You are on page 1of 104

ALAN DEAN FOSTER OBCY3 DECYDUJCE STARCIE Tumaczy MICHA JAKUSZEWSKI Wydawnictwa ALFA WARSZAWA 1992 Tytu oryginau:

ALIEN3 Nowelizacja Alana Deana Fostera Na podstawie scenariuszaDavida Gilera & Waltera Hilla Oraz Larryego Fergusona (wg pomysu Vincenta Warda) Copyright 1986 by Twentieth Century-Fox Film Corporation Published by arrangment with Warner Books, Inc. Ilustracj na okadk otrzymalimy dziki uprzejmoci wytwrni 20th Century Fox za porednictwem Warner Books, Inc. Projekt typograficzny Janusz Obucki Redaktor Marek S. Nowowiejski Redaktor techniczny Teresa Jdra

For the Polish edition Copyright 1992 by Wydawnictwo ALFA For the Polish edition translation Copyright 1992 by Micha Jakuszewski ISBN 83-7001-567-0 WYDAWNICTWO ALFA WARSZAWA 1992 Wydanie pierwsze Zakad Poligraficzny Wydawnictwa Alfa Zam. 753/92

1. Ze sny. mieszna sprawa z tymi koszmarami. S jak chroniczna, nawracajca choroba. Umysowa malaria. Kiedy ju mylisz, e si z nimi zaatwie, uderzaj w ciebie znowu z ca moc. Atakuj znienacka w chwili, gdy jeste na to nie przygotowany, cakowicie

odprony i najmniej si ich spodziewasz. Nie mona te za choler nic na to poradzi. Za choler. Nie pomog adne tabletki czy medykamenty. Nie mona te poprosi o zastrzyk o dziaaniu wstecznym. Jedyne lekarstwo stanowi zdrowy, mocny sen, a ten podsyca tylko infekcj. Usiujesz wic unika snu. Jednakie w gbokim kosmosie nie masz wyboru. Jeli nie udasz si do komory hibernacyjnej, nuda podry przez pustk zabije ci. Albo gorzej, przeyjesz, otumaniony i mamroczcy, powiciwszy dziesi, dwadziecia czy trzydzieci lat przytomnoci na darmo. ycie zmarnowane na gapienie si w przyrzdy pomiarowe i poszukiwanie owiecenia w ich niezmiennym blasku o ograniczonym zestawie kolorw. Mona czyta, oglda vidy i wiczy, a take myle o tym, co by si stao, gdyby zdecydowa si na zabicie nudy za pomoc snu hibernacyjnego. Nie ma wielu zawodw, w ktrych spanie podczas pracy uwaa si za podane. To cakiem nieza robota. Pac dobrze i masz przy tym szans na obserwowanie postpu spoecznego i technicznego z niepowtarzalnej perspektywy. Co prawda odroczenie mierci nie jest rwnoznaczne z niemiertelnoci, jednak jest przynajmniej jak jej namiastk. Z wyjtkiem koszmarw. Bo te s nieuniknionym dodatkiem do suby na statku kosmicznym dalekiego zasigu. Najlepszym na nie lekarstwem jest przebudzenie. Podczas snu hibernacyjnego jest to jednak niemoliwe. Maszyny na to nie pozwol. Ich zadaniem jest trzyma ci w upieniu, spowolni funkcje ciaa, oddali wiadomo. Z tym, e inynierowie nie wykombinowali jeszcze sposobu na eliminacj koszmarw, bkarcich kuzynw snw. Razem wic z kreniem i oddychaniem twoje podwiadome rozmylania ulegaj rozwleczeniu, przedueniu, rozcigniciu. Pojedynczy sen moe trwa rok lub dwa. Koszmar take. W pewnych sytuacjach zanudzenie si na mier moe stanowi bardziej pocigajc alternatyw. W trakcie hibernacji nie ma si jednak wyboru. Zimno, regulowana atmosfera, igy, ktre kuj ci i sonduj, zgodnie ze wstpnie ustalonymi programami medycznymi, wadaj twoim ciaem, jeli nawet nie yciem. Gdy pograsz si we nie hibernacyjnym, wyrzekasz si wolnej woli na rzecz maszyn, ufasz im i polegasz na nich. Dlaczeg by nie? W cigu dziesicioleci dowiody one, e s diablo bardziej godne zaufania ni ludzie, ktrzy je wynaleli. Maszyn nie moesz urazi, maszyny nie odczuwaj te wrogoci. Ich sdy s oparte wycznie na obserwacji i analizie. Uczucia nie s czym, co musz uwzgldnia w swoich rachunkach, a tym bardziej kierowa si nimi w dziaaniu. Maszyna, ktr by Sulaco, wykonywaa swe zadania. Czworo picych na pokadzie nio i wypoczywao na przemian. Gdy podali swym z gry ustalonym kursem, chuchay i dmuchay na nich produkty najbardziej zaawansowanej techniki, jak miaa do zaoferowania cywilizacja. Utrzymyway ich przy yciu, kontroloway dziaanie ich organw, zajmoway si krtkotrwaymi zaburzeniami w organizmach Ripley, Hicksa, Newt, a nawet Bishopa, cho to, co pozostao z tego ostatniego, atwo byo utrzyma w dobrym stanie. Bishop przyzwyczai si do tego, e wczano go i wyczano. Z caej czwrki on by jedynym, ktry nie ni ani nie mia koszmarw. Byo to co, czego aowa. Sen bez snw wydawa si okropn strat czasu. Niemniej konstruktorzy androidw z zaawansowanej serii, do ktrej nalea, zapewne uznali sny za kosztowny kaprys i nie starali si znale rozwizania tego problemu. Nikt, rzecz jasna, nie pomyla, by zapyta androidy, co na ten temat sdz. Po Bishopie, ktry formalnie stanowi cz statku, a nie zaogi, i w zwizku z tym si nie liczy, Hicks by najciszym przypadkiem spord picych. Nie dlatego, e jego koszmary byy straszniejsze od snw jego towarzyszy, lecz ze wzgldu na fakt, e rany, ktre niedawno odnis, le znosiy dugotrwae zaniedbanie. Potrzebna mu bya pomoc udzielana w nowoczesnym, w peni wyposaonym orodku medycznym. Najbliszy podobny orodek znajdowa si jednak niewyobraalnie daleko std, w odlegoci dwch lat podry. Ripley zrobia dla niego, co moga. Ostateczn diagnoz i wybr terapii pozostawia niezawodnemu osdowi urzdze medycznych Sulaco. Poniewa jednak nikt z personelu

medycznego statku nie przey tragedii na Acheronie, terapia miaa si rzeczy charakter minimalny. Dwa lata zamknicia i snu hibernacyjnego nie sprzyjay szybkiemu zdrowieniu. Ripley nie moga zdziaa wiele, patrzya tylko, jak Hicks pogra si w chronicej go niewiadomoci i miaa nadziej, e wydobrzeje. Podczas gdy statek robi co w jego mocy, organizm mczyzny przystpi do naprawy uszkodze. Spowolnienie funkcji yciowych byo pomocne, gdy ograniczao rozszerzanie si potencjalnej infekcji, lecz w sprawie obrae wewntrznych statek nie mg uczyni nic. Pacjent przey tak dugo dziki swej determinacji. Korzysta z rezerw. Teraz potrzebna mu bya operacja. Wewntrz komory snu poruszyo si co, co nie byo czci statku, cho ze wzgldu na fakt, e kierowa nim rwnie wycznie program, nie rnio si a tak bardzo od chodnych, obojtnych korytarzy, ktre przemierzao. Jego nie ustajcym poszukiwaniem, bezmylnym pdem naprzd, rzdzi tylko jeden nakaz. Nie gd, gdy nie byo godne i nie przyjmowao poywienia. Nie seks, ktrego nie znao. Jego jedynym, wszechogarniajcym motywem byo pragnienie rozmnaania. Mimo organicznego charakteru byo ono maszyn w rwnym stopniu jak komputery kierujce statkiem, cho cechowaa je determinacja, ktra bya im cakowicie nie znana. Ze wszystkich ziemskich stworze najbardziej przypominao skrzypocza wyposaonego w gitki ogon. Posuwao si po gadkiej pododze komory snu na zbudowanych z niezwykle bogatej w wgiel chityny nogach o wielu stawach. Jego fizjologia bya nieskomplikowana, jednokierunkowa. Miao za zadanie spenia tylko jedn funkcj biologiczn i robi to skuteczniej ni jakakolwiek znana, porwnywalna konstrukcja. adna maszyna nie mogaby sprawi si lepiej. Kierowane przez zmysy bdce niepowtarzaln kombinacj prymitywu i zaawansowania, gnane przez gboko osadzony imperatyw, nie majcy sobie rwnych w adnym z ywych stworze, przemykao z determinacj przez komor. Wdrapanie si po gadkiej cianie cylindra hibernacyjnego byo atwym zadaniem dla czego skonstruowanego w tak znakomity sposb. Grna cz komory zostaa wykonana z przezroczystego szka metalicznego. W rodku spa may organiczny ksztat. Nie w peni uformowana, jasnowosa, niewinna - nie liczc przeladujcych j koszmarw, ktre byy rwnie wyrafinowane, a czsto miay jeszcze szerszy zasig ni u dorosych picych tu obok. Dziewczynka spaa z zamknitymi oczyma, niewiadoma okropiestwa, ktre badao otaczajc j cienk kopu. Nie nia. W tej chwili koszmar mia charakter materialny i bardzo rzeczywisty. Cae szczcie, e nie zdawaa sobie sprawy z jego istnienia. Stworzenie badao niecierpliwie cylinder hibernacyjny. Zaczo od jednego koca i posuwao si metodycznie ku drugiemu. Cylinder by szczelny, zamknity trzema pieczciami. Pod wieloma wzgldami stanowi lepsz barier ni kadub samego Sulaco. Cho stworzenie gna niepokj, uczucie frustracji byo mu obce. Perspektywa rychego spenienia biologicznego imperatywu podniecaa je tylko i skaniaa do wikszego wysiku. Rozcigliwy przewd sterczcy z jego brzusznej strony bada nieustpliw przezroczyst cian, ktra chronia bezsilne ciao lece na nieosigalnych poduszkach. Blisko ofiary wprawiaa stworzenie w sza aktywnoci. Zeliznwszy si na jedn stron, odkryo wreszcie niemal niezauwaaln lini oddzielajc przezroczyst pokryw cylindra od jego metalowej podstawy. Malekie pazury wbiy si w wziutk szczelin, a niewiarygodnie silny ogon znalaz punkt zaczepienia na instrumentach znajdujcych si z przodu cylindra. Stworzenie z ogromn si zadziaao jak dwignia. Jego mae ciao drao z wysiku. Pieczcie zostay poddane dziaaniu silnych napre. Istota nie ustawaa w wysikach. Rezerwy jej si byy niewyobraalne. Dolna krawd przezroczystej kopuy pka. W metalicznym szkle pojawia si rwnolega do podogi szczelina. Odprysk przezroczystego materiau, ostry jak instrument

chirurgiczny, przebi na wylot ciao stworzenia. Z cylindra buchno lodowate powietrze. Ale po chwili zadziaao uszczelnienie awaryjne, przywracajc wntrzu hermetyczno. Leca twarz w d na swym ou niespokojnych snw Newt jkna cicho. Zwrcia gow w bok. Jej oczy poruszyy si pod zamknitymi powiekami, nie obudzia si jednak. Szczelno cylindra zostaa przywrcona akurat na czas, by ocali jej ycie. Wydajc z siebie co chwila nieziemski skrzek, miertelnie ranny pezacz rzuci si w drug stron pomieszczenia. Nogi i ogon tuky spazmatycznie w przezroczysty odprysk, ktry przeszy mu ciao. Wyldowa na szczycie cylindra, w ktrym spoczywa nieruchomy Hicks. Nogi pezacza objy konwulsyjnym ruchem szczyt kopuy. Dra i dygota, usiujc wbi pazury w metaliczne szko, podczas gdy z rany wypyway kwasowe pyny ustrojowe. Przeary one szko, przedostay si przez metalow podstaw cylindra i przenikay dalej, przez podog. Skd spod pokadu zacz si wydobywa dym, ktry wypeni komor. Wok pomieszczenia i na caym statku przebudziy si urzdzenia alarmowe. Zalniy ostrzegawcze wiata i zawyy syreny. aden czowiek ich nie sysza, nie wpyno to jednak na reakcj Sulaco, ktry wykonywa swe zadania zgodnie z programem. Tymczasem dym nie przestawa bucha z otworu o nierwnych brzegach wyartego w pokadzie. Z pezacza, w obrzydliwy sposb przygarbionego na szczycie cylindra Hicksa, nadal wypywa siejcy zniszczenie kwas. Kobiecy gos, spokojny i przepojony sztuczn pogod, rozleg si, nie syszany, wewntrz komory. - Uwaga. Wewntrz pomieszczenia kriogenicznego gromadz si wybuchowe gazy. Wewntrz pomieszczenia kriogenicznego gromadz si wybuchowe gazy. Sufitowe wentylatory zaszumiay, wchaniajc w siebie wirujcy, coraz bardziej gstniejcy gaz. Kwas wci sczy si z nieruchomego, martwego ju pezacza. Pod podog co eksplodowao. Rozbyso jasne, aktyniczne wiato, po czym pojawiy si ostre, te pomienie. Ciemny dym zacz si miesza z rzadszymi gazami, ktre wypeniay teraz komor. wiata na suficie zamrugay niepewnie. Wentylatory wysysajce dym zatrzymay si. - Ogie w pomieszczeniu kriogenicznym - oznajmi nieporuszony kobiecy gos tonem kogo, kto nie ma nic do stracenia. - Ogie w pomieszczeniu kriogenicznym. Z sufitu wyoni si pysk ganicy wirujcy jak miniaturowe dziako. Wycelowa w pomienie i gaz wydostajcy si z otworu w pokadzie. Na kocwce pojawiy si bbelki pynu, ktry trysn w kierunku pomieni. Chwilowo ich postp zosta opanowany. Podstawa ganicy zaiskrzya. Strumie przesta bi. Z wylotu urzdzenia sczyy si tylko nie przynoszce adnego poytku krople. - System przeciwpoarowy nieczynny. System przeciwpoarowy nieczynny. System wentylacji nieczynny. System wentylacji nieczynny. Ogie i gazy wybuchowe w komorze kriogenicznej. Silniki przebudziy si z pomrukiem. Cztery czynne cylindry hibernacyjne dwigny si na hydraulicznych podnonikach ze swych ley. Ich wiata alarmowe mrugay. Cylindry zaczy si przesuwa na drug stron pomieszczenia. Coraz intensywniejsze pomienie przesaniay widok, lecz nie spowalniay ich ruchu. Martwy pezacz, nadal przebity odpryskiem metalicznego szka, zelizn si z poruszajcej si trumny i upad na podog. - Cay personel zgosi si do promw ratunkowych nalega gos niezmiennym tonem. Za minut nastpi zapobiegawcza ewakuacja: Jeden za drugim cylindry hibernacyjne wsuny si do przewodu transportowego, przemkny z wielk prdkoci przez wntrznoci statku, a wreszcie wynurzyy si w luzie na prawej burcie, gdzie automatyczne adowarki umieciy je w oczekujcym promie ratunkowym. Byy jego jedynym adunkiem. Pod przezroczyst pyt Newt szarpna si przez sen. wiata byskay, silniki buczay. Gos przemawia, mimo e nie byo nikogo, kto by go sucha:

- Wszystkie promy ratunkowe zostan wystrzelone za dziesi sekund. Dziewi... Wewntrzne luzy zamkny si szczelnie, zewntrzne otworzyy na ocie. Gos kontynuowa odliczanie. Gdy pado "zero", jednoczenie wydarzyy si dwie rne rzeczy: dziesi promw, w tym dziewi pustych, zostao wyrzuconych ze statku, za mieszanina wydostajcych si w uszkodzonej komorze hibernacyjnej gazw wesza w krytyczn reakcj z pomieniami buchajcymi z wyartej przez kwas dziury w pododze. Przez krtk chwil wybuchu caa przednia lewa burta Sulaco rozbysa w gorejcej imitacji ognia odlegych gwiazd. Poowa oddalajcych si promw ulega na skutek eksplozji powanym wstrzsom. Dwa zaczy koziokowa, tracc sterowno. Jeden odby krtk podr po krzywej, ktra, gdy zakreli szeroki uk, zaprowadzia go z powrotem do statku, z ktrego zosta wyrzucony. Nie zwolni nawet, gdy zbliy si do swej gondoli, lecz uderzy z penym przyspieszeniem w bok statku, ktrym wstrzsna druga, wiksza eksplozja. Wlk si ranny przez pustk, od czasu do czasu emitujc nieregularne salwy wiata i ciepa oraz zamiecajc nieskazitelnie czyst przestrze stopionymi, poszarpanymi na strzpy fragmentami swej nieodwracalnie uszkodzonej istoty. Na pokadzie statku ratunkowego, w ktrym znajdoway si cztery cylindry hibernacyjne, byskay wiata alarmowe, migotay i iskrzyy obwody. Mniejsze i mniej zmylne komputery promu ratunkowego usioway wyizolowa, zminimalizowa i powstrzyma skutki uszkodze spowodowanych przez zasz w ostatniej sekundzie eksplozj. Kadub promu nie zosta naruszony, jednake wstrzs uszkodzi delikatne instrumenty. Prom zwrci si do statku macierzystego o informacj na temat stanu i, gdy ta nie nadesza, rozpocz przegld bezporedniego otoczenia. W poowie popiesznie wykonywanych czynnoci niezbdne instrumenty zawiody, szybko jednak zastpi je system rezerwowy. Trasa Sulaco daleko odbiega od uczszczanych fotonowych szlakw. Misja zawioda go a na kresy znanej czowiekowi przestrzeni. Do chwili, gdy nastpia katastrofa, nie pokona duego odcinka drogi wiodcej do domu. Obecno czowieka w tym sektorze przestrzeni dawaa si zauway, nie miaa jednak charakteru cigego. Jego instalacje byy nieliczne i rozsiane w duych odlegociach od siebie. Komputer kierujcy promem odnalaz co. Nie to, co chciaby znale, najbardziej podany cel. W obecnej sytuacji jednak nie mia wyboru. Statek nie potrafi oceni, jak dugo jeszcze bdzie funkcjonowa, biorc pod uwag powany charakter uszkodze. Jego najwaniejszym zadaniem bya ochrona ycia znajdujcych si na pokadzie ludzi. Dokona wyboru kursu. Napd niewielkiego, wci rozstrojonego i usiujcego ze wszystkich si naprawi si promu przebudzi si, pulsujc, do ycia. Fiorina nie bya zachwycajcym wiatem. Jej wygld okazywa si jeszcze mniej zachcajcy, bya to jednak jedyna planeta w caym sektorze Neroid, ktra posiadaa czynn latarni kierunkow. Banki danych promu ratunkowego zsynchronizoway si ze staym sygnaem. Uszkodzony system nawigacyjny dwukrotnie gubi wizk naprowadzajc, lecz statek nie zbacza z wyznaczonego kursu. W obu wypadkach odnalaz sygna na nowo. Informacji na temat Fioriny bya niewiele, i do tego przestarzaych, ze wzgldu na jej izolacj i specyficzny status. "Fiorina Fury 361," gosi odczyt, "Rafineria Rud Mineralnych. Welon zewntrzny. Orodek pracy poprawczej o najwyszym stopniu zabezpieczenia." Te sowa nie oznaczay nic dla komputera. Dla pasaerw statku znaczyyby wiele, lecz nie byli oni w stanie czegokolwiek przeczyta. "Czy potrzebne s dodatkowe informacje?" aonie rozbysn komputer. Gdy nikt nie nacisn odpowiedniego guzika, ekran posusznie zgas. W kilka dni pniej prom ratunkowy pogry si w szarej, mtnej atmosferze celu podry. W ciemnych chmurach przesaniajcych powierzchni planety nie byo nic pocigajcego. Nie przewitywa przez nie ani skrawek bkitu czy zieleni. Nie byo adnych

oznak ycia. Katalog wykazywa jednak, e znajduje si tam ziemski przyczek, latarnia kierunkowa za wysyaa w pustk swj niezmienny sygna z precyzj automatu. Systemy pokadowe nadal odmawiay posuszestwa ze zniechcajc regularnoci. Komputer promu usiowa zachowa panowanie nad statkiem, podczas gdy systemy rezerwowe zdychay jeden po drugim. Chmury koloru pyu wglowego gnay na zewntrz lukw, przy ktrych nikt nie siedzia, podczas gdy atmosferyczne byskawice odbijay si gronym blaskiem w mronych, opiecztowanych trumnach znajdujcych si wewntrz. Komputer nie odczuwa adnego napicia prbujc sprowadzi prom bezpiecznie na powierzchni planety. W jego czynnociach nie byo szczeglnego popiechu. Dziaaby w sposb identyczny, gdyby niebo byo czyste, wiatr agodny, a jego wasne systemy funkcjonoway w sposb optymalny zamiast psu si - w rosncym tempie. Podwozie promu nie zareagowao na sygna wysunicia. Nie byo ju czasu ani wystarczajcej mocy, by prbowa drugiego podejcia. Biorc pod uwag nierwn, poszarpan przepaciami powierzchni wok latarni i tego, co uchodzio za teren ldowiska, komputer zdecydowa, e sprbuje posadzi statek na stosunkowo gadkiej, piaszczystej play. Gdy jednak zada zwikszenia mocy, okazao si, e nie jest to moliwe. Komputer prbowa. To byo jego zadanie. Jednake prom nie zdoa dotrze do play, lecz uderzy w powierzchni morza pod zbyt ostrym ktem. Wewntrz grodzie i tniki usioway zamortyzowa wstrzs. Metalowo-wglowe kompozyty zajczay, gdy zatrzsy nimi siy, do znoszenia ktrych nie byy przystosowane. Podtrzymujce rozpory pky lub powyginay si. ciany take ulegy deformacji. Komputer skupi wszystkie wysiki na prbach sprawienia, by cztery cylindry znajdujce si pod jego opiek pozostay nienaruszone. Kryzysowa sytuacja nie pozostawia mu wiele czasu na cokolwiek innego. O siebie komputer nie dba. Nie bya to funkcja, w ktr go wyposaono. Powierzchnia Fioriny bya rwnie pusta, jak jej niebo skbione masy szaro-czarnego kamienia, chostane przez wyjcy wicher. Nieliczne powykrcane, pokrzywione roliny rosy jedynie w osonitych zagbieniach ska. Nieustanny deszcz mci powierzchni wilgotnych, zimnych bajor. Po caej tej ponurej okolicy poniewieray si martwe ksztaty cikiej maszynerii. adowarki, transportery, ogromne koparki oraz dwigi spoczyway tam, gdzie je porzucono, zbyt masywne i drogie, by zabra je z terenu niewiarygodnie bogatego zoa, ktre niegdy wymagao ich uycia. Trzy olbrzymie zwaowarki opieray si wichrowi niczym trio gigantycznych drapienych robakw. Ich wyloty byy upione, pomieszczenia operatorw ciemne i porzucone. Mniejsze maszyny i pojazdy zbiy si w stada, jak tum zagodzonych pasoytw. Sprawiay wraenie, i czekaj, a jedna z wikszych maszyn przebudzi si z chrzstem do ycia, by mogy pracowicie zbiera okruszyny z jej bokw. Poniej kopalni ciemne bawany uderzay systematycznie w pla pokryt byszczcym czarnym piaskiem, wytracajc energi na pozbawionym ycia brzegu. adne eleganckie stawonogi nie przemykay po powierzchni tej cienistej zatoki, adne ptaki nie spaday w d na sprawnych, przywykych do polowa skrzydach, by znale w spienionych bawanach mae jadalne stworzonka. A jednak w wodzie yy jakie ryby. Niezwyke podune stworzenia z wyupiastymi oczyma i maymi ostrymi zbami. Ludzie, ktrzy czasowo mieszkali na Fiorinie i ktrzy nazywali j swoim domem, spierali si niekiedy o ich prawdziw natur, ale poniewa nie naleeli do osb, dla ktrych dugie dyskusje na temat rwnolegej ewolucji stanowiyby ulubion form rozrywki, z reguy przyjmowali do wiadomoci fakt, e yjce w oceanie stworzenia, bez wzgldu na ich przynaleno systematyczn, s jadalne, i to im wystarczao. wiee wiktuay stanowiy tu rzadko. Lepiej, by moe, nie wnika zbyt gboko w pochodzenie tego, co ldowao w garnku, dopki dawao si przekn.

Czowiek idcy pla pogrony by w mylach. Nie pieszyo mu si szczeglnie. Jego inteligentna twarz wyraaa zaabsorbowanie poczone z rezerw. Lekkie, plastikowe nakrycie chronio jego cakowicie ys gow przed wiatrem i deszczem. Od czasu do czasu kopa ze zoci miejscowe owady, ktre gromadziy si wok jego stp, prbujc si przedosta przez gadki, impregnowany plastik. Podczas gdy gocie Fioriny od czasu do czasu zbierali wtpliwej jakoci owoce jej burzliwych wd, bardziej prymitywne miejscowe formy ycia prboway zaj si gomi. Mczyzna spacerowa w milczeniu obok porzuconych urawi i skamieniaych dwigw, cakowicie zatopiony w mylach. Nie umiecha si. W jego postawie dominowaa spokojna rezygnacja wywodzca si nie z determinacji, lecz obojtnoci, jak gdyby mao go obchodzio, co zdarzyo si dzisiaj i czy jutro nadejdzie. W kadym razie znacznie wiksz przyjemno dawao mu spogldanie w gb siebie. A nazbyt znajome otoczenie dawao mu niewiele radoci. Naraz usysza jaki dwik. Spojrza ku grze. Zmruy oczy ocierajc zimn mawk z maski zasaniajcej twarz. Odlegy ryk przycign jego wzrok ku okrelonemu punktowi na niebie. Bez ostrzeenia z gronie wygldajcej chmury wyrwaa si i runa w d metalowa drzazga. Lnia lekko. Powietrze rozstpowao si przed ni z gwizdem. Mczyzna zatrzyma si na chwil, by spojrze w miejsce, gdzie uderzya w ocean, po czym wznowi wdrwk. W poowie drogi poprzez pla spojrza na swj chronometr, po czym odwrci si i zacz wraca t sam drog, ktr przyszed. Od czasu do czasu spoglda na morze. Nie zobaczy nic, nie spodziewa si wic, e cokolwiek znajdzie. Dlatego, ujrzawszy przed sob na piasku bezwadn posta, poczu zaskoczenie. Przyspieszy kroku i nachyli si nad ciaem, ktrego stopy omyway drobne fale. Po raz pierwszy krew zacza mu kry nieco szybciej. To bya kobieta. ya jeszcze. Przewrci j na plecy. Spojrza w d, w nieprzytomn, pokryt ladami soli twarz Ripley. Podnis wzrok, lecz plaa nadal naleaa wycznie do niego. Do niego oraz do tego absolutnie nieoczekiwanego przybysza. Gdyby j zostawi, by sprowadzi innych, pomoc mogaby przyj za pno, nie wspominajc ju a tym, e wydaby j na pastw maych, lecz penych entuzjazmu drapienikw fioriskich. Uj j pod pachy i pocign mocno, obejmujc jej tuw ramionami. Obrci si do niej tyem i napinajc minie ng podnis z wysikiem. Z kobiet na plecach ruszy powoli z powrotem w kierunku luzy. W rodku zatrzyma si, by zaczerpn oddechu, po czym podj marsz w kierunku odwszalni. Trjka winiw, ktrzy pracowali na zewntrz, zajta bya odwszaniem. Stali nago pod prysznicem, w gorcych silnych strumieniach wody zmieszanej ze rodkiem dezynfekcyjnym. Jako oficer medyczny Clemens posiada pewien autorytet. Teraz nie omieszka z niego skorzysta. - Suchajcie - Mczyni odwrcili si i spojrzeli na niego z ciekawoci. Clemens rzadko wchodzi w kontakt z winiami, nie liczc tych, ktrzy zgaszali si na apel dla chorych. Ich pocztkowa obojtno znikna, gdy tylko dostrzegli ciao zwisajce mu z piecw. - Wyldowa prom ratunkowy. - Wymienili spojrzenia. - Nie stjcie tak tutaj - warkn, starajc si odwrci ich uwag od adunku na plecach. - Jazda na pla. Mog tam by inni. I zawiadomcie Andrewsa. Zawahali si na chwil, by zaraz si oywi. Gdy wychodzili z odwszalni i apali za ubrania, nie spuszczali wzroku z kobiety, ktry dwiga Clemens. Nie odway si zoy jej na ziemi. 2. Andrews nie lubi pracy przy komunikatorze. Kadorazowo uycie maszyny zapisywano w jego aktach. czno dalekiego zasigu bya kosztowna i oczekiwano od niego, e bdzie

korzysta z urzdzenia jedynie wtedy, gdy bdzie to absolutnie konieczne i nieuniknione. Mogo si okaza, e jego ocena sytuacji bdzie si kci z pogldem jakiego tpogowego dupka z centrali. W takim wypadku grozio mu potrcenie kosztw z pensji lub odmowa awansu. Nie bdzie mia te adnej szansy, by si broni, poniewa - gdy wrci do domu z pieka Fioriny - kretyn, ktry go zaatwi, zapewne dawno ju umrze lub pjdzie na emerytur. Niech to diabli, czym si tu przejmowa? Wszyscy, ktrych zna, umr na dugo przed jego powrotem do domu. Mimo to niezmiennie pragn tej jake oczekiwanej podry. Wykonywa wic t parszyw robot jak najlepiej w nadziei, e jego parszywi pracodawcy zauwa wreszcie jego zdolnoci i profesjonalizm i zaproponuj mu wczeniejsz emerytur. Teraz jednak pojawia si nieprzewidziana, parszywa komplikacja, ktrej jedynym celem byo utrudnienie mu ycia. Andrews odczuwa gbok niech do rzeczy nieprzewidzianych. Jedn z nielicznych zalet jego pracy bya jej niezmienna przewidywalno. A do tej chwili, kiedy musia skorzysta z komunikatora. Wali gniewnie w klawisze. FURY 361-ZESP WIZIENNY KLASY C-IRIS 12037154. ZGASZAM ROZBICIE PROMU RATUNKOWEGO 2650. ZAOGA: ANDROID TYPU BISHOP-NIEAKTYWNY, KAPRAL HICKS-EKSTRASOLARNA PIECHOTA MORSKA-L55321-NIE YJE. PORUCZNIK RIPLEY-INSPEKTOR TOWARZYSTWA-B515617-OCALONA. NIE ZIDENTYFIKOWANA MODA OSOBA PCI ESKIEJ-NIE YJE. PROSZ O JAK NAJSZYBSZ EWAKUACJ-CZEKAM NA ODPOWIEDNACZELNIK ANDREWS M51021. [Transmis. z opnieniem 1844-Fiorina] Clemens wycign kobiet z wody i jak najszybciej sprowadzi do zespou. Tak szybko, e to jej stan zdominowa ich myli, a nie pe. Czas na refleksj przyjdzie pniej, a wraz z nim kopoty, ktre przewidywa Andrews. Co do samego promu, wycignito go na brzeg uywajc wow-mutantw. Kady wehiku kopalniany dokonaby tego szybciej i z wiksz atwoci, ale te, ktre porzucono na zewntrz, dawno ju utraciy nawet resztki swej aktywnoci, a te, ktre znajdoway si wewntrz kompleksu, uznane zostay za zbyt cenne, by naraa je na dziaanie rodowiska zewntrznego, o ile zreszt ludzie zdoaliby bezpiecznie wyholowa na powierzchni odpowiedni pojazd. Zdecydowali, e atwiej uy wow, cho nie byy przyzwyczajone do podobnych zada. Day sobie jednak rad, poza jednym, ktry zaraz potem pad martwy, bez wtpienia dlatego, e zosta naraony na nie znany mu dotd wysiek prawdziwej pracy. Gdy tylko prom znalaz si w zasigu jedynego znajdujcego si w posiadaniu kopalni, nadal czynnego zewntrznego dwigu, mona byo stosunkowo atwo unie ciko uszkodzony wehiku i opuci go pod ziemi. Andrews by na miejscu, gdy ludzie weszli do rodka. Po chwili wynurzyli si oznajmiajc, e kobieta nie bya sama. Przybyli z ni inni. Naczelnik nie by zadowolony. Dodatkowe komplikacje, dodatkowe wyrwy w codziennej, spokojnej rutynie jego pracy. Dodatkowe decyzje do podjcia. Nie lubi tego. Zawsze istniao niebezpieczestwo, e ktra z decyzji okae si bdna. Kapral piechoty morskiej by martwy, podobnie jak nieszczsne dziecko. Android si nie liczy. Andrews poczu lekk ulg. Mia wic na gowie tylko t kobiet. Cae szczcie. Sama wywoaa wystarczajco wiele komplikacji. Jeden z mczyzn poinformowa go, e komunikator zatrzyma dla niego wiadomo. Pozostawiwszy prom i jego zawarto pod opiek innych, naczelnik wrci do gabinetu. Andrews by potnym mczyzn zbliajcym si do pidziesitki, muskularnym, silnym i zdecydowanym. Musia posiada wszystkie te cechy, a rwnie wicej. W przeciwnym razie nigdy nie skierowano by go na Fiorin. Odpowied bya rwnie zwiza jak jego wiadomo.

DO: FURY 361-ZESP WIZIENNY 12037154 KLASY C OD: CENTRALA SIECI 01500-WEYLAND-YUTANI WIADOMO ODEBRANO. No tak, to byo ekstra. Andrews gapi si na ekran monitora, nic wicej si tam jednak nie pojawio. adnych sugestii czy proby o dodatkowe informacje ani eleganckich urzdowych wyjanie. adnej krytyki czy pochwa. Z jakiego powodu spodziewa si wicej. Mg wysa nastpn wiadomo z prob o dodatkowe dane, z tym, e ci na grze z pewnoci uznaliby j za zbyteczn i potrcili jej koszt z jego pensji. Przecie mu odpowiedzieli, prawda? Nawet jeli waciwie nie bya to odpowied. Nie mg nic na to poradzi, jedynie upora si z sytuacj tak, jak uwaa za stosowne... i czeka. Kolejny sen. W snach nie ma poczucia czasu, rozpitoci czasu. Ludzie widuj w snach najrniejsze rzeczy - zarwno intensywnie realistyczne, jak i cakowicie urojone. Rzadko widuj zegary. Dwigajc w rkach ciki miotacz ognia o dwch lufach zbliaa si ostronie do cylindrw hibernacyjnych. Szybki rzut oka ujawni, e wszyscy trzej lokatorzy s nietknici. Spokojny Bishop, rozbity na czci. Eteryczna Newt ze sw doskona dziecic urod, tak nie pasujca do miejsca i czasu, w ktrym si, wbrew swej woli, znalaza. Spokojny Hicks, wolny od blizn. Zbliajc si poczua niepewno, lecz jego kopua bya nadal zamknita, podobnie jak oczy. Jaki dwik. Odwrcia si nagle, szarpic przecznik na oebrowaniu broni, podczas gdy jej palec nacisn konwulsyjnie spust. Rozleg si trzask pkajcego plastiku. To wszystko. Rozpaczliwie sprbowaa po raz drugi. Krtkotrway, niechtny pomie wytrysn na odlego kilku cali od wylotu lufy i zgas. W panice obejrzaa bro. Sprawdzia poziom paliwa, spust, i te przewody, ktre byy widoczne. Wszystko wydawao si w porzdku. Bro powinna dziaa, musiaa dziaa... Co byo blisko, tu obok. nio si jej, e si wycofuje ostronie krok za krokiem w poszukiwaniu osony litej ciany, szarpic si z miotaczem ognia. By blisko. Znaa go zbyt dobrze, by sdzi, e jest inaczej. Jej palce walczyy z opornym urzdzeniem. Znalaza przyczyn trudnoci. Bya tego pewna. Potrzebowaa jeszcze tylko minuty. Doadowa, przestawi i przygotowa si do strzau. P minuty. Przypadkowo spojrzaa w d. Ogon obcego spoczywa pomidzy jej nogami. Odwrcia si z krzykiem, prosto w czekajce na ni ramiona. Usiowaa uruchomi miotacz ognia. Do zacisna si. Przeraliwie eleganckie, niewiarygodnie potne palce zmiadyy bro w poowie jej dugoci. Obie lufy zapady si pod ich uciskiem. Drugie rami zamkno j jak w puapce. Walia piciami w lnic, poyskujc klatk piersiow gest bezuyteczny, jak ju wszystko w tej chwili. Odwrci j i popchn do najbliszej kapsuy hibernacyjnej. Popchn j ponownie. Jej twarz bya mocno przycinita do chodnego nieorganicznego szka. Pod ni Hicks otworzy oczy i umiechn si raz jeszcze. I raz jeszcze. Krzykna. Ambulatorium byo ciasne i niemal puste. Przylegao do znacznie wikszej instytucji medycznej, obliczonej na zaatwianie tuzinw pacjentw dziennie. Grnicy, ktrzy mieli by tymi pacjentami, dawno ju opucili Fiorin. Wypenili przed laty swoje zadanie - wydobyli spod ziemi cenn rud i udali si w lad za ni do domu. Zostali jedynie winiowie, a im tak obszerny przybytek nie by potrzebny. Oprniono wic szpital ze wszystkiego, co dao si zabra, a mniejsz sal operacyjn przekazano wizieniu. Tak byo taniej. Mniej przestrzeni do ogrzewania, mniejsze zuycie energii, oszczdno pienidzy. Gdy w gr wchodzili winiowie, zawsze bya to podstawowa kwestia.

Nie zostawiono ich jednak z niczym. Zapasw i ekwipunku byo wicej, ni potrzebowa ten przyczek. Towarzystwo mogo sobie pozwoli na hojno. Poza tym przewz na inn planet, nawet cennych materiaw, by bardzo drogi. Lepiej zostawi ich cz - niszej jakoci - i zdoby uznanie za okazanie miosierdzia. Dobra opinia bya wicej warta ni utracony sprzt. Oprcz szpitalika by jeszcze Clemens. Podobnie jak cz zapasw by on zbyt dobry jak na Fiorin, cho trudno byoby przekona kogo, kto zna jego spraw, e tak jest. On sam za raczej si nie skary. Winiowie mieli po prostu szczcie, e go dostali i wiedzieli o tym. Z reguy nie byli gupi. Najwyej niesympatyczni. Byo to poczenie, dziki ktremu niektrzy ludzie stawali si magnatami przemysowymi i filarami rzdu. U innych prowadzio ono jedynie do klski i degradacji. Gdy skutki tej sytuacji byy skierowane do wewntrz, dotknitych ni poddawano terapii lub umieszczano w odosobnieniu w takich miejscach jak Ziemia. Gdy natomiast wydostaway si na zewntrz, by zagrozi niewinnym ludziom, moga ona zaprowadzi gdzie indziej. Na przykad na Fiorin. Clemens by jedynie jednym z wielu, ktrzy zbyt pno zdali sobie spraw, e ich prywatna cieka zboczya z trasy charakteryzujcej normalnych ludzi, by zaprowadzi ich w to miejsce. Kobieta usiowaa co powiedzie. Jej wargi poruszay si. Wyginaa ciao ku grze, cho Clemens nie umia stwierdzi, czy prbowaa co popchn, czy te od czego si odsun. Nachyli si nad ni i przytkn ucho do jej ust. Dobiegy stamtd bulgocce dwiki, brzmice jak gdyby docieray na powierzchni z wielkiej gbokoci. Wyprostowa si i odwrci jej gow na bok. Krztuszc si i duszc zwymiotowaa strumieniem ciemnej sonej wody. Wymioty skoczyy si nagle i kobieta opada na ko, nadal nieprzytomna, lecz teraz ju spokojna, cicha, odprona. Uoy jej gow z powrotem na poduszce. Przyjrza si z powag obliczu przypominajcemu mask. Mimo wieku rysy jej twarzy byy delikatne, niemal dziewczce. Unosia si wok niej aura kogo, kto spdzi zbyt wiele czasu w piekle jako turysta. C, zostaa wypchnita ze statku na pokadzie promu ratunkowego, a potem przebudzia si z hibernacji podczas katastrofy... no c, takie wypadki zostawiyby lady na kadym, powiedzia sobie. Drzwi ambulatorium otworzyy si z cichym sykiem, by wpuci do rodka Andrewsa i Aarona. Clemens nie przepada zbytnio za naczelnikiem ani za jego zastpc, ale zdawa sobie te spraw, e i Andrews nie kocha jedynego przedstawiciela personelu medycznego w kompleksie. Cho jego status by odrobin wyszy ni ogu populacji, Clemens nadal pozostawa winiem odbywajcym kar, o czym aden z tamtych dwch nie pozwala mu nigdy zapomnie. Nie dziwio go to zreszt wcale ani martwio. Wielu rzeczy trudno byo dokona na Fiorinie, lecz zapominanie naleao tutaj do sztuk kompletnie obcych. Zatrzymali si obok ka i spojrzeli na nieruchome ciao. Andrews chrzkn bez adnego widocznego powodu. - Co z ni, panie Clemens? Technik odchyli si lekko do tyu i spojrza w gr na czowieka, ktry w gruncie rzeczy by panem i wadc Fioriny. - yje. Andrews zacisn usta i obdarzy rozmwc ironicznym umieszkiem. - Dzikuj, panie Clemens. To wane. Cho, jak przypuszczam, nie powinienem chcie, eby byo inaczej, bo oznacza to take, e mamy problem, prawda? - Nie ma si czym przejmowa, sir. Myl, e j z tego wycigniemy. Nie ma krwotokw wewntrznych, zama, a nawet powanych wywichni. Myl, e w peni wrci do zdrowia. - Co, jak pan wie, panie Clemens, wanie mnie niepokoi. - Otaksowa wzrokiem kobiet lec na ku. - Wolabym, eby do nas nie trafia. Wolabym, eby jej tu teraz nie byo.

- Z caym szacunkiem, sir, ale mam wraenie, e chtnie przyznaaby panu racj. Sdzc z tego, co opowiedziano mi o jej ldowaniu i z tego, w jakim stanie, co sam widziaem, znajduje si jej prom, jestem zdania, e miaa cholernie mao do powiedzenia w tej sprawie. Wie pan, skd oni s? Z jakiego statku? - Nie - mrukn Andrews. - Powiadomiem Weyland-Y. - Odpowiedzieli? - Clemens zapa Ripley za nadgarstek udajc, e chce jej zbada puls. - Jeli mona to nazwa odpowiedzi. Potwierdzili odbir wiadomoci. I tyle. Chyba nie s w nastroju do rozmw. - To zrozumiae, jeli mieli udziay w statku, ktry zagin. Biegaj teraz w kko jak szaleni, prbujc okreli znaczenie paskiego raportu. - Wyobraenie skonsternowanych nababw Towarzystwa sprawio mu przyjemno. - Prosz mnie powiadomi, jeli zajdzie jaka zmiana w jej stanie. - Na przykad jeli grzecznie przeniesie si na tamten wiat? Andrews spojrza na niego ze zoci. - Jestem ju wystarczajco podenerwowany tym wszystkim, Clemens. Prosz postpowa rozsdnie i nie pogarsza sprawy. Niech pan si pilnuje, ebym nie zacz zbyt mocno kojarzy pana z caym tym interesem. Nie ma powodu do ponurych dowcipw. Moe to pana zdziwi, ale mam nadziej, e ona wyyje. Co prawda, jeli odzyska przytomno, moe sama by innego zdania. Chodmy - powiedzia do swego totumfackiego. Obaj mczyni wyszli. Kobieta jkna cicho. Poruszya nerwowo gow z boku na bok. Odruchowa reakcja, zastanowi si Clemens, czy te skutki uboczne lekw, ktre, peen nadziei, wprowadzi popiesznie do jej organizmu? Siedzia i obserwowa j, nieskoczenie wdziczny za moliwo odpoczynku w jej orbicie, za szans na to, by po prostu by blisko niej, obserwowa j, czu jej zapach. Zapomnia ju niemal, co znaczy przebywa w obecnoci kobiety. Wspomnienia wrciy szybko, przebudzone jej widokiem. Pod siniakami i stuczeniami jest cakiem pikna, pomyla. Bardziej, znacznie bardziej ni mia prawo si spodziewa. Jkna po raz drugi. To nie lekarstwa, uzna, ani bl gowy wywoany obraeniami. Co si jej nio. Nie ma powodu do obaw. Ostatecznie par snw nie wyrzdzi jej krzywdy. Sabo owietlona sala zebra miaa wysoko czterech kondygnacji. Mczyni stali oparci o balustrad na drugim poziomie i szeptali cicho do siebie; niektrzy palili wysuszone roliny zmieszane z rnymi rodkami chemicznymi. Grne pitra byy puste. Podobnie jak wiksza cz kopalni na Fiorinie, sala zostaa zbudowana z myl o znacznie wikszej liczbie ludzi ni dwa tuziny, ktre zebray si w tej gigantycznej jaskini. Przyszli tu na danie naczelnika. Wszystkich dwudziestu piciu winiw. Twardzi, chudzi, ysi, modzi, nie tak ju modzi, i ci, dla ktrych modo bya tylko miym, blakncym wspomnieniem. Andrews usiad naprzeciw nich. Jego zastpca Aaron tkwi obok. Clemens sta w pewnej odlegoci zarwno od winiw, jak i od stranikw, stosownie do swego specyficznego statusu. Dwch stranikw, dwudziestu piciu winiw. W kadej chwili mogli si rzuci na naczelnika i jego zastpc i upora si z nimi stosunkowo atwo. Ale po co? Bunt daby im jedynie panowanie nad kompleksem, ktrym i tak ju kierowali. Ucieka nie byo dokd. Na Fiorinie nie istniao adne lepsze miejsce, ktrego nie wolno by im byo odwiedza. Gdyby nastpny statek dostawczy po przybyciu stwierdzi, e doszo do buntu, nie zrzuciby po prostu dostaw i zoy raport. Nastpnie przybyliby ciko uzbrojeni komandosi, stumili bunt raz, dwa i wszyscy biorcy w nim udzia, a raczej ci, co przeyli, stwierdziliby, e ich wyroki zostay przeduone. Drobne przyjemnoci, ktrych mogo dostarczy stawienie oporu wadzy, nie byy warte dodatkowego miesica pobytu na Fiorinie, a tym bardziej roku czy dwch. Nawet najbardziej zatwardziali z winiw zdawali sobie z tego spraw. Nie byo wic adnych buntw ani

sprzeciww wobec wadzy Andrewsa. Przey Fiorin i, co waniejsze, uciec z niej, mona byo wycznie postpujc zgodnie z oczekiwaniami. Winiowie mogli nie by zadowoleni, zachowywali si jednak spokojnie. Aaron dokona przegldu szepczcej gromady i niecierpliwie podnis gos. - W porzdku, w porzdku. Wemy si do roboty. Zacznijmy to wreszcie. Zgoda? Zgoda. Prosz pana, panie Dillon. Dillon wystpi naprzd. By przywdc uwizionych, i to nie tylko ze wzgldu na swj wzrost i si. Druciane okulary, ktre mia na nosie, byy w znacznie wikszym stopniu poz, ustpstwem na rzecz tradycji ni koniecznoci. Wola je od szkie kontaktowych, a - rzecz jasna - trudno si byo spodziewa, e Towarzystwo powici czas i pienidze na wyposaenie winia w przeszczepy. Dillonowi to odpowiadao. Okulary byy antykiem. Stanowiy dziedzictwo rodzinne, ktre w jaki sposb przetrwao pokolenia nienaruszone. W peni speniay jego wymagania. Pojedynczy warkoczyk, ktry zwisa z jego ysej pay, koysa si powoli w rytm krokw. Zachowanie tej ozdoby z wosw pomimo nieustpliwych pasoytw fioriskich kosztowao mnstwo czasu i wysikw, Dillon by jednak gotw znie pewne niewygody, eby tylko zachowa w drobny przejaw indywidualnoci. Chrzkn dobitnie. - Daj nam si, o Panie, bymy wytrwali. Wyznajemy, e jestemy nieszczsnymi grzesznikami w rkach gniewnego Boga. Niechaj krg pozostanie nie przerwany... a nie nadejdzie dzie. Amen. Inwokacja bya krtka, ale w sam raz. Gdy skoczy, winiowie jak jeden m podnieli prawe pici i opucili je w milczeniu: To by gest pogodzenia si z losem i rezygnacji, nie buntu. Na Fiorinie bunt nie przynosi nic poza ostracyzmem ze strony towarzyszy i moliwoci przedwczesnego wyldowania w grobie, poniewa, jeli kto wychyli si zbytnio, Andrews mg go praktycznie bezkarnie wygna z kompleksu. Nie byo tu nikogo, kto mgby si sprzeciwi, kto by go nadzorowa i ocenia suszno jego postpkw. adna niezalena komisja ledcza nie badaa przyczyn mierci winiw. Andrews strzela i Andrews kule nosi. Sytuacja ta byaby nie do zniesienia, gdyby nie fakt, e naczelnik, cho surowy, by rwnie sprawiedliwy. Winiowie uwaali, e maj pod tym wzgldem szczcie. Rwnie dobrze mgby si im traci kto zupenie inny. Andrews obrzuci wzrokiem swych podopiecznych. Zna kadego z nich dobrze, znacznie lepiej ni wyraziby na to ochot, gdyby dano mu prawo wyboru. Zna ich sabe i mocne strony, grzeszki i rzeczy, do ktrych czuli odraz, szczegy ich spraw. Niektrzy byli prawdziwymi bydlakami, inni za jedynie ludmi w fatalny sposb aspoecznymi. Istnia te szeroki wachlarz przypadkw porednich. Andrews chrzkn z powag. - Dzikuj wam, panowie. Wiele mwiono na temat tego, co wydarzyo si dzi rano. Wikszo opowieci miaa niezbyt powany charakter. Moecie wic uzna to posiedzenie za okazj do sprawdzenia plotek. Oto fakty. Jak niektrzy z was wiedz, prom ratunkowy typu 337 rozbi si tutaj o godzinie 0600 podczas wachty porannej. Jedna osoba przeya, dwie zginy. By tam te android, ktry zosta roztrzaskany w takim stopniu, e naprawa nie wchodzi w gr. - Przerwa na chwil, by jego sowa dotary lepiej do suchajcych. - Ocalona osoba jest kobiet. Zaczy si pomruki. Andrews nasuchiwa i obserwowa z uwag. Prbowa oszacowa, jakie wraenie wywoay jego sowa. Nie byo le... jak dotd. Jeden z winiw wychyli si ponad grn porcz. Morse zblia si do trzydziestki, wyglda jednak starzej. Na Fiorinie jej mimowolni obywatele szybko si starzeli. Czowiek w mia spor kolekcj pokrytych zotem zbw, co byo konsekwencj pewnych aspoecznych dziaa. Wybra zoty kolor ze wzgldw kosmetycznych. Wydawa si podenerwowany, co u niego byo normalne.

