You are on page 1of 178

ERAZM MAJEWSKI

NAUKA O CYWILIZACYI
II
TEORYA CZOWIEKA I CYWILIZACYI
Sapere aude,
Horac. epist. II 40.

WSTP.
Jednym z waniejszych wynikw mej pracy, wydanej pod tytuem "Nauka o
cywilizacyi" jest definicya cywilizacyi, zdobyta na drodze bardzo ostronego
badania metodycznego. Okazao si, e to, co nazywamy cywilizacy jednego
spoeczestwa, jest caoci naturaln i realn, a co wicej, odznacza si niektremi
cechami, ktre przyznajemy indywiduom ywym.
Dedukcya to na pozr nie nowa, bo ju wielu socyologw uznao
spoeczestwo za co podobnego do ogromnego organizmu, - ale w rzeczy samej
daleka ona od rnych pomysw kierunku, zapocztkowanego przez Spencera, W
mojem wyobraeniu nie samo spoeczestwo, lecz dopiero cywilizacya stanowi
ow rozleg istno. Lubo rnica taka wydaje si nieznaczn i niemal czysto
formaln, ma ona due znaczenie, gdy wypywa z rozrnienia rzeczy, dotychczas
nie ujmowanych z osobna i otwiera cakiem nowe horyzonty. Nie bd jej tutaj
objania, bo na waciwem miejscu powicimy jej sporo uwagi, a rwnoczenie
wol powoa si na prac poprzedni, gdzie zostaa ju uwydatniona o tyle, o ile to
by na razie mogo.
Wspominam o niej na samym wstpie jedynie dla tego, e w pracy niniejszej
mamy prowadzi w dalszym cigu okrelanie istoty cywilizacyi, zaledwie dopiero
poczte w dziele poprzedniem. Rozwizanie za tej kwestyi moe si okaza
wanem nie tylko dla socyologii oglnej, zwanej "czyst", ale z wielu wzgldw
dla biologii, z innych dla filozofii, mianowicie dla zagadnienia poznania oraz dla
teoryi poznania, a rwnie i dla psychologii. Na t szerok donioso wyniku
badania autor nie kad przedwczesnego nacisku, usza tez uwagi wikszej czci
czytelnikw, nawet fachowych.
Dostrzeg j wyranie i pierwszy podkreli . p. prof. Dr. Ludwik
Gumplowicz, zarwno w sprawozdaniu o ksice, jak jeszcze mocniej w listach
do Autora, gdzie wyraa nadziej, e w zapowiedzianym dalszym cigu dziea
rozwin szerzej i gbiej t najbardziej interesujc stron zagadnienia.
Istotnie, konstrukcya dopiero zlekka zarysowana wymagaa rozwinicia, ale
odoyem to do dziea nastpnego, raz, aby nie opnia wydania tomu
pierwszego, bo pracy zostao duo, aby spraw naleycie rozwin, - powtre dla
innych jeszcze, czysto metodycznych wzgldw.
Uwany czytelnik pracy poprzedniej, z atwoci mg spostrzedz, e
poszukujc cisej odpowiedzi na pytanie: co to jest cywilizacya, staraem si
wyprowadza wnioski z wielk ostronoci. Ilo tedy zaoe ograniczyem do
minimum, aby zbyt wielk iloci czynnikw, branych pod rozwag, nie
zaciemnia i nie utrudnia rozumowania, a wic, aby wyniki byy moliwie pewne
i jasne.

Oparem si wic na razie tylko na stosunkach, nieulegajcych wtpliwoci.


Do takich naley zrnicowanie funkcyonalne osobnikw jednogatunkowych i
jednakowych morfologicznie, skadajcych spoeczestwo, a niezrnicowanie
osobnikw jednogatunkowych i jednakowych morfologicznie, skadajcych si na
zwyk gromad.
Na tej jedynej niemal podstawie wzniosa si logiczna koncepcya naturalnej
caoci, zoonej z jednakowych morfologicznie mniejszych caostek (z osobnikw
natury zwierzcej), poczonych zrnicowaniem funkcyi i pync z niego
wzajemn zalenoci.
Z porwnania tej wielkiej caoci z inn, czciowo podobn do niej, bo
rwnie zoon z mniejszych caostek, poczonych zrnicowaniem funkcyi i
wzajemn zalenoci, - mianowicie z organizmem (realno C), wypyn
wniosek, e cao wykryta, lubo niepoznawalna, czy tez waciwie niedostrzegalna
dla naszych zmysw, musi by czem podobnem do organizmu, bynajmniej nie w
przenoni, lecz z racyi niewtpliwie realnych cech wsplnych.
Lecz tu zaraz nastrczao si pytanie: czy to jest moebne, aby owa wielka
cao, ktrej nie moemy uj ani sprawdzi zmysami, - nie bya zudzeniem? I
drugie: skde osobniki jednego tylko rodzaju organizmw, jednego rodu Homo
maj si skada na wytworzenie jakiej naturalnej i realnej caoci wyszej
kategoryi, czyli na zindywidualizowany zwizek, gdy aden inny rodzaj
organizmw, nawet podobnych do tamtego, nie czy si w analogiczn cao i nie
wytwarza nic, podobnego do cywilizacyi. Jedno z dwojga jest tu pewnem: albo
jakie nieznane specyalne warunki czyni z rodu Homo wyjtek, i wtedy
przypuszczalna cao spoeczna jest moliwa, albo, jeeli tych warunkw niema,
wtedy i caoci podejrzewanej rwnie niema.
Poszukujc owych tajemniczych i nieznanych warunkw, czyli przyczyny
spoecznej, doszedem do wniosku, e kardynalnym warunkiem istnienia takiej
wyszej caoci, za jak uwaam spoeczestwo wraz z cywilizacy, musi by
fizyczny cznik, ktry spaja jednakowo uorganizowane osobniki w wielce
urozmaicon w swym skadzie wewntrznym cao. W zasadzie nazwaem ten
cznik tajemniczy spoecznym, a po troskliwem poszukiwaniu okazaa si nim
mowa ludzka. Ona to okazaa si nie tylko przyczyn czowieczestwa,
spoeczestwa i cywilizacyi nietylko przyczyn wielkiego rozrostu (wyrobienia si)
tych czci mzgu, ktre przyjmuj mwienie cudze i rzdz mwieniem wasnem
ale jedynym elementem i dostatecznym cementem, spajajcym lune czstki w
cao realn, czyli okazaa, si koniecznym warunkiem czowieczestwa,
spoeczestwa i cywilizacyi. Z chwil ustalenia tej niezmiernie wanej roli mowy
ludzkiej w "spoeczestwie" ujawni mi si, i to niespodziewanie, bardzo osobliwy
i bezprzykadny w przyrodzie charakter tej caoci.
Okazao si mianowicie, e treci oraz istot tej caoci nie moe by samo
"spoeczestwo", czyli og ludzi, zwizanych jedn mow, ani spoeczestwo
wraz z jego dzieami, lecz musi by koniecznie caoksztat idei spoeczestwa (str.
313) "niematerjalna" istno, wyaniajca si ze spoeczestwa, a waciwie na
niem trwajca. Okazao si zarazem, e owa cao, ktr nazwaem utworem D,
czyli cywilizacy, jest istnoci realn, podobn z cech zasadniczych do

organizmu, a wic, e w niej tkwi jakie ycie wyszego rzdu, dla osobnikw
ludzkich niedostrzegalne. atwo zrozumie jak wany to wniosek i jak koniecznem
jest wielostronne jego owietlenie i roztrznicie celem sprawdzenia jego
zasadnoci.
Nie taj, e wniosek w wypyn z nader niewielkiej iloci wzitych pod
rozwag danych, podkrelam tylko, e wyday mi si one bardzo pewnemi. Lecz
wanie dla tego sam uznaem za niezbdne, przed rozwiniciem konsekwencyi,
pyncych z odkrycia, sprawdzi jeszcze w nastpnej pracy zasadno odkrycia
przez wprowadzenie do rozwaania czynnikw, dotychczas rozmylnie
pominitych w tym celu, aby nie wika i nie zaciemnia badania, prowadzonego,
powtarzani, na podstawie bardzo nielicznych, ale dobrze sprawdzonych poj.
Nowe czynniki, nowe pojcia, wprost niezbdne do wykoczenia i zaokrglenia
koncepcyi gwnej mam zamiar wprowadzi teraz, a bdzie to stanowi decydujc
prb trwaoci konstrukcyi i albo zamieni mia i zaledwie dopiero zarysowan
hipotez w teory, albo j obali lub zmodyfikuje.
Jednem sowem, zanim posun si dalej, zanim na zdobytej podstawie zaczn
budowa jakiekolwiek wnioski szczegowe, pragn przeprowadzi gruntown
krytyk wasnego dziea, nie czekajc, a zrobi to inni.
W tym celu wypada zorjentowa si, jakie to czynniki mog wystawi
konstrukcy na najtrudniejsz prb?
Najprociej bdzie zwtpi w to, co jest najwaniejszem w hipotezie i co
wydaje si najpewniejszem.
Alf i omeg jej s dwa przypuszczenia: 1) e cywilizacya (utwr D) jest
realnoci w wiecie, czyli, e jest caoci zindywidualizowan, i 2) e tkwi w niej
ycie.
Gdybymy ycia w tej realnej caoci, niedostpnej dla naszych zmysw, nie
mogli udowodni, wtedy, zdaje mi si, e niepodobnaby byo uwaa jej wogle za
jak cao zindywidualizowan. A wic wszystko koncentruje si w jednej
kwestyi: czy tu jest ycie?
Biolog i filozof atwo zrozumie, jak niezmiernie trudnem, doniosem, a nawet
wprost niebezpiecznem dla szanujcego si badacza jest samo podejmowanie
podobnego zagadnienia. Pitrz si tu trudnoci, z ktrych niejednej przezorny
badacz unika rozmylnie, aeby si nie rozbi o nie, lub nie uwika w zudach,
pozbawionych wartoci naukowej. Mimo to musimy podj niebezpieczne pytanie,
albowiem, gdybymy nawet chcieli zrezygnowa z "ycia" w tej "caoci" i
zamierzali cywilizacy uwaa tylko za "co wicej nieli za mechanizm", to wtedy
hipoteza zmieniaby si tylko o tyle, e monaby powiedzie, i cywilizacya jest
czem mniej, ni ustrojem yjcym, ale wicej ni mechanizmem, czyli ustrojem
martwym. Przezorne to okrelenie, do ktrego narazie uciekem si rzeczywicie,
aby nie wypowiada twierdze, z trudnoci dajcych si dowie, byoby, po
gbszem zastanowieniu, formalnym tylko wybiegiem. W istocie, nie umiemy sobie
wyobrazi takiego mechanizmu spontanicznego, ktryby by czem wicej ni
mechanizmem, a nie mia ycia, podobnie, jak nie znamy organizmu, ktry byby
czem mniej od organizmu. Co wicej od mechanizmu spontanicznego musi by
ju ustrojem ywym i dla tego cywilizacya moe by tylko ustrojem ywym, albo

niczem. Czystym bowiem mechanizmem, choby bardzo zoonym, take by nie


moe. Okazuje si tedy, e niema ju powrotu z drogi, na ktr nas wprowadzio
badanie poprzednie. Aby znale punkt oparcia, bd dla podwaenia hipotezy
naszej, bd dla jej udowodnienia, trzeba zabrn w kwesty samego ycia. Nie
zdoamy
rozstrzygn
czy
cywilizacya
jest
rzeczywicie
caoci
zindywidualizowan, dopki nie odpowiemy sobie na pytanie: co to jest ycie, na
czem polega jego istota?
Trzeba albo zrezygnowa z prby i ze wszystkich nadziei, ktre obudzio
badanie poprzednie, albo podj to najcisze pytanie z zuchwa nadziej, e je
zdoamy rozwiza przynajmniej w granicach, niezbdnych do rozstrzygnicia
kwestyi cywilizacyi.
Prba, lubo ryzykowna, warta trudu, bo z chwil, gdy nasza hipoteza zamieni
si w pewno, odkrycie nasze nabierze doniosej i szerokiej wartoci naukowej.
Stwierdzajc now, dotychczas nieznan posta ycia, zdobdziemy rodek nowy
do gbszego ujcia ycia w oglnoci. Zoy si tak osobliwie, e probierz teoryi
cywilizacyi da nam w rk z kolei nowe kryteryum ycia.
Na tej cznoci obu problemw polega donioso teoryi cywilizacyi dla
biologii i filozofii.

CZ PIERWSZA.
I. Czego nie wiemy o komrce.
Pomimo poczonych wysikw biologw, fizykw, chemikw i filozofw
wszystkich szk i czasw, - pomimo, e moemy obserwowa nieskoczon ilo
postaci ywych, poczwszy od komrki, a skoczywszy na czowieku, samo ycie
jest dotychczas zagadk. Zarwno istota jego, jak najwaniejsze warunki,
skadajce si na to zjawisko - nie zostay wyjanione.
Dwie znamy caoci yjce: organizm i komrk. Ta ostatnia jest
najdrobniejsz caoci yjc, do ktrej dotara nauka. A poniewa wszelka
komrka powstaje zawsze tylko z komrki i komrka, a nie co innego buduje
wszelki organizm, przeto powszechnie si powtarza zapewnienie, e wszelkie
problemy ycia, schodz si ostatecznie w komrce (w protoplazmie z jdrem).
Istotnie tak jest, a przynajmniej tak si wydaje, bo poza komrk czyli poniej
komrki, nie znamy ycia. Nie tylko to, co wchodzi do komrki, lecz i to, co
wydziela si z niej, wic to, co przed momentem stanowio cz skadow ywego
systemu, - naley ju do wiata nieoywionego.
Czy jednak komrka jest naprawd najdrobniejszem i ostatniem ogniwem
ycia, tego twierdzco nie wolno rozstrzyga, gdy nie wydaa ona jeszcze swej
tajemnicy. Jeeli bowiem zapytamy biologw, na czem polega w niej ycie,
odpowiedzi zadawalniajcej nie usyszymy.
Najmielsi mwi nam, e komrk wprawia w stan ycia suma przemian
chemicznych, dokonywujcych si bez przerwy wrd jej skadnikw pod
wpywem rodowiska. Mwi, e substancya komrki rozpada si cigle i cigle na
nowo si tworzy i na tem wanie polega przemiana materyi pod wpywem i na tle

otoczenia, - podstawa jej ycia, a take wszelkiego ycia, zoonego z mnstwa


oddzielnych istnie komrkowych.
Jednake, gdy zastanowimy si nad ow "przemian materyi", ktra ma
wprawia "w stan ycia" i w ktrej ma tkwi caa zagadka, atwo spostrzeemy, e
wanie jestemy dalecy od znajomoci tych przemian, a wic zagadka pozostaje
zagadk. Samemi tylko procesami chemicznemi nikt nie zdoa jeszcze objani
ycia komrki, bo ycie jej nie polega jedynie na skomplikowanych procesach
chemicznych, odbywajcych si w komrce jako osobniku, lecz na innym jeszcze
procesie, mianowicie na mnoeniu si komrek, t. j. na odtwarzaniu si komrki z
komrki, a tego ju nie objani aden chemik samemi procesami chemicznemi,
choby najzawilszemi, w komrce.
I jeszcze wicej. ycie oddzielnej komrki polega na odtwarzaniu si takiej
samej komrki z komrki, na odtwarzaniu si jejwarunkowo niezmiennem poprzez
tysiczne pokolenia z rwnie nieugit jak niepojt staoci formy, czyli budowy
morfologicznej, ktr si cechuje wszelki twr ywy, pomimo wiecznie
nieustajcego w nim ruchu, polegajcego na rozkadaniu si i odbudowie materyi
komrki oywionej.
Zdumiewa tutaj nie tylko nadzwyczajne nagromadzenia przerozmaitych
procesw chemicznych, toczcych si w komrce, lecz gwnie to, e powracaj
one, t. j. powtarzaj si cigle w niezmiennym porzdku, t. j. z jednym ostatecznym
wynikiem, pomimo caej ich zawrotnej rozmaitoci w jednym cyklu.
Niezmierne nagromadzenie w jednej drobnej protoplazmie z jdrem
przerozmaitych procesw chemicznych, utrzymywanie si caej tej mieszaniny
procesw w ustawicznej rwnowadze, pomimo, e rozkad i synteza zachodz tu na
tle niejednakowych warunkw zewntrznych, wreszcie rytmiczne powracanie z
zadziwiajcym porzdkiem tych samych seryi procesw w komrkach,
powstajcych z podziau poprzedniej, - wszystko to nie moe by spraw wycznie
chemiczn. Same sprawy chemiczne nie tumacz nam nietylko filogenetycznego
istnienia komrki, ale nawet jej ontogenezy. Nie objaniaj nam ycia ani osobnika
ani pokolenia.
Gdyby istotnie ycie komrki miao polega wycznie na chemizmie
pojmowanym nawet bardzo szeroko, wtedy zagadka ta byaby ju rozwizana.
Gdyby proces chemiczny wszystko tumaczy - nie powinnoby ju by tajemnicy
ycia. Powinnimy ju zrozumie, na czem polega trwao planu komrki, czyli
jej postaci, ktr uwaamy za wynik nadzwyczaj dugiego rozwoju historycznego,
czyli filogenetycznego komrki. Gdyby tu o wszystkiem decydowa sam chemizm,
wtedy take trzebaby sobie koniecznie wyobraa komrk, jako jeden niepojcie
zawiy zwizek chemiczny, tymczasem wiadomo dobrze, i substancya i sfera
komrki jest tylko polem, na ktrem tocz si niezliczone oddzielne procesy
chemiczne, zwizane ze sob nie tylko chemiczn zalenoci, - wic jest niejako z
niezrozumiaych przyczyn utrzymujc si stale i samorzutnie mieszanin licznych
zwizkw chemicznych, ktre odrniamy pod nazw cia biakowatych, licznych
cia prostych i zoonych, j. n. skomplikowanych pocze bezazotowych, grup
wglowodanw, tuszczw oraz ich pochodnych, wreszcie rnych soli
nieorganicznych.

Tak, komrka jest mieszanin, i to nazbyt zoon, aby j mona umieci tu


obok przyrody nieoywionej, ktra skada si z caoci (z ukadw), zostajcych
wzgldem siebie w stosunkach bardzo prostych.
Nawet wwczas, gdy nie rezygnujemy z mechanistycznego ujmowania
sprawy ycia, musimy orzec, i w protoplazmie i jdrze odbywaj si, prcz
chemicznych, jakie sprawy inne, wic nad-chemiczne lub obok-chemiczne i one
wanie musz kierowa przebiegiem procesw chemicznych, one to musz
utrzymywa tosamo ukadu poprzez oddzielne cykle yciu, one to (te sprawy
inne) bdc zalenemi od procesw chemicznych, czyni je z kolei i ustawicznie
zalenemi od siebie. Jako kady biolog uznaje dzi komrk za nagromadzenie
niepojcie zawie, ale uporzdkowane i przy niestaoci chemicznej stae,
nieznanych bliej komponentw, za jaki zesp zrzeszonych mikroorganizacyi,
zwizanych ze sob w znaczeniu biologicznem - a przeto w sposb jeszcze
niedocieczony. Tam odbywa si biologiczny proces na tle procesw chemicznych.
O nad-chemicznym charakterze spraw, toczcych si na tle spraw chemicznych, a
rwnoczenie kierujcych chemizmem w komrce, wiadczy wanie, powtarzam i
to z naciskiem, trwao jej planu czyli budowy oraz cykliczno jej bytu.
Waciwo t powtarzania si komrki czyli trwania jej w postaci acucha
jednakowych komrek ujmujemy pod wyrazem dziedzicznoci. Dziedziczno,
ktra podtrzymuje cigle ten sam prawie porzdek procesw, a wic byt utworu w
bardzo dugim czasie, jest nie do pomylenia przy samych tylko znanych nam
procesach czysto chemicznych.
Z tych krtkich uwag wypywa wniosek, nie nowy zreszt, ale konieczny, e
komrka nie moe by ani najdrobniejsz, ani najelementarniejsz jednostk ycia.
Midzy komrk a czsteczk nieoywion, w ktrej chemizm jest prawem
najwyszem, musi tkwi jeszcze jaka nieznana nam posta, rna od czsteczki
chemicznej, a prostsza od znanej na "ywej caostki", jak jest komrka, wic jaki
element (ukad) poredni pomidzy stanem nie-ycia, a ycia. Element ten musi si
rni od ukadu nieoywionego, to znaczy, nie moe by zwykym ukadem
chemicznym, ktry podlega tylko prawom chemicznym, bo obok wasnoci
chemicznych trzeba mu przypisa waciwoci nie dajce si wytumaczy
wasnociami chemicznemi. One to wanie zapewnia musz trwao formy, a
waciwie planu wszelkich caostek, ktre zwiemy komrkami. Ten to element
zgoa nam nieznany musi by warunkiem bezustannej wymiany skadnikw tych
ukadw chemicznych, ktre przez rozkad i nastpnie syntez, albo odwrotnie,
wchodz w obrb komrki, w ten sposb, e utrzymuje on tosamo ukadu
komrki mimo nietosamoci jej realnych skadnikw.
On sowem musi by podwalin i powiedzmy przyczyn gwn istnienia tej
postaci ycia, ktr nazywamy komrk.
Wielu biologw nie chce sysze o takim elemencie. Wyobraaj sobie, e
sprzeniewierzyliby si zasadzie mechanistycznego ujmowania ycia, gdyby
usiowali szuka w protoplazmie lub jdrze czego innego, nad zwyke procesy
fizyczne i chemiczne. Zwaszcza biochemicy, olnieni wielkiemi tryumfami, jakie
wic skutkiem syntezy sztucznej wielu niezmiernie zoonych, a wanych
skadnikw materyi ywej, wyobraaj sobie, e zajrzeli ju lub rycho zajrz do

dna laboratoryum protoplazmy, wyobraaj sobie, e w niem niemasz nic innego


nad przemiany czysto fizyko-chemiczne. Zapominaj oni, e dopiero wwczas z
udatnej syntezy produktw komrki mogliby wnosi o wycznoci chemizmu w
komrce, gdyby wytumaczyli fizyko-chemicznie cakowity przebieg spraw w niej
zachodzcych, a od tego s przecie bardzo, a bardzo dalecy.
Nie spostrzegaj, e udz tylko siebie i innych, nic nie zyskujc dla zasady
mechanistycznej, ktrej broni. Sami przecie wyobraaj sobie komrk, jako
"laboratoryum chemiczne mikroskopowych rozmiarw" (Verworn), a jednak
niebacznie zapominaj, e pracownia, jeli ma by pracowni, musi mie jakiego
laboranta lub laborantw, musi mie jakie sub-energidy, kierujce caym ruchem
chemicznym. I nie trzeba si lka hipotezy takich laborantw. Czy bowiem
wyjanienie ycia stanie si mniej mechanistycznem, gdy zgodzimy si na
konieczno istnienia jeszcze jednego, lecz prostszego ogniwa, a waciwie
elementu ycia, tkwicego midzy natur nieoywion, a caoksztatem komrki?
Bynajmniej. Proces czysto chemiczny odsunie si tylko gbiej, ale bieg rzeczy
zostanie po dawnemu naturalnym, cho niewyjanionym. Wprawdzie zysk
praktyczny bdzie niewielki, ale za to duy teoretycznie. Biolog, nie przestajc by
w zgodzie z dowiadczeniem, ktre mu nic nie narzuca sprzecznego z
rozumowaniem, rozwie sobie rce do swobodniejszego szukania przyczyn, ycia,
w tych gbinach procesw mechanicznych, w ktrych nie mia ich szuka,
skrpowany zbyt ciasnem pojmowaniem mechanizmu. I gdyby nawet nie znalaz
tego, co mu obiecuje rozumowanie, zostanie mu przynajmniej przewiadczenie, e
wyczerpa wszelkie rodki. Moe wtedy powrci do hipotezy samego chemizmu,
ktra zreszt nie zici jego nadziei, bo zici nie moe.
Sowa ostatnie tchn beznadziejnoci. Sdz, e ona jest uzasadniona i atwo
mi bdzie tego dowie.

II. Czego nie moemy wiedzie o komrce?


Biologia komrki opiera si na analizie i na obserwacyi. Co si tyczy tej
ostatniej biolog, przy pomocy coraz subtelniejszych narzdzi, wzmacniajcych si
naszego wzroku, podpatruje przemiany morfologiczne, zachodzce w komrce i z
tego, co dostrzega, wyprowadza wnioski o znaczeniu przemian. Analiza chemiczna
dopomaga mu do gbszego rozrniania natury objektw dostrzeganych.
Zachodzi pytanie, jak daleko siga sia narzdzi, ktremi biolog rozporzdza?
Napozr jest ona wielka. Biolog widzi liczne utwory w komrce i obserwuje
naocznie odbywajce si w niej procesy. Lecz czy mona utrzymywa, e widzi
on i obserwuje procesy elementarne ycia w komrce, czy mona twierdzi, e nic
si nie kryje przed jego wzrokiem z tego, co powinien widzie, jeli ma zrozumie
obraz widziany ?
Nie! tego nie mona utrzymywa. Nie sdmy, aby cytologowie operowali ju
biologicznemi "elementami" komrki, a przynajmniej czem bardzo blizkiem
elementarnoci, gdy rozprawiaj o "organoidach", "mikroorganizmach",
"chromosomach", "granulacyach" i t. d., gdy owe rozpoznawalne i dajce si
obserwowa pod mikroskopem skadniki komrki s bardzo dalekie od
elementarnoci zarwno chemicznej, jak biologicznej. To ju utwory, zoone z

niezmiernej iloci skadnikw drobniejszych, ktrych istnienie sami przypuszczaj.


Zachodzi pytanie, czy s szans, aby te elementy, dzi niewidzialne, stay si
widzialnemi z udoskonaleniem mikroskopw? Niestety - szans tych niema.
Mikroskop doszed ju do ostatniej granicy doskonaoci i nie ukaza nam tego, co
trzeba widzie, aby naprawd podpatrze ycie.
Jak drobne musz by podstawowe skadniki morfologiczne komrki, o tem
atwo si przekonamy, gdy wspomnimy, e niektre mikroby, z ktrych kady jest
bardzo obszernym systemem ywym, usuwaj si z pod zwykej obserwacyi
mikroskopowej. Mikroby np. zarazy pucnej byda, przy najlepszych warunkach
dostrzegania, przedstawiaj si tylko jako punkciki wietlne (Cotton i Mouton), a
wic nale do objektw ultramikroskopowych.
Poniewa elementy biologiczne mikroba musz by bardzo znacznie mniejsze
od samego mikroba - przeto tembardziej nie moemy ich widzie pod
mikroskopem. Poniewa za i w zwykej komrce, o wiele wikszej od bakteryi nie
widzimy elementw biologicznych, tylko ich skupienia, przeto granica ich
widzialnoci w bakteryi odsuwa si nam o kilkaset razy gbiej od widzialnoci
samej bakteryi, a zapewne niemal tak samo i w zwykej duej komrce, w ktrej te
elementy prawdopodobnie nie mog by o wiele wiksze od elementw bakteryi.
Nale wic i jedne i drugie do objektw, lecych daleko poniej granicy
widzialnoci. Tak jest dzi, lecz moe jutro stan si one widzialnemi? Ot nie
trzeba si udzi, one pozostan dla nas na zawsze niedostrzegalnemi.
Z bada nad wiatem wiadomo, e nie mona marzy o rozpoznaniu
przedmiotw mniejszych od dugoci jednej fali wiata.
Dugo fali zwykego wiata sonecznego wynosi jedn dwutysiczn cz
milimetra. Aby powikszy widzialno przedmiotw drobnych, skonstruowano
mikroskop dla wiata o moliwie najkrtszej fali, a wic dla elektrycznego wiata
ultrafioletowego (mikroskop Kohlera i Rohra), o fali, wynoszcej jedn
czterotysieczn cz milimetra. Pomimo jednak, podwjnej widzialnoci w
stosunku do siy mikroskopw zwykych, okazao si, e caa bakterya zarazy
pucnej jest mniejsz od uytej fali ultrafioletowej. A wic widzialnoci o wiele
mniejszych elementw komrki i bakteryi kadzie kres sama natura wiata, a
waciwie budowa naszego oka. Lecz i z innych jeszcze wzgldw nie naleao si
spodziewa, aby byo inaczej.
Wszak my widzimy tylko dziki wraliwoci komrek siatkwki oka.
Wraenia odbieramy od caych komrek, nie za od jej oddzielnych elementw.
Skoro tak, to najmniejsz jednostk widzenia jest wraenie, otrzymane od caej
komrki, jako od indywidyum. Choby tedy komrka siatkwki otrzymaa nie
jeden bodziec wietlny, ale tysic lub 10 tysicy oddzielnych i rnorodnych - to
wyle ona do mzgu tylko ich wypadkow - i nic nad to. Choby tedy obraz
mikroskopowy, ktry podziaa na komrk by bardzo urozmaicony, zlaby si on
w jednolite wraenie, niby w jeden punkt. Tak wic jeszcze i wielko naszych
komrek wzrokowych zakrela nisze granice widzialnoci wiata zewntrznego.
Jeeli teraz wemiemy pod uwag inn znowu, nie mniej wan przeszkod w
dostrzeganiu drobnych elementw komrki, - to ocenimy dopiero waciwie
powody, dla ktrych nic o nich ze strony wzroku naszego nie moemy si

spodziewa. Przeszkod drug jest ogromna znikomo w czasie procesw,


zachodzcych w komrce, to znaczy ich krtkotrwao. Ruch chemiczny w
komrce tak jest byskawiczny, procesy czenia si, i rozdzielania skadnikw
trwaj tak krtko, e okres czasu, ktry dla wraliwoci komrek wzrokowych
moe by uwaany za jednostk percepcyi jest duszy od zachodzcych tak w niej,
jak w komrce obserwowanej procesw chemicznych. Ruchy tedy, zachodzce w
komrce obserwowanej nawet wwczas, gdyby objekty w ruchu bdce mogy by
widzialnemi, musz zlewa si - w jedn niedajc si rozczonkowa cigo,
dajc obraz daleki od rzeczywistoci. Zachodzi tu bowiem przeszkoda obserwacyi
podobna do trudnoci dostrzeenia wzrokiem kuli karabinowej, przebiegajcej
przed polem widzenia. Kuli w ruchu albo wcale nie dostrzeemy, albo moglibymy
otrzyma wraenie linii cigej, zamiast krka. My o ksztacie kuli mamy
wyobraenie, bo widujemy j w spoczynku, ale wanie elementy komrki nigdy
nie spoczywaj wic nigdy nie byy widziane. Dla tego nawet pod najlepszym
mikroskopem widzimy tylko uud, widzimy obraz stay i jednolity, otrzymujemy
wraenie niemal spokoju tam, gdzie przed naszym wzrokiem dokonywaj si z
niepojt szybkoci drobne ruchy niezmiernie urozmaicone. Gdy patrzymy na
drobn iskr elektryczn, wzrok nasz odbiera tylko wraenie jednostajnej jasnoci,
a przecie ta jasno jest dugiem szeregiem oddzielnych iskierek, przebiegajcych
naprzemian od jednego bieguna do drugiego. Pozornie ciga i elementarna iskra,
sprawiajca wraenie spokoju, jest szeregiem cile odgraniczonych od siebie
zjawisk, ktrych wzrokiem naszym nie moemy oddzielnie uchwyci.
Tem samem jest komrka naga, widziana pod mikroskopem, tylko w stopniu
wyszym. W tej bezwadnej niby bryce, w obrazie spokojnego rozwoju lub icie
wiowych ruchw niezdolni jestemy odrni byskawicznych ruchw i
raptownych przemian, nie widzimy nieustannego kbienia si wszystkich jej czci
skadowych. Wic gdy caego tego ruchu i jego porzdku, jego e tak powiem
mechanizmu zgoa nie dostrzegamy, na czeme opiera si wniosek, e w tych
gbinach mikrokosmosu nic niema innego nad zwyke ruchy mieszaniny
zwizkw chemicznych, ktrych, notabene, take z widzenia nie znamy? Nawet nie
na domyle, lecz wprost na uporze.
Ostatecznie okazuje si, e badanie komrki, oparte na obserwacyi, nie moe
siga tak gboko, jak trzeba, aby doprowadzio do rozpoznania procesw
yciowych. Innemi sowy, biolog jest i pozostanie bezsilnym wobec zagadki ycia
w komrce. Ukrywa si ona w sferze, niedostpnej dla dowiadczenia z powodw
czysto fizycznych.
Jeeli za wemiemy pod uwag niezmiern drobno czstek chemicznych, o
wiele, wiele przewyszajc krtko fal wietlnych, - co znaczy, e jestemy
bardzo dalecy od monoci widzenia ich, - to okazuje si, e w komrce jest w
sferze niewidzialnej miejsca dosy zarwno na ukady chemiczne, jak na ukady
nadchemiczne, o ktrych bya mowa. Wanie dla tego, e to sfera niedostpna dla
naszych zmysw, nie wiemy na czem waciwie polega ycie komrki.
Zbierajc otrzymane wyniki rozwaa nad komrk, moemy powiedzie, e
wiemy o niej, i jest caoci zindywidualizowan, zoon z niezmiernie rnych
pod wzgldem chemicznym (a rwnie fizycznym) czci skadowych. Elementw

jednak biologicznych, ktre w niej przypuszcza mona, a nawet trzeba, na


zasadzie tego, comy mwili, nie znamy i nic wiedzie o nich nie moemy. Nie
wiemy zatem, co trzyma t cao w stanie ycia,.

III. Co wiemy o organizmie? Z jakich powodw biolog


przyrwnywa organizm do spoeczestwa.
Lecz poza tem yciem, do ktrego tajnikw nie mamy dostpu, znamy i
moemy bardzo dobrze obserwowa drug posta ycia, dwakro zoon:
organizm.
Wiemy, e organizm jest wspyciem komrek. Skoro jednak ycie
organizmu polega nie tylko na samych procesach midzykomrkowych, ale
oczywicie take i na wewntrzkomrkowych, nasza znajomo ycia organizmu,
jest e tak powiem, poowiczn, a nawet powierzchown. Mamy tu do czynienia
rwnie z tajemnicz komrk, tylko z tak komrk, ktra yje obok mnstwa
innych komrek w stosunku wspzalenoci wzajemnej. Gdzie si obrcimy,
wszdzie natrafiamy w organizmie na komrk lub na jej produkt, a zjawiska
wspycia komrek wikaj si tak ze zjawiskami ycia komrki lub ycia w
komrce, e przeprowadzenie midzy temi zjawiskami linii demarkacyjnych jest w
wielu razach niemoliwe dla biologa.
Co za najgorsza, nie umiemy objani, jakiemi rodkami urzeczywistnia si
wspdziaanie komrek zwizkowych, co trzyma t mas komrek i ich
produktw w cznoci uporzdkowanej, co czyni z nich cao, - indywiduum.
Podzia czynnoci? ale to jest skutek, nie za przyczyna wspycia i
wspdziaania.
Wic i tu, cho niby wszystko atwiej obserwowa, nieli w komrce,
mnstwo jest wtpliwoci, mnstwo niewiadomych, a zasada wspycia komrek
w organizmie jest ciemna.
I tu ycie nie zdradzio swej tajemnicy. Wiadomoci nasze peniejsze s od
wiadomoci o komrce przez to tylko, e gdy tam nie znamy zgoa elementw
biologicznych i domylamy si tylko ich istnienia, - tu, w organizmie wiemy, e
ycie wielkiej caoci opiera si na yciu komrek, czyli mniejszych caoci, nie
za na zagadce, jak w komrce.
W teoryi cywilizacyi przybya nam jeszcze jedna posta ycia, trzykro
zoona, mianowicie realno D. Jej elementami s ju cakowite organizmy
(ludzie), a skadnikami dopeniajcemi ich wytwory. Oczywicie, mona i trzeba
nawet jeszcze powtpiewa, czy cywilizacya, jak j sformuowaem, jest naprawd
utworem "ywym", czy te moe tylko sui generis mechanizmem albo nawet
wprost agregatem, ale, musz wyzna, e w rozstrzyganiu tej wtpliwoci, cho tu
chodzi o "ycie", nie udzielibym biologom gosu ani decydujcego ani
orjentujcego.
Kompetencyi w tej obcej dla nich i dotychczas obojtnej zgoa i niebadanej
sferze pozbawia ich nieznajomo podstawy i istoty, a dodabym jeszcze i granic
ycia, na ich wasnym terenie, w komrce i organizmie.

Gdyby te biolog chcia utrzymywa, e cywilizacya moe by tylko


systemem mechanicznym i niczem wicej, lub prostem skupieniem elementw
wcale nie scalonych, to wyrok jego uznalibymy za przedwczesny, bo oparty na
zbyt wakiej podstawie wzgldnej znajomoci jednego tylko mechanizmu ywego,
mianowicie organizmu. Co do komrki bowiem jest on wanie w tem samem
pooeniu, a waciwie w gorszem od tego, w jakiem znajduj si ci, ktrzy usiuj
zrozumie cywilizacj i jej istot.
Wszak komrka, ten drugi, znany mu czciowo mechanizm, obdarzony wielu
cechami organizmu, nie zdradzi jeszcze, na czem polega istota jego ycia, a wic
brak biologowi dostatecznej podstawy porwnawczej do osdzenia, czy w
przypuszczalny trzeci mechanizm ywy nie posiada cech, dostatecznych do
uwaania go za mechanizm podobnie ywy, jak komrka, tylko zgoa inny.
Przecie nie trzeba zapomina, e i protoplazma jest ukadem zgoa niepodobnym
do organizmu. Ale jeszcze i z innych powodw nie miaby biolog prawa do
odmawiania ycia temu caoksztatowi, ktry nazwaem cywilizacy. Przecie on
sam wyznaje, e nic go nie zmusza do rezygnowania z mechanistycznego
ujmowania wszelkiego procesu yciowego. Gdyby wic ycie trzykro
skomplikowane miao si nawet odznacza brakiem niektrych cech, waciwych
organizmowi, to jeszcze ten brak albo nie dawaby zasady do nazywania
cywilizacyi tylko mechanizmem, albo te nic by podobna degradacya nie wyraaa,
skoro organizm, nazywany ukadem ywym, moe by bardzo susznie uwaany
take za sui generis mechanizm.
Czem tedy jest ustrj, ktry nazywamy c-cy albo caoci D, tego jeszcze nie
wiemy i to na teraz staje si obojtne, skoro nie wiemy, czem si okae, po
zgbieniu istoty ycia, komrka, pierwsza znana posta tego, co nazywamy
yciem. To tylko zdaje si by pewnem, e cao D, podobnie jak komrka, jest
czem wicej od zwykego mechanizmu, gdy rwnie jak ona, nie jest pozbawiona
szeregu cech, charakteryzujcych wszelki ukad ywy drugiego stopnia. Bdziemy
to mieli sposobno wykaza pniej, teraz za owietlimy na jednym przykadzie.
Najcharakterystyczniejsz cech ywego ustroju obok assymilacyi i
dysymilacyi, - jest rozwj. Rozwojem nazywamy tak spraw w czasie, ktrej
stadya kolejne daj si objani jako zalene lub pochodne od poprzednich.
Teorya rozwoju jest sformuowaniem praw, do ktrych daj si sprowadzi
przeobraenia. Jest ona jedynym sposobem ujcia rnorodnoci (dowiadczalnej)
w pewien ukad, tak wicy ogniwa swoje, e zaleno jednych od drugich
wystpuje z oczywistoci, a acuch przemian jest cigy, t. j. przy przejciu od
ogniwa do ogniwa nie wstawia si nic nowego i nic nie ginie bezwzgldnie.
Ot w takiem pojmowaniu rozwoju komrka si rozwija. Ona w adnym
momencie nie jest tem samem, cho cigle jest komrk.
Nie trzeba jednak chyba dowodzi, e w tym wanie sensie rozwija si
rwnie i cywilizacya.
I tu, w acuchu przemian nic nie wstawia si nowego i nic nie ginie
bezwzgldnie. Zaleno jednych spraw od drugich jest ciga i oczywista, acuch,
a raczej plecionka przemian jest nieprzerwana.

Pomin na teraz inne liczne analogie realne midzy cywilizacya a


organizmem, gdy nastrcza si tu bardzo znamienne spostrzeenie.
Jeeli biolog, umiejcy gboko wnika w istot ycia organizmu pragnie
przedstawi obrazowo mechanizm ycia, jakie w nim ponie, - wtedy przyrwnywa
organizm do spoeczestwa.
C narzuca si w spoeczestwie tak godnego uwagi biologa? Oto widzi w
niem uporzdkowane wspdziaanie indywiduw, podzia pracy i wzajemn
wszystkich indywiduw - zaleno. ycie organizmu jest wanie niewymownie
subtelnie uporzdkowanym biegiem mechanizmu, w ktrym zastpy
zrnicowanych morfologicznie wic i funkcyonalnie komrek znajduj si w
stanie bajecznie uporzdkowanego i ustalonego podziau pracy. Analogon komrki
widz biologowie w czowieku, - organizmu za w caem spoeczestwie.
Pytam ponownie: z jakieje racyi pynie posikowanie si analogi, ktrej
dostarcza spoeczestwo? Wszak ono nie miao jeszcze nigdy w nauce, a zwaszcza
w biologii uznanego charakteru ustroju ywego. Skd to awansowanie zjawisk
spoecznych do godnoci uytecznej analogii z yciem? Stao si to dla tego, e
lepszej analogii biologowie nie znaj. Z drugiej strony oddawna filozofowie,
zarwno intuicyjnie, jak z wyrozumowania, dostrzegali w spoeczestwie obraz
ycia,, tak wyrany, e cho nawet biologom wydawa si zudzeniem lub figur,
narzuca si on umysowi logicznemu z nieprzepart si, jako analogia co najmniej
bardzo uyteczna. Biologowie nowszej doby sami ulegli tej logice i podnieli oraz
podkrelili analogi. Stao si to dlatego, e, powtarzam, w caej przyrodzie nie
mieli lepszej.
Z czeme, w istocie, mogli oni porwnywa ycie organizmu? Z yciem w
komrce? Lecz tutaj wanie, chocia tkwi ono bez wtpienia ze wszystkiemi
zagadkami, tajniki jego pozostay niedocieczone. Nie znamy biologicznych
elementw tego ycia, nie wiemy nawet, czy one s. Co wicej, tajniki te pozostan
niedocieczone jeeli na innych drogach nie uda si omin przeszkd, o ktrych
bya mowa niedawno.
Jeden za to rezultat bada cytologicznych zasuguje tu na podkrelenie,
mianowicie, e mechanizm ycia komrki okaza si nadspodziewanie zoonym, i,
mimo zasadniczego podobiestwa do mechanizmu ycia w organizmie, musi by
nawskro swoistym i bezprzykadnym. Wic do zrozumienia, czy te rozpoznania
procesu w komrce nie wiele moe si przyczyni bodaj najlepsza znajomo
stosunkw midzykomrkowych, panujcych w organizmie.
Oto dlaczego, nie mogc si powoywa na stosunki wprost im nieznane,
zwracaj biologowie wzrok na spoeczestwo, ilekro potrzebuj obrazu do
uzmysowienia stosunkw, zachodzcych w organizmie. I chocia podobiestwo
musi by odlege, posikuj si niem chtnie w braku lepszego porwnania.
Gwna nieprawowito porwnania polega tylko na tem, e nie wiadomo,
czy spoeczestwo stanowi co w rodzaju jednostki zindywidualizowanej na wzr
organizmu. Dla tego tez, pomimo wszystkich dostrzeonych analogii, o ktrych
bya mowa, nie wiadomo jeszcze, czy w spoeczestwie tkwi istotnie ycie.
Tego trzeba dopiero dowie.

IV. Kwestya ycia w cywilizacyi.


Odmwiem biologom kompetencyi w rozstrzyganiu kwestyi ycia w
cywilizacyi, wic kt bdzie o tem decydowa? Ci, ktrzy je oddawna
przeczuwali, wic filozofowie i socyologowie. Wprawdzie ci, ktrzy najusilniej
starali si o uzasadnienie idei, socyologowie "szkoy biologicznej", nie osignli
celu mimo przenikliwoci i wielostronnej wiedzy, ale zwyky to los pionierw.
Nawet bdy ich nie zostay bez poytku, bo utoroway drog nastpcom.
Wprawdzie w ich przedstawieniu analogia z organizmem i yciem pozostaa
dotychczas obrazem lub dydaktyczn przenoni, wprawdzie na grunt realny nikt
jeszcze nie sprowadzi dostrzeonych analogii. Wprawdzie Spencer, Schffle,
Lilienfeld i inni wyczerpali ju pewnie do dna pomysowo i znaleli si w
sytuacyi bez wyjcia. Wprawdzie kadego, ktoby poszed ich drogami czekao z
gry niepowodzenie, - ale stao si to wszystko dlatego, e starano si ujmowa
zbyt materyalnie dostrzeone analogie i pierwiastek ycia w spoeczestwie.
Dlatego te mona powiedzie, e nie kierunek skompromitowa si, lecz
tylko poszczeglne teorye i konstrukcye. Bdnoci idei, zasady nikt jeszcze nie
dowid i pewno nie zdoaby dowie.
Jak si to czsto trafia, wylano tu niesusznie dziecko razem z kpiel.
Do tego przewiadczenia doprowadziy mi wstpne rozwaania tej sprawy,
zawarte w "Prolegomenach", czytelnika za doprowadzi ich rozwinicie.
Tymczasem trzeba si zorjentowa w wynikach prby z yciem na ktr
chcielimy wystawi nasz hipotez.
Chodzio o stwierdzenie "ycia" w cywilizacyi i prba wydaa wynik
niespodziewany. Poddalimy rozbiorowi dwie caoci, ktrym przypisujemy
"ycie" i zamiast cywilizacyi poddalimy mimowoli samo ycie prbie krytycznej,
przyczem okazao si, e niektrych jego warunkw nie moemy stwierdzi
zarwno w organizmie, jak w komrce. Spostrzeemy to najwyraniej, gdy
podsumujemy wyniki, otrzymane w rozdz. I-III.
Na zjawisko "ycia" najlepiej znanego organizmu skadaj si trzy momenty:
1. scalone elementy podstawowe, (komrki)
2. zrnicowanie ich,
3. scalenie si elementw zrnicowanych w cao zindywidualizowan,

zwan organizmem
Dla komrki wiemy tylko o 2-m i 3-m z tych momentw.
Dla cywilizacyi wiemy tylko o 1-m i 2-m.
Mianowicie: W komrce nie znamy pocztku ycia, elementw jej
podstawowych, w cywilizacyi nie znamy ostatniej jego postaci, caoci
zindywidualizowanej z elementw i ich produktw.
Jeeli wic postawi kategoryczne pytanie:
Czy moemy dowie, e w komrce tkwi ycie, nie za sam
tylko proces chemiczny, odpowied wypadnie przeczca.
1.

ycie komrki, podobnie jak organizmu, powinnoby polega na istnieniu


specyalnych, scalonych elementw ycia, lecz tych ani pozna ani stwierdzi
nie moemy. Jeeliby za ich nie byo, wtedy procesy "yciowe" w komrce
musz by tylko chemicznemi. Poniewa za same procesy chemiczne
nigdzie w przyrodzie nie daj w wyniku ycia, wic nie mamy adnej
podstawy do przypisywania "ycia" komrce.
Sama pozbawiona "ycia", mogaby ona, co najwyej by tylko
elementem, od ktrego ycie si zaczyna.
Czy moemy dowie, e w organizmie tkwi ycie, nie za
proces chemiczny? Tak, bo znamy jego elementy (komrki) i znamy cao,
ktrej ycie napewno nie polega ju na samych tylko procesach
chemicznych, lecz na specyalnych procesach midzykomrkowych,
opartych, jak widzielimy na niewtpliwych "elementach ycia".
2.

A teraz trzecie pytanie:


3.

Czy moemy dowie, e w cywilizacyi tkwi ycie?

Nie, gdy znamy niewtpliwie tylko elementy jego (ludzi), oraz ich
zrnicowanie, ale za to nie wiemy, czy one rzeczywicie tworz jak
cao skoczon. Nie wiemy, czy procesy spoeczne skadaj si istotnie na
"ycie" spoeczestwa, nie wiemy czy s procesem biologicznym.
Wynik nasz jest wprawdzie ujemny dla cywilizacyi, lecz to nas moe
pociesza, e rwnie ujemny jest dla komrki.
Ktoby wic chcia na dotychczasowej naszej podstawie zaprzecza "ycia"
cywilizacyi, musiaby zgodzi si, e i w komrce niema ycia, bo tam nie znamy
elementw podstawowych. A przecie komrka - to nie tylko podstawa ycia
organizmu, ale jej samej rwnie nikt "ycia" nie zaprzecza, pomimo, e dowie
go nie moe.
Wic nie wolno jeszcze zaprzecza ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e
dowie go nie moemy.
Nie jestemy jeszcze w tak rozpaczliwem pooeniu, abymy mieli traci
nadziej, podobnie, jak to si ma w sprawie komrki. Jakby dla zrwnowaenia
naszej niewiadomoci na jednym punkcie, poznalimy tu co bardzo cennego, o
czem w organizmie i komrce nie wiemy nic zgoa. Jest to cznik spoeczny,
przyczyna zrnicowania ludzi, przyczyna (sia) spoeczna, wic jakgdyby
przyczyna istnienia niedajcej si pozna "caoci". Gdy pomylimy nad tem, e
zgoa nie wiemy, jakiemi rodkami urzeczywistnia si zrnicowanie komrek
organizmu i utrzymywanie si ich w caoci, - to musimy przyj do przekonania,
e i midzy komrkami powinienby istnie jaki cznik, podobny co do roli i
skutkw do spoecznego. Przecie zrnicowanie moe by tylko skutkiem
wspycia komrek, nigdy jego przyczyn, wic przyczyny wspycia komrek
(albo siy organizujcej) nie znamy.
W takim razie midzy momenty, konieczne dla istnienia caoci yjcej naley
wstawi przyczyn, (si) czc elementy organizmu w cao. Wtedy okazuje
si, e

w komrce wiemy o:
o

zrnicowaniu jej skadnikw

i o istnieniu caoci,

nie wiemy
o

o elementach

i o przyczynie (sile) czcej je w cao,

w organizmie wiemy
o

o istnieniu elementw,

o zrnicowaniu ich

i o istnieniu caoci,

nie

wiemy

za

przyczynie

(sile)

czcej.

w cywilizacyi wiemy o:
o

istnieniu elementw,

zrnicowaniu ich

i przyczynie (sile) czcej,

nie wiemy o istnieniu caoci "ywej".

Podstawy, na ktrych opieramy przypuszczenie o istnieniu "ycia." w tych


trzech postaciach scalonych nie s ani jednakowe ani kompletne. W kadej s luki,
tylko inne.
Najgorzej tu wyglda nie wiedza nasza o cywilizacyi, lecz o komrce.
Po zsumowaniu tedy plusw i minusw wida, e o jednym z kardynalnych
momentw "ycia" nic nie wiemy w cywilizacyi, ale te nie moemy stwierdzi
innych nawet tam, gdzie o yciu nigdy nie wtpilimy. Nasze niewiadome o yciu
wzajem si rwnowa.
Z tego powodu stwierdzam, e prba nasza nie wydaa rezultatu ujemnego,
ale te sprawa pozostaa niezdecydowana. W rezultacie okazuje si, e moemy nie
wtpi tylko o jednem, rodkowem ogniwie w acuchu ycia, o "organizmie".
Czy w komrce jest ycie, tego nie mona rozstrzygn, a rwnie nie wiemy,
czy jest ycie ponad organizmem, w cywilizacyi.
Lecz dla powanej negacyi naukowej i tu i tam brak podstaw. Przez czyst
negacy nic nie wygramy. Ani proces w komrce, ani proces spoeczny nie stan
si przez to janiejszemi.
Zacienianie granic "ycia" sztuczne i cakiem przedwczesne, oparte na
"widzi mi si", byoby procedur nie naukow. Wic te sdz, e trzeba nadal
bada zagadk gorliwie i uparcie, dlatego e jeliby si udao uzasadni istnienie
ogniwa wyszego, caoci D, bdzie to miao doniose znaczenie teoretyczne. Dla
biologii dostarczy drugiej wiadomej, gdy mamy dotychczas tylko jedn do

wnioskowania o pierwszej i trzeciej, dla filozofii zbliy rozstrzygnicie zagadki


ycia i duszy.
Oto dla czego, nie zraeni pierwszem niepowodzeniem, bdziemy szukali
dalej.

V. Zagadka cywilizacyi zagadk czowieka. Mowa ludzka


cznikiem spoecznym.
Dobrze bdzie przypomnie sobie drog, po ktrej doszlimy w pracy
poprzedniej do uznania mowy ludzkiej za cznik spoeczny.
Naprzd przekonalimy si, e przyczyna spoeczestwa i cywilizacyi nie ley
w gromadnym trybie ycia, albowiem ywot zwierzt w bardzo nawet gstych
skupieniach nawet wtedy, gdy si cignie niezmiernie dugo, bo np. przez cae
epoki geologiczne, jak u mrwek, nie prowadzi do tak posunitego zrnicowania
funkcyi osobnikw, ktre cechuje ludzkie gromady. Przytoczyem jeszcze i inne
dowody, dostatecznie rozstrzygajce spraw.
Przyczyna wic spoeczestwa i cywilizacyi nie spoczywa w adnej formie
wspycia gromadnego, a skoro tak, to musi spoczywa w samym materyale, z
ktrego tworz si albo gromady, albo spoeczestwa. Innemi sowy, sam materya
na spoeczestwo, czyli czowiek, musi si czem rni od materjau
niespoecznego. Poniewa za w rodzie ludzkim, nawet przy najwikszem
rozproszeniu osobnikw, nie znamy stanu absolutnej niecywilizacyi, przeto
ujawnia si nam odrazu i w najprostszy sposb przepa pomidzy czowiekiem, a
caym pozostaym wiatem zwierzt.
Gdy jednak faktem jest niewtpliwym, e czowiek powsta ze zwierzcia,
czyli materja spoeczny z nie-spoecznego, przeto zagadka czowieka i cywilizacyi
koncentruje si ju w pytaniu: co bezporedniego przodka czowieka uczynio
czowiekiem, czyli materyaem spoecznym? Na terenie rnicy, ktra wytworzya
si w pewnym czasie midzy zwierzciem, a czowiekiem, ukrywa si zagadka
cywilizacyi.
Poniewa najwybitniejsz cech ludzk s wysoko rozwinite wadze
umysowe, ktrych siedliskiem jest wielki mzg, przeto uchodzio dugo i uchodzi
jeszcze za rzecz pewn, e owe wadze s wanie przyczyn spoeczn. Jednak
szereg metodycznie przeprowadzonych rozumowa upewni nas, e jest to zgoa
nieprawdopodobne (Nauka o cywil, rozdz. XV).
Naprzd okazao si, e waciwie nie znamy przyczyny wielkiego rozwoju
mzgu ludzkiego, nie zyskiwalibymy tedy nic, objaniajc jedn zagadk inn
zagadk; powtre nie mamy adnej podstawy do uwaania mzgu ludzkiego za.
przyczyn przyczyny spoecznej. A moe on jest jej skutkiem?
Niezalenie od tego czysto negatywnego argumentu, przeprowadziem inne
rozumowanie, ktre da si streci najkrcej w sposb nastpujcy: Nadmiernie
rozwinity organ bywa wynikiem nadmiernie wzmoonych funkcyi. Zachodzi wic
pytanie, czy wielki mzg i jego funkcye mog by uznane za wynik jakiej
yciowej potrzeby? Potrzeby, ktraby wypywaa z oglnych warunkw ycia w

rodowisku pierwotnem praczowieka nie mona dostrzedz, jeli chcemy by


ostronymi i bezstronnymi, wic przyjem, e jej nie byo.
W takim razie rozrost mzgu musi zostawa w przyczynowym zwizku z
jakiem szczeglnem rozszerzeniem si pola dla wzmoonej dziaalnoci
umysowej i to rozszerzeniem si tylko przed praczowiekiem. Musiaa si pojawi
nie tyle potrzeba, ile raczej mono wielkiego rozwoju umysowego, wypywajca
z jakich specyalnych i wyjtkowych warunkw, ktre skojarzyy si tylko w
rodzie Homo.
Wyjtkowy przeto rozwj mzgu nie moe ju by uwaany za przyczyn
rozszerzenia si pola dla rozwoju mzgu, bo adna rzecz nie moe by wasn
przyczyn. Przypuszczenie wic co do mzgu stanowczo upado, jako nielogiczne i
nic nie objaniajce. Mzg ludzki i myl ludzka mog ju by tylko skutkiem
jakiej nieznanej przyczyny uczowieczajcej, czyli uspoeczniajcej, ktra
materya nie-spoeczny przeobrazia w spoeczny.
Po caym szeregu bada, ktrych tu powtarza nie mog, okazao si, e ow
"si-przyczyn" spoeczn moe by tylko co, co materyalnie oddziaywa od
zewntrz na zmysy osobnikw, a wychodzi od innych osobnikw czyli co, co
czy od zewntrz osobniki ze sob. cznikiem midzy zwierztami jest
sygnalizacya mimiczna i akustyczna, czyli mechaniczne wibracye eteru i
powietrza, wysyane przez osobnika do osobnika, a dziaajce jako podniety
zmysowe, jako cznik fizyczny midzy mzgami. Uboga tedy sygnalizacya
zwierzca rozwina si w cznik spoeczny. Nie-cznik sta si cznikiem
spoecznym.
Jeeli to prawda, przeto znowu stanlimy przed faktem niezrozumiaym i nic
nie objaniajcym, albowiem powoujemy si na zjawisko, istniejce u wielu
zwierzt i nie prowadzce do uspoecznienia. Takby si zdawao, ale to tylko pozr.
atwo tu wpa w bd wielki, splta dobrze rozrnione czynniki i doj do
wnioskw faszywych. Aby si tedy nie da zbi z tropu pozorom, trzeba postawi
sobie pytanie zasadnicze, czy moe wogle powstawa co z niczego? Nie!
Zgodnie wic z pojciem siy-przyczyny, sformuowanem przez genialnego fizyka,
Roberta Mayera, orzekalimy, e gdy zjawia si jaka sia-przyczyna, wtedy jest
ona niewtpliwie tylko przeobraeniem innej. Wypado tedy obejrze si za si,
ktra moga przeobrazi si w si-przyczyn spoeczn. Najprociej byoby,
oczywicie, przypuci, e tutaj wanie sygnalizacya zwierzca przeobrazia si w
ludzk, w si uspoeczniajc. Lecz atwo spostrzedz, e przyjmujc takie
wyjanienie popadlibymy w bd. Wibracya powietrza nie moga przeobrazi si
w wibracy powietrza, bo i jedna i druga jest wibracy i niczem wicej, ani niczem
mniej. Niema tu i nie moe by ani adnego przeobraenia ani nawet podstawienia.
Mona tu mwi jedynie o wikszem skomplikowaniu tego ruchu, o wikszem jego
urozmaiceniu, bo nawet nie o rozwoju w cisem znaczeniu tego sowa. (W tym
wzgldzie porwnaj jeszcze odnony ustp w rozdz. XV pracy niniejszej). W takim
razie przeobraeniu w wibracy powietrza albo podstawieniu pod ni ulega tu zgoa
co innego.
W rozdz. XIX-m i innych pracy poprzedniej dowiedlimy, e przeobraeniu
albo podstawieniu ulega tu ruch nerwowy w mzgu, ktry sam nie wykracza i nie

moe wykracza nigdy poza granice organu, w ktrym si odbywa. Dopiero pod
postaci celowo wywoywanych przez zwierz wibracyi powietrza, ruch nerwowy
zwycia przeszkod, dzielc osobnika od osobnika i czy owe osobniki, jak
gdyby w jednolity system dwojakiego rodzaju ruchw. Pod ruch tedy nerwowy,
ktry ostatecznie jest tylko ruchem fizycznym bardzo skomplikowanym, podstawia
si inny ruch fizyczny, ale ju nie tak skomplikowany, bo musi przebywa czy
wypenia przestrze elementarn, dzielc osobnika od osobnika.
Mostem, ktryby pozwoli ruchowi nerwowemu "przeby" przestrze,
wypenion tak jednolit matery w znaczeniu biologicznem, jak powietrze, moe
by w samej rzeczy tylko ruch zupenie elementarny i chocia podstawienie go na
miejsce skomplikowanego nerwowego nastrczao niemae trudnoci, zostay one
pokonane o tyle, o ile to by mogo. Lecz mostem takim rozporzdzaj ju i
zwierzta! Jeeli wic powiadamy, e wibracya powietrza, wywoywana przez
osobniki mwice i wysyana do suchajcych, jest fizycznym cznikiem,
spajajcym wszystkie osobniki w wielk cao, a co wicej, jeeli powiadamy, e
jest bezporedni przyczyn mzgw ludzkich i mdroci ludzkiej, to waciwie nie
odkrylimy chyba rzeczywistej przyczyny ludzkiej mdroci, czowieczestwa i
cywilizacyi, bo przecie zwierzta, mimo e posiadaj ten cznik, wci zostaj
jestestwami nieuspoecznionemi.
Lubo to refleksya trafna, jest ona tylko w poowie suszna. Zarwno
sygnalizacya udoskonalona, zwana mow ludzk, jak ruch nerwowy daleko
bardziej skomplikowany, ni zwierzcy, nie mog by przecie u czowieka
zjawiskiem cakiem nowem i nieznanem w wiecie organizmw zwierzcych. One
tylko podlegy wielkiej komplikacyi. Rnice midzy ruchem nerwowym w mzgu
zwierzt i ludzi mog by tylko natury ilociowej, i tosamo mona powiedzie o
rnicy midzy sygnalizacyami, zwierzc a ludzk.
Lecz i w takim razie mamy suszne prawo zapyta: Dlaczego u zwierzt ta
sama "przyczyna" (wadza sygnalizowania) nie wydaa takich samych skutkw,
jakie wydaa wrd ludzi? Dlaczego tylko jeden czowiek rozwin sygnalizacy
prymitywn w cznik spoeczny, a nie rozwiny jej zwierzta? A nastpnie mamy
prawo zapyta: co nas upowania do nazywania sygnalizacyi akustycznej
przyczyn spoeczn i do wyobraania sobie, emy przez to zrobili znaczne
odkrycie?
Sia zarzutu, tkwicego w tak postawionych pytaniach, polega tylko na uyciu
przez nas chwilowo wyrazu "przyczyna" w elementarnem ujciu Mayerowskiem,
zamiast w pospolitem znaczeniu filozoficznem, w ktrem ten wyraz oznacza tylko
jeden z wielu warunkw koniecznych i dostatecznych do wystpienia jakiego
zjawiska. Skoro tylko "przyczyn" ujmiemy w ten szerszy sposb, sprawa
przedstawi si inaczej i cae wyjanienie nabierze poprawnoci cile naukowej.
Podobnie, jak fizyk i biolog nie zna waciwie i nie szuka w wiecie przyczyn
zjawisk, tylko warunkw, tak i my szukamy tylko warunkw uczowieczenia si
nieczowieka czyli pra-czowieka.
Ot trzeba pamita, e niema procesu, ktryby by uwarunkowany jednem
tylko zjawiskiem, jako swoj "przyczyn". Kady zaley od niewypowiedzianego
mnstwa procesw. Wic i cywilizacya musi by skutkiem sumy wszystkich,

zbiegajcych si u jej narodzin warunkw. Bez jednego nawet powsta nie moe,
musi za to wystpi, jeli s dane wszystkie, konieczne dla niej warunki.
Jeeli tedy sygnalizacya zwierzca zacza podlega w praczowieku
szczeglnemu komplikowaniu si, e a staa si cznikiem, o skutkach
nieznanych w wiecie zwierzcym, to stao si to tylko skutkiem zbiegu warunkw,
koniecznych i dostatecznych do jej komplikowania si. Praczowiek przetworzy
si w czowieka skutkiem zbiegu warunkw. Wyrazilimy to w "Prolegomenach"
przez "zbieg okolicznoci wyjtkowych". Dopiero gdy w czowieku zbiegy si,
oczywicie nie szukane przez przyrod, warunki "sprzyjajce", wtedy i tylko wtedy
nie-cznik pocz stawa si cznikiem ze wszystkiemi tej ewolucyi nastpstwami
(rozdz. XXV-XXVII).

VI. Dlaczego tylko przodek czowieka sta si materyaem


spoecznym? Co mamy sdzi o wyjtkowoci tego faktu?
Teraz zjawia si nowe i jeszcze waniejsze od poprzednich pytanie: co za
szczeglne warunki zoyy si na rozwinicie sygnalizacji u czowieka, gdy wrd
zwierzt zostaje ona dotychczas w stanie pierwotnym, niejako zarodkowym, w
stosunku do ludzkiej?
Pytanie to stao si przedmiotem troskliwego rozbioru, ktry zaj kilka
rozdziaw pracy poprzedniej. Trzeba byo sign do historyi rozwoju czowieka,
a nawet wogle krgowcw i w sposb samodzielny zbada fakty, na ktrych
opieraj si dotychczasowe pogldy na ewolucy czowieka. Z rozbioru tego
wyoni si obraz w znacznej mierze odmienny od powszechnie przyjtych dzi
wrd zoologw i antropologw. Okazao si, e aby te warunki szczeglne, ktre
si zoyy na wyjtkow w rodzie zwierzcym cao, dostrzedz, trzeba pozby si
zakorzenionego nawet w wiecie naukowym pogldu, jakoby czowiek sta na
jakim szczycie rozwoju krgowcw, jakoby by bd "najmodsz", bd
"najdoskonalsz" kreacy ziemsk. Wszystko to nieprawda, albo, co na jedno
wychodzi, opacznie bywa rozumiane.
Typ ludzki wcale nie jest typem morfologicznie modym. Przeciwnie, jest to
typ bardzo konserwatywny i o wiele starszy, ni si to powszechnie przyjmuje w
nauce i utartych pogldach, nie opartych zreszt na adnych dowodach
rzeczowych.
Jeeli uporzdkujemy naleycie dokumenty rzeczowe, jakiemi nauka
rozporzdza, a ktre s dotychczas, niestety, bardzo uamkowe, jeeli dotkliwe
braki oraz luki tymczasowe w naszych wiadomociach, dotyczcych czowieka
kopalnego, wypenimy ostronemi dedukcyami logicznemi, opartemi na faktach
cile sprawdzonych, wwczas przekonamy si, e wszystko przemawia za
wnioskiem, e przynajmniej w Pliocenie posta czowieka bardzo mao rnia si
od dzisiejszej, a jeszcze wczeniej, t. j. w kocu Miocenu musiaa by bardzo
podobna w najwaniejszych szczegach swej budowy do dzisiejszej (patrz rozdz.
XXII i XXIII). Wic te, zwyciony logik dowodw rzeczowych, naleycie
uporzdkowanych, nie wahaem si zosta w niezgodzie z pogldami obecnie
panujcemi i przyjem wyej sformuowany sposb widzenia.

Oczywicie mona byo nie wierzy w trafno mej hipotezy, zgodnej tylko z
przypuszczeniami, bronionemi dotychczas zaledwie przez kilku zwolennikw
wielkiej staroytnoci postaci czowieka, lecz tak szczliwie si zoyo, e cho
upyny zaledwie 3 lata od wystawienia tych pogldw, zaszy w wiecie
naukowym bardzo interesujce odkrycia realne, ktre w nadspodziewanie wietny
sposb potwierdzaj pogldy, wypowiedziane w "Prolegomenach". Rycho
wywoaj one gruntown i powszechn zmian w zapatrywaniu si na staroytno
czowieka, wanie w kierunku, ktrego jestem rzecznikiem. Mam tu na myli
odkrycie szcztkw Tetraprothomo w Monte Hermoso w Argentynie, a ostatnio
czaszki Diprothomo platensis w porcie Buenos Aires, jako tez niektre inne.
Gdy wic nowe odkrycia paleontologiczne wzmacniaj nie za osabiaj moje
stanowisko, tem mielej mog powtrzy tu w gwnych zarysach wywody, oparte
na przekonaniu o wielkiej staroci typu ludzkiego.
Mojem zdaniem ewolucya czowieka dokonaa si wanie na gruncie
konserwatyzmu fizycznego tej postaci. Praczowiek sta si czowiekiem wanie
dziki temu, e utrzyma si a do koca na najprostszej drodze przecitnoci typu
ssaka. Z tej drogi zesza rnemi czasy wikszo zwierzt sscych przewanie
przez nadto wielkie specyalizowanie si ze szkod dla psychicznego bogacenia si
typu drog dziedzicznoci. Wikszo pierwiastkowo pokrewnych mu zwierzt
wesza w faz, e tak si wyra, gbszego uzwierzcania si. Rozwj wielu z nich
szed nazbyt krtemi ciekami, lub zawrci z drogi wielostronnoci na manowce
zgubnej zawsze dla psychiki jednostronnoci, wic kracowoci. Monaby te je
nazwa typami mimowolnie i bezwiednie marnotrawnemi, bo utracay, przez dalsze
niekorzystanie, wielk cz dowiadczenia przodkw. Rd Hominis tych strat nie
ponosi, a zoyo si tak szczliwie dla niego, e w dodatku, od bardzo dawnego
czasu przybra postaw wyprostowan, co stao si wanym momentem zwrotnym
w jego historyi, albowiem rce jego zastosowane przez czas duszy do ywota
nadrzewnego zostay uwolnione od dawnych obowizkw narzdzi
lokomocyjnych. Zaszo tu co podobnego do nagego otrzymania cennego daru.
Rkoma wolnemi, a chwytnemi, wic od bardzo dawna wyrobionemi w kierunku,
ktry sta si ludzkim, pocz pra-czowiek sporzdza narzdzia sztuczne, zrazu
bardzo jednostajne, powoli urozmaicajce si. Zaczo si to ju w pocztkach
Miocenu (Nauka o cywiliz. rozdz. XXIV).
Proces przetwarzania si jestestwa niespoecznego w spoeczne by bardzo
dugi. Od Miocenu a do Pliocenu mamy cigle niemal jedno i to samo stadyum
rozwoju techniki krzemiennej; niema tu wprawdzie cofania si, ale nie wida
prawie postpu. Bd co bd pewne zrnicowanie uzdolnie byo ju, a na tym
gruncie potrzeba porozumiewania si ze sob rozproszonych bd rodzin, bd
grup drobnych komplikowaa zwolna prost i ubog sygnalizacy w lepiej
uporzdkowan mow, ktra, jako nabytek korzystny, doskonalia si ju
ustawicznie, lubo z trudem i rozszerzaa zakres poj oraz potrzeb ludzkich.
Usprawnianie narzdzi zwikszao z jednej strony wydajno si ludzkich, mnoyo
rozmaito produktw, oywiao ich wymian, rwnoczenie za rozszerzao zakres
mowy i myli, wywoujc ze swej strony dalsze komplikowanie narzdzi i ich
wytworw. Wszystko to umoliwiao zaoszczdzanie bd si, bd wytwrczoci,

wic wywoywao bd zwikszone zuycie bd byt lepszy, budzc coraz nowe


podania, stajce si przy ich zaspokojeniu rycho nowemi potrzebami. Osobniki
dzielniejsze pogbiay zrnicowania funkcyonalne tak wasne, jak osobnikw
innych, zostajcych pod ich wpywem.
Oto w najkrtszym zarysie warunki, w ktrych powstawaa i doskonalia si
skomplikowana sygnalizacya, wytwarzajca te czci mzgu ludzkiego, ktrych nie
posiadaj zwierzta, ze wszystkiemi tego procesu nastpstwami. Widzimy jasno, e
midzy zwierzciem a czowiekiem przepaci jakociowej nie byo i niema.
Czowiek powsta nieznacznie ze zwierzcia, a przez bardzo dugi czas by czem
poredniem. Midzy obu stanami ley pena skala przej nieznacznych. I gdy
zwierzta, dla wielu powodw, pozostay przy swym charakterze osobnikw
wolnych, zamknitych prawie w sobie, i pomijajc rnice pci, jednakowych
funkcyonalnie w granicach rodu, jeden Praecursor Hominis sta si niepostrzeenie
materyaem spoecznym. Od tej ery przejciowej, czowiek, jako typ funkcyonalny
(nie za morfologiczny), sta si ju podobn abstrakcy, jak jest "komrka"
idealna w organizmie. Prnoby ju szuka midzy ludmi jednakowoci
(oczywicie funkcyonalnej i psychicznej), ktra cechuje zwierzta jednego
gatunku. Wi spoeczna kopie i utrzymuje od kolebki rnice midzy ludmi, tem
gbsze, im "cao spoeczna" jest bardziej rozwinita. Zupenie tak samo "wi
organiczna" utrzymuje tem wiksze rnice midzy komrkami, im organizm jest
bardziej skomplikowany.
Kady czowiek, jako czowiek, jest ju dzieem spoeczestwa na tle
przyrody, nie za dzieem samej przyrody, ktra go otacza. Zostaje on za
czowiekiem tylko przez to, e jest zawsze czstk swego spoeczestwa. Gdyby
ono mogo uledz kiedy rozwizaniu, ludzie spadliby znowu do poziomu zwierzt.
Spoeczestwo okazuje si tedy utworem wyszego rzdu, scalonym z jednostek
rzdu niszego, (z organizmw rodzaju Homo) przez mow i narzdzia sztuczne.
Utwr ten niema w przyrodzie ziemskiej drugiego rwnorzdnego sobie, ma tylko
odlege analogie w organizmach (C) i jednokomrkowcach (B).
Nic wic to nie znaczy, e do wystpienia cznika spoecznego z
intenzywnoci, nieznan wrd zwierzt, potrzebny by zbieg licznych warunkw.
Nic nie znaczy, e mostem fizycznym midzy psychiczn stron osobnikw
rozporzdzaj i zwierzta, lubo w granicach nader szczupych. Wanie bowiem dla
tego, e i zwierzta nie s pozbawione tego rodka, niema nic nadzwyczajnego, e
midzy ludmi zosta on rozwinity a do roli pozornie nowej siy, siy, czcej
osobniki w dawniej nieznan na ziemi cao. Zachodzi tu tylko wyjtkowo w
wyzyskaniu rodka, majcego u zwierzt niezmiernie sabe znaczenie - do roli i
znaczenia, nowego na ziemi zjawiska, mianowicie do znaczenia mowy ludzkiej. I
w tym wzgldzie mgby mi kto bardzo atwo zrobi zarzut, e waciwie nie
wyjaniem najciekawszej strony oglnej zagadki czowieka. Powiedziane byo w
pracy poprzedniej, e "wyjtkowy" zbieg okolicznoci sprawi, e nie-cznik sta
si tylko u czowieka cznikiem. Poszukujc przynajmniej najwaniejszych i
bezporednich warunkw, skadajcych si na w zbieg okolicznoci, wskazaem
wprawdzie na niezmiernie wan rol rk ludzkich i niemniej doniose znaczenie

najpierwotniejszych narzdzi sztucznych (N. o c. roz. XX-XXIV), ale atwo


spostrzedz, e to jeszcze nie wszystko, co jest niezbdne do zrozumienia w peni
caej tej ewolucyi. Wszak rce uwolniy si dopiero z chwil przybrania przez
protoplast pra-czowieka postawy wyprostowanej, a przecie punkt ten, jako
wany moment w ewolucyi, pozostaje jeszcze ciemnym. Nie umiemy sobie
objani, co go spowodowao. S i inne punkty, co do ktrych pozostajemy w
zupenej jeszcze niewiadomoci. "Zbieg wic warunkw wyjtkowych", na ktry
si powoujemy, mona uzna za wygodne asylum ignorantiae. Nie bd ukrywa,
e tak jest w istocie, ale te musz sobie pozwoli na ma dygresy, aby cho w
kilku sowach omwi wszelk "wyjtkowo", i zaznaczy, e zbyt czsto, ku
szkodzie cisoci mylenia, mieszamy to pojcie z pojciem tajemniczej
"nadzwyczajnoci". Pragn zaznaczy, e wogle robimy sobie za wiele z naszej
niewiadomoci: dla czego wanie tylko pra-czowiek sta si czowiekiem?
Gdybymy nawet i tego nie dobadali si, co ju tu zostao wyoone, to
jeszcze nie byoby powodu do podejrzewania jakiej "nadzwyczajnoci" w tym
"wyjtku". Pytanie to podnieca nas cakiem niepotrzebnie i odbiera spokj, z
ktrym znosimy mnstwo innych podobnych "tajemnic", nie zdajc sobie nawet
sprawy z ich istnienia. damy, aby nam w peni wytumaczono tajemnic stania
si czowieka, ale zapominamy, e w tym razie sami wymagamy
"nadzwyczajnoci" od badacza, mianowicie wiedzy wprost niemoliwej dla
czowieka.
Wszak w takiej samej niewiadomoci zostajemy co do wszystkich przyczyn
wszystkich rzeczy, podpadajcych pod zmysy i wcale nie wyrzucamy sobie
ignorancyi? Skde taka niecierpliwo na jednym punkcie?
Prosz, niech mi kto powie dla czego zoto jest zotem? Dla czego co stao
si zotem? Dla czego pokrzywa jest pokrzyw, dla czego staa si cile tak
pokrzyw, jak znamy? Pyta podobnych monaby postawi milion.
Odpowied moe by tylko jedna.
Tylko zoto jest zotem dla tego, e w niem jednem zbiegy si warunki
konieczne i dostateczne do uczynienia go tem, co nazywamy zotem. Gdyby w
elazie zbiegy si warunki zota, wtedy elazo byoby zotem. A wic tylko tam i
tam wszdzie mamy zoto, gdzie zbiegy si warunki konieczne i dostateczne dla
zota. Czy mamy tu zaraz podejrzewa jakie warunki nadzwyczajne? Nie! Rwnie
bowiem "nadzwyczajne" s w elazie. Wszak znowu ani zoto, ani nic innego,
prcz elaza, nie moe by elazem. Czy w zocie s warunki wyjtkowe?
Oczywicie, bo zbiegaj si tylko w jednem zocie i nigdzie wicej na wiecie.
Mimo to obojtn musi by dla nas pewno, e znamy tylko niektre warunki
zota, elaza i t. d., albowiem do poznania wszystkich trzebaby wszechwiedzy albo
astronomicznej znajomoci wiata.
Czemu tedy kopoczemy si zbytnio nieznajomoci wszystkich warunkw,
ktre pra-czowieka uczyniy czowiekiem? Niedo-e nam pewnoci, e rzeczy
stay si takiemi, jakiemi s, bo nie stay si innemi? W przyrodzie niema spokoju,
wszystko podlega zmianom, a zmienia si dla przyczyn koniecznych i
dostatecznych. Przychodzi czas, e zoto przestaje by zotem, pokrzywa
pokrzyw, jednokomrkowiec jednokomrkowcem, zwierz zwierzciem. Wtedy

zwierz zmienia si w czowieka. Niema w tej ostatniej zmianie nic


"cudowniejszego", nic "nadzwyczajniejszego", jak w milionie innych zmian, nic
cudowniejszego, jak w fakcie, ktry zaszed przed milionami lat pord komrek
wolnych i ma za skutek istnienie niezliczonych rodzajw organizmw, tak mao do
siebie podobnych.
Dziki zbiegowi okolicznoci, niektre komrki zaczy czy si w zupenie
nowe swojego czasu w przyrodzie ziemskiej zrzeszenia, czyli w organizmy. I
zrzeszenia te trwaj do dzi w najrozmaitszych postaciach. Obok za nich, rwnie
a do dzi przetrwao mnstwo jednokomrkowcw w stanie wolnym i
niezmienionym. Co tu mamy uwaa za bardziej nadzwyczajne? Czy pierwszy, czy
drugi fakt? Czy przetrwanie wolnych komrek obok organizmw, czy te
pojawienie si i trwanie organizmw? Mnie si zdaje, e oba s jednakowo
naturalne.
Bada i pogbia nasze wiadomoci trzeba, ale tylko niewolno z niewiedzy
wyprowadza domysw o "wyjtkowej tajemniczoci" lub nienaturalnoci tych lub
tamtych zjawisk wiata.
Cywilizacya "staa si" tak samo, jak "sta si" organizm, jak komrka, dla
przyczyn koniecznych i dostatecznych. Bdmy dzi zadowoleni z tego, co udao
nam si zrozumie; jutro dowiemy si wicej, ale to pewna, e nigdy nie dowiemy
si wszystkiego.
Niech czytelnik raczy mi darowa to odejcie od tematu, ale wydao mi si
uytecznem dla uspokojenia sumienia naukowego, e skoro odkrylimy tak
bezporedni przyczyn spoeczestwa i cywilizacyi, jak cznik, obok kilku wyej
ju wymienionych warunkw (postawa wyprostowana, stopy, rce, narzdzia i t.
d.), to powinno to nam wystarczy nie tylko na razie, ale nawet w oglnoci.
Zreszt nie ustaniemy w trudzie i spodziewamy si w dalszym cigu tego badania
dowiedzie si wicej. A chocia to bdzie krok drobny, to niewtpliwie przyczyni
si do posunicia przez innych naszych wiadomoci znowu dalej.

