You are on page 1of 13

AURELIA ES

KOCHANEK
MALUTKI

Copyright by Joanna Godlewska & e-bookowo 2010 Grafika i projekt okadki: Jdrzej Godlewski

ISBN 978-83-61184-96-6

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeone. Kopiowanie, rozpowszechnianie czci lub caoci bez zgody wydawcy zabronione Wydanie I 2010

Aurelia Es: Kochanek malutki

|4

Rozdzia 1

Umaram dwudziestego czwartego grudnia, w dzie wigilii Boego Narodzenia, dziesi godzin przed ukazaniem si na niebie pierwszej gwiazdki, ktra chrzecijanom z obszaru Europy Wschodniej suy jako wskazanie do rozpoczcia witecznego posiku. mier przysza niespodziewanie, bya niczym gwatowny chd, ktry ciska serce i kurczy dusz. Do utraty wiadomoci. Do zawsze. Jak to mier. Kto by przypuszcza? Dwudziesty czwarty grudnia by typowym przedwitecznym dniem, ktry powtarzamy cyklicznie, z roku na rok, ze stulecia w stulecie. Rado, oczekiwanie, troska, niepokj. nieg. nieg trzeszcza pod butami, lekki mrz szczypa policzki, z dachw zwisay sople, ld, kryszta, zimowa dekoracja. Wracaam do domu niosc witeczne zakupy. Zabawki, perfumy, krawat, woda koloska, sodycze. W plastikowej torbie i w plecaku. Zakupy z ostatniej chwili, jakby kwintesencja spenienia, sodka kandyzowana wisienka na szczycie czekoladowego tortu. Bez popiechu. Ludzie szczliwi spieszy si nie musz. Fortuna jest stanem staym, i tu i tam, wszdzie. Jestem, bd, przyjd. Teraz i jutro. Na pewno, na wieki. Kocham. Choinkowe iluminacje, krasnoludki w za duych czapkach, cukierkowe anioki, pakunki w kolorowym papierze. Kup, popatrz, oce, podaruj! Na jedn statystyczn osob przypada dziesi zakupionych prezentw. Jedna statystyczna osoba wydaje na witeczne podarunki od 200 do 500 zotych. Prawie wszystkie statystyczne osoby obchodz wita Boego Narodzenia godnie, tradycyjnie i w pocie czoa. Jak ja. Tak jak ja! Wanie jak ja! Wszystkiego najlepszego! Co kilka metrw przytupywa na ulicy witeczny Mikoaj, skrywaa go broda biaa i puchata, nie wiadomo, mody czy stary, trzewy czy podpity, wesoy czy smutny. Dzwoniy dzwoneczki. Ludzie toczyli si w sklepach, suchali dwikw popularnych kold. Umiechay si sprzedawczynie, poprosz jeden kawowy liwww.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

