Professional Documents
Culture Documents
Jordan Penny - Labirynt Omyłek
Jordan Penny - Labirynt Omyłek
Labirynt omyek
PROLOG
8
Kiedy przychodzi do mnie kobieta i proponuje mi seks... - Za
milk i pokrci gow. - Jeste jeszcze dzieckiem, Sylvie.
- Zao si, e gdyby nie ucieka, zmieniby zdanie zaryzykowaa i zaraz dodaa: - Nie jestem dzieckiem, Ran
i mogabym ci to udowodni...
Do jej uszu dotar gony wist, z jakim wypuci powietrze.
- Czy ty masz chocia pojcie, o czym mwisz? Co suge
rujesz?
- Pragn ci, Ran... Kocham ci...
- C, a ja bez wtpienia ani ciebie nie pragn, ani nie
kocham - oznajmi stanowczo i doda: - I pozwl, e dam ci
ostrzeenie, Sylvie: jeli bdziesz si nadal narzucaa mczy
znom, wczeniej czy pniej ktry skorzysta z twojej propozy
cji, a ostrzegam, e to nie bdzie mie dowiadczenie. Jeste
zdecydowanie za moda na eksperymentowanie z seksem, a gdy
ju do tego dojrzejesz, poszukaj rwienika, a nie... Jestem
mczyzn, Sylvie, a nie chopcem - stwierdzi. - I . . . c, po
wiem po prostu, e wizja pjcia do ka z nadmiernie pobu
dzon, niedowiadczon dziewic nie jest tym, o czym marz
najbardziej. Znajd sobie do zabawy kogo w swoim wieku,
Sylvie - doda ponuro.
Przez chwil Sylvie miaa ochot zaprotestowa, zacz si
z nim kci, baga, a moe nawet rzuci mu si na szyj i udo
wodni, e moe sprawi, by jej zapragn mimo modego wieku
i braku dowiadczenia. Zwykle nie dawaa si tak atwo znie
chci, ale co w gbi serca cisno si na myl o kolejnym
odrzuceniu. Wic zamiast ponawia swoj propozycj, po
wstrzymaa napywajce do oczu zy, wyprostowaa si, uniosa
buntowniczo gow i powiedziaa:
- Tak, chyba tak wanie zrobi...
LABIRYNT OMYEK
ROZDZIA PIERWSZY
11
12
Nowa praca pochaniaa cay czas Sylvie i ca jej energi.
Kad now posiado, ktr trust zdecydowa si zaadopto
wa" trzeba byo obejrze, oszacowa, a potem starannie dopro
wadzi do standardu wszystkich innych posiadoci finansowa
nych przez firm i otwartych potem dla klientw.
Sylvie wiedziaa, e sposb podejmowania decyzji jej szefa
i umiejtno wyboru spord licznych budowli proponowa
nych trustowi, sprawia, e w innych firmach patrzono na niego
podejrzliwie. By Lloyd zaakceptowa jaki dom, musia on mie
to, co nazywa dusz". Dziwactwa szefa wywoyway u Sylvie
niemal macierzyskie odruchy opiekucze.
W kadym razie tak byo do tej pory.
Wrcia wanie z szeciotygodniowego pobytu w Pradze,
gdzie nadzorowaa przejcie wyjtkowo piknego, lecz strasz
liwie zrujnowanego osiemnastowiecznego paacu, ktry nie
dawno doczyli do swojej listy zabytkw. Podczas jej nieobec
noci Lloyd kupi nastpn posiado, Haverton Hall, wielki,
neoklasycystyczny paac z ogrodem w Derbyshire. Gdy o tym
usyszaa, nogi si pod ni ugiy.
- Ale Sylvie, to prawdziwy klejnot, doskonay przykad
angielskiego neoklasycyzmu - argumentowa Lloyd na widok
jej niezadowolonej miny. - Masz moje sowo, e ci si spodoba.
Gena zarezerwowaa ci bilet na pojutrze. Polecisz do Londynu.
Mylaem, e si ucieszysz. Na wiosn mwia, e bardzo
chciaaby spdza wicej czasu z bratem, jego on i ich sy
nem. .. A propos, czy ju ci mwiem, e facet, ktry odzie
dziczy t posiado, zna twojego brata i wanie od niego
o nas usysza? Opowiada twojemu bratu o problemach, ja
kie mia, gdy nieoczekiwanie dosta spadek, a Alex zasugero
wa, by si ze mn skontaktowa... Na pocztku nie byem
13
14
15
16
17
18
19
20
- Ran jest moim przyjacielem! A poza tym jest lepiej uro
dzony ni ty czy ja.
- Naprawd? - Do uszu Rana dobieg zgryliwy miech
Belindy. - Moe i jest lepiej urodzony, Alex, ale nie ma grosza
przy duszy. Sylvie grozi niebezpieczestwo zadurzenia si
w nim, co zniszczyoby jej reputacj i nie pozwolio dobrze
wyj za m.
- Dobrze wyj za m?! - rykn gniewnie Alex. - W ja
kich czasach ty yjesz?
- Sylvie jest moj crk. Nie chc, eby si zadawaa z twoi
mi pracownikami... A skoro o tym mwimy, Alex, naprawd
uwaam, e, jako przybrany brat Sylvie, ponosisz odpowie
dzialno za chronienie jej przed niewaciwymi... znajomo
ciami.
Ran nadal pamita, jak bardzo, wciekle by wtedy zy, jaki
si czu poniony... Po tym wydarzeniu dokada wszelkich
stara, eby trzyma si z dala od Sylvie, nawet jeli ona sama
tego nie uatwiaa. Mia wtedy dwadziecia siedem lat, o dzie
si lat wicej od Sylvie. By mczyzn, podczas gdy ona bya
jeszcze dzieckiem.
Dzieckiem... Dzieckiem, ktre wyznao mu namitnie, e go
kocha i pragnie; dzieckiem, ktre domagao si z wielk pasj,
eby odwzajemni jej mio, eby j kocha... eby si z ni
kocha... eby jej pokaza... nauczy... eby j wzi.
Mia wtedy ochot ukrci jej za to t liczn szyjk. Nadal
pamita, jak go prowokowaa, jak rzucaa mu si w ramiona,
obejmowaa, przywieraa do niego mikkimi wargami...
Ale udao mu si jej oprze... ledwo, ledwo.
Zawsze miaa namitn natur. Moe wanie dlatego mio,
ktr deklarowaa, zmienia si ostatecznie w nienawi.
21
ROZDZIA DRUGI
23
24
25
26
27
28
krgosupa, a jej wasne ciao zareagowao kolejnym dresz
czem.
Czua, jak twardniej jej sutki ukryte pod bia bluzk. Wie
dziaa, e nabiegy krwi i zrobiy si wraliwe.
Tylko jeden mczyzna widzia j nag i podniecon, tylko
przed jednym mczyzn stana ochoczo w caej swej, kobiecej
okazaoci, szczycc si swoj seksualnoci, reakcj na niego,
swoim podaniem. Nie obawiaa si... nie wyobraaa sobie,
e moe zosta przez niego odrzucona.
Odrzucona!
Sylvie natychmiast zesztywniaa. Wbia paznokcie w plecy
Rana na myl o tym, co robi, a przede wszystkim, z kim to robi.
- Pu mnie! - zadaa z wciekoci, odpychajc go
mocno od siebie, z twarz poblad od upokorzenia i zakopo
tania.
Ran zrobi krok do tyu i nie spuszczajc z niej oczu, odpi
pasek i zacz wpycha z powrotem koszul w spodnie.
Jeli zarumienia si wczeniej z zaenowania, nie umywao
si to do wypiekw, jakie pojawiy si teraz na jej twarzy. Sylvie
postanowia nie podda si wyzwaniu, jakie rzuci jej Ran. Si
woli nie spucia z niego wzroku a skoczy poprawia ubra
nie.
Potem, nie odrywajc od niej oczu, powiedzia ironicznie:
- Witaj w Haverton Hall...
Sylvie wiele by oddaa za odpowiednio druzgocc odpo
wied, ale niczego nie moga wymyli. Wstyd jej byo, e
zrobia dokadnie to, czego obiecywaa sobie nie zrobi. A co
gorsze... duo gorsze... Szybko przekna znajom, bolesn
gul, ktra zablokowaa jej gardo. Nie ma mowy... Nie pozwoli
sobie znowu na wejcie na t ciek... za adne skarby wiata.
29
Arogancki, samolubny, niemal okrutny sposb, w jaki Ran si
wanie zachowa, dowodzi, e nie pomylia si w jego ocenie.
Nie miaa zudze co do przyczyny, dla ktrej tak j pocao
wa... W ten sposb przypomina jej o przeszoci, a take
o swojej dominacji... Mwi jej, e moe si wydawa, i to
ona kieruje projektem, nad ktrym bd razem pracowa, on
jednak nadal ma wadz nad ni... Kontroluje j i moe ni
sterowa.
Obrcia si szybko na picie, nie czekajc, a Ran odczyta
z twarzy targajce ni emocje.
- Staw trzeba pogbi - powiedziaa szorstko, ruszajc
w stron duego, dekoracyjnego zbiornika wodnego, znajduj
cego si o kilkaset metrw od gwnego budynku.
To by bd. Nie powinna bya tego mwi. Usyszaa za
plecami gos Rana peen kpicego rozbawienia:
- No, c, tak, ale miejmy nadziej, e tym razem nic wy
ldujesz gow w bocie. Gdyby tak si stao, bdzie ci trzeba
spryska wod z wa. Pani Elliott nie wpuciaby na teren
plebanii istoty mierdzcej jak topielec, pokrytej muem i wo
dorostami...
Sylvie zesztywniaa, zignorowaa jednak wzmiank o jej ha
niebnym wypadku, jaki zdarzy si podczas czyszczenia stawu
Alexa, gdy jako nadgorliwa nastolatka potkna si i wpada
prosto do cuchncej wody.
- Plebanii? - zapytaa z pozornym spokojem.
Z dokumentw przestudiowanych przed wyjazdem z Nowe
go Jorku wiedziaa, e Ran mieszka teraz w osiemnastowiecz
nym budynku plebanii, ktry stanowi cz posiadoci i ktry
ufundowa waciciel Haverton Hall. Sdzc z planw i zdj,
bya to bardzo pikna siedziba, otoczona wyjtkowo atrakcyj-
30
nymi terenami. Wcale nie zaskoczya jej wiadomo, e zostaa
wzniesiona dla modszego syna waciciela tych dbr, ktry
poczu powoanie do suby boej.
