You are on page 1of 283

Alpsten Ellen

Niewolnica

ROZDZIA I
Dzi w nocy albo nigdy - pomylaa Florence, syszc chrobot klucza
przekrcanego w zamku klatki. Na niebie jania wyrany sierp ksiyca, podobny
do tych, ktre widywaa na Hagach i dachach minaretw.
Czyby wanie ten ksiyc, ksiyc Sulejmana, mia jej dopomc w ucieczce i
owietli drog ku wolnoci?
Sulejman zapa za prty elaznych drzwi i szarpn, upewniajc si, e klatka
jest dobrze zamknita. Mrukn zadowolony, po czym przytroczy kucz do pasa
obok zakrzywionego sztyletu, pistoletu i rogu z prochem, a nastpnie odwrci si
do odejcia. Po drodze wrzuci do ust gar sonecznikowych ziaren, a przeuwszy
je, wyplu na ziemi upiny. Znad brzegu Dunaju dochodzi! powiew wieczornego
wiatru. Florence poczua chd. Sulejman kilka razy uderzy szpicrut w cholew
buta, by przywoa psy. Zmczone zwierzta czapay przy jego nodze po ziemi,
ktrej barwa przywodzia Florence na myl sok z czerwonych burakw. Z ich
chudych cial zwisaa skra pokryta sierci.
Opara si o prty klatki, potrcajc ssiadk. Kobieta warkna i wsuna si
gbiej pod dziuraw derk. Ile ich tu byo? Florence prbowaa zgadn.
Czterdzieci, a moe pidziesit dziewczt i kobiet? Najsprytniejsze zdoay sobie
wywalczy miejsce przy ognisku, ktre pono porodku klatki. Uoyy si wok
ciepego aru i spay. Pozostae grzay si wzajemnie swoimi ciaami.
Florence nie zamierzaa spa. Czekaa na nadejcie odpowiedniej pory. Dzi w
nocy albo nigdy - pomylaa kolejny raz. - To moja ostatnia szansa. Ucieczka
wybawi mnie od wikszego nieszczcia. Wszystko wydaje si lepsze od losu, jaki
spotkaby mnie tutaj, w Widyniu".
Na niebie midzy strzpami chmur ukazaa si wieczorna gwiazda, bya
samotna. Cisz wieczoru rozpraszay piewy dochodzce od strony

klatki z mczyznami, ustawionej tu obok ich kojca. Brzmiay smutno, chocia


Florence nie rozumiaa sw. Wikszo niewolnikw pochodzia znad Nilu. Ich
skra bya tak ciemna jak pira krukw, ktre ukryte w koronach nielicznych drzew
okalajcych obozowisko, wyczekiway na przypadajc im w udziale cz kolacji.
Piosenki mieszay si z okrzykami i wybuchami miechu. Mimo cierpienia
czarnoskrzy mczyni zdawali si jeszcze skorzy do artw.
Najwyraniej sam fakt, e wci yj, stanowi dla nich wystarczajcy powd do
radoci.
Od tygodnia obozowali na przedmieciu Widynia. Naciciami na drewnianych
prtach klatki odliczaa upywajce dni. Za jakie dwa tygodnie w miecie mia si
odby jeden z najwikszych dorocznych targw. Wanie z tego powodu
przyprowadzono Florence do Widynia w dugim pochodzie, wraz z ca rzesz
innych niewolnikw. Wok szyi miaa drewniane jarzmo, do ktrego
przymocowano acuch zwieszajcy si na piersi i brzuch, na ktrym elazo
krpowao jej rce. Wci jeszcze bolay j nogi po dugim marszu. Podeszwy i
palce stp pokryway bolesne bble. Po drodze, nie baczc na uwierajce jarzmo,
Florence si nachylaa i rozdrapywaa pcherze. Chciaa, by rany ulegy zakaeniu.
Bya gotowa uczyni wszystko, eby opni pochd, wszystko, by nie sprzedano
jej na targu. Tymczasem Sulejman dostrzeg jej poczynania i si rozgniewa.
- Dziewczyno, jeeli nie zaczniesz o siebie dba, zrobi z tob porzdek. Chc
dosta za ciebie dobr cen, zrozumiano? Jeste wymienitym towarem i tylko ja
taki mam. Gdy dopisze nam szczcie, wwczas sam sutan przyle swoich kupcw!
Syszaem, e w tyra roku na targu nie bdzie adnej innej biaej niewolnicy z
jasnymi wosami, wic bd mia ekskluzywny towar do zaoferowania.
Kilka razy brutalnie ni potrzsn, a upada w rozdeptane na drodze boto.
Sulejman jej nie kopn, jedynie pogrozi kolb. Ale to wystarczyo. Wstaa bez
oporu. Florence nienawidzia broni palnej. Strzelby wygnay j z ojczyzny,
pilnoway jej uwizionej w domu Sulejmana, a teraz pdziy do Widynia, jakby ona
i pozostali niewolnicy nie byli ludmi, a jedynie stadem byda. Sulejman jeszcze raz
unis bro, ale jej nie uderzy. Zorientowaa si, e na targu nie chcia pokaza jej
ciaa pokrytego zielonymi i niebieskimi siniakami.
- Wstawaj! Wydaje ci si, e mam czas do stracenia? Na Allaha, jeli si nie
pospieszysz, sprzedam ci pierwszemu lepszemu mierdzcemu

owczarzowi! To powiedziawszy, zmusi j do powstania na nogi, a nastpnie


wsiad na swego mua i wrci na czoo karawany.
Klorence poczua wzbierajc zo. Zo zmieszan z obaw. Strachem przed
nieznan przyszoci, ktra j czekaa. Nie, na targu nie kupi jej aden mierdzcy
owczarz ani nawet sutan. Targ mia si odby dopiero za dwa tygodnie, a do tego
czasu bdzie ju wolna, daleko od Widynia. Wolna. Na sam dwik tego sowa
czua lk. Co pocznie ze swoj wolnoci, gdy wreszcie naprawd uda jej si zbiec?
Dzisiejszej nocy albo nigdy. Nie wolno mi czu nienawici - pomylaa. - Nie
mog marnotrawi sil na Sulejmana - napomniaa si. - Powinnam myle
wycznie o dzisiejszym wieczorze, o niczym wicej!"
Przycisna twarz do prtw i patrzya, jak ciemno powoli spowijaa ziemi.
Na kach przed miastem liczni handlarze rozbili swoje obozy pomidzy polami
pszenicy a kosowskimi winnicami, prawie dojrzaymi do zbiorw. Pono wszystkie
zajazdy w Widyniu byy przepenione, kupcy zjechali bowiem z caej Turcji, a take
z Bliskiego Wschodu. Florence syszaa, jak mwi o tym jeden z handlarzy. Na
targu oferowano mczyzn, kobiety i dzieci wszystkich ras i w kadym wieku.
Miasto, pooone nad zakolem Dunaju, robio wielkie wraenie. Liczne wiee,
minarety i blanki wznosiy si wysoko ponad miejskie mury, zbudowane z
czerwonej gliny i odamkw kamieni, zapewniajc Turkom z twierdzy niczym
nieograniczony widok na bakaskie niziny. A co si kryo za murami miasta?
Florence bya pewna, e i tam rzdzia przestpczo i brak jakiejkolwiek
moralnoci, jak zreszt we wszystkich zaktkach Imperium Osmaskiego. Po
drodze do Widynia trafili na patrol tureckich milicjantw. Ich zwisajce wsy i
sfilcowane wosy ukryte pod czerwonymi czapkami z daszkiem wzbudzay strach.
- Albaczycy - skwitowa krtko Sulejman i splun,
Florence przeszed dreszcz. Derka okrywajca jej ramiona nie dawaa zbyt wiele
ciepa. Materia cuchn tak samo jak wilczury Sulejmana po kpieli w jeziorze.
Mimo to cilej owina si tkanin. Chd rozchodzi si z wntrza jej ciaa.
Powioda wzrokiem po okolicy. Nocny wiatr hula po polach, unoszc z sob
krzaczaste kpki traw. Syszaa brzk dzwonkw dobiegajcy od murw, przy
ktrych stada owiec i kz zapdzano do zagrd chronicych zwierzta przed
zakusami wilkw, niedwiedzi i orw. Pasterze pogwizdywali i wydawali odgosy
podobne do mlaskania, p-

dzc przed sob zwierzta za pomoc lekkich uderze rzgi. Kilka minut pniej
muezini z miejskich minaretw rozpoczli nawoywania do modlitwy:
- Allah jest wielki. Nie ma boga prcz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem.
Florence zawsze lubia w ochrypy, gardowy gos i monotonn modlitw
oczyszczajc dusz. Opucia gow, pozwalajc, by sowa opyway j niczym
fale... Pniej nawoywania zaczy stopniowo cichn, a po nizinie jeszcze przez
jaki czas nioso si ich ciche echo, a w kocu znw wrcio ycie.
Nocny stranik zad w rg i bramy miasta zostay zamknite. Handlarze
podnieli si z modlitwy. Wrd gwaru pogawdek i wybuchw miechu zwijali
dywany, skadajc ostatni ukon w kierunku Mekki. W obozowisku zapony
pierwsze ogniska. Nozdrza Florence echta zapach baraniny, solonych strkw
pimianu i wieo upieczonych podpomykw.
Burczao jej w brzuchu. Wszystkie te frykasy znaa z czasw, gdy pracowaa w
kuchni Sulejmana. Tymczasem uwizione kobiety dostay dzi wieczr jedynie
suchy chleb i ajran. Osolone zsiade mleko owiec podchodzio jej do garda. W
klatce rozleg si pacz niemowlcia. Matka podaa mu pier i cicho zanucia jak
piosenk. Florence odwrcia wzrok. Po tym, co uczyni jej przyjaciel Sulejmana,
zwcy si doktorem, sama nigdy nie bdzie moga urodzi dziecka.
Nastaa noc. Wieczorna gwiazda nie bya ju osamotniona. Na niebie wisiay
chmury tak fioletowe i nieksztatne jak aksamitne poduszki w pokoju sucym
Sulejmanowi do palenia tytoniu.
Gosy handlarzy przybray na sile. Skoczyli je i pi, a teraz zgodnie ze swym
zwyczajem zabrali si do gry w koci albo w tryktraka. Wiedziaa, e pniej jak
zwykle bd si kci o wygran.
wietnie, pomylaa Florence. Niedugo powinien przyj Sulejman, eby j
zabra do swojego namiotu.
Zamkna oczy, ukrya twarz w doniach i szeptem odmawiaa modlitw, ktrej
sw nie pamitaa ju w caoci. Moe oczyci i jej potrzebujc dusz.
- Ojcze nasz, ktry jest w niebie... - urwaa.
Chmury zasnuy niebo i zatopiy plac w cakowitym mroku.
- Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj... Pomylaa o swojej skpej
kolacji, ktr wci czua w odku.

Wybacz nam nasze winy, jako i my wybaczamy naszym winowajcom...


Na tle migotliwego wiata w namiocie Sulejmana wida byo poruszajcy si
cie. Wszystkie wody Dunaju i Bosforu nie zmyyby z niego win. Florence
prbowaa sobie przypomnie ostatnie sowa pacierza.
Maja, suca rodzicw Florence na Wgrzech, odmawiaa go razem ze swoj
podopieczn przed snem. Kiedy, cae wieki temu. Maja szeptaa t modlitw
rwnie podczas rozruchw 1848 roku, ukrywajc dziewczynk pod dug
spdnic. Cienisty klosz materiau bezpiecznie otula jej posta. Ciemno pachnca
kartoflank, pieprzowymi kiebaskami i woreczkami z kamfor, uoonymi w
skrzyni razem z ubraniami Mai. Ciemno tumia gos niani, gdy ta modlia si
podczas ataku partyzantw. Florence pamitaa wicej ni tylko ow paczliw
melodi modlitwy. Przypominaa sobie huk wystrzaw, krzyki, ostrza noy, trupy i
ogie. Trwajcy w nieskoczono marsz, podczas ktrego Maja trzymaa j za
rk, niezliczone domy w rnych miastach, gdzie niania pracowaa, nim dogonia
je wojna, a pniej jako uchodczynie wpady w apska Sulejmana. Jej opiekunk z
miejsca odsprzedano dalej. Florence bya wwczas jeszcze dzieckiem. Dzi nie
wiedziaa, ile ma dokadnie lat. Szesnacie, moe siedemnacie? Prbowaa si
porwna do innych dziewczt, ale adna nie bya biaa i nie miay w sobie
najmniejszego podobiestwa do Florence.
Florence w dalszym cigu staraa si przypomnie sobie ostatnie sowa
modlitwy.
- Bo Twoje jest Krlestwo, potga i chwaa, amen - dokoczya niemal z ulg.
Doskonale pamitaa wszystko, co zniszczyo jej wiat, ale w aden sposb nie
moga sobie przypomnie, jak w wiat wyglda. W pamici rozmya jej si nawet
twarz Mai, szeroka i agodna, pomarszczona od zmartwie i trosk. Znaa jedynie
swoje nazwisko, Florence Finnian von Sass.
Spojrzaa w kierunku namiotu Sulejmana, pniej podniosa oczy do nieba.
- Uwaaj, ksiycu! Jutro bdziesz na nas patrzy jak na wolnych ludzi.
- Bezen, nie pisz? - wyszeptaa prostymi tureckimi sowami, ktrych zdya
si nauczy. Wycigna rk nad jak inn kobiet i dotkna ramienia Bezen.

Dziewczyna podniosa wzrok.


Spojrzawszy na jej twarz, Florence poczua wspczucie i pogaskaa j po
wosach. Wczorajszej nocy Sulejman zabra Bezen do swego namiotu. Teraz jedna
jej powieka bya opuchnita.
- Jeste gotowa? - spytaa cicho Florence.
Bezen potwierdzia skinieniem gowy. Chciaa si umiechn, ale zamiast tego
zapaa si za policzek.
- A ty, czy ty jeste gotowa? Nie bdzie atwo - ostrzega Bezen.
- Dzi po raz ostatni mnie dotknie, przysigam na Boga. Pniej upija si zawsze
do nieprzytomnoci, wic jak tylko unie, bd moga zabra mu klucz. Tylko nie
zanij i czekaj na mnie! - upomniaa przyjacik Florence.
Bezen si rozemiaa.
- Moesz by pewna, e nie mam ochoty na drzemk dla urody przed
rozpoczciem targu. Bd na ciebie czekaa. Bez obawy!
Florence pogaskaa j czule po wosach.
W tej chwili usyszay gwizdanie. Sulejman wsta od ogniska, a psy
byskawicznie ustawiy si przy jego nodze. Podszed do klatki i zacz
manipulowa przy pku kluczy. By ju tak pijany, e dwa razy nie udao mu si
trafi do zamka, nim wreszcie zdoa przekrci w nim klucz, Zakl pod nosem.
Gdy drzwi si otworzyy, kilka dziewczt podnioso gowy. Zapewne liczyy na
jakie korzyci wypywajce z dzielenia oa z handlarzami.
Przecie i tak wszystkie nas sprzedadz" - przeleciao Florence przez gow.
Sulejman mlasn jzykiem, a nastpnie wskaza brod w stron Florence.
Dziewczyna wstaa bez ocigania i skinwszy gow Bezen, przecisna si midzy
ciaami lecych kobiet, ktre pomrukujc, robiy jej miejsce do przejcia. Sulejman
chwyci j za rami i pocign za sob. Jeszcze raz odwrcia si w kierunku Bezen
i pozostaych wsptowa-rzyszek, ale ciemnoci nocy zdyy ju wchon klatk i
jej uwizione mieszkanki.
Ogie porodku namiotu Sulejmana doszcztnie si dopali, pozostawiajc po
sobie jedynie rozarzony popi. Mimo to pod nawoskowa-nym ptnem rozpitym
na brzozowych supach rozchodzio si przyjemne ciepo, ktre Florence odebraa
jak pieszczot. Na podrnej skrzyni, ktra suya Sulejmanowi jako pulpit do
pisania, paliy si trzy wiece, ustawione w mosinym lichtarzu. Na blacie lea
rozwinity papierowy

rulon obciony pirem. Atrament na nim byl zaschnity, a po wierzchu


niedbale osypywa si piasek. Obok Florence dostrzega drewniany talerz z
ciasteczkami, przygotowanymi chyba z samego miodu i pistacji... W wysokim
dzbanie o dugiej szyjce i kulistym, wybrzuszonym spodzie pachniaa wieo
zaparzona kawa. Florence z luboci wcigna w nozdrza powietrze. Jake tsknia
za smakiem tego gorcego, gorzkiego napoju. Stara suca rozwijaa przed ogniem
dywan.
- Wyno si! - krzykn Sulejman i przepdzi j kopniakiem.
Florence zatrzymaa si w wejciu do namiotu. Oczy miaa wprawdzie
spuszczone, ale bacznie ledzia kady ruch Sulejmana. Widziaa, e odoy pas ze
sztyletem, pistoletem i pkiem kluczy na niskie posanie obok poduszki. Sulejman
si przecign. Rozluni zapicie zawijanego kaftana i zdj go z siebie. Na pasek
jego spodni opaday teraz tuste fady nagiego brzuszyska. Poczuwszy na sobie
wzrok dziewczyny, gono si rozemia.
- Wejd do rodka, znasz mj namiot! W gruncie rzeczy auj, e musz ci
sprzeda. Przywykem do ciebie, Florence. Aczkolwiek jeste ju troch za stara jak
na mj gust. Moje dziewczta musz by mode i jdrne.
Florence nie ruszya si z miejsca. Sulejman podszed do skrzyni i wzi z
talerza ciastko, po czym wycign rk w jej kierunku.
- Na. Wiem, e zawsze jadaa je w mojej kuchni.
Po chwili wahania Florence wzia od niego ciastko i wetkna je do ust. Nie
potrafia powstrzyma akomstwa. Miaa wraenie, jakby na jzyku rozpyna jej
si kula wiata.
Sulejman znw zarechota. Sta obok niej i wsun rk w jej wosy. Szybkim
ruchem odchyli jej gow do tyu.
- Zawsze wiedziaa, e ktrego dnia bd musia ci sprzeda, prawda? Nie
sta mnie na dobroczynno.
Florence skina. Z oczu mczyzny wyziera na ni pijany diabe. Bg Turkw
mia cakowit racj, zabraniajc im alkoholu. Trzewego Sulejmana dao si jako
znie. A moe po prostu nauczya si go znosi? Przypomniaa sobie wieczr, gdy
po raz pierwszy poszed do chrzecijaskiej dzielnicy, eby si upi. Byo to w dniu,
w ktrym jego synek wpad na targu pod koa wozu. Chopiec ju si nie podnis.
Po powrocie z dzielnicy chrzecijan Sulejman nigdy ju nie by taki jak wczeniej.
Chwyci j mocniej za wosy. Florence stumia okrzyk blu. Sulejman mwi
dalej.

- A przecie jeste mi droga, Florence. Bardzo droga, zatem mani nadziej, e


kto wyoy za ciebie okrg sumk - powiedzia i zrobi przerw. - Czy ja te
jestem ci drogi?
Wydao jej si, e w tonie jego gosu usyszaa nabrzmiewajce zy.
Powtrnie skina, powstrzymujc pacz. Nie skamaa. Sulejman mg sobie
by wcielonym diabem, ale przynajmniej dobrze go znaa i wiedziaa, czego moga
si po nim spodziewa. Co zrobi, jeli ucieczka si powiedzie? A jaki los j czeka,
jeeli jej si nie uda i zostanie sprzedana na targu? Czy wystarczy jej si na realizacj
planu uoonego wsplnie z Bezen?
Raptem poczua wargi Sulej mana na swoich ustach, smakjego oddechu
przesiknitego alkoholem.
- Nie chc - wydusia z siebie. Sulejman zmusi j, by uklka.
Florence, bez wzgldu na to, co si z tob stanie, pamitaj, e zrani mog
jedynie twe ciao, a nie twoj niemierteln dusz". Tak brzmiay ostatnie sowa
Mai, nim i j sprzedano w niewol.
Gdy wreszcie j puci, Florence osuna si do tyu na dywan. Nie miaa odwagi
wyplu zawartoci ust. Rozgniewany Sulejman potrafi by straszny, nie moga
ryzykowa. Musiaa y, eby uciec. Dzi w nocy.
Tymczasem Sulejman si odwrci i podszed do kufra. Otworzy wieko,
wycign karafk wdki ze liwek i przytknwszy j do ust, jednym haustem
oprni poow zawartoci.
- Diabelstwo - wymrucza, odstawiajc karafk.
Z westchnieniem opad na posanie z lisich skr i wenianych derek, jakby
Florence w ogle nie istniaa. Jednake po chwili odwrci si do dziewczyny i
wypowiedzia sowa, na ktre z nadziej czekaa.
- Kad si koo mnie, nie mam zamiaru marzn noc - rozkaza, poklepujc
lec obok niego poduszk.
Florence zrobia, co kaza. Sulejman otoczy j ramieniem i przycign do
siebie. Bezwiednie mu si poddaa. Jego skra pachniaa dymem z ogniska i
caodziennym potem, chocia rano odwiedzi ani w Widy-niu. Nie mino wiele
czasu, gdy z otwartych ust Turka rozlego si chrapanie. Z kcika jego warg
spywaa na brod lina.
Florence przykucna na ku i przyjrzaa mu si. Zasn? Ledwo odwaya si
oddycha. Ostronie zsuna z ramion jego rk. Stkn i przewrci si na drugi
bok. Popatrzya na jego twarz, na ktrej odcisn si wzr tkaniny poduszki. W
migotliwym wietle wiec jego oblicze przypo-

minalo rozkwaszon Ryb, jak twarze mczyzn, ktrzy na rynku pozwalali


spuci sobie lanie za pienidze. Po kilku minutach powoli i bardzo ostronie
przesuna do w stron pku kluczy, ktry lea przy samej cianie, po drugiej
stronie Sulejmana. Dotkna palcami zimnego metalu. Teraz!
Sulejman zmieni pozycj i odwrci si na drugi bok, a Florence struchlaa.
Przycupna nieruchomo.
Gdy wreszcie rozlego si chrapanie, ponownie wycigna rk. Tym razem
bez wahania. Odpia klucze od pasa, do ktrego byy przymocowane, a nastpnie
cichutko wstaa. Jej wzrok pad na tac z akociami. W najbliszych godzinach
bdzie potrzebowaa duo siy. Wzia z talerza najpierw jedno, pniej jeszcze
drugie ciasteczko. Nastpnie, nie patrzc na Sulejmana, wylizgna si na palcach z
namiotu.
Tymczasem chmury zupenie przesoniy wiato gwiazd i ksiyca. Za
ogrodzeniami z erdzi z opuszczonymi bami stay w gstych szeregach muy i
konie. W ciemnociach Florence widziaa, jak arzy si fajka nocnego stranika,
syszaa, jak mczyzna si mieje. W caym obozie ogniska zdyy si dopali. W
blasku resztek aru widziaa zarys plecw lecych w upieniu handlarzy. Dobrze.
Przez chwil miaa ochot po prostu uciec. Sama, bez Bezen, nie musiaaby ju
wraca do klatki. Nie! Wszak przyjacika na ni czekaa.
Florence zjada jedno ciastko. Drugie chciaa zanie Bezen. Gdy odzyskaj
wolno, codziennie bd jaday takie frykasy, przysiga sobie. Bd si ywiy
wycznie miodem i pistacjami.
Pucia si biegiem po zdeptanej trawie. Pod bosymi stopami czua ostre dba.
Miaa nadziej, e Bezen nie zasna. Dotara do kojca i po ciemku macaa kraty w
poszukiwaniu zamka. Palcami trafia na rygiel i wreszcie na zamek, ktry Sulejman
zamwi u pewnego majstra w Konstantynopolu. By dobrze naoliwiony i spryna
odskoczya bezgonie, gdy Florence dwa razy przekrcia klucz.
-Bezen, wstawaj! Chod szybko, kto wie, ile czasu bdzie jeszcze spa! szepna w ciemnoci.
Za par minut odzyskaj wolno. Florence signa w gb klatki, gdzie jak
pamitaa, powinna si znajdowa Bezen.
- Chod, musimy rusza w drog! - naciskaa na przyjacik.
Ale nim Bezen zdya zareagowa, Florence usyszaa cichy szmer, jakby
mija przelizgiwaa si wrd wysokich traw. W tym samym momencie Bezen
cicho krzykna.

Przeraona Florence odskoczya, ale bat Sulejmana ze wistem spad na jej


kostki. Poczua piekcy bl przeszywajcy jej nogi, a potem gwatowne
pocignicie w ty. Sulejman szarpn bat w swoj stron i Florence zostaa
przekrcona na brzuch. W ustach miaa peno ziemi, ktrej kolor w wietle pochodni
Sulejmana przypomina krew.
- Jedyna droga, w ktr zaraz ruszysz, prowadzi do pieka! - usyszaa wrzask
Sulejmana.
Handlarze w obozie ocknli si z drzemki i rozmawiali z oywieniem, nie
wiedzc, co si stao. Florence syszaa ich pokrzykiwania, ktre wzbudziy
niepokj wrd zwierzt.
- Przygotujcie rozpalone elazo! - rykn Sulejman ponad jej ramieniem.
- Nie! - zdya krzykn Florence, nim cios w skro pozbawi j przytomnoci.
- Ciekawe, czy kraina Nilu wyglda podobnie - zastanowi si gono Sam, gdy
nareszcie udao mu si zapi guzik sztywnego konierzyka. Nastpnie zawiza
wok szyi now apaszk.
- Czy w krainie Nilu s takie same krajobrazy?
Czy kiedykolwiek bdzie mia okazj, by si o tym przekona?
Wyjrza przez okno. Wieczorny zmierzch otula dziewicz wyyn otaczajc
rodzinny zamek ksicia Atholla niebiesk powiat, podobn do pir na szyjach
pawi, ktrych nawoywania dochodziy do uszu Sama. Pagrkowate zarola splatay
si z horyzontem, za ktrym stopniowo chowao si soce. Czy Afryka te tak
wygldaa? Z niskich traw poderwa si do lotu ostatni baant i poszybowa w
kierunku wieczornego nieba. Najwidoczniej udao mu si uchowa w dzisiejszym
polowaniu. Sam zgi lekko rk, drug wycigajc przed siebie, jakby nadal
trzyma strzelb. ledzi lot ptaka. Rami bolao go od odrzutw broni. Razem z
ksiciem i reszt towarzystwa zestrzelili dzi setki ptakw. owczy rozwiesili
zdobycze na dugich drutach, rozcignitych za domem midzy palikami.
Na niadanie bez wtpienia podadz baanty - doszed do wniosku.
- Albo jeszcze gorzej: do herbaty".
Odszed od okna i zacign story. Od czasu do czasu lubi rezygnowa z
obecnoci sucego w swoim pokoju. Czu si swobodniej, gdy lokaj nie wyrcza
go w najdrobniejszych czynnociach. Popatrzy w lustro i umiechn si z
zadowoleniem. Dzisiejszego ranka ksi kaza mu przysa do pokoju now
chustk i kilt. Obie rzeczy utkano z tartanu w niebie-

sko-zielon krat, stanowic symbol ksicej rodziny. w wyraz sympatii


sprawi Samowi przyjemno. Nowiusieki kilt piknie si prezentowa, uoony na
starannie wyrwnanej pocieli szerokiego posania. Rozlego si pukanie do drzwi.
- Chwileczk! - zawoa.
W podkolanwkach pobieg po parkiecie do oa, ktre stao porodku
pomieszczenia, wsparte na czterech potnych filarach. Byskawicznie wsun na
siebie kilt i zapi klamry na boku. Pas z torb myliwsk, sporranem, mg zaoy
pniej.
- Wej - odezwa si ju ciszej.
Nie byo potrzeby podnosi gosu, wszak domownicy i tak zawsze trzymali ucho
przy drzwiach, a oko przy dziurce od klucza. Do pokoju wesza ze spuszczonym
wzrokiem moda suca. W rkach trzymaa miedzian rynienk napenion
rozarzonymi wglami. Dygnwszy, odrzucia na bok kodry i umiecia rynienk w
miejscu, w ktrym pniej Sam uoy swoje plecy, a nastpnie starannie
rozprostowaa pociel i zacigna zasony baldachimu.
Sam bacznie przyglda si wszystkim jej ruchom. Bya urodziwa, chocia moe
nieco pospolita, jdrna, dokadnie tak jak lubi. Ale piersi! Na pewno pia duo
dobrego szkockiego mleka. Zamiast idiotycznej miedzianej rynienki, o ktr mona
si byo jedynie poparzy, po kolacji zakrapianej du iloci wina i wybornej
whisky ksicia Atholla, wolaby mie w ku j sam.
Dziewczyna jeszcze raz dygna i nie podnoszc wzroku, tyem wycofaa si z
pomieszczenia.
- Dzikuj - powiedzia Sam, nie zatrzymujc jej duej.
Dawno wyzby si upodobania do pomocy domowych. Z biegiem czasu uzna,
e dentelmenowi nie przystoi wykorzystywa zalenoci sucych. Nie eby go
nie podniecaa. Od jak dawna by ju wdowcem?
Poprawi kilt, zapi wok bioder sporran, a za opask jednej z sigajcych
kolan poczoch z niefarbowanej weny wsun sztylet skean dhu.
Rzuci ostatnie kontrolne spojrzenie do lustra i przygadzi doni ciemne,
wypomadowane wosy. wiee powietrze na polowaniach oraz dugie lata spdzone
na Cejlonie i Mauritiusie, ktre osmagay jego skr, sprawiy, e zawsze wyglda
zdrowo. Jego niebieskie oczy byszczay.
Przed wyjciem ustawi jeszcze przed kominkiem parawan z metalowej siatki,
zatrzymujcy iskry strzelajce z poncych polan. Nastpnie ruszy w kierunku
zielonego salonu, gdzie serwowano przedobiednie-

go drinka. W kamiennych korytarzach zamku panowa chd, mimo e wszdzie


porozstawiano rynienki z rozarzonymi wglami. Sam sysza echo swoich krokw,
odbijane od wysokiego sklepienia. Oprcz niego nie byo nikogo wida ani sycha.
Wygldao na to, e rozwaania o Afryce zajy mu wicej czasu, ni sdzi.
Afryka jest tego warta" - pomyla.
W wietle wiec zerkay na niego z gry jedynie myliwskie trofea ksicia i
portrety jego przodkw, dawno zmarych czonkw rodu Athollw. Wszyscy mieli
troch wyupiaste wodniste oczy i nosy, ktre delikatnie mwic, mona byoby
okreli jako mocno wyraziste.
- Mam nadziej, e nie posadz mnie koo lady Beatrice - powiedzia, zwracajc
si w kierunku poroa jakiego tura, nim kamerdyner otworzy przed nim drzwi do
zielonego salonu.
W obu kominkach po dwch przeciwnych stronach podunego salonu pali si
ogie. Cz goci ustawia si w grupkach skupionych w pobliu okien, przy
starannie zacignitych zasonach. Inni stali wok wskich stow, na ktrych obok
wazonw Limoges, wypenionych obfitymi bukietami bujnych kwiatw, leay tace
pene pieczywa oboonego szynk i pasztetem z dziczyzny. Lokaje w
niebiesko-zielonych liberiach domu Athollw kryli niczym cienie pomidzy
poszczeglnymi grupkami, z ukonem oferujc szampana, sherry i porto. Na
brzegach licznych foteli i niewielkich ratanowych sof, wycieanych stylowymi
poduchami i jedwabnymi narzutami, siedziay kobiety, grzejc nagie ramiona w
cieple kominkowych pomieni. Ich zmczone donie wprawiay w ruch wachlarze, a
suknie mieniy si kwiecistymi barwami. Skrzyy si szlachetne kamienie, pery
odbijay chodny, lnicy blask, a odgos oywionych rozmw wypenia po brzegi
cae pomieszczenie. Mczyni, nie czekajc zgodnie z przyjtym obyczajem na
zakoczenie obiadu, ju teraz palili cygara i wymieniali si historyjkami z
dzisiejszego polowania. W tej sytuacji Sam by zadowolony, e woy marynark
od smokingu. Postpi kilka krokw w gb salonu.
- Jeden strza, prosz posucha, Wasza Wysoko. Jednym strzaem pooyem
trzy baanty! Paf, paf, paf! W rzdzie, niczym pery z naszyjnika mojej ony! usysza gos swojego przyjaciela Montgomery'ego, ktry rozmawia z modym
Rajahem Punjabem.
Sam przyczy si do obu mczyzn i ich towarzyszek. Zoy lekki ukon w
kierunku dam, z ktrych jedn nieuchronnie okazaa si lady Beatrice.

Czy tylko mu sie wydawao, czy te faktycznie dokadano wszelkich stara, by


podrzuci mu to kukulcze jajo? Ojciec Beatrice byl hrabi, ktry dorobi si majtku
na gospodarce rolnej, ale mimo jej zoconych pirek Sam nie mia najmniejszej
ochoty na zerwanie owego jabuszka.
Obci kocwk cygara wyjtego z kieszeni kamizelki, a nastpnie przypali od
podsunitego przez sucego uczywa precyzyjnie zrolowane tytoniowe licie.
Lady Beatrice zachichotaa i skrya czubek nosa za uniesionym wachlarzem.
Nudna koza - pomyla Sam. - Zaoybym si, e w ku ley zawsze na
plecach, zamyka oczy i myli o Anglii". Albo mu si zdawao, albo cay ten kraj i w
ogle ycie stawao si coraz nudniejsze. Odkd brytyjskim imperium rzdzia
krlowa Wiktoria i ten Niemiec, ludzie przestali si umiecha.
Tymczasem rozmowy wok niego toczyy si dalej. Udajc zainteresowanie,
przenosi wzrok z jednego mwicego na drugiego.
- Mj ojciec, niech Bg ma go w swojej opiece, pewnego razu jednym strzaem
ustrzeli dwa mode tygrysy - przypomnia sobie wanie mody Rajah.
Sam patrzy na Rajaha, ktry w penej krasie swego indyjskiego blasku sta przy
wielkim szkockim kominku. Z turbanu zwieszay mu si na ramiona sznury pere, a
na turkusowym jedwabiu jego nakrycia gowy lni rubin wielkoci gobiego jaja.
Krlowa, odebrawszy rodzinie Rajaha synny diament Koh-i-noor, zachowaa
przynajmniej tyle przyzwoitoci, by pozostawi mu kilka innych klejnotw" pomyla Sam i od razu zaja si w mylach. Dopuszcza si obrazy majestatu.
Koh-i-noor nalea si Wiktorii jako cesarzowej Indii,
- Wasza Wysoko, czy bralicie udzia w tamtym polowaniu? - zapyta
modego Rajaha, by zaznaczy swj udzia w rozmowie.
Duleep Singh pokrci gow.
- W tamtym czasie byem jeszcze dzieckiem. Ale naturalnie ojciec zawsze
sadza mnie przed sob na swoim ulubionym soniu, gdy jecha na polowanie.
Oczywicie do czasu, gdy miaem szczcie wyjecha na nauk do Anglii.
Waciwie to matka opowiedziaa mi o tym przypadku z lwami - odpar Rajah.
Sam przenis spojrzenie na damy, ktre zaczy energiczniej porusza
wachlarzami. Lady Beatrice i jej matka popatrzyy na siebie znaczco. Nietrudno
byo odgadn ich myli: Hindusi byli dzikusami, wszystko

jedno czy Rajah, czy kto inny, studia w Eton niewiele w tej kwestii zmieniay.
Sam powstrzyma umiech. W kocu matka Rajaha zostaa okrzyknita
Messalin Wschodu.
- Przekonaem si, e tylko jeden sposb polowania sprawia prawdziw
satysfakcj - odezwa si, wydmuchujc kilka kek dymu w kierunku malowida
wiszcego na cianie za Rajahem. Przedstawiao suc nalewajc mleko, tyle
udao mu si zauway. Pewnie te wyszo spod pdzla tego Holendra Vermeera, na
ktrego obrazy ksi wyda fortun.
- To znaczy? - zapyta Duleep Singh swym niespotykanie wysokim gosem.
- My te jestemy ciekawe - przyczya si lady Beatrice, przybliajc si do
Sama bardziej, ni to byo konieczne. Poczu, jak jej biust opakowany w biay
adamaszek przycisn si do jego ramienia. Rozemiaa si, a jej miech zabrzmia
jak srebro pere, ktrymi wyszyto jej ciasno dopasowany gorset i przejrzysty woal
bufiastych rkaww sukni.
Niech niebo ma go w swojej opiece!
- Czowiek przeciwko zwierzciu, w bezporednim pocigu. Tylko n jako
bro w moim rku - wyjani i ponownie pocign cygaro.
Lady Beatrice popatrzya na niego z niemym podziwem. Duleep Singh
zmarszczy czoo i zagryz grn warg. Tymczasem podszed do nich ksi.
Mczyni zwrcili si ku niemu z lekkim ukonem, damy za wykonay
symboliczne dygnicie. Ksi gestem rki da znak, by si rozlunili.
- Baker, c sysz? - podj gospodarz i pooy Samowi rk na ramieniu. - To,
co pan mwi, zapowiada niez rozrywk! Zaraz jutro moemy sprbowa, wszak
mamy polowanie na jelenia. Znam pana i wiem, e nie rzuca pan sw na wiatr.
Lady Beatrice popatrzya na Sama poncymi oczyma.
- Mimo e mister Baker nie uzyska zgody na ekspedycj do Afryki, to w gbi
serca i tak jest poszukiwaczem przygd podziwianym przez kobiety. Nieokieznany,
ale godny zaufania! - oznajmia matka lady Beatrice.
Sam rzuci jej nieyczliwe spojrzenie. Odrzucenie jego proby przez Krlewskie
Towarzystwo Geograficzne i przez tego Livingstone'a, ktry go zby i potraktowa
jak pierwszego lepszego nygusa, bardzo go zabolao. Zamiast niego inni mieli
wyruszy do Afryki w poszukiwaniu legendar-

nego rda Nilu w samym sercu Czarnego Ldu. I odnale je. Czy rzeka
naprawd wypywaa z potnego pasma grskiego wewntrz kontynentu? A moe
jej rdem w istocie byo jakie jezioro nadspodziewanej wielkoci? Nieistotne.
Wszak to nie on przejdzie do historii jako wielki odkrywca. Na t myl serce mu
zapono, a w ustach poczu smak podchodzcej do garda goryczy.
- Nie da pan rady, nigdy! - zawoa Rajah, usyszawszy uwag ksicia. Mody
Hindus pociga za przydymion per okolon zotem i diamentami, ktra niby
kropla skapywaa z patka jego lewego ucha.
- A jeli uda mi si zabi jelenia w bezporednim pojedynku, a moj jedyn
broni bdzie n? - zapyta Sam.
Lubi chopaka. Na pewno nie byo mu atwo, zdetronizowany - musia si
przystosowa do obcych obyczajw. Duleep Singh sprawia wraenie bardzo
uczciwego i dumnego czowieka.
- Wasza Wysoko, o co chcecie si zaoy? - ponowi pytanie Sam. Nie
pozwoli Duleepowi Singhowi tak atwo si wywin.
- Zostawiam panu t kwesti, Baker - odpar Rajah i pstrykn palcami. Jego
karze, ktry dotychczas w milczeniu kuca obok ognia, byskawicznie wsta i
podsun mu otwarty humidor. Na srebrnym wieku hebanowego pudeka widnia
wygrawerowany krlewski herb Punjab. Duleep Singh poczstowa mczyzn
cygarami, po czym starannie wybra jedno dla siebie.
- Zapas hawaskich cygar na cae ycie? - zwrci si do Sama i rozchylajc
nozdrza, wcign aromat wieego cygara, a pniej poda je karowi do przycicia.
Sam pokrci gow i upi yk trunku ze swojej szklanki - najwykwintniejsza
whisky z piwnic Athollw. Poczu w gardle przyjemne pieczenie i rozkoszowa si
penym napicia milczeniem towarzyszy.
- Stawka jest zbyt niska - odezwa si w kocu. - Nie, za kilka tygodni chciabym
pojecha do Turcji zapolowa na dziki i niedwiedzie. Jeli jutro wygram zakad i
zabij jelenia goymi rkami, uzbrojony jedynie w n, wwczas pojedzie pan ze
mn.
Rajah skin twierdzco, zadowolony, e tak gadko mu poszo.
- Doskonale, z wielk przyjemnoci - powiedzia.
- Ale, Wasza Wysoko - cign Sam z uprzejmym umiechem -bdziecie te
musieli opaci podr i wszystko, co przy okazji wypadnie.
Ksi i damy uradowani zaklaskali w donie. Rajahowi nie pozostao nic
innego, jak tylko jeszcze raz twierdzco skin gow.

Metaliczny chd poranka w dniu, w ktrym miao si odby polowanie, wydal


si Samowi ostrzeeniem. Wrd drzew w lasach porastajcych wzgrza powyej
zamku nie widzia najmniejszego podmuchu wiatru. Matowe niebo pokryway
chmury, gdy Sam razem ze swymi dwoma psami przykucn w zarolach
okalajcych polan. Materia jego tweedowych spodni zesztywnia na chodzie i
wrzyna si w skr pod kolanami, w miejscu, gdzie koczyy si cholewy butw. W
ostatnich tygodniach i dniach kilkakrotnie widziano jelenia w tej czci posiadoci.
Sam pocign yk z piersiwki, ktr kucharka, Mrs Fitzsimmons, napenia o
wicie mocn herbat i zotym jamajskim rumem. Nastpnie dodaa wieo
udojonego mleka i hojnie osodzia. Gorcy napj rozgrza krew w jego yach.
Zrobio mu si ciepo i poczu wicej odwagi.
Jaki diabe go podkusi, eby wczorajszego wieczoru tak si przechwala?!
Wypi jeszcze yk i jeszcze jeden. Wystarczy. Z powrotem zakrci piersiwk.
Jeli si upije, to z ca pewnoci nie da rady powali jelenia.
To prawda, e wygra ju kiedy podobny zakad, ale byo to wiele lat temu na
Cejlonie, gdzie nadzorowa plantacje ojca. Ponadto wwczas nie chodzio o
potnego szkockiego jelenia, lecz o drobn azjatyck zwierzyn o krtkich nogach
i przysadzistym korpusie.
- Ciii, spokojnie - szepn do zaniepokojonych psw.
Pogaska je po nastroszonej na kbach sierci i zwierzta w mgnieniu oka si
uspokoiy. Jeden z ogarw nastawi uszu i zwrci eb ku polanie. Unis fafle,
obnaajc ky.
Sam ostronie odsun na bok kilka gazi. Spadajce krople rosy pozostawiy
lady na jego spodniach.
Raptem na przeciwlegym brzegu polany zauway wychodzcego jelenia.
Zwierz opucio eb i zaczo pociera poroem o kor dbu.
Sam poczu narastajce podniecenie. W pmroku witu nie potrafi dokadnie
okreli wielkoci wieca, ale szacowa je co najmniej na dziesitaka. Nie pamita,
kiedy ostatnio udao mu si zabi zwierz tych rozmiarw. A jeli nawet w
przeszoci polowa na podobnego byka, to z ca pewnoci mia przy sobie
strzelb. Dzi dysponowa jedynie myliwskim noem, ktry wykonano dla niego
na Cejlonie. N mia obosieczne ostrze dugoci ponad jednej stopy. Za jego
pomoc Sam mg przeci unoszce si w powietrzu ptasie piro, tak porzdnie go
wczoraj dla niego naostrzono.

Jele stal zupenie spokojnie.


Sam uczyni to samo. Nie wolno mu si byo teraz poruszy ani wyda
najmniejszego dwiku. Gdyby tylko byk go teraz zwietrzy! Sam pooy obie
donie na grzbietach swoich psw. Czu, jak zwierzta dr z napicia, wyczuwa w
ich sierci drobne skurcze nerww.
Jele postpi krok do przodu, pniej jeszcze jeden. Teraz sta porodku
polany. wiato poranka stopniowo przenikao przez mgielne opary. Sier
zwierzcia poyskiwaa we wczesnych promieniach soca niby dojrzaa pszenica
tu przed zbiorami. Sam ocenia grubo jego szyi. Powinien ugodzi jelenia w
przedni cz tuowia, eby go pooy jednym pchniciem. Wszystko inne byoby
fuszerk, nie dzieem wytrawnego myliwego.
Czy jego n by wystarczajco dugi? Gdy wyciga go z pochwy
przymocowanej przy cholewce, szykujc si do skoku, zwierz musiao zwietrzy
jego obecno. Jele rzuci si do ucieczki w gszcz krzakw.
Sam usysza dugi, gardowy krzyk, ktremu towarzyszyo gone szczekanie
psw. Jego nogi ruszyy do biegu, stopy i rce przedzieray si przez wysokie trawy
i cierniste gazie poszycia. Dopiero biegnc, zrozumia, e to on sam tak krzycza.
Z uciechy, z podniecenia, z radoci ycia, ktra nareszcie si w nim uwolnia. Psy go
wyprzedziy, dyszc i wyjc. Ich uszy poruszay si szybciej od szarawych ap.
Wiedzia, e nie odpuszcz, nim nie dopadn zwierzyny.
Jele czu blisk pogo, zatoczy uk, prbowa przechytrzy psy, ale Sam
sysza ju zadyszany oddech zwierzcia, by tu za nim. Niespodziewanie las si
skoczy i wybiegli na otwart przestrze wyyny. U stp jednego z pagrkw Sam
dostrzeg rzek, ktra zakrcaa meandrem ku zamkowi. Na mocie stay powozy
towarzystwa kibicujcego polowaniu. Miay zwinite zadaszenia. Damy siedziay
na skrzanych poduszkach i ocieray czoa koronkowymi chusteczkami. W doniach
trzymay oparte na ramieniu parasolki soneczne i krciy nimi. Wszyscy przybyli,
eby obejrze zwycistwo lub porak Sama. Sysza ich gosy, ktre niesione w
przejrzystym powietrzu, dobiegay do niego wysoko na wzgrza.
- Jest tam, c za bohater! - woaa lady Beatrice. - Popatrzcie tylko, jak szybko
biegnie!
- O mj Boe, ma porwan koszul! Zobaczcie, wida jego nagi tors! - krzykna
inna dama. Sam sysza ich woania i chichoty, nim zdoay ukry oblicza za
wachlarzami.
Na powrt skupi ca uwag na jeleniu, ktrego tras by teraz w stanie
przewidzie. Psy zaganiay sw zdobycz w kierunku rzeki.

Sam zatoczy ostry luk i bieg w d zbocza poronitego krzakami, eby odci
zwierzciu drog. Zarola wpijay mu si w ydki, tworzyy ptle wok jego butw.
Czu kucie w boku, a zimne powietrze sprawiao mu bl w pucach. Prawie opad z
si, gdy nagle olepiy go promienie soca zaamujce si na okazaych klejnotach
Rajaha. Nie! Chcia wygra zakad. Niespodziewanie jele wyda z siebie
przeszywajcy, niemal ludzki krzyk i rzuci si w fale rzeki. Wanie tak, jak Sam
si spodziewa. Chwyci zbami rkoje sztyletu i poczu na niej smak wasnego
potu. Nastpnie zanurkowa w lad za zwierzciem. Przez krtk chwil poczu na
skrze chd wody i kamienie pokrywajce koryto rzeki. Widzia, jak psy si
zanurzaj, a pniej znw wynurzaj by. Teraz wskoczyy na grzbiet jelenia i
spychay go apami pod powierzchni wody. Sam rzuci si na kbowisko
zwierzcych cia. Z oddali sysza rado dam, przeklestwa Rajaha i miech
ksicia. Unis n tylko jeden jedyny raz, gdy jele odsoni przed nim przedni
cz tuowia. Ostrze zanurzyo si gboko w minie. Sam przywar do byka,
obejmujc ramionami jego masywn szyj i tak dugo przytrzymywa go pod wod,
a zwierz przestao bi racicami i ycie uszo z niego razem z grub strug krwi,
ktra zabarwia wod wok nich na ciemnoczerwony kolor. Pniej jele przesta
si rusza i razem ze swym myliwym pozwoli si unosi falom.
Sam stara si uspokoi oddech. Psy dopyny ju do brzegu. Chwyci jelenia za
rogi i rwnie wywlk go na brzeg, gdzie wycigay si do niego liczne donie.
- Dobra robota, Baker! - powiedzia ksi. - Mielimy wraenie, e przed
chwil wybornie si pan bawi, podobnie zreszt jak my. A teraz, przyjacielu,
zasuy pan sobie na such koszul i szklaneczk whisky.
Po tych sowach zwrci si do reszty towarzystwa:
- Pani Fitzsimmons z pewnoci zdya przygotowa nam niadanie.
Uwdzilimy wiee ryby.
- Zdumiewajce, niezwykle fascynujce. Chc si tego nauczy. Baker,
przeszkoli mnie pan w Turcji? Zaraz jutro zamwi dla nas bilety do Wiednia oznajmi Rajah.
Sam si rozemia.
- Z niedwiedziami i dzikami sprawa nie jest ju taka prosta, Wasza Krlewska
Mo.
Lady Beatrice, rumienic si, podaa mu koc utkany z athollskiego tartanu, a do
tego wysok szklank, do poowy napenion whisky.

Sam podzikowa i odwrci si do jelenia. Pachokowie wycignli zabite


zwierz na brzeg i wprawnymi ruchami zabrali si do zdejmowania skry.
Wybacz, mj pikny. To nie mj zakad z Rajahem ci zabi" - powiedzia w
mylach do jelenia.
Spojrza w niebo, ktre mimo przedzierajcego si przez chmury porannego
soca wci marszczyo si w szare fady. Wysoko nad nimi zatacza krgi orze.
Jake wolny by ten ptak! Sam odsun od siebie nostalgiczne myli i jednym
haustem oprni szklank z whisky. Ksi pooy mu rk na ramionach i ruszyli
z powrotem do zamku.
To moje znudzenie yciem ci zabio, mj pikny - pomyla Sam, rzucajc
ostatnie spojrzenie na sw zdobycz.
Co ze mn bdzie?"

ROZDZIA 2
Saad wspina! si na czubki palcw, by przez szpar w grubo ciosanych drzwiach
wyjrze na zewntrzny dziedziniec. Od dwch dni siedzia uwiziony w jednej z
maych spiarni nalecych do siedziby misji. Czas mg odmierza jedynie, liczc
wschody i zachody soca. Rwnie dobrze mgbym nic y" - uala si na swoj
los. Lecz im duej o tym myla, tym mniej pocigajca wydawaa mu si owa
alternatywa. Kolejny raz wycign szyj. Brakowao mu tylko kilku centymetrw.
Rozejrza si dookoa. Jego oczy zdyy przywykn do pmroku panujcego w
chodnym pomieszczeniu. To bya jedyna mia rzecz w karze, ktr na niego
naoono. Obecnie w Chartumie mieli najgortsz por roku, a on nie musia wraz z
innymi dziemi powtarza alfabetu w klasie, gdzie rozgrzana podoga palia w
stopy.
Sprbowa jeszcze raz wyjrze na dwr. Szczelina znajdowaa si zbyt wysoko.
Rozglda si za czym, na co mgby si wspi. Obok staa skrzynka z winem,
ktre ojciec Anton kaza sobie przysa z Austrii. Przynajmniej tak informowa
umieszczony na niej napis. W ostatnich dniach Saad mial do czasu, by
przeliterowa wszystkie napisy na skrzynkach i workach przechowywanych w
spiarni. M--K-A. C-U-K-I-E-R. P--C-Z-A-K. Jedynie skrzynia z W--D-K-
znika ze schowka i wanie z tego powodu Saad od dwch dni odsiadywa kar.
w skarb sprzeda maltaskiemu handlarzowi Amabile del Bonie, ktry wanie
gromadzi zapasy na now ekspedycj w gr Nilu, do Gondokoro. Amabile del
Bono. Jego imi oznaczao podobno po wosku miy", ale na Allaha, pomyla
Saad, jeszcze nigdy adna matka nie nadaa swemu dziecku mniej pasujcego
imienia! Del Bono werbowa na ekspedycj mczyzn z caego Chartumu.
Najatwiej mona byo namwi te biedne dusze do postawienia krzyyka na
papierze, gdy byli pijani. Gdy w uszach brzmiay im wspaniae obietnice del Bona.
Niewolnicy, gwnie

kobiety, ile dusza zapragnie, cale stada zwierzt dajcych tuste mleko, no i
oczywicie ko soniowa. W ten sposb Saad znalaz w del Bonie wdzicznego
odbiorc wdki, ktr sprzedawa pod samym nosem misjonarzy. Saad nie mg si
powstrzyma od miechu. Misjonarze byli jeszcze bardziej komiczni i
przewidywalni ni wikszo innych biaych, ktrych mia okazj spotka w swoim
krtkim yciu. A uciekajc w d Nilu przed zaraz, wojn i handlarzami
niewolnikw, widzia ich ju wielu. Misjonarze starali si przynajmniej
przypodoba swojemu Bogu i czyni dobro.
Nie, ojciec Luciano na pewno byby zadowolony z jego postpw w literowaniu,
pomyla Saad, przysuwajc skrzynk do drzwi. Wszed na ni i poczu pod goymi
podeszwami stp surowe drewno. Teraz widzia wewntrzny dziedziniec. O tej
porze biae wiato poranka wchaniao wszelkie barwy, by pniej, w cigu dnia,
wyplu je mieszkacom Chartumu pod nogi.
Na podwrcu misji nie byo na razie ywej duszy. Such kamienn mis, do
ktrej spywaa woda ze rdlanego ujcia, od dawna wypenia po brzegi piasek,
przywiany z pustyni przez nocny wiatr. Obok wyschnitego rda spay dwa
buldogi przypite na acuchu. Saadowi wydaway si tak wielkie jak w, za
pomoc ktrego jego ojciec ora kiedy pole.
Chopak olepiony zmruy oczy. Kamienie dziedzica mieniy si jasnymi
kolorami. Czy nieg, o ktrym mnisi co jaki czas opowiadali, by tak samo biay i
byszczcy? Saad nie potrafi sobie wyobrazi, by woda moga wyglda inaczej ni
zwykle. Misjonarze snuli te rzewne opowieci tylko wtedy, gdy sobie porzdnie
popili, zatem w nieg nie by pewnie niczym wicej ni zwykym bjdurzeniem.
Zszed ze skrzynki. W tej samej chwili za plecami usysza za oknem jakie
odgosy. Wski otwr, w ktrym jego dziecica gowa ledwie si miecia, pozwala
wyjrze na wielki plac Chartumu. Przeszed na przeciwlegy kraniec pomieszczenia
i zrcznie wspi si na uoone pod oknem worki z mk i z kasz. Wyjrza na
zewntrz i rzuci okiem na plac, na ktrym zbieray si ekspedycje wyruszajce do
portu. Tam, gdzie ld wrzyna si dugim klinem w nurt wielkiej rzeki. Od niego
miasto otrzymao sw nazw. Khartum to po arabsku trba sonia.
Wok placu toczyy si niskie domy z gliny, w miejscu okien miay puste,
czarne dziury wybite w elewacjach. Na zakurzonej ziemi lea martwy mu, a wok
jego napczniaych zwok wychude psy mieszkajce w miecie rywalizoway z
hienami o posiek. Wok rozkadajcej si padliny od samego rana kryy chmary
much. Martwemu zwierzciu

brakowao gowy, na pewno hieny zabray j w nocy. Przez plac przeszo kilka
kobiet owinitych w czarne buibui, otulajce ich sylwetki od stp do gw, z wskim
poziomym rozciciem odsaniajcym oczy. Niosy puste kosze, ktre na targu
zamierzay napeni sodkimi kartoflami, awokado, maniokiem i kozim misem.
Rozmawiay z sob, miay si i przytrzymyway chusty targane powiewami
porannego wiatru.
Za nimi wolnym krokiem szy modsze dziewczta. Saad mia wraenie, e
wypenia je jaka tajemnicza muzyka. Owa melodia przycigaa go do siebie i
sprawiaa, e sta si niespokojny. Dziewczta niosy na gowach wysokie dzbany,
ktre pniej miay napeni wod ze rda. Sysza ich rozmowy i miech. W
drodze powrotnej poo sobie na gowach opaski ze somy, jako oparcie dla
dzbanw, dziki czemu ciar bdzie mniej dokuczliwy. Saad dostrzeg kilku
mczyzn siedzcych w cieniu domw okalajcych plac. Przysiedli na pitach,
zgodnie z tradycj miejscowych wieniakw. Swe dubby, przypominajce dugie
koszule, zwinli midzy kolanami, gotowi do obserwacji ycia toczcego si na
rynku. Saad wiedzia, e mimo do wczesnej pory byo im zbyt gorco, by si
rusza. Prac pozostawiali kobietom i handlarzom niewolnikw.
Oczekujcy mczyni nie przeyli rozczarowania. Kilka minut pniej Saad
usysza zbliajce si z oddali nawoywania, przeklestwa, renie koni i miechy.
Nosem wyczu ludzi del Bona, nim jeszcze zdyli si pokaza na placu. Ich smrd
odbiera! wieo chartumskiemu porankowi. Maltaczyk zebra swj oddzia
szybciej, ni mona si byo spodziewa. Saad zobaczy go zbliajcego si na mule.
Byo to jedno z owych zwierzt, ktre nawet w ciernistym lesie wok Gondokoro
nie zwalniay kroku, a oprcz jedca mogy nie na grzbiecie skrzynki i toboki
wypakowane amunicj, materiaami, nasionami, sol, ryem, cukrem, kaw i
perami. Tu za del Bonem szli jego ludzie, setki ludzi. Saad wiedzia, e ekspedycje
mog liczy nawet trzysta osb, tote zaprzesta liczenia mczyzn, czym
pocztkowo zacz zabija czas. Woy zaprzono do wozw wyadowanych po
brzegi, a i mczyni nieli na ramionach spore pakunki, tote mimo wczesnej
godziny ich czoa pokryway krople potu. Naleeli do zwykej hooty, byo wrd
nich wielu zbiegych winiw i przestpcw wszelkich narodowoci i kolorw
skry. W drewnianych jarzmach nakadanych na kark prowadzano do Chartumu
schwytanych niewolnikw, ktrzy byli w stanie i o wasnych silach. Skuteczna
ekspedycja potrafia dostarczy do miasta do tysica wieych niewolnikw, w
wikszoci kobiet i dzieci.

Ponadto dostrzeg na muach puste klatki, ktre wisiay po bokach zwierzt,


umocowane skrzanymi pasami. Del Bono bra wszystko, co wpado mu w rce. Za
ywe dzikie zwierzta dostawa w ogrodach zoologicznych Europy tak samo nieze
pienidze, jak za ko soniow z zabitych soni, z ktrej produkowano ozdoby,
grzebienie, rkojeci pistoletw i niezliczon mnogo innych przedmiotw. Nikt
nie przywozi z gbi Afryki tyle koci soniowej co Amabile del Bono. Ostatnio
dostarczy sto tysicy ton.
Wszyscy ludzie del Bona zebrali si ju na placu. Czekali na rozkaz. Pniej
cay pochd mczyzn odzianych w dubby, dugie szarawary, kapelusze i turbany,
wraz z nagimi tragarzami, ruszy do przodu. Twarz Saada owiaa fala zgniego
powietrza. Zatka sobie nos. Cuchnli gorzej ni ojciec Anton, gdy napchal si
kapust i przez trzy dni puszcza wiatry.
Saad nie mg si powstrzyma, by nie zawoa do idcych.
- Dokd prowadzi was droga? - zapyta, cho dobrze zna odpowied.
- Do Gondokoro, a pniej w lasy. Na poszukiwanie wieego towaru.
Del Bono si rozemia i obnay zby. Byy biae i mocne. Nie przypominay
zbw mnichw, ktrych widok przywodzi Saadowi na myl papkowate wntrze
przejrzaych bananw. Kocem szpicruty Maltaczyk odsun sobie kapelusz z
czoa. Koszula przylepia si do jego gadkiego, szerokiego torsu, a Saadowi
zdawao si, e na jego bryczesach z mikko wygarbowanej skry gazeli widzi
plamy wygldajce jak zaschnita i niezaschnita krew. Wida zeszego wieczoru
del Bono zabawia si na swj osobliwy sposb" - pomyla chopak. Pewnej
niewolnicy, ktra podaa mu zbyt gorc herbat, kaza wymierzy szeset batw.
Szeset! Wodzowi pewnego plemienia, zachwyconemu prochem, del Bono nabi
nim fajk. Gdy mczyzna j zapali, fajka eksplodowaa i staremu urwao gow.
Amabile del Bono by nietykalny. Jego ojciec, Andrea, nalea do pierwszych
handlarzy niewolnikw w miecie, sam za Amabile by przyszym ziciem
francuskiego handlarza George'a Thibauda, bez ktrego zezwolenia w Chartumie
chyba nawet Nil nie mia wystpi z brzegw.
Saad cofn si troch od okna.
- Powodzenia, panie del Bono. Przywiecie mi z lasu map.
- Chtnie, ale wczeniej wytn jej mzg. Nie ma nic wyborniej szego nad mapi
mzg okapujcy krwi, w tej kwestii zgadzam si cakowicie z Murzynami. Albo
lepiej przywioz ci dziewczyn, eby si wreszcie czego nauczy. W twoim wieku
zabiem ju pierwszego czowieka - odpar del Bono.

Odwrci sic na chwile za siebie i rzuci okiem na swoich ludzi. Nastpnie znw
spojrza na Saada.
- Prowadz swoje diaby do pieka. Trzymaj si dzielnie, chopcze. Jak
poderniesz garda tym tustym misjonarzom, wtedy pozwol ci pojecha ze mn w
nastpn podr i bdziesz mg czyci mi buty. Na razie pilnuj zota, ktre ci
daem - doda del Bono i gono zagwizda, dajc znak ludziom, e czas rusza w
dalsz drog.
Nim chopak zdy cokolwiek odpowiedzie, del Bono spi zwierz ostrogami
i Saad zobaczy, jak znika w chmurze kurzu. Za nim podali mczyni gnani
pragnieniem przygody i marzeniami o bogactwie, niewolnikach i stadach byda.
Saad wiedzia, co si wydarzy pniej w dungli. W tej sytuacji wola ju zosta
w domu misjonarzy i pozwoli, by ojciec Anton od czasu do czasu zoi mu
siedzenie.
Raptem usysza, e kto przekrca klucz w zamku spiarni. Zeskoczy z
workw i dopad do drzwi. Albo misjonarzom skoczya si kasza na kleik, albo
przyszli po niego.
- Wychod! - usysza gos ojca Antona. Zobaczy, jak mnich, olepiony
promieniami soca, zaglda w gb ciemnego schowka. - Nie ma sensu ci tu duej
trzyma. Rwnie dobrze moesz uczy si czyta.
W tej wanie chwili ojciec Lukas potrzsn dzwonkiem, ktrego dwik
oznajmia pocztek lekcji. Saad wyskoczy z izby wprost w jasne wiato poranka.
Na caym wiecie nie byo drugiego miasta tak bardzo zapomnianego przez Boga
jak Chartum, tego Saad by pewien.
Florence syszaa za sob cichy pacz Bezen. Staa w dugim rzdzie przed
zarzdc targowiska. Mczyzna przechadza si wzdu szeregu, podnosi rce
niewolnikw w poszukiwaniu oznak dumy i wysypki. Zaglda im do ust, eby
policzy zby, i wsuwa rk midzy uda dziewczt.
Florence wzia gboki wdech. Nadzorca by coraz bliej niej. Przy kadym
niewolniku robi sobie na kartce dokadne notatki. Zapewne dotyczyy zalet, ktre
bdzie dzi wieczorem wychwala.
Bezen nie przestawaa paka i Florence si do niej odwrcia. Po nieudanej
prbie ucieczki przyjacika miaa mniej szczcia ni ona sama. Gorce elazo
przyoono jej na samym rodku czoa. W ten sposb nadawaa si teraz jedynie do
pracy na polu, a jej los mia by gorszy od psiego. Za to Florence zostaa
napitnowana na ramieniu. Nie miaa pojcia, e mona czu a tak potworny bl.
Rana nie zdya si jeszcze

cakowicie zasklepi, a skra na jej brzegach bya zaczerwieniona i zaogniona...


Pogaskaa Bezen po ramieniu.
- Nie pacz, Bezen. Pozostaa nam ju tylko nadzieja i modlitwa. Tymczasem
nadzorca i Sulejman podeszli do Florence. Sulejman
unis jej wosy, prezentujc je w doni.
- Pierwszorzdny towar. Gste, jasne wosy. Kolor podobny do miodu dzikich
pszcz. Zdrowe zby i czysta skra. Pachnie niczym zsiade mleko. Ponadto potrafi
czyta i pisa, chocia kobieta waciwie nie potrzebuje takich umiejtnoci.
Mczyzna zlustrowa j wzrokiem i zrobi kilka notatek.
- Dziewica? - zapyta wreszcie znudzony, nie powicajc jej wicej uwagi.
- A jake! - odpar Sulejman, przygldajc si jaskkom krcym wok
dachw Widynia. Nadzorca splun w piach pokrywajcy targowy rynek. Florence
poczua, jak jego rodkowy palec zagbia si w ni na chwil sondujce Pokrci
gow.
- Sulejman, ty psie. Chyba nigdy si ju nie zmienisz. esz jak niewierny czart.
Po tych sowach mczyni poszli dalej.
Woda bya ciepa i cudownie pachniaa. Florence zanurzya si gbiej w pianie.
Nim zagbia si w miedzianej kadzi, eunuch Ali napeni j wanie wie wod.
Moe to stanowi tajemnic spenionego ycia, zastanawiaa si. Rado z maych
rzeczy. Odwrcia gow i dostrzega, e Ali rozciera w doniach kawaek wonnego
myda z dodatkiem olejku migdaowego. Odrzuci na bok brzeg swojej dubby.
Naga czarna skra jego ramion poyskiwaa wilgoci i zdawaa si jeszcze bardziej
czarna ni zwykle. Lecz wewntrzna strona jego doni bya tak jasna i rowa jak
rce Florence. Przecigna po nich palcami i Ali si do niej umiechn. Jego
szeroka twarz poznaczona bliznami po ospie naleaa do pierwszych wspomnie,
jakie Florence wyniosa z domu Sulej mana. W tamtym dniu, mimo zamieszania
zwizanego z ich przybyciem, nachyli si nad ni na dziedzicu domu i poda jej
kawaek miodowego ciastka.
- Wstawaj - odezwa si Ali. - Jeste gotowa. Dla nowego pana, do nowego
domu. Pamitaj, twj dom jest tam, gdzie twoje serce - dokoczy i poda jej rk,
pomagajc wsta.

A gdzie jest twoje serce, Ali? - spytaa cicho Florence, wychodzc z kadzi.
Ali pomaga teraz wej do kpieli kolejnej kobiecie, ale na chwil si zatrzyma
i jeszcze raz na ni spojrza.
- Pochodz z plemienia Dinka, z Sudanu. Gdy handlarze niewolnikw mnie
schwytali, moje serce utono w Nilu. Pasem stado mego ojca i zanadto zbliyem
si do brzegu - powiedzia i opuci gow.
Florence patrzya, jak jego rowe donie zanurzaj si w wodzie. Nie, nie
pozwoli, eby jej serce zatono w jakiejkolwiek wodzie wiata, przysiga sobie.
Dalsza cz dnia po kpieli bya duga i mczca. Wreszcie soce zaczo
nieubaganie schodzi za horyzont. Powietrze rwniny przepenio si ostatnim
ciepem. Mj los zosta nieodwoalnie postanowiony" - pomylaa Florence.
Nadszed targowy wieczr. Z kominw domw w Widyniu unosiy si w niebo
smugi dymu. Muezin nawoywa do wieczornej modlitwy, wierni za uczynili sw
powinno. Jednake tej nocy bramy miasta miay pozosta otwarte, a w uliczkach
zebray si tumy ludzi. W cigu ostatnich dni wdrowni kupcy rozstawili swoje
kramy z drewna i woskowanego ptna. Pachniao pieczonym misem, nadzianym
wraz z cebul i papryk na dugie szpikulce do szaszykw. Roznosia si wo
wieych podpomykw faszerowanych owczym serem, ciast osodzonych miodem
i miejscowej, mocno korzennej kawy, ktr trzeba byo cedzi przez zby, by
oddzieli napj od fusw.
Florence staraa si nie myle o miecie i jego ulicach. Musiaa zebra siy na
to, co j czekao. Podobno nie tylko sutan wysa swych kupcw, lecz take rni
ksita z Mezopotamii, Afganistanu, Syrii i Libanu.
Zapada chodna jesienna noc. Na bezchmurnym niebie jania pksiyc.
Nocni stranicy za pomoc dugiego uczywa zapalali nieliczne latarnie w zaukach
Widynia. Na ulicznym bruku zapchlone kundle i kilkoro umorusanych dzieciakw
rozgrzebyway gry mieci.
Niespodziewanie otworzya si przed ni ulica, wiato i haas wielkiego placu
w Widyniu spado na ni niczym zbate szczki wnykw. Tutaj mia si odby targ,
tu mia si rozstrzygn jej los. Wszdzie wok pony pochodnie, przesycajc
powietrze gorzkim zapachem rozgrzanej kapicej smoy. W bocie na brzegu placu
leeli kalecy ebrzcy razem z bezzbnymi kobietami i dziemi o zbyt wielkich
oczach w wygodniaych twarzach. W blasku pochodni i latarni poyskiway niby
kolorowe

wafle mocno umalowane twarze kobiet trudnicych si najstarszym rzemiosem


wiata. Wrd gapiw Florence zauwaya grup kuglarzy. Mczyni, robic w
powietrzu salta w tyl, odsuwali na bok tum, a tymczasem ich kompani wykradali
zebranym gapiom portfele.
Ci wszyscy ludzie yj z nas - pomylaa Florence, wychodzc na plac z
mrocznej uliczki. - Tylko my nie yjemy. Tylko nam nigdy wicej nie bdzie dane
y". Pochd niewolnikw zatrzyma si w miejscu. Daleko z przodu prowadzono
na podium muskularnego mczyzn z okolic Nilu, o byszczcej, naoliwionej
niebiesko czarnej skrze. Pokrzykiwania i miechy publicznoci przybray na sile.
Florence zamkna oczy i wrcia mylami do modlitwy Mai. Z tyu za jej
plecami Bezen zacza nuci jak piosenk i Florence podja melodi. I tak
pieway obie, zwrotka za zwrotk, przesuwajc si powoli do przodu w
oczekiwaniu na swoj kolejk.
Pniej Florence usyszaa sowa Bezen:
- Zaraz twoja kolej, Florence.
Spojrzaa na pierwszy rzd mczyzn toczcych si wok podestu
rozstawionego na rodku rynku. Ich oczy wpijay si w ni jak wgle, gdy rano ar
ogniska ugasi si wod. Jaki handlarz stojcy blisko niej obliza jzykiem wargi i
sign po sakiewk ze zotem. Wyszczerzy zby i co chwila na ni zerkajc, zabra
si do liczenia monet. Dwaj inni modzi mczyni w dugich czystych koszulach i
czerwono-biaych chustach na gowach trcili si okciami, po czym skinli
gowami i rozemiali si. Najwidoczniej mieli ochot przywie sobie z pielgrzymki
do Mekki pamitk kupion na targu w Widyniu.
Florence spucia wzrok. Na podest wesza wanie niewolnica stojca tu przed
ni. To bya owa kobieta z niemowlciem, ktr pamitaa z klatki. Florence
syszaa, jak prowadzcy zaczyna licytacj.
- Towar eski z dodatkiem w postaci mskiego niemowlcia. Brakuje dwch
siekaczy, ale ma mocne koci. adne choroby nie s znane. Nadaje si do pracy w
polu. Chopak te jest zdrowy.
Jaki mczyzna z dalszych rzdw podnis rk. Inny go przebi. Po krtkim
targu kobieta razem ze swoim synem zostaa sprzedana za mniej ni dwadziecia
lirw. Prowadzcy zanotowa cen, by pniej domaga si od Sulejmana jej
dziesitej czci. Nastpnie unis oczy i jego wzrok pad na Florence.
- Ach! - usyszaa jego okrzyk. Rozgldajc si wrd rzdw niewolnikw,
zdya zauway, e bya jedyn bia dziewczyn na targu.

Prowadzcy przesun stojaki z pochodniami na rodek podestu. Dal znak


Sulejmanowi, eby wyprowadzi Florence do przodu.
- Wprowad j! - rozkaza.
Sulejman rzuci mu ostrzegawcze spojrzenie.
Pozwolia mu pocign si za sob. Pod bosymi stopami wyczua pierwsze
stopnie prowadzce na podest.
- Powodzenia, Florence! - usyszaa woanie Bezen i stana w wietle pochodni.
Daway na tyle jasny pomie, e widziaa pierwsze rzdy mczyzn
zgromadzonych na obszernym, pogronym w ciemnociach nocy rynku. Toczyli
si wok podium. Widziaa, jak wycigaj w jej kierunku rce, na stopach i ydkach
czua dotyk ich palcw. Syszaa aprobujce pomruki, widziaa, jak rozmawiaj i
icz, dwaj kupcy wystpujcy w imieniu ksit z dwch zwanionych rodw
kcili si midzy sob. Usyszaa narastajcy dwik bbnw. Pniej wszystko
ucicho. Muzykanci pili piwo w oczekiwaniu na swe nastpne wejcie.
Florence wesza na podium i prowadzcy zrobi wystudiowan pauz,
pozwalajc, by swym wygldem wywara odpowiednie wraenie na kupujcych.
Pniej zacz j zachwala.
- Mimo naszych stara jest jedyn bia dziewczyn na dzisiejszej aukcji! Mamy
kopoty z dostawami z Gruzji i Kaukazu, tamtejszy pokj nam nie sprzyja obwieci ze miechem. Podszed bliej i unis do gry jeden z jej grubych jasnych
warkoczy.
- Ktry mczyzna nie zechciaby udowodni wiatu swego bogactwa,
posiadajc co takiego na wasno? Prawdziwe wosy blond, kolor dzikiego miodu.
Skra czysta jak wieo udojone mleko, pachnca cynamonem i kardamonem! W jej
ustach nie brakuje ani jednego zba.
To mwic, zapa j pod brod i mocno zacisn palce. Florence wbrew swej
woli musiaa rozchyli wargi. Bolaa j szczka.
Usyszaa, jak przez tum kupujcych przebieg szmer zadowolenia.
Na znak dany przez prowadzcego muzykanci znw zaczli dziko wali w
bbny. Na ciemnym placu pierwsi oferenci krzyknli swoje ceny. Ale prowadzcy
jeszcze nie wycign ostatniego asa z rkawa.
- Tysic lirw! - zawoa ktry. Prowadzcy si rozemia.
- Za tyle dostaniesz ode mnie koz bez wymion, na nic innego nie zasugujesz,
oli synu! - pada odpowied i po rynku ponis si miech.
- Tysic piset!
- Dwa tysice lirw!

Florence syszaa, jak podbijaj cen. Poczua, e prowadzcy znw stan za jej
plecami. Unis rk, proszc licytujcych o cisz. Mczyni posuchali
zaciekawieni. Skin brod w kierunku muzykantw, na co jeden z nich z obojtn
min zacz cicho i jednostajnie uderza w werbel.
Florence czua na karku jego oddech.
Co zamierza zrobi?
- Gupcy, wystrzelacie ca swoj amunicj przed rozpoczciem wojny! krzykn, a Florence niespodziewanie poczua jego pace na zapiciu pod szyj. Nim
si spostrzega, jednym ruchem zerwa z niej koszul. Materia wyldowa na
podecie, ukadajc si w biae lniane fale.
wiato pochodni owietlio jej nag skr. Syszaa podniecone okrzyki i
przeklestwa obecnych na rynku mczyzn. Niektrzy wzywali na pomoc swych
bogw. W chodnym wieczornym powietrzu jej czonki pokrya gsia skrka.
Prowadzcy ustawi j w taki sposb, by wiato padao na jej wysoko uniesione
piersi. Wypalone pitno ukryte byo w cieniu.
- Jest jeszcze dziewic. Ale jest chtna. C moe by lepszego? -rzuci pytanie
w kierunku masy powrzaskujcych kupcw. Florence przymkna oczy. Rozpakaa
si. Nie obchodzio jej, co jeszcze z ni zrobi. To nie moja dusza, a jedynie ciao"
- napominaa si nieustannie. Syszaa zawoania, padajce oferty, coraz wysze i
wysze. Miaa ochot zatka sobie uszy, gdy raptem na placu zrobio si bardzo
cicho. Florence otworzya oczy i zamrugaa olepiona blaskiem poncych
pochodni. Nie moga nic dostrzec w ciemnociach spowijajcych odleglejsze partie
rynku. Co si stao?

ROZDZIA 3
Czy ta podr naprawd bya moim pomysem? - zastanawia si Sam,
ujrzawszy zdetronizowanego Rajaha Punjaba na szarym peronie Dworca
Paddington w Londynie. Duleep Singh sta obok rcznie zrobionych na zamwienie
francuskich kufrw. Na zielonej skrze wyryto czarnym kolorem jego herb i
inicjay. Obok kucay oba jego kary i milczca czarna suca, nieodstpujca na
krok swojego pana. Jej kolorowe ubrania przeamyway szaro jesiennego
deszczowego poranka. Sam doliczy jeszcze jednego lokaja, kucharza wiozcego z
sob kompletne wyposaenie kuchni, lekarza i jakiego mczyzn, ktry zapewne
czyta Rajahowi ksiki, siedzia bowiem na spakowanej podrnej biblioteczce.
Sam westchn. Wrd kobiet w dziennych sukniach z ciemnego materiau i
czepkach skromnie przykrywajcych ich wosy, pord mczyzn w tak samo
ciemnych akietach i cylindrach Rajah wyglda niczym paw w stadzie kuropatw.
Nawet jeli by to jego pomys, to czy aby na pewno mona byo nazwa go
dobrym? On sam uoy na wzku tragarza cztery sztuki bagau oraz strzelb
zapakowan do specjalnie przygotowanego kufra. Po wejciu na peron zapaci
mczynie za fatyg.
- Mr Baker, naprawd bardzo si ciesz! - zawoa mody Rajah i z rozoonymi
ramionami podbieg w jego kierunku. Paszcz ksicia, uszyty na miar z
ciemnozielonego tweedu, z konierzem i mankietami obszytymi futrem, powtarza
kady ruch swego waciciela, nie tworzc na ramionach ani pod pachami
najmniejszego zaamania.
- Myl, e to pierwsza prawdziwa przygoda, na jak si wypuszczam.
Ostatecznie dopiero niedawno zyskaem penoletno. Wci nie mog uwierzy, e
krlowa Wiktoria przychylia si do mej proby i udzielia pozwolenia na podr! poklepa Sama po ramieniu i puci do niego oko. - Dzikuj panu z caego serca.
Dug zacignity w grze to

dug honorowy, Jej Krlewska Mo musiaa to uzna - zachwyca si dalej.


Sam odwzajemni ucisk Rajaha i ktem oka zauway, e zarezerwowano dla
nich niejeden czy dwa przedziay, ale cay wagon.
Punjab", taki napis peen zawijasw widnia pod kadym z okien. W ostatniej
chwili mody Rajah kupi egzemplarz ..Illustrated News of the World" od chopaka,
ktry nie zwaajc na przenikliwy chd i kapicy z nosa katar, biega boso po
peronie.
- Pensa reszty moesz zatrzyma, zasmarkacu, ale nie wydaj wszystkiego
naraz! - zawoa ksi za dzieciakiem znikajcym w oparach dymu z lokomotywy.
Nastpnie wszed na stopnie wagonu. Pocig zagwizda, dajc podrnym pierwszy
sygna i zasnuwajc peron gstym dymem przemieszanym z sadz. Sam z Rajahem
nie mogli powstrzyma kaszlu. Reszta podrnych zacza si ciska i egna z
odprowadzajcymi ich przyjacimi, a nastpnie spiesznie wsiadaa do wagonw.
- Chodmy, Baker, inaczej bdziemy mieli cakiem czarne twarze - powiedzia
Rajah i pocign Sama za sob do wntrza pocigu. Poprowadzi go korytarzem,
paplajc radonie, a wreszcie wybra dla nich przedzia. - Tutaj bdziemy mogli
wygodnie posiedzie, a nadejdzie pora na herbat - doda i da znak sucym, by
zanieli do ssiedniego przedziau wszystkie walizy, razem z bagaem Sama i
broni.
Pocig szarpn. Sam patrzy, jak niskie szare domy w Paddington przesuwaj
si wzdu okien pocigu. Londyn zostawa za nimi.
Sam zdj paszcz z ciemnoszarej weny i kapelusz z futra kretw. Obie rzeczy
starannie uoy na siedzeniu obok siebie. Rajah zrobi to samo, strzepujc kurz ze
swego kapelusza. Pniej zaj miejsce i opadszy na oparcie, zatopi wzrok w
trzymanej w rku gazecie.
- Och, prosz tylko popatrze, mister Baker, jestem na okadce! -zawoa z
podnieceniem.
Sam pochyli si do Duleepa Singha. Rzeczywicie, z tytuowej strony patrzyy
na niego oczy Rajaha. Wyglda wadczo, cho nieco absurdalnie, w turbanie
okapujcym sznurami penymi pere. Musia si powstrzyma od miechu. Szybko
zerkn na pozostae nagwki. Ksina Devonshire skazana za zbyt gboki dekolt! i
dalej: Zdjcie debiutantki roku, i jeszcze pogrubionym, ciemnym drukiem:
Poszukiwania rde Nilu - Speke i Grant zdecydowali si na ryzykown ekspedycj!
Sam zagryz wargi. Jakim cudem Speke zdoa przekona Krlewskie
Towarzystwo Geograficzne do swojego pomysu?

Speke! Wanie Speke, spord tylu mczyzn! Zna go jeszcze z Cejlonu,


zanim wyruszy w sw pierwsz podr do Afryki. Speke zaczyna si jka, gdy si
zdenerwowa albo czym podnieci. A trzeba doda, e oba te stany osiga nader
szybko. Do tej pory nawet z Burtonem zdy si porni, a ten by przecie jego
najlepszym przyjacielem. Gono i z pasj dyskutowali na temat rda Nilu. Jak
kto taki jak on miaby odnale tajemniczy pocztek owej rzeki? Czyme sobie
zasuy na takie wyrnienie? Na rozwizanie ostatniej wielkiej zagadki tego
wiata. Sam znw poczu w sobie rosncy gniew z powodu doznanego upokorzenia.
Jemu odmwiono pozwolenia na podr do Afryki.
- Prosz wybaczy - odezwa si, wyjmujc Rajahowi z rki IIlustrated News of
the World". - Musz przeczyta ten artyku.
Duleep Singh westchn i opar si o poduszk, ktr karze wsun mu pod
plecy. Wyjrza przez okno, za ktrym przesuway si zielone wzgrza angielskiego
poudnia. Zbiory si skoczyy i na polach leay skiby wysuszonej ziemi. W Dover
miaa na nich czeka d, ktr planowali przepyn Kana. Z Calais pojad dalej
pocigiem. Dziki Bogu tory byy pooone na dugim odcinku i dochodziy jeszcze
spory kawaek za Wiede. Pniej na Dunaju wynajm parowiec, ktry zawiezie ich
na wschd.
Sam podnis do oczu gazet i czyta, co przez najblisze minuty zwalniao go z
obowizku konwersacji z modym Hindusem. Czyta, a z kadym przeczytanym
sowem artykuu ogarnia go coraz silniejszy gniew i smutek. Z Southampton Speke
i Grant zamierzali popyn statkiem do Zanzibaru, a pniej z
poudniowo-wschodniej czci kontynentu mieli wyruszy do rde Nilu, ktre
spodziewali si odnale w ogromnym jeziorze. Zanzibar! Ju sama nazwa wyspy
przywodzia na myl wo godzikw.
Sam wyjrza przez okno. Na kach pasy si owce i krowy w czarne aty, a po
starannie ogrodzonych pastwiskach spaceroway konie. Na wzgrzach
rozpocieray si szlacheckie domostwa, z ktrych otwiera si widok a do samego
kanau La Manche. Z kominw leniwie unosi si dym. Sam zatskni za spokojnym
yciem, jakie wiedli tamtejsi mieszkacy. Jednak owa tsknota znika tak samo
szybko, jak zagocia w jego sercu. Pocig dudni po szynach, sunc w kierunku
morza oddzielajcego Angli od reszty kontynentu. Kilka ruin niedaleko Kanau
przypominao o fakcie podbicia Anglii przez Normanw. Mijajc wioski, pocig
zwalnia. Na szlabanach wisiay dzieciaki, ktre nastpnie krzy-

czc i machajc rkami, biegy za lokomotyw, owiewane dymem i sadz, a ich


ubrania robiy si czarne, a zachrypnite garda odmawiay posuszestwa.
Sam znw opuci gow i wrci do lektury artykuu.
Wycig do rde Nilu si rozpocz. Tylko e jemu nie byo dane stan na linii
startu. Ostatnia zagadka wiata ma zosta rozwizana bez jego udziau. Z
wciekoci mgby si teraz rozpaka! Sam zamruga kilka razy oczami i nabi
fajk, po czym znw zacz czyta. Czyby na wiecie nie byo ani jednego listka z
wieca laurowego, ktry byby przeznaczony dla niego? Czy tak po prostu ma
roztrwoni swoje ycie?
W tej chwili zapukano do przedziau. Karze Rajaha skoczy na nogi i otworzy
drzwi. Zadzwoniy dzwoneczki przymocowane do skraju jego ubrania. Sam unis z
irytacj wzrok. Jak mona czyta w tym haasie? Drzwi si otworzyy. Na korytarzu
sta sucy w niebieskiej liberii Brytyjskich Kolei Krlewskich. W odzianych w
biae rkawiczki doniach trzyma srebrn tac, na ktrej lea srebrny dzwonek.
Skoni si przed Samem i Duleepem Singhem. Nastpnie zadzwoni dzwonkiem.
- Gentlemen, podano herbat - obwieci.
Sam kopn ze zoci w nadamane wioso. Drewno ze zgrzytem przeamao si
na dwie czci. Jeden kawaek popyn z nurtem rzeki, a pniej zosta porwany
przez niewielkie wodne wiry i cakiem znik z pola widzenia. Sam patrzy za nim z
konsternacj. Parowiec! miechu warte. Gdy opucili Wiede oraz gocinne progi
ksicia Esterhazyego i nareszcie zdoali umkn balom i uciechom Budapesztu,
okazao si, e na caym Dunaju nie dao si znale adnego parowca. Mimo to
podr rozpocza si przyjemnie i trwaa do momentu, kiedy ich d, oddaliwszy
si na bezpieczn odlego od poprzedniego waciciela, zacza nabiera wody.
Powrt by niemoliwy. Szyper stara si, jak umia, zreperowa uszkodzenie.
Pomrukujc pod nosem, nabija deski po wewntrznej stronie czci dziobowej.
- Ta d chla wicej ni moja stara w sobot wieczorem!
Po dwch dniach minli osawione bystrze elaznej Bramy. W zakolu rzeki
barka przeamaa si na p niczym zmurszaa ga. Pewne pocieszenie mg
stanowi fakt, e ta niemia przygoda spotkaa ich nieopodal bram jakiej twierdzy.
Chocia miasto ze swymi murami i minaretami nie wygldao zbyt zachcajco.
Sam zszed na ld. Na okolicznych polach lni pierwszy szron. Nadszed czas
zbiorw winogron. Mia wra-

enie, e przy brzegu tworzy si cienka warstewka lodu. Spojrzal w gr, w


kierunku miejskich bram, przed ktrymi wci krcio si dziwnie duo ludzi.
Moe maj tu dzi targ?
- Zimno mi - oznajmi Rajah i owin si cianiej paszczem, ktry co nieco
ucierpia podczas awarii odzi. Postawi wysoko futrzany konierz.
Zniecierpliwionym gestem przegoni kara, ktry prbowa mu wytrze nos
jedwabn chustk.
- Wyno si, bezuyteczna kreaturo! - mkn.
Jeszcze tylko brakuje, eby zacz tupa nogami" - pomyla Sam.
- Chodmy na polowanie - zaproponowa, sign po futera swojej strzelby i
zacz go rozwizywa. To powinno zaj ich myli i zapewni chrupic, pieczon
kolacj. Z penym odkiem lepiej si myli i poprawia si humor. Na pewno
byway tu niedwiedzie albo przynajmniej dziki. Wprawnym okiem zbada okolic,
pola na zboczach i wyrastajc dalej za nimi ciemn cian lasu na tle przejrzystego,
ale pozbawionego ycia horyzontu.
- Niedugo zapadnie zmrok. Za pno na polowanie z podchodu. Chc wzi
ciep kpiel. Pniej sucy poczyta mi ksik. Niech szyper si dowie, czy w
tym miecie maj jaki porzdny hotel! - odpar Rajah, a Baker westchn. Ta
podr nie bdzie sukcesem. Mimo wszystko naleao j zakoczy z honorem.
Wypyta przewonika amanym niemieckim, ktry stanowi pamitk po roku
studiw w Heidelbergu. Nastpnie zwrci si znw do Rajaha.
- Miasto nazywa si Widy. Maj kwatery, ale wyglda na to, e dzi wieczorem
odbdzie si tu wielki targ niewolnikw. Podobno wszystkie pokoje s zajte.
Rajah wsta i rozcign chude nogi.
- W takim razie przynajmniej bdziemy mieli troch rozrywki -skwitowa i rzek
do swych towarzyszy: - Ruszajcie si, pakujcie kufry na plecy! Dzisiejsz noc
spdzimy w Widyniu. Rozstawcie namioty przed murami miasta. Nie mam zamiaru
wciska na si tej hoocie do garda moich pienidzy.
Sam niespiesznie wchodzi za nim po zboczu. Na szczycie wzgrza jeszcze raz
si odwrci i popatrzy w d na przeaman bark, ktrej resztki stay
przycumowane na przystani. Wolaby zosta z szyprem na pokadzie. Nie mia
ochoty na aden targ niewolnikw. Co by byo, gdyby dowiedzieli si o tym
panowie z klubu?

