You are on page 1of 116

Andrzej Puchalski

Everything is simpler than you think


and at the same time,
more complex than you imagine.

Wszystko jest prostsze niż ci się wydaje


i jednocześnie tak bardzo skomplikowane,
bardziej niż możesz to sobie wyobrazić

“Droga do raju” by Andrzej Puchalski is licensed under a


Creative Commons Polska License.
Based on a work at www.polacymanchester.com.
ROZDZIAŁ I

DECYZJA

Wiosna 2004 roku przyszła szybko. Nikt nawet nie zauważył, kiedy wszystko się

zazieleniło. Wojtek, mężczyzna w średnim wieku, mocno zbudowany, z dobrze

zarysowaną łysiną, zaparkował starego Opla przed kamienicą z lat 50-tych.

-Uff, nareszcie w domu- pomyślał.

Wszedł na klatkę schodową, przekręcił klucz w zamku, otworzył drzwi...w nozdrza

uderzył go zapach kurzu. Remont, który zaczął się dobre pół roku wcześniej, jeszcze

się nie skończył i nie było żadnych możliwości skończenia go. Łazienka rozebrana do

cna, na meblach osiadł kurz z odrapanych ścian. Pieniądze, które miał uzbierane na

remont rozeszły się w styczniu, kiedy to przyszedł nowy wydatek – kupno samochodu

żonie, bo Mazdę 323 rozbił, dachując gdzieś pomiędzy Bydgoszczą a Gdańskiem. Był

zmęczony. Usiadł na sofie i otępiały wzrok wbił w ścianę. Stado myśli, jak tabun

koni, toczyło się przez jego głowę.

- cholera, rusz się, zrób coś z sobą, zaraz wszyscy będą wracać...

Wszedł do kuchni, zaczął przygotowywać obiad. Jego wielka rodzina, która miała być

ostoją i pomocą w jego samotnym życiu, rozleciała się. Żona, jej trojka dzieci, jego

syn z pierwszego małżeństwa, i ich najmłodsze – wspólne dziecko – razem 7 osób.

Jak to wykarmić? Samotność, jak zwykle, paraliżowała jego ruchy. Jego myśli

uporczywie krążyły wokół jednego, jedynego, i jak to widział, skutecznego sposobu

rozwiązania swoich problemów. Dzisiaj dowiedział się się, że firma zerwała z nim

kontrakt.

-Jak my będziemy żyć?

2
Uporczywie wracały wspomnienia, kiedy jego syn był głodny, a on nie miał co mu

dać. W uszach słyszał cichą prośbę dziecka – tata jestem głodny- . Te słowa ciągle

wbijały się jak igła w serce, i ściskały gdzieś w dołku. Już dawno powiedział sobie, że

nigdy nie dopuści do takich chwil, z tamtych lat,

a one właśnie zaczęły nadchodzić wielkimi krokami.

Obiad był prawie gotowy, wsiadł w samochód i pojechał do przedszkola po

najmłodszego. Radio cicho grało. Wiadomości – Polska wchodzi do Unii

Europejskiej. Wielka Brytania, Norwegia, otwierają granice dla pracowników z

Polski- Decyzja była szybka. To rozwiązanie było lepsze od tego co planował,

chociaż rezultaty były wielką niewiadomą.

Kaśka wróciła z pracy, prosto do kuchni, bez słowa, cóż codzienność. Ostatnio słyszał

od niej tylko, że nie jest mężczyzną, bo nie potrafi utrzymać rodziny, nie potrafi

zarobić na jej potrzeby. Nie sypiali razem już od bardzo dawna. Ona na łóżku, on na

podłodze na rozłożonym kocu. Czuł, że kogoś ma. No cóż, kobieta, nie pierwsza w

jego życiu, która wymaga tylko od niego, nie dając nic w zamian. Zawsze tak było,

kiedy nadchodziły ciężkie czasy. Pomimo wszystko kochał ją bardzo. Pamiętał czasy

kiedy kochali się całymi nocami przy zapalonych świecach, kiedy tęsknili do siebie

już po dziesięciu minutach rozstania. Przecież minęły dopiero cztery lata od ich ślubu

na miejskiej plaży w Gdańsku, bo ona tak właśnie chciała. No cóż życie nie czeka,

życie biegnie do przodu nie zważając na nic. Zmienia się z każdą chwilą, na dobre i

na złe. Wyjazd za granicę mógł być jakąś szansą uratowania jego małżeństwa.

Małżeństwa, jak się okazało, tylko dla pieniędzy, których jednak nie mieli.

Prawdopodobnie była to ostatnia szansa. Kwiecień w pełni rozwijał pąki na

pobliskich drzewach, słońce świeciło w otwarte okno.

-CV trzeba przetłumaczyć na angielski...

3
-obojętnie do jakiego kraju... przelatują stronki z ofertami pracy. 4,85 funta na

godzinę..

– hmm przy 170 godzinach w miesiącu to daje ....824 funty, funt po 7 złotych ... więc

... razem 5771 złotych, toż to majątek. W końcu remont by skończył, trochę długów

pooddawał, i dużo można by zaoszczędzić. Żeby tylko dostać jakąś pracę. Marzenia

pomogły mu przetrwać tych parę dni.

- kochanie powinniśmy porozmawiać- odezwał się do żony, kiedy zjadła obiad.

- o czym? Nie mamy o czym rozmawiać. Nie chce mi się z tobą gadać. Znów masz

jakiś chory pomysł?

Zabrakło mu powietrza w płucach...ale musi przez to przejść.

- co byś powiedziała jakbym wyjechał za granicę, do pracy?

- wydasz tylko pieniądze i po trzech tygodniach wrócisz do....... po trzech tygodniach

wrócisz, zobaczysz, nic nie potrafisz zrobić dobrze, wszystko zniszczyłeś.

-ja??? A ty?? Ciebie tu nie było?? Ty stałaś z boku i ciebie nie dotyczyło nasze

Życie??

-nasze?? Jakie nasze??

„No właśnie, jakie nasze” pomyślał i wyszedł trząsnąwszy drzwiami. ”Tak się zawsze

kończą nasze rozmowy”- pomyślał- „po jaką cholerę zaczynałeś”.

Nogi niosły go same, byle gdzie, byle do przodu, byle jak najdalej. Z odrętwienia

obudził się dopiero cztery kilometry dalej, nad morzem. Cichy szum fal trochę

uspokoił jego rozkołatane nerwy. Słońce właśnie chowało się za widnokrąg.

Czerwony odblask nieba trochę odsunął od niego ból.

4
Następne dni upływały w oczekiwaniu na odpowiedzi. Wysłał ponad dwieście CV.

Przecież coś powinno przyjść. Dni ciągnęły się powoli. W powietrzu coś wisiało...coś

bardzo ciężkiego. Atmosfera napięta jak ...... Jak tu żyć? Zamknął się w sobie. O

swojej decyzji postanowił porozmawiać z paroma kolegami, którzy mu pozostali z

poprzedniego życia.

- wyjeżdżam do Anglii- powiedział na którymś ze spotkań

-do Anglii?? Hmmm a co z Kaśką?

-Z Kaśką?? Dobrze wiesz, że wszystko umarło zanim się narodziło. Nie mam

zielonego pojęcia co ona o tym sądzi. Nie chce ze mną rozmawiać.

Darek jedziesz ze mną??- zapytał.

- Kto?? Ja?? No, nie, przecież wiesz, teraz mam Żabkę, przecież nie zostawię sklepu.

Gówniane dochody, ale są. Baśka nie może zostać sama, ale wiesz, ty jedź, dla ciebie

to dobre rozwiązanie, a jak już będziesz ustawiony, załatw mi robotę, to ja przyjadę.

„co za kutas....” pomyślał.. „załatw robotę, to ja przyjadę”

- a ty Adaś??

- Nie, ja nie jadę. Jeszcze mam dwa latka do emerytury i muszę to dociągnąć, a poza

tym, Beata nie poradzi sobie sama ze sklepem. Wiesz jak Żabka nas wali po rogach.

Znasz to z własnego doświadczenia.

Wojtek znał to dobrze. Wcześniej też miał sklep w tej sieci. Własciwie najpierw miała

Kaśka, a z chwilą jej przejścia na stanowisko Partnera d/s Sprzedaży, on przejął ten

sklep, a potem został Partnerem d/s Ekspansji. To były bardzo ciężkie cztery lata, a

teraz, gdy stacił wszystko, może być tylko gorzej. Został sam z własną decyzją. Tu

nie widział żadnej przyszłości, żadnego rozwiązania.

5
Ostatnia pensja wpłynęła na konto. Trzy tysiące. Trochę tego, ale wszystko musi

zostawić na wyjazd, wszystko. Postanowił spróbować porozmawiać jeszcze raz, może

teraz uda się dojść do normalnych wniosków. Do jakiegoś ludzkiego rozwiązania.

- Kasia, postanowiłem wyjechać w ciemno. Jutro idę kupić bilet. Co ty na to??

Cisza uderzyła go w twarz. Jego słowa odbiły się tylko echem. Żadnej reakcji. Nawet

nie odwróciła się twarzą do niego.

- Kasia słyszałaś co powiedziałem?? Wyjeżdżam.

- słyszałam i co z tego? Twoja decyzja to i jedź, a co z Krzyśkiem?

- z Krzyśkiem? No właśnie nie wiem, dlatego chyba musimy porozmawiać.

- ja z Krzyśkiem nie zostanę. Rób sobie co chcesz. Ja go nie chce. A ty i tak wrócisz

po trzech tygodniach, i będziesz skamlał pod drzwiami.

Następny problem. Wojtek nie wiedział co ma zrobić z synem. Przecież go nie

zabierze w niewiadome. Nie będzie dzieciaka narażał na niebezpieczeństwo, chociaż

już teraz wiedział, że nie ważne, jak będzie, na pewno nie wróci.

- Powiedz mi jeszcze jedno. Czy będę miał do kogo, do czego wrócić?? Czy będę

miał jeszcze dom?- zapytał prawie szeptem.

Milczenie go zabiło. Słychać było jak cisza obija się o ściany pokoju. Już miał

pewność. Wstał i zadzwonił do swojej matki.

Następnego dnia wstał wcześnie. Odprowadził najmłodszego jak zwykle do

przedszkola. Tak mocno go kochał, nikt nawet nie zgadnie jak bardzo. Popatrzył

jeszcze raz na dziecko z wielką czułością, jak mały zaczynał się bawić. Łza zakręciła

6
się w oku a żal ścisnął za gardło. Uciekł z przedszkola. Wybiegł, aby się nie

rozmyślić z raz podjętej decyzji.

Dworzec Kolejowy Gdańsk Główny. Stare budynki, fantastycznie zachowane, a na

przeciwko centrum handlowe. Cel jego dzisiejszej wyprawy. Jedno z biur podróży.

-Dzień dobry, szukam jakiegoś miejsca w autobusie do Anglii na jutro.

- Na jutro?? Hmm wie pan, niestety to niemożliwe, wszystko mamy wyprzedane-

bardzo młoda i bardzo mila sprzedawczyni uśmiechnęła się do niego patrząc z

politowaniem- przecież jutro jest Pierwszy Maja, wszyscy wyjeżdżają.

- a na kiedy pani coś ma??

- na kiedy?? Zaraz czegoś poszukamy..... do jakiego miasta chce pan jechać??

- a dokąd pani ma? – Przecież on nie miał bladego pojęcia dokąd chce jechać.

- mam jedno miejsce do Londynu ale dopiero na jedenastego maja. Może być?

„Jedenaście dni??, o Jezu, jeszcze jedenaście dni?? Jak ja to wszystko wytrzymam” –

pomyślał Wojtek.

- tak, jeżeli nie ma innego, to bardzo proszę.

Odebrał swój Bilet do Marzeń. Bilet Ucieczkowy. Jeszcze tylko przetrzymać tych

jedenaście dni.

Mama Wojtka przyjechała trzeciego maja. Spotkali się na mieście.

-Mamo zaopiekujesz się Krzyśkiem? Ja mam bilet już na jedenastego, i nie wiem

zupełnie jak to będzie. Bardzo się boję.

Mama spojrzała na niego spokojnymi, niebieskimi oczami.

- nic się nie martw, wszystko będzie dobrze, a jak w domu?

Wojtek opowiedział całą sytuację.

7
- Jeżeli ci się nie powiedzie, przyjeżdżaj do nas. Poradzimy sobie .

Takich słów oczekiwał właśnie od żony, ale cóż, może żądał za dużo?

Wrócił do domu.

- Krzysiek pakuj się, jedziesz do babci. Zabieraj wszystko co twoje, bo jedziesz na

długo.

Krzysiek, czernastoletni młodzieniec, którego uwadze nic nie uszło, wiedział co się

dzieje. Nie trzeba było mu powtarzać.

- gdzie jest babcia?

-czeka na dole.

Po wyjeździe Krzyśka świat Wojtka opustoszał. Otoczyła go ciężka, przygnębiająca

cisza. Przynajmniej o syna nie musiał się martwić. Ponieważ nie dał żonie ani grosza

z ostatniej wypłaty, prawie nic nie jadł. Pewnego dnia, był tak głodny, że podebrał

dwie kromki chleba. Czuł się jak złodziej. Wszystkie pieniądze przeznaczył na

wyjazd. Czterysta złotych na bilet, 2100 wymienił na funty – cale 300-, nie wiedział

czy to dużo czy mało, a za resztę zrobił zakupy na wyjazd... zupki w proszku,

konserwy, chleb.

Dzień przed wyjazdem zaczął się pakować. Trochę ciuchów, jedzenie, menażka

wojskowa, sztućce i kubek w jedna torbę, a CV i wszystkie inne dokumenty, w drugą.

Był gotowy. Kaśka wyglądała, jakby jej to wszystko, co się działo dookoła niej,

wcale nie obchodziło.

„Powiedz coś, powiedz, że będę miał dokąd wrocić”- myślał Wojtek- „tak bardzo Cię

kocham”

Nie spał całą noc.

8
ROZDZIAŁ II

DROGA DO RAJU

Dworzec autobusowy w Gdańsku zapełniony był ludźmi czekającymi na

walizkach. Poszedł na swój peron. Nie było za wiele ludzi. Przyjechał ponad godzinę

za wcześnie. Autobus odjeżdżał dopiero o 10:15. Ubrany w garnitur, z aktówką w

ręku wyglądał jak mężczyzna, który wie czego chce, jak człowiek interesu. Ale tak

naprawdę nikt nie wiedział co się działo w nim, w środku, jak bardzo się bał, jak

bardzo potrzebował jakiejś bliskiej osoby. Nie było nikogo. Usiadł na torbie, i głowę

zatopił w dłoniach. Łzy płynęły po twarzy. Myślał o rozstaniu, które właśnie przeżył.

Kaśka wzięła rano dziecko do przedszkola i powiedziała tylko – na razie – nic więcej,

ani jednego ciepłego słowa. Jak zwykle był sam.

Z zamyślenia wyrwał go szum, który się stworzył dookoła niego. Peron

wypełnił się młodymi ludźmi z bagażami. Czekali na ten sam autobus. Dużo ich, ale

oni są młodzi. Przed nimi przyszłość. Kierowca poprzyklejał karteczki z nazwiskiem,

i bagaże wylądowały w luku bagażowym. Wojtek okazał bilet, i zajął miejsce przy

oknie. Patrzył na odprowadzających swoich najbliższych z zazdrością. Opanował go

otępiały strach. Serce waliło jak młot. Autobus zadrżał, kierowca włączył silnik.

Wojtek popatrzył ostatni raz dookoła, na Gdańsk, który tak bardzo ukochał, dla

którego przepracował 10 lat. W dali mijali wieże Kościoła Mariackiego, Dworzec

Kolejowy, Urząd Miasta. Pozostawił za sobą wszystko, wszystko co ukochał, żonę,

dzieci, miasto, przyjaciół. To było takie trudne i tak bardzo bolało. Co teraz będzie,

jak będzie, nie wiedział nikt. Tępo patrzył w okno. Mijali znajome miasta, szare

twarze na ulicach. Zmieniały się tylko tablice rejestracyjne. Zasnął.

9
Nie wiedział jak długo spał. Obudziła go cisza. Stali w jakimś mieście, na parkingu.

Przerwa.

- przepraszam, gdzie jesteśmy?? – zapytał młodego człowieka siedzącego na

przeciwko.

- jeszcze w Polsce- ten odparł, młodzi ludzie wybuchnęli śmiechem i zaczęli

wychodzić z autobusu.

- cześć jestem Wojtek, daleko jedziecie?

- do samego końca- Waldek- odparł młodzieniec.

Waldek był młodym człowiekiem po dwudziestce, ascetycznej budowy ciała, z twarzą

zmęczoną życiem. Jego dłonie były spracowane, silne, jakby nie należały do

człowieka w jego wieku. „trochę musiał przejść”- pomyślał Wojtek.

- idziesz?? – Waldek się uśmiechnął- chodź na dyma.

Wysiedli z autobusu. Waldek wyjął niebieskie L&M. Zapalili.

- chodź wypijemy piwo, tu obok jest restauracja, i tak będziemy czekali na autobus z

Warszawy, a więc mamy trochę czasu.

- Wiesz, niestety, nie mam złotówek, wszystko wymieniłem – Wojtek z

zawstydzeniem odpowiedział. Miał ogromną ochotę na piwo.

- nie przejmuj się, ja coś tam mam.

