You are on page 1of 177

GRAHAM MASTERTON

WOJOWNICY NOCY TOM 1


(PRZEOY: RADOSAW KOT)

SCAN-DAL

Dla Toma i Barbary Doherty, ktrzy nigdy nie zapominaj o tym, e pagrki s szczytami, a szczyty s po to, by si na nie wspina

Przez lat tysic Szatan y bdzie w snach ludzi, wadz dzierc nad mrocznym krlestwem nocy. Potem jednak nadejdzie druyna tych, ktrych zwa bd Wojownikami Nocy, a ktrych zadaniem bdzie wygna Szatana i na zawsze uwolni od niego ciemno. Wojownicy Nocy pozostan nierozpoznani i nikt nie dowie si ich imion. Niemniej zostan oni policzeni pomidzy najwikszych bohaterw wszechczasw, a pami o nich trwa bdzie w kronikach Ashapoli i nigdy nie zginie. Wielka Ksiga Ciemnoci, rozdzia IX, wydana przez Camden Society w 1844 r.

1
Wszyscy troje spotkali si w pobliu lecego na play ciaa, tak jakby kto to wczeniej zaplanowa. Pierwszy zbliy si do niego Henry; przyklkn, obok, lecz nie odway si dotkn. Gil i Susan podchodzili tymczasem ostronie, wreszcie zatrzymali si. Przygldali si w milczeniu. - Bez wtpienia nie yje - oznajmi Henry czystym gosem wykadowcy. Odrzuci doni swe potargane przez wiatr biae wosy. - W pierwszej chwili mylaem, e to pies - powiedzia Gil. - Wiecie, afgan lub co podobnego. Henry wsta. - Sdz, e najlepiej bdzie zawiadomi policj. My sami nie mamy tu nic do zrobienia. Susan zadraa, zaciskajc splecione na bawenianej koszulce ramiona. - Czy ty i ten mody czowiek nie moglibycie pj i wezwa policji? Zostan tu i przypilnuj, by nikt go nie rusza. - Zawaha si i spogldajc na ciao poprawi: - Jej. Susan przytakna i oboje pobiegli pla. Henry pozosta na miejscu, z rkami zaoonymi z tyu - wysoki i przygarbiony w srebrnej mgiece wczesnego poranka. Szary Pacyfik, prawie niewidoczny, z rykiem buntu poddawa si ksiycowi, ktry cal po calu odciga go od wybrzea. Mewy pikoway ku falom po ryby, krzyczc przy tym gosami rozgniewanych kobiet. By kwiecie, lecz chd nie ustpowa, a nadmorska mga wygldaa na tak, ktra nie znika przez wiksz cz dnia. Henry nie spa tej nocy. Przesiedzia j w swym gabinecie w domu przy play, pracujc przy wietle nakrytej mosinym kloszem lampy nad nowym artykuem dla Philosophy Today: Idea ycia po mierci, autorstwa profesora Henry'ego Watkinsa. Pisa rcznie, nabawiajc si od czasu do czasu skurczu kciuka, za po ukoczeniu kadej strony wrcza sam sobie nagrod - du wdk z sokiem pomidorowym. Std te spacer po play, na ktry wybra si o szstej nad ranem, mia nie tylko uwolni jego myli od ciaru dziesiciu wiekw pomylonych filozoficznych sporw, ale take rozproszy opary dwunastu Krwawych Mary. A tutaj, prosz, leaa na piasku martwa, naga, moda kobieta. Niezaprzeczalny i oczywisty dowd na to, e wszystko, co napisa w nocy, byo pretensjonalne i nonsensowne. Baki mydlane i pegazy... Czu si niemal tak, jakby bogowie o srogich obliczach

pokierowali jego krokami, skazujc go na znalezienie tej dziewczyny po to wanie, by pokaza mu w najbardziej wstrzsajcy z moliwych sposb, jak absurdalne s jego teorie. Nikt nie jest w stanie tak zakpi z ywego, jak martwy. Leaa twarz ku doowi, ze skr oblepion czystym, szarym piaskiem. Dugie jasne wosy oplatane byy wodorostami. Wszystko to rozoyo si wkoo niej jak wok syreny. Jedn martw rk zdawaa si wczepia w piasek, jakby nie chciaa pozwoli, by morze zabrao j znowu, jakby byo czym ponad jej siy uton dwukrotnie. W perowoszarej mgle ciao byo tak biae, jakby wiecio wasnym blaskiem. Henry obszed je dookoa. Zostawszy sam, poczu nagle, jak bardzo mu al tej kobiety, a cisno mu si gardo, a wiatr od morza nawia do oczu zy. Moe by to jeszcze wpyw alkoholu, ale przecie mogaby ona by ktrkolwiek z jego studentek filozofii; bya jeszcze moda - nawet nie widzc jej twarzy mg stwierdzi, e nie miaa wicej ni dziewitnacie lub dwadziecia lat. Przyglda si dugim, adnie sklepionym plecom i szerokim biodrom. Jedna z ng bya odrzucona, tak, e mg dostrzec kosmyk przemoczonych, jasnych wosw onowych. Wok lewej kostki kobiety owin si misternie spleciony srebrny acuszek - to bya caa jej biuteria. Biaa, pokryta drobn siatk niebieskich y krgo na wp widocznej piersi pozwalaa sdzi, e wikszo mczyzn obejrzaaby si za ni wicej ni raz. Morze zapienio si przez chwil wok jej wycignitej stopy, potem odstpio, jakby stwierdzio z gorycz, e zrobio ju, co do niego naleao. Henry wepchn pici do kieszeni swego powego sztormiaka i w zadumie odwrci si ku wysokiemu brzegowi. Nie mia nigdy wasnych dzieci. Jego cztery lata trwajce maestwo z pierwsz dam oceanografii Instytutu Scrippsa byo we wszystkich moliwych znaczeniach jaowe. Przez te cztery lata nauczy si pi. Musia nauczy si rwnie znosi samotno. Teraz za naucza filozofii coraz to nowe gromady modych mczyzn i kobiet, od czasu do czasu grywajc z najbliszym ssiadem w szachy. I byo to do, by odczuwa co w rodzaju spenienia. W kadym razie wystarczyoby wstrzyma si od wzicia dwch buteleczek tabletek nasennych przed udaniem si do ka w towarzystwie egzemplarza Tako rzecze Zaratustra. Jego studenci na Uniwersytecie w San Diego nazywali go Bing, jako e przypomina troch Binga Crosby'ego. Zapuci wosy, starajc si upodobni raczej do Timothy'ego Leary, ktrego z dwojga zego wola od Crosby'ego, ale przezwisko przylgno.

Jakie pi minut pniej Gil i Susan zeszli po betonowym podjedzie z nadmorskiego parkingu i, na wp biegnc, na wp idc, ruszyli przez pochy pla. - Policja jest w drodze - wysapa Gil. - Dzikuj. - Nigdy dotd nie widziaam trupa - powiedziaa Susan. - Ona te bya moda - zauway Henry. Dziewitnacie, dwadziecia lal. Czekali niespokojnie i niecierpliwie. Nie dochodzi ich jak na razie, dwik policyjnej syreny. Morze szumiao gniewnie i niewzruszenie, mewy szyboway w ciszy pod wiatr. - Uprawiaem tu po prostu jogging - odezwa si bezbarwnym gosem Gil. - Wie pan? Naprawd, w pierwszej chwili mylaem, e to pies. Susan nie moga oderwa oczu od ciaa, od rozpostartych na piasku wosw, zacinitej doni i skrzcych si piaskiem ramion. Gil by jednym z tych poudniowokalifornijskich mczyzn, ktrych trudno jest opisa jednym zdaniem. Mg by studentem, mechanikiem samochodowym albo barmanem, albo wrcz niczym si nie zajmowa. By bardzo szczupy, mocno opalony, z pocig, powan twarz i wydatnym, piegowatym nosem. Wosy mia gste, ciemne, potargane teraz przez wiatr niczym u stracha na wrble. Nosi granatowy, baweniany sweter do wicze gimnastycznych, z biaym napisem Crucial na piersi, oraz drelichowe szorty, niegdy bdce spodniami, od ktrych pniej odcito nogawki. Susan sprawiaa nieodparte wraenie zepsutej, lecz skonnej do buntu crki mieszczaskiej rodziny. Kosmyki jej jasnych, krtko przycitych wosw sterczay na wszystkie strony. Miaa na sobie bawenian koszulk we woskim stylu, z czerwonymi oraz zielonymi byskawicami na biaym tle, i sportowe szorty z biaej satyny, dla ktrych okrelenia sowo ciasne zdawao si by nie do mocne. Twarz miaa pulchn, lecz adn. Henry widzia ju w jej rysach t urod, majc za par lat wyoni si z waciwych nastolatce krgoci. Oczy jej byy due, bkitne i rwnie rozmarzone, jak oczy dziewczyn w romantycznych i komicznych zarazem powieciach. - Policja bdzie pewnie chciaa wysucha naszych zezna - powiedzia Henry. Syszeli ju odlege uoip-uoip-uoip-uuuuu policyjnej syreny, ktrej wtrowao spieszne pojkiwanie ambulansu. - Co my im moemy powiedzie? Spytaa, Susan. - Po prostu znalelimy j tutaj i tyle. - I to wanie musimy powiedzie - zapewni j Henry. Policyjny wz zjecha po betonowej pochyoci wprost na pla i zatrzyma si niecae pitnacie stp od nich. Zaraz za

nim pojawi si ambulans z biura okrgowego koronera. Henry, Gil i Susan czekali w milczeniu, a z radiowozu wygramoli si trzech detektyww, a dwch sanitariuszy wycignie z haasem przez tylne drzwi ambulansu skadane nosze. Chwil pniej nadjecha jeszcze jeden radiowz i przeby pla, mielc koami piasek. Wysiado z niego dwch umundurowanych funkcjonariuszy. Detektywi podeszli bliej i spojrzeli na ciao. Dwch z nich byo siwych, brzuchatych, jak Tweedledum i Tweedledee. Trzeci, chudy jak dorastajcy wilk, przypomina ciemnookiego Hiszpana z opadajcymi czarnymi wsami. Jego cynamonowy, trzyczciowy garnitur wyglda tak, jakby ona wybraa mu go osobicie w magazynach Searsa. - Porucznik Ortega - przedstawi si. - A to detektywi Morris i Warburg. - Henry Watkins. - A ci modzi pastwo? - Nie mielimy czasu, by si sobie przedstawi - odpar Henry. - Nie znacie si? - Pierwszy raz ich spotkaem. Sdz, e wszyscy zauwaylimy ciao w tej samej chwili. - Wasze nazwiska, jeli mona prosi? - Zwrci si do Gila porucznik Ortega. - Gilbert Miller. - A ty, moda damo? - Susan Sczaniecka. - Macie to? - Rzuci przez rami porucznik Ortega. - Nie, sir - odpowiedzia detektyw Warburg. Porucznik Ortega westchn krtko, z widoczn irytacj, potem podszed obejrze ciao. Przyglda mu si bardzo dugo, obchodzc je wkoo, potem opar rce na ugitych kolanach i zlustrowa zwoki z bliska, wci jednak ich nie dotykajc. - Czy ktokolwiek z was wie, kim bya ta dziewczyna? - Rzuci, nie patrzc w ich kierunku. - Nie - odpowiedzieli. Henry poczu, e narasta w nim dziwne poczucie winy z tego powodu, pomyla jednak, e czuje to kady obywatel wypytywany przez policj. - Wyglda mi to na zwyky przypadek utonicia - stwierdzi detektyw Morris, odchrzkujc, jakby mia zamiar przystpi do recytacji. - Troch wczeniej w tym roku, ale wyglda tak samo, jak zwykle. Kpiel nago na Cardiff Beach, po paru kieliszkach, a tam, gdy wypyn dalej, jest naprawd silna, cofajca si fala. Wciga w morze. W kwietniu jest

zimno, umiera si od hipotermii w cigu niecaych dziesiciu minut, jeeli potrafi si pywa. A potem przypyw wyrzuca wanie tutaj. - Spojrza na zegarek! - Powiedziabym, e to wanie jest pora. Porucznik Ortega wyprostowa si. - Wczenie wybrali si pastwo na pla - powiedzia, niedbale wskazujc palcem na Susan, Gila i Henry'ego. - Ja uprawiaem jogging - wyjani Gil. - W grudniu skaleczyem nog w wypadku na motorze. Musz codziennie biega par godzin, by doprowadzi j do sprawnoci. Czas mam tylko wczenie rano. Porucznik Ortega spojrza pytajco na Henry'ego. - Ja, hmm... Pracowaem ca noc nad artykuem do czasopisma - rzek Henry. - Tam mieszkam... Domek z pomalowanym na biao balkonem. Skoczyem prac okoo wp do szstej, potem postanowiem pospacerowa. - Mia nadziej, e porucznik Ortega nie poczuje woni jego oddechu. Porucznik zwrci si do Susan. - A ty? Wyjtkowo wczesna pora, by wybiera si na pla, nie sdzisz? - Zapewne. - Zatem, co tu robia o tej wyjtkowo wczesnej porze? - Spacerowaam, po prostu. I mylaam. - Pokcia si z rodzicami? - Moi rodzice nie yj. Mieszkam z dziadkami. - I z nimi si pokcia? Poszam tylko na spacer, to wszystko. Porucznik Ortega wyduba co kciukiem spomidzy swych przednich zbw. Cmokn, zasysajc powietrze, i powiedzia: -Okay. Chc, ebycie wszyscy zoyli zeznania przed obecnymi tu funkcjonariuszami. Pene zeznania: jak znalelicie te zwoki i wszystko. - Zwyke utonicie - powtrzy detektyw Morris. W tej wanie chwili na play pojawiy si jeszcze dwa samochody, rozklekotany buick rega i oliwkowoszara furgonetka z biura koronera. - A, jest i fotograf - porucznik Ortega zatar rce. - I nasz lekarz okrgowy, jak na niego niezwykle punktualnie. Fotografem by mody czowiek o surowym wygldzie, z godn mnicha tonsur i skonnoci do nieustannego pocigania nosem. Niezwocznie przystpi do pracy, rozkadajc miarki i obfotografowujc nastpnie ciao modej kobiety ze wszystkich stron.

Lekarz okrgowy niski mczyzna o byczym karku, w kontrastowej, biao-czarnej sportowej marynarce ze spiczastymi klapami - pogwizdywa bezgonie przez zby, czekajc, a fotograf skoczy. - Ja mwi, e to zwyke utonicie. A co pan o tym sdzi? - Zagadn go detektyw Morris. Lekarz spojrza na niego chodno. - Chce pan przeprowadzi ogldziny zwok, czy moe pozwoli pan, ebym ja to zrobi? Detektyw Morris wykrzywi si w niezdecydowanym umiechu. - Nie, sir, niech pan zaczyna. - Czy moemy odwrci j teraz? - Spyta porucznik Ortega. - Chciabym zobaczy, jak wyglda. Lekarz nie odpowiedzia. Ostronie zgarn piasek z ramion martwej i przecign doni wzdu jej nagich plecw. Wsta marszczc brwi i rozejrza si po play. - Czy ktry z was zna dobrze t pla? - Odezwa si w zamyleniu. - Tak, sir - powiedzia detektyw Morris. - Spdziem tu prawie poow ycia. - Czy zdarzay si ju tutaj utonicia? - Pi albo sze. - Czy pamita pan, jak daleko w gbi play znaleziono wtedy ciaa? Detektyw Morris wyglda na zaskoczonego. - Przy samej wodzie, jak sdz. Tak jak to. - Prosz spojrze na te wyrzucone na brzeg wodorosty i inne mieci. Prosz spojrze, gdzie le. Wikszo z nich jest lejsza od ciaa. Niektre s nadal zmywane z play. Porucznik Ortega podszed bliej i spojrza niespokojnie na ciao. - I jakie pan z tego wyciga wnioski? - Spyta. - Nie wiem, po prostu przygldam si temu. - Zauwaa pan, e ciao ley na play dalej ni wodorosty, kawaki drewna i inne mieci? - Wanie tak. Porucznik Ortega ponownie sykn przez zby. Jego wczeniejsze wysiki wyranie nie uwolniy go od tkwicych w uzbieniu resztek jedzenia. - Zauwaa pan, e ciao ley na play dalej ni wodorosty i inne mieci. I z tej obserwacji wyciga pan wniosek, e dziewczyna wcale si nie utopia, lecz zgina w jaki inny sposb i zostaa porzucona na play, na skutek wypadku lub rozmylnego dziaania,

majcego stworzy pozory, e si utopia? - To pan powiedzia, nie ja - odrzek lekarz, obmacujc praw nog martwej dziewczyny i przygldajc si ladom, ktre zostawiay jego palce. Strzeli palcami, a jeden z ujcych gum sanitariuszy przynis mu jego metalow walizeczk i otworzy j przed nim. Lekarz pogrzeba w rodku, wycign termometr, nasmarowa go tuszczem i bezceremonialnie wepchn martwej kobiecie w odbyt. - Jeli pywaa w oceanie przez ca noc, to moliwe, e temperatura jej ciaa bdzie o wiele nisza, ni gdyby leaa na play. Zaley to jeszcze, rzecz jasna, od tego, kiedy zmara. Ale ta plaa jest zwykle od rana do zachodu soca pena ludzi, prawda? - Tak, sir - zgodzi si detektyw Morris. - Czasem nawet jeszcze dobrze po zmroku, gdy dzieciaki pal ogniska. Lekarz czeka! Cierpliwie, a ciao dziewczyny ogrzeje termometr. Tymczasem spojrza na Henry'ego, Gila i Susan. - A ci tutaj, to gapie, czy kto? - Oni znaleli ciao - wyjani porucznik Ortega. Lekarz zwrci si do Henry'ego: - Widzia pan przedtem kogo martwego? Henry potrzsn gow. - Miy pocztek dnia, znale trupa rzuci lekarz, tak swobodnie, jakby rozmawiali o pogodzie. Wycign termometr i zmruy oczy, spogldajc z uwag na skale. - Szedziesit jeden stopni. - I co to znaczy? - Spyta porucznik. - Znaczy to, e temperatura wewntrz ciaa wynosi szedziesit jeden stopni Fahrenheita - powiedzia lekarz policyjny. - I jaki pan z tego wyciga wniosek? - Jaki wniosek? adnego. To do pana naley wyciganie wnioskw. Ale mgby pan przy tym wzi pod uwag, e temperatura powietrza wynosi tutaj okoo pidziesiciu piciu lub szeciu stopni, a temperatura oceanu okoo czterdziestu dwch do czterdziestu omiu stopni. - Zatem, gdyby ciao pywao w wodzie przez noc, jego temperatura musiaaby by nisza ni szedziesit jeden stopni? - Docieka porucznik Ortega. - Zapewne. Porucznik Ortega westchn z wyrazem niezadowolenia na twarzy. - W porzdku. Teraz ju moemy j odwrci? Lekarz wsta i energicznie otrzepa spodnie z piasku. Gdy to robi, podeszli sanitariusze, ustawiajc si po obu stronach ciaa. Przygldajcy si temu Henry poczu nagle irracjonalny przypyw strachu, poczony z

nieodpart

potrzeb

odwrcenia

gowy

patrzenia

gdzie

indziej.

jakiego

niewytumaczalnego powodu nie mg jednak tego zrobi, musia si przyglda. W przeciwnym, bowiem razie dziewczyna z play na zawsze ju pozostaaby dla niego pozbawiona twarzy i gdyby mu si nia w nocy, a wiedzia, e tak bdzie, widziaby jedynie syrenie wosy z wpltanymi w nie wodorostami i smuke, blade plecy. - Ostronie - pouczy sanitariuszy lekarz. - Nie chc adnych dodatkowych zadrani. Odszed na bok i stan obok Henry'ego, Gila i Susan. - Nie ruszalicie jej i nie prbowalicie jej przesuwa? Henry pokrci gow. - Nie sdz, bym mia na tyle mocne nerwy. - Czy przypuszcza pan, e kto mg j zabi? To znaczy, celowo... - Zaryzykowaa pytanie, Susan. Lekarz okrgowy wykrzywi twarz. - Dziewczta w tym wieku szczeglnie atwo padaj ofiarami zabjstw, tak zamierzonych, jak przypadkowych, czy spowodowanych brakiem rozwagi. Przede wszystkim pikne dziewczta. Ich sia oddziaywania jest wiksza, ni sdz. Daje im to moc. Ich wygld i modo. Problem w tym, e nigdy nie wiedz, jak uy jej waciwie. A w kadym razie nie wiedz, jak zrobi to bezpiecznie. Z przesadn ostronoci sanitariusze uwolnili ciao dziewczyny z piasku, a potem obrcili je na plecy. Jej ramiona opady z planiciem na mokry piasek. Potem jeden z sanitariuszy powiedzia nienaturalnym gosem: - Jezu Chryste... Henry wpatrywa si, lecz w pierwszej chwili niezbyt rozumia, co widzi. Lekarz z miejsca rzuci si naprzd i stan nad ciaem z twarz zmienion tak, e nie wyraaa adnego dajcego si opisa odczucia. Moe strach? Przeraenie? Fascynacj? Obaj sanitariusze odstpili, jeden z nich przyciska do do ust, oczy mia zazawione. Porucznik Ortega sta plecami do ciaa, rozmawiajc z Morrisem i Warburgiem. Lecz gdy Warburg trci go okciem, odwrci si i ujrza, jak naprawd wygldaa dziewczyna. Jej twarz bya niemal pikna, pomimo to, e przez duszy czas pozostawaa pod wpywem wody. Klasyczna blondynka z typow, amerykask budow, rodzaj dziewczyny, dla ktrej bez trudu znalazaby si rola w filmach typu Matt Houston, Magnum, P.I. czy nawet Dynasty. Szerokie ramiona, due piersi. Tu poniej klatki piersiowej zaczyna si jednak horror. Do Henry'ego dotaro nagle, co waciwie widzi, i szepn: O Boe, a Susan skrya twarz w doniach.

Brzuch dziewczyny zosta kompletnie wypruty, od eber a do miednicy. W jamie brzusznej kbiy si srebrnoczarne wgorze; liskie stworzenia splatay si i rozplatay, erujc lepo na tym, co zostao z mikkich organw ciaa dziewczyny. Gil odwrci si, opadajc gwatownie na kolana i zwymiotowa, rozkrzyowany na piasku. Policjant w mundurze patrzy z przeraeniem i bezradnoci. Nawet fotograf si przeegna. Przez dugie minuty adne z nich nie byo zdolne do niczego innego, prcz przygldania si pltaninie wgorzy, ktre faloway, wiy si i skrcay, oraz pozbawionej wyrazu, bladej twarzy dziewczyny, ktr z wolna poeray. Lekarz odwrci si do porucznika Ortegi. Mia rozszerzone oczy. - Widzia pan kiedykolwiek co podobnego? Porucznik Ortega zaprzeczy gwatownym ruchem gowy. - Ja te nie - powiedzia lekarz. Potem zwrci si do sanitariuszy: - Zrbcie z nimi porzdek. Sanitariusze popatrzyli niechtnie na ciao. - Chce pan...? - Cokolwiek z ni zrobiono, to s wgorze. Te we. Wyrzucie je std. Jeden z sanitariuszy podnis z piasku kij i ostronie przybliy si do ciaa. Pochyli si i raz tylko szturchn nim wgorze. Zakotoway si i zakrciy jeszcze gwatowniej. Sanitariusz odskoczy, wysokim, krzykliwym aaach! wyraajc niepohamowane obrzydzenie. Lekarz odebra mu niecierpliwie kij i sam zacz okra ciao. Wszyscy patrzyli z dreszczem niepokoju, jak trca parokrotnie wgorze, i jak te zaczynaj za kadym razem gotowa si w jamie brzusznej dziewczyny, wci z t sam, lisk wciekoci. Niemniej, w pewnej chwili udao mu si podway kocem kija ciao jednego z nich i wyrzuci na piasek. Wgorz mia prawie trzy stopy dugoci i pask, klinowat gow z malekimi, lepymi oczami. Przez chwil zwija si w miejscu, potem wbi gow w piach i w cigu paru sekund znikn im z oczu, zostawiajc po sobie jedynie niewielkie wgbienie. Prawie natychmiast pozostae wgorze wylay si z brzucha martwej dziewczyny i rozpezy si we wszystkich kierunkach, zagrzebujc si gboko w piasku. - Zapcie ktrego! - krzykn lekarz. Jeden z mundurowych cisn ogon ostatniego ze znikajcych wgorzy i pocign gwatownie. - Pom, na Boga! - rzuci bez tchu swemu koledze. Ten pospiesznie schwyci ciao wgorza ponad miejscem, w ktrym znikao w piasku. Razem, przeklinajc i sapic, zdoali

stopniowo wycign stworzenie z dziury, ktr dla siebie kopao. Gdy tylko eb znalaz si na powietrzu, wgorz zaczai rzuca si, zwija i skrca im w doniach. Henry ujrza bysk jego zbw. W nastpnej chwili zwierz spryo si jak bicz, uksio jednego z policjantw w twarz, zacisno szczki na czci jego grnej wargi i kawaku nosa. Policjant wrzasn gono, sign ku gowie wgorza, usiujc rozewrze jego pysk. Henry przyglda si w przeraeniu. Mczyzna taczy po piasku ze srebrnoczarnym wgorzem zwieszajcym si z jego twarzy niczym karnawaowy, sztuczny nos. Jasnoczerwona krew spryskiwaa wszystko wkoo. Porucznik Ortega rzuci si naprzd i chwyci funkcjonariusza od tyu, podcinajc mu nogi. Upadli obaj ciko na ziemi. Policjant krzycza nieprzytomnie, a jego nogi kopay w drgawkach godnych chorej na epilepsj marionetki. Porucznik sign od tyu ku twarzy policjanta i cisn wgorza za jego klinowat gow, przytrzymujc mu skrzela tak, by nie mg oddycha. Nastpnie unis woln rk i krzykn: - N, na mio bosk! Lekarz sign szybko do kieszeni, wyszarpn prosty, skadany n z jednym ostrzem. Porucznik Ortega wyrwa mu go i zagbi zaraz w krwawe kbowisko na twarzy policjanta. Ten krzykn, gdy porucznik przecina ciao wgorza. Na rce i ramiona Ortegi pocieka ciemna jak krew. Ogon wgorza miota si we wszystkie strony, a do chwili, gdy Ortega przeci krgosup i odrzuci trucho daleko na piasek. Upado, podrygujc i podskakujc a sanitariusze odstpili od niego. Lekarz przyklkn na piasku i obejrza dokadnie twarz policjanta. Mczyzna trzs si, mimo i porucznik Ortega stara si na wszystkie sposoby go uspokoi. Odcita gowa wgorza ciskaa wci twarz policjanta i gdy inspektor wytar pospiesznie bawenianym gaganem i destylowan wod krew, mona byo zobaczy, e zby stworzenia oddzieliy niemal poow nozdrzy i grnej wargi. Minie szczk wgorza nie wykazyway oznak zwiotczenia. Byo oczywiste, e kada prba oderwania kikuta gowy musi doprowadzi do obrae o wiele bardziej dotkliwych ni te, ktre ju powstay. Henry, chocia sam trzs si cay, podszed i z ca pewnoci siebie, na jak umia si zdoby, powiedzia: - Wie pan, jakiego sposobu uywali w Wietnamie, by oderwa pijawki? - Racja - powiedzia lekarz policyjny. - Przypalali je papierosami. Czy kto tu ma papierosa? - Spojrzeli po sobie.

- Nikt z nas nie pali, sir - odezwa si w kocu detektyw Warburg. - Jezu - zirytowa si lekarz. - To moliwe tylko w poudniowej Kalifornii. - Moe zapalniczka z samochodu - podrzuci Henry. Detektyw Morris podbieg do najbliszego wozu i wrci po chwili, koyszc brzuchem. W rce trzyma jarzc si zapalniczk. Wrczy j lekarzowi, a ten niezwocznie przytkn j do wskiego karku wgorza. Rozlego si ostre skwierczenie, poczuli przyprawiajcy o mdoci odr. Szczki wgorza cisny si konwulsyjnie, a potem rozluniy odrobin, odpadajc od wargi oraz nosa policjanta i ldujc w nagej fontannie krwi na piasku. Policjant wyda zduszony, ostry krzyk, jego grne zby byy szkaradnie odsonite. Porucznik Ortega musia przytrzyma go na piasku. - Plazma! - krzykn lekarz. - A ty - rozkaza koledze rannego policjanta - we ten eb, rozkrj go na poow i wyjmij spomidzy szczk to, co zostao w nich z twarzy twego kumpla! Mniej ni pi bardzo pracowicie wypenionych minut zabrao sanitariuszom zabandaowanie twarzy policjanta i podczenie go do kroplwki z plazm, ktra miaa zagodzi skutki szoku. Przez ten czas drugi z policjantw wycign z baganika wozu patrolowego par noyc do cicia blachy i przepchn gow wgorza po piasku tak, by mc j umieci pomidzy ostrzami. Dwukrotnie sprbowa przeci j wp, lecz za kadym razem wylizgiwaa si z uchwytu. Potem podszed Gil i przytrzyma gow czubkiem buta, tak by si nie przetaczaa. Rozlego si ostre chrupnicie i czaszka wgorza zostaa rozupana. Inspektor schyli si nad ni i wybra spomidzy szcztkw krwawy ochap ciaa, ktry bestia wydara z twarzy policjanta. - Chc mie tego sukinsyna w plastykowej torbie - powiedzia detektyw Morris. Gowa, ogon i co tylko jeszcze znajdziecie. Porucznik Ortega spojrza na zegarek. - Jest ju prawie sidma. Niech otocz plae kordonem. Ty, Warburg, wezwij posiki. Chc, eby dokadnie to przekopano. Jeli to te wgorze zabiy dziewczyn, to chce, by zostay wykopane i zniszczone. Chc te, by zaalarmowano stra przybrzen. Zechc zapewne wprowadzi czasowy zakaz kpieli. Morris, zabierzesz si z lekarzem. Chc najszybszych ogldzin zwok, jakie miay miejsce w historii wiata. - Czy my moemy jeszcze przyda si na co? - spyta Henry. Porucznik Ortega spojrza na niego, jakby nigdy dotd go nie widzia. - Wy? Ach, tak. Moecie wraca do domu. Dajcie swoje adresy detektywowi

Morrisowi, pniej przyjdzie z wami porozmawia. I prosz, nie wyjedajcie nigdzie, przynajmniej dopki nie zoycie zezna. To jedna z tych sytuacji, ktre mog spowodowa panik, sami rozumiecie. Wolabym, eby caa ta sprawa nie wysza poza wski krg, przynajmniej na razie. Henry zwrci si do Gila i Susan: - To tyle. Moemy chyba odej. Susan bya bardzo blada. - Mam wraenie, e zaraz zemdlej - odezwaa si. - Usid na chwil - doradzi jej Henry. - W gow midzy kolana. Czekajc, a Susan przyjdzie do siebie, Henry spojrza jeszcze na ciao, ktre znaleli. Stamtd, gdzie klcza obok Susan, nie byo wida otwartej dziury w brzuchu dziewczyny. Moga by ona spoczywajc na piasku syren, czekajc w swej nagoci na soce, ktre rozproszy mgy. Bya naprawd bardzo pikna, pomyla Henry, i w jaki sposb ta myl uczynia jej mier jeszcze straszniejsz. - Ju si dobrze czuj - powiedziaa Susan. Sprbowaa wsta, Gil poda jej rami. Henry przyglda si, jak sanitariusze podnosz ciao dziewczyny z piasku i pakuj je do zaopatrzonej w zamek byskawiczny torby. Na tle mgy wygldali jak postaci z chiskiego teatru cieni. - W yciu nie widziaem nic podobnego - oznajmi. - Te wgorze, spotkalicie si kiedykolwiek z czym takim? A ja na dodatek oeniem si z oceanografem. Ruszyli razem pla. - Wpadnijcie do mnie na drinka - zaproponowa Henry, gdy doszli do mola. - To tutaj. Przypuszczam, e przydaoby wam si co na nerwy. - Dzikuj, wolaabym ju wrci do domu - odpara Susan. Obejrzaa si jeszcze przez rami w stron play, a gdy si odwrcia, dostrzeg w jej oczach bysk ledwie powstrzymywanej histerii. - Gdzie mieszkasz? - spyta j agodnym tonem Gil. - Mog ci zabra. - Masz samochd? - Jasne, mustang limuzyna. Po drugiej stronie ulicy. - Dobrze, dziki. Gil i Susan odeszli razem, zostawiajc Henry'ego. Sta chwil w milczeniu, potem wzruszy ramionami i cofn si o te szedziesit jardw, ktre dzieliy go od domu. Otworzy drzwi kluczem, ktry zawsze mia przymocowany do nadgarstka. Przeszed przez salon do przeszklonego barku, nala sobie bardzo du wdk i wypi j tak po prostu, bez lodu.

Zakaszla, gdy wdka palc strug spyna mu do garda. Potem znw napeni szko i podszed do szerokiego, przesuwanego okna balkonu. Widzia stamtd policyjne samochody byskajce wiatami i porucznika Orteg w cynamonowym garniturze. Troch dalej, koo Del Mar, dwaj mundurowi rozstawiali wanie w poprzek play kozy z napisami: STREFA POLICYJNA - PRZEJCIA NIE MA. Przyglda si poczynaniom policji prawie dwadziecia minut. Potem wrci do domu, usiad na biaej sofie i zapatrzy si w szklane drzwi stojcej po drugiej stronie pokoju konsoli ze sprztem stereo. ycie po mierci? Jedynym yciem, jakie koatao si w tej biednej dziewczynie, byy te kbice si wgorze. Ale jaki rodzaj ycia przedstawiay sob te stworzenia? Myl o porannych wydarzeniach, wspomnienie tego wszystkiego, co widzia, byy jak seria nieruchomych i przeraajcych obrazw. Rka dziewczyny, zacinita na piasku. Srebrny acuszek wok jej kostki. Biel plecw. I te wgorze, zwijajce si w zwariowan puzzle. I ucita gowa jedynego pojmanego wgorza, ciskajca szczkami twarz policjanta, wygldajca jak antyczny symbol nieustpliwoci za. Skoczy trzeci szklank wdki i niepewnym krokiem przeszed przez pokj do barku, gdzie przela do szklanki to, co jeszcze zostao w butelce. - Stolicznaja - powiedzia z akcentem, o ktrym sdzi, e oddaje specyfik jzyka rosyjskiego. - Zdarowja. Z pijack ostronoci podszed do regau pod oknem i przebieg palcem po grzbietach ksiek o tematyce morskiej, ktre zostawia jego bya i niebudzca ju ciepych myli ona. W kocu znalaz wielki ilustrowany tom, zatytuowany Anquilliformes: migracje i cykl yciowy wgorza pospolitego. Wycign go, przenis na stolik i otworzy. Pierwsze zdanie, na pierwszej przypadkowo otwartej stronie, od razu przykuo jego uwag: ,,W dawnych czasach wgorze byway zjadane ze wzgldu na przekonanie o wywoywanej przez to wyjtkowej potencji. W pewnych regionach staroytnej Skandynawii awice wgorzy okrelane byy sowem, ktre przetumaczy mona jako sperma diaba. Henry mia ju sign po kolejnego drinka, lecz powstrzyma si i raz jeszcze przeczyta ten fragment. Potem spojrza przez balkonowe okno ku play i zmarszczy brwi.

2
Gil i Susan nie rozmawiali prawie jadc do Del Mar Heights Road, gdzie mieszkaa Susan. Gil spoglda na ni od czasu do czasu, lecz za kadym razem dostrzega, e dziewczyna bya cigle w szoku po tym, co zdarzyo si na play. On sam odczuwa mdoci, ilekro przypomina sobie kbice si w biaym ciele tej kobiety srebrnoczarne wgorze i przegryzion niemal na p twarz policjanta. - To ju tutaj - powiedziaa Susan. Gil zajecha lnicym tym mustangiem na wznoszcy si agodnie betonowy podjazd i zacign rczny hamulce. Wyskoczy z wozu bez otwierania drzwi i obszed go, by wypuci Susan. - To dom twoich dziadkw? - spyta. Dom by niewielki, w meksykaskim stylu, z wychodzcym na ogrd balkonem i rzdami pomalowanych na rowo ukw. Z oboonego glin dachu patrzyy na nich trzy jaszczurki, od prehistorycznych czasw przymykajc bezmylnie lepia. Przed tylne drzwi wystawiono sze czy siedem wieo podlanych azalii w terakotowych donicach i dopasowany komplet bujanych foteli z siedzeniami wyplecionymi z lakierowanej na biao trzciny. - Dzikuj za odwiezienie. Naprawd le si czuj. - Caa przyjemno po mojej stronie - odpar Gil. Umiechn si, lecz nie wsiad z powrotem do samochodu. Susan obejrzaa si. - Zaprosiabym ci, ale moi dziadkowie s do starowieccy. Rozumiesz, chcieliby wiedzie wszystko o wszystkim, a ja zupenie nie czuj si na siach, by o tym wszystkim teraz opowiada. Gil zaszura mikkimi butami na betonowej ciece. - Wczeniej czy pniej i tak im to powiesz. Bdziesz musiaa. Stana z jedn rk na kutej, elaznej barierce balkonu i kryjc oczy w cieniu spojrzaa na niego jednym z tych waciwych tylko nastolatkom spojrze, w ktrych jest i znudzenie, i zaciekawienie, i yczenie baw mnie dalej. Z domu dobiegay ich odgosy pracy odkurzacza, myszkujcego po kolejnych pokojach, i telewizora, nastawionego tak gono, by kto, kto akurat sprzta, nie straci nagrania Josie and the Pussycats. - Mog jeszcze do ciebie zadzwoni?

- No... nie wiem - mrukna Susan. Obrcia si w kierunku domu. - Nie ebym chciaa ci urazi czy co takiego. Naprawd, chciaabym zapomnie o tamtym. - Dobrze, powiem ci, co zrobimy - zaproponowa Gil. - Zostawi ci mj numer telefonu, i wtedy, gdy zechcesz o tym porozmawia, bdziesz moga do mnie zadzwoni. Albo i wtedy, gdy nie bdziesz chciaa o tym rozmawia. To zaley od ciebie. Susan zastanawiaa si przez chwil. - Okay. Ale musz ju i. - Masz jaki kawaek papieru? Podniosa z kwietnika kawaek kredy. - Tym to zapisz. - Dobrze. 755-9858. - Gdzie to jest? - Solana Beach, na Boardwalk. Mj ojciec ma tam Mini-Market. - Naprawd? W tej chwili wysza z domu babka Susan, niska, opasa kobieta o skrconych wosach koloru lodw truskawkowych, i w lunej podomce. - Susan? - odezwaa si zrzdliwym tonem. - Szybko wrcia. - Och, Gil mnie podwiz. - Gil? - Babka uniosa szka, ktre nosia na szyi na dugim, pozacanym acuszku. - Gil Miller, prosz pani - przedstawi si, pozdrawiajc j doni. - Milo mi pani pozna. - Widziaam ci ju kiedy? - wypytywaa dalej babka Susan. - Moliwe, prosz pani. Mj ojciec ma Mini-Market przy Solana Beach. Czasem pomagam mu i obsuguj dzia sportowy. Babka Susan opucia szka i pozwolia swej twarzy wyrazi co na ksztat mdlej sodyczy i dezaprobaty. - Susan, zwizana jest ze studentem medycyny ze Scripps - oznajmia, zwracajc si do Gila. - Miy chopak i ma przed sob adn karier. Irlandczyk. - No c, prosz pani, to wspaniale - powiedzia, dostrzegajc zakopotanie Susan. Pomacha im jeszcze raz rk w gecie, ktry mia znaczy, e on przecie nie na powanie, a potem wskoczy do samochodu i zapali motor. - Babciu - zaprotestowaa pszeptem Susan. Potem zawoaa: - Dziki za podwiezienie, Gil. - Nie ma, za co - odkrzykn Gil i wycofa wz z podjazdu. Susan patrzya za nim, jak piszczc oponami na zakrtach wyjeda na szos i z

rykiem silnika oddala si w kierunku play. Potem podya za babk w gb domu, upewniajc si przedtem, e siatkowe drzwi stukny, zamykajc si z haasem, za jej plecami. W kuchni dziadek podnis oczy znad San Diego Tribune. - Jest tutaj twoja przyjacika, Daffy. - Tak, a ja musiaam naje si wstydu, wpuszczajc j do twojego pokoju upomniaa j babka. - Co za baagan! Nigdy nie widziaam czego podobnego. Masz przecie szuflady, by skada w nich rzeczy, prawda? I pki, by ustawia na nich ksiki? - Och, babciu, nie jestem w stanie utrzymywa cigle takiego nieskazitelnego porzdku, jaki chciaaby widzie. - To sprawa stanu twego umysu - stwierdzia babka. - Kto ma dobrze poukadane w gowie, ten i dom utrzymuje we waciwym adzie. Bg wie, co sobie pomylaa na twj temat Daffy. - Daffy uwaa, e jestem bardzo porzdna. Powinna zobaczy jej pokj. Babka zawahaa si w drzwiach. Susan przysic by moga, e starsza pani rozdarta bya w tej chwili midzy chci powrotu do swego odkurzacza a pragnieniem zgbienia problemu Gila Millera. Susan podesza do lodwki i nalaa sobie pen szklank wody mineralnej Mountain Spring, dodajc do niej kostki lodu. Wypia prawie wszystko duszkiem. - Ten chopak - zacza babka. - Nie zamierzasz si z nim widywa, prawda? - A czy jest jaki powd, dla ktrego nie powinnam? - No, a co powie na to Carl? - To nie jego pieprzony interes, babciu. - Suzie - wtrci si dziadek, zdejmujc okulary. - Nie uywamy takich sw w tym domu! - No dobrze, zatem to nie jego sprawa kontrolowa moje poczynania. Przecie nawet si z nim nie umwiam, babciu. - A powinna. To bardzo dobrze wychowany mody czowiek. - Wiem, ale tak si zoyo, e go nie polubiam. A poza tym, on nie jest Irlandczykiem, tylko Ormianinem. - Jego matka jest pkrwi Irlandk. Susan zamkna oczy, opierajc si o lodwk. Babka zrozumiaa, e pora ju da jej spokj. Dziadek wzruszy ramionami i umiechn si. - Znajdzie jeszcze kogo miego, nie martw si. Caa planeta jest od kraca do kraca pena stosownych mczyzn. - To te chopaki z play, i tyle - powiedziaa tonem skargi babka. - Ci surfingowcy.

Ktrego dnia jaki surfingowiec zrobi jej dziecko i co wtedy? To dua odpowiedzialno bra na wychowanie dziecko wasnej crki. Czasem myl sobie, e a za dua. Susan otworzya oczy. - Babciu - odezwaa si. - Nie zamierzam zaj w ci z adnym surfingowcem. Babka potrzsna gow i posza dokoczy odkurzanie. Kadego ranka powicaa na to przynajmniej dwie godziny, ogldajc rwnoczenie telewizj. Byy to dwie gwne pasje jej ycia: sprztanie domu i ogldanie telewizji. Bya przekonana, e jest koniecznoci, by jej mieszkanie lnio jak wille z reklamwek Lemon-Kleen i e ona sama winna y zgodnie z tym, co byo w pieniach gospel Richarda Simmonsa. Raz pokazaa si w programie The Price Is Right i wygraa trzysta dolarw oraz zraszacz do trawy. Byo to sze lat temu, lecz nadal nieustannie o tym opowiadaa. Dziadek Susan wycign rk i obj dziewczyn w talii. - Zobaczysz, znajdziesz sobie kogo. Jeste moda i nie skoczya nawet jeszcze szkoy. - Jak na razie, dziadku, nie spiesz si do maestwa. Znienacka pojawia si jej przed oczami martwa dziewczyna z play, widok, ktry chciaa zapomnie. Biae piersi oblepione piaskiem. Zwoje wgorzy. Odsuna si od dziadka i podesza do zlewu wypuka szklank. Staa tam przez chwil, pki si nie uspokoia. - Dobrze si czujesz? - spyta dziadek. - Jasne. W porzdku. - Wygldasz, jakby bya czym zmartwiona. Twoja matka tak wygldaa, gdy bya zmartwiona. Jakie mdoci... rozumiesz, o co mi chodzi? Byo co z tym chopakiem, prawda? - To nie s poranne nudnoci, jeli to wanie usiujesz zasugerowa. - No nie, nie to - zgorszy si dziadek. Rzuci okiem na drzwi sieni, gdzie w atakujcych fala za fal decybelach babka kontynuowaa odkurzanie. Potem wsta i podszed do zlewu, kadc do na ramieniu Susan. By niski i podobnie jak babka Susan barykowaty. W odrnieniu jednak od niej godzi si z waciwym dla swego wieku wygldem szedziesicioszeciolatka. Jego ysina lnia jak kandyzowane jabko, gdy wysiadywa godzinami w bujanym fotelu i obserwowa przechodzce tanecznym krokiem zotowose uczennice. - Twoja babcia chce dobrze - szepn cicho. Susan przytakna. - Tak, wiem. - Stara si jedynie uchroni ci przed popenieniem bdu.

- Tak, wiem. Nie wiedzia, co jeszcze powiedzie. Bawi si bezmylnie mankietem swej obszernej kamizelki z szarej weny. Potem wzruszy ramionami, odsun si i usiad, biorc znw do rki gazet. Nie spuszcza jednak oczu z Susan. Nagwki gazety ostrzegay przed dalszymi trzsieniami ziemi, ktrych centrum miaa by Tijuana. Susan przesza przez sie do swej sypialni. Babka spojrzaa na ni znad odkurzacza wzrokiem penym wyrzutu. Susan z ledwoci udao si zignorowa to spojrzenie. To nie bya jej wina, e musiaa tu mieszka. I tak zamierzaa wyprowadzi si, gdy tylko to bdzie moliwe. Twarz martwej dziewczyny znw przemkna jej przed oczami, kojarzc si w jaki dziwny sposb ze zmiadon i znieksztacon w wypadku twarz jej matki. Pchniciem doni otworzya drzwi swej sypialni. Daffy leaa rozcignita na materacu sucym Susan za ko, machajc uniesionymi nogami, pochonita lektur Cosmopolitan. - Och, cze, Suze. Wczenie jeste. Czytaa ten kawaek o tamponach? Susan podesza wprost do toaletki i rozczesaa wosy przed lustrem. Dziadek mia racj, wygldaa blado. Daffy odwrcia si. - Pisz, e to zabezpiecza tylko w siedemdziesiciu procentach. Susan zmarszczya brwi do swego odbicia w lustrze. - Co zabezpiecza? - Wkadki antykoncepcyjne. Wyobraasz sobie? Siedemdziesit procent! To znaczy, e na kade sto stosunkw zachodzisz w ci trzydzieci razy. Mj Boe, bd miaa dziewidziesicioro dzieci, nim jeszcze ukocz osiemnacie lat! Susan pakaa. Cicho, lecz gorzko, tak, e zy cieky jej po policzkach, zatrzymujc si w kcikach ust. Pocztkowo Daffy nie zauwaya niczego, wracajc do lektury, po chwili jednak Susan zakaa gono. Daffy podskoczya na ku. - Co jest, Suze? Co si stao? - Odkurzacz wy wci za drzwiami, od czasu do czasu obijajc si o listwy pod cianami. - Tym razem to nie ona? Susan potrzsna gow. Wycigna z pudeka dwie chusteczki higieniczne i wytara gono nos. Potem wycigna jeszcze jedn i osuszya oczy. - Nie wiem, skd mi si to wzio. To pewnie nic takiego, po prostu okres. - Chciaam spyta ci, czy nie przyszaby do mnie. R9bimy ognisko, ma by troch dzieciakw z Escondido.

- Nie wiem. Dziwnie si czuj. - Dziwnie? Czemu? - To... nie wiem, to co, co zdarzyo si na play. Prbuj o tym nie myle, ale nie chce mi da spokoju. Usiada na skraju materaca. Daffy ulokowaa si tu obok niej. - No i,..? - spytaa, z rozbudzajc si ciekawoci w glosie. Susan znw otara oczy. - Nie wiem, czy mog ci powiedzie. - Chopak? Nie zostaa zgwacona, co? Bo wygldasz dokadnie tak, jakby ci zgwacono. - Nic z tych rzeczy. - To, co, na mio bosk? Odkurzacz za drzwiami jkn koczc prac. Zapada cisza, nawet telewizor zamilk i obie dziewczyny nasuchiway, czy babka Susan zdoaa wychwyci ostatni inwokacj Daffy, ktra wzywaa imi Paskie nadaremno. Babka Susan modlia si, co niedziel rano przed telewizorem razem z doktorem Howardem C. Estepem, a doktor Howard C. Estep surowo przestrzega wszystkich przed wzywaniem imienia Paskiego nadaremno. - Widziaam zwoki, martwe ciao - wyszeptaa Susan. - artujesz! - Nie, nie artuj. To bya dziewczyna, utopia si czy co takiego. Przyjechaa policja, ambulans i w ogle. - Och, mj Boe - powiedziaa Daffy, zszokowana i wspczujca, lecz nadal zdecydowana wycign z przyjaciki wszystkie szczegy, i to za wszelk cen. - Musiaa by zupenie jak sparaliowana! No i jak ona wygldaa? Nigdy nie widziaam trupa. - Daffy - powiedziaa Susan, tracc kontrol nad swoim gosem. - Ona miaa wgorze w brzuchu, to znaczy tam, gdzie powinien by jej brzuch i one j zjaday. Daffy popatrzya na ni wstrznita. - Wgorze! artujesz? Och, mj Boe, to obrzydliwe! I co zrobia? Zwymiotowaa? Susan nie moga wydusi z siebie ani sowa. Nadal miaa przed oczami wgorze, zwijajce si, kbice i przelizgujce pod ebrami martwej dziewczyny, policjanta rzucajcego si w blu i wgorza, ktry rozdziera mu twarz. Zasonia oczy domi i zmusia si do paczu przez zacinite gardo, z trudem skaniajc puca do wysiku. Chciaa wyrzuci z siebie cay strach i przeraenie, usun nocne koszmary, ktre, bya pewna, zaczn osacza j, gdy tylko zapadnie zmrok.

Od miesicy nia si jej zmasakrowana twarz matki. Wiedziaa, e sen o martwej dziewczynie z play take ju nigdy jej nie opuci. Daffy obja j ramionami i przytulia, uciszajc pacz i koyszc lekko, jakby bya maym dzieckiem. Odkurzacz znw zawy w sieni, dokonujc niw na dywanach pod drzwiami salonu. Daffy bya modsza od Susan. dokadnie o cztery miesice i dwa dni, lecz o wiele bardziej dojrzaa. Wysoka, chuda, brunetka o brzowej skrze i nieprawdopodobnie bujnych, krconych wosach oraz jakby wydtych, prowokujcych ustach, ktrych caowanie byo pragnieniem wszystkich studentw w okolicy. Chciaa napisa do Hugha Hefnera i zaproponowa mu siebie w roli krliczka, ale jej matka, osoba skdind tolerancyjna, zabronia tego stanowczo. Wychowywaa crk sama, poniewa ojciec Daffy wyby kiedy do pracy przy rurocigu na Alasce i od tej pory jako nic udao si znale drogi powrotnej do domu. Std te matka Daffy bya zagorza przeciwniczk wykorzystywania kobiet przez mczyzn. Nie po to wychowywaa Daffy na dziewczyn pikn, niedostpn i o duym dowiadczeniu yciowym, by urywaa si z obcymi czy braa prochy. Susan przestaa paka rwnie nagle, jak zacza. Usiada. wci obejmujc przyjacik i rozejrzaa si po pokoju. - Ju dobrze? - zapytaa j Daffy. - Sdz, e tak. To nie by prawdziwy pacz. Mylaam tylko o tym wszystkim. Wiesz, ta biedna dziewczyna, caa ogryziona przez wgorze. A jeden z nich ugryz nawet glin, prosto w twarz. - Co to byo, jakie misoerne wgorze? Jak one si nazywaj, moreny? Jednego takiego widziaam na filmie. Znasz ten film z Nickiem Nolte? Odgryzaj tam gow jednemu chopakowi. Jak sdzisz, czy gdyby Jerry mia wsy, to byby podobny do Nicka Nolte? Susan wstaa i machinalnie zdja bluzk oraz szorty. Rzucia ubranie na podog obok noszonej wczoraj spdniczki, Rolling Stone'a, z ktrego wycinaa zdjcia Bruce'a Springsteena, rakiety do badmintona, suszarki do wosw i koperty nowego albumu Eurythmics. - Na pewno czujesz si dobrze? - spytaa j zaniepokojona Daffy. Susan przytakna. Jej oczy byy wci jeszcze zaczerwienione i wilgotne. - Chc tylko wzi prysznic, potem pjdziemy do ciebie. Daffy odczekaa, a Susan zniknie w azience. Krya tam i z powrotem po pokoju, potrcajc butami porozrzucane czci garderoby i pocite magazyny. Podesza do okna i wyjrzaa na podwrze - may, wylany betonem placyk z rozstawionymi leakami i kamienn fontann, ktra nie dziaaa, a jeli ju, to rzadko. By pogodny upalny dzie, w ktrym nawet

jaszczurki wolay trzyma si cienia lub chowa pod kamieniami. Z miejsca, w ktrym staa, dawao si dostrzec may fragment ulicy. Uwag dziewczyny przyku siedzcy na okalajcym dom dziadkw Susan murku mody mczyzna w czarnej, sportowej marynarce i biaych spodniach. Pali papierosa i wyglda, jakby na kogo czeka. Daffy spostrzega, e co pewien czas podnosi rk i oglda zegarek rzucajcy na jego twarz wietlane refleksy. Oczy skrywa za nieprzeniknionymi czarnymi okularami. Obserwowaa go przez prawie pi minut. Samochody mijay go w obu kierunkach, lecz aden nie przystan i Daffy nabraa przekonania, e mczyzna nie czeka na aden samochd. Siedzia wci na tym samym miejscu, ani razu nie odwracajc gowy, palc i od czasu do czasu sprawdzajc godzin. Odwrcia si od okna i nagle uwiadomia sobie, e Susan bierze ten swj prysznic troch za dugo. Przesza przez sie, w ktrej babka Susan czycia wanie sw kolekcj mosinych figurek, wyobraajcych meksykaskich tancerzy, i zbliya si do drzwi azienki. - Czy Susan idzie na twoje ognisko? - spytaa babka, pracowicie trzepic cierk do kurzu. - Powiedziaa, e chciaaby - odpara Daffy. Zawahaa si pod drzwiami azienki, potem zapukaa. - Susan? Wszystko w porzdku? - Bierze prysznic - wyjania babka z rozdranieniem. - Oczywicie, dopiero, co sprztaam azienk. I co teraz z tego zostanie? Mydo na wszystkich kafelkach i wosy w odpywie. Nie wspominajc ju o pododze zasanej wilgotnymi rcznikami. Na caym wiecie nie ma i nie byo nigdy wikszej od niej baaganiary. - Susan? - powtrzya Daffy. - Wejd - rzucia babka Susan. - Nie syszy ci pewnie przez szum wody. Daffy otworzya drzwi i zajrzaa do azienki. Prysznic szumia gono. Cae pomieszczenie zasnute byo par. - Susan? - zawoaa znowu i wesza do rodka. Z niewyjanionych przyczyn poczua strach. Pomylaa nagle o tym, co opowiedziaa jej Susan. Martwa dziewczyna nadjedzona przez wgorze. Policjant z rozszarpan ostrymi zbami twarz. Szklane drzwi kabiny prysznica zaszy par, Daffy jednak wydao si, e dostrzega za nimi ksztat Susan. Niepokj cisn jej gardo. Powoli podesza do kabiny. Na wszelki wypadek zapukaa w szko. - Susan? Suze? Wszystko w porzdku? W teje chwili rozleg si jecy wosy na gowie jk. Daffy odskoczya od prysznica,

szepczc: O Jezu. Potem jednak jk przeszed w bolesny, stumiony pacz. Daffy otworzya drzwi kabiny i znalaza Susan skulon na kafelkach posadzki, z nogami podcignitymi pod brod, zakrywajc ramionami gow, drc i kajc na skutek opnionego szoku. Daffy zakrcia kurek, a potem cigna z wieszaka duy rcznik kpielowy i owina nim Susan. - Chod. Jeste po prostu zdenerwowana. To ja, Daffy. Chod, kochana, wyprowadz ci std. Susan bezwolnie, nadal rozdygotana, pozwoliaby Daffy podniosa j i wyniosa niemal z azienki. W sieni spotkay babk Susan, ktra wanie zamierzaa zaprotestowa ostro przeciwko wchodzeniu mokrymi stopami na dywan. W ostatniej chwili dostrzega jednak jej blado i roztrzsienie, zauwaya przejcie na twarzy Daffy. - Co si stao, na Boga?! - Zemdlaa, i tyle. Ma okres. - Z jakiego powodu Daffy powstrzymaa si przed opowiedzeniem babce Susan o martwej dziewczynie na play. Razem zaprowadziy Susan do sypialni i szybko j wytary. Babka przeszukaa skbione w szufladach ubrania, znajdujc w kocu prkowan koszul nocn, ktr Daffy naoya przyjacice przez gow. - Moe powinnam wezwa doktora Emanuela? - zaniepokoia si starsza pani. Susan otworzya oczy. Rozbiegane myli zaczynay si jej powoli z powrotem ukada w cao, jak film przedstawiajcy eksplodujcy samochd-puapk, puszczony wstecz i w zwolnionym tempie. Odzyskaa ostro spojrzenia. Rozpoznaa siedzc w nogach ka, umiechajc si do niej Daffy. Rozpoznaa babk, spogldajc na ni z bezpiecznej odlegoci przez szka w zotej oprawie, tak jakby obawiaa si, e to, czego nabawia si Susan, cokolwiek to jest, moe by zaraliwe. - Zemdlaam? - zapytaa. Zascho jej w gardle. - Wydawao mi si, e jestem zupenie gdzie indziej. Daffy ucisna jej rk. - Ju wszystko w porzdku. yjesz. Ale powiem ci, e mnie zdrowo przestraszya. Chcesz kawy? - To byoby wspaniae - przytakna Susan. - Zajm si tym - oznajmia babka, zadowolona, e ma zajcie niemajce nic wsplnego z dziaalnoci samarytask. Potrafia bez koca niepokoi si wszystkimi swoimi dolegliwociami, lecz bya z zasady niechtna temu, eby chorowa kto inny. Posza chwiejnie do kuchni, zostawiajc drzwi otwarte. - Wejd pod koc - powiedziaa Daffy. Musisz si ogrza.

