temperaturami tkanek poszczególnych organów.

    Pod kratkowaną stalową podłogą ciągnęły się kolejne wiązki kabli do pokoju obok za ścianą ze szkła, gdzie znajdowało się kilka komputerów.

    Aparat tlenowy cicho szeptał te same dwie nuty.

    Do dwóch mężczyzn w pokoju za szklaną ścianą dołączył trzeci mężczyzna. Najwyższy i najstarszy z obecnych. Dwaj pozostali stali przyglądając się mężczyźnie na stole.

    - Mówię ci, widziałem jak poruszyły mu się palce! - krzyczał nerwowo najmłodszy naukowiec. - A jak znowu się uwolni? I rozwali połowę laboratorium? Teraz już nic nie widzi, boli go, a siły ma już jak byk!...

    - Nie wydaje mi się – przerwał nowoprzybyły - żeby mógł się poruszyć, ale na wszelki wypadek, mam dla niego niespodziankę od Marka. Nad częścią głowy, od której zależy przytomność i móżdżkiem umieściłem mu paralizatory elektryczne... spokojnie.

    - Ostatnio też były i co?...

    - Ale nie w tych miejscach. I były uruchamiane ręcznie, a z nim już nie można wygrać na refleks – uśmiechnął się starszy naukowiec– teraz paralizatory uruchamia mechanizm automatyczny, zadziała jak tylko któryś z uchwytów zostanie zerwany.

    - Aaa... Sprytnie, a jak je otworzy? – młodszy, był raczej nieprzekonany.

    - Kazałem zmienić też taśmy, są zaciągane automatycznie przez silniki i blokowane; zaczep wytrzyma nominalnie 2,5 tony ciągu, tyle właśnie, żeby nie połamał sobie kości i nie pozrywał ścięgien. I od razu go poraziło. Te taśmy nie otwierają się ręcznie.

    Sprawdzenie działania tego systemu miało nastąpić bardzo szybko.

    Chwilę po rozmowie ręka człowieka leżącego na stole drgnęła.

    W sekundę później obie jego ręce były już wolne i miał uwolnić nogi, kiedy nagle wygiął się w tył i bezwładnie upadł na stół.

    - Mówiłem, że zadziała!?! Heh, nawet lepiej niż myślałem. Szybki jest, nie sądzicie?

    - Co on właściwie zrobił? – zapytał trzeci naukowiec, który do tej pory nie wypowiadał się w rozmowie, Robert Kobein profesor zajmujący się nanotechnologią.

    - Zaraz oglądniemy.... – odpowiedział najstarszy z nich, profesor Matheus Clarkson, szef projektu.

    Na sztucznym oknie pokoju, będącym również monitorem, pokazał się obraz z górnej kamery umieszczonej nad stołem.

    Nagranie miało prędkość 1200 klatek na sekundę, co było wyraźnie pokazane w lewym górnym rogu ekranu.

    Postać przypięta wyrwała lewą taśmę na nadgarstku, następnie tę na bicepsie. Lewa ręka zerwała taśmę z czoła i uwolniła prawą rękę ruchami prawie niedającymi się rozróżnić. Tułów uniósł się i kiedy ręce już wyciągały się by uwolnić nogi, pajęczyna elektryczności oplotła głowę.

    Podpięte przewody dopiero leniwie reagowały na jego ruchy, a pasy trzymające go na uwięzi były dla niego jak bibułowe kokardki.

    - Szybki... i silny – ponownie skomentował profesor Matheus Clarkson.

    - Szybki?...Mało powiedziane! – wykrzyknął najmłodszy z mężczyzn, profesor Luke Garvin zajmujący się BioWszczepem – Jest najszybszy… Jak już skończymy, to on będzie robił nam kanapki. Będą szybko. W zasadzie jak instant!

    Szef projektu złapał się za głowę z głośnym klaśnięciem.

