You are on page 1of 6

Susana Vallejo, Porta Coeli.

Brama wiatw Mleczna mga spowijaa baszt; wiato brzasku sczyo si przez mae okienko przysonite grub alabastrow pyt. Mczyzna, ktrego zwano magiem, niekiedy czarnoksinikiem czy znachorem, a ktry w rzeczywistoci nie by adnym z nich, sprawdzi zawarto swojej torby, po czym rozejrza si dokoa. Obrzuci wzrokiem wszystkie pikne przedmioty, ktre zdoa zgromadzi przez lata: krzeso z orzechowca, obite skor i nabijane srebrnymi wiekami, tak wysuone, e zdawao si, i odcisn w nim zarys swej postaci, drewniany kufer zdobiony miniaturowymi wizerunkami fantastycznych zwierzt, szklane flakoniki z pachnidami i leczniczymi miksturami, traktat o geometrii, ocalony z poaru w Santa Maria... Jego wzrok napotka nieruchome spojrzenie wypchanej sowy, zabalsamowanej wedle starej egipskiej receptury. Na jej pirach osiad kurz, ktry gromadzi si tam przez wszystkie lata, ktre upyny od czasu, gdy kto pozwoli sobie na ten ekstrawagancki eksperyment. Wydawao si, e ptak obserwuje w nieustannym zdumieniu kouch podrny, ktry wanie przed nim pooono. Bernardo! woanie dobiego z gry krconych schodkw. Jeste gotowy? Po raz ostatni spojrza na pokj, ktry przez prawie dwadziecia lat by jego domem i wzdrygn si. Ogarno go przeczucie, e jeli teraz porzuci to miejsce, ju nigdy wicej nie wrci do zamku w Almacei. Na szczycie schodw pojawi si Nuno. Ju id powiedzia Bernardo. Chwyci sakw, narzuci kouch i wyszed, nie ogldajc si wicej za siebie. Nuno jecha na silnej, wyjtkowo duej mulicy, Bernardo na siwku o grubych pcinach. Traw i kamienie pokrywaa jeszcze poranna rosa. Przyjemny chodek poprawi im humory i natchn energi niezbdn do podjcia dugiej drogi, jaka ich czekaa. Spokojnym truchtem wjechali na ostatnie wzgrze, z ktrego mona jeszcze byo ogarn wzrokiem osad i zamek. Bernardo cign cugle i spojrza za siebie. Gdy zobaczy fortec, jej blanki i pociemniae mury, znw po plecach przeszy mu ciarki. Nie potrafi uwolni si od ponurych przeczu. Odszuka w swoich rzeczach medalion z wygrawerowan spiral, przesun po niej palcami, a jej znajomy dotyk podnis go nieco na duchu.. Mam przeczucie, e nigdy wicej tu nie wrc. Jego towarzysz zawrci mua i zatrzyma si obok. I ty to mwisz, Bernardo? Przeczucie! Do czego to doszo! Czowiek, ktry potrafi wszystko wyjani w sposb rozumny, opowiada mi teraz o przeczuciach! eby mi tu nie zacz wierzy w czary, wiedmy i wrki... Moe jeszcze w jednoroce? zakpi Bernardo, patrzc mu wyzywajco w oczy. Nuno nagle spowania. Niech Bg ma nas w opiece! przeegna si. W jednoroce akurat wierz, bo widziaem... to, co widziaem! przerwa, by rozejrze si na boki, jak gdyby w pobliu mogy czai si niepodane uszy i zniy gos do szeptu. Nie przypominao to jednak tego piknego, szlachetnego zwierzcia, o ktrym mwi legendy. Wyglda raczej jak mu o ciemnej sierci, dugiej i brudnej, na czole mia rg, taki jak krowa czy w... A do tego cuchn! Ale to b y jednoroec! Miaem go na wycignicie rki!... Bernardo podjecha bliej. Zbadamy to mwi wolno i spokojnie, gosem, jakiego zwykle uywa si wobec dzieci i szalecw.

