You are on page 1of 82

Pawe Kornew

liski
Tom 2
Z cyklu PRZYGRANICZE
Przeoy Rafa Dbski

Fabryka sw 2008

Pamieci Aleksandra Anatoliewicza Izmajlowa

Mog nazwa ci lodem Ale nie o to wszak chodzi Ktre z nas bardziej chodzi Piknik

Drugie moje imi pustk przypomina A zw mnie troska Ono jest jak gooled Jak piciodniowy deszcz Jak lufa przy skroni Fort Royal

Cz druga

PRZEBOJEM!
Nie ja wyznaczyem dla siebie t rol Haso znam, cho szans nie mam za grosz Szczcie zud jest, lecz sobie pozwol Zna odpowied, ktr niesie mi los. Tak to bywa... Fort Royal

ROZDZIA 7
Obudziem si rano, wysmyknem spod kodry i starajc si nie haasowa, poszedem do azienki. Wyprane wczoraj rzeczy zdyy ju przeschn, wic przynajmniej z tym nie miaem problemu. Szybko zaoyem ubranie, wrciem do pokoju i delikatnie potrzsnem Wier za rami. Wymamrotaa co, ale nie obudzia si. Potrzsnem mocniej. - Ju czas? - Zamrugaa nieprzytomnymi oczami. - Jeszcze wczenie. Zamknij za mn drzwi. - Dokd idziesz? - Wiera spojrzaa na stojcy na szafce nocnej zegar. - Dopiero sma. - Lec co zaatwi i zaraz wracam. - Musisz koniecznie? - Odrzucia kodr, signa po podomk. - Mgby zosta. - Ja szybciutko. - Zawahaem si, patrzc na jej zgrabn sylwetk, ale niektre sprawy nie mogy czeka. - Trudno. Chodmy. Zamkn i jeszcze si przepi. - Obja mnie za szyj, pocaowaa w policzek. Na pewno wrcisz? - Na pewno. - W takim razie przygotuj niadanie. - Zamkna za mn drzwi, szczkna zamkiem. Zbiegem po schodach, wyskoczyem na zewntrz i skuliem si od porannego chodu. Rzeko. Na niebie ani jednej chmurki, czyli dzie zapowiada si gorcy. To bardzo dobrze: na deszcz w ogle nie chce si wychodzi, a tym bardziej w rajd. Ju lepiej dosta poraenia sonecznego. Poraenia! Trzy razy cha! Nie, no oczywicie, po minus czterdziestu takie plus dwadziecia wydawa si moe upaem, ale wiatr i tak by zimnawy. Jak zaduje - to si czuje. Nie poley czowiek na play, cho ochota by si znalaza. Wczesnym rankiem Fort budzi si ze snu. Nie wida jeszcze byo natrtnych sztajmesw, kurew i innych szumowin, ktre wypezaj na ulic w kady letni dzie. O takiej porze oczy przecieraj tylko dozorcy, uliczni handlarze i rni roznosiciele. Dosypiaj jeszcze, ile si da, robotnicy i urzdnicy, o ile - rzecz jasna - nie pracowali na nocn zmian. A wanie nocna warta Druyny robi ostatnie kilometry przed powrotem na komend, Postanowiem nigdzie si nie spieszy, ale zrobi sobie spacer dla przyjemnoci. Cudownie! Gdy ulice s puste, mona prawie uwierzy, e to normalny wiat. W oddali pojawi si i od razu skrci w nastpn przecznic konny patrol Druyny. Porzdku niby pilnuj, darmozjady. Ech, co si dzisiaj rozkojarzyem. Zapomniaem, e teraz sam jestem jednym z tych darmozjadw. W Patrolu robiem chocia co poytecznego. O! A tam kto pracuje - zaraz za skrzyowaniem cechowi pod nadzorem oddziau zbrojnych wnosili do sklepu na parterze domu mieszkalnego przywiezione na dwch furmankach puda od telewizorw. Przesadziem jednak troch z tym, e Fort jeszcze pi. Nad dachami domw pojawiy si zote kopuy cerkwi. Przystanem, zapatrzyem si - zaj? Oczywicie, nie na spowied. Zbyt wiele grzechw si nazbierao, eby tak z marszu je wyzna. wieczk bym po prostu postawi. Trzy wiece za spokojno, jedn za zdrowie... Skd to cytat? Nie pamitam. Ale myl bya cenna. Dawniej przed kadym rajdem zachodziem do cerkwi. Tylko ostatnim razem jako si nie zoyo.

A gdybym zaszed, moe wszystko potoczyoby si inaczej? A moe i nie... Anioy stre nie pracuj na zlecenie. Uznaem, e mam jeszcze troch czasu, skrciem wic do wityni. Furtka w pocie okazaa si otwarta, wszedem do rodka, przeegnaem si i zatrzymaem przed cerkiewnym kioskiem, signem do kieszeni. Mam jakie pienidze? Co tam zadzwonio. A w kieszeni pusto. Dziwne. Aha, dziura! To nawet dobrze, inaczej i to bym przeputa. Wydobyem spomidzy materiau a podszewki zote useczki, kupiem za jedn wieczki i wszedem do cerkwi. Cisza. Pmrok. Lekki zapach kadzida i dymu wiec. Ani parafian, ani kapana, tylko twarze witych na ikonach. Dziwnie tutaj. I spokojnie. Mona posta, pomyle, pomodli si, zapomnie chocia na chwil o codziennej krztaninie. Mona, pewnie. Ale czas nie stoi w miejscu. Zapaliem wieczki, podniosem w gr, postawiem obok dogasajcych ogarkw pod jedn z ikon, wymamrotaem znane z dziecistwa modlitwy, przeegnaem si i wyszedem. Czy zrobio mi si od tego lej? Sam nie wiedziaem. A teraz powinienem zasuwa jak najszybciej do Kirya. To wprawdzie niedaleko, ale nie zostao zbyt wiele czasu. A Kiry nie otwiera. Kiedy ju wyyem si na jego Bogu ducha winnych drzwiach, usiadem na schodach i obejrzaem srebrne nakadki na czubkach butw. Nawet si nie obluzoway, chocia przypieprzyem solidnie. Kopn jeszcze par razy, czy co? Moe Kiry pi? Albo nie ma go w domu? Ale gdzie by mg pole tak wczenie? Wstaem z zamiarem odejcia, kiedy zazgrzytay zasuwy i drzwi powoli uchyliy si tylko na tyle, eby gospodarz mg wysun gow. - Czego chcesz? - skrzywi si z niezadowoleniem, ziewn szeroko. - Zosta ci jeszcze bimber na cedrowych orzeszkach? - Chybacie cakiem ocipieli. Najpierw Sielin, teraz ty. - Chciabym tylko troch do butelki - wyjaniem. - Id w rajd. - W rajd? - zamyli si Kiry. - W takim razie dawaj flach. - Nie poczstujesz nawet herbat? - podaem mu naczynie. - Wiesz, cholera, ktra jest godzina? - oburzy si. - Pewnie, e wiesz. Tylko, e dla ciebie, ajdaku, obudzi mnie to adna sprawa. Przymkn drzwi, poszed w gb mieszkania, ale z zasuwami nie kombinowa. Po jakich piciu minutach otworzy, zwrci mi pen butelk. - Wszystko? - spyta mao przyjanie. - A moe da ci jeszcze na drog troch kiebasy? - Kiebasy nie trzeba. - Schowaem samogon do wewntrznej kieszeni. - Powiedz mi lepiej co o Czarciej Wyrwie. Co to jest i gdzie si znajduje? - A co ja jestem informacja turystyczna? - oburzy si Kiry. Wcale mu si nie dziwiem. - Bd wdziczny. - To porzucona kopalnia na Granicy Fortu, Miasta i Mglistego - zmiowa si nade mn. - Niedaleko od Sokoowskiego. To taki chutor za wierkowym. - Znam go. A na czyim terytorium ley Wyrwa? Mglistego czy Miasta? - Mglistego. - Co tam jest? - Moe ci od razu wykad zrobi? - Kiry z trudem powstrzyma si, eby nie rzuci maci. - Daj mi pospa, co? - Ale tak w dwch sowach... - W dwch sowach? Im niej, tym zimniej. O! To ju byy cztery. Spora nadwyka. - A dalej? - Poniej trzystu metrw nikt nie zazi. Wszystko. Zaspokoiem twoj ciekawo? - Dziki serdeczne, bardzo mi pomoge. - Zaczem schodzi na d, ale odwrciem si. - A co z Sielinem? - Przyjacika wywalia go z chaupy. - Kiry cichutko zamkn drzwi. Czarcia Wyrwa. To taka z ni historia. Ciekawe, co tam jest na dole? Ciekawe? A niech to ciekawe ley tam sobie jeszcze sto lat! Nie chc tego nawet w prezencie. Mam inne, bardziej palce problemy. Na przykad powinienem szybciej przebiera kulasami. Dochodzia dziewita, a musimy jeszcze dotrze do posterunku przy bramie. I nie tylko zwyczajnie doj, ale wzi ze sob kup sprztu. A mnie, niech to szlag, po wczorajszym w krzyu jeszcze amie. I ebra bol, i ogon gotw zaraz odpa. Do koszar dotarem zadyszany, a jeszcze gruby wartownik wygupia si i nie chcia mnie wpuci

do rodka. Pokazaem mu nawet odznak, a ten swoje. Ledwo go przegadaem. Pokraka. W ogle dookoa same pokraki. A tak si ten dzie piknie zacz. Kurde mol, co si jeszcze zdarzy do wieczora? Wiera otworzya drzwi gotowa ju do drogi, z alem wic musiaem poegna si ze niadaniem. Jedno mnie ucieszyo: zdya przebra zasoby plecaka i teraz by ze trzy razy mniejszy. Co te takiego taszczya z arsenau do domu? Zarzuciem baga, chwyciem karabin, zaczem powoli schodzi. Wiera z karabinem wyborowym i moj torb sza za mn lekkim krokiem. Ile ludzie maj energii! Sam ledwie powczyem nogami, a ona zdawaa si polatywa. Skrciwszy w Alej Topolow, poszlimy w kierunku Prospektu Tierieszkowej. Nie powinnimy si spni. Ludzi na ulicach wyranie przybywao, czuem na sobie zaciekawione spojrzenia. Co u nas za nard? Jak jeste cieciem, to zamiataj mieci, a nie gap si na innych. Jeste przekupniem? To rozstawiaj towar na straganie, a nie ogldaj si za przechodniami. Murarze, onierze, malarze, jacy doginacze, najwyszy czas zaj si swoj robot! A moecie baby w kamuflace nie widzieli? Widzielicie i to nieraz. Pracowa si po prostu nie chce. Tylko robotnicy z miejskiego krematorium, przejedajcy obok na municypalnym karawanie, nie zwrcili na nas uwagi. Zuchy. eby wam tak pensje podnieli. Soce zaczo ju przypieka, kiedy wyszlimy na Prospekt Tierieszkowej i mijalimy skrzyowanie z Bulwarem Poudniowym. Dobrze mi si zdawao, e bdzie dzisiaj gorco. Z kolei noc przemarzniemy. W takich rnicach temperatur nigdy nie mogem znale nic pozytywnego. Jak jest upa to niech bdzie upa, ale zimna lepiej nie. Niech ju grzeje. Palce soce, ciepe morze, gorcy piach. A chodne to jest dobre tylko piwo. - Mleko - przeczytaa Wiera na stojcej w cieniu beczce i trcia mnie w bok, nie pozwalajc przysn w marszu. - Faktycznie tu mleko sprzedaj? - A niby co? - burknem, spojrzawszy na dug kolejk. - W Forcie s krowy? - A po co? Przywieli z jakiego chutoru - wyjaniem. - A mogli te po prostu z Lukowa. - Napiabym si takiego prosto od krowy - rozmarzya si dziewczyna. - Ja jestem chopak z miasta i zupenie nie rozumiem waszych wiejskich obyczajw - umiechnem si i odwrciem szybko. Co przycigno moj uwag. Kolejka, wkurzona sprzedawczyni, zblazowany druynnik, bogo taplajcy si w kauy pun i drugi przylepiony do potu. Nie to. Sprzedajcy pieroki kulawy staruszek, Chiczyk oferujcy rne drobiazgi rozoone na ziemi, przygldajcy mu si ponuro chopak w kurtce z wyszytym koem zbatym. Te nie to. Uspokoiem si nieco, ale w tym momencie zobaczyem stojcego nieopodal beczki starszego mczyzn, ktrego twarz w promieniach porannego soca wydawaa si cokolwiek niebieskawa. Od razu wida, e przyjezdny: krtka kurtka z futrem na zewntrz, przy pasie dugi tasak, wysokie buty. Z szyi zwisa mu na grubym acuchu amulet w ksztacie wpisanej w okrg omioramiennej gwiazdy. Nie, to nie o niego chodzio. Czyby mi si przywidziao? Ale przecie poczuem na sobie wyranie czyje spojrzenie. Jest! Opalony go kuca, zawizujc sznurwk. Jak mu tam? Kosta? Przypadkiem si ten komunard tutaj napatoczy, czy celowo? Kosta zawiza but i nie patrzc w moj stron, ustawi si w kolejce. - Co z tob, pisz? - Wiera pocigna mnie za rkaw. - Chodmy. - Tak - zgodziem si - chodmy. Czego mgby chcie komunard? A moe to faktycznie przypadkowe spotkanie? Ju to widz! Prdzej rak zacznie piewa ni ten go kupi z samego rana mleko. Miaem nadziej, e nie natkn si na nikogo wicej z jego organizacji. Doszlimy do koca prospektu i skrcilimy w stron punktu kontrolnego, kiedy dolecia nas ryk tumu. Od czasu do czasu rozlegay si goniejsze niewyrane okrzyki i szczekanie gonikw. Mityng jaki, czy co? - Ej, panie szanowny, co si dzieje? - zawoaem do chopa pchajcego przed sob wzek z pudem od lodwki. Machn tylko rk i zakl paskudnie. Postanowiem da sobie z nim spokj, poprawiem wrzynajce si w ramiona paski plecaka i przyspieszyem kroku. Zaraz sami wszystko sobie obejrzymy, do posterunku zostao ze sto pidziesit metrw. Zobaczymy od razu, czy dowdztwo jest ju na miejscu. Ale sytuacja zacza si

wyjania wczeniej ni mylaem. Na rogu stao dziesiciu onierzy si prewencyjnych komendantury w penym rynsztunku - hemach z podniesionymi na razie zasonami, kamizelkach kuloodpornych, z wysokimi tarczami o wizjerach ze szka pancernego, pakami teleskopowymi, rdkami zawiacza i Zapomnienia, krtkimi pistoletami maszynowymi. Po drugiej stronie ulicy na chodniku zaparkowa autobus Druyny z oknami zabezpieczonymi pytami sklejki. Dookoa pojazdu wymalowano niebieski pas. Dwch funkcjonariuszy dla zabicia czasu obszukiwao pijanego czy te napanego faceta. Ten krci gow z tpym wyrazem twarzy i nijak nie mg zrozumie, czego od niego chc. - Co si dzieje? - spytaa zaniepokojona Wiera. - Zaraz sami zobaczymy - westchnem ciko, czujc, e nic dobrego nas z przodu nie czeka. Rzeczywicie - stoczeni na placu rozcigajcym si midzy budynkiem komendantury a punktem kontrolnym zaliczali si do kategorii istot, o ktrych miao mona powiedzie: Oby oczy moje nigdy tego nie ujrzay. Duga kolejka oczekujcych na wyjcie z Fortu zajmowaa przestrze po prawej stronie, szczliwcy, ktrzy zdoali wej do rodka przemykali po lewej, a na rodku onierze Druyny i Garnizonu pilnowali grupy dwustu, moe nawet trzystu ludzi. A dokadniej nie tyle ludzi, co odmiecw. Od razu rzucay si w oczy powykrzywiane sylwetki, okaleczone twarze, nienaturalnie kanciaste ruchy, sczce si ropniaki, powykrcane stawy i koczyny. Na dodatek skandowali hasa: My te jestemy ludmi!, Pozwlcie nam y!, Nie jestemy niczemu winni!. Oprcz tego nad tumem powieway kartki z napisami w rodzaju: Nie rujnujcie naszego domu, Nasz dom naszym yciem czy NIE dla ludobjstwa. Zgromadzonych otaczay z trzech stron elazne potki, zrobiono jedynie przejcie dla tych, ktrzy opuszczali plac w stron Prospektu Tierieszkowej. Z ca pewnoci odmiecy mogliby bez trudu roznie w drobny mak takie zabezpieczenie, ale zaraz za nim stay szeregi druynnikw i onierzy Garnizonu, ktrzy tylko czekali na pretekst, aby wej do akcji. - Rozejdcie si! Wzywam was do natychmiastowego rozejcia! - dudni monotonnie przez megafon stojcy na balkonie oficer. - Manifestacja zostaa zorganizowana bez zgody Rady Miejskiej i uniemoliwia normalny ruch. Rozejdcie si, inaczej zostaniemy zmuszeni do uycia radykalnych rodkw. Radykalne rodki to rzecz bardzo prosta. A najpewniejszy rodek, znajdujcy si w dyspozycji si porzdkowych, to stare, dobre paowanie. Wikszo zgromadzonych wojakw ju miaa ochot z niego skorzysta, a szczeglnie ci z pierwszych rzdw. Tum odpowiedzia na wezwanie gwizdami. Najpierw spontanicznie, a potem w jednym rytmie odmiecy zaczli skandowa: Zostawcie nas w spokoju!, Zostawcie nas w spokoju!, Zostawcie nas w spokoju!. - Musimy si dosta do bramy. - Pokazaem blach stojcemu na kocu szeregu modszemu dowdcy Druyny i natychmiast podskoczy do nas ubrany w poszarpane palto odmieniec. - ZOSTAWCIE! - zarycza mi prosto w twarz. Skrzywiem si, kiedy owion mnie cuchncy oddech, woln rk lekko trciem go w przeronit szczk, a ten zaraz zwali si na ziemi. - NAS! - Przechodcie szybciej - pocign mnie za rkaw druynnik. Zaczlimy si przebija przez kolejk w stron wyjcia z miasta. - W SPOKOJU! Dotarlimy tu przed wejcie na punkt kontrolny. - ZOSTAWCIE! Rozejrzaem si, przytrzymaem Wier, ktra chciaa si przebi ku schodkom. - NAS! - Czemu go uderzye? - Dziewczyna przeoya torb do drugiej rki. - A co, miaem moe gocia pocaowa? - Teraz zobaczyem, dlaczego zrobia si taka wielka kolejka. Wpuszczali tylko troje ludzi naraz i to jeszcze w punkcie, w ktrym odprawia si tylko z rcznym bagaem. Co w takim razie musiao dzia si na bramie? - W SPOKOJU! Trzeba znale naszych i razem si zebra. Tym bardziej e wszystkie potrzebne dokumenty mia Grisza. - ZOSTAWCIE! elazne drzwi uchyliy si, ale mczyzn, ktry chcia wej, wypchnito z powrotem.

O! Znaem doskonale t ysin! - W SPOKOJU! Napalm wyjrza zza drzwi, odszuka nas wzrokiem i zmacha rkami. Zabraem Wierze torb i przedzierajc si przez cinitych ludzi, zaczem przebija si do wyjcia. Z boku, nie przebierajc w rodkach, przedzierali si take Pierwszy i Drugi. - ZOSTAWCIE! Spotkalimy si na ganku, razem wtargnlimy do wartowni. elazne drzwi zatrzasny si ze zgrzytem i wrzaski od razu ucichy. Pewnie, e nie cakiem, ale teraz mona byo przynajmniej nie obawia si popkania bbenkw. - To wasi? - spyta stojcy przy wejciu inspektor przygldajcego nam si Chana. - Nasi. - Wszyscy ju? - Inspektor postawi cztery ptaszki w notesie. - Wszyscy. - Czerwony sektor. Poczekalnia. - Urzdnik podrapa si owkiem w nasad nosa, westchn, a potem rozkaza czekajcemu przy wejciu szeregowcowi. - Za minut wpucisz nastpnych. Stojcy po obu stronach drzwi wyjciowych onierze nawet nie drgnli, kiedy gono szczkn elektromagnetyczny zamek, a my zaczlimy przechodzi obok nich. Mogliby chocia drzwi przytrzyma, nieroby. W niewielkim pomieszczeniu ju nas oczekiwano. Dowdca warty sprawdzi zapiski, poczeka na kiwnicie gowy oddelegowanego na posterunek czarownika, zada, bymy podpisali si w dzienniku i kaza nas przepuci. Czekajcy po drugiej stronie kraty szeregowiec zgrzytn zasuw, otwierajc nam wyjcie na schody. Co to takiego ten czerwony sektor? W yciu tam nie byem. - Napalm, nie wiesz przypadkiem, dlaczego odmiecy tak si zbiesili? - spytaem, kiedy wchodzilimy na pitro. Powinna by jaka tego przyczyna, i to powana. Przecie nie zaczli nagle ni z tego, ni z owego podskakiwa z powodu kaca albo na haju. To bya starannie przygotowana akcja. - Liga zaproponowaa, eby ich wysiedli z Czarnego Kwadratu. - Lekko skaczcy po schodach piromanta wyprzedzi nas i zatrzyma si na ppitrze. - Dokd? - Wiera sprbowaa odebra mi torb, ale nie puciem. - Niewane dokd, byle dalej od Fortu. - Napalm zauway prby dziewczyny, wycign ku mnie rk - Siostrzyczki maj chrapk na ten teren. - Po co im to? Mao miejsca w Forcie? - Podaem mu torb. - Nawet w ich rewirze peno jest pustych domw. - Tyle e tamte budynki trzeba by wyremontowa. - Piromanta przepuci Chana przodem. - A w Getcie wszystko gotowe. Jest infrastruktura jak naley, w tydzie mona doprowadzi do normy sprawy obronnoci. - Ale jakim prawem chc wygna tych nieszcznikw? - rozgniewaa si Wiera. - To nieludzkie. - Przecie to nie ludzie tylko odmiecy - zamia si Pierwszy i od razu oberwa okciem pod ebra od Drugiego. - S takimi samymi ludmi, jak my! - Wczoraj znw gdzie podoyli bomb, elementy antyspoeczne, wic pada wanie taka propozycja. Napalm nie zwrci uwagi na polityczn poprawnie wypowied Wiery. - Liga nie popuci. Mwi, e siostry omawiaj jaki nowy projekt, zezwoliy nawet na maestwa nowicjuszek. W dodatku formuj oddzia z mczyzn najemnikw. - Jednego nie mog poj: jak udao im si przenikn z Getta a tutaj? - Wszedem zaraz za Chanem do jednego z pokoi. - Tam przecie kwarantanna, a przylazo ich ze dwustu albo lepiej. - Mwisz o odmiecach? Rozwalili mur w dwch miejscach. I tak dobr poow porzdkowi zdyli zatrzyma na Bulwarze Poudniowym - odpowiedzia Grigorij. Siedzia na stosie drewnianych skrzynek, obracajc w doniach pokany tasak. Obok niego stao kilka pude z grubego kartonu. Zrzuciem plecak na podog, z rozkosz wyprostowaem si. Ufff. A chrupno mi w krzyu. Niezbyt ciki baga, a jak w kociach amie. I piersi znw zaczy bole. Tak, odmiecy wszystko przewidzieli. Teraz o moliwych skutkach ich wysiedlenia zacznie myle i Zwizek Handlowy - tyle towarw czeka na wjazd przed bram! - i Druyna, dla ktrej takie incydenty s jak rnicie brzeszczotem po jajach. Problem tylko w tym, czy wadze nie uznaj jednak, e dobrze by byo rozwiza spraw raz na zawsze. Moe to przyj do gowy ojcom miasta, biorc pod uwag seri wybuchw. Chirurgia radykalna zakada, e jeli boli gowa, trzeba j odci.

Wszyscy powinni pamita, i ten rodzaj zabiegw nigdy nie by obcy wojewodzie. Jest wszak baza techniczna; krematorium moe pracowa okrg dob. - Do dziea. - Grigorij kocem noa rozpru karton. - Bierzcie elazne racje i idziemy. elazne racje - to bardzo dobrze. To znaczy, e nie wychodzimy z Fortu na jeden dzie. Bd mia czas zmy si po cichu. Czego jak czego, ale powrotu w planach absolutnie nie miaem. Kto by zreszt chcia wraca, wiedzc, e ma na niego zlecenie sam Leszy? Trzeba by mie le w gowie. Im prdzej wyjd za mury, tym lepiej. Ju w drodze do punktu przejciowego mao nie osiwiaem. Koniecznie, koniecznie musz spieprza z Fortu! Na szczcie to ju sprawa najbliszej przyszoci. Wszyscy dotarli, nikt si nie spni. Rzekbym nawet, e zgromadzilimy si w nadmiarze. Do oddziau zamierza si najwyraniej przyczy ten sam typ, ktry dwa dni wczeniej upolowa mnie razem z Piegowatym i Liniewem. - Wychodzie wczoraj ostatni z bazy? - Grigorij postawi na pododze otwarte pudo z puszkami tuszonki i podszed do mnie. - Wyszedem razem z Wier, a Ilja jeszcze zosta. - A co? - Nikt si nie pta w pobliu? - Grisza wskaza drzwi, wyszlimy na korytarz. - Na pewno nie. Co si stao? - Byo wamanie. Ilja oberwa w nog oowian os, teraz obija gruchy kijem w miejskiej klinice. - Kto si wama? - Oparem si o cian. Skoro Liniew y, to oznaczao, e napastnicy wrcz przeciwnie. W takich sprawach trzeciego wyjcia nie ma. - Kto by ich tam teraz rozpozna. Jednemu Ilja odstrzeli eb ze rutwki, drugiego spalio pole ochronne. Ale chopaki znali si na robocie. Profesjonalici. Zewntrzny system wyczyli w dwie sekundy. Ale to tylko midzy nami, dobra? - Jasne. - Chodmy. - Grisza otworzy drzwi, przepuci mnie przodem. - Bez nas pozostaych zjedz z kasz. - Piermiaka ze spk nie odszukali? - Odszukali. Tu przed przewiezieniem ich cia do krematorium. Wicej o nic nie pytaem. - A wy jestecie u nas szefem aprowizacji? - Dymitr, demonstracyjnie zaoywszy rce do tyu, podszed do tego, jak mu tam - wujka eni, ktry rozkada paczki z suchym prowiantem. - Ilja zachorowa, zastpuj go. Jestem Jewgienij Mielnikow, a tak po prostu wujek enia. - Idziecie z nami? - Tak. - enia otar pot z czoa, zdj wiatrwk i rzuci j na puste pudo. - Jako kto? - Byy brat nie mg si uspokoi. Czego si przypi do czowieka? - Jako obserwator - owiadczy Grigorij, zamykajc za sob drzwi. Mielnikow kiwn gow. - A! No to w porzdku. - Dymitr odwrci si, prbujc ukry pospny grymas. - Bierzcie arcie. - enia wpi mu si w plecy niedobrym spojrzeniem piwnych oczu. Dobrze, e tylko popatrzy. Na sto procent rka mu skoczya do kabury. Wygarnby w plecy i odpadoby jedno zmartwienie. Mgby te zarn noem, eby mie cakowit pewno. - Mamy przydzia konserw, byskawicznego makaronu, kluski, herbat, ciastka owsiane, ser, szynk konserwow, cukier. Oprcz tego kademu naley si ptora litra oczyszczonej wody, sto gram alkoholu etylowego i p tabliczki czekolady. - Wydacie spirytus? - zainteresowa si Napalm. - Spirytus znajduje si pod moj opiek - uci Mielnikow. - Co z medykamentami? - Z arciem wiadomo: jak by co, zawsze si jakie zdobdzie, ale w razie komplikacji bez lekw moe by krucho. - Dostarczono nam standardowy may zestaw Patrolu. - Siergiej Michajowicz zajrza do swojej torby. A jako uzupenienie zabraem dziesi dawek Nirwany - to rodek znieczulajcy - wit wod, dwa opakowania Kropel rosy i zioowy pakiet do usuwania z organizmu osadw. To na wypadek, gdyby to magicznej energii byo zbyt due. Myl, e o niczym nie zapomniaem. A moe wy, Sopel, co jeszcze doradzicie? - Faktycznie wzilicie wszystko. Ekomag zosta zrobiony na bazie srebra czy z domieszk zota? - Na srebrze. - Znakomicie. - Czy co jeszcze? Kiedy przygotowaniami do rajdu zajmuj si teoretycy, mona spodziewa si niespodzianek. - Szczepionki na czarn niemoc, wiedmow chorob i taniec szamanw wszyscy dostali?

- Wedug kart medycznych, tak. Na pezajc ple te, z wyjtkiem Chana, bo jest uczulony na preparat. - Moe by - kiwnem gow. - Oprcz Pierwszego i Drugiego, wszyscy s naleycie uodpornieni na magiczne promieniowanie? - Wszyscy - przytakn Grigorij, odgarniajc wosy z oczu. Spojrza na zegarek. - U mnie odprowadzanie energii jest nieco poniej normy, ale przez par dni nic si nie powinno sta. - Jak wasze tatuae? - Spojrzaem na bliniakw, ktrzy pakowali racje do plecakw. - W porzo, tylko troch swdzi - odpar Pierwszy. - A ja swoich ju nawet nie czuj - Drugi potar szyj, spojrza w zadumie na czarownika. Doktorze, ma pan spirytus lekarski? Nie potrzebuj duo. - Przecie nie pijesz - zdziwiem si. - Tylko do przetarcia, dla dezynfekcji. - Cienk warstw - zakpi Napalm. - Powiedz, o co chodzi - zaproponowa Chan. - Jeli o co chodzi, to ebycie pobrali racje - przypomnia si Mielnikow. - Sopel, odpowiadasz za bezpieczestwo marszu - oznajmi Grisza. - Moesz powiedzie co o gwnych punktach podry? - Idziemy do Rudnego? - Zamyliem si i zaczem wpycha do torby swoj dol. Dziwne, e daj a tyle arcia. W zasadzie moglibymy przecie obrci w jeden dzie. - No, a do rozwidlenia na chutor Padziernikowy, czyli przez jakie dwie trzecie drogi, nie ma si czego obawia. Poza tym mamy lato. I ludzie tam stale jed. A dalej. Co dalej? Sporo tego. Wprawdzie w porwnaniu z zimowymi wyprawami t mona uzna za rekreacyjny spacerek, byo jednak pewne mae ale: w caym oddziale, poza mn, nikt nie mia pojcia, co moe si zdarzy za murami miasta. Czowiek dowiadczony wie doskonale, na czym mona si sparzy, ale wtocz tak wiedz w pi minut do gowy zupenemu dyletantowi! Wszystko jedno, nigdy nie mona zgadn, co strzeli do ba nowicjuszowi, a na co naleaoby mu zwrci szczegln uwag. - Dalej... Patrzcie uwanie pod nogi. W zacienionych miejscach mona trafi na palc ple. Jak si przyczepi, zanim zdymy wrci do Fortu, przere miso do koci. - Jak ona wyglda? - zapyta Napalm. - Ciemnoniebieski nalot na kamieniach i betonie. W pochmurny dzie trudno j w ogle zauway. Zanim wic gdzie usidziecie, rozejrzyjcie si uwanie. A najlepiej podcie cokolwiek pod tyek. - Kaplica - westchna cichutko Wiera. - Niczego nie zrywajcie z drzew i w ogle trzymajcie si od nich z daleka. Normalnych owocw jeszcze nie ma, za wczenie, a jakie z tych rosncych na Pnocy mona je i tak nie wiecie. Zjecie takiego grzyba-sporowika. Wyglda jak zwyka liwka. Zerwiecie i bdziecie pniej y, owszem, ale ju w Getcie. - To ju lepiej od razu zdechn - mrukn Pierwszy. - Wanie, wanie. Zanim cokolwiek zrobicie, wpierw pomylcie. Do czego mog doprowadzi nieprzemylane postpki, sami niedawno widzielicie. Z uwag spojrzaem na obecnych. Wszyscy byli przejci. - Pomioty mrozu zniky do nastpnej zimy, nieumarych te nie trzeba si obawia. Noc, jak sdz, Siergiej Michajowicz obroni nas przed rnymi paskudztwami. Zwierzta s w tej chwili spokojne, bo eru maj w brd. - Zapomniaem powiedzie przedtem, e do Rudnego bdziemy dochodzi okrn drog - przerwa mi Grigorij. - W takim razie powtrz: patrzcie pod nogi. Nory lodowych wy znajduj si gwnie w wwozach. Tam, gdzie latem schroniy si poczwarki nienych czerwi ziemia wyglda jak zaorana. Zwracajcie uwag na rozsypiska maych kosteczek, takie miejsca omijajcie szerokim ukiem. Od kau i innych zbiornikw wodnych trzymajcie si jak najdalej. - To moe od razu si zastrzelimy? - rzuci Chan kiepski art. - Tyle tam okropnoci, tyle strasznych rzeczy. - Kady zrobi jak zechce, ale radzibym nie strzela, a powiesi si. Trzeba oszczdza naboje dla innych - odparem. - A teraz, co do Rudnego: w osiedlu jest peno szczurowcw. Te bestie osigaj rozmiar maego psa. Stado zere czowieka w pi sekund. Uwaajcie na nie. A na drodze okrnej mamy to, co zazwyczaj: bursztynowe pajki, kikimory, na podmokych terenach bagienne wilkoaki. Ale za dnia raczej trudno je spotka. - A bandyci? - spyta wujek enia, ktry skoczy rozdziela prowiant. - Bandyci? - zdziwio mnie to pytanie. - Bandytw naley si obawia w pierwszym rzdzie. W

Rudnym mona ich spotka na pewno. Nie tracie czujnoci, nie rozluniajcie si. - Akurat da si rad rozluni - westchn Napalm ze smutkiem. - Czas ju. Zbierajcie manatki i do wyjcia - zarzdzi Grisza. Chwyci torb, wyszed z pomieszczenia, a my ruszylimy za nim. Zeszlimy na parter, przemierzylimy znajomy hall i weszlimy w korytarz prowadzcy do pokoju nadzoru. Przed nami czekao na swoj kolej dziesiciu chopakw, myliwych, sdzc z wyposaenia. Mieli maskujce kurtki, wysokie buty, niezbyt due plecaki, kusze, strzelby i uki, a przy pasach topory i noe. Wida byo, e nudzili si okrutnie, ale milczeli. Mogli czeka tu nawet i dwie godziny, zdyli si nagada. - Kto na obaw? - Z pomieszczenia nadzoru wyjrza zaywny sierant, zerkn do notesu. - Z licencjami przechodzi pojedynczo. Myliwi zaszelecili papierami, ustawiajc si wok sieranta. - Pojedynczo. Powiedziaem pojedynczo! - zamacha rkami podoficer. - Tyle problemw, eby wyj z Fortu - powiedziaa Wiera. - Naprawd nie mona szybciej? - Oglna odprawa odbywa si przy bramie - westchn Piegowaty. - To wyjcie jest dla grup specjalnych. Zazwyczaj nikogo tutaj nie ma. - Odmiecy pokrzyowali nam troch szyki - wujek enia rozoy rce. - Na pewno przerzucono tutaj ludzi z arsenau. - Jakie to wszystko skomplikowane - westchna dziewczyna. Sierant skoczy wreszcie z myliwymi. - Co to za obawa? - spyta Grigorij, podajc dyurnemu dokumenty naszej grupy. - Starosta Padziernikowego daje dwie setki za gow wilka ludojada. - Sierant zacz przeglda papiery. - Druyna? Przechodcie do pokoju nadzoru. - Wilkoak? - Grisza sykn na kccych si o co bliniakw. - Nie. I mwi, e zosta postrzelony. Weszlimy do pomieszczenia nadzoru: ciany bez okien, dugie stoy z plamami smaru na podrapanych blatach, odgrodzona szkem pancernym dyurka czarownika. Magiczna lampa wiecia pod sufitem agodnym blaskiem. Na cianach wisiay fotografie i portrety pamiciowe ciganych, z wyliczeniem znakw szczeglnych, krtkiej listy przestpstw i ceny za gow. Bez specjalnego zdziwienia dostrzegem zdjcie Sztoca. Ale mordy Siomy Dwa Noe, chocia wypatrywaem, jako nie mogem odnale. Specjalne miejsce wyznaczono Leszemu: na karcie formatu A3 zostay zamieszczone wszystkie informacje o najemnym mordercy. Do skpo tego byo, co warto podkreli. A zajmowao tyle miejsca, bo wszystko wypisano bardzo du czcionk. Wzrost okoo metr dziewidziesit, rozmiar obuwia czterdzieci pi, utyka na lew nog. Ot, i wszystko. Najwyraniej wyczytali te cenne wiadomoci, korzystajc ze ladw na niegu. Nie byo nawet zwyczajnego rysopisu. To te zrozumiae: ten go nie mia zwyczaju zostawia wiadkw. Nawet najlepsze media nie potrafiy wycign z ofiar nic konkretnego. Dwch technikw zajo si nasz broni, a poniewa nie byo na niej plomb, procedura trwaa nie wicej ni dziesi minut. Przez cay ten czas mody czarownik wpatrywa si uwanie w krysztaow kul, powtarzajc gorliwie zaklcia skanujce. Na koniec z ulg odchyli si na oparcie krzesa, wytar z czoa krople potu i nacisn guzik odblokowujcy drzwi. - Przechodcie - dolecia z opancerzonej klatki zmczony gos. Wyszlimy. - Witaj, zotko. - Grigorij umiechn si do siedzcej przy komputerze jasnowosej dziewczyny. Pooy przed sob list. - Nie zmarniaa mi tutaj jeszcze do szcztu? Jak to jest, odactwo pewnie nie daje nawet spokojnie przej. Dwch wartownikw siedzcych przy drzwiach wyjciowych wymienio spojrzenia, a potem wlepio grony wzrok w mwicego. - Cze, Piegusku. Czemu ty tak o tych chopaczkach? Ostatnio siedz cichutko jak trusie. - Dyurna najwyraniej ucieszya si na widok Griszy. - Na dugo wychodzicie? - Nie martw si, niebawem wracamy. Nie planuj nic na sobot. - Z tego powodu na pewno nie zamierzam si martwi. Jak by co, zawsze znajd sobie jakie towarzystwo, nie musisz si niepokoi. - Dziewczyna zastukaa palcami w klawisze. - O, gratuluj, jeden z twojego oddziau jest cigany. Wzywamy stra? onierze Garnizonu nie od razu pojli, e to nie by dowcip, ale kiedy to do nich dotaro, poderwali si z miejsc zadowoleni, gotowi pokaza, co potrafi odactwo. - Nie trzeba stranikw, nie trzeba - z miejsca spowania Grigorij. - Kto i za co? - Zaraz zobaczymy list goczy Patrolu. Samowolne porzucenie suby...

- To ja. - Wyjem z kieszeni otrzymane od Ilji dokumenty, podaem je Piegowatemu. - Aha - odetchn z ulg. - Masz tam dat? Trzydziestego? Zobacz, rozkaz przeniesienia jest od dwudziestego dziewitego. Podpis Gelmana, podpis Pierowa... - Sam pewnie to sobie narysowae? - Dziewczyna pucia do mnie oko. - Sprawd w bazie danych - podpowiedzia Grisza. - Jest taki rozkaz. - Jasnowosa spojrzaa na ekran, zamylia si. - Ale dlaczego Patrol wystawi nakaz cigania? - A skd ja mam to wiedzie? - Grigorij rozoy rce. - A kto ma wiedzie? Lepiej poprosz tutaj wart. - Daj spokj, zotko. Jak wrcimy, sam wszystko zaatwi. Teraz nie ma na to czasu. - Dobra, przechodcie. - Zotko zwrcio dokumenty. - Ale nastpnym razem nie przepuszcz, nie myl sobie. - Oczywicie. - Grisza odda mi papiery, wskaza wyjcie. Jeden ze stranikw wystuka kod i z trudem otworzy masywne skrzydo drzwi. Za nimi cign si dugi korytarz o cianach z surowej, czerwonej cegy. Koczy si elazn bramk. - W dodatku dezerter - westchn idcy z tyu Chan. - Co znaczy w dodatku? - zatrzymaem si i odwrciem. - Do kogo ta aluzja? - Sam powiniene wiedzie najlepiej. - Chan umiechn si kwano, przechodzc dalej. - Czego si go czepiasz? - osadzia mnie Wiera. Nie ruszaj gwna, bo bdzie mierdziao. - A kto go rusza? - burknem. Ale jak ju to zrobi, zapachnie w try miga. Latem trupy szybko ulegaj rozkadowi. - Szlag! - Pierwszy, ktry dotar ju do koca korytarza, chwyci si za szyj. - Co za cholerstwo? Parzy jak diabli! - To nic takiego - uspokoi go Siergiej Michajowicz. - Jestemy teraz skanowani, wic zaklcie tatuau wpado w rezonans. - A u ciebie jak? - Pierwszy spojrza na brata. Pali? - Nie, swdzi tylko. Poczekalimy, a drzwi si otworz, przeszlimy przez nastpny pokj strzeony przez onierzy Garnizonu. Pkajcy z nudw czarownik nawet na nas nie spojrza. Wyszlimy na zewntrz. Wszystko. Mury zostay za plecami. Witaj, wolnoci! Brama miejska znajdowaa si jakie siedemdziesit metrw lewej. Sdzc po stoczonych furmankach i ptajcych si ludziach, problemy z przepustowoci nie zostay jak do tej pory rozwizane. Czyby jeszcze nie rozegnali manifestacji? - Poczekajcie na nas przy namiotach - poleci Grisza, wskazujc placyk targowy dwiecie krokw dalej. Siergieju Michajowiczu, pjdziecie z nami. - Daleko? - Nie, musimy zaatwi kilka formalnoci. Piegowaty, wujek enia i czarownik ruszyli ku miejskiej bramie. My przenielimy rzeczy pod namioty, a bliniacy od razu zaczli azi midzy kramami. Napalm posta troch, a potem zapali papierosa i take znikn wrd straganw. Popatrzyem na skwaszon fizjonomi Chana i zaproponowaem Wierze: - Chod, moe kupimy co do jedzenia. - Zaraz moe wrci Grigorij - pokrcia gow i zachichotaa. - Piegusek. - A ja si przejd. Wzi co dla ciebie? - Nie, dziki. Postawiem torb obok plecaka dziewczyny, na wierzch pooyem karabin, a potem poszedem popatrze, co dzieje si pod bram. Moe uda si zdoby jakie poyteczne wiadomoci? Po targowisku krcio si o wiele wicej ludzi ni zazwyczaj. To cakiem zrozumiae - czekajcy musieli co je, a take jako si rozerwa. A furmanek zjechao si, e ho-ho. Wkrtce miaem do panujcego cisku, poszedem wic w kierunku bramy. Wozy ustawiy si w dug kolejk, midzy nimi snuli si rnej maci handlarze, ale kupcw i ochroniarzy w tej chwili ich oferta zupenie nie interesowaa. Chcieli koniecznie do Fortu, wszyscy skupieni, czujni. Patrze tylko, jak dojdzie do mordobicia. Sprbuje si tylko kto wepchn na krzywy ryj i gotowe. Ale na razie samobjcw, jak wida, nie byo. - Arkasza! - zawoaem, dostrzegszy rumian gb Demina, ktry kupowa w kramie spoywczym chleb i wino. - Jak si masz? - Ludzie, trzymajcie mnie! - ucieszy si Demin, zgniatajc moj do w wielkiej apie. - Sopel, co si tam u was w rodku dzieje?

- Odmiecy si burz. - No to si doczekalimy. Co, zaczli ich wypuszcza z Getta? - Przedarli si. - Idiotyzm. Przez tych baznw uciekaj teraz pienidze. - Ale przecie nie twoje - umiechnem si. - Jak to nie moje? Wiesz, ile dzisiaj kosztuje bochenek chleba? - Daj ju spokj, nie zbiedniejesz. - Pocignem Arkasz za rkaw rozpitego pkouszka. - Co ty, wracasz z bieguna pnocnego? - Id do diaba. Kiedy wyjedalimy w nocy, to tak mrozio, e matko jedyna. - Demin kilka razy strzepn po koucha, eby si ochodzi. - A teraz wozu nie zostawi samego, bo si kto wepchnie. Jak si tylko odwrcisz, zaraz si wciskaj. Swoocze. - Ugotujesz si. - Ugotuj. A co mam zrobi? - Poprawi sterczc z kieszeni szyjk butelki. - Nie mog zupenie zrozumie odmiecw. Dlaczego nie siedz w Getcie? Maj tam co pi i je, pracowa nie musz, wszystko na pastwowy rachunek. To nie, wya. Faktycznie to odmiecy. - Chc ich wygna z Getta. - A to jaka senatorska gowa wydumaa? - Liga. - To ju baby ocipiay ze szcztem. - Od strony straganu z misem podszed do nas facet nieco chudszy od Arkaszy. A moe i nie chudszy tylko po prostu troch wyszy. W rku trzyma wdzone udo. - Cze. - Cze - ucisnem wycignit do. Na pewno widziaem ju te ostre rysy i szczup twarz, ale nie pamitaem imienia. - Nie gadaj, Misza. To polityka - nie zgodzi si Demin. - Wzie sl? - Po choler? - Nie po choler, tylko trzeba. - Arkasza wyj plastikowy pojemnik, otworzy i woy do chleb. Moe uda si ugotowa co gorcego. - Nie rozumiem, wszyscy si krztaj, podniecaj, a wy chcecie obiad robi? - Wskazaem na panujcy pod bram tok. - Wojna wojn, a obiad si naley. - Misza dorzuci udo do pojemnika. - Wzie wino? - Wziem. - Demin poklepa sterczc z kieszeni szyjk. - A nie leziemy pod bram, bo i tak dzisiaj nie damy rady wej. Spnilimy si. - Skd jedziecie? - Z Siewieroreczeska. Przytargalimy papierosy dla Trofima. Chcesz, mog zorganizowa spor parti. - Typu przesuszy i zmieli? - umiechnem si. - Bierzecie od zwiadowcw? - A od kogo niby innego? Od przekupniw dostaniesz za potrjn cen. - Nie ma przecie adnych zwiadowcw - owiadczy nagle Misza. - Tylko nie zacznij znw wykada swoich chorych idei! - zacz baga Arkasza, udajc przeraenie. - Dlaczego chorych? - Misza nie zauway artu. - Powiedzcie sami, dlaczego do Siewieroreczeska trafia tyle arcia? Co, specjalnie do nich z tamtej strony id fury wyadowane towarem? Eszelonami im ywno dostarczaj? - U nich granice s mniej stabilne - powiedzia bardzo spokojnie Demin. - Jakie niby granice? To wszystko to tylko jeden wielki eksperyment! - Co wszystko? - nie zrozumiaem. Miaem swoje zdanie na temat tych, ktrzy dostarczaj ywno w rejon Przygranicza, ale bardzo interesujce byo pozna te opinie innych. - Jasne! Przylecieli obcy i przerzucili nas tutaj - zachichota Arkasza. - Jacy znowu obcy? Przygranicze, to eksperyment kagiebowcw. Wydzielili kawaek Syberii, wrzucili nas tutaj jako krliki dowiadczalne i obserwuj. Aebymy zbyt wczenie nie zdechli z godu, podkarmiaj. W Siewieroreczesku zorganizowali odpowiednie urzdy, przyuczaj ludzi i oni wanie organizuj dostawy. - Wiesz, jeli spojrze na sytuacj z takiego punktu widzenia, to co w tym jest - zamyli si Demin na chwil, po czym znw zara Miszy prosto w twarz.- To bzdury! A gdyby nawet taki urzd powsta, to raczej w Miecie. - Gwno! - podniecony Michai zamacha rkami, o mao nie zawadzajc palcami o twarz rozmwcy. Powiedz, co tak waciwie wiesz o Siewieroreczesku? Nic nie wiesz! Tam jest parlament

i rne frakcje: kozacy, przemysowcy, zwiadowcy... Tak si nie da, rozumiesz?! W naszych warunkach demokracja nie funkcjonuje! To znaczy, e kto tam siedzi w cieniu i pociga za sznurki. Cholera, przecie prociej dosta si do Miasta, chocia jestemy z nimi na noe. Z Siewieroreczeska wszystkich imigrantw zaraz wywalaj. - Wci si kcicie? - Podszed do nas mczyzna koo czterdziestki w lekkiej brezentowej kurtce. Taki zwyczajny go - spotkasz na ulicy, nawet nie zwrcisz uwagi, ale Misza natychmiast si zamkn. - Nie, to Misza si kci, a ja tylko sucham. - Arkasza schowa za plecy rk z pojemnikiem. - To co, ory, zapraszam do taboru. - Dobrze, Piotrze Iwanowiczu - kiwn gow Demin. Poegnali si ze mn i poszli do wozu. Jeszcze par minut przygldaem si chaosowi pod bram, potem przeniosem spojrzenie na niebo. Dlaczego tracimy czas? - <I> Zbirka. Ruszamy za pi minut <D> rozleg si gos Grigorija. Niech to jasny gwint, przestraszyem si. Nie mogem si przyzwyczai do dziaania amuletu. Wszedem midzy namioty, wypatrujc towarzyszy. S! - Sopel! - zamachaa rkami Wiera. Stanem jak wryty. Rozmawiajcy z Chanem szczupy mczyzna, ubrany w lun skrzan kurtk, szare spodnie i wysoko sznurowane buty, take mnie zauway. Znaem tego czowieka doskonale: prosty nos, krtkie ciemne wosy z rzadk siwizn, na policzku charakterystyczne, przecinajce si szramy. Krzy. Krzy? A ten czego tutaj szuka? Jak nic chodzi mu o moj skromn osob i sdzc po chmurnym spojrzeniu, nie mog si spodziewa niczego dobrego. Skierowa si wprost do mnie, przytrzymujc pochw dugiej szabli. Dwch patrolowych z kompanii dalekiego zwiadu szo za nim rwno jak jeden organizm. mierdzca sprawa. - Idziemy. - Krzy zatrzyma si trzy kroki przede mn, a patrolowi wycelowali we mnie automaty. - Dokd? - Z trudem przeknem lin. Grdyka drgna zdradziecko, co nie uszo uwagi dawnego mojego dowdcy. e te zostawiem karabin. Jak by co, nie zd wydoby pistoletu. Ale i z dug broni w takiej sytuacji nie miabym wikszych szans. - Gdzie trzeba, Sopel, gdzie trzeba. - Uwanie obejrza mnie od stp od gw, westchn ciko. Jeste aresztowany pod zarzutem dezercji. Rce trzymaj z daleka od noa. - A czemu tak rozkazujesz, wujaszku? - Skde pojawi si Pierwszy. Drugi wyszed zza namiotu po przeciwnej stronie. Wok nas nagle zrobio si cakiem pusto. Kupujcy, czujc wiszce w powietrzu napicie, czym prdzej oddalili si od naszej grupki. Patrolowi natychmiast zareagowali na pojawienie si uzbrojonych ludzi, skierowali na nich lufy. W odrnieniu od nich, Krzy pozosta zupenie nieporuszony. - Potrzebne ci to? - zapyta. - Poczekajcie moment - poprosiem, nie wypuszczajc z doni rkojeci noa. Bijatyka nie bya nikomu potrzebna. Szczeglnie w takich warunkach. A niezalenie od rozwoju wypadkw, to ja miaem w pierwszej kolejnoci otrzyma bilet na tamten wiat. - To dowdca mojego byego oddziau. Myl, e zaszo tutaj mae nieporozumienie, ktre zaraz sobie wyjanimy. - Czyby? - zdziwi si szczerze Krzy. - Oczywicie. - Nie odrywajc od niego oczu, lew rk wyjem z kieszeni dokumenty, rzuciem w jego stron. - Rozkaz przeniesienia. - Zabawne. - Umiechn si samymi kcikami warg. - Ale to nie rozwizuje kwestii zwrotu otrzymanych z magazynu rzeczy na sum dziewiciuset rubli. Rzuci papiery z powrotem. Upady na ziemi krok ode mnie. Mgbym je podnie z atwoci, ale wolaem nie prbowa: wiedziaem, e jak tylko odwrc wzrok, w mojej gowie pojawi si maleka dziurka, ktra rozwie wszystkie kwestie i problemy na tym wiecie. - Jeli jeszcze do was nie dotaro. - Chan podszed, pokaza blach. - Druyna. - Co z tego? - Krzy nawet na niego nie spojrza. - Wanie to. Idcie sobie po dobroci. - Chan pooy rk na rozpitej kaburze z pistoletem. Zaraz si zacznie. Odetchnem gboko, uspokajajc nerwy, rozluniem minie. Chan nie powinien bra si za spluw. A jeli ju, to nie za pistolet, lecz automat. - A ty, Sopel, dlaczego nic nie mwisz? Wylemy tych chystkw do diaba - odezwa si nagle Dymitr, krcc n midzy palcami. Zaraz poleje si czyja krew.