VII. Rnica midzy mow ludzk a zwierzc.


Wobec pierwszorzdnej wanoci, jak przypisujemy mowie ludzkiej,
mianowicie wobec twierdzenia, e ona jest prawdziwym cznikiem spoecznym i
niezbdnym warunkiem czowieczestwa, spoeczestwa i cywilizacyi, naley
zbada i okreli dokadnie, czem ona si rni od sygnalizacyi zwierzcej, ktra
nie stanowi cznika. Chocia bowiem obie s wibracy, nie mog ju by
praktycznie tem samem, jeli nasze wywody o czniku s suszne.
Jako rzeczywicie nie s tem samem. Stwierdzilimy dopiero, e mowa rni
si wikszem urozmaiceniem sygnaw. Samo jednak urozmaicenie nie tumaczy
dostatecznie faktu, e sygnalizacya tu jest cznikiem o specyalnych warunkach,
tam za nim nie jest.
Musimy odkry jeszcze inn cech sygnalizacyi ludzkiej, cech, ktraby
poniekd bya warunkiem jej o wiele wikszego urozmaicenia.
Nie potrzebujemy, na szczcie, czyni odkry, aby wykaza, e mowa ludzka
jest zgoa czem innem ni zwierzca. Wystarczy zuytkowanie spostrzee
oddawna znanych, a jeeli nie doprowadziy one wczeniej do wykrelenia cisej

linii demarkacyjnej midzy obu pokrewnemi, a tak rnemi zjawiskami, stao si to


dla tego, e przed powstaniem pojcia realnej caoci D krono tylko dokoa
prawdy, dostrzegano jej czci, ale caej niepodobna byo dostrzedz.
"Mowa" zwierzca uderza tem, e jest powszechn w granicach gatunku, lub
odmiany zoologicznej, e jest wadz wrodzon, a jak mwi lingwici "mow z
natury" (physei). Zwierz rodzi si z ni i przekazuje potomstwu w jajku lub
nasieniu. Prawiono nieraz, e i zwierzta "ucz si" swej mowy od otoczenia, ale to
nieprawda. Nauka mowy zwierzcej, jeeli gdzie daje si zauway, jest ju
zjawiskiem wyjtkowem, ktre zaliczy trzeba do niezmiernie ciekawych prb
uspoeczniania si, ale w oglnoci polega ona na prostem zudzeniu obserwatora.
A to przecie cho ptak uczy si niby swego wiegotu, to jednak wiergoce cile
tak samo, jak wszystkie ptaki jego gatunku, nawet takie, ktre od wiekw nie miay
adnej ze sob stycznoci. Tysice lat upywaj i wszystkie kukuki kukaj
jednakowo, wszystkie wilki w jednaki sposb si porozumiewaj. Gdzie tu nauka?
Przez uczenie si musiayby powstawa zmiany, a bez nauki, gdyby tylko bya
potrzebna, powstawayby rwnie zmiany w sposobach porozumiewania si
osobnikw jednego gatunku, i to zmiany rozbiene. Tego nie widzimy. Przeciwnie,
gosy zwierzt pozostaj niezmienne w granicach niezmiennoci gatunku lub
odmiany. Dla tego, dla wasnej dogodnoci, nazwiemy mow zwierzt mow
gatunku.
Tak mow musia niegdy posiada i czowiek, jako gatunek zoologiczny. A
w takim razie albo pozby si jej, albo posiada do dzi, albo te ona wanie
przetworzya si w mow ludzk.
Z tych prawdopodobiestw tylko drugie jest faktem. Czowiek i do dzi
posiada sw mow gatunku. Jest to mowa okrzykw i modulacyi gosu. Ona, obok
gestw i wszelkiego rodzaju mimiki stanowi wsplny wszystkim ludziom rodek
porozumiewania si. Zakres jednak tej "mowy" jest bardzo ograniczony i do
ludzkich potrzeb nie wystarcza, ale te ona nigdy nie suya do potrzeb ludzkich.
Dopiero ponad t mow zwierzc wznosi si inne zjawisko, odznaczajce si
cechami wprost przeciwnemi tamtej.
Mowa ludzka nie jest ani powszechn, ani wrodzon.
Gdybym chcia pj za jzykoznawcami, wtedy wypadoby powiedzie, ze,
w przeciwstawieniu do koniecznoci sygnalizacyi zwierzcej, jest ona rodkiem
porozumiewania si dowolnym i umwionym, e istnieje niby "thesei", na zasadzie
postanowienia lub nadania, ale podobne okrelenie dalekiem byoby od prawdy. W
mowie ludzkiej niema koniecznoci zwierzcej uywania takich, a nie innych
znakw gosowych, ale te niema rwnie i dowolnoci, ani postanowienia.
Niewaciwo nazywania mowy ludzkiej rodkiem porozumiewania si dowolnym
i umwionym, ujawnia si jaskrawo, gdy zwaymy, e i mowa ludzka jest
rodkiem rwnie gotowym i koniecznym, jak zwierzca, pomimo, e osobnik nie
rodzi si z ni, lecz musi j nabywa. Caa rnica, ale niezmiernie doniosa ley w
tem, e zwierz dziedziczy swoj wraz z organizmem - czowiek za rodzi si
niemow i ludzkiej musi si dopiero uczy od swego otoczenia.
atwo ju oceni ogromne znaczenie tej rnicy. Mowa zwierzca jest gotow
niejako wewntrz osobnika, ona z nim na wiat przychodzi, wypywa z ustroju,

mowa za ludzka jest gotowa tylko zewntrz osobnika, ona trwa poza nim, a raczej
ponad nim. Czowiek przychodzi jako niemowa do jzyka zupenie ju gotowego,
ktry poza nim istnia, istnieje i istnie bdzie, niezalenie od jego osobistej
organizacyi fizycznej i niezalenie od organizacyi wszystkich osobnikw,
korzystajcych z niego.
Powiadano, e to rodek porozumiewania si umwiony. Lecz jake mona
prawi o umowie tam, gdzie istnieje raczej konieczno? Wszak dzieci nie moe
nie przyj wyrazu, co mwi, nie moe nie przyj caego systemu wyrazw,
ktry mu narzuca otoczenie. Nawet czowiek dorosy nie moe nie przyj jednego
wyrazu, jeli chce by rozumiany, a jeli wytwarza wyraz, natrafia na ten sam opr,
jaki wywouje kade nowatorstwo. Wyraz jest starszy od osobnika, bo otrzymany
zosta od generacyi poprzedniej, a ta przeja, go od jeszcze dawniejszej i t. d. A
wic z nabywaniem jzyka zwizany jest mus, pomimo, e osobnik nie zdaje sobie
z niego sprawy i chocia taki mus nie ma nic wsplnego z musem fizyologicznym
zwierzcej, powszechnej i wrodzonej mowy gatunkowej. Rnica midzy obu
musami jest ta, e sygnalizacya zwierzt jest konieczn fizyologicznie, mowa
ludzka konieczn socyologicznie. Dla tego mowa zwierzt jest jedna dla caego
gatunku, mowy ludzkiej niema jednej, jest mnogo jzykw w rnym stopniu
niepodobnych do siebie, ale aden niema charakteru funkcyi wrodzonej, aden nie
jest zwizany ani z ras, ani z dziedzicznemi cechami fizycznemi ludzkiemi, a
kady, chociaby najmniej wyrobiony, stoi o cae niebo wyej pod wzgldem
bogactwa znakw od sygnalizacyi zwierzcej. Dla czego tak jest? Bo nie jest to
produkt ani jednostki, ani gatunku, lecz cznych wysikw osobnikw
zjednoczonych od wiekw wspdziaaniem i koordynacy. atwo ju oceni
trafno spostrzeenia tych jzykoznawcw i socyologw, ktrzy jzyk nazywaj
instytucy lub gotowem narzdziem do dziaania ludzkiego, albo skarbem
najcenniejszym ludzkoci. W istocie, niepodobna sobie wyobrazi stanu, w ktrym
znalazby si czowiek, gdyby mu zbrako jzyka gotowego, ktry istnieje poza nim
i w ktrym on yje. Grupa ludzka, zupenie pozbawiona jzyka gotowego opadaby
na poziom zwierzcy i z trudem dopiero, w dugim szeregu pokole potomstwo jej
dorabiaoby si tego skarbu, ktry jest zoony gotowy w kadym, bodaj najmniej
wyrobionym czyli najuboszym jzyku ludzkim. "Mowa ludzka, choby
najubosza cudw dokazuje" (Prol. XXIV. 218), bo to jest osobliwy kapita,
nagromadzony niewypowiedzianie wielk i wytrwa prac pokole, kapita,
ktrego jednostka nie przynosi na wiat, ani zabiera, nie udwignie, ani oceni, lecz
tylko otrzymuje niemal darmo, korzysta z niego w miar potrzeb swoich i zostawia
nienaruszony, a czsto jeszcze z wasn dorzutk - dalszym pokoleniom.
Ten kapita znakw gotowych wci jest, wci trwa i nie przestaje kry
pomimo, e nie na drodze fizyologicznej podtrzymuje si w osobnikach. On zacz
si tworzy raz, wwczas, gdy przeze nie-czowiek przetwarza si w czowieka i
odtd jako system wibracyi powietrza, czcy czonkw nowej w przyrodzie
caoci trwa bez przerwy, dzieli si na narzecza, ktre powoli staj si jzykami,
lub mieszaj si z innemi w rnych stosunkach, znowu rozpadaj si i t. d. Kapita
ten nie tylko trwa, ale powiksza si, a zginie dopiero kiedy z ostatnim
czowiekiem.

Jest to co ograniczenie trwaego i cigego, jak ycie, cho nie zaley


bezporednio od ycia (trwania) osobnikw lub ich pokole, cho nie reprodukuje
si drog fizyologiczn. Co trwaego, pomimo, e wci si zmienia, rozpada na
oddzielne caoci (gwary, jzyki), zlewa, aby znowu podledz podziaowi i
transformacyom.
Zwierz zronite jest ze sw ubog mow, jak ryba z petwami, czowiek
moe swj jzyk, jak wioso odrzuci, aby wzi inny. Moe do jzyka przysta i
moe odej, przyjmujc inny jzyk. Zwierz tego nie potrafi, bo nawet nie ma
wyboru, wreszcie tego nie potrzebuje, i dlatego mamy prawo powiedzie, e mowa
(sygnalizacya) zwierzca yje caa w kadem zwierzciu - jzyk ludzki yje poza
czowiekiem. Zwamy to dobrze, e nie jzyk yje w czowieku, jako jednostce,
lecz raczej czowiek w jzyku.
Zbytecznem byoby duej rozprowadza ten temat. Cel poszukiwania
osignity. Wibracya powietrza (mowa) z jednakowych od natury osobnikw czyni
zwizek, skrpowany gboko sigajc i duo dajc wymian energii, stwarza
cao, podleg swoistemu rozwojowi. Caoci t jest lud jednojzyczny.
Cao ta, dziki zrnicowaniu funkcyonalnemu jej elementw (osobnikw
ludzkich), ani przez moment nie zostaje tem samem. Ona jest rozmaitoci,
zczon w jedno, ona rozwija si, ronie i wyania w sobie coraz nowe zjawiska,
dzieli si w pewnych warunkach, podobnie jak komrka, na dwie lub wicej coraz
bardziej odrbnych, nowych caoci, obdarzonych wasnemi cechami
indywidualnemi i t. d.

VIII. Podobiestwo podstawowe midzy maym ukadem C


(organizmem), a wielkim ukadem D (cywilizacy).
Prba nasza z yciem, przeprowadzona w rozdz. I - IV, pozostaa
niezdecydowan i nic ju z tej strony nie moemy si, spodziewa. Dowodzi
"ycia" w cywilizacyi rnemi, znanemi ju z prac socyologw "organicystw"
argumentami i podobiestwami, byoby to depta bezskutecznie w miejscu.
Musimy pj i nadal wasn drog.
Skoro nie dajemy za wygran "yciu" w cywilizacyi, metoda nasza moe i
powinna zosta nadal przyrodnicz i tak, jak posuguj si biologowie, tylko
rodki musz by inne. Nie zdadz si nam narzdzia przyrodnicze, skalpel,
zarwno jak mikroskop, uyteczne tylko do badania bardzo drobnych caoci. Caa
czynno badawcza musi polega na wadzy rozumowania. Jedynem narzdziem
naszem musz by prawa logiki i tym musimy zosta wierni.
Zacznijmy wic od przypomnienia tego, co ju zostao dowiedzione w
"Prolegomenach", a co wie si bezporednio z treci rozdziau poprzedniego.
Dowiedlimy tam, e mowa ludzka zwiksza i rozwija mzgi ludzkie, jeden pod
wpywem drugiego, mianowicie rozwija te czci mzgu, ktre przyjmuj
mwienie cudze i rzdz mwieniem wasnem. Jest to zupenie naturalne.
Jak bez podniet zewntrznych (wibracyi), ktre przyjmuje oko nie byoby ani
oka, ani zwizanych z niem czci mzgu, ani w mzgu wiadomoci wiata, barw
i obrazw, - tak samo bez wibracyi zoonych, ktre wysya obcy aparat gosu (w

charakterze podniet), nie byoby w mzgu przyjmujcym tych czci jego, ktre
przyjmuj wibracye i zamieniaj je na ruch nerwowy, ktrego subjektywn stron
s wyobraenia i pojcia zoone. Poniewa za proces rozmawiania skada si z
dwu faz, naprzemian wystpujcych po sobie, wic wibracje wysyane s wynikiem
procesu, ktry zachodzi w mzgu wysyajcym, pod wpywem wibracyi
przyjmowanych i odwrotnie. Obie fazy stanowi cykl peny i zamknity;
skadajcy si na jeden proces cyrkulacyi podniet fizycznych od jednego do
drugiego osobnika.
w proces cyrkulacyi unaoczniem na schemacie, podanym w rozdziale XIX
na str. 170 pracy poprzedniej.
Wiemy dalej, e mowa ludzka rni si od sygnalizacyi zwierzcej daleko
wikszem skomplikowaniem, czyli urozmaiceniem. Skutkiem tego, zoonoci
ruchu nerwowego odpowiada w powietrzu ogromna rozmaito kombinacyi, w
ktre mog by ukadane rnowartociowe fale akustyczne. Rozmaito
podstawia si tu pod rozmaito.
Przekonalimy si nareszcie niedawno, w rozdziale poprzednim, e owa
rozmaito sygnalizacyi trwa gotowa tylko nazewntrz osobnikw ludzkich, bo one
przychodz do mowy gotowej i musz j nabywa, gdy tymczasem zwierzta
przynosz swoj na wiat. Rnica to kolosalna, i skutki tu i tam zgoa odmienne.
Gdy ludzie maj do rozporzdzenia ogromn ilo sygnaw, zwierzta bardzo
skromn ich liczb. Gdy sygnalizacya ludzka jest zmienna i to przewanie
niezalenie od osobnika, - zwierzca jest niezmienna w granicach caego gatunku.
W ludzkiej mamy element zrazu obcy osobnikom i narzucajcy si kademu
osobnikowi od zewntrz, ale tylko od pewnej liczby osobnikw ludzkich. Owa tedy
pewna ich liczba stanowi, dziki mowie (jzykowi), pewnego rodzaju zwizek.
Zwizek to wprawdzie naturalny, ale nie physei, lecz inaczej, bo rwnie nie thesei.
Jest to naturalny zwizek sui generis, zgoa bezprzykadny w wiecie organizmw,
po za rodem ludzkim. Gdy to wszystko zatrzymamy w pamici, atwo ju
zgodzimy si, e w zbiorze osobnikw, zwizanych wspln mow w
"spoeczestwo", moemy rozrni dwa cakiem osobne rodzaje ruchw,
sprzgnite jednak ze sob w jak cao wzajemn zalenoci tych osobnikw.
Mamy tu mianowicie:
1) Ruch nerwowy, odbywajcy si w systemie nerwowym kadego osobnika
zwizkowego. Poniewa w ruch zamknity w obrbie kadego osobnika i na
zewntrz, po za jego organizm, wykroczy nie moe, bdzie to ruch wewntrzny.
2) Ruch powietrza (wibracya), czcy tamte (ruchy nerwowe) w jeden system
mechaniczny, jest to ruch zewntrzny wzgldem wewntrznych, odbywajcych si
w osobnikach.
Tylko przez ten ostatni ruch wszystkie ruchy wewntrzne cz si w jeden
ruch caoci D. Ale to nie wszystko.
Tylko skutkiem istnienia urozmaiconych form ruchu zewntrznego - ruchy
wewntrz osobnikowe mog by i s takiemi, jakiemi s u ludzi, bo on, w ruch
zewntrzny, pokomplikowa wewntrzne. Bez niego, bez tego ruchu zewntrznego,
wielce urozmaiconego i wyrobionego w pewien system - nie byoby wcale w
osobnikach ruchw wewntrznych, tak bardzo skomplikowanych i to niezalenie

od dziedzicznoci. Zostayby one podobne do zwierzcych, ubogich i jednakowych


ruchw nerwowych.
Wic miao moemy utrzymywa, e tylko przez istnienie urozmaiconego
ruchu zewntrznego, tylko przez bardzo urozmaicony system wibracyi powietrza, istnieje ruch wewntrzny, nerwowy o tym charakterze, ktry cechuje ludzi.
Popatrzmy teraz dokoa siebie, czy znamy co analogicznego do procesu,
ktrymy wyej zarysowali? Tak. Znamy bardzo pospolite zjawisko w tym rodzaju,
tylko nieczsto przychodzi nam rozumie je naleycie. Jest niem kade zwierze lub
rolina. Z czego skada si system ruchw, zachodzcy nie w spoeczestwie, lecz
w organizmie?
Odkd stwierdzono w bardzo licznych wypadkach istnienie zupenie
materyalnych pocze, zetkni midzy protoplazmami ssiadujcych ze sob w
organizmie komrek (protoplazmatyczne wyrostki, "mosty", bezporednie stykanie
si protoplazm), - ustalio si ju przekonanie, e organizm nie jest prost koloni
komrek w dawnem, Schleidenowskiem rozumieniu, lecz jednym jednolitym
osobnikiem.Rolina tedy lub zwierz jest systemem, scalonym z mniejszych,
rwnie scalonych systemw (z protoplazm), za pomoc mniej lub wicej
widocznych dla nas pocze czysto fizycznych.
Na oglny ruch w tym systemie skadaj si tedy koniecznie, naszem
zdaniem, dwa rodzaje ruchw:
1. waciwy kadej komrce i zamknity w jej obrbie, a wic niejako ruch

wewntrzny i
2. ruch, czcy tamte w jeden ruch caoci, wic niejako zewntrzny

wzgldem tamtych. Tylko przez ten ostatni ruch pierwsze zlewaj si w


jeden ruch (proces) caoci, (organizmu). Ale take jedynie tylko skutkiem
istnienia urozmaiconego ruchu zewntrznego ruchy wewntrzkomrkowe
mog by tak urozmaicone, jak s w organizmie, bo on, w ruch zewntrzny,
je pokomplikowa. Bez tego ruchu zewntrznego nie byoby wcale w
komrkach ruchw wewntrznych tak bardzo zrnicowanych. Zostayby
one podobne do ruchw jednakowych oraz izolowanych, jakie obserwujemy
w jednokomrkowcach jednego i tego samego gatunku.
Dwu tych rodzajw ruchu biologja nie umie dotychczas jeszcze rozrni i
oddzieli i waciwie dla tego nie jest w stanie rozumie: czem si trzyma suma
procesw, zachodzcych w organizmie w tak doskonaej harmonii i rwnowadze,
ktrych polem jest kady organizm. Tyle tylko zdaje si by pewnem, e tajemnica
organizmu nie spoczywa w normalnym dla kadej komrki, (nie wyczajc
jednokomrkowca) ruchu wewntrznym kadej, lecz waciwie w ruchu oglnym,
czcym tamte w cao. Tego dowodzi fakt, (ustalony na mocy niezliczonych
obserwacyi lat ostatnich), e w organizmie jdra komrek (tworzcych si w nim)
s z pocztku zawsze jednakowe i jednowartociowe. Specyalizacya czyli
rnicowanie si ich dokonywa si dopiero w cigu rozwoju organizmu i w miar
rozwoju zmienia si oraz staje si coraz zupeniejsz.

Zachodzi teraz pytanie, czy mimo to kada komrka, wzita oddzielnie nie ma
ju z gry wyznaczonej roli w organizmie? Ot nie. Liczne dowiadczenia
wykazay, e komrka rnicuje si w organizmie dopiero i jedynie pod wpywem
miejscowych czynnikw bio-mechanicznych, a wic pod wpywem innych
komrek. Ktra za komrka ma peni dane funkcye, to zaley od zmiennych
potrzeb chwili, od zbiegu okolicznoci. Tak wic wrd komrek organizmu
wszystko formuje si pod wpywem wzajemnych oddziaywa i to oczywicie
oddziaywa od zewntrz, jeli za punkt obserwacyi obierzemy ktrkolwiek
komrk zwizkow.
C mamy sdzi o ruchu oglnym w organizmie, o tym drugim, ktry rzdzi
ruchami w komrkach? Czy jest to ruch mechaniczny, czy bio-mechaniczny? Nikt,
nawet zdecydowany mechanista nie zaprzeczy, e bdzie to ruch bio-mechaniczny,
bo to zreszt sprawa dogodnoci nomenklatury.
Jeeli teraz przypomnimy sobie, e w spoeczestwie osobniki s, tak samo,
jak komrki w organizmie, z pocztku prawie jednakowe i jednowartociowe, a
specyalizacya ich dokonywa si dopiero w cigu rozwoju pod wpywem
zewntrznych czynnikw, a wic pod wpywem innych osobnikw ludzkich (za
spraw mowy) oraz pod wpywem miejsca, ktre w spoeczestwie przypado w
udziale kademu osobnikowi, to spostrzeemy, jak dalece cywilizacya, czyli cao
D jest ukadem, w zasadzie podobnym do organizmu.
Rnic stanowi tu gwnie pozorna izolacya osobnikw, ktre przy znanej
swobodzie ruchw nie "stykaj si ze sob" tak "materyalnie", jak komrki, czyli
rnic stanowi tu pozorna "swoboda" osobnikw, ich miejscozmienno, ale
izolacj t, a wic i swobod niweczy fizyczny cznik-wibracya, spajajcy
osobniki ludzkie prawie tak dobrze, jak "protoplazmatyczne mosty" spajaj
komrki.
Wibracya-mowa, podstawiajc si pod ruch nerwowy (zachodzcy w
osobnikach), stanowi najrzeczywistsze uzupenienie (przeduenie) tego ruchu
nerwowego w jeden proces nerwowy wielkiej caoci.
Jeeli tedy zoony system ruchw wewntrz- i midzy-komrkowych,
zachodzcy w rolinie lub zwierzciu nazywamy systemem bio-mechanicznym, tu
ju najostroniejszy nawet myliciel nie zaprzeczy, e spoeczestwo moe by
systemem podobnym, a tu i tam moemy mie zjawiska zasadniczo podobne.
Gdy pomylimy, e dawna rwno zwierzcia utona i przepada w tej
caoci olbrzymiej, w tym zwizku naturalnym osobnikw, ktry mianujemy
spoeczestwem, a natomiast z zalenoci i nierwnoci wyonia si w osobnikach
mdro nad-zwierzca ze wszystkiemi jej nastpstwami, to nie mamy ju prawa
sdzi o takiej caoci, jakoby bya zudzeniem. Nigdy! Tu mamy naprawd nowy
w przyrodzie olbrzymi system scalony i utrzymujcy si w caoci przez
cyrkulacy jemu tylko waciwych podniet akustycznych i przez wynikajc z tego
wspzaleno i zrnicowanie osobnikw.

IX. Rozwaania zasadnicze nad wszelkim ukadem ywym.


Prawdopodobna jedno planu w naturze. Szerokie
widnokrgi.
Mielibymy niejakie prawo uwaa ju nie tylko istnienie realnoci D, ale
nawet samo ycie D za stwierdzone, przynajmniej w granicach moebnoci. Skoro
bowiem nikt nie zaprzecza istnienia ycia w komrce, cho go nie moe uzasadni
(jak to wykazane zostao w rozdz. I-IV, to zbytecznem byoby lepsze
uzasadnienie ycia w realnoci D.
Moglibymy obowizek uzasadnienia tezy przeciwnej zrzuci na tych,
ktrzyby si z naszym sposobem widzenia nie zgadzali, ale nie uczynimy tego, bo
wtedy twierdzenie, sprzeczne z pojciami ustalonemi byoby przyjmowane ze
susznem niedowierzaniem, a jako trudne do obalenia, nie doczekaoby si prdko
roztrzygajcej krytyki. Zamknlibymy sobie przytem drog do wyprowadzenia
ewentualnych konsekwencyi, zwizanych z pojciem ycia w caoci D.
Z tych powodw musimy przystpi do dalszych poszukiwa zasadniczych w
kwestyi istnienia lub nie istnienia realnoci D i ycia w niej.
Jak powane pitrz si przed nami trudnoci, atwo zrozumiemy, gdy
wyobrazimy sobie komrk mylc, tkwic w wtrobie ywego organizmu,
ktraby sobie postawia za zadanie nie tylko rozpoznanie caoci, do ktrej naley,
ale przekonanie si: czy to cao ograniczona i.... ywa?
Nie mniejsze trudnoci i my mamy do zwalczenia, ale skoro poznajemy,... a
przynajmniej wydaje si nam, e poznajemy wiat cay, nie naley do
niemoliwoci poznanie przynajmniej takie same i tego "naszego" wiata, ktrego
jestemy przypuszczalnie "komrkami." Poniewa drog do jakiejkolwiek syntezy
musi by uprzednia analiza, prowadzca do wydzielenia i rozrnienia skadnikw
przypuszczalnej caoci, tkwicej w jeszcze wikszej caoci, bo w "wiecie",
przeto musimy przedewszystkiem wydzieli kolejno gwne i niewtpliwe
elementy naszej caoci, "spoecznej" D. Pierwszym bd oczywicie gotowe
osobniki ludzkie, jako
scalone elementy podstawowe. (C)
Trzeba je uwaa za yw i wci odradzajc si protoplazm caoci D.
Na drugi element zo si wszelkie
ich produkty (dziea) materjalne.
Zachodzi tu pytanie: ktre to produkty mamy uwaa za dziea materyalne
"elementw podstawowych" ? Odpowied moe by tylko jedna: produkty
dziaalnoci ludzkiej, lecz ta nasuwa z kolei pytanie co naley do zakresu
dziaalnoci ludzkiej, a co do niego nie naley?
Na dziaalno czysto ludzk, zo si te czynnoci elementw
podstawowych (osobnikw ludzkich), ktre wykraczaj poza sfer czynnoci i
procesw, waciwych wszelkim organizmom, czyli zwykym organizmom, o
ktrych wiemy, e nie tworz spoeczestw (a wic zwierztom) i ktre odgrywaj
na poziomie organizmw rol niezwizanych jednokomrkowcw. Mamy tu ju

drog wytknit. Do procesw, waciwych wszystkim organizmom nale


przedewszystkiem te, ktre podtrzymuj tylko trwanie ich, a wyraajc si
jaknajprociej, ktre podtrzymuj powstawanie i trwanie zarwno osobnikw
ludzkich, jak i zwierzcych. Ulegaj wiec tu wyczeniu naprzd wszelkie funkcye
fizyologiczne, zwizane z rozmnaaniem si, odywianiem si i rozkadem, s to
bowiem procesy nisze, procesy ycia drugiego rzdu, stanowice jedynie tylko
warunek istnienia podstaw bezporednich ycia 3-go rzdu.
Gdy za wiemy; e osobniki ludzkie rni si od zwierzt funkcyonalnem
zrnicowaniem, przeto za dziea czysto ludzkie mamy poczytywa te, ktre pyn
ze zrnicowania uzdolnie i czynnoci ludzkich oraz z wymiany usug. Nie
moemy za nie poczytywa dzie, ktreby byy wynikiem normalnych funkcyi i
uzdolnie dla osobnika zwierzcego, w obrbie jego gatunku, jak naprzykad dziea
materyalne zwierzt (np. gniazda i t. d.)
Zrnicowanie uzdolnie i czynnoci ma wanie za skutek nieograniczon
rozmaito dzie (produktw) jednostek spoecznych, wymiana za usug,
nieograniczony wspudzia osobnikw w wykonaniu dzie zbiorowych.
Uzupenianie si wic wzajemne osobnikw funkcyonalnie zrnicowanych
najlepiej charakteryzuje czynnoci czysto ludzkie i powouje do bytu produkty
czysto ludzkie. Charakteryzuje je okoliczno, e najczciej owe produkty bywaj
dzieem bardzo wielkiej iloci osobnikw, z ktrych kady czem innem przyczyni
si do powstania lub zdobycia owego produktu.
Aby najkrcej objani o co tu chodzi, wemy do rki tak pospolity wytwr
ludzkiej dziaalnoci, jak pudeko zapaek "szwedzkich" i rozbierzmy uwanie jego
skadniki. Wtedy spostrzeemy, e na pudeko skada si deseczka drewniana
oklejona papierem bkitnym, druga za cz pudeka jest oklejona papierem
tym, na ktrym czarn farb drukarsk odcinity jest napis. Pewn cz tego
papieru powleka masa, ktrej gwnym skadnikiem jest fosfor bezksztatny. W
pudeku mamy prciki, wycite z drzewa i napojone na jednym kocu mieszanin,
uatwiajc palenie si, a nastpnie kady prcik ma gwk, zoon z kilku
substancyi chemicznych.
Jeeli pomylimy, e do otrzymania tego pudeka zapaek potrzebne byy
maszyny papiernicze, maszyny do krajania drzewa, maszyny drukarskie, potrzebna
jest masa papierowa, rne kleje, farby niebieska, ta i czarna, potrzebna jest
ruda, dajca fosfor i aparaty, w ktrych z tej rudy otrzymano bezksztatn posta
fosforu, jeeli to samo zastosujemy kolejno do kadej substancyi chemicznej,
wchodzcej w skad masy, uytej na gwk zapaki, to zrozumiemy, co za
nieprzeliczona ilo ludzi, ktrych wikszo nigdy si ze sob nie widziaa, ani
spotkaa, ani umawiaa, - zoya si na to dzieo. Pojmiemy zarazem, czem s
dziea ludzkie w porwnaniu do zwierzcych. Spostrzeemy, e najpracowitszy i
najdzielniejszy czowiek - sam jeden nigdyby w cigu caego swego ywota
jednego takiego pudeka zapaek nie zrobi. A przecie tak atwo i tanio sporzdzaj
je ludzie! Ot w tem rzecz caa spoczywa, e czego nie tylko zwierz, lecz nawet
czowiek jeden nie zrobi, - to atwo robi ludzie, czyli funkcyonalnie zrnicowane
osobniki spoeczne, przy gboko sigajcym podziale czynnoci.

Gdy za funkcyonalne zrnicowanie ludzi, wie si cile z wzajemn ich


zalenoci, owa za zaleno jest, jak ju wiemy skutkiem cznoci, wtedy
wyania si nam znowu, jako jeden z najwaniejszych czynnikw cywilizacyi,
cznik spoeczny,
ktrym ju tak dugo zajmowalimy si.
Gdy koniecznym warunkiem wszelkiej caoci yjcej s scalone elementy
podstawowe oraz ich zrnicowanie, ktre jest przyczyn rozmaitoci
(zrnicowania) produktw yciowej dziaalnoci owych elementw, - gdy wszelk
cao yjc charakteryzuje uzupenianie si wzajemne elementw scalonych i
zrnicowanych (np. w organizmie uzupenianie si wzajemne komrek), - to dla
nas do jest, emy to wszystko w realnoci D skonstatowali. Moemy bowiem
przystpi do poruszenia jeszcze jednego pytania, decydujcego o prawowitoci
przeprowadzonych analogii.
Cech wszelkiego, znanego nam, ciaa ywego jest asymilacya i dysymilacya.
Jeeli wic cao D jest i yje, to powinnyby si i w niej odbywa podobne
procesy. Na czeme moe polega w cywilizacyi przyswajanie i wydzielanie ?
Oczywicie, e na poziomie ycia D matery asymilowan przez D musi by
co innego, anieli na poziomie ycia C. Istota procesw przyswajania i
wydzielania nie moe tu polega na znanych nam procesach zwierzcych. Nie
moemy zalicza do materyi asymilowanych przez realno D pokarmw,
przyjmowanych przez ludzi, to jest przez osobniki ludzkie, ani powietrza przez
nich wdychanego. Rwnie do materyi wydzielanych nie moemy zalicza ich
wydzielin fizyologicznych. Nie pozwalaj na to naprzd zasady logiki, a prosta
obserwacya to potwierdza, albowiem kada gromada zwierzca wchania w ten
sam sposb, jak ludzie, skadajcy spoeczestwo i wydziela tak samo, a przecie
nie stanowi wcale caoci wyszej.
Nie trzeba te duej bystroci, aby bez dugich rozwaa zrozumie, e
matery asymilowan przez ludzi, jako ludzi, to znaczy przez elementy spoeczne,
musz tu by wszelkie materyay, z ktrych powstaj dziea ludzkie. W takim razie
matery wydzielan przez realno D bd wszelkie odpadki, pozostajce przy
sporzdzaniu dzie ludzkich oraz same te dziea odrzucone, zepsute, zuyte lub
zbyteczne.
Tak jest, ale to nie wszystko. Mamy tu dopiero poow materyi, asymilowanej
i dysymilowanej przez spoeczestwo, mianowicie materyay na dziea ludzkie i
odpadki przy sporzdzaniu lub funkcyonowaniu tych dzie powstajce. Pozostaje
jeszcze druga poowa pytania do rozwizania: skd si bior same scalone
elementy podstawowe realnoci D, t. j. ludzie? Wszak to s ju specyalne czynniki
spoeczne. One nie powstaj gotowe, na drodze fizyologicznej, jak powstaj
osobniki zwierzce, ktre nie stanowi adnego elementu spoecznego. Ot i tu
mamy proces asymilacyi i dysymilacyi.
Matery, asymilowan przez spoeczestwo, prcz materyaw, z ktrych
powstaj dziea ludzkie, musi by takie materya, z ktrego powstaj ludzie, jako
ludzie. Materyaem tym nie bd pokarmy i t. d., przyjmowane przez ludzkie
osobniki, lecz tylko gotowy materya na ludzi, a wic dzieci. Spoeczestwo

przerabia je dopiero na swe zrnicowane elementy podstawowe. Ono asymiluje


gotowy materya uniwersalny in potentia na czynne spoecznie elementy. W takim
razie matery dysymilowan, wydalan, musz by w tym samym zakresie zwoki
ludzkie, jako te osobniki jeszcze ywe, ale niezdatne ju do funkcyi ludzkich
(zuyte, zepsute lub odrzucone), a wczci oddane do reperacyi (szpitale, domy
poprawcze, wizienia).
Teraz moemy wrci do cznika, ktry okaza si jednym z najwaniejszych
czynnikw czy momentw cywilizacyi. Gdy analogony poprzednio rozwaanych
czynnikw "caoci" spoecznej znamy w kadej caoci, uznawanej za yjc, - to
cznika, czyli czego, co spaja elementy podstawowe w cao - nie znamy w
realnociach biologicznych, dotychczas za takie bezspornie uznawanych. Czyby
go w nich nie byo? Wtpi o tem naley. Czujemy, e on tam by wszdzie
powinien, ale nie mamy nawet pojcia w czem i gdzieby go naleao upatrywa.
Natura jego jest nam zupenie nie znana. Nie idzie za tem, aby dla tych powodw
uznawa z gry, e go niema, lub rezygnowa z prb odnalezienia. go. Trzeba
bdzie szuka, ale naley to ju wycznie do biologw. My nie mamy obowizku
ama sobie nad tem gowy. Naszem jedynem prawem, a nawet obowizkiem jest
zwrcenie na wieo dostrzeony punkt - uwagi biologw i ten obowizek
speniamy na tem miejscu.
Wykrywszy in principio istnienie cznika spoecznego, powicilimy
nastpnie wiele pracy dla odnalezienia go i na drodzemetodycznych
roztrzsa przekonalimy si, e jest nim mowa ludzka. Przekonalimy si, e
dopiero dziki mowie - jestestwo niespoeczne, wic zwierz, stao
si czowiekiem czyli jestestwem spoecznem. e to jest odkrycie wielkiej wagi nie
tylko dla socyologii, o tem nie trzeba prawie przekonywa. Wszak mowa ludzka
(cznik spoeczny) okazaa si koniecznym warunkiem czowieczestwa
(wielkiego mzgu i mdroci ludzkiej) przez zrnicowanie osobnikw
niespoecznych. Skoro za z drugiej strony wiemy, e zrnicowanie komrek jest
warunkiem koniecznym organizmu, to musimy si zgodzi, e jest ono
rwnoczenie warunkiem ycia 2-go rzdu. Gdy za mowa ludzka okazaa, si
nietylko warunkiem czowieczestwa (wielkiego mzgu i mdroci ludzkiej), ale
jeszcze, i to nieodcznie, warunkiem koniecznym spoeczestwa i cywilizacyi, to
musimy si i na to zgodzi przez porwnanie, e warunkiem zrnicowania
komrek jednorodnych, a skutkiem tego i organizmu moe by analogiczny
"cznik organiczny" zgoa jeszcze nieznany w nauce. Gdy za organizm uznajemy
za cao yjc, tedy w nieznany cznik wanie moe by nieodzownym
warunkiem ycia organizmu, warunkiem ycia 2-go rzdu.
atwo ju zrozumie do jak doniosych prowadzi nas to konsekwencyi.
Nieznany jeszcze w nauce warunek zrnicowania komrek ("cznik"
organiczny) moe by uwaany za warunek ycia organizmu (ycia 2-go rzdu).
Znany nam ju warunek zrnicowania ludzi (mowa ludzka), bdc
warunkiem czowieczestwa i spoeczestwa, moe by uwaany za warunek ycia
dotychczas hipotetycznej caoci D, (ycia 3-go rzdu).

W biologii dotychczas nie skonstatowano cznika, - w socyologii znowu


istnienia jej przedmiotu, mianowicie istnienia caoci (zbiorowoci),
zindywidualizowanej za spraw cznika. Biologia zajmuje si caociami, ktre
cechuje na pewno zjawisko, ktre nazywamy yciem, socyologia zajmuje si
czstkami jakiej dotychczas nieuchwytnej "caoci", ktrej ani zrozumie nie
moe, ani zdefiniowa, tem wic mniej jest uprawniona do rozprawiania o jej
yciu.
Oba dziay wiedzy ludzkiej odniosyby tedy wielk korzy, chobymy j
nazwali tylko teoretyczn, gdyby udao si midzy ich przedmiotami skonstatowa
wsplno planu, opart na zasadzie jednoci wiata, ktra ju przeziera, ze
wsplnych momentw, ktremy wprowadzili tu do rozwaania.
Obie nauki uzupeniyby si przez to i zyskayby grunt wsplny. Biologia,
dziki socyologii, zajrzaaby gbiej w tajemnic ycia na caym obszarze swych
bada, socjologia za staaby si nauk konkretn, bo dalszym cigiem biologii,
zajmujc si najwyszym systemem yjcym, ktrego istnienia dotychczas nauki
przyrodnicze nie podejrzeway.

X. Rola i znaczenie mowy ludzkiej w sprawie poznania.


Ze wszystkiego, co byo wyej, okazuje si, e podjlimy trud nie jaowy,
zapuszczajc si w rozwaanie cznika spoecznego. I chocia duo o nim
mwilimy w pracy poprzedniej oraz tutaj, mam przekonanie, e jeszcze duo
pozostao do zbadania, aby jego rol w spoeczestwie i w przyrodzie naleycie
zrozumie i oceni.
Do tego miejsca traktowalimy mow ludzk wycznie jako ruch
mechaniczny, czcy inne ruchy mechaniczne (ruch w nerwach) w jeden wsplny
wielki system ruchw. Ograniczylimy si do stwierdzenia, e u zwierzt ruch
nerwowy, zachodzcy w osobniku jest jedynem rdem ich sygnalizacyi, - u ludzi
za jest wynikiem sygnalizacyi. Ograniczylimy si do stwierdzenia, e mowa
ludzka, zwikszajc i doskonalc mzgi jeden pod wpywem drugiego, uczynia z
nich aparaty, dziedzicznie odnawiajce si, zdolne do bardzo zoonych reakcyi na
zoone bodce zewntrzne, ale jednak ju wewntrz-spoeczne. Nie pado tu
jeszcze tajemnicze sowo: myl. Teraz czas przej do strony zjawiska, pomijanej
do tej chwili milczeniem.
Mowa ludzka jest przecie cznikiem dla spraw psychicznych, nie tylko dla
fizycznego ruchu nerwowego w mzgach. Poniewa za zagadkowego stosunku
fizycznoci do psychicznoci nie rozumiemy zgoa, przeto najdogodniejszym i
najpoprawniejszym sposobem ujmowania tego stosunku pod wzgldem
metodologicznym bdzie uznanie obu zjawisk z a wsprzdne sobie (psychofizyczny paralelizm).
Mwimy tedy, e ruch nerwowy w mzgu nawet zwierzcym ma za
podmiotow stron spraw psychiczn. Gdy za przez mow ludzk ruchy
nerwowe w mzgach oddzielnych osobnikw cz si ze sob w proces
obszerniejszy, to moemy powiedzie, e przez mow myli oddzielnych
osobnikw ludzkich cz si w obszerniejszy proces psychiczny.

Spraw tedy psychiczn kadego osobnika zwierzcego trzeba uwaa za


cao, ograniczon ciaem zwierzcia, za cao, majc punkt swj wyjcia i
podstaw tylko w dziaalnoci bezporedniego acucha przodkw.
Nie tak jest ze spraw psychiczn osobnika zwizkowego (czowieka). Ona
jest fragmentem sprawy daleko obszerniejszej i nieopartej na samej dziaalnoci
osobnika, ani bezporednich przodkw jego.
Przez mow ludzk ziszcza si w przyrodzie obszerny i dugotrway proces
psychiczny, przekraczajcy cigo procesu, zachodzcego w kadym osobniku
zwierzcym i zamknitego tam w granicach indywidualnego ycia kadego
osobnika zwierzcego.
Teraz, gdymy obrali za filozoficzn podstaw rozwaa dalszych
psychofizyczn wsprzdno moemy ju poruszy donios kwesty roli i
znaczenia mowy ludzkiej w sprawie poznania (oczywicie ludzkiego).
Wiadomo, e ono jedynie jest naszym "wiatem". Wprawdzie ludzkie pojcie
o wiecie (poznanie) uwaamy za jedn tylko stron tego, co si dzieje, ale
poniewa drugiej, mianowicie "rzeczy w sobie", przedmiotu samego, (wiata
transcendentego), nie znamy i zna nie moemy, przeto znamy tylko podmiot, czy
wasne o niedostpnej rzeczy wyobraenie (immanentne). Znamy jedn tylko
dostpn, a wic jedynie wan dla nas stron "wiata" - i na to niema adnej rady.
Znamy tylko to, co nam ukazuj zmysy i mylenie.
Poniewa jednak na gruncie parallelizmu, uznaje si wiadectwo zmysw za
podmiot jakiego przedmiotu, przeto wierzymy, e podmiotowi odpowiada co
realnego, lubo nie wiemy: co waciwie?
Po tych uwagach, moemy wyoy pogld wasny na ludzk spraw
psychiczn.
Powszechnie wiadomo, e niema zgody co do pytania: skd si w nas bierze
poznanie i co si na poznanie nasze skada? Jedni filozofowie za jedyne rdo
poznania uwaaj zmysy (sensualici), inni samo tylko mylenie (intelektualici).
Jest jeszcze stanowisko porednie, akceptujce oba rda.
Nie zajmiemy adnego z tych trzech stanowisk, o ile chodzi o poznanie
ludzkie. Jeeli bowiem zdamy sobie naleycie spraw z roli i znaczenia, mowy
ludzkiej w czynnoci poznawania, z roli dotychczas niedocenionej w filozofii, to
wtedy mylenie ludzkie zaliczymy do kategoryi pierwszej, postrzegania
zmysowego, tylko nie rwnorzdnego ze zwykem, bezporedniem postrzeganiem
zmysowem. Uznamy je za wynik zbiorowego postrzegania zmysowego, moliwy
tylko dziki mowie.
Lecz my przecie filozofujemy, to znaczy buntujemy si przeciw
wiadectwom naszych zmysw, powie nam zwolennik stanowiska poredniego w
filozofii. Wszak caa nasza wiedza jest przeczeniem oczywistoci, t. j. widzeniem
wszystkich spraw inaczej i peniej, ni na to pozwalaj nam same zmysy. My nie
samemi zmysami wiat poznajemy, bo przecie one funkcyonuj podobnie, jak
zmysy innych krgowcw, a przecie pod wzgldem psychicznym rnimy si

bardzo od zwierzt. Rnimy si. wic nie zmysami, ale "umysem", jak osobn
wadz, ktra prostuje wyobraenia nasze, oparte na wiadectwie samych zmysw.
Rzeczywicie, wyrobilimy sobie pojcie, e obok zmysw dziaa w nas
jaka wadza osobna, rzekomo nie majca nic wsplnego ze zmysami i
wyobraamy sobie chtnie, e ona rni nas jakociowo od innych stworze, lecz
to jest tylko zudzeniem, albowiem, gdy zapytamy o siedlisko tej wadzy, o
"narzdzie myli" ludzkiej, wtedy okazuje si, e ta wadza, bd co bd,
zwizana jest ruchem w mzgu. Kwestya, pozornie wyjaniona, a przynajmniej
rozdzielona na dwie kwestye, zaciemnia si ponownie, albowiem mzg, jako
nierozdzielna cz zmysw jest ju narzdziem wszelkiego postrzegania
zmysowego zarwno u zwierzt, jak u ludzi. Myl tedy, umys, sprowadzaj
zwolennicy dualizmu do tego samego narzdzia. Obie wadze, rzekomo oddzielne i
odmienne, zmysowa i umysowa, mieszcz si w jednym mzgu i to w taki
sposb, e nie udao si jeszcze nikomu ani siedliska kadej nawet w przyblieniu
rozgraniczy, ani dostrzedz rnicy w budowie tych czci, ktreby miay suy
wycznie "myleniu" ludzkiemu. Przeciwnie, postrzeenia zmysowe splataj si
tak cile z tem, co chcianoby nazwa czystem myleniem ludzkiem, e z tego
labiryntu aden fizyolog ani psycholog nie zdoa jeszcze wybrn. Podobny stan
rzeczy jaskrawo sprzeciwia si hipotezie "nadzmysowoci" umysu i zostawia nas
na rozdrou.
Ot mojem zdaniem wyjcie jest i tak proste, e a dziwno je wskazywa.
Wyjcia tego domylaj si ju zreszt niektrzy myliciele. Dowodzi tego fakt, e
niektrym filozofom chodzi dzi ju bardzo o zbadanie roli i znaczenia mowy w
sprawie poznawania, innym za o szersze, ni dotychczas uwzgldnienie czynnika
spoecznego w rozwoju ludzkiego poznania, uczu i woli. Rzeczywicie w dwu
tych czynnikach, ktre naprawd s jednym, znajdujemy tutaj wyjanienie zagadki
poznania ludzkiego, a rwnoczenie rozwizanie wielu kwestyi pierwszorzdnego
znaczenia, w teoryi poznania.
Postaram si to w najkrtszych sowach wyoy. Cao D skada si z
organizmw, obdarzonych zmysami, podobnemi do zwierzcych. Organizmy te
(C), poczone wibracy - mow, tworz co podobnego do obszernego systemu
nerwowego. Wicej nam nie trzeba, bo w takim razie cudze postrzeenia zmysowe
staj si przez mow i przez to, e jestem spoecznym, "mojemi". Przenosicielk
postrzee (percepcyi) zmysowych od osobnika do osobnika jest mowa. Ona
rozlewa postrzeenia osobnicze po caoci spoecznej tam wszdzie, gdzie mowa
zostanie przyjta. Zmysy tedy osobnikw, zwizanych mow, s narzdziem
wsplnem "ludzkich" postrzee zmysowych. Jednocz si one we wsplne
narzdzia czucia. Lecz "ja" musz czem odrnia praktycznie postrzeenia
"cudze", niejako poyczone - od wasnych. Jako odrniam je istotnie, cho
niewiadomie i niedokadnie, nazywajc tylko wasne i bezporednie zmysowemi,
wszystko za, co zawdziczam innym - gromadz pod kategory, ktrej nie umiem
okreli i co rzeczywicie trudno okreli bez teoryi realnoci D. Dopiero gdy
zwaymy, e mowa, bdc przenosicielk percepcyi zmysowych, jest
rwnoczenie przenosicielk myli, uczu i woli, - wtedy moemy poczy oba
orzeczenia i powiedzie, e myl ludzka jest spoecznem czuciem zmysowem.

Mylenie czowieka czstk funkcyi psychicznej realnoci D, bynajmniej za nie


realnoci C, bo funkcy psychiczn ostatniej jest poznanie zwierzce.
Nie trzeba ju tedy z logicznej myli czowieka czyni osobnej kategoryi,
jakiej wadzy osobniczej organizmu jednego, niezalenego, bo to wadza
organizmu zwizanego z innemi przez mow.
Jeli myl osobnika ludzkiego nazwiemy mdroci (sapientia), to moemy
powiedzie, e ona jest tylko wynikiem uspoecznienia si jestestwa pierwotnie
niespoecznego, Hominis insipientis. Homo sapiens nie jest moliwy bez caoci D,
bez niej adna funkcya ludzka nie jest do pomylenia. I odwrotnie. Kada ludzka
tumaczy si dostatecznie spoecznoci ludzi, t. j. naleeniem ich do cywilizacyi.
Poniewa powysze rozumowanie prowadzi do powanych nastpstw ujmiemy t spraw, dla sprawdzenia, jeszcze raz i inaczej, mianowicie nie od
hipotetycznej caoci, - lecz od czowieka.

XI. Narzdzie do przyjmowania cudzych czu zmysowych.


Czstka powierzchni naszego ciaa, zwana siatkwk oka, jest wraliwa
specyalnie na pewne fale eteru, okrelonej dugoci i zwizanej z
ni czstoci. Czucia, ktre te fale-bodce wywouj, nazywamy wietlnemi,
sprawiaj one, e widzimy. Jednak widzenie nie jest wcale widzeniem
przedmiotw, lecz tylko odczuwaniem zmiennych i rnowartociowych fal
optycznych, odbijajcych si od przedmiotw, ktre nie s wcale takiemi, jak je
widzimy. Waciwie tedy widzimy tylko fale wietlne, przybywajce do nas od
zewntrz. Lecz w przyrodzie drga jeszcze mnstwo innych, krtszych lub
duszych fal, ktre odczuwamy innemi zmysami, nie okiem, albo na ktre zgoa
nie jestemy wraliwi (ultra-cieplne i ultra-fioletowe).
Gdyby tez siatkwka bya jeszcze wraliw choby na niektre z nich, wtedy
moglibymy je take widzie. Gdyby np. bya wraliw na fale akustyczne,
niezmiernie dugie i przeto powolne, wwczas to, co budzi w nas tylko poczucie
dwiku, skadaoby si na obrazy, ktre czowiek praktyczny uwaaby tak samo
za przedmioty realne, jak bierze obrazy widziane. Jest rzecz osobliw, jak rzadko
zdajemy sobie spraw, i jestemy bardzo wraliwi na takie fale akustyczne, ktre
nazywany mwieniem cudzem daleko bardziej oraz inaczej, anieli na wszelkie
inne fale dwikowe. Zwyke fale dwikowe, ktre nam przynosi przyroda,
odczuwamy jako dwiki, jako gos, na mwienie jednak jestemy w inny jeszcze
sposb wraliwi, tak prawie, jakbymy te dwiki widzieli, a nawet jeszcze daleko
lepiej. My przecie mwienie rozumiemy, a nikt przecie nie zechce utrzymywa,
e mow rozumiemy suchem, czyli uchem.
Fakt wic, e mow syszymy uchem wcale nie wyczerpuje naszej niezwykej
wraliwoci na mow. Jasnem si staje, e w sprawie rozumienia mowy musz by
w nas czynne dwa oddzielne rda poznania. Such jest tylko jednem z nich, ale
niewystarczajcem. On tylko przyjmuje wibracy i czucie jej wysya do mzgu, ale
nie bierze udziau w jej rozumieniu. Tego dowodzi fakt, e moemy niekiedy
mwienie sysze, a mimo to nierozumie go wcale. Tak bdzie, gdy np. zacznie
przemawia do mnie chiczyk.

Zachodzi wic pytanie, czem my mwienie rozumiemy? Odpowied ukae


nam drugie rdo poznania naszego.
Mow rozumiemy umysem, objanisz czytelniku i bdziesz mia suszno,
lecz niech to nas nie upowania do wyobraania sobie, emy przez wyraz "umys"
spraw wytumaczyli. Sprbujmy tylko sformuowa sobie pojcie "umysu", a
zaraz przekonamy si, e treci jego nie zdoamy przedstawi ani naukowo, ani
zrozumiale. A przecie to wyraz niezmiernej wagi. Niejeden wprawdzie bdzie ju
zadowolony, gdy powie, e "umys", to wadza specyalnie ludzka, ktra nas wanie
rni od zwierzt, ale to bdzie nieprawd, bo umys maj i zwierzta. Wszak one
nawet rozumuj, czyli wi pojcia w sdy i sdy w rozumowania! Kto inny
powie, e to wadza niezmysowa, e to wanie organ duszy. I to nie bdzie
prawd, ale przypumy, emy si zadowolnili ktremkolwiek z tych objanie,
albo wszystkiemi naraz. W takim razie mam prawo zapyta: czem si to dzieje, e
ludzka a wic koniecznie oglnoludzka, i do tego bezporednio niezmysowa
"wadza rozumienia", bezsilna jest u chiczyka, gdy ten sucha polaka, albo
odwrotnie? Za c mamy uwaa "specyaln" "wadz" "rozumienia", ktra przy
jednakowej sprawnoci suchu (czyli pierwszego rda poznania) raz daje w
wyniku rozumienie syszanego, drugi raz tyle znaczy, jakby jej nie byo?
Zdaje mi si, e w tem prostem pytaniu odsonia si nam przedewszystkiem i
najlepiej niezrozumiao samego "umysu", ktrym prbowalimy co objani,
za jego definicya, albo niezdawanie sobie sprawy, co przez ten wyraz chcemy
rozumie.
Tak jest w samej rzeczy, a dotyczy to nie tylko tego pojcia. Zdawanie sobie
sprawy ze zjawisk zupenie prostych utrudnia nam bardzo czsto niejasno lub
chwiejno naszej nomenklatury. Co krok natrafiamy na tego rodzaju przeszkody,
ktre wprzd trzeba usun, aby posuwa si dalej. Tak przeszkod jest dla nas w
tej chwili nietylko wyraz "umys"; - to samo jest z wyrazem "mowa", a take z
wyrazem "myl". Zbyt czsto, ku wielkiej szkodzie dla wiedzy naszej, niezdajemy
sobie sprawy z niecisoci tych wyrazw zamcajcej nieraz gruntownie nasze
pojcia.
Okae si to atwo na jednym przykadzie.
Wielu ludzi uwaa, e wszystko jest w porzdku, gdy nam psycholog
powiada, e "narzdzia, rwnego myli ludzkiej nie znajdujemy po za obrbem
naszego gatunku", a tymczasem chwila zastanowienia si okae nam, e to zdanie
pozbawione treci naukowej. Myl jest przecie podmiotow stron jakiej funkcyi
fizycznej (fizyologicznej), czyli sprawy fizycznej, toczcej si w osobniku. Mowa
znowu jest czci fizycznej strony tej sprawy, ktrej podmiotow stron jest myl
wysana. Zarwno tedy mowa jak myl s sprawami, dzianiem si.
Gdy jednak powtarzamy: "mowa", "myl", wyrazy te, bdc rzeczownikami,
podsuwaj nam zwykle faszywe pojcie jakiej rzeczy, nie za sprawy.
Pierwszorzdnej tedy wagi udoskonaleniem metodycznem byoby zaniechanie tych
rzeczownikw i zastpienie ich w traktacie naukowym stosowniejszemi wyrazami
(mylenie i t. d.). Korzy podobnej korekty stanie si odrazu widoczn, gdy w
orzeczeniu "narzdzia rwnego myli"... i t. d. zastpimy wyraz myl przez
"mylenie", wtedy uderzy nas natychmiast nielogiczno zdania, skoro bowiem

niema rzeczownika (myli), to jasnem jest, e sprawa (myslenie) niemoe by


wogle narzdziem.
Zaraz tez nasuwa si pytanie: a c w takim razie jest narzdziem tej sprawy i
okazuje si, e zdanie pozornie zrozumiale i logiczne, nic nie jest warte, bo zawiera
illogizm. Podobn warto, co "myl", ma rzeczownik "umys", czy "rozsdek".
Raz bierzemy go w znaczeniu funkcyi, drugi raz gorzej, bo narzdzia lub wadzy. A
tymczasem jedno tylko jest moliwe: nie jest to rzecz ani narzdzie (byt stay) lecz znowu sprawa, rwnolega, wsprzdna z inn spraw mianowicie ze spraw
nerwow (ruchem nerwowym). Co waniejsza, jest to ta sama sprawa, co mylenie.
Waciwie
tedy:
niema myli - jest tylko mylenie cudze lub wasne (sprawa)
niema umysu - jest tylko mylenie cudze lub wasne (sprawa)
niema mowy - jest tylko mwienie cudze lub wasne (sprawa).
Gdybymy raz pozbyli si uywania tych rzeczownikw, psychologia
ustrzegaby si niejednego bdu i zawodu. Wemy do rki jakikolwiek traktat
psychologiczny i uwaajmy na te wyrazy, a przekonamy si ile razy wnosz
bezpotrzebne baamuctwa. Objani to jeszcze jeden przykad.
Mona si czsto spotka z innem zdaniem, e "mowa jest narzdziem myli
ludzkiej". Brzmi to na pozr poprawnie, wic na tem zdaniu bywaj opierane rne
wywody logiczne. Jeli wszake sformuujemy owo twierdzenie jak naley,
mianowicie, e "mwienie jest narzdziem mylenia", wtedy odrazu spostrzeemy
baamutno zdania. Wszak tu powiedziano znowu e "sprawa jest narzdziem
sprawy",tymczasem niepodobna, aby mowa bya narzdziem mylenia, bo
narzdziem (organem) mylenia-mwienia jest mzg ludzki cznie z podlegemi
mu czciami ciaa. Tak samo przecie narzdziem widzenia nie jest "widzenie"
"patrzenie" (czyli "wzrok"), lecz oko, narzdziem syszenia ("such") nie syszenie,
lecz ucho. Mwienie (mowa) moe by tylko fizycznym porednikiem midzy
osobnikami dla sprawy psycho-fizycznej, dla mylenia.
Wyraz tedy "umys" ma podobn warto praktyczn i logiczn, co wyrazy
"wzrok" albo "such". Jest to tylko sprawa, wic ani wadza, ani narzdzie.
Po tych uwagach moemy powrci do naszego pytania: czem rozumiemy
mwienie?
Ustalmy wprzd fakt na przykadzie konkretnym. Nie mogc wyj z domu
posyam sucego, aby zobaczy, czy sklepy zamknite. Powraca i powiada, e
otwarte.
Wraenie zmysowe cudze (sucego) przyjem za wasne.
Przyjeda mj znajomy z Afryki i opowiada mi, co widzia. Jego wraenia
zmysowe staj si poniekd mojemi, cho ani w Afryce, ani z nim razem nie
byem.
Pytam teraz, jake to moe sta si, aby wraenie cudze przeszo we mnie?
abym czu to, czego nie czuy zmysy moje wasne?
Jest to niemoliwe, lecz mimo to jest faktem, wic fakt domaga si
wyjanienia. Poniewa kade wraenie kae domyla si odpowiedniego zmysu,
przeto skoro mj zmys wzroku nie bra na pewno udziau w dowiadczeniu mego

sucego, musz si zgodzi, e nie wiedzc nawet o tem, posiadam jakie


narzdzie do przyjmowania cudzych czu zmysowych.
Lecz mnie si wydaje, e ja nie przyjem adnego czucia zmysowego
cudzego, e przyjem tylko wyrazy mego sucego, przyjem jego mwienie.
Tak jest i wicej nam nie trzeba! Wystarcza to w zupenoci, aby sprawa, na pozr
zawia, rozwizaa si zupenie prosto. Trzeba sobie tylko przypomnie dwa
twierdzenia, ju dowiedzione tutaj poprzednio. Jedno przecie gosi, e mowa
ludzka jest przenosicielk wrae (czu) zmysowych od osobnika do osobnika.
Drugie, e mowa cudza jest podstawieniem ruchu powietrza pod myl cudz (pod
ruch nerwowy cudzy), co daje si wyrazi prociej w zdaniu, e mowa cudza niesie
myl cudz. Lecz gdy ona niesie ju take czucie zmysowe cudze, przeto musimy
zczy oba twierdzenia w jedno i powiedzie, e myl obudzona we mnie jest
czuciem zmysowem cudzem wysanem do mnie, ale take i myl cudz wysan.
Jest czuciem zmysowem i myl rwnoczenie.
To wic, co przyjmuje bodziec, nioscy czucie cudze, musi by zmysem,
czuym na czucie zmysowe cudze, a rwnoczenie na cz mylenia cudzego,
obleczon w wibracy powietrza (na mwienie-mylenie).
Poniewa tym zmysem nie jest moje ucho, bo ono przyjmuje bodziec
akustyczny wycznie jako dwik, ale nie przyjmuje treci jego, wic ucho jest
jedynie porednikiem, a tre dwiku, czucie cudze musi by przyjmowane
osobnym zmysem i to nie samodzielnym, skoro onposikuje si uchem. w zmys
musi by wraliwy tylko na takie podniety, (tkwice w mwionem), ktre nie
dziaaj wcale na sam zmys suchu, musi by wraliwy tylko na tak przerywan
urozmaicon wibracy powietrza, ktra bya podstawiona pod ruch nerwowy,
zachodzcy w mzgu obcym.
Gdzie organ, przyjmujcy tak skomplikowane wraenia? Musi si on mieci
w mzgu razem z czemi, przyjmujcemi zwyke wraenia zmysowe. Jest to
wycznie ludzka cz masy mzgowej, przeznaczona. do przyjmowania
mwienia-rnylenia cudzego.
Skd wzia si? Rozwina si podobnie, jak czci odpowiadajce zwykym
zmysom. Rozwijaa si bardzo powoli, lecz stale, w miar komplikowania si i
mnoenia bodcw sygnaw, od chwili, gdy przedstawiciele rodu Homo zaczli
skupia si w najpierwotniejsze spoeczestwa. Organ wysubtelnia si w miar
potrzeby rozrniania coraz nowych bodcw, a bodce mnoyy si i
wysubtelniay w miar rozwijania si organu, ktry je przyjmowa. Tak obie
zalene od siebie sprawy potgoway si pod naciskiem wzrastajcych potrzeb.
Rozumienie tedy mowy cudzej jest wraliwoci na bodce zmysowe, ktre
mi wysya proces fizyczny (fizyologiczny), toczcy si w mzgu obcym, nie za w
pozostaej przyrodzie zewntrznej, proces, ktrego podmiotow stron jest cudze
mylenie, a podstawieniem fizycznem (cudze) mwienie.
wiatem wic, ktry mi mj zmys mwienia-mylenia odsania, s obce
podmioty, oblekane w posta znakw akustycznych, s gotowe, z czu i wyobrae
utworzone pojcia i sdy.

Wyobraenia (representation) cile wasne zawdziczam, na rwni ze


zwierztami, zmysom zwykym wasnym, wyobraenia jednak cudze, te wanie,
ktre dopiero czyni mi czowiekiem, zmysowi mowy-mylenia ludzkiego.
Mylenie wic moemy postawi bez obawy pomyki w jednym rzdzie z
podmiotow stron funkcyi innych zmysw, i bdzie si od nich rni tem tylko,
e otwiera "widok" nie na wiat zewntrzny, lecz wycznie na wiat cudzych
ludzkich podmiotw.
Aby teraz ostatecznie rozstrzygn kwesty, czy rozumienie jest lub nie jest
wynikiem wraliwoci zmysowej (spraw), do odpowiedzie, czy mwienie jest
lub nie jest podniet zmysow.
Zdaje si, e ju wykazaem, e jest podniet, tem tylko rn od innych, e
otrzymujemy j wycznie od ludzi, i to od ludzi swego jzyka.
To ostatnie jest wane. Dopki na mj zmys do odczuwania czu cudzych
bd dziaa podniety (symbole akustyczne), pochodzce od osobnika obcej dla
mnie caoci D (np. chiskiej), pozostan na nie nieczuym. Wanie tez z tego
powodu najwaciwiej mona nazwa te podniety - fizycznym cznikiem jednej
caoci spoecznej, jak to ju dawno uczynilimy, wychodzc z rozwaania zgoa
innych faktw. Mona je rwnie nazwa cznikiem midzy podmiotami jednej
caoci spoecznej.
Mylenie ludzkie okazuje si wic ostatecznie czuciem zmysowem caoci D,
albo lepiej wraliwoci zbiorowoci D, co ju stwierdzilimy w rozdziale
poprzednim.
Jest to wic naprawd podmiotowa strona funkcyi zmysowej caoci
spoecznej, wcale za nie indywiduw C. I jest to wane odrnienie. Mona byo
na razie powiada sobie, e w myleniu-mwieniu mamy do czynienia z funkcy
zmysu czysto ludzkiego, zmysu, ktry posiad czowiek jako indywidyum. Teraz
nie powiemy tego, chocia widzimy, e to funkcya zmysowa. Teraz bowiem
spostrzegamy, e gdy prawdziwe zmysy tylko przyjmuj bodce, ten zarwno
przyjmuje, jak wysya. Musiaby to by pierwszy i jedyny w przyrodzie zmys
obustronny, dorodkowo odrodkowy. cile wic biorc nie jest to ju "zmys",
lecz co wicej. Nazywanie zmysem organu przyjmujcego i wydajcego bodce,
o ktrych tu mowa, byoby wadliwem, bo degradowaoby funkcy peniejsz do
rzdu funkcyi bardziej ograniczonych, wadz wyszego rzdu - do wadz rzdu
niszego.
Gdy kady zmys, zwyky jest narzdziem do odczuwania wiata przez
jestestwo C, przez organizm, ten jest w kadym z nas tylko fragmentem
obszerniejszego narzdzia do odczuwania wiata, a przez to i kady z ludzi jest
tylko fragmentem jednoci obszerniejszej, jednoci wyszego rzdu. Kady z nas
czowieczestwo swoje zawdzicza jedynie naleeniu do realnoci D, czyli do
cywilizacyi. Gdyby go tez od urodzenia izolowa od wszelkich wpyww ludzkich,
wtedy, cho nawet urodzi si czowiekiem, staby si prn upin czowieka,
skazan na ywot zwierzcy pomimo, e posiada dziedzicznie przekamy aparat,
zdolny do przyjmowania mwienia ludzkiego. Aby t wielk zaleno
"czowieczestwa" od cywilizacyi uwydatni obrazowo, mona powiedzie, e
czowiek izolowany od innych ludzi znalazby si w tem samem pooeniu, w

jakiem jestestwo, obdarzone oczami znalazoby si w jaskini, zupenie pozbawionej


wiata.
Praktycznie stanoby ono na rwni z jestestwami, zupenie nie posiadajcemi
oczu.
Podobnie, jak "widzenia" nie moe by tam, gdzie brak zmiennych fal
wietlnych, tak "mylenia" ludzkiego nie moe by tam, gdzie brak fal mowy
ludzkiej, a wic nie moe by po za spoeczestwami.

XII. Poznanie i mylenie ludzkie zjawiskiem cile spoecznem.


Do komunikowania si podmiotw ludzkich potrzebne jest, jak to
zauwaylimy, porednictwo zmysu suchu. Nie znaczy to jednak, aby ta
konieczno odnosia si wycznie do zmysu suchu. Ona odnosi si wogle do
jakiegokolwiek zmysu, byle by dobrze rozwinity. Zmys suchu sta si
porednikiem midzy ludmi dla tego tylko, e najlepiej si do tego nadawa, e
pozwala z najmniejszym nakadem energii mnoy sygnay ad infinitum. I o tem
nie naley zapomina, e ju wrd zwierzt oddawna peni te same usugi.
Porednictwo zmysu wzroku dla tego zapewne zostao zdystansowane przez
such, e wymagaoby niezmiernego skomplikowania mimiki i gestykulacyi.
Spojrzmy za tylko na rozmawiajcych guchoniemych, a przekonamy si, jak
niedogodnym i mczcym fizycznie jest ten rodek porozumiewania si. Nie do
na tem. Jeli wemiemy pod uwag gestykulacy palcow, spostrzeemy, e ona
jest moliw tylko w dzie i przy wietle. Co wicej, lada zasona, choby tak
wta jak cienka tkanina lub krzew, dzielcy osobniki, ju zrywa tego rodzaju
komunikowanie si. Przytem absorbuje ona rce i w czasie rozmowy nie pozwala
na wykonywanie adnej pracy. To s gwne przyczyny, dla ktrych nie
gestykulacya, lecz okrzyki zwierzce, czyli sygnalizacya gosowa rozwiny si w
cznik ludzki, potrzebny do wyraania coraz bogatszej treci psychicznej.
Lecz z rozwojem stosunkw midzy ludmi zaczy si mnoy sytuacye, w
ktrych nawet tak praktyczny i ekonomiczny rodek okazywa si
niewystarczajcym.
Zacienianie si cznoci midzy osobnikami, wywoywao czsto potrzeb
komunikowania si na odlego wiksz, nieli pozwala na to organ gosu. Aby
sprosta mnocym si potrzebom oddziaywania na innych, z wikszej odlegoci,
ni na to pozwala organ gosu, - czowiek uciek si do porednictwa jeszcze
innego zmysu, speniajcego w pewnych warunkach o wiele lepiej rol cznika
midzy podmiotami. Stao si, e bodce akustyczne umiemy przeobraa w
optyczne, utrwalone na ruchomych (przenonych) przedmiotach. Przyniesiono mi
list. Popatrzyem na papier, usiany acuszkami kresek i otrzymaem sum
bodcw, jakbym otrzyma drog suchu, gdyby korespondent przyby osobicie
powiedzie mi, co napisa. Dowodzi to naprzd jeszcze raz, e odczucie treci bd
mowy, bd pisanego, odczucie podmiotu (ktrym jest mylenie cudze) nie pynie
od zwykych mych zmysw, albowiem, gdyby tak by miao, wtedy sam wzrok
powinienby mi ukaza w licie tylko biae to, czarno upstrzone, t. j. to, co w tej
kartce widzi kade zwierz, a take czowiek niepimienny.Tymczasem faktem jest,
e ja pismo rozumiem.

S tu wic, prcz optycznych, takie bodce, ktre nie przemawiaj do


wszystkich istot wzrokiem obdarzonych. Jeszcze raz przekonywamy si, e sploty
czu zmysowych, ktre budz bodce optyczne - czu, ktre nazywam
rozumieniem, a ktre otrzymuj bd od pisma zrozumiaego, bd od mwienia
zrozumiaego, nie s bezporedniem odczuwaniem otaczajcego mi wiata
zewntrznego, bo czstk wiata zewntrznego dla mnie jest sam list, z
pominiciem jego treci. Jest to odczuwanie przedmiotu, ukrytego przed wzrokiem
wszelkich jestestw niespoecznych lub nienalecych do mojego spoeczestwa.
Jest odczuwaniem przedmiotu-podmiotu, ktrym jest ruch nerwowy-mylenie
mego korespondenta.
Gdyby tu nie by w grze taki zmys, ktrego nie posiadaj zwierzta,
musiabym pozosta na te bodce rwnie nieczuym, jak zwierz.
Z drugiej strony atwe rozumienie pisma, a nietylko mowy, staje si
cokolwiek dziwnem dla kadego, kto poj rol znakw akustycznych w rozwijaniu
si cznoci podmiotw ludzkich i rozszerzaniu si samych podmiotw. Fakt ten
przestanie by dziwnym, gdy zastanowimy si tylko, e w tym wypadku
porednictwo zmysu wzroku jest ju wtrne w sprawie mwienia-my1enia.
Polega ono tylko na podstawianiu znakw optycznych pod znaki akustyczne.
Bodce optyczne (pismo) s tylko symbolami bodcw akustycznych, nie za
bezporednio ruchu nerwowego.
e napisane (=pismo) jest bezgonem "powiedzianem" i niczem innem, tego
dowodzi fakt, e czytanie jest zawsze cichem powtarzaniem mwienia cudzego i
budzi w nas (choby bezwiednie) wraenie mowy dwikowej, nie za jakiej
prawdziwej mowy optycznej, ktrej niema wcale.
Zarwno czytajc, jak piszc, mylimy przecie wyrazami, a te s splotami
symbolw akustycznych nie za optycznych. I inaczej by nie moe. Nawet t. zw.
"wzrokowcy" myl symbolami akustycznemi. Aby ich mylenie uzna za
mylenie symbolami optycznemi, to jest za mylenie-patrzenie, trzebaby, aby
wpierw zatracili cakowicie mono mwienia dwikami i rozumienie mowy
dwikowej, a tej zdolnoci jeszcze aden wzrokowiec nie postrada. Mamy tu
wic tylko podstawienie wtrne i takich podstawie moe by wicej. W
stosunkach z niewidomymi-istnieje np. jeszcze jeden j i inny sposb
porozumiewania si ludzi nietylko mwieniem, i nietylko pismem przyjmowanem
w charakterze symbolw optycznych, ale np. pismem dziaajcem za pomoc
dotyku. Poniewa jednak niewidomych uczymy czyta symbole, przeznaczone
wanie dla zmysu wzroku (druk wypuky), przeto mamy tu ju tylko trzecie
podstawienie; lecz tutaj grunt i punkt wyjcia stanowi mowa akustyczna zoona ze
zgosek i wyrazw. To samo stosuje si do wszelkich innych rodkw
porozumiewania si, telegrafu, telefonu, fonografu, rebusw i t. d.
Przytoczone fakty zmuszaj nas do uznania tego faktu podstawowego, na
ktry nie pooylimy jeszcze nacisku, - e samo nawet czyste mylenie jest
waciwie wewntrznem bezgonem mwieniem symbolami akustycznemi. Gdyby
nie byo wyrazw, ktrym odpowiadaj kombinacye ruchw wrd nerww
mzgu, a ktre utrzymuj czno i wzgldn identyczno tych ruchw w
mzgach zjednoczonych, nie byoby mylenia ludzkiego, nie byoby w nas

odczuwania wiata na ludzki sposb, nie byoby ludzkiej wiadomoci o wiecie. I


waciwie jeszcze i dla tego powodu nie moemy nazwa procesu mylenia inaczej,
jak procesem zmysowym. Jest to czynno wewntrzna fizyczno-psychiczna,
wywoywana i podtrzymywana przez bodce, wychodzce od zewntrz oraz przez
zdolno wywarzania takich-e bodcw oraz wysyania ich na zewntrz.
To spostrzeenie prowadzi nas do rozstrzygnicia kwestyi stosunku myli
domowy, ktra tyle kopotu sprawiaa i jeszcze sprawia dotychczas filozofom oraz
psychologom. Na podstawie przez nas przyjtej musimy orzec, e podobnie jak
wyrazw nie moe by bez mylenia ludzkiego, t. zn. bez mylenia "w
spoeczestwie", tak niema i nie moe by mylenia ludzkiego bez wyrazw. Skoro
za sploty wyrazw (zdania) s jedyn form wyobrae, z ktrych wi si sdy
nasze, a wic jedyn form myli (i wiadomoci), przeto mowa nasza jest
konieczn form naszego poznania i wiadomoci. Bez wyrazw mowy ludzkiej
nie byoby w nas myli ludzkiej, ani tej wiadomoci, jak posiadamy.
Ze za poprzednio zostao wykazane, i mwienie wyrazami jest
bezwarunkowo czynnoci spoeczn, przeto i mylenie ludzkie musimy uzna za
czynno wycznie spoeczn. Cae poznanie ludzkie jest zjawiskiem cile
spoecznem, bynajmniej za nie osobniczem albo tylko organicznem. Gdy jednak
mylenie osobnicze jest faktem i pozornie wyglda na zjawisko osobnicze, musimy
wykaza jeszcze od strony osobnika (ludzkiego), e geneza jego mylenia jest
spoeczna, e pynie z cznoci podmiotw ludzkich.

XIII. Co czno podmiotw daje osobnikom.


czno podmiotw pozwala osobnikom przyswaja sobie czucia i
dowiadczenie cudze, zdobyte przez obce zmysy zwyke.
Przez mow (zrozumia) mog bra w siebie tyle dowiadczenia cudzego,
ilebym nie zdoby osobicie przez ywot stokro duszy. A poniewa byo ono
zdobywane w bardzo rozmaitych warunkach i to takich, w ktrych sam nie
znajdowaem si i nie znajd zapewne nigdy, przeto staj si tak bogatym w
dowiadczenia ludzkie, jakbym sam wszystkiego dowiadczy, czego dowiaduj si
przez branie w siebie poznania cudzego, (przez mow).
Co wicej. czno podmiotw pozwala mi przyswaja sobie i to
dowiadczenie, ktre pynie nie od zmysw zwykych, ale i od narzdzi
sztucznych, ktre ludzie wci zmieniaj i doskonal. Gdy te narzdzia odgrywaj
rol bd doskonalszych zmysw (np. mikroskop, teleskop) bd nadzwierzco
wzmoonych si (machiny i t. d.), to uywanie ich daje poznanie o wiele szersze i
wielostronniejsze od pyncego z wrodzonych zmysw i zwykych si
zwierzcych.
Uzupenieni fizycznie najrozmaitszemi narzdziami, funkcyonujemy niby
tum jestestw, morfologicznie i funkcyonalnie rozmaitych, ale poniewa jestemy
wzajem dla siebie zrozumiali, przeto, gdy i ten rodzaj cudzego dowiadczenia
sumuje si, lub moe sumowa si do mego osobistego, gdy dowiadczenie
jednych przeczy ustawicznie dowiadczeniu innych, zachodzi przez
komunikowanie sobie tych dowiadcze nieustanna korekta wyobrae, a
waciwie czenie wielu sprzecznych w jedno nowe, gbsze i obszerniejsze,

czenie ich w rozlege acuchy i niezmierne przez to rozszerzenie skali i zakresu


wrae zmysowych, wicych si w tak obszerne sploty, e nazywamy je
pojciami i sdami logicznemi.
Gdy jestemy kady z osobna ju wzbogaceni przez nagromadzenie si w nas
dowiadczenia skadanego, ktrego adne zwierz nie zna, wtedy to, co sobie
wzajemnie komunikujemy, przerasta zwyke dowiadczenie, zdobywane zarwno
przez zmysy wrodzone, jak narzdzia, sztuczne, ktremi jakikolwiek osobnik
rozporzdza, wic komunikujemy sobie ju wzajemne dowiadczenie skadane, ale
niemal zawsze odmienne jedno od drugiego, bo pynce z komunikowania si z
innymi osobnikami, wic pynce z odmiennych szeregw dowiadcze,
nagromadzonych przez wielu bardzo osobnikw i rnorodnemi rodkami.
Jeeli teraz zwaymy, e przez nasze aparaty, przyjmujce mwienie, obce i
bogate ludzkie poznanie wdziera si we mnie, nie opuszczajc mimo to wasnego
siedliska, moje za, przez aparat, wydajcy mwienie, wnika nieproszone w obcego
osobnika, nie opuszczajc mi wcale, to widzimy, e przez te okienka wszyscy
ludzie jednego jzyka mog bra w siebie cudze odczucia wiata i czyni je
wasnem, nic sobie wzajem nie odbierajc. I przez to wanie, e biorc, nic sobie
ludzie nie odbieraj, poznanie ich z kadem pokoleniem narasta, rozszerza si,
pogbia, pozornie wbrew wszelkim prawom fizycznym.
Na tej wymianie, ktra waciwie nie jest nawet wymian, lecz udzielaniem
sobie bez straty, polega naprzd zaleno wzajemna podmiotw ludzkich, potem
prawdziwa ich czno, bezprzykadna w wiecie zwierzt, wreszcie rozwj
caoci przez czstki, zupenie odmienny od rozwoju fizyologicznego czstek
(ludzi), bo niezaleny od niego rozwj spoeczny. Ale o tem, co dotyczy tej
"caoci", w tej chwili nie bdziemy mwi, musimy to odoy na pniej, do
waciwego miejsca. Trzymajmy si tymczasem tej drobnej, niezaprzeczalnej i
naturalnej caoci, jak reprezentuje czowiek jako osobnik. Wypowiedziano ju o
niej godne uwagi myli, ktre o wiele wyprzedziy mono waciwego ich
rozumienia przez wspczesnych. Pascal np. wyobraa ju sobie czowieka jako
"starego czowieka", ktry cigle istnieje i cigle si doucza. Widzimy teraz, jak
gbok, a zarazem prost wypowiedzia prawd, i jak dugo waciwych z niej
konsekwencyi nie wyprowadzono. Czeme, w istocie sta si czowiek przez
czno psycho-fizyczn z innymi? Jego podmiot zdoby rodzaj niemiertelnoci i
nadzwierzce poznanie oraz siy. Wadza odczuwania podmiotw ludzkich, cho
opiera si na zmysach zwykych i nic nie daje wicej ponad to, co da mog
wogle nasze zmysy, staa si cudownym w skutkach mostem midzy osobniczemi
zmysami, bo utrwalia owe podmioty, poniekd uratowaa od nieuniknionej
zagady z przedmiotem. Ona podmioty oddzielaa od przedmiotw znikomych i
wlewaa w inne osobniki! W ten sposb wyniki wraliwoci zmysw zwykych
sumoway si, komplikoway i potgoway, dajc w rezultacie co nowego dla
wiata. Dla osobnikw wadza ta otworzya mzgi obce i przez to uczynia z
kadego jakby obszerniejszy wszechstronniejszy aparat do odbierania
bezporwnania liczniejszych i rozmaitszych wrae od wiata zewntrznego.
Czowieka-indywiduum uczynia tak starym czowiekiem, jakgdyby gromadzi i
pamita dowiadczenia stuleci i tysicoleci. I rzeczywicie on korzysta z

niedziedziczonego dowiadczenia niezliczonych pokole. Indywiduum latami


mode czerpie sw "mdro" nie z siebie, nie z wasnego organizmu, ktry jest
skarbcem tylko fizyologicznie gromadzcego si dowiadczenia bezporednich
przodkw, - (jak si to dzieje u zwierzt), lecz z niewyczerpanego dla zasobu,
ktry istnieje poza. nim i dokoa niego, jest starszy i niewypowiedzianie peniejszy
w swej sumie od jakiegokolwiek rozumu osobistego najdzielniejszego choby
osobnika.
Gdy z tego zasobu kady osobnik ludzki zaczerpn mniej lub wicej przez
mow, staje si on ju sam dla siebie niejako caoci samodzielnie mylc, staje
si "osob", ktra myli sama o wszystkiem, o czem jej si podoba.
Wtedy wyda si moe, e takiemu osobnikowi mowa jest potrzebn tylko dla
wyraania ju uprzednio istniejcej w osobniku treci psychicznej. Wtedy wydaje
si, e wyrazy s po to tylko, aby wyraay myli, tkwice w osobniku. Wtedy
wydaje si powierzchownemu badaczowi, e naprzd byo mylenie, a potem
mwienie.
Wtedy take niejednakowo duchow udzi tumaczy si chtnie
niejednakowoci fizyczn, t. j. rnicami tylko w budowie mzgu tkwicemi.
Przyczyn racych rnic psychicznych midzy ludmi wyjania si t. j.
wyjaniaj ludzie rnic mzgw ludzkich, zupenie tak samo, jak przyczyn
racej jeszcze bardziej rnicy psychicznej midzy czowiekiem, a zwierztami
tumaczy si rnic mzgw: ludzkiego i zwierzcych.
Aby si wyrwa z tego bdnego koa wnioskw, opartych na niezdawaniu
sobie sprawy z tego, czem jest "mylenie osobnicze", musimy jeszcze zobaczy, co
czno psychiczna osobnikw ludzkich czyni z nich, musimy si przekona, e
myli we mnie wcale nie adne "ja" zamknite w sobie, lecz "ja" otwarte, wcale nie
mogce obej si bez mowy i bez innych "ja", ktre tylko przez mow osobist
stay si tem, czem s i rdem mych myli osobistych, wic rdem "mnie", jako
czowieka.
Zwierz raz si rodzi, czowiek dwa razy. Pierwszy raz jako zwierz - drugi
raz rozwijaj go ludzie w czowieka. Pierwszy raz rodz go rodzice, - drugi raz
rodzi go spoeczestwo.