Nuno mrukn co pod nosem. Zaledwie przed trzema dniami odnalaz swojego starego towarzysza z zakonu witej Cekliny. Opowiedzia mu, e w pewnej osadzie na pnocy natkn si na jednoroca, stworzenie mityczne i, jak dotychczas sdzono, nieistniejce. Zdoa go przekona, by na kilka tygodni opuci zamek i dotrzyma mu towarzystwa w poszukiwaniach. Z pocztku Bernardo okaza wicej ni umiarkowane zainteresowanie przedsiwziciem, jednak w kocu Nuno zdoa rozpali jego ciekawo tak, e zaguszya logik i rozsdek, i rozbudzia w nim pragnienie wyjanienia tego fenomenu, ktry nie mia prawa si zdarzy. Ruszyli zatem i wkrtce Almacea oraz znajdujcy si w niej zamek znikny za lini horyzontu. Wiesz, co myl, Nuno? zapyta Bernardo, po czym cign dalej, nie czekajc na odpowied towarzysza podroy. Myl, e mj dziwny niepokj bierze si std, e ju zbyt dugo nie opuszczaem Almacei. Ile to ju lat? Dziesi? Wicej! Dwanacie! Dwanacie lat, bracie! Wrcilimy do witej Cekliny z okazji Zgromadzenia Gwnego, pamitasz? Wybrano wwczas na przeora Zakonu Dimasa. To ju dwanacie lat, od kiedy umar Lucas, nasz poprzedni mistrz... Kto by to pomyla! Dwanacie lat! Zrobiem si za stary na takie historie. Par godzin jazdy i jutro nie bd si mg ruszy. Bdzie mi upao w krzyach, e szkoda gada.... Bdziesz mia poladki w siniakach, odparzone jak u noworodka! Ale pki twoja rka bdzie pewna jak dawniej... Zawsze wierzyem w twj miecz... Bo chyba wzie miecz, co? Nie mam ju miecza odpar dobitnie. Nie jestem ju rycerzem. Nuno obrzuci wzrokiem wierzchowca swojego przyjaciela, by upewni si czy nie ma tam jakiego podunego pakunku. Oczywicie! odetchn z ulg, gdy dostrzeg znajomy ksztat. Ani ty nie jeste rycerzem, ani ja trubadurem. I nie tracc wicej sw, Nuno zaintonowa star ballad o monotonnym, nucym rytmie, opiewajc pocieszne czyny rycerskie pewnej dzielnej muchy. W tym samym czasie, o przeszo trzydzieci kilometrw na pnoc, w Cruceiro, jaki kobiecy cie kuli si w ciemnociach szopy. Schwytali j i zamknli jeszcze rano. Moga mie najwyej siedemnacie lat. Z wyczerpania pada na wizk siana. Kiedy dotaro do niej, e zostaa sama, gdy wreszcie ucichy wrzaski i syknicia wiedma, czarownica, znachorka, ktre j przeladoway, moga w kocu odetchn i zapada we waciwy sobie czujny i pytki sen. Przyniy jej si dziwne stwory, ktre skraday si ku niej. Znw poczua to samo przeraenie, co w dniu, kiedy stracia Jana. Obudzia si jak zwykle po kilku ledwie godzinach z mocno walcym sercem i zami ciekncymi po twarzy. W wioskowym zajedzie panoway ciemno i brud, ale mieli przynajmniej dach nad gow i ciep straw. Bernardo swoim dawnym zwyczajem usiad na awie, z ktrej dobrze widzia drzwi. Odsun na bok talerz z resztkami bliej nieokrelonej potrawy. Jeste godny? Nuno siad naprzeciw. Jestem tak zmczony, e nie czuj godu. Marz, eby si wreszcie pooy i zasn kamiennym snem... Mam nadziej, e do jutra minie troch przestan bole; wziem arnik, natr si solidnie. Pocign yk wina. Bardzo rozcieczone? Za bardzo. Nuno sprbowa.