- Mmrn... Nie moga jej widzie, jadc tutaj. Jest pooona
po drugiej stronie caego terenu. Mieszkam tam teraz. Pani
Elliott, ktra bya gospodyni jeszcze u mojego kuzyna, przy
gotowaa dla ciebie pokj. Lloyd wspomnia, e bdziesz pew
nie pracowaa tutaj przez kilka miesicy i obaj zgodzilimy si,
e, biorc pod uwag odlego z Haverton do najbliszego
miasteczka oraz fakt, e, jak ostrzeg mnie Lloyd, nie lubisz
niepotrzebnie wyrzuca pienidzy za okno, chyba najsensowniej
bdzie, jeli zatrzymasz si na plebanii. Zwaszcza e pewnie
bdziesz musiaa od czasu do czasu wyjecha za granic, by
skontrolowa postpy prac przy innych nabytkach trustu.
To, co mwi, miao sens, ale mimo to... nie bya ju dziec
kiem; Ran nie musia jej mwi, co ma robi!
- Ale na plebanii mieszkasz ty! - powiedziaa szybko.
Ran unis brwi i odpar lakonicznie:
- Tam jest dziesi pokojw, Sylvie, nie wczajc w to
strychu. Wydaje mi si, e to a za duo miejsca dla nas dwojga.
- Czy Pani Elliott te tam mieszka? - zapytaa niby obojt
nie Sylvie.
Ran wpatrywa si w ni przez chwil, a potem parskn
miechem.
- Nie, nie mieszka - powiedzia spokojnie. - Chocia nie mam
pojcia, czemu to ma jakiekolwiek znaczenie. W kocu mieszka
limy ju pod jednym dachem, Sylvie. Jeli za niepokoj ci myli
o jakich nocnych wdrwkach... - Posa jej szelmowski umiech
i, ku jej wciekoci, poklepa j po ramieniu. - .. .to nic si nie
31
32
j uprawia, zaoy stawy rybne i zdoby prawa do odstrzau
zwierzt.
Sylvie daa si zaskoczy. To niezwyke dla Lloyda, eby na
co takiego pozwoli. Zwykle upiera si przy kupnie caej ziemi,
jaka przynaleaa do posiadoci, choby po to, by mie pew
no, e zniszczeniu ani zaburzeniu nie ulegnie naturalne to
i otoczenie restaurowanego obiektu.
- Jeli bdziesz askawa ruszy za mn, moemy teraz po
jecha na plebani - zaproponowa chodno Ran.
Sylvie byskawicznie pokrcia gow.
- Nie... Chc najpierw zobaczy dom - powiedziaa szybko.
Ran obrzuci j wzrokiem, spojrza na zegarek i powiedzia
agodnie:
- To zajmie przynajmniej dwie godziny, a moe i duej.
Jest pita po poudniu.
Sylvie uniosa brwi.
- N o i...?
Wzruszy ramionami.
- Wydawao mi si, e po locie przez Atlantyk i podry
tutaj bdziesz chciaa nieco odpocz, zanim obejrzysz dom.
Choby po to, by spojrze na niego wieym okiem.
- Masz nieaktualne dane, Ran - oznajmia z umiechem
wyszoci. -Jest dwudziesty pierwszy wiek. Przekraczanie oce
anu w t i z powrotem to nic niezwykego - chepia si.
Wzruszy znowu ramionami i skin rk w stron gwnego
wejcia.
- Jak chcesz. Id pierwsza...
Idc za ni, na chwil si zatrzyma. Jej widok przyprawi go
o wikszy wstrzs, ni si spodziewa. Nie podobao mu si to.
Przygotowa si na spotkanie z ni jako kobiet sukcesu, a nie
33
dziewczyn, ktra odleciaa do Stanw. Jednak w adnym razie
nie oczekiwa tak poraajcego wpywu Sylvie na swoje zmysy.
Jej wosy, dugie i gste, sigay do ramion niczym miodowa
kurtyna. Wystarczyo na nie spojrze, a ju opanowywao go
pragnienie dotykania tych wosw, przyjrzenia si, jak ten je
dwabisty ciar przesypuje si przez palce...
odek mu si zacisn. nienobiaa bluzka otulaa jej pier
si, a potem nikna pod paskiem dinsw. Pamita, e kiedy,
gdy Sylvie krya za nim po posiadoci Alexa, nosia obszerne,
powycigane koszulki, zawsze nieco przybrudzone.
Nawet w jego oczach, bluzka, ktr teraz miaa na sobie, nie
nadawaa si do pracy na zewntrz...
A co do dinsw...!
Zamkn oczy. Co takiego jest w zwykych, niebieskich din
sach, otulajcych wspaniae ksztaty kobiecej pupy, e prowo
kuj i tak dziaaj na mczyzn?
Uwiadomi sobie, e gdyby szed za Sylvie ulic, instynk
townie przyspieszyby kroku, eby j wyprzedzi i sprawdzi,
czy z przodu wyglda rwnie atrakcyjnie.
Ale ona nie bya obca.
- Mwiam Alexowi, e jeli sam nie bdziesz si trzyma
z dala od Sylvie, on ci do tego zmusi - ostrzega go kiedy
matka Sylvie, wkrtce po mierci swojego ma.
Trafia na zy moment. Ran zareagowa instynktownie i na
tychmiast poaowa tego, co powiedzia:
- To Sylvie powinna pani powiedzie, eby trzymaa si ode
mnie z daleka. To ona si za mn ugania. Nastolatki takie ju
s - doda nieuprzejmie, a wstrznita matka Sylvie zacisna
wargi.
To wtedy zobaczy Sylvie przemykajc za otwartymi
34
drzwiami gabinetu Alexa. Czy ich podsuchiwaa? Mia nadzie
j, e nie. Mimo e jej zachowanie wobec niego byo momen
tami nieznonie, nie chcia jej rani. Gdy si jej teraz przyglda,
doszed do wniosku, e jeli ktokolwiek bdzie zraniony, to on,
a nie ona! Czemu wybraa sobie na kochanka i towarzysza ycia
mczyzn, ktry mgby by jej dziadkiem?! Nie potrafi tego
poj. Chyba e mona to tumaczy utrat ojca w dziecistwie.
Sylvie otworzya drzwi do Haverton Hall i znikna w rod
ku. Zaspiony Ran poszed za ni, ale dalej analizowa jej y
ciowe decyzje.
ROZDZIA TRZECI
36
LABIRYNT OMYEK
37
38
39
40
LABIRYNT OMYEK
41
42
43
44
41
46
47
i luksusach, jakich Lloyd nie szczdzi swojej partnerce. Lecz
dla Sylvie, ktra kiedy, gdy bya z grup wyznawcw New
Age, mieszkaa w prymitywnych warunkach, w obozie zaoo
nym na terenie posiadoci Alexa, w tym spojrzeniu krya si
tylko kpina i szyderstwo.
- To twj pokj - powiedzia Ran, prowadzc j dalej ko
rytarzem.
Pokj by duy, mia dwa podune okna, ktre wpuszczay
do wntrza mrok wieczoru. Starowieckie, drewniane meble,
podobne do stolikw w holu na dole, byy nieskazitelnie czyste,
lecz brakowao im ciepego poysku, ktry miayby, gdyby po
lerowao je kilka pokole kobiecych rk. Krata w adnym ko
minku, na ktrej Sylvie pooyaby suszone kwiaty albo zaso
nia haftowanym ekranem, ziaa teraz pustk. Zasony i kapa na
ku byy nowoczesne i podejrzewaa nawet, e kupiono je
specjalnie z okazji jej przyjazdu. Podog przykrywa brzowy
dywan, rwnie przygnbiajcy, jak ten na dole.
- Masz wasn azienk - powiedzia Ran, wchodzc do
rodka i otwierajc inne drzwi. - Jest do starowiecka, ale
wszystko w niej dziaa.
Zajrzaa mu przez rami do azienki i powiedziaa z lekk
drwin:
- Moe tobie si wydaje starowiecka, Ran, ale tego rodzaju
zwyke, biae edwardiaskie sprzty sanitarne s teraz bardzo
modne.
- Tam s szafy i szafki wiszce - wyjani, niepotrzebnie
wskazujc na cig wbudowanych mebli. - Nie zdyem tego
zrobi, ale jutro wnios tu biurko.
- Bez wtpienia bd potrzebowaa biurka, ebym moga
korzysta z laptopa - zgodzia si Sylvie. - Przydaoby si te
48
49
nawyky kobiety Rana. A on jest zbyt dumny, eby y z pie
nidzy ony...
- Kobiety... ? - zawoaa Sylvie, a jej matka, ktra przysu
chiwaa si tej rozmowie, wtrcia lekcewaco:
- Lepiej by zrobi, gdyby si oeni z crk farmera, nawy
k do tego typu ycia.
Sylvie przypomniaa sobie, jak Alex unis brwi, reagujc na
snobizm jej matki. Ale teraz, oczywicie, perspektywy Rana si
zmieniy. Wiedziaa, ile Lloyd zapaci mu za dom i posiado.
Pomijajc podatek spadkowy i inne zobowizania, i tak zosta
waa mu spora sumka, zdecydowanie przewyszajca Sylvie
spadek, ktry, wedug matki, czyni z niej cel potencjalnych
owcw posagw.
Tak, z tymi pienidzmi, jakie mia do dyspozycji i zarob
kiem, jaki na pewno da mu uprawa ziemi, Ran bdzie mia sporo
do zaoferowania kobiecie.
Dla Sylvie materialny status mczyzny nigdy nie mia zna
czenia. Mio w chatce bya dziecicym ideaem, marzeniem,
fantazj, ale w gbi ducha Sylvie nadal wierzya, e lepszy
skromny dom, gdzie mio mieszka, ni rezydencja bez niej".
I, oczywicie, nigdy nie miaa wtpliwoci, e Ran jest w stanie
take pod wzgldem materialnym zadba o ukochan kobiet.
Ukochan kobiet...
Zagryza warg. Ran wanie wyszed. Podesza do okna.
Wychodzio na ogrody. Podobnie jak dom, ogrody robiy wra
enie opuszczonych, niekochanych. ywa wyobrania Sylvie
szybko zapenia zaniedbane tereny bujn rolinnoci i przy
wrcia do ycia zaronity ogrd rany.