***
Sam i Rajah pozwolili si ponie ludzkiej masie, bez wyznaczonego kursu ani
portu. Prawie tak samo jak ich barka na Dunaju. Pistolet Samabyl na swoim miejscu
w kaburze u pasa, zasonity dugim akietem z gabardyny. Wok rki owin sobie
lekki, mikki pejcz, ktrego pleciony powrz okaza si przydatny podczas
polowania na niedwiedzie. Wsun gbiej kapelusz. Wok nich kbili si ludzie
ze wszystkich moliwych krajw. Rozpozna tureckie ubrania i przerne stroje
narodowe z Bliskiego Wschodu. Niektrych jzykw wpadajcych mu w ucho nie
potrafi rozpozna, chocia chciaby, eby byo inaczej. Natomiast Rajah przeuwa
z zadowoleniem mielone miso nadziane na szpikulec. Odwrci si do Sama.
- Nieze. Moe odrobin za ostro przyprawione. Musz zje jeszcze jedno,
dopiero wtedy bd mg sobie wyrobi zdanie - oceni i odliczy w doni dwie
monety. Nastpnie wskaza przed siebie, w kierunku, w ktrym najwyraniej
podali wszyscy otaczajcy ich ludzie. - Niech pan spojrzy, Baker, to musi by
rynek. Tam odbywaj si licytacje. Mam nadziej, e uda nam si jeszcze dosta
jakie dobre miejsca.
Sam szed za nim bez entuzjazmu. Handel niewolnikami uwaa za okrutne
barbarzystwo, ktremu Imperium Brytyjskie chciao pooy kres. Co wrd
owieconych ludzi mogo uchodzi za bardziej haniebny wystpek anieli odebranie
drugiemu czowiekowi honoru i wolnoci? Lecz w namiocie rozbitym przed miejsk
bram Rajah tak na niego nastawa!, e Sam w kocu ustpi. Nie chcia dopuci do
powstania dalszych nieporozumie.
Teraz Duleep Singh zapa go za nadgarstek i pocign za sob na wysok
trybun. Sam wcisn stranikowi do rki kilka monet. Mczyzna przegoni dwch
innych widzw i oprni dla nich dwa krzesa. Sam upi z filianki yk gorcej,
gorzkiej kawy, ktr natychmiast podsuna mu jaka dziewczyna o ciemno
obwiedzionych oczach.
Popatrzy w d, na rynek i scen, na ktrej odbywa si handel. W migoczcym
wietle pochodni ludzie na podium wygldali jak nieszczliwe duchy. Sam
pocign kolejny yk kawy i sparzy sobie usta. W tej chwili na podwyszenie
wprowadzono paczc czarnoskr kobiet, ktra trzymaa na rku wijce si
niemowl. Oboje zostali sprawnie sprzedani.

Sam ugryzl kawaek miodowego ciastka. Kilka okruchw spado mu na ubranie.


Chcia je wanie strzepn, gdy Rajah pooy mu rk na ramieniu.
- Baker! Niech pan patrzy! - zawoa, wychylajc si do przodu, eby lepiej
widzie.
Sam unis gow.
Na podium wprowadzono mod jasnowos dziewczyn. Mia wraenie, e ni.
W Londynie sysza pogoski o biaych dziewcztach na targach niewolnikw.
Mwiono, e w pewnych regionach Bugarii kada rodzina musi co jaki czas odda
jedno dziecko. W ramach tak zwanej krwawej ofiary. Sam przyjrza si
dziewczynie. Bya jeszcze prawie dzieckiem. Wypchnito j na rodek sceny.
Zagraa muzyka. Kupcy przeciskali si do jej ng. Ich podniecone glosy dochodziy
do gry na trybun. Zobaczy, jak wystraszona dziewczyna si cofna, prbujc
unikn dotyku ich palcw. Wypi jeszcze yk kawy, ale nie spuszcza jej z oczu.
Pochyli si do Rajaha i znieruchomia, bo w tej wanie chwili za dziewczyn
stan mczyzna prowadzcy licytacj i jednym ruchem zdar z niej koszul. Sam
widzia, jak si rozpakaa, stojc w jasnym wietle pochodni. Widzia, jak kupcy u
jej stp przemienili si we wcieke psy. Na caym placu podnosiy si rce
mczyzn biorcych udzia w licytacji. Niespodziewanie dostrzeg jeszcze jedn
uniesion do. Na jej serdecznym palcu widnia rodowy sygnet White Bakerw.
Naraz usysza gos oferujcy jak cen, niesychanie wysok cen. Ten gos
nalea do niego. Na rynku zalega cisza,
- Baker, nie wolno panu tego robi! Kupi niewolnicy! - zawoa z oburzeniem
Rajah. Jego gos zaama si ze zdenerwowania. - Jeli w klubie si o tym dowiedz,
bdzie pan skoczony! Skoczony, syszy pan?!
Sam nie zwraca na niego uwagi. Powtrzy swoj ofert, przerywajc panujc
cisz, w ktrej sycha byo skapujce z pochodni krople smoy. Nadzorca podnis
rk, by przerwa licytacj. Szybko naradzi si z mczyzn stojcym obok niego.
Dziewczyna draa z zimna, prbujc otuli si ramionami. Ostatecznie nadzorca
kiwn gow. Gono krzykn i wymieni zatwierdzon sum. Kupcy wok
podium zmarkotnieli.
- My pierwsi j zobaczylimy! - zawoa jeden i uderzy pici w drewniany
sup podtrzymujcy scen.
- Sulejmanie, od lat u ciebie kupuj, a teraz co takiego! Mj pan nie bdzie
zadowolony - krzykn drugi.

- A czy niewiernemu wolno w ogle uczestniczy w targu? - chcia wiedzie


inny i z pejczem mocno owinitym wok rki szykowa si wanie do wyjcia na
rodek targowiska. Rajah ledzi w napiciu jego poczynania i z emocji chrupa
pistacje, jedn za drug.
Sam odepchn na bok dwch ludzi i przeskakujc po dwa stopnie, wbieg po
schodach na podium. Dziewczyna staa wci rozebrana midzy nim i tamtymi
dwoma mczyznami.
- Nie martw si - odezwa si do niej po niemiecku, podejrzewa bowiem, e
jedynie w tym jzyku moga go zrozumie. - Zaraz nas tu nie bdzie.
- Baker! - krzykn przeraony Rajah.
Sam rzuci mu szybkie spojrzenie i umiechn si. Po raz pierwszy podr
sprawiaa mu przyjemno. Po raz pierwszy Rajah wyda mu si zajmujcy.
- Bez obaw, Wasza Krlewska Mo, zapac za ni z wasnej kieszeni.
Ze skrzanego portfela odliczy do rki wylicytowan kwot i podsun monety
pod nos tustego mczyzny stojcego obok nadzorcy. Zdawao si, e grubas si
zawaha. Wreszcie unis do gry donie, skoni gow i uczynnie si umiechn,
- Och, mister. Zdaje si, e zaszo nieporozumienie. To zbyt niska cena za tak
dziewczyn jak ona. Zapewniam, e kady z tych mczyzn chtnie zapaciby
wicej!
To mwic, wskaza na kupcw u jej stp, ktrzy teraz znw kiwali gowami i
wznosili okrzyki. Duleep Singh przesta chrupa pistacje. Bezgonie obserwowa
rozwj wypadkw, a oczy byszczay mu z podniecenia.
- Prosz jeszcze dooy, mister. Wtedy bdziemy mogli rozmawia - usysza
Sam sowa handlarza. Dziewczyna przycisna si do niego. Czu, jak jej wte ciao
dry. Pooy rk na jej ramionach i poczu pod palcami nieznaczne wybrzuszenie
na skrze. Dostrzeg znami wypalone u gry na jej ramieniu, zauway zaognion
ran i sczc si z niej rop. Gruby mczyzna, chyba Armeczyk, nadal si do
niego umiecha. Na Boga, zamierza pokaza temu dzikusowi, co sdzi o jego
krtactwie. Nim zdy poj, co czyni, unis bat i smagn nim policzek handlarza.
Tusty Armeczyk wrzasn i z jkiem zapa si za gow.
- Ty winio, teraz wiesz, jak smakuje bl - warkn Sam. - Kupiem j i jest
moja, zrozumiano? - krzykn w kierunku zebranych. Wyrzuci pienidze wysoko w
powietrze. Monety zamigotay i z brzkiem zaczy

spada na deski podestu. Nadzorca padl na kolana, przepdzajc jednoczenie


przeklestwami i razami innych mczyzn, ktrzy wycigali rce w stron
metalowych krkw.
Pozostali kupcy mruczeli niezadowoleni, ale w kocu schowali sakiewki. Sam
zrozumia, e jego zachowanie wywaro na nich due wraenie. Lecz mimo
wszystko lepiej byo odej.
Rozejrza si szybko.
- Rajah, poprosz o paski paszcz - rzuci krtko.
Duleep Singh przez chwil przyglda mu si w osupieniu, ale zaraz zdj z
siebie sigajce kolan nakrycie i poda je towarzyszowi. Sam okry nim ramiona
dziewczyny. Staa ze spuszczon gow i nie patrzya na niego. Baker pogadzi j
po wosach. Owina si paszczem i zacisna kurczowo rce na tkaninie.
- Chod - powiedzia i pocign j za sob. - Jak si nazywasz? -zapyta.
- Florence - odpowiedziaa. - Florence Finnian von Sass. Duleep Singh
pospieszy za nimi. Po drodze wielokrotnie oglda si
za siebie w obawie, e kto mgby za nimi pj.
- Baker! - zawoa w biegu. - Co zamierza pan zrobi z dziewczyn?
- Nie mam pojcia - odpowiedzia Sam, nie odwracajc si do Rajaha.
Nastpnego ranka bladym witem opucili Widy. W tym samym czasie muezin
pokonywa niezliczone stopnie prowadzce na wie jego meczetu. Koa powozu
zaczy si toczy, gdy w porann szarwk popyny z minaretu pierwsze
wezwania do modlitwy.
Florence chciaa tylko spa, co te czynia, usadowiona na niewygodnym,
obcignitym popkan skr siedzeniu wozu wynajtego przez Duleepa Singha.
Pojazd mia kiepskie resory, tote podczas kadego postoju czy odpoczynku Rajah
biadoli niczym kot, ktry przypadkowo wlecia do wody. Florence milczaa. Sam j
obserwowa. Zdawao si, jakby szukaa w gowie sw, ktre uleciay przez lata. Na
przykad sowo oznaczajce wolno. Czy zrozumiaa, e oto odzyskaa wolno?
Moga odej lub zosta. Byo mu wstyd. Kupi kobiet, zachowa si dokadnie tak
samo jak tamte dzikusy. Jak w tej sytuacji miaa czu si wolna?
Wieczorem, po przekniciu kilku ksw jedzenia, wycofaa si do namiotu,
ktry dzielia z Samem. Gdy jaki czas pniej podnis klap zasaniajc wejcie,
zauway, e zawina si w koce. Zobaczy jej szczupe ciao, lece na jednym z
dwch ek ustawionych wok ogni-

ska porodku namiotu. Sam usiad na swoim posaniu i w milczeniu przyglda


si taczcym cieniom, ktre migoczce wiato dogasajcych wgli malowao na
jej twarzy. Wreszcie zdj marynark, rozsznurowa buty i wyskoczy ze spodni.
Pooy si do ka. Dziewczyna krcia si niespokojnie i mwia przez sen. Sowa
i jzyki, ktre rozumia albo i nie. Niemiecki, turecki, arabski. Przyglda si
ruchom jej plecw po drugiej stronie ogniska, ktre niespokojnie si unosiy i
opaday, a wreszcie sam zapad w sen.
Rano obudzi si przed ni. Razem z niezdarnym wonic i zaspanymi
stranikami roznieci ogie, prbujc jednoczenie poprawi Rajaho-wi humor.
Niemniej jednak Duleep Singh postanowi, e bezporednio z Bukaresztu uda si w
podr do Neapolu, do swej dawnej guwernantki lady Login.
- Baker, mam nadziej, e Wochy s bardziej zajmujce od pana i paskiej
niewolnicy - oznajmi.
- Jak Wasza Wysoko sobie yczy - skwitowa Sam.
W drodze do Bukaresztu Sam, Florence i reszta towarzystwa zatrzymali si na
kilka dni w Besarabii. W dalszej okolicy znajdowao si kilka pustelniczych siedzib,
a widoczne na horyzoncie lasy obiecyway udane polowanie na guszca. Sam puci
konie na popas, rozstawi strae, sam za zabra si do wbijania w such ziemi
stepu kokw pod namioty. Podwin rkawy koszuli, czujc na sobie wzrok
Florence. Przygldaa si jego pracy. Zjakiego niezrozumiaego powodu obecno
dziewczyny dodawaa jego ruchom szczeglnego rozmachu. Ale gdy odoy mot i
zapi koszul okrywajc szeroki tors, ona odesza.
Po bezowocnym wieczornym polowaniu wrci do namiotu, ktry dzieli z
Florence. Podnis klap przysaniajc wejcie i zobaczy j siedzc na krzele.
Na jego widok podniosa gow. Bya zajta szyciem, a wiato ogniska nadao jej
skrze ciepy odcie.
- Jak byo na polowaniu? - spytaa swoim osobliwym gosem, ciepym, a
zarazem nieco ochrypym. Na chwil uniosa wzrok znad robtki.
- Bez sukcesu. Na polach spotkaem jedynie jakiego zbkanego kota - odpar. Podwi koszul - powiedzia.
Zauway, e na chwil znieruchomiaa.
- Mam na myli tylko rkaw - doda szybko, zawstydzony dwuznacznoci
swoich sw. - Chc wreszcie zaj si porzdnie ran na twoim ramieniu.

Umiechna si i zacza podwija rkaw koszuli, ktr jej poyczy, Sam


rozejrza si szybko, unikajc jej wzroku. Spodoba mu si sposb, w jaki rozoya
dywan i ustawia na nim skadany st i krzesa. Nagle poczu si, jakby by w
prawdziwym domu.
Jej rami byo ju odsonite. Zobaczy gadk skr opit na mocnych
miniach. Zajrza do podrnej apteczki.
- Musimy przemy ran - powiedzia, moczc czyst bawenian gaz w
alkoholu. Florence si skulia, gdy przetar ni pitno wypalone na jej ramieniu. Wytrzymaj! - nakaza krtko. - Chyba nie chcesz umrze na gangren?
- Skd znasz niemiecki? - zapytaa i zrobia, co kaza. Czu pod palcami, jak jej
skra si rozgrzewa, gdy wielokrotnie przemywa ran.
-Jako student spdziem rok w Heidelbergu. Pniej musiaem wrci do Anglii,
by polubi crk pewnego pastora.
- Jeste onaty?
Odwrcia gow do wiata. Sam wci nie by pewien, jaki kolor miay
waciwie jej oczy. Byy niebieskie? Zielone? A moe zielono-nie-bieskie? Ze
zotymi plamkami.
Pokrci gow, zmieszany wasnymi mylami.
- Nie, jestem wdowcem. Henrietta od dawna nie yje. Nastpnie odwrci si i
dokadnie zamkn podrn apteczk. Bez
wtpienia wszyscy towarzyszcy im mczyni lubili sobie popi, tote naleao
pilnowa zapasw.
- Masz dzieci? - wypytywaa dalej, a on smarowa jej ran gst maci.
- Miaem siedmioro. Moi dwaj synowie zmarli jeszcze jako niemowlta, na
Cejlonie i Mauritiusie. Jedna z crek umara podczas podry powrotnej do Anglii.
Teraz mam jeszcze cztery crki.
Florence pokrcia gow.
- Przykro mi. Nikt nie powinien oglda mierci swoich dzieci. To wbrew
naturze. A mczyzna potrzebuje syna. Kady mczyzna powinien mie syna.
Sam wzruszy ramionami.
- C mam zrobi? Taka bya wola Boga.
Florence na krtk, bardzo krtk chwil pooya rk na jego doni.
Poczu na skrze gorco. Jakby dotkna go rozpalon zapak, jego za rka
bya stosem suchego chrustu. Pewnie naprawd co w tym jest" - pomyla.

- Insha'Allah - powiedziaa i umiechna si ze smutkiem.


Sam skin. Mwia po arabsku, a wygldaa jak dziewczyna z Sussex. C za
nadzwyczajne stworzenie pojawio si na jego drodze? Na drodze? Zawaha si na t
myl. A moe wszystko to dzieje si z jakiego niezrozumiaego dla powodu?
- Jeste godna? - zapyta Florence, by zyska na czasie. Potrzebowa czasu, by
odzyska rwnowag. By uspokoi myli i bicie swojego serca.
Zarzucia na siebie jedn z jego koszul, a na kruchej, szczupej talii zapia pasek
podtrzymujcy spodnie poyczone od Duleepa Singha. Stara si nie patrze zbyt
czsto w jej twarz. Sytuacja, w jakiej si znalaz, bya wicej ni kopotliwa. Kupi
niewolnic, a widok jej nadgarstka wywouje w jego gowie niezbyt godne myli.
Gdyby przyjaciele z klubu si o tym dowiedzieli! Zabroniliby mu wstpu do baru,
bez wtpienia! Nigdy wicej nie mgby si pokaza w londyskim towarzystwie.
Za kogo mogaby tam uchodzi? Za jego gospodyni? Jego chere amie, co oznaczao tyle co kochanka, ignorowana przez ludzi z towarzystwa. A moe zostaaby
jego on? Ciarki go przeszy na myl o wyjanieniach, ktrych musiaby wwczas
udziela. Nie, nigdy, nie ma mowy.
Florence przytakna.
- Jak wilk - rozemiaa si.
Sam by zadowolony, e moe wyj z namiotu. Wsta i odezwa si do niej:
- Usid tutaj. Poczekaj na mnie, przynios ci co do zjedzenia -wskaza jedno z
rozkadanych krzese ustawionych koo poncego w namiocie ogniska. Zanim
wyszed, sign jeszcze po bam z lisich skr, ktry pooy jej na kolana
sprawiajce wraenie, jakby chciay przebi sukno okrywajcych je spodni.
Ale ma kociste ciao" - pomyla, jak by to byo, gdyby poczu je pod swoim.
- Poczekaj - powtrzy, odganiajc od siebie natrtn myl. Nie powinno do tego
doj. W Bukareszcie przekae j wgierskiej ambasadzie.
Florence si zamiaa.
- Nie mam pojcia, dokd mogabym pj. Nie mam powodu do ucieczki. Jak
dotd w kadym razie - dodaa z lekkim umiechem.
Sam pomyla chwil, te si rozemia i wyszedszy na zewntrz, skierowa si
do ogniska. W pokanym kotle pyrkaa potrawka z jagnicego misa, kartofli i
fasoli. Naoy jedzenie na talerz, ktry trzyma

w rku. Kucharz odlamal kawaek podpomyka i Sam pooy go na brzegu


talerza.
Florence jada. apczywie i ze skupion uwag. Sam usiad na krzele
naprzeciwko niej. Prawie nie tkn swojego talerza. Obserwowa j. Miaa pikne
zby. Z upodobaniem przyglda si, jak pochaniaa jedzenie. Co jeszcze
pochaniaa? Byo w niej co pierwotnego. Zapatrzy si w pomienie ogniska.
Przypomnia mu si klub, dym cygar, fotele z ciemnej skry, bar z karafkami
napenionymi ginem, porto i sherry. Pomruk rozmw, tumione miechy, brzk
krysztaw i szybki krok sucych przechodzcych z jednego pomieszczenia do
drugiego. Pomyla o lady Beatrice i sposobie, w jaki z przeraeniem zasaniaa
wachlarzem oczy na dwik najdrobniejszej aluzji do czegokolwiek, co mogoby
nada yciu sens.
Gdy podnis gow, jego oczy napotkay jej wzrok, tak jak rce, ktre raz
splecione, nigdy wicej nie rozluni ucisku.
- Co mam teraz z sob zrobi? - zapyta.
Florence odstawia talerz i podniosa si. Nie sysza jej krokw, gdy do niego
sza. Zamkn oczy i czeka. Polana si obsuny i ogie zacz strzela.
- Chc ci podzikowa - powiedziaa, stanwszy przed nim. Ale znam tylko
jeden sposb, w jaki umiem dzikowa mczynie.
Jej oddech ucich. Czekaa na niego.
Sam znw na ni spojrza. Uj rk, ktr pooya mu na piersi.
- Nie musisz tego robi - odezwa si cicho i pocaowa koniuszki jej palcw.
- Ale chc - odpara.
Staa teraz tak blisko niego, e czul jej zapach. wiee powietrze dnia
spdzonego w obozie, zmieszane z dymem ogniska, do ktrego sucy ze
wzgldw higienicznych dorzucali ziarna kminku i wierkowe gazie.
Nie opiera si duej, gdy jej palce rozpinay guziki jego koszuli. Poczu jej usta
na swoich. Kosztowa ich niczym wygodniay wilk. Co mwi nadzorca z targu?
Cynamon z kardamonem? Moe jeszcze powiew pomaraczy? To prawda" pomyla, odwzajemniajc pocaunek. Uj j w pasie i pocign w kierunku skry,
ktra zelizgna si z jej krzesa na podog. Zsun z jej ramion koszul, a ona
odrzucia do tyu rce. Jej piersi odcinay si jasn plam w pmroku
wypeniajcym namiot. Ogie malowa cienie na jej paskim brzuchu. Usta Sama
bdziy po jej szyi. Poczu, jak ciaem dziewczyny wstrzsn dreszcz. Westchna,

a jego wargi powdroway dalej ku pagrkom jej piersi i przez chwil ssay ich
wierzchoki. Pooya rce na jego plecach. Zacza go dotyka, bada jego ciao.
Sam zsun z niej spodnie. Jej udo si rozchylio i zaoya mu nog na biodro.
Wprawnym ruchem rozsun jej nogi. Bez wysiku mg teraz w ni wej. Po kilku
krtkich chwilach krzykn i opad na ni. Wtuli twarz w jej wosy, wsuchujc si
we wasny oddech. Byo mu dobrze, tak dobrze.
Pniej unis si i popatrzy na jej spokojn twarz.
- Nie jeste dziewic - usysza swj wasny gos, w ktrym brzmiao
zdziwienie.
Znw si umiechna. Ten ciepy umiech mu si podoba.
- Nie, chyba w to nie uwierzye, prawda? - odpowiedziaa i opara gow na
okciu.
Sam pokrci gow i ponownie pocaowa Florence. Cynamon z kar-damonem i
nutk pomaraczy? Tak, z ca pewnoci to byo to, doszed do wniosku
zadowolony z siebie. W tej chwili panowie z klubu nic go nie obchodzili.
Leeli jeszcze razem, gdy ogie si wypali.
- Dokd si teraz wybierasz? - spytaa Florence. - Wracasz do Anglii, do swoich
dzieci?
Sam zwleka z odpowiedzi.
- Jakby si dobrze zastanowi, to waciwie nigdzie nie musz jecha - odrzek
wreszcie.
Usiada na posaniu.
- Nie masz pracy? Rodziny, ktra na ciebie czeka? Such gazi rozgrzebywaa
popi i rozdmuchiwaa ar. Sam pokrci gow.
- Mam rodzinny majtek. Moja siostra Min zajmuje si w Londynie moimi
dziemi.
Florence si zamylia. Patrzya w rozpalajcy si ogie.
- W takim razie dokd chcesz pojecha? Przecie masz wybr. Jeste wolny odpara.
Sam popatrzy na ni zdziwiony. Rzeczywicie mia wybr. By wolny. Zawaha
si przed udzieleniem odpowiedzi, szuka sw, ale ostatecznie one znalazy jego.
- Chc pojecha do Afryki. Chc poszuka rda Nilu. I odnale je powiedzia.

Tutaj, porodku niewielkiego namiotu zagubionego gdzie na Bakanach, jego


sowa zabrzmiay miesznie. Poczu w sobie wzbierajc gorycz. Czy Speke i Grant
zakoczyli ju przygotowania do ekspedycji? Moe weszli ju na statek. Dotarszy
do Zanzibaru, powinni wynaj tragarzy i onierzy, negocjowa cen za muy i
napeni skrzynie suszonym misem, mk, amunicj, chinin, sol, kaw, cukrem,
ryem, opium, tkaninami i szklanymi paciorkami.
Florence przygldaa mu si w milczeniu.
Znw ma ten spokojny wyraz twarzy - pomyla Sam. - Jak jezioro w wietle
ksiyca.
Czy cokolwiek na tym wiecie moe ni jeszcze wstrzsn? Chocia pewnie
nie ma zielonego pojcia, o czym mwi. Czy kiedykolwiek syszaa o Nilu? Czy
wie, e istnieje co takiego jak Afryka?"
- A ty, dokd chcesz pj? Teraz te jeste wolna - spyta, by ukry swoj
refleksj.
Mia wraenie, e si zastanawiaa, w mylach przedstawiaa sobie sowo
wolno na wszelkie moliwe sposoby. Pniej przejechaa palcem po wosach na
jego piersi.
- Piknie to brzmi: rdo Nilu - powiedziaa i znw zamilka. Usyszeli, jak na
zewntrz przed namiotem zmieniaj si stranicy.
Mczyni artowali, a w kocu jeden z nich gono ziewn. Na woskowanym
ptnie widzieli jego przecigajcy si cie, nim si oddali w kierunku ogniska.
Rozleg si krzyk sowy, pniej na cianie namiotu zobaczyli zarys ptaka w locie.
Florence przytulia si do Sama. Czu, jak jej oddech muska jego skr.
- Jeeli te jestem wolna, chc jecha z tob do Afryki. Na poszukiwanie rda
Nilu - usysza jej odpowied. Pniej znw zaczli si caowa.
Czy soce byo ju kiedy tak gorce jak tego roku? Saad przysiad na pitach w
cieniu domu misjonarzy, zgodnie z tradycj miejscowych wieniakw. Pozostae
dzieciaki pooyy si, korzystajc z poudniowej sjesty. Ale Saad przewraca si z
boku na bok na swoim materacu. Cienkie przecierado kleio si do jego skry.
Wreszcie doszed do wniosku, e w materacu musz by pchy. Bez wzgldu na to,
jak si ukada, cay czas go co szczypao i gryzo. W kocu woy swoj wyblak
dubb, wcisn na gow may szydekowy kapelusz, ktry chroni mu gow przed
promieniami soca, i zoywszy szybki pokon przed ukrzyowanym

Chrystusem, z prob o wybaczenie za kolejny wystpek, wylizgn si do


chodnego, ciemnego korytarza domu misyjnego. Zbiega schodami w d,
sprawdzajc, po ile stopni naraz zdoa przeskoczy na swoich chudych nogach. Po
jakim czasie i ta zabawa go znudzia.
Dom sta upiony w poudniowym arze. Zdawao si, e wszystko dookoa
pogrone jest we nie. Na biaych cianach siedziay zmczone muchy. Gazie
wyschnitego krzewu bugenwilli wystaway ponad mur okalajcy domostwo. Kiedy
nareszcie wzbior wody Nilu? Najwyszy czas, by rzeka schodzia i napoia
wypraony kraj. Zdawao si, e cae miasto wibruje jak skra zbyt mocno opita na
bbnie. Teraz lepiej byo schodzi z drogi nawet cierpliwemu ojcu Lukasowi. A i
ojca Antona Saad wola omija szerokim ukiem, ostatnimi czasy mnich by bowiem
wyjtkowo niezadowolony.
Saad patrzy na pie uschnitej akarandy rosncej na dziedzicu. To drzewo
jest jak wielbd wrd rolin, pomyla, tak mao potrzebuje wody.
Ciekawe, czy trafibym w nie kamieniem?" - zastanowi si. Wygrzeba z kurzu
kilka rzecznych kamykw i rozpocz mae zawody z samym sob. Trafiony!
Jeszcze raz. Trafiony! Zacisn z satysfakcj pici.
W tym momencie doszy go gosy. Dobiegay z jadalni ssiadujcej z klas
lekcyjn. Kto jeszcze nie spa? Na pewno ojciec Lukas i ojciec Anton.
Przekrad si w d korytarza i ukucn tu pod otworem okiennym
pomieszczenia.
Ojciec Anton chyba pi, bo powiedzia:
- O tej porze roku nawet woda ma smak pyu. Kiedy wreszcie spadnie deszcz?
Kiedy Nil w kocu wyleje? Zwariuj tutaj!
- Nie grzesz, bracie - napomnia go ojciec Lukas, a ojciec Anton wymrucza co
niezrozumiaego. Dopiero pniej odpowiedzia:
- Popeniem grzech przeciwko wasnemu jestestwu, przyjedajc tutaj!
Nigdzie nie ma drugiego takiego miejsca, ktre byoby bardziej opuszczone przez
Boga, nigdzie nie ma gorszych ludzi. Zepsuci do gruntu, wszyscy, co do jednego.
- Jeli tak uwaasz, to nakaz przeniesienia do Saint Croix bdzie dla ciebie
raczej ulg - odpowiedzia ojciec Lukas.
Przeniesienie? Saad nastawi uszu. Misjonarze chcieli si przeprowadzi?
- Nakaz przeniesienia? Chyba miae na myli: wyrok mierci. Chciabym
wiedzie, co takiego uczynilimy naszym braciom w Linzu, e

postanowili nas wysla do Gondokoro. Bo czyme innym jest misja w Saint


Croix, jak nie samym Gondokoro? Nikt, syszysz, nikt nie przey tam duej ni
sze miesicy.
- Moe my bdziemy mieli wicej szczcia. Niechaj Bg czuwa nad naszym
losem - odpar ojciec Lukas.
- Niech Bg zaopatrzy nas w chinin i da nam ostrzejsze noe od tych, ktrymi
posuguj si Murzyni w buszu, do tego lepsze strzelby i wicej amunicji ni maj
handlarze niewolnikw. Gondokoro! Rwnie dobrze mgbym si zaraz sam
powiesi! - wykrzykn ojciec Anton.
- Znw grzeszysz. Chod, pomodlimy si i poprosimy Boga o wybaczenie za
twe bdy - zachca ojciec Lukas.
Nogi krzese zaszuray po kamiennej posadzce pomieszczenia. Saad usysza
jeszcze, jak mnich wstajc, dodaje:
- Nie bdzie tak le. Do wyjazdu do Gondokoro mamy jeszcze kilka miesicy.
W tej sytuacji powinnimy si cieszy, e rzeka nie wzbiera zbyt szybko.
- A co si stanie z chopcami? - zapyta ojciec Anton. - Mamy ich zabra do
Gondokoro? S tak samo gupi jak leniwi i kradn wszystko, co nie jest solidnie
przymocowane. Gondokoro stanowioby dla nich zasuon kar.
Ojciec Lukas zdawa si waha. Pniej Saad usysza, jak cisza gos.
- W licie nie byo adnych wskazwek dotyczcych chopcw - rzek. Przez
dusz chwil obaj mczyni milczeli. Pniej ojciec Lukas
znw si odezwa:
- Dalimy im wychowanie. Wikszo z nich jest starsza od ulicznikw, ktrych
widuj w Chartumie. Teraz sami bd musieli o siebie zadba.
Ojciec Anton si rozemia.
- Nareszcie jaka mdra decyzja.
Saad usysza, jak za mczyznami zamkny si drzwi jadalni. Chwil
nasuchiwa, a si upewni, e obaj weszli do kaplicy. Pniej opad przy cianie na
kolana i ukry w doniach twarz. Gondokoro! Rwnie dobrze mona byo wysa
czowieka do pieka. Osada leaa wrd bagien, pidziesit dni wdrwki w gr
Nilu. Jeli kogo nie zabije gorczka i malaria, to tubylcy z tamtejszych plemion
podern mu gardo albo zakatrupi go w bjce jaki pijany handlarz niewolnikw.
Saad zapatrzy si w drgajce od upau poudniowe powietrze. Co to dla niego
oznaczao? Misjonarze zamierzali zostawi chopcw samym sobie, tutaj, w
Chartumie. Niech Bg ich za to pokarze!

Ojciec Lukas powiedzia, e maja jeszcze kilka miesicy. Dobrze. Do tej pory
Saad musi znale jakie rozwizanie. Nagle mury misji wyday mu si bogim,
bezpiecznym schronieniem. Trzy razy dziennie dawano mu posiek, a on zdy ju
przywykn do dziwnych potraw, ktre bracia kazali gotowa swojemu kucharzowi.
Gulasz z ylastego misa osa, a do tego rozdrobnione sodkie kartofle, strucla ze
sonego chartumskiego masa i kwanego twarogu z mleka tutejszych chudych kz,
ktre musiano niemal si wyciska z ich suchych wymion. Saad nauczy si czyta,
pisa i mwi po niemiecku. Chyba tylko austriacki Bg wie, do czego mogoby mi
si to przyda" - pomyla.
Podnis si z przysiadu na pitach. W pozycji stojcej gorco byo jeszcze
bardziej dotkliwe. Niedugo na nowo rozpta si pieko. Saad znw ucieka. Czy
kiedykolwiek w yciu uda mu si znale spokj? W Darfurze pas kozy, gdy
porwa go pewien handlarz niewolnikw. Wsadzi go do worka i przewiesi przez
garb swojego wielbda. Saad w yciu nie dowiadczy wikszej niewygody ni
podczas owej trwajcej wiele dni podry do Kairu, gdzie mia zosta sprzedany
wojsku jako dobosz. Noc na pustyni marz w swojej cienkiej koszuli, a za dnia,
przykryty workiem, piek si niczym podpomyk na ogniu. Okazao si, e dla
wojska by za niski. Nim handlarz zdy si zastanowi, co zrobi w swojej
wciekoci na bezuyteczno chopaka, Saad wzi nogi za pas. Ktrego dnia
dzieciaki z ulicy opowiedziay mu o domu misjonarzy w Kairze. Po zamkniciu
misji razem z innymi chopcami wysano go do Chartumu, w gr Nilu.
Niedugo bdzie musia sobie szuka nowego domu. Wielkie rzeczy - pomyla
Saad. - Przynajmniej znw przeyj jak przygod. Wielu ludzi nie ma adnych
przygd". Saad otar oczy. Nie chcia i na lekcj zapakany. Tego jeszcze
brakowao. Poudniowe soce wypeniao wewntrzny dziedziniec ostrym,
pozbawionym ycia wiatem.

ROZDZIA 4
Florence rozejrzaa si po pokoju hotelu stojcego nieopodal portu w
Konstantynopolu. Wok panowa bogi niead. Z otwartych skrzy i waliz
wystaway wierzchnie okrycia, koszule, kurtki, kamizelki i spodnie, ktre kazaa
uszy. W rodku leay kapelusze ze somy lub filcu oraz sztywne nakrycia gowy,
ktre Sam nazywa hemami tropikalnymi. Obok nich starannie zoone kolorowe
jedwabne poczochy rnej gruboci, rkawiczki uszyte z biaej irchy lub z luno
tkanego lnu, wzmocnione skr po wewntrznej stronie doni. W pokoju pitrzyy
si bele niefarbowanej baweny i zrolowane skry. Obok skrzy na pododze z
nierwnych desek stay pootwierane paczki, na ktrych widniay nazwy
waniejszych domw towarowych w miecie.
Nawet szerokie ko zniko pod sukni niespotykanych rozmiarw. Uszyta na
miar krynolina zajmowaa cay materac. Gaza spodnich halek bya rozpita na
wskiej metalowej obrczy, ktra sterczaa w gr jak koo wozu. Bya tak puszysta,
e przywodzia na myl deser, ktry Sam da jej ktrego wieczoru do sprbowania.
Beza ze mietan.
Jak mieli to zabra z sob do Afryki? Czy to wszystko bdzie nam potrzebne? zastanawiaa si Florence. - Ale kto wie, czego naprawd potrzebujemy? Sam
wielokrotnie czyta sprawozdania pierwszych angielskich podrnikw i na ich
podstawie podejmowa decyzje".
Florence ponownie spojrzaa na ko. Uja czubkami palcw skraj krynoliny.
Jak w tej niedorzecznej sukni miaaby wsi na konia, a moe nawet na wielbda,
czy choby na wz zaprzony w woy? W domu Sulejmana do jazdy wierzchem
wkadaa szerokie spodnie i buty z cholewami sigajcymi kolan. Ale sporzdzajc
list niezbdnych przedmiotw, Sam upar si przy tym zakupie. Kaza jej i na
bazar i u krawca dysponujcego zachodnimi wykrojami zamwi krynolin.

- C za dziwaczne ubranie! Ciekawe, jak si w czym takim kochacie? -spytaa


go rano ze miechem, prezentujc krynolin.
Lecz Sam nie odpowiedzia jej na pytanie, tylko zadowolony pooy si na
kilimie okrywajcym ko.
- Piknie w niej wygldasz. Jak przyzwoita dama.
- Chciae powiedzie, e jeli nie mog by przyzwoit kobiet, to
przynajmniej powinnam na tak wyglda?
Przy kadym ruchu sztywny materia krynoliny wydawa szeleszczce odgosy,
domagajc si uwagi, a ciasno zasznurowany gorset ledwo pozwala jej oddycha.
Nic dziwnego, e ony Anglikw wci mdlay!
Sam zdj buty i podcign kolana.
- Daj spokj, Florence, nie mog si z tob oeni, dobrze o tym wiesz. Jak
miabym wytumaczy rodzinie, kim jeste? Co bdzie, jeli zapytaj, gdzie si
spotkalimy? Musisz pozosta moj tajemnic na cae ycie - powiedzia.
- Tylko artowaam - odpara. - Nie powiniene si ze mn eni. Nie chc
wychodzi za m. Nigdy. Chc tylko by wolna przez cae ycie. Wolna z tob.
To mwic, popchna go lekko, a upad do tyu na ko, w sam rodek
strzepnitych przez suc poduszek. Opada na niego i udao jej si przywoa na
twarz umiech. Pocaowa j i zrcznymi palcami zacz rozwizywa gorset, a
pniej cign jej przez gow t usztywnion fiszbinami, a mimo to aksamitnie
mikk cz garderoby.
Poprzez ich wznoszce si i opadajce oddechy Florence usyszaa zbliajce si
po schodach kroki, ktre nastpnie znieruchomiay w otwartych drzwiach i oddaliy
si na widok ciasno splecionych cia.
- Widzisz, w krynolinie i gorsecie te si mona kocha - umiechn si Sam
przed wyjciem po ostatnie sprawunki przed podr.
- Niech ci bdzie - powiedziaa do zamknitych drzwi i zabraa si do
prostowania pogitej obrczy spdnicy. Moe jednak drut okae si kiedy
przydatny. Na przykad jako puapka na ryby? W Nilu na pewno jest duo ryb. Nil.
Bezwiednie pomylaa o Alim. Ah, zobacz, czy uda mi si wyowi z Nilu twoje
serce - obiecaa w duchu czarnoskremu mczynie. - Nie moesz zobaczy
swojego domu, aleja zrobi to dla ciebie. Plemi Dinkw w Sudanie, nad brzegiem
Nilu".

Z t myla wygrzebaa si ze stosu zmitego batystu spitrzonego wok jej


talii. Nastpnie wyja ze skrzyni kaftan z niebieskiej baweny i par spodni.
Konierz, pasek i brzegi obu czci garderoby byy starannie wyszywane zot
nici. Florence woya je na siebie z westchnieniem zadowolenia.
Sam moe w kadej chwili wrci ze swej samotnej wycieczki do portu" pomylaa Florence. W Anglii zamwi u swego brata Valentina dodatkow bateri
strzelb, do tego dwiecie pidziesit funtw czarnego prochu, pasy pene amunicji
oraz skrzyni wyadowan materiaami opatrunkowymi, czystym alkoholem,
opium, przernymi maciami i cenn chinin, ktr mona leczy malari. Za
porednictwem egipskiego banku w Aleksandrii rodzina postawia do jego
dyspozycji nieograniczone rodki.
- Jestem zamony, ale Nil siga i moich granic moliwoci - zauway.
Florence podesza do okna wychodzcego na wsk drog prowadzc na
nabrzee, za ktrym rozciga si niczym nieograniczony widok na Bosfor.
Otworzya okiennice z aurowego drewna i wyjrzaa na zewntrz. Jasne wiato dnia
poprawio jej nastrj. Po uku nieba wiatr pdzi nad Bosfor strzpy chmur. Barki na
wodzie ustawiy si pod wiatr, by bezpiecznie dowie swe towary do portu.
Widziaa marynarzy siujcych si z aglami. Ptno opotao, gdy je cigali. Mewy
wzlatyway wysoko, by pniej lotem nurkujcym zanurzy si w szare fale. Po
chwili wynurzay si z piany z maymi byszczcymi rybami w dziobach. Florence
zaczerpna
do
puc
wieego
powietrza,
sonego
od
zapachu
konstantynopol-skiego portu. Mokre drewno odzi, sl wytrcajca si na
rozoonych do wyschnicia aglach i sterty rybich odpadw schncych w
promieniach soca na nabrzeu, uczta dla okolicznych kotw.
A jak pachniaa Afryka? Zastanawiaa si nad tym, wychylajc si przez okno.
Nie potrafia sobie jej wyobrazi. Sam pokazywa jej zdjcia zrobione przez Speke'a
podczas jego pierwszej podry. Std wzi si gd Sama, pragnienie, by to
zobaczy na wasne oczy. Nieprzeparta potrzeba, by zosta odkrywc rde Nilu.
Ale czy bya to jedynie jego potrzeba, jego pragnienie?
Wrcia mylami do dwch ostatnich lat. Nie byo dnia ani wieczoru, w ktrym
nie padoby owo magiczne sowo: Afryka. Dnia ani wieczoru, w ktrym
przynajmniej raz nie wspomnieliby Speke'a i jego towarzysza Granta. Gdzie oni
teraz byli? Krlewskie Towarzystwo Geograficzne nie

miao od nich adnych wieci, odkd w Zanzibarze zeszli ze statku na stay


afrykaski ld. Czy nadal yli? Podczas swojej poprzedniej podry przed
siedmioma laty Speke odnis jedenacie kutych ran w walce z tubylcami. Sam
chcia wyjecha im naprzeciw i pomc, na ile tylko si da. By to jego najwaniejszy
obowizek jako Anglika. Tak misj powierzyo mu Krlewskie Towarzystwo
Geograficzne. Niemniej jednak, gdyby Speke ponis klsk, miaby woln drog.
Wwczas oboje mogliby odnale rdo Nilu!
Florence usyszaa gosy i miechy, ktre zbliay si do hotelu drog z
nabrzea.
Odwrcia gow i zobaczya Sama zmierzajcego dugimi krokami w kierunku
domu. Sam i sposb, w jaki przy kadym kroku koysa caym swoim duym ciaem.
Na zatoczonym bazarze, porodku zgieku wok wieo przybyego statku, czy te
w ktrym z przepenionych pomieszcze podczas przyjcia u brytyjskiego
ambasadora Florence potrafia rozpozna go z daleka po ruchach.
Teraz jest we mnie co takiego, co pozwala mi wyczu go o wiele wczeniej,
ni zobacz go moje oczy" - pomylaa, rozkoszujc si gbi swego uczucia.
Gbi, na ktr w dotychczasowym yciu nigdy nie moga sobie pozwoli. Owa
gbia sprawia, e staa si zalena i atwo mona byo j zrani, gbia, ktrej dna
nie signaby adna kotwica, gbia, w ktrej z atwoci mogaby si utopi,
gdyby Sam postanowi kiedy poeglowa bez niej. Doskonale zdawaa sobie z tego
spraw.
Popatrzya na wody Bosforu. Niebo zacigno si chmurami, a wod pokrya
jaka nieokrelona oowiana powiata.
Nie dao si przewidzie, czy popoudnie przyniesie z sob jeszcze sztorm.
Gdy tylko nauczya si jego jzyka dostatecznie dobrze, by z mowy ciaa,
podania, a w kocu take mioci, i kiepskiego niemieckiego mc przej na
angielski, oznajmia mu:
- Wszystko zawdziczam jedynie tobie. Pooy palec na jej ustach i
odpowiedzia:
- Pewnego dnia to ja tobie bd wszystko zawdzicza.
Florence obserwowaa, jak Sam, idc, ogania si przed kilkoma handlarzami. W
kocu zacz biec. Pod pach nis jakie dugie ciemne rury. Gdy znalaz si bliej,
dostrzega, e byy to skrzane pokrowce. Musiay zawiera mapy tych obszarw
Afryki, ktre do tej pory zostay rozpoznane. Sir Roderick Murchison z
Krlewskiego Towarzystwa Geograficznego

kaza w tym wzgldzie dugo na siebie czeka, ale nareszcie dotary,


przywiezione przez ostatni angielsk fregat.
Florence zobaczya, jak Sam skrci do drzwi zajazdu i znik jej z pola widzenia.
Zamkna okno i przegldajc si w zastpujcej lustro tarczy z wypolerowanego
mosidzu, wiszcej na cianie midzy kilimami, poprawia swj dugi warkocz.
Uszczypna si w policzki, polinionym palcem wyrwnaa brwi. Wygldaa
wieo. Jej oczy byszczay prawie gorczkowym blaskiem.
- Mam je, nareszcie, nareszcie! - wykrzykn Sam za jej plecami, a w jego gosie
wyranie sycha byo triumf. - Ten stary cap Murchison kaza w kocu skopiowa
mapy i przysa mi je. Nawet nie chc wiedzie, ile mj brat musia za nie zapaci
temu zakurzonemu safandule - oznajmi. - Ale Murchison pamita oczywicie, by
mi przypomnie o celu podry. Po przybiciu do Chartumu mam udzieli Speke'owi
pomocy. Tylko pomocy, nic poza tym, Baker! Bc!
Podszed do Florence stojcej obok niskiego oa. Obojtnym ruchem zgarn z
posania krynolin, ktra wci jeszcze tam leaa.
Florence powstrzymaa miech. Owo aonie kosztowne ubranie nie poyje
dugo w podry, to wicej ni pewne.
Sam duba przy zapiciach skrzanych rulonw i zakl, gdy te nie chciay si
natychmiast otworzy.
- Pozwl mi pomc. Jeszcze podrzesz mapy z emocji, e wreszcie je dostae powiedziaa, wyjmujc z jego rki pokrowiec.
Usiad posusznie na ku, obj rkami kolana, splatajc przy tym nawet palce,
jakby chcia si przymusi do spokoju.
- Przynajmniej ty potrafisz zachowa zimn krew - pochwali j. -To moe nam
kiedy uratowa ycie.
- Insha'Allah - odpara kpico, rozwijajc pierwsz map.
Sam wsta i pooy rk na jej ramieniu. Wskazujcym palcem przesun po
nitce Nilu. Florence czua na policzku jego oddech, gdy do niej mwi.
- Tutaj, musimy popyn w d Nilu, pierwsza katarakta, druga katarakta, przez
Egipt i Abisyni. Dalej rozciga si pierwszorzdna kraina soni, tu, na dole. Zatoczy palcem nieokrelony krg na biaej plamie mapy. - A potem dalej... Powid palcem po papierze jeszcze bardziej w d, ale Florence wesza mu w
sowo.
- Pniej do Chartumu, gdzie zamieszkamy w domu twojego przyjaciela,
konsula Pethericka.

Sam zmarszczy czoo.


- Mam nadziej, e Petherick jeszcze tam bdzie, gdy dotrzemy do Chartumu.
Zdaje si, e Krlewskie Towarzystwo Geograficzne polecio mu, by czeka na
Speke'a i Granta w Gondokoro, z odziami, tragarzami i ywnoci. Moe si
zdarzy, e si z nim miniemy. Moe powodzenie ekspedycji Speke'a ley teraz w
rkach Pethericka - zastanawia si. -W Chartumie jego ona dotrzyma ci
towarzystwa.
Florence obojtnie skina gow. Sam stanowi dla niej najlepsze towarzystwo
na wiecie.
Teraz Sam przesuwa palcem po trasie z Chartumu na poudnie, wzdu rzeki z
niezliczonymi mylnymi rozgazieniami. W gr Nilu, do miejsca, w ktrym gdzie
w gbi ldu rysunek si urywa. W pewnym punkcie bieg rzeki przepada w nicoci,
gdzie tam znajdowa si jego zagadkowy pocztek. Poza granicami handlu i
podbojw.
Florence cigna sw myl:
- Z Chartumu popyniemy do Gondokoro, pidziesit dni eglugi po Biaym
Nilu. Stamtd wyruszymy dalej, do krainy, w ktrej aden biay czowiek nie
postawi dotd stopy. Tam, gdzie znajdziemy rdo Nilu. Sam, bdziesz
niemiertelny.
Sam odwrci j do siebie. Mia powan min.
- O ile przedsiwzicie Speke'a i Granta spalio na panewce, do dia-ska. W
przeciwnym razie biay czowiek ju tam by i kto inny odkry rdo wielkiej
rzeki. Wtedy moe si okaza, e wszystko, co robimy, nie miao sensu - wskaza
rk na chaos panujcy w pokoju - ja za bd zrujnowany. Zupenie zrujnowany.
Przycign j do siebie, a nastpnie odsun na dugo ramienia i mwi dalej:
- Zastanw si, Florence. Czy naprawd chcesz ze mn jecha? Co bdzie, jeli
umr? Jeli mnie zdradz, okradn i zabij? A jeeli zdechn na malari, jak pies?
Jeli jaki baw rozerwie mnie na strzpy albo so zadepcze? Co si stanie, jeeli
znw wpadniesz w rce handlarzy niewolnikw? Nie mog zobaczy twojego
pitna. To nie jest miejsce dla kobiety.
Przy tych sowach jego palce wlizgny si pod szeroki rkaw okrywajcy
skr nad jej nagim ramieniem. Dotkn miejsca, w ktrym zagoio si pitno,
tworzc niewielk, czyst blizn. Poczua na skrze dreszcz. Okazao si, e nie dao
si uciec od przeszoci, niewane gdzie bya. Tutaj, w Konstantynopolu, codziennie
spotykaa niewolnikw. Robili zakupy dla swoich panw, dwigali towary albo szli
prowadzeni w dugim

pochodzie na kolejn licytacj. Florence ogldaa twarze wszystkich niewolnic.


Moe bya wrd nich Bezen? Przygldaa si eunuchom towarzyszcym lektykom,
w ktrych siedziay kobiety. Moe ktry z nich to Ali? Moe Sulejman sprzeda i
jego? Sulejman. Obawiaa si, e ktrego dnia go spotka, a jednoczenie pragna,
eby tak si stao.
Chciaa mu pokaza, do czego dosza. Bya czowiekiem i miaa wolny wybr.
- Gdzie ty, tam i ja - odpowiedziaa Samowi prosto, sowami, ktre przeczyta jej
kiedy z Biblii. Wieczorem, po polowaniu nad jeziorem Sapanca, w drug rocznic
ich spotkania w Widyniu, siedzieli w maym szaasie i nie mieli pod rk adnej
innej lektury, wic Sam czyta jej fragmenty z zaczytanego egzemplarza Starego
Testamentu. Ich blisko bya doskonaa.
Pokrci gow.
- Nie, posuchaj mnie. Jeli zechcesz, przepisz ci pewn sum pienidzy.
Przyzwoit sum. Darz ci wikszym uczuciem ni wikszo mczyzn swoje
ony i chc, by bya szczliwa. Florence, zastanw si, prosz! Beze mnie te
moesz by wolna, zamona i bezpieczna. Nie musisz jecha ze mn do Afryki.
Masz wybr. Moesz by wolna.
Przekonywa j, a jednoczenie coraz mocniej zamyka w ramionach. Jakby w
obawie, e naprawd mogaby zechcie pozosta w Stambule. Jakby nie miaa
wyboru.
- Ciii - szepna, caujc go jeszcze i jeszcze. - Nie chc nic wicej sysze.
Jestem wolna.
- Nie, tam bdziesz ode mnie uzaleniona. Beze mnie bdziesz tam martwa.
- Dlatego jestem wolna - ucia krtko i pocaowaa go. - Mog wybiera. I
dokonaam wyboru. Czy moe istnie wiksza wolno?
Kolejny raz j pocaowa.
- A co si stanie, jeli bdziesz musiaa urodzi dziecko? Livingsto-ne'owi umar
tam may synek, kilka dni po porodzie. Jego ona si upara, by jecha z nim do
Egiptu. Taka cena byaby dla mnie zbyt wysoka. Wiem, co to znaczy straci
dziecko.
Florence pokrcia gow.
- Nie bd miaa dzieci. Doktor Sulejmana o to zadba. Wiem, e mczyzna
potrzebuje syna. Lecz nigdy nie bd moga ci go da.
Spucia gow i poczua, e jej milczenie wywaro na nim odpowiednie
wraenie.

Sam przycign j z powrotem do siebie.


- Co za gupiec ze mnie. Czego jeszcze si obawiasz? Gaska jej czoo i wosy.
- Niczego - rozemiaa si Florence. - Poza myl, e miaabym jecha konno
albo na wielbdzie ubrana w krynolin.
Sam sign po swj filcowy, nieco ju zdeformowany kapelusz. Woy go na
gow, poprawi rondo i pokrci gow.
- Krynolina i gorset to obowizkowe wyposaenie, Florence - oznajmi,
szykujc si do wyjcia. - Pjd teraz kupi bilet na najbliszy rejs do Aleksandrii.
Uj jej rk, ucaowa j, a nastpnie si wyprostowa.
- Zaczyna si. Nareszcie si zaczyna. Klasn w donie i wyszed.
Florence syszaa, jak schodzi po schodach, pogwizdujc jak mody chopiec.
Nie znaa tej melodii.
- Tak, kochanie - powiedziaa agodnie i odczekaa, a jego kroki zupenie
ucichy. Wtedy podesza do jednej ze skrzy. Wyjmowaa z niej spodnie, koszule i
kamizelki z niefarbowanej baweny i ukadaa je w stosach na ku.
Ponownie pochylia si nad skrzyni. Na samym dnie, ukryte pord innych
paczek penych niezapisanych jeszcze, oprawionych w skr dziennikw, okadki z
jej paszportem, ktry Sam zaatwi w Bukareszcie u swojego przyjaciela, konsula
Coluhorna, obsadek do pir, kaamarzy, chronometru i kompasu, niezbdnych do
przeycia, dwch strzelb w futeraach, ktrych Florence staraa si nie dotyka,
leao kilka par spodni w duo mniejszym rozmiarze i dwie proste koszule, jedna z
krtkim, druga z dugim rkawem i guzikami z masy perowej.
Florence wyja jedn z nich. Materia by nowy i sztywny. Do szycia musiaa
uy niezwykle ostrej igy. Ostrzejszej od wszystkich afrykaskich cierni,
przynajmniej tak miaa nadziej. Rozoya koszul i przyoya j do siebie,
podobnie jak czynia to wielokrotnie w cigu minionych nocy, kiedy koczya
ostatnie szwy. Gdy Sam lea na niskim ou, pic po miosnych uniesieniach,
beztrosko ni o Nilu. Bdzie musiaa si nim opiekowa, swoim duym, silnym,
czasami zbyt pewnym siebie Samem.
W rku czua chodny materia. Wszystko leao jak ula. W tym ubraniu
przypominaa chopaka. Sam dopiero si zdziwi!
***

Egipt zostal za nimi i wkrtce mia nadej wielki deszcz.


- Od tuj pory eglujemy na wasn rk w nieznane - powiedzia Sam do
Florence, gdy mijali rosnce na brzegu rzeki palmy daktylowe. -Albo odkryjemy
rdo Nilu i przywitaj nas jak bohaterw...
- Albo? - przerwaa mu. Z przybrzenego sitowia poderwaa si szara czapla. Na
falach zostawianych przez ich d dryfowa lotos.
-Albo poniesiemy klsk i umrzemy. Wwczas wszyscy bardzo szybko o nas
zapomn - rzuci szybko.
Skina gow. Gdzie on, tam chciaa by i ona.
- Musimy si zatrzyma. Trzeba przeczeka deszcz - postanowi Sam gdzie
midzy Asuanem a Chartumem. Rozbili obozowisko na polanie niedaleko rzeki,
nieco powyej wioski. Florence patrzya, jak cienkie struki dymu unosz si w
niebo ku ostatnim promieniom dziennego wiata. Sam wyszed na ld przed ni,
eby pokaza swoim tureckim onierzom, gdzie maj rozstawi ich namiot, a
waciwie szaas. Pniej mieli jeszcze ustawi dwa szaasy dla pozostaych
czonkw ekspedycji i ich niewolnikw. Sam dugo si wzbrania przed zakupem
niewolnikw. Jednake ludzie okazali si nieugici. Jeli nie kupi niewolnikw, to i
zaogi nie bdzie mia.
Florence staa na pokadzie Diahbiah", statku z wygodn kabin, ktrym
eglowali w gr rzeki. W Kairze wicekrl zaopatrzy ich w przepustk, tak zwany
firman. Gdy Sam dosta wreszcie papier do rki, zaokrtowali kucharza. Florence
jeszcze nigdy w yciu nie miaa takich perturbacji odkowych. Wszystko, co ten
czowiek ugotowa, przyprawiao j o biegunk. Przyczyna moga tkwi w
skadnikach albo w jego niechci do wycigania z zupy much, ktre raz do niej
wpady. Dodatkowo Sam zatrudni jeszcze jednego czowieka imieniem Ali, ktry
zaoferowa si w roli tumacza. Teraz postpowa ostronie za Florence, mruczc
pod nosem wyuczone na pami angielskie zdania.
- To s piramidy. Najwiksz piramid zbudowa krl Cheops. To jest Sfinks.
Ma gow mczyzny i ciao lwa...
Florence z trudem stumia miech. Jako tumacz mczyzna by cakowicie
bezuyteczny, oprcz bowiem tych kilku wyuczonych zda, mwi wycznie po
arabsku. Mimo to bez ocigania z wasnej inicjatywy wyszukiwa sobie zajcia, w
ktrych mg by pomocny, co wrd tubylcw stanowio nader rzadk zalet.
Ali rzuci cum Diahbiah" w kierunku jakiego mczyzny z wioski, ktry
czeka na brzegu. Florence zobaczya, jak tamten zapiera si nogami w
przybrzenym mule, caym ciarem ciaa napierajc na d. By

zupenie nagi, podobnie jak dwudziestu innych ludzi, ktrzy z wyciem zbiegali
wanie ze skarpy, by wrd miechw i nawoywa rzuci si w wody Nilu.
Florence rozpoznaa ich jzyk. Oromo. W Widyniu nauczya si kilku sw.
Oromowie sprzedawali handlarzom niewolnikw swoje dzieci i uwaali to za
absolutnie oczywiste, podobnie jak ludy na wschodzie Europy. Pierwszy mczyzna
wynurzy si ze sonawej wody i beztrosko si otrzepa. W powietrzu zalniy
perowe krople, a jego ciemna skra poyskiwaa wilgoci.
Florence przymkna na chwil oczy. Bya w Afryce. Pyna wzdu Nilu.
Odkd opucili Kair i luksusowy hotel Shepheard, czas spdzany na rzece pyn
leniwie, przechodzc z godzin w dni i tygodnie, a w kocu w cay rok. Taras hotelu
by w caoci zajty przez damy ubrane w krynoliny, zasznurowane pod sam brod
gorsety i niewielkie woalki zasaniajce twarz. Obok nich siedzieli mczyni,
ktrzy energicznie gestykulujc, opowiadali niskim gosem o przygodach w Dolinie
Krlw.
Wspomnienie odeszo tak samo szybko, jak po przebudzeniu, wraz z
promieniami soca zwiastujcego nadchodzcy dzie, odpywaj nocne koszmary.
Florence wcigna gboko wieczorne powietrze i szczelniej owina chust
ramiona.
Jej oswojona mapka imieniem Wallady wczepia si ma apk we frdzle
szala, po czym zacza si buja, piszczc ze szczcia. Florence si rozemiaa i
wyjrzaa za reling. Przez wiele dni w ciernistych zarolach na brzegach Nilu
widywali jedynie wieniakw, zwanych fellachami, osy i kozy. Mczyni i
chopcy pilnujcy kz nosili dugie koszule z baweny sigajce im do kostek. Inne
dzieci biegay nago po brzegu, a dostrzegszy Florence na pokadzie odzi, woay i
miay si. Kobiety pracoway na polach. Florence widziaa ich pochylone plecy i
chusty, w ktrych przywizyway do siebie mae dzieci. Rzadko unosiy gowy, gdy
Sam i Florence mijali je na swojej tchncej spokojem Diahbiah". Przypuszczaa, e
faraonowie podrowali podobnie i tak samo si czuli. Mapka Wallady usiada
obok niej na relingu i kapna zbami. Florence popatrzya w jej ma, mdr
twarzyczk i pocaowaa j w czoo, na ktrym biaa sier przechodzia w
ciemniejszy wzr. Wallady kwkn cicho.
Diahbiah" unosia si spokojnie na gadkiej powierzchni szerokiej rzeki. Woda
wydawaa si gsta i leniwa, aden hipopotam nie wynurza grzbietu z fal. Jedynie
sitowie szumiao w miejscach, gdzie pluskay si czaple, a mniejsze ryby pawiy si
w wirach przy dziobie odzi. Florence

zamrugaa kilka razy oczami, jakby chciaa si przekona, czy po takiej dawce
soca, wzmocnionego odbiciem poyskujcej tafli wody, i porywistym wietrze
egipskiej pustyni, samumie, nadal moga ufa wasnym oczom. Samum, ktry nawet
teraz, wieczorem, czua na skrze, by zdradliwy. Wysysa z ciaa wszelkie pyny.
Od wrzenia do maja nie spada tu nawet rosa.
Ali upora si ju z mocowaniem cum. Nadzy mczyni wyszli na brzeg i
podskakiwali w sitowiu. Wygldali jak ryczce aby i robili tyle samo radosnego
haasu. Z gaju palm daktylowych poderwaa si gromada gobi i odleciaa w
kierunku poncego nieba. Perliczki biegay wawo po paskich partiach brzegu,
niczym kobiety idce puka pranie. Pnym wieczorem przyjd jeszcze gazele do
wodopoju. W tym momencie Florence dostrzega Sama, ktry ze strzelb zarzucon
na rami wyania si z wysokiego nadbrzenego sitowia. W jednej rce trzyma
korbacz, pejcz ze skry hipopotama, a drug rozgarnia zarola, robic sobie
przejcie.
- Pani Baker? Pani paac jest gotowy - zawoa, skadajc przed ni ukon.
Pani Baker? Przed Bogiem tak, chocia nie przed ludmi" - pomylaa.
Rozemiaa si i po wskiej desce zesza na ld. Ledwo postawia nogi na
bagnistej skarpie, a ju otoczya j chmara dzieciakw.
Skd si tutaj tak szybko wziy? Wydawao si, e wyskoczyy spod ziemi. Bg
jeden wie, jak szybko roznosiy si w buszu wszelkie wieci! Dzieci rwnie byy
goe. Na widok Florence ich twarze rozemiay si szeroko. Czua, jak j dotykay, i
widziaa, jak pokazyway sobie jej niebieskie oczy. Pocztkowo niemiao, a pniej
coraz mielej pocigay za jej ubranie.
Znw miechy.
Maa rczka wlizgna si w jej do. Spojrzaa w d. Jaka dziewczynka
przytulia si do niej. Sigaa Florence zaledwie do bioder. Oczy miaa due i czarne
jak palone ziarna kawy. Maa klepaa si w piersi. Jej wystajce ebra odpowiaday
guchym echem.
- Fadeedah. Fadeedah - powiedziaa do Florence, lekko seplenic. Ile moga
mie lat? Niewiele mniej ni ja miaam, gdy przywieli
mnie do Sulejmana i Ali zsadzi mnie z konia" - pomylaa.
- Florence - odpowiedziaa dziewczynce.
Umiechna si i pochyliwszy si do przodu, pocaowaa dziecko w policzek.
Na wargach poczua gadziutk skr, niemal tak gadk jak byszczce owoce
palm, ktre si pniej suszyo i zmielone na mk

gotowao na papk, w smaku odrobin przypominajc imbir. Florence


wcigna w nozdrza zapach dziecka. Ziemia oczekujca na wielki deszcz, popi
zmieszany z tuszczem dla ochrony przed moskitami i dym z paleniska w chacie.
- Florence - powtrzya.
- Flonce, Flonce! - prbujc wymwi jej imi, dzieciaki jeszcze bardziej
zaczy si mia. Podskakiway w osobliwym, tajemniczym rytmie. Odprowadzani
przez w chr Florence i Sam ruszyli na brzeg do swoich namiotw. Gdy doszli na
wyej pooon skarp, Sam uj j pod rk i wskaza trzy szaasy, ktre mieli
przed sob. ciany wyplecione z bambusa oraz somiany dach daway si szybko
rozoy i spakowa.
- Prosz bardzo, rozejrzyj si! Rezydencja skada si z wejciowego holu,
jadalni i salonu, buduaru dla damy, biblioteki dla pana domu, pokoju
niadaniowego, sypialni oraz przebieralni, przeznaczonej na nasz pokan
garderob - objani.
- Nie jest zbyt dua, jak na wszystko, co ma w sobie pomieci - odpara
Florence.
Sam si rozemia.
- To najwiksza zaleta tego domu. Wszystko skupia si na powierzchni o
rednicy niecaych piciu metrw. Nie trzeba daleko chodzi.
Otoczy j ramieniem.
- Chod, jedzenie gotowe. Mam wraenie, e kucharz przygotowa dla nas
potrawk z krokodyla.
- Potrawk z krokodyla? - powtrzya Florence. Sama myl o takiej kolacji
przyprawia j o bl odka.
- Potrawka z krokodyla. Podobno wzmaga msko - rzek w odpowiedzi.
Niech bdzie" - pomylaa i posza za Samem na polan, gdzie kucharz z
obojtn min miesza chochl w szarej brei. Na czole mia krople potu. Florence
nachylia si nad garnkiem i w nos uderzy j okropny zapach. Pyrkajca lura
cuchna gorzej ni ma siarkowa, ktr eunuch Ali smarowa wieczorem swoj
ran. Kucharz wyszczerzy do niej zby i dug ych zamiesza w kotle. Na
powierzchni wypyno miso. Florence dostrzega wystajc ze rodka ap
krokodyla. Zuski, ktra zdawaa si stara jak wiat, skapywaa ciecz, pazury za
przybray szar barw. Cofna si.
- Dzi wieczorem prosz mi poda sam chleb - odezwaa si cicho.
***

Florence nie moga zrobi kroku na polanie ani na skarpie bez towarzystwa
Fadeedah. Dziewczynka chodzia za ni wytrwale trop w trop, okazujc milczce
przywizanie. Wieczorem pomagaa jej zdj kapelusz z szerokim rondem i rozple
wosy. Przygldaa si, jak Florence kazaa szykowa grzdki i rabatki. Jeli mieli
tutaj przeczeka deszcz, to chciaa przynajmniej mie adny ogrd i dobre
zaopatrzenie. Fadeedah i Florence wsplnie wyoyy ciany szaasu woskowanym
ptnem, majcym uchroni jego mieszkacw przed karaluchami i innym
robactwem przychodzcym wraz z deszczem. Mapy Murchisona, nasiona, lekarstwa
i przybory krawieckie Florence wisiay w maych siatkach pod sufitem, by nie
dostay si do nich mrwki. Nawet mrukliwy kucharz tolerowa obecno
dziewczynki, albowiem ta lepiej od innych kobiet potrafia za pomoc kamienia
zemle ziarno na grub mk zwan durra. Mieszanie mki z wod i wypiekanie z
niej niezakwaszanego chleba naleao do kobiet. Fadeedah kadego ranka
przychodzia pod namiot i siadaa przy Florence, gdy ta cerowaa koszule albo
porzdkowaa odznaczenia Sama. Pocztkowo siedziaa w milczeniu z rkoma
splecionymi na swych maych kolankach, pniej zacza cicho piewa piosenki
Oromw. Florence podnosia wtedy gow i umiechaa si do Fadeedah. Nie
chciaa myle o tym, co w przyszoci mogo spotka dziewczynk. Ojciec mgby
j sprzeda jako niewolnic, eby spaci zacignite dugi albo zebra wiano dla
innej crki. W przyszoci? Cakiem niedugo. Dziewczta podobne do Fadeedah
sprzedawano ju w wieku dziesiciu lat jako kobiety. Kobiety? Nie, niewolnice.
Florence nie chciaa o tym myle.
Tymczasem pewnego ranka, gdy Sam razem z arabskimi myliwymi ag-gageers
z plemienia Hamran wyruszy pieszo polowa na sonie, Fadeedah nie przysza do
jej szaasu.
Florence czekaa. Pniej wstaa i podesza do drzwi. Osoniwszy doni oczy,
popatrzya w kierunku wioski i brzegw Nilu.
Fadeedah nie byo nigdzie wida.
Florence czekaa dalej.
Dzie by bezwietrzny. Duszne powietrze ciskao gardo niczym obrcz. Jak
wszyscy w wiosce, ona te wypatrywaa deszczu, ktry nie chcia nadej. Osowiae
muchy siedziay na bambusowych cianach chaty jak czarna zasona, unoszona
przez najlejszy podmuch wiatru. Siewka, zwana przez miejscowych zaklinaczem
deszczu, przez cay dzie zwoywaa chmury. Jej nieustannie powtarzajcy si gos
mg doprowadzi czo-

wieka do szalestwa. Nil przypominal zup fasolow; woda opada bardzo nisko
i zaczynaa mierdzie stchlizn. Co krok wida byo wystajce mielizny, na
ktrych krokodyle czyhay na lekkomylne albo zdesperowane z pragnienia ofiary.
Florence jeszcze raz popatrzya w kierunku pooonego niej kra-alu, gdzie w
chatach mieszkao plemi Fadeedah. Czas pyn powoli. Tego dnia nigdzie nie byo
wida adnego mczyzny. Zapewne wyruszyli z krowami na suchy brzeg rzeki w
poszukiwaniu ostatnich dbe trawy, pozostawionych przez samum. Ale dlaczego
zostawili wiosk bez ochrony? Widziaa, jak kobiety wci wchodz i wychodz z
drzwi jednej z chat. Przy wejciu do tego niskiego kolistego domostwa, pooonego
porodku osady, kucao kilka starszych dziewczt. Klaskay w donie i pieway
piosenki, kiwajc si w rytm melodii. W przerwach miay si i rozmawiay z sob,
a w kocu niespodziewanie zamilky, jakby si po cichu umwiy. Wpatryway si
w czerwony py pod swoimi nogami albo drapay si po ydkach.
Florence zmarszczya czoo. Jaka zmowa? Moe Fadeedah bya chora? Nigdzie
jej nie widziaa.
Pniej zauwaya, e dwie kobiety zatrzymay si po drodze do chaty i
wskazyway w jej kierunku. Zdawao si, e si naradzay. Jedna z nich skina
gow, a druga ruszya w gr skarpy, na ktrej staa Florence.
Gdy kobieta podesza bliej, Florence rozpoznaa w niej matk Fadeedah.
Szybko wytara chustk wilgotne czoo i przywoaa Alego. W cigu ostatnich
tygodni Sam zmusi go do uczenia si jzyka oromo.
Kobieta stana przed Florence i zacza mwi. Bya naga. Miaa na sobie
jedynie pas z luno splecionych skrzanych postronkw i sznury niebieskich pere
wok szyi. Patki jej uszu byy pozbawione ozdb, ale widoczne w nich dziury
sprawiay, e zwieszay si prawie do ramion. Obwise piersi zwisay na brzuch, po
ktrego bokach wystaway ebra. Skr miaa spierzchnit i wysuszon jak ziemia
pod stopami. Kobieta bya zespolona ze swoim wiatem. Mwia, nie patrzc na
Florence. Jej oczy lizgay si po upiornym niebie, jakby czego szukajc.
Ali zrobi markotn min.
Florence poczua narastajc niech. Przynajmniej raz mgby si do czego
przyda. Moe Fadeedah potrzebowaa pomocy?
Kobieta mwia dalej, spokojnie i dostojnie. Zdawao si, e jej przemowa
zawiera tyle samo pauz co sw. W kocu niespodziewanie zamilk-

la i zaoya ciemne, pomarszczone rce na piersi. Prawdopodobnie czekaa na


odpowied.
Florence spojrzaa na Alego, ktry wreszcie si odezwa.
- Wielki zaszczyt, sitt - powiedzia, uywajc arabskiej formuy
grzecznociowej, oznaczajcej pani". - Dla Fadeedah nadszed dzie wielkiej
ceremonii. Jej matka chce, by przy tym bya. Masz z ni pj.
- Wielka ceremonia? Co to jest? - zapytaa Florence. Ali podnis rce w
obronnym gecie.
- To nie moje zadanie, by ci to tumaczy, sitt. To kobieca sprawa. Id z matk
Fadeedah. To wielki zaszczyt zosta zaproszonym na ten wielki dzie w yciu
dziewczyny!
Florence skina kobiecie gow.
- Dobrze, powiedz jej, e musz tylko woy wie koszul.
Kilka minut pniej sza za kobiet w d zbocza. Wallady ego zostawia z Alim.
Nadsana mapka usiada mu na ramieniu i natychmiast wypoyczya sobie
czerwon czapk Alego, po czym zacza stroi miny. Jeszcze przed wyjciem z
obozu do uszu Florence doszy utyskiwania sucego.
Wcigna powietrze. W ostatnich dniach nie czua si najlepiej. Najbardziej
bahy powd doprowadza j do paczu, a do tego nie moga zatrzyma w odku
jedzenia. Moe to gorczka, o ktrej wszyscy opowiadali? Choroba, ktra
pocztkowo wyostrzaa wszystkie zmysy a do blu, by pniej wprawi w
otpienie spowodowane cierpieniem.
Zerwa si lekki wiatr, niosc z sob do wioski zgniy smrd rzeki. Siewka
jeszcze goniej krzyczaa w kierunku wznoszcego si poudniowego soca. Niebo
byo biae jak czysta, lnica kopua.
Florence wci nie widziaa ani jednej chmury.
Co si stanie, jeli w tym roku deszczu nie bdzie? Diahbiah", ktr Florence
dostrzega w oddali, utkna w bocie na mielinie. Kto wie, jak dugo bd musieli
tu zosta, rozmylaa. Przetara doni czoo. Jej palce byy wilgotne.
Matka Fadeedah sza przed Florence, ani razu si na ni nie obejrzawszy. Jej
bose stopy zostawiay lady w szlamowatym podou. Musiaa si spieszy, by
dotrzyma kobiecie kroku. W kocu dotary do kraalu i do chaty pooonej w
samym jego rodku.
Kobieta zdya ju podnie sukno zasaniajce wejcie. Nad niskim, ciemnym
otworem, przez ktry wpezao si do chaty, wisiaa kredowobiaa gowa kozy,
wysuszona na socu.
Florence przypomniaa sobie, e tutaj mieszkaa mdrczyni plemienia.

Matka Fadeedah zwrcia si do niej. Mlasna jzykiem i uczynia zapraszajcy


gest w kierunku wntrza chaty. Florence posuchaa. Zgia si i znikna w niskim
wejciu domostwa.
Mimo poudniowego upau na rodku chaty dymi si ogie, do ktrego
mdrczyni musiaa doda zi. Gryzcy zapach miesza si z wyziewami wielu
nieumytych kobiecych cia. Dym zapar Florence dech w piersi. Poczua, jak ze
wszystkich porw popyn jej pot. Ale nie miaa odwagi si poruszy ani nawet
otrze czoa. Co tu si dzieje? Naraz uzmysowia sobie, jak bardzo jest
osamotniona. Odchrzkna. W chacie panowa mrok, a jej oczy bardzo wolno
przyzwyczajay si do ciemnoci. We wntrzu ciasno obok siebie siedziay kobiety i
dziewczta. Co najmniej dziewi albo dziesi z nich skupio si w krgu.
W krgu wok Fadeedah.
Florence zobaczya j lec na ziemi. Nagie ciao dziewczynki byo szeroko
rozpostarte. Jej paska pier prawie si nie poruszaa. Klczce wok kobiety
gaskay jej czonki, umiechajc si i wypowiadajc jakie ciche sowa.
Fadeedah przez krtk chwil patrzya na Florence, ale zdawaa si jej nie
rozpoznawa. W oczach miaa jaki dziwny, narkotyczny blask, jej wzrok trafia w
pustk. Florence dostrzega, e zielarka klczca przy gowie Fadeedah wstaa i
podniosa rce. Pniej si odwrcia, j akby czego szukajc,
Na ten znak z garde kobiet wydoby si ochrypy piew, pocztkowo cichy,
pniej coraz goniejszy i goniejszy. Ich donie, ktre jeszcze przed chwil
pieciy i masoway ciao Fadeedah, w jednej chwili przemieniy si w wizy. Z
caej siy przyciskay dziecko do ziemi.
Matka Fadeedah przysiada w kucki przed crk, zczya jej stopy i rozsuna
kolana dziewczynki.
Florence zrobio si sabo. Dlaczego byo jej tak gorco? Z powodu ognia,
ktrego dym coraz bardziej si zagszcza? Skd dobieg natarczywy dwik
bbna, ktry zaguszy nawet nawoywania siewki.
Fadeedah wyprya si i zacza krzycze.
piew koyszcych si kobiet stawa si coraz goniejszy, stopniowo
przechodzc w skowyt.
Ich rce nie puszczay Fadeedah, wrcz przeciwnie. Wycignite donie
przypominay imada. Florence zauwaya, e zielarka znw pochylia si nad
dziewczynk. W jej rku bysno ostrze noa.

ROZDZIA 5
Saad zobaczy, e do misji Austriakw szybkim krokiem zblia si Amabile del
Bono. Mia na sobie gadk, wyprasowan koszul zielonobrzowego koloru,
ufarbowan w herbacie i soku ze strkw akacji. Na pewno dopiero co j
wyprasowano. Zwykle wystarczyo zrobienie kilku krokw w upalnych
promieniach soca Chartumu, by najmocniej wykrochmalony materia sta si
wilgotny i wiotki.
Saad zawsze si dziwi, e Europejczycy tak szybko przestawali nad sob
panowa. W bezkresnym niebie nad miastem tkwio co, co sprawiao, e gubili
jakikolwiek styl i coraz rzadziej zagldali do ani albo jeszcze przed zachodem
soca wypijali adnych kilka szklaneczek swojego piekielnego alkoholu. Ale nie
del Bono. Wida byo, e Maltaczyk rano si kpa. Twarz jak zwykle mia gadko
wygolon, a niemal czarne wosy, delikatnymi falami spadaj ce mu na ramiona,
byszczay w wietle soca. Do wieej koszuli woy spodnie ze skry gazeli,
znane w caym Chartumie. Widoczne na nich plamy krwi stanowiy jego trofea z
polowa na niewolnikw. Dla ochrony przed piekcym upaem zsun kapelusz
gboko na czoo i ukry oczy w cieniu jego ronda. Mimo to Saad z atwoci potrafi
sobie wyobrazi spojrzenie pokrytych tymi plamkami brzowych renic.
Przypominay stoczon przez robaki gujaw.
Saad przywar do ciany w zagbieniu bramy, gdzie do tej pory gra w cieniu
muru w bao. Z popiechu zapomnia nawet podnie pionki do gry, za ktre drogo
zapaci na targu. Wszystkie inne dzieci wrzucay do dokw byszczce pestki
baobabu, ale Saad znalaz u pewnego handlarza z poudnia kulki z koci soniowej i
drewna hebanowego. Ogromnie mu si spodobaa symetria bieli i czerni, tote
zawsze nosi je przy sobie w niewielkim woreczku. Pionki do gry byy jego jedynym
skarbem.
W sam por schowa si w maej niszy, w ktrej zazwyczaj siedzia stranik.
Stranik, ktry dawno da drapaka, bo mnisi nie pacili mu odu.

Piasek chrzcil pod podeszwami butw del Bona, zrobionych specjalnie na


jego zamwienie z krokodylej skry. Mwiono, e na okoliczno wesela del Bona
z crk George'a Thibauda, handlarz najpierw rzuci krokodylowi na poarcie dwie
mode niewolnice, a pniej na rauszu zastrzeli zwierzaka. Podobno na wp
strawione ciaa kobiet wci tkwiy w gardle zwierzcia.
Tego typu historie szybko si rozchodziy po Chartumie, Amabile potrafi o to
zadba.
Ciekawe, co na to ona del Bona?" - zastanawia si Saad. Ale kt mgby
zrozumie biae kobiety? Byy jeszcze bardziej zagadkowe od biaych mczyzn.
Maltaczyk min uk bramy i nucc pod nosem jak piosenk, wkroczy na
dziedziniec misji. Saad sysza jego niski gos, doskonale trafiajcy w kad nut.
Jednoczenie uderza szpicrut w cholew buta, wybijajc rytm. Teraz chopak
usysza jeszcze chrzst swoich pionkw pod butem del Bona. Jeden czy dwa
musiay pkn. Saad zakry uszy rkami i zamkn oczy.
Del Bono zakl.
Oj, Allahu, ratuj - pomyla chopak. - Spraw, by Amabile del Bono znikn z
mego ycia. Niech nadejdzie deszcz, niech piorun trafi Amabile i pozostawi jego
ciao czarne i wysuszone jak akacjowe drzewo. Spraw, eby rozdepta go rozjuszony
so, by z jego koci zosta tylko proch. Spraw, eby jego d si przedziurawia i
eby uton. Spraw, by zdech na malari. Spraw, by wojownik z plemienia Bari
trafi go zatrut strza".
Lecz Allah mia najwidoczniej na gowie waniejsze sprawy ni karanie
Amabile del Bona. Gdy Saad otworzy oczy, zobaczy, jak ojciec Lukas, ojciec
Anton i del Bono wymieniaj powitalne uciski i klepi si po plecach. Mnisi w
zniszczonych i poplamionych habitach, z zaniedbanymi, troch posiwiaymi
wosami wygldali przy del Bonie jak mole obok barwnego motyla.
Saad chyba nie do szybko wycofa si w cie muru, bo ojciec Lukas machn
do niego, a pniej doni przysoni oczy od soca. Pod pach mnicha chopak
zauway wilgotne plamy potu. Czy ojciec Lukas cierpia wycznie z powodu
upau?
- Saad! Wy bezuyteczni, leniwi Murzyni! Tylko batem mona was skoni do
pracy, bo mzgi macie w tykach. Przynie z kuchni zimn wod i trzy szklanki.
Czyste szklanki, rozumiesz? eby znw nie przynis tych oblepionych, jakby psi z
nich pijali. Bdziemy w jadalni. Pospiesz si nygusie! - zawoa ojciec Lukas.

Amabile del Bono rozemia si i przecign, bysny jego biae zby.


Saad skin gow i ruszy przez dziedziniec, by speni rozkaz. Jednoczenie
czu, jak Amabie del Bono zmruonymi oczami bacznie obserwowa kady jego
ruch. A moe Maltaczyk tylko mruga, olepiony przez soce? Saad si spoci.
Mg istnie tylko jeden powd, dla ktrego Amabile przyszed do mnichw. I tylko
jeden jedyny powd, dla ktrego witali go z otwartymi ramionami. W gr wchodzi
interes. Mnisi zamierzali sobie osodzi poegnanie z Chartumem.
Byo mu niedobrze ze strachu.
W jaki sposb mgby unikn fatalnego losu?
Gdy otworzy drzwi do jadalni, ojciec Anton, ojciec Lukas i Amabile del Bono
zdyli ju doj do porozumienia. Saad ostronie postawi na stole tac z karafk
wody, w ktrej pywao kilka plasterkw limonki w towarzystwie dwch martwych
much, oraz trzy szklanki, pospiesznie przepukane pod pomp w kuchni. Mimo to na
brzegach szklanek zauway lady, ktre mia zamiar jeszcze szybko zetrze
skrajem swojej dubby.
Teraz naczynia stay tu obok woreczka ze zotymi monetami, ktry Amabile
przesun po stole w kierunku mnichw.
Ale Maltaczyk nie zdj jeszcze doni z sakiewki.
- Ciesz si, e tak szybko doszlimy do porozumienia. ycz wam radoci z
tego zota. Chocia w Gondokoro nie bdziecie mogli go wyda. Chyba e na
kobiety i rum. Dam wam dobr rad: kupcie sobie strzelby i chinin, moe wtedy
uda wam si przey trzy, a nie dwa tygodnie, jak to z reguy w tamtych stronach
bywa.
Rozemia si z wasnego dowcipu, a ojciec Lukas i ojciec Anton spojrzeli na
siebie w milczeniu. Od dawna przestali narzeka na swj los i przeprowadzk do
Gondokoro. Ojciec Lukas wydoby spomidzy fad habitu butelk z przejrzystym
pynem. Wyglda jak woda, ale po odkor-kowaniu butelki w pomieszczeniu
rozszed si ostry zapach alkoholu pdzonego z owocw.
Amabile unis nos i jeszcze raz si rozemia. Doki w policzkach nadaway mu
jaki chopicy wygld. Odsun do tyu krzeso i wsta.
Saad wcign powietrze. Amabile roztacza wok siebie przyjemn wo olejku
migdaowego i sandaowca.
- Kiedy mog przysa po dzieci? - zapyta, sigajc po kapelusz wiszcy na
oparciu krzesa.

- Odjedamy za sze tygodni. Wtedy stan si twoj wasnoci, Amabile odpar ojciec Lukas. - Niech Bg zlituje si nad nami i nad ich biednymi duszami doda cicho.
- Amen - skwitowa Amabile, wyszczerzy zby i podsun mnichom woreczek
ze zlotem.
Ojciec Lukas pooy kilka monet na rozoonej doni i zabra si do liczenia.
Amabile odwrci si do Saada i poklepa go po policzku.
Chopak chcia si do niego umiechn, ale naraz Amabile zapa go tak mocno
za wosy, e Saad krzykn. Zdawao si, e mczyzna chce go oskalpowa.
Amabile potrzsn nim kilka razy jak lew swoj zdobycz. Chopcu zy napyny
do oczu.
- Ty may szczurze. Jak jeszcze raz podasz mi wod z pywajc much, ka ci
powiesi za nogi, a pknie ci gowa i spy si tob poywi.
Puci chopaka i pchn do tyu jego czoo. Saad upad na ziemi, trzymajc si
za gow, ktra go pieka z blu. Nie chcia si rozpaka, nie przed Amabile del
Bonem.
Amabile wytar rk o nogawk spodni, woy kapelusz, gboko odetchn i
jego twarz na nowo przybraa zwyk brzow barw. Jego oczy byszczay w
stumionym wietle pomieszczenia, w ktrym mnisi nigdy nie pozwalali otworzy
okiennic. Rozemia si i skin do nich,
- W Gondokoro podczas tych niewielu dni, ktre wam jeszcze zostay, bdziecie
si mogli zabawi z kobietami z plemienia Bari. S tak ostre jak mj n! Cycki
niczym melony i pdupki, na ktrych mona by gra jak na bbnie.
Mnisi nic nie odparli. Ojciec Lukas nala sobie ze swojej butelki. Oprni j do
ostatniej kropelki i wyglda na coraz bardziej smutnego. Ojciec Anton wsta, by
odprowadzi go do drzwi.
Amabile pokrci gow.
- Powiedz, jak wy wytrzymujecie bez kobiet? Jego pytanie nie doczekao si
odpowiedzi.
Saad wci trzyma si za obola gow. Ojciec Lukas jednym haustem wypi
zawarto szklanki i te wsta. Trzej mczyni opucili pomieszczenie. aden z
nich nie spojrza na Saada. Chopak sysza, jak ich gosy odbijane od wysokiego
stropu, cichn w gbi korytarza. Nadal lea skulony na pododze. Po nogach stou
wspina si ju w kierunku szklanek sznur czerwonych mrwek. Odsun si od
nich. Zawsze wyszukiway sobie najcieplejsze miejsce na ciele ofiary, a ich
ukszenia goiy si

dopiero po wielu dniach. W belkach nad jego gow trzaskay termity. Popatrzy
w gr i napotka obojtne spojrzenie gekona, pasko przyklejonego do sufitu.
Podnis si powoli i zacz ustawia na tacy szklanki, eby je odnie do kuchni.
Dopiero po drodze zacz paka.
Deszcz przyszed w noc wielkiej ceremonii Fadeedah. Pierwsze krople spaday
beztrosko na zakurzon ziemi niby przelotne pocaunki, kadc kres dugim dniom
cigncej si w nieskoczono suszy. Wrd odgosw bbnicej wody wszystko
budzio si do ycia. W miejscach, gdzie dotychczas niczego nie byo, rozkwity
teraz kwiaty i krzewy. Codziennie wykluway si niezliczone iloci moskitw i
much tse-tse, atakujcych kady skrawek nieosonitej skry, W akacjach siedziay
myszoowy, jastrzbie, bociany, gsiwki egipskie, dudki i niebieskie sterlingi, a z
ich byszczcych pir skapywa deszcz. Na przeciwlegym brzegu do rzeki
podchodziy sonie, bawoy, yrafy i gazele. Zwierzta piy. Obok hipopotamw
wynurzay si z wody grzbiety soni. Czaple zotawe wznosiy si w powietrze, nie
zwaajc na spadajce z nieba masy deszczu. Wszystko tryskao yciem i
podnoci. Wszyscy zostali napojeni i nikt nie by ju spragniony.
- To brzmi jak muzyka, Florence, muzyka! - powiedzia Sam, syszc pierwsze
spadajce krople. - Posuchaj, tak, posuchaj! Prawdziwa partytura. Hndel, Mozart,
Beethoven!
Florence widziaa, jak wyskoczy z ka, odrzucajc na bok wilgotne od potu
przecierada, i nagi jak go pan Bg stworzy, duy, potny i uminiony, wybieg
przed chat. Posza za nim nieco wolniej. Najpierw owina si przecieradem, ale
pniej odrzucia je z powrotem na ko. Nie miaa nic do ukrycia. Odsuna
plandek przysaniajc wejcie i poczua na ciele silny napr wody, jeszcze
bardziej bezlitosnej ni wczeniejsze promienie soca. Chciaa si cofn, ale
zauwaya Sama, nagiego, stojcego tam, osonitego welonem ze strug deszczu.
Rozpostar ramiona jak Chrystus na krzyu, taczy w kko na ziemi, ktra z czerwonego kurzu przemienia si w krwawoczerwon ma. Przechyli gow do tyu,
szeroko otworzy usta. yka wod i gulgoczc, puka ni gardo. piewa,
krzycza, potem odwrci si do Florence, potkn si i upad. Lea porodku
botnego bajora i opadszy z si, mia si i rozkoszowa yciem przyniesionym
przez wod, wchaniajcym wszystko dookoa.
- Chod, Florence, chod! - zawoa.
Nie syszaa, co mwi, raczej domylia si sw z ruchu jego warg, Spojrzaa w
niebo ciemne od chmur. Chmur tworzcych na firmamencie

grskie masywy, wwozy i doliny, wypuszczajcych z siebie nieskoczone


potoki deszczu. W kocu oderwaa si od framugi i posza do Sama. Midzy nagimi
palcami stp czua przepywajce boto, czua, jak opryskuje jej ydki. Krople
deszczu byy pocztkowo malutkie jak jajeczka rybiej ikry. Gdy dosza do Sama,
stay si wiksze. Przypominay jej pery. Sam chwyci j za kolana i pocign do
siebie w boto. Krople deszczu urosy do rozmiarw krzemieni spadajcych na nich
z niemiosiernym impetem. Pniej ju nic nie czua. Sam przycisn j do ziemi i
przykry jej wargi swoimi ustami, a jej ciao swoim.
- yjemy, Florence. yjemy - usyszaa jego szept, gdy w ni wszed, poruszajc
si w rytm deszczu, powoli, pniej coraz szybciej i szybciej. Woda spywaa jej po
gowie, wosach, na plecy, jej skra pona schadzana letnim szlamem. Sam
przycisn jej rce nad gow i lea na niej, w niej, z ni, z kad czci jej ciaa, z
kadym skrawkiem skry, z kad czci jej ycia. Unis jej uda i zarzuci je sobie
na biodra. Bya napita niczym struna instrumentu. Wreszcie ostatni raz mocno si
w niej poruszy, gwatownie i namitnie, z caej siy, ktr zatrzymaa w sobie i
schowaa na pniejsze czasy. Odrzuci gow do tyu i krzykn w ciemne niebo,
wykrzykujc pragnienie i triumf.
Opad na ni i razem zespolili si z oddychajc, pojc si ziemi wok nich.
Usyszaa miech Sama. miech, miech, miech, a wreszcie znw udao mu si
podnie gow.
- yjemy, Florence, yjemy - powtrzy, a pniej spokojnie uoy gow na jej
ramieniu.
Florence pocaowaa jego wosy i poczua sl jego namitnoci, rozpuszczon w
sodkim zapachu deszczu. Chciaa przytakn, ale nie daa rady. Ich akt mioci, a
waciwie ycia, wydawa jej si prawie nierzeczywisty po tym, co zobaczya w
chacie Fadeedah. Mam gorczk. Gorczka znw wrcia" - pomylaa.
Sam sta w wejciu do chaty, a deszcz cakowicie przesania mu widoczno. W
rku trzyma filiank letniej herbaty, w ktrej pywao kilka zdechych much.
Popatrzy bez entuzjazmu na lurowaty napj. Zaprzesta napominania Alego, by
wyawia owady z pynw, odkd zauway, jak kucharz t sam yk wyjmowa
muchy z nocnika i starannie wynosi je z chaty. Sam uj filiank w obie donie.
Pynce z niej ciepo dziaao kojco. W strugach wody nie widzia nawet biaych
kamieni, ktrymi Florence kazaa wyoy cieki pomidzy chatami w ich obozie.
Gdzie

tam dalej byy te grzdki, na ktrych chciaa hodowa warzywa i owoce. Woda
dawno wymya nasiona. Istniay dwie moliwoci: albo ten kraj zostal wybrany
przez Boga, albo przez niego wyklty, doszed do wniosku. Nie byo mowy o
jakiejkolwiek harmonii.
Bez rnicy, czy stoj przed chat czy w rodku" - pomyla. Z framugi spaday
kaskady deszczu, jak z wodospadu. Woda zbieraa si u jego stp, po czym taranujc
starannie wykopane, wskie rowy ciekowe, wpywaa do rodka chaty. Do tego
deszcz bez przeszkd spywa do wntrza poprzez warstwy somy pokrywajcej
dach.
Odwrci si do Florence. Chcia spyta, jak si czuje, ale zrezygnowa i tylko
jej si przyglda.
Prbowaa wanie wy kilka mokrych przecierade lecych na ich kach.
Wallady siedzia obok niej na materacu i naladowa ruchy swojej pani. Florence
przegonia go, machajc w jego kierunku wilgotnym materiaem. Na jej nagich
opalonych ramionach napryy si minie. Nie umiechna si, jak to zwykle
robia.
Sam wypi yk pynu i si skrzywi. Herbata miaa paskudny smak.
To gorczka" - pomylaa Florence, rozkadajc na ku pociel. Choroba
zacza si tego dnia, w ktrym Sam wrci z polowania. Gdy podwjnie, a nawet
potrjnie wyostrzonymi zmysami widziaa Fadeedah i jej delikatne ciako
przytrzymywane rkami innych kobiet. Skra j swdziaa, kolory stay si o wiele
bardziej jaskrawe, zapachy ostro wnikay w jej nozdrza, rac zmysy stpione przez
Afryk. Pniej poczua, jak jej odek si skrca, bolenie si wywraca, a potem
ciska i kurczy. Jej ciao byo rozpalone, pkao, jakby jaka olbrzymia pi
najpierw ni potrzsna, a pniej cisna o ziemi. Pragna ju zawsze tak lee
bez ruchu.
Sam znalaz j na posaniu. Bl nie pozwala jej spokojnie lee. Woaa imiona,
ktrych nigdy nie sysza. Cofaa si przed ludmi, ktrych widziaa wycznie jej
chora gowa. Sam trzyma j w objciach, chroni. Przytrzyma jej rk, gdy
paznokciami chciaa mu wydrapa oczy. Przemawia do niej szeptem.
- Maja ma si dobrze. Wszystko w porzdku. Sulejman odszed. Odszed,
rozumiesz?
Wci j caowa, wszdzie, ale jego pieszczoty nie wywoay adnego odzewu.
Czua go, lecz nie moga udzieli odpowiedzi. Bya uwiziona w sobie samej, w
swojej gowie, wewntrz swego ciaa.

