You are on page 1of 151

PennyJordan

Labirynt omyek

PROLOG

- Co ty, do diaba, wyprawiasz, Sylvie? Co to za gra? - za


pyta gniewnie Ran, odsuwajc jej rce od swojej koszuli, ktr
chwycia niewiadomie, chcc go zmusi do wysuchania tego,
co miaa do powiedzenia.
Chciaa, eby zrozumia, i ona nie jest ju dzieckiem, jest
stuprocentow kobiet... kobiet, ktra go kocha i pragnie.
- Ran, to nie jest adna gra - zaprotestowaa, a w jej oczach
pojawiy si zy. - Chc...
- O, ja dokadnie wiem, czego chcesz, Sylvie - przerwa jej
gwatownie. - Chcesz, ebym poszed z tob do ka. A ja
w tej chwili woabym raczej... - Zamilk, mrukn pod nosem
co, czego nie zrozumiaa i nachyli si nad ni tak, e jego
szlachetny profil zarysowa si wyranie w wietle lampy.
- Twj przyrodni brat jest moim najbliszym przyjacielem,
pracodawc i...
- Alex nie ma z tym nic wsplnego - Sylvie zaoponowaa
arliwie. - Tu chodzi o ciebie i o mnie, Ran.
- Ciebie i mnie? Nie ma adnego ciebie i mnie" - stwier
dzi stanowczo. - Sylvie, chodzisz jeszcze do szkoy, a ja jestem
dorosym mczyzn.
- Ale ja ci kocham - wyznaa desperacko Sylvie, kadc
wszystko na jedn szal. Chciaa, eby Ran pozna jej uczucia.
- Naprawd? - zapyta kpico. - A jak bardzo? Tak jak tego

piosenkarza, dla ktrego gotowa bya umrze p roku temu


czy jak kucyka, o ktrym marzya trzy miesice wczeniej?
- To wszystko byo wtedy, zanim naprawd dorosam - oz
najmia.
Dzielia ich tak niewielka przestrze... tylko kilkadziesit
centymetrw, nie wicej. Jeli pozwoli mu teraz odej...
miao pokonaa ten dystans i zaskoczya go. Nagle znalaza
si tak blisko niego, jej ramiona otoczyy go zaborczo i zdecy
dowanie zbyt ciasno, eby mg je atwo odtrci, jak par chwil
wczeniej.
- Ran... - bagaa, unoszc do niego twarz. Dray jej wargi.
- Ran, prosz ci...
Poczua co, jakby dreszcz przeszywajcy jego ciao, gdy
niezdarnie pocaowaa go w usta. Byy twarde i gorce, a ogo
lona skra podniecajco szorstka. Serce Sylvie wrcz omotao
z podniecenia.
- Ran - jkna namitnie i otara si o niego prowokacyj
nie.
Nagle otoczyy j jego ramiona. Nie odpychay jej, jak
wczeniej, ale przytulay do siebie. Palce wpijay si mocno
w szczupe ramiona, a potem jedna rka wsuna si we wosy
i przytrzymaa gow, gdy Ran odda pocaunek.
Sylvie zaczo si krci w gowie.
Jeli wczeniej si jej wydawao, e serce szybko omocze,
to byo nic w porwnaniu z tym, co czua teraz. Cae jej ciao
pulsowao upojeniem.
Ran! Ran! Ran!
Tak bardzo go kochaa, tak bardzo pragna. arliwie przy
wara do niego swoim modzieczo niedowiadczonym ciaem.
Kady nerw w jej skrze domaga si Rana.

A on koniuszkiem jzyka muska krzywizn jej warg.


Pragna si z nim kocha. Kilka ostatnich tygodni przepra
cowali razem przy oczyszczaniu zaronitego stawu w lesie na
terenach nalecych do jej przybranego brata. Robili to w ra
mach projektu, ktry nadzorowa Ran jako zarzdca posiadoci.
Wtedy wanie Sylvie zacza widzie go w nowym wietle
i zakochaa si w nim po uszy, z ca pasj i oddaniem sie
demnastolatki.
A teraz, po blu niedawnego odtrcenia, po odrzuceniu jej
prb uwiadomienia mu, co czuje, Ran trzyma j wreszcie w ra
mionach, cauje... i pragnie jej.
Przeszy j kolejny silny dreszcz podniecenia. Jej piersi do
magay si dotyku doni Rana, chciaa by pieszczona tak jak
kobiety, o ktrych czytaa w ksikach i ktre ogldaa na fil
mach. Myl o ciaach spltanych w ku Rana bya niemal nie
do zniesienia. Gorliwie zachcaa go do gbszych pocaunkw,
ale nagle, ku jej konsternacji, Ran zacz j od siebie odpycha
rwnie niespodziewanie, jak wzi w ramiona. Jego twarz po
ciemniaa z gniewu.
- Ran, co... co si stao? - wyjkaa.
- Co si stao? Och, na lito bosk... - wyszepta. - Fakt,
e zadajesz takie pytanie wiadczy o tym, e... Jeste jeszcze
dzieckiem, Sylvie... P roku temu...
Zagryza mocno warg. W jego oczach bysna irytacja.
- Przepraszam... Nie powinienem nigdy... - zacz co wy
jania.
Sylvie poczua, e do jej oczu napywaj zy.
- Pocaowae mnie - wyszeptaa cicho. - Pragne mnie...
- Nie, Sylvie - powiedzia Ran przez zacinite zby. - Pra
gnem nie ciebie, a tego, co mi oferowaa. Jestem mczyzn.

8
Kiedy przychodzi do mnie kobieta i proponuje mi seks... - Za
milk i pokrci gow. - Jeste jeszcze dzieckiem, Sylvie.
- Zao si, e gdyby nie ucieka, zmieniby zdanie zaryzykowaa i zaraz dodaa: - Nie jestem dzieckiem, Ran
i mogabym ci to udowodni...
Do jej uszu dotar gony wist, z jakim wypuci powietrze.
- Czy ty masz chocia pojcie, o czym mwisz? Co suge
rujesz?
- Pragn ci, Ran... Kocham ci...
- C, a ja bez wtpienia ani ciebie nie pragn, ani nie
kocham - oznajmi stanowczo i doda: - I pozwl, e dam ci
ostrzeenie, Sylvie: jeli bdziesz si nadal narzucaa mczy
znom, wczeniej czy pniej ktry skorzysta z twojej propozy
cji, a ostrzegam, e to nie bdzie mie dowiadczenie. Jeste
zdecydowanie za moda na eksperymentowanie z seksem, a gdy
ju do tego dojrzejesz, poszukaj rwienika, a nie... Jestem
mczyzn, Sylvie, a nie chopcem - stwierdzi. - I . . . c, po
wiem po prostu, e wizja pjcia do ka z nadmiernie pobu
dzon, niedowiadczon dziewic nie jest tym, o czym marz
najbardziej. Znajd sobie do zabawy kogo w swoim wieku,
Sylvie - doda ponuro.
Przez chwil Sylvie miaa ochot zaprotestowa, zacz si
z nim kci, baga, a moe nawet rzuci mu si na szyj i udo
wodni, e moe sprawi, by jej zapragn mimo modego wieku
i braku dowiadczenia. Zwykle nie dawaa si tak atwo znie
chci, ale co w gbi serca cisno si na myl o kolejnym
odrzuceniu. Wic zamiast ponawia swoj propozycj, po
wstrzymaa napywajce do oczu zy, wyprostowaa si, uniosa
buntowniczo gow i powiedziaa:
- Tak, chyba tak wanie zrobi...

LABIRYNT OMYEK

Wrd robotnikw pracujcych przy oczyszczaniu stawu by


pewien chopiec, ktry si ni wyranie interesowa. Wtedy,
zakochania w Ranie, nie zwracaa na niego specjalnej uwagi, za
to teraz...
Wojowniczy bysk rozwietli jej oczy. Ran by wyranie
coraz bardziej zafrasowany.
- Sylvie - zacz ostrzegawczo.
Nie zatrzymaa si i nie wysuchaa go. Nie mia nad ni
adnej wadzy.
Rosa w niej uraza, duma i wrogo.
Kochaa Rana, ale teraz miaa wraenie, e atwo mogaby
go znienawidzi. I bez wtpienia chciaa go znienawidzi.

ROZDZIA PIERWSZY

- Nie mwisz powanie...


Sylvie zmarszczya brwi, czytajc dokumenty przypite do
teczki, ktr wrczy jej pracodawca.
Lloyd Kelmer IV nalea do tego typu ekscentrycznych mi
liarderw, ktrzy wedle, wszelkiego prawdopodobiestwa, mie
li prawo istnie jedynie w bajkach - jako wyjtkowo mili i po
baliwi czarodzieje, pomylaa Sylvie. Przedstawiono mu j na
przyjciu, na ktre zaprosili j jacy znajomi brata. Posza tam
tylko dlatego, e czua si akurat wyjtkowo zagubiona. Byo
to wkrtce po opuszczeniu angielskiej uczelni i przeniesieniu
si do Nowego Jorku. Nawizaa z Lloydem pogawdk i on
zacz opowiada o kopotach, jakich dowiadcza podczas za
rzdzania ogromnym trustem zaoonym przez jego dziadka.
- Staruszek mia krka na punkcie nieruchomoci. Ja chyba
to po nim odziedziczyem. Sam by wacicielem wielu posiad
oci, wic wiedzia, o co chodzi w tym biznesie i mia niezy
gust, jeli wiesz, co mam na myli. Mia plantacj w Karolinie,
kilka zamkw we Francji i paac w Wenecji, wic w naturalny
sposb wpad na pomys, eby wykorzysta swoje miliony na
konserwacj i ochron duych rezydencji. Teraz mam ich na
caym wiecie kilkanacie, a wiele innych czeka, eby si nimi
zaj.
Sylvie, ktra syszaa, od brata, o kopotach w prowadzeniu

11

i utrzymywaniu duej posiadoci rodzinnej w Anglii, z zain


teresowaniem suchaa tego, o czym mwi Lloyd. Zdziwia si
bardzo, gdy kilka dni pniej do niej zadzwoni i zaproponowa
prac asystentki.
Sylvie nie miaa ju siedemnastu lat, nie bya te naiwn
dziewczyn. Lloyd przekroczy szedziesitk, ale nie zrobi
ani nie powiedzia jak dotd nic, co zdradzaoby jaki ukryty
motyw nawizania z ni kontaktu. Mimo to Sylvie najpierw
zadzwonia do brata w Anglii z prob o rad.
Niespodziewana i, niestety, krtka wizyta Alexa i jego ony,
Mollie, ktrzy przyjechali, eby przyjrze si Lloydowi i podys
kutowa o sytuacji Sylvie, zaowocowaa decyzj przyjcia pro
pozycji pracy, czego przez najbliszych dwanacie miesicy
nieustannie sobie gratulowaa. Miaa fascynujc prac. Ledwie
starczao jej czasu na zapanie oddechu, nie wspominajc
o szansach na jakiekolwiek zwizki, ale to jej specjalnie nie
martwio. Nie miaa, jak dotd, wielu dowiadcze z mczy
znami, co sprawio, e wyjtkowo sabo znaa si na tej poowie
ludzkoci. Pamitaa to niesmaczne i poniajce starcie z Ra
nem, gdy bya nastolatk, jego pogard, a potem przeraajce
niebezpieczestwo, na jakie narazia siebie i swoj rodzin
przez gupi zwizek z Wayne'em.
Ona i Wayne nigdy nie zostali kochankami, od samego po
cztku wiedziaa o tym, e jest podejrzany o branie narkotykw.
I tak jak usiowaa siebie przekona, e Ran si w niej zakocha,
tak gupio wierzya, e Wayne jest po prostu zagubion dusz,
ktra potrzebuje opieki i wybawienia.
W obu przypadkach si pomylia. Mio bya ostatnim uczu
ciem, jakim kiedykolwiek darzy j Ran. A co do Wayne'a...
C, dziki Bogu nie by ju czci jej ycia.

12
Nowa praca pochaniaa cay czas Sylvie i ca jej energi.
Kad now posiado, ktr trust zdecydowa si zaadopto
wa" trzeba byo obejrze, oszacowa, a potem starannie dopro
wadzi do standardu wszystkich innych posiadoci finansowa
nych przez firm i otwartych potem dla klientw.
Sylvie wiedziaa, e sposb podejmowania decyzji jej szefa
i umiejtno wyboru spord licznych budowli proponowa
nych trustowi, sprawia, e w innych firmach patrzono na niego
podejrzliwie. By Lloyd zaakceptowa jaki dom, musia on mie
to, co nazywa dusz". Dziwactwa szefa wywoyway u Sylvie
niemal macierzyskie odruchy opiekucze.
W kadym razie tak byo do tej pory.
Wrcia wanie z szeciotygodniowego pobytu w Pradze,
gdzie nadzorowaa przejcie wyjtkowo piknego, lecz strasz
liwie zrujnowanego osiemnastowiecznego paacu, ktry nie
dawno doczyli do swojej listy zabytkw. Podczas jej nieobec
noci Lloyd kupi nastpn posiado, Haverton Hall, wielki,
neoklasycystyczny paac z ogrodem w Derbyshire. Gdy o tym
usyszaa, nogi si pod ni ugiy.
- Ale Sylvie, to prawdziwy klejnot, doskonay przykad
angielskiego neoklasycyzmu - argumentowa Lloyd na widok
jej niezadowolonej miny. - Masz moje sowo, e ci si spodoba.
Gena zarezerwowaa ci bilet na pojutrze. Polecisz do Londynu.
Mylaem, e si ucieszysz. Na wiosn mwia, e bardzo
chciaaby spdza wicej czasu z bratem, jego on i ich sy
nem. .. A propos, czy ju ci mwiem, e facet, ktry odzie
dziczy t posiado, zna twojego brata i wanie od niego
o nas usysza? Opowiada twojemu bratu o problemach, ja
kie mia, gdy nieoczekiwanie dosta spadek, a Alex zasugero
wa, by si ze mn skontaktowa... Na pocztku nie byem

13

pewien. W kocu mamy ju ten liczny, may georgiaski do


mek w pobliu Brighton, ale, c, czuem si zobowizany wo
bec Alexa, wic poleciaem do Anglii, eby rzuci okiem na
Haverton Hall.
Sylvie zamkna oczy. Lloyd opowiada o zaletach tej po
siadoci. Jak ma mu powiedzie, e nie przeciwko domowi
oponuje, a przeciwko wacicielowi?
Waciciel...
Prosz, tu jest napisane na pierwszej stronie raportu... Haverton Hall... Waciciel... Sir Ranulf Carrington. Sir Ranulf,
a nie Ran, jak kiedy... Nie, tytu nie robi na Sylvie wraenia.
W kocu jej wasny brat jest hrabi.
Oczywicie wiedziaa o tym, e Ran dosta niespodziewany
spadek. By to temat wielu rozmw podczas wit Boego Na
rodzenia, na ktre wybraa si do domu. Ran, ktry teraz mia
wasny dom na gowie, nie mg ju prowadzi posiadoci jej
brata.
Nikt, wczajc w to samego Rana, nie spodziewa si, e
jemu przypadnie Haverton Hall. W kocu jego kuzyn niedawno
skoczy czterdzieci lat i wydawa si by w wietnym zdro
wiu. Nikt nie spodziewa si zawau serca.
Sylvie umiechaa si uprzejmie do brata, ale suchaa jego
opowieci bez zainteresowania. Nie miaa ochoty marnowa
czasu na rozmow o Ranie.
Wspomnienia z nim zwizane byy dokadnie i gboko za
kopane, ale... ale za kadym razem, gdy wracaa do domu brata,
bolenie przypominaa sobie o tamtych spotkaniach, o swojej
wraliwoci siedemnastolatki.
Bez wtpienia musiaa irytowa Rana swoim uwielbie
niem, ale na pewno mg poradzi sobie z ni i z sytuacj

14

nieco delikatniej, powinien odprawi j odrobin agodniej,


a nie...
Sylvie uwiadomia sobie, e Lloyd przyglda si jej badaw
czo. Instynkt doradza jej, by odmwia robienia czegokolwiek,
co ma co wsplnego z Ranem. Ale jak mogaby z czego ta
kiego zrezygnowa? Bya teraz kobiet dumn ze swojego pro
fesjonalizmu, ktra wraz z nowojorskim zewntrznym szlifem
wyksztacia te wewntrzne poczucie wasnej wartoci. Uwiel
biaa swoj prac i szczerze wierzya, e Lloyd i jego trust robi
co naprawd wanego.
Nie byo nic, co sprawiaoby jej wiksz rado ni przygl
danie si, jak Lloyd dwiga domy z ich aosnego stanu i przy
wraca do dawnej wietnoci... Moe to nawet byo gupio ro
mantyczne, ale miaa du przyjemno w przygldaniu si temu procesowi, w patrzeniu, jak wspaniae niegdy budowle od
zyskuj swoje dawne pikno. To poruszao w niej jak strun.
Dobrze rozumiaa motywy Lloyda i podejrzewaa, o ironio, e
to wanie projekt konserwacji, nad ktrym pracowaa dawno
temu pod okiem Rana, rozbudzi w niej t konieczno opieki
nad krajobrazem i architektur, co ostatecznie zaowocowao
dzieleniem pasji z Lloydem.
Jednak odpowiedzialno Sylvie jako pracownika trustu ob
ligowaa j nie tylko do dzielenia entuzjazmu Lloyda, ale take
dbania, by nabytki trustu byy finansowane i nadzorowane
w sposb zgodny z reguami biznesu i by pienidze wydawano
rozsdnie. T odpowiedzialno traktowaa bardzo powanie.
aden projekt, aden rachunek nie by dla Sylvie mao wany.
Zawsze dokadnie go sprawdzaa, dziki czemu ksigowi chwa
lili j za wag przywizywan do szczegw i doskonae pro
wadzenie ksig.

15

Na nic si zday protesty Lloyda, ktry podczas odnawiania


weneckiego paacu upiera si przy czerwonym jedwabiu, pod
czas gdy Sylvie wolaa zoty.
- Czerwony jest niemal dwa razy droszy - zauwaya su
rowo i dodaa rozstrzygajcy argument: - A poza tym, ze rde,
do jakich udao nam si dotrze, wynika, e w tym pokoju
dominowa zoty kolor; nawet zasony mia zote frdzle.
- W takim razie niech bdzie zoto - podda si z westchnie
niem Lloyd.
Kilka tygodni pniej, gdy wyjedali z Wenecji, to Sylvie
musiaa si podda. Dostaa w prezencie od Lloyda zestaw
najdroszych skrzanych walizek, jakie potrafi robi tylko
Wosi.
- Lloyd, nie mog tego przyj - bronia si oszoomiona.
- A czemu nie? W kocu dzi s twoje urodziny, prawda?
Skapitulowaa, ale powiedziaa bratu na Boe Narodzenie,
gdy Mollie zachwycaa si jej walizkami:
- Nie chciaam ich przyj, ale zraniabym Lloyda odmow.
- Po czym dodaa zmartwiona: - Alex, czy uwaasz, e powin
nam mu odmwi? Jeli ty...
- Sylvie, walizki s pikne i miaa prawo przyj prezent
- uspokoi j Alex. - Przesta si zamartwia, maleka.
Maleka!" Tylko Alex j tak nazywa. Dawao jej pewne
poczucie... bezpieczestwa.
Poczucie bezpieczestwa? Bya doros kobiet, bez trudu
zapewniajc sobie bezpieczestwo. Zirytowana, skupia z po
wrotem uwag na teczce, ktr trzymaa w rkach.
- Nie jeste zadowolona, prawda? - zapyta Lloyd, krcc
smutno gow. - Tylko poczekaj, a go zobaczysz, Sylvie. Spo
doba ci si. To idealny przykad...

16

- Ju jestemy blisko limitu tegorocznego budetu ostrzega go surowo Sylvie. - I . . .


- I co z tego? To zwikszymy tegoroczny limit - odpar
Lloyd ze swoj typow nonszalancj.
- Lloyd, mwisz o Bg wie ilu milionach dolarw...
Trust...
- Trust to ja - przypomnia jej agodnie Lloyd.
Nie moga nie przyzna mu racji. Mimo to posaa Lloydowi
ironiczne spojrzenie, na ktre zareagowa z dum:
- Robi po prostu to, czego chciaby mj staruszek...
- Kupujesz rozpadajc si stert neoklasycystycznych ce
gie w rodku Derbyshire - ostrzegaa.
Wci krcia gow, gdy Lloyd zakomunikowa jej tonem
zwycizcy:
- Spodoba ci si, Sylvie... Masz na to moje sowo!
Miaa ochot powiedzie mu, e jest zdecydowanie zbyt
zajta i e bdzie musia znale kogo innego, kto zajmie si
tym konkretnym projektem. Jednak nie pozwolia jej na to duma
- ta sama duma, ktra utrzymaa j przy yciu i kazaa nosi
gow wysoko, by poradzi sobie z odrzuceniem Rana i wszyst
kim, co potem przyszo.
Gdy tym razem spotka si z Ranem, siy bd wyrwnane.
S doroli i tym razem... tym razem...
Tym razem, co? Tym razem nie pozwoli mu si skrzywdzi.
Tym razem jej stosunek do niego bdzie chodny i skrajnie
oficjalny.
Tym razem...
Sylvie zamkna oczy, gdy poczua dreszcze obaw przecho
dzce jej po plecach. Ostatni raz widziaa Rana trzy lata temu,
gdy nieoczekiwanie pojawi si na lotnisku. Leciaa z Anglii do

17

Stanw, eby skoczy studia. Wci pamitaa wstrzs, jakiego


doznaa, gdy go tam zobaczya. Czua te sodkie uderzenie
bezradnej tsknoty.
Bya wtedy jeszcze wci tak wraliwa i naiwna, czciowo
miaa nadziej, e moe jednak zmieni zdanie, odmieni... ser
ce. Ale tak si nie stao. Przyjecha tam tylko po to, by si
upewni, e Sylvie opuszcza kraj i jego ycie.
Alex oczywicie wiedzia o tym niedojrzaym zadurzeniu
siostry w swoim przyjacielu i pracowniku, ale, dzikowa Bo
gu, wiedzia tylko tyle. Na szczcie nie mia pojcia o zawsty
dzajcym i bolesnym incydencie, jaki mia miejsce, gdy Sylvie
jeszcze studiowaa na uniwersytecie w Anglii.
Nikt o tym nie wiedzia. Tylko ona i Ran. Ale teraz to ju
przeszo. Powzia postanowienie, e gdy si teraz spotkaj,
a musz si spotka, to ona bdzie decydentk, a on petentem;
ona bdzie moga odmawia mu tego, czego bdzie chcia, a on
bdzie j o to baga.
Nagle Sylvie otworzya oczy. Co si z ni, do diaba, dzieje?
Co to za mciwe myli? Rwnie gupie i niedojrzae jak jej
modziecze zadurzenie w Ranie. Musi by ponad to; tego wy
magaa jej praca. Nie, nie bdzie traktowaa Rana inaczej ni
pozostaych klientw. Fakt, e kiedy Ran okrutnie i bezlitonie
odrzuci jej bagania o mio, o seks, nie zaowocuje adn
rnic w tym, jak obecnie bdzie z nim postpowa. Wzniesie
si ponad tak maostkowo. Uniosa dumnie gow i wrcia
do wysuchiwania Lloyda, ktry z entuzjazmem wylicza jej
zalety swojego najwieszego odkrycia".
Ran rozejrza si pospnie po nieumeblowanym, zakurzonym
i pokrytym pajczynami holu Haverton Hall. Cuchncy odr

18

zaniedbania i duo bardziej zowrbny zapach zmurszaego


drewna unosi si w powietrzu. Duy pokj, podobny do pozo
staych pomieszcze w Hall, emanowa opuszczeniem i osa
motnieniem, co przypominao mu starego stryjecznego dziadka,
ktry by wacicielem tej posiadoci, gdy Ran dorasta. Nie
znosi tutaj przyjeda. O ironio, pamita doskonale, jak ulg
poczu, gdy si dowiedzia, e nie on, a starszy kuzyn odziedzi
czy kiedy ten dom i wemie na swoje barki odpowiedzialno
za to rozlege, puste, zapomniane miejsce.
A teraz kuzyn zmar i Ran zosta wacicielem Haverton,
a przynajmniej by nim do zeszego tygodnia, gdy w kocu
z ulg podpisa dokumenty, ktre przenosiy wasno Haverton
oraz wszystkie problemy na Lloyda Kelmera.
Na pocztku, gdy nieoczekiwanie odziedziczy t posiado,
prbowa znale jaki angielski trust, ktremu mgby j prze
kaza, zanim dom i caa posiado popadn w jeszcze wiksz
ruin. Ran nie mia zielonego pojcia, co ma zrobi - w spadku
dosta dom i ziemi, ale adnych pienidzy na ich utrzymanie.
I wtedy Alex wspomnia o ekscentrycznym amerykaskim mi
liarderze, ktrego powoaniem i celem ycia byo skupowanie
i restaurowanie starych domw, ktre potem udostpnia zwie
dzajcym. Ran nie traci czasu i natychmiast si z nim skonta
ktowa.
Lloyd przylecia do Anglii, eby obejrze dom i z miejsca
zadeklarowa swoj mio do Haverton Hall.
A potem ulga zmienia si w co zupenie innego, gdy dosta
od Lloyda wiadomo, e jego asystentka, panna Sylvie Bennet
bdzie go reprezentowa i kierowa remontem posiadoci.
Mg, oczywicie, odwrci si na picie i wyjecha, zostawia
jc kogo innego do wsppracy, ale to nie byo w stylu Rana.

19

Mia przed sob zadanie, ktrego wola dopilnowa sam, bez


wzgldu na to, jakie potencjalne problemy mog z tego powsta.
Potencjalne problemy! Na jego wargach pojawi si peen
goryczy umiech. W problemach, w jakie wpdzaa go Sylvie,
nie byo nic potencjalnego... Nic a nic.
Przez ostatnie lata docieray do niego strzpki wiadomoci,
gwnie, oczywicie, przez Alexa i Mollie. Sylvie skoczya
studia z wyrnieniem... Sylvie przeniosa si do Nowego Jor
ku i szuka pracy... Sylvie dostaa prac... Sylvie pracuje w We
necji... W Rzymie... W Pradze... Sylvie... Sylvie... Sylvie...
Lecz Alex i Mollie nie byli jego jedynym rdem informa
cji. Nie dalej, jak zeszej zimy w Londynie, Ran wpad przy
padkowo na matk Sylvie, macoch Alexa.
Belinda zachwycaa si niedawnym wejciem pasierba
w krgi arystokracji. Zawsze bya okropn snobk i Ran dobrze
pamita, jak kategorycznie przeciwstawiaa si propozycji Alexa, eby po mierci jego ojca Sylvie zamieszkaa w Otel Place,
zamiast wyjecha do szkoy z internatem.
- Sylvie w adnym razie nie moe u ciebie miesza, Alex
- powiedziaa stanowczo Belinda. - To by byo niewaciwe.
W kocu midzy wami nie ma pokrewiestwa. A poza tym...
Sylvie i tak spdzaa zdecydowanie za duo czasu w nieodpo
wiednim towarzystwie.
Ran, ktry podczas tej rozmowy sta przed drzwiami biblio
teki Alexa, obrci si na picie i mia odej, gdy, ku swojemu
oburzeniu, usysza wasne imi.
- Jakim nieodpowiednim towarzystwie? - zapyta Alex.
- C, na przykad ten Ran... Och, wiem, e zaliczasz go
do grona przyjaci, ale to przecie tylko twj pracownik i...
Oburzony Alex zawoa:

20
- Ran jest moim przyjacielem! A poza tym jest lepiej uro
dzony ni ty czy ja.
- Naprawd? - Do uszu Rana dobieg zgryliwy miech
Belindy. - Moe i jest lepiej urodzony, Alex, ale nie ma grosza
przy duszy. Sylvie grozi niebezpieczestwo zadurzenia si
w nim, co zniszczyoby jej reputacj i nie pozwolio dobrze
wyj za m.
- Dobrze wyj za m?! - rykn gniewnie Alex. - W ja
kich czasach ty yjesz?
- Sylvie jest moj crk. Nie chc, eby si zadawaa z twoi
mi pracownikami... A skoro o tym mwimy, Alex, naprawd
uwaam, e, jako przybrany brat Sylvie, ponosisz odpowie
dzialno za chronienie jej przed niewaciwymi... znajomo
ciami.
Ran nadal pamita, jak bardzo, wciekle by wtedy zy, jaki
si czu poniony... Po tym wydarzeniu dokada wszelkich
stara, eby trzyma si z dala od Sylvie, nawet jeli ona sama
tego nie uatwiaa. Mia wtedy dwadziecia siedem lat, o dzie
si lat wicej od Sylvie. By mczyzn, podczas gdy ona bya
jeszcze dzieckiem.
Dzieckiem... Dzieckiem, ktre wyznao mu namitnie, e go
kocha i pragnie; dzieckiem, ktre domagao si z wielk pasj,
eby odwzajemni jej mio, eby j kocha... eby si z ni
kocha... eby jej pokaza... nauczy... eby j wzi.
Mia wtedy ochot ukrci jej za to t liczn szyjk. Nadal
pamita, jak go prowokowaa, jak rzucaa mu si w ramiona,
obejmowaa, przywieraa do niego mikkimi wargami...
Ale udao mu si jej oprze... ledwo, ledwo.
Zawsze miaa namitn natur. Moe wanie dlatego mio,
ktr deklarowaa, zmienia si ostatecznie w nienawi.

21

A teraz wracaa. Nie tylko do Anglii, ale tutaj, do Haverton,


do jego domu... do jego ycia...
Jaka jest? Oczywicie pikna; to byo zrozumiae samo przez
si. Jej matka powiedziaa mu to, kiedy j spotka, chocia nie
musiaa go o niczym informowa. Nawet wtedy, gdy Sylvie bya
jeszcze dzieckiem, wida byo, e wyronie z niej kobieta wy
jtkowej urody.
- Wiesz oczywicie, e Sylvie pracuje w Nowym Jorku...
dla miliardera... - gruchaa Belinda, umiechajc si z satysfak
cj. - Oczywicie jest ni zauroczony - cigna dalej.
Nie powiedziaa tego wprost, ale Ran odnis wraenie, e
zwizek Sylvie i Lloyda przekracza granice ukadu subowego.
Pniej przey szok, gdy pozna Lloyda i okazao si, e
miliarder jest niemal trzy razy starszy od Sylvie. Powtarza
sobie, e skoro Sylvie wybraa na kochanka tego mczyzn, to
jest to tylko jej sprawa i nikomu nic do tego.
Sylvie... Za kilka godzin tutaj bdzie. Zamieni si rolami.
- Gardz tob, Ran. Nienawidz ci - wysyczaa do niego
przez zacinite zby, gdy odlatywaa do Nowego Jorku.
Odsuna si, gdy si pochyli, eby cmokn j w policzek.
- Nienawidz ci - powiedziaa to z niemal tak pasj, z ja
k krzyczaa kiedy, e go kocha. Niemal z tak sam...

ROZDZIA DRUGI

Na jakie pi mil przed celem podry Sylvie zjechaa wy


najtym na lotnisku samochodem na pobocze i wyczya silnik
- nie dlatego, e nie bya pewna, jak jecha, ani te nie z po
wodu pikna roztaczajcego si dookoa bezludnego krajobrazu
Derbyshire, skpanego w wietle popoudniowego soca.
Zatrzymaa si dlatego, e przez ostatnie kilka mil spociy
si jej donie zacinite na kierownicy i, co jeszcze bardziej
zdradliwe, miaa mtlik w gowie, a w odku czua mrowie
nie.
Gdy w kocu spotka si... gdy stanie przed Ranem, chciaa
by spokojna i kontrolowa zarwno siebie, jak i sytuacj. Nie
bya ju, upomniaa si surowo, romantyczn nastolatk, ktra
nieszczliwie si w nim zakochaa, ale kobiet, ktra przyje
chaa tu subowo. Nie pozwoli, nie moe sobie pozwoli na to,
by jej uczucia wpyny na profesjonaln ocen sytuacji.
W oczach innych ludzi jej zawd mg si wydawa godn
pozazdroszczenia synekur. Podrowaa po wiecie, ya i od
dychaa atmosfer najpikniejszych budowli, moga sobie po
zwoli na korzystanie z usug najlepszych fachowcw. Ale to
niepeny obraz.
Jak w zeszym roku z podziwem zauway Lloyd, gdy ogl
da skoczone prace w weneckim paacu, Sylvie nie tylko miaa
najwspanialsze i najbardziej precyzyjne oko do detali, harmonii

23

i koloru, ale potrafia te odnale koncepcj tego, jak musia


wyglda niegdy remontowany dom w kadym szczegle.
Bya te wyjtkowo bystra i praktyczna, dziki czemu kady
projekt, nad ktrym pracowaa, potrafia ukoczy w terminie
i zmieci si w budecie.
To nie by przypadek. Jej profesjonalizm wymaga dugich
godzin lczenia nad kosztorysami, wdrwek po hurtow
niach, sprowadzania tkanin i mebli i, w wielu przypadkach,
w zwizku z wiekiem domw, zatrudniania fachowcw, kt
rzy potrafi wykona postarzone" kopie potrzebnych rzeczy.
Szybko si zorientowaa, e Wochy s skarbnic takich rze
mielnikw, podobnie jak, o dziwo, Londyn, ale zawsze mia
o to swoj cen. Sylvie sama bya zaskoczona swoj umie
jtnoci targowania si, a dostanie to, co chce, za cen, jak
uwaa za waciw.
To prowadzio, oczywicie, do koniecznoci zajmowania
czasami wyjtkowo twardego stanowiska, nie tylko w stosunku
do rzemielnikw, ale take do byych wacicieli budowli, kt
rzy czsto zachowywali prawo doywotniego mieszkania i
w zupenie naturalny sposb chcieli mie co do powiedzenia
w kwestii renowacji i umeblowania pomieszcze.
Och, tak, Sylvie nauczya si z czasem radzi sobie z kopot
liwymi ekswacicielami. Nauczya si cierpliwoci i taktu. Du
ych umiejtnoci wymagao balansowanie pomidzy nieuraeniem czsto bardzo wraliwej dumy byego waciciela, a zatro
szczeniem si o to, by dom wyglda po remoncie tak jak chcia
by tego Lloyd.
Lecz obecnie w gr wchodziy nie tylko delikatne uczucia
byego waciciela. Tym razem musiaa zatroszczy si o wasne
samopoczucie.