- Ju dobrze. Naprawd. - Wiesz, to musia by szok po tym, jak widziaa to ciao. Susan pokrcia gow. Wosy miaa potargane i wilgotne. - Myl, e nie tylko. Nie wiem, jak to opisa. Zdawao mi si, e sysz czyj gos, bardzo donony i jakby odlegy. Potem podrowaam, bardzo szybko, to byo tak, jakbym leciaa helikopterem czy czym takim, tu nad powierzchni morza. Leciaam tak szybko, e straciam rwnowag i upadam. Nastpne, co pamitam, to, e leaam ju tutaj, z wami. - Szok - zawyrokowaa Daffy. - Teraz si ogrzejesz, a Rowa Pantera przyniesie ci zaraz filiank kawy. Mino ponad p godziny, nim Susan przestaa si trz. Potem powoli ubraa si w zielon bawenian koszulk oraz w biae obcise spodnie i uczesaa wosy. - Jeste pewna, e nie poczujesz si ju gorzej? - dopytywaa si Daffy. - Bo jeli nie zjawisz si na ognisku, nie bd uraona. Nie musisz. - Ale ja chc tam i, Daffy. Nie jestem inwalid. - Tylko uwaaj na siebie - poinstruowaa j babka. - Tak, uwaaj na siebie - powtrzy jak echo dziadek. Wyszy z domu i w upalnym socu przedpoudnia ruszyy pochyym podjazdem. Daffy mieszkaa o dziesi minut drogi std, w jednym z nowych domw przy Jimmy Durante Boulevard. Zwykle poyczaa na podobne przejadki seville swej matki, tego jednak ranka jej szanowna rodzicielka wyjechaa do swej kosmetyczki w La Jolla naprostowa sobie o nastpny cal skr twarzy, jak to okrelaa Daffy. Doszy ju niemal do skrzyowania z gwn szos, gdy rozleg si za nimi czysty, mski gos: - Przepraszam, czy to pani jest Susan Sczaniecka? Susan i Daffy obrciy si. By to ten sam mczyzna, ktry siedzia na murku przy domu dziadkw Susan. Wysoki wyszy ni wyobraaa to sobie Daffy - z ciemnymi, falicie uoonymi wosami. Zdj okulary i obie dziewczyny musiay zauway jego niezaprzeczaln urod. Wska twarz, piwne oczy, sowem jedna z tych nieco zabawnych fizjonomii, ktre rwnoczenie podniecaj i dodaj swobody w zachowaniu - przynajmniej wtedy, gdy jest si siedemnastoletni dziewczyn. Czy to nie pana widziaam, jak siedzia pan na murku? - spytaa Daffy tonem, ktry jednoznacznie dawa do zrozumienia, e zanim mody mczyzna zacznie z nimi rozmow, powinien przedstawi swe listy uwierzytelniajce. - Jasne, e to ja. Czekaem, a wyjdziecie. - A czemu nie zadzwoni pan do drzwi? - spytaa Susan. Przymruya jedno oko przed

blaskiem soca. - Nie chciaem po prostu niepokoi twoich dziadkw. Sama wiesz, jacy oni s. Susan zmarszczya brwi. - To oczywiste, e ja wiem, ale skd pan moe to wiedzie? - Na tym polega moja praca. Jestem reporterem. Prosz, oto moja legitymacja. Paul Springer, San Diego Tribune. - Naprawd jest pan reporterem? - spytaa Daffy, zezujc na papiery dziennikarza. - Jasne. Czemu miabym inaczej wystawa przed domem dziadkw Susan? - Moe, eby nas zgwaci - stwierdzia Daffy. - Nadzieja w twoim tonie jest zupenie nie na miejscu - skrzywi si Paul. Susan oddaa mu legitymacj. - Czy chodzi panu o to, co zdarzyo si dzi rano na play? Paul spojrza na ni z rezerw. - Po czci. Nie tylko. - Skd si pan o tym dowiedzia? Policjanci mwili, e nie dopuszcz do tego dziennikarzy. Nadal skrzywiony Paul pokrci gow. - Gdyby policja miaa naprawd na to sposb, to do prasy i telewizji nie docieraoby nic, prcz udanych polowa na narkotyki i relacji o sukcesach druyn baseballowych. - Tak naprawd to na ten temat nie mam nic do powiedzenia - odezwaa si Susan. Nie widziaam wcale wicej ni inni. - To byo naprawd przeraajce, prawda? - spyta Paul. - Moja przyjacika nie ma ochoty o tym rozmawia, rozumie pan? - wtrcia si Daffy. - Czua si przez to wszystko bardzo ze tego ranka. Tak, wic, pozwoli pan? Idziemy teraz do domu i zamierzamy tam doj. Susan powiedziaa jednak: - Okay, Daffy, chodmy. On mi nie przeszkadza. - Mog pj z wami? - zapyta, Paul. Wdrowali ku pnocnej czci Camino del Mar, midzy szeleszczcymi krzewami jukki, pozdrawiajc od czasu do czasu gestem doni grupki modziey krcce si w pobliu barw, hoteli i sklepw wzdu ulicy. Jedna z nich zebrana bya wok volkswagena garbusa, ktry zosta dopiero, co pokryty plamami metalizowanej rubinowej farby w sprayu i ozdobiony nakrelonymi lekko postaciami na surfingowych deskach oraz portretami bohaterw Dzikiego Zachodu. W powietrzu unosi si silny zapach marihuany zmieszany z woni sosnowego pynu do opalania. Paul zdawa si by niesamowicie wrcz bezporedni i szczery, a jednak Susan czua

w nim co dziwnego, co prawie nierealnego. Gdy mwi, zdawao si jej, e jest w stanie przewidzie kade jego sowo i w szczeglny sposb odniosa wraenie, e ju si kiedy spotkali. Nie moga sobie jednak przypomnie, kiedy. Zdawao si, e nie musz wcale zawiera znajomoci. Od samego pocztku rozmawiali jak starzy przyjaciele. - Tribune zamwia u mnie seri specjalnych artykuw o modziey - mwi Paul. - Kady z nich ma skupia si na innym aspekcie reakcji i innym sposobie mylenia modych ludzi. Mona by to nazwa czym w rodzaju psychoanalizy modziey. Wyglda to wprawdzie do staromodnie, ale myl, e jeli uda si to dobrze opracowa, to wcale nie musi by takie straszne. Sdz, e moe by nawet do pouczajce. - I chce pan napisa o mnie? - spytaa Susan, bardziej zaciekawiona ni przekupiona pochlebstwem. - C, eby przej od razu do rzeczy, jeden z artykuw ma dotyczy mierci i tego, jak radz sobie z myl o niej modzi. - Jak pan to rozumie? - Chc powiedzie, e interesuje mnie, jak modzi ludzie zachowuj si w sytuacjach, gdy trac kogo ukochanego. Rodzicw, na przykad, jak tobie si to zdarzyo... - Skd pan o tym wie? - Przepraszam. Wydao mi si, e rozpoznaem twoje nazwisko, gdy policja przekazaa mi list wiadkw tego, co zdarzyo si dzi na play. Sprawdziem to w kostnicy. Twoi rodzice zginli w wypadku samochodowym nad jeziorem Hodges, prawda? Susan przytakna. - Nie sdziam, e byo to a tak gone - stwierdzia nie bez goryczy w gosie, chocia wiedziaa, e Paul nie zamierza wcale jej niepokoi. - Rzecz w tym - cign Paul - e nie tylko stracia rodzicw, ale na dodatek widziaa dzi na play zwoki kogo zupenie ci obcego. Mogoby by interesujce dla mnie porwnanie twoich reakcji na kady z tych wypadkw: mierci kogo, kogo kochaa, i mierci kogo, kogo nawet nie znaa. Chciabym wiedzie, jak naprawd czua si wtedy i jak czujesz si teraz. - Czy nie jest to przypadkiem zwyke wampirzenie? - spytaa Daffy. - C, moe jest - przyzna! Paul. - I jeli Susan nie bdzie chciaa mie z tym nic wsplnego, to pozostanie tylko tym. Ale mier jest czci ycia i nic ma, co jej od siebie odsuwa. Sdz, e inni modzi ludzie, ktrzy przeczytali by, o Susan i o tym, jak daa sobie rad ze swoimi tragediami... No c, moe bdzie im atwiej stawi czoo kopotom, gdy sami spotkaj si z czym takim.

Daffy skrzywia si. - Dla mnie brzmi to jak absurd, jeli wybaczy mi pan tak uwag. - Nie wiem... - powiedziaa Susan. Moe rzeczywicie powinnimy o tym porozmawia. - Moe dzi wieczorem? - zaproponowa Paul. Przypumy, e zaprosz ci na kolacj, na koszt gazety. - No dobrze. Gdzie? - Znasz ,,Bully's North? Spotkamy si tam o sidmej. Susan zgodzia si po chwili namysu. - Okay. Prosz tylko pamita, e musz znale si w domu przed wp do dziesitej. To warunek dziadkw. - Wiem. Daffy zmarszczya dziko brwi, przybierajc wyraz twarzy majcy na jej sposb wyraa ostrzeenie ,,bd-ostro-na-na-Boga. Susan jednak, sama nie wiedzc, czemu, w obecnoci Paula czua si pewnie i bezpiecznie. Nie pomylaa nawet o tym, by spyta go, skd wie, e musi wraca do domu przed wp do dziesitej. - Zostawiem mj wz przed hotelem Oceanside. Zobaczymy si pniej, dobrze? Paul przeszed przez ulic i ruszy wzdu Camino del Mar, w kierunku hotelu. Susan obserwowaa go, podczas gdy Daffy czekaa troch z tyu, przybrawszy ju przesadnie sceptyczny wyraz twarzy. - Co za szalbierz - stwierdzia. - Nie sdz. - Susan nie zauwaya nawet wyrazu twarzy, ktry Daffy przybraa specjalnie dla niej. - Nie chcesz chyba powiedzie, e uwierzya w cay ten kit o yciu i mierci? Mj Boe, Suze, on chce tylko twego ciaa, i tyle. - Nie bd mieszna. On mnie nawet nie zna. - O, nie zna? No pewnie. Wie, jak si nazywasz; wie, e twoi rodzice zginli w wypadku samochodowym; wie, e bya dzi rano na play; wie, o ktrej powinna by w domu; wie nawet, e twoj ulubion restauracj jest wanie ,,Bully's North. I twierdzi, e dowiedzia si twojego nazwiska od glin dopiero godzin temu. Jak zdoaby si dowiedzie tego wszystkiego w cigu jednej tylko godziny? Susan spojrzaa midzy budynkami na ocean, przebyskujcy po drugiej stronie drogi jak pokruszone diamenty. - Nie wiem.

- I nie obchodzi ci to? Sdz, e to niepokojce. - Nie - odpara Susan, w gbi ducha przekonana cakowicie o prawdziwoci tych sw. - Nie ma si tu, czego ba. Co jednak jeszcze si zdarzy. Co si zmieni. Czuj to. - Susan - rzeka Daffy, potrzsajc gow. - Grom prawdziwej mioci strzeli ci prosto w mdek! - Nie - powiedziaa Susan z naciskiem. - To co waniejszego ni mio.

3
Gil skrci swym mustangiem na parking, naprzeciwko stojcego po drugiej stronie ulicy Mini-Marketu ojca. Przydusi na chwil silnik, po czym zgasi go. Posiedzia jeszcze par chwil w wozie zamylony, wreszcie wysiad i bawic si trzymanymi w doni kluczykami przeszed autostrad nr 101. Mini-Market by niewielkim sklepem z pojedyncz witryn, wcinitym midzy restauracj o nazwie Mandarin Coast Chinese a Stacj Szybkiej Obsugi Freddy'ego. By to jeden z tych sklepw, w ktrych sprzedaje si absolutnie wszystko, od lodw, przez puszki boloskiego spaghetti Boyardee, sznurowada i czapki golfowe, po karty do stawiania kabay. W rodku unosi si wspaniay aromat dojrzewajcego sera i wgierskiego salami, tanich cukierkw i komiksw o Supermanie. Ojciec Gila by wykwalifikowanym inynierem, mgby zarabia cztery razy wicej, projektujc ukady hamulcowe dla szpitalnych wzkw lub systemy sterowania lokomotywami. Marzy jednak od dziecistwa o wasnym sklepie typu Mini-Market i nie chcia ju robi w yciu niczego innego. Matka Gila zwyka mwi, e musiao to by naprawd zmarnowane i puste dziecistwo, skoro zostawio marzenie takie, jak prowadzenie sklepiku ze wszystkim. Wiedziaa jednak, ile Mini-Market daje radoci mowi, i wystarczyo jej to do szczcia. Ustawiaa towar na pkach, sprztaa sklep i nawet pieka babeczki dla stoiska spoywczego. Ojciec i matka Gila znani byli w okolicy jako ,,M & Ms - Pan i Pani Miller. Ojciec Gila sta wanie przy kasie, pakujc tygodniowy zapas produktw ywnociowych dla starszej pani Van Buren, mieszkajcej po drugiej stronie wza autostrad wychodzcych na Santa Fe. Podobnie jak Gil by wysoki, solidnie zbudowany. Sztywne jak drut, siwe wosy okalay mocn twarz, przypominajc nieco twarz Lloyda Bridgesa. Mia na sobie pasiasty sklepowy fartuch z wyszytym na kieszeni swoim imieniem: Phil. - Cze, tato - powita go Gil. - Jak si masz? - rzuci mu ojciec. - Wczenie wrcie. - Jako nie miaem dzi ochoty na pywanie. - Kto mwi, e zamknli pla - powiedzia Phil Miller. - Czy chce pani ziarna palone czy zielone, pani Van Buren? - Tak, zdaje si, e kto uton czy co takiego - rzek Gil. - Ambulanse i wozy policyjne zjechay si, skd tylko si dao. - Phil sign po kolejn papierow torb i otworzy j.

- Syszaam, e to bya dziewczyna - wtrcia si pani Van Buren. - Jaka dziewczyna utona przy play. Naga, jak syszaam. - To przez te prochy, mwi wam - oznajmi Phil. - Bior prochy, wskakuj do wody i zdaje im si, e mogliby dopyn spokojnie a do Japonii. - Sdz, e my w swoim czasie bylimy rwnie szaleni - stwierdzia pani Van Buren. - Tylko wtedy, rzecz jasna, chodzio jedynie o przemycanie alkoholu. Jedzilimy tam i z powrotem autostrad De Soto CK 6, naadowani pdzon przez McNamar whisky. Sprawdzalimy, jak daleko uda nam si zajecha bez dotykania kierownicy. Ten, ktry pierwszy zapa kierownic, uznawany by za tchrza. Phil rozemia si. - No prosz, pani Van Buren. Nie wiedziaem, e bya pani modocianym przestpc. - Prosz mi pokaza modocianego, ktry taki nie jest - odpara pani Van Buren. - A ja wtedy poka panu modocianego, ktry do niczego, ale to zupenie do niczego w yciu nie dojdzie. - Nic o tym nie wiem - przerwa im Gil. - Ta dziewczyna nie wychodzia z play. Phil spojrza pytajco na syna. Gil uwiadomi sobie, e zabrzmiao to tak, jakby zna t dziewczyn albo widzia j. Z premedytacj zmieni temat, zacierajc energicznie rce: - Mam ukroi troch szynki, tato? - No pewnie. I troch woskiego salami, tego podsuszonego. Gil przecisn si midzy pkami z ywnoci, wchodzc za przeszklon lad stoiska w gbi sklepu. Pochyli gow, by omin zwisajce z sufitu warkocze czosnku, i przeszed do magazynu. Bya tam umywalka z lustrem. Starannie umy i wysuszy rce. Jego twarz w lustrze wygldaa na nieobecn i pozbawion wyrazu. Nie wygldaa na twarz kogo, kto dopiero, co by wiadkiem odraajcego widoku mierci i napeniajcego lkiem wypadku. Wrciwszy do stoiska wybra wielk, marylandzk szynk, pokryt zocistymi okruszkami chleba i umieci j w krajarce. Wczy silniczek i przesuwajc urzdzenie tam i z powrotem oddziela cienkie plasterki pachncej wdliny. Ojciec skoczy obsugiwa pani Van Buren i rwnie wszed na zaplecze, wycierajc rce w fartuch. - Tak swoj drog - powiedzia - bya tu jaka dziewczyna i pytaa o ciebie. - Dziewczyna? Czy to przypadkiem nie bya Gina Chappell? - Moe. Nie mam pojcia, jak wyglda Gina Chappell, - Blondynka, rzadko rozstawione zby, bardzo mae cycki. Ojciec chrzkn z rozbawieniem. - Nie, to nie bya Gina Chappell. Ta tutaj bya wysoka, ciemna i musz przyzna, e miaa bardzo due... - zostawi to sowo niewypowiedziane, wycign tylko obie donie przed

siebie, jakby bada wag dwch wielkich kantalupskich dy. Gil wyczy krajark i zebra szynk opatk. - Nie mam pojcia, kto to mg by. - Wydawao si, e bardzo jej zaley na spotkaniu z tob. Powiedziaa, e wypije w antykwariacie filiank kawy i wrci tu jeszcze. Gil umiechn si do ojca i ponownie wczy krajark. - Moe to mj szczliwy dzie. Po raz pierwszy w yciu zdarza mi si, e szukaa mnie pikna dziewczyna. - Pewnie to urzdniczka z sdu, chce cign z ciebie wszystkie zalege mandaty za nieprawidowe parkowanie. - Nie rozwiewaj moich zudze, tato. Przez chwil Phil przyglda si synowi, wreszcie zapyta: - Dobrze si czujesz? Gil podnis wzrok. - Czy dobrze? A czemu miabym czu si le? - Nie wiem. Wygldasz, jakby ci co trapio. - Trapio? - No dobrze, nie wiem. Wygldasz, jakby co mocno nie dawao ci spokoju. Gil zaprzeczy ruchem gowy. - Nie ma niczego takiego. Ojcu jednak najwyraniej to nie wystarczyo. - To niepodobne do ciebie, eby zrezygnowa z pywania - powiedzia po chwili milczenia. - Biegaem. To wystarcza. - Noga ci nie dokucza? - Noga jest w porzdku. O co chodzi, przesuchanie trzeciego stopnia? Zamierzasz spaowa mnie wgierskim salami, by wycign ze mnie zeznania? Phil si rozemia, tym razem jednak bez poprzedniej wesooci. - Znam ci. Znam ci lepiej, ni ty sam siebie znasz. Jeste przecie dokadnie taki sam jak ja. A gdy mnie co trapi, zachowuj si wanie w ten sposb: miej si, ale to jest udawany miech. A ty si teraz miejesz wanie w taki sposb. Od momentu, kiedy wszede do sklepu, wiedziaem, e co jest nie tak. - Bro mnie, Boe, przed wszystko rozumiejcym ojcem - zamia si Gil. - Starczy ju tej szynki? To jest okoo trzech i p funta w pfuntowych paczkach. - Starczy, w razie, czego zawsze jeszcze mona dokroi. Wesza matka Gila, niosc z

zaplecza dwa kartony Cocoa-Puffs. - Och, Gil, ciesz si, e wrcie. Moesz mi to poukada? Gil wzi kartony i ruszy z nimi ku pkom z mk, kasz i cukrem. Matka sza za nim - niska, wci jeszcze urodziwa, czterdziestoczteroletnia kobieta. Phil twierdzi, e przypomina mu rzeb, greck statu, nie t bez rk, lecz inn, o klasycznej twarzy i figurze. Umiechaa si, wpatrzona, jak Gil otwiera kartony i wyjmuje z nich paczki kaszy. - Co to za dziewczyna? - spytaa go. - Chodzi ci o t, ktra mnie szukaa? - A jest jeszcze inna? - C, tata mwi mi o niej, ale nie wiem, kto to. - Jest bardzo adna - cigna Fay Miller, przygldajc si synowi uwanie, tak by wykry ewentualny fasz w jego sowach. - Tak mwi tata. - A ty naprawd chcesz, ebymy uwierzyli, e jej nie znasz? Gil przycisn rk do serca. - Uwierz mi, mamusiu. Sam chciabym wiedzie, kim jest. Jakie dziesi minut pniej w sklepie pojawi si Bradley, przyjaciel Gila. Ojciec Bradleya prowadzi sklep ze sprztem rybackim na wybrzeu, w Encinitas. par mil dalej. Bradley by kocisty i zabawny, prawie zawsze nosi hawajskie koszule i bermudy. Obaj byli kumplami od czasw podstawwki. Teraz wprawdzie Bradley ksztaci si na programist, podczas gdy Gil zaj si ekonomi, ale spotykali si praktycznie w kady weekend wakacji, chodzc razem na ryby, pywajc i opowiadajc sobie absurdalne dowcipy. Bradley wzi z obrotowego stojaka nowy numer ,,Hustlera i przekartkowa go. Ojciec Gila zadba o to, by w jego sklepie nie zabrako rwnie stoiska z magazynami tylko dla dorosych. Z yczliwym rozbawieniem obserwowa nastolatkw zbierajcych si w panice na odwag, by kupi sobie egzemplarz Chica czy Penthouse'a, paccych z wypiekami na twarzy i wybiegajcych potem z Mi-ni-Marketu najszybciej, jak tylko potrafili. Stojak z tymi magazynami by czci tajemniczego, podniecajcego nastroju na rwni z dziwnymi buteleczkami japoskich przypraw, barwnymi cukierkami i kuchennymi gadetami. - No i co u ciebie, Bradley? - spyta Gil. Wzi wierdolarwk od maego, rudego chopca, ktry z przejciem odliczy sobie osiem cukierkw z likworem, i wydal mu centa reszty. - Przede wszystkim nuda - powiedzia Bradley. - Syszae o tym, co si stao na play?

- Tak, syszaem. - Teren jest cigle zamknity. Ostrzeenie przed meduzami, jak teraz mwi. - O, naprawd? Bradley otworzy ,,Hustlera na rozkadwce. Milcza przez dusz chwil. Potem odezwa si: - Wiesz, co? To nie jest w porzdku. Jaki chopak zapaci za zrobienie tego zdjcia. To jest cholernie nie w porzdku. Bo rozumiesz, zapaci, wyobraasz sobie? A mi nigdy nie udao si zobaczy takiej dziewczyny jak ta, z tak rozoonymi nogami. I nie uda mi si, nawet gdybym przeczoga si std na Mount Palomar i z powrotem, pchajc przed sob koniuszkiem nosa szczurze gwno. - To wiele wyjania - pokiwa gow Gil. - Takie dziewczyny, jak ta tutaj, nie lec na chopakw, ktrzy przetaczaj po grach szczurze bobki, i to kocami swoich nosw. Nikt ci tego dotd nie powiedzia? Nawet nauczyciel nauk spoecznych? Bradley paln Gila zrolowanym magazynem. - Hej, uwaaj na to - ostrzeg go Gil. - Moe si jeszcze znale jaki kompletny gupek, ktry bdzie chcia to kupi. - Sam to kupuj. Nie mog tylko znie niesprawiedliwoci. Gil znowu pokiwa gow. - Zachowujesz si czasem jak zupeny szczeniak, Bradley. Boj si myle, co ty waciwie masz w gowie. - Suchaj, musz opowiedzie ci ten kawa - powiedzia Bradley. - Co bdziesz mia, gdy so przejdzie ci przez salon? -- Na mio bosk, Bradley! Nie chc tego sucha. - Nie, odpowiedz. No, co bdziesz mia, gdy so przejdzie przez twj salon? Gil westchn z demonstracyjnym rozdranieniem. - Nie wiem, Bradley. A co ty bdziesz mia, gdy pozwolisz soniowi przej przez twj salon? - Bdziesz mia bardzo bujn strzyon wen na dywanie. - Wiesz co, powinienem wyrzuci ci std na zbity pysk - stwierdzi Gil. Zamiast tego jednak odwrci si i bya. Staa w drzwiach, obramowana promieniami soca tak, e Gil musia zmruy oczy, by zobaczy, jak wyglda. Bradley rwnie si odwrci i zamilk nagle. Ojciec Gila mia cakowit racj. Bya wysoka, prawie tak wysoka jak Gil, z ciemnymi wosami, ktre czyste i wyszczotkowane lniy spadajc jej na ramiona. Miaa due

oczy i niesamowicie dugie rzsy. Jej usta byy lekko otwarte, jakby miaa zaraz co powiedzie lub kogo pocaowa. Nosia ciasn bia koszulk, ktra przylegaa do jej duych piersi, a po ciemniejszych czubkach jej sutek, napinajcych bawen, wida byo, e nie nosi stanika. Poza tym miaa na sobie podwinite szorty oraz biae sanday. I to byo wszystko. - Gil Miller? - zapytaa. - Moje modlitwy zostay wysuchane - wyszepta Bradley. Czy ona powiedziaa: Bradley Donahue? Gil zlustrowa dziewczyn, prbujc przy tym zachowa spokj i opanowanie, czu jednak nadzwyczajne wrcz oywienie serca. - To... - zacz jakim zdawionym falsetem. Poprawi si, schodzc na nisze tony: To ja. Dziewczyna wesza do sklepu i umiechna si do niego. - Nazywam si Paulette Springer. Mam nadziej, e nie czujesz si niemile zaskoczony? - No, hmm, nie - Gil tar rce w drelichowe szorty. - Nie, nie. Moi staruszkowie powiedzieli mi, e szukaa mnie ju wczeniej. Przykro mi, e mnie nie byo. - Wiem, odwozie Susan Sczanieck do domu. W porzdku. Wypiam sobie filiank kawy w antykwariacie. To cakiem fajne miejsce, prawda? Kupiam ksik pod tytuem De Sortilegio. Gil rzuci okiem na kompletnie zbaraniaego Bradleya. Paulette podesza bliej. Gil nie by w stanie nie zauway podniecajcego koysania si jej piersi pod cienk koszulk. Mg teraz wyczu zapach jej perfum, ktre miay w sobie wo pachncego groszku, r i jeszcze czego, czego subtelnego i prawie niewyczuwalnego, troch jak zapach rozgrzanego, czystego ciaa. - Liczyam na to, e zechcesz mi pomc - powiedziaa. - No jasne. Powiedz tylko, o co chodzi. - Pisz dla San Diego artyku o rnych rzeczach, ktre fale wyrzucaj na pla. - Tak? - Serce Gila nadal pracowao bardzo szybko. - Wiem, e to brzmi gupio - podja po chwili. - Ale powinien wyj z tego cakiem interesujcy kawaek. Nie uwierzylibycie, co ludzie znajduj na play. Nie mam oczywicie na myli wielorybw, kawakw drewna i innych takich. Pewien stary mczyzna, ktry mieszka o mil std, umeblowa sobie cay dom krzesami, stoami i kami wyrzuconymi przez morze.

Gil stuka palcami w obudow kasy. - To bardzo interesujce. Tylko co to ma wsplnego ze mn? - C... - Paulette umiechna si do niego. W jej oczach zalniy iskierki. - Jeste na play kadego ranka, prawda? Musisz biega ze wzgldu na nog. - To prawda - zgodzi si Gil. - To cz terapii. Tylko nadal nie rozumiem... Uniosa palec, by go uciszy. Nie wiedzc czemu, rzeczywicie umilk. - Prawie zawsze jeste pierwsz osob, ktra pojawia si na play, prawda? powiedziaa sodkim gosem. - Czasem jeste tam razem ze witem. Zatem, gdyby co zostao wyrzucone w nocy, cokolwiek by to byo, moesz by pierwszym, ktry to znajdzie? Gil przyjrza si jej. Potem odwrci wzrok i wcisn donie do tylnych kieszeni swych wytartych spodni, przybierajc jedn z tych min, ktre miay znaczy - zaraz, zaczekaj chwil, co u diaba waciwie si dzieje? Paulette obserwowaa go z lekkim, ani na chwil nieznikajcym umiechem, Bradley za obserwowa Paulette. Z jego twarzy wyczyta byo mona, e zupenie mu si to wszystko nie podoba, a jego myli kouj wok jednego zdania: Stworzenie jak z rozkadwki Hustlera wkracza wanie w moje ycie i chce rozmawia z Gilem, a nie ze mn?! - Rozmawiaa o tym z kim? - spyta w kocu Gil. - Nie wiem, o co ci chodzi. - Rozmawiaa z Susan Sczanieck? Albo z tym starszym gociem, ktry mieszka przy play? - Kime jest Susan Sczanieck, gdy ona jest tutaj? - chcia wiedzie Bradley. Paulette nie odpowiedziaa na pytanie Gila, odzywajc si najniewinniejszym z gosw: - Znalaze na play par ciekawych rzeczy, co? - Raz znalazem skrzynk Johnny Walkera. Tata kaza mi j odda Stray Przybrzenej. Sdz, e go wypili. Jestem pewny jak cholera, e wypili. - A potem oczywicie znalaze to, co znalaze dzisiaj. Usta Paulette umiechay si, ale w jej oczach bya powaga. - Rozmawiaa z porucznikiem Orteg - domyli si Gil. - Gil - czarowaa go Paulette - chc tylko napisa artyku. Nie musisz by w nim wymieniany z nazwiska. Wystarczy mi, eby opisa to, co ci si zdarzyo i jak to odebrae. Nie ulegao wtpliwoci, e urok Paulette by prawie nie do odparcia. Gil zwrciby na ni uwag natychmiast, nawet gdyby spotka j w tumie innych dziewczyn. By to wanie ten typ dziewczyny, ktry dziaa na niego najbardziej. Brunetka z dugimi wosami, oczami

w cieniu naprawd dugich rzs i figur, ktr trzeba byo ujrze, by uwierzy w jej istnienie. Staa teraz jeszcze bliej Gila, tak e jej piersi dotykay niemal jego przedramienia i mg spojrze wprost w zielone tczwki jej oczu. Przesuna koniuszkiem jzyka po dolnej wardze. Gil czu, e topnieje od wewntrz, rozgrzewany z wolna do biaoci. Paulette oniemielaa go i drania sw rozleg wiedz o jego osobie. Troch go nawet wystraszya. Wiedzia jednak, e cokolwiek mu zaproponuje, nie bdzie umia odmwi. Prawdopodobnie nigdy ju wicej nie zajdzie do tego MiniMarketu taka dziewczyna, choby nawet czeka kwintyliony lat, wic byby ostatnim szczeniakiem, gdyby j odprawi. Co u licha ona moga wiedzie? Czego u diaba moga chcie? W gardle mu zascho, szorty zrobiy si niewygodnie ciasne. Bya tak cholernie mia, a przy tym tak sexy i tak pikna... a skoro zachodzia do antykwariatw i kupowaa ksiki takie jak Day Sortie Ledgey, to rwnie i inteligentna. - Co waciwie mam zrobi? - spyta ostronie Gil. - Odpowiedzie na par pyta, i tyle - powiedziaa Paulette. - Nie ma w tym nic zego. - Pyta o... o to, co znalazem na play? - Uhm. - Naprawd chcesz to wiedzie? Bysk w jej oczach ostrzeg go, by nie pyta ju wicej, w kadym razie nie przy Bradleyu. - To nie jest miejsce. Moe spotkamy si wieczorem? Moglibymy porozmawia przy kolacji. - Jeli masz ochot, to jasne. Oczywicie. - Stara si, by zabrzmiao to bezceremonialnie. - To dobrze - powiedziaa Paulette. - Znajdziesz mnie o sidmej w Bully's North. Znasz Bully's North? - No, znam. Ale nie sta mnie, eby zafundowa ci tam kolacj. - Okay - umiechna si. - Gazeta paci. Wliczone w koszty. W tej samej chwili do sklepu wszed Phil Miller. Skin gow Paulette i zwrci si do Gila. - Nie zamierzasz mnie przedstawi? - Przepraszam, tato. To jest Paulette Springer z San Diego. Chce napisa artyku o rnych rzeczach, ktre ludzie znajduj na play. Paulette, to mj tata.

Ucisnli sobie donie. - Mio mi pana pozna, panie Miller - powiedziaa Paulette. - Jak sprawa z ubezpieczeniami? - Sdz, e dostaniemy w kocu jakie pienidze - odpar Phil. - Przedsibiorstwo ubezpieczeniowe twierdzio, e spadek napicia nie jest rwnoznaczny z wyczeniem prdu i ubezpieczenie nie obejmuje przez to chodni. Nasi pracownicy zdaj si jednak nie traci nadziei. Zamilk nagle, spogldajc na ni badawczo. - Skd pani o tym wie? Umiechna si, troch jak kto po prostu dobrze poinformowany, a troch prowokujco. - Wie pan, ludzie gadaj... - mrukna, przymykajc oczy. - Ludzie gadaj? O zepsutych pizzach wartoci trzystu dolarw? Paulette nie powiedziaa ju nic wicej, cisna tylko Gilowi rk, mwic: - Zobaczymy si pniej. Bd punktualny. Bully's North, o sidmej. - Bd - obieca Gil. Wszyscy trzej przygldali si, jak wychodzi ze sklepu, szczegln uwag zwracajc na jej sposb poruszania si w ciasnych szortach. - Widzielicie? Nie miaa majtek. Ani ladu majtek pod szortami - wyszepta z naboestwem Bradley. Wpatrywa si rozszerzonymi oczami w Gila, zaciskajc pici. Boe! Nic, tylko przygrza sobie ceg w eb. - To mogoby ci nawet dobrze zrobi - zgodzi si Phil. Gil sta nieruchomo za kas, zapatrzony w otwarte drzwi Mini-Marketu, jakby nie mg uwierzy, e Paulette nie bya zjaw. - Bdziesz si z ni widzia wieczorem? - spyta Phil. Gil przytakn. - Stawia mi kolacj. Phil pooy do na ramieniu syna. - Wiesz co? Wyglda na to, e czasem udaje ci si spa na cztery apy. - Spojrza za siebie, lecz matka Gila bya nadal w magazynie. - Zadbaj tylko o niezbdne rodki ostronoci. Moliwe, e ona jest wspania, mod dam, lecz nie znam jej jeszcze wystarczajco, by powierzy jej spraw mojego pierwszego wnuka. Bradley zsun czapk golfow na ty gowy. - rodki ostronoci! Miejcie lito nade mn! Nic, tylko przygrza sobie w eb dwoma cegami!

Phil rozemia si i artobliwie rbn Bradleya pici w odek. Ten zakaszla i prysn lin, udajc, e zaraz wyzionie ducha. - Suchaj - oznajmi Phil. - Zrobi ci uprzejmo. Moesz mie tego Hustlera z pidziesicioprocentow znik. - Gdy on bierze sobie Miss Supr-Podsiwzicia 1986? Pan artuje! Gil pracowa w dziale spoywczym a do lunchu. Potem przygotowa sobie solonej woowiny z cebul i wybra si do doliny San Pasqual. W pobliu Parku Dzikich Zwierzt w San Diego mieszka jego przyjaciel, Santos Raniona. Santos rozpocz niedawno nauk w tym samym college'u ekonomicznym co Gil, zosta jednak zmuszony do porzucenia edukacji po dwch semestrach; jego ojciec znalaz si w szpitalu z rozedm i Santos musia podj prac w winnicach San Pasqual, by wesprze rodzin. Bradley by zabawny, Santos natomiast by czowiekiem, z ktrym dobrze byo si spotka, gdy miao si nastrj powany lub refleksyjny. Prbowa pejotlu i yage'u, rednio rozpowszechnionych narkotykw stosowanych przez Indian Jivaro. Twierdzi, e jest w stanie widzie przyszo. Gil zjad lunch, prowadzc wz jedn rk po krtej drodze z Solana Beach do Rancho Santa Fe. Za cich, odosobnion osad Rancho Santa Fe, z jej pobielonymi domami i czystymi ulicami, droga wia si przez bardziej pagrkowaty teren, omijajc wzdu brzegw jezioro Hodges i prowadzc dalej do San Pasqual. Dolina San Pasqual, gorca i osonita przed wiatrem, ze stokami pokrytymi such, spieczon gleb, nadawaa si idealnie do uprawy winogron. Winorole stay jeden obok drugiego na zboczach pagrkw, ich zielone licie trzepotay w popoudniowych podmuchach jak achmaniaste koszule. Dom Santosa Ramony znajdowa si tu obok drogi, w zagbieniu stromo wznoszcego si zbocza. By tak zapady w grunt, e jego pokryty glin dach niemal dotyka ziemi. Gil skierowa swego mustanga na pyliste zbocze, zjedajc na podwrko przed domem Santosa. Spod k wozu wyprysno pi czy sze kurczakw. Samego Santosa dostrzeg na tyach domu, z kluczem do nakrtek w jednej i puszk meksykaskiego piwa w drugiej rce. Bez przesadnego optymizmu przypatrywa si rozklekotanemu traktorowi typu John Deere, od czasu do czasu ocierajc przedramieniem pot z czoa. Gil zatrzyma mustanga. Chmura piaskowego pyu odpyna midzy ocieniajcymi posesj drzewami eukaliptusowymi. Gil wyskoczy, podszed do Santosa i rwnie patrzy na traktor. - Co si stao? - spyta. - Jade cebul - zauway Santos.

- To co? Co si stao z traktorem? - Nie chodzi. - Wiesz, co si zepsuo? Santos przekn yk piwa i splun w kurz. - Gdybym wiedzia, to bym naprawi. - Moe ukad paliwowy? - Moe co ukad paliwowy? - No, moe si zatka. To si zdarza w traktorach, ktre pracuj w miejscach, gdzie jest duo pyu. Santos spoglda jeszcze przez chwil na traktor, potem pozwoli kluczowi upa z brzkiem na ziemi. - Chod do rodka - powiedzia. - Masz ochot na piwo? Gdzie bye przez te dwa miesice, odkd ostatnio ci widziaem? Weszli do domu. Panowa tu cie, lecz nie byo wcale chodniej. W wyoonej niebieskimi i tymi kafelkami kuchni matka Santosa przygotowywaa empenadas, od czasu do czasu odganiajc muchy frdzlami swego czarnego, wyszywanego szala. - Jak si pani miewa, pani Ramona? - pozdrowi j Gil. - Ufff, lepiej mnie nie pytaj. - Miaa szczup, pomarszczon twarz, a oczy tak ciemne i lnice, e wygldaa, jakby jej oczodoy zasiedliy dwa uki. - Mj m wci choruje, jak wiesz, a winorol rodzi coraz gorzej. Kto wie, co jeszcze moe si zdarzy? Santos podszed do lodwki i wycign dwa piwa. Rzuci jedno przez pokj, Gil zapa je lew rk. - Chod dalej - rzek Santos, prowadzc go do swej sypialni. Zatrzasn za nimi drzwi i zupenie nagle Gil poczu, jak opanowuje go spokj i cisza, a cay wiat staje si bardzo odlegy. Trudno byo po wygldzie podejrzewa Santosa, e to on wanie urzdzi ten pokj. By to chopak niski i gruby, ktremu zawsze koszula wyazia z dinsw. Jego twarz, paska jak nalenik i pozbawiona wyrazu, przypominaa Gilowi mask Majw. Czarne wosy uczesane byy z przodu w typow dla roku 1950 grzyw, z tyu przechodzc w co jakby kaczy kuper. Gdy mwi, zaznacza kady przecinek spluniciem. Natomiast jego pokj wyglda jak klasztorna cela. By wymalowany na biao i chodny. ko, zasane gadko jednobarwnym, jasnoniebieskim okryciem, szafa z jasnego dbu z mosinymi zawiasami i pka z p tuzinem ksiek, wycznie po hiszpasku i wycznie o mistycyzmie. Na cianie midzy dwoma zasonitymi oknami wisia olbrzymi,

pozacany i polakierowany krucyfiks, wysadzany rubinowymi kawakami szka i odamkami lustra. Wiszcy na nim Chrystus przypomina pomalowan na rowo lalk, a wyraz cierpienia na Jego twarzy wydawa si niemal absurdalny. - No i jakie to zmartwienie przywiodo ci do mnie? - spyta Santos, zdzierajc przepocone buty i siadajc ze skrzyowanymi nogami na ku. Pocign za kko wieczce puszk i przyssa si do otworu, zanim piwo zdyo wykipie. - Czym by si tu niepokoi? Moe po prostu mam ochot na pogaduch z moim starym kumplem Santosem? - Za kadym razem, gdy tu przychodzisz, coraz bardziej upodabniasz si sownictwem do kowboja z kiepskiego filmu. O co chodzi? Zapomniae ju o tym czasie, ktry spdzilimy razem, butelki wina, ktre wypilimy, i wszystkie te rzeczy, o ktrych rozmawialimy? Gil zaprzeczy ruchem gowy. Nie otworzy jeszcze swojego piwa. Przyciska lodowato zimn puszk do piersi. - Wanie przez te rzeczy, o ktrych rozmawialimy, dzisiaj przyszedem. - Konkretnie, przez ktre? - Magia. Wiesz, ludzie, ktrzy uprawiaj magi. Szamani, uzdrowiciele i tym podobni. Ludzie, ktrzy potrafi uczyni si niewidzialnymi i tacy, ktrzy wiedz wszystko o tobie, chocia nigdy przedtem ci nie spotkali. - Czyby? - Santos wyglda, jakby nie zrobio to na nim wraenia, lecz Gil potrafi zauway jego zainteresowanie. Powiedzia po prostu: - Dzi rano biegaem po play. Znalazem zwoki. No, ja, taka dziewczyna i go o wygldzie profesora, znalelimy je razem. To bya dziewczyna, naga dziewczyna, leaa na piasku, daleko od wody. Wac sowa, troch upikszajc histori, opowiedzia Santosowi wszystko o zwokach dziewczyny, o wgorzach i o tym, co spotkao policjanta. Potem opowiedzia o Paulette Springer, szczeglnie zaznaczajc to, e zdawaa si wszystko o nim wiedzie. - I wiesz co? - zakoczy. - Mylaem o tym jadc tutaj. Ona jest dokadnie w moim typie. Moesz w to uwierzy? Im wicej o niej myl, tym wyraniej to widz. To dziewczyna z moich marze, urzeczywistnienie moich fantazji. Kocham jej twarz, kocham jej ciao i to, jak si ubiera. Kocham jej sposb mwienia i sposb, w jaki si mieje. Jezu, gdyby okazao si, e ta dziewczyna naprawd mnie polubia, oenibym si z ni jutro, nawet dzi wieczorem.

Santos sucha uwanie. Potem sign do kieszeni i wydoby klucz. Otworzy szafk i z jednej z pek na samej grze wycign pudeko z polakierowanej w szkock krat blachy. Kiedy zawierao ono autentyczne szkockie falbanki. Santos otworzy je i przejrza zawarto. Okoo p uncji marihuany, paczka bibuek i troch machorki. - Powinnimy zapali - stwierdzi. - Wtedy dojdziemy moe, o co tu chodzi. - Nie jestem pewien, czy mam na to ochot. - Inaczej nie bd ci w stanie pomc - Santos traktowa spraw trzewo. Gil spojrza na krucyfiks. - Okay. Nie mam jednak zamiaru pa potem jak koda. Chc wrci i spotka si wieczorem z t dziewczyn. - Wrcisz - zapewni go Santos. Gil przyglda si w milczeniu, jak Santos zwija skrta, potem zamyka pudeko i siga do kieszeni koszuli po zapaki. Zapali bez popiechu i wydmuchn dym na pokj. - Dobra trawka. Mam j od Benesa. Pamitasz Benesa, tego, ktry czasem zaglda do college'u? - Jasne! - Gil odczeka, a Santos zacignie si gboko i ostro marihuan. Wreszcie doda: - Musi ci bardzo brakowa college'u. Santos wzruszy ramionami, przepuszczajc midzy wargami nieco dymu. - To najmniejsze z moich zmartwie. Spjrz, co mam tutaj. Traktor, ktry nie chce chodzi, matk, ktra wiecznie narzeka, winnice, upa, kurz i te cholerne kurczaki. Poda skrta. Gil zawaha si, w kocu przyj go, wcigajc wonny dym gboko w puca. Zanikn oczy, czekajc. Po chwili pozwoliby dym wolno z niego ulecia. Zacign si raz jeszcze i odda skrta Santosowi. W miar jak palili, zdawao si Gilowi, e pokj otwiera si, rozciga coraz dalej. Nie zorientowa si nawet, kiedy maa, ceglana komrka upodobnia si do obszernej katedry, pustej i penej ech. Widzia Santosa, lecz zdawa si on by bardzo daleko, dziwnie may, zupenie jak na wp rozwinity embrion w kraciastej koszuli i z kogutem na gowie. Santos odezwa si powoli i gono: - Musisz powtrzy mi, co ona ci powiedziaa... dokadnie to, co powiedziaa. Gil sprbowa pomyle o Paulette. Przez chwil nie by w stanie zoy w mylach adnego jej obrazu, zmusi si jednak, by przypomnie sobie dokadnie pierwszy moment, kiedy ujrza j stojc pod soce, ktre zalewao promieniami ulic przed drzwiami MiniMarketu. Niewyranym gosem odezwa si do Santosa: - Powiedziaa... Gil Miller. Wymwia moje imi.

- Co powiedziaa potem? - Powiedziaa... przepraszam, e ci zaskakuj... powiedziaa: wypiam filiank kawy i kupiam ksik... Podaa mi tytu ksiki. Sdzia chyba, e powinienem wiedzie, co on znaczy, tak jakby bya to sekretna wiadomo lub co takiego. - Jaki by tytu tej ksiki? - spyta Santos. Jego gos brzmia metalicznie, jakby dochodzi z wielkiej odlegoci. - To byo w obcym jzyku. Nie zrozumiaem tego. Nie pamitam teraz. Dzie... czego. - Przypomnij sobie. To moe by istotne - nalega Santos. Gil zamkn oczy, prbujc odtworzy tytu ksiki. Dzie czego. Dzie czego. Dzie po dniu. Dzie po nocy. Dzie tryfidw. Usysza gos, odmienny od gosu Santosa i otworzy oczy. Zdumiao go, e podoga pokoju staa si jaskrawo-niebieska, z zawirowaniami biaych smug, ktre wyglday jak chmury tworzce si wysoko na niebie. W jednej chwili siedzia nieruchomo, w nastpnej porusza si ponad podog z szybkoci szedziesiciu czy siedemdziesiciu mil na godzin, chmury za przemykay pod nim. Gos powtarza: Nie pamitasz niczego. Nie pamitasz niczego... Tempo jego podry wzmogo si, chocia przez cay czas siedzia ze skrzyowanymi nogami. Szybko dosza do maksimum. Nagle przeciwlega ciana pokoju Santosa nadpyna ku niemu, z szybkoci rakiety, uderzajc go prosto w twarz. wiadom by spadania, chylenia si na bok. Gdy rozejrza si wkoo, spostrzeg, e ley na kafelkach i wszystko dokoa spryskane jest jego krwi. Santos klcza obok, spogldajc na niego z lkiem. - Hej, nie umare? - Wygldao, e haj ju mu przeszed. Gil dotkn swego nosa i czoa. Palce zabarwiy si krwi, w gowie mu omotao. - Co si stao? - wychrypia. - Co si stao? Sam chciabym wiedzie. Siedzielimy, rozmawiajc, i nagle, w jednej sekundzie rzucie si jak jaki pieprzony wahadowiec na orbit i rbne twarz w cian. - Syszae cokolwiek? - spyta Gil, chwytajc skraj ka i siadajc. - Czy co syszaem? Co na przykad? - Co jak gos, obcy gos. Nie twj ani mj. - Tego akurat nie syszaem. Ale to, co udao mi si wychwyci, wystarczy. - Chcesz powiedzie, e co mwiem? - Jasne, podae tytu ksiki. - No c. Dzie czego, tyle pamitam.

- Nie, nie, podae tytu. I uwierz mi, e nie potrzebuj sysze ju niczego wicej. To De Sortilegio. - Tak, to byo to! De Sortilegio. To bya ta ksika, ktr kupia. Santos pokiwa gow. - Nie da rady kupi De Sortilegio w adnym antykwariacie w Solana Beach. Miae racj, to bya wiadomo. Szkoda tylko, e okazae si zbyt tpy, by j zrozumie. - No, a co to takiego to De Sortilegio? Brzmi jak tytu woskiej ksiki kucharskiej. - De Sortilegio zostaa napisana przez gocia zwanego Paul Grilland w tysic piset ktrym. To istotna ksika dla kogo, kto siedzi w mistycyzmie, magii i tym podobnych rzeczach. Nie znajdziesz jej w adnym antykwariacie. To niemoliwe, Jose. Jest rzadka, a w dodatku jest po acinie. Nigdy jej nie przetumaczono, gdy uwaa si j za nieczyst. - Co chcesz przez to powiedzie? e Paulette prawia mi po acinie spronoci? - Idiota. De Sortilegio uznano za ksik nieczyst dlatego, e wyjania, w jaki sposb diabe, ktry sta si niematerialny, moe mie kontakty seksualne ze miertelnymi kobietami. Inaczej mwic, wyjania, jak wykorzystuje on yw ektoplazm, by stworzy sobie zdolnego do uytku kutasa. Sponiewierany i obolay Gil wci by na maym haju. Zachowywa powag najduej, jak mg, w kocu jednak wybuchn miechem i przetoczy si po ku, chichoczc tak, e ledwo mg zapa oddech. - O Boe, Santos, ale mnie zrobie! Och, Boe, nie mog! Zdatny do uytku kutas! O Boe, to najmieszniejsza rzecz, jak kiedykolwiek syszaem! Santos jednak nawet si nie umiechn, podczas gdy Gil tarza si po ku, uderzajc o nie piciami. Czeka, wpatrujc si w wiszcy na cianie krucyfiks. Zamkn na chwil oczy, modlc si, a potem egnajc dwukrotnie. Gil przesta nagle si mia, wpatrzony w niego, z czoem poznaczonym jaskrawokarmazynowymi szramami i grn warg ze strupami zaschnitej krwi z nosa. - Co robisz? - spyta guchym gosem. - Modl si o ochron. Gil odwrci si i spojrza na krucyfiks, potem znw na Santosa. - Ochron przed czym? - spyta. - No dalej, powiedz mi: przed czym?!

4
Gdy porucznik Ortega zadzwoni do drzwi, Henry spa na tapczanie. W pierwszej chwili wzi nieustanne brzczenie dzwonka za odgos wielkiego komara, machn nawet parokrotnie rk, by go odgoni. Potem otworzy oczy i ujrza zalewajcy pokj blask soca oraz oprnion do poowy butelk wdki na stole, tu obok ksiki Andrei o wgorzach. W ten sposb zosta przywoany z powrotem do rzeczywistoci, niczym czowiek przybywajcy do hallu taniego hotelu ze le konserwowan wind. Otworzy drzwi. Na betonowym przedprou sta porucznik Ortega, z zaoonymi do tyu rkami, schludny i elegancki, w cynamonowym krawacie. Przyglda si uwanie termometrowi Henry'ego. - Ju osiemdziesit dwa umiechn si. - Wyglda na to, e mamy upalne popoudnie. Henry przetar twarz doni, prbujc odtworzy jej rysy. Im by starszy i im wicej pi, tym dalej jego twarz zdawaa si rozciga w przestrzeni i tym mniej zdyscyplinowane byy jej czci skadowe. Czoo zdawao si teraz by jak zaorane pole, ktre mona by przemierza godzinami. Policzki zwisay niczym kurtyny teatralne. Worki pod oczami zamieniy si w hamaki, w ktrych koysay si tuste i leniwe wieloryby. - Moe pan, hmm - zachrypia, wskazujc gdzie za siebie - wejdzie lepiej do rodka. Porucznik Ortega wymin go i wszed do salonu. Jego marynarka moga by tak tania, na jak wygldaa, lecz wod po goleniu, ktrej uywa, bya bez wtpienia Giorgio z Beverly Hills. Sta przez chwil porodku dywanu, starannie obcigajc rkawy i rozgldajc si wokoo. Henry zamkn drzwi. Byo jasne, e porucznik Ortega z miejsca dostrzeg i butelk wdki, i ksik o wgorzach. - To, co zdarzyo si rano na play, byo do wyczerpujce - rzek Ortega, ze sabym, lecz dostrzegalnym latynoskim akcentem. - Nie tylko wyczerpujce. To byo nienaturalne - powiedzia Henry. Przeszed przez pokj, wpychajc koszul w spodnie i zabierajc butelk. Dokrci j i schowa do barku. - Potem porozmawiam jeszcze z dwojgiem tych modych ludzi. Pomylaem jednak, e dobrze bdzie najpierw przedyskutowa spraw z panem. Jest pan ostatecznie czowiekiem nauki, prawda? Henry wzruszy ramionami. - Nauczania, tak. Teoretycznie powinienem mie rozleg wiedz. Porucznik pochyli si nad ksik o wgorzach. Henry czyta o ich zwyczajach

pokarmowych. Obserwowa przez chwil Orteg, w kocu sam si odezwa: - Wyglda na to, e nie ma adnego zanotowanego przypadku, by wgorze atakoway ludzi en masse, tak jak uczyniy to te tutaj. - Tak, jest w tym co tajemniczego - zaznaczy porucznik Ortega. - Plaa jest cigle otoczona i nie usuwamy kordonu. Prosilimy ju ludzi z Instytutu Scrippsa, by przyszli i obejrzeli resztki tego wgorza. Moe wtedy bdziemy wiedzieli, co z nimi zrobi. - To moe by powany problem. Wgorze zabjcy, tu przed sezonem? Porucznik Ortega umiechn si z rezerw. - Nie sdz, bymy mieli do czynienia z sytuacj ze Szczk, profesorze Watkins. To zapewne odosobniona tragedia. Jakie gbinowe stworzenia, ktre prd przynis blisko brzegu. Mielimy ostatnio kilka nietypowych przypyww. Sam pan wie, jaka bya pogoda. - A co sdzi o tym wasz lekarz? - spyta Henry. - Wyglda na do zawzitego gocia, majcego swoje pogldy. - Ach, John Belli. Prosz nie zwraca na niego uwagi. Gdybymy mu pozwolili, to sam przeprowadziby cae ledztwo. Zbyt czsto oglda Quincy w telewizji. Tak, jest dobry, to musz przyzna, czasem jednak nie jest w stanie obj umysem caoci obrazu. To, w jaki sposb i kiedy kto umar, nie jest zwykle nawet w poowie tak istotne, jak - dlaczego. - Czego si pan po mnie spodziewa? - spyta Henry. - Chce pan kawy? - doda po chwili. - Tak, chtnie - przytakn porucznik. - Czarna, jeli mona. Henry pomaszerowa do kuchni. Stanowia ona jeden wielki bajzel - umyte, ale nieodoone na pk naczynia, filianki, szklanki, pudeka z kasz, rozoone kawaki gazet. Przepuka dzbanek do kawy, napeni go i rozpakowa nowy papierowy filtr. - Mocca. Lubi pan tak, poruczniku? - Myl, e moe si pan do mnie zwraca po imieniu - Salvador. Nie przywizuj wikszej wagi do formalnoci. - Salvador. Dobra. Ja mam na imi Henry. Zreszt, ju wiesz. Ucisnli sobie donie. Henry rozejrza si po kuchni. - Przepraszam za ten... no c, pracowaem przez ca noc. Miejsce, w ktrym pracuj, nie wyglda zwykle zbyt porzdnie. - A zatem rano mylae jeszcze o wgorzach? - spyta Salvador. - Tak, mylaem o tych wgorzach. - I co wymylie? Jeli oczywicie moesz mi to powiedzie? - No wic - Henry zmarszczy brwi - uderzyo mnie to, e te stworzenia byy

nienaturalnie agresywne. Chc powiedzie, e chocia wgorz, ktry zaatakowa twojego funkcjonariusza, prbowa jedynie si broni, bya to szczeglnie zajada obrona. Dziwne te byo, e po odciciu ba minie szczk nie zwiotczay, jak powinno by normalnie, przeciwnie, jeszcze bardziej si napiy. Mamy tu do czynienia ze zwierzciem, ktre atakuje i nie przerywa ataku nawet wtedy, gdy jest miertelnie ranne. Nie zdarza si to zbyt czsto w naturze. To rodzaj, hmm, okruciestwa. - Mw dalej - Salvador wpatrywa si w niego wytrwale ciemnobrzowymi oczyma. - Jeli prbuje si wyjani, co waciwie spotkao t dziewczyn na play - podj Henry - to dochodzi si nieodmiennie do tego samego wniosku: lepa, zajada agresja. - Co chcesz przez to powiedzie? - Ona nie moga przebywa w wodzie przez ca noc, prawda? Nie bya obrzmiaa ani nic takiego. Nie jestem w adnym przypadku ekspertem, lecz pamitam ciao rybaka, ktre wyowiono dwa czy trzy lata temu w zatoce San Diego. Byo wzdte jak balon. Moe wasz lekarz udowodni, e si myl, ale nie sdz, by ta kobieta pywaa duej ni par godzin. - Zgadza si. Pierwszym stwierdzeniem Belliego byo, e nie znajdowaa si w wodzie duej ni dwie lub trzy godziny, moe mniej. - wietnie, zatem potwierdza to moj teori. W tej ksice pisz o wgorzach, e zdarza im si obgryza zatopione zwoki, ktre zapltay si w dennych wodorostach i dobrze ju rozoyy. Ale, poza sporadycznymi atakami wgorzy elektrycznych, nadzwyczaj rzadko porywaj si na ludzi pywajcych w wodzie czy nawet na ciaa unoszce si na powierzchni. To, co wgorze zrobiy z t dziewczyn, wykracza cakowicie poza normalne sposoby odywiania si morskich ryb kostnoszkieletowych. Zaatakoway j albo jeszcze yw, albo zaraz po utoniciu, kiedy unosia si w wodzie. Trudno przyj, e najpierw opada na krtki czas na dno, gdzie wgryzy si w ni wgorze, by potem wyskoczy na gr i da si wyrzuci na brzeg. Ostatki wody przesczay si przez filtr dzbanka. Henry odszuka dwa czyste kubki z bkitnego fajansu i napeni je po brzegi. Potem przeprowadzi gocia z powrotem do salonu i usiad na kanapie. Salvador ulokowa si naprzeciwko niego, ujmujc kubek w obie donie. - Musz przyzna, e osobicie podpisuj si pod tez, i nie zostaa wyrzucona na brzeg, tylko kto j tam zacign. Pamitasz, co powiedzia Belli - jej ciao leao dalej ni reszta tego, co wyrzuciy fale. Henry zastanowi si nad tym. - Nie byo ladw stp. Chocia, moe? Gdyby kto zacign j poza lini przypywu, byyby lady. A piasek by zupenie gadki.