Przesta narzeka. Nie jest znw takie pode. Przywyke si do wygodnego ycia, Bernardo. Bernardo obraca w rkach kubek z winem. Za par dni wszystko ci bdzie smakowao niczym rajski nektar. Nie wtpi. Bernardo spojrza na palenisko, na ktrym dogasa ogie. W powietrzu unosia si stchlizna. Karczma bya prawie pusta. Tylko oni i jaki miejscowy. Moglibymy pojecha na skrty przez Trillo, zaoszczdzilibymy p dnia drogi. Chcesz zej z krlewskiego traktu? Tak. Nie ma mowy. Nie bdziemy ryzykowa bez potrzeby. Mylaem, e nam si spieszy. Czy ja wiem... Bernardo chcia dotrze do Cruceiro jak najszybciej, jednak ani myla naraa si na niebezpieczestwo. Owszem, drczya go ciekawo, co te czeka ich na kocu podroy, c to za jednoroec, ktrego pono widzia jego druh, ale rwnie mocno pragn wrci do swojego pana, Rafaela, do swojej baszty, swojego domu. Upyny cae lata, nim zdoby jego zaufanie, i co, na co nie liczy w najmielszych marzeniach: przestrze tylko dla siebie, przestrze, ktrej nie musia dzieli ze sucymi, psami ani dziemi. By wicej ni pogodzony z yciem i losem, dlatego nie chcia podejmowa wikszego ryzyka. Od kiedy wyruszy z Almacei, towarzyszy mu jednak dziwny niepokj, jaki nieuchwytny lk. A e Bernardo lubi wszystko analizowa, doskonale zdawa sobie spraw, e byo to dla niego doznanie cakiem nowe. Nie przypomina sobie, by kiedykolwiek czu co takiego. Owszem, pamita, co to strach: guche i pulsujce uczucie, ktrego dowiadcza, stajc naprzeciw wroga. Pamita czerwon fal furii, ktra pojawiaa si, kiedy walczy o ycie, cinite gardo i pustk w odku, drczce go przed walk. Ale ten lk by inny. Bernardo straci gdzie dawn pewno siebie i wiar we wasne siy. Chyba si zestarzaem, Nuno. Boj si. Boisz si? Ty?... Bernardo, jeli jest na tym wiecie kto, kto nie zna strachu, to wanie ty. To b y e m ja. To jeste ty! Byem, mj drogi. Bzdura! Nuno cmokn. Teraz widz, e najwysza bya ju pora, eby ci kto wycign z tej twojej jaskini. Grzybiae tam i nawet nie miae o tym pojcia. Ja zreszt te! Ech, suchaj! Wypijmy za nas, za Zakon witej Cekliny, za dawne czasy i za to, co nam jeszcze los gotuje by typem. Dalej! Bernardo pozwoli, by letni pyn spyn mu do odka. Mie ciepeko rozeszo si po jego ciele niemal natychmiast. Jest co, czego ci nie powiedziaem odezwa si wreszcie Nuno, ktremu wino dodao odwagi. Wiesz... Szuka odpowiednich sw, a moe odwagi, nim podj na nowo wtek. Ten jednoroec... Rzecz w tym, e... Nikt oprcz mnie nie mg go zobaczy. Nie widzieli go! Ja staem naprzeciw niego, ogldajc to niezwyke zwierz, syszaem, jak piasek chrzci mu pod kopytami, a nikt inny go nie dostrzeg! Wydawao si, e brwi Bernarda same z siebie podskoczyy do gry. Nie patrz tak na mnie, Bernardo... Nuno ciszy jeszcze bardziej gos. I tak jeszcze nie powiedziaem ci najgorszego... A co moe by gorszego ni to, e przejechae trzydzieci mil, eby opowiedzie mi o jednorocu, ktry nie istnieje i ktrego nikt oprcz ciebie nie moe zobaczy? wycedzi

Bernardo. Na Boga, Nuno! Co moe by gorszego ni to, e namwie mnie, bym z tob szuka niewidzialnego stwora? mwi coraz dononiej, a gos jego zacz przypomina pisk. Wic... Nuno rozejrza si wok, jakby obawia si wypowiedzie na gos tyle nonsensw naraz. Widziaem nie tylko jednoroca. Byo wicej zwierzt, maych i cudacznych, nieprzypominajcych niczego znanego. Widziaem je z daleka, i wcale nie miaem ochoty podchodzi bliej. Tam byo wicej potworw na wolnoci! Co przeraajcego dzieje si w Cruceiro. Bernardo gboko zaczerpn powietrza, gownie po to, by zyska na czasie, uzbroi si w cierpliwo i nie krzycze na przyjaciela, w ktrym zawsze, a do tej chwili, pokada pene zaufanie. Uspokj si, Nuno