Professional Documents
Culture Documents
NAUKA O CYWILIZACYI
II
TEORYA CZOWIEKA I CYWILIZACYI
Sapere aude,
Horac. epist. II 40.
WSTP.
Jednym z waniejszych wynikw mej pracy, wydanej pod tytuem "Nauka o
cywilizacyi" jest definicya cywilizacyi, zdobyta na drodze bardzo ostronego
badania metodycznego. Okazao si, e to, co nazywamy cywilizacy jednego
spoeczestwa, jest caoci naturaln i realn, a co wicej, odznacza si niektremi
cechami, ktre przyznajemy indywiduom ywym.
Dedukcya to na pozr nie nowa, bo ju wielu socyologw uznao
spoeczestwo za co podobnego do ogromnego organizmu, - ale w rzeczy samej
daleka ona od rnych pomysw kierunku, zapocztkowanego przez Spencera, W
mojem wyobraeniu nie samo spoeczestwo, lecz dopiero cywilizacya stanowi
ow rozleg istno. Lubo rnica taka wydaje si nieznaczn i niemal czysto
formaln, ma ona due znaczenie, gdy wypywa z rozrnienia rzeczy, dotychczas
nie ujmowanych z osobna i otwiera cakiem nowe horyzonty. Nie bd jej tutaj
objania, bo na waciwem miejscu powicimy jej sporo uwagi, a rwnoczenie
wol powoa si na prac poprzedni, gdzie zostaa ju uwydatniona o tyle, o ile to
by na razie mogo.
Wspominam o niej na samym wstpie jedynie dla tego, e w pracy niniejszej
mamy prowadzi w dalszym cigu okrelanie istoty cywilizacyi, zaledwie dopiero
poczte w dziele poprzedniem. Rozwizanie za tej kwestyi moe si okaza
wanem nie tylko dla socyologii oglnej, zwanej "czyst", ale z wielu wzgldw
dla biologii, z innych dla filozofii, mianowicie dla zagadnienia poznania oraz dla
teoryi poznania, a rwnie i dla psychologii. Na t szerok donioso wyniku
badania autor nie kad przedwczesnego nacisku, usza tez uwagi wikszej czci
czytelnikw, nawet fachowych.
Dostrzeg j wyranie i pierwszy podkreli . p. prof. Dr. Ludwik
Gumplowicz, zarwno w sprawozdaniu o ksice, jak jeszcze mocniej w listach
do Autora, gdzie wyraa nadziej, e w zapowiedzianym dalszym cigu dziea
rozwin szerzej i gbiej t najbardziej interesujc stron zagadnienia.
Istotnie, konstrukcya dopiero zlekka zarysowana wymagaa rozwinicia, ale
odoyem to do dziea nastpnego, raz, aby nie opnia wydania tomu
pierwszego, bo pracy zostao duo, aby spraw naleycie rozwin, - powtre dla
innych jeszcze, czysto metodycznych wzgldw.
Uwany czytelnik pracy poprzedniej, z atwoci mg spostrzedz, e
poszukujc cisej odpowiedzi na pytanie: co to jest cywilizacya, staraem si
wyprowadza wnioski z wielk ostronoci. Ilo tedy zaoe ograniczyem do
minimum, aby zbyt wielk iloci czynnikw, branych pod rozwag, nie
zaciemnia i nie utrudnia rozumowania, a wic, aby wyniki byy moliwie pewne
i jasne.
organizmu, a wic, e w niej tkwi jakie ycie wyszego rzdu, dla osobnikw
ludzkich niedostrzegalne. atwo zrozumie jak wany to wniosek i jak koniecznem
jest wielostronne jego owietlenie i roztrznicie celem sprawdzenia jego
zasadnoci.
Nie taj, e wniosek w wypyn z nader niewielkiej iloci wzitych pod
rozwag danych, podkrelam tylko, e wyday mi si one bardzo pewnemi. Lecz
wanie dla tego sam uznaem za niezbdne, przed rozwiniciem konsekwencyi,
pyncych z odkrycia, sprawdzi jeszcze w nastpnej pracy zasadno odkrycia
przez wprowadzenie do rozwaania czynnikw, dotychczas rozmylnie
pominitych w tym celu, aby nie wika i nie zaciemnia badania, prowadzonego,
powtarzani, na podstawie bardzo nielicznych, ale dobrze sprawdzonych poj.
Nowe czynniki, nowe pojcia, wprost niezbdne do wykoczenia i zaokrglenia
koncepcyi gwnej mam zamiar wprowadzi teraz, a bdzie to stanowi decydujc
prb trwaoci konstrukcyi i albo zamieni mia i zaledwie dopiero zarysowan
hipotez w teory, albo j obali lub zmodyfikuje.
Jednem sowem, zanim posun si dalej, zanim na zdobytej podstawie zaczn
budowa jakiekolwiek wnioski szczegowe, pragn przeprowadzi gruntown
krytyk wasnego dziea, nie czekajc, a zrobi to inni.
W tym celu wypada zorjentowa si, jakie to czynniki mog wystawi
konstrukcy na najtrudniejsz prb?
Najprociej bdzie zwtpi w to, co jest najwaniejszem w hipotezie i co
wydaje si najpewniejszem.
Alf i omeg jej s dwa przypuszczenia: 1) e cywilizacya (utwr D) jest
realnoci w wiecie, czyli, e jest caoci zindywidualizowan, i 2) e tkwi w niej
ycie.
Gdybymy ycia w tej realnej caoci, niedostpnej dla naszych zmysw, nie
mogli udowodni, wtedy, zdaje mi si, e niepodobnaby byo uwaa jej wogle za
jak cao zindywidualizowan. A wic wszystko koncentruje si w jednej
kwestyi: czy tu jest ycie?
Biolog i filozof atwo zrozumie, jak niezmiernie trudnem, doniosem, a nawet
wprost niebezpiecznem dla szanujcego si badacza jest samo podejmowanie
podobnego zagadnienia. Pitrz si tu trudnoci, z ktrych niejednej przezorny
badacz unika rozmylnie, aeby si nie rozbi o nie, lub nie uwika w zudach,
pozbawionych wartoci naukowej. Mimo to musimy podj niebezpieczne pytanie,
albowiem, gdybymy nawet chcieli zrezygnowa z "ycia" w tej "caoci" i
zamierzali cywilizacy uwaa tylko za "co wicej nieli za mechanizm", to wtedy
hipoteza zmieniaby si tylko o tyle, e monaby powiedzie, i cywilizacya jest
czem mniej, ni ustrojem yjcym, ale wicej ni mechanizmem, czyli ustrojem
martwym. Przezorne to okrelenie, do ktrego narazie uciekem si rzeczywicie,
aby nie wypowiada twierdze, z trudnoci dajcych si dowie, byoby, po
gbszem zastanowieniu, formalnym tylko wybiegiem. W istocie, nie umiemy sobie
wyobrazi takiego mechanizmu spontanicznego, ktryby by czem wicej ni
mechanizmem, a nie mia ycia, podobnie, jak nie znamy organizmu, ktry byby
czem mniej od organizmu. Co wicej od mechanizmu spontanicznego musi by
ju ustrojem ywym i dla tego cywilizacya moe by tylko ustrojem ywym, albo
CZ PIERWSZA.
I. Czego nie wiemy o komrce.
Pomimo poczonych wysikw biologw, fizykw, chemikw i filozofw
wszystkich szk i czasw, - pomimo, e moemy obserwowa nieskoczon ilo
postaci ywych, poczwszy od komrki, a skoczywszy na czowieku, samo ycie
jest dotychczas zagadk. Zarwno istota jego, jak najwaniejsze warunki,
skadajce si na to zjawisko - nie zostay wyjanione.
Dwie znamy caoci yjce: organizm i komrk. Ta ostatnia jest
najdrobniejsz caoci yjc, do ktrej dotara nauka. A poniewa wszelka
komrka powstaje zawsze tylko z komrki i komrka, a nie co innego buduje
wszelki organizm, przeto powszechnie si powtarza zapewnienie, e wszelkie
problemy ycia, schodz si ostatecznie w komrce (w protoplazmie z jdrem).
Istotnie tak jest, a przynajmniej tak si wydaje, bo poza komrk czyli poniej
komrki, nie znamy ycia. Nie tylko to, co wchodzi do komrki, lecz i to, co
wydziela si z niej, wic to, co przed momentem stanowio cz skadow ywego
systemu, - naley ju do wiata nieoywionego.
Czy jednak komrka jest naprawd najdrobniejszem i ostatniem ogniwem
ycia, tego twierdzco nie wolno rozstrzyga, gdy nie wydaa ona jeszcze swej
tajemnicy. Jeeli bowiem zapytamy biologw, na czem polega w niej ycie,
odpowiedzi zadawalniajcej nie usyszymy.
Najmielsi mwi nam, e komrk wprawia w stan ycia suma przemian
chemicznych, dokonywujcych si bez przerwy wrd jej skadnikw pod
wpywem rodowiska. Mwi, e substancya komrki rozpada si cigle i cigle na
nowo si tworzy i na tem wanie polega przemiana materyi pod wpywem i na tle
zwan organizmem
Dla komrki wiemy tylko o 2-m i 3-m z tych momentw.
Dla cywilizacyi wiemy tylko o 1-m i 2-m.
Mianowicie: W komrce nie znamy pocztku ycia, elementw jej
podstawowych, w cywilizacyi nie znamy ostatniej jego postaci, caoci
zindywidualizowanej z elementw i ich produktw.
Jeeli wic postawi kategoryczne pytanie:
Czy moemy dowie, e w komrce tkwi ycie, nie za sam
tylko proces chemiczny, odpowied wypadnie przeczca.
1.
Nie, gdy znamy niewtpliwie tylko elementy jego (ludzi), oraz ich
zrnicowanie, ale za to nie wiemy, czy one rzeczywicie tworz jak
cao skoczon. Nie wiemy, czy procesy spoeczne skadaj si istotnie na
"ycie" spoeczestwa, nie wiemy czy s procesem biologicznym.
Wynik nasz jest wprawdzie ujemny dla cywilizacyi, lecz to nas moe
pociesza, e rwnie ujemny jest dla komrki.
Ktoby wic chcia na dotychczasowej naszej podstawie zaprzecza "ycia"
cywilizacyi, musiaby zgodzi si, e i w komrce niema ycia, bo tam nie znamy
elementw podstawowych. A przecie komrka - to nie tylko podstawa ycia
organizmu, ale jej samej rwnie nikt "ycia" nie zaprzecza, pomimo, e dowie
go nie moe.
Wic nie wolno jeszcze zaprzecza ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e
dowie go nie moemy.
Nie jestemy jeszcze w tak rozpaczliwem pooeniu, abymy mieli traci
nadziej, podobnie, jak to si ma w sprawie komrki. Jakby dla zrwnowaenia
naszej niewiadomoci na jednym punkcie, poznalimy tu co bardzo cennego, o
czem w organizmie i komrce nie wiemy nic zgoa. Jest to cznik spoeczny,
przyczyna zrnicowania ludzi, przyczyna (sia) spoeczna, wic jakgdyby
przyczyna istnienia niedajcej si pozna "caoci". Gdy pomylimy nad tem, e
zgoa nie wiemy, jakiemi rodkami urzeczywistnia si zrnicowanie komrek
organizmu i utrzymywanie si ich w caoci, - to musimy przyj do przekonania,
e i midzy komrkami powinienby istnie jaki cznik, podobny co do roli i
skutkw do spoecznego. Przecie zrnicowanie moe by tylko skutkiem
wspycia komrek, nigdy jego przyczyn, wic przyczyny wspycia komrek
(albo siy organizujcej) nie znamy.
W takim razie midzy momenty, konieczne dla istnienia caoci yjcej naley
wstawi przyczyn, (si) czc elementy organizmu w cao. Wtedy okazuje
si, e
w komrce wiemy o:
o
i o istnieniu caoci,
nie wiemy
o
o elementach
w organizmie wiemy
o
o istnieniu elementw,
o zrnicowaniu ich
i o istnieniu caoci,
nie
wiemy
za
przyczynie
(sile)
czcej.
w cywilizacyi wiemy o:
o
istnieniu elementw,
zrnicowaniu ich
moe wykracza nigdy poza granice organu, w ktrym si odbywa. Dopiero pod
postaci celowo wywoywanych przez zwierz wibracyi powietrza, ruch nerwowy
zwycia przeszkod, dzielc osobnika od osobnika i czy owe osobniki, jak
gdyby w jednolity system dwojakiego rodzaju ruchw. Pod ruch tedy nerwowy,
ktry ostatecznie jest tylko ruchem fizycznym bardzo skomplikowanym, podstawia
si inny ruch fizyczny, ale ju nie tak skomplikowany, bo musi przebywa czy
wypenia przestrze elementarn, dzielc osobnika od osobnika.
Mostem, ktryby pozwoli ruchowi nerwowemu "przeby" przestrze,
wypenion tak jednolit matery w znaczeniu biologicznem, jak powietrze, moe
by w samej rzeczy tylko ruch zupenie elementarny i chocia podstawienie go na
miejsce skomplikowanego nerwowego nastrczao niemae trudnoci, zostay one
pokonane o tyle, o ile to by mogo. Lecz mostem takim rozporzdzaj ju i
zwierzta! Jeeli wic powiadamy, e wibracya powietrza, wywoywana przez
osobniki mwice i wysyana do suchajcych, jest fizycznym cznikiem,
spajajcym wszystkie osobniki w wielk cao, a co wicej, jeeli powiadamy, e
jest bezporedni przyczyn mzgw ludzkich i mdroci ludzkiej, to waciwie nie
odkrylimy chyba rzeczywistej przyczyny ludzkiej mdroci, czowieczestwa i
cywilizacyi, bo przecie zwierzta, mimo e posiadaj ten cznik, wci zostaj
jestestwami nieuspoecznionemi.