24

Zamkna oczy i kilka razy gboko westchna. Wytara


donie w chusteczk i zapalia silnik dipa.
Wynaja samochd z napdem na cztery koa nie tylko dla
tego, e z planw i innych dokumentw przedstawionych jej
przez Lloyda wynikao, e bdzie musiaa jedzi po wyboistym
terenie i zaronitych drogach otaczajcych Haverton Hall, ale
take dlatego, e, jak wiedziaa z wasnego dowiadczenia, due
auto terenowe czsto okazywao si dobrodziejstwem, gdy trze
ba byo przewie dziwne znaleziska", na jakie napotykaa,
szukajc materiaw do prac konserwacyjnych.
Jednym z takich przedmiotw by posg, jaki znalaza w za
cisznym ogrodzie woskiego paacu. Kupia go od rki, eby
sprzedawca nie mia czasu si rozmyli i natychmiast zaado
waa do samochodu.
Dziesi minut pniej wjechaa w otwart bram Haverton
Hall. Bliniacze oficyny po obu stronach wjazdu, poczone
imponujcym ukiem, byy zniszczone i wymagay remontu.
Sylvie odrobia zadanie domowe i wiedziaa, e powstay
w tym samym czasie co gwny budynek. I oficyny, i sam paac
zaprojektowa jeden z waniejszych architektw angielskich,
ceniony przez Inigo Jonesa i jego wspczesnych.
Podjazd tworzy regularny uk wrd otaczajcych go drzew.
Kilku z nich brakowao, co psuo pierwotn symetri, cho
pozostae miay tak gste listowie, e i tak zasaniay dom.
Zobaczya go dopiero wtedy, gdy wjechaa zza ostatniego za
krtu.
Sylvie zaparo dech w piersiach. Nawyka do piknych po
siadoci i, cho rodowa siedziba Alexa syna ze swego wy
kwintnego wdziku, to ta, mimo zego stanu, bya naprawd

25

wyjtkowa. Natychmiast zrozumiaa, dlaczego Lloyd od razu


uleg urokowi Haverton Hall i zakocha si w nim po uszy.
Dom sta na niewielkim wzgrzu, ponad otaczajcymi go
ogrodami i parkami. Mia wszystko, na czym zaleao neoklasycystycznym architektom, a nawet wicej, pomylaa Sylvie, ja
dc wolno w stron wirowego placu przed prowadzcym do
domu kolumnowym portykiem. Zatrzymaa auto, otworzya
drzwi i wysiada.
Ran zobaczy nadjedajc Sylvie z okna na pitrze. Bya
prawie pi minut przed czasem. Przypominajc sobie modsz
Sylvie i jej niepunktualno, skrzywi si ponuro. Zszed na d.
Spotkali si na brukowanym portyku. Ran otworzy masyw
ne drzwi frontowe w chwili, gdy Sylvie pokonaa ostatni sto
pie. Zatrzymaa si, gdy go zobaczya. Zamara instynktownie
jak gazela na widok lamparta.
Nie zmieni si, ale waciwie czemu miaby si zmieni?
Nadal wyglda tak samo. Wysoki, szeroki w ramionach, z cer
czowieka mieszkajcego na wsi, w dinsach mikko otulaj
cych muskularne nogi, z obnaonymi, opalonymi przed
ramionami, w mikkiej koszuli w krat tego samego rodzaju jak
te, ktre nosi wtedy, gdy dorastaa. Nadal wyglda wieo
- adnych ladw dostatniego ycia, wbrew zasyszanym od
matki i Mollie plotkom o eleganckich, zamonych kobietach,
jakie przewijay si teraz przez jego ycie. Ran zawsze mia
skonno do tego typu kobiet, nieco starszych od siebie, ele
ganckich, dowiadczonych... posiadajcych wszystko to, czego
nie miaa zapatrzona w niego, niedowiadczona siedemnasto
latka.
Tylko, jego oczy si nie zmieniy, zauwaya Sylvie. Och,

26

nadal miay ten sam niesamowity kolor i oszaamiajce jasne


plamki. Wci mia te te niezwyke dugie, gste, ciemne rzsy.
Tak, wszystko byo jej dobrze znajome. Poza zmysowym
sposobem, w jaki jej si przyglda. W jego oczach zobaczya
subtelny, ale czytelny mski przekaz, gdy przesuwa wzrokiem
po jej osonitych bluzk piersiach i smukej talii w zwykych,
niebieskich dinsach. To bya dla niej nowo, wczeniej nie
spotykana u Rana.
I wanie wtedy, gdy zamierzaa powita go uprzejmie
i chodno, dotaro do niej, e jedno z nich zmniejszyo dzielcy
ich dystans z bezpiecznych kilku metrw do kilkudziesiciu
centymetrw.
Jedno z nich... Ze smutkiem stwierdzia, e nie tylko Ran
zbliy si do niej, ale ona te nie bya ju na krawdzi schodw,
lecz w poowie szerokoci portyku. Kiedy ruszya si z miejsca?
Jak to zrobia? Zupenie niewiadomie? Ran zawsze tak na ni
dziaa... Kiedy... To ju teraz przeszo, upomniaa si ostro.
I eby si upewni, e on te zdaje sobie z tego spraw, wycig
na do niego rk, lekko uniosa gow i posaa mu chodny
umiech:
- Ran, to ty? Ciesz si, e ci tu zastaam! Moemy od razu
przystpi do rzeczy. Przestudiowaam plany domu, ale zawsze
si okazuje, e w rzeczywistoci wszystko wyglda inaczej. Lu
bi od razu przespacerowa si i obejrze dom na wasne oczy,
wic...
Boe, jaka ona pontna, pomyla Ran. Czu, e w jego y
ach pynie coraz gortsza krew. By przygotowany na to, e jest
pikna. Zawsze bya liczna. Ale kiedy by to dziecicy rodzaj
pikna... A teraz jej zmysowo i jego reakcja na ni uderzyy
go z tak si, jakby kto wymierzy mu cios w splot soneczny.

27

A co do tego chodnego tonu jej gosu, tego penego rezerwy


wycignicia rki... Pniej Ran mia sam siebie zapyta, co
te mu przyszo do gowy i czy zupenie zwariowa, ale wtedy...
Ignorujc wycignit do, pokona dzielcy ich dystans
i zanim Sylvie zdya zgadn, co zamierza zrobi, jego rce
znalazy si na jej talii, a jej nozdrza wypeni jego zapach. Ciao
i usta Rana znajdoway si zaledwie kilka centymetrw od niej.
- Ran!
Czy to naprawd jej gos, taki mikki, chrapliwy i ncco
zmysowy? Czy ten przecigy jk by bardziej protestem czy
zaproszeniem?
Ale ju byo za pno na skorygowanie pomyki, ktr po
penia. Ran ju wzi si za osabianie jej protestu. Przesun
donie na jej ramiona, przycign j bliej do siebie i pocao
wa, ale nie jak stary znajomy czy przyjaciel brata. Pocaowa
j jak mczyzna kobiet. I tak zrealizowao si jej marzenie
sprzed lat.
Z rozpacz prbowaa stawia opr, ale to byo niemoliwe.
Jej wasne, gupie zmysy bardziej wspieray Rana ni jej wy
siki. Zdradziy j i przyjy namitny atak przypuszczony na
jej usta z gorliwoci wysuszonej ziemi arocznie choncej
deszcz.
- Ran...
Sylvie instynktownie przysuna si bliej, na tyle blisko, e
przywara do niego caym ciaem i opara si o niego, osabiona,
gdy przeszyway j cudowne dreszcze.
- Mmmm...
Pod domi czua szerokie, mocne plecy Rana.
Niecierpliwie wycigna mu koszul ze spodni i wsuna
rce pod ni. Zadra w odpowiedzi. Przesuna donie w gr

28
krgosupa, a jej wasne ciao zareagowao kolejnym dresz
czem.
Czua, jak twardniej jej sutki ukryte pod bia bluzk. Wie
dziaa, e nabiegy krwi i zrobiy si wraliwe.
Tylko jeden mczyzna widzia j nag i podniecon, tylko
przed jednym mczyzn stana ochoczo w caej swej, kobiecej
okazaoci, szczycc si swoj seksualnoci, reakcj na niego,
swoim podaniem. Nie obawiaa si... nie wyobraaa sobie,
e moe zosta przez niego odrzucona.
Odrzucona!
Sylvie natychmiast zesztywniaa. Wbia paznokcie w plecy
Rana na myl o tym, co robi, a przede wszystkim, z kim to robi.
- Pu mnie! - zadaa z wciekoci, odpychajc go
mocno od siebie, z twarz poblad od upokorzenia i zakopo
tania.
Ran zrobi krok do tyu i nie spuszczajc z niej oczu, odpi
pasek i zacz wpycha z powrotem koszul w spodnie.
Jeli zarumienia si wczeniej z zaenowania, nie umywao
si to do wypiekw, jakie pojawiy si teraz na jej twarzy. Sylvie
postanowia nie podda si wyzwaniu, jakie rzuci jej Ran. Si
woli nie spucia z niego wzroku a skoczy poprawia ubra
nie.
Potem, nie odrywajc od niej oczu, powiedzia ironicznie:
- Witaj w Haverton Hall...
Sylvie wiele by oddaa za odpowiednio druzgocc odpo
wied, ale niczego nie moga wymyli. Wstyd jej byo, e
zrobia dokadnie to, czego obiecywaa sobie nie zrobi. A co
gorsze... duo gorsze... Szybko przekna znajom, bolesn
gul, ktra zablokowaa jej gardo. Nie ma mowy... Nie pozwoli
sobie znowu na wejcie na t ciek... za adne skarby wiata.

29
Arogancki, samolubny, niemal okrutny sposb, w jaki Ran si
wanie zachowa, dowodzi, e nie pomylia si w jego ocenie.
Nie miaa zudze co do przyczyny, dla ktrej tak j pocao
wa... W ten sposb przypomina jej o przeszoci, a take
o swojej dominacji... Mwi jej, e moe si wydawa, i to
ona kieruje projektem, nad ktrym bd razem pracowa, on
jednak nadal ma wadz nad ni... Kontroluje j i moe ni
sterowa.
Obrcia si szybko na picie, nie czekajc, a Ran odczyta
z twarzy targajce ni emocje.
- Staw trzeba pogbi - powiedziaa szorstko, ruszajc
w stron duego, dekoracyjnego zbiornika wodnego, znajduj
cego si o kilkaset metrw od gwnego budynku.
To by bd. Nie powinna bya tego mwi. Usyszaa za
plecami gos Rana peen kpicego rozbawienia:
- No, c, tak, ale miejmy nadziej, e tym razem nic wy
ldujesz gow w bocie. Gdyby tak si stao, bdzie ci trzeba
spryska wod z wa. Pani Elliott nie wpuciaby na teren
plebanii istoty mierdzcej jak topielec, pokrytej muem i wo
dorostami...
Sylvie zesztywniaa, zignorowaa jednak wzmiank o jej ha
niebnym wypadku, jaki zdarzy si podczas czyszczenia stawu
Alexa, gdy jako nadgorliwa nastolatka potkna si i wpada
prosto do cuchncej wody.
- Plebanii? - zapytaa z pozornym spokojem.
Z dokumentw przestudiowanych przed wyjazdem z Nowe
go Jorku wiedziaa, e Ran mieszka teraz w osiemnastowiecz
nym budynku plebanii, ktry stanowi cz posiadoci i ktry
ufundowa waciciel Haverton Hall. Sdzc z planw i zdj,
bya to bardzo pikna siedziba, otoczona wyjtkowo atrakcyj-

30
nymi terenami. Wcale nie zaskoczya jej wiadomo, e zostaa
wzniesiona dla modszego syna waciciela tych dbr, ktry
poczu powoanie do suby boej.
- Mmrn... Nie moga jej widzie, jadc tutaj. Jest pooona
po drugiej stronie caego terenu. Mieszkam tam teraz. Pani
Elliott, ktra bya gospodyni jeszcze u mojego kuzyna, przy
gotowaa dla ciebie pokj. Lloyd wspomnia, e bdziesz pew
nie pracowaa tutaj przez kilka miesicy i obaj zgodzilimy si,
e, biorc pod uwag odlego z Haverton do najbliszego
miasteczka oraz fakt, e, jak ostrzeg mnie Lloyd, nie lubisz
niepotrzebnie wyrzuca pienidzy za okno, chyba najsensowniej
bdzie, jeli zatrzymasz si na plebanii. Zwaszcza e pewnie
bdziesz musiaa od czasu do czasu wyjecha za granic, by
skontrolowa postpy prac przy innych nabytkach trustu.
To, co mwi, miao sens, ale mimo to... nie bya ju dziec
kiem; Ran nie musia jej mwi, co ma robi!
- Ale na plebanii mieszkasz ty! - powiedziaa szybko.
Ran unis brwi i odpar lakonicznie:
- Tam jest dziesi pokojw, Sylvie, nie wczajc w to
strychu. Wydaje mi si, e to a za duo miejsca dla nas dwojga.
- Czy Pani Elliott te tam mieszka? - zapytaa niby obojt
nie Sylvie.
Ran wpatrywa si w ni przez chwil, a potem parskn
miechem.
- Nie, nie mieszka - powiedzia spokojnie. - Chocia nie mam
pojcia, czemu to ma jakiekolwiek znaczenie. W kocu mieszka
limy ju pod jednym dachem, Sylvie. Jeli za niepokoj ci myli
o jakich nocnych wdrwkach... - Posa jej szelmowski umiech
i, ku jej wciekoci, poklepa j po ramieniu. - .. .to nic si nie

31

martw. Bd pamita, eby zamyka drzwi swojej sypialni na


klucz, aby nie moga si do mnie wlizgn...
Sylvie zblada z wciekoci.
- Co nie tak? - kpi z niej dalej Ran. - Nie ma si czego
wstydzi. Oboje wiemy, e zdarza ci si lunatykowa. Oczywi
cie warto byoby pomyle o zaoeniu czego na siebie do snu,
ale, na wszelki wypadek, ostrzeg pani Elliott i...
Zamilk, gdy z gbi garda Sylvie wyrwa si peen frustra
cji jk.
- To byo wiele lat temu, gdy byam maa - powiedziaa
w swej obronie. -I zdarzyo si tylko raz... Teraz ju nie chodz
we nie
Co ona wyprawia? Co mwi? Dlaczego pozwala to sobie
robi? Sylvie a zgrzytna zbami. Owszem, kiedy, gdy bya
zaskoczona i wytrcona z rwnowagi kolejnym zampjciem
matki, zdarzyo si jej lunatykowa i Ran rzeczywicie mg j
widzie w takim stanie. Ale to jej si zdarzyo tylko jeden raz
w yciu!
- Nie?! Wic co ci martwi? - pyta wyzywajco Ran. Jego
rysy nagle stwardniay. - Jeli chodzi ci o to, e bdziesz mie
szkaa pod moim dachem, podczas gdy Lloyd jest w Nowym
Jorku...
- Pod twoim dachem? - wtrcia Sylvie, nagle wpadajc na
pomys, jak zdoby przewag w tej rozmowie, odzyska kon
trol nad sytuacj i pokaza mu, kto tu rzdzi. Posaa mu kwa
ny umiech. - Plebania bya twoja, Ran, ale, jako cz caej
posiadoci, jest teraz wasnoci trustu i...
- Bynajmniej - przerwa jej Ran jeszcze szybciej, ni ona
jemu. - Zatrzymaem dla siebie plebani i ziemi. Zamierzam

32
j uprawia, zaoy stawy rybne i zdoby prawa do odstrzau
zwierzt.
Sylvie daa si zaskoczy. To niezwyke dla Lloyda, eby na
co takiego pozwoli. Zwykle upiera si przy kupnie caej ziemi,
jaka przynaleaa do posiadoci, choby po to, by mie pew
no, e zniszczeniu ani zaburzeniu nie ulegnie naturalne to
i otoczenie restaurowanego obiektu.
- Jeli bdziesz askawa ruszy za mn, moemy teraz po
jecha na plebani - zaproponowa chodno Ran.
Sylvie byskawicznie pokrcia gow.
- Nie... Chc najpierw zobaczy dom - powiedziaa szybko.
Ran obrzuci j wzrokiem, spojrza na zegarek i powiedzia
agodnie:
- To zajmie przynajmniej dwie godziny, a moe i duej.
Jest pita po poudniu.
Sylvie uniosa brwi.
- N o i...?
Wzruszy ramionami.
- Wydawao mi si, e po locie przez Atlantyk i podry
tutaj bdziesz chciaa nieco odpocz, zanim obejrzysz dom.
Choby po to, by spojrze na niego wieym okiem.
- Masz nieaktualne dane, Ran - oznajmia z umiechem
wyszoci. -Jest dwudziesty pierwszy wiek. Przekraczanie oce
anu w t i z powrotem to nic niezwykego - chepia si.
Wzruszy znowu ramionami i skin rk w stron gwnego
wejcia.
- Jak chcesz. Id pierwsza...
Idc za ni, na chwil si zatrzyma. Jej widok przyprawi go
o wikszy wstrzs, ni si spodziewa. Nie podobao mu si to.
Przygotowa si na spotkanie z ni jako kobiet sukcesu, a nie

33
dziewczyn, ktra odleciaa do Stanw. Jednak w adnym razie
nie oczekiwa tak poraajcego wpywu Sylvie na swoje zmysy.
Jej wosy, dugie i gste, sigay do ramion niczym miodowa
kurtyna. Wystarczyo na nie spojrze, a ju opanowywao go
pragnienie dotykania tych wosw, przyjrzenia si, jak ten je
dwabisty ciar przesypuje si przez palce...
odek mu si zacisn. nienobiaa bluzka otulaa jej pier
si, a potem nikna pod paskiem dinsw. Pamita, e kiedy,
gdy Sylvie krya za nim po posiadoci Alexa, nosia obszerne,
powycigane koszulki, zawsze nieco przybrudzone.
Nawet w jego oczach, bluzka, ktr teraz miaa na sobie, nie
nadawaa si do pracy na zewntrz...
A co do dinsw...!
Zamkn oczy. Co takiego jest w zwykych, niebieskich din
sach, otulajcych wspaniae ksztaty kobiecej pupy, e prowo
kuj i tak dziaaj na mczyzn?
Uwiadomi sobie, e gdyby szed za Sylvie ulic, instynk
townie przyspieszyby kroku, eby j wyprzedzi i sprawdzi,
czy z przodu wyglda rwnie atrakcyjnie.
Ale ona nie bya obca.
- Mwiam Alexowi, e jeli sam nie bdziesz si trzyma
z dala od Sylvie, on ci do tego zmusi - ostrzega go kiedy
matka Sylvie, wkrtce po mierci swojego ma.
Trafia na zy moment. Ran zareagowa instynktownie i na
tychmiast poaowa tego, co powiedzia:
- To Sylvie powinna pani powiedzie, eby trzymaa si ode
mnie z daleka. To ona si za mn ugania. Nastolatki takie ju
s - doda nieuprzejmie, a wstrznita matka Sylvie zacisna
wargi.
To wtedy zobaczy Sylvie przemykajc za otwartymi

34
drzwiami gabinetu Alexa. Czy ich podsuchiwaa? Mia nadzie
j, e nie. Mimo e jej zachowanie wobec niego byo momen
tami nieznonie, nie chcia jej rani. Gdy si jej teraz przyglda,
doszed do wniosku, e jeli ktokolwiek bdzie zraniony, to on,
a nie ona! Czemu wybraa sobie na kochanka i towarzysza ycia
mczyzn, ktry mgby by jej dziadkiem?! Nie potrafi tego
poj. Chyba e mona to tumaczy utrat ojca w dziecistwie.
Sylvie otworzya drzwi do Haverton Hall i znikna w rod
ku. Zaspiony Ran poszed za ni, ale dalej analizowa jej y
ciowe decyzje.

ROZDZIA TRZECI

Przeszli przez parter domu, pokonali ca dugo eleganc


kiej galerii z oknami wychodzcymi na park i dalekie wzgrza
Derbyshire i wanie ogldali ogromn sal balow, gdy do
Sylvie zaczo dociera, e Ran chyba mia racj. Powinna
odpocz przed poznawaniem budynku.
Sale Haverton Hall nie byy tak obszerne, jak wyoone
marmurem pokoje weneckiego paacu, ani nie posiaday maje
statu praskiej posiadoci, ale Sylvie ju stracia rachub. Nie
wiedziaa, przez ile przeszli pomieszcze. Miaa wraenie, e
cign si one caymi kilometrami. Gdy przygldaa si zaku
rzonej, drewnianej pododze sali balowej, serce jej zamaro na
myl o koniecznoci obejrzenia szlachetnych sztukaterii na su
ficie i eleganckich, intarsjowanych boazerii. A mieli przed sob
jeszcze wysze pitra! Nie moga sobie jednak pozwoli na
okazanie saboci przed Ranem. Nie chciaa da mu tej satysfa
kcji. Nie ma mowy! Tak wic, ignorujc ostrzegawcze pocztki
pulsujcego blu gowy, wzia gboki wdech i zacza oglda
boazerie.
- Pierwsza rzecz, jak naley zrobi, to raport na temat stanu
murw - powiedziaa do Rana oficjalnym tonem.
Zatrzyma j.
- To nie bdzie konieczne.
Odwrcia si z gniewem w jego stron.

36

LABIRYNT OMYEK

- Ran, musisz co zrozumie - powiedziaa ostro. - Ja tu


podejmuj decyzje. Nie prosiam ci o zgod- dodaa agodniej.
- Drewno jest sprchniae. Specjalista musi oceni rozmiar
szkd.
- Ju mam taki raport.
Sylvie zmarszczya brwi.
- Kiedy...? - zacza.
Zanim zdya wypowiedzie pytanie, Ran odpowiedzia jej
chodno:
- Oczywiste byo, e trust bdzie musia zleci szczegow
ekspertyz, by mc wyceni posiado, wic eby zaoszczdzi
czas, zamwiem badania u rzeczoznawcy. Powinna bya do
sta kopi raportu. Wysaem j faksem do Nowego Jorku w ze
szym tygodniu.
Serce Sylvie zaczo bi troch zbyt szybko, a jej policzki
pokry rumieniec gniewu.
- Zamwie ekspertyz? - zapytaa z pozornym spokojem.
- A mog zapyta, kto ci da do tego prawo?
- Lloyd. - Usyszaa natychmiastow odpowied.
Sylvie otworzya usta, a potem z powrotem je zamkna. To
typowe dla Lloyda i powinna o tym wiedzie. Zaleao mu na
zaoszczdzeniu czasu, bo chcia, by jak najszybciej zaczy si
prace przy jego najmodszym dziecku. Nie mg wiedzie tego,
co wiedziaa ona: e to, co robi Ran, nie jest pomoc, lecz
wiadom prb wysadzenia jej z sioda i zakwestionowania jej
autorytetu.
- Jak rozumiem, nie czytaa raportu - cign dalej Ran
takim tonem, jakby mwi do niesfornej uczennicy, ktra nie
odrobia pracy domowej.
Sylvie zgrzytna zbami.

37

- Nie dostaam adnego raportu do przeczytania - poprawi


a go kwano.
Wzruszy ramionami.
- C, mam tu jedn kopi. Czy chcesz kontynuowa teraz
inspekcj, czy te wolisz najpierw przejrze ekspertyz?
Gdyby to pytanie postawi kto inny, Sylvie pewnie chtnie
skorzystaaby z wymwki i wrcia do ogldania domu wypo
czta i bez natajcego si blu gowy, ale poniewa to Ran j
o to zapyta, ten mczyzna, ktremu nie zamierzaa pozwoli
zyska choby odrobiny przewagi nad sob, wic pokrcia
gow i odpara agresywnie:
- Jeli bd chciaa zmieni plany, Ran, to sama ci o tym
powiem. A skoro tego nie zrobiam, to moesz zaoy, e kon
tynuujemy wspprac.
Unis lekko brwi, ale nic na to nie powiedzia.
To by upalny tydzie i w sali balowej byo potwornie
duszno.
Sylvie kichna i zamrugaa powiekami, gdy ucisk w skro
niach jeszcze si nasili. Smugi wiata wpadajce do rodka
przez okna sprawiy, e dziwnie krcio si jej w gowie i miaa
nudnoci... Staraa si odwrci wzrok i a jkna z blu, gdy
od ruchu gowy a zaszumiao jej w skroniach.
Rzadko cierpiaa na takie mczce ble gowy. Wywoywa
je stres i napicie. Odwrcia si i staraa dyskretnie rozmaso
wa obolae skronie.
- Uwaaj... - ostrzeg j krtko Ran.
- Co?
Sylvie okrcia si na picie. Ran wskaza jej fragment ode
rwanej sztukaterii, na ktry prawie nadepna.
Czua si coraz gorzej. Ostre wiato wywoywao zawroty

38

gowy. Rozpaczliwie zacisna powieki i zaraz tego poaowaa,


bo pokj niebezpiecznie zawirowa dookoa.
- Sylvie...
Szybko otworzya oczy.
- le si czujesz? - dotarto do niej pytanie Rana.
- Nic, nic! - zaprzeczya gniewnie. - To tylko bl gowy.
- Bl gowy? - Bya blada jak ciana, a na jej czole zo
baczy wiele mwice kropelki potu. - Do tego - powie
dzia stanowczo. - Skoczymy jutro t inspekcj. Musisz od
pocz.
- Mam prac do wykonania - zaprotestowaa niepewnie,
cho Ran wyranie nie zamierza jej sucha.
- Dasz rad doj do samochodu? - zapyta. - Czy mam ci
wzi na rce?
Wzi j na rce... Sylvie posaa mu pene oburzenia spoj
rzenie.
- Naprawd nic mi nie jest - skamaa, a potem jkna, gdy
od szybkiego ruchu gow, przeszywajcy bl zaatakowa
wciekle jej biedn gow przyprawiajc o nudnoci.
Ran uj j pod rk i pocign w stron drzwi, nie zwraca
jc uwagi na protesty.
U szczytu schodw odwrci si, wzi j na rce i wykrztusi
przez zacinite zby:
- Sylvie, jeli zamierzasz zemdle, to teraz jest najlepszy
moment.
Chciaa mu powiedzie, e nie zamierza traci przytomnoci,
ale jej twarz znalaza si w pobliu jego szyi. Gdyby sprbowaa
si odezwa, dotknaby wargami jego skry, a wtedy...
Przekna lin i prbowaa skoncentrowa si na walce
z przeszywajcym blem gowy, ale on nie poddawa si jej

39

woli. Z dowiadczenia wiedziaa, e jedynym lekiem byo pj


cie do ka i przespanie kilku godzin.
Byli ju na dole. Ran pokona hol, otworzy drzwi i wynis
Sylvie na wiee powietrze.
- Co robisz? - zapytaa, gdy min jej dipa i szed w stron
swojego samochodu.
- Zabieram ci do domu... na plebani - wyjani.
- Mog pojecha swoim samochodem.
W odpowiedzi Ran prychn tylko miechem.
Uoy j na siedzeniu pasaera w land-roverze, niemal tak
starym jak ten, ktrym jedzi po posiadoci jej brata. Prbo
waa dwign si do pozycji siedzcej. On w tym czasie usiad
za kierownic i przekrci kluczyk w stacyjce.
- Ran... Mj baga... - powiedziaa, ale on najwyraniej
nie zamierza jej sucha. Nie bya w stanie przekrzycze haasu
silnika, wic si poddaa, opada na fotel i odwrcia wzrok od
Rana.
Gdy zobaczy, jak si skulia, zafrasowa si jeszcze bardziej.
W tej pozie wygldaa jak bezbronne dziecko i bardzo rnia
si od tej silnej, profesjonalnej bizneswoman, jak dopiero co
bya. Przypominaa teraz dziewczyn, jak zapamita z prze
szoci.
Spod k land-rovera posypa si piach, gdy skrci na drog
wiodc do plebanii.
Dziewczyna czy kobieta, jakie to miao znaczenie w jego
przypadku? Zakl pod nosem. Jego uwag nagle zwrcia para
jeleni pascych si spokojnie koo drogi. Teoretycznie powinny
by na terenie parku otaczajcego dom, a nie wyera traw
z pastwiska, ktre przeznaczy dla owiec. Gdzie w ogrodzeniu
musi by dziura - w nowym ogrodzeniu, na ktre wyda wszyst-

40

LABIRYNT OMYEK

kie pienidze - a to znaczy... Chodziy plotki o kusownikach


grasujcych po okolicy. Rolnicy donosili te o wamaniach
i kradzieach.
Gdy ju zawiezie Sylvie do domu, bdzie musia wrci
i sprawdzi ogrodzenie.
Sylvie krzywia si, gdy land-rover wpada w koleiny na
drodze. Nagle usiada prosto i mao brakowao, a krzyknaby
z blu, a przynajmniej wydawao si jej, e ten krzyk stumia
do chwili, gdy usyszaa krtkie pytanie Rana:
- Co ci jest? Co si dzieje?
- Nic... Boli mnie gowa, to wszystko - mrukna, ale za
rumienia si, widzc, jakie jej posa spojrzenie. Nie da si
nabra.
- Bl gowy? - wyrazi wtpliwo. - To mi raczej wyglda
na migren. Czy masz jakie lekarstwa albo...?
- To nie migrena - zaprzeczya Sylvie i zaraz dodaa nie
chtnie: - To... Ja... To bl gowy zwizany ze stresem - przy
znaa wreszcie. - Od czasu do czasu mi si to zdarza. Podr...
lot samolotem...
Ran uwanie jej sucha.
- Co si z tob stao, Sylvie? - zapyta cicho. - Dlaczego
tak trudno ci przyzna, e masz, jak kady czowiek, chwile
saboci? Co ci pcha do przodu? Co tob powoduje? Co kae
ci stawia sobie tak nieludzkie wymagania? Kady po locie
przez Atlantyk i niemal stu pidziesiciu kilometrach za kie
rownic bez przerwy postanowiby odpocz troch przed roz
poczciem pracy, ale ty...
- Moe tak jest w Anglii, ale w Ameryce jest inaczej - od
para gniewnym tonem. - Tam ceni si ludzi za wykorzystywa
nie swojego potencjau i za...

41

- Doprowadzanie siebie do takiego wyczerpania, e wpada


j w chorob? - zapyta Ran. - Mylaem, e Lloyd... - Za
milk, bo nie chcia porusza sprawy zwizku czcego Sylvie
i jej szefa. - Mylaem, e mu na tobie zaley... e ci ceni...
- dokoczy.
Sylvie siedziaa teraz wyprostowana, ignorujc pulsujcy bl
i patrzya wojowniczo na Rana.
- Lloyd nie jest... On nie...
Zamilka i pokrcia gow. Jak ma wyjani Ranowi, co
doprowadzio j do takiego stanu? Wspomnienia i obawy. Jako
nastolatka robia tyle gupstw, a nawet zawioda ludzi, ktrzy j
kochali i wspierali; wiedziaa, e zawsze bdzie aowaa, i
zwizaa si z Wayne'em.
Wtedy, oczywicie, nie wiedziaa, jakim on jest czowiekiem.
W swojej naiwnoci przypuszczaa, e by po prostu kim, kto
rozdaje na przyjciu rozweselajce tabletki.
Chocia, gdy ucieka z uniwersytetu i doczya do Wayne'a
i jego grupy wyznawcw New Age, ktrzy najechali posiado jej
brata, szybko si zorientowaa, jaki popenia bd. Zawsze bdzie
czua wdziczno do Alexa i Mollie nie tylko za to, e pomogli
jej wyplta si z tej sytuacji, ale te za to, e j wspierali, wierzyli
w ni i stworzyli szans powrotu do normalnego ycia.
Ona i Wayne nigdy nie byli kochankami, chocia wiedziaa,
e mao kto by w to uwierzy. Nigdy te nie braa narkotykw.
Jednak skazi j jego styl ycia, brutalnie otwarto jej oczy na
przykre realia. Gdy Alex wstawi si za ni u matki oraz wadz
uniwersyteckich i zaatwi jej miejsce w Vassar, gdzie moga
skoczy szko, obiecaa sobie, e odpaci jemu i Mollie za ich
yczliwo, mio i wsparcie. Udowodni wiatu i tym, ktrzy
jej pomogli, e zasuya sobie na to wsparcie.