    - O co Ci chodzi? – zapytał Luke Garvin - Nie możemy tego wstawić do testów? Przecież nasza maszyna 3 kanapki robi 5 minut!

    Najmłodszy naukowiec był ewidentnie rozbawiony reakcją osiągniętą na twarzy szefa projektu.

    1x03 Niepowstrzymany

    Korytarz, przy którym zatrzymała się winda, miał wiele drzwi.

    Wiele z nich miało ciekawe ornamenty i wiele z nich było na tyle dobrze zabezpieczonymi, by być „tymi właściwymi" drzwiami, do Głównego AI Centrali.

    Mężczyzna, który wyszedł właśnie z windy wiedział, że tak nie było.

    Za drzwiami w tym korytarzu znajdowały się laboratoria, sale konferencyjne, gabinety i sale ćwiczeń, więc przeszedł miedzy nimi i zakręcił w prawo na jego końcu. Następny korytarz był długi w zasadzie pusty.

    Wiedział, że w sieci korytarzy tego ogromnego budynku kilkudziesięciu żołnierzy ochrony, uzbrojonych w różne typy broni i zaszytych w niesamowicie skomplikowane technologicznie pancerze, było już zapewne od jakiegoś czasu ustawionych na pozycjach.

    Mijając kamerę CCTV powiedział informującym tonem:

    - Ja też jestem przygotowany. Na plecach mam mój kij a pistolecik jest naładowany – pogładził kij lewą ręką a duży srebrzysty pistolet, w kaburze na prawym udzie, poklepał prawą.

    Korytarz, w którym się znalazł nie miał okien, ani drzwi. W normalnym świetle lamp i powietrzu oczyszczanym przez filtry człowiek nie zobaczy promienia laseru...Ale już na przykład w okularach z odpowiednimi filtrami tak.

    Mając, dostosowane do tego typu widma specjalne matryce zamiast siatkówki, mężczyzna nie miał z widzeniem tych fal najmniejszych problemów. Plątanina zielonych linii wskazywała gdzie znajdują się i jak poruszają lasery.

    Czas zwolnił trzykrotnie.

    Promienie zaczęły być widoczne jako linie, choć nadal całkiem szybko się poruszały.

    Czas zwolnił 10'cio krotnie.

    Mężczyzna stał przez chwilę i analizował kreśloną przez nie kombinację. Cofnął się, zatrzymał na moment, a następnie ruszył do przodu biegiem.

    Na dwa metry przed laserami obniżył pozycję i skoczył bokiem, robiąc zamach prawą ręką, następnie prawą nogą.

    Zrobił gwiazdę poziomą bez podparcia rąk, albo jak kto woli podwójne kopnięcie z obrotem.

    Promień lasera przesunął się zaraz obok niego, w odległości nie większej niż dłoń. Wylądował płynnie, czas wrócił do normy, a on ruszył dalej, jak gdyby przeszkoda nie istniała.

    W połowie długości korytarza zobaczył czujkę, detektor ruchu, lecz szedł dalej, nie zatrzymując się.

    Po drugiej stronie korytarza otworzyła się „lita ściana" i wyskoczyło z niej działko z granatnikiem.

    To co się następnie wydarzyło, wyglądało na odruch.

    Duży, srebrny i lśniący pistolet został wyciągnięty z kabury i wycelowany w lufę działka z prędkością nierejstrowalną dla oka.

    Dwa strzały zlały się w jeden.

    Pierwszy trafił w lufę i zaciął zamek karabinu, więc ten nie wystrzelił.

    Ale granatnik okazał się sprawny. Kiedy wreszcie granat zaczął opuszczać lufę, mężczyzna już biegł po ścianie celując w jego środek.

    Granat przeleciał o metr od niego.

    Kiedy lufa granatnika była ponownie w niego skierowana, strzelił dokładnie w jej otwór.

    Granat wybuchł w środku.

    Działo było kompletnie zniszczone.