- Owszem - zgodzi si Salvador. - Ale podczas kulminacji przypyw siga wystarczajco daleko, by jakiekolwiek lady stp zostay zmyte. Osobicie wierz, e zostaa zacignita, czy byy lady stp, czy ich nie byo. Sdz, e nawet gdyby woda dosza tak daleko w gb play, byaby zbyt pytka, by wynie ciao. Henry pocign yk kawy, potem wsta i podszed do barku, ponownie wyjmujc butelk z wdk. Dola sobie spor porcj do kubka, nie proponujc jej wcale Salvadorowi. Ten milcza. Przywyk do pijcych, tak wrd cywilw, jak i wrd policjantw. Kime by, eby krytykowa tych, ktrzy nie byli w stanie przebrn przez dzie inaczej, jak na wp oszoomieni? - I co z tego wynika? Naga dziewczyna, z brzuchem wyjedzonym przez wgorze, leca w miejscu, gdzie kto musia j zacign? - Wanie tak - powiedzia Salvador. - I milion pyta, choby to, kto j tam zacign, i czy w ogle kto taki by. Jej morderca, jeeli zostaa zamordowana, czy prawdopodobny ratownik, ktry stwierdzi, e nie jest w stanie ju nic zrobi, i zostawi j tam, gdzie leaa? Albo to, czy zostaa zabita, czy pozbawiona przytomnoci uderzeniem lub narkotykami, zanim wesza do wody. Na to akurat Belli bdzie w stanie odpowiedzie. Dalej, czy wgorze zaatakoway j przed mierci, czy po niej? Czy to one byy odpowiedzialne za jej mier, czy te napady na martwe ju ciao? Poza tym, wci nie wiemy, kim bya i skd, nie mamy te adnego zgoszenia o jej zaginiciu. Henry milcza przez duszy czas. Trzema ykami dokoczy wci jeszcze gorc kaw. - Najlepsze lekarstwo na kaca, jakie znam - wyjani w kocu. - Moe nie powinienem zawraca ci gowy t spraw - powiedzia Salvador. - Moe lepiej bdzie, gdy sobie pjd. - Nie jestem w stanie na nic tutaj odpowiedzie. Zadaj sobie tylko takie same, jak ty, pytania. - Przerwa na chwil. - Co zrobisz, jeli nie uda si ju doj do niczego wicej? - W kadym przypadku zabjstwa tkwi jaki haczyk, ktry mona wykorzysta przeciwko mordercy. Trzeba go tylko odnale. Wymaca, a gdy si ju na niego trafi, rozpozna. Henry przytakn. Potem odwrci si, zapatrzy przez okno na pla i pomrukujcy nieprzerwanie ocean. - Musz i - Salvador podnis Si. - Interesujco mi si z tob rozmawiao. Spodziewaem si, e jako czowiek wyksztacony zaprzgniesz swj umys do przemylenia tego wypadku. Byoby mile widziane, gdyby zaj si gbszym przemyleniem szczegw

tej tragedii i zadzwoni do mnie, jeliby do czego doszed. Zawsze co dwie gowy to nie jedna i dotyczy to rozwizywania kadego problemu. - Obawiam si, e jestem raczej filozofem ni detektywem. - Ta tragedia moe mie co wsplnego z filozofi - odpowiedzia Salvador. - Maj z ni mniej lub wicej wsplnego wszystkie tragedie spowodowane przez ludzi. Przynajmniej te, z ktrymi ja mam do czynienia. - Jaki to detektyw tak przemawia? - zdziwi si Henry. Salvador zapi marynark i umiechn si. - Przemawia tak detektyw, ktry jest do zmczony, by nie tropi jedynie skutkw, lecz poszuka przyczyn. - C. Nie jestem pewien, czy istniej jakiekolwiek przyczyny. Kierkegaard mwi, e s dwa sposoby ycia: jeden to cierpie samemu, drugi to wyciga wnioski z cudzych cierpie. Zaufaj mi i wybierz t drug drog. Salvador Ortega wyszed. Henry sta przy oknie i rozsunwszy aluzje obserwowa, jak odjeda swym jaskrawozielonym sportowym datsunem. Nie potrafiby powiedzie, czemu ten meksykaski detektyw posia w nim ziarno niepokoju, i to gboko. Moe dlatego, e nie by w stanie zrobi tego, czego Henry oczekiwa po policji - znale racjonalnego wyjanienia kadego nieracjonalnego zdarzenia, z gupim wrcz uporem trzymajc si faktw. Henry pragn usysze, e wszystko to jest normalne. Przemoc, tak. Przeraenie, tak. Ale normalne. Mimo tego, co Salvador powiedzia o haczyku zawartym w kadym zabjstwie, Henry wiedzia, e szans na znalezienie takiego haczyka w tej sprawie byy minimalne. Zbyt bya dziwna, zbyt mao byo ladw, poszlak. No i byy w niej wgorze. Wrci do ksiki. Nala sobie du szklank i raz jeszcze przekartkowa dzieo. Strona za stron, wpatrzone w niego, lnice wgorze. Potem przeszed machinalnie do opisu luzie, jednej z morskich ryb z rodziny Myxinidae, rzdu Cyclostomata, klasy Agnatha. luzica wyglda jak wgorz - czyta - bez bocznych petw i z niewielk petw ogonow. W odrnieniu jednak od wgorzy atakuje inne ryby, takie jak upacz czy dorsz, i wpija si w nie, wyrywajc nabitym zbami jzykiem ich ciao. Po takim ataku z ofiary zostaje tylko szkielet. Gdy nie poszukuje poywienia, zagrzebuje si w mule dna oceanu. Przeczyta ten akapit dwukrotnie. Potem wla w siebie jeszcze troch wdki, sign po telefon i wystuka numer Instytutu Scrippsa. - Z doktor Andre Caulfield - poprosi.

- Mog wiedzie, kto dzwoni? - Jacques Cousteau. - Czy moe pan chwil poczeka, panie Cousteau? Po dugim oczekiwaniu miejsce pobytu Andrei zostao wreszcie ustalone i w suchawce rozleg si jej szorstki, podobny do mskiego gos: - Tak, Henry, czego chcesz tym razem? - Jak si masz, Andrea? - Nie pytaj, Henry. Tak naprawd to wcale nie chcesz wiedzie, a ja nie mam najmniejszej ochoty ci tego mwi. Czego chcesz? - To dotyczy ryb, Andrea - wyjani Henry, starajc si, by w jego gosie brzmia zarwno podziw, jak i rozpaczliwe pragnienie uzyskania porady eksperta. - Jakiego gatunku? - spytaa Andrea. - Jedyn ryb, jaka ci kiedykolwiek interesowaa, bya pieczona fldra. - Nie, nie, Andrea. To co innego. To wgorze. - Wgorze? - powtrzya nieufnie. - Wanie. Dzi rano natknem si na play na wgorza. Musia zosta wyrzucony na brzeg przez przypyw. Chciaem go podnie i ugryz mnie. Obmyem oczywicie ukszenie rodkami odkaajcymi i tak dalej, ale zastanawiam si, jaka to moga by odmiana wgorza, e tak si zachowa. Chodzi mi o to, e jeli to jest niebezpieczne, to moe powinienem zawiadomi stra przybrzen. - Kamiesz, Henry - stwierdzia Andrea. - O czym ty mwisz? Jedyne, co chc wiedzie, to co to moga by za odmiana wgorza? - Ty, stanowa policja i prawie wszyscy dziennikarze z prasy i telewizji na dwiecie mil wokoo. Posuchaj, Henry, wiem o tej sprawie. Trzech moich kolegw jest teraz na play. Prbuj wykopa wgorze spod piasku. Ten jeden schwytany zosta tu przysany ju rano, wanie go badamy. - I? - spyta Henry, jako e nie wydawao mu si, by Andrea powiedziaa ju wszystko. - I absolutnie zabroniono mi rozmawia o tym z kimkolwiek, wczajc w to mojego eks-ma. - A moe jednak, Andrea? Policja sama przysza do mnie przed poudniem, by o tym porozmawia. Chc kadej pomocy, jak mog dosta. - Wiele jej od ciebie nie dostan, co? Najwyej przetrawione myli Bertranda

Russella. Panie, miej ich w swojej opiece. - Andrea - Henry stara si ze wszystkich si zachowa cierpliwo. - Poczytaem o wgorzach w tej ksice Kaisera i Cohena, ktr zostawia, i jest tam mowa o luzicy. Przyszo mi do gowy, e skoro te wgorze s tak krwioercze, to moe to wcale nie s wgorze, lecz luzice. - Tak? - spytaa Andrea. - I co jeszcze? - No, to tyle. Po prostu przyszo mi do gowy, i ju. - Rozumiem. W porzdku, zatem dzikuj. - Ale co ty o tym sdzisz? - nalega Henry. - Sdz, e lepiej zrobisz wracajc do tego, w czym jeste najlepszy. To znaczy do picia i stosownych do niego rozmyla. luzice, dla twojej wiadomoci, maj wok gowy cztery grupy macek, ktrych uywaj, by trzyma si ofiary podczas jedzenia. Wprawdzie nie miaam jeszcze okazji sama tego zobaczy, ale wiem, e wgorz, ktrego policja przywioza nam do zbadania, nie ma takich macek. - To nie zmienia sprawy. Moe jaka mutacja? - Henry, na mio bosk! Nie masz o tym zielonego pojcia. A teraz bd grzecznym chopcem, od suchawk, nalej sobie jeszcze jednego Collinsa i pofilozofuj. - Filozofia to nie teoria, to sposb ycia. - Ludwig Wittgenstein. Cytowae to za kadym razem, gdy skracae zajcia, by pogra w golfa. - Nie gram ju w golfa. - A szkoda. Zawsze bye w tym lepszy ni w filozofii. - Andrea - powiedzia Henry. - Czy wywiadczysz mi uprzejmo? Czy zadzwonisz do mnie, gdy ty i twoi koledzy ustalicie, jakim waciwie stworzeniem jest ten wgorz, i przekaesz mi to wtedy? Wiesz, e mona mi zaufa. Andrea westchna niecierpliwie. - Pomyl. Sdz, e bdzie to do w zamian za to, e pozwolisz, bym zatrzymaa sobie volkswagena. - To ju do tego tylko sprowadziy si nasze stosunki? - zapyta Henry. - Handel? - Wszystkie stosunki midzyludzkie maj charakter handlu wymiennego. Gdyby wczeniej to zrozumia, nasze maestwo byoby bardziej udane. Henry mia ju jej odpowiedzie, zdoa jednak stumi w sobie nag fal wrogoci. Nie pasowalimy do siebie. To wszystko. Nie byo midzy nami ktni. Nigdy nie ciskalimy naczyniami, nigdy nie blunilimy. Ona zaja si oceanami, a ja wdk, i to wszystko.

- Andrea - sprbowa jeszcze. - Moe powinnimy kiedy zje razem obiad? - Jasne - odpowiedziaa. - A moe jednak nie powinnimy. Odoy suchawk i usiad w swym wycieanym skr kapitaskim fotelu. Koyszc si z boku na bok przywoa w pamici obraz dziewczyny z play, jej rozpostartych wosw i zaciskajcej si na piasku rki. Czyja crka, czyja przyjacika, czyja kochanka. Jaki to splot wypadkw doprowadzi j do Del Mar i do mierci? I dlaczego? Siga wanie po kolejnego drinka, gdy ujrza mczyzn stojcego przed domem, palcego fajk, tu obok drewnianej barierki oddzielajcej ciek od lecej poniej play. Co w nim przykuo uwag Henry'ego. By starszawy: spod czapki jachtklubu wymykay mu si pozwijane kosmyki biaych wosw, chlubi si te zapewne swoimi biaymi, starannie utrzymanymi wsami. Wyglda na czowieka pojednanego z samym sob. Rce wcisn do kieszeni rednio dugiego paszcza, pociga fajk i wpatrywa si w morze. Byo jednak co jeszcze. Roztacza wok siebie szczegln aur, tak jakby by czowiekiem o znacznej powadze, godnym zaufania. Henry mia pewno, e jest to kto, na kim mona polega, chocia za nic nie potrafiby uzasadni swego osdu. Po prostu wiedzia. Wydawao si, e mczynie nie zaley na spacerze po promenadzie. Sta przed domem Henry'ego, wci palc z ukontentowaniem fajk. Henry przyglda mu si przez dusz chwil. Odszuka klucze, wzu sanday i wyszed bocznymi drzwiami na wiejc od morza bryz. Mczyzna nie ruszy si w tym czasie z miejsca, pali, trzymajc rce w kieszeniach i wpatrywa si w spienione fale. Henry podszed do niego i nic najwaciwszym zapewne tonem zagadn: - Nie sdzi pan, e mamy dzi adny dzie? Mczyzna wyj fajk z ust, obliza wargi i zlustrowa go od stp do gw. Henry'emu przyszo nagle do gowy, e moe wzi go za pedaa szukajcego okazji. Jeli sam okae si pedaem, to co zostanie mu do zrobienia? Powiedzie: Przepraszam, jak si dobrze zastanowi, to dzie jest paskudny i zwiewa. Mczyzna jednak umiechn si i rzek: - Witam, panie Watkins. Czekaem tu, a pan wyjdzie. - Znam pana? - spyta zakopotany Henry. - l tak, i nie. Uczszczaem na pana wieczorowe wykady ze wspczesnej filozofii, te, ktre prowadzi pan w Encinitas. Zapewne nie pamita mnie pan. Nazywam si Springer. Ja natomiast pamitam pana. W rzeczy samej, nie byo prawie takiego dnia, bym o panu nie

pomyla. - Przepraszam, mam bardzo sab pami do twarzy. Springer, mwi pan? Mczyzna wycign do. - Paul Springer. Moe mi pan mwi Paul, jeli to panu odpowiada. Musz nadmieni, e byem jednym z paskich najgorliwszych studentw. Ucisnli sobie donie. Potem Paul Springer zaproponowa: - Moe przejdziemy si troch? Takie chodzenie wzdu play zawsze mnie bardzo odwiea. Ma pan czas? Moglibymy te troch porozmawia. Jestem, hmm, wolny przez wikszo dnia. - Mio sysze takie sowa - umiechn si Paul. - Kady winien korzysta regularnie z wolnego czasu i podchodzi do niego powanie. Wie pan, kto mnie tego nauczy? - Przykro mi, lecz nie - Henry zaprzeczy ruchem gowy. - A powinien pan, profesorze. To paskie sowa. Powiedzia pan to na zajciach, a nawet zapisa. Pamitam ten esej, ktry zamieci pan w Time w kwietniu 1978. Filozofia czasu wolnego. To by dobry esej. Wyciem go i powiesiem na drzwiach mego kambuza. Jeste eglarzem? - spyta Henry. - - Co jakby, po trochu. Mona powiedzie, e tak. - Mieszkasz w okolicy? Paul ssa przez chwil fajk, w oczach czaio mu si rozbawienie. - Tak jakby. Po trochu. Mona powiedzie, e tak. - Czy jest co szczeglnego, o czym chciaby ze mn porozmawia? - spyta Henry. Chocia dzie by soneczny, a na osonitym terenie midzy domami gorco, wiatr wiejcy znad lnicej gadzi oceanu tchn zimnem i Henry zaczyna tskni za nastpn dawk wdki, ktra ogrzaaby go, a moe i dodaa odwagi. Mczyzna skierowa si ku przejciu w barierkach, gdzie strome drewniane schodki prowadziy w d, na piasek. Sta tam przez chwil, obserwujc policjantw i czonkw stray przybrzenej, przeszukujcych systematycznie odleg cz play i nakuwajcych piach szpikulcami. - Kto wspomnia mi, e to pan pierwszy znalaz ciao - rzuci Paul. - Tak - powiedzia Henry dziwnie wysokim gosem. Odchrzkn i zapyta: - Skd o tym wiesz? - Pisali przecie we wszystkich gazetach. - Jak to moliwe? Nikt od nich jeszcze ze mn nie rozmawia. Policja twierdzia, e utrzyma ca spraw w tajemnicy, dla uniknicia paniki.

- Paniki? - umiechn si Paul. - Nie sdz, by ludzie byli obecnie szczeglnie podatni na panik. Panika jest reakcj prymitywnych mas na nage miertelne zagroenie. W naszych czasach kady wie, co robi w przypadku takiego zagroenia, tyle razy ogldali to w telewizji. Powinnoci kobiet jest wwczas podnie nieustanny i nieopanowany wrzask, mczyni za powinni zapa za bro i strzela we wszystkich moliwych kierunkach. Tak, gdy tylko pojawi si niebezpieczestwo, dokadnie tak zrobi. Przynajmniej ci bardziej nerwowi. Pozostali uczyni to, co zwykle - usid, rozgldajc si wkoo i czekajc na dalsze instrukcje. Przeszli troch dalej, gdy Paul zapyta: - Czy uwaasz, e mier dziewczyny zostaa spowodowana przez naturalne czynniki? Chc zasugerowa, e to nie musiao by utonicie. - Nie wiem. A chciabym wiedzie. Policja czeka cigle na opini lekarza okrgowego. - Bya pikna? Henry zatrzyma si, popatrzy na Paula i zmarszczy brwi. - Tak - powiedzia. - W rzeczy samej, bya. - Wiesz co - Paul zmieni nagle temat - kiedy powiedziae w klasie co, czego nigdy do koca nie udao mi si zrozumie. To znaczy, rozumiem to, lecz nie jestem w stanie uchwyci wypywajcych z tego szerszych implikacji. - Co to byo? - Mimo, e nieznajomy zachowywa si tak bezceremonialnie, wydawa si Henry'emu przyjacielski i spokojny. Wyglda na kogo, kto z atwoci mgby sta si jego bliskim znajomym, z ktrym mona wypi wieczorem drinka, porozmawia o filozofii i posucha uwertur Rossiniego. Kogo, kto nie pyta o nic, prcz tego, jakie jest twoje zdanie na jaki temat i na jaki alkohol masz ochot. Paul pocign gwatownie fajk. Gdy si rozpalia, podj: - Mwie o wiecie bdcym cakowit sum naszych moliwoci yciowych. - Zgadza si. Cytowaem Orteg y Gasseta. - No wanie. Przyszo mi wtedy do gowy... - Rozejrza si wokoo, tak jakby usysza, e kto go woa i prbowa wanie odnale tego kogo wzrokiem. - Zreszt, wydaje mi si, e to nie jest najlepsze miejsce i czas, co? - Spojrza na Henry'ego. - To znaczy, eby dyskutowa o filozofii. Do tego trzeba czego dobrego do zjedzenia, butelki wina i miej atmosfery. Wtedy dopiero mona czerpa z filozofii przyjemno, nie sdzisz? Umys nabiera lotnoci. Nie to, co tutaj. rodek dnia, szum fal i ci przeklci amatorzy joggingu...

- Mino ju kilka lat, odkd mj umys straci lotno - rzuci Henry. - Moe zatem powinien j odzyska. Posuchaj, wiem, e nie brakuje mi tupetu. Moe by i tak, e nie masz ochoty mnie oglda albo uwaasz mnie za jakiego nudziarza lub ekscentryka. Byoby mi jednak mio porozmawia z tob jeszcze troch o Gassecie. Bye tak przekonany o tym wszystkim, gdy wykadae nam filozofi na zajciach! Henry poczu si mile poechtany. - No dobrze. Co proponujesz? - Moe mgbym zaprosi ci dzi wieczr na kolacj. Znasz Bully's North? Maj tam wspaniae eberka, a i bar jest na poziomie. - Jasne, e znam. - Moemy si spotka tam... powiedzmy, o sidmej? Henry przemyla to i skin gow. - Dobrze. - Pomys spdzenia wieczoru na jedzeniu, popijaniu i rozmowach o filozofii wyda mu si atrakcyjny i nieodparcie kuszcy. Ton gosu Paula Springera by jednym z tych, ktrych Henry sucha z przyjemnoci. Jego twarz te robia dobre wraenie. Przypomina mu troch ojca. Mia w oczach co przenikliwego i yczliwego. - Dobrze - powtrzy. - Zobaczymy si o sidmej. Paul Springer oddali si. Doszedszy do pierwszej cieki schodzcej z promenady ku Camino del Mar, obejrza si i pomacha rk. Henry odwzajemni gest. Odwrci si i wznowi niespieszny spacer, kierujc si na pnoc. Wiatr przegania piasek w poprzek cieki, szeleszczc nim z cicha, nad jego gow nieustannie kryy mewy. Kto powiedzia kiedy, e s to zagubione dusze tych, ktrzy utonli w morzu, skazane na poszukiwanie bez koca zostawionych na ldzie ukochanych bliskich. To dlatego woaj z takim smutkiem. Doszed prawie do wskich, betonowych stopni, prowadzcych do domu, gdy ujrza idc ku niemu dziewczyn. Blady, baweniany szal owija jej gow tak szczelnie, e nie dawao si dostrzec jej twarzy. Uderzyo go, e dziewczyna bya mokra. Nawet szal by mokry, ona za zostawiaa na ciece wilgotne lady. Powoli unis gow i spojrza ku play. Soce wiecio teraz znad morza, musia osoni oczy doni. Plaa nadal bya zamknita. Przy kadym wejciu rozstawiono zapory, a stranicy w jeepach kryli tam i z powrotem, by rzeczywicie nikt nie wszed. Mg dojrze skupisko policjantw oraz grup ludzi w bawenianych koszulkach i dinsach, prawdopodobnie biologw z Instytutu Scrippsa. Dostrzeg rwnie cynamonowy garnitur Salvadora Ortegi.

Skoro plaa bya zamknita i obowizywa zakaz kpieli, to jakim sposobem ta dziewczyna si zamoczya? Henry odwrci si. Nagle jakby dwiecie dwadziecia woltw strzelio go od koniuszkw wosw do stp. Dziewczyna znikna, lecz jej lady prowadziy do miejsca, w ktrym rozsta si z nim Paul Springer. Byo w niej co znajomego. Biel jej skry, sposb, w jaki piasek przylgn do jej ydek. I co jeszcze. Pikny, srebrny acuszek wok kostki. Zerwa si do biegu. Wiatr wysusza ju stopniowo odciski stp na ciece, tak e przypominay jedynie wydrukowane na smolistej nawierzchni znaki zapytania. Przyspieszy i bez tchu dobieg do zakrtu. Spojrza na drog prowadzc do Camino del Mar. W dali, tam gdzie krawdzie cieki si zbiegay, dostrzeg Paula Springera. Rozpozna go po biaych wosach i marynarskiej czapeczce. Nie byo jednak ani ladu dziewczyny, cho jej lady skrcay tutaj i prowadziy pod gr. Przy krawniku stay dwa zaparkowane samochody, oba zupenie zdezelowane: caprice'76 i mosiny firebird z oksydowanym lakierem. Z drugiej strony zamykao przestrze ogrodzenie z karbowanego elaza i betonowych, pomalowanych na biao pyt. Ostre trawy i rozrastajce si pncza, szereg karowatych, wymizerowanych krzeww jukki. Biay bullterier obgryzajcy ko woow zastrzyg uszami i spojrza na Henry'ego z widoczn w lepiach bezpaskoci. Paul Springer znikn ju z widoku. Henry sta przez chwil nieruchomo, potem wolno powlk si do domu. lady stp dziewczyny znikny i coraz bardziej by przekonany, e pad ofiar halucynacji. Doszed do domu, otworzy frontowe drzwi i skierowa si prosto ku butelce z resztk wdki. Nala sobie pen szklank, osuszajc przy tym butelk i wrzuci j z haasem do papierowego kosza na mieci, ozdobionego wizerunkami geleonw. Podszed do okna i zlustrowa promenad. Zauway, e cay si trzsie. Postawi drinka na stole i przeszed do kuchni. Moe powinien co zje? Takie picie bez zakski moe w kocu spowodowa halucynacje. Przeszuka lodwk. Pord niedojedzonych, podunych kawakw cheddara, zostawionych na pniej kurzych udek, gotowych saatek zbrzowiaych na brzegach i jogurtw truskawkowych, ktrych data wanoci mina, gdy ostatni raz by w teatrze, znalaz w miar wie kiebas od Oscara Mayera. Przygotowa sobie kanapk, dodajc do niej a nadto musztardy i trzymajc w pogotowiu wielki, marynowany ogrek do zagryzania. Wyszed z kuchni, tumaczc sobie, e z dwojga zego halucynacje s mniej

dokuczliwe ni niestrawno. Potem podnis wzrok i krzykn. - Aach! Dziewczyna staa przy oknie. Tym razem szal miaa opuszczony na ramiona. Widzia jej twarz. Sta tak, z kanapk i ogrkiem, gapic si na ni. Mokre wosy przylgny jej do gowy. Jedna strona twarzy oblepiona bya piaskiem. - Boisz si - spytaa lekkim, szczerze brzmicym gosem. Odchrzkn. - Tak jakby. - I ba si w istocie. Serce ledwie miecio mu si wewntrz klatki piersiowej, sysza swj wasny, ciki oddech. Dziewczyna postpia krok do przodu. Soce podwietlao z tyu jej sylwetk i Henry nie mg ju dobrze widzie jej twarzy. - Ty... jeste prawdziwa? - Prawdziwa? - wyszeptaa. - Jestem na tyle prawdziwa, na ile chcesz, bym bya. Lub na tyle, na ile prawdziwe jest wyobraenie. - Rano, na play... to bya ty? - Poniekd. Henry odoy kanapk i ogrek na stolik pod cian. - Wiesz, co myl? - owiadczy. - Myl, e jestem pijany i wanie zaczy si halucynacje. - Wiem, co mylisz - powiedziaa agodnie. Podesza bliej. Zdawaa si by zdolna do przemieszczania si bez poruszania nogami. Jej oczy byy dziwnie puste, jak oczy manekina z wkna szklanego na wystawie sklepu z odzie. Rozmawiaa z nim, nie zwracajc na niego najmniejszej uwagi. Pamita to spojrzenie z oczu Andrei w ostatnich kilku miesicach ich maestwa. - Co to ma znaczy? - spyta. - Nie rozumiem? - No, jak to jest, e wci yjesz? Czy to znaczy, e jeste duchem? Czy te moe jest to znak, e oszalaem? Umiechna si. Miaa pikny, smutny umiech. To wanie taki umiech, pomyla Henry, mgby wykwitn na wargach Annabel Lee czy Lenore, czy te jakiejkolwiek innej wymarzonej przez Edgara Poe kochanki z krlestwa nad morzem. - Ty sam mnie stworzye - oznajmia dotykajc go, chocia on nie poczu niczego. Jestem tu, by przypomnie ci o tym, co masz zrobi. Springer tego dopilnuje. - Znasz Springera? - spyta zmieszany i wci jeszcze solidnie wystraszony Henry.

Dziewczyna owina szal wok gowy. Wi si dziwnie, jak na puszczonym od tyu filmie. Rwnie agodnie jak przedtem powiedziaa: - Teraz ju lak. - Budzisz we mnie lk. Umiechna si tym samym, smutnym umiechem. - A zatem budzisz lk sam w sobie. - Powiedziaa, e jeste tutaj, by przypomnie mi o tym, co mam zrobi. - Tak. A ty zorientujesz si, co to jest, gdy tylko Springer o tym wspomni. Henry nie wiedzia, co jeszcze powiedzie. Dziewczyna poruszya si w kierunku drzwi, wci si do niego umiechajc. Potem otworzya drzwi - i chocia mgby potem przysic, e nie szerzej ni na cal - znikna za nimi szybko, jak rozwiewajca si w nagym przecigu mga. Henry wyjrza za okno, potem spojrza na szklank wdki. - Co si dzieje - powiedzia na gos. Potem doda: - Boj si. -- I jeszcze, po duszej przerwie: - Boe, pom mi.

5
Pomimo upau tego dnia ju wczesnym popoudniem nad pnocnymi plaami okrgu San Diego zalega mga. Okoo szstej trzydzieci wiat wyglda ponuro i peen by nadzwyczaj dokuczliwej wilgoci. Samochody z wolna suny przez Camino del Mar z wczonymi wiatami - niekoczcy si kondukt pogrzebowy, przetaczajcy si przez mg. Na pitej midzystanowej obowizywao ograniczenie prdkoci, a stra przybrzena doradzaa maym odziom, by pozostay na cumach w zatoce do czasu, a mga si podniesie. Susan poczua si lepiej, wpadajc w rodzaj gorczkowego roztargnienia. Wzia prysznic, potem naoya sukni z obnion tali oraz licznymi czerwonymi, tymi i zielonymi plamami. Suszya wosy, wpatrzona w ekran przenonego telewizora. Babka zapukaa do drzwi jej sypialni i wesza, zanim Susan zdya j zaprosi. Przygldaa si Susan przez kilka minut, czekajc a wyczy suszark. - Gdyby to ode mnie zaleao, to nie wychodziaby nigdzie dzi wieczorem powiedziaa w kocu. - Babciu, czuj si ju cakiem dobrze - odrzeka Susan, wcierajc we wosy el majcy zamieni je w najmodniejsz miot. Rano czuam si tylko troch sabo i tyle. Nie jestem chora, ani nic takiego - dodaa. No c, pamitaj, by nie wraca za pno. Jestem za ciebie odpowiedzialna, pamitaj o tym. Jeli cokolwiek ci si stanic, to ja bd musiaa ponosi konsekwencje. - Przerwaa, by podnie poniewierajc si koszulk Susan i a stkna przy tym z wysiku. - Chc te wiedzie wicej o tym mczynie. Poderwa ci na ulicy, jak pierwsz lepsz. - Babciu - westchna Susan, wkadajc w to ca sw niecierpliwo siedemnastolatki. - On pracuje w San Diego Tribune, jest najmilsz osob, jak kiedykolwiek spotkaam, i zamierzamy jedynie zje razem w Bully's North. Obiecuj, obiecuj jak Boga kocham i niech oczy mi wypali, jeli bdzie inaczej, e bd z powrotem przed dziewit trzydzieci, ywa, zdrowa i nie zgwacona. - Nic musisz mwi takich rzeczy - zaprotestowaa babka. - Przepraszam - Susan uoya wosy i skrzywia si do siebie w lustrze. - Potrafi zadba o siebie. Nie jestem ju dzieckiem. - Gdyby tylko wiedziaa... Babciu, mog prowadzi samochd, ju niedugo bd moga gosowa i wyj za

m bez pozwolenia. Babka wygldaa na zrezygnowan. - No dobrze, id. Twoja matka bya taka sama. Jeste dobr dziewczyn, Susan, wiem o tym. Nieporzdn, jak wszyscy ciko dowiadczeni, lecz dobr. Tak mam przynajmniej nadziej. Zadzwoni telefon. Susan syszaa, jak dziadek odbiera go. Parokrotnie powtrzy tak, dobrze, po czym odoy suchawk. Kto to by? - spytaa. Wikszo telefonw bya do niej. - Twoja przyjacika Daffy. Kazaa ci powtrzy, eby nie zapomniaa zadzwoni do niej. gdy wrcisz z kolacji, i opowiedzie wszystko. - Ha! Czy ona sdzi, e mogabym tego nie zrobi? Babka podesza bliej i przygldaa si, jak Susan ostatnimi municiami szminki koczy malowa usta. - Zamierzasz pozowa do zdjcia w Tribune? - zainteresowaa si. W tym samym czasie Gil od prawie godziny miota si po swej sypialni, golc si, czeszc i nie mogc si zdecydowa, czy wybra strj elegancki i stonowany, czy moe raczej upodobni si do Rambo. Ubiera si i rozbiera czterokrotnie, za kadym razem popadajc w coraz gorszy nastrj, a w kocu poprzesta na gobioszarych, bawenianych spodniach, biaej koszuli z krtkim rkawem i ciemnoszarej marynarce woskiego kroju. Gdy spryskiwa si wod kolosk Signoricci, kropla wpada mu przypadkiem w lewe oko, tak e schodzc po schodach, przyciska do twarzy zoon chusteczk. - Ju paczesz - dokucza mu ojciec. - A nie powiedziae jej jeszcze cze, nie mwic o poegnaniu. Fay uciszya go i zwrcia si do syna: - Co zrobie? - To po goleniu - Gil zamruga energicznie. - Naszo krwi? - Krwi? Wygldasz jak nastoletni syn Draculi - zamia si Phil Miller. - Nie, wcale nie wyglda! - uspokoia syna Fay. - Twoje oko tylko troch zawi i tyle. Przemye je zimn wod? - Ju w porzdku. - Gil machn jej na do widzenia. - Przeyj to. - Zostawi dla ciebie otwarte drzwi - zaproponowa Phil. Przeszli razem przez mroczny sklep. Phil obj syna ramieniem. - Baw si dobrze. Tylko wiesz, jakby co..., to nie za pomnij o rodkach ostronoci. - Dobrze, tato. Phil otworzy grny i dolny zamek drzwi, wypuszczajc syna na ulic. Posta chwil na chodniku z rkami na biodrach, wdychajc mg.

- Uwaaj, gdy bdziesz prowadzi, dobrze? Mga zdaje si gstnie. Tak, tato. - I nie prowad po pijaku, rozumiesz? Jeli wypijesz o par piw za duo, to popro kogo, by odwiz ci do domu albo zadzwo po mnie. Wol, eby to ty mnie obudzi, mwic, e nie moesz prowadzi, ni eby obudziy mnie gliny informujc, e nie yjesz. - Rozumiem, tato. Gil potruchta przez ulic na parking, do swego mustanga. Odrzuci kawa niebieskiego brezentu, ktrym zwyk zakrywa siedzenia i wskoczy do rodka. Zapali silnik, wczy wiata i dugim, liskim zjazdem wytoczy si z wysypanego ulem parkingu. Nacisn dwutonowy klakson, pomacha ojcu i znikn we mgle jadc do Del Mar. Phil patrzy za nim. Potrzsn gow. Dzieciaki. Dobrze przynajmniej, e Gil nie by tak zwariowany jak niektrzy z tych chopakw krccych si po play. Gotowi byli uprawia surfing na haju i jedzi motocyklami nie tylko po drodze, ale i na przeaj przez piach, nawet jeli opalay si tam akurat ich rodziny. Niektrzy z nich potrafili gna przez cae Camino del Mar, przejedajc wszystkie znaki stopu od Jimmy Durante Boulevard do Carmel Yalley Road. W zeszym roku piciu z nich zgino w czoowych zderzeniach. Phil wrci do sklepu, zamkn drzwi i zablokowa je. W tym samym czasie Henry szed przez Camino del Mar w kierunku restauracji. Mia na sobie czarn marynark z wskimi klapami oraz szary sweter z golfem. Wyglda w nim starzej i bardziej ponuro ni w czymkolwiek innym. W gowie mu upao, jzyk, niczym obronity sierci perski kot, lea bezwadnie zwinity w ustach. Pod pach dwiga pozbawiony grzbietu Bunt mas Ortegi y Gasseta i egzemplarz wasnego pamfletu: ,,Zo konieczne''. Popoudniowe halucynacje mocno nim wstrzsny, niezalenie od niezachwianego przekonania, e jedyn ich przyczyn byo zbyt wiele szklanek nie rozwodnionej wdki. Zdecydowa si ju niemal, by zrezygnowa ze spotkania z Paulem Springerem i zamiast tego zadzwoni do restauracji z jakim bizantyjskim usprawiedliwieniem. Niemniej koo pitej uspokoi si nieco i im duej myla o ponownym spotkaniu z Paulem Springerem, tym wiksz mia na nie ochot. By przy tym zbyt prny, by straci okazj porozmawiania z kim o Zu koniecznym. Dzieo to uwaa za najoryginalniejszy tekst w swoim dorobku. Przeszed promenad przy play, po czci po to, by sprawdzi, czy jest ona wci zamknita, a po czci (nie mg tego ukry przed sob), by rozejrze si, czy nie ma gdzie w okolicy tej dziewczyny o mokrych stopach. Zapory policyjne na play oznaczone byy lnicymi bursztynowo wiatami; mrugay przez mg, jakby beznadziejnie usioway nada

jak wiadomo. Nie byo prawie wiatru, fale przypywu zaamujce si na brzegu, brzmiay gucho. Mino go dwch ciko apicych powietrze biegaczy i otya kobieta wyprowadzajca swego weimaranera na spacer. Nie byo jednak ani ladu dziewczyny. Ty sam mnie stworzye - tak mu powiedziaa. - Jeli si mnie boisz, to znaczy, e boisz si samego siebie. Ruszy jedn z wskich i pochyych bocznych uliczek w kierunku Camino del Mar. W domu tu u wylotu ulicy kobieta i mczyzna wrzeszczeli na siebie po hiszpasku. W ssiednim pokoju rycza nastawiony na Galeria Nocturna telewizor. Doszedszy do rogu, Henry wrzuci wier-dolarwk do automatu z gazetami i wycign Tribune. Otworzy j potrzniciem jednej rki i przeczyta nagwek: PNOCNE PLAE ZAMKNITE W ZWIZKU Z PLAG MEDUZ Henry przebieg wzrokiem tekst poniej. Porucznik Salvador Ortega musia pracowa po godzinach urzdowania i podsumowa spraw. Policja i stra przybrzena odgrodziy dzisiaj kilka mil play na pnocy okrgu, od La Jolla do laguny San Elijo, po tym, jak w pobliu Del Mar morze wyrzucio nagie ciao modej kobiety, poparzonej najwidoczniej miertelnie przez meduzy - czyta Henry. Kobieta, ktra zostaa zapewne zaatakowana podczas nocnej kpieli, nie zostaa dotd zidentyfikowana. Policja mwi, e bya to pikna blondynka o wspaniaych proporcjach. Na lewej kostce nosia srebrny acuszek. Por. Salvador T. Ortega, ktry prowadzi ledztwo w sprawie mierci dziewczyny, ostrzeg, e w pobliu play mog roi si jeszcze cae dziesitki innych meduz. Wezwa biologw morskich z Instytutu Scrippsa, by pomogli zidentyfikowa pade stworzenia. Mog to by osy morskie (chironex fleckeri), spotykane obecnie wok wybrzey Australii, ktre s zdolne do migracji na wody poudniowej Karoliny. Osa morska jest w stanie zabi czowieka w przecigu omiu minut. Kpicy si i pywacy zostali dzi po poudniu ostrzeeni, e... Henry zmi gazet i nie zwalniajc kroku cisn j do kosza. Zatem Salvadorowi udao si przekona dziennikarzy, e powodem zamknicia pla byy meduzy. C, zapewne nie mona byo robi z tego Salvadorowi zarzutu. Meduzy byy przynajmniej jakim wytumaczeniem. Wgorze nie. Gdy tylko doszed do Bully's North, zdumia go widok tego mustanga Gila podjedajcego do wejcia; zaraz potem ujrza zbliajc si Susan Sczanieck w poznaczonej barwnymi plamami sukni. Poczeka przy drzwiach nie otwierajc ich. Mina go para w rednim wieku, kobieta skrzywia si na niego za zastawianie przejcia. Z wntrza restauracji dobiega go miech i

brzk szka. Jaki mczyzna, ktry wyszed z lokalu, stan obok Henry'ego i powiedzia gono do swego kompana: - Za poow tej sumy moemy wydzierawi. Po co chcesz kupowa, jak moemy wydzierawi? - Ponad jego gow zielony neon rozbyska nazw restauracji. Susan Sczanieck wesza na stopnie prowadzce do drzwi, ale Henry'ego nie rozpoznaa. Rano musiaa by pod wpywem szoku spowodowanego tym, co zobaczya na play. Moliwe, e wszystkim, co w ogle pamitaa, byo ciao i wgorze. Gdy go mijaa, Henry rzuci: - Susan? Popatrzya na niego. Na jej twarzy malowao si zakopotanie. Potem nagle skojarzya. - Och, cze! - powiedziaa z radoci. - Nie poznaam ci. Wygldasz teraz o wiele wytworniej! Wiesz, musz podzikowa ci za to, e bye tak uprzejmy dla mnie rano. Mylaam, e zemdlej. I tak naprawd, to zemdlaam, gdy wrciam do domu. Okropne! - Teraz wygldasz cakiem dobrze. - Dzikuj. Jestem tu umwiona. - Tak jak i ja. Dlatego na ciebie poczekaem. I spjrz - wskaza przez podjazd ku miejscu, gdzie Gil paci za parkowanie - nasz przyjaciel te ma tu jakie spotkanie. Susan odwrcia si, by spojrze na Gila, potem popatrzya znw na Henry'ego. Czy to moe by zbieg okolicznoci? - spytaa go agodnym, cho zaniepokojonym gosem. - To znaczy, wszyscy troje spotkalimy si rano na play, a teraz tutaj? Gil podszed do nich. Przyglda si im przez dusz chwil. No c powiedzia. Naprawd nie oczekiwaem, e was tutaj zobacz. - A my wcale nie spodziewalimy si zobaczy tu ciebie - odpara Susan. - C... prawd mwic, to zostaem zaproszony - owiadczy Gil. Ja te - rzeka Susan. - I ja - doda Henry. - To dziwne - zbuntowa si Gil. - Nigdy przedtem nie widziaem adnego z was, a tutaj prosz, czekacie na mnie oboje. Czy jestecie pewni, e to nie aden kawa? Jeli tak, to nie nasz zapewni go Henry. - Jestemy jego ofiarami tak samo jak ty. - Kto ci zaprosi? - spytaa Susan. - Bo mnie namwi do przyjcia tutaj dziennikarz z Tribune. - No, mnie zaprosia dziewczyna, powiedzia Gil. - Mwia, e pisze artyku dla magazynu San Diego.

Henry unis swe ksiki. - To wyjania spraw. To chyba nic innego, jak po prostu nieprawdopodobny zbieg okolicznoci. Go, z ktrym ja mam si spotka, by moim studentem na zajciach wieczorowych kiedy, gdy wykadaem w Encinitas. Gil pokrci gow. - Zbieg okolicznoci, co? Nas troje spotykajcych si na play i teraz tutaj. Henry odwrci si i zajrza przez drzwi restauracji. - Mam nadziej, e wszystko w porzdku. - W porzdku? Co chcesz przez to powiedzie? - zaniepokoia si Susan. - Mam nadziej, e to, co widzielimy na play, nie byo niczym, czego nie powinnimy widzie. - e jak? - zdziwi si Gil. - No, przypumy, e ta dziewczyna nie utona przez przypadek. Przyjmijmy, e te wgorze nie trafiy na brzeg z kaprynym prdem czy czymkolwiek, co usiowaa zasugerowa policja. Przypumy, e zostay w istocie wyszkolone jako zabjcy, z rozmysem wytresowane tak, by atakoway pywakw, nurkw czy kogokolwiek, kto znajdzie si w wodzie. Niedaleko std jest Instytut Scrippsa, a w San Diego baza marynarki wojennej. Przypumy jeszcze, e ludzie z Instytutu pracowali wanie nad projektem rzdowym majcym wzbogaci wyposaenie marynarki o krwioercze wgorze. I e widzielimy wanie rezultaty, a teraz zostalimy zaproszeni tu wszyscy, by oni mogli si z nami upora. Wiecie, tak jak byo to z Karen Silkwood. - Czowieku, ale ty masz wyobrani! - gwizdn Gil. Potem rozemia si. - Mwisz powanie, czy chcesz nas tylko przestraszy? - Jestem filozofem. Nauczono mnie uywa mego umysu. Jestem wyszkolony w stawianiu hipotez, w rozpatrywaniu problemu ze wszystkich moliwych punktw widzenia. Wszystko, co chc powiedzie, to e specjalne tresowanie wgorzy jest moliwe. - Ale Karen Silkwood zostaa zabita - podkrelia Susan z niepokojem. - Karen Silkwood nie ma tu nic do rzeczy - zaprotestowa Gil. - Nie wiemy przecie niczego, co by na to wskazywao. To tylko teoria, prawda? A jeli wiem co o teoriach, to prawdziwe wyjanienie bdzie zupenie prozaiczne. Jedyna rzecz, ktrej nauczyem si na temat ycia, to e wyjanienie prawie dokadnie wszystkiego jest naprawd prozaiczne. - Taki mody, a taki cyniczny - umiechn si Henry, nie byo w tym jednak protekcjonalnoci. Zgadza si z Gilem prawie w stu procentach. Z jego dowiadczenia wynikao, e najbardziej niesamowite zjawiska miay zwykle najbardziej doczesne

wyjanienia. Tak jak sprawa Brideya Murphy'ego czy Mary Celeste. Skin ku drzwiom restauracji. Sami musimy osdzi, czy grozi nam tu jakiekolwiek niebezpieczestwo. - Nie wiem, co by to mogo by - Gil wzruszy ramionami. - Chc powiedzie, e ta dziewczyna z San Diego nie wygldaa gronie i to pod adnym moliwym wzgldem. Wrcz przeciwnie. - C, moe masz racj - westchn Henry. - Mj student filozofii rwnie nie mia w sobie nic z zabijaki. Jestem za tym, bymy weszli do rodka i poczekali, co bdzie dziao si dalej powiedziaa Susan. - Nic nie ryzykujemy. Henry zastanawia si chwil, wreszcie machn rk. - Zatem chodmy. Wewntrz Bully's North byo haaliwie, toczno i panowa mrok. Z telewizora szed domowy wystp Padres, ludzie palili, miali si i popijali piwo. Caa trjka przesza przez cocktail-bar, zatrzymujc si przy modym, ogorzaym kelnerze, rwnoczenie rozmawiajcym przez telefon i wydajcym menu. Po chwili kelner odwiesi telefon i wyszczerzy zby w umiechu. - Dobry wieczr. Czym mog pastwu suy? Stolik dla trojga? - Szczerze mwic, nie jestemy razem - wyjani Henry. - Kade z nas ma si tu z kim spotka. Zwrci si do Susan, pytajc: - Jak si nazywa ten reporter z Tribune? - Springer - oznajmia Susan. - Paul Springer. Henry spojrza na Gila, na ktrego twarzy malowao si kompletne zaskoczenie. - To jest te nazwisko mojego studenta filozofii - stwierdzi zdezorientowany. - A ta dziewczyna z San Diego nazywa si Paulette Springer - doda Gil. Kelner popatrzy na nich jak na grupk pensjonariuszy domu wariatw, ktrzy wyrwali si na miasto w poszukiwaniu rozrywki. - Nie jestecie pastwo razem, kade z was ma si z kim spotka, ale kady z tych ktosiw nosi to samo nazwisko? - Na to wyglda - powiedzia Henry gosem zduszonym i napitym. Starszy kelner przejrza list nazwisk przyczepion do podrcznej tabliczki. W poowie drogi jego piro zatrzymao si. - Prosz, Springer. Stolik numer dziewi.

Piro ruszyo dalej, docierajc do koca listy, po czym kelner pokrci gow. - Przykro mi. Jest tylko jeden Springer. Susan spojrzaa z niepokojem na Henry'ego. - To, o czym mwie przed wejciem... Czy nie sdzisz...? - Nie wiem - odpar Henry. - Myl jednak, e lepiej bdzie, jeli zdecydujemy trzyma si razem i poczeka, ktry spord Springerw si tu zjawi - mj, twj, czy Gila. Starszy kelner wydoby byskawicznym ruchem trzy karty da i spyta: - Czy macie pastwo ochot usi wszyscy przy jednym stole? Skoro tylko jeden st zosta zamwiony na nazwisko Springer, nie sdz, bymy mieli jaki wybr - odrzek Henry. Kelner poprowadzi ich pomidzy ciasno zestawionymi stolikami, przy ktrych gocie miali si, popijali wino i obierali z misa eberka oraz kraby. W gbi restauracji, na samym kocu, tu przy umieszczonej w wiklinowym koszu liciastej palmie kokosowej, znaleli stolik numer dziewi. Siedziaa przy nim samotna posta w czarnym filcowym kapeluszu i trzyczciowym ubraniu. Rondo kapelusza byo opuszczone tak nisko, e przechodzc przez restauracj nie byli w stanie dostrzec twarzy. Henry od razu jednak zauway donie, rozpostarte pasko na ososiowym obrusie. Byy bardzo biae, biel uskanych migdaw, o bardzo dugich palcach. - To tutaj - rzuci kelner, odsuwajc trzy z czterech krzese. - Pan Springer? Jedna z tych osb jest paskim gociem. Zreszt nie wiem, moe wszyscy przyszli do pana. Henry, Gil i Susan stanli wok stou, z pewnym lkiem patrzc, jak posta podnosi bardzo powoli gow i zwracaj ku nim, tak jak kwiaty o biaych patkach zwracaj si ku socu. - Tak - powiedzia cicho, lecz wyranie. Wszyscy do mnie. Henry by jak sparaliowany. Twarz owej postaci bya blada, gadka i wyranie obojnacza, niczym podune twarze z portretw Modiglianiego. Pomimo jednak caej gadkoci i bezpciowoci, by to z ca pewnoci Paul Springer, ten sam Paul Springer, ktrego Henry spotka w pobliu swego domu nad brzegiem morza. Nie wskazyway na to szczegy rysw twarzy, lecz promieniujca z niej osobowo. Rnica midzy mczyzn, ktrego spotka na play, a tym tutaj bya taka, jak midzy dopracowanym portretem a pospiesznym, lecz wiernym szkicem. Gil usiad. On widzia w tej postaci Paulette. Surowo ubran, z wosami zgarnitymi znad twarzy i zebranymi z tyu. Niemniej, bezdyskusyjnie t sam dziewczyn, ktra przysza do Mini-Marketu i zaprosia go na kolacj. Wiedzia, e bya wtedy inna, lecz na czym polega miaa rnica, nie potrafi dokadnie okreli. Miaa wci te same oczy, takie same

koci policzkowe, rwnie jak przedtem kuszce usta. Nadal tak samo wzbudzaa w nim emocje, chocia teraz bya jeszcze czym innym poza Paulette. Byo w niej co wicej, co, czego przedtem nie dostrzeg. Susan rzucia niemiae: Hello. I dla niej posta bya tym samym Paulem Springerem, ktrego spotkaa przed domem swej babki. Nieco zmienionym, rzecz jasna - bardziej tajemniczym, bardziej obcym i o wiele mniej bezporednim - lecz o tej samej prezencji, z t sam osobowoci. I z tymi samymi agodnymi i przenikliwymi oczami. - Prosz, siadajcie - powiedzia Springer. - Rozumiem, e jestecie zaskoczeni, e obawiacie si o wasne bezpieczestwo. Mam jednak nadziej, e uda mi si was uspokoi i e wybaczycie mi tych kilka sztuczek, do jakich si wobec was posunem. Henry odsun krzeso i usiad. Susan zawahaa si na moment, potem przysiada na brzeku ssiedniego. - Jeste jedn i t sam osob - rzek Henry, niewyranym i ochrypym gosem. Jeste trojgiem ludzi zebranych w jedno. Na dodatek rnych pci. Jak to robisz? Jak to si stao, e wziem ci za mojego studenta filozofii; Gil uzna, e jeste dziennikark, a Susan uwierzya, e pracujesz dla Tribune? Springer zdj (czy zdja) kapelusz. Wosy pod spodem byy krtko przycite i prosto zaczesane do tyu. Uczesanie to byo zupenie neutralne i nie wskazujce na adn pe, podobnie zreszt jak ubranie. Pooy kapelusz przed sob na siole i po obu stronach ronda umieci swoje szczupe, blade donie. - Pozwlcie, bym si wytumaczy. Konieczne byo, by kade z was ujrzao mnie pod postaci, ktrej urokowi nie mogoby si oprze. Wszyscy przeylicie gboki szok dzi rano, gdy znalelicie ciao dziewczyny. adne z was nie byo w nastroju odpowiednim po temu, by wybiera si z kim zupenie nieznajomym na kolacj. Z tego wanie powodu uznaem za stosowne skorzysta z mojej szczeglnej zdolnoci nakazywania - jakby to wyjani? - by mczyni widzieli, co chc. I kobiety te, rzecz jasna -doda, skinwszy w stron Susan. - No dobrze - rzuci ostro Gil. - A tak dokadnie, to na czym polega ta sztuczka? Przyszlimy wszyscy tutaj. I co dalej? Susan wstaa. - Id do domu. Nie podoba mi si to wszystko. Springer unis jedn rk i zwrci ku jej twarzy wntrze doni. Wygldao to tak, jakby mia ukryte w doni lusterko, w ktre Susan wpatrzya si jak zahipnotyzowana. Zawahaa si, a potem usiada z powrotem. Henry pooy do na jej ramieniu. - Co si stao, Susan? Dobrze si czujesz? - Wszystko jednak, co usysza w

odpowiedzi prcz przytaknicia, to szept: W porzdku. - Co jej zrobie? - spyta szorstko Henry. - Co to byo? Sugestia hipnotyczna? - Nic z tych rzeczy - powiedzia agodnie Springer. - Zapewniem j tylko, e nie musi si ba. Podobnie jak i wy nie macie si czego lka. Podszed kelner z pytaniem, co pragn wypi. Henry zamwi du wdk, Gil piwo. Susan chciaa poncz owocowy. Springer za odezwa si: - Najbardziej wytrawne z biaych win, jakie uda wam si znale. - Jeste kobiet czy mczyzn? spyta Gil. Kelner usysza to i odwrci si, spogldajc z zaciekawieniem na Springera. Springer poczeka, a ten odejdzie, by zrealizowa zamwienie, a potem odpowiedzia cicho: - Ani tym, ani tym. Jestem jakby agentem. Wysannikiem. Nie jestem ani kobiet, ani mczyzn, ciaem ni duchem. Nie mog powiedzie nawet o sobie ,,ja w sensie, w jakim zazwyczaj to pojmujecie. - Kime wic jeste? - spyta Henry. - Jeli nie jeste adnym Paulem Springerem, ani Paulette Springer, nie mczyzn, nie kobiet, nie ciaem i nie duchem, to czyme na Boga jeste? - Jestecie godni? - spyta Springer. - Niezbyt - powiedzia Henry. - A ty, Gil? - Nie mgbym niczego przekn, nawet gdybycie przystawili mi pistolet do ba zaprzeczy Gil. - Ani ja - dodaa Susan. - No dobrze - owiadczy Springer. - Chodmy zatem gdzie, gdzie bdzie spokojniej i gdzie bdziemy mogli porozmawia. Jest par rzeczy, ktre chc wam pokaza. Napeni was one zapewne lkiem, lecz jednoczenie zainteresuj w najwyszym stopniu. Susan przygldaa si uwanie Springerowi. Gdy tylko kelner przynis napoje, powiedziaa: - Czy mogabym ci dotkn? To znaczy, dotkn twojej doni? Nie poruszajc gow, Springer zwrci ku niej swe oczy. - Czemu pytasz? - Nie wiem. Co kae mi po prostu ci dotkn. Springer wycign sw lew do ponad stoem i pooy j na obrusie, tu przed Susan. - Prosz. Susan zbliya ostronie palce, a ich opuszki zatrzymay si o wier cala od wierzchu doni Springera.

- Nie bj si - doda jej odwagi. Susan dotkna jego kykcia. Nie spowodowao to adnych widocznych konsekwencji, adnych iskier, poczua si jednak, jakby musna nagi przewd pulsujcy elektrycznoci. Wraenie byo szokujce, rwnoczenie jednak w zadziwiajcy sposb przyjemne, tak przyjemne, jak czyje palce masujce skr na gowie, pod wosami, lub przesuwajce si lekko w d po nagich plecach. Wpatrzya si w Springera, wbijajc wzrok w jego oczy, a Sprinter powiedzia: - Dotknij mnie raz jeszcze. Po sw do dokadnie na mojej i potrzymaj j tak. Susan popatrzya na Henry'ego i Gila, lecz oni milczeli. Z wolna, jakby na prb, pooya sw do, przykrywajc ni do Springera i znw popatrzya w jego oczy, czekajc i wypatrujc tego, co miao si sta. Przez chwil nie dziao si nic. Potem poczua nagle, jakby zostaa wyrwana z krzesa i z niezwyk szybkoci przeniesiona przez sal restauracji ku drzwiom, ktre z haasem otworzyy si i zatrzasny za ni, a potem nastpne i nastpne, i nastpne, drzwi za drzwiami. Pod koniec tego szeregu drzwi zabraa do. Zatrzymaa si. Siedziaa przy stole z Henrym, Gilem i t niezwyk osob, ktra kazaa nazywa si Springer. - Co si stao? Czuam si tak, jakbym leciaa. Przeleciaam przez te podwjne drzwi, a one otworzyy si, by mnie przepuci, i zamkny. Jeszcze sysz, jak si zatrzaskuj! Henry unis sw szklaneczk i przekn spory yk czystej wdki, nie spuszczajc przy tym oczu ze Springera i nie proponujc adnego toastu. - Jeste hipnotyzerem - powiedzia. - Nie wiem, czego waciwie od nas chcesz, i nie sdz, bym by zachwycony, gdy si dowiem, ale przede wszystkim zaley mi na jakim sensownym wyjanieniu, po co spotkalimy si tutaj dzi wieczorem. Inaczej kocz drinka i id do domu. - Dokoczcie, co macie do wypicia, i chodcie ze mn - rzek Springer. - Dokd zamierzasz nas zabra? - spyta Henry. - Do Zatoki Krokodyla czy nad Uskok Gupcw? Springer pokrci gow. - Nie skrzywdz was. Myl, e jestecie ju tego wiadomi. Niebezpieczestwo czai si dookoa. Jestecie zagroeni, lecz nie przeze mnie. - Przez kogo? Springer dokoczy swe wino i unis rk, wzywajc kelnera. Ten odwrci si, ale gdy tylko ujrza gest Springera, straci dla nich zainteresowanie. - Chodcie - Springer wsta i pomg Susan odsun krzeso.