|5

kier, jedno czerwone wytrawne i ruski szampan. Dzikuj. Umiechali si pijacy, ebracy, mieszczanie, gospodynie domowe, zacni mowie. Wesoych wit! Pijanych wit! I oby nam si! Wszyscy bdziemy witowa wesoych wit. Czy to nie wspaniae? Wspaniae, wspaniae, ycie jest wspaniae, nuciam pod nosem, umiechaam si do przechodniw. Do wigilijnej kolacji zostao niewiele godzin, siostra nakryje st biaym obrusem, pooy witeczny opatek, zoymy sobie yczenia. Szczcia, zdrowia i e bdziesz przy mnie. Bo bdziesz przy mnie, prawda? Prawda. Jajka w majonezie, karp w galarecie, ledzie w mietanie. Saatka jarzynowa. Czerwony barszcz, albo zupa grzybowa, do wyboru, do koloru, do przesytu, do zi przeciw niestrawnoci. To on? Tak, to on. A kt by! Nareszcie. Na deser zjemy wielkie kaway makowego tortu, owocow galaretk, keks i marcepanowe ciasteczka. Wszystko popijemy du iloci wina. Wdki, koniaku, likieru, co kto woli. Jak zwykle. Po kolacji zbierzemy si wok kominka, posuchamy muzyki... Przystojny, powie w sekrecie matka, albo szwagier. Albo siostrzecy. Pewnie, e przystojny. Ten wybrany. Zakochany. Zakochana. Gupia? Skrciam w moj uliczk, odetchnam gboko. Lodowate powietrze wypenio puca. W domu mojej siostry bdzie ciepo i przytulnie. Kolorowe wiateka na choince bd mruga, tak, tak, tak, prosz si czstowa, figi, orzechy, daktyle, suszone jabka i liwki. Podarunki. Szelest papieru. Cisza... W mojej uliczce panowaa cisza. Naga. Nieoczekiwana. Wywoaa dreszcz. Zdziwienia. Bo oto witeczny rozgardiasz znikn, zamilk, jakby go nigdy nie byo. Przejmujcy chd uciszy rado. Dlaczego? Stukot moich butw sycha byo w ruchliwym echu, ktre odbijao si od kamieni mijanych domw. Stuk, stuk, stuk, szam coraz szybciej po popkanym chodniku. Myli o wieczorze u siostry zblaky, rozwiay si, czyby nieprawdziwe? Umykaam przed wiatrem, ktry jcza rozdzierajco, pogania mnie przed sob, prdzej, prdzej. Prdzej. Na gow nacignam kaptur kurtki, woln rk wcisnam do kieszeni. Czuam niepokj. Nieokrelony i sztywny. Dlaczego? Co si stao? Kiedy zmieni si nastrj? Gdzie podzia si wesoy harmider, krzykliwe zabieganie, zdy, zdy przed pierwsz gwiazdk, otworzy drzwi kuzynom, nareszcie, nareszcie, prosimy? Jeszcze przed
www.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

|6

chwil wszystko byszczao optymizmem, jako to bdzie, wszystko si uoy, ycie to koronkowa robota, materia aurowa, weneckie, rosellino, burano, czy brabanckie. A teraz... Nici si spltay. I kto je rozsupa? Dom, w ktrym mieszkam, stoi na kocu ulicy, naprzeciwko parku. Park Nadrzeczny, kilkanacie tysicy metrw kwadratowych przestrzeni, w lecie zielonej, w zimie biaej, na jesieni wielokolorowej, poprzecinanej wirowatymi alejkami. aweczki, fontanny, wiee powietrze, azyl dla zakochanych, dla leciwych i dla matek z dziemi. Azyl dla mnie. Dla mnie te. Mj azyl. Moja kamienica jest trzypitrowa, przysadzista, ma zaokrglone kanty, ozdobne balkony i pynno linii. Secesja. A jednak na renowacj elewacji pienidzy brak, sponsorw brak, urzdniczego zainteresowania zabytkiem te nie ma. Zostaje patchwork rudych cegie, ktre przypatruj si wiatu ciekawie zza odupanego miejscami tynku, drewniane framugi starych okien, popkana farba. Niedofinansowana cz miasta, czynsze za to znone, a do nowoczesnych apartamentowcw daleko. Mj dom. Dwudziestego czwartego grudnia o godzinie okoo jedenastej przed poudniem otworzyam frontowe drzwi mojego domu, ktre zaskrzypiay niemiosiernie, metalowych zawiasw nikt przecie od dawna nie naoliwi. Powita mnie chd kamiennej posadzki, ktra lepszych czasw niemym bya wiadkiem. Poszam po schodach na gr. Powoli. Przygldaam si zaciekom wilgoci na cianach, czybym widziaa je po raz pierwszy? Opieraam si o balustrad, ktrej falista linia zazwyczaj nadawaa wntrzu niezwyk lekko, ale tamtego dnia kojarzya si z zygzakowatym ladem gada. Brzydota. Stchlizna. Pustka. Czy to mj dom? Bezpieczny? Wytchnienie? I spokj? Nieszczelne okna jczay niepokojco. Co byo nie tak. I kiedy si zmienio? To co? Oprcz zawodzenia okien z wntrza domu nie dobywa si aden inny dwik. Staa cisza. Jej nadmiar kojarzy si z bezruchem, stop klatka, zatrzymany na zawsze moment zatrwoenia. Boe! Co byo nie tak? Obco. Duszno. Zagroenie. Dusza ciya niczym zmoknity paszcz, kapay z niej krople roztajaej wody. Przeczucie. Obawa. Bezradno. Strach? W rkach trzymaam siatk wypenion ciarem uzbieranych przez cae ycie kamieni. Kamieni. Twardych, za duych, ostrych. Trudno jest po nich chodzi, rani stopy, kalecz uczucia. Cikie nogi
www.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