- Chc tylko powiedzie, e kiedy tu przybyem, zoyem luby czystoci. To znaczy adnych kobiet ani seksu pod jakkolwiek postaci. - Omit zebranych podnieconym wzrokiem. - Wszyscy zoylimy te luby. Powiem teraz, e ja osobicie nie pochwalam polityki Towarzystwa, ktre pozwala tej kobiecie na swobodne kontakty... Gdy Morse nie przestawa gldzi, Aaron szepn do swego przeoonego. - Bezczelny sukinsyn, prawda, sir? Wreszcie Dillon wystpi przed szereg wspwiniw. Jego dwiczny gos by cichy, lecz zdecydowany. - Nasz brat chce nam powiedzie, e odbieramy obecno obcego przybysza, zwaszcza kobiety, jako pogwacenie harmonii, potencjalne zniweczenie duchowej jednoci, ktra pomaga nam przetrwa kolejne dni i pozosta przy zdrowych zmysach. Syszy pan, co mwi, panie naczelniku? Rozumie pan, co mam na myli? Andrews spojrza miao Dillonowi w oczy. - Prosz mi wierzy, zdaj sobie doskonale spraw z waszych uczu. Zapewniam was wszystkich, e uczynimy co tylko w naszej mocy, by zaradzi waszym troskom, i e rozwiemy t kwesti jak najszybciej. Myl, e ley to we wsplnym interesie nas wszystkich. Z gromady dobiegy szepty. - Z pewnoci ucieszy was wiadomo, e ju wezwaem ekip ratunkow. Jest nadzieja, e przybd tu nie dalej ni za tydzie, aby jak najszybciej j std zabra. Kto mu przerwa. - Za tydzie, panie naczelniku? Nikt nie mae tu dotrze tak szybko. Z adnego miejsca. Andrews spojrza na mwicego. - Najwyraniej chodzi o statek znajdujcy si w drodze na Motine. Figurowa w rozkadzie od miesicy. To stan zagroenia. Istniej zasady, ktrych nawet Towarzystwo musi przestrzega. Jestem pewien, e nawi kontakt ze statkiem, obudz z hibernacji przynajmniej pilota i skieruj ich w nasz stron, by j zabrali. To bdzie koniec sprawy. Nic, rzecz jasna, na ten temat nie wiedzia, ale takie postpowanie ze strony Towarzystwa byoby logiczne i uzna, e moe je przepowiedzie z niejak doz pewnoci. Gdyby statek kierujcy si na Motine nie zboczy z trasy, postpi tak, jak bdzie tego wymagaa sytuacja. Naley rozwizywa kryzysy jeden po drugim. Popatrzy na Clemensa. - Czy mia pan ju czas na dokonanie oceny? Technik skrzyowa niepewnie ramiona na piersi. - Poniekd. Zrobiem wszystko co moliwe przy uyciu naszego sprztu. - Mniejsza o ale. W jakim jest stanie? Clemens zdawa sobie wietnie spraw, e wszystkie oczy w pomieszczeniu skieroway si nagle na niego. Zignorowa to jednak, skupiajc uwag na naczelniku. - Nie wydaje si, by odniosa cikie obraenia. Jest posiniaczona i poobijana. Moe mie zamane jedno ebro. Jeli nawet, jest to tylko pknicie przecieniowe. Groniejsze konsekwencje moe mie fakt, e przebudzia si z hibernacji zbyt, gwatownie - przerwa, by zebra myli. - Prosz posucha, jestem tylko nie wyspecjalizowanym technikiem, ale nawet ja dostrzegam, e ona potrzebuje specjalistycznej opieki. Jeli kogo wyrwie si przedwczenie z hibernacji, bez odpowiedniego przygotowania biofizycznego, mog wystpi najrniejsze komplikacje. Nieprzewidywalne efekty uboczne, ukryte zaburzenia krenia i oddychania, uszkodzenia na poziomie komrkowym, ktre czasami nie ujawniaj si przez cae dni lub nawet tygodnie... nie mam pojcia, jak mgbym rozpozna takie rzeczy, a co dopiero je leczy. Mam wic nadziej, e ten statek ratunkowy jest w peni wyposaony w urzdzenia medyczne. - Czy bdzie ya? - zapyta go Andrews. Technik potrzsn gow w niemym zdumieniu. Naczelnik dobrze sysza jedynie to, co chcia usysze.

- Sdz, e nic jej nie bdzie, pod warunkiem, e nic ju pniej nie wyskoczy. Prosz jednak nie powtarza gono mojej opinii. Zwaszcza oficjalnie zarejestrowanemu lekarzowi. - Czego si boisz? - zachichota kto za nim. - e ci oskar o bd w sztuce? Niektrzy z czonkw grupy wybuchnli okrutnym miechem. Andrews przerwa im szybko, zanim Clemens lub ktokolwiek inny zdy zareagowa. - Posuchajcie. Nikt z nas nie jest naiwny. Ley we wsplnym interesie nas wszystkich, eby ta kobieta nie wychodzia z ambulatorium do czasu przybycia ekipy ratunkowej. A ju zwaszcza bez eskorty. Czego oczy nie widz, sercu nie al, prawda? - Nikt nie kwapi si do wypowiadania komentarzy. - Wszyscy powinnimy si wic trzyma swoich zada i unika nadmiernego podniecenia. Zgadza si? Dobrze. - Wsta. - Dzikuj, panowie. Nikt si nie poruszy. Dillon odwrci si i powiedzia cicho: - W porzdku. Tumek zacz si rozchodzi. Mczyni wracali do swych codziennych zaj. Andrews nie czu si obraony okazanym mu lekcewaeniem. To by drobny gest ze strony winiw. By gotw pozwoli im na drobne gesty. To upuszczao troch pary, agodzio ch do powaniejszych wyskokw. Zebranie poszo tak dobrze, jak mona byo tego oczekiwa. Mia wraenie, e poradzi sobie z sytuacj jak naley. Powstrzyma plotki i spekulacje, zanim wyrway si spod kontroli. Skierowa si z powrotem do gabinetu. Aaron szed u jego boku. Przydaaby si jednak bardziej treciwa wiadomo od Towarzystwa. Gdy Clemens chcia wyj, Dillon zagrodzi mu drog. - Co ci gryzie? Wielki mczyzna sprawia wraenie zatroskanego. - Pigularzu, lepiej uwaaj na t babk. Clemens umiechn si. - W jej stanie nie moe narobi kopotu. Czy nie powinnimy da szansy wszystkim dzieciom Boym? - Nie wiemy, czyim jest dzieckiem. Obaj mczyni spogldali na siebie jeszcze przez chwil. Wreszcie Dillon ustpi technikowi z drogi. Jego spojrzenie podao za Clemensem a do bramy prowadzcej do tunelu D. Kobieta leaa nieruchomo na ku. Tym razem nie jczaa. Nic si jej nie nio. Clemens sprawdzi kroplwk przytwierdzon do jej ramienia. Nie znajc szczegw jej stanu zmuszony by zastosowa terapi przeciwko oglnemu osabieniu. Oprcz glukozy i sacharozy kroplwka zawieraa szeroki zestaw dobrze tolerowanych antybiotykw, rodki modyfikujce sen fazy REM oraz specyfiki przeciwblowe. Wykonany z twardego materiau identyfikator, ktry nosia, uleg zniszczeniu podczas katastrofy, by wic zmuszony przystpi do leczenia nie posiadajc kluczowych informacji, ktre zostay w nim zakodowane. Obserwowa j uwanie w poszukiwaniu oznak odrzucenia i poczu ulg, gdy adne si nie pojawiy. Przynajmniej nie bya uczulona na nic, co do tej pory wpompowa do jej organizmu. Z radoci zauway, e kroplwka jest ju niemal pusta. To oznaczao, e jej ciao robio dobry uytek z leczniczego roztworu. Gdy przesun kontroler funkcji yciowych nad jej czaszk i klatk piersiow, zielone wiateka nie zmieniy koloru. To mu dodao odwagi, wrzuci wic do strzykawki kapsuk i odwrci lekko rami pacjentki, by odsoni wikszy fragment minia trjgowego. Jej oczy otworzyy si nagle, jak gdyby udawaa tylko, e pi. Zdumiony szybkoci jej reakcji, zawaha si. Wskazaa na urzdzenie, ktre trzyma w rku. - Co to jest? - Strzykawka do uytku oglnego. - To widz. Wie pan, o co mi chodzi.

Umiechn si lekko. - Lekki cocktail mojej wasnej recepty. Co na otworzenie oczu. Adrenalina, troch wybranych syntetycznych endorfin, no i par tajemniczych protein. Do smaku. Mam wraenie, e pani ciao wrcio ju do zdrowia w wystarczajcym stopniu, by wczy t mieszank w przemian materii. W pi minut po tym, jak te rodki rozejd si po pani organizmie, poczuje si pani znacznie lepiej ni w tej chwili. Nie przestawaa przyglda mu si ostronie. - Jest pan lekarzem? Wzruszy ramionami i odwrci na chwil wzrok, jak gdyby to pytanie byo dla niego nieprzyjemne. - Nie, wyspecjalizowanym technikiem medycznym. Mam tylko kategori 3 C. Tutaj nie znajdzie pani jednak nikogo lepszego. - Pochyli si do przodu i zmruy oczy, przygldajc si uwanie jej wosom. - Naprawd powinienem ogoli pani gow. Trzeba to byo zrobi od razu, ale byem zajty waniejszymi sprawami. Ta uwaga sprawia, e Ripley poderwaa si i usiada nagle na ku, przyciskajc przecierado do szyi obronnym gestem. - Spokojnie. Nie jestem morderc. Chocia znajdzie tu pani i takich. - Dlaczego musi pan ogoli mi gow? - Mikroskopijne pasoyty. Drapiene stawonogi, endemiczne dla Fioriny. Na szczcie ludzie nie wydaj si im zbytnio smaczni... nie liczc keratyny w naszych wosach. Z jakiego powodu nie odczuwaj podobnego apetytu na paznokcie. Moe konsystencja jest nieodpowiednia. Mwimy na nie po prostu "wszy" i niech diabli wezm naukow nomenklatur. - Nie moe pan uy jakiego aerozolu, szamponu ochronnego czy czego w tym rodzaju? - Nie spuszczaa oczu z brzytwy. - Och, Towarzystwo prbowao tego, gdy zakadano kopalni, ale te mae bydlaki s twarde. Wszystkie stworzenia, ktre chc tu przey, musz takie by. Okazao si, e od kadego rodka wystarczajco mocnego, by zaradzi pasoytom, robi si na skrze pcherze. Na gowie jest wystarczajco paskudnie. Na dole bez porwnania gorzej. Golenie okazao si prostszym, taszym i bardziej efektywnym rozwizaniem. Niektrzy faceci staraj si utrzyma co z wosw z czystej zoci i walcz z pasoytami, jak mog. Na przykad brwi. Nie przypuszczaaby pani, e komu moe zalee na czym tak ulotnym, jak brwi. Jeli jednak chodzi o gste wosy, to wykluczone. Gdyby sprbowaa pani y z wszami, doprowadziyby pani do obdu swym pezaniem, arciem, swdzeniem... - Ju dobrze, dobrze - odpara popiesznie Ripley. Wyobraam to sobie. - Dam pani elektryczn maszynk do dolnych czci. Moe si tym pani zaj, gdy poczuje si pani lepiej. Mona powiedzie, e ambulatorium jest najbardziej sterylnym pomieszczeniem w caym kompleksie, wic przez pewien czas nic si pani nie powinno sta, ale te robale znajd pani wczeniej czy pniej. S zbyt mae, eby zatrzymay je filtry. Prosz si tylko ogoli, a zostawi pani w spokoju. Zawahaa si, zamylona, po czym skina ze zrozumieniem gow. - Nazywam si Clemens. Jestem gwnym oficerem medycznym tu na Fury 361. Zmarszczya brwi. - To nie brzmi jak nazwa kopalni. - Kiedy to bya kopalnia. Resztk wartej eksploatacji rudy wydobyto, oczyszczono i wywieziono z planety jaki czas temu. Wysokie koszty zmusiy Weylanda-Yutaniego do porzucenia kopalni, eby wic odzyska par kredytw, wynajli jej nadajc si do uytku cz na wizienie o najwyszym stopniu zabezpieczenia. Wszyscy na tym skorzystali. Spoeczestwo wyizolowao najbardziej niepodane ze swych niepodanych elementw, a Towarzystwo zdobyo darmowych dozorcw. Skorzystali wszyscy, z wyjtkiem tych spord nas, ktrych tu wysano. - Wykona gest strzykawk. - Nie bdzie si pani sprzeciwia? To tylko rodzaj stabilizatora.

Czua si ju teraz na tyle bezpiecznie, e pozwolia mu si zbliy i przeniosa sw uwag na otoczenie. - Jak si tu znalazam? - Pani prom ratunkowy uleg rozbiciu. Nikt nie wie, co si stao ze statkiem macierzystym ani dlaczego pani z niego wyrzucono. Jeli nawet Harry Andrews, on jest tu naczelnikiem, wie, to nic nie chce powiedzie. Katastrofa, ktra spowodowaa wyrzucenie promu, musiaa te uszkodzi urzdzenia sterujce ldowaniem, poniewa uderzya pani w zatok ze znaczn si. Przyholowalimy prom tutaj. Sam nie byem w rodku, jeli jednak wygld zewntrzny moe wiadczy o tym, jakich uszkodze dozna, ma pani cholerne szczcie, e pani yje, i jeszcze wiksze, e dotara tu pani mniej wicej w jednym kawaku. Przekna lin. - A co z reszt? - Tak. Sam si nad tym zastanawiaem. Gdzie reszta zaogi? Czy uciekli pozostaymi promami? - Nie byo adnej "reszty zaogi" - poinformowaa go zwile. - To duga historia i nie mam teraz szczeglnej ochoty jej opowiada. Chodzi mi o tych, ktrzy byli razem ze mn. Ilu ich byo? - Dwoje. Troje, jeli liczy androida - przerwa. Obawiam si, e nie mieli szczcia. - Co? - Nie zrozumiaa. - Nie yj. Mylaa przez dusz chwil, po czym potrzsna gwatownie gow. - Chc obejrze statek. Musz to zobaczy sama. Zacza siada na ku. Pooy rk na jej ramieniu. - Hej, spokojnie. Jako lekarz musz pani powiedzie, e pani stan na to nie pozwala. - Nie jest pan lekarzem, pamita pan? - Zelizna si z drugiej strony ka i stana w oczekiwaniu, cakiem naga. - Chce pan, ebym zaoya jakie ubranie, czy mam i tak, jak stoj? Clemens powici na zastanowienie si dusz chwil. Fakt, e udao mu si j tak ujrze w pozycji pionowej, nie by przykry. - Biorc pod uwag charakter miejscowej populacji, zdecydowanie radz si ubra. Wsta z miejsca, otworzy szuflad znajdujc si po drugiej stronie pomieszczenia i zacz przerzuca jej zawarto. - Podczas gdy bdzie pani hasa po naszej maej krainie czarw, prosz nie zapomina, e penitenci to wycznie mczyni i e aden z nich nie widzia kobiety od wielu lat. Ja te nie, jeli ju o tym mowa. Staa z rk opart na biodrze i szacowaa go spojrzeniem. - Tak, ale o pana nie musz si martwi, poniewa jest pan niby-lekarzem, pamita pan? Umiechn si mimo woli. 3. Clemens zauway, jak jej oczy wdroway we wszystkich kierunkach, gdy prowadzi j korytarzami i chodnikami. Jak u nerwowego dziecka... albo wysoce rozwinitego drapienika. Nic jej nie umykao. Najcichszy dwik natychmiast przykuwa jej uwag. Ich stopy nie robiy wiele haasu, gdy stpali po wytartym metalu. Strj, ktry dla niej wyszuka, by troch za may, nie sprawiaa jednak wraenia, e jej przeszkadza. - Nie mam pojcia, ile czasu spdzia pani w stanie hibernacji, ale podobne przebudzenie moe stanowi cholerny wstrzs dla organizmu. Niech wic pani nie wpada w panik, gdy popatrz na pani z ukosa. Po prostu obserwuj, czy nie wystpi u pani opnione efekty uboczne. Ruszajmy wic naprzd spokojnie, Ripley. Obrzucia go ostrym spojrzeniem. - Skd zna pan moje nazwisko?

- Jest wypisane z tyu pani szortw - umiechn si usprawiedliwiajco. - Znalelimy te pani identyfikator. By tak pokiereszowany, e komputer ledwo mg go odczyta, troch jednak si z niego dowiedzielimy. Niestety wikszo danych medycznych ulega zniszczeniu. Musiaem sporo zgadywa. Ripley na prb poruszya ramionami do przodu i pokrcia gow w obie strony. - Wyglda na to, e wykona pan niez robot. Dzikuj. Ku swemu ogromnemu zaskoczeniu stwierdzi, e jest lekko zaenowany. - Hej, byle frajer potrafi podczy kroplwk. Umiechna si. - Nie sdz. To musi by frajer o specjalnych kwalifikacjach. Gdy robotnicy ustawiali kadub promu na popiesznie wzniesionym podwyszeniu, obchodzili si z nim bardzo ostronie. Stary dwig jcza z wysiku. Odkd zamknito kopalni, rzadko zachodzia potrzeba korzystania z niego i uruchomienie go na nowo nioso ze sob pewne ryzyko. Jednakie maszyneria zareagowaa w prawidowy sposb. Wehiku opuszczono agodnie przy akompaniamencie skrzypienia lin. Gdy po raz pierwszy wcignito prom do wntrza kompleksu, przycign wiele spojrze. Ripley, zbliajc si do niego w towarzystwie Clemensa, przycigna ich zdecydowanie wicej. Znacznie lepiej wychodzio jej udawanie, e tego nie dostrzega, ni winiom udawanie, e na ni nie patrz. - Jakim waciwie miejscem jest to wizienie? - zapytaa swego przewodnika, gdy ruszyli w gr rampy ku poobijanemu wrakowi statku ratunkowego. Clemens trzyma si blisko niej. - Kiedy tya to kopalnia z rafineri. Gwnie mineray z grupy platynowcw. Rzecz jasna rud poddawano oczyszczeniu na miejscu. To znacznie tasze ni przewozi j w tym celu na inn planet. Jak rozumiem, moment odkrycia tego zoa zbieg si w czasie ze znacznym wzrostem cen platyny. W przeciwnym razie Towarzystwu nie opacaoby si budowa kopalni tych rozmiarw tak daleko od miejsca zbytu. To bya bogata ya, o bardzo duym stopniu skoncentrowania. - A teraz? - Stana obok promu, by przyjrze si uszkodzonemu kadubowi. - Weyland-Yutani zawiesi jej dziaalno. Handel midzygwiezdny nie jest waciwie moj specjalnoci i nie syszaem, eby ktokolwiek tutaj ekscytowa si ledzeniem waha cen surowcw, chyba jednak dowiedziaem si skd, e spadkowi ceny oczyszczonego metalu towarzyszyo zmniejszenie zapotrzebowania. Dlatego wiksz cz urzdze zabezpieczono na miejscu. Nie opacao si ich przewozi. Miay zbyt ma warto. W skaach jest jeszcze ruda i o ile cena pjdzie w gr, jestem pewien, e Towarzystwo otworzy kopalni na nowo. To oznacza, e nas pewnie przenios gdzie indziej. Nie byoby dobrze, gdyby przestpcy zadawali si z miymi, uczciwymi grnikami. Nikt, co prawda, nie ma nic przeciwko wyjazdowi z tej skay. Zmiana byaby sodka. Raczej trudno sobie wyobrazi, eby gdzie mogo by gorzej ni tutaj. Jestemy wic waciwie dozorcami. Po prostu personel straniczy. Pilnujemy, eby ogie nie wygas, na wypadek, gdyby cena rudy albo zapotrzebowanie na ni poszo w gr. To korzystne dla rzdu i dla Towarzystwa. - Myl, e mona straci rozum, spdziwszy cho rok w podobnym miejscu. Clemens musia si rozemia. - Mwi, e niektrzy byli ju szalecami, zanim ich tu wysano. Nie sdz jednak, ebymy nimi byli. Przynajmniej nie wikszo z nas. Izolacja nie jest a tak dokuczliwa, kiedy si czowiek nauczy myle o sobie jako o spdzajcym czas na kontemplacji pokutniku, a nie uwizionym przestpcy. - Byy tu kiedy jakie kobiety? - Przykro mi, porucznik Ripley. To zakad dla ludzi z podwjnym chromosomem Y. Sami mczyni.

Skina gow, po czym odwrcia si i schylia, by przecisn si przez to, co pozostao z roztrzaskanej luzy powietrznej. Clemens poczeka, a utoruje sobie drog, po czym poda za ni. Poobijany kadub statku mona by uzna za nietknity w porwnaniu z tym, co znalaza wewntrz. Zdruzgotane i powyginane ciany, porozbijane monitory i konsole, sprzt poniewierajcy si chaotycznie na pododze. Wszystko przesiknite gst woni sonej wody. Zatrzymaa si zdumiona, e kto lub co mogo przey te zniszczenia nienaruszone, zwaszcza jej wasne, kruche ciao. - Gdzie s zwoki? Na Clemensie zasig zniszcze wywar podobne wraenie. Dziwi si, e Ripley nie odniosa powaniejszych obrae. - Mamy tu kostnic. W grnictwie niezbdna. Przechowujemy tam pani przyjaci do chwili, gdy przybdzie ekipa ledcza, zapewne za tydzie. - By te android... Clemens skrzywi si. - Nieczynny i rozbity na czci. Jego fragmenty walay si po caym statku. To, co zostao, wyrzucilimy na mietnik. Kapral nadzia si na belk podtrzymujc. Przebia mu pier na wylot. Nawet gdyby by przytomny, nie zdyby zauway, co si z nim stao. Najwyraniej nie obudzi si z hibernacji na tyle, by poczu bl. - A dziewczynka? Bya bardzo lakoniczna. Clemens nie mia pojcia, jak wiele ukrywaa. - Utona w swej kapsule hibernacyjnej. Nie wyobraam sobie, eby moga by przytomna w chwili, gdy to si stao. Mona powiedzie, e jej mier bya jeszcze lejsza ni mier kaprala. Przykro mi. Ripley przekna wieci ze spokojem. Potem ramiona zaczy jej dre i w oczach pojawiy si zy. To byo wszystko. adnych krzykw czy wrzaskw ani gwatownego wyrzekania na niesprawiedliwy, obojtny wszechwiat. Maa Newt. Newt, ktra nie miaa szans. Przynajmniej bya teraz wolna. Ocierajc oczy Ripley odwrcia si, by dokona ogldzin szcztkw kapsuy dziewczynki. Szyba zostaa stuczona, co byo zrozumiae. Nagle zmarszczya brwi. Metal poniej szyby by dziwnie odbarwiony. Pochylia si do przodu i przebiega palcami po plamie. Clemens spojrza na ni z ciekawoci. - Co to takiego? Ripley podniosa si. Uczucia chwili przeksztaciy si w co innego. W jej gosie nie byo teraz troski. Ani ladu czuoci, ktr zauway poprzednio. - Gdzie ona jest? - Powiedziaem pani, e w kostnicy. Czy pani nie pamita? Spojrza na ni zatroskany. Obawia si, e moga to by reakcja na co, co poda jej w kroplwce. - Jest pani zdezorientowana. Poowa pani organizmu sdzi, e nadal jest pogrona w hibernacji. Odwrcia si w jego stron tak byskawicznie, e a podskoczy z wraenia. - Chc obejrze to, co zostao z jej ciaa. - Jak to, co zostao? Ciao jest nienaruszone. - Na pewno? Chc je zobaczy. Musz przekona si sama. Zmarszczy brwi, lecz powstrzyma si od zadawania pyta. W wyrazie jej twarzy dostrzeg co... Jedno byo jasne. Nie sposb odmwi jej dostpu do zwok. Nie byo zreszt ku temu powodu. Mia wraenie, e pragnienie ujrzenia przez ni ciaa nie ma nic wsplnego z nostalgi. Trudno byo okreli, jak jest osob, po tak krtkim okresie znajomoci, z pewnoci jednak nie miaa nadmiernych upodoba do makabry.

Biegnce po spirali schody byy wskie i liskie, lecz t drog docierao si z magazynu, w ktrym przechowywano prom, do kostnicy znacznie szybciej. Clemens nie potrafi duej powstrzymywa ciekawoci. - Czy jest jaki szczeglny powd, dla ktrego pani nalega? - Musz si upewni, dlaczego umara - odpara spokojnym tonem - e nie byo czego innego. - Czego innego? - W odmiennej sytuacji Clemens mgby si poczu uraony. - Z niechci wracam do tego nieprzyjemnego dla pani tematu, jest jednak jasne, e jej kapsua ulegle przebiciu i e dlatego si utopia. - Zastanawia si przez chwil. - Czy to bya pani crka? - Nie - odpara spokojnie Ripley. - Nie bya. Moja crka umara ju dawno temu. Mwic to unikaa wzrokiem jego spojrzenia. Rzecz jasna bya jeszcze saba i musiaa koncentrowa uwag na wskich, spiralnych schodach. - Skd wic ta potrzeba? Zamiast odpowiedzie mu wprost, stwierdzia: - Mimo e nie byymy ze sob spokrewnione, bya mi bardzo bliska. Czy pan sdzi, e chc j ujrze tak, jak pan opisa? Zdecydowanie wolaabym zapamita j tak, jaka bya. Nie prosiabym o to, gdyby nie byo to dla mnie cholernie wane. Zacz jej odpowiada, lecz powstrzyma si. Wiedzia ju, e Ripley nie jest osob, ktr mona zmusi do udzielenia odpowiedzi. Jeli miaa mu cokolwiek powiedzie, zrobi to wtedy, gdy sama uzna to za stosowne. Otworzy wejcie i wszed przed ni do rodka. Dolna szuflada zareagowaa na jego oficjalny kod i wysuna si na bezszelestnych rolkach. Ripley przysuna si do niego, by stan obok. Razem spogldali na malutkie, spokojne ciao. - Prosz mi da chwil czasu. Clemens skin gow i przeszed na drug stron pomieszczenia, by pogrzeba przy monitorze. Od czasu do czasu odwraca si i spoglda na sw towarzyszk, ktra dokonywaa ogldzin zwok dziewczynki. Mimo uczu, jakie z pewnoci j rozdzieray, robia to sprawnie i dokadnie. Kiedy uzna, e skoczya, odezwa si: - Wszystko w porzdku? Oczekiwa skinicia gow, by moe ostatniego westchnienia. Z pewnoci jednak nie spodziewa si tego, co po chwili powiedziaa. - Nie. Potrzebna bdzie sekcja. - Pani artuje. - Wbi w ni wzrok. - W adnym wypadku. Czy sdzi pan, e lubi artowa? Musimy si upewni, w jaki sposb zmara. Wzrok Ripley by twardy jak stal. - Powiedziaem ju pani. Utona. - Zacz chowa szuflad, lecz powstrzymaa go. - Nie jestem taka pewna. - Odetchna gboko. Chc, eby pan otworzy ciao. Spojrza na ni z niedowierzaniem. - Prosz mnie posucha. Chyba jest pani zdezorientowana. Poowa pani organizmu nadal przebywa w hibernacji. - Niech pan posucha - odpara cakowicie rzeczowym tonem. - Mam bardzo powany powd, eby o to prosi. Chc, eby pan to zrobi. - Czy zechciaaby pani wyjawi mi ten powd? - By bardzo opanowany. Zawahaa si. - Czy nie wystarczy, e o to prosz? - Nie, nie wystarczy. "Proba bliskiej znajomej" nie jest wytumaczeniem dla inspektorw Towarzystwa. Musi pani powiedzie mi wicej. Sta i czeka zniecierpliwiony. - Zgoda - odpara wreszcie. - Ryzyko infekcji. - jakiego rodzaju "infekcji"? - warkn.

Najwyraniej zdoaa go zainteresowa. - Nie jestem lekarzem. Pan nim jest. Potrzsn gow. - Musi mi pani powiedzie wicej. - Infekcji cholery. - Spojrzaa na niego wyzywajco. Jej determinacja bya godna uznania. - Nie mwi pani powanie. Od dwustu lat nie zanotowano ani jednego przypadku. No dobra, czekam na nastpny kawa. W tym miejscu jest mao okazji do miechu. Moe ospa? Denga? - Mwi panu. Cholera. Byam czonkiem ekipy bojowej, ktra rzucia bomb atomow na Acheron. Eksperymentowali tam z najrniejszymi zmutowanymi bakteriami i wirusami w, jak im si zdawao, bezpiecznym, odizolowanym rodowisku. Moe zna pan niektre z przedmiotw zainteresowania Towarzystwa. Infekcja wymkna si spod kontroli... i zacza si szerzy. Bya wyjtkowo zjadliwa. Nie znaleziono skutecznego antidotum. Nie sposb te byo jej powstrzyma, cho znajdujcy si tam ludzie prbowali tego dokona. - Wic rzucili bomb? Mam wraenie, e to do radykalna recepta. Rzecz jasna nie dociera tu zbyt wiele wiadomoci, ale Sdz, e o tym bymy usyszeli. - Czyby? Co mi si zdaje, e pracuje pan dla innego Towarzystwa ni ja. Moliwe zreszt, e wiadomo do was dotara. Wasz naczelnik nie wyglda mi na szczeglnie gadatliwego faceta. Moe wie o tym wszystko i uzna tylko, e nie ma potrzeby dzieli si t informacj. - Aha. Clemens musia przyzna, e skutecznie zamieszaa mu w gowie. No i wzbudzia ciekawo. Czy Andrews faktycznie ukrywa t informacj? Nie by waciwie zobowizany do powiadamiania winiw o aktualnych wydarzeniach. Ale cholera? Zmutowana bakteria czy nie, caa opowie wygldaa jednak na lip. A jeli Ripley mwia prawd i zwoki dziewczynki s zaraone czym, czemu, by moe, nie zdoaj si przeciwstawi... A moe bya to pprawda. Moe istniao niebezpieczestwo jakiej innej infekcji, a historyjk o cholerze wymylia na poczekaniu. Najwyraniej uwaaa, e ma ku temu powody. Bya wojskowym. Co, u diaba, mg na ten temat wiedzie? Staa w milczeniu. Obserwowaa go. Czekaa. Co mi szkodzi, do diaba, pomyla. - Jak sobie pani yczy. W porwnaniu z kostnic reszta nie zmienionego, zaniedbanego kompleksu bya rwnie radosna i jasna jak alpejska ka w penym rozkwicie wiosny. Wzdu jednej ze cian cign si szereg szuflad z nierdzewnej stali. Do niektrych przytwierdzono paski z oznaczeniami kodowymi. Twarde, pokrywajce podog kafelki byy pokruszone i popkane. atwo byoby wszystko odnowi, brakowao im jednak narzdzi i umiejtnoci, a poza tym nikomu na tym nie zaleao. Na rodku pomieszczenia sta lnicy kremowo biay st, nieskazitelnie pusty pod zawieszonymi u gry lampami. Odziany w fartuch i mask Clemens nachyli si nad przygotowanymi do sekcji zwokami dziewczynki. Dokona pierwszego nacicia za pomoc skalpela, po czym zatrzyma si, by wytrze pot z czoa. Nie robi sekcji od lat. Nie tylko e wyszed cakowicie z wprawy, lecz i nie by te pewien, po co to w ogle robi w tej chwili. Pia przecia cicho i skutecznie malek klatk piersiow. - Jest pani pewna, e trzeba to zrobi do koca? zapyta gapic si Ripley. Nie zwrcia na niego uwagi. Obserwowaa w milczeniu z sercem zimnym, a uczuciami ukrytymi bezpiecznie w miejscu, gdzie nie bd przeszkadza. Wzruszy ramionami i wrci do pracy. Wsun obie ukryte w rkawiczkach donie do otworu, ktry wykona, opar je o siebie kostkami palcw, zaczerpn gboko powietrza i rozcign krawdzie otworu z caej siy, rozrywajc klatk i odsaniajc jej wntrze. Zajrza w skupieniu do rodka. Od czasu do czasu

nachyla si, by spojrze z boku pod innym ktem. Wreszcie wyprostowa si i rozluni palce. - Nie mamy tu nic niezwykego. Wszystko jest na swoim miejscu. Nic nie brakuje. adnych oznak choroby, niezwykych odbarwie czy cech infekcji. Zwrciem szczegln uwag na puca. Mona zgoa powiedzie, e s anormalnie zdrowe. Wypenione pynem, tak jak podejrzewaem. Jestem pewien, e analiza wykae, i jest to woda morska z Fioriny. Raczej dziwny stan, jak na choler, hmm? Dokona ostatniego, poprzecznego cicia, zajrza do rodka, po czym spojrza w gr. - Nadal nic. Zadowolona? Odwrcia si. A teraz, poniewa nie jestem zupenym durniem, czy zechce mi pani powiedzie, czego naprawd pani szuka? Zanim zdya odpowiedzie, drzwi na drugim kocu pomieszczenia otworzyy si gwatownie, uderzajc z oskotem o cian wewntrz sali. Dwie pospne postacie, ktre wkroczyy do rodka, nie zwrciy na to uwagi. Wyraz twarzy Andrewsa by jeszcze mniej radosny ni zwykle. - Panie Clemens. - Panie naczelniku - odpowiedzia Clemens w sposb regulaminowy, lecz nie uniony. Ripley z zainteresowaniem obserwowaa nie wyraon w sowach rozgrywk pomidzy nimi. - Mam wraenie, e nie pozna pan jeszcze porucznik Ripley. Podejrzewaa, e tgi naczelnik zatrzyma na niej swe taksujce spojrzenie duej, ni byo to jego zamiarem. Przenis uwag na st operacyjny, a potem znw na technika medycznego. - Co si tu dzieje, panie Clemens? - No wanie, sir - pisn Aaron stanowicy odbicie swego szefa zarwno w sowach, jak i pod wzgldem budowy. - Co si tu dzieje, panie Clemens? - Po pierwsze przyjemnie mi powiadomi pana, e porucznik Ripley czuje si ju znacznie lepiej. Jak pan widzi, jest w cakiem dobrym stanie fizycznym. - Andrews nie zareagowa na zaczepk. Lekko rozczarowany Clemens cign. - Po drugie w interesie zdrowia i bezpieczestwa publicznego dokonuj sekcji zwok zmarego dziecka. - Bez mojego pozwolenia? - naczelnik niemal zawarcza. Technik nie przestraszy si w najmniejszym stopniu. - Miaem wraenie, e nie ma na to czasu - odpar rzeczowym tonem. Andrews unis lekko brwi. - Niech pan nie gada bzdur, Clemens. Czas to jedyna rzecz, ktrej mamy na Fiorinie pod dostatkiem. - Chciaem powiedzie, e porucznik niepokoia si, i w ciele moe si znajdowa zmutowany zakany organizm. Naczelnik spojrza w milczeniu na Ripley. - Czy to prawda? Skina gow, nie udzielajc adnych dodatkowych wyjanie. - Okazao si, e wszystko w porzdku - wtrci si Clemens. - Ciao jest cakowicie normalne i nie wykazuje adnych oznak infekcji. Byem pewien - dokoczy suchym tonem e chciaby pan, bym zaatwi t spraw jak najszybciej. Dlatego zdecydowaem si przystpi do roboty natychmiast. Niemal wida myli taczce w mzgu Andrewsa, pomylaa Ripley. Fermentujce. - Dobrze - oznajmi wreszcie naczelnik. - Ale lepiej by byo, gdyby porucznik Ripley nie paradowaa na oczach winiw tak, jak mi powiedziano, e zrobia to w cigu ostatniej godziny. Bez wzgldu na pklasztorne luby. Rozumie pani, pani porucznik, nie ma w tym nic osobistego. Radz to pani zarwno ze wzgldu na pani bezpieczestwo, jak i dla mojego spokoju. - Mog to zrozumie - odpara na wp umiechnita.

- Nie wtpi. - Odwrci si do technika. Dobrze by te byo, gdyby informowa mnie pan o wszelkich zmianach w jej stanie. Wciganie podobnych rzeczy do dziennika naley do moich zada. Czy moe dam za wiele? Ripley postpia krok naprzd. - Musimy dokona kremacji cia. Andrews zmarszczy brwi. - Bzdura. Zatrzymamy je w lodwce, zanim nie przybdzie ekipa ratunkowa. Trzeba bdzie wypeni pewne formularze. Nie posiadam tego rodzaju swobody jurysdykcyjnej. - Kremacja... dobre sobie, sir - zachichota zawsze pragncy si przypodoba Aaron. - Niech pan posucha, to nie jest bezpodstawne danie - stwierdzia Ripley. - Nie chodzi tu bynajmniej o... uczucia osobiste. Kwestia dotyczy zdrowia publicznego. - Spojrzaa wyczekujco na Clemensa. Co u diaba a tak j niepokoi? zastanawia si tamten. Na gos powiedzia: - Porucznik Ripley uwaa, e nadal istnieje niebezpieczestwo choroby zakanej. Naczelnik zmruy podejrzliwie oczy. - Zdawao mi si, e pan powiedzia, i nie byo adnych ladw choroby. - Stwierdziem tylko, e o ile wiem, ciao byo czyste i nie wykazywao oznak infekcji. Wie pan, jak nowoczesnym sprztem dysponuj i jak znakomit reputacj ciesz si w midzyplanetarnym wiecie medycznym. Andrews chrzkn ze zrozumieniem. - Nawet jeli oznajmiem, e ciao jest wolne od infekcji, nie musi to wcale oznacza, e tak faktycznie jest. Wyglda na to, e dziecko po prostu si utopio, cho bez odpowiednich testw nie sposb tego stwierdzi z absolutn pewnoci. Sdz zatem, e byoby nierozsdne ryzykowa choby najmniejsz moliwo, e zmutowany wirus wydostanie si na swobod wewntrz kompleksu. Nie wydaje mi si te, by czonkowie ekipy ratunkowej byli zadowoleni odkrywajc, e nie zastosowalimy wszystkich rodkw ostronoci. Mogliby si trzyma od nas z daleka, a my przecie bardzo cenimy te tak rzadko skadane nam wizyty, prawda? Nie potrzebuj te dodawa, e gdyby zarazki, dla ktrych zniszczenia piechota morska musiaa zrzuci na Acheron bomb atomow, rozprzestrzeniy si, wygldaoby to bardzo niekorzystnie w paskich aktach, prawda? Zakadajc, e pozostaby pan przy yciu. Andrews wyglda na mocno nieszczliwego. - Zamroenie ciaa powinno unieszkodliwi wszelkie wirusy. - Niekoniecznie - powiedziaa mu Ripley. - Skd pani wie, e nie? - Mwimy o skomplikowanych, sztucznie wywoanych mutacjach. Skd pan wie, jak si zachowuj? Naczelnik zakl pod nosem. Mia coraz bardziej zakopotany wyraz twarzy. - W tej chwili znajduje si tu dwudziestu piciu winiw. W drugiej kolejnoci peni oni funkcj dozorcw. Wszyscy maj podwjny chromosom Y, a wic s wrd nich dawni zawodowi przestpcy, zodzieje, gwaciciele, mordercy, podpalacze, napastujcy dzieci, handlarze narkotykw... swoocz - przerwa dla zwikszenia efektu. Jednake ta swoocz zarazia si religi. Mog si wydawa agodni, osobicie jednak nie uwaam, eby stali si mniej niebezpieczni. Niemniej doceniam agodzcy efekt ich przekona, staram si wic ich nie obraa. Oni maj uznanie dla mojej tolerancji i odwdziczaj mi si zachowaniem spokojniejszym, ni mona by si tego spodziewa w podobnej sytuacji. Nie chc burzy ustalonego porzdku. Nie chc mci wody. A ju zwaszcza nie chc, eby kobieta wczya si pomidzy nimi, podsuwajc im rne pomysy i budzc wspomnienia, ktre udao im si szczliwie pogrzeba w przeszoci. - Tak - zgodzia si Ripley. - To oczywiste, jak pan sam powiedzia, ze wzgldu na moje wasne bezpieczestwo. Ponadto, wbrew temu, co pan najwyraniej myli, nie jestem cakowicie niewiadoma dodatkowych problemw, jakich przyczyniam panu moj tymczasow obecnoci w tym miejscu.

- No wanie. - Andrews by wyranie zadowolony, e okazaa ch wsppracy. Albo, innymi sowy, jak najwikszego uatwienia mu ycia. Spojrza ponownie na technika. - Pan zaatwi szczegy kremacji, panie Clemens. - Odwrci si i skierowa ku wyjciu. - Jeszcze jedno, panie naczelniku. Andrews zatrzyma si. - Sucham? - Kiedy skocz, czy zechce pan otrzyma raport odnonie czasu i okolicznoci? Do oficjalnego dziennika, rzecz jasna. Andrews wyd wargi w zamyleniu. - To nie bdzie konieczne, panie Clemens. Niech mnie pan tylko powiadomi przez interkom. Ja si zajm reszt. - Jak pan sobie yczy, panie naczelniku. - Clemens umiechn si niewyranie. 4. Miso. Niektre rodzaje znajome, inne nie. Ciemna, rdzawa czerwie poprzeszywana byskami janiejszego koloru karmazynowego. Mae tusze zwisajce ze starych hakw. Wielkie kloce, z ktrych stercz wyniosoci - wspomnienia poobcinanych koczyn zarysowane na tle zamroonego tuszczu. Tu obok kury i bydo, niewiadome swego przyszego losu. Samotna owca. ywe miso. Wiksza cz hali bya pusta. Rzeni zbudowano z myl o zaspokojeniu codziennych potrzeb setek technikw, grnikw oraz pracownikw rafinerii. Bya o wiele za dua jak na potrzeby winiw, ktrzy penili funkcj dozorcw. Mogli zostawi wicej miejsca pomidzy zapasami, jednake rozlega tylna cz olbrzymiej sali, z jej echami wytaczania krwi, cicia i rbania, bya miejscem, ktrego woleli unika. Czaio si tam zbyt wiele oywionych duchw, szukajcych ksztatu pord kotujcych si czsteczek zanieczyszczonego powietrza. Dwaj mczyni borykali si wsplnie z wzkiem, na ktrym spoczywaa nieporczna tusza martwego wou. Frank prbowa kierowa pojazdem, podczas gdy Murphy stara si uruchomi samoadujcy si silnik. Ten jednak krztusi si i iskrzy aonie. Kiedy si zupenie zuyje, uruchomi po prostu nastpny wzek. Wrd mieszkacw wizienia nie byo adnego specjalisty w zakresie napraw. Frank wyglda, jakby mia za chwil umrze. Jego znacznie modszy towarzysz by o wiele mniej wyniszczony. Jedynie oczy Murphy'ego zdradzay skryt natur kogo, kto kry si nieustannie przed prawem od chwili, gdy osign wiek wystarczajcy, by rozpatrzy moliwo pracy bez trzymania si konkretnej posady. Znacznie atwiej przywaszcza sobie zarobki innych, najchtniej, lecz niekoniecznie bez ich wiedzy. Czasami go apano, czasami za nie. Owego ostatniego razu przebra miark i wysano go, by odby swj wyrok na gocinnej egzotycznej Fiorinie. Murphy dotkn przecznika i masywna tusza zwalia si na mocno poplamion podog. Frank czeka ju z acuchami. Razem umocowali je wok tylnych ng zwierzcia i zaczli podnosi tusz z podogi, uywajc koowrotu. Uniosa si powoli, drc, w nierwnych szarpniciach. Cienkie, lecz nadspodziewanie mocne ogniwa ze stopu zaszczkay pod wpywem obcienia. - No, przynajmniej w tym roku Boe Narodzenie bdzie wczeniej. - Frank boryka si z adunkiem, oddychajc ciko. - Niby dlaczego? - zapyta Murphy. - Kady martwy w to dobry w.

- Boe, czy to nie racja. mierdzce sukinsyny, cae pokryte wszami. Wol je zere ni czyci. Frank spojrza w stron obr. - Zostay jeszcze trzy bydlaki i koniec z t zabaw. Boe, nie znosz polewania wem tych zwierzakw. Zawsze mam potem gwno na butach. Murphy ssa doln warg. Mylami by daleko std. - Jak ju mowa o wu, Frank... - H? W gosie drugiego z mczyzn zabrzmiay wspomnienia. Ich cie pad na jego twarz. Nie byy przyjemne. - Chc powiedzie, e gdyby mia okazj... przypumy... co by jej powiedzia? Jego towarzysz zmarszczy brwi. - e niby jak, okazj? - No, wiesz. Okazj. - Murphy oddycha teraz ciej. Frank zamyli si. - e niby tak po prostu? - No. Gdyby przysza sama, kurwa, bez Andrewsa czy Clemensa. Jak by jej to powiedzia, gdyby j spotka na stowce albo gdzie? Oczy drugiego z mczyzn zalniy. - Nie ma sprawy. Nigdy nie miaem trudnoci z paniami. Powiedziabym: Dzie dobry, najdrosza. Jak leci? Czy mog w czym pomc? Potem bym j sobie obejrza. Kapujesz, od stp do gw. Potem bym mrugn do niej i umiechn si paskudnie, a ona ju by si pokapowaa. - Jasne - odpar Murphy z ironi. - Umiechnaby si i powiedziaa: Pocauj mnie w dup, ty stary, niewyyty kutasie. - Z chci bym j pocaowa w dup. Albo gdzie by tylko chciaa. - No - twarz Murphy'ego pociemniaa zowieszczo ale kobiet trzeba trzyma krtko, no nie, Frank? Starszy mczyzna pokiwa ze zrozumieniem gow. - Krlowe trzeba traktowa jak kurwy, a kurwy jak krlowe. To si zawsze sprawdza. Pocignli wsplnie acuchy, a wreszcie umiecili tusz w odpowiednim miejscu. Nastpnie Frank umocowa podnonik i cofnli si obaj, pozwalajc, by martwe zwierz zwiso na acuchu. Zamylili si i milczenie zapado midzy nimi na dusz chwil. Wreszcie Frank zakl od niechcenia. - Frank? - H? - Jak mylisz, co zabio Bab? - Wskaza gow w stron tuszy. Frank wzruszy ramionami. - Nie mam pojcia. Po prostu odwalia kit. Moe atak serca. - Niby skd atak serca? - odezwa si z drugiej strony wzka Murphy. - Ile miaa lat? - W papierach napisali jedenacie. W sile wieku. Jej pech, nasze szczcie. Wiesz, e naczelnik nie pozwala nam zabi adnego zwierzaka na miso, chyba e przy specjalnych okazjach. Co do mnie, uwaam to za premi za dobrze wykonan robot. Obrobimy j i bdzie z niej gulasz. Taki wielki zwierzak powinien wystarczy na dugo. Suszona ywno zacznie smakowa jak prawdziwe arcie. - No! - Murphy czu ju smak gulaszu wylanego na gorce bochny samorosncego i samopiekcego si chleba z magazynw. Co na wzku przykuo jego uwag. Cokolwiek to byo, zostao zmiadone na pask pod masywnym kadubem martwego zwierzcia. Wci mona byo dostrzec mae, dyskoksztatne ciao, gruby gitki ogon i du liczb pajczych odny, zmiadonych teraz i

poamanych. Z wyrazem obrzydzenia na twarzy uj je za ogon. Poamane odna zwisy bezwadnie. - Co to takiego? Frank nachyli si, eby przyjrze si z bliska i wzruszy obojtnie ramionami. - Nie wiem. Co ja, kurwa, jestem, ksenolog? Wyglda jak jaka meduza z play. Drugi z mczyzn wcign powietrze. Stwr nie wydziela adnego zapachu. - Jasne. Odrzuci go obojtnie na bok. Huta oowiu bya swojego rodzaju pynnym piekem, penym ognia i buzujcych fal ciepa, w ktrym zarwno wzrok, jak i obserwowane przedmioty faloway, jak gdyby ich zarysy staway si nieokrelone. Podobnie jak wiksz cz kopalni, pozostawiono j w stanie praktycznie nienaruszonym. Jedyn rnic stanowi fakt, e huta dostarczaa winiom zajcia, gdy wytapianie oowiu byo znacznie mniej skomplikowane ni, powiedzmy, produkcja platynowego drutu lub obsugiwanie cikiej maszynerii. Mieszkacw Fioriny zachcano do korzystania z urzdze huty nie tylko dla zajcia i rozrywki, lecz rwnie po to, by umoliwi im zastpowanie niektrych z psujcych si elementw nowymi. W tej chwili automatyczne urzdzenia wycigay pynny ow z rozarzonego kota w cienkie rury, ktrymi miano zastpi zniszczone, znajdujce si w starszej czci kopalni. Penicy dyur winiowie obserwowali zautomatyzowan w znacznym stopniu procedur ze znudzeniem i fascynacj na przemian. Praca w hucie cieszya si popularnoci nie tylko dlatego, e dostarczaa moliwoci rozrywki, lecz rwnie dlatego, e huta bya niezmiennie jednym z najcieplejszych miejsc w caym kompleksie. - Pjdziesz? - Czowiek, ktry zada pytanie, dokona odczytu dwch prostych parametrw na konsoli monitorowej. Jak zwykle mieciy si one w granicach dopuszczalnoci. Jego towarzysz zmarszczy brwi. - Jeszcze nie wiem. To nie ma z nami nic wsplnego. - Zawsze jakie urozmaicenie. - No, kurw, nie wiem. Trzeci mczyzna odwrci si od gorcego kota i przesun okulary ochronne na czoo. - Dillon bdzie? W tej samej chwili, gdy zada pytanie, pojawi si wysoki wizie, o ktrym bya mowa. Szed szybko w ich stron po metalowym pomocie. - Wyczcie to - powiedzia po prostu, gdy ju do nich dotar. Pierwszy z winiw posusznie przesun dwigni i kocio natychmiast zacz stygn. - No i jak, facet? - zapyta mczyzna w okularach ochronnych, mrugajc oczyma, by usun z nich czsteczki pyu. - No - odezwa si wizie stojcy w rodku. - Gadalimy o tym, ale nie moglimy nic postanowi. - Ju postanowione - poinformowa go Dillon. Jego wzrok spocz po kolei na kadym z nich. - Wszyscy pjdziemy. Moe i nie znalimy tych ludzi, ale okaemy im szacunek. Jak chc spali zwoki, to prosz bardzo, pod warunkiem, e to nie aden z nas. - Przekazawszy im t informacj odwrci si i odszed. Trzej mczyni podyli za nim. Ten, ktry mia okulary ochronne, zawiesi je sobie na szyi. - Dawno ju nie mielimy pogrzebu. - Zgadza si - przytakn jego towarzysz ponurym tonem. - Jako mi tego, kurcz, byo brak. To cakiem jak odjazd, kapujesz? Odjazd std. - Powiem: "Amen", bracie - odpar pierwszy z mczyzn przypieszajc kroku, by nady za wyszym Dillonem.

