You are on page 1of 112

1

AGATHA CHRISTIE

SAMOTNY DOM
TYTU ORYGINAU ANGIELSKIEGO: "PERIL AT END HOUSE"
PRZEOYA MIRA MICHAOWSKA

2
I. HOTEL MAJESTIC
Nie ma chyba na poudniu Anglii miejscowoci bardziej atrakcyjnej od St. Loo. Tote St. Loo znane jest
powszechnie jako Krlowa Uzdrowisk i przypomina pod wieloma wzgldami najpikniejsze zaktki
francuskiej Riwiery. Wybrzee Kornwalii jest bowiem rwnie pikne jak synne poudnie Francji.
Uwagami tymi wanie podzieliem si z moim przyjacielem Herkulesem Poirot.
- To samo przeczytaem wczoraj w jadospisie w wagonie restauracyjnym, mon ami. Twoje uwagi nie s
bynajmniej oryginalne.
- Ale chyba si ze mn zgadzasz?
Umiecha si do siebie i nie od razu odpowiedzia na moje pytanie. Powtrzyem je wic.
- Wybacz mi, Hastings! Zamyliem si. Powdrowaem mylami wanie ku tej czci wiata, ktr
wspomniae.
- Przypomniao ci si poudnie Francji?
- Tak, tak. Mylaem o tym, e spdziem tam ca ubieg zim, i o przygodach, ktre tam miaem.
Przypomniaem sobie: morderstwo popenione w Bkitnym Ekspresie, tajemnicze morderstwo! Zagadka,
ktr Poirot rozwika z waciw mu wnikliwoci i lotnoci umysu.
- Jake auj, e mnie tam z tob nie byo - powiedziaem ze szczerym alem.
- I ja auj - odpar Poirot. - Twoje wielkie dowiadczenie bardzo by mi si przydao.
Spojrzaem na niego z ukosa. Znam go od bardzo dawna, wiem, e nie naley jego komplementw
przyjmowa na serio. Ale wydawa si zupenie powany. A zreszt, czemu nie? Rzeczywicie posiadam
przecie wieloletnie dowiadczenie w tych sprawach!
- Szczeglnie brak mi byo twojej ywej wyobrani, Hastings - cign dalej Poirot w zamyleniu. - Czowiek
powinien mie jakie odprenie w trakcie intensywnej pracy. Wiesz, George, mj sucy, osobnik wielce
utalentowany, z ktrym czsto rozmawiam o rnych sprawach, jest zupenie pozbawiony wyobrani.
Uwaga ta wydaa mi si raczej zbdna.
- Powiedz mi - rzekem - czy nie miewasz ochoty na powrt do swoich dawnych zaj? To twoje obecne
bezczynne ycie!...
- Odpowiada mi jak najbardziej, mj drogi. Siedz sobie i wygrzewam si na socu. Czy wyobraasz sobie
bardziej rozkoszny tryb ycia? U szczytu sawy zszedem z piedestau. Czy moesz sobie wyobrazi
wspanialszy gest? Mwi o mnie: "Herkules Poirot Wielki!" Wielki! Rozumiesz? Jedyny! Nigdy nie byo na
wiecie takiego czowieka i nigdy takiego ju nie bdzie! Jestem zadowolony. Rozumiesz? Wicej nie
trzeba, jestem czowiekiem skromnym.
Na jego miejscu nie mwibym o skromnoci. Uwaam, e egocentryzm mojego przyjaciela bynajmniej nie
zmniejsza si z wiekiem. Siedzia teraz wygodnie rozoony w fotelu, gadzi swoje wsy i niemal mrucza jak
zadowolony z siebie kot.
Siedzielimy na jednym z tarasw hotelu Majestic. Jest to najwikszy hotel w St. Loo, otoczony duym
ogrodem, ze wspaniaym widokiem na morze.
Z tarasu wida byo starannie utrzymane klomby i pikne palmy, morze byo bkitne, niebo czyste, a soce
prayo, jak tylko potrafi pray soce sierpniowe. Dokoa nas brzczay pszczoy - jednym sowem, nie
mona sobie chyba wymarzy wspanialszego odpoczynku.

3
Przybylimy tu zaledwie poprzedniego wieczora na tygodniowy pobyt. Gdyby tylko pogoda chciaa si
utrzyma (a w Anglii nigdy nic nie wiadomo!), czeka nas zaiste wspaniay urlop.
Podniosem z ziemi porann gazet, ktra wysuna mi si z rk, i zaczem przeglda nowiny dnia.
Sytuacja polityczna bya jak zwykle nieustabilizowana, jakie niepokoje w Chinach, na drugiej stronie dugi
opis jakiego wielkiego oszustwa finansowego, ale na og z gazety ziaa nuda.
- Ta papuzia choroba - odezwaem si - to co przedziwnego!
- Tak, bardzo dziwna.
- Widz, e w Leeds umary na to jeszcze dwie osoby.
- To przykre. Odwrciem stron.
- Ani sowa o tym Setonie, ktry leci dokoa wiata. Odwany, nie mona powiedzie. Ten "Albatros" to jego
wasny wynalazek, siada na wodzie tak samo jak na ldzie. Ciekawe, ciekawe! Mam nadziej, e si nie
rozbi. Widz, e prasa jeszcze nie traci nadziei. Moe wyldowa na ktrej z tych maych wysepek
Pacyfiku?
- O ile si orientuj, to na Wyspach Salomona wci jeszcze mieszkaj ludoercy? - zapyta Poirot z
figlarnym umiechem.
- Ten Seton to musi by wspaniay chop. Jestem dumny, e jest Anglikiem!
- Musi to by dla ciebie pociecha po wszystkich waszych porakach na kortach Wimbledonu - odezwa si
Poirot.
- Ale wcale nie to miaem na myli!
Mj przyjaciel machn rk wdzicznym ruchem.
- Ja - owiadczy - nie jestem stworzeniem amfibijnym jak ten wasz Seton. Jestem natomiast kosmopolit.
Dla Anglikw, jak wiesz, mam od dawna duo podziwu i szacunku. Szanuj na przykad staranno, z jak
czytaj gazety...
Uwag moj zaprztny wiadomoci polityczne.
- Widz, e nasz minister spraw wewntrznych bdzie mia kopoty - zauwayem z chichotem.
- O tak, biedaczek. Ma swoje kopoty, ma. Tak, tak. I to do tego stopnia, e szuka pomocy, gdzie si da.
Spojrzaem na niego ze zdumieniem.
Z umiechem na ustach Poirot wycign z kieszeni swoj porann poczt - plik kopert starannie owinitych
gumow opask. Wybra jedn z nich i rzuci w moj stron. - Masz, przeczytaj!
Czytaem list z uczuciem ciekawoci i podniecenia.
- Ale, Poirot! - krzyknem. - To wielki zaszczyt!
- Tak sdzisz, mj drogi?
- Mwi o twoich umiejtnociach w bardzo gorcych sowach.
- I ma zupen racj - powiedzia Poirot, skromnie odwracajc wzrok.
- Prosi ci, by zbada dla niego t spraw, traktuje to jako osobist przysug. Nadzwyczajne!
- Tak, tak. Nie musisz mi tego wszystkiego powtarza. Jak si zapewne domylasz, kochany Hastingsie, list
ten ju czytaem.
- Co za pech! - wykrzyknem. - Cay nasz urlop na nic!
- Ale skd, calmez-vous1! Nie ma o tym mowy.
- Przecie minister twierdzi, e sprawa jest niezmiernie pilna!

4
- By moe ma racj. Ci politycy! atwo przejmuj si byle czym. Sam to widziaem w Paryu, w Chambre
des Deputes.
- Tak, tak, ale suchaj, Poirot, przecie musimy si zaj naszym wyjazdem. Ekspres do Londynu ju
odjecha, o dwunastej. Nastpny pocig...
- Uspokj si, mj drogi, uspokj si! Bagam ci! Po co to podniecenie, to zamieszanie? Prosz mnie, abym
zaj si t spraw jako prywatny detektyw. Ju odmwiem. Nie jedziemy do Londynu ani dzi, ani jutro...
- Ale przecie to jest wezwanie!
- Nie dotyczy mnie. Nie jestem czonkiem waszej synnej policji, Hastings. Prosz mnie jako prywatnego
detektywa, ebym si zaj jak ich spraw. Odmawiam.
- Odmawiasz?
- Oczywicie. Napisaem niezmiernie uprzejmy list, w ktrym wyraam mj al, moje gbokie ubolewanie, w
ktrym tumacz, e jestem niepocieszony... no, ale c? Musz zrozumie, e wycofaem si ju ze
wszystkiego. Jestem na emeryturze, skoczyem si!
- Jeszcze si nie skoczye! - wykrzyknem. Poirot poklepa mnie po kolanie.
- Oto dobry przyjaciel, wierny przyjaciel! I wiesz co, masz racj. Te nasze szare komrki wci jeszcze
funkcjonuj nie najgorzej. Metoda, porzdek w gowie! Wszystko to jest jeszcze w najlepszym porzdku. Ale
pamitaj o jednym: przeszedem na emerytur i nie zamierzam wicej pracowa. Koniec! Nie jestem
primadonn, ktra co sze miesicy urzdza wielki poegnalny spektakl. Mwi z ca otwartoci: niechaj
modzi poka, co potrafi. Schodz z placu. By moe, nowi ludzie poka co lepszego, kto wie... Mam
swoje wtpliwoci, no, ale zobaczymy. W kadym razie wystarcz waszemu ministrowi do jego niewtpliwie
szalenie nudnych spraw.
- Ale, Poirot, zobacz, ile ci wypisa komplementw!
- Komplementy! Mnie! Jestem ponad to. Wasz minister spraw wewntrznych jako czowiek inteligentny
rozumie, e jeeli uda mu si skoni mnie do zajcia si t spraw, to wszystko oczywicie pjdzie dobrze.
C! Twj minister nie ma szczcia. Herkules Poirot rozwiza ostatni zagadk w yciu i teraz odpoczywa
sobie na soneczku.
Spojrzaem na niego. Byem zy za jego upr. Czuem, e rozwikanie sprawy, ktr chcia mu powierzy
minister spraw wewntrznych, dodaoby jeszcze blasku sawie Poirota. Jednake musiaem podziwia jego
wielk stanowczo.
Nagle umiechnem si, gdy uderzya mnie pewna myl.
- Dziwi si - powiedziaem - e si nie boisz. Taka stanowcza zapowied koca mogaby sta si pokus
dla bogw.
- Nikt i nic nie zdoa odmieni decyzji raz powzitej przez Herkulesa Poirot - powiedzia z namaszczeniem.
- Czy jeste zupenie pewny?
- Oczywicie, mon ami, masz troch racji. Nie powinno si nigdy uywa zbyt wielkich sw. Wiem, e gdyby
na przykad w tej chwili kula uderzya w mur, o ktry opieramy nasze gowy, nie pozostabym bezczynny, ale
zbadabym spraw. Ostatecznie czowiek jest tylko czowiekiem! Umiechnem si. May kamyczek wanie
uderzy w mur tarasu, tu koo nas, i zabawne skojarzenie Poirota pobudzio moj wyobrani. Poirot
nachyli si, podnis kamyczek i mwi dalej:

5
- Tak, tak, czowiek jest tylko czowiekiem! Znasz przysowie o picym psie? Jest to angielskie przysowie,
ktre mwi, e nie naley drani picego psa. No tak, to wszystko bardzo suszne, ale jak picy pies si
obudzi, to jednak zaczyna wszy, prawda?
- Oczywicie - powiedziaem. - Gdyby jutro rano znalaz sztylet wbity w poduszk, na ktrej spae, to nie
zazdroszcz przestpcy, ktry odwayby si na podobn rzecz.
Poirot skin gow, ale zapewne nie sysza, co mwiem.
Ku mojemu zdumieniu zerwa si nagle z fotela i zszed ze stopni prowadzcych z tarasu do ogrodu. W tej
samej chwili pojawia si na ciece moda dziewczyna, ktra wyranie zmierzaa w nasz stron.
Zaledwie zdyem spostrzec, e jest bardzo adna, kiedy uwag moj zwrci Poirot, ktry uczyniwszy kilka
krokw, potkn si o jaki wystajcy korze i ciko upad na ziemi. Dziewczyna i ja pomoglimy mu si
podnie. Byem cay pochonity niefortunnym wypadkiem mojego przyjaciela, jednak zauwayem, e
dziewczyna ma ciemne wosy, due bkitne oczy i yw, inteligentn twarz.
- Przepraszam tysickro - mrucza Poirot. - Mademoiselle, jest pani niezmiernie dobra i mia. Bardzo
przepraszam... Ooo... moja noga! Boli jak diabli! Nie, nie, to nic, to rzeczywicie nic, zaraz przejdzie!...
Skrciem w kostce, to wszystko. Za chwil przejdzie. Ale gdyby mg mi pomc, Hastings, i wraz z
mademoiselle... O tak! Bardzo pani jest mia. Wstyd mi doprawdy...
Wzilimy go z dwch stron pod rce i zaprowadzilimy do fotela na tarasie. Zaproponowaem
sprowadzenie lekarza, ale Poirot sprzeciwi si kategorycznie.
- To gupstwo. Skrcia si w kostce, to wszystko. Boli, ale zaraz przejdzie. - Skrzywi si. - Za chwileczk
bdzie dobrze. Mademoiselle, nie wiem, jak pani dzikowa! Prosz z nami cho na chwileczk usi.
Dziewczyna przysuna sobie krzeso.
- To rzeczywicie pewnie drobiazg - powiedziaa - ale byoby dobrze, gdyby obejrza pana lekarz.
- Mademoiselle, zapewniam pani, to bagatelka. W pani miym towarzystwie bl przejdzie w mgnieniu oka.
Dziewczyna rozemiaa si.
- To doskonae!
- Moe koktajl? - zaproponowaem. - Akurat jest odpowiednia pora.
- C... - zawahaa si. - A zreszt, dzikuj bardzo, napij si.
- Martini?
- Poprosz, ale nie za sodki.
Poszedem do baru i zamwiem napoje. Gdy powrciem, Poirot prowadzi z dziewczyn bardzo oywion
rozmow.
- Wyobra sobie, Hastings - powiedzia - e ten dom na cyplu, ktrymy tak podziwiali, to dom
mademoiselle.
- Rzeczywicie? - odezwaem si, nie mogc sobie w aden sposb przypomnie, kiedymy ten dom
podziwiali. Prawd mwic, nie zwrciem na wcale uwagi.
- Stoi tak samotnie na samym cyplu! Wyglda rzeczywicie imponujco i troch tajemniczo.
- Nazywaj go Samotnym Domem - powiedziaa dziewczyna. - Bardzo si do niego przywizaam, ale
niestety jest zapuszczony i zaczyna si ju wali.
- Czyby pani bya ostatnim czonkiem starej rodziny? - spyta Poirot.

6
- O, nasza rodzina nie jest znowu wcale taka stara! Ale od dwustu czy trzystu lat w domu tym mieszkali
Buckleyowie. Brat umar trzy lata temu i rzeczywicie ja jestem ostatnia z rodziny.
- To smutna historia. A czy pani mieszka tu sama?
- O nie! W ogle rzadko tu bywam. A jak przyjedam, to zawsze przywo ze sob weso paczk
przyjaci.
- Tak, tak, to nowoczesny tryb ycia. A ja ju sobie pani wyobraaem w ponurym, starym domu, w ktrym
strasz duchy przodkw.
- To wspaniae! Pan ma rzeczywicie bujn wyobrani. Nie, nie ma tam adnych duchw. A jeeli s, to
chyba duchy dobrotliwe i opiekucze. W cigu ostatnich trzech dni trzykrotnie ledwo uniknam mierci. Jak
wida dobre duchy opiekuj si mn.
Poirot unis si w fotelu.
- Trzykrotnie unikna pani mierci? To bardzo ciekawe, mademoiselle!
- Nie, nie ma w tym nic szczeglnie sensacyjnego. Po prostu trzy wypadki. - Gwatownie odwrcia gow,
gdy osa bzykna jej nad uchem. - Do licha z tymi osami. Musz tu mie niedaleko gniazdo.
- Pszczoy, osy - nie lubi ich pani, mademoiselle? Czy bya pani kiedy ukszona przez jedno z tych
przyjemnych stworze?
- Nie, ale okropnie nie lubi, jak mi bzykaj koo nosa.
- Jest jakie angielskie przysowie o pszczoach - usiowa sobie przypomnie Poirot.
W tej samej chwili przyniesiono koktajle. Kade z nas wzio swj kieliszek i zaczlimy rzuca drobne
uwagi, jakie robi si przy tych okazjach.
- Czekaj na mnie z kotajlami w barze hotelowym - powiedziaa dziewczyna. - Pewnie si zastanawiaj, co
si ze mn stao.
Poirot chrzkn i odstawi swj kieliszek.
- Co bym da za filiank dobrej, mocnej czekolady - mrukn. - Ale w Anglii tego nie uznaj. A c, i w Anglii
jest wiele bardzo przyjemnych obyczajw, no i przedmiotw. Na przykad kapelusze dziewczt! S leciutkie,
nakadacie i zdejmujecie je bez trudu...
Dziewczyna patrzya na niego ze zdziwieniem.
- Nie rozumiem pana. Dlaczego by miao by inaczej?
- Pani pyta o to, poniewa jest pani moda, bardzo moda, mademoiselle! Za mojej modoci fryzura
dziewczyny bya wysoka, spitrzona na czubku gowy, a kapelusz przytwierdzony do niej dugimi szpilkami...
o tu, tu, tu i tu. Voila!
Wykona rkami cztery gwatowne ruchy, majce imitowa wbijanie szpilek w kapelusz.
- Ale to musiao by okropnie niewygodne!
- Jeszcze jak! - zawoa Poirot. Powiedzia to z prawdziwym zrozumieniem. - A jak by wiatr, to byo okropne!
Wszystkie panie dostaway migreny.
Panna Buckley jednym ruchem zdja z gowy mikki filcowy kapelusik i rzucia go na ssiednie krzeso.
- A teraz robimy po prostu tak - rozemiaa si.
- To rozumiem. Jest adne i praktyczne - skoni si Poirot. Patrzyem na ni z zainteresowaniem. Jej wosy
byy ciemne, nieco zmierzwione i wygldaa przez to jako chopico. Miaa niewielk, ruchliw twarz,
olbrzymie bkitne oczy i byo w niej jeszcze co niezmiernie interesujcego i atrakcyjnego, co trudno

7
zdefiniowa od razu. Moliwe, e bya to miao, atwo obcowania z ludmi. I jeszcze jedno: oczy miaa
podkrone, jakby z niewyspania.
Taras, na ktrym siedzielimy, by mao uczszczany. Niedaleko, zaraz za wgem hotelu, znajdowa si
gwny taras, na ktrym spdzaa czas wikszo goci. Skaa, na ktrej zbudowany by hotel, urywaa si
tam nagle i schodzia prosto w morze.
Od strony owego tarasu zmierza teraz ku nam jaki mody mczyzna. Szed duymi, powolnymi krokami.
Wielkie donie opuci luno, lekko zaciskajc pici. Byo w nim co bardzo beztroskiego i swobodnego. Od
pierwszego wejrzenia poznawao si w nim marynarza.
- Nie rozumiem, gdzie si podziaa ta dziewczyna - mwi, a wiatr nis ku nam jego sowa. - Nick, Nick,
gdzie jeste?
Panna Buckley wstaa.
- Wiedziaam, e si zaczn za chwil niepokoi. Halo!... George!... Tutaj!
- Freddie nie moe si ju doczeka koktajli. Chode wreszcie!
Spojrza nie bez zainteresowania na Poirota, ktry zapewne musia si odrnia od wikszoci przyjaci
Nick.
Dziewczyna zrobia gest w nasz stron.
- Kapitan Challenger - powiedziaa - a to... Ku mojemu zdumieniu Poirot nie wymieni swego nazwiska.
Zamiast tego wsta, skoni si nisko, ceremonialnie i powiedzia:
- O! Przedstawiciel brytyjskiej floty, jestem wielkim wielbicielem brytyjskiej floty.
Wikszo Anglikw nie lubi tego rodzaju owiadcze, tote kapitan Challenger zarumieni si, a Nick
Buckley zrozumiaa, e musi jako ratowa sytuacj.
- No, to chod, George! - powiedziaa. - Nie stj tak! Musimy znale Freddie i Jima. - Umiechna si do
Poirota. - Dzikuj za koktajl i mam nadziej, e paska noga szybko wydobrzeje.
Skonia gow, wzia marynarza pod rami i obydwoje zniknli za rogiem.
- A wic to jeden z przyjaci mademoiselle - mrucza Poirot pod nosem. - Z jej paczki. Co to za jeden?
Prosz ci, Hastings, o twoje cenne zdanie! Jak mylisz, czy to dobry chopak?
Zastanawiaem si chwil nad tym, co Poirot mia na myli, i wreszcie skinem gow, chocia z pewnym
wahaniem.
- Wydaje mi si taki sobie, bo ja wiem... Co mona powiedzie na pierwszy rzut oka!
- Wanie myl - powiedzia Poirot.
Dziewczyna zostawia kapelusz na krzele. Poirot wzi go do rki i obraca bezmylnie na wskazujcym
palcu.
- Jak mylisz, Hastings? Czy on dla niej ma, jak to si mwi, tendresse2?
- Ale, mj drogi, skd ja mog wiedzie? Daj no ten kapelusz! Zanios go naszej modej przyjacice.
- Pas encore. a m'amuse.3
- Doprawdy, Poirot!
- Tak jest, mj drogi. Staem si nie tylko stary, ale i dziecinny, prawda?
Wanie o tym mylaem, ale zrobio mi si raczej przykro, kiedy Poirot tak dokadnie odgad moje myli;
Poirot zachichota, potem nachyli si i powiedzia:

8
- Ale nie bj si, jeszcze niezupenie zidiociaem. Oddamy kapelusz, ale nieco pniej. Oddamy go
wacicielce w jej wasnym domu. W ten sposb bdziemy mieli okazj zobaczy si raz jeszcze z czarujc
pann Nick.
- Poirot! - wykrzyknem. - Obawiam si, e si zakocha!
- adna dziewczyna, co?
- Sam widziae. Po co mnie pytasz?
- Albowiem, niestety, nie potrafi ju ocenia urody. Dla mnie teraz wszystko, co mode, jest pikne.
Jeunesse4... jeunesse!... To tragedia mojego wieku. Ale ty... apeluj do ciebie! Twj sd jest moe nieco
przestarzay, bo spdzie ostatnie pi lat w Argentynie. Nie orientujesz si jeszcze w wymogach
nowoczesnej europejskiej urody. Ale jeste w kadym razie czowiekiem bardziej nowoczesnym ode mnie.
Jest adna... tak? Ma ten, no, ten seksapil? Ten wabik?
- Ma, ma, Poirot! To nie ulega wtpliwoci. Ale dlaczego tak bardzo interesujesz si t panienk?
- Czybym si ni a tak interesowa?
- No, oczywicie!... Zastanw si nad tym, co przed chwil powiedziae.
- Mylisz si powanie, mon ami. By moe interesuj si panienk, ale znacznie bardziej interesuje mnie w
tej chwili jej kapelusz.
Spojrzaem na. Poirot wydawa si zupenie powany.
Skin gow.
- Tak, tak, Hastings, ten oto kapelusz. - Wycign go ku mnie. - Czy widzisz przyczyn mojego
zainteresowania?
- Jest to bardzo adny kapelusik - powiedziaem - ale waciwie dosy pospolity. Wikszo panien nosi
ostatnio takie wanie kapelusze.
- Nie, nie takie.
Przyjrzaem si uwanie kapeluszowi.
- Widzisz ju?
- Widz zwyky beowy, filcowy kapelusz. W dobrym gatunku...
- Nie prosiem ci wcale o opis. Jest rzecz jasn, e nic nie widzisz. To zupenie niesychane! Mj
nieszczsny przyjacielu, ty prawie nigdy nic nie widzisz! Nie przestaje mnie to za kadym razem zadziwia.
Ale spjrz jeszcze raz, mj kochany stary tumanie! Nawet nie trzeba na to szarych komrek... wystarcz
oczy. No... patrz!... patrz!...
Nareszcie spostrzegem to, o co mu chodzio. Kapelusz powoli obraca si na jego palcu, a palec tkwi w
okrgej dziurce w rondzie. Zrozumiaem od razu. Poirot wycign teraz palec i poda mi kapelusz. Dziurka
bya niewielka, idealnie okrga, i zupenie nie mogem sobie wyobrazi, jaki mg by jej cel.
- Czy zauwaye, jak wzdrygna si mademoiselle, kiedy pszczoa bzykna jej koo ucha? - spyta Poirot. Ot to! Wtedy powstaa dziura w kapeluszu, rozumiesz?
- Jake to, czyby pszczoa moga zrobi tak dziur?
- Mj drogi Hastingsie! Co za spostrzegawczo! Rzeczywicie pszczoa nie mogaby, ale kula, kula! Kula by
moga, prawda?
- Kula?
- Mais oui. Taka jak ta!

9
Wycign do, na ktrej lea drobny przedmiot.
- Widzisz, mon ami, to wystrzelona kula rewolwerowa. To ona uderzya w mur tarasu, podczas kiedymy
sobie tu rozmawiali. Tak, tak, wystrzelona kula rewolwerowa.
- Chcesz powiedzie, e...
- Chc powiedzie, e gdyby przesza o dwa centymetry w lewo, to nie przebiaby kapelusza naszej
mademoiselle, lecz jej czaszk. Czy rozumiesz teraz, mj drogi Hastingsie, dlaczego tak bardzo interesuj
si t mod osob? Miae racj, kiedy radzie, ebym si nie zarzeka. Czowiek jest rzeczywicie tylko
czowiekiem! Aha... jednake ten ajdak, ten niedoszy morderca popeni wielki bd. Strzeli do swojej ofiary
tu koo Herkulesa Poirot! Dla niego to rzeczywicie une mauvaise chance5! Rozumiesz chyba teraz,
dlaczego jest rzecz wan, bymy si mogli dosta do Samotnego Domu i skontaktowa si z
mademoiselle? Powiedziaa, e w cigu ostatnich trzech dni trzykrotnie unikna cudem mierci. No, no!
Musimy dziaa szybko, Hastings, niebezpieczestwo jest bardzo bliskie.
II. SAMOTNY DOM
- Poirot - odezwaem si - wiesz, co sobie myl?
- Nie wiem, mj drogi, ale popieram, jak wiesz, gimnastyk umysow. Nie przerywaj sobie. To ci dobrze
zrobi.
Siedzielimy przy obiedzie, przy maym stole blisko okna.
- Ten strza musia by oddany z bardzo bliska, a jednak nie usyszelimy go.
- Tak, tak. A wobec tego, e panuje tu idealna cisza, przerywana tylko monotonnym szumem fal,
powinnimy byli oczywicie doskonale sysze odgos strzau, prawda?
- No tak. To bardzo dziwne.
- Nie, nie ma w tym nic dziwnego. Niektre dwiki s takie, e czowiek przyzwyczaja si do nich jak do
odgosw natury. Przypomnij sobie, mj przyjacielu, e przez cay dzisiejszy ranek odbyway si wiczenia
lizgaczy na zatoce. Z pocztku narzekae na haas, a potem si przyzwyczaie i zapomniae o nim.
Mona by strzela z karabinu maszynowego i nic nie sysze, kiedy taki piekielny lizgacz si zblia.
- To prawda.
- Voila! - mrukn Poirot. - Mademoiselle i jej przyjaciele! Zdaje si, e przyszli tu na obiad. Trudno, bd
musia zwrci jej teraz kapelusz. Ale to nic. Sprawa jest wystarczajco powana, by odwiedzi j w domu.
Unis si sprycie z krzesa, przebieg przez sal i skoniwszy si nisko pannie Buckley, wrczy jej
kapelusz akurat w momencie, gdy cae bractwo zasiado do stou.
Byo ich czworo: Nick Buckley, kapitan Challenger i jeszcze jaka moda para. Od naszego stolika nie byo
ich prawie wida, dochodzi nas jednak szmer rozmowy i od czasu do czasu tubalny miech marynarza.
Podoba mi si: by taki jaki prosty, bezporedni i prawdziwy.
Mj przyjaciel milcza przez reszt posiku. Kruszy chleb, mrucza co do siebie i wci rusza to solniczk,
to mynek z pieprzem, to widelce czy noe. Prbowaem wszcz rozmow, ale nie spotkawszy si z
oddwikiem, daem za wygrana.

10
Zjedlimy deser, lecz Poirot jeszcze przez duszy czas siedzia przy stole. Jednake, z chwil gdy tamci
opucili restauracj, natychmiast zerwa si na rwne nogi. Rozsiedli si wanie wygodnie przy stoliku w
holu, gdy Poirot podszed i skoniwszy si po wojskowemu, powiedzia:
- Mademoiselle, czy pozwoli mi pani zamieni z ni kilka sw?
Dziewczyna zmarszczya brwi. Rozumiaem j doskonale. Zacza si obawia, e ten dziwny may
cudzoziemiec zacznie j molestowa. Czuem dla niej prawdziw sympati, gdy rozumiaem, co sobie
musiaa myle o Poirocie. Niechtnie oddalia si z nim. Stanli opodal pod cian.
Poirot powiedzia kilka sw i wyraz twarzy dziewczyny zmieni si natychmiast. Bya wyranie zaskoczona.
Tymczasem jednak czuem si do nieswojo i Challenger z wrodzonym sobie taktem popieszy mi na
ratunek, czstujc papierosem i zwracajc si do mnie z jakim niewiele znaczcym zapytaniem.
Poczulimy do siebie yczliwo od pierwszego wejrzenia. Wyobraaem sobie, e on czuje do mnie na
pewno wiksz sympati ni na przykad do modego czowieka, z ktrym siedzia przy jednym stole.
Przyjrzaem si teraz dokadnie temu ostatniemu. By to wysoki, przystojny i bardzo wypielgnowany mody
czowiek. Moe nieco zbyt przystojny, zbyt wyniosy i afektowany. Byo w nim co przesadnie gadkiego, co
mnie razio.
Nastpnie przyjrzaem si modej kobiecie. Siedziaa naprzeciwko mnie w wygodnym fotelu i wanie przed
chwil zdja kapelusz z gowy. Bya to kobieta o niezwykej urodzie. Wygldaa jak zmczona Madonna.
Wosy miaa jasne, niemale bezbarwne, z przedziakiem porodku i cignite do tyu. Twarz kredowobia
i zmczon, a jednak przedziwnie pocigajc. Bya jak gdyby oderwana od spraw doczesnych. Spojrzaa
na mnie i nagle powiedziaa:
- Nieche pan siada! Przynajmniej dopki paski przyjaciel nie skoczy mwi z Nick.
Gos jej by afektowany, sztuczny, a mimo to przyjemny. Przecigaa kad sylab. Robia wraenie
najbardziej chyba zmczonej istoty na kuli ziemskiej - zmczonej raczej psychicznie ni cielenie, jak gdyby
wszystko na wiecie wydawao jej si puste i bezwartociowe.
- Panna Buckley bardzo uprzejmie przysza dzi rano z pomoc mojemu przyjacielowi, gdy ten skrci sobie
nog - objaniem.
- Tak, tak, mwia nam. - Przygldaa mi si do obojtnie. - Ale, jak wida, szybko mu to przeszo,
prawda?
Zarumieniem si.
- Byo to bardzo lekkie skrcenie - dodaem.
- Doskonale. Ciesz si w takim razie, e Nick nie wymylia tej caej historii. Najwspanialszy z niej
kamczuch na kuli ziemskiej. Ma wprost dar wymylania sobie najdziwniejszych rzeczy.
Nie bardzo wiedziaem, co odpowiedzie. Moje zmieszanie wyranie j bawio.
- Nick jest moj star przyjacik - cigna. - Ale uwaam lojalno za bardzo mczc cnot. Zgadza si
pan? Szczeglnie mczy mnie to u Szkotw, tak jak ich skpstwo i to skrupulatne przestrzeganie wit. To
taka bzdura. Ale prawda, Jim, e Nick to urodzona blagierka? Wymylia sobie tak wspania histori o
hamulcach swojego wozu... Jim sprawdzi i okazuje si, e tam jest wszystko w porzdku.
Przystojny blondyn powiedzia niskim, gbokim gosem:
- Znam si troch na samochodach. - Odwrci gow ku oknu.

11
Na dworze sta rzd samochodw, wrd nich dugi, czerwony, sportowy wz. Wyda mi si duszy i
jaskrawszy od jakiegokolwiek samochodu na wiecie. By to zaiste samochd nad samochody!
- Czy to paski samochd? - spytaem. - Tak jest.
Miaem wielk ochot powiedzie: "No tak, to do pana pasuje" - ale powstrzymaem si.
W tej samej chwili Poirot podszed do stolika. Wstaem, Poirot skoni si towarzystwu, wzi mnie szybko
pod rami i odcign na bok.
- Wszystko w porzdku, przyjacielu! Odwiedzimy mademoiselle w Samotnym Domu o wp do sidmej.
Bdzie to ju po jej powrocie z wycieczki samochodowej. Mam nadziej, e wrci zdrowa i caa.
Mia niezwykle zatroskany wyraz twarzy.
- Co jej powiedzia?
- Poprosiem j o udzielenie mi odrobiny jej cennego czasu, i to jak najszybciej. Ja wiem, co ona myli. Myli
sobie: kt to jest ten may czowieczek? Co to za jeden? Czyby by producentem filmowym, oszustem,
snobem czy moe nawet spekulantem? Chciaa odmwi, oczywicie, ale nie wypadao. Widzisz,
zaskoczyem j. Przyznaa si, e wrci do domu o wp do sidmej. Wszystko w porzdku.
Potwierdziem, e w takim razie wszystko w porzdku, ale Poirot nie zwraca uwagi na moje sowa. Nie
potrafi usiedzie na miejscu. Zachowywa si jak przysowiowy kot z pcherzem. Przez cae popoudnie
spacerowa po pokoju, mruczc do siebie i przestawiajc rne przedmioty. Gdy zaczynaem co mwi,
macha tylko rk i potrzsa gow.
Wreszcie, gdy wybia godzina szsta, wyruszylimy z hotelu.
- To waciwie niesychane! - zauwayem, kiedy schodzilimy ze stopni tarasu. - Co za pomys strzelania do
czowieka w ogrodzie hotelowym! Tylko wariat mg si zdoby na co podobnego!
- Nie zgadzam si z tob. Byo to zupenie bezpieczne przedsiwzicie. Pod jednym oczywicie warunkiem.
Przede wszystkim ogrd ten jest na og zupenie opustoszay. Ludzie, ktrzy przyjedaj do hoteli,
przypominaj stado owiec. Wobec tego, e utaro si, i przesiaduje si na tarasie z widokiem na zatok,
przesiaduj na tarasie. Tylko ja, ja ktry jestem oryginaem, siedz sobie w miejscu z widokiem na ogrd. I
nawet ja nic nie widziaem. Jest tu peno krzakw, drzew, palm. Osobnik ten atwo mg si skry i spokojnie
czeka na mademoiselle. A byo rzecz oczywist, e przejdzie wanie tdy, gdy droga z Samotnego
Domu szos jest znacznie dusza. Mademoiselle Nick Buckley naley najoczywiciej w wiecie do tych
panien, ktre zawsze si piesz i zawsze chodz skrtami.
- Mimo to ryzyko byo ogromne. Gdyby go kto spostrzeg, to co? A trudno byoby upozorowa tego rodzaju
strza jako wypadek.
- Jako wypadek rzeczywicie nie.
- Nie rozumiem ci.
- Nic, nic. Co mi po prostu przyszo do gowy. Moe susznie, a moe niesusznie, to si okae. Ale dajmy
temu pokj. Powrmy jednake do naszych rozwaa. Wspomniaem przedtem, e pod jednym warunkiem
zamach mgby uj bezkarnie.
- A mianowicie?
- C to, Hastings, czyby si nie domyla?
- Oczywicie, ale nie chc ci pozbawia przyjemnoci bawienia si moim kosztem.

12
- Och! Co za sarkazm! Ile ironii! C, czy nie rzuca si w oczy fakt, e motyw nie moe by zbyt oczywisty?
W takim wypadku stanowioby to zbyt wielkie ryzyko i nikt by go nie podj. Pomyl, ludzie zaczliby od razu
pyta: czyby to by ten a ten? Gdzie by ten a ten w momencie, kiedy pad strza? Nie, nie, morderca, to
znaczy niedoszy morderca, nie moe mie oczywistego motywu zbrodni. I dlatego, mj drogi, i wanie
dlatego si boj. Tak, tak, boj si, ale prbuj siebie samego uspokoi. Powiadam sobie: jest ich czworo.
Powiadam sobie: nic nie moe si sta, kiedy s razem. I jeszcze: to byoby szalestwo. I cay czas si boj.
Wiesz co? Chciabym ju wiedzie wszystko o tych trzech "wypadkach", o ktrych mwia mademoiselle. Nagle zawrci gwatownie. - Jest jeszcze za wczenie. Chodmy od drugiej strony szos, w ogrodzie nic nie
znajdziemy. Zbadajmy wic gwne dojcie do Samotnego Domu.
Wyszlimy przez gwn furtk ogrodu hotelowego na drog prowadzc do stromo pod gr. Gdy
doszlimy do szczytu pagrka, skrcilimy na ciek opatrzon napisem: TYLKO DO SAMOTNEGO
DOMU.
cieka zakrcaa do raptownie i po chwili znalelimy si przed odrapan bram, ktrej bardzo by si
przydaa warstwa dobrej farby. Za bram sta may domek. Domek by starannie utrzymany, pobielony i
okolony niewielkim, schludnym ogrdkiem, w oknach widniay czyciutkie firanki. Jednym sowem, domek
ten stanowi jaskrawy kontrast z zaniedban bram i poronitym traw wjazdem.
Nad jednym z klombw nachyla si mczyzna odziany w wypowia kurtk. Gdy brama zaskrzypiaa,
wyprostowa si i spojrza w nasz stron. By to czowiek mniej wicej szedziesicioletni, wysoki i
barczysty, o czerstwej, ogorzaej twarzy. By niemal zupenie ysy, mia wyraziste, mocno niebieskie oczy i
miy umiech. Robi bardzo sympatyczne wraenie.
- Dzie dobry - rzek, gdy go mijalimy. Odpowiedziaem mu i idc dalej, czuem wyranie jego wzrok na
plecach.
- Ciekawe... - odezwa si Poirot w zamyleniu. Ale nie dowiedziaem si, co go tak zaciekawio.
Dom panny Buckley by duy i raczej zaniedbany. Okalay go stare drzewa, ktrych gazie sigay niemal
dachu. Wida byo, e przydaby si tutaj remont. Poirot obrzuci wszystko krytycznym wzrokiem, a
nastpnie pocign za starowiecki dzwonek, ktry wymaga herkulesowych si, ale raz uruchomiony
rozbrzmiewa przez dug chwil we wntrzu domu smtnym, aobnym tonem.
Drzwi otworzya nam jaka kobieta w rednim wieku. "Zacna kobieta w czerni" - powiedziabym. Bya bardzo
dostojna, ponura i zupenie nie wykazywaa zainteresowania naszymi osobami.
Powiedziaa nam, e panna Buckley jeszcze nie wrcia, a Poirot z kolei wyjani, e si umwi. Nieatwo
byo j przekona, ze naley nas wpuci. Kobieta chyba z zasady nie dowierzaa cudzoziemcom. Jestem
przekonany, e mj wygld przekona j wreszcie co do czystoci naszych intencji. Wpucia nas i
zaprowadzia do salonu, gdzie mielimy zaczeka na powrt pani domu.
W salonie nie byo ju nuty smutku. By to pokj jasny, soneczny, z widokiem na morze, take nieco
zaniedbany i umeblowany w do dziwny sposb mieszanin, solidnych wiktoriaskich mebli i
modernistycznej tandety. Na oknach zasony z cikiego, starego brokatu, ale za to obicia kolorowe, wesoe,
a poduszki po prostu niesamowicie jaskrawe. Na cianach wisiay portrety rodzinne. Niektre nawet bardzo
dobre. By tam gramofon i wiele pyt rozrzuconych po stoach i fotelach, przenone radio na bateri, jaka
gazeta przerzucona przez porcz fotela i bardzo niewiele ksiek. Poirot wzi do rki gazet, ale rzuci j

13
zaraz z grymasem. By to miejscowy tygodnik "Herald St. Loo". Jednake co kazao mu podnie go raz
jeszcze i wanie przeglda pierwsz stron, gdy do pokoju wesza Nick Buckley.
- Przynie ld, Ellen! - rzucia przez rami, a potem zwrcia si do nas.
- A wic jestem, udao mi si spawi tamtych. Po prostu poera mnie ciekawo. Czybym bya ow
dziewczyn, ktra ma podbi ekrany wiata? Pan by taki uroczysty, i wydaje mi si, e jest to jedyna
moliwo. No wic, ile ofiaruje mi pan w kontrakcie?
- Hlas, mademoiselle... - rozpocz Poirot.
- Niech pan nie rani mi serca! - krzykna. - Zaraz si okae, e jest wanie na odwrt. Jest pan synnym
malarzem, maluje pan miniatury i chce pan, bym co u pana zamwia za drogie pienidze. Ale nie... z tym
wsem, no i jako go w Majesticu, ktry synie z najgorszego jedzenia i najwyszych cen w caej Anglii...
Nie, chyba nie.
Kobieta, ktra otworzya nam drzwi, wesza teraz do pokoju, niosc tac z lodem i butelkami. Nick z wielk
wpraw przyrzdzia koktajl, nie przestajc mwi. Poirot milcza (rzecz u niego niezwyka) tak dugo, e
wreszcie zwrcio to uwag dziewczyny. Nalewajc koktajle do kieliszkw, zatrzymaa si nagle i
powiedziaa do ostro: - A wic, dobrze!
- O to mi wanie chodzi, mademoiselle - powiedzia Poirot tajemniczo - eby byo dobrze. - Wzi z jej rki
kieliszek. - Pani zdrowie, mademoiselle! Pani zdrowie!
Dziewczyna nie bya gupia, zrozumiaa znaczenie jego tonu.
- Czy co si stao?
- Tak, mademoiselle, to...
Wycign do niej do, na ktrej leaa kula. Chwycia j ze zdziwieniem w oczach.
- Czy wie pani, co to jest?
- Oczywicie. Kula rewolwerowa.
- Zupenie susznie. To nie pszczoa bzykna pani koo ucha przed poudniem, tylko ta kula.
- Co to znaczy? Jaki wariat czy zbrodniarz strzela sobie ni std, ni zowd w ogrodzie hotelowym?
- Tak by si zdawao.
- A niech to wszyscy diabli! - powiedziaa Nick po prostu. - Mam niebywae szczcie! To byby czwarty raz.
- Tak jest, mademoiselle. To byby czwarty wypadek. Chciabym usysze o poprzednich trzech.
Patrzya na niego uwanie.
- Chciabym by zupenie pewny, mademoiselle, e byy to wypadki.
- Ale oczywicie! C innego?
- Mademoiselle, niech si pani askawie przygotuje na wielki szok. Co by pani powiedziaa, gdyby si
okazao, e kto czyha na pani ycie?
Nick wybuchna serdecznym miechem. Myl ta rzeczywicie bawia j ogromnie.
- Co za wspaniay pomys! Mj drogi panie, skde? I kto by mg czyha na moje ycie? Nie jestem,
niestety, bogat i pikn dziedziczk, ktrej mier mogaby przynie komu wielki majtek. A waciwie to
nawet chciaabym, eby kto prbowa mnie zabi. To byaby dopiero przygoda! Ale obawiam si, e jest to
zupenie beznadziejne.
- Mademoiselle, czy nie chciaaby mi pani jednak opowiedzie o tych wypadkach?

14
- Prosz bardzo. Ale nic w tym nie ma. Po prostu gupstwa. Nad moim kiem wisi obraz w cikiej ramie.
W nocy spad i tyle. Przez przypadek nie byo mnie w ku. Usyszaam, e drzwi stukaj na dole, i wstaam,
eby je zanikn. W ten sposb uniknam prawdopodobnie mierci, w przeciwnym razie miaabym teraz
roztrzaskan gow. To jest wypadek numer jeden.
Poirot nie umiechn si.
- I co dalej, mademoiselle? Przejdmy do wypadku numer dwa.
- O, to nawet jeszcze gupsza historia. Jest tu do stroma skaa prowadzca do morza. Zawsze schodz
tamtdy do kpieli, bo jest tam bardzo dogodny wielki gaz, z ktrego dobrze skacze si do wody. Wczoraj
kawa granitu oderwa si od skay i spad niemale na mnie. A trzeci wypadek by zupenie z innej beczki.
Co si zepsuo z hamulcem w moim wozie. Nie znam si na tym. Mechanik z garau co mi tumaczy, ale
nic nie zrozumiaam. W kadym razie, gdybym pojechaa w d do miasteczka, to prawdopodobnie
wpadabym prosto na ratusz i byaby nieza kraksa, w wyniku ktrej ratusz zostaby lekko uszkodzony, a
mnie nawet by nie pozbierano. Ale wanie dziki temu, e zawsze czego zapominam, zawrciam sprzed
bramy i tyle tylko, e wpadam w ywopot.
- Czy nie moe mi pani powiedzie, na czym polega defekt?
- Nie wiem, ale w garau Mottsa panu powiedz. Co bardzo prostego zostao rozkrcone, tak przynajmniej
mi si zdaje. Pomylaam sobie, e pewnie syn Ellen, tej mojej gospodyni-totumfackiej, ktra wam otworzya
drzwi, co tam zbroi. Chopaki lubi majstrowa i krci si przy samochodach. Oczywicie Ellen przysiga,
e chopak w ogle nie zblia si do mojego wozu. Poza tym ostatecznie mogo si samo rozluni, mimo e
Motts zaklina si, i to niemoliwe.
- Gdzie pani ma swj gara?
- Za domem.
- Czy jest zamknity na dobry zamek? Oczy Nick rozszerzyy si ze zdumienia.
- Ale skd! Oczywicie, e nie.
- Kady mgby wic majstrowa niepostrzeenie przy samochodzie.
- No, tak, chyba tak. Ale to nonsens!
- Nie, mademoiselle, to nie nonsens. Pani nie rozumie. Pani jest w wielkim niebezpieczestwie. W
prawdziwym, wielkim niebezpieczestwie. Ja pani to mwi. Ale pani wci nie wie, kim ja jestem?
- Nie - powiedziaa Nick gosem nieco zdyszanym z emocji.
- Jestem Herkules Poirot.
- O! - wykrzykna Nick rozczarowana. - Oczywicie.
- Zna pani moje nazwisko?
- O tak!
Krcia si na krzele z wyranym zaenowaniem. Poirot przyglda jej si uwanie.
- Pani zapewne nie czytaa moich ksiek?
- No, nie... nie wszystkie. Ale znam, oczywicie, tytuy.
- Mademoiselle, jest pani osob dobrze wychowan, ale za to niezbyt prawdomwn - owiadczy Poirot.
(Przypomniay mi si sowa wypowiedziane na ten sam temat w hotelu Majestic.) - Ale zapominam, e pani
jest prawie dzieckiem... e nie moga pani sysze... Tak szybko przemija sawa. Mj przyjaciel... on pani
powie.