- Co tu si dzieje? - Grigorij pojawi si w por jak nigdy. Towarzyszcy mu Mielnikow i Jatin rozeszli si w rne strony. Wujek enia wyj dziurkacz, czarownik przecign palcami po zrobionych ze szlachetnych kamieni guzikach kurtki. Zamigotay. - Dokonujemy aresztowania - Krzy rozpocz negocjacje, oceniwszy nasz przewag liczebn oraz fakt pojawienia si czarownika. - Na podstawie nakazu wydanego... - Na podstawie tego dokumentu - Grisza spokojnie podnis lecy na ziemi papier - Sopel zosta odkomenderowany do Druyny. Kiedy zostanie przeniesiony z powrotem do Patrolu, bdziecie dziaa dalej. Rozmowa skoczona. - Zadziaamy na pewno. - Krzy machn na onierzy i poszed w stron Fortu. Z ulg zaczem znw oddycha normalnie, wytarem spocon twarz i odebraem od Griszy dokumenty. - Czego tak si przestraszy? - Pierwszy klepn mnie w rami. - Ich byo tylko trzech. Dostaliby upnia. - Potem ci opowiem, kto by naprawd oberwa. - Pokrciem gow. Chtnie bym si czego napi. Trzeba by chocia wody ykn, bo w gardle istna pustynia. - Niektre problemy masz ju z gowy - wycedzi Chan i poszed ku pozostawionym pod opiek Wiery rzeczom. No i odbi si na mnie wyskok Maksa. Wpadem na dziewi setek i chocia na niego wziem fantw wicej ni za poow tej sumy, wszystkim obciyli mnie. Dobra, niech go ju Bg osdzi. Nie sdcie, a nie bdziecie sdzeni. Podszedem do swojej torby, wyjem wod i pocignem kilka dugich ykw. Ulyo. Powinienem jeszcze wydoby bandan, bo soce niele ju zaczo przypieka ysin. - Chwila! - Siergiej Michajowicz wyj z bagau dwie drewniane kule wielkoci duych mandarynek i zacz si nam przypatrywa. - Drugi i Chan, wecie. - Co to jest? - Bliniak podrzuci kul w rku. - ARIP. - Aha, tak sobie myl, e dawno si nie bawilimy ARIP-ami. - Drugi popatrzy na czarownika wyzywajco. - Asynchroniczo-rezonansowy impulsowy pochaniacz energii na bazie krystalicznej - sprbowa wyjani Jatin. - A prociej? - Pierwszy wzi kul, eby si jej przyjrze. - Jeli prociej to granat. Strefa raenia - dziesi metrw. Likwiduje wszystko co yje. Pierwszy natychmiast odda kul bratu. - eby aktywowa, naley przyoy kciuk do tego kwadratu - tumaczy Siergiej Michajowicz, wskazujc ledwie widoczn pytk - wdusi go a rozlegnie si cichy trzask. - Kciuk? - spyta Pierwszy. - Ale jaki kciuk? - Rki. - Lewej, prawej? - Nieistotne. Najwaniejsze, eby cisn nie paznokciem, a opuszkiem - odpar bardzo spokojnie czarownik. Co za pokaz cierpliwoci! Od razu wida, e mia sporo do czynienia ze suchaczami Gimnazjonu. - Zapon nastpi po piciu sekundach od aktywacji. To wszystko. - Dupy w troki i idziemy - rozkaza Grigorij, poprawiajc paski plecaka. Zarzuciem torb na rami i poszedem obok czarownika, zerkajc na jego kurtk. - Chcecie o co zapyta? - Jatin zauway moje zainteresowanie. - To wszystko kamienie? - wskazaem guziki. Pierwszy raz spotkaem czarownika, ktry przedkada kamyki nad koci i drewno. Nie macie te kul jasnowidzenia. - To wszystko wynika ze skostnienia i lenistwa - umiechn si smutno. - Prociej jest pracowa z materiaem organicznym. e ma mniejsz pojemno, mao komu przeszkadza. Kluczowym tutaj sowem jest prociej. - Rozumiem - kiwnem gow. - A wiecie, czemu? - Siergiej Michajowicz nie by zdziwiony, e orientuj si w temacie. - Materia organiczny zawiera mniejsze komrki energetyczne. W kamieniach s wiksze, w przestrze midzy nimi wcieka o wiele wicej energii. Dla magw i czarodziejw to nie jest najwaniejsze, a czarownicy... Znowu kiwnem gow, chocia rozumiaem teraz o wiele mniej ni na pocztku rozmowy. - Dla czarownikw wielko straty energetycznej jest spraw krytyczn. Dlatego mam zwyczaj wlewa przy jednym seansie dwa niezalene zaklcia. Pierwsze, autonomiczne, wypenia przestrze, a drugie, zwyczajne, wchodzi w stref poddajc si kontroli. Standardowy artefakt nie wykorzystuje

rozsianej po kamieniu energii, za to dziki podwjnemu adunkowi moc wyjciowa wzrasta nawet o siedemdziesit procent. - To nie jest tylko czysta teoria? - To praktyka. - Jatin umiechn si, ale wci bez ladu radoci. - Ale przy nakadaniu podwjnych czarw podczas jednego seansu, eby nie doprowadzi do konfliktu pl, trzeba wykaza due umiejtnoci. To bardzo delikatna robota. Wikszo czarownikw po prostu si do tego nie nadaje, a ci, ktrzy mogliby tak robi, nie chc si uczy. Dobrze im z tym, co maj. Oczywicie, doskonale wiedziaem, do kogo pije. Ciekawe, czy Bergman nie chce, czy nie moe? Mia racj Jean, kiedy mwi o skostnieniu i odsiewie w Gimnazjonie. Kto nie przystaje do standardw, lduje na ulicy. Minli nas czterej rowerzyci z wielkimi plecakami przymocowanymi do baganikw. Chopcy o wygldzie sportowcw rwnomiernie krcili pedaami. W pokrowcach na plecach mieli karabiny, a moe i uki. Albo myliwi, albo inni ludzie wolnej profesji. Dobrze im przemieszcza si na koach, a nie drepta piechot. - Sopel! - zawoa Grigorij. - Napalm! Dogoniem dowdc, obok ktrego kroczyli bliniacy. Uch, gorco. Trzeba rozpi kurtk, zanim si ugotuj. - Sopel i Napalm id z przodu - rozkaza Piegowaty. - Bdziecie sprawdza drog. W razie czego nie drzyjcie si, tylko uywajcie amuletw komunikacyjnych. Wszystko jasne? - Tak - odpowiedzielimy chrem. A co w tym mogo by niejasnego? - Wy - Grisza zwrci si do bliniakw - zamykacie grup. - Jawohl - zasalutowa Pierwszy i wskaza zdziwiony na mody amarantus, obok ktrego krcio si dwch ludzi w maskach przeciwgazowych. - Co oni kombinuj? - cinaj brodce, odygi i pdy - wyjani Piegowaty. - Po co? - Na lekarstwa. - Chodmy ju, co? - zaproponowaem Napalmowi, ktry take zapatrzy si na amarantus. - Chodmy - zgodzi si i rozpi skrzan kurtk, pod ktr mia czarn koszulk. - Nasza suba niebezpieczna jest i cika. Nieborak, cay w skrach. eby sobie tylko nie odparzy tego i owego. Otoczenie nie zasugiwao na okrelenie go mianem urozmaiconego krajobrazu - pole zaronite traw o jasnym, niebieskawym odcieniu, upstrzone rzadkimi kropkami jaskrawobkitnych i bladopomaraczowych kwiatkw, niewysokie krzaki. Dugie odygi pojedynczych amarantusw chyliy si w powiewach wiatru, wydzielajc gorzkawo-kwany zapach z dojrzewajcych pczkw. Asfalt pod nogami zacz mikn. Z czyciutkiego nieba lay si promienie olepiajcego soca. I to waciwie byoby wszystko. Ale tak lepiej, bo od urozmaiconej topografii terenu gowa moe rozbole. W zarolach bowiem o wiele trudniej wypatrzy rabusiw albo bandytw. Szkoda tylko, e taka komfortowa sytuacja nie potrwa zbyt dugo. Pole jako szybko zmienio barw z szaro-niebiesko-zielonej na intensywnie zielon, a w oddali pojawiy si dachy domw, znad ktrych unosiy si cienkie struki dymw. - To Padziernikowy? - zainteresowa si Napalm. - Padziernikowy jest dalej. - Przyoyem do do czoa, eby lepiej si przyjrze. To zudzenie wywoane dreniem powietrza czy kto idzie z naprzeciwka? To Borowa. Wioska. - Czemu tak si cackae z tym bliznowatym? - Piromanta odkopn na pobocze kamyczek. - To Krzy. Syszae o nim? - Nie. owca gw? - Patrolowy. Dowdca oddziau. - Taki grony? - To ze sowo grony. W jego wypadku chodzi o co wicej. - Zamilkem, przypominajc sobie jedn z naszych ostatnich wypraw. - W zeszym roku podczas rajdu trafilimy na bandytw, zreszt zupenym przypadkiem. I oni, i my zaczlimy grza z czego popado. Nas byo piciu, ich dwa razy tyle. Dwch pooylimy, oni te nie pozostali duni: jednego z naszych od razu postrzelili, drugi chwil pniej oberwa kulk w brzuch. Kiedy prbowalimy uciec, trafili jeszcze jednego. Ale o jakiej w ogle mona mwi ucieczce, kiedy taszczysz rannych? Schowalimy si w jakich ruinach, na chodzie byem tylko ja i Krzy. W kocu bandyci dali spokj z polowaniem, ucichli, niby e odeszli. Nabojw mielimy tyle, co kot napaka. Krzy poszed zrobi rozpoznanie. Sam. Wrci po

dwch godzinach, powiedzia, e wszystko ju w porzdku. Wiesz, byo w porzdku, jak w piosence Wysockiego: Leeli sobie zgodnie rzdem, a omiu ich byo. Tak to z nim wyglda. - Niele. Ale z czarownikiem wola nie zadziera. - Wola - przytaknem. Znw si zamyliem. A dlaczego waciwie wysali po mnie Krzya? Dziwne. Owszem, suyem w jego oddziale, jednak co z tego? Zazwyczaj dezerterami zajmowa si zupenie kto inny. I dlaczego Krzy tylko czeka, ebym na niego skoczy? A moe tylko mi si tak wydawao? - Wanie, wanie. - Stj - chwyciem piromant za rk. - Co? - Rozejrza si szybko, a sekund pniej sam dostrzeg czowieka, ktry szed nam na spotkanie. Jego dugi paszcz z kapturem zlewa si kolorem z barw drogi. Ale si podkrad! Jak moglimy go wczeniej nie zauway? Tamten zrozumia, e zosta dostrzeony, powoli zdj kaptur. W pierwszym rzdzie rzucaa si w oczy jego smaga - nie opalona, ale wanie smaga - skra oraz drapieny orli nos. Oczy mia jasnoniebieskie. Jeeli Dominika mona byo wzi za potomka hidalgw, to ten go przed nami sam wyglda jak hiszpaski szlachcic. A twarz bya mi dobrze znana. - Dzie dobry - przywitaem si pierwszy. - Dzie dobry - odpowiedzia, podchodzc bliej. - Polujecie na wilka? - Nie - pokrciem gow. - A chodzi za wilkiem, jak przypuszczam, ju nie ma sensu? - Czemu? Ta cwana bestia wszystkich wystawia do wiatru i ucieka na wschd. Co za pech. - Jak tam jest dalej? Spokojnie? - Najzupeniej. Cisza jak na cmentarzu. Myliwi a do Padziernikowego wyposzyli wszystkie stwory, ywe i nieywe. - Mczyzna znw nacign kaptur i przechodzc obok powiedzia: Powodzenia. - Dziki. - Odwrciem si, pomachaem Grigorijowi, e wszystko w porzdku i ruszyem dalej. - Znasz go, czy co? - Napalm otar pot z ysiny. - Dziwny jaki. Poprawiem bandari. - To Diego. Ten, ktrego nazywaj Myliwym. - Naprawd? - Piromanta podskoczy lekko ze zdziwienia i odwrci si, ale po Diego nie zostao ju ladu. - Sam widzisz - umiechnem si. - Raz mia dla nas odczyt. Patrol zapaci mu za to kup forsy. - Cholera, nawet go sobie nie zdyem obejrze. Wyj papierosa, zapali wzrokiem, zacign si. - Gdzie leziesz? - zatrzymaem go. - Co mwiem o kauach? Omijaj je, duej pocigniesz. - A co z nimi moe by nie tak? - Napalm zamar tu przed wielkim oczkiem. - Przecie na dnie nie czai si jaki tam ichtiandr! - Moe nie ichtiandr, a moe wanie on. - Chodziem w t i z powrotem, przygldajc si odbiciu nieba w tafli. Soca nie byo w niej wida. - W tej na przykad konkretnej bezdennej kauy zmieci si caa kompania ichtiandrw. - Bezdennej? A co to znowu za dziwo? - Kto tam wie. Po prostu jak w ni wpadniesz, to cay. Chlup i nie ma ci. - Toniesz? - Znikasz. Wrzu tam cokolwiek, przepadnie - staraem si tumaczy jak umiaem. - Chopaki opowiadali, e w chutorach tak wanie pozbywaj si mieci. Tylko e kaue nie pozostaj w jednym miejscu. Dzisiaj zobaczysz j tutaj, jutro gdzie indziej. - Co krcisz. - Napalm przykucn, wetkn koniec niedopaka w wod. - O kurcz, jakby brzytw odci! - A co mwiem? - A gdyby rk? - Masz jak zapasow? - To byo gupie pytanie. - Napalm wrzuci filtr w kau. - A jak poznae, e to wanie takie cierwo? - Soce si w niej nie odbija. Wszystko wida jak w lustrze, a soca nie. Sam sprawd. Nadlecia wiaterek, powierzchnia wody zmarszczya si, ale zaraz znw bya z powrotem gadka niczym szko. A waciwie niczym zwierciado. Byo w niej wida do najdrobniejszych szczegw i niebo, i bia kropk szybujcego wysoko ptaka, i przydrone krzewy, i mnie z Napalmem. Nie odbijao si tylko soce. - Dlaczego stoicie? - zawoa Grigorij.

Podczas gdy ogldalimy grone zjawisko, reszta grupy prawie nas dogonia. - Mamy tu bezdenn kau! - odkrzyknem. Uprzed innych. - Dobrze. - Suchaj, a moe to s portale na tamt stron? - rzek odkrywczo piromanta, kiedy ruszylimy dalej. - A co, chcesz sprawdzi? - Nie. Ale moglibymy podpuci Chana. Przestaby w kocu nudzi - rozemia si mj towarzysz. - Nie zgodzi si. - Niech biegaj swobodnie po kauach przechodnie - cieniutkim gosem zanuci piosenk Krokodyla Gieny. - Szkoda, e powiedzielimy im o tym cierwie. - A gdyby w ni wlaz kto inny ni Chan? - To kaplica - wzruszy ramionami. - O, zobacz! - Co takiego? - No, tam. - Piromanta podszed do lecego na drodze fragmentu betonowego supa, od pnocnej strony obronitego mchem. - Strachogon. Chcesz? - Czemu nie? - Wziem od Napalma dymicy kawaek mchu i odetchnem gboko, zbliajc do niego usta. Przestrze skurczya si. Teraz tylko jeden krok i mona si znale na drugim kocu pola. Jeden ruch rk i... Poczucie wszechmocy mino tak samo nagle jak si pojawio. Ale pozostao uczucie odprenia i lekkiej wesooci. - Jeszcze? - zaproponowa piromanta. - Wystarczy - odparem zdecydowanie, a on wyrzuci mech na pobocze. Nie naley z tym przesadza. Toksyny odkadaj si w organizmie i chocia od mchu nie uzalenia si jak od innych narkotykw, jednak w pewnym momencie strachogon moe rozluni czowieka zanadto. A to by w naszej sytuacji byo bardzo niepodane. A w ogle, gdyby zerwany mech nie traci waciwoci po paru minutach, w Forcie przybyby jeszcze jeden lekki narkotyk. Chocia, dlaczego lekki? Z pewnoci zaczliby z niego i kasz robi, i inne arcie. Przedsibiorcze typy wdroyyby jak nic przetwrstwo na poziomie przemysowym. Daj tylko czowiekowi moliwo zarabiania na saboci blinich, zaraz to wykorzysta. A tak strachogonem zabawiali si tylko wczdzy, - A co by si miao sta od dwch sztachni? Napalm wytar rce o spodnie. - Z kumplem prawie rok codziennie to palilimy i nic. - Mieszkae poza miastem? - Nie. Ale mam przyjaciela, botanicznego geniusza, ktry w piwnicy zaoy ca plantacj. Nie na sprzeda, tylko dla siebie. Dopki mech nie rozrs si za bardzo, wszystko byo jak naley. Ale potem mieszkacy z parteru zaczli chodzi na permanentnym haju, wic wezwali SSE. Plantacyjka posza w diaby. - Posadzili tego twojego kumpla? - Za co? Nie mogli mu nic udowodni. Za to ssiedzi go pobili. - Napalm westchn. - Musia Leopardycz spieprza. W odpowiedzi tylko chrzknem. - Sopel, patrz, kaczki! - Co z tego? - Strzelaj, bdzie pieczyste! - Jasne, bd marnowa amunicj na takie pierdoy. Jakie tam pieczyste na wiosn? Sama skra i koci, w dodatku miso zajeda botem. Dymitr ma uk, niech on ustrzeli kaczuszk. - Tak, a widziae jego strzay? Groty maj jakby ze szka. Na pewno bardzo drogie. - Obejdziemy si bez pieczonego. Do rozstajw na Padziernikowy dotarlimy koo trzeciej. Szlimy do wolno, jakby nigdzie nam si nie spieszyo. Na pewno nie mielimy tego samego dnia wraca do Fortu. Niepokojce. Przez ten czas minlimy pi taborw. Chopi z Padziernikowego jechali do miasta po zakupy, a przy okazji jak najkorzystniej sprzeda przechowany od lata mid. Drwale wieli sosnowe bale i rozpiowany na deski modrzew. Inne trzy tabory wracay z Siewieroreczeska. No i myliwi urzdzili sobie biwak na poboczu: taszczy na wasnych plecach trzy sarny i dzika nie byo wcale tak atwo. A poza tym - cisza. I nic dziwnego: do Fortu ludzie wyjedaj zazwyczaj wczenie rano, eby nie wraca po ciemku do domu. A z kolei z Fortu dzisiaj mao kto mg si wydosta. Na rozstajach poczekalimy na reszt, uzgodnilimy z Grigorijem, eby na razie nie robi postoju,

ale doj wpierw do skrtu na drog okrn. Tam nie bdzie problemw z opaem, a poza tym jest gdzie nabra wody. Zaraz za skrzyowaniem drg, wzdu traktu od razu zaczy si pojawia wysokie krzaki, ktre wkrtce zmieniy si w gste zarola. Gg, leszczyna i inne nieznane mi roliny cigny si po obu stronach prawdziw zwart cian. To bya rolinno jakby przedlena. Jedzi w to miejsce z Fortu za takim drobiazgiem byoby nieporozumieniem. miech jeden, a nie drzewa. Wszystko z pniami nie grubszymi od nadgarstka i mona w dodatku zaplta si w jeownik. Od razu rzucao si w oczy, jak daleko temu czemu do prawdziwego lasu. Rozsady, zwyczajne rozsady. I bardzo dobrze, e s. Tylko e i tak trzeba si rozglda na boki. Nie, eby to by jaki opuszczony rejon, ale na pewno ju nie regularny trakt. Diabli wiedz, co moe siedzie po krzaczorach. - Tutaj si zatrzymamy. - Grigorij skrci z drogi na niedu polan. Potem zwrci si do Jatina i do mnie. - Dobre miejsce? - Wszystko w porzdku. - Czarownik z jakiego futerau wyj cieniutk rdk ozdobion zotym paskiem, zacz ni wodzi w powietrzu. - To normalne. - Miejsce jak miejsce - zgodziem si z nim. Polan ze wszystkich stron otaczaa leszczyna, jedynie od drogi prowadzia przez gstw krzeww wziutka cieka. Porodku na wydeptanej ziemi sporzdzono krg z okopconych kamolcw. Gdzie obok szemra strumie. Dobre miejsce, tylko komarw byo tutaj troch za duo. Kto na pewno Griszy powiedzia o tej polance, bo przecie z drogi nie szo jej zauway. - Diabli. - Napalm klepn si w policzek, zmarszczy w skupieniu brwi i po chwili na ziemi posypay si trupy spalonych owadw. wietnie. Skoro mona byo zapomnie o komarach, wybr miejsca z czystym sumieniem mogem oceni jako znakomity. - Normalnie jak szturmowy Raptor - zachwyci si wujek enia. Piromanta zerkn na niego z ukosa, ale nie odpowiedzia. - Napalm, ty rozpalisz ognisko, Sopel z Chanem pjd po drzewo. Wiera, przygotujesz co szybkiego do zjedzenia. Siergieju Michajowiczu, wy zajmijcie si bezpieczestwem, Dymitr niech pilnuje drogi - wyda rozkazy Piegowaty, pomijajc zupenie bliniakw. - Ja z Mielnikowem pjd po wod. C, bracia stanowczo powinni troch wypocz. Sterali si. Drugi, blady jak przecierado, ledwie mg usta. Pierwszy by wprawdzie - odwrotnie ni brat czerwony jak rak, ale take ledwie powczy nogami. I nie chodzio tutaj po prostu o ich form fizyczn. Kady z nich by co najmniej dwa razy silniejszy ode mnie, ale wci jeszcze odczuwali skutki aklimatyzacji. Wiele razy widziaem co podobnego w Patrolu: prawdziwy sportowiec, silny jak tur, a przeszed pi kilometrw i puch. Dopiero po tygodniu lub dwch zaczyna wchodzi w rytm nowego ycia. Oczywicie, jeli nie wday si w tym czasie jakie mutacje. Bliniacy zrzucili plecaki, zwalili si na rozgrzan socem ziemi i zaczli udawa, e trzymaj wart. Czarownik z mdr min obszed polan dookoa, od czasu do czasu nacinajc srebrnym noem gazki leszczyny. Kto by mg przypuszcza, e Jatin tak dobrze bdzie znosi trudy marszu? Nawet nadwaga mu nie przeszkadzaa. Wiera burczaa pod nosem co w stylu nie najmowaam si u was za kuchark, ale zacza grzeba w zapasach. Napalm usiad na kamieniu, zapali papierosa, a ja z Chanem wybralimy si po opa i w cigu piciu minut wrcilimy z narczami chrustu. Dokd pjdziemy dalej? Przecie nie bdziemy tutaj nocowa. Wrcili Grigorij i wujek enia, piromanta zabra si do rozpalania ognia. Dobrze mie taki fach w rku, nie potrzeba nosi zapaek czy zapalniczki. Nie przeszkadzaj nawet wilgotne drwa. Czarownik sprawdzi przyniesion w kociokach wod, wrzuci do kadego kropl rosy i Wiera zacza gotowa. Siergiej Michajowicz wzi drugi kocioek, zacz wrzuca do niego zioa, jakie proszki, suszone jagody. Przygotowywa najwyraniej jak specjaln herbatk. - Dugo jeszcze? - Drugi pocign nosem. - Rany, e te moesz myle o jedzeniu - jkn Pierwszy. - Mnie od samego zapachu rzyga si chce. W dodatku szyja mi dokucza... - Tak w ogle ja te nie za bardzo si czuj przyznaa Wiera. - Jakby mi kto przytka uszy wat, a w skroniach mam ucisk.

- Magiczna burza - wyjani czarownik, szczkajc kieszonkowym zegarkiem, w ktrym zamiast cyferblatu wstawiony zosta poznaczony pentagramami kamie ksiycowy. - Niezbyt silna, wszystkiego cztery stopnie w skali Bergmana, ale dla ludzi wraliwych na zmiany magicznego pola... - Kiedy dotd nigdy nie miaam takich objaww. - Wiera machniciem yki odgonia pchajcego si do kocioka Drugiego. - Mury miejskie ekranuj w pewnym stopniu skutki zmian mocy - znowu zacz objania Jatin. Kiedy odkryto naturalne wahania i sezonowe zmiany pola energetycznego Przygranicza, Gimnazjon ustali dla nich skal. - To jak yj w wioskach? - Drugi przysiad si bliej ogniska. - Wszystkie staraj si zabezpieczy. W miejscach, gdzie maj wasnych zaklinaczy, sami sobie organizuj ochron, a gdzie nie, kupuj zbiorniki Iwanowa. Gimnazjon ma z tego naprawd niezy dochd. Pomasowaem skronie, wcignem nosem zapach jedzenia. Cztery stopnie to drobiazg. Te mi burza! Zim normalne to wynosi trzy i p. Przy piciu stopniach bez ochrony lub zaywania specjalnych preparatw nie przetrwa si za miejskimi murami duej ni dwie doby. Pewnie, nie umrze si bez tego, ale proces rehabilitacji nie naley do najprzyjemniejszych dowiadcze. - Kasza dochodzi, bierzcie si za yki - oznajmia dziewczyna. - Super. Herbata te ju gotowa. - Czarownik zdj kocioek z ognia, wsypa do niego z elaznej puszki czerwonawy proszek, wypowiedzia pgosem zaklcie. Woda momentalnie zmienia barw z burej na bursztynow, a wszystkie fusy oraz jagody osiady na dnie. Podchodcie kolejno. Wybaczcie marny kalambur, ale Pierwszy niech bdzie pierwszy, a Drugi drugi. Napalm nieufnie powcha wywar. - A to po co? - Wzmacnia odporno na promieniowanie magiczne, a przy okazji wypukuje toksyny. Przepis opracowa Gimnazjon specjalnie na potrzeby Patrolu. - Jatin wyj miark, zaczerpn herbaty i przela j do srebrnego kubeczka, ktrego cianki pokryway czarodziejskie napisy. Piromanta zmarszczy nos od ostrego zapachu. - Ja tego nie potrzebuj. Wolabym na odwrt, co na osabienie tej odpornoci. - Ile organizm moe przerobi, tyle przerobi. Wywar pomaga tylko uwolni nadmiar. Nie moemy sporzdzi i przyj wikszych dawek, ale profilaktyka na pewno nie zaszkodzi. Bliniacy kolejno wzili srebrny kubek z rk czarownika i wypili preparat, krzywic si. Ale ich skrcio, ale mieli miny! Przecie nie piwo wam dali, eby tak narzeka. A, przepraszam, przecie wy nie pijecie... No to nie mleko wam dali. Wszyscy musieli ykn wywaru, nawet bronicy si desperacko Dymitr. Kiedy przysza kolej na mnie, wstrzymaem oddech i wypiem to wistwo maymi yczkami. W ten sposb wydawao si mniej wstrtne. W Patrolu co takiego dawali nam po kadym rajdzie. Tyle e tam dodawali do herbatki obrzydlistwo, po ktrym si potem czowiekowi odbijao. Ale to i tak drobna niedogodno w porwnaniu z comiesicznym zwiedzaniem KWB - komory wyrwnania biopola. A kpiel ozonowa po kadej wyprawie na Pnoc! Wszelakie obrzydliwe mikstury, pobieranie krwi i wycinkw skry, analizy i szczepionki w porwnaniu z tym mogy si wydawa niewinnymi psotami lekarza z przychodni rejonowej. - Okropno. - Grisza splun to, nie wiadomo dlaczego zatykajc nos. - Poznaem malin kamionk, pokrzyw i urawin, ale pozostae... - Nie gadajmy o tym nawet - przerwa mu Napalm, poda Wierze metalow misk. - Bo mi si jeszcze wrci. I tak byem zdziwiony, e nikogo nie zemdlio. Mnie tam za pierwszym razem niele targao. Moe Jatin udoskonali receptur? Byoby to do niego nawet podobne. Bliniacy ju si oywili, wcinali kasz z entuzjazmem. Prawidowo zrobili, zostawiajc jedzenie na pniej - jeli od razu nie zabi czym smaku wywaru, ca dob potrafi potem azi po gbie. - Czsto bdziemy musieli pi to gwno? - spyta Drugi. Zrozumiawszy, e dokadek nie bdzie, starannie obliza yk. - Raz dziennie. - Siergiej Michajowicz zanim zamkn torb, uwanie sprawdzi swoje fiolki, pudeeczka i kolby. - Wicej tego do ust nie wezm - zastrzeg si Dymitr. - Twj wybr. - Czarownik nie zamierza si spiera, pogadzi palcem puszysty ws. - Smakuje to jak ostatnia trucizna, nie ma co gada - zamyli si Pierwszy. - Ale od razu mi lepiej. I bl szyi min. - Dodaem troch zi tonizujcych - owiadczy z dum Jatin i popuci nieco pasa z masywn,

srebrn sprzczk. Tak jak mylaem! - P godziny odpoczynku i zbieramy si - powiedzia Piegowaty. - Pierwszy i Drugi, idcie nad strumie umy naczynia. - Gdzie to jest? - Drugi zerkn z niezadowoleniem na brudne kocioki i miski. - Poka wam - zaproponowa wujek enia. Usiadem na rozgrzanym kamieniu, tknem ar patykiem. W gr poszed lekki dymek, przeschnite drzewo zapalio si, strzeliy pomienie, popezy wzdu patyka, ktry musiaem natychmiast odrzuci. - Napalm, to ty? - spojrzaem karcco na piromant. - Aha - umiechn si szeroko, siadajc obok. - O co tam Chan czepia si czarownika? - Wiecie, Siergieju Michajowiczu, te wasze zioa to ni w gwiazd, ni w czerwon armi, musielibycie jeszcze troch popracowa nad smakowymi waciwociami. - Piromanta bardzo udatnie naladowa Chana. - Prosz da mi zaraz co na zgag. - Czego si nabijasz z czowieka? - Wiera upia wody z butelki, zakrcia j i wyja z kieszeni lusterko. - Moecie go nie lubi, ale ma biedak zgag. - Jeden mj kumpel zaaplikowaby temu kolesiowi najefektywniejsze lekarstwo - przypomniaem sobie pewn opowie Szurika Jermoowa. - Cyjanek potasu. - Przecie artujemy tylko. - Napalm machniciem rki zdawi ogie, rzuci jeden z kamieni na wgle. - Widz, e masz fajnych przyjaci. - Chce kto dokadk? - spytaa nagle Wiera. - A co w ogle zostao? - zdziwi si piromanta. - Ley przecie - wskazaa limaka na odwrconym kamieniu. - To nie dla nas - pokrci gow Napalm. Takie atrakcje lubi Chiczycy. Jeszcze troch, a zer w Forcie wszystkie karaluchy. - Cholera, nie potrafi poj, dlaczego wpucili Triad do Fortu. - Sprawdziem patrontasz, wziem si za karabin. - A co w tym dziwnego? - burkn Napalm. - Wszystkim okazao si to na rk, wic wpucili. - Kto to jest wszyscy? - Rada Miejska. - Ale dlaczego? - Prawidowe pytanie brzmi: z kim w pierwszym rzdzie ma kos Triada? - Z Cechem - odparem po chwili namysu. - A kto wci i wci prbuje si wcisn do rady? Cech wanie. Jako si to wie, co? - Mona by pomyle, e Triada jest w czym lepsza. - Triad, jak by co, atwiej wyrzuci z Fortu, byle nie da im okrzepn. - Podobno Liga otrzymaa pozwolenie na otwarcie przedstawicielstwa w Miecie. - Dziewczyna spojrzaa ostatni raz w lusterko, schowaa je do kieszeni. - Wanie! Lidze przedstawicielstwo, Bractwu sprzeda nieruchomo, Druynie umoliwi uoenie sobie stosunkw z Miastem... Wszystko staje si jasne, jeli troch pomyle. - A Zwizek Handlowy? - Kupcy nie wystpi przeciwko wszystkim. A poza tym dla nich pojawienie si Chiczykw byo bardzo na rk. Wymiana towaru z Miastem ulega wielkiemu oywieniu. - Mogia. - Wiera wstaa, poprawia kurtk. W ten sposb mamy w Forcie pit kolumn. - Tak jakby przedtem nie byo u nas rnych szpieguniw z Miasta - wtrci si Grigorij, ktrego zainteresowaa nasza wymiana zda. - Chiczykw przynajmniej wida. A poza tym, mona sprbowa przecign ich na nasz stron. - To jest jakie wyjcie - zgodzi si Napalm. Ale przede wszystkim wszyscy chcieli zneutralizowa Cech, bo zacz ostatnio za bardzo podskakiwa. Kiedy bliniacy wrcili znad strumienia, Piegowaty chwyci plecak i podszed do wujka eni. Odpoczynek dobieg koca, zaczlimy si pomau zbiera. Poczekaem, a zapanuje jaki taki porzdek, wyszedem na rodek polany. - Momencik, posuchajcie mnie! Pjdziemy dalej po zaniedbanej drodze... - I co z tego? - przerwa mi Chan. - Patrzcie uwanie pod nogi i rozgldajcie si na boki, przyjemna przechadzka skoczya si. - Nie zamierzaem wymienia wszystkich moliwych niebezpieczestw. Po pierwsze, nigdy nie wiadomo,

na co mona si nadzia, a po drugie, i tak by si specjalnie nie przejli. - A moe my, ten tego, wrmy lepiej do Fortu? - spyta Chan z ca zoliwoci, na jak go byo sta. - To by byo idealne wyjcie - odparem ze mierteln powag, ale Grigorij, niestety, nie popar mnie. Wyszlimy z polany ciek kluczc wrd leszczyny, a po paru minutach dotarlimy do szemrzcego wrd kamieni strumyka. Poziom wody opad ju, ale eby nie zamoczy ng, musielimy skaka po wystajcych z wody gazach. Dziwne doprawdy, e nikt si nie polizn. Ja sam par razy cudem zdoaem utrzyma rwnowag. Minlimy przylegajc do strumienia bagnist k i wyszlimy na wysypan wirem drog, po ktrej obu stronach gsto rosy wierzby. - Porzdek marszu jak przedtem - zarzdzi Grisza. - Odlegoci... - ... co trzy metry - podpowiedziaem, poczekaem na Napalma wytrzsajcego z buta kamyk, poszedem przodem, uwanie ogldajc drzewa. - Trzymajcie si z daleka od lewego pobocza. Na liciach z tej strony mamy plastelinowy szron, a na skraju drogi cierniokwiat. - A co to za szron? - zdziwia si Wiera. - Co w rodzaju mszyc? - Jadowity grzyb. Mona si o niego okropnie poparzy - wyjaniem. - Cierniokwiat to te wesolutkie kwiateczki. Tak, wanie te niebieciutkie. eby ci nie przyszo do gowy zrywa, bo potrafi czowieka przebi na wylot. - A czemu tutaj jest tak mao ptakw? - Dziewczyna odprowadzia wzrokiem srok, ktra sfruna z gazi. - Od chwili wyjcia z Fortu widz dopiero czwartego. - Naprawd liczya? - rozemia si Napalm. - Mam po prostu znakomit pami wzrokow oraz dar obserwacji. Szmer. Od strony rosncych po prawej drzew rzuci si ku nam zlewajcy si z drog cie. Chwyciem karabin, odwrciem si. Jaskrawozielony bysk uderzy w renice, zanim udao mi si wycelowa. Diabli! Z oczu pocieky mi zy, kilka razy mrugnem, ale ostro widzenia wracaa bardzo powoli. Najpierw zaczem rozrnia szare kontury przedmiotw, dopiero potem barwy wskoczyy na swoje miejsce. - Mielnikow! - wrzasn Grisza. - Co ty wyrabiasz?! - Skd miaem wiedzie? Od naszych szturmowcw to dostaem. - Kiedy, cholera cika, sam siebie podpalisz. - Piegowaty zakry twarz rkami i pokrci gow. - Jak przypuszczam, to by Pomie piekielny? Jatin spokojnie podszed do rozerwanego na p zwierzcia. C to nas chciao wzi na zb? Barwa gadkiej skry z krtk szczecin bya dokadnie taka, jak kolorystyka wiru, ale teraz powoli zaczynaa zmienia nasycenie z brudnoszarego na zgniozielony. Szpony miaa bestia przynajmniej dziesiciocentymetrowe, gow wycignit daleko ku przodowi. Trudno to nawet by byo z czystym sumieniem nazwa gow - prdzej mona by okreli j jako jedn wielk paszczk. Oczy i nozdrza zwierz miao wskie. Kikimora. Od rozerwanego i nadwglonego magiczn energi ciaa nis si kwany odr spalenizny. - Co to, kurwa, ma by? - Mielnikow wcisn do kieszeni rozadowany amulet. - Co za cudactwo? - Kikimora szara zwyczajna. - Otarem wci jeszcze zawice oczy. - Z reguy poluje w maych stadach, po trzy-cztery sztuki. Lepiej odejdmy std kawaek. One nigdy nie oddalaj si od swoich owieckich rewirw. Pene niezadowolenia powarkiwanie olepionych towarzyszy natychmiast umilko, pobieglimy przed siebie. Po mniej wicej dwustu metrach zwolniem i zaczem i, starajc si uspokoi oddech. - Siergieju Michajowiczu, wasz system ostrzegania zawid - zwrci si do czarownika Grigorij. - Najprawdopodobniej problem ley w nieprawidowym skalibrowaniu - Jatin nie traci animuszu. Potrzebuj kwadransa, eby si zorientowa, co i jak. - Dobrze by byo przej przez moczary dopki mamy soce nad gow - uprzedziem Piegowatego. Te oboczki te mi si nie podobaj. - Jak to mio chmurk by, niebem pyn jak po wodzie - zanuci cichutko Napalm mruczank Kubusia Puchatka. - Maa chmurka na dzie dobry tak piosnk piewa co dzie. - Daleko do tych moczarw? - zatroska si Grisza. - O ile dobrze pamitam, zaczynaj si za tym zakrtem. - Soce jeszcze wysoko - zauway Chan. - Macie dziesi minut, Siergieju Michajowiczu - postanowi Grigorij. - Sopel, my si przejdziemy do bagien zobaczy, jak wyglda sprawa z przepraw. Napalm, ty z nami. - A skd tutaj przeprawa? - spyta piromanta, odcigajc kurek swojego antykwarycznego pistoletu.

- Tam dalej bya wie, miejscowi regularnie korzystali z drogi. - Bya? - Podnis si poziom wd gruntowych i j zatopio - przypomniaem sobie opowieci patrolowych. - A ludzie? - Napalm skrzywi si, kiedy oblepia go gromada muszek, znw wezwa na pomoc swj dar. Po owadach nie pozosta nawet popi. - Jedni przenieli si do Fortu, inni do Padziernikowego. Minlimy zakrt i znalelimy si przed spor zatok. - Kiedy przegldaem materiay marszruty, przeczytaem, e zostao tam kilka zagrd. - Grigorij uwanie obejrza przez lornetk na wp zatopion drog. Wody ju troch opady, ale i tak dobre sto pidziesit metrw trzeba bdzie przej po zalanym terenie. Sopel, jak mylisz, damy tdy rad? - Wydaje mi si, e tak. - Wziem od niego lornetk. - Nie ma co nadkada drogi. Dwiecie metrw przed nami trakt kry si pod czarn bagienn wod. Mona tam byo przej jedynie po wskiej grobli sporzdzonej ze zbitych na zaciosy kd. Wydawao si, e konstrukcja powinna bez problemu wytrzyma nasz ciar. Ale jak byo naprawd, diabe jeden widzia. Nie byo nad czym deliberowa - trzeba podej i po prostu zobaczy. Co nastrajao mnie optymistycznie, to fakt, e do zabagnionego odcinka drogi nie podchodziy wierzby, a ziemi pokrywa gsty kobierzec traw, pord ktrych sterczay niebieskozielone ostrza lici turzycy. W takich warunkach nikt nie zdoa si do nas zbliy niepostrzeenie. I cho sami bdziemy niby mucha na talerzu, nie powinnimy si obawia jakiego niespodziewanego ataku. - Zaraz podejd nasi i od razu idziemy - powiedzia Grigorij, chowajc do kieszeni amulet komunikacyjny. - Czarownik ju ustali, w czym problem. - Nie podobaj mi si tamte szuwary - wskazaem koyszc si w porywach wiatru cian zieleni, ktry przy przeciwnym brzegu podchodzia prawie do samej drogi. Wylezie stamtd pancernik albo wilkoak i nawet jeli go natychmiast rozwalimy, kogo moe zdy dosign. - Sitowie to nie problem. - Zmruywszy oczy przed ukonymi promieniami chylcego si ku zachodowi soca, Napalm spojrza na nas pobaliwie, z wysokoci swojego wzrostu. - No i doskonale. - Grigorij odwrci si, spojrza na zbliajcych si bliniakw. - Nie zrozumiaem, gdzie reszta?.. Drgania powietrza za plecami braci wyday nu si niepokojce, ale niczego nie zdoaem dostrzec za pomoc czarodziejskiego widzenia. Jednak co byo nie tak... - Moje ostatnie dzieo - pochwali si Jatin, kiedy figury chopakw rozwarstwiy si i zamiast dwch ludzi zobaczylimy szeciu. - Przestrzenne naoenie obrazw. - Trzeba byo uprzedzi. - Grigorij powoli opuci luf AK5U. - Teraz migiem sforsujemy zabagniony odcinek i maszerujemy dalej w normalnym reimie. Wszystko jasne? Powleklimy si w stron przeprawy. Na twarzach bliniakw, Chana i Dymitra zauwayem wiee lady uksze miejscowej krwiopijczej drobnicy, natomiast po Siergieju Michajowiczu i Wierze nie byo zupenie wida bliszej znajomoci z komarami i muszkami. Wieczorem trzeba si bdzie trzyma w pobliu piromanty. W drodze, w miar przybliania si do zabagnionego odcinka, coraz czciej zaczy si pojawia uszkodzenia, w ktrych ju zdyy si zadomowi wte krzaczki i marnie wygldajca trawa. W gbokich deszczowych kauach migay kropeczki rozwielitek, a przy dnie zamary cienie kijanek. Dymitr ju chcia zej z nierwnej nawierzchni na pobocze, ale powstrzyma go widok ostrych lici traw. Dobrze, e si nie wygupi, bo gdzie bymy mu zdobyli nowe obuwie? - Sopel, poczekaj - zaniepokoi si czarownik, kiedy ju miaem stan ma olizej, mocno przegniej kodzie przeprawy. Mao brakowao, a bybym si polizn, kiedy spojrzaem na woajcego. Na powierzchni wody kiwa si kawaek kory zerwany butem. - Co si stao? - zapyta Grigorij, ale Jatin pokrci tylko gow, wpatrujc si w zatok. Co wzbudzio jego czujno? Przecie panowa zupeny spokj. Przy brzegu pywaa rzsa wodna, dalej powierzchnia bya czyciutka. Z drugiej strony w naszym kierunku cigna si ulotna drka zoona z bijcych w oczy sonecznych odblaskw, ale zaronite wodorostami muliste dno byo wida jak na doni. Skde dochodzio rechotanie ab, a od rozgrzanej zatoki pyno ciepo. Lekki wiaterek porusza trzcinami, w oddali zieleniy si wierzchoki topoli. Teraz tylko by si sobie na brzegu, rozoy zapasy na gazetce, ykn z flaszki... Jeszcze tylko wdk i - posuchaj przyjacielu - zza drzew doleci zaraz szum kolejki elektrycznej. Czarownik wyj drewnian szkatueczk, wytrzsn na do z dziesi malekich krysztakw,

wrzuci je w moczar. Na moment zawisy w powietrzu, a potem mikko opady ku powierzchni wody, poyskujc zielonkawo i popdziy w dal. - Co si stao? - nie wytrzyma Mielnikow, ale Jatin tylko sykn na niego, nadal si czemu przypatrujc. - Wydawao mi si - oznajmi wreszcie z pewn ulg. - Trzeba si byo lepiej przeegna - doradzi Chan. - Uwzgldni to w przyszoci - kiwn gow Siergiej Michajowicz, gestem poprosi, eby kontynuowa przepraw. - Prosz... Pierwszy wlaz na grobl Napalm, ja zaraz za nim. Bale chwiay si pod nogami, ale zostay porzdnie zamocowane. - Kurwa ma! - zakl Chan, kiedy but wpad mu midzy kloce i nalao si do niego botnej mazi. Nikt nawet si nie umiechn. Otwarta przestrze na wszystkich dziaaa przygnbiajco. Odgosy chlupotania midzy chwiejcymi si na wszystkie strony belkami rozchodziy si nad zatok, a kady ostrzejszy dwik powodowa, e mocniej ciskaem karabin. W miar oddalania si od brzegu, gbina stawaa si coraz wiksza, a na wodzie tu i wdzie pojawiay si krgi - ryby poloway na latajce nad powierzchni mae owady. Wszystko byoby w porzdku, ale wystrzela nas w tej chwili... Myl, ktra na brzegu wydawaa si bzdurna, porodku akwenu nie dawaa mi spokoju. Poza tym czarna woda te skrywaa rnych mieszkacw. Niechby podpyn tylko jaki wodnik albo stalowy wos... - Napalm, co z szuwarami? - przypomnia piromancie Grigorij, kiedy do brzegu zostao ze czterdzieci metrw. Drewniana grobla zamienia si ju prawie w pojedyncze kody, jako tam na miejscu utrzymywane mocowaniami. Jeszcze troch i trzeba bdzie pyn. Nie, na szczcie dalej konstrukcja zaczynaa si dwiga z wody. Znalelimy si po prostu w najgbszym miejscu. Zamiast odpowiedzi Napalm wycign rk. Z jego doni wystrzeli ty kb pomieni. Pod naporem ognia odygi trzcin zapony gwatownie i szarymi patami sadzy opaday na wod. - I dobrze. - Piromanta, upewniwszy si, e spali tyle, ile trzeba, zacz przeskakiwa z kody na kod. - Idziemy... Prychnem ze zdziwienia - co za talent! - i ruszyem za nim. Teraz na pewno nikt i nic nie wyskoczy z zaroli, ale te taki fajerwerk nie mg pozosta zupenie niezauwaony. Kto wie, jaki stwr postanowi sprawdzi, skd ten ogie? Moe lepiej byo jednak poprosi czarownika, eby zaklciem przeczesa chaszcze? C, kady jest mdry po szkodzie. Pywajce po wodzie paty sadzy zakoysay si i w przepraw zaczy uderza niewielkie fale. Wraenie byo takie, jakby kto pyn ku nam, prc przed sob grub warstw wody. W dodatku ten kto nas dogania... Rzucilimy si w stron brzegu. Najgorzej radzi sobie ze skakaniem po belkach Siergiej Michajowicz, ale nie dawali mu si zwali w bagno podtrzymujcy go z dwch stron Grisza i wujek enia. Wszystko by byo dobrze, ale inni nie mogli ich w tej chwili wymin. Chyba e wpaw. Biegncy na kocu Drugi spanikowa i nie zdoa wymyli nic lepszego jak aktywowa ARIP, eby wrzuci go w moczary. Nad miejscem upadku zaraz pojawia si kopua blasku, a mty, popi i rzsa spyny na dno. Wyskoczywszy na brzeg, w pierwszym rzdzie oddaliem si od wody i lizgajc si na zaronitym traw zboczu, wbiegem na drog. Obok mnie z automatem w rkach rozglda si na wszystkie strony Chan. Pozostali powoli docierali do nas. - Po co wyrzucie granat? - spyta Drugiego Chan, kiedy chopak podszed bliej. - Rybek chciae naguszy? - A idcie w buraki - zjey si Drugi. - Widzielicie fale? Tam taka bestia pyna, e mnie czy ciebie wziaby na jeden zb! - Tam nic nie byo - zaprzeczy czarownik. - Wiecie to ze swojego woltomierza? - wspar brata Pierwszy. - Wszyscy widzieli fale! - Tam przecie wody po kolana. - Jak jestecie tacy mdrzy, to dlaczego bieglicie tak szybko? - Maleki chopczyk granacik znalaz - wtrci swoje trzy grosze Napalm. - A ty si lepiej przymknij! - wsiad na niego Pierwszy. Od razu stao si jasne, e nie ustpuje wzrostem piromancie, a przy tym jest o wiele solidniej zbudowany. - Lecimy - Grigorij przerwa jaow dyskusj. Trzeba si pospieszy, bo soce niedugo zajdzie. Opucilimy zabagnion nizin, droga wioda teraz w prawo, tam gdzie powinno znajdowa si