Weszli do Sali restauracyjnej lokalu położonego obok parkingu. Sala jak sala,

niby zrobiona na luksusową, ale z każdego rogu wyglądała tandeta. Kicze na

ścianach, dużo obsługi. „Droga”- pomyślał Wojtek. Podeszli do baru. Waldek

zamówił dwa piwa.

10
- Waldek, możesz mi powiedzieć dokąd jedziecie? Z tego co zauważyłem wszyscy się

znacie.

- Wiesz, wszyscy jesteśmy z tej samej miejscowości, większość znała się już

wcześniej. Mamy załatwioną pracę, więc jedziemy.

- Jak to załatwioną? Wszyscy??– zapytał Wojtek

- normalnie, podpisaliśmy umowy już w Polsce. Nie, nie wszyscy - zaśmiał się

Waldek - tylko 24 osoby.

- a wiesz co będziecie robić?

- z tego co wiem, to mamy pracować w jakiejś fabryce z groszkiem czy coś takiego, a

ty, masz coś?

Wojtek się zamyślił, „co tak naprawdę ja mam” – pomyślał - „przecież ja nie mam

nic”

- nie, po prostu się spakowałem i wyjechałem. Ot i cała moja historia

Dopili piwo i wyszli na zewnątrz. Zapalili. Wojtek wciągnął głęboko dym w płuca,

„zapytać się, nie zapytać” – pomyślał

- Waldek, a wiesz coś o możliwości zatrudnienia się tam gdzie ty? Może coś wiesz na

ten temat.

- Ja nic nie wiem, ale zapytaj się Elki, ona od nas zbierała paszporty i bilety. Ona

może coś wiedzieć. Ja gdzieś miałem numer telefonu do tego człowieka, który nam

załatwiał tą robotę, ale go zgubiłem. Ela powinna go mieć.

- która to ?- Wojtek zapytał wystraszony. Czuł się wstrętnie, strasznie nie lubił prosić,

zawsze liczył na własne siły ale teraz to wszystko go przerastało.

- pokażę ci ją później, jak ją zobaczę.

Przyjechał autobus z Warszawy, parę osób przesiadło się, i dalej w drogę.

11
***

Podroż mijała w wesołej atmosferze, co zatarło w Wojtku obawy, i przytępiło ból.

Gra w karty rozładowała to wszystko. „Tysiąc”, w którego Wojtek zawsze

przegrywał, i tym razem go nie zawiódł. Znów przegrał.

Jedyną granicę, którą zdążył zapamiętać była granica Niemiecka, a następnie

już przejście graniczne we Francji. Przejście, gdzie kazano im wysiąść z autobusu,

przejść przez bramki, i ustawić się w kolejkę do stanowiska kontroli.

- dzień dobry - powiedział angielski celnik łamaną polszczyzną – paszport proszę,

jaki jest cel pańskiej podroży?- zapytał

- jadę szukać pracy – odpowiedział Wojtek.

- ma pan jakieś pieniądze na przeżycie?

- tak mam- powiedział Wojtek – trzysta funtów.

- ok dziękuję, proszę przejść dalej.

Kontrola się skończyła. Wsiadali powoli do autobusu i czekali.

Któryś z pasażerów zaczął opowiadać, jak to ostatnim razem próbował dostać się do

Anglii, i właśnie w tym miejscu angielscy celnicy wysadzili go z autobusu, i nikt się

nim nie przejmował, że nie miał jak wrócić. Oczywiście odsiedział swoje na

posterunku, cała noc była jego. Potem jakoś pieszo dostał się do stacji benzynowej

oddalonej o 10 km, skąd musiał wrócić do Polski. Tym razem dostał się bez

najmniejszych przeszkód.

12
Po półtorej godzinie oczekiwania autobus ruszył. Jechał wolno i zaczął wjeżdżać ....

na dworzec kolejowy?? Wojtek z ciekawością równą ciekawości dziecka patrzył

przez okno.

- wjeżdżamy na wagony kolejowe i to one zawiozą nas pod kanałem La Manche na

wyspę – ktoś wyjaśnił.

- koleją?

- no koleją, 100 metrów pod poziomem morza.

Już na brytyjskiej stronie autobus mknął autostradą ale coś było z nim nie w

porządku. Tylko co? Do Wojtka długo nie dotarło że autobus jedzie po „niewłaściwej

stronie jezdni”. Dziwny kraj, czy wszystko tu jest na opak?

Za Dover autobus zatrzymał się na ostatnią przerwę. Wszyscy wysiedli. To

był ich ostatni przystanek przed miejscem przeznaczenia. Wojtek wysiadł żeby się

pożegnać, i prawdę powiedziawszy, dowiedzieć się o pracę od mężczyzny, który

przyjechał po ludzi. Jacek – bo tak mu było na imię - nic nie obiecał. Mówił tylko, że

pracy jest dużo, tylko nie mają miejsca zakwaterowania, nie mają gdzie go położyć

spać. Jacek dal mu swój numer telefonu.

- jedź do Londynu, spróbuj, może ci się uda, a w razie czego zadzwoń może coś

załatwię ale nie obiecuję.

Wojtek wsiadł do opustoszałego autobusu. Zostało tylko parę osób, z których

część wybrała się tak jak Wojtek, na wariata, w ciemno. Wrócił strach. Wróciły

obawy o przyszłość, która zaczęła się rysować w czarnych barwach. Ruszyli w stronę

Londynu

13
ROZDZIAL III

ZA PRACA

Londyn. Wielkie miasto. Wojtek z zaciekawieniem oglądał miasto przez

szyby autobusu. Pierwsze, na co zwrócił uwagę, była ogromna ilość ludzi

czarnoskórych. Autobus przedzierał się przez wąskie uliczki Londynu a na

chodnikach tylko czarnoskórzy? Przed typowymi angielskimi kamieniczkami

nieporządek, w Gdańsku czegoś takiego nie było. Był nieporządek,, ale żeby aż tak?

W Stolicy Światowej Kultury? Długo przebijali się do centrum,,

Autobus zatrzymał się na Victoria Coach Station. Pora opuścić bezpieczne

miejsce i do roboty. Wojtek wysiadł i zamarł. Został otoczony przez tłum

nagabywaczy.

- szukasz mieszkania? Tu jest ulotka,, u nas najtaniej.

Jacyś ludzie mówili cos do niego, ale Wojtek nie mógł ich zrozumieć. Mówili w

innym języku niż ten, w którym on rozumiał. Mówili po ANGIELSKU. Dopadł go

ogromny strach. Cisnął torbą - „ co ty tu kurwa robisz??”- zadał sobie sakramentalne

pytanie.- „Co??? Muszę walczyć”- odpowiedział sobie,- „weź się w garść, nie

poddawaj się już na samym początku”. Podniósł torbę i ruszył w kierunku wyjścia.

Zupełnie nie rozumiał co się dzieje dookoła niego. Nagle usłyszał za sobą znajome

glosy. Chłopaki z autobusu rozmawiali o jakimś hotelu, do którego trzeba się dostać.

Podobno tani.

14
- Cześć chłopaki, przez przypadek usłyszałem o czym rozmawiacie, słuchajcie ja

zupełnie nie wiem jak się ruszyć, dokąd mam iść szukać miejsca, mogę iść z wami? -

Wojtek zapytał.

- nie,, po jakiego grzyba chcesz iść z nami? – padła odpowiedz

- słuchajcie, ja przyjechałem tu w ciemno, nie mam tu nikogo, kto by mógł mi pomoc,

pozwólcie mi iść z wami, nie martwcie się, mam trochę kasy ze sobą, wiec jakoś

sobie poradzę.

- ok. niech idzie, dajcie spokój chłopu, widzicie ze się zagubił, postawcie się w jego

sytuacji

- dobra niech idzie.

Hotel był na Basewater, ale gdzie to jest? Jak tu się zapytać? Postanowili kupić plan

miasta. A właściwie kupił go Wojtek, i tak będzie mu potrzebny. Pierwszy wydatek w

funtach. Basewater była niedaleko Hyde Park, na mapie wyglądało to niedaleko.

Każdy wziął swój bagaż i ruszyli. Szli uliczkami zapełnionymi autami, mijały ich

znane z filmów „piętrusie”- angielskie autobusy, podwyższone taksówki, mijali

typowe czerwone budki telefoniczne. Przechodzili niedaleko Buckingham Palace.

Pomniki, parki. W końcu dotarli do Hyde Park. Potężna oaza zieleni dla tego miasta.

Dookoła trasa wydeptana przez konie, w środku alejki wylane asfaltem.

- chłopaki robimy przerwę,, ja już nie daje rady z tymi tobołami.- usiedli na ławkach

pod planem Hyde Park.

Dookoła zielono, alejki wypełnione ludźmi uprawiającymi jogging, jeżdżącymi na

rowerach, słoneczko przygrzewało już dobrze. Po drodze zatrzymali się na chwilę

przyglądając się biegającym królikom i wiewiórkom. Króliki na wolności, to było coś

15
nowego dla Wojtka. Do hotelu doszli około 16,00. podobno mieli mieć

zarezerwowanie miejsca,, ale tylko podobno, bo e-mail chyba nie dotarł.

Hotel z zewnątrz wyglądał okazale, duża kamienica z wiszącymi koszami z kwiatami.

Wewnątrz tragedia. Recepcjonista, Hindus albo innej nacji człowiek, rozparcelował

ich po rożnych pokojach, pokojach wieloosobowych po potraceniu od każdego po 50

funtów za tydzień z góry (dla nich tydzień kończył się w sobotę), wieloosobowych,

wielorasowych, wielojęzycznych,,,,, wielonarodowych. Wojtek wraz z Jerzym trafili

na 3 piętro do pokoju 6-osobowego. Pomieszczenie, do którego weszli trudno było

nazwać pokojem hotelowym, odrapane ściany, drzwi zamykane na skobel, 3

dwupiętrowe łóżka, szafa, maleńki stolik pod oknem i w rogu kabina prysznicowa.

nic więcej by się nie zmieściło. W jednym łóżku za zasłonami otaczającymi łóżko i

przyczepionymi do sufitu, ktoś spał. Jak się potem okazało obywatel RPA.

Recepcjonista wskazał im wolne łóżka. Wojtek zajął łóżko nad Bułgarem a Jerzy nad

Japonką. Wszyscy mieszkańcy byli w pracy. Wojtek rzucił torbę na łóżko, usiadł na

nim i wziął głęboki oddech. Pierwszy głęboki oddech w Wielkiej Brytanii. Ten

wieczór postanowili przeznaczyć na odpoczynek. Szybka kąpiel dobrze zrobiła.

Wojtek poczuł się znacznie lepiej. Kawa zrobiona naprędce w pomieszczeniu, które

trudno było nazwać kuchnią. Dość duże pomieszczenie wypełnione kuchenkami

gazowymi ustawionymi dookoła, wzdłuż ścian, i tylko jeden zlew. Kanapki, które

zostały Wojtkowi jeszcze z podroży, zostały zjedzone.

- idziemy gdzieś? - zapytał

- nie ma sprawy,, spacer dobrze nam zrobi.

Wyszli z hotelu, powoli spacerując pobliskimi uliczkami. Na którejś z kolei przecznic

natrafili na kawiarenkę internetowa, na następnej na sklep, którego nazwy Wojtek nie

zapamiętał, sklep z normalnym chlebem podobnym do polskiego. Jerzy kupił po

16
piwie. Powoli poznawali okolice. Przyglądali się wielonarodowemu tłumowi, który

płyną w każda możliwa stronę. Twarze ludzi były jakże inne od twarzy, które znali.

Różnokolorowe, uśmiechnięte,, ludzie wydawali się być zadowolonymi z życia. Gwar

panujący dookoła przytłumił niemożliwość zrozumienia o czym rozmawiają, szum

jak w ulu. Jedna z pobliskich ulic wypełniona była sklepami prowadzonymi przez

Hindusów, ludzi w turbanach. Kafejka gdzie na zewnątrz na stolikach zamiast

kwiatów stały fajki wodne do palenia haszu.

- wiesz co.. czekaj musze kupić kartę telefoniczną - powiedział Jerzy.

- cholera, ja nie pomyślałem o tym wcześniej i zapomniałem zdjąć blokadę.

Weszli do sklepu. Jaką sieć powinni wybrać? Czytali ulotki, niewiele z nich

rozumiejąc. Dopatrzyli się najmniejszej kwoty doładowania w Vodafone - 5 funtów,

dlatego tez wybrali tę sieć. Jak się potem okazało błędnie, ale skąd mieli to wiedzieć?

Wojtek oddał swój telefon do zdjęcia blokady sieciowej, następne 15 funtów. Jeżeli w

tym tempie będzie wydawał pieniądze, na długo mu nie wystarczą. W pierwszym

dniu poszła już prawie stówa, przeraził się.

Wrócili do hotelu. Wojtek wysłał smsa do żony ze dojechał, ze jest w Londynie, w

hotelu... Odpowiedz nie nadchodziła.

W pokoju właśnie trwała mała imprezka,, międzynarodowe towarzystwo raczyło się

piwem, popalając marihuanę, pokój był zadymiony. Wojtek z Jerzym dosiedli się do

towarzystwa, i okazało się ze mogą porozumiewać się po rosyjsku. Chłopak z RPA

znał ten język. Wojtek wyniósł znajomość tego języka ze szkoły,, szkoda że nie

angielski, ale jak widać i ten się też przydał. Dowiedzieli się parę adresów agencji

pracy. Jak na pierwszy dzień, wystarczy.

17
***

Następny dzień zbudził ich promieniami słońca. Wojtek wstał dość wcześnie,

wykąpał się pod prysznicem, i wstawił wodę na kawę. Jerzy otworzył jedno oko.

- będziesz pił kawę? – zapytał Jerzego,,

- peeeeewnieee – padła odpowiedz.

- nie wiesz co słychać u chłopaków?

- nie, wczoraj wieczorem już ich nie spotkałem.

Wojtek zrobił kawę, zjedli naprędce zrobione śniadanie z zapasów, które przywieźli z

Polski.

- idziemy ich poszukać.

Chłopaków znaleźli w hotelu obok,, nie podobały im się warunki bo oni tylko na

jedna noc, a w hotelu w którym są teraz, jedna noc była troszeczkę droższa bo

kosztowała 12 funtów ale za to ze śniadaniem.

- na jedna noc? – Jerzy zapytał zdziwiony

- taaaa,, czekamy na kogoś, kto nas odbierze,, myśmy pracę załatwiali już w Polsce,

przez agencje, zapłaciliśmy 400 złotych od głowy, wiec ktoś powinien nas odebrać.

- dzwoniliście wczoraj? – Wojtek zapytał

- tak, ale nikt nie odbierał. Mamy telefon do pani Krystyny.

18
Jak się potem Wojtek dowiedział to ta pani Krystyna wielokrotnie zmieniała imię,, dla

jednej grupy była Krystyna, dla innej Wanda a dla innych jeszcze inaczej, tylko

zmieniały się imiona i numery telefonów. Osoba była jedna.

- Ok, wy czekajcie my wyruszamy na łowy,, Za pracą. Jerzy a wiesz ze dziś jest 13??

- no to co z tego?? 13 ale czwartek, rusz się i spadamy.

Wojtek w garniturze, z aktówka wypełnioną CV i certyfikatami był gotowy.

Zaliczali agencje za agencjami, przemierzając londyńskie ulice pieszo. W każdej było

to samo

- gud mornig, I luking job.

To było wszystko co potrafili powiedzieć po „angielsku”, ale wszędzie się

dowiadywali ze nie ma pracy. Nie ma pracy dla nich, bo nie umieją angielskiego. W

którejś z kolei agencji Wojtek wziął się na sposób. Wziął aplikacje na zewnątrz i ze

słownikiem w ręku wypełnił, dla siebie i dla Jerzego. Wrócili z aplikacjami, kobieta o

cos się pytała w agencji,, Wojtek odpowiadał YES, i się ładnie uśmiechał, nie miał

zielonego pojęcia o co się pytała. Pierwsza agencja, w której został zarejestrowany,

Jerzy nie, bo powiedział ze jej nie rozumie. Powstał następny problem. Konto

bankowe. Kobieta chciała numer konta bankowego. „Cholera, jestem tutaj pierwszy

dzień i od razu pod górkę, konto bankowe, skąd ja jej wezmę konto bankowe”

pomyślał. Około 17,00 wrócili do hotelu. Na obiad zupka chińska.

- co robimy dalej ?- idziemy na Victorie?

- a co będziemy tu siedzieć, pewnie ze idziemy.

19
I znów kilometry przed nimi. Zapadał zmierzch, gdy dotarli na dworzec. Po drodze,

nie marnując czasu, zaliczyli jeszcze kilka restauracji i barów w poszukiwaniu pracy.

Wypatrywali witryn z kartkami, wchodząc wszędzie gdzie zauważyli cień szansy.

Wszędzie słyszeli jednak to samo. Na dworcu jak to na dworcu, jak zwykle pełno

ludzi, zaczynali kłaść się pokotem do snu,, byle gdzie, byleby się trochę przespać.

Tutaj też tłumek wielojęzyczny,, ale tylko emigrantów z Polski, Czech, Słowacji.