Wreszcie obiema rkami przycisn j do ka, eby mc j opatrzy. Tumacz


Ali klcza obok niego, Florence wiedziaa o tym, bo na zmian prbowa wsczy
jej do ust zup i chinin.
Sam spyta Alego, co wydarzyo si tamtego dnia w chacie w osadzie, ale ten
ponuro wzruszy ramionami i udawa, e nic nie zrozumia.
Dopiero pniej Florence opowiedziaa Samowi o wszystkim. O nou, ktry raz
za razem nacina skr midzy udami Fadeedah. O saboci, ktra j ogarna, o
zapachu i smaku krwi, wnikajcym w ni wszystkimi porami ciaa i przenikajcym
jej oddech. O blu, ktry przeczuwaa, gorszym od wszystkiego, co kiedykolwiek
uczyni jej Sulejman i jego przyjaciele, do ktrych zalicza si samozwaczy doktor.
w gony krzyk, powtarzajcy si echem w jej gowie. Krzyk Fadeedah. Zaamanie
jej gosu, w ktrym nie byo nic ludzkiego. Do tego rce przyciskajce Fadeedah do
ziemi. I matka, ktra tak potwornie zdradzia wasne dziecko.
Dwa tygodnie pniej dziewczynka wci leaa w chacie. Jej oczy byy wielkie
i milczce, pene pyta, na ktre nikt nigdy nie udzieli jej odpowiedzi. Florence
dowiedziaa si od Alego, e Fadeedah miaa zwizane razem due palce u stp i
kolana, eby jej rana wygoia si zgodnie ze star tradycj, pozostawiajc po sobie
otwr wielkoci ziarna fasoli. Stara mdrczyni wyjania mu, e w przyszoci, gdy
dziewczyna wyjdzie za m, zostanie ponownie rozcita, ale tylko troch, dokadnie
tyle, by udowodni mowi, e bya dziewic. Kolejne cicie moliwe byo dopiero
przy porodzie. Pniej Fadeedah miaa zosta kolejny raz zaszyta, dziki temu
miosny akt nadal bdzie sprawia przyjemno jej mowi.
Florence uniosa gow.
Ich oczy si spotkay. Wilgotne koce leay porzdnie zoone na
przemoczonych kach, przygotowane do kolejnego mokrego snu w podtopionej
chacie, zagubionej gdzie w toncym wiecie. Wallady siedzia nadsany w kcie.
Florence popatrzya na Sama. Sprbowaa unie kciki ust, ale nie daa rady.
Sam zauway, e Florence od czasu choroby i historii, ktra przydarzya si
Fadeedah, o wiele mniej si umiechaa.
.Afryka sprawia, e staje si twarda - pomyla. - Gdzie daleko w deszczu
Speke podruje z Grantem, o ile jeszcze yj. Za to ja podruj z Florence.
Jeszcze nigdy nie spotkaem kobiety podobnej do niej. A przecie nie jest nawet
kobiet. Waciwie to jeszcze dziewczyna, ma ja-

kies osiemnacie lat. Osiemnacie lat! W tym wieku dziewczta z dobrych


angielskich rodzin dopiero si ucz, jak skrywa w doniach przeraon twarz,
przysania wachlarzem oczy i popada we wdziczne omdlenie".
Deszcz spywa Florence po twarzy, a ona zlizywaa krople. Jej zota skra
byszczaa. Na grzbiecie doni pooya sobie kameleona, ktry siad na brzegu jej
ka, a pniej delikatnie postawia go na ram okna, gdzie natychmiast przyj
brzow barw, upodabniajc si do nawilg-ego bambusa. Ali postpi kilka
krokw w tyl. Podobnie jak wielu innych tubylcw, ba si kameleonw. Par
gekonw obserwowao swoimi mlecznymi oczami jej ruchy.
Wallady wczoga si pod ko.
Florence to lwica - pomyla Sam. - Chocia jeszcze o tym nie wie. Moja
pikna, silna Florence".
- Co by powiedzia na filiank gorcej herbaty? - zapytaa niespodziewanie,
wskazujc na ostygy napar w jego rku.
Podesza do niego. Woda z framugi drzwi sczya jej si na gow i ramiona,
spywajc za konierz koszuli. Sam odprowadza wzrokiem ciekajce krople.
Wyglday jak pery na jej skrze.
Woda przystraja j pikniej ni Koh-i-noor krlow - skonstatowa. - Florence
jest moj krlow".
- Chtnie, ale wycznie z rumem - odpar. - Mimo e do zachodu soca zostao
jeszcze sporo czasu.
Szybkim ruchem chlusn na deszcz reszt herbaty z pywajcymi muchami.
Rozemiaa si.
- Wtej ulewie i tak nie da si okreli, czy soce ju zaszo, czy moe w ogle
nie wzeszo. Ali, poprosz o dwie gorce herbaty z rumem! - zawoaa w gb
namiotu. Wycigna rce po Wallady'ego, ktry podbieg i wspi si na jej rami.
Z zadowoleniem wycign kilka pasemek z jej warkocza i zacz je skuba.
Nil powleka szarawy, zmczony bkit. Silny czerwcowy wiatr pierwszych
wiosennych burz pcha w stron Chartumu trzy statki. Sam sta na dziobie
Diahbiah", bdzc wzrokiem po brzegach rzeki. Od wielu dni krajobraz si nie
zmienia i oczy mczyy si niezmiennym, monotonnym widokiem rwniny
poronitej buszem. Przymykajc obolae od wiata i kurzu powieki, ktre Florence
wieczorami przemywaa mu letni wod, Sam nadal widzia siatk splecion z
pasw szaroci, brzw i piachu.

Rzeka przybraa inn form ycia. Jej koryto miao ze dwie mili; szerokoci.
Trzem odziom towarzyszya gromada krokodyli o dugich pyskach, ktre noc, gdy
przybijali do brzegu, wypoczyway na achach piasku. Ich jawna obojtno
niepokoia Sama. Pncza, same w sobie niegrone, obsypane przyjemnym,
jasnorowym kwieciem, dryfoway przed nimi na falach. A przecie oplatay
korzonki wok wasnych pdw, wchaniajc w ow pltanin wszelkie napotkane
po drodze ycie. Utkane przez nie dywany utrudniay poruszanie si po rzece.
- To sudd - odezwa si markotnie Ali, stojcy obok Sama przy re-lingu.
- Niedugo wszystko wrci do normy - odpar Sam z wiar. Ali wypuci ciko
powietrze przez nos.
- Efendi, na poudnie od Chartumu bdziesz musia wycina na wodzie kady
metr drogi!
Moe Speke mia racj? - przyszo Samowi niespodziewanie do gowy. - Moe
Nil rzeczywicie wypywa z ogromnego jeziora". A jeli tak, to gdzie ono ley?
Ktr z odng tej przekltej rzeki powinni popyn? Jakiego wyboru dokona
Speke i czyjego wybr okaza si trafny? Czy Speke nadal yje? Sam pamita, e
jego naczelnym zadaniem byo niesienie pomocy Speke'owi. Murchison z
Krlewskiego Towarzystwa Geograficznego przypomina mu o tym w kadym
licie. Dopiero pniej mg, a waciwie wolno mu byo, pomyle o wasnych
ambicjach.
Upa te si troch zmieni. Podczas podry przez Egipt Sam czu si czsto
niczym podpomyk, ktry zapomniano wyj z pieca. Wyschnity i spieczony.
Teraz natomiast wilgotne skwarne tchnienie gorca przypominao mu raczej jego
londysk kuchni tu przed witami Boego Narodzenia, gdzie w wielkich misach
kipiay witeczny pudding i zupa z sera stilon. Zupa z sera stilon! Wyborny
przysmak" - westchn w duchu, wycierajc pot z oczu. Zamiast delikatnego
pleniowego aromatu serowej zupy poczu w ustach jedynie sl swoich marze.
Powietrze przynosio z sob przeczucie niezmierzonych lasw, nieznanych dotd
wzniesie i niezbadanych dolin, daleko za Gondokoro,
U celu jego podry.
U celu? Na pocztku poprawi si w mylach. - To bdzie dopiero pocztek.
Jeli Bg pozwoli".
Sam zapa za takielunek. Przechyli si przez reling i popatrzy do tylu, w d
rzeki. Dwch towarzyszcych im barek nie byo jeszcze wida. Jedn z nich ochrzci
mianem niezguy, bo wci musia ata jej dzib

skra nosoroca, rway sie agle albo maszt si rozlatywa. Naprawy trzeba byo
zawsze przeprowadza w cigu skwarnego dnia, a gdy sta w wodzie, w ydki
wpijay mu si dugie na palec pijawki. Ale przynajmniej udawao im si unika
prawdziwych nieprzyjaci czyhajcych na podrnych. Chmar komarw, ktre po
zachodzie soca unosiy si z przybrzenych trzsawisk. Sowiki Nilu ze swym
miertelnym, malarycznym bzyczeniem.
Sam wyda przez rami gon komend:
- Trzyma kurs! Wycign szyj.
Przed nimi na horyzoncie ukazaa si biaa powiata. A wic to by Chartum?
W swoich listach Petherick pisa same ze rzeczy o tym miecie. A jako brytyjski
konsul wiedzia chyba najlepiej. Podobno zdy si w Chartumie porni ze
wszystkimi waniejszymi osobami. Petherick i jego wyjtkowe zdolnoci do
nastpowania ludziom na odciski! Sam nie mg si powstrzyma od miechu.
W kadym razie cieszy si, e bd mogli odpocz w wygodnym domu
Pethericka. Najpierw zamierza wzi gorc kpiel razem z Florence i zmy z jej
opalonej skry kurz i trudy podry. Take z miejsc, w ktre kurz nie mia
waciwie moliwoci si przedosta, gdzie jej skra pozostaa biaa.
Wyjrza przez reling i puci oko.
- Florence! Chod! - zawoa.
Biaa powiata bya coraz bliej. Odwrci si i jeszcze raz zawoa:
- Florence! Florence! Chartum! Przed nami ley Chartum! Przebiega przez
pokad, w sam por omijajc koz, ktra znw si
odwizaa. Obja Sama wp i oboje rozemiali si z radoci. Dotarli, ale ich
podr miaa si dopiero zacz.
Sam po raz trzeci zapuka w zamknit i zaryglowan bram, ale z wntrza
domu nadal nie usyszeli adnego odzewu. By to niski budynek zbudowany, jak
wikszo domw w Chartumie, z wysuszonego muu Nilu i wielbdziego gnoju.
Szybko zapada zmrok, a w adnym z okiennych otworw nie zapalia si ani jedna
lampka. Na fioletowym niebie Chartumu pokazay si pierwsze czarne pasma nocy.
Raptownie ucich piew ptakw. Z wntrza domu nie dobiega aden szmer. Nad
bram, potargana wiatrem, wisiaa flaga angielskiego krlestwa. Na grubo
ciosanych

deskach bramy widniay namalowane podobizny jednoroca i lwa. Jednoroec


przypominal zagodzon koz, lew za wylinialego psa.
Mimo to widok owych sztandarw sprawi Samowi przyjemno i napeni go
dum.
Gdyby jeszcze konsulat Jej Krlewskiej Moci w Chartumie nie sprawia
wraenia tak piekielnie opuszczonego! Gdzie, u diaba, podziewal si Petherick?
Moe ju wyruszy do Gondokoro na spotkanie Speke'a? Czyby konsul mial
wiesze wiadomoci od niego?
Odwrci si. Mia wraenie, e ktem oka dostrzeg jaki ruch przy wgle
domw okalajcych plac. Rzeczywicie, pltao si tam kilku wyrostkw, ktrzy
teraz zaczli chichota. Chopcy koysali si w kurzu na palcach tam i z powrotem.
Wygldao to jak taniec, ktry dopiero mia si rozpocz i tylko oni znali jego rytm.
Florence westchna i przysiada na skrzyni, w ktrej Sam przechowywa kilka
przyrzdw pomiarowych i lekarstwa. Na wieku wzmocnionym skrzanymi
rzemieniami napisano duymi biaymi literami: Baker".
- Czy kto ma klucz do tych przekltych drzwi? - spytaa i przetara rk czoo.
Jej palce pozostawiy ciemne lady na wilgotnej skrze. Nadal panowa nieznony
upa. Wieczorny wiatr nie sprawi im adnej ulgi, bowiem przynis z sob do
miasta pustynne powietrze, dawno pozbawione wspomnienia deszczowej wieoci.
- Uwaam, e okazaem wystarczajc uprzejmo - oznajmi zdecydowanym
gosem.
Florence skina twierdzco, lecz przy tym zamkna oczy i zakrya uszy
rkami. Wci czua yw niech do broni palnej.
Sam nachyli si do futerau swojej owieckiej broni, ktra razem z pozostaymi
bagaami zostaa zniesiona ze statku. Strzelba z ruszni-karni Reilly, Starannie
uoy kolb na mikkim miejscu pomidzy obojczykiem a koci ramienia, by
zneutralizowa odrzut. Zebra myli, jak zwykle, gdy bra do rki bro, adowa j i
odbezpiecza. Nastpnie pocign za spust.
Odgos wystrzau przeci wieczorn cisz. W szybko ciemniejce niebo uniosy
si znad dachw liczne cienie marabutw i cierwnikw. Dzieciaki i psy podniosy
gowy znad ulicznych mieci, w ktrych wanie grzebay. Ledwo zdyo
przebrzmie echo wystrzau, wrciy do swego zajcia. Po zapadniciu ciemnoci
bd musiay pozostawi wszystkie resztki hienom.

Sam znw spojrza w zmczon twarz Florence. Nie byoby dobrze, gdyby
ciemno zaskoczya ich na ulicy. W okolicznych domach nie wida byo adnego
ruchu, ale nigdy nic nie wiadomo. Wanie ta cisza stanowia dla niego ostrzeenie.
Moe wszystko, co sysza o Chartumie, byo prawd? Jutro bd mdrzejsi.
Odczeka, a dym si rozproszy. W przejrzystym powietrzu wida byo kdk
przy wejciu. Strza Sama rozbi j na dwie czci. Podszed bliej i szarpn za
bram. Nadal bya zamknita od wewntrz.
- To dziecinnie proste - powiedzia i cofn si o kilka krokw. Wziwszy
rozbieg, jednym kopniakiem wyway nadszarpnity zamek. Oba skrzyda rozwary
si ze skrzypniciem zawiasw. Odwrci si do Florence.
- Witamy w konsulacie krlowej - rozemia si. - Tym razem wyjtkowo sam
pjd przodem.
Zajrzeli razem do rodka domu okalajcego dziedziniec. Na grzdkach leay
skonane z pragnienia, pokryte kurzem roliny. Porodku podwrza w studziennej
misie wida byo jeszcze kau wody, lnicej w wietle wieczoru. W gaziach
wyschnitego drzewa z powrotem przysiady dwa marabuty. Wszystkie czci ich
cia zdaway si zwiesza w d. Kamienne pyty dziedzica pokrywa piasek. Sam
przeszed przez wewntrzne podwrze i wszed na taras. Nagle usysza przeraony
okrzyk. W ostatniej chwili udao mu si omin wielki czarny cie, ktry si do
niego zblia. To stru gna z obkanym spojrzeniem przez podwrzec. Sam
zauway, e drzwi jego klatki, stojcej w naroniku domu, byy otwarte. W rodku
siedziay na prtach dwa zmczone pawiany, iskajc si nawzajem. Prawie nie
podniosy wzroku, gdy Sam i Florence weszli na podwrko.
- Czy to zoo Pethericka? Chyba powinien lepiej zadba o zwierzta, gdy
wyjeda - rozemiaa si.
Sam pokrci gow. Prbowa wywnioskowa, jak dawno mieszkacy opucili
domostwo. Miesic temu, moe dwa? Gdzie podziewali si sucy? Pewnie dostali
nalen zapat i dali drapaka, jak zwykle. Na kim mona byo tutaj polega? Kiedy
wysa ostatni depesz do Pethericka? Kiedy otrzyma od niego ostatni
odpowied? Moe Petherick mia wiadomoci o Speke'u i Grancie? Wyjecha im
naprzeciw? Tylko w ten sposb Sam mg sobie wytumaczy nieobecno konsula.
Zastanowi si. Naraz zauway na werandzie jaki ruch, gdzie w okolicy
wejcia do domu, koo dwch kolumn. Od cienia spowijajcego

taras oderwaa si czarna posta kobiety. Jej kolorowe baweniane chusty tylko
czciowo przykryway nabrzmiae ciao.
Sam poczu za sob Florence, jej ciepo i oddech. Teraz i ona zauwaya
ciemnoskr kobiet i wydaa cichy, zdziwiony okrzyk.
- Podejd tu - rozkaza Sam.
Kobieta posuchaa, lecz jej kroki byy niespieszne i Sam ju z daleka dostrzeg
na jej twarzy znajom mieszanin otpienia i niechci. Serce mu si cisno.
Potrzebowa ludzi, dobrych ludzi. Czy naprawd tu takich nie byo?
- Kim jeste? - zapyta jpo arabsku, gdy przed nim stana. Zauway, e jest w
zaawansowanej ciy, waciwie tu przed rozwizaniem.
- Khadidja - odpara krtko. - Jestem gospodyni pana Pethericka.
Odpowiadajc, nie patrzya na niego, za to z nieskrywan ciekawoci przygldaa
si Florence.
- Gdzie jest konsul? - indagowa dalej Sam, prostujc plecy.
- Nie ma go. Wyjecha. Do Gondokoro. Na spotkanie biaych mczyzn, ktrzy
mieli tam przyjecha. - Wzruszya ramionami.
Sam poczu sucho w gardle. Biali mczyni! Na pewno Speke i Grant.
Usysza za sob westchnienie Florence.
Czy to znaczy, e na darmo zada sobie tyle trudu? Wolno mu byo udzieli
pomocy, nic ponadto?
- Gdzie twj m? Chciabym z nim porozmawia - zapyta. Chcia wnie i
wypakowa bagae. Chcia si wprowadzi, nawet gdyby mia tu zosta jedynie
kilka dni.
Khadidja uniosa brod. W jej spojrzeniu na chwil rozpali si gniew, ogie,
ktry natychmiast stumia.
- Nie mam ma, jestem tu sama - odpara. Pooya rk na brzuchu.
-Ale... - zacz Sam i zda sobie spraw z niestosownoci sw, ktrych omal
nie wypowiedzia. Stojcy z tyu Ali rozemia si i zakry doni usta. Sam
odwrci si do niego. Czu w sobie narastajcy gniew.
- Co? - rzuci krtko. Ali wzruszy ramionami.
- Petherick - powiedzia tylko, po czym wyszczerzy zby i wykona palcami
kilka jednoznacznych ruchw. - To oczywiste. Wszyscy tu tak robi. Suca jest
jednoczenie konkubin - rzuci tak niedbale, jakby nie byo przy nich kobiety.

Zabraniam ci wyraa si w ten sposb o konsulu Jej Krlewskiej Moci.


Petherick jest onaty i ten, kto go obraa, obraa rwnie mnie -odrzek Sam.
Teraz i Khadidja si rozemiaa. Krtko i pogardliwie. Bardzo dobrze
zrozumiaa, o co chodzio. Odwrcia si i zawoaa do tragarzy co w jzyku
oromo. Mczyni zaadowali sobie skrzynie na ramiona i weszli za ni do domu.
aden z nich nie spojrza na Sama. Sam obserwowa Khadidj, jak koysaa swym
penym, podnym ciaem. Poczu na plecach wzrok Florence. Zawstydzi si.
Wstydzi si za siebie i za Pethericka, ktrego jeszcze broni. Wstydzi si za jego
on Kate, ktr zachowa w pamici jako radosn i wiern on.
- Witamy w Chartumie - powiedzia do Florence, a w jego gosie brzmiaa
bezsilno.
- Dzikuj - odpowiedziaa. - Na pocztek pilnie potrzebna mi gorca kpiel. Pocaowaa Sama i skierowaa si do wejcia. - Jeli wemiesz sobie tutaj
gospodyni, zabij ci - dodaa, odwracajc po drodze gow.
Lampy paliy si cicho i przesycay duszne powietrze zapachem wieego
wosku. Ich spokojne wiato rzucao cie na pokryt gruboziarnistym tynkiem
cian pomieszczenia, w ktrym Florence kazaa rozstawi miedzian wann.
Przez otwory w cianie z ciemnoci wlatyway do azienki niezliczone my.
Obijay si o sufit, bezsilnie lgnc do wiata, nim z sykiem zginy na rozgrzanym
szkle osaniajcym lampy. Sam mia wraenie, e w krtki odgos towarzyszcy
ich mierci by jedynym dwikiem w tym wiecie, taka cisza panowaa w nocnej
ciemnoci za oknem. Przez otwory widzia firmament z niezliczon iloci gwiazd.
Tutejsze niebo byo o wiele wyej ni w ktrymkolwiek innym zaktku wiata. Byo
na nim o wiele wicej gwiazd, ni kiedykolwiek widzia w Anglii. Gadk czer
przecinao pasmo przypominajce bia wstg. Moe chmury. Ale dlaczego
wieciy? Jak srebrny py, daleko na nocnym niebie. Jaki meteoryt spon na jego
oczach, pniej jeszcze jeden.
Wczeniej jego ludzie poywiali si na dworze, jedli zup i zagryzali j
podpomykami, miejc si przy tym i piewajc. Teraz pewnie poszli spa
zadowoleni, e wreszcie maj pod nogami stay ld. W stajniach ssiednich domw
ryczay osy, a w suchym sitowiu cykay cykady. I nagle wszystko umilko.

Florence odwrcia sie do Sama tylem, podcigajc kolana, tak by mg jej


umy plecy.
- Odwr si - powiedzia do niej cicho i zsun si do wody. Posuchaa.
- Jeste za duy, mam za mao miejsca - rozemiaa si i zaoya ydki na
obrzea wanny po obu stronach, robic mu miejsce. Gdy si poruszya, letnia ju
woda spyna z jej ramion na nagie piersi i brzuch. wiato lamp malowao na jej
skrze cienie, unoszce si i opadajce wraz z jej oddechem.
- Wygldasz jak tygrys - wyszepta Sam, przesuwajc palcem wzdu
nakrelonej wiatem prgi od jej pachy do piersi. Ciao Florence byo bardziej
kociste i ylaste ni wwczas w Widyniu, ale uk jej piersi by nadal mikki.
Przywid mu na myl zakola Nilu zaznaczone na jego mapach, jedno bardziej
zagadkowe od drugiego. Pochyli si do przodu i pocaowa miejsce, w ktrym jej
szyja obniaa si w kierunku obojczyka. Mae wgbienie przypominao mu solne
miski na stole ksicia Atholla.
- Jedyny tygrys w Afryce - zamiaa si cicho, odsuwajc si od niego. Odchylia
si do tyu i zanurzya dugie wosy w wodzie. Westchna, gdy woda dotkna
skry na jej gowie i jeszcze bardziej si wygia. Przez chwil zdawao si, e
skadaa si wycznie ze swego zocistego biustu.
Na ten widok Sam wstrzyma oddech.
Pooy donie na jej piersiach, a ich mikki dotyk przywrci go do ycia.
Do dzisiejszego dnia, przez ostatnie tygodnie i miesice smakowa jedynie kurz,
robi notatki, przerabia je i poprawia, rozsdza spory pomidzy swymi pijanymi,
chciwymi marynarzami, pilnowa, eby si nie buntowali i nie uciekali,
jednoczenie ustawicznie obserwujc brzegi rzeki. Do tego przez cay czas si
obawia, e dotrze do niego wiadomo o odkryciu Speke'a i Granta.
I wreszcie byli w Chartumie. Byli tutaj, Florence i on. Niewane, co si
wydarzy, naleeli do siebie. Im sytuacja zdawaa si trudniejsza, tym atwiej
znajdowaa rozwizanie. By razem z ni, tylko to si liczyo.
Jego donie nie byy do due, by przykry jej piersi. Okrnymi ruchami
gadzi rowe ciao. Sysza, jak cicho wzdycha. Podniosa si. Jednym pynnym
ruchem zanurzya nogi w wodzie i rozchyliwszy uda, usiada na nim.
Czu, jak jej jzyk rozchyli mu wargi i bada wntrze jego ust. Jej palce bdziy
w jego wosach, zataczajc koa po skrze gowy. Zamkn oczy, upajajc si jej
dotykiem. Poczu, jak minie mu twardniej, obj

j i z caej siy przycisn do siebie. Jkna pod naporem, ale nie zwolni
ucisku. Nie puci, czujc, jak zamyka wok niego drobne palce i wprowadza go
powoli w swoje ciao.
Zgasa jedna z lamp. W pomieszczeniu zrobio si ciemniej. Ostatnia ma
znalaza drog do miertelnego ognia.
Woda lekko zafalowaa, gdy Florence zacza si na nim porusza. Stopy i palce
opara o dno wanny i wpada w rytm. Taczya na jego ciele, wykonujc biodrami
koliste ruchy, najpierw wolno, a znalaza waciwe miejsce, pniej szybciej i
szybciej. W kocu wyprya si i zdusia krzyk na jego ramieniu. Sam czu jej
oddech na swojej nagiej skrze. Caujc jej skronie, unis j lekko i szerzej
rozchyli jej uda, by gbiej w ni wej.
Poranne soce byo tak ciepe, e Sam i Florence kazali poda niadanie na
zacienionej werandzie. Obrus by znonie czysty, a w kuchennych szafkach Ali
znalaz porcelan z posagu Kate Petherick. Wallady siedzia na stole midzy rcznie
malowanymi talerzami i filiankami. Starannie przedstawione na nich angielskie
krajobrazy w biao-czerwonych kolorach, w Chartumie wydaway si zupenie obce.
Naleay do zupenie innych czasw i innego wiata. Kucharz upiek im na
niadanie podpomyki, usmay jajka, a nawet znalaz na rynku wiee owoce
mango, papaje i marakuje. Sam przyglda si, jak Florence dokadnie wybiera
sodkie pestki z twardej, fioletowej upiny passiflory. Na trzonku srebrnej yeczki,
ktr trzymaa w rce, byy wygrawerowane pierwsze litery imienia i nazwiska Kate
Petherick. Florence jada i karmia Wallady ego, ktry wypluwa pestki, a ona si
miaa.
Na przyjcie z okazji ich przybycia do Chartumu woya czyst sukni z
niebieskiej baweny. cile opinaa jej tali, a spod bufiastych woalowych rkaww
wida byo zarys jej ramion. Kolor tkaniny sprawia, e jej skra wydawaa si
ciemniejsza, a oczy janiejsze. Poruszya si na krzele i suknia zaszelecia. Sam
przypomnia sobie, jak bardzo kiedy lubi ten dwik. Stanowi zapowied czego
przyjemnego, kusi.
- Co si stao z t kosztown krynolin uszyt w Konstantynopolu? - zapyta,
wypiwszy yk herbaty.
- Odpoczywa w spokoju. Chyba podarowaam j onie wodza egipskiego
plemienia, kilka dni podry za Kairem. Przez gaz moe teraz cedzi kozie mleko i
karmi nim dzieci - odrzeka Florence i daa znak Alemu, eby dola jej herbaty. - W
ten sposb suknia moe si do czego przyda.

Sam musia si rozemia na wspomnienie halki, po czym zanurzyl spieczony


brzeg podpomyka w sodkiej bawarce. wiee kozie mleko utworzyo patki na
powierzchni herbaty wjego filiance i nadao napojowi specyficzny smak. Wszystko
byo kwesti przyzwyczajenia, przekonywa si. W Anglii bdzie pewnie musia w
przyszoci hodowa kozy, bo krowie mleko przestanie mu smakowa. Dentelmeni
z klubu zaczn go wtedy nazywa kozim Bakerem. Zdziwi si, jak bardzo obojtny
sta mu si dawny wiat. A kime byli owi dentelmeni w klubie? Nigdy dotd nie
czu si tak blisko ycia jak tutaj.
Opar si i wysun przed siebie nogi. Za kamiennym murem, na ktrym
nieruchomo wisiao kilka srebrzystozielonych jaszczurek, sycha byo kroki i gosy
mieszkacw Chartumu. miech kobiet idcych na targ, ich nawoywania po
arabsku. Koa przeadowanych wozw zapaday si w piach, z ktrego wypychano
je wrd przeklestw. Ryk wow okadanych batem, piew idcych mczyzn,
prawdopodobnie niewolnikw. Sam sysza ich czapice kroki, brzk acuchw i
kajdan u ng, gdy si o siebie obijay.
Zauway, e Florence odstawia filiank i przysuchiwaa si tym odgosom.
Bya blada, ale si nie odezwaa. W milczeniu odoya na bok yk i przestaa je.
Midzy jej brwiami pojawia si zmarszczka.
Ali bez sowa zabra si do uprztania naczy.
Sam odchrzkn i sign po piro i kaamarz stojce na brzegu stou, by zrobi
notatki w dzienniku.
- Pozwl mi opisa nasz przyjazd do Chartumu.
- Wspomnisz o tym obkanym strusiu? - spytaa.
Niewolnicy minli ju mur ich domostwa i zrobio si cicho. Nierealnie cicho"
- mia pniej pomyle Sam.
- Bez wtpienia! - potwierdzi z umiechem.
- A o Khadidji? O niej te? - zapytaa ciszej. Podnis wzrok, zastanowi si i
pokrci gow.
- Nie, lepiej bdzie, jeli j przemilcz.
- Gdy bdziesz pisa, przyszyj rkaw twojej koszuli, ktry urwae podczas
ostatniej naprawy odzi.
Wanie zamierzaa wsta, gdy nagle usyszeli krzyki i szybkie kroki w
ulicznym kurzu za murem. Pocztkowo dochodziy z oddali, ale przybliay si
stopniowo do domu Pethericka.
Wydawao si, jakby caa zgraja gonia jakiego zbiega. Syszeli woania i
przeklestwa.

Sam zauway, e Florence znieruchomiaa. Spojrzaa na niego pytajco.


Wallady skoczy jej na rami.
Sam odoy dziennik, ale zaraz znw wzi do rki piro. Niech ci ludzie sami
rozwizuj swoje problemy. On i tak mia za duo spraw na gowie.
W tej chwili czyje pici zadudniy w bram, ktr Sam poleci prowizorycznie
zaryglowa. Stru w swojej klatce, w ktrej Sam kaza go z powrotem zamkn,
natychmiast przeraliwie si rozwrzeszcza. Wystawi przez prty dug szyj i
zdawao si, e ju na zawsze tak zostanie. Za nim pawiany rozpoczy dziki taniec
na swoich hutawkach. miay si, szczerzc zbiska, a Samowi przeszy ciarki po
plecach.
- Mister, mister! Baker efendi! - wrzeszcza jaki wysoki gos pod bram. Prosz otworzy!
Pici znw zadudniy o drewno i kto si rozszlocha.
- Sam, to dziecko! - zawoaa Florence.
Zanim Sam zdy j powstrzyma, rzucia rozkaz mczynie pilnujcemu
bramy.
- Otwieraj! Pospiesz si!
Sam zobaczy, jak wybiega z cienia werandy na podwrze. Piach skrzypia pod
jej stopami, a suknia pozostawiaa dugi, powczysty lad na dziedzicu.
Mczyzna, ktrego Sam ustawi przy bramie, usucha wprawdzie, ale tylko
troch uchyli drzwi, robic wsk szczelin. Lecz to ciasne przejcie wystarczyo
czarnemu chopcu, ktry tak bagalnie si do nich dobija. Wsun rk w szpar, a
pniej jej ladem przecisn cae swoje wte ciao. Nastpnie caym sob popchn
drewniane skrzydo, tak e brama natychmiast si za nim zatrzasna.
- Zaryglujcie wejcie, efendi, sam diabe mnie goni! - wykrzykn i rzuci si w
piasek przed Florence. - Sittl Sittl Ratuj, zaklinam ci! - woa.
Sam zauway, e chopiec chwyci brzeg sukni Florence i ukry w nim twarz, na
ktr opaday gste czarne loki. Dziecko leao na ziemi i zaczo paka. Jego
ciaem wstrzsa szloch. Podczoga si bliej do Florence, obj rkami jej kostki.
Jego palce zbielay, ale na twarzy Florence nie pojawio si nic poza wspczuciem.
Obok chopca lea w kurzu brudny woreczek, w ktrym Sam domyla si
zotych monet. Pewnie dzieciak je ukrad.
W tej chwili kto mocno popchn od zewntrz wrota bramy wiodcej do
posiadoci Pethericka. Pod impetem uderzenia stranik Sama polecia

do tylu i upadl w piach pokrywajcy dziedziniec. .Jednake zamiast si podnie


i broni domu, poczoga si na czworakach pod oson muru.
- Co to ma znaczy, do diaska, nie jestemy na targowisku! To konsulat krlowej
Anglii! - krzykn z irytacj Sam.
Chwyci korbacz ze skry hipopotama, ktry wczeniej uoy zwinity na
balustradzie. Kilkoma krokami zszed z werandy na piasek i rozstawiwszy nogi,
stan przed Florence, ktra uklka i podniosa chopca z kurzu. Sam zobaczy, jak
dziecko do niej przywaro, a ona je obja. Mruczaa jakie ciche sowa, trzymajc
usta we wosach chopca, a potem wytara rkawem jego zasmarkan twarzyczk.
Wallady naladowa jej ruchy, dotykajc palcami ramienia chopca. Wydawao
si, e chopak wrd szlochw co jej opowiada.
Sam by zdziwiony. Jakiego jzyka uywa? To chyba by niemiecki.
Widzia, jak Florence raz po raz potakiwaa i gadzia wskie dziecice ramiona,
okryte dug koszul z cienkiej baweny. Pniej przeniosa wzrok na Sama.
Sam rozwin bat. Zamierza broni ich obojga i domu, bez wzgldu na
konsekwencje. Bd co bd chodzio o skrawek angielskiej ziemi!
Wrota prowadzce na ulic stay teraz otworem. Wok czowieka stojcego w
wejciu do konsulatu Pethericka byskawicznie zebraa si gromada ludzi.
Mczyzna te trzyma w rku bat, a jego dugie skrzane spodnie pokryway
liczne plamy. Sam nie widzia jego oczu, ukrytych w cieniu szerokiego ronda
kapelusza, spod ktrego a na ramiona opaday ciemne wosy. Zdawao si, e ju
od rana raczy si alkoholem. Stopy odziane w buty z krokodylej skry ustawi
gboko w piasku podwrza, by zapewni sobie stabiln pozycj. Tu za nim sta
czowiek w czystym biaym kaftanie i czerwonym turbanie na gowie, poyskujcym
niczym plama krwi. Podtrzymywa go od tyu.
- Zostaw mnie, Mohammedzie - odezwa si mczyzna, uwalniajc si z
ucisku tamtego.
Spojrza na Sama, a pniej na Florence. Dziecko w jej ramionach odwrcio
gow, po czym z krzykiem mocniej do niej przylgno.
- Sit, ratuj! On chce mnie zabi! - szlocha chopak. Mczyzna si skoni.
Samowi zdawao si, e wyczu szyderstwo. Mimo to si opanowa. Jemu
samemu byo obojtne, czy ludzie okazywali mu szacunek, ale gdy chodzio o
Florence, by bardziej wraliwy.

Mczyzna postpi krok w kierunku Morence i dziecka. Chopak wrzasnl i


schowa si za jej plecami. Zza materiau sukni wyzierao tylko jedno przeraone
oko. Sam widzia, jak si wyprostowaa, zasaniajc chopca spdnic. Jej twarz
pona, a z grubego warkocza wymkno si kilka jasnych kosmykw.
Mczyzna by teraz bardzo blisko niej.
Mimo to nie cofna si i wytrzymaa jego wzrok.
Sam zauway, e na twarzy mczyzny pojawi si umiech. Umiech, ktrym
niemal fizycznie dotyka Florence, ktrym tam, na dziedzicu domu Pethericka,
rozebra j i posiad. Wallady zapiszcza i odsoni zby.
Sam wzi gboki oddech. Korbacz ze swymi cile splecionymi rzemieniami
lea pewnie w jego doni. Mczyzna odwrci si do niego.
Wskaza palcem na chopca i odezwa si z umiechem czyst angielszczyzn.
- Witamy w Chartumie, mister Baker. Jestem Amabile del Bono. Nie chc duej
zakca wam spokoju, przychodz, by odebra swoj wasno. Ten chopak mi
uciek. To szataskie nasienie poniesie zasuon kar.
- Paska wasno? Jak czowiek moe do pana nalee? - oburzy si Sam. Czy nie napisano w Biblii, i kto porwie czowieka, to czy go sprzeda, czy te
znaleziono go jeszcze w jego rku, poniesie mier"?*
Amabile si umiechn.
- Bardzo szlachetnie z pana strony. Prosz nie by dziecinnym, mister Baker.
Paski przyjaciel, konsul Petherick, zrozumiaby mnie doskonale. Dla przykadu: t
oto dziewczyn kupi ode mnie - owiadczy, wskazujc w kierunku tarasu, gdzie
niespodziewanie pokazaa si Khadi-dja. Znw si rozemia, a na jego gadkich
policzkach utworzyy si dwa doki.
Sam zobaczy, jak Khadidja cofna si w cie domu i schowaa za kolumnami.
W pewnej chwili uwiadomi sobie, e dziedziniec wypeni si ludmi. Audytorium
podzielio si na dwie grupy. Zdawao mu si, e jego wani ludzie ustawili si
wok del Bona. Kilku z nich dao drapaka po tym, jak wczoraj wypaci im naleny
od. Alego, ktrego zatrudni jako tumacza, te nie mg nigdzie wypatrzy.
Zgraja opojw!
Amabile sign do kapelusza.
- O ile mi wiadomo, paski przyjaciel Petherick wyruszy wanie do dungli, by
na wasn rk zdoby niewolnikw i ko soniow.

Biblia Warszawska, Druga Ksiga Mojeszowa, 21,16.

- To kamstwo! - oburzy sie Sam. - Petherick na rozkaz krlowej pojecha z


misj do Gondokoro, by udzieli pomocy Spekeowi i Grantowi.
Amabile del Bono wzruszy ramionami.
- Oczywicie mona to i tak nazwa. Niewane. Prosz mi odda chopaka.
Moje wpywy otworz przed panem wszystkie drzwi w Chartumie. Zostamy
przyjacimi - zaproponowa, nie spuszczajc wzroku z Florence.
Jego spojrzenie dotykao jej ramion i szyi, a nastpnie przesuno si do
wycicia sukni, tam gdzie w widoczny sposb zaczynay si piersi.
Sam obrci w doni korbacz. Jednoczenie jego wzrok pad na woreczek lecy
w kurzu u stp Florence. Schyli si, podnis go i potrzsn. Gdyby byo w nim
zoto, chopak okazaby si zodziejem i Sam nie mgby udzieli mu pomocy.
Tymczasem z woreczka wypady jakie drobne przedmioty przypominajce pionki
do gry. Na piasku leay pionki z koci soniowej i hebanowego drewna.
Ku wasnemu zdziwieniu Sam poczu ulg.
- Prosz odda chopaka - zada cicho Amabile i byskajc biaymi zbami,
uczyni niewielki krok w stron Florence, co mona byo odebra jako grob.
Wycign rk po Saada. Wallady zapiszcza i razem z chopcem ukry si w
fadach sukni. Mapka draa na caym ciele.
Zanim Sam zdy cokolwiek odpowiedzie, Florence wyja mu z doni
korbacz i znienacka wymierzya Amabile cios w rk.
Powietrze nabrzmiao z napicia. Maltaczyk krzykn i odsun si do tyu. Na
piasek skapywaa krew.
Florence przysuna bat do jego twarzy i powiedziaa:
- Nigdy! Nigdy, syszy pan? Ten chopak jest wolny!

ROZDZIA 6
Ty jeste Florence Baker? - usyszaa pytajcy gos. Nalea do jakiej kobiety,
Europejki mwicej po niemiecku z delikatnym, piewnym akcentem.
Odwrcia si.
Wok trwa w penym toku targ w Chartumie, chocia wiato dnia nie zdyo
si jeszcze napeni jego kolorami. Na razie niebo byo biae, a na rynku w kauach
piasku szukay poywienia urawie koroniaste i dudki. Z samego rana mogo im si
jeszcze poszczci w szukaniu robakw. Ju za godzin piasek stanie si o wiele za
gorcy, by moga si w nim ukry jakakolwiek forma ycia.
Na placu w pobliu chartumskiego portu uwijao si mnstwo handlarzy, ktrzy
wyoyli swoje towary na ziemi albo na niskich stoach. Florence zobaczya wizki
somy i suchego chrustu nazbieranego w buszu. Dalej, poukadane w sterty, leay
owoce, a obok nich jakie nieznane zielone warzywa o podunym ksztacie.
Przypominay pokryte meszkiem strki zwykej fasoli, ktre Sam tak lubi, ale byy
o wiele dusze i grubsze. W kotach pyrkaa zupa z krokodylego i wiego misa
oraz piure z rozgotowanych owocw baobabu, przyprawionych imbirem i dajcych
si. Inni kupcy oferowali wieo wypieczone podpomyki z grubo mielonej mki
durra.
- Psst - sykn jaki may chopiec obok niej i Florence spojrzaa w d. Malec
rozwin chustk i pokaza jej wspania snycerk z koci soniowej. Mczyzna
zabawiajcy si z trzema kobietami, a wszystko na kawaku nie wikszym od jej
kciuka.
- Dla efendiego - zaproponowa chopiec z szelmowskim umiechem. - Albo dla
ciebie, sirr...
- Zmykaj std - rozemiaa si Florence i mimo wszystko wsuna mu do rki
monet. Chopak usucha. Wcisn si midzy dwie czy trzy

przysadziste kobiety odziane w ciemne buibui. Florcnce odprowadzia go


wzrokiem. Przemkn obok stoiska z wysuszonymi i polakierowanymi korpusami
wy, maych krokodyli i jaszczurek, w ostatniej chwili omin mczyzn
sprzedajcego noe i amunicj, a nastpnie usiad przy stole na werandzie paskiego
domu przylegajcego do duszego boku targowiska.
Zmruya powieki. Soce stao wysoko i razio oczy, ale Florence nie miaa
wtpliwoci. Przy tym samym stole siedzia Amabile del Bono. Widziaa, jak si
rozemia i potarga wosy chopaka. Pniej popatrzy w jej kierunku. Staa jak
wryta, nie mogc ruszy si z miejsca, chocia chciaa pj dalej. Targ wok niej
si rozpyn, nie syszaa adnych odgosw, pokrzykiwa ani muzyki. Zblady
kolory, ustao ttno ycia.
Istnia wycznie Amabile del Bono i jego sugestywny wzrok, pragncy j
zmusi do posuszestwa.
Uniosa brod. W tym momencie Amabile del Bono wsta i machn rk. Przy
okazji wzbi w powietrze troch pustynnego pyu, ktry opad do filianek z kaw
jego przyjaci, siedzcych przy tym samym stole.
Zaczli si zoci.
Florence si odwrcia. Jej spojrzenie pado na mae, spreparowane gwki.
Drgna przestraszona. Handlarz wykrzywi si w umiechu i podsun bliej
zasuszone trucha. aosne gby skurczone do rozmiarw pici.
- Marhaba - zagadn po arabsku. - Najwymienitszy towar zza wielkiego
morza. Z krainy pooonej o wiele dalej, ni efendi i sitt pragnliby si wybra.
Daleko za rdem Nilu - powiedzia.
Florence zmarszczya czoo. Wygldao na to, e cay Chartum zna cel ich
podry. Naturalnie, czeg innego mogaby si spodziewa, zreflektowaa si
szybko.
Sdzia, e ludzie nie zwrc uwagi na Sama, na ni ani na ich plany?
Handlarz si umiechn, odsaniajc dzisa. W grnej szczce mia jeszcze trzy
zby, a w dolnej dwa siekacze. Przechyli na bok gow, a jego oczy bystro
byszczay, umalowane czarnym specyfikiem majcym je chroni przed socem i
muchami. Ten rodzaj spojrzenia czsto widywaa u ludzi spotykanych na bazarze,
by w nim mdry bysk, ktry za kadym razem sprawia jej przyjemno.
- Funta za gow. Wyjtkowa cena, specjalnie dla ciebie, sitt. Tylko dlatego, e
targ z tob to dla mnie czysta przyjemno.
Florence pokrcia gow i zamierzaa ruszy dalej.

Domylaa si, e Amabile del Bono wci ja obserwuje. Na karku czua


pieczenie. Dotyka j wzrokiem. Z wysikiem zmusia si, by nie spojrze za siebie,
na niego.
W tej samej chwili usyszaa damski gos.
- To ty jeste Florence Baker?
Odwrcia si i zobaczya mod kobiet, ktra staa tu za ni.
Miaa bardzo due, szare oczy, z ktrych jedno byo okrge, drugie za miao
ksztat migdaa. Ich kolor przypomina Florence niebo nad Bosforem. Niebo nad
Afryk nigdy nie przybierao takiej barwy. Gadka szaro, czasem niezwykle
gboka, innym znw razem jakby paska, monochromatyczna. Oczy dominoway
nad reszt twarzy w ksztacie serca, z jasn cer pokryt piegami.
Moda kobieta z umiechem wycigna rk do Florence.
- Tinne van Capellan - przedstawia si. Potem zakrcia na ramieniu
sonecznym parasolem, a zawiroway frdzle zdobice jego brzegi. - A to wskazaa za siebie przyjaznym, a jednoczenie niedbaym gestem - moja matka,
baronowa van Capellan, moja ciotka Maria, doktor Steudner, nasz badacz i
rysownik signor Contarini.
Grupka si cienia niczym kury podczas wielkiego deszczu i pozdrowia
Florence, jednoczenie lustrujc j od stp do gw.
Florence przesonia doni oczy. Soce szybko wznosio si na niebie. Tinne
van Capellan nie przestawaa si umiecha, jakby w yciu nie robia nic innego.
- A wic to prawda, podrujesz w mskim ubraniu. Nosisz... - Florence
syszaa, jak Tinne wcigna powietrze, nim ciszonym gosem dokoczya: spodnie.
Potrzsna gow, a jej anglezy, prawdopodobnie nakrcone z samego rana
gorc lokwk, straciy form i oklapy w chartumskim upale, zwieszajc si luno
na ramiona.
Ta uwaga wydaa si Florence tak komiczna, e pospiesznie skina gow, by
nie okaza rozbawienia. Tinne miaa na sobie wytworn porann sukni z szarej
baweny, wykoczon czystym biaym konierzykiem z koronki i rkawami
sigajcymi nadgarstkw, gdzie materia styka si z rkawiczkami. Z maego
haftowanego woreczka zawieszonego na doni wyja wachlarz. Jego ruch przegoni
kilka much, ktre umociy si w jej wosach.
- Czy to prawda, e polujesz na lwy? Podobno uratowaa ycie mister
Bakerowi, gdy chciay go stratowa trzy nosoroce.

Florence rozemiaa si i pokrcia gow.


- Z ca pewnoci nie. Nie dotykam broni, przysigam. Ale, miss Tinne, kim
pani jest i co pani tu robi?
- Och, przygoda... - odpara niejasno Tinne. Nastpnie pochylia si do przodu i
chwycia Florence za rkaw. - Mam zamane serce. Podruj, by nie myle o
cierpieniu. Matka z ciotk nalegay, by mi towarzyszy.
Florence skina gow, a Tinne kontynuowaa swj wywd:
- Gdzie tu, w podry, znw naucz si kocha.
-Tutaj? - zdumiaa si Florence. Nie moga si powstrzyma od tego pytania.
Jakby dla podkrelenia swych wtpliwoci zatoczya rk, wskazujc
targowisko, na ktre wprowadzono wanie grup nagich ludzi. Kobiety i dzieci
przyprowadzone z ostatniej wyprawy po niewolnikw. Handlarze odziani w
dubby, pomrukujc, robili dla nich miejsce. Grupa zatrzymaa si na moment przy
tarasie, na ktrym siedzia Amabile del Bono. Florence zobaczya, jak pochyli si
do przodu i zamieni kilka sw z mczyzn prowadzcym niewolnikw.
Tinne wzruszya ramionami.
- Tu czy gdzie indziej. Chc y i przeywa przygody. Bogu dziki, e mama
mnie rozumie.
Nastpnie spojrzaa na st ze spreparowanymi gwkami i zakrya rk usta.
- Och, doktorze Steudner, prosz popatrze, jakie to pocieszne! Ile kosztuj? zapytaa.
Florence przysuchiwaa si, jak doktor Steudner, niski mczyzna w okrgych
okularach na ciemnych oczach, targowa po arabsku. W kocu zwrci si do Tinne.
- Ten czowiek chce wprawdzie szedziesit funtw za sztuk, ale kupi za
czterdzieci.
Florence otworzya usta, ale zaraz znw je zamkna, napotkawszy spojrzenie
handlarza. yj i pozwl innym y" - pomylaa.
Tinne kiwna zachcajco do matki, ktra wycigna z woreczka portmonetk
i zacza odlicza monety.
Dziewczyna, ujwszy jedn z gw, krcia ni na wszystkie strony. Ogldaa
j jak now koronk albo nowego pieska" - pomylaa Florence.
- Nader interesujce - stwierdzia Tinne i podaa gow doktorowi Steudnerowi.
Jej sowa znaczyy tyle co: nader zajmujce, wic tym bardziej bahe.

Zastanawiam sie, jak oni to robi - zaciekawia siTinne.


- Rozpuszczaj mzg i susz gow w soli - odpara bez zastanowienia Florence.
Tinne spojrzaa na ni z obrzydzeniem. A tak dokadnie nie chciaa chyba
wiedzie.
Wzruszya ramionami.
- W takim razie z pewnoci warte s czterdziestu funtw. Czterdzieci funtw!
Za tak kwot Sam wyposay ca Diahbiah" - pomylaa Florence. Handlarz ze
skrywanym umiechem zapakowa obie gwki w licie bananowca i materia z
lnianych workw, a Tinne znw zwrcia si do Florence.
- ycz powodzenia, Mrs Baker. Wynajlimy parowiec, ktry zawiezie nas do
Gondokoro i z powrotem. Jestem przekonana, e si jeszcze spotkamy.
Uja paczk ze spreparowanymi gowami w szczup do i bia koronkow
chusteczk otara czoo. Chusteczka zrobia si caa mokra, Tinne jeszcze raz
umiechna si do Florence i odesza w swoj stron.
Spdnica jej sukni musna kilku kalekich ebrakw siedzcych w kucki na
zakurzonej ziemi. W proszcym gecie wycignli rce, ktrym trd odj palce.
Baronowa van Capellan rzucia mczyznom kilka monet i spiesznie si oddalia.
Tinne znw otara czoo. Targowisko przestao j interesowa. Zdawao si, e
unosi si nad ziemi, mimo wysuszonych gwek, ktre trzymaa w rku.
Florence patrzya, jak trzy kobiety i dwch mczyzn znikao w bazarowym
tumie. Ich ubrania przypominay wieo cite kwiaty zgubione w brunatnym pyle
miasta. Moe trzeba si takim urodzi, eby takim by - pomylaa Florence, gdy
kolory z wolna widy wrd tumu ludzi, - Tak, z ca pewnoci".
A wic takie byy kobiety w wiecie Sama.
Gdy wrcia do domu Pethericka, Sam kaza wanie rozadowa muy po
powrocie z polowania.
- Udao ci si zastrzeli lwa? - spytaa, caujc go. Na jego policzku poczua
smak dwch nocy spdzonych pod goym niebem w oczekiwaniu na besti siejc
strach na ulicach Chartumu. Lew rozszarpa ju niejednego czowieka i coraz
mielej sobie poczyna. Sam smakowa wiatrem i nieprzeliczonymi gwiazdami
nocnego nieba. Smakowa swobod.

Pokrci gowa.
- Nie, znw nic. Ta bestia jest cwasza, ni sdziem. Gdy wreszcie go dopadn,
zao ci naszyjnik z jego ap i zbw. Jako amulet chronicy przed zymi duchami
Afryki.
Florence si rozemiaa. Pewnego razu upolujesz wreszcie tego lwa powiedziaa w duchu. Sam nigdy si nie poddawa. - Wtedy zaoysz mi naszyjnik.
Moe to nie przed zymi duchami Afryki kiedy bdziesz mnie musia obroni".
Teraz sitt jest moj pani - pomyla Saad. - Przysigam na Allaha, oddabym
za ni wasne ycie!"
Westchn. Wiedzia, e nie bya to pusta obietnica. Ktry czarny chopak
wrci kiedykolwiek ywy i wolny z Gondokoro i otaczajcych je lasw? Nie.
Oddam za ni ycie" - poprawi si.
Od przybycia Bakera efendiego i sitt do Chartumu mino sze miesicy. Saad
zastanawia si czasem, jak si powodzio mnichom w Gondokoro. Czy nadal yli?
Moe jeszcze kiedy ich zobaczy. Mia nadziej, e tak. Chcia spotka ojca Lukasa
i ojca Antona. Tylko po to, by uwiadomi mnichom, co oznaczao ycie w domu
Amabile del Bona. Jak wygldao ycie gorsze od mierci. Sd podejmie rka
moja"*, tak powiedzia dziwny Bg Austriakw. Ale chyba i ja mog sobie z niego
kawaek uszczkn" - uzna Saad, rozmylajc o czekajcej ich podry w d
Biaego Nilu. O podry i jej waciwym celu, daleko za Gondokoro. Po drugiej
stronie wszystkiego, co zna, po drugiej stronie wolnoci.
Baker efendi zacz zbiera ludzi na wypraw. Saad nigdy jeszcze nie widzia
podobnej liczby sakiewek ze zotymi monetami, tak szybko zmieniajcych
wacicieli i znikajcych w licznych doniach. A wszystko to w nadziei na jak
najszybsze przygotowanie ekspedycji.
Ktrego wieczoru zobaczy Sama siedzcego w bibliotece Pethericka. Na
zakurzonych pkach dugich regaw ustawionych wzdu ciany stao niewiele
ksiek, dawno napocztych przez termity i biae mrwki. Baker by zajty lektur
jakiego listu. Pniej zmi kartk i z przeklestwem na ustach rzuci bia
papierow kul na podog.
- Baker efendi, co si stao? - zapyta.
- Zdaje si, e angielskie ekspedycje do krainy niewolnikw nie s zbyt mile
widziane, na razie wszystko na to wskazuje. Nawet gubernator Chartumu Moosa
Pascha robi co w jego mocy, by uniemoliwi mi wyjazd!

* Biblia Warszawska, Pita Ksiga Mojeszowa, 32,41.

Sand pokrci gowa.


- Tam, gdzie Turek postawi swoj stop, ziemia przestaje rodzi, to nasze
arabskie powiedzenie.
Florence uniosa wzrok znad robtki i popatrzya na Sama. Oboje milczeli, ale
Saad wyczu, e doskonale rozumieli si bez sw.
Naturalnie, e nie chciano dopuci do jego wyjazdu, bo kime innym mg by
jak nie szpiegiem Jej Krlewskiej Moci. Nawet Saad przyapa si na podobnej
myli. Niemoliwe, eby mczyzna nie by zainteresowany zdobyciem
niewolnikw ani koci soniowej! rdo Nilu. Po co go szuka? Jakie korzyci
mogo mu to przynie?
Biedny Baker efendi. Nie bdzie mg wyruszy w swoj podr" -pomyla,
przygldajc si, jak jego nowy pan, siedzc przy skadanym stoliku w
poudniowym socu Chartumu, wci najmuje nowych ludzi. Saad uderza w
bben, wybijajc marszowy rytm. A przykro byo patrze, jak te fajtapy potykay
si o wasne nogi. Wyranie widzia, e po spywajcych potem gowach tych
niezdarnych ludzi ju teraz kryy myli o buncie i mordach. Na wyprawie
chwytanie niewolnikw ani rabowanie byda nie wchodzio w gr. Dobrze o tym
wiedzieli. Moe i lepiej, jeli efendi i sitt nigdy nie bd mogli opuci Chartumu doszed do wniosku Saad. - Kto wie, by moe to, e nawet Moosa Pascha, gubernator miasta, by przeciwny ich planom, wyjdzie im w efekcie na zdrowie".
Sam rzuci okiem na podane przez mczyzn papiery. Jego ramiona byy tak
czarne, e dostrzeg na nich granatowy blask. Mia dugie koczyny, bardzo dugie.
Pod skr, ktrej gadko podkrelay liczne rytualne blizny, pryy si silne
minie. Pobienie przejrza list polecajcy olbrzyma, podstemplowany przez
niemieck misj w Aleksandrii.
- Tam si wychowae? - zapyta mczyzn. - W Aleksandrii? Olbrzym
potwierdzi skinieniem. Jego oczy patrzyy spokojnie na
Sama. By tak potny, e ramionami przykry soce. Wok zarysu jego ciaa
utworzya si jasna powiata, a na jej tle skra giganta lnia jak czarny aksamit.
Obecno jego nagiego ciaa wywoaa bojaliw cisz w szeregach stojcych za
nim mczyzn.
- Jak si nazywasz?
- Richaarn - odpowiedzia mczyzna gosem przypominajcym dwik
elaznej tarki.
Sam jeszcze nigdy nie widzia czarnego, ktry byby do niego podobny. Musia
pochodzi z innej czci Afryki.

- Skd pochodzisz? Co potrafisz? - zapyta Sam, chocia podj ju decyzj.


Richaarn uczyni rk nieokrelony gest, wskazujc ku zachodowi, gdzie soce
zaczo si powoli skania za horyzont. Nastpnie rozemia si i podrapa po
wygolonej ysinie. Skra na jego gowie odbijaa wiato. Mia biae, lnice zby.
Na kocach byy opiowane, jak ky lwa. Gdy mwi, na jego policzkach i skroniach
unosiy si i opaday liczne klinowate blizny.
- Potrafi wszystko, czego potrzebujesz, efendi. Gotowa, szy, czyci bro.
Umiem prowadzi konie i jedzi na woach. Umiem strzela i rzuca noem.
Umiem odczytywa lady i przepowiada pogod. Potrafi wszystko i wszystko ju
robiem - oznajmi i chwil si zastanowi. -Gdyby wszyscy umarli, Richaarn bdzie
nadal y.
Sam przyjrza si bliznom pokrywajcym twarz i ciao mczyzny. Wiedzia, e
te liczne mae nacicia zrobiono mu w dziecistwie, e natarto je popioem, a si
rozogniy, a pniej wygoiy w formie niewielkich wzgrkw na skrze. Wiedzia,
e may wwczas Richaarn musia stumi w sobie najmniejszy jk blu.
Sam przycisn stempel do poduszki, a nastpnie przyoy go do dokumentu
rekrutacyjnego, na ktrym zamaszycie napisa Richaarn".
- Id do Saada, niech ci wypaci z kasy od za pi miesicy z gry - powiedzia.
- Licz na twoj wiern sub, jak wszystko si zacznie.
- Moesz na mnie polega, efendi. Od dzi moje ycie jest twoim yciem, a
twoje ycie jest moim.
Jego arabski brzmia surowo i niewprawnie.
Sam odprowadza go wzrokiem. Widzia, jak masywne, nagie ciao Richaarna
si pochylio, by podnie dzid i tarcz. Przy tym ruchu umocowana wok jego
szyi krtka rzemienna opaska z zawieszk w ksztacie krzya zsuna si do przodu.
Na metalu zaamay si promienie soca i krzy zacz byszcze. C za
niespotykana mieszanka" - pomyla Sam. Jednoczenie mia pewno, e znalaz
odpowiedniego czowieka.
Zobaczy, e Saad otworzy kasetk ze zotem i zacz odlicza monety, kadc
je na doni Richaarna.
- Nastpny! - zawoa Sam.
Do przodu wysun si ponury Arab.
- Nazwisko? - spyta Sam, podnoszc piro.
- Bellal, efendi - odpar ten bez umiechu i splun. Jego lina bya czerwona od
soku orzecha betelowego, ktry przeuwa w ustach.

Florence podniosa gow, gdy Sam wszed do pokoju. Byo pne popoudnie,
ucichy odgosy dochodzce z frontowego dziedzica domu. Nie byo sycha
gosw mczyzn, ktrzy si przedstawiali, Saada, nieustannie uderzajcego w
bben, krokw, ktre powinny byy przyj jeden rytm, ale w aden sposb im si to
nie udawao, okrzykw Sama i jego rozkazw. Szybkim krokiem, marsz!" I tak w
kko, do upadego. Zastanawiaa si, z ilu otrw i drobnych zodziejaszkw
prbowa dzi zrobi dzielnych onierzy, czonkw ekspedycji.
Siedziaa przy biurku Pethericka. Saad znalaz do niego klucz w ktrej z
kuchennych skrzy.
- A gdzie indziej mona ukry klucz? - umiechn si sprytnie chopak,
wycigajc do i podajc jej kawaek metalu ubrudzony mk.
Florence rozwina przed sob mapy, ktre miay jej wskaza drog do
Gondokoro. W miejscu terenw pooonych po drugiej stronie miasta bya biaa
plama, na ktrej oznaczono zarys domniemanych grskich acuchw i
przypuszczalnego biegu rzeki. Zmarszczya czoo, mylc o trudach czekajcych ich
w cigu najbliszych miesicy, a moe nawet lat. Midzy brwiami poczua dotyk ust
Sama, krtki i dodajcy otuchy.
- Jak ci dzi poszo? Ilu ludzi udao ci si zwerbowa? - zapytaa.
Sam wzruszy ramionami i podszed do niskiego drewnianego wzka, na ktrym
ustawiono w karafkach whisky i gin. Otworzy whisky, nala troch do szklanki,
uzupeniajc jej zawarto odrobin letniej wody.
- Uff, dobrze mi to robi. Mam jedn wietn zdobycz, a jeli chodzi o reszt, to
czas pokae. Jeden z nich nazywa si Bellal, temu naleaoby zaraz z rana na
wszelki wypadek wymierzy dziesi batw. Jeszcze przed niadaniem.
- W takim razie dlaczego go przyje?
- Na bezrybiu i rak ryba. - Wzruszy ramionami. - Jeeli nauczy si maszerowa,
nie bdzie moe a tak le. Ale w przeciwnym razie jestem pewien, e Bellal narobi
nam kopotw.
Odwrci si do niej.
- Czy masz ochot na whisky wedug mojej receptury? Skina twierdzco.
- A jak si nazywa twoja nowa zdobycz?
- Richaarn.

Po ponad szeciu miesicach spdzonych w Chartumie nadszed wreszcie dugo


wyczekiwany moment. Baker efendi zebra trzy odzie, ktre z czterdziestoma
marynarzami na pokadzie miay poegowa w gr Nilu, w kierunku licznych
odng rzeki, zamknitych wrd niezmierzonych bagien podmokego, zalewowego
obszaru, zwanego suddem. Oprcz marynarzy Sam dodatkowo zatrudni tylu
onierzy i troch sucych. W sumie na statkach byo stu ludzi, dwadziecia jeden
osw, cztery wielbdy i cztery konie. Ponadto zaadowano jeszcze czterysta
workw ziarna.
- Po co a tyle, efendi? - spyta go Saad. - Kady z mczyzn potrzebuje jednego
podpomyka na posiek. Prosz ich tak nie rozpieszcza, inaczej podr szybko
stanie si dla nich zabaw i przestan pracowa. Prosz mi wierzy, znam ich!
- C za doskonaa rada. Moe ludziom nie bdzie potrzeba tyle chleba, ale mam
nadziej, e w Gondokoro uda mi si spotka dwch innych mczyzn. Nazywaj
si Speke i Grant. Uwierz mi, bd niezwykle godni. Potrzebuj ziarna dla naszej
ekipy i dla nich, nawet jeli spotkamy Pethericka, chocia nie mam zielonego
pojcia, gdzie on si podziewa.
Saad skin, niezupenie rozumiejc sens sw swojego pana. Czego Baker
efendi pragn? Odnale rdo Nilu czy dokarmia jakich obcych?
Baker efendi i sitt osobicie dogldali kadego szczegu przygotowa. Od
produkcji siode po wybr zwierzt, od wschodu do zachodu soca oboje byli na
nogach.
- W nastpny pitek wyruszamy, Saad. Dziewitnasty grudnia przejdzie do
historii - powiedzia do Saada Sam.
Chopak pokrci gow.
- W pitek, efendi? Nigdy. Ten dzie to najgorszy omen. Ka postawi agle w
czwartek.
Sam si zawaha. Saad wiedzia, jak bardzo draliwy sta si ostatnio efendi. W
kadym sprzeciwie dopatrywa si podstpu. Saad wysun do przodu rce,
odsaniajc bia wewntrzn stron doni. By szczery i Baker powinien mie do
niego zaufanie.
Florence si umiechna i przejechaa doni po wenistych wosach Saada.
Chopak zauway, jak patrzya na jasne wntrze jego doni, jakby widziaa tam
wicej ni tylko jego skr.

W takim razie niech do historii przejdzie czwartek osiemnastego grudnia. Tego


dnia Sam i Florence Baker razem z modym Saadem wyrusz do serca Afryki, by
odnale rdo Nilu - zdecydowaa. - Od tego dnia niestraszna nam bdzie mier
ani demony.
Saad rozemia si i kiwn z aprobat gow. Niech Allah ma nas w swej
opiece - pomyla. - Tych dwoje dobrych ludzi nie ma pojcia, co ich tam czeka.
Musz si nimi opiekowa. Szczeglnie moj sitf. Nie zapomnia, jak Amabile del
Bono patrzy na ni tego ranka, gdy przybyli do Chartumu.
Nie, nigdy tego nie zapomni, poprawi si.
Przecie sitt nie miaa pojcia, jakim czowiekiem by Amabile del Bono.
W dniu odjazdu agle wypeniaa wiea bryza. Nabrzee byo czarne od ludzi,
ktrzy zeszli si, by popatrze na wyjazd szalonego efendiego. Sa-ada rozpieraa
duma. Jestem jednym z szalecw podrujcych razem z nim, zostaem wybrany
przez Allaha" - pomyla. Jednoczenie razem z innymi dziwi si osobliwemu
strojowi Sama. Zamiast spodni mia na sobie niebiesko-zielon spdnic spit
klamr na wysokoci ldwi. Porodku wisiaa na pasie niewielka skrzana torba
myliwska. Mimo panujcego ciepa woy weniane podkolanwki, spod ktrych
w okolicy kolana wystawaa rkoje noa. Skr na nogach mia zaczerwienion i
spuchnit od uksze owadw, ale efendi nie zwraca na to uwagi i sta
wyprostowany przy relingu.
Na jego widok ludzie zebrani na nabrzeu zaczli si jeszcze goniej mia i
nawoywa. Saad podnis wysoko gow. Ubranie Sama musiao by odwitnym
strojem jego plemienia, inaczej chopak nie potrafi sobie tego wytumaczy.
Trapy byy jeszcze spuszczone i rodziny egnay si z mczyznami. Jaki
ojciec nie chcia pozwoli synowi, by popyn statkiem jako chopiec okrtowy, a
ten w kocu zapa za pejcz Sama i odezwa si do niego bagalnie:
- Baker efendi, wygo go, inaczej nigdy nie ruszymy si z miejsca!
Wszyscy ludzie byli ju na odzi, do tego cztery wielbdy, sze osw, pi kz
i dziesi kur, bezpiecznie schowanych pod pokadem. Marynarze siedzieli na
deskach poszycia burt, opierali si o reling i zabierali si do lin. Ballal nie robi nic,
tylko si przyglda.
Baker efendi unis rk. Na nabrzeu zobaczyli kilka chusteczek. Naleay do
grupki biaych ludzi, z ktrymi Sam i Florence utrzymywa-

li kontakty. Caa reszta trzymaa si od nich z dala. Przyjaciele i rodziny


marynarzy wydawali z siebie gardowe okrzyki, podnoszc do gry maczugi i
maczety i wymachujc nimi. Mczyni trzymali nad gow strzelby. Rozleg si
huk wystrzaw i duszne portowe powietrze nasycio si dymem. Kobiety wybuchy
poegnalnym krzykiem Arabek. Wycigny usta w dzibki i uderzay w nie
wyprostowanymi domi. Ich jzyki poruszay si szybciej ni skrzyda kolibra. Ich
lament przeszywa do szpiku koci. Saad zakry rkami uszy i zrobi min do
Florence, ktr odwzajemni WalIady, siedzcy na jej ramieniu. Jednoczenie nasza
go refleksja. Ciekawe, czy moja matka pakaa, gdy zobaczya, e mnie porwali.
Czy czasami jeszcze o mnie myli? Wieczorem, gdy zapdzaj kozy z powrotem do
domu?"
Odwrci gow w bok. Za nimi obok nabrzea przepywaa barka. Zobaczy
jasne agle i widzia marynarzy skaczcych wok steru. Zdawao si, e mieli
jeszcze dug drog przed sob, nim dobij do portu. Krzyki na nabrzeu staway si
coraz goniejsze i ostrzejsze. Saad wychwyci w nich entuzjazm, ktrego nie
potrafi sobie wytumaczy.
- Konie si sposz - rozemia si Sam. - Odwiza cumy, podnie kotwic!
Tymczasem odzi wstrzsno niespodziewane uderzenie.
Trzasny wiosa i pk maszt. Florence wpada na Sama, ktry j zapa. Saad
na szczcie przytrzyma si relingu, inaczej wypadby gow w d do mulistego
Nilu.
Chopak si odwrci.
- Co si stao?
Tu obok Diahbiah" z dwoma wygodnymi kabinami staa d, ktr Saad
uprzednio widzia na wodzie. Naleaa do Moosy Paschy, gubernatora Chartumu,
kapitan za rzuci wanie kotwic, zagradzajc Samowi drog. Saad rozpozna
posa Paschy, ktry energicznym krokiem przeszed ze swojego statku na statek
Sama.
Sam opar rce na biodrach.
- Macie zgod na wejcie na pokad?! Czowieku, co pan wyprawia? - zawoa.
Pose, przewyszajcy o gow nawet Sama, odezwa si:
- Baker efendi! Przysya mnie Moosa Pascha. Zapomnia pan zapaci podatku
od wyjcia z portu! - wyszczerzy zby w szyderczym umiechu i pomacha do Sama
jakim papierem, ktry trzyma w rku.
- Podatek od wyjcia z portu? - odkrzykn Sam, krzyujc rce na piersi. - Co to
za podatek, do diaska?

Miesiczne wynagrodzenie od gowy. Przychodz jako poborca. Jeli pan nie


zapaci, bd musia zaj towary i zwierzta, a moe nawet lodzie, Bakerefendi rozemia si ponownie.
Sam przeszed na drug stron pokadu. Odsun na bok Bellala, ktry sta mu na
drodze. Podszed do burty i przysiad na relingu, czekajc na dalszy rozwj
wydarze. Pozostali mczyni poszli za nim. Skupili si wok Bellala, Saad
wyranie to zauway. Z uniesionymi ramionami podobni byli do cierwnikw
wietrzcych wie zdobycz i cierpliwie czekajcych na swoj kolejk. Moe do
tego nie dojdzie. Z Moos Pasch i jego poborcami podatkowymi nie byo artw.
Saad wycign szyj. Co efendi zamierza teraz zrobi?
Nim mczyzna zdy co jeszcze powiedzie, Sam zamachn si i zada mu
pici cios w szczk. Jeden, a pniej jeszcze jeden. Mczyzna polecia do tyu i
upad na deski pokadu, trzymajc si za brod.
Na nabrzeu rozlegy si miechy i okrzyki. Saad wiedzia, e odjazd Bakera
efendiego sta si dla gapiw o wiele bardziej ekscytujcy, ni oczekiwali. O ile
oczywicie odjazd dojdzie do skutku. Zobaczy, e Sam stan nad mczyzn na
rozstawionych nogach i rozwin korbacz, ktry zawsze nosi u pasa.
- Poamae mi wiosa. Bez wiose nie zdoam odbi od brzegu ani popyn w
gr Nilu. Daj tobie i twoim ludziom p godziny na zastpienie naszych wiose
waszymi - oznajmi.
- Nigdy. Moosa Pascha wyda inne rozkazy - odrzek pose.
- W takim razie bdziesz mg pozdrowi Moos Pasch z wierzchoka masztu,
do ktrego ci przywi! - odpar efendi, niezbyt delikatnie pomagajc mczynie
wsta na nogi i cignc go na rodek Diahbiah".
- Stop! Stop! W porzdku.
Posaniec odwrci si w stron swojego statku.
- Ludzie! Wymiana wiose!
Saad widzia, e Sam zwrci si do swoich podwadnych. Czy Baker efendi
zauway, e aden z nich nie przyszed mu z pomoc?
Szybko popatrzy na sitt. Z jej twarzy wyczyta, e ona to spostrzega. Czy
efendi mia pojcie, jakich oszustw i zabijakw zabra z sob w podr? Tymi
mczyznami nie powodowaa ch przeycia przygody, Saad doskonale zdawa
sobie z tego spraw, byli dni niewolnikw i koci soniowej. Przy naborze Sam
wyranie zabroni im handlu jednym i drugim. Niemniej jednak na miejscu, w
Gondokoro, zapanuj zupenie inne zasady ni te, ktre Baker efendi mgby sobie
kiedykolwiek wy-

obrazi! W Gondokoro od samego rana sycha byo wicej wystrzaw ni


piewu ptakw.
Usysza rozkaz Sama:
- Wcignijcie angielsk flag! Pyn w imieniu Jej Krlewskiej Moci i tylko od
krlowej przyjmuj rozkazy! No, rusza si, szybko, szybko!
Saad si rozemia, gdy flaga zaopotaa na nasyconym gbokim bkitem
niebie Chartumu. Wiatr pobudzi j do ycia. Wiosa opuciy si na wod i d si
poruszya. Odbili od kei.
Saad wiwatowa. Okrzyki same wyryway si z jego garda. Mia przed sob
nowe ycie, niewane, jak krtkie miaoby ono by. Wallady uwolni si z obj
Florence i taczy koo Saada na deskach.
Saad spojrza w d na nabrzee, od ktrego Diahbiah" leniwie si oddalaa.
Wiwaty utkny mu w krtani, bo w cieniu domku celnikw rozpozna mczyzn
opartego o cian, w nienobiaym kaftanie i starannie udrapowanym na gowie
turbanie. To by Mohammed Her, prawa rka Amabile del Bona.
Saad wiedzia, e matka Mohammeda Hera bya Arabk, a ojciec Turkiem. To
tumaczy jego urodziwy wygld i zy charakter" - pomyla chopak.
Saad chcia wanie odej od relingu, gdy Mohammed Her podnis gow. Ich
oczy si spotkay. Mohammed Her umiechn si drwico i z wyran
przyjemnoci przecign pask doni po gardle. Pniej wskaza rk Saada i
splun.
Saad waha si przez chwil.
Wiedzia, e Amabile del Bono dobre cztery miesice temu wyruszy z kolejn
ekspedycj na tereny lece za Gondokoro. Maltaczyk nie zapomnia ani o nim, ani
o spotkaniu z Florence w domu Pethericka, tego mg by pewien. Nadal mieli
niezaatwione porachunki. Amabile nie zapomina o niczym ani o nikim.
Nastpnie Saad zrobi co, co od dawna mia ochot uczyni. Otworzy usta i
wystawi Mohammedowi Herowi jzyk tak daleko, jak tylko mg. Dodatkowo z
widoczn przyjemnoci wsadzi kciuki do uszu i pomacha rozczapierzonymi
palcami. Pniej odwrci si, nie zwracajc na Turka najmniejszej uwagi. Wallady
pocztkowo stan na rkach na relingu, a potem wystawi do Mohammeda Hera i
caego Chartumu poronite sierci siedzenie.
***

Wymienione wiosa zanurzyy si w wodzie, a do ich drewna przyczepiy si


pierwsze pncza, wiatr mg wreszcie wyd agle i w kocu zabezpieczono
podniesion kotwic. Saad, stojc z Richaarnem na dziobie, patrzy przed siebie, w
gr Biaego Nilu. Poczu ogromn dum. Tak, jestem jednym z szalecw
podrujcych z Hakerem efendim i moj sitt - pomyla. - W samo serce
parujcych gorczk bagien Nilu, naprzeciw miertelnym niebezpieczestwom
Gondokoro i wszystkiemu, co czeka na nas po drugiej stronie tego pieka. Zostaem
wybrany przez Allaha, by jej strzec. Mojej sitt". Richaarn otoczy Saada ramieniem,
a chopak odwzajemni ucisk. Byli teraz brami. Pelikan z szeroko rozoonymi
skrzydami zniy si nad pokad i przysiad na relingu. Pelikan oznacza szczcie uzna Saad. - To dobry omen na pocztek podry. Wszyscy wrcimy ywi.
Wszyscy".
Tymczasem Diahbiah" oddaa salw burtow. Saad pobieg na drug stron
relingu, ktra zwrcia si w stron Biaego Nilu. Przed sob mieli zakole rzeki,
gdzie z wody wystaway dwa potne, skrcone z sob pnie tamaryndowca.
Stanowiy miejsce spotkania odzi pyncych wsplnie w gr rzeki.
Kogo pozdrawia efendi?
W pewnym oddaleniu od nich, po drugiej stronie pni, jaki mniejszy parowiec
odpowiedzia na wystrzelon salw. Saad usysza miech Sama i Florence.
- To van Capellanowie! - zawoaa Florence. - Wracaj z Gondokoro.
Parowiec si przybliy, ca si swych napdzanych par k par przez
pltanin pnczy kbicych si w wodzie. Palczaste macki zielonych wodorostw
chwytay za rub.
Na pokadzie wida byo biae powiewajce chustki. Sam skierowa Diahbiah"
bliej parowca. Teraz na deskach statku wyranie zobaczyli baronow van Capellan
i jej crk Tinne. Obie miay na sobie due somiane kapelusze, poranne suknie z
koronkowymi konierzykami i rkawiczki.
Sam przyoy do ust zwinite w trbk donie i zawoa do nich:
- Ahoj! Ladies, jak przebiega podr?
Statki zatrzymay si blisko siebie. Saad zauway, e damy byy cae poksane
przez moskity. Dostrzeg bysk ich oczu i biay welon potu pokrywajcy skr, ktra
przybraa barw popiou. Dojrza to, czego nikt nie chcia widzie. W ich twarzach
czaia si mier.

- Och, mister Baker! Bardziej przeraajcego miejsca od Gondokoro nie ma


chyba na caym wiecie - zawoaa Tinne, z caej siy przekrzykujc haas
maszynerii parowca.
Florence wychylia si przez reling.
- Gdzie jest doktor Steudner? A pastwa rysownik? - usysza Saad jej pytanie.
Tinne wskazaa przez rami w kierunku kabin parowca.
- Obaj s bardziej chorzy od nas. Jeli Bg pozwoli, ujrz jeszcze wieczr
dzisiejszego dnia. Niech Bg ma w opiece ich dusze. Wtedy bdziemy mogy
przynajmniej pochowa ich w Chartumie!
Sam kaza wystrzeli w powietrze jeszcze jedn salw burtow. Damy
ponownie pomachay chustkami. Ich gesty miay w sobie co rozpaczliwego, jakby
prob o przebaczenie. Saad widzia, e obie mocno trzymaj si reingu,
najwidoczniej trudno im byo usta na nogach.
Gorczka - pomyla. - Z dwiema kobietami takimi jak one choroba rozprawia
si z atwoci". W rzece czyhaa mier. Odwrci si ku drugiej stronie
Diahbiah". Jego oczy przeszukiway wod i dryfujce w niej wysepki z muu i
rolin, ale nadaremnie. Pelikan znik.
W tej rzece czai si mier - pomylaa Florence, patrzc w wod Biaego Nilu.
- Ju blisko pidziesit dni monotonnej eglugi, niezmiennie wzdu paskiego,
bagnistego brzegu poronitego kolczastymi krzewami". Zerkna na modziutkiego
chopca okrtowego, ktry kawaek dalej, przycupnwszy na relingu, zajty by
rzebieniem. W rku trzyma kawaek steatytu, ktremu prbowa nada ksztat
wia. Z uwag skroba mikki kamie. Wiatr zabiera z sob okrawki. Od czasu do
czasu chopiec odkada n i starannie polerowa kamie rbkiem swojej koszuli.
Rozemia si.
- Ale si ciesz, e ojciec mi pozwoli z wami jecha! Florence si umiechna,
znw patrzc na wod przed dziobem. odziom towarzyszyy hipopotamy i
krokodyle. Czasami wrd fal
otulonych dywanami utkanymi z gsto splecionych rolin dostrzegaa jakie
wygodniae oko, byskajce z nadziej w jej kierunku.
Z bagnistych odng spyway niesione wod nabrzmiae korpusy ludzi i
zwierzt, cierpliwie spawiane z biegiem rzeki przez spltane pncza.
Wieczorami po zapadniciu szarwki z przybrzenej skarpy podnosia si
ciemna ciana moskitw, przesuwajca si w stron odzi. Florence i Sam
wycofywali si wtedy do swojej kabiny, starajc si szczelnie okry nogi i rce.

Na sam mysl o tych owadach znw zrobio jej si sabo i poczua, jak na czoo
wystpuje jej warstwa potu. Miaa zimn skr.
Zdawao si, e gorczka nie ma zamiaru jej opuci. Obejrzaa swoje rce. Byy
pokryte czerwonymi ladami po ukszeniach, podobnie jak skra jej ramion, twarzy
i plecw. Przed moskitami niebyo ucieczki, jeli nie robio si tego, co tubylcy
zamieszkujcy brzegi rzeki. Ukadali sterty z krowiego gnoju i podpalali je.
Wprawdzie ludzie i zwierzta yli bez przerwy w oparach dymu, ale mieli ochron
przed gorczk.
Florence powioda wzrokiem po brzegu. Na wzniesieniu powyej skarpy sta
mody wojownik. Jego nagie ciao nasmarowane ochr i tuszczem byszczao w
promieniach pnego popoudniowego soca. Do piersi mia przytroczon
maczug z hebanowego drewna i may stoeczek podobny do tych, jakie zawsze
nosili z sob pasterze. Stoek suy im do siedzenia przy ognisku, a pniej jako
oparcie dla plecw podczas snu. Mczyzna na wzgrzu sta na jednej nodze, drug
za mia podwinit i wspiera si na oszczepie, dugim co najmniej na trzy metry.
Jake piknie wyglda! Dziko, a jednoczenie obojtnie, skonstatowaa Florence.
Moe wanie te cechy pozwalaj im przey: obojtno, pogodzenie z losem,
nieskoczono.
Rzeka gotuje nam wszystkim mier, niewane, czy jestemy czarni, biali czy
brzowi. Przynajmniej w tej jednej kwestii jest sprawiedliwa" -dosza do wniosku,
wracajc wzrokiem do tafli stchej wody rozcinanej przez dzib odzi. Sam mia
racj. Na stan rzeki musiay wpywa deszcze padajce daleko na poudniu, woda
sigaa bowiem o wiele wyej brzegw poronitych niskimi, jaowymi chaszczami,
ni w Chartumie, gdzie nurt miesza si z czystym Biaym Nilem. W tym miejscu jej
poziom regulowao rdo i woda z deszczw, ktr koryto byo w stanie przyj i
skierowa w dalszy bieg.
Czy naprawd rzeka wypywaa z wielkiego jeziora? Florence przypomniaa
sobie Balaton na Wgrzech, gdzie na brzegu sta dom jej rodzicw. Wydawa si
bezkresny. Nigdy nie zapomniaa szumu, z jakim drobne fale jeziora lizay palce jej
stp.
Tymczasem w Afryce wszystko byo nieskoczenie wiksze i rozleglejsze od
kadej rzeczy, jak wyciu widziaa. Czy jezioro mogo wyglda jak morze? Czy
Speke je odnalaz? Czy tu, w Gondokoro, mieli spotka Speke'a i Granta? Czy
ambicja Sama bdzie musiaa stoczy walk z lojalnoci wobec ojczyzny?
Florence signa do kieszeni spodni i znalaza to, czego szukaa. Na jej doni leay
trzy wstgi: biaa, zielona i czerwona.

Kupia je na bazarze w Konstantynopolu. Mocno zacisna palce wok


barwnych wstek, po czym starannie je zwina i wsuna z powrotem do kieszeni.
Gdy nadejdzie odpowiedni moment, wwczas wyjmie swoje skarby. Wtedy widok
jeziora, ktre zamierzali odnale, zastpi jej w pamici wspomnienie wszystkich
innych wd. Jej ojczyzn by Sam i nic poza tym.
Sam sta przy burcie Diahbiah" wychylony przez reling. Poklepa Saada po
ramieniu i wskaza przed siebie. Florence usyszaa jego woanie:
- Gry! Gry! Ludzie, to Gondokoro! Chwytajcie za liny! Rzeczywicie. Wrd
parujcych, ttnicych tajemniczym yciem lasw wyoni si zielony, ostry szczyt.
Ani chybi gra Lardo. Dotarli do Gondokoro!
Florence umiechna si do chopca okrtowego, ktry odoy na reling swoj
rzeb ze steatytu. Zacz klaska w donie... Otworzy usta jakby do piewu, lecz
nim zdy wyda z siebie jakikolwiek dwik, na brzegu rozleg si huk wystrzau.
Pniej Florence nie bya pewna, czy najpierw usyszaa strza, czy ju przedtem
jego gowa rozprysa si na tysic kawakw.
Krzykna, gdy bryzgna na ni krew, okruchy koci i kawaki mzgowej masy.
Ciao chopca na chwil znieruchomiao na relingu, nastpnie przechylio si w bok
i osuno do rzeki, gdzie natychmiast dopady je dwa czy trzy krokodyle. Widziaa,
jak biy w wod potnymi ogonami, tworzc na powierzchni szar pian. Richaarn
przypad do niej jednym susem, chwyci za rami i odcign do tyu, pod oson
relingu. Przycisn j do pokadu i niczym bastion asekurowa wasnym ciaem. Kto
chcia zabi sitt, musia najpierw zabi Richaarna, zrozumiaa Florence.
- Co to byo? Kto to zrobi? - pytaa, prbujc unie gow, lecz Richaarn
pooy rk na jej wosach i przytrzyma jej twarz przy deskach pokadu. Nie miaa
odwagi si poruszy.
- Jeszcze nie, sitt Poczekaj, a odpyniemy troch dalej - wyjani po cichu.
Zrozumiaa, e nie zna odpowiedzi na jej pytanie. Odwrci gow do Saada, ktry
kucn obok Florence. Na jego twarzy zobaczya zy, ktre ciera wilgotn szmatk.
Dopiero po kilku minutach odzyska gos. Chopiec okrtowy i Richaarn byli jego
jedynymi przyjacimi na odzi.
- Kto to by? - spytaa jeszcze raz.
Richaarn delikatnie zwolni ucisk przytrzymujcy jej gow. Usiada obok
niego. Wytara z twarzy zy pomieszane z krwi. Richaarn zabra si do szorowania
pokadu.