Rudne. Jego peryferii nie byo jeszcze wida zza rzdw topoli. Kiedy je miniemy bdzie ju wiadomo, ile drogi zostao. Soce skryo si za topolami, promienie przedzieray si przez gstw modych lici. W miar zbliania coraz wyraniej byo wida opltujce pnie i rozcigajce si midzy drzewami liany jeownika oraz sterczce z ziemi, rozcapierzone na kocach pdy czarnego bambusa. Licie topoli miay dziwny odcie, nie sinozielony nawet, ale jaki taki przezroczysto-bkitnawy. - A to co? Ten wasz jeownik? - Chan rbn tasakiem w przerzucon przez drog lian z rzadka usian kpkami krtkich igieek. Masywne ostrze rozcio cienk zielon kor, pojawi si bezbarwny sok. - A mwili, e to istny drut kolczasty. Wyginajc si konwulsyjnie, kikut sprbowa dopa krzywdziciela, zmuszajc Chana do ucieczki. Chciabym zobaczy, jak ten cwaniak zim prbuje si dorwa do jeownika z tym scyzorykiem. Prociej by byo wwczas uy rcznej piy. Nie wiem ju, kto pierwszy zareagowa na pojawiajce si wrd drzew cienie, ale na pewno nie ja zbyt przypominay taniec sonecznych promieni pord poruszanych wiatrem lici. Ale kiedy Jatin i Napalm cofnli si na przeciwn stron drogi, dotaro do mnie, e to, co widz, to nie tylko gra wiate. Cienie byy zbyt mroczne jak na tak soneczny dzie, a poza tym yy wasnym yciem dosownie jakby kto niematerialny przemieszcza si z jednego cienistego zaktka w drugi. - Co to jest? - Grigorij krci gow, popatrujc to na zjawisko, to na czarownika. - Spadajmy std i to zaraz - zaproponowaem, czujc nieprzyjemny dreszcz na plecach. - To niedobre miejsce. - Wszystko jedno, ale co to byo? - pyta uparcie Piegowaty, kiedy oddalilimy si od gronych drzew. - Rzeczywicie, miejsce paskudne - zgodzi si ze mn Jatin. - Co to znaczy? - Nieczyste - wyjaniem. - Moe diabelskie? - prychn Chan. - Gupie gadanie! - Skoro wiecie lepiej - wzruszyem ramionami. Latem moe to si wydawa gupim gadaniem. Cienie nie odwayy si wypezn na drog. Ale zim, w dodatku po zachodzie soca... Ilu takich sceptykw mona znale po odwily, trudno policzy. Przecie lodowi piechurzy te nie pojawiaj si znikd. - Jeli bardziej wam pasuje takie wyjanienie, to bya lokalna anomalia pola energetycznego zaproponowa wyjanienie czarownik. - Nie podoba mi si ani tak, ani tak. - Chan nie wzi sw Siergieja Michajowicza powanie. I susznie, e mu si nie podoba. Nic dobrego w takich anomaliach czowiek nie znajdzie. Chocia nie, maj jedn pozytywn cech - wystpuj tylko lokalnie, a to bardzo istotne. Nie wolno le w niedobre miejsce, wtedy nie traci si ycia. Czarownik zapomnia doda tylko terminu pseudorozumna. Mdrale z Gimnazjonu bardzo lubi te dwa sowa: anomalia i pseudorozumna. Jak tylko spotkaj co, o czym nie maj pojcia, zaraz zaczynaj nimi szermowa. Przeszlimy jeszcze z p kilometra, ominlimy gaj i oczom naszym ukazay si peryferia Rudnego. Zostao najwyej pitnacie minut marszu. Grigorij podnis do oczu lornetk, uwanie zlustrowa najblisze budynki, ale nic niepokojcego nie wypatrzy. Ale co te mona niby dostrzec z takiej pozycji, Jak nasza, nawet przez lornetk? Spojrzysz - pusto jak po wojnie atomowej, jedna ruina: pochylony pot, kryty pap dugi barak, wygldajcy zza drzew rg dwupitrowego domu, komin kotowni. Ale nikt nie ma pojcia, co tam si dzieje naprawd. Przy samym wjedzie do osiedla na poboczu rdzewia cignik. A waciwie resztki maszyny. Kto zapobiegliwy powyjmowa i powykrca wszystko, co mogo si przyda, wzi si nawet za gsienice. - Na grce stoi furmanka, kto koa z niej zdj - skomentowa widoczek Napalm, spojrza na idc obok niego Wier i zamilk. - Ale niesamowity zachd! - zachwyci si wujek enia na widok purpurowych obokw, przez ktre przesczay si promienie soneczne. Co za chop! Inni marz tylko o tym, eby dopezn do postoju, a ten si zajmuje okolicznociami przyrody! Silny jak ko. Czujc zbliajcy si odpoczynek, przyspieszylimy kroku. Wkrtce skrcilimy w prowadzc w gb osiedla drog gruntow. Buty zaklskay w bocku, a nie dao si i poboczem, bo z obu stron cigny si wypenione wod rowy o trawiastych brzegach. Po lewej stronie mielimy pusta. W

rozkisej glinie mona by chyba uton. Brzeg prawego rynsztoka rozpad si, rozsypa, podchodzc pod same poty jednorodzinnych domkw. - Poczekajcie! - staem si ostrony, kiedy zbliylimy si do pogorzeliska. Moj czujno wzbudzi podeschnity na socu kawaek drogi z przodu. Wszdzie dokoa kaue, boto, a krok dalej suchutko. O co chodzi? Takie rzeczy zawsze trzeba sprawdza. - Co znowu? - Grigorij rozejrza si uwanie. Dymitr par razy podrzuci i zapa toporek, Napalm pomasowa palcami skronie, a Chan i bliniacy odbezpieczyli bro. Wszyscy ju przyswoili prost prawd, e niczego dobrego po takich nagych postojach spodziewa si nie naley. Tym bardziej e doszlimy ju prawie do samego osiedla i nie wiadomo, na kogo tutaj mona trafi. - Zaraz zobaczymy. - Przeskoczyem rw, wyamaem desk z potu. Okazaa si zanadto nadarta zgnilizn, wziem wic inn. Wrciem na drog, podszedem na sam skraj suchego, tknem desk. Nic si nie stao. Sprbowaem w innym miejscu. Te nic. Z tyu doleciay drwice mieszki. miejcie si, miejcie. Ze zoci uderzyem kocem deski w rodek drogi tak mocno, e may wos, a postpibym krok naprzd, tym bardziej e przedmiot mikko wszed w ziemi. Uamek sekundy pniej cay spache przeschnitego gruntu zapad si, odsaniajc d ze sterczcymi nadpalonymi kolcami. eby przej dalej, powinnimy przeciska si wzdu pokancerowanego potu, bo jama zajmowaa ca szeroko drogi. - Niczego sobie - westchn kto za moimi plecami. - Idcie za mn. - Znw przeskoczyem kana, trzymajc si desek ogrodzenia, przeszedem po samym brzeku, minem niebezpieczny odcinek i stanem na drodze. - To jaka stara jama? - spyta Grigorij, ktry przeszed zaraz za mn. - Moesz to okreli chocia w przyblieniu? - Stara, ale maskowano j ju po przejciu deszczw - spochmurniaem. - Musimy zachowa czujno. - Bro w gotowoci - zakomenderowa Piegowaty. - Siergieju Michajowiczu, kto jest w pobliu? - Nikogo. - Czarownik, ktry z powodu zahodowanego brzuszka zmczy si przepraw bardziej od innych, oddycha z trudem, sprawdzajc kilka amuletw. Poszlimy dalej, starajc si mie oczy dookoa gowy. Nikt nie mia ochoty wpa niespodziewanie na konstruktorw puapki. Moe nie bya ona zbudowana przeciwko ludziom, ale zawsze... - Ty czego? - zdziwiem si, kiedy Napalm po raz pierwszy od pocztku podry podsypa prochem panewk pistoletu. - Na wszelki wypadek - burkn, chowajc roek do torby. Grigorij skrci w zauek midzy pitrowym domem mieszkalnym z zapadnitym dachem a wysokim potem jakiej dawnej szkoy. Innej trasy zreszt nie byo - droga z przodu zostaa zryta i przekopana, a wanie na obranym kierunku znajdowao si centrum osiedla. Nagle co uderzyo Dymitra w pier, potoczyo si po ziemi. Kto cisn oszczep z okna! Poczuem nagle w gardle dawic gul, ale Jatin wykrzycza krtk fraz i duszno znika. Przytrzymujc nadgarstek prawej rki lew doni, Napalm hukn z pistoletu i oberwaca z toporem, ktry wyskoczy na dach najbliszego domu, po prostu znioso z powrotem do wejcia, a cian pokryy bryzgi krwi. Na odsiecz kumplowi z okien pitrwki wyskoczyo jeszcze dwch bandytw, ale Grigorij poapa si ju w pooeniu, pokry ich ogniem z AKSU. wisna strzaa, zelizna si po ramieniu Mielnikowa, ktry wypuci rdk oowianych os i zakry ran rk, Rbnem w ucznika, ale ten zdy ju odskoczy od okna. Pierwszy i Drugi, operujc synchronicznie dugimi seriami, cili trzech mczyzn, ktrzy wtargnli w zauek i zamierzali nas obrzuci krtkimi oszczepami. Wycelowaem znowu w ucznika, ktry mign w oknie, ale w tej chwili kto przeskoczy przez pot i spad mi na plecy. Kiedy runem na ziemi, karabin wypad mi z rk. Namacaem pochw przy pasie, wydobyem n i prbowaem pchn tego, ktry mnie przydusi. Nie byem w stanie. Na szyi zacisny si elazne palce, ale zaraz owion mnie ar, poczuem swd spalonej skry i wosw. Palcy si ywcem nieborak zlaz ze mnie, zasoni domi wypalon straszliwie twarz i zacz si tarza w bocie. Na wszelki wypadek rzuciem jeszcze w niego noem, chwyciem karabin i niespodziewanie upadem na kolana. Nogi miaem jak z waty, wiat rozmaza si. Tylko cudem znw nie wypuciem broni. Obok mnie run na drog Grisza, a mccy gocia o niesychanie dugich rkach Chan zachwia si i przepuci uderzenie w gow. Jego przeciwnik podnis z ziemi topr, zamachn si...

adunek loftki wyrwa mu kawa ciaa, rzuci na pot. Po strzale odeszy mnie wszystkie siy, zwaliem si ciko na ziemi. Z domu wyszed karze z wielk gow, skierowa ku nam rdk zakoczon trupi gwk i zacz co bekota. Powietrze przed nim wyranie zgstniao, zmienio si w paajc purpurowym ogniem kul. Jatin jako jedyny jeszcze sta. Powid praw doni po kamieniach guzikw i wypowiedzia zaklcie blokujce podajcy w jego stron zabjczy urok. Strza, ktra zaraz potem wyfruna z okna, otaczajce Siergieja Michajowicza pole, wygldajce jak wir powietrza, pochwycio i odrzucio niczym zapak. Sylwetka czarownika ulega zamazaniu, spowi j perowy blask. Wirujce wok niego pole ochronne i zaklcia siowe wypeniy ca przestrze tak energi, e koczyny trupw zaczy wyranie drga. Kolejny atak kara - czarna byskawica kulista take nie sign celu, za to Jatin zaraz sam podj dziaania zaczepne: niesamowicie skomplikowany splot strumieni mocy wdar si w postawion przez kurdupla zason, rozszczepi na prawie niewidoczne pojedyncze nitki, ktre dosigy wroga. Ciao pokraki ulego prawie dwukrotnemu powikszeniu, skra popkaa, a na wszystkie strony bryzna krew. Karze zachwia si i zwali na ziemi. Dziwne odrtwienie - zupenie jakby kto dociska mnie do ziemi wielk ap - zaczo powoli przechodzi. Napalm podnis si na czworakach, pomg Wierze przewrci si na plecy. Grisza przycign karabin, wzi na cel drzwi budynku. Siergiej Michajowicz, nie zwracajc na nas uwagi, wyj ze szkatuki szlachetne kamienie, zawiesi nad nimi rk. Cz kamykw upada w boto, ale okoo dziesi rozleciao si na wszystkie strony niczym stadko wciekych wietlikw. Dwa wypaliy dziury w deskach ogrodzenia, trzy pomkny wzdu ulicy, a pozostae zniky w oknach domu. - Moecie si nie spieszy - czarownik uspokoi Grisz, ktry poderwa si na rwne nogi, a teraz kiwao nim na wszystkie strony. - Zatroszczyem si o wszystko. Jako zdoaem stan, odwrciem lecego twarz w bocie Chana, upewniem si, e z nim wszystko w porzdku i podszedem do jednego z trupw. Co to znw za odmieniec? Rzeczywicie odmieniec. Wydte czoo, zdeformowane donie, czerwone, dziwnie skrcone maowiny. Wszyscy tak wygldali. To znaczy mutacje nie byy w kadym wypadku identyczne, ale normalnego czowieka wrd zabitych nie znalazem. Biaawe oczy pozbawione renic, sczce si ropne bble, dodatkowe koczyny, zronite palce, poskrcane koci i stawy... Odmiecy. Miejscowi. A ju na pewno nie z Fortu. - Co za cholerstwo? - Pierwszy pomg wsta Drugiemu i rozglda si, drapic kark. - Dawno si tak kurewsko le nie czuem. - Myl, e to wanie ci od wilczego dou. - Czarownik podszed do szcztkw swojego przeciwnika i nadepn rdk, rozgniatajc czaszk na jej kocu. - Na pewno nikt nie uciek? - spyta Grigorij, kaszlc po fali mdoci. - Na pewno. Chyba po raz pierwszy Jatin odpowiedzia na jakiekolwiek pytanie krtko i jednoznacznie. Nie mielimy powodu, by mu nie wierzy - gdyby nie on, wszyscy bymy stracili ycie. Na nasze szczcie, odmiecy zbytnio polegali na umiejtnociach swojego zaklinacza. I trzeba im przyzna nie bez podstaw. Przecie mia do si i umiejtnoci, aby ukry siebie oraz ziomkw przed skanujcymi czarami Siergieja Michajowicza. - Nikt teraz nie wrci, eby nas zaskoczy znienacka? - ucili kwesti Piegowaty. - Nie ma kto wraca. - Blady i zmizerniay czarownik odszed od zwok kara, wytar chustk pokryt potem twarz. - Ale na wszelki wypadek zwikszyem zasig czarw skanujcych do stu metrw. - Bardzo dobrze. - Grigorij sprawdzi AKSU, wszed na podmurwk przy wejciu do budynku. Napalm, pjdziemy si rozejrze. Szczcie, e mnie ze sob nie cignli. Byo mi niedobrze, w dodatku dzwonio w gowie. Czyby ta swoocz zdya pogaska mnie pak po ysinie? Ale nie czuem przecie uderzenia, od razu zbi mnie z ng... Dobrze, e guzw nie miaem. A co z pozostaymi? Wiera przysza ju do siebie i prbowaa doprowadzi do porzdku ubocon odzie. Chan pi apczywie wod z butelki. Bliniacy, podtrzymujc si nawzajem, zbierali z ziemi bro i plecaki. Wujek enia, nie zwracajc uwagi na rozcity uk brwiowy, kl pgosem i opatrywa rozorane strza rami. Dymitr sprawdza, czy kolczuga, ktra powstrzymaa oszczep, zostaa uszkodzona. Jeli teraz by wrd nas kto, kogo nie bolay ebra, to tylko on. Kolczuga kolczug, ale rzut by naprawd mocny.

- Wszyscy yj? To wspaniale. - Siergiej Michajowicz przesta wreszcie ciko dysze. - Chan, Sopel, bdcie tak dobrzy, zniecie trupy w jedno miejsce. Najlepiej wrzucie je do tego rynsztoka. - A co my jestemy zakad pogrzebowy? - Pochmurny Chan chwyci jednego z nieboszczykw za nog i powlk we wskazane miejsce. Westchnem, podniosem z bota bandan, te zabraem si do roboty. Czemu zawsze musz mie takie pode szczcie? Grigorij z Napalmem wrcili, kiedy zdylimy ju wrzuci wszystkie trupy do rowu, a czarownik spryska je jak mtn ciecz. Po co to zrobi, nie wyjani, ale nas i tak w tej chwili nie bardzo to ciekawio. - Jak tam? - spyta Mielnikow. - Malutki chopczyk karabin dosta, wic kady we wsi otrzyma postrza - zadeklamowa piromanta, patrzc na Jatina dziwnym wzrokiem. - Tylko trupy - ucieszy nas Grisza. - Zbierajcie manatki, tam si zatrzymamy. - Warto? - wyrazi wtpliwo czarownik. - Powiedzielicie, e nikt nie uciek - powiedzia Grigorij, patrzc mu prosto w oczy. - Bo tak jest. - W takim razie nie ma nad czym deliberowa. Lepszego miejsca nie znajdziemy. Zebralimy szybko rzeczy, weszlimy do budynku. Piegowaty zaprowadzi nas do piwnicy. Napalm strzeli palcami i nad jego gow pojawi si ogienek. Byo przynajmniej wida, dokd zmierzamy. To byy prawdziwe katakumby. Zardzewiae rury, pozrywane przewody elektryczne... Plamy krwi... Wida, e wiee. O! Jest pierwszy umarlaczek. W wskim przejciu twarz w d lea garbus z wypalon w plecach dziur. Idcy przede mn Siergiej Michajowicz co par krokw rysowa na cianach czarodziejskie symbole. Samym skrajem wiadomoci dostrzegaem wybuchajce konstrukcje pola ochronnego, ktre opltyway budynek i powoli gasy. - Tutaj mamy kibelek - Grigorij wskaza drzwi, zza ktrych rzeczywicie dolatywa smrd moczu. W nastpnym przejciu pachniao dymem. - A tutaj mieli otarz. Napalm tam ju si zakrztn, wic niewiele zostao. - Niepotrzebnie. - Czarodziej by z jakiego powodu niezadowolony. - Kto mg wiedzie, e moe was to zainteresowa? - Grisza rozoy rce i poprowadzi nas dalej korytarzami, na cianach ktrych kopciy si pochodnie. Dym uchodzi przez wybite w stropi dziury. - Otarz by drewniany, cay zachlapany krwi. Staa figura trzygowego straszyda... Dobra, rozgocie si. - Tu mamy si zatrzyma? - zdenerwowaa si Wiera. - W tym brudzie? Przecie przez noc nabawimy si tu rnych rzeczy! - Ja tam si ostatnio przebadaem - mrukn Pierwszy, ale na jego szczcie dziewczyna nie zrozumiaa artu. Zaraz tam si nabawimy. Ale co do jednego Wiera miaa absolutn racj - nocowa tu take nie miaem ochoty. Wszystko byo zatuszczone, okopcone i zapaszek bardzo nieprzyjemny. Jakie wyrka stay, ale spa w wyrku odmieca... Nie jestem obrzydliwy - ycie mnie oduczyo - ale to ju by bya przesada. - O dezynfekcj moecie si nie martwi. - Czarownik wyj z torby mieszek, zaczerpn z niego gar proszku, podrzuci go w gr. Py natychmiast rozlecia si po caym pomieszczeniu, osiad i wybuchn zimnym ogniem. O e ty! Wszystko prawie-prawie zaczo byszcze. Zupenie jakby kilka dni pracowa tu najlepszy oddzia asenizacyjny. - Pierwszy i Drugi, wyniecie trupy na ulic. Chan, osaniaj ich - rozkaza Grigorij. - Pjd z nimi. - Jatin znw wyj butelk z mtn ciecz. Rzuciem torb przy wejciu, rozejrzaem si. Porodku piwnicy zostao urzdzone miejsce na ognisko, a dziura w suficie znajdowaa si dokadnie nad nim. W jednym kcie staa elazna beczka z wod, obok niej kupa obgryzionych i nadpalonych koci. Wzdu dalszej ciany ustawiono rzd legowisk. Pierwszy wanie zwali z jednego bezwadne ciao. - Wody tutaj nie bierzcie. - Powchaem zawarto beczki. Wydzielaa nieprzyjemny odorek. - Wemiemy z zapasw. - Grigorij pogrzeba w kociach czubkiem buta i zakl, kiedy wytoczya mu si pod nogi ludzka czaszka z dziur porodku czoa. - Ludoercy? - jkna Wiera. - Chodmy std!

- Bzdura - zaoponowa wujek enia, siadajc na jednej z leanek. Ewidentnie czu si niezbyt dobrze. - Tutaj przynajmniej na pewno nikt nie przylezie. Griszeczka, pjd sprawdzi, co porabia nasz oddzia grabarzy. - Id. eby odwie nas od niepotrzebnych przemyle, Piegowaty zastosowa prost wojskow metod: onierz nie ma myle, onierz ma robi. Kady z nas otrzyma zadanie niecierpice zwoki i zanim znalazem minutk na to, eby si ponudzi i przeanalizowa sytuacj, byo ju po kolacji. Dojadem swoj porcj, zapiem kompotem piguk ekomaga wydan przez czarownika. Ten wanie rodek przepisano mi w pierwszym miesicu suby w Patrolu, Mia zapobiega szokowi bdcemu efektem ubocznym wysokoenergetycznych zakl ochronnych i innych takich pierd. Dokadnie nie pamitam, jakich, ale co tam nam wtedy opowiadali. Przysiadem przy ognisku, woyem w nie par polan - przyjemnie, a w dodatku nie musielimy si troszczy o opa, bo w skadziku byli mieszkacy zgromadzili spory zapas. Znalelimy tam te cae pki pochodni. - Oni rzeczywicie jedli ludzi? - Wiera usiada obok mnie na przycignitej do ognia pryczy. - Jedli. - Odpiem z pasa adownic, pooyem pod nogami. - Przypuszczam, e oni tutaj w ogle arli co podeszo. - Dobray si, gobeczki - rzuci Chan, przechodzc obok. Zatrzyma si przy rozmawiajcych cicho Griszy i eni. Tylko chrzknem. A niech si wcieka. Jak w kadym towarzystwie zoonym z wicej ni dwch osb, tak i u nas day si zauway pewne kka zainteresowa, jeli mona to tak okreli. Bliniacy, czyszczc automaty, szeptali midzy sob. Byy brat i czarownik okazali si samowystarczalni: Dymitr mia wszystkich za nic i nie ukrywa tego, polerujc teraz toporek i smarujc go tuszczem, a Siergiej Michajowicz zajmowa si swoj krysztaow kul, Czekaem tylko, a Napalm dopije kaw i przysidzie si do nas. Grisza i Mielnikow mieli swoje sprawy, tylko Chan krci si jak gwno w przerbli. - Zaraz wracam. - Poczuem krcenie w kiszkach, postanowiem wic nawiedzi ten sawetny kibelek. Tylko wezm jeszcze od Napalma kawaek gazety. Widziaem, e zabra tego troch. Zoyem wyudzony od towarzysza kawaek papieru, wyszedem z pomieszczenia i stanem, czekajc, a oczy przywykn troch do ciemnoci. Dokd teraz? Te pytanie! Dalej korytarzem. Przecie nie zabdz. A gdyby nawet - bd si kierowa wchem. Dotkna mnie leciutko pajczynka zaklcia ochronnego i rozpoznajc swojego, zaraz stracia zainteresowanie. Nawet nie chciaem myle, jaka czekaaby mnie upojna niespodzianka w razie pomyki. Jatin to oczywicie ebski facet, ale od razu wida, e tylko teoretyk. Dopki nie nabierze wprawy, wszystkiego mona si spodziewa. Prawie na olep odnalazem waciwe drzwi, wstrzymaem oddech, wszedem do rodka i nie ryzykujc wyprawy w gb pomieszczenia, przesunem si wzdu ciany. W tym rejonie jeszcze nie wszystko byo zapaskudzone. cignem spodnie do kolan, przysiadem w kcie. Co za smrd! Ale to nic, najwaniejsze, eby w co nie wdepn. Czyszczenie butw byoby potem czynnoci prawdziwie odraajc. Usyszaem ciche gosy w korytarzu, wzmogem czujno. Czyby kto jeszcze postanowi sobie uly? To bdzie musia poczeka w kolejce. - Udao si poczy? - Tak. Plany ulegy zmianie. Z pocztku trudno byo zrozumie sowa, ale stopniowo ich brzmienie wyostrzao si. - Co si stao? - W Forcie niepokoje, w dodatku nasi koledzy przyjechali wczeniej ni zapowiadali. Ilja nie rusza si na krok od Carki, inni te nie mog si wyrwa. Mielnikow i Grisza. O czym gadaj? - Ale nie w czas! Co teraz? - Sami musimy sprawdzi to miejsce. Kurde mol, nie wiedziaem, o czym rozmowa, ale jeliby zajrzeli do wychodka, miabym przechlapane. - Jak to sami? Z t ekip? - Nie wrzeszcz. Sam tego nie rozumiem. Ale rozkaz to rozkaz. Wujek enia i Piegowaty powoli przeszli obok drzwi. Ledwie powstrzymaem westchnienie ulgi. - A przeciek? - O zmianach planw porozmawiamy po powrocie. W nocy bdziemy pilnowa, kto sprbuje

przekaza swoim wiadomoci. - ... nie upilnujemy?. - Jest sposb. Damy rad. Gosy zaczy cichn; majc gdzie ca ostrono, przytrzymaem spodnie rk, eby podkra si do drzwi. - Co z instrumentami? Skd w ogle taki popiech? - Wszystko jest. Fabryka si przebazowuje... Podtarem si szybko, podcignem dinsy i zaczem nasuchiwa. Poszli? Chyba tak. Trzeba wraca. Miaem nadziej, e nikt nie zwrci wikszej uwagi na moje zniknicie. Bo gdyby Grisza i wujek enia zaczli co podejrzewa... Jeli chodzio o kreta, ich zamiary wzgldem niego byy oczywiste. Rano Jatin zaordynuje mu ostr niewydolno serca na skutek waha napicia magicznego i ju. - Gdzie Griszka? - spytaem, natknwszy si przy samym wejciu do naszej piwnicy na Dymitra, obok ktrego stali nabzdyczeni bliniacy. Na mj widok Pierwszy pocign za rk Drugiego i odeszli. - Poszed z Mielnikowem w obchd. - Zerkn na mnie z ukosa, wyszed na korytarz. Co tu zaszo? Dziwne. Co tam, czort z nimi. Myli biegay mi po gowie niczym oszalae karaluchy, to znaczy bez najmniejszego sensu, a przy tym w kko. To podpucha, podpucha, podpucha... Zaraz, dlaczego niby podpucha? Moe raczej manewr odcigajcy. To dlatego wzili do oddziau ludzi od Sasa do lasa - wiedzieli, e ktry okae si szpiegiem. W ten sposb za porednictwem naszej grupy mogli wykona robot dezinformacyjn w sprawie planw Ilji. Jeli dobrze zrozumiaem sens rozmowy, zamierzali dokona tutaj powanej operacji nie naszymi siami, ale za pomoc zaufanych towarzyszy. Ale co si zawalio... I lepiej, e tak si stao, bo inaczej wszystkich by nas posali do pieka. A przecie jeszcze nic nie zdylimy zrobi. Ciekawe, kto jest agenciakiem? Kady by pasowa. Dymitr - szpieg Bractwa, Jatin - Gimnazjonu, Wiera - Ligi, Napalm - czyjkolwiek. Bliniacy zasadniczo stanowili po prostu balast. A ja? Te adunek dodatkowy, dolepiony, eby przyda caej tej awanturze cech prawdopodobiestwa albo jako potencjalny kana do przekazywania faszywych informacji. Dlaczego niby Liniew tak bardzo nalega, ebym odnalaz Kruka? Przecie mielimy zlokalizowa producentw mzgotrzepw, a Kruk te ich poszukiwa. Czyby Ilja uzna, e kumpel tak atwo mnie kupi? Oto jest pytanie... - Nie podoba mi si tutaj - najeya si Wiera, kiedy przy niej usiadem. - Po co zostalimy w budynku? A jeli kto przey? - Czarownik zadba o wszystko - westchnem. Nie, ebym mia do niego stuprocentowe zaufanie, ale trudno by byo znale inny nocleg. - Widziae, jacy oni straszni? Skd si co takiego bierze? - Mutacje. - Zasoniem oczy przed gryzcym dymem. - Syszaa, co mwi Jatin o miejskich murach? A nawet za ich oson ci, ktrzy maj skonno do degeneracji albo po prostu s mniej odporni, te ulegaj zmianom. A ile ci tutaj musieli mieszka... - Wszdzie tak jest? - Dlaczego wszdzie? Tam, gdzie miejscowi sami zorganizowali ochron albo kupuj sprzt w Forcie, panuje spokj. A poza tym, pije si rne zioa dla oczyszczenia organizmu. - To straszne. Z nami te by si tak stao? - Nie myl teraz o tym - poradziem. - W Patrolu wiele razy wychodzilimy na dugie rajdy, ale za moich czasw tylko dwch trafio do Czarnego Kwadratu. - Gdzie? - Getto tak nazywaj - Czarny Kwadrat. - A! Stamtd byli ci na mityngu! A po co w ogle Getto jest potrzebne? - A jak mylisz? - Wyjem n z pochwy, eby sprawdzi, czy dobrze oczyciem go z krwi. - No... Trzeba zegna wszystkich w takie miejsce, eby nie kuli w oczy. - Dziewczyna poczekaa a schowam kling, przylgna do mnie ramieniem. - To te. Ale przede wszystkim chodzi o bezpieczestwo samych odmiecw. Wikszo z nich nie potrafi o siebie zadba. Do Getta wozi si ywno, a bandy nie maj tam wstpu. - Nie wypuszczaj ich stamtd, biedacy yj jak w wizieniu! - Wypuszczaj tych, ktrzy nie roznosz rnego paskudztwa. Kwarantanna jest wanie dla zakanych. No i po to, eby miejscowi nie leli do Kwadratu. - Okropno! Dlaczego ludzie nie mog zostawi ich w spokoju?

- Jak powiedzia jeden z moich znajomkw, niech mu ziemia lekk bdzie: Odmiecw nikt nie lubi sparafrazowaem sowa Obrbka. - Ale za co? - Za odraajce kalectwo, za to, e trzeba ich karmi, za strach... - Strach? - eby si nie sta takim jak oni. Wikszo ludzi nie cierpi, kiedy przypomina im si o nieprzyjemnych rzeczach. Uwaaj, e jeli o czym nie mylisz, na pewno ci to ominie. - Ty te si boisz? - Owszem. - Czego si te boisz? - Napalm przysiad po drugiej stronie ogniska, pooy na kolanach rozadowany pistolet. - A ja ju mylaem, e jeste cakiem obojtny na wszystko, dlatego masz tak ksyw. - Nie zgade wic - umiechnem si. - Sopel to nie to samo co Waach. - Faktycznie. A waciwie skd masz takie dziwne przezwisko? - zainteresowaa si Wiera. - Nie wiesz, jak to jest z ksywami? - rozemia si Napalm, jakby poczu, e pytanie jest dla mnie bardzo nieprzyjemne. Wyj z torby wycior. - Popatrzysz na czowieka i od razu wiesz, e Chan to nie aden Chan, ale Krcio, wujek enia - Bosman, a Dymitr - Ponurak. Grisza ma wypisany pseudonim na twarzy. Pierwszy i Drugi to Paker Jeden i Paker Dwa, za Ilja jest Precel. - A ja? - Dziewczyna poruszya kokieteryjnie ramieniem. - Lalunia - odpar piromanta bez zastanowienia i przystpi do czyszczenia pistoletu. - Suchaj, jaki ta armata ma kaliber? - Oceniem gabaryty broni. - Sze czy cztery? - A kto by tam mierzy? - Napalm odoy wycior na bok. - Ale kady pancerz i kad magiczn oson przebija bez problemu. - A wanie chciaam zapyta - Wiera zniya gos, wskazaa ruchem brody na wracajcego Dymitra. - Taszczy ze sob wszdzie ten cay cham: kolczug, szabl, topr, noe, uk, koczan. Chory jest, czy co? - To po prostu bardzo przewidujcy czowiek - odparem powanie. - Czyby? Nie rozumiem. Przecie nie chodzi tylko o wczorajszy dzie, ale te o przedwczoraj. Po co mu takie zabawki? Podobno chopom z tego zgromadzenia kompletnie wali w dekiel. - Nie gadaj. - Piromanta wyj papierow tubk z prochem, naderwa j z jednego koca. - Ten, kto wymyli ich zasady, musia by geniuszem. - Dlaczego? - Kiedy si to wszystko zaczynao... - Napalm wsypa proch do lufy i ubi go wyciorem. - To znaczy kiedy przeskoczylimy tu z normalnego wiata, zaoyciele Bractwa byli zwyczajnymi oprychami dresiarzami z Fortu. Wtedy tak si nazywa rejon w okolicach dworca. Takich band byo wicej: Cech, Sidema, Biaogwardzici i kupa innych... A gdzie s teraz? Sidemiarze zostali zwykymi bandziorami. Cech od lat stara si wej do Rady Miejskiej, ale na razie bez szans. A Bractwo wanie dziki mocnej mskiej ideologii tak prdko uroso w si. - To znaczy co, bandyci powiedzieli: nie bdziemy uywa broni palnej i wszyscy do nich zaraz pobiegli? Brednie. - Obiecali ludziom stabilizacj. - Napalm wydoby z torby pcienny woreczek, wytrzsn z niego na do szar kul. Wycignem rk, piromanta przetoczy na ni kawaek oowiu. Och, ty! Ku mojemu zdumieniu kula okazaa si o wiele cisza ni si spodziewaem. Imponujca waga, naprawd imponujca... - Dziki takim a nie innym zasadom uniezalenili si od marniutkich dostaw amunicji z tamtej strony - kontynuowa piromanta. - Nie tracili funduszy na rodki ogniowe. Nie utrzymywali kobiet i dzieci, dlatego posza do nich najbardziej sposobna do pracy cz ludnoci. Druyna zbyt dugo ich lekcewaya, nie uwaaa za powan konkurencj, a potem byo za pno. A teraz, choby nie wiem jak si napina Gimnazjon, wedug mnie, jeszcze dugo nie zdoa dogoni czarodziejw Bractwa. - Czarodzieje? Co oni maj do tego? - A w co, jak mylisz, bracia lokowali wszystkie rodki? Przecie nie tylko w ten, jak go nazwaa, cham. - Skoro wszystko jest tak piknie, dlaczego nagle zaczli przyjmowa kobiety? - Wiera znalaza saby punkt w argumentacji Napalma. - Dimeczka na wspomnienie o tym zaczyna si dosownie pieni. - Bo ju wykorzystali wszystko, co mogli wykorzysta z poprzedni doktryn. - Piromanta odebra mi kul. - A teraz przechodz do nastpnego etapu rozwoju. Liga te, midzy innymi, dostrzega brak

perspektyw dla jednopciowych organizacji. Ale one na razie, jeszcze si kryguj. - Powinny si zjednoczy z Bractwem - mruknem. - Nie, to by byy dwa grzyby w barszczu. - Napalm wetkn kul do lufy i sign po przybitk. - Sopel, ty ju tam bye. - Drugi podszed niepostrzeenie, pochyli si do mnie. - Jak trafi do sracza? - Id w stron wyjcia, drugie drzwi po prawej. - Uwaga. - Grigorij wrci, podszed do ogniska. - Oderwijcie si na minut od zaj i podejdcie tutaj. - Czego znowu? - Dymitr wsun za pas toporek, stan obok Napalma. Bliniacy, ktrzy nie zdyli jeszcze wyj, przysiedli przy ogniu. Czarownik zostawi w spokoju krysztaow kul, przecisn si obok Dymitra i zacz nadtapia rozcapierzony koniec syntetycznego sznura, na ktry naniza kilka elaznych kek. Chan zignorowa zaproszenie, pozosta na pryczy, ogldajc uwanie otart stop. Ponury wujek enia z rk na temblaku zaj miejsce za Grigorijem. Zaczyna si... Zaraz co si zdarzy. Prosz, jak te Mielnikow widruje nas oczami. Myli, e w ten sposb wyodrbni szpiega? - Mw, tylko krtko. - Skrzywiem si od zapachu palonego syntetyku. - Nasze plany ulegy pewnym zmianom. - Nikt pewnie nie zwrci na to uwagi, ale do Piegowatego nieznacznie powdrowaa w stron rozpitej kabury. Czyby si obawia ekscesw? Operacj przeprowadzimy nie w Rudnym, ale w pewnym porzuconym osiedlu niedaleko std. - Jakim znowu osiedlu? - Dymitr nachmurzy si. - W normalnym - zamia si gronie Mielnikow, sprawdzajc, jak reagujemy na informacj. - Plany si zmieniy? - Napalm z niezmconym spokojem dopchn przybitk i schowa wycior. A moe od samego pocztku miay si zmieni? - To ma jakie znaczenie? - spyta Grigorij. - Kolosalne. - Piromanta postuka luf w lew podeszw. - Skoro zaczy si takie ruchy, niczego dobrego nie mona si spodziewa. - Tak miao po prostu by - zega Piegowaty. Obawialimy si przecieku. Czego ten czarownik tak smrodzi? Postanowi nas wytru? - Gdzie ma by ta operacja? - powtrzy pytanie Dymitr, kiedy bliniacy odeszli od ogniska. - Co za rnica? - Grigorij nie zamierza odpowiada. - Jak dojdziemy, sam zobaczysz. - Co znaczy, jaka rnica? - rozgniewa si byy brat. - Powinnimy chyba wiedzie, w jakich warunkach przyjdzie nam pracowa! - Po CO? - eby si przygotowa. - Bdziesz mia do czasu na przygotowania. - Kiedy? - Jutro. Nie rozumiem, dlaczego jeste taki niezadowolony? - Jestem zadowolony. - No to czego? - Niczego. - Dymitr odwrci si i nagle, zwinwszy si w miejscu, kopn Jatina w gow. Czarownik pad na podog, a w rkach Dymitra pojawiy si krtkie rdki oowianych os. - Rce! Rce! - wrzasn, cofajc si tak, eby mie wszystkich w polu widzenia. Na razie mu si to udao. Nikt nie zamierza nawet drgn. Samobjcw wrd nas nie byo. eby posuy si powiedzeniem Chana - kurwa ma. Nawet nie pomylaem, eby sign po karabin. Chobym nawet zdy, tego gada nie dosignie si zwyczajn kul - to aktywowanych amuletw ochronnych czuem nawet z tej odlegoci. W dodatku nie wiadomo, jak by poradzi sobie z polem Anioa Stra czarodziejski nabj. Dobrze jeszcze, jeli tylko zrykoszetuje. A gdyby si rozerwa? - Wracaj na miejsce - krzykn Dymitr na Wier, usiujc pomc Siergiejowi Michajowiczowi. Sopel, rzu to. Niechtnie rozwarem palce, n z brzkiem upad na beton. Zauway jednak, swoocz. - Napalm, bardzo powoli po ten muszkiet na pododze. Piromanta chwyci pistolet za luf, pochyli si, eby odoy bro. - Chan, dawaj tutaj, ale ju! Oguszajcy huk uderzy w uszy z potworn si. Ciao Dymitra, praktycznie pozbawione gowy, runo bezwadnie. Napalm rzuci dymicy pistolet, zacz masowa nadgarstek lewej rki.

- Co za chujoza - wysycza Chan, cay obryzgany kroplami krwi. Wiera podskoczya do czarownika, odcigna go od ognia. Pierwszy i Drugi klepali si po uszach. Grigorij z eni w milczeniu podeszli do trupa. - Jak to zrobie? - spytaem Napalma, krcc w lewym uchu palcem wskazujcym. - Przecie nie nacisne spustu, a poza tym kurek nie by odwiedziony. - A po co? - skrzywi si. Wycign z torby zestaw do adowania pistoletu. - Sam spowodowaem zapon. Przydaje si czasem mj dar. - Masz prawdziwy talent. Wiera podsuna pod nos Jatinowi watk nasczon amoniakiem. Czarownik, po ockniciu, namaca palcami uderzon potylic, a potem zacz grzeba w torbie. Wujek enia zawoa mnie, ebym pod jego nadzorem przejrza zawarto bagau Dymitra. Broni i rnociami pozostaymi po trupie powinni zaj si sami kontrwywiadowcy, ale na przykad butla wody im po nic, a mnie by si bardzo przydaa. Wicej nic ciekawego w rzeczach zabitego nie znalazem. Mielnikow pod koniec rewizji te cokolwiek pomarkotnia. Powrzucaem cay cham z powrotem do worka, podaem go eni, a resztki zapasw byego brata zaniosem do ogniska. - W jaki sposb Bractwo jest z tym powizane? - spyta Grigorij Mielnikowa. Starajc si nie okazywa zainteresowania rozmow, nadstawiem pilnie uszu. - Dlaczego zaraz Bractwo? - wzruszy ramionami wujek enia. - Ta gnida moga pracowa dla kogokolwiek. Choby i dla Chiczykw. - Bez Bractwa si tutaj na pewno nie obeszo. Przy magazynie to oni nas zaatakowali, mwi ci upiera si przy swoim Piegowaty. - Chciabym tylko wiedzie, czy to oni produkuj mzgotrzepy, czy tak jak my chc producentw znale. - Nie wycigaj pochopnych wnioskw. - Mielnikow zacz drugi ju raz przeglda znalezione w kieszeniach Dymitra przedmioty. - Jutro wszystko bdzie wiadomo. Podszedem do nich. - Dokd waciwie idziemy? - Jutro, wszystko jutro - uci zdecydowanie Grisza. Jak jutro, to jutro. Mnie ta kwestia waciwie powinna zwisa kalafiorem. I zwisaa. Najwaniejsze to znale odpowiedni moment, eby prysn. - Niczego z tych rzeczy sobie zostawia nie bdziemy. - enia pokrci w doniach miniaturowe rdki oowianych os i cisn je do worka. - Diabli wiedz, jakie w nich mog by niespodzianki. - Tak sobie myl - podrapaem si po gowie. Czy nasze blachy nie powinny zablokowa os? - Przecie nie jestemy w Forcie. - Mielnikow poda mi toboek z dobytkiem nieboszczyka. - Sopel, Chan, pozbdcie si trupa - westchn ciko Grigorij. - Worek te wyrzucie. A tyle razy powtarzaem sobie: nie pchaj si w oczy naczalstwu, nie pchaj si, durniu... Ale jako wci o tym zapominam. Wywleklimy ciao Dymitra za nogi, rzucilimy je na jak kup gruzu czy innego baracha. Zgodnie z rozkazem nie zdjlimy niczego z ciaa. Chan pewnie ze wstrtu i obawy, e go wydam, a ja, hodujc przesdom. Kiedy wrcilimy do piwnicy, czarownik cakiem ju si otrzsn i pi jakie mikstury wasnej produkcji. Sdzc po kiepskim wygldzie, pierwszy raz oberwa cikim butem w grzywk. Nieprzyzwyczajony, biedaczek. - Nie moglicie uprzedzi? - zawarcza na Grigorija. - Albo chocia co napomkn? - Siergieju Michajowiczu, sam jestem w szoku. Piegowaty spojrza na rozmwc szczerymi oczami. Nie mogem przewidzie czego takiego... - A tak w ogle, przygotowalicie ju grafik dyurw? - Jatin popatrzy na kawaki stopionego sznura i cisn je w ogie. No i na choler? Co za przyzwyczajenie, eby kade cierwo ciska do ognia? I tak ju nie byo czym oddycha. - A wasza ochrona nie wystarczy? - spyta bez ironii Mielnikow. - To dziwne miejsce - Siergiej Michajowicz szczerze ujawni brak ufnoci we wasne czary. Intensywno pl magicznych jest tutaj wyranie podwyszona, a w dodatku s one sztucznie wyrwnywane. Nie zdoaem zlokalizowa rda tej anomalii, ale mona przyj, e ma to jaki zwizek ze spalonym otarzem. - Spaliem tam wszystko na wszelki wypadek zacz si tumaczy Napalm. - Nic strasznego si nie stao, przecie nie wrcimy przeszoci. - Czarownik zamyli si nad czym, wsta z pryczy z cikim westchnieniem. - Pjd, zrobi tam co trzeba. - Sopel, bierzesz pierwsz wart. Za dwie godziny obud Chana - zarzdzi Grigorij. - Potem kolej Bliniakw, Mielnikowa i moja.

- Tak jest. - Chwyciem torb, poszedem ku wyjciu. Uznaem, e tu bdzie najlepiej si ulokowa. Trzeba tylko jeszcze zawieci pochodnie w korytarzu, a w pomieszczeniu sypialnym wygasi, wtedy nikt nie zdoa mnie dostrzec. Wszyscy zaczli ukada si do snu. Zgasili wikszo pochodni tylko dlatego, e bardzo nalegaem. Obok mnie przeszed czarownik ze wiecc krysztaow kul w rku. Skrci do pokoju z resztkami otarza. Dziwny z niego czowiek. Ja waciwie do wszystkiego ju przywykem, ale do niego jako nie mogem. Kiedy mnie mija, poczuem, jakby kto przejecha mi po plecach lodowat doni. Poczuem te na sobie ciki wzrok w ciemnociach. Prosz, nigdy dotd nie baem si mroku, a tutaj mnie dopado. Poszedem do Grigorija, wziem zegarek i wrciem na posterunek. Moe by tak poczyta zapiski konduktora? Ale w takiej mie? Musiabym sobie przynie pochodni. Nie, nie mona. I to wcale nie ze wzgldu na dyscyplin, ale dlatego, e kto si zajmuje na warcie innymi rzeczami, ma wiksze szanse w razie czego przejecha si na tamten wiat. Bdzie jeszcze czas na lektur. Sen zacz mnie morzy ju po dziesiciu minutach, tak e musiaem si ucieka do rnych sposobw, eby nie zasn na posterunku. Wychodzio mi, prawd mwic, marniutko. Par razy gowa opada mi na piersi, wstaem wic i oparem si o cian. To te nie dawao stuprocentowej gwarancji - par razy w yciu zasnem maszerujc - ale atwiej byo si kontrolowa. Ciekawe, co tam porabia czarownik? Jeszcze nie wrci, entuzjasta wiedzy. Lepiej by odpocz, dopki ma moliwo. - Aaa - ziewnicie o mao nie zwichno mi szczki. Znowu usiadem. Moe zegar Griszki le chodzi? Kto to widzia, eby czas pyn a tak powoli. Te kretyski pomys! Czas nic nie jest nikomu winien: chce to peznie, a zechce skacze. A zazwyczaj jego zamiary pozostaj w jawnej sprzecznoci z naszymi oczekiwaniami. W ogle, czas to pamitliwy gad. Na przykad Sielin, proponujc co wypi, mawia trzeba jako przecie zabi czas, a ja si z nim zgadzaem. Za czas to pamita. I tak to wyglda: najpierw przez cae ycie prbujemy go zabi, a potem okazuje si, e wszystko jest dokadnie na odwrt - to on powoli dobiera si nam do tyka. Diabli, gdzie to mnie myli poniosy! O may wos, a bym zasn. Nic, zrobi sobie may spacerek. Jako doczekawszy koca dyuru, zbudziem Chana, wrczyem mu zegarek, wyjem z torby koc i walnem si na wyrko. Bez odbioru...