Dalej wjeżdżał autobus za autobusem wypełniony po brzegi, a wracały puste. Zaczęli

rozmawiać z ludźmi, tego, co się dowiedzieli, nie da się opisać prostymi słowami, jak

to Polak Polaka wywala w powietrze, pozostawiając go bez środków do życia. Po

Victorii krążyła opowieść jak to Polacy podjechali tranzytami i zabrali niby do pracy

z mieszkaniem 20 osób. Ludzie wsiedli ufając rodakom. Jak się potem okazało zostali

okradzeni ze wszystkiego, bagażu, pieniędzy, paszportów i porzuceni w lesie gdzieś

za Londynem. Z dwudniowym doświadczeniem zaczęli opowiadać o dzisiejszych

przeżyciach. Wymiana emigracyjnych doświadczeń, rad, telefonów, adresów

pomagała przetrwać. Jeden z nowoprzybyłych powiedział im ze przyjechał tu za

ostatnie pieniądze

– ile masz – zapytał Wojtek

- wszystkiego? 24 funty

„Jezu on jest jeszcze głupszy ode mnie” – pomyślał

- a masz na powrót w razie czego?

- cos ty, skąd, pożyczyłem parę groszy na bilet,, tyle mi zostało. Podobno tu PRACY

JEST W BRÓD, ONA NA NAS CZEKA.

Jak bardzo się mylił, jak bardzo, oni mieli przekonać się wkrótce.

20
Wrócili w hotelowe pielesze, hotelowe łóżko było zbawieniem. Wojtek wziął ciepły

prysznic zmywając z siebie kurz przeżyć dzisiejszego dnia. W stopach czół żar

przemierzonych kilometrów- cholera nie mogę chodzić,- pomyślał, nalał zimnej wody

do miski, nasypał garść soli. Obejrzał krwawe odciski na stopach i znużył je w

wodzie. Poczuł ogromna ulgę. Delikatnie wytarł stopy, rzucił się na łóżko i zasnął

kamiennym snem, zapominając o całym bożym świecie. W pokoju panował harmider

głosów i snuł się dym palonej marihuany i opary piwa. Do niego już nic nie docierało.

Poranek wstał przepiękny, słoneczko zaczęło przygrzewać jak w najlepszych dniach

polskiego lata. W pokoju panowała cisza, Japonka spala, nikogo poza nimi nie było.

Zbudził Jerzego.

-Wstajesz? – zapytał.

- ale mnie bolą nogi, czuje się jakby mnie kto w nocy pobił a śniło mi się ze brałem

udział w maratonie.- Jerzy zrzucił z siebie kołdrę i zsunął się ze swojego łóżka

starając się nie budzić Japonki.

- która godzina?

- ósma - odpowiedział Wojtek – śniadanko i zmykamy?

- czekaj niech dojdę do siebie, a po tym cholernym nocnym maratonie mam dość –

Jerzy uśmiechnął się i włączył czajnik z woda. Po chwili po pokoju rozniósł się

wspaniały aromat świeżej kawy. Tego im było trzeba.

- gdzie dziś idziemy? – zapytał Jerzy

- pamiętasz o czym wczoraj mówili? Ta „ściana płaczu” pamiętasz gdzie to było? -

- gdzieś na Hammersmith, czekaj gdzieś zapisywałem adres - po chwili Jerzy wyjął z

kieszeni spodni zmiętą kartkę. – masz gdzieś mapę? Dawaj, zobaczymy jak tam

dojechać.

21
Szukali na mapie długo ale nie znaleźli. To miejsce było poza zasięgiem ich mapy.

Cholera nawet nie wiem w którym kierunku się poruszać – pomyślał Wojtek- Dobra

idziemy do chłopaków zobaczymy co z nimi. Chłopaków zastali już po śniadaniu,,

mieli dla nas ciekawe wiadomości. Wprawdzie nikt do nich nie zadzwonił ale dwóch

z nich próbowało w nocy a właściwie nad ranem uciec.

- uciec??? Dlaczego,, co się stało - Wojtek słuchał z niedowierzaniem.

- gnoje nie chcieli oddać kasy za pokój, wiesz, jak przyjechaliśmy to ja założyłem za

wszystkich bo ja to załatwiałem i potem mi mieli oddać. Dwóch mi oddało potem a ci

mi powiedzieli ze oddadzą później, wczoraj gdzieś znikli, przyszli wieczorem bardzo

późno i jakoś tak trzymali się razem. Już mi wtedy cos zaczęło śmierdzieć. Dzisiaj

około piątej rano cos mnie zbudziło, cholera, i całe szczęście, zobaczyłem jak się za

nimi drzwi zamykają. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem ze nie ma ich bagaży.

Zbudziłem chłopaków i wypadliśmy za nimi. Dopadliśmy ich dwie ulice dalej.

- i co, oddali kasę?- Jerzy zapytał z zaciekawieniem

- hmmmmm nie mieli innego wyjścia

- trzeba było ich jeszcze skasować za fatygę - powiedział Wojtek i uśmiechnął się do

swoich myśli. Wiedział jeszcze w Polsce żeby trzymać się jak najdalej od Polaków,

ale żałował ze go nie było tam rano. W sytuacji, w której się znajdował nie miał

innego wyjścia, musiał komuś zaufać i znów instynkt go nie zawiódł, nie pomylił się

co do Jerzego. Wcale się nie dziwił że go nie chcieli zabrać ze sobą pierwszego dnia.

Przegadali chyba ponad godzinę gdy zadzwonił telefon

- słucham? – wszyscy czekali w ogromnym napięciu, może dzwonią w sprawie

pracy?

- tak,, czekamy w hotelu, dobra nie będziemy się nigdzie ruszać.

- gadaj i co?? Mają pracę dla nas?

22
- no właśnie dzwonili od Pani Krysi ze przyjadą o 12 i mamy się nigdzie nie ruszać.

Słychać było jak wszystkim spadł kamień s serca, atmosfera trochę się oczyściła po

porannych przeżyciach. – o 12?? – pomyślał Wojtek, cholera to trochę późno,, jest 10,

dwie godziny zmarnuje na oczekiwaniu. Ale co tam, może i ja się załapię?.

- Jerzy, co robimy? Idziemy czy czekamy?

- ja czekam, przecież zapłaciłem - powiedział Jerzy, - a i tobie radziłbym poczekać,

może ci się uda i pojedziesz z nami, dwie godziny cię nie zbawią a jest szansa.

- dobra,, nie ma problemu, idziemy do sklepu i do kafejki internetowej?? Jak dwie

godziny to dwie godziny.- Zapytał. Jerzy bez słowa wstał i wyszli, prosząc tylko

chłopaków o kontakt w razie czego jakby ktoś przyjechał wcześniej, Kafejka przecież

była na sąsiedniej ulicy.

W kafejce Wojtek sprawdził swoja pocztę internetowa,, jedna odpowiedz z Exeter,,

cholera zrozumiał z niej tylko tyle że się cieszą. Ale co dalej? Wydrukował list,

sprawdził inne ogłoszenia na stonkach pracy, znów wysłał parę CV. Szybko przerobił

swoje CV na dane Jerzego i jego tez powysyłał. Napisał szybkiego maila do żony, nie

miał wesołych wiadomości,, napisał tylko ze tęskni że ją kocha i będzie kochał. Nie

liczył na odpowiedz.

Wyszli z kawiarenki,, zatłoczony chodnik przez tłum przemieszczający się jak fala,

nie cierpiał jak go ktoś potrąca, tu stawało się to nagminne.

- Sorry - powiedział do kobiety która wpadła na nich przy stoisku z kartkami

pocztowymi.

- Nie ma za co – odpowiedziała kobieta i się uśmiechnęła. Uśmiech dodawał jej

uroku. była dobrze zadbana, w wieku około 40 lat, wysoka, szczupła, z ładnymi

delikatnymi, zielonymi oczami

– dawno przyjechaliście? – zadała pytanie

23
- nie,, zupełnie nie dawno,, całe dwa dni temu - Mężczyźni odpowiedzieli na uśmiech.

W końcu jakaś ludzka mowa u obcej osoby, którą mogli zrozumieć.

- i co? Macie pracę, mieszkanie? –

- na razie nie, mieszkamy tu w hotelu, zupełnie nie daleko i czekamy. – pokrótce

opowiedzieli jej swoja historie.

- macie prawo jazdy?, jesteście bardzo mili i w razie czego może wam pomogę,, mam

koleżankę, która ma znajomego z pizzerią. Może jakaś robota się znajdzie przy

rozwożeniu pizzy. Nie gwarantuję, ale może się uda. Macie a-zetke?-

- a-zetke? Co to takiego?

- plan Londynu - wytłumaczyła spokojnie

- aaa plan,, mamy, mamy – i Wojtek pokazał jej plan jaki kupił pierwszego dnia w

Londynie,

Iwona,, bo tak miała na imię,, zobaczywszy co Wojtek jej pokazał wybuchła gromkim

śmiechem.

- i mówisz ze masz plan Londynu??? – dalej nie mogła powstrzymać śmiechu – toż

to jest centrum, tylko malutki skrawek Londynu. Powinniście sobie kupić plan który

nazywa się A-Z tam jest wszystko. Ok dość tego gadania, śpieszę się do pracy,,

trzymajcie się chłopaki, nie dajcie się - i po wymianie telefonów rozstali się.

- fajna dupka, co? – Jerzy jeszcze raz obejrzał się za odchodząca Iwona

- no, niezła, jestem ciekaw czy jeszcze kiedyś się spotkamy - odpowiedział Wojtek.

Sytuacja z Iwoną znów wróciła wspomnienia domu, żony, najmłodszego syna. Tak

bardzo pragnął teraz przytulić żonę i powiedzieć jej że wszystko będzie dobrze, -

będzie dobrze - wyszeptał

- co mówiłeś?

24
- nie, nic tak tylko sam czasami gadam do siebie,, wiesz jak jest. Jak człowiekowi

odbija – śmiechem próbował zatrzeć łzy cisnące mu się do oczu.

***

W pokoju hotelowym trwała zażarta dyskusja

- przestań pieprzyć i tak nas nie mogą wystawić do wiatru

- jak to nie mogą? Jak długo dzwoniłeś do tej Krystyny zanim odebrała?

- ty… ale żeśmy zapłacili,, mamy umowę z tą agencją w Polsce, przecież są na to

dokumenty, jak kurwa będę musiał wracać to zrobię takiego dyma ze mnie długo

popamiętają -

Wojtek przysłuchiwał się rozmowie chłopaków, panowała ciężka atmosfera bo goście

się spóźniali już półtorej godziny, a na telefon znów nikt nie odpowiadał.

- cholera, zmarnowałem cały dzień - powiedział do Jerzego wpatrzonego w okno.

Zaczynał znów czuć obawy, wracał strach. Koniec tygodnia znów trzeba będzie

wybulić następne 50 funciaków, w takim tempie jak nie znajdzie roboty to na długo

nie wystarczy kasy. Przed nim sobota i niedziela, pewnie wszystko będzie

pozamykane. Wojtek spojrzał przez okno w kierunku w którym patrzył Jerzy..

- na co tak się patrzysz??

25
- patrzę jak ten gość na przeciwko maluje ścianę, wiesz ze on maluje już chyba z pół

godziny w tym samym miejscu?? Jakby tak malował w Polsce to by go już dawno

pogonili

- hmm ma prace to ja szanuje,, pewnie mu na godziny płacą, jestem ciekaw ile zarabia

pewnie tyle ile u nas dyrektor – Wojtek się zaśmiał

Telefon,, Wojtek spojrzał na telefon i odwrócił się. Jadą, będą za jakieś 15 minut bo

korki. Padła odpowiedz na nieme pytanie, przez nikogo niewypowiedziane. Nastąpił

czas oczekiwania zapadła cisza,, każdy zatopił się w swoich własnych myślach, w

swoich kłopotach. Pukanie wyrwało ich z zadumy. Już są. Do pokoju weszło dwóch

mężczyzn, jeden młody, około 25lat drugi starszy, na oko w wieku Wojtka, obydwaj

dobrze ubrani.

- witam panów, - odezwał się starszy.- no cóż trochę się naczekaliście co? nie

martwcie się wszystko będzie dobrze. Jakoś sobie poradzimy. - Uśmiechnął się i

wyjął Marlboro, ale w jakiejś śmiesznej paczce,, taka była mała.

- można palić? – i nie czekając na odpowiedz wyjął jednego i zapalił.

- Jest robota ale ...... –odezwał się po chwili – każdy z was będzie musiał zapłacić po

250 funtów

- jak to płacić? Myśmy płacili już w Polsce i tu trzeba znowu płacić?? My nie mamy

takiej kasy – wiesz,, w Polsce to była inna firma, a my jesteśmy inna firma,, nie

podoba ci się nie ma sprawy - zaciągnął się głęboko dymem..

- W Polsce brali za pośrednictwo pomiędzy nami ale my tak naprawdę nie wiemy za

co oni brali kasę. Nam trzeba zapłacić za znalezienie pracy i tyle,, oni się z nami nie

rozliczają – powiedział ten młodszy

- ale 250 funtów?? Skąd my mamy to wziąć? Przecież myśmy przyjechali tu do pracy

i już dawno powinniśmy pracować, 250 funtów to dużo kasy.

26
Wojtek pomyślał ze właśnie tym sposobem przepadła szansa na pracę u tych gości,,

znał ten typ ludzi. On by im nie zaufał.

- może da się zapłacić pieniądze z zarobionej pensji?- odezwał się

- no właśnie,, my możemy zapłacić jak zarobimy,, wtedy nie będzie problemu.

Dyskusja trwała około godziny,, młodszy z mężczyzn wziął telefon i wyszedł z

pokoju. Wrócił za moment i powiedział

- ok. ile macie kasy?

Chłopaki nazbierali cos około 400 funtów, jak na 4 osoby to niewiele,.

- dobra, dajecie tą kasę a na resztę piszecie oświadczenia ze zobowiązujecie się

spłacić po pierwszej wypłacie,,, aha i jeszcze jedno,, mamy miejsce tylko dla trzech.

Musicie wybrać miedzy sobą kto jedzie.

Cala trójka nie miała problemu żeby wytypować osobę. Jurek, oczywiście że on, nie

znali go wcześniej, nie trzymał się z nimi.

- Jerzy, to co?? Wiesz my się znamy od dawna, razem się wychowywaliśmy, zgodzisz

się zostać?

- a co ze mną będzie jeżeli się zgodzę?? Kiedy ja pojadę do roboty? Przecież ja

płaciłem tak samo jak wy, przez tą samą agencję, i czemu to właśnie ja mam nie

jechać – oburzył się Jerzy

- zrozum sytuację - my jesteśmy kumplami.

- kiedy ja będę miał prace?? Ile będę musiał czekać ? – rzucił pytanie starszemu z

mężczyzn

- myślę ze do jutra a najdalej do następnego tygodnia,, nie martw się znajdziemy coś

dla was.

27
Jerzy w końcu po długich przekonywaniach wyraził zgodę, kiedy to starszy

mężczyzna obiecał że z opłaty odejmie pieniądze które musi teraz wyłożyć na nocleg

na następny tydzień. Cała piątka wyszła z pokoju. Zapanowała cisza, straszna

grobowa cisza.

***

Wojtek z Jerzym wrócili do swojego pokoju, tamten pokój został już zdany. Cisza

która objęła ich obydwóch wypełniła się obawami. Obawami o jutro.. Jutro sobota,

niedziela,, do poniedziałku pewnie nic nie znajdą. Dzisiejszy dzień zmarnowany.

Wojtek poprosił współlokatorów o przetłumaczenie listu który dostał z Exeter.

Okazało się ze agencja napisała ze ma pracę, i z całą przyjemnością wita

pracowników z Polski. Niestety nie zapewniają mieszkania. Zawsze jest jakieś

oparcie a we dwóch na pewno sobie poradzą. Wojtek postanowił zadzwonić do Jacka

którego poznał przy rozstawaniu się z ludźmi z autobusu.

- niestety,, jeszcze nic nie wiem, nie mamy żadnego lokum dla ciebie, coś musisz

wykombinować, jakoś musisz sobie poradzić- powiedział Jacek

Odarci z resztek nadziei postanowili przejść się na spacer. Kupili piwo w pobliskim

sklepie i poszli do Hyde Park. Pogoda była piękna, słońce skłaniało się ku zachodowi,

ludzie wylegiwali się na trawie. Maj - a jak jest w Polsce? Pewnie dopiero wszystko

28
zaczęło rozkwitać, pąki zamieniać się w zalążki liści,, tutaj już wszystko było zielone.

Kwiaty rozkwitnięte w pełni. Ciepło. Usiedli na ławeczce przy jednej z głównych

alejek i otworzyli po puszce z ..........