W pokoju byo duszno, lecz gdy prbowaa otworzy okno,
zamaa sobie tylko paznokie. Zakla pod nosem i skrzywia
50
si, bo bl gowy znowu si wzmg. Moe za szybko odmwia
Ranowi i nie przyja od niego tabletek przeciwblowych?
Otworzya drzwi swojego pokoju i zesza na d. Znalaza
Rana w ogromnej, le wyposaonej kuchni na tyach domu. Gdy
stana w drzwiach, szed wanie w jej stron, niosc tac z her
bat.
- Dla kogo to? - zapytaa podejrzliwie Sylvie.
- Dla ciebie - odpar krtko.
Na tacy leao mae opakowanie znajomej marki tabletek od
bl gowy. Kusio j, eby mu powiedzie, i ich nie potrzebuje.
Musiaa z t pokus zawzicie walczy. Skd w czowieku bie
rze si taka perwersja? Zwaszcza e zesza na d wanie po
to, eby Rana o nie poprosi.
- Dam sobie rad sama - powiedziaa i wycigna rce
po tac.
Spojrza na ni tak, e zalaa si rumiecem, ale trwaa przy
swoim. Mimo to pewnie nie oddaby jej tacy, gdyby w tym
momencie nie zadzwoni telefon.
Ran pobieg go odebra, a Sylvie ruszya w stron schodw.
- Vicky... - Usyszaa jego ciepy gos. - Tak... To nadal
aktualne... Ja te nie mog si doczeka - wyzna ciszej. - Su
chaj, musz koczy...
Sylvie bya w poowie schodw, gdy usyszaa, e odkada
suchawk.
- Sylvie... - zacz.
Odwrcia si na picie i oznajmia szorstko:
- Nie spnij si przeze mnie na randk, Ran. Poradz sobie.
- Musisz przespa bl gowy.
- Wrcz przeciwnie. Musz pracowa - oznajmia ostrym
tonem i ruszya schodami.
51
ROZDZIA CZWARTY
53
Lecz, jak mu wyniole tumaczya, takie ubranie miao sens
w jej zawodzie, bo zawsze wygldaa na gotow do pracy. Mog
a wspina si na rusztowania i siedzie na platformach, jedno
czenie wygldajc na tyle elegancko i powanie, by wydawa
polecenia pracownikom, z ktrymi musiaa sobie radzi. Za
uwaya, e rwnie kobiety, zwaszcza we Woszech, gdzie
obowizywa styl przez due S, byy pod wraeniem jej mun
durka" do pracy. Teraz weszo jej w krew noszenie nieskazitel
nie biaych bluzek i rwnie nieskazitelnych dinsw. Nie prze
padaa za zakadaniem po raz drugi ubra, ktre miaa na sobie
przez cay dzie.
Miaa w torebce zapasowy komplet kluczy - tego rwnie
nauczya si w swojej pracy. Zapasowe klucze do kadego za
mka to bya konieczno, co szybko odkrya, gdy daa si przy
padkowo zamkn jednemu z robotnikw. A teraz po prostu
przespaceruje si do Haverton Hall i przyprowadzi tu dipa.
Najbardziej na wiecie nie chciaa by zalena od Rana, a poza
tym - na jej wargach pojawi si umieszek triumfu - bdzie
moga wytkn mu, e, podczas gdy on zabawia si ze swoj
dziewczyn, ona pracowaa.
Miaa dobry zmys orientacji w przestrzeni. Spacer do Haverton, ktry dla kogo innego mgby stanowi zniechcajc
perspektyw, dla niej by drobiazgiem.
Wyruszya w drog, nucc sobie pod nosem.
By ciepy, letni wieczr. wiata byo jeszcze do, by atwo
omija chmary komarw unoszce si w powietrzu.
Piesza przechadzka daa jej okazj do lepszego przyjrzenia
si okolicy. Spdzia sporo czasu w domu Alexa, wic dobrze
wiedziaa, e Ran musia woy w Haverton Hall jeszcze
duo pracy, eby doprowadzi swoj posiado do podobne-
54
go stanu. O dziwo, zazdrocia stojcego przed nim wyzwania,
a szczeglnie zazdrocia jego przyszej onie, ktra bdzie
moga odmieni wygld plebanii, uczyni z niej prawdziwy
dom marze.
Tylko tego jej zazdrocia? Sylvie zatrzymaa si i strzsna
do tyu swoje gste wosy. Oczywicie, e tylko tego. Przecie
nie Rana i dzieci, ktre jej da? Nie, oczywicie, e nie.
Gdy w kocu dotara do Haverton Hall, byo ju prawie
ciemno. Brya budynku rzucaa dugie cienie na wirowy pod
jazd, otulajc mrokiem j i dipa, w kierunku ktrego sza.
Dwik innych krokw sprawi, e zamara. Ale zaraz roz
poznaa znajome sylwetki ciekawskich pawi. Ostrzegawcze
krzyki ptakw rozdzieray cisz wieczoru.
Sylvie rozemiaa si z ulg, pokrcia gow i powiedziaa
do nich z rozbawieniem:
- Tak, moe i jestem intruzem, ale musicie si do mnie
przyzwyczai. Bdziemy si czsto widywa.
Zostaa z nimi przez kilka chwil. Wkrtce, gdy zrobi si
zupenie ciemno, bd si musiay ukry przed lisami.
Odwrcia si do nich tyem i wbia wzrok w dom, starajc
si wyobrazi sobie, jak bdzie wyglda po oczyszczeniu ka
miennej fasady. Ju samo to bdzie kosztowao fortun i potrwa
pewnie tak samo dugo jak odnawianie wntrz. Musi poprosi
Rana o oficjaln dokumentacj z czasw budowy rezydencji
i wykaz pniejszych prac. Nie miaa pewnoci, ale podejrze
waa, e wewntrzne schody byy albo dzieem Grinlinga Gibbonsa albo ktrego z jego uczniw.
Delikatne wyrzebione w drewnie motywy koralowca, mu
szli i niewiarygodnie realistycznie przedstawionych ryb, nawi
zyway, bez wtpienia do faktu, e pienidze na budow Haver-
55
56
57
Coraz trudniej jej si oddychao, i to nie z powodu ciaru
Rana. Czua, jak jej unoszone oddechem piersi naciskaj na jego
tors, a, co jeszcze bardziej niebezpieczne, miednica wpasowaa
si w ksztat jego ciaa. Czua na jego skrze aromat ciepej
letniej nocy, a pod nim pimowy zapach mskiej wody toaleto
wej. Jakim sposobem ich walka sprawia, e jej bluzka wysu
na si z dinsw. Nagle poaowaa, e ubierajc si po drzem
ce, nie woya stanika. Odruchowo sprawdzia rk, jak wysoko
do gry zadara si jej koszulka.
- Co jest? - zapyta Ran, ktrego uwag zwrci ruch jej
doni.
- Jeste ciki, Ran. To boli - powiedziaa Sylvie, nie do
koca szczerze, prbujc ukry si w mrokach nocy, ale na to
byo ju za pno. Ran zmruy oczy, powdrowa wzrokiem za
jej doni i zobaczy, e ta jej cholerna koszulka zadara si tak
wysoko do gry, e obnaya ksztatne uki piersi.
Sylvie nie chciaa, eby Ran si jej przyglda, wic dlaczego...
dlaczego w chwili, gdy jego wzrok spocz na jej piersiach, one
postanowiy na to zareagowa stwardnieniem sutkw?
- Nie masz na sobie stanika...
- Dzikuj ci, Ran, ale nie musisz mi o tym przypomina
- sykna przez zacinite zby i zalaa si rumiecem, prbujc
chwyci brzeg bluzki i j obcign.
Lecz zanim zdya to zrobi, Ran j uprzedzi i zacisn
palce na cienkiej, biaej tkaninie.
Syhde nie miaa wtpliwoci, e Ran zamierza obcign
jej koszulk. Odczytaa intencje w jego spojrzeniu. Wic jak, na
Boga, stao si to, co si za chwil wydarzyo?
Poruszya si. Rka Rana te. Sylvie zamara, gdy poczua,
e jego donie muskaj j pod piersiami; nagle szarpna si,
58
LABIRYNT OMYEK
59
60
- Przesta! - bagaa go, odruchowo zasaniajc sobie uszy
rkoma.
Nie chciaa, eby Ran jej o tym teraz przypomina. zy prze
soniy jej oczy. Gorczkowo prbowaa je stumi. Nie pozwoli
Ranowi zobaczy, jak pacze... Nie ma mowy...
Drc na caym ciele, zrobia krok w stron dipa. Ran przy
glda si jej z namysem. Co, do diaba, powinien jej powie
dzie? Miaa prawo by na niego wcieka. Ta uwaga o Vicky
bya jednak nie na miejscu. Nie kocha Vicky... W jego yciu
nie byo adnego powanego zwizku.
Czy reagowaa na Lloyda w ten sam sposb? Z t sam
intensywnoci i arocznoci?
Zamkn oczy, gdy usysza, e wczya silnik samochodu.
Popeni w yciu wiele pomyek, ale niczego nie aowa tak
jak... Przekn lin i zapatrzy si w ciemno. Nie potrzebo
wa tego, co wanie midzy nimi zaszo, by wiedzie, e sprawa
midzy nim a Sylvie nie bya zakoczona.
Ruszy w stron swojego auta. Zacisn zby. Jego ciao byo
udrczone. W tej chwili nie istniao nic, czego pragnby bar
dziej, ni skoczenia tego, co zaczli.
By moe ciao Sylvie nadal reaguje na niego, ale sama
Sylvie go nienawidzi. Wiedzia o tym. Wystarczajco wiele razy
mu to powiedziaa.
- Kocham Wayne'a - powiedziaa kiedy, ranic go tymi
sowami, a on by zbyt wcieky, zbyt zazdrosny, eby co na to
powiedzie, wic po prostu odwrci si na picie i odszed.
Nie powiedzia jej wtedy, e cho ona jest crk bogatego
czowieka, a on nie ma nic, to, w odrnieniu od jej ukochanego
Wayne'a, szczerze mu na niej zaley!
Nastpne dwa dni przemierza Oxford w jej poszukiwaniu,
61
ale wtedy byo ju za pno. Sylvie znikna. Nastpnym razem,
gdy j zobaczy, bya ju w bandzie, ktra najechaa posiado
Alexa i obnosia si swoim intymnym zwizkiem z ich przy
wdc.