Lubo to refleksya trafna, jest ona tylko w poowie suszna. Zarwno
sygnalizacya udoskonalona, zwana mow ludzk, jak ruch nerwowy daleko
bardziej skomplikowany, ni zwierzcy, nie mog by przecie u czowieka
zjawiskiem cakiem nowem i nieznanem w wiecie organizmw zwierzcych. One
tylko podlegy wielkiej komplikacyi. Rnice midzy ruchem nerwowym w mzgu
zwierzt i ludzi mog by tylko natury ilociowej, i tosamo mona powiedzie o
rnicy midzy sygnalizacyami, zwierzc a ludzk.
Lecz i w takim razie mamy suszne prawo zapyta: Dlaczego u zwierzt ta
sama "przyczyna" (wadza sygnalizowania) nie wydaa takich samych skutkw,
jakie wydaa wrd ludzi? Dlaczego tylko jeden czowiek rozwin sygnalizacy
prymitywn w cznik spoeczny, a nie rozwiny jej zwierzta? A nastpnie mamy
prawo zapyta: co nas upowania do nazywania sygnalizacyi akustycznej
przyczyn spoeczn i do wyobraania sobie, emy przez to zrobili znaczne
odkrycie?
Sia zarzutu, tkwicego w tak postawionych pytaniach, polega tylko na uyciu
przez nas chwilowo wyrazu "przyczyna" w elementarnem ujciu Mayerowskiem,
zamiast w pospolitem znaczeniu filozoficznem, w ktrem ten wyraz oznacza tylko
jeden z wielu warunkw koniecznych i dostatecznych do wystpienia jakiego
zjawiska. Skoro tylko "przyczyn" ujmiemy w ten szerszy sposb, sprawa
przedstawi si inaczej i cae wyjanienie nabierze poprawnoci cile naukowej.
Podobnie, jak fizyk i biolog nie zna waciwie i nie szuka w wiecie przyczyn
zjawisk, tylko warunkw, tak i my szukamy tylko warunkw uczowieczenia si
nieczowieka czyli pra-czowieka.
Ot trzeba pamita, e niema procesu, ktryby by uwarunkowany jednem
tylko zjawiskiem, jako swoj "przyczyn". Kady zaley od niewypowiedzianego
mnstwa procesw. Wic i cywilizacya musi by skutkiem sumy wszystkich,
zbiegajcych si u jej narodzin warunkw. Bez jednego nawet powsta nie moe,
musi za to wystpi, jeli s dane wszystkie, konieczne dla niej warunki.
Jeeli tedy sygnalizacya zwierzca zacza podlega w praczowieku
szczeglnemu komplikowaniu si, e a staa si cznikiem, o skutkach
nieznanych w wiecie zwierzcym, to stao si to tylko skutkiem zbiegu warunkw,
koniecznych i dostatecznych do jej komplikowania si. Praczowiek przetworzy
si w czowieka skutkiem zbiegu warunkw. Wyrazilimy to w "Prolegomenach"
przez "zbieg okolicznoci wyjtkowych". Dopiero gdy w czowieku zbiegy si,
oczywicie nie szukane przez przyrod, warunki "sprzyjajce", wtedy i tylko wtedy
nie-cznik pocz stawa si cznikiem ze wszystkiemi tej ewolucyi nastpstwami
(rozdz. XXV-XXVII).
Oczywicie mona byo nie wierzy w trafno mej hipotezy, zgodnej tylko z
przypuszczeniami, bronionemi dotychczas zaledwie przez kilku zwolennikw
wielkiej staroytnoci postaci czowieka, lecz tak szczliwie si zoyo, e cho
upyny zaledwie 3 lata od wystawienia tych pogldw, zaszy w wiecie
naukowym bardzo interesujce odkrycia realne, ktre w nadspodziewanie wietny
sposb potwierdzaj pogldy, wypowiedziane w "Prolegomenach". Rycho
wywoaj one gruntown i powszechn zmian w zapatrywaniu si na staroytno
czowieka, wanie w kierunku, ktrego jestem rzecznikiem. Mam tu na myli
odkrycie szcztkw Tetraprothomo w Monte Hermoso w Argentynie, a ostatnio
czaszki Diprothomo platensis w porcie Buenos Aires, jako tez niektre inne.
Gdy wic nowe odkrycia paleontologiczne wzmacniaj nie za osabiaj moje
stanowisko, tem mielej mog powtrzy tu w gwnych zarysach wywody, oparte
na przekonaniu o wielkiej staroci typu ludzkiego.
Mojem zdaniem ewolucya czowieka dokonaa si wanie na gruncie
konserwatyzmu fizycznego tej postaci. Praczowiek sta si czowiekiem wanie
dziki temu, e utrzyma si a do koca na najprostszej drodze przecitnoci typu
ssaka. Z tej drogi zesza rnemi czasy wikszo zwierzt sscych przewanie
przez nadto wielkie specyalizowanie si ze szkod dla psychicznego bogacenia si
typu drog dziedzicznoci. Wikszo pierwiastkowo pokrewnych mu zwierzt
wesza w faz, e tak si wyra, gbszego uzwierzcania si. Rozwj wielu z nich
szed nazbyt krtemi ciekami, lub zawrci z drogi wielostronnoci na manowce
zgubnej zawsze dla psychiki jednostronnoci, wic kracowoci. Monaby te je
nazwa typami mimowolnie i bezwiednie marnotrawnemi, bo utracay, przez dalsze
niekorzystanie, wielk cz dowiadczenia przodkw. Rd Hominis tych strat nie
ponosi, a zoyo si tak szczliwie dla niego, e w dodatku, od bardzo dawnego
czasu przybra postaw wyprostowan, co stao si wanym momentem zwrotnym
w jego historyi, albowiem rce jego zastosowane przez czas duszy do ywota
nadrzewnego zostay uwolnione od dawnych obowizkw narzdzi
lokomocyjnych. Zaszo tu co podobnego do nagego otrzymania cennego daru.
Rkoma wolnemi, a chwytnemi, wic od bardzo dawna wyrobionemi w kierunku,
ktry sta si ludzkim, pocz pra-czowiek sporzdza narzdzia sztuczne, zrazu
bardzo jednostajne, powoli urozmaicajce si. Zaczo si to ju w pocztkach
Miocenu (Nauka o cywiliz. rozdz. XXIV).
Proces przetwarzania si jestestwa niespoecznego w spoeczne by bardzo
dugi. Od Miocenu a do Pliocenu mamy cigle niemal jedno i to samo stadyum
rozwoju techniki krzemiennej; niema tu wprawdzie cofania si, ale nie wida
prawie postpu. Bd co bd pewne zrnicowanie uzdolnie byo ju, a na tym
gruncie potrzeba porozumiewania si ze sob rozproszonych bd rodzin, bd
grup drobnych komplikowaa zwolna prost i ubog sygnalizacy w lepiej
uporzdkowan mow, ktra, jako nabytek korzystny, doskonalia si ju
ustawicznie, lubo z trudem i rozszerzaa zakres poj oraz potrzeb ludzkich.
Usprawnianie narzdzi zwikszao z jednej strony wydajno si ludzkich, mnoyo
rozmaito produktw, oywiao ich wymian, rwnoczenie za rozszerzao zakres
mowy i myli, wywoujc ze swej strony dalsze komplikowanie narzdzi i ich
wytworw. Wszystko to umoliwiao zaoszczdzanie bd si, bd wytwrczoci,
mowa za ludzka jest gotowa tylko zewntrz osobnika, ona trwa poza nim, a raczej
ponad nim. Czowiek przychodzi jako niemowa do jzyka zupenie ju gotowego,
ktry poza nim istnia, istnieje i istnie bdzie, niezalenie od jego osobistej
organizacyi fizycznej i niezalenie od organizacyi wszystkich osobnikw,
korzystajcych z niego.
Powiadano, e to rodek porozumiewania si umwiony. Lecz jake mona
prawi o umowie tam, gdzie istnieje raczej konieczno? Wszak dzieci nie moe
nie przyj wyrazu, co mwi, nie moe nie przyj caego systemu wyrazw,
ktry mu narzuca otoczenie. Nawet czowiek dorosy nie moe nie przyj jednego
wyrazu, jeli chce by rozumiany, a jeli wytwarza wyraz, natrafia na ten sam opr,
jaki wywouje kade nowatorstwo. Wyraz jest starszy od osobnika, bo otrzymany
zosta od generacyi poprzedniej, a ta przeja, go od jeszcze dawniejszej i t. d. A
wic z nabywaniem jzyka zwizany jest mus, pomimo, e osobnik nie zdaje sobie
z niego sprawy i chocia taki mus nie ma nic wsplnego z musem fizyologicznym
zwierzcej, powszechnej i wrodzonej mowy gatunkowej. Rnica midzy obu
musami jest ta, e sygnalizacya zwierzt jest konieczn fizyologicznie, mowa
ludzka konieczn socyologicznie. Dla tego mowa zwierzt jest jedna dla caego
gatunku, mowy ludzkiej niema jednej, jest mnogo jzykw w rnym stopniu
niepodobnych do siebie, ale aden niema charakteru funkcyi wrodzonej, aden nie
jest zwizany ani z ras, ani z dziedzicznemi cechami fizycznemi ludzkiemi, a
kady, chociaby najmniej wyrobiony, stoi o cae niebo wyej pod wzgldem
bogactwa znakw od sygnalizacyi zwierzcej. Dla czego tak jest? Bo nie jest to
produkt ani jednostki, ani gatunku, lecz cznych wysikw osobnikw
zjednoczonych od wiekw wspdziaaniem i koordynacy. atwo ju oceni
trafno spostrzeenia tych jzykoznawcw i socyologw, ktrzy jzyk nazywaj
instytucy lub gotowem narzdziem do dziaania ludzkiego, albo skarbem
najcenniejszym ludzkoci. W istocie, niepodobna sobie wyobrazi stanu, w ktrym
znalazby si czowiek, gdyby mu zbrako jzyka gotowego, ktry istnieje poza nim
i w ktrym on yje. Grupa ludzka, zupenie pozbawiona jzyka gotowego opadaby
na poziom zwierzcy i z trudem dopiero, w dugim szeregu pokole potomstwo jej
dorabiaoby si tego skarbu, ktry jest zoony gotowy w kadym, bodaj najmniej
wyrobionym czyli najuboszym jzyku ludzkim. "Mowa ludzka, choby
najubosza cudw dokazuje" (Prol. XXIV. 218), bo to jest osobliwy kapita,
nagromadzony niewypowiedzianie wielk i wytrwa prac pokole, kapita,
ktrego jednostka nie przynosi na wiat, ani zabiera, nie udwignie, ani oceni, lecz
tylko otrzymuje niemal darmo, korzysta z niego w miar potrzeb swoich i zostawia
nienaruszony, a czsto jeszcze z wasn dorzutk - dalszym pokoleniom.
Ten kapita znakw gotowych wci jest, wci trwa i nie przestaje kry
pomimo, e nie na drodze fizyologicznej podtrzymuje si w osobnikach. On zacz
si tworzy raz, wwczas, gdy przeze nie-czowiek przetwarza si w czowieka i
odtd jako system wibracyi powietrza, czcy czonkw nowej w przyrodzie
caoci trwa bez przerwy, dzieli si na narzecza, ktre powoli staj si jzykami,
lub mieszaj si z innemi w rnych stosunkach, znowu rozpadaj si i t. d. Kapita
ten nie tylko trwa, ale powiksza si, a zginie dopiero kiedy z ostatnim
czowiekiem.
charakterze podniet), nie byoby w mzgu przyjmujcym tych czci jego, ktre
przyjmuj wibracye i zamieniaj je na ruch nerwowy, ktrego subjektywn stron
s wyobraenia i pojcia zoone. Poniewa za proces rozmawiania skada si z
dwu faz, naprzemian wystpujcych po sobie, wic wibracje wysyane s wynikiem
procesu, ktry zachodzi w mzgu wysyajcym, pod wpywem wibracyi
przyjmowanych i odwrotnie. Obie fazy stanowi cykl peny i zamknity;
skadajcy si na jeden proces cyrkulacyi podniet fizycznych od jednego do
drugiego osobnika.
w proces cyrkulacyi unaoczniem na schemacie, podanym w rozdziale XIX
na str. 170 pracy poprzedniej.
Wiemy dalej, e mowa ludzka rni si od sygnalizacyi zwierzcej daleko
wikszem skomplikowaniem, czyli urozmaiceniem. Skutkiem tego, zoonoci
ruchu nerwowego odpowiada w powietrzu ogromna rozmaito kombinacyi, w
ktre mog by ukadane rnowartociowe fale akustyczne. Rozmaito
podstawia si tu pod rozmaito.