42

W Vassar zyskaa reputacj odludka i kujona; randki i przy


jcia jej nie interesoway. Szybko zaowocowao to doskonaymi
wynikami egzaminw.
A teraz, tak jak kiedy, czua potrzeb wykazania si przed
Alexem i Mollie, chciaa udowodni Lloydowi, e jego wiara
w jej profesjonalizm nie jest bezpodstawna. To prawda, e cza
sami traktowaa siebie zbyt surowo... Mimo to pogardliwy po
rtret, jaki wanie nakreli Ran, sprawia jej dodatkowy bl.
- Dlaczego, do licha, nie powiedziaa, e le si czujesz?
Pytanie Rana wdaro si w jej myli, zwracajc uwag na
niebezpieczn sabo.
- A czemu miaabym to zrobi? - odpara Sylvie i dodaa
krtko: - Nie wydaje mi si, eby trust lub byli waciciele
posiadoci byli mi wdziczni za marnowanie czasu, a w kon
sekwencji pienidzy, na rozmowy o moim zdrowiu podczas za
atwiania interesw. Ty i ja znamy si od lat, Ran, ale nasze
dzisiejsze kontakty maj charakter wycznie oficjalny.
Mino kilka sekund, zanim Ran zdoby si na jak reakcj.
Przez chwil Sylvie mylaa nawet, e zignoruje jej sowa, ale
wtedy si do niej odwrci i powiedzia:
- Wic chcesz powiedzie, e nie czy nas nic poza spra
wami subowymi, tak?
Musiaa zmobilizowa ca swoj odwag, eby na niego
spojrze i wytrzyma jego wzrok, ale jakim sposobem jej si
to udao. Tu po tym zabrako jej tchu, a serce zabolao niemal
tak samo jak gowa.
- Tak - odpara spokojnie.
To Ran pierwszy odwrci gow. Jego rysy wyostrzyy si.
- C, jeli tego wanie chcesz, to niech tak bdzie - po
wiedzia i skupi uwag na prowadzeniu auta.

43

Jego reakcja, zamiast przynie jej ulg, zaowocowaa roz


czarowaniem, e nie prbowa jej przekona, nie da jej szansy
na dyskusj. Dlaczego miaaby chcie z nim dyskutowa? Co
takiego chciaa mu udowodni?
Za na siebie, Sylvie pokrcia gow. Zdobya punkt, powie
dziaa to, co chciaa powiedzie i teraz Ran wiedzia dokadnie,
jaki jest ich ukad i jego w nim rola. Zdoby absolutn pewno,
e ona nie ma najmniejszego powodu ani ochoty na jakikolwiek
zwizek z nim.
Przed sob zobaczya zagajnik; Ran wjecha midzy drzewa,
a potem ruszy w kierunku starego, wysokiego muru z czerwo
nej cegy i min bram.
Budynek stojcy w obrbie murw wyglda tak, e Sylvie
zabrako tchu.
Przywyka do wspaniaych, piknych posiadoci, do elegan
cji planu, scenerii tak widowiskowych, e czuo si potrzeb
zamknicia oczu i otworzenia ich po chwili na nowo. Jednak to
byo co zupenie innego.
Ten dom wydawa si jej tak swojski, jakby znaa kady jego
kt. To by dom, jaki stworzya dla siebie w dziewczcych fan
tazjach. Dom, w ktrym moga zamieszka ze swoj rodzin.
Kompletnie otumaniona, nie bya w stanie oderwa oczu od
cian z czerwonej cegy. Zawodowe oko natychmiast zarejestro
wao symetryczn perfekcj georgiaskich okien i krucho ma
ego pkolistego okienka nad drzwiami. Fasad porastaa stara
wistaria, jej pie i gazie byy srebrzystoszare na tle soczystego
ciepa cegie; kwiaty ju przekwity, ale mikkie, zielone licia
ste pdy daway odpoczynek jej obolaym oczom.
Przed maestwem matki z ojcem Alexa zajmoway mae
mieszkanko w londyskiej dzielnicy Belgravia. Jej matka bya

44

bardzo towarzysk osob, zaangaowan w wiele przedsiwzi


charytatywnych i zapamitaym graczem w bryda, ale Sylvie
nigdy nie czua si tak naprawd dobrze w jej eleganckim towa
rzystwie. Przed mierci ojca mieszkali w duym domu przy
jednym z londyskich skwerw i Sylvie wci tsknia do wol
noci, jak jej to dawao.
Na pociech wymylia sobie idealny dom i idealn rodzin
skadajc si z matki, ojca, dwch crek i syna, jak rwnie
dziadkw, ciotek, wujkw i kuzynw. Temu domowi oddawaa
wikszo swojej umysowej energii oraz wyobrani. Tak powi
nien wyglda jej rodzinny dom, ktry braby czowieka z mi
oci w ramiona i chroni. Powinien by otoczony wystarcza
jco duym terenem, eby mona byo trzyma kucyka. Miaa
teraz przed oczami taki dom...!
Ran zatrzyma land-rovera. Wysiada na drcych nogach,
wci nie odrywajc wzroku od budynku, ledwie wiadoma
zdziwienia, z jakim Ran si jej przyglda.
Na mgnienie oka widok penej zaskoczenia miny na jej twa
rzy sprawi, e cofn si w czasie... do okresu, gdy patrzya tak
na niego, gdy...
Bezlitonie przypomnia sobie, co przed chwil powiedziaa
Sylvie, jak ustalia ich wzajemne stosunki. Postawia spraw
jasno. Na wypadek, gdyby to byo potrzebne, a nie byo, pod
krelia to wyranie, e wkroczya w jego ycie tylko z powo
dw zawodowych, e gdyby miaa wybr, wolaaby pracowa
z kim innym... Z kimkolwiek innym.
wir zachrzci pod jej stopami, gdy sza wolno, jak we
nie, w stron drzwi wejciowych plebanii.
Ju sobie wyobraaa, co zobaczy w rodku: pomalowane na
ciepe barwy ciany holu z wypolerowanymi: antycznymi meb-

41

lami, lnice drewniane podogi, dywaniki i wazony pene kwia


tw z ogrodu. Oczami wyobrani widziaa to wszystko, jakby
sama to stworzya, czua zapach kwiatw... widziaa bysk
w oczach kota wylegujcego si wbrew zasadom na dywanie,
grzejcego si w socu i ignorujcego fakt, e jego miejsce
i koszyk s w kuchni.
Jej do odruchowo signa do klamki, po czym dotaro do
niej, co robi. Cofna si zakopotana i odwrcia gow, eby
nie patrze na mijajcego j Rana, ktry otworzy drzwi.
To okrutna ironia losu, e wanie Ran ma dom, ktry by
tak bliski temu, o czym Sylvie marzya jako moda dziew
czyna.
Drzwi stay otworem. Ran zatrzyma si, eby j przepuci.
Stana w progu jak wryta. Wyblake, nieadne tapety i zuszczona, ciemnobrzowa lamperia zaatakoway jej niedowierza
jce oczy. Zamiast wypolerowanej, wiekowej podogi z drewna,
jakiej si spodziewaa, zobaczya dywan, tak stary i wypowiay,
e trudno byo nawet zgadn, jakiego by pierwotnie koloru,
ale podejrzewaa z odraz, e pewnie w tym samym, koszmar
nym odcieniu brzu, co lamperie.
Byy tu jakie meble, ale raczej stare ni antyczne, raczej
zakurzone ni wypolerowane, a ju na pewno nie byo adnych
kwiatw, zapachu i adnego kota.
- Co si stao? - zapyta Ran.
Po zazdroci, jaka j opanowaa, gdy zobaczya dom z zew
ntrz, przyszed smutek z powodu jego wewntrznego zaniedba
nia. Och, byo tu do czysto, jeli pomin ostry chemiczny
zapach, od ktrego krcio w nosie, ale nijak to si miao do jej
wyobrae.
Usyszaa, jak Ran krci si za jej plecami po holu.

46

- Zaprowadz ci do twojego pokoju - powiedzia. - Masz


jaki rodek na bl gowy?
- Tak, w walizce, ktra zostaa w samochodzie - odpara
Sylvie.
Podniecona widokiem domu, nieco zapomniaa o blu go
wy, ale teraz silny zapach chemikaliw przywoa go z powro
tem. Nie moga ju duej zaprzecza, e koniecznoci sta si
odpoczynek w jakim ciemnym, cichym miejscu.
- Tdy - powiedzia Ran i ruszy w stron schodw.
Kiedy byy moe eleganckie, ale teraz trudno byo powie
dzie, co wywoao u Sylvie dreszcz obrzydzenia.
W domu panowa jaki smutek. Pomylaa o tym, gdy do
tara do duego, prostoktnego podestu wyoonego dywanem
w znanym jej ju odstraszajcym, ciemnobrzowym kolorze.
Wszystko tu byo jakie bure.
- Czy tutaj mieszka twj stryjeczny dziadek? - zapytaa
z ciekawoci.
- Nie. Ten dom by wynajmowany. Mj kuzyn si tutaj
wprowadzi, gdy odziedziczy Haverton Hall, a po jego mier
ci... Zastanawiaem si nad sprzeda plebanii, ale ley zbyt
daleko od drogi, eby kogo zainteresowa, a zreszt, skoro
postanowiem zosta na wsi i zaj si rolnictwem, uznaem, e
sensownie bdzie tu zamieszka. Oczywicie trzeba tu zrobi
may remont...
Sylvie nic nie powiedziaa, ale zdradzio j wymowne spoj
rzenie. Ran doda zimno:
- No, c, rozumiem, e dla kogo takiego jak ty, to musi
by wstrtna nora. Przykro mi, jeli jedyne lokum, jakie mog
ci zapewni, odbiega od twoich standardw...
Oczy Rana pociemniay na myl o elegancji domu Alexa

47
i luksusach, jakich Lloyd nie szczdzi swojej partnerce. Lecz
dla Sylvie, ktra kiedy, gdy bya z grup wyznawcw New
Age, mieszkaa w prymitywnych warunkach, w obozie zaoo
nym na terenie posiadoci Alexa, w tym spojrzeniu krya si
tylko kpina i szyderstwo.
- To twj pokj - powiedzia Ran, prowadzc j dalej ko
rytarzem.
Pokj by duy, mia dwa podune okna, ktre wpuszczay
do wntrza mrok wieczoru. Starowieckie, drewniane meble,
podobne do stolikw w holu na dole, byy nieskazitelnie czyste,
lecz brakowao im ciepego poysku, ktry miayby, gdyby po
lerowao je kilka pokole kobiecych rk. Krata w adnym ko
minku, na ktrej Sylvie pooyaby suszone kwiaty albo zaso
nia haftowanym ekranem, ziaa teraz pustk. Zasony i kapa na
ku byy nowoczesne i podejrzewaa nawet, e kupiono je
specjalnie z okazji jej przyjazdu. Podog przykrywa brzowy
dywan, rwnie przygnbiajcy, jak ten na dole.
- Masz wasn azienk - powiedzia Ran, wchodzc do
rodka i otwierajc inne drzwi. - Jest do starowiecka, ale
wszystko w niej dziaa.
Zajrzaa mu przez rami do azienki i powiedziaa z lekk
drwin:
- Moe tobie si wydaje starowiecka, Ran, ale tego rodzaju
zwyke, biae edwardiaskie sprzty sanitarne s teraz bardzo
modne.
- Tam s szafy i szafki wiszce - wyjani, niepotrzebnie
wskazujc na cig wbudowanych mebli. - Nie zdyem tego
zrobi, ale jutro wnios tu biurko.
- Bez wtpienia bd potrzebowaa biurka, ebym moga
korzysta z laptopa - zgodzia si Sylvie. - Przydaoby si te

48

jakie miejsce w samej rezydencji, ebym moga tam pracowa.


Porozmawiamy o tym pniej. A gdzie jest twoja gospodyni?
- dodaa po chwili. - Chciaabym j pozna.
- Pani Elliott... przyjdzie jutro rano. Wtedy was sobie
przedstawi. Suchaj - powiedzia, spogldajc na zegarek. Teraz zostawi ci sam. Musz wyj, ale jeli chciaaby wzi
co od bl gowy...
- Chciaabym wzi moje lekarstwo - stwierdzia kategory
cznie. - A skoro nie mog tego zrobi, to dzikuj, ale niczego
od ciebie nie przyjm.
- Jeli dasz mi klucze do dipa, to przywioz ci twj baga
- zaproponowa natychmiast. - Daj mi tylko dziesi minut na
wykonanie kilku telefonw.
Podaa mu kluczyki do samochodu. Zacza si zastanawia,
gdzie Ran spdzi wieczr. I z kim?
Jest bardzo atrakcyjnym mczyzn, nawet ona musiaa to
przyzna.
- Wtpi, czy Ran kiedykolwiek si oeni - powiedzia kie
dy Alex.
- Dlaczego? - zapytaa z ciekawoci Sylvie, a jej roz
kochane, nastoletnie serce zatrzepotao si w piersi na myl
o lubie z Ranem, o byciu jego on, o dzieleniu z nim ycia,
ka...
Przeszy j rozkoszny dreszcz na myl o takich przyjemno
ciach. Chciaa, by jej brat powiedzia, e w yciu Rana jest
jaka tajemnicza osoba, zdecydowanie dla niego za moda...
Kto wyjtkowy... Ona sama...
Lecz, zamiast tego, Alex wyjani prozaicznie:
- Pensja zarzdcy i ciasne mieszkanko w maym domku nie
wystarcz na zapewnienie ycia na takim poziomie, do jakiego

49
nawyky kobiety Rana. A on jest zbyt dumny, eby y z pie
nidzy ony...
- Kobiety... ? - zawoaa Sylvie, a jej matka, ktra przysu
chiwaa si tej rozmowie, wtrcia lekcewaco:
- Lepiej by zrobi, gdyby si oeni z crk farmera, nawy
k do tego typu ycia.
Sylvie przypomniaa sobie, jak Alex unis brwi, reagujc na
snobizm jej matki. Ale teraz, oczywicie, perspektywy Rana si
zmieniy. Wiedziaa, ile Lloyd zapaci mu za dom i posiado.
Pomijajc podatek spadkowy i inne zobowizania, i tak zosta
waa mu spora sumka, zdecydowanie przewyszajca Sylvie
spadek, ktry, wedug matki, czyni z niej cel potencjalnych
owcw posagw.
Tak, z tymi pienidzmi, jakie mia do dyspozycji i zarob
kiem, jaki na pewno da mu uprawa ziemi, Ran bdzie mia sporo
do zaoferowania kobiecie.
Dla Sylvie materialny status mczyzny nigdy nie mia zna
czenia. Mio w chatce bya dziecicym ideaem, marzeniem,
fantazj, ale w gbi ducha Sylvie nadal wierzya, e lepszy
skromny dom, gdzie mio mieszka, ni rezydencja bez niej".
I, oczywicie, nigdy nie miaa wtpliwoci, e Ran jest w stanie
take pod wzgldem materialnym zadba o ukochan kobiet.
Ukochan kobiet...
Zagryza warg. Ran wanie wyszed. Podesza do okna.
Wychodzio na ogrody. Podobnie jak dom, ogrody robiy wra
enie opuszczonych, niekochanych. ywa wyobrania Sylvie
szybko zapenia zaniedbane tereny bujn rolinnoci i przy
wrcia do ycia zaronity ogrd rany.
W pokoju byo duszno, lecz gdy prbowaa otworzy okno,
zamaa sobie tylko paznokie. Zakla pod nosem i skrzywia

50
si, bo bl gowy znowu si wzmg. Moe za szybko odmwia
Ranowi i nie przyja od niego tabletek przeciwblowych?
Otworzya drzwi swojego pokoju i zesza na d. Znalaza
Rana w ogromnej, le wyposaonej kuchni na tyach domu. Gdy
stana w drzwiach, szed wanie w jej stron, niosc tac z her
bat.
- Dla kogo to? - zapytaa podejrzliwie Sylvie.
- Dla ciebie - odpar krtko.
Na tacy leao mae opakowanie znajomej marki tabletek od
bl gowy. Kusio j, eby mu powiedzie, i ich nie potrzebuje.
Musiaa z t pokus zawzicie walczy. Skd w czowieku bie
rze si taka perwersja? Zwaszcza e zesza na d wanie po
to, eby Rana o nie poprosi.
- Dam sobie rad sama - powiedziaa i wycigna rce
po tac.
Spojrza na ni tak, e zalaa si rumiecem, ale trwaa przy
swoim. Mimo to pewnie nie oddaby jej tacy, gdyby w tym
momencie nie zadzwoni telefon.
Ran pobieg go odebra, a Sylvie ruszya w stron schodw.
- Vicky... - Usyszaa jego ciepy gos. - Tak... To nadal
aktualne... Ja te nie mog si doczeka - wyzna ciszej. - Su
chaj, musz koczy...
Sylvie bya w poowie schodw, gdy usyszaa, e odkada
suchawk.
- Sylvie... - zacz.
Odwrcia si na picie i oznajmia szorstko:
- Nie spnij si przeze mnie na randk, Ran. Poradz sobie.
- Musisz przespa bl gowy.
- Wrcz przeciwnie. Musz pracowa - oznajmia ostrym
tonem i ruszya schodami.

51

Ran sta i patrzy za ni. Boe, ale ona potrafi zale za


skr. Dlaczego jej na to pozwala? Dlaczego jej po prostu nie
powiedzia, e jedyna randka przewidziana na ten wieczr to
spotkanie ze zniszczonym ogrodzeniem?
Ze zoci obrci si na picie i poszed w stron frontowych
drzwi.
Gdy si za nim zamkny, Sylvie opucio napicie. Teraz
pulsoway nie tylko jej skronie, ale cae ciao. Z wysikiem
dotara do swojej sypialni, wzia dwie tabletki, wypia herbat,
a potem, zdjwszy tylko wierzchnie ubranie, wskoczya
w bielinie pod kodr. W ostatniej chwili przed zaniciem
przypomniaa sobie, e nie zapytaa Rana o okno, ktrego nie
umiaa otworzy.

ROZDZIA CZWARTY

Ran skrzywi si na widok rozcitej siatki ogrodzenia. To nie


by aden wypadek. Kto celowo rozci druty, co oznaczao...
Trudno mu byo pogodzi si z myl, e sarny z parku sta
nowiy kuszcy cel dla kusownikw, zwaszcza e zwierzta
byy oswojone i nigdy na nie nie polowano.
Spojrza w stron alejki oddzielajcej park od ogrodw Haverton Hall. Jego uszu dobiegay ostrzegawcze krzyki pawi, co
znaczyo, e kto zblia si do domu.
Zmarszczy czoo, wsta, otrzepa dinsy z gazek i trawy,
i ruszy z powrotem do land-rovera.
Dochodzia dziesita. To nie pora na odwiedziny w Hall.
Przekrci kluczyk w stacyjce auta.
Sylvie obudzia si nagle. Nie wiedziaa, gdzie jest ani dla
czego z trudem oddycha. Poczua zatche powietrze w sypialni.
Miaa wraenie, e czuje na jzyku jego smak. Szczliwe ust
pi ostry bl gowy, ale wiedziaa dobrze, e moe wrci.
Powinna odetchn wieym powietrzem. Spryskaa twarz
wod, woya dinsy i koszulk. Skrzywia si. Nowy Jork j
odmieni, pomylaa z drwin. Kiedy nie przeszkadzay jej nie
wiee ubrania, ale teraz...
Lloyd czsto namiewa si ze schludnych mokasynw, din
sw i biaych koszulek, ktre stay si jej znakiem firmowym.

53
Lecz, jak mu wyniole tumaczya, takie ubranie miao sens
w jej zawodzie, bo zawsze wygldaa na gotow do pracy. Mog
a wspina si na rusztowania i siedzie na platformach, jedno
czenie wygldajc na tyle elegancko i powanie, by wydawa
polecenia pracownikom, z ktrymi musiaa sobie radzi. Za
uwaya, e rwnie kobiety, zwaszcza we Woszech, gdzie
obowizywa styl przez due S, byy pod wraeniem jej mun
durka" do pracy. Teraz weszo jej w krew noszenie nieskazitel
nie biaych bluzek i rwnie nieskazitelnych dinsw. Nie prze
padaa za zakadaniem po raz drugi ubra, ktre miaa na sobie
przez cay dzie.
Miaa w torebce zapasowy komplet kluczy - tego rwnie
nauczya si w swojej pracy. Zapasowe klucze do kadego za
mka to bya konieczno, co szybko odkrya, gdy daa si przy
padkowo zamkn jednemu z robotnikw. A teraz po prostu
przespaceruje si do Haverton Hall i przyprowadzi tu dipa.
Najbardziej na wiecie nie chciaa by zalena od Rana, a poza
tym - na jej wargach pojawi si umieszek triumfu - bdzie
moga wytkn mu, e, podczas gdy on zabawia si ze swoj
dziewczyn, ona pracowaa.
Miaa dobry zmys orientacji w przestrzeni. Spacer do Haverton, ktry dla kogo innego mgby stanowi zniechcajc
perspektyw, dla niej by drobiazgiem.
Wyruszya w drog, nucc sobie pod nosem.
By ciepy, letni wieczr. wiata byo jeszcze do, by atwo
omija chmary komarw unoszce si w powietrzu.
Piesza przechadzka daa jej okazj do lepszego przyjrzenia
si okolicy. Spdzia sporo czasu w domu Alexa, wic dobrze
wiedziaa, e Ran musia woy w Haverton Hall jeszcze
duo pracy, eby doprowadzi swoj posiado do podobne-

54
go stanu. O dziwo, zazdrocia stojcego przed nim wyzwania,
a szczeglnie zazdrocia jego przyszej onie, ktra bdzie
moga odmieni wygld plebanii, uczyni z niej prawdziwy
dom marze.
Tylko tego jej zazdrocia? Sylvie zatrzymaa si i strzsna
do tyu swoje gste wosy. Oczywicie, e tylko tego. Przecie
nie Rana i dzieci, ktre jej da? Nie, oczywicie, e nie.
Gdy w kocu dotara do Haverton Hall, byo ju prawie
ciemno. Brya budynku rzucaa dugie cienie na wirowy pod
jazd, otulajc mrokiem j i dipa, w kierunku ktrego sza.
Dwik innych krokw sprawi, e zamara. Ale zaraz roz
poznaa znajome sylwetki ciekawskich pawi. Ostrzegawcze
krzyki ptakw rozdzieray cisz wieczoru.
Sylvie rozemiaa si z ulg, pokrcia gow i powiedziaa
do nich z rozbawieniem:
- Tak, moe i jestem intruzem, ale musicie si do mnie
przyzwyczai. Bdziemy si czsto widywa.
Zostaa z nimi przez kilka chwil. Wkrtce, gdy zrobi si
zupenie ciemno, bd si musiay ukry przed lisami.
Odwrcia si do nich tyem i wbia wzrok w dom, starajc
si wyobrazi sobie, jak bdzie wyglda po oczyszczeniu ka
miennej fasady. Ju samo to bdzie kosztowao fortun i potrwa
pewnie tak samo dugo jak odnawianie wntrz. Musi poprosi
Rana o oficjaln dokumentacj z czasw budowy rezydencji
i wykaz pniejszych prac. Nie miaa pewnoci, ale podejrze
waa, e wewntrzne schody byy albo dzieem Grinlinga Gibbonsa albo ktrego z jego uczniw.
Delikatne wyrzebione w drewnie motywy koralowca, mu
szli i niewiarygodnie realistycznie przedstawionych ryb, nawi
zyway, bez wtpienia do faktu, e pienidze na budow Haver-

55

ton pochodziy z zamorskiego handlu, ktrym para si pierwszy


jego waciciel. Jako wana osobisto na dworze krla Karola
II, jego ulubiony dworzanin, mia na pewno dostp do wielu
dochodowych przedsiwzi.
Sylvie zacza si odruchowo zastanawia nad tym, jak by
to byo, gdyby ya w tamtych czasach, w takiej rezydencji. To
bya jedna z jej sabostek - gdy przystpowaa do pracy przy
jakim budynku, lubia wyobraa sobie, e jest czci historii
tego miejsca, zastanawia si, jak urzdziaby go, gdyby bya
jego pani. A potem przenosia to na...
Ran zaparkowa swojego land-rovera poza zasigiem wzroku
i suchu. Zobaczyy go pawie umykajce wanie do nocnych
kryjwek i zaczy trzepota skrzydami, ale rzuci im ziarno,
ktre przywiz ze sob, eby je uciszy. Nie chcia ostrzega
intruza.
Sylvie wyrwaa si z zamylenia, schowaa znowu w cieniu
i posza w stron swojego samochodu. Gdy Ran wyszed zza
rogu, w pierwszej chwili pomyla, e nikogo tu nie ma, ale
zaraz dostrzeg jaki ruch.
Zareagowa byskawicznie. Przypad do ziemi i pod oson
ciemnoci bieg cicho w stron dipa Sylvie i tego, kto prbowa
si do niego wama. Nie byo czasu do stracenia - drzwi od
strony kierowcy ju byy otwarte. Rzuci si na posta wsiada
jc do rodka, cign zodzieja na ziemi, zablokowa go,
przydusi do ziemi i burkn:
- Mam ci.
Sylvie nie zauwaya napastnika, ale poczua go, gdy impet
skoku rzuci j na ziemi, jego ciar przydusi, a donie lekko
obmacay.

56

Walczya z nim gorczkowo, prbowaa zrzuci z siebie,


wpia paznokcie w plecy, gdy on unieruchomi jej nogi, a potem
rce. Wiercia si i krcia, starajc si zsun z siebie jego
ciar. Bya rozwcieczona, lecz nagle, gdy cisn obie jej
donie w jednej swojej i przesun drug po jej ciele, zamara.
Nagle rozbudziy si w niej kobiece instynkty i obawy.
- Nie ruszaj si - ostrzeg j szorstko.
Wstrzsno nim odkrycie, e to kobieta. Zaoy, e samo
chd kradnie mody chopiec.
Gdy Sylvie usyszaa i rozpoznaa gos Rana, jej strach
w jednej chwili zmieni si w mieszanin ulgi i wciekoci.
- Pu mnie! - zadaa.
- Sylvie...? - Ran gapi si na ni z niedowierzaniem. - Co,
do licha...?
Rozluni ucisk na jej rkach, ale wci przyciska j do
ziemi swoim ciarem. Wia si pod nim jak w.
- Sylvie - powtrzy Ran najwyraniej zszokowany jej
obecnoci. - Mylaem... Usyszaem krzyk pawia i pomyla
em, e kto... Nie rozpoznaem ci w ciemnoci - odpowie
dzia, widzc niedowierzanie w jej oczach. Teraz mg obser
wowa jej twarz dokadnie, bo ksiyc wieci coraz mocniej,
zmierzch ustpi przed prawdziw ciemnoci. - Powiedz, co ty
tutaj robisz? - zapyta z gniewem.
- Musiaam odetchn wieym powietrzem, bo nie mogam
otworzy okna w moim pokoju. Wic... wic uznaam, e rw
nie dobrze mog si przej tutaj, po samochd... A ty? Myla
am, e miae i na randk, a ty si skradasz w ciemnociach
i straszysz ludzi - powiedziaa oskarycielskim tonem.
Zaczynaa zyskiwa wiadomo faktu, e Ran na niej ley,
a ich nogi s ze sob splecione...

57
Coraz trudniej jej si oddychao, i to nie z powodu ciaru
Rana. Czua, jak jej unoszone oddechem piersi naciskaj na jego
tors, a, co jeszcze bardziej niebezpieczne, miednica wpasowaa
si w ksztat jego ciaa. Czua na jego skrze aromat ciepej
letniej nocy, a pod nim pimowy zapach mskiej wody toaleto
wej. Jakim sposobem ich walka sprawia, e jej bluzka wysu
na si z dinsw. Nagle poaowaa, e ubierajc si po drzem
ce, nie woya stanika. Odruchowo sprawdzia rk, jak wysoko
do gry zadara si jej koszulka.
- Co jest? - zapyta Ran, ktrego uwag zwrci ruch jej
doni.
- Jeste ciki, Ran. To boli - powiedziaa Sylvie, nie do
koca szczerze, prbujc ukry si w mrokach nocy, ale na to
byo ju za pno. Ran zmruy oczy, powdrowa wzrokiem za
jej doni i zobaczy, e ta jej cholerna koszulka zadara si tak
wysoko do gry, e obnaya ksztatne uki piersi.
Sylvie nie chciaa, eby Ran si jej przyglda, wic dlaczego...
dlaczego w chwili, gdy jego wzrok spocz na jej piersiach, one
postanowiy na to zareagowa stwardnieniem sutkw?
- Nie masz na sobie stanika...
- Dzikuj ci, Ran, ale nie musisz mi o tym przypomina
- sykna przez zacinite zby i zalaa si rumiecem, prbujc
chwyci brzeg bluzki i j obcign.
Lecz zanim zdya to zrobi, Ran j uprzedzi i zacisn
palce na cienkiej, biaej tkaninie.
Syhde nie miaa wtpliwoci, e Ran zamierza obcign
jej koszulk. Odczytaa intencje w jego spojrzeniu. Wic jak, na
Boga, stao si to, co si za chwil wydarzyo?
Poruszya si. Rka Rana te. Sylvie zamara, gdy poczua,
e jego donie muskaj j pod piersiami; nagle szarpna si,

58

LABIRYNT OMYEK

zapominajc o tym, e to on trzyma brzeg jej bluzki. Sylvie


odsuna si gwatownie, a Ran nadal cign jej koszulk.
Sylvie nie bya pewna, ktre z nich wydao z siebie sykni
cie, wypuszczajc jednoczenie powietrze, gdy baweniana tka
nina uniosa si gwatownie w gr, co cakowicie odsonio
ksztatny biust.
Syvie usyszaa westchnienie Rana i zobaczya, e nagle
zupenie zesztywnia. Sama te zamara. I czekaa. Wraenie,
jakie wywoaa do Rana zamykajca si delikatnie na jej piersi,
byo tak silne, e zacisna powieki, starajc si stumi prze
szywajc j rozkosz. Nie chodzio tylko o to, co on robi, lecz
uwiadomia sobie, e marzya o jego pieszczotach. Czua si
tak, jakby nagle zmartwychwstao dawne pragnienie.
- Ran... - Sylvie usyszaa, jak szepcze jego imi i poczua,
e przyciga go do siebie, a nie odpycha.
Bardzo wolno pieci opuszkami palcw jej piersi, bada je,
uczy si ich ksztatu.
Pieci j ostronie. W jego oczach dostrzega dziki ogie,
gdy przelotnie spojrza jej w oczy, a zaraz potem pochyli si
i pocaowa j tak namitnie, e bya zupenie bezbronna. Sylvie
otworzya si na ten aroczny pocaunek. Z jej garda wydoby
si tylko cichy, spazmatyczny jk.
W tym wszystkim byo co prymitywnego, zwierzcego
nieuniknionego i nie do powstrzymania. Wrd drzew grani
czcych ze wirowym podjazdem zaszumia cichy wietrzyk.
Sylvie odczua jego powiew z podwjn wraliwoci. Jej piersi
drania szorstka tkanina koszuli Rana. Pragna poczu znowu
na nich jego donie. Donie... wargi... Usyszaa, jak jkn
i przycign j bliej. A ona instynktownie poddaa si po
trzebie bliszego kontaktu. Jego wargi wypalay lady na jej

59

szyi. Schodzi coraz niej, a poczua gorcy oddech na swoich


piersiach.
Wygia si w jego stron i niemal zakaa z powodu ulgi,
gdy w kocu dotkn jej wargami.
Kiedy, dawno temu, marzya o tym, eby Ran jej w ten
sposb pragn, eby jej poda. Przeszyway go rozkoszne
dreszcze, ona te wprost niemoliwe go pragna. Przycigna
go do siebie i zamara, gdy z gbi lasu usyszaa wycie lisa.
Ran rwnie zesztywnia, unis si i odwrci gow w stro
n rda haasu.
Nagle, niespodziewanie, niechroniona ju duej ciepem je
go ciaa, Sylvie zdaa sobie spraw z tego, co robi. wir pod
jazdu, ktrego wczeniej nawet nie zauwaya, ku j w plecy.
Zarumienia si z upokorzenia, gdy dotaro do niej, jak musi
wyglda, jak musi j widzie Ran. Bya tak aonie godna
jego pocaunkw, jego samego, e...
- Nie dotykaj mnie - ostrzega go drcym gosem, obcig
na bluzk i zerwaa si na rwne nogi. - al mi ciebie...
i Vicky... jeli do zdrady potrzeba ci tylko...
- Ciebie! - podsun jej Ran.
Jej rumieniec jeszcze si pogbi. Odwrcia si, eby nie
widzia, jak bardzo j zrani.
- Oboje wiemy, e to, co si wanie stao, nie ma nic wspl
nego ze mn... Nie chodzio o mnie... Na moim miejscu mo
gaby by jakakolwiek inna kobieta. Bye...
- Tak podniecony widokiem twoich obnaonych piersi,
e nie mogem oprze si pragnieniu sprawdzenia, czy s
rzeczywicie tak wspaniae, na jakie wygldaj - dokoczy
cicho Ran. - Zapominasz, Sylvie... e ju je kiedy widziaem
i ich dotykaem.