ROZDZIA 8
- Wstawaj, obiboku. Przepisz niadanie. Otworzyem z trudem oczy, spojrzaem ponuro na umiechnit Wier - ja tam nie dostrzegaem w okolicy nic wesoego - i z niechci usiadem. - Gdzie to niadanie? - Dziwne: wszyscy spokojnie pi, a to, e Napalm rozpala ognisko jako mnie nie pocieszyo. Zbudzili mnie dla towarzystwa, czy co? - Zaraz bdzie. - Wtedy wstan. - Pooyem si z powrotem. Uraona dziewczyna odesza do ognia, gruchna kociokiem. - Mwiem ci, e nie doceni - bardzo rozsdnie zauway piromanta i swoim zwyczajem dorzuci odpowiedni cytat: Nie przeszkadzajcie mi we nie, tak bardzo chciabym zosta sam... A co miaem niby doceni? e nie dali mi pospa? Dziki serdeczne! Przewrciem si na drugi bok ale sen nie przychodzi. To ci dopiero! I co robi? Gupio zacz si przewraca z boku na bok. Pjd do nich - wyjdzie, e wydurniaem si, a nie, e

chciaem spa. - Plunem na to wszystko, wyjem zapiski konduktora i zaczem je przeglda. Pierwsze trzy kartki nie zawieray adnych poytecznych informacji. Jakie mtne aluzje na temat zrzeszajcej konduktorw organizacji oraz niewyrane rozmylania o otwierajcych si z tamtej strony oknach, przy czym o sposobach przewidywania miejsc i czasu ich pojawiania si nie byo nawet sowa. A to przecie najwaniejsze. Ale potem natknem si na te wiadomoci, dla ktrych wziem ten rkopis od sekciarzy. Krtko mona by je nazwa Teoria i praktyka przechodzenia. Sama zasada na pierwszy rzut oka nie wydawaa si zbyt skomplikowana: w miejscach rozerwania przestrzeni trzeba si byo porusza w kierunku maksymalnego oporu. Problemy byy dwa: gdzie znale te przerwy i jak wyznaczy waciwy kierunek. Co do tego pierwszego jakie pomysy miaem - jeli granice midzy obwodami Przygranicza nie byy miejscami zerwania przestrzeni, to ju niczego na tym wiecie nie rozumiaem. Ale co do drugiego, nie miaem pojcia, o co moe chodzi. Nic, zobaczy si na miejscu. - Kompania, koryto! - Napalm zadzwoni yk w kocioek. Schowaem zapiski do kieszeni i podszedem do ogniska. Wci obraona Wiera zignorowaa mnie, wic sam musiaem sobie naoy makaronu byskawicznego. Ziewajcy jak niedwied wujek enia wydosta z zapasw dwa opakowania suchego prowiantu i zaj si ich rozdziaem. - Piecuch jeden, rudy kot lea jak spalony knot. Je si chciao a wiszczao, ale dwign trzeba ciao. - Napalm mrugn do mnie, wesoo chrzszczc kulkami suchego prowiantu. - Piszczy kotek w wielkiej biedzie - miska sama nie podjedzie. - I w lepszych czasach nie byem rudy. - Popiem niadanie herbat. - Kiedy wychodzimy? - Myl, e zaraz. - Ktra godzina? - Sidma. - Wiera wyja lusterko, zacza sprawdza fryzur. - Piknie wygldasz. - Poprawiem jej niesforny kosmyk. - Spadam z dachu prosto w siano, gow hamowaam - Napalm znw popisa si znajomoci twrczoci ludowej. - Co ci tak na liryk wzio od samego rana? - Przelaem resztki wody z plastikowej ptoralitrwki do butli zabranej z bagau Dymitra. - Czyby si wyspa? - Aha. - A ja nie. Ca noc niy mi si jakie bzdury. - Ty to jeszcze nic, popatrz na Jatina. - Co z nim? Faktycznie, kiepsko znis t noc towarzysz czarownik. Oczy mia czerwone, jakby ich w ogle nie zmruy, twarz poszarza, oglnie wyglda niezdrowo. I po co to byo wojowa z Bergmanem? Siedziaby sobie teraz w ciepym laboratorium, badania na szczurach przeprowadza. Od razu wida, e nie praktyk. Niby wszystko robi jak trzeba, a jednak mu nie wychodzi, cho si powie... - Unikalne miejsce, mamy tu niesamowicie skoncentrowan i zoon strukturalnie moc na gbszych poziomach. Bez dokadniejszych pomiarw trudno co wicej powiedzie, ale mam wraenie, e gdzie tutaj zosta przebity szyb do nowego, nieznanego jeszcze pokadu rozsianej w przestrzeni energii. - Ja wszystko rozumiem, ale musimy ju i. - Zajty czym Grigorij puci zachwyty czarownika mimo uszu. - Sopel, Pierwszy i Drugi, zabezpieczcie ulic. Wychodzimy za dziesi minut. Wziem karabin, kiwnem na chopakw i wyszedem na korytarz. Bliniacy ruszyli zaraz za mn. Wszedem po schodach, ostronie wyjrzaem na zewntrz. Wszystko wydawao si w porzdku, tyle tylko, e cuchno rozkadajcymi si zwokami. Dziwne, bo na dworze byo do chodno, a na niebie wisiay chmury. Chmury nie s ani troch podobne do ludzi. Jeli raz pojawiaj si na horyzoncie, to dopki nie poczstuj ziemi deszczem albo niegiem, nie znikn. Ale deszcz czy nieg to jeszcze p biedy. Najwaniejsze, eby nie wpa pod grad. A czowiek? C, czowiek moe nam mign na widnokrgu i znikn bez ladu, bez konsekwencji. A moe nas take zaj znienacka i zaatakowa, tego nigdy nie wiadomo. Chmury s o wiele bardziej przewidywalne. Dobra, co my tu mamy? Pochmurn i zimn aur. Moliwe opady deszczu oraz silny wiatr w porywach do tylu a tylu metrw na sekund - wystarczy popatrze na wierzchoki drzew. Ale jeli da spokj warunkom pogodowym, nic interesujcego. To znakomicie, ale nie wolno pod adnym pozorem traci koncentracji. Jatin moe sobie by pewien, e nikt z ludoercw nie przey, ale nie mona tego przyjmowa od razu za pewnik. Skupiem si, zlustrowaem najblisze budynki magicznym spojrzeniem. Zowiem tylko zakcenia,

ktre powodowaa alarmowa sie Siergieja Michaiowicza - w teorii miaa odchylenie w granicach normy, ale w praktyce dawao to moliwo uycia pewnych sztuczek maskujcych. Jak to si mwi, w Bagdadzie panuje spokj. Wyszedem na zewntrz, sapicy mi za plecami chopcy postanowili na razie skorzysta z osony murw. Te dobrze. W Bagdadzie mamy spokj, w Bagdadzie mamy spokj i tylko nasz padyszach surowo marszczy brwi... Spod betonowej pyty podmurwki wysuna si do i chwycia mnie za kostk. Na spuchnitych palcach ciemniay trupie plamy, ale uchwyt by elazny. Nie zastanawiajc si dugo, przerzuciem karabin do lewej rki i z trudem wydobyem szabl. Jakby na umwiony sygna zza rogu wyskoczyo jeszcze dwch martwiakw i chwiejc si, ruszyo ku nam. Rozdte twarze, pokrcone sylwetki, wyrane lady rozkadu. Nie byli pikni za ycia, a teraz... - Osaniajcie mnie! - Wzniosem szabl. Bble na ciskajcych nog palcach popkay, nogawk zala obrzydliwy pyn. Cholera, trzeba byo poczeka a typ wyjdzie cay i dopiero wtedy odstrzeli mu eb. Spod pyty wypeza druga rka, wic nie tracc czasu jednym ciosem odciem jej cztery paluchy. Przyjem, jeli mona si tak wyrazi, prewencyjny sposb dziaania. Bliniacy w kocu poapali si, co i jak, ale zamiast rozprawi si z martwiakami za pomoc bardziej tradycyjnych metod, to znaczy opatk sapersk lub tasakiem, otworzyli szaleczy ogie. Kule karabinowe przebijay na wylot trupy, ktre wci pary naprzd. Drugim uderzeniem szabli sprbowaem przerba nadgarstek wicej mnie rki, ale ostrze zelizno si po koci. Martwiak wylaz spod betonu, usiowa wbi mi w ydk zby. Rbnem go na odlew w gow, zdzierajc z czaszki zgniy skalp. Nastpna prba okazaa si ju udana - klinga przecia nadgarstek i napastnik zwali si na ziemi. Naboje w magazynkach bliniakw skoczyy si jednoczenie. Jeden z nieboszczykw lea ju na ziemi, prbujc podnie si na postrzelane nogi, ale drugi nieoczekiwanie rzeko podskoczy do mnie. Odrzuciem szabl, podniosem karabin do oka i wywaliem przeciwnikowi w eb z loftki. Tyle e w popiechu le wycelowaem, trafiajc w pier. adunek przeszy mikkie ciao jak kartk papieru, a trup z rozerwan klatk piersiow polecia do tyu. Trzecim wystrzaem rozwaliem czaszk podnoszcemu si zombiakowi z odrban rk. Napalm wypad na zewntrz, podpali martwiakw i po chwili zostay z nich tylko poczerniae szkielety. - <I> Co si tam u was dzieje? <D> - Dopiero teraz zdaem sobie spraw, e Grigorij wzywa mnie przez amulet komunikacyjny. - <I> Ju nic <D> - odpowiedziaem, po czym zwrciem si do Pierwszego i Drugiego: - Zostacie tutaj. Napalm, chod ze mn. Chwyciem szabl i pobiegem do rynsztoka, do ktrego wczoraj wrzucilimy trupy. Na szczcie moje obawy okazay si ponne: pozostae martwiaki byy na miejscu. Tylko jeszcze jeden najwyraniej prbowa wypezn spod kupy cia, ale zamar, przycinity innymi. Wikszo zwok znajdowaa si w bardzo kiepskim stanie. Procesy rozkadu przebiegay o wiele szybciej ni normalnie. Jak si okazao, pyn, ktrym spryska ich czarownik, speni w pewnym stopniu swoje zadanie. Dziwne te martwiaki. Do piwnicy nie zeszy, zorganizoway regularn puapk zamiast le bezmylnie ca band. Ale przecie nikt nimi nie kierowa! Strumie magicznych rozkazw poczubym zaraz przy wyjciu. Kiedy wrcilimy, wszyscy ju byli na grze, przynieli take nasze rzeczy. Teraz nawet Jatin nie chcia zosta w tym miejscu, przyjlimy od razu szybkie tempo. Uspokoiem si troch dopiero wtedy, gdy peryferia Rudnego zostay za nami. - Co, nikt wicej nie mg wzi rutwki? - Specjalnie zaczekaem a obok Grigorija nikogo nie bdzie, zanim zadaem pytanie. - Te wasze pukawki s w takich razach na nic. - Na ludzi nadaj si znakomicie. Czsto spotykae w lecie martwiaki? - Piegowaty wysun cakiem sensowny argument. - Kurde, dzisiaj pierwszy raz w yciu zobaczyem ywe trupy. - Napalm zosta z tyu, eby si do nas przyczy. - I bardzo auj, bo teraz nic nie przekn. - To drobiazg, przejdzie ci - uspokoiem go. Do obiadu minie. - Tak mylisz? - Jestem pewien. - Znw zwrciem si do Griszy: - Powiesz wreszcie, jaki jest nasz cel?

- Dokd z kumplami dzisiaj zmierzamy sekret to wielki, e hej - mrugn do mnie Napalm. Zatem nikomu go nie zdradzamy, bo zdradzi by byo ojej. - Zwiaginka. To opuszczona wioska dwadziecia kilometrw na wschd - odpowiedzia Grigorij, popatrujc z chmurn min na dowcipkujcego piromant. - O ile wiem, w tamtym rejonie jest teraz jedna wielka topiel. - Bota i rozlewiska zaczynaj si nieco dalej. - Dziwne, ale nigdy o takim siole nie syszaem. Wiesz chocia, dokd idziemy? - Mam map, nie zabdzimy - burkn Piegowaty, ale w jego gosie darmo by szuka niezomnej pewnoci. Rozwin map, nie zatrzymujc si. - Zobacz, pjdziemy tdy, po objedzie. Punkt orientacyjny stanowi drewniany sup z zerwanymi przewodami, jeden jest tylko taki w okolicy. Gdzie w pobliu powinien znajdowa si zjazd na drog gruntow. Ni dotrzemy prosto do Zwiaginki. Ju wiesz, dokd maszerujemy? - Dotaro. Ale... - Jak dotaro, to zasuwajcie obaj do przodu. - Dobra - westchnem i wysunem si na czoo grupy, ktra zacza si zanadto rozciga. Trzeba kontrolowa takie sprawy, jak ruchy oddziau, bo rne rzeczy mog si zdarzy. Tym razem zdyem w sam por. - Stj! - krzyknem na Wier, ktra zesza z drogi i ju pochylaa si nad bkitnym kwiatem z wielkim pkiem. - Nie ruszaj! - A co to takiego? - Serce nieycy. - Odcignem dziewczyn od roliny, zdjem bandan i wytarem spocon ysin. Rozrzuca nasiona na dwadziecia metrw, potrafi przebi nawet kamizelk kuloodporn. A ten w dodatku jest niedojrzay, wydziela sok o temperaturze pynnego azotu. - Oj - pisna Wiera. - A taki liczny. - Wicej nie dotykaj niczego, czego nie znasz, dobrze? - Oczywicie, oczywicie... Poszlimy dalej, jednak teraz obserwowaem ju nie tylko okolic, ale i reszt grupy. Tak to jest, jak si wemie dzieciaki na wielk budow, cholera. Wszystkiego chc dotkn. Tak jakby nie rozumiay, e nie tylko same rce strac, ale zabij przy tym kolegw. liczny, te co... Tfu! Dobrze, e chocia miejsce byo nieze - dookoa same pola. A nawet nie tyle pola, co pustacie. Pord wyronitej ju wysoko trawy czerniay suche odygi burzanw. Krajobraz moe nieciekawy, ale za to nikt nie podejdzie niepostrzeenie. A rne tam uroki przyrody miaem gboko gdzie. Wreszcie na tle zacignitego nieba zamajaczy sup. Kawaki przewodw elektrycznych zwisay z poprzeczki, przypominajc nieco szubienic przygotowan do egzekucji. Widok w kadym razie by do ponury. Dalej cigno si zielone pole, nie wygldajce na zaniedbane. Faktycznie zreszt nie byo opuszczone: z jednej strony zobaczyem pochylon wieyczk, z drugiej sterczay jeszcze dwie. Gdzie w pobliu powinna znajdowa si wioska. I rzeczywicie - mona byo dostrzec wysoki czstok, nad ktrym wznosiy si pomalowane na niebiesko kopuki cerkwi. Pod najblisz wieyczk pono ognisko, a wok niego siedziao piciu ludzi w szarych, pokrytych pyem drogi paszczach. Uzbrojeni byli do marnie: dwururka, obrzyn, dwie kusze, topory, dugie noe. Od razu te byo wida, e to przybysze, a nie tutejsi. - Sopel, idziemy. - Grigorij odda swj plecak Mielnikowowi, ruszy przez pole. Idziemy, to idziemy. Postawiem torb na ziemi, poszedem za nim. Siedzcy na nasz widok w ogle nie zareagowali, za to z wiey zacz schodzi krpy mczyzna okoo czterdziestki, w skrzanej kurtce obszytej srebrnymi pytkami. Na plecach mia dug pak, jeden z pierwszych modeli oowianych os - sprzt moe niezbyt szybkostrzelny, ale za to o niezym zasigu. Do pasa przytroczy dugi tasak, na szyj zaoy wizk amuletw ochronnych. Tu z kolei nie mogo by wtpliwoci, e czowiek miejscowy. Drugi, wyposaony w karabin z lunet zosta na grze, eby osania towarzysza. - Patrol - przedstawi si Grisza ku mojemu zaskoczeniu, pokaza mczynie jakie papierki. - Co u was? Uwanie obejrzaem symbole wyrzebione na wieycy. Ale tego napali! Nawet na gwodziach nie poskpili run. - W porzdku. - Chop kiwn gow, ledwie rzuciwszy okiem na zawiadczenie. Bardziej by zainteresowany nami. - Jak lgowisko nawii w zesz niedziel wywiao, zrobio si od razu spokojniej. Tylko e o, w tamtym lasku osiedlio si stado nieynek, ale tu do nas nie dolatuj.

Dzisiaj pochmurno, tak e uwaajcie troch... - A to kto? - Grigorij wskaza oczami ognisko. - Zielarze. - Sami zbieraj? - zainteresowaem si, oceniwszy wyposaenie mczyzn. - Ale gdzie tam - umiechn si krpy. - Skupuj. Tak te mylaem. Chodz od wsi do wsi, eby kupowa ju zebrane zioa i jagody. Z pewnoci gdyby im pogrzeba w rzeczach, mona by znale co nielegalnego. Na przykad skadniki do produkcji L-13. Takie jest ycie. - Dojdziemy t drog do zejcia na Piaszczyste? - Grisza zaszeleci map. Cholera by go wzia! Odkd to patrolowi posikujcy si mapami, pytajc ludzi o kierunek? Minus za brak rozeznania, przyjacielu, ewidentny, wielki minus. Ludzie Patrolu z zawizanymi oczami przechodz wzdu i wszerz cae Przygranicze. Mona, oczywicie, podpyta czasem tubylcw, dowiedzie si czego od swoich. Ale mapa? - Dojdziecie. Zjazd jest akurat przed supem, do osiedla bdzie jakie osiem wiorst. - Chop nie spojrza nawet na papier. - Na rozwidleniu skrcicie w prawo. - Dzikuj. - Piegowaty zaznaczy co owkiem, przypomnia sobie najwyraniej o zorganizowanej pod Padziernikowym chutorem obawie, bo zapyta: Wilki tu u was nie szalej? - Bg uchowa. Wrcilimy na drog, ruszylimy dalej. Dlaczego Griszka wzi mnie ze sob, nie mogem zgadn. Na wszelki wypadek? Moliwe. Albo chcia, ebym by w kursie co do marszruty, a nie chcia gada przy innych. - Co to s nieynki? - zapyta, kiedy do wskazanego przez chopa lasu zostao dwiecie metrw. - Zwierzta podobne do biaych nietoperzy. Latem nie napadaj na ludzi, ale dzieciaka albo pijanego mog wystudzi. - Co mog zrobi? - nie zrozumia przysuchujcy si rozmowie wujek enia. - Wystudzi. Zamrozi. Wyssa ciepo - wyjaniem jak umiaem najlepiej. - Patrzcie! Z lasu wypryso stado lodowobiaych nietoperzy, okryo zabkan srok, na chwil zbio si wok niej, przypominajc wielk grud, po czym wrcio midzy drzewa. Ptak z chrzstem spad na ziemi. - Niczego sobie mroonka - gwizdn z podziwem Napalm. - Wieruszka, ugotujesz j na kolacj? - Tylko umawiamy si, klocu, e ty zjesz ptaka, a mnie oddasz swoj tuszonk - odgryza si od razu dziewczyna. - Nie, tak nie gram. Suchaj Sopel, ta sroka przypomniaa mi sikork hawajsk, ktra nie boi si mrozu, a w powietrzu cuda potrafi wyczynia. - O czym mwisz? - Nie od razu do mnie dotaro, jak to sikork ma na myli piromaniak. - Tak tylko mi si przypomniao. - Spojrza spod oka na Wier, a ta zaczerwienia si i odesza. Wanie... Pokrciem gow, ale nic nie powiedziaem. Miaem zbyt duo wasnych problemw, eby jeszcze zajmowa si cudzymi. W dodatku tylko patrze, jak zacznie pada... - Jak mylisz, Dymitr pracowa dla Bractwa? - spyta Napalm, upewniwszy si, e nikt nas nie syszy. - S dwie moliwoci. - Wolaem nie dzieli si swoimi prawdziwymi przemyleniami. - Albo wkrci si do nas jako szpieg Bractwa, albo faktycznie go stamtd wywalili. W pierwszym przypadku wiadomo, kto by jego mocodawc. W drugim moliwoci jest wiele. Choby i Liga. - Pieprzysz! - A niby dlaczego? Jeli baby pozwoliy siostrom wychodzi za m i formuj mski oddzia, to i brata mogy naj. - Nie, moim zdaniem to jednak Bractwo. - A na jaki plaster bra im si za handel narkotykami? - Myl, e bracia mogliby zaadowa Fort prochami nie miecia mi si w gowie. Brednie. - Przecie potrzebuj rodkw na przeprowadzk do Mglistego, a mzgotrzepy to ya zota! - Pierdoy. Nagle moj uwag zwrcio dziwne zjawisko: niebo nad iglastym lasem dziwnie szybko janiao. Przyjrzaem si dokadniej i zrozumiaem, e chmury nigdzie si nie podziay, ale kto z ziemi zacz je podwietla. - Super, co to za iluminacja? - Wiera pokazaa anomali czarownikowi. Jatin popatrzy na ni z wyrazem niezrozumienia, potem na zjawisko, ale nic nie odpowiedzia. Dziewczyna zwrcia si do

mnie: - Sopel? - Nie wiem. - Na wszelki wypadek odbezpieczyem karabin. - I wcale nie jestem pewien, czy chc wiedzie. Moe lepiej to obejdziemy? - To sup - wyjani spokojnie Grigorij, jakby wszyscy powinni od razu wiedzie, co za cudo maj przed sob. - Po prostu powietrze jonizuje. W nocy jest widno w promieniu dziesiciu kilometrw. Siergieju Michajowiczu, naprawd nic o tym nie syszelicie? - Nie - odpowiedzia czarownik cichym gosem. Cakiem si stera. Jak to mwi: wyszed z siebie, prdko nie wrci. - Oglnie, powietrze wieci i tyle. - Piegowaty zatrzyma si na rozwidleniu drg. Jedna odchodzia na poudnie, druga sza wrd drzew wprost ku supowi. - Przejdziemy las, potem jeszcze siedem kilometrw wrd pl i znajdziemy si prawie na miejscu. - Moe zrobimy postj? - zaproponowa Pierwszy. Skra wok tatuau nie bya ju tak bardzo czerwona, ale na szyi wci mia lekki obrzk. - Pniej. - Dowdca spojrza na zegarek. - Siergieju Michajowiczu, nie zapomnielicie ugotowa dla nas waszej cudownej herbatki? Czarownik bez sowa wyj z torby termos, poda go Piegowatemu, ktry odkrci korek, upi yk i poda naczynie mnie. Take odpiem, ale tylko troszk, bo przestudzony napar by jeszcze wstrtniejszy ni gorcy. Przekazaem termos Napalmowi, niech on si dawi. - W lesie zachowujemy wzmoon ostrono - oznajmiem. - Sprawdcie bro. - Te mi las - prychn Chan. - Moe od razu nazwiesz gajem trzy sosny? - Jeli bdzie trzeba, nazw - odpowiedziaem ostrym tonem, uwanie obserwujc gsto rosnce przy drodze krzewy. Na las to wszystko faktycznie nie wygldao. Wida byo nawet przewit po drugiej stronie. Przejdziemy ze sto metrw i znw znajdziemy si na otwartej przestrzeni. Tylko e rnym paskudnym stworom jako ochrona przed socem wystarczy dosownie jedno drzewo. Co jak co, ale przez gupot i nieprzezorno nie miaem ochoty i do piachu. Innym te nie zamierzaem na to pozwoli - mielimy jeszcze co do zrobienia, a ju pogodziem si z myl, e do czasu samej akcji nie dam rady zwia. Zreszt to by byo grube wistwo tak ludzi zostawi. Porem na pewno znajdzie si jaka szansa wzi nogi za pas. Powietrze w lesie byo inne. wiesze jakie, bardziej wilgotne. Rolinno najzwyklejsza: sosny, wierki, znw sosny. Wysokie pnie rway ku niebu, cigajc si ku socu, wic dla podszytu wiata pozostawao do mao. - Oj! - pisna nagle Wiera i wyrwaa z kabury pistolet. Idcy obok Mielnikow ledwie zdy j powstrzyma. Momentalnie zwrcilimy si w rne strony z broni gotow do strzau. - Co jest? - spyta Grisza pgosem. - Oczy - zaszlochaa dziewczyna. - Co? - zdziwi si Piegowaty. - Jakie oczy? - Zielone, z pionowymi renicami. - Wiera troch ochona. - Pod tymi krzakami zawisy w powietrzu. - Same? - Tak. Ostronie zbliyem si do zaroli, z uwag obejrzaem ziemi. Nie znalazem ladw czyjejkolwiek obecnoci. Nie jestem tropicielem, ale jeli na trawie i wrd lici zostay nienaruszone kropelki rosy, mona zaoy, e nikt tutaj nie przebywa. - Nic. - Wrciem do reszty. - adnych tropw. - Jakich tropw? - dziewczyna zamiaa si histerycznie. - Przecie mwiam, e to byy tylko oczy. Szyboway nad ziemi! - Niczego nie wyczuem - zauway Jatin, nie czekajc na pytanie. - Chodmy ju. - Grigorij przyglda si krzakom z palcem na spucie AKSU. Z przodu zatrzeszczay gazki, a ja o may wos bybym wypali w powietrze. Na ciek wyszed pikny o, popatrzy na nas, po czym znikn w gstwinie. Co za bestia! Mia w kbie ze dwa i p metra, jeli nie wicej! - O cholera... - Na szaszyk! - Fuck! - Czy on mia zielone oczy? - Normalnie potwr!

- O matko! - Widziae to? Na temat osia wypowiedzieli si wszyscy, oprcz czarownika. - Przywidziao si jej, Sopel, jak mylisz? - Napalm obejrza si na drzewa, kiedy ju wyszlimy z lasu. - Kto wie? - Osobicie latajcych oczu jeszcze do tej pory nie spotkaem, ale ciko by mi byo tylko na tej podstawie utrzymywa, e takie zjawisko jest niemoliwe. Na Przygraniczu niczego nie mona by w stu procentach pewnym. - Ej, koleanko, nie zaya aby jakiego halucynogenu na niadanko? - Piromanta poczeka na Wier. - Id w buraki! - wysyczaa i odwrcia gow. - Sopel, widziae ty kiedy, eby gay same latay? - Napalm przetar chustk ysin. Dobry pomys. Trzeba bdzie sobie te zorganizowa jak szmatk, szkoda bandany. - Jeszcze j sobie wypoleruj - poradzia zoliwie dziewczyna. - Jak bdzie czas, to i wypoleruj, i nawoskuj - Nie, nie widziaem - odparem, spogldajc na rozcigajce si przed nami pole. Dziwne, ale tutaj nic si nie wiecio, nie dao rady znale ladu funkcjonowania supa. Z polem wszystko byo w porzdku, ale droga mi si nie podobaa. Sprawiaa wraenie, jakby od wielu lat nikt po niej nie jedzi i jakby prowadzia donikd. - Tylko to o niczym nie wiadczy. - Jak to? - By u nas w oddziale jeden go. Le, prawd mwic, jakiego wiat nie widzia. Tylko by si cae ycie miga od pracy. Kiedy ruszylimy w rajd, zaraz zacz si skary: mwi, e syszy gosy, nie rozumie wprawdzie sw, ale gdzie go wzywaj. Pomylelimy, e znw wiruje, eby unikn warty. Nie dalimy mu si obija. Budzimy si rano a jego nie ma, chocia drzwi zamknite od rodka, okna take, a dymnikiem nawet kot by nie przeszed. Gdzie znikn. - Sprawdzilicie piwniczk? - Jaka tam piwniczka, niczego nie byo. - I nie znalelicie? - skuli si odruchowo Drugi. - Nie znalelimy. - To prawda? - Pierwszy skrzywi si i podrapa szyj. - Krcisz chyba. - Niby e zmylam? - zirytowaem si. - Akurat bardzo mi to potrzebne. - Nie mg znikn tak po prostu. - Napalm wytar ju gow, schowa chustk do kieszeni, zgrzytn byskawicznym zamkiem. - A co sam o tym mylisz? - Ja w ogle rzadko myl. Ale ledczy odwrotnie, rozmyla bardzo duo. Prac ma tak postanowiem duej nie mczy suchaczy. - I wydao mu si dziwne, e zaginiony niedawno ogra w karty dwch kolegw z oddziau. A kiedy wyszo na jaw, e jeden z przegranych po znajomoci u oddziaowego medyka zdoby gar prochw... - I co? - Pierwszy jako nie potrafi doda dwu do dwch. - Jak to, co? Wsypali prochw do arcia, a kiedy wszyscy spali, wytaszczyli biedaka, zarnli i spokojnie wrcili na kwater. Debile. - Przecie mwie, e go nie znaleli! - wypomnia Drugi. - Bo tak byo. Sprawcy pokazali nawet miejsce, w ktrym zakopali zwoki, ale nie byo tam choby kosteczki. Zwierzta zdyy zrobi swoje. - No, niele potrafisz kit wstawia - poklepa mnie z uznaniem po ramieniu Mielnikow. - Po co si spiera, sami powiedzcie, jest to moliwe? - Jasne, nie miem wtpi... Wzruszyem ramionami, nie odpowiedziaem. I jako tak samo z siebie zdarzyo si, e dalej szlimy w milczeniu. Powia zimny wiatr, zaczo my. Pola cigny si i cigny. ebymy ju dokdkolwiek wreszcie doszli. - Popatrzcie tylko na to. Co za cierwo! - Grigorij zakl. Oho! Popynlimy. A dokadnie - zaraz popyniemy. Droga doprowadzia nas do Czarnego Strumienia, ktry okaza si nie strumieniem wcale, ale penoprawn rzeczk, przez ktr przerzucono kiedy nawet most. Sdzc po rozmytych deszczem resztkach sadzy, spalono go dobry miesic temu. A do drugiego brzegu z dziesi metrw. Nurt wody silny, trudno by si byo w nim utrzyma. - I co, mamy i w brd? - bez wielkiej radoci zapyta Chan. - Zimno - nastroszy si Pierwszy. - Poniesie - popar brata Drugi, rzuci do wody kamie. - I dna nie wida.

Racja. Woda bya mtna, trudno od razu oceni gboko: metr czy dziesi. Tylko wejd - nawet jeli dasz rad si wydosta, zmarzniesz i przemoczysz rzeczy. Susznie powiadaj: nie znasz brodu, nie wa do rzeki. - Sopel? - Grigorij odwrci si od wody i nie zauway, e tu pod powierzchni mign dugi wski cie. Szed ostro pod prd. - Musimy sprbowa znale gdzie dogodniejsz przepraw. - A jeli nie znajdziemy? - Jak dojdziemy do tego lasku, zwalimy sosn i po niej jako przepezniemy - pokazaem br rozcigajcy si kilka kilometrw dalej w d rzeki. - Po co traci czas? - Wujek enia oceni spojrzeniem odlego do drugiego brzegu. - Mamy sznury, powiemy si i... - ... i wszyscy posuymy za pokarm rybkom - dokoczy za niego Napalm. - Ja w t wod nie pjd. Skrzeli nie mam i pywa nie umiem. - Nie umiesz - nauczymy, nie zechcesz - zmusimy - umiechn si krzywo Chan. - Doprawdy? - Nikt nie wejdzie do rzeki - owiadczy nagle czarownik, do tej pory wpatrujcy si w wod w milczeniu. - Trzeba znale przepraw. Grigorij zerkn badawczo na zmizerniaego Jatina, wymieni spojrzenia z Mielnikowem i westchn: - Idziemy do lasu. Nie znajdziemy brodu, zrbiemy drzewo. Ruszajcie si. - A postj? - Pytanie Pierwszego pozostao bez odpowiedzi. To wanie czarownik wypatrzy mostek zbity z pociemniaych od staroci desek, cho przedtem tu obok niego przeszli i bliniacy, i Grisza. Wykrzywiona konstrukcja nie wzbudzaa zaufania, a zupeny brak porczy czyni przejcie przez kadk prawdziw przygod. A moe nie tyle przygod, co - za spraw przemykajcego pod powierzchni cienia - pozbawionym aury lekkoci mocnym przeyciem. Siergiej Michajowicz zdj zaoone przez kogo na deski zaklcie alarmowe, a potem pojedynczo przeszlimy na drugi brzeg, wszyscy szczliwie i bez przygd. Poczuem ulg. Nikt, kto by wpad do wody, nie daby rady dopyn do celu. A gdyby nawet i dopyn, pogoda nie sprzyjaa kpielom wiatr chodny, przenikliwy, niebo bez ladu soca. Grigorij poczeka, a wszyscy troch wypoczn, uspokoj oddech i bicie serca, a potem poprowadzi nas przez przybrzene krzaki, ktre wkrtce zamieniy si w prawdziwy las wierkowy. Tutaj znw musiaem przej rol przewodnika. Kto w moim byym oddziale powiedziaby, e zostan kiedy kim takim? Przecie cae ycie potrafiem si zgubi pord dwch ulic na krzy! Jako poszo. Drzewa zaczy rzedn, zobaczyem kamienist drog. Kawaek dalej, pord modego podszycia i zaroli wiedmowego bicza, widniay na wp rozwalone budynki. - To jest ta wioska? - spytaem cicho Grigorija, ktry wyj wanie lornetk. - Nie, ona ley dalej. To pozostaoci kochozu - odpar, uwanie obserwujc teren. - Zobaczcie, na drodze zostay lady, deszcze ich nie zdyy rozmy. - A bo to mao ludzi mogo tdy jecha? - wzruszy ramionami wujek enia. - Chociaby myliwi. Nie czujecie? Jakby ozonem zajedao - pocignem nosem. - A moe tylko mi si zdaje? - Ja mam katar - powiedzia Mielnikow i zacz przedziera si przez krzaki ku drodze. - Chodmy. - Wszyscy s? - zapyta Grigorij, kiedy zebralimy si na poboczu. - Nie idcie po bocie. Ukryjemy si teraz w jakim budynku i zrobimy zwiad. Jest co, co nie daje mi spokoju, jeli chodzi o pogod. Co niedobrego wyczuwam. - Poczekajcie. - Czarownik zatrzyma zbierajcego si za Grigorijem Drugiego. - Trzeba si zabezpieczy. Wykona prawie niedostrzegalny ruch doni, a po drodze polecia mglisty obok. Zanim jeszcze oddali si na dwadziecia metrw, na jego tle dwa razy pojawiy si przegradzajce przestrze midzy drzewami czary sygnalizacyjne przypominajce struktur pajczyny. Jatin pogadzi krysztaow kul, co wyszepta i w nasze amulety zacza wpywa magiczna moc. Przed oczami zamigotaa tczowa zasona, las nieoczekiwanie rozpad si na oddzielne drzewa i krzewy. - Widzicie t chmurk? - czarownik wskaza wdrujce w powietrzu zaklcie. - To bdzce czary ochronne, za adne skarby nie prbujcie ich dotyka. Rozgldajc si uwanie, przebieglimy przez drog i skierowalimy si do obory. Usyszaem niepokojcy szum koron drzew, spojrzaem w gr i wstrzymaem oddech: szare chmury byskawicznie rozstpoway si na boki, a bkitne niebo zaczo zmienia barw na olepiajco bia.

- Chodu! - W tej chwili nie zamierzaem przestrzega zasad bezpieczestwa, rzuciem si na przeaj przez krzaki. - Kriogen! - wrzasnem. Nie byo czasu na wyjanienia. Kto by nie poszed w moje lady, musiaby si bezwzgldnie przenie do krainy wiecznych oww. Z tyu day si sysze okrzyki, trzask gazek, oddechy. Nie ryzykowali. Zatrzymaem si w drzwiach budynku - na szczcie dach by cay - poczekaem na innych. Czarownik wpad pierwszy, wyprzedzajc pozostaych. Biegncy zaraz za nim bliniacy przeskoczyli obok mnie jednoczenie. Wier, ktra pdzia na kocu, w wejciu chwyciem za konierz i wrzuciem do rodka. W tym momencie wrd drzew przeleciaa biaa fala. Wszystko, co napotkaa na drodze, w mgnieniu oka zamarzao na wskro, a ziemia pokrywaa si grub warstw lodu. Odskoczyem od drzwi, zasoniem si torb jak mogem, przypadajc do przecinajcego podog wyobienia. Na chwil wszystko sku mrz, twarz i donie owiao zimno, ale fala chodu od razu opada, nie zdywszy cakowicie nas zamrozi. Odrzuciem torb, rozejrzaem si. Na szczcie kriogen zawadzi obor samym skrajem, inaczej figurowalibymy wszyscy teraz w formie lodowych statui. - Jasny gwint - zakl Grigorij i zacz rozciera pobielay policzek. Czyli jedno odmroenie jest. Zahaczyo kogo jeszcze? Nie byo wicej ofiar fali mrozu. Czarownik sporzdzi dla Piegowatego jaki okad i nieszcznik sycza z blu za kadym razem, kiedy przykada go do twarzy. - Niczego sobie! - Napalm wyszed na zewntrz, chwyci przemarznit ga krzaka. Ta z chrzstem odamaa si, zostawiajc w doni piromanty lodowy li. - I co, z ludmi te tak robi? - Napalm powid doni wzdu wiedmowego bicza, a ten zacz od razu taja. Na zdrowie to rolinie nie wyszo - poczerniaa i zgia si ku ziemi. - Bywa nawet gorzej. Bo ludzi nie przemraa tak rwnomiernie, tylko rozrywa ich na kawaki. Popatrzyem uwanie na niebo: znw przybrao szar barw zasaniajcych je chmur. - Bredzisz - umiechn si Pierwszy i kopn pokryt szronem jodek. Drzewo drgno, a igliwie posypao si w d, dzwonic krysztaowo. - Wracajcie do obory, czego wiecicie gbami na dworze? - fukn na nas Grigorij, po czym zwrci si do Mielnikowa: - We kogo, przejdcie si wzdu drogi, zobaczcie, co jest grane. Ja sprawdz osad. Sopel, idziemy. Obeszlimy obor z lewej strony, gdzie rolinno ocalaa przed kriogenem. Przedarlimy si przez kolczaste krzaki malin i zaleglimy za zwalon wie cinie. Teren nie bardzo wyglda na prawdziw wie, a na fabryk narkotykw jeszcze mniej. Chyba e to byy tylko obrzea, a prawdziwa wioska znajdowaa si za lasem. W jakim takim stanie zachowaa si jedynie studnia, a wszystko pozostae zamienio si w poronite modymi drzewami i krzewami ruiny. A ruiny interesoway nas raczej mao, nie dla nich tutaj przyszlimy. Na oczyszczonym z rolin placyku stay dwa wagoniki. W takich zazwyczaj mieszkaj budowlacy albo stranicy. Obok nich sterczay z ziemi drewniane koki, najwidoczniej jeszcze nie tak dawno podtrzymujce ptno zwinitego teraz i zoonego obok namiotu. Dugi daszek z tworzywa sztucznego osania od deszczu resztki sgw i stert siana, z boku ustawiono sztapel skrzynek z surowego drewna. Co jeszcze? Psia buda, wiea stranicza, ognisko, pochylony wychodek, kupa mieci pod lasem, wiatrak, od ktrego do jednego z wagonw odchodzi gruby przewd. Mgbym nawet uwierzy, e to obz myliwych, albo drwali, ale im wiatrak prdotwrczy byby na nic. Czyli mielimy przed sob naszych klientw. Zza dalszego wagonika wyjechaa furmanka, zabraem Grigorijowi lornetk. Ludzie jak ludzie: odzie rnorodna, a to skrzana kurtka, a to wiatrwka, kufajka z obcitymi rkawami, dugi paszcz przeciwdeszczowy. Uzbrojeni byli w dwie dubeltwki, obrzyn oraz shotgun. Wz stan obok zwinitego namiotu. Mody facet w przeciwdeszczowcu zeskoczy na ziemi, podj pacht, wrzuci j na wz. Kto to taki? Kurierzy? To by byo zbyt proste. Mona wrd nich odrni miejscowych i obcych na pierwszy rzut oka. Tutejsi - a zauwayem trzech: po jednym wartowniku przy wagonikach i go na wiey byli w kamuflakach. Ci na dole wyposaeni zostali w zwyke kaachy, a ten na grze w erkaem Kaasznikowa. - Nic nie czujesz? - wyszeptaem. - Mnie, jak patrz na ten wagon, ciska w skroniach. - U mnie wszystko normalnie - odpar Grigorij jeszcze ciszej. Niczego nie rozumiaem. Mao tego, e oczy zaczy mi zawi, to jeszcze swdziaa skra na caym ciele. Sprbowaem wyczu stan pola energii magicznej i od razu skrzywiem si od nieprzyjemnego doznania. Najblisze skojarzenie - jakby kto zacz wierci w czaszce dziur, jednoczenie od rodka

i od zewntrz. Wiertark udarow. Co podobnego, cho nie w takim nasileniu, odczuwaem w mieszkaniu puna, do ktrego zawlk mnie Piegowaty. Pole energetyczne bezustannie falowao, a wystpujce przy tym wahania mgby wyczu nawet zwyczajny czowiek. A to musiao zaowocowa jedn, niezbyt, przyjemn konsekwencj - w razie ataku Jatin w niczym nie bdzie mg nam pomc. Pozytyw te da si w zwizku z tym zauway: wrd producentw narkotykw nie mg si znajdowa czarownik. Czowiek o wysokiej wraliwoci nie byby w stanie wytrzyma w takiej koomyjce nawet dwch godzin. - Jak mylisz, ilu ich jest? - Grigorij wychyli si zza zwalonej podstawy. - Na pewno nie mniej ni dziesiciu. - Podniosem lornetk do oczu. Czterech na furmance, dwch stranikw na dole i jeden na grze. - Widz siedmiu. - Z tymi na furmance? - Tak. - Z tymi, co mi si zdaje, uzbiera si z pitnastu - Grisza zabra mi lornetk. - Ja naliczyem omiu. - Gdzie ten smy? - Widzisz krzak bzu? Tam, prawie pod samym lasem, na lewo od wiatraka. - Aha, ju wiem. - Dostrzegem w gstwinie jaki ruch. Maskowanie dobrze ukrywao posta, ale wida j byo, kiedy czowiek zmienia pozycj. - Czemu uwaasz, e jest ich tak duo? - W wagonie powinni odpoczywa zmiennicy, czyli jeszcze piciu lub szeciu ludzi. - Grigorij schowa lornetk, zamyli si. - Id i powiedz, eby przyszli tutaj Mielnikow z Jatinem. I niech nikt nie uywa amuletw komunikacyjnych. - Dobra. - Odczogaem si w las, tam dopiero wstaem i poszedem normalnie do swoich. Ciekawe, czy przygotowali co do jedzenia. Usyszawszy polecenie, wujek enia i Siergiej Michajowicz zaraz wyszli. Obrzuciem wzrokiem wntrze obory, podszedem do Wiery, ktra wodzia si z karabinem snajperskim. - Jak rekonesans Mielnikowa? - Zainteresoway mnie dugie karabinowe naboje z lnicymi niewyranie w pmroku spiczastymi kulami. - Znalaz posterunek. Dwch ludzi - odpara, nie odrywajc si od broni. - Suchaj, jakie masz zaklcia naoone na pociski? - Rne. - Odgarna z twarzy kosmyk wosw, spojrzaa na mnie. - Nie przeszkadzaj, co?. - Jak chcesz. - Nie zamierzaem jej si narzuca, odszedem do Napalma i bliniakw grajcych w oczko. Normalne, e czowiek denerwuje si przed powan operacj. Gniewa si o to nie naley. - I co tam? - Pierwszy wzi od piromanty kart, splun na podog. - Fuck! - Nic dobrego. - Spojrzaem na rzucone ju karty: dwie damy, dziesitka i szstka. Fura. - Bdziemy szturmowa? - Pierwszy zacz dobiera karty od nowa, ale wziwszy do semki i szstki dziewitk, znw zacz kl. - e twoja ma! Gwno w ciapki! - I czego si tak wnerwiasz? - Napalm rozpyn si w umiechu. Jemu karta sza jak zoto. - Kto nie ma szczcia w kartach, ten ma szczcie w mioci. - Mylisz? - Przy kolejnym rozdaniu Drugi zatrzyma si na dziewitnastu, ale naliczywszy tyle samo oczek u trzymajcego bank piromanty, cisn karty na podog. - Na sto procent. - Napalm zebra je z ziemi, zacz tasowa. - Lepiej zajmijcie si robot. Sprawdcie bro - wycedzi przez zby Chan, ktry akurat nadszed. - Obowizkowo. - Napalm rozda karty, nie zaszczycajc go spojrzeniem. Chan posta chwil nad gowami graczy, wymamrota co niezrozumiale, po czym podszed do Wiery. - Odpieprzy si wreszcie, krcio. - Wbijaj lepiej - poradzi Drugi i przypomnia sobie pytanie brata. - To jak z tym szturmem? Bdzie? - Bdzie, oczywicie, e bdzie, jakeby inaczej. - Cholera, a komu to wszystko potrzebne? Odfajkowa podpunkt na formularzu? - Pierwszy odoy karty na bok. - Po comy tu przyleli? Otoczyliby ca wie... - Ale ile by trzeba do tego spdzi narodu! - nie zgodziem si. - Rzecz nie ley wcale w ludziach. - Drugi poda mi p tabliczki czekolady. - Jaki jest sens naszej misji? Jak przedtem na kadym rogu sprzedawali prochy, tak bd sprzedawa i dalej. Jak nie mzgotrzepy, to jakie inne. To, e zlikwidujemy jedno laboratorium na zadupiu, nic tutaj nie zmieni. Ryba psuje si od gowy. - le mylisz. - Napalm dostrzeg, e gra ju nikogo nie interesuje, zgarn wic bank do kieszeni. Dwaj moi przyjaciele polegli od przedawkowania, a trzeci stoczy si na dno. Dla mnie mc podpali tych producentw i handlarzy dragami, to znaczy speni jeden z lepszych uczynkw w yciu.