powiedzia, cho sam potrzebowa tego moe bardziej ni jego rozmwca. Zawsze posugiwalimy si rozumem. Podsumujmy... Bernardo znw westchn. Twierdzisz, e na pnocy jest wioska, po ktrej wdruj sobie jednoroce i inne monstra... Myl, e jednoroec jest tylko jeden, ale oprcz niego wiele innych maych dziwacznych zwierzt. Ach, tak. I mwisz, e tylko ty moesz zobaczy jednoroca... Inne te tylko ja, Bernardo, inne te. Jedynie ja widz te diabelskie pomioty. Zapada gucha cisza. Pie co wtedy? odezwa si nieoczekiwanie Bernardo. Kpisz sobie ze mnie? znw mimowolnie jego gos przeszed w krzyk. Przesta! przerwa mu uraony Nuno. Gdyby tak byo, nie cignbym ci ze sob. Zobaczyem... to, co zobaczyem i... wydawao si, e wzdrygn si przy tych sowach. Na to, co dzieje si w Cruceiro, nie ma wytumaczenia. W gosie Nuna brzmiaa szczero, w jego oczach za Bernardo dostrzeg panik. Tak... Dlaczego miabym ci wierzy? Przez wzgld na nasz wieloletni przyja. Uwierz mi, Bernardo, bagam. Pojed ze mn, obejrzyj te bestie... Jeste mdrzejszy ode mnie, masz wiksze dowiadczenie, ty bdziesz wiedzia, co to takiego. Przez chwil mylaem, e postradaem zmysy. Tam dzieje si co zego! I nie mam pojcia, co to moe by! Bernardo przyjrza si przyjacielowi; widzia, e cay dry, a jego szkliste spojrzenie wyraa przeraenie, ale nie obd. W klasztorze witej Cekliny, gdzie studiowalimy, nauczono nas nie wierzy w magi ani w legendy, ani w adne inne bajki. A to, co mi opowiadasz, jest... po prostu niemoliwe. I jeli tu z tob jestem, Nuno, w drodze do Cruceiro, to wycznie dlatego, e ci szanuj i wiem, e nigdy nie zmyliby czego podobnego. Westchnienie ulgi wymkno si z ust jego rozmwcy. Dzikuj, Bernardo. Jeli kto moe wyjani, co si tam dzieje, to tylko ty... gos Nuno zadra. Przestudiowae tylu staroytnych mdrcw, znasz si na rolinach i zwierztach, zgbie tajemnice religii, zawsze umiae jak nikt czyta wielk ksig wiata... Do tych pochlebstw, Nuno! Wystarczy, e mnie wywlk z Almacei... Przysigem wierno mojemu panu, a teraz go opuciem. Rafael jest wcieky, e wyjechaem wanie wtedy, gdy jego ona ma rodzi. Dobrze chocia, e nie wie, e wyruszylimy na poszukiwanie niewidzialnych potworw! zakoczy z nut desperackiej ironii. Drzwi zajazdu otworzyy si nagle. Kilku modych mczyzn wtargno haaliwie do rodka. Gospodarz, syszc ten rumor, wyszed z kuchni. Na widok nowo przybyych zaniemwi. Gromada rozsiada si haaliwie na kilku awach naprzeciw niemal ju wygasego paleniska. Bernardo i Nuno, nie zwracajc uwagi na ich wrzaski, zajli si rosoem z kluskami i chlebem, ktre wczeniej ledwo tknli. Makaron okaza si duo lepszy, ni mogli si spodziewa po takiej gospodzie i niemal zapomnieli o

obecnoci haaliwej bandy, a nagle, kiedy ju koczyli, gliniany dzban przelecia nad ich gowami i roztrzaska si o cian. Karczmaaaaarz! Wina zbrako! wrzasn jeden z modych. Wina! Wina! poparli go inni. Gospodarz pojawi si, niosc dwa dzbany, ale nim zdy podej do stou, postawny blondyn, ten sam, ktry wczeniej cisn dzbanem i ktry zapewne by przywdc gromady, wsta i zastpi mu drog. Nie, nie, Eduardo. Nie tego! to rzekszy, jednym ciosem wytrci mu dzban z rki. Wino opryskao wszystko cznie z jego pludrami. W gospodzie zapada cisza. Przynie nam to drugie, wiesz ktre... Chopak podszed do Nuna i Bernarda. To, ktre trzymasz dla paniczykw z miasta, takich jak ci dokoczy z pogard. A ty? Na co si gapisz? wrzasn wciekle na Nuna. Nuno odwrci wzrok. Bernardo obraca yk w doniach, wpatrujc si w ni w skupieniu. Gospodarz, wci jeszcze trzymajc w rku drugi dzban, podszed z pojednawczym umiechem. Pedro, to spokojni podrni. Nie rbcie dzi rozrby. Blondyn odwrci si do niego