- o jesuuuu!! Ale to piwo nie dobre,, a czytałem ze angielskie piwo jest rewelacja, cos

ty kupił!!! To zalatuje jakimś winem - Wojtek ledwo wyksztusił te słowa

- jak to co, piwo. Ta czarna puszka mi się spodobała, volt ma odpowiednia ilość więc

wziąłem

Wojtek zaczął się dobrze przyglądać puszce i cos go uderzyło... nigdzie nie znalazł

znajomego napisu beer , znalazł natomiast napis CIDER, - co to do cholery znaczy -

pomyślał i wyjął słownik. Cider - angielskie wino jabłkowe,,,

- hahahaha – zaśmiał się – czy wiesz ze myśmy kupili jabola?? Najzwyklejszego

jabola a nie piwo? - wyjaśnił Jerzemu z czego się śmiał – pierwszy błąd wynikający z

niewiedzy. Wino rozładowało stan napięcia emocjonalnego a po drugiej puszcze już

nawet zaczęło smakować. Zaczęli się przyglądać ludziom. Dużo pięknych młodych

kobiet jeździło na rolkach po asfaltowej nawierzchni alejek, gdzieś w dali, na trawie,

grupa ludzi w rożnym wieku grała sobie w piłkę, gdzie indziej ktoś drzemał w cieple

zachodzącego słońca. Za plecami zobaczyli wiewiórki i króliki które nie zważając na

obecność człowieka spokojnie szukały pożywienia. Wojtek dawno czegoś takiego nie

widział. Zdarzało mu się że dzikie zwierzęta w lesie nie okazywały przed nim strachu

a wręcz przeciwnie, ale aż do tego stopnia? To już nie chodziło o niego,, one się po

prostu nie bały ludzi. Ludzie spacerowali sobie spokojnie, bez zbędnego pośpiechu.

Postanowili pochodzić sobie po parku, znaleźli Memoriał poświęcony Księżnej Di,

znaleźli drzewo, bardzo stare drzewo zamieszkałe przez elfy i skrzaty niedaleko placu

zabaw dla dzieci, po drugiej stronie zobaczyli kościół który opływał w przepiękną

ornamentykę,, złoto aż kapało z budowli, mieniąc się w promieniach zachodzącego

29
słońca. Wojtek zrobił kilka zdjęć aparatem znajdującym się w jego telefonie. Warto

było,, widok był piękny. Na pobliskim stawie unoszone powolnym ruchem łap i nóg

unosiły się łabędzie, żywe i te ożywione – rowery wodne. Wojtek zauważył przystań

wodną, a może tu potrzebują do pracy do sprzątania, może czyszczenia łódek i

rowerów?. Miał praktykę, w końcu był sternikiem i w swojej pracy w Straży

Miejskiej spędził 2 sezony w patrolach wodnych, ale niestety,, nie potrzebowali

nikogo. Coraz mniej obawiał się zapytać o prace,, tych parę słów co się nauczył

zaczęły na razie wystarczać. W drodze powrotnej postanowili wejść do kafejki.

Przecież Kaśka codziennie przegląda pocztę, wymagają od niej tego obowiązki

służbowe w Żabce. Ciągle nie ma odpowiedzi. Podroż jak zwykle zakończyli na

Victori, Te same twarze te same sprawy, ci sami ludzie.

Następnego dnia pozwolili sobie pospać, nogi Wojtka trochę się zagoiły. Jakoś to

będzie. Do godziny 12 powinni zwolnić łóżka albo opłacić następny tydzień.

- co robimy? – zapytał Wojtek

- cholera wie, zupełnie nie mam pojęcia co zrobić, z jednej strony, przyjechaliśmy w

środku tygodnia, czyli trzy dni nam odpadły, potem jeszcze wczorajszy dzień tez

odpadł a wiec generalnie szukaliśmy pracy przez jeden dzień, Ty się chociaż

zarejestrowałeś w jednej agencji a ja??

- no a ty masz szansę wyjechać tak jak tamci,, dzwonili do ciebie?

- a tak,, zapomniałem tobie powiedzieć,, wywieźli ich kawał drogi za Londyn do

Bostonu do jakiejś fabryki kurczaków, i tam mają pracę i mieszkanie, ci od tej pracy

jednak nie zawiedli.

- fajnie, to co robimy?? Płacimy?

- cholera, chyba nie ma innego wyjścia, musimy zapłacić.

30
Zeszli na dół do recepcji i uregulowali należności na następny tydzień.

- co teraz? Idziemy w końcu zobaczyć ta „ścianę płaczu”

- dobra, to ja się zbieram.

Jakoś z mapami na przystankach autobusowych zlokalizowali ten Hammersmith i

obrali kierunek. Szli i szli i szli. Metrem to było parę przystanków jednak pieszo,,,,,

daleka droga. Nie chcieli wydawać pieniędzy na luksusy. W końcu doszli. Zapytali

się jednego z wielu napotkanych Polaków – gdzie jest „ściana płaczu” – jeszcze

trochę przed siebie a potem w prawo – daleko? – nieee, nie całkiem,, przed tym

kościołem musicie skręcić w prawo.- podziękowali grzecznie i pomaszerowali dalej.

Na rogu ulicy zauważyli tłumek ludzi, podeszli bliżej,, przy sklepie z polska

żywnością całkiem niezły tłumek, w większości rozmawiający w języku polskim. O

co tu chodzi,, gdzie jest ta ściana?? I nagle zauważyli.... witryna sklepowa oblepiona

była tysiącem ogłoszeń różnego formatu, kartki zapisane były na tysiące sposobów,

różnokolorowe ogłoszenia od poszukiwania mieszkania po osoby zaginione i

poszukiwane, poprzez dam czy szukam pracy,, tych ostatnich było najwięcej. Nagle

podjechał samochód terenowy – dwóch do pracy na budowie – krzyknął mężczyzna

przez otwarte okno po angielsku, pomad polowa podniosła ręce – ty i ty. Wybrańcy

zajęli miejsca na tylnym siedzeniu samochodu. „Jak w amerykańskim filmie”-

przewinęło się Wojtkowi przez głowę. To było straszne uczucie. Wyobraził sobie ile

osób szuka pracy,, TO WCALE NIE JEST PRAWDA ZE ROBOTA CZEKA NA

NAS. Okrutna prawda to taka, ze jej po prostu nie ma i trzeba mieć szczęście żeby ją

dostać,, tak samo jak w Polsce, ale tu nie znal nikogo, nie miał się do kogo zwrócić o

pomoc, kogo prosić, tam miał przyjaciół.

31
Wieczorem zadzwonił Jacek – masz być w Peterborough w poniedziałek o 11,00 na

dworcu autobusowym, mam robotę dla ciebie - gdzie?? Przeliteruj mi to,, a masz coś

dla Jerzego?? – Nie, przykro mi,, bierzesz to czy nie?- pewnie ze biorę, będę w

poniedziałek.- Jacek się rozłączył. „Jak ja przekaże to Jerzemu, jak jemu dostarczyć ta

wiadomość ze zostanie sam od poniedziałku?? Jakoś to musze zrobić” I znów droga

na Victorię, tym razem w trochę lepszym nastroju,, szedł sprawdzić jak jeżdżą

autobusy do tej miejscowości co mu podpal Jacek. Jerzy poszedł z nim. Spokojnie

przyjął wiadomość o rozstaniu. Dworzec autobusowy Green Line znajdował się po

drugiej stronie ulicy, najpierw informacja. – „what time bus tomorrow” i podal

karteczkę z zapisana nazwa miejscowości – First one eleven o’clock - odpowiedziała

uśmiechnięta i miła osoba w okienku. Więcej się domyślił niż zrozumiał ze eleven to

jedenaście, i znów problem, nie będzie na jedenastą, skoro autobus wyjeżdża o 11,00.

Zadzwonił do Jacka i wyjaśnił mu sytuacje,

- dobra ale bądź najwcześniej jak tylko możesz - w końcu zgodził się Jacek

Wracając z dworca spotkali mężczyznę ciągnącego za sobą walizkę pamiętającą

dobre czasy, Mężczyzna był młody, zbyt młody na to jak wyglądał, odzież widać

dobrej jakości, brudna, śmierdziało od niego na odległość. Buty byle jakie założone

na gole stopy, zarośnięty, twarz bardzo zmęczona.

- To tutaj też są bezdomni?? – zapytał Wojtek Jerzego

- Widocznie tak, popatrz na tego, jak wygląda

Gdy nagle mijany mężczyzna odezwał się najczystszą polszczyzną

- panowie,, nie macie 20 p na piwo? potrzebuję –

- nie niestety nie mamy - odpowiedzieli i uciekli. Uciekali długo przed tym widokiem.

To samo mogło i ich spotkać.

32
***

Londyn zobaczył tak naprawdę dopiero w niedzielę, kiedy to postanowił wydać

trochę pieniędzy bo teraz już chyba zarobi. Zaraz z samego rana wysłał smsy do żony

i .... do swojej teściowej, to była jakaś szansa,, może ona jej przemówi do rozsądku,

płonne nadzieje jak się potem okazało, ale w tym momencie był pełen nadziei. Jerzy

wstał również wcześnie, zjedli śniadanie i....na zdobywanie Londynu. Weszli do

słynnego londyńskiego metra, kupili bilety całodobowe bo zamierzali zobaczyć

chociaż kawałek tego historycznego miasta. Zdawał sobie sprawę ze jest niemożliwe

żeby zobaczyć całość, może kiedyś nadarzy się jeszcze okazja, ale na dzień dzisiejszy

chciał zobaczyć Tower Bridge, Trafalgar Square, Big Ben-a, Backingham Palace i

może cos więcej. Być w Londynie i tego wszystkiego nie widzieć to wstyd. Tyle

książek się o tym wszystkim naczytał a teraz miałaby go ominąć taka impreza?? Nie,,

on sobie czegoś takiego nie odmówi.

Na stacji metra zastanawiał się jak się używa biletów, jakieś bramki, widział je na

filmach ale co z czym hmm, stał długie 5 minut przyglądając się ludziom, wkładali

bilet, z drugiej strony go wyciągali i przechodzili. Przyszedł Jerzy.

- to co, jedziemy?? Żyje się raz.

- no pewnie.

Weszli do metra. Spojrzał w dół ruchomych schodów. „Nooo tu w czasie wojny to

mieli się gdzie chować,, nie tak jak w Polsce, w bruździe kartoflanej”- pomyślał. Na

peronie, jakieś 2 poziomy niżej dużo ludzi, wszyscy czekają, grzecznie, cierpliwie.

Podjechała kolejka,, niewiele różniła się od niemieckiego U-Banu, trochę mniejsza

ale nieporządek taki sam. Wsiedli. Wojtek rozejrzał się dookoła, zaczął przyglądać się

33
twarzom pasażerów. Wielonarodowa masa ludzka stała w jakiejś apatii, ich nie

tłoczyło takie podniecenie jakie ogarniało Wojtka. Przekrój całego świata. Począwszy

od białych ludzi w garniturach z laptopami na kolanach, wypełniających jakieś tabelki

korzystając z czasu spędzonego w metrze, po ludzi w turbanach z pudelkami na

drugie śniadanie. Starał się rozpoznać narodowość, język jakim się posługują. Hmm

to mogą być Polacy,, twarze szare, bez uśmiechu, zmęczone życiem, oczy

półprzymknięte w półśnie”.

- przepraszam czy wiecie może ile się jedzie do stacji aby wysiąść przy Tower Bridże

- zapytał po Polsku

- około godziny, powiemy ci gdzie wysiąść, my jedziemy jeden przystanek dalej. –

padła odpowiedz. A wiec nie pomylił się. Przyjrzał się Jerzemu,, jakoś nie mógł

odczytać jego myśli, twarz wyrażała skupienie a w oczach smutek

- Jurek, co jest?

- generalnie nic, ale .. wiesz.. obawiam się ze jak wyjedziesz sam nie dam sobie rady,

będę musiał wracać, właśnie dzwoniłem do żony.

- i co ona na to??

- co?? Nic,, powiedziała tylko żebym się nie martwił, niepotrzebnie nie narażał i mam

wracać najszybciej jak się da bo dawaliśmy sobie rade wcześniej to i teraz sobie

damy.

- aleś ty szczęśliwy chłopie, masz kochaną żonkę - powiedział z zazdrością, którą

jemu trudno było ukryć w glosie

- wiem,, jest złota,, ale jej się należy od życia cos więcej niż to co ma w Polsce, a za

dużo nie ma. Mieszkamy kątem u rodziców, mieszkanie dwupokojowe,, w jednym

rodzice w drugim my z dwójka dzieci, a jak wiesz na mieszkanie nie ma szans.

Trochę się pobujałem bo pracowałem w Niemczech w stoczni, ale się urwało. Mamy

34
troszkę odłożonego grosza na mieszkanie ale jeszcze dużo potrzeba – powiedział ze

smutkiem. – co za życie,, człowiek we własnym kraju gówno może zrobić, i musi

zostawić rodzinne na długo. Cholera czasami mam dość. Jak robiłem w Niemczech to

żonki nie widziałem i pól roku.- zamilkł – czy tam na górze nikt sobie nie zdaje

sprawy ze tak naród nie może żyć?? Nie można go tłamsić bo cos wybuchnie? –

- wiem ze najgorsze jest uciekać z własnego domu bo ci tam źle, ale co zrobić, ten

kraj jest chory, myślę ze dla niego nie ma już ratunku,, sprzedadzą go razem z

dobytkiem i trzoda. W latach 80 miałem okazję wyjechać z moimi rodzicami i siostra

do Niemiec ale powiedziałem ze nie, nie chciałem, rozumiesz to? Debil ze mnie.

Jeszcze wtedy liczyłem na zmiany. W czasach MKZ pracowałem piętro pod Wałęsą,

na sitodruku i drukowałem plakaty, wcześniej w czasie strajków, siedziałem w stoczni

na drukarni. Wierzyłem w „Solidarność”. Po pewnym czasie moi koledzy z Ruchu

Młodej Polski zostali radnymi, zapominając o kolegach którzy razem z nimi odwalali

tą robotę, zobacz teraz ,, spróbuj coś załatwić w Urzędzie w Gdańsku... wszyscy maja

duże kieszenie i każdy chce. Nic bez tego nie załatwisz. A z czego żyć? Z czego dać?

Ja miałem sklep,, żeby zapłacić pracownikowi te najniższe 700 złotych on musiał

wyrobić 1200, podatek, ZUS, cholera nie zarabiasz a musisz zapłacić. Wykończyli

wiele dobrych firm, a wielu ludzi pozbawili pracy i chleba. Nie ma nawet o czym

mówić. – rozgadał się Wojtek, krew w nim zawrzała na wspomnienia dawnych lat,

dawnych przyjaciół i kolegów, Darek Kobzdej, który już nie żyje, Bracia Stefanscy,

Jasiu i Zbyszek, bo Jacek został zabity pod „Katarzyna”, „Pistolet”, o którym nie

wiedział nic, przypomniał sobie noc ogłoszenia stanu wojennego spędzona w jednym

z wieżowców Torunia w suszarni. Walki na ulicach miasta spowitego oparami gazów

łzawiących, rozjechanych działkami wodnymi i gąsienicami czołgów, jak z lat

wcześniejszych, w roku 1970 ojciec pokazywał mu wypalone ostatnie piętro

35
Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i czołg stojący

naprzeciwko, jeszcze z czasów II Wojny Światowej. Ojciec mu powiedział –

zobaczysz ten czołg kiedyś znów wystrzeli w walce o wolność Gdańska. Przypomniał

sobie jak go dzielnicowy okładał pałą żeby wydał kolegów, bo został złapany na

oklejaniu murów. Pamiętał dobrze chłopka którego malowali na morach Stoczni

Gdańskiej, w podartych portkach, zarośniętego, z węzełkiem na plecach i napis TO

NIC ALE ZA TO MAMY SOCJALIZM (nie mógł sobie przypomnieć imienia autora

tego rysunku – Zygmunt tak chyba się nazywał) i pomyślał że czasy się niewiele

zmieniły,, teraz tylko napis by się zmienił na – TO NIC ALE ZA TO MAMY

DEMOKRACJĘ. Setki osób na które kiedyś patrzył z podziwem teraz winił o swoje

krzywdy. Za krzywdy kraju, miasta, które ukochał. Polska zdążała w tym samym

kierunku od dziesięcioleci. Gdańsk schodził na psy gdy w tym samym czasie Gdynia,

młode miasto z niecałą 100 letnia tradycja, rozwijała się prowadzona twarda ręką

Franciszki Cegielskiej. Po prostu brak jest przywódcy, a teraz, kiedy granice

otwarte?? Pewnie ostatni zgasi światło, albo ruskie zajmą miejsce osób które

wyjechały. Wejdą jak do siebie, tak samo jak 16 września 1939 roku tylko bez broni i

za naszym pozwoleniem.

- na następnej stacji musicie wysiąść – z zadumy wyrwał go glos dobiegający do

niego jakby z oddali. „Po jaka cholerę ja o tym myślę,, co to zmieni? Dwadzieścia lat

się nic nie zmieniło wiec nie ma po co tam wracać,, tam może być tylko gorzej,,

zajmij się przyszłością” – pomyślał

- dzięki serdeczne - i zaczęli się szykować do wyjścia.

36
Na zewnątrz uderzył ich blask słońca, piękna pogoda, taka właśnie jaka by sobie

wymarzył na wczasy i wycieczkę z żoną. Ale niestety nie można mieć wszystkiego.

- wiesz gdzie my jesteśmy?

- gdzieś przy Tamizie - odpowiedział Jerzy

Wojtek spojrzał przed siebie. Po drugiej stronie ulicy ujrzał potężną budowle

ogrodzoną murem, Tower of London, inaczej zwany Twierdzą Tower.