- Czemu jeste zy? - szydzia z niego. - Ty mnie nie chcia
e... Sam mi to powiedziae i miae racj. Nie jeste dla
mnie... Co z ciebie za mczyzna w porwnaniu z Wayne'em
- prychna, wydymajc zmysowo wargi, a on mia wraenie,
e kto go kroi na kawaki.
- Ona i Wayne chyba s kochankami - wyzna mu niezado
wolony Alex.
A teraz w jej yciu i w ku jest kolejny mczyzna. Wic
Ran nie ma prawa...
Westchn i zapatrzy si w gwiazdy. Dlaczego to zrobi, cze
mu podda si pokusie przywoania duchw przeszoci? Czy
nie do nocy spdzi bez snu, tsknic za Sylvie, pragnc jej?
Moe Alex mia racj; twierdzc, e nadszed czas, by si
rozejrze za on. Kiedy Sylvie ostatecznie zniknie z jego ycia,
moe uda mu si to zrobi... Moe...
ROZDZIA PITY
63
64
to si szybko przekona o swojej pomyce. Co jej przypomniao,
e powinna jak najszybciej pojecha do rezydencji i zamieni
sowo z szefem ekipy zajmujcej si murami. Zacisna wargi.
Musiaa przyzna, e Ran zaoszczdzi jej sporo pracy, a, co za
tym idzie, i pienidzy. Czy to upowaniao go do zrobienia
remontu w plebanii na koszt trustu?
Dziesi minut pniej Sylvie schodzia na d, gdy usyszaa
dochodzce z holu gosy. Gdy wysza zza zaomu schodw,
zobaczya pani Elliott rozmawiajc z jak wysok, eleganck
kobiet w wieku okoo czterdziestu lat.
- Prosz wic powiedzie Ranowi, e go szukaam - powie
dziaa do pani Elliott.
- Oczywicie, pani Edwards - odpara z szacunkiem druga
kobieta.
Sylvie przygldaa si obcej badawczo. Wysoka, szczupa,
ubrana w drogie rzeczy, nienagannie umalowana - naleaa do
tego typu kobiet, za ktrymi, jak twierdzia jej matka, przepada
Ran. Natychmiast si domylia, e musi to by wanie jego
aktualna przyjacika. Bya pewna siebie, niemal wadcza,
wyranie sugerowaa, e nie jest zwykym gociem w tym do
mu. Odwrcia si od pani Elliott i, na widok Sylvie, wyraz jej
twarzy nieco si zmieni. Przygldaa si modej kobiecie nieco
wyzywajco. Szacowaa j. Sylvie zesza na d.
- Jad do Haverton Hall, pani Elliott - powiedziaa i za
raz dodaa porywczo co, nad czym pniej wolaa si nie za
stanawia: - Prosz podzikowa Ranowi za zaproszenie na
kolacj.
Ktem oka dostrzega, e wyraz twarzy przyjaciki Rana
zmieni si. Dotara ju do drzwi, gdy zatrzymaa j pani Elliott:
- Och, przepraszam! Zapomniaabym! Ran prosi, aby pani
65
przekaza, e jeli chce pani dokoczy zwiedzanie duego
domu, to on wrci okoo trzeciej.
- Doprawdy? C za troskliwo! Jest bardzo uczynny mrukna Sylvie zgryliwie. - Kiedy wrci, prosz mu powie
dzie, pani Elliott, e nie ma potrzeby, aby sobie robi taki
kopot. Mam wasny komplet kluczy do Haverton Hall.
Nie czekajc na odpowied gospodyni, Sylvie pchna drzwi.
Jak on mie? wciekaa si, idc do wynajtego samochodu. Nie
potrzebowaa jego towarzystwa ani pozwolenia na obejrzenie
Haverton Hall. Gniewnie przekrcia kluczyk w stacyjce dipa
i ruszya tak gwatownie, e spod opon prysn wir.
Uspokoia si dopiero w poowie drogi do Haverton Hall.
Zwolnia nieco. Policzki jej pony. Ran nie bdzie jej mwi,
co ma robi, a czego nie. Ju nie bdzie.
Zaparkowaa przed rezydencj. Popiesznie odwrcia wzrok
od tego miejsca, gdzie wczoraj wieczorem... Nie zamierzaa
rozpamitywa tego, co zaszo wczoraj, nie chciaa tego anali
zowa; to by bd, pomyka w ocenie sytuacji, totalna i kom
pletna aberracja, co bez wtpienia wywoanego zmczeniem
zwizanym z lotem przez Atlantyk, jaki rodzaj niewyjanio
nego zaburzenia rwnowagi psychicznej. Szkoda czasu na za
stanawianie si nad czym takim.
Przekrcia klucz w zamku, nacisna klamk, wzia gbo
ki oddech i wesza do rodka. Zignorowaa echo swoich krokw
i popieszya tam, gdzie ona i Ran przerwali wczoraj inspekcj.
W torbie miaa spis inwentarza i plan budynku. Godzin pniej
musiaa jednak przyzna, e samotne ogldanie pokojw byo
zdecydowanie mniej interesujce ni wczoraj, gdy Ran infor
mowa j o rnych rzeczach zwizanych z pomieszczeniami
i ich pierwotnym przeznaczeniem.
66
67
68
69
70
71
- Jest takie miejsce koo Lintwell - cign waciciel pubu.
- Tylko e to ponad dwadziecia pi kilometrw std.
Dwadziecia pi kilometrw! Sylvie ju burczao w od
ku. Wbrew swojej woli oczami wyobrani zobaczya ososia
Rana rowego i podanego z przepysznymi ziemniakami
i wieymi warzywami. lina napyna jej do ust.
Byo ju po sidmej. Jeli ma pojecha do Lintwell, zje
co i wrci, to spni si na spotkanie z Ranem, a za nic
w wiecie nie chciaa da mu powodu do stwierdzenia, e brak
jej profesjonalizmu.
Wrcia do samochodu. Bdzie musiaa obej si dzi bez
kolacji powiedziaa sobie stanowczo. Przecie to nie koniec
wiata. Nie umrze z godu.... Och, ale ten oso... Ran si nie
myli. Uwielbiaa ososia.
Dochodzia sma, gdy zaparkowaa przed drzwiami plebanii.
Gd zmieni si w szarpice doznanie, od ktrego bolaa j
gowa i bya rozdraniona. Mam po prostu niski poziom cukru
we krwi powtarzaa sobie surowo. Musz tylko napi si czego
sodkiego.
Moe tylko tego jej potrzeba, ale to nie wszystko, na co ma
ochot. Miaa bowiem ochot na...
Co si ze mn ,do licha dzieje? drwia z siebie, otwierajc
frontowe drzwi. Kobiety w jej wieku snuj fantazje o mczy
znach, a nie o jedzeniu.
sma .Miaa tylko tyle czasu, by wzi prysznic i przebra
si przed spotkaniem z Ranem. Chciaa jeszcze raz sprawdzi
dane liczbowe ,ale jeli jak twierdzi, zapaci sam za te prace
i ma na to rachunki... By moe rzeczywicie za bardzo si
popieszya z oskareniami...
- Sylvie...
72
73
I mimo e nie posun si tak daleko, by woy garnitur, mia
na sobie dobrze skrojone, ciemne spodnie i nienobia koszul.
Przebra si, eby zje z ni kolacj!
Czemu? Bo dobrze wiedzia, jak jego wygld moe zadziaa
na tak uleg mu kobiet i dlatego, e zamierza wykorzysta
ten fakt, eby rozproszy jej uwag, zmyli j, odcign czuj
no Sylvie od dociekania prawdy na temat rachunkw? A moe
to po prostu wina jej rozszalaej wyobrania? By moe ubra
si tak elegancko nie dla niej, lecz...?
Moe po kolacji wybiera si na spotkanie z inn kobiet?
- Wystarczy nam czasu na drinka przed kolacj, jeli masz
na to ochot - powiedzia spokojnie, lecz Sylvie zauwaya, e
jego spojrzenie zatrzymao si na chwil na mikkiej wypukoci
jej piersi, zanim przenis je na twarz. Jej serce zaomotao
gwatownie.
- Nie... Dzikuj - odmwia, umiechajc si sabo i do
daa: - Generalnie rzecz biorc, uwaam, e alkohol i interesy
to niedobra mieszanka.
Ran wzruszy ramionami, otworzy przed ni drzwi do jadal
ni i przepuci przed sob. Gdy go mijaa, do jej nozdrzy dotar
zapach wieo umytego ciaa, a w reakcji na to jej omoczce
serce nabrao takiego tempa, e poczua bl w piersi.
- Ja... przyniosam ze sob kosztorysy - powiedziaa szyb
ko, unoszc papiery, ale Ran pokrci gow.
- Po kolacji - mrukn i doda, parodiujc Sylvie: - Ja, ge
neralnie rzecz biorc, uwaam, e dobre jedzenie i kiepskie
porozumienie to niedobra mieszanka.
Kiepskie porozumienie? Sylvie posaa mu karcce spojrze
nie i zaja krzeso, ktre dla niej odsun.
74
75
- Czy ty naprawd prbujesz mnie oskara o sfaszowanie
tego rachunku? Na lito bosk, Sylvie, za kogo ty mnie masz?
Zignorowaa jego pytanie i spojrzaa na do zacinit na
jej ramieniu.
- Pu mnie, Ran - zadaa lodowatym tonem.
- Puci ci...? Czy ty sobie zdajesz spraw z tego, co m
wisz, o co mnie oskarasz? Nie jeste ju nastolatk, Sylvie, jeli
to jest jaka naiwna prba...
- Nie jestem - przerwaa mu z wciekoci. - Jestem
przedstawicielk trustu Lloyda Kelmera w Haverton Hall i mo
im zadaniem jest ochrona jego interesw i inwestycji. Jeli mi
si wydaje, e kto, ktokolwiek, prbuje oszuka trust czy na
duy jego pienidzy, to moim zadaniem jest...
- Twoim zadaniem... - Ran zamia si okrutnie. - Bardzo
jeste szlachetna jak na kogo, kto dochrapa si swojego stano
wiska przez ko szefa...
Chwila pauzy i zaraz potem czysta wcieko i uraona ko
bieca duma uderzyy w Sylvie z si pioruna. Zareagowaa na
tychmiast w jedyny, znany kobiecemu instynktowi sposb.
Uniosa rk i wymierzya Ranowi policzek.