|7

podnosiam do gry. Stopie za stopniem. Zgrzyt za zgrzytem. Pokonujc lk? Nie. Nawet nie staraam si pokona lku. Byam zmczona. Stara. Przymknam powieki. Czuam upyw lat. Jakby mino tysic zim. Czarnych i mronych. Tysice dowiadcze. Jednak co byo nie tak. Kosmaty pajk przysiad nieruchomo w grnym rogu drzwi na pierwszym pitrze, zowrogi drapieca, wiadek. wiadek, czego? Czarnych usiowa, zmarnowanych szans, tajemnicy z samego dna gbokiej studni? Podeszam do mieszkania oznaczonego numerem czwartym. Drugie pitro, prawy korytarz. To numer mojego schronienia, zagwarantowany testamentem przodkw, ktrzy spdzili w tym miejscu szereg szczliwych lat. Otworzyam drzwi. Zwolnione ruchy... Zwolnione ruchy pozostawiaj czas do namysu, odejd, nie wchod, zapomnij, przesta. Weszam. Jednak weszam. Do rodka. I od razu wiedziaam, e jest inaczej ni zwykle. Co si zmienio. Tak. Co si zmienio. Przestrze trzypokojowego mieszkania bya inna. Inna ni zwykle. Inna ni dwie godziny przedtem. Martwa? Przeraona? Cisza mierdziaa przeraeniem. ycie, ktre trwao tu tyle czasu, ulotnio si gdzie niepostrzeenie, moe przez szpary w oknach, moe przez dziurki od klucza, moe przez pory murw. Pustka. Wiedziaam, e nikogo nie ma ani w kuchni, ani w pokojach, ani w azience, nigdzie, nigdzie. Wiedziaam, e jestem sama. Samotna. Bezbronna. Ja. Wiedziaam. Mieszkanie byo puste. O Boe! Mieszkanie byo puste. Puste nie piciominutowym przyrzeczeniem powrotu zaraz wracam. Mieszkanie jest puste prawdziwie. Pusty by kady centymetr myli i oczekiwa. Pusto byo wszdzie. Puste byo wszystko. Bo jakeby inaczej? Co mona robi w pustym mieszkaniu, z ktrego wyparowaa rado i optymizm? Sta na baczno? Paka? Milcze? Milczaam. Ale milczaam! Jakby zabrako na wiecie sw. Jakby sowa nie zostay jeszcze stworzone. Rezygnacja. Bezruch. Rozumienie cikie jak wilgotna koda drewwww.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