Wzruszy ramionami i wy mokra, zakrwawion szmat.


- Nikt albo wszyscy. Witamy w Gondokoro. mier jest tutaj zaliczana do
sportw - odpar i wsta, kierujc si w stron kambuza. Zwiesi gow i Florence
zauwaya, e zacz paka.
Podszed Sam i uklk przy niej. Przycign j do siebie, a ona schowaa twarz
w jego koszuli. Materia pachnia kurzem i potem.
- O mj Boe - wyszepta, dotykajc ustami jej wosw. - Gdyby trafi ciebie!
Gdyby ci trafi! Zastrzelibym si.
Wsuna twarz gbiej w jego koszul i wybucha paczem, szczerym paczem.
Gdyby to j trafi? Nie czua strachu na t myl.
Ale co by si stao, gdyby trafi Sama? C mogo by bardziej na rk
handlarzom z Gondokoro ni przypadkowa mier natrtnego Anglika, ktry sw
podr mgby im utrudni kwitncy handel? Co by si z ni stao, tu, w Afryce?
Nie byaby nawet wdow po nim.
Zmitygowaa si, popatrzya na Sama i uja w donie jego twarz.
- Gdzie ty, tam i ja - powiedziaa, si opanowujc drenie gosu.
Skin. Przytulili do siebie gowy, a wok nich rozbrzmieway wystrzay.
Mczyni jedn rk trzymali w powietrzu bro, zamykali oczy i naciskali spusty,
nie zwaajc, w co celoway lufy ich strzelb. Strzelali na wiwat, z radoci na widok
gry Lardo. Sam rozkasal si od dymu, a Florence usyszaa ryk ktrego z osw,
miertelnie zranionego kul. Za chwil aonie zabeczaa owca.
Nie byo wtpliwoci, dopywali do Gondokoro. Wystrzay stanowiy jeden z
jzykw uywanych przez tutejsz ludno obok arabskiego, tureckiego, oromo i
dinka.
Sam odchyli gow.
- Opuci bro. Oszczdzajcie amunicj. Dzi wieczorem bdzie grog dla
wszystkich! Przybijemy na noc do misji Austriakw. Kurs na misj Saint Croix! krzykn.
Florence podniosa gow w poszukiwaniu Saada. Ale chopaka nigdzie nie byo
wida.
Misja Saint Croix skadaa si z jakich dwudziestu chat wzniesionych na planie
otwartego koa na suchym kawaku ziemi. Koci by zaledwie zwyk chat, ale
podoga w rodku bya starannie zamieciona. Chrystusa na krzyu wycito z
hebanowego drzewa. Przypomina wojownika z plemienia Bari. Wznosi udrczone
oczy w stron skrawkw jasnego afrykaskiego nieba, widocznego przez otwory w
dachu chaty. Na palcach

jego stp pracowite termity koczyy wanie swoje mudne dzido. Zapewne
wkrtce por go caego, a rzeba zamieni si w py, troch wicej kurzu.
Florence siedziaa na niskim stoku przed jedn z chat. W rku trzymaa
wyciosany z drewna kubek napeniony herbat z rumem. Ju sam letni dotyk napoju
na skrze poprawi jej samopoczucie, a przecie nie zdya go jeszcze sprbowa.
Nie miaa specjalnego apetytu na grog, nie potrafia bowiem oderwa wzroku od
nagiej ydki gospodarza. Pan Morlang, przeoony misji, siedzia naprzeciwko niej,
midzy Samem a Turkiem o imieniu Koorshid Aga. Znad brzegu kubka przygldaa
si ukradkiem Koorshidowi Adze. Sposb, w jaki haftowana dubba opinaa si na
jego brzuchu, przywodzi jej na myl Sulejmana, podobnie jak szybkie spojrzenie,
ktrym ogarn jej posta, sposb, w jaki patrzy, a mimo to nie patrzy. Niemniej
jednak wydawa si sympatyczniejszy i bardziej zrwnowaony ni Sulej-man w
momentach najwikszego opanowania. Koorshid Aga pochyli si w stron Sama,
ktry wanie przypala mu trzeci fajk w cigu ostatniej godziny. Turek si
zacign i wypuci kka dymu w blade wieczorne niebo. Nastpnie si
zreflektowa i zaproponowa fajk Morlangowi. Jego zastpca Ibrahim, stojcy za
jego plecami, natychmiast przygotowa drug fajk.
Ale Morlang odmwi.
- Z chor nog! Doprawdy memu ciau nie potrzeba wicej trucizny. Koorshid
Aga si rozemia i obrzuci ydk oraz stop Morlanga
wspczujcym spojrzeniem. Jedna noga gospodarza bya podwinita, drug za
trzyma wycignit przed siebie. Kaza sobie rozci nogawk do kolana, bo ydka
bya tak czarna i napuchnita, e nie miecia si w adne ubranie.
- Co si panu przytrafio? - spytaa Florence, przekrcajc w doniach kubek.
Widok by niezwykle odraajcy i odebra jej ch na kolacj.
Morlang wzruszy ramionami i umiechn si gorzko.
- Paskudnie wyglda, prawda? To za spraw trucizny. Podszedem zbyt blisko
strza wojownikw z plemienia Bari. Cholerne dzikusy. Zanurzaj ostrza oszczepw
w trucinie pochodzcej z pewnego drzewa, nie ma na ni odtrutki. Trudno mie im
za ze, e si broni, zwaywszy na to, co w Gondokoro wyprawiaj z nimi
handlarze.
Spuci wzrok.
Florence wyczua, e wolaby nie udziela jej dokadnych wyjanie.

Cholerne dzikusy potwierdzi Koorshid Aga i rzuci okiem na dziedziniec


Nastpnie poklepa Morlanga po ramieniu. - Nie lamentuj. Niedugo ci tu nie
bdzie, Morlang - rzuci. - Dzi rano pan Morlang odsprzeda mi misj za trzy
tysice piastrw - poinformowa Sama.
Florence przyjrzaa si Morlangowi. Jego spadajce na ramiona wosy
przeplatay siwe pasma, a przepocone ubranie byo niezbyt starannie poatane.
Matowy blask w oczach mczyzny by spowodowany gorczk i pdzon z korzeni
wdk. wiadczy o tym, e jego waciciel przesta marzy.
Afryka zrobia z nim, co chciaa. Na koniec sprzeda swoje ycie za trzy tysice
piastrw. Uniosa gow i napotkaa badawczy wzrok Ibrahima.
- Czy naprawd nie ma adnego lekarstwa na t trucizn? Moe mogabym
pomc? Nasza skrzynia z medykamentami jest dobrze zaopatrzona - zaoferowaa si
Florence.
Wycigna szyj w poszukiwaniu Saada. Na miy Bg, gdzie ten chopak si
podziewa? Po tym, jak dobili do Saint Croix i Sam ogosi, e mieli tu przenocowa,
Saad zapad si pod ziemi. Florence zmarszczya brwi. Skd dobieg dwik
bbna. Na rkach miaa gsi skrk, chocia nie wiedziaa z jakiego powodu.
Morlang pokrci gow i hojnie nala sobie do kubka rumu z butelki Sama.
- Prosz sobie nie robi kopotu, pani Baker. Ju za pno. Mimo wszystko
dzikuj za pani propozycj. Za kilka tygodni cae miso odejdzie od koci i
wreszcie bd mia spokj. Wreszcie nie bd musia powtarza, e misja si nie
powioda.
Podsun butelk Koorshidowi Adze, ale ten odmwi.
- Jaka misja, nawrcenie tubylcw?
Florence wyjrzaa przelotnie na plac midzy chatami, gdzie leao albo siedziao
na niskich stokach dwudziestu, a moe trzydziestu mczyzn. Rozmawiali, miali
si i co jaki czas zerkali na ni, Sama i Morlanga. Byli nadzy, a ich ciaa byszczay
pod warstw popiou zmieszanego z tuszczem, ktrym smarowali si dla ochrony
przed moskitami. Szary kolor jeszcze bardziej podkrela rytualne blizny na czoach,
policzkach i ramionach. W naniesionej na skr pacie narysowali dodatkowe
wzory. Florence zwrcia uwag na ich bransolety z kolcami, tak ostre jak szpony
leopardw. Odwrcia wzrok. Jeli kiedykolwiek si dziwia, czemu mczyni
nosili te ozdoby, to blizny na plecach ich kobiet udzieliy jej odpowiedzi. Kocha
on znaczyo tu bi j.

Morlang zanis si od miechu, a zachysnl si swoj lur.


- Ujajaj, gdzie tam! Nawrcenie! Wolne arty. W cigu dwudziestu lat, jakie tu
spdziem, umierali kolejni bracia misjonarze, nie zdoawszy nawrci choby
jednej duszyczki. Wszyscy powinni trafi w ogie piekielny, na nic innego nie
zasuguj. Mam nadziej, e bd si smay na rozpalonym tuszczu jak mielone
kotlety! - omal nie zachysn si ze miechu. Przekrci nog opart na stoku i
stkn, bo brzuch przeszkadza mu si usadowi. - Hm, mielone kotlety najlepiej
smakuj z kuflem piwa - zauway i wrci do rzeczy. - Ale bdmy szczerzy,
przecie nie przyjechaem tu, eby nawraca.
~ W takim razie w jakim celu? - zainteresowa si Sam. Florence popatrzya na
niego. Po raz pierwszy wczy si do rozmowy. Morlang unis wskazujcy palec i
wycelowa go w Sama.
- Po co tu jestem? No, panie Baker, prosz zgadn. Oczywicie po to, by
donosi cesarzowi, co wy, Anglicy, tutaj wyprawiacie. Jakby Indie wam nie
wystarczyy! Przyznajcie si, ostrzycie sobie zby na Afryk. I to na cay kontynent!
Co was obchodzi Nil, poza tym, e stanowi szlak handlowy?
Sam nie odpowiedzia, tylko wzruszy ramionami.
- In vino Veritas - rzek! cicho.
- To znaczy, e aden z braci, ktrzy przybyli do Gondokoro, nie zdoa
przey? - chciaa wiedzie Florence.
Morlang zachichota i znw wycign rk po rum, ale Sam go uprzedzi.
Zakrci butelk i wsun j za pas. Koorshid Aga wyda odgos przypominajcy
kaszel, ale rwnie dobrze mg on oznacza tumiony miech.
Morlang wyd wargi z niezadowoleniem.
- Jest pan gorszy od Maltaczyka, ktry odwiedzi mnie miesic temu. Tamten
zostawi mi przynajmniej zapasow butelk. Amabile, tak mu na imi. Pasuje do
niego, chocia jego ludzie uwaaj inaczej.
Florence wymienia z Samem szybkie spojrzenie. Amabile del Bono by tutaj.
- Nie wszyscy bracia umarli. Dwch jeszcze yje. Ci dwaj, ktrzy ostatnio
przyjechali z Chartumu. Le tam, w lazarecie. Malaria. Ju niedugo poinformowa i wskaza na ma okrg budowl z tak niskim wejciem, e do
wntrza trzeba si byo wczogiwa. Przypominaa ptasie gniazdo przykryte
strzech.
Florence wstaa.
- Pjd po kufer z lekarstwami. Saad moe mi pomc obejrze chorych.

Koorshid Aga nieznacznie skoni gow. Ibrahim, jego prawa rka, klry przez
cay czas siedzia w kucki za swym panem, popatrzy na ni ponuro. Florence
zrozumiaa. Zachowywaa si o wiele za swobodnie jak na jego arabski gust. Nic nie
mg na to poradzi, taki ju by. Zauwaya, jak odprowadzi spojrzeniem jak
wyjtkowo urodziw dziewczyn z plemienia Bari, ktra z niemowlciem przy
piersi przykucna obok chaty. Moe bya jego on? Florence odwrcia si z
powrotem w stron stou, a Sam skin i pochyli si do Morlanga.
- Znamy tego Amabile del Bona. By tutaj? Kiedy ma zamiar wrci?
Florence si zatrzymaa, chciaa usysze odpowied Morlanga. Wyczua, e jej
wahanie nie uszo uwadze Koorshida Agi. Najwidoczniej w Gondokoro chcc
odnosi spektakularne sukcesy w handlu, nie wolno byo niczego przeoczy.
- A kto nie zna Amabile del Bona? - rozemia si Koorshid Aga. Morlang
wzruszy ramionami,
- Wrci, jak bdzie mia do. Gdy zbierze do niewolnikw i koci soniowej.
Ma chyba co jeszcze do zaatwienia. Opowiada o dwch biaych mczyznach,
ktrzy podobno gdzie tam podruj - wskaza w kierunku Lardo i bezkresnej dali
rozcigajcej si po drugiej stronie gry. - Pan te musia o nich sysze, Baker. S
Anglikami, podobnie jak pan.
Sam potwierdzi.
- Tak, to wanie ludzie, na ktrych czekamy. Modl si, by Amabile del Bono
przywiz ich do nas bezpiecznie w swojej karawanie. Albo eby konsul Petherick
pierwszy ich znalaz.
Florence usyszaa miech Morlanga.
- Petherick te jest pana przyjacielem? Syszaem to i owo o jego wyczynach w
puszczy...
Zobaczya, e Sam unis rk, by przerwa Morlangowi.
- Petherick jest moim przyjacielem i konsulem krlowej Wiktorii. Nie cierpi
oszczerstwa! To garstwa, nic ponadto.
Morlang mia si w kubek z herbat. Wygldao na to, e co go niezmiernie
rozbawio.
Florence wysza z chaty na pne popoudniowe soce. W promieniach
mikkiego wiata dziedziniec wyglda przyjanie i zapraszajco. aden z nagich
tubylcw nie podnis gowy. Wikszo z nich ostrzya groty strza, strugaa stoki
albo kroia na porcje miso wieo zaszlachtowanej kozy. Florence wiedziaa,
dlaczego nie zwracali na ni uwagi. Wzili j za chopaka, jak zwykle. Wosy miaa
zaplecione w warkocz,

cile okrcony wok gowy i ukryty pod kapeluszem z szerokim rondem.


Luna koszula i kamizelka ukryway jej piersi.
Opucia gow. Tak byo lepiej. Jej oczy przeszukiway plac.
Saada nie byo nigdzie wida.
Posza w d, do miejsca, w ktrym zacumowali odzie, a gdzie teraz mczyni
poili swoje bydo. Krowy z ogromnymi garbami na grzbietach podnosiy gowy, gdy
je mijaa, i aonie ryczay. Na ich szyjach Florence dostrzega gbokie blizny, z
ktrych wojownicy upuszczali zwierztom krew, nastpnie mieszali j z mlekiem i
pili. Saad opowiada, e wedug miejscowej tradycji w napj stanowi sekret siy i
pikna.
Na pokadzie szybko znalaza torb z lekami, jednak chopaka nadal nigdzie nie
byo.
Mam nadziej, e nic mu si nie przytrafio. Pniej go poszukam, na razie
wezm chinin i zajrz do mnichw - postanowia. - W ten sposb nie bd musiaa
dwiga caego kufra".
Otworzya zamek i energicznie zabraa si do wyszukiwania lekarstw wrd
rolek gazy i licznych maych flakonikw, ktre Sam starannie zapakowa i
umocowa pasami do cianek we wntrzu kufra.
Wszystko byo na swoim miejscu, brakowao jedynie niewielkiej buteleczki,
ktr na bieco uzupenia chinin. Przysiada na pitach i zastanowia si.
Po chwili wstaa, zamkna kufer, a potem wysza na pokad i zesza z
Diahbiah", stojcej w bezruchu na kotwicy. Woda bya spokojna, zaledwie kilka
kek i bbelkw powietrza zdradzao istnienie ycia pod jej powierzchni. Pasterze
w tumanie czerwonego kurzu pdzili swoje bydo w kierunku misji Saint Croix.
miali si i rozmawiali, a sznury, ktre mieli przymocowane z tyu do pasa, koysay
si w rytmie ich krokw. Sam opowiada kiedy, e wczeniejsi podrnicy pisali o
plemionach, w ktrych wojownicy nosili ogony podobne do koskich.
Przypuszczalnie chodzio im o te sznury.
Niebo zrobio si biae. W rozoystych koronach akacji usiady marabuty, a
czaple schoway si w sitowiu. W cikim, wilgotnym powietrzu obwisy kwiaty
surmii i drzewa ognistego. Przynajmniej odrobina ycia. Mimo e ziemia wydawaa
si bardzo yzna, Morlang twierdzi, e nie udaway si na niej ani winogrona, ani
nawet granaty. Palmy daktylowe zakwitay, ale nie rodziy owocw. Florence
westchna. Ona te kwita, ale nie rodzia owocw. Nigdy nie bdzie rodzi.
Zacisna pici i poczua, jak paznokcie wbiy si w jej donie. Bl przynis
ukojenie. Moe tak

bylo lepiej. Tu, w Afryce, w cigej podry. Kio mg wiedzie, co przyniesie


przyszo?
Przypomniaa sobie o Saadzie. Gdzie on przepad? Widok chat wzbudzi w niej
pewne obawy. Jej Saad! Popatrzya w niebo, na ktrym uformoway si pasy
granatowe jak atrament. Niebawem mia nadej zmierzch podobny do nocnej ciszy.
Zbliaa si godzina gorczki.
Gdzie by Saad?
Zobaczya przed sob chat z lazaretem. Przystana z wahaniem.
Naraz z ciemnego wejcia chaty wychylia si na moment czyja gowa i zaraz
znw si cofna. Florence widziaa j bardzo krtko, niemniej jednak to
wystarczyo, by rozpoznaa weniste wosy i par bystrych oczu. Przyspieszya
kroku.
Co Saad robi w lazarecie? Co dzieciakowi strzelio do gowy?

ROZDZIA 7
Saad ponownie podstawi ojcu Lukasowi pod nos niewielki flakonik. Patrzy,
jak rka mnicha prbowaa si unie, ale brakowao jej sil na wykonanie tego
niewielkiego ruchu. Saad szybko zabra butelk, a rka mczyzny trafia w pustk.
Chopak mia ochot si rozemia, ale nie potrafi. Unis wyej brod. zy? A
moe tylko pot z czoa spywa mu do oczu? Przetar doni twarz. Powinien si
cieszy. Nadesza godzina zemsty na dwch duchownych. Tymczasem rado z ich
nieszczcia nie chciaa nadej.
- Saad, prosz, podaj mi butelk - wyszepta ojciec Anton za jego plecami.
W przymionym wietle wieczoru Saad ledwo mg rozpozna jego twarz. A
moe gorczka znieksztacia mu rysy? Skra mczyzny nie przylegaa do ciaa, a
koci przebijay si przez koszul.
Chopak pokrci gow. Powinien dziaa powoli, napawa si ich
nieszczciem. Nie najlepiej mu wychodzio. Wbrew sobie czu lito dla lecego
przed nim mczyzny.
Ojciec Anton uczyni wysiek, prbujc si unie i popatrze Saado-wi w oczy,
lecz jego wzrok trafi w bezdenn pustk. Mnich westchn i opad z powrotem na
posanie. Materac stanowia wizka somy, na ktr narzucono przecierado. Saad z
obrzydzeniem spojrza na materia. Z pewnoci od pocztku choroby obu
mczyzn nikt nie zmienia pocieli. Pod licznymi plamami z krwi, potu i
ekskrementw nie dao si rozpozna pierwotnej barwy tkaniny. Ksidz Anton lea
spokojnie. Tak spokojnie, jakby ju nie y. Saad pochyli si nad nim i lekko go
trci. Mnich jkn.
Tymczasem ojcu Lukasowi udao si wycign rk po chinin.
- Na Boga, Saad, daj mi butelk. Zawsze byem dla ciebie dobry -wyszepta.

Saad mocniej zacisnl palce na flakoniku i przysun go do swojej piersi.


Dlaczego unosia si i opadaa tak szybko? Poczu w doni chodne szko. Wreszcie
nadesza chwila, na ktr tak bardzo czeka.
- Dobry dla mnie? Do dzisiaj nosz na plecach i na siedzeniu blizny na pamitk
twej dobroci, ojcze Lukasie. Ale w pewnym sensie masz racj, nie bylicie dla mnie
a tak litociwi jak Amabile del Bono! Wasz przyjaciel, ktremu mnie sprzedalicie,
zna o wiele wymylniejsze formy okazywania miosierdzia ni rzga.
Wyprostowa nogi i podcign dubb. Niech mnich obejrzy sobie blizny na
jego kolanach!
- Zobacz, kiedy przez ca noc kaza mi klcze na rozbitym szkle, bo nie do
prdko przyniosem wod jego psu.
Znw unis brod i obliza wargi. Poczu sony smak.
Ojciec Anton, lecy na ssiednim posaniu, westchn cicho, a pniej otworzy
oczy i zacz mwi:
- Zobaczcie, Maria! Jak piknie krci si w tacu! Mia pian na ustach.
Saad wycign szyj i patrzy na mnicha. Nie zostao mu wiee czasu, to pewne.
By ju w innym wiecie. Bredzi o jakiej Marii, ktra bez wtpienia nie miaa nic
wsplnego z jego Najwitsz Panienk.
Pasibrzuch, dobrze mu tak, niech ma za swoje. Kto wie, moe podajc chinin,
mgby odrobin przeduy mu ycie? ycie gorsze od mierci. Moe udaoby mu
si przecign cierpienia mnicha? Pozwoli mu cierpie tak, jak on cierpia w
domu Amabile del Bona?
Zauway, e rka ojca zwiotczaa. Bya kocista, obsypana krostami i ladami
po ukszeniach owadw. Pewnie nie mia nawet siy utrzyma w niej butelki ze
swoj wdk, dziki ktrej malaria miaa uatwione zadanie z ojcem Antonem.
- Saad, prosz, powiedz, czego chcesz za flakonik z lekarstwem? Oddam ci
wszystko, co mam! - jkn ojciec Lukas, szperajc w somie. W mroku chaty Saad
przyglda si, jak pot wystpuje na czoo mnicha, i sucha jego wiszczcego
oddechu. Przysiad na pitach, zwyczajem miejscowych pasterzy. Co ojciec Lukas
mia zamiar mu zaoferowa?
Mnich si wyprostowa i podsun Saadowi sakiewk. W pierwszej chwili
chopak z osupienia wypuci z rki flakonik, ktry upad na ziemi i potoczy si
po zakurzonej pododze. Ojciec Lukas

potrzsnl woreczkiem raz i drugi. W rodku brzkny monety. A wic Saad si


nic pomyli.
W sakiewce byo zoto, ktrym Amabile del Bono zapaci za niego i reszt
dzieciakw. Pienidze okupione krwi. Przypuszcza, e co najmniej poowa jego
towarzyszy ju nie ya. Amabile odsprzeda ich od rki.
Ojciec Lukas musia zauway wyraz twarzy Saada, bo opad na posanie i
rozemia si wysokim, piskliwym miechem, od ktrego Saada przeszy ciarki.
Brzmia jak gos koczkodanw towarzyszcych im po drodze w gr Biaego Nilu.
Bez przerwy rozdziawiay swoje biao-czarne pyski i dary si, wydajc wysokie
dwiki, od ktrych wibrowao mu w uszach.
- Ty may szczurze. Nigdy nie potrafie si oprze zlotu. Ale powiem ci jedno.
Nie moesz go zere, wypi, nie uchroni ci przed gorczk ani przed mierci. To
tylko zoto! Amen.
Po tych sowach rzuci sakiewk pod nogi chopaka, tu obok butelki chininy, po
ktr ponownie wycign rk. Zachichota i dosta ataku kaszlu. Z ust poleciao
mu troch krwi. Saad si cofn. Flakonik wci lea na ziemi midzy nimi.
Wreszcie ojciec Lukas przesta si mia, ale w dalszym cigu krwawi.
Musi mie jeszcze jak inn chorob" - pomyla Saad.
Ojciec Lukas dotkn czubkami palcw butelki, starajc si j podnie.
Flakonik przeturla si w inne miejsce, pozostawiajc po sobie lad na zakurzonej
ziemi.
- Nie jest tego za duo. Twj przyjaciel Baker musi mie wicej na statku.
Przynie mi wszystko, co znajdziesz. Dam ci wicej zota - obieca ojciec Lukas.
Saad popatrzy na nabrzmia, byszczc twarz mnicha. Pot okry jego ciao
niczym druga skra, a oczy utony gboko w oczodoach.
- No dalej, Murzynie. Poka, e si do czego nadajesz. Wszyscy jestecie tacy
sami, przeklta hoota!
Saad nachyli si i podnis zarwno butelk, jak i sakiewk ze zotem. Czu w
rku ciar niewielkiego lnianego woreczka, na ktrym wyhaftowano znak firmowy
domu handlowego del Bona. Na jego doni leao ycie. Wolne, dumne ycie, ktre
mgby rozpocz. Wyczuwa przez ptno ksztat poszczeglnych monet. Podnis
gow. Zauway, e ojciec Lukas go obserwuje, oczami tak wskimi jak szparki.
- Id wreszcie, jak sdzisz, ile jeszcze mog czeka? Przynie mi ca chinin,
jak ci si uda znale. Niech twoi nowi pastwo zdechn zamiast mnie. Rusz si!
Wszyscy jestecie tacy sami.

Saad podj decyzj w chwili, gdy w koronach drzew siewka zacza swoje
aosne nawoywania o deszcz.
Uklk przed posaniem i odoy sakiewk w kurz, tu przed oczyma ojca
Lukasa. Gowa mczyzny opada na som.
Nastpnie podnis flakonik i jeszcze raz podsun go ojcu pod nos. Pokrci
nim w prawo i w lewo, a pniej odwrci do gry dnem. Chinina zabulgotaa. W
kocu Saad schowa butelk do kieszeni i przetar doni wilgotne od gorczki czoo
duchownego.
- Ojcze Lukasie. Powiem ci co na pocieszenie tu przed mierci. ycz ci, by
spady na ciebie wszelkie cierpienia tego wiata, mimo to chc, aby wiedzia, e
wszystkie wasze nauki o dobroci twego Boga i razy rzg nie byy daremne.
Zdradzie mnie i sprzedae, bo kady tutaj tak robi. Lecz ja - przerwa na chwil,
by jeszcze raz wytrze z potu czoo ojca Lukasa - ja nie postpi w ten sposb. Ci
ludzie, Baker efendi i sitt, uratowali mi ycie. Doznaem od nich dobra i wiem, e
oddabym za nich ycie. Ale robi to z wasnej woli, a nie dla zota.
Ojciec Lukas kolejny raz si rozemia. Chcia uderzy Saada, ale chopak si
cofn. Stop przysun sakiewk bliej twarzy mnicha.
- Masz, nie zabierzesz jej z sob, w tej kwestii Amabile del Bono mia racj. Nie
zeresz jej ani nie wypijesz, jak sam powiedziae. Ciesz si ni, ojcze Lukasie.
Mnich si zachysn. Jzyk musia mu si zsun do garda. Od-kaszln krwi.
Panujcy w chacie zaduch, przesycony smrodem stch-lizny, wykrca Saadowi
odek. W cianach chrobotay karaluchy, dugie jak jego may palec. Zobaczy
szczura znikajcego pod siennikiem ojca Antona. Spod ciaa umierajcego
mczyzny dochodzi szelest i trzaski.
- egnaj, ojcze Lukasie - powiedzia. - Umrzesz, za to ja yj. Ciesz si, bo
umierasz ze wiadomoci, e nie wszystko poszo na marne, e nie wszyscy
jestemy tacy sami. Czy ta wiadomo nie jest dla ciebie pocieszeniem?
Odwrci si i nie zdy ju usysze odpowiedzi ojca Lukasa. Florence zapaa
go za ucho i przez niskie drzwi wycigna z chaty na zewntrz, w ciepe wieczorne
powietrze Saint Crobc.
Saad krzykn z blu i oburzenia. Zastanawia si, jak dugo tam staa.
Florence bya zaskoczona wasnym gniewem. Zapaa chopaka za ramiona i
potrzsna nim.

Co tam robie? Skd masz chinin? - krzykna, wyjmujc mu z rki butelk. Bya w kufrze z naszymi lekami! Ukrade j? - pytaa, - W len sposb dzikujesz
nam za wszystko, co dla ciebie zrobilimy? Saad paka, przeczco krcc gow.
Zorientowaa si, e nie wydusi z niego adnej odpowiedzi. Naraz poczua si
zmczona, bezgranicznie zmczona. Pucia Saada i usiada na paskim kamieniu w
cieniu namorzynu. Ukrya twarz w doniach. Miaa do tego wiata. Ale wyczua,
e Saad wci stoi niezdecydowany w miejscu, w ktrym go zostawia. Po chwili
usyszaa jego zbliajce si kroki. Gazki trzaskay pod jego nagimi, szerokimi
stopami. Jakby podchodzio do niej jakie dzikie zwierz.
Syszaa jego pacz.
- Sit, wybacz mi. Przecie syszaa, nie zdradziem was ani was nie okradem.
Sitt, wszystko ci zawdziczam. Jeli mnie zostawisz, wskocz do Nilu, do krokodyli.
W caym moim yciu nikt nie by dla mnie taki dobry jak ty i efendi!
Poczua, jak ujmuje jej do. Podniosa wzrok. Upad na kolana i caowa jej
rk, pokryt gsto krostami i ladami po ukszeniach. Otara oczy drug rk.
- Co tam robie? - spytaa cicho. Saad pokrci gow.
- Nie zrozumiesz, sitt, wybacz mi. Ci ludzie sprzedali mnie Amabile del
Bonowi. Gdybycie z efendim nie przyjechali do Chartumu, del Bono rzuciby mnie
na poarcie swoim psom. Chciaem zemsty. Nie zrozumiesz.
Florence uniosa brwi.
- Dlaczego sdzisz, e ci nie zrozumiem? Saad wzruszy ramionami.
- Jeste sitt. Skd moesz wiedzie, jak to jest by niewolnikiem? Przez chwil
siedziaa w milczeniu przed Saadem, ktry klcza
przed ni, wycigajc ku niej wewntrzne strony doni. W drzewach nad nimi
co zaszumiao, pewnie mapa, ptak, a moe jaszczurka. Zawahaa si, ale w oczach
Saada wci widziaa pytanie. W kocu podja decyzj. Zacza rozpina guziki
mankietu przy rkawie. Jeden po drugim. Kiepsko jej szo, palce bowiem
odmawiay posuszestwa.
W oczach chopca widziaa, e jej nie rozumie.
Zaraz, Saad, poczekaj" - pomylaa.
W pewnej chwili niemal si ucieszya, e bdzie moga podzieli si z nim swoj
tajemnic. W kocu odpia wszystkie guziki. Rkaw

zwisa luno. Wiatr chodzi jej skr, gdy zacza wysoko podwija materia.
Saad zmarszczy czoo.
Florence odwina rkaw a do ramienia i odwrcia je w stron chopca. Oczy
Saada zrobiy si okrge. Jej rana si zagoia, pozostawiajc po sobie czyst blizn,
ktrej ksztat przypomina ksiyc w nowiu, ksiyc Sulejmana. Wci by
wyranie widoczny. Przesanie, ktre bdzie mona odczyta przez cae jej ycie.
- Sitt - wyszepta Saad.
Florence nie miaa pewnoci, czy w gosie chopca usyszaa przeraenie, czy
moe zdumienie.
- Teraz wiesz, dlaczego ci rozumiem - powiedziaa krtko, po czym opucia
rkaw do nadgarstka. Saad skin i zacz zapina jej guziki. Florence przycigna
do siebie jego gow i mocno go obja. Saad si do niej przytuli. Siedzieli tak
oboje, a w oddali Morlang kaza kucharzowi uderzy w gong oznajmiajcy por
kolacji. Nadszed czas, gdy naleao wrci do domu. Saad podnis gow, wsta i
wycign rk do Florence. Pomg jej wsta.
- Czy kiedykolwiek miaa w sercu tak nienawi, sitt? Nienawi, ktra kazaa
ci zabi albo umrze? - zapyta.
Florence popatrzya na dziedziniec, na ktrym rozbysy nocne ogniska. Z
listowia dochodzi szelest. Pooya rk na ramionach Saada i ruszyli do domu
Morlanga.
- Tak, nienawidziam. Ale wiesz, co jest najlepsz zemst? Saad milczco
pokrci gow. Florence czua ciepo jego ciaa.
- Pozostanie przy yciu. ycie to najlepsza zemsta na kim, kto wyrzdzi ci
krzywd.
Noc opada na okolic tak nagle jak kurtyna. wiat misji w Saint Croix zamar
na moment. Florence miaa wraenie, e ciemnoci pochaniay jej sowa i myli,
robic z nich sw tajemnic.
Ciao Sama byo twarde i domagao si pieszczot. Podczas podry sta si
jeszcze bardziej uminiony, chocia wydawao si to niemoliwe. Florence
pozwolia, by cign jej przez gow koszul, i rozkoszowaa si powiewem
powietrza na skrze. Czua jego usta pieszczce jej szyj delikatnymi pocaunkami i
wdrujce coraz niej. Zatrzyma si, zlizujc z jej skry krople potu. Odrzucia
gow do tyu, opierajc si o poduszk i o cian kabiny.

Jej ciaem wstrzsn dreszcz. Prosz - odezwaa si cicho.


Sam podnis na chwil oczy przypominajce wiateka w ciemnej kabinie. Jego
usta i jzyk wdroway do jej biustu. Pieci jej piersi, ssa ich brodawki. Florence
syszaa jego westchnienia, wsuna palce w jego gste wosy, gaskaa go po skrze
gowy, na ktrej czua piasek Nilu. Jej ciao si wypryo, uda si bezwiednie
rozczyy. Sam pochyli si nad ni, poczua w ppku jego jzyk zataczajcy krgi.
Co jaki czas caowa pieprzyk midzy ppkiem a onem.
- Prosz - powtrzya. Miaa wyschnite gardo.
Znw poczua jego rce. Unis jej biodra, a jego jzyk znalaz si midzy jej
udami. Jakby si ni delektowa. Zdawao si, e sprawia mu to tyle samo
przyjemnoci co jej. Cay czas go czua. Pniej wsun w ni palec i odnalaz owo
sekretne miejsce, w ktrym zbiego si cae jej istnienie. Florence rozoya uda tak
szeroko, jak tylko moga. Sam znieruchomia. Przysuna biodra w jego stron.
- Prosz - wyszeptaa po raz trzeci. Widziaa, jak si umiechn, poczua jego
pocaunek, a pniej czubek jego jzyka, krtkie uderzenia w miejscu, gdzie
najbardziej go pragna, bez przerwy, a poczua w yach topniejc krew i wygia
si z okrzykiem rozkoszy. Miaa wraenie, e jej wasny oddech by jedynym
odgosem na wiecie,
Sam lea z gow midzy jej udami, a jej oddech si uspokoi. Jeszcze raz
pocaowa jej krocze, a ona drgna. Jej ciao byo teraz wraliwe, nabrzmiae z
rozkoszy.
- Wrd otaczajcej nas mierci, chc ci kadej nocy kocha i codziennie z tob
y - usyszaa jego gos. - Kto wie, jakie pomysy przyjd jutro do gowy tym
dzikusom - doda, wskazujc brod dzib statku za swoimi plecami, gdzie spaa
zaoga.
Florence si rozemiaa i lekko odsuna jego gow. Pniej przewrcia si na
brzuch i uniosa poladki. Sam wyda z siebie cichy, zdziwiony okrzyk.
- Czasami dzicy miewaj nieze pomysy, pewnie zawsze tak si kochaj.
Sam jkn, gdy signa po niego i pomoga mu od tyu odnale drog do
swojego wntrza. Nastpnie zamkna uda wok niego i cianiej go przytrzymaa.
Usyszaa jego gos, ochrypnity z podniecenia.
- Gdzie to widziaa? - zapyta, powoli wsuwajc si w ni gbiej.

Nie odpowiedziaa, tylko zacza porusza biodrami. Czua Sama, jego ycie i
mio, wchodzi w ni gboko, raz po raz, a i on krzykn] i zlany potem ciko
opad na jej plecy. Ich oddechy si zespoliy.
Wrd panujcej dookoa mierci potrzebujemy ycia i mioci. Tak, to
najlepsza zemsta" - pomylaa z umiechem na ustach, zasypiajc mocno przytulona
do Sama.
Chyba ni - pomyla Sam. - Florence ley obok mnie. Sysz jej oddech. W
takim razie kto jeszcze tak gono tu oddycha? Kto si ukry w mroku kabiny?"
Nasuchiwa w ciemnoci. Nie, to nie by sen. Bardzo wyranie sysza czyj
oddech, stumiony i wiszczcy. Florence spokojnie leaa koo niego na ku,
zwinita w kbek jak may kociak. Pocaowa jej nagie rami i po cichu, nie robic
haasu, sign ponad ni na oparcie krzesa, gdzie wisia w kaburze jego pistolet.
Oddech sta si duszy, wolniejszy, jakby szukajcy siy. W ciemnoci nie mg nic
dostrzec. Nieproszony go nie zadawa sobie trudu, by ukry sw obecno.
- Kto tam jest? - zapyta Sam. W swoim gosie sysza resztki snu. Nie otrzyma
adnej odpowiedzi. Mimo to mia wraenie, e zauway na drzwiach przesuwajcy
si cie. Niech to diabli, zaraz mu pokae! Nikt nie bdzie si wkrada do jego
kabiny!
Odbezpieczy bro i z lekkim trzaniciem odcign kurek.
- Licz do trzech. Pniej strzel! - ostrzeg. Nie byo odpowiedzi. Znw
oddech.
- Raz... - zacz. - Dwa... i...
- Nie! - wykrzykn eski gos.
Samowi z osupienia omal nie wypad z rki pistolet. Poczu, e palce kobiety
zacisny si wok jego nadgarstka. Sign za siebie i pchn okiennic. Do
ciasnego pomieszczenia wsczyo si ksiycowe wiato.
- Bacheeta! - zawoa zdumiony.
To bya czarna niewolnica z pewnego plemienia, daleko na wschodzie kraju.
Sam musia kupi j i jej siostr. Mczyni nie chcieli sami mle mki na swoje
podpomyki.
- Efendi, umieram! - usysza jej gos.
- Bzdura - rozemia si. - Tak szybko si nie umiera. Co si stao? Chwyci jej
rk. Miaa wilgotn skr. Padao?
Pod wpywem jego dotyku Bacheeta krzykna z blu. Sam pocign j ku
oknu.

Wielki Boe! szepnl na jej widok. - Co si z tob stao? - zapyta, delikatnie


gadzc j po gowie, by nie sprawia jej wicej blu.
Zamiast odpowiedzi Bacheeta znw si rozpakaa i pokrcia gow, -Jej usta
byy zbyt spuchnite, by moga mwi, a oczu nie byo w ogle wida spod ran. W
ostatniej chwili zdy j zapa, gdy osuwaa si obok niego na ziemi. Przy tym
ruchu z ran trysno jeszcze wicej krwi. Spywaa po jej gboko ponacinanej
skrze, z ramion na nogi, z ktrych wygldao ywe miso. Sam dobrze wiedzia, co
si wydarzyo. Podnis kobiet i uoy j na posaniu obok Florence. Przecierado
natychmiast zabarwio si na czerwono. Bacheeta zostaa solidnie pocita
korbaczem. Mimo to ya, i jeli Bg tak zechce, nie powinna umrze.
Sam spojrza na spokojn twarz pogronej we nie Florence. Wskoczy w
spodnie, przypi pistolet i sign po wasny korbacz.
Usysza jk Bacheety. Zdecydowa si poruszy rami Florence. Wystarczyo
delikatne dotknicie. Otworzya oczy. Pooy palec na ustach, a ona skina.
Nastpnie usiada i dostrzega lec obok Bacheet. Zakrya usta rkami, tumic
krzyk.
- Mj Boe. To zwierzta - wyszeptaa. Sam potwierdzi skinieniem gowy.
- Za jej opatrunki i sprbuj zatamowa krwawienie. Musz wyj. Florence
zsuna si z ka i pocaowaa go, zanim wyszed.
- Bd ostrony. Moe powinnam pj razem z tob?
W nastpnej chwili zabraa si do wycigania spod ka skrzyni z materiaami
opatrunkowymi.
Sam pokrci gow. Musia sam to zaatwi.
Bezgonie zamkn za sob drzwi kabiny, wychodzc na pokad Diahbiah" w
noc pen ycia.
Na kadce zobaczy z oddali jasne ognisko na dziedzicu misji. Sysza, jak
hipopotamy parskaj i rozchlapuj wod w miejscach, gdzie ryczce aby
wskakiway do rzeki. Na drugim brzegu zauway jakie ledwo dostrzegalne ruchy.
W chodzie nocy sonie i bawoy przyszy do wodopoju. Pomyla o Bacheecie
lecej w jego kabinie i mocniej cisn korbacz. Gdyby winowajcami okazali si
dzicy Morlanga, wwczas musiaby go poprosi o zaprowadzenie porzdku. Nie
mia pojcia, czy pijany Austriak z chor ydk byby jeszcze w stanie utrzyma si
na nogach.
Zeskoczy na ld. Jego stopy ugrzzy w przybrzenym trzsawisku. Na
goleniach i udach poczu trzcin utrudniajc mu ruchy. Usysza

okrzyki i miech. Kilkoma uderzeniami korbacza wyci sobie przejcie i ruszy


w gr skarpy. Zacz biec. Mimo chodnego wiatru poczu, e na plecach zbiera mu
si pot.
Wok dziedzica strzelay w czarne niebo namorzyny, niczym olbrzymi
stranicy. Sysza uderzenia bbna, tupanie stp, ochrypy piew, narastajcy i
opadajcy, by wreszcie znikn w rytmie bbna. Ujrza taczcych mczyzn, ich
cienie drgay i rozcigay si. Sam niespodziewanie wszed w ich krg. Dzicy
Morlanga, ktrzy te taczyli, nie zwrcili na niego uwagi. Ich nagie, nasmarowane
ochr i popioem ciaa wyginay si jak sitowie na wietrze. Sam przeszed midzy
taczcymi, zagldajc w ich na wp przymknite oczy, patrzc na ich byszczce
zby, gdy cigali usta w osobliwym grymasie. Podnosili i opuszczali rce, a ich
ciaa faloway. Jake s pikni" - pomyla i w tej samej chwili zaja si za t myl.
Nikt, ale to nikt by go nie zrozumia. Moe z wyjtkiem Florence. Florence, ktra
nigdy nie wydawaa pochopnych osdw.
Krzyki, ktre wczeniej sysza, dobiegay z obozowiska jego wasnych ludzi
nieopodal chaty Morlanga, gdzie zaczyna si las Gondokoro. Sam poczu w sobie
co podobnego do lku, ale si opanowa. Tancerze zostali z tyu, a przed nim bya
jedynie noc. ciana ciemnoci zagradzaa mu drog niby znak zakazu. Nagle znw
co usysza. Wysoki, udrczony gos kobiety i miech jego ludzi. Przebieg obok
chaty Morlanga w kierunku pozostaych ognisk, przy ktrych zasta to, czego si
spodziewa.
Dwie kobiety leay na ziemi. Na ich ramionach i piersiach siedzieli mczyni,
podczas gdy kilku innych przyciskao do ziemi ich rozsunite uda. Pomienie ognia
rzucay znieksztacone wiato na scenk rozgrywajc si przed jego oczami.
Zobaczy swego dowdc Sakiego, ktry sta obok nieszczsnych kobiet,
trzyma w rku bat i z umiechem rozbawienia dopingowa podwadnych. W tej
chwili Arab Bellal wsta z jednej z kobiet i sign po swj korbacz. Sam widzia,
jak z zadowoleniem dotkn swego przyrodzenia, nim okry ciao sigajc pit
dubb. Teraz Bellal ponownie uderzy pejczem w krwawice ciao kobiety, ktra
drgna, ale nie wydaa z siebie gosu. Rozemia si i kolejny raz si zamachn.
Ale nim zdy wymierzy cios, korbacz Sama ze wistem owin si wok jego
ng.
Sam szarpn batem i Arab z krzykiem upad w kurz. Podszed do niego bliej.
Bellal lea przed nim, wci krzyczc i miejc si jak optany. Najpewniej uzna to
za dalszy cig zabawy. Ktem oka Sam zauway,

ze jaki inny mczyzna prbowa zaj miejsce przy kobietach. Wycignl z


kabiny pistolet i dwa razy wypali w powietrze. Ludzie wygldali na zdziwionych.
Sam wykorzysta sprzyjajc chwil i cign korbacz z ng Bellala. Bat
wisn w powietrzu i zacz uderza na lepo w mczyzn otaczajcych kobiety.
Krzyczeli, podrywali si do gry i umykali w cie namorzynw albo chowali si za
Sakim, swoim dowdc.
Tylko Bellal lea na ziemi u ng Sama.
Trzyma si za bolce miejsca i krzycza:
- O co ci chodzi, efendi? Przecie to tylko brudne niewolnice. C innego
moglibymy z nimi robi? - rozemia si oblenie i prbowa wsta. - Moesz si do
nas przyczy, efendi, nie powiem nic siW.
Sam si odwrci i zacz go okada korbaczem. Bellal z jkiem trzyma si za
gow, a z rkaww jego kaftana zostay poszarpane strzpy. Sam przetar czoo
nagim przedramieniem. Na chwil si zatrzyma, mia mokr skr.
Bellal nie mia broni, ale zasuy na kar.
Sam odwrci si w stron kobiet. Wydawao mu si, e obie jeszcze oddychaj.
- Zaniecie je na pokad Diahbiah". Zobaczymy si jutro na apelu -rozkaza w
ciemno. Kto mia zamiar usucha jego polecenia, niechaj je wykona. Do diaba,
to on tu dowodzi, nikt inny! Zobaczy, e kilka cieni oderwao si od grupy
mczyzn i podeszo do skatowanych kobiet.
Nastpnie wymierzy Bellalowi kopniaka na odchodne. Mczyzna zakasa, po
czym wyplu troch krwi i zb.
Raptem poczu na udzie saby dotyk. Spojrza w d. Obok niego sta Saad, a za
nim Richaarn. Posta olbrzyma przysonia noc. Dopiero teraz zauway, z jak
wrogoci mczyni na niego patrzyli.
- Dobrze, e przyszlicie. Pomcie zanie kobiety na d i opatrzcie je nakaza.
Bellal zacz wstawa. Trzymajc si za bolce czonki, splun przed Samem.
Pniej powiedzia po arabsku co, czego Sam nie zrozumia.
- Co on mwi? - zapyta Richaarna.
Ale olbrzym pokrci tylko gow i obj w talii jedn z kobiet, by j wesprze.
Sam wiedzia, e Richaarn doskonale zrozumia sowa Bellala. Arab jeszcze raz
je powtrzy i pogrozi pici w kierunku Sama.
- Co powiedzia? - spyta znw Sam, chwytajc Saada za okie.

- Mwi, e sitt i ty zapacicie mu za to. Jeli jemu nie uda si dokona zemsty,
wwczas zrobi to za niego Amabile del Bono. Del Bono poprzysig zemst tobie i
sitt, cay Chartum o tym wie. Del Bono jest teraz kilka dni drogi od Gondokoro.
Bellal i wszyscy jego ludzie pomog del Bonowi, jak przyjdzie co do czego objani cicho chopak.
Sam wymierzy Bellalowi jeszcze jednego kopniaka.
- Wyno si, nim zapomn o wszystkich chrzecijaskich przykazaniach wysycza przez zby.
Bellal odpez w cie, pod oson ciemnoci. Saad pokrci gow.
- Powiniene by go zabi, teraz miae doskona sposobno, efendi. Bellal
bdzie ci sprawia kopoty.
Sam poszed wolno w stron odzi. Saad szed za nim. Diahbiah" staa
spokojnie na Nilu, ktry w tym miejscu staa niemal nieruchomo. Na niebie
pokazay si pierwsze przebyski wiata. Przeklta noc mina i nadszed dzie,
prawie jak nieoczekiwany prezent. Bolao go rami, a skr mia wci mokr od
krwi i potu. Mio z Florence, jej blisko sprzed kilku godzin, wydawaa si teraz
minionym, niemal zapomnianym sennym marzeniem. Wszystko, co czyste i pikne,
zdawao si bardzo odlege. Gdy Sam wrci na pokad, siewka zaintonowaa sw
monotonn pie i pierwsze hipopotamy wynurzay grzbiety z przybrzenych
trzsawisk. Ich mdre oczy zerkay na Sama ciekawie z chlupoczcych fal Biaego
Nilu. Strzygy uszami, jak gdyby chcc wyczu jego nastrj. Jedno zwierz
rozdziawio paszcz, jakby do ziewania. Midzy jego grudkowatymi zbami
natychmiast przysiada czapla zotawa, ostrym dziobem wyszukujc resztki
poywienia.
Sam odwrci si do Saada.
- Przepij si troch. Pniej uderz w bben i zwoaj ludzi. Zrb im musztr.
Bierzemy kurs na Gondokoro. Na noc przybijemy tam do portu. Bdziemy czeka.
- Czeka? Na co, efendi? - zapyta Saad.
Sam zastanowi si przez chwil. Poczekamy na zakoczenie mego snu. Na
kres tsknoty". Opanowa melancholi.
- Na efendich Speke'a i Granta. Na rozwizanie najwikszej zagadki wiata.
Ostatniej zagadki. Poczekamy te na konsula Pethericka. Oto cel naszego
oczekiwania.
Sam wszed do kabiny. By zmczony. Bardzo zmczony. Czy wszystko miao
pj na marne? Tyle trudu i nakadw?

Zajty wasnymi mylami nie zauway, jak Saad pokrcil gow i zamrucza
co pod nosem.
- Czekanie na Amabile del Bona nie jest zdrowe.
Chopak si odwrci, podnis paski kamie i puci kaczk po wodzie,
pomidzy tustymi ciaami hipopotamw. Na Nilu rozprysy si kropelki wody, a
pniej wszystko wrcio do normy. aden z hipopotamw nie podnis nawet
gowy. Ta obojtno - pomyla Saad - wszyscy powinnimy j posi. Moe
efendi powinien by bardziej podobny do hipopotama? Bez wtpienia byby wtedy
szczliwszym czowiekiem".
To pomylawszy, odwrci si i ruszy w gr nadbrzenej skarpy. Mia zamiar
uderzy w bben i kaza mczyznom wiczy. Wiedzia, e musztra nie wypdzi
niechci z ich serc.

ROZDZIA 8
Gra Lardo wrzynaa si wskimi klinami w wody Biaego Nilu, tworzc ostre
raty. Florence dostrzega pierwsze ciao dryfujce na falach. Odsuna si od relingu
Diahbiah" i zderzya si z Richaarnem, ktry stal za ni niczym ochronna ciana.
Przestraszya si i cicho krzykna,
- Co to jest? - spytaa, wskazujc na unoszce si na wodzie zwfoki, ku ktrym
wycigay paszcze pierwsze krokodyle. - Co im si stao?
Czujc obecno stojcego za sob Richaarna, odwaya si rzuci jeszcze jedno
spojrzenie za reling. Mczyzna mia rce zwizane z tylu na plecach. Brakowao
mu doni. Jego ramiona i rozmoczone kikuty jeszcze raz wynurzyy si z wody, a
pniej jaka tajemnicza sia wcigna ciao w gb suddu.
Florence zakrya doni oczy. Gdy opucia rk, po zwokach nie byo ladu.
Sudd nakry je dywanem z pnczy.
Richaarnjej nie dotyka, tylko odezwa si cicho:
- W dalszej podry zoliaczymy wicej lakich rzeczy. Duo, duo wicej, sitt.
Tak postpuj handlarze niewolnikw z mczyznami z plemienia Bari, gdy uda im
si ich schwyta. Kobiety i dzieci porywaj w niewol, natomiast mczyzn, ktrzy
w obronie swoich on i dzieci atakuj ich zatrutymi strzaami, zrzucaj z
przybrzenych raf na poarcie krokodylom. Ludzie Bari boj si takiej mierci
bardziej ni kuli czy stryczka.
- Ale dlaczego nie maj doni? - spytaa Richaarna.
- Rce zatrzymuj jako trofea. Amabile del Bono ma w swoim domu pokj, w
ktrym cae ciany obwieszone s domi.
Diahbiah" pyna przed siebie, zbliajc si do Gondokoro. Z masztw
dochodziy pierwsze okrzyki wzywajce zaog, by rozpocza przygotowania do
przybicia do portu. Florence widziaa, e Sam przej kolo

steru. Wok szarego, ostrego wierzchoka gry Lardo zbieray si mgy,


chocia niebo byo jeszcze bkitne i bezkresne jak we nie. Dotarli do Gondokoro.
- Bellal, co powiedzieli tragarze? - spyta Sam.
Stara si nie przybiera zbyt surowego tonu. Bellal odwrci si do niego.
Rozmawia z przedni stra tragarzy nalecych do ekspedycji del Bona, ktrzy
wanie przybyli do Gondokoro. Prowadzili z sob zrabowane bydo, ich osy i muy
byy ciko obadowane, a oni sami te nieli skrzynie i kosze pene koci soniowej.
Niewolnicy szli z gwn czci karawany.
- Ludzie del Bona s dziesi dni drogi od nas. Podruj z nimi dwaj biali
mczyni. Podobno przez dugi czas pozostawali winiami jakiego krla, daleko
na poudniu. Obaj byli ciko chorzy. Moliwe, e tylko jeden z nich pozosta przy
yciu. Drugi mg umrze - odpowiedzia Bellal gosem niezdradzajcym emocji.
Obliza usta. - Obaj byli bardzo chorzy. Bardzo, bardzo chorzy.
-Hm.
To bya jedyna odpowied, jakiej Sam mg udzieli, usyszawszy jego relacj.
Biali mczyni, to mg by kady o karnacji nie tak czarnej jak skra tubylcw.
Moe jacy nieznani handlarzom Arabowie albo Turcy, ktrzy rocili sobie prawo
do tych terenw. Mia nadziej, e tak wanie byo. Ale w gbi duszy domyla si,
e nieznanymi podrnikami byli niewtpliwie Speke i Grant.
- Dzikuj, Bellal - zmusi si do uprzejmej odpowiedzi.
Ale Bellal zdy si ju odwrci do niego plecami i rozmawia z innymi
tragarzami, ktrzy rozbijali obz dla del Bona.
Sam ruszy wzdu chat miasta Gondokoro w stron wasnego obozowiska.
Przyglda si symbiozie, w jakiej yli tubylcy obok co najmniej szeciu setek
pomagierw handlarzy niewolnikw! Kad chat okala gsty ywopot z
kolczastych krzeww. Podwrka wycieaa twardo udeptana mieszanina popiou,
krowich odchodw i piasku. Przy chatach wznosiy si ku niebu maszty, do ktrych
byy przywizane rogi wou albo czaszka jakiego innego zwierzcia, ozdobiona
plecionk z kogucich pir. Oznaczay groby mczyzn z rodzin zamieszkujcych
domostwa.
Przed chatami siedziay kobiety, trzymajc dzieci, przywizane na biodrach albo
przy piersiach. Kobiety byy nagie, a ich jedyn oson sta-

nowily mae fartuszki z pere lub metalowych kek, nic wiksze od figowego
licia. Sam zauway, e na ich skrze nie byo ani jednego woska, poza wenist
kp na rodku gowy, ozdobion pirami. Na ramionach i wok pasa miay
tatuae, ktre smaroway dodatkowo ochr i tuszczem. Ich ciaa wyglday jak
pokryte rybi usk. wieciy si w socu niczym wieo wypieczone cegy.
Kobiety niemiao pozdrawiay Sama i zaraz szybko odwracay oczy, pieszczc
dzieci lub rozgldajc si za nowym ziarnem do zmielenia.
Wyczu ich myli i uprzejmie uchyli kapelusza.
Czy to ten biay mczyzna, ktry nie przyjecha po to, by rabowa i zabija?
Czy to w ogle moliwe? Na pewno kama i zdradzi ich tak samo, jak wszyscy inni
przybysze. By moe chcia je podstpnie wykra, zada im gwat, rozbi ich
rodziny i zamordowa mw, a na koniec sprzeda w niewol, gotujc im los
gorszy od mierci. Podejrzeway, e niewiele si rni od reszty obcych, ktrzy w
oczekiwaniu na kolejn ekspedycj w gb ldu umilali sobie czas pldrowaniem,
gwatami i mordem. Przypuszczalnie by taki sam jak mczyni, ktrzy odbierali
im wolno.
Dziesi dni drogi" - pomyla Sam, idc dalej. Tyle dzielio ich od obozu
handlarzy, ostatniego obozu przed nieznanym wiatem, ktry si za nim zaczyna.
Dziesi dni drogi. Potem rozstrzygnie si mj los.
Czego powinienem sobie yczy? eby Speke nie y? A moe eby y, ale by
nie zdoa odnale rda Nilu, rda mej tsknoty? Tsknoty wszystkich ludzi?
By ponis klsk?"
Sam z powrotem wsun na gow kapelusz i szed wolno do swojego obozu. Z
jego chaty unosi si dym. Wygldaa spokojnie i zapraszajco. Jego rodzin byli
Florence i Saad. Czego powinienem sobie yczy? Nie mam pojcia".
Jego stopy zostawiay lady w czerwonym kurzu. Za chwil delikatny wiatr je
zasypie. W powietrzu taczyy drobne ziarnka pyu. Obejrza si za siebie.
Wszystko znw wygldao tak, jakby nigdy go tam nie byo. Jakby nigdy nie
postawi stopy na afrykaskiej ziemi. Jakby jego marzenie o odnalezieniu rda
Nilu nigdy nie istniao.
- Efendi, jestemy godni. Mamy do podpomykw i warzywnej papki. Od
wielu dni nie upolowae adnego krokodyla ani hipopotama. Dzi w nocy
pjdziemy do wioski Bari i przyprowadzimy wou. I kobiety! Po-

trzeba nam wicej niewolnic. Pracujemy jak zwierzta i nie mamy nikogo, kto
by nam w nocy posuy.
Sam podnis wzrok znad map, ktre wanie studiowa w cieniu akacjowego
drzewa. Te same mapy, ktre przysa mu kiedy Murchison. Papier zrobi si wiotki
i amliwy od wielokrotnego rozwijania, zwijania i obracania w rkach. Niektrych
nazw nie dao si odczyta. Sam potrzebowa duszej chwili, by dotary do niego
sowa mczyzn. Ustawili si w pkolu midzy nim a jego chat. Wsta. Wola
mie chat na oku. Florence dostaa rano wysokiej gorczki i nie chcia si od niej
zbytnio oddala. Z miejsca, w ktrym siedzia, mg swobodnie obserwowa
wejcie.
Belal wyglda ponuro. Przestpowa z nogi na nog, okazujc niecierpliwo.
Na co czeka? W jego oczach pojawi si jeszcze jaki inny, nieokrelony bysk.
Puapka? Sam poczu narastajcy gniew, ale opanowa emocje.
- Mam wraenie, e w Chartumie wyraziem si do jasno. Nie ma mowy o
pldrowaniu ani braniu niewolnikw - odrzek spokojnie.
Bellal skin gow. Zdawao si, e by zadowolony z otrzymanej odpowiedzi.
Da znak i raptem w rkach mczyzn pokazay si maczugi i baty gotowe do
zadania ciosu. W Chartumie Sam wypaci kademu z nich z gry piciomiesiczny
od. Wierzy, e dziki temu bd mu wiernie suyli. I to wanie na nich miaby
polega w najtrudniejszych godzinach swojego ycia! Czyby ju wszystko byo
stracone?
Nie namylajc si duej, zacz dziaa. Postpi krok do przodu i zapa
Bellala za konierz. Zdawao si, e mczyni wok niego tylko czekali na to, eby
Sam ktrego z nich zaatakowa. W mgnieniu oka poczu na sobie uchwyt rk,
szarpnicia, cios spadajcy na rami, pniej jeszcze jeden na plecach. Bolao. Nogi
si pod nim ugiy, maczuga trafia go pod kolanami.
- Saad! - krzykn, prbujc jednoczenie sign po przytroczony do pasa
korbacz. - Saad! Bij w bben! Rwny takt! Marsz!
Saad zacz z caej siy wali w bben. Tymczasem Arab rozemia mu si w
twarz, mimo e Sam w dalszym cigu trzyma go mocno za gardo. Nagle poczu
jego rce na grdyce. Gwatownym ruchem odsun od siebie mczyzn, zamachn
si i zdzieli go pici w nos. Bellal cofn si o krok i pomaca si po twarzy.
Midzy palcami pokazaa si krew. Bellal rykn i Sam zrozumia, e Arab da znak
do ataku.
Ludzie wok niego zawyli i skoczyli na Anglika. Zaczli go szarpa.

Sam usysza krzyk Saada. Glos chopaka zaton w panujcym jazgocie. Bellal
zarechota. Mczyni wrzeszczeli.
- Niewierny psie! Chcemy niewolnikw! Chcemy koci soniowej!
- Amabile del Bono ma racj! Wyprawa z tob na nic nam si nie zda, a do tego
cignie na nas gniew Allaha!
- Wszyscy zginiemy! Zabi efendiego!
Mczyni wydawali gardowe wrzaski, zacieniajc krg wok Sama. Sam
krzycza. Wykrzykiwa rozkaz za rozkazem. Do jego uszu dociera stumiony
dwik bbna Saada. Do diaba, wszyscy powinni rozumie po angielsku!
Prbowa wzi gboki oddech i w tej samej chwili otrzyma cios w skro. Na
moment ogarny go ciemnoci. Ale nim zamkn oczy, zdy zauway, e grupa
nacierajcych mczyzn niespodziewanie si rozstpia.
Pad strza, pniej jeszcze jeden. Uciski zelay.
Otworzy oczy i zobaczy Florence ze strzelb opart o biodro.
Mczyni otoczyli ich szerokim koem. Sam potar doni skro. Co ona tu
robi? - pomyla. - Przecie gorczka przykua j do posania. Rano nie miaa nawet
siy usi".
Zauway, e opara si na strzelbie, wspieraa si na niej i chyba niewiele
mogaby teraz z ni zrobi. Florence i bro! Kiedy si zarzekaa, e nigdy jej nie
dotknie.
Usysza jej gos.
- Co to ma znaczy?! Psy!
Luf strzelby dgna plecy jednego z buntownikw. otr upad na kolana i
spuci gow.
Florence odetchna gboko, zbierajc siy.
- Zdrajcy! - zawoaa. - Wasze matki musiay si parzy z wieprzami!
Mczyni pomrukiwali, obracali w rkach bro i niezdecydowanie
przestpowali z nogi na nog. Na wszelki wypadek trzymali si na bezpieczn
odlego od Florence. Wiedzieli, e zasuyli na t zniewag. Sam strzsn z siebie
rce, ktrym nagle zabrako zdecydowania.
- To bunt, Florence.
W jego tonie byo mniej zdecydowania ni w gosie Florence.
- Kto jest przywdc? - usysza jej pytanie.
Wskaza na Bellala, ktry trzyma si za okrwawiony nos. Florence si
zawahaa, po czym mocniej przysuna do siebie strzelb. Spod opalonej skry
zacinitych doni przewiecay biae kostki. Na jej nagim ramieniu wida byo
napite minie. Mwia dalej:

- Bellalu, efendi ci daruje, jeli ucaujesz jego do i poprosisz o wybaczenie. Tu,


na oczach nas wszystkich - oznajmia.
Nog, odzian w but z wysokim ochraniaczem, postawia na duym kamieniu.
Sam znw mia wraenie, e szukaa oparcia, by si nie przewrci. Pooya
strzelb na kolanie. Rozluniona, mimo to gotowa do strzau.
Mczyzna milcza. ypa na Florence oczami pociemniaymi z wciekoci.
Sam zrozumia. Bellal zosta skarcony przez kobiet i mimo e bya to sitt, jego
arabska duma nie moga si z tym faktem pogodzi.
Ale Florence spokojnie zniosa jego spojrzenie. Znaa swoj si. Jej jasne wosy
opaday swobodnie na ramiona, koszula bya rozpita a do piersi, co uatwiao
oddychanie. Rkawy podwina do okci, a pasek Sama przytrzymywa w talii jej
spodnie.
Mczyni widzieli przed sob dumn i siln sitt.
Tymczasem Sam wiedzia, jak bardzo jest krucha i delikatna. Poczu sucho w
gardle, usyszawszy, jak mczyni zaczli pomrukiwa. Co zdecyduj?
Ale Florence patrzya na nich niewzruszona. W kocu si odezwaa:
- Bellal, mwiam do ciebie. Syszae. Yalla! - rzucia po arabsku. Rusz si,
zrb, co do ciebie naley!
Luf strzelby zakrelia uk od niego w stron Sama, ktry wanie wsta i
poprawia ubranie. Rkaw u koszuli mia oberwany, podobnie jak kilka guzikw
przy kamizelce.
Mczyni wci si naradzali. Sam si rozejrza. Chyba zgadzali si z Florence.
Jeden z nich, stojcy najbliej Bellala, trci Araba w rami.
- Yalla! - powtrzy za Florence.
- Yalla! Yalla! - przyczyli si pozostali.
Kobieta opara rk na biodrze i uoya strzelb w zgiciu okcia. Wydawao
si, e si umiechaa.
Sam przyjrza si Florence. Nie mia pojcia, jak mimo choroby zdoaa si
utrzyma na nogach. Blask w jej oczach nie by skutkiem gorczki, tak samo jak
rumiece na policzkach. dza przygody napeniaa j energi, Sam wyranie to
widzia. O tak, Florence bya jego on.
Bellal wystpi do przodu. Mczyni umilkli. Niektrzy odoyli maczugi i
maczety na wydeptan traw i skrzyowali rce na piersiach. Obserwowali Bellala,
kady jego ruch. Bellal stan przed Samem. Po chwili wahania uj rk, ktra
przed chwil rozbia mu nos. Sam poczu na doni krtki, suchy dotyk warg Bellala.

Przebacz, efendi - wymamrotal Arab.


- Wybaczam ci. - Sam zmusi si do wypowiedzenia tych sw.
To ju koniec, mj plan spez na niczym - pomyla. - Jak miabym dalej
podrowa z tymi ludmi? A przecie tutaj nie uda mi si zebra nowej zaogi. Nie
wiem, czy mgbym jeszcze komukolwiek zaufa".
Tymczasem Florence uniosa strzelb i wystrzelia w gr salw. Sam przekn
lin ze zdziwienia. Trzymaa bro tak, jakby w yciu nic innego nie robia. Zrobia
to, eby uratowa mu ycie, wietnie o tym wiedzia.
- Zgoda i posuszestwo! - zawoaa, a mczyni powtrzyli jej sowa przy
wtrze wystrzaw.
- Zgoda i posuszestwo! Zgoda i posuszestwo! - woali i tupali nogami.
Florence znw wystrzelia, pniej jeszcze razi jeszcze raz. Z okolicznych akacji
poderway si sposzone wiktacze, jak popi ogniska niesiony porannym wiatrem.
Tylko jeden wystrza - pomyla pniej Sam, myjc przed jedzeniem rce i
spocony kark. - Jeden strza jak jedno pytanie". Jeden strza, na ktry raptem z lasw
nadeszo dziesi albo sto razy wicej odpowiedzi. Odwrci gow i stumi okrzyk.
Wrd koron drzew u stp gry Lardo unosiy si w niebo gste chmury
prochowego dymu. Sysza teraz nieustajce salwy, jedna za drug. Mczyni
pucili si biegiem w kierunku lasu.
- Del Bono, del Bono! - usysza woania. Wymachiwali maczugami i
maczetami, niektrzy podskakiwali i taczyli w biegu.
Sam widzia, e Florence poruszaa ustami, lecz w panujcym zgieku nie
usysza ani jednego sowa. Mapy piszczay, przeskakujc z gazi na ga,
przeraone ptaki ulatyway w powietrze, a motyle gstymi, kolorowymi chmarami
taczyy nad krzakami, na ktrych jeszcze przed chwil spokojnie odpoczyway.
Sam popatrzy w stron lasu gsto okalajcego Gondokoro. Zdawao si, e by
nie do przebycia. Jednake teraz otworzy si przed pierwszymi tragarzami
ekspedycji del Bona, wypluwajc ich w sam rodek osady Gondokoro. Mczyzn
byo piciuset, a moe szeciuset. Nieli na plecach kosze wypenione koci
soniow i klatki z dzikimi zwierztami. Wikszo bya wychudzona. Na piaskach
otaczajcych Gondokoro nic nie chciao rosn, a pszenica kosztowaa osiem razy
tyle co w Chartumie.
Sam sysza coraz wicej strzaw. Gsty dym przesoni widoczno, zmci
wiato i sprawi, e trudno byo oddycha.

Niespodziewanie od strony Nilu podnis si wiatr, rozgarniajc tumany dymu i


robic w nim przewit. Sam dostrzeg muy i woy zaprzone do wozw. Rzdy
powizanych z sob niewolnikw. Kady ich krok wywoywa brzk acuchw.
Wielu z nich miao pokrwawione kostki i nadgarstki, ale nikt nie zawraca sobie tym
gowy i pdzono ich dalej. W karawanie zauway mczyzn, ktrego ostatni raz
spotka przed wieloma laty na parowcu z Cejlonu do Anglii. w czowiek mg mu
na zawsze odebra marzenia i nadziej. Czowiek, ktry teraz mia zagarn dla
siebie prawo do niemiertelnoci. Sam widzia, jak James Henning Speke
energicznym krokiem maszeruje w jego kierunku, ubrany w achmany, ale wolny. U
jego boku troch wolniej szed James Grant, wspierajc si na drewnianej kuli.
Za nimi na mocnym, niskim mule o byszczcej sierci jecha Amabile del Bono.
Wystrzeli w powietrze ostatni salw. Na widok Sama i Florence Maltaczyk si
umiechn. Nastpnie odwrci si w stron niewolnika, ktry si potkn i
przewrci, pocigajc za sob kilku towarzyszy niewoli, i pocz okada go
korbaczem. W kocu mczyzna zdoa wsta.
Florence opucia strzelb,
- O Boe, miej nas w opiece - usysza jej szept Sam.
Skwitowa jej westchnienie skinieniem gowy. Nie mia teraz czasu dla Amabile
del Bona.
Wybieg naprzeciw Speke'a i Granta.
Speke i Grant zatrzymali si. Wok nich nieprzerwanie trwa diabelski taniec
mczyzn z ekspedycji Sama, ktrzy nawoywali, krzyczeli i oddawali salw za
salw w duszne powietrze.
Sam dostrzeg, e Speke osoni rk oczy przed jasnymi promieniami
poudniowego soca i patrzy w jego kierunku.
- Petherick? To ty? - usysza jego pytanie i przyspieszy kroku.
- Nie, nie! To ja, Baker! Sam White Baker! Pamitasz? - zawoa, biegnc. By
tutaj, by przywita Speke'a, wanie on, a nie aden z dentelmenw, ktrych
Krlewskie Towarzystwo Geograficzne uznao za bardziej godnych zaufania. Tylko
on, Sam Baker!
- Baker, na miy Bg, co ty tutaj robisz? - zdziwi si Speke. Stal tu przed nim.
Widzia wosy Speke'a, wypowiae, przetykane siwymi pasmami, zwieszajce si
a na plecy. Popatrzy na jego przeart przez soce twarz. Gbokie bruzdy wok
ust i oczu przywiody Samowi na myl niezliczone odnogi Nilu na mapach
Murchisona. Popatrzy mu

w oczy wypenione niezdrowym blaskiem. Widziay rdo Nilu? Popatrzy na


usta Spekea, wskie i spkane. Czy piy ze rda Nilu? Sam pragn wejrze w gb
niego, by si przekona, czyjego wasne marzenie jest nadal ywe. Co si wydarzyo
tam, w odlegych lasach? Mia ochot chwyci rodaka i potrzsn nim, wytrzsn
z niego odpowied. Teraz. Natychmiast!
Speke si wyprostowa. By wysoki, wyszy od Sama. Nareszcie zacz mwi:
-Nil.
- Tak? - dopytywa si niecierpliwie Sam. - Co z Nilem?
- Zagadka Nilu zostaa rozwikana. The Nile is settled.
Nadty osio, pomyla Sam, otwierajc na powitanie ramiona. Nie mia innego
wyjcia. Powitanie Speke'a byo jego obowizkiem jako Anglika. Poczu ucisk w
piersi, gdy Speke odwzajemni jego ucisk, coraz mocniej zgniatajc go w
objciach. Zauway, e Speke si rozpaka. Wielki mczyzna dra w jego
ramionach i paka, jakby nie paka przez cztery minione lata.
Sam trzyma go, bezbronnego, w kocu poklepa go delikatnie po ramieniu.
- No, stary druhu, dobra robota! To wielka chwila dla Anglii - powiedzia, bo nie
mg znale adnych innych sw.
Poczucie klski to wicej, ni jestem w stanie znie - pomyla. -Speke odnis
zwycistwo. Przegraem. Wszystko, wszystko byo daremne. Wszystkie wysiki,
wszystkie pienidze".
Zdj rk z ramienia Speke'a i by zadowolony, e te mg wytrze sobie oczy.
Kady pomyli, e dym z wystrzaw okopci mu twarz. Nikt nie mg si
zorientowa, e paka w godzinie chway, triumfu odniesionego w hodzie dla jego
ojczyzny.
Najhaniebniej potpiona dusza w dniu Sdu Ostatecznego nie miewa si gorzej
ni ja w tej chwili" - pomyla ze smutkiem.
- Odkrye rdo Nilu - odezwa si.
Speke zawaha si i zmczonym gestem przejecha doni po wychudej twarzy.
- I tak, i nie - odrzek.
Florence zobaczya Sama przytrzymujcego Speke'a i Speke'a trzymajcego
Sama. Co si wydarzy - uznaa. - To wszystko nie mogo by na nic. Co si
wydarzy". Przetara rkawem wilgotne czoo i musiaa usi.

Siedzc na kamieniu, pooya flint na wycignitych udach i podniosa gow.


Amabile del Bono zdawa si czeka tylko na ni.
Siedzia na swoim mule. Jego wzrok uwizi Florence. Jednoczenie z
pochylon gow sucha sw swojego zastpcy Mohammeda Hera, ktry kilka dni
wczeniej przyby do Gondokoro z Chartumu. Kaftan Mohammeda Hera by jak
zwykle nieskazitelnie biay. Florence pomylaa, e w skwarze dnia wyglda jak
duch. Jedynie czerwony turban lni na jego czarnych wosach jak kropla krwi.
Mwi cicho i z popiechem. Kilka razy skin w kierunku Sama i Speke'a, a pniej
na ich ludzi. Florence widziaa, e Amabile si umiechn i wsun pod brod
rkoje korba-cza. Nastpnie wyda Mohammedowi Herowi jakie polecenie, ktre
ten przyj. Zobaczya, e Mohammed Her wyszczerzy zby w umiechu, gdy
odchodzc, umylnie potrci Saada. Saad upad na ziemi, wsta i pobieg do
Florence. Usiad w kurzu obok niej, podcigajc podrapane i brudne kolana. Na jego
czole lni pot.
- Co si wydarzy, sitt - powiedzia. Mia zatroskany gos. - Nic dobrego.
Florence pokrcia gow. Ale nim zdya mu odpowiedzie, dostrzega, jak
Amabile del Bono dotkn korbaczem swych penych ust. Zoy na skrze czuy
pocaunek, a pniej wykona pejczem delikatny, pieszczotliwy gest w jej kierunku.
Wstaa, przyciskajc strzelb do piersi. Nie moga zapa tchu. Czy naprawd
kiedy nienawidzia broni? Baa si jej? Teraz nie chciaa jej wypuci z rk.
- Tak, Saad, co si wydarzy - potwierdzia.
Saad siedzia w cieniu akacji. Kreli patykiem koa w czerwonym piasku, mae,
wiksze, pniej znw je zamazywa i zaczyna od nowa. W ten sposb wyglda,
jakby mia zajcie, i bez trudu mg podsucha rozmow efendiego i tego Speke'a.
Efendi nie wyglda na szczliwego, siedzia, popijajc lurowat bawark. Ten
napj smakuje mi tylko wtedy, gdy licie herbaty wrzuca si bezporednio do
wrzcego mleka i mog go sobie suto posodzi" - skonstatowa. Ostatni sodk
herbat piem dawno temu. Westchn. Zapasy si kurczyy. Wiedzia, e gin, ktry
Baker efendi prawdopodobnie wieczorem zaproponuje Speke'owi, to resztka
alkoholu, jaki jeszcze zosta jego panu. Kilka butelek efendi schowa gboko w
swoich skrzyniach, na pniej, gdy opuszcz Gondokoro. Dopiero

wtedy miaa si zacz powana wyprawa. Rzecz jasna sitt i efendi nie
potrzebowali alkoholu tak, jak kiedy ojciec Lukas.
Saad odwrci gow i poprzez korony drzew popatrzy w kierunku misji Saint
Croix w dole Nilu. Odr napywajcy do osady znad rzeki wywraca mu odek.
Odpady pochodzce od ponad tysica ludzi, ktrzy tu teraz przebywali, mieszay si
z bagnistym suddem. mierdziao gorzej ni mier, ktr widzia w twarzy ojca
Lukasa. Nie wiedzia, czy mnichw ju pochowano. Moe tak, moe nie. Nakreli
kolejne kko i nastawi uszu. Nie powinno mu umkn ani jedno sowo.
Sitt podesza do mczyzn. Miaa na sobie niebiesk sukni z obcis gr i
szerok spdnic. W rkach trzymaa tac, na ktrej stao kilka szklanek i paska
butelka z ginem. Saad obserwowa ich dyskretnie spod przymknitych powiek, jak
si tego nauczy w misji w Chartumie. Spostrzeg, e Speke i Grant podzikowali
wprawdzie sitt, ale wcale na ni nie patrzyli. Poczu zo. Kim bya jego sitt? Moe
niewolnic? Mimo wszystko nie ruszy si z miejsca.
Florence wrcia do chaty i Saad zobaczy, e Speke pochyli si do przodu i
pooy rk na ramieniu efendiego.
- Baker, kim ona jest? Gdy ci widziaem po raz ostatni, bye onaty z
Henriett! - zawoa z oburzeniem. Oburzeniem, ktre nie pasowao do tego wiata,
Sam wyranie to poczu.
Sam nala do szklanek troch ginu.
- Henrietta nie yje. Panie, wie nad jej dusz. Florence jest moj on przed
Bogiem, chocia nie przed ludmi. W kadej kwestii jest mi rwna.
Saad usysza w gosie Sama ostrzeenie. Ale Speke i Grant najwyraniej go nie
dosyszeli. Teraz Grant pochyli si do przodu. Skra jego twarzy bya
zaczerwieniona.
- To szalestwo przywozi tu z sob kobiet. Gdzie j poznae? Wypi
niewielki yk ze swojej szklanki i chudymi palcami przejecha
po dugich, zapoconych wosach.
Saad zobaczy Florence stojc w cieniu chaty. Czy ona te syszaa kade ich
sowo?
Sam nie znalaz od razu odpowiedzi na pytanie Granta. Koysa napojem w
szklance, w t i z powrotem. Krtka przerwa w konwersacji wystarczya Speke'owi,
by si rozemia.
Jego miech jest podobny do szczekania psa" - pomyla Saad.
W dalszym cigu nie spuszcza oczu z Florence, a jednoczenie nastawia ucha.

- Ach, rozumiem. Jest twoj kochank. Oczywicie twoja tajemnica bdzie u


mnie bezpieczna. Sam miaem kobiety, tam, w lesie.
Umiechn si ironicznie i przecign si. Sam nie zdy mu nic
odpowiedzie, bo Speke znw si odezwa:
- W Londynie bd musia opowiada o innych sprawach ni miostki w buszu,
niewane, gdzie znalaze t dziewczyn.
Unis szklank. Na szkle zaamay si ostatnie promienie soca.
- Panowie, za Nil.
Saad przymkn na chwil oczy, a Speke powtrzy:
- The Nile is settled. Zagadka Nilu zostaa rozwikana. Dokadnie tak, jak
przypuszczaem, wypywa z ogromnego jeziora. Na cze naszej krlowej
ochrzciem je Jeziorem Wiktorii! - oznajmi.
Saad zobaczy, e Sam rwnie podnis szklank i przyczy si do toastu.
Popatrzy w stron chaty. Florence znika. Westchn. Zrozumia. Brak lubu
stanowi hab. Gdy by jeszcze dzieckiem, w jego wiosce ukamienowano
dziewczyn, bo leaa z mczyzn, ktry nie by jej mem. Ale Speke musia si
pomyli. Jak efendi mgby nie polubi takiej kobiety jak sitt? Przecie kady
chciaby mie tak on.
Kady" - pomyla, pochmurniejc, i przypomnia sobie wzrok Amabile del
Bona.
Pniej skupi si z powrotem na rozmowie trzech mczyzn.
Speke odstawi szklank na st.
- Ciesz si, e ci si powiodo, Speke. Chocia jestem troch rozczarowany, e
dla mnie nie zosta ani jeden listek z laurowego wieca.
Saad zobaczy, e Speke i Grant wymienili szybkie spojrzenia. Pniej Grant si
odezwa:
- Najlepiej bdzie, jak wszystko szczerze opowiemy. Speke przytakn.
- Baker, twj li z wieca laurowego czeka na ciebie w buszu, przy jednym ze
rde Nilu. Zdradz ci wicej. Ale musisz mi przysic na wasne ycie, na
wszystko, co jest ci najdrosze na ziemi, e uczynisz wszystko, ale to absolutnie
wszystko, by zerwa ten li.
Saad zobaczy, e Sam si wyprostowa.
- Oczywicie, przyrzekam. Ale dlaczego mwisz o jednym ze rde Nilu? Sam
wychyli si do przodu. Oczy mu pony. To niedobrze, jeli
pragnie si czego tak bardzo, jak efendi tego rda Nilu. Po co w ogle chce
wiedzie, skd pynie wielka rzeka? - Saad nie mg wyj ze zdziwienia. Bdziemy musieli za to zapaci".

Speke sign do kieszeni na piersi swojej koszuli i wyj z niej jaki papier.
- Tu masz map, ktr naszkicowalimy z Grantem zgodnie ze swoimi
przypuszczeniami. Musz by z tob szczery, Baker. - Powid palcem po papierze.
- Tutaj jest Jezioro Wiktorii. Z tego rda Nil pynie na pnoc. Ale za wodospadem
Karuma rzeka leniwie pynie na zachd. Nie udao nam si przeledzi jej biegu.
Gdy dalej na pnocy znw znalelimy rzek, pyna silnym nurtem z
poudniowego zachodu.
- Tak? - zapyta Sam. - Dlaczego nie moglicie pj z nurtem? Przecie bylicie
przez dugi czas w pobliu tamtego zakola.
Ze zmarszczonym czoem studiowa dusz chwil mapk rozoon na stole
pomidzy mczyznami.
Saad wycign szyj, ale nie udao mu si nic zobaczy.
Speke pogadzi si po brodzie. W wieczornym wietle jego policzki wydaway
si zapadnite, a spojrzenia oczu nie dao si zauway. Zacz mwi:
- Krl Kamrasi, ktry tak dugo trzyma nas w niewoli, powiedzia, e za
Jeziorem Wiktorii rzeka przez kilka dni pynie na zachd i wpywa do drugiego
jeziora, zwanego Luta N'zige. Z Luta N'zige zbiera jeszcze wicej wody i ze
zwikszon si pynie dalej na pnoc, w nasz stron.
- Znalaze to jezioro? - spyta Sam ochrypym gosem. Saad zobaczy, e
podnis szklank do ust, ale nie pi.
Speke i Grant znw na siebie spojrzeli. Nastpnie Speke pokrci gow.
- Nie, mwi ci prawd, Baker, bo bez tej wiedzy aden z nas trzech nie moe
wrci do Anglii. Mwi ci prawd, bo czekae tu na mnie. Spenie to, co ten otr
Petherick obieca Krlewskiemu Towarzystwu Geograficznemu. Zaczekae tu na
mnie i teraz twoj odzi i z twoj pszenic mog wrci do Chartumu. Sam, chc ci
podzikowa. Musisz dopeni mojej misji. Podejmiesz ekspedycj do krlestwa
Kamrasiego.
Sam skin, a na twarzy Speke'a ukaza si wski umiech. Grant spuci oczy.
Speke cign:
- Miej si na bacznoci przed Kamrasim. Jest podstpny jak w. Nie pozwoli
nam szuka jeziora Luta N'zige. Musisz wkupi si w jego aski i napeni go
trwog. Musisz przekupi go prezentami i zagrozi mu broni. Musisz si
zorientowa, kto jest jego przyjacielem, a kto wrogiem, kto on, a kto crk. Moe
wtedy ci si uda. Jest nieobliczalny. Musi ci si uda! Znajd to jezioro, Baker.
Prosz! Znajd drugie rdo Nilu. Dopiero wtedy zagadka Nilu znajdzie swoje
pene rozwizanie - przyzna

i wypi lyk ze swojej szklanki, pozwalajc, by gin spyn mu po gardle.


Przyrzeknij mi to na wszystko, co dla ciebie drogie - powtrzy jeszcze.
- Wane, eby najpierw zoy wizyt krlowi Kamrasiemu, nie zagldaj do
ssiedniego kraju, w ktrym rzdzi jego brat Rionga. Jeli na pocztek pojedziesz do
Riongi, wwczas Kamrasi ci nie przyjmie. Wtedy wszystko pjdzie na marne.
Nasza i twoja podr.
Saad zauway, e oczy Speke'a powdroway ku chacie, z ktrej wysza
Florence. Przyniosa mczyznom wie wod. Miaa obojtny wyraz twarzy. Ale
Saad by pewien, e wszystko syszaa.
Speke mwi dalej, jakby nic si nie stao.
- Dialekt Kamrasiego jest te trudny. Na jego tereny nie docieraj handlarze
niewolnikw, dlatego nikt z nich nie mwi tamtejszym jzykiem. Raczej nie uda ci
si znale tumacza. Przez to i nasze plany spaliy na panewce.
Florence podesza do Sama, ktry natychmiast przysun dla niej krzeso.
Usiada i z umiechem napenia mczyznom szklanki. Nie mona byo odgadn
jej myli. Och, Allahu - pomyla Saad. - Nikt nie ma takiej sitt jak ja".
Sam pooy rk na ramieniu Florence.
- Jak si dostaniemy do tego jeziora? - zapyta. Speke cofn si na oparcie
krzesa.
- Najpierw musielibycie przej przez gry Ellyrii, pniej przeby kraj
plemienia Latuko. Dalej traficie wreszcie do Kamrasiego, do Unioro czy Ugandy.
Sam skin.
- Przyrzekamy. Na wszystko, co dla nas drogie. Nie zwaajc na koszty. Na
ycie - obieca i popatrzy w oczy Speke'a, a pniej Granta.
- Najpierw gry Ellyrii. Pniej Latuko. Stamtd do Kamrasiego, nie do jego
brata Riongi. Kamrasi moe nam wskaza drog do jeziora - powtrzy za nimi. Wszystko bez jakiegokolwiek tumacza, bo nie znamy nikogo, kto mwiby w
jzyku Kamrasiego - doda,
Saad przekn lin, a Sam wznis toast.
- Gentlemen, za rdo Nilu. Krlu Kamrasi, nadchodzimy!
Saad zauway, e Speke i Grant przez chwil si zawahali. W kocu podnieli
swoje szklanki.
- yczymy wam powodzenia. Kamrasi to wcielony diabe, tak samo jak jego
brat Rionga. Ale anio bdzie potrafi go obaskawi. - Speke skoni gow przed
Florence, nadal na ni nie patrzc.

Duron obruszy sie w mylach Saad. - Pycha przed upadkiem chodzi. Nawet
nie chc wiedzie, co wyprawia w lesie z kobietami plemienia Kamrasi. Przecie z
jakiego powodu krl musia si rozgniewa na Spcke'a, nie baczc na jego
podarunki, pery i amunicj". Na temat zachowania Speke'a Saad sysza co nieco od
tragarzy z ekspedycji del Bona.
Saad wsta i otrzepa spodnie. Najwyszy czas, by wyda polecenia
kucharzowi, ktry mia przygotowa kolacj" - pomyla poirytowany. Co wisiao
w powietrzu. Bellal i jego bunt. Amabile del Bono, Mohammed Her i ich rozmowy z
Sakim przy nocnym ognisku. Moe bdziemy musieli sami wyruszy nad to
przeklte jezioro". Sysza, jak sirr i efendi miali si z wyran ulg. Pniej Sam
unis szklank w wieczorn czerwie nieba.
- Za trzy dni wyruszamy! - zawoa.
Oj tak, co si wydarzyo. Ich podr znw miaa cel.
Cel tak odlegy i nieosigalny, jak tylko mona sobie wyobrazi.

ROZDZIA 9
Nad ocienionym stawem obok gaju tamaryndowcw panowa obojtny spokj.
Wok pni oplatay si hibiskusy, a na ciek zwieszay si cikie od rosy kwiaty
surmii. Midzy korzeniami jednego z drzew wylegiwa si zwinity w Na jego
uskowatym ciele wida byo wybrzuszenie kryjce nie do koca strawion kolacj.
Florence miaa wraenie, e jest jedynym czowiekiem na ziemi, ktry zdy
si ju obudzi. Saad opisa jej dokadnie drog nad wod, lecz dopiero po duszych
poszukiwaniach zdoaa odnale wsk len ciek. Jaka kobieta z plemienia
Bari wskazaa jej kierunek niemiaym gestem, przy ktrym zadzwoniy niezliczone
bransolety zawieszone pomidzy jej nadgarstkiem a okciem,
Florence rozchylia sitowie i stana nad brzegiem. Jaka przestraszona czapla
uniosa si w powietrze. Jutro zamierzali wyruszy. Nie byli pewni dokd. Nie
wiedzieli, kto bdzie im towarzyszy.
Bez wtpienia Saad i Richaarn. Chciaa si nacieszy t chwil spokoju. Zebra
myli, zapomnie. Zapomnie, jak Petherick i jego ona wyszli niespodziewanie z
lasw Gondokoro. Jak oboje zapewniali o swej niewinnoci, nie przyznajc si do
udziau w han-dlu niewolnikami i koci soniow. Zapomnie, jak Speke obraa!
Pethericka, jak zagrozi, e w Londynie go zrujnuje. Petherick mia mu przyj z
pomoc, tymczasem nie byo go na miejscu. Tragarze przyznali, e Petherick
handlowa na wasn rk niewolnikami i koci soniow. Obcina zmarym gowy
i obgotowywal je w celach naukowych, jakby stanowiy trofea. Chciaa zapomnie,
jak Kate, ona Pethericka, zaklinaa Speke'a, by nie ocenia pochopnie jej ma i
postara si dostrzec jego dobre cechy. Na prno. Petherick by zrujnowany, a jego
kariera konsula dobiega koca. Speke i Grant zabrali Diahbiah" z czci zapasw
i poeglowali z powrotem do Chartumu.