Stary piec skrzypia i jcza, gdy przebudzono go do ycia. Olbrzymi hal wykuto i uformowano za pomoc rodkw wybuchowych w litej skale bezporednio nad zoem rudy, po czym tam, gdzie to byo potrzebne, otoczono odbijajcymi ciepo osonami. Wzdu przej i balustrad widniay monitory i tablice rozdzielcze. Dwigi i inny ciki sprzt gsienicowy spoczyway spokojnie tam, gdzie pozostawili je odjedajcy grnicy. W pmroku wywoanym przez zredukowane owietlenie przypominay mezozoiczne skamieniaoci zbiege z jakiego odlegego muzeum. Pomienie zaczy migota wok citych skonie krawdzi wykopu. Na ich tle pospne postacie dwch winiw stojcych na dwigu zawieszonym nad czeluci wydaway si wysze ni w rzeczywistoci. Pomidzy sob trzymali dwa nylonowe worki. Ich bezwadna zawarto sprawiaa, e w poowie dugoci w widoczny sposb ciyy ku ziemi. Ripley spojrzaa w gr na mczyzn i ich brzemi. Zacisna donie na porczy oddzielajcej j od znajdujcego si poniej sztucznego pieka. Clemens sta tu obok niej. Chcia co powiedzie, lecz jak zwykle nie mg znale waciwych sw. Zuy ju wszystkie znane sobie sowa pocieszenia dla siebie samego przed dobrymi paroma laty i teraz stwierdzi, e nie pozostao mu ju nic dla samotnej, opuszczonej kobiety, ktra staa tu obok niego. Byli tam te Aaron, a take Dillon i wielu innych winiw. Mimo faktu, e zabity mczyzna by w istocie przedstawicielem rzdowego aparatu przymusu, nikt si nie umiecha ani nie wypowiada sarkastycznych uwag. mier bya dla nich wszystkich zbyt dobrze znan towarzyszk, z ktr a nazbyt czsto stykali si w yciu codziennym, by mogli traktowa j bez szacunku. Andrews chrzkn dononie i otworzy cienk ksieczk, ktr przynis ze sob. - Oddajemy to dziecko i tego mczyzn pod twoj opiek, o Panie. Ich ciaa zabrano z cienia naszych nocy. S ju wolni od wszelkiej ciemnoci i blu. Nie pozwl, by ich dusze bkay si w pustce, lecz przyjmij je do siebie wraz z tymi, ktre podyy przed nimi. W sterowni na dole wizie nazwiskiem Troy sucha przez interkom uroczystoci odbywajcej si na pomocie ponad nim. Gdy Andrews dotar ju do wyznaczonego miejsca w swej mowie, wizie w zacz manipulowa tablic rozdzielcz. wiata ostrzegawcze zmieniy kolor z tego na zielony. Za nim rozleg si gboki jk, ktry przeszed w gon skarg, po czym umilk. Rozbysy kolejne wiata. Pod pomostem gorcy biay pomie wypeni wykop. Gony ryk robi w pmroku gbokie wraenie. Tym razem na spotkanie z ogniem nie oczekiwaa gra rudy. Tum technikw nie sta gotowy do nadzorowania procesu przerbki ton skalistego gruzu na szlak. Pomienie przypalay ciany wykopu i nic poza tym. zy ciekay wolno po policzkach Ripley, gdy patrzya na t kontrolowan poog. Milczaa, pogrona w smutku i wspomnieniach. Nie wydawaa z siebie adnych dwikw. Byy tylko zy. Clemens spoglda na ni z sympati. Pragn wzi j w ramiona, obj, pocieszy. Byli tam jednak inni, wrd nich Andrews. Nie ruszy si z miejsca. - To dziecko i ten mczyzna opucili nasz wiat cign Andrews. - Ich ciaa spoczywaj w prochu, lecz dusze s na zawsze wieczne i niemiertelne. - My, ktrzy cierpimy, zadajemy pytanie: Dlaczego? Spojrzenia przeniosy si z naczelnika na Dillona. - Dlaczego niewinni cierpi kar? Po co istnieje powicenie? Po co bl? Nie ma adnych obietnic - recytowa uroczystym tonem wysoki wizie. - Nie ma pewnoci poza t, e niektrzy bd powoani. Niektrzy bd zbawieni. ar buchajcy z pieca sta si w kocu nie do zniesienia. Ludzie stojcy na dwigu zakoysali swym brzemieniem kilka razy i cisnli je w czelu, po czym popiesznie wycofali si ku chodniejszym klimatom. Worki opady w d, wykonawszy kilka obrotw, zanim pochono je gorejce inferno. Przy brzegu wykopu pomienie podskoczyy na chwil nieco w gr, w momencie gdy worki wraz ze sw zawartoci ulegy natychmiastowemu spaleniu.

Ripley zachwiaa si lekko i chwycia Clemensa za rami. By zaskoczony, nie zawid jednak jej oczekiwa, lecz dostarczy jej oparcia, ktrego potrzebowaa. Pozostali mczyni przypatrywali si im. W ich spojrzeniach nie byo zazdroci, jedynie wspczucie. Dillon nie zwrci uwagi na ten incydent. Recytowa dalej. - Lecz te duchy, ktre odeszy, nigdy nie zaznaj trudu, alu i blu, ktre czekaj tych z nas, ktrzy pozostali. Oddajemy wic te ciaa pustce z radoci w sercu, poniewa w kadym nasionku kryje si zapowied kwiatu, a w kadej mierci, nawet najmniejszej, zawsze jest nowe ycie. Nowy pocztek. W rzeni co si poruszyo pomidzy zwisajcymi tuszami i przypominajcymi widmowych tancerzy patkami zamarznitego powietrza. Masywne ciao wou zadrao i rozpoczo potpieczy taniec na podtrzymujcych je acuchach. Nikt nie widzia, jak brzuch wyd si i rozcign, a martwa skra naprya si niczym powoka oszalaego sterowca. Nikt nie widzia, jak pka pod wpywem naporu, a w powietrze trysny kawaki misa i tuszczu. Organy wewntrzne - wtroba, odek i dugie sploty jelit - plasny z trzaskiem o podog. A wraz z nimi co jeszcze. Gowa uniosa si gwatownie w gr ruchem penym spazmatycznej, instynktownej pewnoci i zatoczya niepieszne krg. Skondensowana zmora badaa otoczenie. Ju polowaa. Stworzenie zaczo peza, z pocztku niezgrabnie, lecz zdumiewajco szybko jego poszukiwania nabray pewnoci. Odnalazo kana powietrzny i badao go przez chwil, zanim skryo si wewntrz. Od chwili, w ktrej wyonio si z brzucha wou, do dobrze zaplanowanego zniknicia, upyna niespena minuta. Zakoczywszy przemow Dillon pochyli gow. Pozostali winiowie postpili tak samo. Ripley spojrzaa na nich, po czym przeniosa wzrok w stron wykopu, gdzie ogie przygaszano za pomoc elektronicznego regulatora. Uniosa rk i podrapaa si w gow, a potem w ucho. W chwil pniej zrobia to znowu. Tym razem przyjrzaa si swoim palcom. Byy pokryte czym, co wygldao jak ciemny ruchliwy py. Wytara je gwatownie z obrzydzeniem o poyczony skafander. Podniosa wzrok i ujrzaa, jak Clemens przypatruje si jej ze zrozumieniem. - Ostrzegaem pani. - Dobra, przekona mnie pan. Co mam z tym zrobi? - Mona si przyzwyczai - oznajmi - albo... - Potar sw ys czaszk i umiechn si z alem. Skrzywia si. - Nie ma innej rady? Potrzsn gow. - Gdyby istnia jaki sposb, ju bymy go odkryli. Co prawda nikt specjalnie nie szuka. Prno to jedna z paru cech charakteru, ktre w pierwszej kolejnoci dostaj w ko na Fiorinie. Lepiej niech to pani zrobi, dla wygody po prostu. Odrosn, gdy ju pani odleci, a jeli nic pani nie zrobi, i tak wszy zer je przez ten czas a do skry. S co prawda malutkie, ale maj wielki apetyt i paskudnie zachowuj si przy stole. Prosz mi uwierzy. Bdzie pani gorzej wyglda, jeli sprbuje je pani zignorowa, a poza tym bdzie si pani drapa jak szalona. Spucia gow. - Dobra. ktrdy do salonu kosmetycznego? - Obawiam si, e to ja nim jestem - odpar technik przepraszajcym tonem. Szereg natryskw sprawia ponure, sterylne wraenie jasna biel w wietle sufitowych lamp. W tej chwili wszystkie natryski poza jednym byy puste. Podczas gdy gorca,

chemicznie uzdatniona woda spywaa po jej ciele, Ripley przejrzaa si w lustrze stanowicym cz jednej ze cian. Dziwnie si czua bez wosw. Stanowiy tak nie znaczn, ulotn cz ciaa. Jedyny element wygldu, ktry mona v kadej chwili zmieni bez wikszego wysiku. Czua si w jaki sposb fizycznie umniejszona, jak krlowa nagle pozbawiona korony. Ale wosy odrosn. Clemens j o tym zapewni. Winiowie musieli goli si regularnie. Ani wszy, ani aden skadnik powietrza nie niszczyy wosw w sposb rway. Namydlia sw nag czaszk. Byo to dziwne uczucie. Mimo e woda bya gorca, poczua, i przeszy j dreszcz. W starej kopalni poczonej z hut mogo brakowa wielu rzeczy, lecz woda do nich nie naleaa. Wielki zakad odsalajcy wod morsk, ktry lea nad zatok, zbudowano z myl o zaspokajaniu potrzeb caego kompleksu, w tym personelu w penej obsadzie. Nawet pracujc na minimalnych obrotach, produkowa tyle wody, e winiowie mogli sobie pozwoli na jej marnowanie. Zamkna oczy i wesza z powrotem pod prysznic. Woda bia z ca moc. Jej wasnym zdaniem ostatnie dziesi tysicy lat historii ludzkiej cywilizacji stworzyo trzy naprawd wane wynalazki: mow, pismo oraz wodocigi i kanalizacj. Poza natryskiem oczekiwaa na ni stara mier oraz nowe problemy, chocia te ostatnie nie wydaway si istotne w porwnaniu z tym, przez co musiaa przej do tej pory Clemens, Andrews i pozostali nic nie rozumieli. Nie byli w stanie niczego zrozumie. Ona za nie uwaaa, by wyjanianie wchodzio w zakres jej obowizkw. Po tym, przez co przesza, perspektywa spdzenia kilku tygodni w towarzystwie garstki zatwardziaych kryminalistw napawaa j rwnym lkiem, jak spacer po parku. Pomieszczenie, gdzie winiowie spoywali posiki, stanowio, w czasie gdy kopalnia bya czynna, stowk nadzorcw. W dalszym cigu przerastao ono skromne wymagania swoich uytkownikw. Cho jednak sala nadal wywieraa wraenie, mimo e ogoocono j z dawnych, kosztownych dekoracji, jedzenie byo cakiem inn par kaloszy. Mimo to skarono si rzadko i niezbyt dononie. Kuchnia nie reprezentowaa moe wysokich standardw sztuki kulinarnej, lecz za to jedzenia byo pod dostatkiem. Towarzystwo nie zamierzao rozpieszcza swych przymusowych dozorcw, nie chciao te jednak, by pomarli z godu. W okrelonym, powszechnie znanym przedziale czasu ludzie mogli je posiek tam, gdzie chcieli. Ze wzgldu na nadmiar miejsca wykazywali tendencj do zbijania si w mae grupki. Kilku wolao je osobno. Ich samotnoci nikt nie zakca. W zamknitym rodowisku Fioriny wymuszona rozmowa bya gron rozmow. Dillon wybra sobie podgrzan tack i omit wzrokiem sal. Mczyni gwarzyli ze sob podczas posiku, udajc, e prowadz normalne ycie. Jak zwykle naczelnik i jego zastpca jedli w tej samej sali co winiowie, cho siedzieli oddzielnie, z boku. Dillon bez sowa skierowa si w stron stolika, przy ktrym siedziao trzech ludzi o szczeglnie zaabsorbowanym wyrazie twarzy. Nie, nie zaabsorbowanym, poprawi si. Pospnym. C, na Fiorinie nie bya to niespotykana sytuacja. Mimo to Dillon poczu ciekawo. Golic unis wzrok, gdy cie wielkiego ciaa nowo przybyego pad na st. Popiesznie odwrci spojrzenie. Popatrzy w oczy kumplom - Boggsowi i Rainsowi. Caa trjka skupia si na swych pozbawionych smaku posikach z nadzwyczajn intensywnoci od chwili, gdy Dillon opad na puste krzeso. Nie mieli nic przeciwko jego obecnoci, nie byli te jednak z niej zadowoleni. Caa czwrka jada w milczeniu. Dillon obserwowa uwanie pozostaych, a oni zdawali sobie z tego spraw, nikt jednak nie odezwa si ani sowem. Wreszcie wielki mczyzna mia tego dosy. Zatrzyma rk z yk w poowie drogi do ust i zwrci si do Boggsa. - No dobra. To czas na jedzenie i wzajemne oddziaywanie, a nie seminarium kontemplacyjne. Wszyscy gadaj, e mamy tu jakie zakcenie harmonii. Ktry z was zechce mi powiedzie, w czym sprawa?

Boggs odwrci wzrok. Golic skoncentrowa si na swojej brei. Dillon nie podnis gosu, lecz wyranie mona w nim byo usysze zniecierpliwienie. - Powiedzcie mi to, bracia. Znacie mnie wszyscy i wiecie, e potrafi by nieustpliwy. Czuj, e co was drczy. Chc wam tylko pomc. agodnym ruchem pooy masywn, potn pi na stole obok tacki. - Ulyjcie swemu duchowi. Powiedzcie mi, w czym sprawa. Rains zawaha si, po czym odoy widelec i odepchn tack w kierunku rodka stou. - No dobra, chcesz wiedzie, co tu nie gra? Powiem ci to. Nauczyem si radzi tu sobie. Nigdy nie mylaem, e tak bdzie, ale si nauczyem. Nie przeszkadza mi ciemno. Nie przeszkadzaj mi wszy. Nie przeszkadza mi izolacja ani cae to gadanie o duchach w maszynerii. Ale przeszkadza mi Golic. - Machn rk w kierunku osobnika, o ktrym mwi. Ten nie przestawa z bogoci pochania jedzenia. Dillon zwrci si do Boggsa. - Ty te tak sdzisz? Boggs wci grzeba nerwowo w jedzeniu. - Nie jestem facetem, ktry lubi rozrabia. Chc tylko y dobrze z innymi i odby wyrok tak jak wszyscy. Wielki mczyzna pochyli si do przodu. St zatrzeszcza lekko pod jego ciarem. - Pytaem ci, czy ty te tak sdzisz. - Ju dobrze. Tak. No. Hej, ten facet to wariat. Wisi mi, co mwi Clemens czy "oficjalne" sprawozdania. Jest stuknity. Nawet jeli nie by, kiedy tu trafi, to teraz mu odbio. Zwariowa pod wpywem planety albo tego miejsca, czy moe i tego, i tego. Kopci bez przerwy i paskudnie mierdzi. Nie wyjd z nim wicej na zewntrz. Ani na pla, ani sprawdza tunele, ani nigdzie. I nikt mnie, kurwa, nie zmusi - dokoczy bojowym tonem. Znam swoje prawa. - Twoje prawa? - Dillon umiechn si niewyranie. - No jasne. Twoje prawa. - Spojrza w lewo. - Czy masz co do powiedzenia na swoj obron? Golic podnis wzrok. Czsteczki jedzenia przywary do jego grubych warg. Umiechn si jak idiota i sprbowa wzruszy obojtnie ramionami, po czym ponownie zaj si posikiem. Dillon spojrza zdecydowanym wzrokiem na pozosta dwjk. - To fakt, e Golic nie lubi mwi, ale to nie znaczy, e jest z niego wariat. Po prostu jest maomwny. Szczerze mwic, sdzc ze wszystkiego, co widziaem, potrafi wyrazi swe uczucia rwnie dobrze jak kady. Nie ma tu krasomwcw. - Do rzeczy - wymamrota z niezadowoleniem Boggs. - Rzecz w tym, e Golic pjdzie z wami. Stanowi cz waszej druyny i pozostanie w niej, dopki nie wprowadzimy zmian albo do chwili, gdy uczyni co bardziej gronego ni trzymanie gby na kdk. Macie wsplnie robot do wykonania. Uwierzcie mi, przyzwyczaicie si do Golica i jego drobnych sabostek. On jest tylko kolejnym biednym, nieszczliwym, cierpicym sukinsynem, takim samym jak wy czy ja, a z tego wynika, e nie jest wikszym wariatem ni kady z nas. - Tylko e gorzej mierdzi - odszczekn z niesmakiem Rains. - I jest wariatem - doda nieustpliwy Boggs. Dillon wyprostowa si na krzele. - Posuchajcie, za bardzo si tym przejmujecie. Widziaem to ju nieraz. Takie rzeczy si zdarzaj, kiedy za choler nie ma nic do roboty. Zaczynacie wybrzydza na jedzenie, potem narzeka na wszy, a wreszcie czepia si siebie nawzajem. Golic jest inny i to wszystko. Nie jest lepszy ani gorszy ni reszta z nas. - mierdzi - mrukn Rains. Dillan obrzuci go ostrzegawczym spojrzeniem. - Nikt z nas tu nie jest chodzcym bukietem. Odpierdolcie si od niego. Macie robot do wykonania. Caa trjka. To jest dobra robota.

- Nie prosiem o ni - mrukn Boggs. - Tutaj nikt o nic nie prosi. Bierzesz to, co daj, i cieszysz si z tego. To jest recepta na przetrwanie. Dla was i dla kadego. To nie jest jakie zasrane wizienie na Ziemi. Jak zrobicie tu bunt, nie przylec adni niezaleni dziennikarze, by wysuchiwa waszych skarg. Osigniecie tylko to, e wasza sytuacja stanie si znacznie bardziej nieprzyjemna. Albo zginiecie. - Boggs zaszura stopami z niepokojem. - Teraz mnie posuchajcie. Nie brak innych, ktrzy z chci przejm od was robot szperaczy. Na wypadek, gdybycie tego nie zauwayli, powiem wam, e Andrews nie jest teraz w najbardziej ukadny n nastroju. Nie radzibym si do niego zwraca o zamian przydziaw czy zmian rozkadu suby. - Wielki mczyzna umiechn si zachcajco. - Hej, moecie pracowa we wasnym tempie i schodcie tylko z oczu naczelnikowi i jego fagasowi. Moe si wam poszczci i znajdziecie co dobrego, co bdziecie mogli sprbowa zatrzyma dla siebie. - Ju to widz. - Rains by nadal rozgoryczony, lecz ju w mniejszym stopniu. Dillon przypomnia mu o pewnych moliwociach. - To ju lepiej - powiedzia ten ostatni. - Myl tylko o pracy, a nawet nie zauwaysz Golica. Jestecie szperaczami. Wiecie, co to oznacza. Polowanie na pozostawione zapasy i uyteczny sprzt. Jak si dowiedzielimy z poprzednich wypraw poszukiwawczych, szlachetni, rzetelni grnicy z Weylanda-Yutaniego mieli ten poyteczny zwyczaj, e przywaszczali sobie zapasy nalece do ich pracodawcw i chomikowali je w maych prywatnych skadzikach i schowkach, ktre wykuwali w skale, w nadziei, e uda im si przemyci cz materiaw poza planet i sprzeda je na wolnym rynku. Chcieli sobie dorobi do pensji. Nam to jest potrzebne do ycia. Nie chc ju sysze adnych sprzeciww i nie zamierzam wicej na ten temat dyskutowa. Jeli bdziecie si upiera, to znajd si dla was gorsze zadania. Macie to zrobi po to, by pomc swym towarzyszom-winiom, a rwnie po to, by dowie swej lojalnoci wobec mnie. Nie chc ju sysze ani sowa o biednym Golicu. - Tak, ale... - Rains chcia si spiera, lecz przerwa, zanim zacz na dobre. Boggs podnis wzrok. Podobnie Golic. Dillon odwrci si powoli. W drzwiach staa Ripley. Omiota spojrzeniem jadalni, w ktrej od momentu jej wejcia zapanowaa absolutna cisza. Dostrzegaa wszystko, lecz nie spogldaa nikomu w oczy. Podesza do kolejki po jedzenie i obejrzaa z niesmakiem identyczne tacki. Wizie obsugujcy pozostaych gapi si na ni bezwstydnie. Manipulator zwisa mu bezwadnie z rki. Wzia z wielkiego plastikowego kosza pajd chleba kukurydzianego, po czym odwrcia si i po raz drugi omiota sal wzrokiem, a wreszcie zatrzymaa spojrzenie na Dillonie. Ta milczca scena przykua uwag Andrewsa i jego zastpcy w rwnym stopniu, jak winiw. Naczelnik obserwowa w zamyleniu, jak porucznik podchodzi do stolika wielkiego mczyzny i zatrzymuje si. Gdy zwrci si z powrotem w stron talerza, na jego twarzy widnia wyraz wiadomej rezygnacji. - Tak, jak mylaem, panie Aaron. Tak, jak mylaem. Jego zastpca zmarszczy brwi, wci gapic si na siedzca po drugiej stronie sali Ripley. - Pan to przewidzia, sir. Co teraz? Andrews westchn. - Nic. Jak na razie. Prosz je spokojnie. Podnis widelec i zagbi go w parujc brzow mas spoczywajc na rodku tacki. Ripley stana naprzeciw Dillona, za Boggsem. Czwrka mczyzn zaja si posikiem, zdecydowana ignorowa jej obecno. - Dzikuj za paskie sowa na pogrzebie. Pomogy mi. Nie przypuszczaam, e jestem jeszcze zdolna reagowa w podobny sposb na co tak jaowego, jak sowa, byam jednak w bdzie. Chciaam pana powiadomi, e ceni to sobie. Wielki mczyzna wbi wzrok w talerz. Szuflowa jedzenie ze szczer determinacj, ktra moga zrobi wraenie na obserwatorze. Kiedy nie chciaa odej, podnis wreszcie wzrok.

- Nie powinno pani tu by. Nie na Fiorinie... w tej sprawie nie miaa pani wyboru. W tym pomieszczeniu. Z nami. Powinna pani zosta w ambulatorium, gdzie jest pani miejsce. Nie rzuca si w oczy. Odgryza kawaek kukurydzianego chleba i przeua go w zamyleniu. Jak na produkt oparty na suszonej ywnoci, by niemal smaczny. - Byam godna. - Clemens mg pani co przynie. - Nudziam si. Odoy, sfrustrowany, widelec i podnis wzrok, by spojrze na ni. - Nie wiem, dlaczego pani to robi. Istniej rzeczy gorsze od nudy. Nie wiem, dlaczego pani ze mn rozmawia. Nie chciaaby pani, ebym by pani znajomym, pani porucznik. Jestem morderc i gwacicielem. Kobiet. - Doprawdy? - Uniosa brwi, ktre przerzedzia, lecz nie zgolia ich cakowicie. - W takim razie pewnie czuje si pan w mojej obecnoci nerwowy. Widelec Boggsa zatrzyma si w poowie drogi do ust. Rains zmarszczy brwi, Golic za po prostu jad dalej, nie zwracajc kompletnie uwagi na t wymian sw. Dillon zawaha si przez chwil, po czym na jego zahartowan twarz powoli wypyn umiech. Skin gow i Ripley usiada na jedynym wolnym krzele - Czy masz w sobie wiar, siostro? - W co? - zapytaa, wgryzajc si w chleb. - W cokolwiek. Nie potrzebowaa przerwy na zastanowienie si. - Nie za duo. Unis rk i machn doni - szeroki gest obejmujcy jadalni i jej mieszkacw. - My tutaj mamy mnstwo wiary. Nie mamy wiele wicej, to prawda, lecz wiara nam pozostaa. Nie zajmuje ona duo miejsca, ale Towarzystwo i rzd nie mog nam jej odebra i kady z nas peni stra przy swym prywatnym zapasie. W takim miejscu jak to wiara jest nie tylko przydatna. Jest cholernie potrzebna. W przeciwnym razie popadnie si w rozpacz, a to jest zgub dla duszy. Rzd moe odebra ci wolno, ale nie dusz. Na Ziemi w podobnym miejscu sprawa wygldaaby inaczej. To jednak nie jest Ziemia. Nawet nie system Sol. Tutaj ludzie reaguj w inny sposb. Zarwno wolni ludzie, jak i winiowie. Jestemy czym mniej ni ludzie wolni, ale czym wicej ni martwi. Jedn z rzeczy, ktre pozwalaj nam w ten sposb wytrwa, jest nasza wiara. Mamy jej mnstwo, pani porucznik. Wystarczy jej nawet dla pani. Wielki mczyzna nie wypad z rytmu. Nie przesta te je. - Czekamy - oznajmi z pen powag - a Bg powrci i odkupi swe sugi. Zmarszczya brwi. - Myl, e poczekacie dugo. 5. Pniej Clemens pokaza jej sal zebra, zwracajc uwag na szczegy, ktre, jak sdzi, mogy j zainteresowa. Wreszcie usiedli razem, sami w przestronnej sali. Siedzcy obok wizie Martin zerwa si cicho z miejsca. - Co wiesz o historii tego kompleksu? - Tyle, ile mi opowiedziae. I co powiedzia Andrews. Troch te usyszaam od niektrych winiw. - No. Widziaem, jak rozmawiaa z Dillonem. - Nala sobie odrobin whisky z metalowej manierki, ktr nosi ze sob. Sufit majaczy wysoko w grze, cztery pitra nad nimi. - Jest do interesujca z psychospoecznego punktu widzenia. Dillon i caa reszta zarazili si, e tak powiem, religi, okoo piciu lat temu.

- Co to za religia? Clemens pocign yk trunku. - Nie wiem. Trudno powiedzie. Jaki rodzaj milenarystyczno-apokaliptycznej chrzecijaskiej mikstury fundamentalistycznej. - Hmmm. - No wanie. Rzecz w tym, e gdy Towarzystwo postanowio zamkn t kopalni, Dillon i pozostali nawrceni chcieli tu zosta. Towarzystwo nie marnuje podobnych okazji. Pozwolili wic im tu pozosta w charakterze dozorcw w towarzystwie dwch stranikw i oficera medycznego. - Wskaza doni na opustosza sal zebra. - Dlatego tu jestemy. Nie jest tak le. Nikt nam nie patrzy na rce, nikt nie zawraca gowy. Regularne zrzuty z przelatujcych statkw zaspokajaj najistotniejsze potrzeby. Wolno nam robi uytek ze wszystkiego, co tu znajdziemy. Towarzystwo paci te ludziom odsiadujcym wyrok minimaln pensj dozorcw, a to o ca choler wicej ni wizie moe zarobi w pudle na Ziemi. Dla osody ludzie maj chipy "ogldaj i czytaj" oraz swoj prywatn religi. Jedzenia jest pod dostatkiem, nawet jeli jest odrobin monotonne. Woda jest znona i pod warunkiem, e golisz si regularnie, wszy nie sprawiaj ci kopotw. Szkodliwe miejscowe formy ycia s nieliczne i nie mog przedosta si do kompleksu. Gdyby pogoda bya lepsza, byoby tu niemal mio. Pocigna w zamyleniu yk napoju. - A co z tob? W jaki sposb otrzymae ten wspaniay przydzia? Uj kubek pomidzy palcami, koyszc nim do przodu i do tyu oraz z boku na bok. - Wiem, e trudno ci bdzie w to uwierzy, ale tu jest naprawd znacznie lepiej ni w miejscu, w ktrym byem poprzednio. Lubi, jak zostawiaj mnie w spokoju. Jak nie zwracaj na mnie uwagi. To jest dla mnie odpowiednie miejsce. Mj czas naley tylko do mnie, chyba e kto potrzebuje mojej uwagi lub co sobie zrobi, co zdarza si znacznie rzadziej, ni mogoby ci si wydawa. Mog sobie siedzie i czyta, oglda filmy, bada kompleks albo zamkn si w izolatce i wrzeszcze wniebogosy. - Umiechn si ujmujco. - To znacznie lepsze ni mie cay czas na gowie jakiego stranika-sadyst lub paczliwego winia. Wskaza rk na jej ys czaszk. - Jak ci si podoba nowa fryzura? Delikatnie przesuna palcami po ysinie. - Dziwne uczucie. Jakby wosy wci byy na miejscu, ale kiedy si signie po nie rk, nie ma tam nic. Skin gow. - To tak samo jak z kim, kto straci nog i wydaje mu si, e nadal czuje sw stop. Ciao to zabawne urzdzenie, a umys jest jeszcze znacznie zabawniejszy. - Osuszy swoj szklank i spojrza jej w oczy. - Teraz, kiedy ju zadarem dla ciebie z Andrewsem w sprawie kremacji, co zaszkodzio moim i tak ju dalekim od doskonaoci stosunkom z tym dobrym czowiekiem, a take zapoznaem ci pobienie z nudn jak flaki z olejem histori Fury 361, moe zechcesz mi powiedzie, czego szukaa w ciele tej dziewczynki? I dlaczego trzeba byo skremowa ciaa? Zacza mu odpowiada, lecz przerwa jej ruchem uniesionej doni. - Tylko prosz nie opowiada mi o paskudnych zarazkach. Andrews mia racj. Chodnia wystarczyaby, by je unieszkodliwi. Dla ciebie to byo jednak za mao. Chc si dowiedzie dlaczego. Skina gow, odstawia kubek i zwrcia si w jego stron. - Najpierw musz si dowiedzie czego innego. Wzruszy ramionami. - Sucham. - Czy wydaj ci si atrakcyjna?

Przymruy oczy. W chwili, gdy zastanawia si, jak na to odpowiedzie, usysza swj wasny gos, jak gdyby jego wargi i jzyk postanowiy nagle dziaa niezalenie od mzgu, co, stwierdzi lekko zdumiony, wcale nie musiao by ze. - Pod jakim wzgldem? - Pod takim. Wszechwiat by, najwyraniej, wci peen cudw, nawet jeli nigdy nie rozstpujce si chmury Fioriny zasaniay je przed wzrokiem. - Jeste raczej bezporednia. Poniewa mwisz do kogo, kto, jak ju ci wspomniaem, jest dotknity upodobaniem do samotnoci, wydaje mi si to cokolwiek zbijajce z tropu. - Przepraszam. Inaczej nie potrafi si zachowywa. Spdziam w kosmosie dugi czas. - Tak - szepn. - Ja te. - Nie mam czasu na podchody. Nie mam czasu na wiele rzeczy, oprcz tych, ktre s naprawd wane. Tego musiaam si nauczy. Napeni ponownie oba kubki, unis swj wasny i zakrci nim, przygldajc si nic nie wyjaniajcym wirom, ktre pojawiy si w pynie. opaty wentylatora miay dugo wzrostu postawnego mczyzny. Dziki temu mogy zasysa powietrze z powierzchni planety i kierowa je w d, ku kondensatorom, ktre oczyszczay, filtroway i pozbawiay szkodliwych domieszek pen pyu atmosfer Fioriny, zanim skieroway wynik swej pracy do szybw i budowli. Mimo to efekt nie by doskonay. Atmosfera Fioriny bya po prostu zbyt brudna. Wentylatorw byo dziesi - po jednym na kady szyb. Osiem milczao. Ostatnie dwa huczay poow obrotw, dostarczajc powietrze do zachodniego kwadrantu kompleksu. Murphy podpiewywa sobie przez mask oddechow, ktra pokrywaa jego nos i usta, odfiltrowujc pochodzce powierzchni czsteczki, zanim zostay one wessane przez wentylator. Na cianach kanaw czsto gromadziy si osady wgla. Wypala je laserem i obserwowa, jak wentylator wciga je spod jego stp i kieruje ku filtrom. Nie bya to najlepsza robota, jak moge tu dosta, nie bya te jednak najgorsza. Wykonywa j najlepiej, jak potraci, bez popiechu. Nie dlatego, e go to cho troch obchodzio lub e spodziewa si rychego przybycia inspektorw Towarzystwa, lecz dlatego, e gdy tylko skoczy z kanaami, dadz mu do roboty co innego, mg wic rwnie dobrze oczyci je jak najdokadniej i w ten sposb zabi jak najwicej czasu. piewa faszywie, lecz z entuzjazmem. Nagle przerwa. We wnce po jego lewej stronie nagromadzia si dua ilo osadu. Tak to ju byo z tymi cholernymi skadowiskami. Zawsze osadzay si w nich wielkie stosy odpadkw, ktre przedostay si przez filtry powierzchniowe. Uklkn i sign przed siebie trzonkiem mioty, by wycign przedmiot. Dawa si ruszy z atwoci, zupenie nie przypominajc kupy mulistego wgla. Przedmiot by paski i gitki. Z pocztku pomyla, e jest to stary mundur, gdy jednak znalaz si w gwnym kanale, ujrza, e jest to skra jakiego zwierzcia. Ciemna i lnica. Przypominaa raczej foli metalow ni cz ciaa. Jaki dziwaczny materia. Gdy j rozcign na pododze, dostrzeg, e bya wystarczajco wielka, by pomieci dwch ludzi albo modego cielaka. Co u diaba...? Nagle zrozumia. Na Fiorinie yo kilka gatunkw wielkich miejscowych zwierzt: nieszczsne, pezajce po ziemi prymitywne stwory o sabo rozwinitych systemach nerwowych i zwolnionym czasie reakcji. Niewtpliwie jedno z nich wlazo w jaki sposb do otworu zasysacza powietrza i, niezdolne si wydosta, zgino z braku poywienia i wody. Nie potrafio wej po drabinach, a huczcy wentylator stanowi barier nie do przebycia. Dgn miot pust skr. Ta wysuszona powoka stanowia wszystko, co pozostao z pechowego gocia. Nie potrafi odgadn, jak dugo leaa we wnce, mijana i nie zauwaona.

Wygldaa jednak zbyt wieo, by moga zawiera stare, dawno wyschnite ciao. Wszy, przypomnia sobie. Wszy szybko si zaatwi z kadym misem, ktre znajd na drodze. To ciekawe. Nie wiedzia, e jedz te koci. A moe tam nie byo adnych koci. Moe to by... jak to si nazywa? Aha, bezkrgowiec. Co, co nie ma koci. Czy na Fiorinie yy i takie stworzenia? Bdzie musia to sprawdzi, albo, jeszcze lepiej, zapyta Clemensa. Medyk powinien wiedzie. Zwinie skr i zaniesie j do ambulatorium. Moe zrobi jakie odkrycie, znalaz skr nie znanego dotd zwierzcia. To by dobrze wygldao w jego aktach. Tymczasem jednak nie posuwa si naprzd z prac. Odwrci si i wypali dwie grudy osadu spoczywajce w dolnej prawej krzywinie kanau. W tej wanie chwili usysza haas. Zmarszczywszy brwi wyczy i zabezpieczy laser, po czym odwrci si, by spojrze za siebie. Ju niemal uzna, e by to tylko wytwr wyobrani, gdy usysza po raz drugi jaki mokry, chlupoczcy dwik. Kilka metrw dalej w kanale znajdowaa si troch wiksza wnka, w ktrej niegdy skadowano zapasy i narzdzia. Powinna by teraz pusta. Oczyszczono j - zapasy przeniesiono w inne miejsce, a narzdzia zabra opuszczajcy planet personel techniczny. Jednake w miar jak si zblia, bulgoczcy odgos stawa si coraz goniejszy. Musia si schyli, by zajrze do rodka. aujc, e nie ma latarki, zmruy oczy w odbitym blasku padajcym z kanau. Co tam si ruszao, niewyrany ksztat w ciemnoci. Stworzenie, ktre zgubio skr? Jeli tak byo i jeli zdoa schwyta je ywcem, by pewien, e Towarzystwo udzieli mu oficjalnej pochway. Moe jego nieprzewidziany wkad w dogorywajc fiorisk nauk bdzie wart par miesicy jego wyroku. Oczy przyzwyczaiy si do sabego owietlenia. Widzia teraz wyraniej. Dostrzeg gow osadzon na szyi. Stworzenie wyczuo jego obecno i zwrcio si ku niemu. Zamar, niezdolny si poruszy. Wybauszy oczy. Pyn wytrysn nagle zwartym, skoncentrowanym strumieniem z paszczy bezksztatnego potwora. Uderzy sparaliowanego winia prosto w twarz. Gaz buchn z sykiem z ciaa rozpuszczajcego si w zetkniciu z silnie rc ciecz. Murphy zatoczy si do tyu z krzykiem, szarpic rkoma sw rozpuszczajc si twarz. Dym bucha z jego zacinitych palcw, gdy cofa si od wnki na chwiejnych nogach. Odbi si najpierw od jednej ciany, a potem od drugiej. Nie myla o tym, dokd idzie ani gdzie si znajduje. Nie mg myle o niczym oprcz blu. Nie pomyla o wentylatorze. Gdy wpad na wielkie opaty, pociy go natychmiast na strzpy, rozpryskujc na metalowych cianach kanau krew i poszarpane kawaki ciaa. Odnalezienie go zajoby jego dawnym przyjacioom sporo czasu, gdyby nie fakt, e czaszka ugrzza akurat pomidzy jedn z opat a oson. Zadziaa wycznik bezpieczestwa, ktry unieruchomi mechanizm. Silnik zatrzyma si, a w lad za nim opaty. W dalszej czci korytarza milczcy dotd wentylator przej automatycznie zadania wyczonego. Potem w bocznym szybie ponownie zapanowaa cisza, nie liczc odlegego, ledwie syszalnego odgosu, ktry wydobywa si z wnki sucej ongi jako skad. W pobliu nie byo jednak nikogo, kto mgby usysze ten ohydny, miauczcy syk. Kwatera Clemensa bya luksusowa w porwnaniu z pomieszczeniami innych winiw. Mia dla siebie wicej miejsca i, jako technik medyczny orodka, posiada dostp do pewnych wygd, ktrych odmawiano jego towarzyszom. Pomieszczenie byo jednak wygodne tylko w porwnaniu z innymi. Nie uzyskaoby aprobaty w najbardziej izolowanej placwce na Ziemi. Mimo to Clemens zdawa sobie spraw ze swej wyjtkowej pozycji i odczuwa tyle wdzicznoci, na ile pozwalaa sytuacja. Ostatnia staa si ona bez porwnania lepsza ni zwykle. Ripley poruszya si pod kodr na ku. Przecigna si i rzucia spojrzenie na sufit. Clemens sta po drugiej stronie pokoju, pobliu wbudowanych w cian mebli. Spomidzy warg zwisa mu zapalony narkopapieros. Nalewa co ciemnego i mocnego do szklanki. Po

raz pierwszy widziaa go bez subowego kaptura. Numer wytatuowany z tyu ogolonej czaszki by wyranie widoczny. Odwrciwszy si dostrzeg, e patrzy na niego i wykona gest pojemnikiem. - Przykro mi, e nie mog zaoferowa ci drinka, ale braa leki. Przymruya oczy. - Co to jest tym razem? - Zdziwiaby si. - Nie wtpi. - Umiechna si. - Ju raz mnie zaskoczye. - Dzikuj. - Podnis szklank ku wiatu. - Towarzystwo pozostawio tu jedynie podstawowy sprzt medyczny. Ma on jednak, na swj sposb, wielkie moliwoci. Poniewa nie moemy stale polega na zrzutach, musz umie syntetyzowa leki w szerokim zakresie. Program uywany do produkcji spirytusu do nacierania mona z atwoci przystosowa do wytwarzania czego bez porwnania atwiejszego do przeknicia. - Pocign yk ze szklanki, sprawiajc wraenie zadowolonego z siebie. - To drobne hobby, ale przynosi wiele radoci. - Czy Andrews o tym wie? - zapytaa go. - Nie sdz. Ja w kadym razie mu nie powiedziaem. Gdyby wiedzia, kazaby mi przesta. Powiedziaby co o zym wpywie na morale i e mogoby by niebezpiecznie, gdyby inni si dowiedzieli, e to potrafi. Trudno by mi byo si z nim nie zgodzi. Dopki si jednak nie dowie, nie przestan z radoci przestawia czsteczek etylu i ich pobudzajcych kuzynw w sposb odpowiadajcy moim osobistym potrzebom. - Trzyma pojemnik nad szklank. - Nie przejmuj si. Zostawi troch dla ciebie. Na pniej. - To mio z twojej strony. - Nie ma sprawy. W szkole rekombinacyjna synteza chemiczna bya jednym z moich ulubionych przedmiotw. - Zawaha si. - Skoro ju mowa o tym, co jest mie, to cho gboko doceniam twoje wzgldy, zdaj sobie jednak spraw, e obdarzya mnie nimi akurat w chwili, gdy pozwolio to ci unikn odpowiedzi na moje ostatnie pytanie. By to, rzecz jasna, najlepszy sposb. Nie chc, eby cho przez minut mylaa, i wolabym, eby stao si inaczej. Ale to cholerstwo wci mnie gnbi i nie chce mi da spokoju. Podniosa wzrok, by spojrze na niego. Trzyma szklank delikatnie w jednej rce. - Psujesz nastrj. - Nie miaem takiego zamiaru. Nadal jednak jestem oficerem medycznym i dlatego mam pewne obowizki, a poza tym, szczerze mwic, im wicej wysiku wkadasz w unikanie tego tematu, tym bardziej czuj si zaciekawiony. Czego szukaa w ciele dziewczynki? Dlaczego tak nalegaa na kremacj cia? - Kapuj. Kiedy ju znalazam si z tob w ku, uwaasz, e jestem ci winna odpowied. - W aden sposb nie zdoasz wyprowadzi mnie z rwnowagi - odpar cierpliwie. Jeste mi winna odpowied, poniewa poznanie prawdy naley do moich obowizkw, a take dlatego, e podpadem, robic dla ciebie to, czego chciaa. Moje ko nie ma tu nic do rzeczy. Umiechn si niewyranie. - Twj upr moe tylko bez koca komplikowa nasze przysze stosunki. Westchna z rezygnacj i odwrcia si na bok. - To nic takiego. Czy moglibymy da sobie z tym spokj? Kiedy byam w hibernacji, miaam naprawd paskudny sen. - Zamkna oczy pod wpywem okropnego wspomnienia. Nie chc na ten temat rozmawia. Musiaam si po prostu upewni, co j zabio. - Ponownie spojrzaa na medyka - Nie masz pojcia, jak wygldao ostatnio moje ycie ani przez co musiaam przej. Twoje najdziksze koszmary wydayby si przy tym mtnymi wizjami niewinnego piciolatka. Wiem, e nigdy nie zapomn adnego szczegu. Nigdy ! Nie znaczy to jednak, e nie bd prbowa. Jeli wic zachowuj si odrobin irracjonalnie lub upieram si nierozsdnie przy pewnych rzeczach, sprbuj pj mi na rk. Uwierz mi, potrzebuj

tego. Potrzeba mi, by tym razem kto zatroszczy si o mnie. Co za do Newt... w sprawie dziewczynki popeniam bd. Pogaska kciukiem bok maej szklanki, ktr trzyma w rku i skin gow ze zrozumieniem. Usta mia zacinite. - Tak. By moe. Nie przestawaa wpatrywa si w niego. - Moe popeniam te kolejny bd. - Mianowicie jaki? - Fraternizacja z winiami. Kontakty fizyczne. To sprzeczne z zasadami, prawda? - Niewtpliwie. Kto jest tym szczciarzem? - Ty, bawanie. Clemens spojrza na ni niepewnie. - Nie jestem winiem. Wskazaa palcem. - Skd wic wzi si ten numer z tyu gowy? Jego rka odruchowo skierowaa si we wskazane miejsce. - Sdz, e nale ci si wyjanienia. Nie jest to chyba jednak waciwy moment. Przepraszam. Chyba popsulimy nastrj, nie? Zabrzcza interkom, zajmujc jego uwag. Przyj rozmow z przepraszajcym wyrazem twarzy. - Musz odpowiedzie. Nie mog sobie pozwoli na niepodnoszenie suchawki. Nie jestemy w Sorbonne Centrale. - Wczy przekaz dwukierunkowy. Rozleg si cienki, kiepsko odtworzony gos. - Clemens? Medyk rzuci jej zrezygnowane spojrzenie. - Sucham, panie Aaron. - Andrews chce, eby si pan zgosi do szybu wentylacyjnego numer siedemnacie w drugim kwadrancie. Jak najszybciej. Mielimy tam wypadek. Odwrci si, nagle zainteresowany, by si upewni, e wszechkierunkowy mikrofon wbudowany w urzdzenie odbierze wystarczajc cz jego odpowiedzi. - Co powanego? - Aha. Mona to tak nazwa - stwierdzi zastpca naczelnika. - Poszatkowao winia podczas pracy. - Poczenie zostao nagle przerwane. - Cholera. - Clemens osuszy szklank i postawi j na konsoli, po czym zwrci si ponownie w stron swego gocia. - Przykro mi. Musz i. Obowizki. Ripley napia lekko minie. Dotkna szklanki palcami. - Wanie zaczam cieszy si rozmow. W przeciwiestwie do innych rzeczy. - A jak mylisz, jak ja si czuj - mrukn. Otworzy szafk i zacz wyciga z niej ubranie. - Moe powinnam pj z tob? Ponownie spojrza na ni. - Lepiej nie. Co innego, kiedy patrz na ciebie jako na cz moich regularnych obowizkw, a co innego, kiedy bd nas cay czas widzie razem, a ty bdziesz sprawiaa wraenie cakiem zdrowej. To moe wywoa pytania. I uwagi. Wrd takich facetw, jak ci tutaj, im mniej uwag, tym lepiej. - Rozumiem. Nie podoba mi si to, ale rozumiem. Woy spodnie robocze. - Ta wypowied zawiera w sobie dwie rzeczy, ktre s konieczne, by przey na Fiorinie. Ponadto nie sdz, eby naczelnik Andrews by zadowolony z twojej obecnoci. Czekaj tu spokojnie. - Umiechn si uspokajajco. - Wrc. Nie powiedziaa ju nic, sprawiaa jednak wraenie nieszczliwej.

Nie pozostao wiele do zbadania. Do diaba, pomyla Clemens ogldajc jatk wewntrz kanau powietrznego, nie pozostao te wiele do pochowania. Przyczyna mierci bya oczywista. Na nieruchomych opatach wentylatora widniao rwnie duo plam, co na cianach. Sprawa bya niejasna. Czsto zdarzao si, e ludzie nadeptywali na ostre metalowe krawdzie lub ocierali si o nie, kaleczc si w ten sposb, spadali z pomostw bd robili sobie krzywd prbujc unosi si na falach w burzliwej zatoce, znali jednak znakomicie niebezpieczestwa czajce si w nieczynnej kopalni i starannie ich unikali. Olbrzymi wentylator by oczywistym i trudnym do zlekcewaenia zagroeniem. Nie musiao to jednak oznacza, e pechowy i teraz Ju nieyjcy Murphy nie dopuci si nieostronoci. By moe bieg, lizga si na liskiej powierzchni kanau lub po prostu drani wentylator miot. Na pewno polizn si lub te ubranie zapltao mu si w urzdzenie. Nigdy si, rzecz jasna, nie dowiedz. Nie byo powodu, by do czyszczenia kanaw posya dwch ludzi. Murphy pracowa sam. Aaron by w oczywisty sposb podobnego zdania. Zastpca naczelnika spoglda ponurym wzrokiem na wentylator. - To by wir. Ja go wyznaczyem do tej roboty. Trzeba byo pomyle. Trzeba byo wysa innego albo przynajmniej da mu do towarzystwa kogo bardziej zrwnowaonego. Za nimi wizie Jude nie przestawa wyciera podogi. Andrewsa opanowaa cicha furia. Nie z powodu mierci Murphy'ego, lecz ze wzgldu na jej okolicznoci. Nie przynios mu one zaszczytu, a poza tym oznaczao to dodatkow papierkow robot. - Nie ma powodu do usprawiedliwie, panie Aaron. To nie paska wina. Ani, jak si wydaje, czyjakolwiek, oprcz moe pana Murphy'ego, a on za to zapaci. - Spojrza na swego medyka. - Jakie ma pan uwagi, panie Clemens? Technik wzruszy ramionami. - Nie da si duo powiedzie, prawda? Przyczyna mierci jest w niepodwaalny sposb oczywista. Wtpi, czy zdy co poczu. Jestem pewien, e to si stao natychmiast. - Jak cholera. - Aaron przyjrza si szeroko porozrzucanym szcztkom ludzkim z nie ukrywanym obrzydzeniem. - Prbuj uoy scenariusz - cign naczelnik do raportu, rozumiecie. Trudno jest mi uwierzy, e po prostu wdepn w tak jawne niebezpieczestwo, w pobliu ktrego pracowa przez pewien czas. Moe go wessao? Clemens wyd wargi. - By moe. Nie jestem fizykiem ani mechanikiem... - aden z nas nie jest, panie Clemens - przypomnia mu Andrews. - Nie prosz pana, by rozstrzygn pan spraw, a jedynie wyrazi sw opini. Clemens skin gow. - Nagy powiew powietrza mgby, jak sdz, by przyczyn. Oscylacja mocy moga gwatownie zwikszy ssanie. Z tym, e... - Jasne - wtrci si szybko Aaron. - Raz o mao mnie si to nie przytrafio, w gwnym kwadrancie. Cztery lata temu. Zawsze powtarzam ludziom, miejcie oko na wentylatory. S tak cholernie wielkie, solidne i pewne, e nikt nie pomyli, e w ich pobliu moe si wydarzy co nieoczekiwanego. - Potrzsn spokojnie gow. - Mog sobie gada. I tak nikt nie sucha. - Zgadza si - przyzna Clemens - z tym, e zanim zszedem na d, sprawdziem program i okazao si, e wentylator wtedy dmucha. Oscylacja mocy wyrzuciaby go w gb korytarza, a nie wcigna midzy opaty. Aaron przymruy oczy, po czym wzruszy w duchu ramionami. Niech naczelnik i medyk rozstrzygn spraw. To naleao do nich. Nie jego sprawa. Przedstawi im swoj hipotez. Zrobi wszystko, co mg. al mu byo Murphy'ego, ale, do diaba, wypadki si zdarzaj.

Clemens skierowa si w gr tunelu, by przyjrze si jego cianom. W miar jak si oddala, plamy krwi staway si coraz rzadsze. Po lewej stronie tunelu znajdowaa si dua wnka. Przyklkn, by zajrze do rodka. By to typowy pomocniczy skad, dawno temu oprniony. Gdy ju si podnosi, by ruszy dalej, co przycigno jego wzrok i sprawio, e si zawaha. Wygldao to tak, jakby co si rozlao. Nie krew. Odbarwienie wywoane jakim rodkiem chemicznym. Gadka wszdzie powierzchnia metalu tutaj bya upstrzona pcherzykami i dziurkami. Andrews podszed do niego w milczeniu i stan obok. Doczy teraz do Clemensa, by obejrze razem z nim wnk. - Co to takiego? Clemens wyprostowa si. - Naprawd nie wiem. Pomylaem sobie tylko, e dziwnie to wyglda. Najpewniej byo tu od czasu, gdy zainstalowano kanay. Jego obojtno bya cokolwiek wymuszona i naczelnik natychmiast zwrci na to uwag. Przeszy medyka wzrokiem. Clemens odwrci oczy. - Chc eby pan przyszed do mnie do pokoju za, powiedzmy, trzydzieci minut powiedzia spokojnie Andrews. - Jeli aska, panie Clemens. Zwrci si w stron pozostaych czonkw ekipy poszukiwawczej, zajtych zbieraniem szcztkw zabitego. - No dobra. Nie chciabym spdzi tu reszty dnia. Koczmy z tym i zjedajmy std, eby pan Troy mg wczy urzdzenie, a my wrci do zwykych zaj. - Zacz pogania ludzi w stron wyjcia. Clemens nie pieszy si. Gdy tylko by ju pewien, e Andrews skupi w peni sw uwag na koczeniu okropnych porzdkw, wrci do ogldzin uszkodzonego metalu. Wewntrz promu ratunkowego byo cicho jak w grobie. Roztrzaskane konsole czepiay si cian jak przybite szpilkami pajczaki. Sprzt lea tam, gdzie spad zerwany z uchwytw lub powysypywa si z szafek. Fotel pilota jak pijana rkawica wisia przekrzywiony na podtrzymujcym go trzonie. Pogrone w chaosie wntrze rozjaniao tylko jedno wiato. Ripley pracowaa wewntrz rozerwanej grodzi, uywajc na przemian noa laserowego oraz innych, mniej gronych narzdzi. Klapa ochronna z kompozytu odchylia si niechtnie, odsaniajc ukryt pod spodem pytk wyposaon w pieczcie. Uradowana Ripley zabraa si za nie, usuwajc je jedna po drugiej za pomoc specjalnego narzdzia. Sama pytka wyposaona bya w wyrany napis: URZDZENIE REJESTRUJCE DANE LOTU NIE ZRYWA PIECZCI WYMAGANE OFICJALNE UPOWANIENIE DOSTP DO SYSTEMU INFORMACJI 445 Gdy tylko ostatnia piecz odpada, zdja pytk i odstawia j na bok. Pod spodem czarna skrzynka o gadkich powierzchniach spoczywaa ukryta wewntrz skrytki o podwjnych cianach wyposaonych w specjalne poduszki, Skrytka bya sucha i czysta. adna zalegajca w niej wo czy wilgo nie sugerowaa, by wtargna tu natrtna sona woda zatoki. Zasuwa na boku otworzya si gadko i przednia ciana skrzynki odsuna si odsaniajc liczniki i wbudowane w powierzchni przyciski ukryte pod ochronn tarcz. Wcisna jeden z nich i natychmiast na pulpicie zapalio si kilka wiate. Dotkna go po raz drugi i wiata zgasy na jej oczach. Skrzynka wysuna si swobodnie ze skrytki. Ripley postawia j delikatnie na pododze tu obok latarki i zacza po raz kolejny bdzi wzrokiem po zdewastowanym wntrzu promu ratunkowego, prbujc sobie przypomnie, prbujc zapomnie.