Przekonalimy si nareszcie niedawno, w rozdziale poprzednim, e owa
rozmaito sygnalizacyi trwa gotowa tylko nazewntrz osobnikw ludzkich, bo one
przychodz do mowy gotowej i musz j nabywa, gdy tymczasem zwierzta
przynosz swoj na wiat. Rnica to kolosalna, i skutki tu i tam zgoa odmienne.
Gdy ludzie maj do rozporzdzenia ogromn ilo sygnaw, zwierzta bardzo
skromn ich liczb. Gdy sygnalizacya ludzka jest zmienna i to przewanie
niezalenie od osobnika, - zwierzca jest niezmienna w granicach caego gatunku.
W ludzkiej mamy element zrazu obcy osobnikom i narzucajcy si kademu
osobnikowi od zewntrz, ale tylko od pewnej liczby osobnikw ludzkich. Owa tedy
pewna ich liczba stanowi, dziki mowie (jzykowi), pewnego rodzaju zwizek.
Zwizek to wprawdzie naturalny, ale nie physei, lecz inaczej, bo rwnie nie thesei.
Jest to naturalny zwizek sui generis, zgoa bezprzykadny w wiecie organizmw,
po za rodem ludzkim. Gdy to wszystko zatrzymamy w pamici, atwo ju
zgodzimy si, e w zbiorze osobnikw, zwizanych wspln mow w
"spoeczestwo", moemy rozrni dwa cakiem osobne rodzaje ruchw,
sprzgnite jednak ze sob w jak cao wzajemn zalenoci tych osobnikw.
Mamy tu mianowicie:
1) Ruch nerwowy, odbywajcy si w systemie nerwowym kadego osobnika
zwizkowego. Poniewa w ruch zamknity w obrbie kadego osobnika i na
zewntrz, po za jego organizm, wykroczy nie moe, bdzie to ruch wewntrzny.
2) Ruch powietrza (wibracya), czcy tamte (ruchy nerwowe) w jeden system
mechaniczny, jest to ruch zewntrzny wzgldem wewntrznych, odbywajcych si
w osobnikach.
Tylko przez ten ostatni ruch wszystkie ruchy wewntrzne cz si w jeden
ruch caoci D. Ale to nie wszystko.
Tylko skutkiem istnienia urozmaiconych form ruchu zewntrznego - ruchy
wewntrz osobnikowe mog by i s takiemi, jakiemi s u ludzi, bo on, w ruch
zewntrzny, pokomplikowa wewntrzne. Bez niego, bez tego ruchu zewntrznego,
wielce urozmaiconego i wyrobionego w pewien system - nie byoby wcale w
osobnikach ruchw wewntrznych, tak bardzo skomplikowanych i to niezalenie
wewntrzny i
2. ruch, czcy tamte w jeden ruch caoci, wic niejako zewntrzny
Zachodzi teraz pytanie, czy mimo to kada komrka, wzita oddzielnie nie ma
ju z gry wyznaczonej roli w organizmie? Ot nie. Liczne dowiadczenia
wykazay, e komrka rnicuje si w organizmie dopiero i jedynie pod wpywem
miejscowych czynnikw bio-mechanicznych, a wic pod wpywem innych
komrek. Ktra za komrka ma peni dane funkcye, to zaley od zmiennych
potrzeb chwili, od zbiegu okolicznoci. Tak wic wrd komrek organizmu
wszystko formuje si pod wpywem wzajemnych oddziaywa i to oczywicie
oddziaywa od zewntrz, jeli za punkt obserwacyi obierzemy ktrkolwiek
komrk zwizkow.
C mamy sdzi o ruchu oglnym w organizmie, o tym drugim, ktry rzdzi
ruchami w komrkach? Czy jest to ruch mechaniczny, czy bio-mechaniczny? Nikt,
nawet zdecydowany mechanista nie zaprzeczy, e bdzie to ruch bio-mechaniczny,
bo to zreszt sprawa dogodnoci nomenklatury.
Jeeli teraz przypomnimy sobie, e w spoeczestwie osobniki s, tak samo,
jak komrki w organizmie, z pocztku prawie jednakowe i jednowartociowe, a
specyalizacya ich dokonywa si dopiero w cigu rozwoju pod wpywem
zewntrznych czynnikw, a wic pod wpywem innych osobnikw ludzkich (za
spraw mowy) oraz pod wpywem miejsca, ktre w spoeczestwie przypado w
udziale kademu osobnikowi, to spostrzeemy, jak dalece cywilizacya, czyli cao
D jest ukadem, w zasadzie podobnym do organizmu.
Rnic stanowi tu gwnie pozorna izolacya osobnikw, ktre przy znanej
swobodzie ruchw nie "stykaj si ze sob" tak "materyalnie", jak komrki, czyli
rnic stanowi tu pozorna "swoboda" osobnikw, ich miejscozmienno, ale
izolacj t, a wic i swobod niweczy fizyczny cznik-wibracya, spajajcy
osobniki ludzkie prawie tak dobrze, jak "protoplazmatyczne mosty" spajaj
komrki.
Wibracya-mowa, podstawiajc si pod ruch nerwowy (zachodzcy w
osobnikach), stanowi najrzeczywistsze uzupenienie (przeduenie) tego ruchu
nerwowego w jeden proces nerwowy wielkiej caoci.
Jeeli tedy zoony system ruchw wewntrz- i midzy-komrkowych,
zachodzcy w rolinie lub zwierzciu nazywamy systemem bio-mechanicznym, tu
ju najostroniejszy nawet myliciel nie zaprzeczy, e spoeczestwo moe by
systemem podobnym, a tu i tam moemy mie zjawiska zasadniczo podobne.
Gdy pomylimy, e dawna rwno zwierzcia utona i przepada w tej
caoci olbrzymiej, w tym zwizku naturalnym osobnikw, ktry mianujemy
spoeczestwem, a natomiast z zalenoci i nierwnoci wyonia si w osobnikach
mdro nad-zwierzca ze wszystkiemi jej nastpstwami, to nie mamy ju prawa
sdzi o takiej caoci, jakoby bya zudzeniem. Nigdy! Tu mamy naprawd nowy
w przyrodzie olbrzymi system scalony i utrzymujcy si w caoci przez
cyrkulacy jemu tylko waciwych podniet akustycznych i przez wynikajc z tego
wspzaleno i zrnicowanie osobnikw.
bardzo od zwierzt. Rnimy si. wic nie zmysami, ale "umysem", jak osobn
wadz, ktra prostuje wyobraenia nasze, oparte na wiadectwie samych zmysw.
Rzeczywicie, wyrobilimy sobie pojcie, e obok zmysw dziaa w nas
jaka wadza osobna, rzekomo nie majca nic wsplnego ze zmysami i
wyobraamy sobie chtnie, e ona rni nas jakociowo od innych stworze, lecz
to jest tylko zudzeniem, albowiem, gdy zapytamy o siedlisko tej wadzy, o
"narzdzie myli" ludzkiej, wtedy okazuje si, e ta wadza, bd co bd,
zwizana jest ruchem w mzgu. Kwestya, pozornie wyjaniona, a przynajmniej
rozdzielona na dwie kwestye, zaciemnia si ponownie, albowiem mzg, jako
nierozdzielna cz zmysw jest ju narzdziem wszelkiego postrzegania
zmysowego zarwno u zwierzt, jak u ludzi. Myl tedy, umys, sprowadzaj
zwolennicy dualizmu do tego samego narzdzia. Obie wadze, rzekomo oddzielne i
odmienne, zmysowa i umysowa, mieszcz si w jednym mzgu i to w taki
sposb, e nie udao si jeszcze nikomu ani siedliska kadej nawet w przyblieniu
rozgraniczy, ani dostrzedz rnicy w budowie tych czci, ktreby miay suy
wycznie "myleniu" ludzkiemu. Przeciwnie, postrzeenia zmysowe splataj si
tak cile z tem, co chcianoby nazwa czystem myleniem ludzkiem, e z tego
labiryntu aden fizyolog ani psycholog nie zdoa jeszcze wybrn. Podobny stan
rzeczy jaskrawo sprzeciwia si hipotezie "nadzmysowoci" umysu i zostawia nas
na rozdrou.
Ot mojem zdaniem wyjcie jest i tak proste, e a dziwno je wskazywa.
Wyjcia tego domylaj si ju zreszt niektrzy myliciele. Dowodzi tego fakt, e
niektrym filozofom chodzi dzi ju bardzo o zbadanie roli i znaczenia mowy w
sprawie poznawania, innym za o szersze, ni dotychczas uwzgldnienie czynnika
spoecznego w rozwoju ludzkiego poznania, uczu i woli. Rzeczywicie w dwu
tych czynnikach, ktre naprawd s jednym, znajdujemy tutaj wyjanienie zagadki
poznania ludzkiego, a rwnoczenie rozwizanie wielu kwestyi pierwszorzdnego
znaczenia, w teoryi poznania.
Postaram si to w najkrtszych sowach wyoy. Cao D skada si z
organizmw, obdarzonych zmysami, podobnemi do zwierzcych. Organizmy te
(C), poczone wibracy - mow, tworz co podobnego do obszernego systemu
nerwowego. Wicej nam nie trzeba, bo w takim razie cudze postrzeenia zmysowe
staj si przez mow i przez to, e jestem spoecznym, "mojemi". Przenosicielk
postrzee (percepcyi) zmysowych od osobnika do osobnika jest mowa. Ona
rozlewa postrzeenia osobnicze po caoci spoecznej tam wszdzie, gdzie mowa
zostanie przyjta. Zmysy tedy osobnikw, zwizanych mow, s narzdziem
wsplnem "ludzkich" postrzee zmysowych. Jednocz si one we wsplne
narzdzia czucia. Lecz "ja" musz czem odrnia praktycznie postrzeenia
"cudze", niejako poyczone - od wasnych. Jako odrniam je istotnie, cho
niewiadomie i niedokadnie, nazywajc tylko wasne i bezporednie zmysowemi,
wszystko za, co zawdziczam innym - gromadz pod kategory, ktrej nie umiem
okreli i co rzeczywicie trudno okreli bez teoryi realnoci D. Dopiero gdy
zwaymy, e mowa, bdc przenosicielk percepcyi zmysowych, jest
rwnoczenie przenosicielk myli, uczu i woli, - wtedy moemy poczy oba
orzeczenia i powiedzie, e myl ludzka jest spoecznem czuciem zmysowem.
XVI.
Podstawa
treci
psychicznej
czowieka
jest
interfizyologiczna, nie za fizyologiczna, jak u zwierzt.
CZ DRUGA.
XVIII. Co wyznacza realnoci D (cywilizacyi) granice i cigo
w czasie i przestrzeni? Nard a Pastwo.
Udowodnienie ycia w D okazuje si i nadal pierwszem zadaniem naszem. W
tym celu potrzebna jest przedewszystkiem znajomo granic naturalnych realnoci
D. Skoro za jest to realno nie fizyczna, lecz psychofizyczna, zachodzi
wtpliwo co wyznacza jej granice: jzyk czy myl ludzka?
Wprawdzie z Prolegomenw wiemy, e caoci D jest lud, albo nard, a wic
ze granice wyznacza jzyk, lecz bardzo by moe, emy si omylili, albowiem
idee ludzkie nie zamykaj si przecie granicami jzyka. Caoci D mgby by
og poj ludzkich i og ludzi.
Podobne zapatrywanie jest wprost niedopuszczalne.
Skoro tylko w D toczy si wielki proces nie wycznie psychiczny, to ju
fizyczna strona procesu wyznacza tu fizyczne granice psychicznoci. Proces w D
tego wypadku, wwczas Pastwo jest dla nas grup niejednolit tylu D, ile
narodw Pastwo obejmuje.
Naturaln caoci jest dla nas zarwno baw, jak i tygrys, ale jeli tygrys
sidzie na karku bawou i przylgnie do niego, wtedy, cho mamy zudzenie jednego
ciaa, - jest tu ju tylko grupa, zoona z dwch organizmw. Silniejszy,
zrczniejszy, lub lepiej rozwinity podbi sobie sabszego i wyzyskuje dla swoich
celw. W Pastwie tedy etnicznie niejednolitem mamy najczciej cao D
panujc nad innemi caociami, lecz ani cao jednolit, ani naturaln.
Z tego stanowiska realno D, cywilizacya nie tylko moe, ale nawet musi
sta si dla nas przedmiotem. Moemy ju zapomnie, e ona jest take ruchem,
spraw, toczc si na tle drobniejszych spraw realnych, ktre nazywamy ludmi.
Moemy poprostu powiedzie, e to jest kompleks czynnoci ludzi, albo kompleks
ludzi zczonych w Nard.
Gdy jednak o trawce mwimy, e to przedmiot ywy - tutaj obawiamy si
utrzymywa tego samego, gdy nie wiemy jeszcze, czy to naprawd ukad ywy.
Powrt nasz na stanowisko realizmu krytycznego, albo te do zwykego sposobu
patrzenia na przyrod, ma wanie na celu uatwienie obserwacyi i porwna dla
rozstrzygnicia tego najwaniejszego dla nas pytania.
Jeeli cywilizacya jest realnoci, to jej wszystkie czci skadowe s take
realnociami. Rwnie i mylenie ludzkie, o ktrem przekonalimy si, e tworzy
wielki system interpsychiczny, jest realn spraw, toczc si w przyrodzie.