Sylvie nie wiedziaa, ktre z nich byo bardziej wstrznite
- ona czy Ran. Przez chwil oboje stali nieruchomo i patrzyli
sobie w oczy. Sylvie czua, jak szybko bije jej serce. Na sma
gym policzku Rana widziaa biay, z wolna nabiegajcy krwi
lad swojej doni. W jego oczach za dostrzega mciw, msk
wcieko. Za pno, by aowa swojego zachowania albo
odwrci si na picie i uciec. Ran nadal trzyma j za rami,
a gdy prbowaa si wyszarpn, pocign j do siebie. W jego
oczach lnia lepa furia.
Zanim to nastpio, Sylvie wiedziaa, co si zaraz stanie. Ju
76
77
ROZDZIA SZSTY
79
80
gospodyni Alexa wpucia ci w takim stanie do domu. Lepiej
zabior ci do mojego domku i spucz wod z wa, a dopiero
potem zawioz do domu. W przeciwnym wypadku oboje b
dziemy mieli kopoty.
Jego domek... Jak ona wtedy zadraa na t myl, wyobra
ajc sobie nie prozaiczn operacj czyszczenia, o ktrej wspo
mnia Ran, ale co zdecydowanie bardziej intymnego. Ona
w wannie penej gorcej wody, podczas gdy Ran j namydla...
- Co jest? - zapyta i zmarszczy brwi. - Zrobia si bardzo
czerwona. le si czujesz?
le... Bya chora z mioci, z tsknoty do niego, lecz take
zbyt naiwna i niemiaa, eby powiedzie to gono. Zamiast
tego pokrcia gow, posusznie wsiada do jego wysuonego
land-rovera i pozwolia si zawie do maego domku Rana.
Zmysowa intymno, ktr w sobie tak awo wzbudzia,
okazaa si wanie tym - fantazj.
Ran kaza jej zdj ubranie na maej werandzie, surowo
przypomnia, eby zasonia si rcznikiem i wtedy go zawoaa.
- Wsadz twoje rzeczy do pralki. Gospodyni Alexa by mnie
zabia, gdyby je zobaczya. Id na gr wzi szybki prysznic.
Bdziesz musiaa wrci do domu w moim ubraniu.
Przyszed po chwili, gdy go zawoaa i zbiera z podogi jej
rzeczy do prania. Zamar, gdy wzi do rki jej biae majteczki.
Zarumienia si widzc, jakie mae si wydaj w mskiej doni.
Ran przyglda si im z uniesionymi brwiami.
- Nie martw si... Mog i do domu bez nich; to nie ma
znaczenia... pod dinsami - mrukna Sylvie, zbyt niewinna
i moda, eby zrozumie, jak prowokacyjnie zmysowe jest cho
dzenie bez bielizny pod ubraniem, zwaszcza, gdy to ubranie,
a konkretnie dinsy, naley do niego, a nie do niej.
81
82
83
84
85
na poudnie, eby doczy do innej grupy, starajcej si prze
kona rzd do oddania miejscowej spoecznoci terenw wcze
niej nalecych do wojska.
- Jed z nami - powiedzia Wayne, a potem rozemia si
szyderczo i doda: - Ale nie, oczywicie, e nie pojedziesz...
Mamusi by si to nie spodobao, prawda?
Sylvie nic na to nie powiedziaa. Wci nie otrzsna si
z odrtwienia po mierci Davida. ycie studenckie, ktre na
pocztku stanowio dla niej synonim wolnoci..., na ktre li
czya, e wprowadzi j bez wysiku w dorose ycie, okazao si
zdecydowanie bardziej bolesne i trudniejsze, ni sobie wy
obraaa.
Schuda i stracia nadziej. Stracia te zapa do nauki.
Byo gorco i duszno, od wielu dni burza wisiaa w powie
trzu. Przydaaby si porzdna ulewa, pomylaa pewnego wie
czora, gdy wrcia do swojego mieszkanka. Nie bya godna,
a perspektywa wieczora spdzonego nad ksikami w ogle jej
nie pocigaa. Tsknia za Davidem i ich rozmowami. A jeszcze
bardziej brakowao jej Rana.
Dzie by tak upalny, a w mieszkaniu tak duszno, e
wzia prysznic, eby si troch ochodzi. Na nagie ciao wo
ya star, bawenian koszul, ktra kiedy naleaa do Alexa.
Bya zbyt wyczerpana i ospaa, by nawet myle o czymkol
wiek. P godziny pniej pojawi si Wayne z butelk wina.
Nalega na otwarcie jej, mimo e powiedziaa mu wyranie, i
nie chce pi. Ostatecznie atwiej byo ustpi, ni si z nim
kci. Jednak narkotyku, ktry jej proponowa, odmwia sta
nowczo.
- Poczstuj si - zachca j, ale Sylvie zwrcia uwag, e
sam niczego nie zay.
86
- S jakie szanse, eby poyczya mi pienidze? - zapyta
kilka minut pniej, gdy siedzia rozparty wygodnie na jej maej
sofie i przyglda si, jak ona prbuje zabra si do nauki.
W jego oczach byo co, co sprawiao, e czua si nieswojo
i to nie tylko dlatego, e nie moga poyczy mu pienidzy; nie,
chodzio o co innego. Nagle zyskaa krpujc wiadomo
wasnej nagoci pod koszul Alexa.
- Przykro mi, ale nie mog... w tej chwili - przepraszaa.
- Czekam na czek od Alexa, Wayne. Suchaj, nie chc by
niegocinna, ale mam duo pracy...
- Chcesz, ebym wyszed...
- Jeli nie masz nic przeciwko temu - przyznaa si i skina
rk w stron ksiek rozoonych na stoliku przed ni.
Przez chwil mylaa, e Wayne bdzie prbowa j przeko
na, ale, na szczcie, tego nie zrobi. Ruszy prosto do drzwi.
Nie moga si doczeka, eby sobie poszed, wic odprowadzia
go. Gdy otworzya drzwi, zobaczya, e niedaleko stoi znajomy
land-rover. Serce zatrzepotao jej w piersi. Jakby uwiadamiajc
sobie jej dekoncentracj, Wayne chwyci j nagle, pchn na
drzwi i pocaowa gwatownie.
Sylvie natychmiast zacza go odpycha, ale nie zdoaa za
pobiec temu, by zobaczy ich Ran, ktry wanie wysiad z sa
mochodu i szed w ich kierunku.
Na szczcie w tym momencie zadzwoni telefon Wayne'a.
Z miejsca ruszy do swojego samochodu.
Ran si zblia, a Sylvie moga tylko sta i patrze.
- Ran! - zawoaa sabo, gdy znalaz si koo niej. - A to
niespodzianka. Nie wiedziaam... Nie spodziewaam si...
- Najwyraniej nie - odpar szorstko Ran, gdy j wymin,
wszed do maego przedpokoju i zamkn za sob drzwi. Zaraz
87
88
89
90
- Przyjacimi? - Cofna si, syszc gorycz w jego gosie.
- A jakiego rodzaju przyja mi proponujesz, Sylvie? Tak, jaka
czy ci z przyjacielem, ktry wanie wyszed? Co jest? Czy
by nie zaspokaja ci w ku? Potrzebny ci kto, do kogo mo
gaby go porwna? Bo jeli tak...
Sylvie miaa ju do.
- Nie to miaam na myli! - krzykna. - Nienawidz ci,
Ran... Nienawidz - powiedziaa przez zy. Zwyciyo w niej
dziecko, jakim staraa si ju nie by, wic zacza okada go
piciami, rozpaczliwie prbujc przeama barier, jak
wznis midzy nimi.
- Przesta, Sylvie.
Gdy unieruchomi jej pici, uwiadomia sobie, co robi.
Zawstydzona, chciaa odwrci od niego wzrok. On nagle wsu
n do w jej wosy i nachyli gow tak nisko, e czua jego
gorcy oddech na twarzy, wargach...
Wstrzs wywoany dotykiem ust Rana sprawi, e w jednej
chwili Sylvie zapomniaa o wszystkim, co usyszaa przed chwi
l. Przepeniaa j tylko mio do niego!
Instynktownie przysuna si bliej i otworzya si na po
caunek, odpowiedziaa na niego z radoci i namitnoci,
naiwnie wierzc, e pomimo tego, co si stao, musi mu cho
troch na niej zalee; nie caowaby jej, gdyby byo inaczej,
prawda?
Przywara do niego caym ciaem i zadraa z rozkoszy w re
akcji na jego blisko.
- Ran!
Wyszeptaa jego imi bagalnie. Poczua, jak przeszy go
dreszcz. Pocaowaa go. W odpowiedzi jego donie przesuny
si zaborczo po jej ciele, w d plecw, dookoa talii, a potem
91
92
Nie zwracajc uwagi na ponury ton jego gosu, odwrcia si
i znikna w sypialni. Kilka chwil pniej wszed tam za ni,
zatrzasn za sob drzwi i poda jej koszul.
- Masz, w j - rozkaza szorstko.
Sylvie spojrzaa na niego. Sta tak blisko niej. Widziaa, e
nadal jest podniecony.
Niepewnie oblizaa wargi.
- Ty mi j za, Ran - szepna prowokacyjnie, zrobia
krok w jego kierunku, a potem kolejny i jeszcze jeden...
Jkn. Ktem oka zobaczya koszul Alexa cinit na bok
i potem znalaza si w jego ramionach. Przywara nagim ciaem.
Pokrywa jej twarz, szyj, usta gorcymi pocaunkami.
Sylvie draa z rozkoszy. Kady nerw w jej ciele piewa
pie radoci i triumfu.
- Och, Ran... Ran... - szeptaa jego imi w ekstazie, zarzu
cajc mu ramiona na szyj. - Tak bardzo ci pragn... Tak
bardzo ci kocham... - powiedziaa mu, ale wtpia, czy usy
sza jej sowa, bo zamyka jej usta pocaunkami.
- Chc, eby si rozebra - powiedziaa ochryple, gdy wre
szcie moga si odezwa. - Chc ci caego zobaczy, Ran...
Prosz...
Cofn si o krok i zacz spenia jej prob, przez cay czas
patrzc jej prosto w oczy. Najpierw zdj koszul. Zobaczya
muskularn owosion klatk piersiow. Zabrako jej tchu. Wi
dziaa ju wczeniej jego tors, ale, nie wiedzie czemu, teraz
dopiero go docenia.
Sylvie oblizaa wargi.
W lady koszuli poszy dinsy, a Sylvie poczua wirowanie
w odku i trzepotanie serca. nienobiae bokserki podkrela
y opalenizn Rana.
93
94
- Ja... Ja...
Sylvie czua napywajce do oczu zy.