Westchna. Chciaaby przez chwil y wycznie wasnym yciem. Nie


musie na nic uwaa, przewidywa. Chciaa po prostu by. Nad wod odoya na
traw strzelb zabran z posania Sama. Wystraszone cykady wyskakiway
szerokim ukiem ze dbe. Bro bya naadowana, ale zabezpieczona. Usiada na
paskim kamieniu, starajc si nie poruszy stojcej obok budowli termitw.
Czerwony sup by wyszy od niej. Wok kamienia zauwaya cienki sznur
czerwonych mrwek, ktre bezbdnie odnajdoway na czowieku najcieplejsze
miejsca i niemiosiernie ksay. Popatrzya na gadk tafl wody, w ktrej odbija si
poranek. Dzie by jeszcze nieskazitelnie czysty.
Saad zapewni j, e w stawie nie ma krokodyli. W Nilu miay do zajcia.
Miaa nadziej, e si nie myli. Rozemiaa si. Jej miech zdawa si jedynym
dwikiem na wiecie.
Rozpia ochraniacze i zsuna dugie buty. Skr na stopach miaa
poodgniatan. Wstaa, rozpia pas obejmujcy jej biodra i zdja spodnie. Jej
dugie, wysuszone nogi byy w dalszym cigu tak samo blade jak w domu
Sulejmana. Rozpia dwa guziki i zdja przez gow koszul. Wosy swobodnie
spyny na jej nagie ramiona i piersi, osaniajc je jak chusta. Potara ramiona i na
jednym z nich wyczua delikatny wzgrek w miejscu, gdzie dziki zabiegom Sama
zostaa ju tylko niewielka, wygojona blizna.
W tej samej chwili usyszaa w krzakach trzask.
Uniosa gow, czujna niczym wietrzca zwierzyna. Kto to by? Pewnie jakie
zwierz, moe bongosy? ciana lasu bya zamknita. Zrobia par krokw w stron
stawu i zanurzya w wodzie duy palec stopy.
- Brrr, zimna - mrukna, brodzc. Tsknia za prawdziw kpiel,
przyjemniejsz ni moczenie si w miedzianej kadzi Sama, gdzie polewano jej
gow wod.
W gstwinie znw co trzasno. Tym razem odgos dobieg z bardzo maej
odlegoci. Zwierz musiao by niezwykle due, skoro tak miao poczynao sobie
w lesie. Moe to rzeczywicie bongosy? Woda signa jej do ud. Ilaste podoe
byo mikkie i liskie. Pochylia si lekko i dotkna palcami powierzchni wody.
Znw westchna, byo jej dobrze.
Pniej uniosa gow i znieruchomiaa.
W miejscu, gdzie wydeptana bosymi stopami cieka wychodzia na polan za
stawem, sta Amabile del Bono.
***

Florence nie krzyczaa. W domu Su luj ma na i podczas wiciu przepenionych


strachem nocy w trakcie ich podry nauczya si, e nie wolno krzycze. Naleao
dziaa. Rozpocz si milczcy wycig do brzegu. Amabile okaza si szybszy, ni
si spodziewaa. Nie zdya wyj z wody ani dobiec do swojego ubrania.
Chwyci j, gdy wyskoczywszy na traw, rzucia si w kierunku strzelby.
Jej purdey*! Czy wiedzia, e jest uzbrojona?
Na ramieniu poczua jedn jego rk, a na ustach drug. Syszaa jego oddech,
szybki i podniecony, odwrci j, zmuszajc, by na niego patrzya, po czym
przycisn j do piersi i rozemia si.
- Syszaa, jak szedem? Chciaem, eby mnie usyszaa. Najprzyjemniejsza
jest rado oczekiwania.
Wsun rk w jej rozpuszczone wosy i pocign do tyu jej gow.
- Zostaw mnie, bydlaku - powiedziaa spokojnie. - Zabij ci.
- W takim razie na pewno ci nie puszcz! Wci taka dumna, pani Baker? A
moe nie? Syszaem, e wcale nie jeste pani Baker. Jaka jest twoja cena, wolna
kobieto? Wyglda na to, e mona ci mie za darmo. Amabile del Bono nie paci za
mio - rozemia si i przycisn usta do jej warg. Czua, jak si je rozchyla.
Zadawia si, po czym z caej siy ugryza jego wciskajcy si, drcy jzyk.
Odepchn j od siebie, przytrzymujc za rami. Zapa si za usta. Dostrzega krew
na jego wargach. Jej wasny zadyszany oddech pulsowa w uszach Florence jak
poranne uderzenia bbna.
- Poczekaj, zapacisz mi za to. Tym razem nie masz przy sobie kor-bacza! zawoa.
Rzuci j na ziemi obok paskiego kamienia, na ktrym wczeniej siedziaa.
Niedaleko jej purdeya. Widziaa luf lec w wysokiej trawie jak ciemny, gadki
w. Gotowa do strzau. Tak blisko, a jednoczenie tak daleko. Musz zyska na
czasie" - przeszo jej przez myl. Szamotaa si, bronia, uderzaa. Trafia go w
rami i krzykna, gdy niespodziewanie wykrci jej rce i przycisn do ziemi nad
jej gow.
Przejecha jzykiem po jej ciele, raz, drugi, a pniej j ugryz. Krzykna.
Naraz usyszaa, jak si rozemia. Przekrci j troch, wystawiajc na bezlitosne
wiato poranka pitno poyskujce na jej ramieniu tak jasno jak ksiyc.

* Purdey - strzelba konstrukcji synnej firmy James Purdey & Sons,


londyskiej wytwrni broni, oficjalnego dostawcy broni dla angielskiego dworu
krlewskiego.

- A wic to tak! Pksiyc tureckich handlarzy, wszdzie bym go rozpozna!


Gdzie Baker ci kupi? Pewnie zechce zmiany, kogo na Lwojc miejsce, jak z tob
skocz. Jestem pewien, e dojdziemy do porozumienia co do ceny, jak mczyzna
z mczyzn.
Na chwil zwolni ucisk na jej rkach, chcc rozchyli i przycisn do ziemi
nogi, ktrymi go kopaa. Jednoczenie sign do swych poplamionych skrzanych
spodni.
Florence wykorzystaa ten moment.
Uderzya go od dou w brod, zapaa za wosy i odcigna do tyu jego gow, a
potem przeturlaa si na bok, w kierunku, gdzie leaa strzelba. Z caej siy, ktrej
dodaa jej desperacja, rzucia si do tyu w wysok traw i trafia rk na bro.
Lufa piecia jej palce niczym obietnica.
Amabile zacz przeklina, ale raptem umilk, bo Florence zamachnwszy si,
uderzya go w skro kolb z winiowego drewna. Usyszaa trzanicie czaszki.
Maltaczyk odsun si do tyu i pad na kolana. Florence skoczya, unoszc bro
nad jego gow do ponownego ciosu.
Amabile jcza i trzyma si za czerep. Podnis oczy. Wydawao si, e szuka
wzrokiem czego konkretnego, ale zatrzyma si na jej nagim ciele. Opar si rk o
ziemi.
- No, na co czekasz, zabij mnie, pki jeszcze moesz. W przeciwnym razie
poaujesz tego - powiedzia, ogldajc krew na swoich rkach. W kocu sprbowa
wsta.
Florence odcigna kurek i wzia Amabilego na muszk.
- Nie ruszaj si, del Bono. Na kolana. Nie zbliaj si - grozia. Pochylia si w
bok i drcymi palcami zebraa swoje ubrania. Przyroda wok nich zamara w
milczeniu.
Amabile del Bono zacz si mia. Znw skierowaa na niego bro. Jego
miech sta si jeszcze bardziej donony.
- Rce do gry - rozkazaa. Usucha, nie przestajc si mia. Zwinite w kbek
ubrania trzymaa pod pach. Postpia kilka krokw do tyu, wracajc na wsk
ciek.
- Zosta na miejscu. Moesz si poruszy, dopiero jak doliczysz do stu. Jeli za
mn pjdziesz, zabij ci - zagrozia.
- Od razu mnie zastrzel, Florence. Inaczej bdziesz aowaa - powtrzy i
przesta si mia.
Pod wpywem jego spojrzenia zascho jej w gardle. Wsuna stopy w buty i nie
zawizujc sznurwek, pucia si pdem przed siebie. Nie

zwaala na wystajce korzenie ani gazie pod nogami. Poczua nawrt


gorczki, przed oczami miaa mroczki, jej skr pokry zimny pot. Z pewnej
odlegoci znw dobieg do niej rozemiany gos Amabile del Bona.
- rdo Nilu? Postaram si, by stao si dla was wszystkich bram do pieka!
Wszdzie dotr przed wami i nigdzie nie doznacie przyjaznego przyjcia!
Gdy zobaczya swoj chat, opara si zmczona o pie palmy daktylowej.
Wiatr uformowa nad jej gow dach z lici. Cie, niczym kojca do, osoni jej
myli, chodzc strach. Moe powinna bya go zabi, tam, gdy miaa sposobno?
Po prostu nacisn spust? Nie potrafia.
Ach, Amabile del Bono mocno przecenia swoje moliwoci. Dostrzega Sama
stojcego przed chat razem z Koorshidem Ag. Obaj zajci byli rozmow z niezbyt
rosym wodzem plemienia Bari. Widziaa, jak Sam podziwia tarcz mczyzny,
zrobion z pancerza wia, jego ostre jak noe piercienie i okrywajc ramiona
wodza skr serwala.
Sam mwi, a wdz kiwa gow, na ktrej koysay si pira zdobice koron
jego wosw. Mczyzna mia im umoliwi podr przez swoje terytorium, z dala
od zatrutych strza i niespodziewanych lawin mierciononych kamieni podczas
przeprawy przez wwz w Ellyrii. Kilka tygodni temu setki tragarzy z pewnej
ekspedycji po niewolnikw straciy w ten sposb ycie.
Sam poda wodzowi rk. Doszli do porozumienia.
Zamierzaa przemilcze niebezpieczn przygod, ktra spotkaa j nad wod. Po
co zawraca Samowi gow? Otwarta wojna z del Bonem mogaby postawi pod
znakiem zapytania ca wypraw. Amabile nie by tego wart. Przecie wanie o to
mu chodzio. Nie wpadnie w jego sida!
Wzia gboki oddech, oderwaa rk od pnia i pod oson krzakw woya na
siebie ubranie. Przed wyjciem do Sama na polan z wdzicznoci przycisna do
ust luf strzelby.
Jutro mieli wyruszy z caym dobytkiem. Wtedy Amabile del Bono zostanie
jedynie wspomnieniem. Nie, zaledwie zym snem.
Jutro wyruszamy w pochodzie z Mohammedem Herem i ludmi del Bona,
ktrzy jeszcze raz zapuszczaj si w busz. Dobrze, e podarowaem Mohammedowi
Herowi dwulufow strzelb i wiele innych wartociowych przedmiotw" - pomyla
Sam, wychodzc z chaty.
Bagae przygotowane, powizane w paczki i zapakowane do skrzy, leay na
rodku czysto zamiecionego placu midzy chatami. Pidzie-

siat bel, po pidziesit kilo kada. Dokadnie obliczy, ile pere, miedzianych
obrczy, ryu, soli, kawy, cukru, mki, lekarstw i amunicji by w stanie unie kady
z ludzi. Ludzi, z ktrych Sam nie widzia teraz ani jednego. Osy i wielbdy nie byy
przygotowane, jak kaza, lecz wasay si po placu, muskajc owosionymi
wargami krzaki, z ktrych cz bya trujca. Wielbdami zwykle zajmowa si
chopiec, zwierzta zeray bowiem wszystko, co wpado im w zby. Ale adnego z
dzieci nie byo wida. Do skrzy dobieray si wanie pierwsze kohorty biaych
mrwek. Pod wpywem ich kwanej liny skra, drewno i papier przemieniay si w
py.
Jedynie Saki, mrukliwy dowdca Sama, przysiad na jednej ze skrzy i na
niewielkiej planszy gra sam z sob w mankal.
- Saad, bij w bben! Goniej! Mocniej! Saad! Saad? - woa Sam. Tego ranka
byo mu na przemian gorco i zimno. Z jakiego powodu chinina zdawaa si nie
zbija gorczki mimo sporej dawki, jak zay. Wci nachodziy go dreszcze, coraz
silniejszymi falami.
- Saad! - zawoa jeszcze raz.
Wygldao na to, e chopak te gdzie przepad.
Saki podnis gow i si zamia. Pniej wrci do gry. Pionki bao wydaway
klekoczcy dwik, spadajc do dokw planszy. Poza tym wok panowaa cisza.
Nienaturalna cisza.
Nagle uniosa si zasona przysaniajca wejcie do chaty. Zobaczy Florence
wychodzc na dwr z ciemnego wntrza. Bya bardzo blada i mocno trzymaa za
rk Saada. Sam zmarszczy czoo, gdy zobaczy, jak szybkim krokiem podesza do
Sakiego. Nim ten zdy podnie wzrok, Florence zapaa go za rkaw, zmuszajc,
by wsta.
- Czy ludzie s gotowi do drogi?
- Oczywicie, sitt - odpar Saki z niedbaym umiechem. - Musisz jedynie wyda
rozkaz do wymarszu.
Florence go szturchna.
- Wanie to robi. Gotowi do wymarszu! Juczcie osy, zwijajcie namioty i
szaasy. Wyruszamy, nim soce stanie wysoko na niebie!
Sam dostrzeg, e w oczekiwaniu na reakcj Sakiego jeszcze bardziej zblada.
Zacisn do na rkojeci swego raylleya. Saki spoglda na ni i nie mia zamiaru
si ruszy.
- Sukinsynu! Nie syszae, co powiedziaam? - zapytaa.
Saki si skrzywi i splun z niesmakiem w piasek przed jej stopami. Florence
odwrcia si do Sama.

Saad ma racj, Sam. Podsuchal ich. Dzi w nocy przed naszym wyjazdem maj
zamiar wykra bro i amunicj, a nas zabij przy najmniejszej prbie oporu.
- Brednie - stwierdzi Saki.
- Wszystko syszaem! - potwierdzi Saad, podchodzc do Sakiego, ktremu
siga ledwo do ppka.
Saki wymierzy mu kuksaca, a chopak upad na piach.
- Zdrajca! - usysza Sam okrzyk Saada. Saki si zamia.
- To ty jeste zdrajc. Nikt nie pjdzie z tym chrzecijaskim psem, ktry jest
twoim panem, taka jest prawda. Razem z Richaarnem moecie ponie skrzynie.
Bawcie si dobrze. A teraz mam zajcie. Mohammed Her wyjeda wanie po
bydo i kobiety. Chc i z nim.
- Mohammed Her? - zdziwi si Sam. - Przecie jedziemy razem. Mczyzna
opar rce na biodrach.
- Tak ci si wydaje - odezwa si w tej samej chwili Mohammed Her,
wyoniwszy si spomidzy chat niczym duch. Jak na ironi, zarzuci sobie na rami
strzelb Sama.
- Wanie ruszamy. Twoi ludzie id ze mn. Jeli przyjdzie ci do gowy, by za
nami jecha, zabij jak psa ciebie i twoj kobiet. Rozkaz Amabile del Bona.
Sam podszed do Sakiego i energicznym ruchem wycign papiery z kieszeni
na piersi jego kaftana. Wrd nich byy zapisane nazwiska jego ludzi i wysoko
wypaconego odu. Szybkim krokiem poszed do sypialni i zanurzywszy piro w
atramencie, napisa w poprzek listy duymi literami: BUNTOWNICY. Nastpnie
odda dokument Sa-kiemu.
- Jeli uda mi si wrci ywym, zapacisz za to w Chartumie, Zostaniesz
powieszony w imieniu krlowej Anglii.
Saki i Mohammed Her zarechotali.
- Moesz wrci do Chartumu albo zdechn. Ale w tym lesie na pewno nie
postawisz nogi - powiedzia Mohammed Her, wskazujc na otaczajc ich
nieprzeniknion cian zieleni.
Sam poczu, jak rodzi si w nim bezsilna wcieko. Zapa za kor-bacz wiszcy
u jego pasa.
Mohammed Her ledzi wzrokiem jego ruchy i mia si. Zdawao si, e tylko
czeka na wybuch Sama.
Sam oprzytomnia.

- Poprosz o pomoc Koorshida Ag. Zaczekam dwanacie miesicy, jeli bdzie


trzeba. A znw nadejdzie pora podry. Po nastpnych deszczach.
Mohammed Her wzruszy ramionami, szykujc si do odejcia.
- Rb, co uwaasz. aden z ludzi Koorshida Agi nie przyjdzie ci z pomoc,
Turek moe rozkazywa, co zechce. Ibrahim, kierujcy jego ludmi, kaza ci
przekaza tak sam wiadomo jak ja. Zastrzeli was, jeeli wyruszysz do lasu za
nim i jego ludmi. Jeli natomiast zamylasz pozosta tu dwanacie miesicy,
wwczas wyrcz nas Bari.
Sam zacz si trz. Poczu kwano w przeyku, ostr i gorzk. Gorczka
rozpalia jego krew, przyspieszya bicie serca. Znieksztacaa myli. Moe za jej
spraw wszystko wydawao mu si trudniejsze, ni byo w rzeczywistoci?
Nie, znalaz si w diabelnie kiepskim pooeniu. Sytuacja bya rozpaczliwa,
waciwie najgorsza z moliwych. Opar si o jedn ze skrzy, jakby szukajc
wsparcia. Nawet ludzie Koorshida Agi byli przeciwko niemu! Nie wtpi w
yczliwo Turka, ale wiedzia, e tutaj, w buszu, Koor-shid Aga musia sucha
swoich ludzi tak samo jak oni jego.
Mohammed Her i Saki rozmywali si w jego oczach, ich sylwetki nienaturalnie
si wyduyy, twarze zamieniy si w pyski szczerzce zbiska, poerajce jego
marzenia i nadzieje. Jak we nie zobaczy, e si odwrcili i odeszli, przechodzc
pomidzy skrzyniami. Czu si jak odurzony trucizn.
Po drodze Saki kopn jak paczk, co powiedzia, po czym on i Mohammed
Ali zaczli si mia. Obaj mczyni znikli midzy chatami, gdzie powitay ich
niczym bohaterw miechy, nawoywania i salwy. Sam zakry twarz rkoma, nie
chcia nic wicej widzie. wiata, ludzi ani porzuconego, opustoszaego
obozowiska wystawionego na rce promienie soca. Soca, ktre byo teraz jego
wrogiem. Stao ju wysoko na niebie, co oznaczao strat kolejnego dnia. Ten, kto
nie wyruszy przed wschodem, zostawa na miejscu. Nastpnego dnia soce
zamierzao kontynuowa swe dzieo, parzy i przypala. Przez jaki czas siedzia
spokojnie, bez ruchu, uwiziony we wasnych mylach.
Potem poczu na sobie dotyk palcw Florence. Najpierw gadzia go po wosach,
pniej odsuna rce z jego twarzy. Pocaowaa go w czoo tak delikatnie i
niepewnie, e ledwo poczu jej wargi. W jej pocaunku wyczu bezradno.

Co mamy robi, Florence? - wyszepta. - Wrci do Chartumu? Wymieja nas.


Nil doniesie ich drwicy miech a do Kairu, a pniej do Europy. Powinnimy
zrezygnowa? Wrci do domu?
Uwadze Florence nie uszo lekkie wahanie, z jakim wypowiedzia ostatnie
sowa. Przecie wanie tej jednej rzeczy nie mieli. Domu. Byli wolni, tak bardzo
wolni, a do blu. Przez chwil patrzya na Sama, a nastpnie wytara mu chustk
czoo. Chustka bya brudna i mokra, gdy chowaa j z powrotem do kieszeni.
-Musisz odpocz. Oboje musimy odpocz. O zmroku ruszymy w drog powiedziaa i jeszcze raz go pocaowaa. Tym razem jej pocaunek by mocniejszy,
bardziej zdecydowany. Jakby jego sabo dodaa jej siy. Niewiarygodnej siy. Sam
przekn lin. Liczyo si to, e mia Florence, niewane, co miao nastpi.
- My? - zapyta. Chciao mu si spa. O tak, spa. Chcia zapomnie. Nim bdzie
zmuszony zawrci, podda si. Wtedy usysza sowa Florence. Przez chwil mu
si wydawao, e to senne przywidzenie, e majaczy w gorczce. W gowie mu
wrzao. Tymczasem nie ni, naprawd do niego mwia.
- Tak, wyruszymy. My: Saad, Richaarn, ty i ja. My - powtrzya.
Wdz Bari pocign obfity yk z upiny tykwy napenionej meriss, piwem
warzonym przez jego plemi. Nastpnie pokrci gow i rzek:
- To niemoliwe. Co mgby wskra z jednym mczyzn i chopcem? Kto
bdzie chroni twoj on? Nie mog ci zapewni spokojnego, swobodnego
przejcia w gry Elyrii. W wwozie bdziecie zdani na ask plemienia Ellyria.
Zrzuc na was skalne odamki i bdziecie martwi. Musisz porozmawia ze swymi
ludmi. Obiecaj im wszystko, co bdziesz musia obieca. Znasz ich chciwo.
Obiecaj im soce, ksiyc i gwiazdy, jeli nie chcesz im da koci soniowej, kobiet
ani byda. Potrzebujesz ich.
Mody wojownik, ktry siedzia u jego boku, skin gow. Sam mu si
przyjrza. Musia pochodzi z jakiego innego plemienia, byl bowiem wyszy, a
jego wosy nie byy dugie, lecz tworzyy co w rodzaju filcowego hemu, zapewne
latami starannie splatanego i ozdabianego perami, pirami i muszlami.
Sam zapyta o imi modego mczyzny.
- Adda - odpar tamten, klepic si w pier w okolicy serca, i usadowi si przed
Samem w odpowiedniej pozie, by ten mg go namalowa.

Samowi zwykle najlepsze pomysy przychodziy do gowy, gdy trzyma w rku


wglowy owek. Na poegnanie sprezentowa Addzie czerwon chustk, ktr
mczyzna przywiza sobie w pasie. Przy kadym kroku trjktny czerwony
ogonek powiewa i koysa si nad jego siedzeniem. Przez moment Sam zastanawia
si ze zdziwieniem, dlaczego Adda nie przysoni materiaem swego nagiego
przyrodzenia. Niemniej nie mg powstrzyma umiechu, ujrzawszy, jak
mczyzna idc, co chwila si oglda, podziwiajc kolorow powiewajc szmatk.
Florence zauwaya, jak Sam nastpnego dnia rozmawia z ludmi. Grozi i
kusi. Chodcie, Ze mn. Dzisiaj!
Wreszcie zebra kilkunastu mczyzn, ktrzy dzie i noc kcili si z Sakim. Nie
udzia si, e nagle stan si posuszni. Wiedziaa, e przed zaniciem nie bdzie
pewna witu, a po przebudzeniu nie bdzie moga liczy na spokojny sen. Miaa
jednak rwnie wiadomo, ile rzeczy mogo si jeszcze zmieni w drodze, w
obliczu niebezpieczestwa i wszystkiego, co nieprzewidywalne.
Najwaniejsze, e w ogle bd mogli wyruszy.
Musz si postara, by dotrze do Elyrii przed ludmi Moham-meda Hera i
Ibrahima. Gdyby handlarze pierwsi dotarli do tamtejszego plemienia, z ca
pewnoci podburzyliby jego czonkw przeciwko nim, a wtedy wszyscy zginliby
marnie pod gradem kamieni, dzielc los oddziau tragarzy sprzed kilku miesicy.
Jeli natomiast to oni pierwsi dotr do Ellyrii i za porednictwem tumacza uda im
si rozmwi z wodzem, wwczas zdobd pewn przewag.
Ellyria, Latuko, Kamrasi. Pniej biaa plama na mapie, na ktrej
przypuszczenia Speke'a co do dalszego biegu Nilu za Jeziorem Wiktorii rwnie
dobrze mona by nakreli mlekiem albo sokiem z cytryny. Wanie tam maj si
uda, w samo serce nieznanego ldu. Boe, miej nas w swojej opiece" - pomylaa
Florence.
Patrzya, jak siedemnastu mczyzn, wrd ktrych by take Bellal, pakuje
bagae na wycielone dywanami grzbiety osw. Kundle!
Worki i toboki ze skry gazeli byy z sob powizane w ustalonym przez Sama
porzdku. Wallady przeskakiwa z grzbietu jednego zwierzcia na drugie, a w
kocu z pozornym spokojem rozsiad si na wielbdzie. Florence odwrcia gow
do tyu. Szaasy byy ju zoone. Miaa na sobie bryczesy, koszul z dugim
rkawem, dugie buty i zasznurowane do ko-

lan ochraniacze. Soce powoli chylio si ku zachodowi, zbliajc si do Nilu.


Pierwsze fale rzeki przybray barw pomieni.
Klorence zagryza zby. Nie mieli przewodnika ani tumacza. Mimo to, jeli
wyjad o zmroku, bd mieli przewag.
A wic a tak daleko si posuna. Bya zdecydowana pj znacznie dalej.
- Saad! - przywoaa do siebie chopca. - Id i powiedz Bacheecie, eby upieka
kisras. Duo, duo kisras. Niech je zapakuje, jak tylko ostygn.
Saad posucha. Westchna. Pomimo wszystkich cudownych opowieci o
tryskajcych rdach i rwcych strumieniach, jakie im obiecywano po drodze,
powinni napeni wod wszystkie bukaki z tykwy, zwane guerbas. Kisras,
niewielkie ciemne placuszki, miay stanowi ich poywienie do gr Ellyria,
oddalonych o trzydzieci albo czterdzieci mil. Za Ellyri powinni dotrze do
terenw Latuko. Speke zapewnia, e tamtejsi mieszkacy znali Kamrasiego i
powinni wskaza im drog. Ellyria, Latuko, Kamrasi - powtarzaa jak mantr,
cigle od nowa. - Pniej biaa plama i nieznany ld, ktrego nie ogldao dotd
ludzkie oko".
Z nadejciem nocy opucili Gondokoro. Wysoko na niebie wieci ksiyc w
peni, matowa, janiejca tarcza, jak zgubiona w ciemnoci moneta. Las y
wasnym yciem, oddycha wasnym oddechem. Gra Belignan bya dobrze
widoczna, mimo e leaa dziesi mil dalej. Oprcz nich w okolicy nie byo adnej
ludzkiej istoty, jednake dochodzce z oddali uderzenia bbna i piewy napeniay
powietrze osobliw powag, przyprawiajc je niewypowiedzian grob.
Sam jecha na czele karawany na koniu imieniem Filfil, co po arab-sku
oznaczao pieprz. Mia odnale szlak wiodcy po wschodniej stronie gry. Za nim
jechaa Florence, a z tyu Saad na swoim wielbdzie. W siodle przed chopcem
rozsiad si Wallady, a z boku wisia bben i juki pene plackw kisras. W rku
Saada energicznie powiewaa brytyjska flaga. Drug rk trzyma wodze wielbda,
czasami je podnoszc, by si osoni przed niskimi kolczastymi gaziami. Florence
staraa si skoncentrowa na piaszczystym podou pod kopytami swojego konia
Tetela. Ponad dwie godziny pniej przez gste gazie akacji i namorzynw
zobaczyli przewiecajcy pomie ogniska. To przypuszczalnie ludzie del Bona,
ktrzy razem z Ibrahimem pierwszego dnia posuwali si wolno, by da reszcie
tragarzy czas na dobicie do grupy. Usyszaa strza i woanie stranika.

-Zabierajcie si std! Jeeli zostaniecie w pobliu, nakarmimy wami hieny!


Po tym ostrzeeniu wystrzeli jeszcze dwa razy w powietrze, przecinajc nocn
cisz, ktra niebawem zamkna si z powrotem za plecami Sama, Florence i ich
tragarzy, ktrzy nie myleli si zatrzymywa.
Florence spia Tetela ostrogami. Zapowiadaa si duga nocna jazda. Bolay j
koci, gdy Sam pozwoli im wreszcie zatrzyma si na postj. Przespaa kilka
godzin na twardej ziemi i obudzio j woanie Sama.
- Juczcie wielbdy! Za godzin wzejdzie soce!
Nikt si nie poruszy. Mimo powagi sytuacji musiaa powstrzyma si od
miechu, gdy Sam krzycza na ludzi.
- pijcie smacznie, przyjaciele. Nie zwracajcie na mnie uwagi, lecie sobie i
palcie fajki. Chtnie wykonam za was wasz prac! - sarkn i zabra si do
pakowania bagay. Kilku mczyzn podnioso si z wyrazem zawstydzenia na
twarzach, ale i tak nim zdyli wszystko zapakowa, wzeszo ju soce.
Stracili godzin marszu, godzin przewagi nad Turkami Ibrahima. Florence
popatrzya z trosk na Sama, ktry odwzajemni jej spojrzenie.
- Wymarsz! Bdziemy jecha w dzie i w nocy. Rusza si, rusza. Yalla\ Yallal
- zawoa, podnoszc rk.
Pierwszego dnia jechali przez las, w ktrym drzewa zdaway si siga nieba.
Korony spatay si, tworzc paski dach, zatrzymyway dzienne wiato i filtroway
je, wpuszczajc w gb jedynie blade, nieokrelone cienie. Wrd drobniejszych
gazi wielkie jak do pajki snuy gigantyczne sieci. Motyle taczyy wok lici,
ostronie omijajc najeone ostrymi kolcami konary akacji. Barwnie upierzone
ptaki zanurzay dugie, smuke dzioby w kolorowych kielichach kwiatw. Gdy
Florence chciaa im si przyjrze, w twarz uderzyy j z impetem cierniste akacjowe
pdy i podrapay jej policzki. Z trudem stumia okrzyk blu. cieka bya gsto
zaronita dugimi, zwieszajcymi si na ziemi gaziami, w ktre wpltyway si
kopyta wielbdw, tote ludzie musieli prowadzi zwierzta, cignc je i
popychajc. Ciernie rozryway sakwy, wic szlak ich wdrwki znaczya cignca
si za nimi wska smuga kawy, herbaty, soli i ryu. Florence syszaa zorzeczenia
Sama. Pomagaa mczyznom ata rozdarcia szmatami, co stanowio mozoln
prac, od ktrej drtwiay jej palce, tymczasem na pakunkach nieustannie
przybywao nowych dziur. W kocu ze zmczenia ledwo moga si utrzyma w
siodle na Tete-

lu. Cz zapasw bezpowrotnie stracili, fundujc poywienie termitom i


mrwkom.
Nadchodzia druga noc, ciemna i nieprzyjazna. Chmury przesoniy ksiyc.
Florence odchylia gow daleko do tyu, by popatrze na gry, ktre wanie mijali.
Ostatni wielki deszcz wyobi w gruncie gbokie rowy. Impet wody wyrwa
ziemi i przeora gr potnymi bruzdami. Przy kadym korycie rzeki, rowie czy
urwisku musieli roz-juczy pi wielbdw, przeprowadzi je na drug stron, a
pniej znw mozolnie, sztuka po sztuce, uoy pakunki na grzbietach zwierzt.
Florence dostrzega, e mczyni tracili cierpliwo do wielbdw, odpacajc
si kaprynym stworzeniom razami kijw i wyzwiskami.
- Pgwek! Sukinsyn! Rusz si albo upieczemy ci na kolacj!
Za to do osw, ktre pozwalay si chwyta za uszy i za ogony i tak z adunkiem
na grzbietach pokonyway najgbsze rozpadliny i strome zbocza, mwili
pieszczotliwie mj bracie" albo moje kochanie".
- Yalla, Habibi, Yallal - brzmiao jak piosenka.
W ten sposb mijaa godzina za godzin, ksiyc zblad i robio si coraz
ciemniej. Noc zasnua myli zason aoby i beznadziei. Wszyscy milczeli.
Mczyni byli zbyt zmczeni, by rozmawia, a i strudzone zwierzta wloky si
powoli, kopyto za kopytem.
Naraz usyszaa okrzyk Saada:
- Stj! Psiakrew, stj!
Jego gos poszybowa w ciemnoci, a za nim rozleg si brzk garnkw, patelni i
wypakowanych po brzegi plecakw niesionych przez jego wielbda. Na kocu day
si sysze tpe dwiki, jakby uderzenia bbna. Odgosy kilkakrotnie si
powtrzyy, a wreszcie zwierz razem z bagaami dotaro do dna rozpadliny.
Wallady zacz krzycze i zwinwszy si w futrzany kbek, razem z
wielbdem zsun si do gbokiego rowu, ktrego w ciemnociach nikt wczeniej
nie zauway. Wielbd y i by w dobrym stanie, ale trzeba go byo si wyciga z
wykrotu. Z bbna zosta paski placek i przesta si do czegokolwiek nadawa. Saad
i Wallady byli cali i zdrowi. Worek z kisras te udao si uratowa.
Bya pierwsza w nocy.
- Wicej nie dam rady - wyszeptaa cicho Florence. Bardzo cicho, ale Sam chyba
j usysza. Odwrci gow. Mia zwieszone ramiona, a waciwie cae jego ciao
wisiao w siodle Tetela. Popatrzy chwil w do-

skonaa ciemno nad ich gowami, jakby w poszukiwaniu wsparcia. Nastpnie


podnis rk na znak rozkazu.
- Rozadowa zwierzta! Odpoczniemy na rwninie. Saad, rozstaw flag.
Przed sob mieli wielkie, paskie kamienie. Mczyni psioczc, niemrawo
zbierali chrust i gazie na ognisko. Syszeli wycie hien, ktre niebawem zaczy
podchodzi bardzo blisko obozu. W nocy wykraday mczyznom spod gw worki
z niezbyt dokadnie wyprawionej skry. W pobliu rozleg si ryk lwa. Sam
naadowa strzelb i gotow do strzau pooy sobie na kolanach.
- Saad, rozdaj kisras - polecia Florence.
Na myl o maych sonych placuszkach poprawio jej si samopoczucie.
Wszyscy czuli gd. Sscy, palcy gd niedopuszczajcy do gw adnej innej
myli. Oprcz tej jednej, e musieli dotrze do gr Ellyrii przed del Bonem,
Mohammedem Herem, Ibrahimem i jego Turkami!
Przygldaa si mczyznom, zbyt zmczonym nawet na swe zwyke
biadolenia. Jedzenie powinno poprawi im humor.
Wtej chwili ponownie usyszaa woanie Saada. Tym razem brzmiao jeszcze
bardziej rozpaczliwie ni w tamtym momencie, gdy jego wielbd zsun si z
urwiska.
- Wallady, ty diable! Piekielny pomiocie! Poczekaj, niech ci dostan w swoje
rce!
Zobaczya, jak Wallady odskakuje w bok i ucieka. W apce trzyma co maego i
ciemnego. Saad bieg za nim wielkimi susami, a w rku nis worek, w ktrym
przechowywali placki. Setki kisras. Worek by pusty. Wallady w podskokach
znikn w ciemnoci. Florence syszaa jego miech przypominajcy skowyt dzikich
psw.
Saad jeszcze raz pogrozi mu pici.
- Uciekaj, niech ci por hieny! Lwy ci rozedr, a spy roznios twoje koci!
Nastpnie zwrci si do Florence i pokaza jej pusty worek.
- Zar placki! A te, ktrych nie zar, pewnie wyrzuci. Nic mamy nic, ale to
zupenie nic do jedzenia.
Wszyscy pooyli si spa bez kolacji. Po zaledwie trzech godzinach Florence
si obudzia. Wok nadal panowaa absolutna ciemno. Sam siedzia przy ognisku,
zwrcony do niej plecami. Ciernist gazi duba w gorcym arze. Wallady spa
zwinity w kbek na jej brzuchu, najedzony i zadowolony. Podniosa go ostronie i
pooya na ziemi. Wstaa

i cichym krokiem podesza do Sama. Drgn, gdy pooya mu rk na ramieniu.


Oczy mia gboko zapadnite, za jego skra przyja w owej godzinie midzy
wczorajszym a jutrzejszym dniem barw popiou. W milczeniu przytulia do piersi
jego gow i nasuchiwaa jego galopujcych bez wytchnienia myli. Co si stanie,
jeli nie zd do Elyrii przed Turkami? Wtedy wszystko przepadnie.
- O czym mylisz? - spytaa po cichu. Odetchn i wypuci powietrze.
- Ellyria, Latuko. Kamrasi. O tym myl.
- Wiem - odrzeka i obja go.
Po krtkim milczeniu Sam znw si odezwa:
- Musimy wyrzuci sto funtw soli. Gdy nadejdzie poranna szarwka, bdziemy
musieli zacz kopa w korytach rzeki w poszukiwaniu wody. Nasze zapasy si
kocz. Mam jeszcze tylko jedn pen butelk.
Florence skina, pocaowaa jego wosy i dalej trzymaa go w objciach. Nad
nimi wieci olbrzymi, okrgy ksiyc. Sam zapatrzy si w niego hipnotycznym
wzrokiem. I tak ogrzewali si nawzajem w chodnym wicie przetykajcym
bezkresny firmament szarymi i fioletowymi pasmami. Z czystego przyzwyczajenia
poczua pragnienie. Na razie tsknia jeszcze za herbat, ale wiedziaa, e niedugo
bd w stanie wypi wszystko. Wod, sok, kaw, mleko, uryn, krew. I nie bdzie
niczego, ale to absolutnie niczego, co mogoby zaspokoi ich pragnienie.
Widziaa, e mczyni zamiast kopa w poszukiwaniu wody, znaleli w
szlamowatej dolinie nadpsut gow zwierzcia podobnego do wini. Natychmiast
zarzucili wyznaczone zadanie i klaskali zadowoleni. Gucowi brakowao kw,
ktrych prawdopodobnie uyto do wyrobu broni, a oczy mia wyjedzone przez
cierwniki. Szakale rozszarpay szczki i wyary mzg. Zapewne zwierz zostao
dopiero niedawno zabite, ale ohydny odr padliny trzyma Florence w duej
odlegoci od cmentarzyska. Za to mczyni miali si i piewali. Wizja
nieoczekiwanej uczty, bdcej podarunkiem od tak nieprzychylnej zazwyczaj
przyrody, sprawia im ogromn rado. Rozpalili ogie za pomoc dwch patykw,
ktre z nieprawdopodobn cierpliwoci pocierali o siebie w dymicych doniach, i
ustawili na nim kocio. Mieli w nim zagotowa t odrobin wody, do ktrej udao im
si dokopa. Koci i pozostae na czaszce miso, ktre nawet lwy i hieny uznay za
mao wartociowe, roio si od robakw i czerwi. Florence poczua, jak jej pusty
odek si skrca. Powstrzymaa odruch wymiotny, przypominajcy jej najgorszy
okres gorczki. Sam wypuci

powietrze przez nos i patrzy w inn stron. On te nie mg znie smrodu


zepsutego misa.
- Czerwie wypezaj temu zwierzakowi z uszu i z nosa, jak ludzie w Londynie,
gdy kolejny raz zapali si jaki teatr! - mrukn.
Mczyni usyszeli jego sowa i dobrodusznie si rozemiali, wypaszajc
czerwie delikatnymi, rytmicznymi uderzeniami patyka o zmasakrowany czerep.
Woda szybko si zagotowaa. Ludzie zasiedli wok kota i piewali, by zapomnie
o godzie, dopki eb nie zmiknie.
Syszc piew, Florence zamkna oczy. Przypomnia jej si inny wieczr na
innej ziemi, gdy w niebo wznosiy si gosy z ciemnych garde. Ta zdolno do
radoci" - pomylaa, unoszc rk w odmownym gecie, gdy Richaarn prbowa jej
uprzejmie zaoferowa kawaek misa. Najlepszy kawaek z caego ba, wiedziaa o
tym. O pitej po poudniu wiski eb by ju doszcztnie ogryziony i wyssany, a
tykwowe bukaki nareszcie napenione wieo wykopan wod o delikatnym
posmaku muu. Sam kaza ostatni raz napoi zwierzta i ustawi osy.
Kamienista rwnina, na ktrej obozowali, przesza w strome zbocze. Florence
spogldaa w gr, gdzie wspaniae szczyty z piaskowca odcinay si od
wieczornego nieba. Sam wyda rozkaz do wymarszu.
W milczeniu krok po kroku przedzierali si wytrwale przez trzeci noc. Myli
Florence nie wybiegay dalej ni do kolejnego uderzenia koskiego kopyta. Godzina
wloka si za godzin. Pniej soce przegnao noc i rozproszyo jej beznamitn
ciemno. Palio jej ciao i umys. Niespodziewanie cisz przerwa glos Sama.
Florence podniosa wzrok. Przed nimi otworzy si widok na rozleg rwnin.
Jaka sia targajca ziemi zmusia j tu do odpoczynku? Chmury rzucay na
rwnin ciemne, ruchome cienie. Tu i tam z ludzkich siedzib unosi si w niebo
dym, szary i nieskoczony. Patrzya na jasne i ciemne odcienie zieleni stepu,
krzeww i lasu.
Zerkna na Sama, ktry przeciera palcami oczy, a nastpnie te skierowa
wzrok na rwnin. Wiedziaa, e nie dostrzeg nic z wiecznej doskonaoci
rozcigajcego si przed nimi krajobrazu. Wypatrywa jedynie tumanw kurzu,
ktre mogyby zdradzi obecno tureckiej karawany na drodze do Ellyrii. Nie, bez
wtpienia byli daleko, daleko za nimi.
Spojrzaa w niebo. Zdawao si nie mie koca, nawet tam, w dali, gdzie
poyskiway bkitne gry Ellyrii. Na ich szczytach opieray si chmury, ktrym
szpice rozcinay brzuchy. Byskawice przeszyway niebo niczym przelotna myl, o
ktrej tpy grzmot pioruna kae zaraz za-

pomnie. Sani zakl. Nad tamta okolic nadchodzi ju deszcz. Gdyby deszcz
ich dogoni, albo karawana deszcz, wwczas musieliby czeka tydzie po tygodniu,
miesic po miesicu.
Florence delikatnie ustawia Tetela za Filfilem i ruszya ladem Sama. Zjedali
ze zbocza w poszukiwaniu miejsca na obozowisko, zostawiajc w tyle cignc si
powoli karawan. Sam wskaza przed siebie i odwrci si do niej.
- Tam, przy tym samotnym figowcu. Tam si zatrzymamy. A ja pjd na
polowanie. Niech mnie diabli, jeli dzi wieczorem nie zjemy na kolacj antylopy
albo zebry! Bdzie uczta, urzdzimy uczt!
- Powiedziae przed chwil, e zatrzymamy si przy samotnym drzewie? zapytaa i rozejrzaa si dookoa. Otaczao ich morze twarzy. Na stepie pokazywao
si coraz wicej ludzi, ktrzy zmierzali w stron miejsca ich planowanego obozu.
Biegli i podskakiwali w takt wasnej muzyki. Przed sob mieli okoo piciuset, a
moe nawet szeciuset wojownikw z twarzami pomalowanymi ochr i popioem, a
w ich sfilcowanych wosach koysay si muszle, pira i pery. Florence zauwaya
uki przewieszone przez ich ramiona, strzay wystajce z koczanw i ostre
szpikulce wczni. Czy i te byy zatrute, podobnie jak strzay wojownikw Bari? Ich
myli zagubiy si wrd wrzaskw mczyzn, ktrzy teraz okryli ich w tacu,
tworzc kilka krgw. Wyskakiwali wysoko w powietrze, podnoszc obie nogi, a
pniej znw gronie przykucali, podczogiwali si do nich, na zmian przysuwajc
si i odskakujc. Syszaa dyszcy oddech, gdy ich ciaa szybko unosiy si w gr.
Florence zmuszaa si ze wszystkich si, eby ze wstrtu, a przede wszystkim z
wyczerpania nie zakry rkami uszu i oczu, by si odci od przeraliwego
przedstawienia. Mczyni wci si przybliali. Florence czua ich zapach, smrd
kz, krowiej krwi, tuszczu, popiou, dymu i ziemi. Zamkna oczy. Skulia si w
sobie i krzykna, gdy ktry z tancerzy j musn, potrci i popchn.
Wyczua, e Sam sign do wiszcego u pasa rewolweru i do strzelby,
przytroczonej do jukw obok niego. Otworzya oczy. Saad opowiada, e niektre z
tutejszych plemion zjaday ludzi, e wprawdzie woleli dzieci, ale w okresach godu
brali rwnie kobiety. Podobno najpierw rozbijali ofiarom czaszki o pie drzewa,
uderzajc dotd, a z nieborakw uszo ycie. Pniej ich patroszyli i piekli na
ronie nad ogniskiem, dokadnie tak samo jak upolowan gazel.

- Sam... usyszaa wasny szept. I jeszcze raz: - Sam. Chwyci j i przycign


bliej do siebie.
- Jak ktry tylko ci dotknie, zastrzel go - powiedzia jej do ucha. Skina.
- Zabij nas, zanim oni to uczyni. Syszysz mnie?
Przycisna si do niego, usuwajc si przed jednym z podskakujcych,
wirujcych cia.
- Gdzie ty, tam i ja - wyszeptaa.
W tym momencie rozedrgana posta zatrzymaa si tu przed jej twarz.
Florence krzykna, ujrzawszy przed sob wymalowan mask, ktra z
wyszczerzonymi zbami posykiwaa w jej stron, uderzajc w podniebienie
falujcym jzykiem. Zobaczya rozczapierzone pazury i trzepocce pira.
Mczyzna wycign zza plecw kur, wyszczerzy zbiska i jednym naciniciem
szczki odgryz zwierzciu eb. Ciepa krew trysna na jej skro i Florence
krzykna. Mczyzna przewrci oczyma, pokazujc biaka, po czym otworzy usta
z zbami okapujcymi czerwon krwi i zawy w niebo. Jego pysk nie mia w sobie
nic ludzkiego. Zobaczya bysk, gdy z zawieszonej na plecach skrzanej pochwy
ozdobionej muszlami wycign maczet. Soce zaamao si na ostrzu.
Przycisna si do pnia figowca, usta miaa pene kurzu, ktry wszdzie si wzbija.
A wic mier" - pomylaa.

ROZDZIA I O
Saad wbi oczy w ziemi przed sob. Wallady siedzia na jego ramieniu, a
waciwie powinien by tam siedzie. Zwierz byo niezwykle zaniepokojone, Saad
jeszcze nigdy go takim nie widzia. Nawet wtedy, gdy jego wielbd osun si w
przepa. Wallady podskakiwa na jego ramieniu, apa go za wosy, wspina si na
gow i wyciga szyj, jakby chcia wyjrze daleko na rwnin, na ktrej kilka
godzin temu zniknli Sam i Florence. Pniej krzykn gono, kiedy jaki kamie
trafi go w gow. Ukucn na karku Saada i popiskiwa obraony, wygadzajc
swoje czarno-biae futerko.
Saad si rozemia, nie zwaajc na kurz wciskajcy si do jego krtani.
- Tak, przyjacielu, uwielbiasz dokucza innym, ale sam tego nie znosisz. Jak
Kuba Bogu, tak Bg Kubie - powiedzia mapce. Tak wanie byo. Wallady arliwie
kocha Florence, w razie potrzeby akceptowa te efendiego jako swego pana,
tubylcw za, tragarzy i handlarzy niewolnikw przeladowa artami i kpin.
Mimo to Saad odwrci si do tragarzy i pogrozi im pici.
- Dajcie spokj Wallady'emu! - zawoa.
- Zamknij dzib, pajczaku, w przeciwnym razie ka ci popdzi i znw
zjedziesz z urwiska odpar Bellal i splun.
Saad mlasn uraony.
- Efendi ci jeszcze pokae, Bellal - odci si. Zdawa sobie spraw, jak sabo
zabrzmiay jego sowa na tym wzniesieniu ponad bezkresn rwnin. Chcia si
znw odezwa, ale Wallady zacz piszcze i bolenie zaciskajc apki na jego
wosach, wskoczy mu na ramiona.
- A kiedy z efendim bdzie koniec, map ugotujemy na kolacj -doda Bellal.
- Dlaczego miaby by koniec z efendim? - zapyta Saad, opierajc rce na
biodrach. Zebrawszy ca odwag, na jak byo go sta, zastpi

drog Bellalowi. Niech mnie diabli porw, jeli ustpi temu podlemu
ajdakowi" - pomyla.
Karawana staa w miejscu. Osy skorzystay z okazji, by si na chwil pooy.
Niektre tarzay si w kurzu, porykujc z radoci, jak sprawiaa im ta
nieoczekiwana kpiel. Kilka paczek spado na ziemi, bransolety i woreczki z
perami poturlay si w piach.
Bellal si rozemia.
- I tak jeste ju prawie martwy, czarnuchu, wiem, co mwi. W Ellyrii jestemy
umwieni z Amabile del Bonem, a dokadnie mwic, z jego praw rk
Mohammedem Herem. Zaczeka na nas albo my na niego. Wtedy twj efendi bdzie
mg nare si piachu i zdechnie.
Saad pokrci gow. Bellal znw si zamia i uderzy kijem w ydki chopaka.
- Bdziesz moim niewolnikiem, mam to obiecane. Nie martw si, lubi maych
chopcw.
Z tymi sowami odwrci si do swoich ludzi, uczyni nieprzyzwoity ruch
biodrami i wszyscy mczyni ryknli miechem. Saad zauway, e kilka
niewolnic, ktre pieszo towarzyszyy jedcom, odwrcio oczy. Jedna z nich
oczekiwaa dziecka Bellala. Saad j rozpozna. To bya kobieta, ktrej tamtej nocy w
Gondokoro efendi uratowa ycie. Prgi, ktre Bellal wyci w jej ciele korbaczem,
zdyy si zagoi. Bellal nazywa j swoj zebr i w drodze popdza kijem, gdy
potrzebowaa odpoczynku.
W tym momencie z oddali dobieg odgos wystrzau. Odbi si echem po nizinie.
Z uschnitego drzewa podniosa si gromada spw i niby ciemna chmura
poszybowaa ku rwninie. Saad patrzy za nimi, szukajc cienkiej smuki dymu po
wystrzale. Tam musieli by Sam i Florence. Przysoni doni oczy, ale w dole nie
udao mu si nic dostrzec.
- Naprzd! - zawoa i posadzi Wallad/ego na ramieniu. Nie zwaa na Bellala,
ktry z oblenym umiechem przesia mu w powietrzu causa, a nastpnie obliza
wargi.
Florence pakaa i kurczowo trzymaa si Sama, ktry adowa dwulufow
strzelb. Jego palce dray, ale zdecydowanym gestem uoy bro w zagbieniu
midzy obojczykiem a szyj i wycelowa, zataczajc luf krgi wok nich. Dziki
temu dzicy utrzymywali pewn odlego.
Nic dziwnego - pomyla - Turcy albo del Bono ju tu byli, bo tubylcy znaj
bro i jej dziaanie. Jeli zgin, jeli Florence zginie, to zabierzemy kilku dzikusw z
sob na tamten wiat".

Jednoczenie spoglda znad strzelby, prbujc si zorientowa, czy karawana


zdya ju pokona zbocze wiodce w d wzniesienia. Nic nie byo wida,
otaczao ich bowiem zbyt wieu wrzeszczcych, piszczcych i podskakujcych
mczyzn. Ich pomalowane ciaa przypominay wizerunki diabw ze
redniowiecznych pcien, ktre oglda w katedrze w Yorku. Wiedzia, e na
widok setek wojownikw jego ludzie, niewiele mylc, wezm nogi za pas albo
zaczekaj na del Bona czy Ibrahima, ktrzy za dzie ub dwa mogli ich dogoni.
Na koszuli poczu rce Florence. Trzymaa go kurczowo.
Gdyby przynajmniej j mg uratowa! Nie zasuya, eby by tu z nim, by
razem z nim umrze. Zamierza zabi najpierw Florence, a pniej siebie, nim
barbarzycy rozprawi si z nimi wedle wasnego zwyczaju.
Jaka rka chwycia go za wosy i potrzsna jego gow. Podnis wzrok.
Przed nim sta stary, zgarbiony mczyzna. Stan porodku rozszalaego tumu i
trzy razy uderzy w ziemi swoj lask. U jej nasady, jak gaka, umocowana bya
maa gwka antylopy, na szyi starca wisia naszyjnik z zbw lwa i pir perliczki,
ktry stanowi jedyne okrycie jego nagiego ciaa. Mia wysuszon skr, a
pomarszczone przyrodzenie zwieszao mu si do poowy ud.
Bysn dwoma zbami, jedynymi, jakie pozostay w jego szczce, a nastpnie
odezwa si amanym arabskim.
- Skd przybywasz? Jeste Turkiem, chcesz rabowa nasze bydo, kobiety i
dzieci?
Sam otoczy ramieniem Florence, przycign j do siebie i pokrci gow.
- Jestem Brytyjczykiem, poddanym wielkiej krlowej Wiktorii, ktra mnie
chroni.
- Brytyjczyk? A co to takiego? Jeste Turkiem! Masz kolor skry Turka parskn stary. Wskaza na spalon socem twarz Sama i pogrozi maczugowat
lask.
Sam zamruga oczami, ale si nie cofn. Mczyzna by podobny do
ujadajcego psa. Nie wolno byo okaza strachu.
- Wierz, w co chcesz - odpar krtko. Stary umiechn si szyderczo.
- A twj syn? To chyba twj syn? - zapyta, wskazujc Florence.
- Moja ona - odpowiedzia Sam i ochronnym gestem mocniej przycisn j do
siebie. Czu drenie jej wiotkiego ciaa przytulonego do jego

ramienia, gdy wycieraa ze skry i wosw kurz krew, ktra nie zdya jeszcze
zakrzepn.
- Jego ona! Kaddaab! Kaddaab! - zawoa stary, wytupujc nogami kko na
piasku. Kamca! Kamca! Uformowa skate palce na ksztat szponw, sigajc w
ich kierunku, jakby chcia ich pochwyci.
- Kaddaab! - krzykn jeszcze raz. Mczyni podchwycili to sowo i zaczli
jeszcze wcieklej wrzeszcze i skaka.
- Kaddaab! Kaddaab! - rozlegao si wok nich niczym oskarenie. Starzec
wykorzysta zaskoczenie Sama i odebra mu flint, ktr skierowa ku niebu i
wystrzeli. Huk strzau rozbrzmiewa przez jaki czas powracajcym echem. Stary
rozemia si ostro i pogrozi broni w stron gr.
- Wybacz, Florence - wyszepta Sam. Skina gow i zamkna oczy. W uszach
huczay im szalone gosy barbarzycw. Sam pomyla, e to ostatnie dwiki w ich
yciu.
Naraz zalega cisza. Otworzy oczy i rozejrza si ze zdumieniem. Wok
panowa spokj, od strony setek mczyzn nie dochodzi ani jeden szmer. Gdzie w
oddali sycha byo jedynie bben, natarczywy, jednake nie tak grony jak
wezwanie nagary, wielkiego wojennego bbna.
Garbus rzuci si w piach na kolana. W jego lady posza reszta wojownikw.
Otaczao ich morze pochylonych, koyszcych si plecw.
Sam prbowa wyjrze z cienia i popatrze w jasne poudniowe wiato, lecz
biae, ostre promienie za bardzo go olepiy.
W tej samej chwili tum si rozstpi. Przez dugi szpaler wojownikw zmierza
w ich kierunku jaki wysoki mczyzna. Bez wtpienia by ich wodzem. Mczyni
oddawali mu cze, zaintonowali cich melodi, falujc ze zmieniajcym si
nateniem. Mczyzna by nagi, a jego skra, w ktrej noem wycito starannie
blizn przy blinie, byszczaa w popoudniowym socu niczym tafla lustra. Na
gowie mia idealnie uformowany hem z pozaplatanych sfilcowanych wosw
przeplatanych muszlami, perami i pirami. Sam przymruy powieki. wiato
bolenie kuo go w oczy.
W nastpnej chwili musia si umiechn, a pniej gono si rozemia. Wsta
i wycign ramiona. Wyczu, e Florence spojrzaa na niego w osupieniu i
wcigna gboko powietrze. Nastpnie te wstaa i wytara rce o nogawki spodni,
klejce si od krwi i brudu.
***

Nie, nie pomylil sie. Patrzy przed siebie, w kierunku modego wodza.
Mczyzna byl nagi, ale niezupenie. Z tylu u jego pasa wisiaa nieco przybrudzona,
niewielka trjktna chustka z czerwonej tkaniny. Materia koysa si nad jego
siedzeniem dokadnie tak samo jak wtedy, gdy zosta przewizany w Gondokoro, po
tym jak mczyzna pozowa Samowi do rysunku.
Sam wsta i wycign na powitanie rce.
- Adda! - zawoa gosem penym niedowierzania, odwzajemniajc mocny
ucisk modego wodza. - Adda, Adda! - powtrzy jeszcze dwukrotnie, a
modzieniec odezwa si do niego po arabsku:
- Witam ci w moim plemieniu, efendi.
Nastpnie odwrci si i zacz krzycze na swoich ludzi. Niecierpliwie
machajc rkami, odgania ich do tyu. Garbusowi z lask wymierzy kopniaka, a
stary si przewrci. Bro Sama upada na piach. Adda uj flint, podnis starca,
po czym jeszcze raz nim potrzsn i przegoni.
Nastpnie, pooywszy Samowi rk na ramieniu, odda mu bro. W tej samej
chwili Sam dostrzeg swoj karawan pokonujc ostatni kawaek stromego zbocza.
Na czele pochodu zoonego z ludzi i zwierzt powiewaa flaga brytyjskiego
imperium. Widok trzepoczcej na wietrze czerwono-niebiesko-biaej materii
jeszcze nigdy nie wyda si Samowi tak pikny jak w owej chwili, pord szarej
ziemi i ska pooranych bruzdami przez deszcz. Odsun od siebie Add na dugo
ramienia.
- Mam dla ciebie duo prezentw! Miedziane bransolety i cudowne pery umiechn si.
Mody wdz te si rozemia.
- Chodmy, zaszlachtujemy wou. Niech przynios dzbany merissy! Tykwy i
mid! - powiedzia i rzuci za siebie rozkaz w kierunku wojownikw zastygych w
oczekiwaniu za ich plecami. Od tumu natychmiast oderwaa si grupka modszych
mczyzn, ktrzy szli, piewajc i podskakujc. Sam patrzy za ich oddalajcymi
si, dugimi cieniami. Potem westchn i spojrza na Florence, ktra staa obok niego
blada i milczca.
- C za wyborny pomys - odpowiedzia. Mimo godu i pragnienia stara si
sta prosto i pewnie. Richaarn zatrzyma karawan.
- Pomcie memu przyjacielowi rozjuczy zwierzta - rozkaza Adda swoim
ludziom. Sam widzia, jak tubylcy wsuwaj zwinne palce w miejsca, gdzie
plecionka koszy bya luniejsza, i sprawdzali ich zawarto. Wymacawszy
bransolety i pery, woali gono za siebie do swych pobratymcw. Coraz wicej
ludzi przychodzio rozadowywa pakunki.

S troch zbyt gorliwi jak na mj gust, ale c zrobi" - pomyla Sam, nie
przerywajc im pracy.
yli i tylko to si obecnie liczyo.
Wallady taczy naokoo mczyzn, robi miny i rzuca w nich kamieniami.
miali si, wykradajc dalej wszystko, co im wpado w rce. Sam dobrze widzia, co
si dzieje. Zerkn w stron Florence, ktra tylko wzruszya ramionami i te si
rozemiaa.
- Zacznijmy witowa - zawoa Adda z zadowoleniem i poda Florence tykw
napenion wie meriss. Przytkna upin do ust i pia chciwie. Piwo spywao
jej po obu stronach brody.
- Sitt, efendil - usysza Sam woanie Saada. Zobaczy, jak chopak podbieg do
Florence i obj j chudymi ramionami.
Nastpnego ranka, w pierwszych bladych promieniach wstajcego dnia, Sam da
sygna do wymarszu. Ptaki jeszcze milczay, a osada po wczorajszej zabawie nadal
pogrona bya w smacznym nie. Wyczerpane zwierzta leay smtnie pod
wyplecionymi z trawy pojemnikami z ziarnem, ktre wyglday jak wywrcone do
gry nogami ptasie gniazda. Kilka kur dziobao w piasku. Jedynie stary garbus by
ju na nogach, zgodnie z poleceniem, jakie poprzedniego wieczoru otrzyma od
Addy. Mia towarzyszy Samowi i Florence do krainy Ellyrii jako tumacz. Sta
wsparty na lasce z gow antylopy. Wiatr igra midzy pirami jego naszyjnika. Sam
przyjrza si jego markotnej, pooranej zmarszczkami twarzy. Ten mczyzna moe
uratowa nam ycie - pomyla. - Albo i nie". Dawno zdy si nauczy, e po
czarnych nie naley si spodziewa takich samych zachowa jak po biaych.
Rwnie dobrze mona byoby oczekiwa od dzikiego konia tego samego co od
ujedonego, penokrwistego wierzchowca. Odwrci si, kontrolujc ustawienie
zwierzt w pochodzie i baga tragarzy. Saad niecierpliwie przebiera palcami na
cuglach. Dotychczas by przyzwyczajony uderza w bben, gdy wyruszali. Bben,
ktry teraz, rozgnieciony i zapomniany, spoczywa gdzie na dnie przepacistego
urwiska, zdajcego si przedziela t krain na dwie czci.
Sam zauway, e i Florence w oczekiwaniu siedziaa ju na Tetelu. Wallady
skuli si przed ni w siodle i z powrotem zasn. Jego plecy unosiy si i opaday,
cichutko mrucza, prawie jak kot. Florence bya blada i unikaa jego spojrzenia.
Wiedzia, e potrzebowaa spokoju. Pniej. Za dzie" - powiedzia sobie.

Yalla! rzucil i jednoczenie ktem oka zauway, jak dwch modych


wojownikw znikno w stepie, biegnc w stron gr Ellyrii niczym przemykajce
cienie mrugajcych rzs albo mira nastajcego dnia. Kroki niosy ich szybkim
lotem coraz dalej od osady, a wkrtce o ich niedawnej obecnoci moga wiadczy
jedynie delikatna chmura kurzu.
Sam wiedzia, e ich zadaniem byo uprzedzi plemi Ellyria o ich przybyciu. A
moe mieli donie komu innemu o ich karawanie? Jak daleko sigaa w
rzeczywistoci potga Addy? Dalej ni wpywy Amabile del Bona?
Odwrci gow w stron gr. Nigdzie nie zobaczy najmniejszego ladu
tureckiej karawany pod dowdztwem Ibrahima ani ludzi del Bona. Dobrze. By
pewien, e wygra wycig.
Od Ellyrii dzielio ich jeszcze jakie pi mil. Mia zamiar dotrze do osady i
hojnie obdarowa wodza, by zapewni im swobodne przejcie do kraju Latuko.
Jeszcze pi mil i bd mieli za sob pierwszy etap dzielcy ich od jeziora Luta
Nzige. Pi mil!
- Yalla! - zawoa jeszcze raz i spi ostrogami Filfila. Usysza, jak Florence za
jego plecami cicho cmokna na Tetela.
Gra Ellyrii wyonia si przed nimi zupenie niespodziewanie na tle
bezkresnego krajobrazu yznych ziem. Musiaa mie okoo tysica metrw
wysokoci. Jej wierzchoek wrzyna si w niebieski firmament. Przecz pokryway
gsto skalne gazy, niektre z nich byy tak due i potne jak domy w Chartumie.
Wielkie masy granitu stoczyy si same, inne zostay zepchnite. Pomidzy
kamieniami wyrastay drzewa zsupane z sob i powykrcane na skutek mudnych
prb dotarcia do sonecznego wiata. Florence widziaa, jak Sam prbowa ci
jedno z nich, by utorowa drog pochodowi i jednoczenie zdoby drewno na
wieczorne ognisko. Po uderzeniach siekiery na pniu zostaway ledwo widoczne
lady. W efekcie jego wysiki spezy na niczym. Starzec mlasn jzykiem i
wyszczerzy w umiechu bezzbne dzisa.
- Babanoose - powiedzia tylko. - Arabowie nazywaj to drzewo babanoose.
- Co to znaczy? - zapytaa Florence. Sam wzruszy ramionami.
- Co jak elazne drzewo". Co prawda, to prawda.
Florence pozwolia Tetelowi powoli i ostronie stawia kopyta, ale mimo to
nawet jej nieduy ko z trudem przedziera si w gszczu drzew,

gazi, cierni i raptownie wyrastajcych na drodze granitowych cian.


Obadowane wielbdy nie dadz sobie rady" - pomylaa smtnie. Na kadym
zakrcie ludzie zdejmowali bagae z grzbietw zwierzt, a pniej pakowali je na
nowo. Mozolna wdrwka przez wwz miaa im zaj wiksz cz dnia.
Odwrcia gow i wytya such. Nie syszaa nic prcz wasnego cikiego
oddechu i parskania koni. Stary garbus, ktry by przewodnikiem karawany,
pokonywa przeszkody niczym antylopa. Wczepi kostropate palce w skaln
szczelin i podcign si na chudych ramionach. Jego umiechnita twarz wyonia
si z drugiej strony gazu.
- Tdy, efendi, tdy. Zaufaj mi - wyszepta po arabsku.
Florence zadara do gry gow i popatrzya na szczyt. W tym miejscu prawie
rok temu plemi Ellyria ukamienowao karawan liczc stu trzydziestu ludzi.
Wwz stanowi idealn puapk, w ktrej podrni byli zupenie bezbronni.
Zrzucenie z gry skalnych odamkw na ich gowy byo dziecinnie proste.
Poczua jeszcze wiksz sucho w gardle. Obolaymi palcami ciskaa cugle
Tetela. Skrzane rzemienie wrzynay si niby druty w nabrzmiae od upau donie.
Pieko j cae ciao i z trudem powstrzymywaa si od rozdrapywania czerwonych
plam powstaych wskutek gorczki. Jej gardo nadal drani irytujcy odr krwi
zabitej kury z poprzedniego dnia. Nie moga si wykpa. Saad bardzo si stara
zeskroba z niej suchymi limi zaschnit krew. Miaa mtlik w gowie. Wkrtce
nadejdzie krwawienie miesiczne. w dokuczliwy czas co miesic odbiera jej
wszelk rado ycia i mci myli, a ju kilka dni wczeniej ogarniao j aosne
przygnbienie. Nie potrafia nic na nie poradzi, musiaa si pogodzi z jego
nieuniknion przyczyn.
Znw pomylaa o ludziach z tamtej karawany, ktrych tubylcy umiercili w
wwozie. Midzy odamkami ska leay rozrzucone w szarym piasku pojedyncze
koci. Miay olepiajco biay kolor. Dzika przyroda byskawicznie radzia sobie ze
zwokami. Po kilku godzinach szkielety przestaway budzi zainteresowanie spw,
hien i szakali. Ci ludzie zostali przygnieceni i zgruchotani gazami. W kadej chwili
mg ich spotka taki sam los.
Wok panowaa absolutna cisza. W przytaczajcym upale nawet termity nie
wychylay si ze swych ogromnych termitier, zbudowanych z przeutego drewna
zmieszanego z ziemi i twardych jak kamie. Na akacji wisiao gniazdo dzikich
pszcz. Sam zmusi Filfila do ominicia szerokim ukiem gazi z ich siedliskiem.
Pszczoy nigdy nie atakoway

w pojedynk. Ofiar opadaa chmara setek, czy nawet tysicy owadw, zbia w
ciemny, miercionony obok i niemal natychmiast pozbawiaa nieszcznika ycia.
Florence zerkna za siebie. Wielbdy i osy, ktre musiano co chwila rozjucza
i od nowa zaadowywa, zostay daleko w tyle. Jeli oboje z Samem przeyjemy
przepraw przez t przecz, bdzie to znaczyo, e ani Ibrahim, ani Mohammed Her
jeszcze tu nie dotarli. W pewnym sensie bardziej obawiam si tego Turka ni
dowdcy Amabile del Bona. Ludzie Ibrahima s bardziej lubiani od trupy
Maltaczyka" - rozmylaa, przygldajc si dwm cieniom suncym po
kamieniach. Drgna przestraszona, ale zaraz si uspokoia. Cienie naleay do pary
wielkich szarych ptakw, ktre podniosy si do lotu z gniazd nad urwiskiem.
Powietrze na przeczy spczniao od koszmarnego skwaru. Pot spyn jej do oczu,
poczua pieczenie. Ju niedaleko. Wiedziaa, e jeeli w cigu kilku najbliszych
minut nie zostan zabici, wygraj wycig z handlarzami do krainy Ellyrii. Na
kamieniu, tu obok kopyta Tetela, wylegiwa si w socu skorpion, czarny i
bezpieczny w swej skorupie. Mia schowane do. Florence wytya such,
szukajc w ciszy odgosw kopyt reszty karawany. Nie, nic.
- Uwaaj, Florence - usyszaa przyciszony gos Sama.
Chcia unikn echa. Spojrzaa do przodu. Przed sob mieli bardzo stromy
spadek, prowadzcy w d pocitego rozpadlinami dna przepastnego jaru, ostrzejszy
i sigajcy gbiej ni wszystkie urwiska, ktre dotychczas zdoali pokona.
cigna cugle, kierujc konia w kierunku zbocza. Tetel parskn, a k sioda
bolenie wpi si w podbrzusze Florence. Woda w bukaku cicho zachlupotaa.
Przed ich oczami rozpostara si dolina Ellyrii, poronita naprzemiennie lasem
i stepami. Jakie pidziesit czy szedziesit mil dalej zaczynao si skpane w
mgielnych oparach pasmo bkitnych gr. Ich szczyty zanurzay si gboko w
chmurach. Nie byo wtpliwoci, e zbliaa si pora wielkiego deszczu.
- Jestemy prawie na miejscu. Jeszcze jakie dwadziecia minut i bdziemy si
mogli cieszy zwycistwem nad Turkami. Udao nam si dojecha przed nimi.
Florence spojrzaa przez rami w stron przeczy, ktr zostawili za sob.
Wok niezmiennie panowaa niczym niezmcona cisza. Gdzie si podziaa ich
karawana? Nic nie byo sycha. adnych krokw ani uty-

skiwa. Nic. Zmarszczya czoo i popdzia Tetela za Samem i Filfilem wzdu


stoku stromego urwiska, ku dolinie Ellyrii. Podoe zrobio si miksze, atwiej si
jechao. Sam zacz pogwizdywa jak piosenk. Florence znaa melodi i sowa,
co o Brytyjczykach wyznaczajcych kierunki nurtw wiata. W pewnym
momencie oprcz gwizdu Sama wpad jej w ucho jaki dodatkowy dwik,
pikniejszy od kadej muzyki. Usyszaa szmer wody! A waciwie nie szmer, lecz
szept, przywoywanie. Cich zacht.
- Sam, potrzebuj odpoczynku - odezwaa si. - Tam jest woda.
Odwrci si do niej, pniej jeszcze raz spojrza przed siebie i skin gow.
Skierowa Filfila na lewo, w kierunku, z ktrego dochodzi chlupot.
- Mamy wystarczajc przewag. Zsidmy z koni i odetchnijmy -powiedzia,
gdy dojechali do rda. Woda tryskaa mocnym, rwnym strumieniem na wymyte
kamienie i zbieraa si w misie, na ktrej dnie Florence zobaczya mikki piasek.
Westchna i przywizaa cugle Tetela do nisko pochylonej gazi mimozy,
ustawiajc konia przy wodopoju obok Samowego Filfila. Schylia si i uoya
donie w miseczk. Woda tryskaa z kamieni i spywaa jej po palcach. Ochlapaa
sobie twarz, spukujc warty w skr kurz. Spojrzaa na Sama, ktry z
wycignitymi nogami usadowi si na duym, paskim gazie i studiowa
rozwinite mapy. Garbus przykucn w cieniu akacji obok koni i u jak cienk
gazk. Pniej wypi niewielki yk ze swojego bukaka. Rozszed si kwany
zapach mleka zmieszanego z krwi. Patrzy gdzie w przestrze. W akacjach
siedziay dwa wikacze. Gono wierkay i kciy si o wiszcy na drzewie
kolczasty owoc. Z upodobaniem budoway swoje kuliste gniazda w suchych,
spltanych gaziach akacji. Stary zdawa si zapa w drzemk. Dugie, skrzaste
ramiona splt wok zakurzonych kolan. Opada mu dolna warga, a oddechowi
towarzyszy wiszczcy odgos.
Poza tym nic nie byo sycha. Gdzie utkna ich karawana?
cigna przez gow koszul. W zasadzie powinna by zadowolona, e ma
kilka minut dla siebie, z dala od czajcych si spojrze.
Sam te przymkn oczy. Miaa wraenie, e zasn. Jego dugie koczyny
leay swobodnie wycignite na ziemi. Mio byo tak na niego patrze.
Zanurzya ramiona w misie z chodn, czyst wod. Ta wieo! Rozkoszna jak
wspomnienie o mikkim ciele Mai i owej chwili w Widy-

mu, gdy pierwszy raz ujrzaa Sama. Naraz beztroska cisz zmcil jaki dwik.
Tam, w oddali, ludzie i osy.
Wyprostowaa si, pospiesznie wcigna na siebie przepocon koszul i
naoya na gow kapelusz.
Nie mylia si. Uderzenia kopyt, gosy, niezadowolony ryk osa. Nareszcie s
ich ludzie! Wielbdy stpay niemal bezgonie, delikatnie stawiajc na ziemi
szerokie kopyta. Wiedziaa, e ich nie usyszy. Doskonae miejsce na odpoczynek
przed ostatnim etapem drogi do Ellyrii. A Saad powinien mie jeszcze w jukach
resztki myda, ktre kazaa przygotowa w Chartumie z olejku migdaowego.
Dziki Bogu torba z mydem nie spada razem z wielbdem z urwiska.
Sam te si obudzi. Unis gow i nasuchiwa. Pniej umiechn si do niej i
zacisn pi na znak zwycistwa. Cieszy si. Dali rad. Wygrali wycig z
Turkami, na razie.
Wsta, by wskaza ludziom drog do miejsca postoju. Niebawem wszyscy
pojad do osady plemienia Ellyria, nie niepokojeni przez wrogo nastawionych
handlarzy prbujcych podburzy przeciwko nim tubylcw. Florence westchna.
Koniec sielanki, niedugo musz rusza w dalsz drog. Gosy, stuk kopyt i
trzaskanie gazi byy coraz bliej. Za chwil ich zobacz.
- Nasza karawana, nareszcie! - zawoaa z ulg, przysiadajc obok Sama na
kamieniu. Z tego miejsca miaa dobry widok i bya widoczna dla zbliajcego si
pochodu. Znw zdja z gowy paski kapelusz z szerokim rondem i mokrymi
palcami przejechaa po sklejonych, przepoconych wosach. Pniej zacza
wymachiwa kapeluszem.
Cay czas machaa, starajc si zwrci ich uwag. Pierwsi jedcy przejechali
przez przecz i skierowali si w stron rda. Nie moga dostrzec wrd nich
Saada. Waciwie nikogo nie rozpoznaa. Pewnie z powodu ostrego wiata albo
zmczenia, ktre patao jej figle.
Machaa i machaa, a spord gazw i drzew wyaniao si coraz wicej
mczyzn, ktrzy kolejno si do nich zbliali, a pniej mijali miejsce ich postoju.
Machaa jeszcze, gdy midzy blokami granitowych ska ukazaa si flaga karawany.
Materia byszcza jak plama czerwonej farby, na ktrej skrzy si srebrny
pksiyc, sierp o kocach ostrych jak n. Za nim posuwa si pochd, wski i
zowrogi niczym czarna mamba. Coraz wicej mczyzn, z ktrych aden nie
podnis rki w gecie pozdrowienia. Florence przestaa liczy, gdy po okoo stu
pidziesiciu jedcach z gstwiny wysza

zgoa podwjna liczba tragarzy ze skrzyniami penymi amunicji, perel i


ywnoci.
Zerkna na Sama, ktry skuba zbami doln warg. Teraz mogli si dokadnie
przyjrze twarzom jedcw. Naprzeciwko nich z przeraliwym spokojem i ledwo
dostrzegalnym umiechem zadowolenia na twarzy jecha Ibrahim ze swoimi ludmi.

ROZDZIA I I
Zwierz ryczao aonie. Mimo licznych razw kijem wzbraniao si przed
zrobieniem kroku do przodu, zaraajc sw aoci pozostae osy. Niektre
pooyy si z powrotem na gorcej, piaszczystej ziemi. Przewracay oczami i
zaciskay wargi na tych zbach z pragnienia i wycieczenia.
Jeli jeszcze troch polez, niedugo podejd do nich pierwsze leopardy" pomyla Saad, nic nie pojmujc. Bellal i Saki musieli to robi specjalnie, eby
opni podr i uniemoliwi im swobodne przejcie przez tereny Ellyrii. Czynili
wszystko, by umoliwi Mohammedowi He-rowi albo Ibrahimowi dogonienie ich
karawany i po rebelii do nich doczy. Ktrego razu wycili bdn drog w
gszczu drzew elaznych. Gstwina stawaa si coraz bardziej zwarta. Saad o mao
nie porani ramion o poszarpane czarne kamienie. Bellal si upar. - Tylko t drog
moemy pojecha, adn inn! A nagle wyrosa przed nimi gadka,
nieprzenikniona skalna ciana. Wiele godzin zabrao im zawrcenie karawany,
przepakowywanie bagay i powrt. Bellal i Saki przez cay czas gwizdali i
podpiewywali. Innym razem rozerway si worki na grzbiecie wielbdw.
Ogldajc poszarpany materia, Sam wyranie zobaczy lady ostrego noa Bellala.
Stracili wiele kilogramw kawy i soli. Pniej ktry osio mia kolec w kopycie.
Albo cier pod torb przy siodle, ktry sprawia mu bl. Saad zagryza zby. Myla
o Florence. Przypomnia sobie mdro, ktr mu przekazaa podczas spotkania z
ojcem Lukasem i ojcem Antonem. Mimo to walczy! z sob. Czu w sobie ywy zew
dzikiego, wolnego jestestwa, spierajcy si z niezbyt kompletnym wychowaniem,
jakie otrzyma u mnichw. Bellal wyszczerzy zby. W Saadzie wzia gr Afryka.
Cienka zapora chrzecijaskiej mdroci, ktrej i tak nigdy do koca nie udao mu
si zrozumie, pka jak pod naporem powodzi. Gdy Bellal, wskazujc okrzykiem

bdny kierunek, zepchnl worek z grzbietu wielbda, Saad poczu, jak wzbiera
w nim potny, pierwotny gniew.
Rozleg si brzk, jakby co si rozbio. Czy to skrzynia, w ktrej Sam trzyma
swoje instrumenty, a midzy nimi kompas i termometr? W kadym razie w rodku
musiao by co drogiego sercom Sama i Florence.
Przeklty pomiot parszywej suki, spodzony przez sodomitw i winie! - Saad
zacisn palce na korbaczu. - Skoro Bellal nazywa t biedn niewolnic zebr i mia
przy tym tyle radoci, mog mu zafundowa identyczny wzr" - pomyla chopak.
Bellal opar si o granitow ska. Zdawao si, e przysza mu do gowy jaka
myl. Unis dubb i wysika si na kopyto jednego z wielbdw. Nastpnie
wyszczerzy do Saada zby w szyderczym umiechu.
- No, nasz dzielny may dowdco, dokd teraz jedziemy? Ktrdy prowadzi
najkrtsza droga do twojej sitt, by mg wreszcie zliza z jej obcasa gwna hien? Uda, e si zastanawia. - Czy Amabile del Bono kaza ci kiedykolwiek zere
gwno? Nie? W takim razie naprawi to niedopatrzenie, jak tylko staniesz si moj
wasnoci.
Saad zsiad z wielbda i stan przed Bellalem. Patrzy w gr na jego twarz i
czu jego niewiey oddech. Podnis korbacz.
Bellal opar si na ole i pooy okie na grzbiecie zwierzcia. Nadal zjadliwie
si umiecha.
Saad wiedzia, e jego przeciwnik tylko czeka na to, co chcia zrobi. Czeka na
pierwsze uderzenie, by rozpta now rebeli. Mia dogodn sposobno, bo
Florence i Sam byli daleko. Ludzie Bellala stali niemo w napiciu, przygotowani do
skoku. Saki w oczekiwaniu stan przy Bellalu. Jego postawa przywioda Saadowi
na myl wa, ktry najpierw prostowa si ze spczniaym gardem, by zaraz
zaatakowa z niewyobraaln dla czowieka prdkoci. Plujca kobra. Pryskaa
jadem w oczy, skd trucizna byskawicznie trafiaa do krwiobiegu.
Saad poczu, e wcieko ustpuje z jego trzewi. Przecie on nie by adn
plujc kobr. By z tymi mczyznami sam na przeczy Ellyrii. Mia dopiero
dwanacie lat. Co powinien zrobi, jak wyj z opresji?
Rka z korbaczem zacza mu ciy. Bat zwisa w d, dotyka piachu. Bellal
unis brew. Czekam, zdawa si mwi.
W kocu midzy Bellalem i Saadem wyrs Richaarn. Jego due, cikie ciao,
na ktrym skra byszczaa w popoudniowym socu niczym wgle ogniska
zagaszone wod z bukaka, stworzyo mur midzy mczyzn a chopcem.
Richaarn, Jego piersi nie zdoay okry nawet

koszule efendiego, ktre ten mu oddawa. Golymi rkami wyrwa przed chwila
kilka mniejszych drzew elaznych.
- Spokj - rzek Richaarn gosem, w ktrym brzmiao wspomnienie domowego
ogniska i pieczonej kozy. - Spokj, musimy dotrze do Ellyrii. Efendi na nas czeka.
Na pewno jest ju na miejscu - nakaza, patrzc w oczy Belalowi i Sakiemu. Dwaj
mczyni zamienili z sob szybkie spojrzenia.
- Na pewno - powtrzyli tajemniczo.
Richaarn z cichym wistem wypuci powietrze midzy zwinitymi wargami.
Saad wiedzia, e i on wiedzia. Prawdziwy sprawdzian mieli dopiero przed sob.
Nie mieli pojcia, co Bellal i Saki planowali zrobi w Ellyrii razem z ludmi
Amabile del Bona albo Ibrahima, ale ich zachowanie nie wryo nic dobrego.
Richaarn podnis rk.
- Dalej! Yalla! - zawoa. - Bellal, zaaduj sobie na plecy pakunki, ktrych nie
uniesie twj osio z cierniem w kopycie. Pniej si nim zajmiemy. Yalla!
Bellal zawaha si, a pniej odwrci. Splun i zacz zdejmowa bagae z
plecw osa. Jednake zamiast woy je sobie na plecy, wyda ostry gwizd.
Niewolnice siedziay nieruchomo w kucki na zakurzonej ziemi. Z ich grupki wysza
powoli kobieta noszca jego dziecko.
- Dalej, zebro - rozkaza Bellal, wskazujc worek wacy najmarniej
pidziesit kilo.
Saad, ktry siedzia ju w siodle, opar rce na ku. Nie mg nic uczyni. Bellal
rzuci mu zoliwy umiech, po czym kijem do poganiania osa wymierzy kobiecie
mocne uderzenie w kark, gdy ta wcigaa worek na obrcz, stabilizujc adunek na
jej gowie.
Kobieta jkna z blu i mozolnie si wyprostowaa. Z przodu zwisa jej ciki
brzuch. Z wysiku jej twarz jeszcze bardziej pociemniaa, nabrzmiae yy na
skroniach pulsoway. Belal dla rozrywki zada jeszcze jeden cios. Saki si
rozemia.
Saad zobaczy, e Richaarn odwrci gow.
Dalej. Musieli jecha dalej. Saad wiedzia, e Richaarn mia racj.
Usysza, jak niewolnica Bacheeta woaa co do innych kobiet. Bacheeta, druga
z kobiet, ktre efendi tamtej nocy uratowa.
Jej sowa brzmiay jak zachta. Nie mwia w dialekcie Bari, w ktrym zwykle
porozumiewaa si z towarzyszkami.
Saad odwrci si do niej.

- Jakiego jzyka uywasz? - zapyta.


Zerkna na niego i zawahaa si. Nagle twarz chopca obudzia w jej pamici
wspomnienie upiornej nocy w Gondokoro, ywe niczym orzewiajcy napj pity
wsplnie w czasie wielkiego upau. Umiechna si.
- Unioro - odpara cicho.
Bacheeta spojrzaa na niego tak, jakby robia mu prezent, a on powinien to
poj.
Saad si domyli, e powinien by co zrozumie, ale nie mia pojcia co.
- Gdzie nim mwi? - chcia wiedzie. Nigdy nie sysza tego dialektu ani jego
nazwy.
Bacheeta znw si zawahaa.
- To jzyk krla Kamrasiego - odpowiedziaa. Richaarn podnis rk i
karawana ruszya.
Ludzie Ibrahima w cakowitym milczeniu minli Sama, Florence i starca. Nikt
nie wykona adnego gestu, nikt nie burkn Salaam", pozdrowienia wymienianego
nawet midzy najwikszymi wrogami. Milczenie byo groniejsze od najgorszych
wyzwisk.
Stary garbus skrzyowa rce na piersiach, krci gow i cicho mlaska.
Okazywa swoj dezaprobat.
Ibrahim znajdowa si na kocu karawany. Zaraz powinien przejecha obok
nich. Jego biay turban by starannie zawizany, a na dubbie nie byo ani jednej
plamy. Mia wski, lekko ukowaty nos z szerokimi, rozdtymi nozdrzami. Min
ich z wysoko uniesion brod i oczami uparcie wlepionymi w jaki odlegy punkt,
daleko za grami Ellyrii. Nawet na nich nie spojrza i nie odezwa si sowem do
Sama i Florence.
Caa jego posta emanowaa dum i szyderstwem.
- Poczekaj, jeszcze ci poka, gdzie raki zimuj - usyszaa Florence sowa
Sama. Ktem oka zauwaya, jak wycign pistolet z kabury przy pasie. - Jeli nie
uda nam si dojecha do Ellyrii, ty te tam nie dotrzesz, ajdaku - mrukn, po czym
uoy pistolet na zgitym okciu drugiej rki, udajc, e celuje. Nie zadraa mu
rka, mia o wiele za du wpraw w strzelaniu. Cicho trzasn odcigany kurek.
Florence poczua sucho w gardle. Ibrahim by jakie pi metrw od nich,
czua smrd jego osia. Sam chcia go zabi i rozpta krwaw jatk. Nie! Podniosa
rk i pooya do na lufie pistoletu. Metal by nagrzany socem.

Nie powiedziaa.
Dlaczego nie?
Usyszaa w jego gosie tumion zo i dotara do niej prawda. Jeli nie mia
cierpliwoci nawet dla niej, oznaczao to, e nie potrafi sobie poradzi z
rozczarowaniem i zmczeniem, z wycieczeniem duszy i ciaa. Musz mu pomc"
- postanowia.
- Porozmawiaj z nim - rzeka cicho. - Prosz.
Osio Ibrahima zacz si zaatwia i Ibrahim ustawi go tyem do miejsca, gdzie
siedzieli Sam i Florence. Nastpnie cmokn, popdzajc zwierz.
- O czym miabym z nim rozmawia? O tym, jak sobie wyobraa swj pogrzeb?
Z najwiksz przyjemnoci. Spy na pewno mi pomog. Lwy te nie powinny
poprzesta jedynie na nas - odpar, znw podnoszc pistolet. Strzsn rk
Florence.
Osio Ibrahima znw szed naprzd. Tym razem Florence bya bardziej
stanowcza. Chwycia za luf i wyja bro z jego rki.
- Sam, posuchaj mnie, nawet jeli pniej nigdy wicej nie bdziesz chcia mnie
sucha. Tak, Ibrahim nas pobi. Wygra, to prawda. Bdzie w Ellyrii przed nami.
Lecz jeli teraz si z nim nie sprzymierzysz, bdzie za pno. Wszystko pjdzie na
marne. Okae si, e zmarnotrawie majtek i siy. Czy naprawd jeste zbyt
dumny, by wszystko uratowa, zamieniajc jedynie kilka mdrych sw z tym
czowiekiem? Czowiekiem, od ktrego moe wszystko, ale to wszystko zalee.
Sam, przecie jeste mdry, prawda?
Sam popatrzy na ni badawczo i nic nie powiedzia. Ale po sposobie, w jaki
przygryza doln warg, poznaa, e rozwaa jej sowa. Niewiele mylc, cigna
dalej:
- Zawoaj go. Porozmawiaj. Zaoferuj mu podarunek. Mied, pery, dywany,
bro, twoj ukochan strzelb, wszystko, czego zechce. Negocjuj. Na Boga,
porozmawiaj z nim! Najwaniejsze, e to nie Mohammed Her ani Amabile del
Bono. Potrzebujemy Ibrahima!
- Co miabym mu zaproponowa? Ma do broni i bagau - warkn, ogldajc
swoje kolana. Jego ciao zmienio si w mur, bastion nie-dopuszczajcy rozsdku
ani ustpstwa.
- Czy Speke nie mwi, e adnemu handlarzowi nie udao si dotd przedosta
na terytorium krla Kamrasiego? e na jego terenach znajduj si nieprzebrane
skarby? Zoto i tabuny soni z gowami cikimi od kw? - zapytaa cicho.

Sam przytakn. Uoy gow w skrzyowanych ramionach i milcza.


Florence spojrzaa szybko na jego twarz, a pniej do przodu, na Ibrahima. Zad
jego osa koysa si powoli nad stepem, posuwajc si w stron osady plemienia
EHyria. Za chwil odjedzie z zasigu ich gosu. Za chwil naprawd bd musieli
zrozumie, co znaczy straci wszystko.
Florence wstaa i przyoya do ust zwinite donie. Wargi miaa spkane od
wiatru, kade sowo sprawiao jej bl, mimo to wolaa ze wszystkich si:
- Ibrahimie, vakeel najszanowniejszego Koorshida Agi, ktry zawsze okazywa
nam przyja. Wysuchaj nas!
Obok niej Sam przenis ciar ciaa na pity. Przycupn jak wieniak znad
Nilu, ktry w zamyleniu przyglda si popasowi swoich krw i ma na to czas przez
cay dzie.
Florence nie odrywaa wzroku od plecw Ibrahima.
Prosz, prosz, zatrzymaj si" - bagaa gorczkowo w mylach.
Mczyzna cign cugle osa. Odczeka chwil, a pniej si odwrci. Soce
go olepiao i musia zmruy oczy, eby j zobaczy.
- Czego chcesz, kobieto?! - odkrzykn. Jego osio zabra si do skubania
sawannowych ostw.
- Salaam, Ibrahimie - zawoaa, skadajc na powitanie rce na piersi.
- Salaam - odpowiedzia niechtnie Ibrahim.
Florence szybko zesza z paskiego kamienia i ruszya w jego stron przez
wysokie trawy stepu, sigajce niemal jej kolan. Zatrzymaa si przed nim. Po
krtkim wahaniu zsiad z osa. Widziaa zmarszczki na jego czole i zby czerwone
od ucia betelowych orzechw.
- Ibrahimie - zacza - dlaczego mielibymy by dla siebie wrogami we wrogim
kraju? Nie chcemy tego, czego ty szukasz, byda, niewolnikw ani koci soniowej.
Pragniemy jedynie odnale drugie rdo Nilu.
- Nie wierz ci. Dlaczego tak wam zaley na tej rzece? Nie macie u siebie rzek?
Dlaczego naraacie ycie tylko po to, by znale jak rzek? - zapyta.
Florence udaa, e nie usyszaa jego zarzutw.
- Moesz nam pomc i wycign dla siebie korzyci. Lecz nawet jeli nam nie
pomoesz, adna sia na wiecie nie powstrzyma nas przed dalsz podr do jeziora
Luta N'zige. Ale wtedy kto inny udzieli nam pomocy i kto inny bdzie mia z tego
zysk. Moe Mohammed Her albo Amabile del Bono. Moesz powtrzy to sowo w
sowo Koorshidowi Adze - oznajmia jakby nigdy nic.