60
- Przesta! - bagaa go, odruchowo zasaniajc sobie uszy
rkoma.
Nie chciaa, eby Ran jej o tym teraz przypomina. zy prze
soniy jej oczy. Gorczkowo prbowaa je stumi. Nie pozwoli
Ranowi zobaczy, jak pacze... Nie ma mowy...
Drc na caym ciele, zrobia krok w stron dipa. Ran przy
glda si jej z namysem. Co, do diaba, powinien jej powie
dzie? Miaa prawo by na niego wcieka. Ta uwaga o Vicky
bya jednak nie na miejscu. Nie kocha Vicky... W jego yciu
nie byo adnego powanego zwizku.
Czy reagowaa na Lloyda w ten sam sposb? Z t sam
intensywnoci i arocznoci?
Zamkn oczy, gdy usysza, e wczya silnik samochodu.
Popeni w yciu wiele pomyek, ale niczego nie aowa tak
jak... Przekn lin i zapatrzy si w ciemno. Nie potrzebo
wa tego, co wanie midzy nimi zaszo, by wiedzie, e sprawa
midzy nim a Sylvie nie bya zakoczona.
Ruszy w stron swojego auta. Zacisn zby. Jego ciao byo
udrczone. W tej chwili nie istniao nic, czego pragnby bar
dziej, ni skoczenia tego, co zaczli.
By moe ciao Sylvie nadal reaguje na niego, ale sama
Sylvie go nienawidzi. Wiedzia o tym. Wystarczajco wiele razy
mu to powiedziaa.
- Kocham Wayne'a - powiedziaa kiedy, ranic go tymi
sowami, a on by zbyt wcieky, zbyt zazdrosny, eby co na to
powiedzie, wic po prostu odwrci si na picie i odszed.
Nie powiedzia jej wtedy, e cho ona jest crk bogatego
czowieka, a on nie ma nic, to, w odrnieniu od jej ukochanego
Wayne'a, szczerze mu na niej zaley!
Nastpne dwa dni przemierza Oxford w jej poszukiwaniu,

61
ale wtedy byo ju za pno. Sylvie znikna. Nastpnym razem,
gdy j zobaczy, bya ju w bandzie, ktra najechaa posiado
Alexa i obnosia si swoim intymnym zwizkiem z ich przy
wdc.
- Czemu jeste zy? - szydzia z niego. - Ty mnie nie chcia
e... Sam mi to powiedziae i miae racj. Nie jeste dla
mnie... Co z ciebie za mczyzna w porwnaniu z Wayne'em
- prychna, wydymajc zmysowo wargi, a on mia wraenie,
e kto go kroi na kawaki.
- Ona i Wayne chyba s kochankami - wyzna mu niezado
wolony Alex.
A teraz w jej yciu i w ku jest kolejny mczyzna. Wic
Ran nie ma prawa...
Westchn i zapatrzy si w gwiazdy. Dlaczego to zrobi, cze
mu podda si pokusie przywoania duchw przeszoci? Czy
nie do nocy spdzi bez snu, tsknic za Sylvie, pragnc jej?
Moe Alex mia racj; twierdzc, e nadszed czas, by si
rozejrze za on. Kiedy Sylvie ostatecznie zniknie z jego ycia,
moe uda mu si to zrobi... Moe...

ROZDZIA PITY

Sylvie zmarszczya brwi, gdy zabraa si za sprawdzanie po


raz drugi tego, co wanie czytaa. Przegldajc szczegowy
rachunek za prace zwizane z oczyszczaniem murw Haverton
Hall, zauwaya dodatkow pozycj, ktra dotyczya budynku
plebanii, stanowicego prywatn wasno Rana. Bya tam te
notatka, z ktrej wynikao, e prace na plebanii bd podjte
wczeniej ni w gwnej rezydencji.
Sylvie czua, jak jej serce zaczyna ciko omota mieszani
n gniewu i blu. Przejrzaa kosztorys jeszcze raz. Zdarzao si,
e waciciele sprzedajcy posiadoci Lloydowi prbowali wy
targowa dla siebie jak najwicej. Nieraz zdarzyo si Sylvie
taktownie informowa wyjtkowo wysoko postawione osobi
stoci, e stare meble, ktre uwaali za antyki, okazay si, po
dokadnej analizie, tylko bardzo dobrymi kopiami, a wic nie
byy warte sum, na jakie pierwotnie je wyceniano. W takich
wypadkach przywoywaa na pomoc swj takt, ale, nie wiedzie
czemu, myl o rozmowie z Ranem wywoaa tak silne i sprze
czne emocje, e musiaa wsta od prowizorycznego biurka przy
oknie w swoim pokoju i przej si w t i z powrotem. wiczya
w mylach, jak poinformuje go o swoim odkryciu. Wchodzca
w gr suma nie bya szczeglnie dua i, gdyby Ran podszed do
sprawy inaczej, to trust na pewno zgodziby si pokry koszty

63

prac na plebanii. Ale fakt, e prbowa ich oszuka... okama


i przechytrzy j... Tego Sylvie nie potrafia zaakceptowa. Nie
umiaa pogodzi si z myl, e on wierzy, i udao mu si j
oszuka, e mieje si z niej za jej plecami. C, ju niedugo
bdzie si mia, pomylaa.
Pukanie do drzwi przywoao j do rzeczywistoci. Zamara
i zawoaa:
- Prosz wej.
W duchu zastanawiaa si nad tym. jak ma przeprowadzi
atak. Lecz gdy drzwi si otworzyy, okazao si, e to nie Ran,
lecz jego gospodyni, pani Elliott.
- Ran poprosi, ebym przysza zapyta, na co ma pani
ochot na kolacj. Zowi rano wyjtkowego ososia i powie
dzia, e to pani ulubiony przysmak...
Sylvie zamkna oczy.
Niech licho wemie Rana. Do czego zmierza, prbujc przy
pomina jej o przeszoci? O rzeczach, o ktrych wolaaby za
pomnie?
- To bardzo mio z pani strony, pani Elliott - odpowiedziaa
chodno. - Ale zjem dzisiaj kolacj poza domem.
Wczeniej nie zastanawiaa si nad tym, gdzie moe co zje
i zdawaa sobie spraw z tego, e rezygnujc z ososia zowio
nego przez Rana, postpuje nieco infantylnie, ale nie potrafia
si powstrzyma.
Zreszt ciekawe, gdzie podziewa si Ran? Strategicznie trzy
ma si od niej z daleka? C, nie bdzie mg si wiecznie kry.
Zamierzaa mu powiedzie o swoim odkryciu i zada wyja
nie na temat naduycia finansw trustu. Na pewno wyobrazi
sobie, e dorzuci rachunek za remont swojej posiadoci do
kosztw prac przy Haverton Hall i nikt tego nie zauway. No,

64
to si szybko przekona o swojej pomyce. Co jej przypomniao,
e powinna jak najszybciej pojecha do rezydencji i zamieni
sowo z szefem ekipy zajmujcej si murami. Zacisna wargi.
Musiaa przyzna, e Ran zaoszczdzi jej sporo pracy, a, co za
tym idzie, i pienidzy. Czy to upowaniao go do zrobienia
remontu w plebanii na koszt trustu?
Dziesi minut pniej Sylvie schodzia na d, gdy usyszaa
dochodzce z holu gosy. Gdy wysza zza zaomu schodw,
zobaczya pani Elliott rozmawiajc z jak wysok, eleganck
kobiet w wieku okoo czterdziestu lat.
- Prosz wic powiedzie Ranowi, e go szukaam - powie
dziaa do pani Elliott.
- Oczywicie, pani Edwards - odpara z szacunkiem druga
kobieta.
Sylvie przygldaa si obcej badawczo. Wysoka, szczupa,
ubrana w drogie rzeczy, nienagannie umalowana - naleaa do
tego typu kobiet, za ktrymi, jak twierdzia jej matka, przepada
Ran. Natychmiast si domylia, e musi to by wanie jego
aktualna przyjacika. Bya pewna siebie, niemal wadcza,
wyranie sugerowaa, e nie jest zwykym gociem w tym do
mu. Odwrcia si od pani Elliott i, na widok Sylvie, wyraz jej
twarzy nieco si zmieni. Przygldaa si modej kobiecie nieco
wyzywajco. Szacowaa j. Sylvie zesza na d.
- Jad do Haverton Hall, pani Elliott - powiedziaa i za
raz dodaa porywczo co, nad czym pniej wolaa si nie za
stanawia: - Prosz podzikowa Ranowi za zaproszenie na
kolacj.
Ktem oka dostrzega, e wyraz twarzy przyjaciki Rana
zmieni si. Dotara ju do drzwi, gdy zatrzymaa j pani Elliott:
- Och, przepraszam! Zapomniaabym! Ran prosi, aby pani

65
przekaza, e jeli chce pani dokoczy zwiedzanie duego
domu, to on wrci okoo trzeciej.
- Doprawdy? C za troskliwo! Jest bardzo uczynny mrukna Sylvie zgryliwie. - Kiedy wrci, prosz mu powie
dzie, pani Elliott, e nie ma potrzeby, aby sobie robi taki
kopot. Mam wasny komplet kluczy do Haverton Hall.
Nie czekajc na odpowied gospodyni, Sylvie pchna drzwi.
Jak on mie? wciekaa si, idc do wynajtego samochodu. Nie
potrzebowaa jego towarzystwa ani pozwolenia na obejrzenie
Haverton Hall. Gniewnie przekrcia kluczyk w stacyjce dipa
i ruszya tak gwatownie, e spod opon prysn wir.
Uspokoia si dopiero w poowie drogi do Haverton Hall.
Zwolnia nieco. Policzki jej pony. Ran nie bdzie jej mwi,
co ma robi, a czego nie. Ju nie bdzie.
Zaparkowaa przed rezydencj. Popiesznie odwrcia wzrok
od tego miejsca, gdzie wczoraj wieczorem... Nie zamierzaa
rozpamitywa tego, co zaszo wczoraj, nie chciaa tego anali
zowa; to by bd, pomyka w ocenie sytuacji, totalna i kom
pletna aberracja, co bez wtpienia wywoanego zmczeniem
zwizanym z lotem przez Atlantyk, jaki rodzaj niewyjanio
nego zaburzenia rwnowagi psychicznej. Szkoda czasu na za
stanawianie si nad czym takim.
Przekrcia klucz w zamku, nacisna klamk, wzia gbo
ki oddech i wesza do rodka. Zignorowaa echo swoich krokw
i popieszya tam, gdzie ona i Ran przerwali wczoraj inspekcj.
W torbie miaa spis inwentarza i plan budynku. Godzin pniej
musiaa jednak przyzna, e samotne ogldanie pokojw byo
zdecydowanie mniej interesujce ni wczoraj, gdy Ran infor
mowa j o rnych rzeczach zwizanych z pomieszczeniami
i ich pierwotnym przeznaczeniem.

66

Z dowiadczenia wiedziaa, e nie minie wiele czasu, a sa


ma zaznajomi si doskonale z rozkadem i histori domu, ale
teraz... Krzykna cicho, gdy po pododze przemkna mysz.
Zawsze si baa myszy - ruszay si tak szybko. Nie umiaa
zapomnie dowiadczenia z dziecistwa, gdy mysz wysko
czya prosto na ni, uciekajc przed jednym ze stajennych
kotw.
Sylvie przedzieraa si teraz przez grne pitro, gdy nagle
usyszaa gos Rana woajcego jej imi. Zamara. Pani Elliott
musiaa mu powiedzie, gdzie j znajdzie. W torbie miaa raport
i kosztorys prac przy murach. Stanowczym krokiem podesza
do drzwi, otworzya je i zawoaa:
- Jestem na grze, Ran...
- Nie powinna przychodzi tu sama - powiedzia ostrze
gawczo, zbliajc si.
- Czemu nie? Przecie dom nie jest nawiedzany przez duchy
- kpia.
- Nic mi o tym nie wiadomo - zgodzi si z ni. - Ale pod
ogi, zwaszcza na grnych pitrach, s bardzo zniszczone.
A gdyby zdarzy ci si wypadek...
- C za przezorno z twojej strony, Ran - przerwaa mu.
- Prawie taka, jak w przypadku tych zlece. - Mwic to, wy
cigna z torby dokumenty i pomachaa mu nimi przed nosem.
- A moe jestem naiwna, co? Albo zbyt dociekliwa?
Ran zmarszczy brwi.
- Nie mam pojcia, co sugerujesz, Sylvie - zacz, ale nie
pozwolia mu skoczy, natychmiast apic go za sowo.
- Naprawd nie wiesz, Ran? Rano przejrzaam raporty rze
czoznawcw. Do zamwionego przez ciebie kosztorysu do
czone byo to...

67

Spokojnie wrczya mu dokumenty dotyczce plebanii.


- No i...? - wzruszy ramionami Ran, rzuciwszy okiem na
podane mu papiery.
- Ten fragment kosztorysu odnosi si do prac w budynku
plebanii, twojej wasnoci - wskazaa wyniole Sylvie.
- I... ? - domaga si wyjanienia Ran. - Przykro mi, Sylvie,
ale obawiam si, e nie rozumiem, co insynuujesz. W budynku
plebanii trzeba wzmocni mury, tak stwierdzi rzeczoznawca i...
- I postanowie doczy rachunek za te prace do rachun
kw zwizanych z Haverton Hall. Liczye na to, e ta suma
wtopi si bez ladu w duo wiksze koszty remontu rezydencji!
- Co?! - zapyta cicho. Jego wyraz twarzy i gos zdradzay
wielkie oburzenie. - Nie podoba mi si twoja sugestia, Sylvie
- doda ostro.
Pokrcia gow i odpara:
- Mnie te si to nie podoba, Ran. Ale fakty mwi same za
siebie.
- Czyby? - Skrzywi z gorycz wargi. - Wydaje mi si
raczej, e to twoja nadinterpretacja faktw - wysycza przez
zacinite zby.
- Nie moesz zaprzecza temu, co wynika z raportu - przy
pomniaa mu surowo.
- A co z niego wynika? - zapyta z gniewem Ran. - To
raport i kosztorys prac w plebanii. Prac, ktre wykonaem na
wasny koszt. Dostaa te dokumenty tylko dlatego, e zapo
mniaem je odczy od reszty, gdy robiem kopie dla ciebie...
- Wykonae prace przy plebanii na wasny koszt? - zapy
taa z niedowierzaniem.
Zacisn wargi w wsk kresk.
- Moe chcesz zobaczy rachunki? - zapyta wyzywajco.

68

- Tak, chc - odpara, nie pozwalajc mu si zastraszy,


mimo e czua silny rumieniec na policzkach na myl o tym,
jak gupi min zrobi, gdy Ran rzeczywicie przedstawi jej
rachunki.
- Pani Elliott powiedziaa mi, e wychodzisz dokd na
kolacj.
Sylvie gapia si na niego, zbita z tropu nag zmian tematu.
- Tak. Owszem - potwierdzia.
- W promieniu wielu kilometrw nie ma tu przyzwoitej
restauracji - oznajmi. - A ju na pewno w adnej nie podaj
wieego ososia. Zawsze go uwielbiaa.
- Moe zmieni mi si gust - zauwaya wyniole, po czym
zaraz dodaa: - Inaczej ni tobie...
Zmarszczy brwi, a ona wyjania sodko:
- Widziaam twoj... przyjacik. Wpada na plebani, gdy
wychodziam. Jestem pewna, e z wielk ochot zje z tob o
sosia - powiedziaa chodno. - A wracajc do tych rachun
kw...
Zadraa z lku, widzc gniewny bysk w jego oczach, ale
szybko si opanowaa. W kocu do jej obowizkw naley pil
nowanie, eby trust nie zosta oszukany... przez nikogo.
- Oczywicie - odpowiedzia oficjalnym tonem, przechyla
jc gow w gecie pokonanego, ale zaraz, gdy tylko odetchna
z ulg, posa jej niebezpiecznie przebiege spojrzenie i powie
dzia cicho: - Ale obawiam si, e bdziesz musiaa je obejrze
dzi wieczorem, bo jutro rano mam umwione spotkanie w in
teresach, a potem wyjedam prawdopodobnie na kilka dni...
- Ze swoj... przyjacik?
Sylvie gryza palce z rozpaczy, e co takiego si jej wyrwa
o. Te zdradliwe sowa wymkny si, zanim zdya je po-

69

wstrzyma. Sprawiy, e Ran, ktry odwraca si od niej, wrci


do poprzedniej pozycji i wolno zmierzy j wzrokiem od stp
do gw, po czym zapyta cicho:
- Jeli chodzi o Vicky, to chyba to nie twoja sprawa... ani
trustu?
Zapdzi j w kozi rg i wiedziaa o tym. Bez wtpienia do
obowizkw przedstawiciela trustu nie naleao wypytywanie
byego waciciela posesji o ycie osobiste. Potwornie si wsty
dzia, e co takiego si jej wyrwao.
- Jeli chcesz zobaczy rachunki za prace na plebanii, Sylvie, to moesz to zrobi dzisiaj wieczorem - powtrzy z oy
wieniem. - Powiedzmy o wp do dziewitej?
Zanim zdya cokolwiek powiedzie, ju go nie byo.
Dopiero dziesi minut pniej, gdy odgos silnika jego land-rovera zamilk w oddali, Sylvie zebraa si w sobie i wrcia
do pracy. Rozsdek podpowiada jej, e ich antagonizm zaczyna
przeszkadza jej w pracy. Zwykle radzia sobie zrcznie nawet
z najbardziej marudnymi klientami, ale emocje nie pozwalay
jej teraz si wycofa. Jeli mu nie ufaa, podejrzewaa go o co,
miaa wite prawo robi to, co robi.
Lecz czy miaa wite prawo oskara go o prb zdefraudowania pienidzy trustu?
Zacza skuba zbami doln warg. Jeli si pomylia i jeli
Ran uzna za stosowne poskary si Lloydowi...
Bya w jednym z licznych, niewielkich pomieszcze na gr
nych pitrach Haverton Hall. Stara kurz pokrywajcy okno
i wyjrzaa na zewntrz, na rozcigajce si dookoa tereny. Wi
dziaa rzek, w ktrej zapewne Ran zowi ryb. Rzeka ta wia
si leniwie dugimi zakolami przez park otaczajcy dom. Cho-

70

cia tereny w Derbyshire bardzo rniy si od krajobrazu wok


domu Alexa, niepokojco atwo przychodziy jej na myl te
niezliczone, szczliwe godziny, ktre spdzia jako moda
dziewczyna z Alexem i Ranem, gdy przygldaa si ich pracy,
pomagaa owi ryby, a pniej uczya si od nich potrzebnych
w terenie umiejtnoci.
Jednym z sugerowanych przez Rana sposobw zarobienia na
siebie przez Haverton Hall byo wynajmowanie rezydencji kor
poracjom czy organizacjom, ktre mogyby tu urzdza polo
wania i poowy ryb. Trust trzyma si jednak zasady, e na jego
terenach zwierzyna nie moe gin tylko dla sportu - za tam,
gdzie byo to konieczne, stosowa surowe reguy odstrzau. Ka
dziono za to nacisk na umiejtno tropienia zwierzt po to, eby
je podglda, a nie zabija. To by warunek, przy ktrym upie
raa si ona sama i przekonaa do niego czonkw zarzdu.
Zmarszczya nieco czoo, teraz, gdy przypomniaa sobie, jak
Ran wytumaczy jej po raz pierwszy, e nie trzeba zabija, eby
cieszy si tradycyjnym polowaniem.
Sylvie nadal mylaa o Ranie, gdy jaki czas pniej, po
wyczerpujcej jedzie przez praktycznie niezamieszkane tereny
otaczajce rezydencj, napotkaa zaledwie trzy wioski, z kt
rych w adnej nie byo restauracji.
W maym pubie w ostatniej z nich waciciel pokrci gow,
gdy zapytaa o jedzenie i wyjani grzecznie:
- Nie ma tu takiego zapotrzebowania. Mog sprawdzi, czy
zostay jakie kanapki z lunchu.
Sylvie umiechna si blado i podzikowaa. Bya godna,
bardzo godna i cieszya si perspektyw zjedzenia porzdnego,
ciepego posiku przy stole.

71
- Jest takie miejsce koo Lintwell - cign waciciel pubu.
- Tylko e to ponad dwadziecia pi kilometrw std.
Dwadziecia pi kilometrw! Sylvie ju burczao w od
ku. Wbrew swojej woli oczami wyobrani zobaczya ososia
Rana rowego i podanego z przepysznymi ziemniakami
i wieymi warzywami. lina napyna jej do ust.
Byo ju po sidmej. Jeli ma pojecha do Lintwell, zje
co i wrci, to spni si na spotkanie z Ranem, a za nic
w wiecie nie chciaa da mu powodu do stwierdzenia, e brak
jej profesjonalizmu.
Wrcia do samochodu. Bdzie musiaa obej si dzi bez
kolacji powiedziaa sobie stanowczo. Przecie to nie koniec
wiata. Nie umrze z godu.... Och, ale ten oso... Ran si nie
myli. Uwielbiaa ososia.
Dochodzia sma, gdy zaparkowaa przed drzwiami plebanii.
Gd zmieni si w szarpice doznanie, od ktrego bolaa j
gowa i bya rozdraniona. Mam po prostu niski poziom cukru
we krwi powtarzaa sobie surowo. Musz tylko napi si czego
sodkiego.
Moe tylko tego jej potrzeba, ale to nie wszystko, na co ma
ochot. Miaa bowiem ochot na...
Co si ze mn ,do licha dzieje? drwia z siebie, otwierajc
frontowe drzwi. Kobiety w jej wieku snuj fantazje o mczy
znach, a nie o jedzeniu.
sma .Miaa tylko tyle czasu, by wzi prysznic i przebra
si przed spotkaniem z Ranem. Chciaa jeszcze raz sprawdzi
dane liczbowe ,ale jeli jak twierdzi, zapaci sam za te prace
i ma na to rachunki... By moe rzeczywicie za bardzo si
popieszya z oskareniami...
- Sylvie...

72

Zatrzymaa si u podna schodw, syszc gos Rana. Sta


w otwartych drzwiach, kilka metrw od niej.
- Pani Elliott poda kolacj o wp do dziewitej, wic masz
p godziny, eby si przygotowa...
Wiele pyta i tyle samo zaprzecze i argumentw cisno si
na wargi Sylvie, ale jakim sposobem udao si je zdusi. W mgnie
niu oka znalaza si na pitrze. Dopiero wtedy zapytaa sama siebie,
dlaczego nie powiedziaa po prostu Ranowi, e ju jada.
Dlaczego? Gone burczenie w brzuchu byo odpowiedzi na
to pytanie. Mimo to irytowaa j wiadomo, e Ran tak atwo
zgad, e wrcia do domu godna. Ale niech tylko sprbuje to
jako wykorzysta, dam mu porzdn nauczk, postanowia nie
zomnie, biorc prysznic. Przebraa si w dug sukienk z czar
nej dzianiny, wyszczotkowaa wosy i poprawia makija. Zerk
na na zegarek.
Prawie wp do dziewitej! Wzia gboki wdech, spraw
dzia jeszcze raz swj wygld w lustrze i ruszya w stron drzwi
z podniesion gow.
Tylko koneser potrafiby rozpozna, e na prost, niczym
nieozdobion sukienk wydaa prawie ca miesiczn pensj
i kupia j w sklepie jednego z najlepszych nowojorskich pro
jektantw. Niezorientowanych mg zwie prosty krj i spo
sb, w jaki cika tkanina otulaa jej szczup sylwetk. Lecz
nawet najwiksi ignoranci mody musieliby zareagowa przynaj
mniej tak jak Ran, na widok Sylvie schodzcej po schodach,
u stp ktrych na ni czeka.
Nawyka widzie go w stroju roboczym. I moe wanie dla
tego, e taki obraz utrwali si w jej gowie - dinsy i rozpita
kraciasta koszula z podwinitymi rkawami - Sylvie zapomnia
a, jak mski moe by Ran w eleganckim stroju.

73
I mimo e nie posun si tak daleko, by woy garnitur, mia
na sobie dobrze skrojone, ciemne spodnie i nienobia koszul.
Przebra si, eby zje z ni kolacj!
Czemu? Bo dobrze wiedzia, jak jego wygld moe zadziaa
na tak uleg mu kobiet i dlatego, e zamierza wykorzysta
ten fakt, eby rozproszy jej uwag, zmyli j, odcign czuj
no Sylvie od dociekania prawdy na temat rachunkw? A moe
to po prostu wina jej rozszalaej wyobrania? By moe ubra
si tak elegancko nie dla niej, lecz...?
Moe po kolacji wybiera si na spotkanie z inn kobiet?
- Wystarczy nam czasu na drinka przed kolacj, jeli masz
na to ochot - powiedzia spokojnie, lecz Sylvie zauwaya, e
jego spojrzenie zatrzymao si na chwil na mikkiej wypukoci
jej piersi, zanim przenis je na twarz. Jej serce zaomotao
gwatownie.
- Nie... Dzikuj - odmwia, umiechajc si sabo i do
daa: - Generalnie rzecz biorc, uwaam, e alkohol i interesy
to niedobra mieszanka.
Ran wzruszy ramionami, otworzy przed ni drzwi do jadal
ni i przepuci przed sob. Gdy go mijaa, do jej nozdrzy dotar
zapach wieo umytego ciaa, a w reakcji na to jej omoczce
serce nabrao takiego tempa, e poczua bl w piersi.
- Ja... przyniosam ze sob kosztorysy - powiedziaa szyb
ko, unoszc papiery, ale Ran pokrci gow.
- Po kolacji - mrukn i doda, parodiujc Sylvie: - Ja, ge
neralnie rzecz biorc, uwaam, e dobre jedzenie i kiepskie
porozumienie to niedobra mieszanka.
Kiepskie porozumienie? Sylvie posaa mu karcce spojrze
nie i zaja krzeso, ktre dla niej odsun.

74

oso by dokadnie tak pyszny, jak sobie wyobraaa. Po


dobnie jak pudding domowej roboty podany ze wie mietan.
Ser, ktry zjedli na kocu, pochodzi z miejscowej mleczarni,
o czym poinformowa j Ran. Doda te, e zastanawia si, czy
nie zaj si produkcj serw, ale uzna, e koszty takiego przed
siwzicia s za due.
Taka kolacja sam na sam z Ranem kiedy bardzo by j pod
niecia. Oczywicie, wtedy nie doceniaby samego posiku, bo
jej wyobrani nkayby obrazy tego, bo bd robi razem po
kolacji...
- Poprosiem pani Elliott, eby podaa kaw w bibliotece...
Konkretny, oficjalny ton gosu Rana wdar si w jej myli.
Sylvie odsuna je na bok, przypominajc sobie, po co tu jest.
- To jest oddzielny kosztorys prac na plebanii, a to rachu
nek, jaki mi za nie wystawiono.
Sylvie zacisna usta. Pragna, eby jej do nie trzsa si
tak zdradziecko, gdy braa od Rana dokumenty i je studiowaa.
Bya wcieka na siebie, e sama mu si podoya.
Spojrzaa na dat na grze rachunku. Nie zamierzaa si
jeszcze poddawa. Wstaa i oddaa papiery Ranowi.
- To, co widz, to po prosu podpisany rachunek, Ran.
- Z niego wynika, e faktura zostaa zapacona kilka tygodni
temu... - wyjani Ran.
- Wynika, e wystawiono j kilka tygodni temu - upieraa
si. - Z mojego dowiadczenia wiem, e data moga by wpisana
w zeszym tygodniu... albo... - Zamilka znaczco, po czym
dodaa z triumfalnym umiechem: - Albo nawet dzisiaj.
Ju miaa odej, gdy Ran j zatrzyma, chwyci za rk
i zmusi do obrcenia si do niego twarz. Po czym zawoa:

75
- Czy ty naprawd prbujesz mnie oskara o sfaszowanie
tego rachunku? Na lito bosk, Sylvie, za kogo ty mnie masz?
Zignorowaa jego pytanie i spojrzaa na do zacinit na
jej ramieniu.
- Pu mnie, Ran - zadaa lodowatym tonem.
- Puci ci...? Czy ty sobie zdajesz spraw z tego, co m
wisz, o co mnie oskarasz? Nie jeste ju nastolatk, Sylvie, jeli
to jest jaka naiwna prba...
- Nie jestem - przerwaa mu z wciekoci. - Jestem
przedstawicielk trustu Lloyda Kelmera w Haverton Hall i mo
im zadaniem jest ochrona jego interesw i inwestycji. Jeli mi
si wydaje, e kto, ktokolwiek, prbuje oszuka trust czy na
duy jego pienidzy, to moim zadaniem jest...
- Twoim zadaniem... - Ran zamia si okrutnie. - Bardzo
jeste szlachetna jak na kogo, kto dochrapa si swojego stano
wiska przez ko szefa...
Chwila pauzy i zaraz potem czysta wcieko i uraona ko
bieca duma uderzyy w Sylvie z si pioruna. Zareagowaa na
tychmiast w jedyny, znany kobiecemu instynktowi sposb.
Uniosa rk i wymierzya Ranowi policzek.
Sylvie nie wiedziaa, ktre z nich byo bardziej wstrznite
- ona czy Ran. Przez chwil oboje stali nieruchomo i patrzyli
sobie w oczy. Sylvie czua, jak szybko bije jej serce. Na sma
gym policzku Rana widziaa biay, z wolna nabiegajcy krwi
lad swojej doni. W jego oczach za dostrzega mciw, msk
wcieko. Za pno, by aowa swojego zachowania albo
odwrci si na picie i uciec. Ran nadal trzyma j za rami,
a gdy prbowaa si wyszarpn, pocign j do siebie. W jego
oczach lnia lepa furia.
Zanim to nastpio, Sylvie wiedziaa, co si zaraz stanie. Ju

76

zamykaa oczy i szeptaa bezradne nie", gdy poczua na swoich


wargach jego twarde, aroczne usta.
Taki pocaunek, wymierzony jako kara, z mskiej potrzeby
dominacji, to byo co, co zdecydowanie nie miecio si w jej
dowiadczeniach. Jej ciao nie wypracowao sobie odruchw
obronnych przeciw czemu takiemu, nie wiedziaa, jak sobie
z tym radzi. Przeszy jej dreszcz paniki i gniewu. Ale w kocu
bya nowoczesn kobiet. Gwatownie oddaa gniewny pocau
nek Rana. A on ju domaga si dostpu do jej ust nie delikatn
pieszczot kochanka, lecz si wojownika, zwycizcy. Sylvie
prbowaa si uchyli, ale trzyma j mocno. Kada prba uwol
nienia si powodowaa, e bya jeszcze bliej Rana. Nie prze
stawaa jednak walczy. Piciami okadaa jego tors, a potem,
gdy to nie przynioso adnego rezultatu, zatopia paznokcie
w jego barkach.
- Ty maa jdzo - usyszaa szept Rana. Chwyci j za rk.
- Moe twj podstarzay kochanek potrzebuje takiej stymulacji,
moe musisz go drapa w plecy do krwi, kiedy si z nim ko
chasz, ale ze mn jest inaczej.
Wstrznita jego sowami, Sylvie zesztywniaa.
Lloyd nie by jej kochankiem, ale to nie miao znaczenia;
Ran zrani j tym, co powiedzia. Nagle wygas w niej cay
gniew. Poczua, e do oczu napywaj jej zy. Ran odsun si,
eby na ni popatrze, a ona wykorzystaa to i wyrwaa si
z jego obj. Ruszya szybko w stron drzwi.
Zaskoczony Ran zawoa j, po czym poszed za ni do holu
i patrzy, jak znika na schodach. Czy powinien za ni pj,
przeprosi j, wyjani? Nie mia powodu wspomina o Lloy
dzie. Jej zwizek z innym mczyzn to w kocu jej sprawa.
Przez moment ostre paznokcie wbite w jego skr przez tkanin

77

koszuli wywoay u niego tak silne pragnienie dotknicia jej


nagiego ciaa, rozkoszowania sijej zapachem, smakiem skry.
Gdyby mona byo cofn czas... Ale jaki sens ma zastanawia
nie si nad tym, powracanie do dawnych wspomnie, dawnych
bdw?
Zrobi to, co wtedy wydawao mu si najbardziej suszne.

ROZDZIA SZSTY

Sylvie spojrzaa ze znueniem na podwietlan tarcz swo


jego zegarka. Wp do drugiej! Leaa bezsennie przez ostatni
godzin, uparcie starajc si przywoa sen, nie zgadzajc si na
to, by zawadny ni myli, by zmusiy j do wspomnie.
Bya zbyt podniecona, za bardzo baa si zasn na wypadek,
gdyby... Gdyby co? Przyni si jej Ran?
Spojrzaa przez pokj na biurko stojce przy oknie. Jedna
z maych przyjemnoci ycia na wsi polegaa na tym, e nie
trzeba byo zaciga zason na noc. Nie byo nic, co Sylvie
przedkadaa nad widok nocnego nieba.
Gdy jej matka wysza za ojca Alexa i przeprowadziy si do
jego rodzinnej posiadoci, na pocztku obezwadnia j cie
mno wielkiego domu. To Ran odgad, e mcz j lki, po
tym, jak napotka j tamtej nocy, gdy lunatykowaa. Ran, ktry
na weekend zatrzyma si w gwnym budynku, a nie w swoim
domku, eby si ni opiekowa pod nieobecno matki. I to on
zaprowadzi j nie do jej ka, ale do swojego pokoju, da co
gorcego do picia, rozmawia z ni i pokaza teleskop, ktrego
uywa do ogldania nocnego nieba.
Obok lecej lornetki uywa do innych, bardziej przyzie
mnych celw. Do niego, jako zarzdcy, nalea obowizek pil
nowania, czy gdzie nie pojawili si kusownicy. Ran nie ba si
nocy i to on pokaza Sylvie jej wyjtkowe pikno. To Ran

79

zabiera j w teren, eby popatrzya na bawice si mode bor


suki, czym rozgniewa jej matk. Sylvie szybko odsuna od
siebie te myli. Skoro nie moga spa, to powinna popracowa;
to bardziej poyteczne ni pogranie si w mylach o Ranie.
Jej wargi wci byy lekko obrzmiae od jego pocaunkw.
Zaczy j pali policzki na wspomnienie uwagi Rana, e Lloyd
jest jej kochankiem.
Co by powiedzia, gdyby si dowiedzia, e miaa tylko jed
nego kochanka w yciu i e by to mczyzna, ktry jej tak
naprawd nie chcia i ktrego musiaa namawia, baga o pj
cie z ni do ka, mczyzna, ktry jej powiedzia, e jej nie
kocha i e to, co midzy nimi zaszo to pomyka, bd, o ktrym
najlepiej zapomnie?
Nie! Nie! Nie! Sylvie ze zoci zakrya twarz domi, ale
byo ju za pno; nie da si teraz stumi tych wspomnie.
Bya ju wtedy na uniwersytecie, na ktry posza do nie
chtnie. Jej modziecze uczucie do Rana byo tak intensywne,
a podanie tak silne, e nie bya w stanie znie myli o jakim
kolwiek oddaleniu od niego. W kadej wolnej chwili, pod ka
dym pretekstem chciaa by z Ranem. Jako przybrana siostra
Alexa bez problemw moga spdza wolny czas w jego po
siadoci, przycza si do grupy miejscowych nastolatkw
pomagajcych Ranowi w jego pracach, co dawao jej okazj do
bycia blisko niego. Ran nie zdawa sobie sprawy z jej uczu,
cho robia, co moga, eby mu je okaza.
A potem byo to popoudnie, gdy wpada do botnistego
stawu, ktry wanie czycili. Ran wycign j i wyszczerzy
zby na widok jej ubrania i wosw.
- Musz si wykpa - powiedziaa z grymasem.
- Wykpa si? - rozemia si Ran. - Nie ma mowy, eby

80
gospodyni Alexa wpucia ci w takim stanie do domu. Lepiej
zabior ci do mojego domku i spucz wod z wa, a dopiero
potem zawioz do domu. W przeciwnym wypadku oboje b
dziemy mieli kopoty.
Jego domek... Jak ona wtedy zadraa na t myl, wyobra
ajc sobie nie prozaiczn operacj czyszczenia, o ktrej wspo
mnia Ran, ale co zdecydowanie bardziej intymnego. Ona
w wannie penej gorcej wody, podczas gdy Ran j namydla...
- Co jest? - zapyta i zmarszczy brwi. - Zrobia si bardzo
czerwona. le si czujesz?
le... Bya chora z mioci, z tsknoty do niego, lecz take
zbyt naiwna i niemiaa, eby powiedzie to gono. Zamiast
tego pokrcia gow, posusznie wsiada do jego wysuonego
land-rovera i pozwolia si zawie do maego domku Rana.
Zmysowa intymno, ktr w sobie tak awo wzbudzia,
okazaa si wanie tym - fantazj.
Ran kaza jej zdj ubranie na maej werandzie, surowo
przypomnia, eby zasonia si rcznikiem i wtedy go zawoaa.
- Wsadz twoje rzeczy do pralki. Gospodyni Alexa by mnie
zabia, gdyby je zobaczya. Id na gr wzi szybki prysznic.
Bdziesz musiaa wrci do domu w moim ubraniu.
Przyszed po chwili, gdy go zawoaa i zbiera z podogi jej
rzeczy do prania. Zamar, gdy wzi do rki jej biae majteczki.
Zarumienia si widzc, jakie mae si wydaj w mskiej doni.
Ran przyglda si im z uniesionymi brwiami.
- Nie martw si... Mog i do domu bez nich; to nie ma
znaczenia... pod dinsami - mrukna Sylvie, zbyt niewinna
i moda, eby zrozumie, jak prowokacyjnie zmysowe jest cho
dzenie bez bielizny pod ubraniem, zwaszcza, gdy to ubranie,
a konkretnie dinsy, naley do niego, a nie do niej.