    Mężczyzna zeskoczył miękko ze ściany.

    - Mówiłem, że jestem przygotowany.

    1x04 Kto i po co?

    W pokoju ochrony, na monitorze należącym do Matsuki Dainatsu, pojawiło się niestandardowe okno konsoli z napisem: „Odwołajcie oddział Ninja i pozwólcie mi wejść do głównej bazy danych Tanaka Corporation"

    - Kiedy on to napisał?! – krzyknął przestraszony Matsuki.

    - Może ma przy sobie dek radiowy, panie Dainatsu – odpowiedział Kaoishu, jeden z techników.

    - Ale jak się dostał na kanał strzeżony?!? – ryknął szef ochrony.

    - Tego nie umiem określić....

    Matsuki pochylił się nad klawiaturą i odpisał: „Zuchwały jesteś, a my bardzo takich nie lubimy... zresztą za udostępnienie ci takich danych, zamknęliby do więzienia całą naszą placówkę – zmienił układ klawiatury i dopisał jeszcze po japońsku – Nie przeżyjesz następnych 30 sekund" – Matsuki lekko się trząsł.

    Chciał wiedzieć, czy to ktoś z Japonii.

    Prawdziwy dreszcz przeszedł go w chwili, gdy na ekranie pojawiła się, po japońsku, odpowiedź znacząca mniej więcej:

    Matsuki Dainatsu, to nie będzie walka tylko rzeź i nie potrwa 20 sekund. Odwołaj ich, albo wszyscy zginą. Nie chcę informacji o prototypach, ani tajemnic korporacyjnych. Chcę znać dane projektów nad biowszczepami, biochipami, oraz dane badań i prób na ludziach... kim byli, w jakim wieku i skąd Tanaka ich miała.

    Dainatsu, chcąc „trzymać twarz" odpisał?:

    Nie ma szans. Żadnej z tych informacji Ci nie udzielimy, nawet choćbyś tu wszedł!

    Na ekranie pojawiło się: „Lubię mocną kawę. Zaparzcie mi w kubku".

    Matsuki Dainatsu zbladł.

    W przeciągu kilku sekund, dziesięciu ninja z mieczami umarło, nie wiedząc, co się dzieje. A czarny rozmazany kształt miedzy nimi wykonywał ruchy tak szybkie, że nawet nie było widać, czym walczy.

    Ninja właściwie jeszcze nie umarli, a jedynie rozsypywali się.

    Odpadały im ręce, nogi, głowy.

    A zanim jeszcze upadł rozsypujący się, od następnego odrywała się jakaś część jego ciała.

    Krew szybko zalewała posadzkę.

    Do ataku rzuciło się trzech, którzy miotali gwiazdkami. Ale w porównaniu z ruchami przeciwnika byli śmiesznie wolni.

    Zanim dobiegli w miejsce gdzie przed chwilą stał, on był już za nimi, a oni rozpadali się na części.

    Dwóch pracowników zwymiotowało, Matsuki Dainatsu jeszcze wytrzymywał.

    - Kurwa! On skacze jak piłka i odbija się od sufitu na wysokości pięciu metrów!!!. Kto to, kurwa, jest?!? – krzyczał przerażony Matsuki.

    Ale nikt mu nie odpowiedział.

    Wszyscy siedzieli cicho i z przerażeniem w oczach, oglądali coś, co musiało być sennym koszmarem.

    Matsuki zbladł do białości, niemalże.

    Strach, jaki budził w nim ten człowiek, rwał mu żołądek na strzępy.

    Matsuki był CSO, Chief Security Officer, dla całej korporacji Tanaki i Szefem Ochrony Głównego Budynku Tanaka Corporation. Na tym stanowisku poznał właściwie większość gadżetów i implantów; znał większość narkotyków i podstawowych informacji o prototypowych mutacjach tkanek dla przyśpieszenia ich działania.