- Nie zamierzasz zapaci? - spyta Gil. - Nie mam pienidzy - Springer pokrci gow. - Nie mona jednak mwi o kradziey. Gdy przeprowadza bd remanent, nie stwierdz adnego braku: ani wina, ani piwa, ani nawet kropli Smirnoffa. Henry spojrza badawczo na Springera, lecz zatrzyma swe pytanie dla siebie. Wola zaczeka i poobserwowa, jak rozwinie si ich kontakt ze Springerem. Nie ulegao jednak wtpliwoci, e caa ta sprawa bya mocno podejrzana. Ktem oka spoglda na kelnera i szefa sali, gdy przechodzili ca czwrk ku wyjciu, nie czynic adnych wysikw, by zapaci za to, co wypili. Nikt ich nie zauway, zupenie jakby byli niewidzialni. Henry min szefa sali tylko o cale, a ten nawet nie odwrci si, by yczy mu dobrej nocy, czy spyta, czemu wychodzi w pi minut po przyjciu. - To jest dziwo przez due ,,D - stwierdzi Gil. - Tak jakby wcale nas nie widzieli - odpara Susan. Przystana na chwil, podesza do baru i zajrzaa prosto w twarz mczynie w skrzanej marynarce, ktry siedzia sam i popija Pina Coladas. Popatrzya dokadnie w jego oczy - najpierw z odlegoci stopy, a potem coraz mniejszej, a w kocu ich nosy prawie si zetkny. Nie poruszy si, nawet nie mrugn, lak jakby rzeczywicie wcale jej nie widzia. Lecz gdy Susan miaa si ju odwrci i przyczy do pozostaych, mczyzna nieoczekiwanie pocaowa j w koniuszek nosa i rozemia si. Gdy tylko zapragniesz, skarbie, bym ci pocaowa, to wystarczy sowo. Czerwona na twarzy i wcieka Susan wymkna si z restauracji przed Henrym i Gilem, nie spojrzawszy nawet na Springera. Henry i Gil rozchichotali si, nawet Springer zdoby si na co w typie neutralnego umiechu. auj, ale nie jestemy niewidzialni powiedzia. Nic zostawiamy jedynie adnego ladu w pamici personelu. Wyszli z restauracji. Susan dsaa si. ale nie zamierzaa wraca do domu, zwaszcza e inni le si tam me wybierali. Springer gestem doni wskaza im kierunek i poszli za nim przez Camino del Mar, a do przecznicy, tu przed hotelem Bennett Coasl. Noc bya wci mglista i wilgotna, zrywa si jednak wiatr. Na skraju domw, pomidzy biurami porednictwa ,.Cord Realty a wytwornym butikiem Eleganza. sta trzypitrowy dom o frontowej cianie pokrytej sztukateria, z okiennicami zwisajcymi na skorodowanych zawiasach, pociemniaa od wilgoci row farba i podwrkiem zaronitym dzika winorol. Ogrodzenie byo poamane i pordzewiae. Pogrony w ciszy dom by wymownym znakiem opuszczenia, upadku i przemijania. Tutaj? - spyta Gil, pocigajc z niesmakiem nosem. To musi by oszustwo.

Wymylne oszustwo albo jaki gupi kawa. - Chodcie za mn Springer ruszy po zaronitej betonowej ciece. Otworzy drzwi i wszyscy troje z wahaniem weszli za nim. Drzwi zamkny si za nimi w zupenej ciszy. Springer przeszed przez hall. znalaz koniaki i zapali wiato. Wntrze byo zupenie puste. adnych mebli, dywanw, tylko naga arwka zwisajca z sufitu. Kiedy musia to by bardzo elegancki dom. Mahoniowe schody zakrcay wdzicznym pkolem, wszystkie drzwi oboone solidn, dbow boazeri z precyzyjnie cyzelowanych listew. Pomimo widocznego zniszczenia elewacji, pomieszczenia byy suche i czyste jak wieo sprztnite. Ich stopy stukay na poskrzypujcych nagich deskach, a gosy odbijay si echem, jakby budynek zamieszkay by przez duchy. W powietrzu unosi si mocny, zastanawiajcy zapach wawrzynu. Musimy wej na gr. - Springer bez wahania poprowadzi ich schodami, jedn rk przesuwajc po wspartej na supkach balustradzie. Henry, ktry szed zaraz za nim. zauway, e buty Springera przypominaj mokasyny, ktrych nie zakada si wychodzc na ulic, mokasyny zrobione z jednego kawaka czarnej skry. Przeszli przez podest na pitrze. Springer otworzy drzwi naprzeciwko schodw. Prowadziy do duego pokoju z dwoma przeszklonymi drzwiami na jednej ze cian. Byy one teraz czarne jak atrament, w cigu dnia jednak musiay otwiera szeroki widok na ogrody za domem, a moe i dalej, na brzeg morza. Henry, Gil i Susan widzieli swoje odbicia w szkle przejci lkiem gocie dziwnego, pustego pokoju. ciany tego pomieszczenia byy przed wieloma laty pomalowane na kolor turkusowy. Tam, gdzie wisiay niegdy obrazy, widniay prostoktne plamy. Miejsca, gdzie przekadano instalacje elektryczn, wykuwajc j ze ciany obok kominka, znaczyy szramy na tynku. Springer zamkn drzwi, po czym odwrci si do Henry'ego, Gila i Susan, patrzc na nich oczami tak bezbarwnymi i bladymi, jak biae wytrawne wino. ktre wypi. W porzdku. Jestemy na miejscu - owiadczy Henry. A teraz, czy wyjanisz nam, po co nas tutaj przyprowadzie? - Ten dom zosta wzniesiony w jednym z dziewiciu-set kluczowych punktw w Ameryce - wyjani Springer. Gdy ujrza jednak, e go nie pojmuj, doda: - W Stanach Zjednoczonych jest dziewiset miejsc, w ktrych moe zosta wezwana moc i to jest wanie jedno z nich. - Moc? - spyta podejrzliwie Henry. - Moc, ktra mnie stworzya, ktra, koniec kocw, stworzya take i was - mwi Springer, wskazujc przy tym w gr, na sufit.

- Czy rozmawiamy o potdze Boga? - spyta Gil. - Czy wanie o to chodzi? Springer umiechn si. Jego do przesuna si lekko w powietrzu, muskajc co, jakby gaska due, niewidzialne zwierz. - Moecie t moc nazywa Bogiem, jeli chcecie. Ale to oznaczaoby, e ta moc jest w peni dobra. Taka jest ludzka koncepcja Boga. Boska istota nie znajca saboci i poraek. Rzeczywisto jest nieco inna, tak jak to zwykle bywa. W istocie, moc ta jest w stanie obrci si przeciwko tym, ktrzy kradn, morduj czy rujnuj blinim ycie, lecz potga ta jest jedynie wzgldnie dobra. Nie istniaaby, gdyby miaa by totaln dobroci, dobrem bez kompromisu. adnej wojny nie mona wygra, czynic j totaln. Postawa skrajna, w czyim kolwiek imieniu by j przyjmowa, jest najbardziej destruktywnym elementem ludzkiego charakteru. Jest najbardziej niszczycielsk ze wszystkich cech duchowych. Nie, moi przyjaciele, ta moc jest mdra, ale jest te straszna. Jest moc o olbrzymiej zdolnoci tworzenia, lecz nie jest moc doskona. Henry spyta z nie ukrywanym sceptycyzmem. - Czy ta moc posiada imi? Springer przytakn. - Nazywana jest Ashapola, zgodnie ze staroytnym terminem, ktry oznacza Mciciel wielkich krzywd. - Czy chcesz nam przez to powiedzie, e Ashapola jest Bogiem? - odezwaa si Susan cichym i wysokim gosem. - Bg jest wszystkim, czym chcecie, by by - wyjani Springer. - Prawdziw jednak moc kreacji nie jest Bg czy Budda, czy Gitche Manitou. Jest ni Ashapola, ktry zawiera w sobie wszystkie te i jeszcze inne bstwa. To Ashapola stworzy czowieka na swj obraz, obdarowujc go zarwno sw si, jak i swymi sabociami. W odrnieniu od bstwa, ktre czcicie jako Boga, a ktre zawsze karze swe dzieci za niepodoanie doskonaoci, Ashapola uznaje ich bdy za odbicie swych wad i miast gromi ludzi, naucza ich, jak uywa saboci tak, by doday si. Henry potar z namysem policzek. - C - mrukn. - Wydaje mi si, e usyszelimy ju wszystko, co mielimy usysze. Wedug mnie, panie Springer, jest pan niezrwnowaony psychicznie. Ma pan prawo do wasnej religii, wasnego punktu widzenia. yjemy w wolnym kraju. Ale ja osobicie odprawiam regularnie spod drzwi zarwno mormonw, jak i adwentystw Dnia Sidmego, a jeli nawet udao si wam znale bardziej nowoczesny sposb przycigania mojej uwagi, to musz przyzna, e Ashapola nie zrobi na mnie wikszego wraenia ni Moroni czy Boroni. A teraz wychodz i spodziewam si, e tych dwoje modych ludzi zechce

pj ze mn. Zrobi tylko krok ku drzwiom, gdy Springer unis praw rk wysoko w powietrze i w pokoju zaczo si ciemnia, tak e Henry ledwie widzia cokolwiek prcz lnicych refleksw w oczach Springera i bieli jego uniesionej rki. Rozleg si cichy, skwierczcy trzask, jaki wydaje ogie lub zgnieciona kulka celofanu i powietrze w pokoju nasycio si zapachem wawrzynu. - Jezu Chryste, co to? - zapyta Gil, a Susan wcigna gboko powietrze. Porodku pokoju pojawia si nagle wysoka, przejrzysta posta, w pierwszej chwili zamazana, szybko jednak nabierajca wyrazistoci. Henry patrzy w przeraeniu. Trzaski przypominajce zakcenia w radiu byy z kad chwil goniejsze, a w kocu ledwie mogli usysze swoje wasne sowa. Bya to moda dziewczyna z play, staa do nich plecami. Blond wosy rozpocieray si w powietrzu tak, jakby pyway w wodzie. Springer odstpi od niej, nie opuszczajc jednak rki. Springer! Syszysz mnie, Springer! - rykn Henry. - Do mamy tych sztuczek, rozumiesz? Idziemy! A teraz przesta si wygupia i zapal wiato! Springer zignorowa go. Zamiast tego zakrci lew rk w powietrzu i dziewczyna zacza si wolno obraca. - Co si u diaba dzieje, Springer?! - wydziera si Henry. Skwierczenie byo jeszcze goniejsze ni przedtem. Dziewczyna stopniowo odwracaa si do nich twarz. Tak jak przedtem, bya pikna. Tym razem jej oczy byy otwarte, patrzya na ca ich trjk z wyrazem tak smutnym i bolesnym, e Henry umilk natychmiast. Gil zapa kurczowo rami Henry'ego. Ze strachu, z potrzeby towarzystwa, przez prosty fakt, i nie wiedzia sam, co robi, i mia nadziej, e moe Henry bdzie w stanie wyprowadzi ich jako z pokoju jak najdalej od Springera i tej dziewczyny, ktra, chocia martwa, wzbudzaa tyle litoci. Nawet utopiona, nadjedzona przez wgorze i niezdolna przecie, by stan tu, przed nimi. Wosy dziewczyny faloway w powietrzu. Jej rysy zdaway si zmienia i przesuwa, tak jakby obserwowali j przez wod. Kilkakrotnie otwieraa i zamykaa usta, przy czym Susan wydao si, e chce im co powiedzie, moe nawet prbuje prosi ich o pomoc. - Oto, co si zdarzyo... - wyjania Springer, gosem przebijajcym si przez trzaski i basujcym jak wygaszane przez megafony zapowiedzi. - Oto, jaka bya na pocztku... przyjrzyjcie si jej dobrze... zobaczcie, jaka bya pikna... Pomimo strachu i gniewu na Springera, Henry, Gil i Susan przyjrzeli si dziewczynie

z uwag. Jej twarz miaa idealne rysy. Jej piersi byy wielkimi, biaymi kulami, poznaczonymi rozgaziajcymi si bkitnymi ykami i zakoczonymi bladymi, rowymi sutkami. Wska w talii, o gadkiej skrze, najwyraniej nigdy nie rodzia. Uda miaa smuke i piknie uksztatowane. Nad lew kostk nosia cienki, srebrny acuszek. - Nic o niej nie wiemy... nie znamy nawet jej imienia... ale ona jest pierwsza... cign Springer. - Patrzcie, co si z ni stao. Wyraz twarzy dziewczyny zmienia si stopniowo. Umiechna si lekko, nieobecnie, lecz wyranie. Wycigna ramiona i chocia nie widzieli nikogo poza ni, zdawaa si kogo obejmowa, caowa jakiego niewidzialnego kochanka. Jej uda pocieray rytmicznie o siebie w przyspieszajcym z wolna erotycznym rytmie. Caowaa powietrze przed sob coraz gorcej, uywajc jzyka i zbw. Otworzya szeroko usta i w najbardziej sugestywny, lubieny sposb zacza liza puste powietrze. Jej jzyk przesuwa si wzdu czego niewidzialnego i dugiego. Potem jej wargi rozcigny si szeroko, by obj co delikatnego, koyszcego si, co, co potrcaa delikatnie koniuszkiem jzyka. Po chwili usta jej wziy ow rzecz gboko w siebie, a jzyk zesztywnia, jak wsunity w jak ciasn, chocia niewidoczn, szczelin. Przez cay ten czas ciskaa i masowaa rkami swoje piersi, a sutki wezbray tak bardzo, i wystaway spomidzy palcw. Jej biodra wykonyway niestrudzenie koliste ruchy. Potem odrzucia gow do tyu i pozwolia swym doniom zelizn si po brzuchu midzy uda. Otworzya si palcami, na pocztku tylko troch, ukazujc jedynie rowawe, lnice fadki. Jednak z kadym pocaunkiem otwieraa si coraz szerzej. Wwczas - Henry, Gil i Susan patrzyli zafascynowani i przeraeni - stao si co niezwykego. Wydao si, e usiuje wedrze si w ni co niewidzialnego, lecz potnego, ona za rozcigaa si jeszcze szerzej, by mc to przyj. Zacisna mocno oczy z blu i otworzya usta w bezgonym krzyku, zauway mona jednak byo, e pomidzy jej udami niczego nie ma - przynajmniej niczego, co oni umieliby dojrze. Dziewczyna zacza rzuca biodrami w ty i w przd, trzymajc wycignite ramiona i zacinite donie tak, jakby kurczowo obejmowaa plecy jakiego dzikiego napastnika. Uda miaa teraz szeroko rozstawione, bya otwarta w sposb, ktry przekracza wszystko, co Henry kiedykolwiek widzia. Ruchy dziewczyny osigny oszalae crescendo. Zadraa skrcajc si i zostaa nagle zalana wrcz litrami kleistej, biaej cieczy tak, e wikszo pocieka po jej udach. Potem zamkna oczy, skrzyowaa rce na piersiach i przez dugi czas pozostawaa nieruchomo, jakby spaa.

Czas mija... mijaj dni... - mwi Springer. wiato w pokoju migotao na zmian z ciemnoci, przesuwajc si fala za fal z jednego koca pokoju w drugi. Henry zorientowa si nagle, e patrzy na ywy kalendarz, zapis mijajcych dni ze socem wstajcym na wschodzie i gasncym na zachodzie, nieustannie jak w przyspieszonym filmie. Prawie niezauwaalnie brzuch dziewczyny zacz rosn. Budzia si i zasypiaa, budzia i zasypiaa. Brzuch rs coraz wikszy, a doszed do rozmiarw waciwych dla trzeciego lub czwartego miesica ciy. Wtedy to day si w nim zauway ruchy. Nie byo to nierwne kopanie rczek i nek dziecka, lecz niezwyke, drgajce kbienie. Oczy dziewczyny otworzyy si. By w nich bl. Jej brzuch zacz skrca si, marszczy i falowa. Jej oczy otwieray si i zamykay. Zaciskaa z blu zby. Znw otworzya oczy. Krzyczaa, po chwili ucicha. Dni przeciekay, soce wschodzio, zachodzio. Jej brzuch podnosi si i opada, co kbio si tu pod skr. Oczy wyszy nagle z orbit i zastygy. Otworzya usta w dugim, zdajcym si nie mie koca krzyku. Henry, Gil i Susan nie syszeli niczego, lecz widzieli jej twarz i zdawali sobie spraw, e bl, ktry dziewczyna odczuwa, staje si nie do zniesienia. Krzyk trwa, jakby nigdy nie mia si skoczy. Co zadrgao w jej brzuchu, mocno, konwulsyjnie, tu przy ppku. Nagle skra wybrzuszya si, jak po ciosie zadanym od spodu dutem, i poszerzaa w tym miejscu, niczym zaatakowana rakiem. Po chwili pka, wyrzucajc jaskrawy strumie krwi, ktra pocieka szybko po brzuchu, a w otworze pojawia si rozchwiana gowa wgorza patrzcego szparami tych oczu na wiato dnia, z usk lisk od krwi. - Czy chcecie jeszcze...? - spyta Springer, gdy kilka dalszych gw wgorzy wychyno z brzucha dziewczyny jak rozkwitajcy, obsceniczny kwiat. - Czy chcecie widzie wszystko...? - Do! - krzykn Henry i dziewczyna znikna rwnie szybko, jak wczeniej si pojawia. Nagle w pokoju zapony wiata. Wszystko byo tak, jak przedtem. - Jeste chory! Wiesz o tym? Jeste chory! - krzyczaa Susan, trzsc si caa, zy rozmyway jej makija. Gil podszed do Springera, powtarzajc nieprzytomnie. - Co z tob jest, jakie perwersje ci optay, czy co? Masz odbicia na tle tego, czy co? Co to w ogle byo, jaki pomylony trjwymiarowy film, czy co?... Henry uj rami Gila, uspokajajc go. - Cokolwiek sdzisz o panu Springerze, Gil, nie wydaje mi si, by mg go tak le osdza. Ani ty, Susan. To, co nam pokaza przed chwil, byo obrzydliwe, ale byo prawd.

To byo to, co spotkao t dziewczyn z play. Nie wiem, jak to technicznie moliwe, ale sdz, e pan Springer zaraz nam to wyjani. - Maa prbka DNA, pobrana z mzgu dziewczyny, to do, by odtworzy jej wspomnienia - powiedzia Springer pozbawionym emocji gosem. - To brzmi tak, jakby twj Bg by Bogiem naukowym - skomentowa Henry, niezupenie uprzejmie. - Nauka to tylko ludzki sposb odkrywania dzie Ashapoli - odrzek Springer. Mwi DNA, poniewa tak to nazwali ludzie. Ashapola nazywa to zupenie inaczej. W ksice o wgorzach, nalecej do mojej byej ony, czytaem, e w dawnej Skandynawii wgorze byy czasem nazywane sperm diaba. Springer przytakn, niemal z ulg. - To, co widzielicie, te obrazy, byy dokadnym odtworzeniem ostatnich kilku miesicy ycia tej dziewczyny. Pod koniec lutego miaa stosunek, co malowniczo zostao ukazane. W miar upywu czasu cia rozwijaa si, lecz nie byo to dziecko. A przynajmniej nie ludzkie dziecko. Czymkolwiek bya istota, ktrej si oddaa, zoya w niej nasienie, z ktrego wyrosy wgorze. I one j w kocu zabiy. Jak dostaa si do morza, jeszcze nie wiem. Sdz jednak, e wrzucono j tam, by uczyni w ten sposb jej mier mniej podejrzan. - Nie wiesz, co to byo - wyszeptaa Susan. - Co to byo, to, co ja... z czym ona...? Springer poruszy gow. - Henry wie to z diabem. Ale przeciwnicy Ashapoli przybieraj wiele rnych postaci. Niektre spord nich mona okreli jako zwierzce, inne jako ludzkie. Pami tej dziewczyny zostaa wymazana, moe przez szok, a moe skutkiem rozmylnej ingerencji tego czego, co j gwacio, by moe nawet t sam technik mentaln, ktrej ja uyem w restauracji wobec kelnerw, by nas nie zapamitali. Cokolwiek to byo, pamitaa tylko sam akt seksualny, lecz nie bya w stanie przypomnie sobie, co uprawiao z ni seks - czowiek, zwierz czy jeszcze co innego. Henry ujrza, e zaszokowana Susan wci jeszcze trzsie si z obrzydzeniem. Obj j ramieniem i przytuli. Spojrza wyzywajco na Springera. - No dobrze. Pokazae nam, co stao si z t dziewczyn, ktr znalelimy. Powiedziae nam, e ona... miaa stosunek z czym. Widzielimy, jakie byy tego konsekwencje. Sdz, e mog wypowiedzie si za wszystkich, stwierdzajc, e ci uwierzylimy. Musz jednak zapyta o sens pokazania nam tego wszystkiego i to a tak obrazowo. Szczeglnie biednej Susan.

- No? - spyta Springer, patrzc ironicznie. - Jak sdzisz? - Nic nie sdz, prcz tego, e ci wierz i e chcielibymy ju i. - Popieram ten pomys - wtrci Gil. - Moliwe, e by nawet jaki sens w urzdzeniu nam tego maego pokazu filmowego, ale wymyka si on cakowicie mojej inteligencji. Springer pooy pasko jedn do na drugiej i uwanie przyjrza si swoim paznokciom. - Powd tego wszystkiego jest prosty. Musielicie mi zaufa. A w adn z tych rzeczy, ktre miaem wam do powiedzenia, nie byo wam atwo uwierzy. Nie tylko prosz was, bycie uwierzyli w Ashapol. Prosz was te, bycie zrozumieli, jak piln spraw jest moliwie szybkie odnalezienie tej bestii, ktra zapodnia dziewczyn. - To ju nie my, Charlie - powiedzia sardonicznie Gil. Springer unis wzrok. - Tak, wanie wy, moi przyjaciele. Jak sami wiecie, nie ma tu nikogo innego. To wy znalelicie dziewczyn, widzielicie wgorze. Jestecie jedynymi, ktrzy szczerze w to wierz. Uwierzcie mi, e to wola Ashapoli sprawia, i si spotkalicie. To by ustalony plan, a nie przypadek. Dzi rano, gdy znalelicie lec na piasku dziewczyn, wasze przeznaczenie zostao przesdzone. Musicie odnale besti i to szybko. Musicie j zgadzi. Henry nie mg opanowa gwatownego drgania brody, zdoa jednak powiedzie: A co bdzie, jeli odmwimy? Jeli po prostu zajmiemy si wasnymi sprawami i odmwimy? Co bdzie, jeli nie zechcemy mie z tym nic wsplnego? Springer pokrci powoli gow. - Tak czy inaczej, nie masz wyboru. Jeli odmwisz znalezienia bestii, wwczas jest prawie pewne, e to ona odnajdzie ciebie.

6
Jedenastoletni samochd Nancy zblia si ju do bocznej drogi, wiodcej ku La Jolla, gdy nagle ukad sterowniczy zesztywnia, hamulce zrobiy si mikkie, a lampka wskanika temperatury oleju zamrugaa alarmujco. Samochd toczy si coraz wolniej i tylko dziki gwatownemu szarpaniu kierownicy udao si jej sprowadzi go z autostrady. Zatrzyma si w kocu. - Gwno - sykna, zacigajc rczny hamulec. I w ten oto sposb jeszcze jeden wieczr okazywa si niewypaem. Zostaa na lodzie na pnocnej autostradzie, o dziewitej wieczorem, w swej najelegantszej, bkitnej kreacji i dopasowanych do niej butach. Bya sfrustrowana i bardzo, bardzo nieszczliwa. Miaa to by jej druga randka z Johnem Breamem, pracujcym razem z ni w dziale innowacji drugiej najwikszej agencji reklamowej w San Diego, jak bya firma Sutton & Ramirez. John by dla niej odpowiednikiem Richarda Gere. Tak przynajmniej z pocztku sdzia. Mia atletyczn budow, z zamiowaniem wdawa si w dysputy, okazujc przy tym zdolnoci twrcze, i by przystojny, cho na nieco ponur mod. A gdy okoo dwch tygodni temu zaproponowa jej randk, wydaa p tygodniowej pensji na now jedwabn sukni od Capriccia i spdzia trzy godziny w Young Attitude na przycinaniu i ukadaniu jasnych wosw w stylowe fale. Ta pierwsza randka bya wspaniaa. Koreaska kolacja w Seoul House, dyskoteka, a potem przejadka nad morze i przygldanie si surfingujcym. Pocaowali si, a John przekonywa j, e jest najbardziej pen ycia dziewczyn, jak kiedykolwiek spotka. Niemniej dzi, gdy zajrzaa do jego mieszkania na Starym Miecie, okazao si, e nie zamwi stolika na kolacj ani nie zamierza wybra si na tace. Mia na sobie jedynie frotowy paszcz kpielowy, a na twarzy co, co jego zdaniem musiao si zapewne nazywa uwodzicielskim umiechem. Gdy zacza protestowa, z miejsca straci zimn krew. - Czy wiesz, ile ju na ciebie wydaem? A ty mwisz mi teraz, e nie pjdziesz na cao, bo to wbrew twym zasadom?! Jezu, te baby! Wielkie mi rwnouprawnienie kobiet! Wyemancypowane to wy jestecie tylko wtedy, gdy wam to pasuje! Bya przeraona jego chamstwem. Czytaa ju wprawdzie w Cosmopolitan listy o mczyznach, ktrzy oczekuj w seksie zapaty za to, co zainwestowali w randki, lecz nigdy dotd nie spotkaa si z tym sama - a przynajmniej nie tak ostro. Zawrcia na picie i wysza. - Ty niedornita suko! - krzykn jeszcze za ni na schodach.

Raz za razem przekrcaa kluczyk w stacyjce cutlassa. Starter wy i rzzi. Wreszcie, po dugim czasie i wielu prbach, wyda odgos wymiotujcego konia i ostatecznie odmwi wszelkiej reakcji prcz jaowego klekotania. Jej poprzedni chopak, wyniosy i dokadnie o wszystkim poinformowany go imieniem Ned, wielokrotnie ostrzega j, e alternator doywa kresu swoich dni. Wysiada z wozu i stana wpatrzona we, oparszy rce na biodrach, zupenie jakby liczya na to, e samo jej niezadowolenie wystarczy, by wz zapali. Byo wprawdzie lato, ale do tego miejsca autostrady, wklinowanej midzy trawiaste wzgrza La Jolla Village dociera swobodnie zimny wiatr. Niebo przybrao kolor waciwy sasankom - granat wpadajcy w fiolet, a poudniowe jaskki kryy wysoko nad jej gow. Z ironiczn ulg stwierdzia, e przynajmniej nie s to spy. Inne wozy jadce autostrad przemykay obok niej z szumem i wistem. Pomaraczowe wiata rozmyway si w smugi, wntrza samochodw byy zaciemnione, wypenione prywatnoci i chocia uniosa mask cutlassa i zapalia wiata awaryjne, nikt nie by skonny si zatrzyma. Zbyt czsto zdarzay si napady na autostradzie, zbyt liczni byli w ostatnich czasach rabusie i zbyt wielu zmotoryzowanych zatrzymywao si, by pomc w potrzebie opuszczonym damom, po to jedynie, by sta si obiektem ataku ze strony paru chuliganw, ktrzy zaraz wyskakiwali z krzakw. Nancy dygotaa z zimna. Prbowaa si rozgrza, pocierajc ramiona. Byo ju prawie ciemno i zacza godzi si z myl, e bdzie zmuszona zostawi wz i odby spacer do La Jolla Village, gdzie by moe zapie takswk do domu. Wzia z samochodu torebk i ju miaa zamkn drzwiczki, gdy nagle przejedajcy szos biay lincoln zwolni zjechawszy z autostrady, zatrzyma si ledwie dwadziecia jardw przed ni. Czeka tak z zapalonym motorem i rozjarzonymi wiatami stopu, co oznaczao, e kierowca nie wyczy biegu i nie puci sprzga. Nancy zawahaa si przez chwil, potem jednak ruszya w stron lincolna, opuszczajc nieco gow, by ujrze, kt to taki znajduje si w wozie. Dosza do drzwi po stronie pasaera, gdy kierowca opuci okno. Zajrzaa, do rodka, rk zasaniajc oczy przed blaskiem reflektorw przejedajcych samochodw. Biae skrzane siedzenia, niewtpliwie drogie. Kierowca w czarnym, szytym na zamwienie garniturze. Twarz pociga, z zapadymi policzkami i niada, prawie meksykaska. Biaka jego oczu wpatryway si w ni z ciemnoci. - Kopoty? - zapyta. Nancy syszaa dochodzce z magnetofonu pod desk rozdzielcz tony jakiego hymnu: O Jesu, I have promised...

Pewnie ksidz, pomylaa. Tylko jaki ksidz nosi takie marynarki i rozjeda si najnowszym modelem lincolna? - Samochd mi wysiad - powiedziaa gniewnie. - Pewnie akumulator. W kadym razie nie chce zapali. - A dokd pani jechaa? - La Jolla. Dokadniej na Prospect Street. - To daleko? - Jeli skrci na najbliszej krzywce, to potem jeszcze ze dwie mile w stron oceanu. - A mog zaproponowa pani podwiezienie? Nancy zagryza wargi. Pamitaa dobrze swoj przyjacik Carole, ktra przyja propozycj podwiezienia z imprezy dobroczynnej w Leucadii. Niedawno, w listopadzie. Zostaa obrabowana i zgwacona przez trzech nastolatkw. Pamitaa te dziewczyn z biura, Linde, ktra w peni dnia zostaa zaatakowana w Balboa Park, co omal nie skoczyo si jej mierci. To, e ten mczyzna dobrze si prezentowa, mia wytworne ubranie i drogi samochd, nie musiao jeszcze niczego oznacza. Tego typu przestpstw potrafi dokonywa ludzie dowolnego typu i wygldu, nie ma tu adnych regu. Modzieniec czeka z niezwyk wrcz cierpliwoci, podczas gdy Nancy usiowaa powzi wreszcie jak decyzj. - Tak. Dzikuj - powiedziaa w kocu. - To bardzo mio z pana strony. Mody czowiek zwolni centralny system blokowania drzwi. Nancy otworzya te z prawej strony i wsiada. Otaksowa j wzrokiem i dopiero potem ruszy. W jego spojrzeniu nie byo ani pretensji, ani udawanej dyskrecji. - Jest pani pikn dziewczyn - powiedzia. - Powinna pani uwaa, skoro ju znalaza si na autostradzie. Nancy usiowaa si umiechn. - Najpierw napeniao mnie lkiem to, e nikt si nie zatrzymywa. Potem zaczam si ba, e kto to jednak zrobi. Mczyzna rzuci okiem we wsteczne lusterko i wczy si lincolnem do ruchu. - Ale mnie si pani nie boi? - A powinnam? Mczyzna wykrzywi si. - Nie sdz, ale nigdy nic nie wiadomo. Kto wie, jakie zo czai si moe w sercu czowieka? Zamilk, prowadzc jedn rk.

- Tylko Cie to wie, ho-ho-ho - wyskandowa po chwili. - To ju o panu co mwi. Mj ojciec zna wszystkie te haseka. - Jak na przykad: W domu nikogo, nadziej mam, mam, mam - podsun modzieniec. - Zgadza si! Skd pan to zna? - To Elmer Blurt z Al Pearce i jego gang. Nancy pokrcia z rozbawieniem gow. - Wie pan, nigdy nie spotkaem nikogo, kto by to pamita, prcz mego ojca, oczywicie. Modzieniec znw spojrza w lusterko. - Czy tu powinienem skrci? - Tak. Tam, gdzie jest napisane: La Jolla Drive. Mody czowiek sprowadzi lincolna z autostrady na waciwy podjazd, na grze skrci w lewo, kierujc si prosto na wzniesienie La Jolla. - Powinienem si przedstawi - zwrci si do Nancy. - Nazywam si Ronald DeYries. - A ja Nancy Busch. - Moe pani przypuszcza, e nie mieszkam obecnie w tej okolicy. I w samej rzeczy. Wanie przyjechaem z Meksyku. Przez jaki czas mieszkaem w San Hipolito. - Nie znam San Hipolito - powiedziaa Nancy. - To mia miejscowo? Ronald unis do. jakby chcia powiedzie: ,,San Hipolito? O czym tu gada? - Nie podobao si tam panu za bardzo? - spytaa. - Jest niele, gdy nie trzeba tam zostawa na duej. Ja musiaem. - A ja uwielbiam La Jolla. yj tu ju od jedenastu lat. Troch zbyt kramarskie miasteczko, bardziej ni inne, ale ma w sobie wiele uroku. Mona tu zim siada wprost na skaach, nikt si wtedy nie krci po okolicy i mona sobie spokojnie wyobrazi, e jest si jedynym czowiekiem na tym caym ledwo trzymajcym si kupy wiecie. - Musi mi pani wskaza drog - rzuci Ronald, gdy dojechali do wylotu La Jolla Drive. - Tutaj w lewo. W lewo. Skrciwszy z przesadn ostronoci za rg, Ronald powiedzia: - Wyglda pani, jakby wybieraa si gdzie dzi wieczorem. - Czas przeszy. Miaam niejakie nieporozumienie z moim chopakiem. Od teraz ju byym chopakiem. - Bardzo przykre - powiedzia Ronald i znw zapada cisza. - Czy jest pan moe ksidzem albo kim w tym rodzaju?

- Ksidzem? - rozemia si. No, to na tamie, to s hymny? Ronald natychmiast sign i wyczy magnetofon. - Suchaem tego ot tak, dla zabicia czasu. - Daleko pan jedzie? - Zamierzaem dotrze do Santa Barbara. - To naprawd duga trasa. Mam nadziej, e nie przyczyniam si do opnienia. Ronald wyprzedzi wlokc si ciko pod gr betoniark i powrci na rodkowy pas pozwalajc, by min ich rozpdzony czerwony porsche. - Prawd mwic, to mylaem wanie o zrezygnowaniu z dotarcia dzi do Santa Barbara i zaproszeniu pani na kolacj. Nancy natychmiast zaprzeczya energicznym ruchem gowy. - Och, nie, nie mog oczekiwa od pana a tyle, szczeglnie po podwiezieniu i wszystkim. Poza tym musz poszuka kogo, kto cignie mj samochd. Nie chciaabym znale go bez k i silnika. - Prosz posucha mojej rady: wezwie pani pogotowie drogowe, zleci im zabranie samochodu, nie bd nawet potrzebowali do tego kluczykw, a potem pjdzie pani ze mn na kolacj. - Przykro mi, Ronaldzie. To naprawd wspaniaomylnie z twojej strony, doceniam. Prawie jednak ci nie znam i nie wiem, czy jestem we waciwym na takie imprezy nastroju. Ronald skrci w Prospect Street i zatrzyma si na podjedzie pod jej domem, cho wcale go nie pilotowaa. - Skd wiesz, e tu mieszkam? - spytaa zaskoczona. - Sama mi powiedziaa. Na samym pocztku Prospect Street - to wanie powiedziaa. A teraz, co z kolacj? Myl, by jecha od razu do Santa Barbara, napawa mnie wstrtem. Zamierzam gdzie wstpi i co zje. - Ale zatrzymae dokadnie tam, gdzie trzeba. Przed waciwym domem. - Przypadek - powiedzia Ronald na odczepnego. - I jak, Nancy, co robimy? Przyjacielski diner a deux bez zobowiza, bez komplikowania sobie ycia? Potrzebuj tylko towarzystwa. Nie cierpi je sam. - No... dobrze - zdecydowaa wreszcie. - Najpierw jednak wezw pomoc drogow. Wejdziesz? - Jeli wolisz, poczekam w wozie. - Oczywicie, e nie. Chod. Dom, w ktrym mieszkaa Nancy, by duy, wolno stojcy. Zbudowany z cegy w

1936 roku, w stylu angielskiej posiadoci wiejskiej, pokryty by bluszczem, spod ktrego ledwie ju wyzieraa czerwie murw. Waciciel domu wyjecha przed pitnastu laty na Wschd, polecajc, by jego wasno podzielona zostaa na mieszkania i wynajta na dugie terminy. Nancy wynaja mieszkania na pitrze, na tyach domu, przejmujc je na cztery lata od oceanologa, ktry zosta wysany do pracy w Kioto. Otworzya drzwi. Sie bya mroczna, pachniaa lawendowym proszkiem do szorowania i potrawami chiskiej kuchni. Naprzeciw schodw sta tykajcy niestrudzenie, wysoki, ciemny zegar, ktrego na wp widoczne wahado przypominao Nancy ktry z utworw Edgara Allana Poe. Wspia si na schody, Ronald za ni. - Wiesz, gdzie zadzwoni w sprawie samochodu? - spyta, gdy otworzya drzwi swego mieszkania. - Nie martw si, to mi si ju zdarzao - powiedziaa, zapalajc wiata. Ronald wszed i rozejrza si z aprobat po salonie. Byo w nim niewiele mebli, ktre dobrane zostay ze smakiem wskazujcym na upodobanie do nowoczesnych sprztw: st ze szklanym blatem, woskie lampy przypominajce futurystyczne yrafy, indiaskie tkaniny na cianach. Nancy posza zadzwoni. Ronald tymczasem zbliy si do okna i odsun gadkie, pcienne kotary. - Masz wietny widok na ssiadw - wyrazi swe uznanie. - Czy ci dwaj tam wanie si bij? Wygldaj, jakby krzyczeli. Na cianie, nad telefonem wisia olejny obraz nagiej kobiety. Ju na pierwszy rzut oka wida byo, e przedstawia on Nancy. Ronald podszed bliej, zabawiajc si z rozmysem porwnywaniem portretu z modelk, zwracajc gow to tu, to tam jak obserwator partii tenisa. Podobiestwo wykluczao pomyk. Lekko prostoktna twarz o jasnej cerze z krtkim, prostym nosem i niespodziewanie wystpujcymi piegami, jasnorude wosy i wysoka, kanciasta sylwetka z maymi, lecz w miy sposb zaokrglonymi piersiami. Nancy obserwowaa go, trzymajc suchawk telefonu przy uchu. - Jeden z moich chopakw studiowa malarstwo - wyjania. - Z dobrym skutkiem - przyzna Ronald. Rzucia okiem na portret. - Jeste pierwszym mczyzn, ktry tak mwi. Zwykle oznajmiano mi, e wol orygina. Jest w tym, jak si domylasz, i ch przypochlebienia si, i zazdro, e by jeszcze kto inny, kto te widzia mnie bez ubrania. Moim przyjacikom te si nie podoba. Uwaaj, e to kompensacja moich tumionych skonnoci do ekshibicjonizmu. - Nie jestem taki, jak inni mczyni - wzruszy ramionami. - Czy mog zapali? - Nie krpuj si. Popielniczka jest na pce z ksikami.

Ronald przeszed na drug stron pokoju i wzi popielniczk. Przejrza przy okazji zgromadzone przez Nancy ksiki. Sztuka reklamy, 100 najsynniejszych reklam, Techniki przekonywania. Wrci na swe miejsce, wsuwajc midzy wargi rosyjskiego papierosa. Przypali go papierow zapak, wyrywajc j i zapalajc jedn rk. Sztuczka ceniona przez kogo, kto uwaa, e kady objaw zrcznoci jest istotny. Kogo, kto gotw jest apa ustami rzucone uprzednio w powietrze orzeszki. - Wic siedzisz w reklamie? - zapyta, gdy zaatwia ju spraw z pomoc drogow i odoya suchawk. - Druga najstarsza profesja wiata. - Jestem projektantk - powiedziaa Nancy. - Maluj na kawaku liskiej tkaniny szczegy liternictwa, krel mnstwo linii i jeszcze mi za to pac. Wyranie czekaa teraz, a on powie jej, co robi. Ronald sta jednak w milczeniu, z rkami w kieszeniach, pocigajc papierosa i spogldajc na ni bez mrugnicia okiem. - No i jak bdzie z t kolacj? - spytaa. - Wanie. Co lubisz? - Nie wadz ci Meksykanie? Moe by u Manuela? - Mog by i Meksykanie. Pojechali do Manuela samochodem, chocia nie byo to wicej ni pi minut marszu od domu Nancy. Wystarczyo doj do turystycznego odcinka Prospect Street, tam gdzie mieciy si odzieowe butiki, drogie restauracje, galerie sztuki i biura porednictwa. Chodniki byy zatoczone wczesnowieczornymi spacerowiczami, miejsca do parkowania zajte, tak e Ronald zatrzyma w kocu swego lincolna przed salonem sztuki La Galeria. Zamkn samochd i skin w kierunku galerii. - Moe wstpimy? - zaproponowa. Przeszli przez chodnik i stanli tu przy szybie. Na okrytym jutow materi postumencie, pod przezroczystym kloszem staa brzowa statuetka boka Pana. Mia kopyta i nogi koza. Taczy, przygrywajc sobie na fujarce, z twarz naznaczon szelmowskim wyrazem i pitnem zapamitania si w szalestwie. - Wspaniay - stwierdzia Nancy. - Klasyka. - Mwia to z sarkazmem. Wedug niej, by okropny. Nie wziaby tego poska nawet na klin do blokowania drzwi. Ronald przytakn jedynie, wpatrujc si w milczeniu w statuetk z rkami spuszczonymi luno po bokach, jakby zahipnotyzowany. Nancy czekaa cierpliwie. Ostatecznie to on stawia, wic nie wypadao popdza. W kocu Ronald odwrci si od okna i bez sowa wyjanienia, czemu waciwie statuetka tak go zainteresowaa, poda jej rami. Ruszyli haaliwym, jasno owietlonym

chodnikiem. Nancy poczua, e jest niespodziewanie wesoa. Moe los wreszcie umiechn si do niej, moe tak naprawd w ktni z Johnem i awarii samochodu na autostradzie tkwi palec Boy? Moe w kocu (bagam, losie!) znalaza sobie kogo szczeglnego? Nie mona byo przecie wtpi, e Ronald DeVries by kim szczeglnym. Zamwili guacamole i cuesadillas duszone w gstym sosie, ktrego receptura stanowia tajemnic lokalu. Wszystko byo bogato przyprawione chilli, ktre spukali mocnym, czerwonym winem. Rozmawiali o reklamie, yciu biurowym, psujcych si samochodach i kopotach dziecistwa. miali si, trzymajc za rce, nakrywajc wycignite na obrusie donie. Ich oczy lniy w blasku migoczcych midzy nimi wiec. Ronald ponownie zamwi wino, Nancy tymczasem wysza do toalety. - Mam nadziej, moja droga, e nie zaczynasz si w nim zakochiwa - powiedziaa do swego odbicia w lustrze. Wrcia do stolika. Ronald zdoa ju napeni jej kieliszek winem. - Wiesz co? - odezwa si z rozbawieniem. - Wiesz, jak brzmi nasze imiona? Ronald i Nancy! Uwierzyaby? Nie za duo oficjeli naraz? - Opowiadae o tych starych skeczach z W.C. Radio - przypomniaa mu Nancy. - Och, tak. Naprawd wspaniae. By jeden, w ktrym on mwi, e zawsze, gdy syszy sowo praca, dostaje zaamania nerwowego. W domu nigdy nie mwili tego przy nim gono, skracajc je do p. W przeciwnym przypadku mg zemdle, a wtedy pomagaa mu tylko wiksza miarka dereniowej brandy, rozcieczonej czystym dinem. - Pamitam mj pierwszy yk... zbladem troch... - Ronald naladowa styl W.C. Fields. Nancy rozemiaa si. Od miesicy nie czua si tak niewiarygodnie wrcz szczliwa. Raz jeszcze uja do Ronalda. - Jak to si stao, e pamitasz to wszystko? - Po prostu lubiem sucha radia - wzruszy ramionami. - Teraz ju nie nadaje si takich programw, prawda? Ronald zrobi obojtn min i sign po papierosa. - Masz moe tamy? - spytaa. - Chciaabym posucha paru. - Syszaem to tylko kiedy - Ronald pokrci gow. Wida byo, e nie ma ochoty duej o tym rozmawia, Nancy zmienia zatem temat. - Nie powiedziae mi nic o Meksyku ani o tym, co tam robie. Spojrza na ni, jakby zdziwiony, e w ogle o to zapytaa. - Niczego tam nie robiem - odpowiedzia po duszej przerwie.

- Przepraszam. Nie chciaam by wcibska. Pytaam po prostu. - Nie szkodzi. To nie byo nic interesujcego. - W porzdku - powiedziaa nieco zbita z tropu. Nie potrafia zrozumie, czemu samo wspomnienie o Meksyku tak nagle zmieszao Ronalda i tak zwarzyo atmosfer. Gustowa w meksykaskiej kuchni, lecz wydawao si, e sam kraj uznawa za pokryt platyn zgnilizn. Zacign si pospiesznie papierosem i zdusi go po wypaleniu ledwie poowy. - Dobrze, pomwmy o czym innym - zaproponowaa Nancy. - Nie musimy rozmawia o Meksyku. Ronald popatrzy na ni ostro. Suchaj, o co ci chodzi? Powiedziaem, e nie chc rozmawia o Meksyku. Wydawao mi si, e wyraziem to dostatecznie jasno. A tymczasem wszystko, co sysz, to Meksyk, Meksyk i Meksyk! - Na mio bosk - Nancy prbowaa go uspokoi. Naprawd, tak tylko zapytaam. Nie wiedziaam, e tak bardzo ci to rozdrani. Suchaj, nie obchodzi mnie, co tam robie lub czego tam nie robie. Prowadz tylko uprzejm rozmow i jeli nie chcesz porusza tego tematu... Twarz Ronalda staa i bya teraz rwnie pena wyrazu jak przecitny nagrobek. - Ronald? - spytaa, sigajc ku jego doni. W tej chwili zatrzyma si przy nich zaganiany kelner. - Czy co jeszcze, senor? Smakowao pani, senorita? - Prosz tylko o rachunek - rzuci krtko Ronald. Kelner spojrza z niepokojem na Nancy. - Czy s moe pastwo z czego niezadowoleni? - Wszystko jest w najlepszym porzdku, przynie mi tylko ten cholerny rachunek! Nancy milczaa a do chwili, gdy wrcili do samochodu. - Czy musiae zwraca si do kelnera w ten sposb? Byam zakopotana. Ronald rzuca w powietrze i apa kluczyki od samochodu, raz za razem podzwaniajc nimi w irytujcy sposb. Nie odpowiada jej ani sowem. Jego nastrj uleg drastycznej zmianie, zmarz na ko i nie da si roztopi. - Co takiego stao si w Meksyku, e tak ci rozdranio? - trwaa przy swoim Nancy. - Rzecz w tym, e cokolwiek si stao, nie ma powodu, by przenosi zo na nas. To nie bya moja wina. A ju z ca pewnoci nie byo w tym winy kelnera. - Tak sdzisz? - spyta Ronald. - To bya w caoci wasza wina, ludzi takich jak ty i on.

- Nic z tego nie rozumiem - odcia si. - P godziny temu gotowa byam sdzi, e jeste kim fantastycznym, najmilszym i najsympatyczniejszym chopakiem, jakiego kiedykolwiek spotkaam. P godziny temu. Wierzysz w to? Mylaam nawet, e zaraz si w tobie zadurz. I co mam teraz powiedzie, gdy zachowujesz si w ten sposb? Za co niby mnie winisz? Za co, co stao si w Meksyku i o czym nie mam nawet najmniejszego pojcia? Nigdy dotd ci nie widziaam, wic jakim cudem mogabym by za to odpowiedzialna? Biorc pod uwag, jak cigniesz t spraw, to przypuszczam, e nie bd miaa ochoty wicej ci widywa. Ronald zatrzyma si przy samochodzie i spojrza na Nancy, mierzc j wzrokiem ponad biaym, winylowym dachem wozu. Sposb, w jaki to robi, by znowu inny. Chd ustpi miejsca samozadowoleniu i protekcjonalnej pewnoci siebie. - Spotkasz mnie jeszcze, czy bdziesz tego chciaa, czy nie. - Nie sdz. A teraz pjd do domu sama; i dzikuj. Czy mam zapaci za to, co zjadam? Ronald otworzy drzwi samochodu. - Mniejsza z tym. Ostatni posiek skazaca jest za darmo. - Co to u diaba ma znaczy? Prbujesz mnie zastraszy czy co? - Nikt nigdy nie oskary mnie o to, e prbuj go przestraszy - odpowiedzia Ronald. Nancy zamurowao. Ronald wsiad do wozu i zatrzasn drzwi. Jego ostatnie sowa zabrzmiay w wieczornym powietrzu jak wielotonowe kuranty. Dziwny by akcent, ktry pooy na sowo nigdy, i sposb, w jaki wymwi prbuj. Dla Nancy zabrzmiao to, jakby nigdy naprawd znaczyo nigdy. Jakby nie dotyczyo ludzkiego ycia, lecz obejmowao setki, tysice lat, a moe i ca wieczno. Prbuj mwi w ten sposb, jakby miao to oznacza, e on nie musi prbowa - e napenia ludzi strachem bez jakiegokolwiek wysiku. Pochyli si, by wetkn kluczyk do stacyjki i wiata ulicy ukazay na chwil jego twarz. Spostrzega, e cienie uoyy si na niej pod jakim dziwnym ktem. Wyglda bowiem na wymizerowanego, skr mia cignit, jakby nagle przybyo mu lat, i w trudny do opisania sposb sprawi na niej nieprzyjemne wraenie. Spojrza na ni i w dziwny wygld znikn, wystarczya jednak krtka chwila - czego waciwie - prawdy? objawienia? by Nancy zdya pomyle, e oto wanie ujrzaa go takim, jakim jest naprawd, i e z pewnoci nie by to miy widok. No nic, los ostatecznie nie okaza si dla niej askawy. Rondla ujawni si jako samczy skurwysyn nie lepszy ni John Bream i caa reszta tego

pomiotu. Zrobi to przynajmniej wystarczajco wczenie, by nie uwikaa si w spraw. Los bawi si ni, jak chce, ale oszczdzi jej tym razem szarpicego nerwy oczekiwania i udzenia si, ktre zwykle musiaa przecierpie. Przerzucia torb przez rami i ruszya przez Prospect Street. Do domu miaa tylko pi minut drogi. Nie pomachaa mu, nie odwrcia si nawet. Przypadkowo go spotkaa i takim samym miaa zamiar uczyni poegnanie. Ot, jak dwoje ludzi, ktrzy wdali si w rozmow podczas podry samolotem, a potem id kade w swoj stron. Syszaa, jak za jej plecami zapala silnik, jak z piskiem opon rusza od krawnika, twardo jednak nie odwracaa gowy. Ronald zawrci lincolna na rodku ulicy, ryzykujc tym utrat prawa jazdy i min j z du szybkoci, nawet nie spojrzawszy. Pomylaa: egnaj, rycerzu w lnicej zbroi, ktrym nigdy nie bye. Owszem, wdziczna mu bya za to, e dotara do La Jolla, miast bka si po autostradzie. Wdziczna bya mu za obiad i to niezalenie od tych jego dziwacznych kompleksw. Zastanawiao j, co te zdarzyo mu si w Meksyku, e okazywa takie przewraliwienie i gotw by wini za swe niepowodzenie cay wiat. Skrcia zgodnie z ukiem, ktry kierowa Prospect Street lekko na wschd. Gdy chodny wiatr od morza targa jej wosy, mylaa jeszcze o czym innym. O Ronaldzie stojcym przed oknem wystawowym galerii, stojcym tam dugie minuty ze wzrokiem wbitym w statuetk boka Pana. Teraz, gdy si nad tym zastanawiaa, jego zachowanie wydawao jej si bardzo dziwne, chocia wtedy przyja je normalnie. Wpatrywa si i wpatrywa, a ona nie bya w stanie okreli wyrazu jego twarzy. Pogarda, owszem, lecz take i fascynacja, tak jakby nie mg si oderwa i to niezalenie od tego, jak nieudolnie wykonana bya owa statuetka. Dosza do domu i podjazdem dotara do drzwi. W adnym z frontowych okien nie palio si wiato. Wikszo pozostaych lokatorw wybya spdza wieczr na swj sposb. Kobieta, ktra mieszkaa pod Nancy, znalaza sobie Indianina, geologa (onatego, rzecz jasna), ktry zabra j na odbywajce si w Phoenix seminarium nafciarzy. Wyja klucze, drzwi jednak, jak stwierdzia po wejciu na schodki, byy otwarte. Wahaa si przez dusz chwil. Nikt nigdy nie zostawia frontowych drzwi otwartych. Nie dlatego, eby nie ufali ssiadom czy staym mieszkacom tych okolic. Poza sezonem La Jolla bya najspokojniejszym miejscem w caej poudniowej Kalifornii. ,,Dobrodziejkowo Nadmorskie jak nazwa to jeden z jej przyjaci. Razem z latem jednak zaczynao si zodziejstwo, pojawiali si kieszonkowcy, mnoyy niepokojco napaci i gwaty. Koniec kocw Nancy uchylia lekko drzwi. Sie bya mroczna i cicha. Widziaa

wyranie doln cz schodw, na ktre pada saby blask z brudnego okna na ppitrze. - Hej? Jest tu kto? - zawoaa. Cisza. Poczekaa jeszcze chwil, potem otworzya drzwi na ca szeroko. Syszaa teraz tykanie stojcego zegara, ktry ze zmczeniem odmierza sekundy, widziaa rytmiczne odbyski wiata w wahadle. Wci miaa w uszach dziwaczne ostrzeenie Ronalda: Spotkasz mnie jeszcze, czy bdziesz tego chciaa, czy nie. Poczua nagle irracjonalny lk, e czeka teraz pod schodami, gotw rzuci si na ni i skrzywdzi. - Ronald? - zawoaa wiedzc, e postpuje gupio. Bez odpowiedzi. Wstrzymujc oddech wlizna si do sieni i signa do przecznika. wiato. Sie bya pusta. Odrapana, szara, zalatujca, jak zwykle, kuchni. Na stoliczku pod cian leaa kartka. Podesza szybko i podniosa papier. By zaadresowany do niej, a pochodzi z Tecolote Road Wrecking Company. Napisany pospiesznie, kulfoniasto, informowa, e jej wz zosta zgodnie z instrukcjami zaholowany do miasta i znajduje si obecnie w warsztacie w centrum, gdzie zostanie naprawiony i bdzie do odebrania za mniej wicej cztery dni. Schowaa kartk z powrotem do koperty i rozejrzaa si wokoo. Obsuga auto serwisu dzwonia widocznie, kto im otworzy i zapomnia potem dokadnie zamkn drzwi. Z pierwszego pitra dobiegay odgosy wczonego telewizora pani Oestreicher, szed Matt Houston. Bya niemal pewna, e to wanie jej telewizor. Zamkna drzwi i wspia si na gr do siebie. Torb rzucia na kanap. Zrzucajc ruchami stp buty, wesza do kuchni i wyja z lodwki butelk biaego wina. Na suszarce stay trzy dokadnie wymyte kieliszki - jedyne, jakie miaa. Napenia jeden najlepszym trunkiem Paula Massona i przesza do salonu. Jej myli kryy wci wok Ronalda DeVries i jego gwatownie zmieniajcego si nastroju. W jednej minucie, tak jak z pocztku niewypowiedzianie czarujcy, tak po chwili wydawa si zdolny j udusi. Tak, tak, matka zawsze ostrzegaa j przed przyjmowaniem propozycji podwiezienia. Handel biaymi niewolnicami wci kwitnie, Nancy, i nie pozwl, by ktokolwiek wmawia ci, e jest inaczej. Trzema apczywymi haustami oprnia kieliszek i napenia go ponownie. Okoo dwudziestu minut prbowaa oglda telewizj, bya jednak zmczona, a i wino zrobio swoje, tak e w kocu przesza do sypialni, zacigna rafiowe story i rozebraa si. Bkitny kostium powiesia starannie w szafie, buty ustawia rwno tu pod nim. Po gowie chodzi jej urywek z piosenki Dylana: Co to jest, e taka mia dziewczyna jak ty, robi takie gupoty? Mruczaa to sobie nieustannie pod nosem, przygotowujc si do kpieli, krc w t i z powrotem midzy sypialni a azienk, zmywajc bezbarwny lakier z paznokci, upinajc

wosy, cierajc szmink. Spdzia w wannie dziesi rozkosznych jak marzenie minut. Z rozleniwieniem obserwowaa skapujce z nieszczelnego kranu krople wody i kby pary, unoszce si pod sufitem niczym parada niedorozwinitych duchw. Jej myli kryy znw wok poska boka Pana, wok jego kopyt, brody i skonych, szalonych oczu. Ten obraz zapad jej w pamici jak rozedrgana stop-klatka video. Nie chcia znikn i mimo wszelkich wysikw nie dawa si wymaza. Wytara si i naga usiada przed toaletk, wklepujc w twarz krem Clinique. Spjrz na siebie, pomylaa. Dwadziecia sze lat, zgrabna, adna, inteligentna. Due, zielone oczy, zmysowe wargi, figura modelki. Co takiego siedzi we mnie, e nie umiem si oprze wanie tym niewaciwym mczyznom? Czemu po raz sto pidziesity sidmy bd tej nocy spaa sama? Zupenie nie wiem, po co waciwie bior piguki. Przykrya doni lew pier. Gdy mnie dotkniesz, czy nie zareaguj? Gdy mnie pocaujesz, czy nie odpowiem? Jestem kobiet hojnie obdarzon przez natur, gboko uczuciow, kobiet znajc wszystkie namitnoci gboko uczuciowej kobiety. Nawet wicej. I za to wszystko pragn tylko, eby traktowa mnie jak czowieka. Nie tak, jak John Bream, nie tak, jak Ronald DeVries. Czemu mczyni wini mnie za wszystko? John za nie spacony w ku rachunek na siedemdziesit osiem dolarw i dwadziecia pi centw, wczajc napiwek. Ronald za jakie nie wyjanione kopoty, ktre mia w San Hipolito w Meksyku. Przewizaa wosy wstk i wyja z szafy czyst koszul. Sypiaa zawsze w mskich koszulach po czci dlatego, e by to cakiem wygodny nocny strj, a po czci, e lubia chodzi do magazynw Searsa z msk odzie i tam je kupowa, niby dla ma lub chopaka. Uoya si w pocieli, biorc ze sob ksik, ktr czytaa ju od paru miesicy, kadego kolejnego wieczoru posuwajc si nie wicej ni o dwie lub trzy strony. Bya to ,,Analiza wspczesnej reklamy. Nakrcia swj budzik Minnie Mouse i pocigna za wycznik grnego wiata. Reklamy Ogilvy'ego z 1958 roku dotyczce importowanych rolls-royce'w zawieray jedynie fakty, bez adnych przymiotnikw, bez adnych przymiotnikw... czytaa, lecz myl bya wci przy posku boka Pana i tym, co powiedzia Ronald: Nikt - nigdy - nie oskary mnie o to, e prbuj go przestraszy... e prbuj go przestraszy... Usiowaa skupi si na ksice. Agencja musiaa stawi czoa dawnym, utrwalonym przekonaniom, e rolls-royce to nie samochd, a cudeko za ponad dwadziecia tysicy dolarw, ktre wymaga szofera...