Ibrahim przestpil z nogi na nog. Przy tym ruchu jego dubha zmarszczya si
jak czoo Ibrahima.
- Zysk? O jakim zysku mwisz, kobieto? Co moesz mi zaproponowa? - spyta.
- W kraju, do ktrego zmierzamy, nigdy nie postaa stopa adnego handlarza. To
kraj krla Kamrasiego. Pagrki i doliny, yzne, pene wszelakich skarbw,
wszystko, czego mogaby zapragn twoja dusza i dusza Koorshida Agi. Zoto,
drogie kamienie i ko soniowa, wicej, ni mgby sobie kiedykolwiek
wyobrazi. Ponadto nasza krlowa okae wdziczno wszystkim, ktrzy nam
pomogli, i ukarze tych, ktrzy nam szkodz.
Zauwaya, e zacz si zastanawia. Wodzi po niej oczami, raz j widzia, za
chwil znw nie, tak samo jak owego wieczoru w misji Saint Croix, gdy po raz
pierwszy spotkaa go razem z Koorshidem Ag. By handlarzem, ale wiedziaa, e
mia swoje zalety. Czule kocha swoj on z plemienia Bari i wspln creczk,
ktre z nim podroway.
Poczua obok siebie obecno Sama. Byoby jej atwiej, gdyby wiedziaa, e w
ni wierzy, jak zawsze. Odchrzkn i rwnie si odezwa.
- Salaam, Ibrahimie - pozdrowi tak cicho, e zrywajcy si wiatr niemal ponis
z sob jego sowa.
- Salaam, efendi - odrzek Ibrahim. Kilka razy si zakoysa. Znak, e si
odpry. Osty muskay jego dubb, wczepiajc swoje mae kolczaste gwki w
mikk bawen. Osio prbowa dosign ich swoimi owosionymi wargami.
Soce schodzio niej za horyzont.
- Musisz wybra, Ibrahimie. Jeste naszym przyjacielem czy naszym wrogiem?
Nie zapominaj, e dokonujesz wyboru rwnie w imieniu Koorshida Agi i jego
pomylnoci - rzeka cicho i dobitnie Florence.
Ibrahim skin gow. Zrozumia. Teraz szuka jedynie sposobu, ktry
pomgby mu zachowa twarz, wiedziaa o tym. Popatrzy ponad jej ramieniem na
ponce niebo, na ktrym nadcigajcy wiatr wycina gbokie bruzdy w zwalistych
masywach chmur.
- Ja sam nie jestem do ciebie wrogo nastawiony, efendi. Tylko moi ludzie.
Wszyscy uwaaj ci za szpiega. Poeracz wieprzowiny, ktry chce pooy kres
naszemu bogactwu i handlowi.
Florence skina bez sowa. Wane byo, eby Ibrahim mg si teraz
wypowiedzie. Turek zerkn na swj obz, rozbijany na rozlegym stepie niedaleko
wioski. Nastpnie wskaza na rose drzewo po drugiej stronie osady, gdzie
przechodzio stado zebr, a pasterze Ellyrii zaczynali

spdza swoje bydo do domu. Florence syszaa dzwoneczek przy furcie,


potrcany przez kade zwierz przechodzce przez niskie odrzwia. Moga dokadnie
policzy zwierzta. Ibrahim ponownie wskaza na drzewo.
- Rozbijcie si w tamtym miejscu. Przyjd wieczorem, by z wami porozmawia.
Sam skoni gow.
- Na znak szczerych zamiarw podaruj ci dwulufow flint i zot monet z
podobizn naszej krlowej.
Ibrahim skoni gow, wsiad na osa i wolno odjecha stepem. Wiatr rozwiewa
trawy, tworzc wzory tak swobodne jak jego natura. Z obozu dobiegy salwy
witajce Ibrahima. Kilka kobiet wydao powitalne okrzyki, przykadajc donie do
wycignitych w dziobek ust. Na ich dwik Florence wci przechodziy ciarki na
plecach.
- Oczywicie, e mamy rzeki. I to jakie! - zirytowa si Sam. - Ten osio
powinien zobaczy wiosn Tamiz. Co zdziaalimy? Nadal nie zagwarantowa nam
swojej pomocy, prawda?
- Cigle jeszcze nie mwisz do dobrze po arabsku - rozemiaa si. - Przyjd
wieczorem, by z wami porozmawia", znaczy tyle samo co: moi ludzie nie powinni
na razie o niczym wiedzie, ale jestem gotw z wami rozmawia".
- A Mohammed Her? - zaciekawi si Sam i obj j ramieniem.
Florence opara si o niego. Opucia j caa sia, ktr w sobie zebraa na
rozmow z Ibrahimem. Sam musia to wyczu. Wzi j na rce jak dziecko i zanis
z powrotem do paskiego kamienia, na ktrym niedawno siedzieli. Przystawi
bukak do jej ust i pozwoli si napi. Pocigaa mae yki. Pniej zwrcia oczy na
Sama. Pogadzi j po wosach i pocaowa jej wysuszone, popkane wargi.
- Rozbijemy obz pod tamtym drzewem. Dam sobie rad z Moham-medem
Herem, jeli Ibrahim bdzie po naszej stronie - powiedzia, znw j caujc.
Florence skina i odwrcia si do kamienia, na ktrym nadal leaa jej torba.
Tymczasem nigdzie nie byo najmniejszego ladu po garbusie, jakby stanowi
jedynie wytwr ich wyobrani.
Sam czu na twarzy ciepo ogniska. Wok niego dawno zapada noc, gboka,
nieprzejednana. W tej czci wiata nie byo nic poowicznego, skonstatowa.
Pochyli si do przodu i delikatnie dmuchn w ar pod

zwglonymi polanami. Florence jest laka jak Afryka. Jak byt absolutny. Bysn
niewielki pomie. Sam jeszcze raz dmuchnl i zbliy do niego such ga.
Pomie wspi si po niej, a pniej gwatownie przenis si na grubsze, wiee
polano. Teraz pjdzie gadko, powinno wystarczy ciepa. Opar si o dywan
zrolowany za jego plecami. Drugi taki dywan, misternie utkany we wzory z
indyjskiego jedwabiu, spodoba si Ibrahi-mowi. Podarowa mu go.
Sam zmieni pozycj. Doszli do porozumienia, Turek i on. Ibrahim jest teraz
moim sprzymierzecem, zawarlimy co w rodzaju sojuszu, ktrego nie potrafi
jeszcze nazwa. Sojusz w imieniu jego pana Koor-shida Agi, ktremu moje
odkrycia maj przynie bogactwo" - pomyla.
Umiechn si. Niech bdzie. Koorshid Aga zawsze okazywa mu przyja w
przekltym Gondokoro. Ledwo zdyli rozoy pod drzewem obz, gdy zza
palisady wioski Ellyria wyroili si tubylcy, gniewni, zaczepni i niebezpieczni jak
mordercze mrwki. Byli golusiecy, wysmarowani tuszczem i ochr, uzbrojeni w
oszczepy, maczugi oraz noe z otworami na palce. Ibrahim sta u jego boku,
pooywszy mu rk na ramieniu. Podarowa wodzowi Legge czerwon bawenian
koszul, ktr ten z luboci mitosi midzy palcami. Ze wszystkich otrw, jakich
widziaem w Afryce, ten Legge jest najbardziej podstpny i szczwany" - pomyla
Sam. Da mu w prezencie kilogramy pere i miedzianych bransolet. Wodzowi
prezenty nie mieciy si ju w rkach, ale mimo wszystko wskaza brod jeszcze na
rzd stojcych dalej koszy i workw.
- Co jest w rodku? - kaza zapyta. - Czy to nie do dobre dla mnie? Mj
brzuch jest duy i musicie zaspokoi mj gd.
W paczkach byyjeszcze butelki z ginem, niespodziewany dodatkowy zapas,
ktry Sam odkry w Gondokoro. Legge zapa butelk i jakby nigdy nic wla sobie
do garda jej zawarto. Teraz zapewne spa. Sam odwrci gow. Z osady Ellyria
nie dochodzi aden dwik. Umiechn si.
Ogie znw si rozpali. Rozkoszowa si ciepem i przymkn na moment oczy.
Przez powieki widzia wiato ogniska. To wanie jest Afryka - pomyla. Zamykanie oczu na nic si nie zda. Soce ju dawno mnie podziurawio, moje ciao
i dusz". Otworzy oczy i spojrza na wystajc z aru rkoje swojego sztyletu.
Uj j i delikatnie pocign, wysuwajc ostrze z gorcych wgli. Na czubku
wisiao co, co przypominao wiecc grudk metalu. Sam chwyci mocno rkoje
noa i podmucha na ma obrcz uformowan wok czubka ostrza. Kiedy bya
rodzinnym sygnetem White Bakerw,

ktry teraz, zmieni si w grub obrczk ze zota, jakby stworzon dla wskiej,
silnej doni o dugich palcach. Te donie wci sigay po jego ycic i wci je
ratoway. Czy zota obrczka moga wystarczy takiej kobiecie jak Florence?
Ponownie podmucha na keczko ze zota, ktre z wolna zastygao w przypadkowy
ksztat. Wygldao dziko i pierwotnie. Sam zamia si i odoy na kamie sztylet,
ktrym dawno temu na wyynie w Szkocji upolowa jelenia. Florence spaa. Obok
powstawaa dla niej obrczka. Sam chcia dopilnowa, a zoto przybierze
odpowiedni dla niej form. Potrzebowaa spokoju po wszystkim, czego dzisiaj
dokonaa. Bez niej ponisby ostateczn klsk. Bez niej wszystko poszoby dzi na
marne.
Bg mi wiadkiem" - pomyla i popatrzy w odlege niebo, na ktrym gwiazdy
utkay swoj sie. Midzy nimi poyskiwaa owa biaa wstga, ktrej nigdy nie
zauway na niebie w Anglii. Ciemny firmament wyglda, jakby by pokryty
kroplami rozlanego mleka. Bg mi wiadkiem - powtrzy. - Jeeli Florence mnie
zechce, jeli miaaby mnie zechcie..." Przekn lin i pomyla o swoim
pierwszym nieporadnym maestwie z Henriett, crk wiejskiego pastora, o
spdzonych z ni nocach, polegajcych bardziej na spenieniu obowizku ni na
prawdziwej radoci, o siedmiorgu dzieciach, z ktrych trjka zmara. To musiao
by ycie jakiego innego czowieka. On, nie, on narodzi si w chwili, gdy po raz
pierwszy ujrza Florence.
Gdy go zapytaa: Co chcesz robi, Sam? Jeste wolny i masz majtek".
Popatrzy w niebo.
W jego ciele rozchodzio si ciepo, spokj. Pooy si i poprawi zrolowany
dywan pod gow. Chcia tutaj zasn. Tutaj, pord gwiazd. Jedn z nich chcia
nazwa imieniem Florence. Tutaj, obok obrczki. Zoto przestao si arzy,
zastygajc w ostatecznym ksztacie.
Co chc zrobi, Florence?" - rozmyla. W kocu udao mu si zamkn oczy.
Wok niego i w jego wntrzu zapanowaa cudowna, doskonaa ciemno. Bg mi
wiadkiem, chc si z tob oeni".
Saad czeka. Czeka od momentu, w ktrym si dowiedzieli, e Ibrahim i efendi
mieli si porozumie. e razem zamierzali jecha do krainy krla Kamrasiego.
Bellal i Saki musieli podj decyzj. Wiernie suy efendiemu albo przej do
obozu Mohammeda Hera i na wszelkie sposoby utrudnia im podr. Podburza
plemiona, rozbija mosty, ukrywa studnie z wod, maskujc je suchymi rolinami,
oraz oczywicie aranowa nie-

winne drobne opnienia, na ktre nikt oprcz niego nie zwrci uwagi.
Tymczasem za dzie albo dwa zacznie si do nich zblia wielki deszcz. Deszcz,
ktry po drugiej stronie stepu EHyrii wisia w powietrzu wrd spowitych
bkitnymi mgami gr. Deszcz mia ich kosztowa miesice. Musieli czeka, gdy
nie bdzie mowy o adnej podry. Sitt policzya ju swoje mae brzowe torebki z
papieru, w ktrych trzymaa nasiona. Oznaczao to, e planowaa ustawienie chaty i
zaoenie ogrodu z warzywnymi grzdkami. Wreszcie bardziej urozmaicone
jedzenie ni tylko korzenie manioku, gorzkiego ugali, ktre porwnywaa z czym,
co nazywaa szpinakiem, ylaste miso antylopy i egipskie gsi, ktre efendi strzela
setkami w trawiastej sawannie, wzdu niewielkich rzecznych odng.
Saad czeka. Teraz wiedzia, jak si czuy sonie przed wielkim deszczem. Gdy
dni cigny si w nieskoczono, nieprzewidywalne, a i tak podobne do siebie.
Gdy niepewno i oczekiwanie wypeniay puca, serce i mzg mk swego trwania.
Nadchodz - mwi deszcz, mwi niepokj. - Ale nie powiem wam, kiedy przyjd.
Czekajcie na mnie".
- Legge, wdz plemienia Ellyria, to najwikszy zodziej w caej Afryce
- powiedzia cicho Sam do Saada podczas poegnalnej kolacji w Ellyrii.
Nastpnego dnia planowali wyruszy w dalsz drog na poszukiwanie owego
zapomnianego przez Allaha jeziora.
Saad potwierdzi. Legge bra penymi garciami, lecz zaciska pi, gdy mia
da co od siebie. Kz, warzyw czy drobiu nie pozwala wymienia za nic poza
bydem. Tymczasem Sam nie mg zaoferowa mu krw. W tej sytuacji wszystko,
co efendi mia do zaofiarowania, Legge przyjmowa w prezencie.
- Od czasu naszego przybycia do Ellyrii przynis nam jedynie garnek sodkiego
miodu dzikich pszcz. Zreszt i on jest ju pusty - rzek Sam i kopn niedue
naczynie, ktre potoczyo si w piach kilka metrw od ogniska.
Dzikujmy Bogu, e sitt w Gondokoro wszystko tak dobrze zaplanowaa" pomyla Saad. Na poegnaln kolacj efendi kaza ugotowa ry i pomiesza go z
miodem. Ludzie siedzieli po turecku wok ogniska, nad ktrym wisia kocio. W
rodku pyrkaa masa ryowa, a Florence du warzchwi nakadaa kademu spor
porcj. Zapanowa zgodny, peen oczekiwania spokj, mczyni z miskami w
rkach czekali na swoj kolej. Nawet tragarze efendiego i Bellal z Sakim zawiesili
bro, chocia jak zwykle mamrotali pod nosem, narzekajc na skromny posiek.
Raptow-

nie ciemno si rozstpia i do ogniska podszed Legge. Za nim slalo dwch


wojownikw trzymajcych nad gowami pochodnie.
- Uczta? - kaza powtrzy tumaczowi. - Beze mnie? Zrbcie miejsce dla
Leggego, wodza Ellyrii.
Saad si przesun i wdz umoci si wygodnie midzy nim a Ibrahimem na
koziej skrze, ktr z sob przynis. Saad si rozejrza. Jego uwadze nie uszy
ukradkowe spojrzenia niezadowolonych ludzi. Ale zgodnie ze zwyczajem Arab
dzieli si swoim posikiem. Wszystko inne stanowioby du niestosowno. Legge
odchyli na masywny kark gow, ktra ze swym niskim, cofnitym czoem
przypominaa ksztatem pocisk. Otworzy szeroko usta, jak hipopotam paszcz, i z
zadowoleniem pocz pcha do garda ry przyprawiony miodem.
Przygotowania do wymarszu przebiegay sprawnie. Saad ani na chwil nie
spuszcza z oczu Bellala i Sakiego, Richaarn za nie odstpowa na krok sitt i
efendiego, pilnujcych pakowania obozowiska w Ellyrii.
Na osach, wielbdach i woach zamierzali pojecha na wschd, przez trawiast
rwnin, w kierunku bkitnego acucha gr. Dugi pochd handlarzy oraz ich
wasnych ludzi sprawnie posuwa si naprzd, z wyjtkiem poudniowych godzin, w
ktrych jedynie wielbdy z niezrwnan cierpliwoci stawiay kopyto za kopytem.
Caa reszta opuszczaa wzrok, przynajmniej w mylach prbujc unikn
sonecznego aru. Sawanna przybraa barw jawaru, ktre Bacheeta kadego ranka
dla nich przygotowywaa. Suche dba byy ostre jak noe i raniy bose nogi niewolnic czapicych obok jadcych na zwierztach mczyzn. Ibrahim pilnuje
porzdku w swojej karawanie, trzeba mu to przyzna" - myla z uznaniem Saad.
Ludzie jeden za drugim szli w lad za flag, otoczon przez grupk omiu czy
dziesiciu mczyzn. Jeden z tragarzy, podajcy za flag, nis na plecach karton
z piciuset nabojami, w gotowoci na wypadek nieoczekiwanej napaci. Za kad
dziesitk tragarzy jecha konno stranik pilnujcy, by nie przysza im do gowy
myl o ucieczce. Na kocu dugiego wa wijcego si wrd traw sawanny kolejna
omio-czy dziesicioosobowa grupa niosa drug flag, za ktr nie mia prawa si
znale aden maruder. Kto za ni szed, ten nie nalea do karawany, stajc si
erem dla dzikiej okolicy.
Nocowali przy studniach z wod, a nastpnego dnia wyruszali przed wschodem
soca. Po trzech dniach zobaczyli wicej soczystej zieleni, teren sta si bardziej
przyjazny. Efendi kaza zatrzyma si na noc w gaju

platanw i baobabw. Chd i ciemno doday im otuchy, a cienie rzucane


przez kamienie okalajce ognisko sprawiy, e twarze mczyzn stay si cieplejsze
i milsze. Otulia ich czer nocy, chronia i czya, a jednoczenie oddzielaa od
reszty wiata. Siedzieli w kucki jak pierwotni ludzie na dziewiczym skrawku ziemi.
Nie byo niczego ani nikogo poza nimi, musieli polega na sobie wzajemnie,
przynajmniej jeszcze tego jednego wieczoru. Kobiety si miay i pieway przy
pieczeniu plackw z jawaru, ktre smaroway miodem dzikich pszcz. Najkrtszy
odpoczynek pozwala im zapomnie o blu i nieszczciu. Nawet niewolnica
oczekujca dziecka Bellala co jaki czas si umiechaa. Efendi upolowa koba, due
zwierz o potnych, zawinitych rogach. Na kolacj wszyscy jedli miso. Nadziana
na szpikulce piecze smaya si na otwartym ogniu, skapywa tuszcz, czu byo
swd palonej sierci, ale Richaarn zrcznie obraca miso nad pomieniem i piecze
ze wszystkich stron bya wspaniae chrupica i zota. Cudowny zapach przyprawi
obc ciemno wok nich.
Mczyni czekali, wzdychajc. W kocu jedzenie byo gotowe. Richaarn wzi
dugi n i zabra si do odkrawania plastrw z udca.
Florence rozdawaa ry i gorzkie ungali.
Ludzie s dzi dziwnie milczcy" - pomyla Saad przy kolacji. Bellal i Saki nie
odstpowali si na krok. Napenili po brzegi swoje talerze i przeuwajc, rzucali
nieme spojrzenia na pozostaych. Saad widzia, e w rodku si gotowali. Bellal
zdawa si nie myle o niczym innym jak o rebelii. Saad widzia jasny bysk jego
zbw, gdy mczyzna ogryza wkna misa z koci, ktr trzyma w rku.
Wyglda jak lew szarpicy tyln nog zebry. Saad zerkn na Sama, ktry zaprosi
na uczt Ibrahi-ma. Rozmawiali i rysowali patykami mapy na piasku, pniej je
zmazy-wali i zaczynali od nowa, nie baczc na reszt zgromadzenia.
Jutro dojedziemy do pierwszej wioski Latukw - pomyla chopak.
- Ludzie Amabile del Bona powinni by ju na miejscu. Jutro si zacznie
- westchn w duchu.
Jutro o tej porze mog by martwy, wic na wszelki wypadek zjem jeszcze
kawaek tego udca".
Przekn lin. Miso byo kruche i aromatyczne. u i smakowa wolno i
starannie, jakby kady ks mia by zarazem ostatnim. Testowa siebie, milcza,
czai si i obserwowa. Czy si boj? No pewnie - przyzna sam przed sob. Jednak najbardziej boj si o moj sitt".

Osada rozpocierala si pasko midzy drzewami, ktre musiay wyrosn o


wiele wczeniej, ni pierwszy czowiek zbudowa tam swoj chat. Sigay prawie
do nieba, z gaziami okrytymi gstym listowiem, jak skrzyda olbrzymiego ptaka.
Soce w zenicie rzucao poszarpane cienie ich koron z powrotem na sawann,
midzy osty i ostre, suche trawy.
Spragniona ziemia pod drzewami zabarwia si na czarno od ludzi i zwierzt,
odpoczywajcych w cieniu potnych konarw. Saad zmruy oczy. Nie, nie
pomyli si, nad gowami setek obozujcych mczyzn powiewaa flaga Amabile
del Bona. Nim zdy si odezwa do efendiego, Belal i Saki wznieli w gr
odbezpieczone strzelby i wedug starej tradycji zaczli strzela na wiatr. Kilka
strzaw podnioso kurz tu przy kopytach Filfila i Tetela. Sitt usilnie uspokajaa
zwierz, szepczc mu do ucha i skracajc cugle.
Saad dostrzeg, e mczyni wok Bellala i Sakiego porozumiewali si
wzrokiem. To nie bya salwa na powitanie. Bya sygnaem dla Mohammeda Hera.
Nadjedali, zgodnie z umow, jak zawarli w Gondokoro. Saad mia wraenie, e
mczyni niepostrzeenie tworzyli krg wok Sama i Florence. Mieli
jednoznaczne zamiary. Przy najdrobniejszej prbie oporu mieli ich zastrzeli, a
dobytek rozdzieli midzy ludzi. Bezkresny step mia pokn jego sitt i efendiego,
jak wielokrotnie czyni to z wieloma innymi podrnymi.
Wanie rozgorzaa ktnia.
- Ostrzegam ci, jeli wemiecie std bydo i niewolnikw, wwczas rozpocznie
si wojna midzy naszymi panami! - napomnia Mohammed Her Ibrahima.
Ibrahim splun.
- Gwid na twoje ostrzeenia! Ten teren nie jest jeszcze zajty. Zabior dla
Koorshida Agi wszystko, co mu si naley.
Saad unis gow. Ibrahim zsiad z mua. Stan blisko Mohammeda Hera, tak
blisko, e wiatr rozwiewajcy ich dubby poczy z sob materia. Ibrahim krzykn
i chwyci Mohammeda Hera za konierz. Ten zacz si broni, chcia go od siebie
odsun. Saad podjecha na ole do przodu.
- Ibrahimie, jeli pojedziesz dalej z tym chrzecijaskim psem, wejdziesz na
moje terytorium. Jak was zobacz na ziemi del Bona. wtedy was zabij i nabij na
pale jak ryczce aby - oznajmi Mohammed Her.

Ziemia del Bona! - splun Ibrahim. - Del Bono jest tym, co pozostawia po sobie
pies. Badamy nowe tereny. Nowe szlaki wymagaj nowych praw! Zwolnij drog,
Mohammedzie Herze, albo uyj siy.
- Zgodnie z obyczajem handlowym nad Biaym Nilem... - zacz Mohammed
Her, gdy Ibrahim odepchn go na bok, tak e Arab upad! na ziemi.
Ibrahim zwrci si do swoich ludzi.
- Pakowa zwierzta i wsiada! Jedziemy dalej do Tarrangolle. Niech
Mohammed Her zdechnie w tej dziurze we wasnych odchodach! Przeczekamy
deszcz w Tarrangolle. Yalla, ludzie!
Mohammed powoli wsta i ponuro otrzepywa zakurzon dubb.
Saad widzia, co si dziao w gowie Mohammeda. Jeli Ibrahim zabierze
niewolnikw, ko soniow i bydo z terenw Amabile del Bona, wwczas
wybuchnie potny konflikt midzy jego panem i Ko-orshidem Ag. Amabile
uczyni go odpowiedzialnym za ten zatarg. Tymczasem mia okoo szedziesiciu
mczyzn, ktrych mgby postawi przeciwko co najmniej stu pidziesiciu
uzbrojonym ludziom Ibrahima.
W tej sytuacji wola zachowa zimn krew, nawet gdyby mia straci twarz.
Saad zauway, jak Mohammed Her wymieni spojrzenie z Bella-lem. Sitt trzymaa
si nieco z boku, w cieniu namorzynowcw. Dobrze" - uzna Saad. Wallady
siedzia bez ruchu na jej ramieniu.
- Pakowa bagae i wsiada! Ruszamy! - usysza okrzyki efendiego.
aden z tragarzy Sama nie ruszy si z miejsca. Zdawao si, e rozkaz Sama do
nich nie dotar. Siedzieli w cieniu drzew, popijali meriss i macali piersi niewolnic
lecych obok nich. miali si i rozmawiali z sob jakby nigdy nic.
- Nie syszelicie, co powiedziaem?! Jedziemy dalej, do Tarrangolle. Tam
rozbijemy obz i przeczekamy deszcz - powtrzy Sam, tym razem troch goniej i
niecierpliwie.
Ibrahim siedzia na mule, a jego ludzie prawie skoczyli przygotowywa
adunki do drogi. Zachowywa si tak, jakby Mohammeda Hera w ogle nie byo i
wydawa ostatnie polecenia przed wyjazdem. Jego ona z plemienia Bari i maa
creczka siedziay ju przed nim w siodle. Obie ssay kawaek cukru, ktry dostay
w prezencie od sitt.
Saad zna efendiego i zauway delikatn zmian w zabarwieniu skry na jego
twarzy. Sam by bardzo, bardzo wcieky. Naleao mie nadziej, e zachowa
rozsdek.

Co si ruszyo. Richuarn pocignl pierwsze dwa wielbdy za cugle splecione


z grubego sznura, kaza im uklkn i zacz pakowa bagae. Saad podjecha na
ole do efendiego na tyle blisko, by go chroni.
- Spotkamy si w Tarrangolle! - zawoa Ibrahim i dal sygna do wymarszu.
I znw kady dba o siebie" - pomyla Saad.
Raptem zobaczy, e Bellal wsta. W rku trzyma strzelb. Dwulufow flint,
ktr Sam powierzy mu na czas pokonywania gr Ellyrii i dotd nie zada jej
zwrotu.
Bellal przeszed midzy mczyznami lecymi w cieniu drzewa. Jednemu z
tragarzy nadepn na rk, ale mczyzna by ju tak pijany, e tylko zabekota.
Saki klepn Bellala zachcajco w udo i te si podnis. Saad poczu napicie
mini. By gotowy do skoku, jak mody gepard na pierwszym polowaniu. Richaarn
zdawa si panowa nad wielbdami, ale na jego ramionach odznaczay si cigna,
niczym liany oplecione wok baobabu. Saad szybko wymieni z Richaarnem
nieme, porozumiewawcze spojrzenie.
A wic i on by przygotowany.
Bellal zatrzyma si przed Samem.
Efendi unis brew, ale si nie odezwa. Bellal mocno wbi w piasek kolb
strzelby. Rozleg si tpy zgrzyt.
- Poeracz wieprzowiny! Chrzecijaski pies! Nikt z tob nie pojedzie. Moesz
powcha kurz spod kopyt zwierzt Ibrahima, mamy do mordgi z tob. Poszukaj
sobie Murzynw do tej brudnej roboty, my tu zostajemy z Mohammedem Herem.
Saad widzia, jak w duszy Sama bierze gr wspomnienie wszystkich kopotw,
wszystkich nieporozumie, ktre miay miejsce w ostatnich tygodniach.
- Opu strzelb i zabieraj si do juczenia wielbdw! - krzykn. Jego twarz
pona z wciekoci, przyjmujc kolor podobny do tylka pawiana.
Saad poczu, e dr mu palce.
Zacisn je mocnej na rzemiennych cuglach. Spokojnie - upomnia si. - Spokj
przychodzi od Allana albo od Boga, zaley, kto si nami opiekuje".
Bellal wyszczerzy zby, obliza wargi i splun przed Samem.
Saad zobaczy, jak jego lina upada na szary piach, zbryla si z kurzem i wsika.
Dookoa zalega cisza. Nawet wiatr wstrzyma oddech, nie poruszy ani jednym
liciem.

Gwno zrobimy! - odpar Bellal.


W takim razie zawsze rb tylko tyle! - zawoa Sam. Kfendi si zamachn i jego
pi wyldowaa na szczce Bellala. W tym ruchu byo co pierwotnego, co
rozpoznawalnego zawsze i wszdzie. Moc prawdziwego gniewu, ktra daa mu
prawo do uycia siy. Zamach rki Sama przypomnia Saadowi jego wuja, kowala w
Fertitcie. Bella! przewrci si do tyu midzy skrzynie, szeroko rozkadajc rce i
nogi. Jego kompani poderwali si na rwne nogi, podbiegli do niego, a pniej
ruszyli z piciami na Sama. Saad sysza ich okrzyki, zobaczy, jak sigaj do noy
i byskaj zbami. Efendi mocniej cisn kolb strzelby, odbezpieczy j, uoy na
ramieniu i przystawi do szyi najbliszego napastnika. Szarpn nim kilka razy jak
niesfornym psiakiem, a nastpnie z impetem cisn go do tylu.
- Macie sucha! - krzykn. - Macie mnie sucha! Bellal wsta. Splun krwi i
na nowo sign po strzelb.
- Wsiada! - zawoa w tym samym momencie Richaarn. Kade zwierz miao
na grzbiecie co najmniej pidziesit kilo. Sam wskoczywszy na konia, jedzi w
koo. Bellal ledwo zdoa umkn przed koskim kopytem i machn strzelb.
- Kto ze mn jedzie? Pytam po raz ostatni, pniej niech was diabli porw! zawoa efendi.
Jeden czy dwch tragarzy wyszo z cienia namorzynw i woyo na plecy
adunki. Pozostali przygldali si im w milczeniu.
Mohammed Her podszed do Bellala i wyj mu z rki bro. Machn ni w
niebo, powleczone oszaamiajcym, nieprzeniknionym bkitem.
- Baker, jeli jeszcze raz staniesz na mojej ziemi, zastrzel ci z twojej wasnej
flinty! Zrozumiae?
Saad zauway, e efendi rzuci ostatnie spojrzenie na bro, ktr zabra mu
Bellal. Wiedzia, e Sam by w jaki szczeglny sposb przywizany do tego
niewielkiego fletchera. Na spucie i na kolbie z koci soniowej widniay
wygrawerowane jego inicjay.
Sam zwolni cugle i spod koskich kopyt podnis si kurz. Wskaza rk na
buntownikw.
- Niech spy szarpi wasze koci! - krzykn, a jego gos ponis si echem po
sawannie. Zapada cisza. Jego sowa zacisny si niczym ptle wok poruszonych
umysw zebranych mczyzn, Saad dobrze o tym wiedzia. Zostali przeklci.
- Spy, Bellalu, zdrada nie przyniesie ci szczcia! - powtrzy Sam.

Nastpnie odwrcil Filfila, trcil szpicrut Tetela, skaniajc zwierz do


lekkiego galopu, i razem z sift odjechali.
Saad widzia, e mczyni wok Bellala krc si niezdecydowanie.
Efendi ich przekl! Taka kltwa moga mie powane konsekwencje, mimo e
rzuci j chrzecijaski pies. Nie wiedzieli, jak si dysponowa efendi. Przez cay
czas sprzyjao mu szczcie i wszystko obracao si na jego korzy. Bellal posa w
powietrze kilka strzaw. Byy sabe i osamotnione, nie miay siy zaguszy echa
kltwy. Turek mia si i wydawa okrzyki, ale jego rado nie wygldaa szczerze.
Saad popdzi objuczone zwierzta, by razem z efendim, sitt i Richaarnem jak
najszybciej dogoni Ibrahima.

ROZDZIA 1 2
Florence czua dotyk palcw, ktre pocztkowo niepewnie, a pniej coraz
mielej dotykay jej twarzy i goej szyi. Na powitaln uroczysto woya na siebie
sukni. Mikka niebieska bawena chodzia nag skr, rozpalon po kpieli w
miedzianej kadzi. W obcisym gorsecie, szerokich rkawach i wydtej spdnicy
czua si nieswojo. Strj krpowa jej ruchy i utrudnia oddychanie. Rano jak na
zo woya do niej naszyjnik z zbami lww. Sam unis brwi, ale nic nie
powiedzia. Rzemienna ptla naszyjnika ciasno ciskaa jej szyj.
Jaki nos zbliy si do jej uszu, zawaha si, powszy i wycofa si
zmarszczony. Usyszaa chichot jednej z dziewczt, badajcej dotykiem patki jej
uszu z dziurkami, w ktrych od lat nie byo kolczykw, a wskie kanaliki musiay
ju dawno zarosn.
Moda dziewczyna okazujca daleko posunit miao zmarszczya czoo i
zwrcia si do stojcego w tyle chaty Latuki, ktrego Commoro, wdz plemienia
La tuko, odda do dyspozycji Florence i Sama. Mody wojownik nalea do tragarzy
Ibrahima, ktry w kraju Latuko wykorzystywa go jako tumacza. Teraz, w
obecnoci kobiet, wojownik czeka cicho w drzwiach chaty. Jego mocne, nagie ciao
lnio tuszczem i ochr, wosy za, splecione z pasmami kory, tworzyy wspaniay
filcowy hem ozdobiony perami i muszlami porcelanek. Florence wiedziaa, e
uoenie tej misternej fryzury wymagao co najmniej omiu do dziesiciu lat.
Na pytanie dziewczyny mczyzna si rozemia i pokrci gow, jakby uwaa,
e plecie bzdury.
Florence zerkna niepewnie w jego kierunku, gdy przysuna si do niej druga z
dziewczt, tak samo modziutka i naga jak poprzednia. Raz i drugi niemiao
skubna jej warg, odsaniajc dolne zby Florence, a ujrzawszy, e adnego nie
brakuje, wydaa okrzyk udanego przeraenia i zasonia twarz rkoma.

Zachichotaa, po czyni wszystkie zebrane wok niej dziewczta i ko biety


zaczy si mia. Kobiety przysuny si do siebie jak stadko kz, ktrymi w kurzu
na zewntrz opiekowali si ich synowie. Biusty zakoysaly si na twardych,
wklsych brzuchach, a gadka skra ich pokrytych rytualnymi bliznami twarzy,
osadzonych na szyjach przyozdobionych miedzianymi obrczami, delikatnie si
zarowia, przez co staa si jeszcze ciemniejsza. Florence nigdy jeszcze nie
widziaa w Afryce tak piknych istot jak owe kobiety. Byy cakiem nagie. Jedyne
okrycie stanowiy ozdoby na szyjach, uszach i ramionach. Miay ciemn skr. Jej
barwa przywodzia Florence na myl nocne niebo zacignite chmurami. Przy
kadym ruchu na dugich, gibkich czonkach odznaczay si minie, bdce
zaprzeczeniem mikkoci ich skry. Przypominay boginie olbrzymki, zstpujce z
gr albo z nieba. Wszystkie byy wysze od Florence o gow lub dwie i
dorwnyway wzrostem Samowi. Latukowie byli bez wtpienia ulepieni z innej
gliny ni czonkowie plemienia Bari z ich supowatymi koczynami czy Ellyriowie
o cofnitych czoach i dziwacznie kulistych brzuchach.
Dziesi, a moe dwadziecia kobiet cisno si w chacie Florence. Niektre
miay przy biodrach przywieszone dzieci. Maluchy przyglday si gociowi oczami
gbokimi niczym pustynne rda. Przy najmniejszym dwiku matki wciskay im
do ust brodawki swych piersi, a niemowlaki z upodobaniem zabieray si do ssania.
Pomieszczenie byo wysokie na sze metrw i zwao si ku stropowi
zrobionemu z wizek suchych gazi. Kobiety wypeniy je zapachem potu, krwi,
kurzu, mioci, popiou, tuszczu i dymu. Gorzka wo drania nozdrza Florence, ale
nie sprawiaa jej przykroci. Tak pachniay tutejsze kobiety. Tak pachniaa ich
wzajemna wi, wsplne ycie i cierpienie. Zapach je okrela, wyrnia, zawiera
ycie i mier, wojn i pokj, mio i nienawi w osadzie, w caej tej bezlitosnej
krainie.
- Co si stao? Co powiedziaa? - zapytaa Florence Latuk. Serce mocniej jej
bio, poczua ciepo rumiecw na policzkach.
- Co powiedziaa? - powtrzya i pochylia si do przodu, by lepiej usysze jego
odpowied.
Ale mody Latuko najwyraniej wstydzi si powtrzy sowa dziewczyny.
Przestpi z nogi na nog i odwrci gow.
- Powiedz wreszcie - rozemiaa si siedzca po turecku Florence, po czym
uniosa si na kolana. Poczua mie odprenie w miniach poladkw,
zmczonych dug jazd w siodle. Pod ydkami czua cudow-

n miekkoc jedwabnego perskiego dywanu, ktrym Sam wycielil ich chate.


Drugi taki dywan sprezentowa wodzowi Commoro z Tarrangolle. Wielkiemu
wodzowi Commoro, ktry w podzikowaniu przysa do jej chaty swoje ony.
- Powiedziaa, e jeste pikna - odpar z wahaniem mody wojownik.
- Dzikuj - odpowiedziaa i umiechna si do dziewczyny.
Ta znw odwaya si zerkn spomidzy palcw. Ponownie wskazaa zby
Florence i wszystkie kobiety wybuchny miechem. Chat wypeniy okrzyki,
gosy staway si coraz dononiejsze.
- Co jeszcze? zapytaa Latuk Florence.
- Powiedziaa, e byaby jeszcze pikniejsza, gdyby daa sobie wyrwa cztery
dolne zby, zgodnie z tutejszym zwyczajem. Wtedy dolna warga zwisaaby na
brod, z czym na pewno byoby ci bardzo do twarzy.
Florence zdusia miech i skina gow.
- Powiedz, e wezm sobie jej rad do serca i pomyl o tym. Florence daa
kobietom znak, by usiady i czstoway si plackami
z miodem i zsiadym mlekiem kz, ktre kazaa przygotowa. Kobiety chtnie
usuchay. Najpierw najstarsza podwina ydki pod uda i uklka naprzeciwko
Florence. Nastpnie jedna po drugiej, odpowiednio wedug pozycji, wszystkie
kolejno przysiady na dywanie. A wic to s ony wodza Commoro - pomylaa
Florence. - Nie, jego ulubione ony - poprawia si w mylach, gdy jedna z nich
wychylia si do przodu i przeczesaa domi jej wosy, starajc si wyczu palcami
ich osobliwy kolor, przypominajcy jej ziemi i soce. - To jego ulubione ony.
Setka pozostaych nie przysza". Zerkna na cae mnstwo pere i bransolet, ktre
zamierzaa podarowa damom na zakoczenie wizyty. Leay w pczkach,
bransolety zwizane skrzanymi rzemieniami, niby wielkie obejmy.
Na podarunki dla wszystkich jego on nie byoby mnie sta" - pomylaa.
- Dlaczego nie ma blizn na skroniach? Czy kobieta z jej pozycj nie powinna
ich mie? Dlaczego nikt nie naci jej policzkw? Dlaczego nie ma w uszach
krkw?
Takimi i podobnymi pytaniami kobiety nieustannie zasypyway modego
Latuk, ktry stara si, jak umia, by jak najmilej i jak najuprzejmiej przetumaczy
je Florence. Nadal siedzia przy drzwiach, na tle wiata afrykaskiego dnia, biaego
niczym mleko, rozarzonego jak kowalskie elazo.
Najstarsza z kobiet uniosa rk.

- Moe nie jest on tego obcego? Powiedz, wojowniku, ile on ma ten biay
mczyzna i jak pozycj ona zajmuje wrd reszty?
- Czy podarowaa mu synw? Zapewne w dalekiej przeszoci, bo jest chuda jak
szczapa i dawno przekroczya wiek, w ktrym si rodzi synw - spytaa druga,
marszczc czoo.
- Dlaczego nie nosi ozdb? Jeli jest jego ulubion on, to dlaczego nie daje jej
ozdb?
Mody Latuko tumaczy najlepiej, jak umia, momentami nawet z penymi
ustami, albowiem kilka modszych kobiet odwayo si zaproponowa mu durr z
miodem.
- No wanie, dlaczego nie nosi ozdb? Gdzie pery w jej wosach? A obrcze na
szyi, acuchy z drogimi kamieniami i bransolety na ramiona? Dlaczego jej rce s
goe od nadgarstkw po okcie? To nie przystoi onie potnego mczyzny!
Florence odstawia wyciosan z drewna misk, z ktrej przed chwil popijaa
kwane kozie mleko. Napj, przypominajcy jej ajran z domu Sulejmana, orzewi
j i nasyci, ale na jzyku pozosta specyficzny nalot.
- Ale nosz ozdoby - zaprzeczya i ze zdziwieniem pooya do na naszyjniku
z lwich zbw, ktry Sam zaoy jej na szyj jeszcze w Chartumie.
Mia j chroni. Ochroni przed wszystkim, przed czym mogaby potrzebowa
ochrony.
Kobiety zamilky i patrzyy na ni osobliwym wzrokiem.
Najstarsza z wahaniem odstawia misk. Pochylia si do przodu i pomacaa
naszyjnik. Zastanowia si, a pniej mlasna jzykiem i z uznaniem skina gow.
Powiedziaa co do swych towarzyszek, na co te rwnie skiny i zaczy si
naradza.
Ich twarze wyraay harmoni, byo w nich milczce, doskonale pikno.
- Co mwi? - napieraa Florence.
- Powiedziay... - mody mczyzna si zawaha. - Mwi, e jeste lwic.
Twoje ozdoby to soce, powietrze, ziemia i woda. Jeste dniem, jeste noc. Jeste
deszczem i jeste susz, jeli twj m tak ci kocha, e nie dotyka adnej innej
kobiety poza tob. Tak powiedziay, sitt.
Opuci gow i odwrci si. Nastpnie wyszed z pmroku panujcego w
chacie w jasne wiato dnia. Dokd poszed? Florence si zdziwia. Na
poszukiwanie deszczu? Ostudzi dusz, ktr widok nagich, rozemianych, ale
niedostpnych dla niego kobiet napeni jeszcze wikszym niepokojem?

Po wyjciu modego wojownika wrd kobiet zapanowa beztroski, sielankowy


nastrj. Cieho z sob rozmawiay, miay si do Florence i kady na niej donie.
Wstay i otoczyy Florence, ktra te si podniosa. Szerokie, kociste ramiona
kobiet dotykay si wzajemnie, uniosy gowy z wielkimi oczyma, wilgotnymi i
ciemnymi jak daktyle, ze szlachetnymi, wskimi nosami, penymi ustami i
wydatnymi szczkami. Oczy kobiet byszczay. Wziy Florence w rodek i zaczy
piewa, obraca j i obejmowa. Florence przymkna powieki i skupia si na
odczuciach. Rozkoszowaa si ciepem, sympati i bliskoci jak odprajc
kpiel po dugiej konnej jedzie przez zakurzone bezdroa, zmywajc z niej
gorycz i niepewno minionych tygodni, miesicy i lat. To cudowne uczucie byo
warte wicej od prezentw, ktre zamierzaa podarowa na drog kadej z kobiet.
- Prosz, przyjdcie do mnie jeszcze. Wkrtce. I przyprowadcie z sob
wszystkie swoje siostry, crki, siostrzenice i przyjaciki! - zachcia, chocia
tumacz dawno ju wyszed. Kobiety kiway gowami.
Te kilka chwil pozwolio jej na moment zapomnie, e miaa na wiecie tylko
jednego bliskiego czowieka. Jednego jedynego czowieka, dla ktrego cokolwiek
znaczya i ktry dla niej co znaczy. Sama. Czy to moliwe, by oprcz nich istniao
na ziemi dwoje innych ludzi tak bardzo z sob zwizanych, tak silnych i wanie
dlatego tak niezwykle wraliwych jak ona i Sam?
Plemi Latuko czekao na deszcz. Co si nie powiodo ich wodzowi
Com-morze? Wszak dotychczas zawsze skutecznie przywoywa deszcz. Czy nie
do kz mu przyprowadzili, za mao piknych crek oddali za ony? Kraj kona,
umiera z pragnienia, nieruchomo, w cierpieniu. Psy spay w piachu przed chatami,
ich skotuniona sier koloru dojrzaych bananw zlewaa si z kurzem niesionym
przez Tarrangolle z ostatnimi powiewami sabego wiatru. W uschnitych krzakach
nie porusza si ani jeden chrzszcz, a licie mieszay si z ziemi. Palca susza
cigncych si w nieskoczono dni szarpaa wszystkim nerwy i wyciskaa z nich
ostatnie soki. Widzieli chmury nadcigajce w stron Tarrangolle znad dalekich gr;
draniy si z nimi, daway nadziej. Ale jakby na przekr zatrzymay si nad
ostrymi szczytami, rozadowujc sw zawarto z dala od osady. Kiedy tamta kraina
si wreszcie nasyci? Kiedy pozwoli chmurom popyn dalej razem z ich wilgotnym
adunkiem?
Bbny gray do pnej nocy, pieni pyny do nieba z garde tak suchych jak
caa okolica. Pniej i to ucicho.

Tego dnia Tarrangolle, due, uporzdkowane miasto z trzema tysiacami chat,


ktre ksztatem przypominay dzwony, a kada z nich miaa wok siebie
utwardzony podwrzec, byo pogrone w martwej ciszy. Opuszczone i
zapomniane. Nikt nie przechodzi przez przejcia w wysokim pocie z drzewa
elaznego. Pasterze z samego rana popdzili bydo, stanowice najwikszy majtek
Latukw liczcy dziesi, a moe pitnacie tysicy sztuk, przez sawann w
kierunku gr, gdzie mieli nadziej znale jeszcze kilka ostatnich wysepek zieleni.
Znikli w oboku krowich cia, ogromnych rogw i kurzu wzbijajcego si pod
kopytami. Wrcili wieczorem z suchymi jzykami i uschnit dusz. Kobiety wstay
przed wschodem soca, woyy na gowy gliniane dzbany i wyruszyy w dug
drog do ostatnich dziur z wod, w ktrych spodzieway si znale jeszcze kilka
kropli wilgoci. Szy rzdem, chronic si przed ewentualn napaci. Florence
patrzya za nimi, a w oparach gorcego poranka zniky jej z pola widzenia.
Wyglday jak ludzki strumyk. Noc leopardy podchodziy pod miasto i pewnego
razu zabray z sob noworodka, ktrego matka spaa strudzona. Lwy rozszarpay
modego wojownika prbujcego obroni swoje stado. Sonie stratoway palisad,
za ktr znalazy jedynie wymieciony do czysta spichlerz. W wieczornym chodzie
hieny podkrady si do chaty Sama i jakby nigdy nic zabray z sob osa. Sam do
nich strzela, ale spudowa. Gdy celowa, pot zalewa mu oczy i dray rce. Czu
zbliajcy si atak gorczki. Mia napite nerwy, a skulony odek podchodzi mu
do garda.
- Tyle dobrego, e osio by ju kulawy - powiedzia do Florence jakby na
pocieszenie.
O jednego osa mniej - zakl w duchu. - Deszcze nie sprawi, e wyronie mi
nowy. Przez deszcz wszystko jeszcze bardziej si opni. Kae mi czeka, zmusi
mnie do czekania. Do czekania na spenienie marze. Gdyby wreszcie nadszed".
Sam siedzia przed chat na leaku, ktry kaza sobie rozstawi w cieniu akacji.
Miejsce dawao oson przed socem i zatrzymywao wiee powiewy wiatru
napywajce od gr. Niebo byo te jak rozlane tko jajka. Sam rozoy przed
sob mapy, jak zawsze gdy siada na odpoczynek. W rku trzyma jedn ze strzelb.
Rozoy j i zaj si starannym czyszczeniem kolby. Naraz rozlegy si krzyki.
Jakie sto krokw dalej, przed bram TarrangoHe, Sam zobaczy kby kurzu
podnoszone przez ludzi wybiegajcych z osady. Biegli, jakby co ich gonio. Do
jego uszu dotary gosy, okrzyki i piew.

Odoy na bok flinte i wytar wilgotne donie w nogawki spodni. Co si stao?


Przysoni doni oczy, eby lepiej widzie.
Ludzie stoczyli si przed bram i zwart grup ruszyli w stron jego
obozowiska. Tuman kurzu posuwa si w kierunku jego angarepu. Sam odwrci
gow. Florence leaa we wntrzu chaty i drzemaa. Dobrze. Ledwo dostrzegalnym
ruchem pooy w pogotowiu strzelb. Jeden z mczyzn wyprzedzi grup.
Trzyma w rku jaki poduny przedmiot. Przyspieszy, a na powierzchni metalu
zaama si promie soca.
Sam zmruy oczy. Nie mia wtpliwoci, mczyzna mia z sob bro.
Wsta i podnis strzelb. Nastpnie nieco si odpry. Niespodziewanie wrd
powikszajcej si grupy mczyzn wybiegajcych z Tarrangolle dostrzeg Saada i
Richaarna, a pniej jeszcze Ibrahima. Zauway, e Ibrahim i jego ludzie s tak
samo podekscytowani jak reszta. Rozmawiali z tubylcami.
Odoy bro. Saad oderwa si od grupy i puci si pdem w jego stron.
- Efendi! Efendi! er dla spw! er dla spw! - zawoa, zatrzymujc si przy
angarepie. Jego mizerne ramiona i wystajce ebra niespokojnie si poruszay, cae
ciao chopca drao z podniecenia i wysiku.
- Co si stao? - zapyta Sam i posadzi chopaka na posaniu. Saad przewrci
oczami, starajc si zapa oddech.
- Efendi, maj twoj flint, twojego fletchera! - wyrzuci z siebie. Sam si
wyprostowa. W tej chwili dobieg do niego mczyzna z broni. Uklk przed
Samem i wycignwszy rce, poda mu strzelb.
Sam przymruy oczy. Chwyci bro i way j w doni. Bez wtpienia by to
jego fletcher, strzelba zrobiona dla niego na zamwienie przez Smitha, modego,
zrcznego rusznikarza z Surrey. Na kolbie widniay jego inicjay. Tylko S dao si
odczyta, natomiast W i B, oznaczajce White'a Bakera, zniky pod zaschnit
warstw bota i czego ciemnego, przypominajcego krew.
Sam podnis gow i popatrzy na biegacza, ktry tymczasem zdy wsta.
- Skd to masz? - zapyta.
Saad nie pozwoli jednak mczynie doj do gosu.
- er dla spw! - zawoa uradowany i zaklaska w donie. - Mohammed Her i
jego ludzie zaatakowali osad Latukw niedaleko swojego ostatniego obozowiska.
Kto im powiedzia, e tamtejsi mieszkacy maj duo byda. Latukowie zostali
uprzedzeni i czekali na nich, setki wojow-

nikw. Wszyscy nie yj, efendi. Latukowie zostawili ich ciaa przed palisad
wioski. Ten czowiek mwi, e ley tam caa gra czaszek i koci rozrzuconych po
ziemi. wiee i bielusiekie, do czysta ogryzione przez spy. - Znw si rozemia. Wszyscy martwi - powtrzy z zachwytem. - Mohammed Her, Saki i Bellal.
Po tych sowach pad przed Samem na kolana i da znak pozostaym, by uczynili
to samo. Fala Latukw przyklka przed angarepem Sama. Widzia jedynie ich
pochylone, mocne karki.
- Efendi, twoja kltwa si spenia. Jeste wielkim, bardzo wielkim
czarownikiem. Teraz ludzie o tym wiedz. Ju nikt nie bdzie ci si sprzeciwia oznajmi Saad.
Niespodziewany gorcy powiew wiatru wymit Samowi z gowy wszystkie
sowa. Nie mia pojcia, co powinien powiedzie, wic tylko patrzy na Saada.
Czy chopak mwi powanie? Nie by pewien. Byszczce oczy Saada
wpatryway si w niego z uwielbieniem. Sam zauway w nich rado, dum,
zaufanie, a do tego wicej ycia, ni byo go na caej okolicznej sawannie.
Niewykluczone, e dodatkowo ukry si w nich jeszcze jaki dyskretny, bardzo
dyskretny szelmowski bysk, ale Sam nie by tego pewien.
Latukowie podnieli gowy.
- Morrte! Morrte, Mattat! - zawoali.
Nie baczc na upal i wycieczenie, pierwsi mczyni zaczli tupa i
podskakiwa z oywieniem. Wrd entuzjastycznych okrzykw zanieli Sama do
palisady miasta. Okrzyki przerodziy si w piew, a ludzie w podskokach podjli
jego rytm i zaczli taczy.
- Co to znaczy? Morrte, Morrte, Mattat? - zapyta Sam modego tumacza.
- Witaj, witaj, wielki czarowniku - odpar ten z dum.
,Morrte, Morrte, Mattat - pomyla Saad. - Mam nadziej, e Bellal narobi w
portki, nim zdech. W obliczu miertelnego przeraenia otworzyy mu si
zwieracze... Mam nadziej, e go rozpruli i wypchali jego ciao piachem. Mam
nadziej, e cierpia tak, jak chcia, bym ja cierpia. A Mohammed Her? Jego
misem spy mogyby si zatru. Szakale pewnie dostay rozwolnienia". Saad
wyobrazi sobie poszarpan bia dubb poplamion krwi i czerwony turban
wdeptany w piasek. Ogarn go radosny nastrj.
Przypomnia sobie, jak pewnego dnia przynis Amabile del Bonowi zbyt ciep
wod do golenia. Mohammed Her wymyli wtedy, eby go

wybiczowa korbaczem, a pniej natrze rany pieprzeni. Innym razem po


kolacji kaza Saadowi taczy. Z rewolweru wci strzelal w piasek tu kolo jego
stp.
Saad podnis niewielkiego fletchera, ktrego chodna lufa spoczywaa na jego
kolanach. Przyoy metal do ust i ucaowa. Efendi starannie wyczyci bro i
podarowa j chopcu. W podzikowaniu za wiern sub.
- Mj, tylko mj - wyszepta czule Saad. Od czasu gdy straci niewielki
woreczek z pionkami do gry w mankal, nie mia nic, co by do niego naleao.
Wycznie do niego. Teraz mia wasn bro. Sta si mczyzn. Mczyzn
podrujcym z wielkim czarownikiem. Umiechn si radonie.
- Mo7-rre, Morrte, Mattat - zamrucza jeszcze i rozemia si.
Przyby Commoro. Wielki wdz Latukw skada wizyt rwnie wielkiemu
czarownikowi Samowi w jego obozie u granic miasta Tarrangolle.
Przyby Commoro. Pewnego gorcego ranka przyby do chaty Sama, ale nie
przyszed pieszo, ten sposb poruszania si pozostawia bowiem maluczkim. Nie,
Commoro by bogiem. By zaklinaczem deszczu. Commoro sprowadza ycie i
rado. Commoro decydowa o mierci i suszy.
Jego ludzie si go bali, ale kochali go i czcili. Tak dugo, jak dugo deszcz
przychodzi wtedy, kiedy mia przyj.
Zjawi si. Jego stopy nie dotykay kurzu, poniewa go niesiono. Sam zobaczy
pochd zmierzajcy do jego chaty. Commoro, duy, ciki mczyzna siedzcy na
plecach drugiego mczyzny. Tragarz mia na szyi jarzmo, jak w. W piekielnej
spiekocie po czole spyway mu do oczu krople potu, twarz mia wykrzywion z
wysiku. Przy kadym kroku zapada si po kostki w grzski, rozpalony piasek.
Obok niego szed drugi mczyzna, trzymajc nad gow Commory baldachim
wypleciony z lici pltana.
Za Commor postpowaa caa armia wojownikw, w skad ktrej wchodzili
tylko jego synowie. Czterdziestu czy pidziesiciu ksit, olbrzymich mczyzn.
Ich skra byszczaa, a pira we wosach koysay si dumnie w takt krokw.
Wyprzedza ich obok zapachu potu, tuszczu i beztroskiej swawoli. Za deszcz,
ktry przywoywa, Commoro przyjmowa zapat w postaci dziewic. Jego
wymagania speniay wycznie najpikniejsze, najmodsze i najwysze crki
wspplemiecw. Te, ktre w cigu roku nie zdoay obdarzy go synem, odsya z
powrotem do ich rodzin.

Sam i Florence wstali z angarepu na przywitanie wodza. Sam sysza, jak


Florence wydaje Saadowi polecenia.
- Przynie durr i pi, nie, dziesi tykwowych dzbanw z platanowym sokiem.
Pospiesz si!
Wielki Commoro dotar do chaty Sama. Tragarz uklk, a Commoro przerzuci
nogi nad jego karkiem i ramionami.
Jeden z jego synw rozoy na zakurzonej ziemi skr antylopy, prosto pod
stopy Commory.
Wdz stan na skrzanym kobiercu, potny i wysoki. Skrzyowa rce na
nagiej piersi. Pod skr gray minie, niczym mode zwierzta. Jego oczy miay
nieprzeniknion czarn barw, w ktrej tczwka zlewaa si ze renic. Skierowa
je na Florence i Sama. Sam zauway, e Commoro przywdzia na wizyt wszystkie
insygnia swej wadzy. Na przedramionach mia wojenne obrcze Latukw, nabijane
dugimi na palec kolcami. Przeraajca bro. Jeden z ksit, klczc obok ojca,
trzyma jego wczni, krtki ukowaty miecz i wyduon tarcz zrobion ze skry
yrafy albo bawou, ktr nacignito na owaln ram. Oprcz tego wielki
Commoro nie mia na sobie adnego innego ubrania.
Przez chwil Commoro sta w milczeniu i patrzy na Sama. Platanowy
baldachim spenia teraz funkcj wachlarza. Sam poczu na skroniach ruch
powietrza.
Skoni gow.
- Witaj, wodzu Commoro.
Obaj mczyni ukonili si sobie, nastpnie Commoro pooy Samowi rk na
ramieniu i wyszczerzy zby w umiechu.
- Morre, Morrte, Mattat, h? - zapyta, przechylajc na bok gow i byskajc
ozdobami z pere, muszli i miedzi. Nastpnie si rozemia, jakby jego sowa
stanowiy udany art.
Sam te si rozemia i wykona zapraszajcy gest rk.
Obaj z Commor usiedli na angarepie. Commoro podcign nogi i usadowi si
po turecku, natomiast Sam odsun nogi na bok. Florence staa przy erdzi w cieniu
dachu, pod ktrym wisiao kilka zmczonych much. W gstym, dusznym powietrzu
nawet ich bzyczce skrzydeka nie miay siy lata.
Saad przybieg z tykwami i plackami, ktre wyoy na angarepie midzy
mczyznami. Sam dostrzeg, e Commorze spodoba si szacunek, jaki mu
okazywano. Wdz kiwn par razy gow i siorbic, upi kilka ykw z guerby.
Nastpnie sign po durr. Rwa, gryz, przeuwa

i poyka, nie spuszczajc z Sama oczu, byszczcych przebiegle, zupenie jak


oczy guca.
Pniej przez chwil si zastanawia, a wreszcie zacz mwi wolno i z
namysem:
- Syszaem, e jeste wielkim czarownikiem.
Sowa nie zdradzay jego nastroju. Sam doszed do wniosku, e powinien
zachowa ostrono. Skoni gow.
- Tak mwi - odpar i poczeka, a tumacz wykona swoje zadanie. Tymczasem
wymienili z Florence szybkie spojrzenia. Mia nadziej, e jego odpowied wypada
wystarczajco skromnie.
Nieznacznie skina, a Sam znw odwrci si do Commory. Niech bdzie.
Commoro pokrci gow.
- W takim razie, jeli jeste wielkim czarownikiem, to czy potrafisz w swoim
kraju przywoa deszcz, tak jak ja to czyni dla mojego ludu Latuko? Czy jeste
rwnie wielkim czarownikiem jak ja?
Commoro mwi spokojnie, gdy tymczasem jego synowie stali w napiciu.
aden nie spuszcza wzroku z ojca. Bez wtpienia dobrze go znali. W jego pytaniu
oprcz ciekawoci czaio si ledwo dosyszalne ostrzeenie. Sam je usysza.
- W domu, w mojej ojczynie, potrafi to zrobi, tutaj jednak w aden sposb nie
mgbym si mierzy z tob - odrzek Sam i znw skoni gow.
Zaproponowa Commorze drug guerb.
Wdz zdawa si usatysfakcjonowany. Przytakn, uj guerb i wypi yk
napoju. Popatrzy w krnbrne niebo i na rozedrgan sawann, a potem w kierunku
grskich grzbietw, przekltych poeraczy deszczowych chmur. Pniej znw
zwrci si do Sama:
- Wobec tego pomwmy jak przyjaciel z przyjacielem, czarownik z
czarownikiem. - Pochyli si do przodu, by nikt oprcz tumacza nie mg usysze
jego sw. - Powiedz, czy bdzie padao? Czy niedugo bdzie padao? Bardzo
niedugo? Moe jutro? A moe wszyscy umrzemy z pragnienia i przysypani przez
piach staniemy si erem dla hien i spw?
Przy ostatnich sowach ciszy gos do szeptu i rzuci ostrone spojrzenie w bok,
na swoich oczekujcych ludzi.
- Ty jeste wielkim zaklinaczem deszczu, nie ja - powtrzy Sam skromnie i z
godnoci.

Commoro nie by zadowolony z takiej odpowiedzi. Odsun od siebie talerz z


plackami i zimn woowin, a nastpnie dumnie si wyprostowa.
- No wic ja oczywicie wiem, co si wydarzy - rzek. - Jednakowo chc
sprawdzi twoj si. Czy bdzie deszcz? Nie bdzie deszczu?
Jego oczy przywary mocno do twarzy Sama. aden najdrobniejszy ruch biaego
mczyzny nie mg uj jego uwadze. Sam spojrza w niebo sklepione w niebiesk,
rozwietlon kopu. Na horyzoncie nie byo wida nawet jednej chmury. Nie byo
najlejszego podmuchu wiatru, ktry mgby stanowi wskazwk pozwalajc na
udzielenie jakiej odpowiedzi. Mimo to Sam robi, co mg, eby wybrn z
niezrcznej sytuacji,
- Wodzu Commoro, w cigu tygodnia zacznie pada - powiedzia. Commoro
rzuci na niego szybkie spojrzenie byszczcych oczu, a pniej zaklaska w donie
jak dziecko.
- Dokadnie to samo mylaem, Baker efendi! Jeeli dwch wielkich
czarownikw myli tak samo, wwczas przyroda musi si ugi!
Jego synowie te zaczli si mia i klaska w rce. Commoro da znak i Saad
zabra si do pakowania podpomykw, misa i platanowego soku w due licie.
Orszak Commory szykowa si do odejcia. Gdy jego tragarz w towarzystwie
rozdokazywanych ksit, pir i dzid znik za bramami Tarrangolle, Saad podszed
do Sama.
Chopak mlasn z dezaprobat.
Sam odwrci si ku niemu.
- O co chodzi, Saad? Teraz te jestem bogiem deszczu - powiedzia z dum i
obj chopca ramieniem.
Ale Saad w milczeniu pokrci! gow i popatrzy na niego ze smutkiem.
- Bd z tego kopoty - owiadczy,
- Dlaczego? - zainteresowa si Sam. - Przecie doskonale si zrozumielimy,
jak bg deszczu z bogiem deszczu.
Przecign si leniwie. Gdyby mg opowiedzie o tym przyjacioom w klubie!
On bogiem deszczu! Wszyscy waciciele ziemscy od Devonu po Yorkshire
powinni zabiega o jego wzgldy!
Saad odrzek z niezmienionym wyrazem twarzy:
- Poniewa niedugo moe si zdarzy, e Commoro bdzie musia ratowa
swoj skr. Jeli nie spadnie deszcz, bdzie zmuszony znale swoim ludziom
jakiego koza ofiarnego. Co, co odwrci ich uwag.
- Co masz na myli? - spyta Sam. Stara si zrozumie.

Saad westchn.
- Commoro si boi, efendi. Znalaz si w kiepskim pooeniu. Jeli nie zacznie
pada, Lamkowie ofiaruj niebu swojego zaklinacza deszczu i wodza, by wreszcie
si nad nimi ulitowao i zesao deszcz. Podczas najbliszej peni podern mu
gardo. Szast-prast i po krzyku, tak po prostu. Commoro wolaby tego unikn,
prawda? W zwizku z tym musi znale inn osob, na ktrej jego ludzie bd mogli
wyadowa zo. Kogo, kto ponosi win za susz. Koza ofiarnego. A kto nim
bdzie, efendi?
Sam poczu si wyczerpany. Opuci ramiona. W tym kraju, w tej czci wiata
byo co, czego nigdy nie byby w stanie poj, gdyby nie podsunito mu tego pod
sam nos. Saadowi owo tajemnicze co" pyno w yach, podobnie jak innym
krew. Wiedza.
- No kt by? - zapyta Sam, ale nie oczekiwa odpowiedzi na swoje pytanie.
Florence staa w wejciu do chaty. Na ramieniu czego jej brakowao. Gdzie by
Wallady? Brakowao maej mapki i jej beztroskiej pogody ducha. Od wczorajszego
wieczoru nigdzie jej nie widziaa. Moe wysza na sawann w poszukiwaniu otworu
z wod? W takim razie niedugo powinna do niej wrci.
Poczua, e z tyu po cichu zbliy si do niej Saad. Oboje patrzyli przed siebie,
na Tarrangolle. Skwar znieksztaca obraz palisady, zmieniajc j w drgajc uud.
Od wizyty Commora upyn tydzie. Zapada cisza. Zbliao si poudnie z
osabiajcym skwarem, przypiekajcym ludziom mzgi do czaszek. Soce kuo w
oczy, drczyo je. Ludzie potrafili myle jedynie o wodzie. O wodzie, ktrej
chcieli, ktrej potrzebowali, ktrej skpio im niemiosierne niebo. Chmury
przepyway nad nimi pasmami, cienkimi jak nitki, ktre dopiero nad grami zbijay
si w kbki.
Zdawao si, e na dzisiaj skoczy si pochd goci, z ktrych kady chcia
dosta ktr z rzeczy rozdawanych hojn rk przez biaego mczyzn.
Lekarstwa, sl, pery. Zwykle stali w ogonku przed jego chat i czekali. W dugiej,
pozakrcanej kolejce czekali, a Sam kadego z nich wysucha i obejrzy.
Bezdzietnym kobietom dawa kostk cukru albo yk mki, modym wojownikom
rozdawa pira sjki, ktre przywiz z sob z Anglii. Wszystko mogo pomc,
jeli tylko miao si dostateczn wiar.
- To cud - odezwaa si Florence do Saada - e nie podnis si wikszy bunt.
Cud, e Commoro nas jeszcze toleruje.

Saad nie odpowiedzia. Florence czua, e oboje zastanawiali si nad tym


samym.
Czeka na deszcz? A co si stanie, jeli deszcz nie nadejdzie? A moe czeka na
co innego? Saad poszed wczoraj do Tarrangolle i z wrodzon zrcznoci
dyskretnie nastawi! ucha. Najstarszy czowiek w Tarrangolle nie przypomina sobie
drugiej takiej suszy i tak spopielonej ziemi. Kozy paday z pragnienia po drodze do
miski z mulist wod, kobietom puste piersi zwisay a na wychudzone brzuchy,
niemowlta ssay wysuszone brodawki.
Florence postanowia schroni si w cieniu chaty. Chciaa przygotowa nasiona
albo wyszuka ubrania, ktre Saad mia wieczorem narepe-rowa.
Lecz w tej samej chwili ujrzaa pierwsz kobiet wchodzc na wzniesienie.
- Zobacz - powiedziaa zmczona do Saada.
Nagie ciao modej kobiety byszczao odcieniem granatu. Wysoka posta
wydawaa si jeszcze wysza za spraw dzbana z niepalonej, wypieczonej socem
gliny, ktry niosa na gowie, uwanie balansujc na ciece. Po sposobie, w jaki si
poruszaa, mona si byo zorientowa, e naczynie jest pene. Kady jej krok
przypomina harmonijn fal. Miaa mikkie, gitkie ruchy, a dzban na gowie
posusznie spenia rozkazy ciaa i ani razu si nie zachwia.
Florence obserwowaa, jak kobieta zblia si do ich chaty, minwszy wczeniej
parujcy w upale obz Ibrahima. Mczyni smtnie leeli w cieniu chat, popijali
meriss i grali w mankal. Ludzie Ibrahima byli znudzeni bezczynnoci i
oczekiwaniem, udrczeni socem, rozdranieni nieosigaln urod tutejszych
kobiet.
Naraz wok postaci z dzbanem podnis si tuman kurzu, jakby lwy rzuciy si
na zwierzyn. Trzech czy czterech mczyzn wynurzyo si z cienia i skoczyo na
kobiet. Florence skulia si w sobie, tumic krzyk. Czyby w biay dzie ogarno
ich szalestwo? Usyszaa krzyk kobiety. Mczyni szarpali j za nagie ramiona i
nogi, ich rce sigay ku udom dziewczyny. Zdawao si, e sami nie byli pewni,
czego bardziej podaj: jej piknego ciaa czy dzbana z wod, ktry niosa na
gowie, dzbana, ktry teraz jeden z nich chciwie zapa w donie. Dzbana, ktry
mimo spadajcych na ni razw, kobieta przytrzymywaa kurczowo zacinitymi
palcami. Dzbana, ktry wreszcie jej wyrwali, a j sam, lec na ziemi, deptali i
kopali przy wtrze licznych przeklestw. Pierwszy z mczyzn

lal sobie wod do gardla, za chwile drugi go odepchn i zacz apczywie pi.
Kobieta wrzeszczaa wniebogosy, przekrcia si, prbujc wsta, ale ZTIW j
przewrcili. Tymczasem ze wzgrza nadbiegy jej towarzyszki. Florence i Saad stali
w wejciu do chaty niezdolni wykona najmniejszego ruchu.
- Spjrz - wyszeptaa Florence.
Kobiety okaday mczyzn wszystkim, co wpado im w rce. Tuky si
dzbany. Florence syszaa brzk rozbijanych skorup i krzyki. Zobaczya, e kobiety
wyrway z rk napastnikw strzelby. Wymachiway w powietrzu rkami, wywijay
kolbami nad swoimi piknymi, dzikimi gowami. Florence dostrzega biae zby
odsonite do gryzienia i usyszaa gardowe wezwanie do ataku. Kobiety nasypay
piasku do lufy jednej ze strzelb, zalay j wod, a promienie soca scementoway t
mieszanin. Pomogy przyjacice wsta, upewniwszy si za, e poza rozbiciem
dzbana nic jej si nie stao, znw podniosy krzyk, ostry, twardy, pulsujcy w rytmie
falujcych jzykw i wibrujcych garde, ranicy uszy. Na palisadach miasta
poruszyli si stranicy, usyszeli woanie i podali je dalej. Bramy si otworzyy,
kobiety ze swymi drogocennymi dzbanami wbiegy do rodka, a kraty zamkny si
za nimi.
Pniej zapada cisza.
W Tarrangolle zapanowa cakowity bezruch. Naga martwota bya bardziej
przeraajca od najgorszej jawnej groby.
- Sam - wyszeptaa Florence tak cicho, e Sam bardziej domyli si jej sw, ni
je usysza. Podnis si z posania we wntrzu chaty i podszed do niej.
- Co tam? - zapyta, caujc j w kark.
- Mam wraenie, e Commoro dosta to, czego chcia - odrzeka. W jej gosie
brakowao siy.
- O czym mwisz? - zdziwi si. Otoczy j ramieniem. Jego rka leaa ciko
na jej kocistym ciele.
- O odwrceniu uwagi - powiedziaa krtko. - O kole ofiarnym.

ROZDZIA I 3
To Saad znalaz Walladyego. Znalaz go, gdy pnym popoudniem sprzta
chat sitt. Soce stao na niebie czerwone i ogromne. W somie pokrywajcej dach
szeleciy karaluchy. Jaszczurki wci trway na swoich kamieniach, jak
przypieczone na stae, a osabione gekony leay bez ruchu, przyklejone do sufitu.
Miota Saada, wykonana z krzywej gazi akacji i wizki ostrej trawy, dotara do
progu. W poowie zamaszystego ruchu chopak nagle zamar.
Przy wejciu do chaty leao bezwadne ciao Wallady'ego. Kto obci mu uszy,
rce i ogon. Mia szeroko otwarte oczy, a w nich zastygy wyraz miertelnego
przeraenia i blu. Jego futro byo w wielu miejscach przypalone gorcym elazem.
Dugim noem rozcito mu brzuch i wyjto wntrznoci. Oprawcy napenili
nieywe ciako zwierztka piachem i rzecznymi kamykami. Powoli, bardzo powoli
Saad odoy miot. Prawie ba si dotkn Wallady'ego, tak wyrana bya groba
wyraona zmasakrowanym ciaem mapy. Ale za chwil si przemg i podnis
zwierz, a raczej to, co z niego zostao. Przypominao may nieforemny worek.
Saad zagryz wargi. Nigdy specjalnie nie lubi Wallady'ego. Mapka czsto go
prowokowaa i denerwowaa, o tak, dobrze to pamita. W czasie najgorszego godu
wyara wszystkie placki! Mimo to Wallady nie zasuy na taki koniec. Sitt na to
nie zasuya.
Szybko si odwrci i popatrzy na ni. Florence bya zajta napenianiem
perami niewielkich woreczkw.
Dobrze. Ostronie odszed kilka krokw od chaty, wkierunku ogniska, ktre
okrgy dzie tlio si niedaleko angarepu Sama. Dmuchn w ar i dooy
wieych gazi. Podnis si pomie, pniej jeszcze jeden. Gdy ogie rozpali si
jasno, rozgrzewajc wok powietrze, Saad wysypa piasek ze zwok Wallady'ego, a
nastpnie uoy ciao mapki na przygotowanym w ognisku stosie. Rozszed si
gryzcy smrd palonych wosw i pieczo-

nego misa. Koci pkay, wypuszczajc szpik. Po kilku chwilach Wallady


zamieni si w popi. Saad wytar oczy podranione dymem, potem i zami, ktrych
chcia oszczdzi swojej sitt. Pniej rozgarn popi i wrci do mioty. Podnis
j i z powrotem zacz zamiata, wolno, ze smutkiem. Florence uniosa gow i
spojrzaa na niego.
- Wszystko w porzdku, Saad? - usysza jej pytanie. Sprbowa si umiechn
i skin gow. Tymczasem ona znw zaja si liczeniem pere.
Noc bya pena twarzy, koszmarnych masek powykrzywianych grymasami z
przeszoci. Gronych, wrogich, zakazujcych. Biaych, brzowych, czarnych.
Zbudziy si do ycia w jej nie, przybliay si i odchodziy, jakby w jakim tacu
pywajc po powierzchni nocy, zataczay milczce krgi, zdecydowane pozosta i
nie pozwoli o sobie zapomnie. Sulejman i pitno, ktre kaza jej wypali tamtej
nocy w Widyniu. Fadeedah z oczami jak dwa rda pene cierpienia. Matka
Fadeedah z rkami zabrudzonymi krwi swojej crki. Khadidja, ciarna gospodyni
Pethericka. Chopiec pokadowy, ktremu tu przed Gondokoro roztrzaskano
czaszk, a ktry mimo to wci trzyma w rku swoj ma rzeb. Plemi Bari i
jego zatrute strzay, tam, w Gondokoro. Amabile del Bono przygniatajcy j do
ziemi ciarem swego ciaa w tamaryndowym gaju. Groby handlarzy, ktrzy
wysali ich grup samotnie w szpony ciemnoci. Tancerze modego wodza Addy,
ktrzy odgryzszy kogutom gowy, obryzgali j krwi szamoczcych si zwierzt.
Ellyriowie spychajcy im na gowy granitowe skalne bloki... Bellal, Saki, ich rebelia
i zdrada. Mohammed Her poarty przez szakale i robaki. A pniej Commoro. Jego
uprzejmo z ukryt w podtekcie wrogoci. Pytania, na ktre potrzebowa
odpowiedzi, eby przey. Jego twarz ukazywaa si i znikaa w jakim osobliwym
rytmie, szybciej i szybciej, przy akompaniamencie narastajcego huku, ktry
zdawa si dochodzi ze wszystkich stron. Florence si przebudzia.
- Sam! - zawoaa i usiada z wosami sklejonymi od potu na czole i karku.
Nie byo ju ucieczki. Jej serce podjo w przejmujcy rytm, pozwalajc si
porwa. Bum, bum, bum. Florence rozpoznaa ten dwik, cho dotychczas nigdy
go nie syszaa. To nogara, wielki wojenny bben wzywajcy mczyzn do broni.
Zwoujcy do walki przeciwko ludziom Ibrahima, do ktrych i oni naleeli.
Dudnienie nogary wprawiao powie-

trze w drgania, wznoszc sic ponad murami Tarrangolle, w kierunku gr, przez
sawann, z ktrej wianie nadesza odpowied. Ruszamy, ruszamy" - woay z
daleka napite skry bbnw w stron Tarrangolle.
Nastpnego ranka dwik bbnw wydawa si czci snu. Wok panowaa
taka cisza, jaka zapadaa zazwyczaj na krtk chwil przed wschodem soca, gdy
nawet najbardziej przemdrzae ptaszyska z szacunkiem wyglday pierwszych
promieni wiata. Sam spod przymruonych powiek przypatrywa si milczcemu
porankowi. Ani jednego dwiku. Florence usyszaa, jak zmi w ustach
przeklestwo.
- Co si dzieje? - spytaa, stajc koo niego w drzwiach chaty.
- Wysali kobiety i dzieci w gry. Std ten spokj!
- Co to znaczy? Sam przetar czoo.
- To oznacza wojn. Ci cholerni handlarze swoim dzikim wybrykiem zburzyli w
jednej chwili wicej, ni ja zbudowaem wasnymi rkami.
- A wic wojna - wyszeptaa Florence.
Cay dzie upyn w takiej samej ciszy, jaka zdawia pierwsze godziny
poranka. Bramy Tarrangolle pozostay szczelnie zamknite. Nie wida byo
adnego ruchu. Nogara milczaa.
Nawet ludzie Ibrahima woleli nie opuszcza obozu. Przycupnwszy markotnie
w cieniu drzew ub domw, obracali w doniach bro i co chwila na nowo j
czycili. Milczenie sprawiao bl. adna z kobiet ani adne z dzieci nie wrcio do
miasta, a zza palisady nie da si sysze nawet jeden mski gos. Gdy zaszo soce,
ciemno w par minut spowia ca okolic. Florence wci dziwi brak stopniowo
zapadajcego zmierzchu. Midzy dniem a noc nie istnia aden stan poredni, tak
byo zreszt ze wszystkim w tym osobliwym kraju.
Dzisiejszego wieczoru owo nage przejcie dnia w noc przypominao zy omen,
niepokojce przeczucie. Tak musi wyglda mier" - pomylaa Florence.
Trzymaa Sama za rk. Oboje leeli na angarepie i czekali. Krew krya
wolniej w ich yach, oddychali ostronie. Nie zaszczeka ani jeden pies, nie zawya
adna hiena, cykady po cichu ukryy si w krzakach. Czu byo ciar w powietrzu.
Florence patrzya na Sama. Jego oczy lniy, odbijajc w swym blasku ar
tlcego si ogniska. W pewnej chwili ogie si podnis, ale zaraz

znw pochylil si i skurczy. Raptem Florence poczua, e marznie. Czy


przyczyn bya gorczka, czy te nagy wiatr, ktry niespodziewanie si zerwa?
Tak zimnego wiatru nigdy do tej pory nie czua. Skd si wzi?
- Tam - odezwa si Sam i usiad. - Zaczyna si.
Musia poczu na skrze wibracj bbnw, bo dopiero po niedugiej chwili na
stepie odezwao si niskie, grone dudnienie nogary. Tylko trzy krtkie uderzenia,
pniej znw trzy i jeszcze raz trzy. Brzmiay jak wyrok.
-To znak do ataku - stwierdzia Florence i rwnie usiada. Sam obj j od tyu
ramionami i opar gow na jej karku.
- Tak - odpar zwile. - Czy mwiem ci ju, e ci kocham?
- Moesz mi to stale powtarza i nigdy nie bd miaa do - odpowiedziaa.
Rozemia si i pocaowa j.
- Kocham ci. Jeeli dzisiaj umrzemy, to przynajmniej si kochalimy. Mocniej
ni wielu innych ludzi bdzie kochao kiedykolwiek w yciu.
Uja go za rk. Na wargach czua ciepo jego skry.
- Gdzie ty, tam i ja - szepna jak zaklcie.
Skin gow i z kabury przytroczonej do pasa wycign pistolet. Bro leaa
teraz na angarepie, obok jej uda.
- Umr dla ciebie - odezwa si ochrypnitym gosem, ledwo moga dosysze
jego sowa. Poczua jego palce przeczesujce jej wosy. Zawaha si, nim znw si
odezwa. - Nie mamy szans, jeli Commoro zwoa wszystkich swoich wojownikw.
- Mamy do kul? - spytaa, biorc do rki bro. Rozemia si sabo.
- Celnie strzelasz, Florence. Wystarczy jedna. Nie chc, eby wpada im w rce
ywa, rozumiesz?
Spojrzaa na niego. Otaczaa go noc. Za chwil Sam si w niej rozpynie, pjdzie
do Ibrahima i jego ludzi. Nogara innych plemion Latuko odpowiadaa wanie swej
siostrze w Tarrangolle. Z poudnia i z pnocy dobiegao z sawanny takie samo tpe
dudnienie. Cay kraj szykowa si do wojny.
- Adieu - rzuci jeszcze raz Sam, a jego gos zmiesza si z omotem bbnw. W
tym osobliwym brzmieniu zamknite byo ich ycie. Jeszcze raz j pocaowa.
Przymkna oczy i skina. Mia racj. Wystarczya jedna kula. Dobrze strzelaa.
Sam znik w ciemnociach.

Pniej wstaa i zabraa si do pracy. Nie, nie wpadnie w apska Latukw ywa
ani martwa!
Noc mi sprzyja - pomyla Sam. - Noc jest moim sprzymierzecem".
Odchodzc od angarepu, zmusi si, by nie patrze wicej na Florence, mimo e
niczego bardziej nie pragn. Jeszcze raz zobaczy jej twarz. Upewni si, e ich
historia, spotkanie i wsplne ycie nie byy jedynie snem. Opar si przemonej
pokusie.
Sprzed wejcia do chaty zabra angielsk flag. Materia smtnie zwisa w
bezwietrznym powietrzu nocy. Nie bya cika. Prowadzia go na wojn.
Pobieg do chat Turkw, midzy ktrymi biegali w panice Ibrahim i jego
przeraeni ludzie. Powietrze nioso ich krzyki i nawoywania jak cikie fale.
Raptownie za palisad Tarrangolle znw rozleg si pomruk nogary i wszystkie
gosy w obozie zamilky.
- Baker efendi, oni porozcinaj nam brzuchy i napeni nasze ciaa piaskiem!
Jutro rano nasze koci bd leay przed bramami Tarrangolle, tam gdzie le
wszyscy, ktrzy zginli w walce! - zawoa Ibrahim, podbiegajc do Sama, ktrego
wanie dostrzeg. - Do diaba, za tymi bramami czyha mier. Dlaczego ci
posuchaem?
Zapa Sama za rami i potrzsn nim. Sam jednym ruchem uwolni si z
ucisku Ibrahima.
- Niezalenie od tego, co na nas czeka za bramami, razem mamy wiksze szanse
na przeycie.
Ibrahim popatrzy na niego i zmarszczy czoo. Wok niego toczyli si
miertelnie przeraeni ludzie.
- Co masz na myli? - spyta.
Sam unis rami i wbi drzewce angielskiej flagi w such ziemi. Kilka razy
nim obrci, upewniajc si, e stoi prosto i mocno si trzyma.
- Ustaw tu tureck flag, obok angielskiej, eby wszyscy widzieli, e walczymy
rami w rami. Postaw strae na wszystkich kracach obozu i ka swoim ludziom
obserwowa drog prowadzc z Tarrangolle do obozu.
Nogara znw si odezwaa. Trzy razy. Sam widzia, e Ibrahim wci si waha.
Na jego czole zauway pereki potu.
- No i na Boga albo na Allaha, ka bi w bbny! Gono i zdecydowanie. Niech
to diabli, nie pozwolimy, by te dzikusy napdziy nam strachu! Gdy ustawimy si w
szeregach i z Tarrangolle poleci pierwsza strzaa, ka

podpali chaty. Przepchniemy je do Tarrangolle. Miasto jest zbudowane ze


szlamu i somy, zajmie si jak chrust po dugiej suszy. Ha, to dopiero bdzie
ognisko!
Ibrahim skin. By tak blady, e Sam si obawia, by Turek nie zwymiotowa na
czubki wasnych butw. Jednake Ibrahim si odwrci, unis rk i zacz
wydawa rozkazy.
- Bijcie w bbny! Bez przerwy! Zajmijcie pozycje! Syszelicie, co powiedzia
efendi. Macie we wszystkim sucha jego rozkazw.
W tej chwili Sam poczu, e kto cignie za brzeg jego kurtki. Zerkn w d i
zobaczy Saada.
- Sitt mnie przysya. Kazaa przekaza, e jest gotowa.
- Jest gotowa? - powtrzy Sam. Nie rozumiem - pomyla. - Nie chc
rozumie".
Saad skin i si rozemia.
- Tak, patrz, efendi.
Sam si odwrci i spojrza w kierunku, ktry Saad wskazywa mu palcem.
W ciemnoci midzy jego obozem a obozem Ibrahima pony pochodnie.
Zobaczy Florence, ktra na kolanach rozwijaa na ciece wielkie bawole skry.
Nad ni sta Richaarn, potny jak noc, jak bastion odpierajcy jej strach.
Wykonywa polecenia Florence z waciwym sobie spokojem, stanowicym
nieodczn cz jego olbrzymiego jestestwa. Wykada w rzdach amunicj,
butelki z prochem strzelniczym, szmaty, otwiera pudeka z nabojami. Wreszcie
Sam dostrzeg, e Florence kazaa rozoy wzdu cieki ca bro, ktr starannie
przechowywali w chacie. Wszystko wygldao bardzo porzdnie. Przygotowane do
walki.
Na widok wyrazu twarzy Sama Saad kiwn z zadowoleniem gow.
- Sitt jest gotowa - powiedzia raz jeszcze.
W gosie chopaka Sam usysza dum i mio. Skin. Tak, Florence bya
gotowa.
Mijaa godzina za godzin. Syszeli gos bbnw z obozu Ibrahima,
zaguszajcy dudnienie z drugiej strony palisady, z Tarrangolle. W yciu nie
usysz ju niczego innego ni te bbny - pomyla Sam. - A jeli nawet, to i tak
nigdy nie zapomn ich brzmienia". Na niebie pokazay si cienkie nitki ciemnego
fioletu. Prawdopodobnie dochodzia szsta, zblia si wschd soca. Byo
ciemniej ni zwykle, moe za spraw chmur? Sam nie potrafi tego na razie oceni.

Dziwnym trafem bitwa w promieniach dziennego wiata wydawaa si mniej


grona.
Przed bramami Tarrangolle wci stali zebrani ludzie Ibrahima. Na palisadach
Sam dostrzeg wodza Commor w towarzystwie wojownikw. Kady z nich trzyma
wysoko nad gow rozpalon pochodni. wiato pomieni upiornie znieksztacao
ich wymalowane twarze.
Na chwil zapada cisza. Sam zobaczy, e Commoro podnis rce i gboko
wcign powietrze. Napi minie na szerokiej piersi oraz cigna na ramionach,
ktre odznaczay si wyranie, upodabniajc go do statui boga. Wojownicy byli
nadzy, lnice ciaa pomalowali w czerwone barwy wojenne, a ich twarze paay
dz walki i pragnieniem ucieczki od suszy. Powrzaskiwali i niecierpliwie dreptali
w miejscu.
Commoro wyda gony, przejmujcy okrzyk, dugi i przeraajcy. Sam poczu
na ramionach gsi skrk, a wosy na karku stany mu dba. Okrzyk nis z sob
danie krwawej ofiary. W otwartych ustach Commory poyskiway zby, ktre
wyglday na opiowane. Blizny na jego skroniach, policzkach i szyi sprawiay
wraenie wieych ran. Sam przekn lin. Ten mczyzna by zwierzciem,
wspaniaym dzikim zwierzciem. To godny przeciwnik, mier z jego rki bdzie
atwiejsza do zniesienia. Commoro wznis kolejny okrzyk.
Teraz. Ten krzyk wypowiedzia nam wojn. Oznajmi, e wszyscy musimy
zgin. Zaraz wyleci pierwsza strzaa, trafi mnie, wbije si w moje ciao i zabije".
Sam zamkn oczy.
Nogara znw si odezwaa, turecki bben odwanie stawi jej czoa.
Co trafio go w skr z krtkim wistem, przypominajcym raczej kul ze
strzelby. Usysza szum i poczu uderzenia na swym nagim ramieniu. Ciepe i
wilgotne. Pomaca rk, spodziewajc si dotyku ciemnej, kleistej krwi. Nie czu
blu. Jeszcze nie" - pomyla. Unis palec do ust i poliza pyn. To nie bya krew!
- Woda! - wyszepta. - Ibrahimie, to woda! Pada! - zawoa, przekrzykujc gosy
i dudnienie bbnw.
Teraz wyranie sycha byo szum i plaskanie kropli wody, gaszcych pomienie
wojny i nioscych ycie. Deszcz pada i pada, zmywajc wszelki gniew i nienawi.
Mczyni spojrzeli na siebie i Commoro znw zawy. Ale tym razem by to
okrzyk radoci, dumy i triumfu.
Ibrahim rzuci si Samowi na szyj i ucaowa go w policzek.

- Deszcz! - zawoa sowo, ktre natychmiast podjli wszyscy dookoa.