15
Nick spojrzaa na mnie. Chrzknem.
- Monsieur Poirot jest... hm... by wielkim, znakomitym detektywem - wyjaniem.
- O, mon ami! - krzykn Poirot. - Czy to wszystko, co masz do powiedzenia na mj temat? Mais dis donc!
Powiedz, e jestem detektywem, jakiego nie byo nigdy na wiecie, e jestem niezrwnany, jedyny,
niepowtarzalny!
- To ju jest zbyteczne - odezwaem si chodno. - Sam przed chwil wszystko powiedziae.
- O, tak, ale lepiej jest, gdy mona zachowa skromno. Nie powinno si piewa hymnw pochwalnych na
wasn cze.
- I jak si ma psa, to nie powinno si samemu szczeka - dodaa Nick. - A piesek? Czy mona wiedzie, kim
jest piesek? Zao si, e to sam doktor Watson?
- Nazywam si Hastings - powiedziaem chodno.
- Bitwa pod Hastings, rok 1066 - rzucia Nick. - Kto twierdzi, e nie jestem osob wyksztacon? No, ale
doprawdy, przecie to jest zupenie cudowna historia. Czy naprawd kto chce mnie zgadzi? Byoby to
rzeczywicie przezabawne. Ale ja w to nie wierz. Takie rzeczy nie zdarzaj si w rzeczywistoci. Tylko w
ksikach. Pan Poirot jest zapewne jak ten chirurg, ktremu udao si dokona jakiej bardzo trudnej
operacji, albo ten lekarz, co odkry rzadk chorob i chciaby, eby kady czowiek na ni zachorowa.
- Sacre tonnerre! - zagrzmia Poirot. - Czy pani nigdy nie mwi powanie? Ta dzisiejsza modzie jest zbyt
frywolna, to zupenie nie do zniesienia! Gdyby pani z dziurk w gowie leaa teraz w ogrodzie hotelowym w
charakterze bardzo adnego, ale zupenie sztywnego trupa, nie byoby to wcale mieszne. Nie miaaby si
pani wtedy, co?
- Chyba ju tylko w charakterze ducha na seansie spirytystycznym - powiedziaa Nick. - Ale mwic
powanie, panie Poirot, bardzo jestem panu zobowizana i tak dalej, ale to chyba musi by przypadek,
prawda?
- Pani jest uparta jak diabe!
- Std wanie bierze si moje dziwne imi. Mj dziadek by bardzo dziwnym czowiekiem i uwaano
powszechnie, e zaprzeda dusz diabu. Wszyscy tu nazywali go Starym Nickiem. By to rzeczywicie
bardzo niedobry staruszek, ale mona si byo z nim ubawi. Strasznie go kochaam. Nie odstpowaam go.
Nazywali nas Stary Nick i Mody Nick. Naprawd to na imi mi Magdala.
- To te niezwyke imi.
- Tak, ale uywane w naszej rodzinie. Jedna Magdala, o prosz, wisi tu na cianie.
- Aha - powiedzia Poirot i spojrzawszy na inny portret, spyta: - Czy to jest pani dziadek?
- Tak, prawda, ze to doskonay portret? Jim Lazarus chcia go kupi, ale nie zgodziam si. Jestem
przywizana do tego obrazu i do Starego Nicka. Poirot milcza przez chwil, potem powiedzia z wielk
powag:
- Revenons a nos moutons. Mademoiselle, bagam pani o chwil powagi. Pani jest w wielkim
niebezpieczestwie. Dzisiaj kto strzeli do pani z mauzera...
- Z mauzera?
Bya rzeczywicie zaskoczona.
- Tak jest. Ale czemu si pani tak dziwi? Czy zna pani kogo, kto posiada mauzera?
Umiechna si.

16
- Ja mam mauzera.
- Pani?
- Tak. Nalea do mego ojca. Przywiz go z wojny. I od tego czasu poniewiera si po domu. Widziaam go
kilka dni temu w tej szufladzie.
Wskazaa na starowieckie biureczko. I zaraz, jakby wiedziona jak myl, podesza do biurka i otworzya
szuflad. Spojrzaa na nas zdziwionym wzrokiem, a w jej gosie brzmiaa zupenie nowa nuta:
- Nie ma go. Znik!
III. WYPADKI
Od tego momentu rozmowa nasza nabraa zupenie innego tonu. Dotychczas nie byo adnego
porozumienia pomidzy Poirotem a pann Buckey. Przede wszystkim dzielia ich bariera wieku. Jego wielka
sawa i autorytet nic dla niej nie znaczyy. Naleaa do pokolenia, ktre zna tylko sawne nazwiska dnia.
Dlatego te przestrogi jego nie robiy na niej najmniejszego wraenia. By dla niej po prostu miesznym,
starszym cudzoziemcem o raczej melodramatycznych skonnociach.
Ta jej postawa bya dla Poirota zupenie niezrozumiaa. Jako czowiek bardzo prny czu si uraony. Mia
przekonanie, e cay wiat zna nazwisko Poirot. A tu znalaza si osoba, ktra o nim nigdy nie syszaa.
Dobrze mu tak! - pomylaem sobie.
Jednake, z chwil gdy dziewczyna stwierdzia brak pistoletu, sytuacja zmienia si radykalnie. Nick
przestaa uwaa sowa Poirota za kiepski dowcip. Wci wprawdzie nie przejmowaa si zbytnio sytuacj,
gdy tak miaa natur, ale jej ton i sposb zachowania wyranie si zmieniy.
Wrcia do swojego fotela, usiada na porczy i zamylia si.
- To dziwne - powiedziaa po chwili. Poirot obrci si gwatownie w moj stron.
- Czy pamitasz, Hastings, co ci mwiem? Widzisz, miaem racj. Zamy, e znaleziono by zwoki
mademoiselle w ogrodzie hotelowym. Nawiasem mwic, moga sobie tam polee przez wiele godzin,
gdy mao kto tamtdy chodzi. A obok jej prawej doni leaby rewolwer, jej wasny rewolwer. Madame Ellen
niewtpliwie rozpoznaaby go. Zaczyby si wtpliwoci, okazaoby si, e mademoiselle cierpiaa ostatnio
na bezsenno, e miaa liczne kopoty, e bywaa zamylona...
- To prawda, miaam ostatnio bardzo wiele przykroci. Wszyscy mi mwi, e jestem okropnie nerwowa.
Tak, tak... wci mi to powtarzaj...
- Na pewno orzeczenie brzmiaoby: samobjstwo. Odciski palcw mademoiselle znalazyby si oczywicie
bez trudu na rkojeci rewolweru. Wycznie jej odciski palcw, oczywicie! Tak, tak, wszystko byoby takie
jasne i proste.
- To rzeczywicie szalenie zabawna historia! - wykrzykna Nick tonem, z ktrego wynikao wyranie, ze
wcale jej ta historia nie bawi.
Poirot jednake przyj jej sowa w dosownym ich znaczeniu.
- N'est-ce pas? Ale pani chyba rozumie, mademoiselle, e nie moemy dopuci do dalszych "wypadkw".
Cztery razy si nie udao, ale pity... pity raz moe si przecie uda.
- Szykujmy wic karawan - mrukna Nick.
- Ale ja i mj przyjaciel jestemy tu i zajmiemy si ca spraw.

17
Byem mu wdziczny za t liczb mnog. Poirot czsto zapomina o moim istnieniu.
- Tak, tak - dodaem - moe pani by zupenie spokojna. Gwarantujemy pani bezpieczestwo.
- Jestecie, panowie, naprawd bardzo mili - powiedziaa Nick. - Uwaam, e ta caa historia jest
niesychanie zabawna i podniecajca.
Pomimo wesoego tonu, w oczach jej wyczytaem pewien niepokj.
- A wic, zacznijmy od pocztku - odezwa si Poirot. - Przede wszystkim, mademoiselle, musimy odby
ma narad. - Usiad i umiecha si do niej przyjanie. - A wic, mademoiselle, czy ma pani wrogw?
Nick potrzsna gow z pewnym alem.
- Niestety, nie - odpowiedziaa.
- Bon. Odrzumy wic t moliwo. A teraz pytanie, ktre znamy tak dobrze z powieci kryminalnych i z
filmw amerykaskich: kto skorzystaby na pani ewentualnej mierci?
- Nie mam pojcia - achna si Nick. - To wszystko wydaje mi si absurdalne. Mam ten dom, oczywicie,
ale jak sami widzicie, rozlatuje si, a poza tym jest oboony hipotekami po sam dach, ktry zreszt cieknie i
grozi zawaleniem. Chyba e w skale znajduj si jakie pokady wgla, o ktrych nic mi nie wiadomo.
- A wic dom jest oboony hipotek?
- Tak. Byam do tego zmuszona. Widzi pan, musiaam zapaci dwukrotnie podatek spadkowy. Raz po
mierci dziadka, sze lat temu, a potem po mierci brata. To mnie zupenie wykoczyo finansowo.
- A ojciec?
- Ojciec mj wrci z wojny jako inwalida i w 1919 roku dosta zapalenia puc i umar. Matka umara, kiedy
byam zupenie maa. Mieszkaam tu z dziadkiem. Dziadek i ojciec wiecznie si kcili, czemu zreszt trudno
byo si dziwi. Tote ojciec zostawi mnie i pojecha sobie w wiat. Mj brat, Gerald, te jako nie umia y
z dziadkiem. Jestem pewna, e gdybym bya chopcem, to i ja bym miaa z nim cikie ycie. Ale fakt, e
byam dziewczyn, wytwarza zupenie inn sytuacj. Dziadek kocha mnie bardzo, uwaa, e wrodziam si
w niego, e odziedziczyam jego charakter. - Rozemiaa si. - By to prawdziwy stary tyran, ale wielki
szczciarz. Mwiono o nim, e ma szczliw rk, e wszystko, czego si dotknie, zamienia si w zoto.
Ale jednoczenie by graczem i ryzykantem i wszystko, co zdobywa, szybko przepuszcza. Gdy umar,
pozosta po nim tylko ten dom i kawaek ziemi. Miaam wwczas szesnacie lat, a Gerald dwadziecia dwa.
Gerald zgin w wypadku samochodowym trzy lata temu i dom przeszed na mnie.
- A po pani, mademoiselle? Kto jest pani najbliszym krewnym?
- Kuzyn Charles. Charles Vyse. Mieszka tu w miasteczku i jest adwokatem. To bardzo porzdny i
szanowany czowiek, ale okropny nudziarz. Daje mi mnstwo dobrych rad i Prbuje poskramia moj
ekstrawagancj. - Czy to on zajmuje si pani sprawami?
- No tak, powiedzmy. Nie bardzo jest si czym zajmowa. On zaatwia mi poyczki hipoteczne i odnaj ten
may domek przy bramie.
- Aha, domek. Miaem pani wanie o to zapyta. Jest odnajty?
- Tak. Mieszkaj tam jacy Australijczycy. Pastwo Croft. Bardzo mili i porzdni, i okropnie, ale to okropnie
uczynni i ssiedzcy. Wci przynosz jakie marcheweczki czy selery ze swojego ogrdka. S na mnie
oburzeni, e nie zajmuj si ogrodem. W gruncie rzeczy dziaaj mi na nerwy. Zwaszcza on. Ocieka
yczliwoci, niedobrze si wprost robi. Ona, biedactwo, jest kalek i cay dzie ley na kanapie. Ale co tu
duo gada! Pac komorne, a to najwaniejsze.

18
- Od dawna tu mieszkaj?
- Od jakich szeciu miesicy.
- Aha. A poza tym kuzynem? A propos, czy to kuzyn ze strony matki, czy ojca?
- Matki. Moja matka nazywaa si Amy Vyse.
- Bien! A poza tym kuzynem, czy nie ma pani ju adnych krewnych?
- Jakich Buckleyw w Yorkshire, bardzo dalekich krewnych.
- I nikogo wicej?
- Nikogo.
- To jest pani dosy samotna.
Nick spojrzaa na niego ze zdziwieniem.
- Ja, samotna? Skd! Bywam tu bardzo rzadko. Przewanie mieszkam w Londynie. A w ogle krewni to
przewanie okropne towarzystwo. Wtrcaj si i zawracaj gow. Wol sto razy by samodzielna.
- Widz, e wspczucia pani nie trzeba. Jest pani osob bardzo nowoczesn. Dobrze, mademoiselle. A kto
prowadzi pani tutejsze gospodarstwo?
- To brzmi bardzo wspaniale. Cae gospodarstwo skada si z jednej Ellen. Jej m spenia funkcje
ogrodnika - poal si Boe. Pac im bardzo mao, bo pozwoliam im zamieszka tu z dzieckiem. Ellen
obsuguje mnie, kiedy przyjedam, a jak mam wicej goci, to sprowadzam sobie kogo z ssiedztwa do
pomocy. W poniedziaek odwiedzi mnie sporo osb. Regaty!
- W poniedziaek? A dzisiaj jest sobota. Tak, tak. A teraz, mademoiselle, pomwmy o pani przyjacioach. Na
przykad o tych, z ktrymi jada pani dzisiaj obiad.
- C, Freddie Rice, ta blondynka, to moja najlepsza przyjacika. Miaa okropne ycie. Wysza za m za
ajdaka, pijaka, narkomana, no, w ogle strasznego czowieka. Musiaa si z nim rozsta jakie dwa lata
temu. Od tej pory jest jaka dziwaczna. Marz ju o tym, eby zaatwia sprawy rozwodowe i wysza za m
za Jima Lazarusa.
- Lazarus? Czy to ten antykwariusz z Bond Street?
- Tak. Jim to jego jedyny syn. Ma mas forsy. Czy widzia pan jego samochd? Jest oczywicie ydem, ale
bardzo porzdnym chopakiem. I ubstwia Freddie. Nie rozstaj si nigdy, wszdzie bywaj razem.
Przyjechali do Majesticu na weekend i przyjd do mnie w poniedziaek.
- A m pani Rice?
- Ten ajdak? Bo ja wiem, jako znik z horyzontu. Nikt nie wie, co si z nim dzieje. Dlatego te Freddie jest
w takiej okropnej sytuacji. Nie mona si rozwie z czowiekiem, ktrego nie ma.
- Evidemment!
- Biedna Freddie - zamylia si Nick. - Cae ycie miaa pecha. Raz ju prawie wszystko byo zaatwione.
Znalaza go i okazao si, e on si zgadza na rozwd i na wszystko. Ale po prostu nie mia pienidzy, eby
pj z jak bab do hotelu i da si przyapa. Wie pan, e u nas to jedyny sposb na otrzymanie
rozwodu. Freddie daa mu pienidze na opacenie hotelu, dziewczyny i wiadkw. On wzi pienidze i znik
jak kamfora. Mwiam, e to ajdak.
- Boe drogi! - krzyknem.
- Mj przyjaciel Hastings jest oburzony - stwierdzi Poirot. - Mademoiselle, niech pani przy nim uwaa. To
czowiek starej daty, pani rozumie. Powrci niedawno z dziewiczej puszczy i jeszcze nie zapozna si ze

19
wspczesnym jzykiem. - Nie ,wiem, czym si tu mona oburza - zdziwia si Nick. - Chyba kady wie, e
istniej tego rodzaju ludzie na wiecie. Ale mimo to uwaam, e wszystko ma swoje granice i e to ajdactwo
z jego strony. Freddie bya taka zmartwiona po tej historii, e nie wiedzielimy, co z ni zrobi.
- Tak, tak, to rzeczywicie nieprzyjemne. A drugi nasz przyjaciel, kapitan Challenger?
- O, George! George'a znam od wiekw, to znaczy, mwic cile, od piciu lat. George to dzielny chopak.
- Chciaby, eby pani wysza za niego za m, co?
- Napomyka o tym od czasu do czasu. Zwykle po drugiej szklance porto albo gdzie nad ranem, po grubszej
wypitce.
- A pani jest wci niewzruszona?
- A czy to miaoby sens? adne z nas nie ma grosza przy duszy. Poza tym okropnie bym si z nim nudzia.
Te jego dentelmeskie maniery! A zreszt nie jest taki mody, ma co najmniej czterdzieci lat.
Ta ostatnia uwaga nieco mnie uboda.
- Prawd mwic, jest jedn nog w grobie - doda Poi- rot powanie. - Ja jestem wprawdzie dziadkiem, ale
to nie ma adnego znaczenia. A teraz chciabym powrci do tych dziwnych wypadkw. Ta historia z
obrazem, na przykad?
- Powiesilimy go z powrotem, na nowym, mocnym sznurze. Mog go panu pokaza, jeeli pan chce.
Zaprowadzia nas do innego pokoju. Obraz okaza si pejzaem olejnym w cikiej, starowieckiej ramie i
wisia bezporednio nad wezgowiem ka.
Poirot mrukn: - Pani daruje - zdj buty i wszed na ko. Zbada dokadnie obraz, sznur i wag obrazu.
Zszed z ka z grymasem na twarzy. - Gdyby to zleciao komu na gow, to rezultat byby wcale
niezgorszy. A sznur, na ktrym wisia przedtem, czy by taki sam jak ten?
- Tak, taki sam. Po prostu mocny sznur, ale nie taki gruby jak ten.
- Rozumiem. Czy pani obejrzaa sobie dobrze miejsce, w ktrym si zerwa, czy koce byy wystrzpione?
- Zdaje si, ale nie jestem zupenie pewna. Nie miaam powodu, by mu si tak dokadnie przyglda.
- Oczywicie. Nie miaa pani powodu. W kadym razie ja chciabym mu si przyjrze. Czy pani nie wie, co
si z nim stao?
- Nie wiem. Przypuszczam, e ogrodnik, ktry zaoy nowy sznur, wyrzuci kawaki starego.
- To wielka szkoda.
- A wic nie uwaa pan, e by to po prostu przypadek? Ale jake mogoby si to inaczej sta?
- Oczywicie, e nie mona wykluczy czystego przypadku. Ale uszkodzenie hamulca w samochodzie to ju
nie by przypadek. A gaz, ktry stoczy si wprost na pani? Chciabym zobaczy miejsce tego wypadku,
dobrze?
Nick zaprowadzia nas do ogrodu, na skraj skay. Pod nami iskrzyo si bkitne morze. Wyboista cieka
wioda w d. Nick pokazaa nam dokadnie miejsce wypadku, a Poirot powanie kiwa gow.
- Ile jest sposobw dostania si do tego ogrodu? - spyta wreszcie.
- Wejcie gwne to brama, tu koo domku Australijczykw. Potem jest wejcie boczne, po prostu furtka w
murze, mniej wicej w poowie tej cieki. I jeszcze jedno wejcie niedaleko std, zaraz koo skraju skay.
Tdy wychodzi si na do zygzakowat ciek, ktra prowadzi od play prosto do hotelu Majestic.
Tamtdy wanie szam dzisiaj rano. No i oczywicie jest jeszcze dziura w ywopocie, ktra prowadzi do
ogrodu hotelowego. Przejcie przez ogrd Majesticu jest zreszt najkrtsz drog do miasta.

20
- A ogrodnik pani, w ktrej czci ogrodu najczciej pracuje?
- C, przewanie majstruje co w ogrdku warzywnym albo przesiaduje w altanie i udaje, e ostrzy
narzdzia ogrodnicze.
- To znaczy, e zwykle znajduje si po tamtej stronie domu? Tak, e gdyby kto zamierza zakra si tu i
obluzowa wielki gaz, to mgby go na dobr spraw nikt nie zauway?
Nick wzdrygna si nagle.
- Czy tak... czy tak pan sobie to wyobraa? - spytaa. - Jako nie mog w to uwierzy. To wydaje si takie
absurdalne!
Poirot znw wyj z kieszeni kul rewolwerow i spojrza na ni.
- A to, czy to te wydaje si pani absurdalne?
- To chyba musi by robota jakiego wariata.
- Niewykluczone. Jest to zreszt ulubiony temat kawiarniany. Zagadnienie, czy wszyscy przestpcy s
chorzy umysowo, czy te tylko niektrzy! By moe, e ich szare komrki s zdegenerowane. Nie
wykluczam tej moliwoci. Ale to jest sprawa lekarzy. Ja mam przed sob inne zadanie. Ja musz myle o
przyszych ofiarach, a nie o przestpcy. Ja w tej chwili myl wycznie o pani, a nie o pani nieznanym
wrogu. Pani jest moda i pikna, soce wieci, wiat jest Wspaniay! Przed pani cae ycie. O tym myl,
tylko i wycznie o tym, mademoiselle! Ale niech mi pani powie: ci pani przyjaciele, pani Rice i pan Lazarus,
od kiedy tutaj przebywaj?
- Freddie przyjechaa do Kornwalii w rod. Zatrzymaa si na dwa dni u jakich swoich przyjaci w
Tavistock. Do St. Loo przyjechaa wczoraj. Jim jedzi swoim samochodem po okolicy, o ile si orientuj.
- A kapitan Challenger?
- Mieszka w Devonport. Przyjeda samochodem, kiedy tylko moe. Przewanie na weekendy.
Poirot skin gow. Wracalimy powoli do domu. Przez chwil panowaa cisza. Nagle Poirot zapyta:
- Czy ma pani jak zaufan przyjacik?
- Mam. Freddie.
- A poza pani Rice?
- Bo ja wiem. Chyba mam. A dlaczego pan pyta?
- Poniewa chciabym, eby z pani tutaj kto zamieszka, i to natychmiast.
- O!
Nick bya zaskoczona. Przez chwil sza w zamyleniu.
- Jest jeszcze Madzia - powiedziaa niepewnym gosem. - Przypuszczam, e udaoby mi si j cign.
- A kto to taki?
- To jedna z moich kuzynek z Yorkshire. Mam ich tam ca gromad. Ich ojciec jest pastorem, pan rozumie?
Madzia jest mniej wicej w moim wieku. Zwykle zapraszam j na kilka tygodni w lecie. To dosy nudna
dziewczyna, ale bardzo porzdna. Niepozorna, ale ma ten kolor wosw, ktry teraz akurat przypadkowo sta
si modny. Miaam nadziej, e wykrc si w tym roku od jej wizyty.
- Wprost przeciwnie. Pani kuzynka, mademoiselle, bdzie znakomit opiekunk dla pani. Wanie kogo
takiego miaem na myli.

21
- No, dobrze! - westchna Nick. - Wyl do niej depesz. Zreszt w tej chwili ju wszyscy si porozjedali
na wakacje. Ale jeeli Madzia nie zobowizaa si wystpi akurat w chrze kocielnym lub zorganizowa
Dnia Matki, to na pewno od razu przyjedzie. Chocia czego si pan waciwie po niej spodziewa?
- Czy mogaby spa z pani w jednym pokoju?
- Oczywicie!
- Nie zdziwi si?
- Madzia si niczemu nie dziwi. Ona robi wszystko bardzo serio. Zna pan ten typ? Ma anielsk cierpliwo,
jest wierzca, agodna. No c, zadepeszuj, eby przyjechaa w poniedziaek.
- Dlaczego nie jutro?
- W niedziel? Gdybym tego od niej zadaa, pomylaaby, e jestem umierajca. Nie, niech przyjedzie w
poniedziaek. Czy pan powie jej o mieczu Damoklesa, ktry nade mn wisi?
- Widz, e pani wci jeszcze sobie artuje. Ale dobrze, e jest pani osob odwan.
- Mam w kadym razie rozrywk, musi pan przyzna.
Co uderzyo mnie w jej tonie i spojrzaem na ni z zainteresowaniem. Miaem wraenie, e czego nie
dopowiedziaa. Wrcilimy do salonu. Poirot przeglda znowu gazet lec na kanapie.
- Czy pani to czyta, mademoiselle?
- "Herald St. Loo"? Nie, raczej tylko przegldam. Chciaam zobaczy, jakie s pory przypywu i odpywu.
Podaj je raz na tydzie. - Aha. Ale mwic nawiasem, mademoiselle, czy pani spisaa testament?
- Owszem. Jakie p roku temu. Tu przed operacj.
- Operacj?
- Nic wanego. Wycili mi lep kiszk. Kto mi powiedzia, e powinnam spisa testament. Zrobiam to.
Czuam si przy tym niezmiernie wana.
- Jak pani rozporzdzia swoim testamentem?
- C, zapisaam Samotny Dom Charlesowi. Poza tym nic innego nie mam. Jakie drobiazgi dla Freddie.
Zreszt koszta pogrzebu i tak by wszystko pochony.
Poirot skin gow w zamyleniu.
- Pjdziemy ju. Au revoir, mademoiselle! I niech pani na siebie uwaa.
- Ale jak?
- Tak, tak, z tym wanie bieda, nie wiadomo waciwie, czego si wystrzega. Kto to moe wiedzie. Ale
pani jest osob inteligentn. Prosz mie do mnie zaufanie. Za kilka dni dojd do sedna sprawy.
- A tymczasem - wykrzykna Nick - naley si wystrzega bomb, gazw, strzaw rewolwerowych,
wypadkw samochodowych i zatrutych strza poudniowoamerykaskich Indian!
- Niech pani przestanie artowa - powiedzia Poirot powanie. - Podszed do drzwi i zatrzyma si chwil. Aha, jeszcze jedno: ile ofiarowa pani pan Lazarus za portret dziadka?
- Pidziesit funtw.
- Aha! - powiedzia tylko Poirot.
Spojrza uwanie na surowe oblicze z portretu nad kominkiem.
- Ale, jak ju mwiam, nie mam zamiaru sprzedawa staruszka.
- No tak - powiedzia Poirot na odchodnym. - Rozumiem to doskonale.

22
IV. CO W TYM MUSI TKWI
- Poirot - odezwaem si, gdy tylko znalelimy si na drodze - wydaje mi si, e powiniene wiedzie jedn
rzecz.
- Co takiego, mon ami?
Opowiedziaem mu to, co mwia pani Rice o hamulcach samochodowych.
- Tiens! C'est interessant, a. Istnieje oczywicie pewien typ ludzi, ludzi prnych, rozhisteryzowanych,
ktrzy pragnc zwrci na siebie uwag, stale unikaj w cudowny sposb zasadzek. Ci ludzie opowiadaj
niestworzone rzeczy, zawsze kto czyha na ich ycie. Owszem, typ ten jest dobrze znany. Ludzie tacy
potrafi nawet zada sobie cikie uszkodzenia cielesne, byle tylko podtrzyma fikcj.
- Nie przypuszczasz chyba...
- ...e panna Nick jest tym typem? Nie, na pewno nie. Zauwaye zapewne, mj drogi, e z wielkim trudem
udao mi si j przekona o grocym jej niebezpieczestwie. I do samego koca utrzymywaa ton ironiczny
i peen niedowierzania. O, ta maa to typowa przedstawicielka swojego pokolenia. Mimo to historyjka pani
Rice jest oczywicie interesujca. Dlaczego miaaby mwi takie rzeczy? Nawet gdyby to bya prawda?
Myl, e to zupenie zbyteczne, a nawet gauche6.
- Tak - odrzekem - to prawda. Naprowadzia rozmow na ten temat niemale si. Ni std, ni zowd.
- To dziwne, tak, to bardzo dziwne. Ale ciesz si z tych drobnych, dziwnych fakcikw. Zawsze si na co w
kocu przydadz. Czsto wskazuj drog.
- Drog? Tak, ale dokd?
- Trafie w samo sedno, mj drogi Hastingsie. Wanie. Dokd? Niestety nie dowiemy si, zanim nie
dojdziemy do celu.
- Powiedz mi - zaczem - dlaczego kazae jej sprowadzi t kuzynk?
Poirot zamilk na chwil i zacz mi wymachiwa palcem przed nosem.
- We pod uwag! - krzykn. - Pomyl tylko, Hastings! Pomyl, jaka to trudna sprawa! Mamy zwizane rce
i nogi! Odkrycie mordercy po dokonaniu przeze zbrodni - c'est tout simple7! Przynajmniej dla czowieka o
moich zaletach umysu. Morderca, e tak powiem, podpisa si imieniem i nazwiskiem, z chwil kiedy
popeni przestpstwo. Ale w tym wypadku zbrodnia w ogle nie zostaa popeniona - a co wicej, nie
chcemy do niej dopuci. Odkrycie zbrodni przed jej popenieniem to zaiste zadanie nie lada. Naszym
pierwszym i gwnym celem jest zapewnienie mademoiselle bezpieczestwa. A to nie jest rzecz atwa. Nie,
nieatwa to rzecz, Hastings! Nie moemy czuwa nad ni w dzie i w nocy, nie moemy nawet posa tam
policjanta, eby jej pilnowa. Nie moemy spdzi nocy w sypialni modej dziewczyny. Sprawa najeona jest
trudnociami. Ale moemy zrobi jedn rzecz. Moemy utrudni mordercy jego zadanie. Moemy ostrzega
mademoiselle, zmusza j do ostronoci i moemy ponadto wprowadzi do caej sprawy zupenie
bezstronnego wiadka. Tylko bardzo mdry czowiek potrafi sobie poradzi z tego rodzaju sytuacj. Zamilk, a po chwili doda zupenie innym tonem: - Ale wiesz, czego si obawiam, Hastings?
- No?
- Obawiam si, mj drogi, e mamy do czynienia z bardzo mdrym czowiekiem. I wiesz, e wcale, ale to
wcale nie jestem spokojny!
- Poirot, przeraasz mnie!

23
- Sam jestem zdenerwowany, zapewniam ci. Posuchaj, mj drogi. Ta gazeta, co leaa w salonie. Czy
zauwaye, e bya otwarta i zoona w ten sposb, e wzrok mj od razu pad na notatk nastpujcej
treci: "Wrd goci hotelu Majestic znajduj si pan Herkules Poirot i kapitan Hastings". Zamy, e kto
inny rwnie zauway t notatk. Na pewno wie, kim jestem. Kady ostatecznie zna moje nazwisko.
- Panna Buckley nie znaa - zauwayem, nie mogc powstrzyma umiechu.
- Ona si nie liczy, to jeszcze dziecko. Ale powany czowiek, przestpca, na pewno poznaby moje
nazwisko, moesz by spokojny. I przeraziby si. O tak! Zaczby si zastanawia. Zaczby zadawa sobie
pytania. Trzykrotnie organizowa zamachy na ycie mademoiselle, a teraz nagle Herkules Poirot zjawia si
na horyzoncie. "Czy to zbieg okolicznoci?", zapyta samego siebie. I bdzie si ba, e to nie jest zbieg
okolicznoci. I co zrobi, jak mylisz?
- Prawdopodobnie przyczai si i bdzie si stara zatrze lady.
- Tak... oczywicie... Ale jeeli jest to czowiek zuchway, to sprbuje skoczy z tym zaraz, zanim ja zd
poczyni jakiekolwiek kroki. Pif, paf! i ju jest po wszystkim, mademoiselle nie yje i koniec! Oto co zrobiby
czowiek zuchway.
- Ale moe po prostu panna Buckley czytaa t notatk?
- O nie! Gdy wymieniem swoje nazwisko, widziaem, e ono jej nic nie mwi. Nie zmienia wyrazu twarzy.
Zreszt powiedziaa nam przecie, e otworzya gazet, eby spojrze na tabel przypyww i odpyww. Na
tej stronie nie byo takiej tabeli.
- A wic mylisz, e kto w tym domu?...
- Kto, kto tam mieszka albo ma tam dostp. A to nie jest trudne. Okna s otwarte. Jestem pewny, e
przyjaciele panny Buckley wchodz i wychodz z zupen swobod.
- Czy masz jakie podejrzenia? Poirot wznis rce w gr.
- adnych! Motyw, Hastings, motyw! Nie widz go jeszcze. Dlatego ten niedoszy morderca ma tak
przewag nad nami, dlatego dziaa tak zuchwale dzisiaj rano. Na pozr wydawaoby si, e nie ma
czowieka na wiecie, ktry mgby pragn mierci tej maej Nick. Majtek? Samotny Dom? Zapisany jest
na kuzyna. Ale wtpliwe, by kuzyn marzy o posiadaniu bardzo zniszczonego i na dodatek zaduonego
domu. Dla niego nie jest to nawet dom rodzinny. Pamitaj, e on nie jest z Buckleyw! Musimy koniecznie
obejrze sobie pana Vyse, ale wydaje mi si, e duo nam z tego nie przyjdzie. Potem jest ta pani, ta
przyjacika, ze swoimi dziwnymi oczyma i wygldem zagubionej Madonny.
- Wiesz, na mnie zrobia to samo wraenie! - zdziwiem si.
- Jaki ona ma w tym interes? Powiada, e Nick jest kamczuchem. C'est gentille, a8! Dlaczego to mwi?
Czyby obawiaa si czego, co z kolei mogaby nam powiedzie Nick? Czy ma to jaki zwizek z
samochodem? Czy te uya samochodu jako pretekstu, a w rzeczywistoci obawia si czego zupenie
innego? Czy kto majstrowa przy samochodzie, a jeeli tak, to kto? I czy ona wie o tym? Potem jest ten
przystojny blondyn, ten pan Lazarus. Jaka jest jego rola? Z tym swoim wspaniaym samochodem i ze swoimi
pienidzmi! Czy on jest w jaki sposb zamieszany w t dziwn spraw? Jeeli idzie o kapitana...
- Co do niego, nie mam adnych podejrze - przerwaem. - Jego jestem zupenie pewny. To prawdziwy
dentelmen.
- Oczywicie. Jestem przekonany, e uczszcza, jak to si u was mwi, do "odpowiednich szk". Na
szczcie jako cudzoziemiec nie mam tych waszych okropnych przesdw i mog si zdoby na

24
bezstronno. Jednake przyznaj, e trudno byoby mi uwierzy, e kapitan Challenger ma co wsplnego
z t spraw.
- Naturalnie, e nie - powiedziaem z przekonaniem. Poirot patrzy na mnie w zamyleniu.
- Wiesz, Hastings, twoja obecno dziaa na mnie w przedziwny sposb. Ty zawsze kierujesz swoje
podejrzenia na tak oczywicie faszywy trop, e wprost kusi mnie, eby i w przeciwnym kierunku. Naleysz
do tych absolutnie uczciwych, atwowiernych i porzdnych ludzi, ktrych kady ajdak potrafi nabra.
Naleysz do tych, ktrzy kupuj akcje nie istniejcych kopalni zota czy z nafty. Z takich jak ty, oszuci
caego wiata yj i zarabiaj na swj codzienny chleb. Wiesz co? Zajm si tym kapitanem Challengerem.
Wzbudzie we mnie gbokie wtpliwoci co do jego osoby.
- Poirot! - krzyknem zdenerwowany. - Gadasz straszliwe gupstwa! Czowiek taki jak ja, ktry obija si
przez lata po caym wiecie!...
- Nigdy niczego si nie uczy - doda Poirot ze smutkiem.
- To rzecz zadziwiajca... Ale c... tak ju jest.
- Czy wyobraasz sobie, e potrafibym rozwin moje ranczo w Argentynie, gdybym by takim
sakramenckim durniem, za jakiego mnie uwaasz?
- Nie zo si, mon ami. Wiem, e rzeczywicie znakomicie prowadzilicie to ranczo, ty i... twoja ona.
- Bella - odpowiedziaem - zawsze liczy si z moim zdaniem.
- Jest to kobieta pena wdziku i rozumu - rzek Poirot.
- Nie sprzeczajmy si, przyjacielu! O, widzisz, doszlimy do garau Mottsa. O ile pamitam, jest to wanie
w gara, o ktrym wspominaa nam panna Buckley. Kilka pyta zaraz nam wyjani t ca spraw z
samochodem.
Weszlimy do garau i Poirot przedstawi si, nadmieniajc jednoczenie, e zosta tu skierowany przez
pann Buckley. Najpierw postawi kilka pyta dotyczcych ewentualnego wynajmu samochodu i
niepostrzeenie przeszed na temat uszkodze samochodu Nick.
Waciciel garau natychmiast si oywi. To najdziwniejsza rzecz, jaka mu si przydarzya w jego
dugoletniej praktyce. Niestety, nic si na ty nie znam, a Poirot chyba jeszcze mniej ode mnie. Ale jedno
zrozumielimy z ca penoci. A mianowicie, e kto rozmylnie uszkodzi wz. I e nie zabrao mu to ani
wiele czasu, ani wysiku.
- A wic, co do tego mamy absolutn pewno - stwierdzi Poirot, gdy oddalalimy si od garau. - Maa
Nick miaa racj, a ten twj bogaty Lazarus si myli. Powiadam ci, mj przyjacielu, e to wszystko razem
zaczyna by bardzo interesujce. - Co robimy dalej?
- Idziemy na poczt i wysyamy depesz, jeeli nie jest jeszcze za pno.
- Depesz?
- Tak jest, depesz.
Poczta bya jeszcze czynna. Poirot wypisa na blankiecie tekst depeszy i wysa j. Nie udzieli mi adnych
informacji co do jej treci. Wiedziaem, e czeka, bym go zapyta, wobec czego oczywicie milczaem jak
zaklty.
- To fatalnie, e jutro jest niedziela - odezwa si, gdymy si zbliali do hotelu. - Nie bdziemy mogli
zobaczy si z panem Vyse przed poniedziakiem.
- Mgby pj do niego do domu.

25
- Oczywicie, ale tego wanie wolabym unikn. Chciabym przede wszystkim zasign jego porady
prawnej i w ten sposb wyrobi sobie o nim zdanie.
- Rozumiem - zamyliem si. - To byoby najlepsze.
- Odpowied na jakie mao wanie pytanie mogaby nam nasun szereg nowych ewentualnoci. Jeeli na
przykad pan Charles Vyse znajdowa si w swoim biurze o godzinie dwunastej trzydzieci, to przynajmniej
bdziemy wiedzieli, e nie on odda strza do swojej kuzynki.
- Czy nie naleao zbada alibi tej caej trjki jej przyjaci? - zapytaem.
- To byoby ju znacznie trudniejsze. Kady z nich mg ostatecznie odej na kilka chwil. Przecie wszyscy
znajdowali si w tym czasie w hotelu. Mogli wyj przez ktre z licznych drzwi prowadzcych do ogrodu z
holu, z salonu, z czytelni pism, z pokoju bilardowego. C, to tylko kwestia kilku minut. Zakra si do
ogrodu, ukry si w krzakach, odda strza i wrci do towarzystwa. Ale pomyl, mj przyjacielu, my nawet
nie wiemy, czy uwzgldnilimy ju wszystkie dramatis personae. Mamy te ow szacown Ellen i jej nie
znanego nam jeszcze ma. Oboje mieszkaj w domu panny Nick, mog mie do niej jakie nie znane nam
pretensje. A ci rwnie nie znani nam Australijczycy! A poza tym, czy znamy wszystkich przyjaci i
znajomych panny Buckley, o ktrych ona w ogle nie wspomniaa? Wiesz, Hastings, mam dziwne wraenie,
e kryje si tu co, co w ogle jeszcze nie zaczo nawet wychodzi na wiato dzienne. Poza tym wydaje mi
si, e panna Buckley wie wicej, ni nam powiedziaa.
- Czy sdzisz, e co przed nami ukrywa?
- Tak.
- Z zamiarem chronienia jakiej osoby? Poirot gwatownie potrzsn gow.
- Nie, nie. Mam wraenie, e bya z nami zupenie szczera. Jestem przekonany, e jeeli chodzi o te
zamachy na jej ycie, to powiedziaa nam wszystko, co wiedziaa. Ale tam musi by jeszcze co - co, czego
zwizku z ca spraw ona zupenie nie podejrzewa. Chciabym wiedzie, co to jest. Albowiem ja - mwi to
z ca skromnoci - jestem czowiekiem o wiele inteligentniejszym od takiej dziewczyny. Herkules Poirot
dostrzega zwizek przyczynowy tam, gdzie ona go nawet nie podejrzewa. Mog trafi na poszlak, ktra
zaprowadzi mnie prosto do celu. Powiem ci z ca szczeroci, mj drogi, e jestem, jak to si u was mwi,
w lesie. Dopki nie dojrz jakiego cienia logiki w tym wszystkim, bd si porusza w cakowitych
ciemnociach, na chybi trafi. Musi tam by jeszcze co - jaki czynnik, ktregomy nie dojrzeli. Co to jest?
Je me demande qa sans cesse. Qu'est-ce quec'est9?
- Na pewno si domylasz - powiedziaem, by go pocieszy.
- Tak, tak - rzek ponurym tonem - tylko eby nie byo ju za pno.
V. PASTWO CROFT
Tego wieczoru w hotelu by dansing. Nick Buckley i jej przyjaciele mieli swj stolik i jedli kolacj. Gdy Nick
nas zobaczya, pomachaa nam wesoo rk. Miaa na sobie wieczorow sukni ze szkaratnego szyfonu.
Wygldaa w niej przelicznie. Kolor sukni podkrela biel jej dekoltu i ramion i czer falistych wosw.
- Wyglda jak pikny diabeek - zauwayem.
- W odrnieniu od swojej przyjaciki, co? Fryderyka Rice bya ubrana na biao. Taczya powoli,
wdzicznie i mikko, rzeczywicie stanowia niezwyky kontrast z yw i ruchliw Nick.

26
- Jest bardzo pikna - powiedzia nagle Poirot.
- Kto? Nasza Nick?
- Nie, ta druga. Czy jest dobra, czy za? Czy po prostu tylko nieszczliwa? Jest rzeczywicie kobiet
tajemnicz. By moe, i pod t tajemnicz powok nic si nie kryje. Ale powiadam ci, przyjacielu, ona jest
une allumeuse10.
- Co to znaczy? - spytaem z zainteresowaniem. Potrzsn gow z umiechem.
- Poczujesz to prdzej czy pniej. Zapamitaj sobie moje sowa.
Nagle, ku mojemu zdziwieniu, wsta. Nick taczya z Challengerem, Fryderyka i Lazarus wanie przestali
taczy i siedli przy stoliku. Lazarus po chwili wsta i oddali si. Pani Rice pozostaa sama. Poirot podszed
prosto do niej. Podyem wic za nim.
Metody jego byy zaiste niezwykle bezporednie.
- Pozwoli pani? - Usiad na krzele. - Chciabym zamieni z pani kilka sw, dopki pani przyjacika
taczy.
- Tak? - gos jej brzmia chodno i obojtnie.
- Madame, nie wiem, czy przyjacika pani poinformowaa, ale dzi rano mia miejsce zamach na jej ycie...
Spojrzaa na Poirota wzrokiem penym przeraenia.
- Co to znaczy?
- Strzelano do niej z rewolweru w ogrodzie hotelowym. Umiechna si nagle, umiechem pobaliwym,
troch drwicym.
- Czy Nick panu to powiedziaa?
- Nie, madame. Widziaem to na wasne oczy. Tutaj jest kula.
Wycign rk, a ona cofna si troch.
- Ale... Ale...
- To nie wytwr wyobrani panny Buckley, pani rozumie. Gwarantuj za to, co widziaem. Ale to jeszcze nie
wszystko. W cigu ostatnich paru dni miao miejsce kilka bardzo dziwnych wypadkw. Moe by, e pani o
nich syszaa. Pani dopiero wczoraj przyjechaa, prawda?
- Tak... wczoraj.
- A przedtem spdzia pani kilka dni u przyjaci w Tavi stock?
- Tak.
- Czy mogaby mi pani poda nazwisko tych przyjaci? Uniosa brwi.
- Bardzo pani przepraszam. Jestem bardzo maladroit11. Ale widzi pani, sam mam przyjaci w Tavistock...
pastwo Buchanan... czy przypadkiem bya pani u nich?
Pani Rice potrzsna przeczco gow.
- Nie, nie znam ich. Nie przypuszczam nawet, ebym si z nimi kiedykolwiek zetkna. - Mwia tonem
zupenie przyjaznym. - Ale nie mwmy o nudziarzach. Niech pan opowiada dalej o Nick. Kto do niej strzeli?
I dlaczego?
- Jak dotd, jeszcze nie wiem kto - powiedzia Poirot. - Ale si dowiem. O tak! Dowiem si! Czy wie pani, e
jestem detektywem? Nazywam si Herkules Poirot.
- To bardzo synne nazwisko.
- Madame jest doprawdy bardzo uprzejma.

27
Powiedziaa teraz powoli i powanie:
- Czy mogabym w czym pomc?
Mam wraenie, e obydwu nas zaskoczya. Nie spodziewalimy si po niej takiego pytania.
- Prosibym pani, madame, eby pani czuwaa nad swoj przyjacik.
- Oczywicie.
- To wszystko.
Wsta, ukoni si szybko i powrcilimy do naszego stolika.
- Poirot - zapytaem - czy nie postpujesz zbyt obcesowo?
- Mon ami, a c innego mi pozostao? Wiem, e nie jest to zbyt subtelne, ale chodzi mi tylko o
bezpieczestwo tej modej osoby. Nie mog tu ryzykowa, rozumiesz? No, ale w kadym razie
dowiedzielimy si z ca pewnoci jednego.
- A mianowicie?
- Pani Rice nie bya wcale w Tavistock. Ale gdzie wobec tego spdzia tych kilka dni? Dowiem si. Dla
Herkulesa Poirot to nie jest taka trudna sprawa. O, widzisz, ten przystojniak Lazarus wrci. Ona opowiada
mu o nas. On spoglda w nasz stron. To niegupi czowiek, powiadam ci. Popatrz na ksztat jego czaszki.
O, chciabym teraz wiedzie...
- Co? - spytaem, gdy Poirot zamilk nagle.
- To, co bd ju wiedzia w poniedziaek. Spojrzaem na niego, ale nie odezwaem si. Westchn.
- Nie ma w tobie ju prawdziwej ciekawoci, mon ami. W dawnych czasach...
- S przyjemnoci - odpowiedziaem chodno - bez ktrych lepiej si obej.
- A mianowicie?
- Przyjemno nieodpowiadania na pytania.
- C'est malin12!
- Tak jest.
- No c - mrukn Poirot. - Jestem owym silnym, milczcym mczyzn, ulubion postaci z wiktoriaskich
powieci. - W jego oczach migotay iskierki humoru.
Po chwili ujrzelimy Nick. Opucia swojego partnera i przybiega do naszego stolika jak kolorowy ptak.
- Tacz nad brzegiem przepaci - owiadczya.
- To chyba zupenie nowe uczucie, mademoiselle?
- O tak. Ale raczej bardzo przyjemne. - Machna rk i pobiega dalej.
- Wiesz, auj, e to powiedziaa - zamyliem si. - Taczy nad brzegiem przepaci. Nie, to mi si wcale
nie podoba.
- Wiem, wiem. To zbyt bliskie prawdy, eby mogo by dowcipne. Ona ma odwag, ta maa. Ale niestety, w
tej chwili odwaga nic tu nie pomoe. Potrzebna jest ostrono, nie odwaga - voila ce qu'il nous faut13!
Nazajutrz bya niedziela. Siedzielimy na frontowym tarasie. Bya godzina wp do dwunastej, gdy Poirot
nagle si zerwa.
- Chod, przyjacielu, zrobimy may eksperyment. Upewniem si, e pan Lazarus i madame udali si na
przejadk samochodem i zabrali ze sob mademoiselle. Mamy wic woln drog.
- Ale do czego?
- Zobaczysz.