XIV. Co czno podmiotw czyni z osobnikw ludzkich.


Wanie dla tego e zwierz raz si rodzi i tylko z rodzicw, podmioty
zwierzce s zawsze dopasowane do ciaa i prawie jednakowe midzy sob w
granicach gatunku. S to wielkoci okrelone, wyrwnane z fizycznoci i stae.
Ludzkie podmioty nieharmonizuj z ciaem w najrozmaitszy sposb. S to
wielkoci w bardzo szerokich granicach niewyrwnane z fizycznoci, niestae, i
niejednakowe midzy sob.
W zwierztach jednego rodu "psyche" bywa zawsze jednakowa, lub
niejednakowa w bardzo ciasnych granicach; jeden tylko rd Homo stanowi
wyjtek. Tu moe by jej w osobnikach bardzo wiele lub mao. Czowiek przerasta
duchowo swoj fizyczno w granicach bardzo szerokich, zalenych tylko od
okolicznoci zewntrznych, nie za od samego faktu urodzenia. Tak
charakterystyczne niedopasowanie podmiotw ludzkich do wrodzonej fizycznoci

ludzkiej tumaczy si jedynie cznoci osobnikw. Ona czyni z osobnikw


pierwotnie t. j. w niemowlctwie prawie jednakowych fizycznie, jednostki w
wysokim stopniu niejednakowe (psychicznie i funkcyonalnie), czyni z kadego
wytwr sztuczny specyalnie ludzkiego otoczenia.
W niezmiernie szerokiej skali nierwne warunki takiego otoczenia czyni z
jednych osobnikw mdrcw, z innych prostakw, z osobnikw fizycznie
podatnych do najrozmaitszych uksztatowa, ludzi o tysicznych odmianach
duchowych.
Gdy nie ulega wtpliwoci, e przyczyn tak racej rnicy psychicznej
midzy czowiekiem, a zwierztami jest gwnie odwieczna czno psychiczna
ludzi i dziedziczno, przekazujc potomstwu uzdolnienia psychiczne nawet
wwczas, gdy nie caa masa mzgu funkcyonowaa w rodzicu, to moemy
najprociej i najgruntowniej scharakteryzowa t rnic, nazywajc poznanie
ludzkie wiatem interpsychicznym, zwierzce za wiatem tylko psychicznym.
Jelibymy za chcieli najzwilej i najdosadniej odrni jestestwa
(organizmy), Miewajce niejednakow "psyche" w obrbie rodu, to nie monaby
tego lepiej uczyni, jak wzywajc "interpsyche" kadego takiego osobnika dusz i
konsekwentnie odmawiajc zwierztom takiej duszy otwartej i nieograniczonej
cielesnoci.
W istocie, duszy, nie bdcej wytworem czy podmiotow stron funkcyi
organizmu samego przez si, moe by i bywa w jednym osobniku ludzkim mniej,
w drugim wicej; rwnie i jako, t. j. proporcya jej skadnikw oraz to, co
nazywamy wiadomociami, bywaj najrozmaitsze, jak to wybornie wyraa mowa
nasza, gdy rozrniamy osobniki maoduszne, wielkoduszne, dusze pospolite,
ubogie, nikczemne, pikne, wzniose, bogate i t. d., gdy wiemy dobrze, i mona
"budzi dusz", rozwija, paczy, wznosi i t. d.
Dusz bowiem ludzk jest nie aparat psychiczny, zdolny do dziaania, lecz to
tylko, co na tym aparacie wygrane zostao w cigu ywota osobniczego przez
otoczenie ludzkie.
Przez to za wanie, e dusze zwierzce s mniejwicej jednakowe w obrbie
swego rodu, ustaje potrzeba odrniania ich midzy sob, wic oddzielnego
traktowania "fizycznoci" zwierzcej od "psychicznoci", gdy tymczasem ta
potrzeba stale narzuca si w stosunkach ludzkich, to jest w odniesieniu do
osobnikw ludzkich.
Gdymy osignli ten punkt widzenia, otwieraj si przed naszym wzrokiem
szerokie widnokrgi.
Przedewszystkiem atwo spostrzedz, e popeniano wielki bd we wszystkich
rozwaaniach nad dusz zwierzt i ludzi. Bd polega na uporczywem
utrzymywaniu si pojcia, e osobnik zwierzcy, to co wspmiernego z
osobnikiem ludzkim, e to warto czy wielko jednej kategoryi, e to wielkoci
rwne ze sob warunkami zewntrznemi, za jakie istotnie mog uchodzi, gdy
bierzemy czowieka pod obserwacy ze strony fizycznej i z racyi jego fizycznego
podobiestwa do zwierzt. Tylko skutkiem podobnego bdu dusza czowieka stale
pozostawaa zagadkow, i to w stopniu najwyszym. Poniewa owa dusza, z racyi

jej bogactwa, nie dawaa si prawie porwnywa ze zwierzc, a jednak bya


uwaana przez psychologw, za wielko, ograniczon osobnikiem, wic za
wielko jednorzdn z psyche zwierzc, przeto wikszo filozofw i mylicieli
rycho wpadaa na myl, e rnica midzy zwierzciem, a czowiekiem polega na
obcym cielesnoci pierwiastku duchowym, ktry napenia czowieka, a niema go
prawie, lub zupenie, w zwierzciu. Rozlego wadz psychicznych czowieka
wymagaa najrozmaitszych hipotez, jako wysnuto ich mnstwo, ale niemal kada
ju w zaoeniu nosia bd, gdy czowieka zawsze brano pod uwag jako
osobnika, gdy tymczasem jego psychika, jak ju spostrzegamy, moga sta si
zrozumia tylko na tle o wiele szerszeni, na tle ludzkoci, jak dawniej sdzono, a
jak dzi wiemy, na tle (cywilizacyi) spoeczestwa.
Z tego krtkowidztwa i niedopatrzenia fizycznego zwizku ludzi z ludmi,
zwizku osobliwego i bezprzykadnego, wic zapewne dla tego uchodzcego tak
dugo uwagi, zrodzili si nauka o duszy, jako o przejawie osobnego pierwiastku,
obcego cielesnoci. Std daremno wysikw filozofw, jak rwnie psychologw
wspczesnych.
Wszystkie usiowania, podejmowane celem poznania bd tajemniczego
rda tego tajemniczego pierwiastku, bd jego natury z przejaww
skomplikowanych - rozbijay si o t fikcy, jak stworzono, o fikcy czowieka korony stworzenia, jestestwa, posiadajcego swoj wasn dusz, o cae niebo
wysz i "doskonalsz" od zwierzcej. O ile prociej przedstawiaby si ta sama
rzecz i zagadnienie, gdyby dostrzeono, e dusza ludzka, e ludzki osobnik
psychiczny - to fragment, niedajcy si zrozumie bez uwzgldnienia caoci, do
ktrej naley.
Zaiste, psychologia, jako nauka, jest dotychczas tak mao wiadoma istoty
przedmiotu swego, jak bya ni, a nawet przewanie jest jeszcze dzisiaj socyologia.
Przedmiot psychologii nieokrelony, le odgraniczony wzdu szeregu
genetycznego (komrka - organizm - cywilizacya), le odgraniczony jako strona
podmiotowa procesu naturalnego, toczcego si bd w zwierztach, bd w
czowieku.
Dopiero jeli zgodzimy si na uznanie realnoci D, bdziemy teraz w stanie
cilej okreli przedmiot psychologii.
Psychologia nie tylko moe, lecz musi sta si integraln czci biologii, ale
branej w najszerszem pojciu tego wyrazu; przytem psychologia zwierzt bdzie
stanowi cz biologii zwykej, biologii organizmw, psychologia ludzi nie moe
by czci biologii organizmw, ale waciwie musi si sta czci i to
najwaniejsz nauki o cywilizacyi, czyli o realnoci D.
Proces bowiem psychiczny zwierzcia, bez wzgldu na hierarchi jego
zoologiczn - to naprawd wytwr jedynie organizmu; mylenie logiczne ludzkie,
mylenie pojciami, to wytwr spoeczny wedug terminologii zwykej, a wedug
nas - to funkcya cywilizacyi, czyli fragment realnoci D. Przeciwnik naszego
sposobu widzenia, zniecierpliwiony niedo zapewne wystarczajcem na razie
tumaczeniem si naszem moe zawoa, e doprawdy wypada, i naprzd bya
cywilizacya, a potem mylenie! Ot, zanim z biegu rozumowania okae si, e

wcale tego nie utrzymujemy, wypada zaznaczy ze twierdzimy co innego,


mianowicie, e mylenie rozwija si rwnolegle z rozwojem cywilizacyi.
Psychologi, nauk o zjawiskach wiadomoci nie da si definjowa, jako
nauk o prawach ycia duszy ludzkiej. Przedmiotem psychologii czowieka ma by
proces: nasze mylenie, uczuwanie, chcenie (ycie psychiczne).
Gdy wiemy ju dobrze, i nasze mylenie, uczuwanie, chcenie, nasza dusza,
nasze ycie psychiczne jest fragmentem procesu bezwarunkowo rozleglejszego, bo
spoecznego, pytam: jak mona spodziewa si wyledzi prawa duszy ludzkiej, nie
uwzgldniajc tego, e ona bdc fragmentem, nie za caostk zamknit, wcale
nie daje si zrozumie w oderwaniu od caoci, do ktrej naley, z ktrej pynie i od
ktrej w zupenoci zaley.
Ju Wilhelm Wund odsoni w tym kierunku rozlege widnokrgi. Wskaza on
dosadnie, e psychologia okazuje si czci biologii, t. j. nauki o prawach ycia w
oglnoci, e jeli chce by owocn i chce by prawdziwie nauk, musi stosowa
metod nie tylko ontogenetyczn, ale i filogenetyczn. Lecz i to zamae
wymagania. Ona musi stosowa jeszcze metod spoeczn, ktrej niema lub prawie
niema, ale ktr trzeba stworzy.
Ju Lazarus i Steintal twierdzili, e psychologia indywidualna staje si i musi
si stawa psychologi spoeczn, psychologi ludw.
Teraz, na podstawie nowego, samodzielnego badania, prowadzonego bez
rachowania si z podstawami innych badaczw, a wic i z wynikami, do ktrych
doszli myliciele poprzedni, nawet tak blizcy pozornie naszej idei, jak Gabryel
Tarde i Alfred Fouillee, - otwiera si przed nami taki sam widnokrg, ale jeli to
moliwe, popycha nas z jeszcze wiksz si przekonywajc w objcia
zreformowanej i racyonalnej socyologii, ktr nazwaem nauk o cywilizacyi.
Widzimy jasno, e osobnika ludzkiego musimy traktowa jako "jako",
wielko zasadniczo inn ni zwierz, i to nie dla racyi metafizycznych, ktre
wysuwali na czoo myliciele, uznajcy w czowieku bogactwo bezprzykadne
pierwiastku psychicznego, ktrego rda nie umieli dostrzedz, lecz z racyi, e to
jednostka dla cakiem naturalnych przyczyn nieporwnalna ze zwierzciem,
albowiem to nie caostka zamknita w sobie, za jak j powszechnie uznajemy, lecz
nieodczna cz czego obszerniejszego, lecz fragment caoci nierozpoznanej
(niedostrzeganej dotychczas w cisej nauce), i z tego powodu nie dajcy si
zrozumie bez tej caoci.
Gdymy w rozdziale poprzednim zadali sobie pytanie: co daje osobnikom
czno podmiotw, powstrzymalimy si od dania najdosadniejszej odpowiedzi,
cisncej si pod piro, gdy ze wzgldw metodycznych nie byaby na miejscu,
Czytelnikby jej nie przyj. Teraz nikt nam nie zarzuci bdu lub przesady, gdy
powiemy, e daje im dusz. Poniewa za czno podmiotw ludzkich
uwarunkowana jest przedewszystkiem mow ludzk, wic trzeba, jeszcze doda, e
to wanie mowa ludzka daje ludziom dusze.
Na pytanie za, postawione w nagwku niniejszego rozdziau wypadnie
orzec, e czno podmiotw czyni z osobnikw zoologicznego rodu Homo ludzi. Ludmi jestemy tylko przez czno psychiczn ze sob, przez
interpsychiczno nasz.

XV. Psychika ludzka nie jest wynikiem prostego rozwoju


zwierzcej.
Zdaje si, e w ostatnich rozdziaach osignlimy powane zdobycze. Do
najwaniejszych, ktre dopiero pniej ocenimy, naley zaliczy przeprowadzenie
wyranej linii demarkacyjnej midzy wiatem zwierzcym, a ludzkim. Udao si to
wwczas, gdymy zdefiniowali psychik zwierzc jako podmiotow stron
funkcyi organizmu, - ludzk za jako tak stron funkcyi cywilizacyi.
Zanim posuniemy si dalej, naley zdobycz ugruntowa przez rozproszenie
resztek wtpliwoci, ktreby mogli ywi zarwno ci, ktrzy nie zechc jeszcze
uzna zmysw za jedyne rdo poznania, wic upatruj w czowieku jaki
pierwiastek, nieobecny w zwierztach, - jak ci, ktrzy uwaaj wadze psychiczne
zwierzt za niejako zarodkowe, - wic ludzkie tumacz tylko ich nadzwyczaj
szybkim i szerokim rozwojem. I jednym i drugim powinienby da duo do
mylenia fakt, znany wprawdzie, ale zdaje mi si niedoceniony zarwno w
filozofii, jak w psychologii i socyologii.
Oto dziki obserwacyom psychozoologw stao si rzecz niewtpliw, e
przynajmniej wysze zwierzta typem organizacyi blizkie czowiekowi, jak ssaki i
ptaki, rozporzdzaj wszystkiemi wadzami umysowemi czowieka, lub, co na
jedno wychodzi, zachowuj si tak, jak gdyby je posiaday. Niemasz nic takiego w
umyle ludzkim, uczuciach i woli, czegoby nie byo (w mniejszym lub wyszym
stopniu wyrazistoci) w umyle, uczuciach i woli tych lub innych zwierzt.
Fakt ten zasuguje na baczne rozwaenie.
Naprzd godzi dotkliwie w wyjanienia i "pewniki" ewolucyonistw rnych
odcieni, ktrzy psychik ludzk wyjaniaj najczciej prostym rozwojem
filogenetycznym zwierzcej, wic mieszcz j zwykle na jednej drabinie rozwoju
ze zwierzc, tylko na najwyszym jej szczeblu, gdy zwierzce zajmuj szczeble o
wiele nisze, a do najniszych.
Tak by nie moe i tak nie jest. Trzeba te przyzna, e drogi tej nie obierali
filozofowie dla objanienia duszy ludzkiej. Bya ona uczszczana gwnie przez
przyrodnikw grubej doktryny materyalistycznej, oczywicie bez powodzenia. Nikt
do dzi nie wystawi zrozumiaej teoryi prostego rozwoju psychiki ludzkiej ze
zwierzcej. Gdyby si nawet dao to niemoliwe dzieo przeprowadzi faszyw
dyalektyk, to i tak upadoby dla dwch przynajmniej powodw. Naprzd
zmuszaoby do przyjcia, e cywilizacya i jej rozwj jest wynikiem
filogenetycznego rozwoju czowieka. Gdyby tak byo, wtedy rd ludzki
powinienby kroczy nieprzerwan lini postpu intelektualnego, cywilizacye
pniejsze powinnyby by zawsze wysze od wczeniejszych, - tymczasem
historya wiadczy o czem innem. Ukazuje nam upadanie ludw wysoko
cywilizowanych, a do stanu barbarzystwa, ukazuje nam rwnoczenie istnienie
wszystkich stadyw cywilizacyi, przenoszenie si wysokich stanw z miejsca na
miejsce, od rasy do rasy i od ludu do ludu. Lud lub rasa, zajmujce najwysze
miejsca nie bywaj dalszym cigiem bd tego samego bd innego ludu z jakim
dodatkiem, czyli plusem, lecz stanowi cakiem now indywidualno, ktra

wasnemi wysikami dwiga si na wyyny, aby prdzej lub pniej utraci


wszystko, co zdobya i pogry si w nizinach barbarzystwa. Tu nie zachodzi
rozwj jednolity i postpowy, lecz falowanie naprzd i wstecz przy wystpowaniu
cech coraz to innych. Rozwj historyczny ludw niema prostoty i cigoci,
ktraby si tumaczya tylko rozwojem czowieka jako gatunku.
Niezalenie od protestu historyi ludzkoci przeciwko hipotezie procesu czysto
filogenetycznego w czowieku, powstawaaby nie mniej ciemna druga kwestya,
czysto zoologiczna, potrzeba wyjanienia przyczyny powszechnego i uporczywego
zastoju psychicznego wszystkich zwierzt, z wyjtkiem czowieka, kwestya
olbrzymiej przerwy pomidzy "najwyszemi" nawet zwierztami, a czowiekiem.
Przypuszczenie prostego rozwoju jest niedopuszczalne jeszcze i dlatego, e
mogoby tylko wwczas zadawalniajco wytumaczy mdro ludzk, gdyby
czowiek by naprawd mdrem zwierzciem, gdyby by mdry z siebie samego, z
urodzenia, jak jest mdrym kady osobnik zwierzcy, a wic, gdyby wszystkie
osobniki ludzkie staway si mniej wicej jednakowo mdremi bez wychowania,
wprost z dojrzewaniem fizycznem, jak zwierzta, ale wiemy przecie, e 1udzie
musz nabywa sw mdro od innych.
Sama ta zaleno nie filogenetyczna, lecz spoeczna ludzi od innych ludzi
rni ich dostatecznie od zwierzt i wskazuje, e mdro ludzka prostym
rozwojem zwierzcej, rozwojem indywiduw filogenetycznym nie daje si
wytumaczy.
Mamy jeszcze inne argumenty przeciw dotychczasowym zapatrywaniom na
rozwj czowieka, ale tymczasem mog wystarczy powysze, gdy dowd
najwaniejszy wie si z kwesty, ktra moe by podniesiona pniej i stanie si
przedmiotem osobnego rozdziau XX-go.
Pierwszym warunkiem do czciowego choby, ale racyonalnego wyjanienia
psychiki ludzkiej musi by pogodzenie si z faktem, e wadze (sprawy)
psychiczne kadego gatunku zwierzcego s rozwinite w peni, dostatecznie
odpowiadajcej organizacyi kadego gatunku.
Wadze psychiczne kadego organizmu zwierzcego s pen i skoczon
jego wasnoci. Przez wyraz "skoczona" nie chc utrzymywa, jakoby filogeneza
zwierzt ju si skoczya. Ona trwa. Chc tylko powiedzie, e psychika zwierzt
przeobraa si, (rozwija) gwnie pod wpywem zmian w rodowisku, wic bardzo
powoli, a zawsze tylko przez dziedziczenia. zmian, korzystnych w danem
rodowisku.
Przez wyraz "wasno skoczona" utrzymuj, e "rozum" zwierzcia jest
niezmienny w granicach niezmiennoci gatunku, e jest wrodzony i e podlega
drobnym tylko wahaniom indywidualnym i drobnym zmianom postpowym lub
wstecznym w osobniku. Utrzymuj, e zwierzta wysze, w porwnaniu z
czowiekiem trzeba uwaa za caoci skoczone psychicznie, dlatego, e ich
psychika nie jest wcale ubosz lub bogatsz od tej, ktr posiada pra-czowiek,
gdy sta u progu uspoecznienia si, a nawet od tej, ktrby rozporzdza jutro,
gdyby okolicznoci zmusiy osobnika do wystarczania sobie samemu od
najwczeniejszego dziecistwa.

Utrzymuj, e pra-czowiekowi, jestestwu jeszcze niespoecznemu,


wystarczaa niegdy jego psychika zwierzca nie tylko dla niego samego, ale nawet
do przyszego komplikowania si jej w sposb czysto ludzki. W umyle i mzgu
czowieka nie powstao przecie nic nowego, tylko, co byo, skomplikowao si
przez zwizanie si ludzi mow. Nie jest to za rozwj filogenetyczny choby dla
tej jednej racyi, e to, co si skomplikowao, mogoby si znowu uproci jedynie
przez rozwizanie si spoeczestw i mowy, a czowiek trwaby pomimo to nadal, z
t tylko rnic, e opadby na poziom zwierzcy. Ani tu wic potrzebny by
rozwj, zwaszcza brany w znaczeniu "doskonalenia si", ani si dokona.
Nastpio tu tylko zwizanie si fizyczne osobnikw w obszerniejsz istno i
uzalenienie si wzajemne przez zrnicowanie. To wanie rozwino, - ale nie
ciaa, lecz dusze ludzkie, to zapewnio rozwj, ale nie ciaom, lecz caoci D, a
przez ni dopiero duszom ludzkim, jako jej czstkom, to wykrzesao z osobnikw,
rwnych zwierztom, owe zadziwiajce wasnoci, ktrych rdo upatrujemy
najczciej w samych osobnikach, miast w ich zwizku. e susznie spraw
oceniamy, do zway, i zwierzta licznych bardzo gatunkw, choby bardzo
odlegych od siebie rodowo, rozumuj, a wic wi pojcia w sdy, a sdy we
wnioski! Jak czowiek! Ich psychika nie jest wcale p-psychik, lecz ca
psychik. Nie brak im ani jednej wadzy psychicznej ludzkiej. Jeeli wadze
psychiczne czowieka wyobrazimy sobie w postaci 24-ch liter gotowych, to ich
funkcye psychiczne w czowieku moemy uwaa za wynik kombinowania si tych
liter. Ot wadze psychiczne zwierzt zwaszcza sscych i ptakw skadaj si
take ze wszystkich 24 liter.
C wic nam moe wyjani rzekomy "rozwj" tego, co w zwierztach jest
ju tak rozwinite, jak w czowieku, bo w niejednym czowieku nawet dzi
niewiele lepiej dziaa, a czsto gorzej, ni w zwierzciu? W czeme ten rozwj
upatrujemy? Jeeli w bogactwie idei, ktr posiada wiele osobnikw ludzkich, - to
niesusznie, bo idei ludzkich si nie dziedziczy. Dziedziczy si tylko to, co je
produkuje. Wemy, dla przykadu, pod uwag abecado, zbir tylko 24 liter i potem
ukadajmy z tych liter wyrazy i zdania. Czy w tych zdaniach, ktrych moe by
ilo nieskoczona, mamy rozwj alfabetu? Czy tu przybya choby jedna litera?
Albo zmienia si ktra? Nie; tu mamy tylko zastosowanie alfabetu, mamy
kombinacye niezliczone, w ktre ukadaj si te same litery alfabetu. W tych
literach mamy materya, z ktrego ukada si moe wszystko, co chcemy i
potrafimy i z ktrego ukada ju zwierz wedug si i skromnych potrzeb.
Jeeli tak kwesty ujmiemy, wtedy jasnym si stanie powd, dla ktrego
wszelkie, nietylko ludzkie, lecz i zwierzce czynnoci psychiczne s dotychczas
zagadk.
Nie wina to mylicieli, e nie mog poj genezy umysu czowieka, lecz wina
faszywego ich punktu wyjcia, bo genezy tej trzeba szuka niej, tam, gdzie, z
wzitych dla obrazu, 24 liter ju si ukadaj proste kombinacye, a gdzie adnej
litery nie brakuje. Wszystkie podstawowe zagadki psychiczne istniej ju w sferze
niszej, zwierzcej, i tam ju, nie za w ludzkiej domagaj si rozwizania. Ju tam
s one nie mniejsz zagadk od ludzkich, wic ludzkie wtedy dopiero przestan by
tajemnic, gdy przestan ni by zwierzce.

I znowu z kolei nie spodziewajmy si i w sferze zwierzcej atwego tryumfu.


Zwierzce wadze wtedy dopiero przestan by tajemnic, gdy zstpimy jeszcze
niej i u ich podstawy zaczniemy szuka nie genezy wyrazw gotowych z naszego
przykadu, lecz genezy samych liter alfabetu, a wic gdy zaczniemy szuka
rozwizania zagadki nie w organizmie, lecz a w komrce. Tam kryj si
pierwociny wadz (spraw) psychicznych i najprostsze tych wadz przejawy.
Entuzjaci czsto powtarzaj, e wielu zwierztom niewiele brakuje, aby
zaczy mwi. Wyglda to na przesad, a jednak kto obserwowa bacznie
zachowywanie si, w pewnych razach niedwuznaczne, zwierzt swojskich, jak
konia, sonia, psa, a nawet dzikich, ich wysiki daremne, przedsibrane celem
porozumienia si z czowiekiem, ten musi si zgodzi, e te zwierzta
rozmawiayby z czowiekiem, gdyby tylko mogy. One przecie nawet i bez mowy
atwo si ucz rozumie znaki swych panw i przyjaci.
atwo wchodzenia w stosunek psychiczny z czowiekiem, choby
najbardziej ograniczony, najlepiej wiadczy, e przysposobienie wewntrzne
zwierzt jest niemal wystarczajce do zawizania komunikacyi podobnej z
osobnikami swego rodu, lecz brak im niektrych zewntrznych, fizycznych, ale
koniecznych po temu warunkw. I jeeli komunikacya midzy zwierzciem a
czowiekiem zadzierzga si nawet pomimo braku koniecznych warunkw u
zwierzcia, staje si to jedynie dla tego, e czowiek wystpuje jako strona gotowa
do porozumiewania si, czynna i pobudzajca zwierz. Pozostaje za nik gwnie
dla braku u zwierzt aparatu, pozwalajcego odpowiada w sposb zrozumiay dla
czowieka. Drugorzdn ju przeszkod jest tu niejednorodno, czyli wzajemna
obco umysw, oddziaywajcych na siebie i ciasnota wielka poj zwierzcia,
pynca z niewyrobienia si mzgu w kierunku spoecznym. Z tych wszystkich
powodw stosunek zwierzcia do czowieka zostaje pytki i jednostronny.
Stosunek rumaka do jedca-przyjaciela jest fizycznie podobny do stosunku
guchoniemego wzgldem czowieka normalnego. Obie pary jednako trudno si
porozumiewaj, lubo dla innych przyczyn. Guchoniemy dla braku suchu, ko
przedewszystkiem dla braku gosu, a potem dopiero dla niewyrobionego mzgu.
Ko niema czem odpowiada, nawet gdyby rozumia sygnay bd gosowe
bd optyczne. Moe odpowiada tylko czynem, - ale na tem koczy si wty
stosunek. Z tych tylko powodw psychika zwierzt jest terenem cakiem prawie
niezbadanym, z tych powodw mamy bardzo sabe pojcie o zakresie i jakoci
myli organizmw izolowanych. Byoby tez poytecznem dla psychologii
sprowadzenie ludzi normalnych na poziom warunkw zwierzcej izolacyi
psychicznej i dowiadczenia takie byy ju rozpoczynane. mia prb w tym
kierunku podj przed kilkunastu laty w Berlinie dr. Zorubow z kilkorgiem
niemowlt, ktre odda pod opiek nieuczonej niaki guchoniemej.Jakkolwiek
przerwane i zabronione, potwierdziy one przewidywania. Dzieci zachowyway si
jak zwierztka.

XVI.
Podstawa
treci
psychicznej
czowieka
jest
interfizyologiczna, nie za fizyologiczna, jak u zwierzt.

Realno D jest poznawalna dla nas inaczej ni realnoci w


ktrych skad nie wchodzimy, mianowicie tylko od wewntrz.
Nierwnowaga psychicznoci ludzkiej z fizycznoci, bogactwo ducha w
brudnym i poziomym zlepku, zwanem ciaem ludzkiem, pewien ostry antagonizm
obu stron - po wsze czasy domagay si objanienia i w dociekaniach stosunku
duszy do ciaa bior pocztek wszystkie systemy teoryopoznawcze i metafizyczne
(ontologiczne). Rne dualizmy a nawet pluralizmy wspzawodnicz z rnemi
monizmami, ale daremnie, bo adnego obali, ani uzasadni nie mona, a aden nie
uczyni jeszcze zrozumiaym stosunku ducha ludzkiego do ciaa. Mnie si zdaje, e
dla zrozumienia tego stosunku nie trzeba jednak koniecznie zgbia a do dna
zagadki wiata i wiadomoci, zagadki najprawdopodobniej nie rozwizalnej.
Raczej trzeba zrezygnowa z tych niebosinych szlakw, odwrci si od nich, i w
skromniejszym zakresie nauk realnych szuka wyjanienia tego stosunku.
Tymczasem w dociekaniach filozoficznych zwykle odbiegano daleko od drogi, na
ktrej nie tylko ta zagadka, ale w czci nawet i zagadnienie poznania mogo by
rozwizywane.
Jest to za tem dziwniejsze, e ju od bardzo dawna niektrzy myliciele
docierali blizko do prawdy. Wszak ju Arystoteles dostrzeg, e czowiek nie jest
mdrym z samego siebie, skoro go nazwa zwierzciem spoecznem (zoon
politikon). Oczywicie myli tej nie wyzyska, ale moga ona zapodni innych i
wczeniej ju, choby sensualistw, wprowadzi na dobr drog.
Przecie ju Condillac, dowodzc, e najzawilsze sprawy mylowe rozwijaj
si z czucia zmysowego, naucza, e czowiek myli dla tego, e mwi, a gdyby
by pozbawiony mowy, nie mgby myle po ludzku. Wnikn on ju bardzo
gboko w mechanizm mylenia, a przecie i on nie wyprowadzi z niego
konsekwencyi, nie dostrzeg w mowie pierwiastku spoecznego, ktry jeden by
zdolny rzuci wiato w ciemni zagadki ducha ludzkiego. Trzeba te przyzna
zupen suszno filozofom, ktrzy nie godzili si na uznanie zmysw za jedyne
rdo poznania ludzkiego, bo w tej ciasnej podstawie realnej, ktr stanowi
fizyczno i zmysowo czowieka jako jednostki, niepodobna byo znale rda
poznania ludzkiego. Susznie wic broniono si przed podobn myl, tylko
niesusznie sdzono, e innej i szerszej podstawy realnej ju niema.
Ona istnieje, tylko nie umiano jej odkry.
Dla tego wanie zaliczyem do najwaniejszych naszych zdobyczy
stwierdzenie, e mylenie ludzkie jest zjawiskiem spoecznem, moliwem tylko
przez mow (rozdz. X). Kroczc wasnemi drogami, bez adnej idei z gry
powzitej, zacieniajc tylko krg poszukiwa, zostalimy sam si faktw
doprowadzeni do przekonania, e ludmi jestemy tylko jedynie przez czno
psycho-fizyczn, e mylenie jest wewntrznem mwieniem symbolami
akustycznemi (roz. XII), a symbolika akustyczna jedyn form mylenia ludzkiego.
e podstawa treci psychicznej czowieka jest tylko dla tego szersza, ni u
zwierzt, bo jest interpsychiczna, a wic zarazem jest interfizyologiczna, jeli
zwierzc nazwiemy psychiczn i tylko fizyologiczn. W ten sposb, jedynie

odpowiadajcy faktom, rozwizuje si caa zagadka pozornej obcoci ciau


ludzkiemu pierwiastku psychicznego.
Ludzk tre psychiczn warunkuje poredni zwizek podmiotw, zwizek
fizyczny, tak cisy, jakby by fizyologicznym zwizkiem elementw
psychofizycznych w jednym mzgu; - zwierzc warunkuje izolacya ich niemal
zupena.
Przez podobne rozrnienie wyjania si rwnoczenie sporna dotychczas
kwestya teoryopoznawcza co do rde poznania ludzkiego. Sprawa przedstawia
si nawet tak, jakbymy byli blizcy jej rozwizania.
Poniewa brzmi to niemal nieprawdopodobnie, a nawet zuchwale, musimy
odoy tematy, ktre cisn si pod piro, aby powici chwil zastanowienia tej
najwaniejszej kwestyi teoryopoznawczej.
Gdyby zwierz mogo zdawa sobie cho w czci spraw z gbi, rozlegoci
i rozmaitoci myli, uczu, pragnie, kbicych si w czowieku, napewno
stanoby przed nim w lku i podziwie, jako przed zjawiskiem nawskro
nadprzyrodzonem. I miaoby suszno, bo to wszystko, coby podziwiao w
czowieku, jest rzeczywicie nadzmysowem z punktu widzenia zwierzcia.
Gdyby za zwierz spostrzego jeszcze, e t tre nadprzyrodzon i
nadzmysow mieci ciao ludzkie, bardzo podobne wszystkiemi wasnociami do
zwierzcego, - wtedy musiaoby przyj do przekonania, e w tem znikomem i
pospolitem ciele goci i dziaa osobna potga nadprzyrodzona, - wtedy uznaoby
czowieka za wcie1onego demona, zgoa nieobliczalnego, wiele wiedzcego i wiele
mogcego. Ale - adne zwierz nie moe zdawa sobie z tego sprawy, bo ono
wogle nie moe w sobie mieci poj nadzwierzcych, bo nic bezporednio
pozazmysowego dla nie moe powsta w jego umyle.
Ciekawem jest za to, e czowiek wanie stoi sam wzgldem siebie na
stanowisku, jakie odmalowaem, stoi na stanowisku jestestwa, ktre podziwia
siebie, ktre podziwia w sobie czowieka.
Ciekawszem jeszcze jest, e nawet filozofowie niektrych kierunkw stoj
przy tym wiatopogldzie i skadaj hody nadzwierzcej treci swojej, rozumiej
gbi swej mdroci, tylko nie mogc dostrzedz, skd ona pynie, korz si przed
ni w podziwie.
Jest to stanowisko godne uwagi dlatego, e bardzo podobne do animizmu
ludzi prostych, do naiwnej filozofii ludzi i ludw pierwotnych, ktrzy obdarzali
myl i wol wody, chmury, drzewa i kamienie; jest to stanowisko naiwnego
spirytualizmu, ktry w gruncie rzeczy jest tylko filozoficznem upostaciowaniem
animizmu.
Jeli wnikniemy dobrze w ten sposb mylenia i ocenimy go ze stanowiska
naszej teoryi, to atwo przekonamy si, e psychologia i socyologia nie zdaj sobie
dobrze sprawy z natury przedmiotu swego badania i dla tego mona powiedzie, e
pozostaj dotychczas jeszcze w przednaukowem prawie stadyum.
Tak jedna, jak druga wyobraaj sobie wci jeszcze, e przedmiotem ich
badania jest czowiek, jestestwo wolne, skoczone w sobie i tylko towarzyskie.
Wszystko chc z siebie, z ludzkiej jednostki, z ludzkiego ducha wyprowadza, gdy

tymczasem pynie to ze wsplnego nam, ludziom rda, z niedostrzeganej


dotychczas przez filozofw i socyologw realnoci D, ktrej jestemy wszyscy
niewolnymi fragmentami.
Moe to kto powierzchowny nazwa obnianiem si dobrowolnem do roli
komrki spoecznej, my jednak musimy to nazwa wanie wywyszeniem si do
roli elementu naprawd najwyszego w Naturze. Zajmujc takie stanowisko, nie
tylko nie ubliamy swej ludzkiej godnoci, ale j wanie stwierdzamy w sposb
prawdziwie naukowy i pozytywny.
Maa tu nastpia zmiana, a jednak, jake dobrze godzi wszystkie
sprzecznoci, pord ktrych trzepocze si duch ludzki, nie mogc znale miejsca
swego w Naturze. Zawieszony midzy ziemi, a Niebem, obcy ziemi, obcy Niebu,
przez jednych do ziemi przykuwany, przez innych do Nieba wznoszony, do tego
Nieba, ktrego aden umys ludzki zrozumie ani ukaza nie moe, wic albo w nie
wierzy, albo nie wierzy.
Maa poprawka, a jednak w sposb zgodny z podstawami przyrodoznawstwa
wyznacza nam miejsce w przyrodzie, miejsce osobliwe, bo ani tak poziome i
znikome, jak to czysty materyalizm ukazywa, ani tak szczytne, ale nieuchwytne i
niezgodne z nasz wiedz pozytywn, jak to czyniy rne odcienia
intelektualizmu, idealizmu i spirytualizmu.
Midzy nieznanem i niepoznawalnem, a grubem ziemskiem, a raczej
zwierzcem, z ktregomy ju jako czonkowie cywilizacyi, jako ludzie, wyroli i
nad ktrem naprawd moemy panowa, znalelimy wiat poredni, ten, do
ktrego naleymy, wiat realny i co najwaniejsza, poznawalny, cho go nigdy w
peni pozna nie zdoamy. Znalelimy ogniwo porednie, ktre nie jest ani czysto
materyalne, ani czysto duchowe, bo jest rzdu wyszego, nadorganicznego. Skada
si ono z nas wszystkich i czyni nas najbardziej na wiecie zoonemi elementami
najbardziej zoonej realnoci, bezprzykadnej w znanym nam wiecie zjawisk
realnych.
Co to jest? Tego w peni nie moemy oceni, bo to jest obszerniejsze od nas, a
nas wypenia cakowicie, bo to byo ju przed nami jako indywiduami, jest poza
nami i dokoa nas i bdzie po nas.
Jestemy tylko fragmentami tego "czego" realnego w przestrzeni i czasie. To
"cae" musi zosta tak samo dla nas niepoznawalne, jak jest niepoznawalnem cae
zwierz dla ktrejkolwiek jednej jego komrki, jak caa rolina dla jednej jej
komrki.
Kady sd o tej realnoci, ktry potrafilibymy oprze choby na najszerszej
podstawie caej naszej wiedzy, musi by nawskro odmienny od tego, ktry
zbudowa naprno usiujemy. Usiujemy bowiem zbudowa sobie pojcie, ktre
moglibymy porwnywa bd z czem podobnem, bd niepodobnem, ale
realnem, a tymczasem tu dla takich porwna brak warunkw koniecznych. Chcc
porwnywa to, do czego naleymy, z caociami, ktre w wiecie ogldamy od
zewntrz, musielibymy mie mono ogldania rwnie od zewntrz naszej
cao D, a tymczasem, skoro w niej tkwimy, znamy t cao tylko od rodka, i to
bardzo niedostatecznie bo tylko tyle, ile jej w nas jest. Od zewntrz, w swej caoci,
jest ona wprost dla nas niepoznawalna.

Wemy przykad. Chcc oglda organizm ludzki wycznie od wewntrz, ze


stanowiska jednej komrki, mog sobie ostatecznie wyobrazi, e jestem komrk,
nie tracc ludzkiej wadzy rozumowania na podstawie wiadectwa zmysw. Wtedy
znikn mi z przed oczu wszystkie te szczegy i organy, ktre byy widzialne w
dawnej mej sytuacyi widza "od zewntrz" - i jak daleko "wzrok" mj signie,
dostrzeg tylko rozmaite komrki w dziaaniu, dostrzeg bezporednie ich stosunki
wzajemne oraz ich produkty.
Rozumiem, e gdybym mg obserwowa z tego stanowiska wszechwiat
mego ciaa dostatecznie dugo i wdrowa wzdu i wszerz mego ciaa,
zbudowabym sobie moe kiedy dokadn statyk i dynamik, czyli mechanik
mego wszechwiata, ale i wtedy nie domylibym si, e jest on caoci o znanych
mi wasnociach fizyczno-psychicznych ciaa ludzkiego. Tej samej rzeczy
odpowiadaoby inne zgoa wyobraenie.
Zachodzi teraz pytanie, ktre byoby prawdziwszem? czy moje zwyke,
widza "od zewntrz", czy to, ktrebym sobie zbudowa, bdc tylko komrk ciaa.
Oczywicie - oba byyby rwnie prawdziwe, lecz oba rwnie wzgldnemi, bo
rwnie obce rzeczywistoci, ktra z trzeciego stanowiska, np. molekuy mylcej,
mogaby si wydawa jeszcze inn i zgoa odmienn. Gdybym by np. moleku
mylc w tem samem ciele, wtedy roztoczyby si przedemn obraz bardzo
zbliony do widoku nieba, usianego gwiazdami, kometami i meteorytami. Ciao
ludzkie rozwiaoby si wtedy w jak rozleg czstk wszechwiata. Nie
ujrzabym w niem nic, prcz skupie czego, co jest moe "energi", zawieszonych
we wzgldnej prni i zostajcych w byskawicznym ruchu. Kracw mego ciaa
nie bybym w stanie dostrzedz ani wyrozumowa. Gdybym mg obserwowa ten
wszechwiat ludzkiego ciaa dostatecznie dugo, zbudowabym moe znowu
astronomi mego organizmu, ale nie domylibym si ani, e jest on zoony z
komrek, ani e jest caoci o znanych mi wasnociach ciaa ywego.
Na tych przykadach staje si naprzd jasnem, e nie naley czemu przeczy,
dla tego tylko, e ja tego nie widz, albo, e my wszyscy tego nie widzimy lub nie
syszymy, po drugie, e nie trzeba take twierdzi, aby to, co widzimy lub
syszymy, byo takiem, jak sobie wyobraamy.
Teraz rozejrzyjmy si w innym obrazie, ktry tym razem nastrcza nam
prawdziwe, nasze stanowisko w przyrodzie oraz w tej caoci, ktrej istnienie
staramy si udowodni, a ktr nazywamy spoeczestwem, lub poprawniej
cywilizacy.
Widz ludzi, ludzi i ludzi w dziaaniu i w najrozmaitszych wzgldem siebie
stosunkach. Widz ludzkie dziea przerozmaite.
Jeli mi kto powie, e to wszystko razem jest zwartym systemem realnym,
scakowanym z ludzi i dziel ich, czy zmysy moje potwierdz to przypuszczenie?
Nigdy! Przecie ja nie orjentuj si w tym systemie. Wszystko tu dla mnie wydaje
si oddzielne, nie dostrzegam zwizku dzie jednych z drugiemi nie tylko memi
zmysami, ale nawet wadz rozumowania. Ot pytam: czy mam ju podstaw do
twierdzenia, e takiej caoci niema?
Skoro w poprzednich przykadach te same zmysy nie wystarczay mi do
ujcia caoci mego ciaa i tych stosunkw w niem, ktre nie ulegaj dla mie

samego wtpliwoci, - to moje osobiste zmysy mog mi rwnie nie wystarcza do


objcia caoci D, choby ona istniaa.
Do tego, abym przekona si zmysami wasnemi, e system D jest
rzeczywicie caoci - trzebaby byo wznie si ponad ten system, tak wanie,
jak mog to robi, gdy patrz na drzewo, psa i wymoczka, a do tego nigdy doj nie
moe, bo my ani wyj ze swej caoci nie moemy, aby j oglda od zewntrz realnie, ani ogarn tak obszernej caoci osobistemi zmysami.
Jest to jednak niepoznawalne tylko w ten sposb. Z waciwego stanowiska
naszego, ze stanowiska komrki, ktra naley do tej caoci, znamy kady na swj
sposb przynajmniej czstk tej realnoci, w ktrej tkwimy, a chocia nie znamy jej
cakowicie, moemy j poznawa coraz lepiej. Wprawdzie o jej istnieniu moemy
wnioskowa tylko na mocy niektrych jej cech, wsplnych z organizmem i
komrk, ale jeli one nas przekonaj o realnej analogii, - bdzie to dostatecznym
szczeblem syntezy czysto teoretycznej, do ktrej na razie wznie si moemy.

XVII. Streszczenie wynikw dotychczasowych i wytyczne nadal.


Czas obejrze si poza siebie, aby spostrzedz co zostao najpilniejszego do
osignicia. W Prolegomenach doszlimy do wniosku, e cywilizacya jest realn
istnoci w przyrodzie, e jest najobszerniejszym na ziemi naturalnym ukadem
ywym, czyli biomechanizmem.
Wynik tylko pozornie podobny do wynikw szkoy, zwanej w socyologii
biologiczn, albowiem gdy analogia spoeczestwa do organizmu suya
najczciej z gry zazasad, za podstaw, na ktrej dopiero opierano rozumowania
i wnioski, nas inna zasada, doprowadzia do uznania podobiestwa midzy
procesem spoecznym, a organicznym.
Szkoa biologiczna przeczuwaa t analogi, ale jej nie dowioda, nie
rozpoznaa i nie wyzyskaa, - budowaa na podstawie uytecznej tylko
dydaktycznie i heurystycznie. My, odsuwajc wszelk myl o analogii, zostalimy
doprowadzeni do uznania jej dopiero si faktw. Ta rnica nadaje naszym
wynikom, odmiennym zreszt i na innym punkcie od koncepcyi dawnych, now
donioso teoretyczn. Poniewa jednak wynik by oparty na pewnej co prawda,
ale wakiej podstawie, postanowilimy sprawdzi go na nowej zupenie drodze.
W Prolegomenach oparlimy si gwnie na spostrzeeniu, e znane formy
yjce (komrka, organizm) s caociami, zoonemi z jednostek funkcyonujcych
nie jednakowo, skoro wic osobniki spoeczne, lubo podobne do siebie, fukcyonuj
nie jednakowo, mona przypuszcza, e skadaj si na jaki obszerny ukad,
podobny w zasadzie do tamtych.
Si-przyczyn, tumaczc stae rnicowanie elementw spoeczestwa, z
natury niezrnicowanych, a przynajmniej wydajcych si jednakowemi,
znalelimy w mowie ludzkiej.
Celem najradykalniejszego sprawdzenia koncepcyi wielostronnie doniosej,
wypado zgbi, nie czem jest bd organizm, bd realno D, lecz czem jest
wogle ycie, na czem polega jego istota?
Rycho przekonalimy si, e zgoa niewiadomo, co trzyma komrk w stanie,
ktry nazywamy yciem (roz. II), a nastpnie, e i w organizmie ycie nie

zdradzio swej tajemnicy. I tu niepodobna zrozumie, jakiemi rodkami


urzeczywistnia si ta dziwna wspdziaalno komrek zwizkowych (roz. III).
Tyle wiemy, e proces yciowy organizmu jest procesem yciowym dwakro
zoonym.
Okazao si, e przy dzisiejszym stanie biologii, i wogle metodami
przyrodniczemi nie mona sprawdzi, czy cywilizacya ma si tak do organizmu,
jak ten do komrki, a take nie mona dowie nawet ycia w komrce (roz. IV).
Za niewtpliwe mona poczytywa tylko ycie organizmu, bo znamy elementy
jego i cao, dajc si obserwowa. Ale i tutaj biologia nie zna jeszcze
prawdziwego spiritus movens organizmu, a ycie bierze tylko empirycznie, jako
fakt, lubo niezrozumiay, ale nie dajcy si zaprzeczy. Poniewa jednak ycie
organizmu jest postulatem, ktrego si nie zaprzecza w nauce, ale si i nie
dowodzi, wic mona i trzeba oprze si na nim, jako na fakcie zasadniczym, a
wtedy skoro porwnamy z nim inne analogiczne fakty, nie podobna zaprzeczy, e
nawet i w komrce toczy si proces, podobny do procesu w organizmie, chocia
mechanizm obu nie tylko nie jest identyczny ale nawet bardzo rny. Na mocy tego
spostrzeenia przyszlimy do wniosku, e rwnie nie wolno jeszcze zaprzecza
ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e nie jest to proces i mechanizm identyczny z
tamtemi, e tej postaci ycia nie dostrzegamy i e tego ycia dowie nie umiemy.
Jakby dla zrwnowaenia niezupenej pewnoci zasady, czyli przyblionej jej
wartoci, odkrylimy w cywilizacyi pewien moment, o ktrym w komrce i
organizmie nic nie wiemy (cznik-mow), zdobywajc szanse, e moe si uda
dla cywilizacyi, co nie udao si dotychczas dla komrki, (mianowicie stwierdzenie
przez mow ycia w cywilizacyi), a wtedy zyskalibymy kryteryum ycia,
owietlajce tajemnic ycia nie tylko w komrce, ale nawet w organizmie.
W czniku-mowie spocza tedy nadzieja rozwizania zagadki: czem jest
cywilizacya w przyrodzie, a porednio take: jak si urzeczywistnia ycie w
oglnoci.
Gboki zwizek osobnikw ludzkich nie ulega wtpieniu nie tylko przez fakt
istnienia mowy, ale bardziej jeszcze skutkiem oczywistej cho nie szukanej
harmonii w dziaalnoci osobnikw (roz. V). Czyny i dziea ludzkie, na pozr
cakiem niezalene od siebie, wypywaj jedne z drugich i uzupeniaj si wzajem.
w porzdek i gboka zaleno wzajemna moe by objaniony tylko przez
wewntrzny midzy osobnikami zwizek, zwizek za w warunkuje mowa.
W deniu do zrozumienia roli mowy w spoeczestwie stwierdzilimy, e
skutkiem szeregu warunkw (rce wolne, narzdzia sztuczne i t. d.) powstaa ona z
sygnalizacyi zwierzcej i zacza przeobraa, osobniki pierwotnie jednakowe
psycho-fizycznie w niejednakowe przynajmniej psychicznie (r. V, X), a wic
niewtpliwie rwnie i fizycznie a waciwie funkcyonalnie niejednakowe. Mowa
staa si przenosicielk ruchu nerwowego (zachodzcego w kadym osobniku
zwizkowym) (roz. V), i przeobrazia wolne i rwne osobniki w nierwne
funkcyonalnie czci skadowe caoci wyszej, psychofizycznej.
Gdy niewiadomo jakiemi rodkami urzeczywistniaj si wzajemne
oddziaywania komrek w organizmie, w cywilizacyi na pewno przez mow
ludzk. A mowa ta jest naprawd czem innem, ni zwierzca. Nie jest wytworem

osobnika i gatunku, narzuca si osobnikom od zewntrz, gdzie trwa, jako wytwr


pokole, nadajc osobnikom charakter czstek skadowych czego rozleglejszego
(roz. VII). Okazaa si wytworem midzy osobniczym i czynnikiem, przez ktry
wanie urzeczywistnia si czno osobnikw w czasie i przestrzeni.
Jzyk (mowa ludzka) czy fizycznie ruchy nerwowe, odbywajce si w
osobnikach. A poniewa podmiotow stron ruchu nerwowego w osobniku
zwierzcym jest sprawa psychiczna, przeto tak stron obszernego ruchu
wsplnego musi by rwnie sprawa psychiczna, tylko ju wsplna (roz. X).
Skutkiem tego sprawa psychiczna osobnika ludzkiego musi by uwaana tylko za
fragment nieoddzielny wsp1nej sprawy psychicznej, nie za za caostk,
niezalen od innych podobnych, jak jest zwierzca.
Przez mow tedy ziszcza si w przyrodzie bez adnej ju wtpliwoci
obszerny proces psychiczny, (roz. X).
Poniewa za narzdziem procesu psychicznego osobniczego s zmysy i
mzg osobnika, przeto narzdziem obszernego procesu midzy-osobniczego s
zjednoczone zmysy i mzgi osobnikw zwizkowych. Jzyk rozlewa po caoci
spoecznej nietylko osobnicze czucia zmysowe, lecz czucia oparte na wymianie
spostrzee osobniczych, i na porwnywaniu ich, czucia o wiele trwalsze od
trwaoci ycia osobnikw. Psychiczno tedy osobista indywiduw ludzkich nie
pynie wycznie z osobistej ich fizycznoci, lecz jak gdyby gotowa wnika w nie z
zewntrz, od innych osobnikw, wic te nie pokrywa si ani tumaczy wynikami
ich wraliwoci czysto fizycznej i osobistej.
Poniewa za psychiczno wszystkich osobnikw spoecznych pynie
przewanie z zewntrz, z istniejcego przez mow i dziea ludzkie zapasu,
pozostaego z przeszoci, przeto poznanie osobnika wprost nie moe odpowiada
osobistej fizycznoci i osobistemu dowiadczeniu zmysowemu adnego.
Przewanie jest ono rozleglejsze, albowiem rozchodzi si od osobnika do osobnika
i z pokolenia w pokolenie prawie bez straty, wic musi narasta z biegiem czasu
(roz. XIII). Ludzie, udzielajc swych poj innym, sami nie pozbywaj si ich,
czyli nic sobie wzajem z poznania nie odbieraj.
Przerost podmiotw ludzkich ponad granice osobistego dowiadczenia
fizycznego osobnikw, tak bije w oczy, e wywouje zudzenie zupenej
nierwnowagi fizycznoci ludzkiej z psychicznoci, i on to da powd do
wyrozumowania, e musi istnie osobny pierwiastek niezmysowy niezaleny od
zmysw, dziaajcy w ciele ludzkiem i od niego niezaleny, da zarazem powd do
przypuszcze, e wszystkie jego przejawy pyn tylko z indywiduum. Nic nas
jednak nie zmusza do przyjmowania podobnego wyjanienia. Przeciwnie,
przekonalimy si atwo, e psyche indywidualna ludzka, to tylko wynik zwizku
podmiotw ludzkich, uwarunkowany przez wibracy - jzyk (r. XIV).
Okazuje si, e proces psychiczny zwierzcia jest wytworem tylko organizmu
i rozwoju filogenetycznego, - taki czowieka - wytworem obszerniejszej caoci, cywilizacyi (roz. XIV) i rozwoju spoecznego.
Wynik ten umocnilimy dodatkowo przez udowodnienie, e psychika ludzka
nie moe by wynikiem prostego rozwoju zwierzcej, naprzd dla tego, e
zwierzta rozporzdzaj wszystkiemi elementami psychiki ludzkiej, a mimo to

cho podlegaj ustawicznemu rozwojowi filogenetycznemu, - zostaj tylko


zwierztami, powtre, e gdyby ludzka bya rzeczywicie wynikiem prostego
rozwoju, to czowiek musiaby przynosi mdro swoj na wiat, jak kade
zwierz, wic wszyscy ludzie powinniby by mniej wicej jednako mdrymi,
(rozdz. XV), a tymczasem mdro ludzka bywa w niezmiernie szerokich
granicach niejednakowa jakociowo oraz ilociowo. Wstawia si wic tu pozornie
co obcego midzy ogniwa acucha przyczyn i skutkw, acucha przemian.
Poniewa jednak nie moe si tu wstawia nic obcego, trzeba przyj za gwn
przyczyn niezrozumiaego zjawiska czno osobnikw ludzkich. Poszukujc jej,
udowodnilimy, e podstawa treci psychicznej czowiek jest interfizyologiczna
(oraz interpsychiczna), bynajmniej za nie fizyologiczna, jak u zwierzt.
Niezdawanie sobie sprawy z oczywistej interpsychicznoci psychiki ludzkiej jest
gwnym powodem, e psychologia i socyologia szukaj dotychczas daremnie
rozwizania zagadek ducha ludzkiego i ycia spoecznego w osobniku; jest
gwnym powodem, dla ktrego duch ludzki nie moe jeszcze znale miejsca
swego w Naturze.
Przekonywamy si coraz mocniej, e realna cao D istnie musi naprawd,
oraz, e to cao yjca i poznawalna, ale tylko od wewntrz i to nie cakowicie.
Dla tego, gdy jej od zewntrz nie moemy oglda, trzeba wnioskowa o jej
istnieniu realnem tylko na mocy stwierdzenia w niej niewtpliwych cech ycia.
Zdobylimy przewiadczenie, e w samym czowieku nie znajdziemy
wytumaczenia czowieka, dopiero jako fragment realnoci D przestaje on by
zagadk, a z nim tajemnice ducha ludzkiego, o ile nie s gbszemi i bardziej
podstawowemi tajemnicami biologicznemi organizmu i komrki. Ludzki wiat
psychiczny, dla ktrego nie byo dotychczas miejsca w Naturze, wie si z
przyrod, jako osobna sprawa psychofizyczna D, toczca si na gruncie spraw
psychofizycznych C', opartych z kolei na takiche sprawach wszystkich B',
objtych ukadem D.
W ten sposb znalelimy potwierdzenie i pogbienie gwnej koncepcyi,
zarysowanej w Prolegomenach.
Oto w najprostszych liniach gwne wyniki badania ju przeprowadzonego.
Nie rozwizalimy zadania, ale trzeba przyzna, e zbliylimy si znacznie do
celu, choby przez to jedno, e nic dotychczas nie przemawia przeciw koncepcyi
caoci yjcej D.
Teraz chodzi ju o stwierdzenie w tej caoci cech ycia, wsplnych z cechami
ycia innych, znanych nam caoci "niszych", ktre nazywamy yjcemi.
Gdy biologia, wic waciwie nauka o yciu, nie moe nam dostarczy
kryteryw do rozstrzygnicia kwestyi, musimy te kryterya znale sami, po za
obrbem biologii na drodze stwierdzenia podobiestw midzy zjawiskami. Musimy
oprze si na pewniku, ktry gosi, e dwie rzeczy, porwnywane z trzeci i uznane
kada z osobna za podobne do niej, podobne s te midzy sob.
Gdy ideaem fizyka jest odbudowanie zjawisk wiata zewntrznego na drodze
syllogizmu, opartego na zasadzie dostatecznie oglnej, tak ideaem biologa musi
by oparcie zjawisk ycia na zasadzie dostatecznie oglnej.

Dla tego, gdy fizyk dy w tym celu do udowodnienia analogii czy


identycznoci grup zjawisk, dotychczas rozdzielanych, musi rwnie nietylko
biolog, ale socyolog i filozof dy do tego samego.
Zidentyfikowanie zjawisk, uwaanych przedtem za niepodobne do siebie
zapewnia kadej z nauk, ktrych przedmiotem s owe zjawiska, korzyci nieraz
nieprzeczuwane i bardzo cenne, albowiem pozwala na posugiwanie si formami,
rozwinitemi lepiej w jednej grupie zjawisk do ujmowania mao zrozumiaych
jeszcze zjawisk grupy innej.
Warto wiekopomnych wysikw Maxwella i Hertza polega tylko na
upodobnieniu drga elektromagnetycznych do drga wietlnych.
Jeeli te uda si nam metod analogii upodobni zjawisko spoeczne ze
zjawiskiem organicznem oraz zjawiskiem komrki, wtedy oprzemy wszystkie te
zjawiska na zasadzie oglniejszej od dotychczasowej i wszystkie razem uczynimy
zrozumialszemi. Kto ocenia korzyci, ktre mog spyn z takiego odkrycia, ten
nie bdzie si dziwi uporowi, z ktrym staramy si zgbi natur zjawiska
cywilizacyi. Lubo to zadanie i ten cel wydaway si i wydaj praktycznie do
obojtnemi dla nauki w oglnoci, to przecie cel to konkretny, a teorya, ktr
pragniemy udowodni nie pusta. Gdyby zadanie dao si rozwiza dodatnio,
wywrze to ogromny wpyw przeksztacajcy na nasze pojcia w licznych
dziedzinach wiedzy, przedewszystkiem za zaokrgli i uzupeni nasze pojmowanie
wiata. Biologia i nauka o realnoci D opr si na jednej wsplnej zasadzie, a gdy
ze swej strony zjawiska biologiczne wypywa ze zjawisk chemicznych i
fizycznych, przekonamy si przez to o cigoci wszystkich zjawisk wiata, nie
wyczajc z nich najsubtelniejszych zjawisk psychicznych. Cigo ta bya
dotychczas i jest postulatem nauki, zasad, ktrej si nie dowodzi dla tego, bo jej
dowie nie mona. Bya zasad przyblion do prawdy, ale nie wszdzie
widoczn. Jeli dopniemy celu - stanie si ona niemal pewnikiem i kluczem do
wielu odkry szczegowych.

CZ DRUGA.
XVIII. Co wyznacza realnoci D (cywilizacyi) granice i cigo
w czasie i przestrzeni? Nard a Pastwo.
Udowodnienie ycia w D okazuje si i nadal pierwszem zadaniem naszem. W
tym celu potrzebna jest przedewszystkiem znajomo granic naturalnych realnoci
D. Skoro za jest to realno nie fizyczna, lecz psychofizyczna, zachodzi
wtpliwo co wyznacza jej granice: jzyk czy myl ludzka?
Wprawdzie z Prolegomenw wiemy, e caoci D jest lud, albo nard, a wic
ze granice wyznacza jzyk, lecz bardzo by moe, emy si omylili, albowiem
idee ludzkie nie zamykaj si przecie granicami jzyka. Caoci D mgby by
og poj ludzkich i og ludzi.
Podobne zapatrywanie jest wprost niedopuszczalne.
Skoro tylko w D toczy si wielki proces nie wycznie psychiczny, to ju
fizyczna strona procesu wyznacza tu fizyczne granice psychicznoci. Proces w D

nazwalimy interfizyologicznym. C to znaczy? Oto tyle, e nie polega on na


samym ruchu nerwowym, fizyologicznym. Wprawdzie interfizyologicznym
ruchem najwaciwiej byoby nazywa rzeczywiste zjawiska telepatyczne, ale gdy
wiadomo, e ludzie nie porozumiewaj si midzy sob bezporednio, sposobem
telepatycznym, - wic o takim ruchu nie moe tu by mowy. Aby ruch
fizyologiczny sta si interfizyologicznym, musi zosta zwizany w obszern cao
jakiemi nimi fizycznemi. Temi wanie jest wibracya-mowa. Wic tez ona jest
pierwiastkiem, decydujcym o fizycznych granicach procesu interfizyologicznego,
a zarazem fizyologicznego. Symbolika akustyczna jest przecie jedyn form
mylenia ludzkiego (patrz rozdz. XVI). Gdy wic myli Polaka przenikaj we
Francuza, nastpuje tu tylko podstawienie mowy francuskiej pod polsk lub
odwrotnie, nie za komunikacya bezporednia. Albo Francuz musi rozumie jzyk
polski, albo Polak musi nauczy si wada mow francusk, wic albo jeden, albo
drugi musi myli, formuujce si w jego wasnym jzyku, podstawia w gowie
wasnej pod jzyk obcy.
Zachodzi tu proces podobny do podstawiania znakw optycznych (pismo),
pod znaki akustyczne (mowa), tem tylko rny, e tu znak jednego systemu
akustycznego podstawiamy pod znaki innego systemu rwnie akustycznego.
Wchodz tu w styczno fizyczn ju nie dwa osobniki jednej caoci D, lecz dwie
caoci D, dwie cywilizacye przez swoje fragmenty C.
Takiem roztrzygniciem otwieramy odrazu now i bardzo ciekaw kwesty.
Okazuje si, e caoci D oddziaywuj na siebie wielostronnie. Praktycznie biorc,
fakt to bardzo dobrze znany i pewny, lecz pod wzgldem teoretycznym nastrcza
pole do spostrzee i pyta waniejszych ni si wydaje.
Rodzi si pytanie: za co mamy uwaa wzajemny stosunek osobnych
cywilizacyi-narodw. Czy to s realnoci, tak ze sob zwizane, jak kilka lub
kilkadziesit komrek, stanowicych jaki bardzo pierwotny i prosty "organizm", czy te te realnoci tak bytuj obok siebie, jak bytuj wolne jednokomrkowce?
Pytanie komplikuje si, gdy zwaymy, e komunikowanie si myli nie
wyczerpuje wszystkich stosunkw, zachodzcych midzy rnemi D; wszak one
wymieniaj takie midzy sob produkty realne, dziea ludzkie, a nawet, jak to ju
podnosilimy dawniej, swoje ywe elementy, osobniki ludzkie. Syn Francuza moe
zosta Polakiem i odwrotnie.
Spraw t musimy chwilowo odoy, bo stanie si przedmiotem bada, do
ktrych nie zebralimy jeszcze dostatecznych podstaw, aby rozstrzyga o niej.
Wpierw musimy zgbi stosunek jzyka do myli. Tymczasem niech nam
wystarczy zdobyta pewno, e rne D zostaj wzgldem siebie caociami
otwartemi, ale za granice kadej z tych caoci w czasie i przestrzeni trzeba przyj
jzyk.
Jeszcze jedn moglibymy podnie wtpliwo, mianowicie za realno D
uwaa Pastwo. Byoby to zgodne z przekonaniem wikszoci socyologw i
ekonomistw, ktrzy najchtniej w Pastwie upatruj naturaln caostk spoeczn.
Ot rzecz si ma tak, e Pastwo moe by i dla nas synonimem Narodu, o
ile skada si z ludu jednojzycznego. Gdy za, co najczciej si zdarza, niema

tego wypadku, wwczas Pastwo jest dla nas grup niejednolit tylu D, ile
narodw Pastwo obejmuje.
Naturaln caoci jest dla nas zarwno baw, jak i tygrys, ale jeli tygrys
sidzie na karku bawou i przylgnie do niego, wtedy, cho mamy zudzenie jednego
ciaa, - jest tu ju tylko grupa, zoona z dwch organizmw. Silniejszy,
zrczniejszy, lub lepiej rozwinity podbi sobie sabszego i wyzyskuje dla swoich
celw. W Pastwie tedy etnicznie niejednolitem mamy najczciej cao D
panujc nad innemi caociami, lecz ani cao jednolit, ani naturaln.

XIX. Powrt na stanowisko realizmu. ycie jzyka i ycie idei s


form i treci ycia spoeczestwa.
Dotychczas traktowalimy mylenie ludzkie jako stron subjektywn zjawiska
fizycznego, realnego. Zadouczynilimy tem potrzebie filozoficznego mylenia.
Teraz nie popenimy wykroczenia przeciw cisoci naukowej, gdy porzucimy ten
trudny, bo sprzeczny z naszemi przyzwyczajeniami sposb patrzenia i odniesiemy
si, do tego zjawiska jako do przedmiotu czy procesu najzupeniej realnego.
Prawo do tej zamiany polega na pewnoci, e podmiotowi odpowiada w
przyrodzie realny lubo niepoznawalny przedmiot. Wracamy wic na stanowisko
realizmu krytycznego, najdogodniejsze dla badacza stosunkw realnych. Na caym
obszarze nauk przyrodniczych nie postpujemy inaczej, gdy, chcc by
bezustannie cisymi teoryopoznawczo, gubilibymy si w zawioci bez
rzeczywistej po temu potrzeby. Zarwno wymoczek, jak trawka s dla nas
przedmiotami realnemi, cho przecie w teoryi poznania musz by uwaane tylko
za zjawiska rzeczy niepoznawalnej.
Co wicej. Gdy zarwno wymoczek, jak trawka s naprawd tylko osobnemi
systemami niezmiernie skomplikowanych ruchw, czyli procesem, gdy s
osobnemi sprawami, toczcemi si w przyrodzie - a przecie mimo to traktujemy je
jako przedmioty, przeto i zjawisko cywilizacyi-narodu mamy prawo uwaa po
pierwsze za realn spraw, toczc si w przyrodzie, bo wiemy ju dobrze, e
jedna, zewntrzna jego strona jest rzeczywicie spraw fizyczn, fizycznym
ruchem. Gdy za wszystko na wiecie, co nazywamy rzeczami, przedmiotami, jest
tylko spraw, dzianiem si, ruchem, a mimo to nazywamy to wszystko
przedmiotami, przeto dla zupenego zrwnania przedmiotu naszych rozwaa z
przedmiotami rozwaa przyrodnikw, moemy mylenie-mwienie, spraw
znowu zacz uwaa za myli-rzeczy, czyli wprost za przedmioty realne w
przyrodzie. W realnoci D mamy jednolity system ruchw, ruch nerwowy, plus
przerywany ruch powietrza (mowa) lub eteru (pismo), ktrych we waciwy sposb
dostrzega nie moemy tylko dla ich byskawicznoci i niedostpnoci nawet dla
najlepiej uzbrojonych zmysw.
Ze stanowiska realizmu, og spraw, ktre stanowi dla nas trawk nazywamy wprost przedmiotem. Nie dbamy ju o to, e ta trawka jest niezmiernie
skomplikowanym systemem ruchw, toczcych si na tle drobniejszch realnych
kompleksw ruchw, ktre nazywamy komrkami; mwimy poprostu, e to jest
kompleks czynnoci komrek, albo kompleks komrek zczonych w trawk.

Z tego stanowiska realno D, cywilizacya nie tylko moe, ale nawet musi
sta si dla nas przedmiotem. Moemy ju zapomnie, e ona jest take ruchem,
spraw, toczc si na tle drobniejszych spraw realnych, ktre nazywamy ludmi.
Moemy poprostu powiedzie, e to jest kompleks czynnoci ludzi, albo kompleks
ludzi zczonych w Nard.
Gdy jednak o trawce mwimy, e to przedmiot ywy - tutaj obawiamy si
utrzymywa tego samego, gdy nie wiemy jeszcze, czy to naprawd ukad ywy.
Powrt nasz na stanowisko realizmu krytycznego, albo te do zwykego sposobu
patrzenia na przyrod, ma wanie na celu uatwienie obserwacyi i porwna dla
rozstrzygnicia tego najwaniejszego dla nas pytania.
Jeeli cywilizacya jest realnoci, to jej wszystkie czci skadowe s take
realnociami. Rwnie i mylenie ludzkie, o ktrem przekonalimy si, e tworzy
wielki system interpsychiczny, jest realn spraw, toczc si w przyrodzie.
W tych warunkach sama mowa ludzka, krca w spoeczestwie czyli
mwione, krce w Narodzie, nie bdzie przedmiotow stron realnej, ale
podmiotowej sprawy mylenia, bo realna sprawa mylenia nie potrzebuje ju
realizacyi; - mwione bdzie tylko realnym odpowiednikiem myli, bdzie
uzupenieniem w przestrzeni i czasie realnego systemu, zoonego z myli
ludzkich. W ten sposb wszystko, co si mwi w spoeczestwie i wszystko, co si
myli, wie si w jedn tkank, opltujc wszystkich ludzi w spoeczestwie i
wysnuwajc si z nich bezustannie.
Tkanka ta, trzeba to sobie uprzytomni, ma cigo nie tylko w przestrzeni,
ale co waniejsza w czasie wiksz ni trwanie osobnikw ludzkich. Nie znika, ani
si zrywa przez cay czas trwania spoeczestwa-narodu. Ale tkanka ta pomimo
tego nie jest ani przez chwilk tem samem. Wci skada si z czego innego, bo
myli wci si zmieniaj, a wyrazy jzyka wci ukadaj w nowe kombinacye.
Co wicej. Wyrazw przybywa w narodzie, ktry si rozwija i myli te przybywa.
Wyrazy powstaj i przeksztacaj si lub gin, myli rwnie. W rozwoju narodu
rozwijaj si idee. Dawne nikn, na ich miejsca powstaj nowe i coraz gbsze, a
wszystko to oczywicie odbija si najwierniej w jzyku, gdy tylko przez jzyk
moe trwa, przeksztaca si czyli rozwija. Monaby, a nawet trzebaby wykada
ide rzucon w tej chwili jeszcze duej i dowodniej, pki nie stanie si cakiem
jasn, - lecz, aby nie nuy czytelnika - powiem narazie krtko, e mamy tu proces
nadzwyczaj podobny do procesu ycia,. Dostrzeono to ju oddawna, i odbio si to
nawet w pospolitym sposobie wyraania si.
Wszyscy powtarzamy bezustannie, e jzyk yje, rozwija si, a nawet umiera.
Lingwici, wpatrzeni fachowo i gboko w przemiany, dokonywujce si we
wszystkich kierunkach w jzyku, nie zaprzeczaj temu, lecz wanie potwierdzaj.
Wielu z nich nazywa jzyki wprost "organizmami realnemi porzdku czysto
intelektualnego". (Darmestetter, Osthoff i inni). Twierdz oni, e prawa fonetyczne
dziaaj z przyrodnicz, a waciwie si wyraajc, z biologiczn koniecznoci.
Oczywicie niema w tem siy przekonywajcej, jest to raczej przeczucie odlege,
wygldajce na metafor, nie brano i nie bierze si podobnego okrelenia
dosownie, ale w rzeczy samej jest tu co wicej, a co jest, to zasuguje na

zbadanie. Tymczasem byoby bezpotrzebnem mnoy przykady i argumenty. Nie


czas na to. Wol zauway, e to, co daoby si powiedzie o jzyku stosuje si
rwnie i do myli. I tu prawa logiki dziaaj z biologiczn koniecznoci. Gdy za
mylenie ludzkie logiczne, to wytwr i sprawa spoeczna, rwnie jak mwienie,
wic ycie jzyka i idei, owych dwch wytworw i spraw spoecznych, zwizanych
jak najcilej ze sob, musi by objawem ycia spoeczestwa.
I znowu nie powiedzielimy nic nowego, bo o yciu spoeczestwa, o yciu
narodw i t. p. wci si mwi i to mwi powanie. Prawda, e, mwic to, nie
zdajemy sobie sprawy z doniosoci porwnania, jakie czynimy, nie obchodzi nas
wcale, czy to tylko przenonia lub tez co wicej, ale faktem jest, e ten sposb
wyraania si nie razi ani prostaczkw, ani gbokich mylicieli. Faktem jest, e
takie wyraanie si najlepiej odpowiada naszym intencyom. Czy rwnie dobrze
odpowiada zjawiskom t. j. samej rzeczy? Czy dalekie ono od prawdy?
Zdaje mi si, e jest ca prawd, bezwiednie, intuicyjnie wyznawan i
ustawicznie wypowiadan, lubo bez pretensyi do prawdziwoci. Jeeli dobrze
zastanowimy si nad spraw poruszon, nie moemy zaprzeczy, e jzyk i myli
musz by niemal wszystkiem, co stanowi wasne ycie realnoci D. One s tego
ycia form, s samem yciem.
Nie dowiedzielimy si te dosy, gdymy powiadali, e jzyk jest cznikiem
spoecznym, bo cznik moe istnie midzy wszystkiem, a mimo to nie bdzie
koniecznie ani objawem, ani dowodem ycia, wszak i "sia grawitacyi", to take
cznik. Tu okazuje si e cznik jest czem wicej. On daje w wyniku proces
rozwojowy, ycie. Tak wanie jest z mow.