|8

na, ktra przygniata umys, czucie i pragnienia. Przecie wiedziaam. Nie! Tak. Przecie wiedziaam. Nieszczsne biurko... Biurko, ktre babka zostawia w spadku, masywne, dbowe, stare. Narzdzie twrczej, spokojnej pracy. Lnienie wytartego potem doni blatu. Podkadka szybkiej mioci. Rano. Popoudniu. Moje biurko. Biurko... Na biurku pod oknem, oparta o szklan lamp, dobrze widoczna, staa biaa koperta. Bez adresata. Bez nadawcy. Bez niedopowiedze. Wiadomo. Wiedziaam... W rodku by list. Wiedziaam, e w rodku by list. Takie rzeczy si przeczuwa, ni, zgaduje. Przed takimi rzeczami broni si wiadomo, pwiadomo, wier wiadomo, rozsdek i moc przewidywania. Przewidziaam? Zadraam? Przeczuam? Biaa koperta z listem w rodku pozostawiona na widocznym miejscu nigdy nie wry niczego dobrego. Nie podchod, nie otwieraj, yj w uudzie, wyrzu. Podeszam powoli. Droga od drzwi do biurka wydawaa si trwa w nieskoczono, cign si kilometrami niezmierzonej przestrzeni. W zwolnionym tempie, w faszywej rzeczywistoci. Nie dotykaj, udawaj, odwr si, zamknij oczy. Otworzyam oczy. Otworzyam oczy, nic ju nie miao znaczenia. Mona byo jedynie wej do gbokiej wody, po kolana, po pas, po szyj, po wieczno. Nie otwieraj! Nie otwieraj! Nie otwieraj! Dramaturgia sekwencji zdarze kazaa otworzy kopert, wyj zgit kartk papieru, rozoy... Nie czytaj! Palce troch nieposuszne, spojrzenie nieco rozbiegane. Wiadomo napisana rcznie. Zielonym tuszem. W dobie pospiesznych internetowych maili i elektronicznych esemesw, wyznanie napisane byo rcznie. Banalne. Pospolite. Przeczytaam. Po co?
www.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

|9

Przeczytaam. Wybacz. Musz odej. Ona jest w ciy. Kto napisa. Kto? Kto to napisa? Kto to napisa!? Do cholery! * Resztka ycia. Wta niczym pomyk wiecy pozostawiony w przecigu. Ucisk cikiej ziemi, ktra przykrywa przeszo. Twarz zamienia si w kamie, szary, przydrony, bez umiechu. Kamienie przecie si nie umiechaj. Czas przelatuje niby wist wiatru, od niechcenia. Nie ma nic. Nic? Nic nie ma. Puch dmuchawcw odlecia w nieznane jutro. Pozostaje czer. Przepa. I ostatni bysk wiadomoci. Zwyke odejcie. Typowe rozstanie. Nic wielkiego. Po prostu mier. Sprytnie schowana w kilku zdaniach pospolitej informacji. Siedem wyrazw, trzy kropki. Po prostu mier.

www.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

| 10

Rozdzia 2

Czy cierpienie moe przeistoczy si w dwik? Albo odbi si echem od kamstwa? Zwielokrotnie? Napcznie? Przeistoczy w chd samotnoci? Zawisn w pustce? Nie wiem. Nie pamitam. Umarli nie wiedz i nie pamitaj. A ja byam przecie martwa, nieywa, niepomna, niewaciwa. Strzpek. Bez osobowoci. Jednak pakaam. zy obficie pyny po policzkach. Krople ez w ksztacie ez. Due krople. Twardniay, krzepy i z brzdkiem spaday na podog. Pac, pac, pac. Krysztaki smutku. Koraliki nieszczcia. Niezbity dowd istnienia niewypowiedzianej rozpaczy. Podoga lnia od usianego na niej blasku niczym kraina srebrzcej si boleci. Jak to moliwe? Kurczce si ciao, zlodowaciae uczucia, odejcie bezksztatnego kochanka. Nie ma znaczenia. Nic nie ma znaczenia, bo jeli straci ksztat, to przecie musia odej? Resztki myli uciekay pospiesznie, nadchodzia nico, zgnilizna. Umieraam. Umieraam. Gdy nie przesuwa si cie twj obok mego cienia. Wtedy umieram. Zapominam ycie. Skrycie co roku. Statystyki podaj, e z powodu miosnego zawodu, okoo czterech tysicy osb odbiera sobie ycie. Liczba ta podzielona jest nierwno midzy mczyzn i kobiety w stosunku jeden do trzech. Do zamachw samobjczych dochodzi najczciej w domach, w parkach i w lasach. W okresie od pnej wiosny do wczesnej jesieni. Najczstszymi sposobami odebrania sobie ycia jest: otrucie gazem, zaycie trucizny, upadek z wysokoci, utonicie, powieszenie. I inne. Mj przypadek okaza si by typowy, jeli chodzi o miejsce, ale nietypowy, jeli chodzi o sposb i o czas. Znalazam si w kategorii inne. Powodem mojej mierci by al i tsknota. W wigili Boego Narodzenia. Ale wstyd! Umieraam czas jaki. Mogy to by nieokrelone, miertelne dni. Godziny. Mogy to by lata w nicoci, albo wieki bezmylne, bez snw i bez marze. Umieranie dopado mojego ciaa, duszy i umysu. Ciao zwido. Spniony jesienny kwiat,
www.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