28
Zeszlimy po stopniach w d, a nastpnie przez niewielki trawnik ku furtce, ktra wychodzia na
zygzakowat drk prowadzc do morza. Wspinao si na ni wanie kilku wczasowiczw w kostiumach
kpielowych. Minli nas, rozmawiajc i miejc si.
Gdy znikli nam z oczu, Poirot podszed do maej, zardzewiaej furtki, na ktrej widnia na p zatarty napis:
SAMOTNY DOM. POSIADO PRYWATNA. Otworzylimy furtk i weszlimy.
Po chwili znalelimy si na trawniku przed frontem domu. Nikogo nie byo wida. Poirot podszed do skraju
skay i spojrza w d. Nastpnie uda si do domu. Francuskie okna wychodzce na werand byy szeroko
otwarte i przez jedno z nich weszlimy sobie spokojnie do salonu. Poirot nie zatrzyma si tam ani na chwil.
Otworzy drzwi i wyszed do holu. Wspi si na schody, a ja oczywicie za nim. Weszlimy do pokoju Nick;
siadszy na brzegu ka, spojrzelimy na siebie. Poirot mrugn do mnie.
- No, widzisz, przyjacielu, jakie to atwe! Nikt nas nie widzia. Nikt nas nie zobaczy, gdy bdziemy wychodzili.
Moglibymy zupenie bezpiecznie i niepostrzeenie zrobi, co by nam si ywnie podobao. Moglibymy na
przykad przetrze sznur, na ktrym wisi ten obraz, tak by po kilku godzinach pk. A nawet gdyby kto
zobaczy nas wchodzcych do domu, to zaoywszy, e jestemy przyjacimi pani domu, nie
wzbudzilibymy niczyich podejrze.
- To znaczy, e zupenie wykluczasz ludzi obcych?
- Tak jest, Hastings. To nie jaki przygodny obkaniec tutaj dziaa. Musimy szuka naszego zbrodniarza
wrd bywalcw tego domu.
Wyszlimy w milczeniu z pokoju. Obydwaj bylimy nieco zaniepokojeni.
Na podecie zatrzymalimy si gwatownie. Jaki czowiek wchodzi po schodach.
Czowiek ten rwnie si zatrzyma. Widzielimy, e jest zaskoczony, chocia twarz jego bya w cieniu.
Odezwa si pierwszy dononym, raczej ordynarnym gosem.
- A c, u diaba, tutaj robicie?
- Aa! - powiedzia Poirot. - Monsieur Croft, jeli si nie myl?
- Tak, to ja, ale...
- Wejdmy do salonu. Pogadamy sobie. Myl, e tak bdzie lepiej.
Tamten ustpi, odwrci si gwatownie i zszed ze schodw, a my tu za nim. Poirot zamkn drzwi salonu i
skoni mu si uprzejmie.
- Pan pozwoli, e si przedstawi. Herkules Poirot, do usug. Twarz mczyzny rozpogodzia si nieco.
- To pan jest tym detektywem! Czytaem o panu.
- W "Herald St. Loo".
- Co? Nie, czytaem o panu jeszcze w Australii. Pan jest Francuzem?
- Nie, Belgiem. To bez znaczenia. A to mj przyjaciel, kapitan Hastings.
- Bardzo mi mio. Ale co to ma znaczy? Co wy tu robicie? Czy co si stao?
- To zaley, co pan ma na myli.
Australijczyk skin gow. By to wspaniale zbudowany mczyzna, przystojny mimo ysiny i niezbyt
modego ju wieku. Twarz mia du, raczej nalan. "Ordynarn" - pomylaem sobie. Jego najbardziej
charakterystyczn cech by niezwyky bkit przenikliwych oczu.
- Przyszedem tu, eby przynie pannie Buckley kilka pomidorw i ogrkw - powiedzia. - Ten jej ogrodnik
jest do niczego. Straszny le. Nic w ogle nie uprawia. Wako i tyle. Moja ona i ja po prostu nie moemy

29
ju na to patrze. Jako ssiedzi robimy, co moemy, eby ta mia panienka te od czasu do czasu miaa
wiee jarzyny czy owoce. Mamy zreszt znacznie wicej pomidorw, ni nam trzeba. A poza tym ssiedzi
powinni si przyjani, no nie? Jak zwykle wszedem przez okno i postawiem koszyk na ziemi i wanie
chciaem odej, kiedy usyszaem na grze mskie gosy i odgos krokw. Pomylaem sobie, e to dziwne.
Nieczsto zdarzaj si wamania w naszych stronach, no ale w kocu wszystko jest moliwe. Pomylaem
sobie, e sprawdz, co si tam dzieje, no i spotkaem panw schodzcych ze schodw. Przyznam si, e
byem troch zdziwony. A teraz pan powiada, e jest pan detektywem. Co to ma wszystko znaczy?
- To zupenie prosta sprawa - umiechn si Poirot. - Mademoiselle miaa raczej nieprzyjemn przygod w
nocy. Obraz niemale spad jej na gow, w dodatku bardzo ciki obraz. Czy nic panu nie mwia?
- Opowiadaa mi o tym. Miaa dziewczyna szczcie.
- Obiecaem jej specjalny acuszek, eby si to wicej nie powtrzyo. Powiedziaa mi wprawdzie, e jej
dzisiaj rano nie bdzie, ale chciaem zmierzy dugo ramy. Voila, i to wszystko. - Wyrzuci w gr rce z
prostot dziecka i umiechn si naiwnie. Croft westchn.
- To wszystko?
- Tak, tak. Niepotrzebnie si pan zdenerwowa. Jestemy bardzo praworzdnymi obywatelami, mj
przyjaciel i ja.
- Czy przypadkiem nie widziaem panw wczoraj? - spyta Croft. - Tak, tak, wczoraj wieczorem.
Przechodzilicie koo naszego domku.
- To prawda. A pan pracowa w swoim ogrdku i by pan tak uprzejmy, e pozdrowi nas.
- Pamitam. A pan jest owym Poirotem, o ktrym tyle syszaem. Czy jest pan bardzo zajty? Bo jeeli ma
pan chwilk czasu, to chciabym, eby pan zaszed teraz do nas na filiank herbaty. To australijski zwyczaj.
Moja ona bardzo si ucieszy. Czytaa o panu w gazetach.
- To bardzo mio z paskiej strony. Nie mamy adnych planw i chtnie przyjmujemy zaproszenie.
- A wic doskonale!
- Czy jeste pewny, emy dobrze zmierzyli sznur? - zwrci si do mnie Poirot.
Zapewniem go, e tak, i razem udalimy si za naszym nowym znajomym.
Croft by gadu. Opowiedzia nam o swoim domu w Melbourne, o swojej modoci, o tym, jak pozna swoj
on, o tym, jak razem pracowali i w kocu dorobili si jakiego takiego majtku.
- Postanowilimy podrowa - powiedzia. - Zawsze marzylimy o poznaniu "starego kraju". No i
przyjechalimy w te strony, prbujc odszuka rodzin ony. Ale nie udao si natrafi na aden lad. Potem
pojechalimy na kontynent - do Parya, Rzymu, nad jeziora woskie, do Florencji, wie pan: do tych
wszystkich znanych miejscowoci. I wanie we Woszech mielimy wypadek kolejowy. Moja biedna ona
zostaa ciko ranna. To straszne, prawda? Wezwaem do niej najlepszych lekarzy, jedzilimy do ronych
profesorw, ale wszyscy mwi to samo: na razie nic nie mona zrobi. Zapewne z czasem powoli si
polepszy. Tymczasem musi lee i czeka. Ma uszkodzony krgosup.
- Co za okropne nieszczcie!
- Tak, straszny pech! No, ale c! Potem chciaa ju tylko jednego. Osiedli si w tych stronach, tu, skd
pochodzi jej rodzina. Miaa ochot na wasny domek, najmniejszy, ale wasny. Uwaaa, e tak szybciej
wydobrzeje. Ogldalimy wiele okropnych ruder i wreszcie znalelimy ten domek. Tu jest naprawd

30
przyjemnie, spokojnie, nie ma samochodw ani cudzych gramofonw. Cisza i spokj. Wynajem to z
miejsca.
W tej chwili znalelimy si przed domkiem Croftw. Nasz rozmwca zawoa gono: "Kuoo!" I z gbi domu
odpowiedzia mu kobiecy gos tym samym: "Kuoo!"
- Prosz, wejdcie, panowie - zaprosi nas pan Croft i zaprowadzi na niewysok antresol do przytulnej
sypialni. Tam, na sofie, leaa do tga kobieta w rednim wieku z siwymi, falujcymi wosami i o bardzo
miym umiechu.
- Staruszko, jak mylisz, kogo ci przyprowadziem? - zapyta pan Croft. - Znakomitego detektywa, Herkulesa
Poirot, we wasnej osobie. Przyprowadziem go od razu do ciebie na gr, ebycie sobie mogli pogada.
- Ach, co za zaszczyt! - wykrzykna pani Croft. - Co za przyjemno! - Ucisna do Poirota. - Czytaam
kade sowo o tej zbrodni w Bkitnym Ekspresie. To nadzwyczajne, e pan wanie wtedy nim jecha,
prawda? No i nie tylko o tym, ale o rnych pana wyczynach czytaam. Od czasu kiedy mam t histori z
krgosupem, przeczytaam chyba wszystkie powieci kryminalne wiata. Nic innego nie daje czowiekowi
zapomnienia. Bert, kochanie, krzyknij na Edith, eby nastawia herbatk.
- Ju, staruszko.
- Edith to moja pomocnica i pielgniarka - objania pani Croft. - Przychodzi co rano, ubiera mnie i myje.
Poza tym nie mamy adnej suby. Bert jest wspaniaym kucharzem i w ogle jest szalenie gospodarny.
Poza tym nie ma nic innego do roboty. No, pozostaje jeszcze ogrd.
- Oto herbata - zawoa pan Croft, stajc w drzwiach z tac w rku. - To wielki dzie w naszym yciu, co,
staruszko? - To pan spdza tutaj urlop, panie Poirot? - spytaa pani Croft, nalewajc herbat z czajnika.
- Tak, madame, spdzam tutaj urlop.
- Czytaam, e poszed pan na emerytur, e wzi pan sobie, e tak powiem, urlop do koca ycia.
- Ach, madame, nie powinna pani wierzy gazetom.
- To prawda? Czyli e pan wci jeszcze zajmuje si wykrywaniem zbrodniarzy?
- Jeeli wypadek mnie interesuje.
- Ale chyba nie przyjecha pan tutaj zawodowo? - dowiadywa si pan Croft. - Bo przecie ostatecznie
mgby pan tylko upozorowa urlop, a w rzeczywistoci...
- Bert, nie bd niedyskretny - wtrcia si pani Croft. - Bo pan Poirot wicej nie zechce do nas przyj.
Jestemy prostymi ludmi, panie Poirot, i paska dzisiejsza wizyta jest dla nas wielkim wydarzeniem.
Panowie nawet nie wiecie, ile sprawiacie nam przyjemnoci.
Bya taka bezporednia i tak prawdziwie uradowana, e wzbudzia we mnie szczer sympati.
- Nie podoba mi si ta historia z obrazem - odezwa si pan Croft.
- Ta biedna panienka mogaby przecie zosta zabita - dodaa pani Croft z prawdziwym wspczuciem. - Co
za temperament! Kiedy przyjeda, to wszystko dokoa si oywia. Nie bardzo j tu lubi, tak przynajmniej
syszaam. Ale tak ju jest w tych rnych angielskich miejscowociach. Wszyscy zadzieraj nosa. Nie lubi
w dziewczynie temperamentu i wesooci. Wcale si nie dziwi, e tak rzadko tutaj przyjeda. A ten jej
dugonosy kuzyn na pewno nigdy w yciu nie namwi jej, eby si tu na dobre osiedlia. A poza tym... bo ja
wiem...
- Nie plotkuj, Milly - powiedzia m.

31
- Aha - odezwa si Poirot - to std wiatr wieje! Rozumiem. Ju ja wierz w zdrowy instynkt madame. Pan
Charles Vyse kocha si w naszej modej przyjacice?
- Jeszcze jak! wiata poza ni nie widzi - cigna pani Croft. - Ale ona nie wyjdzie za prowincjonalnego
adwokata. Wcale jej tego nie mam za ze. On zreszt nie ma pensa przy duszy. Wolaabym, eby wysza za
tego przystojnego marynarza, jak to on si nazywa... Challengera. Z takiego maestwa na pewno bdzie
lepszy poytek ni z jakiego tam maestwa z rozsdku. On jest wprawdzie starszy od niej, ale co z tego?
Jej potrzeba kogo statecznego. Lata cigle po wiecie z t swoj przyjacik, pani Rice, nawet na
kontynent jed razem. To bardzo dobra dziewczyna, panie Poirot. Ja si na tym znam. Ale martwi si
czsto o ni. Ostatnio wcale nie wyglda na szczliw. Co j drczy, jestem tego pewna. I to mnie martwi.
Ja mam powody, eby si interesowa t dziewczyn, prawda, Bert? Pan Croft do gwatownie podnis
si z krzesa.
- Nie mwmy o tym, Milly - powiedzia. - Czy chciaby pan obejrze moje zdjcia z Australii?
Reszta naszej wizyty nie bya zbyt interesujca. Po dziesiciu minutach poegnalimy si.
- Mili ludzie - zauwayem. - Proci i sympatyczni. Typowi Australijczycy.
- Podobali ci si?
- A tobie?
- S bardzo mili... bardzo bezporedni.
- No wic? Widz, e masz jakie zastrzeenia.
- Byli moe troch za "typowi". Ten okrzyk "Kuoo!" by za bardzo australijski. To naleganie, ebymy
obejrzeli zdjcia z Australii. Czy nie wydaje ci si, e grali swoje role z odrobin przesady?
- Ale z ciebie podejrzliwy stary diabe!
- Masz racj, mon ami. Podejrzewam kadego i o wszystko. Widzisz, boj si, po prostu si boj!
VI. WIZYTA U PANA VYSE
Poirot jada oczywicie typowe kontynentalne niadania. Ja za, jak prawdziwy Anglik, jadaem jajka na
boczku. Widok ten sprawia mu prawdziw przykro. Tote wola, by podawano mu niadanie do ka. Pi
kaw z bueczk, a ja sobie spokojnie zajadaem jaja na boczku i grzanki z pomaraczowymi konfiturami.
W poniedziaek rano zajrzaem do jego pokoju. Siedzia w ku odziany we wspaniay szlafrok.
- Bonjour, Hastings! Wanie zamierzaem nacisn dzwonek. Napisaem karteczk i chciabym, eby j
zanis do Samotnego Domu i wrczy mademoiselle.
Wycignem rk po kopert, kiedy Poirot westchn gboko.
- Twoje wosy, Hastings! Gdyby chcia mnie posucha i zrobi sobie przedziaek na rodku, zamiast z
boku. Wygldaby zupenie inaczej, symetrycznie j. A te twoje wsy! Jeeli ju musisz mie wsy, to zapu
prawdziwe, wspaniae, sumiaste, takie jak ja.
Zadraem na sam myl o czym podobnym, wziem kopert i opuciem pokj.
Gdy powrciem do naszego wsplnego saloniku, zaanonsowano przybycie panny Buckley. Poirot kaza
poprosi j na gr.
Wesza, jak to ona, z wesoym umiechem, ale wydawao mi si, e ma podkrone oczy. W rku trzymaa
telegram, ktry wrczya Poirotowi.

32
- Prosz - powiedziaa. - Mam nadziej, e bdzie pan zadowolony.
Poirot odczyta telegram na gos. - "Przyjedam pita trzydzieci, Madzia".
- Moja opiekunka i piastunka! - powiedziaa Nick. - Ale chciaam panu powiedzie, e robi pan bd. Madzia
jest bardzo gupiutka. Nadaje si tylko do speniania przysowiowych dobrych uczynkw. Poza tym jest
cakowicie pozbawiona poczucia humoru. Freddie nadaje si sto razy lepiej do tropienia ukrytych
mordercw. A jeszcze lepszy byby Jim Lazarus. Jim to rzeczywicie inteligentny facet.
- A kapitan Challenger?
- O, George! On nigdy nic nie widzi. Ale, oczywicie, gdyby mu pokaza winnego palcem, to nie darowaby.
George byby niezmiernie poyteczny, gdyby trzeba si byo konkretnie z kim rozprawi. - Zdja szybkim
ruchem kapelusz i cigna dalej: - Kazaam wpuci tego czowieka, o ktrym pan pisa. Ale o co chodzi?
Czy ma zainstalowa dyktafon, czy co podobnego?
Poirot potrzsn gow.
- Nie, nie, nic tak skomplikowanego. Bardzo prosta i drobna sprawa. Ma co dla mnie sprawdzi.
- No, dobrze - powiedziaa Nick. - Wszystko to razem jest bardzo zabawne.
- Bardzo - powiedzia Poirot agodnie.
Staa chwil, plecami do nas, i wygldaa przez okno. Potem odwrcia si. Z twarzy jej znika caa ta
dziecinna buta i duma. Po prostu walczya ze zami.
- Nie - powiedziaa - waciwie to nieprawda. To wcale niezabawne. Boj si. Zwyczajnie si boj. A zawsze
mylaam, e jestem odwana.
- Bo pani jest odwana, mon enfant. I ja, i Hastings podziwiamy pani odwag.
- O tak - dodaem ze szczerym przekonaniem.
- Nie - Nick potrzsna gow - nie jestem wcale odwana. Najgorsze jest to oczekiwanie. Cay czas myl,
kiedy i co mi si jeszcze przytrafi. I w jaki sposb, gdzie! I przy tym wiem na pewno, e co si stanie. To
okropne!
- Tak, to rzeczywicie bardzo przykre.
- Wczoraj wieczorem wysunam ko na rodek pokoju i zamknam okna i drzwi. Dzisiaj przyszam tu
okrn drog, szos. Po prostu nie mogam... nie miaam odwagi i ogrodem. Nerwy mi nawalaj. Do
wszystkich moich kopotw jeszcze to musiao doj. Tego ju za duo.
- Co pani ma na myli? Do jakich kopotw? Przez chwil milczaa.
- Nic szczeglnego. To pewnie to, co niektrzy nazywaj "wyczerpaniem nerwowym, spowodowanym
tempem wielkomiejskiego ycia". Za duo przyj, koktajli, papierosw... bo ja wiem. Jestem w bardzo zej
formie, to pewne.
Siada na fotelu, zaciskajc i rozwierajc nerwowo swoje drobne donie.
- Pani nie jest ze mn szczera, mademoiselle. Pani co przede mn ukrywa.
- Nie, skd! Nic, zapewniam pana!
- Pani mi czego nie powiedziaa.
- Ale powiedziaam panu kady najmniejszy szczeg. - Mwia powanie i szczerze.
- Owszem, o tych wypadkach, o tych zamachach na pani ycie...
- A wic?
- Ale nie powiedziaa mi pani, co si dzieje poza tym w pani yciu... w pani sercu.

33
- Czy mona mwi o tych sprawach z kim obcym? - spytaa powanie.
- Przyznaje si pani! - wykrzykn Poirot. Potrzsna gow, a on przyglda jej si uwanie.
- A moe - zacz chytrze - a moe to nie jest tylko pani sekret?
Zauwayem, e zatrzepotaa gwatownie powiekami. Ale prawie natychmiast si zerwaa.
- Panie Poirot, opowiedziaam panu wszystko, co wiem o tej caej bzdurnej historii. Jeeli wydaje si panu,
e co ukrywam, e wiem co o kim, a nie chc mwi, to grubo si pan myli. Wanie fakt, e nikogo, ale
to nikogo nie mog podejrzewa, doprowadza mnie do szau. Zapewniam pana, i nie jestem idiotk. Wiem
dobrze, e te "wypadki" wcale nie byy przypadkowe, e to kto bardzo sprytny je organizowa, kto bardzo
bliski, kto, kto mnie dobrze zna. To jest wanie najokropniejsze. Poniewa nie mam pojcia, najmniejszego
pojcia, kto by to mg by!
Podesza do okna i zacza wyglda na ogrd. Poirot zrobi znak, ebym si nie odzywa. Liczy, e
dziewczyna moe jeszcze co powie teraz, kiedy stracia panowanie nad sob.
Gdy odezwaa si po chwili, gos jej by zupenie odmieniony, agodny i jakby marzycielski.
- Wie pan, o czym zawsze marzyam? Kocham Samotny Dom i zawsze chciaam wystawi tam sztuk
teatraln. Jest tam atmosfera... atmosfera dramatu. Wyobraaam sobie cay szereg sztuk, ktre by wietnie
mona byo tam wystawi, a teraz, teraz rozgrywa si tam dramat. Tylko e nie ja jestem reyserem...
Jestem natomiast jednym z gwnych aktorw, i to mimo woli. Moe aktorem, ktry umiera w pierwszym
akcie. - Gos jej si zama.
- Mademoiselle - gos Poirota by wesoy i stanowczy. - Do ju tego! To histeria. Nie trzeba si poddawa
takim mylom.
Odwrcia si i spojrzaa na niego ostro.
- Czy to Freddie powiedziaa panu, e jestem histeryczk? - spytaa. - Czsto mi to mwi. Ale nie trzeba
zawsze wierzy w to, co mwi Freddie. Bywaj chwile, wie pan, kiedy ona... kiedy ona nie bardzo wie, co
mwi.
Zalega chwila ciszy, po czym Poirot przeszed na zupenie inny temat.
- Niech mi pani powie - zacz - czy oferowano pani ju kiedy co za Samotny Dom?
- Pyta pan, czy kto chcia go kupi?
- Tak.
- Nie, nikt.
- Czy sprzedaaby go pani za dobr cen? Nick pomylaa chwil.
- Nie, nie sdz. Chyba e byaby to tak ogromna suma, i byoby mieszne nie zgodzi si.
- Precisement.
- Nie chciaabym si rozsta z tym domem, wie pan. Jestem do niego bardzo przywizana.
- Rozumiem to doskonale.
Nick powoli sza ku drzwiom.
- Aha, czy wie pan, e dzisiaj wieczorem bd fajerwerki? Inauguracja tygodnia regat. Przyjdcie, panowie!
Kolacja bdzie o smej. Fajerwerki rozpoczn si o wp do dziesitej. Z mojego ogrodu jest wspaniay
widok na zatok i stamtd wietnie wszystko zobaczymy.
- Bdzie mi bardzo mio.
- Oczekuj obydwu panw - powiedziaa Nick.

34
- Dzikuj piknie - odezwaem si.
- Zabawa to najlepsze lekarstwo na nerwy - rzucia Nick i wysza z pokoju.
- Pauvre enfant14 - westchn Poirot.
Wzi swj kapelusz i starannie star z niego jaki niewidzialny pyek.
- Wychodzimy? - spytaem.
- Oczywicie. Mamy do zaatwienia pewne sprawy u pewnego adwokata, mon ami.
- Tak, tak, rozumiem.
- Czowiek o tak wybitnym umyle jak ty, Hastings, nie mgby nie rozumie, o co chodzi.
Kancelaria Vyse, Treyannion and Wynnard znajdowaa si przy gwnej ulicy miasteczka. Wspilimy si na
pierwsze pitro i weszlimy do pokoju, w ktrym kilku urzdnikw nachylao si pilnie nad jakimi aktami.
Poirot spyta o pana Vyse.
Jeden z urzdnikw wymamrota co do suchawki telefonicznej, otrzyma zapewne odpowied przychyln i
zaraz zaprowadzi nas korytarzem do jakich drzwi, zapuka i otworzy je ukonem.
Spoza wielkiego biurka zarzuconego licznymi papierami unis si pan Vyse, by si z nami przywita.
By to wysoki blondyn w okularach, raczej blady, o nieokrelonych rysach twarzy, ysiejcy.
Poirot przygotowa si starannie na to spotkanie. Mia przy sobie jak na szczcie nie podpisan umow i
przyszed poradzi si co do pewnych punktw.
Pan Vyse tonem bardzo dydaktycznym, wymawiajc z przesadn wyrazistoci poszczeglne sowa,
szybko uspokoi obawy Poirota i bez trudu wytumaczy mu jakie zagmatwane prawnicze sformuowania.
- Jestem panu niezmiernie zobowizany - rzek Poirot. - Jako dla cudzoziemca, rozumie pan, te zwroty
prawnicze s dla mnie szalenie trudne do pojcia.
Wtedy pan Vyse zapyta, kto skierowa do niego Poirota.
- Panna Buckley - odpowiedzia Poirot z miejsca. - To paska kuzynka, prawda? Urocza osoba.
Wspomniaem przy niej, e jestem w kopocie, i od razu skierowaa mnie do pana. Prbowaem
skontaktowa si z panem w sobot, koo wp do pierwszej, ale nie byo pana.
- Przypominam sobie. Wyszedem do wczenie.
- Paska kuzynka musi si czu bardzo samotna w tym wielkim domu. Czy to prawda, e mieszka tam
zupenie sama?
- Tak jest.
- Chciaem pana zapyta, panie mecenasie, czy istnieje moliwo ewentualnego nabycia tej posiadoci.
- Wydaje mi si, e to wykluczone.
- Pan rozumie, e nie pytam z czystej ciekawoci. Jestem tym osobicie zainteresowany. Poszukuj wanie
takiego domu dla siebie. Klimat tutejszy bardzo mi odpowiada. Prawd jest, e dom jest dosy zaniedbany i
e trzeba w niego wpakowa duo pienidzy. Czy mademoiselle nie zastanowiaby si, gdyby zaofiarowano
jej gotwk?
- Nie ma o tym mowy - powiedzia pan Vyse stanowczo. - Kuzynka moja jest fanatycznie przywizana do
tego starego domu. Nie ma takiej siy, ktra skoniaby j do sprzeday. Wiem o tym doskonale. Jest to, pan
rozumie, posiado rodzinna.
- Doskonale to rozumiem, ale...
- To zupenie wykluczone. Znam swoj kuzynk. Jest osob bardzo szanujc tradycje rodzinne.

35
Po kilku minutach bylimy znowu na ulicy.
- No i c, przyjacielu? - odezwa si Poirot. - Jakie wraenie zrobi na tobie pan Charles Vyse?
Zastanowiem si.
- Nieprzyjemne - powiedziaem wreszcie. - To rzeczywicie dziwnie niemiy czowiek.
- Nie mona powiedzie, eby by siln indywidualnoci.
- Masz racj. To typ czowieka, ktrego nie poznaje si przy drugim spotkaniu. Po prostu nieciekawy.
- Wygld ma te nieinteresujcy. A czy zauwaye jak niekonsekwencj w tym, co mwi?
- Owszem. W zwizku z ewentualn sprzeda Samotnego Domu.
- Wanie. Czy okreliby stosunek panny Buckley do tego domu jako fanatyczne przywizanie?
- To raczej zbyt mocne okrelenie.
- No tak, a pan Vyse nie naley do ludzi uywajcych mocnych okrele. Jest typowym adwokatem,
ostronym w doborze sw. A jednak twierdzi, e mademoiselle jest fanatycznie przywizana do domu
swoich przodkw.
- Wcale nie zrobia na mnie takiego wraenia, zwaszcza dzisiaj rano - powiedziaem. - Jest na pewno
przywizana do swojego domu, ale w granicach rozsdku.
- Wobec tego jedno z nich najwidoczniej kamie - zamyli si Poirot.
- Trudno podejrzewa Vyse'a o kamstwo.
- Co oczywicie bardzo uatwioby mu sytuacj, gdyby zechciao mu si skama - dorzuci Poirot. - Wyglda
tak dostojnie jak sam Jerzy Waszyngton. Czy zauwaye jedn rzecz, mj drogi?
- Co?
- W sobot o godzinie wp do pierwszej nie byo go w biurze.
VII. TRAGEDIA
Gdy tego wieczoru zjawilimy si w Samotnym Domu, pierwsz osob, jak ujrzelimy, bya Nick. Taczya
po holu, odziana we wspaniae kimono haftowane w smoki.
- A, to pan!
- Mademoiselle, jest mi niezmiernie przykro, e to tylko ja.
- Wiem. Ale, widzi pan, czekam na moj sukni od krawcowej. Obiecaa... wicie obiecaa, e j przyle w
por.
- Aha, a wic to sprawa pierwszorzdnej wagi. Odbdzie si dzi wieczorek taneczny, prawda?
- Tak. Idziemy wszyscy zaraz po fajerwerkach. To znaczy mam nadziej, e wszyscy idziemy - nagle zniya
gos. Po chwili jednak miaa si znowu. - Nie trzeba si poddawa! To moje motto. Nie myle o troskach, a
troski obra si i pjd sobie gdzie indziej. Dzisiaj mam zamiar si bawi i nie myle o niczym!
Usyszelimy kroki na schodach. Nick odwrcia si.
- O, Madzia! Madziu, chod tu i poznaj moich detektyww, ktrzy chrom mnie przed nieznanymi
przeladowcami. Zabierz ich do salonu i niech ci wszystko opowiedz.
Przedstawilimy si Madzi Buckley, a potem udalimy si z ni do salonu. Spodobaa mi si na pierwszy
rzut oka.

36
Jej powierzchowno, spokj i caa postawa, z ktrej bi zdrowy rozsdek, wzbudzay natychmiastow
sympati. Byo w niej co starowieckiego. Nie uywaa szminki i ubrana bya w prost, czarn, nieco
zniszczon sukni wieczorow. Miaa sympatyczne, jasnoniebieskie oczy i ogromnie przyjemny gos. - Nick
opowiadaa mi jakie zupenie niezwyke historie - zacza. - Chyba jednak przesadza. Kt by chcia zrobi
jej krzywd! Nie ma ani jednego nieprzyjaciela na wiecie, rcz za to!
Patrzya na Poirota z dezaprobat. Zrozumiaem, e dla takiej dziewczyny jak Madzia Buckley kady
cudzoziemiec jest podejrzanym osobnikiem.
- Zapewniam pani jednak, e to wszystko jest prawda - rzek Poirot powanie.
Nie odpowiedziaa, ale twarz jej wyraaa wyrane powtpiewanie.
- Nick jest dzisiaj jaka dziwna, podniecona - odezwaa si po chwili. - Nie wiem, co si z ni dzieje?
Zastanowia mnie jej wymowa.
- Czy pani jest Szkotk? - spytaem.
- Moja matka jest Szkotk - wyjania.
Patrzya na mnie ze znacznie wiksz sympati ni na Poirota. Czuem, e moje zdanie o tej caej sprawie
bdzie przez ni brane powaniej ni sdy Poirota.
- Pani kuzynka zachowuje si bardzo dzielnie - powiedziaem. - Udaje po prostu, e nic si nie stao.
- To jedyne wyjcie - zaopiniowaa Madzia Buckley. - Uwaam, e niezalenie od tego, w jakim czowiek jest
nastroju, nie powinien tego okazywa otoczeniu. To tylko przykro dla ludzi postronnych, a czowiekowi
samemu nic a nic nie pomaga. - Zamilka, a po chwili dodaa: - Bardzo lubi Nick. Zawsze bya dla mnie
bardzo dobra.
Zamilklimy wszyscy, albowiem w tej samej chwili w salonie zjawiaa si Fryderyka Rice. Miaa na sobie
bkitn sukni i wygldaa bardzo powiewnie i filigranowo. Za ni wszed Lazarus, a po chwili wpada Nick.
Nick bya w czarnej wieczorowej sukni, a wok ramion udrapowaa wspaniay chiski szkaratny szal.
- Halo! - zawoaa. - Czy pastwo reflektuj na koktajl? Zaaprobowalimy wszyscy t propozycj, a Lazarus
unis swj kieliszek i powiedzia:
- Co za wspaniay szal. To chyba bardzo stara robota, prawda?
- O tak. Przywiz go mj prapraprastryj Tymoteusz z jednej ze swoich podry.
- Wspaniay, doprawdy wspaniay. Gdyby przeszukaa cay wiat, nie znalazaby drugiego takiego
samego!
- Jest poza tym bardzo ciepy - powiedziaa Nick. - Przyda si pniej, jak pjdziemy na taras oglda
fajerwerki. I jest wesoy. Nienawidz koloru czarnego.
- Wiem o tym - odezwaa si Fryderyka. - Nigdy nie widziaam ci w czarnym. Dlaczego sprawia sobie t
czarn sukni?
- Bo ja wiem? - Nick odrzucia gow w ty, ale usta jej wykrzywiy si w bolesnym grymasie. Przynajmniej tak
mi si wydawao.
Weszlimy do jadalni na kolacj. Pojawi si jaki tajemniczy lokaj, ktry podawa do stou. Jedzenie byo
nieciekawe, za to szampan doskonay.
- George jeszcze nie wrci - powiedziaa nagle Nick. - To fatalne, e musia nagle wczoraj jecha do
Plymouth. Przypuszczam jednak, e postara si zjawi przed kocem kolacji, w kadym razie na pewno
zdy na dansing. Mam partnera dla Madzi. Do przystojny, cho moe niezbyt interesujcy.

37
Przez okno doszed nas pomruk motoru.
- To ta wycigowa motorwka - achn si Lazarus. - Zaczynam jej mie powyej uszu.
- To nie motorwka - odpowiedziaa Nick. - To hydroplan.
- Wiesz, masz racj!
- Oczywicie, e mam racj. Zupenie inny warkot.
- A ty, Nick, kiedy kupisz sobie samolot?
- Jak uzbieram pienidze - rozemiaa si Nick.
- A wtedy pewnie polecisz od razu do Australii, jak ta dziewczyna... zapomniaem jej nazwiska.
- Miaabym wielk ochot.
- Podziwiam j bezgranicznie - powiedziaa pani Rice swoim zmczonym gosem. - Co za wspaniaa
odwaga! I leci sama jedna.
- Ja podziwiam tych wszystkich lotnikw - dorzuci Jim Lazarus. - Gdyby Michaelowi Setonowi udao si
przelecie dokoa wiata, byby bohaterem dnia, i zupenie susznie. To ogromna szkoda, e przepad tak
bez wieci. Takich ludzi trzeba Anglii jak najwicej.
- Moe si jeszcze odnajdzie - powiedziaa Nick.
- Maa szansa. Jedna na tysic w tej chwili. Biedny Szalony Seton!
- Zawsze go nazywali Szalonym Setonem, prawda? - spytaa Fryderyka.
Lazarus potakujco skin gow.
- Pochodzi zreszt z zupenie zwariowanej rodziny - doda. - Jego stryj, sir Matthew Seton, ktry umar w
zeszym tygodniu, by doprawdy zupenie pomieszany.
- To ten zwariowany milioner, ktry utrzymywa setki rezerwatw dla ptactwa, prawda? - spytaa znw
Fryderyka.
- Tak, to ten. Skupywa mae wysepki. Nienawidzi kobiet. Kiedy, przed laty, rzucia go jaka dziewczyna i
eby si pocieszy, zabra si do nauk przyrodniczych.
- Dlaczego mwicie, e Michael Seton nie yje? - upieraa si Nick. - Nic jeszcze nie wiemy.
- Aha, prawda, to twj znajomy - powiedzia Lazarus. - Zapomniaem o tym.
- Poznaymy go z Freddie w zeszym roku w Le Touquet. To wspaniay mczyzna, prawda, Freddie?
- Nie pytaj mnie, kochanie. To by twj flirt, nie mj. Zabra ci kiedy ze sob na przejadk, prawda?
- Tak. W Scarborough. To by wspaniay lot.
- Czy pan lecia ju samolotem, kapitanie? - zwrcia si do mnie Madzia.
Musiaem przyzna, e lot do Parya i z powrotem by jedynym moim wyczynem w tej dziedzinie. Nagle Nick
poderwaa si z krzesa.
- Telefon! Nie czekajcie na mnie. Robi si pno. A zaprosiam mas osb.
Wybiega z pokoju. Spojrzaem na zegarek. Bya godzina dziewita. Podano deser i porto. Poirot i Lazarus
mwili o sztuce. Lazarus twierdzi, e jest wielki popyt na obrazy. Nastpnie przeszli na omawianie dekoracji
wntrz i nowych pomysw w meblarstwie.
Prbowaem spenia moje obowizki towarzyskie w stosunku do Madzi Buckley, ale musiaem przyzna
przed samym sob, e nie bya to rzecz atwa. Odpowiadaa w sposb bardzo miy, ale poza tym milczaa
jak zaklta. Bya to doprawdy trudna robota.

38
Fryderyka Rice siedziaa w zamyleniu, oparta okciami na stole, a dym z papierosa otacza jej blad twarz
niebieskaw mgiek. Wygldaa jak zamylony anio.
Byo dokadnie dwadziecia minut po dziewitej, gdy Nick wsuna gow przez uchylone drzwi.
- No, chodcie ju, moi drodzy! Zwierzta schodz si parami, jak do arki Noego.
Posusznie unielimy si z miejsc. Nick witaa nadchodzcych goci. Zaprosia okoo dwunastu osb.
Wikszo z nich nie budzia adnego zainteresowania. Zauwayem, e Nick bya urodzon pani domu.
Witaa kadego ze starowieck niemal gocinnoci. Wrd goci spostrzegem Charlesa Vyse.
Po chwili wszyscy wyszlimy do ogrodu, skd wida byo doskonale zatok. Dla osb starszych
poustawiano fotele, ale wikszo z nas wolaa sta. Pierwsze rakiety zaczy wzbija si w niebo.
W tej samej chwili usyszaem donony, znajomy gos i zobaczyem, e Nick wita si z panem Croftem.
- Jaka szkoda - mwia - e pani Croft nie moe tu by. Powinnimy byli przynie j na noszach czy na
fotelu.
- O tak, ma pecha ta moja nieboraczka. Ale nigdy nie narzeka. Ma najszczliwsze usposobienie, jakie
sobie mona wyobrazi. Ha! Co za raca!
Deszcz zotych gwiazd opada wanie na zatok.
Noc bya ciemna, bezksiycowa. I jak zwykle w letnie angielskie noce, powietrze byo dosy zimne. Madzia
Buckley, ktra staa obok mnie, wyranie draa w swojej wieczorowej sukience.
- Polec po paszcz - szepna.
- Pani pozwoli, e ja to zrobi.
- Nie, pan by go nie znalaz.
Pobiega w stron domu. W tej samej chwili Fryderyka Rice krzykna za ni: - Madziu, przynie i mj! Jest
w moim pokoju!
- Nie usyszaa - zauwaya Nick. - Ja ci przynios, Freddie. Przy okazji wezm sobie futerko. Ten szal wcale
mnie nie grzeje. A jeszcze do tego ten wiatr!
Rzeczywicie, od zatoki wia ostry, porywisty wiaterek.
Z przystani zaczto teraz puszcza fajerwerki.
Wdaem si w rozmow z jak starsz pani, ktra wygosia duszy referat na temat stanu swojego
zdrowia, swoich planw na przyszo i swoich gustw.
Deszcz zielonych gwiazd rozprys si po niebie. Zmieniy si w czerwone, potem w srebrne.
I jeszcze jeden, i jeszcze jeden.
- Wszyscy najpierw krzycz "Oo", a potem "Aa" - odezwa si obok mnie Poirot. - Po pewnym czasie staje
si to monotonne. Brrr! Trawa jest mokra i zaczynam odczuwa reumatyzm w nogach. Zapac za ten
wieczr. Na pewno si przezibi. I mowy nie ma, eby w tym kraju napi si przyzwoitej tisane15.
- Przezibi si? W tak pikn noc? Daje spokj!
- Pikna noc! Pikna noc! Mwisz tak, bo nie leje jak z cebra. U was jak tylko nie leje, to ju jest wspaniaa
pogoda. Ale powiadam ci, mj drogi, e gdybymy mieli tu may termometr, zobaczyby, kto ma racj.
- No c - przyznaem - nie bd ukrywa, e chtnie sam te woybym paszcz.
- Masz racj. Nie zapominaj, e wrcie niedawno z gorcego klimatu.
- Przynios ci twj.
Poirot unis w gr najpierw jedn nog, potem drug, ruchem leniwego kota.

39
- Dla mnie najgorsza jest wilgo, i to od ziemi. Brrr! Czy sdzisz, e udaoby si znale gdzie par
kaloszy?
Powstrzymaem si od miechu.
- Mowy nie ma. Takich rzeczy ju si teraz nie nosi.
- W takim razie posiedz sobie w salonie. Nie mam zamiaru zakatarzy si dla gupich sztucznych ogni.
Jeszcze zapi fluxion de poitrine16!
Mruczc co pod nosem, Poirot oddali si w stron domu. Z przystani doszed mnie odgos oklaskw, gdy
wanie puszczono jaki wspaniay fajerwerk, jeli si nie myl, statek z napisem: "Witamy Drogich Goci!"
- W gbi serc naszych - powiedzia Poirot w zamyleniu - jestemy wszyscy maymi dziemi. Les feux
d'artifice17, przyjcia, gry w pik! Tak, wszystko to nas bawi... Nawet kuglarz, ktry zwodzi ludzki wzrok...
Mais qu'est-ce que vous avez18?
Chwyciem go jedn rk za rami, a drug wskazaem przed siebie.
Znajdowalimy si w odlegoci jakich osiemdziesiciu metrw od domu. A tu przed nami, niedaleko
otwartego francuskiego okna, leaa skulona posta dziewczca otulona w chiski szal.
- Mon Dieu!... - szepn Poirot. - Mon Dieu!...
VIII. FERALNY SZAL
Przez chwil stalimy sparaliowani groz, niezdolni do zrobienia najmniejszego ruchu, ale wydawao nam
si, e to trwa godzin. Poirot wreszcie ruszy naprzd, idc jak automat.
- Stao si - szepn, a w gosie jego zabrzmiaa wielka gorycz. - Mimo wszystko stao si! Mimo wszystkich
moich rodkw ostronoci, stao si! Co za ndznik ze mnie, co za dure! Dlaczego nie pilnowaem jej
lepiej? Powinienem by przewidzie... Nie powinienem by opuci jej nawet na sekund.
- Nie rb sobie wyrzutw.
Z trudem wydawaem z siebie gos, jzyk miaem jakby przykuty do podniebienia.
Poirot tylko potrzsn gow. Uklk przy lecej dziewczynie.
W tej samej chwili przeylimy drugi szok.
Albowiem usyszelimy wesoy, srebrzysty gos Nick, a po chwili ona sama ukazaa si w drzwiach
prowadzcych z salonu na ogrd.
- Daruj, Madziu, e tak dugo si grzebaam - zawoaa - ale... - urwaa i spojrzaa z przeraeniem na lec
w trawie dziewczyn.
Poirot odwrci zwoki dziewczyny i obydwaj nachylilimy si nad nieruchom ju twarz Madzi.
Nick jak strzaa podbiega ku nam. Wydaa okrzyk grozy.
- Madziu, Madziu, to niemoliwe!...
Poirot wci nachyla si nad zwokami, badajc, czy nie tli si w nich jeszcze iskra ycia. Po chwili jednak
podnis si z wolna z ziemi.
- Czy ona... czy ona?... - gos Nick zaama si.
- Tak, mademoiselle. Nie yje.
- Ale dlaczego? Dlaczego? Kt by chcia j zabi?
- Nikt jej nie chcia zabi, mademoiselle. Morderca godzi w pani. To szal wprowadzi go w bd.

40
Nick wydaa znw dziki okrzyk rozpaczy.
- Dlaczego nie mnie? - zapakaa. - Oo! dlaczego mnie nie zabili? Nie chc ju y! Poegnaabym si z
yciem zaraz!... I to z radoci!...
Wyrzucia rce w gr i jak pijana zatoczya si po trawniku. Otoczyem j szybko ramieniem, eby nie
upada.
- Zabierz j do domu, Hastings - powiedzia Poirot. - I zadzwo po policj.
- Policj?
- Mais oui! Powiedz im, e zastrzelono kobiet. I nie opuszczaj mademoiselle Nick. Pod adnym pozorem.
Skinem gow na znak zrozumienia. Podtrzymujc na wp omdla dziewczyn, zaprowadziem j do
salonu. Uoyem j na kanapce, podoywszy jej pod gow poduszk, a potem wybiegem do holu w
poszukiwaniu telefonu.
Drgnem, gdy niemale wpadem pdem na Ellen, ktra staa tam z dziwnym wyrazem na swojej zacnej,
niemiaej twarzy. Oczy jej byszczay, zwilaa suche wargi jzykiem. Rce jej dray jak w wielkim
zdenerwowaniu. Gdy tylko mnie zauwaya, odezwaa si:
- Czy... czy stao si co, prosz pana?
- Tak - odpowiedziaem krtko. - Gdzie jest telefon?
- Ale nic... nic zego, prosz pana?
- Zdarzy si nieszczliwy wypadek - powiedziaem wymijajco. - Musz zatelefonowa.
- Kto mia wypadek? - Na jej twarzy malowaa si ciekawo.
- Panna Buckley, panna Madzia Buckley.
- Panna Madzia? Panna Madzia? Czy pan jest pewny, prosz pana? To znaczy, mam na myli... czy pan
jest pewny, e to panna Madzia?
- Zupenie pewny. Ale o co chodzi?
- O nic! Mylaam, e to moe inna z pa. Mylaam, e chodzi o... o... o pani Rice.
- Gdzie jest telefon? - spytaem. - Tu, w tym maym pokoiku. - Otworzya drzwi i wskazaa mi aparat.
- Dzikuj - odpowiedziaem. A e wyranie nie zamierzaa odchodzi, dodaem: - To ju wszystko, dzikuj.
- Pan chce wezwa doktora Grahama?
- Nie, nie. To wszystko. Niech pani ju idzie.
Wycofaa si niechtnie i bardzo powoli; pomylaem sobie, e na pewno bdzie podsuchiwaa pod
drzwiami, ale na to nie miaem ju adnej rady. Ostatecznie za chwil dowie si o wszystkim.
Dodzwoniem si do komisariatu i przekazaem im wiadomo, a potem ju z wasnej inicjatywy
zatelefonowaem do doktora Grahama, o ktrym wspomniaa Ellen. Znalazem jego numer w ksice
telefonicznej. Nick powinna dosta jaki rodek uspokajajcy, zdecydowaem. Wiedziaem, e aden lekarz
nie zdoaby ju pomc tej biednej dziewczynie, ktrej zwoki leay na trawniku przed domem. Graham
przyrzek, e przybdzie natychmiast. Odwiesiem suchawk i wyszedem do holu.
Jeeli nawet Ellen podsuchiwaa pod drzwiami, to udao jej si znikn w tempie byskawicznym. Hol by
pusty. Poszedem do salonu. Nick prbowaa si unie z kanapki.
- Czy pan... czy pan mgby mi przynie koniaku?
- Oczywicie.

41
Pobiegem do jadalni i znalazem koniak. Nick wypia kilka ykw i poczua si wyranie lepiej. Powoli twarz
jej zaczynaa nabiera naturalnych kolorw. Poprawiem poduszk pod jej gow.
- To straszne! - zadraa. - Jakie to wszystko straszne!
- Wiem, moja droga, rozumiem.
- Nie, nic pan nie wie. Nie moe pan wiedzie. To wszystko takie okropnie niepotrzebne. Gdybym to bya
ja... tam... byoby wreszcie po wszystkim.
- Nie powinna pani tak mwi.
- Pan nie wie! Pan nie moe wiedzie! - powtarzaa tylko. Nagle zacza paka. Pakaa cichutko,
beznadziejnie, jak mae dziecko. Pomylaem sobie, e to jej pewnie dobrze zrobi, i siedziaem przy niej bez
sowa.
Gdy uspokoia si troch, podszedem do okna i wyjrzaem na ogrd. Przed chwil syszaem gwar gosw i
teraz zobaczyem, e wszyscy zgromadzili si dokoa Madzi, chocia Poirot prbowa trzyma ich z daleka.
Spostrzegem dwie umundurowane postaci, zbliajce si do grupy na trawniku. Przybya policja.
Cichutko powrciem do Nick, ktra podniosa ku mnie twarz zalan zami.
- Czy nie jestem tam potrzebna?
- Nie, moja droga. Poirot wszystko zaatwi. Moe pani by zupenie spokojna.
Nick milczaa przez dusz chwal.
- Biedna Madzia! Biedna, kochana Madzia! Taka dobra dziewczyna. Nigdy w yciu nikomu krzywdy nie
zrobia. I to wanie j musiao co takiego spotka. Czuj, jakbym to ja j zabia. Po co j tu sprowadzaam?
Potrzsna gow ze smutkiem. Jake trudno przewidzie cokolwiek w yciu. Gdy Poirot namawia Nick na
zaproszenie do siebie jakiej przyjaciki, nawet na chwil nie przypuszcza, e tym samym podpisa wyrok
mierci na nieszczsn dziewczyn.
Siedzielimy w milczeniu. Paliem si, eby zobaczy, co si dzieje w ogrodzie, ale lojalnie speniaem
instrukcje Poi- rota i nie ruszaem si z miejsca.
Wydao mi si, e miny godziny, gdy wreszcie drzwi si otworzyy i Poirot wraz z inspektorem policji weszli
do salonu. Za nimi szed czowiek, ktry zapewne by doktorem Grahamem. Od razu podszed do Nick.
- Jak si pani czuje? To musia by dla pani silny szok. - Zbada jej puls. - Nie najgorszy. - Zwrci si do
mnie: - Czy da jej pan co?
- Troch koniaku.
- Nic mi nie jest - szepna Nick.
- Czy moe pani odpowiada na pytania?
- Oczywicie.
Inspektor chrzkn i podszed bliej. Nick umiechna si do niego blado.
- Tym razem nie chodzi o zbyt szybk jazd, co? - rzeka. Domyliem si, e si znaj.
- To straszna tragedia - powiedzia inspektor. - Bardzo mi przykro. Jest tu pan Poirot, ktrego nazwisko jest
mi dobrze znane i ktrego obecnoci tutaj jestemy prawdziwie zaszczyceni. Pan Poirot powiada, e o ile
mu wiadomo, strzelano do pani niedawno na terenie ogrodu hotelu Majestic.
Nick skina gow.
- Mylaam, e to osa - odezwaa si - ale okazao si, e nie.
- I przedtem miaa pani kilka raczej dziwnych wypadkw?