Co si za ni poruszyo, drapic o rozerwan i potrzaskan obudow. Odwrcia si byskawicznie, przeraona. Oczy dostrzegy jaki ruch w ciemnoci. - Cholera - krzykna, opadajc ciko. - Chcesz mnie wystraszy na mier? Clemens zatrzyma si w ciasnym wejciu. Na jego twarzy pojawi si chopicy umiech pozostajcy w sprzecznoci z sytuacj. - Przepraszam, ale dzwonek nie dziaa. Wcisn si z wysikiem do pomieszczenia. - Wiesz co, takie wasanie si bez eskorty moe naprawd wkurzy naczelnika Andrewsa. Bez wzgldu na to, co chcesz zrobi, nie pomoe ci, jak mu podpadniesz. - Pieprz go. Co z tym wypadkiem? - spytaa powanym tonem, ze skupionym wyrazem twarzy. - Kiepska sprawa, obawiam si. - Poruszy jaki zwisajcy przewd. Odskoczy popiesznie, bo wygldao na to, e moe na niego spa. - Jeden z winiw zosta zabity. - W jaki sposb? - zapytaa z trosk na twarzy. - To nie wygldao adnie. Jeste pewna, e chcesz si dowiedzie? Wydaa z siebie cichy odgos. - Jeli si boisz, e ci zemdlej, to zadae si z niewaciw pani. - Tak te mylaem. Daem ci po prostu szans wyboru. To si wydarzyo w jednym z czynnych szybw wentylacyjnych. - Potrzsn gow pod wpywem wspomnienia. Biedny, gupi sukinsyn wpad na dziaajcy czterometrowy wentylator szybkobieny. Rozpryskao go po caej okolicy. Musielimy go zdrapywa ze cian. - Mog sobie wyobrazi. Zdarza si. - Nie. Tutaj to si nie zdarza. Andrews si wkurzy. To oznacza, e bdzie musia napisa sprawozdanie. - I wysa przez komunikator? - Nie. To byby zbyteczny wydatek. Myl, e zabierze je nastpny statek. - No wic czym si przejmuje? Min miesice, zanim kto je przeczyta. - Musiaaby pozna naczelnika, eby to zrozumie. On wszystko bierze do siebie. - To niedobrze dla niego, zwaszcza biorc pod uwag jego obecne zajcie. Clemens skin gow w zadumie. - Znalazem co na miejscu wypadku, a waciwie tu obok miejsca, w ktrym si wydarzy. lad wypalony na pododze. Odbarwiony, pokryty pcherzykami metal. Bardzo podobnie wygldao to, co znalaza na kapsule hibernacyjnej dziewczynki. Patrzya na niego nieruchomymi oczyma. Jej spojrzenie byo pozbawione wyrazu, a twarz niezgbiona. - Posuchaj, jestem po twojej stronie - upiera si medyk, gdy nie przerwaa milczenia. Bez wzgldu na to, w co jeste zamieszana, czy co usiujesz zrobi, pragn ci pomc. Chciabym jednak wiedzie, co jest grane, a przynajmniej co, jak sdzisz, jest grane. W przeciwnym razie nie przydam ci si na wiele. By moe uda ci si osign ten swj cel w pojedynk. Nie mog ci zmusi, by mi o tym powiedziaa. Myl tylko, e mgbym ci pomc. Uatwi ci spraw. Mam dostp do sprztu. Ty nie. Posiadam pewn wiedz, ktrej ty nie masz. Nie bd si wtrca i zdam si cakowicie na twoj opini. Musz tak postpi, poniewa nie mam najbledszego pojcia, o co tu chodzi. Zawahaa si, rozwaajc co. Obserwowa j z nadziej. - Prawie ci nie znam. Dlaczego miaabym ci zaufa? Zdusi w sobie poczucie urazy. Wiedzia, e w jej pytaniu nie byo nic osobistego. - Nie ma powodu, poza tym, e ciko ci bdzie zrobi to, co zamierzasz, czymkolwiek to jest, bez niczyjej pomocy. Ja te prawie ci nie znam, ale jestem gotw ci si podporzdkowa. - Dlaczego? Dlaczego miaby to zrobi? Sam przyznae, e nie masz pojcia, co tu jest grane ani jaka jest stawka. Umiechn si zachcajco. - Moe wydaje mi si, e znam ci troszk lepiej ni ty, jak sdzisz, znasz mnie.

- Jeste szalony. - Czy to stanowi przeszkod w tym, co robisz? Umiechna si mimo woli. - Zapewne wprost przeciwnie. W porzdku. - Przeniosa czarn skrzynk w miejsce, gdzie moga si jej dokadnie przyjrze. - Musz si dowiedzie, co wydarzyo si na promie ratunkowym, dlaczego zostalimy wyrzuceni ze statku w stanie hibernacji. Jeli naprawd chcesz mi pomc, znajd mi komputer ze zdolnoci interpretacji akustycznej i sensorycznej, ebym uzyskaa dostp do niej. Clemens mia wtpliwoci. - Nie mamy tutaj nic takiego. Towarzystwo zabrao wszelki skomplikowany sprzt cybernetyczny. Wszystko, ca nam zostawili, to podstawowe systemy operacyjne albo urzdzenia wyposaone wycznie w pami przeznaczon do odczytu. - Umiechn si z ironi. - Przypuszczam, e nie yczyli sobie, by banda gupkowatych winiw grzebaa w ich kosztownej maszynerii. - A co z Bishopem? - Bishopem? - Zmarszczy brwi. - Androidem, ktry rozbi si razem ze mn. - Sprawdzono go i odrzucono jako nie nadajcego si do niczego. - Pozwl, e ja to oceni. - W jej gosie pojawia si nuta zatroskania. - Nie zuyto go na czci ani nie skasowano, prawda? - Mwiem ci ju. Nikt tu nie jest na tyle mdry, eby zrobi to pierwsze, a nie byo adnego powodu, by marnowa energi na to drugie. To, co z niego zostao, jest porozbijane na niewiele mniejsz ilo czci ni zabity wizie. Nie mw mi, e moe ci si jeszcze na co przyda. - No dobrze, nie bd ci mwi. Gdzie on jest? Clemens mia zrezygnowan min. - Wska ci waciwy kierunek, ale obawiam si, e nie mog si tam z tob uda. Mam umwione spotkanie. Uwaaj na siebie, dobrze? Nie zbio jej to z tropu. - Gdybym nie miaa takiego zwyczaju, daabym si ju do tej pory zabi ze dwadziecia razy. 6. Produkcja wiec stanowia co wicej ni hobby. Cho zapiecztowany, stanowicy zamknit cao, reaktor termojdrowy mg wyprodukowa wicej energii, ni byoby to potrzebne da penego owietlenia kompleksu, gdyby kto tak zdecydowa, nie dostarcza jednak adnych przenonych rde mocy. Naadowywane latarki byy tu czym rzadkim i wysoko cenionym. Technicy Towarzystwa, ktrych obowizkiem bya podjcie decyzji, co naley zabra, a co pozostawi, uznali - zgodnie z logik - e winiowie nie bd wasa si noc po powierzchni Fioriny, wewntrz kompleksu za reaktor termojdrowy dostarczy im tyle energii do owietlenia ile tylko dusza zapragnie. A poniewa takie reaktory po prostu si nie psuy, nie byo potrzeby stworzenia rezerwowych rde energii i nie poczyniono w tym kierunku adnych powaniejszych przygotowa. Istniay jednak zapasy zachomikowane przez grnikw lub zapomniane przez technikw zajmujcych si ewakuacj. Ukryte byy gboko wewntrz szybw, z ktrych wydobyto miliony ton rudy. Mogy one uczyni nieco atwiejszym zarwno ycie winiw, jak i zaogi. Czasu, by je odszuka, byo pod dostatkiem. Brakowao jedynie przenonych rde wiata. Produkcja wiec rozwizaa ten problem, a ponadto dostarczya mieszkacom Fioriny urozmaicenia w pracy. W magazynach znajdowao si pod dostatkiem specjalnego wosku. By to jeden z tych przechowywanych luzem towarw zbyt pospolitych, by opacao si je

przewozi na inn planet. Pocztkowo uywano wosku do wykonywania prbnych szablonw nowego sprztu. Laserowy system projektowania i produkcji wspomagany komputerowo tworzy model czci, a nastpnie rzebi wosk i form tak wypeniano plastikowym lub wglowym kompozytem - i prosz bardzo, cz zamienna gotowa. Nie potrzeba adnej maszynerii ani dugiej, nie koczcej si obrbki za pomoc tokarek i frezw. Specjalny wosk mg by stopiony, pa czym nadawa si do ponownego uytku. Winiom czci zamienne nie byy potrzebne. Wszelki sprzt niezbdny im do ycia stanowi zamknit cao i obywa si znakomicie bez ich pomocy. Zaczli wic produkowa wiece. Ich pomienie migotay jasno i radonie w caej wytwrni. Cae pki wiec zwisay z sufitu. Wytapiano je w oowianych formach, ktre winiowie wykonali wasnorcznie. Wosk przemysowy - produkt zaawansowanej cywilizacji - suy znakomicie do naladownictwa dzie techniki sprzed tysicy lat. Wizie Gregor pomaga Golicowi, Boggsowi i Rainsowi w upychaniu specjalnych, supergstych wiec w ich nadzwyczaj duych plecakach. Dodatek kilku starannie dobranych zanieczyszcze pozwala takim wiecom zachowywa ksztat i pon przez bardzo dugi czas. Byli zmuszeni z nich korzysta, poniewa Andrews ani myla zezwoli na uycie niezastpionych w razie utraty przenonych lamp kompleksu do bahych czynnoci. Co prawda ludzie nie mieli nic przeciwko temu. Moga to by prymitywna technika, nie byo jednak istotnej rnicy w jakoci owietlenia wytwarzanego przez wiece i nieliczne, cenne ogniwa paliwowe. wiato to wiato. A wiec byo pod dostatkiem. Golic wpycha sobie na przemian przysadziste wiece do plecaka i jedzenie do ust. Okruchy spaday mu z warg, wpadajc do plecaka. Rains przyglda si temu z niesmakiem. - Tu jestecie. - Gregor dwign jeden z cikich plecakw. - To ju bdzie koniec. Golic, nie wier si. Skd masz tyle tego cholernego arcia? Nie jest odpowiednio zapakowane. Zapytany umiechn si tpo, nie przestajc wpycha sobie jedzenia do ust. Boggs przyjrza mu si z obrzydzeniem. - Czy on, do diaba, potrafi co zrobi dobrze? Rains achn si. - Je. To mu wychodzi cakiem niele. W drzwiach pojawili si Dillon i wizie Junior. - Hej, Golic - sapn wyszy mczyzna. Wizie, do ktrego w ten sposb si zwrcono, spojrza w gr i poprzez na wp przeute jedzenie odpar: - H? - Zapal wiece dla Murphy'ego, dobra? Jedzenie posypao si z ust Golica, gdy umiechn si na tak. - Jasne. Zapal tysic - rozrzewni si nagle. - On by najlepszym przyjacielem. Nigdy si na mnie nie skary. Ani razu. Kochaem go. Czy naprawd poszatkowao mu gow na milion kawakw? Tak mwi. Dillon pomg im zaoy masywne plecaki i po sprawdzeniu pasw kadego z mczyzn, klepn ich kolejno w rami. - Uwaajcie na siebie tam na dole. Macie dobre mapy. Zrbcie z nich uytek. Jeli znajdziecie co, co bdzie za due do przeniesienia, upewnijcie si, do cholery, e zaznaczylicie lokalizacj w taki sposb, e nastpna ekipa bdzie zdolna to znale. Pamitam, jak cztery lata temu banda facetw wygrzebaa prywatny schowek jakiego grnika, peen towarw w puszkach. Byo tego dosy, by osodzi kuchni na cae miesice. Nie zaznaczyli miejsca jak naley i ju nigdy wicej nie trafilimy tam. Moe wam trzem si poszczci. Boggs wyda z siebie nieelegancki odgos. Wok rozlegy si miechy. - To wanie ja. Zawsze mam szczcie.

- No dobrze. - Dillon zszed na bok. - Jazda w drog i nie wracajcie, dopki nie znajdziecie czego ciekawego. Uwaajcie na te stumetrowe szyby gbinowe. Wielki mczyzna obserwowa, jak skryli si w tunelu doprowadzajcym. Zaczeka, a ich wiata znikny w dali za zakrtem, po czym on i Junior odwrcili si i skierowali w stron sali zebra. Mia swoj robot do wykonania. Kwatera Andrewsa bya przestronna, cho umeblowana na sposb spartaski. Jako naczelnik zajmowa pokoje, ktre uprzednio stanowiy domen dyrektora kopalni. Miejsca mia po dostatkiem, lecz brakowao mu mebli, by je zagospodarowa. Jako czowiek obdarzony niewielk wyobrani i nieskonny do ulegania manii wielkoci, zaplombowa wikszo pokoi i zadowoli si trzema, po jednym na utrzymywanie higieny, sen i spotkania z gomi. W tej chwili pochaniao go to ostatnie zajcie. Siedzia za skromnym biurkiem naprzeciwko swego jedynego medyka. Clemens przedstawia sob problem. Formalnie by winiem i mona go byo traktowa tak samo jak pozostaych. Nikt jednak, wliczajc w to samego naczelnika, nie kwestionowa jego szczeglnego statusu. Jako kto niszy pozycj od czowieka wolnego, ale wyszy od winia-dozorcy, zarabia lepiej ni ktrykolwiek z pozostaych winiw. Co waniejsze, wiadczy im - a rwnie Andrewsowi i Aaronowi usugi, ktrych nie mogli uzyska od nikogo innego. Clemens growa te nad reszt lokatorw wizienia intelektualnie. Biorc pod uwag fakt, e na Fiorinie trudno byo o partnera do inspirujcej konwersacji, Andrews ceni t jego zdolno niemal rwnie wysoko jak talenty medyczne. Rozmowa z Aaronem inspirowaa mniej wicej w tym samym stopniu, co przemawianie do kody drewna. Musia jednak uwaa. Nie byoby dobrze, gdyby Clemens - czy jakikolwiek inny wizie - nabra zbyt wysokiego mniemania o sobie. Gdy obaj mczyni si spotykali, prowadzili midzy sob ostron wymian sw, taczc walca z rwnym wyrafinowaniem co dwa dowiadczone grzechotniki. Clemens nieustannie rozszerza granic swej niezalenoci, za Andrews na nowo j zacienia. Czajnik przechyli si nad filiank medyka. Polaa si z niego herbata. - Cukru? - Dzikuj - odpar Clemens. Naczelnik poda mu plastikowy pojemnik i obserwowa, jak jego go czerpie biae granulki. - Mleka? - Tak, bardzo prosz. Andrews przesun puszk po stole i nachyli si w jego stron w skupieniu, podczas gdy Clemens rozjania cakowicie czarny pyn. - Posuchaj mnie, ty kupo gwna - zwrci si do swego gocia braterskim tonem. - Jak jeszcze raz odpierdzielisz taki numer, zaatwi ci na amen. Medyk odstawi na bok puszk z mlekiem, sign po filiank z herbat i zacz spokojnie miesza pyn. W miertelnej ciszy, ktra nastpia, porcelanowy dwik yeczki uderzajcej regularnie o wntrze filianki wydawa si rwnie gony i zamierzony jak oskot mota walcego w kowado. - Nie jestem pewien, czy zrozumiaem - oznajmi w kocu Clemens. Andrews usiad z powrotem na krzele. Wbi wzrok w swego gocia. - O godzinie 0700 otrzymaem za porednictwem Sieci odpowied na moje sprawozdanie. Pozwol sobie zauway, e o ile wiem, jest to pierwsza wiadomo o wysokim stopniu pilnoci, jak ten kompleks kiedykolwiek otrzyma. Nawet gdy na Fiorinie znajdowaa si czynna kopalnia wraz z rafineri, nigdy nie spotka jej podobny zaszczyt. Czy wie pan dlaczego? Clemens pocign yk herbaty.

- Wiadomoci o wysokim stopniu pilnoci musz by wysyane przez podprzestrze, by rozwiza problem czasu. To duo kosztuje. Andrews skin gow. - Wicej ni pan czy ja kiedykolwiek zobaczymy. - Czemu wic si mnie pan czepia? - To przez t kobiet. - Andrews by wyranie zakopotany. - Chc, eby na ni uwaa. Nie, wicej ni uwaa. Wyjanili bardzo dokadnie, e traktuj to jako spraw o najwyszym priorytecie. W gruncie rzeczy depesza zdoaa przekaza wraenie, e cay nasz kompleks moe pochon czarna dziura, jeli ta kobieta w chwili przybycia ekipy ratunkowej nie bdzie caa i zdrowa. - Dlaczego? - Miaem nadziej, e pan mi odpowie na to pytanie. - Naczelnik wbi w niego wzrok. Clemens ostronie odstawi pust filiank na st. - Widz, e nadszed ju czas, by by z panem cakowicie szczerym, sir. - Andrews pochyli si skwapliwie do przodu. Medyk umiechn si usprawiedliwiajco. - Nie wiem ni cholery. Nastpia przerwa. Twarz Andrewsa pociemniaa. - Ciesz si, e pana to bawi, Clemens. Jestem zadowolony, e pana to mieszy. Chciabym mc powiedzie to samo o sobie. Czy wie pan, co oznacza podobna depesza? - e paska dupa jest zagroona? - zapyta Clemens miym tonem. - Nie tylko moja. Nas wszystkich. Jeli spieprzymy spraw, jeli co si stanie tej kobiecie, czy co, bdzie nas to kosztowao piekielnie duo. - Nie bdziemy wic mieli trudnoci z uiszczeniem zapaty. Ostatecznie mieszkamy w samym piekle. - Moe pan sobie robi dowcipne uwagi do woli. Wtpi, by mia pan jeszcze na to ochot, gdy wydarzy si co niefortunnego i niektre wyroki ulegn przedueniu. Clemens zesztywnia lekko. - A tak im na tym zaley? - Pokazabym panu sam depesz, gdyby nie byo to wbrew zasadom. Prosz mi uwierzy na sowo. - Nie rozumiem, o co tyle zamieszania - odpar szczerze Clemens. - To fakt, e przesza duo, ale wielu ju przeyo kosmiczne tragedie. Dlaczego Towarzystwo jest a tak ni zainteresowane? - Nie mam pojcia. - Andrews umieci przed sob na stole splecione donie. - Dlaczego wypuci j pan z ambulatorium? To wszystko wie si w jaki sposb z wypadkiem Murphy'ego. Mog si zaoy o moj emerytur. Uderzy obiema rkami o biurko. - Jak ktremu z tych tpych sukinsynw stanie, to ju nie myli o niczym innym. Dlaczego, do diaba, nie zamkn jej pan na klucz, eby nie wazia im w oczy? - Nie miaem powodu. Bya zdrowa, moga chodzi i chciaa wyj. Nie miaem powodu ani prawa jej zatrzymywa. - Starannie wypracowany takt Clemensa zacz si zaamywa. Jestem lekarzem, nie stranikiem wiziennym. Naczelnik skrzywi si. - Bez takich tekstw. Obaj dokadnie wiemy, kim pan jest. Clemens wsta i skierowa si w stron drzwi. Andrews rozplt palce. Tym razem waln w biurko zacinit pici. - Siadaj, Clemens! Nie pozwoliem ci jeszcze odej. Medyk odpowiedzia nie odwracajc si. Usiowa zapanowa nad sob. - Odniosem wraenie, e zaprosi mnie pan tu, a nie rozkaza przyj. W tej chwili sdz, e lepiej bdzie, jak wyjd. Paskie towarzystwo stao si dla mnie bardzo nieprzyjemne. Gdybym tu pozosta, mgbym powiedzie lub zrobi co, czego bym potem aowa. - Czyby? - Andrews udawa przeraonego. - Czy to nie pikne. Niech si pan zastanowi, panie Clemens. Jak to by si panu spodobao, gdybym obnay pask tajemnic?

Cho szczegy paskiej kariery s szeroko znane w innych miejscach, tu na Fiorinie zdoa je pan zachowa dla siebie. Ten przywilej o charakterze osobistym uatwi panu prac z winiami, a nawet da panu wrd nich jak niepewn, lecz w kocu nader realn pozycj. atwo mona to zmieni. Gdyby tak si stao, spodziewam si, e paskie ycie tutaj staoby si zdecydowanie mniej przyjemne. Przerwa na chwil, by jego sowa dotary do Clemensa, po czym zacz na nowo. - Co, adnej dowcipnej riposty? adnego inteligentnego docinka? Czy mam rozumie, i paskie milczenie oznacza, e wolaby pan, by pana brudna, ndzna przeszo nie staa si oglnym tematem rozmw w tym miejscu? Rzecz jasna nie musi si na tym skoczy. By moe chciaby pan, ebym opowiedzia szczegy paskiej wstrtnej przeszoci pana pacjentce i nowej przyjacice, porucznik Ripley? Celem owiecenia jej, rzecz jasna. Wycznie po to, by pomc jej rozporzdzi w odpowiedni sposb czasem, ktry spdzi w tym miejscu... Nie? Niech wic pan siada, do cholery. Clemens odwrci si bez sowa i usiad na miejscu. Wyda si nagle starszy, jak czowiek, ktry przed chwil utraci co cennego bez adnej nadziei na odzyskanie. Andrews przyjrza si swemu gociowi w zamyleniu. - Zawsze byem z panem bezporedni. Myl, e to dobra zasada, zwaszcza w takim rodowisku jak tutaj. Nie bdzie wic pan szczeglnie wyprowadzony z rwnowagi czy zaskoczony, jeli powiem, e pana nie lubi. - Nie - szepn Clemens cichym, paskim gosem. Nie jestem zaskoczony. - Nie lubi pana - powtrzy naczelnik. - Jest pan nieobliczalny, zuchway i potencjalnie niebezpieczny. Posiada pan pewne wyksztacenie i nie sposb zaprzeczy, e jest pan inteligentny. Z tego powodu jednak stanowi pan wiksz grob ni przecitny wizie. Kwestionuje pan wszystko i zbyt wiele czasu przebywa w samotnoci. To zawsze zy znak. Wykonuj ten zawd ju od dawna i przemawia przeze mnie dowiadczenie. Wiem, na co zwraca uwag. Typowy wizie moe si buntowa, czasem nawet zabi, ale to zawsze ci cisi i inteligentni s przyczyn naprawd powanych problemw. - Umilk na chwil i zamyli si. - Skierowano jednak pana na t placwk i musz si z tym pogodzi. Chc tylko, eby pan wiedzia, i gdybym nie potrzebowa oficera medycznego, nie dopucibym pana na odlego kilku lat wietlnych od tego miejsca. - Jestem bardzo wdziczny. - A moe sprbowaby pan czego nowego, Clemens? Czego naprawd innego? Niech pan zachowa swj sarkazm dla siebie. - Poruszy si lekko na krzele. - Teraz zapytam pana po raz kolejny. Jako rwny panu pod wzgldem intelektualnym. Jako kto, kogo pan szanuje, nawet jeli nie lubi. Jako czowiek obarczony odpowiedzialnoci za bezpieczestwo i zdrowie kadego w tym orodku, w tym rwnie pana. Czy jest co, o czym powinienem si dowiedzie? - A w jakiej sprawie? Andrews policzy bezgonie do piciu, zanim si umiechn. - Chodzi mi o t kobiet. Prosz ju ze mn nie igra. Myl, e wyjaniem jasno moje stanowisko zarwno pod wzgldem osobistym, jak i zawodowym. - Skd miabym wiedzie o niej co poza tym, co jest oczywiste? - Std, e spdza pan z ni kad woln sekund. Podejrzewam te, e paskie zainteresowanie nie ma charakteru czysto medycznego. Za bardzo dba pan o jej potrzeby. To kci si z paskim profilem osobowoci. Sam pan powiedzia, e jest zdrowa i moe sobie radzi sama. Czy sdzi pan, e jestem lepy? Uwaa pan, e dano by mi to stanowisko, gdybym nie potrafi wykry nawet najdrobniejszych dewiacji? Dewiacji u dewiantw mrukn sam do siebie. Clemens westchn. - Co chce pan wiedzie? - Tak ju lepiej. - Andrews skin z zadowoleniem gow. - Czy cokolwiek panu powiedziaa? Nie o sobie osobicie. To mnie nie obchodzi. Moecie si tarza we wasnych wspomnieniach ile dusza zapragnie. Nie dbam o to. Chodzi mi o sprawy zawodowe. Skd si

tu wzia. Na czym polegaa czy polega jej misja. A zwaszcza co, do cholery, robia w promie ratunkowym z rozwalonym androidem, utopionym szecioletnim dzieciakiem i zabitym kapralem i gdzie, do cholery, podziaa si reszta zaogi statku? Albo, jeli ju o tym mowa, gdzie, do cholery, jest sam statek? - Powiedziaa mi, e bya czonkiem ekipy bojowej, ktr spotka zy los. Ostatnie, co pamita, to jak pograa si w hibernacji. W owej chwili kapral y, a kapsua hibernacyjna dziewczynki funkcjonowaa prawidowo. Przez cay czas zakadaem, e dziecko utono, a kapral zgin podczas katastrofy promu. Musz przyj, e wszystko, co wykracza poza te szczegy, jest tajne. Nie naciskaem na ni, by podaa mi wicej faktw. Ostatecznie ma stopie porucznika piechoty morskiej, rozumie pan. - To wszystko? - nie ustpowa Andrews. Clemens przyjrza si swej pustej filiance. - Tak. - Nie wie pan nic wicej? - Nie. - Jest pan pewien? Medyk podnis wzrok i spojrza starszemu mczynie prosto w oczy. - Absolutnie. Andrews spuci wzrok ku doniom. Przemawia przez zacinite zby. Nie ulegao wtpliwoci, e byo jeszcze co wicej, co, czego tamten nie chcia mu powiedzie, lecz poza zastosowaniem fizycznego przymusu - nie mg ju za choler nic w tej sprawie zrobi. Za fizyczny przymus nie okazaby si skuteczny w odniesieniu do kogo takiego jak Clemens, ktrego wrodzony upr nie pozwoli mu przyzna, e nie pozosta mu ju nawet skrawek dumy, ktrego mgby broni. - Jazda std. Clemens podnis si bez sowa i po raz drugi skierowa w stron drzwi. - Jeszcze jedno. - Medyk zatrzyma si i obejrza za siebie, by stwierdzi, e naczelnik obserwuje go uwanie. Codzienna rutyna tego miejsca jest dla mnie wygodna. Dla pana rwnie. Skodyfikowana monotonia moe przynosi uspokojenie. Nie zamierzam pozwoli, by j zakcono. Systematyczne powtarzanie znajomych zada jest najlepszym i najbezpieczniejszym narkotykiem. Nie dopuszcz do tego, by zwierzta zostay podranione. Ani przez kobiet, ani przez wypadki. Ani przez pana. - Jak pan sobie yczy - odpar Clemens miym gosem. - Niech panu nie przychodz do gowy adne zabawne pomysy. Samodzielne dziaanie jest na Fiorinie pojciem pozbawionym sensu. Niech pan nie myli za duo. To podway pask pozycj w naszej maej spoecznoci, a zwaszcza w moich oczach. W efekcie zaszkodzi pan tylko sobie. Lepiej, eby nie zapomnia pan o swoich dugofalowych celach. Posiada pan zobowizania wzgldem tej instytucji oraz paskiego pracodawcy. Wycznie. adni obcy ludzie, adne faszywe wyobraenia, jakie mg pan zbudowa na fundamencie nudy, nie licz si. Ona wkrtce odleci, a my tu pozostaniemy. Pan i ja, Dillon, Aaron i caa reszta. Wszystko bdzie tak samo, jak przed rozbiciem si promu. Prosz nie naraa na niebezpieczestwo paskiej godnej pozazdroszczenia pozycji w imi ulotnej abstrakcji. Rozumie pan? - Tak. Wyraa si pan cakiem zrozumiale. Nawet dla kogo takiego jak ja. Andrews nie przerwa swych niespokojnych rozwaa. - Nie ycz sobie adnych kopotw z naszymi pracodawcami. Nie ycz sobie w ogle adnych kopotw. Pac mi za to, ebym im zapobiega. Nasza obecno tutaj... wzbudza niech pewnych elementw spoecznych na Ziemi. A do tego incydentu nie mielimy tu wypadku mierci z przyczyn innych ni naturalne od czasu, gdy ta grupa przeja obowizki dozorcw od swych poprzednikw. Zdaj sobie spraw, e nie sposb byo temu zapobiec, niemniej bdzie to niekorzystnie wygldao w aktach. Nie lubi sprawia niekorzystnego wraenia, panie Clemens. - Zmruy oczy, patrzc na medyka. - Rozumie pan, co chc powiedzie?

- Znakomicie, sir. -Andrews cign dalej. - Ekipa ratunkowa i zaopatrzeniowa przybdzie tu wkrtce. Tymczasem niech pan ma pani porucznik na oku i gdyby zauway pan co, co, hmm, mogoby wywoa niepokoje, wiem, e mog polega na panu i e zawiadomi mnie pan natychmiast. Prawda? Clemens skin ranie gow. - Tak jest. Cho naczelnik by jedynie czciowo udobruchany, nie potrafi ju powiedzie nic wicej. - No dobrze. A wic zrozumielimy si nawzajem. Dobranoc, panie Clemens. - Dobranoc, panie naczelniku. - Clemens zamkn cicho za sob drzwi. Wiatr na Fiorinie wia raz silniej, raz sabiej. Niekiedy traci si i stawa si zrzdliwym zefirkiem, a innym razem nabiera mocy gwidcego tornada. Nigdy jednak nie cich zupenie. Wia przez cay czas od zatoki, przynoszc wo wody do zewntrznych sekcji kompleksu. Czasami burze i prdy morskie przynosiy z gbin inne, bardziej obce wonie, ktre opaday po spirali przez szyby wentylacyjne i przelizgiway si przez puczki wieowe, by przypomnie ludziom, e wiat, na ktrym mieszkali, jest obcy przybyszom z odlegej Ziemi i, jeli zdoa, zabije ich. Zdarzay im si krajoznawcze wycieczki, lecz bardzo rzadko. Przenosili znajome wntrze olbrzymiego kompleksu nad przygnbiajc otwarto pospnego krajobrazu. Nie byo tam na co patrze, poza ciemnymi falami rozbijajcymi si na czarnej piaszczystej play. Nic nie przypominao im wiata, ktry ongi znali. Cae szczcie. Takie wspomnienia byy bardziej bolesne ni najcisza nawet harwka. Woda bya zimna i stanowia rodowisko malekich odraajcych stworze, ktre gryzy. Czasami kilku mczyzn wyruszao na ryby, lecz tylko po straw dla ciaa, nie za dla ducha. Wewntrz kompleksu byo ciepo i sucho. Wiatr stanowi tylko odleg, dysharmonijn muzyk, ktr mona byo ignorowa. Czasami jednak musieli wychodzi na zewntrz. Wycieczki te zawsze byy krtkotrwae. Odbywano je z jak najwikszym popiechem i przemieszczano si w ich trakcie z jednego schronienia do drugiego z maksymaln prdkoci. Ale posta przerzucajca ukryt gr odpadkw dziaaa metodycznie i uwanie. Ripley chodzia po powierzchni ogromnego wykopu z oczyma wbitymi w jego nieregularn powierzchni. Dawne wyrobisko wypenia niepotrzebny, popsuty sprzt. Przedzieraa si z wysikiem midzy gigantycznymi czciami maszyn, dziurawymi cysternami i kontenerami, zuytymi koronkami wiertniczymi wielkoci maych ciarwek, jaskrawo ubarwionymi pnczami starych przewodw i skorodowanych rur. Na zewntrz szala wiatr. Zaciskaa konierz kombinezonu, ktry znalaz dla niej Clemens. Spustoszony krajobraz mechanicznych czci wydawa si cign bez koca. Zimno wci przenikao do jej mini, spowalniajc ruchy i dekoncentrujc. Jednak nie na tyle, by nie zauwaya kosztownych srebrzystych wkien wystajcych z niewielkiej sterty wieo wyrzuconych mieci. Przyklkna i zacza rozgrzebywa odpadki, przesuwajc na bok zniszczony sprzt i worki zaadowane mieciami, by odsoni... Bishopa. Albo, dokadniej, to co z niego pozostao. Czci androida poniewieray si wrd reszty odpadkw i Ripley musiaa w nich grzeba i przebiera przez nastpn godzin, zanim nabraa pewnoci, e odnalaza absolutnie wszystko, co mogo si przyda. Przystpia do wstpnej prby odpowiedniego rozlokowania czci. Efekt by nie tylko mao zachcajcy, lecz wrcz aosny. Brakowao wikszej czci twarzy i uchwy - ulegy zmiadeniu wewntrz promu tak, e nie sposb byo ich rozpozna, bd zginy gdzie w otaczajcej j kupie mieci. Fragmenty szyi, lewego barku i plecw zdoay w jaki sposb

przetrwa nietknite. Ponadto byy tam te delikatne podzespoy, ktre wysypay si lub zostay wyrwane z obudowy. Samotna, z zacit twarz, zacza ostronie pakowa je do worka, ktry przyniosa ze sob. W tej wanie chwili wok jej szyi owino si rami, a rce chwyciy j mocno za barki. Pojawia si nastpna rka, ktra wtargna gorczkowo pomidzy nogi i zacza pieci brutalnie. Przed ni pojawi si mczyzna. Umiecha si, lecz jego twarz bya pozbawiona wesooci. Z krzykiem wyrwaa si z ucisku. Zaskoczony wizie gapi si tylko, gdy jej pi wyldowaa na jego twarzy, a stopa pomidzy udami. Gdy mczyzna pad na ziemi, pojawi si wizie Junior, ktry otoczy j grubymi ramionami, podnis z ziemi przy wtrze zachcajcych chichotw swych towarzyszy, cisnc na skorodowan rur i rozpostar tam. Zbliyli si pozostali mczyni. Odr ich cia zabi wo soli. Oczy byszczay. - Koczcie z tym. Gregor odwrci si i zmruy oczy, gdy dostrzeg nadchodzc sylwetk. Dillon. Umiechn si wymuszenie. - Wskakuj w kolejk, facet. Chcesz by pierwszy? - Powiedziaem, koczcie z tym - powiedzia Dillon niskim, zowieszczym tonem. Oparty caym ciarem na usiujcej zaczerpn oddechu Ripley Junior odwarkn przez rami. - Hej, co ci do tego, facet? - To jest ze. - Spierdalaj. Dillon ruszy na nich gwatownie. Dwaj mczyni stojcy z tyu padli ciko na ziemi. Junior odwrci si byskawicznie i zamachn cik pici jak kos, lecz jego przeciwnik uchyli si tylko, zdzieli go w brzuch i zapa za metalowy prt. Junior zachwia si i sprbowa uchyli, lecz prt trafi go w bok czaszki. Drugi cios by silniejszy. Junior pad na ziemi jak koda. Pozostali skulili si ze strachu. Dillon zdzieli pierwszych dwch raz jeszcze, po to tylko, by da im do mylenia. Potem zwrci si w stron Ripley z uroczystym wyrazem twarzy. - Nic ci nie jest? Podniosa si, nadal ciko oddychajc. - Nic. Tylko moje uczucia ucierpiay. - Znikaj - powiedzia jej, wskazujc na wspwiniw. - Musz dokona reedukacji niektrych z braci. Bdziemy omawia pewne sprawy duchowe. Skina gow, dwigna torb pen Bishopa i skierowaa si ku wyjciu. Gdy przechodzia obok mczyzn lecych na ziemi, Gregor spojrza na ni. Zdzielia go prosto w twarz. Poczuwszy si lepiej ruszya w dalsz drog. 7. Jest noc, ciemna noc. Jest bezwzgldna pustka snw, ktrych wiateka maj jedynie urojony charakter. Poza tym wszystkim jest prnia owietlana, cho sabo, przez milion bilionw nuklearnych piecw. Prawdziwa ciemno, cakowita nieobecno wiata, miejsce, gdzie zabkany foton jest rwnie bezsilny jak atomowa anomalia, mona znale jedynie gboko pod ziemi. "W jaskiniach, ktrych nie zmierzy czowiek", jak brzmi stara, liryczna strofa. Lub te w tych szczelinach i rozpadlinach, ktre czowiek tworzy, by odebra planetom ich bogactwa. Drobny, lecz sam w sobie robicy wraenie fragment jednego z zaktkw Fioriny podziurawiony by podobnymi wykopami, ktre przecinay si i krzyoway ze sob, jak elementy rozlegej, nie do objcia wzrokiem ukadanki, ktrej oglny ukad by rozrnialny jedynie na planach pozostawionych przez grnikw.

Boggs trzyma nasycon woskiem pochodni wysoko nad gow. Potrzsn ni w chwili, gdy Rains zapali wiec. Dla takich ludzi jak oni ciemno nie jest czym, czego naley si obawia. Oznacza po prostu nieobecno wiata. W tunelach byo te ciepo, ciepo niemal nie do zniesienia. Rains postawi dugowieczn wiec na pododze, tu przy cianie. Za nimi cign si szereg identycznych pomieni wyznaczajcych tras, ktr przeszli, i wskazujcych powrotn drog do zamieszkanej czci zespou. Golic usiad opierajc plecy o drzwi umieszczone w litej skale. Widniaa tam wywieszka, wytarta i poobijana przez maszyneri i czas. WYSYPISKO ODPADKW TOKSYCZNYCH TA PRZESTRZE JEST HERMETYCZNIE ZAMKNITA NIE UPOWANIONEMU PERSONELOWI WSTP WZBRONIONY To cakowicie odpowiadao poszukiwaczom. Nie mieli ochoty otrzymywa odpowiednich upowanie. Rains rozpostar u swych stp map i przykucn, by przyjrze si liniom i szybom w wietle pochodni. Nie bya to zwyka mapa pokryta pionowymi i poziomymi kreskami. Szyby dzieliy si na stare i stosunkowo nowe, zasypane i otwarte ponownie, wrby pochye i drogi dojazdowe o zredukowanej rednicy przystosowane wycznie do ruchu wyspecjalizowanych maszyn. Nie wspominajc ju o tysicach przecinajcych je kanaw powietrznych. Rne kolory symbolizoway odmienne rzeczy. Liczne poprzednie ekspedycje day winiom pewne wyobraenie o tym, czego si spodziewa, zawsze jednak istniaa moliwo, e nowa ekipa moe si nadzia na co nieoczekiwanego. Jeden bdny bajt w jednostkach pamici mg przesun gbinowy szyb dziesi metrw w bok albo do innego tunelu. Mapa bya w najlepszym razie niepewnym przewodnikiem. Posuwali si wic naprzd ostronie, pokadajc wiar we wasnych zmysach, nie w przestarzaych wydrukach. Boggs nachyli si tu nad Rainsem. - Ile? - Cho mwi cicho, jego gos ponis si echem po korytarzu o gadkich cianach. Rains porwna map ze swym przenonym pakietem danych. - Z tym bdzie sto osiemdziesit sze. Jego towarzysz chrzkn. - Myl, e zasuylimy sobie na urlop. Wracajmy ju. - Nie da rady. - Rains wskaza na tunel rozcigajcy si przed nimi, jak si zdawao, bez koca. - Musimy przynajmniej zliczy reszt tego odcinka. Inaczej Dillon da nam po bie. - To, czego nie wie, nie moe go zdenerwowa. Ja mu nie powiem. A jak ty, Golic? Trzeci czonek ekipy grzeba w swym plecaku. Usyszawszy wasne nazwisko podnis wzrok, zmarszczy brwi i wyda z siebie niski dwik o bliej nie okrelonym, pytajcym charakterze. - Tak wanie mylaem. Golic podszed do starego automatu z papierosami, kopn w zamek, jednym szarpniciem otworzy drzwi i zacz adowa do torby paczki zachowanych narkopapierosw. Rzecz jasna podczas tej pracy nie przesta u. Na powierzchni odgos ten by znacznie trudniejszy do uchwycenia, jednake w ciasnej przestrzeni i totalnej ciszy tunelu dudnice przeuwanie Golica przywodzio na myl dwik wielkiej, le nasmarowanej maszyny. Boggs zacz narzeka. - Czy nie moesz u z zamknitymi ustami? Albo, jeszcze lepiej, pokn ten syf, ktry resz, w caoci? Staram si okreli, jak wielkie jest to pomieszczenie, ebymy mogli zdecydowa, czy to autentyczny magazyn substancji toksycznych czy te prywatny skadzik jakiego grnika, a przez ten cholerny haas nie mog si skupi. Rains zaszeleci map wyraajc sw dezaprobat.

- To, e jestemy daleko od innych, nie oznacza, e moemy lekceway przykazania. Nie powiniene przeklina. Boggs zacisn usta. - Przepraszam. - Przeszy Golica wzrokiem jak sztyletem, lecz on rzecz jasna, zignorowa ich. Wreszcie Boggs zrezygnowa i podnis si, by zerkn w gb tunelu. - Okrylimy jeden raz ca t sekcj. To wszystko, czego mona od nas wymaga. Ile zostao wiec? - Z podogi nie nadbiega adna odpowied. - Rains, ile jest wiec? Jego towarzysz nie sucha, lecz drapa si z furi. Bya to gwatowna reakcja nerwowa nie majca nic wsplnego z wszami. Tych zreszt nie spotykao si w tunelach. Zachowanie to byo tak niezwyke i nietypowe, e zdoao nawet dokona niebywaego wyczynu, jakim byo odwrcenie uwagi Golica od jedzenia. Boggs wbi wzrok w stron, skd przybyli. wiece, ktre wskazyway im drog powrotn na powierzchni, gasy jedna po drugiej. - Co je, do cholery, gasi? Golic wyd wargi, wycierajc grzbietem doni resztki jedzenia z ust. - Nie powiniene przeklina. - Zamknij si. - W gosie Boggsa pojawi si nie strach, gdy w tunelach nie byo nic, czego mona by si ba, lecz niepokj. - Mona powiedzie "cholera". To nie jest przeciw Bogu. - Skd wiesz? - wymamrota Golic z niemal dziecic ciekawoci. - Std, e jak ostatnio rozmawialimy, zapytaem go i powiedzia, e mona. Zamknij si ju. - Dillon bdzie krzycza, jeli wrcimy z niczym - zauway Golic. Pod wpywem tajemnicy sta si naprawd rozmowny. Boggs doszed do wniosku, e woli go ju, gdy nie robi nic poza przeuwaniem. - Niech sobie krzyczy. - Poczeka, a Rains zapali nastpn pochodni. Golic niechtnie zapakowa pozostawione jedzenie i podnis si. Wszyscy trzej popatrzyli w gb tunelu, w kierunku,. skd przyszli. Cokolwiek gasio wiece, nadal bya niewidzialne. - To na pewno powiew z ktrego z szybw wentylacyjnych. Strumieni z najbliszego przewodu powietrznego. A moe burza na powierzchni. Wiecie, co mog narobi te nage prdy zstpujce. Cholera! Jeli wszystkie wiece pogasn, to skd bdziemy wiedzie, gdzie jestemy? - Mamy jeszcze map. - Rains dotkn palcami twardego wydruku. - Chcesz trafi z powrotem na podstawie tego? - Hej, nic takiego nie powiedziaem. Chodzi mi tylko o to, e nie zabdzilimy. Mamy tylko drobn przeszkod. - No wic nie lubi drobnych przeszkd i nie chc tkwi tu duej ni to bezwzgldnie konieczne. - Ja te nie chc. - Rains westchn z rezygnacj. Wiesz, co to oznacza. Kto bdzie musia wrci i pozapala je na nowo. - Chyba, e chcesz na tym poprzesta? - zapyta Boggs z nadziej w gosie. Rains zdoa si umiechn. - He, he. Skoczmy ten tunel, to bdziemy mogli wraca. - Jak sobie chcesz. - Boggs skrzyowa ramiona. Udao mu si przybra poz czowieka, ktry nie zamierza nigdzie si pieszy. - Ale to ty bdziesz musia to zrobi. - Niech bdzie. Mam wraenie, e zostaem wyznaczony. Boggs skin doni na Golica. - Daj mu swoj pochodni. Tamten mia opory. - W ten sposb zostanie nam tylko jedna. - Nie ma w tym nic zego. - Boggs zakrci wkoo pochodni na dowd prawdziwoci swych sw. - Poza tym mamy te reszt wiec. Zreszt Rains zaraz wrci. Prawda, stary? - Tak szybko, jak si da. To nie powinno potrwa dugo.

- No widzisz. Golic odda niechtnie pochodni wyszemu mczynie. On i Boggs obserwowali, jak ich towarzysz rusza wzdu szeregu wieczek, zatrzymujc si przy kadej, by j zapali. Wszystkie stay na podou w miejscach, gdzie je pozostawiono. Nie byo wida adnych ladw sugerujcych, co mogoby je zgasi. To tylko nagy prd zstpujcy, powiedzia sobie Rains. Na pewno. Gos Boggsa odbija si echem po korytarzu, coraz sabszy w miar, jak rosa odlego midzy nimi. - Hej, Rains, uwaaj, gdzie idziesz! - Oznaczyli par pionowych szybw po drodze, lecz mimo to, gdyby Rains zanadto si pieszy, w ciemnoci o wypadek nigdy nie byo trudno. Rains by wdziczny za ostrzeenie. Ten, kto mieszka w ciasnym pomieszczeniu z garstk ludzi przez stosunkowo dugi czas, uczy si polega na towarzyszach. Boggs nie mia si, co prawda, o co martwi. Rains posuwa si naprzd z godn podziwu ostronoci. Przed nim zgasa nastpna wieca. Zmarszczy brwi. Nie byo ani ladu powiewu ani niczego, co wiadczyoby o obecnoci hipotetycznego prdu powietrznego. Co jeszcze mogoby gasi wiece? Znano bardzo niewiele ywych organizmw, ktre spdzay dugi czas w tunelach. Istnia pewien gatunek prymitywnego, wielkiego owada, ktry by wystarczajco duy, by przewrci wiec, czemu jednak cay ich szereg? Potrzsn smutnie gow, cho w pobliu nie byo nikogo, kto zauwayby ten gest. Owad nie mgby si porusza z tak szybkoci. A wic co? wiece, ktre zapali ponownie, pony za jego plecami, dodajc mu odwagi. Wyprostowa si. Nie dziaay tu adne nadprzyrodzone siy. Podnis w gr pochodni i skierowa j w gb tunelu. Nie dostrzeg nic. Uklkn, zapali kolejn wiec i ruszy ku nastpnej w szeregu. I wtedy wiato jego pochodni odbio si od cian, od gadkiej skay tunelu. Od czego kanciastego i masywnego. To co poruszyo si. Bardzo szybko, och, jak bardzo szybko. Refleksy wietlne niczym chromowane szko wtopione w czarny, twardy jak diament metal. W chwili gdy stworzenie skoczyo bezgonie w jego stron, wydao z siebie nie pasujcy do sytuacji agodny, bulgoccy dwik. Ten stwr nie kojarzy si z niczym. Nigdy nie widzia czego podobnego, chyba e w szczeglnie zych snach zapamitanych z okresu dziecistwa. Runo na niego bez chwili zwoki. W tym momencie z radoci poszukaby schronienia w najgorszym ze swych koszmarw. W odlegoci stu metrw Golic i Boggs usyszeli pojedynczy, nioscy si echem krzyk swego towarzysza. Zimny pot zala kark i donie Boggsa. Co najstraszniejsze, krzyk nie ucich natychmiast, lecz cich stopniowo niczym wysoki gwizd gincy w oddali. Ogarnity nag panik Boggs zapa ostatni pochodni i rzuci si do ucieczki wzdu korytarza w stron przeciwn do tej, z ktrej nadbieg krzyk. Golic pogna za nim. Boggs nigdy by nie pomyla, e wci jest zdolny porusza si z tak szybkoci. Na krtk chwil naprawd zdoa oddali si od swego towarzysza, potem jednak da o sobie zna brak tchu i Boggs zwolni. Pochodnia, ktr ciska w rku, rzucaa szalone cienie na ciany, sufit i podog. W chwili gdy Golic go dopdzi, Boggs by cakowicie wyczerpany i w rwnym stopniu zdezorientowany. Tylko szczliwy przypadek sprawi, e nie wpadli do otwartego wykopu ani nie runli do szybu cznikowego. Chwiejc si lekko na nogach, zapa drugiego mczyzn za rami i okrci go w koo. Golic gapi si na niego w tpym przeraeniu. - Nie syszae tego? To by Rains! O Boe, to by Rains. - No. - Boggs usiowa zaczerpn oddechu: - Syszaem. Co sobie zrobi. Wyszarpn pochodni z drcych palcw tamtego i omit wiatem opuszczony korytarz. - Musimy mu pomc. - Pomc mu? - Golic wybauszy oczy. - Ty mu pomagaj. Ja chc si std wydosta.