i bez sowa wytrci mu dzban z rki. Wo rozlanego alkoholu niczym gsta zasona uniosa si w powietrzu i podrania nozdrza Bernarda, ktry cisn mocniej yk. Powiedziaem, e chc to drugie... to, ktre dae im zada mokos. Sdz... wtrci si Bernardo wstajc, z miniami napitymi w gotowoci e nasze wino to ten sam sikacz co wasze. I nie dajc mu czasu na odpowied, wzi swj dzban i podstawi mu pod nos. - Czujesz? Ten sam cienkusz! zamia si. Pedro, poirytowany, odsun dzban, wylewajc przy tym cz jego zawartoci na koszul Bernarda. Nie lubi paniczykw wycedzi, wbijajc w niego spojrzenie. Nuno dyskretnie zanurzy rk pod po paszcza. Przygotowywa si na to, co musiao nastpi. Bernardo westchn. Zapada pena napicia cisza. Wtem Bernardo wybuchn miechem. By to miech ponury i nieco teatralny, wydobywajcy si z gbi trzewi. Ja te nie lubi paniczykw powiedzia, a w jego gosie pobrzmiewa jeszcze w miech. I nie myl sobie, ciko jest ich znosi, eby zarobi na chleb. Na wargi Pedro wypyn ironiczny umieszek. Tchrz! Bernardo pokiwa gow. Owszem, to prawda... Czasami rzek powoli najbardziej niewinnym tonem, na jaki go byo sta. Blondyn popatrzy na niego raz jeszcze, jakby liczc na co wicej. Gospodarz postawi na stole, przy ktrym siedzieli modziecy, kilka nowych dzbanw. Odgos stawianych naczy rozadowa napicie wiszce w powietrzu. Pedro odwrci si w stron przyjaci. Miejskie paniczyki! Tchrze! rzuci. Nastpnie splun pod nogi podrnym i wrci do swojego stou. Bernardo podszed do przyjaciela, ktry siedzia zgarbiony. Przysigbym, e napluje ci w twarz... Co by wtedy zrobi? zapyta Nuno szeptem. Nic. Pewnie bym si wytar. Bernardo! Kiedy roznisby go na strzpy i to niemal natychmiast. Bernardo westchn. Bardzo moliwe, mj przyjacielu. aosny chopak. Ale popatrz tylko na niego. aosny chopak! Co go czeka? Zapewne jeszcze kilka lat fanfaronady, potem spodzi

gromadk dzieci, dalej bdzie tyra na polach swojego pana jak w, zobaczy, jak wymiera jego potomstwo, bdzie si upija, kiedy tylko bdzie mia par groszy przy duszy, wreszcie zrujnuje sobie zdrowie i skona, jeli szczcie mu dopisze, to ju za kilka lat. Niech si nacieszy swoimi mizernymi zwycistwami i modoci. Nuno wpatrywa si w przyjaciela, a oczy zaokrgliy mu si jak spodki. Nie pozwolibym, aby mi ublia prosty wieniak. Oj, oj, kochany Nuno! Teraz Bernardo ju otwarcie si umiechn. Powinnimy powciga nasze emocje. Mog mnie nazywa tchrzem czy gupcem... Ja wiem, e nie jestem adnym z nich i nie musz tego udowadnia takiemu nieszcznikowi jak ten mokos. Po prostu nie warto! Nie poznaj ci, Bernardo. Moe si postarzaem... doda kpico mruc oko albo moe rzeczywicie staem si tchrzem. I jednym ykiem Bernardo oprni swj kubek. Dziewczyna znw zasna. witao i promienie soca przedzieray si przez szpary w drzwiach. Kto na pewno j odwiedzi, bo znalaza kawaek chleba i misk zupy, ktra na szczcie jeszcze parowaa. Obudzia si z zesztywniaymi miniami. Wilgo szopy przenikna j do szpiku koci. Przecigna si i pochylia si nad misk z rosoem. Pachnia adnie. Podniosa naczynie do ust i zacza smakowa pyn. Rozpoznaa w nim znajome przyprawy. Umiechna si lekko. To od Marii. To na pewno ona ugotowaa t zup. Maria nie zapomniaa o niej, miaa przecie wobec niej dug wdzicznoci. Zupa z karczochw bya tego najlepszym dowodem. Smakowaa kady yk i czekaa, a ciepo rozejdzie si po zdrtwiaych czonkach. Jej zmczone ciao, drce z zimna niczym topola na wietrze, natychmiast zareagowao na ciepo posiku. Dziewczyna pomylaa o urodzie i sile dbu, wyprostowaa si. Kiedy skoczya zup i kromk chleba, poczua przypyw si. Nie chciaa siedzie dalej w tej wilgotnej norze. Musiaa uciec.

You might also like