Wydobywao si ze wszystkich garde, ze wszystkich stron.
- Deszcz! Deszcz! Deszcz!
Wojownicy z Tarrangolle podjli rytm nawoywania i odrzuciwszy wcznie,
poczli podskakiwa i taczy.
Ludzie Ibrahima strzelali w powietrze salw za salw, a zamk im proch.
Commoro dalej sta na grze, na palisadach swojego miasta, wycigajc do nieba
mocne ramiona. W rkach wci trzyma pochodnie, zawzicie opierajce si
deszczowi. Sam widzia, jak wielki wdz coraz szerzej otwiera usta przypominajce
przepacisty wwz Ellyrii i odchyliwszy gow na kark, apie w nie krople deszczu.
Pi deszcz, ktry pozwoli mu przey.
By Commor, bogiem deszczu. Speni swj obowizek.
- Sam! - usysza gos Florence.
Poczu na ciele ucisk jej ramion. Poczu, jak wciga go w taniec, i przypomnia
sobie pierwszy deszcz, ktry przeyli wsplnie w Afryce. Pamita, jak kochali si
w bocie, niemal namacalnie czujc wiey przypyw ycia.
- Pada, pada! Popatrz tylko! Pada! - miaa si, a po jej policzkach obok kropli
deszczu spyway zy. - yjemy, Sam, yjemy - szeptaa w jego ramiona, a
tymczasem woda zalewaa im uszy i spywaa po karkach za konierze koszul,
pyna po plecach i wlewaa si do butw, napeniajc je i wylewajc si na
nogawki spodni. Pochodnie zgasy z sykiem. Deszcz zala ogie. Napierajca ciana
wody zamkna im pole widzenia, ale razem z deszczem na nowo narodzia si
przyszo.
- Wyruszymy, gdy skoczy si pora deszczowa. Zosta nam ostatni etap
podry. Ludzie z plemienia Kamrasi, czekajcie na nas, przybywamy! - wyszepta
Sam do jej ucha.
Poczu jej skinienie, cho nie mg go dostrzec. By trzydziesty dzie kwietnia.
To bdzie mj ostatni deszcz w Afryce" - obieca sobie Sam. Po czternastu dniach
marszu powinni dotrze do Nilu Wiktorii. Rzeki, na ktrej drugim brzegu leao
miasto krla Kamrasiego. Miasto, ktre od tajemniczego jeziora Luta N'zige dzielio
dwadziecia dni podry. W sumie trzydzieci, moe czterdzieci dni, ktre miay
zadecydowa o jego losie.
Florence przytulia si do niego mocniej. Przycign j do siebie i razem z
innymi zacz taczy i podskakiwa w potokach rzsistego deszczu zalewajcego
wszystko, co spotyka na swej drodze. Wkrtce

nadejdzie maj pomyla jeszcze. - Wkrtce wszystko si zacznie. Ju


niebawem".
Owo wkrtce" wcale nie nadeszo tak prdko, jak Sam si spodziewa. Nasta
grudzie, gdy deszcz wreszcie usta, a rzeki opady i znw mona byo przej przez
sawann. Plony dojrzeway. Florence prbowaa wszystkiego, co przynosiy jej
kobiety z plemienia, midzy innymi wielkich zielonych owocw, w ktrych spora
pestka otoczona bya janiejszym miszem. Smakowa jak zdrtwiae stopy.
Kobiety Latuko miay si i usioway wytumaczy Florence, e powinna
smarowa miszem skr, eby staa si delikatniejsza.
Florence nie moga znale wygodnej pozycji na wole, chocia na wszelkie
sposoby prbowaa zgina i podkurcza nogi. Zwierz miao szeroki grzbiet,
jednake mimo dywanu, ktry Saad wsun jej pod siedzenie, Florence nie potrafia
znale na nim ani jednego mikkiego miejsca. Sam da jej zwierz, ktre ze
wzgldu na chudo przechrzci! z kotleta" na gnata".
- Wszystko w porzdku? - zapyta Sam, odsuwajc do tyu kapelusz, by mc na
ni spojrze. W opuci raptownie gow i Florence o mao nie zsuna si midzy
jego dugie rogi. Skina.
Niebawem wstanie soce. Powietrze byo wiee, oczyszczone deszczem
padajcym ostatniej nocy. Zamierzali przeprawi si odziami na drug stron Nilu
Wiktorii. Nilu wypywajcego z olbrzymiego jeziora odkrytego przez Speke'a, z
Jeziora Wiktorii, a pniej gincego gdzie w kierunku poudniowo-zachodnim.
Chcieli pj z jego biegiem. Mieli przed sob pierwszy dzie podry, ktra miaa
ich doprowadzi do Kamrasiego.
- Czy moemy rusza? - zapyta Sam i pooy do na jej ydce. Florence
zagryza wargi.
-Wszystko w porzdku, ruszajmy! - zawoaa. Sam unis rk; mimo
przyjemnego chodu wczesnego poranka mia na czole pot. Rozjanio si, ale dzie
by nadal blady. Soce nie zdyo jeszcze doj do zenitu, pozwalajc ludziom na
chwil spokoju.
Florence wiedziaa, e po niadaniu Sam pokn ostatnie dziesi ziaren
chininy. Dugo je oszczdza, skrywa niczym skarb, tak jak Sulejman, ktry chowa
pod materacem sakiewk ze zotem. Lecz ten dzie wart by powicenia ostatniej
dawki lekarstwa. Dzie, w ktrym wyruszali.

- Naprzd, ludzie, naprzd! - zawoa Sani, uderzajc szpicrut kocistego wou


Florence. Poczua, e zwierz drgno i ruszyo przed siebie. Kilka razy
nieprzyjemnie ni zakoysao, a w kocu udao jej si znale wsplny rytm ze
zwierzciem. Prawie taka sama jazda jak na wielbdzie" - pomylaa.
- Kamrasi, jedziemy do ciebie! - zawoa Sam jadcy na Filfilu i razem z
Florence zaj miejsce na czele karawany. Za nimi poda Ibrahim z czterdziestoma
ludmi. Reszta zostaa w Tarrangolle, gdzie mieli zaj pozycje.
Commoro wyszed razem z caym swym narodem, by si z nimi poegna.
- Dzikuj za wszystko, wielki Commoro - powiedzia Sam. Wdz spojrza na
Florence, a pniej odpowiedzia:
- Uwaajcie na siebie. ycz wam, bycie znaleli swoje jezioro.
- Dzikuj - odpara Florence.
Commoro rozemia si swoim wolnym, podstpnym miechem,
zapowiadajcym jak niespodziewan, wyjtkow myl.
- Waciwie nigdy mi nie powiedziae, po co chcesz je odnale. Co zamierzasz
z nim uczyni, jak je znajdziesz? Czy jezioro warte jest tych wszystkich trudw?
Gdy po godzinie Florence si obejrzaa, Tarrangolle rozmyo si gdzie wrd
bezkresnej sawanny. Otaczay ich wszystkie odcienie szaroci, brzu i zieleni, z
ktrymi pozostawione w oddali miasto si zlao, podobnie jak towarzyszce im
zwierzta. Florence skierowaa przed siebie wzrok i myli. Minione miesice
spdzone w Tarrangolle byy okropne, naznaczone gorczk i robactwem.
Karaluchy dugie na palec byy dosownie wszdzie, po prostu wszdzie. W chacie
midzy nogami ludzi biegay szczury. Sam prbowa otru je arsenem. Stworzenia
zdychay w dziurach, a ich rozkadajce si szcztki wydzielay potworny smrd. Za
to teraz nareszcie jechali do krlestwa Kamrasiego, ktry mia im umoliwi podr
do jeziora Luta N'zige, musia im j umoliwi! Sam odwrci si do niej.
- Dzi wieczr na kolacj obiecuj ci zup z antylopy i wykwintny antrykot z
gnu! Ju dzi wieczorem, wytrzymaj.
Florence przytakna. Gdyby zdoaa zebra tyle si, by by w stanie myle o
najbliszym wieczorze, wwczas mogaby myle o jutrze i o caym dalszym yciu.

Gdy opucili krain Latukw, krajobraz diametralnie si zmieni. Rwnina bya


szeroka jak bezkresne morze, na ktrym uczynne pagrki tworzyy mniejsze i
wiksze fale. Nie byy do wysokie, by zasania widok, lecz dokadnie takiej
wielkoci, e stanowiy mie urozmaicenie dla oka. Nie byo drzew, jedynie niskie
palmy; wrd nich znaczya si cieka, wyranie wydeptana przez ludzi, ktrzy nie
byli badaczami ani handlarzami. Rozoyli si na odpoczynek u stp wzniesienia,
obok mokrada, z ktrego mogli zaczerpn wody. Nigdzie nie znaleli chrustu ani
odchodw zwierzt, z ktrych mogliby zrobi ognisko. Florence burczao z godu w
brzuchu, wic zaja si uciem rzemiennego paska, co pozwolio jej zasn.
Obietnica zupy z antylopy i antrykotu z gnu pozostaa jedynie wspomnieniem. Jej
skra bya napita i caa si kleia. Zatsknia za zielonymi owocami, ktrymi
nacieray si kobiety z plemienia Latuko.
Nastpnego ranka, gdy si przebudzili, cieki nie byo wida. Nie mogli jej
odnale. Pewnie noc stratoway j sonie, poniewa przecinaa ich wasny,
tajemniczy szlak.
Sam westchn. Przez chwil si zastanawia, po czym wyda rozkaz:
- Podpalcie sawann. Dziki temu bdziemy mieli dobre pole widzenia.
Ogie zapalczywie wgryza si w suche trawy, przeskakujc z kpy na kp, i w
krtkim czasie przemieni nizin w obraz pieka. Powietrze rozgrzane ogniem
uderzao w nich falami niczym ciany. Niebo zasnuo si dymem i chmurami
drapienego ptactwa. Myszoowy i zimorodki napaday na roje pszcz,
chrabszczy, motyli i termitw wylatujcych z mokrade w ucieczce przed
pomieniami. Widok budzi przeraenie, a jednoczenie by urzekajcy.
- Mj Boe - usyszaa szept Sama Florence - tak musi wyglda pieko.
Wybacz, ale musiaem to uczyni. Jak inaczej znalelibymy drog do Kamrasiego?
Nastpnego ranka wszyscy tragarze zapadli si pod ziemi. Korzystajc z
utorowanej drogi przez sawann, uciekli do swoich wiosek. Ibrahim tylko wzrusza
ramionami.
- Nie, nic nie syszaem. Ci ludzie poruszaj si jak we w trawie, jak ptaki w
powietrzu. Co mona zrobi, efendi? Nic. - Markotnie wzruszy ramionami.

Nie mia wyjcia, musia i naprzd razem z Samem. Ostatnimi czasy zaniecha
polowania na nowe zdobycze, wierzy bowiem w obietnice bogactw w krainie
Kamrasiego.
- Wylij swoich ludzi, eby zacignli nowych tragarzy. Sami nie damy rady powiedzia w kocu, a nastpnie podnis z ziemi zwglon ga i zacz j u.
Florence widziaa, jak Sam powid wzrokiem po bagaach. Z czego mogli
zrezygnowa? Co mog zostawi?" - To pytanie wyranie byo wida w jego
oczach.
Jego wzrok zatrzyma si na jakim przedmiocie lecym wrd bagay. Na
duej, nieforemnej paczce.
Florence przestraszya si i pokrcia gow.
- Nie, Sam, nie to. To ostatnie wspomnienie wygodnego ycia - zaoponowaa.
Sam by nieugity.
- Przykro mi, Florence. Kto miaby to nie? Jest za cika. Ta wanna jest odlana
z masywnej miedzi. Musimy j zostawi - zdecydowa. Nagle si zawaha. - Wybacz
mi, ale ona nie jest nam niezbdna - powtrzy.
Gdy wyruszyli, miedziane naczynie skrzyo si w socu. Florence ostatni raz
obejrzaa si za siebie, wanna za mrugna do niej z oddali, zaamujc promienie
soca i rozszczepiajc je na tysice byskw. Jakby na drog do krla Kamrasiego
przesaa jej sekretn wiadomo alfabetem Morse'a z migajcych wietlnych
ognikw.
Droga do Kamrasiego - pomyla Saad. - Droga do Kamrasiego sama nas
znajduje. Kamrasi nie nazwa swego kraju Unioro, lecz Quanda. Brzmi podobnie do
Ugandy, o ktrej wspomina Speke". Kamrasi wada jeziorem. Jeli uda im si do
niego dotrze, wwczas w ich yciu nareszcie zapanuje spokj. Luta N'zige powtarza nieraz cicho przed zaniciem. - Luta N'zige. Co si pniej ze mn stanie
- zastanawia si. Czy sitt odwiezie mnie z powrotem do Chartumu i tam mnie
zostawi? Nigdy! Nigdy by tego nie zrobia. Nigdy nie chc tam wrci. Wolabym
umrze. Nie, niech sitt zabierze mnie z sob do Anglii. Bd jej tam suy tak samo
wiernie jak tutaj" - obieca w mylach.
- O czym mylisz? - usysza pytanie.
Odwrci gow i zobaczy siedzc obok niego niewolnic Bacheet.
- Myl o drodze do krla Kamrasiego, ktr macie nam wskaza razem z
przewodnikiem.

Bacheeta rozemiaa sie i podrapaa blizny, biae prgi na ciemnej nagiej skrze,
ktre tamtej pamitnej nocy Saki z Bellalem wycili na jej ciele. Ukszenia
korbacza nie dao si zapomnie.
- Chyba nie wierzysz w to, e zaprowadzimy efendiego do krla Kamrasiego? zapytaa z przebiegym umiechem.
- Nie? - zapyta po prostu, bo ze zdumienia nic innego nie przyszo mu do gowy.
Bacheeta pokrcia gow i popatrzya na niego ze wspczuciem.
- A kt chciaby si dosta do Kamrasiego? Czy wiesz, co on robi z takimi
maymi chopcami jak ty? Zjada ich na niadanie - oznajmia, po czym otwara usta
i wymownie kapna biaymi zbami. - Chaps i tyle! - Rozemiaa si znowu i
dugimi palcami przejechaa po swoich wenistych wosach. - Nie, zaprowadzimy
was do krla Riongi, brata Kamrasiego rzdzcego ssiednim krajem. Obaj
nienawidz si do szpiku koci. Ale w plemieniu Riongi yje mj m i dzieci. Chc
wrci do domu - zakoczya.
Saad ciszy gos.
- Ale Bacheeto! Wiesz przecie, co Speke powiedzia efendiemu. W adnym
razie nie wolno nam najpierw pojecha do Riongi. Wtedy Kamrasi nas nie przyjmie
i nie bdzie chcia nam pomc!
Bacheeta przytakna.
- Wiem - powiedziaa sennie. - Ale c mog zrobi? Chc do domu, do ma i
dzieci.
Saad jej si przyjrza. A wic wczeniej efendi uratowa jej ycie, ona za w
podzice tu przed osigniciem celu zamierzaa go zdradzi!
- Dlaczego mi o tym mwisz? - zapyta j, stojc ju na nogach. Soce zeszo
niej i pierwsze moskity unosiy si nad bagnami mccymi pikno szerokiej
rwniny niczym rany chorego na trd.
- Przecie jeste jednym z nas, prawda? - spytaa i te si podniosa. Saad bez
sowa odwrci si do odejcia.
Bacheeta zostaa przy bagnie. Uklka i nachylia si, by zaczerpn wody. Saad
sysza, jak zaintonowaa jak piosenk. Znw bd musia porozmawia z
efendim w jego namiocie, jak mczyzna z mczyzn" -westchn w myli.
Rozprostowa wte ciao i zobaczy wyaniajcy si przed jego oczami obz.
Podrowali do dziesiciu godzin dziennie, nie pozwalajc sobie na dusze
chwile odpoczynku. To, co z daleka wygldao na pask, gocinn

rwnin, w rzeczywistoci okazao si pasmem grzzawisk, staww i


niewielkich rzek. Dotarszy do rozlegego trzsawiska, Florence musiaa zsi ze
swojego wou. Wok wody i bagien rosy wysokie drzewa, ktre rzucay na
podrnych troch oywczego cienia. Woy z cikim adunkiem na grzbietach
wzdragay si przed przejciem przez mokrada. Nie pomagay razy ani adne
krzyki, zachty ani obietnice.
- Rozadowa bagae! - usyszaa komend Sama Florence. Wszystkie pozostae
paczki zostay zapakowane na angarep, ktry dwunastu ludzi Ibrahima przenioso
przez bagno.
- A teraz sittl - rozkaza Sam i da jej znak, by ona te wesza na angarep.
Mczyni pomrukiwali z niezadowoleniem. Byli zmczeni po dugim,
wyczerpujcym marszu. Florence si zawahaa. Sam skin rozkazujco, tote
wreszcie usiada na angarepie. Mebel z ciemnego tekowego drewna zosta
podniesiony za cztery krtkie nogi. Zakoysa si. Mczyni zaklli.
- Sitt jest za cika - sarkn jeden z nich.
- Nie moemy jej nie! - woali.
Florence poczua, jak angarep si przechyli i krzykna. Mczyni postawili
oe na twardej ziemi.
- Za cika? - rozjuszy si Sam. - Sitt jest za cika? Na Boga, co z was za
sabeusze? Sam mog j przenie.
- W takim razie zrb to - odpar spokojnie Ibrahim.
- Niech i tak bdzie... - podwin rkawy, a nastpnie uklk. -Wsiadaj, Florence.
Stana za nim, obja go rkami za szyj, po czym usiada mu na plecach i
owina nogi wok jego pasa. Sam ruszy przed siebie, w sam rodek
zdradzieckiego trzsawiska. Gsta woda pokrya szlamem jej rk, wjednej chwili
boto przykryo jej skr.
Sam stkn. Wiedziaa, e to nie z powodu jej ciaru. Po gorczce, ktr
przesza w Tarrangolle, zostaa z niej jedynie skra i koci. On natomiast nie dalej
jak wczoraj musia cztery godziny odpoczywa, by przezwyciy atak gorczki.
Komu zamierza cokolwiek udowadnia?
- Do diaba! - zakl. Zgi si i zapad si gbiej w szlamowate podoe.
Florence usyszaa planicie. Bagno na nich czekao. Oboje stracili rwnowag.
- Sam! - krzykna i w tej samej chwili poczua w ustach silny, przywoujcy
mdoci smak muu. Woda wypenia jej gardo i nozdrza. Poczua pijawki
wczepiajce si w jej nagie przedramiona i z caej siy wal-

czyla z wsysajcym bagnem. Wreszcie udao jej si wynurzy, zaczerpna


powietrza i zobaczya obok siebie Sama z twarz czerwon z wysiku. Unosia si
koo niego na powierzchni grzzawiska z wycignitymi na boki koczynami,
bezradna niczym aba.
- Nie mog si ruszy! - zawoa. Z kadym ruchem, ktrym prbowa si
uwolni, zdawa si gbiej zapada w mu.
Florence popatrzya w stron drugiego brzegu, na ktrym leay ju w kupkach
ich pozostae bagae, brudne i poszarpane. Ludzie Ibrahima rozwinli lin i rzucili
w ich kierunku. Sam pierwszy sprbowa j zapa, wycigajc drug rk w jej
stron.
- Chod - stkn, a jego gos by bezsilny, jakby wydawa ostatnie tchnienie.
Spojrzaa na jego twarz. Mia zapadnite oczy, okolone ciemnymi obwdkami.
Niespodziewanie si umiechn. - Dobra zabawa, prawda? - zapyta i przycign j
do siebie, po czym oboje, trzymajc si liny, zostali wycignici z bagna. - Moe
przejdziemy z powrotem na drug stron i sprbujemy jeszcze raz?
Nim zdya odpowiedzie, poczua pod nogami tward ziemi. Palcami stp
wpia si w mul, a zaboconymi, obolaymi rkami chwycia mocno lin, z ca si,
jaka jej jeszcze pozostaa. Wtedy bagno ich wypucio, wydajc ostatnie
rozczarowane mlanicie.
Dobrnwszy do brzegu, Florence pooya si nieruchomo na plecach i
zamkna oczy. Mimo to przez zamknite powieki widziaa roztaczone cienie
kolorowych sonecznych plam. Sam przystawi jej do ust dzban z tykwy i pozwoli
pi. Delikatnie wykrca pijawki z jej ciaa, nucc po cichu piosenk. Florence
suchaa w milczeniu i oddychaa gboko. Gdy odzyskaa siy, zacza si mia.
Skrcaa si ze miechu tak, e rozbolay j boki. miaa si do rozpuku, a wicej
nie moga.
Na ten widok Ibrahim, ktry tymczasem przenis przez bagno ostatni paczk i
obejrza woy w poszukiwaniu uksze i ran, pokrci jedynie gow.
-To nic innego jak tylko gorczka. Efendi, z sitt jest niedobrze -oznajmi.
Florence jeszcze bardziej zachciao si mia.
- Twoja skra pachnie botem - powiedzia cicho Sam i przejecha czubkiem
jzyka po jej ramieniu.
- Gdyby nie zostawi mojej wanny, mogabym si umy. Ale tak...
- nie dokoczya zdania, bo przykry ustami jej usta. Wargi mia suche,

spkane, ale mimo ich szorstkoci Florence czua wszystko, co kiedykolwiek


pragna w yciu poczu.
Odwzajemnia pocaunek, powolny i ostrony, jednoczcy ich oddechy. Naraz
wydao jej si, e jej cae ciao unosi si ku niemu. Ku niemu, ktry ju na ni
czeka, ktry zawsze bdzie na ni czeka. Czua kad czstk siebie, kad czstk
jego i dobrze wiedziaa, co oznaczao to wyostrzenie zmysw. Zbliaa si
gorczka. Chwyci ich w szpony, a pniej, po trzech, moe czterech dniach
wypuci, zostawiajc wycieczonych w zudnym wraemu zdrowia. Wiedziaa, e
powinni odpocz, ale byo jej wszystko jedno. Nie obchodzio jej, czy teraz tutaj z
Samem roztrwoni reszt swoich si. Po raz pierwszy od dawna znw poczua w
sobie pragnienie mioci. Pragnienie, by jeszcze raz wzajemnie do siebie naleeli,
jak pierwszego dnia, przed prawie szecioma laty, nie baczc na chorob i wojn.
Skra obojga bya gorca, gdy Sam si na ni wsun. Przekrci si na bok, a ona
zarzucia nog na jego poladek i otworzya si dla niego. Jej biodra zrobiy si
mikkie, zapraszajce. Pooy donie na jej piersiach, gadzi jej ramiona, plecy i
kolana. Ich ciaa zjednoczyy si cicho i gboko. Zatonli w sobie niemal bez ruchu.
W ich mioci bya blisko i ufno, obietnica, ktra przybliaa si i oddalaa, a w
kocu zostaa, taka jak miaa si speni i trwa na wieczno. Florence wiedziaa o
tym. Chciaa y. y dla niego.
Sam wsta z angarepu. Musia chwil odczeka, bo od nagego ruchu zrobio mu
si sabo. Krcio mu si w gowie i oczy odmawiay posuszestwa. W jego nozdrza
buchn ostry zapach skr leopardw, zmieszany z dymem z ogniska tlcego si
kilka krokw dalej. Bya noc. Na bezchmurnym niebie wieci paski krek
ksiyca. Czy kiedykolwiek widzia tyle gwiazd, tak wyrazistych jak dzisiejszej
nocy? Nad jego gow migny dwie spadajce gwiazdy i spony porodku biaego
krgu, ktry co noc podziwia na czystym afrykaskim firmamencie. Zmruy oczy i
spojrza w gr. Prbowa rozpozna gwiazdozbiory wok spadajcych piknoci.
Kanopus jest dobrze widoczny" - pomyla.
Zerkn na Florence, zagrzeban w skrzanych derkach. Rozpuszczone wosy
spaday pasmami na jej ramiona i na czoo. Zauway sice pod oczami, wystajce
koci policzkowe, podkrelone przez gorczk i wychudzenie.
Chciabym na zawsze zatrzyma t chwil - pomyla. - Byoby cudownie,
gdybym nie musia jecha dalej ani wraca".

Pniej popatrzyl w strone ogniska, przy ktrym siedzia przewodnik pogrony


w cichej rozmowie z Bacheet. Musia posuwa si naprzd, nic mia zudze.
Poprawi pasek u spodni i wsun za niego koszul. Wreszcie poczu si gotowy
na wszystko, co mia przed sob. Na to, co po rozmowie z Saadem musia teraz
zrobi. Wolno podszed do pary przykucnitej przy ognisku. Uklk obok nich.
Zginajc kolana, poczu w kieszeni spodni ucisk mapy, ktr Speke naszkicowa
podczas ich spotkania.
Wodospady Karuma i przejcie do kraju Kamrasiego byy na niej oznaczone na
wschd od Kanopusa. Dokadnie pod t gwiazd miao lee krlestwo jego
znienawidzonego brata Riongi, przed ktrym Speke go przestrzega. W adnym
razie nie wolno mu byo wej na terytorium Riongi!
Rozmowa Bacheety z przewodnikiem urwaa si.
Przez chwil Sam trzyma donie nad gorcym arem, jakby chcia si jedynie
ogrza. Zauway, e przewodnik si odpry. Wsplne spogldanie w ogie
czyo ludzi, Sam o tym wiedzia.
Westchn i odchyli do tyu gow, by jeszcze raz popatrze w niebo. Kanopus
przecina poudnik dokadnie tak, jak Sam si spodziewa.
- Zimna noc, nieprawda? - zagadn.
Oboje przytaknli w milczeniu i wymienili spojrzenia.
- Ile dni podry dzieli jezioro Luta Nzinge od miasta M'rooli w kraju
Kamrasiego? - zapyta, cho dobrze zna odpowied.
- To daleko. Ale nie bardzo daleko - odpara cierpliwie Bacheeta.
- Ile dni podry? - nie dawa za wygran Sam. Kad odlego okrelano
sowem daleko" albo bardzo daleko", a czasem nawet nie za daleko".
- Sze do omiu dni, efendi - odpowiedziaa Bacheeta. Sam skin gow w
zamyleniu.
- Powiedz, widzisz t gwiazd, tam w grze? - zapyta z kolei przewodnika,
wskazujc na Kanopusa.
Przewodnik przytakn.
- Oczywicie, efendi.
- W takim razie patrzc na t gwiazd, gdzie s wodospady Karuma? dopytywa si Sam, przysiadajc w kucki, podobnie jak Bacheeta i przewodnik.
- Tam - umiechn si z dum przewodnik, wskazujc dokadnie w kierunku
Kanopusa, gdzie wedug objanie Speke'a znajdowaa si siedziba krla Riongi,
wroga Kamrasiego. Gdy raz stan na ziemi Riongi,

droga do jeziora Luta N'zige zamknie si przed nimi na zawsze. A tymczasem za


kilka dni dotarliby do krlestwa Riongi!
Sam wzi gboki oddech. Poczu, jak ogarnia go fala gorca, a pniej
zamienia si w strugi lodowatego potu. Zacz dre na caym ciele. Gdyby tylko
udao mu si przey dostatecznie dugo, by zdy odnale jezioro. Przeklta
gorczka! Zebra wszystkie siy i dostrzeg w oczach rozmwcw badawczy bysk.
Bez ostrzeenia chwyci oboje za wosy i uderzy ich o siebie gowami. Raz, drugi, z
ca moc. Rozleg si paskudny zgrzyt. Bacheeta zajczaa z blu, przewodnik
krzykn, prbujc si uwolni. Ale Sam trzyma ich mocno za karki. W kocu
odezwa si cicho:
- Jeli jeszcze raz sprbujecie mnie zdradzi, dokocz dziea, ktre Saki z
Belalem rozpoczli w Gondokoro, zrozumielicie, co powiedziaem? Rzuc was na
poarcie mojemu korbaczowi, jeli nie zaprowadzicie mnie do Kamrasiego i tylko
do Kamrasiego.
Puci ich tak samo niespodziewanie, jak chwyci ich gowy. Gdy wrci do
angarepu, ponownie ogarna go sabo. Wszyscy ludzie, wszystkie barwy i
zapachy docieray do niego goniej, jaskrawiej i ostrzej ni zwykle, a pniej
cakiem zamary, zblaky i rozpyny si w nicoci.
Przypomnia sobie ostatnie dziesi gramw chininy, ktr zuy w Tarrangolle.
- Dziesi gramw - wyszepta i opad na kolana. Jego odek wszcz rebeli, a
pniej zrobio mu si ciemno przed oczami. Nie czu, jak Richaarn podnis go z
szorstkiej ziemi i uoy obok Florence na an-garepie. Florence oddychaa powoli, o
wiele za wolno.
Wielka posta Richaarna sprawia, e noc wydaje si jeszcze ciemniejsza,
pomyla Saad. Widzia, jak mczyzna usiad przy angarepie i owin swe potne
nagie ciao star kraciast derk. Jej krata bya niebiesko--zielona, podobna do
osobliwej spdnicy, ktr efendi czasem na siebie wkada, by wsplnie z sitt zje
kolacj. Richaarn, czarniejszy od nocy, siedzia w kucki przy ou niczym skalny
blok z granitu. Mur obronny chronicy przed wszystkim, co mogoby zagrozi jego
panu. Ramiona, silne niczym nogi modego sonia, splt wok kolan.
Opiowanymi zbami zagryza doln warg.
Saad wiedzia, e w takich chwilach do Richaarna nie docierao nic poza
wasnymi mylami. Potrafi wykluczy z nich wszystko, co dziao si wok niego, i
widzia jedynie to, co chcia zobaczy.

Nad ranom ognisko wygaso. Ale Kichaaru siedzia spokojnie obok angarepu,
nawet na jedn chwil nie spuciwszy z oczu bladej twarzy swojego pana. Tak samo,
jak to czyni przez ca ubieg noc.
Tymczasem Saad dawno zasn, ale Richaarn nie spa. Czuwa cierpliwie i
cicho.
Ruszyli dalej, gdy tylko pozwoliy im na to siy. Pewnego ranka pod koniec
stycznia zostawili za sob gsty las i dochodzili do rzadkiego zagajnika. Florence
wcigna w nozdrza powietrze, rozkoszujc si zapachami. Wilgotne pnie
wydzielay wspaniay, mocny aromat. Licie drzew byy wskie jak sierpy, pokryte
srebrn powiat. Wiatr igra w listowiu i cichy szum wypenia powietrze.
- Co to? - zapytaa, nachylajc si do Sama. Roztara w doni li i zauwaya, e
jej spragniona skra natychmiast wchona oleisty sok.
Sam przysun sobie do nosa jej palec. By wycieczony. Poprzedniego dnia
pad jego w i sam przeszed pieszo przez sawann prawie dwadziecia pi
kilometrw z bagaem na plecach. Mimo to z luboci wcign nozdrzami zapach
lici.
- Eukaliptus - powiedzia. - Jego olejek pomaga przy przezibieniach. Niestety
nie mam kataru, tylko malari.
Florence si rozejrzaa. ciek, ktra kiedy prowadzia przez las, dawno
zarosa gsta, wysoka trawa sigajca ud. Jedyn oznak ycia stanowiy przesieki
wydeptane wrd drzew przez sonie i bawoy. Znw bd musieli podoy ogie,
ktry pozwoli im rozpozna waciwy kierunek. W oddali wznosiy si pagrki,
przy ktrych zamierzali si zatrzyma na odpoczynek.
Obz, ktry rozbili na noc, byl skromny. Rozoyli si na pagrkowatej
rwninie. Byo zbyt ciemno, by mogli si rozejrze po okolicy. Sam upolowa pi
perliczek. Florence wysysaa z drobnych kostek szpik, eby si cho odrobin
wzmocni.
Rano po wschodzie soca wstaa pierwsza. Miaa zdrtwiae koci. Czua si
jak jaszczurka wygrzewajca si w ciepych promieniach. Podesza do ogniska i
nalaa z guerby troch wody, chcc j zagotowa na przygasajcym ogniu. Na
szczcie zostao im jeszcze kilka lici herbaty. Pniej doprowadzia si do
porzdku i objwszy ramionami wychudzone ciao, popatrzya z pagrka na okolic.
Dzie wypenia si yciem, poranne opary z wolna opaday i widoczno
stawaa si coraz lepsza. Z wyjtkiem miejsca na horyzoncie, gdzie ziemia stapiaa
si z chmurami.

Florence zmruya oczy.


Nie, to nie byy opary, tam na horyzoncie. To chmura mgy utrzymujca si nad
ziemi.
Mga? Mga, a przecie opady deszczu dawno ju ustay. Mga! Raptem
zrozumiaa.
- Sam! - zawoaa. Odwrcia si i ruszya biegiem, potykajc si o kamienie w
pobliu ogniska. Zabraa z sob kocioek z gorc wod. Rozleg si brzk i trzask.
Sam zerwa si z posania i bez zastanowienia chwyci za pistolet.
- Sam! Nil! Znw jestemy nad Biaym Nilem! - zawoaa i obja jego nagie
ramiona,
Sam wsta, szybko owin biodra przecieradem i razem z ni odwrci si ku
socu, ktre z wolna zaczynao coraz dotkliwiej przypieka, Na szczycie wzgrza
musieli na chwil zmruy oczy olepione jasnymi promieniami.
- Dotarlimy do kraju Kamrasiego - wyszeptaa Florence. - Udao si, dalimy
rad!
Patrzyli na step, w kierunku nieznonie palcej tarczy i odlegej doliny
wypenionej wieczn, delikatn mg. Tam, gdzie torowaa sobie drog rzeka,
ochrzczona przez Speke'a mianem Nilu Wiktorii.
Zrobio im si ciepo. Za spraw soca czy ich wasnej krwi, ktra zacza
szybciej kry w yach, zwonych porannym chodem?
Tam, na ich oczach, spieniony ywio niezliczonych wodospadw, ktre
pokonywaa potna rzeka, w poczeniu z porannym wiatem przemienia wod w
tcz poyskujc wszystkimi barwami skrzyde kolibrw, rozpit niby most
midzy teraniejszoci i przyszoci.

ROZDZIA 1 4
Grzmot wody zagusza kade sowo. Florence obserwowaa przewodnika, ktry
niezmordowanie unosi i opuszcza rk z maczet, naostrzon o paskie kamienie i
skrzany pas, przecierajc im szak wrd chaszczy. Gdzieniegdzie istniay
pojedyncze wskie przesieki, zapewne wydeptane przez sonie, bawoy i nosoroce,
ale wszystkie gubiy si gdzie w gstwinie.
- Nie moemy straci z oczu Nilu - nakaza Sam. - Idcie w gr rzeki.
Zaprowadzi nas do wodospadw Karuma.
Sam te krok po kroku przedziera si naprzd. Torowa sobie drog w
kbowisku gazi, traw sigajcych jego gowy i pnczy zwieszajcych si z drzew
tak starych jak sama ludzko. Florence zwrcia uwag na wyraz jego twarzy i
niemal si przestraszya malujcego si na niej absolutnego zdecydowania. Nic i
nikt nie powinien prbowa go powstrzyma tak blisko celu. Za wszelk cen
pragn dotrze do jeziora Luta N'zige dla pomnoenia chway swej ojczyzny i
zaspokojenia wasnej ambicji. Florence przeszed dreszcz. Czy uczucie zimna
spowodowane byo niedawn refleksj? A moe chorob albo wysokoci prawie
tysica trzystu metrw, na ktrej si znajdowali.
Spojrzaa w d, gdzie dziesi metrw pod nimi szumia Nil. W tym miejscu
rzeka nie miaa nic wsplnego z ociaym, skaonym, bagnistym Sundem i
straszliwie cuchncym w okresie suszy nurtem, ktry poznaa podczas podry z
Chartumu do Gondokoro. W bezporedniej bliskoci rda, a moe raczej rde,
rzeka bya jeszcze silna i pena nieustraszonej energii.
Osabiony w prychn niezadowolony, gdy Florence przemiecia na jego
grzbiecie ciar swojego ciaa, mimo to wychylia si jeszcze dalej, by mc
podziwia impet wody, ktra po dugich deszczach zabieraa z sob wszystko, co
odwayo si stan na jej drodze. Widziaa swobodnie dry-

fujce pnie drzew budujce zapory w miejscach, w ktrych przyroda ich nie
zaplanowaa. Wkrtce Nil tworzy w tych miejscach wiiy, przeskakujc nowy
wodospad, ktry rozbija jego ciemnogranatow to na bia pian.
Sam odwrci si do niej i podnis do gry jaki dugi, kolczasty przedmiot.
- Co to jest? - zapytaa, wyranie ukadajc wargi, by mg z nich odczyta jej
sowa.
Zbliy si i poda jej rolin.
- Szparagi. Przynajmniej tak samo to wyglda. Dzisiejszego wieczoru bdziemy
je jedli na kolacj, jakem Sam Baker.
Las si przerzedzi. Jakie trzy tygodnie wczeniej tubylcy musieli go chyba
poskromi, podkadajc ogie. Florence rozkoszowaa si wolnym polem widzenia i
swobodn jazd. Tymczasem dookoa odbijay ju nowe roliny i wiea trawa. Za
kilka tygodni wszystko na powrt szczelnie zaronie.
Raptem przewodnik si zatrzyma i odwrci si do nich z pospn min.
- Za najbliszym zakrtem zaczynaj si wodospady Karuma i krlestwo
Kamrasiego, tam was opuszcz - oznajmi.
Sam skin gow. Florence zauwaya, e zerkn w kierunku Bacheety, ktra
sza daleko za nimi, obok Saada. Ale kobieta miaa spuszczony wzrok.
- Za tym zakrtem? W takim razie na co jeszcze czekamy? - spytaa Florence.
Wszyscy ruszyli. Woy, ostatnie osy, ludzie Sama i Ibrahima oraz niewolnice.
Po pewnym czasie Sam wskaza przed siebie i co zawoa. Na urwisku wznosia si
wioska Atada, niemal cakowicie przesonita mg i spienionymi wodami z
wodospadw Karuma, przelewajcymi si po pasko wymytych kamieniach. Atada,
brama do krlestwa Kamrasiego.
Sam odwrci si do Florence, ktra akurat wytaa wzrok, starajc si przez
mgielne opary rozpozna domy w wiosce. Chaty z trzciny i somy mierzyy w
przekroju dobre sze metrw, przypominajc odwrcone do gry dnem kosze.
- Kamrasi kaza Speke'owi czeka sze dni, nim pozwoli mu si przeprawi
przez rzek. Mam nadziej, e nam okae wiksz wyrozumiao. Jutro bdziemy
na jego terytorium.
Florence przytakna.
Mczyni bezgonie zeszli ze zbocza Atady po przeciwnej stronie rzeki. Saad
pierwszy zauway kanu odbijajce od brzegu wodospadw

Karunna. Byl to plaski, przemylnie wydrony pie drzewa, w ktrym


siedziao czterech czy piciu wojownikw. Ich wcznie wystaway wysoko nad
dk, siedzieli w kucki, trzymajc przed sob due, wyduone tarcze. Kanu
zrcznie omijao wiry Karumy. Wodospad nie by zbyt wysoki, woda spywaa
jakie dwa metry niej w dziwnie rwnomierny sposb. Jego grzbiet rysowa si
ostr lini na wodach rzecznego nurtu, ktry u dou zaraz gwatownie zakrca na
zachd, dokadnie tak, jak opowiada Speke. W kierunku jeziora Luta N'zige,
swojego drugiego rda.
- Efendi! Sitt! Id do nas! Wszyscy! I s ubrani!
Saad sam si rozemia z zaskoczenia, jakie usysza we wasnym gosie. Tak
byo. Po drugiej stronie wodospadw Karuma brzeg i urwisko nad wodospadem
wypeni tum mczyzn, kobiet i dzieci. Wszyscy przygldali si ciekawie
przybyszom. Huk wodospadw tumi gosy, ale Saad widzia, jak wskazuj na nich
palcami. Kobiety byy ubrane w trzcinowe i somiane spdnice, za to piersi miay
odkryte. Najmodsze maluchy byy nagie, natomiast starsze dzieci, tak samo jak
mczyni i wojownicy, miay na sobie odzienia przypominajce togi z ciemnego
materiau albo bardzo mikkiej skry.
Saad zauway, e efendi mwi co szybko do Ibrahima. Ten skin i
natychmiast razem ze swoimi ludmi wycofa si w cie platanowego zagajnika,
gdzie nie byli widoczni.
Kanu zbliyo si do brzegu, gdzie staa sitt z efendim. dka zwolnia, unoszc
si na wodzie w odlegoci, z ktrej przekrzykujc szum wody, mona si byo
porozumie.
Bacheeta podesza do sitt. Saad rzuci jej ostrzegawcze spojrzenie. Kobieta
szybko skina, po czym przyoya do ust zwinite donie i zawoaa:
- Przyby brat Speke'a z wizyt do wielkiego krla Kamrasiego! Zdawao si, e
jej gos zmiesza si z hukiem wodospadu. Kanu dwa
razy niezdecydowanie obrcio si wok wasnej osi. Wiolarze z trudem
opierali si prdowi rzeki. W kocu jeden z wojownikw wsta i zawoa:
- Dlaczego zabra z sob tylu ludzi? Czy maj bro? Bacheeta porozumiaa si z
Samem szybkim spojrzeniem.
- Ma tyle podarunkw dla krla, e potrzeba mu wielu mczyzn do niesienia odpowiedziaa.
W tej samej chwili Saad zobaczy, e sitt i efendi zniknli w gstym listowiu
pltana.

Co zamierzali zrobi?
Czy akurat teraz musieli odej? Jego uwag znw zaabsorbowali wojownicy w
kanu.
- Poka nam go, poka nam brata Speke'a! Bacheeta si odwrcia.
- Efendi? - zawoaa pytajco w kierunku krzakw. Saad zmarszczy czoo.
Jednake w tej samej chwili rozstpiy si zwisajce na ziemi gazie drzewa i
wyszli spord nich efendi i sitt.
Zarwno Saad, jak i Bacheeta stumili w sobie okrzyk zaskoczenia. Efendi mia
na sobie garnitur z grubej brzowej tkaniny, ktrej splot przypomina nieco rybie
oci. Marynarka miaa dugie rkawy i pasek, a spodnie sigay do samych czubkw
butw. Na gow woy tweedow czapk.
- Speke te mia na sobie tweed, gdy spotka si z krlem Kamrasim - szepn
Saadowi tytuem wyjanienia.
Chopak przytakn, nie rozumiejc. Co to jest tweed? Wydawa si potwornie
szorstki, co do tego nie mia wtpliwoci, oczy go nigdy nie myliy! Tymczasem zza
patana wysza sitt ubrana w sukni z bufiastymi rkawami, wsk tali i cudownie
szerok spdnic udrapowan z wielu warstw materiau, podobnych do
wodospadw na Nilu.
Ta spdnica mogaby stanowi wspania oson od soca" - pomyla Saad i z
podziwu zacz klaska w donie. Kobiety lubiy, gdy si je podziwiao, zdy si
tego nauczy od swoich piciu sistr.
Sitt umiechna si do niego i stana u boku Sama, ktry wanie nabra
powietrza, pomacha czapk i zawoa:
- To ja! Brat Speke'a, Sam White Baker!
Rzeka szumiaa. Hipopotamy strzygy uszami, wypuszczajc z nozdrzy w
powietrze mae fontanny. Najedzone krokodyle, do zudzenia przypominajce pnie
drzew, wylegiway si leniwie na brzegach. Woda kapaa z pnczy, tworzc kaue,
w ktrych pniej gasiy pragnienie tajemnicze stworzenia, jakich ludzkie oko nigdy
dotd nie miao okazji oglda. Brzczay nektarniki, a pasiaste, czerwono-czarne
wochate stonogi wawo przemieszczay si z kamienia na kamie. W nasyconym
wilgoci powietrzu kryy motyle we wszystkich kolorach tczy. Pajki, wielkie
jak do, czekay na olbrzymich pajczynach na swoje ofiary. We, grube jak
ludzkie rami, oplatay si wok gazi, syte i rozleniwione. Koczkoda-ny o
czarno-biaych mordkach rozdziawiay czerwone pyski, domagajc si poywienia.
Kameleony zmieniay barw skry z brzowej na zielon.

Jaszczurki w szybkim rytmie wystawiay jzyki, a skorpiony przesuway si w


cieniu, wysuwajc da obok potnych kamieni, na ktrych wylegiway si
zuchwale gralki.
Saad z dum zmieszan z zakopotaniem patrzy na ubranego w tweedowy
garnitur Sama White'a Bakera, ktry w samym rodku owego zwierzyca
zdejmowa z gowy czapk. Jego efendi.
- Czuj si niemal tak samo wany jak Nelson na swej kolumnie przy Trafalgar
Square! - powiedzia efendi do stojcej tu za nim szfr. -Halo! - zawoa i
energiczniej pomacha tweedow czapk.
Kanu przestao zatacza koa.
- Podejd bliej do brzegu! Rozepnij koszul - rozkaza przywdca
wojownikw.
Saad zobaczy, e efendi tym razem wyjtkowo usucha polecenia. Jego pier
poyskiwaa jasn plam poniej opalonej skry na szyi.
Wojownicy przyjrzeli si Samowi i zaczli midzy sob szepta. Z brod i w
garniturze rzeczywicie do zudzenia przypomina Speke'a.
Dowdca kanu znw si odezwa.
- Witaj, bracie Mollege!
Sam spojrza pytajco na Bacheet, ktra si rozemiaa.
- To znaczy brodaty", tak nazywali Speke'a.
Mczyni chwycili za wiosa i kanu przybio do brzegu. Wojownicy
wyskoczyli z dki i podbiegli do Sama cakiem niespodziewanie, z wystawionymi
do przodu ostrzami wczni. Sift krzykna i schowaa si za efendim. Mczyni
piewali i wrzeszczeli. Tupali nogami tak, e brzczay bransolety na ich kostkach i
przegubach doni, otoczyli efendiego, woajc jakie niezrozumiae sowa.
- Witaj was - wyjania Bacheeta. Sam skin i unis rce.
- Przylijcie nam d, chcemy popyn do waszego krla Kamrasiego,
natychmiast! Komu takiemu jak ja nie kae si czeka. Krl si rozgniewa, jeli
mnie do niego nie zaprowadzicie. Nie bd czeka pitnacie dni jak mj brat Speke.
Jeli co podobnego jeszcze raz si wydarzy, nikt nie bdzie chcia was odwiedza! zawoa.
To powiedziawszy, poda kademu z mczyzn naszyjnik z niebieskich
szklanych pereek. Mczyni gwizdali i posykiwali z podziwu, przykadajc sobie
nawzajem korale do dugich, ylastych szyj. Saad dostrzeg, e ich ubrania byy
chyba wyplecione z rozmikczonej kory. Materia ukada si mikko niczym
prawdziwa tkanina.

Przez chwil wojownicy w milczeniu suchali tumaczenia Bacheety, a


nastpnie zaczli si mia.
- Co si dzieje? - zapyta Bacheet Sam.
Przywdca wojownikw umilk, pukn Sama w pier i zacz mwi. Wkrtce
po tym, jak w pobliu kraju Latukw brodaty Speke zosta przekazany ludziom del
Bona, tamci zaatakowali Kamrasiego, mimo e krl wczeniej podarowa im
niewolnikw, ko soniow i skry leopardw. W bitwie zgino trzystu ludzi
Kamrasiego.
- Del Bono! - wyszeptaa sitt.
- Czy wiesz, co krl Kamrasi z nami zrobi, jeli jeszcze raz przepucimy przez
rzek do jego kraju biaego czowieka albo kogokolwiek obcego?
- zapyta wojownik za porednictwem Bacheety.
Saad zobaczy, e Sam pokrci gow.
Wojownik przyoy otwart do do szyi, wyda charkotliwy dwik i
przewracajc oczami, bezwadnie opuci do tyu gow.
Efendi zdaje si nic nie pojmowa" - pomyla Saad. Mia wraenie, e
upyna caa wieczno. Wieczno, podczas ktrej Nil wci szumia, dc do
swego drugiego rda, ktre za spraw Amabile del Bona miao teraz nie zosta
odkryte. W kadym razie nie przez efendiego. Sam siedzia na kamieniu milczcy i
blady, z wycignitymi przed siebie nogami. Sitt przykucna obok niego, nie
baczc na walajc si w piasku sukni. Przemawiaa do niego cichym gosem. Saad
nie wiedzia jednak, czy efendi j sysza. Cay czas krci gow.
Wojownicy, gawdzc ze sob, wrcili do kanu.
Po kilku ruchach wiose znikli, pochonici przez mgliste opary rzeki.
Nic nie byo sycha poza wzburzon wod Nilu.
- Bdmy dumni. Dotarlimy do wodospadw Karuma - powiedziaa cicho
Florence. Na wicej nie starczyo jej si. W nasyconym wilgoci wodospadu cikim
powietrzu byo co, co nasilao gorczk. Przy kadym szybszym ruchu krcio jej
si w gowie. Sam spdzi wiksz cz dnia, lec w cieniu pltana. Uklka koo
niego, podajc mu tykwowy bukak z wod do picia.
- Tak - odpar i obliza spierzchnite wargi. - Bdmy dumni i patrzmy z
radoci w przyszo. Mamy obok siebie rozszala rzek, pidziesiciu godnych
mczyzn, ani ksa poywienia, dobrych pi dni marszu przez dziewicz puszcz
za sob, a przed sob paajcego zemst murzyskiego krla. Cudowna
perspektywa.

Florence w milczeniu zatkaa guerb korkiem skrconym z sitowia. Sam


odwrci gow i skrzywi si. Najmniejszy ruch sprawia mu bl. Gorczka
wpezaa we wszystkie jego cigna i stawy, sprawiajc, e puchy i pieky.
W tej chwili podesza do nich Bacheeta. Uklka obok Sama.
- Kanu wrcio - poinformowaa i postawia na ziemi kosz ze sodkimi
ziemniakami, podpomykami z sezamowego ziarna, dug zielon fasol i guerb
napenion sokiem z pltana. Wszystkie produkty byy zawinite w niewielkie
czyste paczuszki, jakich Florence nie widziaa dotychczas u adnego innego
plemienia. Ludzie Kamrasiego s nadzwyczajni" - pomylaa.
Sam usiad z westchnieniem.
Florence troskliwie otara mu czoo z potu, skapujcego z brwi do oczu.
- Wysali do krla posaca. Kamrasi zadecyduje, co z wami zrobi.
Bacheeta patrzya w ziemi. Jeli cieszya si z niepowodzenia ekspedycji, to nie
dawaa tego po sobie pozna. Pniej si odwrcia. Za ni sta jeden z wojownikw
w oczekiwaniu na odpowied Sama.
- Powiedz mu... - zacz Sam i odkorkowawszy guerb, wypi z niej yk napoju.
Przekn z trudem i skrzywi usta. - Na miy Bg, nie mog si doczeka
szklaneczki whisky, gdy bdziemy mieli wszystko za sob! -westchn, ale zaraz
wrci do tematu. - Powiedz im, e nie bd czeka bez koca. Niech przewiezie
przez rzek mnie i sirt, i to zaraz, w przeciwnym razie zaszczyc swoimi prezentami
jakiego innego wielkiego krla. Wtedy dopiero Kamrasi si ucieszy - powiedzia i
podobnie jak wczeniej przybyli mczyni, przejecha otwart doni po szyi,
wyda charkotliwy dwik i wywrciwszy oczami, odrzuci do tyu gow.
Bacheeta skina tak samo jak wojownik.
Florence poczua, e Sam cignie j w d ku sobie, i z uwag wysuchaa jego
cichych instrukcji. Na uchu czua jego gorcy oddech. Nastpnie przytakna i
wycigna z bagau dywan o prawie niewidocznym dla oka ciegu utkanym z
perskiego jedwabiu.
Do tego dooya jeszcze stos korali z niebieskich pere, ktre nawlekaa
podczas cigncych si w nieskoczono deszczowych godzin w Tarrangolle.
Wiedzieli, e Speke te podarowa ludziom Kamrasiego niebieskie pery.
Oczy modego mczyzny rozbysy. Mimo to otuli si cianiej swoim czarnym
paszczem i powiedzia co do Bacheety. Nastpnie zacz rozwija dywan, w ktry
zawin szklane naszyjniki. W kocu wyszcze-

rzyl w umiechu zby i zwrci si do Bacheely, ktra tumaczya jego sowa.


-Nie odchod, bracie Brodatego. Czekaj tu. Jeli teraz znikniesz, wtedy
Kamrasi...
Sam skin, po czym przejecha otwart doni wzdu szyi, wyda charkotliwy
dwik, przewrci oczami i opuci gow na kark. Wojownik pobieg do swego
kanu.
- Tego Kamrasiego trudno zadowoli - stwierdzia Florence. -Wszystko jedno,
czy odejdziemy, czy te zostaniemy na miejscu, on i tak chce wszystkim podern
garda.
Sam si nie rozemia. Spojrzaa na niego. Znw zemdla.
Tego samego wieczoru Sam odepchn nog od brzegu kanu, ktre miao
przewie na drugi brzeg rzeki Florence, Saada, Richaarna, Ibrahima i jego oraz
wszystkie podarki dla Kamrasiego. Pod prezentami leaa dodatkowo derka, w ktr
owin pieczoowicie dziesi strzelb i piset naboi. Nigdy nic nie wiadomo.
Wojownicy energicznie wiosowali, pokonujc rzeczny prd. Na przeciwlegym
brzegu na przystani pono jasno wielkie ognisko. Wojownicy dli w rogi,
dmuchali w piszczaki z sitowia i bambusowych rurek, bbnili w bbny, a kobiety
wydaway okrzyki. Florence pomagaa Samowi pokona wzniesienie obronite po
obu stronach bananowcami. Czu, jak go wspiera i popycha do przodu.
-Wytrzymaj - szepna mu do ucha. - Wytrzymaj, jestemy ju w kraju
Kamrasiego.
Dotarszy do Atady, pochd zatrzyma si przed chat przywdcy, ktry z
godnoci wyszed na zewntrz, otulony w paszcz z mikkiej kory i skr.
Sam si wyprostowa i odezwa tak gono, jak tylko mg,
- Bd pozdrowiony! Jestem Samuel White Baker, brat Molegge. Czy Molegge
was kiedykolwiek zawid?
Przez tum przeszed pomruk, a Bacheeta zacza tumaczy.
- Nie mgby by lepszym czowiekiem.
- Sam widzisz. Musicie mi zaufa, tak samo jak zaufalicie Molegge. Ufam wam
z caego serca, jestem w waszych rkach. A jeli wy mi nie ufacie, zabijcie mnie od
razu! Zabijcie nas wszystkich!
Mczyni znw zamruczeli. Sam wyczu, e jego sowa zrobiy na nich due
wraenie. Przywdca postpi krok do przodu. Trzyma co ukrytego w fadach
szerokiego paszcza. Sam wyprostowa plecy. Co to

moglo by? N? Mia nadzieje, e mczyzna nie zrozumia dosownie jego


propozycji. A moe chcia zawrze z nim braterstwo krwi, jak wczeniej ze
Speke'em? Nie mia ochoty pi krwi pierwszego lepszego czowieka!
Przywdca wysun rk spod paszcza i wycign j do Sama. W kocu si
rozemia.
- Molegge.
Sam zobaczy, e midzy palcami mczyzny wisi wski naszyjnik z
niebieskich paciorkw. Podsun go Samowi. Ten z wahaniem wzi go do rki,
obejrza korale, a nastpnie przystawi je sobie do nosa i do warg. By to pierwszy
lad pobytu Speke'a, na jaki dotychczas trafi podczas dugiej podry przez
afrykaskie kraje.
Noc bya wciekle zimna. Sam przytuli si mocno do Florence. Chata
przydzielona im przez przywdc bya ciemna i nie miaa okien. Soma mierdziaa
stchlizn, pewnie nie zdya wyschn po ostatnich deszczach. Sam sysza
jedynie trzaskanie ognia na placu wioski Atada oraz gosy Saada i Richaarna, ktrzy
na zmian trzymali stra. Jutro mieli zabi wou i wymieni miso na sodkie
ziemniaki, fasol, jajka, mk, dziki mid, ziarna kawy i wino z platanowca. Jutro"
- pomyla, przygldajc si niebieskim paciorkom. Ich dotyk przypomina
raniec, uspokaja i kojco odurza. W kocu zapad w gboki sen. Ale nie
wypuci z palcw maego niebieskiego naszyjnika. Paciorki byy brudne i nio mu
si, e my je w jeziorze Luta N'zige. Czyci z krwi, potu i ez.
Ostatniego dnia stycznia Sam jeszcze raz podnis rk, dajc znak do odjazdu.
Richaarn podtrzymywa go za okie.
- Gotowi wskoczy na sioda? - zaartowa, nie mieli ju bowiem adnego wolu
ani osia. Sam si umiechn i spojrza w czarn twarz zaufanego mczyzny.
Richaarn odsoni w umiechu opiowane zby.
Wszyscy przytaknli, oprcz Florence, ktra staa spokojnie wsparta o Saada.
Sam popatrzy na ni z trosk, ale wytrzymaa jego spojrzenie. Ruszaj powiedziaa milczco. - Id, pjd z tob tak daleko, na ile starczy mi si".
Sam ruszy, wspierajc si przy kadym kroku na ramieniu Richaarna. Tego
dnia w swoim dzienniku zanotowa jedynie kilka krtkich zda.
- F. cierpi na malari. Wysoka gorczka.
- F. koszmarnie osabiona. Trzy oddechy na minut, nie wicej.

Przeszlimy pi mil, nim w kocu upadem. F. za slaba na nosze. Boe,


dopom nam.
- Pokonalimy cztery mile. F. jest miertelnie chora. Dwa oddechy na minut.
Mj Boe, bd przy mnie. Czy w imi marzenia powiciem ukochan istot?
Zabierz mi wszystko, ale bagam, tylko nie j.
Dwa dni pniej po dugim nie w cieniu tamaryndowca napisa:
- F. czuje si troch lepiej. Pi oddechw na minut. Bogu niech bd dki.
Bardzo licz na skrzyni z lekarstwami, ktr Speke zostawi Kamrasiemu. Skrzynia
pena chininy! To lepsze od yorkshirskiego puddingu! Bg o nas nie zapomnia.
Gdy na horyzoncie pokazao si miasto M'rooli, stolica Kamrasiego,
przewodnik wykona rozkazujcy gest w kierunku Florence i Sama, a nastpnie
wskaza kanu przycumowane na pytkiej wodzie przy brzegu. Niewielka rzeka przy
ujciu do Jeziora Wiktorii tworzya rozlege grzzawisko poronite lotosem i
papirusem.
- O co mu chodzi? - zapyta Sam Bacheet.
Kobieta wzruszya ramionami i wskazaa wysp na rodku rzeki. Bya zupenie
pusta, nie rosy na niej adne drzewa, a sitowie sigao ydek i ju wczesnym
popoudniem Sam zobaczy unoszce si chmary moskitw. Dostrzeg kilka niskich
chat przycupnitych przy brzegu.
- Nie - powiedzia cicho i pokrci gow. Pomyla o Florence, o gorczce
trawicej ich oboje. Na tamtej wyspie penej jadowitych oparw nie przeyje nawet
jednego dnia. Musieli zostawi wszystkie bagae. Do paska mia przytroczone trzy
perliczki, ktre rano ustrzeli. To byo cae poywienie, jakim dysponowali. - Nie powtrzy z uporem. adne jezioro wiata nie byo tego warte.
Bacheeta si zawahaa. Przewodnik czeka zniecierpliwiony, nag stop puka w
wilgotn ziemi.
- Tak - odezwa si saby gos. Sam si odwrci. Florence prbowaa usi na
noszach. - Tak, powiedz mu, e popyniemy na wysp. Powiedz mu, e poczekamy
w tej zadumionej dziurze na jego wielkiego, askawego krla, ktrego gocinno
jest dla nas prawdziw rozkosz.
Sam si zawaha, ale w kocu skin przewodnikowi. Pniej nachyli si do
Florence i ucaowa jej do. Ale ona znw zapada w sen. Podczas przeprawy dk
zacz pada deszcz, odbierajc im powietrze do oddychania i przesaniajc widok
wyspy i przeciwlegy brzeg miasta M'rooli.
W chatach nie byo adnego ka ani nawet legowiska. Sam ostronie uoy
Florence na ziemi, ucaowa jej blade usta i wsun jej pod go-

w swoj marynark z dziurawego dachu kapao i woda wpywaa pod cianami


do wntrza. Podoga cuchna bagnist mazi. Jeszcze raz j pocaowa.
- Wybacz mi - wyszepta i wyszed na dwr.
Richaarn pomg mu wspi si na pagrek zbudowany przez mrwki. Czu na
udach wielkie donie czarnego mczyzny. Bez niego przewrciby si niczym
szmaciana lalka. Ale przy jego pomocy mg teraz popatrze na drugi brzeg, na
ktrym znajdowao si miasto M'rooli, miasto Kamrasiego.
- Co widzisz, efendi? - spyta Richaarn. Za nim sta Ibrahim i z takim samym
wyczekiwaniem patrzy na Sama.
- Na brzegu jest czarno od ludzi. Rozpalili wielkie ogniska.
- Zaatakuj nas! Otwrzmy do nich ogie! Strzelaj, efendi! - zawoa Ibrahim.
Sam mu si przyjrza. Duga podr wywara swoje pitno take na nim.
Pokrci gow.
-Nie. Trzymaj w rkach tylko tarcze, nie maj wczni. Zdejmij mnie na
ziemi, Richaarnie. Musz odpocz przed jutrzejsz audiencj u krla.
Samowi zrobio si ciemno przed oczami, a jego ciao zawiso bezwadnie na
ramieniu Richaarna. Czarny mczyzna zanis swojego pana do chaty i uoy go
obok sitt.
Krl Kamrasi jest mczyzn jak gra - pomyla Sam, mruc oczy przed
promieniami soca, okalajcymi niby aureola potne ciao Kamrasiego. - A moe
tylko mi si tak zdaje, bo le tu na ziemi, bezbronny jak szczur, on za siedzi na
miedzianym stolcu, a pod nogami ma dywan ze skr leopardw? Bd co bd nie
le tu sam". aden z poddanych Kamrasiego nie mia prawa sta w obecnoci
wadcy. Wszyscy leeli rozpaszczeni na brzuchach, z trudem unoszc gowy, by
widzie krla.
Sam zobaczy, e Kamrasi wyszczerzy w umiechu kompletne jeszcze
uzbienie i pochyli si do przodu. By duym mczyzn, a jego skra byszczaa
janiej ni skra wikszoci czonkw jego plemienia. Szeroko rozstawione oczy
krla byy lekko wypuke, co nadawao jego twarzy wyraz nieustannego zdziwienia.
- A wic jeste bratem Brodatego - stwierdzi. W jego gosie niebyo sycha
zadowolenia ani te rozczarowania, raczej wyczekiwanie. Kamrasi podpar doni
brod i Sam zauway, e jego paznokcie s czyste

i krtko obcite. Zauway te, e z wielkim zainteresowaniem przypatruje si


Florence. Znw miaa na sobie czerwon sukni, a Saatl upi jej wosy w schludny
warkocz. Klczaa obok swoich noszy i wydawao si, e sen doda jej si. Sam
skin.
- Tak, to ja. A tutaj, wielki krlu, podarki, ktre dla ciebie przywiozem.
Przy tych sowach wykona gest w kierunku perskiego dywanu, rozwinitego na
zakurzonej ziemi M'rooli. By tak duy, e zakry prawie cay plac przed krzesem
Kamrasiego.
Kamrasi unis brwi. Jego zamylony wzrok bdzi po prezentach rozoonych
na kobiercu. Sam dostrzeg, e klczca obok niego Florence poruszya si, a
nastpnie odezwaa.
- Mj krlu, przyjmijcie nasze prezenty. Oto abba, paszcz z czystego kaszmiru.
Na pnocy, dwa lata drogi std, tam gdzie Nil wpada do wielkiego morza, takie
paszcze nosz wycznie najwietniejsi ze wietnych...
Krl skin i przysuchiwa si jej sowom, gdy prezentowaa mu kolejno
tureckie pantofle z mikkiej czerwonej skry, poczochy z biaego jedwabiu, stos
haftowanych chusteczek, dwulufow flint z zapasem amunicji oraz gr szklanych
koralikw. Gdy skoczya, wskaza w milczeniu na niedu pomaraczow chustk,
ktr miaa zawizan na gowie. Z jednego jej skraju zwisay srebrne pereki. By to
pierwszy podarunek otrzymany w Bukareszcie od Sama.
- Co? - spytaa poirytowana.
- Krl chce t chustk.
- Przecie dosta ju duo chustek - odpara, wskazujc podarki.
- Krl chce tej - usyszaa odpowied. Bacheeta umiechna si krzywo.
Florence westchna i zdja z gowy obiekt krlewskiego podania. Kamrasi
mlasn z zadowoleniem, obracajc w doni materia. Nastpnie si odezwa, a
Bacheeta spucia gow i zacza szybko tumaczy.
- Czy nie masz dla mnie ju wicej broni, bracie Brodatego? Chc zaatakowa
mego brata Riong i da mu lekcj. Ludzie tamtego mczyzny imieniem del Bono
znw s u niego i znw na mnie napadn, jestem pewien. Chc, by jego najstarszy
syn zosta moim niewolnikiem, a jego ona kuchark. Poza tym ma za duo byda,
jak na mj gust.
Sam podnis rk, eby mu przerwa.

Mamy wicej broni, ale nie oddamy jej w takim celu, minio e sam z ogromn
chci dabym szko ludziom del Bona. Jeli chcesz zdoby niewolnikw, bydo i
ko soniow, porozmawiaj z tym oto Ibrahimem. Odwrci si i wskaza na Turka,
ktry czeka cierpliwie za jego plecami.
- Moesz z nim zawrze braterstwo krwi. Wtedy we wszystkim ci pomoe.
Ibrahim si skoni i wytrzyma badawcze spojrzenie krla.
Kamrasi skin. Powid wzrokiem po zebranych, spojrza na Sama lecego na
noszach, czekajcego za nim Ibrahima, prezenty rozoone na dywanie pokrytym
przepysznym wzorem i byszczce w socu, a w kocu na Florence, ktrej na
skronie wystpiy pereki potu. Na jej skr, jej dugie wosy splecione w warkocz
koloru blond, jej jasne oczy.
Pniej ponownie zwrci si do Sama:
- Czego chcecie, jeli nie chcecie niewolnikw, byda ani koci soniowej?
- Chcemy dotrze nad Luta N'zige - odpowiedzia Sam bez zastanowienia.
Oczy Kamrasiego zwziy si nieznacznie. Odchyli si do tyu. May chopiec
zacz gwatownie przepdza liciem palmy muchy latajce wok krla.
- No tak, Luta N'zige. Brodaty te koniecznie chcia si tam dosta. Ale po co?
Chcecie zbiera sl? Brodatemu podarowaem dwie dziewice. By tu bardzo
szczliwy i zapomnia o Luta N'zige - poinformowa Kamrasi, po czym si
umiechn i wskaza na ma chat ustawion na skraju placu. Sam odwrci gow.
Przed chat stay dwie mode kobiety. Kada z nich trzymaa w ramionach dziecko.
Chopcy mogli mie po dwa, moe trzy lata. Ich karnacja bya o wiele janiejsza ni
skra pozostaych dzieci.
Sam odwrci wzrok. Nie chcia tego oglda. Kamrasi si rozemia. Nastpnie
pokrci gow i pochyli si do przodu. Jego gos by niski, przypomina Samowi
dwik Big Bena, dzwonnicy londyskiego parlamentu. Zamkn na chwil oczy.
- Nie. To niemoliwe. Jezioro jest pooone sze miesicy drogi std... - dotar
do niego gos Kamrasiego.
Sam zapomnia o dobrych manierach. Przerwa krlowi, a jego podniesiony gos
przechodzi niemal w falset.
- Sze miesicy! Ale syszaem, e ley zaledwie dziesi dni drogi std.
Dwch wojownikw Kamrasiego unioso gronie oszczepy. Florence
pooya mu do na ramieniu.

- Ciii - wyszeptaa. - Ciii.


Kamrasi zerkn na ni z zainteresowaiiiern. Gestem doni nakaza Samowi
milczenie. Sam usucha niechtnie.
- Ponadto, bracie Brodatego, jeste za saby na tak podr. Jeli pozwol ci
wyruszy, a ty umrzesz z powodu gorczki, wwczas twj krl przypisze mi win za
twoj mier i wypowie mi wojn. Nie chc tego -doda i wysun do przodu doln
warg, jak niezadowolone dziecko.
Sam pokrci gow.
- Mam jedynie wielk krlow, ktra nagrodzi wszystkich, ktrzy mi pomagaj powiedzia. - Wierz mi. Pozwl mi jecha.
Ostatnie zdanie zabrzmiao jak zaklcie.
Kamrasi si zamyli. Nadszed stosowny moment, by zapyta o lekarstwa" pomyla Sam. Sprbowa si wyprostowa, ale wszystkie minie mu dray i z
powrotem opad do tyu.
Kamrasi wychyli si dalej przed siebie. W jego wzroku nie byo wspczucia,
jedynie wyczekiwanie.
- Jeli tak si martwisz naszym zdrowiem, to z pewnoci masz jeszcze skrzyni,
ktr zostawi tu mj brat Speke? Skrzyni z lekarstwami?
Jego gos dra z napicia i nadziei.
Kamrasi wybuchn miechem i opad na oparcie tronu.
- Skrzynia jest, ale lekarstwa zjadem wszystkie w cigu jednego tygodnia.
Jestemy w krainie gorczki, zapomniae? Jestem krlem. Musz si chroni.
Sam poczu sabo. Zakrcio mu si w gowie. Soce przewdrowao przez
punkt zenitu. Promienie wary si w jego czaszk. Przekn lin i zamkn oczy.
Jego ciao opado do tyu na nosze.
- Pozwl nam jecha, wielki krlu. Pozwl nam jutro wyruszy. Dla twej
wasnej sawy i chway - usysza gos Florence.
Gdy Sam ponownie otworzy oczy, zobaczy nagle, e Kamrasi w uniesionej
rce trzyma gar krtkich kawakw somy.
- To dwadziecia cztery dba somy. Twj brat Brodaty podarowa mi
dwadziecia cztery prezenty. Pikne prezenty. Ty dae mi dziesi rzeczy.
Dlaczego miabym ci pozwoli tam jecha? Czuj si uraony twym skpstwem!
Daj mi wicej, wtedy pozwol ci jecha.
Daj! Daj! Daj! Bez przerwy mam tylko dawa. Wszyscy wci chc jedynie
co mie" - pomyla Sam, czujc w sobie narastajcy gniew. Gniew wysczajcy
resztk si.

Niech i tak bdzie - odpar, tumic zo. - Podaj swoj cene. Powiedz, co
chcesz dosta w zamian za pozwolenie na nasz podr nad jezioro Luta N zige.
Kamrasi rozpar si wygodnie na swoim tronie z miedzi. Jego paszcz z mikko
wygarbowanej koziej skry, przewizany w pasie skrzanym rzemieniem, opada a
na kolana i dopasowywa si z gracj do kadego ruchu waciciela. Kamrasi
wycign przed siebie nogi, a stopy uoy tu przed nosem Sama. Paznokcie u ng
mia tak samo czyste i krtko przycite jak u rk. Sam wyczu, e krl zamierza
przemwi. Zebra wszystkie siy i powtrzy sw prob.
- Powiedz, czego chcesz. Dam ci to, a w zamian chc tylko, by pozwoli mi
pojecha do jeziora Luta N'zige.
Kamrasi mia na wp przymknite oczy, jakby si zastanawia.
- Dostan wszystko, czego zadam? Dasz sowo honoru, jako brat Brodatego?
Sam potwierdzi. Nie mia ju siy mwi. Czeg Kamrasi mgby jeszcze od
niego chcie? Wolna droga nad jezioro Luta N'zige bya dla niego warta
wszystkiego.
Soce palio mu mzg i myli. Siewka dawno umilka. Gdzie odezwao si
dudnienie bbna. Nowy wiatr pdzi przed sob chmury. Chmury zwiastujce
wicej opadw. Jeli spadnie za duo deszczu, woda odetnie im drog powrotn.
Wtedy musieliby tu wytrwa cay rok. Zmurszeliby, a pniej zdechli.
- Czego tylko zechcesz - powiedzia z rezygnacj w gosie. Kamrasi opad na
oparcie. Mia roztaczony wzrok, oczy byszczay
mu z zadowolenia. Gupi brat Brodatego - zdaway si mwi. - Taki sam
gupiec, jakim okaza si Brodaty". W tej chwili Sam poj, o co chodzio.
Zrozumia, e popeni bd. Niepojty bd, ktrego nie wybaczy sobie do koca
swoich dni.
- Chc t bia kobiet - odezwa si Kamrasi i wskaza na Florence.

ROZDZIA I 5
Skd efendi tak szybko wycign bro? - zastanawia si Saad, gdy wszyscy
wojownicy skoczyli na rwne nogi, a kobiety podniosy krzyk i rzuciy si na
ziemi, przykrywajc sob dzieci w obronnym gecie. - Musia j mie chyba ukryt
pod koszul.
Echo wystrzau roznioso si po placu M'rooli. Pod wpywem raptownego,
gonego huku nawet Kamrasi osun si do tyu na tronie.
Efendi usiad na noszach. Jego pistolet znajdowa si tu przy piersi
Kamrasiego. Z lufy unosia si wska smuka dymu. Nikt nie mia odwagi si
poruszy.
- W bbenku jest jeszcze jedna kula, krlu Kamrasi. Kolejna. Jeli nacisn teraz
spust, nie pomoe ci aden z twoich wojownikw, na nic zdadz si twj podstp i
chciwo. Jeli jeszcze raz waysz si w ten sposb obrazi mnie i moj on,
zastrzel ci, jak cuchnc hien.
Kamrasi unis rk w uspokajajcym gecie.
- Przecie dae mi sowo honoru...
Do sitt zdawao si dopiero teraz dociera, co si wydarzyo. Usiada z twarz
czerwon od wysiku, piekcego soca i gniewu. Zacza krzycze po arabsku.
Saad nie mia pojcia, e jego pikna, agodna sitt tak potrafia.
- Ty suczy synu! Krwiopijco! Odraajcy spalaku! Co ty sobie wyobraasz, za
kogo si uwaasz? Popatrz na siebie, jeste owinity w mierdzce kozie skry, z
galaretowatym brzuszyskiem! Masz moralno hieny, zobacz, jak nas traktujesz,
jestemy twoimi gomi! Okrywasz si hab! Niech podczas najbliszego deszczu
zatonie cae twoje bydo, twoje ony niech ci rodz tylko bezpodne crki, a termiry
stocz twoje krlestwo! Jeste ostatni z ostatnich! Naleaoby ci rozdepta jak
karalucha! Jak miesz mwi o sowie honoru? Nawet nie wiesz, co to sowo
oznacza, padlinoerco...

Saad zauway, e elendi prbuje wsta, eby j uspokoi. Tymczasem Richaarn


zdy przesun si do przodu i pooy rce na jej ramionach. Jak zwykle, sama
blisko jego potnej osoby podziaaa na ni kojco. Obok niego Kamrasi
wydawa si may, blady i niegrony. Tam, gdzie by Richaarn, panowa spokj.
Wydawao si, e uagodzi sitt, chocia jej pier nadal gwatownie falowaa. W
ciszy, jaka zapanowaa na placu, wyranie byo sycha jej oddech.
Kamrasi si wyprostowa. Machn pogardliwie rk.
- Wcale nie chc takiej jdzowatej, krzykliwej kobiety. Zatrzymaj j sobie,
bracie Molegge. Do tego jest chuda jak koza. Ale za to daj mi t ma strzelb zdecydowa, wskazujc na ulubionego fletchera Sama, ktrego Richaarn ze
spokojem trzyma w rku. Ten sam model, ktry Sam podarowa Saadowi w
Tarrangolle. - I jeszcze twj zegarek. Tak zabawnie tyka. Zegarek Brodatego
otworzyem kamieniem i przesta tyka. Daj mi za niego swj - zada. - W zamian
dam wam tragarzy. Bdziecie mogli jutro wyruszy nad jezioro Luta N'zige, albo jak
tylko poczujesz si do silny. Dodam ci eskort na drog.
- Broni nie dostaniesz. Nie ma mowy. Mimo to chc jutro wyruszy - odpar
efendi bez chwili wahania. Saad zobaczy, e sitt uklka obok niego. Wci draa i
wsuna donie w jego rce.
Kamrasi opar si na tronie. Umiecha si.
- A wic dobrze, efendi, jutro.
Pniej zacz si mia, a wraz z nim wszyscy ludzie na duym placu M'rooi.
Trzystu diabw. Eskorta przysana przez Kamrasiego skadaa si z trzystu
diabw. Florence huczao w uszach od ich wrzasku, dostawaa oczoplsu od
nieustajcych podskokw i dzikich tacw. Przenikliwy gwizd rogw rani jej
wszystkie zmysy. Nie miaa wtpliwoci, dokadnie tak musiay wyglda diaby, o
ktrych opowiadaa jej w dziecistwie Maja. Mczyni owinli si w futra
leopardw i skry biaych map, a ich twarze, pomalowane czerwon ochr,
tuszczem i popioem, wyglday niczym wykrzywione pyski. W pasie byli owinici
krowimi ogonami, a na czoach mieli przywizane rogi antylop. Do twarzy
przymocowali sztuczne brody zrobione z krzaczastych kocwek zwierzcych
ogonw.
- Oni chc mnie. Przyszli, eby mnie zabra. Kamrasi tak atwo nie da za
wygran - powiedziaa cicho Florence, gdy Sam pomaga jej wsi na wou.

Sam pokrci gow.


- Po moim trupie. Chce napdzi nam strachu, nic wicej. Florence przytakna,
chocia prawie nie zrozumiaa jego sw. Miaa rozpalon gow. Z trudem
zacisna palce na cuglach wou.
- Patrz przed siebie! - zawoa do niej Sam. - Niebawem bdziemy na miejscu.
Niedugo napijemy si wody ze rde Nilu.
Znw przytakna. Jeden z diabw przyskoczy do niej i ostro zad w rg tu
obok jej ucha, po czym zaskrzecza ze miechu, gdy drgna i skulia si w sobie.
Jego zby byy pomalowane na czarno wglem. Walili dziko w bbny, dli w rogi.
Kamrasiemu chodzi o mnie - pomylaa wycieczona. - Te diaby przyszy
mnie zabra. Dlaczego? Czym zgrzeszyam? Chc patrze do przodu, tak jak
powiedzia Sam".
Otaczao ich morze traw. Krajobraz by paski i bezkresny, nie dajc oczom
najmniejszego oparcia, spywa ku horyzontowi i zlewa si z niebem. Diaby
niezmordowanie kryy wok Florence, niektre tak blisko, e ich szesnastu ludzi
nie mogo zachowa miarowego kroku. Ibrahim zawrci do wodospadw Karuma
po swoich ludzi i bro. Mieli wesprze Kamrasiego w ataku na Riong i zaog del
Bona. Sam Ibrahim ruszy w drog do Gondokoro, by przyprowadzi posiki.
Jeden z tragarzy rozpaka si ze strachu, gdy ktry z diabw do niego
przyskoczy i obliza mu twarz. Jakby zamierza go wstpnie zdegustowa.
Nastpnego ranka tragarze zniknli.
- Gdzie moi ludzie? - usyszaa Florence woanie Sama.
Jeden z taczcych diabw wykrzywi twarz i znaczco pogaska si po
brzuchu. Pozostali ryknli miechem, dmuchali w rogi, darli si jak koczkodany i
wyskakiwali w powietrze, najwyej jak tylko potrafili.
Florence zamkna oczy. Wszystko krcio jej si przed oczami, wiat i wasne
ycie, jak jaki zawrotny, nieodwracalny wir.
Soce stao wysoko na niebie, nim w okolicznych wioskach udao im si
znale nowych tragarzy. Trzeba byo teraz i w najgorszym poudniowym arze.
Florence szukaa w toboku swojego kapelusza. Znikn. Czy w takim razie bdzie
musiaa jecha bez nakrycia gowy? To byo szalestwo. Na krtk chwil rozmy
si obraz przed jej oczami. Zagryza wargi, ale si nie odezwaa. Nie powinna
absorbowa Sama takimi drobnostkami.
***

Grzzawiska przypominay Samowi sutki, chocia byy gciej rozoono,


trudniejsze do przebrnicia i bardziej cuchnce. Sta zanurzony po uda w
przecinajcej rwnin masie sonawej wody, penej dryfujcych drzew i pnczy.
Przy kadym kroku musia sobie torowa drog maczet. Uderza i uderza, a ze
zmczenia opaday mu rce. Raptem usysza jaki dwik. To nie byo woanie ani
krzyk, tylko ostatni, rozpaczliwy jk. To bya Florence!
Obejrza si i zdy jeszcze zobaczy, jak jej ciao si wypryo, twarz
przybraa dziwny grymas i oblaa si fioletem, a pniej powoli caa zacza si
zapada w bagno. Jak dziwnie spada, sztywna i bezwadna, jakby ugodzona kul w
samo serce.
- Florence! - krzykn i skoczy w jej kierunku. Bagno spowalniao mu ruchy,
chwytao go tysicami palcw. Walczy z caych si.
- Psiakrew! - zakl i rzuci si do przodu ruchem, jakiego nauczy si podczas
gry w rugby. Przedziera si do niej, nie baczc na niebezpieczestwo, bez
opamitania. Jego rce chwyciy Florence w ostatniej chwili, nim boto zdyo
wessa jej gow. Resztkami si przycign j do siebie i zamkn w ucisku, tu,
porodku bagien rozleglejszych ni caa Anglia. Czul w ramionach jej ciao,
bezwadne i pozbawione ycia. Zerwa si wiatr, rozkoysay si trawy. Sam trzyma
j w objciach i tuli jak dziecko, jak synw, ktrzy take umarli w jego ramionach.
Jego usta otworzyy si do krzyku i wypeniy si jej wosami, smakiem jej skry.
Nie by w stanie wydoby z siebie adnego dwiku. Znw wstrzsny nim
dreszcze, cae jego ciao trzso si z przeraenia. Caowa j i obejmowa
ramionami, by po raz ostatni j ogrza.
- Florence! Florence! - odzyska wreszcie gos. - Zosta ze mn. Nie odchod.
Czu sztywno jej ciaa i bijcy od niego chd. Miaa wywrcone oczy i
potwarte usta. Przyoy ucho do jej warg. Nie wyczu oddechu i nie usysza
najmniejszego dwiku. Przekn lin. Przywar ciaem do jej ciaa i rozpaka si.
Nareszcie paka. Co w nim pko. Poj, co si stao, zrozumia przeraajc
prawd. Odchyli do tyu gow i zacz krzycze na cae bagna, w gr, do soca,
ktre skrzywdzio Florence. Zebra wszystkie siy do ostatniego krzyku, dla niej, dla
swej mioci. Krzyk przebrzmia w nicoci, gdzie midzy niebem a ziemi, gdzie
wieczna rzeka Nil musiaa mie swoje rdo. W owej nicoci, ktr on z jakiego
powodu postanowi za wszelk cen odnale.
Nicoci, w imi ktrej zapaci teraz najwysz cen.

Florence
Co? Co nim powodowao?
Lzy sprawiay, e Saad nie mg utrzyma opaty. Dwa razy trafi ostrym
metalowym brzegiem w swoj stop. Bolao, pyna krew. Ale z radoci przywita
ten bl. Pozwoli mu zapomnie o poranionej duszy.
- Ciii - odezwa si Richaarn i otoczy go ramieniem. - Kop dalej, chopcze. To
nasz ostatni prezent dla sitt. Pikny grb. Blisko tego przekltego jeziora, ktre
koniecznie chcieli znale - powiedzia. Stara si, by jego sowa zabrzmiay
odwanie, ale gdy Saad spojrza na Richaarna, jego zwykle poyskujca granatem
skra bya popielatoszara. Na znak aoby posmarowa si popioem z wygasego
ogniska, zgodnie z tradycj swojego plemienia. Ostro opiowanymi zbami pogryz
do krwi pene wargi. Rana zasklepiaa si powoli, tworzc niebiesko-czerwon
skorup. Oczy w ksztacie migdaw byy zapuchnite od paczu, a skra na
policzkach, midzy rytualnymi bliznami w formie pksiycw, wilgotna od ez.
Cae ciao mia przygarbione ze zgryzoty.
- Chod, kop dalej. Ona ci kiedy podzikuje. Niewane, dokd teraz pjdzie powiedzia Richaarn i zacz paka. Saad skin gow, ale dalej sta bez ruchu.
Patrzy na sirr, ktr Sam uoy pod krzewem w pobliu chaty uyczonej im
przez naczelnika wioski Parkani. Siedem dni mino od chwili, gdy sitt osuna si
do bagna, jakby kto strzeli jej prosto w serce. Siedem dni temu efendi wycign j
na brzeg, jej szczupe ciao byo ju sztywne jak deska.
- Poraenie soneczne. To tylko soneczne poraenie - powtarza w kko,
naciera jej rce, unosi w gr nogi i chodzi czoo. Wszystko na nic. Efendi nie
odstpowa jej na krok. Szli dalej, a on pilnowa jej noszy jak pies swojego pana.
Dotarli do Parkani. Noc Sam nie spa, tylko zmienia jej chodne kompresy na czole
i zwila usta wod. Raz otworzya oczy, ale miaa spojrzenie obkanej, wywracaa
oczami, uciekaa wzrokiem, nic ani nikogo nie rozpoznawaa. Jakby gorczka i
soce pomieszay jej zmysy. Efendi w dalszym cigu wzbrania si przed snem.
Nawet Richaarnowi nie udao si go przekona.
- Co bdzie, jeli ona umrze, a ja nie bd czuwa i nie bd mg jej powiedzie
adieu? - spyta Richaarna, gdy ten prbowa zanie go na posanie. Richaarn
zrozumia i zostawi go, stapiajc si jak cie z noc. Pniej Sam wybra miejsce na
grb.

-Tutaj - powiedzia, wskazujc na poronite jasnymi trawami miejsce midzy


drzewami eukaliptusa. Zaczli kopa, ale raptem z oddali usyszeli gos hieny.
- Przestacie, natychmiast przestacie! - zawoa Sam. - Na Boga! Co bdzie,
jeli j tu pogrzebiemy, a jakie piekielne zwierzaki j odkopi? Musimy znale co
innego!
Saad pokrci gow i znw si rozpaka.
- Sitt nie moe umrze - powiedzia cicho chopak, wycierajc nos. Richaarn bez
sowa podnis kilof i zacz uderza w ziemi.
Jeszcze raz i jeszcze raz. Kopa grb dla swojej sitt. Pac, pac, pac, pukao ostrze
kilofa o mikk ziemi. Ten odgos przypomina bicie serca.
Pac, pac, pac. Dwik w swej niezmconej regularnoci przenika do jej
zmysw, skapywal jak woda na kamie, spywa do wntrza i odbija si echem w
piersi, w ktrej znw powoli i regularnie zabio serce.
- Sam, co to jest? - wyszeptaa.
Sam lea tu obok niej, twarz przy twarzy. Czua drenie jego palcw, gdy z
wilgotnego od potu czoa odsuwa jej sklejone kosmyki wosw. Czua smak jego
oddechu, kwany ze zgryzoty. Pocaowa j i znw si rozpaka. Dopiero pniej
si odezwa:
- Twj grb, Florence. Kopi twj grb. Miaa poraenie soneczne. Wszyscy
bylimy przekonani, e umara, tam na grzzawisku.
- Gdzie diaby Kamrasiego?
- Odeszli. Wszyscy. Te sdzili, e nie yjesz. Na jej ustach pokaza si wty
umiech.
- Jak mdrze postpiam. Gdzie jestemy?
- W Parkani. W odlegoci jednego dnia marszu od Luta N'zige -odpowiedzia
Sam.
Florence nic nie powiedziaa, tylko znw zamkna oczy. Pac, pac, pac.
- Mj grb? Ju nie potrzeba. Powiedz im, eby przestali. Wol jeszcze troszk
poy.
Pac, pac, pac. Raptem uderzenia ustay. Florence usyszaa, e Saad si
rozemia. Pniej zapada w sen i spaa ku yciu.
Sam westchn i opar si o pie drzewa, w ktrego cieniu leaa jego ukochana
i za spraw jakiego niepojtego cudu nadal ya. Mia wraenie, e jego serce
rwnie si zatrzymao, a teraz zaczo na nowo bi. Po

chwili wsta i poszed poprosi on wodza, by ugotowaa dla Florence zup z


perliczki i zboa. Powinna mie jeszcze dwa dni odpoczynku. Pniej musz rusza.
Upokorzenie. Rozczarowanie. Drwiny. Wrogo. Kamstwa. Nienawi.
Groby. Powstanie. Wojna. Choroby. Gd. Pragnienie. mier. Wszystko na siebie
przyjem. A teraz jestem tutaj. Jutro. Jutro wykpi si u rda Nilu. Jutro" pomyla Sam i przycign do siebie pogron we nie Florence.
Soce jeszcze nie zdyo wsta, gdy Sam spi ostrogami swojego wou. Przed
sob trzyma w siodle Florence. Zwierz drgno i leniwie ruszyo do przodu. Na
niadanie uli ziarna dzikiej kawy, a w wiosce udao im si dosta jaja. W odku
czu jeszcze przyjemne ciepo sadzonych jajek. Niemal prawdziwe niadanie" pomyla. Brakowao jedynie bekonu, wdlin, piure z ziemniakw, grzanek,
grillowanych pomidorw, no i oczywicie wdzonej ryby. Brakowao tylko yka
wody z Nilu!
- Naprzd! - zawoa.
Dzie budzi si z przejrzystoci oczyszczajc zmysy. Wyostrzajc je jak
ostrze noa, gotowego przeci cienk cian dzielc rzeczywisto od obdu. W
oczy wciskao mu si cae pikno dzikiej okolicy, oszaamiao go. Przed nimi na tle
nieba rozciga si grski acuch, niebieski i szary, nie do pokonania. Gry
stanowiy poudniow granic jeziora, tak przynajmniej zaklina si wdz Parkani.
Dalej, za dolin, ktr wanie przemierzali, rozleway si jego wody. Mocno
przyciska do siebie Florence, odsuwajc na bok opadajce nisko gazie ciernistych
krzakw i bardzo uwaajc, by kapelusz przez cay czas by nisko spuszczony na jej
czoo.
- Jestemy ju na miejscu? - usysza jej szept.
- Niebawem, kochana, niebawem - odpowiedzia.
Spija wzrokiem wszystko, co widziay jego oczy, by nigdy tego nie zapomnie.
Cay otaczajcy ich bezmiar.
Mia przed sob ostatnie wzniesienie poronite niskimi, ciernistymi krzewami.
W grze na niebie para orw zataczaa koa. Kbiy si oboki. Jeszcze tylko kilka
godzin dzielio ich od kolejnego deszczu.
Podnis rk. Tragarze z Parkani zatrzymali si, tak samo Richaarn i Saad.
Florence odwrcia si do niego ze zdziwionym wyrazem twarzy.
- To wzniesienie pokonamy z sitt sami. Zaczekacie tutaj na mj znak powiedzia Sam.