81

- Nie ma problemu. Zdaje si, e mam co odpowiedniego


- stwierdzi lakonicznie Ran.
Bya moda i naiwna, ale nie a tak, by nie wiedzie, skd
mogy si u niego wzi liczne, koronkowe figi. I wiadomo,
e musiay nalee do innej kobiety rzucia cie nie tylko na ten
dzie.
Kiedy podsuchaa, jak Alex artowa z Ranem na temat
jego skonnoci do starszych kobiet.
- Nie jestem materiaem na ma - odpar Ran. - Ale na
zakonnika te nie - przyzna uczciwie. aden z nich nie mia
pojcia, e Sylvie stoi przy drzwiach do biblioteki i podsuchuje.
- Dlatego odpowiada mi kobieta, ktra zna ycie, ktra bya
matk i wie, e nie dla niej kolejne zwizki.
Sylvie nie bya w stanie ukry swojej mioci do Rana. Przed
wyjazdem na studia waciwie wyznaa mu uczucie, ale on
stanowczo je odrzuci, tak samo jak odrzuci jej ciao.
Zauwaya to jeszcze raz, na boonarodzeniowym przyjciu
u Alexa. Jej matka krcia nosem na tak prowincjonaln rozry
wk. Sylvie bya zdecydowana zmusi Rana do tego, eby z ni
zataczy i pocaowa j witecznie.
Miaa na sobie now sukienk i szpilki. Upia wosy w kok
i zrobia sobie makija. Gdy zesza na d, Alex spojrza na ni
z czuym rozbawieniem, ale w oczach Rana nie byo czuoci.
Zdj jej ramiona zarzucone sobie na szyj i odmwi pocaun
ku, o ktry go bagaa. Dopiero po wypiciu trzech kieliszkw
wina zdobya si na odwag, eby do niego podej. Czua zy
napywajce do oczu, gdy odsun j od siebie i odwrci si do
niej tyem.
- Ran, prosz ci... - bagaa, ale j zignorowa. Kamienna
twarz, puste oczy. Odwrci si i odszed.

82

Jakby tego byo mao, bl serca i ponienie doznane tego


wieczora pogbio si jeszcze bardziej, gdy nieca godzin
pniej zobaczya Rana taczcego z niedawno rozwiedzion
on jednego z dzierawcw Alexa. Przytula j mocno do sie
bie, pieci w sabym wietle, nachyla gow i caowa z ami
c serce Sylvie namitnoci, a potem wyprowadzi swoj to
warzyszk na zewntrz.
Pniej powtarzaa sobie naiwnie, e Ran nie chcia jej
skrzywdzi, prawdopodobnie nadal uwaa j za dziecko a nie
kobiet. Tym sposobem wytrwaa przy swoich iluzjach.
Przez cay pierwszy rok studiw staraa si znienawidzi
Rana, ale bardzo za nim tsknia, nia o nim, wyrywaa si do
niego, powtarzaa sobie, e nadejdzie dzie, gdy to si zmieni,
e ktrego dnia on spojrzy na ni z mioci.
Nie chciaa umawia si z chopcami poznanymi na wyka
dach, pojawiaa si na imprezach studenckich tylko dlatego,
eby koleanki jej nie dokuczay. Z natury bya towarzyska,
cho nikt nigdy nie znaczy dla niej tyle, ile Ran. Zawara kilka
znajomoci z rnymi chopcami. Polubia szczeglnie jednego
z nich; cichego i niemiaego Davida, ktry poszed na studia
pod presj rodziny. By najmodszym dzieckiem. Oczekiwano
od niego, e pjdzie w lady starszych braci i sistr. Wszyscy
skoczyli studia z wyrnieniem.
- A co tak naprawd chciaby robi? - zapytaa go Sylvie.
- Malowa - odpar krtko.
Gdy odkrya, e David bierze narkotyki, nie bya tym spe
cjalnie zszokowana, cho zasmucona. W kocu narkotyki byy
nieodczn czci studenckiego ycia, ale ona trzymaa si od
nich z daleka.
To David namwi j na udzia w haaliwej imprezie, na

83

ktrej poznaa Wayne'a. Domylia si, e Wayne dostarcza


kolegom narkotyki, ale naiwnie uznaa, e to tylko wspania
omylny czowiek, ktry ma kontakty i e to jego przyjaciele
naciskaj, eby zaatwia im uywki. Nie mwic tego wprost,
Wayne da jej do zrozumienia, e nale do tego samego gatun
ku, s jednostkami wyrniajcymi si w tumie. Jego wyrafi
nowanie przypominao jej w jaki dziwny sposb Rana. Moe
dlatego, e, tak jak Ran, Wayne by starszy od niej i jej znajo
mych. Z pewn zazdroci suchaa o jego planach spdzenia
lata z grup ekologw podrujcych po kraju.
Sylvie zawsze bya idealistk, a sposb, w jaki Wayne opisa
t grap ludzi oddanych walce z niszczycielami rodowiska,
sprawi, e rozwino si u niej poczucie solidarnoci z nim i
z grup, do ktrej nalea.
Rwnie wane byo to, e Wayne zdawa si rozumie jej
problemy z przekonaniem matki o swojej dorosoci.
- Moja matka to snobka - powtarzaa Wayne'owi ze smut
kiem, marszczc nos.
- W takim razie nie spodobabym si jej - odpar.
Sylvie zaprzeczya ruchem gowy, ale w gbi ducha musia
a mu przyzna racj. Zwierzya si Wayne'owi z tego, jak
niezrcznie si czsto czuje z powodu swojego uprzywilejowa
nia. Alex dawa jej kieszonkowe, a matka nieustannie wpada
a do niej z wizytami i robia szum, e nieodpowiednio si
odywia i ubiera. Matka nie chciaa nigdy, eby Sylvie po
sza na studia. Zaamywaa rce nad faktem, e dziewczta takie
jak Sylvie nie maj ju sposobnoci waciwego wejcia
w wiat". To Alex nalega, eby posza na uniwersytet. Po
wtarza, e ju najwyszy czas, eby dorosa i zdecydowaa, co
chce robi.

84

Niedugo po otrzymaniu kieszonkowego Wayne poprosi j


o poyczk. Oczywicie, zgodzia si. W kocu by jej przyja
cielem. ..
A potem, gdy ju daa mu pienidze, o ktre prosi, okazao
si, e musi kupi jakie nowe podrczniki. Zapomniaa te
o uregulowaniu rachunku za wynajem maego mieszkania.
Musiaa zadzwoni do Alexa, eby poprosi go o zaliczk
na poczet pienidzy z przyszego miesica. Czua si nie
zrcznie, ale po krtkiej pauzie wyjania, e poyczya pieni
dze przyjacielowi. Odpar na to cicho, eby si niczym nie
martwia.
Zaoya, e przyle jej czek. W tym samym momencie spad
y jej na gow powaniejsze od braku pienidzy kopoty. Jej
przyjaciel, David, zmar. Straci przytomno na szalonym przy
jciu, skd zabrano go do szpitala. Na ratunek byo ju jednak
za pno.
Jego rodzina zabraa ciao do domu, eby go w swojej miej
scowoci pochowa. Dali jasno do zrozumienia, e nie ycz
sobie obecnoci na pogrzebie jego kolegw ze studiw.
- Obwiniaj nas o to, co si stao - powiedzia rozgniewany
kolega do Sylvie. - To oni s winni. David nigdy nie chcia i
na studia.
Sylvie bya zbyt wytrcona z rwnowagi, eby jako zare
agowa, gdy Wayne poprosi j o kolejn poyczk. By kapry
ny i rozdraniony, kpi z jej zasad, drwi z naiwnoci oraz nie
winnoci.
Sylvie czua si zraniona, ale nie powiedziaa ani sowa.
Wiedziaa, e Wayne wkrtce wyjedzie z miasta razem z eko
logami, ktrzy ju powoli rezygnowali z pierwotnego pomysu
walki przeciw budowie autostrady, a chcieli pojecha bardziej

85
na poudnie, eby doczy do innej grupy, starajcej si prze
kona rzd do oddania miejscowej spoecznoci terenw wcze
niej nalecych do wojska.
- Jed z nami - powiedzia Wayne, a potem rozemia si
szyderczo i doda: - Ale nie, oczywicie, e nie pojedziesz...
Mamusi by si to nie spodobao, prawda?
Sylvie nic na to nie powiedziaa. Wci nie otrzsna si
z odrtwienia po mierci Davida. ycie studenckie, ktre na
pocztku stanowio dla niej synonim wolnoci..., na ktre li
czya, e wprowadzi j bez wysiku w dorose ycie, okazao si
zdecydowanie bardziej bolesne i trudniejsze, ni sobie wy
obraaa.
Schuda i stracia nadziej. Stracia te zapa do nauki.
Byo gorco i duszno, od wielu dni burza wisiaa w powie
trzu. Przydaaby si porzdna ulewa, pomylaa pewnego wie
czora, gdy wrcia do swojego mieszkanka. Nie bya godna,
a perspektywa wieczora spdzonego nad ksikami w ogle jej
nie pocigaa. Tsknia za Davidem i ich rozmowami. A jeszcze
bardziej brakowao jej Rana.
Dzie by tak upalny, a w mieszkaniu tak duszno, e
wzia prysznic, eby si troch ochodzi. Na nagie ciao wo
ya star, bawenian koszul, ktra kiedy naleaa do Alexa.
Bya zbyt wyczerpana i ospaa, by nawet myle o czymkol
wiek. P godziny pniej pojawi si Wayne z butelk wina.
Nalega na otwarcie jej, mimo e powiedziaa mu wyranie, i
nie chce pi. Ostatecznie atwiej byo ustpi, ni si z nim
kci. Jednak narkotyku, ktry jej proponowa, odmwia sta
nowczo.
- Poczstuj si - zachca j, ale Sylvie zwrcia uwag, e
sam niczego nie zay.

86
- S jakie szanse, eby poyczya mi pienidze? - zapyta
kilka minut pniej, gdy siedzia rozparty wygodnie na jej maej
sofie i przyglda si, jak ona prbuje zabra si do nauki.
W jego oczach byo co, co sprawiao, e czua si nieswojo
i to nie tylko dlatego, e nie moga poyczy mu pienidzy; nie,
chodzio o co innego. Nagle zyskaa krpujc wiadomo
wasnej nagoci pod koszul Alexa.
- Przykro mi, ale nie mog... w tej chwili - przepraszaa.
- Czekam na czek od Alexa, Wayne. Suchaj, nie chc by
niegocinna, ale mam duo pracy...
- Chcesz, ebym wyszed...
- Jeli nie masz nic przeciwko temu - przyznaa si i skina
rk w stron ksiek rozoonych na stoliku przed ni.
Przez chwil mylaa, e Wayne bdzie prbowa j przeko
na, ale, na szczcie, tego nie zrobi. Ruszy prosto do drzwi.
Nie moga si doczeka, eby sobie poszed, wic odprowadzia
go. Gdy otworzya drzwi, zobaczya, e niedaleko stoi znajomy
land-rover. Serce zatrzepotao jej w piersi. Jakby uwiadamiajc
sobie jej dekoncentracj, Wayne chwyci j nagle, pchn na
drzwi i pocaowa gwatownie.
Sylvie natychmiast zacza go odpycha, ale nie zdoaa za
pobiec temu, by zobaczy ich Ran, ktry wanie wysiad z sa
mochodu i szed w ich kierunku.
Na szczcie w tym momencie zadzwoni telefon Wayne'a.
Z miejsca ruszy do swojego samochodu.
Ran si zblia, a Sylvie moga tylko sta i patrze.
- Ran! - zawoaa sabo, gdy znalaz si koo niej. - A to
niespodzianka. Nie wiedziaam... Nie spodziewaam si...
- Najwyraniej nie - odpar szorstko Ran, gdy j wymin,
wszed do maego przedpokoju i zamkn za sob drzwi. Zaraz

87

doda z ironi: - Przykro mi, e zjawiem si w tak nieodpo


wiednim momencie, cho co mi mwi, e byoby jeszcze go
rzej, gdybym przyjecha, powiedzmy, p godziny temu.
Sylvie oblaa si rumiecem, gdy dotaro do niej, co ma na
myli. Ran uwaa, e ona i Wayne wanie zakoczyli miosne
spotkanie.
- To nie... My nie... Wayne to tylko przyjaciel... - zdoaa
w kocu wykrztusi z siebie co na obron.
Ran unis brwi.
- Przyjaciel! Powiedz mi, Sylvie, czy czsto przyjmujesz
przyjaci ubrana w ich koszul?
- To nie jest koszula Wayne, tylko Alexa - zaprotestowaa.
Co Ran tutaj robi? Dlaczego do niej przyjecha? Serce zao
motao jej gorczkowo.
- Alexa? - Ran przyglda si jej ze cignitymi brwiami.
- Tak... Ja... lubi j nosi... Przypomina mi dom... Alexa
i ciebie. Tskni za wami - powiedziaa miao i wstrzymaa
oddech, czekajc na jego reakcj.
Musi by jaki powd jego pojawienia si tutaj i reakcji na
obecno Wayne'a. Czy udzi si nadziej, mylc, e pod jego
gniewem kryje si odrobina zazdroci? Bya teraz kobiet, a nie
dzieckiem i...
- Dom? - Gos Rana wdar si w jej coraz bardziej rozbu
chane nadziej myli. - Twoja matka nie byaby zadowolona
z tego, e nazywasz Otel Place domem.
Sylvie zagryza warg. Matka rzeczywicie nie tolerowaa
jej wizi z Otel Place i wolaaby, eby jej crka bya, jak ona
sama, entuzjastk ycia w miecie.
- Jestem ju dorosa - stwierdzia odwanie. - Sama podej
muj decyzje.

88

- Widz... Jedn z nich jest zabawianie si z przyjacimi,


co, Sylvie? Tylko w koszuli Alexa...
Policzki j paliy. W jego gosie nie byo ju ladu zazdroci,
tylko znajoma, braterska nuta potpienia.
- Nie., nie spodziewaam si Wayne'a. Byo mi gorco.
Wziam prysznic i...
- Wayne'a... Czy to ten przyjaciel, ktremu poyczya po
ow swojego miesicznego kieszonkowego? - zapyta.
Sylvie zblada. Alex najwyraniej wszystko Ranowi powie
dzia.
- Ja... On wszystko mi odda - bronia zarwno Wayne'a,
jak i siebie.
- Najwyraniej wszystko si pozmieniao od czasu, gdy ja
studiowaem - stwierdzi krytycznie. - Wtedy to mczyzna
zabiega o wzgldy dziewczyny, stara si o ni. Nie zdarzao
si, eby kobieta musiaa proponowa pienidze, eby zwrci
na siebie uwag.
Sylvie wbia si w niego wzrokiem. Nie bya w stanie stu
mi wstrzsu i blu, jaki wywoay jego sowa.
- To nie tak... Nie zabiegam o wzgldy Wayne'a. Ja nie...
Zamilka nagle i odwrcia od niego wzrok. Jak ma powie
dzie Ranowi, e jej na tym nie zaley, jak nie zdradzi swoich
uczu do niego? Teraz patrzy na ni w koszmarnie cyniczny
sposb, wykrzywiajc drwico wargi.
- Alex prosi mnie, ebym przyjecha - oznajmi, gdy Sylvie
milczaa. - Musia wyjecha w interesach, ale chcia, ebym
przywiz ci ten...
Mwic to, Ran wyj z portfela czek i go poda.
Sylvie przekna lin.
- Moge wysa mi go poczt - powiedziaa cicho.

89

- Alexowi zaleao na dorczeniu ci go do rk wasnych.


- Przebye dalek drog... Moge... Czy masz ochot si
czego napi... Co zje...?
- Kawa by mi dobrze zrobia - odpar, idc za ni do jej
maego saloniku.
Butelka wina przyniesiona przez Wayne'a nadal staa na
stoliku. Jej kieliszek by pusty. Sylvie dostrzega w oczach Rana
bysk, ale wymin j i podszed do biurka.
Drewniany blat oddziela przestrze salonu od maej kuchni.
Opar si o niego, podczas gdy ona krztaa si, przygotowujc
kaw dla nich obojga.
- Stracia na wadze - powiedzia nagle Ran, gdy w kocu
podaa mu jego kubek. - Ten przyjaciel nie daje ci niczego, poza
seksem, prawda, Sylvie?
Gdy znaczenie jego sw do niej dotaro, Sylvie odstawia
wasny kubek z kaw. Zarumienia si z oburzenia.
- Nie bior narkotykw, jeli to miae na myli - powie
dziaa z gniewem. - Nie jestem a taka gupia, Ran.
Zamkna na moment oczy. Myl o Davidzie i jego zmarno
wanym, modym yciu, sprawiaa jej bl. Nie, nigdy nie signie
po narkotyki. Byo jej przykro, e Ran ma co do tego wtpli
woci.
Podniecenie i rado, jakie czua wczeniej, znikny, wypa
roway, wypaliy si w gniewie na Rana. Nagle poczua si
zmczona.
Jej oczy napeniy si zami. Odruchowo wycigna rk,
zacisna palce na mikkiej tkaninie jego koszuli i poprosia
z rozpacz:
- Ran, dlaczego midzy nami musi tak by? Dlaczego... nie
moemy by przyjacimi?

90
- Przyjacimi? - Cofna si, syszc gorycz w jego gosie.
- A jakiego rodzaju przyja mi proponujesz, Sylvie? Tak, jaka
czy ci z przyjacielem, ktry wanie wyszed? Co jest? Czy
by nie zaspokaja ci w ku? Potrzebny ci kto, do kogo mo
gaby go porwna? Bo jeli tak...
Sylvie miaa ju do.
- Nie to miaam na myli! - krzykna. - Nienawidz ci,
Ran... Nienawidz - powiedziaa przez zy. Zwyciyo w niej
dziecko, jakim staraa si ju nie by, wic zacza okada go
piciami, rozpaczliwie prbujc przeama barier, jak
wznis midzy nimi.
- Przesta, Sylvie.
Gdy unieruchomi jej pici, uwiadomia sobie, co robi.
Zawstydzona, chciaa odwrci od niego wzrok. On nagle wsu
n do w jej wosy i nachyli gow tak nisko, e czua jego
gorcy oddech na twarzy, wargach...
Wstrzs wywoany dotykiem ust Rana sprawi, e w jednej
chwili Sylvie zapomniaa o wszystkim, co usyszaa przed chwi
l. Przepeniaa j tylko mio do niego!
Instynktownie przysuna si bliej i otworzya si na po
caunek, odpowiedziaa na niego z radoci i namitnoci,
naiwnie wierzc, e pomimo tego, co si stao, musi mu cho
troch na niej zalee; nie caowaby jej, gdyby byo inaczej,
prawda?
Przywara do niego caym ciaem i zadraa z rozkoszy w re
akcji na jego blisko.
- Ran!
Wyszeptaa jego imi bagalnie. Poczua, jak przeszy go
dreszcz. Pocaowaa go. W odpowiedzi jego donie przesuny
si zaborczo po jej ciele, w d plecw, dookoa talii, a potem

91

niej. Powoli tracia kontrol nad swoimi emocjami i fizyczn


reakcj na jego blisko.
Jej ciao pono dziewiczym oczekiwaniem. To, co si mi
dzy nimi dziao, zbijao j z ng. Z ochot poddawaa si jego
dominacji. Chciaa go widzie, dotyka, smakowa, wchania
kadym zmysem. Potrzebowaa go, pragna sta si jego cz
ci; stopi si z nim w miosnej gorczce.
Z cichym jkiem oderwaa si od niego, caa drca, spojrzaa
mu w oczy i powiedziaa bagalnym tonem:
- Ran... Nie tutaj... Chc... We mnie do ka... - wy
szeptaa, rumienic si z powodu bezporednioci swojej
proby.
W jej oczach lnia duma. Dlaczego miaaby si wstydzi
tego, e tak bardzo go kocha? W kocu to on j pocaowa...
Wzi w ramiona...
Nie czekajc na jego odpowied, odwrcia si i bardzo,
bardzo wolno ruszya w stron sypialni.
Potem odwrcia si jeszcze raz i spojrzaa na niego bagal
nie.
Nadal sta tam, gdzie go zostawia. By nienaturalnie blady,
a w oczach pono mu podanie.
Szybko odwrcia wzrok, zebraa si na odwag i rozpia
guziki koszuli, po czym zrzucia j na podog.
Staa nieruchomo, naga, a Ran patrzy na ni w milczeniu.
Przyszo jej do gowy, e to chyba najtrudniejsza rzecz w jej
yciu, ale jakim sposobem to j wzmocnio, dao jej odwag
i sprawio, e poczua si bardzo kobieco.
Oczy Rana zaiskrzyy si dziwnie. Odwrci wzrok.
- Ran...
- SySvie, na lito bosk...

92
Nie zwracajc uwagi na ponury ton jego gosu, odwrcia si
i znikna w sypialni. Kilka chwil pniej wszed tam za ni,
zatrzasn za sob drzwi i poda jej koszul.
- Masz, w j - rozkaza szorstko.
Sylvie spojrzaa na niego. Sta tak blisko niej. Widziaa, e
nadal jest podniecony.
Niepewnie oblizaa wargi.
- Ty mi j za, Ran - szepna prowokacyjnie, zrobia
krok w jego kierunku, a potem kolejny i jeszcze jeden...
Jkn. Ktem oka zobaczya koszul Alexa cinit na bok
i potem znalaza si w jego ramionach. Przywara nagim ciaem.
Pokrywa jej twarz, szyj, usta gorcymi pocaunkami.
Sylvie draa z rozkoszy. Kady nerw w jej ciele piewa
pie radoci i triumfu.
- Och, Ran... Ran... - szeptaa jego imi w ekstazie, zarzu
cajc mu ramiona na szyj. - Tak bardzo ci pragn... Tak
bardzo ci kocham... - powiedziaa mu, ale wtpia, czy usy
sza jej sowa, bo zamyka jej usta pocaunkami.
- Chc, eby si rozebra - powiedziaa ochryple, gdy wre
szcie moga si odezwa. - Chc ci caego zobaczy, Ran...
Prosz...
Cofn si o krok i zacz spenia jej prob, przez cay czas
patrzc jej prosto w oczy. Najpierw zdj koszul. Zobaczya
muskularn owosion klatk piersiow. Zabrako jej tchu. Wi
dziaa ju wczeniej jego tors, ale, nie wiedzie czemu, teraz
dopiero go docenia.
Sylvie oblizaa wargi.
W lady koszuli poszy dinsy, a Sylvie poczua wirowanie
w odku i trzepotanie serca. nienobiae bokserki podkrela
y opalenizn Rana.

93

Szybko odwrcia wzrok, nagle zdajc sobie spraw ze swo


jego niedowiadczenia, naiwnoci, dziewictwa, ale szybko
o tym znowu zapomniaa, bo ogarna j fala zawrotw gowy
i podniecenia. Jeszcze tylko kilka sekund i zrobi to, o czym
marzya od tak dawna, bdzie moga patrze, dotyka...
- Ran...
Przywara do niego, opara twarz o jego ciepy tors i wdy
chaa jego zapach.
Czua coraz szybsze bicie serca Rana. Przytuli j do siebie
mocniej. Nagle wzi j na rce i zanis do ka. Dotyka j,
pieci, caowa, tak jak sobie to wymarzya. Przez cay czas
udowadnia jej, e rzeczywisto moe przerosn wyobraenia.
Nie bya w stanie stumi jkw.
- Ran... Ran... - gorczkowo powtarzaa jego imi.
Zdziwi si, e jest jeszcze dziewic. Prbowa si cofn,
ale chwil potem byo ju za pno.
To przekraczao wyobraenia Sylvie: bya teraz kobiet. Ko
biet Rana... Pobior si, oczywicie w Otel Place. Alex zapro
wadzi j do otarza... Wolno odpyna w szczliwy sen.
Gdy obudzia si rano, bya w ku sama. Pierwsza myl
bya taka, e to musiao si jej ni, lecz gdy podreptaa do
salonu, znalaza tam Rana. By ubrany, wyglda przez okno.
Rozradowana podbiega do niego i otoczya go ramionami, lecz
zamiast oczekiwanej reakcji, zamiast pieszczoty, pocaunku, po
wrotu do sypialni, spotkaa si ze stanowczym odepchniciem.
- Co? Co si stao? - zapytaa, nie rozumiejc. - Wczoraj
wieczorem...
- Wczorajszy wieczr to bya pomyka - przerwa jej Ran.
- To si nie powinno zdarzy. Dlaczego mi nie powiedziaa, e
jeste jeszcze dziewic?

94

- Ja... Ja...
Sylvie czua napywajce do oczu zy.
Nie tak miao by. Nie powinien by taki.
- Ran, ja ci kocham - powiedziaa drcym gosem. Chc, abymy byli razem... ebymy si pobrali...
- Pobrali? Jeste jeszcze dzieckiem, Sylvie... Twoja mat
ka...
- Nie jestem dzieckiem! Mam prawie dwadziecia lat - za
protestowaa gorczkowo.
- Jeste dzieckiem - upiera si. - A gdybym wiedzia...
Dlaczego mi nie powiedziaa? Dlaczego pozwolia mi myle,
e Wayne jest twoim kochankiem?
- Mwiam ci, ale mnie nie suchae. Mylaam, e b
dziesz zadowolony... e chciaby by pierwszy... jedyny...
- wyznaa aonie.
- Zadowolony? - Zacz si gorzko mia. - Pogorszy sy
tuacj mogaby tylko wiadomo, e jeste w ciy...
Sylvie zblada jak ciana. Ostatniej nocy, w miosnym unie
sieniu pragna poczcia dziecka. A teraz usyszaa, e to ostat
nia rzecz, jakiej Ran by chcia, e ona bya ostatni osob, jakiej
pragn. By to najokrutniejszy cios, jakiego dowiadczya.
- Bior tabletki - powiedziaa cicho, schylajc gow. Miaam... Lekarz przepisa mi je z innych wzgldw.
To bya prawda. Nie chciaa ich bra, ale dobrze, e daa si
przekona.
Wszystkie jej marzenia i nadzieje legy w gruzach.
- Ubierz si, prosz. - Usyszaa jego rozkazujcy ton. Musz zaraz wyj, ale najpierw powinnimy porozmawia.
Nagle poczua si bolenie skrpowana i pena winy.
Gdy wrcia do salonu, wrczy jej kubek z kaw. Biorc go,

95
pilnowaa si, eby nawet przelotnie nie dotkn Rana. Czua
si zbrukana wiadomoci, e wcale mu na niej zaleao. Teraz
chciaa si go std pozby. Pragna, eby na zawsze znikn
z jej mieszkania, z jej ycia i serca.
- Sylvie...
- Nie chc o tym rozmawia, Ran - powiedziaa z dum,
odwracajc si do niego plecami. - Stao si. To bya pomyka
i oboje o tym wiemy. Ale przecie kada dziewczyna musi kie
dy straci dziewictwo. - Wzruszya ramionami. - Wayne si
ucieszy. Tak samo jak ty nie chcia by pierwszy.
Co ona wygaduje? Co chce mu da do zrozumienia? Duma
kazaa jej si mci, kama i przekonywa Rana, e jej nie
zrani.
- Bagaa, abym si z tob kocha, eby mc pj do ka
z Wayne'em?
Syszaa niedowierzanie i co jeszcze w jego gosie, ale zig
norowaa to. Uniosa gow do gry i odwrcia si, eby stawi
mu czoo.
- Tak, to prawda - przyznaa.
- Nie wierz ci - powiedzia stanowczo i doda ponuro: Powiedziaa, e mnie kochasz. Mwia nawet o mae
stwie...
Wzruszya lekcewaco ramionami.
- Czy nie tak powinna si zachowywa dziewica? - Zrobia
znudzon min. - Jak mogabym ci kocha, Ran? Dlaczego
miaabym ci kocha? Nic innego nie robisz, tylko mnie kryty
kujesz. Chc, eby wyszed...
- Sylvie, nie moesz po prostu...
- Wayne niedugo przyjdzie - skamaa i dodaa niedbale:
- Od dawna mi powtarza, ebym znalaza kogo... z kim mo-

96

gabym straci dziewictwo. On jest bardzo dowiadczony i lubi


kochanki, ktre wiedz, na czym polega seks. Kocham Wayne'a.
Co ja wygaduj? Sylvie sama nie wierzya wasnym uszom,
ale Ran chyba nie mia z tym wikszych trudnoci.
Odstawi gwatownie kubek z kaw i ruszy w jej kierunku.
Natychmiast si cofna.
- Nie rozumiem, czemu robisz takiego zamieszanie - po
wiedziaa nonszalancko. - W kocu to nic takiego.
- Moe dla ciebie nie - przerwa jej ponuro.
- Dla ciebie te nie. - Zadzwoni telefon. Posza odebra,
rzucajc przez rami. - To na pewno Wayne...
To nie by Wayne. Biedny sprzedawca musia by kompletnie
zaskoczony i zaszokowany, gdy usysza, e zrobia to, czego
chcia i nie moe si doczeka, eby pj z nim do ka.
Cmokna gono do suchawki, skoczya rozmow, odwrcia
si do Rana i powiedziaa chodno:
- Wayne ju jedzie, wic jeli nie chcesz sta i patrze, jak
szybko si ucz...
Nie przestawaa si umiecha, gdy usyszaa trzaniecie
drzwi. Jeszcze przez kilka minut po jego wyjciu na jej twarzy
trwa ten umiech, a z oczu pyny zy.
Pniej tego samego dnia wpada przypadkowo na Wayne'a.
Przez dwie godziny, jakie miny od wyjcia Rana, zdoaa
siebie przekona, e nie moe nigdy wicej spotka si z Ranem
ani z nikim, kto go choby przelotnie zna.
- Cze, laleczko - Wayne powita j z umiechem. - Zdaje
si, e czas si poegna. Dzisiaj spotykam si z ekologami.
Sylvie podja szybko decyzj, e skorzysta z okazji do ucieczki nie tylko od Rana, ale od wszystkiego, co si z nim czyo
- mioci, wstydu, strachu.

97

- Jad z tob - powiedziaa stanowczo do Wayne'a i dodaa


szybko, nim zdy zaprotestowa: - Brat przysa mi troch
pienidzy, wic bd miaa na swoje utrzymanie.
- Ile ci przysa? - zapyta z zainteresowaniem Wayne.
Godzin pniej Sylvie zamkna drzwi swojego mieszkania
i zesza do Wayne'a, ktry czeka w samochodzie.
Bya teraz now Sylvie, inn kobiet. Ran, mio do niego,
dawne ycie - wszystko to byo ju zamknitym rozdziaem.

ROZDZIA SIODMY

Haas dochodzcy z ogrodu wyrwa Sylvie z marze.