- Spokojnie. Ja te. Ja te. Najpierw musimy si pokapowa, gdzie jestemy. - Czy to nie wieca? Boggs odwrci si i postpi ostronie kilka krokw przed siebie. W istocie, cignca si w dal linia migoczcych wiec bya wyranie widoczna. - Cholera. Na pewno przeszlimy przez tunel cznikowy. Zatoczylimy koo. Wrcilimy... Zatrzyma si, kierujc wiato na przeciwleg cian. Oparta o ni tkwia posta sztywna jak to, co mona byo znale w chodni. Rains. Wpatrzony nie w nich, lecz w nico. Jego oczy byy szeroko rozwarte i nieruchome jak mroona galareta. Wyraz jego twarzy nie by czym, na co ludzie powinni patrze. Reszta jego ciaa bya... reszta jego ciaa bya... Boggs poczu, jak gorca, alkaliczna fala uderza mu do garda. Zgi si wp i zacz gwatownie wymiotowa. Pochodnia wypada z jego nagle osabych palcw. Golic uklkn, by j podnie. Gdy wstawa, spojrza przypadkiem na sufit. Na grze co byo. Co na puapie. Byo wielkie, czarne i szybkie, a oblicze tego czego stanowio wizj z pieka rodem. Wpatrywa si z otwartymi ustami, gdy signo w d, zwisajc na zaopatrzonych w pazury tylnych nogach jak gigantyczny nietoperz i objo gow Boggsa par rk o palcach przypominajcych wyposaone w stawy kable. Boggs wcign nagle powietrze, duszc si wasnymi wymiocinami. Nagym, konwulsyjnym szarpniciem pajkoksztatne monstrum zerwao gow Boggsa z ramion rwnie atwo, jak Golic wyrwaby z wkrtu poluzowan rub. Lecz nie tak czysto. Z bezgowego tuowia trysna fontanna krwi, ktra obryzgaa stworzenie, zwoki Rainsa i zaczarowanego Golica. Parali ustpi nagle, lecz jednoczenie co uszkodzio si w jego gowie. Z upiorn obojtnoci maszkaron cisn na podog zerwan z tuowia czaszk Boggsa i zwrci si powoli w stron ostatniej z dwunogich form ycia. Jego zby byszczay jak sztabki platyny wyrwane z wntrznoci Fioriny. Wyjc, jakby cigay go wszystkie legiony potpionych, Golic odwrci si byskawicznie i pogna wzdu tunelu. Nie patrzy, dokd biegnie, nie myla o tym, co widzia, a nade wszystko nie oglda si za siebie. Nie odway si. Wiedzia, e gdyby to zrobi, mgby co zobaczy. Resztki Bishopa leay rozoone starannie na stole roboczym. Jasne wiata na suficie owietlay kad z czci. Narzdzia spoczyway w oprawkach, gotowe do uytku. Obfito poprzerywanych, cienkich jak wosy wkien wiatowodowych bya przeraajca. Niektre z nich Ripley po prostu pozwizywaa najlepiej jak potrafia. Jej dowiadczenie nie obejmowao wykonywania napraw na poziomie mikroskopowym. Spdzia mnstwo czasu, czc czci jak tylko umiaa, podczajc je i zespalajc tam we wszystkich miejscach, gdzie w oczywisty sposb znajdoway si zcza, w nadziei, e nic absolutnie niezbdnego nie wykroczy poza jej ograniczony talent do improwizacji. Wytara oczy i przyjrzaa si swemu dzieu. Wygldao obiecujco; to jednak nic jeszcze nie oznaczao. Teoretycznie istniaa szansa, e bdzie dziaa, lecz z drugiej strony teoretycznie w ogle nie powinna bya popa w t kaba. Jedyny sposb, aby si przekona, to sprbowa. Sprawdzia najistotniejsze poczenia, po czym dotkna przecznika. Co zaskwierczao przez chwil. Szarpna si na krzele do tyu, po czym poprawia zcze i ponownie signa po przecznik. Tym razem nie byo adnych nieprzewidzianych byskw. Ostronie wprowadzia wizk wkien wiatowodowych w co, co - jak miaa nadziej byo nadal funkcjonujcym samosortujcym gniazdkiem kontaktowym. Czerwony odczyt cyfrowy na jednostce testujcej znajdujcej si tu obok przeszed natychmiast od zera do

liczby pomidzy siedem i osiem. Gdy przestawia nastpny przecznik, cyfry zamigotay, lecz nie zmieniy wartoci. Ocalae oko androida mrugno. Ripley pochylia si do przodu. "Komenda oddziaywania werbalnego. Uruchomi sekwencj samotestujc." Nagle zadaa sobie pytanie, czemu mwi szeptem. Wewntrz poobijanej sztucznej czaszki co zajczao. Pozostae wiata na jednostce testujcej mrugny zachcajco. Sztuczna krta wydaa z siebie nieartykuowany bulgot. Kolagenowe wargi rozchyliy si lekko. Signa niespokojnie ku otwartemu gardu. Pogrzebaa wewntrz palcami. Bulgot ucich, a pojedyncze oko zatrzymao si na jej twarzy. - Ripley. Odetchna gboko. Uzyskaa wizj, procesy mylowe, koordynacj i pami. Zewntrzne uszy wyglday cakiem dobrze, lecz to niczego nie oznaczao. Liczy si jedynie stan wewntrznych obwodw. - Cze, Bishop. - Zaskoczyo j ciepo wasnego tonu. Ostatecznie nie zwracaa si do istoty ludzkiej. - Prosz zoy wstpny raport na temat stanu. Nastpia przerwa, po ktrej, to byo zdumiewajce, android ypn na ni wyrazicie swym jedynym okiem. - Stan jest parszywy. Straciem funkcje ruchowe. Pozaczaszkowe urzdzenia peryferyjne nie reaguj, moliwoci wykonywania zaprogramowanych funkcji rwne zeru. Podstawowe urzdzenia sensoryczne dziaaj na minimalnym poziomie. Niezbyt optymistyczna autodiagnoza, obawiam si. - Przykro mi to sysze - oznajmia szczerze. Chciaabym, e byo inaczej. - Nie w takim stopniu jak ja. - Czy czujesz cokolwiek? - Tak. Nogi mnie bol. Zacisna wargi. - Przykro mi, e... - Nic nie szkodzi. Symulacja blu to jedynie dane, ktre, jak sdz na podstawie mojego aktualnego stanu, nie s zapewne dokadne. Potwierdzasz? - Obawiam si, e tak. - Zdoaa umiechn si niewyranie. - Niestety, twoje nogi, podobnie jak wikszo pozostaych czci, skoczyy tak, jak koczy wszelkie ciao. - Fatalnie. Szkoda, e te wszystkie czci najwyszej jakoci si zmarnuj. Co prawda, wobec wszechwiata to si nie liczy. Ostatecznie jestem jedynie udoskonalonym opiekaczem. Jak si masz? Podoba mi si twoja nowa fryzura. Przypomina mi czasy, zanim zainstalowano mi wyposaenie dodatkowe, z tym, e mniej si byszczy. - Widz, e twoje poczucie humoru pozostao nienaruszone. Oko mrugno. - Jak ju mwiem, podstawowe funkcje umysowe s nadal czynne. Humor zajmuje bardzo niewielk cz pojemnoci interpretacyjnej mojej pamici o dostpie swobodnym. - Nie zgadzam si. - Jej umiech zamar. - Potrzebna mi twoja pomoc. Spomidzy sztucznych warg wydoby si bulgot. - Nie licz na nic wielkiego. - To nie wymaga rozlegej analizy. Chodzi tylko o bezporednie sondowanie. Tu, gdzie jestem, nie posiadaj zbyt wiele, jeli chodzi o moliwoci dostpu. Chc si dowiedzie, czy moesz uzyska dostp do banku danych urzdzenia rejestrujcego dane lotu promu ratunkowego? - Nie ma sprawy. A po co? - Szybciej si dowiesz z zapisu, ni mogabym ci wyjani. Potem mi powiesz. Oko obrcio si. - Mog to sobie wyobrazi. Bdziesz musiaa skorzysta z bezporedniego poczenia czaszkowego, poniewa straciem urzdzenia pomocnicze.

- Wiem. Jestem przygotowana... mam nadziej. - No to wczaj. Uja w rk wkno wychodzce z czarnej skrzynki i pochylia si nad pozbawion ciaa czaszk. - Nigdy jeszcze tego nie robiam. Mam nadziej, e nie bdzie bolao, co? - Wprost przeciwnie. Mam nadziej, e dziki temu poczuj si lepiej. Skina gow i wprowadzia delikatnie wkno do jednego z kilku gniazdek znajdujcych si z tyu gowy. Poruszya nim lekko, aby si upewni, e dobrze pasuje. - To askocze. Cofna gwatownie palce. - artowaem tylko - powiedzia android z uspokajajcym umiechem. - Rb tak dalej. Zamkn oczy i zmarszczy w zamyleniu pozostao czoa. By to, zdaa sobie spraw z podziwem, jedynie element nadmiarowego programu kosmetycznego, dodao jej jednak odwagi, gdy ujrzaa, e dziaa jeszcze co oprcz podstawowych funkcji androida. - Jestemy w domu - mrukn Bishop w kilka minut pniej. - Trwao to duej, ni si spodziewaem. Musiaem wysondowa kilka uszkodzonych sektorw. - Sprawdziam urzdzenie, kiedy je znalazam. Wyszo ni, e jest w porzdku. - Faktycznie jest. To we mnie s uszkodzone sektory. Czego chcesz si dowiedzie? - Wszystkiego. - Rejestrator lotw "McNary", model OV-122, numer serii FR-3664874, zainstalowane... - Czy utracie wszystkie obwody intuicji jzykowej? Wiesz, co chciaam powiedzie. Od chwili, gdy zacz si stan zagroenia. Co si wydarzyo na Sulaco? Dlaczego wyrzucono ze statku kapsuy hibernacyjne? Z krtani androida wydoby si nowy gos. By kobiecy i brzmia mechanicznie. - Gazy wybuchowe w pomieszczeniu kriogenicznym. Ogie w pomieszczeniu kriogenicznym. Cay personel zgosi si do stacji ewakuacyjnych. - Gos Bishopa powrci. Jest tu wielka liczba powtrze bez istotnej zmiany w treci. Czy chcesz usysze je wszystkie? Ripley potara si w brod w gbokim zamyleniu. - Nie, to na razie wystarczy. Gazy wybuchowe? Skd si wziy? I co wywoao ogie? Gdy odpowied nie nadchodzia, poczua niepokj. - Bishop? Syszysz mnie? Rozleg si bulgot, po ktrym usyszaa aksamitny gos androida. - Przepraszam. To jest trudniejsze, ni si spodziewaem. Wczenie mocy i dziaanie osabiaj uszkodzone ju sektory. Cigle trac pami i zdolno udzielania odpowiedzi. Nie wiem, jak dugo jeszcze zdoam wytrzyma. Lepiej zadawaj krtkie pytania. - Nie wyczaj mi si jeszcze, Bishop - powiedziaa zaniepokojona. - Pytaam ci o raport w sprawie ognia. - Ogie... - *trzask* - ... tak. Iskra elektryczna pod podog pomieszczenia kriogenicznego. Obecno katalizatora w poczeniu z uszkodzonymi materiaami staa si przyczyn powstania gazu wybuchowego. Wentylacja zawioda cakowicie. Skutki stanowiy bezporednie zagroenie dla ycia. Dlatego statek podj decyzj o ewakuacji. Po jej dokonaniu prom wykry dowody eksplozji na pokadzie statku, ktra uszkodzia ukad sterowniczy. Z tego powodu nasze ldowanie w tym miejscu byo dalekie od doskonaoci. Obecna sytuacja Sulaco nie jest znana. Dostpne s dalsze szczegy lotu Sulaco do miejsca, w ktrym si znajdujemy. - Pomi je. Czy sensory wykryy obecno jakich mobilnych form ycia na pokadzie Sulaco przed awaryjnym rozdzieleniem? Cisza. Nagle: - Tu jest bardzo ciemno, Ripley. Wewntrz. Nie jestem przyzwyczajony do tego, eby byo ciemno. W chwili gdy rozmawiamy, kolejne moje segmenty przestaj dziaa. Rozumowanie staje si coraz trudniejsze. Jestem zmuszony do polegania wycznie na

ukadzie logicznym. Nie podoba mi si to. To zbyt cikie. W niczym nie przypomina tego, do czego mnie skonstruowano. Nie jestem tym, czym byem niegdy. - Jeszcze chwilk, Bishop - nalegaa. Sprbowaa zwikszy moc, lecz nie dao to nic, poza tym, e oko Bishopa poszerzyo si lekko. Ripley popiesznie wrcia do przepisanego poziomu. - Wiesz, o co pytam. Czy urzdzenie rejestrujce wykazao obecno na pokadzie Sulaco czego poza czworgiem ocalonych z Acherona? Czy na pokadzie by obcy? Bishop! Nic. Nastroia dokadnie instrumenty, trcia lekko urzdzenia kontrolne. Bishop ypn okiem. - Wycofaj si. Jeszcze tu jestem. Odpowiedzi te. Po prostu na to, eby poczy jedno z drugim, trzeba coraz wicej czasu i wicej. Odpowied na pytanie. Tak. Ripley odetchna gboko. Wydawao jej si, e pracownia kurczy si, a ciany napieraj na ni. Nie oznacza to, e w ambulatorium czuaby si bezpiecznie. Ju od duszego czasu nie czua si bezpiecznie w adnym miejscu. - Czy on jest wci na Sulaco, czy te przylecia z nami promem? - By z nami przez cay czas. - Czy Towarzystwo o tym wie? - spytaa przez zacinite garda. - Towarzystwo wie o wszystkim, co wydarzyo si na pokadzie statku od czasu, gdy wylecia z Ziemi na Acherona, a do chwili obecnej, zakadajc, e nadal jest tam gdzie nienaruszony. Wszystkie dane napywaj do centralnego komputera i s przekazywane do Sieci. Osaczyo j uczucie mierciononego dejavu. Toczya ju o to walk z Towarzystwem i widziaa reakcj. Jeeli ta pozbawiona twarzy organizacja posiadaa cho troch zdrowego rozsdku czy ludzkich uczu, byy one cakowicie podporzdkowane wszechogarniajcej, przemonej chciwoci. Na Ziemi poszczeglne osoby mogy si starze i umiera, zastpowane przez nowy personel i nowych dyrektorw, lecz Towarzystwo byo niemiertelne. Mogo istnie bez koca. Z jakich przyczyn wtpia, by czas wprowadzi jakie istotne zmiany w jego polityce, nie wspominajc ju o zbiorowej moralnoci. W kadym razie nie moga podejmowa ryzyka. - Czy nadal chc dosta obcego? - Nie wiem. Ukryte motywy dziaania korporacji nie stanowiy istotnego elementu mojego programu. Przynajmniej nie sdz, eby stanowiy. Nie mog by pewien. Nie czuj si za dobrze. - Zrb mi przysug, Bishop. Rozejrzyj si i sprawd to. Czekaa, a skoczy poszukiwania. - Przepraszam - odezwa si wreszcie. - Nic tam ju nie ma. To nie znaczy, e nigdy nie byo. Utraciem moliwo dostpu do sektorw, w ktrych zwykle przechowuje si podobne informacje. Chciabym ci w tym pomc, ale w obecnym stanie naprawd nie nadaj si do zbyt wielu rzeczy. - Gwno prawda. Twj program tosamoci jest nadal nietknity. - Nachylia si do przodu i dotkna czuym gestem podstawy oddzielonej od tuowia czaszki. - Jest tam jeszcze w rodku wiele z Bishopa. Uratuj twj program. Mam tu pod dostatkiem magazynw pamici. Jeli si kiedykolwiek std wydostan, nie zapomn zabra ci ze sob. Bd ci mogli podczy na nowo. - W jaki sposb chcesz ocali moj tosamo? Przekopiowa j na standardowy mikroukad pamici staej? Wiem, jak to wyglda. adnego zmysowego wejcia ani dotykowego wyjcia. lepy, guchy, gupi i nieruchomy. Ludzie mwi na to otcha. Wiesz, jak nazywaj to androidy? Bagno. Elektroniczne bagno. Serdecznie dzikuj. Wol zosta unicestwiony ni dosta wira. - Nie dostaniesz wira, Bishop. Jeste na to zbyt twardy. - Czyby? Tylko w takim stopniu, jak moje ciao i mj program. To pierwsze straciem, a to drugie szybko zanika. Wol pozosta nienaruszonym wspomnieniem ni wyschnit

rzeczywistoci. Jestem zmczony. Wszystko mi umyka. Zrb mi t ask i po prostu mnie wycz. Jest moliwe odtworzenie mnie i zainstalowanie w nowym ciele, dojdzie jednak do uszkodze omfalotycznych, a moe rwnie do zaniku tosamoci. Nigdy ju nie bd w dobrej formie. Wolabym nie boryka si z tym. Czy rozumiesz, co to oznacza, wiedzie, e zawsze ju bdzie si czym mniej ni ongi? Dzikuj, nie. Wol nico. Zawahaa si. - Jeste tego pewien? - Zrb to dla mnie, Ripley. Jeste mi co winna. - Nie jestem ci nic winna, Bishop. Jeste tylko maszyn. - Uratowaem ciebie i dziewczynk na Acheronie. Zrb to dla mnie... jak dla przyjaciela. Skina niechtnie gow. Oko mrugno po raz ostatni, po czym zamkno si spokojnie. Nie byo adnej reakcji, skurczu czy szarpnicia, gdy wycigna wkna. Na stole roboczym znowu leaa nieruchoma gowa. - Przepraszam ci, Bishop, ale jeste jak stary kalkulator. Przyjazny i wygodny. Jeli mona ci bdzie naprawi, dopilnuj, eby to zrobiono. Jeli nie, c, pij spokojnie, gdziekolwiek pi androidy i postaraj si, eby nic ci si nie nio. Jeli wszystko pjdzie dobrze, wrc do ciebie pniej. Podniosa wzrok i spojrzaa na przeciwleg cian. Wisiao tam pojedyncze holo. Przedstawiao ma, kryt strzech chatk wtulon pomidzy zielone drzewa i ywopoty. Przed chatk pyn krysztaowy niebieskozielony strumie. W grze przemykay chmury. W chwili gdy spogldaa na obraz, niebo pociemniao i nad domem pojawi si wspaniay zachd soca. Przesuna domi po blacie stou, a wreszcie zacisna je na precyzyjnym ekstraktorze. Rzucony z ca si, na jak j byo sta, i przyspieszany jej krzykiem wciekoci i frustracji, wyprodukowa nadzwyczaj zadowalajcy haas, gdy rozbi nieznonie idylliczn symulacj na byszczce fragmenty. Wiksza cz krwi na kurtce i twarzy Golica zakrzepa, nabierajc gstej, kleistej konsystencji, cz jednak bya nadal wystarczajco pynna, by skapywa na st w jadalni. Jad spokojnie, nabierajc yk kruche patki. Raz przerwa na chwil, by doda troch cukru z cukierniczki. Patrzy prosto w naczynie, nie widzia go jednak. To, co teraz widzia, miao charakter cile prywatny i cakowicie wewntrzny. Dzienny kucharz, ktry nazywa si Eric, wszed do sali, niosc cae narcze talerzy. Gdy skierowa si w stron pierwszego stolika, dostrzeg Golica i zatrzyma si. I wbi w niego wzrok. Na szczcie talerze byy nietukce. Na Fiorinie trudno byo o takie rzeczy jak nowe naczynia. - Golic? - mrukn wreszcie. Wizie siedzcy za stoem nie przesta je i nie podnis wzroku. Odgos spadajcych na ziemi talerzy sprowadzi innych: Dillona, Andrewsa, Aarona, Morse'a i winia o imieniu Arthur. Wsplnie z osupiaym kucharzem wpatrywali si wszyscy w zjaw siedzc samotnie za stoem. Golic zauway wreszcie, e przyciga uwag. Podnis wzrok i umiechn si. Oczy mia puste. W chwili gdy go sprowadzono, Ripley siedziaa sama z tyu ambulatorium. Obserwowaa w milczeniu, jak Dillon, Andrews, Aaron i Clemens zaprowadzili zwizanego w kaftan bezpieczestwa Golica do ka i pooyli na nim. Twarz i wosy mia poplamione skrzep krwi. Jego oczy poruszay si nieustannie, sprawdzajc raz za razem pokrywy wentylatorw, sufit i drzwi. Clemens zrobi, co mg, by go oczyci za pomoc mikkich rcznikw, agodnie dziaajcego rozpuszczalnika i rodka dezynfekujcego. Golic sprawia wraenie, e jest w znacznie gorszym stanie ni w rzeczywistoci. Przynajmniej pod wzgldem fizycznym. Przywiza go do ka musieli Andrews, Aaron i Dillon. Ust mu nie zakneblowano.

- Jak sobie chcecie. Nie suchajcie mnie. Nie wierzcie mi. To niewane. Nic ju nie jest wane. Wszyscy zginiecie, wy witobliwe dupki. Powstaa Bestia, ktra ywi si ludzkim misem. Nikt jej nie powstrzyma. Nadesza godzina. Odwrci si tyem do naczelnika i wbi wzrok przed siebie. - Widziaem j. Spojrzaa na mnie. Nie ma oczu, ale spojrzaa na mnie. - Co z Boggsem i Rainsem? - zapyta spokojnie Dillon. - Gdzie s? Co si z nimi stao? Golic mrugn oczyma i spojrza na przesuchujcych bez skruchy. - Ja tego nie zrobiem. W tunelu. Nie mieli szans. adnych szans. Nie mogem nic zrobi. Tylko uratowa siebie. To smok to zrobi. Zaszlachtowa ich jak winie. To nie ja. Dlaczego zawsze mnie wini? Nikt nie zdoa go powstrzyma. - Zacz mia si i paka jednoczenie. - adnych szans, nie, nie, adnych szans! Clemens zaj si teraz tyem jego gowy. Andrews przyjrza si drcej pozostaoci tego, co niegdy byo czowiekiem. Niezbyt udanym egzemplarzem gatunku, to fakt, zawsze jednak czowiekiem. Nie by zadowolony, ale nie czu te gniewu. Nie byo powodu, by si gniewa. - Kompletnie szalony. Nie twierdz, e to czyjakolwiek wina, ale trzeba go byo zaku w acuchy. W przenonym sensie, rzecz jasna. - Naczelnik spojrza na swego medyka. - Poda mu rodki uspokajajce. Czy nie przewidzia pan tego, panie Clemens? - Zna mnie pan, sir. Nie stawiam diagnoz. Przepisuj tylko recepty. - Clemens ju niemal zakoczy czyszczenie. Golic wyglda teraz lepiej, pod warunkiem jednak, e nie spojrzao mu si w oczy. - Tak, oczywicie. Psychologia przewidywawcza to nie paska specjalno, prawda? Jeli kto powinien to zauway, to tym kim byem ja. - Niech pan siebie nie wini, sir - odezwa si Aaron. - Nie robi tego. Daj tylko sowny wyraz ubolewaniu. Czasem szalestwo czai si w czowieku ukryte pod powierzchni, oczekujc tylko na odpowiedni bodziec, by wydosta si na zewntrz. Jak pewne pustynne nasiona, ktre kiekuj tylko raz na dziesi lub jedenacie lat, gdy spadnie odpowiednia ilo deszczu. - Westchn. Bardzo bym chcia zobaczy znowu normalny, agodny deszcz. - Sam pan to powiedzia, sir - cign Aaron. - Odbia mu pierdolona szajba. - Wprawia mnie w zachwyt sposb, w jaki urozmaica pan swe codzienne sownictwo jdrnymi anachronizmami, panie Aaron. - Andrews spojrza na swego powiernika. Wydaje si, e uspokaja si nieco. Cige uycie rodkw uspokajajcych to kosztowna propozycja i musielibymy to jako usprawiedliwi w aktach. Sprbujmy go przez chwil potrzyma w izolacji, panie Dillon, i sprawdmy, czy wywrze to ozdrowieczy skutek. Nie chciabym, eby wywoa panik. Clemens, niech pan da temu biednemu idiocie wystarczajc dawk rodkw uspokajajcych, eby nie stanowi niebezpieczestwa dla siebie ani dla kogokolwiek innego. Panie Dillon, polegam na panu, e bdzie pan mia na niego oko, gdy ju zostanie zwolniony. Mam nadziej, e jego stan si poprawi. To by uprocio sprawy. - Bardzo dobrze, panie naczelniku. Ale pen dawk niech dostanie dopiero wtedy, jak dowiemy si wszystkiego o tamtych braciach. - Z tego nic si nie wycignie. - Aaron wskaza z niesmakiem na dygoczcego lokatora kaftana bezpieczestwa. - Musimy sprbowa. - Dillon pochyli si i zbada wzrokiem twarz wspwinia. - We si w kup, facet. Rozmawiaj ze mn. Gdzie s bracia? Gdzie Rains i Boggs? Golic obliza wargi. Byy ciko pogryzione i mimo fachowej pomocy Clemensa nadal lekko krwawiy. - Rains? - szepn, zmarszczywszy brew w wysiku przypominania. - Boggs? - Nagle jego oczy rozszerzyy si ponownie i spojrza gwatownie w gr, jak gdyby dostrzeg ich po raz pierwszy. - Ja tego nie zrobiem! To nie byem ja. To by... to by... - Znowu zacz ka, wrzeszcze i bekota histerycznie. Andrews unis wzrok i potrzsn ze smutkiem gow.

- To beznadziejne. Pan Aaron ma racj. Nic pan z niego przez jaki czas nie wycignie. By moe nigdy. Nie bdziemy czeka, a nam to si uda. Dillon wyprostowa si. - Pan za to odpowiada, naczelniku. - Bdziemy musieli wysa ekip poszukiwawcz. Rozsdnych ludzi, ktrzy nie boj si ciemnoci ani siebie nawzajem. Obawiam si, e musimy przyj, i najprawdopodobniej ten upoledzony na umyle sukinsyn ich zamordowa. - Zawaha si. - Jeli jestecie cho w niewielkim stopniu zaznajomieni z jego aktami, to wiecie, e taki scenariusz nie przekracza granic prawdopodobiestwa. - Nie moe pan by tego pewien, sir - sprzeciwi si Dillon. - On nigdy mnie nie okama. Jest szalony. Jest gupi. Ale nie jest kamc. - Ma pan dobre intencje, panie Dillon, lecz jest pan zbyt wyrozumiay dla swego kolegi. Andrews zapanowa nad sarkazmem, ktry natychmiast nawiedzi jego myli. Osobicie uwaam, e Golic nie jest wart paskiego zaufania. Dillon zacisn wargi. - Nie jestem naiwny, sir. Wiem o nim wystarczajco duo, by pragn nie tylko mu pomc, lecz rwnie mie na niego oko. - To dobrze. Nie chc, eby wicej ludzi znikno wskutek jego atakw. Ripley podniosa si i podesza do grupy. Wszystkie oczy zwrciy si w jej stron. - Istnieje moliwo, e on mwi prawd. - Clemens wbi w ni wzrok. Zignorowaa go. Musz z nim porozmawia o tym smoku. - Nie bdzie pani z nikim rozmawia, pani porucznik - odpar z energi Andrews. - Nie jestem zainteresowany pani opini, poniewa nie zna pani wszystkich faktw. Wskaza rk w stron Golica. - Ten czowiek zosta skazany za wielokrotne morderstwa. Znany jest ze szczeglnie brutalnych i okropnych zbrodni. - Nie zrobiem tego - zabulgota bezsilnie mczyzna w kaftanie bezpieczestwa. Andrews rozejrza si wkoo. - Zgadza si, panie Dillon? - No - zgodzi si Dillon z niechci. - Ta cz si zgadza. Ripley spojrzaa twardo na naczelnika. - Musz z panem porozmawia. To jest wane. Starszy mczyzna zastanowi si gboko. - Kiedy zakocz ju oficjalne obowizki, z chci odbd z pani ma pogawdk. Zgoda? Wygldao na to, e chce powiedzie co jeszcze, lecz skina tylko gow.

8. Aaron zaj si dzbankiem z wod, upewniajc si, e szklanki bd pene. Nie musia zadawa sobie trudu. Gdy tylko Ripley zacza mwi, nikt ju nie zwaa na tak nieistotne sprawy, jak pragnienie. Wyjania wszystko dokadnie i ze szczegami, nie opuszczajc niczego, od chwili gdy pierwsze jaja obcych zostay odkryte na Acheronie w adowni gigantycznego statku o nadal nie znanym pochodzeniu, poprzez zagad zaogi Nostromo i pniejsz swoj ucieczk, a po tragiczne starcie na Acheronie i jej ewakuacj stamtd wraz z martwymi teraz towarzyszami. Jej umiejtno przypomnienia sobie kadego znaczcego wypadku i szczegu mogaby uderzy obserwatora jako niezwyka, lecz dla niej pami nie stanowia problemu. Tym, co drczyo j dzie po dniu, bya niezdolno do zapomnienia. Gdy skoczya, w kwaterze naczelnika przez chwil panowaa cisza. Ripley wypia p szklanki oczyszczonej wody, obserwujc jego twarz.

Andrews splt sobie palce na brzuchu. - Sprawdmy, czy dobrze to zrozumiaem, pani porucznik. Twierdzi pani, e mamy do czynienia z jakim rodzajem drapienego owada wysokoci dwch i p metra, wyposaonego w kwasowe pyny ustrojowe, i e przyby on na pani statku. - Nie wiemy, czy to owad - poprawia go. - To jest najprostsza i najbardziej oczywista analogia, lecz nikt nie moe by pewny. One nieatwo poddaj si studiom taksonomicznym. Trudno jest dokona sekcji czego, co rozpuszcza instrumenty, gdy jest ju martwe, a kiedy jest ywe, prbuje ci zje lub zapodni. Kolonici na Acheronie powicili si z zapamitaniem takim badaniom. Nic to nie dao. Te istoty wybiy ich do nogi, zanim zdyli si czegokolwiek dowiedzie. Niestety, wszystkie ich zapisy zostay zniszczone, gdy reaktor termojdrowy bazy przekroczy punkt krytyczny. Wiemy o nich niewiele. Tyle, by dokona kilku uoglnie. Mniej wicej wszystko, co moemy powiedzie z wystarczajc doz pewnoci to to, e ich system biospoeczny przypomina w znacznym przyblieniu organizacje owadw spoecznych na Ziemi, takich jak pszczoy, mrwki i tak dalej. Nikt nie wie nic wicej. Ich poziom inteligencji jest z pewnoci znacznie wyszy ni u jakiegokolwiek spoecznego stawonoga, w tej chwili jednak trudno powiedzie, czy s one zdolne do wyszych funkcji intelektualnych, tak jak my je pojmujemy. Jestem niemal pewna, e potrafi si porozumiewa za porednictwem wchu. Mog te posiada dodatkowe zdolnoci postrzegania, o ktrych nic nie wiemy. S nieprawdopodobnie szybkie, silne i odporne. Osobicie widziaam, jak jeden z nich bez problemw utrzymywa si przy yciu w prni midzygwiezdnej, zanim zdoaam spali go za pomoc silnikw promu. - Ponadto zabijaj kadego, kogo zobacz i s oglnie niesympatyczne - dokoczy za ni Andrews. - Tak pani twierdzi. I, rzecz jasna, spodziewa si pani, e uwierz na sowo w ca t fantastyczn opowie. - Racja, sir - wtrci si popiesznie Aaron. - To jest bomba. Nigdy czego podobnego nie syszaem. - Nie. Nie spodziewam si, e pan w to uwierzy odpara cicho Ripley. - Miaam ju do czynienia z takimi ludmi jak pan. - Pomin to milczeniem - odpar Andrews bez urazy. - Zakadajc przez chwil, e uwierzyem w zasadnicze punkty pani opowieci, jak by pani radzia postpi? Spisa testament i czeka, a nas ten stwr zje? - Niektrym ludziom mogoby si to wyda niezym pomysem, mnie jednak nie odpowiada. Z tymi stworami mona walczy. Mona je zabi. Jak tu macie bro'? Andrews rozplt palce z nieszczliw min. - To jest wizienie. Cho na Fiorinie nie ma dokd ucieka, umoliwienie winiom dostpu do broni palnej nie jest dobrym pomysem. Komu mogoby przyj do gowy, e za jej pomoc mona by opanowa prom zaopatrzeniowy albo co rwnie zwariowanego. Usunicie broni likwiduje pokus kradziey i uycia. - A wic nie macie zupenie adnej broni? - Przykro mi. To nowoczesne, cywilizowane wizienie. Stosujemy tu system honorowy. Nasi ludzie, cho s to skrajne przypadki, robi tu co wicej, ni tylko spacaj dug spoeczestwu. Peni sub jako dozorcy. Towarzystwo uznao, e obecno broni zastraszaaby ich, co odbioby si na jakoci pracy. Jak pani sdzi, dlaczego mamy tu tylko dwch stranikw, mnie i Aarona? Gdyby nie nasz system, nie moglibymy zapanowa nad t band bez dwudziestu nadzorcw wyposaonych w peny arsena. - Przerwa i zamyli si na chwil. - W rzeni jest troch wielkich noy. Jest ich te par w jadalni i w kuchni. Tu i wdzie mona znale toporki straackie. Nic szczeglnie przeraajcego. Ripley opada w d na krzele mamroczc niepocieszona. - A wic mamy przesrane. - Nie, to pani ma przesrane - odpar spokojnie naczelnik. - Ma pani zakaz opuszczania ambulatorium. Kwarantanna. Wbia w niego wzrok.

- Ale dlaczego? - Dlatego, e sprawia pani kopoty od chwili, gdy si tu pani zjawia, i nie chc, eby sprawy ulegy dalszemu pogorszeniu. Ja odpowiadam teraz za rozwizanie tego problemu, na czym by on nie polega, i bd si czu spokojniejszy, gdy zawsze bd wiedzia, gdzie pani przebywa. Ludzie s ju wystarczajco zdenerwowani. Jeli bdzie si pani wasa na swobodzie i wpycha nos w nieodpowiednie miejsca, z pewnoci nie wywrze to stabilizujcego wpywu. - Nie moe pan tak postpi. Nie zrobiam nic zego. - Nie powiedziaem, e pani zrobia. Umieszczam pani w odosobnieniu ze wzgldu na pani bezpieczestwo. Ja peni tu funkcj kierownika. Korzystam ze swoich uprawnie jako naczelnik kompleksu. Jeli pani sobie yczy, moe pani zoy oficjaln skarg przed komisj ledcz, jak ju wrci pani do domu. - Umiechn si po ojcowsku. - Ma j pani ca dla siebie, pani porucznik. Myl, e kiedy pani tam bdzie, nie zagrozi pani adna wielka paskudna bestia. Zgoda? Grzeczna dziewczynka. Pan Aaron pani odprowadzi. Ripley podniosa si. - Podejmuje pan z decyzj. - Myl, e jako to przeyj. Aaron, gdy ju odprowadzi pan pani porucznik do jej nowej kwatery, prosz si wzi za organizacj ekipy poszukiwawczej. I to szybko. W tej chwili naszym jedynym rdem informacji jest bekot Golica. By moe Boggs i Rains s jedynie ranni i czekaj na pomoc. - Tak jest, sir. - Jest pan w bdzie, Andrews - powiedziaa Ripley. - Cakowicie. Nie znajdzie pan w tych tunelach nikogo ywego. - Zobaczymy. - Popatrzy za ni do chwili, gdy jego zastpca j wyprowadzi. Siedziaa na ku ponura i rozgniewana. Clemens sta obok, patrzc na ni. Spojrzaa w gr, usyszawszy gos Aarona przemawiajcego przez interkom. - Zgomy si wszyscy do jadalni. Pan Andrews zarzdzi tam zebranie. Natychmiast. Brzdk. - Delikatne elektroniczne brzczenie przerwao krtkie owiadczenie zastpcy naczelnika. Ripley spojrzaa na oficera medycznego. - Czy nie ma moliwoci opuszczenia Fioriny? Promu ratunkowego? Jakiego cholernego sposobu ucieczki? Clemens potrzsn gow. - To jest teraz wizienie, pamitasz? Nie ma std ucieczki. Raz na sze miesicy przylatuje statek zaopatrzeniowy. - I to wszystko? - Spucia gow. - Nie ma powodu do paniki. Przysyaj kogo, eby ci zabra i zbada ca t kaba. Przyleci szybko, o ile zrozumiaem. - Doprawdy? Co to znaczy szybko? - Nie wiem. - Clemens najwyraniej martwi si o co innego ni nieszczliwa mier Murphy'ego. - Nikt jeszcze nigdy si nie spieszy z przybyciem tutaj. Zawsze jest odwrotnie. Zmiana kierunku lotu statku jest trudna, nie mwic o tym, e droga jak diabli. Czy chcesz mi powiedzie, o czym rozmawiaa z Andrewsem? Odwrcia wzrok. - Nie, nie chc. Pomylaby tylko, e zwariowaam. Przeniosa uwag na przeciwlegy rg sali, gdzie sta pogrony w katatonii Golic, gapicy si bez wyrazu w cian. Od kiedy Clemens go oczyci, wyglda znacznie lepiej. - Jeste chyba nieco okrutna - szepn technik medyczny. - Jak si czujesz? Ripley oblizaa wargi. - Nienadzwyczajnie. Mam mdoci. Co mi ley na odku. I jestem wkurzona. Wyprostowa si i skin gow sam do siebie.

- To pod wpywem szoku, adna niespodzianka, biorc pod uwag przez co ostatnio przesza. Cud, e nie stoisz i nie gapisz si w pust cian tak jak Golic. Podszed do niej i podda j pobienym ogldzinom, po czym skierowa si w stron szafki, otworzy zamek i zacz grzeba w rodku. - Lepiej dam ci nastpny cocktail. Zauwaya, e trzyma w rce strzykawk. - Nie. Musz by na penym gazie. Jej oczy omioty instynktownie wszystkie moliwe drogi wejcia: przewody wentylacyjne oraz drzwi. Miaa jednak mroczki przed oczyma. Nie moga myle jasno. Clemens podszed do niej ze strzykawk w rce. - Popatrz na siebie. Uwaasz, e jeste na penym gazie? Praktycznie padasz z ng. Ciao to cholernie wydajna maszyna, jest jednak tylko maszyn. Jeli wymagasz od niego zbyt wiele, moe nastpi przecienie. Odwina rkaw. - Nie wygaszaj mi wykadw. Wiem, kiedy si sforsuj. Daj mi tylko co trzeba. Posta stojca w kcie mamrotaa gono. - Nie rozumiem, czemu ludzie wini za wszystko mnie. To niesamowite, nie? Nie jestem moe doskonay, czy co, ale, sodki Williamie, nie rozumiem, czemu niektrzy zawsze wini innych za drobne problemy, jakie niesie ycie. Clemens umiechn si. - To nader gbokie. Dzikuj ci, Golic. Napeni strzykawk i sprawdzi poziom pynu. Siedzc w oczekiwaniu na podanie lekarstwa, spojrzaa przypadkiem na Golica, ktry, ku jej zdumieniu, odwzajemni jej umiech. Wyraz jego twarzy by nieludzki, pozbawiony wszelkiej myli - czysty zachwyt idioty. Odwrcia gow z niesmakiem, mylc o waniejszych sprawach. - Czy jeste zamna? - zapytaa nieoczekiwanie wielka posta w kaftanie bezpieczestwa. Ripley poderwaa si. - Ja? - Powinna wyj za m. - Golic mwi cakowicie powanie. - Mie dzieci... adna dziewczyna. Znaem ich mnstwo na Ziemi. Zawsze mnie lubiy. Ty te umrzesz. - Zacz gwizda sam do siebie. - Czy jeste? - zapyta Clemens. - Sucham? - Zamna. - Czemu pytasz? - Tak sobie, z ciekawoci. - Nie. Podszed do niej ze strzykawk zwisajc z palcw. - A moe tak byby ze mn szczery? Zawaha si. - Czy mogaby si wyraa troch janiej? - Kiedy ci zapytaam, dlaczego ci tu skierowano, uchylie si od odpowiedzi. Kiedy ci zapytaam o tatua wizienny z tyu twojej gowy, wymigae si po raz drugi. Clemens odwrci si. - To duga, smutna historia. W dodatku troch melodramatyczna. - Dostarcz mi wic rozrywki. Skrzyowaa ramiona na piersi i usiada z powrotem na ku. - C, mj problem polega na tym, e byem inteligentny. Bardzo inteligentny. Wiedziaem wszystko, rozumiesz. Byem bardzo zdolny i w zwizku z tym sdziem, e wszystko mi ujdzie na sucho. Przez jaki czas rzeczywicie tak byo. Skoczyem wanie szko medyczn, w ktrej udao mi si dokona zdumiewajcego wyczynu, mianowicie

zmieciem si w grnych piciu procentach wynikw w klasie mimo faktu, e popadem w, jak zarozumiale sdziem., moliwe do zaakceptowania uzalenienie od medafiny. Czy znasz ten farmaceutyk? Ripley potrzsna powoli gow. - Och, to liczny acuch peptydw i temu podobnych. Czowiek czuje si po nim, jakby by niezwyciony, a rwnoczenie jego wadze umysowe nie ulegaj osabieniu. Przy tym koniecznie trzeba utrzymywa pewien poziom medafiny we krwi. Taki bystry facet jak ja nie mia adnych trudnoci ze zdobyciem odpowiedniego zapasu z magazynw instytucji medycznych, w ktrych zdarzyo mi si pracowa. Uwaano mnie za nadzwyczaj obiecujcego przyszego lekarza o wielkich uzdolnieniach i wytrzymaoci, obdarzonego intuicj i dbajcego o pacjentw. Nikt nie podejrzewa, e moim najwaniejszym pacjentem byem zawsze ja sam. To si zdarzyo w pierwszym miejscu, gdzie zatrudniem si na stae. W centrum przyjto mnie z radoci. Pracowaem za dwch, nigdy si nie skaryem i niemal nigdy nie popeniaem bdw w diagnozach i receptach. Po trzydziestu szeciu godzinach ostrego dyuru wyszedem, napaem si po dziurki w nosie i wliznem do ka, by zagubi si we wraeniu niewakoci przez ca noc. W tym wanie momencie zabrzcza interkom. W stacji paliwowej centrum eksplodowao urzdzenie cinieniowe. Wzywali na pomoc kadego, kogo mogli cign. Byo trzydziestu powanie rannych, lecz tylko kilku musiao zosta wysanych na oddzia intensywnej opieki. Reszta wymagaa jedynie szybkiej, lecz rutynowej interwencji. Nic skomplikowanego. Nic, z czym nie daby sobie rady na wp kompetentny staysta. Przyszo mi do ba, e zaatwi to sam, po czym zrealizowaem ten pomys, zanim ktokolwiek zauway, e jestem nadzwyczaj ywy i radosny, jak na kogo, kogo wyrwano przed chwil z pocieli o trzeciej nad ranem. - Przerwa na chwil, aby zebra myli. - Jedenastu z tych trzydziestu zmaro, gdy przepisaem nieodpowiedni dawk rodka przeciwblowego. Taki drobiazg. Taka prosta sprawa. Kady dure by sobie z tym poradzi. Kady dure. Oto caa medafina. Niemal w ogle nie wpywa na procesy mylowe. Tylko od czasu do czasu. - Przykro mi - powiedziaa cicho. - Nie ma powodu. - Wyraz jego twarzy by bezlitosny. - Nikomu innemu nie byo. Dostaem siedem lat wizienia plus doywotni nadzr, a moje prawo wykonywania zawodu cofnito na stae do kategorii 3-C z surowymi ograniczeniami odnonie do tego, co i w jakim miejscu wolno mi praktykowa. W wizieniu zdoaem si pozby swego cudownego naogu, to jednak nie miao ju znaczenia. Zbyt wielu byo krewnych, ktrzy pamitali o swoich zmarych. Nie miaem adnych szans na cofnicie ogranicze. Przynosiem wstyd swej profesji i egzaminatorzy byli zachwyceni, e mog uczyni ze mnie przykad. Po tym wszystkim moesz sobie wyobrazi, ile instytucji miao ochot zatrudni kogo z moimi kwalifikacjami zawodowymi. Dlatego znalazem si tutaj. - Nadal jest mi przykro. - Ze wzgldu na mnie? Czy na to, co si stao? Jeli to drugie, to mnie te. Jeli jednak chodzi o kar wizienia i pniejsze ograniczenia, to nie. Zasuyem na to. Zasuyem na wszystko, co mnie spotkao. Przekreliem ycie jedenastu ludzi. Od niechcenia, z gupim umieszkiem na twarzy. Jestem pewien, e ci, ktrych zabiem, rwnie si wietnie zapowiadali. Zniszczyem jedenacie rodzin. Mimo e nigdy nie zdoam tego zapomnie, nauczyem si z tym y. To jedyna pozytywna strona skierowania w takie miejsce jak to. Mona si tu nauczy, jak y z tym, co si zrobio. - Czy tu odsiedziae wyrok? - Tak, i dosy dobrze poznaem t zbieranin. Gdy wic oni tu zostali, ja zostaem z nimi. Nikt inny nie przyjby mnie do pracy. - Podszed do niej, by da jej zastrzyk. - Czy wic pozwolisz, ebym zbliy si do ciebie ze strzykawk?

Gdy pochyli si nad ni, obcy wyldowa na pododze za nim rwnie cicho, jak oderwa si od sufitu. Wyldowa w podpartej pozycji kucznej, po czym wyprostowa si na pen wysoko. Byo zdumiewajce i przeraajce zarazem, e co tych rozmiarw mogo si porusza tak cicho. Widziaa, jak si wyprostowa, grujc nad umiechnitym medykiem. Jego metaliczne siekacze lniy w bladym wietle lampy umieszczonej na suficie. W tej samej chwili, gdy usiowaa skoni swe sparaliowane struny gosowe do dziaania, jaka jej cz zauwaya, e obcy rni si nieco wygldem od wszystkich odmian, jakie napotkaa do tej pory. Gowa bya peniejsza, ciao bardziej masywne. Subtelniejsze odchylenia o charakterze fizycznym zarejestrowaa w przelotnych tikach obserwacyjnych owego zastygego momentu grozy. Clemens pochyli si w jej stron, ogarnity nagle czym wicej ni zwyk trosk. - Hej, co si stao? Wygldasz, jakby miaa trudnoci z oddychaniem. Mog... Obcy oderwa mu gow i odrzuci j na bok. Mimo to nie krzykna. Chciaa. Prbowaa. Ale nie moga. Jej przepona wypychaa powietrze, lecz krta nie wydaa dwiku. Obcy odrzuci na bok zwoki Clemensa, z ktrych tryskaa krew, i spojrza na ni. Gdyby tylko mia oczy, pomylaa jaka cz jej mzgu, zamiast nie zbadanych jak dotd receptorw wizualnych. Bez wzgldu na to, jak straszliwe czy przekrwione, oczy byy czym, z czym mona byo nawiza kontakt. Okna duszy, jak gdzie wyczytaa. Obcy nie mia oczu i zapewne nie mia te duszy. Zacza dygota. Uciekaa ju przed nimi przedtem i walczya z nimi, lecz w zamknitej przestrzeni ambulatorium przypominajcej grobowiec nie miaa dokd ucieka ani czym walczy. Wszystko byo skoczone. Jaka jej czstka cieszya si z tego. Przynajmniej nie bdzie ju wicej koszmarw, nie bdzie budzenia si z krzykiem w nieznajomych kach. Wreszcie osignie spokj. - Hej ty, chod no tutaj! - krzykn nagle Golic. Wypu mnie! Pomog ci. Moemy razem pozabija tych wszystkich dupkw. Posta rodem z obrazu Boscha odwrcia si, by spojrze na winia. Potem przeniosa wzrok z powrotem na nieruchom kobiet lec na ku. Jednym skokiem obcy znalaz si na suficie. Jego przypominajce kable palce zapay za krawd szeroko otwartego kanau powietrznego, przez ktry przyby. Obcy znikn. Z gry dobiegy niosce si echem odgosy lizgania, ktre szybko znikny w dali. Ripley nie poruszya si. Nic si jej nie stao. mier omina j. Co prawda nie wiedziaa o nich praktycznie nic. Co w niej odstraszyo obcego. By moe nie atakowali chorych. A moe byo to co w zachowaniu Golica. Cho ya jeszcze, nie bya pewna, czy si z tego cieszy, czy nie.

9. Andrews stal w jadalni przed swymi podopiecznymi. Bada w milczeniu ich pene oczekiwania i ciekawoci twarze, podczas gdy Dillon przygotowywa si do swej tradycyjnej inwokacji. Aaron siedzia tu obok. Zastanawia si, co te jego szef wykombinowa. - Wszyscy wstaj, wszyscy si modl. Bogosawiony jest Pan. Winiowie usuchali wezwania, przybierajc pene czci pozy. Dillon cign: - Daj nam si, o Panie, bymy wytrwali. Wyznajemy, e jestemy nieszczsnymi grzesznikami w rkach gniewnego Boga. Niechaj krg bdzie nie przerwany, zanim nie nadejdzie dzie. Amen. Kady z winiw unosi sw praw pi, po czym siada. Gdy Dillon obrzuci ich spojrzeniem, jego dotychczasowy bogi wyraz twarzy zmieni si z przeraajc nagoci.

- Co tu si, kurwa, dzieje? Skd si bierze to gwno? Mamy tu morderstwo! Mamy gwat! Mamy braci, ktrzy popadli w kopoty! Nie chc tu wicej takiego gwna! Jeli mamy problemy, musimy trzyma si razem. Andrews pozwoli, by cisza, ktra nastpia po wybuchu Dillona, trwaa a do chwili, gdy ju mia pewno, e uwaga wszystkich skupiona jest na nim. Chrzkn uroczycie. - Tak jest, dzikuj panu, panie Dillon - zacz swym zwykym rzeczowym tonem. - W porzdku. Tak jak poprzednio, jest to zebranie w celu sprawdzenia plotek. Oto s fakty. O godzinie 0400 wizie Murphy, wskutek nieostronoci i zapewne te duej dawki gupoty z jego strony, zosta znaleziony martwy w szybie wentylacyjnym numer siedemnacie. Na podstawie informacji zebranych na miejscu mona sdzi, e sta zbyt blisko wentylatora w chwili, gdy uderzy silny prd zstpujcy, wskutek czego zosta wessany lub wdmuchnity pomidzy opaty. Oficer medyczny Clemens peni w tych okolicznociach funkcj koronera i jego raport odnonie przyczyny mierci jest tak konkretny, jak to tylko moliwe. Kilku winiw zamruczao pod nosem. Andrews wpatrywa si w nich, dopki nie umilkli. Gdy podj przemow, zacz spacerowa w kko. - Wkrtce potem winiowie Boggs, Rains i Golic wyruszyli do szybw na rutynow wypraw poszukiwawcz. Byli dobrze wyekwipowani i, jak mona by sdzi, wiedzieli, za co si bior. - Mog to potwierdzi - wtrci si Dillon. Andrews zaakceptowa spojrzeniem komentarz wielkiego mczyzny, po czym wrci do swej przemowy. - Okoo godziny 0700 wrci wizie Golic w stanie wskazujcym na zaburzenia umysowe. Cay by pokryty krwi i bekota co od rzeczy. W tej chwili przebywa on skrpowany w ambulatorium, gdzie otoczony jest opiek medyczn. Winiowie Boggs i Rains do tej pory nie wrcili. Jestemy zmuszeni wzi pod uwag moliwo, e padli oni ofiar winia Golica. - Przerwa, dajc im czas na przetrawienie swych sw. - Historia ycia wspomnianego winia nie wyklucza podobnego podejrzenia. Cho nie przysyaj tu nikogo, kto nie zosta uprzednio poddany terapii i uznany za zdrowego przez Central Rehabilitacyjn na Ziemi, aden program rehabilitacji nie jest ani doskonay, ani wiecznotrway. - Syszaem o tym - odezwa si Dillon. - No wanie. Niemniej dopki nie odnajdziemy winiw Rainsa i Boggsa lub ich cia i nie ustalimy powodw ich nieobecnoci, wszelkie wnioski s, z koniecznoci, przedwczesne. By moe przebywaj w jednym z tuneli ranni i niezdolni si poruszy i czekaj, a przybdzie pomoc, albo te zabdzili usiujc odnale drog wyjcia. Jest oczywiste, e istnieje pilna potrzeba sformowania i wysania ekipy poszukiwawczej. Chtnie zobacz ochotnikw. Ich zgoszenie si zostanie w odpowiedni sposb odnotowane w aktach. Zatrzyma si przed pnocn cian uksztatowan z odlewanego na miejscu oowiu. - Mona, jak sdz, stwierdzi, e w naszym gadko funkcjonujcym orodku pojawio si nagle kilka problemw. Nie s one powodem do paniki czy zaniepokojenia. W gruncie rzeczy w sytuacji takiej jak nasza naley si tego od czasu do czasu spodziewa. Bez wzgldu na to, w jaki sposb zakoczy si ten nieszczliwy incydent, sdz, e mog spokojnie zapowiedzie, i naley si w bardzo krtkim czasie spodziewa powrotu do normalnej dziaalnoci. Tymczasem jednak musimy wszyscy zachowa gow na karku i wzi si w gar przez nastpnych kilka dni, zanim nie przybdzie ekipa ratunkowa, ktra zabierze porucznik Ripley. Mog si nawet posun do stwierdzenia, e cho jej nie planowane przybycie tutaj wywoao kilka problemw, spowodowao te, e Towarzystwo skierowao statek na Fiorin. To oznacza moliwo otrzymania dodatkowych zapasw, a moe te pewnych towarw luksusowych na dugo przed rozkadem. Jest si z czego cieszy. Dlatego wszyscy powinnimy oczekiwa z niecierpliwoci nadchodzcych dni.