Nikt - nigdy - ... Przeczytaa jeszcze z ptorej strony, ziewna i odoya ksik na nocny stolik. Wyczya lampk i zagrzebaa si w przecierada. Przez chwil leaa na boku, spogldajc na taczce na cianie smugi wiata. Co noc tak si ukaday - odblaski lamp ulicznych, przewitujce przez krzewy jukki na tylnym podwrku. W sztormowe noce szamotay si gwatownie, teraz jednak, gdy byo spokojnie i agodnie, koysa nimi tylko lekki podmuch od morza. Jej oczy si zamkny. Jeszcze jakie odruchowe drgnicie, zmarszczenie brwi. Zasna. Z pocztku spaa bez snw, potem jednak znalaza si gdzie, na jakim wietrznym wzgrzu, cae mile od jakiegokolwiek znanego jej miejsca. W oddali widziaa biae i czerwone wiata przejedajcych autostrad samochodw, ale co jej podpowiadao, e to nie ta autostrada, e idzie w zym kierunku. Prbowaa opanowa panik, wiedziaa jednak, e si zgubia i e wiele godzin minie, nim znajdzie drog do domu. Dotara do samotnie stojcego, cichego i opuszczonego budynku w dawnym stylu. Wpyna na schody. Otwarte drzwi. Na zaniedbanej werandzie ley na boku fotel na biegunach, szare szczury szarpi zbami jego wiklinowe siedzenie. Kto umar, pomylaa i zaraz poczua si osaczona przez mrok, przytoczona ciemnoci. Poczua lk. Wiedziaa, e musi wej do tego domu i poszuka telefonu. Rozwara szeroko drzwi. Wntrze budynku byo ciemne i duszne. Tu przy schodach staa wysoka gablota wystawowa. Szyby oblepione brudem i kurzem, patyn setek lat zaniedbania. Podpyna ku niej, sprbowaa zajrze do rodka, jakie mroczne, skrcone ksztaty... Przetara szko rk, lecz nie udao si jej dojrze niczego wicej. Z jakiego powodu baa si tych niewyranych ksztatw. - Nikt - nigdy... - wyszepta jaki gos. Gos tak zimny, jak woda kapica z kranu w nie uywanej od dawna azience. - Nikt - nigdy - nie oskary mnie o to, e prbuj... Nie poruszajc wcale nogami, uniosa si po schodach, mijajc na ppitrze podwietlone okno, w ktrym taczya brzowa statuetka boka Pana. Posek trwa nieruchomo, lecz pewna bya, e gdy tylko odwrci si do plecami, ruszy zaraz jej tropem. Z niejasnych powodw dostrzegaa w nim wcielone zo, esencj zepsucia i przeraenia. - Przestraszy - przestraszy... Wzniosa si na podest pierwszego pitra. Chciaa odwrci si, sprawdzi, czy boek nie pobieg za ni. Nie moga poruszy szyj. Czua, jak jej minie stay. Nie moga zrobi nic, tylko bezsilnie szybowa nad podog. Nie za szybko, lecz wytrwale, po cichu, niepowstrzymanie - wprost ku drzwiom swego wasnego mieszkania.

Drzwi mieszkania rozwiay si jak brunatna mga, znalaza si w salonie. Nagle pomylaa o swym akcie wiszcym nad telefonem. Moe kto ujrza go i uzna za nieprzyzwoity. A moe wzi j za dziewczyn bez moralnoci, gotow przespa si z kadym, kto zechce j mie? Chciaa obrci si, sprawdzi, czy portret jest na swoim miejscu, lecz szyja pozostawaa wci w bolesnym imadle staych mini. Zapomniaa, e miaa poszuka telefonu. Przepyna do sypialni. Panowaa tu ciemno, nieprzenikniona ciemno. Drzwi zamkny si same za ni cicho i szczelnie. Wysilia oczy, by dojrze ko, ostronie wycigna rce, chcc rozpozna w ciemnoci drog. Znalaza je. Pooya si. Teraz odniosa najdziwniejsze z moliwych wraenie, e sen ju si skoczy, e to, co dzieje si teraz, jest najzupeniej realne. Przesuna doni po ku, wyczuwajc zmite przecierado. Syszaa tykanie budzika. Brakowao tylko taczcych na cianie wiate z ulicy. Usyszaa jaki dwik. Jakby drapanie, jakby szelest - bardzo sabe, wystarczajce jednak, by uwiadomi jej, e kto jeszcze prcz niej znajduje si w sypialni. Leaa nieruchomo z szeroko otwartymi oczyma, nasuchujc z wstrzymanym oddechem. Czy by to oddech kogo stojcego przy ku? Czy moe tylko echo jej wasnego oddechu? Czekaa. Wskazwki budzika dopezy do wp do dwunastej. Cisza. adnego dwiku oprcz szumu jej wasnej krwi. Znw powrcio skrobanie, tym razem goniejsze. Znw wstrzymaa oddech, uniosa gow znad poduszki, napinajc minie grzbietu i prbujc wzrokiem przebi ciemno. Ja ni, pomylaa. To sen. Musz si obudzi. A jeli wtedy okae si, e nic si nie zmienio i e naprawd kto jest ze mn w tym pokoju? Zerwa si agodny wiatr. Zakoysa rafiowymi storami, odchyli je od okien tak, e wpuciy niky promyk wiata. Wntrze pokoju zamajaczyo w pmroku tak niewyranie, e Nancy nie potrafia rozpozna adnego szczegu. Moe to by inny pokj, moe jej, lecz zupenie odmieniony? Uniosa si ostronie na okciach. Czy to lustro nie wisiao tam, gdzie powinny by drzwi? Czy to nie krzeso stao w kcie? A ten oby ksztat obok krzesa, przypominajcy wielk, terakotow waz... Skrobanie, szelest... Szarpna gow, odwracajc j w drug stron, tam gdzie zalegay cienie. I nagle sta tu obok, nagi i biay jak trup, z oczami jarzcymi si czerwono w ciemnoci, z pobyskujcymi w wietle zbami: Ronald DeVries. Albo stwr wygldajcy dokadnie tak jak on. Wiatr zamar, story opady i pokj znw pogry si w mroku. Nancy skulia si,

przycigna nogi i zacisna powieki. - Nie!!! - krzykna. W ciemnoci co wycigno ku niej szpony. Czua paznokcie rozdzierajce jej uda. Prbowaa si wywin, zej temu czemu z drogi, lecz dwie mocarne donie przytrzymyway jej nadgarstki, zmusiy j do pooenia si na wznak. Poczua jak pomidzy jej uda wpycha si brutalnie czyje kolano, jak jedna z trzymajcych j rk zmienia pooenie, przyciskajc okciem jej przedrami do materaca, sama za do wyrywa jej bolenie gar wosw. Krzykna, w kadym razie sdzia, e krzykna, ale jak ktokolwiek mg j usysze, skoro tylko nia, e krzyczy? Guziki koszuli prysny pod gwatownym szarpniciem, materia zosta zdarty na boki. Poczua cikie, zimne i szczeciniaste ciao, opadajce na ni jak tusza ostygej ju wini. Chciaa krzykn, lecz nie moga znale na to oddechu, a gdy spojrzaa w ciemno nad sob, ujrzaa dwoje oczu rozjarzonych jak przebijajce si przez gruby koc wiata pochodni, poczua zalatujcy winem oddech i jeszcze jaki odr, wywoujcy skurcz garda i odka, dawicy sowa w krtani. - Nie - bagaa napitym szeptem. - Nie! Lece na niej stworzenie jeszcze mocniej szarpno jej wosy i wychrypiao co gardowym gosem. Obce, chrapliwe dwiki, niezrozumiae, lecz nieodparcie podliwe. Pomylaa o Johnie Breamie krzyczcym za ni na schodach. Pomylaa o wszystkich tych mczyznach, ktrzy ogldali si za ni, o tych tysicach par oczu, o tych wszystkich facetach rozgrywajcych bezlitonie kade sowo i gest, odmierzajcych umiechy, pragncych tylko tego, by zaspokoi gboko w niej sw dz. - Och, nie - zaskamlaa, gdy zrogowaciae donie zaczy ugniata jej piersi. Raz jeszcze szarpna si ze wszystkich si, rzucajc ciaem we wszystkie strony, zaciskajc donie na wszystkim, co dao si uchwyci. Stworzenie byo jednak o wiele za cikie, o wiele za silne. Majaczyo ponad ni, lnice oczy unosiy si o par cali od jej twarzy, powtarzao te do niczego niepodobne sowa, a ona czua, jak wibruje w ich takt przygniatajca j owosiona klatka piersiowa. - Prosz; pozwl mi si obudzi - pakaa. - Boe, prosz, prosz, pozwl mi si obudzi! Stwr wycign si na niej, drapic sztywnymi wosami brody jej rami, szyj i policzek. Czua, jak usiuje sforsowa opr jej ona, zupenie jakby kto wpycha jej midzy nogi zacinit pi. - Prosz, jest za duy - kaa. - Prosz, zabijesz mnie! Prosz!

Poczua bl tak intensywny, i przez chwil sdzia, e pka jej miednica. Odrzucia konwulsyjnie gow, wygia plecy. Bolao za bardzo, by moga robi cokolwiek prcz apania powietrza. Musiaa zacisn szarpane dreszczem donie na ramionach stwora, bojc si, by nie wdar si w ni zbyt gboko. Nic nie moga zrobi, by sobie pomc. Bya bezsilna. Nie moga si nawet obudzi. Jedyne, do czego bya zdolna, to przyciska si mocno do sprawiajcego jej tyle cierpie cielska, trzyma nogi rozoone jak najszerzej i modli si, modli si i modli. Stwr zawoa nagle: Sabazius! Poczua, jak jego minie kurcz si i rozpraj, niczym wysmarowane zimnym smalcem we. Krzykna znw, i jeszcze raz, a potem nagle to co wycofao si z niej z niemoliwym do zapomnienia, wilgotnym i lepkim odgosem. Leaa nieruchomo, nie zmieniajc pozycji, gdy istota wstawaa z ka. Usyszaa, jak spryny ustpuj pod ciarem. Bezgonie powtarzaa modlitw do Boga Wszechmocnego, by temu czemu nie przyszo do gowy zabi jej. Boe, Boe, bagam, nie pozwl, by mnie zabi. Bagam, niech sobie pjdzie. Bagam, Boe, daj mi si obudzi - powtarzaa bez przerwy, jak skruszona i oszalaa zakonnica. Zdawao si jej, e leaa tak, skulona na swym ku, cae godziny. Otwieraa i zamykaa oczy nie wiedzc, czy to sen, czy jawa. Rafiowe story zaczy rozjania si stopniowo i po niedugim czasie pokj wypeni blask soca. Usiada, przesuna rkami po wosach. Czy to by sen? Spojrzaa na swoje ciao. Koszula bya rozpita, lecz nie rozdarta, a przesuwajc domi po skrze, nie znalaza adnych otar ani zadrani. Niczego, co wiadczyoby, e naprawd zmagaa si z besti. Wstaa i przesza do azienki. Obejrzaa si w lustrze. Oczy miaa troch podpuchnite. co mogo wiadczy o niespokojnym nie. Nic wicej. Wszystko byo w porzdku. Dla pewnoci signa jeszcze doni pomidzy nogi. Bya wilgotna, jak zwykle po erotycznych snach. Nie byo jednak ladu tej podobnej potopowi strugi, ktr zala j stwr z nocnego koszmaru. Nie byo otar. Popatrzya na swe odbicie w lustrze. - Sen - powiedziaa na gos. - To by tylko sen. Nie do wiary. Wesza pod prysznic, zasuna row plastykow kotar, wczya ciepy i mocny strumie wody. Chocia nic nie wiadczyoby cae wydarzenie byo czym wicej ni senn zmor, umya si nadzwyczaj dokadnie. Czua si zbrukana swoimi wyobraeniami o Ronaldzie DeVries. Poza tym - baa si.

Wytara si i ubraa wybierajc jasnobeowe spodnie i bia bluzk z krtkim rkawem. Uczesaa si, nie suszya jednak wosw - bya dopiero sidma. Zanim przyjedzie wezwana przez ni takswka, zdy jeszcze zrobi sobie kaw, wic wyschn, nim uda si do pracy. Wczya radio i nucc pod nosem We Are the World, znikna w kuchni. Zadzwoni telefon. Wrcia do pokoju, by go odebra. - Hallo? - Bya samotnie mieszkajc dziewczyn i nie zwyka podawa swego imienia, dopki nie zorientowaa si, kto dzwoni. - Nancy? Czy to Nancy? - gos brzmia bardzo odlege. - Kto mwi? - Nie poznajesz mojego gosu? Ronald, Ronald DeVries. Nancy poczua zimne ciarki na plecach. - Czego chcesz, Ronald? - Chc tylko wiedzie, czy dobrze si bawia, Nancy. Przycisna do do czoa. - Owszem, tak. W rzeczy samej, dobrze si bawiam. To znaczy, dopki nie stracie nad sob panowania i nie zacze oskara mnie o wszystko, czego nie zrobiam. - Nie, Nancy, nie o to mi chodzi. Nie mwiem o tamtym. Mwiem o tym, co byo pniej. - Pniej? Jakie pniej? Nic nie byo pniej. Poszam spa do domu. - I miaa sen, Nancy, prawda? nia? Nancy poczua, jak wdrujc arteriami ku jej sercu, narasta w niej niespiesznie najczystszy, lodowaty strach. - Skd o tym wiesz? - spytaa ostro. - Skd moesz wiedzie, e niam? - Wikszo ludzi miewa sny, Nancy. - Ale skd wiedziae, e ja niam?! Ronald milcza przez dusz chwil. Nancy syszaa jedynie waciwe dugodystansowym poczeniom zawodzenie i popiskiwanie. - Ronald - powtrzya, niecierpliwa i przeraona. - Skd wiesz, e niam? Rozemia si. Przysic by moga, e miech ten przechodzi chwilami w zwierzce warczenie. Wreszcie odpowiedzia: - Wiem, e nia, Nancy, wiem o tym na pewno. Bo przecie nia o mnie.

7
Dwa dni pniej Henry siedzia w swym salonie, suchajc Beethovena i pocigajc zmroon wdk, gdy odezwa si brzczyk przy drzwiach. Zamkn oczy, wytrwale przyjmujc to mczestwo. Pozwoliby brzczyk zabrzmia jeszcze pi czy sze razy, zanim ostatecznie podnis swe ciao z krzesa i noga za nog powlk si do przedpokoju. - Kto tam? - wrzasn usiujc zachowa w miar pionow postaw. - To ja, Gil Miller. - A, straszny Gil Miller. Wytrzymaj jeszcze przez chwil, a zrobi tu jakie wejcie. Zdj acuch i otworzy drzwi. Gil zawaha si przez moment, widzc, w jakim stanie znajduje si Henry - nieogolony, w postrzpionym, wytartym niebieskim paszczu kpielowym i z wielk szklank wdki w rce. Henry jednak zacz go uspokaja. - Nie zwracaj na mnie uwagi. Jest pitek rano i wanie dobrze si bawi. Poszed do salonu, zostawiajc Gilowi zamknicie drzwi. Zamachn si rk na tyle szeroko, e posa porzdn porcj wdki na poduchy kanapy. - Beethoven! Ludwik van Beethoven! - obwieci uroczycie. Gil wskaza na spotniay dzbanek z alkoholem. - Ile tego masz ju w odku? - spyta, lecz niezbyt krytycznie. - Nie wyliczam sobie - powiedzia Henry. Usiad gwatownie, rozlewajc jeszcze troch wdki na swj paszcz. - Tego, co si wypija, nie mona liczy jak dni tygodnia, beli linoleum czy skarpetek. Picie to bezkresna rzeka pynca majestatycznie ku morzu. Z wierzchokw gr do oceanu, oczywicie przez nerki milionw swych wielbicieli. A gdy ja padn wyczerpany wypenianiem przyjemno nioscego obowizku, wwczas zawsze znajdzie si kto, kto zapeni moje miejsce w szeregu. - Mylaem o Springerze... - zacz Gil. - Aha - odpowiedzia Henry z waciw alkoholikom przenikliwoci. - Mylae o Springerze. Noo, ja te mylaem o Springerze! Tak naprawd to niezbyt jestem w stanie myle o czymkolwiek i kimkolwiek... oprcz tego cholernego Springera. Trci Gila rozoon doni bardzo lekko w pier, czkn potnie i powiedzia: - Bagam ci, usid. - Jeste pijany - stwierdzi Gil. - Wiem. - Moe powinienem zajrze raz jeszcze jutro rano, gdy bdziesz trzewy.

- Nie! Nie wydusisz wtedy ze mnie niczego sensownego. Gil nad policzki, przemyla to sobie i zgodzi si usi. Henry unis dzbanek i zamacha nim tak swobodnie w powietrzu, i Gil pewien by, e zaraz wszystko rozleje. - Czy masz moe ochot na... libacj, drogi chopcze? - Dzikuj. Prowadz. - A, c - powiedzia Henry. - Prowadzenie wozu to umiejtno, ktr dawno ju postradaem. Chocia musz ci powiedzie, e mam samochd. Mercury, rocznik 1971. Dziewi tysicy mil na liczniku i nic nadto. Jest w garau, owinity w brezent. Czeka na dzie, w ktrym stwierdz, e wyrobiem ju swoj norm picia w tym yciu. - Springer by u ciebie? - zapyta Gil. Henry nabra wojowniczoci. - Springer nie przestaje do mnie przychodzi. I cholera, za kadym razem wyglda inaczej. Trzy wizyty w cigu dwch dni. Najpierw jako zakonnica, caa na biao. Potem wyglda jak Dalajlama na urlopie. W szafranowotych szatach. Dzi by znowu... z godzin temu... mia na sobie jakie czarne Bg-wie-co. To znaczy mwi on, ale on nie jest naprawd on, nie? To raczej ono. Moe nawet ona? Gil skrzyowa opalone nogi. - I za kadym razem, gdy ci odwiedza, zadawa ci to samo pytanie? - Dokadnie tak. Tylko jedno pytanie. Czy ju si zdecydowae?. A potem, gdy odpowiadaem mu, by jeszcze troch poczeka, wychodzi. adnego przekonywania, adnego sporu. adnych popisw oratorskich. Tylko za kadym razem zostawia mnie z wikszym ni przedtem poczuciem winy. Tak wic teraz czuj si bardzo winny. I oczekuj, e w miar jak dzie bdzie wlec si ku wieczorowi, moje poczucie winy bdzie narasta. - Sdzisz, e powinnimy to zrobi? - spyta Gil. Henry wzruszy ramionami, wychyli trunek i zrobi kolejno kilka mocno rnicych si od siebie min. - Skd mog wiedzie? ciga jak mityczn besti? To nie brzmi zbyt normalnie, nie mwic o logice. To nie brzmi nawet realnie. - To czemu czujesz si winien, gdy Springer pyta ci, czy ju si zdecydowae? - Bo - zacz chrapliwym gosem, zamilk i skrzywi si. - Bo... nie wiem. Nie wiem, kim on jest, co reprezentuje, co robi, ani dlaczego. Po prostu samym sob wzbudza we mnie poczucie winy. A musisz wiedzie, e niewiele trzeba, by wzbudzi we mnie poczucie winy. Moja bya ona wzbudza we mnie poczucie winy. Ty wzbudzasz we mnie poczucie winy. Osuszy szklank i czkn znowu. - Picie to bezkresna rzeka... pynca w swym groz budzcym majestacie... ku morzu.

Objazdem, rzecz jasna, przez ludzkie nerki. To jest wanie to, co nazywa si... miym urozmaiceniem po drodze. Gil przyglda mu si przez chwil, a muzyka wybucha potnym crescendo i zamara. - Springer odwiedzi i mnie - rzuci zdawkowo. - Zada mi to samo pytanie. Sdz, e rozmawia te i z Susan. - Rozumiem - powiedzia Henry. - I co mu powiedziae? Czy jej, czy temu czemu? Wiesz, co ja? Powiedziaem mu, e kady powinien i wasn drog. Kady ma swoje powinnoci do wypenienia. I e moja droga nie przebiega w pobliu siedlisk mitycznych bestii ani wgorzy-zabjcw, i e w adnym razie nie jest moj powinnoci ciganie niewidzialnych gwacicieli. - Ja powiedziaem mu, e si zgadzam. - Co zrobie? - Henry popatrzy na niego mtnym wzrokiem. - Powiedziaem mu, e si zgadzam. Henry otwiera usta i zamyka je, jakby nagle zgupia. - Mj mody czowieku... - powiedzia w kocu. - Nie wiesz nawet, czym grozi polowanie na t besti! Pamitasz tego policjanta na play, tego, ktry straci poow twarzy? Przypomnij sobie dziewczyn! Uwierz mi, ta bestia, czymkolwiek jest, nie jest waciwym dla nas przeciwnikiem. To nie bdzie polowanie na krliki! Polujemy na co, co, o ile jestem w stanie to okreli, ma nadnaturalny charakter. Jak poltergeist lub wampir! Czy... czy, czy nawet sam diabe! Gil wyprostowa nogi i wsta. - Te si zgodzie, prawda? To dlatego jeste pijany i suchasz caej tej muzyki. Henry otworzy szeroko oczy. - Gotw jestem zaoy si, e zgodzie si wczeniej ni ja - powiedzia Gil. - Tak samo jak ja, wychodzc stamtd mylae o caej sprawie i nie udao ci si ostatecznie znale adnego przyzwoitego powodu, by powiedzie nie. - Gil obejrza si. - Bo, Henry, tak naprawd, to co masz do stracenia? Henry podszed do Gila i pooy mu na ramieniu trzsc si do. Spojrza na niego zazawionymi oczyma. Czu, e gdzie pod od dawna narastajcymi zasonami alkoholizmu, ktre okryway wszystkie jego emocje, pojawia si autentyczny odzew na sowa Gila jawicego mu si jako syn, ktrego mie powinien, lecz nigdy nie mia. By zawsze zbyt samolubny, by mie dzieci, zbyt zaprztnity Marksem, Engelsem, Russellem i Kantem. - Dwie rzeczy napeniaj mj umys wiecznym zachwytem i lkiem... niebo

gwiadziste nade mn i ad moralny we mnie - zacytowa Kanta, podajc jedno z usprawiedliwie, dlaczego przysta na danie Springera. - Co to jest? - zapyta Gil. Henry mwi bardzo niewyranie. - Uzasadnienie, jak sdz, powiedzenia mu tak. To moja wiara w sowa Springera, chocia nie potrafibym ci powiedzie, czemu mu wierz. - A ten... Ashapola? - dopytywa si Gil. - Co o nim sdzisz? Henry pokrci gow. - Moesz nazywa Boga, jak tylko ci si podoba. Moesz myle o Nim w dowolny sposb. On wci pozostaje Bogiem. - Przerwa na chwil. - Powtarzamy nieustannie wiele sw o nie koczcych si zmaganiach midzy Dobrem i Zem, Gil. I dlatego powiedziaem mu tak. Czymkolwiek okae si Ashapola, to z pewnoci opowiada si za owieceniem, dobroci i chroni niewinnych. Dziewczyna z play bya niewinna i patrz, co si stao. Nawet gdyby nie robi nic wicej, to naleaoby przynajmniej ochroni inne mode dziewczyny, a ona - c, ona winna zosta pomszczona. Westchn, potem doda: - Masz racj, drogi chopcze, oczywicie, e masz racj. Nic nie mam do stracenia. Par ksiek, z ktrych wikszo i tak nie naley do mnie. Kilka kilogramw papieru. Dobre piro i okoo czterdziestu butelek wdki. ycie si ju skoczyo i, tak czy owak, nie ma si ju czym przejmowa. Nie bybym w stanie si zabi, ale naprawd nie boj si ju umierania. - Ja si zgodziem, poniewa druga taka szansa mogaby mi si ju nigdy nie trafi. I z powodu tej dziewczyny. I... no, poniewa... to wszystko. Henry usiad obok Gila i obaj zamilkli. W kocu Henry zaproponowa: - Powinnimy zadzwoni do niego. Czy do niej. Czy tego. Powinnimy spotka si z nim, skoro obaj ju zdecydowalimy. - A co z Susan? - spyta Gil. - Nic. Ona jest zbyt wraliwa. Nie byaby zbyt dobrym owc takich bestii, uwierz mi. Polowaem raz w Kanadzie na karibu. Byy z nami dwie kobiety i byo to przeraajco uciliwe. Przez cay czas nic tylko jazgotay i narzekay, ile to musz si nachodzi. - Nie wydaje mi si, by polowanie na t besti przypominao tropienie karibu westchn Gil usiujc nie czyni z tego artu. Nie wiedzia za bardzo dlaczego, lecz zaczyna lubi Henry'ego, a nawet poczuwa si do pewnej nad nim opieki. Nie spotka dotd nigdy nikogo, kto byby podobny do Henry'ego. Kogo, kto potrafiby porusza si swobodnie w obrbie filozofii, cytowa poezj i wyjtki z dzie, i to bez zastanowienia, a rwnoczenie

zachowywa si z takim brakiem poszanowania wobec czegokolwiek i kogokolwiek, wcznie z sob. Nie to, eby podziwia Henry'ego, lecz sprawioby mu przyjemno, gdyby mg zalicza go do swoich przyjaci. - To mogoby by bardzo niebezpieczne powiedzia Henry. - Moe tak. Ale Springer chcia, eby Susan nam pomoga, prawda? I musia mie po temu powd. Nie proponowaby jej tego, gdyby nie sdzi, e ona moe to przyj. Henry sta przez chwil w miejscu, koyszc si na boki jakby podoga bya pokadem podnoszcego si na agodnej fali oceanicznego liniowca. - Czy wiesz moe co na temat waciwej pci Springera? - -spyta Gila zmieniajc temat rozmowy. - No, nie, nie wiem. Dla mnie jest jak bezpciowy chopak. Jak buddyjski mnich czy kto taki. Henry unis brwi. - Mam wraenie, e to kto wicej ni buddyjski mnich. I nie sdz, by by bezpciowy. Myl, e jest raczej zoeniem wszystkich pci, tych znanych i nieznanych. Sdz, e jest mikrokosmosem wszystkiego, czego kiedykolwiek pragne, raczej encyklopedi ni zwyk ksik. Henry podszed bardzo blisko Gila i cisn jego ramie. Gil poczu bijcy od niego zapach alkoholu. Przyjrza si przekrwionym oczom Henry'ego. - Sdz, e Springer jest tym, co w czasach redniowiecza nazywano zwykle anioem. - artujesz - powiedzia Gil, odsuwajc si. Obrci si na picie i znw popatrzy na Henry'ego. - artujesz, prawda? Powoli i stanowczo Henry pokrci gow. - Springer jest anioem. Odszukaj w sowniku sowo anio i sprawd, jak jest ono definiowane. Wysannik Boga. I tym wanie jest Springer. Wysannik Ashapoli, ktry sdzc po wszelkich intencjach i celach, jest Bogiem. Tak zatem, mj przyjacielu, rozmawiajc ze Springerem, rozmawiasz z kim, kto tylko o jeden stopie rni si od Bytu Najwyszego, Stwrcy Wszechwiata. Zaprawd dre winiene! Albowiem to jako Mojesz i Krzew Gorejcy! - artujesz sobie ze mnie - powtrzy Gil. - Moesz sobie myle, co chcesz - stwierdzi Henry. - Jedyny sposb, by to sprawdzi, to spyta samego Springera. - Odstawi szklank i rozejrza si po pokoju, poklepujc kieszenie jak mae tam-tamy. - No i gdzie s moje okulary? - Zadzwoni do Susan - zaproponowa Gil.

- Naprawd sdzisz, e to mdrze? - Musz, Henry. - Henry westchn. - Niech bdzie - zgodzi si. - Ale powiem to Springerowi, wyranie i wprost: Susan nie moe przyczy si do nas, jeli zwizane z tym bdzie najmniejsze nawet ryzyko, Nie chc mie na sumieniu ycia modej dziewczyny. Szczeglnie tak adnej. - Podoba ci si, prawda? - umiechn si Gil. Henry spojrza na niego z ukosa. - Tak - oznajmi zaczepnie. - A tobie co do tego? Podczas gdy Henry przetrzsa mieszkanie w poszukiwaniu swych okularw, butw i zmitego, pciennego paszcza, Gil dzwoni do Susan. Odebraa jej babka i z miejsca chciaa wiedzie, kto mwi. - Po prostu przyjaciel. - Chopiec? - O ile dobrze pamitam, to tak, prosz pani. - Nie bd wobec mnie taki miay. Susan wysza. Jest na lunchu z Morgensternami. Moesz zadzwoni pniej, jeli bdziesz chcia, ale nie mog ci zagwarantowa, e j zastaniesz. - Okay, prosz pani. Dzikuj. - Nie ma jej? - zapyta Henry. - Tym lepiej, zapewne. Nie chciabym, eby spotkaa j krzywda. Pomyla o tym, co wanie powiedzia, i doda: - Jeli o to chodzi, to nie chciabym te. eby krzywda spotkaa mnie. tym mustangiem Gila pojechali do Camino del Mar i zaparkowali przed domem, w ktrym Springer pokazywa im odczyt pamici znalezionej na play dziewczyny. Wysiedli z wozu, przygldajc si ciemnym oknom i podupadej fasadzie. Po raz pierwszy zadali sobie pytanie, czy zastan tu Springera. Zreszt, Henry nadal nie mg pozby si pytania, czy Springer w ogle istnieje. Przeszli po zaronitej ciece i przycisnli zardzewiay dzwonek. Ze rodka domu nie dobiega nawet szmer. Nic nie zadzwonio, nie zabrzczao. Dzie by upalny, jasny i wilgotny, z niebem udekorowanym warstwami wysokich chmur, ostrzegajcych przed zmian pogody. Henry by cay spocony, wyj zwinit chustk i przyoy j do czoa. Palcem rozluni krawat. - Nie mam pojcia, po co wzie ten krawat - rzuci Gil. - Jestem profesorem - odpar Henry nadymajc si sztucznie. - Krawat jest symbolem

mojej odpowiedzialnoci. Poza tym, przesuwajc po nim palce w gr, z atwoci jestem w stanie, w razie potrzeby, odnale moj gow. Czekali tak i czekali, lecz nikt nie otwiera. - Zadzwo jeszcze raz - zaproponowa Henry i gdy ju miao to nastpi, drzwi otworzyy si i stan w nich Springer, z blad twarz i odziany w czer. - Wczenie przyszlicie - umiechn si. Henry unis lew rk i zmarszczy brwi. Zapomnia nakrci zegarek. - Jak moemy by wczenie, skoro wcale si nie umawialimy? - Chciaem powiedzie, e nie oczekiwaem was ju teraz. Weszli. W powietrzu unosi si zestarzay i niezbyt przyjemny zapach olejku paczulowego. Porcze przykryte zostay pokrowcami, tak jakby dom mia zosta opuszczony i zamknity na lato. - Wiedziae, e przyjdziemy? - zdziwi si Henry. Springer przytakn. - Wasza przyjacika te ju jest. Przysza wczeniej. Czeka na grze. Gil i Henry wymienili zdziwione spojrzenia. Springer umiechn si do nich odruchowym wykrzywieniem ust klowna i poprowadzi ich po schodach do duego pokoju na tyach, tego samego, gdzie odtwarza dla nich cierpienia dziewczyny. Susan staa przy oknie i wygldaa na opanowane przez zielsko podwrze. Miaa na sobie bia, bawenian koszulk i prost, bia spdniczk, wosy przewizaa wstkami. Gdy tylko weszli, odwrcia si. - Cze, Springer powiedzia mi, e przyjdziecie. Henry energicznie zatar donie. Drania go wasna niezdolno do przewidywania. Zwaszcza, e pierwotnie planowa przesiedzie ten dzie w fotelu, nie robic niczego oprcz suchania Beethovena. Mia to by podkad do urnicia si w niewyobraalnym stopniu. Susan podesza do nich i niemal ceremonialnie ucaowaa najpierw Gila, a potem Henry'ego w policzek. - Przepraszam - powiedzia Henry pocierajc sw szczecin. - Kuj. Springer zamkn drzwi. - Przyszlicie, gdy przeznaczeniem waszym byo przyj. Przyszlicie, poniewa w kadym z was jest co, co tego wanie pragno. Ty, Susan, stracia rodzicw. Twj umys cigle szuka wyjanienia i innych faktw, i co mwi ci, e jeli wemiesz udzia w tej przygodzie, wwczas znajdziesz odpowied na wiele ze swych pyta. W pewien sposb moe si to sprawdzi. Springer podszed do Henry'ego i zatrzyma si, patrzc na niego yczliwie. - Ty, Henry, boisz si, e cae twoje ycie moe okaza si zmarnowane, e wszystko, czego si nauczye i cay twj intelekt mog si na nic nie przyda. Wytropienie bestii moe

by dla ciebie znaczcym osigniciem. A poza tym, dobrze si czujesz w towarzystwie tej pary modych ludzi. Gdyby twoje maestwo byo bardziej szczliwe, wwczas z pewnoci sam miaby dzieci. Ta dwjka za moe je zastpi. Henry nic nie powiedzia. By zbyt dobry w filozofii, by nie wiedzie, e nie ma sensu podejmowa dyskusji z twierdzeniem zawierajcym niepodwaaln prawd. Springer przeszed do Gila i pooy rk na jego ramieniu. - Twoje ycie zdaje si by o wiele pogodniejsze ni ycie Henry'ego czy Susan. Masz kochajcych ci rodzicw, porzdny dom i przykadasz si solidnie do nauki. Wci jednak jeste niezadowolony. Nie bdziesz nigdy, w odrnieniu od swego ojca, usatysfakcjonowany czym tak doczesnym i ograniczajcym jak sklep. Ty pragniesz wicej. Oczekujesz niebezpieczestwa, czego podniecajcego! Co powiedzia ci ojciec, gdy wybierae si na spotkanie ze mn? Co ci doradzi? Gil zarumieni si z zakopotania. - Nie zdawa sobie sprawy, w co to si obrci. Tak jak ja. Springer umiechn si. - Twj ojciec zawsze powtarza ci, by przedsiwzi rodki ostronoci. Nie tylko w sprawach seksu, we wszystkim, co robisz. Masz ju dosy tego zachowywania ostronoci. Chcesz si sprawdzi. Polowanie na besti, jak sdzisz, bdzie tak wanie prb. - Springer unis rce. Jego twarz bya nieruchoma jak kamie, pozbawiona wyrazu, lecz spokojna. Teraz widzicie, dlaczego zostalicie wybrani, czemu pokierowano waszymi krokami tego ranka na play. Ju rozumiecie, e wszyscy musielicie si zgodzi, by pomc. Henry wcisn rce do kieszeni i koysa si to w ty, to w przd na obcasach butw. - Ju wczeniej, z rana, przypuszczaem, e jeste kim w rodzaju wysannika. Boym wysannikiem. Springer spojrza na niego z zainteresowaniem. - No i? - spyta. - C, moe to niedorzeczne. W sumie, brzmi to jak zupene szalestwo teraz, gdy mwi ci to prosto w twarz. Ale przypuszczam, e jeste anioem. Springer zdawa si przyj to spostrzeenie cakiem powanie i nie obrazi si. Rozwaa to przez par chwil, potem przytakn, jakby cakiem si z tym zgadza. - Nie jestem zapewne anioem w tym sensie, w jakim ty uywasz tego terminu. Nie mam skrzyde, powczystej szaty ani trby. Jestem raczej zbiorem informacji, ywym hologramem. Lecz jeli masz ochot uywa terminu anio... to bdzie mi mio. - A ja chciaabym wiedzie - powiedziaa Susan -dlaczego Ashapola, skoro jest tak

potny, nie moe sam odnale bestii. Czemu musimy robi to za niego? - On jest rwnie wszechpotny jak bezsilny wyjani! Springer. - Stworzy ten wiat i wszystko na nim. lecz w wikszoci przypadkw obdarzy swe dziea wolnoci wyboru. Spraw czowieka jest wierzy w niego, a wwczas jest zadowolony. Zezwala on jednak i na to, by ludzie w niego nie wierzyliby wierzyli miast tego w innych bogw, jeli ludziom to odpowiada. Ashapola jest bogiem, ktry nie interweniuje, nie rzdzi przeznaczeniem swych tworw i nic jest w stanie ingerowa w ich ycie bardziej ni rodzice w ycie swych dzieci. - Wyglda na to, e w tym konkretnym przypadku musia posun si do znacznej interwencji - zauway Henry. Tak odpar Springer - poniewa tutaj sytuacja wyglda inaczej. Nic jest przesada stwierdzenie, e stanowi zagroenie dla samego Ashapoli i dla przyszoci tego wiata, dla wszystkich, ktrzy w nim yj. Bez pomocy Ashapoli zapewne nie odkrylibycie natury tego zagroenia na czas. a potem byoby ju za pno na cokolwiek. Ashapola nie moe osobicie i wprost wzi si z besti za bary. Moe jednak przekaza wam za moim porednictwem moc, ktra uczyni was zdolnymi do tego. by przy odrobinie szczcia pokona besti. - Bestia - powiedziaa cicho Susan. - Czy bestia to to samo co diabe? - Nigdy nie istnia jeden i tylko jeden diabe - wyjani Springer. Tak jak to jest opisane w Biblii, diabw jest legion. Dzisiaj jednak wikszo z dziesitkw demonicznych zjaw. ktre nkay ten wiat, zostaa ju zniszczona lub na rne sposoby powstrzymana. A do czasu, gdy znaleziono ciao tej biednej dziewczyny, jedynym aktywnym diabem, o ktrym wiedzielimy, by Asmodeusz, od lat ju siejcy spustoszenie w Izraelu i na Bliskim Wschodzie. I to pomimo wysikw ydowskich egzorcystw, ktrzy usiuj wyledzi go i pokona. Twarz Springera zmienia si subtelnie z mskiej na esk. Podszed z wdzikiem do okna, a jego gos, w miar jak mwi, nabiera coraz wicej wysokich tonw i by coraz wyraniejszy. Jednak ani Henry, ani Gil, ani Susan nie czuli si wcale zaniepokojeni la nag zmian. Przyjli go takim, jakim by jak bya - ywym wyobraeniem bardziej ni realna osob. - Wszystko wskazuje na to - powiedziaa - e w poudniowej Kalifornii pojawi si ponownie diabe zwany przez nas Yaomauitl. Kady z diabw ma swj wasny sposb szerzenia za. Yaomauitl jest wadca nocnych zmr. Za dnia to zwyky czowiek, jak wy czyja. Noc jednak, gdy ludzie pi. moe wej w ich senne marzenia i zrobi z nimi, co tylko zechce. Moe zabi ich we nie, moe zarazi ich straszn chorob, moe ich olepi. Moe rwnie zapodni swym nasieniem, i to wanie stao si z t mod dziewczyn,

znalezion na play. Zarodki poeraj ono, ktre dao im ycie, i uciekaj. Jeli udaje im si znale ukrycie, wwczas rosn i po okoo szeciu miesicach staj si rwnie dojrzae jak ojciec. - I co si wtedy dzieje? - spyta Gil. - Proces powtarza si, zmora wywouje zmor, a jest do diabw, by opanowa sny caego narodu. To wanie stao si w Iranie. To wanie zdarzyo si w hitlerowskich Niemczech. Ktokolwiek wada snami narodu, wada i nim samym. Dlatego te Yaomauitl zwany jest tak, jak jest zwany: to imi znaczy tyle co miertelny Wrg. - Jak go znajdziemy? - spytaa Susan. - Zwaszcza, e wyglda tak zwyczajnie za dnia. - Nie mam pojcia - wyznaa Springer. - Bdziecie musieli zosta detektywami. - C, wic przerasta to twoje siy - zauway Gil. A co z nim zrobimy, gdy ju go znajdziemy? - spytaa Susan. - Jeli w ogle go znajdziemy? Tutaj bd wam moga pomc - powiedziaa Springer. - Za moim porednictwem zostaniecie obdarzeni tradycyjn moc Wojownikw Nocy. Wojownicy Nocy - powtrzy Henry. Podobao mu si brzmienie tych sw. Bya w nich wspaniaa bitewna ciemno - przybrane pirami czarne konie, pomalowane na czarno tarcze i jedcy, przewalajcy si z grzmotem przez nocne pola. Springer podesza do okna - Kiedy byo ich wielu. Byo ich do, by stworzy wasn tajemn spoeczno z wasnymi reguami, legendami i wasnym kodeksem rycerskim. Gdy Yaomauitl zosta pokonany, nie byli ju oczywicie duej potrzeb-ni i chocia wikszo ich sekretw przechodzia w rodzinach z pokolenia na pokolenie, sami Wojownicy Nocy wymarli. Umilka na chwil. - Innym powodem wybrania wanie waszej trjki jest to, e wszyscy macie przodkw, ktrzy byli Wojownikami Nocy. Twoim, Henry, pradziadkiem ze strony ojca by Kasyx, Stranik Mocy, jeden z najwikszych Wojownikw Nocy. Twoim, Gil, praprapradziadkiem ze strony matki by Tebulot, Opiekun Maszyny. A twoja prababka, Susan, to jedna z ostatnich spord Wojownikw Nocy, Samena ukopalca. Na przekr sobie Henry rozemia si na te sowa. - Przepraszam - powiedzia. - Przykro mi. Naprawd, naduywasz mojej atwowiernoci. Czuj si tak, jakby wszyscy moi studenci filozofii mieli zaraz wpa tu, do pokoju, krzyczc, e to Prima Aprilis! Jeszcze raz przepraszam.

- C - umiechna si Springer. - Twj sceptycyzm jest zrozumiay. Twj umys zosta tak wytrenowany, by umie rzuci wyzwanie wszystkiemu, cokolwiek si zdarzy. Ale jeli zechcesz powstrzyma sw niewiar jeszcze przez chwil, wwczas bdziesz mg wyrobi sobie zdanie o tym, o czym mwi, na podstawie praktycznej demonstracji. - Praktycznej demonstracji? - zapyta Gil. Milcza dotd i sucha. Zaczyna jednak coraz bardziej wtpi w racje Springer. Tebulot, Opiekun Maszyny? Podobnie jak Henry zaczyna sdzi, e kto robi z nich idiotw, dokadnie i na caego. Springer spojrzaa jednak na Gila, przenikliwie i z rozbawieniem, tak jakby moga odczyta jego myli, potem powiedziaa nie zmieszana: - Kasyx, Stranik Mocy, stanowi centrum potgi tria. To Kasyx pobiera moc od Ashapoli, korzystajc z dowolnego z dziewiciuset rde, z ktrych jedno jest w tym domu, i przechowuje j dla towarzyszy na wypadek walki z Yaomauitlem. Jeli wolicie inny jzyk, to mona powiedzie, e Kasyx jest bateri, ktra aduje nocny or Tebulota i Sameny. - Zatem Kasyx... sam nie jest uzbrojony? - spyta Henry. - Jego moc moe zosta uyta jako bro - powiedziaa Springer - lecz tylko w ostatecznoci. To dlatego, e rozadowa j moe wwczas tylko w jednym potnym wyadowaniu, zostawiajc ca trjk bezbronn. Tak wic, jeli owo rozadowanie nie wywoa podanego efektu, zostaniecie bez jakichkolwiek rodkw obrony. Ponadto, uwolnienie energii wywouje naprawd ogromne i straszne efekty, jest czym zbyt potnym, by uy tego w normalnej walce. Mona w ten sposb zniszczy budynek. Zdarzyo si w historii kilka gonych eksplozji, ktre wyjaniano jako zjawiska naturalne, chocia tak naprawd byli to wanie Stranicy Mocy, toczcy ostatni walk z diabem. - A co z Tebulotem? - spyta Gil. - Tak, to Opiekun Maszyny. Maszyna jest broni, lecz jest take narzdziem. Wykorzystuje pobran od Kasyxa moc. by przedziera si przez ciany i drzwi, a ilekro to jest potrzebne, by ata i naprawia. Moe by rwnie uywana do przeprowadzania kontrolowanych wyadowa czystej energii. Maszyna, mona powiedzie, posiada kontrol nad moc, nie moe jednak znajdowa si ona w pieczy Kasyxa, bowiem wwczas kada prba uycia jej koczyaby si natychmiastowym wyadowaniem caej jego energii. Gil zaoy rce. Nie wierzy w adn z tych rzeczy, o ktrych opowiadaa im teraz Springer. Jego podniecenie sprzed kilku minut opado do tego stopnia, e spokojnie mgby ju teraz i do domu. By umwiony z Bradleyem na krgle. Susan rwnie nie wierzya ani sowu, w odrnieniu jednak od Gila chciaa zosta jeszcze troch i posucha.

Opowieci Springer o Kasyxie, Tebulocie i Samenie brzmiay prawie jak bajka, a ona lubia bajki. Umiechna si, gdy Springer podesza do niej kadc rce na jej ramionach. - Samena szybsza jest od spojrzenia, to najszybszy biegacz wiata. I jest bardzo silna. O ile Tebulot jest zdolny do zadawania ciosw miadcych niczym maczuga, to Samen mona porwna do precyzyjnie trafiajcego snajpera. I ona pobiera energi od Kasyxa. Jej broni jednak jest wasny palec. Springer wyprostowaa rce przed sob krzyujc prawy nadgarstek nad lewym, lew do ciskajc lekko w pi. Wyprostowaa palec wskazujcy prawej doni i wycelowaa wzdu prawego ramienia. - W taki wanie sposb Samena uywa swej broni, lepiej jednak bdzie zademonstrowa to praktycznie. Uja Henry'ego za rami i ustawia go na rodku pokoju. Stan tu przy niej, z rkami na biodrach i zakopotaniem na twarzy. - Zakadam si o obiad u Anthony'ego, e nic si nie stanie - powiedzia. Springer obesza mikko pokj i przysuna Gila i Susan bliej Henry'ego, do obu jego bokw. - Jestecie ju gotowi - owiadczya. - Musicie zrozumie, e w materialnym wiecie, gdy to wszystko nastpi, bdziecie pogreni we nie. Wasze fizyczne ciaa pozostan upione w kach, podczas gdy wy, pod postaci Wojownikw Nocy, wdrowa bdziecie przez ciemno w poszukiwaniu diaba. Wraz z zostawieniem cia fizycznych wzronie wasza moc - energia nie bdzie musiaa wtedy przechodzi przez stawiajce opr ciao i koci. To, co zobaczycie teraz, da wam niejakie pojcie o tym, do czego bdziecie zdolni. Podesza bliej i dotkna czoa Henry'ego. - Z czasem bdziesz zdolny sam tworzy sw potg, na razie jednak nie przeszede szkolenia, wic zrobi to za ciebie. Dobrze bdzie, jeli zamkniesz oczy. Henry zawaha si, lecz ostatecznie zamkn oczy. Niech tam, pomyla, mog ostatecznie przej przez to i mie ju spokj. Gdy otworz oczy, caa moja grupa studentw bdzie ju staa wkoo, pkajc ze miechu. Mam jednak wraenie, e nadal jestem do pijany, by si tym nie przejmowa. Stranik Mocy przypomnia sobie z narastajcym sceptycyzmem, e jedyne rzeczy, w ktrych zawarta bya jaka moc, to wdka, pikne kobiety i Beethoven, no, moe nie zawsze w tej kolejnoci. Niemniej, przyszed tutaj i wysucha, co Springer miaa mu do powiedzenia, wic musiaa by jeszcze w jego umyle jaka komrka nadal otwarta na nowe argumenty i to niezalenie od tego, jak byyby one nieprawdopodobne.

Przytknite do czoa Henry'ego palce Springer zaczy wibrowa, co byo ju irytujce. Wyobraa sobie prd elektryczny o wysokim napiciu, przepywajcy przez palce wprost do jego mzgu. Musia przyzna, e Springer bya geniuszem iluzji i autosugestii. Bliski by uwierzenia, e naprawd ronie, nabiera siy, e ciao jego lni od tysicy woltw zmagazynowanej energii. Powoli otworzy oczy. Springer zabraa do. W powietrzu unosi si metaliczny zapach spalenizny, wyadowania elektrycznego, prochu i rozgrzanej miedzi. Gil i Susan wpatrywali si w niego ze zdziwieniem, jakiego nigdy dotd nie byo mu dane oglda. Kade z nich mona by teraz wali desk po gowie i nie zwrciliby na to uwagi. - Chod - powiedziaa Springer i przywoaa go gestem ku cianie pokoju. Otworzya bia, wpuszczon w cian szaf, w ktrej nie byo ubra, ukazujc due lustro przymocowane na wewntrznej stronie drzwi. - To jeste ty: Kasyx, najwikszy z Wojownikw Nocy. Henry spojrza na siebie. Bardzo powoli unis rk do gowy i posta w lustrze powtrzya ten gest. To by rzeczywicie on, Henry Watkins, wyleniay nieco profesor jeszcze bardziej wyleniaej filozofii, alkoholik i sfrustrowany geniusz, wcielony w Kasyxa, Wojownika Nocy. Nie by wcale wyszy - chocia teraz sta prosto, z ramionami na swoim miejscu. Nie by muskularny, lecz cechowaa go teraz bardziej zdecydowana postawa, otaczaa go aura siy charakteru i autorytetu. Wyglda na czowieka, ktry potrafi poradzi sobie w walce. Najniezwyklejsza bya jednak na wp przezroczysta zbroja okrywajca go od stp do gw, a po spiczasty hem. Wygldaa na cik i mistern, z kometkowym napiernikiem, z przypominajcymi odwok homara spojeniami na biodrach i z dziesitkami przyczy energetycznych, kabli, zbatek i haczykw. Ledwo widzia t zbroj i wcale nie czu jej wagi. Jednake, gdy si poruszy, zbroja ruszya si razem z nim, tak jakby naprawd mia j na sobie. Odwrci si do Springer i powiedzia: - To wdzianko... zupenie jakby wcale nie istniao. - Istnieje, lecz tylko we nie - powiedziaa Springer. - To, co widzisz teraz, to tylko zapis pamici, podobnie jak ta dziewczyna, ktr wam pokazywaem. Henry popatrzy na siebie. - A zatem to jest prawdziwe - powiedzia po prostu, uznajc realno zjawiska. Wojownicy Nocy istniej naprawd. - Tak, Henry, istnieli i znw zaistniej. Kasyx, Tebulot, Samena. Springer skin na Gila, by podszed bliej. Gil zawaha si, lecz stan obok

Henry'ego, rzucajc co chwila pene fascynacji spojrzenie na jego zbroj. To byo cakiem zaskakujce. To przymiewao jazd autostrad przy stu dwudziestu milach na godzin i rajdy rowerem terenowym po okolicach targowisk Del Mar, i Zemst Montezumy na Berry Farm Knotta, i inne budzce dreszcz wzruszenia, jakie by sobie w stanie przypomnie. To przymiewao wszystko. - Uklknij przy mnie, na jednym kolanie - poinstruowaa Gila Springer. Gil zrobi, co mu kazano, nie spuszczajc przy tym oczu z Henry'ego. - A teraz, Henry - powiedziaa Springer - po sw lew rk na prawym ramieniu Gila. Henry zrobi to i Gil poczu natychmiast energi napywajc przez palce Henry'ego i wlewajc si jak powd w jego system nerwowy, niczym woda zapeniajca zoony system irygacyjny. Czu si tak, jakby do Henry'ego poraaa go elektrycznoci. Otworzy usta i natychmiast wok jego zbw zaiskrzyy si byskawice drobnych wyadowa. Wosy mu si zjeyy. - To jeste ty: Tebulot, Opiekun Maszyny - wygosia Springer, a Gil przyjrza si sobie w lustrze. Wyglda teraz na kogo zwinniejszego i silniejszego, w jego oczach pojawio si martwe spojrzenie skazaca, ktre niemal go rozmieszyo. Mia hem podobny do hemu Henry'ego, tylko biay, z dwoma trjktnymi skrzydami po bokach. Napiernik te by biay, ozdobiony rozmieszczonymi w rnych miejscach trjktami. Nie mia jednak nagolennikw, a jedynie przylegajce biae noga-wice - mogo to mie znaczenie, gdyby przyszo szybko si porusza - i buty wygldajce jak najmodniejszy produkt firmy Nike. W rkach trzyma spory kawa lnicej maszynerii, przypominajcej karabin maszynowy, wikszej jednak i duszej, z dwigni w ksztacie litery T na samym wierzchu, podobn do dwigni zmiany biegw, i wszystkimi moliwymi odmianami wyci, zablokowanych zaciskw, prowadnic i przecznikw. Chcia zway maszyn w doni, lecz podobnie jak zbroja Henry'ego, bya niewaka i ledwo widoczna. - Unie j i wyceluj. Gdy przyciniesz cyngiel, wystrzeli saby adunek. Gil ostronie unis maszyn i zoy si do strzau. Stojca tu za nim Springer powiedziaa: - Odcignij do tyu dwigni, to adownica. Tu, z boku, masz skal, lni zotawo, pokazujc, ile zostao ci jeszcze adunku. W porzdku - wyceluj w cian i strzelaj. Trzscymi si domi Gil odcign dwigni a do oporu. Skala rozjarzya si lekko

i wida byo, e bro naadowana jest tylko w jednej dziesitej, lecz byo to dosy dla pokazu. Dotkn spustu. Rozlego si ostre, lecz ciche zzafff. Kula tego wiata przeleciaa ze wistem przez pokj i eksplodowaa na cianie, wyrywajc w ceglanym murze dwucalow dziur. - We nie ten adunek bdzie o wiele potniejszy - powiedziaa Springer. - Odkryjesz te wwczas wiele innych funkcji maszyny. Stworzona zostaa we nie, tote jej moliwoci s ograniczone tak samo, jak ograniczone s moliwoci marzenia sennego. A z waszego punktu widzenia nie ma waciwie dla niego ogranicze. Gil obraca w rkach maszyn, nie przestajc jej podziwia. - Prawdziwa bron! - mrukn Henry. - Niewiarygodne - powiedzia Gil. Teraz Springer podprowadzia Susan. Dziewczyna obserwowaa z uwag pozosta dwjk. Wyczuwaa rodzce si midzy nimi nowe poczucie braterstwa, nie zrozumiaa jednak jeszcze w peni ani ojcowskich uczu, ktre ywi wobec niej Henry, ani te faktu, i Gil uwaa j za bardzo pikn dziewczyn. Gdyby nie pojawia si Springer, odwracajc do gry nogami porzdek jej dni, to zapewne za wszelk cen staraby si z ni umwi. Pochwycia jednak jego umiech, gdy zbliaa si, by stan u drugiego boku Henry'ego, i zrozumiaa, e Gil robi po prostu co moe, by okaza, jak bardzo mu na niej zaley. Springer nie musiaa ju nic mwi, Henry pooy sw praw do na lewym ramieniu Susan. Susan pilnie obserwowaa w lustrze, jak moc, ktr Springer nasycia Henry'ego, zaczyna przepywa w jej ciao. Oczy zwziy si jej, jakby mrugaa, kaskada drobnych iskierek trysna z jej wosw. Stopniowo i niewyranie zarysowa si na niej kostium Sameny ukopalcej. Miaa trjgraniasty kapelusz ozdobiony strusimi, orlimi i pawimi pirami; przylegajcy, skrzany stanik ozdobiony cekinami, wiekami oraz dziwnie uksztatowanymi kawakami metalu i przepasany midzy piersiami mocnymi, skrzanymi rzemieniami, a take par bardzo krtkich skrzanych spodenek, do ktrych pasa przyczepione byo ze dwadziecia czy trzydzieci rodzajw grotw strza - haczykowatych, kolczastych, trjktnych, wybrzuszonych i gadkich. U pasa wisiaa te pochwa zawierajca dwusieczny n z aksamitn ptl na rkojeci. Nogi miaa goe, obute w zgrabne pantofle z mikkiej skry o wywinitych czubkach. - Samena - powiedziaa Springer z nie skrywan dum. - Mog sprbowa strzeli? - spytaa Susan, ledwo apic z przejcia oddech. - Czy zostao jeszcze do mocy?