- Splunbym w twarze bogom heroiny - sam nie wiem, dlaczego zacytowaem nagle piosenkarza z Bieguna Zachodniego. - Nigdy bym nie pomyla, e interesujesz si twrczoci Locmana - zdumia si szczerze piromanta. - Mnie bardziej podoba si inny jego wiersz: Do raju pocig ju odszed ostatni, niestety. Siedz na peronie, pal, piwo pij duszkiem. W kasie zostay jedynie do pieka bilety Jak chcesz jed w korytarzu albo kup miejscwk. Rogaty konduktor, czowiek przecie nasz Migiem ci zaatwi i pociel, i obiad, Wdka, gandzia plus arcie, wszystko tutaj masz Kady zatem w pocigu pijany i rad. Problem tylko jeden - bo przystankw brak, Wszak droga do pieka niedugi to trakt. - Czekaj, Napalm. Ty si zacigne z przyczyn ideologicznych? - osupia Drugi. - Te co! Masz mnie za chorego na umyle? - Piromanta zakrci palcem kko na czole. - Miaem swego czasu pospolit zapa finansow. - Zdaje ci si, e tu mona zgarn jak fors? spyta z powtpiewaniem Pierwszy. - eby chocia na ycie starczyo. - Kiedy zacz mi doskwiera brak pienidzy, rozkrciem taki jeden interes. I zarobiem troch umiechn si krzywo Napalm. - Ilja mnie wtedy ledwie wybroni. A teraz odpracowuj. A wy to niby jak tutaj trafilicie? - Jak to jak - Drugi odpowiedzia rwnie kwanym umiechem. - Dalimy kiedy dba z armii, wysali nas na placwk pnocn. Ale w miejsce pnocy popadlimy w to cholerne gwno. - Tak, gwno z wielkiej litery - zgodzi si Pierwszy. - I gdzie si mona podzia? Albo i do bandytw, albo do Druyny. W bandzie nas nie chcieli, a u Ilji znalazo si miejsce. - Popatrzcie tylko. - Drugi zmarszczy nagle czoo. Odwrciem si i zobaczyem, jak Chan co ju tam nawija Grigorijowi, ktry dopiero co wszed do obory. - Ot, i wszystko, poszed rzyg w kanalizacj - westchn Napalm. - Zbierajcie si zaraz. - Grisza przepuci czarownika, nie suchajc paplania Chana. - Zaraz z wioski wyjedzie furmanka z transportem narkotykw. Odejdziemy jakie sto metrw drog i zorganizujemy zasadzk. Ochroniarzy jest czterech. Strzela tak, eby zabi, Wiera bdzie ubezpiecza. aden nie moe uciec. Prochami si nie przejmujcie, mog nawet spon. - Przecie usysz nas we wsi! Po co zasadzka? Jeli bra to wszystkich naraz - zaniepokoi si Chan. - Zaatwi wam dwadziecia sekund w pcherzu ciszy - rzek Jatin. - Wicej nie mog zagwarantowa. Naturalne to magiczne jest tutaj tak mocne, e czyni niemoliwym podtrzymywanie czarw. - Dwadziecia sekund? To to wiat i ludzie. - Chan nazbyt optymistycznie, jak na mj gust, podszed do rzeczy. Nie mogem sobie wyobrazi, jak Siergiej Michajowicz zamierza speni obietnic, przecie widziaem, jaka kaszanka robi si z energi. Chocia... Prac przecie wykona w pewnym oddaleniu od epicentrum zakce. A gdyby nawet co, przecie mamy chodzcy miotacz ognia. - Zaraz po zlikwidowaniu kurierw zajmujemy pozycje wyjciowe do ataku. - Grigorij rysowa plan czubkiem buta na brudnym betonie. - W obozie zostao od siedmiu do pitnastu ludzi. Naszym zadaniem jest zneutralizowa ich w jak najkrtszym czasie i przej laboratorium - ten wagonik tutaj. S przy tym dwie wiadomoci. Gorsza jest taka, e pole energetyczne ma tam tak moc, i Siergiej Michajowicz nie udzieli nam wsparcia. Lepsza: wartownikw mamy tylko czterech. Pozostali albo pracuj w laboratorium, albo odpoczywaj. Siergieju Michajowiczu, wy zajmiecie si posterunkiem, o ktrym mwi Mielnikow. Dacie rad? - Oczywicie. - To znakomicie. Amuletami komunikacyjnymi mona si posugiwa dopiero po rozpoczciu szturmu. Wiera, ty cigniesz tego typa z wieyczki. Reszt wybijesz wedug wasnego uznania. Siergiej Michajowicz jest pewien, e wszyscy wartownicy posiadaj amulety odchylajce tor

pociskw, dlatego nie moesz zawie, dziewczyno. Wiera kiwna tylko gow. - Chan, w gbi obozu rosn krzaki bzu. Gdzie tutaj - wyrysowa butem lini. - Tam jest czujka. Musicie z Mielnikowem zdj stranika. - Jasne. - Napalm, moesz spali wagon tak, eby nikt nie zdy z niego wyskoczy? - Tak, jakbycie nie wiedzieli. Pewnie, e mog. - Twoim celem jest wic ten stojcy dalej od wiatraka. Sopel, bdziesz osania Napalma. Pamitajcie o jednym: jeli nie zdycie, bdzie z nami krucho. Pierwszy i Drugi id ze mn. Grigorij zamilk, przyjrza si nam uwanie. - Pytania? - Grisza, oni zbieraj si do wyjazdu. - W drzwiach pojawi si wujek enia. - Wychodzimy. Rzeczy zostawcie tutaj. I nie strzela bez rozkazu. Podrapaem si za uchem, rozpiem torb i przeoyem do kieszeni paczki dolarw. Na wszelki wypadek. Poza nimi nic cennego nie posiadaem. Naboje i pozosta bro miaem przy sobie. Jak inni? Te ju byli gotowi. Wiera, ktra nie powiedziaa w ostatnim czasie ani sowa, wysza zaraz za Piegowatym. Bya bardzo zdenerwowana, co dao si zauway po zacinitych wargach i ostrych ruchach. Dla snajpera taki stan to nic dobrego. Strzelec wyborowy powinien by spokojny jak boa dusiciel. Miaem tylko nadziej, e j odpuci. Chan, czy to naladujc Grigorija, czy te z wieloletniego nawyku, zlustrowa uwanie wszystkich. Najwyraniej chcia nas zruga, ale da spokj. O niego mona si byo nie martwi. Dowiadczenie i karno robiy swoje. Gdyby dosta rozkaz wydusi kurierw goymi rkami, uczyniby to bez wahania. Chocia swoocz z niego, ale za to z elaznym charakterem. Pierwszy i Drugi szybko rzucili swoje plecaki w kt, sprawdzili automaty i ustawili si przy drzwiach, czekajc na Napalma. Dziwni gocie. Dopiero co zadawali pytania o sens ludzkich dziaa, a teraz byli gotowi zabija. Czyby armia bya szko ycia? Nie suyem, nie potrafi wic powiedzie. Napalm dugo kopa w torbie, wreszcie znalaz jak paczuszk, schowa j do kieszeni i zasun zamek byskawiczny. Sprawdzi, czy pistolet da si atwo wydoby, przetar doni twarz i umiechn si. Jeli kto tutaj by pewny siebie, to na pewno on. Gdyby kto mnie zapyta, czy piromanta si denerwuje, nie wiedziabym, co odpowiedzie. Z drugiej strony, rano przecie nie spanikowa, podpali zombie jak naley. Miaem nadziej, e i teraz nie zawiedzie. Gdyby co poszo nie tak, caa nadzieja w nim wanie - inaczej w dwadziecia sekund si nie wyrobimy. Wyszedem z obory i natknem si na wujka eni, ktry szed nas popdzi. - Chan, Sopel i Napalm za mn - zakomenderowa. Szlimy na pozycje tak, eby omin zmroony przez kriogen pas, na ktrym trawa zaczynaa ju taja, czernie i widn. Czarownik, Grisza i bliniacy przebiegli na drug stron drogi, a gdzie znikna Wiera, nie zauwayem. Naoone na nasze amulety dodatkowe zaklcia zaczy si ju uwalnia, dziki czemu postrzegalimy czary ochronne jako oboczki pary przelatujce od jednego drzewa do drugiego. Gdzieniegdzie srebrzyy si rozcignite w nieadzie po lesie nici stacjonarnej sieci alarmowej, ale je akurat atwo byo obej. Miejsce do zasadzki wybralimy na styku lasku wierkowego i brzezinki. Zalegem na zboczu zaronitego malinami niewielkiego pagrka. Chan szybko rozpatrzy si w sytuacji, spocz obok mnie. - Nie syszae moe o jakich premiach za pomylnie zakoczon operacj? - spyta nieoczekiwanie. - Nie. - Przygotowaem karabin, starajc si, eby trawa i licie nie zasaniay przyrzdw optycznych. Miaem gdzie ich wszystkie premie. Zreszt, forsa nie bya w tym wypadku najistotniejsza. Wane, ebymy znaleli faktycznie baz producentw mzgotrzepw. A teraz trzeba przede wszystkim wystrzela tych lewych grzybiarzy. Wychodzio na to, e musielimy trafi w dziesitk. Miejsce byo idealnie wybrane, dobre dla tych, ktrych szukalimy: na poudniowym wschodzie las cign si a do granicy z Miastem, od strony wierkowego osaniay ich rozlewiska, od Rudnego rwa potok. Normalny czowiek nie ma czego szuka w podobnej guszy. A poza tym normalni ludzie nie organizuj takich systemw ochronnych. - A co obiecywali? - Postanowiem jednak podtrzyma rozmow, bo zrobio si jako niewyranie. Niech sobie oglda mnie na razie jak uczka pod lup. Bo to jego zainteresowanie takie jakie

niezdrowe, zupenie jakby mia ju przygotowan ig i miejsce pod szkem dla eksponatu. - Bya rozmowa na ten temat. - Chan uku si odyg, zasycza z blu i nerww. - Szlag by to. Gadaj, e ciepo tylko trzy miesice w roku, a jak si to wszystko zdy przez ten czas rozrosn! - Czarownicy uwaaj, e roliny zaczy si odywia energi magiczn, dlatego listki maj niebieskawe ykowanie. Za dwadziecia lat bdzie tutaj jak na Pnocy, las nie wiecznozielony, tylko wiecznoniebieski. Tam drzewa nie zrzucaj ju lici na zim. - Przyapaem si na tym, e naprawd miaem ochot pogada. A to znaczyo, e zaczynam si denerwowa. Chan sprbowa jeszcze przygi krzak, ale znw si poku, wic odpez w stron wierka, par metrw dalej. Czekalimy. Od ziemi cigno zimnem i wilgoci. Pistolet w kaburze pod pach wrzyna si w ebra. Jaka mrwka, zaraza jedna, wlaza mi pod nogawk, trawa askotaa w nos, w ustach mi zascho. Mrwka dosza ju do kolana, dinsy zaczy namika od mokrego igliwia. A czeka trzeba bez ruchu. Skrzypienie k furmanki doleciao nas po kwadransie. Zaraz potem dao si sysze kapanie kopyt po kamienistej ziemi i pene niezadowolenia parskanie konikw. Kriogen je przestraszy? Najprawdopodobniej. Zwierzta bardzo nie lubi takich zjawisk. Na wyadowanym workami wozie jechao ich czterech. Jeden powozi, dwch siedziao na burtach, ostatni z tyu. Braem wszystkich po kolei w skrzyowanie lunety. Twarzy nie znaem. Na kolanach ubranego w rozpit kufajk z obcitymi rkawami brodatego mczyzny lea obrzyn. Siedzcy po bokach - jeden w skrze, drugi w wiatrwce - byli wyposaeni w dwururki, a rozgldajcy si bez przerwy dwudziestoletni moe chopak dziery shotguna. Do tego kady mia dugi n i toporek. Gdyby tak spojrze, nie wiedzc, co jest na rzeczy, mona by powiedzie, i myliwi wracaj z polowania. Albo ojciec z synami wiezie towary do Fortu na sprzeda. Albo... Co by nie mwi, i bro, i ubrania dobrane zostay doskonale. Na pitk z plusem. Mona si tym obroni przed bandytami albo lenymi stworzeniami, a w Patrolu czy Druynie takie rury nie wzbudz podejrze. Bro myliwska to w kocu nie automaty. Wezm wonic. Sprbowaem wybada, czy narkokurierzy s zabezpieczeni jakimi zaklciami i bez wikszego zdziwienia wykryem delikatne to aktywnych czarodziejskich amuletw. Mogem wnosi z intensywnoci doznania, e wszyscy maj Smocz usk. A to bardzo niedobrze, bo moe by trudno zdy w dwadziecia sekund. Najlepiej byoby ich obrzuci granatami albo skorzysta ze zdolnoci Napalma. Na co czekamy? Tylko patrze, jak furmanka nas minie. Czyby pozostali ukryli si gdzie dalej? Albo plan uleg zmianie? W tej chwili wonica woy rk za pazuch i wyj acuszek z amuletem. Ametyst wielkoci paznokcia bysn olepiajco, po czym rozsypa si w proch. Wystrzeliem w wonic loftk i go, wypuciwszy wodze, zwali si do tyu, na worki. Serie z automatw skosiy siedzcych na burtach, tylko chopak zdy skierowa w stron lasu shotguna, ale natychmiast oberwa z kilku luf Ostatnie strzay wykoczyy konie. A wszystko to bez jednego dwiku. Nie byo sycha nie tylko wystrzaw, krzykw i renia koni, ale nawet uderze kulo drewno furmanki. Miaem wraenie, e nie upyno wicej ni dziesi sekund... Leaem jeszcze w ukryciu, wypatrujc, czy ktry z kurierw si nie poruszy, kiedy z lasu wyszli bliniacy i z broni gotow do strzau obejrzeli ciaa. - W porzdku. - Jeden z braci machn rk pozostajcemu wrd drzew Grigorijowi. Wstaem, wyszedem na drog. Trzy trupy leay w furmance, tylko siedzcy z tyu chopak, wci ciskajc kurczowo bro, przewali si przez deski boku i upad na kamienisty grunt. Wosy mia zlepione krwi. W ogle posoki byo sporo. Przesczaa si przez podog furmanki i skapywaa na ziemi. W powietrzu unosi si zapach prochu. I - oczywicie - krwi. Proch i krew czyy si w zapach mierci. Zaczy si ju zlatywa muchy. Reszta oddziau wysza z lasu, a Grigorij z miejsca posa Chana, eby sprawdzi stanowiska od strony wsi. Wiera zaja pewnie pozycj gdzie w tamtym rejonie. Wujek enia wlaz na wz, zacz przeglda zawarto woreczkw oraz rzeczy zabitych. - Siergieju Michajowiczu - podszedem do czarownika. - Jak dalicie sobie rad z amuletami czarodziejw? - To taki mj sekrecik - nie zamierza dzieli si tego typu informacjami. - Znalaze co? - zawoa Grisza do Mielnikowa.

- Zwierzyn, futra i suszone miso. - Wujek enia zrzuci trupy na ziemi, wyj n. Hm, tak... Jeli zaatwilimy zwyczajnych myliwych, pracujcych ciko na kawaek chleba... Spojrzaem na bliniakw przestpujcych niespokojnie z nogi na nog. Na nieuksztatowan jeszcze do koca osobowo, a dokadniej na nieulegajce atrofii sumienie takie co moe dziaa po prostu zabjczo. Wielu ludzi jest w stanie zarzyna innych w imi wyszych racji i susznej sprawy, nie zastanawiajc si, e zabjstwo to zawsze jednak zabjstwo. Ale z jakiego powodu takim osobnikom jest lej jeli maj wiadomo, e nie zamordowali dla dwunastu kopiejek, lecz w imi pokoju i dla dobra wiata. Co tam, nie moglimy si przecie a tak pomyli. Takie rzeczy po prostu si nie zdarzaj! Faktycznie, nie zdarzaj si. Mielnikow stkn z wysiku, oderwa desk i wyj ze skrytki gruby pakiet. Nadci go noem, przyjrza si uwanie, rzuci Piegowatemu. - W detalu warte to z pi tysicy. Oywieni bliniacy wymienili zdumione spojrzenia. A czego by chcieli? Mzgotrzepy tanie nie s. - Myl, e to nie jedyna skrytka. - Wujek enia zeskoczy z furmanki. - Co z tym zrobimy? - Zutylizujemy. - Grisza szmyrgn pakiet z powrotem do wozu. - Ma kto pomys? - Spali i z gowy - zaproponowa Mielnikow. - W obozie mog zobaczy dym - przestrzeg Napalm. - Siergieju Michajowiczu, wasz ARIP mona nastawi na opniony zapon? - Na ile? - Jatin wydoby drewnian kul z nieodcznej torby. - Czterdzieci minut. - Gotowe. - Czarownik ostronie woy ARIP do furmanki. - Co tak stoicie? - Natychmiast pogoni nas dowdca. - Czas goni. Zajmujcie pozycje. Zaprowadziem piromant do wiey cinie, pokazaem mu wagonik, przy ktrym na kodzie siedzia wartownik. Drugi stranik przenis si pod daszek i zaleg na sianie. - Skd bdzie ci najbardziej porcznie? - tchnem w ucho Napalmowi. - Powinienem podej na jakie trzydzieci metrw, bo std nie dam rady obj caego obszaru odpar, mruc oczy. - Od tamtych krzakw powinno by bliej. Oceniem odlego midzy wskazanym przez piromant miejscem a wagonem i nachmurzyem si. Tak czy siak trzeba bdzie przebiec ze czterdzieci metrw po otwartej przestrzeni. Jeli nie zdejm wczeniej erkaemu, mamy przechlapane. Nie, jeli nie zlikwiduj erkaemisty, wszyscy bd mieli przechlapane, nie tylko my. Ale nim przecie miaa si zaj Wiera w pierwszej kolejnoci. Caa nadzieja w jej celnym oku. Szerokim ukiem ominlimy z Napalmem nieporonity drzewami teren, podpezlimy w poblie krzakw. - Zobacz. - Piromanta krtkim ruchem brody wskaza zarola. Na gazkach srebrzya si ni czaru straniczego. Zaklem w duchu. Kiedy tylko ruszymy, ochrona zostanie z miejsca zaalarmowana. C, tutaj bdzie obowizywaa zasada raz kozie mier. Zwyciy szybszy, trzeba wic bdzie wczy peny gaz. Nic to, wczymy! eby nasi lekkoatleci mieli tak motywacj na olimpiadzie. Dobra, wystarczy tych rozmyla. Trzeba si skoncentrowa na zadaniu. Za chwil Chan z Mielnikowem zdejm stranika w krzakach i zacznie si impreza. Po co si w to pchaem? Trzeba byo spieprza jeszcze przed Rudnym. Spokojnie, spokojnie... Nie byo przecie jak, a poza tym, jake to trupy towarzyszy za sob zostawi? Czy aby na pewno nie mogem zwia? A nocleg w piwnicy? Kto niby sam przez dwie godziny sta na warcie? Tak, ale dokd miaem pj w rodku nocy? A skoro wtedy nie poszedem, teraz musz zagra do koca spektaklu. Napalm pogrzeba w kieszeni, wydoby zatopion w celofanie elatynow kulk. - Co to? - spytaem, chocia doskonale rozpoznaem Magistra. - Doping. - <I> Napalm, Sopel, naprzd <D> - Te trzy sowa sprawiy, e pognaem przed siebie, przedarem si przez chruniak, wypadem na otwart przestrze. Napalm gna tu za mn. Minus czterdzieci. Gdzie przy wagonikach rozlego si wycie alarmu. Minus trzydzieci pi. Wartownik na wiey pad z przestrzelon gow. Minus trzydzieci. Siedzcy na kodzie stranik skoczy na rwne nogi i jak na zwolnionym filmie wycelowa we mnie automat. Minus dwadziecia pi.

Rozwalony pod daszkiem ochroniarz odpowiedzia ogniem na strzay z lasu. Chan i wujek enia wyskoczyli z krzakw bzu i pobiegli ku wagonikom. Minus dwadziecia. Zacz pracowa Anio Str, co sprawio, e wiat sta si szary. Kule z kaacha zalniy fosforyzujco, przechodzc obok. Minus pitnacie. Pocisk z karabinu wyborowego przebi szyj lecemu pod daszkiem. Biegnc, waliem kul za kul w strzelajcego do mnie wartownika. Obok. Obok. Obok. Obok. Minus dziesi. Grigorij i bliniacy wybiegli na otwarte pole i popdzili do wagonu, w ktrym znika doprowadzony od wiatraka przewd, ale ochroniarz w drzwiach zacz strzela do nich z podwieszanego granatnika. Minus pi. Fala wybuchu zbia bliniakw z ng. Grigorij, ktry nie ponis szwanku, w biegu otworzy ogie z AKSU. Strzelajcy z granatnika mczyzna zwali si na ziemi z przestrzelon piersi, Wujek enia odrzuci na bok rdk oowianych os, lecz artefakt zapon pomaraczowym ogniem tu przy jego rce. Anio Str zakoczy dziaanie, znw znalazem si w normalnym wiecie, skoczyem w bok, nie przestajc strzela. Obok. Obok. Obok. Punkt zero. Wewntrz bliszego wagonika wybuchy pomienie, wyrywajc si przez okna, a zamienieni w ywe pochodnie wartownicy krztusili si krzykiem, tarzajc si rozpaczliwie w trawie. Zdylimy... Pier od pewnego czasu palia mnie dotkliwie, wsunem rk za pazuch i bez zdziwienia wydobyem pozostae z amuletu metalowe useczki. Dobrze, e mnie nie podpalio jak Mielnikowa, ktry wanie obwizywa sobie do. Co z innymi? Jeden z bliniakw pochyla si nad nieruchomym ciaem brata. Chwiejcy si Napalm cisn palcami krwawicy nos i patrzy na pomienie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chan z Piegowatym pobiegli do drugiego wagonika i zatrzymali si przed drzwiami. Przeczyem bezpiecznik na karabin i prbujc uspokoi oddech, ruszyem ku nim. Chan poczeka na rozkaz Grigorija, przeskoczy przez ciao wartownika, wskoczy do rodka. Zadwiczao szko, kto krzykn. Chan wyskoczy zaraz potem, ciskajc nasikajc krwi nogawk. Grisza posa w otwarte drzwi dug seri, zajrza do rodka. - Mielnikow, szybciej! - krzykn, ogldajc si. Wujek enia, krzywic si z blu, podbieg do dowdcy. Ju nie musiaem si spieszy, podszedem spokojnie do wagonika i spytaem Chana: - Co z tob? - Dosta, skurwysyn! - Syczc przez zby przeklestwa, wyj pakiet osobisty i zacz bandaowa nog. - Siedzia kozio na aweczce, liczy swoje kozioeczki. - Napalm wci jeszcze ciska nos. Opar si o wagonik i zsun powoli na ziemi. Rozwar palce, a midzy nimi od razu pojawia si wielka kropla krwi. - Raz, dwa, trzy... Szecioro ich byo. Szecioro. - Kogo? - nie zrozumiaem. Bredzi, czy co? Przesili si, czy to Magister tak mu wali w mzg? - Ludzi. Tam - wskaza na dopalajce si szcztki wagonu. Nie wiedzc, co odpowiedzie, wzruszyem tylko ramionami. Co u bliniakw? Jatin, ktry wyszed z lasu, tumaczy co siedzcemu nad ciaem brata chopakowi - Pierwszemu czy Drugiemu, z tej odlegoci nie mogem rozpozna - zakadajc mu przy tym na rami opask uciskow. Pokrciem gow, zajrzaem za Mielnikowem do wagonika-laboratorium i od razu poczuem, jak przez cae ciao przebiegy mi kujce mrwki, bdce skutkiem rozlanej w powietrzu energii magicznej. Jak oni mogli tutaj pracowa? Cae wntrze byo zastawione opltan kablami aparatur. Wolne miejsce znalazo si tylko na mietnik przy drzwiach, wskie przejcie i kcik z dwoma krzesami. Na jednym z nich siedzia czowiek z podernitym gardem. Nie jestem specjalist, ale miaem wraenie, e nic tu wielkiego nie znajdziemy: operator zosta zaatwiony, ochrona martwa, sprzt w duej czci rozwalony, a dokumenty, jeli jakie byy, niewtpliwie spony. Rozcite przewody iskrzyy, czarny dym o nieprzyjemnym zapachu cieli si na pododze i

spowija ciaa dwch stranikw. - Sopel, wycigaj ciaa na zewntrz. - Grigorij nie wydawa si specjalnie wyprowadzony z rwnowagi. Zapyta o co Mielnikowa, ktry wodzi dookoa jakim przyrzdem wygldajcym na skaner, ostronie schowa do plastikowej torebki niedopalony stosik papierw. W oprzyrzdowaniu co szczkno, dym popyn silniejsz strug, a ukucia mocy stay si nieznone. Najpierw wyniosem ochroniarza z przestrzelon piersi, potem drugiego. Ten nie wyglda na zwykego goryla - by zbyt lalusiowaty, a poza tym krtkie ostrze, ktrym zrani Chana, nie byo zwyczajnym, tanim orem dla byle kogo. Skrzydo motyla - bardzo cienka klinga cia wycznie za spraw mocy magicznej, zmagazynowanej w duym kamieniu szlachetnym wprawionym w gowic. Bardzo specyficzna bro, ale nie moga wcale wiadczy o przynalenoci posiadacza do Bractwa. Ostatnio staa si bowiem bardzo popularna nie tylko wrd profesjonalistw, ale take w pewnych krgach grubych ryb i bogaczy jako swoisty wskanik wpyww oraz statusu majtkowego. To na pewno nie by fachowiec, inaczej Chan nie wyszedby z walki obronn rk. Po ostatniego nieboszczyka nie musiaem si ju fatygowa, bo wywlk go osobicie Grigorij. Niele poszerzyli umiech operatorowi - od ucha do ucha. Obawiali si, e moe co powiedzie? Susznie si pewnie obawiali. - Zaczynaj - popdzi Piegowaty Mielnikowa. Czas... - Jak mam to zrobi? - enia podsun dowdcy pod nos zabandaowan do. - Przyrzd - ostro rzuci spochmurniay nagle Grisza. - Bierz. - Mielnikow poda mu metalowy prt zaostrzony z jednego koca. Z grubszej strony lni wprawiony we rubin. Wujek enia wycign z torby drugi taki sam przedmiot. Dziwne prty. Nie wiadomo, czy lite, kute, czy te wydrone, a z ostrzejszego koca miay co jakby rowki. Grisza odwrci trupa waciciela Skrzyda motyla twarz w d, wzi szeroki zamach i z chrzstem wbi prt w ko potyliczn. elazo zagbio si prawie na dwie trzecie dugoci. Piegowaty z penym spokojem wzi drugi przyrzd, eby powtrzy procedur z operatorem. Nic z tego nie rozumiaem. Do gowy przychodzio mi tylko jeszcze jedno powiedzonko Sielina: Wszystko to coraz dziwniejsze i dziwniejsze. Laboratorium odnalelimy, wszyscy zostali zabici, zatrzymalimy produkcj mzgotrzepw. Zadanie wykonane? Ano, wykonane. A moe nasze dziaania maj na celu co wicej, kryje si w nich ukryta gbiej tre? Bo co to za manipulacje? Po co ci dwaj amatorzy anatomopatologii bawi si w oprawianie trupw? To ju si nie miecio w gowie! Przecie nie pobierali wycinkw do analiz! Jedyne, co mogli robi, to odczytywanie informacji wprost z mzgw nieboszczykw. Wprawdzie o takiej technologii jeszcze nie syszaem, ale przecie nauka idzie wci do przodu. A przecie media zjady ju zby na odzyskiwaniu wiadomoci od trupw i chocia uparcie opowiadaj bzdury na temat kontaktw z duchami, wszyscy przecie wiedz, o co tak naprawd chodzi. Jaka te informacja moga a tak by potrzebna Druynie? Najbardziej oczywiste to kontakty i hasa. Ale po co w takim razie dziurawi czaszk operatorowi, ktry na pewno ich nie zna? Czyby najwaniejsze byo opanowanie techniki sporzdzania mzgotrzepw? Jednak przecie Grisza mwi, e nasza wyprawa to tylko manewr odcigajcy... Czyby jednak Ilja planowa taki rozwj wypadkw od samego pocztku, skoro wyposay swoich ludzi w te wihajstry? Kto go tam wie... Rubin na kocu prta wbitego w gow operatora zamruga i zajania, a po chwili zacz migota kamie drugiego przyrzdu. Grigorij odkrci z zakocze prtw mae cylindry, schowa je do kieszeni. eb mi puch od kbicych si pyta, postanowiem zatem nie zaprzta sobie w ogle gowy tymi bzdurami. To ju nie powinno mnie interesowa. Teraz musz myle tylko o jednym - jak by tutaj znikn niepostrzeenie. Lecz nie mogem oderwa si od rozwaa zwizanych z tym, co zobaczyem. Nie wiem, dlaczego, ale zaczo mi si wydawa, e skd znam operatora. Ryzykujc bur od Grigorija, podszedem, odwrciem ciao i zapatrzyem si w twarz nieboszczyka. Wskie wargi, wysunity do przodu ostry podbrdek z doeczkiem, pieprzyk pod lewym okiem. Widziaem go ju gdzie, na pewno widziaem! Ogarny mnie dziwne skojarzenia: zimno, ciasnota, Maks, Jean, Wietricki. Nagle przypomniaem sobie! Pokazywa nam zdjcie tego gocia sierant rangersw w udinie! I fotografia nie bya umieszczona w zwykym policyjnym albumie, ale w osobnej foliwce. Kruk potem zaproponowa, ebymy przyczyli si do obawy, a Jean, o ile sobie przypominam, natychmiast zmieni temat.

eby jako si uspokoi i zebra myli, zaczem robi przegld karabinu. Co o tym wszystkim mogem w sumie powiedzie? Nakaday si tutaj produkcja narkotykw ze znajomym ju, ubocznym efektem niestabilnoci i przerostu pola energetycznego. Ten efekt, cho moe nie w tak wielkim stopniu, by charakterystyczny dla silnych alchemicznych artefaktw. W dodatku mj Anio Str zwyczajnie si spali. Czy mona std wycign wniosek, e podstaw technologii produkcji mzgotrzepw jest alchemia? To raz. Zapiem patrontasz, wytrzsnem spod koszuli resztki amuletu. Wynikaoby z tego, e Grigorija, a tak waciwie Ilj, interesowao nie laboratorium, jako takie, lecz gwnie alchemiczna technologia. To dwa. Poprawiem ubranie, spojrzaem na Napalma wida byo, e czuje si paskudnie, wci jest osabiony. A jeli pj dalej w rozumowaniu, wydaje si logiczne, i sekciarze mieli otrzyma od Jeana dokumentacj dotyczc alchemii. A rangersi urzdzili polowanie na renegatw z Miasta. Tylko dlaczego ci uciekinierzy wybrali si tak daleko na pnoc? Na pierwszy rzut oka wszystko to mogo wydawa si zupen bzdur. Ale jeli dooy do tego pasjansa karty Bractwa, obraz caoci stawa si bardzo interesujcy. Bracia przekupili alchemikw z Miasta - a mogli zapaci o wiele wicej ni Nioscy wiato - zatem zbiegowie podali do Mglistego. Albo miejscy uchodcy wraz z Jeanem myleli, e powinni tam i. Rzeczywicie, najbezpieczniejsza droga do Mglistego prowadzi przez udino. Std te obawy. Ale to akurat przemylenie to nie trzy, ani nawet dwa i p, to takie dumanie o niczym. Idmy dalej. Przekona si, czy mam racj co do intencji Liniewa bdzie bardzo atwo - jeli sprowadz tu jak najszybciej poow ekspertw z Druyny i Gimnazjonu, rzecz sza od pocztku faktycznie o mzgotrzepy. Co mi jednak podpowiadao, e odejdziemy std cichaczem. Ale przynajmniej wiedziaem ju, dlaczego produkcji narkotykw nie uruchomiono w samym Forcie - takich wyrzutw energii nie daoby si ukry w aden sposb, a tutaj po zapaskudzeniu jednego miejsca, mona si byo przenie w drugie. Ale jeli za tym wszystkim miaoby sta Bractwo, to czemu nie zorganizowali laboratorium w Mglistym? Chocia to te mona wyjani: tam teraz trudno si przemkn, bo terenu pilnuj nasi patrolowi i miejscy jegrzy. A poza tym troch za daleko wozi stamtd towar do Fortu. Z budy, dzwonic acuchem, wylaz wyysiay pies i Chan, ktry ju zdy opatrzy nog, sign po automat. Gruchn pojedynczy strza. I dobrze, ja przynajmniej nie musiaem traci nabojw. Nie jestem hyclem, ale z takimi wrzodami i ropniakami psiak by dugo nie pocign. - Jak tam? - spytaem nadchodzcego czarownika, wskazujc na bliniakw. - Nie yje. - Ktry? - Pierwszy. - Jatin podszed do Grigorija i wujka eni. - Udao si? - Jak najbardziej. - Piegowaty mimowolnie woy rk do kieszeni, w ktrej schowa cylindry. - A jak u was? - Podobnie - czarownik umiechn si leciutko. - Konstrukcje zakl, ktre sporzdziem u ludoercw, okazay si nad wyraz efektywne. Wujek enia znalaz gdzie nasiknit smarem szmat, zawin j na kiju, podpali i wrzuci do laboratorium. Z miejsca wewntrz wybuchy pomienie. A dymu z tego byo co niemiara... - To wszystko, spadamy. - Grigorij chwyci piromant za poy kurtki, postawi go na nogi. Spadamy! - Co zrobimy z Pierwszym? - zapyta Jatin, odsuwajc si od wyrywajcych przez drzwi jzykw ognia. - Wemiemy ze sob, pochowamy gdzie po drodze - odpowiedzia Grisza bez chwili namysu. Chan, pom Drugiemu. A, jeste przecie ranny. Siergieju Michajowiczu, obejrzyjcie Napalma. Mielnikow poprawi opatrunek na oparzonej rce. Patrzy nieruchomo w pomienie. Wewntrz wagonika zaczo pka z trzaskiem szko. Napalm opdzi si od pomocy Jatina, na mikkich nogach ruszy za Grigorijem i Chanem. Czarownik obejrza si na nas, chcia co powiedzie do eni, ale da sobie spokj, poszed powoli w stron lasu. - Jeszcze tylko mgy brakowao - wyburcza nagle Mielnikow. Rozejrzaem si i w pierwszej chwili nie uwierzyem wasnym oczom: nie wiadomo skd pojawia si nagle mga, peznc mleczn zason ze strony wolnej od drzew przestrzeni. W dodatku dziao si to bardzo szybko. Rozumiabym jeszcze takie zjawisko o poranku albo wieczorem, ale teraz?!

- Chodmy lepiej - popdziem wujka eni. Ale byo ju za pno. Biay tuman ogarn martwe ciaa, w ktre dosownie wstpio stado demonw: zaczy si wygina i skrca pod wpywem niepojtej siy. - Uciekamy! - odwrciem si do Mielnikowa i zmartwiaem. Prosto w twarz patrzyo mi chodne oko lufy. Na uamek sekundy przed wystrzaem udao mi si odbi rewolwer w bok, tak e kula werna si w ziemi. Podciem machniciem nogi i to co, co jeszcze przed chwil byo wujkiem eni, przewrcio si. Odskoczyem, ale toto w mgnieniu oka podnioso si na rwne nogi. W tym momencie kula odwalia p gowy napastnikowi, ktry run wreszcie na ziemi. Dziki, Wieroczka! Run na mnie pokryty szronem spalony trup wartownika, ale zdyem wsadzi w niego adunek rutu. Poskrcane ciao odtoczyo si do tyu, a w jego pustych oczach migny diaboliczne odblaski lazurowego soca. Na wszelki wypadek strzeliem jeszcze raz i rozejrzaem si. Mgy przybywao. Pomienie bijce z rk Napalma nie pozwalay przystpi jej do zgromadzonych pod lasem ludzi, ale stojcy nieco dalej czarownik zosta przez ni otoczony. Ukryty za siowym polem Jatin ledwo radzi sobie z cinieniem obcej magii. Jeden za drugim migajce rubinowo kamienne guziki jego kurtki wypeniay si czarno-niebieskim blaskiem, a wreszcie sylwetka Siergieja Michajowicza rozmazaa si i znikna. Teleportacja. A co ja miaem zrobi? Podpezajce niepostrzeenie jzyki mgy ogarny moje nogi nieznonym chodem. W stron swoich przebi si nie byem w stanie. Zreszt, po co? Uciekajc przed wynurzajcymi si z zasony martwiakami, rzuciem si w kierunku, w ktrym, jak mi si wydawao, byo janiej, jakby znajdowa si tam jaki przewit. Moje ciao zaczy rwa potne cgi mrozu, ale udao mi si wyskoczy z zamykajcej si ju puapki. Lodowate powietrze parzyo puca, straciem czucie w palcach rk i ng. Tylko pragnienie ycia pchao mnie do przodu. Biegem, dopki starczyo mi si. A kiedy ich zabrako, biegem dalej. Szedem. Potem pezem. Prawdopodobnie... Nie pamitam...

ROZDZIA 9
Poranek wydawa si zimny i zatchy. Dawaa o sobie zna blisko bagien. Kropelki wiszcej w powietrzu mgy - tym razem zwyczajnej mgy, a nie wytworu wciekej magii - osiaday na trawie i liciach drzew. Z rzadka dolatywa z oddali krzyk kikimory, a od strony drogi na wierkowe cisz par razy przerwao wycie wilka. A poza tym byo spokojnie. Gdyby nie komary i muszki, mona by uzna okolic za prawdziwy kurort. Zimno, oczywicie, i mokro, ale przynajmniej nikt nie prbowa mnie zabi. A poza tym, miaem jaki dach nad gow. I ognisko. Wprawdzie o wicie zgaso, bo przysnem na duej, ale i tak byo w porzdku. Wszystko to przecie drobiazgi w porwnaniu z rewolucj oglnowiatow. W moim pooeniu nie miaem prawa grymasi. Co by nie mwi, miaem wczoraj szczcie. Do bagien dotarem jak na autopilocie, a kiedy poczuem wod pod nogami, od razu wrciem do siebie. A potem poszedem dalej, o wiele ju ostroniej, starajc si trzyma z dala od gbin i wypatrujc miejsca na nocleg. Tutaj te mi si poszczcio. Na niewielk, otoczon sitowiem wysepk natknem si, kiedy usiowaem obej spore oczko wodne. Oczywicie nie ruszyem si dalej. Nie jestem samobjc. O wiele wiksze szanse ma czowiek, kiedy nocne drapieniki uo si do snu, a dzienne zaczynaj dopiero wypeza na soneczko. Naciem zatem trzciny, a take dugich wiklinowych gazek i sporzdziem z nich co, co mogo nawet przypomina mglicie szaas. Potem rozpaliem ognisko - na szczcie znalazem w wewntrznej kieszeni kurtki suche pudeko zapaek. Obeschnem, rozgrzaem si. Tylko cieszy si

yciem, mogoby si wydawa. Tyle, e nie miaem co je. Wszystko, co znalazem w kieszeniach to trzy czstki zawinitej w foli czekolady. Znaczy, niebogato. eby zapomnie o ssaniu w odku zaczem czyta zapiski konduktora, bo poza tym nie miaem si czym zaj. Baem si rozebra i wyczyci karabin, a prbowa owi ryby albo polowa na aby nie przyszo mi nawet do gowy. Mgbym przy tej okazji sam sta si pokarmem dla jakiego stwora. Na bagnach to bardzo prawdopodobne. W kadym razie przynajmniej przenocowaem. Teraz musiaem tylko doczeka wschodu soca i rusza dalej. Jak to mwi, pora do domu si zbiera. Da Bg, moe dojd. A nie da... Na pewno pierwszy si o tym dowiem. Nie ma co za duo o tym myle, eby nie zapeszy. Na pocztek powinienem dotrze do drogi na wierkowe, ale co dalej, zupenie nie miaem pojcia. ywiem tylko nadziej, e teoretyczne rozwaania konduktora pomog mi przej przez Granic. Cholera, czemu zrobio si tak zimno? A mrz ci skr. Czybym zachorowa? Nie, niemoliwe. Opanowao mnie wraenie, jakby kto przeszed si po mogile. I to nie jakiej tam obojtnej, ale mojej wasnej. Zawahaem si i przeskoczyem przez wytyczony na ziemi ochronny krg, wyjrzaem z szaasu, trzymajc bro gotow do strzau, rozejrzaem si, schowaem z powrotem. Nikogo nie zauwayem. Trzeba rozpali ognisko, dopki popi cakiem jeszcze nie ostyg. Zmarnowaem tylko trzy zapaki - zawilgocone drewno nie chciao si zapali - schowaem wic pudeko do kieszeni, zamyliem si. Co by tutaj zrobi? Moe jeszcze si przepi? Zaraz, a dlaczego nie skorzysta z czyjej mdroci? Gdzie w zapiskach byo to miejsce? O, wanie! Pamitam, jak bardzo si dziwiem, e Jeanowi tak atwo wychodz zaklcia, a on, jak si okazuje, nie kama tak bardzo, wspominajc o prawdziwych imionach rzeczy. Nie wiem, po co Mcisaw wsun midzy zwyke papiery kartk z opisem podstaw magii runicznej, ale okazao si to teraz bardzo przydatne. Wziem n i starannie kopiujc runy ognia, wyryem podobny wzr na drewienku. Dupa tam! Dobra, sprbujmy jeszcze raz, tylko teraz bdziemy wlewa w run energi magiczn. Poraka. Albo opuciy mnie zdolnoci i teraz niby jaki czarownik nie poradz sobie bez paeczki, albo co przegapiem w zapiskach. Co tam napisali mdrzy ludzie? Graficzne przedstawienie run to tylko forma uatwiajca adeptowi sformuowa potrzebny obraz i tchn w niego czyst energi. Sprytne. A to co za znaki? Nie, z nimi sobie nie poradz. Co to jest ta czysta energia? Gdzie ju na pewno o niej czytaem... Tak, Wietricki myli si, sdzc, e znajomo tajnych symboli zrobi z niego czarownika. Tutaj bez odpowiednich zdolnoci nic si nie zdziaa. Wszystkie te runiczne zawijasy to nic wicej jak sekretne pismo. Co podobnego stosuje si w Gimnazjonie. Dopki profesor nie wyjani, jakie dziaanie ktremu symbolowi jest przypisane, mona tylko zepsu sobie oczy, prbujc je odczyta. Nie, cholera, zaraz cakiem zdrtwiej. Zmiem kartk z opisem run, wsunem j pod gazie i wyjem zapaki. Po kartce przelecia ogienek. Teraz troch trzciny... O tak, od razu lepiej! Pomoga jednak cudza mdro, jeszcze jak pomoga. Po chwili mogem dorzuci nawet wilgotniejszego drewna. Dobrze... Rozgrzaem si troch, zaczem sprawdza wyposaenie. N przy pasie, dwa ostrza do miotania w ptlach pod kurtk, kinda w pochwie ukrytej pod rkawem, szabla na miejscu. Czyli bro biaa w komplecie. Palna te na pierwszy rzut oka wygldaa dobrze. Ale tylko na pierwszy. Z pistoletem pod pach nic si sta nie mogo, ale co do karabinu miaem pewne wtpliwoci. Trzeba by go jednak rozebra i wyczyci, ale nie miaem pojcia, jak to zrobi. Z kaasznikowem bym sobie spokojnie poradzi. Dlaczego nie wziem zwyczajnej dwururki? Ale z drugiej strony, to przecie bardzo wane mc strzela z amunicji myliwskiej i wojskowej. A tak a propos, co z amunicj? Miaem dwadziecia pociskw karabinowych w magazynku i jeszcze troch w patrontaszu. Ale nie wiedziaem, jak wyglda sytuacja z nabojami do strzelby. Mogy przemokn, kiedy brnem przez bagna. I jak teraz zgadn, zawilgy, czy nie? Ale co najgorsze, gdzie posiaem acuch multiczaru. Nawet nie pamitaem, kiedy zsun si z nadgarstka. Teraz go na pewno nie znajd, a przecie wyoyem za grubo ponad setk w zocie i nawet nie miaem okazji uy. Szkoda. Upewniwszy si, e rozporzdzam budzcym szacunek arsenaem, wyszedem z szaasu. Soce podnioso si ju znad horyzontu, jego jaskrawoczerwona tarcza mtnie przewiecaa przez mg. Pora. Czas nocnych stworze min, a dzienne jeszcze nie wylazy z nor. Zadeptaem ognisko, zarzuciem popi traw botn, a potem podszedem do wody. Zdejmowa buty czy nie? Dopiero co przecie wyschy. Jeli nie zdejm, cay dzie bd chodzi w mokrych, a to ju mi niele dojado. Zdrowy rozsdek wzi w kocu gr nad pragnieniem komfortu. Jeli rozetn nog albo co si

przyssie do goej skry, mog w ogle nie wyle z bota. A porzdnego obuwia byle gadzina nie przegryzie. Dinsy mog wpuci w cholewki, wtedy nic pod nogawki nie wlezie. Dokd teraz? Droga do wierkowego prowadzia na pnoc, a to znaczy, e powinienem zwrci si do soca prawym ramieniem. Ostre doznanie, e kto na mnie patrzy ukuo mnie dosownie w plecy, drgnem, jakby mnie kto rzeczywicie gn. Odwrciem si - nikogo. Mga wprawdzie zacza si rozwiewa, ale i tak nie byo wida dalej ni na czterdzieci metrw. Przeegnaem si, wszedem do wody i przytrzymujc zwisajcy z ramienia karabin lew rk, zaczem bada dno przed sob za pomoc przygotowanego wczeniej kija. Miaem gbokie przewiadczenie, e do koca rozlewisk zostao ju niewiele. I chocia w yciu nikt mi nie zaproponuje biegw na orientacj, tym razem byem przekonany, e si nie myl. Chlupotanie w rytm stawianych krokw dziaao mi na nerwy, wic co minut zamieraem, wsuchujc si w panujc cisz. Niekiedy rozlegao si guche bulgotanie idcych z dna pcherzy, ale najczciej syszaem wasny wiszczcy oddech. Jeden jedyny raz w dali pojawia si i znika we mgle sylwetka jakiego wielkiego ptaka podchodzcego do ldowania. Potem o mao nie wpadem w gbin, ale jako zdoaem unikn niebezpieczestwa. Nie wiem, czy stao si to za spraw mojego szczcia, czy do brzegu rzeczywicie zosta naprawd tylko kawaek, ale rozlewisk byo coraz mniej, a w miejsce chwiejnych kp zacza si pojawia twarda ziemia. Starajc si obchodzi gszcze trzcin, z uporem parem na pnoc. Dziwny rytmiczny plusk, ktry przywodzi na myl uderzenia wiose, zmusi mnie do zwikszenia czujnoci. Zamarem. Dugi cie czna wyoni si na chwil z mgy, eby natychmiast znikn. Co to byo? Zudzenie? Cholernie realne jak na zudzenie. Szarpnem si, poszedem dalej. Na bagiennego wilkoaka trafiem tu przy suchym brzegu, gdzie z wody sterczay porose mchem wieyce drzew. Niektre z nich jeszcze walczyy o ycie, a na ich ndznym listowiu rozrs si pajczy liszaj, za nici palcej rosanki frdzlami zwieszay si z gazi. Soce podnioso si ju do wysoko, mga zesza, cielia si tylko nad sam wod. Wanie tam, w cieniu drzew przyczai si stwr. Stanem jak wryty, na chwil nawet przestaem oddycha. Diabli! A wanie zaczem si cieszy, e daem rad przej przez bagna bez przygd. Zapomniaem, e w moim przypadku co takiego jest po prostu wykluczone. Odetchnem, otarem pot z twarzy. W tym momencie wilkoak, jakby sprowokowany ruchem, rozdymajc nozdrza i wszc, powoli zacz obraca eb w moj stron. apy z dugimi pazurami zerway z drzewa kilka gazek. Na razie potwr jeszcze mnie nie zauway, ale byo to tylko kwesti czasu. Nie miaem szans wycofa si. Moe bagienne wilkoaki maj kiepski wzrok, ale wchu i suchu natura im nie poskpia. Staraem si porusza moliwie najbardziej pynnie i bezszelestnie, kiedy podnosiem karabin do oka. Od stwora dzielio mnie pidziesit metrw - niewielki dystans, nawet jeli wzi pod uwag moj celno. Najwaniejsze, to pooy zwierza pierwszym strzaem. Te stworzenia s niezwykle odporne i poruszaj si tak szybko, e na drug szans nie ma co liczy. Trzeba trafi w czerep. A czaszk maj te dranie, e ho-ho! Jedna ko. Wraliwe s tylko oczy, paszcza i uszy. Ujem gow wilkoaka w skrzyowanie lunety, zaczem wypatrywa odpowiedniego miejsca do strzau. Moliwoci miaem niewiele: gb zamkn, sta bokiem, wic uszu wrd rnych naroli nie dao si odrni. Pozostaway tylko oczy. Rce mi si trzsy, po plecach spywa strumie gorcego potu, celownik lata na wszystkie strony. No co? Strzelaj... Potwr wysun si na otwart przestrze, spojrza w soce, warkn niezadowolony i znikn w cieniu drzew. Czyby uciek? Niemoliwe! Znw si udao... Nie tracc czasu, pobrnem przed siebie i boto szybko zostao z tyu. Zamigotay biae pnie brzz, a sitowie zamienio si w zwyk traw. Powietrze stao si wiesze, znikna botna cika wo. A moe tak mi si tylko zdawao? Odszedem dalej, wyjem n i zdrapaem pijawki z butw. Jak pod spodniami? Nie wyniosem z bagien pasaerw na gap? Wygldao na to, e nie. Dobra, zrobi potem postj, obejrz dokadniej. Wtedy te buty doczyszcz i wysusz. Wszedem na niewielki pagrek, z ktrego mogem lepiej si rozejrze. Mga znikna bez ladu. Rozlewiska mnie ju nie interesoway, ca uwag skupiem na sosnowym borze. Dabym sobie uci rk, e zaraz za nim znajduje si droga na wierkowe. Midzy mn a drzewami rozcigaa si zarosa wysok traw ka, na ktrej to tu, to tam rosy brzzki o wykrzywionych pniach. A oto i drka! Jestem uratowany! Witaj, cywilizacjo!