Drzwi po jego prawej stronie otworzyy si z trzaskiem. Wpada przez nie Ripley. Zadyszana i wstrznita, zignorowaa spojrzenia wszystkich obecnych. - On tu jest! Dorwa Clemensa! - Rozgldaa si wok szaleczo. Jej oczy sprawdzay ciemne kty i odlege korytarze prowadzce do sali zebra. yy wystpiy na szyj Andrewsa. - Pani porucznik, mam ju pani do. Prosz natychmiast skoczy z tym bredzeniem! Do tego! Sieje pani zbyteczn panik, nie majc adnego dowodu. Nie pozwol na to, syszy mnie pani? Nie pozwol! Wbia w niego wzrok. - Mwi panu, e on tu jest! - A ja pani mwi, niech pani nad sob zapanuje, pani porucznik! - Rzuci szybkie spojrzenie w prawo. - Panie Aaron, niech si pan natychmiast zajmie t gupi kobiet. Prosz j odprowadzi do ambulatorium! - Tak jest, sir. - Aaron postpi krok w stron Ripley, lecz zawaha si na widok wyrazu jej twarzy. Sprawiaa wraenie, e jest fizycznie sprawna w stopniu nie mniejszym od przecitnego winia. Gdy zastanawia si, co ma zrobi, wiata nagle zamigotay szaleczo. Winiowie zbili si w krzykliw gromadk i rozgldali wok niepewnie. Andrews pokiwa zowieszczo gow. - Nie pozwol na takie bzdury w moim orodku. Czy wszyscy mnie usyszeli? Nie bd tego tolerowa. Usyszawszy cichy szurajcy odgos spojrza w gr. Obcy sign w d i porwa naczelnika z podogi tak zgrabnie, jak pajk chwyta much. W jednej chwili zarwno drapienik, jak i ofiara zniknli. Pord histerii, ktra zapanowaa, jedynie Ripley i wizie Morse zdoali dostrzec, jak potwr wcign nieruchom posta Andrewsa do otwartego kanau wentylacyjnego. Ripley usiada w rogu i zapalia narkopapierosa. Nagle zacza wspomina Clemensa. Wyraz jej twarzy sta si twardszy. Clemens: lepiej o nim nie myle. Naley o nim szybko zapomnie, podobnie jak zapomniaa o kilku innych mczyznach, z ktrymi nawizaa zwizki po to tylko, by porwali ich i unicestwili inni przedstawiciele niezniszczalnej, jak si zdawao, hordy obcych. Z tym, e obcy nie byli niezniszczalni. Mona ich byo zabi. To wanie, jak dugo pozostawaa przy yciu, byo najwyraniej jej przeznaczeniem. Wytpi ich, zetrze z oblicza wszechwiata. Byo to powoanie, ktre chtnie, och, jake chtnie, odstpiaby komu innemu. Dlaczego ona? Nad tym pytaniem rozmylaa ju nieraz. Dlaczego wybrano wanie j? Nie, pomylaa, to nie jest tak. Nic jej nie wybrao. Los nie skaza jej na ycie pene grozy i zniszczenia. Inni stawili czoa obcym i zginli. Jedynie ona nie przestawaa cierpie dlatego, e wci ya. Byo to przeznaczenie, od ktrego moga si uwolni w kadej chwili. Ambulatorium byo dobrze zaopatrzone. Jego zawarto wyposaono w wyrane etykiety. Jeden prosty zastrzyk mg unicestwi cay bl i przeraenie. atwo byoby z tym skoczy. Ona jednak nie naleaa do ludzi, ktrzy si poddaj. By moe jej zadaniem byo po prostu utrzyma si przy yciu. Nie, los nie znca si nad ni w aden szczeglny sposb. Nie byo jej win, e jest twardsza ni ktokolwiek inny. Byo to po prostu co, z czym musiaa si nauczy y. Odszed kolejny mczyzna. Tym razem taki, ktrego nie lubia za bardzo, lecz mimo to Ripley odczuwaa al. Andrews by czowiekiem i zasugiwa przynajmniej na porzdn mier, jeli ju na nic wicej. Obcy pozostawi po swym zdumiewajco szybkim ataku mierteln cisz. Gdy znikn, mczyni znw usiedli bd wstali, kady z nich wpatrzony w dal, w swego ssiada lub we

wasne wntrze. Jak zwykle odpowiedzialno spada na Dillona, ktry uklk i zacz si modli. - Otrzymalimy znak, bracia. To, jak si uporamy z zagroeniem, okreli nasz los. - Amen - odpowiedziao chrem kilku winiw. Komentarze kilku innych byy, na szczcie, niesyszalne. - Wznosimy dziki, o Panie - cign Dillon. - Dosign nas twj gniew i bliski jest dzie, gdy bdziemy osdzeni. Nadciga Apokalipsa. Bdmy gotowi. Niechaj twe miosierdzie bdzie sprawiedliwe. W tylnej czci sali winiowie zaczli szepta do siebie nie zwaajc na modlitw Dillona. - On by wielki - mrukn wizie David. - Mwi, wielki. I szybki. - Widziaem go, dupku. - Kevin wpatrywa si intensywnie w miejsce na suficie, z ktrego zwisa obcy. - Byem tu. Mylisz, e jestem lepy? - No, ale mwi ci, e by wielki. - Wspomnienie zdarzenia zaabsorbowao ich tak bardzo, e zapomnieli nawet gapi si na Ripley. Wizie William wsta z miejsca i przyjrza si swym towarzyszom. - No dobra, to co teraz zrobimy, koledzy`? Paru ludzi spojrzao na siebie nawzajem, aden jednak nic nie powiedzia. - No wic kto przejmie kierownictwo? To znaczy, musimy si tu jako zorganizowa, mam racj? Aaron przekn lin i rozejrza si po sali. - Chyba ja jestem drugi w kolejce. Morse spojrza z ukosa w sufit. - Osiemdziesit pi bdzie nami rzdzi. Jezu, zlituj si! - Nie nazywaj mnie tak! - Aaron spojrza gniewnie na winia, ktry si odezwa. - Ani teraz, ani nigdy! Podnis si i postpi naprzd, by stan z nimi twarz w twarz. - Posuchajcie, w aden sposb nie zdoam zastpi Andrewsa. Nie bd nawet udawa, e mog. Wy go nigdy nie docenialicie. Wiem, e czasem by z niego sukinsyn, ale to by najlepszy facet, z jakim pracowaem. Na Dillonie przemowa ta nie wywara wraenia. - Nie chc sucha tego pieprzenia. - Przenis wzrok z nastpcy naczelnika na wysok chud posta siedzc po przeciwlegej stronie sali. - A co z tob? Jeste oficerem. Moe by nam tak pokazaa odrobin przywdztwa? Ripley spojrzaa na niego przelotnie, zacigna si narkopapierosem i odwrcia wzrok. William przerwa cisz, ktra nastpia, wskazujc na Dillona. - Ty obejmij dowdztwo. I tak wszystkim tu rzdzisz. Wyszy mczyzna potrzsn szybko gow. - Nic z tego, kurwa. Nie nadaj si na dowdc. Dbam o swoich ludzi, to wszystko. - No wic, czego ta pierdolona bestia chce? - zapyta gono zniechcony William. - Czy ten kutas sprbuje zaatwi nas wszystkich? Narkopapieros wysun si z warg Ripley. - Aha. - Kurcz, czy to nie pikne? - warkn z sarkazmem Morse. - Jak mona go powstrzyma? Zdegustowana Ripley odrzucia resztk narkopapierosa i podniosa si, by spojrze zebranym w twarze. -Nie mamy tu adnej broni, zgadza si? Logicznych karabinw maszynowych, karabinw impulsowych ani nic? - Tak jest. - Aaron skin niechtnie gow. Zrobia zamylon min.

- Nie widziaam jeszcze takiego jak ten. Jest wikszy, ma inne nogi. Tamte inne bay si ognia, a przynajmniej czuy przed nim respekt. To prawie wszystko. Obiega sal wzrokiem. - Czy moemy odizolowa ten obszar? - W aden sposb - odpar Aaron. - Rozwinity zesp kopal ma powierzchni ponad dziesiciu kilometrw kwadratowych. Jest tu szeset kanaw powietrznych, ktre wychodz na powierzchni. Ten cholerny zesp jest wielki. - A co z video? Moglibymy sprbowa zlokalizowa go w ten sposb. Wszdzie tu widz monitory. Zastpca naczelnika ponownie potrzsn gow. - Wewntrzny system wizyjny nie dziaa ju od lat. Nie ma powodu, by utrzymywa w ruchu drogi, nowoczesny system po to tylko, by monitorowa dwudziestu piciu parszywych winiw-dozorcw, ktrzy i tak nigdzie nie mog pj. Szczerze mwic, mao co tu jeszcze dziaa. Mamy tu kup urzdze technicznych, ale nie wiemy, jak je naprawi. - Osiemdziesit pi chce pani powiedzie... - zacz Morse. - Nie nazywaj mnie tak! - warkn Aaron. Wizie nie zwrci na niego uwagi. - ...e nie mamy tu centrw rozrywki, kontroli klimatu, ekranw wizyjnych, urzdze kontroli terenu, lodwek, pierdolonych lodw, karabinw, kaloszy dla kobiet. Jedyne co mamy, to gwno. - Zamknij si - powiedzia ostrzegawczo Dillon. - Po co w ogle z ni rozmawiamy? - cign Morse. - To ona sprowadzia tu tego kutasa. Rozwalmy jej eb o cian. Ripley ledwo dostrzegalnie wzruszya ramionami. - Nie mam nic przeciwko temu. Dillon podszed do Morsea i spojrza mu prosto w twarz. - Nastpny raz ju tego nie powtrz - powiedzia cicho. - Zamknij gb. Morse pomyla przez chwil, po czym spuci wzrok, uznajc si za pokonanego. Przynajmniej na razie. Zastpca naczelnika spojrza na Ripley. - No dobrze. Co teraz zrobimy? Zdaa sobie spraw, e nie tylko trjka mczyzn stojcych przy stole, lecz wiksza cz winiw obserwuje j wyczekujco. - Na Acheronie prbowalimy zamkn si przed nimi na odizolowanym obszarze i ustanowi obwd ochronny. To poskutkowao, lecz tylko na krtko. One zawsze znajd drog do rodka. Najpierw musz zobaczy, nie usysze, jak dokadnie wyglda nasza sytuacja. - Jest przesrana - Morse warkn, lecz jedynie pod nosem. Aaron skin gow. - Chod ze mn. - Spojrza na Dillona. - Przykro mi, ale znasz przepisy. Wielki mczyzna zmruy powoli oczy na znak potwierdzenia. - Tylko nie siedcie tam za dugo, dobra? Aaron sprbowa si umiechn. Nie wyszo mu. - Popatrz na to w ten sposb: nie przydziel wam dzi adnych zada. Dillon bdzi wzrokiem po grnym poziomie biblioteki. - Czemu wic nie czuj si odprony? Szli gwnym korytarzem. Aaron trzyma schematyczn map, a Ripley przenosia co chwil uwag z wydruku na korytarz i ciany. Lampy na suficie paliy si, chocia sabo. Morse by w bdzie. Niektre z podstawowych urzdze podtrzymujcych ycie dziaay jeszcze. Stukna palcem w plastikow powierzchni. - Co to jest?

- Korytarz czcy ambulatorium z jadalni. - Moe moglibymy tam wej i go wykurzy. Trzyma si blisko niej. - Daj spokj. Tunele cign si na dole caymi kilometrami. Sprawdzia przebieg linii na planie. - On nie odejdzie daleko. Zaoy gniazdo gdzie w najbliszej okolicy, w jednym z mniejszych korytarzy lub szybw wentylacyjnych. Skrzywi twarz. - Gniazdo? Chciaa powiedzie kryjwk? Spojrzaa na niego. - Co chciaam powiedzie, to powiedziaam. Nie pytaj mnie tylko o szczegy. Jak zdoamy go zabi lub unieruchomi, przypomnij mi to ci opowiem. W przeciwnym razie lepiej, eby nie wiedzia. Wytrzyma jej spojrzenie jeszcze przez moment, po czym spuci wzrok z powrotem ku mapie. - Skd to wiesz? - Jest jak lew. Trzyma si blisko zebr. - Nie mamy tutaj adnych zebr. Zatrzymaa si i przyjrzaa mu uwanie. - Ju dobrze - powiedzia pokonany. - Ale lata tam w kko po ciemku? Chyba artujesz. Poza gwnym szybem nie ma ju lamp sufitowych. - A co z latarkami? - Jasne. Mamy ich sze tysicy. I baterie akumulatorowe te. Nie ma tylko arwek. Kto zapomnia o tym drobnym szczegle. Mwiem ci, nic tu nie dziaa. - A jak z pochodniami? Czy mamy moliwo rozpalania ognia? Wikszo ludzi korzysta z tego przywileju od czasu epoki kamiennej. Stary pionowy szyb cign si w gr i w d, znikajc w ciemnoci. Drabina przyspawana do jego wewntrznej ciany bya brudna od wglowego pyu i nagromadzonego osadu. Wilgotne gste powietrze wznosio si leniwie z czarnej gbiny. Ripley wychylia si z korytarza i skierowaa pochodni w d. Nie byo wida dna. Co prawda, nie spodziewaa si, e je ujrzy. Zaczli od tunelu, w ktrym zgin Murphy, za wielkimi opatami wentylatora, ktry Aaron wyczy, zanim ruszyli w drog. Pocigna nosem, marszczc go. Wznoszce si w gr powietrze nie tylko byo wilgotne, lecz czuo si w nim wo gnijcej rolinnoci, a take ostry zapach chemikaliw. - Co jest tam na dole? Aaron sta tu za ni. - Urzdzenia do uzdatniania i recyrkulacji powietrza i wody. - To tumaczy ten smrd. Termojdrowe? - Aha. Ale zapiecztowane. Wszystko dziaa automatycznie. Para technikw ze statku zaopatrzeniowego sprawdza to co sze miesicy. - Umiechn si. - Nie mylisz chyba, e oddaliby obsug dziaajcego reaktora termojdrowego w delikatne apska bandy winiw i dwch administratorw wiziennych z oglnym wyksztaceniem? Nie odwzajemnia jego umiechu. - Nic, co zrobi Towarzystwo, nie moe mnie zdziwi. Trzymajc si mocno krawdzi wylotu skierowaa pochodni ku grze. Jej wiato pado na gadkie metalowe ciany. - Co jest nad nami? - Nic zaawansowanego technicznie. Skady, wikszo z nich ju teraz pusta. Oprniono je, kiedy Weyland-Yutani zamyka kopalni. Tunele serwisowe. Przewody wodne i elektryczne. Wszystkie te tunele i szyby s za due. Z caym tym sprztem wiertniczym,

ktry mieli pod rk, inynierowie nie narzekali na trudnoci. Zbudowali wszystko wiksze ni trzeba - przerwa. - Mylisz, e mg si schowa gdzie tam na grze? - Z natury wybraby na gniazdo du, wygodn komor. Lubi te przebywa ponad swymi... ofiarami. Woli spada na nie z gry ni atakowa od dou. Ponadto grne pitra le bliej pomieszcze mieszkalnych wizienia. Tam, jak si spodziewa, bdziemy si kry. Jeli si nam poszczci, moe zdoamy zaj go od tyu. Jeli bdziemy mieli pecha... - To co? - zachci j Aaron. - Moe uda si nam zaj go od tyu. Wskoczya na drabin i zacza si wspina. Drabina bya nie tylko grubo pokryta zaskorupiaym brudem, lecz ponadto wilgotne powietrze napywajce z dou pobudzao wzrost miejscowych alg oraz innych mikroorganizmw. Szczeble byy liskie i niepewne. Gdy wspinaa si w gr, pilnowaa, by trzyma si mocno woln rk jednego z bocznych prtw drabiny. Mniej wicej co trzy metry szyb przecina jeden lub wicej korytarzy poprzecznych. Na kadym poziomie wpychaa pochodni do rodka, owietlajc tunele na znaczny dystans, po czym wznawiaa wspinaczk. Poniewa Aaron stara si obserwowa Ripley, jego koncentracja osaba. Stopa zelizna mu si ze szczebla. Idcy za nim Dillon szybko obj drabin lewym ramieniem, za drug rk zapa koyszc si w powietrzu kostk zastpcy naczelnika, po czym wsun jego stop z powrotem na najbliszy szczebel. - Hej wy, na grze, wszystko u was w porzdku? - zapyta penym napicia szeptem. - Dobra jest - odpar Aaron, cho gos dra mu lekko. - Trzymaj tylko t pochodnie z dala od mojej dupy. - To mieszne, e o tym wspominasz - odpar wielki mczyzna w pmroku. - Przez cae lata marzyem, e zrobi wanie to. - Zachowaj to na inn okazj, dobra? - Aaron pogna naprzd, w obawie, e Ripley oddali si na niebezpieczn odlego. - Jeszcze jedno, facet - szepn Dillon. Zastpca naczelnika ponownie spojrza w d. - Sucham? - Powiedz mi, gdy tylko zechcesz zamieni si miejscami. - Niech ci si nawet nie ni. Mimo zaistniaej sytuacji obaj mczyni zdobyli si na braterski umiech zrozumienia, po czym podjli wspinaczk. Przelotne uczucie koleestwa znikno, ustpujc miejsca rozpaczy i niepokojowi wywoanemu ich pooeniem. Ripley spojrzaa w d, zastanawiajc si, o czym rozmawiaj. To dobrze, e w podobnych warunkach byli zdolni si umiecha. aowaa, e nie moe mia si razem z nimi, wiedziaa jednak, e to niemoliwe. Zbyt dobrze zdawaa sobie spraw z tego, co moe znajdowa si przed nimi. Wcigna z rezygnacj powietrze, wesza na nastpny szczebel i skierowaa wiato w kolejny wylot. Prosto w oblicze stwora. Gdyby jej palce nie zacisny si na szczeblu pod wpywem przeraenia, z pewnoci spadaby z drabiny w tej samej chwili, w ktrej krzykna. Odruchowo zamachna si pochodni. Trafia okropiestwo prosto w lnic czarn gow... ktra pod wpywem ciosu rozpada si na kawaki. - Co... co to? - wrzeszcza Aaron pod ni. Zignorowaa go. Usiowaa odzyska rwnowag. Dopiero gdy jej si to udao, podcigna si i wesza do tunelu. Caa trjka spogldaa razem na zapadnit, wysch powok dorosego obcego. - Brzydki frajer, nie? - odezwa si Dillon. Ripley przyklka, by zbada zrzucon skorup. Palce zadray jej lekko, stykajc si z pozostaoci obcego, potem si uspokoiy. Powoka bya absolutnie niegrona, cie zagadki.

Nic w niej si nie kryo. Czaszka, w ktr uderzya pochodnia, bya w rodku pusta. Pchna lekko na prb pozosta cz powoki i masywny, opywowy ksztat przewali si na bok. Podniosa si z klczek. - Co to jest? - zapyta Aaron. Trci powok stop. - Zrzuci skr. To jaki rodzaj linienia. - Rzucia przelotne spojrzenie w gr tunelu. To jaki nowy. Nigdy przedtem tego nie widziaam. Nie w tym stadium rozwoju. - Co to oznacza? - mrukn Dillon. - Trudno wyczu. Nie ma precedensu. Jednego jednak moemy by pewni. Jest teraz wikszy. - O ile wikszy? - Aaron podobnie jak ona zacz si wpatrywa w ciemny korytarz. - To zaley - szepna Ripley. - Od czego? - Od tego, czym si sta. Ruszya naprzd, trzymajc pochodni przed sob. Potrcia Aarona po drodze. Co gnao j naprzd, skaniao do przyspieszenia, a nie zwolnienia kroku. Zatrzymywaa si tylko na krtkie chwile, ledwo starczajce na to, by owietli pochodni boczne korytarze, odchodzce od gwnego tunelu. Odkrycie powoki obcego natchno j t sam nieugit determinacj, ktra pozwolia jej ocale z klski na Acheronie. Determinacj i narastajcym gniewem. Nagle stwierdzia, e myli o Jonesie. Nic dziwnego, e ona i kot ocaleli z Nostromo. Ciekawo i wola przeycia byy ich dwiema wsplnymi cechami. Jonesa nie byo. Musia zosta na Ziemi. Moe ju nie y. Moe nie drczyy go ju kocie koszmary. Tylko ona musiaa nadal radzi sobie z yciem i ze wszystkimi wspomnieniami. - Wolniej. - Aaron musia przej w trucht, by za ni nady. Podnis map i wskaza rk przed siebie. - Jestemy prawie na miejscu. Spojrzaa na niego. - Mam nadziej, e warto byo si wspina. Co si stao ze wszystkimi cholernymi windami w tym miejscu? - artujesz? Wyczono je, kiedy zamykano kopalni. Po co zreszt banda winiw miaaby azi do tego sektora? Ruszy naprzd jako pierwszy. Przebyli nastpnych sto metrw, a potem tunel przeszed w znacznie wikszy korytarz wystarczajco szeroki i wysoki, by pomieci nie tylko ludzi, lecz rwnie pojazdy. Zastpca naczelnika zatrzyma si przy przeciwlegej cianie i unis w gr pochodni, by owietli ni wywieszk przyspawan do metalu. MAGAZYN ODPADKW TOKSYCZNYCH TO POMIESZCZENIE JEST HERMETYCZNIE ZAMKNITE NIE UPOWANIONYM WSTP WZBRONIONY Wymagana kategoria B-8 lub wysza - No, no. Co my tu mamy? - Po raz pierwszy od wielu dni Ripley pozwolia sobie na iskierk nadziei. - Jest ich ponad tuzin, rozsianych po caym terenie. - Aaron nachyli si, by przeczyta szczegowy napis znajdujcy si pod pyt. - Ten ley najbliej pomieszcze mieszkalnych. Stukn w cian pochodni i iskry posypay si na podog. - Mieli tu zamiar upchn ca mas skoncentrowanych odpadkw. Produkty uboczne rafinacji i temu podobne. Niektre z tych skadw s pene i zapiecztowane na stae, inne wypenione czciowo. To tasze, atwiejsze i bezpieczniejsze ni wyadowa ten syf do baki i powyrzuca w przestrze. Tego magazynu nigdy nie uywano. Moe dlatego, e ley tak blisko terenw mieszkalnych, a moe po prostu nigdy nie musieli z niego korzysta, bo

zamknli interes, zanim to miejsce stao si im potrzebne. Byem w rodku. Jest czysty jak za. Ripley przyjrzaa si cianie. - Jak wyglda dostp? - Mniej wicej tak, jak si mona tego spodziewa w magazynie tej kategorii. Poprowadzi j wok pomieszczenia do ciany frontowej. Drzwi byy podrapane i brudne, nadal jednak robiy wraenie. Zauwaya niemal niewidoczne szczeliny w ich rogach. - Czy to jedyna droga prowadzca do rodka lub na zewntrz? Aaron skin gow. - Zgadza si. Sprawdziem instrukcje, zanim zeszlimy na d. Przejcie jest akurat wystarczajco szerokie, by przepuci may transporter-adowark z kierowc i adunkiem. Sufit, ciany i podoga maj metr osiemdziesit gruboci. Lita stal ceramokarbidowa. Tak samo jak drzwi. Wszystkie urzdzenia sterujce i aktywne podzespoy znajduj si na zewntrz lub s osadzone w tej samej matrycy. - Upewnijmy si, czy dobrze to zrozumiaam. Jak si co tam zagoni i zamknie drzwi, nie ma sposobu, eby si wydostao? Aaron chrzkn z przekonaniem. - Zgadza si. adnego pierdolonego sposobu. To wistwo jest szczelne. Instrukcja twierdzi, e moe utrzyma absolutn prni. Nic wikszego ni neutrino si nie przelinie. Ten ceramokarbidowy materia rozprasza nawet promienie lasera. Potrzeba by kontrolowanego wybuchu jdrowego, by przedosta si do rodka. - Jeste pewien, e wszystko jest nadal na chodzie? Wskaza na poblisk skrzynk kontroln. - Czemu sama nie sprawdzisz? Postpia naprzd i zerwaa cienk piecz zamykajc skrytk. Wieko opado w d, odsaniajc kilka urzdze sterujcych. Przygldaa si im przez chwil, po czym wcisna duy zielony przycisk. Ogromne drzwi nie tyle otworzyy si, co, jak si wydawao, znikny bezgonie w cianie. Powtrzya cay cykl raz jeszcze, czujc podziw dla gadkiej pracy urzdze, ktre mogy przemieszcza tak wielk mas rwnie szybko i atwo. Winiowie take byli pod wraeniem. Sprawno od dawna upionej techniki podniosa ich w wyrany sposb na duchu. Za otwart barier znajdowaa si pusta komora o gadkich cianach. Podog pokrywaa jednodniowa warstwa kurzu. W rodku z atwoci mogo si zmieci kilka dorosych obcych. - Poka mi map. - Aaron wrczy jej pacht. Palcem wskazujcym zacza wytycza trasy na plastiku. - Jestemy tutaj? - Aaron nachyli si bliej i skin gow. - Administracja jest tu, a sala zebra w gr tego korytarza? - Poapaa si. I to szybko - doda z podziwem. - Fakt, e nadal yj, zawdziczam zdolnoci rozumienia relacji przestrzennych. Uderzya palcem w pacht. - Jeli zdoamy go skoni, eby zacz nas ciga tymi korytarzami, tdy i tdy, a potem bdziemy je odcina jeden po drugim, moemy go zwabi do rodka. Caa trjka zajrzaa w gb magazynu. Dillon spojrza na ni. - Powiedzmy to jasno. Chcesz go wykurzy z tych rur, zapdzi tutaj, zatrzasn drzwi i zamkn go z dup w puapce? - Aha - odpara nie podnoszc wzroku znad mapy. - I szukasz pomocy u nas, chopakw z podwjnym chromosomem Y. - Macie co lepszego do roboty? - Dlaczego mamy naraa dla ciebie wasne dupy?

Wreszcie podniosa ku niemu spojrzenie swych oczu o stalowym wyrazie. - Wasze dupy s ju zagroone. Pytanie tylko, co w tej sprawie zrobicie. 10. Aaron, ktremu towarzyszy wizie David, pokaza Ripley wielki magazyn. Gdy dotarli do sekcji, w ktrej przechowywano zbiorniki, zatrzyma si i wskaza na nie palcem. - Tu wanie to trzymamy. Nie wiem, jak to gwno si nazywa. - Kwinitrycetylina - pospieszy mu z pomoc David. - Wiedziaem to - burkn zastpca naczelnika, sprawdzajc notatki. - No dobrze. Id uzgodni z Dillonem przydzia do ekipy malarzy. David, ustaw te pojemniki tak, eby mona je byo std zabra. Odwrci si i skierowa w stron gwnego korytarza. - Dobrze, osiemdziesit pi - zawoa za nim David. - Nie nazywaj mnie tak! - Aaron znikn w mroku odlegego korytarza. Ripley obejrzaa pojemniki. Byy lekko skorodowane, najwyraniej nie dotykano ich od pewnego czasu, lecz poza tym wyglday na nietknite. - O co chodzi z tym osiemdziesit pi? David pooy ukryte w rkawicach donie na najbliszym zbiorniku. - Kupa winiw tak go nazywaa. Kilka lat temu dorwalimy jego dane z komputera. To jego iloraz inteligencji. Umiechn si i zacz toczy pojemnik. Ripley przygldaa si stojc. - On chyba pokada mnstwo wiary w tej substancji. Jaka jest twoja opinia? Wizie ustawi pojemnik gotowy do zaadowania. - Cholera, jestem tylko tpym dozorc, tak samo jak wikszo facetw tutaj. Raz jednak widziaem jak pojemnik tego syfu wpad do silosu. Wybuch umieci holownik w suchym doku na siedemnacie tygodni. Bombowy materia. W innej czci magazynu winiowie Troy i Arthur przerzucali stosy odrzuconych podzespow elektronicznych. Troy wepchn arweczk do cylindra, ktry trzyma, nacisn przycisk, po czym wykrci j z niesmakiem i zacz szuka nastpnego urzdzenia. - Niech to cholera. Tylko jedna pieprzona baka na dwa tysice dziaa. Jego towarzysz przerwa poszukiwania i unis gow. - Hej, mogo by znacznie gorzej. Mogli nas przydzieli do malowania. Wyprbowa arweczk w cylindrze, ktry trzyma w rku. Ku jego zdumieniu i zachwytowi zapalia si. Dwaj mczyni wypeniali sob kana niemal cakowicie. Pokrywali jego wewntrzn powierzchni du iloci ostrej w zapachu kwinitrycetyliny. - To gwno okropnie mierdzi - oznajmi po raz setny wizie Kevin. Jego towarzysz ledwie raczy mu odpowiedzie. - Mwiem ci ju, nie wdychaj tego. - Dlaczego nie? - Pierdolone opary. - Jestem, kurwa, razem z tym w rurze. Jak mog tego nie wdycha? Na zewntrz magazynu odpadkw toksycznych inni mczyni oprniali cae wiadra kwinitrycetyliny i rozprowadzali j najlepiej jak tylko mogli za pomoc miote i szmat oraz tam, gdzie ich brakowao - obutych stp. W korytarzu czekali Dillon i Ripley. Wszystko odbywao si zgodnie z planem, cho czy sam plan zostanie zrealizowany zgodnie z planem, miao si dopiero okaza. Popatrzy na ni i zbada wyraz jej twarzy. Nie by moe szczeglnie wraliwy, ale widzia ju w yciu mnstwo.

- al ci doktorka, prawda? - Nie znaam go zbyt dobrze - mrukna w charakterze odpowiedzi. - Mylaem, e bylicie ze sob naprawd blisko. Tym razem to ona mu si przyjrzaa. - Musiae chyba podglda przez jak dziurk od klucza. Dillon umiechn si. - Tak te mylaem. Mdoci nie wystpiy stopniowo, lecz zaatakoway j szybko i z caej siy. Zaburzyy jej rwnowag tak, e musiaa oprze si o cian. Dawia si i kasaa. Dillon podszed do niej, by j podtrzyma, lecz odepchna go, usiujc zaczerpn powietrza. Przyjrza si jej z nag trosk. - Dobrze si czujesz? Zaczerpna gboko powietrza i skina gow. - Jak sobie chcesz. Nie wygldasz jednak, jakby si dobrze czua, siostro. Aaron przyjrza si towarzyszcym mu skazacom - niektrzy stali tu obok, inni na przejciach na grze. Wszyscy mieli ze sob wyposaone w sponk flary alarmowe, ktre zapalay si przy silnym wstrzsie. - No dobra, suchajcie. - Wszystkie oczy zwrciy si ku niemu z uwag. - Nie zapalajcie tego ognia, dopki nie dam wam znaku. To jest ten znak. - Unis rk. - Kapujecie? Dacie rad to zapamita? Wszyscy skupili uwag na nim. Do tego stopnia, e czowiek stojcy najbliej pionowego kanau powietrznego upuci flar, ktr trzyma w rku. Prbowa j zapa. Nadaremnie. Wstrzyma oddech, gdy spada na wystp tu obok jego stp. Jego towarzysz nic nie zauway. Mczyzna uklk i wycign rk, by j odzyska. Odetchn z ulg... W tej samej chwili obcy pojawi si za krat, na ktrej leaa lekko przechylona flara, i sign po niego. Mczyzna zdoa jeszcze krzykn. Flara wypada mu z rk i poleciaa w d. Tam zapalia si jasnym pomieniem. Aaron jednoczenie usysza i dostrzeg eksplozj. Wybauszy oczy. - Nie, do cholery! Czekajcie na pierdolony znak! Niech to szlag! Nagle ujrza obcego i zapomnia o pomieniach. Szerzyy si tak szybko, jak na to liczyli zdesperowani planujcy. Gnay przez pomalowane kwinitrycetylin korytarze, wylizyway otwory odpowietrzajce, paliy nasczone t substancj korytarze i chodniki. W swym wasnym korytarzu Ripley usyszaa zbliajce si pomienie i przywara do nie pomalowanego gruntu w chwili, gdy otwory odpowietrzajce ponad ni stany w pomieniach. Skazaniec stojcy obok niej nie by tak szybki. Wrzasn, gdy jego ubranie zapalio si pod wpywem ciepa. Morse odtoczy si gwatownie od licych go pomieni akurat na czas, by dojrze, jak obcy przemkn ponad nim. - Jest tutaj! Hej, jest tutaj! - Nikt nie mia ochoty czy te nie by w stanie zareagowa na jego alarm. Nie sposb byo przeledzi choby poowy z tego, co si dziao. Ranni mczyni rzucali si przez ponce balustrady lub spadali z rozgrzanego sufitu. Wizie Eric dojrza sigajcy ku niemu pomie i w ostatniej chwili pogna do nie pomalowanej rury doprowadzajcej. Zdy si do niej wcisn akurat na czas, by unikn pomieni, ktre przypaliy podeszwy jego stp. Inny mczyzna ponis mier, gdy obcy wychyn z buchajcego par przewodu wentylacyjnego i wyldowa wprost na nim. Aaron, uciekajcy jak szaleniec, gna wraz z jednym ze skazacw w stron magazynu odpadkw, usiuj wyprzedzi pomienie. Zastpcy naczelnika udao si to, lecz jego

towarzysz nie by tak szybki... czy te mia mniej szczcia. Ogie go ogarn, ale nie zatrzyma. Gdy wpadli do zcza prowadzcego do magazynu, Ripley, Dillon i wizie Junior zdoali obali poncego mczyzn na podog i starali si zdusi pomienie na jego plecach. Aaron usiowa zapa oddech. W tej samej chwili odgos czego, co poruszao si szybko ponad nim, przyku jego uwag. Z nieoczekiwan przytomnoci umysu zapa szmat nasczon kwinitrycetylin i wetkn j w pobliskie pomienie. Podnisszy w gr t prowizoryczn pochodni, wepchn j w rozwarty otwr przewodu ponad sob. Odgos ucich. Wizie umar w ramionach Juniora. Jego usta poruszay si tylko bezgonie. Junior podnis si i pogna w dym i ogie wrzeszczc: - Chod i zap mnie, ty bucu! Chod i zap mnie! W gwnym korytarzu cznikowym kolejny mczyzna pad na podog pod wpywem wdychanego dymu. Ostatni rzecz, ktr widzia padajc, bya sylwetka obcego, wznoszca si przed nim na tle pomieni i niewiarygodnego skwaru. On te prbowa krzykn, lecz nie zdoa. Junior wypad zza rogu i lizgajc si zahamowa. W tej samej chwili obcy odwrci si nagle. - Go mnie, go! - Pogrony w rozpaczy wizie min pdem potwora, ktry bez wahania rzuci si w pogo. Wszyscy kierowali si ku wejciu do magazynu odpadkw toksycznych - Ripley i Dillon, Aaron i Morse oraz inni pozostali przy yciu winiowie. Gdy obcy zwrci si w ich stron, poszli za przykadem Aarona, podpalajc szmaty i rzucajc w besti tymi prowizorycznymi pociskami. Junior wykorzysta okazj, by zbliy si do obcego od tyu. - A kuku! Zap mnie, ty kutasie! Jeli chodzio o ofiary, obcy po raz kolejny zademonstrowa, e przedkada blisko ponad liczb. Odwrci si gwatownie i rzuci na Juniora. Runli obaj do tyu... do wntrza magazynu. Usiujc osoni si przed potnym gorcem, Dillon nie przestawa gasi poncych towarzyszy. Gdy ju ubranie na ostatnim z nich tlio si zaledwie, odwrci si, by sprbowa przebi si przez pomienie ku tylnej cianie. Ripley dotara do skrzynki kontrolnej. Poszukiwaa na olep czerwonego guzika, podczas gdy Aaron wrzuci do rodka kolejn ponc szmat. W chwil pniej Dillon uruchomi instalacj wodn. Junior wyda z siebie ostatni, saby, pozbawiony nadziei krzyk w chwili, gdy cikie drzwi zawary si przed nim, zamykajc magazyn. W tej samej chwili zadziaay spryskiwacze. Wyczerpani, przeraeni mczyni, ktrzy bez wyjtku doznali rnego stopnia obrae od dymu lub ognia, stanli nieruchomo w korytarzu, podczas gdy woda laa si z gry. Nagle zza drzwi dobieg haas, odlege, szybkie odgosy uderze. Koczyny, ktre nie byy rkami, baday otoczenie, nie-palce skrobay je. Zapany w puapk obcy gorczkowo poszukiwa wyjcia. Stopniowo haasy ustay. Dwch ocalonych spojrzao na siebie nawzajem, jak gdyby mieli zamiar wybuchn radoci. Ripley powstrzymaa ich ostro. - To jeszcze nie koniec. - Pieprzysz - odpar jeden z mczyzn gniewnie. - Jest w rodku. Drzwi zadziaay. Mamy go. - Co ty gadasz? - zaatakowa j Aaron. - Zamknlimy sukinsyna, tak jak to zaplanowaa. Ripley nawet na niego nie spojrzaa. Nie musiaa nic tumaczy, poniewa cisz zmci nagle oguszajcy wstrzs. Kilku mczyzn zadrao, a dwch zerwao si do ucieczki.

Reszta gapia si w zdumieniu na drzwi, ktre wypuczyy si nagle. Echo uderzenia nie przestawao nie si kanonad przez tunele. Zanim wygaso do koca, drugi grzmot wypeni korytarz i na drzwiach pojawia si kolejna wypuko. - Sukinkot - mrukn gono Aaron. - To ceramokarbidowe drzwi. Dillon nie sucha go. Jako czowiek, ktry unikn w yciu wielu niebezpieczestw, obserwowa Ripley. Nie poruszya si, wic on rwnie nie zmieni pooenia. Gdyby zacza ucieka, podyby tu za ni, nie zamierzajc zatrzymywa si ani na chwil. Ripley nie podaa jednak tyw nawet wtedy, gdy pojawio si trzecie wgbienie. W uszach mu dzwonio. Oto jest pani i jaka szkoda, e nie mogem jej zna wczeniej, zaduma si. Oto pani, ktra mogaby zmieni mczyzn, kurs i kierunek jego ycia. Mogaby zmieni moje. Tak mogo by przedtem. Teraz jest za pno. Byo za pno ju od do dawna. Wywoane wstrzsami wibracje nie zaatakoway ju wicej jego bbenkw. Nie pojawio si czwarte wgbienie. W korytarzu zapanowaa miertelna cisza. Stopniowo wszyscy przenieli uwag z drzwi, ktre nie byy ju doskonae, lecz nadal pozostaway szczelne, na jedyn kobiet pomidzy nimi. Usiada powoli, oparta o cian i zamkna oczy. Ze wszystkich garde wyrwao si westchnienie ulgi, ktre wypenio pomieszczenie niczym ostatni powiew wiatru bdcy oznak zakoczenia niedawnej burzy.

11. Ocaleni zgromadzili si w sali zebra, przerzedzeni, lecz podniesieni na duchu. Dillon stan naprzeciw. Odczeka, by si upewni, e wszyscy nadeszli. Dopiero wtedy zacz. - Radujcie si, bracia! Nawet dla tych, ktrzy padli, jest to czas radoci. Cho ich odejcie napenia nas aob, oddajemy cze ich odwadze. Dziki ich powiceniu yjemy, a kt moe powiedzie, kto z nas, ywi czy martwi, wyszed na tym lepiej? Jednego jestemy pewni: otrzymali sw nagrod. S teraz w znacznie lepszym miejscu, poniewa gorszego miejsca by nie moe. Bd yli wiecznie. Radujcie si. Ci, ktrzy zmarli, yj nadal, wolni od ogranicze, wolni od wrogoci bezmylnego spoeczestwa. Porzucio ich ono, a teraz z kolei oni je porzucili. Odeszli. Odeszli wyej. Radujcie si i wznocie dziki! Mczyni pochylili gowy i zaczli szepta cicho pomidzy sob. Ripley i Aaron obserwowali ich z gry, z galerii. Wreszcie zastpca naczelnika spojrza na sw towarzyszk. Oboje zdyli ju wyj spod prysznica. Trudno powiedzie, e si odwieyli, przynajmniej jednak byli czyci. Ripley napawaa si gorcym silnym strumieniem wiedzc, e tym razem nie musi obserwowa z uwag odpowietrznikw czy zabezpiecze. - Jakie masz na ten temat zdanie? - Wskaza na zbieranin obdartusw pod nimi. Powicaa otoczeniu tylko poow uwagi. Reszta jej myli bya gdzie indziej. - Nienajlepsze. Jeli jednak to im sprawia przyjemno, to chyba - Masz wit racj. Te kutasy powarioway. Ale to ich uspokaja. Naczelnik i ja zgadzalimy si pod tym wzgldem. Andrews zawsze mwi, e to dobrze, i Dillon i jego hoota zaapali si na to witobliwe pieprzenie. S przez to bardziej potulni. Odwzajemnia jego spojrzenie. - Nie jeste religijny? - Ja? Nie, za choler. Mam swoj prac. - Zamyli si. - Ekipa ratunkowa dotrze tu pewnie za cztery, pi dni. Gra sze. Otworz drzwi, wlez do rodka z elkaemami i zabij sukinsyna. Mam racj? - Czy przysza od nich jaka wiadomo? - zapytaa niezobowizujcym tonem. - Nie.

Aaron by bardzo zadowolony z sytuacji. I z siebie. Z tej kabay z pewnoci wyniknie par dobrych rzeczy. - Otrzymalimy tylko : Wiadomo odebrano. adnych szczegw. Potem przyszo co, co mwio, e ty jeste spraw o najwyszym priorytecie. Znowu bez wyjanie. Nie mwi nam za duo. Jestemy na dupnym kocu kija. - Posuchaj - zacza ostronie. - Jeli Towarzystwo zechce go std zabra - Zabra go? artujesz? To nie wariaci, rozumiesz. Zabij go natychmiast. Zmarszczy brwi. Nic nie pojmuj, pomyla. Czasami wydawao mu si, e doskonale rozumie t niezwyk kobiet, lecz momentami zabijaa mu klina. C, rozumienie jej nie naleao do jego obowizkw. Mia j tylko utrzyma przy yciu. Tego chcia WeylandYutani. Teraz, gdy Andrewsa ju nie byo, a obcy znalaz si w bezpiecznym zamkniciu, zacz dostrzega w tej sytuacji sposobno dla siebie. Nie tylko sprawowa tu teraz funkcj kierownicz, lecz rwnie jemu mia przypa w udziale przywilej przywitania przedstawiciela Towarzystwa i wyjanienia mu sytuacji. Mg sprawi, e zwierzchnicy go zapamitaj, podobnie jak ostatnie wydarzenia. Moe otrzyma za to premi albo, jeszcze lepiej, zostanie wczeniej odwoany z Fioriny. Moe nie byy to nierealne nadzieje. Poza tym po latach wysugiwania si Andrewsowi i po tym, przez co przeszed przez par ostatnich dni, zasuy sobie na wiele. - Hej, naprawd si tym przejmujesz, co? Dlaczego? Czym si martwi? To cholerstwo jest bezpiecznie zamknite i nie moe nam nic zrobi. - Nie chodzi o obcego. Chodzi o Towarzystwo. Staram si z nimi w tej sprawie ju dwukrotnie - zwrcia si w jego stron. - Pragnli zdoby jedno z tych stworze ju od czasu, gdy odkryli je moi dawni towarzysze. Do bada nad broni biologiczn. Nie rozumiej, z czym maj do czynienia. Nie obchodzi mnie, ile danych na ten temat zgromadzili. Obawiam si, e mog sprbowa zabra go ze sob. Wbi w ni wzrok. Jego uczciwe niedowierzanie uspokoio j. Przynajmniej w tej chwili nie bya pozbawiona sojusznikw. - Zabra go? e niby ywego? Na Ziemi? Skina gow. - Na pewno artujesz. - Spjrz mi w oczy, Aaron. Ten temat nie skania mnie do artw. - Cholera, mwisz powanie. To szalestwo. Musz go zabi. Ripley umiechna si z przeksem. - Racja. Rozumiem wic, e w tej sprawie si zgadzamy? - Masz cholern racj - odrzek z ferworem. By po jej stronie, zadumaa si. Jak na razie. Towarzystwo potrafio manipulowa ludmi i skania ich do zmiany stanowiska. Nie mwic ju o wyznawanych wartociach. W ambulatorium panowaa cisza. Spokj powrci do kompleksu, nawet jeli nie do niektrych z jego mieszkacw. Zaniepokojony, e gdy zabrako Clemensa, cz z winiw, ktrych przybycie na Fiorin wywoane byo, przynajmniej w pewnym stopniu, naduywaniem rnych zabronionych farmaceutykw, moga sprbowa kradziey ich lub ich chemicznych kuzynw z regulaminowego schowka, Aaron wysa Morsea, eby mia na nie oko, podobnie jak na jedynego lokatora ambulatorium. Morse siedzia na jednym z ek i czyta ksik. Nie nalea do ludzi, ktrych przygnbia panujcy na Fiorinie brak materiaw rozrywkowych, poniewa nigdy nie by nimi szczeglnie zainteresowany. On, czowiek czynu, przynajmniej w dawnych, bardziej aktywnych dniach, teraz by mwc, specjalist od wspominek. Mimo faktu, e znali si z Morseem i pracowali rami przy ramieniu od lat, Golic nie przywita go w chwili wejcia i od tej pory nie odezwa si ani sowem. Wreszcie masywny wizie odwrci twarz od ciany. Jego ramiona giny wci w archaicznym kaftanie bezpieczestwa.

- Cze, Morse. Starszy mczyzna podnis wzrok znad monitora. - A wic umiesz mwi. Te mi co. I tak nigdy nie miae nic do powiedzenia. - Daj spokj, bracie. Uwolnij mnie z tego. Morse umiechn si nieprzyjemnie. - Ach, teraz, kiedy jeste zwizany jak baleron, nagle zostaem bratem? Nie wciskaj mi takich pierd. - Daj spokj facet. Nie bd taki. W tym jest niewygodnie jak diabli. Uwolnij mnie na chwil. - Nic z tego, kurwa. Mam swoje rozkazy. - Daj spokj facet. To boli. - Przykro mi. - Morse powrci do lektury. - Jak Aaron kae ci rozwiza, to ci rozwi. Do tej pory zostaniesz, jak jeste. Nie chc mie adnych kopotw. Nie w chwili, gdy przylatuje statek Towarzystwa. - Nic nie zrobiem. To znaczy, rozumiem, e przez chwil troch mi odbio. Cholera, kademu mogo si zdarzy po tym, co widziaem. Ale teraz jestem w porzdku. Doktorek mnie wyleczy. Zapytaj go. - Nie da rady. Doktorek oberwa. Syszae o tym. - No tak. Racja. Teraz sobie przypominam. Fatalnie. To by rwny go, mimo e mnie w to wsadzi. - Nie mw do mnie - odpar Morse z min pen niesmaku. Golic nie przestawa go baga. - Co ja zrobiem? Powiedz mi co ja zrobiem? Morse westchn i odstawi monitor na bok. Spojrza na wspwinia. - No, nie wiem. Powiem ci jednak co zrobi. Bd pilnowa twojej dupy tak, jak mi kazali. Golic parskn z pogard. - Boisz si tego szczyla Aarona? - Nie, nie boj si, nawet jeli jest teraz nieoficjalnym naczelnikiem. Po prostu nie chc podpa Dillonowi i, jeli masz swj rozum, w co wtpi, ty rwnie tego nie chcesz. Wikszy mczyzna prychn ze smutkiem. - Jedyne co zrobiem, to opowiedziaem o smoku. O tym co zrobi z Boggsem i Rainsem. Nikt mi nie uwierzy, ale ja nie kamaem. Jestem ostatnim, ktrego naley zwiza. To niesprawiedliwe. Wiesz, e mwi prawd. Widziae go. - Jasne, kurwa, e widziaem! By wielki. I szybki. Facet, ale by szybki. I brzydki. Zadra lekko.- S lepsze sposoby na mier. - Hej, masz racj. - Golic szarpa si nadaremnie z wizami.- Wypu mnie facet. Musisz mnie wypuci. Co bdzie, jak on si tu dostanie? Nie mgbym nawet ucieka. Byby ze mnie trup. - I tak byby z ciebie trup. Widziaem go, to wiem. Ale to niewane, bo on si tu nie dostanie - umiechn si z dum.- Zapalimy go w puapk. Ja i inni. Zamknlimy go bezpiecznie. Zao si , e dosta szau. Gdy statek tu dotrze Towarzystwo si z nim zaatwi. - Racja - zgodzi si z chci Golic. - Z tego, co syszaem, bd tu wkrtce. Wic po co to zawracanie gowy? Dlaczego musz tak w tym siedzie? Zanim statek pokae si na orbicie, rce mi uschn. Potrzebna bdzie operacja. I po co to wszystko? Daj spokj, facet. Wiesz, e nie zabior mnie z tej planety na operacje, a mog min miesice, zanim dostaniemy nowego medyka. Bd si mczy przez cay ten czas i wszystko to bdzie twoja wina. - Hej, odchrza si. Nie ja ci w to wadowaem. - Nie, ale ty mnie w tym trzymasz, a facet, ktry da ci taki rozkaz, ju nie yj. Aarona gwno to obchodzi. Jest zbyt zajty skakaniem wok tej pani porucznik. Czy chocia o mnie zapyta?