42
- Tak jest.
Opowiedziaa pokrtce o wszystkim.
- Rozumiem. Jak to si stao, e kuzynka pani miaa na sobie pani szal?
- Poszymy po paszcz dla niej. Wie pan, byo nam zimno w ogrodzie. Rzuciam szal tu na t kanapk i
poszam na gr po paszcz, ktry mam w tej chwili na sobie. Poszam te do pokoju pani Rice po futerko
dla niej. Ley tam, na pododze pod oknem. Madzia krzykna, e nie moe znale swojego okrycia.
Powiedziaam jej, e pewnie jest na dole. Zesza na d i krzykna, e wci nie potrafi go znale.
Powiedziaam, e pewnie zostawia je w samochodzie. Miaa tylko jeden weniany paszcz - nie miaa adnej
futrzanej narzutki wieczorowej - wic zaofiarowaam si, e przynios jej co z moich rzeczy. Ale zawoaa,
e ju nie trzeba, e owinie si moim szalem. Spytaam, czy nie bdzie jej za zimno, ale odpowiedziaa, e
nie, e w Yorkshire bywa znacznie chodniej i e jest przyzwyczajona do takich wieczorw. Po prostu chciaa
co na siebie narzuci. Powiedziaam, e dobrze i e ju schodz na d. A gdy zeszam... gdy zeszam...
Zamilka i znw rozpakaa si.
- Prosz pani, niech pani si uspokoi. Niech mi pani tylko jeszcze powie, czy syszaa pani jeden czy dwa
strzay?
Nick potrzsna gow.
- Nic... tylko wybuchy sztucznych ogni.
- No, oczywicie! - powiedzia inspektor. - Kto by odrni strza w tym piekielnym haasie! Przypuszczam, e
nie ma pani pojcia, kto robi te wszystkie zamachy na pani ycie?
- Najmniejszego pojcia. Nie wyobraam sobie w ogle...
- Oczywicie, e nie - przerwa jej inspektor. - Jaki maniak, tak to przynajmniej wyglda. Paskudna historia.
C, na dzi nie mam wicej pyta. Niech mi pani wierzy, e szczerze pani wspczuj.
Wystpi doktor Graham.
- Chciabym zaproponowa, eby pani tu nie zostawaa. Mwiem ju z panem Poirot na ten temat. Jestem w
kontakcie z bardzo dobr klinik. Pani przeya szok. Potrzeba pani zupenego spokoju...
Nick nie patrzya na niego, lecz na Poirota.
- Czy to z powodu szoku? - spytaa.
- Chciabym, eby si pani poczua bezpiecznie, mon enfant. I ja sam chciabym mie poczucie
bezpieczestwa. Bdzie pani pod opiek dobrej pielgniarki. Spokojnej, rutynowanej, pozbawionej wszelkiej
wyobrani pielgniarki. Bdzie ona u pani boku przez ca noc. Gdy si pani obudzi, ona bdzie przy pani.
Pani rozumie?
- Tak - powiedziaa Nick. - Rozumiem. Ale pan nie rozumie. Ja ju si nie boj. Mnie jest teraz zupenie
wszystko jedno, co si stanie. Jeeli kto ma ochot mnie zamordowa, to prosz bardzo.
- To nerwy - szepnem.
- Kiedy wy nic nie wiecie! aden z was nic nie wie!
- Uwaam plan pana Poirota za bardzo dobry - wtrci si doktor Graham. - Zabior pani swoim
samochodem. Damy pani co na sen. Przepi si pani. No i co pani na to?
- Wszystko mi jedno... rbcie, panowie, co chcecie... Poirot nakry doni jej rk.
- Ja wiem, mademoiselle. Ja wiem, co pani czuje. Stoj przed pani w rozpaczy, zawstydzony i zdruzgotany.
Ja, ktry obiecaem pani chroni, zawiodem na caej linii. Jestem ndznikiem. Ale niechaj mi pani wierzy,

43
mademoiselle, e serce mi krwawi na myl o tym, co si stao. Gdyby pani wiedziaa, jak cierpi, na pewno
by mi pani przebaczya.
- Oczywicie - powiedziaa Nick jakim nowym, martwym gosem. - Nich pan sobie nie robi adnych
wyrzutw. Nikt tu nic nie mg zrobi, nikt nie potrafiby temu zapobiec, jestem tego zupenie pewna.
- Pani jest doprawdy wspaniaomylna, mademoiselle.
- O nie, ja...
Urwaa, gdy drzwi otworzyy si z trzaskiem i do pokoju wpad George Challenger.
- Co si stao? - krzykn. - W tej chwili przyjechaem. Jaki policjant stoi przed bram i powiadaj, e tu kto
nie yje. Kto? Mwcie, na mio bosk. Czy... czy... czy... Nick?
Strach w jego gosie by wprost wstrzsajcy i nagle uprzytomniem sobie, e Poirot oraz doktor Graham
cakowicie zasaniaj mu Nick lec na kanapie. Zanim ktokolwiek zdy mu odpowiedzie, Challenger
powtrzy:
- To chyba niemoliwe!... Mwcie!... Nick yje?
- Oczywicie, mon ami - powtrzy Poirot. - yje.
Odsun si tak, eby Challenger mg zobaczy drobn figurk Nick. Przez chwil mody czowiek patrzy
na ni nieprzytomnym wzrokiem, potem zatoczy si jak pijany i szepn:
- Nick, Nick! - Rzuci si na kolana przed kanap, ukry twarz w doniach i krzykn stumionym gosem: Nick... kochana moja... mylaem, e nie yjesz!
Nick prbowaa si unie.
- Nic mi nie jest. Nie bd niemdry. Jestem zdrowa i caa. Challenger unis gow i spojrza dokoa dzikim
wzrokiem.
- Ale przecie kto tu zosta zabity? Tak mwi policjant.
- Tak - westchna Nick. - Biedna Madzia! O Boe! Zalaa si zami. Poirot z lekarzem podeszli do niej,
pomogli jej wsta i wyprowadzili j z pokoju.
- Im prdzej znajdzie si pani w ku, tym lepiej - zauway doktor. - Zabior pani moim samochodem.
Prosiem pani Rice, eby spakowaa walizeczk.
Zniknli za drzwiami. Challenger chwyci mnie za rami.
- Nie rozumiem. Dokd oni j zabieraj?
Objaniem mu.
- Rozumiem. Hastings, na mio bosk, niech mi pan powie, co si stao? Co za straszna tragedia! Biedna
Madzia!
- Chodmy si czego napi - zaproponowaem. - Pan jest zupenie roztrzsiony.
- To dobra myl. Przeszlimy do jadalni.
- Widzi pan - tumaczy si - mylaem, e to moe Nick. - Wypi szybko szklank whisky z wod sodow.
Nie miaem ju teraz adnych wtpliwoci co do uczu kapitana Challengera wobec Nick. Trudno byo sobie
wyobrazi bardziej zakochanego czowieka.
IX. OD A. DO J.

44
Do koca moich dni na pewno nie zapomn tego, co dziao si owej nocy. Poirot by tak zaamany
wyrzutami sumienia, e rzeczywicie nie wiedziaem, co z nim zrobi. Miota si po pokoju jak lew w klatce,
obrzuca samego siebie wyzwiskami, guchy na moje sowa pociechy.
- To kara za zbytni zarozumiao! - jcza. - Zostaem ukarany, tak, zostaem ciko ukarany! Byem zbyt
pewny siebie.
- Nie mw tak - wtrciem.
- Ale kt by mg przypuszcza, komu mogoby wpa do gowy!... Co podobnego! Taka bezczelno!
Wydawao mi si, e przedsiwziem wszelkie rodki ostronoci. Ostrzegem zbrodniarza...
- Ostrzege zbrodniarza?
- Mais oui! Zwrciem jego uwag na moj osob. Daem mu do zrozumienia, e podejrzewam... kogo.
Wydawao mi si, e stworzyem sytuacj zbyt niebezpieczn dla niego, e w tych warunkach nie odway
si na prb morderstwa. Otoczyem mademoiselle prawdziwym kordonem. A on nic sobie z tego nie robi.
Wykonuje swoje zamiary, i to pod moim nosem. Mimo wszystko... mimo e jestemy czujni, on robi swoje.
- Tylko e nie dosign swego celu - dodaem.
- To czysty przypadek. Z mojego punktu widzenia wychodzi na jedno. Jedno ycie ludzkie zostao zgaszone,
Hastings, a kady czowiek jest w jaki sposb potrzebny.
- Oczywicie, nie to miaem na myli.
- Ale z drugiej strony, masz racj. I dlatego powiadam ci, e to znacznie gorzej. Dziesi razy gorzej!
Dlatego wanie, e morderca jeszcze nie osign swego celu. Czy rozumiesz, przyjacielu? Sytuacja
zmienia si na gorsze. Albowiem ofiar moe teraz pa nie jedno ycie ludzkie, ale dwa.
- Niemoliwe. Przecie ty tu jeste! Ucisn mi rce.
- Merci, mon ami! Widz, e masz wci jeszcze zaufanie do starego Poirota. Nie stracie wiary we mnie.
Wlewasz wie odwag w moje serce. Herkules Poirot nie zawiedzie po raz drugi! Nie bdzie drugiej
ofiary! Naprawi swj bd, albowiem gdzie musia by bd. Gdzie zbrako porzdku i logiki w moim
zazwyczaj tak uporzdkowanym procesie mylenia. Zaczn od pocztku. Tak, zaczn jeszcze raz od
pocztku. A tym razem... nie zawiod.
- A wic uwaasz, e ycie Nick Buckley jest wci jeszcze naraone na niebezpieczestwo?
- Przyjacielu, pomyl, czy inaczej posabym j do kliniki?
- A wic nie z powodu szoku?
- Szoku? Nonsens! Z szoku mona si wyleczy z rwnym powodzeniem w domu, jak i w klinice. Nawet
lepiej, jeli ju o tym mowa. Klinika to w gruncie rzeczy obrzydliwa rzecz. Korytarze wyoone zielonym
linoleum, szepty pielgniarek, okropne jedzenie przynoszone na tacach, wieczne mycie tego czy tamtego. O
nie, umieciem j tam, eby jej zapewni bezpieczestwo. Zwierzyem si temu lekarzowi, zgodzi si z
miejsca. Wszystko obieca zaaranowa. Nikt, mon ami, nawet najblisi jej przyjaciele nie bd mieli do niej
dostpu. Tylko ty i ja bdziemy mogli odwiedza pann Buckley. Pour les autres19 - "zakaz lekarski" i tyle.
- Tak - rzuciem. - Ale...
- Ale co, Hastings?
- To nie moe trwa wiecznie.
- Bardzo suszna obserwacja. Ale da nam to nieco oddechu. Zdajesz sobie, mam nadziej, spraw z tego,
e charakter naszej dziaalnoci zmieni si radykalnie.

45
- W jaki sposb?
- Naszym pocztkowym zadaniem byo zapewnienie mademoiselle bezpieczestwa. Nasze obecne zadanie
jest o wiele prostsze, albowiem jest to zadanie, do ktrego mamy odpowiednie przygotowanie i do ktrego
przywyklimy od dawna. Zadaniem naszym jest odkrycie mordercy.
- I ty uwaasz, e to jest prostsze?
- Oczywicie, e prostsze! Morderca, jak ju powiedziaem, zostawi jak gdyby swj podpis na miejscu
zbrodni. Ujawni si.
- Czy mylisz... - zawahaem si na chwil - czy mylisz, e policja ma racj? e to jest po prostu wariat,
niebezpieczny maniak?
- Jestem zupenie pewny, e to absolutny nonsens.
- A wic naprawd mylisz?...
Zamilkem. Poirot z powag dokoczy to, co chciaem powiedzie.
- e morderca jest kim z najbliszego otoczenia panny Buckley? Tak, mon ami, wanie tak uwaam.
- Ale chyba to, co stao si wczoraj wieczorem, wyklucza t moliwo. Bylimy wszyscy razem i...
Przerwa mi:
- Czy mgby przysic, e adna, ale to adna z obecnych tam osb nie opucia ani na chwil naszej
czci ogrodu? Czy mgby przysic, e widziae wszystkich przez cay czas?
- Nie - powiedziaem powoli. - Nie mgbym chyba przysic. Byo ciemno. Wszyscy waciwie krcilimy si
po terenie. Pamitam pani Rice, Lazarusa, ciebie, Crofta, ale ebym wszystkich zawsze widzia naraz, tego
nie mog powiedzie.
Poirot skin gow.
- Oczywicie. Bya to kwestia kilku minut. Dziewczyny poszy do domu. Morderca wymyka si
niepostrzeenie i ukrywa za wielkim klonem. Nick Buckley... tak przynajmniej mu si zdaje... wychodzi przez
francuskie okno do ogrodu, znajduje si jakie ptora metra przed nim. On oddaje trzy szybkie strzay...
- Trzy? - przerwaem mu.
- Tak. Tym razem nie ryzykowa. Znalelimy trzy kule w zwokach.
- To byo jednak ryzykowne.
- Mniej ryzykowne ni oddanie jednego strzau. Wiesz, e strza z mauzera nie jest bardzo gony. Zla si
doskonale z wybuchami fajerwerkw.
- Czy znalaze pistolet? - spytaem.
- Nie. I w tym widz niezaprzeczalny dowd, e nie byo to dzieo obcego czowieka. Zgadzamy si, e
pistolet panny Buckley zosta po to ukradziony, by jej mierci nada charakter samobjstwa.
- Tak jest.
- To jedyne wytumaczenie, prawda? Ale teraz sprawa ma si zupenie inaczej. Nikt ju nie prbowa tu
pozorowa samobjstwa. Morderca wie ju, e nie dalibymy si na to nabra. On wie, e my wiemy, ot co!
Zamyliem si nad logik rozumowania Poirota.
- Jak mylisz? Co on zrobi z pistoletem? Poirot wzruszy ramionami.
- Trudno powiedzie. Ale ostatecznie mia pod rk cae morze. Jeden silny ruch i pistolet wpada w wod,
gdzie go ju nikt nigdy nie znajdzie. Nie moemy tu mie oczywicie adnej pewnoci, ale ja bym tak
postpi.

46
Zrobio mi si troch zimno od jego spokojnego tonu.
- Czy mylisz... czy mylisz, e on wie, i zabi inn osob?
- Jestem pewny, e ju teraz wie. Tak, to musiaa by dla niego przykra niespodzianka. I na dodatek musia
trzyma fason, eby si z tym nie zdradzi.
W tej chwili pomylaem sobie o dziwnym zachowaniu Ellen. Opowiedziaem ca t scen Poirotowi.
Sucha z wielkim zainteresowaniem.
- Bya zdziwiona, gdy si dowiedziaa, e to Madzia nie yje?
- Bardzo zdziwiona.
- To ciekawe. Ale fakt, e co strasznego si stao, nie by dla niej niespodziank. Tak, w tym co jest,
trzeba bdzie zbada t spraw. Kto to waciwie jest ta Ellen? Taka spokojna, budzca zaufanie, taka
prawdziwa Angielka. Czyby ona?...
- Jeeli wemiesz pod uwag i tamte wypadki, to chyba przyznasz, e tylko silny mczyzna mg stoczy
ten wielki gaz ze skay.
- Niekoniecznie. To waciwie kwestia dwigni. Kobieta moga rwnie dobrze stoczy ten gaz.
W dalszym cigu powoli chodzi po pokoju.
- Kady, kto wczoraj by w Samotnym Domu, jest podejrzany. Ale tamci gocie? Nie, nie wyobraam sobie,
eby to by ktry z nich. Byli to przewanie tak zwani znajomi. Midzy nimi a pani domu nie ma wizw
przyjani, to wida od razu.
- By i Charles Vyse - dorzuciem.
- Tak, nie naley o nim zapomina. Jeeli rozumowa logicznie, to on jest waciwie najbardziej podejrzany.
- Wyrzuci rce w gr i opad na fotel. - Voila! Zawsze ta sama historia! Motyw! Musimy znale motyw,
jeeli chcemy zrozumie przyczyny zbrodni. I tu, mj drogi, jestem zupenie bezradny. Kto by mg mie
motyw dla zabicia panny Buckley? Przychodziy mi do gowy najdziwaczniejsze pomysy. Zaczem nawet
rozumowa kategoriami najmarniejszych powieci kryminalnych. Ten dziadek, ten Stary Nick, jakoby
przepuci wszystkie pienidze. Pomylaem sobie, e moe tak wcale nie byo. Moe on je gdzie ukry?
Czy na terenie Samotnego Domu? Czy moe zakopa je gdzie w ogrodzie? I dlatego te (a mi si przykro
przyzna) dowiadywaem si, czy kto proponowa jej kupno tego domu.
- Wiesz co, Poirot - odezwaem si. - To bardzo interesujcy pomys. W tym moe co by.
Poirot jkn.
- Oczywicie, e tobie to si podoba. To wanie co dla twojej romantycznej, cho nieco ograniczonej
natury. Ukryty skarb! Tak, to musi ci si podoba.
- C... nie widz powodu, dlaczego by nie...
- Albowiem, mj drogi przyjacielu, bardziej prozaiczne wytumaczenie jest znacznie logiczniejsze. Wemy
teraz ojca mademoiselle. Widzisz, miaem nawet jeszcze gupsze myli. By podrnikiem. Powiedzmy, e
ukrad jaki klejnot; jaki wity, wschodni kamie. Kapani sekty s na jego tropie. O tak, ja, Herkules
Poirot, poniyem si do tego stopnia. Miaem jeszcze inne myli na temat tego ojca. Pomysy moe bardziej
rozsdne, a zatem prawdopodobniejsze. Czyby w czasie swoich podry zawar drugie maestwo? Czy
wobec tego znajduje si gdzie bliszy spadkobierca ni pan Vyse? Ale i ta myl nigdzie nie prowadzi,
albowiem natrafiamy na takie same trudnoci. Przecie mademoiselle nie ma adnego majtku. Nie
zaniedbaem niczego. Zajem si nawet wyjanieniem przypadkowo rzuconej przez pann Nick uwagi o

47
ofercie zrobionej jej przez pana Lazarusa. Czy przypominasz sobie? Chodzio o portret jej dziadka. W
sobot wysaem depesz do pewnego rzeczoznawcy z prob o przybycie i wycenienie obrazu. O nim to
pisaem dzi rano do mademoiselle. Zamy teraz, e obraz ten wart jest kilka tysicy funtw.
- Nie przypuszczasz chyba, e taki zamony modzieniec, jak Jim Lazarus?...
- A czy jest zamony? Pozory myl. Nawet najstarsza firma w marmurowych salonach z krysztaowymi
kandelabrami moe opiera si na przegniych filarach. I co si wtedy robi? Czy lata si i opowiada na
prawo i lewo, e nadeszy cikie czasy? O nie! Kupuje si luksusowy samochd. Wydaje si nieco wicej
pienidzy ni zazwyczaj. yje si w sposb jeszcze bardziej wystawny ni dotd. Albowiem, jak wiesz, grunt
to kredyt! Ale zdarzao si ju, e najsolidniejsze firmy nagle bankrutoway z powodu braku gupich kilku
tysicy funtw w gotwce. Wiem, wiem! - krzykn, uprzedzajc mj protest. - To bardzo mao
prawdopodobne. Ale nie takie gupie, jak ci zazdroni kapani i ten zakopany skarb. W kadym razie jest tu
jaki cie prawdopodobiestwa. A nam nie wolno zaniedba nic, co by mogo nas zbliy do prawdy.
Zacz bardzo starannie ukada przedmioty lece na stole. Gdy znw przemwi, gos jego by powany i
po raz pierwszy tego wieczoru spokojny.
- Motyw! - rzuci. - Wrmy do motywu i rozwamy zagadnienie spokojnie i metodycznie. A wic, ile w ogle
istnieje motyww morderstwa? Jakie s motywy, ktre skaniaj czowieka do zgadzenia swojego bliniego?
Odrzumy na chwil spraw patologicznych przestpcw. Jestem cakowicie przekonany, e nasza droga
nie prowadzi w tym kierunku. Wykluczamy take zabjstwo w afekcie. Nasze morderstwo to akcja zimna,
wyrachowana. Jakie s motywy tego rodzaju morderstwa?
Ot przede wszystkim zysk. Kto mgby zyska na mierci panny Buckley? Zyska bezporednio lub
porednio? Naley tu przede wszystkim wzi pod uwag Charlesa Vyse. Dziedziczy posiado, ktra z
finansowego punktu widzenia prawdopodobnie nie jest warta funta kakw. Mgby ewentualnie spaci
hipotek, zbudowa na caym terenie mae wille i sprzeda je z niewielkim zyskiem. Posiado miaaby dla
niego pewn warto, gdyby by do niej przywizany jako do majtku rodzinnego. Istnieje ten instynkt w
bardzo wielu ludziach i znane s wypadki, kiedy dla zaspokojenia tego instynktu ludzie popeniali zbrodnie.
Ale w wypadku pana Vyse nie widz, szczerze mwic, tego motywu.
Druga osoba, ktra mogaby skorzysta na mierci panny Buckley, to jej przyjacika, pani Rice. Ale spadek,
jaki odziedziczyaby, jest rzeczywicie minimalny. Nikt inny, o ile si orientuj, nie zyskaby na mierci tej
dziewczyny.
Jakie s poza tym motywy? Nienawi albo mio, co zamienia si w nienawi. Crime passionel.
Zabjstwo w afekcie. Tutaj mamy informacj spostrzegawczej pani Croft, e zarwno kapitan Challenger,
jak i Charles Vyse kochaj si w pannie Buckley.
- Myl, e jeeli chodzi o tego pierwszego, to moglimy si przekona o jego uczuciach na wasne oczy umiechnem si.
- O tak, ten prostoduszny marynarz nie ukrywa bynajmniej swoich uczu. Jeeli chodzi o tego drugiego, to
mamy tylko zdanie pani Croft. Gdyby Charles Vyse czu, e szans jego malej, czy sdzisz, e jest to
czowiek o wystarczajco silnych namitnociach, by posun si a do zbrodni? Czy wolaby zabi swoj
kuzynk, ni wyobrazi j sobie jako on innego?
- To brzmi bardzo melodramatycznie - zauwayem.

48
- To brzmi, chciae powiedzie, zupenie nie po angielsku. Zgadzam si. Ale nawet Anglicy maj uczucia. A
taki typ jak Charles Vyse na pewno. Jest to mody czowiek peen kompleksw. Nie potrafi, co prawda,
uzewntrznia swoich uczu, ale tacy ludzie s czsto szarpani wewntrznymi namitnociami. Nigdy nie
podejrzewabym kapitana Challengera o morderstwo z powodw czysto emocjonalnych. Nie, nie, to zupenie
nie ten typ. Ale jeeli chodzi o tamtego, to cakiem moliwe. Jednake ta hipoteza mnie nie zadowala. Inny
motyw - zazdro. Oddzielam go rozmylnie od poprzedniego, albowiem zazdro niekoniecznie musi mie
podkad erotyczny. Istnieje zazdro o czyj wyszo intelektualn, o cudzy majtek. Istnieje zazdro
taka, jaka skonia Jagona do popenienia jednej z najperfidniejszych zbrodni, jakie zna historia kryminologii.
Rozumiesz, mwi teraz jako fachowiec.
- Dlaczego uwaasz, e to bya taka perfidna zbrodnia? - spytaem.
- Parbleu! Poniewa znalaz sobie innych wykonawcw. Wyobra sobie dzi przestpc, ktremu w aden
sposb nie moesz naoy kajdankw, poniewa nigdy sam nie popeni ani jednej zbrodni. Ale nie na ten
temat chciaem teraz mwi. Czy zazdro, jakakolwiek zazdro, moe by motywem zbrodni? Kto mgby
zazdroci mademoiselle? Inna kobieta? Mamy tylko madame Rice i o ile nam wiadomo, nigdy nie byo
midzy tymi dwiema kobietami adnego wspzawodnictwa. Ale i tu wiemy to tylko, co widzimy. I w tym
moe co by! Wreszcie strach. Czy panna Nick jest wtajemniczona w czyj sekret? Czy wie co, co
mogoby zrujnowa ycie innego czowieka, gdyby zostao rozgoszone? Jeeli tak, to sdz, i moemy z
ca stanowczoci twierdzi, e sama nie ma o tym zielonego pojcia. Ale wiesz, to jest zupenie moliwe!
Tak, tak, to wcale niewykluczone. I dlatego uwaam, e sprawa nabiera nowych aspektw. Jeli bowiem
mademoiselle ma w rkach klucz do caej zagadki i nie zdaje sobie z tego sprawy, to nie bdzie w stanie
podzieli si z nami t wan wiadomoci.
- Czy rzeczywicie tak przypuszczasz?
- To jest hipoteza. Jestem zmuszony do rozwaenia jej, dlatego e nie potrafi znale adnej innej
przyzwoitej i trzymajcej si kupy teorii. Gdy wyeliminowao si wszystkie inne teorie, czowiek z natury
rzeczy chwyta si ostatniej, ktra mu pozostaje, i powiada sobie, e to musi by wanie ta!
Przez duszy czas w pokoju panowao milczenie.
Poirot siedzia w gbokim zamyleniu, po chwili za wzi kartk papieru i piro i zacz co pisa.
- Co piszesz?
- Mon ami, ukadam list. List osb z najbliszego otoczenia Nick. Na tej licie, jeeli moja teoria jest co
warta, musi znajdowa si nasz morderca.
Pisa moe przez dwadziecia minut, potem przesun kartk ku mnie.
- Voila, mon ami. Powiedz, co o tym sdzisz? Oto co zobaczyem na kartce:
A. Ellen.
B. Jej m - ogrodnik
C. Ich dziecko
D. Pan Croft
E. Pani Croft
F. Pani Rice
G. Pan Lazarus

49
H. Kapitan Challenger I. Pan Charles Vyse l?
A. Ellen. Podejrzana. Jej zachowanie si i sowa wypowiedziane po odkryciu zbrodni. Moga lepiej ni
ktokolwiek

aranowa

"wypadki",

moga

wiedzie

istnieniu

pistoletu,

jednak

jest

rzecz

nieprawdopodobn, by potrafia majstrowa przy samochodzie. Na og poziom umysowy do niski.


Motyw: aden, chyba nienawi spowodowana nie znanym nam wydarzeniem.
Zalecenia: Przeprowadzi wywiad co do przodkw, ustali ich pochodzenie i stosunek do N.B.
B. Jej m. To samo co powyej. Bardziej prawdopodobne, e majstrowa przy samochodzie.
Uwaga: Przesucha go!
C. Dziecko. Wykluczamy.
Uwaga: Naley przeprowadzi rozmow, moe da cenne informacje.
D. Pan Croft. Jedyna okoliczno obciajca: spotkanie na schodach prowadzcych do sypialni. Mia
gotowe wyjanienie, ktre mogo by prawdziwe. Ale moe i nie! Nic o nim nie wiemy.
Motyw: aden.
E. Pani Croft. adnych okolicznoci obciajcych. Motyw: aden.
E Pani Rice. Okolicznoci obciajce. Pena moliwo dziaania. Prosia N.B. o przyniesienie paszcza.
Prbowaa rozmylnie stworzy wraenie, e N.B. lubi kama i e nie naley wierzy w jej relacj o
"wypadkach". Nie byo jej w Tavistock w chwili, gdy "wypadki" miay miejsce. Gdzie bya?
Motyw: Zysk? Mao prawdopodobne. Zazdro? Moliwe, ale nic tu nie wiemy. Strach? Take moliwe, ale
nic nie wiemy.
Uwaga: Przeprowadzi na ten temat rozmow z N.B. Prawdopodobnie co zwizanego z maestwem ER.
G. Pan Lazarus. Podejrzany. Pena moliwo dziaania. Oferta kupna obrazu. Powiedzia, e hamulce byy
w zupenym porzdku (tak twierdzi ER.). Mg by w okolicy przed pitkiem.
Motyw: aden. Chyba e zysk z kupna obrazu. Strach ? Mao prawdopodobne.
Uwaga: Dowiedzie si, gdzie by J.L. przed przyjazdem do St. Loo. Zorientowa si w finansowym
pooeniu firmy Aaron Lazarus i Syn.
H. Kapitan Challenger. Podejrzany. By w okolicy przez cay tydzie, a wic pena moliwo aranowania
"wypadkw". Przyby na miejsce zbrodni w p godziny po jej dokonaniu.
Motyw: aden.
L Pan Vyse. Podejrzany. Nie byo go w biurze w chwili, gdy pad strza w ogrodzie. Mia okazj aranowania
"wypadkw". Prawdopodobnie mwi nieprawd w sprawie sprzeday Samotnego Domu. Skryty.
Prawdopodobnie wiedzia o istnieniu pistoletu.
Motyw: Zysk? Niewielki. Mio lub nienawi? Moliwe przy jego usposobieniu. Lk? Mao prawdopodobne.
Uwaga: Dowiedzie si, kto jest wacicielem hipoteki. Dowiedzie si o stanie finansowym firmy Vyse'a.
J. ?. Moliwo istnienia J., czyli kogo' z zewntrz, pozostajcego w kontakcie z jednym z wyej
wymienionych osobnikw. Jeeli tak, to prawdopodobnie z A., D., E. lub F. Istnienie J. wyjaniaoby po
pierwsze fakt, e Ellen wcale nie bya zaskoczona zbrodni, a przeciwnie, nawet zadowolona (ale to mogo
wynika z zadowolenia z czyjejkolwiek mierci, ktre jest tak rozpowszechnione wrd tak zwanej suby
domowej), po drugie przyczyn, dla ktrej Croftowie wynajli domek, a po trzecie powd lku F.R. przed
wyjciem na jaw jakiego sekretu wzgldnie jej zazdroci.

50
Czytajc, czuem na sobie wzrok Poirota.
- Prawda, e to prawdziwie angielski wywd? - spyta z dum. - Wiem, e znacznie lepiej pisz po angielsku,
ni mwi.
- To doskonaa notatka - powiedziaem z podziwem. - Jest jasna i wyczerpuje wszystkie moliwoci.
- Tak - odrzek w zamyleniu, odbierajc kartk z moich rk. - I z tego wszystkiego rzuca si w oczy przede
wszystkim jedno nazwisko: Charles Vyse. On mia najwiksze szans. Dalimy mu do wyboru dwa motywy.
Ma foi, gdyby to bya lista koni wycigowych, to chyba on wystartowaby jako faworyt, co?
- Oczywicie, jest w tej chwili najbardziej podejrzany ze wszystkich.
- A jednak zwykle, mj drogi, podejrzewasz najmniej podejrzanego ze wszystkich osobnikw. Niewtpliwie
jest to wynik czytania zbyt wielu powieci kryminalnych. W yciu jednake okazuje si z reguy, e morderc
jest czowiek, ktry od pierwszej chwili wydaje si najbardziej podejrzany.
- Czy naprawd uwaasz, e tak jest i tym razem?
- Jedna rzecz przemawia przeciwko temu. miao, z jak morderca postpuje. To jego najbardziej
charakterystyczna cecha. Jest odwany - ba! - zuchway. I dlatego powiadam, motyw nie moe by
oczywisty.
- Twierdzisz tak od pocztku.
- I bd to mwi dalej.
Nagym, gwatownym gestem zmi kartk i rzuci j na ziemi.
- Nie! - krzykn, gdy prbowaem zaprotestowa. - Ta caa lista jest do niczego. Tyle e rozjania mi troch
w gowie. Porzdek i metoda! To pierwszy etap moich poszukiwa. Uszeregowanie faktw w sposb jasny i
precyzyjny. Drugi etap...
- Tak?
- Drugi etap wymaga znajomoci psychologii. Trzeba tu zaprzc do pracy szare komrki, mj drogi. A tobie,
Hastings, radz, eby poszed spa.
- O nie! - powiedziaem. - Chyba e ty te pjdziesz. Nie zamierzam zostawi ci samego.
- O, najwierniejszy z psw! Ale czy nie rozumiesz, e nie moesz mi w aden sposb pomc w myleniu?
Mam bowiem zamiar robi dzi tylko jedn jedyn rzecz - myle!
Potrzsnem gow.
- Moe zechcesz przedyskutowa ze mn jaki szczeg?
- Jeste rzeczywicie chyba najlojalniejszym z przyjaci. W takim razie usid przynajmniej wygodnie w
fotelu.
Propozycj t przyjem. Po chwili poczuem, e pokj zaczyna powoli wirowa i koysa si. Ostatnia rzecz,
ktr pamitam, to widok Poirota nachylajcego si nad zmit garci papierkw i wrzucajcego je
starannie do kosza od mieci.
Potem musiaem chyba zasn.
X. TAJEMNICA NICK
Gdy obudziem si, by ju biay dzie.

51
Poirot siedzia w tym samym miejscu, gdzie przedtem. Na jego twarzy maloway si jednak zupenie nowe
uczucia. Oczy byszczay mu jak u kota. Wiedziaem, e jest na tropie.
Z trudem wygramoliem si z fotela. Spanie w fotelu nie jest przyjemnoci, ktr mgbym poleci z
czystym sumieniem. Jedn tylko ma zalet. Obudziem si z umysem rzekim i bystrym, a nie jak zazwyczaj
po dugiej nocy w ku - rozespany i rozleniwiony.
- Poirot! - krzyknem. - Widz, e masz jaki pomys! Skin gow, pochyli si do przodu i zacz palcami
bbni po stole.
- Daje mi, Hastings, odpowied na trzy nastpujce pytania: dlaczego panna Nick ostatnio le sypia po
nocach? Dlaczego sprawia sobie czarn sukni, skoro nigdy nie nosi tego koloru? Dlaczego powiedziaa
wczoraj, e teraz nie ma ju po co y?
Spojrzaem na niego. Pytania te wyday mi si raczej nie na temat.
- Odpowiedz na te pytania, no, odpowiedz!
- C? Co do pierwszego, to mwia sama, e miaa ostatnio jakie kopoty.
- Ot co! Jakie to byy kopoty?
- A co do czarnej sukni? Bo ja wiem, kada kobieta lubi zmian od czasu do czasu.
- Jako czowiek onaty powiniene zna lepiej psychologi kobiet, mj drogi. Jeeli kobieta uwaa, e jest jej
niedobrze w jakim kolorze, to go nie nosi.
- A co do ostatniego pytania. Nie widz w tym nic dziwnego. Bya to zupenie naturalna reakcja po tym, co
si stao.
- Nie, mon ami, to wcale nie bya rzecz naturalna. e bya przeraona mierci kuzynki, e robia sobie
wyrzuty - to wszystko jest oczywiste. Ale tamto? Mwia o yciu z jakim dziwnym zmczeniem, jakby
rzeczywicie

miaa

go do.

Nigdy nie

wykazywaa tego

rodzaju skonnoci.

Kpia

sobie

niebezpieczestwa, naigrawaa si z nas, a potem, potem, gdy si przekonaa, e sprawa jest powana,
przestraszya si. Zacza si ba, dlatego e szkoda jej byo ycia, dlatego e nie chciaa umiera. Nick
zmczona yciem? Skde znowu! Nigdy! Nawet przed kolacj bya jeszcze wesoa jak szczygie. Mamy tu,
Hastings, do czynienia z przemian natury psychologicznej. I to jest ciekawe, bardzo ciekawe. Co
przyczynio si do tak radykalnej zmiany?
- Szok spowodowany mierci kuzynki.
- Wtpi. Szok tylko rozwiza jej jzyk. Ale zamy, e ta zmiana nastpia przed wypadkiem. Co mogo
by jej przyczyn?
- Nie wiem.
- Myl, mj drogi! Wpraw w ruch szare komrki!
- Rzeczywicie...
- Kiedy mielimy mono obserwowania jej z bliska po raz ostatni?
- Przypuszczam, e w czasie kolacji.
- Jasne. Potem widzielimy tylko, jak przyjmowaa goci, jak ich witaa. To czysta formalno. A co si
zdarzyo pod koniec obiadu, przypomnij sobie.
- Posza do telefonu - powiedziaem wolno.
- A la bonne heure! No, nareszcie! Posza do telefonu. I nie byo jej przez duszy czas. Co najmniej
dwadziecia minut. To dugo jak na rozmow telefoniczn. Z kim mwia przez telefon? Czego si

52
dowiedziaa? Czy rzeczywicie telefonowaa? Musimy zbada, co dziao si przez te dwadziecia minut,
albowiem wtedy znajdziemy poszlak, ktrej szukamy.
- Czy naprawd tak mylisz?
- Mais oui! Mais oui! Powiadam ci, i to nie po raz pierwszy, e mademoiselle ukrywa co przed nami.
Wydaje jej si, e to nie ma adnego zwizku z morderstwem, ale Herkules Poirot wie lepiej. Widz w tym
cisy zwizek. Cay czas uwiadamiam sobie, e brak mi tu jakiego bardzo wanego ogniwa. Gdyby nie to
brakujce ogniwo, caa sprawa byaby dla mnie od dawna jasna. A nie jest jasna! Wcale nie jest jasna! Eh
bien, a wiec brakujce ogniwo jest kluczem do naszej zagadki. Jestem zupenie tego pewien. Musz zna
odpowied na te trzy pytania. A wtedy... wtedy... zaczn widzie...
- Wiem - powiedziaem, przecigajc si. - Myl, e przydaaby mi si teraz gorca kpiel.
Gdy si wykpaem i przebraem, poczuem si lepiej. Sztywno ng i rk nieco ustpia. Zasiadem do
niadania, przekonany, e pierwszy yk gorcej kawy postawi mnie ostatecznie na nogi.
Przejrzaem gazety, w ktrych nie byo nic nowego, z wyjtkiem potwierdzenia mierci Michaela Setona. Ten
miay lotnik zgin. Jutro, pomylaem sobie, nagwki bd ju brzmiay: "Morderstwo dziewczyny w czasie
fajerwerkw. Tajemnicza tragedia", lub co w tym rodzaju.
Wanie skoczyem niadanie, gdy do mego stolika podesza Fryderyka Rice. Miaa na sobie sukienk z
czarnego jedwabiu z biaym, plisowanym konierzykiem. Jej jasne wosy odcinay si jeszcze bardziej ni
zazwyczaj od tego ciemnego ta.
- Chciaabym si zobaczy z panem Poirot, kapitanie Hastings - powiedziaa. - Nie wie pan, czy ju wsta?
- Pjd z pani na gr - zaofiarowaem si. - Jest w swoim pokoju.
- Dzikuj.
- Mam nadziej - dodaem, gdy opuszczalimy jadalni - e spaa pani dobrze tej nocy.
- Ach, ogromnie si zdenerwowaam, chocia nie znaam tej biednej dziewczyny.
- Nigdy je pani przedtem nie widziaa?
- Raz, w Scarborough. Przyjechaa na obiad do Nick.
- Dla jej rodzicw bdzie to straszna tragedia.
- Straszna.
Powiedziaa to tonem raczej obojtnym. Egoistka - pomylaem. Nie wzruszao jej nic, co nie dotyczyo jej
osobicie.
Poirot by ju po niadaniu i siedzia nad porannymi gazetami. Wsta i przywita si z Freddie z ca swoj
francusk galanteri.
- Madame - powiedzia - enchant!
Podsun jej fotelik. Podzikowaa mu bladym umiechem i usiada. Pooya donie na porczach fotela.
Siedziaa wyprostowana, sztywna, ze wzrokiem utkwionym prosto przed siebie. Nie zaczynaa rozmowy.
Byo co niemale przeraajcego w jej milczeniu, w jej oderwaniu od zewntrznego wiata.
- Prosz pana - powiedziaa wreszcie - czy pan jest zdania, e to, co stao si wczoraj, to dalszy cig tych
wszystkich wypadkw, ktre ostatnio miay miejsce? Jednym sowem, e zamierzon ofiar bya w gruncie
rzeczy Nick?
- Madame, nie mam co do tego najmniejszej wtpliwoci. Fryderyka zmarszczya brwi.
- Nick ma wielkie szczcie - powiedziaa, a w gosie jej zabrzmiaa jaka dziwna nuta.

53
- Szczcie - mrukn Poirot - jest zmienne. Tak przynajmniej powiadaj.
- Moliwe. W kadym razie nie naley mu si sprzeciwia. - Gos jej by jaki dziwnie znuony. Po chwili
dodaa: - Musz pana przeprosi, panie Poirot. I Nick te. A do wczorajszego wieczoru nie wierzyam, e
niebezpieczestwo rzeczywicie istnieje.
- Czyby, madame?
- Teraz widz, e trzeba bdzie zbada dokadnie wszystkie okolicznoci. Domylam si, e najblisi
przyjaciele Nick nie bd wcale wyczeni ze ledztwa. To mieszne, ale chyba nieuniknione. Czy mam
racj?
- Madame, jest pani kobiet bardzo inteligentn.
- Pyta mnie pan przedwczoraj, co robiam w Tavistock. Poniewa wiem, e wczeniej czy pniej i tak si
pan dowie, chciaam powiedzie panu prawd. Widzi pan, ja wcale nie byam w Tavistock. - Nie?
- Na pocztku tygodnia przyjechaam z panem Lazarusem samochodem do Kornwalii. Nie chcielimy
naraa si na potki i zatrzymalimy si w maej miejscowoci Shellacombe.
- To, zdaje si, jakie siedem mil std?
- Tak, chyba bdzie tyle. - Wci to znuenie i obojtno.
- Czy wolno mi zada pani niedyskretne pytanie, mada- me?
- Nie wiedziaam, e w dzisiejszych czasach istniej jeszcze takie pytania.
- Kto wie, moe ma pani racj. Jak dugo jest pani zaprzyjaniona z panem Lazarusem?
- Poznaam go sze miesicy temu.
- I pani, pani ywi dla niego uczucie?... Fryderyka wzruszya ramionami.
- Jest... bogaty.
- Oh la la! - zawoa Poirot. - Nie powinna pani tak mwi.
Rozbawio j to.
- Czy nie lepiej, e mwi to sama, anieliby pan mia tak powiedzie?
- No tak... oczywicie. Czy pozwoli pani, e powtrz? Jest pani bardzo inteligentna.
- Za chwil wyda mi pan dyplom. - Fryderyka uniosa si z fotela.
- Nie ma pani mi nic innego do powiedzenia, madame?
- Chyba nie... nic. Zanios teraz Nick kilka kwiatkw i dowiem si, jak si czuje.
- O, to bardzo mio z pani strony. Dzikuj pani za szczero, madame.
Spojrzaa na niego bystrym wzrokiem, otworzya usta, jakby chciaa jeszcze co powiedzie, i wysza z
pokoju, umiechnwszy si do mnie blado, gdy otwieraem jej drzwi.
- Inteligentna kobieta - powiedzia Poirot - ale Herkules Poirot te nie jest w ciemi bity.
- Co chcesz przez to powiedzie?
- Chciaa mnie przekona o wielkiej zamonoci pana Lazarusa. To wcale nieze.
- Musz powiedzie, e jest to dla mnie obrzydliwe.
- Mon cher, masz zawsze faszywe reakcje. W tej chwili to nie jest sprawa dobrego tonu. Jeeli pani Rice ma
bogatego przyjaciela, ktry zaspokaja wszystkie jej potrzeby, to oczywicie pani Rice nie zamordowaaby
swojej przyjaciki dla gupich paru pensw. Tak czy nie?
- O! - powiedziaem tylko.
- Precisement!

54
- Dlaczego nie zabronie jej odwiedza Nick?
- Po co? Czy to Herkules Poirot zabrania, eby madame odwiedzaa swoj najlepsz przyjacik? Skd?
Quelle idee120 To pomys lekarza i pielgniarek. Te nieznone pielgniarki! Pene zakazw i nakazw.
- A wic nie boisz si, e j wpuszcz? Nick na pewno bdzie nalegaa.
- Nikt jej nie wpuci, mj drogi. Wpuszcz tylko ciebie i mnie. Ale, a propos, im prdzej tam pjdziemy, tym
lepiej.
W tej samej chwili drzwi otworzyy si gwatownie i wpad George Challenger. Na jego opalonej twarzy
malowaa si nie tajona wcieko.
- Panie Poirot! - krzykn. - Co to ma znaczy? Zadzwoniem do tej przekltej kliniki, w ktrej umiecilicie
Nick. Spytaem, jak si czuje i o ktrej mgbym j odwiedzi. A tam powiadaj, e lekarz zabroni wszelkich
wizyt. Co to ma znaczy? Czy to przypadkiem nie pana robota? Czy te Nick rzeczywicie rozchorowaa si
od szoku?
- Zapewniam pana, monsieur, e nie mam nic wsplnego z regulaminem kliniki. Nigdy bym si nie omieli.
Nieche pan zadzwoni do tego lekarza... Jake on si nazywa?... Zdaje si, Graham...
- Dzwoniem do niego. Powiada, e Nick czuje si niele. Znam si na tym ich gadaniu. Sam mam stryja,
ktry jest lekarzem. Neurologiem na dodatek. Psychoanalitykiem. Ju ja si znam na tych sodkich
swkach, jakimi oni uspokajaj rodziny swoich pacjentw. Poza tym nie wierz, eby Nick nie chciaa si z
nikim widzie. To pan w tym palce macza!
Poirot umiechn si do niego yczliwie. Ju dawno zauwayem, e Poirot ma sabo do zakochanych.
- Niech pan mnie posucha, mon ami - powiedzia. - Jeeli wpuszcz jednego gocia, to bd musieli
wpuszcza wszystkich. Pan rozumie. Albo wszyscy, albo nikt. Chodzi nam o zapewnienie mademoiselle
bezpieczestwa, tak czy nie? No wic? Sam pan rozumie, e tak by musi.
- Rozumiem - powiedzia Challenger powoli. - Ale w takim razie...
- Do. Nie mwmy wicej na ten temat. Zapomnijmy nawet, o czym mwilimy przed chwil. Ostrono,
ostrono i jeszcze raz ostrono, oto zadanie chwili.
- Potrafi trzyma jzyk za zbami - powiedzia spokojnie marynarz. Odwrci si do drzwi, a wychodzc,
rzuci jeszcze przez rami: - Nie ma zakazu co do kwiatw, co? Chyba eby byy biae.
Poirot umiechn si.
- A teraz - powiedzia, gdy drzwi zamkny si za porywczym kapitanem - podczas gdy pan Challenger i
madame, a prawdopodobnie i pan Lazarus, spotykaj si w kwiaciarni, my spokojniutko jedziemy sobie do
mademoiselle.
- I poprosimy j o odpowied na nasze trzy pytania?
- O tak, poprosimy. Chocia, prawd mwic, znam wszystkie trzy odpowiedzi.
- Naprawd?
- Tak.
- Kiedy si dowiedziae?
- Podczas niadania, mj drogi. Po prostu rzuciy mi si same w oczy.
- No, to powiedz!
- Nie, chc, eby je usysza od mademoiselle.

55
I zaraz, jakby chcia odwrci moj uwag, podsun mi przed oczy jaki list. Bya to opinia eksperta,
ktremu Poirot powierzy ocen portretu Nicholasa Buckleya. By on, zdaniem fachowca, wart najwyej
dwadziecia funtw.
- Jedna rzecz wyjaniona - owiadczy Poirot.
- W tej dziurze myszy nie ma - powiedziaem, przypomniawszy sobie jeden z ulubionych aforyzmw Poirota.
- Aa, widz, e pamitasz moje stare powiedzonka. Masz racj, mj drogi, nie ma adnej myszy w tej
dziurze. Dwadziecia funtw, a pan Lazarus ofiarowa z miejsca pidziesit. Czyby tak na pozr sprytny
mody czowiek mg si do tego stopnia myli! No, ale chodmy ju.
Klinika znajdowaa si na wzgrzu z widokiem na zatok. Przyj nas pielgniarz w biaym kitlu i kaza
poczeka w maym pokoiku na parterze. Po chwili wesza bardzo zaaferowana pielgniarka. Jedno
spojrzenie na Poirota wystarczyo jej. Musiaa otrzyma bardzo dokadne instrukcje od doktora Grahama
wraz ze szczegowym opisem maego detektywa. Nie potrafia ukry umiechu.
- Panna Buckley dobrze spaa - oznajmia nam. - Prosz panw na gr.
Nick znajdowaa si w bardzo miym pokoiku. W wskim metalowym eczku wygldaa jak zmczone
dziecko. Twarz miaa bardzo blad, a oczy jej byy podejrzanie zaczerwienione.
- Bardzo si ciesz, e panowie przyszli - powiedziaa sabym gosem.
Poirot uj jej do w obydwie rce.
- Odwagi, mademoiselle! Bdzie pani jeszcze miaa dla kogo y.
Sowa te zaskoczyy j. Spojrzaa mu w oczy.
- O! - powiedziaa tylko. - O!
- Czy nie zechciaaby mi pani teraz powiedzie, co pani tak gnbio w ostatnich czasach? A moe mam
zgadn? Czy zechce pani, mademoiselle, przyj ode mnie wyrazy najgbszego wspczucia?
Zarumienia si.
- Wic pan wie? A zreszt to ju teraz obojtne, czy kto wie, czy nie. Jest po wszystkim. Nigdy w yciu ju
go nie zobacz.
Gos jej si zaama.
- Odwagi, mademoiselle. - Nie mam ju ani krztyny odwagi. Wyczerpaa si w cigu ostatnich kilku tygodni.
Wci wierzyam i czekaam... ostatnio...
Nic nie rozumiaem.
- Niech pani spojrzy na biednego Hastingsa - odezwa si Poirot. - On nie ma pojcia, o czym my mwimy.
Spojrzaa na mnie swoimi nieszczliwymi oczami.
- Michael Seton, ten lotnik - powiedziaa wreszcie. - Bylimy zarczeni. A on zgin... Nie yje...
XI. MOTYW
Byem zupenie zaskoczony. Spojrzaem na Poirota.
- Czy to miae na myli?
- Tak. mon ami. Wiedziaem ju od rana.
- Ale skd? Jak moge si domyli? Powiedziae, e przy niadaniu.