XX. Rozwj czowieka nie jest rozwojem organizmu. Narzdzia


sztuczne i rola ich w naturze i cywilizacyi.
Przyrodnicy, nie majc jeszcze pojcia o istnieniu tego ycia, zmuszeni byli
objawy jego objania, obywajc si bez koncepcyi realnoci D. Poniewa za
objawy tego ycia manifestuj si w kadym osobniku ludzkim i jego dziaalnoci,
wic objaniali to wszystko rozwojem czowieka samego, wic rozwojem
filogenetycznym czowieka, przez co wprowadzili nauk o czowieku na bdne
tory, a mwic dokadniej utrwalili tylko lub starali si mimowoli utrwali dalekie
od prawdy pojcie o czowieku, jakie rozwiny nauki humanistyczne.
Zapowiedzielimy w rozdziale XV-m, e powrcimy jeszcze do kwestyi rozwoju
czowieka, aby ostatecznie przekona, e dotychczas jest on cakiem niewaciwie
pojmowany. Teraz dopiero moemy wywiza si z obietnicy. Stosunek
psychicznoci czowieka do jego fizycznoci, ktrymy ju rozpoznali, przedstawi
si nam dopiero wwczas z ca jasnoci, gdy rozwaymy stosunek czynw i dzie
ludzkich do cielesnoci i psychicznoci jego.
Powiedzielimy niedawno, e kardynaln cech ludzkiej jednostki jest
nierwnowaga cielesnoci z psychicznoci. Jest ona wprawdzie niedopuszczalna
naukowo, ale mimo to pozostaje faktem. Jak to wytumaczy? Oto tem, e mamy tu
tylko pozory pogwacenia praw natury. Rwnowaga jest, tylko jej nie dostrzeono,

bo szukano tam, gdzie jej nie moe by, szukano w czowieku, jako odrbnym i
skoczonym w sobie biomechanizmie, a ten jest ju tylko abstrakcy.
Aby si o tem upewni, do przypomnie sobie zasad, na ktrej opiera si
struktura wiata.
Podstawow zasad nie tylko mechaniki, ale i biologii, jest zasada, e kady
system si dy do osignicia i utrzymania stanu rwnowagi nakadem
najmniejszej energii. Rolina lub zwierz jest mechanizmem i to w zasadzie zawsze
bardzo ekonomicznym. Mechanizm taki, wyraajc si obrazowo,
antropomorficznie, "usiuje" cigle pozostawa ekonomicznym, pomimo
zmieniania si warunkw jego bytu i trudnoci naginania si do nowych. Owo
naginanie si nazywamy przystosowywaniem si do rodowiska (porwnaj
Spencera pogld na organizmy). Organizm, ktry zaczyna odchyla si od
teoretycznego ideau ekonomicznoci, rycho znika z widowni, zwyciony przez
inne, funkcyonujce ekonomiczniej. Wszystkie tez organy roliny lub zwierzcia s
wynikiem bezustannego przystosowywania si tego organizmu (rodu) do potrzeb
minionych i teraniejszych. Gdy potrzeba mija, organizm dy do pozbycia si
organw zbytecznych, ale nie przychodzi to wszystkim z rwn atwoci i nie
osiga si nigdy w zupenoci, wic ten organizm ma wiksze szans ostania si w
walce o byt, ktry osiga potrzebn mu now rwnowag biomechaniczn prdzej
oraz lepiej. To, co nazywamy rozwojem, jest wic tylko przystosowywaniem si
wszelkich systemw si do zmieniajcych si warunkw zewntrznych. atwo
zrozumie, e czyny t. j. dziaania zwierzcia, pync z psychofizycznoci jego,
musz odpowiada dokadnie zarwno fizycznoci, jak psychicznoci jego. Tylko
czowiek wyamuje si. z tej formuy. Stwierdzilimy to wprawdzie dopiero na
stosunku psychicznoci do fizycznoci wrodzonej, nie za na stosunku czynw do
fizycznoci, ale moglibymy poprzesta na tem, bo czyny zwizane s i powinnyby
by zwizane zawsze z fizycznoci i psychicznoci w rwnej mierze. Prawda, e
zawsze, ale tylko nie u czowieka. Tutaj fizyczno wrodzona jest niewystarczajca
dla czynw. Ten stosunek nieodpowiednioci owych dwch stron bije w oczy.
Nawet, gdybymy przyjli, e psychiczno ludzka odpowiada dokadnie jego
fizycznoci, majc na uwadze nadzwyczaj rozwinity mzg i ten wanie biorc za
ow "fizyczno" to popenilibymy pomyk i jeszcze nie usunlibymy przez to
sprzecznoci, tkwicej w nieodpowiednioci takiego wanie mzgu i takiej
psychiki dla reszty ciaa 1udzkiego. Ta reszta bowiem tak dalece nieodpowiada
mzgowi, e wydaje si by pogron w niedorozwoju w porwnaniu do mzgu. I
w istocie tak jest. Jaskrawem wiadectwem, e samo ciao ludzkie, (t. j. organy i
zmysy) nie wystarcza psychice ludzkiej, a wic i mzgowi, s narzdzia sztuczne,
ktremi czowiek uzupenia sw fizyczno, nie wystarczaj do speniania ludzkich
zachce jego.
Dopiero przez narzdzia sztuczne czowiek doprowadza do rwnowagi
fizyczno swoj, niewystarczajc do czynu, odpowiedniego woli, z
psychicznoci, ktra wyraa si w jego woli.
Przyrodnicy starali si objania narzdzia sztuczne prostym rozwojem
czowieka! Dla nich narzdzia sztuczne byy dalszemi ogniwami jednego acucha
rozwojowego, byy dalszym cigiem rozwoju naturalnych, wic rozwoju

organizmu! Wyobraali sobie, e czowiek, w deniu do lepszego uksztatowania


swego bytu, przecign zwierzta i e tylko niezwykle bujny rozrost (!) mzgu
sprawi, i czowiek sztucznie uzupenia swoj organizacy (!), e w nadzwyczaj
szybkim rozwoju (!) zosta zmuszony (!) do wynalezienia i uywania narzdzi
sztucznych, ktre tez zapewniy mu zwyciztwo w walce o byt.
Rzecz si ma zgoa inaczej. Naprzd nie "bujny rozrost mzgu" pozwoli na
zastosowanie narzdzi sztucznych, lub zmusi do ich wynalezienia i uywania, lecz
odwrotnie: narzdzia sztuczne wraz z mow wywoay stopniowy rozrost mzgu.
Tego ju dowiedlimy, a taki porzdek zjawisk nie da si ju objani rozwojem
postpowym czowieka, jako gatunku. Teorya przeto rozwoju, jak j pojmuj
przyrodnicy, niema zastosowania do czowieka, gdy pozostaje w sprzecznoci z
faktami.
Nie idzie jednak za tem, aby te fakty przeczyy rozwojowi. Przeciwnie, one
stwierdzaj rozwj tylko zgoa inny i czego innego. One stwierdzaj to tylko, e
"rozwj czowieka" nie jest rozwojem organizmu.
Rozwj czowieka tumaczy w sposb cakiem naturalny dopiero teorya
cywilizacyi, oparta na biologicznej teoryi rozwoju.
Zjawienie si narzdzi sztucznych tumaczy nasza teorya powstaniem i
nastpnie rozwojem cywilizacyi. Uznaje ona take rozwj w przyrodzie, ale
"rozwj czowieka", nie majcy naprawd nic wsplnego z rozwojem
filogenetycznym organizmu, objania powstaniem i rozwojem realnoci D.
Komplikowanie si narzdzi sztucznych bdzie nasza teorya nazywa takie
rozwojem, lecz ju nie organizmu ludzkiego, co jest zgoa niemoliwe i
niezrozumiae, lecz rozwojem cywilizacyi, albo rozwojem skadnikw cywilizacyi.
Przyrodnicy sami dziwi si potrosze, dla czego rozwj czowieka nie poszed
zwyk drog, przeksztacania si ciaa, doskonalenia si organw naturalnych, ale,
nie mogc dostrzedz waciwej tego przyczyny, zadawalniaj si zaraz
wyjanieniem, e na przeksztacanie si ciaa nie pozwoli "nadzwyczaj szybki
rozwj" czowieka. Rozwj czowieka nie dopuci tedy do rozwoju czowieka!
Oto osobliwa logika, ktra powinnaby razi nawet niewyszkolone umysy, nie
razia jednak tak dugo profesorw zoologii i mistrzw ewolucyonizmu. A przecie
atwo zrozumie, czemu rozwj czowieka nie doprowadzi do "doskonalenia si
organw naturalnych". Oto dla tego, e czowiekowi, jako organizmowi nie byo to
potrzebne. Pki by samodzielnym systemem si - poty do utrzymania si nie
potrzebowa nic, ponad wasne ciao, ponad narzdzia zwierzce. Pniej za ewolucya ich na nicby si ju nie zdaa, bo byaby niedostateczna. Jako
odpowiednik nad-zwierzcej psychicznoci zjawiy si zaraz pierwsze zacztki
fizycznoci nadzwierzcej w postaci najprostszych narzdzi odrzucalnych.
Czowiek moe odczuwa niedostateczno organw naturalnych dopiero po
urodzeniu si, i dopiero wtedy, gdy spoeczestwo porywa go w wir ywota
odmiennego od ywota zwierzcego, natychmiast jednak spoeczestwo, narzucajc mu gotowe pojcia i potrzeby, podsuwa rwnie gotowe rodki do ich
zaspokojenia. Organizm wic czowieka nie potrzebuje dy do wyrabiania w
sobie nowych narzdzi naturalnych, ktrychby zreszt, wobec nadzwyczajnej ich
rozmaitoci, nie osign na tej drodze. Zgodnie wic z zasad najmniejszej energii,

bierze to, co ma ju gotowego w spoeczestwie. Posikuje si narzdziami, ktre


zastaje, a poniewa odpowiadaj na razie potrzebie, wic osiga podany stan
rwnowagi w spoeczestwie, nie zmieniajc si fizycznie.
Dopiero gdy potrzeba si zmienia lub zwiksza, zmuszony jest do wysikw,
aby jej sprosta, ale i wwczas dy do tego drog najmniejszego nakadu energii,
wic wprowadza drobne i stosunkowo atwe poprawki do tego, co ju jest po za
jego ciaem, sam nie zmieniajc si fizycznie. Mamy tedy w rozwoju "martwych"
narzdzi i maszyn zjawisko rzeczywistego i najekonomiczniejszego rozwoju,
podobne do rozwoju wszelkich "ywych" systemw si. Rnica ta tylko, e
instrument ksztatuje i rozwija sia zewntrzna wzgldem instrumentu, mianowicie
myl ludzka czynna w czowieku, a wic pierwiastek spoeczny, organizm za
ksztatuj siy, tkwice tylko w nim samym, czyli siy organiczne.
W organizmie mamy twrczo komrek organicznych, czyli twrczo
organiczn; w spoeczestwie twrczo ludzi, wic twrczo spoeczn. I chocia
obie stanowi ostatecznie twrczo Natury, nie trzeba ich stawia na jednym
poziomie, jak to czynili dotychczas ewolucyonici.
Narzdzie sztuczne naley ju do wytworw realnoci D, nie do wytworw
osobnika C, tworzy je realno D, lubo przez ludzi.
Tak samo jzyka oraz idei nie tworzy sam osobnik ludzki, ani przynosi na
wiat, rodzc si, - lecz znajduje gotowe, rozwinite, przyjmuje i tylko uywa,
rozwija, zostawiajc dalsze rozwijanie pokoleniom nastpnym.
Podobnie, jak to wszystko, co anatom i fizyolog znajduje w rolinie lub
zwierzciu pomijajc oczywicie same komrki, jako idealne komrki, - jest
dzieem organizmu, czyli komrek, zjednoczonych w organizm, - tak wszystko, co
filozof, socyolog, ekonomista, estetyk i t. d. znajduj w spoeczestwie, pomijajc
tylko samych ludzi, jako ciaa, jest dzieem cywilizacyi, czyli organizmw
zjednoczonych w cywilizacy, wcale za nie dzieem organizmw niezalenych od
siebie. Jedno jest twrczoci natury przez komrk organiczn, drugie przez
czowieka, ale obie twrczoci s tem samem w Przyrodzie.
Na szczeblu organicznym Natura rozwija trawk przez komrki, (przez B'), na szczeblu nad-organicznym rozwija cywilizacy przez organizmy, zwizane
wzajemn zalenoci (przez C').
Nieatwo przychodzi pogodzi si z takim pogldem. Pomijajc ju sam
nowo myli, buntuje si przeciw niemu nasze poczucie osobowoci, osobistej
mdroci i woli. Wszak rozwj nawet najprostszych narzdzi dokonywa si ze
wiadomoci celu osobnikw, o ile za bardziej uwydatnia si osobista twrczo
w dzieach technikw wyksztaconych, z ktrych kady sam sporzdza
szczegowo obliczenia, moe cel swj osign rnemi sposobami i sam wybiera
jeden, ktry mu si wydaje najodpowiedniejszym.
Zaraz przekonamy si co mamy sdzi o tej swobodzie i o tej twrczoci.
Jeli jednym rzutem oka ogarniemy wszystkie etapy rozwoju jakiegokolwiek
narzdzia, atwo si przekonamy, e przeobraao si ono prawie niedostrzegalnie,
e rozwj jego dokonywa si tak naturalnie, jakby to czynia sama przyroda, bez
udziau ludzkiego mylenia i ludzkiej wiadomoci celu.

Co si znowu tyczy wyranej twrczoci wyksztaconych technikw i


wynalazcw, w ktrej obserwujemy skoki w rozwoju, a co znaczyby mogo, e
tutaj napewno mamy dzieo osobnika, to pamitajmy, e owe skoki powstaj przy
pomocy teoryi oraz intuicyi. Zobaczmy czem jest teorya.
Teorya stanowi dla jednostek potne narzdzie pracy, ale ju nie narzdzie
osobiste, jak kij, lub kamie obtuczony, ktremi przez niezliczone wieki
posugiwa si czowiek u zarania cywilizacyi. Wiedza teoretyczna pynie z
cywilizacyi, nie za z organizmu, nie osobnika ludzkiego.
Skoki tedy w "rozwoju" narzdzi, tworzonych przez osobnika, powstaj przez
zastosowanie przez osobnika wiedzy, nagromadzonej przez spoeczestwo i
uatwiajcej niezmiernie osobnikowi ekonomi mylenia. Z pomoc tego narzdzia
jeden mechanik przeprowadza rozleg prac twrcz w mylach wasnych bez
realnego tworzenia w materyi. Opuszcza on kilka lub kilkanacie form
przejciowych midzy tem, co funkcyonowao, a t postaci, ktr realizuje. Mamy
tu wic skoncentrowany rozwj machiny in statu nascendi, w gowie wynalazcy.
Pozorn luk wypeniaj etapy realne, cho nie zrealizowane w materyale, skok
wic jest tylko pozorny. Gdy za wiedza teoretyczna nie moe by adn miar
uwaana za wyczn wasno osobnika, czyli organizmu C, to rozwj wszelkich
narzdzi, bdc nierozerwalnie sprzgnity z rozwojem jzyka i myli, jest tylko
jednym z przejaww oglnego rozwoju realnoci D, chocia si on dokona przez
osobnika.
Idee mechanika, choby najgenialniejszego, s wypadkow stanu caej
cywilizacyi, a udzia jego, mimo pozorw, najczciej stosunkowo niky. Najwicej
tu way caa przeszo tej cywilizacyi, ktra go uformowaa duchowo, a nawet
stosunek tej cywilizacyi do innych, ktre na ni wpyway.
Trzeba pamita, e adna machina bardziej skomplikowana nie bywa ani
ideowo, ani fizycznie dzieem osobnika.
Jaskrawy tego przykad mamy na wieym przewrocie, jaki si dokona przez
zbudowanie machin do latania. Ani machina Bleriota, ani braci Wrightw, ani
Lathama i t. d. nie s bd fizycznie, bd ideowo dzieami osobnika. Idea ich
tkwia w mylach ludzkich od czasw Ikara, a nawet duej, realizowa j staray
si wieki cae. Mimo niepowodze, przyczyni si do zrealizowania tej idei i tych
mechanizmw legion zapomnianych mechanikw i wynalazcw. Wszyscy dyli
przy pomocy teoryi oraz intuicyi do zrealizowania woli swojej. Wielu zbliyo si
do celu i zbliyo swych nastpcw, a cho aden nie lata, aden nie osign
penego wyniku swych usiowa, mona powiedzie, e niemal kady przyczyni
si do rozwoju przyszej machiny latajcej. Formy przejciowe, i to liczne, byy,
cho o nich zapomnielimy, nie trzeba wic sdzi, e powstao nagle co nowego.
Skok jest pozorny. Luk midzy tem, co byo - a tem, co jest wypeniaj formy
porednie i liczne formy chybione, ale prawie wszystkie musiay si pojawi, bo
wskazyway kierunek przyszym. Akt tworzenia rozoony tu by na wieki cae, gdy
wreszcie zbudowano co odpowiedniego celowi - nie stao si to w jednej formie.
Powstao kilkanacie modelw, rnych co do szczegw budowy, rwnie
odpowiednich na razie, cho niewtpliwie s to tylko formy przejciowe. Rozwj
tych narzdzi niepowstrzymany da w przyszoci postaci, daleko lepiej

odpowiadajce celowi, przyczyni si za do tego tryumfu niejeden jeszcze osobnik,


a kadego narzdziem nie bdzie osobista i wrodzona zdolno, lecz wiedza, ktr
otrzyma od spoeczestwa.
adna machina, ani ideowo ani fizycznie nie bywa dzieem osobnika.
Po najwikszej czci nie bywa rwnie narzdziem osobnika i to jest bardzo
znamienne oraz rozstrzygajce o charakterze narzdzi sztucznych w przyrodzie. O
ile narzdzia, pierwotne i rzemielnicze byy i s jeszcze uywane przez jednego
osobnika, to znaczy, e mg wada niemi osobnik, o tyle, rozwinite ich formy w
rozwinitych cywilizacyach przestay ju suy osobnikowi. Gdy prosta koda, a
potem tratwa lub d przeobraziy si zwolna w parowiec, - gdy dzida i harpun
przeobraziy si z jednej strony w armaty, z drugiej w cay pancernik, to wada temi
rozwinitemi formami ju nie jednostka, lecz liczna organizacya jednostek. Gdy
skromne sanie (wz na pozach) przeobraziy si zwolna w pocig drogi elaznej, a
waciwie w ca lini drogi elaznej, to tem potnem narzdziem komunikacyi
wada ju moe tylko liczna i dobrze zorganizowana grupa osobnikw,
najrnorodniej uzdolnionych, kierowana nie tyle jedn wol, ile jednym planem.
Ani to ju dzieo, ani narzdzie czowieka. To jest co wicej: dzieo
cywilizacyi i narzdzie cywilizacyi. I tak je praktycznie oddawna nazywamy, nie
troszczc si zgoa o teory. Podstaw twrcz tych narzdzi stanowi cigo i
rnicowanie si idei w spoeczestwie, wic gdy one objaniaj nam zarwno
twrczo osobnikw, jak cigo rozwoju narzdzi, to wicej nam nie potrzeba.
Realne idee widzimy zwizane z realnemi narzdziami w realn cao.
Gdy za owa cao rozwija si i funkcyonuje na podobiestwo tworw
natury, gdy rozwj jej pynie po przez pokolenia ludzkie tak, jakby bya
bezporedniem dzieem natury, to mimo wszystko, co daoby si jeszcze przeciw
temu zarzuci, musimy orzec, i mamy w niej nie funkcy i twrczo organizmw
oddzielnych, lecz funkcy i twrczo wewntrzn, niejako fizyologiczn, wyszej
i rozleglejszej od organizmw realnoci, funkcy i twrczo yciow realnoci D.
Narzdzia i machiny musz by uwaane za wytwr ycia D tak samo, jak
produkty komrek, zjednoczonych w organizm, uznajemy za wytwory ycia C. A w
takim razie i jedne i drugie s to wytwory Natury.
Gdy materyalne wytwory cywilizacyi s wytworami natury, s te one w
penem tego sowa znaczeniu czynnikami natury, i mona je postawi obok takich
czynnikw natury, jak sami ludzie, rozwaani, jako organizmy. Machina, w ruch
puszczona, wykonywa prac i daje produkty. Nic to nie znaczy, e j obsuguje
czowiek, e jeden dostarcza jej energii w postaci wgla lub siy miniowej, drugi
materyau, ktry ma uledz przerobieniu, jeszcze inny odbiera "produkt". Wystarcza,
e to wytwr myli spoecznej, (nie za adnego organizmu oddzielnego), i e w
machinie dziaa myl spoeczna, ujarzmiajca elementarne formy energii, tak samo,
jak w obsugujcych j mechanikach i robotnikach, ktrzy w czasie dziaania
stanowi z ni jeden kompleks.
Wszak i czowiek, jako czowiek jest wytworem myli spoecznej. Urodzony
fizycznie, jako organizm czyli jako mechanizm, polegajcy na energiach

chemicznych i komrkowych (porwn. r. XIII), dopiero przez spoeczestwo zosta


uformowany jako czowiek, wic jako czstka mechanizmu, polegajcego na
energiach jeszcze wyszego rzdu. Czowiekiem czyni go gwnie tylko idee
ludzkie (pierwiastek spoeczny).
Idee tedy, ktre realizuje machina, nie nale rwnie do adnego osobnika i
nie pyn z osobnika.
Trzeba byo dugiej przeszoci cywilizacyi, aby idee uksztatoway machin
tak, a nie inaczej. Kada machina, ani przed tysicem lat, ani przed stuleciem nie
moga by zbudowana ani tak jak jest, ani wogle podobn, bo jest wytworem
warunkw i potrzeb chwili i rycho bdzie zastpiona przez inn, odpowiedniejsz
do warunkw i potrzeb chwili nastpnej. Ludzie, jako organizmy, wcale nie
zmieni si przez ten czas, tylko myli ich bd ju inne, bo myli, jako struktura w
przyrodzie i to struktura podlega prawu rozwoju, nie mog trwa w stagnacyi, ani
tez w jednem ustosunkowaniu. Gdy za myl jest spraw, wic ludzie i machiny s
tylko fizycznociami, na ktrych tle sprawa si ici i rozwija.
Rwnowag wic fizycznoci z psychicznoci, ktrej nie moglimy znale
w samej cielesnoci ludzkiej, odnajdujemy dopiero w czynnoci ludzi jednego
narodu i narzdzi, ktremi ci ludzie si uzupeniaj. To jest dopiero biomechanizm
D. Stanowi on pole i materya, na ktrych tle toczy si proces wielki, zoony ze
zwizanych ze sob procesw maych.

XXI. O woli ludzkiej.


Podobnie, jak nie dostrzegano, e ludzkie narzdzia sztuczne nie s dzieem, a
wic i narzdziem czowieka jako jednostki izolowanej, jak nie dostrzegano, e
wadze umysowe osobnika ludzkiego nie mog by prostem rozwiniciem si
wadzy umysowej nieczowieka (Praecursor hominis) a wic nie mog by
wasnoci, ani narzdziem czowieka samego, tak samo nie orjentujemy si
jeszcze w mnstwie innych zjawisk wiata ludzkiego i wyjaniamy je
najsprzeczniej, nie umiejc nawet odnale kryteryw, ktreby rozsdziy
ostatecznie: ktre z wyjanie najbardziej zblione jest do prawdy.
Do takich zjawisk rozmaicie definiowanych a wic ostatecznie
niezdefiniowanych, naley wola ludzka.
Wygaszano o niej najsprzeczniejsze sdy, bya ona przedmiotem
niezliczonych traktatw, przewanie filozoficznych, albowiem zdawaa si nalee
do dziedziny obcej naukom przyrodniczym, a chocia w nowszych czasach
psychologia "dowiadczalna" zaja si wol, jako zjawiskiem realnem w
przyrodzie, nie zdoano jeszcze wyznaczy jej miejsca waciwego w szeregu
zjawisk wiata, nie rozpoznano, skd pynie i jakie s jej granice. Dotychczas
niemal stoj naprzeciwko siebie determinizm i indeterminizm, a cho ostatni utraci
warto naukow, jednakie nawet i determinizm rnie bywa pojmowany, co
wiadczy najdosadniej, e jeszcze nie udao si odsoni z ca jasnoci podstaw,
czy rda z ktrych wola ludzka wpywa.
Wol nazywa si bardzo zoonem zjawiskiem duchowem, bada si jej
skomplikowane przejawy, ale najlepszy dowd niemocy u podstaw mamy w

okolicznoci, e jedni waciwej woli u zwierzt nie uznaj, inni sdz, e i


zwierzta, a przynajmniej "wysze", obdarzone s wol.
Po wszystkiem, co byo powiedziane o myli i mowie, atwo si domyle, e
geneza woli ludzkiej daje si ju dokadnie okreli, skutkiem czego mona take
rozstrzygn z dostateczn pewnoci kwesty woli u zwierzt. Sprawa tak si
przedstawia, e jeeli istnienie woli stwierdzamy u czowieka, to musimy j
przyzna zwierztom, tylko trzeba powiedzie, e wola zwierzcia ma si tak do
ludzkiej, jak poznanie zwierzcia do ludzkiego. Musimy orzec, e wola ludzka jest
zjawiskiem o tyle bardziej zoonem od zwierzcej, o ile mylenie ludzkie od
mylenia zwierzcego.
Wszystko te, comy mwili o spoecznym charakterze myli ludzkiej - musi
by zastosowane do woli ludzkiej. Jest to zjawisko spoeczne, bynajmniej za nie
osobnicze i organiczne, a w takim razie jedynie wol zwierzc bdzie mona
uwaa za zjawisko organiczne, pynce wycznie z osobniczej organizacyi,
opartej jedynie na dziedzicznoci fizyologicznej.
Wol zwierzt przyjto przewanie nazywa popdem, nie tylko dla
odrnienia od ludzkiej, ale jeszcze dla tego, e nie uwaano jej za co, jakociowo
identycznego z ludzk. Lecz wtpi, czy to jest zgodne z faktami. Prosz, niech mi
kto nazwie popdem akt postanowienia konia, gdy "nieczuy" na najsrosze
smagania wonicy, zatnie si i nie chce ruszy z miejsca ciaru nad siy, ktry
jednak cign przez czas pewien cierpliwie. W przezwycieniu dotkliwych
cierpie dla dopicia swego celu (mniejsza jak go na domys sformujemy) widnieje
co wicej, ni popd, widnieje postanowienie (Entschluss), kocowy akt procesu
woli, niewtpliwie niepozbawiony motyww, ktre pyn z rozwaenia
(Ueberlegung).
Jeli to ma by popd, w takim razie wszystkie akty woli czowieka trzeba
nazwa rwnie popdami, gdy jakociowej rnicy midzy temi aktami nie
widz.
I wyznam, e gdybymy akty woli ludzkiej nazwali popdami spoecznemi,
nie stracilibymy nic na tej zamianie wyrazw. Popdy stayby si bodaj
zrozumialsze od "aktw woli", ktrym, przez przyzwyczajenie do dawniej
przypisywanego metafizycznego znaczenia, przypisujemy do dzi mimo wiedzy i
chci, cech "wolnoci", ktrej ona nie ma. W naszym zwaszcza jzyku istnieje
nawet cise pokrewiestwo etymologiczne Woli z wolnoci, ktrego nie posiadaj
wyrazy francuzkie, niemieckie i niektrych innych jzykw, std te my atwiej
wpadamy w bd metafizyczny. Toczono oddawna nieskoczone rozprawy nad
wol. Palcym dawniej tematem bya jej "wolno", namitnie broniona przez
jednych i rwnie namitnie zwalczana przez innych.
I okazuje si, e duo w tem wszystkiem byo czysto formalnych
nieporozumie. Jedni wolno woli rozumieli w znaczeniu metafizycznem, gdy
inni w psychologicznem. Psycholog wic zwalcza wolno metafizyczn, i mia w
tem suszno, przecitny jednak laik wyksztacony argumentowa przeciw
twierdzeniu psychologa tak, jakby przeczenie metafizycznej wolnoci byo
rwnoczenie przeczeniem wolnoci woli w znaczeniu psychologicznem i
praktycznem. Aby uatwi sobie wzajemnie niepopadanie w bdne koo czysto

wyrazowych nieporozumie, a jednoczenie aby zadouczyni wzmoonym


wymaganiom cisoci naukowej, zaczto woln wol w rozumieniu
metafizycznem nazywa wol niewyznaczon przez przyczyny. atwo wtedy dao
si uzasadni, e takiej woli niema, albowiem wszystko, cae dowiadczenie,
polega na uznaniu przyczynowoci. Pozostaa wic tylko wola wyznaczona przez
przyczyny, i okazao si, e t tylko posiadamy, a cho odpowiada ona
metafizycznie "niewolnej" pojto j wanie, jako woln i pojto tak, a nie inaczej,
cakiem susznie.
Podobne rozwizanie moe si wyda dziwnem, a nawet niedopuszczalnem,
bo jake to moe by, aby wola niewolna moga by jednoczenie woln.
Aby tak rac sprzeczno pogodzi wcale nie potrzebujemy zapuszcza si
w filozoficzne rozprawy na temat woli. Do wzi pod uwag rwnolege z wol
zjawisko mylenia, ktre byo tu ju zgbione do granic koniecznych, a
natychmiast zrozumiemy jak prosto i naturalnie sprzeczno si rozwizuje.
Przypomnijmy sobie tylko, e "moje" mylenie, chocia jest naprawd i
praktycznie "mojem", jest rwnoczenie myleniem "naszem", jest myleniem
niewolnego osobnika spoecznego. Moje mylenie pynie z cywilizacyi, wic jest
fragmentem mylenia realnoci D, jest produktem scalonych osobnikw
zrnicowanych. Przypomnijmy sobie t okoliczno, e myl i dziaam jako
czowiek, czyli po ludzku, tylko przez to, e nale do spoeczestwa, ktre mnie
drugi raz niejako urodzio, nadajc mi indywidualno ludzk i jeszcze osobist,
kwalifikowan. Ot, gdy z tego samego punktu spojrz na swoj wol, wnet
zrozumiem, e "moja" wola, chocia jest praktycznie moj, jest rwnoczenie
"nasz" wol, wol niewolnego osobnika spoecznego, ktrego indywidualno nie
jest jego indywidualnoci, nie jest jego dzieem, ani dzieem dziedzicznoci samej,
ale jest dzieem otoczenia spoecznego. Moja wola pynie z cywilizacyi. "Chc" i
dziaam po ludzku tylko przez to, e nale do spoeczestwa, ktre mi drugi raz
uksztatowao. Raz urodziem si jako przecitny osobnik fizyczny, z wol tylko
zwierzc, albo powiedzmy z popdami zwierzcemi, wol ludzk uformowao mi
dopiero i to najczciej mimowiednie moje ludzkie otoczenie, wic naprzd
wszystkie wpywy ludzkie, jakie dziaay na moich przodkw yjcych w
spoeczestwie, powtre wszystkie wpywy ludzkie, jakich doznawaem od kolebki
i doznaj bezustannie. Nie mam prawa twierdzi, abym sam kierowa sob,
albowiem wcale nie jestem jestestwem odosobnionem, wic chci i pobudki moje
s mi narzucone przez cywilizacy wraz z pojciami ludzkiemi, ktre mi uczyniy
czowiekiem.
Nic to nie znaczy, e ja nie znam innej przyczyny postpku mego nad wol
moj i e wyobraam sobie, i mgbym albo mog, jeeli zechc, postpi inaczej,
jak postpuj, albowiem owo zudzenie moje wolnego wyboru wypywa tylko z
nieznajomoci wszystkich przyczyn postanowienia oraz z faktu, e jestem wiadom
wasnych aktw woli. Aby si przekona, e jest tak, a nie inaczej, musimy kad z
tych okolicznoci z osobna rozway.
Ot pierwsza okoliczno, mianowicie, e nie znamy wszystkich przyczyn
wasnego postanowienia, nie wymaga nowych dowodze. Determinici
dostatecznie rzecz owietlili; wystarczy przypomnie, e owa nieznajomo jest tej

samej natury, jak wszelka nieznajomo czynnikw, ksztatujcych zdarzenia


chwili przyszej, czyli inaczej, zdarze, ktre maj nastpi w przyrodzie. Wszak
ludzie nawet najgbszej nauki, najrozleglejszej wiedzy nie umiej sobie nawet post
factum wytumaczy przyczyn koniecznych mnstwa zjawisk w przyrodzie, ktre
nastpiy w ich oczach, wic tembardziej nie mogli ich przewidzie, choby na
krtk chwil przed ich wystpieniem. Mimo to powiadaj, e winn temu jest
tylko ich niedostateczna znajomo przyrody, wcale za nie bezprzyczynowo
zjawisk. Nie powiadaj, e zjawisko niema przyczyny naturalnej, lecz tylko, e nie
znamy wszystkich warunkw zjawiska, potrzebnych do objanienia i do
obrachowania, e musiao ono wystpi w takim czasie i charakterze, w jakim
wystpio.
Wiemy dalej a nadto dobrze, e nie wszystkie zjawiska s jednakowo atwe
do wytumaczenia.
Jeeli zamienie soca moemy do dokadnie przewidzie i wytumaczy,
to dzieje si to tylko dlatego, e mamy tu do czynienia z wyjtkowo nielicznemi
momentami ruchw cia niebieskich, atwych do ujcia obserwacy i rachunkiem z
powodu ich dugotrwaoci, wic wzgldnej powolnoci. Ale nawet i tu nigdy nie
jestemy pewni, czy rachunek si sprawdzi, bo zawsze moliw jest jaka
perturbacya, wywoana przez nieznan przyczyn, i skutkiem tego nie wzit do
obrachunku. Przewidzie zachowanie si dwch cia chemicznych, przy dobrej
znajomoci chemii, moemy ze znaczn pewnoci rwnie z powodu wielkiej
prostoty stosunkw chemicznych i nielicznoci warunkw, ktre trzeba
uwzgldni. O procesach w komrce wnioskujemy ju z daleko wiksz
trudnoci, bo tu trzeba uwzgldni ogromn ilo danych, w znacznej czci mao
znanych.
Przewidzie czynu czowieka, (ktrego nie znamy), przewanie niepodobna,
ale nie dla jego bezprzyczynowoci, lecz poniewa nigdy nie moemy doszuka si
nie tylko a priori, lecz nawet a posteriori, wszystkich momentw, ktre wpywaj
na czyn ludzki. Wic te susznie determinici podnosz niewyrozumiao swych
przeciwnikw w dziedzinie psychologicznej, gdy wszyscy jestemy bezporwnania
wyrozumialsi, skoro chodzi o zadania daleko atwiejsze.
aden z nich nie obwinia matematyka o nieuctwo, a matematyki o bezsilno,
gdy w braku jednej potrzebnej danej rachmistrz nie rozwizuje zadania, a nawet
gdy nie chce przystpi do jego rozwizywania. Kady rozumie, e brak jednej
potrzebnej danej nie pozwala nawet zacz rachunku. Nikt nie obwini astronoma o
nieuctwo, albo komety o woln wol, gdy z powodu nieznanej perturbacyi
zawiedzie ona przewidywania i spni si, lub wcale nie pojawi tam, gdzie jej
oczekiwano. A przecie zjawiska spoeczne, zjawiska psychologiczne s
najbardziej ze wszystkich zjawisk wiata skomplikowane, tutaj najtrudniej dociec
choby jako tako przyzwoitej czstki przyczyn. Tutaj jestemy w icie
rozpaczliwem pooeniu, albowiem chobymy nawet poznali 999 przyczyn, jeli
ich byo 1000, to brak jednej uniemoliwi nam dokadne objanienie. A w
procesach psychicznych stosunek wiadomych do niewiadomych nam bywa czsto
odwrotny. Tylko wic w zawrotnej mnogoci przyczyn (wpyww) spoczywa
moe nieobliczalno myli, postanowie i czynw ludzkich. Zbyt zuchway

jednak wycigamy z naszej bezsilnoci wniosek, gdy zaraz twierdzimy, e innych


przyczyn niema, jak tylko niekrpowana wola ludzka. Dobrze jednak, e cho wol
ludzk wskazuj nam inderterminici jako przyczyn, gdy skoro nawet oni
uwaaj za potrzebne powoywa si na jaki czynnik, to ju atwo bdzie doj do
porozumienia. Nie mona si dziwi, e wyznaczonej woli ludzkiej najczciej
niepodobna obrachowa, nawet gdy chodzi o samego siebie, gdy rwnie
wyznaczonej woli zwierzt, czyli ich wzgldnie daleko mniej skomplikowanych
popdw nie moemy z cakowit cisoci przewidzie czyli obrachowa.
Gdyby to byo moebnem, wtedy zwierzta przedstawiayby si nam cakiem
tak, jak mechanizmy, a przecie jake daleko do tego!
Dowiadczony myliwy wie wprawdzie jakiemi szlakami wilk chodzi, jak si
zachowuje w kadej okolicznoci, ale rwnie wie, e mimo to setki przyczyn
skada si na to, e wilk moe za kadym krokiem zboczy ze szlaku swego,
zatrzyma si, cofn i pj innym - a tego wszystkiego przewidzie myliwy nie
wadny, bo nie zna ani czynnikw chwili ani czynnikw, ktre na danego wilka
oddziayway w cigu jego ywota, nadajc mu osobne cechy indywidualne i
wpywajc perturbujco na przecitne jego popdy. Myliwy musiaby zawiele
wiedzie o wilku, ktrego spotka, aby kady ruch jego obrachowa. Nawet gdyby
go, sam niewidzialny, obserwowa przez cae jego ycie w lesie, jeszczeby jego
mechanizmu psychicznego nie umia obrachowa, bo do tego trzebaby zna i
obrachowa wprzdy cay mechanizm lasu i wszystkich zwierzt, ktre wpywa
mog na zachowanie si tego wanie wilka, o ktrego chodzi.
W tej trudnoci - mamy obraz trudnoci, podniesionych do szecianu, gdy
chodzi o zamierzenia i postanowienia ludzkie, cudze lub wasne. Wic c
dziwnego, e ostatnie, to jest ludzkie wydaj si nam wolnemi? C dziwnego, e
myliciele, zrozpaczeni sta niemonoci nawet takiego przyblionego
przewidywania, jakie jest moliwe wzgldem zwierzt, - oddawna wynaleli
wyjanienie nieobliczalnoci w przyjciu pierwiastku osobnego, waciwego tylko
czowiekowi, ktry ma by przyczyn postpkw ludzkich? Byoby raczej
dziwnem, gdyby go byli nie wprowadzili do nauki o czowieku, bo dowodzioby to
zej obserwacyi. Kade przenikliwe poszukiwanie przyczyn postpkw ludzkich
musiao doprowadzi do hipotezy wolnej woli, a zwaszcza, gdy dziaa tu
zamcajco drugi czynnik, ktrym jest niewtpliwa wiadomo swobody
wasnych aktw woli, czyli wewntrzne przekonanie, e moglibymy, postanowi
co innego, ni postanowilimy, e postanawiamy zatem z wasnej woli. Ot na
tym drugim punkcie mam jedn uwag do zrobienia. Jestem pewny, e gdyby wilk
mia wiadomo, podobn do ludzkiej, byby on rwnie przekonany, e mgby
postanowi co innego, ni kadorazowo postanawia. Byby tak samo, jak my
przewiadczony o wolnoci swych popdw, a przecie nikt nie wtpi, e wola
wilka, obracajca si w nader szczupym zakresie, jest wyznaczona przez
przyczyny koniecznie i dostatecznie. Oczywicie nie wiemy, czy wilk posiada
wiadomo i jak, ale atwo poj, e jeli j ma nawet, to ma wilcz i dziaa tak
samo, jak dziaaby, gdyby jej niemia. Ona w niczem nie przeszkadza cile
przyczynowemu porzdkowi impulsw i dziaa wilka. Dlatego moemy by
pewni, e i nasza wiadomo nie zmienia ostatecznego wyniku rozwaa naszych,

ludzkich, zwanego postanowieniem. Wyznaczona wola nasza dziaa w ramach


wiadomoci. Oto wszystko.
Inna jest rzecz, e my wiadomoci swojej swobody wyboru, czyli, mwic
krcej, wiadomoci nie posiada nie moemy; nasze akty woli i pewna cz
naszych czynw musz by zwizane ze wiadomoci. Przekonamy si pniej,
dla czego tak jest i co naley trzyma o wiadomoci. (Patrz rozdz. XXV i dalsze).
Tymczasem, aby skoczy z wol, zwrmy uwag na fakt, ktry nazywamy
obowizkowoci, a ktry mocno ogranicza swobod naszych postanowie.
Mwimy ustawicznie o ludziach z charakterem i ludziach bez charakteru.
Cenimy pierwszych i polegamy na nich, niedowierzamy za drugim i mamy ich za
co gorszego. Dla czego tak jest? Dla tego, e czowiek z charakterem, dziaajc
wedug zasad, pozwala przewidywa swoje czyny i zamiary. Jeeli wic znamy
zasady czowieka z charakterem, to pewni jestemy, e im si nie sprzeniewierzy i
z dwch wyj wybierze zawsze tylko zgodne z jego zasadami. Okoliczno ta
mocno upraszcza nasze stosunki i chroni nas od mnstwa omyek i zawodw. Tak
samo odmiennie oceniamy mdrego i gupiego. Mdremu ufamy i chtnie z nim
obcujemy, gupiemu nie dowierzamy i stronimy od niego. Mdry bowiem pozwala
przewidywa swoje zamiary i czyny w danych okolicznociach, - czynw gupiego
nigdy nie moemy przewidzie.
Jest to tak dalece prawd, e, jak wie niesie, Turenniusz wola mie do
czynienia z dobrym czyli mdrym wodzem nieprzyjacielskim na polu bitwy, ni ze
zym, bo zy miesza mu szyki niespodziewanemi pomykami, dobry za pozwala
przewidywa plany i ruchy. My wszyscy, instynktownie jestemy Turenniuszami, o
czem wiadczy przysowie: "lepiej z mdrym zgubi, ni z gupim znale".
Pytam teraz czyja wola obraca si w wszych granicach: czowieka z
charakterem lub mdrego, czy czowieka bez charakteru, lub ograniczonego? Skoro
atwiej nam przewidzie myli, chci, postanowienia i czyny pierwszych, wic
swoboda ich postanowie musi by mniejsz, s oni w wikszym stopniu
niewolnikami zasad i norm, panujcych w spoeczestwie lub w danej grupie jego,
nieli ci drudzy.
Wola ich jest krpowana nakazami silniejszemi a i wyszemi od chce ich
impulsywnych, niszych, a jednak powiadamy, e ci s bardziej ludmi i dusze ich
cenimy wyej. Jeeli w jakiem spoeczestwie mamy bardzo wielu ludzi z
charakterem, spoeczestwo to nazywamy wyszem czy doskonalszem, i susznie,
bo gdzie najwiksza ilo ludzi dziaa zgodnie z zasadami i to jednakowemi dla
wszystkich, tam mniej mamy tarcia, mniej trudw zmarnowanych, nieszcz i
blw zbytecznych.
Czeg to dowodzi? Oto tej prostej prawdy, e wiksze skrpowanie woli,
wiksza szablonowo postanowie jest podana w spoeczestwie i z tego
mianowicie powodu, e gwarantuje porzdek wikszy. I rzecz osobliwa, e przy
tem skrpowaniu, ludzie zasad i charakteru nie czuj si wikszymi niewolnikami,
lecz odwrotnie czuj si wolniejszymi, czuj si panami siebie, a nawet innych,
nawiasowo za dodam czuj si szczliwszymi i innym uatwiaj poycie, cho te
ostatnie warunki nie nale w tej chwili do rzeczy.

Czowiek zasad najlepiej stwierdza swem postpowaniem, e wola jest


wyznaczona, bo on musi chcie, jak chce, lubo chce, na pozr dobrowolnie.
Wyznaczona wola jest tedy nietylko objawem prawidowoci w sferze psychicznej,
ale podlegoci wzgldem caego szeregu norm, ktre nie mymy ustanowili, a
jednak poddajemy si im dobrowolnie. Jest ona nadto miar wartoci moralnej
postanowie i postpkw. Gdy za w przyrodzie niemasz nieprawidowoci, ani
dowolnoci, wic innej woli nad wyznaczon nie moe by. To co bymy chcieli
nazwa jej mianem, bdzie tylko objawem nieadu, nieskoordynowania, gdy
pierwsza jest objawem adu i to spoecznego. Upr, postanowienie powzite w
gniewie lub smutku nie bdzie objawem wolniejszej woli, lecz odwrotnie, bardziej
skrpowanej i to czynnikami przemijajcemi wic perturbujcemi ad normalny.
Spoeczestwo stoi wol ludzk, nie instynktami zwierzcemi; ilekro ostatnie
bior gr, tylekro bierze gr niead spoeczny nad adem, tylekro pierwiastek
niespoeczny bierze gr nad spoecznym. Spoeczestwo zbudowane jest z
pierwiastku niespoecznego, tak jak komrka z pierwiastkw nieorganicznych, ale
tylko zbudowane. Jeli w komrce wyzwalaj si pierwiastki nieorganiczne z
karbw adu komrkowego, nazywamy to procesem destrukcyjnym, ktry w
rezultacie ostatecznym niesie chorob i mier komrki.
Poniewa za w przyrodzie nic nie dzieje si bez przyczyny, wic i niead, tak
w komrce, jak w spoeczestwie, ma swoje przyczyny. Najczciej, jeeli nie
zawsze tkwi one zewntrz komrki i spoeczestwa. Powoduje go zrywanie si
rwnowagi ze rodowiskiem, w ktrem trwa komrka i spoeczestwo. Tysiczne
mog by rodzaje zrywania si rwnowagi i tysiczne jej objawy i skutki.
Poniewa komrka jest caoci yjc, przeto anormalnoci zachodz w sferze
zjawisk yciowych, poniewa cywilizacya zdaje si by caoci psychiczn, - wic
anormalnoci zachodz w sferze zjawisk inter-psychicznych, czyli spoecznych.
Tam zagraaj yciu - tu cywilizacyi. Wola jest czynnikiem psychicznym i zarazem
spoecznym - nie dziw wic, e jej objawy id rwnolegle z oglnemi objawami
procesw w cywilizacyi, a zarazem, e kierunek swj bierze we wpywach
zewntrznych, warunkujcych rwnowag si wewntrzn.

XXII. O uczuciach zoonych i ich mowie.


Przekonalimy si ju, e pojcia ludzkie s tylko komplikacy nieznanych
nam zreszt poj zwierzcych, moliw tylko przez mow i w obrbie caoci
spoecznej. Wiemy, e myli ludzkie s produktem spoecznym, nie za produktem
osobnikw ani rozwiniciem si myli osobnikw wedug praw prostego
(bezporedniego) rozwoju. Przekonalimy si nastpnie, e wszelkie objawy woli
ludzkiej s takiem samem komplikowaniem si zwierzcych pierwiastkw woli w
ramach caoci spoecznej, ktra jest wyszem scaleniem istnie zwierzcych w
jeden system. To wic, co byo tu powiedziane o myli i woli, z maemi zmianami i
rnicami musi stosowa si rwnie i do uczu. Wraz z komplikowaniem si
myli i mnoeniem si coraz nowych komplikacyi ad infinitum, komplikuj si i
uczucia, pierwotnie proste w coraz to zoesze kombinacye w granicach caoci
spoecznej.

U poszczeglnych osobnikw spoecznych mog one pozostawa w stanie


sabego scalenia si w nowe sploty czyli mog pozostawa w postaci blizkiej do
dawnej prymitywnoci, tak wanie, jak pojcia, ale w niektrych mog dochodzi
do bardzo wysokiej skali skombinowania i bogactwa splotw.
Zachodzi pytanie, ktre uczucia ludzkie mamy uwaa za zjawisko wycznie
spoeczne, nie moemy bowiem za takie uwaa tych wszystkich uczu, jak strach,
zdziwienie, ciekawo, zazdro, mciwo, gniew, wstyd i t. d., ktre poruszaj
ju i zwierztami.
Wyej wymienione uczucia musimy zaliczy do zjawisk niszych,
organicznych, czyli zwierzcych.
Jeeli tak jest, a e tak jest, tego nie trzeba nawet dowodzi, to rozprawianie o
rozwoju uczu czowieka w prostem znaczeniu rozwoju filogenetycznego byoby
takim samym bdem, jaki popenia si bardzo czsto w stosunku do poj
ludzkich.
Ju wedug L. Gumplowicza najwikszym bdem psychologii
indywidualistycznej byo zaoenie, e czowiek myli. Z tego bdu wypywa
wieczne poszukiwanie rda mylenia, przyczyn dla ktrych czowiek tak, a nie
inaczej myli, w osobniku i zawsze w osobniku.
Takim samym bdem byoby poszukiwanie w osobniku rda uczu
wyszych, czysto ludzkich.
Ono nie ley w nim samym, lecz w cywilizacyi, w tej duchowej atmosferze,
ktra, dziki mowie, przenika osobnika od kolebki.
Jeli te chcemy jasno zdawa sobie spraw z genezy uczu ludzkich, jeli nie
chcemy zgubi si w niesychanie zawiej analizie uczu i co w tej dziedzinie
rozumie, musimy powrci do przykadu, uytego tu w rozdz. XV-m. Uczucia
zwierzce, ktrych nie umiemy jeszcze rozoy na najprostsze pierwiastki, a
zreszt nie potrzebujemy koniecznie tego czyni, chcc bada i analizowa ludzkie,
- moemy przedstawi sobie jako czyste litery abecada uczuciowego czyli jako
elementy. Litery te u zwierzt wcale si nie kombinuj ze sob, lecz wystpuj
kolejno po sobie, czsto z niezmiern szybkoci, tak prawie wanie, jak to
obserwujemy u maych dzieci; wystpuj prawie zawsze samoistnie, czasem tylko
w ubogiem zestawieniu rwnoczesnem, bdcem prost mieszanin dwu lub trzech
uczu, czyli czem w rodzaju najprostszego wyrazu, ale nie majcego u nich
znaczenia wyrazu. Jeeli tak ujmiemy prymitywne i zagadkowe w swej genezie
uczucia zwierzce, wtedy, na podstawie tego, co byo mwione o pojciach, atwo
zrozumie, czem bd uczucia czysto ludzkie. One nie mog by prostem
rozwiniciem si tego abecada, lecz tylko kombinowaniem si jego w przerne
wyrazy (uczuciowe). Dopiero te wyrazy bd waciwie i wycznie uczuciami
ludzkiemi, to wszystko za, co jest od nich prostsze, a wic prosty strach,
ciekawo, gniew, i t. d. bd tylko uczuciami niszego rzdu, nie ludzkiemi, czyli
nie spoecznemi, lecz organicznemi, ktre mog si przejawia i w swej
niezoonej formie u czowieka, jako ostatecznie nie przestajcego by
rwnoczenie i zwierzciem. Uczucia czysto ludzkie nie s ju wasnoci ani
wytworem adnego osobnika, lecz samego spoeczestwa. Uczu tych ludzkich,
czyli kombinacyi uczu zwierzcych moe by niezmierna ilo, lecz tworzenie si

ich i trwanie nie bdzie rozwojem uczu zwierzcych w czowieku, tylko rozwojem
uczu spoecznych. W uczuciach tedy ludzkich mamy zjawisko nowe w przyrodzie
i ju nie organiczne, lecz znowu czysto spoeczne. Tego dowodzi fakt, e syn
muzyka lub poety, albo wogle czowieka uczu subtelniejszych, ideaw
wyszych, bywa najczciej pozbawiony tak bardzo subtelnych i skomplikowanych
uczu rodzica, a jeeli ma, to inne. Uczucia zwierzce dziedzicz si, ludzkie, czyli
spoeczne - nie. One si tylko nabywaj.
Zachodzi teraz wane pytanie: jak sobie spoeczestwo komunikuje ludzkie
uczucia, aby mogy przenika od osobnika do osobnika, trwa w caoci spoecznej
i podlega rozwojowi? Skoro komunikowanie i rozwj poj - zachodzi przy
pomocy mowy, czyli jzyka, wic i uczucia ludzkie potrzebuj rwnie swego
jzyka.
To, comy przed chwil nazwali "wyrazami uczuciowemi" czyli
kombinacyami, jest waciwie tylko stanem wewntrznym, jest ruchem nerwowym,
jest stanem, ktry odpowiada samemu myleniu. Do uzewntrznienia si, a takie i
do powstania ich potrzebne s wyrazy zewntrzne, sygnay dla jakoci czy wartoci
uczuciowych, wic niejako mowa uczu.
Mowa taka istnieje i jest niezmiernie urozmaicona, o wiele nawet bardziej, ni
mowa dla poj. Skadaj si na ni wszystkie rodzaje sztuki, a do mowy
pojciowej, ktra jest rwnoczenie mow dla uczu. Naprzd mamy piew i
mimik z tacem, potem muzyk, t najczystsz i najbogatsz mow dla pewnej
kategoryi uczu. Co si w niej wyraa tego mowa sowna nigdy w sabej czstce
nie jest zdolna odda. Kady rodzaj instrumentu wzbogaca t mow i urozmaica, a
poczenie ich w orkiestr daje uczuciom muzycznym now szeroko i gbi,
przetwarzajc je w "myl" muzyczn.
Lecz i w muzyce wyraa si nie wszystko. Mamy tez rysunek i malowido, a
takie rzeb, jako odrbny jzyk do wyraania innych skomplikowanych uczu,
pomieszanych jednak ju cile z pojciami. Sztuki plastyczne (malarstwo i rzeba)
przemawiaj te zarwno do uczu jak do myli, jest to jzyk mieszany. Blizko
muzyki, bliej od sztuk plastycznych, stoi sztuka architektoniczna, nie majca
rwnoznacznikw pojciowych. Lecz najwyej wznosi si poezya, ktra ogarnia i
zlewa rwnoczenie oba wiaty: uczu i myli, stanowic najwyszy wyraz,
najlepsz mow dla penej duszy ludzkiej.
W tym jzyku, w jzyku poezyi wyraa si cay czowiek, podobnie jak w
muzyce najpeniej wyraa si caa czysto uczuciowa poowa jego. Poniewa za
czowiek jest pionkiem, ktrym cywilizacya porusza, wic mamy prawo orzec, i w
jzyku poezyi wyraa si najpeniej, chocia tylko czstkowo cywilizacya, czyli
niejako dusza narodu. Jzyk potoczny, ktrymy dotychczas traktowali
jednostronnie, jak gdyby by jzykiem, stworzonym dla wyraania tylko samych
myli - waciwie wytwarza si dla wyraania take i uczu. Jest on wic rwnie
jzykiem dla uczu do tych granic, do jakich to jest moebne. Wspomnijmy, ile w
nim istnieje wyrazw zdrobniaych, pieszczotliwych, pogardliwych i t. p. takich,
ktre przemawiaj wprost i wycznie do uczucia, niegorzej ni tony piewu i
muzyki, a pamitajmy, e modulacye gosu i mimika uzupeniaj potnie ten
jzyk, czynic go naprawd muzyk sw, zdoln porusza do gbi suchacza.

Poniewa psyche czowieka jest zawsze zlepkiem uczu i poj, wic uczucia
ludzkie nie zjawiaj si nigdy odrbnie od myli. Z tego powodu kady jzyk jest
podatny do przelewania zarwno poj, jak uczu najbardziej zoonych,
zwaszcza, gdy to si dokonywa nie mow pisan, lecz sown, gdzie mwicy zna
setne sposoby do wzmocnienia efektu uczuciowego o ktrego wycznie chodzi.
Wyrazisto mowy, obrazowo jej, "pikne mwienie", deklamacya, wszystko to
s sposoby przemawiania do uczu, za pomoc rodka sucego take i gwnie do
komunikowania myli.
Aby podobne efekty wywoywa w mowie pisanej, trzeba ju by artyst, a
nawet poet, bo tu odpadaj wszystkie rodki pomocnicze, o ktrych bya mowa - i
uczucia, do ktrych wywoania pomagay potnie modulacye gosu, mimika oraz
zestrj suchajcego z mwicym, - trzeba wywoywa samym doborem i ukadem
wyrazw.
Z wyej wyoonego wynika, e poezya, ktra w nas tkwi i krzewi si przez
sztuk - nie jest dorobkiem osobnika, ani dzieem rozwoju filogenetycznego rodu
Homo. Podobnie jak wielka myl D, istnieje wielkie uczucie D ponad nami, jest
ono trwalsze od ywota osobnikw i tak rozlege, e nie zmiecioby si w adnej
piersi ludzkiej. Ono krzewi si i rozrasta z pokolenia na pokolenie w miar jak
zdobywa nowe sposoby uzewntrzniania si. Ars longa - vita brevis, powtarzaj
artyci i maj suszno. Oni w wielu innych orzeczeniach dowodz, e w odczuciu
istoty wiata uczu wznieli si wyej, ni myliciele w zrozumieniu wiata myli.
Oni rozumiej od dawna, e tylko su sztuce, pani swojej. Oni rozumiej i
praktykuj od dawna kult sztuki dla sztuki.
Jake to szczytne haso sztuki dla sztuki, a jak zgodne z istot dobra, pikna,
ktre s jakim ideaem, jak prawie abstrakcy, a przecie realnoci, ktra nas
przenika i na nas wyrasta, jak cudna rolina, krzewica si na waciwej sobie
glebie.
Obok takich uczu spoecznych, ktre znajduj swj jzyk bd w sztuce,
bd w mowie zwykej, istniej jeszcze inne uczucia, ktre s tylko jak gdyby
instyktami spoecznemi i znajduj swj wyraz gwny, jeeli nie jedyny, w czynach
i to na kadym kroku oraz w kadej dziedzinie dziaalnoci ludzkiej. Mam tu na
myli t. zw. uczucia moralne, niezmiernie zagadkowe jeszcze zjawisko i bardzo
rozmaicie interpretowane (uczucia etyczne i religijne). Niema spoeczestwa,
choby najniszego, ktreby ich byo pozbawione. Uczucie sympatyi dla innych
ludzi, wspczucie (mio blinich) s to jeszcze najmniej skomplikowane postaci
uczu moralnych, mogce si jednak komplikowa i potgowa w sposb,
nieznany w wiecie zwierzt. Tu naley najrozmaitsze formy altruizmu, sumienie
(honor, obowizek) i t. p.
Najznamienniejszem
jednak
uczuciem
czowieka,
najwyszem
przeobraeniem si prostego egoizmu zwierzcego w egoizm spoeczny, bdcy
zarazem najpotniejszym wyrazem altruizmu jednostki jest mio Boga i mio
ojczyzny.
Uczucie, dla ktrego osobnik wszystko powici gotw, dla ktrego ochotnie
wylewa krew, powica najdroszych, znosi przeladowanie i fizyczne albo

moralne katusze, dla ktrego powica ycie bez wahania, a nawet z pewn
rozkosz, jest najwyszem uczuciem spoecznem. Mio ojczyzny samem
istnieniem stwierdza moe najdosadniej, e jestemy komrkami caoci lubo
bezcielesnej i nieuchwytnej dla naszych zmysw, ale jednak realnej. Przejawia si
w niem najczyciej instynkt samozachowawczy owej realnoci D, rozlany w jej
czstkach skadowych.
Wiemy jak zacicie organizm walczy o ycie. Zwierz go broni kami i
pazurami. Jaszczurka bezbronna, schwytana za ogon, odkrusza go sobie
dobrowolnie, byle uciec; lis schwytany w elaza odgryza sobie w tym celu nog
uwizion. Realno D niema kw ani pazurw, lecz ich nie potrzebuje. Broni jej
s organy wszystkich jej synw i solidarno, obok zgodnoci ideaw. Wszystkie
komrki spoeczne umiej w potrzebie broni caoci i broni jej jak umiej.
Mio ojczyzny tkwica w jednostkach - jest instynktem yciowym narodu. Ona
te stanowi probierz siy yciowej, probierz zdrowia narodu.
Wiem dobrze, i wiele z tego, co tu przedstawiem nie znajdzie aprobaty
oglnej. Przywyklimy do wszelakich innych wyjanie, do innych punktw
wyjcia i do innych klasyfikacyi. Ale te zwrmy uwag na to, e adna jeszcze
teorya uczu nie zadawalnia wymaga cisoci naukowej. Wszystko, co si mwi
o tej zagadkowej dziedzinie psychologii opiera si na chwiejnych podstawach,
ktre lada niedyskretne pytanie rujnuje.
Dziedzina wadz psychicznych - za wyjtkiem dziedziny poj i dziedziny
uczu estetycznych spowita jest jeszcze mrokami; nierozpltany to chaos, ktrego
nici zbiegaj si w psyche zwierzcej. One tam tylko mogyby zosta rozpoznane i
poklasyfikowane, ale niestety wanie tam tak je trudno bada, e w tej
niedostpnej fortecy kryj si jeszcze niezdobyte prawdy, ktreby rozjaniy nam
tysiczne zagadki duszy ludzkiej.
Jeli zwaymy jak zronite s ze sob czucia z najprostszemi uczuciami, jak
wszystkie uczucia daj si sprowadzi do dwu pierwiastkowych odczuwa
przyjemnoci i przykroci (rozkosz i bole), o ktrych nie wiemy zgoa, na ktrem
stadyum ycia zaczynaj wystpowa, ale wiemy, e s gwnem tem wszelkich,
najskomplikowaszych uczu. Jeli widzimy, jak zwizane s uczucia z popdami i
wol z jednej, a z pojciami z drugiej strony, jak pomimo caego postpu
psychologii, nie mamy cho jako tako zadawalniajcej klasyfikacyi tych
wszystkich zjawisk, pomimo, e wano ich jest wprost olbrzymia, - to wyzna
trzeba, e strach bierze dotyka dzi tej dziedziny, tak bardzo jeszcze opornej dla
wszelkiej analizy.
Mamy tylko hipotezy i same hipotezy mniej lub wicej prawdopodobne,
mniej lub wicej miae, a nawet zuchwae, ale wszystko same hipotezy.
Dla tego, cho tutaj dotknem tych rzeczy, w grubym zaledwie zarysie i
bardzo niedokadnie - nie odpychajmy bez gbszego zbadania hipotezy, ktra si
opiera na nowej zupenie podstawie.
Wyprowadzajc jednak oglny wniosek z treci ostatnich dwu rozdziaw,
wypada zaznaczy, e gdy uczuciowe stany nie zjawiaj si bez stanw

intelektualnych, gdy jedne i drugie kieruj czynami, wic skadaj si na akty woli,
bdc poniekd woli podlege, przeto wszystko to razem i tylko razem skada si na
psychik. Mylenie, uczucia i chcenie w yciu pyn razem i razem, cho rnemi
rodkami, s komunikowane od czowieka do czowieka. Jzyka nie mona wic
ju uwaa za cznik dla samych myli, bo to jest cznik dla psyche, dla caych
dusz. Wszystkie inne formy cznoci psychicznej midzy ludmi s tylko
uzupenieniem, rozszerzeniem mowy i odtd pod oglnym wyrazem mowy
bdziemy je razem ujmowali.

XXIII. ycie i mier cywilizacyi.


Skoro "psyche" ludzka jest zjawiskiem tak cile spoecznem, e bez mowy
nie byoby jej wcale, to wypada, e koniecznym warunkiem obszernej sprawy
interpsychicznej D, jest odpowiednio obszerna sprawa, z ni zwizana, mwienie
D, albo suma mwionego w spoeczestwie. Sprawa psychiczna D (spoeczna),
cigo swoj zawdzicza przedewszystkiem mowie we wszelkich postaciach, nie
wyczajc tych, o ktrych mwilimy w rozdziale poprzednim.
Mwienie albo tez mwione odgrywa tedy bez adnej wtpliwoci rol
warunku koniecznego sprawy D, albowiem gdyby w spoeczestwie ustao przerwaaby si natychmiast sprawa psychiczna D, a z ni ustayby wszystkie
funkcye ludzkie osobnikw, spoecznych, funkcye narzdzi i machin, wreszcie
przestayby si wytwarza ich produkty; ustaby ruch spoeczny, zamaraby
cywilizacya.
Gdyby zamilka mowa, ustaby przedewszystkiem normalny, porzdny, ujty
w karby ruch spoeczny, a cho odbywaby si jeszcze we wszystkich gowach,
objtych spoeczestwem ludzki ruch psychiczny izolowany, to trwaby tylko do
koca ycia osobnikw spoecznych. Potem znikby i ten, choby nawet potomstwo
tych osobnikw przetrwao. Zostayby bowiem tylko osobniki izolowane midzy
sob (brakiem mowy), wic strcone do bytu zwierzcego.
Zawiy ale porzdny ruch nerwowy, ktry toczy si w mzgach rodzicw,
naprzd zwikaby si, a potem uprociby si w ich dzieciach niemal do skali,
zwykej organizmom niezalenym, pomimo, e pole tego ruchu, mzgi, nie
uprociyby si tak rycho, dziki dziedzicznoci fizyologicznej. Gdyby wrd tak
rozoonej caoci spoecznej nie miaa si ponownie zarodzie i rozwija mowa,
jako cznik spoeczny, to wtedy ludzka cz mzgu staaby si organem
niepotrzebnym i musiaaby zwolna zanika, jak zanikaj w organizmach wszelkie
dawniej potrzebne, z biegiem za czasu zbyteczne narzdy, lub ich czci.
To byyby nastpstwa dalsze, nie zawadzi jednak wspomnie o bezporednich,
ktreby natychmiast wywoaa naga utrata mowy. Kady osobnik spoeczny,
chociaby mg jeszcze kierowa wasnemi czynami, po ludzku nie byby ju w
stanie wpywa na czyny innych. Std koordynacya i wspdziaanie rozprzgyby
si odrazu w dziki chaos dziaa wprawdzie ludzkich, ale wzajemnie si
niszczcych, gorszy jeszcze od tego, ktry, wedug legendy biblijnej, zatamowa
budow wiey Babel. Mdro zrwnanaby zostaa z gupot, bo niktby pod ludzk
czaszk adnych myli ludzkich nie wyczyta. Miejsce tego adu, jaki panuje wrd
ludzi, i ktry tworzy z nich spoeczestwo, zajyby nie anarchia, lecz

najzupeniejszy zamt i rozkad. A wic? Ze znikniciem mowy znikoby ycie


spoeczne.
Gdyby teraz przypuci co innego, mianowicie, e nie mowa, lecz myli
ludzkie nage zniky w spoeczestwie, zachodzi pytanie, czy skutek byby ten
sam? Byby nieco inny. Pierwszem nastpstwem byoby zami1knicie mowy a
drugiem dopiero rozkad spoeczestwa, o nieco odmiennym przebiegu. Istoty
pozbawione ludzkiej myli, skupione gsto, niezaradne, stayby si od pierwszej
chwili uczucia godu dzik tuszcz walczcych midzy sob o chleb zwierzt
nienormalnych. Nie bezad najszaleszych czynw bd co bd ludzkich, jak
przedtem, lecz prosta, tpa, rozpaczliwa i bezlitosna walka o byt zwierzca
zdziesitkowaaby ju w pierwszych dniach i rozproszya na cztery strony wiata
ca umierajc ze znuenia i godu zdzicza i bezradn tuszcz.
Spoeczestwo znikoby, zostayby tylko na jego miejscu bezadnie
zniszczone gruzy dzie cywilizacyi.
A przecie pewna ilo jednostek ludzkich, a waciwie ex-ludzkich
utrzymaaby si, zostaa, zabrakoby tylko albo mowy albo myli ludzkiej.
Czego dowodz te dwa przykady, na szczcie moliwe tylko w
teoretycznem przypuszczeniu?
Oto lepiej od najuczeszych rozumowa wykazuj, e i w jednym i w drugim
wypadku zniszczoneby zostao nagle prawdziwe ycie, ale ycie wysze, ycie D.
Pozostaby tylko trup spoeczestwa - czy te cywilizacyi, rozkadajcy si
rwnie rycho, jak organizm, z ktrego uleciao ycie.
Chocia oba przypadki, o ktrych tu byo, wydaj si niemoliwe, albowiem
nie znamy potgi, ktraby zdoaa odebra spoeczestwu nagle myl ludzk,
ludzkie denia i ludzkie uczucia, albo te odebra mow i rozwiza je czyli zabi
doszcztnie, - to jednak w stopniu sabszym i bez zupenej zatraty bd
czowieczestwa bd spoeczestwa, wypadki podobne zdarzay si, zdarzaj i
bd cigle zdarza w dziejach.
O raptownem zaniemwieniu spoeczestwa, oczywicie nie moe by mowy,
ale o powolnych upadkach zarwno myli jak mowy wiadcz dzieje powszechne
na niezliczonych kartach.
O nagej mierci narodw, niesyszelimy, chyba, e je w pie wycito, ale o
rozpywaniu si w innych, a zwaszcza czciowem lub powolnem, bardzo czsto.
Gdy nard po okresie wietnoci rozwoju wchodzi w okres upadania na niziny
cywilizacyi, to bez wzgldu na to, jakie by mog przyczyny tego faktu,
obserwujemy: albo oglne uboenie myli i jzyka w narodzie albo porzucanie
przez czonkw danego narodu swego jzyka na rzecz jzyka innego, czyli
kurczenie si narodu przez utrat osobnikw, przenoszcych si dobrowolnie lub
tez si pociganych do innej caoci spoecznej.
Najczciej oba te procesy zachodz rwnoczenie.
Tak znika wanie cywilizacya Egiptu, tak Chaldei, tak Grecyi staroytnej.
Indywidualnoci D1, D2, D3...Dn rozoyy si zwolna i rozpyny. Z materyi,
ktr ycie wasne opuszczao, podatnej jednak, jako materya, do innego jeszcze,
ycia choby na nizinach obcej cywilizacyi, korzystay inne silniejsze realnoci D,

zuytkowujc j w rozmaity sposb na korzy wasn. Materya ludzki (osobniki)


bywa wcielany czciowo w te nowe, dzielniejsze realnoci, a z nim rwnie i
niektre pierwiastki yciowe gincej cywilizacyi. Synowie dumnego Egiptu, gdy
osab, znosili kamienie do budowy dzie Grecyi, synowie Grecyi do budowy dzie
Rzymu i t. d. Niekiedy pierwiastek yciowy D wprost marnowa si. Wiele ludw
drobnych, o ktrych mwimy, jako o "pierwotnych", coby powinno znaczy, e
przodkowie ich nigdy nie stali na wyszym szczeblu cywilizacyi, naley wanie do
takich ruin.
Tam zniky wanie tylko naturalne warunki dalszego rozwoju bez agresywnej
dziaalnoci innych caoci spoecznych, wic nastao albo cofanie si, albo tpy i
dugotrway zastj. Wiele plemion, zwanych dzi przez etnografw "pierwotnemi",
pochodzi w prostej linii ze szcztkw spoeczestw o cywilizacyi bd znacznie
wyej bd nawet wysoko rozwinitych. Przykadw nie potrzebujemy przytacza,
moemy je znale obficie w kadej Etnologii, Antropologii geograficznej i w
Historyi.

XXIV. Problemat ycia. Wzr oglny trzech systemw ywych.


Zbliamy si wielkiemi krokami do rozwizania zagadnienia, ktre nas
zajmuje.
Czowiek, jako czowiek, okazuje si dzieem myli ale i czstk myli
spoecznej, czyli psychicznej strony tej cywilizacyi, do ktrej naley.
Machina zbudowana przez ludzi jest rwnie dzieem myli spoecznej.
Psychicznej tedy stronie cywilizacyi musi odpowiada realna sprawa w
przyrodzie, i posiada cigo w przestrzeni i czasie daleko rozleglejsz od
cigoci czowieka jako osobnika, jako organizmu. Najprociej te stosunki
ujmiemy, powiadajc, e w czowieku dziaa cywilizacya, istno realna, znacznie
obszerniejsza w przestrzeni i czasie od czowieka i dzie jego. Lecz t "istno"
prawidowiej okrelimy, nazywajc j "spraw", i to "spraw psychofizyczn" D,
skutkiem czego okae si, e w czowieku dziaa, sprawa psychofizyczna cywilizacya. Sprawa ta ici si czyli trwa na gruncie, ktry stanowi wszyscy
ludzie jednego jzyka i wszystkie ich dziea. Zachodzi pytanie: czeme moe by ta
sprawa realna? Okrelilimy to ju w XIX-m i przedostatnim (XXIII) rozdziale,
przynajmniej czciowo, gdy powiedzielimy, e ludzka strona psychiczna,
trwajca skutkiem istnienia szerokiej sprawy fizycznej, mwionego, - jest yciem
spoeczestwa-cywilizacyi. Stron t jest bardzo niedogodnie nazywa w dalszym
cigu myl, gdy obejmuje ona takie uczucia i wol i pami i wiadomo.
Rwnie niedogodnie nazywa j "dusz", psyche. Trzeba wyzna, e wprost brak
nam wyrazu, ktryby obejmowa wszystkie "wadze" psychiczne ludzkie,
spostrzegam za, e wszystkie te pojcia mieszcz si wcale dobrze w aciskim
wyrazie ,,mens", ktremu odpowiada angielski mind. Ten ostatni obejmuje wanie
umys, pami, myl, ch, wol, mniemanie, sd, a takie wiele innych znacze.
Wobec tego, nie chcc uywa wyrazu "psyche" albo dusza, ktreby prowadziy do
cikich nieporozumie, wol poprzesta na aciskim mens, jako
najdogodniejszym symbolu pojcia, o ktre tu chodzi.

Okrelenie mens yciem, yciem spoeczestwa albo narodu, uderza tak


silnie, e, cho ju wypyno z logicznego rozumowania, domaga si gwatownie
rcwizyi i domaga si susznie. Nie bya to przecie definicya, lecz raczej wypadek
rozumowania, opartego na szczupej iloci danych. Nie mona jej jeszcze
bezwarunkowo akceptowa, cho i lekceway nie trzeba. Wypada tedy sprawdzi
i owietli przez nowe rozwaania, oparte na innych danych.
Czy to moe by, aby "mens" ktrej form jest mwienie, bya yciem
samem?
Wtpliwo najzupeniej usprawiedliwiona, albowiem przedewszystkiem,
jeszcze raz to przypominam, nie wiemy wogle nic o samem yciu.
My znamy jedynie systemy ywe, (komrki i organizmy), znamy to, co yje,
ale nie umielibymy okreli, co jest w organizmie yciem, co jest w komrce
yciem?
Natknlimy si tedy na jedn z najwikszych tajemnic Natury, a natknlimy
si choby dla tego, e co jest prawdziwem dla ycia 3'go rzdu, powinnoby,
mutatis mutandis, by prawdziwem wogle dla ycia.
Chocia tedy nie nasz jest rzecz porywanie si na tajemnic organizmu i
komrki, bo to dziedzina waciwej biologii, musimy podj i przeprowadzi
porwnanie, choby dla sprawdzenia naszego wyniku co do spoeczestwa.
Jeli rozumowanie poprzednie byo cile logicznem, nie potrzebujemy
obawia si bdu, bo operacya rozumowania nie zawodzi tak samo, jak nie
zawodz cyfry. Wic, jak matematyk, po sprawdzeniu rachunku, wierzy w
prawdziwo wynikw, tak my bdziemy uspokojeni dopiero, gdy sprawdzimy
pozornie i to w bardzo wysokim stopniu rezykowny wynik.
Naprzd jednak nie zawadzi wspomnie, e zestawienie, ktre nas pobudza do
ostronoci, oddawna ju "wisi w powietrzu". Jeszcze Comte uwaa zjawiska
duchowe za rodzajowo podobne do zjawisk ycia pomimo, e nie zdawa sobie
dobrze sprawy z praw rozwoju, ktre jedne mogyby go doprowadzi do podobnie
gbokiej i trafnej koncepcyi.
I psychologowie prawi nam czsto, e zagadka myli cile zwizana jest z
zagadk ycia, ale rwnie nie zdoali wyrazi tego stosunku choby jako tako
dokadnie.
Aby tedy rozpatrze zagadkowy stosunek myli, a wyraajc si dokadniej,
"mentis" do ycia, powrmy do orzeczenia wyej sformuowanego i zastosujmy
je, celem sprawdzenia, - do organizmu.
Jeeli czowiek, jako czonek spoeczestwa, jest dzieem mentis spoecznej a
porednio cznika spoecznego, sprawy realnej, a sama ta sprawa yciem, sui
generis, to: Komrka organiczna musi by dzieem i czstk podobnej sprawy
(mens) organicznej oraz cznika. Produkty za takiej komrki bd takie dzieem
tej samej sprawy.
Czeme bdzie w tym razie sam organizm, zoony z owych komrek i ich
produktw? Bdzie ogem spraw poszczeglnych, toczcych si w komrkach,
poczonych w ogln spraw (yciow), ktra ma cigo wiksz od cigoci
bd oddzielnych komrek, bd ich produktw. Odrnia si tu wyranie sprawa
oglna organizmu (czyli komrek zwizkowych) sprawa caego organizmu, od

spraw podrzdnych, toczcych si niezalenie od niej w kadej komrce, to znaczy


od niezbdnych spraw yciowych samej komrki jako komrki, ktre s objte ow
ogln, ale modyfikowane przez t ogln spraw zgodnie z potrzebami caego
organizmu.
Tylko pierwsza sprawa t. j. oglna, bdzie samem yciem organizmu, spraw
organiczn, pozostae, poszczeglne bd tem, co yje yciem organizmu, co przez
ycie organizmu ksztatuje si, czyli - bd koniecznem podoem ycia C i
dopiero w zwizku z samem yciem bd organizmem.
W komrce tedy organicznej dziaa naprzd ycie komrki, (jako ycie,
bdce podstaw ycia wyszego rzdu), a nastpnie ju dziaa, ycie organiczne
(= mens-mwienie organiczne).
Zejdmy jeszcze o jeden stopie niej, do komrki wolnej i uczymy takie
same podstawienie, aby okreli sobie ycie takiej komrki.
Komrka wolna bdzie ogem spraw poszczeglnych, toczcych si w
biogenach, poczonych w spraw ogln (yciow) komrki, ktra ma cigo
wiksz od dugotrwaoci biogen, jako te ich produktw.
Odrni tu musimy rwnie spraw ogln, spraw caej komrki, czyli
spraw biogen zwizkowych, od poszczeglnych, podrzdnych, objtych ow
ogln. Tylko oglna bdzie samem yciem komrki, spraw komrkow,
pozostae drobniejsze - wszystkie bd tem, co yje yciem komrki, co przez
ycie komrki ksztatuje si tak, a nie inaczej, czyli bd tylko podoem ycia B i
dopiero w zwizku z samem yciem bd komrk.
W takim razie biogena kada bdzie, jako biogena, dzieem i czstk oglnej
sprawy komrkowej (=ycia komrki).
W biogenie tedy, jako w elemencie komrki dziaa naprzd nieznana sprawa,
moe yciowa, moe nieyciowa, bdca podstaw ycia komrkowego, a
nastpnie ycie komrkowe (=mens-sygnalizacya komrkowa).
Gdy rzecz i stosunki ujmiemy w taki schemat, wtedy okae si, e:
1. Biogena, jako element komrki, jest dzieem szerszej sprawy oglnej

(=mens-sygnalizacyi komrkowej (B)).


2. Komrka organiczna, jako element organizmu, jest dzieem szerszej sprawy

oglnej (=mens-sygnalizacyi organicznej (C)).


3. Czowiek, jako element spoeczestwa, jest dzieem szerszej sprawy oglnej

(=mens-mowy spoecznej (D)).


Czowieka czyni czowiekiem ycie wysze i obszerniejsze od zwierzcego,
ycie spoeczne D.

Komrk organiczn czyni czstk organizmu ycie wysze od


komrkowego, ycie organiczne C.
Biogen czyni czstk komrki ycie wysze od nieznanej nam sprawy
biogenowej, ycie komrkowe B.
Zgodnie z tem:
Realno D, czyli cywilizacya wraz ze spoeczestwem bdzie pen

realizacy ycia D (ycia spoecznego).

Zwierz bdzie pen realizacy ycia C (ycia organicznego).


Komrka wolna bdzie pen realizacy ycia B (ycia komrkowego).
Biogena wolna jest nam zgoa nieznana, a gdyby istniaa - nie jest yw

realnoci ycia.. (Jest nieyjcem).


A wic spostrzegamy, e ycie zjawia si waciwie dopiero z komrk. W
organizmie wystpuje ono w zoonej postaci ycia podwjnego. W jeszcze
bardziej zoonej postaci ycia potrjnego wystpuje w realnoci D.
Jeli przypomnimy sobie teraz, e wedug Comte'a zjawiska duchowe s
rodzajowo podobne do zjawisk yciu, to nie popenimy niedorzecznoci, gdy
uoymy nasze rwnania zgodne i z t ide.
Wtedy:
ycie D = (mens D) psyche D
ycie C = (mens C) psyche C
ycie B = (mens B) psyche B

czyli okazuje si e:
To, co stanowi ycie spoeczestwa jest mens spoeczn
To, co stanowi ycie zwierzcia i roliny jest mens organiczn
To, co stanowi ycie ycie komrki jest mens komrkow.

Gdy o yciu biogeny nic nie wiemy, bo oywia j tylko na pewno ycie
komrkowe, moemy przypuszcza, e jest ona pozbawiona wszelkiej mens. W
niej dziaaj jako podstawowe sprawy ycia, energie chemiczne i fizyczne.
Poniewa spoeczestwo skada si z organizmw, a organizmy z komrek, te
za z biogen, przeto jeli zechcemy rozpatrze te caoci od ich skadnikw - okae
si, ze:
Mens spoeczna D ma za odpowiednik w osobniku (w czowieku), intermens

ludzk (C')
Mens organiczna C ma za odpowiednik w osobniku (w komrce) intermens

komrkow (B')
Mens komrkowa B ma za odpowiednik w osobniku (w biogenie) amens

biogenow (A').
Mentis spoecznej odpowiada wic w skadniku spoecznym mens ludzka
Mentis organicznej odpowiada w skadniku organicznym mens komrkowa
Mentis

komrkowej odpowiada w skadniku komrkowym amens


biogenow.

Jakkolwiek moe si nam cae to nowe w nauce rwnanie wyda dziwnem,


poprzestamy w tej chwili na niem, i, nie rozbierajc jego trafnoci, zwrmy
uwag na inne ujmowanie ycia, z ktrem spotykamy si czsto u biologw, a
zwaszcza u mechanistw i neowitalistw.

XXV. O podmiotowej stronie ruchu skadajcego si na wszelkie


ycie.
Mwi biologowie, e ycie, tak w organizmie, jak komrce, jest ostatecznie
ruchem, mianowicie osobliwego rodzaju ruchem, ktry jest w cisym i staym
stosunku z oglnemi ruchami przyrody. Mniejsza w tej chwili o blisze okrelenie
owego ruchu, owej wymiany energii z otoczeniem, ktra daje w rezultacie ycie,
albowiem przypominamy sobie, e ycie-mens-cywilizacya jest spraw rwnoleg
do ruchu fizycznego, ktry zachodzi w ludzkich systemach nerwowych,
poczonych mow. Niema wic zasadniczej sprzecznoci midzy obu
okreleniami ycia, jako "ruchu swoistego" i "mentis".
Lecz mens ludzk mamy obowizek uwaa tylko za podmiotow stron
ruchu nerwowego, poczonego w jeden system wibracy - mow. Czy bdziemy
pyta o tak podmiotow stron ruchu, ktry w organizmie zwierzcym lub
rolinnym daje w rezultacie zjawisko yciowe C? O tej stronie nietylko nic nie
wiemy pozytywnie, ale nawet nie moemy wiedzie. Jednak nie sdz, aby z tego
powodu pozostawao nam utrzymywa, e analogicznego do mens ludzkiej
zjawiska mentalnego nie moe by poza nami niej. Co do organizmu wolnego
zwierzcego nikt nie zaprzecza w nim mentis, odpowiednio uboszej. O psychice
zwierzt rozprawiaj przecie psychologowie jako o sprawie niewtpliwej. Inaczej
stoi sprawa z organizmem rolinnym. Tu wikszo szanujcych si biologw
uwaaaby za niedorzeczno sam myl o mens rolinnej, a przecie prosta logika
nakazuje nam, wbrew tradycyi, postawi rolin na jednym poziomie ycia ze
zwierzciem i przyzna jej te same zasadnicze skadniki yciowe, co i zwierztom.
Nic to nie znaczy, e rolina jest dla nas wiatem zamknietym w sobie tajemniczo.
Musimy jej przyzna mens, mimo, e nic zgoa nie dochodzi do nas z tego, co
naleaoby nazwa stron mentaln roliny, mimo, e jej mens znamy jedynie tylko
w samych objawach yciowych roliny. Mens roliny musi istnie, lubo
niepoznawalna, i przeczy temu duej byoby rac niekonsekwency, jedn z
najwikszych moe niekonsekwencyi w nauce. Albo owad, nie mwic ju o
niszych zwierztach, nie przedstawia si nam na dobr spraw rwnie
tajemniczo, mimo, e te organizmy krztaj si tak ruchliwie w naszych wodach,
polach i lasach, kady z okrelon ide wyranie w nim tkwic? Czy my lepiej
rozumiemy mens komara i rozwielitki (Daphnia), anieli lilii lub dbu?
Lecz nie na tem koniec. Jeszcze gorzej stoi sprawa z komrk woln, gdzie
ju zaciera si funkcyonalna rnica midzy komrk nalec do wiata
rolinnego, a zwierzcego i obie kategorye cechuj jednakie objawy yciowe.
Komrki rolinne imituj ruchliwo zwierzcych, - zwierzce imituj bierno
rolinnych. Tu nawet przez porwnanie z najprostszem zwierzciem nie moemy
wyrobi sobie adnego sdu o mens komrkowej. Skoro jednak dla nas istnieje
niezaprzeczalnie podmiot ludzki (podmiot C w D), bdcy produktem caoci D,
skoro dla zwierzcia psychologia przyjmuje rwnie istnienie podmiotu C, jako
produktu caoci psychofizycznej, to i dla niszych, drobniejszych systemw moe

istnie take podmiot nietylko komrki zwizkowej, B' w C, lecz rwnie podmiot
samej komrki B wolnej.
Gdyby to przypuszczenie chcia kto uwaa za jaow hipotez i za zuchwae
wkraczanie w dziedzin metafizyki, byoby to tylko nietolerancy i przesdzaniem
o kwestyi, w ktrej nie naley unika adnej drogi, mogcej przyczyni si do
wywietlenia jej i wywietlenia wielu zjawisk wiata. Moglibymy przytem z
rwnem prawem poczyta za opieranie si na metafizyce operowanie pojciem
"ruchu", "energii" w nauce, bo czyli caa fizyka i mechanika nie jest oparta na
cakiem niezrozumiaem pojciu "ruchu", "energii"? A wic gdy jedno metafizyczne pojcie okazao si przecie niezmiernie uytecznem dla uporzdkowania
zjawisk, w najwyszym stopniu rnorodnych, pozwlmy sobie mwi, choby
prowizorycznie, o podmiocie, o mens, nie tylko roliny, ale nawet i komrki, co nas
zreszt do niczego jeszcze nie obowizuje.
Nieche wic bdzie odpowiednikiem mentis ludzkiej czyli spoecznej albo
interpsyche ludzkiej, w organizmie mens zwierzca lub rolinna, skadajca si z
licznych mens komrkowych. Co podobnego zastosujmy do samej nawet
komrki, o ktrej ju wiemy, e tkwi w niej tylko mens komrkowa, opierajca si
ju nie o mens biogenow, bo tej nie skonstatowalimy, lecz o procesy fizyczne w
biogenach, ktre nie yj, lecz przez ktre yje komrka.
ycie komrki ujawnia si nam tylko w pobudliwoci komrki, czyli w jej
wraliwoci na bodce zewntrzne. Wraliwo ta, czy pobudliwo, jak kada
reakcya, moe by grubym zaledwie wyrazem akcyi wewntrznej mentalnej. Nie
mamy rodkw do sprawdzenia, co zachodzi w wymoczku, przy objawach
pobudliwoci - i to jest powodem, e utrzymuj si w tym wzgldzie kracowe
pogldy. Gdy jedni, jak Loeb, uznaj tam tylko reakcye czysto mechaniczne i
chemiczne, inni przypisuj protoplazmie co, odpowiadajcego czuciom.
W kadym razie ulubiony w ostatnich czasach termin tropizm nie wyjania ani
kwestyi ycia, ani czucia, i w gruncie rzeczy pozostaje tylko now pokrywk
dawnej niewiadomoci, zmiejszonej tylko nieco od strony fizycznej,
przedmiotowej. e tu mamy co znacznie wicej ni reakcye czysto mechaniczne i
tylko mechaniczne, o tem atwo si przekonamy, gdy wemiemy pod uwag nie
wymoczka, ale komrk rozrodcz, ktra take jest tylko bryk protoplazmy, jak
wymoczek. Zwamy, i owa bryka, (po zczeniu si z drug), rozrasta si nie w
jaki kompleks cakiem fantastyczny i przypadkowy, t. zn. zaleny jedynie od
zewntrznych wpyww, jakby by powinno wedug mechanistw, lecz rozrasta si
w organizm obszerny, a cile podobny do organizmu, z ktrego bryka pochodzi.
W tym drugim, bardziej skomplikowanym wypadku atwo oceni naprzd, jak
niepojcie skomplikowanym i uporzdkowanym musi by skad mechaniczny (ju
nie tylko chemiczny) tej bryki, jak niepojcie zawiy system ruchw w niej panuje,
skoro mieci si w niej caa mens organiczna. atwo spostrzedz, e wyraz
tropizmy, w zastosowaniu do si czynnych w takiej bryce rozrodczej, staje si ju
niemal pustym dwikiem. Niewiadomo wic, czy ruchami porzdku
mechanicznego i chemicznego nie kieruje nawet i w zwykej komrce jaki osobny
systemat "ruchw", majcy za podmiotow stron "mens komrkow". Wiadomo
zato, i miejsca i "materyi" (w znaczeniu elektronw, atomw i moleku), jest w

kadej komrce a nadto do na pomieszczenie struktur nad-chemicznych i na


niepojcie zawie ich ustosunkowanie. Chocia niepodobna sili si na okrelenie
jakoci owych "mens" B i B', to jednak jeli przyjmiemy, e to, co nazywamy
yciem w komrce jest wanie ow mens i podstaw wszelkiej psychiki, wtedy
zdobywamy grunt stay do wnioskw, o ktrych bdzie niej.