Przestraszona, wpatrzya si w rozwietlony ksiyc, ale za
raz potem odwrcia wzrok, gdy zobaczya Rana znikajce
go w cieniu.
Jak dugo tam sta i si jej przyglda? Domylia si, e
pracowa, prawdopodobnie czatowa na kusownikw, ktrzy
pewnie stanowili tu takie samo zagroenie jak w majtku jej
brata.
Zadraa i wrcia do ka. Byo ju po trzeciej nad ranem.
Podniosa donie do twarzy mokrej od ez.
Dlaczego zachowuje si tak idiotycznie? Stoi przy oknie
i zalewa si zami, uwalniajc cierpienia przeszoci? Och, za
zdrocia Ranowi. Umiechna si z gorycz, gdy prbowaa
sobie wyobrazi, e on roni cho jedn z.
Co si stao z jej si, z obietnic, ktr sobie zoya wczoraj
jadc do Haverton - e wszystko bdzie wygldao inaczej. Ju
nigdy wicej nie dopuci do tego, by Ran potraktowa j z t
pogard, jak objawi, gdy stanli naprzeciwko siebie jako. nie
przyjaciele, wrogowie po dwch stronach barykady, gdy dopu
cia do najazdu ekologw na ziemi Alexa, do zniszczenia
polanki w lesie, ktr kiedy pomagaa stworzy.
Nienawidzi jej za to niemal rwnie silnie, jak ona nienawi-

99

dzia jego. Dostrzega to w jego oczach, gdy nalega, e wraz


z innymi poegna j na lotnisku.
- Co ty tutaj robisz? - zapytaa szyderczo.
- A jak mylisz? - odpar, a ona, oczywicie, wiedziaa.
Chcia si upewni, e wyjechaa.
A teraz wrcia - i dokonaa wyjtkowo bolesnego odkrycia,
e niektre rzeczy si nie zmieniy, e jej mio nie umara.
Nie miaa ju dwudziestu lat; nie moga znowu uciec, znik
n, jak kiedy usiowaa uciec przed sob i swoim uczuciem.
Miaa zadanie do wykonania, obowizki, a poza tym, czy za
pierwszym razem ucieczka w czym jej pomoga? Przecie nie
przestaa kocha Rana!
W ciemnoci ogrodu Ran opar si o pie drzewa i zamkn
oczy. Odkrycie, e to Sylvie bdzie reprezentowaa trust, tylko
wzmocnio ironi sytuacji, w jakiej si znalaz, gdy dosta spa
dek. Nie zosta milionerem, ale teraz jego styl ycia i perspe
ktywy byy zupenie inne ni wtedy, gdy matka Sylvie nama
wiaa Alexa, eby porozmawia o modzieczym uczuciu
Sylvie.
Zdawa sobie oczywicie spraw z jej uczucia, jak rwnie
z tego, e w wieku siedemnastu lat Sylvie bya zdecydowanie
za moda, zbyt niedojrzaa emocjonalnie na tego rodzaju zwi
zek, jakiego mgby pragn on, mczyzna dwudziestosied
mioletni.
- A co ja mam zrobi, wedug matki Sylvie? - zapyta
z gniewem, krc po bibliotece Alexa.
Alex pokrci ze wspczuciem gow i odpowiedzia cicho:
- To nie jest dla mnie atwe, Ran. Jeste take moim przy
jacielem, poza tym...

100

LABIRYNT OMYEK

- .. .dla ciebie pracuj. - Ran skrzywi si ze zoci. - Bez


wtpienia, dla matki Sylvie jestem tylko kim w rodzaju su
cego - prychnaj pogardliwie.
Alex nie odezwa si ani sowem, pozwalajc Ranowi wyra
zi swj gniew i wstrt.
- Na pewno dzielisz jej zatroskanie - zakoczy. - W prze
ciwnym wypadku nie zaczby rozmowy na ten temat.
- Tak, do pewnego stopnia tak - zgodzi si spokojnie Alex.
- Cho nie musz chyba mwi, e nie uwaam twojej pozycji
spoecznej za zbyt nisk dla Sylvie. Znam histori twojej rodzi
ny, Ran, wiem, jakich masz przodkw i jeli kogo mona by
oby nazwa parweuiuszem, to Sylvie, a nie ciebie. Ale mam
nadziej, e znasz mnie na tyle dobrze, by wiedzie, i takie
podejcie do sprawy jest mi zupenie obce. Nie, martwi si
z innego powodu. I, szczerz mwic, zdaj sobie spraw z tego,
e powinienem rozmawia raczej z Sylvie ni z tob, ale... c,
ona nie jest moj siostr, nie ma midzy nami wizw krwi,
obawiam si te, e nastolatki i ich emocje to dla mnie terra
incognita. Wic... prawda jest taka, e Sylvie wierzy, e si
w tobie kocha. Zarwno dla twojego dobra, jak dla dobra Sylvie
uwaam, e takiego uczucia nie naley... podsyca. Ona jest
moda i wraliwa, i nie chciabym, eby zostaa zraniona...
Myl te o tobie - doda po chwili na widok miny Rana.
- A co ja miabym jej zrobi?! - wybuchn Ran. - Pj
z ni do ka i...?
- Czy to takie niepojte, e mgby mie na to ochot?
- zapyta cicho Alex. - Nie krytykuj ani nie potpiam, Ran.
Fizycznie ona jest dojrzaa. I kocha ci... Tak przynajmniej
twierdzi.
- Zadurzya si we mnie. Szybko z tego wyronie - prze-

LABIRYNT OMYEK

101

rwa mu ponuro Ran. - To chciaby ode mnie usysze, prawda?


I obietnic, e bd trzyma si od niej z daleka, a z tego wy
ronie. .. a minie jej to uczucie do mnie. Ale, jeli ja czuj co
innego, Alex? Jeli jej pragn? - Pokrci gow, zy i na siebie,
i na Alexa. By bardziej zy na siebie, bo wiedzia, e Alex robi
tylko to, co uwaa za swj obowizek. - Masz racj, ona jest
jeszcze dzieckiem. Im szybciej doronie i zapomni o mnie, tym
lepiej - powiedzia po chwili. - A co do pragnienia pjcia z ni
do ka - doda, gdy Alex odwrci si, eby odej. - C, na
to jest proste lekarstwo.
I znalaz je, przynajmniej na jaki czas. Byway jednak chwi
le, zdecydowanie zbyt czste, gdy prawie traci panowanie, jak
wtedy, gdy wyowi Sylvie z botnistego stawu i zabra do swo
jego domku. Boe, jak silna bya pokusa wzicia tego, co mu
z tak niewinnoci oferowaa, wejcia w rol nie tyle uwodzi
ciela, ile czarnoksinika, ktry przemieniby modziecze za
durzenie tej dziewczyny w trwae wizy dojrzaej mioci.
Ale pamita o rnicy wieku, dowiadcze i perspek
tyw. Kocha swoj prac i nie chciaby jej zmieni za nic i dla
nikogo. Nie mg przecie oczekiwa, e dziewczyna wycho
wana w luksusie bdzie ya w warunkach, w jakich y zarzd
ca, prowadzia nudne ycie, gdy on jest w pracy. Nie mg tego
zakada. Gdyby bya starsza, mdrzejsza... biedniejsza...
wwczas mogo by midzy nimi inaczej. Dlatego opar si
pokusie poddania si swojemu pragnieniu. By dumny ze swo
jego braku egoizmu, a do tego pamitnego dnia, gdy zawiz
Sylvie czek Alexa.
Zobaczy j tam, przed domem, ubran tylko w msk ko
szul, przez ktr w wietle sonecznym widzia dokadnie
ksztat jej piersi, a nawet ciemniejsze krgi sutkw. Widzia

102

mczyzn, ktrego z miejsca uzna za jej kochanka. Wpad


w gniew, poczu gorycz i zazdro, zapomnia o samokontroli.
A gdy odkry pniej, zbyt pno, e nie byo adnego ko
chanka i zda sobie spraw z tego, co zrobi, poczu do siebie
tak nienawi, e ledwie by w stanie znie ciar poczucia
winy.
- Kocham ci - powiedziaa niewinnie Sylvie. - Chc, e
bymy byli razem.
Cay poprzedni tydzie spdzi z Alexem. Zastanawiali si
nad sposobami zredukowania kosztw utrzymania posiadoci.
Ran zaproponowa, eby wynaj komu domek, w ktrym mie
szka. Mia si wprowadzi do gwnej rezydencji. Wiedzia
dobrze, e jeli Alex przyjmie jego propozycje, nie bdzie mia
nawet prawdziwego domu. Mg sobie tylko wyobrazi reakcj
matki Sylvie na fakt, e jej crka zamieszka w pokojach nad
stajniami w posiadoci, w ktrej si wychowaa. A Sylvie bya
taka moda i naiwna. Studiowaa, miaa cae ycie przed sob.
Jakie mia prawo wykorzysta to, co si midzy nimi stao, eby
j ze sob zwiza? Nie, lepiej pozwoli jej myle, e jej nie
chce ni zabra jej pi czy dziesi lat ycia, nim dojdzie do
wniosku, e to by bd. Nie chcia usysze oskarenia, e
wykorzysta jej modo i brak dowiadczenia.
I cieszy si, e tak wanie zrobi, gdy dowiedzia si nagle
o jej zwizku z Wayne'em.
Jako si tego nie spodziewa, lecz z wyrazu jej oczu i pasji
w gosie wywnioskowa, e mwi szczerze. Wic odszed, po
wtarzajc sobie, e to dla jej dobra, e kiedy, jako uda mu si
o niej zapomnie.
Tylko e, oczywicie, nigdy si tak nie stao.
A teraz bya tutaj, wrcia do jego ycia jako kobieta a nie

LABIRYNT OMYEK

103

dziewczyna, i to jaka kobieta... On kocha Sylvie, a ona go


nienawidzi.
Cierpia nieznonie na sam myl, e naprawd uwaaa, i
mg prbowa ich oszuka. Czy jej wspaniay Lloyd zdawa
sobie spraw z tego, jakie ma szczcie i ile on, Ran, oddaby
za to tylko, by mc wzi j w ramiona i usysze, jak mwi,
e go kocha? Oddaby za to wszystko.
Ale z niego idiota!
Myla o niej, gdy wraca po sprawdzeniu ogrodzenia i roz
glda si za kusownikami. Tak bardzo chcia z ni by. Nie
byo sensu ka si spa; wkrtce niebo rozjani wit, a poza
tym nie chcia teraz by w ku, i nie miao to nic wsplnego
ze spaniem czy samotnoci.
Wieczorny pocaunek przerwa tamy jego mioci do Syvie.
Cae jego ciao domagao si tej kobiety. Nie wyobraa sobie,
jak zdoa przey te kilka miesicy. Z ponur min odwrci si
od domu, od pokusy, jak stanowia sypialnia Sylvie, ko
Sylvie, sama Sylvie.

ROZDZIA SMY

- Cze myszko! Tu Lloyd.


Sylvie umiechna si, gdy rozpoznaa gos szefa.
- Lloyd, co u ciebie?
- Doskonale. Suchaj, musz przyjecha do Anglii w pewnej
sprawie i pomylaem sobie, e pojawi si w Derbyshire, eby
zobaczy, jak sobie radzisz w Haverton Hall.
Sylvie si rozemiaa. Nie daa si nabra. Gdy Lloyd kupo
wa now posiado, zawsze zachowywa si jak dziecko, ktre
dostao now zabawk. Za kadym razem mwi, e nie przy
jedzie przed kocem prac, a potem nie mg wytrzyma i wpa
da, eby zobaczy jak postpuje remont. A moe nawet nie tyle
po to, eby to sprawdzi, ile eby troch popatrze, jak dziecko
podgldajce ukryty prezent gwiazdkowy, sprawdzajce, czy
jeszcze tam jest i czy na pewno go dostanie.
Syivie dobrze wiedziaa, e bez wzgldu na to, ile posiadoci
Lloyd kupi, nadal zakochiwa si bez pamici w nowych. A Haverton Hall byo bez wtpienia warte tego, eby si w nim
zakocha.
Tego ranka umwia si z firm, ktra miaa pracowa przy
renowacji snycerki i sztukaterii. Firma ta miecia si w Londy
nie, ale rzemielnicy, ktrych zatrudniaa, ksztacili si w tej
samej woskiej firmie, z ktrej usug Sylvie korzystaa podczas
prac w weneckim paacu. Widziaa prbki i fotografie ich prac

105
i miaa wiadomo, e bez wzgldu na to, jak bd drodzy,
zatrudni ich w Haverton Hall.
- Kiedy przyjedziesz? - zapytaa Lloyda, nie przestajc si
umiecha.
- Zarezerwowaem miejsce na dzisiejszy lot - odpar.
Sylvie usyszaa trzaniecie drzwi do maego biura, ktre
sobie zorganizowaa w.Haverton Hall. Nie odwrcia si jednak.
Nie musiaa. Czua, e to Ran wszed do rodka. Od tamtego
wieczora, gdy j pocaowa, a potem si pokcili, trzymali si
od siebie z daleka. Gdy tamtego ranka zesza na d, czekaa na
ni rwno uoona sterta dokumentw i wycigw z konta, kt
re niezbicie dowodziy, e Ran zapaci sam za prace przy bu
dynku plebanii.
Przeprosia go, formalnie i zwile, a potem zauwaya, e
nie byby pierwszym klientem, ktry wykorzysta hojno
Lloyda.
- Tylko e ja jej nie wykorzystaem - przypomnia jej kwa
no Ran i wyszed.
Od tamtej pory wzajemne kontakty ograniczyli do niezbd
nego minimum.
- Och, Lloyd, to wspaniale - powiedziaa szczerze. - Bra
kowao mi ciebie. - Nagle co jej przyszo do gowy: - Posu
chaj, mam spotkanie w Londynie. Moe przyjedziemy tu potem
razem? I tak zamierzaam zosta tam na noc. W Annabelle"?
- dodaa, gdy powiedzia, gdzie chce si zatrzyma, a potem
dodaa: - Czy to nie romantyczne?
- Syszaem sporo dobrego o projektancie - odpar Lloyd
z nie mniejsz ironi. - Interesuj si tym miejscem z czysto
profesjonalnych pobudek.
Zanim Sylvie skoczya rozmow przez telefon, Ran ju

106

znikn. I dobrze; im mniej kontaktw z tym mczyzn, tym


lepiej. Zdecydowanie wolaa samotne kolacje ni bolesne spot
kania z nim, nawet jeli czasami zastanawiaa si nad tym, gdzie
i z kim je i z kim pi. Oczywicie, podejrzewaa, e z Vicky. Ta
kobieta nieustannie do niego wydzwaniaa i prychaa w sucha
wk, gdy odbieraa Sylvie, domagajc si przekazania Ranowi,
eby do niej oddzwoni.
Warsztat firmy Phillips and Company, zotnikw i konser
watorw, mieci si w gbi wskiej alejki, przy maym dzie
dzicu otoczonym starymi budynkami.
Wejcie na ten dziedziniec byo jak cofnicie w czasie, po
mylaa Sylvie i zachysna si z zachwytu nad konstrukcj
wskich budynkw z wystajcymi z fasady grnymi pitrami.
- Nale do jednego z nadzorcw krlewskich - wyjani
Sylvie jeden ze wsplnikw firmy, Stuart Phillips. - Ich zarzd
cy cile trzymaj si przepisw, nie tylko w kwestii utrzymania
budynkw, ale take w sprawie tego, komu si je wynajmuje.
Nam udao si dosta dzieraw po tym, jak wykonalimy prace
w jednym z krlewskich paacw.
Godzin pniej, po rozmowie o Haverton Hall i tym, co
trzeba tam zrobi, pan Phillips zwrci si do niej i powiedzia:
- Moemy to zrobi, ale to wyniesie bardzo drogo.
- Moe by bardzo drogo - zapewnia go Sylvie, a potem
umiechna si i dodaa ciszej: - Jest tam tyle do zrobienia, e
pana firma bdzie miaa gwarantowane zajcie na cay rok.
- Nie narzekamy na brak pracy - oznajmi pan Phillips.
- Wedug moich informacji jest inaczej - odparowaa Sylvie. - Syszaam, e jeden z waszych najwikszych projektw
wstrzymano z powodu braku funduszw.

107

- Nie wiem, skd pani czerpie takie informacje... - odpar


Phillips ze wzburzeniem, ale Sylvie mu przerwaa:
- Bdmy wobec siebie uczciwi, dobrze? - zaproponowaa
stanowczo. - Oboje jestemy zajtymi ludmi. Szkoda marno
wa nasz cenny czas na gupie przekomarzania. Pan jest najle
pszy w kraju w tej brany, a ja chc, eby Haverton Hall zajli
si najlepsi, ale... s te inne, troch gorsze, ale duo tasze
firmy...
- Bdziemy musieli mie gwarancje, e kontrakt nie zosta
nie zerwany - oznajmi Phillips, marszczc brwi. - Nie lubi
stawia na jednego konia...
- Dostanie je pan - uspokoia go Sylvie.
- Hm... Z dokumentw, ktre mi pani pokazaa, wynika, e
oryginalne prace byy wykonane na bardzo wysokim poziomie,
zwaszcza snycerka.
- Jeli to nie by sam Grinling Gibbons, to na pewno jeden
z jego najzdolniejszych uczniw - przyznaa mu racj.
- Dokumentacja pierwotnego wystroju wntrz jest doskona
a; s tam nawet spisane meble i kolorystyka poszczeglnych
pomieszcze - zauway Phillips.
Za to powinna podzikowa Ranowi, przyznaa. Normalnie
wymagao to dugich, mudnych poszukiwa, przekopywania
si przez materiay rdowe, eby odtworzy kompletny obraz
pierwotnego wygldu rezydencji. W tym przypadku Ran wyko
na czarn robot za ni. Oczywicie nie daa po sobie pozna,
jakie to na niej zrobio wraenie. Nie zamierzaa zdradzi si
przed nim z niczym, co dawaoby mu nad ni przewag.
Gdy nadszed czas poegnania si ze Stuartem Phillipsem, Sylvie miaa jego obietnic skoncentrowania si na pracach w Haverton Hall, cho musiaa si zgodzi na dodatkow premi. Dbaa

108
zawsze o to, eby zmieci si w budecie, ale z drugiej strony
nigdy nie wybieraa taszej opcji, gdy chodzio o zatrudnienie
najlepszych fachowcw. Efekt bdzie tego wart, cieszya si,
opuszczajc dziedziniec. Haverton Hall jest tego warte.
Umwia si z Lloydem na podwieczorek w hotelu. Uwiel
bia angielsk tradycj picia po poudniu herbaty, o czym j
z radoci poinformowa godzin pniej, gdy szli do jego pry
watnego apartamentu.
- W adnym kraju nie mona si napi takiej herbaty, jak
w Anglii...
- Mam nadziej - odpowiedziaa Sylvie, a potem zacza
mu opowiada o swojej wizycie u rzemielnikw.
- Jeste pewna, e bd tak dobrzy jak Wosi? - zapyta
w pewnym momencie, nagle czujny i skupiony na sprawach
zawodowych.
- Lepsi - odpowiedziaa krtko. - Widzisz, oryginalne pra
ce w rezydencji wykonali Anglicy wyszkoleni we Woszech, tak
jak ludzie pana Phillipsa. Mam wraenie, e ich dziea bd
miay odpowiedni, angielski styl. Tam, gdzie Wosi wyrze
biliby amorki i sceny alegoryczne wedug wielkich mistrzw,
Anglicy wykonaj zwierzta i ptaki.
- Dlaczego nie zostaniesz tu dzisiaj na noc? - zapyta Lloyd,
gdy skoczyli rozmow o jej wizycie u pana Phillipsa. - Mg
bym zadzwoni i zarezerwowa ci pokj.
Sylvie pokrcia gow.
- Nie, dziki. Ju si umwiam, e przenocuj u matki.
Wiedziaa, e Lloyd umwi si na kolacj, wic poegnaa
si z nim po pitej. Ustalia, e przyjedzie po niego o dziesitej
rano.
Pojechaa do matki. Wpada w jej wyperfumowane objcia.

109

- Kochanie, dzi jest mj wieczr brydowy. Mogabym nie


pj, ale...
- Nie, prosz, nie - poprosia z umiechem.
- C, przynajmniej zjemy razem kolacj i bdziesz moga
przekaza mi wszystkie nowiny. Co sycha u drogiego Rana?
To takie ekscytujce, ten spadek... Tytu...
Umiech Sylvie zblad.
- Ran ma si doskonale - oznajmia i dodaa z lekcewae
niem: - Rzadko si widujemy; oboje jestemy bardzo zajci.
- Och, kochanie, to wielka szkoda.
Sylvie spojrzaa na ni czujnie.
- Kiedy za nim nie przepadaa.
I nie pochwalaa moich uczu do niego, mogaby doda ale
nie zrobia tego.
Jej matka wyda lekko wargi.
- Ale, kochanie, to byo przed tym ...
- Przed czym? - przerwaa wyzywajco Sylvie. - Przed odziedziczeniem tytuu?
- C, to zmienia posta rzeczy - bronia si matka, a Sylvie
posaa jej zagadkowe spojrzenie. - Ran sta si teraz wyjtkowo
dobr parti.
- Mamo! Teraz kobieta nie potrzebuje dobrej partii - oznaj
mia. - Same moemy na siebie zarobi.
- Kada kobieta potrzebuje mczyzny, ktry bdzie j ko
cha, Sylvie - stwierdzia matka ze smutkiem. - Bardzo mi bra
kuje twojego ojczyma.
Sylvie natychmiast poczua skruch. Jej matka szczerze ko
chaa ojca Sylvie, a potem swojego drugiego ma, ojca Alexa.
Sylvie wiedziaa, e mimo wielu spraw, ktre wypeniay jej dni,
czua si samotna.

110

- Widziaa si ostatnio z Alexem i Mollie? - zapytaa,


chcc zmieni temat.
- Och, tak - odpowiedziaa z umiechem matka. - Zaprosili
mnie do Otel Place na Boe Narodzenie.
Kilka godzin pniej, gdy szykowaa si do snu, Sylvie za
cza si zastanawia nad tym, co te teraz moe robi Ran.
Pewnie nie kadzie si do wasnego ka, sdzc z jego ostat
niego zachowania. Zanikna oczy. Co j to obchodzi, z kim
i jak spdza noce Ran?
Co j to obchodzi?
Obchodzi j bardzo, ale nikt nigdy o tym nie moe si do
wiedzie.
Sylvie znaa t prawd, nawet jeszcze zanim Ran j po
caowa. Po prostu jej ciao i zmysy zareagoway w chwili,
gdy spoczo na niej znowu jego spojrzenie. Od razu wiedzia
a, i to, co prbowaa zignorowa jako dziecinne zadurze
nie, przemienio si jakim sposobem, wbrew wszelki znakom
na niebie i ziemi, wbrew jej woli, w prawdziw, dojrza mio.
Pragna Rana - chciaa by z nim, by kochana przez nie
go, dzieli jego ycie, urodzi jego dzieci - z tak intensywno
ci, e czasem si zastanawiaa, jak bdzie moga bez tego
dalej y.
Przeywaj chwile po kolei - takie byo jej aktualne motto;
po prostu czekaj, a minie kada minuta, godzina, powtarzaj
sobie, e w kocu bdzie lepiej, e kiedy prace w Haverton Hall
dobiegn koca i znikniesz z ycia Rana, zdoasz na nowo zbu
dowa swj system obronny, a wraz z nim, wasne ycie. To
wanie sobie powtarzaa, ale w gbi ducha nie bya wcale
pewna, czy rzeczywicie jej to si uda.

Ul

- Najpierw bdziemy musieli wpa na plebani - Sylvie


ostrzega Lloyda, gdy jechali na pnoc- - Nie mam przy sobie
kluczy do Haverton Hall.
- Nie ma sprawy - uspokoi j Lloyd. -A tak a propos, jak
si dogadujesz z Ranem?
- Jest klientem trustu - zauwaya.
- Wic si w nim nie zakochaa - droczy si z ni Lloyd.
Jakim sposobem udao si jej zdoby na umiech. Lloyd nie
chcia jej zrani. Interesowa si ni jak ojciec i czsto powtarza
partem, e najwyszy czas, by si zakochaa. Nie mia zielo
nego pojcia o przeszoci jej i Rana, o prawdziwym stanie jej
serca i uczu.
- A niech mnie! Tu jest naprawd piknie - stwierdzi pod
czas jazdy przez Derbyshire.
- Ale nie tak, jak w Haverton - odpara Sylvie.
Zapa haczyk i zacz zachwyca si rezydencj i jej archi
tektur.
Serce Sylvie zamaro, gdy zaparkowaa przed plebani obok
land-rovera Rana. Sta tu jeszcze jeden samochd. Gdy go roz
poznaa, poczua si jeszcze gorzej. By moe Ran i Vicky
skorzystali z okazji, e mieli cay dom tylko dla siebie, dlatego
postanowili zmieni miejsce akcji i spdzili noc tutaj.
Ran da jej komplet kluczy do budynku plebanii. Otworzya
drzwi, ale ku swojemu zakopotaniu stwierdzia, e Ran i Vicky
wanie schodz na d.
- Cze i czoem! - zawoa radonie Lloyd, ale zanim Ran
zdy na to zareagowa, zadzwoni telefon.
- Przepraszam na chwil - powiedzia, zostawi troje goci
w holu i popieszy do biblioteki, eby odebra telefon.
- Nie wydaje mi si, ebymy si kiedy spotkali - zacza

112
zalotnie Vicky i umiechna si prowokacyjnie do Lloyda, zu
penie ignorujc obecno Sylvie.
- Lloyd.. Vicky Edwards - beznamitnie przedstawia ich
sobie Sylvie. - Lloyd jest moim szefem i...
- A wic pan te pracuje dla trustu? - zapytaa Vicky.
- Trust to Lloyd - wyjania Sylvie, doprowadzona do roz
paczy manierami tej kobiety.
- Och... jakie to intrygujce - odpara sodkim tonem Vicky, natychmiast przecinajc hol i stajc u boku Lloyda, pleca
mi do Sylvie. - Musi mi pan wicej o sobie opowiedzie.
Jakim sposobem Vicky wprosia si na ich wycieczk do
Haverton Hall, Sylvie nie wiedziaa, ale bez wtpienia tak si
wanie stao.
Lloyd najwyraniej nie dzieli antypatii Sylvie do Vicky. Stwierdzia to, gdy dostrzega w jego oczach mskie
uznanie.
Gdy wrci Ran, Vicky mruczaa uwodzicielsko do Lloyda:
- A wic zatrzymae si w Annabelle". Syszaam, e ten
hotel to szczyt luksusu.
- Pewnie - potwierdzi entuzjastycznie Lloyd. - Mj apar
tament to naprawd co, prawda, Sylvie?
- Prawda - przyznaa beznamitnie.
Ktem oka widziaa Rana przesuwajcego wzrokiem od
Lloyda i Vicky na ni. Zmarszczy przy tym czoo.
To nie jej wina, e jego przyjacika i kochanka zaja si
Lloydem. Sylvie, oczywicie, widywaa ju kobiety okazujce
mu w ten sposb zainteresowanie; Lloyd by wyjtkowo zamo
nym czowiekiem, w dodatku penym uroku. W przeszoci cz
sto artowa, e jednym z obowizkw subowych Sylvie jest
trzymanie takich kobiet z daleka od niego. Jak na swj wiek by

113

w wietnej formie i wyglda atrakcyjnie. Mia bujn fryzur


z siwych wosw i oczy, w ktrych byskao co ciepego.
A moe Vicky bardziej interesowao jego konto bankowe?
W kocu ca czwrk pojechali do Haverton Hall land-roverem Rana. Vicky zmusia Lloyda, eby usiada ni z tyu.
- To jest naprawd niewygodny rupie, Ran - poskarya
si i dodaa sodkim tonem do Lloyda: - Wci mu powtarzam,
e powinien kupi sobie jakie porzdne auto. Znam Rana od
lat. Nigdy nie jedzi przyzwoitym samochodem. Wy, Amery
kanie, robicie takie wspaniae maszyny... luksusowe i wy
godne...
- C, wydaje mi si, e mamy na nie do miejsca - odpar
z umiechem Lloyd. - Wic ty i Ran jestecie starymi przyja
cimi?
Vicky wyda wargi.
- No, c, bez wtpienia znamy si od dawna. Chocia do
Derbyshire przeniosam si niedawno i zupenie przypadkowo
odkryam, e Ran jest jednym z moich ssiadw. Odnowilimy
wic star znajomo.
Zupenie przypadkowo! Te co, pomylaa z ironi Sylvie,
wyprowadzona z rwnowagi zachowaniem Vicky. Co ten Ran
w niej widzi? Przecie ta kobieta nie jest go warta?
Gdy dojechali do Haverton Hall, Vicky zrobia wielkie przed
stawienie przy wysiadaniu z land-rovera, dzikujc wylewnie
Lloydowi za pomoc. Opieraa si caym ciaem na jego ramie
niu, gdy sza, uskarajc si na nierwnoci na podjedzie.
- Trzeba byo woy buty na paskim obcasie, tak jak Sylvie - zauway Ran.
- Buty na paskim obcasie? Nigdy w yciu! - Wzdrygna
si. - Zawsze nosz szpilki - zwierzya si Lloydowi. - Uwa-

114
am, e s bardzo kobiece. - Wycigna przed siebie nog,
demonstrujc szczup kostk.
- liczna - przyzna Lloyd. - Ale lepiej we mnie pod rk.
Nie chcemy, eby sobie zrobia krzywd.
Obeszli dom. Irytacja Sylvie rosa. Za kadym razem, gdy
co mwia, Vicky musiaa si wtrci, odcigajc uwag Lloyda
od domu. Po kadej takiej uwieczonej sukcesem prbie posy
aa Sylvie triumfalne spojrzenie. No, naprawd, ta kobieta jest
niemoliwa. Na lito bosk, to nie konkurs o aprobat Lloyda
ani o jego uczucia! Wykonywaa tylko swoj prac. Jeli ko
chanka Rana chciaa flirtowa z Lloydem, to tylko jej i Rana
sprawa. Sylvie chciaaby, eby Vicky wybraa sobie na to inn
por.
- Annabelle" jest chyba najbardziej bajecznym hotelem.
Chtnie bym go zobaczya. Od jakiego czasu wybieram si do
Londynu. Musz kupi troch nowych ubra, a w Derbyshire
nic nie ma. - Vicky wzruszya lekko ramionami, gdy wracali
wreszcie do land-rovera.
- Naprawd? No, to moe by pojechaa razem ze mn?
Sylvie odwiezie mnie na lotnisko do Manchesteru i, prosz...
- zacz grzecznie Lloyd.
- Mam jecha z tob do Londynu i by twoim gociem
w Annabelle"? - zareagowaa natychmiast Vicky. - Och,
wspaniale! Jak to mio z twojej strony. Z wielk ochot - wy
szeptaa zmysowo.
Sylvie, ktra si domylia, e Lloyd chcia zasugerowa po
prostu wspln podr, moga si tylko zdumiewa opanowa
niem Vicky i jej tupetem. Ona nigdy w yciu nie pozwoliaby
sobie na takie zachowanie. Lecz Lloyd, daleki od stanu niezado
wolenia, umiecha si niemal od ucha do ucha.

115
Sylvie odczekaa, a znaleli si z powrotem na plebanii,
a Vicky znikna, eby doprowadzi si do porzdku" i dopiero
wtedy wzia Lloyda na stron, poza zasig uszu Rana, eby go
dyskretnie ostrzec:
- Lloyd, Vicky jest dziewczyn Rana i nie wydaje mi si...
- Vicky jest wolnym strzelcem. Jeli chce jecha z Lloydem
do Londynu, to jej sprawa.
Sylvie zagryza warg, gdy Ran si wtrci. By z drugiej
strony holu, ale mia doskonay such.
- Obawiam si, e musz jecha do domu i zabra kilka
rzeczy - Vicky przeprosia sodko Lloyda, schodzc na d.
- Nie chciaabym, eby musia na mnie czeka.
Sylvie przygldaa si z ponur min, jak zatrzepotaa, pa
trzc na Lloyda, wytuszowanymi mocno rzsami.
- Oczywicie - uspokoi j. - Jest kilka spraw, o ktrych
musz porozmawia z Sylvie. Z Ranem chyba te. Nie piesz
si, skarbie.
- Spodziewam si, e w Annabelle" jest bardzo elegancko
- mrukna z uznaniem Vicky.
- Urocza kobieta - stwierdzi ciepo Lloyd, gdy wysza.
- Owszem - potwierdzi Ran.
- Niemal tak urocza jak pirania - sykna Sylvie przez za
cinite zby za ich plecami, po czym przypomniaa krtko
Lloydowi: - Mam wstpne kosztorysy niektrych prac, jeli
chcesz je. przejrze. Przefaksowaam ci ich kopie do Nowego
Jorku, ale...
- Sylvie, jeste taka sprawna - powiedzia z dobrodusznym
umiechem Lloyd. - Wci jej powtarzam, Ran, e powinna si
nieco zrelaksowa... zabawi... Kiedy ostatni raz wybraa na
zakupy?

116
- We Woszech - mrukna z lekcewaeniem.
- Tak, wiem. Te tam byem, pamitasz? Zabraem j do
Armaniego - wyjani Ranowi. -I co zrobia? Powiedziaa mi,
e tam jest za drogo. Co naley zrobi z tak kobiet?
- Bo tam byo za drogo - bronia si.
Dla niej na pewno za drogo i chocia wiedziaa, e Lloyd
chtnie by jej co kupi, wci pozostawa jej pracodawc i nie
miaa zamiaru wykorzystywa jego hojnoci. Mimo to fakt, e
porwnywa j do Vicky Edwards, by bolesny. Mwi o tym
w obecnoci Rana. Wida byo jak na doni, e obaj mczyni
myleli to samo: e ona jest mniej zabawna ni inne kobiety.
Niech sobie myl, co im si podoba, pomylaa z gniewem.
Przyjechaa tu do pracy, a nie... flirtowa i trzepota rzsami.
- To wspaniaa dziewczyna - usyszaa uwag Lloyda
skierowan do Rana, gdy sza po dokumenty, ktre chciaa
mu pokaza. - Ale za ciko pracuje i zbyt powanie traktuje
ycie.
Gdy wysadzia Lloyda i Vicky na lotnisku, gowa j bolaa
od wysuchiwania zalotnego gruchania tamtej kobiety. Zamiast
wrci do Derbyshire, daa si ponie impulsowi i pojechaa
do samego Manchesteru, gdzie zaparkowaa dipa przed buti
kiem Emporio Armani, do ktrego drog pokaza jej uprzejmy
takswkarz.
adna, ciemnowosa dziewczyna przyniosa jej kostium wi
szcy na wystawie.
Modele przeznaczone do seryjnej sprzeday s tasze ni
pojedyncze projekty haute couture, ale mimo to nadal bardzo
drogie. A jednak... Gdy obracaa si przed lustrem, przyglda
jc si sobie w tym eleganckim kostiumie, przyznaa w duchu,

117

e nie potrafi mu si oprze. Nie opara si te bluzce do kom


pletu.
Wic jest nudna i mao kobieca, tak? No, c, mimo e nie
nosi dziesiciocentymetrowych szpilek i nie trzepocze rzsami,
nadal jest kobiet... stuprocentow kobiet, ktra rozpaczliwie
tskni do Rana.