Springer dotkna czoa Henry'ego i przytakna. - Jeden strza. Sprawd, czy uda ci si trafi grotem strzay w to samo miejsce, gdzie trafi Gil. Susan odpia ostry, trjktny grot. By przezroczysty i niezbyt materialny, tak e udao si jej bez kopotu nasun go na wskazujcy palec. Utworzy co na ksztat dugiego, metalowego paznokcia. Skrzyowaa nadgarstki tak, jak pokazaa to Springer, lewym ramieniem podpierajc prawe. Palec z grotem skierowaa ku cianie dokadnie na plam, ktr wypali w tynku Gil, i postaraa si skupi. W pierwszej chwili nic si nie wydarzyo. - I co powinnam teraz zrobi? - spytaa niezadowolona. - Jak si strzela? Springer umiechna si. - Trzeba o tym pomyle, to wystarczy. To nietrudne, musisz tylko raz sprbowa, a bdzie ci to przychodzi tak atwo, e z rozbawieniem bdziesz wspomina, i miaa z tym jakiekolwiek kopoty. Susan znw wycelowaa palec. I znowu nic. Henry cisn gwatownie jej rami, najmocniej jak potrafi, i krzykn: - Ognia! Natychmiast, ze widrujcym w uszach gwizdem, godnym karnawaowej rakiety, grot przelecia przez pokj, cignc za sob trzystopowy ogon zotego blasku. Wbi si w cian ledwo o par cali od dziury wybitej przez Gila i zaraz te dobieg do tego miejsca. Blask znikn, grot pozosta wbity gboko w tynk. - Juhu! - krzykn Gil i zaklaska z uznaniem. Susan podskakiwaa taczc po pokoju. - Udao si! Udao si! - Nie musisz koniecznie uywa grota - wyjania Springer. - Ju sam bysk wiata, ktrego sia zaley od tego, ile zawrzesz w nim energii, jest w stanie zabi, oguszy lub odstraszy. Musisz jednak pilnie wiczy. By sta si naprawd Samena, musisz by biega w tej sztuce, czujna i tak szybka, by nikt nie mg ci zapa. Samena to najbardziej wraliwa osoba spord Wojownikw Nocy, jej nerwy musz reagowa jak najczulsza, mocno napita struna. Jest jednak rwnie najstarsza spord nich, potrafi wzbudzi najwicej przeraenia. Henry zczy donie jak do modlitwy i to, co zostao w nim z przekazanego mu uprzednio przez Springer adunku, wypyno spomidzy jego palcw ku dachowi pokoju, trzeszczc przy tym, strzelajc iskrami i rozsiewajc bkitne wiato. W kocu cay si rozadowa. - Jeli kiedykolwiek wtpiem w twoje sowa, Springer - powiedzia - co, przyznaj,

miao miejsce, to prosz ci o wybaczenie. To wszystko jest naprawd zdumiewajce. Zupenie jak nagle urzeczywistniona dziecica fantazja. - auj, e zasadniczy cel tego wszystkiego nie ma nic wsplnego z dziecic zabaw - odpara Springer. Jej gos zszed teraz w nisze rejestry. Na jej twarzy zaszy ledwo zauwaalne zmiany, upodabniajce j coraz bardziej do mczyzny. - Yaomauitl jest o wiele bardziej zowrogi ni inne diaby. To demon szalestwa, zachannoci i ludobjstwa. Do Nowego wiata przyby z Cortezem w 1519. S przekazy, ktre sugeruj, e i sam Cortez by diabem chodzcym po ziemi w ludzkim przebraniu. W rzeczy samej, Cortez odpowiedzialny by za wymordowanie niezliczonych rzesz Aztekw. Nawet jeli sam nie by diabem, to na pewno zabra go ze sob, gdy w 1530 roku pyn ku Zatoce Kalifornijskiej. - A czemu teraz pojawi si znowu? - spyta Henry. - Tego nie wiadomo - odrzek Springer. - Zamiary i poczynania diaba skryte s przed oczami Ashapoli. Dlatego tylko wy, Wojownicy Nocy, moecie odkry, jak powrci i jakie s jego intencje. I dlatego te tylko wy moecie go zwyciy. Henry pooy donie na ramionach Gila i Susan. - Obarczye nas naprawd przeraajc odpowiedzialnoci. Zdajesz sobie z tego spraw? - Nie sdz, bycie mnie zawiedli - odpowiedzia Springer. - Jak zaczniemy? - spytaa Susan. - To znaczy, co mamy teraz robi? Powiedziae, e jestemy Wojownikami Nocy i e moemy opuszcza nasze ciaa podczas snu. Ale jak mamy to robi? I jak mamy si spotyka w trakcie snu? - Bdziecie spotyka si w tym domu. Kadc si co wieczr do ka, powtarza bdziecie uwicony tradycj hymn bitewny Wojownikw Nocy. On sprawi, e wasze senne postaci spotkaj si w najbliszym punkcie witej mocy, ktry jest wanie tutaj. Potem za wdrowa bdziecie przez sny innych ludzi w poszukiwaniu Yaomauitla i jego sug, ktre mogy si ju powylga. - Mam wraenie, e ju ni - stwierdzi Gil. - Wkrtce oswoicie si z pejzaami snw - umiechn si Springer. - Bdziecie przybywa tu noc w noc, przez najblisze dwa miesice, a ja bd uczy was psychicznych i fizycznych sprawnoci Wojownikw Nocy. Poznacie ich histori, ich tradycj, ich wiedz. Dowiecie si o najwikszych zwycistwach, jakie odnieli, i najstraszniej szych porakach. Z czasem, gdy wasze szkolenie dobiega bdzie kresu, poczujecie, e wasza posta dzienna, prawdziwa, podobniejsza stanie si sennemu zudzeniu. Wasze sabe osoby s niczym innym,

jak przykutym do ciaa odbiciem waszych prawdziwych postaci. Wasze pojcia o zasypianiu i budzeniu si ulegn odwrceniu. Wraz z kocem nocy bdziecie wraca do swych ziemskich cia po to, by odpocz. Wielokrotnie poczujecie, e odpoczynek ten jest koniecznoci, ktr trzeba odcierpie, i niczym nadto. W waszych umysach skryte jest o wiele wicej ni tylko inteligencja, ktra prowadzi wasze ciaa przez jasny dzie. Wasze umysy s stacjami mocy, niewyczerpanymi rdami talentu, biegoci, inspiracji. We nie - jako Wojownicy Nocy wykorzystywa bdziecie te moliwoci. Nie ma znaczenia, ile niepowodze spotka was za dnia; niewane, jak lekcewaco bd traktowa was inni. W waszych snach bdziecie bohaterami. Postarajcie si to zrozumie; stalicie si ludmi z legend - takimi, jakimi kiedy sta si mog wszyscy ludzie, wystarczy tylko, by pojli, jak to si i majestat skrywaj ich umysy. - Czy ta sia, te zdolnoci, gdy ju je zdobdziemy - spyta Gil - bd miay wpyw na nasze codzienne ycie? - Oczywicie - odpowiedzia Springer. - Skoro nauczycie ju orientowa si w wiecie snu i panowa nad nim, wasze zdolnoci nie zanikn w cigu dnia. Wasze ycie zmieni si nie do poznania, czy bdziecie tego chcieli, czy nie. Stwierdzicie jednak, e sukcesy odnoszone za dnia s niczym wobec tych odniesionych w nocy. Czeka was najwiksza z przygd, moi przyjaciele, i to niedugo, gdy tylko soce zacznie zachodzi. - Wtedy, gdy po raz pierwszy do mnie przyszede - powiedzia Gil do Springera. Wtedy, gdy wygldae jak dziewczyna... wspomniae o ksice De-i-co-tam-dalej... - De Sortilegio - potwierdzi Springer. - Tak. Chciaem poruszy twoj pami, wykorzystujc to, co odziedziczye po swym praprapradziadku. Nie chciaem otwiera jej zbyt gwatownie, starczyo jednak, poszede bowiem do twojego meksykaskiego przyjaciela Santosa, prawda? I zapalie trawk, co z kolei podziaao na twoj skryt pami i wydobyo j z podwiadomoci, ukazujc jasno zagroenie i gwatowno potrzeby. Springer zamilk na chwil. - De Sortilegio napisane zostao w 1533 roku przez Paula Grillanda, tu po powrocie ludzi Corteza z Zatoki Kalifornijskiej do Europy - powiedzia. - Nawizuje do przeraajcych opowieci przekazanych mu przez niektrych Hiszpanw. Byy to opowieci o sabatach, ktre zdarzay si wwczas na zachodnim wybrzeu Ameryki. Wprawdzie nie wszyscy chcieli powiedzie dokadnie, co tam si dziao, wszystko wskazuje na to, e Cortez rozpocz odprawianie tych obrzdkw zgodnie z rytuaem Czarnych Sabatw, Czarnych Mszy. Przyzywa posta diaba lub te sam przybiera jedn z jego postaci i podczas tych mszy zmuszano miejscowe kobiety do odbywania z nim stosunkw.

Szesnastowieczni teologowie nieustannie spierali si, czy moliwe jest, by diabe mia stosunek z kobiet. Paul Grilland jednak stwierdza jasno, e s na to niepodwaalne dowody, dostarczone wanie przez Hiszpanw, jak i Williama z Parya, spowiednika Filipa Piknego. Twierdzili tak rwnie wykadowcy szkoy teologicznej karmelitw bosych w Salamance, w swej pracy Theologia Moralis. Za Dom Dominie Schram twierdzi, e sam zna kilka osb, ktre wbrew swej woli ulec musiay nieczystemu naruszeniu ich nietykalnoci osobistej przez szatana. Springer umiechn si smutno. - Sam wity Augustyn mwi, e wszyscy, ktrzy nie wierz w to, e szatan moe objawi si w nocy, by obcowa cielenie z kobiet, sami siebie wprowadzaj w bd. Dowiadczenie historii jest druzgoccym argumentem. Gdy diabe jest wolny i moe swobodnie si przemieszcza, adna kobieta nie jest bezpieczna od jego dz. - Kiedy zaczynamy? - spytaa Susan. - Czy ju dzi w nocy? - Chcecie tego? - Tak - powiedziaa Susan. Nigdy nie czua si do niczego tak przekonana jak teraz, nigdy nie miaa w sobie takiego zapau. Nagle zrozumiaa, e istnieje co jeszcze poza wychowaniem wpajanym jej przez dziadkw. Co o wiele bardziej podniecajcego i dostarczajcego wicej satysfakcji ni szkoa, wczenie si z Daffy, czy wysiadywanie na play w nadziei, e moe zostanie zauwaona przez Tada Summersa lub Gene Overmeyera. Tak, czua, e Springer podbudowa j, ukaza jej widok sigajcy daleko ponad dachy Del Mar, perspektyw obejmujc wierzchoki gr, chmury, wszystko, co wielkie. Bya to upajajca i przyprawiajca o radosny zawrt gowy wizja. A Daffy mwia o prawdziwym znajdowaniu radoci wsplnego ycia w aerobiku! - Zaczniemy od razu - zgodzi si Gil. - O ile tylko uda mi si zasn. - Henry - spyta Springer, patrzc na filozofa wzrokiem bacznym i wyczekujcym. - Wyglda na to, e cokolwiek bym sdzi, to i tak jestem w mniejszoci. - Nie chcesz zacz tej nocy? - spytaa Susan. Henry odchrzkn. - Jeli chcecie zna najszczersz prawd, boj si. - Ja te, Henry - rzek Gil. - Mamy jednak co do zrobienia. To szansa jedna na milion. Przypumy, Henry, e powiedziano by ci, e moesz dosta si na Ksiyc... - Ksiyc? - Henry pokrci gow. - Nie poleciabym na Ksiyc. Uwierz mi, Gil. Ksiyc najlepiej widzi si przez dno szklanki z wdk. - Zaczniecie jednak tej nocy, prawda? - zapyta Springer. Henry wcisn donie do kieszeni. Oczywicie. To wspaniae, zdumiewajce. Nie zapomnijcie jednak, e boj si nie

mniej, ni tego chc. Springer dotkn jego doni w dziwny, ukradkowy sposb, ktry skojarzy si Henry'emu z pierwszymi chrzecijanami przekazujcymi sobie hosti w czasie Komunii. Nie bdziecie si ba tej nocy, moi przyjaciele. Stranik Mocy Kasyx nie zna strachu. - I tego si wanie obawiam - stwierdzi Henry.

8
Henry ledwo zdy otworzy drzwi swego domu na czas, by odebra telefon, ktrego sygna sysza ju od chwili, gdy skrci w promenad. Zostawi klucze w zamku i rzuci si przez tapczan, wycigajc do ku suchawce. - Henry? To ty, Henry? Prawie ju zrezygnowaam. - Andrea! Wychodziem. Dopiero przed sekund wpadem szczupakiem do pokoju. - Szczupakiem? Szkoda, e tego nie widziaam. - Pozwl, e zamkn drzwi - poprosi. - Kto tu w okolicy pracuje mechaniczn pi. Nie sysz ci zbyt dobrze. Odoy suchawk, wrci do drzwi i zamkn je. W drodze powrotnej zahaczy o barek, z ktrego wzi butelk wdki i umiarkowanie czyst szklank. Podnoszc znw suchawk, otworzy butelk i balansujc w powietrzu jedn rk napeni szko nie rozlewajc ani kropli. - Na zdrowie - rzucia cierpko Andrea. Henry zignorowa j. - Dowiedziaa si ju czego o wgorzach? - A jak mylisz, dlaczego dzwoni? Stskniam si za twym upojnym gosem, co? Henry przekn wdk i wzdrygn si. Nie pozwl, by wyprowadzia ci z rwnowagi, pomyla. Dzi w nocy, gdy ona zanie, on przybierze posta Kasyxa, Stranika Mocy, najwaniejszego spord Wojownikw Nocy. I wszystko, co Andrea zrobia by go zrani, straci znaczenie. - Obiecaam powiedzie o wgorzach - rzeka Andrea. - Tak - zgodzi si. - Obiecaa. - Wypi jeszcze troch wdki i odstawi szklank. Sysza, jak szeleci papierami. Po pierwsze - powiedziaa - to nie by wgorz. To znaczy, nie by to przedstawiciel rzdu ryb kostnoszkieletowych Anquilliformes, jak wgorz morski, morena czy wgorz sodkowodny. Nie by to rwnie wgorz czenkowy, rzd Saccopharyngiformes, ani wgorz kolczasty, rzd Mastacembaliformes, ani cuchia, rzd Symhranchiformes. - Moe luzica? - Nie, to nie bya rwnie i luzica. - No dobrze, wiemy ju zatem, czym to nie byo. A nie wiesz przypadkiem, co to mogo by? - Nic znanego biologii. adne z nas nie spotkao si dotd nigdy z takim stworzeniem.

Henry odczeka, czy powie moe co jeszcze. Gdy cisza przeduaa si, spyta: - I o to chodzi? Nie wiesz, co to jest, i to jest wanie ta wiadomo? - Powiedziaabym raczej, Henry, e fizyczne i ewolucyjne cechy tego czego s dobrze nam znane. Ma czaszk ze szczkami, wewntrzny szkielet i system trawienny. Jest dwudyszne, nie jest zatem dokadnie ryb, posiada bowiem puca i szcztkowe koczyny, dziki ktrym moe nieudolnie porusza si na ldzie jak eusthenopteron. - Jak co? - Zawsze bye ignorantem. Eusthenopteron, forma rozwojowa ryby z pnego dewonu, okoo trzystu szedziesiciu milionw lat temu. Bya zdolna przebywa obszary ldu z jednego jeziora do drugiego, uciekajc przed susz. - I wanie tym okaza si by ten, tak zwany, wgorz? - Nie - powiedziaa Andrea. - Po prostu ma tylko szcztkowe koczyny jak eusthenopteron. Reszta si rni. Henry milcza przez chwil. Rzecz jasna, teraz ju wiedzia, czym by ten wgorz. W kadym razie wiedzia to, co przekaza mu na ten temat Springer. Jeden z owocw diabelskiego nasienia, ktry zdy ju wyrosn. Co jeszcze powiedzia o tym Springer? Jeli udaje im si znale ukrycie, wwczas rosn i po okoo szeciu miesicach staj si rwnie dojrzae jak ojciec. - Paru ludzi od was kopie na play? - Owszem. Ale jak dotd, bez skutku. Maj zamiar wkopa si jeszcze troch gbiej, lecz nie s optymistami. Wyglda na to, e wgorze zdoay wry si naprawd gboko w piasek. - Wydawao mi si, e powiedziaa, i to wcale nie s wgorze. - Nie s, ale wszyscy je tak nazywaj. Tutaj, w laboratorium ochrzcilimy je plourdeostus, przypominaj bowiem czaszkami pierwsz ryb, ktra wytworzya w sylurze szczki. - No c, mocno przypomina mi to wasz zwyky naukowy bekot - powiedzia uprzejmie Henry. - Zawsze wyprzedzalicie mnie w baznologii stosowanej, prawda? - Znowu zaczynasz by nieuprzejmy - stwierdzia Andrea. - Pie, prawda? - Ani troch - odpar Henry. - W kadym razie nie do. Zauwaam tylko, e ludzie z Instytutu Scrippsa nigdy nie potrafi przyzna si do tego, e czego nie wiedz. Zawsze znajdziecie jak nazw, by to ukry. Plourdeostus! Czemu nie nazwiecie ich gryzokami? Albo po prostu zaartymi sukinsynami jak nazywaj je wszyscy, ktrzy maj jako tako poukadane we bie?

- Znw jeste nieuprzejmy - powtrzya Andrea. - C, zawsze mnie do tego doprowadzasz. Zawsze, zanim zaczn z tob rozmawia, jestem ucielenieniem uprzejmoci. A potem nie wiem, co si dzieje, nie wiem, co ty mi takiego robisz. Moe powinienem ochrzci ci zbowiecz-nieszczerzyjotus? Bo zawsze sprawiasz, e obnaam zby. - egnam, Henry - ostrzega go Andrea. Wcign gboko powietrze. - Przepraszam - powiedzia. - Dzikuj, e dotrzymaa sowa. A teraz zapomnij, e kiedykolwiek mnie znaa. - Ju dawno to zrobiam - odgryza si Andrea i rozczya si. Henry westchn. Odoy suchawk i siedzc na kanapie wpatrzy si w wiszcy na przeciwlegej cianie oprawiony plakat reklamowy Lucky Strike'w. Wolaby nie pi dzisiaj zbyt duo. Z drugiej jednak strony, nie byo powodu, by przesta. Doszed wanie w swym pijastwie do poowy drogi. Gdyby przerwa teraz picie, ostry bl gowy pojawiby si ju o szstej po poudniu tego samego dnia. Lepiej ju przenie kaca na rano. Nie wtpi wprawdzie, e jutrzejszy bdzie jeszcze gorszy od dzisiejszego. Ale przynajmniej nie przeszkodzi mu w tym, co czekao go w nocy. W tym samym czasie Gil szed razem z Susan po promenadzie przez Solana Beach. Zabra j na lunch do Taco Auctioneer, teraz za chciaby poznaa jego rodzin. Susan czua si bardziej szczliwa, ni zdarzyo si to od miesicy, bardziej te bya rozgadana, Gil ledwo dawa rad wtrci czasem sowo. Mwia tyle, e starczao za ich dwoje. - Nie mog doczeka si nocy - powtarzaa. - Widziae mj kostium? Gil unis brwi. - Myl, e jest bardzo sexy. Wypchna go na drog. - A jeli tak, to co? - To wspaniale - zaartowa. - Im bardziej co jest sexy, tym lepiej. - A ty sdzisz, e jak wygldasz w tych twoich obcisociach? - odgryza si Susan. Rudolf Nurejew z Solana Beach. - Suchaj no, damo, po raz ostatni zabraem ci na taco. Przekomarzali si jeszcze przez chwil, a nagle Susan spowaniaa. - Czy sdzisz, e z Henrym wszystko bdzie w porzdku? - Pod jakim wzgldem? - spyta, usiujc zeskroba ze swej koszulki plam z sosu chilli. - Wyglda na to, e cay czas jest pijany.

- Mia jak nieprzyjemn spraw z rozwodem, i tyle. Susan odgarna wosy z oczu. - Nie twierdz, e go nie lubi, bo tak nie jest. Nie twierdz, e mu nie wierz. Syszae jednak, co powiedzia Springer, e to moe by do niebezpieczne. Czy sdzisz, e da sobie z tym rad, gdy bdzie pijany? - Nie wiem. Mam wraenie, e podczas treningu Springer wybije mu to pociganie z gowy. Chc przez to powiedzie, e Henry pije z nudw i przez to, i uwaa, e nikomu na nim nie zaley, no i nie ma do kogo ust otworzy. Co niby ma robi innego, jak nie siedzie w domu i popija? Ale teraz Springer rzuci mu wyzwanie - tak jak nam wszystkim. Zgodzilimy si upolowa tego diaba, czy co to tam jest, poniewa pragniemy w yciu czego wicej ni to, co poznalimy dotd. Szukamy paru odpowiedzi. Pojawiy si te i pytania. Pytania, o ktrych nigdy dotd nam si nie nio. Czy nie zastanawiaa si nigdy, czy yjesz wanie tak, jak naprawd tego chcesz? Czy to wanie ma by cae moje ycie? Czy nie bdzie ju niczego wicej? To wanie pytanie podpowiedzia nam Springer, nie sdzisz? I to jest pytanie, na ktre pragniemy odpowiedzie. Susan odruchowo uja rk Gila. - Wiesz co - powiedziaa - odkd moi rodzice zginli w wypadku, nie mylaam praktycznie o niczym, tylko o tym, jak sta si normaln. Gdy nie masz rodzicw, ludzie traktuj ci z nadmiernym wspczuciem albo patrz na ciebie jak na dziwado, kalek czy co takiego. Tak czy tak, jeste nieustannie traktowany jak kto niezupenie normalny. Byam raz z babk na spotkaniu senioratu obywateli i jedna z tych truskawkowych staruszek przedstawia mnie innej zajedajcej truskawkami starszej pani: To jest Susan, oboje rodzice zginli w wypadku samochodowym, biedne jagnitko, ale zniosa to tak dobrze, e nawet by nie uwierzya. Przy mnie! Tak, jakby nieustannie trzeba byo mi przypomina, e oni nie yj. Tak, jakby nie chcieli mnie normalnie traktowa. Czytam normalne ksiki, nosz normalne ubrania, ogldam w telewizji normalne programy, umawiam si z normalnymi przyjacimi. Jestem tak normalna, e mog uchodzi za federalny wzorzec normalnoci. Teraz jednak, gdy zdarzyo si to wszystko, Springer i tak dalej, gdy wiem o Wojownikach Nocy, nie chc ju by normalna. Chc osign tyle, ile bd moga, jeli to zaley tylko od moich stara. - Moesz nadal prbowa by normalna. Ale na pewno ci si nie uda - odpowiedzia Gil. Osobicie wcale nie uwaam, by bya przecitna. cisna jego do. - Czy to komplement? - Moe - skrzywi si w umiechu. - Tylko troch nietypowy.

Doszli do Mini-Marketu. Phil Miller sta przy kasie, zliczajc tygodniowe zakupy spoywcze pani Lim, wacicielki chiskiej restauracji Tian Dan znajdujcej si troch dalej przy tej samej ulicy. Pani Lim przygldaa si uwanie Philowi, zliczajc po cichu to samo w pamici. Nie wierzya w dodawanie na elektrycznej maszynie. - Cze, Gil - przywita go ojciec, rzucajc spojrzenie i na Susan. - Cze, tato. To jest Susan Sczaniecka. - Cze, Susan. - Dzie dobry panu. Gil zaprosi mnie na taco. - Ta co? - spyta Phi. - To ju tak powanie? - Nie zwracaj uwagi - powiedzia Gil. - To tylko pewien starszy pan, bdcy moim staruszkiem. Sdzi, e jest bezporednim spadkobierc Dona Ricklesa. - Te mae, drugiej jakoci, s po dolarze szedziesit dziewi centw - poprawia Phila pani Lim. - Och, przepraszam. To mnie nauczy koncentracji. Jeli macie ochot, to wecie sobie lody, Gil. - Dziki, tato. Susan rozejrzaa si po wntrzu. - To fantastyczne mie sklep. Gil pokrci gow. - Powinna przyj tu w niedzielne popoudnie, gdy robimy remanent. Zmieniaby zdanie. Wzili sobie po lodzie i przeszli przez pene drewnianych skrzy i kartonw podwrko. Wydostali si przez bram na alej, ktra doprowadzia ich do play. Na brzegu byo upalnie i ruchliwie. Dziesitki dzieciakw moczyy si na surfingowych deskach, dalsze dziesitki leay na rcznikach plaowych pod piaskowymi skaami, suchajc prorokw czarnej muzyki, rzucajc orzeszki wiewirkom lub po prostu smac si na socu. Co par minut Gil spostrzega kogo znajomego. Wychowany nad oceanem syn waciciela sklepu zna naprawd wielu ludzi. Susan bya rozbawiona tym nieustannym podnoszeniem doni do pozdrowienia i wykrzykiwaniem Cze! - Wyglda na to, e jeste miejscow znakomitoci - zauwaya. Bryza zwiewaa jej pikne, jasne wosy na twarz. - Wszyscy tu jestemy lokalnymi znakomitociami - powiedzia Gil lic loda. - Gdy byem modszy, tworzylimy tu gang. Rekiny z Solana, jeli potrafisz sobie wyobrazi takie rekiny. Najgorszy pomys, na jaki wpadlimy, to bya walna bitwa z caym tumem dzieciakw z San Elijo. Zamiast anten samochodowych uywalimy wodorostw. Nie wiem,

czy zdarzyo ci si kiedy dosta w twarz wizk wodorostw. Naprawd boli! Przeszli pla okoo mili. Fale syczay i huczay, woda nieustannie dobiegaa do ich stp, i cofaa si, by po chwili powrci. Idc, trzymali si za rce. Byo im ze sob dobrze. Nie tylko dlatego, e si lubili, lecz i dlatego, e oboje dzielili wspln tajemnic. Tajemnic wan, ekscytujc i niebezpieczn. Nie zdoali nawet doj do policyjnych potkw, ktre ogradzay pla w Del Mar. Dwch funkcjonariuszy w okularach przeciwsonecznych, umilajcych sobie czas pogawdk z dwiema studentkami w bardzo skpych bikini, zwrcio na nich uwag, gdy tylko si zbliyli. - Przykro nam, przyjaciele, ale plaa jest nadal zamknita. - Meduzy, co? - spyta Gil, opierajc si o barierk. Pozna jedn z dziewczyn w miniaturowym opalaczu. - Cze, Candice. Jako mimowolnie Susan przysuna si do niego bliej. Nie wiedziaa dlaczego, lecz poczua, e ma tu jakie prawo wasnoci. Niedaleko od nich grzebao w piachu trzech ubranych na biao naukowcw z Instytutu Scrippsa. Sondowali piasek. Towarzyszyli im lekarz okrgowy, Salvador Ortega oraz dwch detektyww ze znudzonymi minami w zarzuconych na ramiona paszczach. Salvador Ortega zauway ich, stojcych przy barierze, i osoni oczy doni. Potem przeprosi reszt towarzystwa i zbliy si. - Pan Miller - powiedzia, pozdrawiajc Gila - i pani Sczaniecka. - Wymwi pan waciwie moje nazwisko - zdziwia si Susan. - Jest pan pierwsz osob, ktrej si to udao. - Moja siostra wysza za Polaka - wyjani Salvador. - Nazywa si teraz Carmen Krzysztofowicz. Ile razy nie wymwi tego waciwie, daje mi popali. - I jak z meduzami? - spyta Gil wskazujc na ekip poszukiwaczy. - Zamienilimy ju t pla w ser szwajcarski. I cigle nie zlokalizowalimy ani jednej. - A sdzi pan, e si uda? Salvador pokrci gow. - Te sukinsyny s jak nic dostosowane do tego, by to przetrwa, jeli chcecie zna moje zdanie. Teraz pewnie dr ju sobie tunel do Meksyku. Gil spojrza na niego. - Nie sdz - powiedzia z niepokojem. - Mam pewne przeczucie. Chyba nieprzypadkowo znalelimy si w tym miejscu. Te to czujesz, Susan?

- Nie jestem pewna. - Dotkna koniuszkami palcw do skroni i skoncentrowaa si. Jest co... nie wiem co. Nie potrafi tego opisa. Salvador spojrza na nich z zainteresowaniem. - Wyczuwacie co? - zapyta, przenoszc wzrok z jednego na drugie. - Jak sdzicie, co to jest? - Nie jestem pewna - odpara Susan. - Tak jakby plaa poruszaa si pod moimi stopami. Wie pan, jak czuje si drenie ziemi? - Tak, mielimy tego do przez ostatnie sze miesicy. Moe po prostu wyczuwacie kolejne ruchy tektoniczne, ktrych ja ju nie zauwaam. Wwczas poczuli co jeszcze. To byo niesamowite wraenie, tak jakby nagle w powietrzu otworzyy si niewidzialne drzwi i kto przez nie przeszed. Oboje odwrcili gowy, spogldajc w gb play i dojrzeli w dali Henry'ego w turkusowej koszuli bez plecw i wielkich, trzepoczcych na wietrze bermudach. Wyglda jak emeryt na wakacjach. - Czy umwilicie si tu z profesorem Watkinsem? - zaciekawi si Salvador, wskazujc na Henry'ego. - Nie - odpowiedzia Gil. - Jestecie pewni? - Oczywicie. Salvador skin na dwch mundurowych. - Przepucicie do mnie tych dwoje modych ludzi? Tak, i tego dentelmena, ktry idzie tu pla. Profesorze Watkins! Mog prosi tutaj? Policjanci odsunli ogrodzenie. Gil i Susan przeszli na zakazany teren. Po chwili doczy do nich Henry. - Prosz, prosz - mrukn Henry. - Co za niespodzianka. Co wy tu robicie? - Nie wiem dokadnie - stwierdzi Gil. - Nasza nas nagle ochota na spacer. - Mnie te - potakn Henry. Funkcjonariusze zacignli ju zapor na miejsce. Henry podszed i ucisn do Salvadora. - C, Salvadorze, wyglda na to, e co nas tu wezwao. Co niewyczuwalnego jak ultradwikowy gwizdek na psy. - Chodmy zatem i rozejrzyjmy si tutaj - zaprosi ich Salvador. Poszli za nim ku grupce policjantw i badaczy kopicych du, okrg dziur w wilgotnym piasku. Wygldali na bardzo zmczonych i zniechconych. - Znacie Johna Belli, prawda? - powiedzia Salvador. Lekarz posa im niky, nieyczliwy umiech. - A ci tu dentelmeni przyjechali z Wydziau Biologii Morskiej In-

stytutu Scrippsa. Trzy twarze, jedna kaukaska, dwie czarne, wszystkie ozdobione okularami, przywitay Henry'ego, Gila i Susan z minimalnym zainteresowaniem. Henry podszed bliej i zajrza do wykopu. Popoudniowy wiatr unosi mu wosy. - Dobrze by byo, gdyby nie stawa pan za blisko krawdzi - ostrzeg jeden z naukowcw nosowym gosem. - Wie pan, maj tendencj do osypywania si. - Oczywicie - zgodzi si Henry. - Nie chc utrudnia wam pracy, ktra i tak jest ju uciliwa. Ani ladu plourdeostusa? Caa trjka poszukiwaczy popatrzya na niego z najwikszym zdumieniem. - Skd pan o tym wie? Henry rozpromieni si. - O plourdeostusie wiem gwnie to, e jest to cholernie gupia nazwa. No dobra, nie patrzcie na mnie ju z takim zdziwieniem. Nazywam si Henry Watkins, Wydzia Filozofii Uniwersytetu w San Diego. Moja ona, to znaczy bya ona, to Andrea Caulfield. Tak, ta Andrea Caulfield. Rozmawiaem z ni przez telefon okoo ptorej godziny temu. - Profesor Watkins by tu, na play, gdy znaleziono trupa - wtrci Salvador tytuem dodatkowego wyjanienia. Caa trjka badaczy nieco uspokoia si, lecz z pewnoci nie wygldaa na uszczliwionych. - Wolelibymy, eby gapie, ktrzy nie s ekspertami, trzymali si z daleka od tego miejsca - owiadczy wyniole jeden z nich. - Dajcie spokj, nikt w tej sprawie nie jest ekspertem, z wami wcznie - powiedzia Henry z niczym nie zmcon pogod. - Andrea wspomniaa mi, e nigdy dotd nie widziaa takiego wgorza, a ona wie wicej o najpaskudniejszych mieszkacach oceanw ni ktokolwiek inny. Wszyscy bdzimy w ciemnoci. Salvador odczeka, a wznowi prac i podszed do Henry'ego. Uj jego rami, odprowadzajc go na bok. - Moliwe, e masz racj, Henry. Zapewne wszyscy razem bdzimy w ciemnociach. Mam jednak wraenie, e wy troje, ktrzy znalelicie trupa, macie do czynienia co najwyej z pmrokiem. Powiedz mi: co sprawio, e przyszede tu wanie teraz, w tej, a nie innej chwili? Henry spojrza na Gila i Susan. Oboje przytaknli, na tyle jednak niezauwaalnie, e nikt inny nie mg tego spostrzec. - C... - zacz powoli. - To byo tylko takie wraenie... trudno to opisa. - Sprbuj - nalega Salvador.

- Nie wiem, czy mi si uda. To byo tylko takie przekonanie, e powinienem si tu znale. - Pan Belli dokona ogldzin zwok dziewczyny i stwierdzi, e w chwili gdy znalaza si w wodzie, bya ju martwa. Uwaa, e wgorze nie miay nic wsplnego z jej mierci. Jedyny problem polega na tym, e nie jest w stanie poda adnej przyczyny zgonu. Nie ma ladw uduszenia, ciosu tpym przedmiotem w gow, strzau ani dgnicia. Oczywicie brakuje wikszoci brzucha, mg to wic by uraz w obrbie jamy brzusznej. Tylko e wikszo jej krwi pozostaa w arteriach, a to znaczy, e serce przestao bi, zanim zostay jej zadane jakiekolwiek rany. Salvador odczeka chwil, by zobaczy, jakie wraenie zrobi ta informacja na Henrym, i doda bardzo cicho: - Pan Belli czuje si z tego powodu bardzo sfrustrowany i jest rozzoszczony. Jeden z badaczy rzuci sw opat. Do. Tu nic nie ma. Starczy na dzi. Susan postpia naprzd, unoszc do. - Poczekajcie! - powiedziaa czystym, wysokim gosem. - Poczekajcie, nie koczcie jeszcze. Pokopcie troch gbiej. Naukowcy od Scrippsa spojrzeli na Salvadora z wyrazem twarzy znaczcym: Czy moglibymy ci prosi, by zabra std t dziewczyn? Salvador jednak obrci si na picie i z zaoonymi do tyu rkami zwrci si do reszty towarzystwa. - Gil? Henry? Co wy sdzicie? Czy oni powinni kopa dalej? - Susan ma racj - przytakn Gil. - Powinni kopa. - Kim s ci ludzie? - dopytywali si naukowcy. - To oni znaleli ciao dziewczyny. - I to daje im prawo do wypowiadania si na fachowe tematy? - spyta jeden z badaczy, gramolc si z jamy. Salvador wyj chustk i otar nos. - C - zacz - jeli nie wrci pan do pogbiania tej dziury, to zawoam moich ludzi i oni to zrobi. Oczywicie, nie bd oni tak jak wy, panowie, ostroni, zatem, jeli naprawd co tu jest, bdzie to ryzykowne. Ale jestem skonny podj to ryzyko. Jestem zainteresowany biologiczn stron tego zjawiska, to oczywiste; prowadz jednak rwnie ledztwo w sprawie nie wytumaczonej mierci i to jest dla mnie najwaniejsze. Naukowiec popatrzy na Henry'ego, Gila i Susan tak, jakby mia ochot ich pobi. - Niech bdzie - oznajmi w kocu. - Pokopiemy jeszcze przez p godziny, ale potem

ogaszamy fajrant. Czekali razem na play, pod socem wypalajcym sobie z wolna drog ku zachodniemu horyzontowi i zmieniajcym ocean w rozbyskujce, olepiajce zoto. Towarzystwo od Scrippsa kopao niespiesznie, lecz systematycznie, wstrzymujc prac za kadym razem, gdy natykali si na kamie lub kawaek drewna. Salvador zbliy si do Henry'ego. - Czy sdzisz, e tam w dole co jest? - spyta. - Nie wiem - powiedzia ochryple Henry. Wok jego gowy zaciskaa si coraz cianiej obrcz nieznonego blu, a odblaski padajcych na fale promieni soca wcale nie pomagay mu si z ni upora. Powinien wzi ze sob piersiwk, z pomoc ktrej odgoniby kaca. Teraz byo ju za pno. Puapka wok jego mzgu zamykaa si z powolnym pulsowaniem, a nerwy upodabniay si do sflaczaych strun. John Belli spojrza na zegarek. - Tu nic nie ma, Sal, pogdmy si z tym. Te wgorze byy tylko przypadkiem i nie miay nic wsplnego z waciw przyczyn mierci. Jestem za tym, bymy dali sobie wszyscy spokj z babraniem si w tej dziurze. - Jeszcze pi minut - nie ustpowa Salvador. Miny trzy, potem cztery minuty. Nie pojmujc zupenie czemu, Susan podesza bliej wykopu. Gdy tylko si obejrzaa, Henry i Gil ruszyli za ni i stanli tu obok. Salvador spostrzeg ich wdrwk i przyglda im si uwanie. W czarnym, wilgotnym piasku na samym dnie wykopu co si poruszyo. Jeden z naukowcw dotkn tego czego opat. Drgno ponownie. - Znalazem co - powiedzia niezbyt dononie, gos mu si zaama. - To si rusza. Salvador zbliy si niezwocznie, sigajc do biodra po sw trzydziestk semk. Z uniesionym rewolwerem w rku poucza kopicych: - Zachowajcie ostrono. Ostatnie z tych stworze, ktre usiowalimy schwyta, odgryzo mojemu funkcjonariuszowi poow twarzy. - Dziki za ostrzeenie - rzuci z sarkazmem jeden z naukowcw. Zelizgn si obok pozostaych na samo dno i razem zaczli oczyszcza znalezisko z piasku. - To jest ywe - relacjonowa ten drugi. - Nie ma wtpliwoci. Wyglda na ciepokrwiste i czuj, jak si porusza. - Czy to moe by wgorz? - spyta Salvador. - W adnym przypadku - rzek pierwszy. - To jest due, o wiele wiksze ni wgorz, ktrego dostarczy pan do Instytutu. Wyczuwam tu jaki... krgosup. Rodzaj guzowatego

krgosupa. I ebra. - Tylko uwaajcie - powtrzy Salvador. Henry myla intensywnie. Jeli udaje im si znale ukrycie, wwczas rosn i po okoo szeciu miesicach staj si rwnie dojrzae jak ojciec. Nie musia nawet spoglda na Gila czy Susan, by wiedzie, e myl o tym samym. Z najwiksz ostronoci dwaj naukowcy odsonili znaleziony w piasku obiekt. Chrzstkowaty i czarny krgosup. Zaokrglona klatka piersiowa, ebra oddzielone od siebie ciemnymi, pprzeroczystymi chrzstkami. Pas biodrowy sabo rozwinity i wski, wystajca ko ogonowa bdca niemal samym ogonem, kociste nogi skulone pod ciaem w pozycji rozwijajcego si podu. Przez chrzstki klatki piersiowej Henry widzia bijce serce. Czu strach, obezwadniajce przeraenie i modli si pod nosem. Modli si, by potwr nie zosta wydwignity z piasku. Modli si, by nie musia na niego patrze. Modli si, by by on jedynym, by wszystkie inne podusiy si w ziemi. - Ojcze nasz, ktry jest w niebie, wi si imi Twoje... Dwch pracujcych rami przy ramieniu naukowcw oczycio z piasku potylic stwora. Mona teraz byo oceni jego rozmiary - okoo trzy stopy od gowy do ng, w kadym razie tyle miaby wyprostowany. Jeden z badaczy przecign doni wzdu krgosupa. - Spjrzcie na to - rzuci nagle. Od koci ogonowej odpada powoka z cienkiej jak papier, uskowatej skry. Naukowiec przekaza j ostronie koledze, ktry klcza na krawdzi studni. Ten uj skrawek w ten sposb, e ostatnie promienie soca przewietliy go na wylot. Szeleci na wietrze od morza delikatnie jak bibuka. - Co to jest? - zapyta Salvador. - Wyglda mi to na zrzucon skr wgorza - odpar jeden z naukowcw. - Wic to jest to? To tego wanie szukamy? I przez ledwie dwa dni to zdoao si a tak rozwin? Naukowiec sign za siebie po plecak. Odpi go, wyj dug kopert na okazy i zoy w niej ostronie skr wgorza. - To musi by wanie to, prawda? Co to moe by? Jaki gatunek jest w stanie spdzi okres podowy rozwoju zagrzebany w piasku? Naukowiec umiechn si krzywo. - Tego wanie chcielibymy si dowiedzie, poruczniku.

Salvador spojrza na Johna Belli, ten jednak sta z rkami zaoonymi na piersi. Wyglda nad wyraz nieprzystpnie. Wysun do przodu doln warg i nic nie mwi. - Dobrze - powiedzia Salvador. Chcecie wydoby std to stworzenie? Duncan, przynie z baganika mego samochodu nosze i koce. Keith, w furgonetce jest troch brezentowych tam, id po nie. Bdziemy mogli przecign je pod ciaem tego czego i naprawd ostronie je wydoby. - Nie moecie go wydoby - wyszeptaa Susan. Nie moemy przecie, do diaba, zostawi go tutaj - odrzek Salvador. - Teraz, skoro ju znalelicie, musicie to zabi - nalegaa Susan. - Trzeba przynie przewody, podczy wysokie napicie i porazi to miertelnie. Porazi i z powrotem zakopa. Naukowcy od Scrippsa pokrcili gowami. Najpierw nalega, bymy kopali tak dugo, a to znajdziemy. A teraz chce, eby to zabi i zakopa. Czy jest pan pewien, e ona wie...? - odezwa si jeden z nich z udawanym znudzeniem i zakreli kko na czole. - Powinnicie zrobi tak, jak ona mwi - wtrci Gil gosem chrapliwym i dononym. - Och, naprawd? - rzuci naukowiec. - Suchajcie no, to nasza dziaka. Zrobimy z nim, co zechcemy, i z pewnoci nie bdziemy przyjmowa rozkazw od kadego plaowego wczgi, ktry akurat pojawi si w okolicy. Jasne? Henry dotkn ramienia Salvadora. - Oni maj cakowit racj. Natychmiastowe zgadzenie tej istoty jest konieczne. - Natychmiastowe? Niby czemu? Nie mwi, e nie macie racji, lecz zanim zdecyduj si na jakiekolwiek dziaania, musz wiedzie, dlaczego. - Nie mog ci tego wyjani. Sam nie wiem. Ale sprawa jest pilna. Nie mona pozwoli, by to stworzenie yo cho sekund duej ni trzeba. Naley je unicestwi bezzwocznie. - Mj drogi Henry - powiedzia spokojnie Salvador - nie mog rozkaza, by to zostao zabite bez istotnego powodu. To jest integralna cz sprawy zabjstwa i caego szeroko zakrojonego ledztwa. To ywe stworzenie jest obiektem powanego zainteresowania nauki, przede wszystkim jednak to co poaro ciao modej dziewczyny i okaleczyo jednego z moich funkcjonariuszy. To moe by jedyny taki okaz, jaki uda nam si kiedykolwiek znale. I co ja powiem moim przeoonym, jeli ka podczy to co do prdu, a potem zagrzeba? e dziaaem zgodnie z instrukcjami siedemnastoletniej dziewczyny, dziewitnastoletniego chopaka i pewnego uniwersyteckiego profesora filozofii? e wszyscy

troje nalegalicie twierdzc, e jest to sprawa nad wyraz pilna, istotna i e zgodziem si z wami? Salvador milcza przez dusz chwil, przechyliwszy gow w sposb sugerujcy, i oczekuje od Henry'ego zrozumienia tych argumentw i zapytuje, czy mona w tej sytuacji w ogle rozwaa zabicie tego stworzenia zaraz po znalezieniu go. - Rozumiesz mnie? - spyta w kocu. - Rozumiesz, czym si kieruj? Henry czu si strasznie. Poci si, trzs, przechodziy go dreszcze. Wszystko naraz. Otar doni mokre czoo. - Nie wiem, co mam ci powiedzie, Salvadorze. To jest najwiksze z moliwych niebezpieczestw. Jeli nie zabijesz tego teraz, to, uwierz mi, bdziesz tego aowa przez reszt ycia. - Mam nadziej, e to nie jest groba - oczy Salvadora pociemniay. Henry, Gil i Susan z ociganiem odsunli si od wykopu, a Salvador odprowadzi ich do bariery. - Ci ludzie mog tu zosta - powiedzia funkcjonariuszom. - Ale ani kroku bliej, zrozumiano? Caa trjka patrzya spoza barierek, jak naukowcy od Scrippsa wycigaj ostronie swoje znalezisko spod wilgotnego, czarnego piasku. John Belli oddali si na chwil i wrci na pla furgonetk. Podjecha tyem na jakie pitnacie stp od dziury. Wysiad i otworzy tylne drzwi. - Mdlmy si, by to stworzenie nie przetrwao wycignicia spod piasku - powiedzia Henry. - Przetrwa - rzuci Gil. - Wci jednak moemy si modli - odezwaa si Susan. - Do kogo? - spyta Gil. - Do Boga? Czy Ashapoli? Czy moe do Departamentu Policji w San Diego? O pomoc i opiek? John Belli wyj z furgonetki koce, rozpostar je strzepniciem i poda naukowcom. Henry nie widzia, co dokadnie robi. Domyla si, e owijaj wanie stworzenie, by mc wyj je z dziury. Po duszej przerwie i dugiej dyskusji, ktrej nie mogli dosysze, jeden z funkcjonariuszy poszed do wozu Salvadora i przynis zwj brezentowych tam, ktre rwnie zostay opuszczone w d jamy. W kocu, gdy soce dotkno powierzchni morza i zaczo zsuwa si za horyzont, owinita w koce istota zostaa wycignita dziki poczonym wysikom trzech naukowcw, dwch policjantw, Johna Belli i Salvadora Ortegi. Po tym, jak skwapliwie opucili ciar na

nosze, mona byo sdzi, e jest on nieproporcjonalnie wielki w stosunku do rozmiarw stworzenia. - Wyglda na to, e troch way - mrukn Gil. Henry przytakn, zagryzajc wargi. Nastpia kolejna wymiana zda pomidzy policj i naukowcami. Po chwili wszyscy znw zebrali si wok noszy, Groba? - dziwi si Henry. - Drogi Salvadorze, nie mam do siy ni rodkw, by zagrozi nawet mojej byej onie, o tobie ju nie wspominajc. Mwi o tej rzeczy na dnie wykopu. Jak sdzisz, co to jest? Co tak naprawd o tym sdzisz? Widziae, co to stworzenie zrobio twojemu funkcjonariuszowi, gdy byo ledwo co wyronite. A co, jak sdzisz, jest w stanie zrobi teraz? Spjrz na to! To nasienie diaba, oto, czym ono jest! I musisz je zabi! John Belli podszed do Henry'ego. - Ty - powiedzia szorstko i twoja dzieciarnia. Zmykajcie std. To stworzenie w dole jest okazem i musi zosta zbadane przez patologa. Nie chc, eby ktrekolwiek z was krcio si w pobliu, zrozumiano? To wy jestecie potencjalnym zagroeniem dla tej istoty. Takie jest moje zdanie i chc, ebycie zeszli mi z drogi i zniknli za barierk. - My nie jestemy adnym zagroeniem dla tej istoty, prosz pana. Za to ona jest zagroeniem dla rodzaju ludzkiego. - On ma racj dodaa Susan. - Ta istota jest nasieniem diaba. John Belli westchn i potar policzek. - Salvador - zwrci si do porucznika z ledwo skrywan niecierpliwoci. - Obawiam si, e to on ma racj, a nie wasza trjka - powiedzia Salvador. Bdziecie musieli si std wycofa. Przepisy s co do tego jasne. Wycofajcie si tylko za barierk, stamtd i tak bdziecie wszystko widzie. Nie odzywajcie si jednak, w przeciwnym razie bd zmuszony odsun was dalej albo nawet przymkn za utrudnianie pracy policji. Henry spojrza w oczy porucznikowi. - Po raz ostatni ostrzegam... - zacz. W ustach zascho mu kompletnie. - Przykro mi. ponieli je do furgonetki i ostronie zaadowali. John Belli zamkn drzwi. Henry widzia, e Salvador powiedzia mu co jeszcze; zauway rwnie, jak gboko osiady tylne amortyzatory furgonetki. Wyjazd z play zabra Johnowi Belli nastpne dziesi minut. Tylne koa zabuksoway gboko w piasku. Policjanci musieli poszuka wyrzuconych na brzeg kawakw drewna i podoy je pod koa. W kocu, w fontannach piasku, furgonetka ruszya z wyciem silnika i sforsowawszy pla, wydostaa si z trudem na drog.

Salvador podszed do zapory. Rce trzyma w kieszeniach. - T c, przyjaciele. To tyle do ogldania na dzisiaj. - Gdzie Belli zabiera to co? - spyta go Henry. - Najpierw do miasta. Ale ci od Scrippsa te si tym zajm. Gdy Belli obejrzy to na okoliczno mierci dziewczyny, przekae obiekt do La Jolla. Tam bd w stanie podda? go dokadnym badaniom i powiedzie nam co o jego cyklu yciowym. - Umiechn si. Przykro mi, e musiaem was prosi, abycie przeszli tutaj. John Belli jest bardzo draliwy i naprawd nie lubi, gdy cokolwiek lub ktokolwiek mu przeszkadza. Nie przeszkadzalimy - zaoponowa Gil - prosz mi wierzy. Jeli ktokolwiek by tam zawad, to ci od Scrippsa i paski przyjaciel Belli. Z t istot nie ma artw. Salvador spojrza na niego surowo. - Nikt nie sugeruje, e arty nam w gowie, mj chopcze. Nie ma miejsca na arty, gdy w gr wchodzi ludzka mier, uwierz mi. Przepraszam - rzek Gil. - Powinien nas pan jednak posucha. Wiemy, co mwimy. - Niczego nie wiecie - odpar Salvador. I pamitajcie, e moecie by tak blisko sprawy tylko dziki mojej uprzejmoci. - Czy ta istota wci ya, gdy wycignlicie j z dziury? - wtrci spokojnie Henry. - O ile wiem, to tak - Salvador skin gow. - Jej serce wci bio. - A twarz? - dopytywaa si Susan. - Spojrza pan na jej twarz? Salvador zaprzeczy. - Bya owinita w koce. Koce zostay zmoczone, nim pooono je na twarz i owinito wkoo gowy. Uwaali pewnie, e bdzie to dawao podobny efekt jak piasek. - C - westchn Henry z rezygnacj. - Przypuszczam, e zrobie to, co uwaae za swj obowizek. Prosibym jednak, jeli mi wolno, by upewni si, czy istota zostanie dobrze zamknita, i sprawi, by zawsze bya przez kogo strzeona. Salvador przyjrza mu si z uwag. - Co wiesz, Henry? - Nie wiem niczego, oprcz tej jednej rzeczy, e jest to istota za i niszczycielska. e wyronie szybko w co, czego ani ty, ani ja, ani nikt inny nie bdzie w stanie pokona. - Skd to wiesz, e jeste taki pewny? - Nie mog ci powiedzie. Obiecaem. Uwierz mi jednak, e ta informacja pochodzi od najwyszej moliwej instancji. - Znam tylko dwie takie instancje, Henry. Departament Policji w San Diego i Boga. Jeli to nie ktre z nich, to naprawd nie jestem zainteresowany.

- Nie by to Departament - oznajmi Henry. Salvador rozemia si. Jego kierowca uruchomi ju samochd, a ludzie z Instytutu zbierali wyposaenie. - Musz ju jecha - powiedzia, machajc im rk. - Sdz, e jeszcze si spotkamy. Dziki za wasze ostrzeenia! Pewien jestem, e solidnie zirytowalicie Johna Belli. Gdy odjecha, Henry, Gil i Susan przeszli z play na promenad. - Napijecie si? - spyta ich Henry. - Nie, dziki - odrzeka Susan. - A i ty powiniene przesta. Dzi w nocy mamy by Wojownikami. - atwo ci powiedzie - zaprotestowa Henry. - Mam w tej chwili kaca, ktry mgby by znakomitym praprzodkiem wszystkich kacw, jakie kiedykolwiek istniay. - Nie pozbdziesz si go pijc. - Nie pijc nie pozbd si go rwnie. Wic rwnie dobrze mog si napi. Susan uja go pod rami. Szli razem promenad w kierunku jego domku. ciemniao si ju. una zachodzcego soca gasa powoli ponad ich gowami. Mewy kryy na wietrze w ostatnich tego dnia owach na owady. - A jeli ci poprosz - cigna Susan - to przynajmniej dla mnie, nie wypijesz ju dzi ani kropli? Henry skrzywi si. - Nie jestem pewien, czy dam sobie rad z rol Wojownika Nocy nie wypiwszy dla kurau. - Nie mw mi, e jeste alkoholikiem. - Czy ja mwi, e jestem alkoholikiem? Jasne, e nie jestem. We wtorek nie piem wcale, ani jednego drinka przez cay dzie. Jestem pijakiem, to prawda, ale pij, poniewa to lubi. Dobrze mi to robi, poprawia humor. Nie robi tego ukradkiem. Nie ukrywam butelek z wdk za tapczanem. Nie pijam tego, czego nie lubi. Od miesicy ju trzymam w domu butelk Malmseya i nawet jej nie tknem. Prawdziwy alkoholik pije wszystko. Susan przysuna si bliej. - Problem w tym, Henry, e bdziemy w nocy musieli polega na tobie. Jeste centraln postaci tej sprawy, Stranikiem Mocy. Pomyl, a jeli co pjdzie le tylko dlatego, e bdziesz mia w sobie o jednego drinka za duo? - Obiecuj ci, e z tym potrafi si upora. S tacy, ktrzy to potrafi, i tacy, dla ktrych to niemoliwe. Tak si skada, e ja zaliczam si do tych pierwszych. - Wiesz, e straciam rodzicw? - spytaa Susan. Doszli ju do rogu przy domku Henry'ego. Gil zosta troch w tyle i utrzymywa teraz dystans, udajc, e wpatruje si w

morze, nad ktrym odlega chmura zawisa jak wielki znak zapytania. Henry nie odpowiedzia, spojrza tylko z powan twarz na Susan. - To by wypadek samochodowy - mwia. - Wracali z przyjcia w Escondido i w okolicy jeziora Hodges zjechali z drogi. - Bardzo mi przykro. Susan uniosa gow i spojrzaa Henry'emu prosto w oczy. - Lekarz sdowy powiedzia pniej, e mj ojciec mia we krwi dwa razy wicej alkoholu ni dopuszczaj oficjalne normy. Henry pooy jej do na ramieniu. Sprbowa si umiechn, ale nie wyszo to zbyt przekonywajco. - C. Sdz, e nie mona tu ju nic doda. Gil zbliy si do nich i unis nadgarstek, wskazujc na zegarek. - Musimy ustali czas - powiedzia. - Moe by dziesita? - Dla mnie to bardzo wczenie - odrzek Henry. - Moe jedenasta, co? W przeciwnym razie nie ma nawet cienia szansy, bym usn, i bdziecie zdani na siebie. - Dla mnie moe by jedenasta - zgodzia si Susan. - Moi dziadkowie id spa o wp do jedenastej i dopiero wtedy wyczaj telewizor. Wczeniej nie ma mowy o spaniu. - Zatem jedenasta - powiedzia Henry i zacytowa Makbeta: - Kiedy si znowu trjk zejdziemy, gdzie w huku burzy, midzy deszczami? - Gdy zgiek bitewny wyda zwycizc, umilknie or w glorii lub klsce dokoczya Susan. Henry zdj rk z jej ramienia. - Obawiam si, e moesz mie racj. Patrzy, jak Gil i Susan odchodz promenad w kierunku Solana Beach. Byo jeszcze wystarczajco jasno, by dojrze ich idcych tu nad wod. Zaczyna si odpyw. Takie gorce jak ta noce s romantyczne, pomyla, pene obietnic i oczekiwa. Ma to jednak by rwnie i noc strachu. Otworzy drzwi i wszed do cichego salonu. Spojrzaa na niego zaokrglona gad ekranu telewizora i stojca na stole butelka z wdk. Jak lni, pomyla, zamykajc za sob drzwi. Jedno i drugie to odtrutki na wszelkie ludzkie choroby, fizyczne i umysowe. Setka wdki i p godziny The Pyramid Gam gwarantuj pene znieczulenie. Wczy lampy przy kanapie. Zegarek lea tam, gdzie zostawi go w nocy, tu obok straszcej olimi uszami Etyki Spinozy. Najpierw podnis ksik. Z jakiego zapomnianego ju powodu podkreli w niej sowa: Czujemy to i wiemy o tym, e jestemy

wieczni. Potem wzi zegarek. Sidma osiemnacie. Prawie cztery godziny do przetrwania. Czyme niby ma si zaj przez cztery godziny? Mg dokoczy sw prac. Mg poczyta jeszcze Spinoz. Mg wzi prysznic i umy wosy. Usiad i niespiesznie zdj trampki. Podnis wzrok. Tu przed nim roztaczaa swj blask butelka wdki.