XXVI. Tajemnica jajka.


Jeeli samem yciem spoeczestwa jest mens D, oparta na "mwionem", jako
na jej warunku koniecznym (r. XXIII), - wtedy to samo, w odpowiednio prostszych
przejawach, musi by yciem w organizmie i komrce. O tem za, e strona
mentalna nawet i w komrce nie moe by tak bardzo prosta, jakby si mogo
wydawa, - przekonywa nas jajko i nasienie. Mieci si w nich caa "forma"
przyszego rozlegego organizmu, a mieci si musi, bo z rozrostu i dzielenia si
owej komrki powstaje powtrzenie si caego organizmu, od ktrego komrka si
oddzielia. Jeli pomylimy, e materya, ktry rozrastajce si jajko przybiera z
zewntrz, jest obcy wzgldem jajka i ogarnity ruchami wasnemi, zupenie
elementarnemi, to porzdku nowego rozwijajcego si ruchu, ycia nowego
organizmu, naley szuka nie zewntrz jajka, lecz koniecznie w jajku i nasieniu.
w ruch, kierujcy rozwojem (owo mens-"mwione"), nie moe by tedy ani
fikcy, ani nie-energi, skoro wywiera dziaanie fizyczne, skoro przemienia obce
okrelone formy energii, przybieranej z zewntrz na formy inne i cile zgodne z
formami, ktre byy ju urzeczywistnione w organizmach rodzicielskich.
W rozrastajcem si jajku dokonywa si tedy ustawicznie wielka praca
transformacyi ruchw materyi otaczajcej, na obszerny ruch zharmonizowany i
wanie taki, ktry si ju odbywa bardzo wiele razy w przeszoci, zawsze w tym
samym porzdku, lubo zawsze w innym materyale, a zawsze jedynie za spraw
drobnej czstki materyi, ktra wynosi porzdek tego ruchu z wielkiego systemu, od
ktrego si oddziela, aby go na nowo budowa.
Chobymy postanowili sobie utrzymywa, e w jajku niema strony
podmiotowej organizmu, bo i rzeczywicie jej tam by nie moe,bdzie to
wychodzi na jedno, jakby bya, bo tak wanie myl ludzka i wola opanowywa
(kieruje) energi swego otoczenia i tak wanie wciga z zewntrz rne jej postaci
do systemu D, przerabiajc j na formy, waciwe temu systemowi.
W biologii nie zgbiono pytania: co w organizmie utrzymuje przedziwn
harmoni wszystkich ruchw, ale wiemy ju, e w cywilizacyi mwione utrzymuje
trwa, rozwijajc si i nie ginc z osobnikami myl spoeczn, czyli myli,
uczucia i wole ludzkie. Czemuby tedy organizm mia by pozbawiony
odpowiedniej mowy (sygnalizacyi) organicznej (midzykomrkowej), szerszej,
trwalszej i rozleglejszej od istnie komrkowych, skadajcych si na organizm, a
tak subtelnej, e moe si zawrze caa w jednej komrce lub obok jednej komrki,
stanowic razem z ni zarodek?
Owa forma-mowa gatunkowa organizmu odznacza si niepojt trwaoci,
albowiem, gdybymy przypucili co innego, wtedy organizm, jako forma trwaa
filogenetycznie, nie mgby istnie, a przecie kady powtarza si przez
tysicolecia, zawsze prawie podobny do dawnego, jeli pominiemy drobne zmiany

indywidualne, wywoane perturbacyjnym wpywem rodowiska. Podobny on do


dawnego, mimo e za kadym cyklem, co mwi, za kadym momentem nowe
"elementy" biologiczne s w nim czynne i z innej materyi nieoywionej zoone.
Mens tedy stanowi prawdziw komrk, objektywn cao, wcale za nie materya,
ktra cigle si w niej zmienia, a utrzymuje j jaki analogon mwionego.

XXVII. O czem nas poucza mier organizmu.


Warto teraz dotkn pewnej sprawy, ktra owietli nieco poruszon kwesty.
Jest ni mier w oglnoci.
Gdyby kto nazwa mier antytez ycia, wtedy wyraziby si bardzo
niedokadnie. Przeciwiestwem ycia (np. ycia komrki) mogoby by wtedy
nieuycie, a wic drobniuchne i nader proste systemy chemiczne i fizyczne, a
tymczasem ycie z nich si skada. mier jest czem innem. Jest rozrywaniem si
wielce zoonego systemu ruchw - w mnstwo ruchw niezalenych, skadajcych
si na jeden wielki zamt. Jest to ruch destrukcyjny. Z tego powodu mier jest tem
samem co choroba i ta tylko zachodzi midzy niemi rnica, e choroba jest
poczynajc si mierci w systemie ywym, jest ruchem destrukcyjnym, ktry
moe uledz powstrzymaniu, mier znowu jest chorob, ktra, zaczwszy si
gdziekolwiek w systemie, szerzy si i koczy si rozkadem zupenym.
Zwykle dopiero nastpstwa "mierci" nazywamy rozkadem, ale suszniej
byoby sam mier nazywa rozkadaniem si systemu ywego, gdy mier jest
procesem do dugim i prawie nigdy nie daje si umiejscowi w tak szczupym
czasie, jak to pospolicie, a bdnie czynimy, gdy mwimy o mierci organizmu,
jako o momencie krtkotrwaym a kocowym choroby. Oba zjawiska s
zjawiskiem wkradajcego si nieadu do systemu, ktrymy nazywali "ywym".
Spencer po dugich dociekaniach doszed do definicyi, e "ycie jest nieustannem
przystosowaniem si wewntrznych stosunkw do zewntrznych". Namby si
zdawao, e ono jest przedewszystkiem naginaniem, przystosowywaniem
stosunkw zewntrznych do wewntrznych, mianowicie do panujcego w systemie
planu. Tak przecie tylko mona rozumie tajemnicze zjawisko asymilacyi, przez
ktre obce drobiny wcigane s skutecznie od zewntrz w subtelny wir wielkiego
systemu. Owo ustawiczne wyzyskiwanie stosunkw zewntrznych na rzecz
wewntrznych, nie za samo przystosowywanie si do nich, przerywa si wanie w
organizmie ze mierci. Znika wic co, co utrzymywao wszystkie podsystemy
skadowe w koordynacyi, cay rozlegy i skomplikowany system ruchw rozprzga
si i zwolna unicestwia.
C tu znika? Nie sam ruch, bo on, pojmowany energetycznie, jest
niezniszczalny.
Jeli dopiero powiemy, e znika, a raczej rozprzga si bardzo skomplikowana
i uporzdkowana forma ruchu, trafia nam to ju lepiej do umysu, bo tu rozbija si
rzeczywicie forma ruchu, niepojcie skomplikowana i dla tego mniej trwaa, w
liczne formy prostsze, wic trwalsze; szeroka struktura realna i doskonale
funkcyonujca, rozwizuje si, rozbija si na swoje najprostsze elementy, na
struktury takie, ktre mog ju utrzyma si w rodowisku.

Pocztkiem akcyi powracania materyi i energii, a waciwie najrozmaitszych


form energii, ze stanu "formy" rozlegej, "ywej" do stanu licznych "form"
drobniejszych, bywa nieskoordynowane dziaanie, niead, wkradajcy si do
systemu (choroba), na skutek uszkodzenia systemu, z zewntrz zadanego, braku
materyaw, w rodowisku, ktre system pobiera z zewntrz, lub niemonoci
regularnego ich pobierania z zewntrz albo wydzielania zbytecznych produktw
systemu na zewntrz. Kada z tych przyczyn wyzwala i nagromadza wewntrz
systemu formy energii najbardziej elementarne, ujarzmiane przez system i
wprzgnite przedtem do pracy, zgodnej z planem. Pozostae, nienaruszone w swej
rwnowadze czci systemu, usiuj, pki mog, przywraca porzdek, lecz gdy si
anti-organicznych, a waciwie tylko nieorganicznych ale nie skoordynowanych
wyzwoli si i nurtuje w obrbie systemu za duo, wtedy zamt w funkcyach
systemu zwiksza si w progresyi wci rosncej.
Organiczny porzdek bardzo zoony, wic dla tego trudno utrzymujcy si w
rwnowadze, ustpuje prdko pod naporem wyzwalajcych si niezliczonych
energii czsteczkowych, czysto chemicznych, ktre za ycia (=w okresie zdrowia),
t. j., za panowania adu organicznego byy splecione w harmonijn akcy wielkiego
systemu, a obecnie, jako najtrwalsze, bo proste, powracaj do praw wycznie
swoich.
Miejsce skomplikowanego ruchu yciowego, (procesu) ujtego w system
dwakro zoony, zajmuj zwolna w caej masie materyi, objtej wielkim
systemem, ruchy, przewanie chemiczno-fizyczne, a poniewa nie podlegaj one
adnym innym prawom, prcz fizyczno-chemicznych, i dziaaj w kierunkach
rozbienych, z powodu wielkiej iloci gatunkw ruchu, - wic niebawem na caym
obszarze systemu, podlegego do niedawna prawom ycia, (rzdu B i C), wre ju
zamt, sigajcy a do wntrza wszystkich komrek.
Czy powiemy, e tu bardzo zoony system ruchw plcze si i niweczy przez
szereg nieskoordynowanych akcyi i reakcyi, - czy te, e plcze si, wika i
rozrywa z nadzwyczajn szybkoci sprawa yciowa organizmu, czy wreszcie
"mens"-sygnalizacya organizmu, - wyjdzie to na jedno.
"Mens"-sygnalizacya organiczna musi na prawd nie by obc oddzielnym
komrkom organizmu, albowiem, komrki takie naprawiaj z zadziwiajc
sprawnoci i atwoci, to, co si psuje czciowo w organizmie. Gdyby w
oddzielnych komrkach organizmu nie byo jakiej zdolnoci do zmieniania
czynnoci zgodnie z kadorazowemi potrzebami organizmu, jako caoci, innemi
sowy, gdyby komrki organiczne byy niejako skoczcnemi automatami,
wyspecyalizowanemi raz na zawsze do jednakowej czynnoci, - wtedy wprost
trudno zrozumie, jakim sposobem miaby si wyrwnywa wkradajcy si
najmniejszy nieporzdek w organizmie, jakim sposobem np. odcita cz ciaa
miaaby odrasta (u zwierzt niszych i u rolin), albo spustoszenia wewntrzne
naprawia, o ile nie przekroczyy granic, zakrelonych czysto fizycznemi
warunkami.

Nazywajmy wic jak si komu podoba stron podmiotow oglnego ruchu


uporzdkowanego, stanowicego ycie w yjcem, ale musimy jej istnienie
przyzna niej czowieka, bo j czujemy w sobie, a rozumiemy zewntrz siebie.

XXVIII. Nowe ujcie zagadki ycia.


Dziwnie wana rola mwienia, ktr odsonilimy ju w rozdz. XI-m a w
poprzednim zgeneralizowalimy do roli zjawiska yciowego, polega na fakcie, e
dziki mowie mog wiedzie o czem, mog by wiadom czego, czego nie
dowiadczyem wasnemi zmysami. Nigdy nie zdoamy pooy zbytniego nacisku
na ten zadziwiajcy fakt, najczciej przeoczany i niedoceniany przez mylicieli.
Przecie to jest w najwyszym stopniu cudowne, e kady z nas ma prawo co
chwila powtarza: "wiem o tem, bo to widzia Mieczysaw lub Leszek; "ja" wiem,
bo to widziao inne "ja"!
Ten prosty stosunek byby zgoa nienaturalny i nieprawdopodobny, gdyby
tylko "obce" "ja" byo mi naprawd obcem! Ale wanie w nieulegajcy
wytpliwoci stosunek przekonywa, e moje "ja" i cudze "ja" nie s sobie obce, e
uzupeniaj si wzajem.
Wraenie cudze moe sta si mojem, myl cudza moj i vice versa (r. XI)
jedynie za spraw mowy, ktra jest konieczn form naszej wiadomoci (r.
XII). Dziwny ten fakt staje si naturalnym, gdy przyjmiemy, e moje i obce "ja" s
tylko pozornie sobie obce, naprawd za nale do jednej caoci.
W tych warunkach cudze mwienie przestaje ju by dli mnie tylko sam
"podniet zmysow" (r. XI), bo jest czem wicej. Podniety zmysowe otrzymuj
od wiata zewntrznego, od rnorodnych fal, dziaajcych na moje zmysy prawie
tak samo, jak na zmysy wszystkich zwierzt obdarzonych mniej wicej podobnemi
zmysami, te za dziaaj tylko na moje zmysy (na zmys suchu) - nie dziaaj za
tak samo na zmysy zwierzt, albowiem mwienie do mnie nie oddziaywa na psa,
ktry stoi przy mnie i syszy wszystko, a jednak nie rozumie. A wic zarwno
mwienie, jak rozumienie mwionego jest symptomem naleenia naszego "ja" do
czego wsplnego wszystkim ludziom, rozumiejcym owo mwienie, do czego,
co jest niewidzialn realnoci ponad ciaami naszemi, a zarazem realnoci,
niedostpn zgoa dla zmysw zwierzt. Mwienie jest nawet czem wicej, nieli
cznikiem midzy osobnikami. Ono jest niby kanaem komunikacyjnym dla
oddzielnych jani. Przekonalimy si ju wielostronnie i prawie dostatecznie, e na
poznanie kadego zwierzcia skada si jedno rdo, osobiste i bezporednie,
zmysowa wraliwo osobista, - na poznanie za czowieka dwa rda: jedno
osobista wraliwo na wiat zewntrzny, drugie porednie, wraliwo spoeczna,
czyli wraliwo na specyalne fale, wysyane przez ludzi do ludzi, a przenoszce
poznanie spoeczne.
Tylko jestestwa obdarzone wraliwoci na te drugie fale przestaj by
zwierztami, i staj si czem innem, mianowicie jestestwami spoecznemi.
Obraz wiata pierwszych jest wycznie zmysowy, - gdy jestestw
spoecznych zmysowy i umysowy zarazem, bo oparty jeszcze i na wraliwoci na
fale mwionego, wychodzce nie od wiata zewntrznego, lecz od innego jeszcze
wiata, zamknitego w granicach spoeczestwa.

C to za wiat osobny? Jest to wiat intermentalny. Utrzymuje si on przez


trwanie i prawidowe komplikowanie si fal mwionego w trwaej grupie
osobnikw, zwizanych wspln wraliwoci na owe fale, bdce wytworem owej
zbiorowoci (narodu) od pierwszej chwili zawizania si jej w przyrodzie.
Jest to mens D, podmiotowa strona realnej sprawy w przyrodzie, wraliwo
oparta na zmysach caego spoeczestwa, nie za na zmysach osobnika.
Mens zwierzca jest fizyologiczn wraliwoci ywych elementw
organizmu (komrek) na bodce tak zewntrzne wzgldem organizmu jak na
wewntrzne, mianowicie na bodce midzykomrkowe (ktrych biologia jeszcze
nie zna).
Mens ludzka jest interfizyologiczn wraliwoci ywych elementw
spoeczestwa na bodce zarwno zewntrzne wzgldem spoeczestwa, jak i na
wewntrzne, midzy-ludzkie, mianowicie na jzyk, na mow, czy sowo.
Powiadamy, e mens ludzka jest to sprawa realna w przyrodzie. Nie zawadzi
zorjentowa si co za konsekwencye pociga za sob uznanie realnoci tej sprawy.
Chocia wymoczek lub rolina s to naprawd sprawy biece (por. r. XIX),
to jednak dla wasnej dogodnoci uwaamy je zwykle za przedmioty. Dla tego
mamy prawo takie i realno D, cao intermentaln, ktra jest spraw - uwaa za
przedmiot, rwny wymoczkowi i rolinie, tylko wikszy.
W takim razie wyodrbnia si nam w tej caoci mwione, jako osobna
sprawa realna i to taka wanie, przez ktr ludzie i ich dziea staj si czemi
caoci D (por. roz. VIII).
Gdybymy w mwionem nie chcieli widzie sprawy realnej, procesu wanego
dla caoci D, wtedy wypadoby cywilizacy uwaa za prost wypadkow
poszczeglnych funkcyi, toczcych si. w organizmach ludzkich niezalenych od
siebie. Wtedy cywilizacya i spoeczestwo musiayby by fikcy.
Przeciw fikcyjnoci tej sprawy wiadczy jednak z jednej strony istnienie praw
jzykowych, z drugiej logiki, z trzeciej, i to najbardziej przekonywajce, istnienie
materyalnych wytworw cywilizacyi.
Skoro tedy cywilizacya nie jest fikcy, to naprzd nie moe by prost
wypadkow procesw (organicznych) niezalenych od siebie, nastpnie musi by
wynikiem jakiego czynnika, ktry tamte wszystkie procesy zczy w jeden wielki,
scalony, majcy swj porzdek i trwanie, swoj cigo i swj rozwj. On to
sprawi, e przebieg spraw osobniczych poczonych jest inny, ni byby, gdyby
zachodziy one bez wzajemnej zalenoci. Jest wic ten czynnik jedyn spraw,
nadajc, narzucajc poszczeglnym taki a nie inny charakter. Skoro ju wiemy,
e tym czynnikiem jest mwione, tedy wiemy, e mwione i nic innego utrzymuje
cywilizacy-przedmiot. Objanimy to sobie lepiej na przykadzie caoci rzdu
niszego.
Gdyby jaka rolina miaa by prost wypadkow spraw komrkowych,
toczcych si bez wzajemnej zalenoci, - to owe sprawy komrkowe nie
skadayby si na cao odrbn w wiecie. Rolina byaby fikcy, jak jest fikcy
kady mniejszy lub wikszy zbir jednokomrkowcw, ktrybymy dowolnie
postanowili uzna za jak cao.

Przeciw fikcyjnoci roliny przemawia istnienie w niej adu wasnego,


nadkomrkowego, istnienie zawiej budowy, rnorodnych, a zcharmonizowanych
funkcyi kompleksu ograniczonego, zwanego rolin. Gdzie mona i trzeba
odkrywa czy ustanawia prawa fizyologiczne dla roliny, gdzie si widzi trwanie
roliny i jej rozwj - wcale niepodobny do rozwoju wolnych komrek, tam
prnoby zaprzecza realnoci roliny i mwi, e to tylko prosty zbir
jednokomrkowcw. Rolina nie moe by prost sum zwykych dziaa
komrkowych, bo wtedy nie czyniaby z oddzielnych spraw komrkowych adnej
caoci. Rolina tedy musi by wielk spraw C, nie za prost sum oddzielnych,
nieskoordynowanych spraw komrkowych.
Lecz owa wielka sprawa C jest spraw yciow roliny, nie za zbiorem
nieskoordynowanych oddzielnych spraw yciowych komrki, czyli komrek.
Wychodzc z tego zapatrywania, trzeba cywilizacy uzna rwnie za wielk
spraw yciow spoeczestwa, nie za oddzielnych, nieskoordynowanych
osbnikw Homo, bo koordynacya za spraw osobnego czynnika, narzucajca taki
a nie inny charakter caoci, to ju scalenie ograniczone, cho nie organiczne.
Konstatuj tedy, e mielimy suszno wyodrbni mens-mwione jako
osobn spraw D, a nawet nazwa je samem yciem realnoci D (rozdz. XXIV).
Mielimy suszno, ale orzeczenie ostatnie ma do tej pory dwie wielkie
wady. Naprzd pozostaje ciemnem i powiem obojtnem pod wzgldem naukowym.
Nic z niego nie pynie, a przynajmniej tak si wydaje, powtre, nie umiemy zda
sobie sprawy: co tu ma by yciem, czy mwione, czy mens?
Ot czas zaznaczy, e caa niejasno i niepewno pynie nietyle z winy
naszej, ile przewanie z powodu dotychczasowej niezrozumiaoci samego ycia.
My ycia od jestestwa yjcego zwykle nie oddzielamy; aden przyrodnik nie
umiaby go oddzieli i nie widziaby nawet poytku w usiowaniach dokonania
tego. Samo "ycie" - ma dla nas tre jedynie wtedy, gdy podstawiamy pod nie
"yjce". Gdzie nie moemy podstawi widomie yjcego, tam nie widzimy ycia.
Ot tu popeniajmy bd. Bd to wprawdzie zupenie zrozumiay i wybaczalny w
dzisiejszym stanie wiedzy, ale mimo to racy, zwaszcza, gdy powiem, e cho
przyrodnik nie oddziela ycia istoty yjcej od jej ciaa i nie widzi potrzeby
odrniania tych dwu zjawisk, to jednak sama przyroda ustawicznie to czyni,
naprowadzajc biologw na drog waciw w pojmowaniu ycia, ale
naprowadzajc dotychczas bezowocnie.
Dopiero jeli samo ycie ujmiemy jako mens i zwiemy z mwionem, gdy
wic mwione zwiemy z yciem, wtedy jedna z najwaniejszych i
najciemniejszych spraw biologicznych zyska niespodziewane owietlenie.
Przyroda sama ustawicznie oddziela mens-ycie od tego, co yje. O
oddzielnoci tych dwu spraw (albo przede miotw) wiadczy cigo "formy"
organizmu i wzgldna jego niezmieno w szeregu filogenetycznym, mimo
przerywanej egzystencyi jego jako organizmu. Przecie organizm bytuje cyklicznie
czy rytmicznie. On bytuje z przerwami. On trwa, jako realno wci jednakowa
pod dwoma postaciami, ktre kolejno si zastpuj. Raz bywa caym obszernym
organizmem, to znowu tylko szczegln komrk "rozrodcz".

A przecie nie mona powiedzie, aby w komrce rozrodczej-przedmiocie,


tkwi organizm-przedmiot, bo tak nie jest. Posta, ani cechy komrki w niczem nie
przypominaj organizmu. To s przedmioty do siebie niepodobne. Pomimo to co z
organizmu tkwi w owej komrce i to tak zupene, tak istotne, jakby tkwi naprawd
sam organizm, bo wszak z tej jednej komrki "odradza si" nowy organizm prawie
taki sam, jakim by w, od ktrego komrka si oddzielia.
Od yjcego tedy przedmiotu oddzielio si "co" do komrki, w czem tkwi
przecie nie owo yjce i nawet nie "forma" jego ale tylko "co", moe ycie jego.
Owo nieznane ycie czyste, ycie C ma t waciwo, e jest tem samem w
komrce rozrodczej, co i w caym organizmie. A skoro jest w obu tem samem, wic
organizm musi si skada z ycia C + z tego, co nie jest yciem C, a tylko co przez
ycie C yje czyli naley do yjcego C.
Komrka rozrodcza rwnie skada si z samego ycia C + z tego co nie jest
yciem C, lecz tylko co przez to ycie yje yciem C, nie za yciem B (wycznie
komrkowem).
Wiem, e wypowiadam tu herezy w mniemaniu ogromnej wikszoci
biologw i cytologw, nie moja jednak w tem wina, e ycie, ujmowane z
szerszego stanowiska naukowego przedstawia si inaczej, ni dotychczas.
Nasza teorya cywilizacyi niesie gruntowne przeksztacenie pogldw na
budow materyi ywej i prowadzi do uznania jaskrawej rnicy midzy komrk
zwyk, a rozrodcz, midzy jednokomrkowcem a komrk rozrodcz organizmu.
Jasnem wic jest, e cigo organizmu, o ktrej tu mowa, naprzykad maku
(Papaver), cigo w czasie, cigo w szeregu pokole, cigo "formy" nie
spoczywa w sumie i ugrupowaniu materyau, skadajcego si na organizm, nie
zaley od iloci i stosunkw wzajemnych tego caego materyau, nie zaley nawet
od realnej, ale rozprzgajcej si zawsze i zupenie postaci rozwinitej, pod ktr
znamy nasz realno yjc, mak. Jeli wic tak jest, tedy musi ona (owa cigo)
spoczywa w innej sprawie, ktra jest rwnie realn w organizmie, jak i w ziarnku
maku, pomimo, e nasienie maku przedstawia zgoa inn realno i nic w niej ju
nie umiemy dostrzedz z realnoci organizmu, uwaanego ju nie tylko jako
przedmiot, ale nawet jako posta czy proporcye.
Nawet zatem forma organizmu, ktraby zostawaa po mylowem odrzuceniu z
niej materyi, nie jest jeszcze waciwie t "form", o ktrej tu mowa, bo i nasienie
makowe ma swoj form, odmienn od formy roliny, a przecie tkwi w niem to
samo ycie, cho nie ten sam porzdek ciaa.
ycie tedy to co innego ni czynne ciao organizmu, nasienia lub komrki
rozrodczej i co innego ni sama forma (jako posta) jednego lub drugiej. Nie jest
ono sum samych procesw fizycznych, i chemicznych odbywajcych si bd w
maku bd w nasieniu jego. Mielimy wic suszno wyodrbniajc ycie maku
jako osobn spraw, przez ktr oddzielne komrki roliny maku staj si
nierozcznemi czciami roliny i przez ktr ziarnko maku moe w pewnych
sprzyjajcych warunkach odbudowa na nowo cay organizm. Spostrzegamy
wyranie, jak staje przed nami problemat ycia w caej jaskrawoci i dziwnej
prostocie, mimo caej jego gbokoci.

I to najbardziej niepokoi, e okazao si, i ycie maku nie polega ani na


materyi maku lub jego nasienia, ani na samej postaci jednego lub drugiego, bo tych
postaci jest dwie. Ono kryje si po za ow matery, wci zreszt przypywajc i
odpywajc, i po za postaci wci zmieniajc si bd organizmu, bd jego
nasienia lub komrki rozrodczej. Jest to co trzeciego, co tkwi zarwno w formie
organizmu, jak w formie jego jajka, lub zarodka i co stanowi bezustannie ca ich
tre i racy bytu. Natknlimy si tu na problemat formy, na wielk tajemnic
przyrody i spostrzegamy, e ten problemat zwikany jest z drugim, rwnie
zagadkowym, bo z problematem ycia. Mimowoli przychodzi tu na myl okrelenie
genialnego filozofa, Klaudyusza Bernarda, ktry tre wewntrzn ywego systemu
(organizmu) nazwa ide kierownicz (1'idee directrice du developpement), albo
ide rozwoju (l'idee evolutive), ktra dziaa zarwno w jajku, jak w organizmie.
Istotnie nasza mens-mwienie schodzi si, uderzajco z "ide kierownicz"
Klaudiusza Bernarda, lubo tylko w deniu. Nasza bowiem mens, jako zwizana z
"mwionem" jest i musi by czem innem, inaczej rozwizanie wielkiej zagadki
jubymy zawdziczali Bernardowi.
Aby odrazu zaznaczy rnic obu pomysw, wystarczy podkreli ze nasza
"oglna sprawa mentalna", lubo wie si nierozdzielnie z "mwionem", wcale nie
zostaje w tak prostym do mwionego stosunku jak podmiot do przedmiotu.
Stosunek jest cakiem inny. Bez sowa nie byoby mentis ludzkiej, ani jej
urzeczywistnienia w dzieach ludzkich. Mens-struktura, mens-idea istnieje przez
inn struktur realn, przez sowo. Caa suma mwionego w spoeczestwie
przedstawia si od strony fizycznej jako system ruchw, wprawdzie znikomych, a
jednak trwaych, bo dwik zabrzmi i rozpynie si w przestrzeni, ale on na nowo
zabrzmi, taki jak przedtem i brzmi przez pokolenia, trwalszy od istnie, ktre go
wydaj. Sowo czy umarych z ywymi i z tymi, ktrzy si dopiero narodz. Co
wypowiedzia Arystoteles lub Spinoza, trwa jeszcze dzi midzy nami, rwnie
pene i ywe, jak wwczas gdy zostao wypowiedziane. Lecz bez sowa myl nie
istniaaby ani chwili, choby tylko w gowie Arystotelesa lub Spinozy, bo bez
sowa nie byoby zgoa ani Arystotelesa, ani Grekw. Po Grecyi chodziliby tylko
Homines insipientes, jak chodz do dzi wszystkie inne istoty nie-spoeczne. Sowo
warunkuje cywilizacy, a istot, jej stanowi nie mens rozwinite w osobniku
spoecznym, lecz czstka tego mens udzielajca si na zewntrz przez sowo.
Najatwiej wystawimy powyej zarysowany pomys na prb krytyczn, gdy
zastosujemy to comy powiedzieli o cywilizacyi - do innego przedmiotu ywego,
np. do maku.
Istot maku stanowi jego mens, ktrej warunkiem jest nieznane nam "sowo"
maku. Mens maku jest jego yciem, ale cho mieci si caa w caej rolinie, nie
mieci si w ziarnku maku. Nie mieci si rwnie caa w adnej komrce
somatycznej, bo one dopiero wszystkie razem zawieraj pen mens maku.
Z tego stosunku wynika jasno, e ycie maku musi by czem innem, ni ciao
(soma) bd roliny (maku) bd jej nasienia. ycie maku to nie materya lub
struktura bd roliny caej bd nasienia, (dajca si obserwowa zmysami) to

take nie czysta mens maku, lecz struktura inna, bdca wanie warunkiem obu
struktur, zarwno maku, jak jego nasienia, obu dajcych si obserwowa. Ze to za
jest take struktura i to realna, co do tego niema adnej wtpliwoci, bo przecie
tylko struktura moe si rni od innych struktur, a ziarno maku rni si od
ziarna kadej innej roliny, cho wszystkie one buduj z jednakowych prawie
materyaw i liczne roliny, niepodobne do siebie, mog razem wyrasta z jednej
gleby.
Struktura t, stanowica ycie maku, nie moe by podobna do widomej
struktury roliny maku, z jej postaci, bo gdyby tak by miao, wtedy reprodukcya
maku przez nasienie - jak te wogle reprodukcya jego byaby zgoa niemoliw do
pomylenia. Mak mgby trwa tylko raz w jednej, cigej strukturze roliny, widomej nam i znikby na zawsze z chwil gdy rolina-indywiduum y przestaje i
rozkada si.
Mylano ju dosy nad zagadk cigoci ycia, i formy i utrzymywaa si
przez czas dugi dziwaczna i naiwna idea, e w nasieniu musi tkwi jaka
miniaturka roliny, rozrastajca si nastpnie w now rolin, ktra moe, czy musi
z kolei przybiera znowu posta miniaturki w swych nasionach. Jednak porzucono
ju t myl jako zgoa bdn, bo i nic nie wyjania i w konsekwencyi prowadzi
zawsze do absurdu.
Nie tak bdzie, gdy uznamy mwione-sygnalizacy, mwione-szablon, za
osobn struktur subteln, ale realn, ktra niema wcale wsplnego ksztatu ze
struktur roliny (a wic i z jej mens), lub ziarna, maku. Wtedy powiemy, e w
ziarnku makowem mamy nie jak miniaturow struktur maku z korzeniami,
limi i torebk owocow, - nie struktur, pozbawion tylko materyi, w ktr si
ona pniej oblecze, lecz pen ide maku, ktra moe istnie i bez tej masy
materyi, w ktrej si realizuje i bez tej formy, ktr przybiera komrka rozrastajca
si, a ktra jest w kadym momencie ycia maku inna. Jak si to dzieje? to jest
najwiksz tajemnic przyrody, ale do dla nas, e jest faktem niezaprzeczonym.

XXIX. Co to jest ksika?


Rozszerzenie pojcia ycia i granic ycia w przyrodzie, czy na ziemi, ktrego
dokonalimy przez postawienie tezy, e cywilizacya jest realnoci yjc przez
"mwione" - rzuca snop wiata na ciemn zagadk ycia w oglnoci. Jestemy
bowiem w tem szczliwem pooeniu, i moemy wskaza na realne zjawisko,
przedstawiajce wiele analogii ze zjawiskiem koncentrowania si istoty roliny w
jej ziarnie.
W systemie spoecznym kr myli w postaci wyrazw, uoonych w sdy i
one to utrzymuj w system, mona nawet powiedzie, e one stanowi tre
realnoci D. Mona byo powtpiewa, czy samo mylenie jest struktur (form)
realn, ale nie mona wtpi o mwionem, ktre przedstawia najrealniejsz
struktur fizyczn, mianowicie zwarty system wibracyi powietrza, spraw, trwajc
nieprzerwanie na gruncie spoeczestwa. Wobec cigoci mwionego - upadaj
wtpliwoci co do fizycznoci subtelnego ruchu-struktury-mylanego.
Teraz czas podnie fakt, rzadko narzucajcy si uwadze nawet gbokich
mylicieli, e samo "mwione" w pewnych warunkach moe by utrwalone w

materyi, niejako przyczepione do materyi obcej i nieyjcej, skutkiem czego samo


mylenie, proces psychiczny, - zwizany z procesem fizyologicznym w mzgu i
rwnie znikomy w czasie i przestrzeni, jak ten ostatni, - moe by utrwalony w
czasie i przestrzeni bez caego aparatu, na ktrym powsta; moe by, e tak
powiem, unieruchomiony i uwieczniony. Zwrmy tylko uwag na pismo, a
waciwie na pisane.
Sowo jest myl uproszczon i uskrzydlon, jest ruchem nerwowym
przetumaczonym na ruch elementarniejszy, jakby uschematyzowaniem jego w
posta wibracyi powietrza. W tej to formie niema ono jednak wielkiej trwaoci,
znika w spoeczestwie z umilkniciem gosu. Nie moe oddziaywa na osobniki,
oddalone poza sfer nonoci gosu. Dla tego te dopki mens D podtrzymuje si w
spoeczestwie tylko przez bezporedni styczno osobnikw na odlego gosu
czyli suchu, pty spoeczestwo nie moe przybra rozmiarw zbyt znacznych, ani
doj do wysokiego stopnia rozwoju.
Dopiero przez pismo wchodzi cywilizacya w stadyum niezmiernie
uatwionego rozwoju. Zastanawialimy si nad tem w Prolegomenach, wic nie
potrzebujemy si powtarza. Wypada tylko przypomnie, e znaki optyczne,
utrwalone w pimie i druku s zasobem interpsychicznym utrwalonym, bo gdy w
mzgach i mwionem w zasb jest spraw biec, przepywa tylko i kbi si, tu staje si czem, zdawaoby si bezprzykadnem w przyrodzie. Tu zdobywa
trwao.
Czeme jest biblioteka, jeeli nie cudownem odbiciem myli ludzkich, tak
utrwalonych i uprzedmiotowionych w obcej sobie materyi, e kada gotowa jest
tyle razy wej w stosunek bezporedni z yw wiadomoci ludzk, ile razy
zajdzie zetknicie. W bibliotece poznajemy czem jest mens, gdy przybierze
utrwalon w szablonie posta napisanego. czy ona ywych z umarymi i pozwala
ywym (ich myli) obcowa z nienarodzonymi jeszcze (roz. XXVIII). Jeeli mylmens nazwalimy ju yciem samem (rzdu D), a nazwiemy w tej chwili form
kinetyczn owego ycia, to biblioteka bdzie zawiera osobn jego form
potencyaln, bo zdolna ona wkadej chwili do przeobraenia si w czynn przez
zetknicie si z osobnikiem yjcym. Czego podobnego zdawaoby si nie daje
przykadu ani wiat komrek, ani organizmw, a jednak mamy co podobnego w
komrkach rozrodczych, lubo w sposb dla nas jeszcze niepojty. I dla tego
czciowa analogia ksiki do tajemniczej struktury, tkwicej w komrce
rozrodczej, narzuca si z wielk si i wydaje si by pouczajc. Ksika, mutatis
mutandis, jest najwaniejsz czci zarodka, bo w zetkniciu z czowiekiem budzi
w nim myli spoeczne, myli, ktre ju byy w innej gowie, w tej, z ktrej
spyny w t form utajon. Jak z ksiki przepywa mdro spoeczna w
czowieka nieuczonego, czynic go mdrym, tak z nasienia, rzuconego w gleb,
wyrasta rolina, podobna do macierzystej, cho jej rozwijajca si rolinka nigdy
nie znaa. O rolinie mwimy, e ycie swe otrzymaa z organizmu macierzystego
przez nasienie. Jeeli czowiek czerpie myl spoeczn, (czyste ycie D) z ksiek,
tak samo dobrze, jak od ywych i mdrych ludzi, w ktrych wtek ycia
spoecznego snuje si nieprzerwanie, to musimy przy zna, e snuje si ten sam
wtek i z ksiek. A tymczasem c mamy w ksice? Mamy struktur, wcale nie

odpowiadajc pod wzgldem fizycznym ani strukturze ruchu nerwowego w


mzgach ludzkich, ani strukturze mwionego. Mamy tu ycie-form-mwione,
"przetumaczone" na cakiem inn form, tak samo, jak mamy ycie-form maku,
ywy mak, ukryte w zgoa innej strukturze ziarna, maku, niejako "przetumaczone"
na inn form.
Lecz nie o te odlege analogie w tej chwili nam chodzi. Czowieka
czerpicego myli z ksiek, a waciwie na ktrego bodce-ksiki oddziaywaj,
nie mona porwnywa z ziarnem maku, (ktre czerpie struktur maku z siebie), bo
w pierwszym przykadzie mamy tylko komrk spoeczn w obliczu bodcw,
wywoujcych czstk myli spoecznej - i tkwic w onie spoeczestwa, - w
drugim za mamy komrk organiczn w obliczu bodcw, wywoujcych pen
mens organiczn - ale ju po za organizmem. Pierwszy proces jest czerpaniem
przez jednostk ludzk ycia-cywilizacyi w onie cywilizacyi, drugi odnawianiem
si ycia-organizmu caego w cay nowy organizm przez jednostk (komrk),
postawion w obliczu caej mens organicznej, ukrytej razem z t jednostk w
ziarnie. Rnica to wielka, bo ziarno okazuje si stokro bardziej podziwu godnem
od czowieka, ujtego wraz z bibliotek jako analogon ziarna.
Historya nie ukazuje nam powtarzania si caej cywilizacyi przez szereg
cyklw, czy seryi, jakie obserwujemy w powtarzaniu si caego organizmu przez
niezliczony szereg cyklw ycia indywidualnego. Nie w tej wic stronie sprawy
spoczywa analogia.
Waga jej ley jedynie w stwierdzeniu, e forma-ycie moe istnie oddzielnie
od tego, co yje, jako pene jej urzeczywistnienie.
Jeeli realn form: mwione nazwiemy yciem cywilizacyi, to druga forma,
napisane, jest tem samem. ycie wic - to nie owa struktura rozlega, ktr
moemy widzie w realnoci yjcej, to rwnie nie owa jej "mens" pena, ktrej
ju w niej nie widzimy, ale ktra moe si mieci jako podmiot w tej realnoci,
lecz wanie to, co nazewntrz elementw tej realnoci trwa w obrbie jej granic i
czy jej elementy w cao; to wibracya mowa i bodce pisane.
Daleki jestem od wyobraania sobie, e przez tak koncepcy nastpio ju
wytumaczenie ycia organizmu. Nic podobnego nie zaszo. Mymy tylko
skierowali umysy do poszukiwania opisu (description) ycia na nowej drodze.
Jeliby si, ta droga miaa okaza w przyszoci istotnie podn, ju moemy
by zadowoleni i szczliwi, emy j dostrzegli i omielili si ukaza innym, jako
wielce obiecujc dla pogbienia nauki o yciu.

XXX. Rzut oka wstecz.


Dla uporzdkowania wynikw, osignitych w ostatnich 12-tu (XVIII-XXIX)
rozdziaach wypada znowu obejrze si poza siebie. Przedmiot nasz bowiem jest
nie tylko trudnym do wystarczajco wielostronnego roztrznicia, ale otwiera
dopiero w miar badania coraz nowe strony niedotknite.
Streszczenie wic wynikw dotychczasowych ukae nam najatwiej
niedostrzeone luki, ktre bdziemy mogli uczyni przedmiotem dalszych
rozwaa.

Musimy koniecznie uzbroi si w cierpliwo i kroczy po twardym gruncie,


bo tu chodzi o rzeczy zbyt wane, aby wolno byo wyprzedza domysami i
wprowadzaniem nowych, niesprawdzonych lub nierozwaonych poj, - wyniki
lubo skromne, ale w moliwych granicach dowiedzione. Po tych zastrzeeniach
moemy przypomnie, e jedn z najwaniejszych zdobyczy naszych jest
udowodnienie, (rozdz. XX), e wychodzenie od jednostki ludzkiej w rozpatrywaniu
jakichbd zjawisk spoecznych czy te psychicznych ludzkich, jest bdne od
podstaw.
Zjawiska te mona objani tylko wasnym rozwojem cywilizacyi, nie za
rozwijaniem si bd indywiduw Homo, bd gatunku Homo, jak to si
dotychczas zdawao przyrodnikom, a nawet i nie przyrodnikom. Dla biologw
ludzkie zjawiska psychiczne mogy by zawsze jedynie zjawiskami rozwoju
indywiduw, nalecych do rodu Homo sapiens. Rozwj cywilizacyi musia by
zreszt uwaany przez nich za rozwj psychiczny indywiduw ludzkich. Nie mogli
oni mwi o rozwoju cywilizacyi, bo taka caostka dla nich nie istniaa, bya
czczem sowem. Rzecz te prosta, e najbardziej nawet charakterystyczne zjawiska
cywilizacyi, gdy byy ujmowane od indywiduw ludzkich, przedstawiay si
biologom wprost zgoa niezrozumiale. Nie mogli oni ich objani ani "rozwojem"
osobnikw, ani walk o byt midzy osobnikami, ani ewolucy, ani adn inn
zasad (np. postpem, udoskonalaniem si lub t. p.), bo im zawsze przy cilejszym
rozbiorze co zostawao, lub czego brakowao. Dla nas stao si ju rzecz
niewtpliw, e w samym czowieku, badanym w oderwaniu nie znajdziemy nigdy
wytumaczenia czowieka, albowiem myli jego, uczucia i czyny nie pyn z jego
osobniczej organizacyi cielesnej, wspieranej dziedzicznoci, lecz jeszcze z
fizycznoci osobistej, nabytej drog mowy tylko od rodowiska ludzkiego i
uzupenionej narzdziami odrzucalnemi, jak to byo udowodnione w
Prologomenach. Narzdzia sztuczne okazay si wytworami struktury D, nie za
organizmu Hominis sapientis, jak przypuszczano.
Struktura owa D okazaa si realn i jednolit spraw psychofizyczn (r. XIX i
XXIV), ktrej granice zakrela jzyk (rozdz. XIX), stanowicy niejako jej form,
okazaa si osobn struktur - "mwionem", struktur interfizyologiczn, istniejc
na strukturach psychofizycznych C'. Ciaa wic ludzkie i skadniki ich, komrki,
okazay si tylko niezbdn podstaw i skadnikiem tej struktury. Z tego powodu
wwczas dopiero odnajdziemy rwnowag midzy ciaem czowieka, a jego stron
psychiczn, - midzy sum cia ludzkich jednej cywilizacyi, a ca jej stron
duchow, - gdy do strony cielesnej D dodamy i zaliczymy narzdzia i materyalne
wytwory cywilizacyi.
Cywilizacya jest przedewszystkiem cigoci psycho-fizyczn, ktra daje si
uj z jednej strony w prawa jzykowe, z drugiej w prawa myli (logiki etc).
Niektrzy jzykoznawcy oddawna zauwayli, e jzyki s jakgdyby
"organizmami porzdku intelektualnego". Okrelenie podobne mona byo
dotychczas uwaa tylko za katachrez (abusio); teraz widzimy, e przeczucia
owych lingwistw byy blizkie prawdy, cho pozbawione uzasadnienia. Podobnie i
zapewnienia licznych socyologw, e spoeczestwo jest jakim "organizmem, albo

organizacy", zawieray duo prawdy, zaciemnionej tylko przez niemono


rozrnienia co tu stanowi istot organizacyi.
Spencer np. wystawi spoeczestwo jako jaki quasi-organizm, lecz poj go
nadto materyalnie. Powierzchowne ujcie trafnej analogii zadowolio tego
myliciela i wytrcio go z drogi waciwej, a moc talentu, wiedzy i pomysowoci
pocigna wielu innych, dajc pocztek caej szkole, ktra dorzucaa wprawdzie
nowe i niepolednie zdobycze, ale i nowe bdy do dawnych.
Nam udao si uj zjawisko spoeczne subtelniej. Okazao si ono
rzeczywicie zjawiskiem podobnem do biologicznego, mianowicie najrozleglejsz,
cho dotychczas nieznan przyrodnikom i nieuznawan jeszcze przez nikogo form
yw, albo form ycia na ziemi, (r. XXIX).
Nieznana za ona dla tego, e nie moe podlega obserwacyi przyrodniczej
rodkami przyrodniczemi. Mimo to zdobylimy ju niemal pewno, e:
1. ta realno D, lubo niewidzialna i nieuchwytna dla naszych zmysw, jest

przedmiotem w przyrodzie, ograniczonym i scalonym, podobnie jak


wymoczek lub rolina (r. XXVIII).
2. e cho t realno nazwalimy susznie przedmiotem, jest, to waciwie

wielka sprawa, (proces) okrelona granicami jednego jzyka.


3. e symptomem i dowodem naleenia naszych "ja" do owej niewidzialnej

realnoci D jest nasze mylenie, nasze "rozumienie" mwionego, (r. XXVI),


nasza wola ludzka (r. XXI) i nasze uczucia ludzkie (r. XXII), to znaczy
sprawy, ktrych obecno w nas rni nas zasadniczo od zwierzt. Wola
mianowicie ludzka ma si tak do zwierzcej, jak umys ludzki do
zwierzcego, uczucia ludzkie zostaj w takim samym stosunku do
zwierzcych i stanowi nowe w przyrodzie zjawisko. Wszystko to s
zjawiska spoeczne, nie za wycznie organiczne, jak to ma miejsce u
zwierzt.
Najwaniejszym lecz i najbardziej wtpliwym punktem jest dotychczas
kwestya: czy to jest rzeczywicie obszerna sprawa biologiczna? Z chwil, gdy
powiedzielimy, e sprawa D jest okrelona granicami jzyka (punkt 2), staje si
ju oczywistem, e przedmiotem czyli spraw D jest lud jednojzyczny, czyli
nard, pojmowany w tem piknem orzeczeniu, ktre mwi, e "nard to nie tum,
stoczony si warunkw fizycznych; lecz jestestwo duchowe, rodzina z ducha".
Udowodnienie, e to wanie nard jest cigoci psychofizyczn, realnoci
spoeczn, scalonym przedmiotem w przyrodzie i poniekd caoci biologiczn,
byo midzy innemi dla tego trudne, e naprzd myl ludzka zdaje si nie by
zamknit w granicach jzyka, czyli w granicach jednego narodu, powtre, e
mylicielom zdawao si, i scalenie ludzi w wielk jednostk naturaln, a do tego
yw powinnoby by bardziej oczywiste i moe nawet zmysami sprawdzalne.
Trzeba byo dopiero wykaza, e w podobnem przypuszczeniu tkwi bd
metodyczny i e to on rozbija najprzenikliwsze usiowania rozpoznania "realnoci
spoecznej" w przyrodzie. Trzeba byo doj, e istota realnoci D jest dla nas
poznawaln tylko od wewntrz, od strony subjektywnej, i tylko w czstce oraz

jedynie dla tego, e sami, przez czowieczestwo swe, jestemy jej czstkami
skadowemi i czynnemi elementami, jak gdyby - komrkami (r. XVI).
Trzeba byo doj, e mwione jest przekadem ruchu nerwowego na
wibracy powietrza, koniecznym do scalenia si drobnych systemw ruchu
nerwowego w system, w ruch obszerny (mwienia-mylenia), w system spoeczny,
oraz jest elementem, koniecznym do wystpienia zjawiska rozwoju w tym
obszernym systemie. Wprawdzie nie zgbilimy jeszcze do wielostronnie
tajemniczego stosunku jzyka do myli i rozjanienie tego stosunku do granic
koniecznych i moliwych bdzie najblisz nasz trosk, to jednak z rozumowa
ju przeprowadzonych wynika, e wanie tylko poznanie ludzkie (nasza mens) jest
czci formy D, ktra kadego z nas czyni jej fragmentem. Cao D jest dla nas,
drobniutkich jej czstek skadowych, cho take i aktorw, oczywicie
niepoznawalna, ale tylko dla tego, e naprzd cao nie mieci si w czstce, a
wic niepoznawalna jest tem samem prawem, jakiem caa rolina byaby
niepoznawalna (jako cao) dla jednej jej komrki, powtre dla tego, e to wanie
ludzkie nasze poznanie (oparte na sowie) jest gwnym objawem w nas realnoci
D, objawem naleenia do niej, a tymczasem poznanie owo niby wasne, cho de
facto spoeczne, uwaamy zwykle za wiat swj wasny, osobisty, dobrze
odgraniczony od jani cudzych. Taki punkt widzenia przeszkadza mocno
socyologom i filozofom w poszukiwaniach "realnoci spoecznej" i w rozpoznaniu
jej istoty. Teraz rozumiemy, e niema czowieka, ktremu byaby obca czstka
realnoci D, oczywicie niejednakowej rozlegoci, bo kady czowiek sam jest
czstk tej realnoci spoecznej. To, co pospolicie nazywamy "psyche" jednostki,
jest wanie niczem innem, jak dostpn dla osobnika ludzkiego czci postaci D i
jej dokumentem. Realno ta przenika nas i czyni ludmi, widoczna tedy moe by
dla nas jedynie tylko w czowieczestwie naszem.
Gdy za to czowieczestwo naley do sfery, ktr nazywamy dziedzin
ducha, c dziwnego, e nieatwo nam pogodzi si, z pojciem takiej caoci,
ktraby, mimo swej realnoci, naleaa waciwie do sfery, nieuchwytnej dla
zmysw (r. XXVIII). C mi to za rozwizanie, powie niejeden, gdy nam
wskazuj jako quasi-organizm jak cao interpsychiczn! czy intermentaln! A
jednak nic w tem niema metafizycznego! Zwamy dobrze, e i prawdziwy
organizm, ten, ktry nazywamy "przedmiotem yjcym, podlegym rozwojowi",
jest w gruncie rzeczy tak sam caoci niemateryaln. Tyle ona wanie
"materyalna", co realno D, cywilizacya, Nard. Wszak istot organizmu nie jest
rwnie jego "materya", istot komrki take nie jest materya, ktra przez ni tylko
wci przepywa. C wic dziwnego, e istot realnoci D nie okazaa, si
rwnie materya. A co jest waciwie t istot tomy ju rozpoznali. Jest ni
mwione wraz z mylanem. Jeli wiemy, e ze znikniciem mwionego
rozerwaaby si rycho i znika myl spoeczna, a z ludzi zostayby tylko jestestwa,
przywrcone do stanu zwierzcego, e z materyalnej strony cywilizacyi zostayby
tylko gruzy, czyli trup, z ktrego uleciao ycie, to staje si jasnem, e ustaoby tu i
rozwizaoby si ycie spoeczestwa (r. XXIII), forma-struktura, pynna w
znaczeniu Heraklitowskiem, sowo-mens. Znikaby harmonijna sprawa,
organizacja, podlega rozwojowi, toczca si w przyrodzie, tak wanie, jak trwa

czas jaki, a potem niknie harmonijna sprawa-organizacya, podlega rozwojowi,


organizm ywy, osobnik rolinny czy zwierzcy, gdy zamienia si w trupa.
I cao wic organiczna, (rolina lub zwierz) to cao tyle materyalna, co
realno spoeczna. "Materya" jest w niej tylko koniecznym podkadem, ale
stanowi ona organizm przez struktur ogln, a ow struktur jest wanie sowomens. Gdy to wszystko ogarniemy rzutem oka, spostrzegamy, e poszukujc
odpowiedzi na pytanie: co to jest realno spoeczna, co to jest cywilizacya,
potrcilimy o najwysze zagadki, a nawet tajemnice wiata: o tajemnic ycia w
oglnoci, o tajemnic rozwoju, ronicia, materyi i formy, a take o tajemnic
poznania. Spostrzegamy, jak nierozerwalnie s one ze sob splecione. I bd co
bd, po tych wysikach, ktre byy naszym udziaem w pracy niniejszej, trzeba
wyzna, e zarysowa si nam ju do wyranie najwyszy, o jakiem wiedzie
moemy, utwr przyrody ziemskiej, "realno spoeczna", - a przez rozpoznanie
jego spyno nowe wiato na wszystkie, znane w nauce "caoci yjce". ju teraz
i biolog bdzie musia rachowa si z pojciami tu osignitemi. Widzimy, e
komrk, protoplazm jest nie sam materya, ktry przez ten "ywy pomyk"
przepywa i wraca do wszechwiata, lecz tylko organizacya tego materyau, ad
komrkowy (mens), nieustanny proces lokalny, ktry wci przybiera i odrzuca
odpowiedni materya i przez to trwa, jako forma.
Biolog bdzie wic musia odrnia w kadej caoci ywej, zwanej
organizmem, to, comy nazwali, moe niezbyt szczliwie, form, od materyalnych
proporcyi kompleksu czyli od postaci kompleksu ywego, bo wykazalimy
istnienie tej samej "formy" pod dwoma wzajem niepodobnemi postaciami
materyalnemi: organizmu i jego komrki rozrodczej.
Dostrzeglimy niepojt trwao takiej formy poprzez szereg pokole i
postawilimy domys, e opiera si ona na wikszej jeszcze trwaoci tych
drobniejszych form niepoznawalnej "substancyi", ktre skadaj si na wiat
nieoywiony. ycie tedy, ujte oddzielnie, to co innego, ni ciao organizmu lub
nasienia i nawet co innego ni sama posta (proporcye) jednego lub drugiego, bo
tych postaci jest dwie. Jest to co trzeciego (r. XXVIII). Cho "materya" w
komrce przepywa i cigle jest zastpowany przez nowy, cho i posta komrki
wci si zmienia, a zwaszcza ywo podczas ronicia i rozwoju, wiemy, e
komrka wci jest prawie tem samem, czem bya. Ow cigo i nadzwyczaj
ma zmienno organizm zawdzicza swej formie, ktra jest jego porzdkiem.
To samo jest z caoci spoeczn. Jest ona porzdkiem, jej tylko waciwym,
ktry jest tylko oparty na porzdku organicznym C, oraz na wszystkich niszych.
W rozdziale XXI przekonalimy si, e cao spoeczna rozwija si wol
ludzk, nie zwierzc, i e t wol wyznacza stanowisko czowieka w cywilizacyi.
Mimo to jednak czowiek, podobnie jak zwierz, musi chcie, jak chce. Midzy
obu koniecznociami ta jest tylko rnica, ale doniosa, e gdy wol zwierzc t. j.
instynkty i t. d. wyznacza sama przyroda zewntrzna wraz z dziedzicznoci, w
wiecie ludzkim przybywa jeszcze nowy czynnik wyznaczajcy rol osobnikw
ludzkich: specyalny wpyw otoczenia spoecznego, niezmiernie skomplikowany
(rozdzia XXI). Z tego powodu atwo ju zrozumie, e realno D tylekro ulega
stanom patologicznym, zakceniom wewntrznym, ilekro porzdki

elementarniejsze C, niespoeczne, bior w osobnikach ludzkich gr z


jakichkolwiek przyczyn, lokalnie i czasowo, nad porzdkiem D, spoecznym.
Wtedy wola ludzka ustpuje czciowo lub chwilowo przed instynktami porzdku
niszego, a ta okoliczno niesie i musi nie zakcenie, pewien rodzaj
dysharmonii w biegu procesu spoecznego. Jednem sowem, realno D stoi, ronie
i rozwija si (komplikuje) energj interpsychiczn, czynn w ludziach, nie za
prost psychiczn, waciw tylko zwierztom.
Gdy za wiemy ju, e treci interpsychicznej moe by w osobnikach
ludzkich bd mniej, bd wicej, bo ilo jej i jako, nie jest zalena od wasnej
ich cielesnoci, ale od stanowiska w spoeczestwie i od stosunkw spoecznych,
wic tam, gdzie oglny poziom elementu interpsychicznego wznosi si, mamy
rozwj caoci, gdzie opada, - mamy dekadency caoci. Gdzie wielka ilo
osobnikw bogata jest w pierwiastek interpsychiczny - tam mamy wysoki stan
rozwoju caoci D i odwrotnie.
Tylko przez "ducha", przez interpsyche-mwione, bierzemy udzia w yciu
cywilizacyi i jestemy jej czstkami czynnemi. Jeli teraz ujmiemy spraw z innej
strony, mianowicie, gdy zapytamy o ile realno D jest dla jednostki ludzkiej
poznawalna, to atwo zrozumie, e "cywilizacya" jest dla kadego za nas dostpn
wanie tylko na tyle ile jej mamy w sobie. Rozumienie otoczenia, brane w
najszerszem tego sowa znaczeniu, czyli rozumienia wiata, nasze
czowieczestwo, nasze wadze, ktremi bierzemy udzia w yciu spoeczestwa,
czy chcemy czy nie chcemy - oto nasza znajomo praktyczna realnoci D, lecz,
rzecz prosta, znajomo czstkowa. Po za tem bowiem, w czem bierzemy udzia,
jest jeszcze w cywilizacyi duo tego (pierwiastku interpsychicznego), o czem zgoa
nie wie ta lub inna jednostka ludzka - i to wszystko, caa ta reszta nieznana nie
istnieje dla niej praktycznie. Granice tedy psychiki czowieka s jednoczenie
granicami jego znajomoci wiata D, w ktrym on yje i przez ktry jest
czowiekiem.
Gdy wiemy, jak te granice (psychiki) bywaj rne u rnych ludzi, gdy
wiemy w jak ciasnych horyzontach obraca si myl jednych osobnikw, jak
rozlege obejmuje myl innych, wtedy atwo zrozumie, e wyraz "czowiek" mwi
niewiele. Wtedy zrozumiemy, dla czego pojcie "czowiek" jest pojciem
niezmiernie elastycznem, a wyraz "czowiek" obejmuje tre bardzo rozmait.
Midzy czowiekiem a czowiekiem zachodz rnice, bez porwnania wiksze
nieli midzy zwierztami cakiem odmiennego rodzaju, jeden bowiem czowiek
spada myl ograniczon i tp niemal do poziomu zwierzcego, gdy inny mgby
by miao nazywany nad-czowiekiem, gdyby nie sprzeciwiaa si temu potrzeba
nazywania rzeczy zgodnie z ich istot. Pomimo kolosalnych rnic, jestemy
wszyscy ludmi i tylko ludmi, ale te nie ulega i to wtpliwoci, e wpajane nam
od dziecistwa "humanitarne" haso o rwnoci wszystkich ludzi jest niezgodne z
rzeczywistoci i bywa rdem mnstwa cikich nieporozumie. Rwno ludzi
w kolebce jest niemal prawd, ale dojrzaych absurdem! Gdy za mdro
wszystkich narodw nazywa czowieka w kolebce oraz niedojrzaego dzieckiem,
czyli dopiero "materyaem na czowieka", przeto gdy dzieci nie wchodz w zakres

praktycznego pojcia czowieka, sielankowa a najczciej nieszczera nawet


maksyma o rwnoci ludzi jest w caoci absurdem.
Wszak nie uwaamy za rwne nawet zwierzt jednego gatunku, i jednego
stada cho bardzo nieznacznie rni si midzy sob, gdzie wic sens w
dowodzeniach o rwnoci dynamicznej i potencyalnej midzy ludmi!
Gdy o "jakoci" czowieka decyduje jako i rozlego jego duszy, a owe
dusze ludzkie rni si midzy sob niezmiernie, gdy wrd ludzi, cielenie
niemal rwnych, mamy zbir jakoci duchowych niewypowiedzianie urozmaicony,
przeto niema i nie moe by ani rwnoci, ani rwnowartoci ludzi. Czowiek - to
dusza jego, nie ciao, a dusza jednego moe by tysickro wiksz od duszy
innego. Rwno, o ktrej cigle syszymy, ktr si nieustannie gosi i podnosi do
zasady spoecznej, wikszo ludzi pojmuje cakiem niewaciwie. Naley j
rozumie jedynie jako przyznanie kadej jednostce ludzkiej rwnego prawa do
ycia, prawa do wspycia w spoeczestwie, - lecz i to prawo obstawione jest
warunkami, ktre przez sam tre swoj stanowi ju zaprzeczenie zarwno
rwnoci, jak rwnowartoci osobnikw spoecznych.
Lecz odmy te kwestye, ktrych dotknlimy mimowoli, lecz ktrych
rozwaanie byoby tu przedwczesnem i nie na miejscu.
Niech nam wystarczy tymczasem stwierdzenie, e stosunek jakociowy ludzi
do ludzi jest w pewnej mierze podobny do stosunku komrek do komrek w
organizmie. I tam niema rwnoci, bo organizm stoi wanie rozmaitoci oraz
rnowartociowoci komrek. Rnowartociowo komrek jest nawet wiksza
jeszcze, albowiem wrd nich znajduj si przecie takie komrki, ktre ogarniaj
w sposb jeszcze niezbadany ca mens, ca "form" czy tre roliny lub
zwierzcia (kom. rozrodcze). Wrd ludzi niema takich jednostek. Wiedza i mens
osobnika ludzkiego, choby najbardziej rozlega, jest zawsze mniejsza od sumy
mentis D. Naturalny powd takiej rnicy wyjanilimy czciowo w rozdziaach
XXVIII i XXIX.

CZ TRZECIA.
XXXI. Wielki problemat formy.
Realno spoeczna okazaa si nam form yw, a mwic poprostu
przedmiotem ywym, jak komrka lub rolina. Lecz przedmiot ten niema dla nas
tak widomej postaci, jak np. rolina, wic narzuca si pytanie: co w nim jest
realnoci? Czy "ciao" widome i podlege obserwacyi, to znaczy og cia ludzkich
i wytworw materyalnych ludzkich, czy tez og mylanego, trwajcy na
mwionem i pisanem?
Nie ulega wtpliwoci, e realnoci jest tu nie tylko to, co materyalne, ale i
tre na pozr niemateryalna. Wicej powiem, form realnoci spoecznej czyli
przedmiotem osobnym jest tylko owa tre, albowiem to, nazwalimy jej "ciaem",
stanowi jedynie niezbdny podkad dla istnienia tego przedmiotu.
Zdaje mi si, e nie kady zgodzi si na tak interpretacy. Zbyt odskakuje
ona od utartych poj o ciaach yjcych. Wszak tu powiadamy, e realno ywa

trzeciego rzdu jest przedmiotem i postaci, nie dajc si uj zmysami, ciaa


bowiem ludzkie oraz ich dziea materyalne s tylko rusztowaniem i matery, ale nie
mog by treci tej postaci. Ot tak jest naprawd. Treci jest mens, ktra to
wszystko oywia wsplnem yciem. Przypomnijmy sobie, e gdyby bd "mens",
bd nawet tylko "mwione" zniko w spoeczestwie, zostaby z caego
spoeczestwa tylko trup (rozdz. XXIII). Nie bya to bynajmniej metafora, gdymy
powiedzieli, e mens-mwione jest yciem samem spoeczestwa, e jest
procesem, dziki ktremu owe ciao zbiorowe stanowi pewn realn cao,
podleg wasnemu rozwojowi i tak samo yje, jak yj komrki, roliny i
zwierzta, podlege zmysowej obserwacyi. Gdyby mwienie lub mylenie zniko,
wtedy ycie wysze znikoby cakowicie, zostaoby tylko ycie niszego rzdu,
mianowicie osobniki ex-ludzkie dla ktrych stayby si obojtne, niezrozumiae i
niepotrzebne wszystkie dziea, i urzdzenia ludzkie.
Gdy za nawet rolin stanowi nie materya, nagromadzony przez jej ycie,
ale tylko jej ycie, to i nard stanowi nie materya, nagromadzony przez ycie, ale
tylko jego ycie, a yciem jego jest mylane-mwione - i nic wicej. ycie tej
caoci nosimy w sobie, od chwili, gdy stajemy si jej czynnemi czstkami
skadowemi. Tem yciem jest tylko nasze czowieczestwo, ktrem zczeni
jestemy w wielk cao psycho-fizyczn. Lecz czy nard (spoeczestwo) tak
pojty moe by naprawd osobnym przedmiotem? Oczywicie, e moe by, i to
wanie na tyle, na ile przedmiotem realnym jest rolina, istniejca jako taka tylko
przez to, e yje.
Istot roliny jest przecie tylko jej ycie - bo gdy zniknie, rolina przestaje
by. Staje si ju martwym zbiorem materyi, ktra nie dziaa jak rolina, nie
rozwija si, lecz przeciwnie, rozkada si ju tylko na pierwiastki materyalne, z
ktrych zoyo j ycie.
Rozumujc analogicznie - istot realnoci spoecznej (narodu) jest tylko jego
ycie-mens-mwione.
Zabrnlimy tu w kwesty zawi, albowiem gdy powiadamy, e mens jest
yciem, to mwimy ze wiadomo jest yciem. Jeeli za dalej utrzymujemy, e
mens jest tak sam realnoci, jak ycie roliny, (czyli jak rolina ywa), to
powiadamy, e wiadomo ludzka jest tak sam realnoci w wiecie, jak ycie w
komrce organicznej.
C to za filozofia, ktra indentyfikuje najwyraniej ycie ze wiadomoci,
zjawisko biofizyczne z psychicznem?
ycie, to przecie ruch bardzo skomplikowany, mwi przyrodnicy.
wiadomo - znowu - to istno biegunowo przeciwna nie tylko materyi, ale
take ruchowi, energii. Tak mwi idealici. Co wicej. Jedni mwi, e istnieje
tylko ruch w wiecie, inni znowu - tylko wiadomo Jedni nazywaj
rzeczywistoci wiat niezaleny od wiadomoci, inni sam tylko wiadomo
mianuj rzeczywistoci. Jak to pogodzi?
I ot spostrzegamy, e okrelenie, ktre zrazu wydawao si niewinnem
dziwactwem autora, wie si z najgbszemi tajemnicami przyrody. Gdybymy si
nie bronili, porwaoby nas w wir zagadnienia metafizycznego (ontologicznego).

Usiowalibymy moe sprzecznoci godzi. Lecz to jest zgoa zbyteczne, wic


obronimy si, gdy pragniemy zosta w granicach badania cile naukowego i
pozytywnego.
Czem jest wiat w sobie, co jest materyaem wiata, to rzecz dla nauki
cakiem obojtna. Pytanie to musimy stanowczo wyrugowa z naszych rozwaa,
jeli chcemy budowa teory prawdziwie przyrodnicz, nie za metafizyczn. I
przyjdzie nam to z atwoci, bo ju to rzecz pewna, e wyraz "materya", zarwno
jak "energia" jest w gruncie rzeczy prostym symbolem rzeczy niewiadomej, ktrej
przypisujemy niezmienno i niezniszczalno. "Duch" rwnie jest takim samym
symbolem.
Jeli wic przyrodoznawstwo nie wie, czem jest materya wiata, to trzeba
przyzna, e rwnie nie wie tego zarwno metafizyk, jak badacz. I tylko wtedy
oba przeciwne sobie wiatopogldy bd usprawiedliwione, gdy jeden badacz
powie sobie, e rozpatruje niepoznawaln rzeczywisto tak, jak gdyby ona bya
matery, lub tez energi, drugi, jak gdyby bya duchem.
Ale te wtedy, gdy metafizyk przyjmie podobne zastrzeenie, przestanie on
ju by metafizykiem i przedziergnie si w filozofa natury, podajc rk
przyrodnikowi, ktry rwnie ze swej strony stanie si filozofem, wiadomym, e u
podstawy swego badania ma wielk niewiadom.
W tych warunkach nomenklatura materyi, energii, ducha schodzi ju na plan
ostatni, jako w gruncie obojtna. Czem jest pierwiastek wiata - tego nie moemy
si dowiedzie, wic pytanie to najlepiej zostawi w spokoju. Dla nas jedynie
wane s tylko postaci, jakie ten pierwiastek wiata, owa nieznana i niepoznawalna
rzeczywisto przybiera. Jedynem zadaniem naszem moe by usiowanie
zrozumienia wzajemnego stosunku tych postaci. Wanemi dla nas staj si tylko
stosunki midzy rzeczami, a waciwie stosunki midzy formami rzeczywistoci.
Wszystko sprowadza si do problematu formy. Problemat formy okazuje si
najywotniejszem zagadnieniem wiedzy. Jeeli nauka zdoa wszystkie zagadnienia
poszczeglne sprowadzi do problematu formy, bdzie na najprostszej drodze,
prowadzcej do ich wizania.
Wszelkie ycie i wszelkie nieuycie, a waciwie wszelki ukad "yjcy" i
"nieoywiony" uznajemy za ukady, rne tylko pod wzgldem skomplikowania i
rozmiarw. Struktura D wie si z naszego punktu widzenia tak dalece ze
zjawiskiem ycia C lub B, e musimy je postawi na szczycie wszelkiego ycia,
nam znanego, jako najobszerniejsz (i najskomplikowasz) form jego. Gdy za
ycie ukada si i wyania si ustawicznie z nieuycia, bo polega ostatecznie na
przyswajaniu przez system ywy - systemw nieywych rodowiska, a przy tem
wystpio na podkadzie nieuycia, wypada ustanowi midzy formami
rzeczywistoci cigo naturaln, oczywicie tylko jako cigo formy, ktra si
w pewnych warunkach i miejscach wiata coraz silniej komplikuje. Granicy
jakociowej midzy formami nieywemi, a ywemi niepodobna wyznaczy, bo
cao wiata przedstawia si jako nieprzerwany acuch a raczej nagromadzenie
form, poczynajc od niepojtej prostoty, a koczc na niepojtem dla nas
skomplikowaniu formy.

Cz niepoznawalnego materyau wiata, zwizana w struktury nader


obszerne (nazywane ju ywemi postaciami) zajmuje w wiecie bardzo niewiele
miejsca. Pozostae miejsca wypeniaj struktury nader drobne, zwane matery
nieyjc. ycie wykwita te nieustannie z nie-ycia, ktre je zewszd otacza i
prdzej lub pniej pochania, czyli rozkada.
Struktur yw najatwiej przedstawimy sobie jako pomyk jasny, rzucony na
to zewszd otaczajcej go nocy - nieycia. W kadej panuje niestaa rwnowaga,
powodujca cigy, niezmiernie oywiony ruch i zmiany, dokonywujce si
wszake w granicach, cile zakrelonych natur materyau. Kada jest tylko
rodzajem wiru; ustawicznie wciga ona ze rodowiska proste, lub prostsze od
swojej, struktury, ukada z nich wzory bardziej zoone i ustawicznie wyrzuca z
siebie pozosta reszt prostych struktur, zbytecznych, do rodowiska.
Najpierwotniejszym obrazem (ale tylko obrazem) ywej struktury moe by
ognik bdny, pojawiajcy si samorzutnie nad botami. Jest to waciwie tylko
miejsce, na ktrem toczy si proces palenia, proces najprostszej asymilacyi i
dysymilacyi, to za, co stanowi istotn rnic pomyka od rodowiska, to tylko
forma ruchu, ktra w nim panuje. Gdy znikn warunki bytu tej formy ruchu
lokalnej, rozbija si ona na miliony dawnych ruchw drobnych, zamknitych w
swoich ciasnych granicach, znika pomie i w otoczeniu przywraca si dawna
monotonia drobnych ruchw.
Zachodzi pytanie: skd bierze si forma pomyka? Ona ukada si w sposb
konieczny z tych form niepoznawalnej "rzeczywistoci", ktre pomie podsycaj.
Ona jest zawsze jednakowa dla jednakowego materyau, albowiem podstaw jej s
formy specyalne, podtrzymujce pomie, czyli mniej lub wicej zoone struktury
fizyczne i chemiczne.
Lecz wszelki pomie to jeszcze nie ycie. On tylko lepiej od innych
niezmiernie drobnych, bo ultramikroskopowych form ruchu-nieycia uzmysawia
najprostsz form yw. Dla tego te hipotetyczn biogen moemy sobie
wyobrazi najatwiej pod postaci drobniuchnego i bardzo skomplikowanego
pomienia, posiadajcego struktur sta, mimo, e skadniki, podtrzymujce t
struktur, wci si wydalaj, a nowe na ich miejsce przybywaj czyli pomimo
tego, e w owej strukturze panuje rwnowaga niestaa. Jeszcze bardziej zoon, a
rwnie i bez porwnania wiksz struktur pomieniem bdzie komrka, bo
skada si z niezmiernie licznych struktur, z ktrych kada na swj sposb
asymiluje i dysymiluje, a wszystkie trwajc w zwizku, stanowi porzdny system
struktur, poczony trwa, wielk struktur. Zostaje ona w nader skomplikowanych
stosunkach z elementarniejszem otoczeniem i znowu wszystko w niej jest niestae,
prcz formy. Wszystko tu przepywa, tylko owa forma trwa, a trwa dla tego, e
tamto wszystko przepywa. Gdy materyau t. j. rozmaitych "form" bardziej
elementarnych, a choby jednej z nich wanej, bo potrzebnej koniecznie, zabraknie,
wtedy struktura ruchu obszerna rozpada si na zawsze, ale gdzie warunki s dla
owej struktury sprzyjajce, tam trwa, choby przez niezliczone tysicolecia.
Skd ta niepojta stao (trwao) formy ywej, czynica wraenie
niezmiennoci w ywej bryce, w ktrej wszystko si przemieszcza? Zapewnia j

wielka stao czyli niemal niezmienno najelementarniejszych form ruchu,


wchodzcych w skad bardziej zoonej. Forma prostsza jest zawsze trwalsza od
formy wicej zoonej, albowiem te prostsze s wanie warunkiem bardziej
zoonych. Dziki tej staoci, kada "forma", ktra powstaa w pewnych
warunkach, ma w tych samych warunkach trwao nieograniczon, (choby to
bya posta najbardziej zoona). Znaczy to, e trwao formy ruchu zaley od
trwaoci warunkw, w ktrych powstaa.
W tej wanie zasadniczej trwaoci wszelkiej formy ruchu bierze pocztek
praktyczne i filozoficzne pojcie energii (wic wiata, ciepa i t. d.), materyi,
elektronw, pierwiastkw, zwizkw chemicznych i t. d. Kto patrzy na kamie
trway i bezwadny, ten atwiej pogodzi si z myl, e to brya "materyi", anieli
tylko nagromadzenie elementarnych postaci ruchu, anieli powizanie miljonw
osobnych "orodkw ruchu".
O tem, co jest trwao form, w jakie obleka si rzecz w sobie, co, co jest
podkadem dla wszelkiej formy, objani nas niele struktura krysztau, bo prostsze
od niej, np. chemiczne, s dla zmysowej obserwacyi wprost niedostpne. Ot
staa ta struktura nie ma nic wsplnego ze struktur chemiczn jej skadnikw.
Jeeli bowiem stopimy kryszta, struktura jego zniknie, cho "materya" krysztau
zachowa wszystkie swoje wasnoci oprcz krystalicznych. Ale gdy powrcimy tej
"materyi" jej warunki bytu w formie krystalicznej, wtedy forma, ktra niby ju
znika, znowu si pojawi. Jest to wic struktura zoesza i obszerniejsza od
chemicznej, jak gdyby nad-chemiczna, ale struktura konieczna w pewnych
warunkach. Wyraajc si zgodnie z najlepszemi teoryami krysztaw (Bravais i
Schnfliess), jest to prawidowa i trwaa forma rozmieszczenia pierwiastkw
(struktur) rnorodnych. Jest to, dodajmy od siebie, czstka przestrzeni, zajta
przez idealn siatk, oczywicie trjwymiarow o pewnej symetryi.
Ta wysoce zoona forma ruchu tem rni si gwnie od "ywych", daleko
obszerniejszych, e niema w niej jeszcze ustawicznej wymiany "materyi" ze
rodowiskiem. Od krysztau daleko wic jeszcze do struktury ywej, ale mimo, e
nauka nie umie sobie wytumaczy wszystkich jej cech charakterystycznych, ani
wszystkich warunkw powstawania oraz bytowania, - jednego jestemy pewni,
mianowicie, e posta tych struktur najprostszych, zapewne take jeszcze ultramikroskopowych (porwn. rodz. III-ci), ktre zaczy si ukada w pynnem
rodowisku (wodnem), zaley cile od "form" niszych i drobniejszych
"materyau". W miar te zmian w skadzie fizycznym i chemicznym, podlegaa i
ona zmianom odpowiednim. W tych warunkach komrki, te wodne pomyki, ywe
krysztay, a waciwiej "ywe krople" przeobraay sw struktur tylko w miar
przegrupowywania si fizyczno - chemicznego ich skadnikw, w miar
zjawiajcego si staego braku jednych w rodowisku, a obecnoci innych,
mogcych wej na miejsce tamtych.
Trwao struktury ywej na jednym wanym punkcie jest inna od trwaoci
zwizkw chemicznych i krysztaw. Tamte rozwizuj si po wielekro i znw si
skadaj, te, jeli raz si rozwi doszcztnie, ju si drugi raz nie zo.
Ciemn przyczyn tego tumaczymy sobie dzisiaj tem, e struktury ywe s to
pod wzgldem chemicznym mieszaniny niezmiernie skomplikowane, nie za

zwizki chemiczne, a choby struktury nad-chemiczne, w prostocie swojej podobne


do krystalicznych. Zwizkw chemicznych moe by ilo oczywicie
ograniczona, mieszanin jednak zwizkw chemicznych moe by wprost
nieograniczona. Jeli wic z miliardw moliwych mieszanin zaledwie jedna daa
na ziemi w wyniku co, co monaby nazwa "zwizkiem ywym" albo struktur, to
ju tylko ta jedna mieszanina moga si osta jako struktura, odnawiajc
ustawicznie swoje skadniki - i moga trwa nadal. Forma wic ywa podstawowa,
ktra si raz zawizaa, odnawia si dotychczas, czyli "yje", a odnawia nie
przestanie dopty, pki nie znikn warunki konieczne i dostateczne do jej dalszego
trwania. Mieszanina owa okazaa si pod wzgldem fizycznym i chemicznym
czem zgoa nowem w przyrodzie nieoywionej, czem, co wanie
charakteryzujemy nazw zwizku ywego.
Chocia w zwizek jest form now, jednak, jak kada forma rzeczywistoci
ma ju w samej sobie warunki niezmiernej trwaoci. Gdy za do zasadniczych jej
cech naley rozrastanie si, wic przybiera ustawicznie wicej materyau ze
rodowiska, nieli wydala. Rozmiary jednak tej formy zakrelaj formy materyau i
donioso si wewntrznych, utrzymujcych system w skupieniu. Gdy wasno
rozstania si powikszy nadmiernie mas ogln, system przebudowywa si tak,
aby pozby si nadmiaru materyi i trwa dalej, podlega wic osobliwemu zjawisku
dzielenia si.
Skutkiem tej waciwoci forma ywa staje si niejako czynn w porwnaniu
do biernoci form niszych, z ktrych si wytworzya. Ogarnia ona coraz wiksz
ilo materyau, podatnego do ukadania si w jej ksztaty. Prawdopodobnie te od
jednej pra-komrki, ktra w okrelonych warunkach zoya si w przyrodzie w
sposb tak samo konieczny, jak patek niegu, pochodz wszystkie komrki jakie
znamy.
Lecz mimo zasadniczej niezmiennoci, komrka-protoplazma moga, a nawet
musiaa podlega zmianom bardzo drobnym wskutek czciowych
nieidentycznoci rodowiska, z ktrego czerpaa materyay do budowy, wskutek
zmian w rodowisku, oczywicie takich, ktre nie sprowadzay rozwizania si tej
formy. W rodowisku komrek zachodziy od czasu do czasu i takie zmiany, ktre
uniemoebniay dalsze ich trwanie. Komrki, ktre znalazy si w takich
warunkach, rozkaday si na zawsze. I tylko dla tego, e dotychczas trwaj gdzie
jeszcze warunki konieczne i dostateczne, co najwyej z drobn zmian, nie
powodujc rozwizania si tej formy - trwaj tam wszdzie rwnie i komrki w
lekko zmodyfikowanych postaciach.
Chocia wic w bilionowej z rzdu komrce tkwi ta sama struktura
podstawowa, co i w pra-komrce, to jednak zdoaa ona uledz licznym stopniowym
przeobraeniom. Poniewa za zmiany id rozbienie wrd wspczesnych sobie
komrek, wic powoli w rozmaitych rodowiskach powstawao coraz wicej
odmian komrki pierwotnej.