ROZDZIA DZIEWITY

- Dugo ci nie byo. Czy co si stao?


Przepeniona poczuciem winy Syvie obrcia si na picie
i upucia torb od Armaniego. Wrcia na plebani pi minut
temu. Postanowia i prosto do sypialni, ale gdy dotara na
szczyt schodw, Ran wyszed ze swojego pokoju.
- Wybraa si na zakupy - z niedowierzaniem odpowie
dzia na swoje wasne pytanie na widok torby i jej zawartoci
rozrzuconej na dywanie.
- I co z tego? - zareagowaa obronnie, nachylajc si, eby
zebra rozsypane rzeczy, jednak nie na tyle szybko, eby
wyprzedzi Rana, ktry ju zgarn mikk, drog tkanin, a po
tem zamar i, czym j zupenie zszokowa, wycign ubrania
z torby.
Przyglda si temu, co kupia, a potem unis wzrok na jej
zarumienion twarz.
- Nowe ciuchy. A niech mnie! Ciekawe, co ci do tego
pchno? - zapyta agodnie.
- Nie twoja sprawa, co robi ze swoim czasem i pienidzmi
- odgryza si.
Ale nie zwrci na to uwagi i dalej szydzi lekko.
- Co ty prbujesz robi, Sylvie? Stajesz do rywalizacji
z Vicky? Nie moesz. Nie masz odpowiedniego rodzaju atutw.

119

Wcieka na niego i na siebie, za to, e jego drwiny nie tylko


j zoszcz, ale s naprawd bolesne, Sylvie zawoaa gniewnie:
- Jeli przez odpowiedniego rodzaju atuty" rozumiesz to,
e nie uywam swojej kobiecoci, zmysowoci jako metody
oddziaywania na mczyzn, to ciesz si, e mog si z tob
zgodzi.
- Naprawd? To w takim razie dlaczego to kupia? - zapy
ta prowokacyjnie, wskazujc na kostium.
- Dziaaam pod wpywem impulsu - odpowiedziaa szyb
ko. Za szybko, uwiadomia sobie, widzc cyniczne spojrzenie,
jakie jej posa. - Zreszt - dodaa - to nie jest strj, jaki dzia
aby na mczyzn...
- Nie? - Patrzy na ni z szyderstwem. - Och, daj spokj,
Sylvie! Oboje wiemy, e to bzdura. Kobieta w kostiumie jest
bardzo zmysowa i pocigajca. Zdecydowanie bardziej ni
wtedy, gdy ma na sobie co zbyt obcisego i odsaniajcego zbyt
wiele. Kupia ten strj, bo jeste zazdrosna o Vicky.
- Ja... zazdrosna... o ni?! - wrzasna, wyrywajc mu
z rk swoje zakupy i wciskajc je z powrotem do torby. W adnym razie - oznajmia, krcc energicznie gow. - Dla
czego miaabym by zazdrosna? - dodaa, zbyt zdenerwowana,
by zastanawia si, czy rozsdnie jest ujawnia swoje uczucia
do niego. - To, e wiele lat temu byam na tyle gupia, eby si
w tobie zadurzy, nie znaczy, e jestem zazdrosna o twoj ko
chank. Waciwie...
- O moj kochank? - przerwa jej Ran, gdy oboje wstali.
- Miaem na myli to, e Vicky moe ci odebra Lloyda i tego
si boisz. Jest twoim kochankiem i...
- Moim kochankiem? Lloyd? A to dobre! - Sylvie patrzya
na niego z niedowierzaniem.

120

Nagle poczua, e ma ju do. Jak to moliwe, e Ran wierzy


w to, i ona i Lloyd s kochankami; to jaka dziwna, okrutna
gra. No, c, wic zagra w ni sam. Zapaa torb z zakupami,
mina go, prawie wbiega do swojego pokoju i zatrzasna za
sob drzwi.
Zamkna oczy i opara si o drzwi. Czua, jak pod powie
kami zaczynaj j pali zy. Co Ran teraz robi? mieje si z niej,
bo ju wie, e jej zazdro, jej bl, jej mio s skierowane do
niego czy te moe jest tak zajty, e nie zastanawia si wcale
nad jej uczuciami? Czy zarzuci jej zawi dlatego, e nim
samym targaa zazdro o Lloyda?
Podja prac przy Haverton Hall z tak determinacj i prze
konaniem, e w kocu pokona swoj modziecz mio do
Rana. Teraz si okazao, e potwr zmieni si w wielogow
hydr, ktrej nigdy nie zdoa zabi. Jak ona zdoa skoncentro
wa si na swoich zadaniach, gdy musi pracowa, bdc w po
bliu Rana?
Nie, to niemoliwe, uznaa p godziny pniej, gdy siedziaa
przy biurku i prbowaa uoy harmonogram prac w Haverton
Hall. Bez wzgldu na to, jak bardzo staraa si wyobrazi sobie,
e ona i Ran pracuj razem, e jego obecno nie wpywa na
stan jej emocji, wychodzi z tego tylko obraz pogarszajcej si
sytuacji, jej coraz bardziej bezradne uwizienie w puapce
nieodwzajemnionej mioci. Najlepsze lekarstwo, jakie wcho
dzio w gr, to poprosi Lloyda, by znalaz kogo innego na jej
miejsce.
Nie tak miao by! Szczycia si swoim profesjonalizmem.
A teraz musiaa zwierzy si Lloydowi ze swoich uczu do
Rana. Wiedziaa, oczywicie, e by je uszanowa, ale mimo to
baa si.

LABIRYNT OMYEK

121

Jeli jednak zostanie, to istnieje moliwo, nie, niemal


pewno, poprawia si, e wczeniej czy pniej popeni
bd, ktry zwolni tempo prac przy remoncie rezydencji. Ten
projekt wymaga cakowitego zaangaowania i koncentracji.
A ona jest w stanie myle tylko o Ranie, o swoich uczuciach
do niego.
Nie bdzie atwo. Z niechci mylaa o tym, e sprawi Lloy
dowi zawd; waciwie czua si tak, jakby, proszc o znalezie
nie kogo na jej miejsce, rozczarowywaa sam sobie. Ale baa
si, e jeli zostanie, to i tak siebie zawiedzie, wyrzdzi szkod
sobie i poczuciu wasnej wartoci. A to byoby duo gorsze.
Gniew i pogarda, ktre ujawni Ran tego wieczora, pokazay
jej, jak mao ma dla niej wspczucia.
Z cikim sercem Sylvie szykowaa si do snu. Bd inne
domy, inne projekty. Nikt poza ni nie dowie si, jak bardzo boli
j serce na myl o tym, e kto inny bdzie mia przyjemno
odnawiania rodzinnego domu Rana, doprowadzenia go do stanu,
w jakim kiedy musia funkcjonowa. Podobnie bolaa j wizja
tego, e jaka kobieta pojawi si u boku Rana i urodzi mu dzieci.
Ran nie by pewien, co go obudzio. Praca wymagaa od
niego staej gotowoci, reagowania na kady nieznajomy
dwik, a jego zmysy byy tak wyostrzone, e wyapywa rne
sygnay nawet przez sen.
Czujny i rozbudzony, lea w ciemnociach i nasuchiwa.
Podwietlona tarcza budzika pokazywaa, e jest po wp do
drugiej w nocy. W domu nie byo systemu alarmowego. Lucy,
jego pies myliwski sypiajcy na dole, na pewno by szczeka,
gdyby kto prbowa si wama. Poza tym wczyyby si
wiata na zewntrz.

122
Przez otwarte okno swojego pokoju sysza pohukiwanie
sowy. adne obce dwiki nie zakcay ciszy nocy.
Rozluni si i wtedy to usysza - dwik otwieranych
drzwi. Natychmiast wyskoczy z ka, chwyci szlafrok, narzu
ci go na siebie - mia bowiem zwyczaj spa nago - i na palcach
podszed do drzwi swojej sypialni.
Zobaczy j od razu. Biaa, szczupa posta, ktra zdawaa
si raczej pyn w powietrzu ni chodzi. Sylvie wygldaa
nieziemsko, lecz nie bya duchem. Jeszcze zanim wycign do
niej rk, zda sobie spraw, e lunatykuje. Wiedzia, co naley
zrobi.
Po pierwszym incydencie, gdy znaleziono j wdrujc po
Otel Place, zupenie niewiadom tego, co robi, powiedziano
mu, e w takiej sytuacji najlepiej jest zaprowadzi j agodnie
do ka, jeli to moliwe, nie budzc jej przy tym. Lecz teraz,
gdy tylko jej dotkn, poczu, e wstrzsn ni gwatowny
dreszcz. Zwrcia twarz w jego stron i zrobia si sztywna, gdy
prbowa j obrci. Zakl pod nosem. Zobaczy otwarte drzwi
do swojego pokoju. Moe uda mu si zaprowadzi j tam?
Lekarz rodzinny z Otel Place radzi, eby nie wyrywa jej ze
snu gwatownie, lecz raczej pozwoli obudzi si w sposb
naturalny. Powiedzia te, e czsto takie napady chodzenia we
nie wi si ze stresem lub wstrzsem. Ran nie musia daleko
szuka, eby znale przyczyn dzisiejszego napadu. W gbi
ducha przekl nie tylko Vicky, ale rwnie Lloyda.
Czy ten facet nie zdaje sobie sprawy z tego, jakim jest
szczciarzem? Ile on sam, Ran, oddaby, eby by na jego
miejscu.
Sylvie nadal draa. Miaa szeroko otwarte, ale niewidzce
oczy. Staa obok niego sztywno, niemal skamieniaa. Nie chcc

123

ryzykowa obudzenia jej, Ran popchn j lekko w stron swojej


sypialni. Mwi do niej cicho i agodnie, jak do dziecka.
- Ju dobrze, Sylvie - uspokaja j. - Wszystko w porzd
ku... No, chod...
Ruszya posusznie. Przez cay czas lekko si o niego
opieraa. Jeli uda mu si pooy j do ka, nie budzc jej,
to usidzie koo niej, poczeka, by si upewni, e reszt nocy
bdzie spaa spokojnie, a potem pjdzie si pooy do inne
go pokoju. Rano... Zmarszczy czoo. Za pno, eby ao
wa, e zachowa si w stosunku do niej zbyt obcesowo, ale
widok tego kostiumu, myl o tym, jak bdzie w nim wygl
daa, napeniy go tak wciek zazdroci, e zareagowa
niewaciwie.
agodnie prowadzi Sylvie do swojego pokoju i w stron
ka. Miaa na sobie cienk koszulk, bia i prost, z mikkiej
baweny. Wygldaa w niej jak dziewczynka... Tak modo...
niewinnie...
Zamkn oczy. Ostatnia rzecz, jaka mu teraz bya potrzebna,
to wspomnienia, skarci siebie. Si stumi szalejce w gowie
myli i emocje. Otoczy j ramieniem, eby pooy do ka,
ale gdy to robi, z lasw za ogrodem dobiego ich wycie lisa
nawoujcego partnerk. Dwik rozdar cisz nocy. Ran ze
sztywnia, a Sylvie si obudzia.
- Ran... co...?
W jej gosie usysza zaniepokojenie. Rozejrzaa si po zala
nej ksiycowym wiatem sypialni.
- Chodzia we nie - prbowa si wytumaczy. - Usy
szaem haas... Znalazem ci na podecie...
Skupia nieuwany wzrok na twarzy Rana.
Od wielu lat ju nie lunatykowaa, jednak nie miaa wtpli-

124

woci, e Ran mwi prawd. W kocu nie mia najmniejsze


go powodu, eby wyciga j z ka i prowadzi tutaj. Gdy
by chcia si z ni przespa, musiaby tylko... Przeszy j
dreszcz.
Miewaa napady lunatyzmu tylko wtedy, gdy ya w silnym
stresie... gdy miaa kopoty natury osobistej...
- Ju dobrze, Sylvie - powiedzia agodnie Ran.
Nadal j obejmowa. Czua jego ciepe ramiona, jego ciao
okryte szlafrokiem. Zdezorientowana, spojrzaa na niego.
Na zewntrz zawoa paw, jeden z maej kolonii, ktra prze
niosa si z Haverton Hall w okolice plebanii. Jego sen zakcio
zapewne wycie lisa. Sylvie zesztywniaa.
- Ju wszystko dobrze, Sylvie - powtrzy uspokajajco
Ran. - To tylko paw.
Oczywicie wiedziaa to, bo w kocu ich krzyki nie byy jej
obce, ale tym razem bya zbyt zmczona, eby wszczyna kt
ni z Ranem.
Jego sypialnia leaa po drugiej stronie domu. Bya inaczej
urzdzona ni jej pokj. Stay tu cikie, imponujce, wczesnogeorgiaskie meble. Ten pokj pasowa do Rana, pomylaa;
pasowa do jego osobowoci. Przeszya j fala tsknoty. Nie
panujc nad sob, odwrcia si do niego i gwatownie wycig
na rce.
Pniej nie umiaa tak naprawd nawet powiedzie, czy
chciaa go dotkn czy te by to po prostu gest tsknoty, lecz
gdy odwrci w jej stron gow, musna ustami jego wargi.
Poczua ciepo jego oddechu, drczc obietnic tego, co si
nigdy nie zdarzy. Zacza odwraca gow i wtedy, wstrznita,
poczua, e Ran chwyta j za nadgarstek i przytrzymuje jej do
tam, gdzie bya, po czym wolno cauje kady palec.

125
Sylvie zamara w bezruchu.
- - Ran - zaprotestowaa bez przekonania, lecz ju gdy to
mwia, przytulaa si do niego mocniej, instynktownie szukajc
ciepa jego ciaa.
W jego ramionach czua si jak w niebie. Ran uj jej twarz
w donie, po czym pocaowa delikatnie, wolno, czule, z oci
ganiem. .. jak kochanek. Sylvie przywara do niego jeszcze moc
niej. Jej wargi i cae ciao dray z przemonego pragnienia
poddania si temu, co czua.
W oczach stany jej zy, ktre zaraz popyny strumieniem
po policzkach.
- Sylvie! - Syszaa w gosie Rana nieznane emocje. Znowu
unis jej do i pocaowa kady z opuszkw palcw. - Nie
pacz... Bagam, nie pacz. aden mczyzna nie jest wart two
ich ez.
- To takie bolesne - odpowiedziaa Sylvie, nie bdc w sta
nie ju duej tamowa swoich uczu. - Nie cierpi si tak czu
- wyszeptaa. - Nie mog kocha tak bardzo, tak... tak... bez
sensu. To takie poniajce i takie bolesne.
Usyszaa jk Rana, jakby jej udrczone i szczere wyznanie
ujo go za serce. Przytuli j do siebie, koysa uspokajajco
i powiedzia zduszonym gosem:
- Nie wolno ci cierpie, Sylvie. Bagam...
A potem, zupenie nieoczekiwanie, zacz j caowa z gwa
town, zmysow namitnoci, od ktrej zabrako jej tchu
w piersiach. Znikn cay jej opr. Zrobia si ulega, pragna
jego ust. Czua gwatowne bicie jego serca, wyczuwaa jego
podniecenie.
Zawsze by szybki, przypomniaa sobie. Moe jej nie kocha,
moe ona nie jest kobiet, ktrej pragnie, ale jest teraz w jego

126

LABIRYNT OMYEK

ramionach, rozkochana. Wyczuwaa, e niewiele trzeba, by Ran


straci nad sob kontrol.
Nagle przysza jej do gowy niebezpieczna myl. Nie moe
mie jego mioci, ale po dzisiejszej nocy mog jej zosta...
wspomnienia, a moe nawet co wicej. To aden wstyd, gdy
samotna kobieta rodzi dziecko... Nie ma nawet obowizku po
dawania nazwiska ojca... Dziecko... Dziecko Rana... Wsuna
rce pod jego szlafrok, przesuna je po miniach ramion uko
chanego, potem barkach...
Gdy paw znowu krzykn, adne z nich nie zwrcio na to
uwagi.
Ona nie chce niczego, poza pocieszeniem, powtarza sobie
ostrzegawczo Ran, gdy poczu, e jej wargi zadray w poca
unku. Nie pragna go tak naprawd...
Ale byo ju za pno. On jej pragn, on j kocha i, niech
mu Bg wybaczy, nie potrafi powstrzyma chci pokazania jej,
co moe i powinien zrobi zakochany mczyzna.
Obsypywa pocaunkami jej twarz, szyj, ramiona. Zsun
z niej koszul nocn. Ledwie udao mu si stumi westchnienie,
gdy zobaczy jej ciao skpane w wietle ksiyca.
A pod ciarem jego spojrzenia Sylvie poczua, e jej sia
woli topnieje. Pragn jej; widziaa to w jego oczach, czua
w dreniu doni, ktr przesuwa po jej ciele. Nawet z zamkni
tymi oczami wyczuwaa, jak bardzo jej poda.
Chwiejnie odpowiedziaa tak sam pieszczot. Gdy dotara
do wza paska od szlafroka, uniosa pene mioci spojrzenie
i rozkazaa:
- Zdejmij to!
Ran zrobi to w milczeniu, ani na moment nie spuszczajc
z niej wzroku.

127

Przedtem, ostatnim i jedynym razem, bya zbyt przejta tym,


co si dziao. Ale teraz, tym razem niczym smakosz oceniajcy
uczt, Sylvie przygldaa si Ranowi uwanie. Karmia oczy
i zmysy. By wspaniay... doskonay... Jej mio, jej ycie,
moe ojciec jej dziecka... Przeszy j silny dreszcz.
- Ran!
Jej oczy, zamglone emocjami, odzwierciedlay podanie
przeszywajce jej ciao. W tej fali kryo si duo, duo wicej
ni tylko fizyczna dza. Wbrew logice i zdrowemu rozsdkowi
Sylvie wiedziaa, e to, co si midzy nimi dzi w nocy stanie
to co niemal witego. Wiedziaa, e dziecko, ktrego tak
bardzo pragna, bdzie wyjtkowe i kochane, bardzo, bardzo
kochane.
Dziwne, jakimi ciekami chadza przeznaczenie. Ocza
mi wyobrani zobaczya opakowanie tabletek antykoncepcyj
nych, zawierajce te, ktre powinna dzi wzi, ale zapomniaa
o nich. Nie zrobia tego celowo, podobnie jak nie zaplanowaa
lunatykowania.
- Jeste pikna. Wiesz o tym? - Usyszaa Rana, ktry nadal
trzyma j za rce, a teraz pochyli si w jej stron i wolno,
niemal z czci obsypa pocaunkami jej twarz, powieki, usta.
Potem przesun si na szyj i piersi. Wreszcie puci jej rce
i wzi j w ramiona, jakby chcia mie kontakt z jej caym
ciaem. Wsun donie w jej wosy i pocaowa j z ogromn
intensywnoci i namitnoci.
Jak dugo tak stali? Nie miaa pojcia. Wiedziaa tylko, e
gdy w kocu rozczyli swoje usta, krcio si jej w gowie. Cae
jej ciao, od stp do gw woao Rana.
Ale Ran ignorowa jzyk jej ciaa, jej milczce baganie.
Zamiast tego wzi j na rce i delikatnie pooy na ku.

128

- Ju dobrze - powiedzia cicho. - Wszystko w porzdku.


Uj jej stopy w donie i zacz je masowa. Musn palce
jej stp wargami. Byo to tak nieoczekiwane i szokujco intym
ne, e Sylvie a si zachysna. Ran pieci jzykiem szczupe
kostki, wraliwe miejsca pod kolonami, a potem mikk skr
ud.
- Ran...
Ran nie wypuszcza jej z obj, bawi si jej wosami, mu
ska wargami jej czoo. A ona wdychaa z satysfakcj jego
zapach.
- Mino duo czasu - powiedzia drcym gosem.
- Tak - odpara cicho.
Nie byo sensu udawa, kama; nawet na pewien czas. Ba
riera, jaka midzy nimi wzrosa, lega teraz w gruzach pod wpy
wem tego, czego wanie dowiadczyli. Sylvie czua si niemal
dumna z tego, e kocha Rana tak bardzo, e nigdy z nikim nie
bya tak blisko.
- Seks dla samego seksu to co nie dla mnie.
Sylvie uniosa gow i spojrzaa niepewnie na Rana.
- Chciaem powiedzie, e dla mnie mino duo czasu,
Sylvie... e ja nie... e nie mogem... Prbowaem wyjani...
wytumaczy fakt, e... e nie kontrolowaem si tak jak powi
nienem. .. - Ran co prbowa tumaczy.
- Bye... Uwaam, e bye dobry - powiedziaa prosto
i szczerze.
- Nie kontrolowaem si ani za pierwszym, ani za drugim
razem - stwierdzi.
Nagle zesztywnia, a gdy si poruszy, zobaczya w jego
oczach co, od czego sama zadraa.

129
- I chyba zaraz zademonstruj ci po raz kolejny, jak sabo
si kontroluj przy tobie...
By ju dzie, gdy Sylvie w kocu si obudzia. Zarumienia
si, gdy po otwarciu oczu stwierdzia, e Ran ley oparty na
okciu i si jej przyglda.
- Jak dugo nie pisz? - zapytaa, nerwowo otulajc si ko
dr i rumienic jeszcze mocniej, gdy przypomniaa sobie wyda
rzenia zeszej nocy.
- Wystarczajco dugo by wiedzie, e chrapiesz - po
wiedzia.
- Chrapi? Na pewno nie! - zaprotestowaa z oburzeniem,
puszczajc w gniewie kodr.
- Nie? W takim razie warczysz... - droczy si z ni Ran.
- Nie warcz! W ogle nie wydaj z siebie adnych
dwikw.
- Ale owszem, wydajesz - odparowa byskawicznie, a
w miejsce rozbawienia w jego oczach pojawio si co bardzo
intensywnego.
Pochyli si nad ni i wyszepta, muskajc jednoczenie opu
szkiem palca jej pier.
- Gdy dotykam ci tutaj, z gbi twojego garda dobywa si
taki cichy dwik i...
- Nie! Nie! Nie chc tego sucha! - wrzasna gorczkowo,
gdy dotary do niej, co si stao.
Ostatniej nocy ona i Ran si kochali... Ostatniej nocy zigno
rowaa wszelkie zasady i zdrowy rozsdek, zapomniaa o in
stynkcie samozachowawczym. A miaa przy nich trwa i...
Ostatniej nocy, zanurzona w niezgbionych przestworzach
mioci i tsknoty, modlia si o poczcie dziecka Rana, modlia

130

si o to i pragna tego. Rozum podpowiada jej, e jest zdecy


dowanie za wczenie, by cokolwiek powiedzie, a jednak wie
dziaa, czua, e ronie w niej ju nowe ycie.
Natychmiast w jej oczach stany zy, zy mioci do dziecka,
ktre bdzie caym jej wiatem, i ktre nigdy nie pozna mioci
swojego ojca. Bo ju postanowia, e to bdzie tylko jej dziecko,
konsekwencja jej decyzji. Ran nigdy nie moe si dowiedzie
o jego istnieniu, jej dziecko nie moe mie ojca, ktry przyznaje
si do ojcostwa tylko z poczucia obowizku. Ono nie moe
wiedzie, e jego matka nigdy nie bya i nie bdzie przez ojca
kochana.
- Paczesz? - W gosie Rana usyszaa zarzut. Sprbowaa
stumi zy. - Przepraszam ci za wczorajsz noc - cign nie
zgrabnie. - Rozumiem... Musi ci by ciko kocha mczy
zn, ktry nie...
- Ktry nie odwzajemnia mojego uczucia - podpowiedziaa
zduszonym gosem. Kiedy wydawao si jej, e jego gniew
i pogarda s niemal nie do zniesienia. Teraz widziaa, e jeszcze
gorsze jest wspczucie i lito. - Tak, to prawda - zgodzia si.
- Ale jestem teraz kobiet, a nie dzieckiem, Ran. Jeli wybieram
sobie niewaciwy obiekt uczu, to jest to mj wybr i mam do
tego prawo. Twoja lito jest ostatni rzecz, jakiej potrzebuj.
Uniosa dumnie gow.
- Ostatnia noc nie powinna bya si wydarzy - powiedzia
cicho Ran. - Ale ja...
- Nie moge si powstrzyma - dokoczya za niego wypo
wied. - Tak. To wanie wtedy powiedziae. Najwyraniej
oboje powinnimy o tym... zapomnie.
Sylvie odwrcia wzrok, bo doskonale wiedziaa, e kamie,
e ma istotny powd, by nigdy nie zapomnie, e nigdy nie

131
bdzie moga zapomnie. Lecz t informacj nie zamierzaa
dzieli si z Ranem.
- Ja... chyba wrc do swojego pokoju i ubior si, nim
przyjdzie pani Elliott - stwierdzia z godnoci, po czy dodaa,
gdy nie spuszcza z niej wzroku: - Odwr si, Ran, ebym
moga wsta z ka...
Spojrza na ni tak, e si oblaa rumiecem.
- Tak, wiem, e wszystko ju widziae... Ale to byo wczo
raj w nocy - warkna. - To byo wtedy, a teraz... teraz jest
teraz. Teraz jest inaczej.
- Rzeczywicie - zgodzi si z ni, a potem, co stwierdzia
z ulg, odwrci si.
Wyskoczya spod kodry, chwycia swoj koszul nocn i ru
szya w stron drzwi. Wysza, nie ogldajc si za siebie, bo
wiedziaa, e gdyby to zrobia...
Ostatnia noc bya najcudowniejsz noc w jej yciu, ale do
biega koca i niedugo, za zgod Lloyda, jej pobyt w domu
Rana te dobiegnie koca. Tylko ona bdzie wiedziaa, e opu
szczajc Haverton Hall, opuszczajc Rana, zabierze ze sob
may, bardzo cenny prezent od niego.

ROZDZIA DZIESITY

- Przepraszam, e przeszkadzam, ale Ran powiedzia, e


moe pani mie ochot na kaw.
Zmusia si do uprzejmego umiechu i wzia tac od gospo
dyni.
Cay poranek pracowaa w bibliotece. Starannie sprawdzaa
rachunki i koszty ju wykonanych prac w Haverton Hall.
Lecz teraz, mimo e nie zjada niadania i wiedziaa, e
powinna czu gd, bya godna tylko mioci Rana. Mioci,
ktrej, jak jej wyranie da do zrozumienia, nigdy nie bdzie
miaa.
P godziny pniej schodzia na d z zamiarem wyjazdu
do Haverton Hall, gdy zadzwoni jej telefon. Odebraa i ze zdzi
wieniem stwierdzia, e to Lloyd.
- Lloyd, nie sdziam, e si dzisiaj odezwiesz. Mylaam,
e bdziesz... zajty czym innym.
- C, ja chyba te tak mylaem - odpar ze smutkiem.
- Byo mio, ale si skoczyo. Bywa.
Z tonu gosu Lloyda domylia si, e jego zudzenia co do
Vicky rozwiay si szybko.
- Bd za tob tskni w Nowym Jorku - powiedzia z czu
oci Lloyd. By cudownym czowiekiem.
- Mnie te bdzie ciebie brakowao - odpara powanie.
- Lloyd, musz z tob porozmawia - dodaa szybko. - Stao

133

si... To znaczy... Nie mog tu zosta... Chc... chc wrci


do Nowego Jorku! - wykrztusia z ulg.
Zagryza mocno doln warg. aowaa, e stracia nad sob
kontrol. Lloyd bdzie si zastanawia, co si z ni dzieje. Nie
zamierzaa tak wszystkiego po prostu z siebie wyrzuci. Miaa
poczeka, zebra argumenty i potem porozmawia z nim spo
kojnie. Tak miao by. Ale pozwolia emocjom zapanowa nad
sob, poddaa si pilnej potrzebie ochrony przed blem, jaki
powodowaa sama blisko Rana.
- Skarbie, wyglda mi na to, e jeste nieco rozstrojona. Co
si stao? - zapyta z niepokojem Lloyd.
- To nie jest rozmowa na telefon - odpowiedziaa. - Musz
si z tob zobaczy... Och, Lloyd, tak mi przykro...
Jej gos nabrzmiewa zami. Staraa si je przekn.
- Niech ci nie bdzie przykro - powiedzia agodnie, a po
tem, ku jej uldze, doda: - Przyjad do ciebie, jak tylko wszystko
tutaj pozaatwiam. Wtedy porozmawiamy.
- Och, Lloyd - kaa.
To takie typowe dla Lloyda, e rzuca wszystko, by si z ni
zobaczy, pomylaa Sylvie, gdy odoya suchawk. On j
zrozumie, bya tego pewna, ale mimo to nkao j poczucie
winy, e go zawioda.
Drzwi do gabinetu Rana byy otwarte. On sam wyszed stam
td, gdy wanie przechodzia. Spojrza na telefon, ktry trzy
maa w rce, a ona uwiadomia sobie, e musia sysze jej
rozmow z Lloydem.
- Lloyd znowu przyjedzie - poinformowaa go szybko.
- Domyliem si - w jego gosie zabrzmiao co, jakby
gniew.
Sylvie nie moga zmusi si do podniesienia na niego wzro-

134

ku. Opanowao j wraenie, e caa czuo zeszej nocy to tylko


produkt jej wyobrani, wytwr jej wasnego podania.
- Musz... musz jecha do Haverton Hall - powiedziaa
niepewnym tonem i mina go.
Ran patrzy za ni. Nie mg znie jej cierpienia. Wczoraj
w nocy zwrcia si do niego w potrzebie, w prostej ludzkiej
potrzebie, powodowana tsknot, mioci do innego mczy
zny, ktry j zostawi, eby by z inn kobiet.
Czy Lloyd ma pojcie, co zrobi? Co robi? A moe uwaa,
e bogactwo daje mu prawo ignorowania uczu innych ludzi?
Czy, jego zdaniem, krzywda, jak zrobi Sylvie, jej cierpienie
nie maj znaczenia?
Zostawi j wczoraj dla kogo innego, a teraz, dzisiaj, wraca.
- Musz si z tob zobaczy. - Usysza znowu szept
Sylvie.
Na dwik zdradliwego drenia jej gosu, zamkn oczy.
Wiedzia wszystko o takiej potrzebie, zna j na dugo przed
tem, nim, powodowany mieszanin wciekoci i tsknoty, a
mic wszystkie obietnice, wzi Sylvie w ramiona i kocha si
z ni. Odkrycie, e jest jej pierwszym mczyzn, wywoao
u niego rado, bl i wstyd.
A potem posza do Wayne'a, rzucia wszystko i wszystkich
- rodzin, edukacj, a nawet, tak mu si wtedy zdawao, wasne
zasady.
Lecz potem zmienia zdanie i bagaa Alexa, by pomg jej
wrci do dawnego ycia.
Odprowadzi j na lotnisko razem z Alexem i jego on.
Dziaa pod wpywem impulsu, podda si potrzebie, z powodu
ktrej sob gardzi.
Skoczyo si tym, e wrci potem do domu i upi si na

135

umr. Dzi nie by specjalnie dumny z tego wspomnienia. Lecz


by to jedyny sposb, eby si znieczuli.
Nie by w stanie o tym rozmawia nawet z Alexem, swoim naj
bliszym przyjacielem. Nie potrafi nikomu powiedzie, jak bardzo
kocha Sylvie. W kocu Alex by jej przybranym bratem.
Wydawao mu si, e jest w stanie zaakceptowa fakt, e Sylvie
reszt ycia spdzi z kim innym, ale tak to wygldao z odlegoci.
Wiedzie, e ona kocha Lloyda to jedno; by wiadkiem tej mioci,
wysucha jej baga, eby Lloyd przyjecha - to co zupenie
innego. Nic nie mogo go przygotowa na taki bl.
A teraz Lloyd ju do niej jedzie. Czy Sylvie opowie mu
o zeszej nocy?
Zeszej nocy, gdy trzyma j w ramionach, kocha si z ni,
czu reakcj jej ciaa, ktre odpowiadao nie tylko na zmysowe
potrzeby. Otworzy oczy i podszed do okna swojego gabinetu,
eby popatrze na ogrd. Dawno temu jego przodkowie zapro
jektowali ten ogrd, mieszkali w tym budynku; jego tytu, jego
ziemia, wspaniay dom, ktre teraz by za wielki i zbyt kosztow
ny dla jakiejkolwiek rodziny - caa tradycja rodu spoczywaa
na jego barkach.
Kiedy, dawno temu, za jego obowizek, jako ostatniego
mskiego potomka, uwaano by spodzenie dziecka, syna, le
galnego dziedzica. Ale to si nigdy nie stanie. Nie oeni si
z inn kobiet, bo kocha Sylvie. Wic nie bdzie legalnego
dziedzica. Bdzie tylko to dziecko, ktre powstao z jego zwiz
ku z Sylvie ostatniej nocy. Wiedzia, e tak si wanie stao.
Lecz nie bdzie zmusza Sylvie, by pozwolia mu by czci
ycia ich dziecka. Nie, bo wiedzia, e ona go nie kocha. Dwa
razy zwrcia si do niego po ukojenie, ale tak naprawd kochaa
kogo innego. Trzeciego incydentu nie bdzie.