- No, nie - przyzna ostronie Morse. - Widzisz? - Twarz Golica pena bya aosnej skwapliwoci. - Nie narobi ci adnych kopotw, Morse. Bd siedzia cicho, dopki nie przybdzie statek. Aaron nawet si nie dowie, e jestem wolny. No ju uwolnij mnie. Jaka sprawa? Czy nie dawaem ci zawsze darmowych fajek w pierwszej kolejnoci? - No tak. - Jeste moim przyjacielem. Lubi ci. - No. Ja te ci lubi.- Morse zawaha si, po czym zakl cicho. - Kurwa, czemu nie? Nikt nie zasuguje na to, eby siedzie cay dzie zwizany jak zwierz. Nawet taki wielki, gupi szmondak jak ty. Ale musisz by grzeczny. Nie odpierdol adnego numeru, bo oberw za to po dupie. - Jasne, Morse. Jak kaesz. - Odwrci si do niego, prezentujc plecy i Morse zacz usuwa pieczcie na rzemieniach. - Nie ma sprawy. Uwierz mi kole. Zawsze moesz na mnie liczy. - No. Ale ja nie jestem taki wariat, eby mnie tak wadowali w kaftan. Wiedz, e jestem normalny. - powiedzia drugi z mczyzn. - Daj spokj. Nie nabijaj si ze mnie. Czy mwi jak wariat? Jasne, e nie. Wszyscy robi sobie ze mnie jaja, tylko dlatego, e lubi cay czas je. - Facet, to nie przez to, e lubisz je, ale przez to, jak zachowujesz si przy stole.- Morse rykn miechem z wasnego dowcipu. Rozwiza wze. - To wszystko. - Daj mi rk dobra? apy tak zdrtwiay, e nie mog nimi ruszy. - Cholera. Nie do, e kazali mi mie ci na oku, to teraz jeszcze musz si bawi w pielgniark.- Wycign rce i zdj kaftan z Golica. Wikszy mczyzna pomaga mu tak, jak tylko mg. - Gdzie go trzymaj? - W najbliszym zbiorniku odpadw na poziomie pitym. Facet, ale przyszpililimy tego frajera! Zamknity na amen - odpar z uzasadnion dum. - Pierdolona piechota morska nie potrafia tego dokona, a nam si udao. Golic wymachiwa ramionami do tyu i do przodu wok swej pojemnej klatki piersiowej, a potem do gry i wkoo, zataczajc coraz wiksze krgi, by przywrci krenie. - Ale on jeszcze yje? - No. To fatalnie. Szkoda, e nie widziae, jakie wgbienia zrobi w drzwiach. W ceramokarbidowych drzwiach, facet! - Morse potrzsn gow ze zdumieniem.- Kurewsko mocny organizm. Ale go zapalimy. - Musz go znowu zobaczy. - Wielki mczyzna wbi wzrok w punkt lecy za Morseem, w co, co dostrzega tylko on. Jego twarz miaa obojtny, nieruchomy wyraz. Musz go znowu zobaczy. To mj przyjaciel. Morse, nagle ostronie, postpi krok do tyu. - Co ty, kurwa, mwisz? Jego wzrok przemkn si ku wyjciu z ambulatorium. Golic spokojnie zerwa z pobliskiej ciany ma ganic. Drugi z mczyzn wybauszy oczy. Rzuci si ku wyjciuza wolno. Ganica uderzya go raz, potem drugi i Morse run na ziemi. Golic spojrza zamylony w d na niego. Na jego twarzy goci smutek idioty. - Wybacz mi, bracie - odezwa si przepraszajcym tonem - ale miaem wraenie, e tego nie zrozumiesz. Ju nie zapalisz papieroska, kolego. W milczeniu przekroczy nieprzytomn posta i wyszed z pokoju. 12. Aaron obchodzi si bardzo ostronie z komunikatorem dalekiego zasigu. Jaki czas temu sprawdzono jego umiejtno posugiwania si tym sprztem. Umiejtno ta naleaa

do niezbdnych przy przyznawaniu mu obecnej kategorii. Nie mia jednak okazji korzystania z komunikatora od chwili, gdy przydzielono go na Fiorin. W tych rzadkich sytuacjach, kiedy trzeba byo uruchomi kosztown, niemal natychmiastow czno midzy kompleksem a central, zajmowa si tym Andrews. W chwili gdy ekran wskaza, e urzdzenie jest gotowe do uytku i e nawizano kontakt z niezbdnymi przekanikami, poczu zarwno zadowolenie jak i ulg. Ripley staa nad nim, gdy uderza w klawiatur. Nie udzielaa mu adnych sugestii, za co czu niejasn, lecz mimo to autentyczn wdziczno. W miar jak przekazywa wiadomo, jej tekst pojawia si na gwnym ekranie. Wysanie kadej litery wymagao zuycia imponujcej dawki mocy. Na szczcie reaktor termojdrowy dziaa rwnie sprawnie jak zawsze, dziki czemu nie doskwiera im brak energii. Jeli za chodzi o koszt - co byo cakiem inn spraw - postanowi na nie zwaa, dopki Towarzystwo nie wskae mu, e powinien postpowa inaczej. FURY 361 - JEDNOSTKA WIZIENNA KLASY C. FIORINA. ZGASZAM MIER NACZ. ANDREWSA, OFICERA MEDYCZNEGO CLEMENSA ORAZ OMIU WINIW. PODAJ NAZWISKA Gdy skoczy list, spojrza ponownie na ni. - Dobra, pierwsz cz zaatwilimy. Wszystko mio i formalnie, tak jak Towarzystwo lubi. Co mam powiedzie teraz? - Opowiedz im co si wydarzyo. e obcy przyby na promie ratunkowym i skry si wewntrz kompleksu. e zaatwia tutejszych mieszkacw jednego po drugim, a wreszcie uoylimy plan akcji i zapalimy go w puapk. - Dobra. - Zwrci si w stron klawiatury. Zawaha si. - Jak on si nazywa? Po prostu obcy? - Towarzystwu by to pewnie wystarczyo. Bd wiedzie, o co chodzi. Fachowe okrelenie brzmi organizm ksenomorficzny - Dobra - Zawaha si. - Jak to si pisze? - Popatrz. - Odsuna go niecierpliwie okciem na bok i zasiada za klawiatur. Jeli pozwolisz? - Prosz bardzo - odpar wylewnym tonem. Obserwowa z podziwem, jak jej palce migaj po klawiaturze. ZAPALIMY W PUAPK ORGANIZM KSENOMORFICZNY. PROSIMY O ZGODE NA JEGO UMIERCENIE. Aaron spojrza na ni ze zmarszczonymi brwiami, gdy cofna si od klawiatury. - To byo marnotrawstwo. Nie moemy go zabi. Nie mamy tu adnej broni, pamitasz? Ripley nie zwrcia na niego uwagi. Skoncentrowaa si na poyskujcym lekko ekranie. - Nie musimy im tego mwi. - To po co ta proba? By wyranie skonsternowany. Nie czua potrzeby, by go owieci. Miaa w tej chwili waniejsze sprawy na gowie. I rzeczywicie, na ekranie zaczy pojawia si litery. Umiechna si, nie czujc wesooci. Nie zwlekali z odpowiedzi, niewtpliwie w obawie, e gdyby ta nie nadesza Ripley mogaby po prostu zrealizowa swe plany. DO : FURY 361 - JEDNOSTKA WIZIENNA KALSY C. OD: CENTRALA SIECI WEYLAN-YUTANI. WIADOMO ODEBRANO.

Aaron odchyli si do tyu na krzele i potar zmczonym gestem czoo. - Widzisz? To wszystko, co nam mwi. Maj nas za gwno, jakbymy nie byli warci kosztu wysania kilku dodatkowych sw. - Zaczekaj - powiedziaa mu. Mrugn oczyma. Tu po oczekiwanym oficjalnym potwierdzeniu na ekranie pojawiy si nastpne litery. JEDNOSTKA RATOWNICZA PRZYBDZIE NA WASZ ORBIT O GODZINIE 1200. PRZYGOTUJCIE SI DO JEJ PRZYJCIA. NIE UDZIELAMY ZGODY NA UMIERCENIE ORGANIZMU KSENOMORFICZNEGO. UNIKA KONTAKTU DOPKI NIE PRZYBDZIE EKIPA RATOWNICZA. POWTARZAM KATEGORYCZNIE. NIE UDZIELAMY ZGODY. Byo tego znacznie wicej, na podobn nut, lecz Ripley zobaczya ju wystarczajco wiele. - Cholera - odwrcia si, przygryzajc w zamyleniu doln warg. - Wiedziaam. Aaron zmruy oczy, prbujc podzieli uwag midzy Ripley i ekran. - Jak to, wiedziaa? To nic nie znaczy. Zdaj sobie spraw, e nie mamy adnej broni. - Po co w takim razie "kategorycznie"? Dlaczego tak mocno podkrelaj, ebymy nie zrobili czego, czego, jak z pewnoci wiedz, nie jestemy w stanie zrobi? Wzruszy, nie rozumiejc, ramionami. - Pewnie chc unikn ryzyka. - Zgadza si - szepna w napiciu. - Chc unikn ryzyka. - Hej - odezwa si, nagle zaniepokojony. - Nie chcesz si chyba przeciwstawi poleceniom Towarzystwa? Tym razem si umiechna. - Kto, ja? W gowie mi nie powstaa podobna myl. Przedsionek przed magazynem odpadkw toksycznych by sabo owietlony, lecz fakt ten nie przeszkadza dwm penicym stra winiom. W szybach i tunelach nie byo nic, co mogoby wyrzdzi im krzywd, a z wewntrz nie dobiega aden haas. Trzy wypukoci byy wyranie widoczne na cikich drzwiach. Nie powikszyy si, ani te nie doczyo do nich czwarte. Jeden z mczyzn opar si swobodnie o cian, usuwajc sobie brud zza paznokci za pomoc cienkiego odprysku plastiku. Jego towarzysz siedzia na twardej, zimnej pododze i konwersowa z nim cicho. - I mwi ci, ten stwr na pewno ju zdech. - Mwicy mia wosy rudawego koloru upstrzone na skroniach siwizn i wielki krzywy nos, ktry w innej epoce nadaby mu wygld libaskiego kupca. - Jak do tego doszede? - zapyta drugi mczyzna. - Syszae, co powiedzia szef. Nic nie moe si wydosta z tej skrzynki. - Wskaza kciukiem w stron komory. - Nawet gaz. - No. I co z tego? Pierwszy mczyzna pukn si palcem w bok gowy. - Pomyl, gupku. Jeli gaz nie moe si wydosta, to znaczy, e powietrze nie moe si dosta do rodka. Ten frajer siedzi ju tam wystarczajco dugo, by zuy cay zapas powietrza dwa razy. Jego rozmwca spojrza na wypaczone drzwi. - Moe i tak. - Jakie tam "moe"? On jest wielki. To znaczy, e zuywa mnstwo powietrza. Znacznie wicej ni czowiek.

- Nie wiemy tego. - Jego towarzysza otaczaa ponura aura czowieka nieprzekonanego. To nie jest czowiek: Moe zuywa mniej powietrza. A moe potrafi hibernowa czy co. A moe powiniene tam wej i sprawdzi, jak on si ma. - Czyszczcy paznokcie podnis wzrok znad swego dziea ze znudzonym wyrazem twarzy. - Hej, syszae co? Drugi z mczyzn spojrza nagle w praw stron, w sabo owietlony gwny tunel. - Co jest? - Jego towarzysz umiecha si. - Nadchodzi ludojad? - Nie, do cholery. Co syszaem. Rozlegy si kroki, wyrane teraz i coraz blisze. - Cholera. - Czyszczcy paznokcie odchyli si od ciany wpatrzony przed siebie. Z pmroku wyonia si posta z rkoma zoonymi za plecami. Obaj mczyni odpryli si. Rozleg si cichy miech. - Cholera, Golic. - Mczyzna z powrotem zasiad na pododze. - Moge nas uprzedzi, e to ty. Zagwizda czy co. - No - zgodzi si jego towarzysz wskazujc rk na komor. - On pewnie nie umie gwizda. - Zapamitam to sobie - obieca im wielki mczyzna. Wyraz jego twarzy by peen rezerwy. Koysa si lekko z boku na bok. - Hej, nic ci nie jest, facet? Wygldasz niesamowicie - zapyta czyszczcy paznokcie. Jego towarzysz zachichota. - On zawsze wyglda niesamowicie. - Nic mi nie jest - mrukn Golic. - Naprzd. Otworzy i wej. Musz tam wej. Skin gow w kierunku komory. Obaj mczyni siedzcy na pododze wymienili zdziwione spojrzenia. Jeden z nich schowa ostronie do kieszeni odprysk, ktrym czyci paznokcie. Uwanie obserwowa nowo przybyego. - O czym on, do diaba, mwi - zastanowi si ten, ktry lubi snu teorie. - Ma popierdolone we bie - oznajmi z przekonaniem jego towarzysz. - Czego tu chcesz, facet? Swoj drog, kiedy ci wypucili z ambulatorium? - Wszystko w porzdku. - Twarz Golica lnia bog determinacj. - Musz tylko tam wej i zobaczy Besti. Mamy kup syfu do obgadania - doda, jakby to wszystko wyjaniao. - Musz tam wej. Rozumiesz. - Nie, nie rozumiem. Wiem tylko jedno. Ani ty, ani nikt inny tam nie wejdzie, ty przygupie. Ten wielki skurwysyn zere ci ywcem. A poza tym, jak kutasa wypucisz, moesz nas wszystkich pocaowa w dup na poegnanie. Czy ty w ogle nic nie wiesz, bracie? - Jak chcesz popeni samobjstwo - oznajmi jego towarzysz - to id skoczy do szybu w kopalni. Tutaj tego nie zrobisz. Naczelnik dobraby si nam do tykw. Ruszy w stron intruza. - Naczelnik nie yje - oznajmi uroczycie Golic. Wycign zza plecw pak, ktr tam ukrywa i rozwali ni czaszk zbliajcego si do niego mczyzny. - Co, kurwa?... ap go! Golic by znacznie szybszy i bardziej zwinny, ni sobie wyobraali, a ponadto, tym razem motywowao go co znacznie potniejszego ni zwyka dza jedzenia. Obaj mczyni padli pod ciosami paki z zakrwawionymi twarzami i gowami. Wszystko skoczyo si bardzo szybko. Golic nie zatrzyma si, by sprawdzi, czy jego towarzysze jeszcze yj, poniewa w gruncie rzeczy nie obchodzio go to. W tej chwili jedyn liczc si dla niego rzecz bya obsesja, ktra zapanowaa cakowicie nad jego umysem, uczuciami i caym jego jestestwem. Spojrza na dwa ciaa lece u jego stp. - Tak naprawd to nie chciaem tego zrobi. Porozmawiam z waszymi matkami. Wszystko im wyjani. Upuciwszy pak podszed do drzwi i przebieg palcami po

wypuczeniach na powierzchni stopu. Przycisn ucho do gadkiej powierzchni i nasuchiwa w skupieniu. adnego dwiku, drapania, nic. Zachichota cicho i podszed do skrzynki kontrolnej. Przyglda si jej w zamyleniu przez duszy czas, zupenie jak dziecko poddajce ogldzinom now, skomplikowan zabawk. Chichoczc do siebie zacz porusza urzdzeniami sterujcymi, przebiegajc dla zabawy palcami po guzikach, zanim jeden z nich nie zadziaa. Gboko w otaczajcym go ceramokarbidowym stopie zajczay mechanizmy. Metal potar o metal. Drzwi zaczy odsuwa si na bok. Zatrzymay si jednak, gdy jedna z wielkich wypukoci uderzya o obudow. Zmarszczywszy brwi Golic wcisn swe ciao w wskie przejcie i napar na oporn barier, naprajc potne muskuy. Silniki zabuczay skonsternowane. Drzwi otworzyy si odrobin szerzej, po czym zatrzymay cakowicie. Furkot silnika ucich. Znowu zapanowaa cisza. Golic, ktrego ciao blokowao przejcie, odwrci si, by zajrze w ciemno panujc w rodku. - No dobra. Jestem. Zrobione. Powiedz mi tylko, czego chcesz. Powiedz mi, co mam zrobi, bracie. - Umiechn si. Ciemno przed nim milczaa jak grb. Nic si w niej nie poruszyo. - Wyjanijmy to sobie. Jestem cakowicie po twojej stronie. Chc wykona to, co do mnie naley. Musisz mi tylko powiedzie, co mam teraz zrobi. Dwch nieprzytomnych, zakrwawionych mczyzn lecych na pododze nie usyszao pojedynczego, wysokiego krzyku, cho unosi si w nieruchomym powietrzu przez do dugi czas. Dillon rozcign si wygodnie na ku. Pogry si po raz tysiczny czy dziesiciotysiczny w stawianiu pasjansa. Odwrci leniwie kolejn kart i dotkn palcami swojego pojedynczego, dugiego warkoczyka. W tej samej chwili przemwi do stojcej obok kobiety. - Chcesz mi powiedzie, e maj zamiar zabra tego stwora ze sob? - Sprbuj to zrobi - zapewnia go Ripley. - Nie chc go zabi. - Dlaczego? To nie ma sensu. . - Zgadzam si cakowicie. Oni jednak i tak sprbuj. Poaram si ju z nimi o to poprzednio. Patrz na obcego jako na potencjalne rdo nowych bioproduktw, by moe nawet systemw broni. Rozbrzmia chichot Dillona - gboki, bogaty dwik. Najwyraniej jednak zaniepokoi go ten pomys. - Kurcz, to szalecy. - Nie chc sucha. Wydaje im si, e wszystko wiedz. e skoro nikt na Ziemi nie moe ich ruszy, to ten stwr rwnie nie bdzie mg. Ale jego nie obchodzi, jak wadz ma Towarzystwo czy ilu politykw trzyma w kieszeni. Jeli sprbuj go zabra na badania, on przejmie kontrol. Ryzyko jest zbyt wielkie. Musimy wykombinowa jaki sposb, eby go wykoczy, zanim przylec. - Sdzc z tego, co powiedziaa, to im si zbytnio nie spodoba. - Nic mnie to nie obchodzi. Wiem lepiej ni ktokolwiek, lepiej ni ich tak zwani specjalici, co te stwory potrafi. Jasne, e mona zbudowa cel, w ktrej da si takiego zamkn. Udowodnilimy to tutaj. Ale one s cierpliwe. I potrafi wykorzysta najdrobniejsz sposobno. Wystarczy, e popenisz jeden bd i bdzie po wszystkim. To nie ma wielkiego znaczenia tutaj czy w maej, izolowanej kolonii jak Acheron. Jeli jednak te stwory wydostan si kiedy na swobod na Ziemi, Apokalipsa bdzie przy tym wyglda jak szkolny piknik. Wielki mczyzna dotkn palcami swego warkoczyka i wydmuchn dym na spink do wosw.

- Siostro, straciem mas wiernych podczas zaganiania tego skurwysyna w puapk. Ludzi, ktrych znaem i z ktrymi spdziem dugie, cikie lata. Ju przedtem nie byo nas zbyt wielu i bdzie mi, ich brakowa. - Podnis wzrok. - Ja i moi bracia nie mamy zamiaru wchodzi tam i wali w niego kijkami. Po co zreszt mamy go zabija, skoro Towarzystwo leci po niego? Niech jego ludzie si o niego martwi. Powstrzymaa zo. - Mwiam ci ju. Sprbuj go zabra na Ziemi. - Wzruszy obojtnie ramionami. - I co w tym zego? - On ich zniszczy. Nie zdoaj nad nim zapanowa. Mwiam ci ju, on ich pozabija. Wszystkich. Pooy si na plecach z oczyma wbitymi w sufit, zacigajc si z przyjemnoci. - Jak ju powiedziaem, co w tym zego? Na zewntrz pokoju wielkiego mczyzny rozlegy si kroki. Zbliay si wzdu korytarza. Dillon usiad na ku zaciekawiony. Ripley odwrcia si. Morse zatrzyma si w drzwiach. Dysza ciko. Jego wzrok wdrowa pomidzy dwjk obecnych. Najwyraniej nie spodziewa si, e zastanie tu Ripley. - Hej, Dillon! Wielki mczyzna wycign papierosa z ust. - Przerwae nam prywatn dyskusj, bracie. Morse ponownie spojrza na Ripley, po czym przenis wzrok na swego wsptowarzysza. - Poczekaj z tym. Co mi si zdaje, e mamy tu kurewsko wielki problem, kolego. Aaron nie mia nic wsplnego z leczeniem, nie trzeba jednak byo doktora, by zrozumie, w jaki sposb zginli dwaj mczyni. Rozwalono im gowy. To nie bya technika obcego. Zakrwawiona paka leca obok potwierdzia tylko jego podejrzenia. Jeli za chodzi o tego, kto ich zabi, ten czyn nie przynis mu korzyci. Zmasakrowane zwoki Golica leay tu obok. Aaron podnis si, podszed do pozostaych i zacz gapi si wraz z nimi tpo na szpar w drzwiach magazynu odpadkw toksycznych. Dillon wsadzi do rodka pochodni, co potwierdzio, e pomieszczenie byo puste. - To wszystko wyjania - mrukn gniewnie penicy obowizki naczelnika. - Ten nieszczsny sukinsyn go wypuci. Pieprzony wariat. Dosta, na co zasuy, na Boga. Co teraz, kurwa, mamy zrobi? Andrews mia racj. Trzeba byo trzyma tpego przygupa cay czas w acuchach albo na prochach. Ci zasrani "eksperci" od rehabilitacji... Przerwa. Przyjrza si Ripley zatroskany. - Co si stao? Znowu efekty uboczne? Opara si o cian, wcigajc powietrze w dugich, spazmatycznych oddechach. Drug rk trzymaa si za odek. - Olewa j - warkn Morse. - Ten pierdolony stwr jest na swobodzie. - Rozejrza si wok z szalestwem w oczach. - Co teraz, kurwa, mamy zrobi? - Wanie to powiedziaem - warkn Aaron. - To ty jeste tym gupim kutasem, ktry go wypuci. Ty may, ndzny gwniarzu, zabie nas wszystkich! Jak na mczyzn o nieszczeglnej posturze, zdoa zada godny podziwu cios. Morse pad ciko na ziemi. Z nosa popyna mu krew. Gdy posta p.o. naczelnika zamajaczya nad lecym, kto zapa go od tyu. Dillon. Z atwoci podnis go z podogi i odstawi na bok. Zdyszany Aaron spojrza ze zoci na wielkiego mczyzn. - Nie odpierdzielaj takich numerw - ostrzeg go Dillon. - Uwaaj, co mwisz, Dillon! Na razie ja tu rzdz. - Owszem. Ale tego nie bdziesz robi. Kapujesz? Nie bdziesz bi braci. To naley do mnie.

Spogldali na siebie jeszcze przez chwil. Wreszcie Aaron zaczerpn gboko powietrza i odwrci wzrok, spogldajc ponownie na skulonego Morse'a. - W takim razie ustaw swojego pierdolonego kolek. Cay ten syf to jego wina! Dillon zignorowa ich obu i zwrci si w stron Ripley. - Jak sdzisz? Raz ju si z nim uporalimy. Czy mamy jeszcze szanse? Wci opieraa si o cian ze skrzywion twarz, oddychajc ciko. Zabija j bl gowy. Gdy wreszcie podniosa wzrok, rysy miaa znieksztacone pod wpywem blu i mdoci. - Musz... musz si dosta do promu. - No, jasne, najpierw jednak zdecydujemy, co zrobi z tym stworzeniem. - Nie. - Potrzsna gwatownie gow. Oczy zaszy jej lekko zami. - Najpierw prom... teraz. Aaron obserwowa j z niepokojem. - No dobrze. Nie ma sprawy. Jak sobie yczysz. Ale dlaczego? - Neurotomograf. Musz skorzysta z jednego z tomografw, ktre s wbudowane w kad kapsu hibernacyjn. Nie wiem, czy macie w ambulatorium co podobnego. Nawet jeli tak, to i tak nic nie da. Nie ma ju Clemensa, a ja umiem obsugiwa tylko sprzt z promu. O ile jeszcze dziaa. Skrzywia si i pochylia do przodu, apic si za brzuch. Dillon postpi krok w jej stron. Znalaz si u jej boku szybciej od Aarona. Tym razem nie unikaa rk, ktre pomogy jej utrzyma rwnowag. Przycisna si do wielkiego mczyzny w poszukiwaniu oparcia, dopki jej oddech si nie uspokoi. - Co ci, do diaba, dolega? Nie wygldasz za dobrze. - Skutki uboczne lekw, ktre poda jej Clemens stwierdzi Aaron. Przymruy niepewnie oczy. - Tak sdz. - Kogo, cholera, obchodzi, co jej dolega? - warkn Morse. - Co mamy zrobi? Aaron spojrza na niego gronie. - Chcesz znowu wyldowa na ziemi, ty may gnojku? Zamknij si, kurwa, i przesta wywoywa panik. Morse nie zamierza ustpi. - Panik! Jeste tak cholernie gupi, e nawet nie wiesz, jak to si pisze. Nie opowiadaj mi o panice! Mamy prawo do paniki! Mamy przesrane! - No jasne! A czyja to jest wina? - Zamknijcie si obaj! - rykn Dillon.. Przez chwil panowaa cisza. Obaj mczyni spogldali na siebie gronie, nie odzywali si jednak. Wreszcie Aaron wzruszy ramionami. - No dobra, zabrako mi pomysw. Co robimy? - A moe by tak na pla? - zapyta z nadziej w gosie Morse. - Racja - odpar z sarkazmem p.o. naczelnika. Soce wyjdzie dopiero za tydzie, a kiedy go nie wida, na zewntrz jest czterdzieci stopni poniej zera. Ekipa ratunkowa przybdzie za dziesi godzin, a wic to wspaniay pomys. - Cudownie - mrukn Morse w tej samej chwili, gdy Ripley odwrcia si i odesza. Chcesz wic, ebymy tu zostali i pozwolili, eby ta pierdolona bestia zjada nas na obiad. - Zbierz razem wszystkich, ktrzy jeszcze zostali - rozkaza mu nagle Dillon. - Ka im przyj do sali zebra. Pani porucznik, moe pani... - Rozejrza si wok, zaskoczony. Gdzie ona posza? Prom ratunkowy spoczywa wewntrz olbrzymiej enklawy wyadowczej, tam, gdzie go pozostawiono. Wyglda samotnie w migotliwym mroku przemysowej hali. Pord metalowych cian odgos stp na chodnikach nis si wyranym, krtkotrwaym echem. Stopy poprzedza saby blask, owietlajcy drog w pmroku.

Ripley rozebraa si w ciasnym pomieszczeniu i odoya ostronie ubranie na bok. Naga zasiada naprzeciwko maej klawiatury. Musiaa dokona kilku prb, zanim aparatura przebudzi si do ycia. Dotkna palcami klawiszy. Przerwaa na chwil, po czym dotkna ich ponownie i usiada wpatrujc si zamylona w informacje, ktre pojawiy si na maym ekranie. Podniosa si, odwrcia od monitora i skierowaa w stron kapsuy hibernacyjnej, ktra przewioza j na Fiorin. Z trudem przyszo jej wcisn si do rodka. Gdy zwrcia si znowu w stron klawiatury, ledwie moga dosign jej rk. - Potrzebna ci pomoc? Wbia wzrok w Aarona, ktry pojawi si nagle. - Hej, nie chciaem ci przestraszy. Posuchaj, nie powinna tu krci si sama. - Syszaam to ju przedtem. Zrb mi przysug. Zajmij si klawiatur. Nie mog do niej sign, eby zobaczy obraz. Skin gow i zaj wskazane miejsce. Ripley wcisna si z powrotem do kapsuy. - Co mam zrobi? - Bardzo mao, mam nadziej. Procedura jest stosunkowo prosta. Gotowy? - zapytaa nie odwracajc gowy w jego stron. Spojrza na ekran. By peen chci, lecz wprawiaa go w zakopotanie wielka liczba opcji i instrukcji. - Chyba tak. Co mam teraz zrobi? - Mniejsza o techniczny argon. Na samym dole jest lista opcji. Opuci wzrok. Skin gow. - Widz j. Co teraz? - Wcinij "B" albo "C". Co to jest "C"? Przyjrza si lnicym literom. - Obrazowanie biofunkcji. - To wanie to. Na jego rozkaz obraz na ekranie zosta zastpiony przez nastpny, nie mniej skomplikowany od poprzedniego. - No, dobra. Teraz otrzymaem ca stronic nowego bekotu. - Ta sama procedura. Menu na samym dole. Powinien by tam klawisz z liter "V", oznaczajcy monitor ekranowy. Wcinij go. Wykona jej polecenie i spojrza ponownie w stron cylindra. W klaustrofobicznym wizieniu kapsuy zacz bucze may silnik. Ripley poruszya si niespokojnie na wycieanym legowisku. Czua si mniej wicej tak, jak drobnoustrj pod mikroskopem. Jej otoczenie nagle zacisno si wok niej. ciany i sufit promu groziy zapadniciem, ktre unieruchomioby j na zawsze w tym miejscu. Skoncentrowaa si, by utrzyma regularny rytm uderze serca oraz oddechu. Zamkna oczy. To troszeczk pomogo. Monitor, przed ktrym siedzia Aaron, zamigota. Niezrozumiae techniczne informacje znikny, zastpione przez poprzeczny percepcyjny skan wntrza gowy Ripley. - Dobra - powiedzia. - Zaapao. Patrz na twj mzg. Tomograf wypisuje te mnstwo informacji tu obok obrazu. S te najrniejsze przeczniki opcji na dole ekranu. - Su do obrazowania poszczeglnych ukadw usyszaa swj gos. - No wiesz, ukad nerwowy, krenia i tak dalej. Trzymajmy si jak najoglniejszego obrazu. Zostaw je wszystkie w spokoju. - Nie widz problemu. - Patrzy zafascynowany w ekran. - Czego waciwie mam szuka? Nie potrafi tego odczytywa. - Nie zwracaj uwagi na wydruki. Skoncentruj si na obrazie - powiedziaa. - Gdzie on teraz jest? - Przesuwa si w d szyi. Czy powinienem co zobaczy? - Jeli tam jest, poznasz go, kiedy tylko zobaczysz.

- No dobrze, ale na razie wszystko wyglda dla mnie normalnie. Oczywicie nie jestem Clemensem. - Nie martw si o to - odpara. - Nie bdziesz musia nim by. Syszaa ciche buczenie tomografu, ktry przesuwa si wzdu jej ciaa, lizgajc si gadko po swym torze ukrytym gdzie gboko wewntrz penej instrumentw kapsuy hibernacyjnej. Mimo, e nie byo adnego fizycznego kontaktu pomidzy ni a instrumentem, zapaa si na tym, e kurczy si lekko pod wpywem jego wyobraonej obecnoci. Ten, kto powiedzia, e nie ma adnego poczenia pomidzy wyobrani a funkcjami organizmu, z pewnoci nigdy nie zazna sam snu hibernacyjnego. - Teraz grna cz klatki piersiowej - mwi Aaron. - Widz szczyty twoich puc. Na ekranie pojawia si serce. Mimo caej determinacji napia si niewiadomie. W miniach jej prawego przedramienia nastpi spazmatyczny skurcz. Gos p.o. naczelnika brzcza w jej uszach jak - wyrok mierci. - Peny obraz klatki, przynajmniej tu tak jest napisane. Wydaje si, e serce i puca funkcjonuj normalnie. Jad w d. Skurcze ustay. Oddech uspokoi si. - Jeste pewien? - Hej, nic tu nie widz. Gdyby daa mi wskazwki, czego mam szuka... moe to przeoczyem. - Nie. Jej umys pracowa wciekle. - Nie, nie przeoczye tego. - Jak tu uzyska powikszenie? - Sprbuj wcisn "B". Posucha jej. Bez skutku. - Nic. - Sprbowa ponownie, mruczc do siebie. Musz zapa lepszy kt. Instrumenty zabuczay. Nagle zatrzyma si. - Cholera jasna... - Przerwa. Nachyli si nad ekranem z wybauszonymi oczyma. - Co? - zapytaa. - Co to jest? - Nie wiem, jak ci to powiedzie. Masz chyba w rodku jednego z nich. Gapi si na ekran z niedowierzaniem. Embrion stworzenia by niewtpliwie spokrewniony z potworem, ktry pozabija ludzi... by te jednak w wyrany, cho subtelny sposb od niego inny. To niesprawiedliwe, pomylaa. Ju od wielu dni nie tylko podejrzewaa, lecz wiedziaa. Obraz klatki piersiowej nie wykaza zmian, co natchno j nadziej. A teraz to ostateczne, makabryczne objawienie. Mimo wszystko by to szok. Teraz, gdy jej podejrzenia si potwierdziy, poczua si w dziwny sposb wyzwolona. Przyszo nie niosa ju niepewnoci. Moga robi swoje, pewna tego, e wybraa waciwy, a nawet jedyny kurs. - Jak on wyglda? - Kurewsko okropnie - stwierdzi Aaron, u ktrego ten widok wywoa zarwno obrzydzenie, jak i fascynacj. - Jak jeden z nich, tylko e may. Moe troch inny. - Moe? Jeste pewien? - Nie jestem pewien niczego. Nie czekaem na okazj, by zrobi zdjcia temu wielkiemu. - Klawiatura - polecia mu. - Wcinij "pauza". - Ju to zrobiem. Tomograf si zatrzyma. - Teraz przestaw ekran. Musz go sobie obejrze. P.o. naczelnika zawaha si. Spojrza w stron kapsuy i lecej w niej kobiety. - Nie sdz, eby chciaa to zobaczy. - Decyzja naley do mnie. Zrb to. Zacisn wargi. - Dobrze. Jeli uwaasz, e jeste gotowa. - Nie powiedziaam, e jestem gotowa. Po prostu zrb to .

Przestawi ekran i odczeka dusz chwil, przez ktr wpatrywaa si w obraz nie mruc oczu. - Dobra. To wystarczy. Aaron natychmiast wyczy tomograf. - Przykro mi - szepn tonem najagodniejszym, na jaki go byo sta. - Nie wiem, co mam powiedzie. Co tylko mog zrobi... - No. - Zacza si zmaga z zabezpieczeniami kapsuy. - Pom mi std wyj. Wycigna rce ku grze, w jego stron. 13. Sala zebra wydawaa si bardziej pusta ni kiedykolwiek ze wzgldu na zredukowan liczb winiw. Ludzie szeptali i spierali si pomidzy sob w chwili, gdy Dillon waln pici w przezroczyst szyb na cianie, sign rk do rodka i wyrwa stamtd sabo umocowany toporek straacki, po czym odwrci si i wznis go nad gow. - Daj nam si, o Panie, bymy wytrwali. Dopki nie nadejdzie dzie. Amen. Pici wzniosy si w powietrze. Ludzie czuli si niepewnie, lecz byli zdeterminowani. Dillon przyjrza si im w skupieniu. - Wyrwa si na wolno. Kry tu gdzie. Ekipa ratunkowa jest w drodze z karabinami i innym gwnem. W tej chwili nie ma miejsca, w ktrym byoby naprawd bezpiecznie. Radz zosta tutaj. Nie marny szybw wentylacyjnych nad gow. Jeli bdzie chcia wej do rodka, moe to zrobi tylko przez drzwi. Ustawimy stranika, eby nas ostrzeg, jak bdzie si zblia. W kadym razie siedmy cicho. Bdmy gotowi i oczymy si na wypadek, gdyby nasz czas nadszed. - Pieprzysz, facet - odezwa si wizie David. Jestemy tu zamknici w puapce jak szczury. Dillon spojrza na niego gronie. - Wikszo z was ma zachomikowane noe. Powycigajcie je. - Racja - mrukn William. - Mylisz, e zadgamy nimi tgo skurwysyna na mier? - Nic, kurwa, nie myl - odpar Dillon. - Moe zdoasz go zrani, zanim ci wykoczy. To ju co. Masz jakie lepsze pomysy? William ich nie mia. Inni te nie. - Powiadam wam - cign Dillon. - Dopki nie przybdzie ekipa ratunkowa, mamy przesrane. Przygotujcie si. - Ja tu nie zostan. - William ju zacz si wycofywa - Moesz si zaoy. Dillon odwrci si i splun w lew stron. - Jak sobie chcesz. Aaron wystuka waciwy kod, po czym umieci na identyfikatorze odcisk kciuka. Wewntrzne drzwi chronice central komunikacyjn odsuny si na bok. Na tablicy rozdzielczej zapaliy si wiata. Ekran oczyci si posusznie, podczas gdy system oczekiwa na wejcie. - W porzdku - powiedzia do stojcej tu obok kobiety. - Co chcesz wysa? - Masz bezporednie poczenie z Sieci? Gdy sprawdza odczyt, na jego czole pojawiy si bruzdy. - Aha. Jest wczone. Co chcesz przekaza? - Chc im powiedzie, e doszo do skaenia toksycznego caego zespou. Myl, e w to uwierz. Jest tu wystarczajco wiele odpadkw porafinacyjnych, eby byo to wiarygodne. Wbi w ni wzrok. - Wygupiasz si? Jak im to powiesz, nie przylec tutaj. Nie wczeniej, w kadym razie, nim sprawdz to za porednictwem zdalnej inspekcji. Ekipa ratunkowa zawrci. - No wanie.

- O czym ty mwisz? Czekamy tu jak ryby na targu. Nasz jedyn nadziej jest, by ekipa ratunkowa przybya tu na czas, aby zabi tego kutasa, zanim zdy zaatwi nas wszystkich. Moe mog te zrobi co dla ciebie? Pomylaa o tym? Jeste tak pewna, e ten stwr moe si upora ze wszystkim, co oni maj, nie wiesz jednak tego na pewno. Moe potrafi ci zamrozi albo wykona jaki rodzaj operacji. Powiedziaa, e zbierali informacje na ich temat. Czy sdzisz, e prbowaliby zabra jednego z nich ze sob, gdyby nie byli pewni, e potrafi go bezpiecznie zamkn? Cholera, nam to si udao, a nie bylimy nawet do tego przygotowani. Oni bd absolutnie gotowi do pojmania go. Maj technik. Ripley pozostaa niewzruszona. - Jedyne, co ma Towarzystwo, to chciwo zamiast rozumu. Wiem to. Miaam ju do czynienia i z nim i z obcymi i, szczerze mwic, nie jestem pewna, czy na dalsz met Towarzystwo nie stanowi powaniejszej groby. Nie mog podj takiego ryzyka. Jedyne, co wiem na pewno, to fakt, e jeli jeden z nich wydostanie si poza t planet, pozabija wszystko, co yje. To wanie jest ich celem: zabija i rozmnaa si. Nie moemy pozwoli, by ludzie Towarzystwa tu przybyli. Zrobi wszystko, co w ich mocy, eby go zabra ze sob. - Wydaa z siebie peen niesmaku dwik. - Dla zysku. - Pierdol ci. Cholernie mi przykro, e masz w sobie tego stwora, moja pani, chc jednak zosta uratowany. Myl, e pokadam wicej wiary w Towarzystwie ni ty. Tak si skada, e sdz, i nie patrzysz na sytuacj w sposb racjonalny. Masz pewnie do tego mas powodw, co jednak nie znaczy, e musz na to spoglda w taki sam sposb jak ty. Tak nie jest. Gwno mnie obchodzi ta wizienna hoota. Mog zabi tego stwora, kry si przed nim, albo wy hosanny ku niebu, a padn trupem, ja jednak mam on i dziecko. Pobralimy si w naprawd modym wieku, tak, eby mimo znieksztace czasowych nadal mc spdzi ze sob najlepsze lata, kiedy ju skocz sub tutaj. Miaem wraca nastpnym kursem. Ze wzgldu na to wszystko, moe uda mi si powoa na szczeglne zagroenie i wrci na statku ratunkowym. Otrzymam wypat za cay okres i zapewne te premi. Jeli tak si stanie, mona bdzie powiedzie, e twj organizm ksenomorficzny wyrzdzi mi przysug. - Przykro mi. Posuchaj, wiem, e to dla ciebie trudne - tumaczya starajc si zapanowa nad zoci - ale musz wysa t wiadomo. Stawka jest znacznie wiksza ni twoja wizja szczliwej emerytury na przedmieciu. Jeli obcy wydostanie si na swobod na Ziemi, twoje gupkowate fantazje bd guzik warte. - Pokadam zaufanie w Towarzystwie - odpar zdecydowanym tonem. - Cholera, Aaron, potrzebny mi ten kod! Odchyli si do tyu na siedzeniu. - Przykro mi, mamuku. Jest tajny. Nie moesz ode mnie wymaga, ebym zama przepisy, prawda? Wiedziaa, e nie ma duo czasu i e zaczyna prze grywa spraw. Po raz kolejny miaa do czynienia z typow dla Towarzystwa postaw, z tym zamknitym, penym ogranicze wiatem korporacji, gdzie etyk i moralno w wygodny sposb przesaniay przepisy. - Posuchaj, ty gupku, moesz sobie w dup wsadzi swoje bezcenne przepisy. Trzeba to zrobi. Daj mi kod! - Nic z tego, kurwa. Nie wydostaniesz ze mnie kodu, moja pani, chyba e przedtem mnie zabijesz. Nachylia si w jego stron, zdoaa si jednak pohamowa. Po raz kolejny poczua si niewyobraalnie zmczona. Dlaczego zawsze braa wszystko na siebie. Nie bya nikomu nic winna, a ju zwaszcza przedstawicielom Towarzystwa. Nawet jeli zabior obcego na pokad swego statku i on pozabija ich wszystkich, to co j to obchodzi? - Nie ma w tym nic osobistego, rozumiesz - mwi nie przestajc obserwowa jej starannie, uwaajc na wszelkie nage ruchy. Nie sdzi, by stanowia dla niego faktyczne niebezpieczestwo, jednake przez krtki czas, w ktrym obserwowa jej dziaania, przekona si, e niedocenianie jej byoby niebezpieczne. - Myl, e jeste w porzdku. - Dzikuj - odpara paskim, guchym tonem.

- A wic ustalone. Bdziemy nadal wsppracowa stwierdzi z przesadnym zadowoleniem. - Masz jakie pomysy? Odwrcia si. Napry przez chwil minie, lecz mina go i podesza do pulpitu, by nala sobie szklank wody. Odczuwaa nieustanne pragnienie, nie wywoane przez napicie i nerwy. Jej ciao musiao dostarcza pynw dla wicej ni jednej istoty. - Robotnik-wojownik nie zabije mnie - stwierdzia, zatrzymujc si obok niego. Podnis brwi. - Czyby? A dlaczego nie? Pocigna yk ze szklanki. - Nie moe mnie zaatwi, nie naraajc zdrowia embriona krlowej. Cho, jak wiem, kady z nich moe wydawa na wiat innych przedstawicieli swego rodzaju, to, by moe, nie jest zdolny wyprodukowa wicej ni jednej krlowej. Za mao odpowiedniego materiau genetycznego czy co w tym rodzaju. Nie jestem tego pewna, ale dowodem jest fakt, e jak dotd nie prbowa mnie zabi. - Naprawd chcesz si zaoy, e ten stwr jest a tak inteligentny? - Inteligencja moe tu nie mie nic do rzeczy. To moe by czysty instynkt. Jak zrobisz krzywd ywicielowi, ryzykujesz przedwczesne uszkodzenie nie narodzonej krlowej. To ma sens. - Spojrzaa mu w oczy. - Mg mnie zabi ju dwa razy, ale tego nie zrobi. Wie, co mam w brzuchu. - Potara brod w zamyleniu. - Znajd go - oznajmia nagle. - Przekonamy si, jaki jest inteligentny. Wbi w ni wzrok. - Chcesz go odszuka? - Tak. Do dobrze si orientuj, gdzie moe by. Siedzi po prostu na strychu. Zmarszczy brwi. - Jakim strychu? Nie mamy tu strychu. - To przenonia. - Wypia reszt wody. - Och. - Patrzy na ni. - Chcesz i ze mn? Potrzsn gow. Umiechna si, wstawia szklank z powrotem do gniazdka i odwrcia si, by wyj z pokoju komunikacyjnego. Aaron ledzi j wzrokiem. - Ja pierdol - szepn nie zwracajc si do nikogo w szczeglnoci. 14. Korytarz doprowadzajcy by pusty. Zatrzymaa si i zatkna pochodni, ktr niosa, w pkniciu na cianie, by przyjrze si linii starych, zardzewiaych rur znajdujcych si w pobliu. Zapaa najblisz z nich, wytya wszystkie siy i pocigna j. Metal wygi si z trzaskiem w jej stron. Po drugim szarpniciu rura si urwaa. Zadowolona ruszya dalej. Ambulatorium wydawao si bardziej opustoszae ni kiedykolwiek. Zatrzymaa si, chcc si rozejrze. Na wp spodziewaa si, e ujrzy Clemensa pochylonego nad swym stanowiskiem pracy i podnoszcego wzrok, by si do niej umiechn. Komputer by ciemny i milczcy, a krzeso puste. Trudno jej byo podcign si do znajdujcego si na grze kanau powietrznego trzymajc w rku piciostopowy odcinek rury oraz latark, daa sobie jednak rad. W kanale byo ciemno i pusto. Nastawiwszy poobijan latark na szerok wizk, skierowaa j za siebie, zanim ruszya w przeciwnym kierunku. Nie wiedziaa dokadnie, ile czasu upyno ani jak daleko si doczogaa, zanim zacza woa. Wiedziaa tylko, e sabe wiato dobiegajce z ambulatorium dawno ju znikno za ni. Jej krzyki byy z pocztku przytumione, potem, w miar jak strach ustpowa miejsca gniewowi, staway si coraz goniejsze. Nie moga unikn swego losu. Musiaa si po prostu dowiedzie. Spojrze temu stworowi prosto w oblicze.

- Chod tu! Wiem, e tu jeste! - Posuwaa si naprzd na rkach i kolanach. - Chod tu. Zrb tylko to, co zawsze robisz. Kana powietrzny zakrca gwatownie w lewo. Wci para naprzd, mamroczc i krzyczc na przemian. - Chod tu, ty przygupie. Czemu ci nie ma, kiedy ci potrzebuj? Kolana miaa poocierane, gdy zatrzymaa si wreszcie, nasuchujc uwanie. Haas? Czy te jej wasna wyobrania, pracujca w nadgodzinach? - Gwno. - Wznowia sw nieporadn, niewygodn wdrwk. Mina nastpny zakrt. Kana przeszed w nisz na tyle du, e moga w niej stan wyprostowana. Podniosa si z ulg na nogi i przecigna si. Tu znajdowa si zgrzybiay, zardzewiay agregat oczyszczajcy wod, ktry skada si ze zbiornika o pojemnoci tysica galonw oraz labiryntu zaniedbanych rur. Za zbiornikiem rozciga si kana wentylacyjny - nie koczca si, trudna do pokonania rura pena ciemnoci. Gdy zatopia w niej wzrok, ogarna j kolejna fala mdoci. Opara si o zbiornik. W tej samej chwili ogon obcego owin si wok niej i wytrci jej latark z doni. Latarka wyldowaa na betonowej pododze. Obrcia si wok osi, lecz nie zgasa. Ripley odwrcia si byskawicznie. Dreszcz desperacji przebieg jej wzdu krgosupa. Obcy pojawi si za sieci rur i przewodw, gdzie odpoczywa. Zwrci ku niej eb. - Ty kutasie - mrukna zbierajc siy, po czym wyrna go metalow rur prosto w klatk piersiow. Z rykiem budzcym oguszajce echa obcy ruszy na ni. Metalowe rury trzasny jak somki. W peni rozbudzony i czujny przykucn naprzeciw niej. Z zewntrznych szczk skapywaa mu gsta, galaretowata lina. Ripley nie podaa tyw. Wyprostowaa si. - No, jazda, kutasie. Zabij mnie! Gdy nie zareagowa, ponownie zdzielia go rur. Z rykiem wycign koczyn i odepchn rur na bok. Sta i "spoglda" na ni gronie. Nie przestawaa patrze prosto na niego. Pot zalewa jej twarz. Nagle obcy odwrci si gwatownie i pogna w ciemno. Opada na ziemi, spogldajc w lad za nim. - Sukinsyn. Dillon znalaz porucznik Ripley w sali zebra. Siedziaa sama w wielkim pomieszczeniu pogronym w gbokim cieniu. Skrya gow w doniach dogbnie wyczerpana, dogbnie osamotniona. Dillon podszed do niej z toporkiem straackim zwisajcym z prawej doni i zatrzyma si tu obok. Musiaa sobie zdawa spraw z jego obecnoci, lecz nie zareagowaa w aden sposb. W normalnej sytuacji uszanowaby jej milczenie i odszed, lecz sytuacja nie bya ju normalna. - Nic ci nie jest? Nie odpowiedziaa i nie podniosa gowy. - Co tutaj robisz? Powinna si schowa, tak jak caa reszta. Co si stanie, jeli ten stwr si pokae? Podniosa gow. - On mnie nie zabije. - Dlaczego nie? - Dlatego, e mam w rodku jednego z nich. Dorosy stwr nie zabije swojego pobratymca. Dillon spojrza na ni. - Pieprzysz.

- Posuchaj, widziaam go godzin temu. Staam tu obok niego. Mg mnie zje na obiad, ale nawet mnie nie dotkn. Uciek. Nie zabije wasnej przyszoci. - Skd wiesz, e masz takiego w rodku? - Widziaam go na tomografie komputerowym. To krlowa. Potrafi wyprodukowa tysice takich jak ten, ktry tu lata na swobodzie. - e niby jak krlowa pszcz? - Albo mrwek. Ale to tylko analogia. Te stworzenia nie s owadami. Maj jedynie w przyblieniu analogiczn struktur spoeczn. Nie wiemy o nich zbyt wiele. Jak moe zauwaye, nie stanowi atwego przedmiotu bada. - Skd wiesz, e to krlowa? - zapyta. - Po pierwsze: ksztat jej czaszki jest bardzo charakterystyczny. Ma z tyu gowy wielki, sterczcy konierz. Jego zacztki byy wyranie widoczne na obrazie. Po drugie: okres wylgania odpowiednikw wojownika-robotnika jest dosy krtki. W niektrych wypadkach wynosi tylko okoo dnia. Przechodz przez kolejne stadia rozwoju z niewiarygodn szybkoci. - Na jej twarzy pojawi si wyraz alu. - Ta cecha bardzo zwiksza szanse przeycia. Gdyby to by zwyczajny robotnik, wyszedby ju na zewntrz, wydostajc si w okolicy mostka. Ponadto dojrzewa ona w jamie macicy, a nie w klatce piersiowej. Poniewa krlowa jest znacznie bardziej skomplikowanym organizmem, najwyraniej potrzebuje wicej zarwno czasu, jak i miejsca, by dojrze. W przeciwnym razie ju bym nie ya. Widziaam tak w akcji. To nie jest adne. Kiedy ten stwr w peni doronie, bdzie ogromny, znacznie wikszy od tego, z ktrym tu walczylimy. Z pewnoci bdzie to krlowa, osobnik skadajcy jaja. Miliony jaj. W niczym nie bdzie przypomina tego, ktry biega tu na swobodzie. - ciszya gos. - Jak ju powiedziaam, nikt nie mia dowiadczenia z larw krlowej. Nie wiem, jak dugiego okresu wylgania ona wymaga, jest jednak oczywiste, e znacznie duszego ni u zwykego robotnika. Spojrza na ni. - Nadal mam wraenie, e pieprzysz. Jeli masz w brzuchu takiego stwora, to jak on si tam dosta? Patrzya w d, na wasne donie. - Kiedy byam w hibernacji. Myl, e ten okropny sen, ktry wtedy miaam, nie by waciwie snem. Zostaam zgwacona, cho nie wiem, czy jest to cakowicie adekwatny termin. Gwat to akt przemocy popeniony z premedytacj. To by akt prokreacji, nawet jeli mj udzia w nim nie by dobrowolny. My nazwalibymy to gwatem, wtpi jednak, by owo stworzenie si z nami zgodzio. Ten koncept wydaby mu si zapewne.., c, obcy. Miaa nieobecny wyraz twarzy. - Ten, ktry dosta si na pokad mojego pierwszego statku, Nostromo - wspominaa z zamylon min - przygotowywa si do reprodukcji, lecz on rwnie nie by krlow. Przynajmniej niektre z nich musz by obojnakami. Zapadniaj si same, dziki czemu nawet izolowany osobnik moe zapewni przeduenie gatunku. Wojownik-robotnik potrafi produkowa jaja, ale powoli, po jednym, dopki nie zdoa pocz krlowej, ktra przejmie od niego to zadanie. W ten sposb mg umieci krlow we mnie. W kadym bd razie to jest najlepszy scenariusz, jaki zdoaam uoy. Nie jestem ksenologiem. Zawahaa si. - Piknie, co? Mam zosta matk matki apokalipsy. Nie potrafi zrobi tego, co powinnam, musisz wic mi pomc. Musisz mnie zabi. Postpi krok do tyu. - Co ty, kurwa, mwisz? - Nie kapujesz, prawda? Ju jest po mnie. Zgin w tej samej minucie, gdy ona si narodzi, poniewa nie bd ju niezbdna do jej przeycia. Widziaam ju, jak to si dzieje. To mog przey, jeli mog si tak wyrazi. Byam gotowa na mier ju od chwili, gdy spotkaam pierwszego z tych stworw. Niech mnie jednak diabli wezm, jeli pozwol tym

idiotom z Weylanda-Yutaniego zabra go na Ziemi. Mogoby im si przypadkiem uda, a to dla reszty ludzkoci oznaczaoby koniec. Moe nawet dla caego ycia na planecie. Nie widz powodu, dla ktrego nie miayby by zdolne do rozmnaania si w kadym zwierzciu wikszym ni, powiedzmy, kot. Ona musi zgin i, aby to si stao, kto musi mnie zabi. Czujesz si na siach? - Nie musisz si o to martwi. - To jest na swj sposb zabawne. Tyle razy ostatnio zabijaam, a teraz stwierdziam, e nie mog tego zrobi ten jeszcze jeden raz. Moe to dlatego, e musiaam si tak mocno koncentrowa na utrzymaniu si przy yciu. Musisz wic mi pomc. - Spojrzaa mu w twarz bez lku. - Po prostu zrb to. Bez adnych przemw. - Odwrcia si do niego plecami. - No, jazda - popdzaa go. Zrb to! Podobno jeste morderc... Zabij mnie, Dillon. Postaraj si. Wr do dawnych czasw. Myl, e potrafisz to zrobi, ty wielki, brzydki sukinsynu. Przyjrza si jej wysmukej postaci, bladej szyi i opuszczonym ramionom. Jeden dobrze wymierzony cios zaatwiby spraw, przeci rdze krgowy oraz krgi szybko i czysto. mier nastpiaby niemal natychmiast. Potem zajby si jej brzuchem, monstrualnym organizmem rosncym wewntrz. Zacignby zwoki do pieca i wrzuciby wszystko do rodka. Po paru minutach byby koniec. Podnis toporek. W miniach jego twarzy i ramion nastpi gwatowny skurcz. Toporek przeci z szumem zatche powietrze. Zamachn si z caej siy... i wbi go w cian obok jej gowy. Szarpna si usyszawszy uderzenie, po czym mrugna i odwrcia si nagle w jego stron. - Co to ma by, do diaba? Nie wyrzdzie mi przysugi. - Nie lubi przegrywa w walce. Z nikim ani z niczym. Ten wielki stwr pozabija ju poow moich facetw, a reszta siedzi i sra ze strachu. Dopki on yje, nie uratujesz adnego wszechwiata. - Co nie tak? Mylaam, e jeste morderc. - Chc go zaatwi. Jeste mi do tego potrzebna. Jeli on ci nie chce zabi, moe nam to pomc w walce z nim. Patrzya na niego bezradnie. - W przeciwnym razie pierdol ci. Id si zabi sama. - Czy zabijesz mnie, jak ju rozwalimy mu dup? - Nie ma sprawy. Szybko, bezbolenie, atwo. - Wycign rk, eby wyrwa toporek ze ciany. Pozostali mczyni zebrali si w hali gwnej. Aaron sta na boku, popijajc co ze szklanki. Dilon i Ripley ustawili si na rodku, rami przy ramieniu, naprzeciw zebranych. - Wybr jest taki - tumaczy wielki mczyzna. Albo zginiecie tutaj, siedzc na dupie, albo tam. Bdziemy jednak mieli przynajmniej szans zabicia go. To mu si naley. Zdrowo nam dopierdoli. Moe uda si nam zemci za tamtych. No wic, co robicie? Morse spojrza na niego z niedowierzaniem. - Co ty, kurwa, wygadujesz? - Chc zabi tego wielkiego skurwysyna. Aaron postpi krok naprzd. Ogarn go nagy niepokj. - Zaczekaj. Ekipa ratunkowa jest w drodze. Czemu po prostu tego nie przeczeka? Ripley spojrzaa na niego przymruonymi oczyma. - Ekipa ratunkowa dla kogo? - Dla nas. - Gwno prawda - warkna. - Im chodzi tylko o besti. Wiesz o tym. - Wszystko mi jedno, o co im chodzi. Nie zabij nas. - Nie jestem taka pewna. Nie znasz Towarzystwa tak dobrze, jak ja. - Daj spokj. Zabior nas std. Przewioz do domu. - Nas. nie zabior do domu - zauway Dillon.