    Osiem lat wcześniej walczył z Japońską Jakuzą – mafią, która w swojej brutalności i uzbrojeniu nie miała sobie równych. Walczył z całym oddziałem Jakuzy w Tokio. Straszyła, porywała, okaleczała, ale mimo tego, że byli to często Ninja - szybcy i niewiarygodnie sprawni, to byli to jednak ludzie.

    Teraz czuł, że zetknął się z czymś nieludzkim, wręcz dzikim.... może to złe słowo; kimś zachowującym się pierwotnie brutalnie, ale niedziałającym instynktownie, czuł to. Tu wszystko było wyliczone. Z nierealną precyzją.

    Siedmiu ninja, z którzy rzucili łuki i wyjęli krótkie miecze, również, po kilku sekundach, leżało na posadzce garażu. Jak manekiny, które wysypały się z ciężarówki.

    Dużą jednak różnicą była wszędzie płynąca krew.

    Nikt się nie ruszał.

    „Kto stworzył coś takiego... i po co? Kto? Jak!?! Po co?" – zadawał sobie w myśli pytania, przerażony Matsuki Dainatsu, Szef Ochrony Głównego Budynku Tanaka Corporation.

    Tanaka Corporation była oczywiście konkurentem na rynku dla BioCybernetics i General Bio Logic Systems. Ale te firmy nie zdradzały oznak wrogości. I nigdy żadne takie sytuacje ataku, ani nawet cyberataku, nie miały miejsca.

    Dlaczego my? Dlaczego Tanakę?

    1x05 Późna wizyta

    Sam dźwięk jej głosu emanował dla niego subtelnym kobiecym seksapilem.

    Widział w termowizji doskonale, jak podeszła szybkim krokiem do szafy i wyjęła z niej jakieś ubranie. Po ruchu, wielkości i mocy zasłony poznał, że to szlafrok. Założyła buty na obcasie.Ruszyła do drzwi.

    Otworzyła je wolno. Uśmiechała się.

    - W czym mogę ci pomóc?

    : Wszystkie systemy wspomagania uwodzenia wystartowały. Feromony w wydychanym powietrzu – otrzymał informację na kanale wewnętrznym.

    Postarał się skupić na jej twarzy, choć dokładnie widział, że pod szlafrokiem z lekkiego materiału nie ma na sobie niczego oprócz koronkowej bielizny.

    - Miałem ochotę zjeść z kimś lody. Lodówka twierdziła, że lubisz waniliowe z czekoladowymi.

    Uśmiechnęła się zagryzając prawą dolną wargę.

    Puściła ją wreszcie i uśmiechnęła się szerzej.

    - Wejdź, proszę – cofnęła się o krok, wpuszczając go.

    Mhm, na pewno przyszedł na lody – uśmiechnęła się do swoich myśli.

    Gestem wskazała mu dużą sofę stojącą przed stolikiem.

    Usiadł po jednej stronie.

    : Stężenie feromonów w powietrzu osiągnęło optymalny poziom. Sygnał dotrze do mózgu za moment lub dotarł już, w zależności od czułości jej nosa i indywidualnej siły odczytywania ich przez jej mózg.

    : Dziękuję.

    Jak w ogóle zacząć? –zapytał sam siebie, kiedy siadała po drugiej stronie sofy.

    Podał jej lody.

    - Bez owijania w bawełnę – poinstruowała odbierając kubeczek - Po co przyszedłeś do mnie o tej porze? – zapytała odkładając lody na stolik.

    : Oddech się pogłębił, źrenice delikatnie rozszerzyły, serce przyspieszyło o kilkanaście uderzeń na minutę – otrzymał kolejną informację.

    - Przyszedłem na szkolenie, w końcu...„muszę się jeszcze wielu rzeczy nauczyć" – odpowiedział jej z uśmiechem.

    - No, to będziesz się musiał bardziej postarać, żeby dostać się na ten kurs – odpowiedziała patrząc mu prosto w oczy.