Nie tak miao by. Nie powinien by taki.
- Ran, ja ci kocham - powiedziaa drcym gosem. Chc, abymy byli razem... ebymy si pobrali...
- Pobrali? Jeste jeszcze dzieckiem, Sylvie... Twoja mat
ka...
- Nie jestem dzieckiem! Mam prawie dwadziecia lat - za
protestowaa gorczkowo.
- Jeste dzieckiem - upiera si. - A gdybym wiedzia...
Dlaczego mi nie powiedziaa? Dlaczego pozwolia mi myle,
e Wayne jest twoim kochankiem?
- Mwiam ci, ale mnie nie suchae. Mylaam, e b
dziesz zadowolony... e chciaby by pierwszy... jedyny...
- wyznaa aonie.
- Zadowolony? - Zacz si gorzko mia. - Pogorszy sy
tuacj mogaby tylko wiadomo, e jeste w ciy...
Sylvie zblada jak ciana. Ostatniej nocy, w miosnym unie
sieniu pragna poczcia dziecka. A teraz usyszaa, e to ostat
nia rzecz, jakiej Ran by chcia, e ona bya ostatni osob, jakiej
pragn. By to najokrutniejszy cios, jakiego dowiadczya.
- Bior tabletki - powiedziaa cicho, schylajc gow. Miaam... Lekarz przepisa mi je z innych wzgldw.
To bya prawda. Nie chciaa ich bra, ale dobrze, e daa si
przekona.
Wszystkie jej marzenia i nadzieje legy w gruzach.
- Ubierz si, prosz. - Usyszaa jego rozkazujcy ton. Musz zaraz wyj, ale najpierw powinnimy porozmawia.
Nagle poczua si bolenie skrpowana i pena winy.
Gdy wrcia do salonu, wrczy jej kubek z kaw. Biorc go,
95
pilnowaa si, eby nawet przelotnie nie dotkn Rana. Czua
si zbrukana wiadomoci, e wcale mu na niej zaleao. Teraz
chciaa si go std pozby. Pragna, eby na zawsze znikn
z jej mieszkania, z jej ycia i serca.
- Sylvie...
- Nie chc o tym rozmawia, Ran - powiedziaa z dum,
odwracajc si do niego plecami. - Stao si. To bya pomyka
i oboje o tym wiemy. Ale przecie kada dziewczyna musi kie
dy straci dziewictwo. - Wzruszya ramionami. - Wayne si
ucieszy. Tak samo jak ty nie chcia by pierwszy.
Co ona wygaduje? Co chce mu da do zrozumienia? Duma
kazaa jej si mci, kama i przekonywa Rana, e jej nie
zrani.
- Bagaa, abym si z tob kocha, eby mc pj do ka
z Wayne'em?
Syszaa niedowierzanie i co jeszcze w jego gosie, ale zig
norowaa to. Uniosa gow do gry i odwrcia si, eby stawi
mu czoo.
- Tak, to prawda - przyznaa.
- Nie wierz ci - powiedzia stanowczo i doda ponuro: Powiedziaa, e mnie kochasz. Mwia nawet o mae
stwie...
Wzruszya lekcewaco ramionami.
- Czy nie tak powinna si zachowywa dziewica? - Zrobia
znudzon min. - Jak mogabym ci kocha, Ran? Dlaczego
miaabym ci kocha? Nic innego nie robisz, tylko mnie kryty
kujesz. Chc, eby wyszed...
- Sylvie, nie moesz po prostu...
- Wayne niedugo przyjdzie - skamaa i dodaa niedbale:
- Od dawna mi powtarza, ebym znalaza kogo... z kim mo-
96
97
ROZDZIA SIODMY
99
100
LABIRYNT OMYEK
LABIRYNT OMYEK
101
102
LABIRYNT OMYEK
103
ROZDZIA SMY
105
i miaa wiadomo, e bez wzgldu na to, jak bd drodzy,
zatrudni ich w Haverton Hall.
- Kiedy przyjedziesz? - zapytaa Lloyda, nie przestajc si
umiecha.
- Zarezerwowaem miejsce na dzisiejszy lot - odpar.
Sylvie usyszaa trzaniecie drzwi do maego biura, ktre
sobie zorganizowaa w.Haverton Hall. Nie odwrcia si jednak.
Nie musiaa. Czua, e to Ran wszed do rodka. Od tamtego
wieczora, gdy j pocaowa, a potem si pokcili, trzymali si
od siebie z daleka. Gdy tamtego ranka zesza na d, czekaa na
ni rwno uoona sterta dokumentw i wycigw z konta, kt
re niezbicie dowodziy, e Ran zapaci sam za prace przy bu
dynku plebanii.
Przeprosia go, formalnie i zwile, a potem zauwaya, e
nie byby pierwszym klientem, ktry wykorzysta hojno
Lloyda.
- Tylko e ja jej nie wykorzystaem - przypomnia jej kwa
no Ran i wyszed.
Od tamtej pory wzajemne kontakty ograniczyli do niezbd
nego minimum.
- Och, Lloyd, to wspaniale - powiedziaa szczerze. - Bra
kowao mi ciebie. - Nagle co jej przyszo do gowy: - Posu
chaj, mam spotkanie w Londynie. Moe przyjedziemy tu potem
razem? I tak zamierzaam zosta tam na noc. W Annabelle"?
- dodaa, gdy powiedzia, gdzie chce si zatrzyma, a potem
dodaa: - Czy to nie romantyczne?
- Syszaem sporo dobrego o projektancie - odpar Lloyd
z nie mniejsz ironi. - Interesuj si tym miejscem z czysto
profesjonalnych pobudek.
Zanim Sylvie skoczya rozmow przez telefon, Ran ju
106
107
108
zawsze o to, eby zmieci si w budecie, ale z drugiej strony
nigdy nie wybieraa taszej opcji, gdy chodzio o zatrudnienie
najlepszych fachowcw. Efekt bdzie tego wart, cieszya si,
opuszczajc dziedziniec. Haverton Hall jest tego warte.
Umwia si z Lloydem na podwieczorek w hotelu. Uwiel
bia angielsk tradycj picia po poudniu herbaty, o czym j
z radoci poinformowa godzin pniej, gdy szli do jego pry
watnego apartamentu.
- W adnym kraju nie mona si napi takiej herbaty, jak
w Anglii...
- Mam nadziej - odpowiedziaa Sylvie, a potem zacza
mu opowiada o swojej wizycie u rzemielnikw.
- Jeste pewna, e bd tak dobrzy jak Wosi? - zapyta
w pewnym momencie, nagle czujny i skupiony na sprawach
zawodowych.
- Lepsi - odpowiedziaa krtko. - Widzisz, oryginalne pra
ce w rezydencji wykonali Anglicy wyszkoleni we Woszech, tak
jak ludzie pana Phillipsa. Mam wraenie, e ich dziea bd
miay odpowiedni, angielski styl. Tam, gdzie Wosi wyrze
biliby amorki i sceny alegoryczne wedug wielkich mistrzw,
Anglicy wykonaj zwierzta i ptaki.
- Dlaczego nie zostaniesz tu dzisiaj na noc? - zapyta Lloyd,
gdy skoczyli rozmow o jej wizycie u pana Phillipsa. - Mg
bym zadzwoni i zarezerwowa ci pokj.
Sylvie pokrcia gow.
- Nie, dziki. Ju si umwiam, e przenocuj u matki.
Wiedziaa, e Lloyd umwi si na kolacj, wic poegnaa
si z nim po pitej. Ustalia, e przyjedzie po niego o dziesitej
rano.
Pojechaa do matki. Wpada w jej wyperfumowane objcia.
109
110
Ul
112
zalotnie Vicky i umiechna si prowokacyjnie do Lloyda, zu
penie ignorujc obecno Sylvie.
- Lloyd.. Vicky Edwards - beznamitnie przedstawia ich
sobie Sylvie. - Lloyd jest moim szefem i...
- A wic pan te pracuje dla trustu? - zapytaa Vicky.
- Trust to Lloyd - wyjania Sylvie, doprowadzona do roz
paczy manierami tej kobiety.
- Och... jakie to intrygujce - odpara sodkim tonem Vicky, natychmiast przecinajc hol i stajc u boku Lloyda, pleca
mi do Sylvie. - Musi mi pan wicej o sobie opowiedzie.
Jakim sposobem Vicky wprosia si na ich wycieczk do
Haverton Hall, Sylvie nie wiedziaa, ale bez wtpienia tak si
wanie stao.
Lloyd najwyraniej nie dzieli antypatii Sylvie do Vicky. Stwierdzia to, gdy dostrzega w jego oczach mskie
uznanie.
Gdy wrci Ran, Vicky mruczaa uwodzicielsko do Lloyda:
- A wic zatrzymae si w Annabelle". Syszaam, e ten
hotel to szczyt luksusu.
- Pewnie - potwierdzi entuzjastycznie Lloyd. - Mj apar
tament to naprawd co, prawda, Sylvie?
- Prawda - przyznaa beznamitnie.
Ktem oka widziaa Rana przesuwajcego wzrokiem od
Lloyda i Vicky na ni. Zmarszczy przy tym czoo.
To nie jej wina, e jego przyjacika i kochanka zaja si
Lloydem. Sylvie, oczywicie, widywaa ju kobiety okazujce
mu w ten sposb zainteresowanie; Lloyd by wyjtkowo zamo
nym czowiekiem, w dodatku penym uroku. W przeszoci cz
sto artowa, e jednym z obowizkw subowych Sylvie jest
trzymanie takich kobiet z daleka od niego. Jak na swj wiek by
113
114
am, e s bardzo kobiece. - Wycigna przed siebie nog,
demonstrujc szczup kostk.
- liczna - przyzna Lloyd. - Ale lepiej we mnie pod rk.
Nie chcemy, eby sobie zrobia krzywd.
Obeszli dom. Irytacja Sylvie rosa. Za kadym razem, gdy
co mwia, Vicky musiaa si wtrci, odcigajc uwag Lloyda
od domu. Po kadej takiej uwieczonej sukcesem prbie posy
aa Sylvie triumfalne spojrzenie. No, naprawd, ta kobieta jest
niemoliwa. Na lito bosk, to nie konkurs o aprobat Lloyda
ani o jego uczucia! Wykonywaa tylko swoj prac. Jeli ko
chanka Rana chciaa flirtowa z Lloydem, to tylko jej i Rana
sprawa. Sylvie chciaaby, eby Vicky wybraa sobie na to inn
por.