56
- No tak, kochany. Dowiedziaem si przy niadaniu z pierwszych stron wszystkich dziennikw.
Przypomniaem sobie rozmow przy wczorajszej kolacji i wszystko mi si skojarzyo. - Zwrci si do Nick: Czy pani suchaa wiadomoci wczoraj wieczorem?
- Tak. Nastawiam radio. Powiedziaam, e id do telefonu. Chciaam sama wysucha dziennika
wieczornego, w razie... gdyby... - Przekna z trudem lin. - No i usyszaam...
- Wiem, wiem. - Uj jej szczup do w swoje rce.
- To byo okropne. Zaraz potem zaczli si zjawia ci wszyscy ludzie. Nie wiem nawet, co si ze mn dziao.
Czuam si jak we nie. Widziaam siebie sam z boku, jak obc osob. To byo bardzo dziwne uczucie.
Zachowywaam si normalnie, tak jak co dzie.
- Tak, tak, rozumiem.
- A potem, kiedy poszam na gr po narzutk Freddie, zaamaam si na moment. Szybko si jednak
opanowaam. Madzia wci woaa co o tym swoim palcie. W kocu wzia mj szal i posza. Upudrowaam
si, naoyam troch ru i pobiegam za ni. Leaa... tam... nieywa...
- Tak, tak, to musiao by straszne wraenie.
- Pan nie rozumie. aowaam, e to nie ja tam le. Chciaam umrze. Ale nie, yam... i pewnie y bd
jeszcze cae lata. A Michael nie yje... zatopiony daleko na dnie oceanu.
- Pauvre enfant!
- Nie chc y. Naprawd nie chce mi si ju y!
- Wiem, wiem. Wszyscy mamy takie chwile, kiedy chcemy umrze. Ale to przechodzi. Rozpacz mija. Trudno
pani w to uwierzy w tej chwili. Jestem starym czowiekiem i nie powinienem tak mwi. To puste sowa dla
pani. Wiem, e pani tak myli. Puste sowa.
- A pan pewnie sdzi, e zapomn i wyjd za m za kogo innego. Nigdy!
Siada w pocieli z poncymi policzkami i byszczcymi oczami. Wygldaa przelicznie. Poirot powiedzia
agodnie:
- Nie, nie. Nic podobnego nie myl. Pani ma szczcie, mademoiselle. Kocha pani dzielny czowiek...
bohater. Jak go pani waciwie poznaa?
- W Le Touquet... w zeszym roku we wrzeniu. Prawie rok temu.
- A kiedy si zarczylicie?
- Zaraz po Boym Narodzeniu. Ale to mia by sekret.
- Dlaczego?
- Stryj Michaela, stary sir Matthew Seton, kocha ptaki, ale nienawidzi kobiet.
- Ah! Ce n'est pas raisonnable21!
- No, moe nie jest dokadnie tak, jak mwi. To by prawdziwy dziwak. Uwaa, e kobiety rujnuj
mczyznom ycie, a Michael by cakowicie od niego zaleny. Sir Matthew by okropnie dumny z Michaela i
finansowa wszystkie jego wyprawy, da mu pienidze na skonstruowanie "Albatrosa" i pokry wydatki
zwizane z lotem dokoa wiata. Byo to najwiksze marzenie Michaela, no i jego stryja. Gdyby si udao, to
wtedy Michael mgby poprosi stryja o wszystko. A nawet gdyby stryj si wtedy sprzeciwi, to nie miaoby to
ju wikszego znaczenia. Michael byby ju wtedy midzynarodow saw. A stryj w kocu na pewno by mu
wybaczy.
- Tak, tak, rozumiem.

57
- Ale Michael twierdzi, e gdyby teraz si co wydao, to byaby klska. Trzymalimy wic nasze zarczyny
w najgbszej tajemnicy. Ja osobicie nikomu nic nie mwiam. Nawet Freddie.
Poirot westchn.
- Szkoda, e pani przynajmniej mnie nie powiedziaa, mademoiselle.
Nick spojrzaa na niego ze zdumieniem.
- Czy stanowioby to jak rnic? Czy to mogo mie co wsplnego z tymi tajemniczymi zamachami na
moje ycie? Nie, przyrzekam Michaelowi, e nic nikomu nie powiem, i sowa dotrzymaam. Ale to byo
straszne. Takie napicie... czekanie. A wszyscy na mnie, e jestem taka nerwowa. Nie mogam im
wytumaczy.
- Rozumiem to wszystko doskonale.
- Ju raz zagin, wie pan. Gdy przelatywa nad pustyni, w drodze do Indii. To te byo okropne, jednak
sprawa szybko si wyjania. Mia uszkodzony motor, ale jako mu go naprawili i mg lecie dalej. Cay
czas powtarzaam sobie, e pewnie i tym razem tak bdzie. Wszyscy dokoa mwili, e on nie yje, ale ja
stale si udziam. A wczoraj wieczorem...
Zamilka.
- Miaa pani do ostatniej chwili nadziej?
- Sama nie wiem. Po prostu nie chciaam uwierzy, e to koniec. Najgorsze byo to, e nawet nie mogam z
nikim pomwi.
- Wyobraam sobie. Czy nie miaa pani nigdy pokusy, eby si komu zwierzy, na przykad pani Rice?
- O tak, czasami nawet bardzo wielk!
- A czy pani nie sdzi, e ona si domylaa?
- Nie, nie sdz. - Nick zamylia si chwil. - Nic nigdy nie wspominaa. Czasami robia jakie aluzje. O tym,
e si przyjanilimy, i tak dalej.
- Nawet jak stryj pana Setona umar, nie uwaaa pani za stosowne zwierzy si jej? Pani wie, e on zmar w
zeszym tygodniu? - Wiem. Mia jak operacje. Mogam wtedy ju wszystkim opowiedzie o naszych
zarczynach, ale nie byoby to chyba uczciwe wobec Michaela. Brzmiaoby to jak samochwalstwo, wanie
w momencie kiedy wszystkie gazety rozpisyway si o nim. Poza tym zaraz zjawiliby si reporterzy. Tani
efekt. Michael byby wcieky, gdyby si dowiedzia.
- Zgadzam si z pani, mademoiselle. Nie moga pani tego rozgosi. Miaem na myli tylko jedno, e moga
pani prywatnie zwierzy si swoim przyjacioom.
- Daam co nieco do zrozumienia pewnej osobie. Ale nie wiem, ile ta osoba zrozumiaa. Po prostu
uwaaam, e jest to mj obowizek.
Poirot skin gow.
- Czy pani yje w zgodzie ze swoim kuzynem, panem Vyse? - spyta, zmieniajc raptownie temat rozmowy.
- Z Charlesem? Dlaczego przypomnia si panu nagle Charles?
- Tak sobie pomylaem.
- Charles to porzdny chopak - powiedziaa Nick. - Straszny nudziarz, to prawda. I sztywniak. Jestem
pewna, e nie podoba mu si mj styl ycia.
- O, mademoiselle, mademoiselle! Mam wraenie, e kocha si w pani bez pamici.

58
- Jedno nie przeszkadza drugiemu. Charles uwaa, e yj w sposb zupenie niedopuszczalny. Nie
podobaj mu si moi gocie, moje koktajle, moja pomadka do ust i moje powiedzonka. Ale mimo to jest
zakochany. Ma oczywicie nadziej, e mnie z czasem zreformuje. - Zamilka, a potem dodaa z ledwie
dosyszaln nutk figlarnoci w gosie: - Niech pan si przyzna, kogo pan nacign na miejscowe plotki?
- Prosz mnie nie zdradza, mademoiselle. Uciem sobie ma rozmwk z t dam z Australii, pani Croft.
- To porzdna kobieta, tylko, e rzadko mam czas na rozmowy z ni. Jest sentymentalna. Cigle mwi o
mioci rodzinnej, o domu, dzieciach. Pan wie, co mam na myli?
- Sam jestem sentymentalny i starowiecki.
- Czyby? A mnie si zdawao, e z was dwch kapitan Hastings jest sentymentalist.
Zarumieniem si z oburzenia.
- Hastings jest bardzo zy - powiedzia Poirot, nie bez satysfakcji przygldajc si mojemu zakopotaniu. Ale pani ma racj, mademoiselle! O tak, ma pani wit racj!
- Nic podobnego - rzuciem.
- Hastings ma wyjtkowo szlachetn natur. Bywa to dla mnie czsto przeszkod nie do pokonania.
- Nie gadaj gupstw, Poirot!
- Przede wszystkim nie chce nigdzie widzie za. A jeeli je ju dojrzy, jest tak gboko oburzony, e nie
potrafi wycign z tego adnych wnioskw. Wszystko razem wziwszy, jest to rzeczywicie natura
niezwykle pikna i szlachetna. Non, mon ami! Nie pozwol ci teraz na skromno. Jest tak, jak powiadam.
Nie zaprzeczaj!
- Obydwaj jestecie dla mnie strasznie dobrzy - powiedziaa Nick.
- Ale, mademoiselle! To gupstwo. Mamy jeszcze wiele do zrobienia. Przede wszystkim chciabym, eby
pani tu jeszcze pozostaa. Bdzie pani posuszna. Bdzie pani robia, co ka. Prosz mi obecnie nie
przeszkadza.
Nick westchna.
- Zrobi, co pan tylko zechce. Jest mi wszystko jedno.
- Nie bdzie pani przyjmowaa nikogo!
- Nie mam na to najmniejszej ochoty!
- Dla pani rola pasywna, dla nas aktywna. A teraz, mademoiselle, opuszcz pani. - Zatrzyma si na chwil
przy drzwiach i ju z rk na klamce rzuci przez rami: - Pani wspomniaa kiedy o jakim swoim
testamencie. Gdzie on jest?
- Bo ja wiem, gdzie tam ley.
- Ale gdzie? W Samotnym Domu? - Tak.
- W kasie ogniotrwaej czy te w pani biurku?
- Wie pan, e doprawdy nie przypominam sobie. - Zmarszczya brwi. - Ach, jestem okropnie nieporzdna!
Dokumenty s przewanie w biurku w bibliotece. Tam te przechowuj rachunki. Pewnie znajdzie pan tam
rwnie testament. A moe w sypialni?
- Czy pozwala mi go pani poszuka?
- Oczywicie, jeeli ma pan ochot. Niech pan szuka, czego pan chce.
- Merci, mademoiselle. Skorzystam z pani pozwolenia.

59
XII. ELLEN
Poirot odezwa si dopiero wtedy, gdy wyszlimy z kliniki na ulic. Chwyci mnie za rami.
- Widzisz, Hastings? Widzisz! Sacre tonnerre! Miaem racj! Zawsze wiedziaem, e czego brakuje, e jaki
kawaek tej amigwki si zawieruszy. A bez tego jednego kawaka wszystko razem nie miao sensu.
Jego dziwaczny tryumf by dla mnie zupenie niezrozumiay. Nie rozumiaem, na czym polega miaa ta
rewelacja.
- Cay czas miaem to przed oczami, a jednak niczego nie zauwayem. Ale te byo to niemoliwe.
Wiedzie, e czego brakuje, ale czego brakuje, czego - tego nie wiedziaem. Ah! a c'est bien plus
difficile22.
- Czy chcesz przez to powiedzie, e wiadomo ta ma bezporedni zwizek ze zbrodni?
- Ma foi, czy nie widzisz tego?
- Prawd mwic, nic nie widz.
- Czy to moliwe? Czowieku, przecie mamy teraz to, czego szukalimy od pocztku. Motyw! w ukryty,
tajemniczy motyw!
- Musi by bardzo gboko ukryty, skoro go zupenie nie widz. Czy masz na myli zazdro?
- Zazdro? Skde znowu! Jest to po prostu najczstszy, najbardziej pospolity z motyww. Pienidze, mj
przyjacielu, pienidze!
Zatrzymaem si, a on cign dalej, ju nieco spokojniej:
- Posuchaj, mon ami. Tydzie temu umar sir Matthew Seton. A by milionerem i jednym z najbogatszych
ludzi w Anglii.
- Tak, ale...
- Attendez! Po kolei, dobrze? Ma siostrzeca, ktrego ubstwia i ktremu na pewno pozostawi w spadku
cay swj majtek.
- Ale...
- Mais oui... zapewne co tam ofiarowa na rne swoje fanaberie i filantropie, ale olbrzymia cz tej
wielkiej fortuny zostaa zapisana na Michaela Setona. W ubiegy wtorek rozchodzi si wiadomo, e
Michael Seton zagin bez wieci. W rod zaczyna si seria zamachw na ycie mademoiselle. Zamy,
e Michael Seton przed odlotem sporzdzi testament i pozostawi swj majtek pannie Buckley.
- To jest czysta hipoteza.
- Tak, to hipoteza. Ale tak musi by. Bo gdyby byo inaczej, to wszystko, co si tu od tygodnia dzieje, nie
miaoby adnego sensu. Pamitaj, to nie jest kwestia paru gupich tysicy, tu wchodzi w gr olbrzymia
fortuna.
Milczaem przez dusz chwil, zastanawiajc si nad wywodami Poirota. Zdawao mi si, e Poirot zbyt
pochopnie wyciga wnioski, a jednoczenie byem gboko przekonany, e w kocu okae si, i ma racj.
Mia prawdziwy talent do oceny zjawisk i do trafiania na waciwy tor. Mimo to byem przekonany, e trzeba
jeszcze dowie niejednej rzeczy, zanim nastpi rozwizanie zagadki.
- Ale skoro nikt nie wiedzia o zarczynach... - zaczem.

60
- Ba! Kto na pewno wiedzia. Powiadam ci, e nie ma prawdziwych tajemnic. Kto zawsze co wie. A jeeli
nie wie, to si domyla. Pani Rice podejrzewaa co. Panna Nick powiedziaa nam o tym sama. Moga swoje
podejrzenia obrci w pewno, gdyby chciaa si do tego przyoy.
- Ale jak?
- Przede wszystkim musiaa istnie jaka korespondencja pomidzy mademoiselle a Michaelem Setonem.
Byli zarczeni od szeregu miesicy. Wiemy, e nawet najlepsi przyjaciele uwaaj pann Nick za osob co
najmniej nieporzdn. Wtpi, czy kiedykolwiek w yciu zamkna co na klucz. O tak, zapewniam ci, e
osoba zainteresowana miaa sposoby, eby si dowiedzie, co w trawie piszczy.
- I uwaasz, e Fryderyka Rice moga wiedzie o testamencie panny Nick?
- Bez wtpienia. No, widzisz, jak wszystko si doskonale zbiega. Pamitasz moj list? List osb od A. do
J. Z tej listy zostay ju teraz tylko dwie osoby, ktre warto bra pod uwag. Odrzucam sub. Odrzucam
kapitana Challengera, mimo e jecha tu z Plymouth ptorej godziny, a odlego ta wynosi zaledwie
trzydzieci mil. Odrzucam dugonosego pana Lazarusa, ktry oferowa pidziesit funtw za obraz wartoci
tylko dwudziestu funtw. Jak si nad tym zastanowisz, to zobaczysz, e to jest bardzo dziwne, bardzo
dziwne i zupenie sprzeczne z jego charakterem. Odrzucam Australijczykw. To przemili, pogodni ludzie.
Pozostawiam na mojej licie tylko dwie osoby.
- Jedn z nich jest Fryderyka Rice - powiedziaem powoli. Przypomniaem sobie jej twarz, jej zote wosy, jej
delikatne rysy.
- Tak. Ona musi zosta na licie. Jeeli nawet testament panny Nick sformuowany jest w sposb bardzo
niedbay, to nie ulega wtpliwoci, e tamta jest gwnym spadkobierc. Poza Samotnym Domem cay
majtek panny Nick przechodzi na ni. Gdyby zamiast Madzi pann Nick zabito wczoraj, pani Rice byaby
dzi bardzo bogat kobiet.
- Trudno mi w to uwierzy.
- Trudno ci jest uwierzy, e pikna kobieta mogaby by morderczyni, co? Czonkowie sdw przysigych
te czsto tak rozumuj. Ale by moe masz racj. Jest jeszcze jedna osoba.
- Kto?
- Charles Vyse.
- Przecie on dziedziczy tylko dom.
- Tak, ale on moe o tym nie wiedzie. Czy to on sporzdza testament panny Nick? Wydaje mi si, e nie.
Gdyby tak byo, to znajdowaby si u niego, a nie gdzie w jakiej szufladzie w Samotnym Domu. A wic
widzisz, Hastings, istnieje moliwo, e Vyse nie wie o istnieniu tego testamentu. Zapewne uwaa, e
nigdy nie spisaa takiego dokumentu, a w tym wypadku on jest jedynym spadkobierc.
- Wiesz - powiedziaem - to wydaje mi si znacznie bardziej prawdopodobne!
- To tylko twoja romantyczna natura, Hastings. Widzisz w Charlesie Vyse owego zbrodniczego adwokata,
posta znan z literatury. Jeeli ponadto taki adwokat obdarzony jest jeszcze nieruchom twarz i mao
mwi, to podejrzenia narzucaj si same. Pod wieloma wzgldami jest on bardziej podejrzany od madame
Rice. Na przykad istnieje wiksze prawdopodobiestwo, e wiedzia o istnieniu rewolweru i e si nim
posugiwa.
- I e strci gaz na pla?

61
- Tak jest. Ale jak ju wspomniaem, mona byo bez wikszego wysiku podway gaz i zepchn go w d.
Do tego wystarczyyby i kobiece siy. A fakt, e gaz zosta strcony o chwil za pno i dziki temu nie trafi
w mademoiselle, wiadczy raczej o kobiecej dziaalnoci. Natomiast pomys zepsucia hamulcw w
samochodzie jest raczej pomysem mskim, chocia w dzisiejszych czasach mamy wiele kobiet o rwnych
zdolnociach technicznych co mczyni. S jednak pewne luki w teorii obciajcej pana Vyse.
- Jakie?
- Mia mniejsze szans dowiedzenia si o zarczynach mademoiselle ni pani Rice. I jeszcze jeden punkt.
Przestpca zacz dziaa raczej przedwczenie.
- Nie rozumiem.
- C, dopiero wczoraj wieczorem stwierdzono, e Michael Seton nie yje. Takie przedwczesne dziaanie
jest raczej w sprzecznoci z umysem prawnika.
- Tak - zgodziem si. - To te raczej wskazywaoby na kobiet.
- Oczywicie. Ce que la femme veut, Dieu le veut\23.
- Wiesz, to rzeczywicie niebywae, e Nick za kadym razem unikna mierci.
I nagle przypomniao mi si, jak Fryderyka Rice powiedziaa: "Nick ma wielkie szczcie". Zrobio mi si
zimno.
- Tak - westchn Poirot - i nie mog sobie tego nawet poczyta za zasug.
- Opatrzno - mruknem.
- Ach, mon ami, ja bym tego nie skada na barki Pana Boga. Zastanw si, e tym samym czynisz Pana
Boga odpowiedzialnym za mier Madzi Buckley.
- Doprawdy, Poirot!
- Doprawdy, mj drogi. Nie mam zamiaru siedzie tu i twierdzi, e wszystko to jest dzieem Pana Boga i e
wobec tego nie powinienem si do tego miesza. Ostatecznie mieszam si do takich spraw zawodowo.
Powoli wspinalimy si zygzakowat drk prowadzc na szczyt skay. Przez niewielk furtk weszlimy
teraz na teren Samotnego Domu.
- Uff! - westchn Poirot - to podejcie takie strome. Zgrzaem si. Wsy mi zwilgotniay. Jak ju mwiem
przed chwil, jestem po stronie poszkodowanych. Zawsze byem i bd. Pannie Nick grozi
niebezpieczestwo, wobec tego jestem po jej strome, a take po stronie Madzi, albowiem Madzia zostaa
zabita.
- I wobec tego jeste przeciwnikiem pani Rice i Charlesa Vyse?
- Nie, mj drogi. Nie przesdzam niczego. Powiadam tylko, e w tej chwili wszystko wskazuje na jedno z
nich. Ale cicho!
Podeszlimy do trawnika znajdujcego si przed domem. Jaki czowiek prowadzi maszyn do strzyenia
trawy. Mia podun twarz o gupkowatym wyrazie i tpe czarne oczy. Niedaleko od niego sta brzydki,
moe dziesicioletni chopiec o inteligentnym wygldzie. Przyszo mi go gowy, e nadchodzc, nie
syszelimy dwiku maszyny. Jak wida, mczyzna nie pieszy si z robot. Dopiero gdy nas zobaczy,
szybko wprawi mechanizm w ruch.
- Dzie dobry! - zawoa Poirot.
- Dzie dobry panom! - Pan jest zapewne ogrodnikiem? Mem tej pani, ktra tu pracuje?
- To mj tata - odezwa si chopiec.

62
- Tak - powiedzia ogrodnik - a pan jest tym detektywem, prawdziwym detektywem. Czy nie wie pan, co
sycha u naszej panienki?
- Wanie wracam od niej. Miaa dobr noc.
- By tu policjant - powiedzia chopiec. - O, tu jedna pani zostaa zabita. Przy tych stopniach. Raz widziaem
jak zarzynali wini, prawda, tata?
- Aha - odpowiedzia ojciec.
- Jak tata pracowa na farmie, to zabija winie, prawda, tata? Widziaem raz, jak zarzynali wini. Bardzo mi
si to podobao.
- Dzieci lubi patrze, jak si zarzyna winie - stwierdzi ogrodnik takim tonem, jak gdyby to byo jedno z
podstawowych praw przyrody.
- A t pani to zastrzelili z rewolweru - opowiada chopiec. - Nie podrzynali jej wcale garda.
Weszlimy do wntrza domu. Byem zadowolony, e ten okropny chopiec nie idzie za nami.
Poirot uda si do salonu, gdzie okna byy szeroko otwarte, i zadzwoni.
Po chwili zjawia si Ellen, ubrana starannie, w czarnej sukience. Na nasz widok nie okazaa wcale
zdziwienia.
Poirot wytumaczy jej, e otrzymalimy pozwolenie panny Nick na przeprowadzenie rewizji w caym domu.
- Prosz bardzo - powiedziaa tylko.
- Czy policja ju skoczya swoje poszukiwania?
- Powiedzieli, e maj ju wszystko, czego im trzeba. Od wczesnego rana szukali czego w ogrodzie. Nie
mam pojcia, czy znaleli co, czy nie.
Wanie zamierzaa opuci pokj, gdy Poirot zatrzyma j pytaniem.
- Gdy wczoraj wieczorem powiedziano pani, e zamordowano pann Buckley, czy bya pani tym
zaskoczona?
- O tak, prosz pana. Bardzo zaskoczona. Panna Madzia bya taka mia i dobra. Nie rozumiem, kto chciaby
j skrzywdzi?
- Gdyby to kto inny by ofiar morderstwa, to nie byaby pani wcale taka zaskoczona, co?
- Nie rozumiem, o co panu chodzi?
- Gdy wszedem wczoraj do holu - odezwaem si - pani od razu zapytaa mnie, czy komu si stao co
zego. Czy pani spodziewaa si czego takiego?
Umilka. Zacza ukada w mae fadki brzeg swego fartucha. Wreszcie potrzsna gow i szepna:
- Panowie nie mog tego zrozumie.
- Ja potrafi, zapewniam pani - rzek Poirot. - eby pani powiedziaa najbardziej fantastyczn rzecz, to ja
potrafi zrozumie.
Spojrzaa na niego sceptycznym wzrokiem, a po chwili wida zdecydowaa, e mona mu zaufa.
- To nie jest dobry dom, prosz pana - wykrztusia wreszcie.
Byem zdumiony i troch zaskoczony. Jednake Poirot najwidoczniej uzna t uwag za zupenie normaln.
- Chce pani powiedzie, e dom jest stary.
- Nie, prosz pana, ale e jest w nim co niedobrego.
- Dawno pani tu pracuje?

63
- Od szeciu lat, prosz pana. Ale pracowaam ju tu jako moda dziewczyna. W kuchni jako pomywaczka.
To byo jeszcze za ycia starego pana Nicholasa. Wtedy te tak byo.
Poirot spojrza na ni uwanie.
- W starych domach - powiedzia powoli - czsto jest atmosfera tajemniczoci, za.
- Tak, tak! - potwierdzia Ellen. - Duo za. Duo zych myli i zych czynw. Peno tego w tym domu. ciany
przesiky zem, nie mona go z nich wydoby, wyczyci. Unosi si w powietrzu. Zawsze wiedziaam, e
zdarzy si tu co strasznego.
- No i miaa pani racj.
- O tak!
W tonie jej zabrzmiaa nuta drobnej satysfakcji. Satysfakcji czowieka, ktrego najgorsze przepowiednie si
speniy. - Ale nie wyobraaa pani sobie, e spotka to pann Madzi, prawda?
- Nie, prosz pana. Naprawd nie. Kto by jej mg nienawidzi! Nie miaa adnych wrogw. Tego jestem
pewna.
Wydao mi si, e w tych ostatnich jej sowach jest klucz do zagadki. Przypuszczaem, e Poirot bdzie
szed dalej w tym samym kierunku, ale ku mojemu zdumieniu przerzuci si na zupenie inny temat.
- Czy syszaa pani strzay?
- Nie, tyle byo haasu od fajerwerkw...
- Ale pani nie bya w ogrodzie?
- Nie, musiaam sprztn po kolacji.
- Czy m pani pomaga?
- Nie, prosz pana, poszed do ogrodu.
- Ale pani nie posza?
- Nie.
- A to dlaczego?
- Chciaam ju skoczy z tymi naczyniami.
- Nie lubi pani fajerwerkw?
- O tak, prosz pana, bardzo! Ale widzi pan, jutro te bd fajerwerki. Jutro mam wychodne, pjdziemy z
mem do miasta i wszystko sobie obejrzymy.
- Rozumiem. A czy syszaa pani, jak panna Madzia pytaa o swj paszcz i mwia, e nie moe go znale?
- Syszaam, jak panna Nick biega na gr i jak panna Madzia co jej odpowiadaa z holu, e czego nie
moe znale i e bierze szal...
- Przepraszam - przerwa jej Poirot. - Pani nie usiowaa pomc jej w szukaniu ani te przynie paszcza z
samochodu, w ktrym go zostawia?
- Miaam mas roboty, prosz pana.
- Oczywicie. A adna z panien nie prosia pani o pomoc, gdy byy przekonane, e jest pani w ogrodzie.
- Tak jest.
- To znaczy, e dawniej zawsze ogldaa pani fajerwerki? Jej blada twarz spona nagym rumiecem.
- Nie rozumiem, prosz pana. Wolno nam zawsze i do ogrodu. To chyba nikogo nie powinno obchodzi,
e w tym roku wolaam szybko skoczy swoj robot i pooy si spa.

64
- Mais oui, mais oui. Nie chciaem pani obrazi. Ma pani prawo robi, co si pani podoba. - Zamilk i po
chwili doda: - A teraz czy mogaby mi pani udzieli informacji z innej dziedziny? To jest bardzo stary dom.
Czy istniej w nim jakie tajne korytarze, pokoje?...
- Owszem... jest skrytka w cianie wanie w tym pokoju. Pamitam, kiedy byam mod dziewczyn, to raz
widziaam, jak si to rozsuwa. Ale nie mog sobie w tej chwili przypomnie, ktra to bya ciana. A moe to
byo w bibliotece? Trudno mi powiedzie.
- Czy za t cian jest tyle miejsca, e czowiek mgby si ukry?
- O nie, prosz pana. To rodzaj maej niszy czy szafki, nie wicej ni p metra kwadratowego.
- Nie to miaem na myli. Znowu si zarumienia.
- Jeeli pan mnie posdza, e si gdzie ukrywaam, to mwi panu, e to nieprawda. Syszaam, jak panna
Nick zesza ze schodw i biega do ogrodu. Usyszaam jej okrzyk przeraenia... Wyszam do holu, eby
zobaczy, co si stao. I to jest wita prawda.
XIII. LISTY
Pozbywszy si wreszcie Ellen, Poirot zwrci ku mnie zatroskan twarz.
- Zastanawiam si teraz... Jak mylisz, czy syszaa te strzay, czy nie? Jestem prawie pewny, e syszaa.
Wtedy otworzya drzwi od kuchni, usyszaa kroki Nick zbiegajcej po schodach i wysza do holu, eby
zobaczy, co si stao. Wydaje mi si to zupenie naturalne. Ale dlaczego nie bya w ogrodzie na
fajerwerkach? To chciabym wiedzie!
- Skd ci przyszo do gowy, eby spyta o jaki schowek?
- Bo ja wiem? Pomylaem sobie nagle, e nie moemy by stuprocentowo pewni, i J. nie istnieje.
- J.?
- Tak, J. Ostatnia osoba na mojej licie. w hipotetyczny nieznajomy. Przypumy, e J. zjawi si tutaj
wczorajszej nocy i e Ellen o tym wie. Mgby si schowa w tajnej kryjwce - zakadam, e mamy do
czynienia z mczyzn - w tym oto pokoju. Zjawia si dziewczyna, ktr on bierze za pann Nick. Idzie za
ni, strzela. Non - c'est idiot! A zreszt wiemy, e nie ma tu adnej kryjwki. Widocznie Ellen zupenie
przypadkowo postanowia zosta wczoraj w kuchni. No, chod, poszukamy testamentu panny Nick!
W salonie nie znalelimy adnych papierw. Przeszlimy do biblioteki, pokoju raczej ciemnego, ktrego
okna wychodziy na dziedziniec. W kcie stao wielkie, starowieckie biurko z orzechowego drzewa.
Przeszukanie tego wielkiego mebla zajo nam sporo czasu. Panowa tam wielki niead. Rachunki, recepty
lekarskie - wszystko pomieszane ze sob - jakie zaproszenia, monity, listy od przyjaci.
- Uporzdkujemy te papiery - powiedzia Poirot z surowym wyrazem twarzy - metodycznie i systematycznie.
Dotrzyma sowa. W p godziny pniej siedzia z zadowolonym wyrazem twarzy nad stertami starannie
przesortowanych papierw.
- C'est hien, a. Przynajmniej zrobilimy dobry uczynek. Poza tym z powodu tego baaganu musielimy tak
starannie wszystko przeszuka, e z ca pewnoci nic nie przegapilimy.
- Masz racj. Ale nie ma tu naprawd nic interesujcego.
- Z wyjtkiem tego.
Rzuci do mnie list. Pismo byo due, rozwleke, prawie nieczytelne.

65

Kochanie!
Bawiam si po prostu wspaniale! Za to dzisiaj czuj si okropnie. Miaa racj, e nie chciaa skosztowa
tego paskudztwa. Bagam ci, nie zaczynaj! Szalenie trudno si odzwyczai, jak si raz zaczto. Pisz do
mojego przyjaciela, eby przypieszy nastpny transport. ycie jest jednym piekem!
Twoja Freddie
- Pisane w lutym ubiegego roku - zastanowi si Poirot. - Sprawa jest jasna. To narkomanka. Wiedziaem o
tym, jak tylko na ni spojrzaem.
- Naprawd? Ja bym jej nigdy nie podejrzewa.
- To chyba jasne. Wystarczy spojrze na jej oczy. A poza tym te cige zmiany nastroju. Czasami jest
okropnie nerwowa, napita jak struna, a czasami zupenie bezwolna.
- Narkotyki podobno osabiaj poczucie etyki. Czy to prawda?
- Oczywicie. Ale nie przypuszczam, eby pani Rice bya naogow narkomank. To dopiero nowicjuszka.
- A Nick?
- Nic za tym nie przemawia. By moe, raz i drugi z ciekawoci posza na jaki seans narkomanw. Ale
jestem pewny, e sama nie zaywa narkotykw. - Bardzo mnie to cieszy.
Przypomniaem mu, jak Nick powiedziaa o Fryderyce, e nie zawsze odpowiada za siebie.
Poirot skin gow i uderzy kilka razy w biurko listem.
- Wanie o tym pisze w licie. No c, nie znalelimy tu nic. Chodmy na gr, do sypialni.
W pokoju Nick te stao biurko, ale niewiele znajdowao si w nim papierw. I tu nie byo testamentu.
Znalelimy natomiast ksieczk wozu i nie zrealizowany kupon akcji sprzed miesica. Poza tym nic
wanego.
Poirot westchn z przesadn rozpacz.
- Te mode dziewczta nie maj dzisiaj adnego wychowania. Porzdek, metoda, tego ich nikt nie uczy.
Mademoiselle Nick jest wprawdzie czarujca, ale strasznie nieporzdna.
Przejrza starannie szuflad pen bielizny.
- Poirot - powiedziaem z zaenowaniem - czy nie widzisz, e to damska bielizna?
Spojrza na mnie ze zdziwieniem.
- No to co?
- Czy nie wydaje ci si... to znaczy... nie moemy chyba... Wybuchn gonym miechem.
- Mj drogi Hastingsie, jeste prawdziwym przeytkiem epoki wiktoriaskiej. Gdyby mademoiselle Nick tu
bya, to samo by ci powiedziaa. Czy nie wiesz, e w dzisiejszych czasach mode kobiety nie ukrywaj wcale
swojej bielizny? Majteczki i koszulki przestay by wstydliw tajemnic. Codziennie na kadej play moesz
zobaczy wszystkie te czci garderoby rozrzucone na piasku. I dlaczego miaoby by inaczej?
- Nie widz potrzeby grzebania w bielinie panny Nick.
- Ecoutez24, mj przyjacielu. Mademoiselle, jak widzisz, nie zamyka na klucz swoich skarbw. Gdyby
chciaa co ukry, to na pewno wsunaby to pod stert koszulek czy poczoch. O! A to co?
Wycign paczk listw zwizanych wyblak row wsteczk.
- Jeeli si nie myl, s to listy miosne pana Michaela Setona.

66
Odwiza wsteczk i zacz otwiera listy.
- Poirot! - krzyknem przeraony. - Nie moesz tego robi. To nieuczciwe i wstrtne.
- To nie jest zabawa salonowa - achn si Poirot. - Nie zapominaj, e szukamy mordercy.
- Ale czytanie cudzych listw...
- Moe mi nic nie da albo da bardzo wiele. Nie mog pomin adnej szansy. Czytaj je razem ze mn.
Dwie pary oczu zawsze lepsze od jednej. Pociesz si, e nasza poczciwa Ellen na pewno zna je na pami.
Nie podobao mi si to. Rozumiaem jednak, e Poirot nie moe si bawi w subtelnoci, i prbowaem si
pocieszy sowami Nick, ktra przecie na poegnanie powiedziaa nam, e moemy robi, co nam si
podoba.
Listy nosiy daty z ubiegej zimy.
Nowy Rok
Kochana!
Mamy Nowy Rok i jestem peen nowych zamiarw. Nie mog jeszcze uwierzy w to, e mnie naprawd
kochasz. Zmienia' cae moje ycie. Od pierwszej chwili, gdy tylko si poznalimy, wiedziaem, e jestemy
stworzeni dla siebie. Szczliwego Nowego Roku, najmilsza! Twj na zawsze
Michael
8 lutego
Najdrosza!
Jake chciabym ci czciej widywa! Ta sytuacja jest nie do zniesienia. Nienawidz tego ukrywania si,
ale wiesz, jak maj si sprawy. Zdaj sobie spraw, jak bardzo i Ty nienawidzisz kamstwa i obudy. Ja
odczuwam to samo. Ale sama wiesz, e to nieuniknione. Stryj Matthew ma bzika na punkcie wczesnych
maestw. Twierdzi, e rujnuj mczynie karier. Jak gdyby Ty moga zrujnowa moj! O, kochana!
Gowa do gry, kochanie! Wszystko skoczy si dobrze.
Twj Michael
2 marca
Nie powinienem pisa do Ciebie co drugi dzie, ale musz. Wczoraj, gdy byem w grze, mylaem bez
przerwy o Tobie. Leciaem nad Scarborough. Bogosawione, kochane Scarborough, najpikniejsza
miejscowo na wiecie! Najdrosza, nie masz pojcia, jak Ci kocham!
Twj Michael
18 kwietnia
Najukochasza!
Wszystko zaatwione. Ostatecznie i definitywnie. Jeeli mi si uda - a czuj, e mi si uda - to bd mg
postawi spraw ostro wobec stryja. A zreszt, jeeli bdzie si dalej krzywi, to i tak zrobi, co
postanowiem. Jeste urocza i przemia, e interesuj Ci moje dugie techniczne opisy "Albatrosa".
Jakebym chcia Ci zabra ze sob! No, ale wszystko jeszcze przed nami. Pamitaj, nie martw si o mnie.
Ta wyprawa wcale nie jest taka ryzykowana, jak pisz w gazetach. Po prostu nie mgbym si zabi teraz,

67
kiedy wiem, e mnie kochasz. To zupenie wykluczone. Wszystko skoczy si dobrze, najdrosza,
zobaczysz! Miej zaufanie do swojego
Michaela
20 kwietnia
Aniele mj!
Masz racj, kade Twoje sowo jest suszne. List Twj przechowam jak najdroszy skarb. Nie jestem Ciebie
wart. Jeste' zupenie inna od wszystkich kobiet. Ubstwiam Ci!
Twj Michael
Ostatni list nie by datowany.
Najdrosza!
Jutro odlatuj. Jestem szalenie podniecony i pewny siebie, peen energii i siy. Mj kochany "Albatros" jest
gotowy i wiem, e mnie nie zawiedzie.
Gowa do gry, kochanie, nie przejmuj si! Istnieje oczywicie pewne ryzyko, ale ycie jest w ogle do
ryzykown przygod. A propos, kto wspomnia, e powinienem spisa testament (taktowny facet, co? - ale
powiedzia to w jak najlepszych zamiarach). Spisaem go wic na kawaku papieru i posaem do starego
Whitfielda. Nie miaem czasu pj z tym osobicie. Jeden kolega powiedzia mi kiedy, e zna faceta, ktry
sporzdzi testament skadajcy si z trzech sw "wszystko dla mamy" i okazao si, e prawnie byo to w
najlepszym porzdku. Mj testament te mniej wicej tak brzmi. Przypomniaem sobie na szczcie, e
Twoje prawdziwe imi jest Magdala. Czy nie jestem inteligentny? Dwch kolegw poprosiem na wiadkw.
Nie przejmuj si zbytnio tym uroczystym gadaniem o testamentach. Zobaczysz, e wrc zdrw i cay. Bd
telegrafowa z Indii, Australii, i tak kolejno. Gowa do gry! Zobaczysz, e wszystko skoczy si dobrze.
Dobranoc i niech Ci Bg bogosawi!
Michael
Poirot powoli woy listy z powrotem do kopert.
- Widzisz teraz, e musiaem je przeczyta, eby mie zupen pewno. Jest tak, jak przypuszczaem.
- Na pewno moge si o tym przekona w inny sposb.
- Nie, mj zoty. Nie mogem zrobi nic innego. To byo jedyne wyjcie. Mamy teraz bardzo powany dowd
rzeczowy w rku.
- Nie rozumiem.
- Wiemy teraz z ca pewnoci, e Michael Seton sporzdzi testament na korzy panny Nick i e
testament taki istnieje czarno na biaym. Kady, kto przeczyta te listy, jest w posiadaniu tej informacji. A listy
byy tak niedbale schowane, e ostatecznie kady mia do nich dostp.
- Ellen?
- Ellen na pewno. Zrobimy sobie na niej may eksperyment, chcesz?
- Ale nie ma nigdzie ladu testamentu Nick.

68
- Nie, i to jest bardzo dziwne. Prawdopodobnie rzucia go do wazonu albo midzy ksiki na pkach.
Musimy zmusi mademoiselle, eby sobie przypomniaa, co z nim zrobia. W kadym razie my tu ju nic
wicej nie znajdziemy.
Wychodzc, zastalimy w holu Ellen, ktra cieraa kurz.
Poirot pozdrowi j uprzejmie i dopiero przy drzwiach wyjciowych odwrci si i powiedzia mimochodem:
- Przypuszczam, e wiedziaa pani o zarczynach panny Buckley z tym lotnikiem, Michaeem Setonem?
Spojrzaa na niego ze zdumieniem.
- Co? Z tym, co to tyle o nim teraz pisz w gazetach?
- Tak.
- Co podobnego! Pojcia nie miaam. Zarczony z pann Nick?
- Absolutne i zupene zaskoczenie - zauwayem, gdy ju bylimy na dworze.
- Tak. To chyba byo szczere.
- Moliwe.
- A ta paczka listw spoczywajca od miesicy pod bielizn? O nie, mj przyjacielu! Ja w to nie wierz!
No tak - pomylaem sobie - ale nie wszyscy jestemy Poirotami i nie grzebiemy w cudzych rzeczach, eby
czyta cudze listy. Ale nie odezwaem si.
- Ta Ellen to prawdziwa zagadka - powiedzia Poirot. - Nie podoba mi si to. Jest tu co, czego zupenie nie
rozumiem.
XIV. TAJEMNICA ZAGINIONEGO TESTAMENTU
Poszlimy prosto do kliniki.
Nick bya raczej zdziwiona naszym widokiem.
- Tak, mademoiselle - odpowiedzia Poirot na jej pytajcy wzrok. - Jestem jak ta waka-wstaka. Cigle
wracam. Przede wszystkim chciabym pani zawiadomi, e zrobiem porzdek w pani papierach. Wszystko
jest teraz systematycznie uoone.
- C, najwyszy czas - powiedziaa Nick, nie mogc ukry umiechu. - Czy pan, panie Poirot, jest bardzo
systematyczny?
- Niech pani spyta mojego przyjaciela Hastingsa. Dziewczyna spojrzaa na mnie pytajco.
Wyoyem jej kilka dziwactw Poirota. Na przykad grzanki musiano mu robi z czworoktnego bochenka
chleba. Jajka na mikko musiay by identycznych rozmiarw. Nie uznawa golfa, uwaajc go za gr
"niesymetryczn i bezksztatn". W kocu opowiedziaem jej o synnej historii, kiedy to Poirot rozwiza
niezmiernie zawi zagadk kryminaln tylko i wycznie dziki swojej manii symetrycznego ukadania
przedmiotw znajdujcych si na kominkach.
Poirot sucha tego z umiechem.
- Bardzo zabawne opowiadanie - powiedzia wreszcie. - Oczywicie moim kosztem. Ale na og si zgadza.
Niech pani sobie wyobrazi, mademoiselle, e od lat bagam Hastingsa, eby sobie zrobi przedziaek
porodku, a nie z boku. Niech pani zobaczy, co ten przedziaek robi z jego twarzy! Przecie wyglda
zupenie krzywo i niesymetrycznie. - W takim razie i ja si panu nie podobam - odezwaa si Nick - bo ja te
mam przedziaek z boku. Freddie ma przedziaek na rodku i podoba si panu.

69
- Patrzy na ni bez przerwy tamtego wieczoru - umiechnem si nie bez zoliwoci. - Teraz ju wiem
dlaczego.
- C'est assez25! - rzuci Poirot. - Przyszedem w bardzo powanej sprawie, mademoiselle. Nie mog znale
tego pani testamentu.
- O! - zmarszczya brwi, - Ale czy to takie wane? Ostatecznie jeszcze yj. A testamenty nabieraj
znaczenia dopiero po mierci czowieka, prawda?
- Tak, ale mimo to jestem bardzo zainteresowany tym pani testamentem. Niech pani si zastanowi,
mademoiselle. Co pani z nim zrobia? Kiedy widziaa go pani po raz ostatni?
- Nigdzie go nie schowaam - owiadczya Nick. - Ja nigdy niczego nie chowam. Prawdopodobnie
wepchnam go po prostu do jakiej szuflady.
- Nie woya go pani przypadkiem do tajnego schowka?
- Do czego?
- Ellen powiedziaa nam, e w salonie czy w bibliotece jest tajny schowek w cianie.
- Nonsens. Nigdy nie syszaam o niczym podobnym. Ellen tak mwi?
- Mais oui. Powiada, e jako modziutka dziewczyna suya w Samotnym Domu i e wtedy kucharka
pokazaa jej ten schowek.
- Pierwszy raz sysz! Przypuszczam, e dziadek musia o tym wiedzie, ale nigdy mi nic nie mwi. A
jestem pewna, e powiedziaby mi. Panie Poirot, czy pan jest pewien, e Ellen sobie tego nie wymylia?
- Nie, mademoiselle, nie jestem tego wcale pewien. Wydaje mi si, e jest co dziwnego w tej pani Ellen.
- Ale skd! Jej m to idiota, a dzieciak jest rzeczywicie obrzydliwy, ale Ellen to dobra dziewczyna. I
bardzo uczciwa.
- Czy pani pozwolia jej wczoraj pj do ogrodu i oglda sztuczne ognie?
- Oczywicie. Zawsze zreszt to robi. Sprztaj ze stou pniej.
- Ale ona nie wysza.
- Przeciwnie, wysza.
- A skd pani wie?
- No... nie wiem na pewno. Powiedziaam jej, e moe i, a ona mi podzikowaa, wic oczywicie
przypuszczaam, e posza.
- A jednak pozostaa w domu.
- To... to bardzo dziwne.
- Pani uwaa, e to dziwne?
- Tak jest! Jestem pewna, e nigdy przedtem nic podobnego jej si nie zdarzyo. Czy powiedziaa panu
dlaczego?
- Nie wyjawia mi prawdziwej przyczyny. Tego jestem pewien.
Nick spojrzaa na niego z zainteresowaniem.
- Czy... czy to wane? Poirot wyrzuci rce w gr.
- Tego nie umiem powiedzie, mademoiselle. C'est curieux26! To w kadym razie bardzo dziwne.
- I ta historia ze schowkiem te jest dziwna - zamylia si Nick. - Wydaje mi si wprost niewiarygodna. I
waciwie zupenie niemoliwa. Czy pokazaa panu przynajmniej, gdzie to jest?
- Powiada, e sobie nie przypomina.

70
- A ja nie wierz, e co podobnego w ogle istnieje.
- Ja te nie.
- Ta biedaczka chyba dostaa bzika.
- No tak, plecie trzy po trzy. Powiedziaa te, e Samotny Dom jest zym domem i e niedobre rzeczy si w
nim dziej.
Nick wzdrygna si.
- Moe ma racj - rzeka wolno. - Czsto i ja tak mylaam. Jest co dziwnego w tym domu...
Oczy jej ciemniay i rozszerzyy si. Zamylia si gboko. Poirot szybko przywoa j do rzeczywistoci.
- Odeszlimy daleko od naszego tematu. Wrmy do testamentu Magdali Buckley.
- Tak wanie zatytuowaam moj ostatni wol. Testament - powiedziaa Nick nie bez dumy. - I dodaam,
e spaciam wszystkie moje dugi i wydatki zwizane z procedur spadkow. Wyczytaam to w jednej
ksice.
- A wic nie korzystaa pani z formularza testamentowego?
- Nie, nie miaam na to czasu. Wybieraam si wanie do szpitala na operacj. A poza tym pan Croft
powiedzia mi, e te blankiety s niebezpieczne i lepiej wypisa sobie wszystko samemu. Powiedzia, e
lepiej swobodnie napisa, co si chce, a nie trzyma si zbyt cile litery prawa.
- Pan Croft? Co on ma do tego?
- To on spyta mnie przed operacj, czy sporzdziam testament. Ja bym nigdy nie wpada na taki pomys.
Powiedzia, e jeli umr bez testamentu, to pastwo zabierze sobie prawie wszystko i e byaby to wielka
szkoda.
- Pan Croft jest rzeczywicie bardzo uczynny.
- O tak - powiedziaa Nick. - Zawoa Ellen i jej ma i kaza im si podpisa. No, naturalnie, ale ze mnie
idiotka!
Spojrzelimy na ni ze zdumieniem.
- Naprawd jestem strasznie gupia. Ka wam szuka po caym domu, a przecie testament jest u
Charlesa. U mojego kuzyna, Charlesa Vyse.
- O! Wic tak!
- Pan Croft powiedzia, e testament powinien spoczywa u adwokata. Teraz sobie przypominam.
- Tres correct, ce bon Monsieur Croft27.
- Mczyni czasami na co si przydaj - stwierdzia Nick. - Testament powinien spoczywa u adwokata
albo w banku. Tak powiedzia. Zdecydowaam, e wobec tego najlepiej bdzie, jak oddam go Charlesowi.
Woylimy t kartk papieru do koperty i wysalimy j prosto do niego.
- Z westchnieniem ulgi opara si o poduszki. - Przykro mi, e byam taka niemdra. No, ale teraz ju
pamitam. Charles na pewno ma ten testament. A jeeli chce go pan zobaczy, to on go panu na pewno
pokae.
- Ale musz mie upowanienie od pani - umiechn si Poirot.
- To nonsens!
- Nie, mademoiselle. Po prostu ostrono.
- A ja uwaam, e to nonsens. - Wzia kartk papieru z nocnego stolika. - Co mam napisa? Prosz psu
pokaza krlika?