W tych warunkach sama mowa ludzka, krca w spoeczestwie czyli
mwione, krce w Narodzie, nie bdzie przedmiotow stron realnej, ale
podmiotowej sprawy mylenia, bo realna sprawa mylenia nie potrzebuje ju
realizacyi; - mwione bdzie tylko realnym odpowiednikiem myli, bdzie
uzupenieniem w przestrzeni i czasie realnego systemu, zoonego z myli
ludzkich. W ten sposb wszystko, co si mwi w spoeczestwie i wszystko, co si
myli, wie si w jedn tkank, opltujc wszystkich ludzi w spoeczestwie i
wysnuwajc si z nich bezustannie.
Tkanka ta, trzeba to sobie uprzytomni, ma cigo nie tylko w przestrzeni,
ale co waniejsza w czasie wiksz ni trwanie osobnikw ludzkich. Nie znika, ani
si zrywa przez cay czas trwania spoeczestwa-narodu. Ale tkanka ta pomimo
tego nie jest ani przez chwilk tem samem. Wci skada si z czego innego, bo
myli wci si zmieniaj, a wyrazy jzyka wci ukadaj w nowe kombinacye.
Co wicej. Wyrazw przybywa w narodzie, ktry si rozwija i myli te przybywa.
Wyrazy powstaj i przeksztacaj si lub gin, myli rwnie. W rozwoju narodu
rozwijaj si idee. Dawne nikn, na ich miejsca powstaj nowe i coraz gbsze, a
wszystko to oczywicie odbija si najwierniej w jzyku, gdy tylko przez jzyk
moe trwa, przeksztaca si czyli rozwija. Monaby, a nawet trzebaby wykada
ide rzucon w tej chwili jeszcze duej i dowodniej, pki nie stanie si cakiem
jasn, - lecz, aby nie nuy czytelnika - powiem narazie krtko, e mamy tu proces
nadzwyczaj podobny do procesu ycia,. Dostrzeono to ju oddawna, i odbio si to
nawet w pospolitym sposobie wyraania si.
Wszyscy powtarzamy bezustannie, e jzyk yje, rozwija si, a nawet umiera.
Lingwici, wpatrzeni fachowo i gboko w przemiany, dokonywujce si we
wszystkich kierunkach w jzyku, nie zaprzeczaj temu, lecz wanie potwierdzaj.
Wielu z nich nazywa jzyki wprost "organizmami realnemi porzdku czysto
intelektualnego". (Darmestetter, Osthoff i inni). Twierdz oni, e prawa fonetyczne
dziaaj z przyrodnicz, a waciwie si wyraajc, z biologiczn koniecznoci.
Oczywicie niema w tem siy przekonywajcej, jest to raczej przeczucie odlege,
wygldajce na metafor, nie brano i nie bierze si podobnego okrelenia
dosownie, ale w rzeczy samej jest tu co wicej, a co jest, to zasuguje na
bo szukano tam, gdzie jej nie moe by, szukano w czowieku, jako odrbnym i
skoczonym w sobie biomechanizmie, a ten jest ju tylko abstrakcy.
Aby si o tem upewni, do przypomnie sobie zasad, na ktrej opiera si
struktura wiata.
Podstawow zasad nie tylko mechaniki, ale i biologii, jest zasada, e kady
system si dy do osignicia i utrzymania stanu rwnowagi nakadem
najmniejszej energii. Rolina lub zwierz jest mechanizmem i to w zasadzie zawsze
bardzo ekonomicznym. Mechanizm taki, wyraajc si obrazowo,
antropomorficznie, "usiuje" cigle pozostawa ekonomicznym, pomimo
zmieniania si warunkw jego bytu i trudnoci naginania si do nowych. Owo
naginanie si nazywamy przystosowywaniem si do rodowiska (porwnaj
Spencera pogld na organizmy). Organizm, ktry zaczyna odchyla si od
teoretycznego ideau ekonomicznoci, rycho znika z widowni, zwyciony przez
inne, funkcyonujce ekonomiczniej. Wszystkie tez organy roliny lub zwierzcia s
wynikiem bezustannego przystosowywania si tego organizmu (rodu) do potrzeb
minionych i teraniejszych. Gdy potrzeba mija, organizm dy do pozbycia si
organw zbytecznych, ale nie przychodzi to wszystkim z rwn atwoci i nie
osiga si nigdy w zupenoci, wic ten organizm ma wiksze szans ostania si w
walce o byt, ktry osiga potrzebn mu now rwnowag biomechaniczn prdzej
oraz lepiej. To, co nazywamy rozwojem, jest wic tylko przystosowywaniem si
wszelkich systemw si do zmieniajcych si warunkw zewntrznych. atwo
zrozumie, e czyny t. j. dziaania zwierzcia, pync z psychofizycznoci jego,
musz odpowiada dokadnie zarwno fizycznoci, jak psychicznoci jego. Tylko
czowiek wyamuje si. z tej formuy. Stwierdzilimy to wprawdzie dopiero na
stosunku psychicznoci do fizycznoci wrodzonej, nie za na stosunku czynw do
fizycznoci, ale moglibymy poprzesta na tem, bo czyny zwizane s i powinnyby
by zwizane zawsze z fizycznoci i psychicznoci w rwnej mierze. Prawda, e
zawsze, ale tylko nie u czowieka. Tutaj fizyczno wrodzona jest niewystarczajca
dla czynw. Ten stosunek nieodpowiednioci owych dwch stron bije w oczy.
Nawet, gdybymy przyjli, e psychiczno ludzka odpowiada dokadnie jego
fizycznoci, majc na uwadze nadzwyczaj rozwinity mzg i ten wanie biorc za
ow "fizyczno" to popenilibymy pomyk i jeszcze nie usunlibymy przez to
sprzecznoci, tkwicej w nieodpowiednioci takiego wanie mzgu i takiej
psychiki dla reszty ciaa 1udzkiego. Ta reszta bowiem tak dalece nieodpowiada
mzgowi, e wydaje si by pogron w niedorozwoju w porwnaniu do mzgu. I
w istocie tak jest. Jaskrawem wiadectwem, e samo ciao ludzkie, (t. j. organy i
zmysy) nie wystarcza psychice ludzkiej, a wic i mzgowi, s narzdzia sztuczne,
ktremi czowiek uzupenia sw fizyczno, nie wystarczaj do speniania ludzkich
zachce jego.
Dopiero przez narzdzia sztuczne czowiek doprowadza do rwnowagi
fizyczno swoj, niewystarczajc do czynu, odpowiedniego woli, z
psychicznoci, ktra wyraa si w jego woli.
Przyrodnicy starali si objania narzdzia sztuczne prostym rozwojem
czowieka! Dla nich narzdzia sztuczne byy dalszemi ogniwami jednego acucha
rozwojowego, byy dalszym cigiem rozwoju naturalnych, wic rozwoju
ich i trwanie nie bdzie rozwojem uczu zwierzcych w czowieku, tylko rozwojem
uczu spoecznych. W uczuciach tedy ludzkich mamy zjawisko nowe w przyrodzie
i ju nie organiczne, lecz znowu czysto spoeczne. Tego dowodzi fakt, e syn
muzyka lub poety, albo wogle czowieka uczu subtelniejszych, ideaw
wyszych, bywa najczciej pozbawiony tak bardzo subtelnych i skomplikowanych
uczu rodzica, a jeeli ma, to inne. Uczucia zwierzce dziedzicz si, ludzkie, czyli
spoeczne - nie. One si tylko nabywaj.
Zachodzi teraz wane pytanie: jak sobie spoeczestwo komunikuje ludzkie
uczucia, aby mogy przenika od osobnika do osobnika, trwa w caoci spoecznej
i podlega rozwojowi? Skoro komunikowanie i rozwj poj - zachodzi przy
pomocy mowy, czyli jzyka, wic i uczucia ludzkie potrzebuj rwnie swego
jzyka.
To, comy przed chwil nazwali "wyrazami uczuciowemi" czyli
kombinacyami, jest waciwie tylko stanem wewntrznym, jest ruchem nerwowym,
jest stanem, ktry odpowiada samemu myleniu. Do uzewntrznienia si, a takie i
do powstania ich potrzebne s wyrazy zewntrzne, sygnay dla jakoci czy wartoci
uczuciowych, wic niejako mowa uczu.
Mowa taka istnieje i jest niezmiernie urozmaicona, o wiele nawet bardziej, ni
mowa dla poj. Skadaj si na ni wszystkie rodzaje sztuki, a do mowy
pojciowej, ktra jest rwnoczenie mow dla uczu. Naprzd mamy piew i
mimik z tacem, potem muzyk, t najczystsz i najbogatsz mow dla pewnej
kategoryi uczu. Co si w niej wyraa tego mowa sowna nigdy w sabej czstce
nie jest zdolna odda. Kady rodzaj instrumentu wzbogaca t mow i urozmaica, a
poczenie ich w orkiestr daje uczuciom muzycznym now szeroko i gbi,
przetwarzajc je w "myl" muzyczn.
Lecz i w muzyce wyraa si nie wszystko. Mamy tez rysunek i malowido, a
takie rzeb, jako odrbny jzyk do wyraania innych skomplikowanych uczu,
pomieszanych jednak ju cile z pojciami. Sztuki plastyczne (malarstwo i rzeba)
przemawiaj te zarwno do uczu jak do myli, jest to jzyk mieszany. Blizko
muzyki, bliej od sztuk plastycznych, stoi sztuka architektoniczna, nie majca
rwnoznacznikw pojciowych. Lecz najwyej wznosi si poezya, ktra ogarnia i
zlewa rwnoczenie oba wiaty: uczu i myli, stanowic najwyszy wyraz,
najlepsz mow dla penej duszy ludzkiej.
W tym jzyku, w jzyku poezyi wyraa si cay czowiek, podobnie jak w
muzyce najpeniej wyraa si caa czysto uczuciowa poowa jego. Poniewa za
czowiek jest pionkiem, ktrym cywilizacya porusza, wic mamy prawo orzec, i w
jzyku poezyi wyraa si najpeniej, chocia tylko czstkowo cywilizacya, czyli
niejako dusza narodu. Jzyk potoczny, ktrymy dotychczas traktowali
jednostronnie, jak gdyby by jzykiem, stworzonym dla wyraania tylko samych
myli - waciwie wytwarza si dla wyraania take i uczu. Jest on wic rwnie
jzykiem dla uczu do tych granic, do jakich to jest moebne. Wspomnijmy, ile w
nim istnieje wyrazw zdrobniaych, pieszczotliwych, pogardliwych i t. p. takich,
ktre przemawiaj wprost i wycznie do uczucia, niegorzej ni tony piewu i
muzyki, a pamitajmy, e modulacye gosu i mimika uzupeniaj potnie ten
jzyk, czynic go naprawd muzyk sw, zdoln porusza do gbi suchacza.
Poniewa psyche czowieka jest zawsze zlepkiem uczu i poj, wic uczucia
ludzkie nie zjawiaj si nigdy odrbnie od myli. Z tego powodu kady jzyk jest
podatny do przelewania zarwno poj, jak uczu najbardziej zoonych,
zwaszcza, gdy to si dokonywa nie mow pisan, lecz sown, gdzie mwicy zna
setne sposoby do wzmocnienia efektu uczuciowego o ktrego wycznie chodzi.
Wyrazisto mowy, obrazowo jej, "pikne mwienie", deklamacya, wszystko to
s sposoby przemawiania do uczu, za pomoc rodka sucego take i gwnie do
komunikowania myli.
Aby podobne efekty wywoywa w mowie pisanej, trzeba ju by artyst, a
nawet poet, bo tu odpadaj wszystkie rodki pomocnicze, o ktrych bya mowa - i
uczucia, do ktrych wywoania pomagay potnie modulacye gosu, mimika oraz
zestrj suchajcego z mwicym, - trzeba wywoywa samym doborem i ukadem
wyrazw.
Z wyej wyoonego wynika, e poezya, ktra w nas tkwi i krzewi si przez
sztuk - nie jest dorobkiem osobnika, ani dzieem rozwoju filogenetycznego rodu
Homo. Podobnie jak wielka myl D, istnieje wielkie uczucie D ponad nami, jest
ono trwalsze od ywota osobnikw i tak rozlege, e nie zmiecioby si w adnej
piersi ludzkiej. Ono krzewi si i rozrasta z pokolenia na pokolenie w miar jak
zdobywa nowe sposoby uzewntrzniania si. Ars longa - vita brevis, powtarzaj
artyci i maj suszno. Oni w wielu innych orzeczeniach dowodz, e w odczuciu
istoty wiata uczu wznieli si wyej, ni myliciele w zrozumieniu wiata myli.
Oni rozumiej od dawna, e tylko su sztuce, pani swojej. Oni rozumiej i
praktykuj od dawna kult sztuki dla sztuki.
Jake to szczytne haso sztuki dla sztuki, a jak zgodne z istot dobra, pikna,
ktre s jakim ideaem, jak prawie abstrakcy, a przecie realnoci, ktra nas
przenika i na nas wyrasta, jak cudna rolina, krzewica si na waciwej sobie
glebie.