XXXII. Forma organizmu w komrce.


Jeeli teraz od komrki zwrcimy si do organizmu, nie dostrzeemy w nim
nic zasadniczo innego.

Jest on takie architektur yw, tylko dwakro zoon. Przeobraenie si


pierwotnie jednakiej formy organizmu na coraz bardziej zoone i coraz
rozmaitsze, mielimy ju sposobno owietli dostatecznie w pracy poprzedniej.
Nie bdziemy si te powtarza co do tego punktu, bo mamy do podniesienia tak
waciwo komrki, ktrej nie bylibymy w stanie domyla si ani wykry,
gdyby nie istniay organizmy. Mam tu na myli fakt, e chocia budowla
organiczna (czyli organizm) ma zwykle trwao indywidualn bardzo krtk,
pomimo to - jako "forma" - moe istnie niezmiernie dugo i dzieje si to tylko
przez komrk. Mam na myli ten zdumiewajcy i tajemniczy fakt, e cay system
C moe si kry w jednym systemie komrkowym B', czyli komrka organiczna
moe odbudowywa cay organizm do ktrego naleaa. Wic nie to jest
najbardziej zdumiewajce, e organizm nie moe ani rozrasta si poza pewne
granice przestrzenne, ani trwa nieograniczenie dugo, e nie moe wiecznie
asymilowa i dysymilowa, czyli, e po pewnym czasie psuje si, - lecz to, e
mimo t znikomo indywidualn moe trwa niezmiernie dugo jako prawie ta
sama forma, i to przez komrk. Mona te powiedzie, e organizm, podobnie jak
komrka, dzieli si, lecz w ten osobliwy sposb, e oddziela si ode tylko
komrka i ta rozrasta si w cay nowy organizm, albo tez oddziela j si ode
liczne komrki, z ktrych kada zdolna jest odbudowa w pewnych warunkach taki
sam organizm. Jeeli zastanowimy si nad tym pospolitym faktem, musimy przyj
do przekonania, e nauka niedocenia nawet w czstce niepojtego skomplikowania
takiej wanie komrki, ktra (w pewnych warunkach) odradza, powtarza
organizm. Jej skad morfologiczny nie moe by rwnie prostym, jak skad
jednokomrkowca. Wszak ona jest ekwiwalentem potecyalnym owej wielkiej
drugiej "poowy", od ktrej si oddziela, wic jest rwnowanikiem nieraz
milionw zrnicowanych komrek organicznych, a tymczasem biologowie szkoy
epigenetycznej wyobraaj sobie, e w komrce, (a wic i w takiej komrce) dziaa
niewiele co wicej nad "siy" fizyczne i chemiczne i marz jawnie i dumnie o
wytworzeniu prawdziwej komrki w eprwetce! Zbyt grubo i powiem nawet zbyt
naiwnie wyobraaj sobie bio-chemicy subtelne, a jednoczenie niepojcie zoone
zjawisko ycia, gdy sdz, e zdoaj kiedy, grubemi rodkami laboratoryjnemi
zoy z materyaw chemicznych nie do to co wytwarzay (komplikoway)
zmienne warunki rodowiska w cigu milionw lat, bo taka skrcona twrczo
byaby jeszcze moliw, ale to, co w stosunku do naszych rodkw jest istnem
perpetuum mobile! Ich zamiary, nadzieje i usiowania mona przyrwna do
szalonego zamiaru i nadziei mineraloga, ktryby wyobraa sobie, e przy uyciu
odpowiednich roztworw zdoa kiedykolwiek wykrystalizowa grup Laokoona!
Nie, panowie epigenetycy! Bliszymi ni wy prawdy byli ju praeformoci,
lubo i oni nie umieli wyrozumie rzeczywistych stosunkw. Faktem jest
niewtpliwym, e w komrce rozrodczej kryje si forma caego organizmu. Jak si
to dzieje? tego nie domylamy si, jeszcze nawet, ale, powtarzam, jest to fakt
niezaprzeczalny.
Z tego faktu, najpospolitszego zreszt w przyrodzie, wynosimy przekonanie,
e to, co nazywamy "form ruchu" jakiegokolwiek organizmu, ledzia, czy
marchwi, to nie jest wcale ta widoma, dajca si mierzy, rysowa i opisywa

"posta" ledzia czy marchwi, to rwnie nie og wzajemnych stosunkw i czci


skadowych ledzia czy marchwi, albowiem w jajku ledzia lub nasieniu marchwi
nic podobnego do ledzia lub marchwi nie znajdujemy, a mimo to forma jednego
lub drugiego organizmu mieci si w nich i to tak identyczna z form organizmu
caego, e nie chybia ani na odrobin, jeeli tylko warunki rodowiska pozwalaj
na przybieranie materyau zgodne z potrzeb, czyli na rozrastanie si. Posta
mrwki z niewielkiemi zmianami dotrwaa od czasw oligoceskich a do dni
naszych, a przecie ile to milionw razy przenosia si ona z caego organizmu w
jedn jego komrk, ktra za kadym razem niby swobodnie rozrastaa si w now
mrwk, i notabene za kadym razem budowaa mrwk z nowych materyaw!
Jeli uwzgldnimy ogrom przerozmaitych, a skomplikowanych procesw,
jakie w tym dugim acuchu pokole bezustannie zachodziy, to musimy przyj
do przewiadczenia, e te yciowe procesy, pozornie swobodne i zdane na los
tysicy przypadkw, tocz si z tak nieubagan niezmiennoci, e doprawdy,
niewiele pod tym wzgldem zostaj w tyle poza procesami, dokonywajcemi si w
okrzemku, wiecznie jednakim w cigu milionw lat, a nawet w wiecie
nieoywionych zwizkw chemicznych, ktrych forma ruchu wydaje si
niezmienn w cigu bilionw lat. Gdy za kada zmiana w organizmie, niby
perturbacya ruchu, w zasadzie niezmiennego, pozostaje ju trwale i przenosi si do
wszystkich komrek rozrodczych tego organizmu, niejako odciska si w nich, a
nastpnie wyania si w dalszych pokoleniach mniej lub wicej jawnie, ale,
powtarzam, trwa w szeregu pokole a do nowej perturbacyi, - to znowu staje si
widocznem, e w jajku mieci si nie jaki oglny tylko zarys organizmu w
miniaturze, a rwnie nie jaka miniaturka bezporedniej penej "formy
rodzicielskiej", lecz co z tego wszystkiego, co jest najwaniejszem w ruchu
oglnym organizmu, ale mieci si tam przechowane w cakiem niezrozumiaej dla
nas postaci, czyli w stosunkach realnych. W tej postaci dla nas tajemniczej, bo jak
gdyby zredukowanej, oderwanej od formy penej, zachowuje si jednak wicej
realnych stosunkw "formy penej", anieli ujawnia si w ktrejkolwiek "formie
penej". Odbudowuje si jednak kadorazowo z niej tylko to, na co pozwala nowe
rodowisko nowego ogniwa tego samego acucha "formy". Reszta jednak, owa
nieujawniona w tem lub w innem ogniwie acucha cyklw, nie przepada,
albowiem przy warunkach sprzyjajcych ujawnia si natychmiast w ktrejkolwiek
z dalszych "form penych" z nieuchronn koniecznoci, a jednoczenie w cile
dawnej postaci.
Czeme wic jest ostatecznie owa tajemnicza "forma", o ktrej tu wci
mowa? Forma w niepojty sposb jednako bogata zarwno "w caym organizmie",
jak w jednej jego komrce rozrodczej, "forma" niby jedna, a przecie przejawiajca
si tu i tam w dwch zgoa odmiennych postaciach?
Czy wolno j nazywa "form"?
Czy nie odejmujemy przez to gbi, penoci i skomplikowania tak
obszernemu pojciu, wtaczajc je w wyraz, ktry ma dla nas znaczenie pospolite
bardzo ciasne?

Byoby rzeczywicie naiwnoci wyobraa sobie, e pojcie "formy", tak


mgliste, uchylio choby rbek tajemnicy jajka. Jeeli to moliwe - ono j raczej
zamio.
Chocia bowiem pod tym wyrazem zechcemy rozumie dzianie si, spraw,
bo tak tylko mona pojmowa "form ruchu", to jednak z poprzedniego
rozumowania wyania si tyle, jakbymy powiedzieli, e "w sprawie jajka mieci
si sprawa organizmu caego", albo: "w formie ruchu jajka mieci si forma
organizmu caego", co, wzite literalnie, graniczy z absurdem. Juemy w rozdz.
XXVIII wykazali, e w komrce rozrodczej-przedmiocie - nie moe tkwi
organizm-przedmiot.
A przecie co prawdy musi by w tem dziwnem orzeczeniu. Kady czuje, e
istotnie co ze sprawy organizmu mieci si w sprawie organicznej jajkiem. Wicej
powiem, jest widoczne, e to "co" musi by "spraw gwn" organizmu z
pominiciem tylko spraw podrzdnych, dziki ktrym gwna moga powsta i jest
w stanie trwa. W jajku nie zachodz wprawdzie te same procesy, co w organizmie,
zachodz cakiem inne, ale mimo to musi si mieci naprawd to wszystko, co
stanowi o wsplnoci tego organizmu z nastpnym, musi si mieci co
niedocieczonego i niedajcego si jeszcze wypowiedzie, ale co najistotniejszego
dla organizmu.

XXXIII. Forma cywilizacyi w czowieku.


Zaiste, prno usiowalibymy tumaczy si janiej (jeeli nie chcemy
wraca do wzoru trzech systemw ywych, rozwinitego w rozdz. XXIV
niniejszego dziea albo do treci rozdziau XXVIII), bo brak nam wprost poj
gotowych i sw do oddania tego stosunku. Trudno zrozumienia tych spraw,
naprawd "niepojtych", spoczywa jednak, o ile mi si zdaje w okolicznoci, e
nauka nie zna jeszcze wcale w caej przyrodzie nic podobnego do tego zjawiska
biologicznego, a ono samo wymyka si najzupeniej z pod bezporedniej
obserwacyi rodkami przyrodniczemi. Zamao dostrzegamy w jajku, narzdzia
naukowe nic nam w niem takiego nie ukazuj, coby pozwolio dostrzedz w tej
formie drobnej i pozornie mao urozmaiconej "form" organizmu.
A jednak ona tam jest! Jest bez wtpienia, bo przecie jawi si w nowym
organizmie ze zdumiewajc tosamoci. Skdeby si miaa powtrzy forma
organizmu rodzicielskiego, realno tak niezmiernie skomplikowana, gdyby jedyne
ogniwo, poredniczce midzy organizmem rodzicielskim, a zstpnym - jajko - nie
byo rzeczywicie streszczeniem organizmu? I niema w wiecie nic drugiego, coby
dopomogo cho przez porwnanie wnikn w istot zjawiska niezrozumiaego,
nic, coby rzucio choby drobny promyczek wiata na te niepojte stosunki!
Lecz czy rzeczywicie nic niema? Mnie si zdaje, e ju poznalimy niemniej
dziwne stosunki, mogce, lubo w odlegy sposb, i w zawody z temi, ktre
wydaj si nam bezprzykadnemi.
Przypomnijmy sobie rol napisanego w spoeczestwie i wszystko, co w tej
materyi byo ju powiedziane w rozdz. XXV, XXVI, a zwaszcza w XXIX-m.
Jeeli przeniesiemy wzrok nasz z organizmu na cao spoeczn, albo, dla
uatwienia, na fragment tej caoci, na czowieka, wwczas spostrzeemy, e tam

od sumy realnego, fizyologicznego dziania si penego (od osobnika ludzkiego)


moe by oddzielona osobna sprawa (jego "mens" ujte w "mwionem"),
zwizana, jaknajcilej z tamt pen i moe by zawarta i zatrzymana w odmiennej
zgoa postaci (napisanego), nie przestajc toczy si w sprawie penej (w osobniku)
w formie dalszego cigu dziania si fizyologicznego. I znowu owa posta swoista,
oderwana, zatrzymana w dzianiu si dla tego, e ju poza-fizyologiczna (napisane)
moe wywoa w innym osobniku spraw fizyologiczn (mylenie, uczucia,
dnoci) w nowem, penem dzianiu si innego osobnika, a majc z poprzedni
spraw fizyologiczn tylko jedn ilociowo bardzo drobn, ale treciwo istotn
wsplno. Gdy przypomnimy sobie zdumiewajc rol "pisanego" w
spoeczestwie, jego naturalny, czysto fizyczny stosunek do mwionego, do
"sowa", gdy przypomnimy sobie, e idee, ktre w czowieku s spraw, mogc
si tylko toczy, lecz nigdy zatrzyma (zupenie jak ycie), mog jednak zosta
jakgdyby odcinite i powstrzymane w ruchu, w trwaym ukadzie znakw, nie
bdcych ju wcale dzianiem si, choby w najodleglejszy sposb podobnem do
dziania si w organizmie, a przecie w tej nowej formie specyalnych bodcw
fizycznych wanie dopiero nabieraj siy spoecznej, - to wtedy uderzy nas
ponownie moliwo podobnych stosunkw midzy yciem w organizmie, a
yciem w jajku (por. r. XXVIII). Wszak napisane wywouje spraw mentaln tylko
przez oddziaywanie na osobnika ludzkiego w charakterze szeregu bodcw
fizycznych. Wywouje spraw mentaln now i tylko treciwo pokrewn z t, ktra
ju si dokonaa w spoeczestwie w cisym zwizku z rozleg spraw interfizyologiczn. Napisane moe wywoa nawet dziaanie, podobne do tego, ktre
tamta sprawa pena albo ju raz wywara, albo przynajmniej moga napewno
wywrze!
Jeeli to wszystko rozwaymy, czy nie zgodzimy si e proces spoeczny
moe ilustrowa realne stosunki, panujce w organizmie penym i w jajku, e
podobiestwo obu, spoecznego i organicznego jest uderzajce? Przypomnijmy za
sobie, e to, co tutaj nazywamy spraw gwn jest indentyczne z tem co w rozdz.
XXVIII nazywalimy, z innych rozwaa wychodzc, yciem czystem, a w rozdz.
XXV-m sam mens, albo te, co na jedno wychodzi, mens ujt w struktur
"mwionego".
Jeeli wszake pragniemy osign rzeczywist korzy z porwnania, nie
trzeba zapomina, e w spoeczestwie pod symbole pisane pod szablon podstawia
si objekt-ruch nerwowy, nie za subjekt-idea. Tylko pod tym warunkiem wystpi z
naleyt jasnoci prawowito porwnania. Inaczej mogoby si zdawa, e
porwnywamy rzeczy niewspmierne, a tak wcale nie jest.
Rolina to rozlegy i peny system realny; gdy go za, na dobr spraw, nie
znamy, (bo mamy o rolinie wasne nasze wyobraenie), przeto naley doda, e to
jest system fizyczny niezaleny od nas, od naszej jani. Jestemy wzgldem roliny
widzami od zewntrz. Ale i realno D jest rwnie, jak rolina, penym systemem
fizycznym, systemem ruchw. Tylko stanowisko czowieka wzgldem tego
systemu jest inne. Jestemy jego czstkami czynnemi i przez to samo jego widzami
od wewntrz.

Tem, czem jest rolina dla nas, dla widzw od zewntrz, mogaby by
realno D nie dla nas, ale dopiero dla widzw od zewntrz, gdyby przypuci dla
niej widzw gdzie we wszechwiecie, obdarzonych wraliwoci, dostateczn do
ogarnicia jej caoksztatu.
Pytam teraz, cby ci widzowie dostrzegli w realnoci D? Dostrzegliby tylko
swoje o tej stronie wyobraenie, oparte jedynie na objektywnej stronie caoksztatu.
A lubo do tej strony objektywnej naley w ruch fizyologiczny w ciaach ludzkich,
ktrego subjektywn stron jest "mens", a nadto wibracja powietrza "mwione" w
najszerszem ujciu tego sowa, to przecie istnienia tych ruchw w charakterze
systemu gwnego, prawdopodobnie nie domyliliby si, albowiem kryje si w
gbi organizmw ludzkich, zwizany nierozerwalnie z mnstwem innych ruchw,
stanowicych podstaw tego ycia najzoeszego. Bd co bd jednak,
rozpoznanie tego ruchu ley jeszcze w granicach zupenego prawdopodobiestwa.
Za to nie domyliliby si ju na pewno subjektywnej jego strony, bogatej i
rozlegej, ktr nazywamy naszym wiatem intermentalnym.
Pytam dalej. Coby ci widzowie dostrzegli w osobniku ludzkim? Dostrzegliby
zaledwie objektywn stron tego elementu spoecznego. Strony, ktr nazywamy
poznaniem osobnika, uczuciami, wol jego, wiadomoci i t. d., ani domyliliby
si, ani rozpoznali. Pjdmy jeszcze dalej. Obserwator nasz mgby poznawa
nasze ksiki i biblioteki, krki i waki fonograficzne. Czy w tych zbiorach
znaczkw, majcych dla nas tre i znaczenie, - zdoaby wyczyta myli oraz
uczucia w nich zoone? Strony subjektywnej tych acuszkw, kresek i kropek nie
odkryby napewno, bo jej tam naprawd wcale niema. To s tylko bodce. Czy
tedy mgby odnale zwizek znaczkw z ruchem - "mwionem" i z ruchem
fizjologicznym w mzgach ludzkich? Czy odkryby, e owe znaczki budz w
zetkniciu z czowiekiem (gdy czyta) prawie takie same ruchy, jak te, ktre
towarzyszyy pisaniu znaczkw?
Niewtpliwie nie odkryby naturalnego zwizku znaczkw z "ruchem
gwnym" w systemach nerwowych piszcego i czytajcego. I wtedy byoby dla
nierozwizalnem pytanie: jakim sposobem ruch mentalny w drugim osobniku moe
by prawie podobnym do pierwszego.
Jakim sposobem nieskoczenie rozlegy i zupenie swoisty ruch fizyczny,
ktry si dokona pierwszy raz w gowie Arystotelesa gdy pisa swe dziea, moe
by do zgodny z ruchem zachodzcym w gowie kadego czytelnika tych dzie,
cho nie zdarza si w adnej innej gowie? Jeeliby widz we wszechwiecie nie
by w stanie zrozumie jakim sposobem pomimo nieidentycznoci ruchw
fizyologicznych zachodzi jednak proces, sprowadzajcy oba te kompleksy ruchw
do wsplnego mianowiska i to wanie za przyczyn, napisanego, to c dziwnego,
e i my, ludzie nie domylamy si w czem moe kry si prawdziwy i naturalny
zwizek i podobiestwo organizmu i jajka, albo te e nie wiemy, jakim sposobem
zachowuje si podobiestwo dwch organizmw, dwch ogniw jednego "pasmaformy", przeszego i przyszego, przedzielonych jajkiem. C dziwnego, e nie
wiemy jakim stosunkom zawdzicza si ich nadzwyczajna zgodno pomimo
faktycznej nie-identycznoci.

Do ocenienia przez nas trwaoci formy struktur ywych mniejszych (C i B),


trwaoci istniejcej mimo przerywanego ich nastpstwa cyklami i do ocenienia
zasadniczego podobiestwa organizmu do systemu D, brudzi nam gwnie to, e
w dwch pierwszych caociach (C i B) dostpn jest dla nas tylko strona
objektywna i to zupenie zewntrzna, a co najwaniejsza, nie w caej peni, bo tylko
w czstce, dostpnej dla obserwacyi zmysowej, - w ostatniej za przewanie, jeeli
nie wycznie subjektywna, czyli cakiem inna od tamtej, wic jakby nowa dla nas.
Jedynie te dla niewspmiernoci stron dostpnych dla nas w caoci B i C - a
caoci D, czowiek nie moe ani zauway ani stwierdzi wielu podobiestw
midzy niemi, co w konsekwencyi uniemoliwia, przynajmniej dotychczas naleyte
zgbienie zagadek, dotyczcych istoty organizmu, ycia, jajka i tylu innych
zagadek.
Strona objektywna organizmu i komrki znana jest nam bardzo niedokadnie
wycznie z winy niewystarczajcej czuoci naszych zmysw, bdcych podstaw
naszego poznania. Wprawdzie intermens, rozum nasz z rozwojem realnoci D staje si odczynnikiem coraz czulszym na wiat zewntrzny, ale i on jako
subjektywna strona struktury realnej zamknitej i ograniczonej, bo uwarunkowanej
mwionem, - musi mie granice czuoci. W tych warunkach jedno z dwojga jest
moliwe. Albo zagadki, o ktre chodzi, bd zgbione przez ludzi, ale dopiero
kiedy, z wyszym rozwojem cywilizacyi, czyli z uczuleniem si zmysu
zbiorowego do poznawania (odczuwania) wiata, - albo te nigdy nie bd
zgbione.
Zaley to od tego, jak odlegy jest kres rozwoju systemu D. Ale, zdaje mi si,
e nawet w razie najpomylniejszym nie rozrnimy w rolinie dwch systemw
ruchw, toczcych si w cisym zwizku: ruchu, ktrego subjektywna stron jest
"mens" caej roliny i tego, ktry w nasieniu odpowiadaby "mwionemu", ktry
waciwie niema strony subjektywnej, ale t stron podtrzymuje czy przechowuje.
Stawiam to przypuszczenie na tej zasadzie, e strona podmiotowa komrek
nawet wasnego naszego ciaa, lubo stanowi niewtpliwie podkad naszej
wiadomoci, to przecie stopiona w jednolit cao nie wchodzi ju w krg tej
wiadomoci, nie daje si z niej wydzieli.
Lecz chocia tak si nam zdaje dzi, nie czas jeszcze na okrzyk: ignorabimus,
albowiem wiemy jeszcze zamao, aby wolno byo rozstrzyga o przyszoci wiedzy
ludzkiej. A moe przy pomocy jakiej subtelnej metody zostan rozrnione
skadowe elementy mentis ludzkiej? Wszak to jest nieustajcem deniem
psychologii.
Tymczasem daleko do tego, wic niech nam wystarczy domys, oparty na
porwnywaniu rzeczy podobnych, - e nasza mens jest zjawiskiem na wielk skal
takiem, jakiem na skal drobn jest ycie, trwajce w niezliczonych postaciach na
tle natury nieoywionej. Zjawisko to jest od zewntrz "mwionem", od wewntrz
"mentem".
I to jest wanie w pomyk, rozwiecajcy ciemnoci wiata, o ktrym mwi
Henryk Poincare. Rni si on od pomyka-komrki jedynie rozmiarami i
skomplikowaniem. Gdy za jest jak gdyby wielk syntez tych struktur
drobniutkich, gdy ad jego powsta z ich adu, zgodnie z natur najdrobniejszych

skadnikw, gdy tamte, jako formy, s formami rzeczywistoci, - wic i on, ten
pomie-cywilizacya, jest form rzeczywistoci.
Wic, gdy Henryk Poincare powiada e "co tylko nie jest myl, jest czyst
nicoci" - to dalekim jest on do prawdy, albowiem, aebymy mogli pomyle,
musi by to wszystko, z czego my si skadamy i z czego wiat si skada. Musi
by ycie organizmu i ycie komrki, wreszcie ruch-nieycie, bdcy, jako "forma"
materyau niezniszczalnego podoem wszelkiego ycia. Poincare woa: "myl jest
tylko byskiem na tle nocy, lecz bysk ten wanie jest wszystkiem"! Ot nie! W
nicoci nie byoby bysku-myli, bo ona sama jest struktur pynn, trwajc na
innych strukturach pynnych. Cho jedne gasn, inne si zapalaj i bd zapala tak
dugo, pki ruch nie przejdzie w bezwadno, pki rozmaito form nie przejdzie
w jednolito.
wiat jest tem i rdem dla ycia-czucia-myli, nieustajc kolebk dla
nowych myli, wic nic nas nie upowania do wyobraania sobie, e bez naszej
myli nie byoby ju adnej, e bez ycia, znanego na ziemi, nie byoby ju ycia
wogle. Ten ciasny partykularyzm telluryczny na punkcie ycia zosta ju dawno
uchylony z rozwojem nauk przyrodniczych, wic czas otrzsn si z niego
rwnie w tem, co dotyczy myli i wiadomoci.

XXXIV. Trwao formy maleje w miar jej komplikowania si.


wiato barwne, jedna z elementarnych form ruchu, albo, powiedzmy lepiej,
rzeczywistoci, trwa w caym wszechwiecie. Mieszanina tych form, pod postaci
wiata mniej wicej biaego dochodzi do nas z najodleglejszych gbin wiata, z po
za systemu drogi mlecznej, od zaledwie dostrzegalnych plamek wietlnych, ktre
si okazay caemi drogami mlecznemi, caemi tumanami soc. Owe plamki nike,
ktrych ju oko nie dostrzega, wywieraj na kliszy fotograficznej astronomw
cile te same dziaania, co wiato soneczne, lub sztucznie wytworzone na ziemi.
Forma ruchu, ktr nazywamy wietln - jest tu i tam jednaka.
W ramach czasu, dla ktrego miliard lat jest drobnostk, wszystkie formy
wiata, zwane barwami widma, trwaj niezmiennie, podobnie jak formy ruchu,
zwane cieplnemi i innemi.
Podobne spostrzeenie moemy zrobi co do form bez porwnania bardziej
zoonych, co do pierwiastkw chemicznych. "Forma" drobna, zwana wodorem,
zostaa skonstatowana nietylko na ziemi i socu, ale na niezmiernie licznych
gwiazdach, rwnie jak wiele innych pierwiastkw. Musimy tez przyzna, e
trwao tych form niema granic w czasie dostpnym dla naszej wyobrani i w
przestrzeni, dostpnej nie tylko dla obserwacyi, ale dla wyobrani. Przejdmy dalej.
Zwizki chemiczne, zwaszcza, prostsze, znane s nam przewanie tylko na ziemi.
O ich istnieniu, a wic identycznoci - na gwiazdach niewiele mamy bezporednich
dowodw, ale w granicach obserwacyi skonstatowano ich trwao. One powstaj
dzi - takie same, jakie powstaway przed miliardami lat, i trwaj bez zmiany
miliardy lat. A przecie to s w pojciu kadego fizyka i chemika niezmiernie .
skomplikowane formy ruchu.
Jeli posuniemy si odrazu do najprostszej formy ywej, do protoplazmy, to i
w niej, mimo niepojtego ju wprost skomplikowania, uderza wielka trwao.

Wprawdzie warunki, w ktrych moe wystpowa ta forma s bardzo ograniczone,


ale w ramach tych warunkw protoplazma trwa, z lekkiemi modyfikacyami,
miliony lat. Ona wci si buduje z form prostszych jednaka w jednakich
warunkach. Dopiero gdy warunki si zmieniaj, ulega powolnym zmianom, ale w
skali nieduej.
Czy potrzebujemy zastanawia si nad trwaoci organizmw prostszych,
ktrych rodowiskiem jest ocean, jedno z najstalszych na ziemi rodowisk?
Mnstwo tych form trwa przez setki tysicy lat, a zmieniaj si dopiero pod
wpywem nieuchronnych zmian rodowiska. Jeeli te zmienno organizmw
wyszych jest znacznie wiksza, to atwo zrozumie dla czego tak jest. Warunki ich
bytu s bardziej zoone, ni dla komrki, wic bardziej ograniczone i mniej trwae.
W skomplikowanych warunkach wszystko dy do jeszcze wikszego
skomplikowania, bo wszystko oddziaywa na wszystko nie upraszczajco, ale
gmatwajco (porwn. rozdz. XI Nauki o cywilizacyi). Powstaj te formy coraz
nowe, w zasadzie trwae, ale w praktyce coraz bardziej podlege zmianom. Tem
prawem powstao w pewnym czasie co nowego na ziemi, forma skomplikowasza
od organicznej. Powstaa na gruncie jednego rodu Homo. Jakie s jej warunki
trwaoci? Oczywicie musz by bardziej ograniczone od warunkw trwaoci
organizmu Homo. Gdy wiemy, e forma zoologiczna Homo, organizm, powsta
sam w nader ograniczonych warunkach i z ich ustpieniem musi znikn lub
przeobrazi si, to jasnem jest, e cakowite trwanie formy zoonej, dla ktrej
forma Homo jest tylko podkadem koniecznym, musi mieci si w krtszych
ramach bytu. Podobnie, jak organizmy razem wzite s tylko epizodem w pamie
bytu protoplazmy, tak samo wszystkie cywilizacye ludzkie s jedynie epizodem w
pamie bytu formy Homo.
Protoplazma bya, ale dugo jeszcze nie byo organizmu. Czowiek, jako
forma zoologiczna (wic bez czowieczestwa) take by dugo, ale nie byo
cywilizacyi. Wic co do przyszoci nie trudno si domyle, e, jeli rzeczy
pjdzie zwyk kolej, rd Homo przetrwa wszystkie cywilizacye (ludzkie),
jednokomrkowce przeyj wszystkie organizmy, a formy (fizyczne), z ktrych
protoplazma budowaa - przetrwaj protoplazm. Miejsce ycia zajm na ziemi, jak
byo przed pojawieniem si ycia, formy ruchu prostsze i bd kolejno ukada si
do spoczynku, a brya ziemska skostnieje na niedajcy si obliczy, ani
przewidzie szereg lat, moe na miliardy, moe na sekstyliony.
atwo spostrzedz, e, trwao formy maleje wraz z jej komplikowaniem si.
Sprawa jest tak prosta, stosunek tak oczywisty, e bierze pokusa, aby uj ten
stosunek w prawo oglne. Monaby np. powiedzie, e trwao jakiegokolwiek
ukadu fizycznego spontanicznego zostaje w stosunku odwrotnie proporcyonalnym
do jego skomplikowania, a, dodajmy, i do jego rozlegoci. Systemy ywe proste
musz by mniej trwae od chemicznych i fizycznych, organizmy od
jednokomrkowcw, ustroje D od organizmw.
Jeeli wszake zastanowimy si nad trudnociami, ktre naleaoby pokona,
aby prawo sformuowa cilej i mdz zastosowa uytecznie, wwczas
spostrzegamy, e brak nam zbyt wielu wiadomoci niezbdnych, aby stosunek
trwaoci da si chociaby jako tako dokadnie obrachowa. Byoby to zadanie

matematyczne jedno z najtrudniejszych, ale pomijajc ju okoliczno, e go tu


rozwizywa nie moemy, a prawdopodobnie niktby go z dostateczn cisoci nie
przeprowadzi, pocieszmy si uwag, e rozwizanie jego nie jest nam wcale
potrzebne, albowiem nawet w najoglniejszem sformuowaniu fakt gwnie
interesujcy wystpuje z dostateczn wyrazistoci. Faktem tym jest ogromna
rnica midzy trwaoci formy-komrki, a formy-organizmu. O komrce w
oglnoci moemy wyrzec na mocy wiadomoci paleontologicznych, e to forma
trwaa w cigu setek milionw lat. Nawet bowiem jej poszczeglne odmiany trwaj
miliony lat. Do pomyle o okrzemkach (Diatomaceae). Nie tak jest z
organizmem. Ta sama paleontologia stwierdza, e to, co nazwiemy np. form
gatunkow organizmu, moe trwa rzadko duej nad kilkadziesit tysicy, lub
setk tysicy lat.
Gdy wic zwrcimy oczy na form ycia jeszcze wyszego, trzeciego rzdu,
to mamy prawo orzec, e trwao jej wzita w caoci, powinna by krtsza od
trwaoci rodu Homo.
Poszukiwanie cyfry jako tako dokadniejszej byoby zadaniem
nierozwizalnem w dzisiejszym stanie wiedzy, ale prawdopodobn warto
moemy wyprowadzi bez trudu. W granicach czasu krtszych od istnienia gatunku
Homo sapiens musi si zmieci cakowita egzystencya wszystkich spoecznych
form bytu, od zarania, czowieczestwa a do zmierzchu. Gdy za bdzie to peny
acuch rozwoju filogenetycznego wszystkich form D, - ktry mona i trzeba
podzieli na liczne odcinki, odpowiadajce mniej wicej okresem rozwoju
oddzielnych "caoci" spoecznych, - innemi sowy, - gdy w tym wzgldnie krtkim
czasie ma si zmieci trwanie wielu realnoci D, rozwijajcych si mniej lub
wicej bujnie, jedne z drugich, (podobnie, jak si rozwijay i przeobraay formy
organiczne, powstajce jedne z drugich pod wpywem rnych warunkw
zewntrznych), - to atwo zrozumie, e dla jednej realnoci D, pozostaje okres
czasu o wiele krtszy od czasu trwania wszystkich cywilizacyi. O ile on moe by
krtszym, nad tem nie bdziemy si zastanawiali.
Wystarcz nam cyfry najoglniejsze. Jeeli wzgldna niezmienno formy
komrkowej zawiera si w milionach lat, formy organizmu gatunkowej - w okresie
nie wiele duszym lub krtszym od 100.000 lat, - to podobna do tamtych
niezmienno dla oddzielnej realnoci D ogranicza si musi najwyej do lat kilku
tysicy, a moe nawet do okresu znacznie krtszego, do kilku lub kilkunastu
wiekw. Forma ustroju D staje si zwolna inn, podobnie jak "inn" jest forma
jednego "gatunku" organizmu - od formy poprzedniej, z ktrej w gatunek si
rozwin.
Gdy ciaa ludzkie, ani natura ludzka nie podlegaj widocznym
transformacyom w cigu tak krtkiego czasu, gdzie zachodz zmiany? Jeeli sobie
przypomnimy, e form D, o ktrej tu mowa, nie s wcale ustroje ludzkie, lecz
jedynie "mentes D" trwajce na formie "mwionego", to mamy odpowied gotow.
Zmiany zachodz w sferze interpsychicznej, a nie w czem innem i takich zmian
nikt nie zaprzeczy.

XXXV. Dlaczego nard nie posiada niektrych wanych cech


organizmu lub komrki.
Chciaaby myl autora jednem tchnieniem przenikn w czytelnika i da mu
si pozna w swej prostocie, ale to pragnienie nieziszczalne. Czytelnikby j
odtrci. Gdy chodzi o suchacza, ktry ma wasne pogldy, mog go przekonywa,
mog z nim rozmawia, uchyla jego zarzuty i wtpliwoci. Bdzie to droga duga,
ale o ile musi by dusza, gdy trzeba przemawia do czytelnika, przewidywa i
uchyla takie nawet zarzuty, ktrych moliwoci tylko si domylamy, przyjcie
bowiem naszego pogldu dopiero wwczas nastpi, gdy wyrugujemy pojcia
sprzeczne z nasz ide.
C dziwnego, e aby wprowadzi do nauki myl, ktra da si zawrze w stu
sowach, trzeba napisa ksik?
Dzi nikt si nie obrusza, gdy powiadamy, e ziemia obraca si dokoa soca,
ale by czas, e gdyby to kto powiedzia, wzruszonoby ramionami, mwic krtko:
nieprwda. Ten, kto przyszed do tej idei na mocy rozwaa osobistych, musia j
udowodni, musia napisa dzieo, ktre chocia byo prostym wykadem
twierdzenia, porednio byo kampani przeciw odmiennym pogldom. Myl
ludzka, jak kada forma posiada wielk trwao i ustpuje dopiero pod naporem
dostatecznie mocnych si deformujcych. Rozwj nauki jest walk myli i musi tak
by, inaczej nauka obracaaby si w pustce, nie byoby jej wcale.
I c za or mamy do tej walki? Zbir wyrazw-sygnaw, ktre trzeba
ostronie zestawia, pod groz, e byle omyka w zastosowaniu wyrazu przeinaczy
tre podoon, najmniejsza za nieuwaga czytelnika moe w nim obudzi myl
nie tak, jaka miaa by wywoana.
Wikszo sporw naukowych toczy si z powodu wyrazw le uytych, lub
o wyrazy le zrozumiane.
Chcielibymy przela w czytelnika myl prost, ale e jest odmienn od
dotychczasowych - nie moemy tego uczyni, bo by nam nie uwierzono. Trzeba
zwalczy liczne pojcia, zagradzajce naszej idei drog do umysw.
Pragniemy przekona czytelnika o istnieniu realnoci spoecznej
niedostrzegalnej dla naszych zmysw, wic pomijajc mniej podobne do naszej
idee, - musimy przedewszystkiem usun myl, jakoby t realnoci byo samo
spoeczestwo. Na pozr myl ta blizka naszej, a jednak jest dalsz, nieli
koncepcye Tarde'a i Alfreda Fouillee. Pewien powany odam socyologw
oddawna upatruje w spoeczestwie co podobnego do organizmu dla tego, e
dostrzega jakie ycie wysze w spoeczestwie. Wcale to niepotrzebne i nawet
mylne, przeciwnicy teoryi organicznej oddawna staraj si to wykaza, ale gdy
sami nie maj jasnego pojcia: czem jest realno, bdca przedmiotem ich bada,
wic argumenty ich nie obracaj si w sferze zasadniczej. Obie strony wic
drobne tryumfy, ale szala nie przechyla si trwale na adn stron.
Jednym z argumentw, majcych pognbi szko organizmomorficzn jest
rozumowanie, e skoro spoeczestwo ma by organizmem sui generis, to
powinnoby mie organa rozrodcze - a przecie ich niema. Argument to

niewyszukany, ale dotkliwy dla koncepcyi, najeonej pozornemi analogiami,


ktrych samo nagromadzenie zemcio si na twrcach, zamykajc ich jak w
puapce w bdnem kole. Mylicielom kierunku tego istotnie wydawao si
potrzebnem, aby spoeczestwo rozradzao si lub dzielio si i przy odrobinie
dobrej woli mona byo dostrzedz bd jedn bd drug z tych cech, bo przecie
nawet jedna para ludzka, jako "jednostka biologiczna" mogaby by w zasadzie
uwaana za zdoln da pocztek nowemu spoeczestwu, byleby miaa przez czas
do dugi teren zupenie wolny i odosobniony od innych caostek spoecznych. Nie
trzeba dowodzi problematycznoci tego rodzaju analogii, zwaszcza w
zastosowaniu do samego spoeczestwa. Przecie organizm odradza si
zdumiewajco podobny do rodzicielskiego, ale lud pochodny nigdy nie bywa do
wiern kopi poprzedniego.
Od chwili, gdy przekonalimy si ju w Nauce o cywilizacyi, e form D nie
moe by spoeczestwo (=og ludzi), upada ju wszelka potrzeba upatrywania
cech organizmu w samem spoeczestwie, a nawet w ogle w "realnoci
spoecznej". Bezuyteczne byy usiowania odszukania nieistniejcych analogii w
tym kierunku, ale rwnie przedwczesne tryumfy przeciwnikw na widok braku
analogii w sprawie rozradzania si, albo innych podobnych.
Jeeli bowiem uwzgldnimy odmienno warunkw terenu dla rozlegego
utworu D na ziemi od warunkw tego terenu dla organizmw i komrek, to
zrozumiemy, e nawet brak wasnoci rozradzania si utworu ywego, choby nim
miao by samo spoeczestwo, niczegoby jeszcze nie dowodzi. Napenia on
cakiem niepotrzebnie trosk organicystw - i niesusznie by maczug przeciw
nim, bo godzi tylko w sab stron mylnej koncepcyi, ale nie w zdrow zasad,
ktra w niej tkwia. Godzi w organizmomorfizm, ale nie w cechy ycia realnoci
spoecznej.
Ani dzielenie si, ani rozmnaanie si nie jest konieczn cech kadej caoci
yjcej. Zjawisko reprodukcyi w pewnych warunkach moe by niepotrzebnem dla
yjcej caoci. Aby te nie szuka w najobszerniejszej caoci tego, co w niej
niema racyi bytu, pragn zaznaczy, e gwn i zasadnicz cech wszelkie
"caoci" yjcej wydaje mi si tylko rozrastanie si i komplikowanie si
wewntrzne do pewnego maximum, a nastpnie, poniewa jest zjawiskiem
nieodwracalnem, rozstj formy.
Gdy rozrastanie si zna granice przestrzenne, zalene do struktury utworu, a
jednak jest dnoci, ktrej nic wicej nie ogranicza, jak brak materyau, przeto
struktura, ktrej nie brakowao materyau do rozrostu, musi zmniejsza swe
rozmiary przez rozpad na dwie struktury i omijajc w ten sposb zapor dla
dalszego rozrostu, moe ogarnia coraz wiksz ilo materyau, potrzebnego do
budowy; moe rosn cigle, dzielc si cigle. Tak jest z komrk, ktrej
zasadniczym ksztatem jest kula, a rozmiarom jej kadzie kres szereg si czysto
fizycznych. Dzielenie si wic komrki jest tylko wtrn cech tej caoci. Gdzie
materyau nie brako i warunki sprzyjay, tam, skutkiem rozlegoci pola dla bytu,
drobna komrka zdolna bya przetworzy niezmierne iloci materyau w form
swoj. I tylko ograniczonoci warunkw bytu dla wolnej komrki tumaczy si
fakt, e ycie jej, ycie w tej formie ogarno nader znikom ilo materyau.

Ale te dla tego, e warunki dla ycia istniay jeszcze poza sfer dostpn dla
jednokomrkowca, powstaa zoona forma, organizm. Struktury zoone,
rozporzdzajc nowemi rodkami, ktre si zjawiy z wyspecjalizowaniem si
komrek zrzeszonych, poszy na dalszy podbj materyi martwej, przeamay
fizyczne przeszkody, niezwalczone dla "kropli ywej" i opanoway nowe
rodowiska. Organizmy np. ldowe, opanoway miejsca i materyay, dawniej dla
ycia nieuytkowane. e si przy tem wyoniy w przyrodzie niezliczone postaci
organizmu, to ju rzecz dla nas w tej chwili uboczna, to kwestya rozmaitoci
warunkw bytu. Nas obchodzi fakt, e komrki pod postaci zrzesze
(organizmw) poszy na podboje coraz dalsze, gdy za warunkw dla ich bytu nie
brako, a i organizmy nie mogy rosn bez granic, przeto i tu rozrastaniu si
przyszo w pomoc dzielenie si. Rozmnaanie si organizmu jest w zasadzie
tylko podziaem ciaa, potrzebnym, aby dalej mogo si rozrasta.
Majc to w pamici, rozwamy warunki bytu formy D. Na jej zawizanie si
zdoby si tylko jeden rodzaj organicznej formy, posta Homo. Jako forma,
rozwijajca nowe rodki, przedtem nieznane w walce o miejsce na ziemi, odpycha
ona od stou ycia organizmy niezrzeszone i sama zajmuje ich miejsce. Wyzyskuje
przytem miejsca, nieekonomicznie dotychczas przez organizmy eksploatowane.
Lecz ziemia jest dla tak ogromnych ustrojw terenem niezmiernie szczupym.
Gdy organizm musia rozwin w sobie zdolno multyplikowania si pciowego,
aby rosn i opanowywa ziemi, - bo miliony caostek jednego nawet gatunku
mogy si mieci na globie naszym i znajdoway warunki prawie identyczne, przeto rozmnaanie si organizmw miao racy bytu. Nie tak jest z caociami D.
Rozpostarte na bardzo ciasnym terenie naszej planety, nie znaj one jeszcze granicy
dla prostego rozstania si. Nie byo jeszcze potrzeby "mnoenia si" ludu lub
narodu. Zdolno reprodukcyjna wprost niema pola do uwydatnienia si, albowiem
z powodu ciasnoty terenu oddawna ujawnia si ju wprost przeciwne i przedtem
nieznane zjawisko zlewania si caostek D, ssiadujcych ze sob. Niezalenie od
tego podzia, choby tu i wdzie zachodzi, nie mgby si uwydatni w
podobiestwie utworu pochodnego do utworu rodzicielskiego, dla tego, e teren, na
ktrym rozrastaj si narody, jest niezmiernie urozmaicony, co wywouje wielkie
odchylanie si dalszego cigu sprawy yciowej od normy poprzedniej. Gdy tylko
cao D rozronie si po za granice rodzimych warunkw otoczenia, to ju sama
odmienno nowego terenu wywouje w niej na nowym gruncie niezliczone
odmiennoci wewntrzne i wytwarza tak wielkie odchylenia, e przy prostym
rozrocie powstaje zgoa nieunikniony niby-podzia caoci. Monaby widzie w
niejednym takim wypadku zjawisko rozpadu na wzr komrki, ale to nie
potrzebne, bo w rzekomy rozpad ma przyczyny inne: odmienno warunkw bytu.
Jeeli do tego wszystkiego dooymy rozpoznan ju bezprzykadn szybko
rozwoju formy D, wynikajc z wielkiego skomplikowania elementw,
skadajcych si na cao D, otrzymamy wystarczajce wyjanienie icie
fantastycznej zmiennoci procesu historycznego. Skadaj si na ni: szczupo
terenu, wielkie jego urozmaicenie i o ca potg wiksze urozmaicenie elementw
podstawowych caoci D, (=ludzi) od rozmaitoci elementw caoci C (=komrek
w organizmie).

Wobec tego nie atwo jest w tym acuchu filogenetycznym odrnia ogniwa
oddzielne, gdy adne nie moe by podobne do poprzedniego.
Choby te nawet realnoci D dzieliy si na wzr komrki, albo rozradzay
si przez "jednostk" lub "grup drobn" biologiczn, nie moglibymy tego
zauway.
Nawet i zjawisko mierci indywidualnej inaczej wyglda na wysokoci ycia
3'go rzdu ni w wiecie organizmw, i to z dwch powodw. Naprzd nie
widzimy tu trupa, a nastpnie, tu go naprawd niema. e nie widzimy trupa formy
D - w tem jeszcze nie byoby nic dziwnego, albowiem gdyby nawet by - nie
moglibymy go oglda. Forma niedostrzegalna dla zmysw naszych, gdy yje nie moe da trupa dostrzegalnego. A przecie tak wanie jest nasza realno D.
O ile tedy nard nie zostaje wytpiony wraz z osobnikami Homo, z ktrych
si skada, czyli o ile z yciem 3'go rzdu nie zostanie zniszczone ycie 2'go rzdu,
dajce widomego trupa, o tyle mier cywilizacyi dokonywa si bez widomego
trupa.
Ale, jak ju powiedzielimy - niema go tu wcale. mier jest ruchem
destrukcyjnym, jest to rozkadanie si systemu ywego (por. r. XXVII). Gdy
rozkada si organizm, wtedy wszystkie komrki umieraj take w bardzo krtkim
czasie, albowiem nie s ju w stanie odywia si same, wic rozkadaj si na
formy jeszcze drobniejsze. Ale elementy ustroju D s pod tym wzgldem o wiele
trwalsze. Kady czowiek czerpie rodki do ycia fizyologicznego niezalenie.
Wic nawet, gdyby cywilizacya rozwizaa si doszcztnie, to jeszcze znaczna
cz ludzi mogaby trwa dalej. Podobnego jednak koca adna cywilizacya nie
moe si obawia. Zachodz wic inne tylko wypadki. Narody, walcz ze sob
nawet w czasie pozornego spokoju i odbieraj sobie ywe elementy, czyli ludzi.
Tym sposobem zaguba (rozkadanie si) systemu D dokonywa si gwnie przez
przywaszczanie sobie jego elementw przez inny system D. Produkt rozkadu
natychmiast wcielany jest do innego ciaa D, wic oczywicie poza polem bitwy
realnej niema tu ani czstki tego, co w wiecie organicznym nazywamy trupem.
Element ywy przenosi si z jednej caoci menta1nej do innej - i na tem
koczy si proces. Co si przed chwil wydzielio z jednego systemu - to wchon
natychmiast drugi. Tu nie tylko tre zwierzca nie ginie, ale nie ginie nawet tre
psychiczna - lecz tylko przybiera inn form. "Mens" D1 wprawdzie znika
bezpowrotnie, ale miejsce jej zaja natychmiast mens D2. W ten sposb moe
zgin cay nard, caa cywilizacya, ale bdzie on gin powoli, ywcem
absorbowany przez inny, silniejszy. Tutaj ycie jedno graniczy bezporednio z
yciem innem i dla tego niema widomego produktu mierci - trupa.

XXXVI. Przedmiot nauki o cywilizacyi.


Kiedym dawa pierwszej czci niniejszej pracy tytu "Nauka o cywilizacyi",
zamiast nazwa j "Wstpem do socyologii", wiedziaem, e do tego, aby socyolog
nabra przewiadczenia, e odmienno nazwy niesie co wicej, ni zmian napisu
na szufladce socyologii, trzeba odsoni duo wicej ponad to, co zdoaem
wwczas odsoni. Myl, e czytelnik tamtej pracy dopiero teraz spostrzega
stosowno tytuu ksiki. Gdy nazwa "socyologii" wprowadzona przez Comte'a,

staa si w ostatniem wierwieczu powszechn, zdawao si, e nie szkodzi ona


treci. Lecz wyraz ten daleki by od posiadania zalet, ktrych wymaga nauka o
konkretnym przedmiocie. Przedmiotem socyologii czyniono najczciej czowieka,
a nie trzeba, aby tak byo. To punkt wyjcia faszywy, albowiem przedmiotem
powinnoby by, "societas" jak sam tytu wskazuje. Lecz c jest waciwie
"societas"? Ludzie cz si w przerne grupy, spki, zwizki, o jakich e to
spkach mowa? Nazwa rozpywa si tak dalece w wieloznacznoci, e po czci z
tego powodu liczni myliciele wprost kwestyonowali racy bytu "socyologii",
utrzymujc, e takiej nauki niema i by nie moe. Do ostatniej chwili tocz si
gorce spory, czy socyologia ma swj osobny przedmiot, czy te jest zudzeniem i
zlepkiem osobnych nauk o czowieku (antropologia) o ludach (etnologia) i o
przernych stosunkach midzy ludmi (ekonomia, etyka, polityka i t. d.). Majc
te na wzgldzie niepraktyczno nazwy, ktra daje si zastosowa do wszelkiej
grupy osobnikw, poczonych jakiemikolwiek wzami i celami, a mimo to nie
obejmuje nic wyranie, - ktra mwi za wiele i dla tego mwi za mao, zamieciem wwczas w przedmowie sowa, ktre tu powtarzam w notce.
Cay tom powiciem na wyprowadzenie pojcia przedmiotu socyologii, lecz
dopiero na kocu traktatu (w rozdz. XXXV) mogem szereg wywodw zamkn w
orzeczeniu, e "jest to subtelna istno"... a nawet "proces yciowy caoci,
zoonej z ludzi, z ich mowy, czynw i dzie" (str. 318). "Spoeczestwo", okazao
si tylko substratem dla owej istnoci. Koncepcya podobna zbyt odskakiwaa od
poj utartych, aby rozwinicie jej mona byo zostawi innym. Spostrzegem, e
trzeba oszczdzi domysw i usun powtpiewania tych, ktrzy nie wmylili si
w tez do gboko, e trzeba uwydatni stosunki zaledwie zarysowane, aby nowe
pojcie zdobyo umysy.
Dla takich potrzeb powsta tom niniejszy, a lubo zadanie uwaam i teraz za
nieukoczone, realno spoeczna do trudna do ujcia, zarysowywa si nam z
coraz wiksz wyrazistoci. Jeszcze kilka wysikw, a moe odsoni si nam w
peni. Wtedy znajdziemy przedmiot socyologii. I rzecz znamienna, e na tle
naszego odkrycia systemy socyologiczne napozr sprzeczne, koryguj si,
uzupeniaj i godz na wielu najwaniejszych punktach.
Po odrzuceniu bd zaoe niepewnych, bd konkluzyi, okazuje si, e trud
adnego z twrcw tych systemw nie by bezowocny, w kadym s zdobycze
realne i spostrzeenia trafne. Po odrzuceniu tego, co byo dociganiem do mylnej
idei przewodniej sprzecznoci nikn i z kadej strony pada jakie cenne owietlenie
na przedmiot badany. Okazuje si, e wielu mylicieli kryo blizko prawdy,
potrcao o ni, ale aden nie odsoni, bo uchwyci si jakiej idei pontnej, ale
zdradliwej.
Ilu to zudzeniom podlegali kolejno pierwszorzdni nawet myliciele! Ile
pomysowoci rozwinli, uwikawszy si w usiowaniach udowodnienia rzeczy
nieprawdopodobnej. Tomy monaby pisa o tem. Do powiedzie, e za czynnik
decydujcy o powstaniu oraz istnieniu spoeczestw podawano bd przymus
niewiadomy, czy nieuwiadomiony, bd umow dobrowoln, bd sympaty
podobnych sobie, bd walk ras, przemoc silniejszych, podzia pracy,
doskonalenie si (achevement humain Warda) naladowanie i t. d.

A przecie jeeli kto za cznik midzy ludmi uznawa sympaty


podobnych, dziwnem byo sysze od rwnie powanego badacza, e cznikiem
jest wanie przemoc silniejszych, a od trzeciego, e naladowanie. Jak pogodzi
takie sprzecznoci, zwaszcza na gruncie szerszym, ktrego wymaga metoda
porwnawcza? Wszak sympatj wzajemn osobnikw, i to wyraniejsz czsto od
ludzkiej, spotykamy wrd licznych gatunkw zwierzt. Dlaczeg tam sympatya
nie doprowadzia do uspoecznienia? Wszak przemoc silniejszych jest zjawiskiem
pospolitem w kadem stadzie, jednak nie przetworzya stad w spoeczestwa.
Wszak zmys naladowczy posiadaj nawet mapy - czemu ten czynnik rzekomo
uspoeczniajcy zawid wszdzie z wyjtkiem czowieka? Powiem wicej. Wszak
Tarde poczyta naladowanie za cznik nawet midzy komrkami, za cznik
organiczny. Nie wyjani jednak czy komrki, zarwno jak ludzie, zostaj w
cznoci dla tego, e si naladuj, czy tez naladuj si dla tego, e s w
cznoci? Nie powiedzia take, czy naladowanie ma wyjani zastj i rutyn, czy
tez rozwj i postp, albowiem ten "czynnik" jednako daje si zastosowa do obu
przeciwnych sobie zjawisk - wic w gruncie rzeczy nic nie tumaczy.
Zatopiono nas w gbokich wyjanieniach najdrobniejszych zjawisk
spoecznych, ale nie nauczono odrnia spoecznych od niespoecznych.
Namnoono rnych praw, bo to jest najatwiejsze. Zamiast rozwizywa rozcina
si wze gordyjski i dno, niezrozumia zarwno w przyczynach, jak
skutkach, wnet mianuje si prawem. Wikszo socyologw zapewnia ju, e
realno spoeczna jest naprawd, ale nieukazali nam jej dotd. C warte
udowodnienie, e istnieje co, czego nie mona okreli ani wyosobni; co warta
koncepcya "spoeczestwa" zgoa nie okrelona, co warte wtedy trafne nawet
zapewnienia np. Tarde'a, Baldwin'a, De Roberty'ego i innych, e indywidualno,
psyche lub wiadomo osobnika s dzieem spoeczestwa?
Wybitny socyolog hiszpaski, Adolf Posada, na 400 przeszo stronnicach
swego treciwego "wstpu" do socyologii rzuca setki podobnych pyta, zostajcych
bez odpowiedzi, wydobywa kwintesency z najcelniejszych prac, porwnywa
podstawy doktryn, metody, ktrych uywano, zestawia rne definicye tej nauki,
ujawnia objektywnie sprzecznoci i roztacza przed oczyma czytelnika jedyne w
swoim rodzaju widowisko popiesznego powstania z chaosu najsprzeczniejszych
prdw nowej nauki, ktra jeszcze nie zna swego przedmiotu.
Wyobramy sobie w roku 1909 ankiet midzynarodow na temat: co jest
przedmiotem zoologii, albo antropologii. Ankieta podobna moliw byaby tylko w
szkole, skierowana przez nauczycieli do uczniw. Ale socyologowie ogaszaj tak
ankiet w naszych oczach. Osiwiali mistrze socyologii nie uczniw swoich
egzaminuj, ale sobie wzajem rzucaj przez ldy i morza obu pkul pytanie
podstawowe - i ankieta robi fiasco! Wiadomo po niej tyle, co pierwej.
Urzdzaj si kongresy, zakadaj si Instytuty, pisz si gorczkowo setne
dziea, socyologom teoretykom pomagaj mowie stanu, ekonomici, ministrowie,
filozofowie, goni uczeni z innych dziedzin nauki, wic znakomici fizycy i
chemicy, a przedmiot wci jest ciemny i nieuchwytny. W oczach naszych
propaguj si nerwowo najsprzeczniejsze doktryny socyalne, budzi si niepokj
wrd milionw jednostek, coraz goniej rozbrzmiewaj natarczywe dania

drogowskazw w ciemnym labiryncie zjawisk socyalnych! a tam zkdby powinno


zej wiato, panuje niemoc i bezradno. Istny obraz budowy wiey Babel.
Dziwny stan. Nagromadzono ju cae skarby trafnych spostrzee i wanych
odkry, a jednak socyologia oglna jeszcze nie istnieje.
Stan podobny zupenie jest zrozumiay. Socyologia znajduje si w stadyum
tworzenia si. Jeszcze jej niema, ale rycho ju bdzie. Trudy nie zmarnowane,
mona to rzec miao. Jest w niej niemal wszystko, co jest potrzebnem, aby si
uformowaa w doskonale okrelon nauk, jak inne, brakuje tylko drobnostki,
jeszcze szczypty trudu, jeszcze jednego wstrznienia. Jeelibymy uyli jzyka
mineralogw czy chemikw, moemy dzisiejsz socyologi porwna z roztworem
soli w stanie blizkim nasycenia. Jeszcze to ciao bezksztatne, pomimo wielkiej
iloci zawartej w niem soli. Ali dorzumy odrobin, lub oddalmy nieco wody,
wreszcie wrzumy krysztaek, choby mikroskopowej wielkoci - a wnet
bezksztatny pyn zacznie si krystalizowa, wyoni si twr o wyrazistej budowie,
zgodnej z natur rzeczy w roztworze zawartej. Materya socyologii dosza ju do
tego stanu krytycznego, jest w niej ju wicej ni trzeba, wic tez uformuje si w
kryszta, a reszta zostanie w roztworze.
Zkde oczekiwa ostatniej szczypty, albo twrczego krysztaka?
Jeeli si nie mylimy, jeelimy nie zmarnowali trudu - owym cennym plusem
bdzie rozpoznanie specyficznej roli jzyka, wprowadzone przez nas w gr si
spoecznych nie a priori, lecz jako wynik cisych rozwaa.
Nauka pty zostanie bezprzedmiotowa, pki nie ujrzy przedmiotu swego.
Dzi go nie widzi, ale krysztaek by moe, ju si uformowa.
Zostaje nam duo jeszcze rzeczy do zbadania, ale musimy odsun na czas
pewien roztrzsanie rzeczy mniejszych, albowiem zbliylimy si do gwnego
celu naszego poszukiwania.
Od najwikszej rzeczy dzieli nas ju tylko cienka zasona. Co jest za t
zason? Przedmiot socyologii, i nietylko socyologii. Kroczc wasn drog
doszlimy do potwierdzenia wielu prawd, osignitych ju na zgoa odmiennych
drogach, ale pozatem, powtarzam, pozosta nam, jako wynik troskliwej analizy,
czynnik, ktry rozstrzyga najdotkliwsz niepewno dotychczasow. Zason
ostatni jest nierozpoznany dotychczas stosunek tego czynnika do myli ludzkiej.
Uchylenie tej zasony musielimy zostawi na koniec pracy badawczej, bo
gdybymy przedwczenie to uczynili, wtedy jedni zawoaliby: mara! zudzenie!
drudzy powiedzieliby: nic nowego, dawno o tem wiedzielimy. A przecie i jedno i
drugie byoby nieprawd. Ani to mara, ani o tem wiedziano. Mymy wszyscy to
tylko czuli.
Dopiero gdy spojrzymy twarz w twarz tajemnicy, otworz si nam oczy na
prawd, ktra tkwi w naszych sercach i uczuciach, ale nie w gowach i rozumach;
zrozumiemy istno drog nam, cho rozum jej jeszcze nie pozna. Cho o niej nie
wiemy, poddani jestemy istnoci najwikszej z ziemskich, i stawiamy jej oddawna
otarze w sercach naszych.
Nieprzeliczeni mczennicy skadaj jej dobrowolnie szczcie i ycie w
ofierze, a cierpic i umierajc przez ni i dla niej, bogosawi j.

W ogniu mioci do tej istnoci topniej egoizmy nasze i przerabiaj si w


altruizm. I to wszystko dzieje si instyktownie, bez wyrozumowania. Gdy za
poznamy rozumem - nie utracimy naszej wiary, bo on j wanie potwierdzi.
Poznamy dziwn w swej prostocie i oczywistoci prawd, e ludzko jest
abstrakcy, bo jest co konkretniejszego od ludzkoci, przekonamy si, e niema
czowieka bo jest co konkretniejszego od czowieka; e myl oglnoludzka nie
istnieje wcale, natomiast jest co konkretniejszego od tej zudy.
A wtedy wiele rzeczy przybierze posta wyraniejsz i znikn wtpliwoci,
ktre targaj nami obecnie. Rozpoznamy bdy, szerzone bd w dobrej, bd w
zej wierze. Poznamy, ile pracy destrukcyjnej prowadzi si pod hasami mylnemi
lub faszywemi i ci, ktrym si wydaje, e co buduj, e su wyszym ideaom,
ujrz we waciwem owietleniu i swoje dzieo i swoje ideay.

XXXVII. Co sdzi o niedopasowaniu jzyka, do myli?


Jeeli wnikniemy uwanie w sam istot naszej teoryi, wtedy nastrcza si
par kwestyi pierwszorzdnej doniosoci, ktrych jeszcze nie rozbieralimy,
chocia wyoniy si do wczenie. Jedna z nich wyonia si w rozdziale XVII-m,
gdzie byo powiedziane, e granice i cigo realnoci D (w czasie i przestrzeni)
stanowi jzyk, nie za myli, z czego pynie wniosek konieczny i dlatego wany, e
oparty na niezachwianej podstawie naukowej, e caoci D jest lud jednojzyczny
albo nard, nie za caa ludzko, lub jakiebd inne wyimaginowane caoci.
Twierdzenie pozostaje jednak w pozornej sprzecznoci z pospolitym pogldem na
stosunek myli ludzkiej do mowy, skutkiem czego moe si wydawa niepewn
ciso naukowa twierdzenia co do narodu. Zapowiadalimy ju parokrotnie
roztrznicie ostateczne stosunku mowy do myli, ale dopiero teraz jest to
potrzebne i moliwe, gdymy ju owadnli podstawowemi pojciami, niezbdnemi
do rozbierania tych stosunkw i gdymy je sprawdzili parokrotnie. Przedtem nie
bylibymy w stanie treciwie i zasadnie rozwin zagadnienia, nad ktrem wogle
rzadko si zastanawiamy, a ktrego rozwizanie przyniesie powan reform
naszych pogldw, ustalonych wiekowem przyzwyczajeniem.
Ogromna wikszo mylicieli, zajmujcych si psychiczn stron czowieka,
wyobraa sobie, e myl ludzka jest to albo funkcya jedynie tylko organizmu
ludzkiego, albo podmiotowa strona funkcyi fizyologicznej w mzgu ludzkim,
wyaniajca si w osobnikach niezalenie od mowy, to znaczy, e dla tej istnoci
wewntrznej, mieszkajcej w nas, czy tez wytwarzajcej si w nas, mowa suy
tylko do wprowadzenia jej w zetknicie z tak istnoci w innym osobniku.
Innemi sowy, panuje przekonanie ze myl jest to co rozwijajcego si we
wntrzu organizmu ludzkiego, e jest to wadza osobnika, ktra wprawdzie rozwija
si przez dowiadczenie, ale potrzebuje mowy gwnie po to aby si uzewntrzni,
aby si da pozna innej duszy organizmu pokrewnego, aby si skomunikowa z
inn, obc "jani" i oddziaywa na ni.
Gdy za mowa skada si z wyrazw-symbolw, mogcych oddawa myl
pod ni podkadan w sposb tylko przybliony i mao dokadny, przeto mowa
poredniczy midzy mylami osobniczemi w sposb niezdarny i stanowi
ostatecznie bardziej zapor w dokadnem komunikowaniu si umysw czy dusz,

anieli prawdziwie dogodny cznik. Jzyk uwaamy za przenosiciela myli, ale za


form mao podatn do oddawania w nim wszelkich myli, za co, co krpuje, a
nawet rujnuje porzdek mylenia. Taki sposb wyjaniania sobie stosunku mowy
do myli wydaje si zwykle poprawnym, albowiem popiera go dowiadczenie
codzienne. Na kadym niemal kroku odczuwamy pewn "obco" mowy, gdy
usiujemy myli i uczucia, kbice si w nas, wyda na zewntrz w postaci doboru
sw odpowiednich. My wtedy rzeczywicie i szczerze pracujemy nad zmian
myli na wyrazy, a pomimo to czsto bywamy niezadowoleni z wynikw tej pracy
wewntrznej. Powszechnie si te syszy skargi, e mowa prawie nigdy nie oddaje
dokadnie myli oraz stanw psychicznych. Najgoniej uskaraj si na to poeci,
(zwaszcza redniego talentu). Nosz oni w duszy cae skarby myli i uczu, dla
ktrych prno szukaj wcielenia w mow ludzk.
Nawet i myliciele niektrzy podzielaj ten pogld i s znowu
przewiadczeni, e gdyby "ludzko" zdoaa udoskonali znakowanie dla myli,
wtedy osignlibymy idealn zgodno mylenia z mwieniem, a zarazem idealny
rodek komunikowania sobie wzajemnego myli i wzrusze psychicznych. Zapor
w tym wzgldzie widz w niedoskonaoci jzykw ywych, ktre s pene wad i
brakw.
Uskaramy si czsto na mnstwo synonimw i homonimw, grubych
przenoni i uciliwych nieprawidowoci, a zarazem na niedostateczno zapasu
wyrazw, na oczywist nieodpowiednio mnstwa wyrazw, ktrych musimy
uywa ju tylko dla tego, e s zaprowadzone i e niema innych lepszych.
"Stolarz" robi nam przecie nie tylko stoy, ale mimo to nazywamy go stolarzem.
"Gwka" u szpilki niema nic wsplnego z gow, a jednak nazywamy j gow i
musimy poprzestawa na tak niestosownej nazwie. "Nagwek" (chapitre) ksiki
czy rozdziau jest mniej stosowny do treci, jak mu nadajemy, nieli gdybymy
tym wyrazem nazwali nakrycie gowy, kapelusz (chapeau), czapk. C ma za sens
"korona" drzewa, albo korona dziea, gdy koron nazywamy ju nakrycie gowy
krlewskiej a nawet nie tylko krlewskiej. "Na kadym kroku" wprost "bije" w
oczy "ubstwo" jzyka, a bije, jeli "rozbierzemy" choby to ostatnie zdanie. W
nasze oczy przecie nic nie "bije", ani nie "skacze" (saute), jakby powiedzia
francuz, ani w oglnoci, ani "na kadym kroku", a tem mniej "bi" lub "skaka"
nie moe "ubstwo", ktre niema ni pici ni ng do skakania, a tem bardziej
ubstwo "jzyka", ktry nie potrzebuje pienidzy. U nas i "akcye" "skacz" w gr
lub "spadaj", lubo s to tylko papiery i le nieporuszone. Piszemy cigle jeszcze
"pirem" cho niejeden pisarz nigdy nie mia w rku pira ptasiego do pisania i
zawsze pisze "stalwk". Gdy si zastanowimy nad tym dziwacznym chaosem,
ktrym jest kady jzyk, to moglibymy go przyrwna do wielkiego muzeum, w
ktrym poustawiano obok siebie staroytnoci najrozmaitszego wieku i
pochodzenia, cae i poamane, a take poprzerabiane i poatane w najrozmaitszy
sposb przez liczne zmiany, wprowadzane do nich w rnych czasach i przez
najrozmaitszych inicyatorw.
I my ten straszny chaos tolerujemy, pogodzilimy si z nim, a nawet co
najdziwniejsza, nie odczuwamy jego dziwacznoci a nawet niedogodnoci. Dopiero
gdy kto zacznie si nad nim zastanawia, jak to czyni jzykoznawcy i

filozofowie, wtedy wielu z nich wyobraa sobie, e owe niedogodnoci mogyby


by usunite, gdyby udao si utworzy jzyk sztuczny, ktry pozbawiony cikich
wad jzykw ywych, stanowiby idealny rodek porozumiewania si umysw.
Zdaniem ich, ludzie osignliby niezachwian ciso i zupen zrozumiao
wzajemn, postp nauk byby niezmiernie uatwiony, a cywilizacya wzniosaby si
na wyyny, o ktrych dzi marzy nawet prno.
Naturalnym wynikiem takiego pogldu jest przekonanie, e wielka ilo
jzykw naturalnych dzieli zgoa bezpotrzebnie ludzko na grupy mniejsze,
zamiast czy wszystkich ludzi w jedn wielk rodzin z ducha.
Trzeba sobie otwarcie wyzna, e wszystkie te pogldy i wiele innych,
bdcych ich konsekwency, a ktrych nie zdoalibymy wymieni, - s
bezzasadne, marzenia za o doskonaym jzyku powszechnym nieziszczalne.
Metodyczn podstaw bdu jest przekonanie, e myl logiczna jest to co,
niezalenego od wyrazw i od budowy jzyka, e w kadym z nas istnieje jaka
myl, jaka "mens" oglno-ludzka, tymczasem, jak si o tem przekonamy niej,
wcale tak nie jest. To jednak bdzie punkt drugi, ktrym zajmiemy si po
roztrzniciu punktu pierwszego.
1) Pierwszym za i bardziej zasadniczym musi by ustalenie faktu, e to
wanie jest win myli okoliczno, e jzyk nie moe sta si dla niej do
dokadnym wykadnikiem, czy podstawieniem. Dotychczas wyobraano sobie ten
stosunek najczciej odwrotnie. Aby si przekona, e jzyk nie jest przeszkod dla
myli, do przypomnie sobie, e samo mylenie ludzkie zostaoby procesem,
zamknitym cile w osobniku, gdyby nie mowa, a nawet na dobr spraw, nie
byoby go wcale w osobniku.
Wszak mylenie jest podmiotow stron ruchu nerwowego w mzgu. Ono jest
tym winiem w klatce cielesnoci, ptakiem, tsknicym do obszarw, lecz
oddzielonym mocnemi kratami od wiata zewntrznego. Ale stosunek tego ptakawinia do jego klatki jest zgoa inny, ni si wydaje. On cay jest dzieem tego, na
co si skary. Mwic krtko, ruch nerwowy, taki wanie, jaki panuje w gowie
ludzkiej, jest dzieem mwionego. Gdyby nie byo mowy wyrazowej, tej
poredniczki pogardzanej ze wzgldu na jej rzekom niedoskonao, - wtedy ruch
nerwowy w mzgu byby cakiem inny. Zostaby takim, jakim jest w mzgach
zwierzcych, bezporwnania prostszym, biedniejszym i stokro bardziej
izolowanym, nieli jest. Subtelne mylenie po ludzku, ktrem si chepimy,
zawdzicza osobnik tylko jzykowi i to takiemu wanie, ktrego uywa. Wanie
ten, a nie inny system ruchw powietrza (szmerw) wywoa w gowie cay ruch
skomplikowany, ktry si tam toczy bez przerwy.
Teraz wemy pod uwag niezmiernej wagi fakt o ktrym nie naley ani na
chwil zapomina, mianowicie, e w przyrodzie niema nigdzie dwch stosunkw
midzy rzeczami cile jednakowych, dwch rzeczy, ktreby byy podobne do
siebie we wszystkich szczegach. Im rzeczy, ktre rozpatrujemy, s bardziej
zoone, tem rnice midzy niby podobnemi do siebie, niby jednogatunkowemi
bywaj wiksze. Jeli niema nawet dwch sosen, dwch wilkw zupenie
jednakowych, to tembardziej nie moe by dwch ludzi zupenie podobnych do
siebie.