71
- Comment?
Rozemiaem si na widok zdziwionej miny Poirota. Dyktowa jej formuk, a Nick pisaa posusznie.
- Dzikuj. - Poirot wzi upowanienie od Nick.
- Przepraszam, e naraziam pana na niepotrzebn robot, ale rzeczywicie, zupenie o tym zapomniaam.
Pan wie, jak czsto zapomina si natychmiast o niektrych rzeczach.
- Jak si ma porzdek w gowie, to si nie zapomina.
- Bd musiaa zapisa si na jakie kursy - zdecydowaa Nick. - Pan wyrabia we mnie prawdziwy kompleks
niszoci.
- To niemoliwe. Au revoir, mademoiselle. - Rozejrza si po pokoju. - Ma pani pikne kwiaty.
- O tak. Godziki s od Freddie, re od George'a, a lilie od Jima Lazarusa. I niech pan spojrzy...
Rozwina z papieru duy koszyk peen wspaniaych inspektowych winogron.
Poirot poczerwienia. Zrobi krok naprzd.
- Czy pani zacza je ju je?
- Nie, jeszcze nie.
- A wic niech pani nie prbuje. Nie powinna pani je nic, co przychodzi z zewntrz. Nic! Czy pani rozumie?
- O!
Krew odpywaa powoli z jej twarzy.
- Rozumiem. Pan uwaa, e to jeszcze nie koniec? e oni jeszcze bd prbowali? - szepna.
Wzi j za rk. - Niech pani o tym nie myli. Tutaj nic pani si nie moe sta. Ale niech pani nie zapomina!
Prosz nie je niczego, co pochodzi spoza kliniki!
Gdy wyszlimy z pokoju, miaem wci przed oczami jej przeraon twarz.
Poirot spojrza na zegarek.
- Bon! Zdymy jeszcze zapa pana Vyse w biurze, zanim pjdzie na obiad.
Po przybyciu do kancelarii adwokackiej wprowadzono nas niemale natychmiast do gabinetu pana Vyse.
Mody adwokat wsta, by nas powita. By jak zwykle bardzo sztywny i nieprzystpny.
- Dzie dobry panom. Czym mog suy?
Bez wstpw Poirot pokaza mu upowanienie Nick. Vyse wzi list, przeczyta go, a potem spojrza na nas
ze zdumieniem.
- Przepraszam bardzo, ale nic nie rozumiem.
- Czy list panny Buckley nie jest dostatecznie jasny?
- W licie tym prosi ona, bym przekaza panom testament spisany przez ni i przesany mi do przechowania
w lutym.
- Tak, monsieur.
- Ale, mj drogi panie, ja nigdy nie otrzymaem adnego testamentu!
- Comment?
- O ile mi wiadomo, kuzynka moja nigdy nie spisaa testamentu. Ja w kadym razie nie sporzdzaem go dla
niej.
- Jeli si nie myl, spisaa go na kartce papieru i przesaa do pana.
Adwokat pokiwa gow.
- W takim razie mog tylko powiedzie, e testament ten nigdy do mnie nie dotar.

72
- Doprawdy, prosz pana!...
- Nigdy nie otrzymaem takiego dokumentu, panie Poirot.
Nastpia krtka pauza, po czym Poirot wsta.
- Wobec tego, panie Vyse, nie mamy sobie wicej nic do powiedzenia. Musiao zaj jakie
nieporozumienie.
- Oczywicie, e jest to jakie nieporozumienie.
Vyse rwnie unis si z krzesa.
- Do widzenia panu!
- Do widzenia panom!
- I co dalej? - spytaem, gdy znalelimy si na ulicy.
- Precisement!
- Mylisz, e on kamie?
- Trudno powiedzie. Ma typow twarz pokerzysty. Ten nasz pan Vyse wyglda, jakby kij pokn. Jedno jest
pewne, e nie zmieni swojego stanowiska. Nigdy nie otrzyma testamentu. Oto co bdzie powtarza.
- Nick zapewne ma pimienne potwierdzenie odbioru.
- Cette petite28? Nawet by jej nie wpado do gowy, eby zada co podobnego. Wysaa list i przestaa o
tym myle. Voila! Poza tym tego samego dnia posza do szpitala na operacj. Prawdopodobnie bya troch
zdenerwowana.
- Co robimy dalej?
- Parbleu, pjdziemy pogada z panem Croftem. Zobaczymy, co on sobie przypomina. Wydaje si, e by
inicjatorem tej caej sprawy.
- Przecie on nic na tym nie zyska!
- Nie, nie. Z tego punktu widzenia wszystko jest jasne. To po prostu taki facet, co si musi wtrca do
cudzych spraw. Z tych, co to tak szalenie lubi zaatwia sprawy swoich przyjaci.
Byo to rzeczywicie stanowisko typowe dla pana Crofta. To jeden z ludzi, pomylaem sobie, ktrzy robi
tyle zamieszania w naszym yciu.
Zastalimy go w kuchni, siedzcego bez marynarki nad kubkiem gorcej kawy. W maym domku unosi si
niezwykle przyjemny zapach. Croft z ochot porzuci swoje czynnoci kulinarne, by pogada z nami o
morderstwie.
- Momencik! - zawoa. - Wejdcie, panowie, na gr. Moja staruszka chtnie posucha. Nie przebaczyaby
nam nigdy, gdybymy rozmawiali na dole i bez niej. Kuoo! Milly! Nasi przyjaciele id na gr.
Pani Croft przywitaa nas bardzo serdecznie i z zainteresowaniem dopytywaa si o stan zdrowia Nick.
Podobaa mi si znacznie bardziej ni jej m.
- Biedactwo! - powiedziaa. - Ley w klinice, powiada pan? Szok, no pewnie! Wcale mnie to nie dziwi.
Okropna historia, panie Poirot, okropna! Niewinna moda dziewczyna zabita na miejscu. Nawet nie chce si
to pomieci w gowie. I pomyle, e nie jestemy w jakim zakazanym zaktku kuli ziemskiej, tylko tu, w
samym sercu starego kraju. Ca noc nie mogam zasn.
- Wiesz, e nie bd mg teraz spokojnie pj na miasto i zostawi ci w domu - powiedzia pan Croft,
ktry naoywszy marynark te przyszed na gr. - Jak pomyl, e bya tu cay wieczr sama, to mnie a
dreszcze przechodz.

73
- Mwi ci, e wicej nie zostan sama - powiedziaa pani Croft. - W kadym razie nie wieczorami. A w
ogle chciaabym teraz wyjecha std, i to im prdzej, tym lepiej. Dla mnie tu si teraz wszystko zmienio.
Wyobraam sobie, e ta biedna Nick Buckley pewnie nie bdzie moga ju nigdy oka zmruy w tym domu.
Nieatwo bya naprowadzi rozmow na temat, ktry nas interesowa. Obydwoje pastwo Croft mwili tak
duo i chcieli wiedzie tyle szczegw o wczorajszym wieczorze! Czy rodzina tej biednej zamordowanej
dziewczyny przyjedzie? Kiedy bdzie pogrzeb? Czy bdzie ledztwo? Co myli policja? Czy maj ju jakie
podejrzenia? Czy to prawda, e aresztowano jakiego mczyzn w Plymouth?
Gdy odpowiedzielimy ju na wszystkie pytania, zaczli nalega, ebymy zostali na obiedzie. Uratowao
nas jedynie kamliwe owiadczenie Poirota, e jestemy umwieni na obiad z komisarzem policji.
Wreszcie nastpia chwila ciszy i Poirot mg przystpi do sprawy.
- Oczywicie! - odpowiedzia pan Croft. Zacz bezwiednie zaciga i odsania rolety. - Pamitam to
doskonale. To byo zaraz po naszym przyjedzie. Wyrostek robaczkowy... Pamitam, e lekarz od razu si
na tym pozna.
- Prawdopodobnie byo to zupenie co innego - przerwaa mu pani Croft. - Ci lekarze zawsze chtnie
operuj, jak im si nadarzy okazja. I w ogle jestem pewna, e nawet jeli to byo zapalenie wyrostka, to nie
trzeba byo wcale operowa. Panna Nick cierpiaa na niestrawno i miaa jakie ble, a oni zaraz zrobili jej
przewietlenie i kazali kraja. No, i co mylicie, od razu zabrali to biedactwo do jakiego okropnego szpitala.
- Zapytaem j - powiedzia pan Croft - o testament. Zaraz siada i napisaa go. Ale by to raczej art...
- Naprawd?
- No tak, siada i napisaa na kartce papieru. Chciaa i na poczt i kupi sobie formularz, ale odradziem
jej. Mwiono mi, e z tymi formularzami s potem czsto kopoty. No, a przecie jej kuzyn jest adwokatem.
Gdyby wszystko dobrze si skoczyo, to przecie on mg jej potem napisa pikny, przepisowy testament,
jak si naley. Wiedziaem zreszt, e operacja jest baha. To byo po prostu na wszelki wypadek.
- A kto powiadczy?
- O, Ellen i jej m.
- A potem? Co si potem z tym stao?
- Wysalimy testament do Vyse'a. Do tego adwokata, wie pan.
- Czy pan jest pewien, e list zosta wrzucony do skrzynki?
- Mj drogi panie, sam to zrobiem. Tutaj do tej skrzynki, tu koo furtki.
- A jednak pan Vyse twierdzi, e nigdy go nie otrzyma. Croft spojrza na Poirota z niedowierzaniem.
- Chyba nie chce pan przez to powiedzie, e testament zagin na poczcie? To niemoliwe!
- Czy pan jest zupenie pewien, e wrzuci pan list do skrzynki?
- Najzupeniej! - zawoa pan Croft z przekonaniem. - Mog na to przysic!
- C? - powiedzia Poirot. - Na szczcie nie ma to w tej chwili wikszego znaczenia. Mademoiselle w
najbliszym czasie chyba nic si nie stanie. - Et voila! - westchn Poirot, gdy bylimy w drodze do hotelu i
poza zasigiem uszu pastwa Croft. - Kto tu kamie? Pan Croft? Charles Vyse? Przyznam si, e nie widz
powodu, dla ktrego pan Croft miaby kama. Zniszczenie testamentu nic by mu nie dao, zwaszcza e to
on sam spowodowa spisanie go. To, co mwi, wydaje mi si zupenie logiczne i zgadza si dokadnie z
tym, co mwia panna Nick. Ale mimo to...
- Co?

74
- Mimo to zadowolony jestem, e pan Croft znajdowa si w kuchni, w chwili gdymy przyszli. Zostawi
wspaniay tusty odcisk kciuka i palca wskazujcego na brzegu gazety, ktra leaa na stole kuchennym.
Udao mi si niepostrzeenie urwa ten kawaek. Polemy go teraz do naszego przyjaciela, inspektora
Jappa ze Scotland Yardu. Kto wie, moe si na co przyda...
- Aha.
- Wiesz co, Hastings, nie mog si oprze wraeniu, e nasz przemiy pan Croft jest troch za miy na to,
eby mg by prawdziwy. A teraz - doda - le dejeuner. Mdlej z godu.
XV. DZIWNE ZACHOWANIE FRYDERYKI
Kamstwo Poirota o spotkaniu z komisarzem policji widocznie miao magiczne dziaanie, albowiem zaraz po
obiedzie odwiedzi nas pukownik Weston.
By to wysoki mczyzna o wojskowej postawie i bardzo przystojny. Mia wielki szacunek dla Poirota,
ktrego przeszo zna doskonale.
- Co za szczliwy zbieg okolicznoci, e jest pan tutaj, panie Poirot! - powtarza raz po raz.
Ba si strasznie, e bdzie zmuszony wezwa pomoc Scotland Yardu. Chcia za wszelk cen rozwiza
zagadkow zbrodni i chwyci morderc bez ich pomocy. Tote rzeczywicie by uszczliwiony
przypadkow obecnoci Poirota w St. Loo.
Poirot wtajemniczy go we wszystkie tajniki swojego dochodzenia.
- Bardzo dziwna sprawa - powiedzia wreszcie pukownik. - Nigdy w yciu nie syszaem nic podobnego. No,
przypuszczam, e dziewczynie w tej chwili nic nie grozi. Ale przecie nie mona jej w klinice trzyma bez
koca.
- Na tym, panie pukowniku, polega wanie caa trudno. Jest na to tylko jedna rada.
- Mianowicie?
- Musimy schwyta zbrodniarza.
- Jeeli paskie podejrzenia s suszne, nie bdzie to atwa sprawa.
- Ah! Je le sais bien29.
- Dowody! Zdobycie dowodw bdzie potwornie trudne. - Zmarszczy brwi. - Te wszystkie wypadki, ktre
odbiegaj od normy, zawsze s paskudne. Gdybymy chocia mogli znale pistolet...
- Ktry ley prawdopodobnie na dnie morza. To znaczy, jeeli morderca ma cho troch oleju w gowie.
- Aa! - wykrzykn pukownik Weston. - Ale oni czsto wcale nie maj oleju w gowie. Nie uwierzyby pan,
jakie gupstwa ludzie robi! Nie mwi o morderstwach. My tu nieczsto mamy do czynienia z
morderstwami. Ale w zwykych sprawach sdowych. Czowiek, kiedy ma do czynienia z przestpcami, jest
zdumiony, jacy to s idioci.
- Maj zupenie inn mentalno.
- Oczywicie. Jeeli Vyse jest naszym ptaszkiem, to sprawa nie bdzie prosta. To czowiek bardzo ostrony i
dobry prawnik. Ten si nie zdradzi. Ta kobieta - c? W jej wypadku byoby wicej nadziei. Zaoybym si o
dziesi do jednego, e sprbuje znowu. Kobiety nie maj cierpliwoci.
Podnis si z krzesa.

75
- Wstpne ledztwo odbdzie si jutro rano. Sdzia bdzie wsppracowa z nami i postara si ujawni jak
najmniej faktw. Nie chcielibymy, eby ludzie w tej chwili wiedzieli, w jakim kierunku idzie ledztwo. Podszed do drzwi, lecz nagle zawrci. - Ale, ale, zapomniaem o najwaniejszej rzeczy. Co, co pana
przecie najbardziej zainteresuje. I chciabym, eby pan si wypowiedzia na ten temat.
Usiad i wyj z kieszeni postrzpion kartk papieru zapisan jakim niewyranym pismem.
- Moi chopcy znaleli to, gdy przeszukiwali ogrd. Niedaleko miejsca, z ktrego ogldano fajerwerki. Jedyna
interesujca rzecz, jak znaleli.
Poirot wygadzi papier. Pismo byo due i nieskadne. Musz mie pienidze zaraz. Jeeli nie, to wiesz... co
si stanie. Ostrzegam!
Poirot zamyli si. Przeczyta kartk kilka razy.
- To ciekawe - powiedzia wreszcie. - Czy mog to zachowa?
- Oczywicie. Nie ma tam adnych odciskw palcw. Cieszybym si, gdyby panu si to na co przydao. Pukownik Weston wsta po raz drugi. - Musz ucieka. Jak ju mwiem, jutro wstpne ledztwo. A propos,
pana nie powoalimy na wiadka, tylko kapitana Hastingsa. Nie chcemy, eby prasa si zorientowaa, e
pan zajmuje si t spraw.
- Rozumiem. A co si dzieje z rodzin tej biednej dziewczyny?
- Ojciec i matka przyjedaj dzi z Yorkshire okoo wp do szstej.
- Strasznie mi ich al, biedakw! Maj jutro zabra ze sob zwoki - Poirot potrzsn gow.
- Okropna historia! I dla nas nie jest to przyjemne, panie Poirot.
- Oczywicie, pukowniku.
Gdy pukownik odszed, Poirot raz jeszcze przyjrza si skrawkowi papieru.
- Czy to co wanego? - spytaem. Wzruszy ramionami.
- Trudno powiedzie. Ma posmak szantau. Jeden z goci, obecnych tam owego pamitnego wieczoru,
otrzyma bardzo nieprzyjemne upomnienie pienine. Oczywicie, jest zupenie moliwe, e dotyczy to
jednej z nie znanych nam osb, ktre zjawiy si po kolacji. - Przyjrza si pismu przez niewielkie szko
powikszajce. - Czy znasz moe ten charakter pisma, Hastings?
- Wydaje mi si znajomy. O tak, pamitam! To pismo pani Rice!
- Tak - rzek Poirot powoli. - Jest pewne podobiestwo. To ciekawe. A jednak nie przypuszczam, eby byo
to pismo pani Rice. Prosz! - zawoa, gdy wanie rozlego si pukanie do drzwi.
By to kapitan Challenger.
- Wpadem na chwil - powiedzia. - Chciaem si dowiedzie, czy posun si pan nieco naprzd?
- Parbleu! - zakl Poirot. - W tej chwili wydaje mi si, e raczej si cofnem.
- To niedobrze! Ale, szczerze mwic, wcale panu nie wierz. Nasuchaem si tylu rzeczy o panu i o
paskich wyczynach. Powiadaj, e jeszcze nigdy nie ponis pan poraki.
- Nieprawda - zdenerwowa si Poirot. - W roku 1893, w Belgii, nie powiodo mi si. Pamitasz, Hastings?
Opowiadaem ci o tym. Bya to ta historia z bombonierk.
- Pamitam - odpowiedziaem.
Umiechnem si przy tym. Rzeczywicie przypomniaem sobie, e kiedy, gdy opowiedzia mi o tej swojej
jedynej porace, prosi, bym szepta mu do ucha "bombonierka", ilekro zauwa, i wpada w zbytnie
zarozumialstwo. Gdy w kwadrans pniej uyem tego magicznego sowa, by oczywicie gboko uraony.

76
- Ale - powiedzia Challenger - byo to tak dawno temu, e dzi ju nikt tego nie pamita. Jestem pewny, e
pan dojdzie do sedna sprawy, panie Poirot.
- O tak, przysigam! Daj sowo honoru Herkulesa Poirot! Jestem psem, ktry raz natrafiwszy na trop, nigdy
go nie opuszcza.
- Doskonale. Ale czy ma pan ju jakie konkretne podejrzenia?
- Podejrzewam dwie osoby.
- Zapewne nie naley pyta o ich nazwiska?
- Moe pan pyta, i tak panu nie odpowiem. Bo widzi pan, w kocu i ja mog si myli.
- Mam nadziej, e moje alibi jest wystarczajce - umiechn si blado Challenger.
Poirot umiechn si pobaliwie i spojrza na opalon twarz kapitana.
- Opuci pan Devonport o godzinie smej trzydzieci. Przyby pan tutaj o dziesitej pi, czyli dwadziecia
minut po zbrodni. A odlego pomidzy Devonport i St. Loo wynosi tylko trzydzieci mil. Nieraz ju
przyjeda pan tu w cigu niespena godziny. A wic, jak pan sam widzi, paskie alibi wcale nie jest takie
dobre.
- Co podobnego!...
- Sam pan rozumie, e zajmuj si kadym szczegem. Paskie alibi, jak ju mwiem, nie jest dobre. Ale
poza alibi s jeszcze inne czynniki. O ile si nie myl, chciaby pan polubi pann Nick?
Twarz marynarza poczerwieniaa.
- Zawsze tego pragnem - powiedzia zachrypym gosem.
- Oczywicie. Eh bien. Mademoiselle Nick bya zarczona z kim innym. Istnieje wic powd zgadzenia
tamtego czowieka. Ale to zbyteczne, albowiem tamten ginie mierci bohatera.
- A wic to prawda! Nick bya zarczona z Michaelem Setonem? Od rana wszyscy o tym plotkuj na
miecie.
- O tak, ciekawe, jak szybko takie rzeczy si rozchodz. Czy pan przedtem niczego si nie domyla?
- Wiedziaem, e Nick jest zarczona. Zwierzya mi si dwa dni temu. Ale nie powiedziaa z kim.
- Z Michaelem Setonem. Entre nous, pozostawi jej w spadku, o ile si nie myl, spor sum pienidzy. Nie,
nie, w paskim interesie nie ley zgadzenie mademoiselle Nick. W tej chwili opakuje ona swojego
ukochanego, ale na pewno si szybko pocieszy. A wydaje mi si, monsieur, e bardzo pana lubi...
Challenger milcza dusz chwil.
- Gdybym to ja... - zacz wreszcie.
W tej samej chwili zapukano do drzwi. Bya to Fryderyka Rice.
- Szukam pana - powiedziaa do Challengera. - Powiedziano mi, e pana tutaj znajd. Chciaam si
dowiedzie, czy odebra pan mj zegarek.
- Tak. Z samego rana.
Wyj zegarek z kieszeni i wrczy go Fryderyce. By to raczej niezwyky zegarek. Okrgy jak may globusik,
a zamiast rzemyka mia czarn wsteczk z mory. Przypomniaem sobie, e widziaem bardzo podobny
zegarek na rku Nick Buckley.
- Mam nadziej, e teraz ju nie bdzie si spnia.
- Tak, to straszne zawracanie gowy. Cigle si co psuje. - Ten zegarek odznacza si raczej piknym
wygldem ni punktualnoci, madame - zauway Poirot.

77
- Czy nie mona mie jednego i drugiego? - Spojrzaa na nas. - Czybym przerwaa panom jak
konferencj?
- Ale nic podobnego, madame! Po prostu plotkowalimy. Mwilimy wanie o tym, jak szybko rozchodz
si wiadomoci. Ju wszyscy wiedz o zarczynach panny Nick z tym dzielnym lotnikiem.
- A wic Nick bya zarczona z Michaelem? - zdziwia si Fryderyka.
- Czy to dla pani niespodzianka?
- Niezupenie. Wiedziaam, e zrobia na nim due wraenie, kiedy si poznali ubiegej jesieni. Ale potem, po
Boym Narodzeniu, zdawao mi si, e si co midzy nimi zmienio, e stosunki ich ochody. O ile mi
wiadomo, prawie si nie widywali.
- A wic dobrze ukrywali swoj tajemnic.
- Prawdopodobnie ze wzgldu na sir Matthew. Jestem pewna, e by to czowiek niezupenie normalny.
- A pani, madame, czy pani niczego nie podejrzewaa? Przecie mademoiselle jest pani najlepsz
przyjacik.
- Nick bywa piekielnie tajemnicza - mrukna Fryderyka. - Ale teraz ju rozumiem, dlaczego bya ostatnio
taka nerwowa. O Boe, przecie powinnam si bya domyli chociaby po jednej rzeczy, jak mi
powiedziaa kilka dni temu.
- Pani przyjacika jest bardzo adna.
- Jim Lazarus te tak niegdy uwaa - zamia si Challenger swoim gonym, raczej nietaktownym
miechem.
- Ach, Jim! - Wzruszya ramionami, ale zdawao mi si, e jest niezbyt zadowolona z tej uwagi.
Zwrcia si do Poirota.
- Niech mi pan powie, panie Poirot, czy pan?... Zamilka. Oczy jej spoczy na wistku papieru lecym na
stole. Zachwiaa si i gwatownie zblada.
- Co pani jest, madame?
Podsunem jej krzeso i pomogem jej usi.
- Nic mi nie jest - powiedziaa i pochylia si naprzd, ukrywajc twarz w doniach. Przygldalimy si jej z
niepokojem. Po chwili jednak wyprostowaa si.
- Bardzo przepraszam. George, mj drogi, nie rb takiej zatroskanej miny. Pomwmy o morderstwie. O
czym podniecajcym. Chciabym wiedzie, czy pan Poirot ju jest na tropie.
- Jeszcze mi trudno powiedzie, madame - powiedzia Poirot.
- Ale ma pan ju jakie podejrzenia, prawda?
- By moe, ale brak mi jeszcze dowodw.
- O! - Jej gos zabrzmia niepewnie. Nagle wstaa. - Gowa mnie rozbolaa. Chyba pjd ju i poo si.
Moe jutro pozwol mi zobaczy si z Nick.
Wysza szybko z pokoju. Challenger zmarszczy brwi.
- Z ni to nigdy nie wiadomo. By moe Nick j lubi, ale wtpi, czy ona naprawd lubi Nick. Zreszt, co to
mona wiedzie z kobietami? Wci mwi sobie "zotko" i "kochanie", a pewnie myl "wiedmo", "jdzo".
Czy pan wychodzi, panie Poirot?
Poirot wanie wsta i zacz starannie czyci swj kapelusz.
- Tak, id do miasta.

78
- Nie mam nic do roboty. Czy mgbym pj z panem?
- Oczywicie. Bdzie to dla mnie przyjemno. Wyszlimy. Poirot, przeprosiwszy nas, wrci do pokoju.
- Moja laska - wytumaczy nam, gdy nas dogoni. Challenger skrzywi si lekko. Rzeczywicie, laska Poirota
ze swoj zot gak rzucaa si bardzo w oczy.
Pierwsze swe kroki skierowa Poirot do kwiaciarni.
- Musz posa kilka kwiatkw mademoiselle Nick - owiadczy.
Okazao si, e nieatwo mu dogodzi w tej materii.
Wreszcie wybra zoty koszyk, ktry kaza wypeni godzikami koloru pomaraczowego. Wszystko to poleci
jeszcze ozdobi szerok niebiesk wstk.
Sprzedawczyni wrczya mu kartk, na ktrej skreli zamaszystym pismem: "Najlepsze yczenia powrotu
do zdrowia. Herkules Poirot".
- Posaem jej kwiaty z samego rana - owiadczy Challenger. - Moe pol jej teraz nieco owocw. Inutile30 - rzuci Poirot.
- Sucham?
- Nie ma po co. Nic jadalnego. Zabronione!
- Kto tak powiedzia?
- Ja. Ja daem taki rozkaz. Panna Nick jest ju o tym powiadomiona.
- Mj ty Boe! - krzykn Challenger.
By naprawd zaskoczony. Spoglda z zainteresowaniem na Poirota.
- Ach, tak - powiedzia wreszcie. - A wic pan jeszcze cigle boi si o jej ycie?
XVI. ROZMOWA Z PANEM WHITFIELDEM
ledztwo byo krtkie, raczej rzeczowe i suche. Najpierw powoano wiadka do zidentyfikowania zwok,
nastpnie powoano mnie, ebym zawiadczy, w jakich okolicznociach znalazem zwoki dziewczyny.
Potem zeznawa lekarz.
Dalszy cig ledztwa odroczono na tydzie.
Morderstwo popenione w St. Loo znalazo si na pierwszych stronach gazet. Zajo miejsce wielkich
nagwkw mwicych o zaginiciu Michaela Setona.
Teraz, kiedy ju byo wiadomo, e Seton nie yje, e si nie odnajdzie, nowa sensacja domagaa si swoich
praw. Tajemnicze morderstwo w St. Loo byo prawdziwym bogosawiestwem dla gazet, ktrych redaktorzy
gowili si nad wypenieniem szpalt w sezonie ogrkowym, jakim jest z reguy sierpie.
Po ledztwie udao mi si niepostrzeenie umkn sprzed nosa reporterom i spotka z Poirotem. Razem
poszlimy na spotkanie z pastorem Gilesem Buckleyem i jego on.
Rodzice Madzi okazali si naprawd czarujc par, ludmi prostymi i bezporednimi. Pani Buckley bya
wysoka i jasnowosa. Na pewno pochodzia ze Skandynawii. M jej - mczyzna niewielkiego wzrostu, z
siwymi wosami - odznacza si bardzo ujmujc powierzchownoci.
Byli zupenie oszoomieni i zgnbieni nieszczciem, jakie ich spotkao.
- Trudno mi w to uwierzy! - mwi Buckley. - Takie dobre dziecko! Taka cicha i uczynna! Zawsze mylaa o
innych. Kt chciaby j skrzywdzi? To niemoliwe!

79
- Nie mogam zrozumie tej depeszy - dodaa pani Buckley. - Przecie dopiero wczoraj odprowadzilimy j
na dworzec.
- W peni ycia stajemy nagle w obliczu mierci - szepn jej m.
- Pukownik Weston jest bardzo dla nas dobry - powiedziaa pani Buckley. - Zapewnia nas, e robi si
wszystko, co w ludzkiej mocy, by odkry morderc. To musi by kto chory umysowo. Innego
wytumaczenia nie ma.
- Madame, nie umiem pani powiedzie, jak bardzo pastwu wspczuj i jak bardzo podziwiam pani hart
ducha.
- Co zrobi! - powiedziaa pani Buckley ze smutkiem. - Przecie nic ju nam nie wrci naszej Madzi.
- Moja ona jest wspaniaa - powiedzia pastor Buckley.
- Jej wiara i odwaga zadziwiaj mnie. Ale, panie Poirot, to wszystko jest takie dziwne i niezrozumiae.
- Wiem, wiem, monsieur.
- Pan jest wielkim detektywem, prawda? - spytaa pani Buckley.
- Tak powiadaj, madame.
- O tak, wiem. Nawet w naszej maej wiosce ludzie syszeli o panu. Pan dojdzie do prawdy, panie Poirot?
- Nie spoczn, pki nie znajd mordercy.
- Prawda zostanie panu objawiona - odezwa si pastor.
- Zo nie moe pozosta bezkarne.
- Tak jest, zo nie pozostaje bezkarne, ale kara jest czsto niewidoczna dla ludzi.
- Co pan ma na myli? Poirot tylko potrzsn gow.
- Biedna, maa Nick - powiedziaa pani Buckley. - Strasznie mi jej al. Napisaa do mnie taki nieszczliwy
list. Pisze, e czuje, i zapraszajc do siebie Madzi, sprowadzia na ni mier.
- To okropne! - doda pastor.
- Wiem, co czuje Nick. Bardzo bym j chciaa zobaczy. Przecie to niesychane, eby najblisza rodzina nie
moga jej odwiedza!
- Lekarze i pielgniarki nie znaj sentymentw - tumaczy Poirot. - To oni wydaj zarzdzenia, nikt nie ma
na to wpywu. Prawdopodobnie obawiaj si, e widok pastwa za bardzo j wzruszy.
- By moe - powiedzia pastor z powtpiewaniem. - Nie lubi zreszt klinik. Nick wyzdrowiaaby znacznie
szybciej, gdyby pozwolili jej pojecha do nas. Gdyby znalaza si z dala od tego miasta.
- To moliwe, ale obawiam si, e nie zgodz si na to. Czy dawno ju nie widzia pan panny Nick?
- Nie widziaem jej od jesieni. Bya wtedy w Scarborough. Madzia pojechaa do niej na jeden dzie, a potem
obydwie przyjechay do nas i Nick zostaa na noc. To bardzo adna dziewczyna, chocia ma do dziwnych
przyjaci. Nie mog powiedzie, ebym ich lubi. Poza tym tryb ycia, jaki prowadzi... No c, biedactwo, to
nie jej wina. Nikt jej waciwie nie wychowywa.
- Dziwny to dom ten Samotny Dom - zamyli si Poirot.
- Nie lubi go - odezwaa si pani Buckley. - Nigdy go nie lubiam. Jest tam co niedobrego. Zreszt, prawd
mwic, nie znosiam starego sir Nicholasa. Na jego widok dostawaam dreszczy.
- Tak, obawiam si, e nie by to najlepszy z ludzi - zgodzi si jej m. - Ale mia jaki dziwny urok.
- Ja tego nie widziaam - rzucia pani Buckley. - A w tym domu jest jaka niedobra atmosfera. auj, emy
pozwalali Madzi tu przyjeda.

80
- C, teraz ju za pno. - Pastor Buckley ze smutkiem potrzsn gow.
- Musz si z pastwem poegna - przerwa Poirot rozmow maonkw. - Chciabym jeszcze raz wyrazi
moje najgbsze wspczucie.
- Jest pan dla nas bardzo dobry. I jestemy panu naprawd wdziczni za wszystko.
- Kiedy wracaj pastwo do Yorkshire?
- Jutro. Niewesoa to podr. Do widzenia, panie Poirot! Jeszcze raz bardzo dzikujemy!
- Urocza para - zauwayem, gdy si oddalilimy. Poirot skin gow na znak zgody.
- Serce boli, mon ami. Taka niepotrzebna tragedia... taka bezsensowna. Cette jeune fille31!... Ach!
Powiadam ci, mam straszne wyrzuty sumienia. Ja, Herkules Poirot, byem na miejscu i nie zdoaem
zapobiec nieszczciu.
- Nikt nie mg mu zapobiec.
- Mwisz bez zastanowienia, Hastings! Przecitny czowiek nie mgby oczywicie... ale jeeli si jest
Poirotem, ktrego szare komrki s znacznie sprawniejsze od szarych komrek zwykych miertelnikw, to
odpowiedzialno jest o wiele wiksza.
- Oczywicie - mruknem. - Jeeli tak rozumujesz...
- Jestem zaamany, zrozpaczony... skompromitowany!
Pomylaem sobie, e rozpacz Poirota przypominaa raczej zwyke zarozumialstwo, ale oczywicie gono
nic podobnego bym nie wypowie dzia.
- A teraz - zawoa - en avant! Jedziemy do Londynu!
- Do Londynu?
- Mais oui. Zapiemy pocig odchodzcy o drugiej. Tutaj wszystko w porzdku. Mademoiselle ley sobie
bezpiecznie w klinice. Nikt nie moe jej tam skrzywdzi. Wobec tego jej stranicy mog sobie wzi krtki
urlop. Musz zdoby kilka wanych informacji.
Po przybyciu do Londynu pierwsze kroki skierowalimy do kancelarii firmy adwokackiej Whitfield, Pargiter i
Whitfield, z ktrej usug korzysta kapitan Seton.
Poirot, jak si okazao, zapowiedzia nasze przybycie, wic chocia byo ju po szstej, zostalimy od razu
przyjci przez prezesa firmy, pana Whitfielda.
By to czowiek bardzo imponujcy i dobrze wychowany. Mia przed sob na biurku list od szefa policji oraz
drugi list od jakiej znakomitej osobistoci ze Scotland Yardu.
- Postpowanie to jest zupenie bezprecedensowe i niezwyke, panie... panie Poirot - powiedzia,
przecierajc szka okularw.
- Oczywicie. Ale to morderstwo te nie jest rzecz codzienn, przeciwnie, raczej bezprecedensow.
- Prawda, prawda, ale nie widz zbyt cisego zwizku pomidzy tym morderstwem a testamentem mojego
zmarego klienta.
- To si okae.
- Tak pan uwaa? C... okolicznoci... Sir Henry w swoim licie bardzo nalega... wobec tego, oczywicie,
zrobi wszystko, co w mojej mocy, by panom pomc.
- Pan by doradc prawnym kapitana Setona?
- Mj drogi panie, byem doradc caej rodziny Setonw. Speniamy t funkcj... to znaczy nasza firma
spenia t funkcj od kilkuset lat.

81
- Parfaitement! Czy sir Matthew Seton spisa testament przed mierci?
- Tak jest. Mymy sporzdzili go na jego danie.
- W jaki sposb rozporzdzi swoim majtkiem?
- Pozostawi szereg dotacji. Jedna przeznaczona jest dla Muzeum Nauk Przyrodniczych... ale trzon swojej
fortuny... a chciabym doda, e jest to bardzo wielka fortuna... pozostawi swojemu bratankowi, Michaelowi
Setonowi. Poza tym nie mia adnych innych bliskich krewnych.
- Powiada pan, e jest to bardzo wielki majtek?
- Sir Matthew Seton by drugim z kolei najbogatszym czowiekiem w Anglii - odpowiedzia pan Whitfield
spokojnie.
- Mia do dziwne zapatrywania, prawda?
Pan Whitfield spojrza na Poirota surowym wzrokiem.
- Panie Poirot, milioner ma prawo do ekscentrycznoci. Ludzie nawet spodziewaj si tego po nim.
Poirot bez sowa przyj t reprymend i zada nastpne pytanie.
- O ile wiem, mier jego bya naga?
- O tak. Zupenie niespodziana. Sir Matthew by czowiekiem doskonaego zdrowia. Okazao si jednak, e
ma guz na jednym z organw wewntrznych. Dokonano operacji, ktra, jak to zwykle w tych wypadkach,
udaa si doskonale. Ale sir Matthew umar.
- I cay jego majtek przeszed na kapitana Setona?
- Tak jest.
- O ile mi wiadomo, kapitan Seton przed odlotem z Anglii take spisa testament?
- Jeeli chce pan to nazwa testamentem, to owszem - powiedzia pan Whitfield z niesmakiem.
- Czy testament ten ma moc prawn?
- Owszem, najzupeniej. Intencje spadkodawcy s zupenie jasne, poza tym sam dokument zosta podpisany
przy wiadkach. Ma wic moc prawn. Oczywicie.
- Testament ten nie podoba si panu, prawda?
- Mj drogi panie, ostatecznie od czego my jestemy?
- Zastanawiaem si ju nieraz nad tym. Kiedy, gdy chciaem zredagowa bardzo prosty zreszt testament,
przeraony byem terminologi i zawioci sformuowa prawnych, ktrymi zasypa mnie mj adwokat.
- Prawd jest - cign pan Whitfield - e wtedy kapitan Seton nie rozporzdza adnym majtkiem. By
cakowicie uzaleniony od pienidzy, jakie otrzymywa od swojego stryja. Uwaa zapewne, e jakikolwiek
wistek papieru wystarczy.
I mia zupen racj - pomylaem sobie.
- Jaka jest tre tego testamentu? - spyta Poirot.
- Seton zapisa cay majtek swojej przyszej onie, pannie Magdali Buckley. Mnie wymienia jako
wykonawc jego woli.
- A wic panna Buckley jest jego spadkobierczyni.
- Tak jest, panna Buckley dziedziczy wszystko.
- A gdyby w ubiegy poniedziaek panna Buckley nagle umara?
- Wobec tego, e kapitan Seton zmar przed ni, cay jego majtek przeszedby z kolei na osob wymienion
w testamencie panny Buckley. A w braku testamentu na najbliszego krewnego. Chciabym doda - cign

82
pan Whitfield z wyran satysfakcj - e w tym wypadku podatek spadkowy byby kolosalny. Kolosalny! Trzy
zgony nastpujce po sobie w tak krtkim czasie! - Potrzsn gow. - Kolosalny!
- Ale pozostaoby jeszcze co nieco? - spyta Poirot skromnie.
- Mj drogi panie, jak ju rzekem, sir Matthew by jednym z najbogatszych ludzi w Anglii.
Poirot wsta.
- Dzikuj panu. Udzieli mi pan bardzo cennych informacji.
- Prosz uprzejmie. Jestem zawsze do usug. Bd oczywicie w kontakcie z pann Buckley... O ile
pamitam, wysalimy ju list do niej. Bd szczliwy, jeeli potrafi si jej na co przyda.
- A tej modej osobie - powiedzia Poirot - potrzebny jest dobry doradca prawny.
- Obawiam si, e bdzie teraz oblegana przez adoratorw - pan Whitfield potrzsn gow.
- Zapewne - zgodzi si Poirot. - Do widzenia, monsieur!
- Do widzenia, panie Poirot! Jestem szczliwy, e mogem si panu na co przyda. Paskie nazwisko
wydaje mi si... dziwnie znajome.
Powiedzia to z yczliwym umiechem, jak czowiek, ktry dzieli si z kim przyjemn wiadomoci.
- Wszystko wyglda tak, jak przewidziae - odezwaem si, gdy znalelimy si na ulicy.
- Mon ami, tak by musiao. Nie mogo by inaczej. Udamy si teraz do wietnej restauracji "Pod Serem
Tylyckim", gdzie umwiem si z Jappem na kolacj.
Inspektor Japp ze Scotland Yardu czeka ju na nas. Powita Poirota z prawdziw radoci.
- Sto lat pana nie widziaem, panie Poirot! Mylaem, e siedzi pan gdzie na wsi i hoduje pieczarki.
- Prbowaem, Japp, prbowaem! Ale nawet kiedy hoduj pieczarki, nie mog odczepi si od zbrodni.
Westchn gboko. Wiedziaem, co mia na myli. Tamt przedziwn histori, jaka wydarzya mu si w
Femley Park. Jake aowaem w owym czasie, e byem tak daleko od miejsca zbrodni.
- O, jest i kapitan Hastings - ucieszy si Japp. - Jak si pan ma, kapitanie?
- Bardzo dobrze, dzikuj.
- Mamy znw do czynienia z morderstwem - doda Japp.
- Tak jest.
- Niech pan si nie poddaje, stary przyjacielu! - hukn Japp. - Jeeli nawet nie potrafi pan rozwiza tej
zagadki, c, w paskim wieku nie mona si ju spodziewa samych sukcesw. Wszyscy si starzejemy i
musimy si z tym pogodzi. Trzeba ustpi modszym, prawda?
- Ale stary pies zna najwicej sztuczek - mrukn Poirot pod nosem. - Jest chytry. Nie opuszcza tropu.
- Ale my mwimy teraz o ludziach, nie o psach.
- Czyby istniaa taka wielka rnica?
- To zaley, jak pan patrzy na wiat. Ale pan si naprawd dobrze trzyma! Prawda, kapitanie? Zawsze
doskonale wyglda. Waciwie wcale si nie zmieni. Wosw ma moe troch mniej, ale wieche pod
nosem taki sam, jak by.
- Co takiego? - zdziwi si Poirot.
- Japp ma na myli twoje wsy - wyjaniem.
- Wspaniae, co? - Poirot czule pogaska swoje wsiska. Japp wybuchn gonym miechem.
- No, dobra! - powiedzia wreszcie. - Zrobiem wszystko, co pan chcia. Te odciski palcw, ktre pan
przysa...

83
- Tak? - zawoa Poirot.
- Nic z tego. Ten dentelmen, do ktrego nale, niestety nie przeszed przez nasze rce. Oprcz tego
telegrafowaem do Melbourne. Nie znaj tam adnego osobnika o podobnym nazwisku i rysopisie.
- O!
- Jest to oczywicie podejrzane. Z drugiej strony na pewno nie jest znany naszym ludziom. A co do tej
drugiej osoby... - cign dalej Japp.
- Ciekaw jestem.
- Lazarus i Syn maj doskona opini na miecie. Bardzo uczciwa i godna zaufania firma. Moe troch
bezwzgldni, no ale w interesach bezwzgldno jest konieczna. Natomiast jeli chodzi o finanse, to jest z
nimi niedobrze.
- Naprawd?
- O tak... ludzie przestali chwilowo kupowa obrazy i antyki. Jest moda na nowoczesne, kontynentalne
meble.
W ubiegym roku wybudowali sobie nowy lokal, no i wszystko razem zaprowadzio ich na krawd
bankructwa.
- Jestem panu bardzo zobowizany.
- Ach, gupstwo! Przecie to mj zawd. Zrobiem wszystko, czego pan da. Mamy swoje sposoby na
zdobywanie tego rodzaju informacji.
- Mj kochany, co bym zrobi bez pana?
- Zawsze do usug. Zawsze chtnie pjd na rk staremu przyjacielowi. Pamita pan dawne czasy?
Dopuszczaem pana wtedy do niejednej ciekawej sprawy.
W ten sposb Japp chcia da do zrozumienia Poirotowi, e jest mu wdziczny za rozwizanie wielu
trudnych zagadek kryminalnych, z ktrymi on nie potrafi sobie da rady.
- Tak, to byy dobre czasy.
- Chtnie bym sobie z panem od czasu do czasu uci pogawdk. Pana metody s, by moe,
starowieckie, ale ma pan gow na karku, panie Poirot!
- A co do doktora MacAllistera, czy dowiedzia si pan czego?
- O! Ten leczy gwnie kobiety. Nie jest ginekologiem, lecz specjalist od zaburze nerwowych. Kae im
spa w pokojach wymalowanych na kolor fioletowy z pomaraczowymi sufitami... Opowiada im o ich
kompleksach czy innych bzdurach. Okropny facet! Moim zdaniem to po prostu znachor. Ale, powiadam
panu, baby a do niego jak pszczoy do miodu. Czsto jedzi za granic... O ile si nie myl, ma te
praktyk w Paryu.
- Kto to jest ten MacAllister? - spytaem zdumiony. - Co on ma z tym wszystkim wsplnego?
- Doktor MacAllister jest stryjem kapitana Challengera - wyjani Poirot. - Nie pamitasz, jak raz wspomnia,
e ma stryja lekarza?
- Jeste rzeczywicie niezwykle sumienny - rzuciem. - Czyby przypuszcza, e to on operowa sir
Matthew?
- Nie jest chirurgiem - powiedzia Japp.
- Mon ami - odezwa si Poirot. - Wiesz, e badam kady lad. Herkules Poirot jest dobrym psem. A dobry
pies idzie za swoim wchem. Jeeli trop mu si urywa, wszy dokoa, zawsze w poszukiwaniu czego, co

84
niezbyt dobrze pachnie. Tak samo postpuje Poirot. I czsto... ha! jake czsto... znajduje to, o co mu
chodzi.
- Nasz zawd nie naley do najprzyjemniejszych - doda Japp. - O, serek stiltoski! Dzikuj bardzo. Jak ju
mwiem, nasz zawd nie naley do najprzyjemniejszych. A panu jest jeszcze trudniej ni mnie. Pan nie jest
osob oficjaln i dlatego musi pan bardzo czsto, pod rnymi pozorami, wkrada si w rne miejsca.
- Japp, wie pan dobrze, e nigdy si nie maskuj - oburzy si Poirot.
- Nie mgby pan - umiechn si Japp. - Nawet gdyby pan chcia. Jest pan czowiekiem jedynym w swoim
rodzaju. Kto pana raz zobaczy, ten pana nigdy nie zapomni.
Poirot spojrza na niego z powtpiewaniem.
- Tak sobie tylko artuj - dorzuci Japp. - Zna mnie pan. Szklaneczk porto? Owszem. Nie odmawiam.
Reszt wieczoru spdzilimy na wspominaniu dawnych czasw. Przyznaj, wspomnienia te sprawiy mi
du przyjemno. O tak, to byy dobre czasy! Czuem si stary i dowiadczony.
Biedny, stary Poirot! Widziaem wyranie, e jest zupenie zagubiony w rnorodnych faktach, ktre
wypywaj na wiato dzienne w zwizku z morderstwem w Samotnym Domu. Co tu duo gada, nie mia ju
tej gitkoci umysu co dawniej. Czuem, e tym razem poniesie porak, e morderca Madzi Buckley nigdy
nie zostanie odkryty.
- Odwagi, mj przyjacielu! - Poirot nagle poklepa mnie mocno po plecach. - Jeszcze nie wszystko stracone.
Bagam ci, nie rb takiej tragicznej miny!
- Ale skd! Jestem jak najlepszej myli.
- I ja rwnie. I Japp te.
- Wszyscy jestemy najlepszej myli - doda Japp radonie. Z tym optymistycznym stwierdzeniem
poegnalimy si.
Nazajutrz rano powrcilimy do St. Loo. Po przybyciu do hotelu Poirot zadzwoni do kliniki i kaza si
poczy z Nick.
Nagle zobaczyem, e wyraz twarzy gwatownie mu si zmienia. Prawie opuci suchawk na ziemi.
- Comment? Co takiego? Prosz powtrzy! - Przez minut czy dwie sucha, co do niego mwiono. Potem
powiedzia: - Tak, tak. Bd za chwil.
By blady jak ptno.
- O Boe, Hastings, jak mogem wyjecha! Jak mogem!
- Co si stao?
- Mademoiselle jest bardzo chora. Zatrucie kokain. Wic jednak dotarli do niej! Mon Dieu! Mon Dieu! Jak
mogem wyjecha!
XVII. BOMBONIERKA
W drodze do kliniki Poirot mrucza co pod nosem. Robi sobie straszne wyrzuty.
- Powinienem by wiedzie, e co si stanie. No, ale czy mogem zrobi wicej, ni zrobiem? Wszystko, co
mona byo przewidzie, zostao przewidziane. To niemoliwe!... Niemoliwe! Przecie nikt nie mia do niej
dostpu! Kto nie podporzdkowa si mojemu rozkazowi?

85
W klinice kazano nam poczeka w maym pokoiku na parterze. Po kilku minutach zjawi si doktor Graham.
By blady i wymczony.
- Bdzie ya - powiedzia. - Niebezpieczestwo mino. Najgorsze, e nie wiedzielimy, ile ona pokna
tego wistwa.
- Co to byo?
- Kokaina.
- Ale bdzie ya?
- Tak, tak, na pewno.
- Jak to si stao? Jak do niej dotarli? Czy wpuszczono kogo? - Poirot a podskakiwa z bezsilnej zoci.
- Nikogo do niej nie dopuszczano.
- Niemoliwe!
- Niestety, to prawda...
- Ale w takim razie...
- To bya bombonierka.
- O, do licha! Powiedziaem jej, eby nie jada nic, ale to nic, co zostanie przysane z zewntrz.
- Nic o tym nie wiem. Sam pan rozumie, e powstrzymanie dziewczyny od jedzenia czekoladek nie jest
rzecz aw. Na szczcie zjada tylko jedn!
- A czy we wszystkich czekoladkach bya kokaina?
- Nie. Panna Nick zjada jedn. Jeszcze dwie w wierzchniej warstwie byy zatrute. Reszta jest w porzdku.
- Jak zostaa wprowadzona kokaina?
- W sposb niesychanie prymitywny. Czekoladki byy przecite na p, nadzienie zmieszane z kokain i
woone z powrotem, a czekoladka zoona. Zupenie amatorska robota.
Poirot jkn.
- O, gdybym tylko wiedzia, gdybym mg przewidzie! Czy mog si zobaczy z mademoiselle?
- Za jak godzin - odpowiedzia doktor Graham. - Ale niech pan si przestanie tak denerwowa!
Dziewczyna bdzie ya.
Przez ca godzin spacerowalimy po ulicach St. Loo. Prbowaem uspokoi Poirota, pocieszajc go tym,
e ostatecznie dziewczynie nic si nie stao i e wszystko si dobrze zakoczyo.
Ale on tylko potrzsa gow i mamrota:
- Boj si, Hastings, boj si...
Sposb, w jaki to powiedzia, wzbudzi i we mnie uczucie dziwnego lku.
Nagle chwyci mnie za rami.
- Posuchaj, przyjacielu! Myliem si cay czas. Myliem si od pocztku!
- To znaczy, e nie szo wcale o pienidze?...
- Nie, co do tego miaem racj. O tak! Ale tych dwoje... Nie, to zbyt proste... zbyt atwe. Tam jeszcze co
jest. Tak, tak, jeszcze co zupenie innego! - Potem wybuchn szczerym oburzeniem: - Oh, cette petite! Czy
nie zabroniem jej kategorycznie? Czy nie powiedziaem wyranie, eby nie dotykaa niczego, co przychodzi
z zewntrz? A ona nie posuchaa mnie, zlekcewaya sobie Herkulesa Poirot! Czterokrotnie unikna cudem
mierci. Czy nie do jej jeszcze? Czy musiaa koniecznie zaryzykowa po raz pity? Ah, c'est inoui32!
Wreszcie powrcilimy do kliniki. Po krtkiej chwili zaprowadzono nas na gr.