| 11

poke listki, pochylona odyga. Ku upadkowi. Zbrzydo. przechytrzy. Gdzie byo?

Zwiotczao. Dusza

ucieka przeraona. Umys zamilk. Kruche ycie, ktre atwo straci, zrani, Umieraam w niewiadomym bezwadzie i w cielesnym ponieniu. W ciszy uwizionych myli, ktrych przecie nie ma. Umieraam na koszt ssiadki z gry i ssiada z parteru. Umieraam pod czujnym okiem yczliwych ludzi, ktrzy nie pozwolili mi umrze. Jednak. Ssiadka z gry wkroczya do akcji, kiedy zobaczya otwarte na ocie drzwi do mojego mieszkania, kiedy wyczua pustk czajc si w przestrzeni mojej przestrzeni i kiedy zobaczya moje bez znaczenia zwoki na pododze saloniku, wrd migotania lnicych kamieni/krysztaw/ez. Nawyka do sprztania, wzia porzdki w dowiadczone rce, cudem dwigni silnych ramion umiecia moje zwoki na tapczanie, pod martw gow podoya poduszk, a na czoo pooya zimny kompres. Nie zawiadomia lekarza. A co on by tam poradzi! Tako zimny kompres by zaleci i ap by wyciga, e wyciga. ap po zapat, a po c by! Takie one s te doktory. Takie one s. Litociwa. Zdroworozsdkowa. Ssiadka zaopiekowaa si wic moj skromn osob. Przykrya mnie wenianym kocem, w nadgarstki i w skronie wtara ocet. Co by si rozgrzay. Co by krew pobudzi. W pokoju mierdziao ostro i kojarzyo si z produkcj marynat. Dobrze, e bdc martwa, nie czuam tego zapachu zapobiegliwej garmaerii. zy, ktre rozsiaam na znacznej czci podogi, zostay przez moj ssiadk zmiecione w jeden pokany pagrek lnienia, a nastpnie upchane w reklamwki po zakupach i ustawione grzecznie obok biurka przy oknie. Tyli tego, tyli tego. I takie iskrzce paciorki, e a wesoo si robi, a wesoo. Moje wesoo kojarzone zy. Po sprztniciu i uporzdkowaniu ciaa, po zapakowaniu poyskliwych paciorkw, ssiadka zabraa si do robienia porzdkw oglnych. Zamiota i umya podog, wyczycia azienk, odkurzya meble, oprnia kosz z podartych prbek poegnalnych listw mojego byego kochanka, wyrzucia mieci, umya garnki, wyczycia kuchni i zacza przygotowywa ros dla umarlaka. Ssiadka nie mwia zreszt o mnie jako o martwej, prawie martwej, czy nie cakiem ywej. Nazywaa mnie chor. Ros dla chorych. Ros dla chorych to podstawa ozdrowienia. Prawdziwy ros powinien by ugotowany na kurze i na woowinie, oka musz w nim pywa, e a pywa, woszczyzna nie moe by rozgotowana, a zapach niech
www.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