9
Pchaa wzek z zakupami przez magazyn Ralpha, gdy ten mody czowiek wyjecha ze swoim wzkiem zza rogu i zderzy si z ni. - Och, bardzo przepraszam - powiedzia. By wysoki, kdzierzawy i z miejsca skojarzy si jej z Eliotem Gouldem. - Nie jestem najlepszym kierowc. Nic si pani nie stao? - Uszam z yciem - umiechna si. Pchna wzek dalej wzdu pek z zioami i przyprawami. Wydawaa nastpnego dnia obiad - nie dlatego, eby specjalnie to lubia. Paul by przez tydzie w Las Vegas na negocjacjach w sprawie nowego, oszaamiajcego kontraktu z Desert Hotel Group i mia przywie ze sob trzech klientw, by mogli obejrze w caej okazaoci wyniki jego inynierskiej dziaalnoci w Burbank. Nie cierpiaa obiadw dla kontrahentw. Byli nimi albo niscy i grubi ydzi, albo niscy i grubi Wosi, albo tacy sami Japoczycy. Wszyscy naduywali alkoholu, palili w nadmiarze i usiowali j podszczypywa. Zawsze czua si potem, jakby ona i jej dom stali si obiektem napaci sporego gangu. Bagaa Paula, by bra swych klientw do restauracji - tam podobaoby im si o wiele bardziej - Paul jednak wierzy w znaczenie osobistych, rodzinnych kontaktw. Gdy mczyzna jest poza domem w interesach, przekonywa, do ma restauracji. Pragnie mie do czynienia raczej z przyjacimi ni z klientami. Tak, wic dwa lub trzy razy w miesicu Jennifer nie miaa wyboru i przygotowywaa obiady z czterech czy piciu da, i to takich jak boeuf carbonnade, kaczka w galarecie z przetartymi warzywami albo jagni pieczone w araku po prowansalsku. Miaa do pomocy Inez, owszem, lecz nawet gdyby wyrcza j dwudziestoosobowy personel kuchenny, jej zdanie o tych obiadach nie zmienioby si nic a nic. Ten gony miech, beznadziejnie gupie dialogi, sprone kaway i maniery, ktre zawstydziyby przy stole nawet Rabelais'go. Ilekro o tym pomylaa, przypomina si jej prezes Northern Frate, gaszcy cygaro w pozostaym na jego talerzu sosie maderskim. Jennifer uwaaa, e zasuya na co wicej. Na lepszy dom, lepszego ma, lepsze ycie. Gdy nie da od niej przygotowywania przyj dla kontrahentw, bywa miy, szarmancki i wierzya wtedy, e wci j kocha, tak jak kocha mgby kogokolwiek innego. Ale wpdzaa j, co dzie w depresj nieustajca jednostajno. Jednostajno domowych zaj, potem za jednostajno i nuda odpoczynku po nich, i zastanawiania si, czym, u licha, mogaby zapeni sobie kolejny dzie. Czasem prbowaa marnowa czas przy wyszywaniu

czego niewielkiego, dopracowujc to w ostatnim szczegle przez cae dnie, a byo dokadnie takie, jakie by miao. Miaa te sporo przyjaciek, wszystkie jednak cierpiay na to samo, co ona. Ich dzieci byy cay czas w szkole, mowie cay czas w pracy, a powiedzmy sobie prawd, nie kada ostatecznie kobieta moe napisa Scruples, kierowa caoci Twentieth-Century Fox czy gra po mistrzowsku w tenisa. Zawsze, gdy wracaa od swej siostry Nesty, mieszkajcej w San Francisco, liczya z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pywackie, ktre zdobiy Dolin, wyobraajc sobie, jak nad kadym z tych basenw stoi dom, a w kadym z tych domw siedzi kobieta, pdzca ycie w pustce i monotonii. Zatrzymaa si przy jednym z obwieszonych lustrami filarw i spojrzaa na siebie. Ciemnooka brunetka o wspaniaej sylwetce i proporcjach, szuka rozrywki. Ubrana ze smakiem, zdolna do prowadzenia inteligentnej rozmowy. Gdy trzeba, kocha si z entuzjazmem. Wyszywanie i interesy w brany ywnociowej wykluczone. Preferowani owcy nosorocw, eglarze oceaniczni, taczcy po wit i nadzy biegacze na owiewanych wiatrem zocistych polach makowych. Spojrzaa przytomniej. Mody mczyzna, ktry kilka minut temu zderzy si z ni, sta teraz obok i przyglda si jej. Spona nagle rumiecem i odwrcia si z nadziej, e nie robia, jak zwykle, rnych min. - Przepraszam - powiedzia. - Mylaem wanie, jaka jest pani atrakcyjna. - Co? - Spytaa biorc go niemal za szaleca. Boe, chyba rzeczywicie by pomylony. - Mam przygotowa dzi to do jedzenia - doda w taki sposb, e zupenie nie wiedziaa, o co mu waciwie chodzi i co mia znaczy ten pocztek. W miar jak zbliaa si do czterdziestki, pami przestawaa jej dopisywa. Czterdziestka, jak wyjciowa brama z Disneylandu. Gdy jest ju za tob, to przepado i nikt nie przybije ci ju na rce stempla uprawniajcego do wejcia. - To jagni - doda z roztargnieniem. - Co niby? - Spojrzaa na niego. - To, co mam przygotowa na dzi wieczr. Przychodzi rodzina mojej narzeczonej. Nie jestem w stanie zabra ich do restauracji, wic pomylaem, e sam ugotuj. - I ma pan zamiar przyrzdzi im jagni? - Mam przepis, prosz spojrze. Wyciem go z ostatniego pitkowego dziau kulinarnego. Wycign ku niej starannie zoony wycinek. Wzia go, lecz bez okularw nie bya

w stanie niczego przeczyta. Pogrzebaa w torbie i w kocu je znalaza. - Ach, tak - powiedziaa, zerkajc na wycinek. - Co to jest? Przeczytaa szybko. By to przepis na lamb en crute, ca nog jagnicia duszon z zioami, a nastpnie obkadan pasztetem i dojrzewajc w piekarniku. Oddaa mu przepis. - Czsto pan gotuje? - Tylko klopsy. - Nie sdzi pan, e lamb en crute to troch zbyt ambitne danie dla kogo, kto zna si jedynie na klopsach? - Zapewne tak. Pomylaem jednak, e jeli bd dokadnie trzyma si przepisu i uyj mroonego pasztetu, zamiast przygotowywa go samemu... No to moe wyjdzie co jadalnego. - No, moe tak, o ile szczcie bdzie naprawd sprzyja. - Jennifer umiechna si. Ten mody czowiek bawi j. By subtelny, powany, mia dobr prezencj i mwi to wszystko tak, jakby szanowa jej rad. Nie tak jak Paul, nieustannie dajcy jej do zrozumienia, e powinna docenia swoje szczcie i jego wspaniaomylno, gdy askawie udzieli jej w rozmowie kilku bezcennych poucze. Modzieniec podrapa si w kark, mylc przy tym, intensywnie. - To do istotne, by to byo wanie takie danie. Jeli ugotuj co idiotycznego, co wwczas pomyl sobie o mnie jej rodzice? - Nie musi pan przygotowywa czego a tak skomplikowanego. Wikszo ludzi woli ostatecznie proste potrawy. Wydaam ju tuziny przyj, a pamitam, e najbardziej udane byy zawsze te najprostsze. Szynka, poldwica wieprzowa albo... - To s ydzi - przerwa. - No, to moe pan zrobi co atwego z woowiny lub ryby. Modzieniec z zadum spojrza na trzymany w rce przepis. - Ma pani racj - powiedzia. - Moe powinienem zrobi co naprawd prostego. Pieczone eberka cielce czy co w tym stylu. Jennifer przygldaa mu si przez chwil. Na dnie jego wzka leay ju zioa prowansalskie, groszek, przetarta marchewka, kartofelki w mundurkach i pasztet. - Jeli mona co zaproponowa - usyszaa swoje sowa. - Moe poszedby pan dzi ze mn, pomog panu z tym lamb en crute. Tak czy owak, trzeba wstpnie przygotowa to jagni, zanim znajdzie si w towarzystwie zi, wtrbek i pasztetu. Zrobi to tak, e potem w domu bdzie pan musia tylko wstawi to do piekarnika. Mody czowiek popatrzy na ni.

- Zrobi to pani? - Czemu nie? Nie mam dzi po poudniu nic innego do roboty. To moe by dla mnie urozmaicenie. - Hmm, to wspaniae. Ale przecie nawet mnie pani nie zna. Mog by Dusicielem z Bostonu albo kim takim. - Jasne - odpara ywo Jennifer, popychajc swj wzek. - Dusiciel z Bostonu chodzi po magazynie Ralpha zastanawiajc si, jak przygotowa lamb en crute dla swych przyszych ydowskich teciw. Modzieniec pody za Jennifer. - Nawet Charles Manson robi zakupy - powiedzia bez tchu. Jennifer zatrzymaa si i ich wzki znw si zderzyy. - Jest pan przyjacielem Charlesa Mansona, czy co? - Spytaa, po czci powanie. Modzieniec uderzy si doni w pier i spyta z przeraeniem: - Ja? Nie, oczywicie, e nie! - Prosz posucha - powiedziaa Jennifer. - Pozbdmy si lepiej jednego wzka. W przeciwnym razie, zanim jeszcze dojedziemy do kasy, zaliczymy naprawd powany wypadek drogowy. Z zakupami uporali si w dziesi minut. Potem modzieniec przepchn wzek do samochodu Jennifer, metalicznie lnicego zielonego eldorado, ledwie szeciomiesicznego. - Gdzie paski wz? - Zapytaa Jennifer. Modzieniec machn niemiao rk w kierunku chropowatego dwunastoletniego le sabre z oklapnitym zawieszeniem. Jennifer umiechna si. - Chce pan zostawi go tutaj i wrci moim? - Nie, nie trzeba. Pojad za pani. Nie za blisko, nie chc pani robi kopotu. Naprawd powinnam pozna paskie imi - powiedziaa. - I sdz, e pan powinien pozna moje. Jestem Jennifer Shepheard. Ucisnli donie. - Bernard Muldoon - odpowiedzia mody czowiek. - Jestem studentem szkoy menederw Uniwersytetu San Diego. - Mio ci pozna, Bernardzie. Wyjechali spod magazynu na Hollywood Boulevard i skierowali si na zachd. Jennifer pilnowaa ktem oka ledwie zipicego wozu Bernarda, sprawdzajc, czy nie zabdzi na skrcie do La Brea. Nie mieszkaa daleko: w grze kanionu, przy Paseo del Serra. Siny kb spalin, ktry zostawia za sob samochd Bernarda, kaza jej jecha bardzo powoli. Niemniej, po piciu minutach parkowali ju na stromym podjedzie przed domem Jennifer,

zbudowanym w stylu rancza, z pokojami na ppitrze. Bernard pomg jej przenie zakupy do kuchni. Rozejrza si, gdy Jennifer otworzya mu drzwi. Ssiedzi nie bd plotkowa? Spyta. Nie masz zamiaru dostarcza im powodw do plotek, mam nadziej - umiechna si. Bernard spon rumiecem. - No, nie, oczywicie, e nie. Wiem jednak, jacy bywaj ssiedzi z przedmie. yj wycznie plotkami i cukierkami Stouffera. - Sdzisz, e i ja jestem taka? - Spytaa, mylc o pewnym popoudniu z zeszego tygodnia, gdy rozoywszy si z zadartymi nogami i najnowszym numerem Lace 2, zjada w trakcie lektury cae pudeko cukierkw. Nie pozwalaa sobie czsto na takie hulanki. Chciaa utrzyma sw figur. Przysiga sobie teraz, e nigdy wicej nie bdzie tego robi. Kuchnia wyoona bya brzowymi kafelkami w stylu Dnia Dzikczynienia, z glazurowymi obrazkami zocistych makw nad zlewem (czasem wyobraaa sobie, e taczy naga midzy tymi wanie makami). By te prodi z wymalowanym na nim gupawym zajczkiem, stojak z dziesicioma brunatnymi jajeczkami oraz kalendarz wydany przez Currier & Ives, ktry podarowaa gospodyni jej ukochana kuzynka wraz z nadziej nauczenia ciotki odrobiny dobrego smaku. Jennifer wyoya zakupy na kafelkowy blat i poinstruowaa Bernarda, gdzie ma, co umieci. - Masz ochot na kieliszek wina? - Spytaa. - W lodwce jest troch Chablis. Mam te piwo, jeli wolisz. Kieliszki s w szafce, obok wagi. Tak, tam. Moesz nala dla mnie? Spdzili w kuchni cae popoudnie, przygotowujc lamb en crute i pogadujc o wszystkim i o niczym. Polityka, sztuka, telewizja, jak dobrze na swe lata trzyma si Raquel Welch, co z antykoncepcj u nieletnich dziewczt, energia atomowa, Greenpeace, sens ycia innych, sens wasnego ycia. Jennifer nie moga uwierzy swym oczom, gdy spojrzawszy na kopi wczesnoamerykaskiego zegara ciennego stwierdzia, e jest ju dobrze po pitej. Bernard utrzymywa j w stanie cigego zainteresowania swoj osob, bawi nieustannie. Gdyby tak... - Lecz owo gdyby tak byo odlege tak bardzo, jak przystao na kobiet zamn. A przynajmniej na tyle, na ile pozwalao wychowanie Jennifer. Poza gdyby tak rozcigay si obszary podniecajcej przygody i przyjemnoci, ale byy tam rwnie: niebezpieczestwo i niepewno. - O ktrej masz ten obiad? - Spytaa go, pokrywajc pasztet warstw jajka. Powiniene woy to do piekarnika najpniej na godzin przed podaniem, na dwiecie dwadziecia stopni. Bernard sta z domi w tylnych kieszeniach spodni i przez dusz chwil spoglda

w milczeniu na jagni. Jennifer przestaa malowa je zanurzonym w jajku pdzelkiem i spytaa: - Co nie tak? - No... - Zacz. - No, co? Co nie tak z jagniciem? Nie podoba ci si? Moe ten pasztet jest troch zbyt kolorowy, ale miao to by ostatecznie danie sporzdzone przez mczyzn. Nie chcemy chyba, by rodzice twojej narzeczonej pomyleli sobie, e masz dwie lewe rce? Wiesz, jacy s ydzi, gdy przychodzi do podwieszenia kogo pod dobre drzewo genealogiczne. - Nic z tych rzeczy - powiedzia Bernard. - Prawda jest taka... Wiesz, musz ci co wyzna... - Wyzna? - Spytaa. Podesza do zlewu i umya rce. Rozwizaa tasiemki fartucha mwic: - Nic mi nie jeste winien. Nawet prawdy. - Prawda jest taka - spojrza na ni szczerze i naturalnie - e ja nie mam narzeczonej. - Och! - Jennifer spojrzaa na jagni. - A jeli nie masz narzeczonej, to znaczy, e jej rodzice nie przyjd na obiad? - Zgadza si - przyzna. - A jeli nie przychodz na obiad nieistniejcy rodzice twojej nieistniejcej narzeczonej, to, kto przychodzi? - Miaem nadziej, e ja, z tob. Jennifer przypatrywaa si Bernardowi z otwartymi ustami. - Miae nadziej, e... Chcesz powiedzie... nie wierz! Poderwae mnie w supermarkecie i sprawie, e zaprosiam ci do domu! I jeszcze przygotowaam ci obiad! Po prostu w to nie wierz! - Powiedziaem ci, e jeste pikna. W tym przynajmniej byem szczery. Jennifer pokrcia gow. - Naprawd nie mog w to uwierzy. Mylaam, e si przesyszaam, gdy to powiedziae. Nie jestem w stanie uwierzy, by kto kompletnie obcy... wci nie mog w to uwierzy! Musz si napi! Nalej mi wina, nim zemdleje! Bernard pospiesznie dola Chablis do kieliszka i poda jej. - Naprawd przepraszam - mwi. - Nie wiedziaem, jak inaczej do ciebie podej. Moesz mnie wyrzuci, jeli chcesz. Moesz nawet zatrzyma sobie to jagni. Przepraszam. Zafascynowaa mnie, tak wspaniale tam wygldaa i sam ju nie wiedziaem, co mam zrobi. Jennifer przysiada na krawdzi jednego z kuchennych stokw, wci krcia gow.

- Musz przyzna, e ci si udao. Co za pomys? I skd wiedziae, e zaprosz ci do domu? Musiae chyba zdawa sobie spraw z tego, e jestem zamna. - Jasne. Byem wczoraj w aptece, tej przy Sunset i widziaem, jak rozmawiasz z przyjacik. Podszedem bliej i usyszaem, e twojego ma nie bdzie a do soboty. To przewayo, tak przynajmniej sdz. Miaem tylko jeden dzie i musiaem na chybcika co wymyli. I wymyliem wanie to. - No dobrze - rzeka w kocu. - I co teraz zrobimy? Moralno nakazywaaby zapewne, bym skorzystaa z twej oferty i wyrzucia ci std. Niemoralno natomiast, rzecz jasna, ebym powiedziaa sobie: do diaba z tym wszystkim, skoro ju i tak spdziam z nim popoudnie, przygotowujc tego barana, to rwnie dobrze mog go zaprosi do stou. Nawet nie byoby to wspaniaomylne, w kocu to twoje jagni. Z drugiej jednak strony, co pomyl sobie ssiedzi? Ci plotko- i cukierkoercy? Ale tak naprawd, kto by si przejmowa tym, co oni pomyl? - Wybr naley do ciebie - w gosie Bernarda zabrzmia smutek. - Zaatwie mnie - powiedziaa. - Naprawd mnie zaatwie. W yciu nie zdarzyo mi si co takiego. Wiesz, co? Zosta. Przyrzdzimy do koca to jagni, wypijemy jeszcze troch wina, porozmawiamy sobie, od lat tyle nie rozmawiaam. Poprosz ci tylko o jedno, jeli nie sprawi ci to kopotu: eby odprowadzi swj wz sprzed moich drzwi i zaparkowa go gdzie, chociaby na Orchid Avenue. Wiesz, gdzie to jest? To przynajmniej ograniczy plotki do sensownego minimum. - Jeste jednak dam. Wiedziaem, gdy po raz pierwszy ci zobaczyem, e pod tym wzgldem si nie zawiod. Obiad zjedli w jadalni, na wieym pciennym obrusie obszytym na brzegach haftem kolumbinowym. Jagnicia byo o wiele za duo na dwoje, Jennifer zapewnia jednak Bernarda, e jej m bdzie w peni usatysfakcjonowany tym daniem w przyszym tygodniu. - Wytrzyma trzy noce? - zastanowi si tylko Bernard. Potem usiedli na naronikowej, wykonanej na zamwienie kanapie w salonie, ktrego okna wychodziy na basen w patio. Jennifer pucia pyty Franka Sinatry i zaproponowaa Bernardowi kieliszek Courvoisiera Paula. Usiada na pododze tu obok Bernarda, nucc pod nosem do wtru My Way. Bernard popija maymi yczkami brandy i opowiada jej o swoich studiach. - Gdy jest si w biznesie, trzeba wci pi si do gry. Wiesz, co powiedzia Roger Falk? - Nie - umiechna si. - Co powiedzia Roger Falk?

- Powiedzia, e wielu pracownikw na kierowniczych stanowiskach uwaa, e ma dziesicioletnie dowiadczenie, podczas gdy maj po prostu dziesiciokrotne dowiadczenie jednoroczne. - Hmm, sdz, e to prawda. Chociaby patrzc na Paula. - Czy mamy rozmawia o Paulu? Odwrcia si i spojrzaa na niego. - Co to znaczy? - Zapytaa. Blask lampy odbija si w jej oczach i wiedziaa, e wyglda atrakcyjnie. Bernard wzruszy ramionami. - Znaczy to, e nie mam specjalnej ochoty rozmawia o Paulu, i tyle. Jennifer pooya do na jego kolanie. - Paul jest daleko std - powiedziaa. Nakry jej do swoj. Zupenie jednak niespodziewanie powiedzia: - Jest ju do pno. Lepiej pjd. - Jest dopiero jedenasta. - Jennifer nawet nie skrywaa swego zdezorientowania. - Wanie. Musz jeszcze dojecha do Venice. - Bernard - zaprotestowaa - jedenasta to wczenie! - Tak, wiem. Ale mam jutro zajcia od rana, wiesz, jak to jest. - Nie, nie wiem, jak to jest. Zadae sobie tyle trudu po to, by zje ze mn obiad? Jestemy tu razem sami. Jest muzyka, jest wino. Nie ma mojego ma i nie zjawi si przed dniem jutrzejszym. A ty wychodzisz?! Bernard dokoczy koniak i odstawi kieliszek na stolik obok kanapy. - Przykro mi. Kada minuta mojego pobytu tutaj bya dla mnie radoci. Ale naprawd musz ju i. Odwrcia si tak, e teraz klczaa ciskajc jego do. - Czego ty chcesz? - Spytaa. - Mam ci baga, eby zosta? Bernard powoli pokrci gow. - Musz i i tylko o to chodzi. To nie znaczy, e chc ci sprawi przykro. Jennifer westchna gboko. - Nie sprawiasz mi przykroci. W rzeczy samej, wcale nie byo w tym nic przykrego. Id ju, tak bdzie lepiej. I nie zapomnij zaoy butw. Nie mam najmniejszej ochoty, by ktry z ssiadw ujrza ci wychodzcego z tego domu z butami w rce. Z pewnoci wycignliby z tego faszywe wnioski. Wstaa wzburzona. I podniecona. Musiaa przyzna przed sob, e doprowadzi j do miejsca, w ktrym bya zupenie gotowa i z nim do ka, tak psychicznie jak i fizycznie.

Gotowa bya do zdrady. Poczua si winna, oszukana i niewypowiedzianie przygnbiona, wszystko naraz. Bernard podskakiwa na jednej nodze, usiujc woy but na drug. - Przykro mi - powiedzia. - Rozzociem ci, a nie chciaem. - Wcale mnie nie rozzocie - wycedzia przez zacinite zby. - Jeste matk - rzuci dalej. - Nie oczekiwaem... - Nie interesuje mnie, czego nie oczekiwae ani czego oczekiwae. Id, po prostu id ju. Moesz zabra ze sob to jagni, jeli chcesz. Dam ci twoje jagni. W tylnych drzwiach, ciskajc w doni torb, Bernard odwrci si i powiedzia: - Nie jestem zapewne zbyt dobry, gdy przychodzi do uwodzenia. - Nie - przyznaa Jennifer. - Nie jeste. - Pjd ju. Dziki za wszystko. Dzikuj za obiad. Jennifer poczua, e zo jej przechodzi i e staje si mniej skonna do wydawania wyroku na Bernarda. Ostatecznie, przegadaa z nim wspaniae popoudnie. Po raz pierwszy od lat zdolna bya pomyle o czym innym ni jej monotonne i nudne ycie. Powinna by mu za to wdziczna. - Do widzenia, Bernardzie - powiedziaa cicho i pocaowaa go w policzek. - I, wiesz... zajrzyj jeszcze kiedy. - Nie - odpar, po czym odda jej pocaunek. Potem odszed nie machnwszy jej nawet rk, zostawiajc za sob tylko zgrzyt kutej, elaznej furtki w bocznym ogrodzeniu. Zamkna drzwi, przekrcia zamek i zaoya acuch. W salonie cigle jeszcze piewa Frank Sinatra. Ze cinitym gardem sprztna naczynia, potem wyczya wszystkie wiata. Napenia du szklank reszt wina i posza z ni do sypialni. Pokj by biay, z biaym dywanem, bia plisowan kap na ko i biaymi draperiami z adamaszku. Wczya telewizor i podesza do toaletki, gdzie biay pudel z czerwonym, wywalonym jzyczkiem oraz zamkiem byskawicznym na brzuszku pilnowa zazdronie jej koszuli nocnej. Rozebraa si, przygldajc si sobie w lustrze. Ile on biznesmenw robi teraz to samo, pomylaa. W caym Hollywood, w caym Kanionie, w caej Dolinie, setki tysicy zmczonych i samotnych kobiet zrzucaj z siebie ubranie, obserwujc si w lustrach - tak jak ona. Przewizaa row szyfonow kokard wosy i przesza do gustownie urzdzonej azienki. Wzia prysznic, stojc w kbach pary i z pocztku o niczym nie mylc. Gdy jednak jej do dotara midzy nogi, zatrzymaa j o chwil duej, zamkna oczy i pomylaa o Bernardzie. Winna wiedzie, gdy tylko go ujrzaa, e nie by do przebojowy, by sta si

jej kochankiem. Wytara si i wrcia do sypialni. Rozpia biaemu pudlowi brzuszek, wyjmujc przejrzyst, dziewczc koszulk, ktr Paul lubi najbardziej. Jej sutki przebijay przez nylon jak winie na szczycie dwch pkul lodw z owocami i mietan. Komplet do koszulki stanowiy majteczki, lecz rzadko je zakadaa. Pooya si i signa po gazety. Przerzucia Western Living, Los Angeles i Cosmopolitan z okularami nasadzonymi na czubek nosa. Potem odoya je i przez chwil wpatrywaa si w ekran telewizora. Bya ju prawie pnoc. Pokazywali See Here, Private Hargrove na jedenastym i Horror Hospital na dziewitym. Ogldaa je na zmian, po pi czy dziesi minut, przerzucajc z jednego na drugi, potem przeczya si na wiadomoci. Nie bya pewna, kiedy waciwie usna ani czy naprawd usna. Miaa wraenie, e drzemie, poczua jak gowa osuwa si na bok na poduszce. Potem otrzsna si, zamrugaa i sprbowaa skoncentrowa spojrzenie na ekranie. Spiker mwi: ...brania pod uwag duego zrnicowania przeszoci, ktra bya udziaem azjatyckich imigrantw, nie mona wyciga oglnych wnioskw w kwestii ich dowiadcze i zdolnoci do stania si Amerykanami... Wypia jeszcze wina, smakowao jednak kwano. Posuchaa przez chwil wiadomoci, potem gowa znw zacza si jej osuwa. Zasna, nie wiedziaa jednak, na jak dugo. nia, e idzie po rozlegej, wypolerowanej pododze i syszy, jak wokoo rozlega si echo jej wasnych krokw. Po bokach wznosiy si kondygnacje balkonw udrapowanych kocami i pociel w wesoych kolorach, obwieszonych rolinnoci. Syszaa muzyk, wosk muzyk, jak zwyk grywa jej ojciec, gdy bya maa. Dosza do koca i otworzya drzwi. Wewntrz jej rodzina siadaa do lunchu. Rozejrzaa si po pokoju, stwierdzajc, e nigdy ze nie wychodzia, e zawsze bya dzieckiem i e nigdy nie urosa, nie opucia ssiedztwa Astorii, nigdy nie przeniosa si na Zachd i nie wysza za m. Jej ojciec siedzia tam, gdzie zwykle, plecami do drzwi, koszula zwisaa mu w trjkcie skrzyowanych szelek, jego ysina lnia od potu. Na kredensie pitrzyy si te same niebieskie talerze, porcelanowa Madonna staa na swym zwykym miejscu, z dziecitkiem w ramionach. Jej siostra Grace i brat Michael te tu byli. Czekali na swych miejscach. Brakowao tylko mamy. Jennifer przesza przez pokj, syszc swj gos: - Gdzie mama? Czy nie ma tu mamy? Ju pora na lunch. Spojrzaa na swj talerz. By cakiem pusty, zimny, miseczki na warzywa te byy puste. - Gdzie jedzenie? - Spytaa. Ojciec unis gow i nioscym si pgosem powiedzia:

- To jagni. Boe, zachorowa, pomylaa. Sysz chorob, ktra rozwija si w jego gardle. Czy wie, e musi je, bo inaczej umrze? Podbiega do drzwi. Przy kadym kroku jej czarna suknia unosia si powoli z przecigym grzmotem. Szarpna klamk. Drzwi stany otworem. Biega wskim tunelem, jej buty rozchlapyway lodowato zimne kaue, echo krokw odbijao si i nie milko. Wpada w panik, kto chyba bieg za ni. Syszaa go tu za swymi plecami. Nie odwaya si jednak odwrci, bo przecie kto mg by tam naprawd i to jeszcze bliej, ni si tego obawiaa. Dotara do koca tunelu. Oczy jej olepia naga, kujca biao, przycisna rce do twarzy, by uchroni wzrok. Polizgna si i cofna, potykajc o co biaego i kosmatego jak ciao polarnego niedwiedzia. Otworzya oczy. Leaa w swym wasnym ku, we wasnej sypialni, pewna jednak bya, e wci ni, bowiem krajobraz za oknem by krwistoczerwony. Krwawe niebo, krwawy ogrd, krwawoczerwone drzewa. Nawet basen wyglda, jakby peen by krwi. Kto zosta zabity, pomylaa. Kto zosta zabity, a krew rozprysna si na wszystko i jest teraz na niebie, na domach i na oceanie. Kto nie yje i mier tych, ktrzy zginli, zabarwia wiat na czerwono. Zastanawiaa si, czy jest co o zabjstwach w dzienniku. Odwrcia powoli gow w kierunku telewizora. Ekran migota niebieskawoszarym niegiem i jedyne, co dobiegao jej uszu, to przytumione dwiki walca. Niemniej, gdy tak patrzya w telewizor, plamki i ctki kolorowego wiata zaczy wylatywa z ekranu na pokj. Stopniowo zebray si w nieregularny ksztat porodku puszystego, biaego dywanu. Formoway ciao - klatk piersiow, miednic, gow, dwie muskularne nogi; wszystko to z wolna wyaniao si z drgajcych plamek wiata. Walc nie ustawa. Brzmia niewyranie i peen by trzaskw, jak pyta z lat trzydziestych. Jennifer siedziaa zafascynowana i przeraona. Ksztat, ktry z wolna formowa si naprzeciwko, by wysoki, co najmniej na osiem stp. Gow niemal dotyka sufitu, Szeroki w ramionach i, co dao si dostrzec, gdy nabra wyrazistoci, muskularny i szczupy, ze skr tak purpurow, jakby zafarbowana zostaa dereniem. Twarz bya ostro zarysowana, za, ze szparkami oczu lnicych tym samym krwawym blaskiem, co krajobraz za oknem oraz dwoma rogami wyrastajcymi na czubku gowy i odchylajcymi si do tyu. Uda mia grubo poronite sierci, za u ich zwieczenia wystawa spomidzy kudw olbrzymi, poczerwieniay fallus, poniej ktrego koysay si wielkie jak pomaracze jdra. mierdzia. mierdzia potem, zatuszczonym futrem, zepsutym oddechem i dz.

Odr by przytaczajcy. Jennifer poczua, e zbiera si jej na wymioty. W narastajcym przeraeniu przemkno jej przez gow - jak to jest, e mog czu taki smrd, skoro pi? Jak to jest, e tak dokadnie widz to stworzenie? Tak wyranie! Rozrniam kady wos na jego brodzie, mog odrni poszczeglne zmarszczki wok oczu! Boe, to wyglda dokadnie jak diabe z bajek, tyle tylko, e wyszed z telewizora, stoi teraz naprzeciwko mnie i jest prawdziwy! Usyszaa wewntrz swej gowy przymilajcy si gos: To jest to, czego chciaa, prawda, Jennifer? To jest to, do czego przez cay dzie tsknia. Chciaa go w ku, prawda, Jennifer. Chciaa poczu go na sobie! Chciaa potu i blu, ciaa innego czowieka! To jest wanie to, czego chciaa, ty suko! To jest to, czego chciaa, ty brudna dziwko! Jennifer skulia si w pocieli i krzykna. Krzyk jednak nie zdoa wydosta si z jej ust. Miaa wraenie, e twarz jej przycinita zostaa do poduszki tak, e nie moga ani oddycha, ani czegokolwiek powiedzie. Istota podesza do ka, byo to groteskowe, bo nie przestawaa krzycze, cho i tak nie moga wydoby z garda dwiku. Stworzenie usiado na brzegu ka. Musi by prawdziwe, pomylaa, czuj przecie uginajcy si pod nim materac. Czuj jego wag. Potem powoli odsuno grn poow przykrycia, odsaniajc Jennifer lec w dziewczcej koszuli nocnej. - Nie zabijaj mnie! - zajczaa bagalnie. Jej krzyk urwa si. Gos miaa teraz cichy, pospiesznie i niewyranie wymawiaa sowa brzmice jak woda spywajca po raz pierwszy nowym oyskiem rzeki. - W imi Matki Boskiej, bagam ci, nie zabijaj mnie... Oczy stworzenia bysny, gdy Jennifer wymwia imi Bogosawionej Dziewicy. Lew rk dotkno jej policzka. Skra na palcach bya twarda i lnica, gadka jak skra na podbiciach psich ap. Spokj, cicho - powiedzia gos w jej gowie. Jestem twoim Panem Jedynym i Panem Po Wielokro. Zrobisz, co ka. Pod dwoma postaciami dzi do ciebie przyszedem, pod postaci twego przyjaciela i postaci koza, mam jednak tyle innych postaci, ile fal ma ocean, a kada z nich zmienia si jak fala. Przez jedn trudn do uchwycenia sekund zdao si jej, e dostrzega przepywajce przez twarz istoty rysy Bernarda. Zaraz potem jednak pysk wrci do swej pocigej, ostrej i zej formy, a oczy ponownie zalniy krwawo. Widzisz diaba, w ktrego wierzysz, moja kochana - cign gos. Czy nie pragna dzisiaj ju zlegn z diabem, bardziej ni z twoim mem? No i wanie to, moja grzesznico sodka, to jest wanie to, co moesz teraz zrobi.

Stworzenie schwycio j tu ponad kolanami, zaciskajc bolenie palce i rozkadajc jej nogi tak szeroko, e usyszaa trzask wizade. Wznioso si potem nad ni, cikie, potne i mierdzce zem, spojrzao na ni z twarz tak star i szalon, e odebrao jej zdolno do krzyku. Bya niezdolna do czegokolwiek, moga tylko trz si lec na ku. A teraz bdziesz moja - szepn gos. Jennifer zerkna w d, by z przeraeniem i niedowierzaniem ujrze, jak masywny czonek wsuwa si w ni a po gste futro okrywajce doln cz wydatnego brzucha istoty. Zamkna oczy. Czua bl, prawdziwy bl, zaguszajce wszystko cierpienie. Czua jednak take co jeszcze. Gboko pod pokadami cierpienia przepywa utajony strumyczek przyjemnoci; strumyczek, ktry ciurka przez zakazane zaktki jej umysu, potem spywa wzdu krgosupa i dociera do nerww, ktre bezporednio odczuway rozmiar i si ogromnego penisa. Istota poruszaa si w niej do przodu i w ty, z pocztku powoli, potem coraz szybciej, a do brutalnoci, jak bezmylny, mechaniczny tok. Czarny strumie rozla si powodzi po niszych komnatach jej umysu, zatapiajc jedno pomieszczenie za drugim, a w kocu cae jej ciao i mzg zdaway si by tylko ciemnoci. Istota krzykna, bekotliwie i niewyranie, znieruchomiaa. Trwaa tak przez moment, wtaczajc si gboko w jej wntrze. Jennifer bya o wos od orgazmu, wahaa si na samej krawdzi, z ciasno zacinitymi oczami, twarz sta, rumiecem na ciele. Sutki jej sterczay, a minie miednicy ciskay si w gotowoci ostatecznego spenienia. Ono jednak nie nadeszo. Otworzya oczy, istoty nie byo. Powoli, cal po calu rozejrzaa si w poszukiwaniu swego zudzenia, minie rozluniy si. Wci jednak dygotaa, umys jej wci czeka na orgazm, ktry nie nastpi. Z pocztku nie moga poj, co si stao i czy w ogle co si stao. W telewizji pokazywano program The Rose Tatoo. Wino stao nietknite na nocnym stoliku. Gdzie w ciemnoci za oknem szczeka pies, bez koca i beznadziejnie. Dotkna swego ciaa. Przecierada i koce odrzucone byy na bok, a koszulka podniesiona do gry, obnaajc piersi. Czy naprawd dziao si tu cokolwiek? Diabe z rogami i sierci? To nie wygldao prawdopodobnie. Pocigna par razy nosem, lecz uporczywy zapach, jeli w ogle by, znikn ju zupenie. Signa midzy nogi. Bya wilgotna, troch obolaa, nie bardziej jednak ni wtedy, gdy si intensywnie masturbowaa. Obcigna koszulk i przykrya si. To by sen, pomylaa, musiaam ni. niam. Dom jest zamknity, nikogo w nim by nie moe. A w caym szerokim wiecie nie ma

nikogo, kto potrafiby wyj z telewizora. To niepowane, nieprawdziwe. Pomylaa o tym, co nia na temat ojca. Musiao si to jako wymiesza ze snem o Bernardzie. Owszem, chciaa i z Bernardem do ka. I widocznie tak wanie jej nieprzytomny umys wykreowa dla niej diaba, prawdziwego, ywego, pokrytego sierci diaba, by wyrazi to, co w gbi duszy sdzia o cudzostwie. Rozkoszne, podniecajce, niebezpieczne, przeraajce - i ze. W dawnych czasach kamienowano za to. W dzisiejszych Bg zsya za kar ze sny i zaamania nerwowe. Posza do azienki, wzia dwie tabletki valium i popia je ciepym Perrierem. Potem wyczya telewizor, zgasia wiata i pooya si do ka. Przez duszy czas leaa z gow na poduszce. Czy ten diabe naprawd tylko si przyni? Boe, musiao tak by. Przecie, gdyby nawet istnia, w co nie wierzya, nie miaby rogw ani sierci, ani jarzcych si czerwono w ciemnoci lepiw. Chyba nie pokazywaby si ludziom dokadnie w takiej postaci, jakiej od niego oczekuj. Nie, to zabawne, w ogle si nie pojawi. Mimo to zapalia jeszcze wiato i usiada na ku, zastanawiajc si, czy nie powinna zadzwoni do ojca 0'Hare. Spojrzaa na zegar. Druga dwadziecia pi. Zbyt pno, by dzwoni do kogokolwiek i tumaczy, e miao si wanie wraenie, e zostao si zgwacon przez szatana. A poza tym nie czua si specjalnie winna temu, co si stao - czy te, o czym nia, e si stao. Inn rzecz byoby wyjani ojcu O'Harze, e w jej sypialni pojawi si diabe i zmusi j do stosunku. Zupenie inn natomiast przyzna, e chocia bya przestraszona i zszokowana, to czerpaa z tego jak dzik i perwersyjn przyjemno. Przyjemno rwnie siln i nieodpart jak ludzkie pragnienie i pd samozniszczenia, rwnie gbok jak sam grzech. Wyczya znw wiato. Zasna, lecz tym razem spaa bez snw.

10
Susan oznajmia babce, e odczuwa mdoci i posza wczenie spa. Bya zbyt podekscytowana zbliajc si noc, by pozosta w salonie, oglda telewizj i sucha nie koczcych si artw dziadka, ktry nie przepuszcza adnemu programowi. By oddanym mionikiem tego rodzaju poczucia humoru, ktry w okolicy zwano wyzoliwianie. Polegao to na wymylaniu pozbawionych puenty, opowiadanych z kamienn twarz i zgoa nieprawdopodobnych bzdur. Zwykle w wyzoliwianiu specjalizowali si starcy, wysiadujcy na swych bujanych fotelach przed drzwiami maomiasteczkowych sklepw typu mydo i powido. - Ten Jack Lord, wiecie, czemu zawdzicza sw bujn czupryn? W swoich kontraktach zamieszcza klauzul, e kada gwiazda, ktra wystpi gocinnie w Hawaii FiveO, oddaje mu skrawek swego skalpu, by mg doda go do swej kolekcji transplantacji. Susan zamkna za sob drzwi sypialni, zastanawiajc si, czy nie powinna przekrci klucza. Nie miaa pojcia, co moe si sta, jeli babka przyjdzie sprawdzi, czy wnuczka pi, akurat wtedy, gdy bdzie gdzie daleko jako Samena. Wiedziaa, e niebezpiecznie jest obudzi lunatyka, nie bya jednak pewna, czy przerwanie snu Wojownika Nocy moe by grone. Najpewniej wcale si nie obudzi i babka w przeraeniu wezwie pogotowie. Z drugiej jednak strony, jeli zamknie drzwi, babka z pewnoci zrobi z nich werbel; a skoro Susan nie odpowie, na pewno je wyway. Lepiej bdzie chyba zostawi drzwi otwarte i mie, nadziej, e babka nie bdzie prbowaa zakca jej snu, a nawet gdyby, e nie bdzie to miao wpywu na jej posta Wojownika Nocy. cigna koszulk i ju miaa zrzuci szorty, gdy babka zapukaa do drzwi i wesza nie czekajc na odpowied. - Jak si czujesz? - Zapytaa. - Chcesz pepto-bismol? Jakie to s mdoci? Nie jada chyba tych chilidogw; tych, po ktrych pochorowaa si ostatnim razem? - To nie to, babciu - powiedziaa Susan. - Sdz, e po prostu zblia mi si okres. - Powinna pj do doktora, jeli czujesz mdoci. - W porzdku, babciu. To tylko okres. - Co dugie s te twoje okresy. - Nie jestem w ciy - umiechna si Susan. Babka bya wyranie poruszona.

- Staram si dba o ciebie, jak tylko umiem. - Wiem o tym, babciu, jeste wspaniaa. Nie martw si. Babka zamrugaa spoza okularw. Od dawna ju nie syszaa od Susan niczego takiego jak to, e jest wspaniaa. Zadowolona i rozbrojona wycofaa si do drzwi i pogrozia Susan palcem. - Moesz jeszcze dosta herbaty, jeli masz ochot. - Dzikuj, babciu. Chciaabym ju pooy si spa. - Dobrze. Do zobaczenia rano. Susan skoczya si rozbiera, przekopaa si przez szuflad w poszukiwaniu czystej koszulki i wskoczya do ka. Byo dwadziecia po dziewitej. Za okoo dziesi minut babka pooy jak zwykle do na kolanie dziadka i powie: - C, Doiy, sdz, e nadesza ju pora, by zadusi kurczaki. Zawsze tak mwia, chcc przez to da do zrozumienia, e czas ju wyczy telewizor i uda si do ka. Czemu niby miaoby to mie cokolwiek wsplnego z duszeniem kurczakw, Susan nie miaa pojcia. Inna sprawa, e nigdy o to nie pytaa, obawiajc si dotkn czego nazbyt osobistego, jak na przykad odgosw wydawanych przez jej babk raz lub dwa w miesicu, gdy dziadek wypenia swe obowizki maeskie. Przez chwil leaa przy zapalonym wietle, z rkami splecionymi nad gow. Potem wyczya lamp. Syszaa samochody przejedajce Camino del Mar, wiergocce cykady, jednostajny szum klimatyzacji. Po niedugiej chwili telewizor umilk i usyszaa, jak babka i dziadek przechodz obok jej drzwi. Mruczeli do siebie co o doktorach, zapaleniach wtroby i o tym, e Latynosi nigdy nie myj rk po wyjciu z ubikacji. - Jeden hamburger na dziesi ci zaszkodzi. Jeden mj stary przyjaciel to sprawdzi. Zjada dziewi hamburgerw i by idealnie zdrowy, a gdy prbowa zje dziesitego, z miejsca dostawa torsji. - Ty i twoje gupie opowiastki - narzekaa babka. Para staruszkw dugo przygotowywaa si do snu. Trzeba byo wyj zby, opatrzy nagniotki, zwin wosy na waki. W chwili, gdy woda zostaa spuszczona po raz ostatni, byo prawie kwadrans przed jedenast i Susan zacza si ju niepokoi, e moe omin j spotkanie z Henrym i Gilem. W kocu jednak dom pogry si w ciszy i ciemnoci. Leaa na wznak, z gow na poduszce, wpatrujc si w sufit i powtarzajc sowa, ktre Springer kaza jej zapamita. Byy to sowa dziwne i proste zarazem. Springer powiedzia, e zostay przetumaczone z aciny, za do Nowego wiata przywieli je pierwsi Wojownicy Nocy w 1601 roku. Teraz, gdy oblicze wiata skryte jest w ciemnoci, pozwl nam przenie si na

miejsce spotkania ornie i w zbroi; i pozwl nam poywi si moc, ktra przeznaczona jest do rozszczepiania ciemnoci, rozpdzania wszystkich mrocznych sil, rozpraszania za wszelkiego. Niech si stanie. Powtrzya ten tekst trzykrotnie, jak kaza Springer, po czym zamkna oczy i zastyga w absolutnym bezruchu. Nigdy nie zasn na czas, przemkno jej przez gow. Spni si i pjd beze mnie. Fosforyzujce wskazwki zegarka przy ku wskazyway sze minut do jedenastej. Jak u licha mona zasn w sze minut? W jaki dziwny sposb powieki zaczy jej jednak ciy i gdy chciaa raz jeszcze spojrze na zegar, nie moga otworzy oczu. Ciao odprao si z wolna, spokj ogarnia j, jak mrok ogarnia budynek, w ktrym pitro po pitrze gaszone s wiata. Rytm jej serca zwalnia, oddech stawa si pytki i rzadki, poczua, jak powoli cofa si do wntrza swej gowy, wnika w ciemno, ktr kady z nas nosi w sobie. Byo to coraz szybsze. Coraz prdzej i coraz bardziej zapadaa si w gb swego umysu; syszaa wysokie i metaliczne tony pieni, jakby piewa chr cieni. Ciemna i niewidzialna wzniosa si przez dach pokoju, przeleciaa przez strych i poszybowaa w noc nad Del Mar. Na poudniu widziaa przymione lnienie przy brzegu, na wysokoci La Jolla, dalej iskrzyo si San Diego. Na pnocy rozciga si dugi uk Cardiff i laguny San Elijo i Encinitas. Pit midzystanow suny jak wietliki samochody. Wzgrza w gbi ldu, za autostrad, skryte byy w cieniach i ukoronowane potnymi budowlami w stylu kolonialnym. Susan nie czua wcale, by leciaa. Wraenie blisze byo raczej wchoniciu przez wieczorne powietrze, tak jakby nie bya bardziej materialna ni atrament, ktry szybko wsika w bibu. Czua si tak, jakby czstki jej osobowoci mieszay si z czstkami nocy, przez ktr podaa. Tak, jakby nie mona byo powiedzie, w ktrym miejscu koczy si noc, a zaczyna Susan. Dziewczyna - cie. Mimo to widziaa bardzo wyranie krajobraz w dole, a gdy opuszczaa si powoli ku domowi przy Camino del Mar i przenikaa przez gonty do pokoju na grze, wyczuwaa jakie niezwyke tarcie i opr. Pokj by owietlony pojedyncz, nag arwk, ktra rozsyaa we wszystkich kierunkach gbokie cienie, jakby na rodku pokoju eksplodowaa ciemno. Springer ju by, w mskiej postaci, ubrany w prosty, czarny garnitur. Gil te przyby, nie byo jednak jeszcze ani ladu Henry'ego. Susan z miejsca zbliya si do lustra i spojrzaa na siebie. Nie przybraa jeszcze postaci Sameny: wci miaa na sobie bawenian koszulk. Bya zarazem zachwycona,

przestraszona i zafascynowana sw przezroczystoci, moga widzie przez siebie przeciwleg cian pokoju. Gil by taki sam. Do materialny, by mona go byo rozpozna, by rozmawia z nim, lecz nierzeczywisty. Posta ze snu, ywe wspomnienie samego siebie. - Gratuluj wam obojgu - rzek Springer, schylajc lekko gow. - Nieatwo opuci swe ciao, gdy robi si to po raz pierwszy. - Czy to nie jest niebezpieczne? - Spytaa Susan. - Chodzi mi o nasze ciaa. Obawiam si, e moja babcia moe sprbowa mnie obudzi. - Jedyne, czego mona si obawia - umiechn si Springer - to, e kto moe prbowa zniszczy wasze ciaa. Wtedy nie mielibycie, dokd wrci. Nie sdz jednak, by twoja babcia moga zrobi co takiego, prawda? - Mam wraenie, e ni - powiedziaa Susan. - Bo nisz - odpar Springer podchodzc do niej i kadc rk na jej pprzeroczystym ramieniu. - Twj umys jest tutaj, tutaj jest twj duch, lecz twe ciao pozostao w domu i pi. - Nie ma jeszcze Henry'ego - odezwa si Gil. - Przybdzie - zapewni go Springer. - Mam nadziej, e nie sign ju wicej po, no wiecie... - Wspomniaa Susan, wykonujc rwnoczenie gest przechylania szklanki. Springer zignorowa jej sowa i wycign do nich rce. - Czas, by si przygotowa na pierwszy trening Wojownikw Nocy, Tebulocie i Sameno. Podejdcie tu oboje i uklknijcie przede mn. Z lekkim wahaniem uklkli rami przy ramieniu. Springer unis obie rce, kierujc wntrza doni na zewntrz, i wypowiedzia pradawn formu Wojownikw Nocy: - Teraz, gdy oblicze wiata skryte jest w ciemnoci, pozwl nam przygotowa si w tym miejscu spotkania, pozwl nam uzbroi si i odzia w pancerz; pozwl nam poywi si moc, ktra przeznaczona jest do rozszczepiania ciemnoci, rozpdzania wszystkich mrocznych sil, rozpraszania za wszelkiego. Niech si stanie. - Niech si stanie - powtrzyli Gil i Susan. - Jestecie teraz Wojownikami Nocy - powiedzia Springer. - Jestecie czonkami wielkiej, okrytej chwal armii, ktra wytropia, schwytaa i uwizia wszystkie dziewiset dziewidziesit dziewi postaci diaba, i ktra na wieki zasuya sobie na wdziczno Ashapoli i Rady Wysannikw. Wasze senne postaci powicilicie wytpieniu za, szczeglnie za wytropieniu i schwytaniu Yaomauitla. miertelnego Wroga. Springer rkami zakreli krg w powietrzu i nad ich gowami pojawiy si dwie zote

obrcze wiata, ktre z wolna gaso. - Wsta, Tebulocie! - rozkaza Gilowi, a ten podnis si na rwne nogi, by stwierdzi, e zakuty jest w lnic intensywnie bia zbroj Opiekuna Maszyny, za w jego ramionach spoczywa potna bro, ktra ma go chroni od niebezpieczestw i pomc mu pokona Yaomauitla. Tym razem pancerz by solidny, nadal jednak nie ciki: zrobiony z grubego i lekkiego stopu, pomalowany na biao. Inaczej byo z maszyn. Waya przynajmniej trzydzieci funtw i chocia zakrzywione uchwyty uatwiay jej dwiganie, nic bya najporczniejszym urzdzeniem. - Ktokolwiek to wyni, mg uczyni to lejszym - powiedzia narzekajc. - Waga jest konieczna, stabilizuje bro w chwili oddania strzau - wyjani Springer. Nastawiona na pen moc moe zburzy mury fortecy. Zwrci si do Susan: - Wsta, Sameno! Susan podniosa si w postaci Sameny ukopalcej. Kapelusz z pirami lni w dziwnym wietle nagiej arwki, groty zwieszay si u pasa jej krtkich spodenek. Zabrzczay, gdy si obrcia. Jej strj by teraz w peni materialny. Moga przekona si, jak mikka jest skra, z ktrej zosta uszyty. cile dopasowany, misternie zdobiony pszlachetnymi opalami i turkusami, mienicy si agatami. - Wzr tych strojw i zbroi ustalony zosta setki lat temu - powiedzia Springer. - S one poczeniem tysicy snw wielu mczyzn i kobiet. Cz zbroi Tebulota mona odnale na rysunkach Leonarda da Vinci. Niektre ozdoby z klejnotw na stroju Sameny s identyczne z tymi, ktre podziwia mona w wityni Kandariya Mahadeva w Khajuraho, w Bundelkhand, zbudowanej tysic lat temu przed nasz er. - Ktra godzina? - Spyta Tebulot. - Henry si spnia. - Dajcie mu jeszcze szans, niech opuci ciao - powiedzia Springer. - Pamitajcie, e jest starszy od was i wicej go wie ze wiatem jawy. Nieatwo czowiekowi w jego wieku opuci ciao we nie. Musi najpierw zerwa wiele okoww - zwyczajw, wtpliwoci, obaw. Umys podpowiada mu: czemu mam ryzykowa, stajc do walki z szatanem, gdy mog przespa si bezpiecznie we wasnym ku? Ledwie jednak skoczy to mwi, rozleg si cichy odgos, jakby kto ubrany w dug, jedwabn peleryn, cign jej kraj po wypolerowanej, drewnianej pododze. Po chwili przez sufit pokoju wlecia ubrany w bladoniebiesk piam Henry. - Nie mogem zasn - tumaczy si, przepraszajc. - Prbowaem i prbowaem,

lecz przez cay czas myli kryy mi w gowie tak intensywnie, jakby chciay spali kor mzgow. Nawet po tym, jak powtrzyem zaklcie. Przepraszani. - To nie twoja wina, przyjacielu - powiedzia Springer. - Twoje kopoty byy w peni zrozumiae. Teraz jednak powinnimy si pospieszy. Im szybciej skoczymy przygotowania, tym szybciej bdziemy mogli przej do treningu. Uklknij, a ja wypowiem sowa, ktre przemienia ci w Kasyxa. Samena dotkna ramienia Henry'ego. Oczy lniy jej pod pierzastym kapeluszem. - Henry? - Powiedziaa z powag. - Wszystko w porzdku? - Jeli chcesz w ten sposb spyta, czy piem, to odpowied brzmi: nie. Cay wieczr spdziem wpatrujc si w butelk wdki, lecz ani razu jej nie otworzyem. Pamitaem, co powiedziaa mi o swoich rodzicach. Potem rozejrzaem si po moim domu i przypomniaem sobie, co mi powiedzia Gil, gdy zdecydowalimy si obaj zosta Wojownikami Nocy. Powiedzia, e nie mam nic do stracenia, i mia racj. Przemylaem to sobie przez cay wieczr. yj ju prawie pidziesit lat, a w tym wieku nie mie nic do stracenia, to adne dokonanie. Waciwie a wstyd o tym mwi. Tak wic - nawet jeli nie ci na mnie adne obowizki wobec was dwojga, wobec tej dziewczyny, ktra zmara na play - mam nadal obowizki wobec samego siebie. Springer czeka cierpliwie. - To wszystko - doda Henry i uklk we wskazanym przez Springera miejscu. Springer powtrzy pradawn inwokacj Wojownikw Nocy. Przesun doni i roztoczy zocist aureol nad gow Henry'ego. - Wsta, Kasyxie! - Powiedzia ciszej ni przedtem i Henry stan uzbrojony we wszystkie akcesoria Stranika Mocy, rda wszelkiej energii. Zbroja Kasyxa bya matowopurpurowa, na jego piersi igray nieustannie wyadowania elektryczne, rozgaziajc si wok jego ramion w trzaskajce, ogniste istoty o jecym wosy napiciu. Kasyx pooy odruchowo lew do na prawym ramieniu Tebulota, praw na lewym ramieniu Sameny, i trwali tak przez chwil w ciszy, gdy bogate zasoby energii danej im przez boga bogw, Ashapol, kryy w ich ciaach. W kocu przekaz dokona si i wszyscy troje zauwayli, e nie s ju przezroczyci, e ciaa ich i muskuy s rwnie prawdziwe jak na jawie. - Najpierw zabior was do sennego koszmaru, bycie mogli ujrze, poczu i usysze sami, jakie to krajobrazy mog zdarza si w snach. Wysondowaem pice umysy tysicy ludzi w Del Mar - dzieci i starcw, biaych i czarnych - i znalazem dla was zmor, ktra rzuci wyzwanie waszym zdolnociom, nie stwarzajc zbytniego niebezpieczestwa.

- Zrobimy to teraz? - Spytaa Samena, troch zdenerwowana. - Mylaam, e bdziemy trenowa. Wiesz, na przykad, jak posugiwa si broni. - W wiecie snw - umiechn si Springer - jedynym uytecznym treningiem jest zdobywanie dowiadczenia. Mog opowiedzie wam, co tylko chcecie. Mog opowiedzie wam o zmorach, w ktrych pojawiaj si przeraajce monstra, niegince w adnych okolicznociach; nie mona ich zabi mimo wszelkich stara. Mog opowiedzie wam o snach, w ktrych mona zosta rozdartym na strzpy lub te sdzi, e zostao si rozdartym na strzpy. Mog opowiedzie wam o torturach, pajkach, topieniu si i ogniu. Lecz nigdy nie oddam wam sowami tego, co moecie w ostatecznoci spotka w prawdziwym wiecie snu. Springer obszed ich wkoo, pokazujc, jak powinni schwyci si za rce, by podczas przechodzenia z jednego snu do drugiego nie rozczyli si. - Noc pena jest snw. Jest jak olbrzymi, niewidzialny paac o milionach pokoi. Nietrudno Wojownikowi zgubi si podczas przechodzenia z jednego snu do drugiego. Czasem moe to by niebezpieczne. Czasem nawet fatalne w skutkach. Wiele czasu zabiera zawsze odtwarzanie drogi, ktr przeszo si we nie, a do czasu, nim znajdzie si miejsce, w ktrym zosta zabkany Wojownik... C, sny s zmienne, a wikszo z nich jest straszniejsza, ni moecie sobie w ogle wyobrazi. Stan ostatni raz przed nimi i powiedzia: - Prosiem was, bycie podjli zadania Wojownikw Nocy, bowiem kade odziedziczyo co z mistycznych zdolnoci, ktre czyni z was naturalnych tropicieli diaba. Wci jednak moecie zmieni decyzj, moecie nic podejmowa tego ryzyka, moecie jeszcze wrci do waszych picych cia, nawet teraz, i nigdy ju wicej nie wkada tych zbroi ani nie nosi broni. Decyzja naley do was. Ale jeli powiedzie si wam w tych przygodach, poznacie ekstaz wielkich czynw, staniecie si bohaterami. Kasyx unis przybic hemu. - Zamierzam przy tym wytrwa, dzikuj. Nie po to spdziem cay wieczr o suchym gardle, eby si teraz cofa. - Chc i - zdecydowaa Samena. Nastaa chwila ciszy. Wszyscy spojrzeli na Tebulota. - Masz najwicej do stracenia, Tebulocie - powiedzia agodnie Springer. - Tak - odpowiedzia Tebulot. - I najwicej do zyskania. Id. Stanli blisko siebie i schwycili si za rce. Tylko Springer sta z boku. Spojrza na nich po kolei; oczy jego napeniay lkiem, spojrzenie byo szczeglne, ciemne, jak okna wygldajce na nieskoczon pustk. Za tym spojrzeniem czaiy si galaktyki, kryy systemy

gwiezdne, rozcigay si lata wietlne niemoliwych do objcia rozumem odlegoci. - Podajcie za mn - powiedzia po prostu Springer. - Bdcie ostroni, niczemu nie ufajcie, bowiem nic nie bdzie takim, jakie wam si wyda. Springer unis si w powietrze i znikn. Przez chwil trjka Wojownikw Nocy staa niepewna, jak waciwie maj za nim poda. Wtem jednak Kasyx usysza w swej gowie sowa wyrane i ostre jak sok ze wieo przekrojonej cytryny: Unie si, Kasyxie! Uyj swej mocy i wznie si! Kasyx zamkn oczy i skoncentrowa si na wznoszeniu. Ale za bardzo - wystrzelili przez dach domu jak rakieta, wzbijajc si na setki stp w noc nad Del Mar i skrcajc lekko na prawo, jako e Samena bya o wiele lejsza od pozostaej dwjki. Springer przyczy si do nich. Kasyx zauway, i Springer, poruszajc si w powietrzu, zostawia za sob co, jakby smug absolutnej ciemnoci, ktra znikaa dopiero po paru sekundach. W uamku sekundy dotaro do niego, e Springer nie udowodni im w aden sposb, e jest wanie tym, za kogo si podaje; e Ashapola mg by Panem Ciemnoci, a nie Panem wiata. Zupenie niewiadomie moga przecie caa trjka da si zwerbowa do pomocy szatanowi. Ale sowa Springera znw wdary si do jego umysu. Tym razem mwi agodniejszym tonem kobiety: Zawsze bdziesz zadawa pytania, zawsze bdziesz wtpi. Ashapola oczekuje tego od ciebie. Wiara nigdy nie powinna by lepa, jak to ma miejsce w chrzecijaskiej i tylu innych religiach. Wiara powinna wynika z zapytywania i krytycyzmu, przez prby intelektu i prby dowiadczenia. Bg winien by sprawdzany, tak samo jak czowiek powinien poddawa si prbom. Chwila ekstazy religijnej nadchodzi wtedy, gdy wiesz ju na pewno, e twj Bg jest niezawodny. Zawili wysoko w przestworzach jak cztery mroczne latawce. Pod nimi mrugay samochody na autostradach. Caa poudniowa Kalifornia zbliaa si do pnocnej godziny. - By wnikn do snu - powiedzia Springer - musimy najpierw pozna tego, ktry go ni. Podajcie tu za mn. Zmierzam teraz w d, do bloku mieszkalnego pod sto pierwszym. Widzicie go. Ten z ogrodem na dachu. Na czwartym pitrze tego bloku pi pewien mczyzna. Jest wyczerpany. Pracowa ciko, by uratowa swj interes od bankructwa. Dwa lata temu rozwioda si z nim ona wskutek jego zdrady popenionej z sekretark. Ma syna, ktrego widuje tylko dwa razy w miesicu. Przeladuje go nieustannie poczucie winy i odpowiedzialnoci, ktra nawet na nim nie spoczywa. Opadali powoli przez ciepy wieczorny wiatr. Kasyx stwierdzi, e z atwoci moe

kontrolowa ruchy caej trjki i to z minimalnym zuyciem energii. Szybowali razem i kryli, przez cay czas obniajc lot, a w kocu wniknli przez cian mieszkania do sypialni mczyzny, ktrego sen mieli spenetrowa. W pokoju panowaa ciemno. Okna byy zamknite, a klimatyzacja nastawiona na szedziesit pi stopni Fahrenheita, tak, e po cieple nocy wydawao si by szczeglnie chodno. Mczyzna lea na wznak w pomitych i rozrzuconych przecieradach, ubrany tylko w krtkie spodenki. By ogorzay, z plackiem wieccej w mroku ysiny, poronitym wosami smagym ciaem. Przy ku lea egzemplarz,,Reader's Digest, buteleczka tabletek nasennych nytol i szklanka z wod mineraln. Springer pochyli si nad mczyzn i dotkn opuszkami palcw jego zamknitych powiek. - Przeywa wanie najgorszy ze swoich snw. O tym, e ni, moecie przekona si po tym, jak poruszaj si jego gaki oczne. To jest wanie to, co okrela si jako faz REM od Rapid Eye Movement, czyli gwatowne poruszanie oczu. - Jak wejdziemy w jego zmor senn? - Odezwa si Tebulot, przesuwajc sw bro. - No i, przede wszystkim, co bdziemy robi, gdy ju si tam znajdziemy? - chcia wiedzie Kasyx. - Czy on zorientuje si, e jestemy w jego nie? - Spytaa Samena. - Czy bdzie w stanie nas dostrzec? - Bdzie widzia was tak samo, jak wszystko we nie. A co do tego, co wam wolno, a czego nie, reguy s bardzo proste. Moecie penetrowa sen tak samo, jak poznaje si realny wiat. Jeli bdziecie zagroeni we nie, moecie si broni i uy siy. Nie ma w istocie adnych ogranicze, prcz jednego: nie wolno wam zrani samego picego, gdyby zdarzyo si, e pojawiby si sam w swoim nie. Musicie na to uwaa, bowiem czasem picy pojawia si w swoim nie jako dziecko, kto o przeciwnej pci lub pod jak zamaskowan postaci. - A co si stanie, jeli zranimy picego? - Dopytywa si Tebulot. Springer spojrza na niego poprzez mrok pokoju. Przez chwil nie by ani kobiet, ani mczyzn, lecz czym zupenie eterycznym. - Jeli zranicie lub zabijecie nicego, wwczas sen zapadnie si w siebie, ulegnie zwiniciu - z wami w rodku. W dawnych czasach, zanim symbolika snw zostaa w peni zrozumiana, wielu niedowiadczonych Wojownikw Nocy gino w taki sposb. Dzi, rzecz jasna, nawet tak niewprawni ludzie jak wy wiedz, e wikszo z tego, co pojawia si w snach i zmorach nocnych, ma znaczenie nie dosowne, lecz metaforyczne.