- czy wiesz ze Tower jest otoczona kilkoma rzędami murów i fosą a jej wysokość

sięga 30 metrów?, –zapytał - grubość murów wynosi 3,6 metra, warownia ta była

siedzibą królów angielskich. W tej twierdzy powstała mennica, skarbiec, arsenał broni

oraz obserwatorium. Skarbiec znajduje się w Białej Wieży - White Tower i nosi on

nazwę - Jewel Hous. Zawiera on między innymi Berło królewskie z największym

diamentem świata – 530 - karatowa Gwiazda Afryki. Z tą warownią związana jest

legenda. W tej twierdzy znajduje się sześć kruków. Legenda mówi, że jeżeli opuszczą

one kiedyś Tower of London, Londyn zginie. Aby tak się nie stało spętano im

skrzydła i są pilnie strzeżone – tyle wiedział z książek ale jej ogrom zobaczył

pierwszy raz. Obydwaj nie mogli się ruszyć z wrażenia. Droga prowadziła w kierunku

Tamizy, wyszli na pobrzeże, na wprost zobaczyli zacumowany okręt wojenny

„Glasgow” i oczom ich objawiły się wierze Tower Brigde. Poprzez nie mogli widzieć

wierzę ze słynnym zegarem Big Ben. Byli w samym sercu Londynu. Wielu marzyło o

takich widokach lecz nie dane im było tego zobaczyć, oni dostapili tego zaszczytu.

Wojtek chłoną widoki z otwartymi ustami. Oczyma wyobrażni już widział wielkie

żaglowce wpływające Tamizą pod podniesionym mostem i cumujące przy

nabrzeżach. Słyszał śpiew wiatru grającego na fałach, szotach czy wantach. Łopot

zwijanych żagli jak łopot skrzydeł brzmiał w jego uszach jak dawno zapomniana

muzyka.

37
- Jurek, chodź idziemy na most, chce popatrzeć na ten ogrom z góry – powiedział

cicho, nieomal z namaszczeniem.

Powoli ruszyli nabrzeżem w kierunku niebieskiego mostu. Mijali wielkie koło z

podwieszonymi gondolami – London Aye o którym słyszał z opowiadań inych.

Podobno widać z niego cały Londyn, ale na razie musiał im wystarczyć Tower

Bridge. Własnie zaczynał się odpływ. Po obydwóch stronach rzeki na nabrzeżach

widać było rużnicę w pływach wody. Zielone od alg i glonów morskich schody

prowadzące bezpośrednio do wody powoli, bardzo powoli zaczeły się w niej

zamurzać. Wojtek stał zauroczony widokiem i zapachem morza. Z marzeń wyrwał go

głos Jerzego

- wracamy??

Zgodził się z niechęcią. Te widoki spowodowały ucieczkę od problemów kłębiących

się dookoła nich. Dopiero teraz do Wojtka dotarło jak samotnie i jak bardzo

opuszczony musi się czuć Jerzy. Nie umiał mu pomóc. Jerzy musiał radzić sobie sam,

Wojtek najpierw musi zadbać o siebie, Wracali w ciszy, otoczeni przez normalny

szum metra.

Zaczęły wchodzić smsy... „jestem ciekaw od kogo? Może Kaśka?”- pomyślał z

nadzieją. Jednak nie. Smsy były od teściowej. „Gratuluję znalezienia pracy, mam

nadzieje ze ci się uda, uważaj w tym Peterborough bo tutaj piszą nie ciekawie o tym

mieście,, tam jest mafia polsko-litewska, niby załatwiają prace, a ludzie nie widza

pieniędzy, wpadają w nocy do domów bija opornych i okradają. Zabierają paszporty i

pieniądze, uważaj na siebie”. Jakiś normalna „ludzka” wiadomość z domu, trochę

38
wprowadziła zamętu w jego radości, potęgując strach. „Eee tam mały nie jestem, nie

w takich sytuacjach dawałem sobie rade, jeżeli wróg jest realny to będzie dobrze” –

dodawał sobie otuchy. Teściowa należała do osób które chcą pomóc ale nie chcą się

wtrącać, bardzo często pomagała Wojtkowi nawet w zebraniu jakichkolwiek

informacji, pewnie i tym razem przejrzała Internet. Wojtek był jej bardzo wdzięczny.

39
ROZDZIAL IV

Znalezione marzenia

Jak zwykle poranek wstał przepiękny zaglądając w okna pokoju. Wojtek

wstał, wykąpał się, wypił kawę. Ciągle nie mógł uwierzyć ze wyjeżdża do pracy.

Ciągle zastanawiał się jak to będzie, czy naprawdę ma uwierzyć w swoje szczęście.

Wstał Jerzy.

- czekaj na mnie odprowadzę cię - powiedział, dopijając kawę.

Szli na Victorię wolniej niż zwykle, ciężko było im się rozstać, wiedzieli że

prawdopodobnie już więcej się nie zobaczą. Pieniądze, które Wojtek odebrał za

niewykorzystane noclegi pozostawił Jerzemu było tego 50 funtów, może i nie wiele

ale zawsze coś.

- Tobie się bardziej przydadzą niż mnie, może pozwolą ci znaleźć prace i jakoś

przetrzymać

- eee ja nie wierze ze coś znajdę, pewnie będę musiał wracać, mnie tak angielski nie

wchodzi jak tobie, ja ich wcale nie rozumiem

- przestań, po prostu zacznij udawać i wyłapuj słowa które znasz, to musi zadziałać –

Wojtek przypominał sobie poranną rozmowę. Teraz szli w milczeniu. Mieli dużo

czasu do odjazdu autobusu.

Na dworcu tłok jak zwykle, ludzie siedzieli i czekali na swoje autobusy, które

odjeżdżały co chwilę w innym kierunku Wielkiej Brytanii. Obaj nie lubili rozstań,

pożegnali się szybko, męskim uściskiem dłoni. Wojtek jeszcze chwile patrzył za

40
odchodzącym Jerzym. Zdał sobie sprawę ze znów zakończył jakiś etap w swoim

życiu i znów pozostał sam. Tam, na Victoria Couch Station, widział Jerzego po raz

ostatni. Autobus podjechał pół godziny przed planowanym odjazdem, znów bagaże

wylądowały w luku bagażowym, znów droga przed nim. Tak naprawdę nie wiedział

w którym kierunku jedzie, nie wiedział w której części UK znajduje się to

Peterborough.

Prawie całą drogę przespał, gdy się przebudził jakoś na migi poprosił kierowcę o

wskazanie mu kiedy powinien wysiąść. Kierowca dotrzymał słowa. Kiedy Wojtek

wysiadł, pierwsze co zobaczył to był budynek Job Centre,, - w porządku - pomyślał-

w razie czego już wiem gdzie szukać pracy. Nikt na niego nie czekał. Przedzwonił do

Jacka i okazało się ze Jacek będzie za pół godziny. Co zrobić z czasem? Jak zwykle

Wojtek miał dużo czasu do zastanawiania się nad swoimi decyzjami. Czy podjął je

dobre, chociaż te najgorsze konsekwencje mógł przewidzieć – okaże się w praniu –

pomyślał. Zadzwonił Jacek

- wejdź do centrum handlowego na górze, ja tam jestem to cię zobaczę – powiedział

- już idę

Wojtek pozbierał swój bagaż i poszedł na góre. Jacek podszedł do niego wraz z

jakimś młodym mężczyzną.

- to jest mój syn, cześć Wojtku,, jak tam podroż,, jak podobał ci się Londyn? –

Wojtek pokrótce opowiedział jak wyglądała sprawa w Londynie, bo większość Jacek

i tak wiedział z rozmów przez telefon.

- chodź z nami, bo musimy odebrać jeszcze dwie osoby z dworca kolejowego a potem

pojedziemy dalej.

41
Na dworcu kolejowym Jacek wyjął dokumenty do podpisania, wszystkie w języku

angielskim

- to jest umowa o pracę, na rok i wcześniej nie możecie jej zerwać, tu jest aplikacja do

pracy, i wypiszcie wszystko co umiecie. Aha i jeszcze jedna formalność – musicie

zapłacić po 70 funtów za dojazd do miejsca zakwaterowania, 55 funtów kaucji i 55

funtów za tydzień z góry – Jacek ja nie mam aż takich pieniędzy, wszystkiego co

mam to jest około 200 funtów, jak ci to wszystko zapłacę nie będę miał za co przeżyć.

- hmm ok. – po chwili zgodził się Jacek - daj 125 a resztce zapłacisz jak dostaniesz

pierwsza wypłatę.

Wsiedli i ruszyli w nieznane - dla Wojtka. Jacek wyjaśnił po drodze ze parę bardzo

młodych ludzi, tak z wyglądu 18 i 23 letnich, którą odebrali na dworcu kolejowym,

musza odstawić do Kings Lynn, Wojtek natomiast pojedzie do Spalding. Dla Wojtka

wszystko to w zasadzie było bez różnicy. W trakcie rozmowy w samochodzie okazało

się ze Jacek wcześniej mieszkał niedaleko Wojtka,, wcześniej,, w Gdańsku, - „to było

tak dawno”- pomyślał Wojtek.

Po ponad godzinie jazdy zatrzymali się zaraz za zabytkową bramą wjazdowa w

granice miasta.

Kings Lynn.

- młodzieży wysiadać,, wasze miejsce docelowe, tu zostajecie - pomógł im wnieść

bagaże do hotelu. Weszli do przestronnego pokoju w którym stal stół bilardowy,

organy elektryczne, telewizor. Pokój na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie

przyjemnego i przytulnego. Para wraz z Jackiem znikła gdzieś wewnątrz domu. W

domu panowała cisza. Po chwili przyszedł Jacek – dobra, jedziemy dalej.

42
Po półtorej godziny osiągnęli kres podroży,, przystanek na dłużej. Pinchbeck. Mała

wioska niedaleko Spalding. Barak wyglądał nieźle. Jacek wbił kod do zamka i weszli

do środka. W baraku nie było nikogo.

- wszyscy są w pracy, wrócą dopiero wieczorem, twoj pokój jest po prawej stronie.

Wejdź i rozpakuj się. Rozejżyj się po domu, living room jest na górze, kuchnia też.

Musisz sobie poszukać szafki w kuchni. Masz szczęście bo myślałem ze Waldek

wywierci mi dziurę w brzuchu za ciebie.

Tyle z instrukcji. Jacek odjechal. Znów cisza, znów czas na myślenie. Dom był jak

leżący wierzowiec, długi i jedno pietrowy. Na parterze 7 pokoi, dwie toalety, dwa

prysznice, pralnia z pralką i suszarka, na górze kuchnia i living room z telewizorem.

Jego pokój to mała klitka 2m X 3,5m z jednym piętrowym łóżkiem, szafą i małym

stolikiem w rogu. Dolne łóżko już bylo przez kogoś zajęte. Wielkość pokoju mu nie

przeszkadzał, żył nadzieją że będzie lepiej, przez cały czas nie miał nic, był gościem

w obcym kraju i teraz coś było jego, jakiś własny kąt.

Wojtek, nie chcąc kręcić się po pokoju w którym już ktoś mieszka, zostawił swoje

torby w pokoju i wyszedł na zewnatrz. Nie lubił pakować sie do kogoś z butami,

jeżeli go wcześniej nie pozna i nie uzyska jego aprobaty. Budynek mieszkalny

zchowany był za jakimś magazynem, przed budynkiem zobaczył ławkę ze stołem.

Usiadl, zaczął pisać smsa do żony. „tak naprawdę co ja mam jej napisać? Jeszcze nic

nie wiem, wiem ze jestem na miejscu, ale co dalej?” pomyslał. „napisać że tęsknię?

Właściwie po co, dla niej to pewnie nic nie znaczy, jej to wcale nie potrzebne,, jej są

potrzebne pieniadze, to wszystko co ona chce. Jak tam Kajtek?” – łzy znów popłyneły

po twarzy. Przesiedział przy tym stole ze dwie godziny gdy obok niego zatrzymał sie

van i zaczeli z niego wysiadać ludzie.

43
- Wojtek!! – usłyszał – nareszcie jesteś. Zobaczyl Waldka wysiadającego z vana –

zaraz przyjdę tylko się rozpakuję po pracy, rozlokowałeś się??

- Cześć Waldek – Ucieszył się, widząc jakąś znajomą twarz – tak, dałem radę, jakoś

sobie poradziłem.

Po chwili Waldek wyszedł na dwór. Zapalili.

- opowiadaj, jak było - powiedział Waldek

- no wiesz jak bylo, nieciekawie – odpowiedział i w dużym skrócie opowiedzial co

przeżył w Londynie – a co u was?? Jak tu jest?

- jak jest zobaczysz sam, pracujemy na marchewkach, przejebane ale daję radę. Do

roboty dojeżdżamy prawie do Kings Lynn, prawie 2 godziny dojazdu, za które nikt

nie płaci.

- ile was tu mieszka? – zapytal

- razem z tobą?, 18, 16 chlopa i dwie kobiety.

- aż dwie?

- no,, Elkę poznałeś w autobusie i Anita. Pewnie ją też widziałeś. Zaraz przyjdą na

fajkę bo w domu jest zakaz palenia i palimy na zewnątrz.

Po chwili palacze zaczęli wychodzić z domu. Wszyscy się pokryjomu przyglądali

Wojtkowi. Część osób pamietała go z autobusu, ale on nie potrafił przypomnieć sobie

ich twarzy. Nie znał ich imion.

- Cześć Wojtek jak dojechałeś?- usłyszał głos za plecami, powoli odwrocił się. Za

nim stala Ela z Anitą. Anita.... potężna kobieta z ciepłym uśmiechem i z dobrocią

wypisaną na twarzy.

- Anito, to jest Wojtek, ten z autobusu co ci opowiadałam.

44
- miło mi – Uśmiechnał się – jakoś dołączyłem do was jak widzisz, trochę zmęczony

ta ganianiną po Londynie ale wczoraj pozwoliłem sobie na zwiedzenie go chociaż w

czesci,- odpowiedzial Wojtek i znowu musiał opowiedzieć swoją londyńską historię.

- Wojtek, pijesz piwo? – zapytał Waldek

- pewnie, chory nie jestem a przydałoby sie przepłukać trochę gardła po podróży.

- ok, poczekaj zaraz przyniose, Ela idę do Hasima, przynieść ci coś?

- a my to gorsze? – odpowiedziala Ela,- dla nas też piwko, proszę.

- Waldek, czekaj ide z toba - powiedzial Wojek i podnieśli się z ławki

Do sklepu było niedaleko. Sklep był duzy, z zamrażarkami ustawionymi na środku,

pod scianami lodówki i półki z alkoholem. Duży wybór piw i tak rożnych gatunkach

że długo zastanawiali się nad wyborem. Wzięli cztery piwa i podeszli do kasy. Za

kasą stał Hindus w starszym wieku, przywitał ich z usmiechem na twarzy. „hahaha”

zaśmiał się Wojtek sam do siebie,, już teraz wiem dlaczego Hasim, chociaż on wcale

nie przypomina młodego meżczyzny z Sienkiewiczowskiej powieści W pustyni i w

Puszczy”.

- czekaj, dzisiaj ja płacę – powiedział Waldek

- za ostatnie też żeś płacił, teraz moja kolej – odpowiedział

- za dużo masz kasy? Ja w piątek dostanę już pierwszą wypłatę za zeszły tydzień a ty

musisz jeszcze conajmniej dwa przeżyć, nie przejmuj sie damy rade. Poradzimy

sobie.

Wojtek zabrał piwa i wrócili do domu. Dziewczyny siedziały na zewnątrz. Usiedli na

ławce i rozmowy o przyszłości trwaly do wieczora. Wieczór był ciepły jak cała

brytyjska wiosna. Wszystko kwitło, krzaki dookoła pobliskiego kortu tenisowego

były zielone jak w środku lata. „Jestem ciekaw czy tu jest tak co roku, cicho, zielono”

– o czymś takim marzył w Polsce. Poszli do domu o zmroku. Okazało się że dolne

45
łóżko w Wojtka pokoju zajmował Waldek. „Dobrze,, dogadamy się jakoś” –

pomyślał, i jednak wysłał smsa do żony że już jest na miejscu i że tęskni. Położył się

spać.

Spał ciężko sniąc o spokojnej pracy, dużym domu, o calej rodzinie żyjącej spokojnie,

bez kłutni o każdy grosz, bez dyskusji na co wydać pieniądze, na chleb czy na

jogurt.To byly jego marzenia. Rano wstał z nadzieją w sercu

46
ROZDZIAL V

NIKT NIE OBIECAŁ ŻE ŻYCIE BĘDZIE PROSTE

Obudził się ,, w domu panowała cisza. Nikogo nie bylo. Słońce przygrzewało

więc wyszedł na zwiedzanie okolicy. Pinchbeck była niewielką miejscowością, a

właściwie wioską, oddaloną ok 6 km od Spalding. W jej centralnym punkcie

znajdowal sie „dom kultury” i oczywiscie pub. Zajżał przez okna ale ciężko było

cokolwiek zobaczyc. Wszedl do „Hasima”. Ten miły człowiek usmiechnał się do

niego.

- good morning- odezwal sie Wojtek – I looking ……..- zaciął się - własciwie sam

sobie poszukam - powiedzial po polsku do Hasima, i poszedl na salę sprzedaży.

Krecil się dookoła półek i w końcu zauważył..... papier listowy. „Chyba czas napisać

jakiś list do domu” – pomyslał. Kupił papier i wrócił do hostelu.

„Kochana Kasiu, u mnie wszystko dobrze.....” - zaczał i zatrzymał się.. Jak to do

cholery wszystko dobrze? O tyle dobrze ze mam dach nad głową i jakiś adres, na

który można wysyłac listy. MOŻNA WYSYŁAĆ ale czy bedzie chciała coś napisać?