    Zręcznym pociągnięciem za mankiet rękawa dwoma palcami, co nie uszło jego uwadze, zmusiła lewe ramie szlafroka do zsunięcia się z ramienia. Zrobiła to ewidentnie sprawdzając jego reakcję.

    Nie zawahał się. Spojrzał na odsłoniętą pierś. Stanik był czarny i koronkowy. Nie miała push- up’u, jej duży biust był naturalny.

    Pod koronką widział różowiący się sutek.

    Jego wzrok wrócił na jej twarz. Uśmiechnęła się.

    - Powiedz coś zupełnie zaskakującego – poleciła.

    - Nie wiem czyja to sprawka, ale moja sperma ma smak czekolady – odpowiedział natychmiast.

    Teraz ona lekko zaczerwieniła się, unosząc brwi.

    - Naprawdę? – zapytała ze zdziwieniem w głosie.

    - Znam pare sposobów, by ci to udowodnić...

    1x06 Katastrofa

    Los Angeles pod koniec lat ‘30 i XXI w. było pięknym i bardzo bogatym miastem. Aglomeracja 34 milionów mieszkańców na obszarze zaledwie kilkudziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych była szóstą co do wielkości na świecie.

    Rozciągała się od Santa Barbara na wschód do Lancaster, na południowy wschód do Hesperia, dalej w tym samym kierunku do Palm Springs (które 8 lat opierały się włączeniu się do Los Angeles jako dzielnica, ale ostatecznie przekonane zostały budową 13 tras szybkiej kolei między dzielnicami), następnie na południowy zachód do Escondido (koło Oceanside).

    11 października 2038, godz. 6:01:32 AM System Wczesnego Ostrzegania o Trzęsieniach Ziemi zanotował wstrząsy sejsmiczne w rejonie nabrzeża L.A., standardowo odnalazł epicentrum.

    Znajdowało się w okolicach 32°05' N 120°07' W;

    na głębi oceanu spokojnego. Wstrząsy miały siłę ok. 2,5 stopnia w skali Richtera.

    Zignorowano je, gdyż głębia ta ma głębokość ok. 4000 m i znajduje się prawie 250 km od brzegu kontynentu. Poza tym niema tam styku płyt kontynentalnych.

    Satelita skierowany w tamto miejsce nie ukazał również zwiększenia temperatury wody lub mas ciepłych gazów wydostających się z dna oceanicznego. Więc jakkolwiek dziwny to był wstrząs, uznano go za wyjątkowy – anomalie. Ani kontrolujący, a ni też sam system nie wskazywały, by coś szczególnego miało się wydarzyć.

    Kapitan pięciomasztowego żaglowca „Dar Pomorza II" DPII, Adrian Chrzanowski stał przed lustrem i zapinał ostatnie guziki koszuli. Był prawie gotów do wyjścia na mostek.

    Za dwa dni nareszcie w L.A. Nareszcie się wyszumią. Jeszcze tylko dwa dni. – stwierdził w myślach.

    Sygnalizatory stanu bezpieczeństwa statku, na biurku i nad drzwiami, z zielonego przeskoczyły natychmiast na czerwony. Pomijając żółty i pomarańczowy. W kajucie rozległ się alarm sztormowy.

    Kapitan spojrzał na zegarek: 6:03 rano.

    Żadne prognozy pogodowe z wczoraj nie mówiły o zmianie pogody – stwierdził w myślach, przypominając sobie wczorajsze informacje na portalach Internetowych.

    Wszystkie zdjęcia satelitarne wskazywały na piękną pogodę.

    Wybrał na zegarku ikonę aplikacji pogodowej i pstryknął nią w kierunku monitora na biurku.

    Ekran uruchomił się i po sekundzie wyświetlił panel aplikacji Sailing Weather. Kapitan przesunął trzykrotnie palcami lewej ręki w bok, przesuwając karty informacyjne. Na ekranie pojawiło się zdjęcie satelitarne kawałka oceanu, na którym obecnie byli.