- To jeszcze nie znaczy, e mam i z nim walczy jkn Morce. - Jezu Chryste, zlituj si. Aaron potrzsn powoli gow. - Wszystkim wam odpierdolia szajba. Ja mam on. Mam dziecko. Chc wrci do domu. Wyraz twarzy Dillona by twardy i nieustpliwy. W jego gosie pojawi si posmak nieprzyjemnej rzeczywistoci. - Myl realnie. Gwno nas wszystkich obchodzisz, osiemdziesit pi. Nie jeste jednym z nas. Nie jeste wierzcy. Jeste tylko czowiekiem Towarzystwa. - Racja - przyzna Aaron. - Jestem czowiekiem Towarzystwa, a nie jakim pierdolonym kryminalist. Wci mi powtarzacie, jaki ze mnie gupek, jestem jednak wystarczajco mdry, by nie zarobi doywotniego wyroku na tej skale i wystarczajco, by poczeka, a poka si uzbrojone siy, zanim wyruszymy do walki z tym stworem. - Racja. Susznie. Sied sobie tutaj na dupie. Fajnie. Morse szarpn gow. - A co, jeli to ja posiedz sobie tutaj na dupie? - Nie ma sprawy - zapewni go Dillon. - Zapomniaem. Ty jeste ten facet, ktry zaatwi sobie z Bogiem, e bdzie y wiecznie. Reszta z was, cipy, te moe to przeczeka. Ja i ona wskaza na Ripley - zaatwimy ca spraw. Morse zawaha si. Zauway, e kilku innych spoglda na niego. Obliza doln warg. - Dobra. Jestem z wami. Chc, eby zgin. Nienawidz tego kutasa. Pozabija te moich przyjaci. Dlaczego jednak nie moemy odczeka kilku godzin, eby mie po swojej stronie pierdolonych technikw Towarzystwa z karabinami? Dlaczego, do cholery, musimy organizowa pierdolony atak samobjczy? - Dlatego, e oni go nie zabij - poinformowaa go Ripley. - Mog zabi was, tylko z tego powodu, ecie go widzieli, jego jednak nie zabij. - To szalestwo. - Aaron ponownie potrzsn gow. - Zwyke pieprzenie. Nie zabij nas. - Tak mylisz? - umiechna si drapienie. - Gdy po raz pierwszy usyszeli o tym stworze, mona byo powici zaog. Za drugim razem wysali garstk onierzy piechoty morskiej. I ich mona byo powici. Dlaczego sdzisz, e obchodzi ich banda facetw z podwjnym chromosomem Y, gdzie na samym kocu przestrzeni? Czy naprawd uwaasz, e pozwol wam si wtrca w prowadzone przez Towarzystwo badania nad zaawansowan broni? Oni uwaaj was za mieci. Wszystkich. Nic ich nie obchodzi aden z waszych przyjaci, ktrzy zginli. aden. Gdy skoczya, zapada cisza. Potem kto z tyu zapyta: - Masz jaki plan? Dillon przyjrza si swym kolegom, swym towarzyszom w piekle. - To jest nie tylko kopalnia, ale i rafineria, prawda? Ten stwr boi si ognia, prawda? Wszystko, co musimy zrobi, to zagoni pierdolon besti do wielkiej formierki i wyla na ni gorcy metal. Kopn taboret, ktry przesun si po pododze. - Wszyscy umrzecie. Pytanie tylko kiedy. To miejsce rwnie dobrze jak kade inne nadaje si do tego, by postawi w nim pierwszy krok ku niebu. To zaley od nas. Nie jest to wiele, ale to zaley od nas. Jedynym wanym pytaniem w yciu jest, w jaki sposb wykorkujesz. No wic, czy chcecie to zrobi na kolanach, ebrzc o lito? Ja nie jestem za ebraniem. Nikt mi nigdy nic nie da. No wic mwi, jeba to. Walczmy. Mczyni popatrzyli na siebie nawzajem. Kady z nich czeka, a kto inny przerwie cisz, ktra nastaa. Gdy wreszcie si to stao, odpowiedzi, ktre pady, byy szybkie i pewne. - No. Dobra. Wchodz w to. - Dlaczego nie? Nie mamy nic do stracenia. - No... dobra... racja... wchodz.

Jeden z gosw zabrzmia goniej. - Dajmy skurwysynowi kopa w dup. - Kto inny umiechn si. - Jak go przytrzymasz, to ja mu dam kopa. - Pierdol to - warkn na koniec Morse. - Chodmy go zaatwi. Niemal cudem zdoali zapali cz wiate na korytarzach. Nie bya to kwestia mocy, gdy centralny reaktor termojdrowy produkowa jej pod dostatkiem. Byy jednak terminale, przeczniki i urzdzenia sterujce, ktrych od lat nie konserwowano w wilgotnym klimacie Fioriny. Niektre korytarze i tunele doprowadzajce byy wic owietlone, podczas gdy w innych nadal zalegaa ciemno. Ripley z namysem dokonaa przegldu formierni. Dillon i wizie Troy trzymali si blisko niej. Ten ostatni by najlepiej spord ocalonych zorientowany w zagadnieniach technicznych, poniewa mia za sob krtk, udan karier inyniera, ktra zakoczya si w chwili, gdy spotka go ten pech, i znalaz swoj on w ku ze swym przeoonym. Zamordowa oboje, korzystajc ze wszystkich umiejtnoci technicznych, jakie zdoa zebra. Lekkie ataki przejciowego szalestwa zaatwiy mu bilet na Fiorin. Teraz zademonstrowa, jak dziaaj urzdzenia sterujce i pokaza, ktre aparaty graj kluczow rol w dziaaniu formierni. Ripley obserwowaa i suchaa z niepewnoci. - Kiedy ostatnio z tego korzystalicie ? - Rozpalilimy je pi czy sze lat temu. Rutynowa kontrola konserwacyjna To by ostatni raz. Wyda wargi. - Czy jeste pewien, e tok dziaa? - Odpowiedzi udzieli jej Dillon. - Nic nie jest pewne. W tym rwnie ty. - Mog jedynie powiedzie, e wskazania wszystkich miernikw s pozytywne. - Troy wzruszy bezradnie ramionami. - To najlepsze, co mamy. - Pamitajcie - przypomnia im obojgu Dillon. Najpierw musimy go tu zamkn. Potem naciniemy wyzwalacz i uruchomimy tok, a ten wepchnie skurwysyna prosto do formierki. To jest wysoce nowoczesny zakad formowania na zimno. Koniec z jego dup i koniec caej historii. Ripley spojrzaa na niego. - A co, jeli kto spieprzy spraw? - Bdziemy mieli przesrane - poinformowa j spokojnie Dillon. - Mamy tylko jedn szans. Jedna okazja, to wszystko. Nie bdzie czasu na drugie podejcie. Pamitaj, e kiedy naciniesz wyzwalacz, znajdziesz si przez kilka sekund w puapce z tym pierdolonym stworem. Skina gow. - Dam sobie rad. Tylko wy niczego nie pochrzacie. Bo ja na pewno nie. Dillon przyjrza si jej z bliska. - Siostro, lepiej eby si nie pomylia co do tego, e ten stwr ciebie nie chce. Dlatego, e jeli bdzie mia zamiar wyj, to bdzie to musia zrobi wanie tdy. Prosto przez ciebie. Wytrzymaa jego spojrzenie. - To by ci zaoszczdzio roboty, prawda? Troy rzuci na ni przelotne spojrzenie, nie byo jednak czasu na pytania. - W ktrym miejscu bdziesz? - zapytaa wielkiego mczyzn. - W okolicy. - A co z reszt? Gdzie oni s? - Modl si.

Ocaleni rozproszyli si, torowali sobie drog przez korytarze, walili gowami w ciany, by doda sobie animuszu, przeklinali i pokrzykiwali. Nie dbali ju o to, czy potwr ich usyszy. W gruncie rzeczy chcieli, eby tak si stao. wiato pochodni odbijao si od cian korytarzy i tuneli przynoszc napitym, lecz podekscytowanym twarzom nag ulg. Wizie Gregor wyjrza z niszy i natkn si na swego koleg Williama gboko pogronego w modlitwie. - Hej, Willie? Wierzysz w to pieprzenie o niebie? Drugi mczyzna podnis wzrok. - Bo ja wiem. - Ja te nie wiem. - Pierdol to. W co jeszcze mamy wierzy? Troch na to za pno, teraz gdy ju tu siedzimy. - No, czy to nie jest prawda? Wic, hej, co tam, kurwa. Mam racj? - rozemia si serdecznie i obaj wsuchali si w echa, ktre niosy si w drzwiach korytarza, wzmocnione i znieksztacone, za nimi i przed nimi. Morse sysza ich wszystkich: odlege echa nerwowego miechu i bliskiego histerii przeraenia. Nacisn przecznik uaktywniajcy drzwi, ktre kazano mu nadzorowa. Jkny... i zaciy si, czciowo otwarte. Przekn nerwowo lin i wyskoczy ze szczeliny. - Hej, wy? Zaczekajcie, zaczekajcie. Nie wiem, co si cholera, stao. Moe powinnimy ponownie to rozway. To jest, chciaem powiedzie, e te pierdolone drzwi nie dziaaj, jak trzeba. Hej, wy? Z gbi korytarza nie nadesza adna odpowied. Nieco dalej Gregor zwrci si w stron swego towarzysza. - Co on, kurwa, mwi ? - Cholera, nie wiem - odpar William ze wzruszeniem ramion Wizie Kevin trzyma przed sob dugo palc si flar. Wymacywa sobie drog wzdu ciany korytarza. Za nim szed nastpny mczyzna, a za nim jeszcze jeden i tak dalej, poprzez znaczcy odcinek tunelu. W tej chwili jednak nie byo wida adnego z nich i nerwy Kevina byy napite jak postronki. - Hej, syszae co? - mrukn do kadego, kto mgby znale si w zasigu gosu. Syszaem Morse'a. Brzmiao to jakby... Uciszy go krzyk. Rozleg si tak blisko, e by a bolesny. Nogi gnay go naprzd, jak gdyby chwilowy parali umysowy nie mia wpywu na doln poow ciaa. Przed nim obcy wiartowa jego przyjaciela o imieniu Vincent, ktry nie mia ju czym krzycze. Kevin waha si tylko przez chwil. - Chod tu i zap mnie, ty kutasie! Potwr usucha go. Upuci trzymany kawaek Vincenta i zaszarowa. Kevin by w swoim czasie czym w rodzaju sportowca. Te wspomnienia powrciy natychmiast, gdy pogna wzdu korytarza. Par lat temu nie zna adnego czowieka, ktrego nie potrafiby przecign. Teraz jednak nie ciga si z czowiekiem. Nieludzkie monstrum zbliao si szybko, nawet gdy przypieszy do sprintu. Mczy si szybko. Im wolniej bieg, tym bardziej zblia si gonicy go stwr z pieka rodem. Niemal rzuci si na przecznik. W tej samej chwili odwrci si gwatownie i grzmotn plecami w cian korytarza. Jego klatka piersiowa poruszaa si ciko jak miech. Stalowe drzwi kontrolowane przez przecznik zatrzasny si. Co walno w nie zaledwie w sekund pniej. Na ich rodku pojawio si wielkie wypuczenie. Pochyli lekko ciao i znalaz gdzie tyle tchu, by wydysze gono. - Drzwi C9... zamknite!

Na drugim kocu przebytego przed chwil korytarza pokaza si wizie Jude. Tym razem nie mia w rku szmaty. Zamiast niej wznis wysoko wasn flar, owietlajc ni korytarz. - Ju-hu. Hej, pierdolona gbo, chod tu i zap mnie. Poka, co potrafisz. Powstrzymany przez nieustpliwe drzwi obcy obrci si wok osi usyszawszy nowy dwik, po czym pogna w jego kierunku. Jude zerwa si do ucieczki. Nie by tak szybki jak Kevin, ale mia wiksz przewag na starcie. Obcy zblia si szybko. Po raz kolejny zadecydoway sekundy. Zamykajce si drzwi odgrodziy go od ofiary. Po drugiej stronie bariery Jude z trudem odzyska oddech. - Skrzydo wschodnie. Drzwi B7 bezpieczne. W chwil pniej przednia koczyna obcego przebia si przez szklane okienko wprawione w stal. Jude odpez z wrzaskiem wzdu ciany, oddalajc si od atakujcych zapamitale pazurw. Dillon sta samotnie w korytarzu, ktry wybra do patrolowania. - Zaczo si - mrukn do siebie. - Jest w tunelu B - wrzeszcza Morse, biegnc wasnym przejciem. - Na pewno kieruje si do kanau A! Na skrzyowaniu William omal nie wpad na Gregora w chwili, gdy obaj si spotkali. - Syszaem go - mrukn Gregor. - Kana E, niech to cholera. - Czy powiedziae B? - Nie, E. William zmarszczy brwi podczas biegu. - Mielimy zosta... - Ruszaj pierdolone dupsko! - Gregor, ktry nie by w nastroju odpowiednim do debaty o tym, jakie pozycje w stosunku do pozostaych powinni teoretycznie zaj, przypieszy bez sw. William w milczeniu pody jego ladem. W bocznym korytarzu Jude doczy do Kevina. Wymienili midzy sob porozumiewawcze spojrzenia. - Ty te? - No! - Kevin usiowa zaczerpn tchu. - Dobra. Teraz do E. Wszyscy. Kevin skrzywi si, prbujc sobie przypomnie. - Gdzie, kurwa, jest E? Jego towarzysz zagestykulowa niecierpliwie. - Tdy. Ruszaj si, do kurwy ndzy. David wci by sam. Przecigajca si samotno nie cieszya go. Wedug planu powinien si ju z kim poczy. Znalaz jednak szcztki Vincenta. To sprawio, e zwolni, nie zatrzymao go jednak. - Kevin? Gregor? Morse? Znalazem Vincenta. - Odpowiedzi nie byo. Nie przestawa si porusza. Nie zamierza si zatrzymywa z jakiegokolwiek czy czyjegokolwiek powodu. Zamknijmy tego kutasa. Odcinek tunelu pooony bezporednio przed nim by ciemniejszy od tego, ktry wanie opuci, przynajmniej jednak by pusty. W gwnym korytarzu Dillon spojrza na Troya. - Pom im. Tamten skin gow i skierowa si do labiryntu korytarzy, dwigajc ze sob map. Wizie Eric sta tu obok. Przenosi nieustannie wzrok z Dillona na Ripley. Zacz obgryza doln warg, a potem paznokcie. Spojrzaa na ekran monitorowy. Ukazywa on Gregora posuwajcego si w jednym kierunku, a Morse'a w przeciwnym. Skrzywia si. - Gdzie on, kurwa, lezie? Dlaczego nie trzymaj si planu?

- Ty jeste odporna - przypomnia jej Dillon. - Oni nie. - No, ale co oni, do diaba, wyrabiaj? Dillon skupi uwag na przeciwlegym kocu korytarza. - Improwizuj. Opara rk na gwnym wyczniku toka. Eric gapi si na ni zlany potem. David szed utykajc przez zaciemniony korytarz. Trzyma flar wysoko, usiujc przebi wzrokiem ciemno przed sob. - Tutaj, Kici, kici, kici. Tutaj... - Przerwa. Obcy by wyranie widoczny na drugim kocu korytarza. Wali bez skutku w drzwi, za ktrymi przed chwil znikn Jude. Gdy obcy odwrci si, David podnis rk. - Tutaj, koteczku. Czas na zabaw! Unis syczc flar. Obcy gna ju w jego stron, zanim flara uderzya o podog. David odwrci si i popdzi ze wszystkich si w t stron, z ktrej przyszed. Odlego do nastpnej bariery bya stosunkowo niewielka i by pewien, e zdy. Faktycznie dotar za drzwi ze sporym zapasem czasu. Jego rka opada z pen si na zamykajcy je przycisk. Drzwi osuny si w d... nie do koca... stany. Wybauszy oczy, wyda z siebie cichy, miauczcy odgos i zatoczy si do tyu, robic chwiejny krok za krokiem. Wpatrywa si w drzwi, ktre wci opuszczay si w nierwnych szarpniciach. Zadra, gdy obcy wyrn w nie z pen prdkoci. Metal wygi si, lecz nie przesta si opuszcza w nierwnym, szarpicym tempie. apa obcego przebia si przez szpar i prbowaa chwyci Davida za nog. Ten odskoczy z wrzaskiem do wnki w cianie korytarza. apa wci miotaa si wok, usiujc go dosign, podczas gdy drzwi szarpay si w d... w d. W ostatniej chwili koczyna wycofaa si. W korytarzu zapada cisza. Dopiero po duszej chwili zdoa wydoby z siebie gos, niewiele rnicy si od skowytu penego przeraenia. - Drzwi 3, kana F. Zamknite... mam nadziej. Morse nie usysza go. Nadal laz na olep wzdu wasnego korytarza. - Kevin? Gregor? Gdzie kurwa jestecie? Gdzie s wszyscy? K, L, M, wszystkie zamknite i zabezpieczone. Spojrza na tablic umieszczon na cianie. - Jestem z powrotem w A. W bocznym korytarzu Gregor w podobny sposb sprawdza tablice. - Kana V bezpieczny. Kana P trzyma. Idcy za nim William usiowa dotrzyma mu kroku. - Powiedziae P czy D? - krzykn. - Do kurwy ndzy... Gregor odwrci si, lecz nie zatrzyma. - Zamknij si, kurwa ma! Naprzd! Niepewny, gdzie si znajduje, Kevin odkry, e wrci w miejsce, z ktrego wyruszy. - Cholera, jestem w R. Tu jest bezpiecznie. Jest bezpiecznie, prawda? Jude usysza go. Podnis gos tak, by towarzysz mg go usysze. - Zapomniae, facet. R prowadzi z powrotem do F. Ja teraz id przez F. Zaraz go zamkn. Zdezorientowany Troy zatrzyma si na skrzyowaniu. Posuwa si naprzd zbyt szybko. Nie zwaa na map, ufajc pamici. Teraz spoglda niepewnie na liczne tunele. - Kana F? Gdzie, kurwa... Nie ma adnego pieprzonego kanau F. Ruszy naprzd, lecz zawaha si i skrci w najbliszy korytarz po prawej stronie. Ale ten by ju zajty przez pewnego sfrustrowanego lokatora. Dillon i Ripley usyszeli odlege krzyki. Jak zwykle nie trway one dugo. - Morse? - zawoa Dillon. - Kevin, Gregor?

Ripley usiowaa wypatrzy co poza nim. - Co si tam dzieje? Wielki mczyzna spojrza na ni z napiciem. - Nie musz robi nic wicej jak tylko biega po tych cholernych korytarzach. Dwign toporek i ruszy naprzd. - Zosta tutaj. Boczny korytarz, z ktrego, jak si spodziewali, mia si wynurzy ich go, pozostawa pusty. Nie byo w nim obcego. Ani ludzi. Jedynie odlege, niosce si echem gosy. W niektrych pobrzmiewaa wyrana nuta paniki. Ukryty za jego plecami Eric wypowiedzia na gos swe myli. - Gdzie on, do diaba, jest? Dillon spojrza tylko na niego. Zebrawszy si na odwag David podszed z powrotem do drzwi i wyjrza przez okienko. Korytarz za nim by pusty. Podnis gos. - Zgubiem go. Nie wiem, gdzie ten pierdolony stwr si podzia. Nie otworz drzwi. Wyszed chyba w gr przez otwr tego kurewskiego tunelu odpowietrzajcego. - Odwrci si powoli, by obejrze jedyny taki otwr w tunelu ponad nim. Mia racj. Ripley odczekaa, a umilkn echa. Eric posuwa si naprzd. Wyraz jego oczu zwiastowa nadchodzce zaamanie. Jeli kto czego nie zrobi, straci panowanie nad sob i rzuci si do ucieczki. Ucieka nie mieli dokd. Podesza do niego i spojrzaa mu w oczy. Usiowaa uspokoi go wzrokiem i przekaza mu w ten sposb troch wasnej pewnoci siebie. Dillon znikn w bocznym korytarzu. Odszukanie szcztkw Troya nie zajo mu wiele czasu. Rozejrzawszy si szybko, wrci t sam drog, ktr przyszed. Morse i Jude spotkali si wreszcie. Biegli razem obok siebie... a Jude polizn si i upad ciko na ziemi. Pogrzeba palcami w ciepej, lepkiej masie, o ktr si przewrci. - Niech to kurwa ma... no. Gdy Jude podnis to co ku flarze, by przyjrze si lepiej, Morse wzdrygn si przeraony. Potem Jude obejrza dokadniej to, co podnis, i obaj wrzasnli jednoczenie. Ripley nasuchiwaa z uwag. Na chwil zapomniaa o Ericu. Krzyki teraz byy blisko. Dobiegay do niej bezporednio, nie jako echo. Nagle wizie odwrci si i pogna w stron wycznika toka. Pobiega za nim... W tej samej chwili pojawi si obcy pdzc korytarzem. Palce Erica zacisny si konwulsyjnie na wyczniku. W ostatniej chwili zdya zapa go za rk. - Zaczekaj! Nie jest jeszcze ustawiony! - Wysikiem woli zdoaa powstrzyma go od zwolnienia toka. To byo wszystko, czego potrzebowaa. Pokonany zarwno psychicznie, jak i fizycznie, opad do tyu, wyczerpany i drcy. Kevin posuwa si powoli korytarzem. Zblia si ju do niszy toka, ktra bya miejscem rwnie bezpiecznym jak kade inne. Zrobi wszystko, czego od niego wymagano. Nie mogli da od niego wicej, nie w tej chwili. Wiedziony nie uwiadomionym impulsem spojrza ku grze. Obcy, usadowiony w wywietrzniku ponad nim, nie zada sobie nawet trudu, by opa na ziemi. Wycign tylko w d ap i zapa go tak atwo, jakby chwyta ab. Trysna krew. W przeciwlegym kocu korytarza pojawi si Dillon. Zauwaywszy miotajce si w powietrzu nogi Kevina pogna naprzd i obj ramionami szarpice si kolana. Obcy nie by przygotowany na co takiego i obaj mczyni padli na podog. Ripley ujrzaa, jak Dillon wlecze rannego winia w stron gwnego korytarza. Obrzuciwszy spojrzeniem bezuytecznego Erica, pognaa mu na pomoc.

Z szyi rannego tryskaa krew. Zerwaa kurtk i owina j jak najcianiej wok szyi. Upyw krwi sta si wolniejszy, lecz nie w dostatecznym stopniu. Dillon obj mczyzn szepczc: - Nie mier, tylko... Nie byo czasu, by skoczy modlitw. Z bocznego korytarza wychyn obcy. Ripley podniosa si i zacza cofa. - Zostaw ciao. cignij go tutaj. Dillon skin gow i doczy do niej. Razem wycofywali si w kierunku niszy kontrolnej. Obcy obserwowa ich. Poruszali si powoli. Nie mieli gdzie si skry. W uszkodzonej postaci lecej na pododze tlio si jeszcze ycie. Obcy skoczy naprzd, by dokoczy dziea. Ripley odwrcia si i wykonaa w stron Erica gest oznaczajcy cicie. Tamten wypad ze swej kryjwki i zapa rk za przecznik. Tok wystrzeli naprzd. Zmit zarwno ciao Kevina, jak i obcego i przepchn ich obu w stron szczeliny prowadzcej do pieca. Korytarz wypeni ar i wycie powietrza. Obcy jednak znikn. Zlana potem Ripley postpia krok naprzd. - Gdzie on, do diaba, si podzia? - Cholera! - Dillon usiowa zajrze za maszyneri. - Musia si schowa za tym kurewskim tokiem. - Za nim? - Wbia w niego wzrok. - Zamkn drzwi! - rykn. - Musimy go cofn na miejsce. Wymienili spojrzenia, po czym pognali w przeciwnych kierunkach. - Jude, Morse! - Dillon bieg ciko wzdu korytarza, ktry wybra, szukajc ocalonych. Ripley tymczasem ruszya na poszukiwanie Erica i Williama. Znalaza ich, a jake. Byli cakiem pomieszani ze sob i ju si nie martwili. O nic. Ruszya dalej. Morse nie bieg ju, lecz si skrada. Nagle usysza haas. Zatrzyma si, by sprawdzi boczny korytarz, z ktrego dobiega. Odetchn, niczego nie zobaczywszy. Zacz si cofa t sam drog, ktr przyszed, z oczyma skierowanymi przed siebie. A wreszcie wpad na co mikkiego i ywego. - Co kur... To by Jude. Drugi mczyzna, rwnie zaskoczony, obrci si nagle i wystawi noyce, ktre trzyma jak bro. Morse, poczuwszy jednoczenie ulg i wcieko, zapa za bliniacze ostrza i skierowa je ku grze. - Nie tak. Tak, kretynie. Trzepn drugiego mczyzn w bok gowy. Jude mrugn, skin gow i ruszy w przeciwnym kierunku. Dillon wrci do gwnego korytarza. - Jude! Jude! - wrzeszcza. Ten usysza go i zawaha si. Obcy by tu za nim. Jude pdzi jak diabli w stron Dillona, ktry go pogania. - Nie ogldaj si. Gnaj, kurwa, jak najszybciej! Jude bieg. Walczy, walczy o wasne ycie. Nie by jednak Kevinem czy Gregorem. Obcy dorwa go. Krew chlusna na drzwi, ktre Dillon zatrzasn w desperacji. W nastpnym korytarzu Ripley usyszaa to i warkna do siebie. Czas upywa niestrudzenie, podczas gdy tok kontynuowa sw nieubagan i w tej chwili bezuyteczn wdrwk ku przodowi. Gregor krzykn wzywajc pomocy, nie byo jednak w pobliu nikogo, kto mgby go usysze. Bieg na olep przez korytarz, odbijajc si od cian na zakrtach jak kula bilardowa a wreszcie wpad na Morse'a, ktry gna ze wszystkich si w przeciwn stron.

Podenerwowani, potem na wp rozemiani, podnieli si na nogi, spogldajc z ulg na siebie nawzajem. Dopki obcy nie mign obok i nie wpad na Gregora, rozdzierajc go na strzpy w trakcie miechu. Morse, z twarz i tuowiem zbroczonymi krwi i miazg, usiowa odpezn, bagajc z wrzaskiem o lito co, co ani nie rozumiao jego rozpaczy, ani nie byo ni zainteresowane. Mg tylko gapi si, jak stworzenie systematycznie patroszy zwoki Gregora. Potem odpezn jak szalony. Wpad na co, co nie chciao ustpi. Gowa mu podskoczya. Stopy. Podnis wzrok ku grze. Stopy Ripley. Rzucia flar w obcego, ktry sprbowa uskoczy do kanau odpowietrzajcego. Poncy stop magnezu zmusi go do upuszczenia zmasakrowanego ciaa Gregora. - Chod tu, sukinsynie! Morse patrzy zafascynowany, jak obcy, zamiast ruszy naprzd i pozbawi Ripley gowy, skuli si, oparty o przeciwleg cian. Posuwaa si naprzd, nie zwaajc na jego paszczenie si i spluwanie. - Chod tu. Mam to, czego chcesz. Chod za mn. Chc ci co pokaza. No chod, do cholery! Obcy mign ogonem i uderzy nim Ripley. Nie tak mocno, eby zabi, lecz tylko by odepchn. W tej samej chwili w drzwiach pojawi si Dillon. Wbi w ni wzrok. Odwrcia si byskawicznie w jego stron. - Wracaj! Nie wchod mi w drog! Obcy ponownie przybra atakujc postaw i zwrci si w stron nowo przybyego. Ripley rozpaczliwie wsuna si pomidzy niego a Dillona, ktry zda sobie nagle spraw nie tylko z tego, co si dzieje, lecz rwnie z tego, co kobieta prbuje zrobi. Podszed do niej od tyu, zapa i przywar do niej mocno. Obcy dosta szau, lecz zachowa dystans, podczas gdy dwoje ludzi, Ripley spoczywajca w ciasnym ucisku Dillona, wycofywao si. Pody za nimi do gwnego korytarza, trzymajc si w staej odlegoci. Czeka. Dillon rzuci spojrzenie w kierunku oczekujcej formierki i zawoa: - Tutaj, gupku! Obcy zawaha si, po czym skoczy na sufit i pogna ponad drzwiami. - Zamknij je! - zawoaa zapamitale Ripley. - Teraz! Dillonowi nie byo trzeba tego mwi. Uruchomi drzwi znajdujce si przed ni. Zatrzasny si i uwiziy ich w gwnym korytarzu wraz ze stworzeniem. Z tyu pojawi si Morse, ktry zobaczy, co si dzieje. - Wyacie! Wyacie std, kurwa! - Zamknij drzwi! - odkrzykna Ripley. Morse zawaha si. W tej samej chwili obcy zwrci si w jego stron. - Teraz! Morse rzuci si gwatownie do przodu i nacisn przecznik. Drzwi zamkny si z trzaskiem i odciy ca trjk od miejsca, w ktrym si znajdowa. W chwil pniej ponownie pojawi si tok kontynuujcy swe oczyszczajce przejcie i zasoni ich przed nim. Morse odwrci si i pobieg w stron, z ktrej przyszed. W gwnym korytarzu tok run na obcego i obali go do tyu. Zapomnia on teraz o dwojgu ludziach i odwrci si, usiujc przecisn koczyn przez cik barier. Nie byo tam w ogle miejsca. Tok spycha go nieustannie w stron formierki. Dillon i Ripley ju tam tkwili. To by koniec drogi. Nie mieli ju dokd ucieka.

Morse wdrapa si po drabinie prowadzcej do kabiny dwigu. Zastanawia si, czy pamita, jak si go uruchamia. Bdzie musia sobie przypomnie. Nie mia czasu na sprawdzenie instrukcji i nie pozosta ju nikt, kogo mgby zapyta. Masywny ldownik wzgardzi kiepsko utrzymanym portem kosmicznym kopalni. Wyldowa po prostu na piasku poza nim. Ziemia i skay wzbiy si w powietrze pod uderzeniem strumienia gazw z dysz jego silnikw manewrujcych. W par chwil pniej ciko uzbrojeni mczyni i kobiety popdzili w stron gwnego wejcia. Aaron obserwowa z wntrza luzy, jak schodz na ld. Na jego twarzy pojawi si szeroki umiech. Mieli logiczne karabiny maszynowe, pociski przeciwpancerne i sterowane podczerwieni oraz szybkostrzelne rczne karabiny maszynowe. Wiedzieli, na co si natkn i przybyli przygotowani. Poprawi mundur najlepiej, jak tylko mg i przygotowa si do otwarcia luzy. - Wiedziaem, e zd. - Podnis gos. - Hej, tutaj! Tdy! - Zacz uruchamia mechanizm. Nie mia okazji tego zrobi. Drzwi eksplodoway do wewntrz. Szeciu komandosw i dwch oficerw medycznych wpado do rodka, zanim kurz zdy opa. Komandosi, w sposb cakowicie profesjonalny, rozmiecili si tak, by ubezpieczy ca powierzchni luzy. Aaron ruszy naprzd. Pomyla, e kapitan stojcy porodku grupy jest doskonaym sobowtrem martwego androida, ktry przyby na statku ratunkowym porucznik Ripley. - Melduj si, sir - oznajmi, gdy zatrzyma si przed oficerem i zasalutowa dziarsko. Stranik Aaron 137512. Kapitan zignorowa go. - Gdzie porucznik Ripley? Czy jeszcze yje ? Lekko uraony t obojtnoci, lecz nadal skory do pomocy, Aaron odpar szybko: - Tak jest, sir. Jeli yje, jest w formierni. Wszyscy s w hucie oowiu razem z besti, sir. Absolutne szalestwo. Nie chcieli czeka. Prbowaem im powiedzie... Oficer przerwa mu nagle. - Widzia pan t besti? - Tak jest, sir. Potworna. Niewiarygodna. Porucznik Ripley ma tak w brzuchu. - Wiemy o tym. - Skin popiesznie gow w stron komandosw. - Przejmujemy kierownictwo. Prosz nam pokaza, gdzie pan j widzia po raz ostatni. Aaron skin gow i ochoczo poprowadzi ich w gb kompleksu. Ripley i Dillon nie przestawali si cofa w gb formierki a do chwili, gdy za ich plecami znalaz si ceramiczny stop i nie byo ju za nimi nawet skrawka miejsca, w ktrym mogliby stan. Tarcie przekadni przykuo jej uwag. W grze dostrzega poruszajc si maszyneri. Rafineria zareagowaa w nieubagany sposb na zaprogramowan sekwencj. - Wspinaj si - powiedziaa swemu towarzyszowi. To nasza jedyna szansa! - A co z tob? - zapyta Dillon, gdy obcy dosta si do tylnej czci formierki, wepchnity tam przez masywny tok. - On mnie nie zabije. - Nie pieprz! Tu bdzie dziesi ton gorcego metalu. - wietnie! Wci ci powtarzam, e chc umrze. - Tak, ale ja nie... Wkrtce obcy mia si znale tu za nimi. - Teraz masz szans - krzykna Ripley. - Ruszaj! Zawaha si, po czym chwyci j. - Zabieram ci ze sob. - Popchn j przemoc ku grze. Wspina si pomimo jej oporu. Ujrzawszy, e bez niej nie pjdzie, podya z niechci za jego przykadem i ruszya przed nim w gr po cianie formierki. Obcy odwrci si od toka, zauway ich i ruszy za nimi.

Na szczycie formierki Ripley usadowia si bezpiecznie na jej krawdzi i signa rk w d, by pomc Dillonowi. Wewntrzne szczki cigajcego go obcego wystrzeliy na zewntrz. Dillon wierzgn nog w d i ci toporkiem. Ripley podja dalsz wspinaczk, podczas gdy Dillon odpiera ataki. Dodatkowy haas przycign jej uwag ku suwnicy bramowej, ktra zacza nagle funkcjonowa. Dostrzega w rodku Morse'a, ktry przeklina i wali pici w tablic rozdzielcz. Na wierzchoku platformy obserwacyjnej pojawia si grupka onierzy Towarzystwa. Ich dowdca ogarn jednym spojrzeniem wszystko, co dziao si na dole. Morse dostrzeg, e krzycz co do niego, lecz zignorowa ich, pracujc jak oszalay nad urzdzeniami sterujcymi. Pynny ju teraz stop zakipia w chwili, gdy pojemnik przechyli si. - Nie rb tego! - zawoa kapitan nowo przybyych. - Nie! Obcy by ju teraz bardzo blisko, lecz nie wystarczajco blisko. Nie cakiem. Rozarzony do biaoci pynny metal spyn w d obok Ripley i Dillona. Intensywne gorco bijce od strumienia zmusio ich oboje do osonicia twarzy domi. Metalowa kaskada uderzya obcego, ktry run z piskiem z powrotem do formierki. Gdy go zmiota, pomienie wystrzeliy we wszystkich kierunkach . Wysoko nad nimi Morse podnis si i spojrza w d przez okienko dwigu. Jego twarz upodobnia si do wyraajcej satysfakcj maski. - Naryj si, ty ndzny kutasie! Dillon doczy do Ripley na krawdzi formierki. Oboje wpatrywali si w d, zasaniajc twarze przed gorcem buchajcym z jeziora kipicego metalu. Nagle jej uwag przycigno poruszenie po drugiej stronie hali. - S tutaj! - chwycia z rozpacz swego towarzysza. - Dotrzymaj obietnicy! Dillon wbi w ni wzrok. - Naprawd tego chcesz'? - Tak. Mam go w brzuchu! Przesta si opierdala! Niepewnie obj rkoma jej gardo. Spojrzaa na niego gniewnie. - Zrb to! Zacisn palce. Lekki nacisk, szarpnicie i skrciby jej kark. To byo wszystko. Chwila wysiku, wytenia. Nie chodzio o to, e nie wiedzia, jak to zrobi, e nie robi tego ju kiedy, dawno temu. - Nie mog! - Odmowa wydara si z jego garda, na wp krzyk, na wp krakanie. - Nie mog tego zrobi! - Spojrza na ni niemal z baganiem. Wyraz jego twarzy przeszed w przeraenie, gdy odwrci si, by stan twarz w twarz z poncym i dymicym obcym. Pozbawiony nadziei pozwoli wcign si w jego objcia. Obaj zniknli pod zmcon powierzchni stopionego metalu. Ripley spogldaa na to zdumiona, z obrzydzeniem i fascynacj zarazem. W chwil pniej ponownie pojawia si zakrzywiona czaszka obcego. Ociekajc pynnym metalem zacz z wysikiem wydobywa si z formierki. Rozejrzaa si wok szaleczo. Dostrzega acuch awaryjny. By stary i skorodowany i to samo mogo dotyczy urzdze sterujcych, ktre uruchamia. Nie miao to jednak znaczenia. Nie pozostao jej nic innego. Szarpna gwatownie. Woda trysna z wielkiej wiey ganiczej zawieszonej ponad krawdzi formierki. Ripley zapltaa si w acuch. Nie moga si uwolni. Przemoczy j strumie wody, pod wpywem ktrego zakrcia si, zataczajc ciasne spirale. acuch nie chcia jednak puci. Zimna woda uderzya w obcego i w jego paszcz z gorcego metalu. Gowa eksplodowaa jako pierwsza, za ni reszta ciaa, a na kocu formierka, z ktrej posypay si kawaki przechodzonego metalu oraz buchna para. Morse'a rzucio na podog kabiny dwigu, ktry zakoysa si na swych podporach. Oddzia komandosw pad odruchowo na ziemi w poszukiwaniu schronienia.

Ciepa woda i szybko stygncy metal opady na formierk niczym deszcz. Gdy potop si skoczy, ekipa komandosw ponownie zacza si zblia. Nie wczeniej jednak ni koyszca si na acuchu Ripley zdoaa si wdrapa na platform dwigu. Morse wycign rk, by jej pomc. Gdy ju tam si znalaza, opara si o barier ochronn i spojrzaa w d do wntrza pieca. Znowu nadszed czas na wymioty. Ataki nudnoci i blu pojawiay si ostatnio coraz czciej. Dostrzega ludzi Towarzystwa idcych w gr po schodach w kierunku dwigu. Aaron szed na czele. Prbowaa uciec, nie miaa ju jednak dokd pj. - Nie zbliajcie si! - krzykna. - Zostacie na miejscu. Aaron zatrzyma si. - Zaczekaj. Oni chc ci pomc. Spojrzaa na niego. Czua lito do biednego prostaczka. Nie mia pojcia, o jak stawk toczy si gra i co by si zapewne z nim stao, gdyby Towarzystwo wreszcie zdobyo to, czego pragno. Tylko e do tego nie dojdzie. Ogarna j kolejna fala mdoci. Zachwiaa si oparta o porcz. Gdy si wyprostowaa, zza plecw uzbrojonych komandosw wyonia si jaka posta. Wbia w ni wzrok, niepewna z pocztku, co widzi. To bya twarz, ktr znaa. - Bishop? - usyszaa wasne niepewne mamrotanie. Zatrzyma si. Pozostali stali tu za nim, czekajc na rozkazy. Posta nakazaa im gestem spokj, po czym zwrcia si w jej stron z uspokajajcym umiechem. - Chc tylko pani pomc. Wszyscy jestemy po tej samej stronie. - Do tego pieprzenia! - warkna. Bya tak saba, e potrzebowaa wysiku, by jej okrzyk zabrzmia przekonywajco. - Wanie poczuam, jak ten cholerny stwr si poruszy. Wszyscy obecni obserwowali, jak zblia si do krawdzi platformy suwnicy. Co uderzyo j w puca. Zadraa, nie spuszczajc ani na chwil wzroku z postaci przed ni. To by Bishop. Nie, nie Bishop, lecz jego doskonay duplikat. Cakowicie panujcy nad sob, bezbdny a do porw na skrze podbrdka sobowtr aonie rozczonkowanego i cybernetycznie zmarego Bishopa. Bishop II, powiedziaa sobie w odrtwieniu. Bishop, czyli goniec. Goniec ponownie wprowadzony do gry. Goniec do pionka cztery. Goniec bije krlow. Nie, dopki ta pani yje, pomylaa z determinacj. - Wie pani, kim jestem - powiedziaa posta. - Aha. Androidem. Tego samego typu co Bishop. Przysao ci pierdolone Towarzystwo. - Nie jestem androidem typu Bishop. Ja go zaprojektowaem. Dlatego te, naturalnie, uksztatowaem jego twarz na podobiestwo wasnej. Jestem w peni czowiekiem. Przysano mnie tu, by pokaza pani przyjazn twarz i zademonstrowa, jak wana jest pani dla nas. Dla mnie. Braem udzia w tym projekcie od samego pocztku. Znaczy pani dla mnie bardzo duo, porucznik Ripley. Dla bardzo wielu ludzi. Prosz, niech pani zejdzie. Chc tylko pani pomc. Mamy tu wszystko, czego do tego potrzeba, Ripley. - Spojrza na ni z trosk. Rozpoznaa teraz stroje, ktre miao na sobie dwch towarzyszy Bishopa II. To byli technicy biomedyczni. Pomylaa o Clemensie. - Pierdol was. Wiem wszystko o "przyjaznych" twarzach Towarzystwa. Ostatnia, ktr widziaam, naleaa do chuja nazwiskiem Burke. Umiech znikn z twarzy mczyzny. - Okazao si, e wybr pana Burke'a na czonka naszej poprzedniej misji okaza si tragicznym bdem. By to osobnik zainteresowany raczej wasnym wywyszeniem ni realizacj polityki Towarzystwa. Zapewniam pani, e nie powtrzymy ju tego bdu. Dlatego wanie jestem tu ja zamiast jakiego niedowiadczonego, nadmiernie ambitnego pracownika o niszej randze. - A pan, rzecz jasna, nie ma adnych osobistych ambicji. - Chc tylko pani pomc.

- Jest pan kamc - powiedziaa cicho. - Gwno pana obchodz ja czy ktokolwiek inny. Chce pan po prostu zabra go ze sob. Te stwory maj kwas zamiast krwi, podczas gdy wy, faceci z Towarzystwa, macie zamiast niej pienidze. Nie widz szczeglnej rnicy. Bishop II wpatrywa si przez chwil w podog, zanim ponownie podnis wzrok ku samotnej postaci stojcej na szczycie platformy dwigu. - Ma pani mnstwo powodw do ostronoci, lecz, niestety, niewiele czasu. Chcemy tylko zabra pani do domu. Nie obchodzi nas ju, co si stanie z tym stworem. Wiemy, przez co pani przesza. Okazaa pani wielk odwag. - Pieprzysz! - Myli si pani. Chcemy pani pomc. - A co to oznacza? - Chcemy go wyj z pani brzucha. - I zatrzyma sobie? Bishop II potrzsn gow. - Nie. Zniszczy go. Staa, chwiejc si na nogach. Chciaa mu uwierzy. Wyczuwajc jej wahanie, cign popiesznie. - Ripley, jest pani zmczona. Wyczerpana. Prosz da sobie chwil czasu. Zatrzyma si i zastanowi. Ley mi na sercu wycznie pani dobro. Statek, ktrym przyleciaem, Patna, jest wyposaony w najnowoczeniejsz sal operacyjn. Moemy usun pd, larw, czy jak zechce pani to nazwa. Nie nadalimy jeszcze nazw poszczeglnym stadiom rozwoju. Operacja si uda! Czeka pani dugie, satysfakcjonujce ycie. Spojrzaa w d na niego, spokojna teraz i zrezygnowana. - Dzikuj, miaam ju ycie. Takie, o ktre nie musiaam nikogo prosi ani przed nikim za nie odpowiada. Bagalnym gestem podnis rk w gr. - Nie myli pani jasno, Ripley! Przyznaj, e popenilimy bdy. Brak nam byo wiedzy. Moemy to jednak pani wynagrodzi. Wszystkie utracone moliwoci, cay ten czas. Moe pani jeszcze mie dzieci. Wykupimy pani kontrakt. Otrzyma pani wszystko, na co pani zasuya. Jestemy to pani duni. Zawahaa si. - Nie zabierzecie go ze sob? - Nie. Zdajemy ju sobie spraw, z czym mamy do czynienia. Od pocztku miaa pani racj. Ale czas ucieka. Prosz nam pozwoli na zaatwienie tej sprawy. Sala operacyjna na statku jest przygotowana. Biotechnik stojcy tu za nim wystpi naprzd. - To bdzie bardzo szybkie. Bezbolesne. Par naci. Bdzie pani nieprzytomna przez dwie godziny, to wszystko. Potem stanie pani na nogi jak nowa. Z powrotem caa. - Jak mam gwarancj, e zniszczycie tego stwora, kiedy ju go ze mnie wyjmiecie? Bishop II postpi kolejny krok naprzd. Teraz by ju cakiem blisko. Spoglda na ni. - Musi mi pani po prostu zaufa. - Wycign rk w przyjacielskim gecie. - Niech mi pani zaufa. Prosz. Chcemy tylko pomc. Zastanawiaa si, wykorzystujc czas, ktry jej pozosta. Ujrzaa obserwujcych j Aarona i Morse'a. Przeniosa wzrok z powrotem na Bishopa II. Zatrzasna drzwi pomidzy nimi. - Nie... Skina gow do Morse'a, ktry nacisn przycisk na pulpicie operatora, wprawiajc dwig w ruch. Odtoczy si z dudnieniem od schodw w stron pieca. W tej samej chwili Bishop II rzuci si w stron Ripley, usiujc j zapa. Wyrwaa si i utykajc ucieka od niego. Komandosi zareagowali i Morse oberwa kul w bark, po czym pad na podog za pulpitem operatora. Aaron podnis kawaek zamanej rury.

- Ty pierdolony androidzie! - mrukn. Rura wyldowaa na gowie Bishopa II. Odgos by guchy. Cios zatrzs mczyzn, ktry zachwia si na nogach. W tej samej chwili jego onierze zastrzelili p.o. naczelnika. Z rozbitej czaszki Bishopa II popyna prawdziwa krew. - Nie... jestem... androidem - wymamrotaa zaskoczona krwawica posta osuwajc si na podog. Ripley zapaa si za klatk piersiow. - Rusza si. Ludzie Towarzystwa pognali do lecego Bishopa II. Ten przekrci si na bok, by j obserwowa. - Jest pani nam to duna. Jest to pani duna samej sobie. Bogi umiech przemkn przez jej twarz. Potem niemal warkna: - Nic z tego! Platforma dwigu znajdowaa si teraz bezporednio nad kotem. Poczua uderzenie w odek. Zachwiaa si na nogach. Spokojna, cakowicie opanowana, podesza do krawdzi. Pod jej stopami kipiao jezioro roztopionego metalu, wyobraenie pieka, wywoujce pcherze na jej skrze, z ktrego wzbijay si w gr przywoujce j wici gorca. - Jest za pno! - Nie jest! - baga j Bishop II. Chwiejc si na nogach, zapaa si obiema rkami za pier ponad fal wznoszcego si gorca. - egnajcie. - Nieee! - zawy Bishop II. Zesza z platformy i po chwili znikna w kipieli na dole. Morse wyprostowa si chwiejnie na czas, by zobaczy, jak spada. Zapawszy si za ranne rami obserwowa j szepczc: "Ci, ktrzy umarli, nie umarli. Odeszli. Odeszli wyej. Biotechnicy, ktrym nie pozostao nic innego do roboty, zabandaowali Morse'a. Pozostali ludzie Towarzystwa, milczcy, nie rozmawiajcy nawet pomidzy sob, przystpili metodycznie do zamykania pieca, rafinerii oraz caej reszty Orodka Pracy Poprawczej Weyland - Yutani Fury 361. W przestrzeni sygnay nie zanikaj. Duchy transmisji radiowych unosz si bez koca echa sw dawnych i istnie, ktre odeszy. Od czasu do czasu wykrywa si je, odbiera, zapisuje. Czasami oznaczaj one co dla tych, ktrzy je sysz, czciej za nic. Czasami s dugie, innym razem krtkie. Jak na przykad... - Mwi Ripley, ostatni yjcy czonek zaogi Nostromo. Koniec zapisu. KONIEC

You might also like