– podarł kartkę. To wszystko nie ma sensu. Przeciez nie mam pracy,, nie mam

pieniędzy które mogę jej wysłać. A w tej chwili to bylo najważniejsze. I znow czas

spędzony samotnie nie napawał optymizmem. Czas oczekiwania.

W końcu w czwartek zadzwonili z agencji.

- Wojtek, jedziesz z nami jutro do pracy na marchewki – powiedziała Ela.

- w końcu, zlitowali sie chyba nademną, kasa mi sie kończy a za coś trzeba życ.

Wieczor minął spokojnie.

47
O godzinie 5,15 rano pobudka, cieżko wstać o tak wczesnej porze. Szybka kąpiel,

kawałek chleba zrobiony naprędce i Van podjechal o 6,00. Sprawdzenie listy

obecnosci i jazda. Hej ho, hej ho,, do pracy by sie szło – chciało mu sie śpiewać.

Podróż do pracy trwała ponad godzinę, zaczynali o 8,00 jednak na miejscu byli już o

7,30. Carrots factory – zakład składał sie z potężnej hali podzielonej na parę

mniejszych odcinkow. Pierwszym takim etapem obróbki marchwi była jej selekcja,

czyszczenie, mycie, następnie sortowanie, cięcie, czy pakowanie. Wojtek wylądował

na „batonie”. Była to maszyna z wieloma dziurami wyglądająca jak bębenek colta w

ktore zamiast nabojów pchało się marchewkę i maszyna robiła z nich frytki. Maszyna

obracała się dość szybko i Wojtek nie nadążał uzupełniać po kolei dziur, często

zostawiając wolne miejsca.

- faster, faster- usłyszał za sobą głos – za nim stał team leader i obserwowal prace

Wojtka.

- musisz wypełniać wszystkie dziury nie zostawiając żadnej pustej. On jest

przyzwyczajony do nielegali i traktuje ludzi jak ścierwo.

Wojtek przyspieszył ale ledwo wytrzymał do końca dnia.

O 16,00 zakończyli pracę ale okazało się że jeszcze muszą poczekac na innych którzy

kończyli i robili 2 nadgodziny. „Dwie godziny??” pomyslał „cholera to dużo czasu,

gdzie to przeczekac?” wszedł do baraku szumnie nazywanego kantyną. Mały pokoik

dla palących z maszyną do kawy i coca-cola, stolik na ktorym stala mikrofalówka,

krzesla dookola. Posiłki jadło się na kolanach bo nie było żadnych więcej stolikow.

W drodze powrotnej zasnął w samochodzie i spał aż obudził go Waldek przy

wysiadaniu

- ty,,,, nie wysiadasz? „pewnie ze wysiadam” pomyslał i spojżał na zegarek 20,00 –

cholera 14 godzin. A za 7,5 płacone bo za przerwy nie płacą i ten cholerny dojazd.

48
Dzisiaj Wojtek nie mial ochoty na telewizję. Szybka kapiel i spac.

-Wojtek wstawaj idziemy na zakupy – Waldek zerwał Wojtka z łóżka jednym

szarpnieciem

- na jakie zakupy? – Wojtek był nieprzytomny

- wstawaj, co bedziesz siedział w domu, idziemy do Spalding całą grupą. Trzeba

zakupy zrobić na natępny tydzień.

Wojtek po mału się dobudził, szybki przysznic zrobił resztę.

Do miasta poszli całą grupą, jakieś osiem osób.

Spalding nieduże miasteczko, właściwie tylko w centralnym punkcie miasta ciąg

sklepow.

-do jakiego sklepu idziemy? - zapytał Wojtek – do lidla bo tam najtaniej - padła

odpowiedz.

- Waldek, chodź powłóczymy sie po innych sklepach, pooglądam sobie co tu jest i w

jakich cenach, wprawdzie nie mam kasy, ale lubię poogladać.

Włuczęga po sklepach zajęła im ze 2 godziny i w końcu doszli do Lidla. W Lidlu

nagle Wojtek poczuł się jak w domu, dookola slychac bylo polski język, na parkingu

znalazł kilka samochodow z polską rejestracją. Waldek robil zakupy. Wielkie zakupy.

Puszki mięsne, puszki z gotowymi potrawami, puszki z piwem, puszki.... puszki ...

- ty ,, kto to bedzie nosil?? Kawal drogi przed nami – Wojtek sie załamał. Waldek

trochę tego przebrał ale i tak torba była ciężka. W drodze powrotnej ręce im się

urywaly od ciężaru zakupow. Autobus tam jeździł, bo zatrzymali się żeby odpocząć

na przystanku autobusowym, ale nikt nie wiedział ile kosztuje. Nie chcieli ryzykować.

49
Wieczorem imprezka na świerzym powietrzu, wszyscy wisieli na telefonach,

weekend. Rozmowy do Polski były najtańsze,, tylko 2 pensy, więc wszyscy korzystali

z okazji żeby porozmawiać z najbliższymi. Wojtek patrzyl na nich z zazdroscia.

Siedział cicho i powoli sączył Cidera. Obok siadła Ela.

- co jest czego siedzisz taki smutny? – odezwała sie ciepłym głosem, odkładajac

jeszcze gorący telefon.

- a wiesz tak mysle o domu, o moim synku. Pamiętam jego pierwsze kroki bo Kaśka

była wtedy na kursie w Brzedni, pamiętam jego głos, chcesz go zobaczyc?? – Wojtek

bez zastanowienia wyjął telefon i pokazał zdjęcia syna.

- a teraz posluchaj – Wojtek włączył scieżkę dźwiękową w telefonie. Z telefonu

poplynal glos jego synka –

TATUSIU kocham cię – prezent, który kiedyś zrobiły mu dzieci – a właściwie

najmłodszy syn Kaśki z jej ostatniego małżeństwa, Aleksander, który nauczył Kajtka

tych słów. Wojtkowi łzy ścisnęły gardło i więcej nie chciał mówić, bo głos by mu się

załamał. Pociągnął duży łyk wina, które zaczynało mu smakowac. Ela wyczuwając

nastrój Wojtka, nie odezwala sie ani słowem. Siedzieli tak milcząc i popijając Cidera.

Nagle telefon zadzwonił. Wojtek wyrwał się z odrętwienia.

- cześć Wojtek, tu Jerzy pamiętasz mnie jeszcze??

- pewnie ze pamiętam,, przestań, opowiadaj co u ciebie, znalazłeś robotę?

- nie, nic nie znalazłem, rozmawiałem z żoną, wracam. Żona powiedziała że nie ma

sensu żebym się tłukł po świecie. Jak będziemy razem to sobie poradzimy. Może

załapię się znów na kontrakt do Niemiec.

- przepraszam Cię Jurku że nie umiałem pomóc, sam byłem dopiero 2 dni w pracy,

też nie mają roboty. To była ściema, ale mam dach nad głową.

50
- Wojtek, nie martw się, dasz radę, tak zadzwoniłem żeby się dowiedzieć jak ci się

wiedzie i powiedzieć że wracam.

- Jurku, dziękuję Ci za wszystko, dziękuję ci za informacje i nie zapomnij, jak

będziesz już w domu, powiedzieć swojej żonie że jest najlepszą żoną na świecie.

Wojtek odłożył telefon. Zmrok nadszedł szybko, odsłaniajac niebo usiane niezliczoną

iloscią gwiazd. Ciemność skryła uczucia wypisane na twarzy.

***

Nastepny tydzien potoczył się już przyspieszonym tempem, praca dom, praca

dom,praca dom. Tyle godzin spędzał w marchewkach ze czasami myslał już że nigdy

nie weźmie żadnej do ust. W zakładzie Polacy byli traktowani jak ludzie gorszej rasy,

poganiani, karani za wszystko. Obowiazywał ich zakaz rozmów co natomiast nie

dotyczyło Anglikow. Anglicy mogli kożystać w każdej chwili z toalety natomiast

Polakow zatrudnionych w zakladzie obowiazywalo zezwolenie Team Leader-a.

Wojtek szczęśliwym trafem nie pracował już na ”batonie”. Dostał nowe, zaszczytne

stanowisko na „Łoszu”, stał przy taśmie i wybierał starą, zbutwiałą lub nadgniłą

marchew. Pewnego dnia, gdzieś pod koniec tygodnia Wojtek usłyszał za swoimi

plecami głos,, znajomy glos. Wojtek obejżał się, ujżał Litwińca z „batona”, który

rozmawiał z Wojtka brygadzistką. Swoim wyostrzonym zmysłem zrozumiał że

Litwin prosi o jakiegoś człowieka do niego na dział. Do Wojtka doleciały strzępy

słów z których zrozumial tylko jedno – Litwin nie chciał żeby Wojtek przyszedł do

51
niego bo jak go nazwał Litwin – jest Lazy – leniwy. W Wojtka jakby piorun strzelił.

Popatrzyl Litwinowi głęboko w oczy i odezwał się po polsku

- nikt ci dawno nie przypierdolił co? – Litwin jakby zrozumial o co chodzi Wojtkowi

bo szybko zakończył rozmowę z brygadzistką i zniknął. Na taśmie przy której stał

Wojtek na poczatku zapanowala cisza. Wszyscy patrzeli na niego jak na jakieś

indywiduum.

- ty,, ty nie wiesz ze on rozumie po polsku?? On prawdopodobnie mieszkal w Polsce

gdzies na wschodzie 20 lat i płynnie mówi paroma jezykami.

Wojtkowi zrobiło się ciepło.

- no to i dobrze, nie będzie mnie jakiś taki poniżał tylko dlatego że przyjechałem tu

trochę zarobić. Ja się nie dam zastraszyć. Co to jest do cholery,, obóz karny?? To jest

zakład pracy i obowiązują zasady wszystkich równo.

- zasady zasadmi, ale jego nie wywalą tylko ciebie

- a w cholerę, niech wywalają.

Nagle zobaczył idącego w ich stronę Indora – tak nazywali superwajzora fabryki ze

wzgledu na czerwona twarz, jak u człowieka nadużywajacego alkoholu. Stanął przy

Wojtku i zaczął coś wykrzykiwac do niego. Koledzy stojący przy taśmie, wyjaśnili

Wojtkowi, że nie może mieć zegarka na ręku – go home, go home – wydzierał się

Indor. Wojtek popatrzył na dwie angielki pracujace w pobliżu. Jedna miała na ręku

zegarek a druga kolczyki. Ich też nie wolno było mieć, „do nich się nie przyczepił

tylko do mnie” pomyślał Wojtek.

-Jak je też wywalisz to sobie pójdę - odpowiedzial Wojtek po polsku i dalej ze

stoickim spokojem wybierał marchewkę. Indor nie wytrzymał i odszedł. Kiedy

schodzil po schodach odwrócony plecami do wszystkich, Wojtek wziął największą

marchew jaka mu sie trafiła,, taką ok 30 cm i rzucił w kierunku odchodzacego,

52
szybko się odwrócił i w dalszym ciagu udawał że cieżko pracuje. Trafił. Prosto w

głowę. Zapanowała wielka cisza bo nikt nie zauważył co sie stało a Indor się darł.

Wojtek zatopil sie w swoich myslach. Nie wiedział czy warto było, ale był pewien że

nie da sie tak traktować jak inni.

W piątek rano przed pracą kierowca przywiózł wypłatę. Wojtek był

szczęśliwy jak dziecko, pierwsze zarobione pieniądze. Dostał kopertę, popatrzył i

własnym oczom nie wierzył – całe 9 funtow. Potrącili za fartuch, kalosze, resztę

dostał na rękę. „Majątek”- pomyślał - „co ja z tym zrobię?”.Pieniądze się kończyły bo

kupił kartę telefoniczną, tak żeby móc dzwonić do Polski na telefony stacjonarne za

grosze i doładował konto. „jakoś przeżyję, mam jeszcze zupki chińskie z Polski, więc

będzie dobrze” – próbował się uspokoić, ale praca nie szła mu przez cały dzień.

Wieczorem siedli z Waldkiem i znów kupili Cidera. Wieczór jakoś minął.

Rano wybrali się na zakupy, tym razem Wojtek pilnował Waldka żeby nie szalał, bo

od poprzednich zakupow Waldek pootwierał wiele puszek i połowę z nich chciał

wywalić bo jak twierdził, nie nadawały się do jedzenia. Wojtek zbieral te puszki, i

robił posiłek dla nich dwóch tak że nadawał się do jedzenia.

- czekaj, ksiegarnia,, chodź wejdziemy na chwile, dobrze?

- po co? Przecież tu wszystko po angielsku – odpowiedział Waldek

- no właśnie o to chodzi, ja się muszę nauczyć angielskiego, bez języka jesteś jak

kaleka i będziesz ciągle robił w tych cholernych marchewkach.

- ja tam nie mam glowy do języków, ale co mi tam, chodź zobaczymy.

- jak to nie masz glowy, jesteś jeszcze młody, szybko się nauczysz, tylko trzeba

naprawdę chcieć – rozmawiali zwiedzajac półki z książkami dla dzieci

- Waldek,,, będziesz miał pożyczyć 99 pensów? – nagle zapytal Wojtek

53
- no cos tam mam, a co chcesz??

- cholera zostalo mi tylko te 9 funtow które zarobiłem, a widzę książkę dla mnie –

odpowiedział Wojtek trzymając w ręku gramatykę jezyka angielskiego.

- nie ma sprawy,, pożyczę ci.

Wojtek znowu się cieszył,, lubił się uczyć i nauka nigdy nie sprawiała mu za wiele

problemow. W prawdzie wydał ostatnie pieniądze ale dzień uważał za udany.

Wiedział że to jest teraz najważniejsze. NAUKA, NAUKA, NAUKA.

Od chlopakow na marchewkach dowiedział się że może przez swoj telefon wysyłać

smsy za darmo na polskie komórki, od tego czasu rególarnie wysyłał wiadomosci do

Kaśki i o dziwo otrzymal pierwszego smsa. Kaśka napisała sucho ze u nich wszystko

w porzadku a Kajetan zdrowy. Suchy sms suchym smsem ale to było cos co

podnioslo go na duchu. Rozpaliła sie nadzieja że może jeszcze nie wszystko stracone.

Pewnej nocy gdy czół się bardzo samotny, internet przestał działac. Próbował

wysyłać smsy, ale nic nie wychodziło. Załamał się. Nie mógł zasnąć. Rano przyszła

wiadomość. „ Nie przysyłaj mi smsow bo nie mogę spać” – do cholery,, to nie moja

wina – pomyslał. Przecierz internet nie działał.

Zaczely sie dni intensywnej nauki, bo pracy było tyle co kot napłakał, dwa,

trzy dni w tygodniu. Pieniadze też były marne. Na jedzenie, po potraceniu za transport

i mieszkanie, pozostawało mu 30, 40 funtow, ale dało sie przeżyć. To co mogł to

odkładał starając się wydawać tylko na najważniejsze potrzeby, opłacic Home Office-

kosztowalo go to cale 54 funty, majątek. Troche kasy zaoszczędzili z Waldkiem

wysyłajac dwie aplikacje razem. Pewnego dnia, kiedy siedzieli na papierosku z

Waldkiem przy butelce Cidera, Waldek powiedzial

- Wojtek, przenosze sie do chlopakow do 3

- czemu? Źle ci ze mną?

54
- nie, nie jest źle ale wiesz, ich znam od dziecka i chcieliśmy być razem a zwolniło się

łóżko, Piotr wyjechał do Londynu, załapał się do pracy w myjni samochodowej.

- tak?? Nic nie wiedzialem.

- a skąd miałeś wiedzieć,, trzymasz sie na uboczu z nosem w książance, wiec nikt ci

nie powiedział. Oni chyba nie umieją z tobą rozmawiać. Chyba się ciebie boją

- boją się??- Wojtek zapytal zdziwiony – nagle zauważył ze tak na prawde to z tych

18 osob rozmawia tylko z dziewczynami i z Waldkiem. Reszta omija go wielkim

łukiem. „Może to i dobrze” – pomyslał – chociaż zrobiło mu sie trochę przykro.

- dobra Waldek rozumiem cię, nie ma problemu, a i mnie będzie lepiej. Przyda się

odrobina samotności.

Z ta samotnoscią to trochę przesadził. Całe dnie spedzał w samotnosci bo część osób

spała po przepracowanej nocy, a wiekszość była w pracy na dniówkę. Miał dużo

czasu do wylegiwania się na trawie i uczenia się.

Na poczatku czerwca, po powrocie z pracy, na dworzu przy lawce, zauważył

młodego mężczyznę ubranego w komplet dzinsowy z dużymi, kolorowymi

aplikacjami na plecach i nogawkach spodni. „Jezu co to za dupek”- pomyslał,,”jak

można w czymś takim chodzić - cholera, nastepny studencik” i poszedł do pokoju.

Przed drzwiami leżały jakieś tobołki.

- panowie nie wiecie czyje to jest? – krzyknał. Z góry zszedł Jacek.

- ooo wszelki duch Pana Boga chwali, kogo tu dobre wiatry przygnały. Cześć Jacku,

dawno cię nie widziałem – ucieszył się Wojtek.- co cię do nas sprowadza?

- te tobolki sa twojego nowego lokatora, on tu gdzieś był.

- tego dupka na dworzu, wystrojenego jak stróż w Boże Ciało?

- no, poczekaj zaraz go zawołam - powiedzał Jacek i zniknął.

55
Wojtek otworzyl pokój i zaczął zbierać swoje rzeczy porozrzucane po całym pokoju.

Nie może przecież przyjąć obcego do wołającego o pomste do nieba, pokoju.