    U góry wyświetliły się dane GPS: 32°51'00.3N 119°31'10.3W.

    Niebo było czyste. Wszędzie.

    Nie było na nim nawet najmniejszej chmurki.

    - Sally, proszę o raport. Co się dzieje? Skąd ten alarm? Czemu zaraz na czerwono?

    - Kapitanie od południowego zachodu zbliża się do nas fala tsunami – z głośników rozległ się spokojny kobiecy głos.

    - O jakich rozmiarach tsunami mówimy? – zapytał kapitan.

    - W tej chwili fala ma ponad 60 metrów wysokości i 5 kilometrów szerokości. Wciąż rośnie i rozszerza się. Znajdujemy się dokładnie na jej kursie, w odległości niecałych 100 kilometrów - głos był wciąż w pełni spokojny.

    - Za minutę jestem na mostku. Przygotuj wszystkie dane.

    Kiedy kapitan wbiegł do pomieszczenia zwanego mostkiem, na wszystkich 12 ekranach wyświetlane były zdjęcia, parametry i symulacje. W pomieszczeniu nie było jeszcze nikogo.

    - Odległość od fali?

    - 72 kilometry – odpowiedział ten sam spokojny kobiecy głos.

    Jeden z ekranów wyświetlił obraz mówiącej postaci. Choć grafika była doskonała, to widać było, że jest to postać wygenerowana komputerowo. W dolnym rogu wyświetlany był napis: AI „Sally" Main Options.

    - Jak szybko się zbliża?

    - 8 kilometrów na minutę.

    - Łącz do wszystkich kajut – polecił i poprawił kołnierzyk, bezwiednie sprawdzając jego prawidłowe ułożenie palcami.

    Na ekranie pojawił się opis połączenia: „Niebezpieczeństwo. Do wszystkich członków załogi."

    - Wszyscy na fotele sztormowe! To jest rozkaz!. Zapiąć pasy i czekać na dalsze instrukcje. Mamy pędzące na nas tsunami!

    Pojawiło się jedynie pojedyncze połączenie zwrotne, od Michaela:

    - Kapitanie, czy mam zgłosić się na mostku? – zapytał młody męski głos.

    - Nie. Właź na fotel i zapinaj pasy! – odpowiedział kapitan i zakończył połączenie.

    - Kapitanie, fala wchodzi na szelf kontynentalny po stoku i wypiętrza się – poinformował spokojny głos Sztucznej Inteligencji.

    Kapitan chwycił ekran lornety mostkowej, umiejscowionej na dachu i skierował w stronę z której nadchodziła fala.

    Była jeszcze na stoku kontynentalnym, tak jak pokazywała to Sally na jednym z monitorów. 60 km od nich. Nie sądził, że ją zobaczy.

    Serce doświadczonego marynarza uderzyło z ogromną siłą i przyspieszyło, kiedy zobaczył, że horyzont znaczy wysoka na kilka milimetrów fala. Zajmowała cały południowo zachodni horyzont. Wykonał zbliżenie cyfrowe i powiększenie łączne wyniosło 120 krotność. W tym widoku fala miała kilka centymetrów i rosła z sekundy na sekundę wypełniając kolejne piksele powiększenia.

    - Sally, nagrywaj wiadomość! Skonwertuj na tekst i również wyślij. Wszędzie i wszystkim w granicach nabrzeża w promieniu 200 kilometrów od Los Angeles. Gotowa?

    - Gotowa do nagrywania...

    - Nagrywaj! - polecił przerywając jej Adrian Chrzanowski, prostując się przed główną kamerą mostka. Poprawił palcami kołnierzyk.