Spojrzeli na picego. Jkn i obrci si na bok, szepczc co do siebie. - Ruszamy? - spyta Kasyx. Springer przytakn. - Ty, Kasyxie, uyjesz teraz swojej mocy, by utworzy pomost midzy swoim i jego snem. Wystarczy, eby obiema rkami zakreli w powietrzu omiokt tak, by donie rozeszy si na jego czubku i spotkay u podstawy. Potem zoysz donie przed sob, wierzchami do wewntrz i z wolna rozsuniesz je, otwierajc przejcie. Kasyx zrobi, jak przykaza mu Springer. Pozwalajc spyn w donie strumieniowi energii, nakreli w mroku wielki omiokt. Palce strzelay roztaczonymi, bkitnymi iskrami, a oktagon zawis porodku pokoju, lnic niczym jasno owietlony drut kolczasty. Wycign ramiona przed siebie, wsuwajc donie w omiokt i rozsuwajc stopniowo. Poczu niezwyky opr i musia niemal zdwoi moc tylko po to, by utrzyma donie z dala od siebie. Ujrza wreszcie, co waciwie robi. Rozciga substancj snu tak, jakby bya to cika, cho niewidzialna kurtyna. Za omioktem, tam gdzie jego donie rozsuny czsteczki rzeczywistego wiata, widzia ju ktem oka ponury, deszczowy krajobraz ze skaami, grami i targanymi wiatrem drzewami. - A teraz - rzek Springer - musicie tam wej. Ja nie pjd z wami, tego mi nie wolno. Pol jednak waszym ladem swe myli i bd suy wam rad, ilekro okae si to konieczne. Pamitajcie - to, co teraz robicie, ma oswoi was ze wiatem zmr nocnych. Nie ryzykujcie i nie uywajcie broni, dopki nie bdziecie do tego zmuszeni w obronie wasnej. Kasyx, Tebulot i Samena zwarli ramiona i stanli naprzeciwko byszczcego omiokta. - Z woli Ashapoli wejdcie w ten wiat snw - - zaintonowa Springer. Omiokt rs, obracajc si, a znalaz si nad ich gowami. Potem zacz opada, a osun si na podog, obramowujc ich, jakby jaki prestidigitator przesuwa go przed ich oczami. W chwili, gdy wietlny ksztat dotkn podogi, eksplodowao w ich uszach zawodzenie wiatru. Jednoczenie runa na nich ciana zacinajcego deszczu. Rozejrzeli si, wci razem, schylajc gowy. Deszcz bbni o ich pancerze, wiatr rozwiewa pira na kapeluszu Sameny, czynic z nich kb kotujcego si wciekle pierza. Niebo nad ich gowami miao kolor pordzewiaego elaza, chmury miotay si po nim bezradnie z jednego kraca w drugi. Stali na nagim, brunatnym granicie, spkanym i liskim od deszczu. W dali rysoway si ostre turnie pospnych gr. Na kocu doliny, na prawo, dostrzegli bia budowl przypominajc klasztor lub fortec. - Co robimy? - Susan przekrzykiwaa wiatr.

- Chodmy do tego budynku. Tyle mog powiedzie, skoro mnie pytasz - odkrzykn Kasyx. - Wydaje si, e to gwny punkt tego snu. Rozpletli donie, lecz nadal pozostawali jak najbliej siebie. Z wolna, starajc si przyzwyczai do stpania po niepodobnym do niczego terenie cudzego snu, zeszli po stromym granitowym zboczu do smaganego wiatrem wzniesienia. Stamtd dostrzegli szerok dolin prowadzc ku budowli. Syszeli wyranie dzwon koyszcy si na wiey budynku, dzwon, ktrego dwik przejmowa dusz smutkiem i melancholi, przypominajc Kasyxowi niepokojce wersy z Edgara Allana Poe: elazne dzwony - powag myli w ich monodii staj poraony bo kady dwik, co spywa z gardzieli rdz przeartych to jk. Tebulot dotkn ramienia Kasyxa. - Spjrz tam! - krzykn. Kasyx star krople deszczu z przybicy i skierowa wzrok w gb doliny. W cieniach, w ukonie zacinajcej ulewie zdoa spostrzec powoln procesj jakich postaci. Byo ich dziesi lub jedenacie otulonych biaymi szatami i kapturami. Wspinay si powoli po zboczu doliny. Dwie idce na czele cigny za sob wielki drewniany krzy, na ktrym rozcignity by nagi mczyzna. Kasyx przytkn do do boku hemu i obraz przybliy si. Widzia teraz zakapturzonych tak dokadnie, jakby stali o par stp od niego. Byli wysocy, wysi od zwykych ludzi. Niezalenie od tego, jak due powikszenie nastawia, nie mg dostrzec pod ich kapturami niczego prcz absolutnej czerni. Wydao mu si przez chwil, e uchwyci obraz ciemnego kdziora czy wsa, lecz gdy usiowa skupi na tym spojrzenie, wszystko si rozmyo. Zwrci teraz uwag na drewniany krucyfiks i na rozpitego na nim mczyzn. Obie postaci prowadzce pochd cigny krzy tak, e jego wierzchoek podskakiwa po ziemi i gowa mczyzny bya niej od stp. By przybity za nadgarstki i kostki, na jego ciele rozchodziy si promienicie krwawe lady, jakby chosty. Oczy rozwiera szeroko w cierpieniu. Kade drgnienie na kamienistym gruncie musiao by dla niego tortur. Kasyx rozpozna w nim od razu nicego. - Wyglda na to, e i oni kieruj si do tego budynku - powiedziaa Samena. - Dotr do niego przed nami - stwierdzi Tebulot. - Mamy go ratowa czy co? - spytaa Samena. - To znaczy, wyglda na to, e Springer wpuszczajc nas do tego snu, chcia zobaczy, co zrobimy. Kasyx pokrci gow. - Nie wolno nam interweniowa, dopki nie grozi nam niebezpieczestwo.

- Jasne - przekonywa Tebulot. - Ale po co s Wojownicy Nocy? Czy cay sens ich istnienia nie polega na tym, e wnikaj do snw i ratuj ludzi? - Nie wiem - powiedzia Kasyx. - Ten mczyzna na krzyu jest tym, ktry ni ten sen. Moe on potrzebuje takich wanie snw, by rozadowa swoje poczucie winy. Moe gdyby ich nie mia, skoczyby jako psychicznie chory. Popatrzcie, co si z nim dzieje: jest karany. Syszelicie, co mwi Springer. Rzeczy w snach nie s nigdy takimi, jakimi si jawi. Moe te zakapturzone postaci to nic innego jak jego wyrzuty sumienia? - Wic mamy sta z boku i przyglda si, jak cign go przez te skay? to ci chodzi? - Nie jestemy upowanieni do interwencji. - Kasyx trwa przy swoim. - C. Wci mi si jednak wydaje, e jedynym sensem naszego pobytu tutaj jest wanie interwencja - oznajmi Tebulot. - Chodmy najpierw do tej budowli - zaproponowaa Samena. - Potem zdecydujemy, czy moemy mu pomc. - Oni bd tam przed nami - zauway Kasyx. - Moe nie zechc nas wpuci? Tebulot unis sw cik bro. - Syszae, co powiedzia Springer. To moe skruszy mury fortecy. Potrafimy tam wej, czy bd tego chcieli, czy nie. Zmagajc si z wiatrem i deszczem, zeszli ze skalistego wzniesienia i skierowali prosto ku budynkowi, kroczc po wskiej grani szarego granitu. Pod nimi, z lewej strony procesja z krzyem dochodzia ju do zwieczenia doliny. W chwilach, gdy wiatr cich, syszeli monotonne aciskie piewy. Dzwon na wiey nie ustawa w jku penym boleci, nieustannie powtarzanym. W kocu, gdy Wojownikom Nocy pozostao jeszcze do przejcia nie wicej ni sto pidziesit jardw, procesja osigna zewntrzne mury budowli, przesza przez niezwyky, dziwnie zawieszony most i stana u wysokiej, gwnej bramy. Tak naprawd, dopiero gdy podeszli bliej, zdali sobie spraw z niezwykoci tej budowli. Bya to konstrukcja z granitu, tego samego, ktry tworzy gry wokoo, obrobionego jednak tak starannie, e lni w deszczu. Gadkie, nie do zdobycia mury wznosiy si prawie na siedemdziesit stp od fundamentw. Widniay w nich na dziesitkach rnych poziomw setki otworw poczonych od wewntrz kamiennymi schodami, po ktrych nie koczcym si strumieniem podali mczyni i kobiety we wosienicach, zakuci w acuchy i kajdany, z koronami cierniowymi na gowach. Mur wieczyy blanki rojce si od mokrych, czarnych flag, trzepoczcych rozgonie

na wietrze. - Ju wiem - odezwa si Kasyx, gdy wszyscy troje przycupnli za ostatnimi, osaniajcymi ich zaomami ska. - Ten czowiek sam sobie wymierza kar. To o tym jest jego sen. Nie musimy wcale go ratowa. Spjrzcie na to miejsce - to Paac Kary. Setki razy czytaem o takich rojeniach. Pewnie jeszcze lubi nosi kobiece paski z podwizkami, a na plecach ma lady damskich obcasw. - Nie wiem - zmarszczya brwi Samena. - Wydaje mi si, e w tym nie jest co wicej, ni to, o czym mwisz. Co wyczuwam, chocia nie wiem dokadnie co. - Uwierz mi, Sameno - zapewnia j Kasyx - e kada minuta tego wszystkiego dostarcza mu zapewne niewysowionej rozkoszy. - Nie lekcewa jej sw, Henry, to znaczy, Kasyxie - wtrci si Tebulot. - Przypomnij sobie, co powiedzia Springer. Samena jest najwraliwsza z nas wszystkich: moe wyczuwa co, czego my nie potrafimy zauway? Kasyx spojrza na Samen. Umiechna si. Kasyx musia przyzna, e w tym kapeluszu z pirami i ozdobnym stroju wygldaa bardziej ni adnie. - W porzdku - zgodzi si. - Moe powinienem przesta by wykadowc i wczu si w rol suchacza. - Nie potrafi wam tego opisa. Odnosz wraenie, e w tym budynku jest co jeszcze, co nie jest kreacj nicego. Co, co podporzdkowuje sobie jego sen. - Moe to dlatego Springer nas tu przyprowadzi? - zapyta z niepokojem Kasyx. Moe w tym nie ukrywa si Yaomauitl. - Powiedzia, e najpierw mamy potrenowa - zaprotestowa Tebulot. - Nie wysaby nas od razu przeciwko Yaomauitlowi. - Nie jestem tego pewny - wyzna Kasyx. - I tak naprawd to nie mam te pewnoci co do Springera. Nie wiemy przecie, kim rzeczywicie jest. A wszyscy, nie sprawdzajc jego wiarygodnoci, pozwolilimy, by omami nas i wcign w te, cokolwiek by nie powiedzie, nieprawdopodobne przygody. Tebulot wycign przed siebie bro. - Potrafi zrobi to, co widzimy, potrafi zmieni nas w Wojownikw, a my mamy sprawdza jego listy uwierzytelniajce? Eje, Kasyxie, czemu tak nagle zwtpie w Springera? Czy nie cenisz teraz siebie wyej, czy nie czujesz si lepiej? Czy nie dociera do ciebie, e moesz teraz zrobi absolutnie wszystko? Kasyx unis przybic. Spojrza twardo na Tebulota. Deszcz tuk nieustannie o jego szkaratny hem.

- Chyba masz racj. Lepiej si czuj. To dlatego pewnie gotw byem sta si Wojownikiem Nocy od samego pocztku, nie spytawszy nawet samego siebie, po co. Zauwaye, jak agodnie przyjlimy to wszystko i jak, koniec kocw, nieprawdopodobne to dao efekty? Zareagowalimy spokojnie, bo wszyscy wyczuwalimy, e jest to co, na co czekamy; e to jest nasza szansa, by si uwolni od rnych spraw. - Zamilk na chwil. - Nie sdz, bym kiedykolwiek przesta wtpi. To cz mojej natury i na tym gwnie polega moja praca. Ale w porzdku, przyjmuj to, co zrobi dla mnie Springer, i pjd za nim. Bdzie tak, dopki kto nie udowodni mi, e zrobiem w ten sposb z siebie niebezpiecznego idiot. Tylko nie pro mnie nigdy, bym odda ycie za Springera czy Ashapol, tak jakby taka ofiara miaa by jednoznaczna i oczywista. Odpowied zawsze bdzie brzmiaa - wybij to sobie z gowy! - Nikt ci o to nie prosi. - Na razie. Zawsze istnieje taka moliwo. Samena dotkna palcami swego czoa. - To odczucie... jest teraz potne. To co bardzo zego. - Co rozumiesz przez zo? - spyta Kasyx. - Napenia lkiem. Jest bardzo zimne i zajade. To takie uczucie, jakby spacerujc spokojnie ciek nagle podnis gow i zobaczy tu przed sob psa, ktry wyglda na wciekego. Boisz si, ale nie moesz uciec. - No tak - powiedzia Kasyx. - Pozostaje tylko pytanie, co mamy z tym zrobi. - Czy Springer nie obiecywa ci, e zostanie z nami w kontakcie? - spyta Tebulot. Moe by si dowiedzia? Kasyx zamkn oczy, starajc si usysze myl Springera. Miny jednak dwie, trzy minuty, a nie sysza niczego prcz ciszy, ciszy tak bezbrzenej, jak nieskoczona pustka, ktr widzia ostatnio w jego oczach. - Nie ma go - stwierdzi w kocu. - A przynajmniej nie utrzymuje kontaktu. - Skoro tak, jestem za tym, by wej do tego budynku i zobaczy, co dzieje si w rodku - nalega Tebulot. - Chodcie, nie wiadomo, ile mamy czasu. Ten go moe wkrtce si obudzi albo obrci na drugi bok i zacz ni o wesoych dziewczynkach. Kasyx unis gow, mruc oczy przed wiatrem. - Nie sdz, bym mia cokolwiek przeciwko temu. Pooy jednak donie na ich ramionach, przekazujc im tyle energii, ile uwaa za wskazane. Prd przemkn zygzakami przez jego pier, trzaskajc w ulewnym deszczu. Tebulot sprawdzi jarzc si skal zaadowania broni - wskazywaa na sto procent. Samena odpia od pasa grot strzay, proste, trjktne ostrze i nasadzia je na koniec wskazujcego palca prawej doni.

- No dobrze. Prowad, Sameno - rzek Kasyx. Podnieli si z ukrycia za skaami i ruszyli przez dolin do dziwacznie zawieszonego mostu. Biegli szybko, z pochylonymi gowami - byo to wszystko, co mogli zrobi, by zmniejszy szans wykrycia. Kasyx wdziczny by deszczowi, ktry rozpada si jeszcze silniej i spywa teraz kaskadami. Nie zmieni tego zdania nawet wtedy, gdy polizn si parokrotnie na skaach. Do mostu dotarli nie zauwaeni, przynajmniej tak im si wydawao. Przebiegli go bez wahania, z klaskaniem podeszew o wilgotny kamie. Most przerzucono ponad gbok, sztucznie stworzon fos, w ktrej staa poczerniaa od szlamu woda. Jej powierzchni znaczyy koliste lady padajcych kropel, od czasu do czasu wzburzaa si, jakby co przepywao gboko pod ni. Wojownicy Nocy znaleli si przed wsk, ukowat bram. Kasyx znajcy freudowsk symbolik snw zauway, e przypominaa ksztatem kobiecy srom. Nie powiedzia jednak nic. Przeprowadzi towarzyszy na drug stron, do dugiego, mrocznego korytarza. W oddali, u wylotu przejcia wida byo brukowany, zalany kauami wewntrzny dziedziniec. Stao na nim kilka zakapturzonych postaci, najwyraniej stranikw. - Co teraz robimy? - spyta Tebulot unoszc nerwowo bro. - Podejdziemy do nich. I tyle. Bdziemy tylko musieli zachowa ostrono i by gotowi na wszystko. Jeden nieprzyjazny gest i na nich. - Dobry, prosty jak drut, amerykaski sposb mylenia - skomentowaa uszczypliwie Samena. - Wic co proponujesz? Podej i ucisn im donie? Z tego, co wiemy, te przyjemniaczki ukrzyoway czowieka, ktry ni ten sen, i mog mie ochot zrobi to samo z nami. Przeszli ostronie ostatni jard tunelu i wkroczyli na deszczowy podwrzec. Tebulot spojrza w gr. Mury otaczajce dziedziniec wieczyo kilkadziesit maych balkonw. Na kadym z nich staa zakapturzona posta z czym podobnym do kuszy w rku. - Mam wraenie, e to jest wanie to, co niektrzy zw puapk. Tebulot trci naokietnik Kasyxa. - Chyba masz racj. Teraz jednak od zakapturzonych postaci na rodku dziedzica dzielio ich mniej ni dziesi stp i prba wycofania si zakrawaa na bardziej niebezpieczn ni marsz naprzd. Kasyx przystan i unis do. - To nie s czerwonoskrzy - zauway Tebulot. - Na mio bosk, to jest uniwersalny gest powitania - warkn Kasyx nie odwracajc

gowy. Zakapturzeni spojrzeli na Wojownikw Nocy pustk spod swych kapturw. Nie odsonili twarzy, nie odezwali si. Wiatr wpada w zawirowania w studni podwrca, unoszc licie i mieci, targajc skraje pielgrzymich szat. - Chcemy zobaczy si ze nicym - powiedzia Kasyx. - Chcemy upewni si, e jest bezpieczny. Stranicy milczeli. Jeden z nich unis jednak rkaw i uczyni zapraszajcy gest, dwaj pozostali odwrcili si i ruszyli ku przeciwlegej cianie, w ktrej otwiera si nastpny tunel. - Idziemy za nimi? - spyta Kasyx. Samena spojrzaa na otaczajce ich postaci w kapturach i z kuszami. - Chyba powinnimy. - Springer wspomina o zdobywaniu dowiadczenia, no nie? - przytakn Tebulot. To jest chyba to, o co mu chodzio. - Uwaaj na tyy - powiedzia Kasyx. - Nie chciabym, by nas tu zapuszkowali. Stranicy poruszali si coraz szybciej, a zniknli w tunelu. Kasyx dotkn ramienia Tebulota. - Trzymaj bro w gotowoci. To moe by puapka. Zawahali si jeszcze u wejcia. A potem, ju bez dalszych dyskusji, zagbili si w tunel wiedzc, e jakiekolwiek byo ich przeznaczenie, leao ono gdzie przed nimi i jedyne, co im pozostao, to poda ku niemu w pogardzie dla strachu.

11
Wewntrzne ciany tunelu, mikkie i gadkie, wydzielay wyrany zapach, ktry nasuwa Kasyxowi nieodparte skojarzenie z wntrzem kobiecego ciaa. Jakiekolwiek byy obsesje picego, skupiay si wyranie wok seksu i finansw. Im gbiej penetrowali sen, tym silniejsza stawaa si w nim atmosfera erotyzmu. Gdzie w gbi budowli rozlega si rytmiczny omot, przypominajcy raczej bicie ludzkiego serca ni mechanizm. Kasyx obawia si, e cay budynek moe zacz stopniowo przeksztaca si w gigantyczne ciao. Wyszli z tunelu na rozleg, otwart galeri ze sklepionym dachem, pod ktrym przebiegay liczne przewody i rury, yy i ttnice. Growaa nad ni skomplikowana maszyna z drewna i metalu, wysoka na jakie pidziesit, szedziesit stp. Zbatki, przekadnie, koa napdowe, wycigi, czarne masywne toki, poruszajce si w t i z powrotem na mimorodowych koach - caa ta maszyneria wydawaa niski, grzmicy odgos, zdominowany piskiem lizgajcej si po sobie, pokrytej smarami stali. - Gdzie si podziali ci dwaj dowcipnisie w kapturkach? - spyta Tebulot, od duszej ju chwili nie opuszczajc broni. - Tam - Samena wskazaa na drug stron galerii. Na balkonie, wspartym pajczymi schodkami z elaza i mosidzu, stay dwie zakapturzone postaci, obserwujc ich z uwag. - Chciabym wiedzie, gdzie jest nicy - Tebulot rozejrza si szybko dookoa. Kasyx unis gow i zlustrowa maszyn. - Widz go - oznajmi w kocu. Podali za jego spojrzeniem. Na samym szczycie maszyny przebiega drewniany przenonik, tama z terkotem przesuwaa si po rolkach. Przyczepiony by do niej krzy picego. Zupenie jak o samochodu na linii produkcyjnej. Mczyzna nadal tkwi na krzyu, tak im si przynajmniej wydawao, gdy patrzyli z dou. Obcione ludzkim ciarem belki dotary do koca tamy, gdzie zostay uniesione do pionu. Zbaty pas ponis teraz mczyzn w d, ku sercu maszynerii. Przecigany by przez potne przekadnie k zbatych, wycigw, przez kolejne tamocigi. Przeby tunel uderzajcych skrzanych batw i wyjecha z niego na nieprzerwanie obracajce si koa. Potem dosta si pod niestrudzenie opadajce ramiona, ktrych zakoczenia przypominay szczotki do wosw, tyle tylko, e wyposaone w ostrza. Krzy mija kolejne pitra machiny. Kasyx przyglda si temu, a w kocu zwrci

si do Sameny i Tebulota. - Starczy. Ten go nie potrzebuje pomocy. Przynajmniej nie z naszej strony. Moe dobrze by mu zrobio, gdyby pozby si wstydu i niemiaoci. - To co, spywamy? - spyta Tebulot. By niemal zaamany tym, e sen, do ktrego trafili, nie zamieni si w misj ratunkow. - Wci czuj tu jakie zo - odezwaa si jednak Samena. - Czuj to. Jest teraz blisko. O wiele bliej. Moe to nie w tym nie... ale bardzo blisko. - Gosuj za tym, by da sobie ju spokj i wraca - powiedzia Kasyx. - Chodcie, tu nie zdobdziemy adnego sensownego dowiadczenia. Co bymy zreszt zrobili, gdyby Yaomauitl naprawd si tu pojawi? Samena przytkna palce do czoa i zamkna oczy. Wyczuwaa zo rwnie wyranie, jak rytmiczne drganie caego budynku. Byo jak intensywny, czarny chd, ktry zmraa przednie paty jej mzgu; czer trawionej chorob skry, lodowato mierci. Niemal widziaa groteskowe twarze, lecz nie moga skupi na nich spojrzenia. Szeptay, naradzay si ze sob. mwiy o blunierstwach. torturach i okruciestwach, ktre przerastay ludzka wyobrani. Ale byo w tej ciemnoci take co kuszcego. Cae to xlo obiecywao intensywn rozkosz doznawan w delirycznym zapamitaniu nagoci, namitnoci i niebezpieczestwa. Gosy szeptay o maej mierci, o momentach ponienia tak skrajnego, e orodki przyjemnoci bagayby o wicej, by uczyni je zupenymi. Kasyx przycign Samen bliej siebie. - Co jest? spyta. Co to jest? Naprawd jest takie silne? Przytakna. - Nie wiem, czy jest ze, czy dobre. W pierwszej chwili wygldao na ze... teraz nie jestem pewna. - Moe powinnimy to sprawdzi - zaproponowa Tebulot. Kasyx pokrci gow. - Starczy na jedn noc. Wracajmy do Springera. Chce wiedzie, czemu nie utrzymuje z nami kontaktu. Skierowali si z powrotem do tunelu; ledwie to jednak zrobili, dwie zakapturzone postaci pojawiy si w jego wylocie i zagrodziy przejcie. Jak zdoay przej tam za nimi nie zauwaone. Wojownicy Nocy nie mieli pojcia, ale w kocu by to sen, a we nie wszystko jest moliwe. Nocni Wojownicy podeszli ostronie bliej i przystanli. Byo oczywiste, e nie to

wyjcie przewidziano tu dla nich. - Odsuniecie si? - spyta Kasyx. Jedna z zakapturzonych postaci uniosa rk i wskazaa na drugi koniec galerii. By tam wylot jeszcze jednego tunelu, nieco wszego, lecz rwnie ciemnego. - Pjdziecie tamtdy - owiadczya zakapturzona posta. - Przykro mi, przyjacielu - odpowiedzia Kasyx. - Mamy zamiar uy tej samej drogi, ktr weszlimy. - Pjdziecie drog, ktr wam wskazaem - nalegaa posta. - A jeli odmwimy? - spyta Tebulot. Obie zakapturzone postaci, i tak ju wysokie, zaczy rosn, a czarne kaptury ich paszczy rozszerzay si, a zawisy nad Nocnymi Wojownikami jak gby ywicych si ludmi lepych robakw. Podchodziy coraz bliej rozkoysanym krokiem, a Kasyx znw mia wraenie, e tam, gdzie powinny by twarze, widzi poruszajce si czarne wsy, czuki lub macki. Tebulot nie czeka na rozkazy. Odcign dwigni w ksztacie litery T, unis sw cik maszyn do ramienia i wystrzeli do bliszej z dwch postaci. Rozlego si ciche, lecz ostre zzaffff! i biay strumie czystej energii wnikn w ciemno pod kapturem. Przez chwil Tebulot sdzi, e posta wchona strza bez szkody dla siebie; potem jednak wysoko wzniesiony paszcz zacz marszczy si i opada. Opad na ziemi jak pusty. W ostatniej jednak chwili co zakotowao si pod nim w przyprawiajcy o mdoci sposb i wyprysno na zewntrz, czarne, chrzstkowate i spltane. Tebulot ponownie szarpn dwigni i wystrzeli, kolejny adunek uderzy prosto w cel. Rozleg si trzask, w powietrzu rozszed si mdlcy odr palonego tuszczu, uszy za wypeni krzyk brzmicy jak tarcie metalu o szko. Druga posta zawahaa si na chwil, potem jednak pochylia si nad Samena i z wntrza kaptura wypeza zaczy, jedna za drug, dziesitki grubych i tustych macek. Posta zwijaa si przy tym niczym wymiotujcy w. Samena krzykna przeraliwie, zdya jednak unie ramiona i zoy nadgarstki, celujc wskazujcym palcem prawej doni w sam rodek gstwy macek. Wystrzelia, zuywajc ca niemal energi, ktr przekaza jej Kasyx - o wiele wicej, ni byo potrzeba, nie miaa jednak do dowiadczenia, bya przeraona, a posta znajdowaa si ju prawie dokadnie nad ni. Na czubku jej palca eksplodowaa uwolniona energia, a grot, ktry przymocowaa ju wczeniej, wbi si w ciao istoty, pocigajc za sob sze stp czystego, olepiajcego wiata.

Przedar si przez skr i minie, otwierajc drog dla skoncentrowanej energii. Ta wnikna we wntrznoci stwora i eksplodowaa. Kawaki wyrwanych ze splotw macek zostay z ranicym uszy trzaskiem rozrzucone we wszystkich kierunkach. Kilka z nich uderzyo w hem Kasyxa, plaskajc przy tym jak strzpy wilgotnej irchy. - Teraz! - krzykn Tebulot i caa trjka runa do tunelu. Byo w nim bardzo ciemno, zdawa si jeszcze wszy i bardziej wilgotny. Ich stopy lizgay si po karbowanej, jakby uminionej pododze, kilka razy musieli wesprze si o ciany, by nie straci rwnowagi. Kasyx widzia jedynie odblaski wiata, cienie i ty hemu biegncego z wysikiem na przedzie Tebulota. Dotarli w kocu do wybrukowanego dziedzica u wylotu tunelu. Wci padao, gwatowne oberwanie chmury wypeniao podwrze, unoszc si lekk wodn mg. Kasyx zatrzyma Tebulota, chwytajc go za rami. Przyoy do do okapu hemu. Przeczy wizjer na promienie podczerwone, by dostrzec we mgle nieprzyjaci. Zlustrowa jaskrawe teraz dziki podczerwieni podwrko, malujce si przed jego oczami. Nie dostrzeg niczego, co wydzielaoby wasn energi. Nawet go to nie zdziwio. Ostatecznie, monstra ze snu, ktrymi byy zakapturzone postaci, mogy w ogle nie mie ciepych cia. A w takim razie mogy one czeka w deszczu i czai si, by ich zaatakowa. - Nie mog wykry adnego z tych stworw - szepn do Tebulota i Sameny. Powinnimy wyj z tunelu i by gotowi na wszystko. Pamitacie tych na balkonach? Mog do nas strzela lub rzuci si w d, by nas zapa. Musimy przebiec przez podwrze jak jakie cholerne strusie; strzelajc do nich, ile si da. Tebulot podrzuci bro i marszczc brwi przestawi j na ogie cigy i rozproszony. adna z dwigni nie bya opisana, lecz Tebulot intuicyjnie trafi, na co chcia. Bro miaa niezwyke waciwoci. Mona byo robi ni wszystko, co tylko by w stanie pomyle sobie ten, ktry j nosi. Jeli chcia, by adunek energii wystrzelony do przodu zawrci o sto osiemdziesit stopni i porazi cel za jego plecami, wystarczyo tylko wyda takie polecenie. Samena, z uwag ochraniajca tyy podczas biegu w tunelu, nasadzia na palec wielogrotowy pocisk, ktry mia rozprysn si w poowie swego lotu, wysyajc w pkole tuzin zmiatajcych po drodze wszystko zakrzywionych haczykw. - Dobra - powiedzia z napiciem w gosie Kasyx. - Biegiem! Ledwo wypadli z tunelu na deszcz, od razu zostali przywitani chmur grubych, czarnych strza wystrzelonych z balkonw nad ich gowami. Przemykay w deszczu z tak szybkoci, e nie byo ich wida, a do chwili, gdy trafiay w cel; kada rozbrzmiewaa wistem jecym wos na gowie. Trzydzieci czy czterdzieci wystrzelonych naraz,

chichotao jak caa armia wypuszczonych z otchani pieka demonw, wbijajc si z potworn si na trzy stopy w bruk. Maszyna Tebulota nadawaa si jednak zarwno do ataku, jak i do obrony. Unis j opadajc na jedno kolano i wystrzeli energi, ktra rozesza si w mgiek i przechwycia wszystkie niemal strzay z nastpnej salwy tak, e opaday na bruk powoli i niegronie. Samena po raz pierwszy moga popisa si sw szybkoci i zwinnoci. Przemykajc si i przeskakujc pomidzy padajcymi strzaami, dotara a na rodek podwrca, gdzie uniosa ramiona i wysaa ku zwieszajcym si balkonom zwielokrotniony strza. W grze rozlegy si krzyki, cztery puste paszcze sfruny wraz z deszczem i przylgny do mokrego bruku. Tebulot poprawi chwyt i wystrzeli w kady z nich krtki, zabjczy strumie energii. Rozlego si skwierczenie palonych cia i nie milkncy wrzask. Tylko jedno z mackowatych stworze zdoao umkn, kutykajc jak zdeformowana, okaleczona omiornica ku cieniom w kcie dziedzica. Kasyx odbija strzay, unoszc rk na wysoko oczu. Wytwarzao to energetyczny ekran. Strzay traciy w nim spjn struktur atomow i znikay z trzaskiem wyadowa. Kosztowao go to jednak zbyt wiele energii, skorzysta wic z tego, e Samena wypucia nastpny rj grotw, i uciek do tunelu, ktrym wyszli z budynku. Ju bdc w nim obrci si i spojrza do tyu. Tebulot dosign niemal schronienia, przystajc co chwil i wysyajc straszliwe salwy olepiajcej energii w szeregi uczepionych balkonw postaci. Samena biega dalej, bya jednak tak lekka i zwinna, e Kasyxowi nie przyszo do gowy, by moga mie jakie kopoty z ucieczk. Podwrzec rozbysn, zamigota i zaskrzypia. Krople deszczu schwytane zostay przez byskawice, zanim dosigy ziemi, zupenie jakby kada dostaa swj promie. Tebulot i Samena walczyli teraz jak w klatce ze srebrnych igie. Zamierdziao palonym ptnem, pojawi si znowu ten sam smrd, jaki pozosta po trafionej przez Tebulota mackowatej istocie, ta sama wo przypiekanego limaka. Na dziedziniec spady nastpne strzay. Kolejne paszcze sfruny resztk mocy z balkonw, zwijajc si na bruku. Tebulot sprawdzajc skal broni ujrza, e arzya si resztk mocy. Wyczerpa ju prawie ca energi, ktr dal mu Kasyx przed wnikniciem w sen. Wysa ku balkonom ostatni bysk, a potem z pochylon gowa i uniesionymi dla osony ramionami, pobieg ku Kasyxowi. Jedna ze strza przemkna tu obok wbijajc si w kamienie przy jego stopie. W ostatniej chwili zdoa rzuci si jak bramkarz do tunelu. Wyldowa z grzechotem padajcej obok broni.

- Koniec! - krzykn bez tchu. Nie mam ju mocy. - Trzymaj si. Nic zostao mi jej wicie - powiedzia Kasyx. A bd jeszcze potrzebowa troch, by wydosta si z tego snu. Nic chc jej teraz zuywa. Obaj z lkiem obserwowali Samen. wymykajc si strzaom w biegu przez dziedziniec. Jej ruchy przypominay skomplikowany taniec, wspaniale skoordynowane reakcje mini byy szybkie i gwatowne, lecz zachowyway wdzik. Nie moga widzie strza, ktre na ni paday, zmysy miaa jednak do wyczulone, by odbiera delikatne sygnay emocjonalne celujcych wrogw, silniejsze w chwili zwalniania kuszy. Wyczuwaa te drgania powietrza rozdzieranego pdzcymi z szybkoci trzystu mil na godzin strzaami. Kasyx i Tebulot wpatrywali si przez chwil jak zahipnotyzowani w Samen i jej oszaamiajcy balet. W kocu Kasyx zauway, e nie wystrzeliwuje ju grotw. Tak jak Tebulot, ona rwnie wyczerpaa swe zasoby energii. - Sameno! - krzykn. - Sameno! Musisz ucieka! Spojrzaa na niego przelotnie, ze sta od wysiku twarz. Widzia, jak tym samym spojrzeniem ocenia odlego dzielc j od tunelu, wybierajc najlepszy sposb ucieczki. - Teraz, Sameno! - rykn Kasyx. - Teraz! Nagle podwrzec zacz si gwatownie zmienia. Balkony zostay wcignite w mur wraz z postaciami w kapturach, niczym zamykajce si oczy. Szczyty murw pochyliy si nad ich gowami ku sobie, na koniec poczyy si w sklepiony dach. Grunt zadra im pod stopami, podwrzec pogry si w ciemnoci, a w kocu Kasyx i Tebulot widzieli jedynie biel poruszajcych si rk i ng Sameny, wci uporczywie przedzierajcej si ku tunelowi. - Sameno! - krzykn Kasyx. - Jeszcze troch. Bruk podwrca zacz si jednak zapada, falowa tak, e Samena musiaa w drodze do tunelu wspina si na wzniesienia. Kamienne kostki zbiy si w mikkie, cieliste fady, liskie od luzu. Po paru krokach Samena stracia rwnowag, upada na wznak. Kasyx rzuci si naprzd, ogldajc mocno ju pofadowany podwrzec. Ale Samena przepada bez ladu. - Daj mi troch energii! - krzykn Tebulot. - Tylko troch! Musz j wydosta! Kasyx unis przybic hemu. - A jeli zabraknie nam mocy, by wydosta si z tego snu? Co wtedy? - Musz odnale Samen! - zawy Tebulot. - Na mio bosk, daj mi troch mocy! Kasyx waha si, lecz Tebulot nie ustpowa. - Jestemy tu razem, Kasyxie, jak Trzech Muszkieterw. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jeli nie bdziemy mieli ze sob Sameny, nie ruszymy si std. Czy nie

rozumiesz, e jestemy Wojownikami Nocy? To nie zabawa, nie gra towarzyska dla trzech osb, to jest realne! Wojownicy Nocy to my! Kasyx wycign rk, kiwajc gow. Tebulot schwyci j i przycisn wprost do swego napiernika. - Teraz! - powiedzia i Kasyx pozwoli, by maa porcja energii opucia jego ciao i przecieka w ciao Opiekuna Maszyny. - Jeszcze - zada Tebulot. Kasyx wcign gboko powietrze, ale speni to yczenie, mimo e sam czu, jak z kad sekund maleje jego moc. Tebulot sprawdzi wskanik zaadowania. Jarzy si do poowy skali. Odsun do Kasyxa. - Starczy. Teraz id po ni. Mury i dach budowli zamykay si wok nich, cikie i przytaczajce w mroku. Kasyx dotkn rodka swego czoa i z oprawy jego przybicy wytrysn promie wiata, paski, lecz sigajcy na sto osiemdziesit stopni wokoo. Wydoby z ciemnoci wilgo, czerwie i prkowan struktur ywego ciaa. Dziedziniec zmieni si zupenie. Pomidzy miejscem, gdzie stali Tebulot i Kasyx, a obszarem, na ktrym znikna Samena, tunel skurczy si jak muskularny zwieracz. Gdy Tebulot rzuci si w jego kierunku brnc po kolana w szkaratnej tkance, przewit, jaki pozosta, mia tylko dwie stopy przekroju. - Zamyka si! - krzykn za nim Kasyx. Tebulot szarpn lisk doni dwigni broni. Wystrzeli w zwieracz may adunek energii, ten natychmiast rozchyli si i zadra jak ywy. Potem jednak zwar si jeszcze mocniej, cakowicie blokujc tunel. - Jeszcze raz - zawoa Kasyx. Tebulot wystrzeli. Zwieracz zadra, lecz pozosta zacinity. Kasyx podbieg, ciko oddychajc, w panice, e Samena moe zgin. To on by Stranikiem Mocy, to on ponosi odpowiedzialno. Co stanie si z jej ziemskim ciaem, jeli jej dusza zaginie bezpowrotnie we nie jakiego obcego czowieka? Mia jeszcze do mocy, by zabra siebie i Tebulota z tego snu, nie do tego chcia j jednak wykorzysta. Postanowi zwolni j ca w jednej chwili. Mia nadziej, e otworzy to w tunelu przejcie do szerokie, by mogli si wydosta i uratowa Samen. A potem - c, nie myla o tym, co bdzie potem. Dotaro do niego to, co powiedzia Tebulot. Co to znaczy by Wojownikiem Nocy. Lojalno bya waniejsza ni pragnienie przetrwania, silniejsza ni

moc, przeciwko ktrej walczyli. S bohaterami, a zatem jedynym waciwym im sposobem zachowania jest postpowanie godne bohaterw. Umiera wolno take tylko bohatersk mierci. Nigdy dotd w swym yciu nie by niczym tak przejty. Nigdy a tak bardzo si nie ba. Pooy donie na zwale tarasujcych przejcie mini. - Co robisz? - krzykn Tebulot. - Kasyxie! Lecz Kasyx by zbyt podekscytowany i przeraony, by odpowiedzie. Jedna roznoszca wszystko eksplozja: nie tylko tej energii, ktr przekaza mu Ashapola, ale i gromadzonej latami siy swego intelektu i osobowoci. Skoro mia odej, to, na Boga, niech odejdzie z hukiem. Tak, by nie zostao nic, oprcz dymicych podeszew butw. Zamkn oczy, mamroczc pod nosem modlitw. Lecz wanie, gdy zaczyna zbiera si w sobie, poczu, e muskularny zwieracz rozlunia si i otwiera. Tebulot przepchn si do niego i razem wyjrzeli przez rozszerzajcy si przed nimi otwr. Na zewntrz bya jaskinia, ciemnoczerwona, prawie czarna i tak gorca, e z porw w cianach dobywaa si para. Po chwili jednak obraz zacz si zmienia. Mroczne, przyprawiajce o klaustrofobi ciany ustpoway miejsca nocnemu niebu, na ktrym migotay miliony gwiazd. Zimny wiatr rozgoni kby pary, pokry fady ciaa kurzem i piaskiem, wysuszajc je szybko. Wyglday teraz jak skamieniaa muszla miczaka. Trwaa noc. Noc nad prehistoryczn pustyni, moe dnem jakiego morza, ktrego wody ju dawno spyny, zostawiajc roliny i miczaki, by prayy si na socu, by umieray, samotne i zapomniane. W dali, na nieregularnie pozastrupianej powierzchni pustyni, klczaa Samena. Kasyx dotkn boku hemu i przyjrza si z bliska. Bya zwizana linami, z domi na plecach, na jej szyi zaciskaa si ptla. Tu za ni powietrze zafalowao i zgstniao nagle, przybierajc z wolna ksztat stojcej postaci. Kasyx poprawi ostro i ujrza, e jest to chopiec, nie starszy ni jedenacie czy dwanacie lat, ubrany na szaro. Mia dziwnie uformowan twarz, tak jakby rzebiarz nie mg si zdecydowa, jaki wyraz wycisn chce ostatecznie w glinie. Jedyne, co mona byo dostrzec, to e w lewej rce trzyma lin, ktrej drugi koniec tworzy ptl na szyi Sameny. - Co u diaba? - zapyta Tebulot. - Chyba chopiec - odpowiedzia Kasyx. - Chopiec? Jaki znowu chopiec? - Chodmy sprawdzi. Ruszyli w drog. Chopiec przyglda si im. gdy podchodzili i zachowywa zupeny

spokj. Gdy byli ju mniej ni dwadziecia stp od niego, unis gwatownie rk, pocigajc rwnoczenie lin. Kasyx i Tebulot zatrzymali si w miejscu. - Sameno! - krzykn Kasyx. - Nic ci nie jest? Samena pozostaa w bezruchu, milczca, z opuszczon gow. - Ma si dobrze - powiedzia dziwnie grubym gosem chopiec. - Przynajmniej na razie. Nie moe tylko mwi. Nie syszy rwnie ani nie widzi. - Co jej zrobie? - zapyta Kasyx. - Chcesz mie dziur we bie? - doda Tebulot nie kryjc agresywnych zamiarw i unoszc maszyn. Chopiec umiechn si niemal z zadum. - Musiay to by pikne dni, gdy sny caych narodw strzeone byy przez Wojownikw Nocy, a diaby biegay na wolnoci. Potne bitwy rozgryway si wtedy na polach wyobrani... Przykro mi stwierdzi, e nie mam wicej ni trzech przeciwnikw, w dodatku sabych i niedowiadczonych. - Moe niedowiadczonych - powiedzia Kasyx. - Ale nie sabych. Chopiec pokrci gow. - Wiem, jak niewiele mocy ci zostao, stary czowieku. Ledwie zdoasz wrci do wiata jawy. Nawet gdyby zwolni j ca, tu i teraz, odbibym j rwnie atwo, jak ty odbijae strzay mnichw z Twierdzy Wstydu. Pocign znw za lin i doda: - Bdziecie bezsilni. Bd mg zdmuchn was jak wiece. - Kim jeste? - spyta go Kasyx. - - Czego chcesz od Sameny? - Znacie mnie dobrze - odpowiedzia chopiec. - Widzielicie mnie na play w Del Mar. Nie takiego, jak teraz, lecz to byem ja. Przez mgnienie ujrzeli prawdziw posta chopca. Ujrzeli twarz demona z poncymi oczami, ujrzeli szkieletowaa klatk piersiow, na wp rozwinite serce pulsujce pod niemal przezroczyst skr jak embrion kurczaka pywajcy w biaku. Ujrzeli pazurzaste rce i zakrzywione koci udowe. Potem wyobraenie wywoane przez chopca zniko, demon rozpyn si i znw stali na pustyni ze snu, a wiatr owiewa ich, wypakujc aosny, cichy, pogrzebowy lament. Zastanawiali si, czy trafili do pieka, czy moe raczej pieko przyszo do nich. - Jeste nasieniem Yaomauitla - powiedzia ochryple Kasyx. - No, no, moi pozbawieni dowiadczenia przyjaciele, wicej wiecie, ni sadziem odrzek chopiec. - Tak wiec spr midzy nami bdzie gortszy i bardziej ekscytujcy. adna

to przyjemno zabija gupcw i niedoinformowanych. - Co tu robisz? - zada odpowiedzi Kasyx. - Co robisz w tym nie? - Naprawd nie wiesz? Nic masz pojcia, kim jest ten czowiek, ktry to ni? A jednak gupcy! Spytaj swego przyjaciela o imieniu Springer. Spytaj go, czyj to jest sen! - Ty nam to powiesz - zada Tebulot. Chopiec pokrci gow. - To by zepsuo ca przyjemno. - Co zamierzasz zrobi z Samen? - spyta Kasyx. - Zatrzymam j sobie na czas jaki, przynajmniej do chwili, a dorosn. Jako zakadniczk, mona by powiedzie, bym mg dokoczy spokojnie mj okres podowy i rozwin peni mej potgi. - A zatem nie jeste tak potny, jak to gosisz - powiedzia powoli Kasyx. W pozbawionej wyrazu twarzy chopca rozjarzyy si na chwil oczy demona. - Ciebie mog zabi, starcze! - Moe i tak. lecz nic jeste do silny, by zabi ca nasz trjk. Gdyby tak byo, po prostu by to zrobi. Stoimy na twojej drodze. To dlatego potrzebujesz jednego z nas jako zakadnika. By pozostaych dwch siedziao cicho. - C, jeste jednak mdry i spostrzegawczy - rzek chopiec. -- Chc, eby puci teraz t lin i uwolni Samen. W przeciwnym razie pora ci ciosem, ktry bdzie ciosem ostatecznym. Chopiec spojrza na nocne niebo. Gwiazdy znikay z nieboskonu jak nasiona dmuchawca zwiewane z pomalowanego kreozotow farb ogrodzenia. Pustynia zaczynaa zmienia si i przechyla pod ich stopami. - Czujecie? - spyta chopiec. - picy si budzi. Najgbszy sen ju prawie si skoczy. Nadal zamierzam ci spali - powiedzia Kasyx postpujc dwa kroki do przodu. Tebulot zaprotestowa jednak. - Nie, Kasyxie. Nie teraz. Kasyx odwrci si. - Czy to nie ty mwie o Trzech Muszkieterach! Jeden za wszystkich. - I wanie dlatego nie moesz uy teraz tej energii do ciosu - powiedzia Tebulot. Jeli on, jak zapowiada, odbije j, zabije ciebie i zapewne zdoa te zabi mnie. Co jednak spotka Samen? Kasyx unis powoli przejrzyst przybic hemu i odwrci si na chwil, by spojrze na Samen i demonicznego chopca. - To zbyt ryzykowne - podtrzymywa Tebulot. - Zbyt trudno przewidzie skutki.

- Przecie on zatrzyma j jako zakadniczk! - wybuchn Kasyx. - Wiem... ale dopki pozostaje w jego niewoli, jest bezpieczna. Zawsze bdziemy mogli sprbowa odbi j jutrzejszej nocy, w innym nie. Daj spokj, Kasyxie, to zbyt niebezpieczne. Sam to widzisz. Cofnij si. Nie jeste w stanie przewidzie, co moe si sta. - To niepodobne do ciebie, Tebulocie - rzek Kasyx, ale cofn si. Tebulot nie spojrza na niego. - Moe i tak - odpowiedzia cicho. - Przedtem mylaem, e Samena zgina. Teraz na wasne oczy widz, e yje. A dopki yje, jest jeszcze szansa. Kasyx przytakn. Zrozumia. Emocje modych byy czsto niewywaone, byy jednak silne. Szanowa zapa, nawet w pogoni za niemoliwym. Sam nigdy nie mia w sobie zbyt wiele siy i nigdy nie prbowa siga marze. Przynajmniej przed t noc. Kasyx odezwa si wyranym gosem: - Jestemy zmuszeni zostawi ci tutaj, Sameno. Dla twego wasnego dobra i dla naszego bezpieczestwa musimy wrci do wiata jawy bez ciebie. Obiecuj ci jednak, a ta obietnica wana jest w obu wiatach, tak snu jak i jawy, wobec wszystkich mieszkacw obu tych wiatw, e powrc i e Tebulot powrci przy mym boku, by uwolni ci z mocy niedorosego Yaomauitla, przysigam ci to, na mroczne i wite imi Wojownikw Nocy! Chopiec zaklaska, uderzajc palcami prawej doni o lew, trzymajc lin. - Uwierz mi, ona nie syszaa ani sowa, biedny starcze. Co nie zmienia faktu, e bya to pikna mowa. Potem, wci si umiechajc, zoy rce na piersi i oboje z Samena odsunli si od nich. Cofali si coraz szybciej, a zniknli za horyzontem. Kasyx przez dusz chwil spoglda na widnokrg, potem odwrci si do Tebulota. - Zgubiem j. - Nie ty, Kasyxie. My. My j stracilimy. Jestemy jednak obaj do pomyleni, by j odszuka. To moesz sobie obieca. Grunt pustyni zaczai marszczy si i falowa jak ocean. - Czas std znika - rzek Kasyx. - W Bogu tylko pokadam nadziej, e diabe jej nie skrzywdzi. - Nie sdz, by to zrobi - powiedzia Tebulot. - Przynajmniej dopki nie wyronie i dopki my jestemy w pobliu. Twierdz, e wzbudzilimy w nim o wiele wikszy niepokj, ni to okaza. Kasyx nakreli w powietrzu omiokt, zuywajc na to przedostatni rezerw energii. Omiokt zawis w powietrzu jak ejdetyczne wyobraenie, potem wznis si ponad ich

gowy i obj ich swym obwodem. Gdy tylko dotkn gruntu, pustynia i niebo znikny; znw stali w sypialni. picy poruszy si gwatownie i obrci, tak, e lea teraz na lewym boku z otwartymi ustami i oczami poruszajcymi si w ostatkach snu. Niebo za oknem zaczynao janie. - Chodmy lepiej, nim si obudzi - powiedzia Tebulot. - Nie. Najpierw musimy ustali, kto to jest. - Obudzi si za minut. Co bdzie, jeli nas tu znajdzie? - Zawsze zdymy znikn - rzuci niecierpliwie Kasyx. Podszed do szafy, otworzy j i zacz grzeba w odziey. - Nic nie ma, nawet monogramw - powiedzia, zamykajc szaf i przechodzc do biurka. Otwiera szuflady jedn po drugiej, wycigajc skarpetki, szorty i koszulki. picy sapa i pochrapywa na ku, mitoszc poduszk. - Pospiesz si, Kasyxie, na lito bosk. - Nie widz, by mi pomaga - odgryz si Kasyx. Otworzy najwysz szuflad i znalaz wreszcie, czego szuka. - Eureka! Jest portfel. Karta identyfikacyjna, karta ubezpieczalni, karty kredytowe, wszystko. Wyj z portfela jedn z kart identyfikacyjnych i zerkn na ni. Tebulot widzia, jak czyta, poruszajc wargami. Potem, bardzo powoli, wcisn j z powrotem do plastykowej pochewki, zoy portfel i schowa go do szuflady. Spojrza na Tebulota z powan twarz. - Kto to jest? - spyta Tebulot. - Nazywa si Lemuel F. Shapiro, a karty identyfikacyjne wystawione s na przeoonego lekarzy okrgowych w biurze koronera w San Diego. - Co? - wyszepta Tebulot. - Wydawao mi si, e Springer okreli go jako biznesmena i to bankruta... - Owszem, tak powiedzia Springer. Oszuka nas. Zastanawiam si, w ilu jeszcze sprawach zrobi z nas durniw. - Rozumiesz, co wykombinowa? Wprowadzi nas do snu jednego z niewielu ludzi, ktrzy mogli ni o tym niedorozwinitym diable, ktrego dzi wykopano na play. Wiedzia, e wczeniej czy pniej bdziemy musieli si na niego natkn i nie przej si, co si z nami wtedy stanie. Nie ostrzeg nas. Nie da nam do siy, bymy mogli si broni. Lemuel F. Shapiro otworzy jedno oko i lea teraz na ku, nasuchujc jak kto, kto nie jest do koca pewien, czy naprawd syszy jakie gosy. Kasyx natychmiast przywoa gestem Tebulota i schwyci jego do. Obaj przeniknli powoli przez ciany, ktrych struktura molekularna przeorganizowaa si na chwil, by ich przepuci, potem za popynli,

niewidoczni niemal, nad porannymi ulicami Del Mar. Niebo miao kolor mroonej herbaty. Ocean rozbija si apatycznie na brzegu, jego powierzchnia marszczya si jak skra starej kobiety. Obniyli lot i ledwo mcc waciwy witowi spokj powietrza, wniknli przez dach do domu Springera przy Camino del Mar i dotarli do pokoju, gdzie obaj zmaterializowali si z uniesionymi ramionami. Nie byo ani ladu Springera. Przeszukali cay dom, przenikajc przez sufity, ciany i drzwi, materializujc si w kadym pomieszczeniu. Dom by cakiem pusty. Wszdzie leaa nienaruszona warstwa kurzu - dowd, e nie przechodzi tu od dawna aden czowiek. - Wracajmy lepiej do naszych ek - powiedzia Kasyx. - Gdy tylko bdziesz mg, id do domu Susan i sprawd, co dzieje si z jej ciaem. Zadzwo do mnie, gdyby byy jakie kopoty. Moe, gdy si nie obudzi, bd uwaa, e zapada w piczk. Nie chc jednak, by uznali, e nie yje. Mogliby wtedy zrobi co gupiego, choby podda j kremacji. Syszae, co powiedzia Springer - nie znajdzie si w najmniejszym niebezpieczestwie tak dugo, jak dugo kto nie zniszczy jej ciaa. - Czy moemy jeszcze wierzy w cokolwiek, co mwi nam Springer? - Spyta Tebulot, zdejmujc hem i przecigajc cik doni po wosach. - Nie wiem. Z pewnoci jednak bd chcia jeszcze zada mu kilka pyta. Nie zapomnij zadzwoni i powiedzie mi, co z Susan, dobrze? Zreszt, zadzwo tak czy tak. Tebulot unis do do poziomu oczu, kierujc jej wierzch ku Kasyxowi, ktry nie widzia dotd takiego gestu, zrozumia jednak jego znaczenie. Byo to poegnanie Wojownikw Nocy; pozdrowienie przekazywane sobie zawsze wraz z nastaniem dnia i kocem nocnych przygd. Niech bezpiecznie uda ci si przetrwa soneczne godziny, tak, by by gotowy, gdy nadejd znw godziny ksiyca. Kasyx odwzajemni pozdrowienie i obaj unieli si, przenikajc przez dach budynku. Kryli jeszcze nad nim przez chwil, a potem kady skierowa si na poszukiwanie wasnego ka. Kasyx z ulg i alem wszed w swoje ciao dokadnie w chwili, gdy odezwa si dzwonek budzika. Wyczy go niespodziewanie cik i niezgrabn rk. KONIEC TOMU PIERWSZEGO

You might also like