- To jest Wojtek a to jest Norbert – powiedział Jacek po powrocie - od dzisiaj

będziecie spali razem, hmmm chciałem powiedzieć, mieszkali razem – poprawił się

Jacek widząc wzrok Wojtka. Wojtek nie lubił zawierać nowych znajomości, od

niepamiętnych czasów przyjaciół sobie sam wybierał, to samo tyczyło się kolegów i

znajomych a teraz jakaś obca,, nowa twarz.

- myslę że sobie damy radę - powiedzial Norbert i usmiechnąwszy się, podał

Wojtkowi rękę. Przywitanie przyszło Wojtkowi z oporem.

- dobra Jacek damy sobie radę – powiedział - gdzie chcesz spać? Ja śpię na górze ale

nie ma sprawy mogę się przenieść – powiedział do Norberta

- nie ma problemu, ja moge spać na dole. Nie będę ci przecież mieszał.

Wojtek pierwszy raz tak na prawdę przyjżał się Norbertowi. Młody człowiek, typ

wiecznego studenta, jednak w oczach Wojtek zobaczył spokój, pewność siebie i

inteligencję. „Może nie będzie tak źle” pomyslał.

Norbert położył swoje bagaże na łóżku.

- palisz?? Chodź na dwór to zapalimy

- nie, nie pale ale możemy wyjść na pole

- na pole?? Coś ty, na jakie pole, tu nie ma żadnego pola, skąd jesteś z Polski?

- z Częstochowy,, u nas się tak mówi jak wychodzisz na zewnatrz - Norbert się

usmiechnął

Wyszli z pokoju.

-Wojtek, ooo ty jesteś Norbert? – zawolala Ela widząc wychodzacych z pokoju

- czesc Ela ,,tak to jest Norbert. – odpowiedział Wojtek

- panowie jutro jedziecie do pracy, własnie dzwoniła Tracy.

56
- gdzie?? Znów marchewki?? Zbiorka o 6,00?

- tak - odpowiedziala Ela i schowala się w swoim pokoju, ktory zajmowała razem z

Anitą.

Mężczyźni wyszli na dwór,, na pole, jak to określił Norbert. Wojtek zapalił papierosa.

- to skąd jesteś?- zapytal ponowie

- z Częstochowy, byłem już tu parę razy i pracowałem dla Tracy – odpowiedział

Norbert, wyprzedzając pytania Wojtka. Zaciekawił Wojtka. Pozory mogą mylić.

- jakie studia skończyłeś? - zapytal Wojtek

- eeee tam, takie tam, skończyłem i nie ma o czym mówić.

Norbet coraz bardziej podobal sie Wojtkowi, nie był za rozmowny, gadatliwy, co

bardzo czesto mu przeszkadzalo. Posiedzieli jeszcze trochę na ławce i wrócili do

wewnatrz.

Rano, Wojtek wstał, ogolił się i szykował do pracy. Norbert spał jeszcze w

najlepsze.

- Norbert, nie wstajesz??

- ee nie, nie chce mi się, odpocznę sobie parę dni, nie jadę do żadnej roboty -

odpowiedział Norbert zaspanym głosem.

W busie zapanowało lekkie poruszenie kiedy Wojtek przekazał tą wiadomość. No

cóż, nie chce niech nie jedzie. Kierowca ruszył ze zgrzytem skrzyni biegów.

Postępowanie Norberta zastanowiło Wojtka. „Jak to chce odpoczac? Cholera to ja tu

walczę o każdy dzień pracy a ten tak po prostu sobie nie idzie? Coś tu nie gra. Ale

co?”. Zaczął mysleć logicznie. Miał przecież doświadczenie w takich sytuacjach.

„Jacek ma ostanio niewysokie notowania, Norbert ma wyższe wykształcenie, studia,

skoro był tutaj wcześniej zna Tracy, pewnie i angielski zna dość dobrze”, fakty same

się prosiły o wniosek, przyjechał na miejsce Jacka. Gdzie jemu do przebierania w

57
marchewkach – pomyślał. Postanowił z nikim nie dzielić się swoimi wnioskami, z

resztą nie miał z kim, Waldkowi przecież nie powie bo Jacek to jego kumpel. Tym

razem podróż minęła szybko. Znow został wysłany na „Łosza”, praca dla niego

stawała się lżejsza,, pracował automatycznie. Przy taśmie, na przeciwko niego stały

dwie kobiety. Jedną pamietał jeszcze z autobusu. Gośka,, przypomniał sobie, ta co

rozdawala karty do tysiaca. Drugiej nie pamietał. Piekna, niewysoka kobieta z

ciemnymi wlosami, bardzo młoda, czarne oczy z ktorych wypływała bystrość i

dobroć. Miło się uśmiechnęła.

- cześć Wojtek – powiedziała – co się tak patrzysz jakbyś mnie pierwszy raz widział i

chciał zjeść. Wojtek zamknął rozdziawione usta ze zdziwienia, - niewiele się pomyliła

– pomyślał

– nie patrz tak na mnie, jechaliśmy przecież tym samym autobusem, siedziałam zaraz

za tobą. „I ja jej nie zauwazylem??” zastanowił się Wojtek.

- no czesc,, skoro ty wiesz jak ja mam na imię to może mi zdradzisz swoje??

- Ania

- bardzo mi miło - odpowiedzial Wojtek i taśma ruszyla.

Cały dzien pracy przygladał się Ani, zagadując Gośke, bo ją jakoś przecież znał.

Śmiali sie przez cały czas pracy, wspominając podróż. Dzień minał szybko,, o dużo

za szybko.

Norbert nie jeździł do pracy aż do końca tygodnia, cztery dni. Wojtek zapytał

się ktoregoś dnia, jak to jest że nie jeździ do pracy, jednak odpowiedź była ta sama.

Nie chce mu się. Zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Znaleźli wspólny język.

Angielski. To było to co Wojtkowi było potrzebne. Któregoś dnia Norbert zapytał się

- ty, co to za książka leży na oknie?

58
- na oknie? Gdzie? Aaaaaaaa...- Wojtek zaczał sie smiać - mój słownik który wziąłem

z domu. Miał mi pomóc w nauce angielskiego.

- ale to nie jest angielski

- no właśnie, to są ROZMOWKI NORWESKIE, zostały mi po ostatnim

poszukiwaniu pracy w Norwegii, parę lat temu i teraz przez zupełny przypadek

zabrałem je ze sobą.

- ty jesteś zupełnie szurnięty - zkwitował Norbert. Wojtek śmiał się z własnego błędu.

W niedzielę pierwszy raz od dlugiego czasu rozmawiał z Kaśką. Umówili się na

telefon u Beaty i Adasia w sklepie. Wojtek uslyszal glos Kajtka. Łzy ciekly ze

wzruszenia po twarzy, nie potrafił wykrztusić nic innego niż Kajtuś,, Kajtuś. Kajtek

nadawal jak najęty, o przedszkolu o zabawkach, o wszystkim. Kaśka zabrała mu

sluchawkę.

- jak nie przestaniesz ryczeć wiecej go nie przyprowadzę - powiedziała. Wojtek

trochę się uspokoił.

- i co tam u was? Jak sobie radzisz?

- jakoś, powoli, radzimy sobie.

Rozmowa się nie kleiła, Kaśka odpowiadała na pytania ale ... tylko odpowiadała.

Wojtek i tak uważał to za cud. Tej nocy spał sniąc o synu.

Następnego dnia okazało się że jego przewidywania co do Norberta się

sprawdziły. Norbert nie będzie jeździł na marchewki,, zostaje w biurze. Może nie na

miejsce Jacka, ale jednak w biurze.

Profesor przywiozł z miasta wiadomość. Szkoła jest za darmo i on się zapisał.

Szkoła, to bylo to co Wojtek potrzebował najbardziej, angielski, tylko to dawalo mu

szanse rozwoju, szanse na lepsze życie. Pracy nie było za wiele, Norbert powiedział

mu że jest taka możliwość, może mieć wiecej pracy ale...... musi mieć samochód.

59
Musi miec transport bo agencja nie ma takich możliwosci. Przed Wojtkiem nastepny

dylemat. Samochód,, za co on go kupi,, skąd weźmie pieniądze na taki wydatek?.

Zaczął szukać w gazetach, sprawdził ceny,, musi uzbierac ok 200 funtow, kupa kasy,

a tu nie ma z czego oszczędzać, te cholerne pieniądze,, wszyscy je chcą, a niewielu

ma. W nastepnym tygodniu znów rozmawiał z Kaśką, powiedział jej że na razie nie

przyśle pieniędzy, bo ich nie ma, opowiedział o swojej sytuacji. Ile zarabia, że

najpierw ma zamiar odłożyc na samochód, że musiał opłacić Home Office, wiedział

jaki efekt to przyniesie. Wiedział że znów nie będzie miała czasu dla niego w

następnym tygodniu, że znów zostanie ukarany za swoje decyzje.

Pierwszą osobą z ich towarzystwa, która kupiła samochód był Tomek.

Starego, małeg, białego forda. Wojtek strasznie mu zazdrościł bo to on go wypatrzył

w ogłoszeniach, ale nie miał na niego pieniędzy, i tak prędko by nie nazbierał.

Tomkowi mógł się przydać, i jego było na niego stać.

- Tomek, kiedy jedziesz na zakupy? – zapytał Wojtek

- nie wiem, chyba zaraz a co? Chcesz jechać ze mną? – Tomek podniósł wzrok znad

silnika.

- no pewnie, za karę że wypatrzyłem to auto dasz się przejechać?

Tomek niechętnie się zgodził. Wojtek usiadł, odpalił silnik. Tak dawno nie siedział za

kierownicą, że wywołało to leciutkie drżenie rąk. „tylko pamiętaj – jedź po LEWEJ

STRONIE, lewej stronie. Siedzenie po przeciwnej stronie niż był przyzwyczajony nie

przyprawiło Wojtkowi wiele problemów, szybko nauczył się zmieniać biegi lewą

ręką. Pierwsze ronda minęły bez najmniejszych problemów. Dojechali do

skrzyżowania ze światłami. Pierwsze większe skrzyżowanie już w Spalding. Wojtek

zatrzymał samochód. Czekał. Czerwone światło, pomarańczowe, w końcu zielone.

60
Wojtek ruszył, skręcił w prawo i nagle zauważył że pojazd jadący naprzeciwko niego

mruga światłami. Czego on chce? Bezdźwięczne pytanie zamarło mu w ustach.

- na lewy pas – krzyknął Tomek

- cholera – Wojtek odbił na lewo.

Dojechał w końcu na parking przed centrum handlowym i zaparkował. Był zły sam na

siebie. – Tomek, ty wracasz bo ja ci rozbiję ten samochodzik – powiedział zamykając

drzwi.

Norbert został manager - em w agencji, zaczął pracować z ludźmi, z ludźmi

którzy mieli o wszystko pretensje, o brak pracy, o małe pieniądze, o to że zostali

oszukani. Reagował bardzo agresywnie i całe nerwy przynosił do pokoju. Z Wojtkiem

spędzali wiele czasu na rozmowach, Wojtek korzystając ze swojego doświadczenia

powoli uczył go zasad zarządzania ludźmi, podstaw psychologii, podstaw

prowadzenia rozmów. Pewnego dnia Norbert zadzwonił

- Wojtek pamiętasz o czym żeśmy wczoraj rozmawiali?? Pamietasz co mi

powiedziałes?? Wiesz że to działa??

Wojtek wiedział. Był bardzo zadowolony ze mógł pomóc Norbertowi, Norbert

natomiast zaczął pomagać Wojtkowi w angielskim. Nie było wieczora żeby Norbert

nie odpytał go z pracy domowej. Wojtek postanowił zapisać się do szkoły. Szkoła,

bydynek zaraz na poczatku Spalding, cel do którego dążył. Wszedł do recepcji..

Ledwo wydukał co chciał, chciał się uczyć. Recepcjonistka sprawdziła paszport i dała

aplikację do wypełnienia. Nie poradził sobie i recepcjonistka musiała mu pomóc.

61
Lekcje zaczęły się w poniedziałek. Klasa i jakieś 20 osób różnej narodowosci,

Hiszpanie, Litwinowie, Nepalczycy, Porugalczycy. Nauczycielka w wieku ok 40 lat

stateczna i usmiechnięta kobieta, przywitała wszystkich i powiedziała

-my name’s Rose, and let me know your name, please - i wskazala na Wojtka.

- my name is Wojtek, - odpowiedział i poszło po klasie

- Hose, Marianne, Jacob. Wszyscy po kolei zaczęli wymieniać swoje imiona. Zaczęła

się normalna lekcja, po angielsku. Wojtek zauważył że w większości zaczyna

rozumieć o czym mówią. Jednak te lekcje z Norbertem dużo mu dały. Powoli zaczął

wyprzedzać klasę z materiałem bo poświecał dużo czasu na naukę, poza tym miał

Norberta. Pomimo tego ze jego klasa miała zajęcia tylko dwa dni w tygodniu

pokonywał co wieczór pieszo 4 mile aby być w szkole. Rose czasami miała go dosyć

bo powtarzał materiał z inną klasą, i postanowiła go wykorzystać.

- Wojtek, could you please help Marianna?

Wojtek z checią zaczął pomagać Portugalce w wieku ok 55 lat. Było z nią duzo pracy

bo nie znała podsatawy, nie znała alfabetu i od tego zaczał ją uczyć. Pomagał jej

przepisywać zdania z książki, i tworzyć odpowiedzi. W szkole mial darmowy dostep

do internetu. Znów zaczął wysyłac swoje CV, wysyłac e-maile do Kaśki opisując

swoje życie. Niestety nie dostał żadnej odpowiedzi.

Lato 2004 roku było przepiękne. Słońce grzało jak w najpiękniejszych latach

Wojtkowej młodosci, kiedy to lato bylo lato a zima byla zima. Wolny czas Wojtek

poswięcał nauce, na przesiadywanie w pobliskim pabie przy jednym piwie za 2,50

całego wieczora, po to tylko aby się osłuchać z językiem. Do domu obok ich hostelu

wprowadzili się Białorusini i 3 Ukrainki. Wojtek zaprzyjaźnił się z nimi i dużo czasu

spędzali razem, grając na gitarze jednego z Białorusinow, lub po prostu grając w

62
karty. Oni pracowali w polu przy truskawkach, więc byli bardzo zmęczeni ale

wieczory poswiecali na odpoczynek. Wojtek wolał ich towarzystwo, nie bylo tam

żadnej zawici, zazdrosci, kłutni tak jak pomiedzy Polakami w domu. Mial ich

serdecznie dosyć. Jedynymi osobami z którymi utrzymywał bliski kontakt byl Norbert

i dziewczyny, reszta ciagle narzekała że nie mają pracy, za mało zarabiają, zawsze

było coś nie tak. Norbert doszedł do wniosku że on będzie płacił, tylko niech Wojtek

gotuje, bo dawno nie jadł domowego jedzenia. Wojtkowi to pasowalo, koszty były

dzielone na 2, a z reszty, która zostawała i dziewczyny sie najadły. Życie jakoś

nabierało kolorów normalnosci. Powroty z pracy, obiady, bardzo często wspólne, bo

czasami dziewczyny coś ugotowały i zapraszaly ich do stołu. Ale wiekszość tych

ludzi żyła własnym życiem. Wojtek napisal 2 listy do żony ale na żaden nie nadeszła

odpowiedź. Pewnej niedzieli znów umówił się z nią na telefon do któregoś ze

sklepów w którym bywała. Rozmowa przyniosła tylko taki skótek, że dowiedział się

że Kaśka nie będzie ciągneła dzieciaka w deszczu do budki. To był ostatni raz kiedy

usłyszał Kajtka. Dziewczyny, a zwlaszcza Ela, potrafiły z nim rozmawiać i zawsze

widziały że coś jest nie tak, zawsze znalazły jakieś ciepłe słowo, które pomogło mu

przetrwać a jednak za dużo nie wchodząc w jego życie wewnętrzne i prywatne

sprawy Wojtka. Pewnego dnia, gdzieś na początku lipca, dostał list. List z domu.

Karolina pisała że powoli sobie radzą, że Bartka rodzice wywalili z domu i potrzebuje

pieniądze. Pieniądze na wyjazd do Anglii bo postanowili spróbować. Wojtek starał im

sie to wyperswadowac, znał realia, wiedział jak jest, że z pracą jest ciężko, że za

wszystko trzeba będzie zapłacić. A on nie miał na tyle, żeby im w razie czego pomóc.

Nie miał nic.

63
ROZDZIAL VI

PENTNEY

- Wojtek.. znasz sie na ogrodnictwie? – pewnego dnia, pod koniec lipca, zapytal

Norbert??

- Ja ?? hahahaa – zaśmiał się Wojtek – kiedyś byłem rolnikiem, miałem wraz z

pierwszą żoną 1 ha ziemi i ją jakoś przez rok uprawiałem (ziemię nie żonę – dodał ze

śmiechem) ale jako ogrodnik??

- Mamy robote w Kings Lynn ale musiałbyś się wyprowadzić.

- Wiesz, ostatnie 2 tygodnie nie mialem pracy wcale, nie potracili mi za mieszkanie

bo nie mieli z czego, wiec myślę ze mogę spróbować. Każda praca jest lepsza od

żadnej. Jak masz cos ciekawego to dawaj.