W butach chlupotaa woda, ale staraem si nie zwraca na to uwagi. Znw poczuem na sobie czyje spojrzenie, jednake przypisaem nieprzyjemne doznanie rozstrojonym nerwom. Zarzuciem karabin na rami i zszedem ze wzgrza. Kiedy szedem w stron wydeptanej drki cudem tylko udao mi si nie rozchlasta butw i spodni o zbyt pno dostrzeone bkitnawo-zielone licie turzycy. Co tam zreszt buty. Nog do koci potrafi taka gadzina zaatwi. Na rozmytej przez deszcze drce nie znalazem wieych ladw, patrzc uwanie pod nogi ruszyem w stron sosen. Na wszelki wypadek obejrzaem drzewa magicznym okiem - wszystko byo w porzdku. Z trudem powstrzymaem si, eby nie zacz gwizda pod nosem. Na razie wszystko ukadao si po prostu wspaniale. Dzisiaj powinienem doj do wierkowego, gdzie zapewne przenocuj w jakich w miar ludzkich warunkach i najem si do syta. A potem rusz w stron Granicy z Mglistym i... W tym miejscu przestaem snu plany. Dotr, gdzie trzeba, tam dopiero okae si, co robi. Ludzie planuj, planuj i co z tego wychodzi? Pojawia si skde dziwna mga, oywaj trupy i wszystkie plany bior w eb. Ciekawe, czy moi towarzysze zdoali si wczoraj uratowa? Miaem nadziej, e tak. Sosny rosy bardzo gsto, ale wida byo za nimi jasne plamy pola i nieba. A to znaczyo, e prawie doszedem, a droga przez las nie zajmie duo czasu. Powietrze stao si bardziej rzekie, poczuem si lepiej i zaryzykowaem nawet zerwanie garci karmazynowych kocich ez. Okazay si niedojrzae i kwane, ale tak mi kiszki marsza gray, e nie pogardziem nawet takimi owocami. Wprawdzie zaspokoiem troch gd, ale miaem za to wraenie, e mam w odku czysty kwas siarkowy. eby mnie tylko teraz nie pogonio. Ktem oka zauwayem bia plam. Odwrciem si w tamt stron i przez chwil nie mogem uwierzy wasnym oczom - pord drzew, jakby czekajc na mnie, sta biay czowiek. Nie biay w tym sensie, e mojej rasy, ale po prostu i zwyczajnie biay. Mia na sobie biae ubranie. Bia twarz bez kropli krwi pod skr. Biae - wanie biae, a nie siwe - brwi. Tylko na dnie jego oczu przyczai si bkit. A c to za cudak odbarwiony? Nie wiadomo nawet chop czy baba. Oblicze, wskie i twarde, wygldao niczym wyciosane z marmuru, a przy tym byo w tej chwili dziwnie bezpciowe. Nagle moj uwag zwrciy pokrywajce si szronem trawa i licie w pobliu tego czowieka. Powoli zsunem z ramienia karabin... Powoli... Zbyt powoli... Szalony korowd letniej zawiei porwa mnie, z rozmachem rzuci w ciemne odmty zamroczenia. Szlag jasny! Niech to cholera! Takiego potwornego zimna nie czuem od czasu, kiedy mnie opanowaa zimna febra. Na dobitk do palcego mrozu doczya si lodowata do cudzej woli, cisna skronie, zdawia, skrcia i pocigna na samo dno podwiadomoci. Mroce dotknicia obcego rozumu gnioty moj osobowo, sprowadzay depresj. Dosownie wysysay wspomnienia i zupenie, tak jak mokra gbka ciera szkoln tablic, wymazyway emocje wraz z pragnieniami. Aeby ostatecznie zama wol, proponoway gdzie na skraju pulsujcej jani zamian realnej, twardej i bolesnej rzeczywistoci na jedwabn pociel zapomnienia. Zaczem si poddawa. W zasadzie ju si prawie poddaem. Jeszcze tylko troszeczk... Nie lubi zimna. To ju trzy lata, jak go nie cierpi. I kiedy cigno mnie ju na samo dno oceanu zimna, zaczem walczy. Wdech - mimo blu, wydech na si. Kade uderzenie serca przebijao pier ognistym kolcem. Ciao stawiao opr, mimo i wiadomo poddaa si ju napastnikowi. Zupenie nie mogem uwierzy w odniesione nagle zwycistwo. Po prostu w pewnym momencie rozdzierajce mnie ciemno i mrz zawyy, zupenie jak stado goczych psw podejmujcych trop, a utrzymujca si rwnowaga koszmaru prysa. Witaj, lato... Otworzyem oczy i zobaczyem biaego czowieka, ktry nadal sta, patrzc na mnie. W jego biaych oczach migotay bkitne iskry, a gazie drzew wraz z ziemi wok nas srebrzyy si szronem. Rozkaszlaem si, zaczem odpeza od gronego przeciwnika. Zamroone nogawki skrzypiay, nie chciay si zgina. - Nie bj si, czowieku. - Rwny, pozbawiony emocji gos rozleg si wprost w mojej gowie, wskie wargi biaego nawet nie drgny. Dla potwierdzenia swoich sw uczyni krok do tyu. Z miejsca zrobio si cieplej. - Nic ci nie grozi. - Czego chcecie? - wybekotaem, wstrzsany dreszczami. Mogem si poegna z myl o ucieczce, bo nogi i rce cakiem odmawiay posuszestwa. - Jestem trzecim Opiekunem Wiedzy, a to znaczy, e celem moich poszukiwa jest wiedza wanie. W kadym sowie rozbrzmiewajcego w gowie gosu brzmiay nieludzkie tony. - Przepraszam,

czowieku, za niewygody, ktrych ci przysporzyem, ale inaczej nie daoby si pokona barier jzykowych. - Aaaha - powiedziaem na wszelki wypadek, cho nie wierzyem w ani jedno jego sowo. Barier jzykowych? Przecie mnie o mao nie wywrcio na nice. Dosownie. Szuka wiedzy? Mam go wysa do biblioteki, czy jak? lady, jakie za sob zostawi, wyglday dokadnie tak samo jak te zmroone odciski na ziemi dostrzeone przez Olega w Rudnym, tu przed napaci lodowych golemw. Postanowiem udawa kompletnego idiot. Moe da si nabra... - Doszlimy do wniosku, e powinnimy z tob porozmawia o wielu rzeczach, ale na pocztek... Opiekun zdj rkawiczk, wycign ku mnie chud do o kocistych palcach. - Bardzo nierozsdnie nosi przy sobie rzecz, ktra naley do Mrozu. Nie wiem, jak odgadem, o co mu chodzi, ale prawa rka sama wpeza do wewntrznej kieszeni kurtki i wyja wyrnit z przezroczystego kamienia piramidk. Dziwny amulet przefrun wprost do doni biaego czowieka. - Niektre rzeczy s zupenie czym innym ni si z pozoru wydaj. - Dugie, szczupe palce zacisny si, a na ziemi poleciao krystaliczne kruszywo. Co to za stwr w ludzkim ciele? Czyby ten sam go z Pnocy, o ktrym kiedy wygada si Pierow? Ale jeli miaby by przywdc bkitnookich, po co zniszczy piramid? Kim jest, niech go diabli wezm? - Kim jestecie? - zebraem si na odwag, eby zapyta. Przecie mnie za to nie zje. Tak? Na pewno? Dobry art... - Trzecim Opiekunem Wiedzy, ale ciebie, czowieku, zapewne nie to najbardziej ciekawi. - Po raz pierwszy w jego gosie zabrzmiay jakie emocje. Gorycz? al? Pogarda? Ju lepiej, eby ich nie byo. - Wszystkiego si dowiesz. Opowiem ci histori mojego wiata i poka zagroenie, jakie zawiso nad waszym. Nie bj si, nie zajmie to wiele czasu. Moe jestem tylko trzecim, ale zawsze Opiekunem Wiedzy... Usiadem, oparem si o sosn. Poczuem, jak obca wola znw ostronie dotyka mojej wiadomoci. Znowu szarpny mn dreszcze. Obrzydliwe uczucie: jakbym wynajmowa mieszkanie, a lokatorzy mao tego, e przewrcili wszystko do gry nogami, to jeszcze nie zamierzaj si wynosi. Ale o czym on gada? Jakie zagroenie dla wiata? Co za brednie? - Nasz wiat nigdy nie by tak ciepy, jak wasz - zacz Opiekun. Wok niego zaczy kry nieynki, poyskujc w przebijajcych si przez korony drzew promieniach soca. - Nas take nie niepokoio, e zimy staj si coraz dusze i mroniejsze. Dwiczcy w gowie gos i migoczce przed oczami patki niegu wprawiy mnie w dziwny, na p hipnotyczny stan, a na rzeczywisto zaczy nakada si rwane obrazy nigdy niewidzianych zdarze. <I> Niebo zacignite czarnymi chmurami, przez ktre przebijaj si przenikliwe promienie lazurowego soca. nieg wali, tworzc prawdziw cian. Od czasu do czasu niebo przecinaj olepiajce byskawice. Niskie chmury nios mrok i zimno. nieg zasypuje wskie ulice miasta. Gromy uderzaj w wysokie drzewa o dugich, przezroczysto niebieskich liciach. Chmury skrcaj si, tworzc gigantyczn trb powietrzn. Niesione z szalon szybkoci nieynki ra z moc nie mniejsza ni rut. Krtkie zygzaki energetycznych wyadowa kroj nieboskon. I znw chmury, nieg, byskawice... <D> - A pewnego koszmarnego roku pojawili si sudzy Mrozu. Tak siebie nazywali. Wymiewano ich nauki, zakazywano ich wiary, adeptw wyganiano z miast. Nikt nie bra powanie nowego Kocioa... Kiedy wic Mrz odpowiedzia na ich zew, nie bylimy przygotowani. Nie poddalimy si bez walki, ale siy okazay si zbyt nierwne... <I> Drapiene wichry wyrywaj drzwi i okna domw, porywy wiatru zmiataj aosne postacie ludzi z murw obronnych, a utkane z mroku i zimna stworzenia grasuj po zasypanych niegiem ulicach w poszukiwaniu tych, ktrzy przeyli. <D> - Kiedy mdrcy zrozumieli, e ani nasi onierze, ani wiedza nie mog nic poradzi przeciwko armii Mrozu, byo ju za pno. Wtedy mj nard zacz zmienia siebie i swoje sugi. Uczynilimy si prawie nieczuli na zimno, ale to nie wystarczyo. <I> Nad nien pustk, na ktrej wrze zacita bitwa, zawisa gigantyczna lodowa piramida, a wylewajca si z niej gsta mga spowija cae pole walki, okrywajc je nieprawdopodobnie zimnym caunem. nieni Ludzie caymi setkami zamieniaj si w zamarznite rzeby, a bardziej odporne na zimno, ale nieliczne wampiry, zmiata szereg nienych Lordw. Wysane do boju lodowe golemy grzzn w nieprzeliczonym tumie zamarznitych cia, nie s w stanie zmieni losw batalii. <D>

Co?! Wampiry i nieni Ludzie mieliby wystpowa przeciwko Mrozowi? Jak to moliwe? - Uciekalimy si do rnych forteli, ale wszystko, co potrafilimy zdziaa, to ochrona kilku prowincji. Ich oblenie trwa do tej pory i z kadym rokiem odpieranie szturmw staje si coraz trudniejsze. <I> W promieniach lazurowego soca pokryte lodem ciany mienia si bkitem. Golemy zamary na swoich posterunkach, ale kbica si w oddali mga najwyraniej na co oczekuje. Szturm odwleka si... <D> Sowa Opiekuna Wiedzy wbijay si w dusz zatrutymi igami, wypeniay j gorycz i beznadziej. Czy bdziemy w stanie oprze si siom Mrozu, skoro nie udao si to narodowi tej istoty? Trzeba co zrobi, trzeba... Myli pltay si tak, e wkrtce nie byem ju pewien, ktre nale do mnie, a ktre wywoaa obca magia. - Nadzieja pojawia si, kiedy jeden z mdrcw - pierwszy Opiekun Wiedzy - odkry sposb stworzenia portali do innych wiatw. To by ratunek - realna moliwo znalezienia nowego domu. Ale byo to take wygnanie - musielibymy porzuci na zawsze ojczysty wiat. Bya to te droga donikd - prdzej czy pniej Mrz znalazby przejcie i polaz za nami. Wtedy pierwszy Opiekun Wiedzy zaproponowa, aby poczy dwa wiaty - nasz i taki, w ktrym istnieje nadwyka ciepa. Jednak pierwsza prba zakoczya si niepowodzeniem, a wyrwane z naszej przestrzeni kawaki zawisy w midzywiecie. I chocia z pocztku otrzymalimy troch ciepa, nie wystarczyo go na dugo. <I> Zbudowane z czarnych kamiennych blokw ciany nie s ju pokryte lodem, a wok twierdzy faluje na wietrze wysoka, granatowa trawa. Ale Mrz nie rezygnuje: mga odstpia ledwie o kilkadziesit kilometrw. <D> - Wkrtce znalelimy sposb, eby nie dopuci do kruszenia si wiatw. Kana midzy przestrzeniami powinien otwiera si jednoczenie z obu stron, co z kolei powoduje, e ma mniejsz przepustowo. Mdrcy postanowili przebi najpierw cztery niezalene kanay, a pierwszy Opiekun Wiedzy podj si dokoczy rytua, wykorzystujc ju przecignite do midzywiata przestrzenie. Przygotowa pi kluczy... Po skrze przebiegy mi mrwki, znw miaem widzenie. <I> Klucze... Ciemnogranatowe ostrza z zielonym wzorem i szarozielonymi rkojeciami. Bardzo znajome klucze... Klucze-noe... jednym z nich nie tak dawno podrzynaem garda, jeszcze nie zapomniaem jego zimnego ciaru w rce. Noe... <D> - Dlaczego wanie noe? - przerwaem Opiekunowi po raz pierwszy, odkd zacz snu opowie. - Ani jeden z mdrcw nie posiada dostatecznej mocy, aby pomylnie zakoczy rytua, a pierwszy Opiekun Wiedzy nie by w stanie powrci po przeprowadzonej w pojedynk prbie. Tylko ich caa yciowa sia moga utrwali utworzone kanay. Tak powiedzia pierwszy Opiekun, a posiada w tym wzgldzie o wiele wiksz wiedz ni ktrykolwiek z mdrcw. Wtedy czterech wybranych przeszo do waszego wiata, aby dopeni rytuau... Co to znaczy ich caa yciowa sia? Czy to miao oznacza rytualne samobjstwo? Wesoo. I oczywicie, co poszo nie tak. Nie wydaje mi si, eby obrzd, ktry wyrwa z naszego wiata Fort, Siewieroreczesk, Mgliste i Miasto mona byo nazwa utworzeniem normalnych kanaw. - Teraz nikt ju nie potrafi powiedzie, na jakim etapie popeniono omyk - potwierdzi moje podejrzenia rozmwca. - Kanay w kadym razie byy gotowe, tyle e tak jak i przy pierwszej prbie, do midzywiata wcigno cz przestrzeni. Waszej przestrzeni. Z pocztku nie budzio to niepokoju mdrcw - dopyw ciepa pozwoli wzmocni nasze pozycje, ale teraz w jaki sposb da rad przenikn tutaj take Mrz. W tej chwili nie wystarcza mu energii docierajcej z naszego wiata, ale wystarczy, aby jego sudzy zawadnli kluczami, eby odci nas od ciepa, a jednoczenie otworzy drog prosto do was. Musimy ich powstrzyma. - Jak? Przecie wojujecie z Mrozem od tylu lat i nie potraficie go zwalczy! - Tutaj Mrz jest saby. Za ciepo, za mao energii, tym bardziej e teraz panuje lato, wic przepuszczalno kanaw jest minimalna. - Saby? Przecie wystarczy jednej piramidy, eby zrwna Fort z ziemi! - Przerzucili tutaj cytadel? - Wzrok trzeciego Opiekuna Wiedzy sprawi, e po plecach przeszy mi ciarki. - To jeszcze nic nie znaczy. Musz traci mnstwo mocy do podtrzymania pl ochronnych. Dopki Mrz nie dobierze si do kluczy, ktre pozwalaj regulowa przepustowo kanaw, dopty moliwoci jego sug po tej stronie s bardzo ograniczone. - A czy ten wasz pierwszy Opiekun nie moe tak po prostu odczy Przygranicza? A potem znw podj prb?

I koniecznie tym razem z jakim innym wiatem, dodaem w duchu. - Pierwszy Opiekun Wiedzy mgby to rzeczywicie zrobi. Lecz doprowadzi rytua do koca. le si stao. Jedyny wujaszek, ktry cokolwiek rozumia z tego caego bajzlu, popeni harakiri. Namiesza, niestety. eby cho uczniw jakich przysposobi, a wyglda na to, e ci wszyscy drudzy i trzeci opiekunowie w tej sprawie ani rczk, ani nk. - W naszym posiadaniu jest klucz pierwszego Opiekuna Wiedzy, ale on stanowi tylko czce ogniwo midzy pozostaymi. A jeeli te cztery klucze wpadn - w rce wroga... - Biay podszed do mnie, tkn palcem w pier. Skra kurtki zaskrzypiaa i popkaa. - W twojej energii mona dostrzec lad jednego z nich. Gdzie jest? - Nie wiem - wykrztusiem i odwrciem wzrok od wypeniajcych si cikim bkitem oczu Opiekuna. - Moemy to atwo odgadn, jeli przestaniesz si opiera. - Od biaej postaci powiao nieznonym chodem. - Dobrze - zaszczkaem zbami. Tak jakbym mia jaki wybr! Lodowa do opara si o moje czoo i od tego dotknicia wiadomo przebiy palce zimnem igy obcej woli. GDZIE? POKA! Moja dusza opucia ciao, zacza si unosi. W tym majaczeniu zdyem dostrzec siebie samego i nieruchom posta trzeciego Opiekuna Wiedzy, ale zaraz co mnie cigno z powrotem. wiadomo skrciy konwulsje, z zacinitych warg wyrwa si jk. Po utracie czucia lekkoci, poczuem gorycz i smutek. - Twj zwizek z kluczem jest zbyt saby - oznajmi spokojnie Opiekun. - Waciwego miejsca nie udao si znale, ale za to wyznaczyem kierunek. Teraz ju chyba czujesz, gdzie jest ten przedmiot? - Tak - odparem, zanim zdyem si zorientowa, e w ogle co mwi. Ale rzeczywicie tak byo. Zupenie jakby zarzucony na dusz arkan cign mnie gdzie na wschd. Czuem ju kiedy co podobnego. Tylko, kiedy? - Odnajdziesz klucz, zanim to zrobi sudzy Mrozu. - Ton Opiekuna nie pozostawia wtpliwoci, e tak si stanie w istocie. - Dobrze - nie spieraem si z nim, dla siebie pozostawiajc rozsdne, lecz cyniczne myli o maym prawdopodobiestwie takiego rozwoju wypadkw. Jeli Mrz dobierze si do noy, to kaplica dla wszystkich. Jeeli dam rad mu przeszkodzi, bdzie ze mn krucho. W towarzystwie raniej umiera... A moe nie? Czy to mj dug, mj chrzest, czarne kulki w woreczku mojej karmy? Czy mog porzuci wszystko i uciec do normalnego wiata? Uciec, wiedzc, e w pewnym momencie sudzy Mrozu pojawi si i tam? A to wanie ja, ja sam, miaem moliwo ich powstrzyma. Trzeba o tym pomyle, zanim nie bdzie ju dokd uciec. I co to oznacza? Mam by zbawicielem wiata? Mogem ju teraz nie mie najmniejszych wtpliwoci, e Kris suy Mrozowi. Co za podlec! Dobra, wtedy troch le si czuem, ale teraz po jak choler miabym le w paszcz lwa? Ech, eby to jeszcze z wasnej woli... yjesz sobie, czowieku, niby wszystko jest zwyczajne, normalne... Ani nie jeste czarny, ani biay. Po prostu yjesz, nie zawadzasz nikomu. A tu nagle - bc w eb! Wybieraj, miy, kim jeste i z kim trzymasz. Jasne, e pytanie Czy mam prawo by drc ze strachu kreatur? nabiera nowego wymiaru, kiedy chc, eby zaryzykowa wasnym yciem w imi ratowania wiata... Zaraz, zaraz. Nikt mi przecie niczego nie proponowa. Pobawi si ze mn jak z kotkiem i postawi w takiej sytuacji. Ale kociak ma atwiej: napaskudzi, to dostanie po uszach, jeli jest czysty, nikt si nie czepia. A mnie to wszystko za co? Osobicie ten n wytaszczyem na wiat boy? Nie. Gdyby mnie poprosili - znajd, czowieku, ten noyk z dobrej woli - odmwi bym nie mg. Ale tak? Chocia, z drugiej strony, co by to zmienio? Czy wystarczy po prostu wycofa si, kiedy gra idzie o tak stawk? Wystarczy? - Pjdziecie ze mn? - spytaem. - Nie. Sudzy Mrozu zbyt atwo potrafi ledzi moje ruchy. Ale bdziesz mia towarzysza. Spotkasz go po drodze. - A mnie Mrz nie znajdzie? Par razy mu si udao. - Nie ciebie odnajdywali, ale amulet. T piramidk. - A do czego ona suya? - Nie mogem powstrzyma ciekawoci. Zaczem niespiesznie zbiera si z ziemi. - Pozwalaa Mrozowi chroni sugi przed magi kluczy. - Opiekun nie okaza rozdranienia, ale miaem wraenie, e zaczyna si irytowa. - A jednoczenie ich obserwowa.

- A jak wycie mnie znaleli? - Posiadasz znami. Pewne pitno. - Zszed z drki i natychmiast znikn mi z oczu. Pitno? O czym on mwi? Czyby niezbyt dugotrway w sumie kontakt z noem - dla mnie zawsze bdzie to n, a nie klucz - tak bardzo odcisn si na mojej aurze? A moe, skoro Opiekun gdzie przepad, bra nogi za pas? Kuszcy pomys, lecz byem pewien, i biay tak atwo si nie podda. Ale wybr! Na jednej szali znajduje si moje bezpieczestwo, na drugiej czyste sumienie i losy wiata. Co przeway? Kretyskie pytanie. A w ogle wcale nie wiadomo, czy Opiekun nie nawciska mi ciemnoty. Chocia w gbi duszy czuem, e wszystko jest prawd. Tak po prostu. Dlaczego? Przecie mg opowiedzie liczn bajeczk w rodzaju tych, ktrymi czstuj Nioscy wiato. Tam wszystko jest proste i jednoznaczne: walka wiata z ciemnoci w najczystszej postaci. A jak jest naprawd? Dlaczego problemy innego wiata id na nasz rachunek? Na mj rachunek? Ach, wreszcie znalazem temat do rozmyla. Do cats eat bats? Oto jest najwaniejsze pytanie. A reszta to drobiazgi. Zadecyduj, co robi, w drodze. I tak przecie wybieraem si na wschd ku Granicy z Mglistym. Wszystko jedno, czy faktycznie spotkam pomocnika. W razie czego bez trudu si go pozbd. Ruszyem ciek przez las. Nie byo tutaj ani ptakw, ani innych zwierzt. Wszystkie gdzie si pochoway. Takie miaem wraenie. Ale wdepnem! Tyle razy Bg litowa si nade mn, a jednak wreszcie wdepnem. C, nosi wilk razy kilka... I chocia w porwnaniu ze nienymi Ludmi taki Opiekun Wiedzy to cudowny brat ata, lej mi si od tego nie uczynio. Tylko niepoprawny optymista potrafi we wszystkim doszuka si pozytywnych stron. Wyczucie kierunku nie zawiodo i cieka rzeczywicie niebawem wyprowadzia mnie na drog do wierkowego. Pole, ktre zaczynao si jakie sto metrw od pobocza, zostao zasiane ozimin. W oddali dawaa si zauway pojedyncza smuka dymu, wyjtkowo ostro odcinajca si od bezchmurnego nieba. W powietrzu panowa zupeny bezruch. Na otwartej przestrzeni zrobio si gorco, nie to, co w cieniu drzew. I dobrze. Nie zaszkodzi mi teraz troch si rozgrza po tym, jak mnie Opiekun zamrozi. Na lecym tu przy drodze paskim kamieniu, plecami do mnie siedziaa kobieta w zakurzonym paszczu. Kaptur miaa odrzucony, wosy czarne z nitkami siwizny zaplota w dugi, gruby warkocz. Obok kamienia leaa podniszczona sakwa. Poza kobiet nie widziaem nikogo. Dziwne, samotne panie na drodze nigdy nie byy zbyt czstym zjawiskiem. Moe gdzie niedaleko jest wie? Nie, Opiekun mwi wyranie o towarzyszu. Zatrzymaem si obok siedzcej, ale w aden sposb nie zareagowaa. Gucha? - Dugo czekacie? - zapytaem. - Dugo. - Miaa dziwny gos z jakim takim przywistem. A moe to by tylko skrzypicy akcent? Podniosa si niespiesznie, odwrcia w moj stron. Bardzo dugo. Bya niczego sobie. Chocia wieku nie dao si tak od razu okreli, mogem tylko zgadn, e nie jest ju taka moda. Bardzo nawet atrakcyjna. Nienagann doskonao linii twarzy zaburza jedynie ledwie zauwaalny lad starego oparzenia na lewej koci policzkowej. A oczy zielone... Kurna ma! Ledwie tylko zaczem robi krok w ty i zdejmowa z ramienia bro, kobieta ju bya przy mnie, uderzya mnie lekko doni w czoo. Ziemia i niebo momentalnie zamieniy si miejscami, przetoczyem si przez gow i rozoyem na trawie. Nie mogem poruszy nogami ani rkami, a serce i puca pracoway w szalonym tempie. Przez pewien czas nie mogem doj do siebie, zgadywaem tylko po wstrzsach, e jestem dokd wleczony. Co zreszt znaczy dokd? Zwyczajnie - do lasu. Te znalaz mi Opiekun Wiedzy towarzysza. Albo to ona znalaza mnie dla mieszkaca Pnocy? Wszelkie usiowania, eby zrzuci odrtwienie zday si na nic. Czonki wci pozostaway nieruchome. Przed oczami miaem mg, nie mogem niczego dostrzec. Na koniec zostaem oparty jak wr o pie sosny i zostawiony w spokoju. Szkoda, e nie na dugo... Praktycznie od razu bl odezwa si w lewym policzku. Otworzyem oczy i zobaczyem jak istota, ktr wziem za kobiet, zlizuje z paznokci krople krwi. Suka... - Jak moge mie nadziej, e unikniesz kary, czowieku? - renice krlowej wampirw wycigny si w pionowe szczeliny. - Ty, przynoszcy mier i zabijajcy nadziej? - Z kim mnie pomylilicie, cioteczko. - Nie majc innego wyjcia, zaczem pokazywa zby. Nie znajdziecie na moim koncie nadziei. Podobnie jak i Wia... - Krew dzieci Zawiei zostaa przelana. - Dugie paznokcie - nie, nie paznokcie, ale pazury - przebiy rkaw kurtki, zmuszajc mnie do milczenia. - Krew Zawiei da pomsty, dzieci Zawiei por twoj

dusz. Aha, a moje serce wypeni popi Belzebuba. Po co ten cay baagan? Czyby Opiekun Wiedzy nie wiedzia, kogo podsun mi na wsplnika? Idiota... Po nadgarstku pocieka cieniutka struka krwi, zaczo mi si wydawa, e razem z ni spywa take czar odrtwienia. Odzyskiwaem ju czucie w prawej doni. Jeszcze troch, a stan o wasnych siach. Tylko, co mi to da? Jak niby mam si rozprawi z wampirem? Czy wstan, czy bd lea jak skra z diaba, wszystko jedno: szans na przeycie adnych. Gdzie Opiekun? Gdzie ta swoocz? - Krew za krew, mier za mier. - Wymawiane piewnie syczcym gosem sowa przebiegy lodowatymi mrwkami wzdu krgosupa. A przecie nie wypowiedziaa tego po rosyjsku! Dlaczego wszystko rozumiaem? - Ksi Zawiei, Panie Szafirowych Paacw, przyjmij t ofiar, ktra swoj krwi zmyje z dzieci twych przeklestwo przedwczesnej mierci. Ja, jedyna z rodu, wzywam ci! - Bardzo chwalebna wierno tradycji. - Cichy gos zimn fal zmy gorczkowe wzburzenie wampirzycy. - Jednak, Iloro, zoya przecie inn przysig Przysig krwi i ycia. - Nasze porozumienie... - syczenie krlowej wampirw uderzyo w uszy. - ... ulego drobnej zmianie - owiadczy Opiekun beznamitnym gosem. - Nie wolno ci go tkn. Wampirzyca bez sowa odwrcia si i znikna wrd drzew. A to niespodzianka! To naprawd ma by mj towarzysz? Doyj w takim razie koca poszukiwa? Bardzo wtpi. A jeli nawet doyj, co potem? - Nie obawiaj si, czowieku. Dzieci Zawiei maj swoiste pojcie o honorze, ale sowa dotrzymuj. nienobiaa do dotkna mojego policzka i zadrapanie natychmiast przestao dolega. - Kim s te dzieci Zawiei? - Ju zrozumiaem, e chodzi o wampiry, ale chciaem si o nich czego wicej dowiedzie. - To nasi sudzy. Nadzoruj bezrozumne stworzenia, ktrych zdziczaych pobratymcw nazywacie nienymi Ludmi. - Nie boj si soca? Przecie nie moemy i nocami! - Wasze soce jest dla nich rzeczywicie niebezpieczne, ale Ilora... Ilora to kto o specjalnym statusie. Od Opiekuna Wiedzy powiao takim zimnem, e podniosem si, zebraem porozrzucane dookoa rzeczy i odszedem od niego na par metrw. Cholera, policzek miaem zamroony zupenie jak po znieczuleniu. - Id. - Biay czowiek nic wicej nie powiedzia, ale te i nie musia: pragnienie odejcia std jak najdalej nie opuszczao mnie ani na chwil. Wyszedem z lasu i mruc oczy od jasnego sonecznego wiata, zaczem wypatrywa wampirzycy. Ale daleko ju odesza. Dobrze chocia, e zatrzymaa si, aby poczeka. Dobrze? O czym ja gadam? Lepiej, eby w ogle znikna! Uf, strasznie gorco. Z miejsca cay si spociem. Idc, woyem palec w dziur, ktr w kurtce wypali mi mrozem Opiekun, podrapaem swdzc skr. - Ej, koleanko! Co bdziemy robi? Stojca dotd spokojnie wampirzyca wyszczerzya si - spod warg ukazay si dugie ky - i skoczya na mnie. A dokadniej, ku mnie. Jeszcze w locie skrcio j tak, e rozcigna si pasko na drodze. Postanowiem nie zmarnowa okazji, cignem z ramienia karabin, wcale nie pamitajc o zupenej nieefektywnoci zwyczajnych pociskw przeciw takiemu stworowi. Zanim jednak palec dotkn spustu, poczuem, e mam zamroon ca rk. Chwil pniej bl zmci wiadomo, padem na ziemi obok zaczynajcej dochodzi do siebie Ilory, Poleelimy tak z pi minut, wstalimy i zaczlimy doprowadza si do porzdku. Oczywicie, w milczeniu. Niby o czym miaem z ni rozmawia? Co, al ci, e wytukem kup twoich krewnych? A mnie nie. I dobrze e o tym wiesz. A tak przy okazji, czybymy ich wtedy wszystkich zarnli? Niemoliwe. Ale to w sumie niewane. Istotne jest, ebymy teraz jako si ze sob uoyli. Krzywdy sobie nawzajem - podzikowa Opiekunowi Wiedzy, eby go sczycio - wyrzdzi nie moemy, ale trzeba jako przeby wsplnie t drog. Nasze losy zostay zczone, zupenie jakbymy zostali skuci jednym acuchem. I zanim zdoamy odnale ten przeklty klucz, musimy jako si dogadywa. - Dokd idziemy? - Wampirzyca pierwsza przerwaa milczenie. Spojrzaa na mnie z nienawici, nacigna kaptur. - Tam! - Nieoczekiwanie dla samego siebie wskazaem na wschd, a Ilora natychmiast podya w tamtym kierunku.

Dogoniem j, szedem nieco z tyu. Droga omina gboki jar, odesza w bok, a wtedy ogarno mnie poczucie, e n znajduje si z nieco innej strony. O e ty! Zyskaem wewntrzny kompas! Przynajmniej jedna maa rado w yciu. Tak, teraz skrcilimy z powrotem. Prawidowo. Niewidzialna strzaka magicznej busoli znw drgna, ustawia si na waciwym kierunku. Mgbym odnale klucz nawet z zamknitymi oczami. Jednego tylko nie mogem poj: jak n mg si znale tak daleko na wchd od Fortu? Tym bardziej, e w zasadzie powinien zosta z niego tylko kurz i popi! W ogle nic nie rozumiaem w tym caym cyrku. Czyby kto wywlk artefakt a tam? Ale kto? Czerwcowe soneczko przypiekao porzdnie, rozpiem wic kurtk. Ciekawe, ile zajmie nam droga? Mona by, oczywicie, chodzi z miejsca na miejsce, wyznaczy azymut i okreli dystans, ale jako nie miaem nastroju zajmowa si takimi pierdoami. I bez tego mogem z ca pewnoci powiedzie, e droga jest daleka. Intuicja mi tak podpowiadaa, niech j chudy byk popieci. Dotknem podrapanego policzka - Opiekun postara si naprawd i lady paznokci zniky, ale miaem wraenie, e skra w tym miejscu zostaa odmroona. Spojrzaem nieprzyjanie na wampirzyc. Koek by tak osinowy... Ilora obejrzaa si, jakby poczua mj wzrok i od widoku jej renic, ktre znw stay si pionowe, zamaro we mnie serce. Co jeszcze? Po plecach powiao chodem, rozleg si dwiczny wiergot. Odwrciem si, a to, co zobaczyem, sprawio, e wstrzymaem oddech. W powietrzu zawisa piramida, wiecc lodowymi krawdziami, powoli przelizna si nad lasem. Drzewa, ktre dostay si w jej cie, natychmiast przemarzay i wybuchay, siejc niezliczon iloci odamkw. Kiedy z boru prawie nic nie zostao, lodowe kruszywo okrya mga. W tej samej chwili po piramidzie od dou w gr pobiegy bladoniebieskie fale i rozpyna si w powietrzu. - Chodmy ju wreszcie! - Pierwszy otrzsnem si i pocignem Ilor za rkaw. Mogem zrozumie jej osupienie: ja tylko w wizjach zesanych przez Opiekuna miaem okazj zobaczy bojow cytadel Mrozu w akcji, a i tak mao nie narobiem w gacie. Ilora szarpna si, wyrwaa mi rkaw, zacza i ostentacyjnie wolno. Gupia! Wsadziaby sobie dum w jedno ciekawe miejsce i chodu, chodu! Chocia moe i miaa racj. Jeli Opiekun Wiedzy nie myli si, Mrz nie by teraz w stanie mnie odnale. A jeli si pomyli, czy bdziemy i czy pezn, czeka nas tylko jedno. Mona si nie spieszy. Bo i dokd? Co mnie dobrego czeka na ostatnim przystanku? Moe nie potrafi odgadn myli po wyrazie twarzy, ale te cakiem durny nie jestem. Ilora patrzya na mnie jak na skazaca. A moratorium na kar mierci nie bdzie trwao wiecznie. Mwia co o porozumieniu z Opiekunem. Ciekawe, czego te ono dotyczyo? Czy przypadkiem nie mojej gowy? Mg jej w nagrod obieca moje ycie? Naturalnie, e mg. No nie, troch ci ponioso, przyjacielu. Nastpio zaostrzenie objaww chronicznej paranoi. Cay wiat chce ci zabi. Wokoo sami wrogowie. A do diaba z tym! Dobrych ludzi moe jest naprawd wicej ni zych, jednak gadziny s zazwyczaj o wiele bardziej aktywne. Te mi odbio, eby samemu ze sob prowadzi rozmowy. Tylko patrze, jak cakiem ocipiej. A pospieszy naley si chociaby dlatego, e trzeba by co zje, zregenerowa siy. Do wierkowego powinnimy dotrze dopiero koo wieczora, a po drodze nie byoby od rzeczy co przeksi. Z krwiopijc nigdzie i tak si nie wstpi. Na drodze wprawdzie nikt na Ilor nie zwrci uwagi, ale do domu takiego obcego nie wpuszcz. I niech ona tam sobie bdzie nawet trzy razy szczeglnym tworem, ale gdy natknie si na kapana, nastpi ciao, bambina, sorry, malutka. A i mnie, jako jej kompanowi, chtnie zorganizuj interesujce przedstawienie. A w ogle w samym wierkowym i tak nie mielimy czego szuka, lepiej zatrzyma si w Karawanseraju. Z ich sub bezpieczestwa nie powinno by trudnoci. Bo na czym im gwnie zaley? eby klient paci, reszta niewana. A jeli rzecz o pienidzach, to - o ile dobrze zrozumiaem - ja zostaem wyznaczony na sponsora tej podry. Opiekun Wiedzy jako opuci t kwesti, za Ilora nie wygldaa na zamon. Sraluchy. Do poudnia nikogo nie spotkalimy. Soce palio ju na caego, wilgotna ziemia parowaa, w dodatku zaczo mnie mroczy z godu. A moe dziao si tak dlatego, e gwka ulega przegrzaniu? Gdyby mnie dopad udar soneczny, bandana za duo pomc nie moga. Dopiem resztk wody, zawahaem si, ale nie wyrzuciem butelki. Przypiem j z powrotem do pasa. Uf, ale mnie mczyo, skrcao... Jeli nie zatrzymamy si na may popas, zdechn. Z przygnbieniem spojrzaem na idc niewzruszenie - a jeli przyjrze si dokadniej, praktycznie sunc nad popkan drog - wampirzyc. Tak w ogle, krwiopijca wystawiony na wiato soneczne powinien natychmiast kojfn, a przynajmniej ulec poparzeniu. A ta tutaj para do przodu niczym ko.

Ale co prawda to prawda, ze socem tak naprawd nigdy nic nie wiadomo. O jakim specjalnym statusie mwi Opiekun Wiedzy? Czyby magia krwi bya a tak silna? A moe krlowej niczym si nie zmoe? To straszne. Miaem tylko nadziej, e jej owijanie si w paszcz co jednak oznacza. Wyobraziem sobie, jak wbijam jej w plecy osinowy koek i zrobio mi si troch lej, cho nie na dugo. Nie na dugo, bo zaraz, kiedy sobie o tym pomylaem, wewntrz czaszki zacz si krci lodowaty je z nastawionymi ostro igami. Kurrr... Zdaje si, e nie mogem nawet pomyle bezkarnie o zabiciu poczwary! O ucieczce zreszt te... Z niewielkiego pagrka, gsto pokrytego krzakami i niewysokimi brzzkami, spywa strumyk, ktry znika w zakopanej pod drog rurze i pojawia si z drugiej strony, aby rozpyn si w botnej trawie zarastajcej porzucone pole. Bielutkie pnie i mikka ziele brzz wabiy, ale musiaem zwalczy pokus. Nie pora pozwala sobie na odprenie. Zawoaem Ilor, zszedem do rury, eby si umy w przejrzystej, zimnej wodzie. Zmoczyem take bandan, zawizaem j z powrotem na gowie. Cudownie! Bo ju mzg mi si zacz gotowa. Kiedy wyszedem na drog, wampirzyca czekaa na poboczu. Z przodu pojawia si karawana. W promieniach soca bysny szka lornetki, ale najwidoczniej nie uznano nas za zagroenie, bo eskorta nie wysaa patrolu. Prawd mwic, wcale mnie to nie zdziwio: karawana naleaa do Komhazu Komitetu Handlu Zagranicznego Miasta - a nikt przez cay zeszy rok nie odway si zagarn ich adunkw. A w kadym razie ja nic o tym nie syszaem. Ochron mieli zdecydowanie na najwyszym poziomie. Na honoraria dla owcw gw ta organizacja nigdy nie skpia pienidzy. Wozy, podskakujc na wybojach, przejechay obok, nikt nas nie zaczepi. Poszlimy dalej. Od tej chwili coraz czciej spotykalimy zmierzajce w przeciwnym kierunku tabory. Najpierw miny nas zaadowane wglem furmanki, cignce si na dobre sto metrw. Potem czwrka koni powoli wloka przyczep samochodow z zaadowan cystern, na ktrej bia farb wymalowano ATWO PALNE!. Czyby materia wydobywany z szybu w udinie? Zapewne, bo wz mia przydzielon liczn ochron, chyba ze dwa oddziay onierzy. Ale czego przy ropie szuka Garnizon? Dalej ju wszystko szo w takim wanie duchu do Fortu wieziono deski, bale i drwa, ryby i zwierzyn, uzdrawiajce zioa i futra, samogon w butelkach i jagody w pudach, kurzyy si bele materiau i rulony gobelinw. Kupcy wieli nawet szary mech i lnice zielono niedojrzae niene jagody. Sznurek, mydo i powido, cholera. Jedno w tym byo paskudne: nie moglimy liczy na okazj podjechania jakim taborem idcym w naszym kierunku. Ale to cakowicie zrozumiae, bo jeli kto wyruszy o poranku, teraz powinien dociera do celu, a nie znajdowa si porodku trasy. A jeli odmiecy nadal urzdzaj protesty, moemy czeka na wracajcych do sdnego dnia. Jedyna nadzieja w jadcych tranzytem, ktrzy nie wchodzili na noc za miejskie mury. Od chwili, gdy spotkalimy pierwsz karawan mina ponad godzina, kiedy kolejny raz rzucajc do tyu okiem, zobaczyem wyaniajce si zza lasu zaprzgi. Chyba nam si jednak poszczcio! Pi wozw, przy kadym dwa koniki, poza tym trzy wierzchowce. Moe znajdzie si miejsce i dla nas? Miaem ju do wleczenia si na wasnych nogach w takim upale. Na niebie, jak na zo, ani jednej chmurki. - Poczekaj, sprbujemy si przysi - zatrzymaem Ilor. Ukryem si przed palcymi promieniami w cieniu omszaej, granitowej skay. Od masywnego bloku cigno chodem. Zrzuciem z jednego z kamiennych wystpw igliwie, usiadem. Dobrze... Ju dawno trzeba byo zatrzyma si na odpoczynek, a nie prze uparcie niczym wielbdy przez pustyni. - Po co? - zasyczaa wampirzyca. - Szybciej dotrzemy do celu. - Wyczuwasz kierunek? - Widocznie zgadzajc si z moj argumentacj zesza z drogi, za moim przykadem schronia si w cieniu. - Czuj, czuj. - Cignca do noa cieniutka niteczka nie zwalniaa mnie z uwizi ani na moment. Niech to szlag. Znajome uczucie. Kiedy na pewno spotkao mnie ju co podobnego. Powinienem si nad tym gbiej zastanowi. - Wci jeszcze musimy porusza si traktem? - Skrzypicy gos Ilory nieprzyjemnie szarpn struny nerww. - Tak. - Droga odchodzia lekko na poudnie, ale nie tak, eby miao to przeszkadza. Z gosikiem tej wrony trzeba byo koniecznie co zrobi. Zewntrznie nie rnia si od normalnego czowieka, nawet renice miaa normalne jeli si akurat nie wciekaa, ale gdyby kto odgad prawd... A mn wstrzsno na sam myl.