- Annabelle" jest chyba najbardziej bajecznym hotelem.
Chtnie bym go zobaczya. Od jakiego czasu wybieram si do
Londynu. Musz kupi troch nowych ubra, a w Derbyshire
nic nie ma. - Vicky wzruszya lekko ramionami, gdy wracali
wreszcie do land-rovera.
- Naprawd? No, to moe by pojechaa razem ze mn?
Sylvie odwiezie mnie na lotnisko do Manchesteru i, prosz...
- zacz grzecznie Lloyd.
- Mam jecha z tob do Londynu i by twoim gociem
w Annabelle"? - zareagowaa natychmiast Vicky. - Och,
wspaniale! Jak to mio z twojej strony. Z wielk ochot - wy
szeptaa zmysowo.
Sylvie, ktra si domylia, e Lloyd chcia zasugerowa po
prostu wspln podr, moga si tylko zdumiewa opanowa
niem Vicky i jej tupetem. Ona nigdy w yciu nie pozwoliaby
sobie na takie zachowanie. Lecz Lloyd, daleki od stanu niezado
wolenia, umiecha si niemal od ucha do ucha.
115
Sylvie odczekaa, a znaleli si z powrotem na plebanii,
a Vicky znikna, eby doprowadzi si do porzdku" i dopiero
wtedy wzia Lloyda na stron, poza zasig uszu Rana, eby go
dyskretnie ostrzec:
- Lloyd, Vicky jest dziewczyn Rana i nie wydaje mi si...
- Vicky jest wolnym strzelcem. Jeli chce jecha z Lloydem
do Londynu, to jej sprawa.
Sylvie zagryza warg, gdy Ran si wtrci. By z drugiej
strony holu, ale mia doskonay such.
- Obawiam si, e musz jecha do domu i zabra kilka
rzeczy - Vicky przeprosia sodko Lloyda, schodzc na d.
- Nie chciaabym, eby musia na mnie czeka.
Sylvie przygldaa si z ponur min, jak zatrzepotaa, pa
trzc na Lloyda, wytuszowanymi mocno rzsami.
- Oczywicie - uspokoi j. - Jest kilka spraw, o ktrych
musz porozmawia z Sylvie. Z Ranem chyba te. Nie piesz
si, skarbie.
- Spodziewam si, e w Annabelle" jest bardzo elegancko
- mrukna z uznaniem Vicky.
- Urocza kobieta - stwierdzi ciepo Lloyd, gdy wysza.
- Owszem - potwierdzi Ran.
- Niemal tak urocza jak pirania - sykna Sylvie przez za
cinite zby za ich plecami, po czym przypomniaa krtko
Lloydowi: - Mam wstpne kosztorysy niektrych prac, jeli
chcesz je. przejrze. Przefaksowaam ci ich kopie do Nowego
Jorku, ale...
- Sylvie, jeste taka sprawna - powiedzia z dobrodusznym
umiechem Lloyd. - Wci jej powtarzam, Ran, e powinna si
nieco zrelaksowa... zabawi... Kiedy ostatni raz wybraa na
zakupy?
116
- We Woszech - mrukna z lekcewaeniem.
- Tak, wiem. Te tam byem, pamitasz? Zabraem j do
Armaniego - wyjani Ranowi. -I co zrobia? Powiedziaa mi,
e tam jest za drogo. Co naley zrobi z tak kobiet?
- Bo tam byo za drogo - bronia si.
Dla niej na pewno za drogo i chocia wiedziaa, e Lloyd
chtnie by jej co kupi, wci pozostawa jej pracodawc i nie
miaa zamiaru wykorzystywa jego hojnoci. Mimo to fakt, e
porwnywa j do Vicky Edwards, by bolesny. Mwi o tym
w obecnoci Rana. Wida byo jak na doni, e obaj mczyni
myleli to samo: e ona jest mniej zabawna ni inne kobiety.
Niech sobie myl, co im si podoba, pomylaa z gniewem.
Przyjechaa tu do pracy, a nie... flirtowa i trzepota rzsami.
- To wspaniaa dziewczyna - usyszaa uwag Lloyda
skierowan do Rana, gdy sza po dokumenty, ktre chciaa
mu pokaza. - Ale za ciko pracuje i zbyt powanie traktuje
ycie.
Gdy wysadzia Lloyda i Vicky na lotnisku, gowa j bolaa
od wysuchiwania zalotnego gruchania tamtej kobiety. Zamiast
wrci do Derbyshire, daa si ponie impulsowi i pojechaa
do samego Manchesteru, gdzie zaparkowaa dipa przed buti
kiem Emporio Armani, do ktrego drog pokaza jej uprzejmy
takswkarz.
adna, ciemnowosa dziewczyna przyniosa jej kostium wi
szcy na wystawie.
Modele przeznaczone do seryjnej sprzeday s tasze ni
pojedyncze projekty haute couture, ale mimo to nadal bardzo
drogie. A jednak... Gdy obracaa si przed lustrem, przyglda
jc si sobie w tym eleganckim kostiumie, przyznaa w duchu,
117
ROZDZIA DZIEWITY
119
120
LABIRYNT OMYEK
121
122
Przez otwarte okno swojego pokoju sysza pohukiwanie
sowy. adne obce dwiki nie zakcay ciszy nocy.
Rozluni si i wtedy to usysza - dwik otwieranych
drzwi. Natychmiast wyskoczy z ka, chwyci szlafrok, narzu
ci go na siebie - mia bowiem zwyczaj spa nago - i na palcach
podszed do drzwi swojej sypialni.
Zobaczy j od razu. Biaa, szczupa posta, ktra zdawaa
si raczej pyn w powietrzu ni chodzi. Sylvie wygldaa
nieziemsko, lecz nie bya duchem. Jeszcze zanim wycign do
niej rk, zda sobie spraw, e lunatykuje. Wiedzia, co naley
zrobi.
Po pierwszym incydencie, gdy znaleziono j wdrujc po
Otel Place, zupenie niewiadom tego, co robi, powiedziano
mu, e w takiej sytuacji najlepiej jest zaprowadzi j agodnie
do ka, jeli to moliwe, nie budzc jej przy tym. Lecz teraz,
gdy tylko jej dotkn, poczu, e wstrzsn ni gwatowny
dreszcz. Zwrcia twarz w jego stron i zrobia si sztywna, gdy
prbowa j obrci. Zakl pod nosem. Zobaczy otwarte drzwi
do swojego pokoju. Moe uda mu si zaprowadzi j tam?
Lekarz rodzinny z Otel Place radzi, eby nie wyrywa jej ze
snu gwatownie, lecz raczej pozwoli obudzi si w sposb
naturalny. Powiedzia te, e czsto takie napady chodzenia we
nie wi si ze stresem lub wstrzsem. Ran nie musia daleko
szuka, eby znale przyczyn dzisiejszego napadu. W gbi
ducha przekl nie tylko Vicky, ale rwnie Lloyda.
Czy ten facet nie zdaje sobie sprawy z tego, jakim jest
szczciarzem? Ile on sam, Ran, oddaby, eby by na jego
miejscu.
Sylvie nadal draa. Miaa szeroko otwarte, ale niewidzce
oczy. Staa obok niego sztywno, niemal skamieniaa. Nie chcc
123
124
125
Sylvie zamara w bezruchu.
- - Ran - zaprotestowaa bez przekonania, lecz ju gdy to
mwia, przytulaa si do niego mocniej, instynktownie szukajc
ciepa jego ciaa.
W jego ramionach czua si jak w niebie. Ran uj jej twarz
w donie, po czym pocaowa delikatnie, wolno, czule, z oci
ganiem. .. jak kochanek. Sylvie przywara do niego jeszcze moc
niej. Jej wargi i cae ciao dray z przemonego pragnienia
poddania si temu, co czua.
W oczach stany jej zy, ktre zaraz popyny strumieniem
po policzkach.
- Sylvie! - Syszaa w gosie Rana nieznane emocje. Znowu
unis jej do i pocaowa kady z opuszkw palcw. - Nie
pacz... Bagam, nie pacz. aden mczyzna nie jest wart two
ich ez.
- To takie bolesne - odpowiedziaa Sylvie, nie bdc w sta
nie ju duej tamowa swoich uczu. - Nie cierpi si tak czu
- wyszeptaa. - Nie mog kocha tak bardzo, tak... tak... bez
sensu. To takie poniajce i takie bolesne.
Usyszaa jk Rana, jakby jej udrczone i szczere wyznanie
ujo go za serce. Przytuli j do siebie, koysa uspokajajco
i powiedzia zduszonym gosem:
- Nie wolno ci cierpie, Sylvie. Bagam...
A potem, zupenie nieoczekiwanie, zacz j caowa z gwa
town, zmysow namitnoci, od ktrej zabrako jej tchu
w piersiach. Znikn cay jej opr. Zrobia si ulega, pragna
jego ust. Czua gwatowne bicie jego serca, wyczuwaa jego
podniecenie.
Zawsze by szybki, przypomniaa sobie. Moe jej nie kocha,
moe ona nie jest kobiet, ktrej pragnie, ale jest teraz w jego
126
LABIRYNT OMYEK
127
128
129
- I chyba zaraz zademonstruj ci po raz kolejny, jak sabo
si kontroluj przy tobie...
By ju dzie, gdy Sylvie w kocu si obudzia. Zarumienia
si, gdy po otwarciu oczu stwierdzia, e Ran ley oparty na
okciu i si jej przyglda.
- Jak dugo nie pisz? - zapytaa, nerwowo otulajc si ko
dr i rumienic jeszcze mocniej, gdy przypomniaa sobie wyda
rzenia zeszej nocy.
- Wystarczajco dugo by wiedzie, e chrapiesz - po
wiedzia.
- Chrapi? Na pewno nie! - zaprotestowaa z oburzeniem,
puszczajc w gniewie kodr.
- Nie? W takim razie warczysz... - droczy si z ni Ran.
- Nie warcz! W ogle nie wydaj z siebie adnych
dwikw.
- Ale owszem, wydajesz - odparowa byskawicznie, a
w miejsce rozbawienia w jego oczach pojawio si co bardzo
intensywnego.
Pochyli si nad ni i wyszepta, muskajc jednoczenie opu
szkiem palca jej pier.
- Gdy dotykam ci tutaj, z gbi twojego garda dobywa si
taki cichy dwik i...
- Nie! Nie! Nie chc tego sucha! - wrzasna gorczkowo,
gdy dotary do niej, co si stao.