Skoro tak, to proces nerwowy w mzgu jednego czowieka niema sobie


podobnego w drugim mzgu, chobymy przeszukali miliony mzgw. Skutkiem
nieobliczalnych oddziaywa rodowiska na jednostki ludzkie, oddziaywa,
ukadajcych si w cigu caego ywota dla kadego czowieka odmiennie, cay
skad psychiczny osobnika ludzkiego niema drugiego sobie podobnego na caej
ziemi. Tembardziej nie moe by cile podobnych dwch procesw w mzgach
ludzi, ktrych najczciej zblia tylko traf i przemijajca potrzeba. Nie widzieli si
oni przed chwil, nie oddziaywali nigdy na siebie, - a potrzebuj si porozumie.
Gdybymy mogli pozna caoksztaty ich psychiki, wtedy przekonalibymy si, e
to dwa wiaty cakiem odmienne. I tacy ludzie wchodz ze sob w komunikacy,
notabene skuteczn! Jakoci niepodobne do siebie staj si w chwili wymiany
myli dopasowanemi, albowiem wchodz w skuteczn czno psychiczn.
C sprawia ten nieprawdopodobny skutek? Czy myl kadego z nich?
Nigdy! Tylko mowa!
Dlaczego? Dlatego, e ona jest tylko grubym schematem dla myli.
Uskarano si, e mowa prawie nigdy nie oddaje myli naszych z ca
dokadnoci, e jest raczej zapor, anieli rzeczywistym cznikiem.
Powiedzielimy na to, e skargi s niesuszne. Teraz jedna chwila zastanowienia
powinna ju nam wystarczy do obalenia tych skarg, do nazwania ich
bezzasadnemi i niesprawiedliwemi.
Aeby mwienie mogo dokadnie oddawa myli, jak tego chc malkontenci,
musiaoby samo by myleniem, a to jest naprzd niemoliwe, powtre, gdyby
nawet byo takiem, wcale nie prowadzioby do celu. Niemoliwem jest dla tego, bo
mylenie, czyli myl sama, jako strona podmiotowa procesu fizyologicznego, nie
moe wykroczy po za granice mzgu, nie moe si ujawni na zewntrz. Ona si
tylko podstawia pod dwiki (albo pod pismo). Lecz wtedy owa myl staje si
odrazu, bo musi si sta, czem innem i ju tylko w postaci dwiku oddziaywa na
drugiego osobnika jako bodziec. Czy dwik w budzi w drugim myl identyczn?
Znowu nie, bo to znowu dla dwch racyi jest niemoebne. Naprzd dla tego, e tak
proste, tak elementarne podstawienie nie obejmuje w sobie wszystkiego, co si
podstawio, powtre dla tego, e identycznej myli nie moe by w osobniku
innym. I to jest rozstrzygajce. Chobymy wic nawet przypucili na chwil
moliwo tak dokadnego podstawienia symbolw dwikowych, e oddawayby
one wszystkie subtelnoci myli wyraajcej si, to i wtedy rezultat wypadby
ujemny. Mwienie przestaoby by wwczas cznikiem, albowiem myli wysane
w postaci sygnaw natrafiyby na myli obce tak niepodobne, e odbiyby si od
nich, jako od jakoci zupenie odmiennej. Komunikacya psychiczna nie mogaby
si zawiza, albowiem niepodobne nie mogyby si do siebie dostroi, nie
mogoby by adnego porozumienia czyli dostrojenia si midzy mzgami.
A przecie ono istnieje. Ot teraz doszlimy do punktu najwaniejszego.
Komunikacya midzy ludmi istnieje dla tego, e dla zmiennych, niepodobnych i
nietrwaych procesw lokalnych wytworzy si zewntrz nich proces mniej
zmienny i trwalszy w swych elementach, nie tak lokalny i obszerniejszy, ale
nadewszystko proces o wiele prostszy. aden jeszcze jzyk nie oddawa dokadnie
mylenia osobnika ludzkiego, to prawda, lecz gdyby zdoa oddawa, powtarzam,

staby si natychmiast niezrozumiaym. Przestaby by jzykiem, staby si ju


gonem myleniem osobnika, niezrozumiaem dla tego, e powiedziane byoby tak
samo niepodobne do adnego innego pomylanego, jak samo pomylane.
Mianowicie byoby tem mniej podobne, im osobniki, ktre si komunikuj, byyby
mniej podobne do siebie pod wzgldem psychicznym. Znaczy to, e tylko
najpodobniejsi - mogliby si ze sob jeszcze jako tako porozumiewa, ale ani
ubosi duchem nie mogliby wprost rozumie mowy osobnikw bardzo
skomplikowanych, ani skomplikowane umysy, lecz bardzo niepodobne siebie
wzajem. Nie potrzebujemy ju rozsnuwa dalej tematu, gdy trzeba sobie krtko
wyzna, e mowy, dokadnie oddajcej mylenie, nie moe by.
Sygnalizacya tak elementarna, jak mwienie akustyczne - nie jest w stanie
odda tego niezmiernie zoonego ruchu, jaki zachodzi w jakiejkolwiek gowie
ludzkiej. Myl musi si niezmiernie ograniczy, zwzi do czci najwaniejszych aby si dopiero ujawni nazewntrz.
Dlaczego? to atwo ju zrozumie. Gdy kombinacyi psychicznych moe by i
jest ilo nieograniczona, bo kada jest now, przeto musiaaby by rwnie i
wyrazw ilo miliony razy wiksza, nieli jest. Lecz takiej ogromnej iloci
wyrazw pami ludzka nie pomieciaby. aden czowiek nie potrzebowaby
zreszt nawet tysicznej czci tego zapasu, bo nigdyby nie usysza w caem yciu
ogromnej wikszoci wyrazw. Wikszo ludzi, obracajc si w cianiejszym
zakresie pospolitego ywota, wcaleby ogromnej wikszoci wyrazw nie znaa jak
nie zna ich dzi nawet, wic nawet najbogatszy jzyk nie byby rodkiem
porozumiewania si z kadym czowiekiem, chyba w zakresie szczupym potrzeb
codziennych. A do tego ywe jzyki su tak dobrze, e lepiej nie trzeba.
Zdaje si e moemy ju spraw, pozornie zawi, sformuowa krtko. W
myleniu i mwieniu mamy dwa systemy cakiem niepodobne do siebie i nie
pokrywajce si wzajem. Jeden niezmiernie subtelny i zawiy, drugi niezmiernie
prosty w stosunku do tamtego. W pierwszym wszystko si bezustannie zmienia,
bo to jest proces, ktrego fazy s ustawicznie inne. Ewolucya psychiczna daje
wci nowe kombinacye stanw psychicznych.
Drugi proces jest w porwnaniu do pierwszego wzgldnie stay. I tu ilo
kombinacyi moe by prawie nieograniczona, ale przynajmniej jedno: cae wyrazy
powtarzaj si bezustannie, niby najmniejsze elementy, ktrych ju dzieli nie
podobna.
Zwamy jeszcze, e tylko drugi system, mianowicie proces mwienia jest
prawdziw przyczyn i warunkiem pierwszego, bo gdyby go nie byo, lub gdyby
usta, - nie byoby lub ustaby proces drugi, interpsychiczny.
2) Teraz moemy przypomnie sobie pogld, wedug ktrego myl ludzka
potrzebuje mowy tylko do uzewntrznienia si. atwo zrozumie w czem on
szwankuje. Oto w tem, e z dwch spraw cakiem odmiennych, ale zwizanych ze
sob, z ruchu nerwowego i ruchu mwionego uwaano spraw pierwsz za gwn
i zdawao si to by susznem, tymczasem jest odwrotnie. Za wielko sta, za
jako sta, za co gotowego w spoeczestwie uwaano myl; mow
poczytywano za co, co t rzecz gotow przenosi z gw do gw na odlego, ale
j obnia. Najczciej mniemano, e w wyrazy jednakowe obleka si myl

jednakowa, a jeeli si ona obnia, przechodzc od osobnika do osobnika, to dzieje


si to z winy jzyka. Widzimy ju wyranie, e rzeczy maj si odwrotnie. Kada
myl moja jest procesem jedynym, ktry si ju nigdy nie powtrzy w tym samym
ukadzie - ani we mnie, ani w nikim. Dla tego niema ona istotnie i nie moe mie
swego wyrazu, swego symbolu zewntrznego, cakiem odpowiedniego. Nie moe
go mie, bo takiej myli jeszcze nie byo, wic symbol odpowiedni nie mg by
jeszcze stworzony. Nie potrzebny rwnie byby wyraz cakiem dokadny i dla tego
jeszcze, e go ju nigdy nie bdzie potrzeba, albowiem cile taki sam stan
psychiczny ju si wicej nie pojawi. Aeby tak zmienn tre wyraa na
zewntrz, trzeba j koniecznie deformowa, upraszcza, t. j. wyania z niej
elementy najstalsze. Z kbu skomplikowanego procesu psychicznego musimy w
danej chwili wyoni elementy najwaniejsze w danej potrzebie. Z niezmiernej
rozmaitoci psychicznej trzeba wydzieli momentalnie to, co w niej przewaa i
tylko to jedno wyrazi w jednym symbolu akustycznym, lub w szeregu takich
symbolw. Znaczy to, e musimy zamkn szerok, a nadto szerok tre
psychiczn chwili w jednym ciasnym sdzie.
Wtedy jednak - owo "jedyne" i "indywidualne" traci ju sw wyjtkowo, bo
zostaje podstawione pod istno szablonow, majc swj stay kurs w narodzie.
Myl w swoim ukadzie jedyna staje si uoglnieniem w chwili, gdymy j zwzili
i obcili, i podstawia si pod realny bodziec fizyczny dla innych, pod szereg
dwikw. Szereg ten dwikw nie budzi jednak w osobniku suchajcym jakiej
myli rwnie szablonowej, jak ta, ktra si ostatecznie podstawia pod
powiedziane, lecz cay rj myli, waciwych temu drugiemu osobnikowi. Owe
myli inne s podobne do pierwszej, wysanej w sygnale, zaledwie w grubych
zarysach, ale przeciw temu nic poradzi nie mog i zreszt wicej mi nie trzeba.
Powinienem by zadowolnionym, e w drugi osobnik umie w caym splocie
obudzonym odrzuci znowu poboczne elementy, zbyteczne wobec bodca, i e
przez tak eliminacy upraszcza w splot do tego stopnia, e ujmuje w
wiadomoci swej gwnie tylko ten szereg procesw, ktry chciaem obudzi.
Wyania on i ustala pojcie, podobne jedynie tylko w gwnym zarysie do mego
gwnego. Wtedy dopiero nastpuje zrozumienie sdu i cay szereg nastpstw tego
faktu. Dokonao si upodobnienie procesw mzgowych na skutek prostoty bodca
fizycznego. Komunikacya taka jest wprawdzie dalek od dokadnoci, ale byaby
jeszcze dalsz i trudniejsz, gdybymy mieli do rozporzdzenia, subtelniejsze
bodce-wyrazy. Komunikacya owa bywa tem mniej dokadn, im bardziej
abstrakcyjne pojcia bywaj przedmiotem wymiany. Gdy mwimy "jabko",
zgodno jest do atw i blizk, bo suchajcy zaraz wyobraa sobie owoc
jaboni, mniejsza ju jaki. Ale gdy mwimy "dobre", wtedy rnice mog by
znaczne, gdy jeden dobrem nazwie kwaskowato jabka, drugi sodycz, trzeci
krucho, soczysto, trwao i t. d. Jasnem jest, e w rozmowie operujemy
samemi schematami, uoglnieniami, uproszczeniami, ale gdybymy bezustannie
nie uoglniali, nie moglibymy si zrozumie. Wzajemn zrozumiao
zawdziczamy tedy nie treci psychicznej lecz wyrazom i nie wyrazom
dokadniejszym, ale takim, jakich uywamy. Gdybymy za wytworzyli sobie
dokadniejsze, wtedy wzajemna zrozumiao, przy tej samej sile pamici, nie tylko

nie zwikszyaby si, lecz raczej mocno zmniejszya i utrudnia. Po za pewne za


granice przeprowadzona jeszcze wiksza zgodno sygnaw z mylami - byaby
ju wprost zapor do porozumiewania si, wcale za nie uatwieniem.
Nie uskara si nam trzeba na mnstwo synonimw i homonimw, oraz na to
wszystko, co si nam wydaje w jzyku uomnem i wadliwem. Powinno by nam
obojtnem, e rzemielnika, sporzdzajcego rozmaite meble z drzewa, nazywamy
"stolarzem", bo jake inaczej naleaoby go nazywa, aby by cilejszym?
Zamiast, "ubstwa" trzebaby byo tysica osobnych wyrazw, stosownych do
kadego rodzaju ubstwa. Sowem zamiast stu tysicy wyrazw, ktre nam
wystarczaj, maoby nam byo 10-ciu milionw, ktrychby ju nikt nie opanowa.
Zwamy, e wyrazy naszej mowy stanowi jedyne stae i trwae czci
szkieletu, na ktrym rozpina si w mzgach i siga od mzgu do mzgu to, co
nazywamy myleniem wszystkich czonkw spoeczestwa. Bez takiego szkieletu
cao interpsychiczna nie mogaby ani utworzy si, ani trwa.
Jedyn form trwa, t. j. wzgldnie sta, dziki ktrej procesy psychiczne
ludzkie utrzymuj si w czasie i istniej - jest mwione, krce w narodzie.
Rozlege tedy i bezustannie zmienne utrzymuje si na mniej zmiennem (na
mwionem) i tylko dla tego mamy cigo oraz pozorn jednakowo myli
spoecznej.
Tylko mowa trzyma w karbach myl ludzk i nie daje si jej zbyt rozbienie
rozwija ani rozstrzeli. Zapewne, e przytem niejedno zatraca si i nie uwydatnia,
ale straty te nagradza stokrotnie choby to jedno, e inaczej nie powstawaoby nie
tylko to, co si zatraca, ale i to wszystko, co trwa i podlega rozwojowi.
Pamitajmy przytem, e do cywilizacyi naley nie to wszystko z procesw
psychicznych, co zachodzi w naszych gowach, lecz tylko to, co znajduje swj
wyraz bd w mowie, bd w czynach i dzieach naszych.
Znaczy to, e dla cywilizacyi jest wanem to, co Mickiewicz powiedzia,
napisa, zdziaa, nie za to jeszcze, co w jego gowie powstao, lecz nie ujawnio
si niczem. I wcale zreszt nie zatracone zostay owe ptony, wier tony, owe
"timbry" myli jego, ktrych mowa polska i adna inna nie oddaje, bo one, zostajc
w jego "jani" i wpywajc na wszystkie procesy psychiczne, stanowi ow
"indywidualno" czowieka, ktra si uwydatnia dopiero w caoci dzie jego.
Porednio wic i to wszystko "niewypowiedziane" oraz niedajce si narazie
wypowiedzie, weszo do cywilizacyi. Wic - czeg trzeba wicej?

XXXVIII. Dalsze konsekwencje. Jzyk powszechny.


Wyczerpalimy nasz temat dopiero w poowie. Aby oceni ostatecznie
stosunek jzyka do myli, a powiedzmy wprost do cywilizacyi, wypada podnie
kwesty jzyka powszechnego i rozway czy jest on moliwy oraz jakie miaby
strony dodatnie, a jakie ujemne, sowem, jakie sprowadziby wyniki.
Kwestya ta wie si jak najcilej z kwesty internacyonalizmu, ktra dziki
potnie rozwijajcym si rodkom komunikacyi i coraz mocniej zacieniajcym
si stosunkom midzynarodowym, staje si zagadnieniem paacem i porusza wiele
umysw.

Kwestya jzyka powszechnego moe by pojmowana i podejmowana w


dwojaki i cakiem rny sposb. Moe by mowa o jzyku powszechnym
pomocniczym, w rodzaju Volapcku lub Esperanto, - lub tez o jzyku
powszechnym jedynym, ktryby zastpi wszystkie jzyki istniejce.
Kto bystro orjentuje si w wynikach naszego badania, temu nie potrzeba
dowodzi, e tylko kwestya jzyka pomocniczego moe by przedmiotem
praktycznych usiowa internacyonalistw i wogle moe nalee do ziszczalnych;
kwestya druga jest kwesty czysto akademick, albowiem wprowadzenie jednego
jzyka na miejsce dotychczasowych jest i zostanie, zapewne na zawsze, utopi.
Mimo to - wielce bdzie uytecznem potraktowanie utopii tak, jakby bya
moliw do urzeczywistnienia i dla tego podniesiemy kwesty jzyka jednego,
sprawa bowiem pomocniczego nie naley ani do spornych ani do wanych pod
wzgldem teoretycznym. Gdyby taki jzyk da si upowszechni, oddawaby
niewtpliwie wielkie usugi. Lecz moe kto powiedzie, e skoro jzyk
pomocniczy powszechny jest moliwy i oddawaby wielkie usugi, to
wyrokowanie, e nie mgby zastpi wszystkich lokalnych, dzi istniejcych, jest
przedwczesnem, nazywanie za moliwoci, choby sabej, utopi jest
przesdzaniem o sprawie, ktra nie dojrzaa do rozstrzygania.
Wyania si wic kwestya moliwoci lub niemeliwoci jednego jzyka,
powszechnego. Musimy wyjani dla czego nazwalimy go utopi. Oto dla tego, e
sprawa takiego jzyka dzieli si na dwie fazy.
Naprzd musiaby by wprowadzony jzyk uniwersalny pomocniczy.
Potem musiayby by zarzucone jzyki ywe, naturalne na rzecz owego
pomocniczego.
Dokonanie si ju tylko pierwszej poowy dziea jest w dzisiejszych
warunkach zadaniem niemoliwem co najmniej i przedewszystkiem dla tego, e:
1. Niema potgi, ktraby moga narzuci jzyk pomocniczy wszystkim ludom

drobnym, np. egzotycznym;


2. Niema

potgi, ktraby narzucia taki jzyk wszystkim warstwom


jakiegokolwiek narodu rozwinitego, ale zwaszcza warstwom niszym i
najniszym.

A jednak dopiero wwczas mogaby si zacz akcya druga, wyrugowywania


jzykw starych.
Gdybymy przypucili nawet, e pierwsze dzieo dokonao si, to wtedy
ujawniaby si w peni niemoliwo przeprowadzenia zadania drugiego, albowiem
1. prby takiej nie dopuciby si na swym ludzie aden rzd;
2. nie usuchaby za podobnego nakazu aden nard i adna warstwa narodu,

oczywicie prcz nielicznej i o niczem nie decydujcej garci kapitalistw,


kupcw, uczonych, arystokracyi, karyerowiczw i lekkoduchw;
3. Kady nard, yjcy peni ycia opieraby si temu ze wszystkich si.

Dlaczegoby tak byo, o tem nie bdziemy w tej chwili mwi, albowiem
odpowied wyniknie sama, nieco niej. Dla nas do pewnoci, e podobnej

amputacyi nie byaby w stanie dokona ani najpotniejsza propaganda, ani


przemoc. Skde pewno? Opieramy j na dowodach.
Dowodem bezskutecznoci zarwno propagandy, jak przemocy jest choby
dugoletnie tpienie jzyka polskiego, dokonywane w polskiej prowincyi zostajcej
pod panowaniem niemcw - na rzecz jzyka niemieckiego. Wielkie to dzieo
wydzierania
jzyka
prowadzone
jest
systematycznie,
rodkami
najwszechstronniejszemi na skal dotychczas jeszcze na ziemi nigdy nie widzian.
Zaczyna si od szkki elementarnej obowizkowej, popierane torturami
moralnemi i fizycznemi za kade wymwione sowo polskie, a koczy si na
przemocy, sigajcej potn doni wszechwadnej administracyi do wszelkich
dostpnych dla niej dziedzin ycia nawet prywatnego. Wydziera si jzyk z
brutalnoci, konsekwency i uporem zaiste bezprzykadnemu, i jaki wynik?
Jzyk trwa i rozwija si, jest opok o ktr rozbijaj si wszystkie dostpne dla
atakujcych rodki, mniej lub wicej niegodziwe. Z rwn si opieraby si jzyk
niemiecki i kady inny, gdyby go chciano skasowa na rzecz innego.
Teoretyk odpowie nam, e nie byoby podobnego oporu, gdyby chodzio o
jzyk nowy, uniwersalny, lepszy od istniejcych. Teoretyk powie nam, e tu
wchodzi w gr polityka, antypatya do wrogw - tam nie byoby tych pierwiastkw.
Naszem zdaniem mylny to pogld, polityka jest przejawem cierania si si
naturalnych spoecznych, przejawem walki o ycie wyszego rzdu, wic motyw
walki o takie ycie zostaby w caej sile nawet gdyby chodzio o jzyk neutralny.
Ale przypumy, e pogld teoretyka jest suszny. Przypumy wicej. Wyobramy
sobie, e takie dzieo dokonao si wrd wszystkich ludw. Znowu nie trzeba
wielkiej domylnoci, aby spostrzedz, e stoimy tu wobec dziea nietrwaego i
chybionego, albowiem nie s fikcy obszary ziemi naturalne tak samo dla
czowieka, jak dla flory i fauny.
Kady obszar potrzebuje mnstwa wyrazw, zbytecznych na wszystkich
innych. Wic naprzd sownik praktyczny kadego obszaru byby ju od pocztku
inny. Nastpnie wszystkie czci jzyka s materyaem plastycznym, przeksztacaj
si i deformuj. Odchylanie si jzyka od postaci pierwotnej dokonywaoby si
rozbienie. Rnicowanie si jzyka powszechnego na obszarach geograficznych
sigaoby coraz gbiej. Wyrazw i zwrotw "uniwersalnych" ubywaoby wci
przez nieuywanie, zapomnienie, nieznajomo i przerbki - lokalnych
przybywaoby z rosnc prdkoci. Gwary lokalne, oddalajc si od pierwowzoru
powoli stayby si jzykami samodzielnemi - i jeeliby nawet jzyk normalny,
pierwotny przetrwa - wci podtrzymywany i wzbogacany przez jak nieustajc
komisy midzynarodow, spadby on do roli jzyka pomocniczego, klasycznego,
ktrego ogromna wikszo ludnoci ziemi wcaleby nie znaa i nie uywaa.
Odgrywaby w najlepszym razie rol jakiego jzyka uczonych, dyplomatw i
kupcw, podobn do dzisiejszej roli aciny, francuzczyzny i angielskiego.
Wrciyby stosunki dawne. Bezmierne wysiki, dzieo najtrudniejsze do
przeprowadzenia ze wszystkich przedsiwzi ludzkich obrcioby si w niwecz, a
musiaoby si tak sta, bo to byaby konieczno naturalna. Wobec podobnej
perspektywy ktby mia odwag choby wszczyna akcy skazan na porak?
Zdaje mi si, e lubo w zarysie bardzo pobienym, wykazalimy dostatecznie e

usiowanie dojcia do jednego jzyka uniwersalnego podobne byoby do czerpania


wody sitem.
Zachodzi teraz pytanie czy naley ubolewa nad niemonoci dokonania si
dziea tak rozlegego i ukazujcego pikne perspektywy powszechnego braterstwa,
zniknicia wani i nienawici midzynarodowych etc. etc.
Na to pytanie z atwoci znajdziemy odpowied, opierajc si na zdobyczach
teoretycznych, osignitych ju w niniejszej pracy.
Zrbmy wic przypuszczenie, e utopia urzeczywistnia si, e wszyscy
ludzie mwi jednym jzykiem, ktry stale si utrzymuje.
Skoro niema mylenia bez wyrazw, skoro mylenie jest wewntrznem
mwieniem wyrazami (symbolami akustycznemi) (rozdz. XII), i obrazami, skoro
symbolika akustyczno-optyczna jest jedyn form myli ludzkich (rozdz. XIV i
XVI), skoro w kocu wiemy, e tylko mowa trzyma w karbach tre psychiczn
(wic i myl) ludzk i nie daje si jej zbyt rozbienie rozwija (rozdz. XXXIX); przeto jasnem jest, e wszyscy ludzie wtaczaliby swoj tre psychiczn w jeden
szablon.
Rozmaito odczu pynaby jednem korytem. Czy zyskaaby przez to na
szerokoci, gbi, na potdze, jak to si dzieje z wod, gdy sabe strumyki zlewaj
si w rzek? Bynajmniej, albowiem masa wody to jednolito, to masa form
jednakowych, ona sumuje si i dziaa tylko mas, tylko iloci. Ale tre
psychiczna - to przecie najwysza rnorodno. Jeeli wic wszystkie bogate
treci, przeprowadzone zostan przez jedn form, przez jedne wyrazy i zwroty, to
otrzymamy w wyniku mniejsz rozmaito. Gdy form myli bdzie mniej, przez to
samo bdzie mniej myli. Bogactwo porusze psychicznych, zmuszone przepywa
przez jeden ksztat, przez jeden szablon nie uzewntrzni si. Zwamy teraz, e cay
skad psychiczny ludnoci jednego obszaru natura1nego nie ma drugiego
podobnego sobie na caej ziemi.
Rozmaito psychiczna jednego obszaru, zamknita w ramach jednego jzyka,
daje w rezultacie psychik ludu czy narodu. Gdy jest duo jzykw czyli narodw,
jest duo caostek niepodobnych do siebie, jest duo indywidualnoci, duo treci
psychicznej na ziemi, a waciwie duo myli.
Gdybymy skasowali jzyki, podlege rozwojowi, narzucajc wszdzie jeden
uniwersalny, sztywny, ktry nie powinienby si zmienia tylko wzbogaca, wtedy
wszystkie indywidualnoci, ju wytworzone przez niekrpowane niczem rozwoje
lokalne, cignce si przez lat tysice, wtoczylibymy w jeden szablon. Taki jzyk
zacieraby subtelne wpywy kadego rodowiska, dusiby oddzieln
indywidualno obszaru, dusiby myl. Byby kajdanami dla myli, a nie
skrzydami. Przez dokonanie si ideau internacyonalistw - zostayby wyrwane z
korzeniem niepojcie subtelne twory tysicoleci zronite organiczne z gleb.
Miejsce licznych form, z ktrych kada opowiada dug history swoj, kada
zwizana jest z dziejami obszaru, kada jest caoci, podleg wasnemu
rozwojowi, z ktrych kada jest inn symfoni, a wiele z nich symfoni pikn, z
ktrych kada stanowi inny wiat wiadomoci, zajaby forma jedna - bez
tradycyi, ale o to mniejsza, - gorsze, e o rozwoju jednokierunkowym, o tonie

jednym, dajca wiadomo monotonn. Og myli ludzkich bardzo urozmaicony


staby si odtd monotonnym, biednym. Wicej nawet. Gdyby moliwem byo
osign stao mowy, - doszoby do zaniku wiadomoci. Ale i bez tego straty
byyby wielkie. Gdy mylenie symbolami (czyli w formie symbolw) jest yciem
samem, i to najsubtelniejszem, - zubooneby zostao bujne ycie, najwysze z
ziemskich i ograniczoneby zostao, obcite do jednej formy. Wyszoby na co
podobnego, jakby ca flor ziemi - zastpi jednym jedynym gatunkiem
rolinnym. Oba dziea byyby jednakiem zuboeniem wiata form, cofniciem go
do monotonii, a wiemy, e wiat jest niczem wicej, jak wiatem form, wiatem
rozmaitoci. Oba dziea byyby tedy wandalizmem, popenionym na yciu.
Jasnem jest, e denie do jzyka uniwersalnego byoby wprost zbrodni
wzgldem ycia i to najwyszego na ziemi. W mwionem przejawia si
indywidualno psychiczna narodu, odmienno naturalnych tworw przyrody.
Odebra jzyk tylko jednej grupie naturalnej ludzi byoby to zniszczy wielk
form yw, - ale zniszczy wszystkie, dla chimery, byoby ju kataklizmem. Lecz
ponne obawy, przewrt to nieziszczalny. Forma ywa, wyrastajca z wasnego
gruntu, ma wielk moc wewntrzn. Rolina broni si tysicznemi sposobami,
naprawia uszkodzenia, zadawane z zewntrz, odradza organy i czci odcite,
rozrzuca nasiona i trwa dalej.
Nie zawsze w ludzkiej jest mocy zniszczy doszcztnie nawet drobn form
yw, a cakiem nie w mocy zniszczy form nieyw, choby np. atom wodoru
lub tlenu.
C jest sabszego nad komara - wobec potgi czowieka? C bardziej
bezbronnego? Posta t czowiek tpi bezlitonie od lat tysicy, jak tylko umie - a
jednak bezskutecznie. Oto trwao formy ywej. I s tacy, ktrzy godz w jzyk
narodu, w twr jedyny w swym majestacie, najwyszy z tych, jakie wychodowaa
ziemia!
To ju nie tylko trud syzyfowy. Formy ywe maj i tak trwanie ograniczone,
ale zwykle wydaj nowe, jeszcze subtelniejsze. Niszczy wic jak rozwinit
form doszcztnie, to znaczy godzi jeszcze w te wszystkie, ktreby si z niej
rozwiny. To znaczy przecina acuch o nieznanym dalszym cigu.
Przez szacunek dla form, ktre ziemia wydaa, ochraniamy ubry,
wymierajce ju z braku warunkw do ycia, a mielibymy uwaa za rzecz
godziw tumi formy tysickro waniejsze na ziemi?!
Narody, to nie utwory, trwajce w stagnacyi, to take nie formy, zostajce bez
wpywu na inne. Kady produkuje ustawicznie co nowego i komunikuje si z
innemi. Udzielaj one sobie ustawicznie pierwiastkw oryginalnych, ktre kady
wytwarza we wasnem, swoistem onie. Myl, zrodzona na jednym gruncie, bo na
innym nie mogaby powsta, i raz wyraona w mowie, rozwija si daleko plenniej i
bujniej, ni rolina, bo daje pocztek o wiele liczniejszym formom. Gdy myl
nowa, skrystalizowana w jakiejbd mowie, zostanie podstawiona pod obce sowo,
wtedy ubiera si w now form i ju staje si czem innem, a krzewic si raz na
wasnym gruncie, w formie bezporedniej, krzewi si jeszcze w nowych, licznych
formach, ktre przybraa w onie narodw innych. Zaszczepiona na gruntach
obcych, na kadym zmienia si i rozwija w kierunkach im waciwych. Czsto

zabdzi ona znowu na grunt, skd wysza, ale ju pod cakiem innym ksztatem i
dla tego da pocztek jeszcze innym kombinacyom.
Tak bogaci si wiat duchowy ziemi, tak potnieje, a dzieje si to wanie dla
tego, e przez wiele form tryska z gruntw rozmaitych i rozlewa si po ziemi w
coraz nowych formach. Cudowne dzieo ycia! Nieustajce rdo rozmaitoci. I
my chcielibymy je zatamowa? Nierozsdne marzenie krtkowidzw, podobne do
tego, jakby kto chcia przygasi soce, bo nadto grzeje.

XXXIX. Fikcya "ludzkoci".


A teraz swko o "ludzkoci". Rzadko czujemy, bo tylko w krtkich
przebyskach strzelistej i przenikliwej myli, jak dalece to zoomorficzny sposb
wyraania si i zoomorficzne ujmowanie "ogu ludzi", albowiem ten wyraz
podsuwa bdn ide, e "ludzko", czyli og ludzi, a takie og spoeczestw
ludzkich, tak si ma do jednego czowieka i do jednego spoeczestwa, jak np. og
mrowisk mrwek rudych i og mrwek rudych do jednego ich mrowiska, a
tymczasem zachodzi tu stosunek cakiem inny. "Og mrwek rudych" nie jest
prawie abstrakcy, bo na ten "og" skadaj si rzeczywicie prawie jednakowe
mrowiska mrwek rudych. jeszcze bardziej nie jest abstrakcy "og zajcy
szarych", bo skada si z zajcy prawie jednakowych. Ale wielk abstrakcy jest og ludzi, a nawet og spoeczestw ludzkich. Do naleytego ocenienia rnicy brudzi nam bardzo dwuznaczno wyrazu "spoeczestwo" rzadko brana pod
uwag nawet w sferach naukowych, bo o sferach mniej zastanawiajcych si nie
moe tu by nawet mowy. Dla tego musimy t dwuznaczno uwypukli.
Mwiem ju w Prolegomenach, e naturalici i jednomylni z nimi
socyologowie popeniaj nieciso, nazywajc mrowiska "spoeczestwami",
albowiem pomimo pewnego podziau pracy i niektrych odlegych podobiestw
rzekome "spoeczestwa" zwierzce s wogle czem innem. Wszak cechuje je
zastj zarwno w rozwoju sygnalizacyi, jak mentis, o tyle zupeny, o ile to by
moe wobec zmiennych warunkw rodowiska - w ludzkich, przeciwnie,
zmienno, rozwj rozbieny dochodzi do nieznanych w wiecie zwierzcym
granic.
Wiemy ju z rozdz. XXVI Prolegomenw, czemu przypisa zastj w
mrowiskach, co stoi na przeszkodzie do rozwoju psychiki mrwek i wiemy, e ta
przeszkoda naley do niedajcych si usun, ale wanie dla tego wielki ju czas
zaprzesta nazywania zjawisk cakiem niepodobnych jednem mianem, bo to
sprowadza powikanie poj. Wic tez gdy nie popeniamy praktycznie wielkiego
bdu, ujmujc "og mrwek rudych" w jednem pojciu, nie mamy prawa czyni
tego w odniesieniu do "ogu ludzi", bo temu ludzkiemu ogowi, tej "ludzkoci"
rzekomej - nie odpowiada, jak tam, jednakowo. Rwnie zoomorficznym jest
powszechnie przyjty sposb wyraania si: "myl ludzka", "mowa ludzka",
"natura ludzka", "czowiek" i t. d. Dobry on tylko, o ile chodzi o przeciwstawienie
myli ludzkiej - mylom zwierzcym, czowieka wogle zwierztom, ale poza t
potrzeb jest niebezpieczny, gdy podsuwa zaraz pojcie jednakowoci,
jednolitoci - tam gdzie jej wcale niema.

Gdy mwimy "wiat bobrw, wiat pszcz, wiat zajcy" - jestemy cili,
ale "wiat ludzki", "ludzko", nie bdzie pojciem rwnolegem do nich, bo
jednym gatunkiem ludzie s tylko pod wzgldem zoologicznym, a przecie wcale
nie przez cechy zoologiczne jestemy ludmi. Ludmi jestemy tylko przez "interpsyche", a ta jest naprzd dzieem jzyka i rodowiska spoecznego, powtre, i to
jest najwaniejsze, - odznacza si niewidzian w wiecie zwierzcym rozmaitoci.
Jako typ zoologiczny naleymy do jednego gatunku, ale pod wzgldem
psychicznym do nader rozmaitych "gatunkw psychicznych". Wszak "interpsyche"
zalena jest tylko od jzyka, jzyk nadaje jej charakter osobny, waciwy osobnej
caoci D. Mwic cile, niema jednej myli "ludzkiej", dlatego bo niema jednej
mowy ludzkiej, bo na ziemi s tylko konkretne jzyki, nie podobne do siebie w
rnym stopniu. Niema "ludzkoci", bo na ziemi s tylko konkretne ludy lub
narody, wcale nie podobne do siebie; niema jakiej oglnej "cywilizacyi", bo na
ziemi istniej tylko osobne i niepodobne midzy sob cywilizacye: francuska,
grecka, japoska i t. d. W rzeczywistoci wic nie moe by myli oglnoludzkiej;
konkretnie istnieje tylko myl francuska, grecka, polska, japoska i t. d. Niema
czowieka, realnie istnieje tylko francuz, grek, polak, japoczyk i t. d. Gdy raz to
sobie uprzytomnimy - wtedy pozbdziemy si wielkiej przeszkody w ocenianiu
wielu rzeczy na pozr trudno zrozumiaych.
Przedewszystkiem zniknie potworno ludzkoci, ktra bdc niby
"jednoci" - tpi si sama, chocia teoretycznie, jako jeden gatunek, powinnaby
si przynajmniej tolerowa. Wtedy wyjani si nam, a raczej zniknie sprzeczno
natury ludzkiej, dziwaczna dwoisto zasad moralnych i instynktw, zgoa
nieznana w onie gatunku zoologicznego. Zrozumiemy dla czego "bardzo dobry i
poczciwy" czowiek moe godzi zajadle na drugiego "poczciwego" czowieka,
ktry mu adnej krzywdy nigdy nie wyrzdzi - i to nie w uniesieniu, ale z
rozmysem i konsekwency, nie przestajc mimo to w oczach wasnych i w oczach
innych ludzi - by "dobrym, a nawet wielkim czowiekiem". Gdyby ludzko bya
jednoci, wtedy tak dobry, a rwnoczenie niedobry czowiek byby wcielon
niekonsekwency. Dopiero gdy ujmiemy go jako "niemca", np. Mommsena, a
przedmiot jego nienawici jako "czecha", stanie si on zrozumiaym. On bliniemu
nie uczyni krzywdy, ale te blinim jest dla tylko niemiec albo ten, kto dla jego
ojczyzny jest na razie obojtnym lub pomocnym, w przeciwnym razie nawet
mdrzec i filozof przeobraa si w brutalnego chopa i w czasie pokojowym radzi,
aby czechom "by rozbija". On gotw dawi kadego polaka lub czecha z
czystem sumieniem tak samo, jak ruda mrwka gotowa dawi czarn mrwk, lub
czerwon. Gdzie szczytne apostolstwo "mioci bliniego"? Gdzie si podziaa
"ludzko"? gdzie "czowiek"? Niema ich, bo ich wcale nie byo.
Powtarzam: gdyby ludzko nie bya fikcy - to byaby potworn anomali
wiata. Dopiero, gdy wykrelimy t fikcy, spostrzeemy rzeczy we waciwem
wietle. Kot nienawidzi psa instynktowo, bo to s nieprzyjazne sobie gatunki,
niemiec nie znosi kadego niedogodnego ssiada, bo to take odmienne gatunki,
tylko psychiczne, walczce o miejsce u stou ycia. Jak sam zapach psi rozdrania
kota, tak sam dwik mowy polskiej burzy krew w "prawdziwym niemcu".
Antagonizmy midzy ludmi usiowano dawniej tumaczy rnicami rasowemi,

lecz by to pogld do podziwienia pytki i sprzeczny z faktami, przytem znowu


zoomorficzny. A to gdyby przyczyn antagonizmw i nienawici midzy ludmi
byy rnice rasowe, wtedy czowiek "biay" nie opanowaby nigdy Afryki,
Ameryki i Australii. Wszak on zawsze, a zwaszcza w pocztkach przybywa na
nieznane brzegi w maej liczbie, wic mg by wytpiony, mimo przewagi ora.
Tymczasem jakie przyjcie znajdoway garstki awanturnikw hiszpaskich i
portugalskich wrd ludw Ameryki zarwno pnocnej, jak poudniowej? Jak
przyjmowali biaych Oceaczycy? Nie bya to najczciej wzruszajca i
rozbrajajca gocinno, a po przeamaniu pierwszego zdziwienia i obawy, ufno,
graniczca a z nieopatrznoci? Gdzie tu antagonizm ras? Jeli nastrj psu si
pniej - inne byy tego przyczyny.
Idmy dalej. Gdyby odmienno rasowa bya rdem antagonizmw,
powinnyby one by nike wrd ludw blizkich sobie ras, a nie istnie wrd ludzi
jednej prawie krwi. Tymczasem jest odwrotnie. Poowa Niemcw z nad Elby i
Odry - to zgermanizowani Sowianie Zachodni, nie rni si nawet wyrazem
twarzy od typu polskiego, a jednak ywi nienawi wzgldem tej krwi, ktrej
niekiedy 3/4 maj w yach. C ich dzieli, jeeli krew nie dzieli? Jzyk i
cywilizacya i to wystarcza, bo osobnik ludzki jako ciao - to tylko materya surowy,
z ktrego rodowisko niemieckie urabia Niemca, rodowisko angielskie Anglika,
polskie Polaka. W ex-Polaku - tkwi ju dusza niemiecka i niema na to adnej rady.
Zreszt nie z odmiennoci bd fizycznej bd psychicznej pynie wrogi
nastrj.
Przyczyn gwn jest walka o byt, o miejsce na ziemi. Gdyby ludzko nie
bya fikcy, walka ta mogaby by prost walk o byt osobnikw Homo. Ale w
rzeczywistoci toczy si wrd ludzi podwjna walka o byt. Obu walk aktorem jest
osobnik ludzki, ale dlatego, e dwoist jest jego natura. Naprzd jest organizmem,
jak wszystkie inne, potem czonkiem swego spoeczestwa. Jako organizm kieruje
si egoizmem osobistym, mniej lub wicej brutalnym, mniej lub wicej
zamaskowanym; - jako czstka swego spoeczestwa kieruje si ju altruizmem,
ktry jest znowu egoizmem klasy, do ktrej naley, organizacyi wewntrz spoecznej. Walczy bdzie zajadle z innemi kategoryami spoecznemi wewntrz
wasnego spoeczestwa, w interesie klasy spoecznej, do ktrej naley, lub z ktr
si solidaryzuje. Gdy jednak chodzi o interesy caego spoeczestwa, wtedy
wystpuje jeszcze - wysza forma altruizmu, ktr mona nazwa egoizmem
narodowym rwnie susznie, jak mioci ojczyzny. Posuszny temu egoizmowi
najwyszemu, czowiek tumi w sobie czsto egoizm osobisty, a nawet egoizm
klasowy i dla dobra ojczyzny powica nie tylko mienie, szczcie osobiste i
szczcie najbliszych, ale nawet zdrowie i ycie.
Gdyby ludzko nie bya fikcy - to drugie zjawisko nie miaoby sensu.
Stoimy ju wic wobec alternatywy nastpujcej: Fikcy jest albo ludzko albo
nard. Gdy za z caego naszego badania wynika, e nie nard jest fikcy, to
wtpliwo usunita.
Lecz powie kto, e tylko na dzi, bo nard moe by form przeywajc si.
Stosunki midzynarodowe potniej w oczach, wic ludzko jedna moe si sta
prdzej czy pniej realnoci.

Duo ju zmarnowano trudu na debatowanie w tej materyi i duo monaby


jeszcze zmarnowa, gdybymy nie zdobyli pewnego punktu oparcia. Od chwili,
gdy go posiadamy w jzyku, kwestya jednej ludzkoci sprowadza si do kwestyi
moliwoci lub niemoliwoci jednego jzyka. Gdymy t rozstrzygnli, znika na
zawsze wtpliwo co do drugiej. Ziemia jest za obszerna na to, aby narody mogy
kiedykolwiek przeobrazi si w jeden, ktremu na imi "ludzko". Za obszerna i
zbyt urozmaicona.
Wobec tego w c si obraca kwestya internacyonalizmu, ktr tak rozdto w
ostatnich czasach i ktra tak roznamitnia umysy? Sprowadza si do zjawiska
midzynarodowej wymiany idei, si i produktw spoecznych. Wymiana taka
istniaa zawsze, wic cech czasw ostatnich jest tylko niebywae jej wzmocnienie
na skutek niebywale uatwionych rodkw komunikacyi oraz wielkiego przyrostu
ludnoci.
Niewtpliwie nie zostanie to bez wpywu na losy oddzielnych cywilizacyi, na
przypieszenie rozwoju jednych, na zgub innych, ale od takich skutkw do zlania
si narodw - bardzo jeszcze daleko.
Najlepsz w tym wzgldzie odpowied daje nam wspczesny i niebywale
wielki rozwj militaryzmu. Ziemia jest wprost najeona bagnetami i armatami,
podminowana prochem i melinitem. Wystarczy zdrowy rozsdek, aby dostrzedz
wzajemn zaleno obu zjawisk, a poniewa rozwj militaryzmu nie moe by
uwaany za przyczyn rozwoju stosunkw midzynarodowych, wic stosunek musi
by odwrotny. Rozwj militaryzmu jest skutkiem rozwoju stosunkw
midzynarodowych. Uatwione rodki komunikacyi wymagaj od pastw
rozwinicia nieznanej dawniej czujnoci i siy zarwno w kierunku obronnym, jak
agresywnym.
Lecz c to s Pastwa i co znaczy wadza rzdw i wola rzdw wobec woli
ludw?
Pastwo jest dzi zarwno jak w przeszoci albo synonimem Narodu, albo
zlepkiem paru lub kilku narodw, w ktrym najsilniejszy (nie zawsze wyszoci
cywilizacyi) stara si asymilowa, a choby wyzyskiwa narody sabsze, podbite.
Rozwj militaryzmu wiadczy, e Pastwa staraj si trwa i rozwija albo
wasnym kosztem, albo te jeszcze kosztem cudzym. Powiadaj niektrzy, e
zaborczo to instynkt rzdw, ale nie ludnoci. Nieprawda. Instynkty rzdw s
instynktami ludnoci. Ona jczy pod ciarem podatkw, lecz nie tylko paci, ale
tam, gdzie ma gos w rzdzie, domaga si nowych armat i pancernikw. Ideaem
wikszoci ludzi jest, aby ich ojczyzna bya wielk, siln i bogat. Niektrzy id
tak daleko w pragnieniach, e radziby, aby ich jzyk i cywilizacya zapanoway
bodaj na caej ziemi. czy si to nawet z pewnem marzeniem humanistycznem
oraz z idealizmem, albowiem sdz, e gdyby zasymilowano wszystkie ludy,
wwczas nastaby trway pokj i era szczliwoci.
S inni, przenikliwsi oraz skromniejsi; ci woleliby widok mniej zudny, lecz
za to atwiejszy do urzeczywistnienia. Marz te o pokoju powszechnym na
podstawie przyznania kademu narodowi prawa do bytu w granicach
etnograficznych.

Dalecy jestemy w tym wstpi do nauki o cywilizacyi od chci zapuszczania


si w kwestye polityki, zarwno jak w poszczeglne zagadnienia socyologiczne z
ich niezmiernie trudnemi subtelnociami. Nam chodzio jedynie o zaznaczenie, e
znikd i z ona adnej klasy spoecznej nie podnosz si rozkazy, aby porzuca
wasny jzyk i wasn cywilizacy. aden nard nie rezygnuje dobrowolnie ze
swego bytu - i to rozstrzyga o kwestyi jednej "ludzkoci". Wojenne pogotowie
wszystkich przeciwko wszystkim jest wanie najjaskrawszem zaprzeczeniem tezy,
jakoby narody dyy do zlania si. Przeciwnie, mio ojczyzny rozpala si na
ziemi coraz wikszym pomieniem i to tam wanie, gdzie cywilizacya jest wicej
rozwinita. Wprawdzie s rozpowszechniane i to bardzo gorliwie idee
internacyonalizmu, a powiedzmy wyranie antinarodowe, a take antimilitarne pod
najrozmaitszemi formami, ale niech nas to zjawisko nie wprowadza w bd. Jest to
zjawisko zoone, ale wcale nie tej natury, jak si wydaje. Naley tu naprzd
odrni internacyonalizm "socyalny", szerzcy obojtno narodow. Ten nie dy
wcale do rzeczywistej beznarodowoci lecz tylko przez zjednoczenie usiowa
jednej klasy - do atwiejszej poprawy bytu tej klasy w onie licznych narodw.
Nastpnie naley podnie propagand antinacyonaln, ogaszajc wszelki
patryotyzm ze wszystkiemi jego nastpstwami za wstecznictwo i doradzajcy
obojtno narodow, patryotyczn. Trzeba otwarcie wyzna, e s to przewanie
rady na eksport, szerzone mniej lub wicej zrcznie pod adresem ludw
mniejszych, a zwaszcza mniej rozwinitych. Do swoich nikt si z podobnemi
radami i naukami nie zwraca. To jest walka z mioci ojczyzny tych ludw, ktre
si pragnie zasymilowa. Trzebaby doprawdy naiwnoci, aby mniema, e
wwczas, gdy nard agresywny nie skpi najwikszych kosztw na rodki
militarne w celach zaborczych, miaby zaniedba rodek o wiele mniej kosztowny
od pancernikw, a rwnie prowadzcy do celu. Fortece, ktrych nie mona
zburzy - zdobywa si fortelem, a gdy i to nie skutkuje - zdrad. Gdy nie mona
wydrze jzyka, - mona jednak przekonywa, e to rzecz obojtna i w imi
"ludzkoci", cywilizacyi, nauki, sztuki, przemysu, kapitau, pracy i t. d. namawia
do "internacyonalizmu". Mona obstawanie przy swoim nazywa zacofaniem. Taka
propaganda robi swoje, chocia wcale nie to, co ma wypisane na sztandarze - wic
tyle warta w walce narodw o supremacy, co kartacze. Osabia ludy sabe, a
mocnym wcale nie szkodzi. A choby czasem, jak kady miecz obosieczny, troch
skaleczya, na to si nie zwaa, bo c jest bez ofiar? Albo wojna nie zadaje
straszniejszych ciosw nawet zwyciajcemu, a przecie aden nard dbay o
swoj przyszo, albo o rozrost kosztem innych nie cofa si przed jej
okropnociami. Mamy wic rzeczywicie propagand internacyonalizmu, walk z
mioci ojczyzny, ukazywanie masom ojczyzny "szerszej", - ale to jest robota
destrukcyjna w cudzym obozie. Jest to or tak dobry w walce, jak inne, tylko nie
na rzecz "ludzkoci", ktrej niema, ale jedynie na rzecz ktrego narodu.
Pomimo wszystko kwestya "ludzkoci" moe si wydawa nierozstrzygnit,
albowiem ponad antagonizmami narodowemi, ponad mioci ojczyzny rozpociera
si solidarno wszechludzka. Mio ludzkoci - to take podobno nie frazes. Tkwi
ona gboko w sercach szlachetnych, i nawet rozwija si. Niezliczone osobniki

oddaj z ca wiadomoci usugi swe nie na rzecz wasnego narodu, ale dla
ludzkoci. Wzniose dusze oddawna nie czyni rnicy midzy ludmi i rade
oddaj ycie "dla dobra ludzkoci". Religia chrzecijaska kae w kadym
czowieku widzie bliniego i kocha go, jak siebie samego. Ilu to ludzi w myl
tej wzniosej nauki powica swe siy dla dobra ludw obcych.
Jak z tem zjawiskiem pogodzi egoizm narodowy, ktry nazwalimy
naturalnym instynktem zachowawczym realnoci D?
Najatwiej zdamy sobie spraw z natury tego zjawiska i przekonamy si, e
nie jest ono bynajmniej dowodem istnienia jakiej "ludzkoci", gdy powiemy
wprost, e jest to mio ludzi, nie za ludzkoci. Przedmiotem jej czowiek, a nie
"ludzko" i rnica to ogromna. To jest wspczucie dla jestestw czujcych, na
ktrych ywot skada si wicej cierpie, nieli zadowolenia lub rozkoszy, to jest
wspczucie z cierpicymi. To jest anielska lito, niemajca nic wsplnego z
egoizmem wszechludzkim (ktrego zreszt niema), a tem musiaoby by owo
uczucie, gdyby naleao do tej kategoryi, co mio ojczyzny.
e mio ludzi nie jest wyszym stopniem mioci ojczyzny - lecz czem
zgoa innem, - co obok mioci ojczyzny moe si mieci w kadej piersi ludzkiej
- tego dowodzi fakt, e owo uczucie nie ogranicza si do wiata ludzkiego. Dusze
wzniose, ktre nie czyni rnicy midzy blinimi, nie ograniczaj si do
wspczucia z samym czowiekiem. One cierpi moralnie na sam myl o
cierpieniach zwierzt nie uczyni krzywdy adnemu bydltku, rade nie ulg le
traktowanemu psu, koniowi - podobnie jak ucinionemu czowiekowi. Czy
podobne uczucie moemy nazywa mioci bliniego? Nie, taka mio ogarnia
wiat cay, wszystko, co bezbronne, co cierpi niewinnie, a nie moe uwolni si od
cierpienia.
Ta mniemana solidarno wszechludzka z innego pynie rda, anieli
narodowa.
Niema w niej egoizmu, albowiem, gdzie tego potrzeba, przeciwstawia si
zarwno mio siebie, jak mioci ojczyzny. Nie bdziemy teraz okrelali bliej
tego uczucia, ale to jest uczucie najblisze mioci Boga. Jeeli te nadzieja
janiejszej przyszoci dla ludzi i narodw moe by oparta na czem rcalnem, to
wanie na tym pierwiastku mentalnym. Wczoraj wiadomie zwraca si on dopiero
ku ucinionym i cierpicym ciaom zwierzcym i duszom ludzkim, a instynktowo
tylko ku tworom najsubtelniejszym, ktre nazwalimy realnociami D. Gdy
przeczucie, e narody s tem, czem s, zamieni si w pewno, wtedy stanie si
puklerzem dla narodw. Tylko ten pierwiastek moe ogosi prawo narodw do
ycia za prawo rwne prawu czowieka do ycia, tylko on moe zagodzi
instynkty tygrysie narodw, bdce czciowem, ale nieprawem rdem ich siy,
wic zarazem saboci. Wprawdzie walki nie usunie, bo przeklestwem jestestw
yjcych jest bujno ycia i szczupo miejsca do ycia, wprawdzie sztandar
zagady nie zniknie z powierzchni ziemi, bo pierwiastek wybujaego egoizmu i
chciwoci tkwi ju w samej istocie ycia, ale skoro si zjawi pierwiastek
wszechmioci, to zgin nie moe, bdzie si on rozwija prostem prawem natury i
sztandar jej take nigdy ju nie upadnie.

Za spraw tego pierwiastku odjta moe zostanie walce narodw


przynajmniej dzisiejsza bezrozumna i dwakro zbrodnicza brutalno i
okruciestwo, albowiem, gdy jedna konieczna walka do nieszcz rodzi - moe
si obej bez podwjnej. Gdy walka midzy ludmi rodkami ludzkiemi,
przewag ducha, naley do zjawisk nieuchronnych, moe si ju nie toczy ta,
ktra si posuguje rodkami zwierzcemi, bdcemi anachronizmem w wiecie
ducha, do ktrego naleymy. Gdy zabjstwo zostao wykrelone z praw jednostki,
powinno ono by wykrelone rwnie z praw narodw, bo chybia celu, nie daje
trwaych owocw, a rodzi tylko nowe zbrodnie, wikajc i tak ju do zwikane
stosunki ludzkie i pomnaajc okropnoci bytu.
Istnoci czysto psychicznych nie bije miecz ani kula. To nie organizmy, gdzie
do dobra si. do serca, aby z ywej istnoci uczyni trupa. ycie narodu
rozmieszczone jest do rwnomiernie w masie ciaa, w kadym osobniku w
postaci jzyka i mentis, wic na najkrwawszem polu rzezi bierze si tylko czstk
ycia narodu, ale te oddaje si wzamian take i wasn, wic marny jest wynik
takiej walki. Gdy za mens - to sia realna i ywa, ktra w walce obronnej
najczciej wzmaga si tylko; gdy w walce narodw nie liczba cia powoanych do
rzezi, tylko jako dusz powoanych do pracy produkcyjnej gwn odgrywa rol,
gdy czsto sia duchowa narodu ronie bujniej po przegranych bitwach i w ucisku,
nieli po zwycistwach ornych i w peni powodzenia, gdy ycie narodw twarde,
gdy mog one dugo czeka i wstaj po dniach ucisku czsto jeszcze bujniejsze i
pikniejsze, - to poc zaciea ziemi kwiatem narodu, gdy wynik takiej walki
nietrway, a z koci pobitych zawsze wstaj mciciele? Poc te maoowocne, a
ohydne gwaty, stanowice tylko wstp do nowych fizycznych gwatw? Poc to
obnianie ducha wasnego i deprawowanie innych? Nard, ktry niema warunkw
rozwoju, sam si rozpynie w innych, bo mens, to sia realna i tylko jako oraz
ilo tej siy decyduje o przyszoci narodu. Gdzie duch wystrzela wyej, ni
gdzieindziej z licznych jednostek, gdzie suma mentis jest wiksza i lepiej
dopasowana do warunkw chwili - tam jest sia, choby na og byo mniej
osobnikw. Rozbj za i to dla celw, ktre rzadko si osiga, wicej szkodzi
narodom, ktre go uprawiaj, anieli tym, przeciw ktrym si zwraca.
Lubo te prawdy wydaj si elementarnemi i s naprawd takiemi, s to
prawdy ktre dopiero odlege jutro uzna i odsoni w peni, gdy socyologia stanie si
tak cis nauk, jak jest dzi chemia i fizyka. W tej chwili chodzi nam tylko o to,
aby zrozumie wyraz "ludzko" i wykaza, e takiej realnoci niema, e to nic nie
mwice uoglnienie, e s i bd nadal realnoci tylko narody. W tym te celu
potrcilimy o pierwiastek walki i wojny ornej, albowiem daje nam ona w rk
jeszcze jeden argument na korzy tezy naszej. Gdyby ludzko bya tem, za co j
mie chc niektrzy - pytam, czy miaoby jaki sens cieranie si si tych samych?
Gigantyczne walki, ktrych widowni jest ziemia byyby zjawiskiem
niezrozumiaem, anormalnem, powiem nawet, niemoliwem. Wszak siy przyrody
ukadaj si zawsze w linie najmniejszego oporu. Nigdy odwrotnie. Wszelka cao
naturalna jest zharmonizowanym ukadem si, najekonomiczniejsz form bytu w
rodowisku, ktre j wydao. Gdyby ludzko bya tem, za co j brano, wtedy,

nawet jeeliby co rozptao na czas pewien antagonizmy, musiayby one rycho


znikn, dc po liniach najmniejszego oporu do trwalszej rwnowagi, - inaczej
byaby ona zaprzeczeniem najelementarniejszych praw natury. Gdyby jzyk
odrbny by tylko przeszkod dla rozwoju ludzkoci, mielibymy ju naprawd
jedn ludzko, a nie narody, - wszystkie one zlayby si oddawna, bo by na to
czas. Skoro tedy jest odwrotnie, to ju sam ten jeden fakt wiadczy, e narody s
rzeczywicie osobnemi systemami si, i to systemami rnoimiennemi.
Gdyby wic nawet narodw nie byo, - trzebaby byo, dla wyjanienia
zjawisk, zachodzcych w rodzie ludzkim, stworzy teory narodw, trzebaby byo
szuka czego, co stanowi naturalny cznik grup naturalnych w ludzkoci. I w
kocu musiaoby si dostrzedz ten cznik w jzyku.
Gdy za siy, ktre si przez jzyk wyaniaj, siy mentalne, zarwno jak samo
mwione, odznaczaj si cechami, ktre spotykamy tylko w caociach yjcych, to trzebaby stworzy teory narodw biologiczn, nie za mechanistyczn, inaczej
setne zjawiska psychiczne zostayby zgoa niezrozumiae. Przedewszystkiem nie
mogoby by mowy ani o rozwoju narodw, ani o rozwoju cywilizacyi, ani o
rozwoju ycia, duchowego.
Jeeli socyologia nie moe si wydoby z powijakw, to wanie dla tego, e
chciano tworzy mimowiednie mechanik ludzkoci lub spoeczestw, - albo tez
zwyk biologi spoeczestw. Rzadko mylano o psychologii a waciwie filozofii
spoeczestw, ale i wtedy nie pojmowano, e taka psychologia a nawet filozofia
musi ju by przedueniem biologii w sfer zjawisk psychicznych, ludzkich, e
interpsyche D jest ju ni mniej ni wicej, jak tylko caoci yw, ktra ma swoj
wasn tre i swoj form i swj wasny rozwj.
Rzadko przypuszczano, e taka socyologia, a waciwie nauka o narodach
moe by nauk cilejsz i peniejsz od dotychczasowej biologii, a tymczasem
ona zapewne stanie si kluczem do tajnikw biologii niszej, bez niej
nierozwizalnych.
Taka socyologia musi si sta z natury przedmiotu swego koron nie tylko
nauk biologicznych, ale wszystkich wogle, nie wyczajc lingwistyki,
psychologii i filozofii, ktre s waciwie i dosownie fizyologi i morfologi
ducha i mowy - treci i formy realnoci D.

XL. Zkd moe pa wiato na zjawiska biologiczne?


Wedug Maxa Verworna dwa tylko punkty w caym materyale poznawczym
nastrczaj umysowi ludzkiemu nieprzezwycione trudnoci:
1. Pytanie, czy procesy yciowe mona sprowadzi do tych samych zasad, co

w przyrodzie martwej?
2. czy zjawiska psychiczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co

zjawiska cielesne (yciowe)?


Powstaa ju wprawdzie nowa nauka, Plazmogenia, majca za cel okrelenie
warunkw fizycznych powstawania zjawisk yciowych w substancyi
nieorganicznej, wprawdzie ma ona nadziej z bada zjawisk osmozy, jonizacyi
cieczy, zmian cinienia powierzchniowego, dyffuzyi i t. d. i t. d. doj na drodze

fizycznej do wyjanienia najprostszych zjawisk yciowych, - ale pomimo


wszelkich wysikw zjawiska yciowe stanowi dotychczas jedn wielk
tajemnic, tacy dzielni biologowie, jak Bunge, Btschli, Fleming, Hoppe-Seyler,
Strasburger i tylu innych, uwaaj wrcz zjawiska yciowe za nieprzystpne dla
objanie mechanistycznych.
Biologia nie zna jeszcze motoru ycia zarwno w komrce, jak w organizmie.
ycie uznaje tylko empirycznie za fakt niezaprzeczalny, lubo niezrozumiay i
przyjmuje tylko za wielce prawdopodobn jedno "si" ywych z martwemi.
Niewiadomo, co trzyma komrk w stanie ycia (rozdz. II), niewiadomo, jakiemi
rodkami urzeczywistnia si ycie organizmu, albo wspdziaalno komrek
organizmu (rozdz. III). I nastrcza si tutaj zjawisko niezmiernie charakterystyczne.
Gdy jedni biologowie (jak np. Loeb) zwracaj swj wzrok wycznie w kierunku
si martwych, inni, nie mniej powani, owiadczaj, e bez rozwizania problematu
zjawisk psychicznych wszelkie objanienia ycia s zupenie niedostateczne.
Jaskrawo uwydatnia si ten sposb widzenia w lapidarnej odpowiedzi rzymskiego
fizyologa Lucianiego, ktry na zapytanie: c jest waciwie yciem?
odpowiedzia: rozpatrujc rzecz zewntrznie - jest to materya, wewntrznie za
dusza.
Rwnie jaskrawo uwydatnia si cisy zwizek problematu si martwych,
ywych i psychicznych w fakcie, e tacy mechanici, jak I. Loeb nie wahaj si
utrzymywa, e wykrycie mechanizmu pamici kojarzcej bdzie jednem z
najwikszych odkry, jakich biologia musi jeszcze dokona.
Trudnoci, o ktrych mwi Verworn, nie trzeba rozumie w znaczeniu
metafizycznem. W pytaniach, postawionych na czele tego rozdziau niema wcale
metafizyki. adnemu z powanych fizykw, biologw i filozofw nie chodzi dzi o
wytumaczenie siy, energii, ruchu, materyi, ducha; wiedz oni dobrze, e te pojcia
podstawowe s prost hipotez, sposobem przedstawienia sobie stosunkw
niezrozumiaych, wic chodzi im tylko o to, czy np. proces yciowy daje si
przedstawi w sposb fizyczny, a proces psychiczny jako yciowy lub fizyczny.
aden nie marzy o tem, aby jakakolwiek teorya miaa by prawdziw, chodzi
bowiem jedynie o to, aby moliwie najlepiej przedstawiaa nam rzeczywisto.
Wiedz za, e ta teorya bdzie lepsza, ktra najwiksz ilo zjawisk wiata
potrafi sprowadzi do jednej zasady.
Wic rne s sposoby przedstawiania sobie rzeczywistoci. Jedni rozpatruj
j tak, jak gdyby bya matery, inni jak gdyby bya energi, duchem lub jeszcze
czem innem.
Wszelki ruch atomw i czsteczek, o ktrym rozprawiaj fizycy, to tylko
moliwie najprostszy sposb przedstawienia sobie stosunkw nieznanych, wszelkie
formy energii tem samem. Dopiero ktoby inaczej bra rzeczy - wpadaby w
metafizyk. Dynamik np. nie moe okreli pojcia siy ani sam si operowa,
zmuszony jest przybra do pomocy inne jeszcze pojcia rwnie nieokrelone i
tylko umwione, (np. pojcie masy) - i jest w porzdku; dopiero gdyby te pojcia
bra na seryo, gdyby np. wierzy, e "sia" jest przyczyn "ruchu", wpadby odrazu
w metafizyk.

Gdy tak rzecz ujmiemy, atwo zrozumie, e denie bio-mechanikw do


przedstawienia sobie procesw yciowych, a nawet procesw psychicznych w
sposb fizyczny - nie ma w sobie nic metafizycznego. Jest to tylko usiowanie
oparcia obrazu wiata na jakiej wsplnej podstawie, bez wyrokowania
metafizycznego, czem jest ta podstawa. I nie mona byo obra lepszej drogi do
zdawania sobie sprawy z zawiych stosunkw yciowych, bo tylko fizyka zdobya
sobie dotychczas podstawy wzgldnie najlepiej objaniajce stosunki wiata
nieoywionego. atwo si o tem przekonamy, gdy dla jaskrawszego owietlenia
zechcemy odwrci ca kwesty i postawimy sobie nastpujce pytania:
1. Czy zjawiska fizyczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co

yciowe?
2. czy zjawiska yciowe - mona sprowadzi do tych samych zasad, co

psychiczne? - Z czego pynie trzecie:


3. czy zjawiska fizyczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co

psychiczne?
Nie trudno spostrzedz, e gdy nie znamy adnych prawie zasad osobnych,
mogcych wyjani zjawiska nie tylko psychiczne, ale nawet biologiczne, to na
czeme monaby budowa obraz wiata inny, nieli mechanistyczny, fizyczny?
Swoj drog bezsilno fizyki w zastosowaniu jej do zjawisk yciowych jest
uderzajca. I gdyby si udao zjawiska yciowe sprowadzi do rzdu fizycznych,
lubo byoby to ogromnym tryumfem myli naukowej, a zwaszcza fizyki,
najbardziej pewnie zdziwioby to samych fizykw, bo wyszoby na to, e pojcia,
ktremi operuj, nie s odlegym od prawdy sposobem przedstawiania sobie
niezrozumiaej rzeczywistoci, ale odpowiadaj cile wszystkim dostpnym dla
obserwacyi stosunkom w wiecie. Samo za istnienie rnych teoryi fizycznych
wiadczy, e warto ich jest wzgldna, e przedstawiaj nam stosunki wiata
zaledwie w przybliony sposb.
Jednak przedwczesnem byoby wtpi w mono przedstawienia sobie
zjawisk wiata w sposb jednolity. Jest droga, ktra moe poprowadzi dalej, dla
tego, e omija jedno ogniwo, nastrczajce niemal niezwalczone trudnoci
techniczne w badaniu - i pozwala ledzi zjawiska, zda si biegunowo odlege od
zjawisk fizycznych. Na t drog spogldaj mimowoli tacy nawet mechanici
zdecydowani, jak biolog Loeb, mimowoli rwnie schodzc si z Lucianim, gdy
uwaaj, e dopiero poznanie mechanizmu duszy popchnie biologi z martwego
punktu na nowe tory.
Na t drog wstpilimy, rozpoczynajc badanie na pozr obojtne dla
szerszych zagadnie, o ktrych tu mowa. Waciwie podjlimy tu porednio
drugie pytanie Verworna - po stwierdzeniu, e pierwsze naley istotnie do
nierozwizalnych w sposb bezporedni z powodu niemoliwoci prowadzenia
odpowiednio drobiazgowych, a przecie niezbdnych do powodzenia, obserwacyi
w onie komrki.
Moe by, e przyszo gotuje w tym wzgldzie jakie niespodzianki, ale
faktem jest, e dzisiejszemi rodkami niewiele da si ju rozszerzy znajomo

podstaw procesu yciowego w komrce. Gdy wic ogniwo biologiczne stanowi


niedostpn dla bada przedmiotowych twierdz i co najwyej moe oczekiwa
pewnych sukcesw na drodze spekulacyi, t. j. budowania hipotez aprioristycznych jedyna nadzieja spoczywa w ogniwie zjawisk psychicznych.
Podobne twierdzenie wyglda z pozoru na grube nieporozumienie. Kto stoi na
stanowisku wsprzdnoci zjawisk psychicznych z fizyologicznemi, ten nie moe
nie zauway, e waciwie zjawiska psychiczne nale do ogniwa biologicznego,
wic pokadajc nadziej w psychicznych - tem samem pozostajemy w sferze
biologicznych, co najwyej branych z innej strony. Wszak stao si niemal
pewnikiem, e niema procesu psychicznego bez biologicznego.
Ale pomimo caego prawdopodobiestwa, e to twierdzenie suszne, nastrcza
si tu ogromna przeszkoda, uniemoebniajca podniesienie wielce prawdopodobnej
hipotezy do stopnia pewnika.
Naprzd naleyte badanie zjawisk psychicznych w zwierztach jest zgoa
niemoliwe, albowiem to wiat szczelnie przed nami zamknity. - O psychice
zwierzt psycholog snuje tylko domysy, oparte albo na podstawie reakcyi, a wic
na podstawie niedostatecznej, albo na porwnywaniu z ludzk psychik, lecz take
tylko w dziedzinie objaww zewntrznych.
Nastpnie, - chocia badanie zjawisk psychicznych ludzkich stwierdzio
bezwzgldn ich zaleno od zjawisk biologicznych, ale nie zdoao pierwszych
pogodzi z faktami biologicznemi.
Wspzaleno i to gboka istnieje, ale nie doprowadzia do wyjanie
dostatecznych, po czci dla tych samych powodw, dla ktrych zagadka ycia w
komrce zostaje zagadk, po czci znowu, e niezrwnanemu bogactwu faktw
psychicznych, nie odpowiada w gowie ludzkiej dajca si stwierdzi odpowiednia
rozmaito i rwnowano faktw fizyologicznych. Powtarzam, wsprzdno
obu szeregw przypuszcza si tylko, ale stwierdzi rwnowanoci ich niema
sposobu. Do naszkicowania fizyologii mylenia ludzkiego jeszcze nauka nie
dosza; przeciwnie, oddalia si nawet w ostatnich czasach. Zagadka ducha
ludzkiego pozostaje zagadk, a nawet zagadka psychiki zwierzcej, prostszej o
wiele od ludzkiej, jest dzi wiksz nawet zagadk, ni wydawao si to przed
kilkudziesiciu laty.
Nic te dziwnego, e w tych warunkach tak wytrawny biolog, jak Verworn
pytanie: czy zjawiska psychiczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co
zjawiska cielesne (yciowe) zaliczy do pyta, nastrczajcych umysowi
ludzkiemu nieprzezwycione trudnoci. Nic dziwnego rwnie, e oddzieli od
siebie te zjawiska, na pozr najzupeniej wspzalene.
Zdaje mi si, e gwn win napitrzenia trudnoci stao si zbytnie przejcie
si teory ewolucyi organizmw i ch zastosowania jej ywcem do czowieka,
ujmowanego, jakby by organizmem swobodnym.
Gdy si wychodzi z tego stanowiska, wwczas zjawia si mnstwo faktw
psychicznych, nie dajcych si wprost pogodzi z zasad przyrodnicz cisej
przyczynowoci i rwnowanoci ilociowej przyczyn i skutkw. Na pytanie, czy
zjawiska psychiczne ludzkie mona sprowadzi do tych samych zasad, co yciowe,

a zwaszcza fizyczne, odpowied ostrona i liczca si z faktami musiaa brzmie


przeczco, cho czuo si, e tak by niepowinno.
Nie bd tu roztrzsa pytania, czy mona byo unikn wczeniej robienia z
kwestyi jasnej zagadnienia, najeonemi takiemi trudnociami, e nie wybrna z
nich dotychczas ani biologia oglna, ani psychologia, ani filozofia, ale zdaje mi si,
e zagadk ducha ludzkiego stawia na waciwy grunt dopiero nasza teorya
jzykowa cywilizacyi.
I zdaje mi si, e dopiero gdymy rozpoznali, e psychiki ludzkiej nie mona
stawia w jednym rzdzie z psychik zwierzt, choby najbliszych czowiekowi, zostay zagrodzone manowce, na ktre zbacza byoby ju prn strat czasu.
Zagadnienie psychologiczne okazuje si splotem dwu osobnych zagadnie, ktre
naley oddzielnie rozpatrywa. Naleao rozrnia przedewszystkiem psyche
zwierzc od ludzkiej. Wtedy okazaoby si wczeniej, e teorya ewolucyi jest
jeszcze niewykoczona i nie wyzyskana. Utkna ona na organizmie, bo bya
wystawion przez przyrodnikw dla wytumaczenia organizmw, nie zostaa za
podjta do metodycznie przez logikw i psychologw.
Kardynalny bd, ktry mci si na wszystkich rozumowaniach, dotyczcych
fizyki, e si tak wyra mylenia, ale jednoczenie kardynaln trudno
wybrnicia z niego, - spostrzeemy atwo, przywoujc do pamici tre rod. XV
("Psychika ludzka nie jest wynikiem prostego rozwoju zwierzcej"). Skoro "w
umyle ludzkim niema nic takiego, czegoby nie byo w mniejszym lub wikszym
stopniu wyrazistoci w umyle tych lub innych zwierzt" - to wszystkie kwestye
podstawowe psychologii, (kwestya tworzenia si wyobrae, sdw poj, kwestya
uwagi, pamici i t. d. i t. d.), nale do kwestyi biologicznych w dotychczasowem
rozumieniu tego wyrazu. Ale te tylko podstawowe. Lecz w tym punkcie
nastrczaa si olbrzymia trudno, gdzie postawi lini demarkacyjn midzy
kwestyami podstawowemi, ktre maj nalee do biologii, a temi ktre wyrastaj
ju ponad tamte. Jest to wanie nieszczciem dla nauki, e nawet niektre
kwestye psychologiczne podstawowe wiata zwierzcego wchodz ju w zakres
bada logiki, a tymczasem s prawie niedostpne do badania na waciwym sobie
gruncie czystym, w zwierzciu; w czowieku za s ju zmieszane ze wiatem
zjawisk wyszych, wycznie ludzkich.
Wybrnicie z tego zaczarowanego koa, pozornie niepokonanych trudnoci
staje si moliwem dopiero na gruncie naszej teoryi, gdymy rozpoznali, e
mylenie ludzkie jest wynikiem tej okolicznoci, e jestemy spoeczni i to przez
mow. W tych warunkach kwestya wyobrae i sdw, a nawet poj dzieli si na
dwie: wyobrae i sdw zwierzcych, - a nastpnie ludzkich. Nie mona wic tak
stawia kwestyi, jak j najczciej stawiano, gdy uwaano wyobraenia, a nawet,
wedug niektrych, sdy, za co pierwotnie danego w myleniu ludzkiem. Byo to
bowiem suszne, lecz i niesuszne zarazem. Jest w gowie ludzkiej cay wiat
wyobrae i sdw istotnie rwnowartociowy ze zwierzcym, ale jest take drugi,
- wycznie ludzki. Tylko ten drugi zawdzicza swe powstanie mowie, ale i
pierwszy, chocia naley jeszcze do wiata psychicznego niszego, ktry nie
wyraa si u zwierzt drog schematw mowy - u czowieka uzewntrznia si

rwnie w mowie. Oba wic te wiaty wyraaj si w mowie ludzkiej, cho tylko
drugi zawdzicza swe istnienie mowie. I wanie tylko ten drugi, ktry nazwalimy
intermentalnym C, albo mentalnym D, stanowi ogniwo trzecie, ultrabiologiczne,
albo hyperbiologiczne, co do ktrego mogo by postawione pytanie: czy moe by
sprowadzone do tych samych zasad, co ogniwo biologiczne. Tylko my ju w
podobny sposb kwestyi tej nie stawimy. Gdy zjawiska yciowe s ciemne, a nawet
zostan ciemnemi, jeeli skdind nie padnie na nie nowe owietlenie, - uwaamy
za stosowniejsze odwrci pytanie i wyrazi nadziej, e moe raczej zjawiska
biologiczne dadz si sprowadzi do tych zasad, na ktrych wspieraj si
intermentalne.

XLI. Pojemno psychiczna czowieka i zwierzcia.


Pewnego razu, gdym si zastanawia nad odmiennoci bogatej psychiki
ludzkiej od ubogiej zwierzcej i gdym prno usiowa wyjani sobie t rnic
rnic midzy mzgami ludzkim i zwierzcym, uderzya mi nagle myl, e mzg
ludzki jest stanowczo o wiele za may w stosunku do ogromu funkcyi, ktre spenia
u wielu ludzi, a mgby spenia u kadego zdrowego czowieka. Przyszo mi
wtedy na myl, e gdyby objto mzgu miaa zostawa rzeczywicie w prostym
stosunku do obfitoci poj, ktre mog si tworzy w mzgu ludzkim, a nie
tworz w adnym zwierzcym, (nawet daleko obszerniejszym), - to zgodnie z
teory ewolucyi naleaoby si spodziewa u czowieka mzgu tak wielkiego, a
wic i gowy tak wielkiej, e grzbiet ludzki dwigaby j z trudnoci. A
tymczasem przewaga wielkoci jest tak nieznaczn! Dysproporcya midzy tem
narzdziem, a funkcy, tak bije w oczy, e poj trudno dla czego, jeeli ju nie kto
inny, to przynajmniej ewolucyonici nie zainteresowali si tym faktem, sprzecznym
z ich teory. Rwnie i to wydao mi si niezgodnem z teory ewolucyi, e ludzie
tak bardzo rni si midzy sob pod wzgldem obfitoci poj, pod wzgldem
potencyalnym psychologicznie. Gdyby czowiek by dzieem prostej ewolucyi,
powinnibymy mie psychik jeeli nie rwn jakociowo, to przynajmniej
ilociowo, wic albo ju wszyscy bardzo bogat, albo niewiele bogatsz od
zwierzcej.
W kocu nie zgadzay mi si z t teory dobrze stwierdzone fakty opadania
umysowoci czowieka normalnego do poziomu niemal zwierzcego, ilekro
wyrs od modoci na onie samej przyrody, w odosobnieniu od innych ludzi
(Homo sapiens ferus). Nie mogem poj dlaczego takie fakty nie zmusiy
ewolucyonistw do energicznego szukania przyczyn racej sprzecznoci teoryi z
rzeczywistoci. adne fakty morfologiczne (zawio zwojw i t. p.) dotychczas
skonstatowane, ani przypuszczenie wikszej subtelnoci masy mzgowej nie
usprawiedliwiaj niezmiernej wyszoci efektw psychicznych, tak samo jak
znowu objaww dziczenia osobnikw fizycznie normalnych. Wszak dziczenie jest
utracaniem czowieczestwa, ktreby wedug teoryi ewolucyi powinno nalee do
organizmu Homo.
Wszystkie te wtpliwoci i sprzecznoci wyjaniaj si dopiero ze stanowiska
teoryi, ktr tu wykadamy. Czowiek nieporwnane swe bogactwo wyobrae

zawdzicza nie rozwojowi mzgu w sensie teoryi ewolucyi, lecz tylko


uproszczonej technice mylenia. Owo uproszczenie zawdzicza mowie.
W najprostszych liniach rnica ta przedstawia mi si w nastpujcy sposb.
wiat psychiczny zwierzcia jest wiatem samych obrazw zmysowych,
zgadzajcych si cile z tem szczupem rodowiskiem, w ktrem zwierz si
obraca. Zwierz operuje samemi fragmentami penego i "pyncego" obrazu
zmysowego. Z czowiekiem dzieje si inaczej. Mylenie obrazami ustpuje
prdzej, niby mogo si rozwin (od schyku niemowlctwa) myleniu
symbolami dwikowemi, ktre s abstrakcyami od obrazw zmysowych. Gdy
wic w pamici zwierzcia tkwi tylko obrazy, w ludzkiej przewanie abstrakcye.
Jest to bardzo ekonomiczna forma mylenia, ale te pogra czowieka w oceanie
abstrakcyi; daje wielkie korzyci - cho rwnie i pewne straty w zakresie ycia
pospolitego.
Z mylenia obrazami pynie tyle podziwiana prostolinijno psychiki
zwierzcej, przytomno, wietne orjentowanie si, stanowczo i niezawodno
czynnoci zwierzcych. Niesusznie skadano te zalety na karb automatycznoci
funkcyi zwierzt, zwaszcza wyszych. Podziwiamy "zmys" orjentacyjny wielu
zwierzt, bo zapominamy, e moe ono przywoa do pamici obraz (uproszczony
do szczegw, interesujcych zwierz) caej panoramy, szlaku, przestrzeni, o ktr
mu chodzi. My utracilimy ten cenny plus yciowy, ale na rzecz bezporwnania
wikszego. Zysk nasz uwydatni si, gdy przeniesiemy zwierz do odmiennego
cakiem rodowiska. Wtedy ujrzymy najopakaszy obraz bezradnoci. Niedawny
zuch niemie si ruszy, boi si wszystkiego, dry z przeraenia. Niedoceniamy
zwykle tego, co si z nim dzieje. On straci nagle cay swj wiat i stan na tle
obcego sobie, w ktrym wszystko mu nieznane i niezrozumiae. Czuje si on
gorzej, niby czowiek czu si nawet na ksiycu.
Mona powiedzie obrazowo, e zwierz jest centralnym punktem szczupej
sfery, ktrej promie jest tak dugim, jak sigaj jego zmysy wasne, poparte
jeszcze miejscozmiennoci. Sfera czowieka nigdy nie bywa tak szczupa, a moe
si rozszerza do nieskoczonoci. Jej promie przeduaj po pierwsze narzdzia,
uzupeniajce zmysy, po drugie dowiadczenie zmysowe niezliczonych
osobnikw, komunikowane za pomoc mowy, wreszcie mono operowania
mylowego wyrazami, ktre s abstrakcyami od obrazw zmysowych, wic
rozmaitej obszernoci uoglnieniami nieskoczonej rozmaitoci dowiadczalnej.
Sfer czowieka moe by cay wszechwiat!
Psychologowie nazywaj niekiedy mow narzdziem i sug myli.
Nieprawda! Ona jest macierz myli ludzkiej, bo ona rozszerzya jej sfer.
Waciwie bogactwo obrazw zmysowych, ktremi operuje osobnik ludzki
nie bywa tak znacznie wiksze od zwierzcego, jak si pospolicie przypuszcza,
dopiero bogactwo symbolw akustycznych decyduje o rnicy skutkw. Poniewa
wszelki wyraz, lubo to tylko symbol, jest jednak take malekim obrazem
zmysowym, czyli czsteczk otaczajcego nas wiata, przeto czowiek de facto
operuje, tak samo jak zwierz, zapasem samych obrazw zmysowych, tylko dwie
s ich kategorye.

Jeeli pojemno psychiczn ssaka przedstawimy sobie pod postaci kuli,


(czuej na bodce zewntrzne), ktrej rodek zajmuje zwierz, i jeeli przyjmiemy,
e caa powierzchnia kuli pokryta jest skoczon iloci bardzo drobnych obrazwniedziaek, niby cyfr arytmetycznych, ktre zwierz moe kojarzy ze sob w
dowolne kombinacye, to rozumiemy, e adne skojarzenia nie wykrocz poza sfer
materyau realnego, ktrego dostarczaj zmysy wasne tego osobnika nie wykrocz
po za kombinacye arytmetyczne. Pojemno psychiczna czowieka zdaje mi si by
tak sam kul, nieco tylko wiksz. Mieci ona na swej powierzchni rwnie
skoczon ilo najmniejszych obrazw-niedziaek.
Rnica midzy obu kulami bdzie na tem polega, e znaczn cz
powierzchni kuli ludzkiej bd zapenia, zamiast obrazw wiata zewntrznego,
pochodzcych od wasnych zmysw, wic zamiast cyfr, drobniutkie obrazy
zmysowe, ktre nazywamy wyrazami mowy ludzkiej tonami muzycznemi i t. d.
Reszt powierzchni nie mniejsz zapewne od caej powierzchni kuli zwierzcej,
(ale moliwe take, e i wiksz od niej), bd zapenia obrazy take same, jak na
kulach zwierzcych. Gdy powierzchnia kuli, a zarazem ilo jednostek wraliwoci
jest ograniczona, przeto im wiksz cz powierzchni zajm wyrazy, odrywajce
tu ju rol znakw algebraicznych, dorzuconych do znakw arytmetycznych, - tem
mniej miejsca zostanie dla waciwych obrazw-cyfr. Gdy za kojarzenie si
najmniejszych elementw powierzchni (obrazw-jednostek) nie jest ograniczone
do kojarzenia si samych tylko obrazw ze sob i samych tylko wyrazw ze sob,
lecz przeciwnie - moe zachodzi i zachodzi midzy obrazami i wyrazami (bo
faktycznie i jedne i drugie s obrazami zmysowemi) - to otrzymujemy proste a
zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy wyjanienie cisego zwizku midzy
wiatem, ktry nazywamy realnym, a wiatem idealnym, - midzy wiatem czysto
psychicznym (C), a interpsychicznym (D).
Nie miejsce tu na wnikanie w zawiy mechanizm kojarzenia si elementw
psychicznych i nie nasz to obowizek. Jest to, jak wiadomo, elementarne
zagadnienie, najeone niezmiernemi trudnociami, ktre zaledwie w drobnej
czstce zostay przez psychologi pokonane. Nam chodzio jedynie o wykazanie, e
mechanizm mylenia ludzkiego nie jest o wiele zawilszy od zwierzcego, a jeeli
jest trudny do zbadania - to nie dla adnych specyficznych skomplikowa o wiele
znaczniejszych, nieli u zwierzt, ale wanie dla tego, e i zwierzcy przedstawia
te same trudnoci. Psychologia nie moga ich porwnywa z ludzkiemi dla tej
prostej racyi, e wiata psychicznego (C) nie zna wcale, zna tylko jego zewntrzne
reakcye. Nam chodzio jedynie o zaznaczenie, e caa rnica midzy aparatami
zwierzcia (np. ssaka), a czowieka polega na tem, e pierwszy operuje samemi
odbiciami wiata nieoywionego oraz wiata organizmw, drugi jeszcze odbiciami
przyrody spoecznej, wic wiata rzdu wyszego, nad-organicznego. Ta druga
cz przyrody oddziaywa na w dwojaki sposb. Wszystko, co podpada pod
zmysy, dziaa cise w ten sposb, jak dziaa przyroda nisza na zwierz, - stanowi
to wiat waciwych obrazw konkretnych i oderwanych. - Poza tem jednak jest
wiat wyrazw, czyli wiat abstrakcyi od wszelkich obrazw. Nie wnosi on adnej
modyfikacyi do mechanizmu mylenia, bo, jeszcze raz to akcentuj, - jest to takie
wiat obrazw, przynosi on tylko skutki niezmiernie wane. Operowanie wyrazami

pozwala na takie skojarzenia obrazw, jakieby nigdy nie dokonay si w gowie


zwierzcej. Kojarzenie si wyrazw jest o wiele ekonomiczniejsz form mylenia,
gdy w postaci wyrazw moe wchodzi ze sob w zetknicie o wiele wiksza
ilo prawdziwych obrazw, konkretnych i oderwanych i sprzyja wytworzeniu
nowego symbolu-wyrazu, bdcego jeszcze szersz abstrakcy od bardzo wielu
nieco podobnych midzy sob obrazw. Jeeli np. skojarz pod jednym wyrazem
("owoc") gruszk, jabko, wini i liwk, - to nastpnie mog ju operowa
jednym oglnym wyrazem "owoc", jako jednostk najmniejsz, zamiast czterema
lub czterdziestoma obrazami rnych owocw, ktre trzebaby zosobna
przywoywa do pamici. Gdy tak najmniejsz jednostk skojarz z jakimibd
rwnie oglniejszemi od zwykego obrazu wyrazami, to zo si w mej gowie
szerokie skojarzenia, niemoliwe przy operowaniu samemi obrazami rzeczy.
Wywoaj one z kolei jeszcze szersze abstrakcye. Gdy za nawet najszersza
"abstrakcya-wyraz" stanowi zawsze tylko malek jednostk algebraiczn na
powierzchni kuli, uytej do przykadu, to atwo poj, jak wiele przybywa
skojarze cakiem niemoliwych w gowie zwierzcej.
Zwizki midzy abstrakcyami, a obrazami realnemi stale zachodz, jako
zupenie naturalne i one to s wiecznem rdem antropomorfizmu, od ktrego
aden czowiek nie moe si wyzwoli. Abstrakcya-wyraz kojarzy si z obrazem
treci mniej lub wicej pokrewnej i wtedy przybiera pozory prawdziwego obrazu,
ale jednego podwjnego, zamiast licznych, ktre obejmuje. Gdy pomyl, albo
usysz wyraz "owoc", - wyraz ten kojarzy si natychmiast z obrazem jakiego
owocu, lub choby jednej jego cechy realnej, i to z takim owocem, ktry najatwiej
lub najprdzej przyszed w tej chwili do pamici. Raz skojarzy mi si z gruszk lub
jedn jej wasnoci, drugi raz z talerzem jabek i winogron, trzeci raz z owocem
baobabu, o ktrym niedawno czytaem. Jednak w owem zestawieniu obrazu z
wyrazem wszelki obraz (np. gruszki) zatraca cz swej ywoci i czyni si raczej
cieniem (gruszki lub jej wasnoci), ktry tylko podpiera wyraz (niby znak
algebraiczny) i nadaje mu pozory realnoci. Im szersz abstrakcy obejmuje wyraz,
tem skojarzenia z obrazami bd mniej "naturalne", a poniekd mniej "logiczne",
ale zarwno naturalnoci jak logicznoci w zdrowej gowie nigdy nie bd
pozbawione. Dla tego te obrazy bardzo odlege od abstrakcyi, ktr wywoa
wyraz, utrzymuj si przez tak krtk chwil, e najczciej zostaj ze
wiadomoci wyrugowane, bo zaraz spostrzegamy, e nadto faszuj abstrakcy;
ale mimo to, s i naturalne i poyteczne, gdy utrzymuj zwizek obrazu
suchowego-abstrakcyi ze wiatem realnym, bez ktrego to zwizku, jak si pniej
okae, czyste abstrakcy, zwaszcza szerokie, zostayby najczciej tylko wyrazem.
Nawet najszersze abstrakcye, jak naprzykad Boga, wikszo ludzi podkada pod
bardzo odlegy, ale bardzo realny, bardzo nam blizki i pospolity - a dodajmy i do
blizki logicznie do samej abstrakcyi obraz zmysowy dziada-patryarchy, starca o
moliwie szlachetnym i majestatycznym wygldzie. Abstrakcy ducha - ujmuje si
najczciej pod postaci tchnienia. Kad myl, otrzyman na drodze kojarzenia
elementw mowy (a uywajc terminu psychologicznego, na drodze assocyacyi
wyobrae), nawet tak, ktra nie wie si odruchowo z jakim obrazem
usiujemy sami "uzmysawia sobie", i lubo j wypaczamy niemiosiernie,

opanowujemy j lepiej, gdy wiemy ze wiatem obrazw zmysowych, ktry jest


ostoj nasz.
Aby da jeden przykad i to nieobojtny z innych jeszcze wzgldw,
nadmieni, e wanie dla tego nauka usiuje sprowadzi zagadnienia biologiczne
oraz interpsychiczne do stosunkw prostszych, fizycznych, e dla wiata takich
abstrakcyi niema lepszej podpory realnej, nad stosunki fizyczne, take wprawdzie
abstrakcyjne, ale ju atwiej dajce si zestawi z grubemi obrazami realnego
wiata bezporednio zmysowego.
Spraw poruszon moemy z korzyci wyjani sobie na nastpujcem
porwnaniu.
Siedzi sobie lis w lesie i czuwa. Przyroda przynosi mu gr barw obojtn,
wonie obojtne i szmery obojtne. Nagle such lisa rozrni lekki szmer
poruszajcej si myszy i natychmiast pami jego kojarzy ten znany mu szmer
charakterystyczny z obrazem myszy. Szmer mysi budzi tedy obraz abstrakcyjny
myszy i ten dopiero przywouje do wiadomoci lisa peniejszy obraz myszy, czyli
przedmiotu konkretnego w przyrodzie.
Chciabym zwrci uwag czytelnika na okoliczno, e tem samem jest
szmer mowy ludzkiej, z t jedynie rnic, e budzi on obraz abstrakcyjny
abstrakcyi.
Gdy tedy szmer myszy wywouje obraz abstrakcyjny myszy (przedmiotu
konkretnego), szmer wyrazu ludzkiego (podczas rozmowy dwch ludzi) wywouje
u suchajcego obraz abstrakcyjny abstrakcyi (pojcia oderwanego).
Mamy tu prawo dla uproszczenia uczyni skrcenie i pomin w obu
zdaniach abstrakcyjno obu obrazw. Wtedy wypadnie nam, e:
szmer myszy wywouje u lisa (a takie u mnie) obraz myszy,
szmer wyrazu za u czowieka obraz abstrakcyi.