Obok takich uczu spoecznych, ktre znajduj swj jzyk bd w sztuce,
bd w mowie zwykej, istniej jeszcze inne uczucia, ktre s tylko jak gdyby
instyktami spoecznemi i znajduj swj wyraz gwny, jeeli nie jedyny, w czynach
i to na kadym kroku oraz w kadej dziedzinie dziaalnoci ludzkiej. Mam tu na
myli t. zw. uczucia moralne, niezmiernie zagadkowe jeszcze zjawisko i bardzo
rozmaicie interpretowane (uczucia etyczne i religijne). Niema spoeczestwa,
choby najniszego, ktreby ich byo pozbawione. Uczucie sympatyi dla innych
ludzi, wspczucie (mio blinich) s to jeszcze najmniej skomplikowane postaci
uczu moralnych, mogce si jednak komplikowa i potgowa w sposb,
nieznany w wiecie zwierzt. Tu naley najrozmaitsze formy altruizmu, sumienie
(honor, obowizek) i t. p.
Najznamienniejszem
jednak
uczuciem
czowieka,
najwyszem
przeobraeniem si prostego egoizmu zwierzcego w egoizm spoeczny, bdcy
zarazem najpotniejszym wyrazem altruizmu jednostki jest mio Boga i mio
ojczyzny.
Uczucie, dla ktrego osobnik wszystko powici gotw, dla ktrego ochotnie
wylewa krew, powica najdroszych, znosi przeladowanie i fizyczne albo
moralne katusze, dla ktrego powica ycie bez wahania, a nawet z pewn
rozkosz, jest najwyszem uczuciem spoecznem. Mio ojczyzny samem
istnieniem stwierdza moe najdosadniej, e jestemy komrkami caoci lubo
bezcielesnej i nieuchwytnej dla naszych zmysw, ale jednak realnej. Przejawia si
w niem najczyciej instynkt samozachowawczy owej realnoci D, rozlany w jej
czstkach skadowych.
Wiemy jak zacicie organizm walczy o ycie. Zwierz go broni kami i
pazurami. Jaszczurka bezbronna, schwytana za ogon, odkrusza go sobie
dobrowolnie, byle uciec; lis schwytany w elaza odgryza sobie w tym celu nog
uwizion. Realno D niema kw ani pazurw, lecz ich nie potrzebuje. Broni jej
s organy wszystkich jej synw i solidarno, obok zgodnoci ideaw. Wszystkie
komrki spoeczne umiej w potrzebie broni caoci i broni jej jak umiej.
Mio ojczyzny tkwica w jednostkach - jest instynktem yciowym narodu. Ona
te stanowi probierz siy yciowej, probierz zdrowia narodu.
Wiem dobrze, i wiele z tego, co tu przedstawiem nie znajdzie aprobaty
oglnej. Przywyklimy do wszelakich innych wyjanie, do innych punktw
wyjcia i do innych klasyfikacyi. Ale te zwrmy uwag na to, e adna jeszcze
teorya uczu nie zadawalnia wymaga cisoci naukowej. Wszystko, co si mwi
o tej zagadkowej dziedzinie psychologii opiera si na chwiejnych podstawach,
ktre lada niedyskretne pytanie rujnuje.
Dziedzina wadz psychicznych - za wyjtkiem dziedziny poj i dziedziny
uczu estetycznych spowita jest jeszcze mrokami; nierozpltany to chaos, ktrego
nici zbiegaj si w psyche zwierzcej. One tam tylko mogyby zosta rozpoznane i
poklasyfikowane, ale niestety wanie tam tak je trudno bada, e w tej
niedostpnej fortecy kryj si jeszcze niezdobyte prawdy, ktreby rozjaniy nam
tysiczne zagadki duszy ludzkiej.
Jeli zwaymy jak zronite s ze sob czucia z najprostszemi uczuciami, jak
wszystkie uczucia daj si sprowadzi do dwu pierwiastkowych odczuwa
przyjemnoci i przykroci (rozkosz i bole), o ktrych nie wiemy zgoa, na ktrem
stadyum ycia zaczynaj wystpowa, ale wiemy, e s gwnem tem wszelkich,
najskomplikowaszych uczu. Jeli widzimy, jak zwizane s uczucia z popdami i
wol z jednej, a z pojciami z drugiej strony, jak pomimo caego postpu
psychologii, nie mamy cho jako tako zadawalniajcej klasyfikacyi tych
wszystkich zjawisk, pomimo, e wano ich jest wprost olbrzymia, - to wyzna
trzeba, e strach bierze dotyka dzi tej dziedziny, tak bardzo jeszcze opornej dla
wszelkiej analizy.
Mamy tylko hipotezy i same hipotezy mniej lub wicej prawdopodobne,
mniej lub wicej miae, a nawet zuchwae, ale wszystko same hipotezy.
Dla tego, cho tutaj dotknem tych rzeczy, w grubym zaledwie zarysie i
bardzo niedokadnie - nie odpychajmy bez gbszego zbadania hipotezy, ktra si
opiera na nowej zupenie podstawie.
Wyprowadzajc jednak oglny wniosek z treci ostatnich dwu rozdziaw,
wypada zaznaczy, e gdy uczuciowe stany nie zjawiaj si bez stanw
intelektualnych, gdy jedne i drugie kieruj czynami, wic skadaj si na akty woli,
bdc poniekd woli podlege, przeto wszystko to razem i tylko razem skada si na
psychik. Mylenie, uczucia i chcenie w yciu pyn razem i razem, cho rnemi
rodkami, s komunikowane od czowieka do czowieka. Jzyka nie mona wic
ju uwaa za cznik dla samych myli, bo to jest cznik dla psyche, dla caych
dusz. Wszystkie inne formy cznoci psychicznej midzy ludmi s tylko
uzupenieniem, rozszerzeniem mowy i odtd pod oglnym wyrazem mowy
bdziemy je razem ujmowali.
czyli okazuje si e:
To, co stanowi ycie spoeczestwa jest mens spoeczn
To, co stanowi ycie zwierzcia i roliny jest mens organiczn
To, co stanowi ycie ycie komrki jest mens komrkow.
Gdy o yciu biogeny nic nie wiemy, bo oywia j tylko na pewno ycie
komrkowe, moemy przypuszcza, e jest ona pozbawiona wszelkiej mens. W
niej dziaaj jako podstawowe sprawy ycia, energie chemiczne i fizyczne.
Poniewa spoeczestwo skada si z organizmw, a organizmy z komrek, te
za z biogen, przeto jeli zechcemy rozpatrze te caoci od ich skadnikw - okae
si, ze:
Mens spoeczna D ma za odpowiednik w osobniku (w czowieku), intermens
ludzk (C')
Mens organiczna C ma za odpowiednik w osobniku (w komrce) intermens
komrkow (B')
Mens komrkowa B ma za odpowiednik w osobniku (w biogenie) amens
biogenow (A').
Mentis spoecznej odpowiada wic w skadniku spoecznym mens ludzka
Mentis organicznej odpowiada w skadniku organicznym mens komrkowa
Mentis
istnie take podmiot nietylko komrki zwizkowej, B' w C, lecz rwnie podmiot
samej komrki B wolnej.
Gdyby to przypuszczenie chcia kto uwaa za jaow hipotez i za zuchwae
wkraczanie w dziedzin metafizyki, byoby to tylko nietolerancy i przesdzaniem
o kwestyi, w ktrej nie naley unika adnej drogi, mogcej przyczyni si do
wywietlenia jej i wywietlenia wielu zjawisk wiata. Moglibymy przytem z
rwnem prawem poczyta za opieranie si na metafizyce operowanie pojciem
"ruchu", "energii" w nauce, bo czyli caa fizyka i mechanika nie jest oparta na
cakiem niezrozumiaem pojciu "ruchu", "energii"? A wic gdy jedno metafizyczne pojcie okazao si przecie niezmiernie uytecznem dla uporzdkowania
zjawisk, w najwyszym stopniu rnorodnych, pozwlmy sobie mwi, choby
prowizorycznie, o podmiocie, o mens, nie tylko roliny, ale nawet i komrki, co nas
zreszt do niczego jeszcze nie obowizuje.
Nieche wic bdzie odpowiednikiem mentis ludzkiej czyli spoecznej albo
interpsyche ludzkiej, w organizmie mens zwierzca lub rolinna, skadajca si z
licznych mens komrkowych. Co podobnego zastosujmy do samej nawet
komrki, o ktrej ju wiemy, e tkwi w niej tylko mens komrkowa, opierajca si
ju nie o mens biogenow, bo tej nie skonstatowalimy, lecz o procesy fizyczne w
biogenach, ktre nie yj, lecz przez ktre yje komrka.
ycie komrki ujawnia si nam tylko w pobudliwoci komrki, czyli w jej
wraliwoci na bodce zewntrzne. Wraliwo ta, czy pobudliwo, jak kada
reakcya, moe by grubym zaledwie wyrazem akcyi wewntrznej mentalnej. Nie
mamy rodkw do sprawdzenia, co zachodzi w wymoczku, przy objawach
pobudliwoci - i to jest powodem, e utrzymuj si w tym wzgldzie kracowe
pogldy. Gdy jedni, jak Loeb, uznaj tam tylko reakcye czysto mechaniczne i
chemiczne, inni przypisuj protoplazmie co, odpowiadajcego czuciom.
W kadym razie ulubiony w ostatnich czasach termin tropizm nie wyjania ani
kwestyi ycia, ani czucia, i w gruncie rzeczy pozostaje tylko now pokrywk
dawnej niewiadomoci, zmiejszonej tylko nieco od strony fizycznej,
przedmiotowej. e tu mamy co znacznie wicej ni reakcye czysto mechaniczne i
tylko mechaniczne, o tem atwo si przekonamy, gdy wemiemy pod uwag nie
wymoczka, ale komrk rozrodcz, ktra take jest tylko bryk protoplazmy, jak
wymoczek. Zwamy, i owa bryka, (po zczeniu si z drug), rozrasta si nie w
jaki kompleks cakiem fantastyczny i przypadkowy, t. zn. zaleny jedynie od
zewntrznych wpyww, jakby by powinno wedug mechanistw, lecz rozrasta si
w organizm obszerny, a cile podobny do organizmu, z ktrego bryka pochodzi.
W tym drugim, bardziej skomplikowanym wypadku atwo oceni naprzd, jak
niepojcie skomplikowanym i uporzdkowanym musi by skad mechaniczny (ju
nie tylko chemiczny) tej bryki, jak niepojcie zawiy system ruchw w niej panuje,
skoro mieci si w niej caa mens organiczna. atwo spostrzedz, e wyraz
tropizmy, w zastosowaniu do si czynnych w takiej bryce rozrodczej, staje si ju
niemal pustym dwikiem. Niewiadomo wic, czy ruchami porzdku
mechanicznego i chemicznego nie kieruje nawet i w zwykej komrce jaki osobny
systemat "ruchw", majcy za podmiotow stron "mens komrkow". Wiadomo
zato, i miejsca i "materyi" (w znaczeniu elektronw, atomw i moleku), jest w
take nie czysta mens maku, lecz struktura inna, bdca wanie warunkiem obu
struktur, zarwno maku, jak jego nasienia, obu dajcych si obserwowa. Ze to za
jest take struktura i to realna, co do tego niema adnej wtpliwoci, bo przecie
tylko struktura moe si rni od innych struktur, a ziarno maku rni si od
ziarna kadej innej roliny, cho wszystkie one buduj z jednakowych prawie
materyaw i liczne roliny, niepodobne do siebie, mog razem wyrasta z jednej
gleby.
Struktura t, stanowica ycie maku, nie moe by podobna do widomej
struktury roliny maku, z jej postaci, bo gdyby tak by miao, wtedy reprodukcya
maku przez nasienie - jak te wogle reprodukcya jego byaby zgoa niemoliw do
pomylenia. Mak mgby trwa tylko raz w jednej, cigej strukturze roliny, widomej nam i znikby na zawsze z chwil gdy rolina-indywiduum y przestaje i
rozkada si.
Mylano ju dosy nad zagadk cigoci ycia, i formy i utrzymywaa si
przez czas dugi dziwaczna i naiwna idea, e w nasieniu musi tkwi jaka
miniaturka roliny, rozrastajca si nastpnie w now rolin, ktra moe, czy musi
z kolei przybiera znowu posta miniaturki w swych nasionach. Jednak porzucono
ju t myl jako zgoa bdn, bo i nic nie wyjania i w konsekwencyi prowadzi
zawsze do absurdu.
Nie tak bdzie, gdy uznamy mwione-sygnalizacy, mwione-szablon, za
osobn struktur subteln, ale realn, ktra niema wcale wsplnego ksztatu ze
struktur roliny (a wic i z jej mens), lub ziarna, maku. Wtedy powiemy, e w
ziarnku makowem mamy nie jak miniaturow struktur maku z korzeniami,
limi i torebk owocow, - nie struktur, pozbawion tylko materyi, w ktr si
ona pniej oblecze, lecz pen ide maku, ktra moe istnie i bez tej masy
materyi, w ktrej si realizuje i bez tej formy, ktr przybiera komrka rozrastajca
si, a ktra jest w kadym momencie ycia maku inna. Jak si to dzieje? to jest
najwiksz tajemnic przyrody, ale do dla nas, e jest faktem niezaprzeczonym.
jedynie dla tego, e sami, przez czowieczestwo swe, jestemy jej czstkami
skadowemi i czynnemi elementami, jak gdyby - komrkami (r. XVI).