Ostatniej nocy ona i Ran si kochali... Ostatniej nocy zigno
rowaa wszelkie zasady i zdrowy rozsdek, zapomniaa o in
stynkcie samozachowawczym. A miaa przy nich trwa i...
Ostatniej nocy, zanurzona w niezgbionych przestworzach
mioci i tsknoty, modlia si o poczcie dziecka Rana, modlia
130
131
bdzie moga zapomnie. Lecz t informacj nie zamierzaa
dzieli si z Ranem.
- Ja... chyba wrc do swojego pokoju i ubior si, nim
przyjdzie pani Elliott - stwierdzia z godnoci, po czy dodaa,
gdy nie spuszcza z niej wzroku: - Odwr si, Ran, ebym
moga wsta z ka...
Spojrza na ni tak, e si oblaa rumiecem.
- Tak, wiem, e wszystko ju widziae... Ale to byo wczo
raj w nocy - warkna. - To byo wtedy, a teraz... teraz jest
teraz. Teraz jest inaczej.
- Rzeczywicie - zgodzi si z ni, a potem, co stwierdzia
z ulg, odwrci si.
Wyskoczya spod kodry, chwycia swoj koszul nocn i ru
szya w stron drzwi. Wysza, nie ogldajc si za siebie, bo
wiedziaa, e gdyby to zrobia...
Ostatnia noc bya najcudowniejsz noc w jej yciu, ale do
biega koca i niedugo, za zgod Lloyda, jej pobyt w domu
Rana te dobiegnie koca. Tylko ona bdzie wiedziaa, e opu
szczajc Haverton Hall, opuszczajc Rana, zabierze ze sob
may, bardzo cenny prezent od niego.
ROZDZIA DZIESITY
133
134
135
136
137
138
139
- Nadal go kochasz, prawda? - zapytaa agodnie Mollie.
Przez chwil Sylvie mylaa, e nie bdzie w stanie odpo
wiedzie, lecz niemal wbrew swej woli poczua si zobligowana
do szczeroci.
- Tak. Tak, kocham go - przyznaa. - Bardziej ni kiedy
kolwiek. On jest... Jest wszystkim, czego kiedykolwiek pragn
am, Mollie. To jedyny mczyzna, jakiego kochaam, jedyny,
jakiego bd kocha... W kadym sensie tego sowa - doko
czya cicho. - Nie byo... Ja nie... Czy to nie niesamowite
w dzisiejszych czasach? - dodaa, a w jej gosie zabrzmiaa
przepeniona gniewem rozpacz. - Ran jest jedynym mczyzn,
ktry mnie dotkn... ktry si ze mn kocha... Ale on mnie
nie kocha, Mollie. Wiem to. Nigdy mnie nie kocha. Za pier
wszym razem by po prostu zy. Oboje bylimy rozgniewani i to,
co zrobilimy... co si stao... Ale tym razem byo tyle... tyle
mioci... tyle czuoci... Ale tak naprawd on chcia mnie tylko
pocieszy... On...
- Czy to ci powiedzia? - wtrcia agodnie Mollie.
- Niezupenie. Mwi o tym, jak bolesna jest nieodwzajemnio
na mio i... i o tym, e nie naley... nie naley si wstydzi takiej
mioci, pragnienia drugiej osoby. Nie mog tu zosta, Mollie!
- jkna. - Boj si tego, co mogoby si sta, co mogabym
powiedzie... zrobi... Ran by taki miy, taki... agodny i czuy...
Chc zachowa to wspomnienie... Nie mog...
- On na pewno co do ciebie czuje, skoro...
- Skoro poszed ze mn do ka? - podpowiedziaa Syvie.
- Poda mnie, owszem, ale... Lloyd tu by i zabra jego aktu
aln przyjacik do Londynu. Och, nie wydaje mi si, eby ich
zwizek by szczeglnie powany, ale Ran to mczyzna z tem
peramentem, wic...
140
141
ROZDZIA JEDENASTY
143
144
145
mczyzn przewinoby si przez jej ycie. Lecz nie mog na
rzuca si jej ze swoj mioci. Ona kocha Lloyda.
- Owszem - zgodzia si z nim Mollie. - Ale jak przyjacie
la, Ran, a nie jak mczyzn.
- Nie mwiaby tak, gdyby syszaa j, jak rozmawiaa
z nim przez telefon, jak go bagaa, eby do niej przyjecha...
- Bagaa go o przyjazd, bo chce, eby j zabra z Haverton
Hall - wyjania cicho. - Ona si rozpaczliwie boi, Ran, boi si
tego, co do ciebie czuje i... Sama mi powiedziaa, e chyba
duej tego nie wytrzyma. Powiedziaa, e nie moe wykonywa
dobrze swojej pracy, gdy myli tylko o tobie. Chce, eby Lloyd
pozwoli jej zaj si czym innym, da jej prac, ktra nie
wymagaaby kontaktu z tob... Jeli mi nie wierzysz, popatrz
na to od tej strony: dlaczego kobieta miaaby zachca mczy
zn do pjcia z ni do ka, skoro przez wiele lat ya w ce
libacie i w dodatku wierzy, e temu mczynie na niej nie
zaley? Chyba tylko dlatego, e jej wasne uczucia s tak silne,
e traci nad nimi kontrol. Niewiele jest ludzkich emocji, ktre
mona zaliczy do tej kategorii, Ran. Och, a przy okazji...
- Mollie przerwaa, odwrcia si na picie i zacza si od
niego oddala. - Byabym zapomniaa. Sylvie dzwonia wczoraj
wieczorem. Rozmawiaa z Lloydem. Pozwoli jej opuci Haverton Hall. Zarezerwowaa lot na jutro.
- Co si stao Ranowi? - zapyta Alex Mollie p godziny
pniej, gdy wszed do salonu. - Wanie minem go na drodze.
Powiedzia, e wraca do Haverton Hall. Co pilnego?
- Tak! Naprawd pojecha?
- Mollie... - mrukn, patrzc na on podejrzliwie. - Co
si tutaj dzieje? Co ty...?
146
147
148
149
150
z ociganiem oderwa usta od jej warg. - Wedug tradycji po
winnimy si pobra w rodzinnej kaplicy w Haverton Hall, ale
trzeba j najpierw wyremontowa. Ja ju nie mog czeka tak
dugo. - Pocaowa j jeszcze raz i wyszepta: - Moe ochrzci
my tam nasze pierwsze dziecko.
Sylvie natychmiast otworzya oczy.
- Wiesz... o tym - domylia si. - Ty... te to poczue.
- Tak - przyzna si Ran. - Jak moglimy by takimi gu
pcami, Sylvie? Jak moglimy by tak lepi? Ju samo to powin
no nas zastanowi. To, co nas poczyo tamtej nocy, co stwo
rzylimy, mogo powsta tylko z wielkiej mioci.
- Tak - potwierdzia. - Wci nie mog w to do koca
uwierzy... - dodaa, strzsajc biae patki z jego ramion.
- T o . . . to nadal jest takie... Nieca godzin temu mylaam,
e na zawsze opuszczam Haverton Hall i ciebie. Dlaczego
wrcie?
- Mollie przeprowadzia ze mn rozmow... Daa mi do
mylenia... Pokazaa mi...
- Mollie? Gdy do mnie zadzwonia, nawet si o tym nie
zajkna... - zacza oburzona, ale zaraz zamilka. - Och, Ran
- wyszeptaa. - Strach pomyle, jak niewiele brakowao, e
bymy... tego nie mieli... Nie mieli siebie.
- To by si tak atwo nie skoczyo - pociesza ja Ran.
- Nie mam pojcia, co powie Lloyd, gdy mu oznajmi, e
zmieniam zdanie i chc zosta w Haverton...
- Na zawsze - podpowiedzia.
- Na zawsze.
- Chodmy do rodka - powiedzia nagle. - Chc ci trzy
ma w ramionach... Chc si z tob kocha... Pokaza ci, jak
bardzo ci kocham... jak bardzo ci potrzebuj.
151
152
153
- Nie. - Sylvie pokrcia ze miechem gow. - Mam teraz
inne zajcie - przypomniaa mu, zerkajc z mioci w stron
swojego synka, ktrego koysa ojciec.
Prace w Haverton Hall dobiegy koca przed samymi chrzci
nami Rory'ego. Oficjalne otwarcie rezydencji dla publicznoci
byo zaplanowane na koniec miesica.
Ran nie naciska, eby Haverton Hall byo ostatnim projek
tem jego ony. Ona sama chciaa by z Rorym i, oczywicie,
z Ranem. Moe w przyszoci zdecyduje si wrci do pracy,
cho raczej w to wtpia. Bya oficjalnym nadzorc Haverton
Hall. Dogldanie domu i otaczajcych go terenw bdzie pew
nie wystarczajco absorbujce.
Miaa ju wiele rezerwacji na przyjcia lubne na najbliszy
rok, nie wspominajc o konferencjach. Cieszya si bardzo, e
rezydencja zarobi na swoje utrzymanie.
Czasem, nawet teraz, nie moga uwierzy w swoje szczcie.
W to, jak ycie moe by cudowne. Mieszkaa w budynku ple
banii i byo to spenieniem jej dziecicych marze. To by jej
wymarzony dom. Czua si tak hojnie obdarowana... Spojrzaa
czule na ma.
Jeli plebania bya jej wymarzonym domem, to Ran - wy
marzonym mczyzn. By jej mczyzn, jej partnerem, jej
dusz, sercem, yciem... Bez niego...
Umiechna si do siebie pod nosem. Rory mia p roczku,
lecz bya ju niemal pewna, e zanim skoczy dwa latka, bdzie
mia rodzestwo, brata lub siostr.
- Z czego si miejesz? - zapyta j Ran, podchodzc do
niej z Rorym i caujc j.
- Pamitasz t lipow alej, ktr posadzilimy w Haverton,
eby upamitni narodziny Rory'ego?
154
- Owszem.
- A pamitasz, e powiedziae, i z okazji narodzin drugie
go dziecka obsadzimy drzewami poprzeczny pasa?
- Pamitam.
- No, wic - powiedziaa Sylvie z byskiem w oku. - Chy
ba powiniene zacz si rozglda za sadzonkami...
- Sylvie? - zaczaj Ran, ale zaraz odwrci si do synka
i powiedzia: - Co mi mwi, e bdziesz musia przywykn
do roli starszego brata, Rory.
koniec
jan+an