136

Lloyd prawdopodobnie przyjedzie przed wieczorem. Ran


wiedzia, e nie bdzie w stanie znie widoku pogodzonych
kochankw.
Podszed do biurka i sign po telefon.
Alex siedzia w eleganckim salonie i umiecha si do swo
jego synka, ktry zblia si do niego. Wzi malca na rce
i spojrza z mioci na Mollie. Bya we wczesnej ciy z ich
drugim dzieckiem. Nkay j poranne nudnoci.
- Wanie dzwoni Ran - powiedzia Alex.
- Tak? Co u niego? I u Sylvie?
- Ran chce przyjecha do nas na kilka dni. Najwyraniej
marzy mu si pranie mzgu na temat samowystarczalnoci po
siadoci.
- Czy mylisz, e on i Sylvie dogadaj si wreszcie? - za
pytaa z niepokojem Mollie.
Alex unis brwi.
- Mnie o to pytasz? To ty twierdzisz, e oni s w sobie
szaleczo zakochani.
- Ja nie myl, ja o tym wiem - poprawia go surowo Mollie
- Tylko, e oboje s tacy... tacy uparci. Nie chc si przyzna
do swoich uczu.
- A nie przyszo ci do gowy, e moesz si po prostu myli?
- zapyta czule Alex.
- Nie, bo si nie myl. Alex, jeste bratem Sylvie, a Ran jest
twoim najlepszym przyjacielem; twoim obowizkiem jest im
pomc!
- O, nie! Nie ma mowy... - Alex pokrci gow i zrobi
zaniepokojon min. - Oboje s doroli.
- Moe. Ale zachowuj si jak dzieci. Musimy co zrobi,

137

Alex; sam widziae, jak Sylvie umieraa z tsknoty za Ranem,


gdy bylimy u niej w Nowym Jorku, krtko po przeprowadzce
za ocean... al byo na ni patrze, gdy w kocu zdobya si na
pytanie o niego. ..A z Ranem nie jest ani troch lepiej.
- Suchaj, s teraz oboje w Haverton Hall... sami - podkre
li Alex. - Jeli tam si nie dogadaj...
- Moe wcale nie potrzeba im bycia ze sob, moe potrzeb
ny jest im kto, z kim mogliby porozmawia, kto by im co
wyjani, doradzi - zauwaya Mollie i posaa mowi bagal
ny umiech.
- Nie ma mowy - odpar stanowczo Alex, ale Mollie ju
podja decyzj.
Tak czy inaczej, co trzeba zrobi. Jeli Alexa nie da si do
tego namwi, to ona zadziaa.
Postanowia dziaa i zacza si zastanawia nad szczeg
ami.
Byo pne popoudnie, gdy Sylvie wrcia z Haverton Hall.
Dowiedziaa si od pani Elliott, e Ran wyjecha na kilka dni.
- Czy powiedzia, dokd jedzie albo kiedy wrci? - zapytaa
sztywno.
Starsza kobieta pokrcia gow.
- Powiedzia tylko, e zadzwoni.
Czy Ran naprawd wyjecha w interesach, czy te przez ni?
By dla niej miy, gdy opowiadaa mu o blu nieodwzajemnio
nej mioci, milszy ni kiedykolwiek dotd, ale to nie zmieniao
faktu, e jej nie kocha i e jej obecno tutaj, w jego domu,
musi by dla niego niewygodna. C, ju niedugo przestanie
by dla niego ciarem. Postanowia, e przekona Lloyda do
przekazania projektu Haverton Hall komu innemu.

138

Lloyd zadzwoni, gdy bya na grze, nanoszc poprawki do


dokumentw. Wyjani, e nieco si spni i dotrze do Derbyshire pnym wieczorem.
Ran przed wyjazdem poleci gospodyni przygotowanie po
koju dla Lloyda, ssiadujcego z sypialni Sylvie.
Zadzwoni jej telefon. Odebraa, spodziewajc si usysze
gos Lloyda, ale zamiast tego odezwaa si jej bratowa.
- Mollie, jak si miewasz? - zapytaa, szczerze uradowana
tym telefonem.
- Mdo - odpowiedziaa Mollie, ale w jej gosie brzmiao
takie szczcie, e od razu byo sycha, i cieszy si ci. - A
jak to jest, przekonasz si sama - ostrzega j Mollie. - To nie
arty. Mielimy na kolacj ososia. Uwielbiam ososia, a nie
zdoaam przekn ani ksa...
Przekona si, jak to jest! Sylvie cisna telefon. Co powiedz
Mollie i Alex, gdy si dowiedz, e jest w ciy? Bd oczywicie
chcieli wiedzie, kto jest ojcem dziecka, cho s na tyle nowoczeni
i kochani, e zaakceptuj jej decyzj o utrzymaniu w tajemnicy
tosamoci ojca i wychowaniu dziecka przez ni sam.
- Co tam u ciebie sycha? - zapytaa Mollie. - Jak si do
gadujesz z Ranem?
Dla wyczulonych uszu Mollie cisza, jaka zapada w suchaw
ce, bya wiele mwica.
- Nie dogaduj si - odpara krtko. - A, szczerze m
wic... - Zamilka, a potem uznaa, e nie ma sensu ukrywa
faktw przed Mollie, ktra w kocu bya jej najblisz przyja
cik, a nie tylko bratow. - Postanowiam... zamierzam po
prosi Lloyda, eby odsun mnie od realizacji tego projektu,
Mollie. Nie mog... To nie... Nie mog tu zosta... Ran i ja...
- Znowu zamilka.

139
- Nadal go kochasz, prawda? - zapytaa agodnie Mollie.
Przez chwil Sylvie mylaa, e nie bdzie w stanie odpo
wiedzie, lecz niemal wbrew swej woli poczua si zobligowana
do szczeroci.
- Tak. Tak, kocham go - przyznaa. - Bardziej ni kiedy
kolwiek. On jest... Jest wszystkim, czego kiedykolwiek pragn
am, Mollie. To jedyny mczyzna, jakiego kochaam, jedyny,
jakiego bd kocha... W kadym sensie tego sowa - doko
czya cicho. - Nie byo... Ja nie... Czy to nie niesamowite
w dzisiejszych czasach? - dodaa, a w jej gosie zabrzmiaa
przepeniona gniewem rozpacz. - Ran jest jedynym mczyzn,
ktry mnie dotkn... ktry si ze mn kocha... Ale on mnie
nie kocha, Mollie. Wiem to. Nigdy mnie nie kocha. Za pier
wszym razem by po prostu zy. Oboje bylimy rozgniewani i to,
co zrobilimy... co si stao... Ale tym razem byo tyle... tyle
mioci... tyle czuoci... Ale tak naprawd on chcia mnie tylko
pocieszy... On...
- Czy to ci powiedzia? - wtrcia agodnie Mollie.
- Niezupenie. Mwi o tym, jak bolesna jest nieodwzajemnio
na mio i... i o tym, e nie naley... nie naley si wstydzi takiej
mioci, pragnienia drugiej osoby. Nie mog tu zosta, Mollie!
- jkna. - Boj si tego, co mogoby si sta, co mogabym
powiedzie... zrobi... Ran by taki miy, taki... agodny i czuy...
Chc zachowa to wspomnienie... Nie mog...
- On na pewno co do ciebie czuje, skoro...
- Skoro poszed ze mn do ka? - podpowiedziaa Syvie.
- Poda mnie, owszem, ale... Lloyd tu by i zabra jego aktu
aln przyjacik do Londynu. Och, nie wydaje mi si, eby ich
zwizek by szczeglnie powany, ale Ran to mczyzna z tem
peramentem, wic...

140

- Wic poszed z tob do ka, bo chcia seksu; czy to


prbujesz mi powiedzie? - zapytaa sprytnie Mollie.
- C, moim zdaniem w duej mierze tak wanie byo potwierdzia Sylvie.
- Ale on musi co do ciebie czu, Sylvie, jeli rozmawia
z tob w taki sposb, jak mi to opisaa. Gdyby mu nie zaleao,
gdyby nie chcia si wiza, to na pewno nie dopuciby do takiej
intymnoci.
- Tak... Nie... Och, nie wiem. Wiem tylko... Wiem tylko,
e boj si tu zosta... Nie dam sobie z tym rady, Mollie; bdzie
bezpieczniej, jeli wyjad.
- Powiedziaa mu, e wyjedasz?
- Nie - przyznaa si Sylvie. - Wie, e poprosiam... e
Lloyd jedzie do Derbyshire, eby si ze mn zobaczy, ale Rana
teraz tu nie ma. Gospodyni mwi, e wyjecha na kilka dni, ale
nie powiedzia dokadnie, dokd i na jak dugo jedzie... Podej
rzewam, e stara si mnie unika...
- Sylvie, czy ty go kiedykolwiek zapytaa o jego uczucia
do ciebie?
Przez chwil Sylvie bya zbyt wstrznita, by zdoby si na
odpowied.
- Nie! Oczywicie, e nie! Nie mogabym. Czy ty by o co
takiego zapytaa Alexa?
- Moe nie - odpara Mollie. - Ale mj zwizek z Alexem
jest zupenie inny od twojego z Ranem. Nie znalimy si tak
dugo jak wy...
- Rnica polega na tym, e ty i Alex si kochacie, podczas
gdy Ran i ja... Musz koczy, Mollie. Nie mog duej o tym
rozmawia.
Poegnaa si, a potem zacza si o modli o szybki przy-

141

jazd Lloyda. Dziki niemu opuci Derbyshire przed powrotem


Rana.
Jak na zawoanie zobaczya wiata samochodu podjeda
jcego pod dom. Nareszcie...
Westchna gboko i zesza na d.
P godziny pniej, gdy opowiedziaa ju wszystko Lloy
dowi, on poda jej z powan min chusteczk i zapyta:
- Naprawd tak bardzo go kochasz, Sylvie?
- A za bardzo. Gupia jestem, co? - zapytaa drcym go
sem i zaraz powtrzya po raz kolejny: - Lloyd, tak mi przykro,
e ci zawiodam, ale naprawd nie mog tu zosta.
- Wcale mnie nie zawioda, skarbie. Twoje szczcie zna
czy dla mnie bardzo duo. Chyba traktuj ci troch jak crk,
ktrej nigdy nie miaem. Gdyby nie umwione spotkania, po
czekabym na ciebie i polecielibymy razem.
- Nie, nie! Dopn tu wszystko na ostatni guzik. Przynaj
mniej tyle mog zrobi. Zostawi wszystko w absolutnym po
rzdku temu, kto przejmie nadzr nad pracami.
- W taki razie do zobaczenia w Nowym Jorku, skarbie - po
wiedzia Lloyd, biorc j w ramiona na poegnanie.
I wkrtce ju go nie byo. Niedugo ona te wyjedzie...
Gardo si jej cisno. Poykaa zy.

ROZDZIA JEDENASTY

- Piknie tu, prawda? - powiedziaa Mollie, podchodzc do


Rana, ktry sta i patrzy na staw znajdujcy si na otoczonej
drzewami polance.
Kiedy, nim pobrali si z Alexem, ta polanka zostaa sprofa
nowana przez grup ekologw pod przewodnictwem Wayne'a,
ktry przekona niewinn Sylvie do tego, e jego jedynym celem
jest walka o prawa bezdomnych.
To Sylvie sprowadzia ich w to urocze miejsce do posiadoci
brata i to ostatecznie ona odegraa gwn rol w dramacie,
ktry si tu rozegra, gdy uwiadomia sobie, jak niebezpiecz
nym i podejrzanym czowiekiem jest Wayne.
Cae miesice trway potem prace przy przywracaniu polanki
do poprzedniego stanu. Teraz stanowia ulubiony cel wycieczek
ludzi z okolicy. Latem kwity tu dzwonki. Teraz licie na drze
wach zaczynay z wolna zmienia kolor, zwiastujc koniec lata.
- Szkoda, e nie widziaam Sylvie, gdy wpada podczas
czyszczenia stawu w boto, a ty j wycigne... Ile miaa wte
dy lat, Ran?
- Siedemnacie - odpowiedzia natychmiast, a Mollie spoj
rzaa na niego bystro.
- Hm... Gdy ostatni raz widziaam si z Syvie, wspomnia
a, jak bardzo chciaa po mierci ojca Alexa zosta w Otel Place.
Matka jej na to nie pozwolia.

143

- Bya mod dziewczyn. Dom kawalerw to nie byo od


powiednie miejsce dla niej.
- Mimo tego jednego z tych kawalerw bardzo mocno wte
dy kochaa i nie przestaa kocha do dzi - atakowaa Mollie.
- Alex uzna, e bdzie lepiej, jeli zamieszka z matk broni si Ran.
- Nie miaam na myli Alexa - odpara agodnie Mollie.
- To mio do ciebie j tutaj trzymaa, Ran.
- Bya wtedy dzieckiem - powiedzia gniewnie, odwracajc
si od niej, eby nie widziaa jego twarzy. - Co moga wiedzie
o... mioci? Bya taka moda, Mollie, a ja pracowaem jako
zarzdca u jej brata; nie mogem pozwoli...
- eby dostrzega, e te j kochasz?
Ran odwrci si i spojrza na ni z gniewem.
- Chciaem powiedzie, e nie mogem zapewni jej ycia
na takim poziomie, do jakiego przywyka, a nawet gdybym
mg, to Sylvie bya za moda, na lito bosk! Bya jeszcze
dzieckiem...
- Nie bya dzieckiem, gdy miaa dziewitnacie lat - zwr
cia mu uwag Mollie i dodaa: -I wcale jej nie potraktowae
jak dziecko, Ran. Zostalicie kochankami - powiedziaa wprost.
- Bye jej pierwszym mczyzn, ale j zostawie, pozwolie
jej...
- Nie! To ona mnie zostawia - wyrzuci z siebie gwatow
nie. - Sama mi powiedziaa, e posza ze mn do ka tylko
dlatego, e Wayne nie chcia by z dziewic i...
- I ty jej uwierzye?
Ran podnis na ni wzrok.
- Gdy przyjechaem, egnaa si z nim. Gdyby ich razem
widziaa...

144

- Pozory myl. Ludzie potrafi stan na uszach, eby ukry


swoje prawdziwe uczucia, jeli wierz, e ujawnienie ich moe
prowadzi do odrzucenia lub zranienia. W kocu - dodaa cicho
- ty sam ukrye przed Sylvie fakt, e j kochasz, czy nie?
Ran natychmiast si wyprostowa i zacisn zby.
- Alex ci powiedzia? - zapyta. - To miaa by...
- Alex nic mi nie powiedzia - uspokoia go Mollie. - Nie
musia mi nic mwi, Ran. Domyliam si.
- Jak?
- Wiem, jakim jeste czowiekiem, widz, jak si zachowu
jesz w stosunku do Sylvie. Dopatrzyam si czego, czego nie
da si inaczej wytumaczy - wyjania z umiechem. - Dlacze
go jej nie powiesz?
- Ona wie - odpar krtko. - Posuchaj, Mollie, doceniam
twoj trosk. Moe kiedy, jako dziecko, jako moda kobieta,
Sylvie rzeczywicie mnie kochaa, ale teraz jest inaczej. Nie jest
ju mod dziewczyn, staa si dorosa. W jej yciu byli inni
mczyni, ktrzy...
- Jacy inni mczyni? - zapytaa i zanim zdy zareago
wa, dodaa: - Jeste jedynym kochankiem Sylvie, Ran, jedy
nym mczyzn, jakiego kiedykolwiek pragna...
- Nie... to nieprawda - wypiera si Ran, ale Mollie widzia
a, e nagle zblad pod smag opalenizn. - Ona i Wayne byli
kochankami, a teraz ma Lloyda.
- Nie - zaprzeczya stanowczo Mollie. - Nie, Ran! Wayne
i Sylvie nie byli kochankami. Powiedziaa mi wtedy o tym
i wierz, e to prawda. Powtrzya to cakiem niedawno.
- Jak bardzo niedawno? - naciska Ran, ale zaraz pokrci
gow. - Zreszt tu nie chodzi o innych kochankw. Moje uczu
cia do niej nie zmieniyby si bez wzgldu na to, jak wielu

145
mczyzn przewinoby si przez jej ycie. Lecz nie mog na
rzuca si jej ze swoj mioci. Ona kocha Lloyda.
- Owszem - zgodzia si z nim Mollie. - Ale jak przyjacie
la, Ran, a nie jak mczyzn.
- Nie mwiaby tak, gdyby syszaa j, jak rozmawiaa
z nim przez telefon, jak go bagaa, eby do niej przyjecha...
- Bagaa go o przyjazd, bo chce, eby j zabra z Haverton
Hall - wyjania cicho. - Ona si rozpaczliwie boi, Ran, boi si
tego, co do ciebie czuje i... Sama mi powiedziaa, e chyba
duej tego nie wytrzyma. Powiedziaa, e nie moe wykonywa
dobrze swojej pracy, gdy myli tylko o tobie. Chce, eby Lloyd
pozwoli jej zaj si czym innym, da jej prac, ktra nie
wymagaaby kontaktu z tob... Jeli mi nie wierzysz, popatrz
na to od tej strony: dlaczego kobieta miaaby zachca mczy
zn do pjcia z ni do ka, skoro przez wiele lat ya w ce
libacie i w dodatku wierzy, e temu mczynie na niej nie
zaley? Chyba tylko dlatego, e jej wasne uczucia s tak silne,
e traci nad nimi kontrol. Niewiele jest ludzkich emocji, ktre
mona zaliczy do tej kategorii, Ran. Och, a przy okazji...
- Mollie przerwaa, odwrcia si na picie i zacza si od
niego oddala. - Byabym zapomniaa. Sylvie dzwonia wczoraj
wieczorem. Rozmawiaa z Lloydem. Pozwoli jej opuci Haverton Hall. Zarezerwowaa lot na jutro.
- Co si stao Ranowi? - zapyta Alex Mollie p godziny
pniej, gdy wszed do salonu. - Wanie minem go na drodze.
Powiedzia, e wraca do Haverton Hall. Co pilnego?
- Tak! Naprawd pojecha?
- Mollie... - mrukn, patrzc na on podejrzliwie. - Co
si tutaj dzieje? Co ty...?

146

- Och! - Mollie zakrya usta doni i wybiega z pokoju.


Poranne mdoci? To niewaciwe okrelenie, pomyla
Alex. Bieda Mollie cierpiaa na nie przez cay dzie. Poszed
za ni do azienki.
Jestem spakowana, stwierdzia Sylvie. List do Rana, wyja
niajcy, e kto inny przejmie jej prac, napisany. Dokumenty
uporzdkowane. Pozostao mi tylko wsi za kierownic wy
najtego samochodu i ruszy na lotnisko. A jednak nie mog si
do tego zmusi.
Posza na gr, zatrzymaa si przed sypialni Rana. Bya
sama w caym domu, bo pani Elliott miaa wolne. Powodowana
impulsem otworzya drzwi i wesza do rodka. Pokj byo do
kadnie taki, jak go zapamitaa. Podesza do ka, drc
doni wygadzia poduszk.
Do oczu napyny jej zy, ale nie pozwolia sobie na pacz.
Zamiast tego zdecydowanym krokiem podesza do drzwi i opu
cia pokj.
Na zewntrz powietrze byo rozgrzane od letniego soca.
Wzdu podjazdu rosa lawenda.
Odwrcia si, eby jeszcze raz popatrze na plebani. Haverton Hall by rezydencj, a to by prawdziwy dom. Bardzo
delikatnie dotkna ciepej cegy, a potem obrcia si na picie
i niepewnym krokiem ruszya w stron samochodu. Zarezerwo
waa sobie nocleg w hotelu w Londynie, a jutro rano odleci do
Nowego Jorku. Najwyszy czas rusza w drog. W kocu nie
ma adnego powodu, eby tu zosta.
Ca drog na pnoc Ran powtarza sobie, e jest komplet
nym idiot, a Mollie si myli.

147

- Jeli Sylvie mnie kocha, to co j powstrzymuje przed


wyznaniem mi tego? - zapyta Mollie.
- Nic, poza przekonaniem, e ty jej nie kochasz - odpara.
Czy ona naprawd w to wierzy? Jak to moliwe? Przecie
nie dalej ni tamtej nocy, gdy trzyma j w ramionach, wspo
mnia o swoich uczuciach do niej.
Tak si pieszy, e nie pozwoli sobie na aden przystanek
po drodze. Wzgrza wygrzeway si w popoudniowym socu,
gdy pokonywa ostatnie kilka kilometrw dzielcych go od
domu.
Zobaczy samochd Sylvie, zanim ujrza j sam. Serce pod
skoczyo mu w piersi z ulg, e wci jeszcze tu jest. I wtedy
j zobaczy.
Woya ten elegancki garnitur. W rce trzymaa teczk z do
kumentami. Nacisn mocniej na peda gazu.
Podjecha z tak szybkoci, e w pierwszej chwili Sylvie
nie rozpoznaa samochodu, nie wspominajc o kierowcy, jednak
instynktownie wiedziaa, e to Ran. Pierwszy impuls by taki,
eby uciec, zanim on j zobaczy. Ale gdy walczya z drzwiami
dipa, Ran zaparkowa obok i zablokowa jej drog ucieczki.
Wyskoczy zza kierownicy i ruszy w jej stron z gron min.
- Ran... Ja wanie... wyjedaam... Ja...
- Dlaczego? - zapyta z gniewem.
- Co?
- Dlaczego wyjedasz, Syivie? Czy z powodu Lloyda? Bo
jest twoim kochankiem i nie moesz znie rozki z nim?
Bya zbyt wstrznita, eby kama.
- Nie! - krzykna. - Lloyd nie jest moim kochankiem.
- W takim razie dlaczego bya taka zdenerwowana, gdy
. zabra Vicky do Londynu?

148

- Ja... Ona... Widziaam jak na doni, do czego ona zmierza,


jaka jest wyrachowana, ale ty jej bronie, zachcae j do
flirtu... chwalie j...
- Nie mogem si doczeka, eby poderwaa Lloyda. Chcia
em, eby dostrzega, e on nie zasuguje na ciebie.
Sylvie wlepia w niego wzrok.
- Nie wierz, e naprawd pomylae, i ja i Lloyd jestemy
kochankami - powiedziaa drcym gosem. - On jest moim
przyjacielem. Lubi go. Kocham go, owszem, jako czowieka,
ale... - Zamilka i zwilya wyschnite wargi.
- Nie rb tego, Sylvie! - rozkaza, biorc j za rk, zanim
zdya go powstrzyma.
Pocign j przez wirowy podjazd w t cz ogrodu, kt
rej do tej pory nie zwiedzia. Szli obsadzon cisami alej. Ran
zaprowadzi j do maego, odosobnionego miejsca, gdzie rosy
tylko biae re. Od ich zapachu Sylvie zakrcio si w gowie.
- Mj stryjeczny dziadek posadzi te re dla upamitnienia
jedynej kobiety, jak kocha. Umara na zapalenie puc krtko
przed ich lubem. Zosta mu tylko ten ogrd i wspomnienia. Nie
chc, eby po tobie zostay mi tylko wspomnienia, Sylvie. Ko
cham ci - wyzna otwarcie. - Zawsze ci kochaem i zawsze
bd ci kocha. Dotd ci tego nie powiedziaem, bo uwaaem,
e nie miaem do tego prawa. Najpierw bya za moda, potem
by Wayne, a teraz...
- Kochasz mnie? - Sylvie wpatrywaa si w niego z niedo
wierzaniem. - Ale przedwczoraj w nocy powiedziae mi, e
nie, e nie moesz... - przypomniaa mu. - Powiedziae, e
wiesz, jakie to dla mnie bolesne kocha ciebie, ale to. ..
- Nie - poprawi j. - Prbowaem powiedzie, jak ciko
jest kocha ciebie, wiedzc, e ty mnie nie kochasz.

149

Przez chwil patrzyli si na siebie w milczeniu, a potem,


niepewnie, jakby baa si uwierzy w to, co usyszaa, Sylvie
uniosa do do jego twarzy.
- Kochasz mnie, Ran? Ja nie mog... boj si w to uwierzy.
Zacisna wargi, eby powstrzyma ich drenie.
- Sylvie, co ja zrobiem... Co mymy zrobili? Kochaem
si, gdy miaa szesnacie lat, gdy nie miaem prawa do takich
uczu; kochaem ci, gdy miaa siedemnacie lat i prawie przez
ciebie oszalaem, gdy tak niewinnie mi siebie ofiarowywaa.
Kochaem ci, gdy miaa dziewitnacie lat i oddaa mi swoje
dziewictwo, ofiarowaa ciao, ale odmwia mioci.
- Mylaam, e mnie nienawidzisz - wyszeptaa. - Bye
taki zy, gdy przyjechaam do Otel Place z Wayne'em i innymi.
- To nie bya zo, tylko zazdro. Nigdy si nie dowiesz,
jak czsto niewiele brakowao, ebym ci prbowa posi.
- To dlaczego tego nie zrobie? Przecie musiae wiedzie,
jak bardzo ci pragnam - powiedziaa Sylvie.
- Nie, nie wiedziaem! Och, zdawaem sobie spraw, e by
czas, gdy bya we mnie zadurzona, ale gdy ci zobaczyem
z Wayne'em, gdy mi powiedziaa, e to jego pragniesz...
- Wydawao mi si, e mnie odrzucasz. Miaam swoj dum
- wyznaa mu ze smutkiem. - Tyle razy wczeniej mnie ode
pchne.
- Dla twojego dobra - przerwa jej. - Jak wytkna mi to
twoja matka, nie miaem ci nic do zaoferowania.
- Nic? - W oczach Sylvie bysny tumione zy. - Miae
wszystko, Ran, bye dla mnie wszystkim... Nadal jeste...
Gdy wzi j w ramiona i pocaowa, posypay si na nich
biae patki r.
- Jak confetti - powiedzia mikko Ran, gdy w kocu,

150
z ociganiem oderwa usta od jej warg. - Wedug tradycji po
winnimy si pobra w rodzinnej kaplicy w Haverton Hall, ale
trzeba j najpierw wyremontowa. Ja ju nie mog czeka tak
dugo. - Pocaowa j jeszcze raz i wyszepta: - Moe ochrzci
my tam nasze pierwsze dziecko.
Sylvie natychmiast otworzya oczy.
- Wiesz... o tym - domylia si. - Ty... te to poczue.
- Tak - przyzna si Ran. - Jak moglimy by takimi gu
pcami, Sylvie? Jak moglimy by tak lepi? Ju samo to powin
no nas zastanowi. To, co nas poczyo tamtej nocy, co stwo
rzylimy, mogo powsta tylko z wielkiej mioci.
- Tak - potwierdzia. - Wci nie mog w to do koca
uwierzy... - dodaa, strzsajc biae patki z jego ramion.
- T o . . . to nadal jest takie... Nieca godzin temu mylaam,
e na zawsze opuszczam Haverton Hall i ciebie. Dlaczego
wrcie?
- Mollie przeprowadzia ze mn rozmow... Daa mi do
mylenia... Pokazaa mi...
- Mollie? Gdy do mnie zadzwonia, nawet si o tym nie
zajkna... - zacza oburzona, ale zaraz zamilka. - Och, Ran
- wyszeptaa. - Strach pomyle, jak niewiele brakowao, e
bymy... tego nie mieli... Nie mieli siebie.
- To by si tak atwo nie skoczyo - pociesza ja Ran.
- Nie mam pojcia, co powie Lloyd, gdy mu oznajmi, e
zmieniam zdanie i chc zosta w Haverton...
- Na zawsze - podpowiedzia.
- Na zawsze.
- Chodmy do rodka - powiedzia nagle. - Chc ci trzy
ma w ramionach... Chc si z tob kocha... Pokaza ci, jak
bardzo ci kocham... jak bardzo ci potrzebuj.

151

Par minut pniej, gdy leaa w jego ramionach i muskaa


palcem jego nos, wyznaa mu nagle:
- Zawsze bye tylko ty, Ran. Nie mogam znie... nie
chciaam...
- A mylisz, e ze mn byo inaczej?
Sylvie spojrzaa na niego niepewnie.
- Ale ty jeste mczyzn. Zawsze miae kogo. Te twoje
wyrafinowane przyjaciki.
- Przyjaciki, tak - przyzna Ran - ale nie kochanki. M
czyzna moe by wierny, kiedy kocha kobiet, tak jak ja kocham
ciebie. Jak mylisz, to bdzie chopiec czy dziewczynka? - na
gle zmieni temat
- Nie wiem - odpowiedziaa. - Ale to owoc naszej mioci.
- Bdziemy musieli wzi szybki i cichy lub - powiedzia
Ran. - Twojej matce si to nie spodoba...
- Chciabym pj do otarza w Otel Place - wyznaa cicho.
- Tam, gdzie si pierwszy raz spotkalimy...
Pobrali si pi tygodni pniej w Otel Place w otoczeniu
tylko najbliszej rodziny i, oczywicie, Lloyda, na obecnoci
ktrego bardzo zaleao Sylvie.
Do otarza poprowadzi j Alex. Jej matka, zachwycona tym
maestwem, kaa w chusteczk. Synek Alexa i Mollie z uro
czyst powag podawa obrczki lece na aksamitnej poduszeczce, na ktrej wyhaftowano herb rodziny Rana.
- Nigdy nie byo mi do twarzy w bieli - powiedziaa Sylvie
do Mollie, usprawiedliwiajc wybr kremowozotej sukni lub
nej, po czym dodaa artem: - Zreszt, w tych okolicznociach
nie byaby odpowiednia.
- Nie bd starowiecka - machna rk Mollie i dodaa

152

zaczepnie: - Po tylu latach, ktre spdzilicie bez siebie, dziwi


si, e Ran wypuci ci z ka, eby wzi lub.
Sylvie parskna miechem i zapytaa:
- A skd myl, e to on trzyma mnie w ku? Tak bardzo
go kocham, Mollie - dodaa powanie. - Tobie zawdziczamy
to, e jestemy razem.
- Ale nie odpacaj mi, nadajc dziecku moje imi- ostrzega
j Mollie i poklepaa po nadal paskim brzuchu.
Sylvie wbia w ni wzrok.
- Wiesz? Ale skd...? Ja...
- Widziaam, jak zblada przy niadaniu - powiedziaa
z umiechem. - A poza tym... C, powiedzmy po prostu, e
to wida po Ranie. On ci bardzo kocha, Sylvie.
Mimowolnie spojrzenie Sylvie powdrowao w kierunku jej
wieo polubionego maonka. Serce zatrzepotao jej w piersi.
Kochaa swoj rodzin, ale w tej chwili chciaa by tylko z Ra
nem. Cicho podesza do niego. Rozmawia z Alexem. Uja go
pod rami i szepna na ucho:
- Wracajmy do domu, Ran...
- Naprawd myl, e Haverton Hall jest moim najukocha
szym nabytkiem - wyzna Sylvie Lloyd, gdy stali razem przed
ma kaplic, gdzie wanie ochrzczono synka Sylvie i Rana,
ktrego do chrztu podawa Lloyd.
- Mwisz tak o kadym - droczya si z nim Sylvie, ale
Lloyd pokrci gow.
- Nie. Haverton jest wyjtkowe - upiera si. - Wykonaa
tu doskona prac, Sylvie. Jeste pewna, e nie dasz si nam
wi na powrt do pracy u mnie? Widziaem pewien paac w Hi
szpanii...

153
- Nie. - Sylvie pokrcia ze miechem gow. - Mam teraz
inne zajcie - przypomniaa mu, zerkajc z mioci w stron
swojego synka, ktrego koysa ojciec.
Prace w Haverton Hall dobiegy koca przed samymi chrzci
nami Rory'ego. Oficjalne otwarcie rezydencji dla publicznoci
byo zaplanowane na koniec miesica.
Ran nie naciska, eby Haverton Hall byo ostatnim projek
tem jego ony. Ona sama chciaa by z Rorym i, oczywicie,
z Ranem. Moe w przyszoci zdecyduje si wrci do pracy,
cho raczej w to wtpia. Bya oficjalnym nadzorc Haverton
Hall. Dogldanie domu i otaczajcych go terenw bdzie pew
nie wystarczajco absorbujce.
Miaa ju wiele rezerwacji na przyjcia lubne na najbliszy
rok, nie wspominajc o konferencjach. Cieszya si bardzo, e
rezydencja zarobi na swoje utrzymanie.
Czasem, nawet teraz, nie moga uwierzy w swoje szczcie.
W to, jak ycie moe by cudowne. Mieszkaa w budynku ple
banii i byo to spenieniem jej dziecicych marze. To by jej
wymarzony dom. Czua si tak hojnie obdarowana... Spojrzaa
czule na ma.
Jeli plebania bya jej wymarzonym domem, to Ran - wy
marzonym mczyzn. By jej mczyzn, jej partnerem, jej
dusz, sercem, yciem... Bez niego...
Umiechna si do siebie pod nosem. Rory mia p roczku,
lecz bya ju niemal pewna, e zanim skoczy dwa latka, bdzie
mia rodzestwo, brata lub siostr.
- Z czego si miejesz? - zapyta j Ran, podchodzc do
niej z Rorym i caujc j.
- Pamitasz t lipow alej, ktr posadzilimy w Haverton,
eby upamitni narodziny Rory'ego?

154

- Owszem.
- A pamitasz, e powiedziae, i z okazji narodzin drugie
go dziecka obsadzimy drzewami poprzeczny pasa?
- Pamitam.
- No, wic - powiedziaa Sylvie z byskiem w oku. - Chy
ba powiniene zacz si rozglda za sadzonkami...
- Sylvie? - zaczaj Ran, ale zaraz odwrci si do synka
i powiedzia: - Co mi mwi, e bdziesz musia przywykn
do roli starszego brata, Rory.

koniec

jan+an

You might also like