    - Tu Adrian Chrzanowski, kapitan jednostki DPII, do Straży Przybrzeżnej US. Całość wybrzeża jest zagrożona nadchodzącym tsunami. Jest na 32°24'49.6 szerokości północnej i... – spojrzał na ekran z parametrami - 119°50'09.2 zachodniej. Porusza się dokładnie na Los Angeles. Katastrofa jest nieunikniona. Komputer pokładowy „Sally, sztuczna inteligencja klasy drugiej, prześle wam zdjęcia, dane i zebrane informacje. Żegnajcie – wykonał pauzę – Sally, załączasz zdjęcia z teraz, filmik z lornetki, dane z GPS. Lista adresowa gotowa?

    - Gotowa, kapitanie. 3420 adresów email

    - Wysyłaj.

    - Wysłane, Kapitanie.

    Kapitan biegł już do swojej kajuty.

    Adrian Chrzanowski był surferem, kapitanem kutra, marynarzem wojskowym i wreszcie emerytowanym admirałem Floty EU.

    Wiedział, że jeżeli statek ześlizgnie się i spadnie, to będzie jego koniec. Nie unikną załamującej się fali. Zmiażdży ich.

    Kazał skierować statek rufą do niej i zanurzyć kotwice do połowy lin. Wiatr wiał od strony lądu .

    „Fala nie załamie się tak szybko" – myślał.

    Ściągnął żagle. Kotwice miały służyć jako hamulce – by statek nie ześlizgiwał się zbyt szybko... na początku.

    Do godziny 6:09 był już ustawiony dokładnie rufą w stronę nadciągającej fali.

    Z odległości kilkunastu kilometrów wyglądała jak ciemna pędząca 480 km/h, wysoka na ponad 2 kilometry ściana, jak pokazała Kapitanowi DPII, lornetka z wbudowanym radarem

    DPII był wyjątkowym żaglowcem: jak tylko kilka innych, mógł schować się w sobie jak ślimak w skorupie – na wypadek potężnego sztormu. W kajutach koje miały pasy, fotele również.

    AI Sally zamknęła i wsunęła mostek oraz złożyła maszty; zamknęła też szczelnie pokład.

    Kiedy w kajucie Scotta i Mayi uruchomił się alarm, zaskoczył ich nagich, przytulonych i śpiących na jednej koji.

    Dźwięk sonaru przy alarmie byłby zagrożeniem. Dźwięk alarmu jaki rozległ się teraz, był sztormowym alarmem zatonięcia statku.

    Usiedli oboje nadzy na posłaniu. W pozycji spionizowanej najłatwiej odczuć jak duże są przechyły. Nie było żadnych.

    - Co się dzieje? – spytał ni to siebie, ni to Mayę, Scott.

    - Nie wiem – wzruszyła ramionami.

    Miała wielkie i piękne oczy. Teraz były wręcz ogromne.

    - Nie buja... i jest cicho – skomentował szukając oczami zegarka.

    - Dobra – popchnęła go delikatnie Maya – Ubieramy się. Może to tylko ćwiczenia?

    Podnosząc porozrzucane rzeczy podawali je sobie nawzajem.

    - Kocham Cię – uśmiechnął się do niej Scott, właśnie kiedy zakładała bluzkę chowając pod nią swoje piersi.

    - Kocham Cię, Scotty – odpowiedziała uśmiechem Maya.

    Złapała go za kark i mocno przywarła do jego ust. Poczuł jej język. Oderwała się z głośnym „Muach". Roześmiał się.

    - Ekran. Kanał informacyjny – polecił.

    Ekran jedynie przez ułamek sekundy pokazał wybrany kanał. Zaraz potem na ekranie pojawił się opis połączenia alarmowego:

    „Niebezpieczeństwo. Do wszystkich członków załogi."

    Usłyszeli zdenerwowany głos i zobaczyli, chyba po raz pierwszy, zmartwione oblicze Kapitana Chrzanowskiego:

    - Wszyscy na fotele sztormowe! To jest rozkaz!. Zapiąć pasy

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1