Trzeba byo doj, e mwione jest przekadem ruchu nerwowego na
wibracy powietrza, koniecznym do scalenia si drobnych systemw ruchu
nerwowego w system, w ruch obszerny (mwienia-mylenia), w system spoeczny,
oraz jest elementem, koniecznym do wystpienia zjawiska rozwoju w tym
obszernym systemie. Wprawdzie nie zgbilimy jeszcze do wielostronnie
tajemniczego stosunku jzyka do myli i rozjanienie tego stosunku do granic
koniecznych i moliwych bdzie najblisz nasz trosk, to jednak z rozumowa
ju przeprowadzonych wynika, e wanie tylko poznanie ludzkie (nasza mens) jest
czci formy D, ktra kadego z nas czyni jej fragmentem. Cao D jest dla nas,
drobniutkich jej czstek skadowych, cho take i aktorw, oczywicie
niepoznawalna, ale tylko dla tego, e naprzd cao nie mieci si w czstce, a
wic niepoznawalna jest tem samem prawem, jakiem caa rolina byaby
niepoznawalna (jako cao) dla jednej jej komrki, powtre dla tego, e to wanie
ludzkie nasze poznanie (oparte na sowie) jest gwnym objawem w nas realnoci
D, objawem naleenia do niej, a tymczasem poznanie owo niby wasne, cho de
facto spoeczne, uwaamy zwykle za wiat swj wasny, osobisty, dobrze
odgraniczony od jani cudzych. Taki punkt widzenia przeszkadza mocno
socyologom i filozofom w poszukiwaniach "realnoci spoecznej" i w rozpoznaniu
jej istoty. Teraz rozumiemy, e niema czowieka, ktremu byaby obca czstka
realnoci D, oczywicie niejednakowej rozlegoci, bo kady czowiek sam jest
czstk tej realnoci spoecznej. To, co pospolicie nazywamy "psyche" jednostki,
jest wanie niczem innem, jak dostpn dla osobnika ludzkiego czci postaci D i
jej dokumentem. Realno ta przenika nas i czyni ludmi, widoczna tedy moe by
dla nas jedynie tylko w czowieczestwie naszem.
Gdy za to czowieczestwo naley do sfery, ktr nazywamy dziedzin
ducha, c dziwnego, e nieatwo nam pogodzi si, z pojciem takiej caoci,
ktraby, mimo swej realnoci, naleaa waciwie do sfery, nieuchwytnej dla
zmysw (r. XXVIII). C mi to za rozwizanie, powie niejeden, gdy nam
wskazuj jako quasi-organizm jak cao interpsychiczn! czy intermentaln! A
jednak nic w tem niema metafizycznego! Zwamy dobrze, e i prawdziwy
organizm, ten, ktry nazywamy "przedmiotem yjcym, podlegym rozwojowi",
jest w gruncie rzeczy tak sam caoci niemateryaln. Tyle ona wanie
"materyalna", co realno D, cywilizacya, Nard. Wszak istot organizmu nie jest
rwnie jego "materya", istot komrki take nie jest materya, ktra przez ni tylko
wci przepywa. C wic dziwnego, e istot realnoci D nie okazaa, si
rwnie materya. A co jest waciwie t istot tomy ju rozpoznali. Jest ni
mwione wraz z mylanem. Jeli wiemy, e ze znikniciem mwionego
rozerwaaby si rycho i znika myl spoeczna, a z ludzi zostayby tylko jestestwa,
przywrcone do stanu zwierzcego, e z materyalnej strony cywilizacyi zostayby
tylko gruzy, czyli trup, z ktrego uleciao ycie, to staje si jasnem, e ustaoby tu i
rozwizaoby si ycie spoeczestwa (r. XXIII), forma-struktura, pynna w
znaczeniu Heraklitowskiem, sowo-mens. Znikaby harmonijna sprawa,
organizacja, podlega rozwojowi, toczca si w przyrodzie, tak wanie, jak trwa
CZ TRZECIA.
XXXI. Wielki problemat formy.
Realno spoeczna okazaa si nam form yw, a mwic poprostu
przedmiotem ywym, jak komrka lub rolina. Lecz przedmiot ten niema dla nas
tak widomej postaci, jak np. rolina, wic narzuca si pytanie: co w nim jest
realnoci? Czy "ciao" widome i podlege obserwacyi, to znaczy og cia ludzkich
i wytworw materyalnych ludzkich, czy tez og mylanego, trwajcy na
mwionem i pisanem?
Nie ulega wtpliwoci, e realnoci jest tu nie tylko to, co materyalne, ale i
tre na pozr niemateryalna. Wicej powiem, form realnoci spoecznej czyli
przedmiotem osobnym jest tylko owa tre, albowiem to, nazwalimy jej "ciaem",
stanowi jedynie niezbdny podkad dla istnienia tego przedmiotu.
Zdaje mi si, e nie kady zgodzi si na tak interpretacy. Zbyt odskakuje
ona od utartych poj o ciaach yjcych. Wszak tu powiadamy, e realno ywa
Tem, czem jest rolina dla nas, dla widzw od zewntrz, mogaby by
realno D nie dla nas, ale dopiero dla widzw od zewntrz, gdyby przypuci dla
niej widzw gdzie we wszechwiecie, obdarzonych wraliwoci, dostateczn do
ogarnicia jej caoksztatu.
Pytam teraz, cby ci widzowie dostrzegli w realnoci D? Dostrzegliby tylko
swoje o tej stronie wyobraenie, oparte jedynie na objektywnej stronie caoksztatu.
A lubo do tej strony objektywnej naley w ruch fizyologiczny w ciaach ludzkich,
ktrego subjektywn stron jest "mens", a nadto wibracja powietrza "mwione" w
najszerszem ujciu tego sowa, to przecie istnienia tych ruchw w charakterze
systemu gwnego, prawdopodobnie nie domyliliby si, albowiem kryje si w
gbi organizmw ludzkich, zwizany nierozerwalnie z mnstwem innych ruchw,
stanowicych podstaw tego ycia najzoeszego. Bd co bd jednak,
rozpoznanie tego ruchu ley jeszcze w granicach zupenego prawdopodobiestwa.
Za to nie domyliliby si ju na pewno subjektywnej jego strony, bogatej i
rozlegej, ktr nazywamy naszym wiatem intermentalnym.
Pytam dalej. Coby ci widzowie dostrzegli w osobniku ludzkim? Dostrzegliby
zaledwie objektywn stron tego elementu spoecznego. Strony, ktr nazywamy
poznaniem osobnika, uczuciami, wol jego, wiadomoci i t. d., ani domyliliby
si, ani rozpoznali. Pjdmy jeszcze dalej. Obserwator nasz mgby poznawa
nasze ksiki i biblioteki, krki i waki fonograficzne. Czy w tych zbiorach
znaczkw, majcych dla nas tre i znaczenie, - zdoaby wyczyta myli oraz
uczucia w nich zoone? Strony subjektywnej tych acuszkw, kresek i kropek nie
odkryby napewno, bo jej tam naprawd wcale niema. To s tylko bodce. Czy
tedy mgby odnale zwizek znaczkw z ruchem - "mwionem" i z ruchem
fizjologicznym w mzgach ludzkich? Czy odkryby, e owe znaczki budz w
zetkniciu z czowiekiem (gdy czyta) prawie takie same ruchy, jak te, ktre
towarzyszyy pisaniu znaczkw?
Niewtpliwie nie odkryby naturalnego zwizku znaczkw z "ruchem
gwnym" w systemach nerwowych piszcego i czytajcego. I wtedy byoby dla
nierozwizalnem pytanie: jakim sposobem ruch mentalny w drugim osobniku moe
by prawie podobnym do pierwszego.
Jakim sposobem nieskoczenie rozlegy i zupenie swoisty ruch fizyczny,
ktry si dokona pierwszy raz w gowie Arystotelesa gdy pisa swe dziea, moe
by do zgodny z ruchem zachodzcym w gowie kadego czytelnika tych dzie,
cho nie zdarza si w adnej innej gowie? Jeeliby widz we wszechwiecie nie
by w stanie zrozumie jakim sposobem pomimo nieidentycznoci ruchw
fizyologicznych zachodzi jednak proces, sprowadzajcy oba te kompleksy ruchw
do wsplnego mianowiska i to wanie za przyczyn, napisanego, to c dziwnego,
e i my, ludzie nie domylamy si w czem moe kry si prawdziwy i naturalny
zwizek i podobiestwo organizmu i jajka, albo te e nie wiemy, jakim sposobem
zachowuje si podobiestwo dwch organizmw, dwch ogniw jednego "pasmaformy", przeszego i przyszego, przedzielonych jajkiem. C dziwnego, e nie
wiemy jakim stosunkom zawdzicza si ich nadzwyczajna zgodno pomimo
faktycznej nie-identycznoci.
skadnikw, gdy tamte, jako formy, s formami rzeczywistoci, - wic i on, ten
pomie-cywilizacya, jest form rzeczywistoci.
Wic, gdy Henryk Poincare powiada e "co tylko nie jest myl, jest czyst
nicoci" - to dalekim jest on do prawdy, albowiem, aebymy mogli pomyle,
musi by to wszystko, z czego my si skadamy i z czego wiat si skada. Musi
by ycie organizmu i ycie komrki, wreszcie ruch-nieycie, bdcy, jako "forma"
materyau niezniszczalnego podoem wszelkiego ycia. Poincare woa: "myl jest
tylko byskiem na tle nocy, lecz bysk ten wanie jest wszystkiem"! Ot nie! W
nicoci nie byoby bysku-myli, bo ona sama jest struktur pynn, trwajc na
innych strukturach pynnych. Cho jedne gasn, inne si zapalaj i bd zapala tak
dugo, pki ruch nie przejdzie w bezwadno, pki rozmaito form nie przejdzie
w jednolito.
wiat jest tem i rdem dla ycia-czucia-myli, nieustajc kolebk dla
nowych myli, wic nic nas nie upowania do wyobraania sobie, e bez naszej
myli nie byoby ju adnej, e bez ycia, znanego na ziemi, nie byoby ju ycia
wogle. Ten ciasny partykularyzm telluryczny na punkcie ycia zosta ju dawno
uchylony z rozwojem nauk przyrodniczych, wic czas otrzsn si z niego
rwnie w tem, co dotyczy myli i wiadomoci.
Ale te dla tego, e warunki dla ycia istniay jeszcze poza sfer dostpn dla
jednokomrkowca, powstaa zoona forma, organizm. Struktury zoone,
rozporzdzajc nowemi rodkami, ktre si zjawiy z wyspecjalizowaniem si
komrek zrzeszonych, poszy na dalszy podbj materyi martwej, przeamay
fizyczne przeszkody, niezwalczone dla "kropli ywej" i opanoway nowe
rodowiska. Organizmy np. ldowe, opanoway miejsca i materyay, dawniej dla
ycia nieuytkowane. e si przy tem wyoniy w przyrodzie niezliczone postaci
organizmu, to ju rzecz dla nas w tej chwili uboczna, to kwestya rozmaitoci
warunkw bytu. Nas obchodzi fakt, e komrki pod postaci zrzesze
(organizmw) poszy na podboje coraz dalsze, gdy za warunkw dla ich bytu nie
brako, a i organizmy nie mogy rosn bez granic, przeto i tu rozrastaniu si
przyszo w pomoc dzielenie si. Rozmnaanie si organizmu jest w zasadzie
tylko podziaem ciaa, potrzebnym, aby dalej mogo si rozrasta.
Majc to w pamici, rozwamy warunki bytu formy D. Na jej zawizanie si
zdoby si tylko jeden rodzaj organicznej formy, posta Homo. Jako forma,
rozwijajca nowe rodki, przedtem nieznane w walce o miejsce na ziemi, odpycha
ona od stou ycia organizmy niezrzeszone i sama zajmuje ich miejsce. Wyzyskuje
przytem miejsca, nieekonomicznie dotychczas przez organizmy eksploatowane.
Lecz ziemia jest dla tak ogromnych ustrojw terenem niezmiernie szczupym.
Gdy organizm musia rozwin w sobie zdolno multyplikowania si pciowego,
aby rosn i opanowywa ziemi, - bo miliony caostek jednego nawet gatunku
mogy si mieci na globie naszym i znajdoway warunki prawie identyczne, przeto rozmnaanie si organizmw miao racy bytu. Nie tak jest z caociami D.
Rozpostarte na bardzo ciasnym terenie naszej planety, nie znaj one jeszcze granicy
dla prostego rozstania si. Nie byo jeszcze potrzeby "mnoenia si" ludu lub
narodu. Zdolno reprodukcyjna wprost niema pola do uwydatnienia si, albowiem
z powodu ciasnoty terenu oddawna ujawnia si ju wprost przeciwne i przedtem
nieznane zjawisko zlewania si caostek D, ssiadujcych ze sob. Niezalenie od
tego podzia, choby tu i wdzie zachodzi, nie mgby si uwydatni w
podobiestwie utworu pochodnego do utworu rodzicielskiego, dla tego, e teren, na
ktrym rozrastaj si narody, jest niezmiernie urozmaicony, co wywouje wielkie
odchylanie si dalszego cigu sprawy yciowej od normy poprzedniej. Gdy tylko
cao D rozronie si po za granice rodzimych warunkw otoczenia, to ju sama
odmienno nowego terenu wywouje w niej na nowym gruncie niezliczone
odmiennoci wewntrzne i wytwarza tak wielkie odchylenia, e przy prostym
rozrocie powstaje zgoa nieunikniony niby-podzia caoci. Monaby widzie w
niejednym takim wypadku zjawisko rozpadu na wzr komrki, ale to nie
potrzebne, bo w rzekomy rozpad ma przyczyny inne: odmienno warunkw bytu.