| 12

si roznosi po wszystkich pitrach, po parterze, wszdzie. Niech wiedz. Niech wszyscy wiedz, e tu si gotuje smacznie i zdrowo. Zdaje si, e wanie wtedy, kiedy ros by ju gotowy, przyszed ssiad spod dwjki, co tu si dzieje u ssiadki, co tu si dzieje, wypadek jaki, z przepracowania, z nieuwagi, z niedoywienia? Ach, ach! Ssiad szybko postanowi suy pomoc i ju za chwil siedzia wygodnie przy stole i ze smakiem zajada tusty ros z cienkim makaronem. Skd ten makaron? Posypany pachncym suszonym koperkiem. Ziarnka pieprzu, angielskiego ziela, szczypta soli. Nie za sone, aby? Aby nie za sone? Dola jeszcze? A pewnie, e dola, pewnie, e dola, ros to samo zdrowie, jak tylko nasza dziewczyna si ocknie, zaraz skosztuje kapeczk, zaraz jej si lepiej zrobi odpowiedzia ssiad spod dwjki i ykn aromatycznego wywaru. Patrzaj pan! Ju ma troch kolorw na polikach. Zarowiona lekko, leaam martwa jeszcze na samotnym posaniu. Nieywa, nieczua, wyjaowiona. Oprcz dalekiego dwiku pracujcych yek, ktre uderzay o dno talerzy do zupy, niczego nie syszaam. Niczego nie widziaam. Niczego nie czuam. Troska. A jednak troska okazana mi przez ssiadk z gry i ssiada z parteru okazaa si by bardziej potna ni miercionona pustka. Uparta troska rozmienia mier na drobne, wymiota niepotrzebne odpadki na szufelk, do wiadra, na mietnik. Aby dalej. Lecznicza troska zdezynfekowaa czucie. Krew znowu zacza kry w wyschnitych arteriach, pojawio si mrowienie w palcach u rk, w palcach u ng. Ciemno odsuwaa si niechtnie. Kropelki jasnoci pojawiy si to tu, to tam. Niemiao. Dwiki. Strzpy myli. ycie wrcio? Zdawao si, e wrcio ycie. Niemrawe i niezbyt oczekiwane. Poszarpane. Byle jakie. Rado, smutek, przeraenie? Jeszcze nie wszystko si skoczyo? A teraz napije si pani rosoku, wszystko bdzie dobrze, siy powrc agodny gos ssiadki z gry sczy si niczym dym z kadzida, otumania, otacza, bra w posiadanie. A ja zrobi herbatk. Z cytryn. I z cukrem. Dla pokrzepienia mwi ssiad, nalewa wod do czajnika, do szklanki wkada torebk czarnej herbaty. Skd ten cukier? Przecie nie uywam cukru? Ruchy spowolnione, dwiki jakby zza mgy.
www.e-bookowo.pl

Aurelia Es: Kochanek malutki

| 13

Gosy, ktre dziaay jak narkotyk. Dowodziy, e nie byam obojtna, e znaczyam co jeszcze, e musiaam by, e chciaam by. Za oknem pada nieg. Biae patki wiroway w tacu, raz dwa trzy, raz dwa trzy, w gr, w d, skoczne podrygi. Osiaday na okiennym parapecie w puchatej pierzynie. Jak to w zimie. Smakuje? Chyba tak. Chyba smakuje, zreszt trudno powiedzie. Lepiej pani? Chyba lepiej. Lepiej si czuj. W skali jeden do dziesiciu samopoczucie na cztery punkty. Cztery punkty ycia. To duo? Ile yeczek cukru? Jedna? Dwie? Trzy? Bo chyba nie cztery? Prosz unie gow. Podo poduszki. Gupia. Kaleka. Kwana i niedojrzaa. Bez perspektyw, bez marze, bez planw na wieczr, bez chci. I godna jak wilk. Proces umierania zakoczy si fiaskiem. Czy mi si to podobao, czy nie, byam ywa, bolenie ywa i chora z niedowierzania, e mona upa tak nisko. Umrze z mioci! Spierdalaj, kutasie! Spierdalaj z mojego ycia zawoaam z gbi swojej boleci, bezsilna i poraniona. Gos uwiz w gardle. Przemieni si w niegrony szept. Ulecia. Jakby go nigdy nie byo?

www.e-bookowo.pl

You might also like