86
Nick siedziaa w ku, wsparta o poduszki. renice miaa bardzo rozszerzone, gorczkowe wypieki na
policzkach, a rce jej drgay nieustannie.
- No co, znowu si do mnie dobrali - szepna.
Poirot na jej widok wzruszy si prawdziwie. Chrzkn kilka razy i uj jej do.
- Och, mademoiselle, mademoiselle!
- Mnie jest naprawd wszystko jedno - powiedziaa. - Gdyby mnie umiercili tym razem, byabym szczliwa.
Mam tego wszystkiego zupenie do.
- Pauvre petite!
- Ale wida jest we mnie co takiego, co nie chce im ustpi.
- To pani twardy duch, mademoiselle! Pani nie jest z tych, co atwo ustpuj.
- No i widzi pan, e ten paski pomys z klinik wcale nie by taki genialny.
- Gdyby pani mnie usuchaa, mademoiselle... Spojrzaa na niego ze zdziwieniem.
- Jak to? Przecie posuchaam pana.
- Czy nie prosiem pani, eby pani nie jada niczego, co zostanie przysane z zewntrz?
- Ale ja nic nie jadam.
- A te czekoladki?
- Czekoladki? Przecie to pan je przysa!
- Ja? Nic podobnego!
- Co?
Nick drc doni wskazaa na swj nocny stolik. Pielgniarka wysuna si natychmiast naprzd.
- Czy chce pani t karteczk, ktra przysza z bombonierk?
- Tak jest, siostro, prosz!
Zalega chwila milczenia. Pielgniarka wrcia do pokoju z karteczk w rku.
- Prosz bardzo.
Wzdrygnem si, Poirot take. Albowiem na kartce widniay te same sowa, jakie wypisa Poirot na innej
karteczce, ktr zaczy do kosza kwiatw.
"Najlepsze yczenia powrotu do zdrowia. Herkules Poirot".
- Sacre tonnerre!
- No, widzi pan - powiedziaa Nick z wyrzutem w gosie.
- To nie ja pisaem! - krzykn Poirot. - Co?
- A jednak - wymamrota - a jednak to mj charakter pisma.
- No, pewnie! Jest taki sam jak na kartce, ktra przysza razem z tymi pomaraczowymi godzikami. Ani
przez chwil nie wtpiam, e czekoladki byy od pana.
Poirot potrzsn gow.
- I nic dziwnego. O, to diabe! Chytry, szczwany diabe! e te wpad na co podobnego. Ale to geniusz! Co
tu gada. Takie niby proste, a jednak trzeba byo na to wpa. A ja, ja o tym nie pomylaem! Ja nie
przewidziaem tego posunicia!
Nick poruszya si niespokojnie.
- Niech si pani nie denerwuje, mademoiselle! Pani nie ma sobie nic do zarzucenia. Caa wina ley po mojej
stronie. Jestem skoczonym durniem! Powinienem by przewidzie to posunicie. Oczywicie!

87
Opuci gow na piersi. By niepocieszony.
- Wydaje mi si... - chrzkna pielgniarka.
- O tak. Naturalnie. Ju idziemy. Odwagi, mademoiselle! To mj ostatni bd. Jestem zawstydzony i
nieszczliwy... zostaem zdystansowany, upokorzony... jak ucze trzeciej klasy. Ale to ostatni raz!
Przysigam pani! Chodmy, Hastings!
Poirot natychmiast uda si do przeoonej kliniki, ktra bya bardzo skonsternowana caym tym wypadkiem.
- Powiem panu szczerze, i wydaje mi si zupenie niemoliwe - powiedziaa - eby co podobnego mogo
si zdarzy w mojej klinice.
Poirot by bardzo taktowy i wyrozumiay. Gdy ju dostatecznie j udobrucha, zacz zadawa pytania co do
okolicznoci, w jakich dostaa si do kliniki ta niebezpieczna przesyka. Przeoona skierowaa nas do
pielgniarza, ktry w owym czasie znajdowa si na subie. Czowiek ten nazywa si Hood i nie grzeszy
zbytni inteligencj. Wyglda na jakie dwadziecia dwa lata i mia twarz gupi, ale uczciw. By
zdenerwowany i przeraony. Poirot jednake szybko go uspokoi.
- Pan nie ponosi tu najmniejszej winy - powiedzia agodnie. - Ale chciabym, eby opowiedzia mi pan
dokadnie, kiedy i jak przybya ta paczuszka.
Pielgniarz spojrza na nas ze zdziwieniem.
- Trudno powiedzie - odezwa si wreszcie. - Tu przynosz dziennie tyle paczek. Ludzie przychodz, pytaj
o rnych pacjentw, zostawiaj paczuszki, kwiaty.
- Pielgniarka powiada, e bombonierka ta nadesza wczoraj wieczorem - powiedziaem. - Gdzie koo
godziny szstej.
Twarz modego czowieka rozjania si.
- Aha, teraz sobie przypominam! - ucieszy si. - Przynis j jaki pan.
- Blondyn o szczupej twarzy?
- Owszem blondyn, ale nie pamitam, czy mia szczup twarz.
- Czyby Charles Vyse przynis to we wasnej osobie? - szepnem do Poirota.
Zapomniaem, e mody czowiek zna zapewne wszystkich miejscowych ludzi.
- O nie, to nie by pan Vyse - powiedzia od razu. - Znam go. Ten pan by wyszy... bardzo przystojny...
przyjecha duym samochodem.
- Lazarus! - zawoaem.
Poirot spojrza na mnie ostrzegawczo i natychmiast poaowaem, e daem si unie temperamentowi.
- Przyjecha tu wielkim samochodem i zostawi paczuszk? Bya zaadresowana do panny Buckley?
- Tak jest, prosz pana.
- I co pan z ni zrobi?
- Nic. Nie dotknem jej nawet. Siostra zaniosa j na gr.
- Ale gdy odbiera j pan od tego pana, to jednak musia jej pan dotkn.
- No tak, naturalnie. Wziem j od niego i pooyem na stole.
- Na ktrym stole? Prosz mi go pokaza!
Pielgniarz zaprowadzi nas do holu. Frontowe drzwi byy szeroko otwarte. W pobliu, pod cian,
znajdowa si duy st z marmurowym blatem, na ktrym leay listy i paczuszki.
- Wszystko, co przychodzi, kadziemy na tym stole. Pielgniarki zanosz pacjentom ich przesyki.

88
- Czy pamita pan, o ktrej przyniesiono t paczuszk?
- Musiaa by jaka pita trzydzieci, a moe troch pniej. Pamitam, e listonosz ju by, a przychodzi
zwykle o wp do szstej. Byem bardzo zajty, masa ludzi przysza z kwiatami i z wizytami do pacjentw.
- Dzikuj panu. A teraz chcielibymy zobaczy siostr, ktra zaniosa t paczuszk na gr.
Bya to jedna z praktykantek, moda, adniutka dziewczyna, szalenie podniecona tym, co si stao. Pamitaa
dobrze, e przysza na swoj zmian o godzinie szstej.
- Szsta - mrukn Poirot. - W takim razie paczuszka przeleaa na tym stole okoo dwudziestu minut.
- Sucham?
- Nic, mademoiselle. Niech pani mwi dalej. Zaniosa pani paczuszk do panny Buckley?
- Tak. Byo dla niej kilka rzeczy. Ta paczuszka i kwiatki... zdaje si, e groszek pachncy od jakich pastwa
Croft, jeli si nie myl. Zaniosam to wszystko razem. I bya tam jeszcze jedna paczuszka, ktra zostaa
przesana poczt, i co najdziwniejsze... to bya te bombonierka Fullera.
- Comment? Dwie bombonierki?
- Tak, dziwny zbieg okolicznoci. Panna Buckley otworzya obydwie. Powiedziaa: "O, jaka szkoda, e nie
wolno mi nic je". Potem podniosa wieko, by zajrze do rodka i zobaczy, czy s rzeczywicie
identyczne, i w jednej z nich bya paska karteczka. Powiedziaa od razu: "Niech siostra zabierze to
zakazane pudeko. Jeszcze mogabym si pomyli". Ojej, kto by pomyla, e co podobnego si zdarzy! To
zupenie jak w powieci kryminalnej, no nie? Poirot przerwa potok jej sw.
- Powiada pani, e byy dwie identyczne bombonierki? A od kogo bya ta druga?
- Nie byo adnego nadawcy.
- A ktra z nich bya... niby to... ode mnie? Czy ta, co przysza poczt, czy ta druga?
- Ojej, tego to ju nie wiem! Czy chce pan, ebym posza na gr i spytaa pann Buckley?
- Gdyby pani zechciaa... Pobiega na gr.
- Dwie bombonierki - mamrota Poirot. - To dopiero pasztet.
Siostrzyczka powrcia zdyszana.
- Panna Buckley nie jest pewna. Zanim zajrzaa do rodka, odpakowaa obydwie paczuszki. Ale wydaje jej
si, e ta niby paska nie przysza poczt.
- Nie? - zdziwi si Poirot.
- Tak jej si przynajmniej teraz zdaje. Ale pewna nie jest.
- Diable! - zakl Poirot, gdy znalelimy si znw na ulicy. - Nikt nigdy nie jest niczego pewien. W
powieciach kryminalnych owszem. W yciu nigdy. W yciu wszystko jest zawsze okropnie pogmatwane.
Czy ja sam wiem cokolwiek na pewno? Skd! Nie, nie, po tysickro nie!
- Lazarus? - rzuciem.
- Tak, to dopiero niespodzianka, co?
- Czy bdziesz z nim rozmawia?
- Oczywicie. Ciekaw jestem bardzo, jak on na to zareaguje. Ale, a propos, powinnimy udawa, e stan
panny Nick jest bardzo ciki. Nic nam to nie zaszkodzi, jeeli udamy, e jest jedn nog na tamtym
wiecie. Rozumiesz, co? Przybierzemy pogrzebowe miny. Tak, wietnie! Wygldasz zupenie jak
karawaniarz. C'est tout a fait bien33.

89
Mielimy szczcie, od razu bowiem natknlimy si na Lazarusa. Sta przed hotelem i majstrowa co przy
motorze swego samochodu.
Poirot podszed prosto do niego.
- Podobno wczoraj wieczorem zostawi pan bombonierk dla mademoiselle? - zacz bezporednio.
Lazarus spojrza na niego ze zdumieniem.
- Tak.
- To bardzo adnie z paskiej strony.
- Prawd mwic, czekoladki byy od Freddie, od pani Rice. Prosia mnie, ebym to dla niej zaatwi.
- Ach tak?
- Zawiozem je samochodem.
- Rozumiem. - Poirot milcza przez chwil, a potem spyta: - A gdzie jest pani Rice?
- Zdaje si, e siedzi w hallu.
Fryderyka wanie pia herbat. Spojrzaa na nas z niepokojem.
- Czy to prawda, e Nick si rozchorowaa?
- Tak, to bardzo tajemnicza historia. Niech mi pani powie, czy posaa jej pani wczoraj pudeko czekoladek?
- Tak. To znaczy, ona sama mnie o to prosia.
- Ona pani o to prosia?
- Tak.
- Przecie zabroniono jej przyjmowania jakichkolwiek goci. Jak si pani z ni porozumiaa?
- Ona po prostu do mnie telefonowaa.
- I co... i co powiedziaa?
- ebym jej kupia kilow bombonierk czekoladek Fullera.
- Jak brzmia jej gos? Sabo?
- Nie, wcale nie. Nawet bardzo mocno. Ale moe troch dziwnie. W pierwszej chwili nie mogam jej pozna
po gosie.
- Dopki sama nie powiedziaa pani, e to ona, tak?
- Tak.
- Czy pani jest pewna, e to bya ona?
Fryderyka spojrzaa na nas w najwyszym zdumieniu.
- Ja... ja... no pewnie, e to bya Nick. Kto inny mgby?...
- To bardzo ciekawe pytanie.
- Nie myli pan chyba?... - Czy mogaby pani przysic, e by to gos pani przyjaciki?
- Nie - powiedziaa Fryderyka powoli. - Nie mogabym przysic. Gos by rzeczywicie zmieniony. Mylaam,
e to moe wina aparatu telefonicznego... lub choroby... bo ja wiem.
- Gdyby nie powiedziaa, kto mwi, nie poznaaby jej pani?
- Nie... nie, chyba nie. Ale kto to mg by, panie Poirot? Kto?
- Dowiemy si, madame.
Powaga jego gosu wzbudzia w niej podejrzenia.
- Czy Nick... czy stao si co? Poirot skin gow.
- Jest bardzo chora... bardzo niebezpiecznie chora. Te czekoladki, madame... byy zatrute.

90
- Czekoladki, ktre ja jej posaam? To zupenie wykluczone!
- Niewykluczone, madame, skoro mademoiselle w tej chwili walczy ze mierci.
- O, mj Boe! - Fryderyka ukrya twarz w doniach. Po chwili uniosa gow. Draa na caym ciele. Bya
blada. - Nic nie rozumiem... nie rozumiem! Wszystko inne tak, ale tego naprawd ju nie rozumiem. Nie
mogy by zatrute! Nikt ich nie dotyka! Tylko ja i Jim. Panie Poirot, pan popenia jak straszliw omyk.
- To nie ja popeniam omyk... nawet jeeli karteczka z moim nazwiskiem bya w bombonierce.
Patrzya na niego ze zdumieniem.
- Jeeli panna Nick umrze... - powiedzia i rozoy rce. Fryderyka wydaa okrzyk grozy.
Poirot odwrci si i wziwszy mnie pod rami uda si do swojego saloniku. Rzuci kapelusz na st.
- Nic nie rozumiem, nic. Bdz w zupenych ciemnociach. Jak mae dziecko. Kto mgby zyska na mierci
mademoiselle? Madame Rice? Kto kupuje czekoladki, przyznaje si do tego, a potem opowiada jak
nieprawdopodobn histori o rozmowie telefonicznej, w ktr aden rozsdny czowiek nie uwierzyby nawet
przez sekund? Madame Rice! To zbyt proste, zbyt gupie, eby mogo by prawdziwe. A madame Rice
gupia nie jest. O nie!
- W takim razie?...
- Ale ona zaywa kokain, Hastings. Jestem pewny, e to narkomanka. A w tych czekoladkach bya przecie
kokaina. A co miaa na myli, mwic: "Wszystko inne tak, ale tego naprawd ju nie rozumiem". Trzeba to
wyjani. A ten gadki pan Lazarus? Jaka jest jego rola w tym wszystkim? Co wie pani Rice? A wie co na
pewno! Ale nie mog jej zmusi do mwienia. Nie mona jej tak atwo przestraszy i skoni do zwierze.
Powiadam ci, Hastings, ona co wie! Czy ta jej historyjka o rozmowie telefonicznej z Nick jest prawdziwa,
czy te wymylia j sobie? A jeeli jest prawdziwa, to kto u licha telefonowa? Powiadam ci, Hastings,
wszystko jest bardzo tajemnicze. Bdzimy w zupenych ciemnociach.
- Zawsze najciemniej jest przed witem - zaryzykowaem. Potrzsn gow.
- A ta druga bombonierka, ktra przysza poczt? Czy moemy wykluczy, e wanie w niej byy zatrute
czekoladki? Nie, nie moemy. Bo Nick sama nie jest tego pewna. Jakie to denerwujce!
Jkn.
Chciaem co powiedzie, ale nie pozwoli mi.
- Nie, nie. Zaoszczd mi dalszych przysw. Nie znosz tego. Jeeli jeste moim prawdziwym
przyjacielem...
- Ale oczywicie! - zawoaem.
- To id i kup mi tali kart. Spojrzaem na niego z niedowierzaniem.
- Doskonale - odezwaem si chodno.
Byem pewny, e chce si mnie po prostu pozby.
Jednake nie doceniem Poirota. Gdy tego wieczora okoo godziny dziesitej wszedem do jego pokoju,
zastaem go siedzcego przy stole i budujcego domki z kart.
By to jego stary zwyczaj. Uspokaja w ten sposb wzburzone nerwy.
- Pamitasz? - przywita mnie umiechem. - Najwaniejsza rzecz to precyzja. Karta na kart i to dokadnie w
takim miejscu, ktre zapewni im rwnowag. I znowu nastpna, i nastpna. Id spa, Hastings! Zostaw mnie
z moim domkiem z kart. Musz sobie rozjani w gowie.

91
Bya moe jaka pita rano, gdy kto gwatownie mnie obudzi. Poirot sta nade mn i potrzsa moim
ramieniem. By wesoy i szczliwy. Z trudem zbudziem si.
- Miae racj, przyjacielu! Miae cakowit racj! Nic nie rozumiaem.
- Zawsze najciemniej jest przed witem, tak powiedziae, prawda? Miae racj, powiadam ci! Byo bardzo
ciemno, a teraz wita.
Spojrzaem w okno. witao.
- Nie, nie, Hastings! Nie tam! W gowie! W mzgu! W szarych komrkach!
Zamilk, a potem doda spokojnie:
- Widzisz, Hastings, mademoiselle nie yje.
- Co? - krzyknem, odzyskawszy cakowicie przytomno.
- Cicho, cicho! Jest tak, jak mwi, ale nie naprawd. Na niby, bien entendu! Ale moemy to zaatwi. No,
tak, przez dwadziecia cztery godziny nie bdzie mademoiselle na wiecie. Zaatwi to z lekarzem i
pielgniarkami. Rozumiesz, Hastings? Morderstwo zostao dokonane. Cztery razy morderca prbowa, lecz
nadaremnie. Za pitym razem udao mu si. Ale teraz zobaczymy, co bdzie dalej...
- To powinno by bardzo ciekawe.
XVIII. TWARZ W OKNIE
Wypadki, jakie zaszy nastpnego dnia, wci jeszcze nie s dla mnie cakowicie jasne. Obudziem si
niestety z do wysok gorczk. Zdarza mi si to od czasu do czasu, gdy przed kilkoma laty chorowaem
na malari.
W rezultacie wszystko, co dziao si owego dnia, pozostao mi we wspomnieniu niby zy sen, w ktrym raz
po raz pojawia si u mojego wezgowia Poirot, jak may fantastyczny klown z cyrku.
Przypuszczam, e bawi si doskonale. Udawa czowieka zrozpaczonego i zdezorientowanego. Jak
wreszcie doszed do rozwizania zagadki, ktr wyoy mi w pierwszym brzasku poranka, tego nie potrafi
powiedzie. Fakt jednak pozostaje faktem.
Nie bya to rzecz atwa. Liczba podstpw i gierek, jakie zastosowa, musiaa by kolosalna. Anglicy na og
nie nadaj si do utrzymywania na dusz met wielkich kamstw, a rola Poirota wanie tego wymagaa.
Najpierw musia skoni doktora Grahama do wzicia udziau w swoim planie. Gdy przekona ju doktora o
koniecznoci zagrania komedii, musia z kolei przekona o tym przeoon kliniki i kilka osb spord
personelu. Tutaj trudnoci musiay by olbrzymie i najprawdopodobniej zadecydowaa postawa doktora
Grahama.
Nastpnie trzeba byo nakoni policj i komisarza policji. Tutaj Poirot natkn si na opory czysto
biurokratyczne. Mimo to po dugich perswazjach udao mu si przekona pukownika Westona. Pukownik
zaznaczy, e zrzuca z siebie odpowiedzialno za rozsiewanie faszywych pogosek i e spoczywa ona
cakowicie na barkach Poirota. Poirot oczywicie zgodzi si z miejsca. Zgodziby si na wszystko pod
warunkiem, e bdzie mg przeprowadzi swj plan dziaania.
Spdziem wiksz cz dnia, drzemic w wielkim fotelu opatulony mnstwem kocw. Co dwie, trzy
godziny wpada do mojego pokoju Poirot i komunikowa mi najwiesze nowiny.

92
- Comment a va, mon ami? Jake ci wspczuj. Ale moe to i lepiej. Ty nie potrafisz gra farsy tak dobrze
jak ja. Przed chwil wanie zamwiem wieniec na trumn. Kolosalny wieniec! Lilie, przyjacielu, ogromne,
biae lilie! "Z gbokim alem, Herkules Poirot". O, co za zabawa!
Wybieg z pokoju.
- Wracam z niezmiernie interesujcej rozmowy z pani Rice - brzmiaa nastpna informacja. - Nosi aob.
Ma doskonale skrojon sukni. Jej nieszczsna przyjacika! Co za tragedia! "Nick, powiada, bya taka
pena ycia, taka wesoa. Niemoliwe, eby nie ya". Zgadzam si z ni. "Tak, powiadam, na tym wanie
polega ironia mierci. Zabiera takie mode stworzenia jak Nick, a starych i bezuytecznych ludzi pozostawia
na tym padole paczu". Oh la la!
- Jak si bawisz? - spytaem sabym gosem.
- Nie bawi si. To po prostu cz skadowa mojego planu. Jeeli chcesz dobrze zagra swoj rol, musisz
w ni woy serce i dusz. No, ale posuchaj dalej! Po wymienieniu zdawkowych sw alu madame
przechodzi do bardziej konkretnych spraw. Przez ca noc nie zmruya oka, lec w ku i mylc o tych
czekoladkach. "To niemoliwe... niemoliwe". "Madame, powiadam, nic nie jest niemoliwe. Moe pani
sama obejrze raport laboratorium". Na to ona mwi, a gos jej wyranie dry: "To bya kokaina, prawda?"
Potwierdzam to przypuszczenie. A ona na to: "O, mj Boe, nic nie rozumiem".
- Moe mwi prawd?
- Ona rozumie dobrze tylko jedno. A mianowicie, e jest zagroona. To bardzo inteligentna kobieta. Mwiem
ci to ju nieraz. O tak, grozi jej niebezpieczestwo, a ona wie o tym dobrze.
- A jednak mimo to wydaje mi si, e po raz pierwszy wykluczasz jej win w zupenoci?
Poirot zmarszczy brwi. Uspokoi si na chwil.
- W tym, co teraz powiedziae, jest co, Hastings. Tak, tak... wydaje mi si, e w jaki dziwny sposb czci
tej amigwki przestay do siebie pasowa. Wszystkie te zamachy... Co cechowao je do tej pory?
Subtelno, przebiego. A tutaj nie ma adnej subtelnoci. Jest tylko jakie prostactwo, ktre nie pasuje do
madame Rice. Nie, nie, co tu jest nie w porzdku. - Usiad przy stole. - Voila... zanalizujemy fakty. Mamy
trzy moliwoci. Jest bombonierka zakupiona przez pani Rice i dostarczona na miejsce przez Lazarusa. W
tym wypadku wina spada na jedno z nich albo na oboje. A jeeli chodzi o telefon od mademoiselle Nick, to
naley sobie powiedzie, e jest to historyjka cakowicie zmylona. Mamy wic moliwo pierwsz...
najprostsz.
Moliwo numer dwa: bombonierka, ta, ktra nadesza poczt. Bombonierk t mg wysa ktokolwiek.
Kady z osobnikw podejrzanych na naszej licie. Pamitasz? Od A. do J. Ale skoro w tym pudeku byy
zatrute czekoladki, to po co ta rozmowa telefoniczna? Po co komplikowa spraw przesaniem drugiej
bombonierki?
Potrzsnem gow. Przy temperaturze trzydziestu omiu stopni trudno mi byo zebra myli i kada
komplikacja wydawaa mi si szczytem nonsensu.
- Moliwo numer trzy: madame kupia bombonierk i kto wymieni j na identyczn, zawierajc zatrute
czekoladki. W tym wypadku rozmowa telefoniczna ma swoje uzasadnienie i jest nawet bardzo zgrabnym
posuniciem. Madame uyta jest w tym wypadku jedynie jako instrument wykonawczy. Ma wycign cudze
kasztany z ognia. Wydaje mi si, e moliwo numer trzy jest najbardziej logiczna... ale, niestety, i
najtrudniejsza do wykonania. Jak mona mie pewno, e uda si zamieni bombonierki w odpowiednim

93
momencie? Przecie pielgniarz mg j zanie prosto na gr i wcale jej nie pooy na stole w holu. Sto
rnych okolicznoci mogoby uniemoliwi zamian bombonierek. Nie, to te nie ma sensu.
- Chyba e zrobi to Lazarus - powiedziaem.
Poirot spojrza na mnie.
- Masz gorczk, przyjacielu. Podniosa si, prawda?
Skinem gow.
- To jednak ciekawe, jak kilka stopni ciepoty moe pobudzi intelekt. Wyrazie przypuszczenie o niezwykej
prostocie. Jest ono tak proste, e nie wpado mi nawet do gowy. Ale zakadasz tym samym co bardzo
dziwnego. Pan Lazarus, wielki przyjaciel madame Rice, czyni wszystko, eby zaprowadzi j na szubienic!
Owszem, taka moliwo moe zaistnie, ale byoby to dziwne... bardzo dziwne.
Przymknem oczy. Byem zadowolony, e udao mi si wymyli co tak inteligentnego, ale nie miaem
ochoty na dalsze spekulacje mylowe.
Poirot mwi dalej, ale ju nie suchaem. Gos jego, przyjemny, monotonny, upi mnie. Gdy zobaczyem go
znowu, byo pne popoudnie.
- Mj plan przyczyni si do znakomitego zwikszenia obrotw w kwiaciarniach - owiadczy na wstpie. Wszyscy zamawiaj wiece. Pan Croft, pan Vyse, kapitan Challenger...
To ostatnie nazwisko obudzio we mnie szereg skojarze.
- Posuchaj, Poirot - powiedziaem - musisz mu powiedzie. Biedak na pewno szaleje z rozpaczy.
- Zawsze czue do niego sympati, prawda?
- Lubi go. To bardzo porzdny chop. Musisz go wtajemniczy.
Poirot potrzsn gow.
- Nie, mon ami. Nie robi adnych wyjtkw.
- Chyba nie podejrzewasz go, e ma co wsplnego z tym wszystkim?
- Nie robi wyjtkw.
- Pomyl, jak on musi cierpie!
- Wprost przeciwnie, wol myle o tym, jak radosn niespodziank mu szykuj. Pomyl, uwaa swoj
ukochan za umar, a tu raptem dowiaduje si, e ona yje. Jest to jedyne w swoim rodzaju, wspaniae
dowiadczenie yciowe.
- Co za uparty osio z ciebie. Powiadam ci, e on by swka nie pisn.
- Nie jestem taki pewny.
- Mwi ci, e to czowiek honoru. Znam si na tym.
- Tym trudniej bdzie mu dotrzyma tajemnicy. Zachowanie tajemnicy wymaga wymylania wielu
wspaniaych kamstw oraz wielkich zdolnoci aktorskich. Na dodatek trzeba to robi z prawdziwym
zamiowaniem. Czy kapitan Challenger potrafiby gra komedi? Skd? Jeeli jest taki, za jakiego go
uwaasz, to z ca pewnoci nie.
- A wic nic mu nie powiesz?
- Nie mam zamiaru naraa caego mojego planu na szwank dla gupich sentymentw. Nie zapominaj, mon
cher, e to jest kwestia ycia i mierci. Poza tym cierpienie wyrabia charakter. Wielu naszych synnych
duchownych tak twierdzi. Nawet pewien biskup, jeli si nie myl.
Nie prbowaem dalej podwaa jego decyzji. Wiedziaem, e nie da si przekona.

94
- Nie przebior si do kolacji - mrukn. - Jestem skoczonym starym czowiekiem. Tak, rozumiesz, gram
rol. Caa moja pewno siebie zaamaa si. Jestem zdruzgotany, pokonany. Prawie nie tkn kolacji. Potem
w swoim pokoju zjem sobie rogaliki i ptysie z kremem czekoladowym, ktre przezornie zakupiem w cukierni
na rogu. Et vous?
- Wezm tabletk chininy - powiedziaem ze smutkiem.
- Trudno, mj drogi! No, ale odwagi, jutro na pewno bdziesz zdrw.
- Na pewno. Te ataki trwaj zwykle dwadziecia cztery godziny.
Nie syszaem, jak wraca pniej do swojego pokoju. Widocznie spaem.
Gdy si zbudziem, zobaczyem, e siedzi przy stole i pisze. Przed nim leaa wygnieciona kartka papieru,
na ktrej wypisa ow list podejrzanych - od A. do J. - a ktr wtedy zmi i rzuci na podog.
Skin gow w odpowiedzi na moje nieme pytanie.
- Tak, mj drogi. To ta sama karteczka. Pracuj nad ni z zupenie nowego punktu widzenia. Przy kadym
nazwisku stawiam szereg pyta. Pytania te nie musz mie bezporedniego zwizku ze zbrodni. S to po
prostu zagadnie- ni, na ktre nie umiem znale odpowiedzi, a ktre nie doczekay si jeszcze
rozwizania. Rozwizanie to jestem zmuszony znale we wasnej gowie.
- Czy posune si ju daleko?
- Wanie skoczyem. Moe chciaby posucha? Czy czujesz si na siach?
- O tak. Czuj si ju znacznie lepiej.
- A la bonne heure! Doskonale. Przeczytam ci moje pytania. Niektre z nich wydadz ci si zapewne
dziecinne. - Chrzkn. - A. Ellen. Dlaczego pozostaa w domu i nie wysza oglda fajerwerkw? Jest to
bardzo dziwne. Czego si spodziewaa? Czy wpucia kogo (na przykad J.) do domu? Czy mwi prawd o
tajnym schowku? Jeeli takowy istnieje, to dlaczego ona nie potrafi sobie przypomnie, gdzie?
(Mademoiselle twierdzi, e nie ma takiego schowka, a gdyby by, to powinna o nim wiedzie.) Jeeli
wymylia go sobie, to po co? Czy czytaa listy miosne Michaela Setona, czy te jej zdumienie na wie o
zarczynach mademoiselle byo szczere? B. M Ellen. Czy jest taki gupi, na jakiego wyglda? Czy zna
tajemnic Ellen (jeeli taka tajemnica istnieje), czy te nie? Czy jest rzeczywicie niedorozwinity
umysowo? C. Dziecko Ellen. Czy jego wyrana rado na widok krwi jest rzecz naturaln u dziecka w tym
wieku, czy te nie, a jeeli nie, to czy tego rodzaju zboczenie moe by odziedziczone po jednym z
rodzicw? Jeeli tak, to po ktrym? Czy strzela kiedy ze straszaka? D. Kim jest pan Croft? Skd waciwie
pochodzi? Czy wrzuci testament mademoiselle do skrzynki pocztowej? Jakim kierowa si motywem, jeeli
tego nie zrobi? E. Jak wyej. Kim s pastwo Croft? Czy ukrywaj si z jakiego powodu? Jeeli tak, to
dlaczego? Czy s w jaki sposb zwizani z rodzin Buckleyw? F. Pani Rice. Czy naprawd wiedziaa o
zarczynach mademoiselle Nick z Michaelem Setonem? Czy tylko si domylaa? Czy czytaa ich listy? (W
tym wypadku wiedziaaby, e mademoiselle jest spadkobierczyni Setona.) Czy pani Rice wiedziaa, e
dziedziczy po mademoiselle? (To wydaje mi si do prawdopodobne. Mademoiselle zapewne zawiadomia
j o tym, dodajc, e niewiele odziedziczy.)
Czy zgodne z prawd jest twierdzenie Challengera, e mademoiselle Nick podobaa si Lazarusowi? (To
mogoby tumaczy pewne ochodzenie stosunkw midzy przyjacikami, jakie niewtpliwie nastpio w
ostatnich miesicach.) Kto jest owym "przyjacielem", ktry dostarcza narkotykw? Czy mgby to by J.?
Dlaczego tak nagle zrobio jej si sabo w naszym pokoju? Czy mwia prawd na temat czekoladek, czy te

95
j sobie wymylia? Co miaa na myli, mwic: "Wszystko inne tak, ale tego naprawd ju nie rozumiem".
Jeeli sama jest niewinna, to wida co ukrywa. Zauwaye zapewne - przerwa Poirot czytanie - e pytania
dotyczce pani Rice s bardzo liczne. Kobieta ta jest zagadk od pocztku do koca. To zmusza mnie do
nastpujcej konkluzji: albo madame Rice jest winna, albo wie czy te wydaje jej si, e wie, kto jest
morderc. Ale czy si nie myli? Czy naprawd wie, czy te tylko podejrzewa? Jak zmusi j do mwienia? Westchn. - No c, wracam do mojej listy pyta: G. Pan Lazarus. Ciekawe... nie mam tu prawie adnych
pyta, z wyjtkiem tych najprostszych. Czy zamieni bombonierki? Poza tym mam tylko jedno zupenie
oderwane od tematu pytanie, ale musz je postawi: dlaczego Lazarus ofiarowa pidziesit funtw za
obraz, ktry wart by tylko dwadziecia?
- Chcia si przysuy Nick - powiedziaem.
- Nie postpiby w ten sposb. Pamitaj, e jest zawodowym handlarzem obrazw. Nie moe kupowa
droej, ni sprzedaje. Gdyby chcia jej si przysuy, ofiarowaby jej poyczk pienin jako osoba
prywatna.
- Ale to nie ma chyba adnego zwizku ze zbrodni.
- Na pewno nie, ale mimo to chciabym zna odpowied na to pytanie. Interesuj si psychologi, wiesz o
tym. Dochodzimy do litery H. Kapitan Challenger. Dlaczego mademoiselle Nick powiedziaa mu, e jest
zarczona? Co j zmusio do tego wyznania? Nie powiedziaa tego nikomu innemu. Czy owiadczy si jej?
Jakie s jego stosunki ze stryjem?
- Ze stryjem?
- Tak, z owym podejrzanym doktorem. Czy wiadomo o mierci Setona znana bya w Admiralicji, zanim
podano j do publicznej wiadomoci?
- Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz, Poirot? Nawet jeeli Challenger wiedzia wczeniej o mierci
Setona, to i tak nas to daleko nie zaprowadzi. To nie znaczy jeszcze wcale, e chcia zabi dziewczyn, w
ktrej si kocha.
- Zgadzam si. To, co mwisz, jest zupenie logiczne. Ale to s po prostu rzeczy, ktre chciabym wiedzie.
Jestem wci psem, ktry wszy dokoa podejrzanie pachncej rzeczy. I. Pan Vyse. Dlaczego mwi o
fanatycznym przywizaniu swojej kuzynki do rodzinnego domu? Jaki mia w tym cel? Czy otrzyma jej
testament, czy te nie? Czy rzeczywicie jest on czowiekiem uczciwym?... A teraz J. Eh bien! J. jest i
pozostaje nadal wielkim znakiem zapytania. Czy istnieje taka osoba, czy te nie... Mon Dieu! Przyjacielu, co
ci jest?
Zerwaem si z fotela z okrzykiem przeraenia. Drc rk wskazaem na okno.
- Twarz, Poirot! - krzyknem. - Kto przycisn twarz do szyby. Straszn twarz! O, nie ma jej ju, ale
widziaem j wyranie!
Poirot podszed do okna i otworzy je. Wychyli si.
- Nie ma nikogo - powiedzia w zamyleniu. - Czy jeste pewny, e co widziae?
- Najzupeniej pewny! To bya okropna twarz!
- Jest tu balkon. Kady mg wej na ten balkon bez wikszego trudu, by podsucha nasz rozmow.
Mwisz, e bya to okropna twarz. Ale powiedz, jaka?
- Biaa, z wybauszonymi oczami, prawie e nieludzka. - Mon ami, pamitaj, e masz gorczk. Rozumiem,
e widziae twarz. Bardzo brzydk twarz. Ale jeeli mwisz, e nie bya ludzka, to ju przesadzasz.

96
Widziae twarz przycinit do szyby. To ju deformuje. Poza tym sam fakt zobaczenia nagle twarzy w
szybie jest dostatecznie zaskakujcy.
- C za koszmarna twarz! - powtrzyem z uporem.
- Czy bya to twarz znajoma?
- Skde!
- Hm... ale moga by. I tak by jej nie pozna w tych warunkach. Ciekawe, tak, tak, bardzo ciekawe! - Zoy
starannie swoje papiery. - Jedno w tym wszystkim jest dobre. Jeeli waciciel tej twarzy podsuchiwa, to
przynajmniej nie dowiedzia si, e mademoiselle Nick yje, bomy o tym nie wspomnieli.
- Ale chyba przyznasz, e jak dotd rezultaty tego twojego genialnego manewru nie s zbyt rewelacyjne.
Panna Nick nie yje i nic wielkiego si nie stao.
- Wcale nie oczekiwaem, e co od razu si stanie. Powiedziaem, e trzeba mi dwudziestu czterech
godzin. Mon ami, mam wraenie, e jutro wiele rzeczy si wyjani. Jeli nic, to znaczy e si myliem od
pocztku do koca. Z niecierpliwoci czekam na jutrzejsz poczt.
Nazajutrz rano obudziem si osabiony, ale ju bez gorczki. Byem godny. Kazalimy sobie poda
niadanie na gr.
- No, c? - powiedziaem zoliwie, gdy Poirot przeglda poczt. - Czyby listonosz zawid twoje
oczekiwania?
Poirot, ktry przed chwil otworzy dwie koperty wyranie zawierajce rachunki, nie odpowiedzia. Wydawao
mi si, e jest przygnbiony, a nie jak zwykle pewny siebie.
Zaczem przeglda swoj poczt. Pierwszy list by zaproszeniem na zebranie spirytystw.
- Jeeli wszystko inne nas zawiedzie - zamiaem si - bdziemy musieli zwrci si do spirytystw.
Ciekawe, dlaczego oni nie zajmuj si chwytaniem mordercw? C prostszego? Wywouje si ducha
osoby zamordowanej, a on wskazuje morderc.
- Nam niewiele by to pomogo - zamyli si Poirot. - Bardzo wtpi, czy biedna Madzia wie, czyja rka
nacisna spust. Nawet gdyby moga mwi, nie powiedziaaby nam nic ciekawego. Tiens! To dziwne!
- Co takiego?
- Wspomniae o duchach umarych wanie w chwili, gdy otwieraem ten list.
Rzuci go w moj stron. List by od matki Madzi Buckley i brzmia, jak nastpuje:
Probostwo Langley
Drogi Panie Poirot!
Po powrocie do domu zastaam list od naszej biednej crki, pisany po przybyciu do St. Loo. Nie wyobraam
sobie, eby list ten mg Pana szczeglnie zainteresowa, ale przesyam go na wszelki wypadek.
Dzikuj raz jeszcze za wszystko, co Pan dla nas uczyni, i pozostaj Paska oddana
Jean Buckley
Zaczony list prawdziwie mnie wzruszy. By taki bezporedni, tak prosty, niczym nie zapowiadajcy
zbliajcej si tragedii:
Droga mamo!

97
Zajechaam szczliwie. Podr bya zupenie wygodna. Do samego Exeter oprcz mnie znajdoway si w
przedziale jeszcze tylko dwie osoby.
Pogoda pikna. Nick jest zdrowa i wesoa, moe troch nerwowa, ale zupenie nie potrafi zrozumie,
dlaczego wezwaa mnie telegraficznie. Gdybym przyjechaa we wtorek, te by si nic nie stao.
Kocz na dzi. Idziemy na podwieczorek do ssiadw. S to jacy Australijczycy, ktrzy wynajli ten may
domek przy bramie. Nick mwi, e s szalenie mili. Przyjedaj tu pani Rice i pan Lazarus. On jest synem
tego antykwariusza. Wrzuc ten list do skrzynki za bram. Wyjmuj listy za chwil. Napisz znw jutro rano.
Twoja kochajca crka
Madzia
PS Nick powiada, e wzywaa mnie telegraficznie z wanego powodu. Ma mi powiedzie po podwieczorku,
o co chodzi. Jest jaka dziwna i okropnie nerwowa.
- Gos umarych - powiedzia Poirot powoli. - I nic nam nie mwi.
- Skrzynka do listw za bram. Croft mwi, e do niej wrzuci kopert z testamentem.
- Tak powiedzia? No tak. Ciekaw jestem, rzeczywicie jestem ciekaw!
- Nic ciekawego nie ma poza tym w twojej poczcie?
- Nie, Hastings. Niestety, nic. To okropne! Znowu gubi si w ciemnociach. Znowu nic nie wiem i nie
rozumiem.
W tej samej chwili zadzwoni telefon. Poirot podnis suchawk.
Od razu zauwayem zmian na jego twarzy. Mwi wprawdzie tonem niezwyke spokojnym, ale po oczach
jego poznaem, e jest niezwykle podniecony.
Odpowiada krtko, tak e zupenie nie mogem si domyli, o co chodzi. Wreszcie powiedzia: "bardzo
dobrze" i "dzikuj bardzo", i odoy suchawk.
- Mon ami! - wykrzykn. - Czy nie mwiem ci? Zaczyna si ju co dzia!
- Co takiego?
- To by pan Vyse. Powiadomi mnie, e w dzisiejszej poczcie znalaz kopert zawierajc testament panny
Buckley, z dat dwudziestego pitego lutego.
- Co? Jej testament?
- videmment.
- A wic znalaz si?
- W sam por, co?
- Czy mylisz, e Vyse mwi prawd?
- Czy te uwaam, e ma ten testament u siebie od dawna? To chciae powiedzie? Nie wiem. Raczej
dziwna historia, ale jedno byo pewne: kiedy rozejdzie si wiadomo, e panna Nick nie yje, zaczn si
dzia rne rzeczy. I widzisz, ju si zaczyna!
- To niebywae! - wykrzyknem. - Miae zupen racj. To zapewne ten testament, w ktrym jako gwny
spadkobierca figuruje Fryderyka Rice?
- Vyse nic nie mwi o treci testamentu. Na to jest zbyt wielkim formalist. Ale przypuszczam, e to ten sam
testament. Powiada, e jest podpisany przez dwch wiadkw, Ellen Wilson i jej ma.
- A wic jestemy znw tam, skd wyszlimy! - zawoaem. - Fryderyka Rice! - Ta sama zagadka.