- Jeeli bd o co pyta, masz milcze. Jeste guchoniema. A ja jestem twoim bodyguardem, prowadz ci do wierkowego, do krewnych. Wampirzyca nic nie odpowiedziaa, wic nie wiedziaem, czy zamierza si zastosowa do wskazwek, czy nie. Ale jeli milczy, niech robi tak dalej, wicej niczego nie oczekiwaem. - Podrzucicie? - zaczepiem stranika, ktry podjecha obejrze podejrzanych osobnikw. Mody chopak w wypowiaej kurtce jedn rk cign wodze, drug przytrzyma dyndajcy na pasie pistolet maszynowy. Po odzieniu - skrzanych butach chaupniczej produkcji, wytartych do biaoci dinsach i ciemnozielonej niegdy kurtce - trudno byo stwierdzi, kim s inni podrni, ale ju zauwayem na jednym z wozw niebogato ubranych Chiczykw. Najprawdopodobniej byli to podwadni jakiego kupca z Miasta. - Zapytam dowdcy. - Stranik obejrza nas uwanie, zawrci konia i pojecha naprzeciw taborowi. Kiedy dwa pierwsze wozy przejechay, nie zatrzymujc si, uznaem, e dowdca postanowi nie ryzykowa podwoenia przypadkowych podrnych. Ale nagle wonica trzeciej furmanki machn na nas i poklepa doni deski. - Dziki - odetchnem z ulg, sadowic si obok niego. Ilora posza w moje lady, usiada na workach, ktrymi wyoone zostao dno wozu. Byy chyba wypenione czym bardzo mikkim, bo z tyu chrapa uwalony na nich mody facet, rozebrany do spodni. Koszula leaa obok. Znakomity pracownik. Kima sobie, zamiast obserwowa okolic. - Nie ma za co - odpar spokojnie brodaty mczyzna liczcy sobie pewnie z pidziesit lat. Chlasn batem konie, ktre zwolniy kroku, wycign rk i przedstawi si: - Michai Grigoriewicz. - Sopel - nie siliem si na wymylanie innego przezwiska. A nu jeszcze spotkamy kogo znajomego! po drodze? Taborowi s powanymi ludmi, takich artw nie rozumiej. Odoyem karabin nieco dalej, eby nie wzbudza niepotrzebnych podejrze. Michai Grigoriewicz wyglda na czowieka rozsdnego, ale kto tam wie, co moe strzeli do gowy ochroniarzom? Komu pniej udowadnia, e nie chciao si zrobi nic zego? Aniokom? Hm... W moim przypadku chyba raczej kolegom z dou... - Dokd zmierzacie? - Wonica wzi plastikow ptoralitrow butelk z pienist brzowaw ciecz. Czyby kwas chlebowy? Zdj nakrtk, pocign dugi yk, otar brod. Odetchn gono, poprawi skrzany szeroki pas i poda mi pojemnik. - Pocignij sobie, zaraz zrobi si lepiej. - Do wierkowego - zegaem, napiem si orzewiajcego pynu i zakrciem butelk. Dobrze mwi, zaraz ulyo. - Uuu, w takim razie moemy was podwie tylko do Karawanseraju. Wracamy do Pierwszolasu. - I bardzo dobrze - umiechnem si, klnc w duchu. Trzeba byo wymieni jakikolwiek chutor na Granicy, pojechalibymy duej. Chocia dlaczego niby klucz ma si znajdowa zaraz a tak daleko? Moe nie bdziemy musieli dotrze nawet do wierkowego? Chocia, z drugiej strony, to dua wie, wic nie bd zadawali wiele pyta. - Pierwszolas to gdzie pod Miastem? - No tak! - Wonica schowa kwas pod siedzenie. - W zeszym roku nawet nas chcieli przesiedla. Ze strategicznie wanej strefy, znaczy... Od wsi do Bazy - wy j nazywacie Miastem - wszystkiego jest pi wiorst, jeli i na przeaj przez tajg. Bo drog trzeba nadoy do dziesiciu. - Ojczulku, co te ty wymylasz? - Chopak z tyu obudzi si, przetar twarz. - Przesiedla nas chcieli z powodu tartaku. Chodzilimy z chopakami, to wiem. Tam wdroyli produkcj jakiej chemii, ogrodzili wszystko a do pasieki Iljicza. - A tobie si to aby nie przynio, synku? - Ojczulku, i czego si miejesz? - obrazi si chopak. - Pamitasz Bobra? No, Miszk Prokofiewa? Nie ma dwch przednich zbw. Alika syn. Przypomniae sobie? Wanie. Jak tam polaz, mao mu ba nie odstrzelili. A potem caego go wysypao, miesic mia bble. - Z ojcem si bdziesz kci? - Michai Grigoriewicz stukn trzonkiem bata w siedzenie. - Od kogo si tego nauczye? Knutem moesz atwo zarobi. A twj tartak nie pracuje ju od grudnia. Jaki zrzut by wtedy zrobiony do rzeczki, wszystkie ryby wyzdychay. A nas niby czemu za to wysiedla? We wsi, powiadam ci, chcieli zorganizowa sortowni. Komhaz wszystko z pocztku tam wanie zwozi, a potem dopiero sza wysyka do Bazy wedug potrzeb. - A niech tam. - Syn machn rk i przewrci si na drugi bok. - Dziewczyno, zdjaby ten paszcz, gorco przecie. - Jest gucha i niema - odparem za siedzc bez ruchu Ilor. - Niech tak zostanie, przynajmniej si nie przezibi.. - ona? - zainteresowa si Michai Grigoriewicz. - Bg strzeg - zamiaem si. - Krewna mojego przyjaciela. Sidma dla niego woda po kisielu. Ja

teraz obijam si bez roboty, wic poprosi mnie, ebym j odwiz do wierkowego. Do rodziny, znaczy, na lato. A e guchoniema, nie uprzedzi, paskudnik. - Ech, ta modzie - westchn wonica. - Tyle razy mwi swojemu: eni si pora, Sierioa. Moe si troch ustatkujesz. A on, wszarz, mieje si tylko. - Aha, jasne, rozpdziem si - wyburcza Sierioa, zamykajc oczy. - Mam czas! Zostawilimy z tyu obronite krzywymi wierczkami granitowe zbocza. Tabor wjecha na bagnist nizin. Niedawny przybr wd rozmy dobre siedemdziesit metrw drogi, konie z wysikiem miesiy podeschnite ju troch boto. Po obu stronach drogi narzucano workw z piaskiem i jeli z lewej strony woda ju zesza, to po prawej wysoka trawa ledwie wystawaa z mtnego rozlewiska. - Kto jedzie. - Michai Grigoriewicz przyoy do do czoa. Jego syn niechtnie usiad, pooy na kolanach dwururk, - To myliwi, spokojnie - przekaza do tyu konny stranik. Sierioa ziewn, ale broni nie odkada. Prawidowo: cho miejsce na zasadzk kiepskie, bo nie byo gdzie si schowa, ale droga podchodzia blisko wody. Wiadomo to, co si moe z niej wynurzy? Ze spluw spokojniej. Ocierajc si prawie o nasz wz, przejechaa bryczka z dwoma opalonymi na ciemny brz myliwymi. Kiedy zdyli tak si podpiec? Przecie nie wylegiwali si specjalnie na socu. Prawd wida mwi, e latem nasze soneczko jest bardzo aktywne. - Upolowalicie co? - krzykn kto z furmanki za nami. - Tuzin bkitniakw i trzy niegule. - Jeden z myliwych poklepa rozoone z tyu skry o stalowoszarej barwie sierci. - niegule? Gdzie je spotkalicie? - Dorodny kupiec zainteresowa si skrami. - W barogu wzilimy cieplutkie. - A ile chcecie za upie? - Ptora stwy za kad. - Ile?! - Tym jednym sowem kupiec znakomicie potrafi wyrazi niedowierzanie i oburzenie zawyon cen. - Skry nienaruszone, strzelalimy w oczy - niewzruszenie wyjani myliwy. Kupiec chrzkn, zeskoczy w boto, podszed do bryczki i zacz maca towar. Mikkie i czyste letnie futro zalnio srebrem w jasnych promieniach. Zim za wyprawienie skry nie kady fachowiec si wemie, za to latem upie ze niegula ma szykowne wosie. Tyle e o tej porze nie mona ich znale, bo zostaj tylko pojedyncze sztuki, a stada migruj na pnoc. - Jakie te wasze skry wytarte - powtpiewa kupiec. - Nie dam wicej ni dziewidziesit. - Ta moe faktycznie wytarta - zgodzi si myliwy. - Bo to samica. Ale pozostae s jak naley. Jeli wemiecie wszystkie, spuszcz trzydziestaka. - Ha, trzy to ju jaka opcja. Trzysta czterdzieci pi za wszystkie. - Prosz uprzejmie nie rozmiesza mojego konia! - zirytowa si pokazujcy skry myliwy i zsun kapelusz na ty gowy. - Skup w Forcie bez gadania zapaci cztery stwy. - Do Fortu kawa drogi, a ja daj zaraz. - Ej, tatko. - Sierioa podrapa si w krtko ostrzyon potylic. - Przyjrzyj si bkitniakom. Moe by kupi? - A po co niby? - W tym miesicu wpucili do Bazy Lig. Im sprzedamy, baby przecie cen nie znaj. - Akurat im ptaki potrzebne - skrzywi si Michai Grigoriewicz. - Poza tym zamierdn si. - Nie zamierdn. Upieczemy sobie - podnieci si Sierioa. - A pira wciniemy babom. Mwi mi Borka Jefimow - ten, co si zadaje z braciszkami - e na lotki strza najlepiej nadaj si pira bkitniakw. Jak siostry nie wezm, przez Bork przehandlujemy braciom. - Ile razy powtarzam, eby si nie zadawa z tym obrzydliwcem! - Michai Grigoriewicz rozzoci si nie na arty. - Jak go kiedy wsadz, pocignie za sob wszystkich kolekw. - Dobra, dobra, ojciec, nie jestem dzieckiem. Zobacz, Prochor ju wytargowa skry. Id szybciej. - Przypie si gorzej ni rzep - westchn wonica. - Sam id, skoro nie dziecko. - Ale, ojczulku, ty lepiej umiesz si targowa. - Czort z tob. Id. - Michai Grigoriewicz machn rk, zeskoczy z furmanki i podszed do bryczki. Hm... Nie mylaem, eby udao mu si stargowa mocno cen bkitniakw. Nie taki to towar. W tych ptakach, ciut mniejszych od guszcw, cenne s rzeczywicie przede wszystkim pira, ktre wykorzystuje si do produkcji strza dopiero po naoeniu specjalnych czarw. A te czary nie sabn z

czasem. - I co? - zapyta Sierioa, kiedy ojciec wrci z pustymi rkami. - Cena za wysoka? - Upolowali je na zamwienie Gimnazjonu - burkn Michai Grigoriewicz, spojrza ponuro na uwalane botem buty. - A tamci sami braciszkom je sprzedadz i jako si to obejdzie bez nas. Sierioa uzna, e lepiej bdzie teraz si nie odzywa. - Duo jest braci w waszej wiosce? - Tabor znw ruszy, a ja chwyciem si burty, eby utrzyma rwnowag. - W wiosce adnego. A w Bazie na pocztku roku zamknli im punkt werbunkowy. Bo to naplot modym durnych bajek, a ci gupi wierz. - Wonica przekaza wodze synowi. - I eby mi si nie wczy wicej z Jefimowem! Wezm ci tajniacy na celownik, bdziesz potem paka. - Naplot bajek - przedrzeni ojca chopak. Pewnie lepiej na tym naszym zadupiu mrozi tyek do koca ycia, co? - Ale z tob te jest rozmowa! Prosz bardzo, id do Bractwa, skoro nie chcesz mrozi dupska. Oni tam u siebie maj prawdziw Afryk! - Nieeee. Myl, eby i do Siewieroreczeska. - I za co Pan na niebiesiech pokara mnie synem idiot? Za jakie grzechy miertelne? - Przewrci oczami Michai Grigoriewicz. - Miodem ci tam bd smarowa? - A miodem! Sam widziaem przecie, e tam ju ponad miesic panuje ciepo. I we wrzeniu nie kadego roku nieg ley. - Sierioa arliwie przytacza najwyraniej przemylane ju dawno argumenty. - A u nas co? Dopiero dwa tygodnie temu nieg stopnia. - Ech, ty gupi dzieciaku. - Ojciec postuka si w czoo. - Sam pomyl, jak by nie patrzy, siedemosiem miesicy nieg tam ley i robi zapasy siana na te wanie osiem miesicy. niene jagody, szary mech i rusaorosty zanadto si tam nie udaj. Dlatego bior pod n na jesieni prawie wszystko bydo, eby przey. Sprbuj je ca zim solone miso z mroonymi jagodami, pjdziesz si rzuci ze skay. - Oni miso mro - odpar Sierioa, aczkolwiek bez wielkiej wiary. - A plony maj wiksze ni my. - Plony to jest faktycznie wielka sprawa. W domu kto ci przeszkadza zaj si gospodarstwem? Jako nie widz u ciebie ochoty do pracy na ziemi. Nastpnym razem wezm ze sob Jurk, a ty okopuj ziemniaki, krowy pasa lataj. Nie chcesz? O to, to! A kim bdziesz w Siewieroreczesku? Ani ziemi, ani pienidzy, ani pracy. Ciepe posadki dawno zajte. Cae ycie bdziesz u kogo na posugach.. Syn nie podj dyskusji, a Michai Grigoriewicz nie cign dalej swoich wywodw. Po obu stronach drogi zaczy si pojawia zasiane jak trawk pola. Czyby owies? Nie wiedziaem, na agronoma nie miaem nigdy zadatkw. Spojrzaem na znieruchomia wampirzyc, uoyem si wygodniej i sprbowaem zadrzema. Sen nie nadchodzi, nie mogem si odpry, a szkoda, bo to byby dobry czas, na chwil odpoczynku. W gowie kryy gupie myli. Noe - amulety - pistolety. Mrz - Opiekun - portale midzy wiatami - moja wasna przyszo. Czyli oglnie peen obciach. Z przodu ukazay si trzy ogrodzone wysokimi potami wiatraki, na czce obok nich delektoway si modziutk trawk wychudzone krowy. Oprcz wyposaonego w bro myliwsk wartownika stojcego na jednym z mynw, zwierzt pilnowao jeszcze trzech pastuchw - dwch z kuszami, jeden z ukiem. Ciekawe, co teraz tam miel? Ziarna po zimie zosta nie mogo. Potem dostrzegem przecignit wysoko nad ziemi na drewnianych podporach nitk kabla i wszystko stao si jasne. O, za tamtym zagajnikiem powinien znajdowa si chutor Widny. Bogaty chutor. Czy to starowiercy tam osiedli, czy inni jeszcze schizmatycy, nie wiem, ale zawsze trzymali si osobno, obcych widzie nie chcieli. - Michaile Grigoriewiczu, a waciwie skd jedziecie? - Milczenie na tyle mi obrzydo, e chtnie bym pogada na jakikolwiek temat. No, prawie kady... - Oczywicie, jeli to nie tajemnica. - Jaka tam tajemnica. Z Siewieroreczeska - odpar wci jeszcze rozelony na syna mczyzna. - To czemu wybralicie si tak daleko na pnoc? Przecie po poudniowej trasie powinno by bliej. To byo rzeczywicie dziwne. I Miasto, i Siewieroreczesk znajdoway si znacznie na poudnie od Fortu. - Bo to gwno nie droga - splun Siergiej. - Zgadza si. Nie lubi tamtych rejonw. W mojego siostrzeca stryjecznego zeszego roku biesy wlazy koo Lisich Kolonii. Nawet biedaka do cerkwi nie dowieli, bo uciek. Uratuj, Panie, dusz sugi swego. - Michai Grigoriewicz przeegna si. - A poza tym, za kadym razem odwiedzamy Fort. - Tato... - powiedzia Sierioa z potpieniem. - Och, daj spokj. Te mi wielki sekret - sykn Michai Grigoriewicz. - Z Siewieroreczeskiem

wolno handlowa tylko Komhazowi. Bierzemy wic towar, wieziemy do Fortu, sprzedajemy jednemu ze Zwizku Handlowego i zaraz odkupujemy. On ma z tego par groszy, a my czyste papiery. Gliniarze, oczywicie, o wszystkim doskonale wiedz, ale patrz na to przez palce. Oczywicie, tylko do czasu... - Jeszcze by mieli nie patrze przez palce. Za takie pienidze... - doda Sierioa. - Ale zawsze prbuj urwa coraz wicej. - A jak jest w Siewieroreczesku? - Zrozumiaem, e naleaoby zmieni temat. - Dobrze - westchn chopak z rozmarzeniem. Fabryki pracuj, kominy dymi, wszdzie peno towarw. - Dzieciaku, a czy te towary sami zrobili? Tam przecie handlarz na spekulancie siedzi i lichwiarzem pogania! Syszysz tylko: dostawy nie byo, dostawa bdzie, dostawy nie byo, dostawa bdzie. Siedz i czekaj na zmiowanie. Trafi si co cennego czy nie trafi. A jak kramik splajtuje, zaczynaj puchn z godu. Kozacy wszystkich wykarmi nie dadz rady. - Rozdraniony wonica zacz rozwizywa sakw, sdzc po zapachu, z czym do jedzenia. - Mwicie o poszukiwaczach? - postanowiem ucili. - U was ich moe nazywaj poszukiwaczami, a u nas dostawaami. Chrzan nie jest sodszy od rzodkwi. - Michai Grigoriewicz zajrza do torby i zamyli si. - Ale na razie w Siewieroreczesku jest faktycznie dobrze. Szczeglnie w porwnaniu z Fortem. Jak tak sobie posuchaem waszego ulicznego kaznodziei, miaem ochot si powiesi. A si rka sama po sznur wycigna. Rety! Jutro nastpi jeli nie koniec wiata, to na pewno pocztek globalnego zlodowacenia. W dodatku musielimy u was zosta dzie duej. - Dlaczego? - Mutanci zaczli miesza przy bramie. Dokd ich troch nie spacyfikowali, nie mona byo wyjecha. - I bardzo dobrze, emy si spnili. Dziki temu nie dopad nas kriogen - zamacha rkami Sierioa. Nie wiedzielicie? Tam przemrozio ca rolinno, zahaczyo te o drog i to przed samymi moczarami. - Udao si wam. - Od razu pojem, o jakiej rolinnoci i jakim kriogenie mowa. - Z pogod w ostatnim czasie w ogle dziej si cuda. - Nawet mi nie mw. - Michai Grigoriewicz wskaza rozoone na ciereczce jedzenie: gotowane kurze jaja, kawaki soniny, zielenin, bochenek chleba i pkul tego sera. - Jak powiadaj, czym chata bogata. Czstujcie si. - Tato, z ciebie skoczony filantrop - skarci ojca chopak. - Od tego, e podwieziemy podrnych, nam nie ubdzie, ale jak na razie buki jeszcze nie zaczy rosn na drzewach. - Cicho bd! Bdziesz ojca poucza? - Ale nie, ma racj - przeknem lin. Tylko ze zotem ostatnio u mnie krucho. Dolary wemiecie? - O jakich pienidzach mowa? Bierzcie. - Michai Grigoriewicz skarci syna gronym spojrzeniem. - Akurat nam potrzebne te zielone fanty. Rozliczcie si nabojami. - Sierioa siedzia do ojca tyem i dlatego nie widzia, jak stary sign po bat. - Czemu przynosisz mi wstyd przed ludmi? Michai Grigoriewicz nie poaowa rzemienia, przecigajc nim w poprzek plecw chopaka. Na skrze pojawia si natychmiast krwista prga. - Au! Ojciec, czego chcesz? Sam tak zawsze mwie! - Ja ci dam mwie! - Drugie uderzenie przecio plecy od lewego ramienia a do krzya. - Ja ci jeszcze pogadam! - To boli przecie! Tatko, dlaczego? - Michaile Grigoriewiczu! Wszystko w porzdku. - Gdyby kto zaproponowa mi tak wymian podczas rajdu, obibym mord. Ale tutaj mnie przecie wioz, a jedzenia te nie wzili z powietrza. Dlatego wyjem dwa naboje, co prawda z tych przemoczonych. - Bierz. Dwa wystarcz? - Wystarcz. - Sierioa poruszy ramionami i zasycza z blu. Soce schowao si za niewielk chmurk, powia wietrzyk i od razu zrobio si chodniej. - Ojczulku, rzu koszul. - Nie gniewajcie si na nas - westchn pojednawczo Michai Grigoriewicz, podajc koszul. Modzie teraz prostacka, a i czasy takie... Nie uwierzysz, ale u nas we wsi mamy wszystkiego ze dwadziecia strzelb. Wicej nie wolno. Do tajgi chodzimy trjkami: jeden z normaln broni, dwch z samopaami wasnej roboty. Chopcy mocno si wyszkolili w tym wzgldzie. - Ja tam si w niczym nie wyszkoliem - odgryz si Sierioa. - Pogadaj jeszcze do mnie. Wychowaem biznesmena na swoje utrapienie.

- Jake sobie radzicie zim bez broni? - zdumiaem si. - Kwateruje u nas kompania jegrw. - Wonica wycign ku mnie pajd posypanego sol chleba. Wasza towarzyszka niech te si czstuje. - Ma w sakwie swj prowiant. Jak zechce, podje sobie. - Pooyem na chleb kawaek sera, ugryzem. - W takim razie za znajomo. - Gospodarz wydoby butl z ciemnozielon ciecz, nala w blaszane kubki na dwa palce. - Naleweczka na siedmiu zioach. - A ja? - odwrci si Sierioa. - A ty lepiej patrz na drog. - W ojcu gniew nie ustpi jeszcze mioci. Nalewka okazaa si znakomita - delikatna i orzewiajca, bez ordynarnego posmaku bimbru. A w dodatku zaostrzaa wybitnie apetyt. Chocia, co tam miaa zaostrza, skoro ponad dob nie miaem nic w ustach? Wystarczy ju, ostatnia kanapka i koniec. Po trzeciej kolejce Michai Grigoriewicz z alem schowa butl. I bardzo dobrze, bo ju zaczo mi lekko szumie w gowie. Mocna, zaraza. Wozy zjechay na pobocze i obok nas, rozbryzgujc boto, przemkn Kamaz z przyczep zasonit brezentem. W kabinie migny chmurne oblicza ubranych na wp wojskowo ludzi. Jeszcze trzech onierzy kurzyo si midzy beczkami na pace. - Rozjedzili si. - Sierioa star palcem z policzka plamk bota. Z przodu pojawia si przeprawa przez Len rzeczk wypywajc z moczarw poudniowych. Solidn zapor z kamieni ubezpieczay dwa posterunki zbudowane z cegy i betonu. Zamykajce przejazd elazne kraty byy podnoszone za pomoc urzdzenia, ktre napdzay obracane wod koa. Zamylony celnik sta w drzwiach wartowni i robi zapiski w brudnym notesie. Siedzcy obok na niskim taborecie dziesitnik ostrzy topr, a dwch jego podwadnych, wyposaonych w ogniste ule schowao si w cieniu pod daszkiem. Niedaleko od zapory po zalewie pyway dwie odzie. W jednej rybacy sprawdzali sieci, w drugiej siedzieli mczyni uzbrojeni w kusze i bosaki, pilnujc pracujcych przed wodnymi stworami. - Znw trzeba si wykupi - burknem. Przeprawa bya patna. Od pieszych brali jakie grosze, ale z wacicieli wozw cigali o wiele wicej. Ci, ktrzy nie chcieli rozstawa si z gotwk, mogli sprbowa przej brodem pi kilometrw na poudnie. Moe i niedaleko, ale niewielu si na to porywao. - My nie pacimy za przejazd - uspokoi mnie Michai Grigoriewicz. - Jak to? - zdziwiem si. - Dogadalimy si ze starost. Ma u nas zniki, a my bezpatn przepraw. Wszyscy s zadowoleni. Kiedy tabor zbliy si do przejazdu, krata posza w gr i furmanki spokojnie wjechay na deski mostu. Wartownik owicy ryby prosto z zapory pomacha nam rk. Niele potrafi si dogadywa. Otrzymali chyba talent od Boga. Syszaem, e dopki Michajow naczelnik z Patrolu - nie przyobieca starocie Sobolowego spali mu wiochy, ten nie zgadza si absolutnie na bezpatne przeprawy oddziaw. I dobrze, e groba podziaaa. Bardzo moliwe, e miao to zwizek z naciskami Bractwa, do ktrego Sobolowe w ostatnich latach naleao, a ktre nie chciao zaognia stosunkw z Patrolem. A tak w ogle, o ile byo mi wiadomo, prawem do bezpatnych przejazdw, poza patrolowymi, mogli poszczyci si jedynie mieszkacy okolicznych chutorw. - A czym handlujecie? - spytaem, kiedy most zosta za plecami. - Sol, cukrem, zapakami - umiechn si w brod Michai Grigoriewicz, ktry przej lejce od syna. - Wszelkimi takimi artykuami pierwszej potrzeby. - Aha. - Nie miaem zamiaru ujawnia wtpliwoci. Nie chc gada, ich prawo. Tajemnica handlowa i te sprawy. - Widz, e najmujecie Chiczykw. - Najmujemy, czemu nie? Nie pij i na pensjach mona przyoszczdzi. - Nie boicie si, e wam sprowadz Triad? - Nie - odpar pewnie wonica. - Mamy ostre przepisy. Sprbuj tylko co przeskroba, a ju chwyc za ucho i wyl do kopalni rudy. A Kopalnia Monetarna to takie ciekawe miejsce, z ktrego nie wychodzi si nawet nogami do przodu. - Monetarna? - Wydobywaj tam zoto. Srebro zreszt te. Nie, u nas nie pobalujesz. - A niech tylko zaczn wykorzystywa Brzozow Odkrywk, to ju wszystkich bandziorw pozamykaj. - Rozwalony na workach Sierioa z ciekawoci oglda mj karabin. - Brzozow? Przecie ona jest na terytorium Fortu - przypomniaem mu. - Jak niby Miasto ma j

uytkowa? - Wiadomo, jak. Kilofami i opatami. Przecie wy i tak nie wydobywacie stamtd wgla. - Wzruszy ramionami. - A nasz Uprires od dawna ostrzy sobie na niego zby. - Mwi, e zbieraj si zdoby koncesj. - Michai Grigoriewicz odwrci si, eby spojrze na syna. - No tak, bez koncesji nie da rady - rozemia si chopak, a potem doda pod nosem tak, eby ojciec nie sysza: - To po choler nam czogi? Po sutym obiedzie rozebrao mnie. Mikkie woreczki pod plecami zrobiy swoje, zdjem wic kurtk, zwinem j i podoyem pod gow. Pistolet schowaem do kieszeni, eby nie ku ludzi w oczy. Po niebie leniwie pyny oboki, soce przygrzewao, worki wydaway delikatny, przyjemny zapach i w efekcie nagle spad na mnie sen. - Wstawaj, dojechalimy. - Zdawao mi si, e Sierioa szturchn mnie w bok dosownie sekund pniej. Przetarem oczy i zobaczyem, e tabor zatrzyma si obok Karawanseraju - skupiska drewnianych domkw, w ktrych piekli, gotowali, dusili i marynowali wszystko, czego tylko mogli zada zatrzymujcy si tutaj podrni. Oczywicie, zaspokajano tutaj nie tylko gastronomiczne upodobania klientw, ale take wszelkie inne, nieraz bardzo specyficzne. W Karawanseraju, podczas kiedy przyjezdni odpoczywali i jedli, podkuwano im konie, naprawiano wozy, oferowano usugi typu wypra-wyprasowa-zacerowa ubrania oraz bro z doskonale wyposaonego arsenau. Mieli tutaj wic wasne kunie, anie, troch kantorw wymiany walut, trzy sklepy oferujce zapasy na drog i najrnorodniejszy sprzt, a take troch handlarzy niekoniecznie troszczcych si o czysto transakcji z prawnego punktu widzenia, ale za to bardzo pilnujcych innego rodzaju czystoci: za rzeczy ze ladami krwi oferowali ceny o wiele nisze ni zazwyczaj. I jeli nie panowaa tutaj matka-anarchia to tylko dlatego, e miejscowym prowodyrom potrzebne byy pozory porzdku. Ale poza tym i kradziee si zdarzay, i rankiem mona byo si natkn na trupy w wskich uliczkach. Pamitam, e par razy wysyano tutaj z Fortu na obawy spore oddziay druynnikw. Zeskoczyem na ziemi i rozejrzaem si w poszukiwaniu Ilory, Aha, jest, ju zlaza. Gdzie obok aosne skomlenie zamienio si w pisk, a Sierioa, podbiegszy do chopakw topicych szczeniaka w gbokiej kauy, zasadzi najstarszemu solidnego kopa. - On przecie chory! - zajcza uderzony. - My tylko tak, eby si nie mczy. Sierioa wszed do kauy, pochwyci na rce wierccego si tam czarnego szczeniaka nieokrelonej psiej przynalenoci rasowej, przynis go do wozu. - Potwory - mrukn, owijajc w koszul drcego pieska, ktrego jedno oko ropiao. - Oni chcieli przynajmniej co zrobi - powiedziaem, wcale nie zamierzajc usprawiedliwia gwniarzy. - Rozumiem, sam byem taki. - Sierioa dotkn palcem sczcego si z oczka zwierzcia luzu i poprosi ojca: - Rzu mi apteczk. - A ty co znowu wymyli? - nachmurzy si Michai Grigoriewicz, ale poda torb. - Po co on tobie? - Wylecz i bdziemy razem chodzi do tajgi. Sierioa woy skuczcego psa do furmanki, otworzy torb. - Nazw go Muchtar. - O tym nawet nie myl! Atiejew si obrazi. - A co mnie to obchodzi? Niech si obraa - chopak wzruszy ramionami. - Jeszcze sami popatrzymy czy si nie obrazi, e jakiego tam Atiejewa nazywaj jak nas. Prawda, Muchtar? - Ja ci dam Muchtara! Wrcimy do domu, to ju matka wybije ci gupoty ze ba - Michai Grigoriewicz rozgniewa si, ale nie na powanie. - Tak! A skoro otworzy torb, podaj mi ekomaga. I sam te zayj. - Dziki za pomoc - powiedziaem. - Nie wiem, co bymy bez was zrobili. - Nie ma sprawy. - Wonica popi kwasem piguk. - Wy teraz do wierkowego? My tylko kupimy wod i take w drog. - Czujesz klucz? - Wampirzyca pierwsza przerwaa milczenie. - Tak. - Bez wysiku mogem zlokalizowa ni czc mnie z noem. W miar naszego poruszania si po drodze, odchodzia coraz bardziej na pnoc. - Myl, e musimy i gdzie w stron Granicy z Mglistym. - Dlaczego nie pojechalimy dalej z taborem? - Oni na rozwidleniu za chutorem Sokoowskim id na poudnie, a my potrzebujemy drogi pnocnej. - Chodmy wic.

- Stj! - Nie odwayem si chwyci Ilory za rkaw, poszedem obok niej. - Nie pisz si na nocn wdrwk, Wieczr ju prawie, a do Sokoowskiego z pi kilometrw. I nie wiadomo, czy znajdziemy tam nocleg. Tutaj si zatrzymamy, a rano ruszymy dalej. Nie czekajc na sprzeciwy i dyskusje, skierowaem si do Karawanseraju. Nie zechce ze mn i, jej problem. Ja tam w lesie nocowa nie zamierzaem, wystarczyo mi jednej nocy na bagniskach. Terytorium Karawanseraju wyznaczao wysokie ogrodzenie z desek zwieczone drutem kolczastym. Byle jak rzucone na drewno zaklcia powinny odgania plugastwo, a ludzi miaa za zadanie pilnowa ochrona. Nie mona powiedzie, eby speniaa ona swoje zadanie z wielkim entuzjazmem, ale mordobicia, bjek na noe i rozkradania wasnoci - oczywicie, wasnoci swoich pracodawcw - nie tolerowaa. Co dziesi, pitnacie metrw na obwodzie osiedla, na wkopanych w ziemi supach posrebrzanymi klepkami przymocowano zbiorniki Iwanowa - dokadnie wyszlifowane kule z grskiego krysztau. To ju co. Jeli nie nadejdzie szczeglnie silna burza magiczna, gocie mog nie obawia si o swoje zdrowie. - Op-pa! - zatrzymaem si niedaleko od otworzonej bramy. Znudzeni wartownicy nie zwracali uwagi na wchodzcych, ale obok przejcia rozcign si owczarek. Jeli poczuje wampira... Moliwe, e przyjdzie nam jednak nocowa w lesie. Ilora w milczeniu przesza obok mnie, spokojnie mina zajtego koci psa. Tak... Mona przypuszcza, e wampir naley do istot nieczystych tylko warunkowo. Przecie na Ninym te byy psy... C, teraz to i lepiej, ale trzeba bdzie zapamita. W miar oddalania si wampirzycy w gowie zaczynao narasta palce chodem doznanie, zmuszajce, bym za ni ruszy. - Ej, gospodarzu. - Zajrzaem do pierwszej z brzegu karczmy. Mczyzna o kaukaskiej powierzchownoci brudn szmat wyciera szklank. - Przyjmiesz na noc? - Zachodzi, zachodzi. Odstawi naczynie na lad. - Mam tutaj najlepszom kuchnie w okrengu. Palce liza! - Pokoje, pytam, wynajmujesz? - powtrzyem. Nie, to na pewno nie tutaj: pod nacignit na drewniane koki nieprzezroczyst foliow firan stay plastikowe stoy i krzesa, tylko lada zostaa wykonana z prawdziwych desek. - Brat mj najmuje. - Za ile? - Eee, to ju do niego takie pytanie. Zara przyjdzie. - Rozumiem. - Nie miaem co robi, tylko czeka na jego brata. - Czekej, czekej - zatrzyma mnie karczmarz. Czerwoniec za noc. - Wyglondam moe na zupenego idiotem? mimowolnie zaczem naladowa manier rozmwcy, otrzsnem si. - Czerwoniec za nocleg w dusznym sraczu? Nie za duo aby? - Jaki sracz? U brata czyciutko. A w cene wlicza sie kolacje. Mona sie naje do rozpukniencia! - I co, talerz przypalonej kaszy tak zawya cen? - Czemu zara przypalonej? Znajdziesz u mnie co za bardzo przygrzanego, darmo daje kolacje. - Pi rubli - zaproponowaem. - I nie we wsplnym pokoju na kupie. - Za pimperiaa brat da parawan. - Ha! Za tak cen wynajm sobie normalny pokj. - Postanowiem targowa si do upadego. Na to, co miaem, zapracowaem potem i krwi. - To id se wynajmuj. - Gospodarz skrzyowa rce na piersi. - Sze i p. - Sze i zgoda. - Zazwyczaj cena noclegu zaczynaa si od sumy czterech, piciu rubli, ale moe w ostatnim czasie i to podroao. Poza tym, by przecie sezon, peno si nazjedao handlarzy. A przecie paci nie bd zotem. - Siadajcie do stou. Zara brat nadejdzie. - Jest nas dwoje - uprzedziem, spojrzawszy na zagldajc do lokalu Ilor. - To czego od razu nie mwi, e tu z tobom taka krasawica! - Karczmarz klasn w rce. - Brat by wtedy i na dwa ruble sie zgodzi. - Jeszcze nie jest za pno - zaartowaem. Rentgen ma w oczach, czy co? Wampirzycy nie byo wida spod kaptura nawet nosa. - Nie, nie. Umowa dla mnie drosza piniendzy! - Pogrozi mi palcem. - We menu, wybieraj, co chcecie je. Wziem kilka zapenionych krzywym pismem wypalcowanych kartek, usiadem przy stoliku w pobliu lady. Co te tutaj mona zamwi na kolacj? A ceny naprawd niczego sobie. Nic dziwnego, e klientw mao. - Chcesz co? - spytaem widrujcej mnie wzrokiem wampirzycy. - Nie.

- Gospodarzu, a mona zamwi jedn kolacj i jedno niadanie? - Nie, siadania nie, bo do poudnia nie robimy ani zimnego, ani goroncego. Nie pracujemy, znaczy. - W takim razie podsmaane kiebaski myliwskie, zup jarzynow, makaron, chleb i herbat. Wszystko podwjnie. - Czego nie zjem teraz, zabior. - Herbaty zara przyniose, zupe odgrzeje. Za dziesien minut wszystko bendzie. Pod daszek wszed mczyzna bardzo podobny do karczmarza. Mia rozchestan na piersi dinsow bluz, biae spodnie i drewniaki. Gruby na palec zoty acuch piknie wspgra z take zotymi koronkami na zbach. I to w czasach, kiedy caa postpowa ludzko dawno ju zadowala si srebrem. To pewnie miay by oznaki wiernoci tradycji. Przybyy przechyli si przez lad i zacz co szepta z gospodarzem, od czasu do czasu popatrujc w nasz stron. - Suchaj, ja rozumiem, e masz powody, aby mnie nienawidzi - podchwyciwszy kolejne spojrzenie Ilory, nie wytrzymaem w kocu. - Jednak teraz pracujemy dla wsplnego dobra. Jeli wierzy temu waszemu trzeciemu Opiekunowi Wiedzy, mamy za zadanie uratowa wiat. Moe chocia na ten czas zapomnimy o urazach? - Rozumiesz? - wysyczaa mi prosto w twarz. Sto lat tego przeklestwa nad gow? Ty to rozumiesz? A moe pojmujesz take, co znaczy wiek ycia w osamotnieniu? Potrafisz sobie wyobrazi, jak si czuam? A kiedy tylko wszystko zaczo si jako ukada, pojawie si i zniszczye to, dla czego yam przez ten okropny czas! Mam o tym zapomnie? Zotozby zakoczy rozmow z bratem, podszed do nas, wic Ilora zamilka. W sam czas si pojawi, dla mnie, mogem powiedzie. Ju prawie czuem zaciskajce si na gardle ky. Takhhh... Jako mi si nie udao pozytywnie wpyn na stosunki z kobiet. Od razu wida, e krwiopijcy maj bardzo delikatn struktur duszy. A to dla mnie moe znaczy bardzo wiele. O jakich stu latach mwia Ilora? Opiekun te co wspomina o poprzedniej prbie zwizania wiatw. Czyby to miao miejsce cay wiek temu? Tak by wychodzio... Cholera! Jak mogem od razu nie zrozumie, e Pnoc to dwa zespolone w jedno kawaki rnych wiatw? Teraz byo jasne, skd w Przygraniczu znalazo si tyle srebrnych i zotych carskich monet - miedziane te na pewno byy, ale ju je przetopiono. Sam przecie syszaem, e w pnocnych ruinach nie tylko miecze i pancerze znajdowali, ale te strzelby z rewolwerami. Mylaem, e to brednie. Handlarze nieraz po moim powrocie z Pnocy pytali o stare ksigi. Wiadomo ju, czemu... Przypomniaem sobie zasypane niegiem gruzy, potworne zwierzta, dziwne roliny. Czyby i nas czeka podobny los? Czy my take zmienimy si pod wpywem magii innego wiata i wymarzniemy, darujc tamtym kilka wiekw ciepa? Ile to ju lat ja sam yj wystawiony na cige promieniowanie? Ile lat magia przepenia mnie, przenikajc z jedzeniem, wod, powietrzem? Jak duo obcej energii osiado w kociach, ile pywa jej we krwi? Jak bardzo si zmieniem? Trzy lata to cakiem sporo. Jak to bdzie, kiedy uda mi si wrci do normalnego wiata? Jeli si uda... - Syszysz, co mwi, czy nie? - Co? - Dopiero do mnie dotaro, e zbaty od jakiego czasu co mi nawija na uszy. - Chodmy, poka pokj. - Najpierw zjemy. - W takim razie poprocie brata, eby kogo z wami wysa. Jestecie mi winni dwanacie rubli. - Zapacimy jak przyjdziemy. - Nie miaem ochoty wydobywa z kieszeni paczki pienidzy na oczach wszystkich. Moe i jestem za bardzo podejrzliwy, ale... - Dobra. Zjedzcie i przychodcie. - Na razie. Kolacj przynieli moe nie w cigu obiecanych dziesiciu minut, ale i tak do szybko. Wziem si za jedzenie, starajc nie patrze na towarzyszk podry. Nie, eby od razu pod wpywem spojrzenia wampirzycy ksy staway mi w gardle, ale przyjemne to nie byo. Nie mona powiedzie, eby podawano tutaj jakie wielkie porcje, ale zdoaem si naje. W kocu jadem za dwoje. Troch kiebasek i chleb zostawiem sobie na rano. ebym mia je jeszcze w co zawin. Dopiem herbat, zaczem si rozglda. Goci nieco przybyo. Jeden ze stow zajli krzepcy mczyni, zapewne ochroniarze ktrego z taborw. Trzech wygldajcych na myliwych wzio butelk samogonu i usiado w dalszym kcie. A niedaleko od nas, zczywszy trzy stoy, rozsiedli si ludzie najwyraniej dowiadczeni przez ycie w rnym wieku, rnej narodowoci, rnej budowy ciaa. czyy ich twarze, wysmagane wiatrem, spowiaa na socu odzie i gorczkowo byszczce oczy. Poszukiwacze zota. Aby to stwierdzi, nie potrzebowaem dedukcji Sherlocka Holmesa - po prostu dolatyway stamtd urywki rozmw o cenach na samorodki i warunkach ich sprzeday w Forcie.

- Chodmy - wysyczaa wampirzyca, wstajc. - Ehe - mruknem. Faktycznie naleao ju spada. Ilora bya jedyn kobiet w caym lokalu, a to mogo sprowadzi na nas kopoty. Nie tyle obawiaem si o ni, ile o rzeni, jak w razie czego moga urzdzi. A tutaj jeszcze na ulicy rozlega si wesoa muzyczka... - Pozwolicie poprosi dam do taca? - Jeden z ochroniarzy znalaz si natychmiast przy nas. - Niestety, nie ma takiej moliwoci - pokrciem gow. - Oczywicie, rozumiem. - Chopak umiechn si szeroko i lekko chwiejnym krokiem wyszed na zewntrz. Wydobyem od gospodarza torb plastikow, wrzuciem do niej resztki jedzenia, po czym za jednym z kelnerw poszlimy do noclegowni. Na ulicach dopiero rozkrcaa si impreza. W towarzystwie ponurych osikw i nerwowych facecikw przechadzay si panienki o raczej mao pruderyjnych obyczajach, uliczni muzycy szarpali struny z caych si, a chccy co przeksi dosownie na kadym kroku mogli kupi najrniejsze pieroki, z serem czy misem, u krcych w tumie handlarzy. Naganiacze darli si ile si, prbujc zainteresowa ludzi walkami bokserskimi, a bukmacherzy przyjmowali zakady od kogo popado. Tak, prawdziwa zabawa miaa dopiero nadej, pracujcych bowiem na razie byo jeszcze prawie tylu, co odpoczywajcych. Czeladnicy kowalscy nosili cikie worki z narzdziami, zestawami podkw i gwodzi od jednego zakadu do drugiego, lekarz spieszy si, eby zdy odwiedzi wszystkich pacjentw przed zapadniciem ciemnoci, szybko przebiegali chopcy zatrudnieni jako kurierzy, kupcy kroczyli dostojnie w towarzystwie bodyguardw. Za zarwno ochroniarzy Karawanseraju, jak i kieszonkowcw w cibie nie brakowao, bo jake miaoby si bez nich obej jakiekolwiek wito? Nie musielimy i daleko. Kelner powid nas do pochylonego baraku i przekaza wprost do rk zotozbego. Ten wskaza wydzielony kawaek pomieszczenia, odgrodzony od oglnej sali zason. Dobrze chocia, e na razie nie byo tu zbyt wiele ludzi. Gospodarz potar znaczco kciukiem o palec wskazujcy. - Poczekam na ulicy. - Widzc, jakim wzrokiem obrzuciem barak, postanowi usun si nam z oczu. Ilora w milczeniu pooya si na jeden z materacy, rozoonych wprost na pododze, zamkna oczy. Ale miaa nerwy! Po prostu i zwyczajnie nieludzkie nerwy. Bo ja, kiedy zauwayem nad drzwiami podkow Przekltych, struchlaem. Przecie powinna reagowa na pojawienie si kadego nieludzia! A Ilorze to nie przeszkadzao. Wesza ot, tak sobie, nie mrugna nawet okiem. I artefakt nie zadziaa... Dobra, trzeba rozliczy si za nocleg i te pj spa. Chocia warunki byy dalekie od ideau, zdarzao mi si ju goci w gorszych bardakach. Najwaniejsze, e sucho i ciepo. Wyjem plik dolarw, odliczyem czterdzieci banknotw, wytarem je o brudn podog, zmiem porzdnie i zadowolony z uzyskanego efektu wyszedem z baraku. Zbaty z niezadowoleniem przyj pienidze, przeliczy i dopiero wtedy wpad w gniew. - Co mi tutaj za papierki wciskasz? Co mam z tym zrobi? Dawaj zoto! - Jaki problem? W Forcie wemie je kady kupiec! A jeli chcesz, w przedstawicielstwie Zwizku Handlowego wymienisz sobie na zoto. Wiem doskonale, e maj kantor w wierkowym. Gospodarz cmokn, zwin dolary, woy je do kieszeni spodni i odszed do swoich spraw, wskazujc mnie przedtem ochroniarzowi przy wejciu. - Opacone ma do jutra, do smej. Nie wracaem jeszcze do dusznego baraku, podszedem do aweczki stojcej pod bzem. Skoro mam troch czasu, powinienem opracowa dalszy plan dziaania. Bo, jak dotd, pynem z nurtem niby kawaek tego, z czym rymuje si sowo rwno. Tak nie powinno by. Ilora nie zamieni gniewu na mio, nawet jeli odzyskam ten przeklty klucz. A to znaczyo, e powinienem by przygotowany na wszystko. Dopki dziaao naoone na mnie zaklcie Opiekuna, byem bardziej bezradny od lepego kociaka. Na rozkaz sam sobie mogem podern gardo. Kiedy nadejdzie czas, wampirzyca na pewno wymyli specjalnie dla mnie co niesychanie wyrafinowanego. Co zatem robi? Po pierwsze i najwaniejsze, nie panikowa. Opiekun Wiedzy powiedzia, e potwora mnie nie ruszy. Dlaczego miabym mu nie wierzy? Przecie wyznaczono nam wspln misj - uratowanie

wiata. Oczywicie, jeli przyjm, e nie pieprzy gupot, a nie mogem wszak wykluczy, i opowiedzia mi pikn, przekonywajc bajeczk, ebym nie spierniczy. I nie spiernicz. A moe jednak? Oczywicie, tego w aden sposb sprawdzi nie mogem, ale pozostawao pytanie: dlaczego Opiekun i jego sprzymierzecy maj by zbawicielami? Przecie to oni nawarzyli tego piwa. To oni zrzucili nam na kark swoje problemy. Pewnie, nie mieli wielkiego wyboru, ale... Jeli nawet kogo zamierzaj ratowa, to przede wszystkim wasn skr i wasny wiat. Ju dawno przekonaem si, e jakiekolwiek by czowiek deklarowa elazne zasady, jeli wejdzie si gbiej w jego intencje, zawsze wylezie z nich zasada blisza koszula ciau. Wychodzi na to, e im prdzej uda mi si zdj czary Opiekuna, tym lepiej. A przecie wiem, jak to zrobi. Uczyli mnie. Pozostawa tylko jeden problem - w ostatnim czasie czarowanie wychodzio mi nie lepiej ni przeliczanie w pamici tablic logarytmicznych. Czyli - mwic prosto - wcale. A poza tym, czym niby wielkim dysponowaem? Nie do koca zapomnianym z czasw nauki w Gimnazjonie zaklciem, mtnym pojciem o procesie jego naoenia i w dodatku brakiem energii. A mwic dokadniej, brakiem dostpu do mocy magicznych, bo sama energia nigdzie si nie zapodziaa. e te musiaem zgubi na bagnach acuch multiczaru! Nie byoby teraz problemu. Ale przecie musiao istnie jakie wyjcie! A co by byo, gdyby tak przeoy symbole czarownikw na runy? Niepotrzebnie spaliem kartk z zasadami magii runicznej. Niepotrzebnie... Ale kto mg wiedzie? Tam co byo jeszcze napisane o czystej energii. Gwizda na to - rdo magicznej mocy dla wszystkich mamy to samo. I tej energii miaem pod dostatkiem. Pytanie tylko, jak uzyska do niej dostp. Wyjem z pochwy przy pasie n, spojrzaem na ostrze. Dam rad? Mam nadziej...

ROZDZIA 10
Ilora zerwaa mnie o szstej rano. Kulc si z zimna przez noc w baraku, mwic ogldnie, nieco pochodniao - zebraem rzeczy i wyszedem na ulic. Jakie bkitne niebo... O czym to ja mwiem? Ach, o tym, e pogoda adna. To na plus. Ale soce stao si ju olepiajc kul, a to minus. Co mi si dzisiaj niedobrego dziao z oczami, a przecie nie mogem powiedzie, ebym si nie wyspa. Chocia co to za spanie z wrogo nastawionym wampirem na wycignicie rki? Od zbyt gwatownego ruchu obrazek przed oczami zadrga, a w skroniach zaupao. Zatrzymaem si, oparem o cian baraku. Ilora popatrzya na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedziaa i posza dalej. A niech sobie patrzy, od tego mnie nie ubdzie. Cichaczem poprawiem przesiknit krwi chust, ktr owinem lewy nadgarstek, a potem poszedem za towarzyszk. Mimo wczesnej pory ycie w Karawanseraju nie to, eby kipiao, ale nie tak bardzo odbiegao rytmem od wczorajszej wieczornej krztaniny. Zmieni si tylko skad: na razie nie dao si zobaczy szwendajcej si bezczynnie po ulicach publiki, za to przybywao handlujcych i pracujcych. Rozpalano ogniska, gotowano jedzenie, w taborach sprawdzano oporzdzenie przed dalsz drog, koa wozw, uprze i bro. Kto bieg z wiadrem wody, kto nis obrok dla koni. Jak to mwi: Kto rano wstaje, temu pan Bg daje. Wanie... Przeoyem do lewej rki torb z resztkami wczorajszej kolacji. Jako rano nie mogem nic przekn, ale do obiadu na pewno zgodniej. Zatrzymaem Ilor, ktra zmierzaa w kierunku wyjcia z Karawanseraju. - Poczekaj, trzeba wzi wody. Dobrze, e sobie w czas przypomniaem. Butla przecie pusta, a po drodze znale mona zaledwie

jedno lub dwa sprawdzone rda. Z kauy przecie pi nie bd, bo to niezy hazard. Ziewajcy na caego chopak zdar ze mnie sto dolarw, machniciem kija zmusi osa zaprzonego w kierat do zrobienia kka, a potem podstawi butelk pod zardzewia rur. Na szczcie, w odrnieniu od rury, woda okazaa si czysta - jeli wierzy treci ogoszenia, czerpano j z pokadu umiejscowionego na gbokoci stu metrw. Odpiem z butli, eby sprawdzi smak, a jednoczenie spukaem z ust suchy osad. W porzdku, teraz mona y. Czemu mnie tak od samego rana dopado? W lewej rce strzyka, ledwie stoj na nogach. Te pytanie, wiadomo, czemu... Opucilimy Karawanseraj, skierowalimy si w stron Sokoowskiego. Po dojciu do rozwidlenia trzeba bdzie skierowa si na pnoc. Miaem takie nieprzyjemne wraenie, e bdziemy zmuszeni wej na terytorium Mglistego, a tam nie ma normalnych drg. Przy odrobinie szczcia bdziemy mogli przebija si, korzystajc ze cieek zwierzyny. Woyem rk do kieszeni kurtki, namacaem kolb pistoletu. Schowa go do kabury? Nie, nie naley: w tej chwili byo jeszcze zimnawo, rozpi si nijak, bo zawieje. A zanim poradz sobie z guzikami, zanim wsun rk za pazuch... Niech zostanie w kieszeni. Wiaterek przeczesa fal wysokie odygi pszenicy, zwracajc moj uwag na brodzcego po polu czowieka. Zatrzymywa si to tu, to tam, a z podniesionych ku niebu rk zaczynaa wtedy cieka niewidzialna dla zwykego oka energia. W miar jak szed, ochronna psfera okrywajca pole zaczynaa nabiera coraz intensywniejszego szmaragdowego odcienia. Agromag przy pracy. Najwidoczniej wykorzystuje naturalne strumyki energii, eby wzmocni si zakl. To dlatego magowie w wikszoci mieszkaj po wsiach i sioach. Gdzie w miecie znaleliby lepszy poligon wielkoci dziesiciu boisk pikarskich? No i powaanie tu maj jak naley. A jake inaczej? Czowieka, ktry potrafi ogrza pole podczas kwietniowych mrozw trzeba szanowa i dba o niego. Temu towarzyszowi te dali osobist ochron - na przeciwlegym kracu pola staa furmanka z trzema uzbrojonymi wieniakami. Przyspieszyem, dogoniem wampirzyc i poszedem obok niej. Niby nie szedem w samotnoci, a nie miaem do kogo gby otworzy. To nic, nie ma si co przyzwyczaja do towarzystwa, a wampirzyca niech lepiej pysk trzyma na kdk, bo na widok jej zbw czowieka przechodz dreszcze. Za kadym razem mam wizj, e przegryza mi gardo. Okropno! A droga bya dobra i krzaki wykarczowane na pi metrw od poboczy. Czyby mieszkacy chutoru tak zadbali? Bardzo dobrze. Idziesz i nie zastanawiasz si, jakie cholerstwo wyskoczy zaraz z gstwiny. Nie obawiaj si najmilsza, mam na szyi tylko krew... Co takiego, myli kr wok jednego! Zmczyem si, a nikt ju nie podwiezie. Na pewno. Miny nas dwie furmanki, ale wonice tylko pognali konie. Nic dziwnego. Z dwoma podejrzanymi, uzbrojonymi cudakami nikt nie ma ochoty si zadawa. Po co kusi los? A wampirzyca sza jakby nigdy nic. Mechaniczna lalka, normalnie. Ja te szedem podobnie, ale najwyraniej moja spryna rozkrcia si ju do koca. W dodatku zascho mi w gardle, oczy zawiy, a lewy nadgarstek sprawia wraenie, jakby kto nala do rodka oowiu. Jeszcze mi mzg nie zacz wycieka przez uszy, ale to te byo tylko kwesti czasu. Chd miaem taki, jakbym nis na grzbiecie co cikiego. Przedmioty dookoa nabray jakich dziwnie ostrych konturw. Oglnie czuem si po prostu fatalnie. Szczeglnie zreszt te. Nie ku dobremu szo to wszystko, nie ku dobremu. Czuem, e przesadziem z wczorajszym eksperymentem. I co, naprawd nikt nie podrzuci? Nie, tym bardziej, e byo ju wida Sokoowski. Od teraz w ogle trzeba bdzie zasuwa piechot; mao kto wybiera drog na pnoc, bo na stepie znajdoway si jeszcze dwa chutory, a potem zaczynao si Mgliste. To za znaczyo, e trzeba bdzie si tam o wiele baczniej rozglda. W rejonie, gdzie jed ludzie, mona sobie pozwoli na odprenie, ale w guszy atwo si natkn na jakie godne bydl. Nowicjusze zawsze s zdumieni, bo jak to tak gdzie ludzie s, tam i arcia wicej, i spokojniej, a gdzie nie pojawiaj si caymi tygodniami, rne potwory mona znale pod kadym krzakiem. A przecie to jak najbardziej zrozumiae. Na ruchliwych drogach wszystko dawno wytuczone i zabezpieczone, gdy i kupcy wioz ze sob cay arsena, i Patrol czsto obawy urzdza. A w odludne miejsca nikomu nie spieszy si le. Czym ywi si te wszystkie monstra? A kto to wie? Mog powiedzie na pewno tylko jedno - nie ludmi. Nie ma w Przygraniczu tyle narodu. No i w