Jeeli za, dla dokonania takiego samego uproszczenia, pominiemy w obu


powyszych twierdzeniach inny element wsplny, mianowicie nie abstrakcyjno,
lecz obraz, dowiemy si wtedy, e
szmer myszy wywouje u lisa (a takie u mnie) abstrakcy myszy,
szmer za wyrazu mowy ludzkiej - u czowieka abstrakcy abstrakcyi.

Szmer wyrazu mowy i szmer natury s to w gruncie takie same bodce.


Wywouj one:
obraz abstrakcyjny czyli abstrakcy od obrazu.

W takim razie wyraz mowy ludzkiej jest dla czowieka


obrazem abstrakcyjnym;
obraz za abstrakcyjny myszy dla lisa - jest wyrazem myszy, albo wyrazem

przyrody zewntrznej.

I jedno i drugie mona nazwa wyrazem, i jedno i drugie mona nazwa


abstrakcy. Widzimy z tego, jak trafnie, ju w XVIII w., Piotr Laromiguiere nazwa
organy zmysw "machines a abstraction".
Okazuje si, e w gowie ludzkiej odbywa si proces taki sam, jak w
zwierzcej; wyraz mowy (obraz abstrakcyi), musi przej przez faz zwierzc,
musi skojarzy si na chwil z jakim obrazem konkretnym wiata zmysowego, a
dopiero nastpnie odrywa si od niego i czy si z rozleg grup obrazw
abstrakcyi, stanowicych myl abstrakcyjn. Wic wyraz "kapelusz" moe
skojarzy si naprzd z niepenym obrazem jakiego kapelusza konkretnego i
dopiero potem odrywa si od obrazu konkretnego, aby sta si pojciem
abstrakcyjnem. Wyraz "zwierz" kojarzy si najczciej z obrazem jakiego
okrelonego zwierzcia i dopiero potem odrywa si od niego, rozpywajc si w
pojciu abstrakcyjnem, obejmujcem wszelkie zwierzta. Wyraz "tysic" kojarzy
si z jakim konkretnym obrazem, np. banknota 1000-frankowego, albo "dziesiciu
setek czego", albo znaku cyfrowego "1000" i dopiero potem odrywa si od tego
przypltanego obrazu zmysowego, aby zamajaczyo w nas co niedajcego si uj
zmysami, jaka "ilo", "mnogo", skupiajce si okoo znaku lub wyrazu
"tysic".
Obraz zmysowy elementarny i wyraz (usyszany) s to przeksztacenia
bodcw wiata zewntrznego, s to elementy mylenia. Co prawda ukadaj si te
elementy mylenia tu i tam w inne obrazy zoone, ale to jest ju kwesty takiego
lub innego ich kombinowania si.
Staje si oczywistem, e nie tylko mechanizm mylenia jest podobny w
gowach ludzkich i zwierzcej, ale nawet obfito elementw mylenia nie tak
bardzo wiksz, jak si pospolicie wydaje. Nawet w mzgu nie o wiele wikszym
od zwierzcego miejsca jest do na wszystkie elementy wiata idealnego. Zasb
bowiem oglny elementw mylenia powiksza si naprzd tylko o wyrazy mowy,
a tych czowiek przewanie potrzebuje i uywa bardzo niewiele, powtre o obrazy
przedmiotw, bdcych wytworem cywilizacyi. Chocia jest ich wielka mnogo,
przecitny czowiek zna ich bardzo niewiele, gdy za yjc na onie cywilizacyi jest
odgrodzony od ona natury, skutkiem tego nie zna i nie potrzebuje zna mnstwa
wytworw natury, ktre wypeniaj poznanie zwierzcia; wic nowoprzybyy zasb
elementw realnych cywilizacyi kompensuje si w duej mierze odpadniciem
elementw bezporedniego rodowiska przyrody, ktre jest caym wiatem dla
kadego zwierzcia dzikiego. Tylko ruchliwo elementw mylenia w gowie
ludzkiej jest wiksza.
Z doczenia si wyrazw do obrazw wynikaj skutki, o ktrych pomwimy
w rozdziale nastpnym.

XLII. Energia fizyologiczna rdem ycia D. Siy-wyrazy jako


bodce, wyzwalajce napit energi fizyologiczna.
Kojarzenie samych abstrakcyi przedmiotw wystarcza zwierztom do
utrzymania si przy yciu. Przecie nawet i praczowiek, nie zna i nie potrzebowa
mowy wyrazowej. Wobec tego mylenie abstrakcyami abstrakcyi musimy uzna za

zbyteczne dla samego organizmu. We wraliwoci ludzkiej na wyrazy mamy


zjawisko cakiem nowe dla wiata ziemskiego. Ocen za tego zjawiska uatwi nam
porwnanie stosunku komrki wolnej do komrki organicznej.
Sabiuchna wraliwo wymoczka na wiat zewntrzny wystarcza mu w
zupenoci do egzystencyi, - ale nie wystarczyaby ju lisowi. Niech mu np. zajd
bielmem oczy, a zginie tak rycho, jakby wcale nie by wraliwy na fale wietlne,
pomimo, e komrki jego siatkwki bd jeszcze odrnia rne natenia wiata
w stopniu, wystarczajcym dla wolnego jednokomrkowca.
Znaczy to, e komrka siatkwki posiada wraliwo na bodce wietlne
cakiem zbyteczn dla komrki wolnej, czyli dla niej samej, a co za tem idzie
zadaniem jej nadwraliwoci musi by co innego, nieli podtrzymywanie bytu i
rozwoju samej komrki. Jako wiemy, e zadaniem komrek siatkwki jest
podtrzymywanie bytu i rozwoju caego organizmu. Skde si wzia ta nadmierna
wraliwo, ktrej nie zdoa osign i nie potrzebowa aden jednokomrkowiec?
Wytwarzaa si w komrce siatkwki w dugim acuchu rozwoju filogenetycznego
zwolna i kosztem stopniowego utrcania innych normalnych jej waciwoci.
Midzy innemi, taka komrka nie podlega ju rozrostowi ustawicznemu, jak inne,
wolne, nie potrzebuje si sama stara o poywienie i t. d.
Nadmierna tedy, ale zarazem jednostronna wraliwo komrki siatkwki jest
wynikiem okolicznoci, e staa si ona oddawna czstk zrzeszenia, wrd ktrego
panuje podzia czynnoci, wymiana usug. Cz si, zuywan na wiksz
wraliwo optyczn, oczywicie na korzy ogu, - ten og wynagradza jej,
zwraca, przez zaspakajanie potrzeb, ktrym zadouczyni sama nie byaby ju w
monoci. Wymiana usug zasza, w zrzeszeniu tak daleko, e komrki
poprzeobraay si gruntownie na specyalistki. Niema ju dla nich powrotu do roli
jednokomrkowcw. Stay si kkami w maszynie fizyologicznej, zmiennemi
tylko wwczas, gdy tego bdzie potrzeba organizmowi.
Czem podobnem jest czowiek w narodzie, z rnic, e jego zaleno od
ogu jest o wiele mniejsza, poniewa nie rozstaje si tak gruntownie ze swem
dawnem rodowiskiem. Bez wzgldu na swe stanowisko spoeczne, kady nie tylko
moe, lecz musi sam spenia wszystkie funkcye fizyologiczne i dla tego
morfologicznie zostaje rwny zwierzciu. On mgby wrci nawet zawsze do
ywota organizmu wolnego, czego mamy przykady na czowieku zdziczaym.
Wobec takiej normalnoci fizyologicznej kadego czonka spoeczestwa
wolno zapyta: co uczynio czowieka czem wicej, ni zwierzciem i co powoao
do bytu dziea cywilizacyi? Nam teraz nie wystarcza osignity ju pewnik, e
mowa uczynia ze zwierzcia czowieka, albo ze mowa wlewa w nas ducha
ludzkiego, bo ani mowa, ani w duch nie stanowi przecie jeszcze rda si
fizycznych, czynnych w czowieku na rzecz cywilizacyi.
e komrki jednego organizmu funkcyonuj rozmaicie, niema w tem nic
dziwnego, bo s morfologicznie zrnicowane, a wic i fizyologicznie, - ale
czowiek, nawet wwczas, gdy jest psychicznie zrnicowany, nie powinienby by
fizycznie produkcyjniejszy od zwierzcia, a zwaszcza w kierunkach rozmaitych,
bo do produkcyi fizycznej nie wystarczaj same sowa lub myli. Tu trzeba energii,
trzeba si fizycznych, a tych organizm czowieka nie produkuje stosunkowo wicej,

ni zwierze. Wszak ycie lisa zdaje si nie pozostawia adnego nadmiaru, krom
chyba w komrkach rozrodczych. Skde si w czowieku bierze w nadmiar si
fizycznych, niezbdny do wydania dzie ludzkich, skoro go nie widzimy w innych
ciaach zwierzcych? Ot wcale tak nie jest, jak si wydaje. Siy fizyczne
czowieka pyn z tego samego rda, skd pyn zwierzce. Gdy rdem ycia i
si fizycznych organizmu s bezwtpienia tylko ciaa komrek, wic tylko siy
komrkowe mog by rdem ycia i si fizycznych czowieka, a w konsekwencyi
i cywilizacyi. Obfito tych si dostrzegamy dopiero w czowieku, nie dostrzegamy
go u zwierzt dla tego, e przeocz si zwykle fakt niezmiernej doniosoci,
mianowicie, e organizm zwierzcy funkcyonuje bardzo nieoszczdnie, z powodu
warunkw, w ktrych si utrzymuje przy yciu. Nie spostrzegamy zwykle, e
wszystkie organizmy rozporzdzaj zawsze o1brzymim nadmiarem si, ktry w
chwilach niepowodze jest cennym zapasem, pomagajcym do przetrwania, ale w
pomylnoci rozprasza si w bezczynnoci zwierzcia oraz wszelkiego rodzaju
igraszkach.
Lis, gdy godny, zabiega, aby si nasyci, ale syty odpoczywa lub zuywa siy
w bieganiu, pki gd nie popdzi go do nowej pracy, ktrej jedynem zadaniem jest
znowu tylko nasycenie, zaspokojenie potrzeby fizyologicznej. Mona powiedzie,
e lis jest machin z akumulatorem, oprnianym zarwno w chwilach potrzeby si
w nim nagromadzonych, jak tez w chwilach ich nadmiaru. W drugim wypadku
zawarto jego promieniuje wprzestrze w postaci bd ciepa, bd ruchu
bezcelowego. Wwczas marnuje si.
Ten wanie nadmiar siy ywej, ustawicznie trwoniony przez zwierz, jest
ogromnym, wprost niewyczerpanym, zapasem, z ktrego ukada si wysza forma
ycia, forma D.
W bycie spoecznym w nadmiar energii nie przepada tak cakowicie, jak w
gromadnym lub samotnym. Wprawdzie i tu znaczna jej ilo trwoni si po
dawnemu, ale przynajmniej cz jej pod postaci dziaa ludzkich, pod postaci
pracy twrczej zuywa si na rzecz zwizku spoecznego. Im spoeczestwo wyej
rozwinite, tem wiksza cz tych si, marniejcym w zwierztach, obraca si na
twrczo spoeczn.
Lecz c ujarzmia ten nadmiar i przeobraa w si i to twrcz,
ponadorganiczn? W tem pytaniu spoczywa jdro kwestyi.
Genez pracy twrczej, pracy produkujcej w spoeczestwie, upatrywano w
przymusie fizycznym, wywieranym przez mocniejszych nad sabszymi - i bdzono
gruntownie.
Skdeby przyszo np. lisowi zmusza innego lisa do polowania za siebie,
innemu lisowi da si zmusi do dziaania na korzy innego, a w kocu: coby z
tego wyniko? W najlepszym razie lis mocniejszy wyspaby si duej kosztem
sabszego lub potulniejszego, - potulniejszy, pracujc za dwch staby si
niezdolnym do wyywienia nawet siebie i na temby si proces przerwa. Moment
przymusu jest rzeczywicie wanym czynnikiem w cywilizacyi, ale nie on wywoa
cywilizacy. Zapas energii nie wydziera si w caostce ywej gwatem fizycznym,
przymusem, ani walk np. przez odbieranie sabszym owocw ich pracy. To nie
moe by zasad zarwno w spoeczestwie, midzy ludmi, jak w organizmie

midzy komrkami, albowiem sam akt walki jest aktem nieprodukcyjnego i


nieekonomicznego zatracania oboplnej energii. Przytem jedynym owocem pracy
zwierzt bywa zapas ywnoci lub gniazdo. Wydarcie takiego dobytku nie moe
by ani aktem twrczym, ani wywoa nowego aktu twrczego, chyba znowu
gniazdo lub zapas ywnoci.
Nie bdziemy czytelnika mczyli zdobywaniem krok po kroku pozycyi nieco
nowej. Odsonimy myl nasz odrazu. Dziea ujarzmiania najmniejszym nakadem
wasnej-energii fizycznej cudzej, dokonywaj wyrazy, jako bodce fizyczne i jako
wyrazy abstrakcyi. Aby wywoa dziaanie fizyczne siami innego czowieka do
podziaa na jego zmysy, do wywoa skojarzenie obrazw w obcej gowie - w
abstrakcy. Ale do otrzymania tego skutku trzeba wyrazu-bodca. Sam proces
nerwowy nie moe by bodcem poza obrbem organizmu, w ktrym si toczy.
Oto oficer wygasza wobec onierzy krtkie haso: marsz! i caa kompania
maszeruje, wykonywa prac. Nieche oficer sprbuje tylko pomyle: marsz!, a
skutku nie bdzie. A wic dopiero brzmienie wyrazu wywouje w realnoci D,
skutek spoeczny, wcale za nie myl sama. W kocu nie zapominajmy i o tem, e
przekonalimy si ju dostatecznie, i samo mylenie po ludzku zarwno oficera,
jak onierzy jest tylko skutkiem istnienia bodcw-wyrazw, wic gdyby nawet
kto upiera si przy rozumowaniu, e to myl wywouje zewntrz organizmu
skutki realne, wyjdzie na to, e myl wyraona czyli wyraz, nie za myl sama,
wywoaa zewntrz mylcego skutek mechaniczny.
Musimy jednak teraz doda, e brzmienie wyrazu waciwie tylko wyzwala
nagromadzone w innych osobnikach siy fizyologiczne, napite do dziaania.
Wyrazy-bodce dziaaj na skomplikowany system si, zostajcy w rwnowadze
niestaej w sposb podobny, jak iskra dziaa na nabj prochowy, jak sabe pchnicie
na wielk bry, zostajc w rwnowadze niestaej. Nierwnowag tak
zaprowadzio w organizmie ycie w spoeczestwie.
Ujmujc rzecz z innej strony, moemy powiedzie, e wyrazy, jako fale
fizyczne, s przedmiotami w przyrodzie, one wchodz w skad naszego
rodowiska. Skoro za wiadomo, e rzebiarzem, ktry ksztatuje wszystkie
jestestwa jest rodowisko, wic czowieka ksztatuje take i mwione, ujmowane w
najszerszem znaczeniu tego sowa. Jednak wyrazy zaczynaj nalee do naszego
rodowiska, jako czynnik, dopiero wwczas, gdy wchodz w stay stosunek ze
wiatem rzeczywistoci, dostpnej i dla zwierzt, blizkich nam organizacy. Proces
wprowadzania wyrazw w stosunek ze wiatem rzeczy jest taki sam, jak w mzgu
zwierzcym, gdzie dokonywa si rozbijanie obrazw przyrody na elementy i
czenie elementw w obrazy. Przycza si tu tylko nowy element wiata rzeczy:
ruch powietrza, wywoujcy wyobraenia-wyrazy, kojarzone z obrazami
przedmiotw i dopiero nastpnie wywoujce abstrakcye od przedmiotw.
Kojarzenie wyrazw oznaczajcych przedmioty, z obrazami przedmiotw jest
spraw dosy prost i atw, ale nie tak jest z prawdziwemi abstrakcjami. Gdy
pierwsze maj za skutek przeprowadzenie z umysu do umysu prawie tych samych
obrazw, - drugie, nie bdc obrazem adnego przedmiotu konkretnego, lecz
pkiem oderwanych abstrakcyi, nie ukadaj si w adnym umyle jednakowo pod
wpywem jednakowego bodca. Ten sam wyraz kojarzy si u kadego czowieka z

innym obrazem zoonym abstrakcyjnym; tyle tylko mona powiedzie, e w


kadym z tych obrazw jest troch elementw wsplnych.
I, rzecz godna najbaczniejszej uwagi, e wanie niezupene podobiestwo
obrazw abstrakcyi, czonych jednym wyrazem albo jedn ich grup, jest
przyczyn powstania i rozwoju cywilizacyi. W razie identycznoci obrazw
wywoywanych z wysyajcemi bodziec, wiat abstrakcyi ludzkich nie powstaby
wcale, a w razie wielkiego ich podobiestwa byby tak mao zmiennym, jak wiat
organizmw. Lubo to zupenie zrozumiae, pozwol sobie owietli rzecz na
jednym przykadzie. Gdyby wiedza nauczyciela przelewaa si dokadnie w
uczniw, wszyscy wiedzieliby tylko to samo, co on. Pokolenia pniejsze w
narodzie wiedziayby, umiayby i robiyby prawie to, co poprzednie. Abstrakcye
bowiem wywoywane byyby podobne do przekazywanych, jak obrazy jednego
przedmiotu, odbite w dwch jednakowych zwierciadach.
O ile trafnem jest synne orzeczenie Darwina, e pod wzgldem naukowym
ludzie dziel si na dwie tylko kategorye: samoukw i nieukw, co uwypukla t
prawd, e nauki wzi bez trudu nie mona od najwikszego nawet mistrza, bo si
j tylko zdobywa, o tyle z jeszcze wiksz susznoci mona zastosowa do
wszystkich ludzi inne okrelenie: wszyscy jestemy uczonymi samoukami.
Uczonymi jestemy, bo od samej kolebki a do dojrzaoci, a waciwie nawet a
do grobu otoczenie ludzkie uczy nas wasnych abstrakcyi za porednictwem
wyrazw; samoukami za dla tego, e jednak pod mwione podkadamy tylko
swoje abstrakcye i poznanie nasze jest owocem cile wasnej pracy niby
odtwrczej, mniej lub wicej udatnej, a naprawd nawet wprost twrczej.
Tem samem zreszt jest wszystko, co yje, albowiem dziaanie
przeksztacajce wywiera na kompleks, zwany rolin, dopiero swoiste odczuwanie
bodcw rodowiska. Kady gatunek, kade indywiduum ksztatuje si na swj
sposb, lubo pod wpywem tych samych bodcw, a im forma bardziej
skomplikowana, wic mniej podobna do drugiej, "niby" podobnej, tem reakcya na
jednakowy bodziec jest odmienniejsza.
Jednakowe bodce wywouj skutki jednakowe tylko w ciaach jednakowych i
w warunkach jednakowych. Klasyczn tego ilustracy mog by fale cieplne,
wzbudzone przez soce. Dziaaj one jednakowo tylko na jednakowe czsteczki
chemiczne, zostajce w jednakowych warunkach. Na milion wymoczkw
Paramecium dziaaj prawie jednakowo, mniej jednakowo, ale z maemi dla nas
praktycznie odchyleniami, zalenemi od niejednakowych warunkw rodowiska
dziaa bd na tysic makw, rozrzuconych po wielkim obszarze, - lecz cakiem
odmiennie bd dziaa na rne roliny, choby rosy obok siebie. W patku maku
wydobywaj barw czerwon, w patki lilii bia, w patku sonecznika t; w
gencyanie wzbudz pierwiastek gorzki, w berberysie kwany, w ostromleczu
piekcy.
Skd takie skutki? Std, e jednakowy bodziec dziaa na ukady
niejednakowe. Pod dziaaniem tych samych fal dokonywaj si w kadym gatunku
rozkady i syntezy czciowo inne, a czciowo takie same, i nikt si temu nie
dziwi. Tembardziej powinno by zrozumiaem, e ten sam wyraz-bodziec, nawet
bez towarzyszenia zmieniajcego wpywu intonacyi oraz mimiki, wic np. wyraz

napisany lub drukowany wywouje w rnych osobnikach bardzo rozmaite


skojarzenia elementw psychicznych. Osobniki spoeczne nigdy nie bywaj tak
jednakowo uksztatowane, jak osobniki zwierzce, a gdyby tak byo - wtedy wyrazsygna dziaaby prawie jednakowo na dowoln ilo osobnikw, wtedy myl
wyraona odbiaby si wiernem prawie echem myli wzbudzonych. Myl ABC,
przez sygna W wzbudziaby wszdzie, dokd sigaj fale W - tylko chr myli
ABC. To si dzieje tylko w stadzie, wrd ludzi takiego dziaania nie bywa. Tre
psychiczna ABC, dziaajc przez wyraz W na zgromadzonych piciu ludzi, wywoa
w jednym myl BCD, w drugim BEF, w trzecim BGH, dalej jak bogatsz,
BKLMN i BOPR. Mamy tu 5 rnych wartoci psychicznych. Jeden wyraz nastroi
kadego inaczej i jeli kady wypowie myli wzbudzone, wypowie je napewno w
innych wyrazach, dajc pocztek czterem nowym szeregom myli jeszcze bardziej
rnych.
Gdy zawoam do 5-ciu chopcw: bawcie si! niezawodnie wystpi starcia w
mowie i czynach. Chopcy zaczn umawia si, przekonywa, sprzecza. Nie
zbudzi si jedna myl, jedno pragnienie, jeden czyn. Zerwie si istna lawina
rnych skutkw. To jest ycie spoeczne. Co podobnego na drobn skal dzieje
si wewntrz organizmu, gdzie jednakowy bodziec (fale soneczne) nawet na
obwodzie ciaa wywouje nader rozmaite wraenia i reakcye, a oddawany od
komrki do komrki wgb ciaa, wywouje najprzerniejsze skutki lokalne,
przerne prace fizyologiczne w komrkach, stanowice w sumie proces yciowy
organizmu.
W spoeczestwie jednakowy bodziec (mwione) rozchodzc si sferycznie
od osobnikw do osobnikw, wywouje rne stany psychiczne niejednakowo
nastrojonych aparatw psycho-fizycznych, a w nastpstwie coraz bardziej
niejednakowe dziaania spoeczne, stanowice proces yciowy spoeczestwa.
Wewntrz organizmu powstaj rne produkty komrek i organw, w
spoeczestwie dziea ludzi oraz instytucyi.
Tam biologiczna odmienno komrek wywouje ca rozmaito dziaa i
skutkw, tu taka odmienno osobnikw ludzkich, wytworzona przez wspycie
w spoeczestwie. W gruncie rzeczy jest to to samo.
Tam zuytkowuje si na ycie organizmu cz energii komrek, mogca by
zaoszczdzon i zuytkowan na skutek zblienia komrek, zrnicowania
uzdolnie i pracy, - tu na ycie i dziaanie spoeczne zuytkowuje si cz energii
zwierzcej, oszczdzona przez takie same czynniki, przez zrnicowanie uzdolnie
pierwotnie jednakich i mniej lub wicej ekonomiczny podzia pracy. I organizm i
spoeczestwo z jednego rda czerpi, z energii fizyologicznej. Regulatorem
pierwszej s bodce midzykomrkowe (ktrych biologia dotychczas nie zna),
drugiej mwione, (we wszelkich postaciach), falujce bezustannie w narodzie.

XLIII. Czem by musi teorya cywilizacyi?


Jeden z krytykw moich Prolegomenw, wyrazi si, e metoda "badania od
zewntrz, mimo konsekwentnego jej przeprowadzenia okazuje si niedostateczn i
nic nie wykazuje ponad to, co jest w osobnikach". Zdaniem jego "cywilizacya jest
czem, co treci swoj nie poddaje si metodzie przedmiotowej" (1. c. s. 183). Nie

dla polemizowania, ale dla owietlenia sprawy podnosz ten sd, typowy dla
wczorajszego stanowiska wielu filozofw.
Naprzd omiel si zaznaczy, e obrana metoda odsonia mi wanie co
bardzo zewntrznego, poza tem, co jest w osobnikach, mianowicie si twrcz
mwionego, ktre formuje nas na czynne siy wiata wyszego i przez nas
powouje do bytu materyalne dziea cywilizacyi.
Co do drugiego sdu, powiem, e tre cywilizacyi nie poddaje si metodzie
przedmiotowej dla tego, e i tre caego wiata si jej nie poddaje, ale do tego, aby
przyrodnicy mieli co bada, wystarczaaby "forma". Jednak, jak powiedziaem,
nawet cz prawdziwej "treci" cywilizacyi nie jest przed nami zakryta,
mianowicie, ta, ktra jest w kadym z nas. Zupenie to naturalne, e tre caej
cywilizacyi nie poddaje si metodzie przedmiotowej, bo przecie aden z nas nie
jest "cywilizacy" ca, aby mniema, e, poddajc obserwacyi wasn tre, swj
wiat wiadomoci, poddaje wszystk tre. Bdc tylko czstk cywilizacyi, kady
tylko swoj czstk zna "od wewntrz". Zreszt waciwie nie jest to nawet
przedmiot obserwacyi, ile raczej funkcya obserwowania, odczuwania wiata.
Wszak to wewntrzna strona samego ycia! Tak szeroko czu, jak chciaby tego
krytyk, mogaby tylko realno D, nigdy czowiek.
Z powyszego widzimy, e cywilizacya nie tylko moe, ale musi by
objektem badania od zewntrz, na rwni ze wszystkiemi objektami wiata.
Wynik ten nie zawadzi umocni i wyjani nowem rozumowaniem. W tym
celu postawmy pytanie: czy my poznajemy fale mwionego, podtrzymujce wiat
D, czy te jeszcze mylane? Czy wiatem, ktry mi narzdzie mylenia odsania s
gotowe sdy obce (rozdz. XI s. 81), czy zewntrzna forma tych sdw?
Zdaje mi si, e ludziom dostpne s tylko stosunki midzy wyrazami
wiadomoci, nie za midzy wiadomociami.
Trwa mnstwo pozna obok siebie, nieznanych nam, niepoznawalnych i
niezgodnych z naszem. Nie poznajemy treci psychicznych obcych, lecz jedynie
mwione, szablonowe mwione, co bezporwnania stalszego od nieskoczenie
rozmaitych treci psychicznych, wzbudzanych przez to samo mwione.
Nie mamy dostpu do "sensu" cywilizacyi, prcz tylko osobistego poznania.
Ono jedno jest dla nas dostpnym sensem cywilizacyi, wszystko za, co po za
nasz "jani", jest ju tylko objektem poznawania, i to notabene objektem
niepoznanym, bo co poznane, to wchodzi ju w zakres naszego poznania. Mwione
cudze stoi w niedajcym si zbada zwizku ze wszystkiemi treciami, ktre
miewao u rnych ludzi, w rnych czasach. Wiemy tylko tyle, e miao
najrozmaitsze treci, ktre wydaway rne skutki.
Pozytywnie trwaj w czasie i przestrzeni duej, ni osobniki ludzkie, tylko
sowa i rzeczy, wcale za nie tre psychiczna, tymczasem, operujc mylami
wasnemi, zdaje nam si zbyt czsto, e poznajemy myli cudze. Pod cudze
powiedziane o nieznanej treci podkadamy myli wasne, i w tem qui pro quo ley
wiekuiste rdo niemocy wiedzy humanistycznej oraz rdo cikich bdw. Ale
czy tylko tyle? Zdaje mi si, e w tem tkwi co wicej i co cenniejszego, bo
zarazem wiecznie bijce rdo caego rozwoju D, rdo ycia D. Egomorfizm
mimowolny i bezwiedny, w ktrym jestemy pogreni, paczy mniej lub wicej

doszcztnie wszelkie rezultaty najstaranniejszej i najkrytyczniejszej pracy


badawczej w kadej dziedzinie ycia i nauk historycznych; podsuwamy wasne
myli uczucia i chci kademu bliniemu, kadej epoce historycznej - w szcztki
icie paleontologiczne wstawiamy tre obc im, bo wasn nasz.
Ale zdaje mi si, e wanie ten egomorfizm, bdcy rwnoczenie
egocentryzmem, nieunikniony i niedajcy si nigdy doszcztnie pokona czy
zneutralizowa, jest czynnikiem, przerabiajcym wiat D, jest pierwiastkiem ycia
jego. Oddzielno naszych wiadomoci, nasza oddzielno psychiczna jest
warunkiem istnienia cywilizacyi, czyli ycia D, jest warunkiem twrczoci.
Tak wic naley si nastpujce sprostowanie. Tradycyi, psychicznego
dorobku pokole i wiekw nie moemy widzie od wewntrz. Nam si tylko zdaje,
e je widzimy od wewntrz, jest to zudzenie egomorficzne. W rzeczywistoci za
widzimy od wewntrz tylko wasne poznanie, (wasn intermens) wasne sdy o
wiecie D, w ktrym dziaamy - wicej nic. Znamy w cywilizacyi siebie, i to
wystarcza, abymy byli w niej pierwiastkiem czynnym, si C w D.
Oddziaywamy na innych w sposb, pozwalajcy nas uwaa za siy
spoeczne, tylko dla tego, e nie jestemy tem samem, czem kady inny czowiek,
bo jedynie przez odmienno utrzymuje si nierwnowaga, bdca rdem
nieskoczonego i rozgaziajcego si acucha dalszych stanw nierwnowagi.
Przy zupenej rwnowadze nie byoby cywilizacyi. Z idealnej zgodnoci treci
psychicznych (wywoywanych z wysyanemi) nie powstawayby nowe treci
psychiczne (r. XXXVII). Oddzielno wiadomoci ludzkich jest tedy zarwno
wynikiem jak warunkiem zjawiska spoecznego oraz jego rozwoju.
Sprawa metody badania od zewntrz stoi lepiej, ni si z pozoru wydawao.
Ukazaa nam ona co wicej prcz tego, co jest w osobnikach; pozwolia okreli,
czem jest to "co" po za osobnikami i w osobnikach i dla czego jest takiem, jakiem
jest.
Przedmiot naszego badania okazuje t waciwo, e im bliszym wydaje si
kres jego, tem wicej wyania si kwestyi, wymagajcych roztrznicia. Przyczyn
jest gboki zwizek zagadnie socyologicznych z biologicznemi i wpyw nowych
owietle jednej dziedziny na sposb widzenia zjawisk drugiej. Odsaniaj si tu
niespodzianie nowe punkty styczne lub rozbienoci, ktrych nie mona zostawi
bez roztrznienia i zgbienia, jak rwnie nie mona wyczerpa w jednej ksice.
Chocia wic cisn si pod piro liczne kwestye i tematy, zwizane
bezporednio z podniesionem tu zagadnieniem, musimy je odoy do nastpnej
pracy, bo chobymy jeszcze jak cz ich zdoali poruszy, byoby tem trudniej
zamkn tom bez roztrznicia zwizanych z niemi pyta, i tak samo, jak
przedtem bezuytecznem byoby formuowanie wnioskw na podstawach
niedostatecznych. Zarysowao si nam ju do wyranie stanowisko czowieka i
narodu w przyrodzie, kwestya czem jest intermens ludzka w przyrodzie i w czem
ona podobna do ycia; zrozumielimy ju co czowieka czyni czowiekiem,
zrozumielimy, e jest co wyszego nad czowieka, a tem jest nard, jest co, co
stanowi istot narodu, a tem jest jzyk, zrozumielimy, e dusza nasza pynie z
narodu. W oglnych zarysach zosta ju rozjaniony, jak mniemam, do

gruntownie stosunek wzajemnej zalenoci midzy wadz mwienia, yciem


spoecznem i rozwojem czowieka jako jestestwa bezprzykadnego w wiecie
organizmw, ale sporo jeszcze zostao do roztrznicia zanim przyjdzie czas na
ostateczne i naleyte sformuowanie wynikw pracy podjtej. Zagadnienie zbyt jest
skomplikowane, zadanie byo a nadto ostronie rozwizywane, aby niecierpliwo
i popiech w poowie drogi mogy wyj na korzy nauki. Zreszt to w ogle
zadanie nie na jedne siy. W szerokich ramach, w ktrych zostao umieszczone,
rozgazia si na kilka poszczeglnych, jednakiej wagi zagadnie oglnych oraz na
mnstwo szczegowych, wic w najlepszym razie tylko czstk jego bdziemy
mogli uczyni przedmiotem najbliszych docieka.
Jeeli si nam uda posun w nastpnej pracy badanie, ktre tu przerywamy, i
wykoczy ogln teory cywilizacyi, pragnlibymy wwczas rozpatrze
przedewszystkiem naturalne warunki rozwoju osobnych realnoci D, aby pozna
czynniki rodowiska zewntrznego, zarwno sprzyjajce rozwojowi, jak
zwalniajce ten proces lub wrcz destrukcyjne. Dopiero potem przyszaby kolej na
zajcie si waciwemi zagadnieniami socyologii, ktrych roztrzsanie tylko na tak
szeroko przygotowanym gruncie moe prowadzi do wnioskw i pogldw jako
tako zgodnych z natur rzeczy. Nie dajemy tu wic krtkiego sformuowania
wynikw osignitych, gdy metoda badania, ktr obralimy, (ustawiczne
wprowadzanie ucile, korekty, zwanie lub rozszerzanie poj,
wyprowadzanych ze zbyt szczupej lub zbyt wielkiej iloci wzitych pod uwag
faktw), nie pozwala, pod groz popenienia omyki, na przedwczesne definicye.
Metoda to mudna - na przemiany dedukcyjna i indukcyjna, a waciwie
wzorowana na procesie ycia, ktry jest ustawiczn analiz i syntez, ale zdaje si
by pewniejsz od jednostronnego zasklepienia si w czstce zjawisk, gdy wiemy
dobrze, i wiat jest jednym wielkim mechanizmem, w ktrym wszystko zaley od
wszystkiego, wszystko oddziaywa na wszystko i wszystko ksztatuje wszystko.
W najbardziej zmiennej czstce wiata, a tak jest waciwie realno D,
najtrudniej pochwyci to, co w niej jest wzgldnie staego, t. j. co powtarza si z
najmniejsz zmiennoci, wic teorya realnoci D bdzie waciwie teory
ewolucyi, zastosowan do najtrudniejszego objektu, ale za to, jeeli wyjani cho
cz podstawowych zjawisk spoecznych, wwczas naturalnym biegiem rzeczy
wprowadzi wiele wiata do dziedziny mniej skomplikowanych zjawisk czysto
biologicznych; wyniki jej sprostuj niejedn niedokadno, wyjani niejedno
zjawisko, dotychczas zachowujce si opornie wzgldem metod przyrodniczych.

XLIV. Czowiek i nard.


Niepodobna zamkn ksiki bez dorzucenia cho kilku sw, pogbiajcych
myl, e zwierz raz si rodzi, czowiek dwa razy.Pragniemy uwypukli jeszcze na
tem miejscu okoliczno, e oba razy rodzi go spoeczestwo i oba razy przez
matk.
Plato naucza, e dusza czowieka musiaa istnie ju przed wstpieniem do
ciaa, gdy posiada wiadomoci, ktrych nie moga naby przez dowiadczenie.
Myl ta czsto wracaa u filozofw pod postaci twierdzenia o istnieniu idei

wrodzonych oraz intuicyi bezporednich, a cho okazaa si nieuzasadnion,


popiera j jaskrawo, cho pozornie, taki np. fakt, e geniusze zjawiaj si
niespodzianie i wyhodowa ich niemona.
Zjawisko to wyjania si zupenie naturalnie i zgodnie z podstawami biologii,
ale tkwi w niem moment godny uwypuklenia, poniewa rzadko zdajemy sobie z
niego spraw.
Czowiek nie rodzi si wcale zwierztkiem, ktreby cywilizacya
(wychowanie) przeobraaa dopiero w jestestwo spoeczne. Jest cakiem odwrotnie.
On rodzi si czowiekiem in potentia, wikszym i peniejszym, ni bdzie, gdy go
spoeczestwo porwie w swj wir i przeobrazi w czowieka czynnego.
Tu odsania si najjaskrawiej niezmierna rnica midzy zwierzciem, a
czowiekiem.
Zwierz rodzi si zupenie uzdolnione do funkcyi, ktre bdzie spenia, ale
te tylko do tych funkcyi i innych nie moe i nie bdzie spenia. Ono rodzi si
specyalist organicznym. Wic tez dopiero gdyby i czowiek przychodzi na wiat
gotowym specyalist spoecznym, moglibymy go w literalnym sensie nazywa z
Arystotelesem zwierzciem spoecznem. Ale do tego, aby tak byo, musieliby
wszyscy przodkowie osobnika danego spenia w przeszoci wci jednakie
funkcye, "udoskonalajce si" tylko z biegiem czasu.
Wwczas nard byby podobny do zwykego organizmu, w ktrym
uzdolnienia i funkcye komrek zawsze id w parze. Nard byby wwczas
ustrojem, o cae niebo prostszym, nieli jest.
Zmienno roli spoecznej ogniw jednego acucha filogenetycznego, pynca
z zupenej niezalenoci fizyologicznej czowieka od czowieka i od spoeczestwa,
zmienno roli i niezaleno, jakich nie znaj komrki organiczne, jest powodem,
e tu mamy co nieskoczenie zawilszego i wyszego, a w wyszoci co niszego
i zarazem nieskoczenie tragicznego.
W drobnem ciaku, ktre przychodzi na wiat, zostawia swe lady dziaalno
ludzka wszystkich przodkw jego a do pierwocin cywilizacyi, wic cignca si
ju na dziesitki tysicy lat wstecz. Ale ta dziaalno nie bya jednakowa. W tak
dugim acuchu tkwi przedstawiciele wszelkich stanw i zatrudnie, zarwno w
drzewie genealogicznem "odwiecznego" czonka ludu, jak w drzewie
najdumniejszego arystokraty, mogcego si wylegitymowa a z dwudziestu
pokole, gdy ma ich tysic. W kadym monaby odnale prostaczkw i mocarzy
ducha i prawicy, rycerzy i tchrzw, bohaterw i nikczemnikw; tylko
skoczonych niedogw i zwyrodniaych niema, bo na nich rd si zwykle
przerywa. Monaby take odnale najniespodziewasze ogniwa, nalece do
najrozmaitszych ludw i cywilizacyi.
Dla tego dzieci przynosi na wiat lady i zadatki uzdolnie i skonnoci
niezmiernie wielostronne, w mzgu drogi utorowane dla najrozmaitszych
skojarze, co za najwaniejsza, w caym literalnie organizmie mechanizm,
przygotowany do wyraania wszelkich ludzkich skomplikowanych stanw
psychicznych.
Dzieci przynosi wypadkow form, przez ktre przepyway najrozmaitsze
treci psychiczne. Tylko dla tego tak atwo zaczyna mwi, naladowa dwiki

syszane, popiera je szerok ekspresy mimiczn i spenia wzgldnie atwo kad


czynno ludzk.
Poniewa jednak kolejno i rnowartociowo ogniw w kadym acuchu
przodkw jest inna, bo w kadem ogniwie inne wybijay si kombinacye, przeto,
mimo oglnego czowieczestwa, kady jest od urodzenia aparatem, niepodobnym
do adnego innego. W kadym s inne drogi lepiej utarte, ktremi rozwj jego
bdzie szed najatwiej i ktremi nawet pod wpywem jednakowych bodcw
spoecznych, wiekowa "forma" cywilizacyi, ktr dzieci w sobie przynosi, bdzie
si kojarzy z t, do ktrej przychodzi, w co zupenie swoistego. Dzieje si to
oglnem prawem dziedzicznoci i w granicach, okrelonych przez nauk o
dziedzicznoci.
Tak wic niemowl jest tylko materyaem na czowieka, materyaem bardzo
rozmaitej jakoci, zgoa nieznanej wartoci, ale najczciej bardzo wysokiej
wartoci. Jest kapitaem potencyalnym, wytworzonym przez dug przeszo
narodu, a nawet licznych narodw zamierzchych, z ktremi jego duga linia
rodowa si krzyowaa.
Prawd jest najzupeniejsz, e dzieci przynosi ze sob na wiat dusz
ludzk, wadz wielk, ktrej nie ma adne zwierz. Cech jej najwaniejsz, e w
kadym jest inna, wasna, a tak wielka, e tylko drobna jej czstka wybije si w
yciu.
Geniusze rodz si, rzeczywicie, rodzi ich cywilizacya, rodzi nard, jeeli nie
cay - to najmniej w poowie, bo nard, to niemal jeden rd rozmnoony, jedna
rodzina nie tylko z ducha, ale z krwi take. Ale myliby si, ktoby sdzi, e
wystarcza urodzi si geniuszem, aby wyrosn na geniusz.
Geniusz jest naprzd wynikiem wyjtkowo "szczliwego" skojarzenia si
ladw i drg, przekazywanych przez dugi szereg przodkw w taki sposb, e,
zamiast neutralizowa si wzajemnie mnstwo ladw komplikowao si dalej,
dajc w wyniku wyjtkowo normaln i wyjtkowo subteln siatk. Nastpnie jest
on wynikiem okolicznoci, e pod wpywem bodcw biecej cywilizacyi lady
nie tylko nie zostay zaguszone i zniszczone, lecz odwrotnie, znalazy drogi i
formy w sowie i czynie, ktremi obficie wypywaa i wspaniale kojarzya si
olniewajca sw wyjtkowa penoci tre psychiczna.
Do tego, aby nawet geniusz mg przej ze stanu zarodkowego do czynnego,
trzeba, aby z materyau na czowieka, z tego nieoszacowanego dziea, przeszoci,
nard urobi czowieka. Trzeba, aby go pokolenie ywe przeobrazio w czynn
komrk spoeczn.
Materya, ktry nard wydaje fizyologicznie przez ojca i matk, najczciej
rodzi si po raz drugi gwnie przez matk, albowiem zwykle nie kto inny, jeno
matka wprowadza dzieci do cywilizacyi biecej. Z materyau, podatnego
mniejwicej do kadej roli ludzkiej, urabia przedewszystkiem czonka sfery, do
ktrej sama naley. Ona w nim wzbudza i ksztatuje pierwsze abstrakcye i wie z
wyrazami; mona te powiedzie, e nard chwili obcuje naprzd i
przedewszystkiem przez matk z przedstawicielem nieznanego pasma caej
przeszoci, skoncentrowanego w wtem ciaku. Ojciec odgrywa w tym
najwaniejszym okresie rol podrzdn. Matka i cztery ciany domu - to przez lat

kilka cay wiat nowego czowieka i laboratorum, w ktrem si urabia nowy


element spoeczny. Tu dokonywa si proces, ktremu rwnego nieznamy w caej
przyrodzie. Gdy bowiem ciao gsienicy, zamknite w poczwarce rozpywa si
literalnie w ciecz gst, a potem konsoliduje si w cakiem odmienne ksztaty
motyla, to przeobraenie dokonywa si wedug ciasnego szablonu. Wszystko tu
mona przewidzie na mocy obserwacyi innych podobnych przemian; granice
zmiennoci, nawet przy najwikszych zmianach rodowiska, s nader szczupe.
Dzieci jest inn poczwark, bo innej natury jego rodowisko i inn jego
istota. Z najwietniejszego materyau moe wyhodowa si osobnik najlichszy, ale
zato z bardzo lichego nie wyhoduje si wietny. Gdy wemiemy pod rozwag
ostatni okoliczno, nie trzeba bdzie przekonywa, e w spoeczestwie zachodzi
ustawicznie podobne marnotrawstwo skarbw duchowych, jakiego przykadw na
punkcie ycia dostarcza na kadym kroku caa przyroda oywiona, gdzie z tysica
nasion wydanych wschodzi dziesi, a dojrzewa jedno.
Zdawao si przyrodnikom, e tu jest inaczej, e, podobnie jak wrd
wyszych organizmw, mniej tu marnuje si zarodkw ycia, ale dla tego, e nie
uwzgldniali, i na stopniu spoecznym - ycie to dusza, wic i czowiek - to tylko
dusza, a spoeczestwo, to nie suma lunych osobnikw lub rodzin, lecz rozlega
konstrukcya psychofizyczna, rozwijajca si na tle rodowiska, ywicego cay
nard. Tu przelewa si ocean tragedyi, nieznanych nikomu, peno skonw struktur
najpikniejszych, wanie w chwili, gdy nam si zdaje, e one si rozwijaj. Peno
najpotworniejszych wypacze i mordw, dokonywanych na duchu. I wanie
najwicej mimowolnych spustosze i wandalizmw dokonywa si w owem
laboratoryum, ktre nazywamy ogniskiem domowem. Rzecz to jednak zupenie
naturalna, bo owo ognisko literalnie przetapia materya poniekd uniwersalny i
niezmiernie w subtelnoci bogaty - na wzr formy wasnej.
Tych dugich lat kilka, w cigu ktrych niezdolny do ycia samodzielnego
istny niedorodek wie pierwsze swe uczucia, pojcia i dnoci ludzkie z
wyrazami, jest czynnikiem ju nie ksztaccym ale przeksztacajcym - wprost
niedocenionym jeszcze w nauce, pomimo caego zrozumienia: czem jest
wychowanie. Rozwijajca si dusza przykuta jest do swych wychowawcw tak
samo, jak rozwijajce si ciao podu do matki.
Kwestya, czy owa bezprzykadnie duga w wiecie organizmw niezdolno
do bytu samodzielnego ley ju w cechach zoologicznych pra-czowieka
powinnaby sta si przedmiotem osobnego badania, albowiem mona podejrzewa,
e gwnie tej okolicznoci cywilizacya zawdzicza nietylko istnienie, lecz rozwj.
Gdyby Homo sapiens mia okres bezwzgldnej zalenoci od starszych tak krtki,
jak maj choby blizkie mu postaciami zwierzta, zostaby zapewne zwierzciem,
nawet mimo tych cennych cech zoologicznych, ktre mu uatwiy przerobienie si
na jestestwo, produkujce narzdzia i ich dziea.
Bez wzgldu jednak na wynik wspomnianych poszukiwa, mona spodziewa
si z gry, e okres niedostwa dziecicego musia by w dawnych tysicoleciach
krtszy i powiksza si w miar rozwoju cywilizacyi, jako okres krytyczny
przeksztacania si "biologicznego", wprawdzie po za organizmem rodzicielskim,
ale w charakterze koniecznego dalszego cigu rozwoju podu spoecznego.

Tylko bowiem, w cigu lat caych moe si ustali najoglniejsza choby


komunikacya wyrazami. Tylko drog niezliczonych prb, omyek i drobnych
tryumfw ustala si podobiestwo dwikw, wydawanych przez dzieci, ze
syszanemi, ustanawia si odpowiednio znakw gosowych z rzeczami i
nastpnie z abstrakcyami.
Zwierzta monaby porwna do kek gadkich, wirujcych przez cae ycie
swobodnie, ludzi do kek zbatych, ktremi mog si zahacza o siebie i
wzajemnie porusza. Zbki reprezentuj mow ludzk. Ot dzieci jest kkiem
zrazu gadkiem i dopiero w nieuniknionym okresie dugiego obcowania z
zazbionemi wyrabiaj si na niem zbki, odpowiadajce zbkom bezporedniego,
a nielicznego otoczenia i temi nastpnie machina spoeczna porywa kko w swj
wir.
Wiemy, e sam wyraz - to dopiero puste brzmienie, dopki nie podoy si
pode abstrakcya; nie trzeba powtarza, e, co si tycze abstrakcyi, to
odpowiednio jej z wyrazem pozostaje zawsze tylko wzgldna, co za waniejsza,
abstrakcya przeksztaca si cigle; - ale i to niewtpliwe, e ta, ktra si pierwszy
raz w czowieku podoy pod wyraz, staje si fundamentem dla przyszych zwe
i rozszerze, staje si bodcem spoecznym.
Dla tego s tak wane skojarzenia, ustalone w pierwszych latach ycia, dla
tego niema przesady w twierdzeniu, e pierwoksztat duszy czowieka urabia matka
z najbliszem otoczeniem, tam za, gdzie dziecko zdane na sugi, urabiaj sugi.
One, stajc si pierwszem rodowiskiem, pierwsz ojczyzn rozwijajcego si
czowieka, - naginaj dusz now do ksztatu dusz wasnych. Tych przesubtelnych i
przemonych wpyww niema wrd zwierzt, gdzie matk i caym wiatem jest
dla wszystkich jednakie rodowisko, zwane poetycznie "onem przyrody". Owem
"onem przyrody" jest dla dziecka ludzkiego w literalnem znaczeniu zrazu rodzina i
domownicy, pniej rozszerzajce si coraz bardziej i wci zmieniajce si
rodowisko spoeczne. W to rodowisko wchodzi czowiek ze skromnym zapasem
wyrazw i pierwszych abstrakcyi, przywizanych do nich w domu. Wchodzi od
razu w spoeczestwo nowe czynnie i biernie. Narzuca oraz przyjmuje, i taki proces
toczy si przez cay ywot. Pojcia, uczucia i dnoci, wyniesione z domu,
rozszerzaj si, komplikuj, wi z nowemi wyrazami, nabieraj peni i gbi.
Kada abstrakcya, rozszerzajc si, rozgazia si w snopy nowych, a
wszystko pod wzajemnym wpywem. "Ojczyzna" np. dziecicia nabiera nieznanej
peni w szkole, ycie modziecze rozszerza i pogbia tamto szkolne pojcie w
sposb, zaleny od kolei, ktremi osobnik kroczy przez ycie. Lecz cho wikszo
osobnikw nie zdaje sobie sprawy, e ojczyzn jest rodowiskom z ktrem
jestemy zyci, wic wiat jednej mowy, jednej przyrody i wytworw rki ludzkiej
z niemi zwizanych, cho kady inaczej wyobraa sobie ojczyzn, w kadym z
tych wyobrae tkwi tyle wsplnego, e caa rozmaito nie przeszkadza do
reagowania na ten wyraz podobnie.
W kadym bowiem tkwi produkt ojczyzny, dusza, przed ktr niemasz
ucieczki. Dla tego to wanie w adnem obcem rodowisku dusza nasza nie czuje
si tak dopasowana. Nawet gdy oddalamy si od ojczyzny fizycznej, nie rozstajemy

si z idealn, ona z nami wszdzie poda i ciy do swojej formy, do drg


najmniejszego oporu - prawem bezwadnoci.
Potwierdza si, e "czowiek to uamek wikszej caoci, nie dajcy si
zrozumie bez tej caoci" (s. 99), ale e to nie uamek "ludzkoci", bo naszej duszy
nadao form to, czem przemawiaa do nas swoistym ksztatem od kolebki
ojczyzna, nie ludzko.
Wic przedewszystkiem ten, komu dano wznie si do najwyszych sfer
abstrakcyi, siga potn wadz mylenia i uczuwania do kracw kosmosu,
ka donie na gwiazdach, czu niemiertelno i cay wiat w swojem onie, przedewszystkiem taki czuje kosmos przez pryzmat ojczyzny i tak by musi, bo
on go czuje w sobie, a cay jest dzieem ojczyzny.
Wic to nie poetycka przenonia, nie uzurpacya, ani wreszcie proste
zuchwalstwo, krzyk udrczonej duszy Konrada do Boga:
Milczysz? Wszake z szatanem walczy osobicie!
...Wyzywam Ci uroczycie!
Nie gard mn, jam nie jeden, cho sam tu wzniesiony.
...Dusz jam w ojczyzn wcielony
Ciaem poknem jej dusz.
Ja i Ojczyzna - to jedno!
To raczej prawda, intuicyjnie odkryta przez dusz zjawiskowo pen, w ktrej
geniusz pokole, jak w czystej soczewce, skupi si i odbi.
W ogniu potnego uczucia spoecznego Konrad chce wydrze niebu
tajemnic uszczliwienia ludzi.
O Ty! O ktrym mwi, e czujesz na niebie!
Jam tu, jam przyby: widzisz, jaka ma potga:
A tu moje skrzydo siga!
Lecz jestem czowiek i tam na ziemi me ciao;
Kochaem tam, w ojczynie serce me zostao...
Ale ta mio moja na wiecie
Ta mio nie na jednym spocza czowieku,
Jak owad na ry kwiecie,
Nie na jednej rodzinie, nie na jednym wieku.
Ja kocham cay nard! Objem w ramiona
Wszystkie przesze i przysze jego pokolenia
Przycisnem tu do ona...
Chc go dwign, uszczliwi,
Chc nim cay wiat zadziwi...
Nie mam sposobu - i tu przyszedem go dociec.
Nie darmo tkwi i w ludziach zwykych geniusz pokole, instynkt ycia D. W
potrzebie umiej wznosi si do tych samych wyyn, cho przez chwilk, przez
czyn, przez twrcz ofiar z tego, co najdrosze. I nie bdz. Id drog, utart od
dawna w naturze, gdzie ycie okupuje si yciem; a c znaczy drobne ycie C',
gdy chodzi o ycie D?

To, o co geniusz uczucia szturmuje a do nieba, pracownicy myli kusz si


zdoby na innej drodze. Wanie w tragicznem poczuciu: "niemam sposobu" i chci
"docieczenia" bije rdo wiekowych de do zrozumienia zawiego mechanizmu
spraw ludzkich
"Luzie myl, nie sercem Twych drg si dowiedz,
Myl, nie sercem, skady broni Twej wyledz".

Spis Rzeczy
Wstp
CZ PIERWSZA
I. Czego nie wiemy o komrce
Wszelkie problemy ycia schodz si w komrce. Poniej komrki, nie znamy
ycia. ycie polega midzy innemi na odtwarzaniu si komrki z komrki,
warunkowo niezmiennem. Gdyby ycie polegao wycznie na chemizmie, nie
powinnoby ju by tajemnicy ycia. Midzy komrk, a czsteczk nieoywion
musi tkwi jeszcze jaka nieznana posta, jako ukad poredni midzy stanem nieycia, a ycia, o waciwociach komrki, nie dajcych si wytumaczy
wasnociami chemicznemi. w moment musi by warunkiem wymiany
skadnikw komrki, i warunkiem istnienia komrki.
II. Czego nie moemy wiedzie o komrce
Badanie, oparte na obserwacyi nigdy nie signie tak gboko, aby
doprowadzio do rozpoznania najprostszych procesw yciowych w komrce.
Bezsilno biologw. Zagadka ycia ukrywa si w sferze niedostpnej dla
dowiadczenia i obserwacyi z powodw czysto fizycznych
III. Co wiemy o organizmie? Z jakich powodw biolog przyrwnywa organizm do
spoeczestwa.
Organizm wspyciem komrek. W organizmie mamy do czynienia rwnie
z komrk, tylko z tak, ktra yje obok innych w stosunku wspzalenoci.
Biologia nie wie, co trzyma komrki organizmu w cznoci i co czyni z nich
indywiduum. Zjawiska wspycia komrek zwikane s tak ze zjawiskami w
komrce, e biolog jest tu zupenie bezradny. Spoeczestwo obrazem ycia.
IV. Kwestya ycia w cywilizacyi
Trzy momenty, skadajce si na zjawisko ycia organizmu. Dla komrki
wiemy tylko o 2-m i 3-m, dla cywilizacyi tylko o 1-m i 2-m. Nie mona jeszcze
zaprzecza ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e dowie go nie moemy.
cznik spoeczny rwnoway nasze niewiadome na innych punktach.
V. Zagadka cywilizacyi zagadk czowieka. Mowa ludzka cznikiem spoecznym
Materya spoeczny powsta z niespoecznego. Zagadka czowieka i
cywilizacyi koncentruj si w kwestyi: co przodka czowieka uczynio czstk
spoeczestwa, wic ukrywa si na terenie rnicy, ktra si wytworzya midzy
zwierzciem, a czowiekiem. Mzg ludzki moe by uwaany tylko za skutek
przyczyny uczowieczajcej, ktra materya niespoeczny przeobrazia w
spoeczny. Przyczyn spoeczn moe by tylko co co oddziaywa na zmysy
osobnikw, a wychodzi nie od przyrody zewntrznej, lecz od innych osobnikw.

cznik. cznik - przyczyna spoeczna jest przeobraeniem siy niespoecznej.


Wibracya powietrza, rozwinita z sygnalizacyi zwierzcej. Co to jest zbieg
warunkw?
VI. Dla czego tylko przodek czowieka sta si materyaem spoecznym? Co mamy
sdzi o wyjtkowoci tego faktu?
Dawno typu czowieka. Posta czowieka w kocu miocenu musiaa by
bardzo podobna w najwaniejszych szczegach budowy do dzisiejszej. Najnowsze
odkrycia
paleontologiczne
potwierdzaj
wywody,
sformuowane
w
"Prolegomenach". Zbieg warunkw, potrzebny do wystpienia cznika
spoecznego. Co sdzi o wyjtkowoci tego faktu.
VII. Rnica midzy mow ludzk a zwierzc
Rnice midzy sygnalizacj zwierzc, a ludzk. Zwierzca jest powszechn
w granicach gatunku lub odmiany, jest wrodzon, dziedziczy si, jest gotow
wewntrz osobnika, i konieczn fizyologicznie, mowa ludzka nie jest ani jedna, ani
powszechna, ani wrodzona. Jest take konieczna, ale bynajmniej nie fizyologicznie,
bo trwa gotowa tylko zewntrz osobnikw i nie dziedziczy si.
VIII. Podobiestwo podstawowe midzy maym ukadem C (organizmem), a wielkim
ukadem D (cywilizacy)
Mowa ludzka rozwija mzgi jeden pod wpywem drugiego. Dwie fazy
procesu rozmawiania. Podstawianie si rozmaitoci pod rozmaito. Stosunek
wibracyi-mowy do ruchu nerwowego. Ruch wewntrzny i zewntrzny. Ostatni
warunkiem pierwszego. Przeduenie ruchu nerwowego w jeden proces. Zwierz i
rolina. Wzajemne oddziaywania.
IX. Rozwaania zasadnicze nad wszelkim ukadem ywym. Prawdopodobna jedno
planu w naturze. Szerokie widnokrgi
Nie znamy w caociach biologicznych cznika elementw podstawowych,
ale czujemy, e on tam by powinien. Prawdopodobiestwo cznika organicznego,
bdcego nieodzownym warunkiem ycia organizmu.
X. Rola i znaczenie mowy ludzkiej w sprawie poznania
Myl. Przyjcie paralelizmu psycho-fizycznego jako metody. Przez mow
ludzk ziszcza si w przyrodzie obszerny proces psychiczny, obszerniejszy od
procesw organicznych. Proces psychiczny zwierzcia ograniczony jest ciaem
jego. Taki proces psychiczny czowieka jest tylko fragmentem sprawy
obszerniejszej. Czem jest mylenie ludzkie? Wynik zbiorowego postrzegania
zmysowego. Organizmy ludzkie, poczone mow, tworz obszerny system
psychofizyczny. Co rozlewa postrzeenia osobnicze pocaoci spoecznej? Zmysy
osobnicze wsplnem narzdziem ludzkich postrzee. Czem "ja" odrnia
postrzeenia "cudze" od wasnych? Homo sapiens nie jest moliwy bez caoci D.
XI. Narzdzie do przyjmowania cudzych czu zmysowych
Dwa rda poznania. Such tylko przyjmuje dwiki mowy, ale nie bierze
udziau w jej rozumieniu. Jest to tylko niezbdny porednik, ale narzdziem,
czuem na tre mwionego, na czucie zmysowe cudze, obleczone w mwione,
musi by to, co przyjmuje bodce, niosce czucie cudze. Narzdziem tem
wycznie ludzka cz masy mzgowej, przeznaczona do przyjmowania mwienia
- mylenia cudzego. Rozwijaa si ona w miar komplikowania si i mnoenia

bodcw-sygnaw. Gotowe obce pojcia i sdy s wiatem, ktry mi narzdzie


mwienia-mylenia odsania. Mylenie moemy postawi w pewnym rzdzie z
podmiotow stron funkcyi zmysw. Otwiera ono widok na wiat cudzych
ludzkich podmiotw. Czowiek odosobniony od ludzi znajduje si w takiem
pooeniu, w jakiem jestestwo, obdarzone oczami znalazoby si w jaskini,
pozbawionej wiata.
XII. Poznanie i mylenie ludzkie zjawiskiem cile spoecznem
Porednictwo zmysw. Bodce optyczne (pismo) symbolami akustycznych.
Napisane jest bezgonem "powiedzianem". Moliwe trzecie podstawienie.
Mylenie wewntrznem mwieniem symbolami akustycznemi. Niema mylenia
ludzkiego bez wyrazw - Mowa ludzka konieczn form naszego poznania i
wiadomoci. Mylenie ludzkie (jak mwienie) czynnoci spoeczn. Poznanie
ludzkie nie jest zjawiskiem osobniczem, organicznem.
XIII. Co czno spoeczna daje osobnikom
Korekta wyobrae. Dowiadczenie skadane. Udzielanie sobie bez straty.
Zwierz raz si rodzi, czowiek dwa razy. Pierwszy raz rodzi si fizyologicznie,
drugi raz rozwijaj go ludzie - w czowieka. Myli we mnie "ja" otwarte, nie
mogce si obej bez innych "ja", ktre tylko dziki mowie stay si rdem
mnie, jako czowieka.
XIV. Co czno spoeczna czyni z osobnikw ludzkich
W zwierztach jednego rodu "psyche" bywa mniej wicej jednakowa - i
dopasowana do ciaa. Ludzkie "psyche" s to wielkoci w bardzo szerokich
granicach niewyrwnane z fizycznoci, niestae i niejednakowe. Poznanie ludzkie
- to wiat interpsychiczny, - zwierzce tylko psychiczny. Definicya duszy ludzkiej.
Zbyteczno pojcia "duszy" zwierzcej. Psychologia zwierzt musi stanowi cz
biologii organizmw. Proces psychiczny zwierzcia - to wytwr organizmu; ludzki
- to wytwr spoeczny. Osobnik ludzki to jednostka nieporwnywalna ze
zwierzciem - albowiem to uamek wikszej caoci - nie dajcy si zrozumie bez
tej caoci. Mowa ludzka daje ludziom dusze. Ludmi jestemy tylko przez
interpsychiczno nasz.
XV. Psychika ludzka nie jest wynikiem prostego rozwoju zwierzcej
Rozwj historyczny ludw niema prostoty i cigoci, ktraby si tumaczya
samym rozwojem czowieka, jako gatunku. Rwnie mdro ludzka nie tumaczy
si prostym rozwojem "rozumu" "pra-czowieka". Nikt te nie wystawi jeszcze
zrozumiaej teoryi prostego rozwoju psychiki ludzkiej ze zwierzcej. Niezmienno
rozumu zwierzcia w granicach gatunku. Wadze psychiczne kadego gatunku
zwierzcego, odpowiadaj jego organizacyi. Nie tak z czowiekiem. W umyle i
mzgu czowieka nie powstao nic nowego, tylko co byo w pra-czowieku
skomplikowao si. Nie jest to rozwj filogenetyczny, bo, co si skomplikowao,
mogoby si znowu uproci, a czowiek, jako gatunek, trwaby nadal. W wiecie
zwierzt nie brak ani jednej podstawowej wadzy psychicznej ludzkiej. Wszystkie
te podstawowe zagadki psychiczne istniej ju w sferze zwierzcej i tam
domagaj si rozwizania. Ludzkie wtedy dopiero przestan by tajemnic, gdy
przestan ni by zwierzce.

XVI. Podstawa treci psychicznej czowieka jest interfizyologiczna, nie za


fizyologiczna, jak u zwierzt. Realno D jest poznawaln dla nas inaczej ni
realnoci, w ktrych skad nie wchodzimy, mianowicie tylko od wewntrz
W ciasnej podstawie realnej, ktr stanowi fizyczno osobnika niepodobna
znale rda poznania ludzkiego. Susznie wic nie godzono si na uznanie
zmysw naszych za jedyne rdo poznania ludzkiego, ale niesusznie sdzono, e
innej fizycznej podstawy niema. Ludmi jestemy tylko przez czno
psychofizyczn, a symbolika akustyczna jest form mylenia ludzkiego. Spoeczna
podstawa treci psychicznej czowieka. Rozwizanie zagadki pozornej obcoci
ciau ludzkiemu pierwiastku psychicznego. rdo poznania ludzkiego. Jestestwo,
ktre podziwia w sobie czowieka. Psychologia i socyologia nie zdaj sobie dobrze
sprawy z natury przedmiotu swego. Niepoznawalno caej realnoci D. Chcc
porwnywa to, do czego naleymy, z caociami, ktre ogldamy w wiecie,
musielibymy mie mono ogldania rwnie od zewntrz naszej caoci D, a
tymczasem znamy j tylko od rodka i to niedostatecznie, bo tylko tyle, ile jej w
nas jest.
XVII. Streszczenie wynikw dotychczasowych i wytyczne nadal
Metodami przyrodniczemu nie mona sprawdzi czy realno D ma si tak do
organizmu, jak ten do komrki. Gdy jednak nie mona dowie ycia nawet w
komrce, nie wolno go zaprzecza powyej organizmu. W samym czowieku nie
znajdziemy wytumaczenia czowieka. Dla ludzkiego wiata psychicznego nie byo
dotychczas miejsca w naturze. Miejsce to ukazuje teorya nasza. Cigo zjawisk
wiata, nie wyczajc psychicznych.
CZ DRUGA.
XVIII. Co wyznacza realnoci D (cywilizacyi) granice i cigo w czasie i przestrzeni?
Nard a Pastwo
Skoro tylko w D toczy si proces psychiczny, to granice tego procesu zakrela
strona fizyczna. Wibracya fizyczna (wsplna mowa) decyduje o granicach procesu.
XIX. Powrt na stanowisko realizmu. ycie jzyka i ycie idei s form i treci ycia
spoeczestwa
Mylenie-mwienie, spraw (proces) moemy znowu zacz uwaa za
myli-rzeczy, za przedmioty realne w przyrodzie. "Mwione", krce w narodzie,
jest realnym odpowiednikiem mylanego. Wszystko, co si mwi i myli w
spoeczestwie, wie si w jedn tkank, ktra opltuje wszystkich ludzi w
spoeczestwie i wysnuwa si z nich bezustannie. Gdy tkanka ta ani przez chwil
nie jest tem samem, wic mamy w niej proces nadzwyczaj podobny do procesu
ycia. Jzyk i myli musz by niemal wszystkiem, co stanowi wasne ycie
realnoci D. One s tego ycia form.
XX. Rozwj czowieka nie jest rozwojem organizmu, Narzdzia sztuczne i rola ich w
naturze i cywilizacyi
Dziaania zwierzcia odpowiadaj dokadnie fizycznoci (cielesnoci) jego.
Ale czowiek wyamuje si z tej formuy. Jednostk ludzk cechuje nierwnowaga
cielesnoci z psychicznoci. Dopiero przez narzdzia sztuczne czowiek
doprowadza do rwnowagi fizyczno swoj, niewystarczajc do czynu, z
psychicznoci, ktra wyraa si w jego woli. Przyrodnicy starali si objania

narzdzia sztuczne prostym rozwojem czowieka, ale naprno. Rozwj czowieka


tumaczy dopiero nasza teorya cywilizacyi powstaniem i rozwojem realnoci D.
Narzdzie sztuczne naley do wytworw realnoci D. Wszystko, co filozof,
socyolog i t. d. znajduj w spoeczestwie, pomijajc tylko ciaa ludzkie, jest
zbiorowem dzieem tych cia.
XXI. O woli ludzkiej
Wola ludzka ma si tak do zwierzcej, jak poznanie ludzkie do zwierzcego.
Jest zjawiskiem spoecznem. Wprowadzenie przez mylicieli do nauki o czowieku
wolnej woli, dowodzi dobrej obserwacyi. Swoj drog owego pierwiastku
osobnego niema, a nieobliczalno dziaa ludzkich spoczywa tylko w zawrotnej
mnogoci przyczyn, skadajcych si na psychik i czyny.
XXII. O uczuciach zoonych i ich mowie
Wraz z komplikowaniem si myli w granicach caoci spoecznej komplikuj
si i uczucia, pierwotnie proste w kombinacye coraz to zioesze. Bdem byoby
poszukiwanie w samym osobniku (ludzkim) rda uczu czysto ludzkich. Ono
spoczywa w duchowej atmosferze czowieka. Uczucia ludzkie nie mog by
prostem rozwiniciem si zwierzcych, lecz tylko kombinowaniem si ich w
wyrazy uczuciowe. Dopiero te "wyrazy" s uczuciami wycznie ludzkiemi; to za,
co od nich prostsze uczuciami niszego rzdu, - organicznemi. Mowa uczu. Mow
uczu wszystkie rodzaje sztuki. Poezya najlepszym wyrazem penej duszy ludzkiej.
Wielkie uczucie D. Trwao jego i rozlego. Rozrastanie si jego w miar
zdobywania nowych sposobw uzewntrzniania si. Arslonga - vita brevis. Uczucia
moralne, ktre znajduj swoi wyraz tylko w czynach. Egoizm spoeczny. Mio
ojczyzny. Instynkt yciowy narodu. Jzyk cznikiem dla caych dusz.
Rozszerzenie pojcia mowy.
XXIII. ycie i mier cywilizacyi
Mwione koniecznym warunkiem procesu D. Ze znikniciem mwionego
znikoby ycie spoeczne.
XXIV. Problemat ycia. Wzr oglny trzech systemw ywych
Co jest w organizmie yciem. Zagadkowy stosunek "mentis" do ycia.
Biogen czyni czstk komrki ycie komrkowe. Komrk organiczn czyni
czstk organizmu ycie organiczne. Czowieka czyni czowiekiem ycie
spoeczne. ycie zjawia si dopiero z komrk, w organizmie jest postaci zoon,
w realnoci D jeszcze bardziej zoon. Intermens ludzka odpowiednikiem mentis
spoecznej, intermens komrkowa odpowiednikiem mentis organicznej.
XXV. O podmiotowej stronie ruchu, skadajcego si na wszelkie ycie
ycie jako "ruch" swoisty i "mens". Dlaczego mona mwi take o
podmiocie komrki organicznej, a nawet wolnej? System ruchw, majcy za
podmiotow stron "mens komrkow".
XXVI. Tajemnica jajka
Mens C (oparta na "mwionem") yciem w organizmie. Porzdku ycia
nowego organizmu naley szuka w jajku i nasieniu. W cywilizacji "mwione"
utrzymuje myl spoeczn, co podobnego mona przypuszcza w organizmie i
jajku. Komrk stanowi "mens" nie za materya, ktra przez komrk przepywa.
Utrzymuje j analogon mwionego.

XXVII. O czem nas poucza mier organizmu


mier tem samem, co choroba. Choroba poczynajc si mierci. Ruch
destrukcyjny. Co przywraca ad w organizmie w razie uszkodzenia?
XXVIII. Nowe ujcie zagadki ycia
Moje i cudze "ja" nale do jednej realnoci, niedostpnej dla zmysw
zwierzt. Obraz wiata u zwierzt jest wycznie zmysowy, u jestestw spoecznych
oparty jeszcze i na wraliwoci na mwione, t. j. na wiat, zamknity w granicach
spoeczestwa. Cywilizacya spraw yciow spoeczestwa. Rolina lub zwierz
spraw yciow ogu komrek ich. "Mens" yciem. Oddzielno ycia od tego, co
yje. ycie czyste w organizmie i komrce rozrodczej. Rnica midzy komrk
rozrodcz, a jednokomrkowcem. Problemat formy wie si z problematem ycia.
Struktura, stanowica ycie samo organizmu nie moe by podobna do widomej
struktury jego, bo reprodukcya organizmu byaby niemoliw.
XXIX. Co to jest ksika?
Jeeli mwione nazwiemy yciem cywilizacyi, to napisane jest tem samem.
ycie-mwione "przetumaczone" na inn form. W ziarnie maku mamy ycieform maku "przetumaczon" na inn form.
XXX, Rzut oka wstecz
Streszczenie ostatnich 12-tu rozdziaw. Cywilizacya jest dla kadego z nas
dostpn tylko na tyle, ile jej mamy w sobie. Granice psychiki czowieka s
granicami jego znajomoci wiata D, w ktrym yje i przez ktry jest czowiekiem.
CZ TRZECIA.
XXXI. Wielki problemat formy
Mens ludzka jest tak realnoci jak ycie w komrce organicznej. Czem jest
wiat w sobie, to rzecz dla nauki obojtna. Wanemi dla nas s tylko stosunki
midzy rzeczami, a waciwie midzy formami rzeczywistoci. Trwao formy.
Forma prostsza jest zawsze trwalsza od bardziej zoonej. Kryszta. Struktura ywa.
Struktur D musimy postawi na szczycie wszelkiego ycia ziemskiego.
XXXII. Forma organizmu w komrce
Architektura ywa dwakro zoona. W komrce rozrodczej kryje si "forma"
caego organizmu. W jajku mieci si co najistotniejszego dla organizmu.
XXXIII. Forma cywilizacyi w czowieku
Nauka niezna jeszcze w caej przyrodzie nic podobnego do zjawiska
biologicznego, zachodzcego w jajku. Poznalimy jednak stosunki, mogce i w
zawody z temi, ktre si nam wydaway bezprzykadnemi. Rola w spoeczestwie
napisanego. Nasza mens zjawiskiem na wielk skal takiem, jakiem na drobn
skal jest ycie. wiat tem i rdem dla ycia-czucia-myli.
XXXIV. Trwao formy maleje w miar jej komplikowania si
Trwao pierwiastkw - protoplazmy, organizmw. Organizmy epizodem w
pamie bytu protoplazmy; cywilizacye - w pamie bytu formy Homo. Stosunek
trwaoci odwrotnie proporcyonalny do skomplikowania i rozlegoci
XXXV. Dlaczego nard nie posiada niektrych wanych cech organizmu lub komrki
Trwao myli jako formy. Rozrastanie si i komplikowanie si wewntrzne.
Czem jest rozmnaanie si. Caoci D nie znaj granicy prostego rozrastania si.
Brak trupa dostrzegalnego. Dlaczego tak jest?

XXXVI. Przedmiot nauki o cywilizacyi


Socyologia nauk, ktra nie zna jeszcze swego przedmiotu.
XXXVII. Co sdzi o niedopasowaniu jzyka do myli
Myl logiczna zaley od "wyrazw" i budowy jzyka. Niema myli oglnoludzkiej. Ruch nerwowy w gowie ludzkiej dzieem mwionego. Aby mwienie
mogo oddawa tre psychiczn (mylane), musiaoby samo by myleniem.
Mowy, dokadnie oddajcej mylenie, - nie moe by. Warunki komunikacyi
psychicznej. Kada myl - procesem jedynym. Wzajemn zrozumiao
zawdziczamy wyrazom i to takim, jakich uywamy. Bezustannie zmienne
utrzymuje si na mnie j zmiennem.
XXXVIII. Dalsze konsekwencye. Jzyk powszechny.
Kwestya jzyka powszechnego. Nieziszczalno i przyczyny jej. Strony
dodatnie istnienia wielu jzykw.
XXXIX. Fikcya "ludzkoci"
"Ludzko" wyraeniem si zoomorficznem. Naleymy do nader rozmaitych
"gatunkw psychicznych". Niema ludzkoci - s tylko ludy i narody, niepodobne
midzy sob. Rola jzyka. Mio ojczyzny. Egoizm narodowy. Czem s hasa
midzynarodowoci i nazywanie patryotyzmu - zacofaniem. Walka narodw, rodki
takiej walki. Solidarno wszechludzka. Prawo do ycia i prawo narodw. Sia
narodw. Biologiczna teorya narodw.
XL. Zkd moe pa wiato na zjawiska biologiczne?
Dwa ciemne punkty w materyale poznawczym. Proces yciowy i proces
psychiczny. Jedyna nadzieja w ogniwie zjawisk interpsychicznych. Wyobraenia
zwierzce i ludzkie. Odwrcenie pytania Verworna.
XLI. Pojemno psychiczna czowieka i zwierzcia
Niedostateczno wyjanie ewolucyonistw. Psychiki ludzkiej niepodobna
objani prostym rozwojem organizmu. Sprzecznoci i wtpliwoci. Czowiek
bogactwo wyobrae zawdzicza uproszczonej technice mylenia. Rola wyrazw.
Dwie kategorye obrazw. Wyraz abstrakcy, abstrakcya wyrazem. Ludzki
mechanizm mylenia podobny do zwierzcego.
XLII. Energia fizjologiczna rdem ycia D. Siy - wyrazy jako bodce, wyzwalajce
napit energie fizyologiczn
Mylenie abstrakcyami abstrakcyi zbyteczne dla organizmu. Zadanie jego
inne, nieli podtrzymywanie bytu organizmu. Nieprodukcyjno nadmiaru si w
organizmach. Zapas, z ktrego ukada si forma D. Twrczo spoeczna. Co
ujarzmia zapas si fizyologicznych i przeobraa w si twrcz?. Jeden z warunkw
powstania i rozwoju cywilizacyi. Rola bodcw-wyrazw.
XLIII. Czem by musi teorya cywilizacyi?
Kwestya teoretyczno-poznawcza. rdo rozwoju D czyli ycia D.
Zakoczenie.
XLIV. Czowiek i nard
Najjaskrawsza rnica midzy czowiekiem, a zwierzciem. Czowiek rodzi
si peniejszym potencyalnie, ni bdzie w yciu. Czowieka in potentia ksztatuje
nard. Marnotrawstwo skarbw duchowych. Na stopniu spoecznym ycie - to

dusza. Rola wychowania. rodowisko-ojczyzna. Dusza produktem ojczyzny.


Denie socyologii.

You might also like