98
- Fryderyka - mamrotaem bez sensu. - To waciwie adne imi.
- W kadym razie adniejsze ni Freddie, a tak nazywaj j przyjaciele - zauway Poirot. - Ce n'est pas
joli34 dla modej kobiety.
- Niewiele jest zdrobnie od Fryderyka - powiedziaem. - To nie to co Magdalena. Magda, Magdusia,
Madzia!...
- Masz racj. No i co, ju jeste zadowolony? Widzisz, e si jednak co zaczyna dzia.
- Ale naturalnie! Powiedz mi jednak, czy spodziewae si tego?
- Nie, niezupenie. Nie obiecywaem sobie nic konkretnego. Powiedziaem tylko, e oczekuj pewnych
rezultatw. Zakadaem, e stwarzajc pewne fakty, przyczyni si do wyjcia na jaw przyczyn tych faktw.
- O tak! - powiedziaem z szacunkiem
- Co to ja chciaem powiedzie, kiedy przerwa mi dzwonek telefonu? - zastanawia si Poirot. - Aha, ten list
mademoiselle Madzi. Chciabym jeszcze raz na niego zerkn. Co mnie w nim uderzyo, ale co?...
Podaem mu list.
Przeczyta go kilka razy po cichu. Ja spacerowaem przez ten czas po pokoju, a potem stanem przy oknie i
zaczem przyglda si jachtom manewrujcym na zatoce.
Nagle usyszaem okrzyk Poirota. Odwrciem si. Poirot chwyci si za gow i koyszc si w prawo i w
lewo, jcza w rozpaczy:
- O, byem lepy... i to jak lepy!
- Co si z tob dzieje?
- Wszystko jest takie proste! Takie proste! A ja, dure, nic nie widziaem!
- Na lito bosk, Poirot, co ci tak nagle olnio?
- Poczekaj chwil, nic nie mw! Musz sobie to wszystko uoy w gowie. Musz przemyle wszystko w
wietle mojego nagego odkrycia.
Chwyci list pyta i poruszajc wargami, przebieg j wzrokiem z gry do dou, kilkakrotnie gwatownie
skinwszy gow.
Nastpnie pooy kartk na stole, rozpar si w fotelu i zamkn oczy. Byem przekonany, e zasn.
Nagle westchn i otworzy oczy.
- No, oczywicie - powiedzia - wszystko zgadza si doskonale. To, co dotychczas wydawao si zupenie
niewytumaczalne, jest teraz jasne jak soce. Czci amigwki s na swoich miejscach.
- To znaczy, e wiesz ju wszystko?
- Prawie wszystko. W pewnych sprawach miaem racj, w innych byem jak najdalej od prawdy. Ale teraz
masa rzeczy si wyjania. Zaraz wyl telegram z dwoma pytaniami. Odpowied na te pytania waciwie ju
znam. Musz mie jednak potwierdzenie. Odpowied na nie jest tutaj! - Stukn si palcem w czoo.
- A jak otrzymasz odpowied oficjaln? - spytaem z zaciekawieniem.
Skoczy na rwne nogi.
- Przyjacielu, czy pamitasz, jak mademoiselle Nick powiedziaa nam, e chciaaby wystawi kiedy sztuk
w Samotnym Domu? Zrobimy to wanie dzisiaj. Sztuka ta zostanie wyreyserowana przez Herkulesa
Poirot. Mademoiselle bdzie w niej graa swoj rol. - Umiechn si. - Rozumiesz, Hastings, w sztuce tej
wystpi duch. Tak, duch. Podobno w Samotnym Domu nigdy nie widziano ducha. Ale dzisiaj go zobacz.
Nie - rzuci, gdy zauway, e pragn o co zapyta. - Nic wicej nie powiem. Dzi wieczorem, Hastings,

99
zagramy w Samotnym Domu komedi i wyjawimy ca prawd. A teraz do roboty... Mam jeszcze moc do
zrobienia.
I jak szalony wybieg z pokoju.
XIX. POIROT REYSERUJE SZTUK
Dziwna to bya grupa ludzi, ktrzy zgromadzili si tego wieczoru w salonie Samotnego Domu.
Prawie przez cay dzie nie widziaem Poirota. Nie byo go na kolacji, zostawi mi tylko karteczk, w ktrej
pisa, e mam si zjawi w Samotnym Domu o godzinie dziewitej. Strj wieczorowy, doda, nie jest
obowizujcy.
Wszystko to miao raczej cechy idiotycznego snu.
Gdy przyszedem, zaprowadzono mnie do jadalni, a gdy rozejrzaem si po pokoju, zauwayem, e
zgromadzili si tu wszyscy z listy Poirota, od A. do I. (z wyjtkiem oczywicie J., jako osoby nieznanej).
Nawet pani Croft siedziaa w fotelu na kkach. Umiechna si do mnie i skina gow.
- To prawdziwa niespodzianka - powiedziaa wesoo. - Dawno ju nie byam wrd ludzi. Myl, e bd
musiaa od czasu do czasu wychodzi z domu. Pan Poirot mnie namwi. Prosz, niech pan sidzie koo
mnie, kapitanie. Wydaje mi si, e w tym wszystkim jest co niesamowitego, ale pan Vyse tak nalega.
- Pan Vyse? - spytaem, raczej zaskoczony.
Charles Vyse opar si o kominek, a obok niego sta Poirot, ktry mwi co bardzo powanym tonem.
Rozejrzaem si dokoa. Tak, byli tam wszyscy. Ellen, ktra wprowadzia mnie do pokoju (spniem si par
minut), zaja miejsce na krzele tu obok drzwi. Nieopodal na innym krzele siedzia sztywno
wyprostowany i zasapany jej m, a ich syn, Alfred, niespokojnie wierci si na krzeseku pomidzy
rodzicami.
Pozostae osoby zajy miejsca dokoa stou: Fryderyka w swojej czarnej sukni, Lazarus tu obok niej, a po
drugiej stronie stou kapitan Challenger i Croft. Charles Vyse zaj miejsce pana domu, a Poirot wsun si
na krzeso znajdujce si obok Lazarusa.
Jako reyser Poirot nie zamierza widocznie odgrywa jednej z gwnych rl w sztuce. Najwyraniej w
wiecie rol t powierzy Vyse'owi.
Jak to niespodziank szykuje im mj Poirot? - pomylaem sobie.
Mody adwokat chrzkn i wsta. By jak zwykle zrwnowaony, spokojny, pewny siebie.
- Zebralimy si tu dzisiaj w niezwykych raczej okolicznociach - zacz. - No c, okolicznoci s
rzeczywicie niezwyke. Mam na myli, oczywicie, okolicznoci towarzyszce mierci mojej kuzynki, panny
Buckley. Nastpi jeszcze sekcja zwok, chocia nie ulega chyba wtpliwoci, e zostaa otruta, i to z
premedytacj. Jednake to jest ju sprawa policji, a nie nasza, i nie bd si nad tym rozwodzi.
Przypuszczam, e policja wolaaby, eby si do tych spraw w tej chwili nie wtrca. Zazwyczaj odczytuje si
testament zmarej osoby zaraz po pogrzebie, ale ze wzgldu na specjaln prob pana Poirot odczytam go
pastwu teraz. Dlatego te zaprosilimy pastwa do tego domu. Jak ju zaznaczyem, okolicznoci s
niecodzienne i usprawiedliwiaj tym samym pewne odstpstwo od normalnej procedury. Sam testament
znalaz si w moim posiadaniu w sposb rwnie niecodzienny. Chocia widnieje na nim data z lutego,

100
otrzymaem go poczt dopiero dzisiaj rano. Jednake jest on niewtpliwie pisany rk mojej kuzynki i
chocia sformuowany w sposb raczej niekonwencjonalny, ma niewtpliwie moc prawn.
Zamilk i chrzkn gono. Wszystkie oczy spoczyway na jego twarzy. Wycign z dugiej koperty kartk.
Bya to kartka zwykego papieru listowego.
- Testament jest bardzo krtki - powiedzia Vyse. Zrobi pauz, a potem zacz czyta: - Testament Magdali
Buckley. Wszystkie wydatki zwizane z moim pogrzebem naley pokry z moich funduszw. Czyni
wykonawc niniejszego kuzyna mojego, Charlesa Vyse. Zostawiam wszystko, co znajduje si w moim
posiadaniu w chwili mojej mierci, pani Mildred Croft z wdzicznoci za wszystkie przysugi oddane ojcu
mojemu, Filipowi Buckleyowi, ktre to przysugi nie dadz si opaci adn sum. Podpisano - Magdala
Buckley. wiadkowie - Ellen Wilson, William Wilson.
Byem zupenie zaskoczony. Podobnie zareagowali zapewne wszyscy. Tylko pani Croft kiwaa gow ze
zrozumieniem.
- To prawda - powiedziaa cicho. - Nie miaam zreszt zamiaru o tym mwi. Filip Buckley by przez pewien
czas w Australii i gdyby nie ja... no, ale nie wchodmy w szczegy. To bya zawsze nasza tajemnica i
niechaj dalej ni pozostanie. Ale ona wiedziaa o tym. To znaczy Nick. Ojciec musia jej powiedzie.
Przyjechalimy tu, poniewa chcielimy obejrze sobie ten dom. Zawsze byam ciekawa, jak te wyglda ten
Samotny Dom, o ktrym Filip tyle opowiada. I ta jego ukochana crka wiedziaa o wszystkim, i bya dla nas
rzeczywicie nadzwyczajna. Chciaa, ebymy zamieszkali tu, u niej. Ale nie zgodzilimy si na to.
Namwia nas wic, ebymy zajli domek przy bramie, i nie chciaa wzi od nas pensa za komorne.
Udawalimy oczywicie, e pacimy, eby nie byo gadania, ale ona zwracaa nam wszystko. A teraz - to!
Jeeli kto kiedy jeszcze powie, e nie ma wdzicznoci na wiecie, to powiem mu, e si myli. To chyba
najlepszy dowd.
Wszyscy milczeli zaskoczeni. Poirot spojrza na Vyse'a.
- Czy pan o tym wiedzia? Vyse potrzsn gow.
- Wiedziaem, e Filip Buckley by w Australii. Ale nigdy nie syszaem o adnych szczegach.
Spojrza pytajco na pani Croft. Ta potrzsna gow.
- Nie, nie powiem ani sowa. Nigdy nikomu nic nie mwiam i nie mam zamiaru mwi teraz. Sekret ten
zejdzie wraz ze mn do grobu.
Vyse nic nie odpowiedzia. Siedzia i cichutko bbni palcami po stole.
- Przypuszczam, e pan Vyse jako najbliszy krewny mgby zakwestionowa wano testamentu powiedzia Poirot. - O ile mi wiadomo, wchodzi tu w gr wielka fortuna, o ktrej panna Buckley nic nie
wiedziaa, kiedy spisywaa ten testament.
Vyse spojrza na niego zimnym wzrokiem.
- Testament ten ma pen moc prawn. Nie zamierzam bynajmniej kwestionowa woli mojej kuzynki.
- Co za uczciwy czowiek z pana - odezwa si Croft. - l Postaramy si, eby pan na tym nie straci.
Charles Vyse wzdrygn si nieco po wysuchaniu tej dobrodusznej, lecz niezbyt moe taktownej uwagi.
- C, staruszko - powiedzia Croft ze le ukrywan radoci w gosie. - To prawdziwa niespodzianka. Nick
nigdy mi o tym nie wspominaa.
- Kochana, dobra dziewczyna - szepna pani Croft. - Chciaabym, eby moga spojrze na nas teraz i
zobaczy nasz rado. Kto wie, moe wanie to czyni.

101
- By moe - zgodzi si Poirot. Nagle widocznie przyszo mu co na myl. Rozejrza si dokoa. - Mam
pomys. Siedzimy dokoa okrgego stou. Urzdmy sobie seans.
- Seans? - powiedzia pan Croft nieco zaszokowany. - Ale chyba to...
- O tak, tak. To bdzie szalenie ciekawe. Hastings ma wybitne skonnoci mediumistyczne. (Dlaczego
przyczepi si do mnie? - pomylaem sobie.) Moe otrzymamy jaki znak z tamtego wiata. Okazja jest
naprawd niezwyka. Czuj, e okolicznoci nam sprzyjaj. Czy nie czujesz tego, Hastings?
- Tak - powiedziaem z przekonaniem.
- O wanie! Wiedziaem o tym! Szybko! Zgamy wiato! Wsta i wyczy wiato. Wszystko to zrobi tak
szybko, e nikt nie zdy zaoponowa. Przypuszczam, e wszyscy byli jeszcze sparaliowani wraeniem,
jakie wywar na nich testament.
W pokoju nie byo zupenie ciemno. Zasony byy nie zasunite, a okna otwarte, gdy noc zrobia si duszna
i parna. Przez okna dochodzio sabe wiato pobliskiej latarni. Po kilku chwilach mogem ju odrni
kontury poszczeglnych mebli. Nie wiedziaem dokadnie, co mam robi, i klem w duszy Poirota za to, e
nie uprzedzi mnie o swoich zamiarach.
Wobec tego zamknem oczy i zaczem gono oddycha.
Po chwili Poirot unis si i na palcach podszed do mojego krzesa. Nastpnie powrci na swoje miejsce,
szepczc:
- W porzdku. Zapad ju w trans. Zaraz zobaczymy.
Takie siedzenie i czekanie po ciemku ma w sobie jednak co niesamowitego. Sam poczuem lekkie
zdenerwowanie i pewny jestem, e reszta towarzystwa odczuwaa to samo. A jednak ja jedyny miaem
przynajmniej mgliste wyobraenie o tym, co za chwil nastpi. Wiedziaem o tej najwaniejszej rzeczy. Ja
jeden. Ja jeden byem w posiadaniu najwaniejszego faktu!
Mimo to poczuem, e lk zapiera mi dech, gdy zauwayem, e drzwi jadalni powoli si uchylaj.
Otwieray si bezszelestnie (musiay by wieo naoliwione), a wraenie to byo zupenie okropne. Otwary
si wreszcie na ocie, lecz przez dusz chwil nic si nie dziao. Zimny podmuch wiatru owia pokj.
Przypuszczam, e by to po prostu przecig spowodowany otwartymi oknami, ale trudno byo oprze si
wraeniu, e jest to w lodowaty powiew, o ktrym zawsze czyta si w powieciach o duchach.
I nagle ujrzelimy wszyscy! W drzwiach stana posta w bieli. Nick Buckley...
Sza powoli, bezszelestnie, powczystym, nieziemskim krokiem, jak zmaterializowana zjawa...
Zrozumiaem wtedy, e ma wielkie zdolnoci aktorskie. Nick zawsze chciaa gra w sztuce w Samotnym
Domu. Teraz graa swoj rol i byem przekonany, e bawi j to niezmiernie. Graa zreszt wspaniale.
Popyna na rodek pokoju i wtedy cisza zostaa przerwana.
Z fotela na kkach, stojcego obok mnie, rozleg si okrzyk grozy. Pan Croft jkn gucho. Kapitan
Challenger zakl po marynarsku. Charles Vyse odsun si wraz z krzesem od stou. Lazarus nachyli si
do przodu, tylko Fryderyka nie ruszya si z miejsca i nie wydaa adnego dwiku.
Ellen skoczya na rwne nogi i wydaa z siebie dziki okrzyk.
- To ona! - wrzasna. - Wrcia! Chodzi! Zamordowani zawsze potem wdruj po wiecie! To ona! To ona!
I zaraz rozleg si suchy trzask przekrcanego kontaktu i w pokoju zapono wiato.
Poirot sta pod cian, przy kontakcie, z min zadowolonego pogromcy dzikich zwierzt, ktremu wanie
uda si wietnie spektakl. A na rodku pokoju staa Nick, otulona w biae przecierada.

102
Pierwsza odezwaa si Fryderyka. Wycigna rk i dotkna przyjaciki.
- Nick! - powiedziaa. - Jeste... prawdziwa? By to niemale szept.
Nick rozemiaa si i zrobia kilka krokw naprzd.
- O tak! - odpara. - Jestem zupenie prawdziwa. - Zwrcia si do pani Croft: - Bardzo dzikuj za wszystko,
co zrobia pani dla mojego ojca, ale obawiam si, e jeszcze nie bdzie pani moga korzysta z tego, co
zapisane jest pani w tym testamencie.
- Mj ty Boe! - jkna pani Croft. - Mj ty Boe! - Krcia si niespokojnie w fotelu. - Zabierz mnie std,
Bert! Zabierz mnie! To by gupi art i tyle. Naprawd.
- Dziwny art - umiechna si Nick.
Drzwi otworzyy si znowu cicho i wszed Japp. Zamieni szybkie spojrzenie z Poirotem, jak gdyby
zapewniajc go o czym. Po czym twarz jego rozjania si nagle i zrobi kilka krokw w kierunku fotela na
kkach.
- Halo, halo! - zawoa. - C to? Moja stara znajoma, Milly Merton! Jak Boga kocham! No i co, znowu robisz
te swoje stare sztuczki?
Zwrci si do zgromadzonych dokoa stou osb, nie zwracajc uwagi na krzykliwe protesty pani Croft.
- Jedna z najzrczniejszych faszerek, jakie znamy. Milly Merton! Wiedzielimy, e miaa wypadek
samochodowy, kiedy ostatnio uciekaa przed nami. No, ale jak wida, nawet uszkodzenie krgosupa nie
potrafi powstrzyma naszej Milly od jej starych sztuczek. To prawdziwa artystka!
- Czy ten testament by sfaszowany? - zawoa Vyse.
- Oczywicie, e sfaszowany - powiedziaa Nick z oburzeniem. - Chyba nie wyobraacie sobie, e
spisaabym taki idiotyczny testament. Zapisaam Samotny Dom Charlesowi, a wszystko inne Fryderyce.
Mwic to, podesza do przyjaciki i wtedy wanie si stao!
Wybuch pomienia zza okna i gwizd kuli. Potem drugi. Jk zza okna i odgos cikiego upadku...
I Fryderyka wyprostowana, smuka, i wski strumyczek krwi, ciekajcy z jej ramienia...
XX. J.
Wszystko to stao si tak szybko, e nikt nie mg si zorientowa w sytuacji.
Poirot z okrzykiem wciekoci podbieg do okna. Challenger za nim.
Po chwili wrcili, niosc zemdlonego czowieka. Powoli i ostronie uoyli go w gbokim fotelu. Ujrzaem
jego twarz i wydaem okrzyk grozy.
- Ta twarz... ta twarz, to twarz z okna!
By to ten sam czowiek, ktrego zobaczyem przez okno tamtego wieczoru. Poznaem go od razu.
Zrozumiaem teraz, e gdy Poirot oskary mnie o przesad, mia racj. Bya to mimo wszystko twarz ludzka.
Jednake na tej twarzy malowao si co takiego, co tumaczyo moje wczesne przeraenie. Bya to twarz
czowieka zgubionego... odmienna od zwykej ludzkiej twarzy.
Twarz biaa, mikka, zniszczona... nie twarz, lecz raczej bezduszna maska.
Po policzku cieka strumyczek krwi.
Fryderyka podesza powoli i stana przed dziwnym czowiekiem.
Poirot zastpi jej drog.

103
- Pani jest ranna? Potrzsna gow.
- Kula musna mi rami, to nic.
Odsuna Poirota agodnie i nachylia si nad lecym mczyzn.
Otworzy oczy i spojrza na ni.
- Tym razem udao si, mam nadziej - powiedzia ze zoliwym umieszkiem. Nagle gos mu si zaama i
zabrzmia jak gos dziecka. - O, Freddie, nie miaem zamiaru. Nie chciaem ci skrzywdzi. Bya dla mnie
zawsze taka dobra!
- Dobrze ju, dobrze... Uklka przy fotelu.
- Nie chciaem!...
Gowa mu opada. Nie skoczy zdania. Fryderyka spojrzaa na Poirota.
- Tak, madame - powiedzia agodnie. - Nie yje.
Wstaa powoli i patrzya w milczeniu na zmarego. Dotkna jego czoa, agodnie, jak gdyby z litoci. Potem
westchna i odwrcia si do nas.
- To by mj m - szepna.
- J.? - szepnem
Poirot usysza i skin gow.
- Tak - powiedzia cicho. - Zawsze wiedziaem, e musi by jeszcze J. Mwiem to od pocztku, prawda?
- To by mj m - powtrzya Fryderyka. Miaa miertelnie zmczony gos. Siada na krzele, ktre podsun
jej Lazarus. - Chyba lepiej powiem wam teraz wszystko. By zupenie, ale to kompletnie zdeprawowany. By
narkomanem. I mnie nauczy zaywa kokain. Od chwili gdy go opuciam, walcz z tym naogiem. Myl,
e teraz... nareszcie... jestem ju wyleczona. Ale to trudne, bardzo trudne! Nikt nie wie, jakie trudne! Nie
mogam si od niego uwolni. Zjawia si zawsze niespodziewanie i da pienidzy. Grozi. Szantaowa
mnie. Mwi, e jeeli mu nie dam pienidzy, zabije si. Zawsze tym grozi. Potem zacz mwi, e mnie
zastrzeli. By nieodpowiedzialny. By chory umysowo... Sdz, e to on strzeli do Madzi Buckley. Myla
pewnie, e to ja. Powinnam bya to od razu powiedzie. Ale nie byam przecie pewna. Poza tym te dziwne
wypadki, ktre miaa ostatnio Nick, zmyliy mnie. Pomylaam, e to pewnie jednak nie on. e to moe kto
zupenie inny. A potem, pewnego dnia, zobaczyam karteczk z jego charakterem pisma na stole u pana
Poirot. Bya to cz listu, jaki od niego dostaam. Zrozumiaam wtedy, e pan Poirot jest na tropie. Od tej
pory wiedziaam, e to ju tylko kwestia czasu... Ale nie rozumiem tej historii z czekoladkami. Czyby chcia
otru Nick? Poza tym nie rozumiaam, jak mg w ogle mie co wsplnego z t spraw. amaam sobie
gow... - Ukrya twarz w doniach, a potem wyprostowaa si, opucia rce i powiedziaa tonem penym
goryczy: - I to wszystko...
XXI. K.
Lazarus szybko podszed do Fryderyki.
- Kochanie - powiedzia tylko. - Kochanie!
Poirot zbliy si do kredensu, nala szklank wina, zanis j Fryderyce i sta przy niej, dopki nie wypia.
Oddaa mu szklank i umiechna si.
- Ju mi lepiej - powiedziaa. - Ale co zrobimy dalej? Spojrzaa na Jappa, ale inspektor potrzsn gow.

104
- Jestem na urlopie, prosz pani. Po prostu przyjechaem tu, by przysuy si staremu przyjacielowi, to
wszystko. T spraw zajmuje si tutejsza policja.
Spojrzaa na Poirota. \
- A pan Poirot jest szefem tutejszej policji?
- Oh! Quelle idee! Ja jestem tylko zwykym, skromnym doradc.
- Panie Poirot - spytaa Nick - czy nie moglibymy zatuszowa tej caej sprawy?
- Czy pani sobie tego yczy, mademoiselle?
- Tak. Ostatecznie ja jestem tu najbardziej zainteresowana. A teraz nikt nie bdzie ju przecie czyha na
moje ycie.
- To prawda. Nikt ju nie bdzie teraz na pani napada.
- Pan moe myli o Madzi. Nic przecie jej ju nie wskrzesi. Jeeli to si opublikuje, Fryderyka bdzie miaa
straszne przykroci. A przecie ona na to nie zasuguje.
- Powiada pani, e ona na to nie zasuguje?
- Naturalnie, e nie. Mwiam panu od pocztku, e miaa okropnego ma. Sam pan si dzi przekona, co
to za czowiek. No c, ju nie yje. Niechaj si na tym sprawa zakoczy. Niech policja dalej szuka
czowieka, ktry zabi Madzi. Nie znajd go i tyle.
- A wic o to pani chodzi, mademoiselle? O zatuszowanie wszystkiego?
- O tak! Bardzo pana o to prosz.
Poirot spojrza powoli po wszystkich twarzach.
- A co pastwo powiadaj?
Kady z obecnych wypowiedzia si po kolei.
- Ja si zgadzam - powiedziaem, gdy wzrok Poirota spocz na mnie.
- I ja - doda Lazarus.
- To najlepsze wyjcie - powiedzia Challenger.
- Zapomnijmy wszyscy o tym, co miao miejsce w tym pokoju - brzmiaa stanowcza wypowied pana Crofta.
- Nie dziwi si, e pan tak mwi - zamia si Japp.
- Niech pani si nie mci na mnie, kochana - zaszlochaa pani Croft, patrzc ze strachem na Nick, ktra
spogldaa na ni zym wzrokiem.
- Ellen?
- Ja i William nic nie powiemy. Im mniej si mwi, tym lepiej.
- A pan, panie Vyse?
- Takiej sprawy nie wolno tuszowa - powiedzia Charles Vyse. - Wszystkie fakty musz by podane do
wiadomoci odpowiednim czynnikom.
- Charles! - krzykna Nick.
- Przykro mi, moja droga. Ale ja patrz na to z prawniczego punktu widzenia.
Poirot rozemia si nagle.
- A wic siedem gosw za i jeden przeciw. A nasz zacny Japp zachowuje neutralno.
- Jestem na urlopie - umiechn si Japp. - Nie licz si.
- Siedem gosw za. Tylko pan Vyse sprzeciwia si w imieniu praworzdnoci. Wie pan, panie Vyse, jest
pan czowiekiem z charakterem.

105
Vyse wzruszy ramionami.
- Sprawa jest zupenie jasna. Pozostaje nam tylko jedno wyjcie. - O tak. Pan jest czowiekiem uczciwym. Eh
bien... ja te przyczani si do obrocw praworzdnoci. Ja te jestem za tym, by prawda wysza na jaw.
- Panie Poirot! - krzykna Nick.
- Mademoiselle, pani sama wcigna mnie w t spraw. Zajem si ni wycznie na pani yczenie. Nie
moe mnie pani teraz zmusza do milczenia. - Podnis gronie palec do gry swoim charakterystycznym
gestem. - Siadajcie, pastwo... wszyscy! Powiem wam ca prawd.
Siedlimy posusznie, speszeni jego stanowcz postaw.
- Ecoutez! Mam przed sob list osb zwizanych w jaki sposb ze zbrodni, ktra si wydarzya. Uszeregowaem je wedug liter alfabetu, od A. do J. J. oznaczao osob nieznan, zwizan ze zbrodni
poprzez jedn ze znanych osb na licie. Do dzisiejszego wieczoru nie wiedziaem, kim jest J., ale byem
pewny, e osoba taka istnieje. Wypadki, jakie miay miejsce przed chwil, potwierdziy suszno mojej
hipotezy.
Jednak wczoraj zorientowaem si nagle, e popeniam jeden wielki bd. Po prostu pominem jedn
osob. Wobec tego dodaem do mojej listy jeszcze, jedn liter, liter K.
- Jeszcze jedn nieznan osob? - spyta Vyse z lekk ironi.
- Niezupenie. J. przyjem jako symbol osoby nieznanej. Jeszcze jedna osoba nieznana byaby po prostu
oznaczona jeszcze jedn liter J. K. ma zupenie inne znaczenie. K. oznacza osob, ktra powinna bya
figurowa na mojej pierwotnej licie, a ktr jednak pominem.
Nachyli si do Fryderyki.
- Niech pani bdzie spokojna, madame. M pani nie by morderc. To osoba oznaczona liter K. zabia
pann Madzi.
Spojrzaa na niego z niedowierzaniem.
- Ale kogo ma pan na myli?
Poirot skin na Jappa. Ten wystpi naprzd i zacz mwi tonem, jakim zwyk zeznawa w sdzie.
- Dziaajc na podstawie otrzymanych informacji, zajem dzi wczesnym wieczorem stanowisko w tym
domu. Wprowadzi mnie tu po kryjomu pan Poirot. Ukryem si za firank w salonie. Podczas gdy wszyscy
byli ju zgromadzeni w tym pokoju, jaka moda kobieta wesza do salonu i zapalia wiato. Podesza do
kominka, nacisna spryn i otworzya tajny schowek, ktry znajdowa si w boazerii w cianie. Wyja
stamtd pistolet i z pistoletem w rku opucia pokj. Poszedem za ni, uchyliem drzwi i przez szpar
obserwowaem jej dalsze ruchy. W holu znajdoway si paszcze osb tu zebranych. Moda kobieta wytara
starannie rewolwer chusteczk do nosa, po czym woya go do kieszeni jednego z paszczy. Paszcz ten
stanowi wasno pani Rice... Nick wydaa z siebie przeraliwy okrzyk.
- To kamstwo! To wierutne kamstwo! Poirot wskaza na ni palcem.
- Voila - powiedzia. - Oto osoba oznaczona liter K. To mademoiselle Nick zastrzelia swoj kuzynk,
Madzi Buckley.
- Czy pan zwariowa? - krzykna Nick. - Dlaczego ja miaabym zabi Madzi?
- Aeby odziedziczy pienidze, jakie pozostawi jej w spadku Michael Seton. Nazywaa si take Magdala
Buckley i to ona bya zarczona z Michaelem Setonem, a nie pani.
- Jest pan... jest pan! - Nick draa na caym ciele i nie moga wydoby z zacinitej krtani ani sowa.

106
Poirot zwrci si do Jappa:
- Czy zawiadomi pan policj?
- Tak jest. S ju w hallu. Maj nakaz aresztowania.
- Wszyscy powariowalicie! - krzyczaa Nick. Przysuna si do Fryderyki. - Freddie, daj mi swj zegarek,
prosz ci! Daj mi go na pamitk.
Powoli Fryderyka odpia klamerk zotego, wysadzanego drogimi kamieniami zegarka i wrczya go
przyjacice.
- Dzikuj. A teraz, mam nadziej, skoczymy wreszcie z t gupi komedi!
- Owszem, skoczymy. Komedi t sama pani zaplanowaa i wyreyserowaa. Ale, widzi pani, nie trzeba
byo dawa gwnej roli Herkulesowi Poirot. To, mademoiselle, byo pani wielkim bdem!
XXII. KONIEC OPOWIADANIA
- Czy chcecie, ebym wam wszystko wytumaczy?
Poirot spojrza dokoa z zadowolonym umiechem i z wyrazem sztucznej skromnoci, ktry znaem a
nazbyt dobrze.
Siedzielimy teraz w salonie. Suba wycofaa si taktownie, a pastwo Croft zostali zabrani przez policj.
Pozostaa tylko Fryderyka, Lazarus, Challenger, Vyse i ja.
- Eh bien, przyznaj si, e byem na mylnym tropie. Zupenie mylnym. Ta maa Nick nabraa mnie na
caego. O, madame, gdy powiedziaa mi pani, e przyjacika pani jest chytrym kamczuchem, miaa pani
cakowit racj.
- Nick zawsze kamaa - powiedziaa Fryderyka Rice ze spokojem. - Dlatego te nie chciaam uwierzy w te
jej cudowne ocalenia od mierci.
- A ja... idiota... uwierzyem.
- Ale czy to rzeczywicie byy same kamstwa? - spytaem. Przyznaj, e byem zupenie zaskoczony.
- Byy oczywicie zmylone, ale w sposb bardzo wiarygodny.
- Co takiego?
- Speniay swoj rol. Wszyscy mielimy wraenie, e yciu panny Nick grozi rzeczywicie wielkie
niebezpieczestwo. Ale zaczn od samego pocztku. Opowiem wam wszystko po kolei, tak jak fakty
nastpoway po sobie, a nie w porzdku, w jakim odkrywaem poszczeglne czci tej amigwki.
Na pocztku mamy do czynienia z pann Nick Buckley, mod, pikn, lekkomyln dziewczyn,
fanatycznie przywizan do swojego domu rodzinnego.
Charles Vyse skin gow.
- Mwiem panu.
- I mia pan racj. Mademoiselle Nick kochaa Samotny Dom. Ale nie miaa pienidzy. Na domu ciya dua
hipoteka. Musiaa mie pienidze za wszelk cen, a nie wiedziaa, jak je zdoby. Poznaa modego Setona
w Le Touquet. Seton okazuje jej sympati. Nick wie, e jest on prawdopodobnie spadkobierc swojego
synnego stryja i e stryj ten jest milionerem. Dobrze wic, gwiazda jej sprzyja, tak przynajmniej sobie
wyobraa. Ale uczucia Setona nie s powane. Uwaa j za mi dziewczyn, dobrego kompana. Spotykaj
si w Scarborough. Seton zaprasza j do swojego samolotu, ale potem nastpuje katastrofa: Seton poznaje

107
Madzi i... zakochuje si od pierwszego wejrzenia. Mademoiselle Nick jest zupenie zamana. Ta kuzynka
Madzia, ktrej nigdy nawet nie uwaaa za adn! Ale dla Setona Madzia jest "inna". Z tysicy wybrana. W
tajemnicy przed wiatem zarczaj si. Wie o tym tylko jedna osoba. Osob t jest mademoiselle Nick.
Biedna Madzia jest szczliwa, e moe mwi o tym przynajmniej z jedn osob. Najprawdopodobniej
czyta swojej kuzynce listy narzeczonego. W ten sposb Nick dowiaduje si o testamencie Setona. Z
pocztku nie zwraca na to uwagi, ale cay czas o tym pamita. Nastpuje naga i niespodziewana mier sir
Matthew Setona. A zaraz potem rozchodzi si pogoska, e Michael Seton zagin w locie dokoa wiata. I
natychmiast w gowie Nick powstaje szaleczy plan. Seton nie wiedzia o tym, e i ona ma na imi Magdala.
Zna j jedynie jako Nick. Testament jego jest rzeczywicie bardzo niedbale napisany. Wspomina tylko imi i
nazwisko swojej spadkobierczyni. W oczach wiata Seton jest przyjacielem Nick. Z ni wanie czono jego
osob, przynajmniej w pewnych koach towarzyskich. Jeeli Nick stwierdzi, e bya z nim potajemnie
zarczona, nikt nie bdzie wtpi o prawdziwoci jej sw. Ale by mc to urzeczywistni, trzeba usun z
drogi Madzie. Czasu jest mao. Zaprasza Madzi na kilkudniowy pobyt w Samotnym Domu. Nastpnie
urzdza te "wypadki". Przecina sznur, na ktrym wisi obraz. Gaz prawdopodobnie sam si urwa, a Nick
tylko wymylia sobie, e znajdowaa si tu pod nim. A potem... potem widzi moje nazwisko w gazecie
(mwiem ci, Hastings, e kady zna Herkulesa Poirot) i mie czyni ze mnie swojego wsplnika. Kula
przeszywa kapelusz tu pod moim nosem. Kapelusz znajduje si u moich stp. O, to naprawd dobrze
zaaranowana komedyjka! I ja daj si nabra! Wierz w groce jej niebezpieczestwo. Bon! Ma po swojej
stronie bardzo cennego wiadka. A ja na dodatek pomagam jej, proponujc, by natychmiast sprowadzia
jak przyjacik. Zgadza si i zaraz wysya telegram do panny Madzi, proszc, by przybya o dzie
wczeniej. Jak atwo wszystko idzie! Zostawia nas przy stole i usyszawszy przez radio, e Seton
rzeczywicie zgin, wprowadza swj plan w czyn. Ma do czasu, by zabra z pokoju Madzi listy Setona, by
wybra z nich te, ktre odpowiadaj jej zamiarowi. Chowa je w swoim pokoju. Pniej wraz z Madzi
opuszczaj pokaz fajerwerkw i wchodz do domu. Kae kuzynce woy swj szal. Nastpnie skrada si
za ni i strzela do niej. Szybko wraca do domu, wkada pistolet do skrytki w boazerii (o ktrej istnieniu w jej
mniemaniu nikt nie wie). Pdzi na gr. Tam czeka, a usyszy gosy z ogrodu. Wie ju, e zwoki zostay
odkryte. Pdzi na d i wychodzi przez okno francuskie do ogrodu. O, jake wietnie zagraa teraz swoj
rol! O tak, wspania, tragiczn rol. Ellen powiedziaa nam kiedy, e jest to niedobry dom. Skonny jestem
zgodzi si z ni. Dom ten natchn mademoiselle Nick do zbrodni.
- Ale te zatrute czekoladki! - przerwaa Fryderyka. - Wci nie rozumiem, skd si wziy.
- To bya cz tego samego planu. Zamach na ycie Nick ju po zabjstwie Madzi potwierdzi moje
zaoenie, e mier jej bya pomyk ze strony zbrodniarza.
Gdy Nick dosza do wniosku, e sytuacja dojrzaa, zadzwonia do pani Rice i poprosia j, by kupia jej
bombonierk.
- A wic to by jej gos?
- Ale oczywicie! Jake czsto najprostsze wytumaczenie jest wanie prawdziwe. N'est pas? Zmienia
swj gos troszeczk - to wszystko. W razie przesuchania, pani nie byaby zupenie pewna, czy to ona, czy
nie ona. A gdy bombonierka nadesza, wszystko znowu byo bardzo proste. Nadziewa trzy czekoladki
kokain (miaa przy sobie ukryt kokain), zjada jedn z nich i oczywicie natychmiast choruje, ale nie za
bardzo. Wie doskonale, ile wzi kokainy i ktre objawy przesadzi.

108
A wizytwka! Moja wizytwka! Ach! Sapristi!... To bezczelno! To bya naprawd moja wizytwka. Ta
sama, ktr posaem jej wraz z kwiatami. To proste, prawda? No, ale te trzeba byo o tym pomyle...
Zapado milczenie. Po chwili Fryderyka spytaa:
- Ale dlaczego woya pistolet do kieszeni mojego paszcza?
- Wiedziaem, e pani o to spyta, madame. Niech mi pani powie szczerze: czy nie przyszo pani nigdy na
myl, e mademoiselle Nick pani nie lubi? Czy nie czua pani nigdy, e waciwie ona pani... nienawidzi.
- Trudno powiedzie - zamylia si Fryderyka. - Nie jestemy ze sob zbyt szczere. Kiedy bardzo mnie
lubia.
- Niech pan powie, panie Lazarus (nie pora teraz na faszyw skromno), czy byo co kiedy pomidzy
panem a ni?
- Nie - Lazarus potrzsn gow. - Przez pewien czas podobaa mi si nawet. Ale bardzo szybko... sam nie
wiem dlaczego... przeszo mi to.
- O tak - Poirot pokiwa gow. - To bya jej tragedia. Na pierwszy rzut oka podobaa si mczyznom... a
potem... przechodzio im to. Zamiast lubi j coraz bardziej, pan zakocha si w jej przyjacice.
Znienawidzia pani, gdy pani miaa teraz bogatego przyjaciela. Ubiegej zimy, kiedy sporzdzaa
testament, nawet bardzo pani lubia. Ale to si radykalnie zmienio. Przypomniaa sobie o testamencie. Nie
wiedziaa jeszcze, e Croft go schowa, e dokument ten nigdy nie zosta wysany do adwokata. Pani (tak
przynajmniej zrozumiano by to) miaa wic powd, aby pragn mierci Nick. Dlatego te zadzwonia do
pani z prob o zakupienie czekoladek. Dzisiaj odczytano by wanie tamten testament, ktry czyni z
madame gwnego spadkobierc... Nastpnie w jej paszczu znalazby si pistolet... Pistolet, ktrym zabito
Madzi Buckley. Jeeliby madame sama go znalaza, zapewne staraaby si go ukry, a tym samym
rzuciaby na siebie jeszcze wiksze podejrzenie.
- Musiaa mnie strasznie nienawidzi - szepna Fryderyka.
- O tak, gdy miaa pani to, czego jej najbardziej brakowao: umiaa pani wzbudza uczucia ludzkie i nie
traci ich.
- Moe jestem nieco oszoomiony - .odezwa si Challenger - ale niezupenie zrozumiaem t histori z
testamentem.
- A bo to zupenie inna historia i cakiem prosta. Croftowie siedz sobie tutaj. Nagle okazuje si, e panna
Nick ma mie operacj. Nie sporzdzia jeszcze testamentu. Croftowie widz przed sob szans maego
zarobku. Przekonuj j o koniecznoci spisania testamentu i ofiarowuj si zanie go na poczt. Jeeliby
co si z ni stao... gdyby umara... zaprezentowaliby sfaszowany testament. Pani Croft jest gwn
spadkobierczyni dziki usugom, jakie rzekomo niegdy, przed laty, oddaa ojcu panny Nick w Australii.
Wiedzieli bowiem, e stary Buckley mieszka tam przez pewien czas.
Ale panna Nick doskonale przesza operacj usunicia lepej kiszki i sfaszowany testament na nic si nie
zdaje. Oczywicie chwilowo. Nastpnie rozpoczynaj si zamachy na jej ycie. Croftowie znw nabieraj
nadziei. Wreszcie zawiadamiam wszystkich o mierci Nick. Nie mog si powstrzyma, eby nie
wykorzysta tak niebywaej okazji. Natychmiast wrzucaj do skrzynki pocztowej sfaszowany testament i
adresuj go do pana Vyse. Oczywicie, byli przekonani, e jest znacznie bogatsza, ni bya w
rzeczywistoci. Nie mieli pojcia o hipotece.

109
- Bardzo chciabym wiedzie - przerwa Lazarus - jak pan waciwie doszed do tego wszystkiego. Kiedy
zacz pan podejrzewa waciwe osoby?
- Aa, tutaj wstydz si bardzo. To trwao dugo... bardzo dugo. Byem zdziwiony rnymi wydarzeniami, to
prawda. Byy rozbienoci pomidzy tym, co mwia mi panna Nick, a tym, co mwili inni ludzie. Niestety,
wierzyem zawsze pannie Nick. A wreszcie naszo mnie prawdziwe objawienie. Mademoiselle Nick
popenia bd. Chciaa by za mdra. Kiedy poprosiem, eby sprowadzia jak przyjacik, zgodzia si,
ale ukrya fakt, e ju poprzednio zaprosia pann Madzie do siebie. Wydawao jej si, e tak bdzie mniej
podejrzane... ale to by wanie bd. Albowiem natychmiast po przyjedzie do Samotnego Domu Madzia
Buckley wysaa do rodzicw list, w ktrym napisaa jedno niewinne zdanie, ktre dao mi wiele do mylenia.
Zdanie to brzmiao: "Zupenie nie potrafi zrozumie, dlaczego wezwaa mnie telegraficznie. Gdybym
przyjechaa we wtorek, te by si nic nie stao". Dlaczego wtorek? To mogo oznacza tylko jedn rzecz.
Mianowicie, e we wtorek Madzia przyjechaaby tak czy owak do Samotnego Domu. W tym jednak wypadku
mademoiselle Nick wyranie skamaa... a w kadym razie ukrya przede mn prawd. Po raz pierwszy
spojrzaem na ni innym wzrokiem. Zaczem analizowa jej zeznania. Zamiast wierzy im bez zastrzee,
zaczem powtpiewa w kade z nich. Przypominaem sobie wszystkie nielogicznoci. I powiedziaem
sobie: "A zamy, e to ona kamie, a nie tamci!" I doszedem do wniosku, e zabjstwo Madzi Buckley nie
byo przypadkiem. Ale kto mgby pragn jej mierci? Wtedy wpado mi co do gowy - przypomniaem
sobie kilka gupich uwag, jakie Hastings wypowiedzia par minut przedtem. Powiedzia mianowicie, e wiele
jest zdrobnie imiona Magdalena... Magda, Magdusia, Madzia itd. I przyszo mi na myl, eby zainteresowa
si, jakie byo prawdziwe imi Madzi Buckley! Wtedy nagle wszystko stao si jasne. Tout d'un coup35!
Zamy, pomylaem, e ma na imi Magdala? Jest to imi typowe dla rodziny Buckleyw. Tak powiedziaa
mi sama panna Nick. Dwie Magdale Buckley... Raz jeszcze przebiegem myl tre listw Michaela
Setona. Tak, to byo zupenie moliwe. Wspomina tam Scarborough... Madzia te bya w Scarborough, i to
razem z Nick. Jej matka mi o tym wspominaa. To wyjanio spraw, ktra mnie bardzo drczya. Dlaczego
listw tych by tak mao? Jeeli dziewczyna ju przechowuje listy miosne, to przechowuje wszystkie.
Dlaczego wybraa tylko kilka? Czy byo w nich co szczeglnego? I przypomniaem sobie, e w adnym nie
byo imienia. Kady zaczyna si inaczej, ale nigdy imieniem adresatki. W ani jednym nie byo imienia "Nick".
I byo jeszcze co. Co, co powinienem by zauway od razu, a co wprost narzucao prawd.
- Co takiego?
- Panna Nick poddaa si operacji lepej kiszki dwudziestego sidmego lutego. Jest tam list z dat drugiego
marca, w ktrym Seton nie mwi ani jednym sowem o swoim niepokoju i w ogle nie wspomina nawet
operacji. To powinno mi byo od razu wskaza, e listy te pisane byy do innej osoby. Nastpnie przejrzaem
sobie raz jeszcze list pyta, ktr w swoim czasie sporzdziem. I odpowiedziaem sobie na te pytania w
wietle moich nowych odkry. We wszystkich niemal wypadkach odpowied bya prosta i przekonywajca. I
wyjaniem sobie jeszcze jedno zagadnienie, ktre mnie drczyo: dlaczego panna Nick kupia sobie czarn
sukni? Odpowied na to brzmi, e ona i jej kuzynka musiay by jednakowo ubrane, ze szkaratnym szalem
jako dodatkowym elementem. adna dziewczyna nie ubraaby si w aob, pki nie miaaby zupeniej
pewnoci, e jej ukochany nie yje. To byoby nieprawdziwe... nienaturalne. I tak ja z kolei wyreyserowaem
mj dramacik. To, o czym marzyem, rzeczywicie si zdarzyo. To, na co liczyem, rzeczywicie si
zmaterializowao. Nick Buckley jak najbardziej stanowczo zaprzeczaa istnieniu jakiego tajnego schowka. A

110
jednak, jeeli rzecz taka istniaa - a nie widziaem powodu, dlaczego Ellen miaaby kama - to Nick musiaa
o tym wiedzie. Dlaczego zaprzeczaa tak gwatownie? Czyby tam wanie schowaa pistolet? Po to
wanie, eby w odpowiedniej chwili go wyj i za jego pomoc rzuci podejrzenie o zbrodnie na kogo
innego? Daem jej do zrozumienia, e poszlaki w stosunku do madame s bardzo powane. To byo
oczywicie bardzo po jej myli. Jak przewidziaem, nie potrafia sobie odmwi postawienia kropki nad i.
Zreszt dla niej samej byo to bezpieczniejsze. Ostatecznie Ellen mogaby w kocu znale schowek, a w
nim pistolet. Gdy bylimy wszyscy zgromadzeni w jadalni, pomylaa sobie, e moment jest odpowiedni na
to, by wyj pistolet z ukrycia i woy go do kieszeni paszcza przyjaciki... I tak przegraa.
Fryderyka wzdrygna si.
- Ale mimo wszystko - powiedziaa - ciesz si, e daam jej zegarek.
- O tak.
Rzucia szybkie spojrzenie na Poirota.
- I o tym te pan wie?
- A Ellen? - przerwaem. - Czy ona co podejrzewaa, czy wiedziaa?
- Nie. Pytaem j o to. Powiedziaa mi, e zdecydowaa pozosta owej nocy w domu, gdy, jak si wyrazia,
wiedziaa, "e co si dzieje". Prawdopodobnie Nick zbyt gwatownie namawiaa j, eby sobie obejrzaa
fajerwerki. Wiedziaa, e Nick nie znosi madame. Dodaa jeszcze, i "czua w kociach, e stanie si co
zego". Ale wyobraaa sobie, e stanie si co zego raczej z madame. Znaa temperament mademoiselle,
ktra wedug niej bya bardzo dziwnym dzieckiem.
- O tak! - szepna Fryderyka. - Mylmy wanie o niej w ten sposb, jak o dziwnej maej dziewczynce, ktra
nie potrafia da sobie rady z sam sob. Przynajmniej ja bd zawsze tak o niej mylaa.
Poirot unis jej do i przycisn do ust.
Charles Vyse poruszy si niespokojnie na krzele.
- To bdzie bardzo nieprzyjemna historia - powiedzia. - Musz si rozejrze za obroc dla niej.
- To zbyteczne - powiedzia Poirot cicho. - A mam wraenie, e si nie myl. - Zwrci si nagle do
Challengera. - To tam ukrywacie proszek? W zegarkach, prawda?
- Ja... ja... - zajkn si marynarz.
- Mnie pan nie oszuka swoj powierzchownoci i swoimi manierami. To Hastings da si nabra, ale ja nie.
Zarabiacie sobie niele na handlu narkotykami, co? Pan i paski stryjaszek z Harley Street?
- Panie Poirot! - Challenger wsta z krzesa. Mj przyjaciel patrzy na niego bez zmruenia powiek.
- To pan jest owym uczynnym "przyjacielem". Niech pan przeczy, jeeli pan chce. Ale radz panu opuci
ten dom natychmiast, jeeli nie chce si pan dosta w rce policji.
I ku mojemu wielkiemu zdumieniu Challenger wyszed, a raczej wypad jak szalony z pokoju. Patrzyem za
nim z otwartymi ustami. Poirot rozemia si.
- Mwiem ci, mon ami. Twj instynkt zawsze ci le dyktuje. C'est epatant36!
- A wic w zegarku znajdowaa si kokaina... - zaczem.
- Tak, tak. Dlatego te, gdy panna Nick potrzebowaa w klinice kokainy, miaa j dosownie pod rk. A
wobec tego, e zuya wtedy swoje zapasy, poprosia teraz madame o zegarek, ktry by peny.
- Czy to znaczy, e Nick nie moe si obej bez kokainy?

111
- Non, non! Panna Nick nie jest narkomank. Zaywaa kokain bardzo rzadko, raczej dla zabawy. Ale
dzisiaj kokaina potrzebna jej jest dla innych celw. Tym razem na pewno zayje pen dawk.
- Masz na myli?...
- To najlepsze wyjcie z sytuacji. To zawsze lepsze ni stryczek. Ale cicho. Nie powinnimy tak mwi w
obecnoci pana Vyse, ktry jest apostoem praworzdnoci i porzdku. Oficjalnie nie wiem o niczym. Mog
tylko zgadywa, co znajduje si pod kopert tego zegarka.
- Paskie przypuszczenia zawsze si sprawdzaj, panie Poirot - powiedziaa Fryderyka.
- Musz ju i. - Charles Vyse podnis si z krzesa i z mina pen chodnego oburzenia na postpowanie
Poirota opuci pokj.
Poirot popatrzy na Fryderyk, potem na Lazarusa.
- A pastwo si chyba teraz pobierzecie, co?
- O tak, jak najprdzej.
- A jeeli chodzi o mnie, panie Poirot - umiechna si Fryderyka - nie jestem tak straszn narkomank, za
jak mnie pan uwaa. Bior ju tylko minimalne dawki. Jestem pewna, e teraz... kiedy wiem, e wszystko
mi si tak szczliwie ukada, nie bd ju nigdy zalena od zegarka na rku.
- ycz pani wiele szczcia, madame - powiedzia Poirot ciepo. - Wycierpiaa si pani dosy. I mimo to ma
pani w sercu lito i dobro...
- Zaopiekuj si ni - powiedzia Lazarus. - Finansowo jestem w tej chwili w impasie, ale mam wraenie, e
uda mi si jako z tego wybrn. A jeeli nie? C, Fryderyka nie boi si biedy... ze mn.
Potrzsna gow z umiechem.
- Jest pno. - Poirot spojrza na zegarek. Wstalimy wszyscy.
- Spdzilimy dziwn noc w tym dziwnym domu - cign Poirot. - Zgadzam si z Ellen. Jest tu co
niedobrego. - Spojrza na portret starego Nicholasa Buckleya. I nagle odcign na bok Lazarusa. Przepraszam pana bardzo, ale pozostao mi tylko jedno pytanie bez odpowiedzi: dlaczego ofiarowa pan
pidziesit funtw za ten obraz? Bdzie mi bardzo przyjemnie, jeeli mi pan odpowie. Po to, rozumie pan,
eby nie byo nie dopowiedzianych rzeczy.
Lazarus patrzy przez dusz chwil na Poirota z nieporuszon twarz. Potem umiechn si.
- Widzi pan, jestem antykwariuszem - powiedzia.
- Wanie.
- Obraz ten nie wart jest wicej ni dwadziecia funtw. Wiedziaem, e jeeli ofiaruj Nick pidziesit, ona
natychmiast wezwie ekspertw, kae go oceni i dowie si oczywicie, jaka jest jego prawdziwa warto.
Gdy nastpnym razem zaproponuj jej kupno obrazu, nie bdzie ju wzywaa ekspertw. Rozumie pan?
- Dobrze, i co dalej? - spyta Poirot.
- Obraz wiszcy na przeciwlegej cianie wart jest co najmniej pi tysicy funtw - powiedzia Lazarus
krtko.

Aa! - Poirot odetchn gboko. - Teraz wiem ju wszystko - powiedzia rozpromieniony.

112
1 Uspokj si (franc.).
2 Uczucie (franc.).
3 Jeszcze nie. To mnie bawi (franc.).
4 Modo (franc.).
5 Zy przypadek, pech (franc.).
6 Niezrcznie (franc.).
7 To zupenie proste (franc.).
8 To adnie (franc.).
9 Bezustannie siebie o to pytam. Co to jest? (franc.).
10 Kokietka (franc.).
11 Niezrczny (franc.).
12 To zoliwo (franc).
13 Oto czego nam trzeba (franc.).
14 Biedne dziecko (franc.)
15 Napar z zi (franc.).
16 Zapalenie puc (franc.).
17 Ognie sztuczne (franc.).
18 Ale co ci jest? (franc.).
19 Dla innych (franc.).
20 Co za pomys (franc.).
21 To nierozsdne (franc.).
22 To jest o wiele trudniejsze (franc.).
23 Bg chce tego, czego chce kobieta (franc.)
24 Suchaj (franc.).
25 Do tego! (franc.)
26 To niezwykle (franc.).
27 Ten poczciwy pan Croft jest zawsze w porzdku (franc.).
28 Ta maa (franc.).
29 Wiem to dobrze (franc.)
30 To niepotrzebne (franc.).
31 Taka moda dziewczyna (franc.).
32 To niesychane! (franc.).
33 Zupenie dobrze (franc.).
34 To nie jest adne (franc.).
35 Nagle (franc.).
36 To wietne (franc.).

You might also like