menu drapienikw czowiek nigdy nie sta na pierwszym miejscu. Na drugim te. Zwierzta po prostu staraj si ludzi unika, a jeli nie, to tylko w czasie wielkiego godu. A rne diabelstwo w ogle ywi si w inny sposb. Taki grabarz albo inny stwr z pieka rodem moe wyczekiwa na ofiar miesicami. Za nieostronego wdrowca nie tyle zer, co wycign z niego dusz. Dlatego nikt nie snuje si w guszy, nikt si nie pta po zachodzie soca, a szczeglnie zim. Teraz to dobrze pomioty Mrozu zniky, ale podczas chodw, jeli trafi si pochmurna aura, potrafi wyazi nawet za dnia. Niezbyt czsto wprawdzie, ale tak bywa. Na rozstajach skrcilimy w lewo. A my pjdziemy na lewo. I tak wanie przez cae ycie. Na lewo i na lewo. eby chocia raz zrobi co rozsdnie. A c to si dzieje? Zaczynaj si majaki? Z trudem podniosem do twarzy cic lew rk. Na drog upada kropla krwi. Szlag by to! Trzeba zrobi postj i zobaczy, co z ran. Tylko kiedy? Ilora zatrzymaa si tak nagle, e o may wos bybym na ni wpad. Co si stao? Cholera, gdzie ja miaem oczy? Przy samym zjedzie na Sokoowski stay dwie furmanki, obok ktrych krztao si mrowie wieniakw. I dobrze, eby to tylko wieniacy, lecz w tumku migna czarna sutanna kapana, a doskonale widoczne wewntrznym okiem migotanie otulao stojcego na uboczu czarownika. Odwrcony plecami do wiatru i rozpalajcy fajk mczyzna nie by kim innym, jak lekarzem. Znaem go. Zdaje si, e zaszo tam co powanego. Ale to wszystko p biedy: w nasz stron ju skierowali si dwaj uzbrojeni w dubeltwki funkcjonariusze miejscowej milicji. Ubezpiecza ich facet z kusz. Jasne - co si zdarzyo, a tutaj zjawili si obcy, w dodatku z broni. Co takiego trzeba koniecznie sprawdzi. Tomy wdepnli. Prostym ludziom moe wampirzyca umysy mci do woli, ale kapan od razu j rozgryzie. A z czarownika te przecie nie prostak. Cholerstwo! Takiej cibie nijak uciec. Zapi i wrzuc do ognia. Nikt przecie nie uwierzy, e nie wiedziaem, z kim podruj. - Zosta tutaj. - Podaem torb wampirzycy i wyszedem na spotkanie miejscowym. Jeli zdoam ich zagada, moe nie zwrc uwagi na Ilor. Miaem w kadym razie jakie szanse. W Sokoowskim bywaem nieraz po subie, wic bez problemu powinienem znale wrd obecnych jakiego znajomka. Lekarz na pewno mnie nie rozpozna, ale onierze zazwyczaj maj lepsz pami do twarzy. - Co si stao? - Pozwlcie z nami. - Niewysoki mczyzna spojrza za moje plecy. - I zawoajcie wasz towarzyszk. - Dajcie spokj, przecie to nie oni. - Drugi zarzuci strzelb na rami. - Subowo do nas? - Nie. Zaapaem tak chaturk. - Przypomniaem sobie tego dobrze zbudowanego czowieka. Kiedy tamtego lata najem si do ochrony taboru, wanie on radzi mojemu pracodawcy, eby wzmocni eskort. A tamten nie posucha rady. I le zrobi. A mojej towarzyszce, tak sobie myl, nie ma tam na co patrze. - Dochaturzysz si kiedy, nie ma co - skrzywi si osiek. Jak mu byo? Tola? Chyba tak. - Gdzie si podzia, Anatoliju? Normalne przecie, e codziennie czowiek je musi, trzeba wic troch si zakrci. - Mylaem, e ty do swoich, do obozu. - A co, kto od nas zatrzyma si w chutorze? Ale mia pami! W zeszym roku bya rozmowa, a ten nie tylko twarzy nie zapomnia, ale i tego, e chodziem w Patrolu! - Obz jest dalej. Zabezpieczaj drog z Miasta do udina. A u nas maj magazyn. Podeszlimy do stoczonych przy furmankach wieniakw. Niezbyt gony szum tumu zagusza kobiecy pacz i zawodzenie. Kapan podszed do lekarza, zacz go pgosem o czym przekonywa, ale ten tylko krci obojtnie gow. Na drodze, z podoonym pod gow pustym workiem, lea biay jak kreda brodaty mczyzna okoo czterdziestki. Spod rozpitej koszuli byo wida kut ran brzucha. Pochylony nad nim milicjant uwanie oglda lady na skrze. Obok pakaa kobieta, przytulajc do piersi picioletni dziewczynk. Ubrane byy w skromne sukienki i pocerowane bluzeczki. M i ona z crk? - Co si stao? - spytaem Anatolija, Dlaczego uzdrowiciel stoi z boku? Rana jaka nieadna. Krwi prawie nie ma. Wyglda na to, e

nastpi krwotok wewntrzny. Jeli teraz nikt nie zajmuje si leczeniem, to znaczy, e mczyzna jest nieboszczykiem. - Rozbj. - Milicjant odwrci si. - Ten biedak rzuci si do bitki i oberwa noem w bebechy. - Pomcie, ludzie! - wykrztusia kobieta przez zy. - Niech kto si zlituje, przecie on jeszcze yje! Pomcie! Wszyscy odwracali tylko oczy. A to znaczyo, e ranny jest obcy, pienidze, jeli jakie mia, zabrali bandyci, a lekarz nie zamierza si zajmowa dziaalnoci dobroczynn. Jego prawo, ale chop faktycznie kona. Wszyscy mieli to w dupie. Ja, prawd mwic, te... - Taras, bde czowiekiem. - Kapan spojrza karcco na lekarza. - Nie gub duszy. - A czym wykarmi rodzin, jeli wszystkich zaczn leczy za darmo? - Taras zacisn zby, oprni fajk i podnis z drogi sakwoja. Kobieta, pojmujc, e nie doczeka si pomocy, pada na kolana. - Pomcie... Wszyscy stali i patrzyli na ni, jak krowa na pocig, Nie chcecie pomc, idcie do swoich spraw. Czego to si gapi? Nieoczekiwanie dla samego siebie, wyjem z kieszeni kurtki plik dolarw, rzuciem Tarasowi. - Lecz. - Ale... - Lekarz sprawdzi palcem liczb banknotw. - Mao troch. - Bj si Boga! - zmitygowa go kapan. Nie wiem, co wreszcie zagrao - wyrzut w oczach duchownego czy groba w moich - ale apiduch pooy torb na drodze, szczkn zamkami i zacz przekada zioa. Splunem, zaczem przeciska si przez tumek. Przykro mi si zrobio. Co z nas za ludzie? Umarby biedak zupenie bez pomocy. Ani ksidz, ani lekarz, ani miejscowi by si nie ruszyli. Wszystkim szkoda pienidzy. Tak, szkoda! Mnie te. Prawie osiemnacie rubli straciem! Szkoda mi byo forsy, a od tego poczuem si jeszcze gorzej. W sumie, speniem dobry uczynek, a miaem wraenie, jakby mnie kto oplu. Nie z przyczyny oddanych dolarw, ale dlatego wanie, e mi ich al. Nie postpiem tak z czystego serca. Dlaczego wic? Niechby mi kto powiedzia. Moe si wczoraj czego najadem? Cholera, sze ton baksw! Kurna macana! Dobra, gdzie Ilora? A, jest. Mdra dziewczynka; kiedy rozmawiaem, mina zjazd do chutoru, odesza sto metrw dalej. Doskonale. - Nie spotkalicie po drodze kogo podejrzanego? - Dogoni mnie Anatolij. - Na przykad? - Trzech goci o sowiaskim wygldzie, redniego wzrostu, jasne wosy. Jeden ogolony, dwch z wsami. I dziewczyna z nimi, smaga, maolata. - Nie, nie widziaem - przypomniaem sobie wszystkich widzianych tego dnia i na wszelki wypadek zapytaem: - Jak uzbrojeni? - Obrzyn, szable. - Rozumiem - wycignem rk. - Spotkam, do ciebie wyl. - Obowizkowo. Bywaj. - Powodzenia. Dogoniem Ilor, odebraem od niej torb z jedzeniem, wyjem pieczon kiebask i zaczem je, idc. Obrzydliwie mi le. I wci gorzej. Lewa rka ciya z kad chwil bardziej, a nadgarstek zacz mocniej rwa. Czyby znw posza krew? Dojadem kiebas, wytarem tuste palce w nogawk i obejrzaem opatrunek - nie dostrzegem nowych plam. Wska, poronita traw droga zacza wi si midzy niewysokimi wzgrzami. Nie podobaa mi si ta okolica. Odludzie. Chocia Tola mwi przecie, e nasi rozbili obz przy drodze na udino. Czyli powinni czsto bywa w Sokoowskim. I soce ju wysoko. Nie, wtpliwe, eby kto z mieszkacw lasu wybra si teraz na drog. Bo i po co? Jedzenia wrd drzew dosy w peni sezonu. Wicej byo szans na to, e mog si natkn na dawnych kolegw, a tego bym nie chcia. Nawet nie ze wzgldu na wampirzyc, ale na tamte sawetne dobra materialne wartoci dziewiciuset rubli zotem. Nie wiadomo przecie, kto dowodzi oddziaem. Nie uwierzy papierom o przeniesieniu do Druyny i witaj, kompanio karna, nikt i nic mnie nie uratuje. Nie przypuszczam, ebym by Ilji jeszcze potrzebny. Z pewnoci wina leaa po mojej stronie. Zbytnio si odpryem. Uwaaem, e wampiry czujnoci bij ludzi na gow i e to Ilora pierwsza dostrzee zagroenie. Pewnie by tak byo, gdyby nie sawetne te przeklestwo nad gow.

A i miejsce na zasadzk zostao wybrane wyjtkowo fortunnie. Za kolejnym zakrtem z przodu pojawio si zaronite wysok traw pole, po ktrym hula lekki wiaterek. A niewielka polana, ukryta za rosncymi na poboczu krzewami, pozostawaa jakby z tyu, zupenie nie rzucajc si w oczy. Bardzo wygodne miejsce: jedzie kto grony, siedzi si cicho. A trafi si zwyczajni ludzie, mona ich przyhaczy. Wanie tak zdarzyo si nam. - Patrol, oddzia lotny. Prosz przygotowa pozwolenie na bro. - Jasnowosy facet, niezbyt solidnej budowy ciaa, zatkn kciuki za pas, z ktrego zwisaa pochwa z dug szabl i dwa noe. Za nim majaczy kudaty, wsaty grubas z makarowem w apie. Wosy mia jasnorude, wzrost redni, ubrany by w skrzan kurtk i postrzpiony mundur polowy. Z lewej chrupna gazka, spojrzaem tam zezem, zobaczyem celujcego do mnie z obrzyna modziaka z podbitym niedawno okiem. Tak, miejsce chopaki wybrali znakomite, ale mieli cokolwiek mao dowiadczenia. Dlaczego ten pniedwiadek nie zosta w krzakach? Po kiego wylaz? Miaem do niego nie dalej ni pi metrw. - Dokumenty? A ju, w tej chwili. Z papierami u nas wszystko w porzdku, nie ma obawy. Rzuciem torb z resztkami jedzenia pod nogi, chwyciem za rzemie karabinu. Mczyni drgnli, a ten z pistoletem nerwowo podrzuci luf. Przerzuciem bro na lewe rami. Typ z podbitym okiem umiechn si, podnis obrzyn luf do gry. Rczka zabolaa? Bd... Go z szabl podszed do mnie, a jego do speza ku rkojeci noa. Rozpiem zamek byskawiczny, wsunem do do kieszeni kurtki i wycigajc pistolet, przesunem bezpiecznik. Ten z noem zgupia tak, e odskoczy w bok. Podrzuciem rk, strzeliem w eb brzuchaczowi, ktry zbyt pno poapa si w sytuacji i nie zdy uy makarowa. Kula trafia go midzy oczy, zwali si na ziemi. Bandyta, ktry przedstawi si jako patrolowy, otrzsn si, machn noem i skoczy na mnie, ale dwa strzay zbiy go z ng. Odwrciem si, wycelowaem w modziaka z obrzynem, ale, tak jak si spodziewaem, nie byo potrzeby marnowa amunicji - osun si ju na ziemi ze zmiadon tchawic. Ilora zamara obok niego, odrzucia kaptur i wpatrzya si w napiciu w przydrone zarola. Co jeszcze? Zatrzeszczay gazki, chwyciem za karabin. - Strzelaj - sykna wampirzyca. Gdzie strzela? Nic nie widziaem, a poza tym trzask ucich. - Strzelaj! Pojmujc, e za chwil bdzie za pno, nacisnem spust. Moe kogo trafi. Szczk. Niewypa? Bardzo nie w por. Ilora zaprezentowaa si w caej swojej wampirzej krasie. Trzeba std zmyka. - Micho! Bezmzgie micho! - warkna na mnie. - Jak jeste taka mdra, sama co zrb! - nie pozostaem duny, ogldajc karabin. - Bd musiaa. - Jej gos by tak nabrzmiay zoci i grob, e przeszy mnie ciarki. Odtaszczya na polan chopaka z rozerwanym gardem, odchylia gow bandyty, wbia si kami w jego szyj. Pooyem karabin na torbie z jedzeniem i poszedem zobaczy, co z postrzelonymi rabusiami. Obaj ju byli gotowi. Ale trzeci zdyby mnie dopa, tak e powinienem cieszy si z bojowych talentw wampirzycy. Cieszy si mona, ale czy powinienem? Ogarnia mnie coraz wikszy niepokj. Byem pewien, e sekunda, w ktrej przestan by potrzebny Opiekunowi Wiedzy stanie si ostatni w moim yciu. Ilora mnie rozerwie, co do tego nie mogo by wtpliwoci. Czyli powinienem zrezygnowa z takiej niefortunnej kompanii jak najszybciej. Zaraz. Dopki mam jeszcze jakie szanse. Spojrzaem na pochylon nad bandyt Ilor. W oczach od razu mi pociemniao, a w krgosup wbiy si lodowate igy krpujcego wol zaklcia. Cicho, cicho. Nikt tu nikogo nie zamierza zabija. Tak tylko popatrz, co z nadgarstkiem, to wszystko. Pod zawinitym rkawem i nasiknit krwi chustk ukazay si krwawice nacicia. Mimo wylanego na nie samogonu okazao si, e s rozpalone. Wszystko pasowao, o niczym nie zapomniaem. To co, ostatnia krecha? Wyjem n i powtrzyem kolejno dziaa niezbdnych do aktywacji potrzebnego zaklcia. Dobrze. Nie brakowao niczego, prcz kocowego nacicia. Nie brakowao mojej krwi, ktra zawieraa tak potrzebn do naoenia czaru energi. Nie brakowao niczego prcz tego ostatniego ruchu... Koniec noa rozpru skr i zamkn acuch wycitych magicznych symboli. Z otwierajcych si na nowo naci popyna krew. Nadgarstek przeszy ostry bl, a wyciekajca zamiast krwi magiczna energia wzburzya si i kierowana wykonanymi na skrze symbolami, przenikna mnie caego. W

gowie dosownie poczuem wybuch, na chwil straciem wiadomo, wylana na drog krew zapona zimnym ogniem. W tym momencie nadgarstek zamrozio, a rany przestay krwawi. Stojc na czworakach, krciem gow i powoli przychodziem do siebie. Teraz myl o wyprawieniu Ilory do pieka nie budzia poczucia dyskomfortu. Moe tylko strach. To nic, jeli boisz si wilkw, nie chod do lasu. Wyjem z pochwy ukrytej w lewym rkawie uniwersalny kinda - jeli nie jest tak doskonay, jak zapewnia sprzedawca, to mj przedwczesny zgon obciy jego sumienie. Stop, nie myle o tym. Wstaem, podszedem do zajtej wysysaniem krwi wampirzycy i spokojnie wsadziem zbate ostrze pod jej lew opatk. Czy zrobibym to zreszt pod praw, czy lew, bez rnicy, bo ten stwr mia dwa serca. Po prostu zwyciya sia przyzwyczajenia. Spadam! Ilora wyprya si, odrzucia ciao bandyty na dobre dziesi metrw, chwycia duga ap za kinda, ale zdoaa tylko odama rkoje. Ciekawe, czy ekstrakt w amulecie potrafi zsyntetyzowa osin? Ta myl przeleciaa mi przez gow, kiedy pdziem z caych si, byle jak najdalej od szalejcej wampirzycy. Przenikliwy krzyk uderzy mnie w plecy, usyszaem z tyu szybkie kroki. Odskoczy w bok udao mi si w ostatnim momencie, a Ilora przeleciaa bezwadnie obok. Czyby jad zacz dziaa? Wielkich szans ucieczki nie miaem, wydobyem wic pistolet, wpakowaem w kobiet kul po kuli, do koca. Pociski zbiy j z ng, dziki czemu zyskaem czas, eby wymieni magazynek. Ilora skoczya ku mnie, ale nie mogc utrzyma rwnowagi, runa na drog twarz w d. To ju wszystko? Tak wygldao. Rany po kulach nie zasklepiay si i chocia nie wylaa si z nich nawet kropla krwi, w miejscu, gdzie tkwio ostrze kindau, materia zacz przesika nieprzyjemnie pachnc bur ciecz. Nie odwayem si podej bliej do ciaa, pognaem po pozostawiony karabin, porwaem z ziemi bro i torb z resztkami jedzenia, wbiegem midzy krzaki. Wprawdzie przedzierajc si przez las nado drogi, ale teraz nie miaem si dokd spieszy. Jeli bdzie spokojnie, wrc na trakt, bo po lesie te nie naley plta si bez wyranej potrzeby. A jednak musiaem jeszcze bardziej zagbi si w gszcz drzew, kiedy mijaem rozoony wrd pl obz Patrolu. Jeli dowdca oddziau nie by kompletnym kokiem - a takich, co by o tym nie myleli szeregowcy, za moich czasw nie bywao - powinien wystawi ukryte posterunki oraz porozsya lotne patrole. A ja naprawd nie powinienem si teraz spotyka z dawnymi znajomkami. Wrcz przeciwnie, dla zdrowia ciaa i duszy musiaem trzyma si od nich jak najdalej. Owszem, kusio, eby cho jednym okiem zerkn na obz, zobaczy, jak si urzdzili. Ale pokusy s nam dane po to, aby im nie ulega. Ciekawo, jak mwi, to pierwszy stopie do pieka. Spocony po szybkim biegu, zwaliem si pod drzewami na dywan zbutwiaych lici, spojrzaem na drog do udina. Nikogo, najmniejszego ruchu. Nie zamierzaem czeka a si ciemni, do tego czasu powinienem dotrze do Granicy z Mglistym. I na pewno dotr - nie zostao ju wcale tak wiele do przejcia. Najpierw trzeba przebiec przez drog, potem bdzie sosnowy br, pole i od razu Granica. A dalej? Dalej to ju jak wypadnie. Zapiski konduktora nie odznaczay si specjaln przejrzystoci, ale miaem nadziej, e na miejscu zorientuj si, co i jak. Wielk nadziej... Gdyby si nie udao, bybym zmuszony i do Siewieroreczeska poszuka odpowiednich ludzi. Klnc cicho pod nosem, potarem doskwierajcy nadgarstek. Nacicia stay si ju prawie niewidoczne. I doskonale, bo moe okolicznoci zmusz mnie jeszcze do uycia czarw, a tak przynajmniej nie bd cay w bliznach. Ale swoj drog to dziwne. Przecie w zasadzie, jeli idzie o sam ide, powtrzyem zabiegi, jakich dokonywa na mnie Jean, a po ktrych na prawym przedramieniu do tej pory czerniay wzory, jakbym mia tatua. Nasuwao si jeszcze jedno pytanie - skoro tak si nasczyem energi magiczn, to co ze mn bdzie w normalnym wiecie? Jakie pocignie to za sob skutki? Po tamtej stronie nie istnieje przecie naturalne promieniowanie mocy. Czy magia z obcego wiata staa si ju moim naturalnym rodowiskiem, czy jeszcze nie? Niedugo si pewnie przekonam, a teraz nie ma co o tym rozmyla, bo w zupenoci wystarczy innych problemw. W dodatku karabin zawid. Miaem nadziej, e przynajmniej strzelba dziaa. Chyba e posiaday wspln automatyk. Na dodatek nie byo jak tego sprawdzi. A waciwie, dlaczego nie sprawdzi? Zaraz rozaduj., Dobrze ju, nie ma co szale. Do Granicy zostao naprawd niewiele. Westchnem, wyjem ostatni kiebask. W torbie co si tam jeszcze majtao, ale nie zamierzaem

taszczy wszystkiego ze sob. Lepiej tutaj zostawi. Jak by co, zawsze mog wrci. Chocia, nie, w adnym wypadku nie zamierzaem wraca. Strzepnem z rkawa du mrwk, odetchnem kilka razy gboko, upewniem si, e nikogo nie ma w polu widzenia, po czym przebiegem drog. Do Granicy dotarem po czterdziestu minutach, zatrzymaem si na skraju sosnowego lasu, popatrzyem na powietrze kolebice si nad polem. Przestrze wyczyniaa tam swoje niepojte zabawy, przez co rosncy ju na terytorium Mglistego las zdawa si to przyblia na wycignicie rki, to oddala si tak bardzo, i przypomina rozmyt plam. Nie byo co szuka innych niestabilnoci w Przygraniczu. To wprawdzie tylko Granica wewntrzna, ale trzeba byo jeszcze do niej dotrze. Nie warto jednak le na rympa. Raz podczas patrolu podszedem do tego zjawiska i mao nie osiwiaem. Energi tam kipiao a do obrzydzenia. Ju na tej Granicy moe rozerwa czowieka na sztuki. Lepiej po cichutku poszuka szczeliny. Przesczy si tylnym wyjciem, jeli mona si tak wyrazi. Podjem ostateczn decyzj, wyszedem z boru i ruszyem przez pole. Jeli nie dam rady wrci do normalnego wiata, pjd poszuka noa. Nie zejd przecie zbytnio z waciwej drogi. W razie czego od razu bior nogi za pas i do Siewieroreczeska. A na noc bd si zatrzymywa tylko w duych osiedlach. Inaczej gotw mnie odszuka Opiekun i zrobi ze mn co nieadnego w rodzaju wiwisekcji albo czciowego zamroenia. A co? Towarzysz trzeci tylko wyglda na bezpciowego, a w istocie rzeczy jaja ma moe nie elazne, ale wytoczone z lodu. Nawet Ilor nieboszczk - miaem nadziej, e nieboszczk - potrafi okiezna. A jeli Opiekun jest w istocie rzeczy kobiet to jeszcze gorzej. Krlowa niegu w porwnaniu z nim to zaledwie krlewna nieka. Dobrze, e przynajmniej mona si nie obawia sug Mrozu. Cholera, trzeba byo t przeklt piramidk ju dawno wypieprzy. Co za paskudne przyzwyczajenie tak ze sob byle cham taszczy! Jak zawsze przy przejciu Granicy poczuem lekki prd przeciwny, zgstniae powietrze stawiao opr, a stopy staway niezupenie tam, gdzie si czowiek spodziewa. Po skrze przebiegy ciarki, w oczach na chwil pociemniao i znalazem si po kolana w niegu na wskim pasku midzy terytorium Fortu a Mglistego. Ale zimno! I jak zawsze tutaj - noc. Czarne niebo, punkciki gwiazd... Niebo rzeczywicie byo zupenie czarne, a due gwiazdy ledwie zauwaalnie migotay zielonkawymi iskierkami. Otrzsnem si, wypuciem z ust obok pary i zrobiem dwa kroki w przd. Potem jeszcze jeden. Las po tamtej stronie znalaz si nagle tu przy mnie. I - co charakterystyczne - nie czuem adnego wstecznego cinienia. Niedobrze, bo przecie czytaem, e trzeba wybiera drog w stron najwikszego oporu. A gdyby sprbowa pj z powrotem? Znw to samo - las wydajcy si ju tylko wsk lini na horyzoncie, zbliy si na najwyej pi kilometrw. Zimno zaszczypao w uszy. Szlag, jeszcze troch, a zamarzn! Podniosem konierz kurtki, wcignem szyj w ramiona i zakrciem si w miejscu, obserwujc otoczenie. Nigdzie nie wida drzwi z napisem EXIT? Niestety. Ale chocia nie znalazem tych drzwi, zobaczyem przynajmniej co, na co przedtem nie zwracaem uwagi. Pas zasypanej niegiem ziemi cign si midzy przestrzeniami Fortu i Mglistego. A co bdzie, jeli pjd po nim? Tylko jaki wybra kierunek? A, co tam, zaryzykuj w lewo. Taki ju mj los. Poszedem po niegu wzdu Granicy i poczuem, e kady nastpny krok wymaga coraz wikszego wysiku. Zaczo mnie znosi na boki. Miaem wraenie, jakbym szed pod prd bystrej rzeki, a nurt targa mn to ku jednemu, to ku drugiemu brzegowi. Zimno te stawao si z kad chwil dotkliwsze. Mrz przenika na wskro, a szron, w jaki zamienia si oddech, osiada nawet na rzsach. Tylko srebrny acuszek z krzyykiem pali skr, Krok - mrocy oddech mrozu. Krok - zwalajce z ng uderzenie rozszalaej przestrzeni. Krok - przenikajce ciao igy lodu. Krok - zderzenie z bry granitu. Przypomniaem sobie zepchnite do podwiadomoci koszmary o pogrzebaniu na dnie morza chodu, zacza mnie ogarnia panika. Jednak szedem wci naprzd, wbrew sobie. Wszystkie siy traciem na to, eby wyrwa but ze nienej niewoli, wyrzuci zrywem nog, by zrobi krok wanie tam, gdzie nie puszczaa kurczca si przestrze. Do przodu pchay mnie nie wiara w powodzenie i pragnienie wyrwania si do normalnego wiata, ale strach i upr. A jeli nie dam rady zrobi tego jeszcze jednego, jedynego kroku? Nie, skoro przeszedem ju tyle, ten krok okae si na pewno ostatnim. Nie? W takim razie nastpny ju na bank!

I tak za kadym razem. Za kadym razem musiaem toczy walk z samym sob. Za kadym razem przeamywa si w najwikszym trudzie. Za kadym trudem zaczyna wszystko od pocztku. Poczuem, e nie mog si ruszy, spojrzaem w d i zobaczyem, e srebrna nakadka na czubku buta wieci olepiajcym blaskiem. Nog porwao w bok, przewrciem si. Bysk i ciemno... ... Ocknwszy si, przez duszy czas nie mogem poj, gdzie si znalazem. e w lesie, to widziaem doskonale. eby doj do takiego wniosku nie trzeba byo mie umysu geniusza - wokoo miaem drzewa i traw, Nie chodzio o to, co mnie otacza, ale gdzie to jest. Tutaj czy tam. A dokadniej: gdzie jest to tutaj? Wci przebywam w Przygraniczu, czy wyrwaem si do normalnego wiata? Odpowied na to pytanie moga da zwyczajna obserwacja. Wystarczyo stwierdzi, czy otaczajca mnie przyroda posiada charakterystyczne wycznie dla Przygranicza formy flory i fauny. Kurwa ma! Jest. Tam kocie zy, a na drzewie szary mech. Diabli! Ni czorta nie wyszo! Chocia, dlaczego niby nie wyszo? Eksperyment mona w sumie zaliczy do udanych - zasady przejcia midzy wiatami zawarte w notatkach konduktora potwierdziy si na sto procent. Wyrzuci mnie stamtd wyrzucio, bo przecie nie odzyskaem przytomnoci na Granicy. I wiedziaem nawet, dlaczego stao si tak, a nie inaczej - krok postawiem nie tam, gdzie trzeba. Nie dotarem do wyjcia... A wanie, co z butami? A niech to! Srebrne nakadki cakiem cio. Na podeszwie zostay jedynie zwglone lady. C, za to przekonaem si, dlaczego konduktorzy nie przenosz srebra. Tylko acuszek z krzyykiem ocala. Dziwne. Nie wiedziaem nawet, co wzbudzio moj czujno: trzask gazki, uchwycony ktem oka cie, czy te moe po prostu szsty zmys wyczuwajcy czyj obecno. Nie wstajc, przetoczyem si, skoczyem na rwne nogi, wydobyem szabl. Wydoby wydobyem, ale nic wicej nie zdyem zrobi, bo ciki wojskowy but wybi mi j z doni. Odskoczyem, cudem uciekajc przed ostrzem wycelowanej w lewe przedrami finki. Od drugiego pchnicia, tym razem wymierzonego w prawe biodro, uchroniem si unikiem, nastpne przyjem na kling wyrwanego z pochwy przy pasie noa. Mj przeciwnik, ktrego posta rozmazywaa si w pmroku za przyczyn ubioru maskujcego, zwikszy tempo, wic mogem zapomnie o kontratakach. Odejcie, unik, skok, blokowanie... Nie miaem szans w tej walce, a ten gad bawi si ze mn. Chcia wzi ywcem? Po co? Nie mogem ani dopa karabinu, ani wyj pistoletu. A gdybym zacz ucieka, dorwie mnie, swoocz, i podetnie cigna. Kurna, dugo tak nie wytrzymam. Blok, zwd, odskok za pie brzozy, blok, odejcie... I znw przed ostrzem pdzcym ku nodze udao mi si umkn w ostatniej chwili. Dlaczego on zwleka? Mgby mnie dosta przy odrobinie wysiku. Czyby ba si wystawi? Wreszcie wyczekaem odpowiedniej chwili, przeoyem n do lewej rki, rzuciem si do ucieczki, rozpinajc kurtk, Ale o jakim biegu mona mwi w lesie? Bez szans. Czasu starczyo ledwie na to, eby wyj z ptli ostrze do rzucania. Uznaem, e oderwaem si na dostateczn odlego, lew rk cisnem z pobrotu n. Przeciwnik bez trudu uchyli si przed niezbyt udanym rzutem, przechwyci fink kling w d i strzeli mnie pici w zby. W oczach zataczyy mi gwiazdy, ale praw rk zdoaem wsadzi gociowi n do rzucania tu nad sprzczk pasa. Od ciosu zarzucio mnie, ale ustaem w odrnieniu od zaciskajcego rce na ranie wroga. Zdrowy byczek zagoni mnie prawie na mier. Miaem szczcie, e nie zasadzi si na skalp, ale chcia chyba wzi jeca. Klczcy mczyzna - czarne i zielone pasy na twarzy nadaway mu grony wygld nieoczekiwanie jednym ruchem wyrwa n z brzucha i otworzy oczy. O, w mord! Oczy mia nieywe! Biae w bieli. Martwiak? Niekoniecznie. Bo co tam martwiakowi n w bebechach? Optany, nie inaczej. Nawet nie prbowaem bra si za pistolet. Odwrciem si i rzuciem do ucieczki. Niech tylko dotr do Granicy, tam mnie nie dostanie. Usyszaem z tyu trzask gazi. Otrzsn si, gadzina! W tej chwili opanowao mnie przeczucie, e przeladowca nie jest sam. Nie miaem czasu o tym myle, pdzc przez las, przeskakujc nad zwalonymi pniami, uchylajc si od gazek, przedzierajc przez zarola. Ju zaczo mi si wydawa, e uciekem, kiedy ziemia nieoczekiwanie usuna si spod ng i koziokujc, stoczyem si do parowu. Rosnce na stoku krzaki nieco zagodziy upadek, ale uderzenie o zamarznity nieg wyparo ze mnie dech. e te do tej pory jeszcze wszystko tutaj nie

stopniao. Ziemia na pewno przyjaby mnie o wiele agodniej. Nie daem sobie czasu na odzyskanie oddechu, wstaem i w tym momencie z zaspy zacz wypeza powoli czowiek. A dokadniej co przypominajcego czowieka. Obok spod niegu pojawia si druga para rk, zaraz za nimi jaki krzywy eb. Opiekun, podlec, i tutaj mnie dopad! Polazem w gr parowu, amic sobie paznokcie. Stanem na grze, westchnem, zakaszlaem, obejrzaem si - z drugiej strony migna niewyranie plama kamuflaki - i pognaem dalej. Nie widziaem pocigu, ale z kad minut byem coraz mocniej przekonany, e prbuj mnie zagoni w jakie okrelone miejsce. Zupenie jak zwierz podczas polowania. Prba zmiany kierunku nie doprowadzia do niczego dobrego - wystrza zerwa kor z dbu tu nad moj gow, wic skoczyem z powrotem. Diabli! Jeli nic nie wymyl, koniec ze mn! Nie miaem pojcia, kim s przeladowcy, ale sdzc po wyposaeniu, mogli pochodzi z Miasta, a zatem niczego dobrego spodziewa si od nich nie mogem. Zanim przyszo mi do gowy cokolwiek poytecznego, las urwa si, wyskoczyem na do spor polan, porodku ktrej ujrzaem jakie ruiny. Nie rosy na nich ani drzewa, ani krzaki, a nawet trawa bya marna i zwida. I te ruiny... Na samym rodeczku, jakby roliny obawiay si do nich zbliy. Nie miaem wyjcia, popdziem wic w tamtym kierunku. W lesie osaczyliby mnie jak lisa, a w jakiej takiej norze szanse moe marne, ale zawsze jakie bd. Miaem n, osiemnacie nabojw i chciaem przey. To cakiem sporo, eby tylko zdy. Oczekiwanie, e padnie nieunikniony strza w plecy, dodawao mi skrzyde bardziej, ni gdyby kto zaoferowa nagrod w postaci dwunastu kilogramw zota. Pot zalewa oczy, puca zdaway si rozrywa, a poamane niegdy ebra zaczy przypomina o swojej obecnoci. Nic zatem dziwnego, e czowieka, ktry wyszed mi na spotkanie, dostrzegem zbyt pno. Zbyt pno na to, aby skrci, zbyt pno, aby cokolwiek uczyni. Za pno po prostu... Zatrzymaem si, obejrzaem do tyu. Z lasu ju bez popiechu wysza nagonka. Wszyscy jak dobierani, rose chopy w kamuflau. Dwch miao rutwki, jeden automat, a jeszcze dwch tylko noe. Szli bardzo spokojnie, niczego si nie obawiajc. A czego niby mieliby si ba? Mojego pistoletu? Z takiej odlegoci nie trafibym nawet w sonia, a oni mogli mnie w mgnieniu oka nafaszerowa oowiem. Nie, nie ich musiaem si obawia. Raczej lodowych golemw... Jeli tamte stwory wpady na mj lad, tych tutaj czekaj spore trudnoci. Chyba e dziaaj razem. Bzdura. To po prostu niemoliwe. Chocia w tym wypadku te nie wszystko byo jasne: wanie wyszed na polan take ten z rozprutymi kiszkami. Na bluzie nie mia nawet ladu krwi. Odwrciem si od nich. Nawet nie prbowaem wyjmowa spluwy, bo mogem si spodziewa, e oberw wtedy w plecy, podszedem do oczekujcego mnie czowieka. Na pierwszy rzut oka nie odznacza si niczym szczeglnym. Sta, jak jaki cioek, w palcie, a dokadniej, w paszczu. Brudnym paszczu. Przygarbiony. Rce trzyma w kieszeniach, twarz ukry pod kapturem. Sta i na razie nic do mnie nie mia. Wanie, na razie, bo zbudzona znw w duszy ni wica mnie z noem wskazywaa wanie na tego gocia. Taka sprawa... A co mgbym powiedzie o tej postaci, korzystajc z czarodziejskiego oka? Czy to nie fagasy Mrozu zagnay mnie w puapk? Nie, to najzwyklejszy czowiek. Nic szczeglnego. Zaczem si ju uspokaja, ale nagle aur nieznajomego zacza wypenia czer. A mnie podrzucio. Teraz miaem przed sob niespiesznie pulsujc plam mgy. Takiej nieprzeniknionej czarnej aury nie widziaem nawet u Opiekuna Wiedzy. U tamtego migotay przynajmniej jakie przebyski bkitu. Ale to nie byo wszystko: z ruin, stopniowo zmieniajc kolor z czarnego na przenikliwobkitny, niespiesznie zaczy wypywa energetyczne strumienie. W porwnaniu z nimi ni znajdujca si w kostnicy Hadesa zdawaa si mikra niczym dwuyowy kabel w porwnaniu z caym Laboratorium Elektrodynamiki Materiaw Przewodzcych! Wzburzona energia stawaa si prawie fizycznie namacalna; gdyby jej dotkn, rozpyliaby czowieka na atomy. Linie siowe oploty gigantyczn pajczyn ca polan, sigajc lasu prawie we wszystkich miejscach. Jak mogem ich nie wyczu? Zadziwiajce! A przecie czekajcy na mnie... grony kawaek mgy sta dokadnie midzy idcymi rwnolegle metr nad ziemi nitkami, ale zdawa si tego nie dostrzega. - Przyszede. - Gos czowieka w paszczu okaza si a do obrzydliwoci znajomy. Jakbym sucha zapisu magnetofonowego. Opiekun te tak mi sczy sowa do gowy. Bez intonacji. Martwo. Ale dlaczego ten gos taki znajomy? Przecie to nie trzeci... - Przyszedem. I co dalej? - Znw spojrzaem na stojcych pod lasem naganiaczy, a kiedy ponownie

zwrciem wzrok na czowieka, zamarem. Tamten odrzuci kaptur i zrozumiaem, i ze mn nie rozmawia Opiekun. Ze mn rozmawia... Rozmawiaem sam ze sob, tyle e interlokutor mia wosy jak dawniej moje i oczy szafirowe, a nie szare. - Kim jestecie? - Ja to ty - odpar mj niebieskooki sobowtr i przecign doni po twarzy od dou w gr. - I on. Co za dowcipy? Teraz martwymi oczami patrzyo na mnie oblicze Krisa. Wida byo lady rozkadu, odmroone do koci miso. - Kim jestecie? - wychrypiaem, z trudem apic powietrze. - Kim?... - Jestem tym, kogo widzisz. - Jeszcze jedna zmiana twarzy - czy to wszystko maski? - w miejsce Krisa pojawi si prbujcy mnie zaatwi kiedy razem z Wyszewem cakiem niczego sobie osiek. Ale mam nadziej sta si tym, kim byem dawniej, a nawet kim wicej. - A kim bylicie? - Nie mogem nie zada tego pytania, chocia zaczy si pojawia w gowie mtne domysy zaraz po tym, jak spasiony Andriej zmieni si w chudego pomagiera Krisa, ktry wlepi we mnie niebieciutkie oczta. Tak, teraz ju wiedziaem, kto azi po Forcie z moj gb. Jednak, kto teraz sta przede mn? Kris? Przecie on nie y! Rka sama popeza ku kaburze. Nagle przypomniaem sobie palcy chd rkojeci noa, wzdrygnem si. Czyby ten przedmiot wypija dusze zabitych przeze mnie ludzi? Dwch ostatnich faktycznie zarnem fataln kling, ale jak sam trafiem do tej kompanii? Czy n spija po trochu moj wasn dusz? Jednak, co w tym wszystkim robi Kris? Przecie nie zgin za spraw klucza! I dlaczego, w odrnieniu od pozostaych, wyglda na stuprocentowego nieboszczyka? Czy to po prostu jego ciao, ktrym kto kierowa? A moe co jeszcze innego? Ale co? Sam n? Albo... - Niewane. - To co, stajc si znw moim sobowtrem, wskazao na ruiny. - Tam na dnie szybu ley trup z noem w piersi. Przynie ten n. - Aha, ju si rozpdziem. - Przypomniaem sobie o temperaturze panujcej w Czarciej Wyrwie. Niczym przecie innym ten szyb by nie mg. Zacisnem palce na kolbie pistoletu. Jeszcze powalczymy. - Id. - Rozkaz przemrozi na wskro moj ja. Bez uycia rytuaw pajac w uboconym paszczu zapanowa nad moj wol. Ni wica mnie z noem przeksztacia si w elazne okowy. Prawa rka pucia spluw, zwisa bezwadnie, wbrew sobie zrobiem krok w stron ruin. A potem jeszcze jeden i jeszcze. Wzrok znw wykona wolt, pozwalajc mi zobaczy ptajce mnie liny cudzej woli. Cigny si take od mojego sobowtra ku piciu naganiaczom. Rozpaczliwe prby odzyskania swobody do niczego nie doprowadziy, sensu miay nie wicej ni usiowania muchy schwytanej w pajcz sie. A moe i mniej. Ciao po prostu nie zauwayo stara przejcia nad nim kontroli. Do Czarciej Wyrwy zostao jeszcze dwadziecia metrw, kiedy towarzyszcy mi sobowtr zatrzyma si znienacka i odwrci. Moje ciao powtrzyo ten manewr, dziki czemu mogem dostrzec przyczyn nagej zmiany. Z lasu wyskoczyo pi lodowych golemw. Gruchny strzay ze rutwek, zaterkota automat, ale siy okazay si zbyt nierwne. Naganiaczom udao si rozbi tylko jednego stwora, zanim pozostae przetoczyy si po nich. Caa walka trwaa zaledwie kilka sekund, a potem golemy, pozostawiajc za sob zwid traw oraz plamy zgstniaej od chodu krwi, ruszyy w nasz stron. Moja twarz spyna z sobowtra na podobiestwo rozmoczonej glinianej maski. Obok mnie sta znw martwy Kris, a spomidzy jego eber sterczaa znajoma rkoje. Biae palce pooy na szarozielonym kamieniu, ostrze lekko wyszo z przemroonego ciaa, a golemy rozerway si na drobne kawaki. Drobinki lodu zawisy na chwil, a potem powoli spyny na ziemi, No, no, niczego sobie noyk... Ale wszystko dopiero miao si zacz. Bo czym byy golemy? Tylko lalkami. A oto ich twrca. Trzeci Opiekun Wiedzy pojawi si jak utkany z powietrza, machn rk, a lodowe kruszywo runo na nas. Po ostrzu noa przelecia niebieski ogie i ld roztopi si w locie. Krelc kling dziwne figury, trup Krisa ruszy naprzeciw Opiekunowi. Czujc, e czary opltujce moj ja nieco osaby, postanowiem wykorzysta t okoliczno, nie czeka na wynik konfrontacji, ale zwija si natychmiast. Tylko e nogi jakby przymarzy do ziemi. Diabli! Czary nie osaby, po prostu cz energii zostaa z nich przelana na inny cel. A mnie, jak by to powiedzie, odjo dolne koczyny. Co robi? Czoga si? Do nocy moe zdoam dopezn do lasu. A dalej?

Pomys, ktry wpad mi do gowy, w pierwszej chwili wyda si szalony. W drugiej - po prostu pozbawiony sensu. Ale jaki miaem wybr? Ktrykolwiek z przeciwnikw odnisby tutaj zwycistwo, mnie nie czekao nic dobrego. A tak miaem chocia marn szans. Dwa razy jako si przecie udao. Wycignem rk, sprbowaem dosign znajdujcej si nie dalej ni ptora metra ode mnie siowej linii. Nie mogem. A z drugiej strony? Tutaj te zabrako troch, Gwno! Gwno! Gwno! Tak nieduo brakowao! W desperacji rozoyem szeroko rce, jakbym chcia ogarn dwa strumienie naraz. W potylicy odezwaa si niska wibracja, blask czystej siy przylgn do rk, uderzajce z obu stron adunki energii rzuciy mnie na ziemi. Olepiajcy wybuch i ciemno... Ocknem si w krgu wypalonego gruntu, przez jaki czas rozgldaem si oszoomiony, a potem wstaem z trudem i pokutykaem do lasu. Szczliwie, skuwajce mnie czary nie wytrzymay wyadowania, ktre przeszo przez moje ciao. Nie mniej szczliwie przeyem ten eksperyment. Cholera, nic sobie nie spaliem? Palcw rk w ogle nie czuem. Dobra, potem sprawdz, teraz najwaniejsze to uciec jak najdalej. Miejsce pojedynku Opiekuna z optanym przez n - a moe faktycznie wykorzystujcym n Krisem okrywa dym, a w jego gstych kbach rozbyskiway olepiajco biae wybuchy. Zajci walk nie dostrzegli pezncej ku nim od strony lasu mgy. Cytadela Mrozu powinna pojawi si lada chwila. A to znaczyo, e naprawd powinienem si spieszy. Zdepcz mnie jak robaka i nawet nie zauwa. A jak ju zauwa... Poza tym siowe linie, ktrych dotknem, koysay si na boki coraz mocniej, zbliajc si do siebie nieubaganie. Baem si nawet pomyle, co nastpi, kiedy si wreszcie zewr. Skierowaem si na prawo od miejsca walki i gstniejcej mgy, pokulaem midzy drzewa. Ucieka, ucieka std! Od ywych trupw, noy poerajcych dusze, sug Mrozu, od tego caego obdu... Niech wiat ratuj bohaterowie - profesjonalici. Mnie to nie pasuje. Ja chc tylko dotrze do Granicy... Bieg przez las pamitam jak przez mg. Przypominam sobie tylko, e padaem, ponosiem si i znw padaem, ale za kadym razem znajdowaem siy, aby powsta i gna dalej. Z tyu przez cay czas grzmiao, a jasne byski przeczesyway las na podobiestwo mocnych reflektorw. Nie ogldaem si, wkadajc wszystkie siy w bieg. I nawet nie od razu zauwayem, e las ju si skoczy, a sigajca nieba migoczca ciana to Granica. Wtedy za moimi plecami znw zagrzmiao! Wyrzucio mnie w powietrze, do przodu, fala uderzeniowa powloka bezwadne ciao par metrw po ziemi. Ten wybuch... Wstaem na czworakach, potrzsnem gow, spojrzaem na zwalony las. Gdzie daleko z tyu zapewne nad Czarci Wyrw - skwierczay olepiajce byskawice, a w niebo wzbija si obok pyu. Dobrze chocia, e nie w ksztacie grzyba... Kolana nijak nie chciay si zgina, ale przemogem si i nie zwracajc uwagi na bl ogarniajcy cae ciao, poszedem ku Granicy. Krok. I drugi. Krok. I jeszcze jeden. Krok. I...

EPILOG
Ciepo - gorco, ciepo - gorco... Leniwie pynce po niebie oboki na krtko zasaniay stojce w zenicie soce i po minucie,

najwyej dwch, znw zaczynao entuzjastycznie szczerzy si prosto w moj twarz. Ciepo - gorco... Leaem na ziemi z zamknitymi oczami i baem si poruszy, eby nie sposzy ogarniajcego mnie ciepa. Potem uznaem, e to jednak nie sen, wstaem wic, usiadem na kpie trawy i umyem si w kauy. Gdzie mnie zanioso tym razem? Jak to gdzie? Do domu. To nie Przygranicze, ale normalny wiat. Mj wiat. Tutaj nawet stcha woda z kauy pachnie inaczej. I niebo ma cieplejszy odcie. I trawa nie poyskuje niebieskawo. I kwiaty... A najwaniejsze, e w powietrzu nie unosi si ten wieczny posmak zimna, ktry na Przygraniczu czu nawet w najbardziej upalne dni. I przestrze nie jest nasczona magiczn energi. Zupenie. Ani na p karata. Jakie to nawet obce, okazuje si, e ju do niej przywykem. Zyem si. Bez czarodziejskiego widzenia wcale nie byo tak przyjemnie. To drobiazg, bzdura! Przeyj bez tego! Wczeniej jako sobie radziem. To za mao, eby tskni za tym, co zostawiem po tamtej stronie. Stanowczo za mao. Gdzie w oddali zadudni pocig i mao nie podskoczyem z zachwytu. Moe bym zreszt i podskoczy, gdyby wszystko tak nie bolao. Nic to, nogi i rce na miejscu, gowa te nigdzie si nie zapodziaa, a reszta jako si zagoi. Witaj, nowe stare ycie! Pogwizdujc cichutko, zaczem sprawdza zawarto kieszeni. Paszport i dolary trzeba odoy. Pistolet? Nie mog go przecie wzi ze sob! W kau go, w kau! A kabur w krzaki. Patrontasz take. N dobrze byoby sobie zostawi, ale po co mi taki fant? I tak wygldam jak lump, kady patrol bdzie mnie rewidowa. Do kauy. A to co? Rozkaz o przeniesieniu do Druyny, blacha, pozwolenie na bro, karta medyczna i zapiski konduktora. Odznak cisnem w boto, ktre bulkno z zadowoleniem, wyjem zapaki, potarem drewienko o drask i podniosem drcy ogienek do kartek. Na ziemi opad popi, natychmiast porwa go wiatr. Jak wszystko na tym wiecie... Wszystko albo i nie wszystko. Tu mam pudeko. A w pudeku cyferki. I nie s to zwyczajne cyferki. W samej rzeczy nie takie zwyczajne - to klucz do odcinajcych mnie od przeszoci drzwi. Wystarczy tylko zadzwoni. Po prostu wykrci semk, a potem dziesi cyfr. C moe by prostszego? I co z tob zrobi, przyjacielu? Przecie nie wolno ci tak zostawi. Absolutnie nie wolno. Zami si przecie. Napij si i zami. Nie z powodu forsy, bo kto mi tam co zapaci? To bajeczki dla gupcw. I nie dlatego, e wziem zadatek. Nie, zadzwoni po pijanemu, kiedy ogarnie mnie al. A ogarnie na pewno. Nie tak od razu, troch pniej. Zbyt wiele tam zostawiem. Zbyt wiele... Pudeko zapalio si niechtnie, obracaem je w palcach, ile mogem, a kiedy zaczo parzy, rzuciem resztk w kau, roztarem podeszw. Teraz ju wszystko jasne. W oddali znw zadudni pocig.

KONIEC

You might also like