Jeeli do tego wszystkiego dooymy rozpoznan ju bezprzykadn szybko
rozwoju formy D, wynikajc z wielkiego skomplikowania elementw,
skadajcych si na cao D, otrzymamy wystarczajce wyjanienie icie
fantastycznej zmiennoci procesu historycznego. Skadaj si na ni: szczupo
terenu, wielkie jego urozmaicenie i o ca potg wiksze urozmaicenie elementw
podstawowych caoci D, (=ludzi) od rozmaitoci elementw caoci C (=komrek
w organizmie).
Wobec tego nie atwo jest w tym acuchu filogenetycznym odrnia ogniwa
oddzielne, gdy adne nie moe by podobne do poprzedniego.
Choby te nawet realnoci D dzieliy si na wzr komrki, albo rozradzay
si przez "jednostk" lub "grup drobn" biologiczn, nie moglibymy tego
zauway.
Nawet i zjawisko mierci indywidualnej inaczej wyglda na wysokoci ycia
3'go rzdu ni w wiecie organizmw, i to z dwch powodw. Naprzd nie
widzimy tu trupa, a nastpnie, tu go naprawd niema. e nie widzimy trupa formy
D - w tem jeszcze nie byoby nic dziwnego, albowiem gdyby nawet by - nie
moglibymy go oglda. Forma niedostrzegalna dla zmysw naszych, gdy yje nie moe da trupa dostrzegalnego. A przecie tak wanie jest nasza realno D.
O ile tedy nard nie zostaje wytpiony wraz z osobnikami Homo, z ktrych
si skada, czyli o ile z yciem 3'go rzdu nie zostanie zniszczone ycie 2'go rzdu,
dajce widomego trupa, o tyle mier cywilizacyi dokonywa si bez widomego
trupa.
Ale, jak ju powiedzielimy - niema go tu wcale. mier jest ruchem
destrukcyjnym, jest to rozkadanie si systemu ywego (por. r. XXVII). Gdy
rozkada si organizm, wtedy wszystkie komrki umieraj take w bardzo krtkim
czasie, albowiem nie s ju w stanie odywia si same, wic rozkadaj si na
formy jeszcze drobniejsze. Ale elementy ustroju D s pod tym wzgldem o wiele
trwalsze. Kady czowiek czerpie rodki do ycia fizyologicznego niezalenie.
Wic nawet, gdyby cywilizacya rozwizaa si doszcztnie, to jeszcze znaczna
cz ludzi mogaby trwa dalej. Podobnego jednak koca adna cywilizacya nie
moe si obawia. Zachodz wic inne tylko wypadki. Narody, walcz ze sob
nawet w czasie pozornego spokoju i odbieraj sobie ywe elementy, czyli ludzi.
Tym sposobem zaguba (rozkadanie si) systemu D dokonywa si gwnie przez
przywaszczanie sobie jego elementw przez inny system D. Produkt rozkadu
natychmiast wcielany jest do innego ciaa D, wic oczywicie poza polem bitwy
realnej niema tu ani czstki tego, co w wiecie organicznym nazywamy trupem.
Element ywy przenosi si z jednej caoci menta1nej do innej - i na tem
koczy si proces. Co si przed chwil wydzielio z jednego systemu - to wchon
natychmiast drugi. Tu nie tylko tre zwierzca nie ginie, ale nie ginie nawet tre
psychiczna - lecz tylko przybiera inn form. "Mens" D1 wprawdzie znika
bezpowrotnie, ale miejsce jej zaja natychmiast mens D2. W ten sposb moe
zgin cay nard, caa cywilizacya, ale bdzie on gin powoli, ywcem
absorbowany przez inny, silniejszy. Tutaj ycie jedno graniczy bezporednio z
yciem innem i dla tego niema widomego produktu mierci - trupa.
Dlaczegoby tak byo, o tem nie bdziemy w tej chwili mwi, albowiem
odpowied wyniknie sama, nieco niej. Dla nas do pewnoci, e podobnej
zabdzi ona znowu na grunt, skd wysza, ale ju pod cakiem innym ksztatem i
dla tego da pocztek jeszcze innym kombinacyom.
Tak bogaci si wiat duchowy ziemi, tak potnieje, a dzieje si to wanie dla
tego, e przez wiele form tryska z gruntw rozmaitych i rozlewa si po ziemi w
coraz nowych formach. Cudowne dzieo ycia! Nieustajce rdo rozmaitoci. I
my chcielibymy je zatamowa? Nierozsdne marzenie krtkowidzw, podobne do
tego, jakby kto chcia przygasi soce, bo nadto grzeje.
Gdy mwimy "wiat bobrw, wiat pszcz, wiat zajcy" - jestemy cili,
ale "wiat ludzki", "ludzko", nie bdzie pojciem rwnolegem do nich, bo
jednym gatunkiem ludzie s tylko pod wzgldem zoologicznym, a przecie wcale
nie przez cechy zoologiczne jestemy ludmi. Ludmi jestemy tylko przez "interpsyche", a ta jest naprzd dzieem jzyka i rodowiska spoecznego, powtre, i to
jest najwaniejsze, - odznacza si niewidzian w wiecie zwierzcym rozmaitoci.
Jako typ zoologiczny naleymy do jednego gatunku, ale pod wzgldem
psychicznym do nader rozmaitych "gatunkw psychicznych". Wszak "interpsyche"
zalena jest tylko od jzyka, jzyk nadaje jej charakter osobny, waciwy osobnej
caoci D. Mwic cile, niema jednej myli "ludzkiej", dlatego bo niema jednej
mowy ludzkiej, bo na ziemi s tylko konkretne jzyki, nie podobne do siebie w
rnym stopniu. Niema "ludzkoci", bo na ziemi s tylko konkretne ludy lub
narody, wcale nie podobne do siebie; niema jakiej oglnej "cywilizacyi", bo na
ziemi istniej tylko osobne i niepodobne midzy sob cywilizacye: francuska,
grecka, japoska i t. d. W rzeczywistoci wic nie moe by myli oglnoludzkiej;
konkretnie istnieje tylko myl francuska, grecka, polska, japoska i t. d. Niema
czowieka, realnie istnieje tylko francuz, grek, polak, japoczyk i t. d. Gdy raz to
sobie uprzytomnimy - wtedy pozbdziemy si wielkiej przeszkody w ocenianiu
wielu rzeczy na pozr trudno zrozumiaych.
Przedewszystkiem zniknie potworno ludzkoci, ktra bdc niby
"jednoci" - tpi si sama, chocia teoretycznie, jako jeden gatunek, powinnaby
si przynajmniej tolerowa. Wtedy wyjani si nam, a raczej zniknie sprzeczno
natury ludzkiej, dziwaczna dwoisto zasad moralnych i instynktw, zgoa
nieznana w onie gatunku zoologicznego. Zrozumiemy dla czego "bardzo dobry i
poczciwy" czowiek moe godzi zajadle na drugiego "poczciwego" czowieka,
ktry mu adnej krzywdy nigdy nie wyrzdzi - i to nie w uniesieniu, ale z
rozmysem i konsekwency, nie przestajc mimo to w oczach wasnych i w oczach
innych ludzi - by "dobrym, a nawet wielkim czowiekiem". Gdyby ludzko bya
jednoci, wtedy tak dobry, a rwnoczenie niedobry czowiek byby wcielon
niekonsekwency. Dopiero gdy ujmiemy go jako "niemca", np. Mommsena, a
przedmiot jego nienawici jako "czecha", stanie si on zrozumiaym. On bliniemu
nie uczyni krzywdy, ale te blinim jest dla tylko niemiec albo ten, kto dla jego
ojczyzny jest na razie obojtnym lub pomocnym, w przeciwnym razie nawet
mdrzec i filozof przeobraa si w brutalnego chopa i w czasie pokojowym radzi,
aby czechom "by rozbija". On gotw dawi kadego polaka lub czecha z
czystem sumieniem tak samo, jak ruda mrwka gotowa dawi czarn mrwk, lub
czerwon. Gdzie szczytne apostolstwo "mioci bliniego"? Gdzie si podziaa
"ludzko"? gdzie "czowiek"? Niema ich, bo ich wcale nie byo.
Powtarzam: gdyby ludzko nie bya fikcy - to byaby potworn anomali
wiata. Dopiero, gdy wykrelimy t fikcy, spostrzeemy rzeczy we waciwem
wietle. Kot nienawidzi psa instynktowo, bo to s nieprzyjazne sobie gatunki,
niemiec nie znosi kadego niedogodnego ssiada, bo to take odmienne gatunki,
tylko psychiczne, walczce o miejsce u stou ycia. Jak sam zapach psi rozdrania
kota, tak sam dwik mowy polskiej burzy krew w "prawdziwym niemcu".
Antagonizmy midzy ludmi usiowano dawniej tumaczy rnicami rasowemi,
oddaj z ca wiadomoci usugi swe nie na rzecz wasnego narodu, ale dla
ludzkoci. Wzniose dusze oddawna nie czyni rnicy midzy ludmi i rade
oddaj ycie "dla dobra ludzkoci". Religia chrzecijaska kae w kadym
czowieku widzie bliniego i kocha go, jak siebie samego. Ilu to ludzi w myl
tej wzniosej nauki powica swe siy dla dobra ludw obcych.
Jak z tem zjawiskiem pogodzi egoizm narodowy, ktry nazwalimy
naturalnym instynktem zachowawczym realnoci D?
Najatwiej zdamy sobie spraw z natury tego zjawiska i przekonamy si, e
nie jest ono bynajmniej dowodem istnienia jakiej "ludzkoci", gdy powiemy
wprost, e jest to mio ludzi, nie za ludzkoci. Przedmiotem jej czowiek, a nie
"ludzko" i rnica to ogromna. To jest wspczucie dla jestestw czujcych, na
ktrych ywot skada si wicej cierpie, nieli zadowolenia lub rozkoszy, to jest
wspczucie z cierpicymi. To jest anielska lito, niemajca nic wsplnego z
egoizmem wszechludzkim (ktrego zreszt niema), a tem musiaoby by owo
uczucie, gdyby naleao do tej kategoryi, co mio ojczyzny.
e mio ludzi nie jest wyszym stopniem mioci ojczyzny - lecz czem
zgoa innem, - co obok mioci ojczyzny moe si mieci w kadej piersi ludzkiej
- tego dowodzi fakt, e owo uczucie nie ogranicza si do wiata ludzkiego. Dusze
wzniose, ktre nie czyni rnicy midzy blinimi, nie ograniczaj si do
wspczucia z samym czowiekiem. One cierpi moralnie na sam myl o
cierpieniach zwierzt nie uczyni krzywdy adnemu bydltku, rade nie ulg le
traktowanemu psu, koniowi - podobnie jak ucinionemu czowiekowi. Czy
podobne uczucie moemy nazywa mioci bliniego? Nie, taka mio ogarnia
wiat cay, wszystko, co bezbronne, co cierpi niewinnie, a nie moe uwolni si od
cierpienia.
Ta mniemana solidarno wszechludzka z innego pynie rda, anieli
narodowa.
Niema w niej egoizmu, albowiem, gdzie tego potrzeba, przeciwstawia si
zarwno mio siebie, jak mioci ojczyzny. Nie bdziemy teraz okrelali bliej
tego uczucia, ale to jest uczucie najblisze mioci Boga. Jeeli te nadzieja
janiejszej przyszoci dla ludzi i narodw moe by oparta na czem rcalnem, to
wanie na tym pierwiastku mentalnym. Wczoraj wiadomie zwraca si on dopiero
ku ucinionym i cierpicym ciaom zwierzcym i duszom ludzkim, a instynktowo
tylko ku tworom najsubtelniejszym, ktre nazwalimy realnociami D. Gdy
przeczucie, e narody s tem, czem s, zamieni si w pewno, wtedy stanie si
puklerzem dla narodw. Tylko ten pierwiastek moe ogosi prawo narodw do
ycia za prawo rwne prawu czowieka do ycia, tylko on moe zagodzi
instynkty tygrysie narodw, bdce czciowem, ale nieprawem rdem ich siy,
wic zarazem saboci. Wprawdzie walki nie usunie, bo przeklestwem jestestw
yjcych jest bujno ycia i szczupo miejsca do ycia, wprawdzie sztandar
zagady nie zniknie z powierzchni ziemi, bo pierwiastek wybujaego egoizmu i
chciwoci tkwi ju w samej istocie ycia, ale skoro si zjawi pierwiastek
wszechmioci, to zgin nie moe, bdzie si on rozwija prostem prawem natury i
sztandar jej take nigdy ju nie upadnie.
w przyrodzie martwej?
2. czy zjawiska psychiczne mona sprowadzi do tych samych zasad, co
yciowe?
2. czy zjawiska yciowe - mona sprowadzi do tych samych zasad, co
psychiczne?
Nie trudno spostrzedz, e gdy nie znamy adnych prawie zasad osobnych,
mogcych wyjani zjawiska nie tylko psychiczne, ale nawet biologiczne, to na
czeme monaby budowa obraz wiata inny, nieli mechanistyczny, fizyczny?