Mczyni posuchali. Zdjli z plecw pakunki, poruszali obolaymi ramionami


do przodu i do tyu. Nastpnie przysiadszy na pitach w cieniu akacji, miali si i
cicho rozmawiali. Co najmniej sto razy wchodzili na ten pagrek, bo nad brzegiem
Luta N'zige zbierali sl. Nie rozumiej mnie - pomyla Sam. - Sto razy tam si
wspinali i sto razy nie pojli, co widz".
Uj Florence za rk. Jej ciepe palce wsuny si mikko w jego do.
- Chod. Chod ze mn - powiedzia cicho. - To najcenniejsza rzecz, jak
kiedykolwiek mgbym ci podarowa.
Sza za nim w milczeniu, gdy uwanie stawiajc stop za stop, wspina si na
ostatnie wzniesienie przed jeziorem Luta N'zige. Spod ich ng osuway si kamyki.
Wczepiali palce w skate, wysuszone korzenie i krok po kroku, metr po metrze
zbliali si do wierzchoka.
Sam odchyli do tyu gow. Soce rozbio jego spojrzenie na wielobarwne
kawaeczki.
- Tam, Florence - powiedzia i wskaza na szczyt wzniesienia. -Tam bije rdo
naszej tsknoty.
Posuwali si wolno. Sam wspina si na wzgrze i prowadzi Florence za rk do
celu ich podry, cign j z sob do sawy, do wiecznoci, gdzie zostan
niezapomniani. Mieli teraz widok podobny do tego, jaki roztacza si przed oczami
orw krcych wysoko nad ich gowami. Spojrzenia obojga wzniosy si ponad
wszystko, co zna biay czowiek. Patrzyli przed siebie, wiodc oczami przez
migotliw paszczyzn daleko u swych stp, trzysta metrw w dl wzniesienia,
wzdu wskiej, zygzakowatej cieki, a po wod przejrzyst niczym szko.
Powierzchnia jeziora byszczaa jak tafla czystego srebra. Niewielkie fale lizay
pla pokryt jasnym, drobnym piaskiem. Na horyzoncie wod okala acuch gr
delikatnie poyskujcych bkitem. Luta N'zige.

ROZDZIA I 6
Efendi i sitt nie szli, tylko biegli. Nie, nie biegli, ale unosili si w powietrzu, a
waciwie pynli, pomyla Saad. Trzeba przyzna, e pynli do wolno. Efendi
szed pochylony, wspierajc si na bambusowym kiju, a za nim powoli i z mozoem
podaa sitt. Po kadych dwudziestu krokach odpoczywaa, apic oddech i
zbierajc na nowo siy. Saad wspi si za nimi na wzgrze i patrzy w d na jezioro,
dla ktrego ta dwjka ludzi zdecydowaa si wszystko powici i o may wos
musiaaby to uczyni.
Dlaczego?" - zastanawia si Saad i postanowi, e wicej nie bdzie sobie nad
tym ama gowy.
Po prostu. W kocu je znaleli. Wszyscy szczliwie dotarli do celu, cali i przy
zdrowych zmysach.
Teraz musimy tylko szczliwie wrci do domu" - pomyla Saad i naraz
poczu, e te musi usi. Dostrzeg na sobie czyj cie. To by Richaarn, ktry w
milczeniu przykucn obok niego. Gadka masa czerni napawajcej otuch w
mienicym si wietle dnia, rdo siy na pozbawionej nadziei pustyni.
Majc u boku Richaarna, w kadej chwili moemy wrci do domu" - przysza
mu do gowy bezsensowna myl.
Florence usyszaa chrzst piasku pod swoimi stopami i pozwolia Samowi pj
przodem. Ucieszy j widok krzaka akacji z kolczastymi owocami. Midzy modymi
pdami uwiy swe gniazda wikacze. Zatrzymaa si i signa do kieszeni spodni,
podartych na kolanach, z poszarpanymi brzegami nogawek i czciowo poprutymi
szwami. Jednake kieszenie byy cae, podobnie jak to, co w nich znalaza. Trzy
wstki. Biaa, czerwona i zielona. Barwy Wgier. Barwy jej ojczyzny. Starannie
oplota wstkami jedn z grubszych gazi. Wiatr porwa wskie pasma tkaniny i
zaopota nimi. Florence wiedziaa, e materia nie oprze si dugo jego harcom.

- Moja ojczyzna jest teraz wszdzie. Wszdzie tam, dokd poniesie mnie wiatr.
Moja ojczyzna jest przy Samie - wyszeptaa i posza za nim ku brzegowi Luta
N'zige.
Sam zdj w biegu buty. Jego nagie stopy czuy szorstki dotyk piasku, ostre
brzegi kamieni kuy go w podeszwy- pokryte zrogowacia skr. Czu i nie czu.
Wbieg do wody i zacz j rozchlapywa, podnoszc wok siebie fontanny kropel.
Zerwa z siebie koszul, zdj spodnie i wziwszy szeroki zamach, odrzuci je na
bezludn pla. Czu na sobie fale Luta N'zige, wod przenikajc jego skr.
Pniej zanurzy si w marzeniach. Otworzy usta jak do krzyku, penego
niewiarygodnego triumfu. Poczu w nich chodny metaliczny smak. Przepeniony
rozkosz, apczywie pi ze rde Nilu.
To rybia wioska - skonstatowa Sam. Chaty pachn rybami, sona, zaskorupiaa
ziemia przypomina rybi usk. Ludzie wdychaj i jedz ryby, maj je przed oczami
we dnie i w nocy. Ndzna dziura na brzegu Luta N'zige: Vacovia". Szed wolno
przez osad. Nigdzie nie byo wida mczyzn, kobiety za toczyy si w grupkach,
bray na rce dzieci i umiechay si niemiao, ale przyjanie.
Ziemia wok jeziora bya zbyt sona, by mogo na niej cokolwiek wyrosn. A
wic to o tej soli opowiadali ludzie Kamrasiego! Woda w jeziorze nie bya sona,
tylko jego biae, spkane brzegi. Sl wydobywano z duych dow, a mieszkacy
Vacovii zajmowali si handlem. W dziurkowanych naczyniach wielokrotnie
przepukiwano wod botnisty piasek, a do uzyskania soli o gorzkawym smaku. O
chaty stay oparte harpuny, grube na palec liny z wkna platanw suszyy si na
socu, a wielko hakw zamocowanych na ich kocach wiadczya o ogromnych
potworach yjcych w toniach Luta N'zige lepiej ni jakakolwiek rybacka sie.
Nastpnego dnia poranne powietrze zamkno si wok nich jak ciana
wizienia. Duszne, kleiste, przesiknite gorzkim zapachem soli.
Nikt z nas nie jest w stanie si podnie. Wszyscy zbyt osabieni gorczk.
Saad, Richaarn, trzynastu tragarzy, cztery niewolnice, Florence i ja. Pozbawieni si"
- zapisa Sam w swoim dzienniku, nim piro wysuno mu si z doni i potoczyo po
rybiej ziemi wioski Vacovia. W zamian za woreczek pere wdz plemienia odda im
do dyspozycji kilka chat i podarowa jedn ze wieo zowionych ryb, dorwnujc
swymi rozmiarami Richaarnowi. Sam wycign przed siebie rk. Wszystkie
minie mu

dray. Podnis piro, zanurzy je w grudkowatym od piasku atramencie i pisa


dalej.
Florence uwaa, e powinnimy opyn jezioro. Tak, Nil wypywa z jeziora w
Koshi w kierunku Gondokoro i Chartumu. Ale trzeba udowodni, e to wanie Nil,
a nie jaka inna rzeka wpywa do jeziora w Magungo. Do jeziora, ktre na cze
maonka krlowej chrzcz mianem Jeziora Alberta. Nil wypywa z Jeziora Wiktorii
i Jeziora Alberta, skadajc hod krlewskiej parze. Niechaj rda Nilu uwieczni
ich mio".
Ostatnie litery byy prawie nieczytelne, sam to widzia. Zamierza je jeszcze raz
poprawi, ale popad w omdlenie.
- Czy to ju wszystkie kanu, jakie maj? - zapyta Sam, kopic w sprchniay,
rozlatujcy si w kilku miejscach pie drzewa u swoich stp. Za lepszych czasw
mogoby nim popyn okoo dwudziestu ludzi, ale dzi?
Wdz Vacovii wzruszy ramionami. Sam westchn. Zrozumia. Jeli chce
dosta odzie, musi zapaci. Decyzja naleaa do niego, nie mia wyboru. Jego
przewodnik z woami wyruszy do Magungo, pieszo, w deszczu, ktry ju teraz
pada regularnie po kilka godzin dziennie. Tymczasem podr opnia si o kilka
kolejnych tygodni, bo na brzegu jeziora znw dopada ich gorczka.
Florence miaa racj, musieli opyn jezioro.
Wdz wycign rk i Sam wsun w gadkie, jasne wntrze jego doni trzy
sznury najpikniejszych opali.
Wdz by zadowolony.
- Wielka rzeka wpywa do jeziora w Magungo - potwierdzi przypuszczenia i
szkice Speke'a. - Ale z Magungo nie bdziecie mogli popyn w gr rzeki do
wodospadw Karuma. Po drodze jest zbyt wiele uskokw, za duo katarakt poinformowa, a pniej na odchodnym co sobie przypomnia i jeszcze raz si
odwrci. - Uwaajcie na siebie. Na jeziorze czsto szalej straszliwe i
niespodziewane burze. Wielu naszych najlepszych rybakw przez nie utono.
Sam skin gow, nie skupiajc si na jego sowach.
Wdz zacz wybiera wiolarzy dla Sama spord mczyzn z wioski. Kilku
zgosio si na ochotnika, inni zostali wyznaczeni. Ponuro chwycili za wiosa i burty
kanu, ktre zamierzali przenie do jeziora. Nie wygldaj na zbyt silnych" pomyla Sam i odwrci si ku wodzie. Rozpocz si kolejny etap ich wyprawy.
Mieli zdoby ostatni dowd na to, e Nil w Magungo wpywa do Jeziora Alberta. W
Magungo, tam gdzie

czeka na nich przewodnik z woami. Z wolami, klre miay ich zawie z


powrotem do Gondokoro, bez zbdnej zwoki. Z powrotem do domu. Do Anglii. Nie
mg powstrzyma umiechu.
Florence pomagaa Samowi mocowa cienkie ozy do burt licho poatanego
kanu. Wiolarze drugiej odzi siedzieli w cieniu rybackiej chaty i grali w mankal.
- Cignij, cignij! - woa, z caej siy wyginajc gazie tak, by mona je byo
zamocowa rwnie po drugiej stronie dki. Nastpnie nacignli na t konstrukcj
skry i pozszywali je z sob na kocach. Dziki temu mieli dach nad gow.
Florence ostronie woya do odzi kury, ktre udao jej si wytargowa u kobiet w
wiosce, sadowic je w ssiedztwie kozy, przywizanej przy jednym z siedze. Kilka
kur zaczo trzepota skrzydami, wskoczyo na burt i w mgnieniu oka znalazo si
w wodzie.
- Gupi kurzy nard - mrukna Florence i wyowia jedn z nich, podczas gdy
inne zostay porwane przez fale i utony.
- Ale bajeczna d. Prawie tak wygodna jak nasza Diahbiah". Chod,
opyniemy jezioro. Relaksujca perspektywa - powiedzia Sam.
Florence skina. Spojrzaa w stron pooonych na przeciwlegym brzegu
bkitnych gr, ktre dzisiejszego dnia byy ledwo widoczne goym okiem. Tafla
Jeziora Alberta musiaa by usytuowana sporo niej ni otaczajcy j ld. Jezioro
zdawao si okolone szpicami szarych i czarnych ska, sigajcymi a po w acuch
bkitnych gr, przed ktrymi teraz kbiy si chmury. Zwykle okoo czternastej
zaczyna pada deszcz. Czyby pogoda si zmieniaa? Najlepiej zrobi, jeli zaraz
wypyn.
Nie miaa pojcia, skd zerwa si wiatr. Musia wia od chmur, ktre widziaa
rano. Chmur, ktre teraz wisiay tu nad nimi, czarne i grone jak zacinita pi
gotowa do zadania ciosu. Raptem agodne koysanie odzi przeszo w gwatowne
kolebanie, nad ktrym nie sposb byo zapanowa. Florence pierwsza je poczua,
unoszenie i opadanie na falach, niosce z sob now, tajemnicz moc.
- Sam, czujesz to?! - zawoaa, przekrzykujc wiatr, ktry na chwil ucich, by
zaraz wrci z niespodziewan si, wpychajc jej sowa z powrotem do ust.
Sam przytakn skinieniem gowy i omijajc pakunki, kury, kozy oraz ludzi,
przeszed na przd kanu i zaj miejsce na dziobie. Przyoy do ust zwinite donie
i zawoa:

Wiosujcie! Wiosujcie! Wiosujcie, ludzie! Raz, dwa, trzy, wiosujcie!


Wiosujcie, psiakrew!
Florence zauwaya, e Richaarn zapa za wioso, pod jego byszczca od potu
skr odznaczay si minie, mocne jak liny rybakw z Vacovii. Pozostali
mczyni starali si i w jego lady, ale nadaremnie.
Nadeszo prawie poudnie, a soce runo w przepa midzy chmurami. Na
wodzie zrobio si ciemno i zimno. Florence rozejrzaa si dookoa. Nie byo wida
linii brzegowej.
- Jak daleko jestemy od brzegu? - zawoaa przez wci nasilajcy si wiatr do
Sama, ktry gestami stara si zagrzewa wiolarzy do dziaania.
Prawdopodobnie bardziej domyli si jej sw, ni je usysza, bo podnis rk
i wycign cztery palce.
Cztery mile" - odczytaa z jego gestu.
Cztery mile dzieliy ich od bezpiecznego ldu, od ratunku.
Niebo poczerniao. Stao si ciemniejsze i bardziej niebezpieczne ni
kiedykolwiek noc. Nie dochodzi do nich ani jeden promyk wiata. Wiatr uderzy
w dach odzi, zaplta si w nim i zaopota. W tym samym momencie rozpada si
deszcz, gsty niby opadajca kurtyna, odci ich jak krata od reszty okolicy. Ulewa
spada na Florence bez ostrzeenia. Bia j po gowie i ramionach, w mgnieniu oka
przemoczya j na wylot i przycisna do dna lodzi, gdzie przez burt wleway si
ju pierwsze strugi wody. Krzykna i prbowaa si podnie, ale nacierajca fala
pchna j na deski. Woda jeziora wdzieraa si teraz do odzi ze wszystkich stron.
Wydawao si, e ludzie stracili kontrol nad wiosami. Kanu obracao si w kko
jak bk, podskakujc bezradnie niby korek na potnych falach jeziora.
- Wylewa wod! Wylewajcie wod! - usyszaa krzyk Sama. Poda Saadowi i
jej okrge puste muszle, z ktrych zwykle pijali. Pniej znw zawoa:
- Wiosujcie, ludzie, wiosujcie! Do wiose!
Florence nie wiedziaa, jakim cudem starczyo jej si do wylewania wody.
Unosia i opuszczaa ramiona, bezustannie, w nucym, absurdalnym rytmie.
Czerpaa muszl wod, ktr fale jeziora i deszcz natychmiast po stokro
uzupeniay. Niebo przeszya byskawica, owietlajc wiat wok na jedn askaw
chwil.
W migoczcym wietle zobaczya wyprostowan posta Sama i krzykna,
widzc wznoszc si za nim fal, wysok jak dom. Zdawao si, e za moment
woda go porwie i pochonie na wieki.
- Sam! - krzykna. - Sam! Trzymaj si mocno!

Fala wtoczya sic do lodzi i popyna dalej. Dostrzega, e w ostatniej chwili


zdy si przytrzyma. Natomiast ona sama wynurzya si obok przeraliwie
beczcej kozy. Zakrztusia si, wypluwajc z ust buta N'zige. Pniej woda na
chwil opada, pozwalajc kilka razy napeni i oprni muszl. Florence
zobaczya, e Sam otworzy usta i co woa. Co, czego nie dao si zrozumie w
huku grzmotw nad ich gowami, w opocie podartych skr uderzajcych o
konstrukcj z gazi wrd wycia i pogwizdywania wiatru.
Mczyni wypucili wiosa. Fale natychmiast je porway i poamay jak
gazie. Nawet Richaarn uoy gow na kolanach i przykry j rkami w obronnym
gecie. Florence zobaczya, e dry. Dra, podobnie jak ona, z osabienia, z
wyczerpania, z ndznego strachu przed mierci, dra na caym ciele.
Jeszcze raz popatrzya na Sama, ktry znw si wyprostowa i co pokazywa.
Odwrcia gow pod wiatr i fale piany. W ostrym wietle kolejnej byskawicy
dostrzega wysunity w jezioro cypel, a za nim jaki ksztat przypominajcy
bezpieczn zatok. Bezpieczna zatoka pord skalnych szczytw, ktre ostre
niczym brzytwy, wrzynay si w czarne niebo, upuszczajc ze coraz wicej
deszczu. Musiao jej si wydawa.
Sam woa i znw pokazywa w tamtym kierunku. Nie, nie przywidziao jej si,
zatoka naprawd tam bya! Zerwa si szkwa, wielka fala pochylia d na lew
burt i rzucia Florence na jednego z wiolarzy. Wycignwszy rk, chwycia za
rami Richaarna. Ten drgn i poderwa si. Jego oczy miay wyraz, jakiego dotd
nie znaa. Strach? Rezygnacja w sytuacji, ktra zdawaa si bez wyjcia?
- Sitt! - zawoa nagle pod wiatr, jakby dopiero teraz j rozpozna.
- Richaarn, wytrzymaj! Tam! Musimy si tam dosta!
Nie zwaajc na wiatr porywajcy jej sowa, smagajcy kosmykami wosw
mokr twarz i przesaniajcy widok, nieustannie wskazywaa na kawaek ldu na
wp przysonitego chmurami i pogronego w ciemnociach. A moe wcale go
tam nie byo? Moe widziaa go jedynie oczyma wyobrani?
Richaarn podnis wzrok, popatrzy w kierunku cypla i zatoki. Zobaczya, jak
w widok wnikn w jego oczy, odnajdujc drog do serca, pozwalajc odzyska
odwag. Zobaczya, jak znw chwyci za wioso i zabra si do pracy, z caej siy,
podobnej do siy wou. Wiosowa na przekr deszczowi, falom i porywom wiatru,
a pod dziobem kanu dao si sysze chrzst zbawiennej ziemi.

Z nastpn fal wszyscy wysiada! Podnie ldz i wycign na brzeg! wola Sam.
Kolejna fala przysza szybciej, ni mona si byo spodziewa. Mczyni i
kobiety wyskoczyli i natychmiast zanurzyli si w pianie. Florence poczua, jak jaka
bezwzgldna do cignie j po kamieniach i nadbrzenym piasku. Wstaa,
krztuszc si i wypluwajc wod. Miaa pokrwawione rce i poobdzierane ramiona.
Sam i Richaarn podnieli i zapali d. Pozostali mczyni pod-pezali do nich
spiesznie, starajc si unikn nastpnej fali. Zapawszy kanu, stkajc i potykajc
si, wynieli je dziesi metrw w gr play.
- Dobra robota. Dobra robota - powiedzia Sam, a Florence zauwaya, jak
prostuje nogi, by nikt nie dostrzeg ich drenia.
Dugo trwao, nim wiatr i deszcz si uspokoiy. Wreszcie wok nich pozostao
jedynie cikie powietrze. Florence leaa obok kanu, mokra w mokrym piasku.
Patrzya za siebie. Morze nadal wygldao tak samo jak niebo, a niebo tak samo jak
morze.
Chciaa ju zawsze tak lee.
- Rozstawcie angarep i rozpalcie ognisko. Tam dalej s chaty. Sprawdcie, czy
gdzie nie ma zakopanego ziarna - rozkaza Sam.
Leaa teraz na angarepie, wpatrzona w ciepy pomie. Rami Sama otaczao
jej szczupe ciao, czua si o wiele lepiej.
Obok posania siedzia Richaarn. Nie powiedzia ani sowa, odkd rozpalili
ognisko. Florence zauwaya owo dziwne spojrzenie, ktre utkwi w rozarzonych
gaziach.
Otwart doni gadzia go po doskonale uformowanej ysej czaszce. Wci i
wci, tak samo jak zwykle gaskaa ktre z gromadki czarnych dzieci, tak jak
gaskaa Saada, ktry teraz przylgn do niej, przytulony na angarepie.
- Ju dobrze - mruczaa - ju po wszystkim.
Ju po wszystkim.
Nieraz tak mylaem podczas podry po jeziorze Luta N'zige i pniej" skonstatowa Saad, gdy nad ranem na widnokrgu pokaza si wreszcie obz
Kamrasiego i Ibrahima. Szed na pocztku wyczerpanego pochodu. Efendi ani na
krok nie odstpowa noszy, na ktrych znw leaa sitf. Potyka si o wasne nogi,
podobnie jak pozostaych dziesiciu ludzi za jego plecami, ktrzy teraz w
forsownym marszu w cigu jednej nocy pokonali drog do M'rooli. Ostre trawy
raniy obolae stopy, a oczy

pieky od wypatrywania w ciemnociach niewyranego szlaku. Wstawa blady


wit, na gazi wysokiego pltana pokrzykiwaa siewka. Z obozu Ibrahima,
pooonego poza granicami M'rooli, unosiy si pierwsze delikatne pasma dymu. To
dobrze, na pewno zdy ju wrci z Gondokoro, Siewka jeszcze raz si odezwaa.
Cierpliwoci, gupi ptaku - pomyla Saad. - Jestem pewien, e dzisiaj spadnie
wicej deszczu, niby sobie yczy".
- Obz! Efendi, obz! Udao si! - zawoa chopak i ku wasnemu zaskoczeniu
podskoczy z radoci.
Sam woy do ust dwa palce i wyda ostry gwizd, jeden, a pniej jeszcze drugi.
W wysokich trawach za nimi co zaszelecio i dwie antylopy, sposzone haasem,
wielkimi susami zerway si do biegu. Sam si umiechn.
- Kto wie, inaczej Ibrahim mgby kaza otworzy do nas ogie -mrukn i na
wszelki wypadek jeszcze raz zagwizda.
- Salwa! Salwa! - woali mczyni idcy obok niego, mierzc lufami w
powietrze. Z obozu te odpowiedziay im powitalne salwy. Sam Ibrahim wybieg
szybko ze swojej chaty, z zaspan twarz, z niedowierzaniem patrzc w kierunku
efendiego i sitt. Za nim wyszy jego ona z plemienia Bari i maa creczka.
- Baker efendi! A wic yjesz! W Gondokoro wszyscy si zarzekali, e umare
w drodze do swojego wielkiego jeziora. I sittl
Podbieg do noszy Florence i pad przed ni na kolana. Czarne oczy utkwi w jej
bladej twarzy. Saad widzia, e Ibrahim domyli si wszystkiego, co si wydarzyo,
nie potrzebowa dodatkowych wyjanie. Przysun do Florence do swoich warg
w niemym gecie uwielbienia.
- adna kobieta na wiecie nie ma w sercu tyle odwagi co ty, sitt. Chwaa
Allanowi. El Hamdu lillah! ElHamdu Lillah bilSalaama! Dziki niech bd
Allanowi, bd mu wdziczna!
Za jego plecami mczyni odpalili kolejn salw. Saad zauway, e w kilku
chatach le wysokie stosy koci soniowej. Byo ich tak duo, e biae ky
wystaway z niskich wejciowych otworw. A wic podr do kraju Kamrasiego
opacia si Ibrahimowi i jego panu Koorshidowi Adze, tak jak obiecywa efendi. Za
chatami otwiera si plac. Saad wycign szyj i nadstawi uszu. Sysza brzk
acuchw. Oczywicie. Ibrahimowi obiecano nie tylko ko soniow, ale rwnie
niewolnikw. Duo, bardzo duo niewolnikw, ktrzy mieli odby krwaw
wdrwk do Gondokoro.
Znw rozleg si huk wystrzau, a powietrze zrobio si cikie od dymu.

El Handu lillah, El Handu lillah bil Salaamu! - woali teraz


wszyscy.
Sitt leaa w milczeniu na noszach. Efendi zakl. Kilka kul trafio w piasek tu
pod jego stopami.
Ibrahim pooy mu rk na ramieniu.
- Chod, bracie powiedzia. - Ka zabi wou. Twoja ona powinna si napi
zsiadego mleka z miodem, ktre przywrci jej siy. Pniej przyjdzie do obozu
Kamrasi. Tymczasem zobaczcie, co przywiozem dla was z Gondokoro.
- Kamrasi? Czy wie, e udao si nam wrci? - spyta efendi. Ibrahim przestpi
z nogi na nog.
Jego dubba poruszya si przy tym ruchu jak agiel na wietrze.
- Nie, przyjdzie z innego powodu - odpar krtko, nie kontynuujc tematu. - A
teraz obejrzyjcie prezenty.
Pochyli si i poda Samowi pk listw, ktre oczekiway na niego w
Gondokoro, razem z najnowszym wydaniem Puncha" i Illustrated London News".
Poza tym pooy przy noszach Florence bel materiau. Dotkna tkaniny i
umiechna si. Nowe suknie!
Saad dostrzeg, e Ibrahim gadzi z ociganiem brod i wci zerka ku
horyzontowi za ich plecami. W kocu jednak zmarszczywszy czoo, zwrci si do
efendiego.
- Gdzie twj wielki Murzyn? Gdzie jest Richaarn?
Sitt zamkna oczy. Efendi spuci gow i otar twarz wntrzem doni. Saad
poczu napywajce do oczu zy.
Nikt nie mia ochoty udzieli Ibrahimowi odpowiedzi.
Nikt nie chcia sprawi, by okropne przypuszczenie stao si prawd, gdy
wypowiedz je gono.
To koniec" - pomyla Saad, gdy na Jeziorze Alberta ich kanu nareszcie
przybiy do Magungo. Zgodnie z oczekiwaniem przewodnik z woami czeka na
nich na miejscu, nie uciek, jak to bywao w tubylczym zwyczaju. Tymczasem
zwierzta kasay i cierpiay na biegunk. Byy chore i w takim stanie nie mona
byo ich zje. odki skrcay im si z godu, gdy przygldali si uczcie spw
rozszarpujcych padlin.
To koniec" - uzna Saad, gdy rzeka, ktra w Magungo miaa by Nilem,
okazaa si leniwym, nieruchawym ciekiem. Jakim cudem tamta wirujca,
wzburzona woda z wodospadw Karumy miaaby kilka kilometrw dalej przej w
owo spokojne ujcie? Wreszcie po pewnym czasie, gdy efendi w milczeniu
wpatrywa si w rzek, zauway lilie wodne, kt-

re woda powoli, ale nieprzerwanie unosia w kierunku Jeziora Alberta w


Magungo.
- Porusza si! Lilie si poruszaj! Nurt! Tu jest nurt. To Nil, do diaska, NU.
Efendi zacz taczy z sitt milczcy, zwariowany taniec, ktrego rytm i melodia
brzmiay wycznie w jego gowie.
- Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy - liczy, obracajc si w koo czterema duymi
krokami. Taczyli, dopki sitt starczyo tchu, co w jej stanie nie trwao zbyt dugo.
Pniej, nie przestajc piewa, mia si i caowa, wznieli wod toast, a sitt si
nawet rozpakaa.
Wszystko skoczone" - doszed do wniosku, gdy musieli przybi do penej
zarazy, bagnistej, paskiej, pozbawionej ycia wyspy Patooan i adne z tubylczych
plemion nie chciao im udzieli pomocy. Chtnie przewieli ich na drug stron
jeziora, lecz wycznie za odpowiedni opat zoon z najcenniejszych sznurw
opali, uiszczon z gry, pniej za zostawili ich samym sobie na mier godow.
Przez ponad dwa miesice sitt i efendi leeli w opuszczonych chatach. Odywiali si
owsiank, bo Saadowi udao si odkry w jednej z chat zakopany spichlerz ze
zboem. Kleik mieszali z gorzkim dzikim szpinakiem. Czasami Saad mia szczcie
i udawao mu si trafi na odrobin dzikiego miodu, ktry przynosi, szczliwie
uchodzc z yciem przed atakiem morderczych pszcz. Z kolei efendi gotowa
napar z dzikiego tymianku, ktry przekornie nazywa herbat.
Wszystko skoczone" - pomyla, gdy sitt i efendi postanowili wyruszy na
mordercz wdrwk do M'rooli, do Kamrasiego. Mieli wybr, mogli zosta i
niechybnie umrze albo wyruszy z nik nadziej na przeycie.
M'rooli. Tam, gdzie powinien by ju Ibrahim.
W przeddzie wymarszu Richaarn skontrolowa pakunki. Saad widzia, jak z
satysfakcj kiwa gow. Dobrze, wszystko byo mocno powizane, gotowe do
drogi, spusty broni porzdnie owizane nieprzemakaln tkanin.
Saad sysza, jak Richaarn zwraca si do efendiego:
- Daj mi bro. Jeszcze raz przejd si do wiosek, moe uda nam si znale
tragarzy.
Sam da mu swojego pudreya i z obaw popatrzy w niebo. Byo ciemno, sierp
ksiyca w nowiu jedynie od czasu do czasu przebija si przez chmury. Na
firmamencie nie byo gwiazd.

Wr zaraz, musisz sie dobrze wyspa - powiedzia do Richaarna. Richaarn


wymkn si w noc, z ktr w mgnieniu oka zla si w jedn cao. Czekali.
Richaarn nie wrci.
Nadal czekali. Sitt, efendi i Saad. Wszyscy. Richaarn nie wrci.
Przed wschodem soca Saad wybieg na poszukiwania. Nie uszed daieko, gdy
na wskiej ciece, wydeptanej wrd wysokiego sitowia, natrafi na kau krwi i
roztrzaskan kolb pudreya. Wok krwi roiy si chmary much, a na jednym z
drewnianych odamkw wyranie byo wida wyryte inicjay efendiego. Pod
kroplami krwi, ktrej odpryski byy widoczne rwnie na rozbitej rkojeci.
Saad usiad na piasku ogrzanym promieniami wschodzcego soca, tu obok
kauy zgasego ycia Richaarna. Pieky go oczy. Dopiero po kilku chwilach zaczo
do niego dociera, co si wydarzyo. Co on, a waciwie oni wszyscy mieli teraz
pocz? Bez Richaarna. Czerwono-czarna, pomieszana z piaskiem ciecz na ziemi u
jego stp wygldaa bardzo nierzeczy-wicie. Czy to moga by krew tego
potnego mczyzny? Czy wszystko w yciu tak po prostu si koczyo? Jak si
kiedy urwie jego wasne ycie? To mogoby si sta kadego dnia. Cud, e dotd
si nie zdarzyo.
- To koniec - wymamrota, zbierajc drewniane drzazgi, ktre potem zanis
efendiemu i sirr.
Florence posusznie otworzya usta, gdy drewniana yka zbliaa si do jej
warg. By na niej biay kremowy pyn podobny do ajranu. Kobieta, ktr Ibrahim
przydzieli jej do posugi, umiechaa si do niej z sympati.
- Musisz je, pani. Musisz nabra ciaa dla efendiego - odezwaa si.
Florence sprbowaa si umiechn. Bya zbyt saba. Kobieta napenia jej usta
kremem. Mia smak mleka, soli i krowiego moczu, ktrym ludzie Kamrasiego
czycili swoje naczynia. Naczynia, w ktrych wieo udojone mleko zsiadao si w
cigu kilku godzin. Nastpnie ubijano je na pian i przyprawiano sol z Luta N'zige.
Dziki temu stawao si lekko-strawne i dawao si.
Florence przekna zawarto yki. Mleko, sl i uryna spukay smak czarnej
owsianki z gorzkim szpinakiem, ktra w cigu ostatnich tygodni stanowia podstaw
jej poywienia. Przeykaa yk za ykiem. Czua smak ycia. Wyborny smak.
Przymkna oczy i zasna, po raz pierwszy od dugiego czasu czua syto w
odku.

- Dzikuje - wyszeptaa jeszcze. Pniej ju nic nie mwia, a jej od dech stal si
gboki i regularny.
Nie widziaa, jak kobieta si odwrcia, gdy Ibrahim stan w drzwiach chaty.
Mikkie wiato pnego popoudnia rozmyo zarys jego postaci. Nie widziaa, jak
Ibrahim wciska dziewczynie do rki kilka pereek z czerwonej porcelany i nakazuje:
- Id i kup wicej mleka. Sitt musi jak najwicej je. Musi odzyska siy.
Florence przebudzia si pnym rankiem nastpnego dnia i miaa wraenie, e
nadal ni.
Albo to prawda, albo postradaam zmysy" - powiedziaa do siebie w mylach,
Zamkna oczy i znw je otworzya. Nie, przed sob wci miaa w obraz,
ktry wyda jej si sennym marzeniem. To by Sam, bez wtpienia, umyty i ogolony.
Ale w co by ubrany? Naturalnie. Mia na sobie ten sam strj, gdy wychodzili z portu
w Chartumie. Odwitne ubranie ze swojego kraju. Sta porodku chaty krytej
strzech i przeglda si ze wszystkich stron w ostatnim lustrze, jakie im jeszcze
zostao. Obrci si. Jego stopy udeptyway ziemi, ktr poranny deszcz zamieni
w boto. Przez chat przemkn sposzony szczur, termity rozoyy skrzyda, a
gekon ledzi nieruchomym spojrzeniem jego ruchy.
Florence nieporadnie ukrya twarz w poduszce i zachichotaa.
Mczyzna w lustrze wiernie powtarza wszystkie ruchy Sama, ale szko byo
wklse i wyduao jego sylwetk.
- Sam, wygldasz jak strczek fasoli odziany w kilt! - zaartowaa. Schowaa
twarz w poduszk i miaa si do utraty si. Bolay j boki i zy spyway jej po
policzkach.
Sam te zacz si mia. Obrci si wok wasnej osi i podskoczy do gry,
eby si w caoci obejrze.
- W centralnej Afryce wygld ma wielkie znaczenie! W przeciwnym razie po co
wojownicy z Tarrangolle przez osiem lat splataliby sobie wosy w misterne
konstrukcje? Po co rozcinaliby swoim kobietom doln warg i wkadali im w patki
uszu olbrzymie obrcze?
Albo robi im jeszcze inne rzeczy" - dodaa w duszy Florence, ale nie
powiedziaa tego gono.
Sam jeszcze raz obrci si przed lustrem. Niebiesko-zielony kilt zawirowa w
powietrzu, podkolanwki z jasnej weny nie przylegay tak

dobrze jak kiedy do jego szczuplejszych, a jednoczenie mocniej uminionych


ydek. Sztylet skean dhu zagin gdzie po drodze, a pas z ma myliwsk torb, tak
zwanym sporranem, po tygodniach godwki nad jeziorem musia zapi o trzy
dziurki cianiej. Jedynie czapk na gowie mia tak samo zawadiacko przekrzywion
jak na samym pocztku ich podry.
- W tym stroju mog dzi miao stan naprzeciw Kamrasiego. Mog go prosi
o tragarzy. Wyruszymy do Gondokoro najszybciej, jak to tylko moliwe. Mamy
koniec kwietnia. Deszcz z kadym dniem bdzie przybiera na sile. Jeli jutro lub
pojutrze ruszymy z tragarzami i woami, wwczas moe nam si uda. Dotrzemy do
odzi w Gondokoro, zanim wypyn do Chartumu. Do Chartumu, Florence! powtrzy.
Sam usiad obok niej na noszach, przycign j do siebie i zamkn w
ramionach. Poczua skrzany rzemie na jego szyi. Gdy przycisn j do siebie, co
ucisno jej piersi. Jaki twardy, okrgy przedmiot zawieszony na rzemieniu.
- Sam, co to jest? - zaciekawia si i signa rk do jego koszuli. Tymczasem
on chwyci jej do i szybko ucaowa jej palce.
- Talizman przynoszcy szczcie. Nic wicej. Chod, umyj ci i pomog ci si
ubra - zmieni temat.
Uniosa brwi, ale nie dopytywaa si wicej.
Sam wsta i Florence usyszaa, jak zawoa na zewntrz chaty.
- Saad, przynie ciep wod dla sit\
- Jak tylko pomyl, e musiaam zrezygnowa z mojej wanny, podczas gdy ty
wci masz swj kit! - powiedziaa z udanym oburzeniem i rozemiaa si.
- Po prostu trzeba wyznacza priorytety - odpar i cign jej przez gow
koszul, a nastpnie delikatnie pocaowa jej szyj w miejscu, w ktrym stykaa si z
obojczykiem. Poczua, jakby jej skr musny skrzyda motyla.
Florence cicho westchna.
Jak wspaniale byo znw czu si. Si, by y, by kocha.
Do chaty wlizgna si moda dziewczyna i ustawia obok noszy drewnian
mis napenion gorc wod. Sam zanurzy w niej kawaek materiau pochodzcy z
jednej z jego podartych koszul, a nastpnie dokadnie go wy.
- Zamknij oczy - powiedzia cicho. Usuchaa. Czua przyjemny dotyk ciepej
szmatki przesuwajcej si po jej twarzy, uszach i szyi. Syszaa

agodny plusk, gdy Sam znw zanurzal materia w wodzie, a pniej go


wykrca. Znw i znw.
- Jake jeste pikna, Florence - powiedzia cicho.
- Jestem jak wychudzony kot. Zobacz, prawie nie mam piersi. Moje pikne
piersi zaniky.
Chciaa si rozemia, ale nie bardzo jej wyszo.
- W takim razie jeste najpikniejszym wychudzonym kotem na wiecie. Pij
wicej mleka, a twoje piersi wrc na swoje miejsce - odpar krtko, nastpnie
odoy na bok szmatk, pochyli si nad ni i zamkn wargi na jednej z jej piersi.
Rk pieci jej skr, delikatnie jak oddech wieczornego wiatru w liciach pltana.
Florence obja ramionami jego szyj.
- Nie sdziam, e jeszcze kiedy bdziemy to robili, e kiedykolwiek bdziemy
mieli do siy, eby znw si kocha - szepna i poczua zy napywajce jej do
oczu.
- Na Boga, ostatni rzecz, jak chc w yciu zrobi, to wanie kocha si z tob
- odpowiedzia Sam bez namysu. Poczua na brzuchu dotyk jego palcw, pniej
midzy nogami. Za chwil agodnie i ostronie si w ni wsun.
- Czy mgby najpierw zdj kilt? Drapie mnie - jkna Florence i szerzej
otwierajc uda, zacza ssa jego szyj.
Sam si rozemia, podnis si raptownie i odrzuci kilt na biodra.
- Prawdziwy Szkot nigdy nie musi zdejmowa kiltu. Nawet do mioci! - sapn.
Florence wydaa zdziwiony okrzyk, gdy szybkim ruchem gwatownie
podcign j do gry, na siebie. Jej wntrze uoyo si wok niego jak piercie,
otoczya mu szyj ramionami, a jego usta nie odryway si od niej nawet na jeden
oddech, jeden ruch. Porusza jej biodrami, odsuwa j od siebie i przyciga, powoli
i z rozkosz wzmaga jej podanie. Rozlunia ucisk wok jego szyi i wyprya
do tyu plecy. Jej dugie rozpuszczone wosy opady na somian mat przy
posaniu, biodra silnie przywary do jego bioder, mocno zacisna uda wok jego
pasa. Nagym ruchem przycign j do siebie, szerzej rozsuwajc jej uda, tak e
poczua go caego, gboko w najskrytszym miejscu swego ciaa. Napiera na ni raz
za razem, a wreszcie odchylia do tyu gow i zagryza warg, tumic krzyk.
Uczucie, ktre j ogarno, przypominao pierwsze promienie soca opywajce
czonki po dugiej, zimnej nocy. Jak yk miodu wyssanego prosto z pszczelego
plastra przez wygodniae usta po niezliczonych

dniach godu. Jak gorca kpiel po wielu tygodniach wdrwki wrd penych
kurzu bezdroy. Jak wszystko, co kiedykolwiek pragna poczu.
Przez chwil trzyma j w objciach, a nastpnie uoy na posaniu i
uklknwszy, odda si rozkoszy. Pniej ona trzymaa go w ramionach. Poczua
drapanie kiltu, ale tylko si umiechna.
- Musz pi wicej mleka - wymruczaa Florence. - Duo wicej mleka.
Wtedy znw bd moga popatrze na swoje odbicie w lustrze - dodaa w
mylach. - Moje policzki znw si zaokrgl, skra si wygadzi i odzyska blask, a z
oczu zniknie ten dziwny, rozpaczliwy wyraz".
W tym momencie z oddali dotaro do nich dudnienie bbnw i dwik rogw.
- Nadchodzi Kamrasi. Potrzebujemy tragarzy, eby jak najszybciej wyruszy powiedzia Sam i unis rk.
Florence uderzya doni w jego do.
- Tragarze i szybko w drog - powtrzya za nim.
- A wic dotare do Luta N'zige. Czy dziki temu stae si szczliwszy?
Wygldacie oboje na bardzo wygodzonych - odezwa si Kamrasi bez wstpw. Jak szkielety - rozemia si z wasnego dowcipu, a jego wita pospiesznie mu
zawtrowaa. Ale w tym miechu nie byo radoci. Wdz unis do i tum
natychmiast zamilk.
Twarz Kamrasiego przybraa wyraz powagi. Jak zwykle siedzia na miedzianym
tronie, a jego szata uszyta z kozich skr bya czysta i spywaa mikkimi fadami na
stopy. Podnis zachcajco rk.
Sam przekn gniew i skoni gow.
- Uprzejmie dzikuj, wielki krlu. Podr si opacia. A moje lustro
powiedziao mi dzi rano, e cakiem niele si prezentuj - odpar, unoszc dumnie
podbrdek.
- Twoje co? - zdumia si Kamrasi. - Lustro? Chc je zobaczy, cokolwiek by to
byo.
Sam zagryz wargi i westchnwszy, zawoa za siebie:
- Saad, przynie lustro.
Krl oglda si ze wszystkich stron w szklanej tafli i mia si co chwila na
widok znieksztaconego odbicia swojej twarzy.
- Chc to mie! - zawoa oczarowany swoj osob. - Odbijam si tak samo jak w
rzece. Zamkne w nim wod! Bajecznie!
Raptem Kamrasi wsta i nie czekajc na zaproszenie, szybkim krokiem
skierowa si do chaty Sama.

- Zobaczmy, co jeszcze tu masz! - rozemia si ukontentowany. Sam, Florence i


Saad wymienili midzy sob szybkie spojrzenia.
Wszystko, co byo dla nich cenne, schowali u Ibrahima. Po odgosach
dochodzcych z chaty zorientowali si, e Kamrasi przetrzsa ich rzeczy. Zdawao
si, e przewrci posanie i wyciga nieliczne skrzynki i paczki, ktre udao mu si
znale. Brzczay rozsypywane pery, dzwoniy garnki, trzasn drewniany zydel.
Nastpnie usyszeli przeklestwa. Sam stumi umiech.
Kamrasi wyszed na zewntrz i opad na tron. Na jego szerokiej twarzy zagoci
wyraz niezadowolenia. Palce wystukiway szybki, niebezpieczny rytm na gakach
wieczcych podokietniki tronu.
- Efendi, po co chcesz ode mnie tylu tragarzy, jeli nie masz nic do niesienia? zapyta podchwytliwie.
Sam si nie ugi.
- Daj mi tragarzy. Chcemy jutro wyruszy do Gondokoro. Przy odrobinie
szczcia zdymy zapa odzie, nim przed wielkimi deszczami odpyn do
Chartumu.
Kamrasi odchyli gow i rozemia si.
- Jutro? Chcecie jutro wyruszy? Biay czowieku, rozbawiasz mnie bardziej ni
wszyscy ludzie, ktrych kiedykolwiek spotkaem! Posuchaj - pochyli si do przodu
w specyficzny sposb, ktry sprawia, e jego ludzie zawsze trwonie si cofali
przed tym gestem. - Nikt si std nigdzie nie ruszy - oznajmi Kamrasi bez ogrdek.
Sam nie zdy nic odpowiedzie, bo nagle rozlego si tpe dudnienie. Mia
wraenie, e dobiegao ze wszystkich stron. Dopiero po duszej chwili zrozumia, o
co chodzi.
- Nogary! Bbny wojenne - usysza szept Florence. Kamrasi wychyli si do
przodu.
- Tak, nogary. Mj brat Rionga nas zaatakowa. Ale nie jest sam. Razem z nim
idzie stu pidziesiciu ludzi tego Amabile del Bona, ktrzy ju w zeszym roku na
nas napadli. S uzbrojeni po zby. Zanim wspomagani przez wasze strzelby nie
wygramy wojny, nikt si std nie ruszy!
Sam przekn lin.
Amabile del Bono" - powtrzy w mylach. Usysza gbokie westchnienie
Florence.
Wydawao mu si, e wyszeptaa imi del Bona, ale nie by tego pewien.
- Jak dugo trwaa ostatnia wojna z Riong? - zapyta Kamrasiego.

Krl wyszczerzy zby. Ostatnia prawdziwa wojna? Pi lat. Mam nadziej, e


tym razem z wasz pomoc pjdzie szybciej... Albo razem odniesiemy zwycistwo,
albo razem umrzemy, obaj, z twoj broni w rkach.
Sam nie mg nic powiedzie. Nie mg nawet myle. Mieszanie si w wojn
midzy handlarzami niewolnikw i afrykaskimi ksitami nie naleao do jego
zada. Bicie nogary wciskao si w jego uszy, w cae ciao. Wreszcie si opamita i
wypar z umysu haas bbnw, ich narastajce dudnienie.
Pokrci gow.
- Nie, Kamrasi. Nie dostaniesz moich strzelb. Ale dam ci za to co innego. Co o
wiele potniejszego od caej broni tego wiata.
- A c to takiego? - mrukn ponuro krl. Wyd wargi i ze wistem powoli
wypuszcza powietrze.
- Moja flaga. Flaga brytyjskiego imperium - oznajmi Sam.

ROZDZIA 17
Sloce wanie wstao. Sam wyszed z Florence przed ich ma chat, wok
ktrej kaza urzdzi ogrodzony podwrzec.
Florence przymruya oczy, patrzc w jasne promienie soca, i rozejrzaa si po
placu, na ktrym Saad rozwija wanie brytyjsk flag. Materia by przybrudzony i
postrzpiony na kocach. Porodku placu wznosi si wysoki maszt, ktry Sam
kaza zbudowa ze citego patana.
Odchylia do tyu gow. Saad wciga! ilag iirzymocowan do sznura z
platanowego yka. Brytyjski Union Jack opota na szczycie masztu, wcignity na
rozkaz Sama. Wyrane barwy granatu, bieli i czerwieni odbijay si na tle bladego
jeszcze bkitu nieba.
Zerkna na Sama. Widok flagi jogo pastwa zawsze sprawia mu nieopisan
przyjemno. Tymczasem dzisiaj by blady i zaniepokojony, w napiciu spoglda
na zawieszon u gry tkanin. Gdy wiatr porwa flag i zaopota, tchnwszy w ni
ycie, Sam odwrci si do Kamrasiego. Krl sta obok niego z ponur min, w
niedbale zapitym kilcie, ktry przed laty odebra Speke owi.
- Wylij posaca do ludzi del Bona. Powiedz im, e Baker efendi chce si
widzie z ich dowdc. I to jak najszybciej. To rozkaz.
Kamrasi skin i przekaza polecenie swoim ludziom. Jeden z mczyzn oddalil
si biegiem. Kamrasi patrzy za nim. Pniej odwrci si do Sama.
- Spjrz, ja te woyem swoj spdnic. Dziki temu podczas ucieczki bd
szybciej bieg.
Florence zauwaya, e Sam pokrci gow.
- Prawdziwy krl nie myli o ucietzee. Poczekaj i zobacz, co si wydarzy.
Kamrasi skin ponuro.

Amabile del Bona nie byo wrd mczyzn siedzcych w pkolu wok Sama
na podwrzu przed chat. Florence przez cay dzie bya zaniepokojona. Gdy go
zobacz, bd musiaa go zabi - mylaa. - Drugi raz nie pozwol temu potworowi
si wymkn". Ju sama myl o nim budzia w niej strach. Wspomnienie mikkiego
kapelusza z szerokim rondem, spojrzenie jego oczu, ktre Saad porwna do
stoczonej przez robaki gujawy. Jej kojarzyo si z ctkowanym futrem leoparda,
morderczo przyczajonego, czekajcego wrd gazi na swoj ofiar. Samo jego
imi przypominao Florence przeraajc bezradno, jak czua wtedy w
tamaryndowym gaju. Nigdy nie opowiedziaa Samowi o tamtym zdarzeniu.
Amabile del Bono by diabem, ktrego sama musiaa pokona.
Jednake Maltaczyka nie byo wrd dziesiciu handlarzy przybyych do
M'rooli.
Soce chylio si ku zachodowi, gdy mczyni ze skrzyowanymi nogami
zasiedli wok Florence i Sama. Wat-El-Mek, nowy dowdca del Bona, podwin
dubb i skoni gow. Zabra gos.
- To naprawd ty, Baker efendi. I twoja sitt te wci yje. Doszy nas suchy, e
dawno umarlicie.
-1 wanie z tego powodu bdziemy si cieszyli jeszcze duszym yciem odpar krtko Sam. - Allan czuwa nad nami i nad naszymi przedsiwziciami doda. - Czego tu chcecie? Czego chcecie od krla Kamrasiego? - zapyta, czstujc
zebranych kaw i tytoniem, ktry kaza Kamrasiemu przygotowa.
Stal teraz na rodku. Jego kilt ukada si w schludne fady, a Florence bya
zadowolona, e poprzedniego dnia kazaa wypra mu koszul. Wyglda wadczo,
gdy tak przemawia do przycupnitych, siorbicych mczyzn.
Wat-El-Mek wzruszy ramionami.
- A czego moglibymy chcie? - odpowiedzia. - Niewolnikw i koci soniowej.
Rionga obieca nam, e dostaniemy ca ko soniow i wszystkich niewolnikw,
jeli zaatakujemy i zabijemy jego brata Kamrasiego. Del Bono chce przej kontrol
nad handlem w Unioro. Tu jest duo koci soniowej.
Sam wypry ciao i wzi gboki oddech. Pniej nawet Florence si
przestraszya, gdy raptem zacz krzycze.
- To obrzydliwe zuchwalstwo! Ten kraj naley do Anglii! Ten kraj naley do
mojej krlowej! Odkryem go w jej imieniu! - to mwic, wskaza na taczc na
wietrze flag, z opotem uderzajc o maszt. Po-

wierzyem handel Ibrahimowi! Kto atakuje Kamrasiego, napada na mnie i na


Angli. Wal-El-Meku, jeli kaesz odda choby jeden strza, wemiesz cho
jednego niewolnika czy zabierzesz jeden jedyny kie, wwczas rozpta si wojna.
Wojna, zrozumiae, co powiedziaem? Nie oka ani krzty litoci. A pniej
wnios na was wszystkich skarg do tureckiego gubernatora w Chartumie.
Florence stumia miech. Turecki gubernator by jeszcze wikszym otrem ni
Amabie del Bono, wszyscy o tym wiedzieli. Mimo to groba odniosa podany
skutek.
Wat-El-Mek przeuwa, przeyka lin i namyla si. Zerkn na Sama, a
pniej popatrzy do gry na brytyjsk flag opoczc na niebie nad krlestwem
Kamrasiego. Florence dokadnie wiedziaa, co si dziao w gowach mczyzn. Sta
przed nimi czowiek, z ktrego wszyscy stroili sobie arty. Biay, ktry nie chcia
koci soniowej ani niewolnikw. Czowiek, ktrego przedsiwzicie za wszelk
cen starali si uniemoliwi. Czowiek, ktry osign swj cel i nadal y.
Czowiek, ktrego mroczne przepowiednie si speniy. Wszystkie, kada z nich.
Opowieci o potdze Sama rozniosy si szybko po Gondokoro. Marny koniec
Bellala i Mo-hammeda Hera, jak rwnie niespodziewany deszcz w Tarrangolle.
- Niech bdzie, efendi. Co proponujesz? - zapyta w kocu mczyzna.
Florence zauwaya, e Sam gboko odetchn. Wiedziaa, e czeka na to
pytanie.
- Gdy wrcicie do swojego obozu, dam wam dwanacie godzin na opuszczenie
kraju Kamrasiego. Niech Rionga da wam wszystko, co chcecie, niewolnikw, bydo
czy ko soniow. Ale tutaj nie macie czego szuka. Handel na tym terenie naley
do Ibrahima i Koorshida Agi.
Mczyni naradzali si po cichu. Sam dal znak, by mode, nagie dziewczyny
nalay im wicej platanowego wina. Wreszcie Wat-El-Mek skin gow i wsta.
- Niech bdzie, efendi - oznajmi z godnoci. - Zgoda.
Kilka godzin pniej obdarowani prezentami odeszli do swojego obozu, a do
chaty Sama przybieg Kamrasi.
- Fantastycznie. Zupenie fantastycznie - pochwalil Sama. - Jak sobie pjd,
wtedy my zaatakujemy Riong. Bdzie cakiem bezbronny.
- Czy moemy ju wyruszy? - zapyta cicho Sam. Niech Kamrasi robi, co chce.
Krl si zastanowi.

-Pewnie. Ale czy nie zechciaby mi jeszcze podarowa swojego kompasu i tej
dwulufowej strzelby?
Tego wieczoru Florence pierwsza zauwaya drenie lici. Noc bya rzeka,
powietrze miao wiey, urodzajny smak po padajcym w cigu dnia deszczu. Na
liciach we wntrzach platanw nadal lniy krople wody.
Razem z ludmi Ibrahima siedzieli wok obozowego ogniska. Kam-rasi
przysa tustego wou, ktrego ludzie Ibrahima zaszlachtowali na uczt z okazji
zawarcia pokoju. Blask ognia nadawa twarzom wyraz spokoju. Mczyni piewali
i klaskali w donie. Saad taczy z Bacheet, wszyscy pokrzykiwali.
Florence odwrcia wzrok od tustego wou, ktrego co chwila polewano
meriss, i wpatrywaa si w ciemno, w miejsce, w ktrym obozowisko okalay
bananowce.
Kilka tygodni wczeniej sami przyszli tamtdy do M'rooli. Teraz czua, e za
cian lici znw skryo si jakie ycie. Wiedziaa, e w gszczu kto si przyczai.
Listowie szelecio, a ruch lici nie by spowodowany podmuchem wiatru ani
obecnoci zwierzcia.
Odstawia kubek z chodn, gorzk meriss.
Pomylaa o innych liciach w innym obozie, wok stawu w tamaryndowym
gaju. Nagle ogarn j przemony strach przed Amabile del Bonem, przed
wszystkimi mczyznami, ktrzy byli do niego podobni, jak Sulej-man, jak
Wat-El-Mek. Poczua skurcz w odku. Rzeczywicie Amabile del Bono uczyni
wszystko, by otworzy przed ni bramy pieka. A jeli teraz tam na ni czeka? Jeli
Wat-El-Mek ich okama? Czy Amabile del Bono nie powinien by razem ze
swoimi ludmi, gdy docierali do nowych terenw?
- Sam - szepna i wskazaa na poruszajce si licie.
Sam podnis si powoli i wycign z kabury u pasa pistolet. Nie spuszcza
wzroku z lici.
Saad przesta taczy. Bacheeta te zatrzymaa si w p ruchu. Dobosz przesta
uderza w bben. Ibrahim zapa za strzelb lec za nim na piasku.
- Kto tam? - zawoa Sam.
Florence wsuna si za jego szerokie plecy. W uszach syszaa szum wasnego
oddechu.
- Poka si! - zawoa Ibrahim. - Inaczej zaczniemy strzela. Zrobi to. Pokaza
si. W mgnieniu oka wybieg i stan porodku. Licie si rozdzieliy i wyszed z
nich on, zwinny i czarny jak noc: Richaarn.

Richaarn, ktry zabi w walce napastnika, roztrzaskujc przy tym swoj strzelb.
Pniej si zgubi i szed, kierujc si szumem Nilu. Omija sonie, stara si zmyli
lwy i w ten oto sposb odnajdywa drog do M'rooli. Powoli, ale skutecznie.
Richaarn.
- Richaarn! Richaarn! Richaarn wrci! - zawoa Saad i obj Bacheet.
Hukny salwy, a dobosz z now si zabra si do bbnienia. Ibrahim wycign
n, by podzieli wou. Sam otwiera tykwowe bukaki z platanowym winem.
Uczta rozpocza si na dobre. Richaarn wrci. Niedugo razem z Samem
wrcimy do domu - pomylaa Florence. - Niedugo. Mamy maj".
P roku pniej, siedemnastego listopada, Sam pomaga jej usadowi si w
miar wygodnie na wole, ktrego wytargowa od Kamrasiego. Wielki deszcz
wreszcie si skoczy, kraj by wilgotny i syty. Florence obejrzaa si za siebie. Na
placu w M'rooli byo czarno od ludzi. Ruszali. Nareszcie ruszali. Widziaa
Kamrasiego stojcego z byszczcymi oczami na rodku placu swej wioski.
Dzikuj Bogu, e nie bd wicej musiaa oglda tego czowieka". Macha do
niej obrazkami, ktre wycili dla niego z Illustrated London News": londyskie
damy w krynolinach, z wosami upitymi z tyu w szynion. Odwrcia wzrok, majc
nadziej, e tym samym uda jej si zapomnie o wszystkich potwornociach,
ktrych bya wiadkiem w ostatnich miesicach, podczas wojen, jakie prowadzi z
ssiednimi plemionami. Ogrom przemocy, jak czynili kobietom. Dzieci skazywane
batami na niewolnictwo, na nienawi, na mier. Mczyni, ktrym obcinano rce
i gowy, a ciaa wieszano za nogi na platanach. Innym buntownikom na przestrog.
Kamrasi do nich macha. Pooya donie na cuglach wou.
- A tylu ludzi - powiedziaa cicho do Sama.
Przytakn. Przybyli do wioski z garstk tragarzy i onierzy, a jak odjedali?
- Nasza karawana liczy prawie tysic ludzi! - rozemia si. - Ibrahim zatrudni
siedmiuset tragarzy, ktrzy zanios mu do domu sto pidziesit ton koci
soniowej. Koorshid Aga nie bdzie mia powodu do narzeka. Swego czasu, przed
Eilyri, Ibrahim dokona waciwego wyboru.
To powiedziawszy, pogaska j po ydce odzianej w cile zasznurowany
ochraniacz.

- Ruszamy, Florence. Teraz ju nic nam nie grozi. Wiosn bdziemy w


Gondokoro i popyniemy odziami do Chartumu.
Obejrza si do tyu, gdzie wanie ustawiano w rzdzie ostatnie sztuki byda,
kozy i klatki z ptactwem. Czeka ich piciodniowy marsz przez bezludn okolic, a
mieli do wyywienia tysic mczyzn, kobiet i dzieci. Sam wzi gboki oddech.
- Teraz ju nic nam nie grozi - powtrzy niczym zaklcie.
Nieoczekiwanie wyonia si przed nimi gra Lardo. Pewnego ranka zobaczyli
jej szczyt przebijajcy si przez gst ziele lasw wok Gondokoro,
- Wystrzelimy salwy? - zapyta z entuzjazmem Saad. Trzyma w rku wieo
cit bambusow erd, ktr teraz wycign do gry, pozwalajc brytyjskiej
fladze swobodnie opota nad ich gowami.
Pierwsze chaty Gondokoro byy oddalone od nich jedynie o kilka minut drogi.
Sam widzia dum, z jak Saad wraca tym razem do Gondokoro jako zwyciski i
zamony mody mczyzna. Mimo to pokrci gow.
- Jeszcze nie - zdecydowa, lecz w tym samym momencie w upione, stche
powietrze Gondokoro hukny pierwsze fajerwerki ze strzelb ludzi Ibrahima. Ptaki
poderway si z krzykiem z koron drzew. Mapy skakay z gazi na ga, zrzucajc
im na gowy deszcz niedojrzaych owocw i gazi.
Mczyni oddawali salw za salw, rozradowani i rozemiani ykali dym z
wasnego prochu. Niewolnicy w acuchach u stp stali w milczeniu. Czekali na to,
co miao si wydarzy. Raptem Ibrahim podnis rk.
- Cisza - rozkaza.
Umilko echo ostatnich wystrzaw. Ludzie patrzyli na niego wyczekujco. Sam
wiedzia, e Ibrahim dobrze im zapaci. Kady z nich dosta cztery sztuki byda.
- Efendi, sitt, posuchajcie - powiedzia Ibrahim.
Florence razem z Samem i Ibrahimem nastawia uszu w kierunku lasu
otaczajcego osad Gondokoro. Wszdzie panowaa absolutna cisza. Nikt nie
odpowiedzia na ich salwy, na entuzjastyczn zapowied ich przybycia.
- Co si tam dzieje? - zastanawiaa si gono.
Pierwsze chaty znajdoway si w zasigu ich wzroku. Wyglday na
zamieszkane, ale z niskich drzwi nikt nie wychodzi na ich powitanie. aden
wojownik plemienia Bari nie wystawi strzay nasczonej mierteln

trucizn, ani jedna niewolnica nie szla do rzeki po wod i aden handlarz nie
przekomarza si z samego rana z koleg po fachu.
Ujrzeli jedynie t flag powiewajc w chodnym wietrze na rodku placu.
- ta flaga? - zdziwia si Florence. - Co to moe znaczy?
Sam odchrzkn. Mimo to mia ochrypy gos, gdy odpowiada na jej pytanie.
- Zaraza. To znaczy, e Gondokoro zaatakowaa zaraza. Ibrahim podjecha na
wole do Sama.
- Efendi, jak sdzisz, o jak chorob moe chodzi? - zapyta. Sam wzruszy
ramionami. Doskonale wiedzia, e tu, w Gondokoro,
moga si rozszale kada zaraza.
- Moe cholera? - odpowiedzia w kocu niemal z nadziej.
W miecie nie byo cholery. Panowaa duma. Znaleli si w beznadziejnym
pooeniu.
W Gondokoro utkno trzy tysice niewolnikw. Egipski rzd czyni starania, by
ukrci handel niewolnikami. Wskutek zeszorocznych ulewnych deszczy podnis
si poziom wody w Biaym Nilu i rzeka czciowo si zablokowaa. Jedynie z
trudem mona byo utorowa sobie drog wrd mokrade suddu. W porcie stay
tylko trzy statki. Diahbiah" i dwie pytkie barki do przewozu zboa. Naleay do
Koorshida Agi.
- Macie dla nas listy? ywno? A moe troch materiau? W tych achach nie
mog si pokaza w Chartumie - zapyta Sam Koorshida Ag z nadziej w gosie,
skadajc wizyt w jego domu.
Turek pokrci gow. Poprzez opary dymu Samowi ledwo udao si dostrzec
jego gest. Koorshid Aga nakaza bez przerwy okadza swj dom dymem, ktry mia
trzyma zaraz z daleka od jego dobytku.
-Niestety nic, Baker efendi. Przykro mi. Wszyscy mylelimy, e dawno
umarlicie. Nikt, ale to nikt nie mgby przey tego co wy.
Skoni gow przed Florence sczc sodk, gorc kaw. Co za bajeczny
smak! Dugie godziny spdzia w ani Koorshida Agi i teraz, wymasowana i
namaszczona, znw czua si jak czowiek. Jak kobieta.
Sam przekn lin. adnego listu, nic. Nikt w niego nie wierzy, nikt na niego
nie czeka. Czyjego wysiki byy tego warte? Koorshid Aga podnis si ze swego
kobierca i w nieoczekiwanym gecie pooy Samowi rk na ramieniu.
- Przykro mi - powiedzia.

Sam skin. Florence pooya do na jego rku.


Raptem Samowi przypomnia si wielki wdz Commoro, bg deszczu, ktry na
odjezdnym zada mu pytanie: A jeli w kocu je znajdziesz, to swoje jezioro? Co
wtedy? Co bdziesz z tego mia?".
Sam wsta i popatrzy z tarasu domu na szerok, ciemn rzek.
W Gondokoro zaraza dopiero wybucha. W Chartumie choroba pochona do
tej pory pitnacie tysicy ludzkich istnie. Wszdzie dookoa paliy si stosy.
Zapanowaa czarna mier. Rozczarowanie miao zbyt gorzki smak, by mona si z
nim byo tak atwo pogodzi. Nikt nie czeka na Sama Bakera i na Florence Finnian
von Sass. Chwyci si za pier w miejscu, gdzie na skrzanym rzemieniu wisia
piercie, ktry dawno, dawno temu wyku w ognisku. Moe przynajmniej ten
niewielki przedmiot stanowi obietnic, ktrej mg dotrzyma.
Florence podesza do niego od tyu, opara brod na jego ramieniu, a rkami
obja go w pasie. Poczu jej oddech, jej ycie. Nie ma nic waniejszego od niej" zaja si w mylach i odwrci si do niej.
Popatrzya na niego. Wielki ksiyc przywrci jej rysom agodno, jak miay
przed dug podr do serca Afryki. Zastanowi si, ile moga mie lat.
Dwadziecia trzy, moe dwadziecia cztery. Ale tej nocy wydaa mu si pozbawiona
wieku. By pewien jednego: wiedzia, e do koca ycia chce patrze na t twarz z
wyrazistym podbrdkiem, piegami na nosie i jasnymi oczami. Kadego ranka i
kadego wieczora.
W samym sercu pieka stawiaa czoa nawet najwikszej gorczce.
- Koorshid Aga da nam swoj Diahbiah" - odezwaa si cicho. -Bdziemy
mogli popyn do Chartumu.
Sam rozemia si krtko.
- Wspaniae. Czy wiesz, ilu ludzi zabia duma w drodze do Chartumu? Syszc
ironi i gorycz w jego gosie, spokojnie popatrzya mu w oczy.
- Wobec tego ka wyszorowa d od gry do dou mydem. Pniej przez trzy
dni i trzy noce ka j okadza. Wtedy bdziemy mogli wypyn. Musimy jecha do
domu, Sam. Duej ju nie wytrzymam - dodaa ciszej.
Sam otoczy j ramionami.
- Wybacz. Wybacz mi. Naturalnie. Oczywicie, e wemiemy d Koorshida
Agi - obieca i pocaowa jej wosy pachnce kadzidami. Zapach majcy
powstrzyma mier.
***

Pynli! Naprawd pynli! Saad stal przy burcie Diahbiah", suchajc


ostatnich rozkazw do wyjcia z portu.
Rzeka bya wezbrana. Zdawao si, e fale przelej si nad brzegami. Odbili od
przystani i pynli niesieni prdem w d rzeki. d powoli przedzieraa si przez
gsty sudd ze skbionych pnczy, ktre oplatay jej dzib niczym sie. Nad sob
mieli siarkowote sklepienie nieba, dym ze stosw, na ktrych spalano ciaa ofiar
dumy, nadawa mu osobliw, odpychajc barw.
A moe tylko mi si tak wydaje - zastanawia si Saad. - A moe niebo jest
niebieskie? - Potar oczy. - Bardzo le spaem. Czuj okropny ucisk w gowie!"
- Saad, odwi cumy! - zawoa efendi i chopak zwinnymi palcami odwiza
ostatni wze na relingu Diahbiah". Energicznie rzuci lin na brzeg, nie wpadajc
przy tym do wody. Jaki mczyzna zapa cum i machn do niego. Saad
odmacha. Przy tym ruchu zabolao go rami.
- Do widzenia! Do widzenia! Pomylnych wiatrw!
Na przysta przyszed sam Koorshid Aga. Siedzia w lektyce, otoczony
niewolnikami. Kilku z nich osaniao go markiz, inni za trzymali w rkach
pojemniki z tlcym si kadzidem.
Z pyskw hipopotamw podniosy si czaple zotawe, rozpocierajc w
powietrzu biae skrzyda. Olbrzymie aby z gonym pluskiem skakay do wody
obok nagich dzieci z plemienia Bari, ktre nie zwaajc na zaraz, chciay
pomacha odzi.
Siwe czaple, unisszy jedn nog, wycigay dugie szyje. Krokodyle zanurzay
si bezgonie. Tum ludzi budzi ich niepokj.
Saad z zadowoleniem wdrapa si na reling i macha w kierunku oddalajcego
si Gondokoro. Mam nadziej, e nigdy wicej ci nie zobacz, ndzna piekielna
dziuro - pomyla. - Zdechnijcie wszyscy, diabelskie pomioty!" Wspi si na palce,
trzymajc za jedn z niej sigajcych lin, gdy w tumie ludzi zebranych na nabrzeu
dostrzeg Ibrahima,
- Do widzenia! Do widzenia! - krzykn.
Ibrahim mu pomacha, tak samo jak reszta gapiw. Saad zauway liczn on
Ibrahima, pochodzc z plemienia Bari. Staa za mem, a w podry cay czas mu
towarzyszya.
Diahbiah", d efendiego, ktra w czasie dumy odpywaa do Chartumu,
stanowia dla wszystkich iskierk nadziei.
- Niedugo do nas dojedziecie! Zobaczymy si w Chartumie! - zawoa Saad i w
tym samym momencie rozleg si huk pierwszej salwy.

Ludzie zaczli kaszle, zawy pies trafiony kul. Wystrzay rozcinay wod, na
Nilu. Saad usysza gos efendiego:
- Ci gupcy gotowi s podziurawi mi burt!
d przyspieszya, unoszc si bezgonie na wiecznej rzece. Wiosa
utrzymyway Diahbiah" w rodkowej czci nurtu Biaego Nilu. Wracali do domu!
Pynli do Chartumu! Wraca jako zwycizca. Mia pitnacie lat. Mgby wzi
sobie on. Mgby mie dzieci. Mgby sobie kupi dom i niewolnikw.
Oczywicie, e chc mie wasnych niewolnikw, przecie wszyscy musz
wiedzie, e jestem wielkim panem - myla. -A efendiemu wcale nie musz o tym
mwi. Jak razem z sitt przyjad mnie odwiedzi, ukryj ich po prostu" - zachichota
w duchu.
mia si jeszcze, gdy zakrcio mu si w gowie. Gdy bl przeszy mu ciao.
Gdy gowa zdawaa si rozpada na drobne kawaki. Gdy krew pyna mu z nosa i z
oczu. Jego wntrze zdawao si zamarza. wiat wok niego zrobi si ty,
pniej czerwony, a na kocu czarny.
- Sitt - jkn i upad bez przytomnoci na deski pokadu.
- Jak on si czuje? - zapyta cicho Sam, wsuwajc gow do kabiny, w ktrej
lea Saad, wycignity na posaniu ze somy i skr. Niemniej jednak zdawa sobie
spraw, co si dziao z chopcem. Rano, po pierwszym ataku, lea pogrony w
delirium. Gdy przybili do brzegu, by nazbiera chrustu, Saad skoczy do Biaego
Nilu, by ostudzi ar rozpalajcy mu gow. W ostatniej chwili zdoali go uratowa
przed krokodylami.
Florence podniosa wzrok i popatrzya na Sama. Umya Saada, a teraz
bezwiednie wypucia z rki gbk do miski z letni wod.
Sam dostrzeg kropelki potu poyskujce na jej skroniach. Na jej szczupych
ramionach wida byo nabrzmiae yy. W kabinie panowa palcy zaduch.
Pachniao kadzidem, ktre Koorshid Aga da im na drog. Cuchno krwi, ktr
zmya z czonkw i twarzy chopca, i rop wypywajc z jego ran. Cae ciao
chopca pokryway pcherze. Na pocztku pokazay si pod pachami i w
pachwinach. Pniej obsypay go od stp do gw. Istota leca na posaniu
przestaa przypomina Saada.
- Jak on si czuje? - powtrzy swoje pytanie. Florence pokrcia gow.
- Nie wiem - odrzeka cicho. - Musz przy nim zosta. Przystawia do jego ust
filiank z osodzon wod stanowic jedyny luksus, jakim tu dysponowaa. Pi
chciwie, zwracajc na ni bagalny

wzrok. Biaka jego oczu zabarwiy si na to, przypominajc rozlane tko


jajka. Nic mg mwi. Mia spuchnity jzyk. - Jak mylisz, da rad? - spytaa
Sama.
Sam zwleka z odpowiedzi. Tak, czasem, cho bardzo rzadko, zdarzao si, e
komu udao si przey chorob. Najsilniejszym z najsilniejszych. A przecie Saad
do nich nalea.
W kocu zdecydowa si przytakn.
- Tak, jeli Bg zechce. Florence, prosz, uwaaj na siebie - doda szeptem.
Powinna wiedzie, jak jest dla niego wana. Chyba miaa wiadomo, e i ona
moe si zarazi.
Tymczasem Florence wzruszya ramionami i przetara doni czoo. Jej oczy
jasno byszczay w mroku kabiny.
- Ile razy Saad by gotw odda za mnie ycie? - zapytaa, tumaczc swj upr.
Sam przytakn, cofn gow i zamkn za sob drzwi. W miejscowoci
Fashoder, gdzie zatrzymali si na noc, udao mu si kupi na targu soczewic, ry i
daktyle na zup dla Saada. Poywn, ciep zup. Moe udaoby im si z powrotem
wla yk ycie w jego ciao?
Odchodzc, zobaczy Richaarna. Czarny olbrzym unis na chwil gow, ale
zaraz znw ukry twarz w doniach. Trzyma stra pod drzwiami kabiny. Nie chcia
je ani nawet pi. Sprawia wraenie, jakby ca moc swoich myli skierowa na
Saada.
Mamy ju jednego, ktry wsta z martwych - pomyla Sam. - Moe Saadowi
te si uda".
Mija dzie za dniem, noc za noc. d przedzieraa si z wolna przez sudd,
posuwajc si z biegiem rzeki w stron Chartumu. Florence spaa przy Saadzie.
Trzymaa w doni jego rk, ktra ciskaa j w skurczach powodowanych gorczk.
Syszaa, jak krzycza:
- Del Bono! Nie, nie! Prosz, nie! Nie do del Bona.
Usiad na posaniu i celujc do wyimaginowanego przeciwnika, jakby trzyma w
rkach strzelb gotow do strzau, krzycza dalej:
- To nie moe si powtrzy! Nigdy wicej! Efendi i sifr postaraj si o to.
Florence prbowaa pooy go z powrotem na ko i szeptaa do niego:

- Tak, bdziemy si stara. To si ju nigdy nie powtrzy.


Saad opad do tyu na posanie. Czy przeyje kolejna noc? Co na ksztat
umiechu przemkno po jego twarzy. A moe byy to jedynie przelotne nocne
cienie.
Rano Florence si podniosa. Spojrzaa na chopca, ktry teraz oddycha
spokojnie. Przyoya do do jego czoa. Skra bya chodna. Zdawao si, e
gorczka ustpia! Florence omal nie potkna si o wasne nogi, idc ku drzwiom.
- Sam! Sta si cud! Mam wraenie, e mu si uda! Richaarn drgn i
wyprostowa si.
- Karka, chod do kabiny! - zawoaa star grub niewolnic, ktra przez cay
czas czekaa na ni przed drzwiami. Karka podniosa si ze stkniciem. - Popatrz na
niego, a ja pjd si umy i zjem z efendim niadanie. Pniej ka przygotowa
posiek dla chopca.
Karka skina i usiada obok posiania Saada. Wzia go za rk i uoya jego
gow na swoich kolanach. Murzynka popatrzya na chopca i zacza nuci
dziecinn koysank. Kocistymi palcami gadzia jego gste, weniste wosy.
- Id ju, sitt, jestem przy nim - powiedziaa.
Gdy Florence wrcia, Karka nadal siedziaa obok Saada. Florence odniosa
wraenie, jakby nic si nie zmienio. Saad lea spokojnie na swoim posaniu,
prawie odprony. Tylko jego wosy przybray raptem barw popiou. Skr na
kociach policzkowych mia mocno napit. W cigu najbliszych tygodni bdzie
musia duo je, osobicie tego dopilnuj".
Pogaskaa Saada po rku. Nie odwzajemni dotyku, ale mia ciep skr.
Florence si umiechna. Pniej ze zdziwieniem uniosa brwi. Karka przebraa
chopca w czyste ubranie, ktre chcia woy, gdy dopyn do Chartumu.
- W dalszym cigu pi? - zapytaa cicho Kark. Stara pokrcia gow i przestaa
nuci.
- On nie yje, sitt - powiedziaa agodnie.
d staa na kotwicy w Wat Shley. Od Chartumu dzieliy ich trzy dni podry.
- Z prochu powstae i w proch si obrcisz. Spoczywaj w pokoju, may
Saadzie... - gos Sama si zaama. Wszystko brzmiao tak zwyczajnie, powtarzane
tysice razy. Nic, ani jedno sowo nie pasowao do modego chopca, ktrego krtkie
ycie tak gwatownie zgaso.

Florence zaszlochaa jeden jedyny raz. Pniej ukrya twarz w doniach.


Richaarn wysmarowa si od stp do gw tuszczem wymieszanym z popioem.
Pasta sprawia, e uwypukliy si wszystkie blizny zdobice jego ciao. Zastyg w
milczeniu ze spuszczon gow i wydawa si jeszcze potniejszy ni zwykle.
Samowi zabrako sw i nie wiedzia, co jeszcze powinien powiedzie. Jego
serce byo zbyt pene, a gowa pusta. Ten chopak towarzyszy mu w podry do
mierci i z powrotem do ycia. Zawsze mg na nim polega. Ile razy bystre uszy
Saada i jego odwaga uratoway im wszystkim ycie? Co by si z nimi stao bez
niego? Bez wtpienia spoczywaliby w grobie, takim jak ten. Nie wiadomo gdzie,
daleko, wrd sawanny.
- Mam nadziej, e hieny nie zakc mu spokoju - mrukn Sam.
- Nie tu - odpar Richaarn i szybko si rozejrza. Wybrali pikn okolic na
miejsce ostatniego spoczynku Saada. Na wietrze powieway wachlarze palm
daktylowych, obok dzieci pdziy przed sob stadka kz, Nil za z odwiecznym
spokojem pyn w kierunku ujcia.
- Tutaj nie ma hien. Id ju, efendi. Odprowad sitt na d. Powinna si wyspa.
Sam by niemal zadowolony, e mg odej. My Anglicy nie jestemy
stworzeni do tego, by wyraa sowami wielkie uczucia - pomyla. - Chyba e na
papierze. Ale tak oko w oko? Lepiej nie".
Uj Florence pod rk i delikatnie pocign j za sob. Pakaa tak bardzo, e
nie widziaa drogi pod nogami. Musia j prowadzi krok po kroku.
Nim wprowadzi Florence na trap Diahbiah", ponownie si obejrza. Usysza
jaki dziwny dwik. Gsia skrka pokrya mu ramiona.
Popatrzy w gr na skarp i w biaym wietle pnego popoudnia ujrza
klczcego Richaarna. Jego ciao przypominao doskona figur z brzu. Rce
rozpostar na grobie Saada, gow odchyli do tyu. Jego spojrzenie utkwio w
niebie, a gos pieni-zaklciem wznosi si ku chmurom przepywajcym nad ich
gowami niczym spienione kwane mleko plemienia Unioro. Melodia, sowa
ochrype i surowe, niezrozumiae dla nikogo prcz samego Richaarna, szukay i
odnalazy drog do duszy jego maego przyjaciela Saada, ktry mia odpoczywa w
wiekuistym pokoju.
***

Diahbiah" ugrzza w moczarach.


-Mam do. Dosy. Florence, pojedziemy dalej na wielbdach. Jutro
wyruszymy do Chartumu. Richaarn, wylij posaca, niech na nas czekaj.
Richaarn skin i znik w korytarzach Diahbiah". Bez Saada na pokadzie nic
nie cieszyo, trudno byo wytrzyma. Sam znienawidzi d.
Musz patrze przed siebie. Saad, mamy przed sob godzin triumfu" pomyla Sam.
Mieli nad gowami bezkresne rozgwiedone niebo, a wok siebie niezmierzon pustyni. Poza ogniem ich wasnego ogniska nigdzie nie byo wida
najmniejszego wiateka. Nie rozoyli namiotu.
- To ostatnia noc naszej wolnoci - wyszepta Sam we wosy Florence. - Od jutra
staniemy si odkrywcami drugiego rda Nilu. Jutro wyl telegram do
Murchisona, zaraz jak tylko dotrzemy do Chartumu.
- Wobec tego cieszmy si ni - zamruczaa Florence i przytulia si do niego pod
kodr. Chd pustyni przesta jej tak dotkliwie doskwiera, a za moment zupenie o
nim zapomniaa,
Musi tu by" - pomylaa Florence. Z wntrza brzucha przenikao do jej serca
przenikliwe zimno.
Cay Chartum by na nogach. Kady, kto mia w miecie jakkolwiek pozycj
czy znaczenie, caa europejska ludno zjawia si na przyjciu wydanym na ich
powitanie.
Florence wanie go dostrzega. Wyczua go wczeniej, zanim ujrzay go jej
oczy.
- Sam - szepna, sigajc do jego ramienia w poszukiwaniu pomocy.
Ale Sam jej nie sysza, by bowiem pogrony w rozmowie z Thi-baudem,
zagadkowym panem Chartumu, a pniej ciska rk nowego gubernatora
generalnego.
- Paskie opinie na temat handlu niewolnikami... - usyszaa glos jakiego
czowieka, ktry pocign Sama za sob w kierunku grupki mczyzn.
Naraz zrozumiaa. Nie potrzebowaa Sama. Dobiega koca jej wasna podr.
Odwrcia si, a jej wzrok zderzy si z oczami Amabile del Bona. Byszczay w
odcieniach ci i zota niczym najkosztowniejsze bursztyny.

Zdaje sie, e mnie szukae - powiedziaa w mylach. - Tymczasem to ja


pierwsza odnalazam sam siebie" - pomylaa z dum i hardo uniosa gow,
celujc podbrdkiem w sam rodek jego wzroku.
Odnalazam siebie".
Amabile del Bono sta tu przed ni, tutaj, na przyjciu w domu Wocha
nazwiskiem Lombrosio, prowadzcego w Chartumie orientaln i egipsk spk
handlow. Wcigna w nozdrza jego zapach. Zapach wieego mskiego potu,
olejku migdaowego, ktrego uy po porannej kpieli, drzewa sandaowego ze
skrzy, w ktrych przechowywa ubrania, i troch kadzida, ktrego wo od czasw
dumy utrzymywaa si we wszystkich domach. Pamitaa, e Sulejman pachnia
bardzo podobnie. Amabile musia dopiero przyj. We wntrzu przepastnego
domostwa wci jeszcze mia na gowie kapelusz.
Zauwaya, e popatrzy na Sama z ledwo dostrzegaln ironi, i usyszaa
miech mczyzn stojcych razem z nim. Uniosa brwi. Przestay do niej dociera
odgosy przyjcia.
- Mrs... Baker? - zapyta, krzywic mikkie, pene wargi. Umiechn si. Jego
wzrok powdrowa do bufiastego woalu rkawa przedpoudniowej sukni
poyczonej od signory Lombrosio, przez ktry wida byo zarys jej ramion.
Zatrzyma si w miejscu, gdzie od skry odbijaa si blada blizna w ksztacie
pksiyca.
Uniosa wyniole gow. -Tak?
Amabile nieoczekiwanie podnis rk i powoli, bardzo powoli przysun j do
kapelusza. Zdj go. Na ramiona Maltaczyka spyny lokami ciemne,
wypielgnowane wosy. Twarz mia opalon socem, ale na jego skroni Florence
dostrzega odcinajc si od ciemnej karnacji niewielk bia blizn po rozciciu. W
miejscu, gdzie nad stawem w tamaryndo-wym gaju trafia go kolb strzelby. W
Gondokoro, przed ponad picioma laty. Amabile del Bono trzyma w rku kapelusz
i dyskretnie si skoni, a nastpnie odezwa si ciszonym gosem:
- Wyrazy uwielbienia, pani Baker.
To powiedziawszy, odwrci si i przepad w tumie. Florence nigdy wicej go
nie widziaa.
Chartum. W grze Nilu. Suez. Kair. Richaarn polubi ogromn dziewczyn z
plemienia Dinkw. Miaa na imi Zenab.

- Dinkowie to dobrzy ludzie, Richaarn - powiedziaa Morenoe i pomylaa o


Alim, ktry przed wielu laty, w dzie targu w Widyniu, tak starannie j umy.
Richaarn i Zenab zostali w Kairze. Czarny olbrzym nieporadnie porusza si w
ubraniach, ktre Sam kaza dla niego uszy. Pan Zech, dyrektor hotelu Shepheard,
zatrudni go w roli lokaja.
- Jeli ci si nie spodoba, nie musisz tam zostawa - szepna mu do ucha
Florence.
Richaarn przytakn. W kieszeni mia sakiewk z trzydziestoma napoleonami,
ktre stanowiy zapat za pi lat suby. Dziki niej czu si wolny, mg zosta
lub odej. Poklepa si po kieszeni i wyszczerzy w umiechu opiowane zby.
Obliza usta i powiedzia:
- Id ju, sitt. Jeszcze si zobaczymy. Serce efendiego znw jest zbyt pene, by
pozwoli mu mwi.
Florence skina. Tak, powinni si znw spotka. Kiedy, gdzie, midzy
niebem a ziemi. Teraz znali wszystkie te miejsca.
Aleksandria. By wieczr, gdy parowiec z Suezu do Wenecji wpyn z
opnieniem do portu. Jego przybycie zaanonsowaa fioletowa chmura na
bkitnym horyzoncie.
Z Wenecji mieli pojecha pocigiem do Parya, a pniej przesi si na pocig
do Londynu. Miasta, ktre oczekiwao ich z palc niecierpliwoci. Speke po
skandalu zwizanym z jego zachowaniem w Afryce odebra sobie ycie.
W zaistniaej sytuacji by tylko jeden odkrywca rde Nilu, ktrego naleao
odpowiednio uczci: Samuel White Baker.
- O czym mylisz? - zapyta Sam, biorc j pod rk. Na ramieniu nosi czarn
opask na znak aoby po Speke'u, ktry udzieli mu znaczcej pomocy.
Florence opara si na nim. Wicej poufaoci nie moga tutaj okaza, doskonale
o tym wiedziaa. Byli otoczeni przez oficerw powracajcych z Indii do domu oraz
ich maonki, siostry i crki o rowych policzkach.
- Myl o tym, e si boj. Wydaje mi si, e w adnym momencie naszej
podry w ubiegych latach nie baam si tak bardzo, jak tu i teraz.
- Czego si obawiasz? - zapyta.
- Boj si ludzi, do ktrych przynaleysz - odrzeka z wahaniem, ponownie
zerkajc na stojce obok kobiety, doskonae w swej paplaninie, lustrujce j
spojrzeniami zimnych oczu.

Do ktrych przynale? Istniej wycznie tacy, do ktrych przynaleymy


oboje. - Rozemia si i ucaowa jej do. - Florence, ten statek to kawaek
angielskiej ziemi. Nie wejdziesz na ni bez zarczyn ze mn.
- Co masz na myli? - zdziwia si. Naprzeciwko nich dwie kobiety zaczy
szepta. Ich zwizane na karkach szyniony poruszay si w rytmie wachlarzy.
Sam chwyci za swj sztywny konierzyk i rozpi go kilkoma ruchami.
Florence zobaczya na jego szyi skrzany rzemie.
- Co to jest? - zaciekawia si i przypomniaa sobie, e widziaa go ju kiedy w
Unioro.
- Co to jest? - powtrzy jej sowa, wsuwajc jej na palec nieregularny,
nieporadnie wykuty piercionek ze zota. Florence zamrugaa. Zoto rozmyo si
przed jej oczami, rozpyno si i miao smak soli. - Ale gdzie... i kiedy? - chciaa
wiedzie, ogldajc ze wszystkich stron do z cikim piercionkiem. By troch za
duy na jej wychudzony palec.
Sam ponownie uj jej do i czule ucaowa palec z piercieniem. Damy z
szynionami i wachlarzami sykny z oburzenia.
- Dawno, dawno temu, Florence. Chyba na targu w Widyniu. Ju tam pojem
ci przed Bogiem za on. A teraz chciabym to zrobi jeszcze przed ludmi. Wyjd
za mnie, Florence. Zosta w Londynie moj on, przed moj rodzin i przyjacimi
- wyszepta, delikatnie przygryzajc jej palec z piercionkiem.
Nie miaa siy na odpowied. Zabrako jej siy, eby sta. Resztki si wypyny
z niej razem ze zami.
- Nie zamierzasz mi odpowiedzie? - zapyta i uj j za rami, po czym
przysun do siebie. Przez materia nowej sukni poczua znajome ciepo jego ciaa.
Rozemiaa si i uwolnia z ucisku.
- Jei ty potrzebowae tyle czasu, eby zada pytanie, to ja chyba te mog
zostawi sobie kilka chwil na odpowied!
Tymczasem Sam mwi dalej:
- Jest jeszcze jedna rzecz, Florence...
- Tak? - spytaa.
Sam wyj z kieszeni na piersi jaki papier, ktry okaza si zoonym
telegramem.
- Od Murchisona. Serdeczne gratulacje i... Jej Wysoko Krlowa Wiktoria
yczy sobie wynie mnie do szlacheckiego stanu. Zostan sir Samuelem White'em
Bakerem.

W tej chwili syrena statku wydala niski, karccy ton. Trzeba byo wej na
pokad. Dzie zagubi si gdzie w ciemnym bkicie Morza rdziemnego. Na
firmamencie rozbysa wieczorna gwiazda. Morze kulistymi falami toczyo si w
kierunku pla Aleksandrii.
- Lady Baker? - odezwa si Sam, podajc jej rami.
Florence wspara si na nim i razem ruszyli na pokad statku.
Popatrzya wysoko w niebo. Pojawi si ksiyc wski jak sierp.
Ksiyc wolnoci.

ZAKOCZENIE
Pod koniec stycznia 1859 roku na targu w rumuskim miasteczku Widy
Samuel White Baker kupi bia niewolnic Florence Finnian von Sass.
W latach 1861-1865 Sam i Florence odbyli podr z Kairu przez Chartum do
serca Czarnego Kontynentu, w poszukiwaniu owianych tajemnic rde Nilu. 14
marca 1864 roku dotarli do Luta N'zige, czyli Jeziora Alberta. Jesieni 1865 roku
Sam i Florence wzili w Londynie lub. W lecie 1866 roku Samuel White Baker
zosta wyniesiony do stanu szlacheckiego. Krlowa Wiktoria do koca ycia nie
zgodzia si przyj u siebie lady Florence Baker. Sam Baker zmar w roku 1893, po
wielu kolejnych podrach i przygodach. Florence, ktra zawsze mu towarzyszya,
przeya go o 23 lata.
Ich mio nigdy nie umara.

You might also like