Swoj drog bezsilno fizyki w zastosowaniu jej do zjawisk yciowych jest
uderzajca. I gdyby si udao zjawiska yciowe sprowadzi do rzdu fizycznych,
lubo byoby to ogromnym tryumfem myli naukowej, a zwaszcza fizyki,
najbardziej pewnie zdziwioby to samych fizykw, bo wyszoby na to, e pojcia,
ktremi operuj, nie s odlegym od prawdy sposobem przedstawiania sobie
niezrozumiaej rzeczywistoci, ale odpowiadaj cile wszystkim dostpnym dla
obserwacyi stosunkom w wiecie. Samo za istnienie rnych teoryi fizycznych
wiadczy, e warto ich jest wzgldna, e przedstawiaj nam stosunki wiata
zaledwie w przybliony sposb.
Jednak przedwczesnem byoby wtpi w mono przedstawienia sobie
zjawisk wiata w sposb jednolity. Jest droga, ktra moe poprowadzi dalej, dla
tego, e omija jedno ogniwo, nastrczajce niemal niezwalczone trudnoci
techniczne w badaniu - i pozwala ledzi zjawiska, zda si biegunowo odlege od
zjawisk fizycznych. Na t drog spogldaj mimowoli tacy nawet mechanici
zdecydowani, jak biolog Loeb, mimowoli rwnie schodzc si z Lucianim, gdy
uwaaj, e dopiero poznanie mechanizmu duszy popchnie biologi z martwego
punktu na nowe tory.
Na t drog wstpilimy, rozpoczynajc badanie na pozr obojtne dla
szerszych zagadnie, o ktrych tu mowa. Waciwie podjlimy tu porednio
drugie pytanie Verworna - po stwierdzeniu, e pierwsze naley istotnie do
nierozwizalnych w sposb bezporedni z powodu niemoliwoci prowadzenia
odpowiednio drobiazgowych, a przecie niezbdnych do powodzenia, obserwacyi
w onie komrki.
Moe by, e przyszo gotuje w tym wzgldzie jakie niespodzianki, ale
faktem jest, e dzisiejszemi rodkami niewiele da si ju rozszerzy znajomo
rwnie w mowie. Oba wic te wiaty wyraaj si w mowie ludzkiej, cho tylko
drugi zawdzicza swe istnienie mowie. I wanie tylko ten drugi, ktry nazwalimy
intermentalnym C, albo mentalnym D, stanowi ogniwo trzecie, ultrabiologiczne,
albo hyperbiologiczne, co do ktrego mogo by postawione pytanie: czy moe by
sprowadzone do tych samych zasad, co ogniwo biologiczne. Tylko my ju w
podobny sposb kwestyi tej nie stawimy. Gdy zjawiska yciowe s ciemne, a nawet
zostan ciemnemi, jeeli skdind nie padnie na nie nowe owietlenie, - uwaamy
za stosowniejsze odwrci pytanie i wyrazi nadziej, e moe raczej zjawiska
biologiczne dadz si sprowadzi do tych zasad, na ktrych wspieraj si
intermentalne.
przyrody zewntrznej.
ni zwierze. Wszak ycie lisa zdaje si nie pozostawia adnego nadmiaru, krom
chyba w komrkach rozrodczych. Skde si w czowieku bierze w nadmiar si
fizycznych, niezbdny do wydania dzie ludzkich, skoro go nie widzimy w innych
ciaach zwierzcych? Ot wcale tak nie jest, jak si wydaje. Siy fizyczne
czowieka pyn z tego samego rda, skd pyn zwierzce. Gdy rdem ycia i
si fizycznych organizmu s bezwtpienia tylko ciaa komrek, wic tylko siy
komrkowe mog by rdem ycia i si fizycznych czowieka, a w konsekwencyi
i cywilizacyi. Obfito tych si dostrzegamy dopiero w czowieku, nie dostrzegamy
go u zwierzt dla tego, e przeocz si zwykle fakt niezmiernej doniosoci,
mianowicie, e organizm zwierzcy funkcyonuje bardzo nieoszczdnie, z powodu
warunkw, w ktrych si utrzymuje przy yciu. Nie spostrzegamy zwykle, e
wszystkie organizmy rozporzdzaj zawsze o1brzymim nadmiarem si, ktry w
chwilach niepowodze jest cennym zapasem, pomagajcym do przetrwania, ale w
pomylnoci rozprasza si w bezczynnoci zwierzcia oraz wszelkiego rodzaju
igraszkach.
Lis, gdy godny, zabiega, aby si nasyci, ale syty odpoczywa lub zuywa siy
w bieganiu, pki gd nie popdzi go do nowej pracy, ktrej jedynem zadaniem jest
znowu tylko nasycenie, zaspokojenie potrzeby fizyologicznej. Mona powiedzie,
e lis jest machin z akumulatorem, oprnianym zarwno w chwilach potrzeby si
w nim nagromadzonych, jak tez w chwilach ich nadmiaru. W drugim wypadku
zawarto jego promieniuje wprzestrze w postaci bd ciepa, bd ruchu
bezcelowego. Wwczas marnuje si.
Ten wanie nadmiar siy ywej, ustawicznie trwoniony przez zwierz, jest
ogromnym, wprost niewyczerpanym, zapasem, z ktrego ukada si wysza forma
ycia, forma D.
W bycie spoecznym w nadmiar energii nie przepada tak cakowicie, jak w
gromadnym lub samotnym. Wprawdzie i tu znaczna jej ilo trwoni si po
dawnemu, ale przynajmniej cz jej pod postaci dziaa ludzkich, pod postaci
pracy twrczej zuywa si na rzecz zwizku spoecznego. Im spoeczestwo wyej
rozwinite, tem wiksza cz tych si, marniejcym w zwierztach, obraca si na
twrczo spoeczn.
Lecz c ujarzmia ten nadmiar i przeobraa w si i to twrcz,
ponadorganiczn? W tem pytaniu spoczywa jdro kwestyi.
Genez pracy twrczej, pracy produkujcej w spoeczestwie, upatrywano w
przymusie fizycznym, wywieranym przez mocniejszych nad sabszymi - i bdzono
gruntownie.
Skdeby przyszo np. lisowi zmusza innego lisa do polowania za siebie,
innemu lisowi da si zmusi do dziaania na korzy innego, a w kocu: coby z
tego wyniko? W najlepszym razie lis mocniejszy wyspaby si duej kosztem
sabszego lub potulniejszego, - potulniejszy, pracujc za dwch staby si
niezdolnym do wyywienia nawet siebie i na temby si proces przerwa. Moment
przymusu jest rzeczywicie wanym czynnikiem w cywilizacyi, ale nie on wywoa
cywilizacy. Zapas energii nie wydziera si w caostce ywej gwatem fizycznym,
przymusem, ani walk np. przez odbieranie sabszym owocw ich pracy. To nie
moe by zasad zarwno w spoeczestwie, midzy ludmi, jak w organizmie
dla polemizowania, ale dla owietlenia sprawy podnosz ten sd, typowy dla
wczorajszego stanowiska wielu filozofw.
Naprzd omiel si zaznaczy, e obrana metoda odsonia mi wanie co
bardzo zewntrznego, poza tem, co jest w osobnikach, mianowicie si twrcz
mwionego, ktre formuje nas na czynne siy wiata wyszego i przez nas
powouje do bytu materyalne dziea cywilizacyi.
Co do drugiego sdu, powiem, e tre cywilizacyi nie poddaje si metodzie
przedmiotowej dla tego, e i tre caego wiata si jej nie poddaje, ale do tego, aby
przyrodnicy mieli co bada, wystarczaaby "forma". Jednak, jak powiedziaem,
nawet cz prawdziwej "treci" cywilizacyi nie jest przed nami zakryta,
mianowicie, ta, ktra jest w kadym z nas. Zupenie to naturalne, e tre caej
cywilizacyi nie poddaje si metodzie przedmiotowej, bo przecie aden z nas nie
jest "cywilizacy" ca, aby mniema, e, poddajc obserwacyi wasn tre, swj
wiat wiadomoci, poddaje wszystk tre. Bdc tylko czstk cywilizacyi, kady
tylko swoj czstk zna "od wewntrz". Zreszt waciwie nie jest to nawet
przedmiot obserwacyi, ile raczej funkcya obserwowania, odczuwania wiata.
Wszak to wewntrzna strona samego ycia! Tak szeroko czu, jak chciaby tego
krytyk, mogaby tylko realno D, nigdy czowiek.
Z powyszego widzimy, e cywilizacya nie tylko moe, ale musi by
objektem badania od zewntrz, na rwni ze wszystkiemi objektami wiata.
Wynik ten nie zawadzi umocni i wyjani nowem rozumowaniem. W tym
celu postawmy pytanie: czy my poznajemy fale mwionego, podtrzymujce wiat
D, czy te jeszcze mylane? Czy wiatem, ktry mi narzdzie mylenia odsania s
gotowe sdy obce (rozdz. XI s. 81), czy zewntrzna forma tych sdw?
Zdaje mi si, e ludziom dostpne s tylko stosunki midzy wyrazami
wiadomoci, nie za midzy wiadomociami.
Trwa mnstwo pozna obok siebie, nieznanych nam, niepoznawalnych i
niezgodnych z naszem. Nie poznajemy treci psychicznych obcych, lecz jedynie
mwione, szablonowe mwione, co bezporwnania stalszego od nieskoczenie
rozmaitych treci psychicznych, wzbudzanych przez to samo mwione.
Nie mamy dostpu do "sensu" cywilizacyi, prcz tylko osobistego poznania.
Ono jedno jest dla nas dostpnym sensem cywilizacyi, wszystko za, co po za
nasz "jani", jest ju tylko objektem poznawania, i to notabene objektem
niepoznanym, bo co poznane, to wchodzi ju w zakres naszego poznania. Mwione
cudze stoi w niedajcym si zbada zwizku ze wszystkiemi treciami, ktre
miewao u rnych ludzi, w rnych czasach. Wiemy tylko tyle, e miao
najrozmaitsze treci, ktre wydaway rne skutki.
Pozytywnie trwaj w czasie i przestrzeni duej, ni osobniki ludzkie, tylko
sowa i rzeczy, wcale za nie tre psychiczna, tymczasem, operujc mylami
wasnemi, zdaje nam si zbyt czsto, e poznajemy myli cudze. Pod cudze
powiedziane o nieznanej treci podkadamy myli wasne, i w tem qui pro quo ley
wiekuiste rdo niemocy wiedzy humanistycznej oraz rdo cikich bdw. Ale
czy tylko tyle? Zdaje mi si, e w tem tkwi co wicej i co cenniejszego, bo
zarazem wiecznie bijce rdo caego rozwoju D, rdo ycia D. Egomorfizm
mimowolny i bezwiedny, w ktrym jestemy pogreni, paczy mniej lub wicej
Spis Rzeczy
Wstp
CZ PIERWSZA
I. Czego nie wiemy o komrce
Wszelkie problemy ycia schodz si w komrce. Poniej komrki, nie znamy
ycia. ycie polega midzy innemi na odtwarzaniu si komrki z komrki,
warunkowo niezmiennem. Gdyby ycie polegao wycznie na chemizmie, nie
powinnoby ju by tajemnicy ycia. Midzy komrk, a czsteczk nieoywion
musi tkwi jeszcze jaka nieznana posta, jako ukad poredni midzy stanem nieycia, a ycia, o waciwociach komrki, nie dajcych si wytumaczy
wasnociami chemicznemi. w moment musi by warunkiem wymiany
skadnikw komrki, i warunkiem istnienia komrki.
II. Czego nie moemy wiedzie o komrce
Badanie, oparte na obserwacyi nigdy nie signie tak gboko, aby
doprowadzio do rozpoznania najprostszych procesw yciowych w komrce.
Bezsilno biologw. Zagadka ycia ukrywa si w sferze niedostpnej dla
dowiadczenia i obserwacyi z powodw czysto fizycznych
III. Co wiemy o organizmie? Z jakich powodw biolog przyrwnywa organizm do
spoeczestwa.
Organizm wspyciem komrek. W organizmie mamy do czynienia rwnie
z komrk, tylko z tak, ktra yje obok innych w stosunku wspzalenoci.
Biologia nie wie, co trzyma komrki organizmu w cznoci i co czyni z nich
indywiduum. Zjawiska wspycia komrek zwikane s tak ze zjawiskami w
komrce, e biolog jest tu zupenie bezradny. Spoeczestwo obrazem ycia.
IV. Kwestya ycia w cywilizacyi
Trzy momenty, skadajce si na zjawisko ycia organizmu. Dla komrki
wiemy tylko o 2-m i 3-m, dla cywilizacyi tylko o 1-m i 2-m. Nie mona jeszcze
zaprzecza ycia cywilizacyi dla tej tylko racyi, e dowie go nie moemy.
cznik spoeczny rwnoway nasze niewiadome na innych punktach.
V. Zagadka cywilizacyi zagadk czowieka. Mowa ludzka cznikiem spoecznym
Materya spoeczny powsta z niespoecznego. Zagadka czowieka i
cywilizacyi koncentruj si w kwestyi: co przodka czowieka uczynio czstk
spoeczestwa, wic ukrywa si na terenie rnicy, ktra si wytworzya midzy
zwierzciem, a czowiekiem. Mzg ludzki moe by uwaany tylko za skutek
przyczyny uczowieczajcej, ktra materya niespoeczny przeobrazia w
spoeczny. Przyczyn spoeczn moe by tylko co co oddziaywa na zmysy
osobnikw, a wychodzi nie od przyrody zewntrznej, lecz od innych osobnikw.