- dobra postaram się, ale nie obiecuję, wiesz jak jest u nas, w agencji, ale po twoim

ostatnim numerze w biurze to myślę że Tracy postanowiła ci trochę pomóc.

- wiem, wiem, po którym numerze? Po tym co przyszedłem do agencji w garniturze z

calym zestawem dokumentow i powiedziałem że idę na dupy?

- no – zaśmiał sie Norbert – jutro masz interview do roboty w Londynie

- ja? Interview? Z moim angielskim? co to za robota?

- security, oni jeżdzą po Londynie i zakładają blokady na samochody. Może ci się

uda. Robotę znasz, w interview ja ci pomoge bo powiedzieli ze może byc tłumacz.

Idzie was pięciu.

- troche mi lżej że będziesz ze mną – odpowiedział Wojtek, choć i tak odczuł strach i

nadzieję. Już się nie mógł doczekać jutrzejszego dnia.

Wstał wcześniej niż powinien, wykąpał się, przygotował dokumenty.

Dokumenty po polsku, bo nie miał ich kto przetłumaczyć, ale … może pomogą.

64
Wskoczył w spodnie od garnituru, koszulka, krawat, „aby tylko nie wygladac lepiej

od osób z którymi bedzie interview bo nie przejdę” pomyslał. Przyjechal Norbert.

- gotowy? To dawaj, jedziemy

- no jestem,, ale czy gotowy?? Nie byłbym taki pewien - uśmiechnał się Wojtek.

W agencji pozostali juz czekali. Dosiadł się do nich na ławce. Znali sie jeszcze z

marchewek. Tracy usmiechnęła sie do niego

- how’re you to day Wojtek? – zapytała z usmiechem

- uuu I think I’m ok but a little scared

- do not worry, all will be ok

“wszystko bedzie dobrze, latwo ci tak powiedzieć”- pomyślał. Tak naprawdę, to było

jego pierwsze takie normalne interview. Znał swoje możliwości, ale może się uda, bo

Norbert będzie.

- Wojtek – głowa Norberta pojawila sie w drzwiach, niestety nie będę z Toba, nie

chcą tłumacza, będziesz musiał sam sobie dać radę.

- o qrwa, chyba żartujesz?- zapytał z niedowierzaniem

- nie, niestety. Walczysz sam

Zatopił się w swoich myślach „sam,, zawsze sam, może ktoś kiedyś mi wyjaśni

dlaczego tak jest, że walczyć to muszę sam?”

- Wojtek, idziesz ! – głos wyrwał go z zamyślenia. Podniósł się ciężko, wziął

dokumenty i poszedł.

Przywitał go niewysoki mężczyzna, krępej budowy ciała, nabity mięśniami. Podał mu

dłoń i wskazał krzesło. Wojtek usmiechnał się i usiadł. Postanowił zaatakować nie

zostawiając za dużo miejsca na pytania. „ jak zacznął pytać to leże” pomyslał.

Przedstawił się i opowiedział, jak tylko umiał, łamaną angielszczyzną i jezyka

65
polskiego wyjaśniał pokolei co robił w Polsce, jakie ukończył kursy i jakie ma

certyfikaty.

- to jest moje szkolenie z broni palnej i pozwolenie na broń w Polsce – wyjaśnił,

pokazując jeden z certyfikatów.

- broń? – mężczyzna uśmiechnał się – tutaj tylko bandyci mają broń.

Zanim Wojtek zrozumiał o czym mężczyzna mówi, interview się skończyło. Wział

głęboki oddech. To już za nim, jakoś poszło, chociaż wiedział ze oblał, był dumny z

siebie że sobie poradził. Do domu wrócił pieszo, spacer w samotności dobrze mu

zrobił, ciepłe powietrze napełniło go chęcią do życia.

- gotowy? – zapytał Norbert następnego dnia

- gotowy na co? Na to co masz mi do powiedzenia to jestem już od wczoraj gotowy,

wiem ze dałem dupy.

- no z tym interview to tak, pojedzie Telewizor – tak wołali na chłopaka o wyglądzie

kulturysty – postawili na młodość, ale ty jedziesz do Kings Lynn zostaniesz

ogrodnikiem.

Pożegnalny wieczór skonczył się tańcami i dużą iloscią alkoholu.

***

- Wojtek jak będziesz na miejscu pozdrów Adama. To moj brat.

- Adama? A który to? Znam go?

- pracowal na marchewkach ale już dawno nie jezdził bo dla nich pracy nie bylo,, to

chlopak Ani, wiesz ktorej

66
- aaaa tej czarnej z duzymi czarnymi oczami?

Ela spojrzała na Wojtka jakby go pierwszy raz ujżała

- no tej

- dobra pozdrowię ale nie wiedziałem że ma chłopaka, Gośka mi nic nie powiedziała,

ale i po prawdzie ja sie nie pytalem.

Droga ciągnęła się pomiędzy polami. Norbert prowadził szybko. Wojtek

nawet nie miał możliwości przyjrzeć się krajobrazowi. Jak jechali do pracy zawsze z

rana spał a jak wracali, przysypiał. Teren był płaski, zielony, z niewielką, bardzo nie

wielką ilością lasów. Wojtek nie był przyzwyczajony do takich krajobrazow. Jego

własne Kaszuby, podzielone połaciami lasów i jezior były zupełnie inne. Za takim

widokiem bardzo tęsknił.

***

Pentney, mała wioseczka koło Kings Lynn z przepięknym starym kościołem z

kamienia, i starym cmentarzem dookoła. Parę domów na dwóch ulicach. Nic wiecej.

Zatrzymali sie przy domu zbudowanym z czerwonej cegły, obrośnietym winoroślą. Z

bujnej zieleni wyglądały okna jak oczy z zarośniętej twarzy. Weszli na podworko.

- Good morning – powiedzial Norbert do młodego mężczyzny zblizajacego sie w ich

kierunku.

- this is Wojtek – Wojtku to jest twoj nowy szef Luck.

- Good morning Luck, my name is Wojtek – przedstawił się i wiecej nie umial

wypowiedzieć ani słowa. Zabrakło mu angielskich słów. Wojtek przyglądał się

67
nowemu szefowi. Młody mężczyzna o wieku którego Wojtek nie potrafił określić,

uśmiechnął się do niego.

- Chodź pokażę ci gdzie jest twój pokój – odezwał się. Wojtek zrozumiał go tyle o ile

ale wiedział że ma pójść za nim. Doszli do domu zbudowanego z kamienia z dwoma

drzwiami wejściowymi. Pokoje były niskie do tego stopnia ze Wojtek musiał się w

niektórych miejscach pochylać żeby nie uderzyć głową w powałę, jedynie kuchnia

była jasna i przestronna. Poszli na pierwsze pietro. Pokój okazał się przestronny w

porównaniu z tym, w jakim mieszkali z Norbertem w Pinchbeck’u. Otworzyl okno i

wciągnął głęboko powietrze do płuc. Zszedł na dół do kuchni. Norbert jeszcze

rozmawiał z Luck’iem o czymś czego Wojtek w zupełności nie rozumiał. Ten

przęklęty angielski jezyk. Może teraz, pracując z anglikami, trochę się go podszkoli?

Miał taką nadzieję. Wojtek zabrał swoje bagaże z bagażnika samochodu Norberta.

Niewiele tego było.

Norbert wyjechał, dookoła Wojtka zapanowała pustka. Luck powiedział mu że do

pracy pójdzie dopiero w poniedziałek, a był piątek. 02 lipca 2004 roku. Tak niedawno

przyjechał, tak nie dawno stał na dworcu zastanawiając się co ze sobą począć. A teraz

proszę, miał swój własny pokój, tylko dla siebie, miał pracę, szykowała się jakaś

przyszłość. Może teraz odłoży jakieś pieniądze, może teraz coś wyśle do domu?

Cholera, ten dom ciagle wracał do niego, jak natrętna mucha. Nie potrafił sobie

wytłumaczyć że on już nie ma domu. Jego dom jest tutaj. Tutaj wśród obcych ludzi.

To takie wszystko trudne.

Jakoś musiał przetrwać ten weekend. Dzisiaj dopiero piątek, co on tu będzie robił aż

do poniedziałku? Wybrał się na zwiedzanie farmy. Bo to chyba była farma. Z dala

przez okno widział oborę,, jakże różną od tych jakie widział w Polsce. Była to

potężna wiata, gdzie stało ok 50 krów. Lubił zapach wsi. Przypominało to mu

68
szczenięce lata, które spędzał na kaszubskiej wsi. Jakże różnej od tej, w której

przyszło mu zamieszkać. Nie było drobiu, tylko krowy i konie. Konie, „przecież

moge pójść do koni” – pomyślał, i poszedł w przeciwnym kierunku. Do stajni. Stajnia

była pusta, wszystkie konie były na pastwisku po drugiej stronie stajni. Podszedł do

ogrodzenia. Konie wyglądały przepięknie. Wojtek mógł godzinami stać i patrzeć jak

się ruszają na wolnym powietrzu. Konie go wyczuły. Podniosły łby znad skubanej

trawy. Przyjżały mu się z daleka i .... spokojnie wróciły do trawy. Cóż, nawet konie

zachowały stoicki spokój. Po co te nerwy? Nagle zauważył ze zrobiło się dość późno.

Pewnie jego współlokatorzy wrócili z pracy. Luck powiedział ze będzie mieszkał z

Portugalczykami, ale ma się nie martwic, w drzwiach obok mieszkają Polacy. Polacy.

To było chyba to najgorsze czego się obawiał. Cholera wie co to za jedni. Jak będzie

wyglądało ich współżycie? Zazdrość, która siedzi głęboko w Polakach nie ma granic.

Z Portugalczykami pewnie sobie poradzi. Na migi, ale sobie poradzi.

Wrócił do domu, we właściwym momencie. Na podwórko zajechał van i zaczęli

wysiadać z niego ludzie. Pierwsza osoba, którą zobaczył, była Anna. Przepiekanie

wyglądała z rozpuszczonymi długimi włosami mieniącymi się w popołudniowych

promieniach słońca. Zaraz za nią, Gosia i paru młodych mężczyzn. Niektórych

pamiętał jeszcze z autobusu. Większości nie znal, bądź znal z widzenia, z marchewek.

Marchewki,, marchewki to słowo przetoczyło mu się burza przez pamięć. Nigdy

więcej.

- cześć Gosiaczku - odezwał się do Małgorzaty- cześć wam – rzucił do reszty

towarzystwa

- ooo Wojtek co ty tutaj robisz?- zapytała Gosia

- pracuje, będę mieszkał, ot co

- pracujesz? Co to znaczy? Agencja cię przysłała?

69
- i tak i nie – odpowiedział Wojtek tajemniczo zresztą zgodnie z prawda. Nie chciał

żeby wiedzieli do końca o jego statusie tutaj. Zazdrość. Wiedział że kiedyś wyjdzie na

wierzch.

- czekaj trochę się oporządzimy po pracy i pogadamy.

- czekam czekam, nigdzie się stąd nie wybieram, a przynajmniej na razie.

Ludzie zniknęli w czeluściach domu, gdzie było słychać że dom ożył. Słychać było

gwar głosów. W kuchni zaczął się ruch. Wojtek usiadł na zewnątrz przy małym

stoliku. Wystawił twarz do słońca, które spowiło go ciepłymi promieniami. Czuł się

doskonale.

- Wojtek chcesz kawy? - głos Małgorzaty wyrwał go z ciepła.

- Tak Gosiaczku, poprosze, dwie łyżeczki cukru.

Po chwili dziewczyny wyszły z domu niosąc jakiś obiad upichcony naprędce i

rewelacyjnie pachnącą kawę.

- no to opowiadaj bo zdechniemy z ciekawości, co cię tu przygnało.

- co tu opowiadać, wysłali mnie tu do pracy i to wszystko, nie ma co opowiadać, a jak

wam się tu żyje?

- tu?? Jakoś powoli - odpowiedziała Anna i zwracając się do młodego, szczupłego

mężczyzny powiedziała - Adasiu chodź jeść, stoi na stole. Adam podszedł do stołu.

- cześć jestem Adam

- Wojtek – odpowiedział – Twoja siostra kazała cię ucałować i pozdrowić ale myślę

że to drugie wystarczy - powiedzial Wojtek, ściskając dlon Adama. Przyjzal sie jego

oczom. Były oczami młodego człowieka, który z miłością patrzył na kobietę swojego

życia. Wojtek juz wiedział jaka nic łączyła go z Anna. Wiedział już że go lubi.

Czasami tak miał że rozpoznawał ludzi od pierwszego spojrzenia. Tym razem było

70
tak samo. Wiedział ze to jest ten człowiek, jeden z niewielu którzy mogą być jego

przyjaciółmi.

- eeee nie całuj mnie bo będzie głupio wyglądać, co tam u niej bo długo z nią nie

gadałem

- nic ciekawego, to samo jak tu, robota raz jest raz jej nie ma. Zresztą wiecie

pracujecie dla tej samej agencji

- no właśnie, dziś po 5 dniach pierwszy raz pojechaliśmy do roboty, znowu nas

wychujali. A miało być tak pięknie, roboty miało być w bród, ten Jacek to nas tak

wyrolował że nie pytaj

- no wiem słyszałem od Waldka, ale ja nie mogę narzekać, mi pomógł i to strasznie.

Do dzisiaj bym się bujał po Londynie i nie wiem czy bym miał jakąś robotę. Kasa się

kończyła.

- ech faceci – Anna machnęła ręką – tylko narzekac potraficie, cieszcie się, słoneczko

świeci, jest ciepło, jakoś to będzie. Wojtkowi kawa smakowala niemiłosiernie. Lubił

taką, aromatyczną, czarną i słodką. Rozmowa zeszła na tematy podróży. Na temat ich

wspolnego przyjazdu do Anglii.

- Wojtek, pamietasz nas z autobusu?- zapytała Anna, siedzielismy zaraz za tobą,

kiedy Gośka karty rozdawała

- nie, nie pamietam ale chyba o tym juz rozmawialismy na marchewkach? – próbował

sobie przypomnieć

- marchewki ??- Adam nagle zaczął się śmiać na cały głos

- aleś Indorowi przywalił tą marchewką, aż się bardziej czerwony zrobił niż był

naprawdę

- Adaś przestań, ja tak naprawdę nie chciałem go trafić w łeb, czysty przypadek. Nie

wiesz jak to jest jak człowiek jest wsciekly? Wtedy wszystko mu sie udaje kiedy

71
normalnie by tego nie zrobił. Normalnie nigdy bym nie trafił - na wspomnienie tego

zdarzenia Wojtkowi troche zrobiło się przykro ale na widok Adama pokładającego się

ze śmiechu, nie wytrzymał, sam zaczął sie smiać.

W trakcie rozmowy podjechał pod dom biały opel,, z agielska zwany vaxual.

- Twoi współmieszkańcy przyjechali – powiedziała Gośka

- hmmm wypadałoby się przywitać, cholera, jak to zrobić? Ja z moim angielskim? A

co mi tam, jakoś to będzie - Wojtek podniósł się z krzesła i ruszył za parą

Portugalczyków

- hi, my name’s Wojtek, i’m new ... mieszkaniec no wiecie, ja tu mieszkam -

dokończył po polsku.

Kobieta uśmiechnęła sie do niego. Wojtek zaczął sie jej bacznie przyglądać. Chyba

była starsza od niego, niewysoka, kruczoczarne włosy, ręce całe wytatuowane w

napisach. Mężczyzna dużo niższy od Wojtka, szczupły, nawet przystojny, wydawał

sie młodszy od kobiety.

- Victor, this is Marija – powiedział wyciągając do Wojtka rękę na powitanie.

Powiedział coś jeszcze, czego Wojtek już nie zrozumiał. „Jezu ale będzie jazda”-

pomyślał. Marija uśmiechnęła sie do niego – hello – powiedziała. I nagle zaczeła coś

Wojtkowi tłumaczyć, oprowadzając go po kuchni. Wskazywała na przedmioty,

szafki, narzędzia, które są ich a które są wspólne, pokazała Wojtkowi gdzie jest jego

szafka, jego część lodowki, jego…Wojtka. Wojtek w dużej części ją rozumiał bo

mówiła mieszaniną angielskiego i niemieckiego który to język Wojtek jakoś znał. Na

pewno lepiej niż angielski. Od Mariji Wojtek dowiedział się że w domu mieszka

jeszcze jedna para Portugalczykow, ale George jest w pracy, a jego żona na

wakacjach w Portugalii. Wojtek powoli zaczął zajmować swoje półki. – nie powinno

być źle – pomyślał. Damy radę, dobrze ze umiemy się dogadać, zawsze mowiłem że

72
jak dwie osoby chcą to się dogadają. Powoli zaczał nadciągać zmrok. Zamknął się w

swoim pokoju, otworzył szeroko okno i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Odszukali

wielki wóz, małą niedźwiedzicę. Cisza, błoga cisza. Wyciągnął się na dużym łóżku,

trochę za dużym, i nakrył się śpiworem. Napisał do Kaski że się przeniósł, że dostał

nową pracę, że będzie lepiej. Kaśka odpisała – gratuluje. Zamknął oczy i zasnął.

Poranek zbudził go pięknymi promieniami słońca. Wstał wypoczęty,

wyspany. Cały dom jeszcze spał. Wstał po cichu starając się nie budzić nikogo. Zrobił

sobie poranną kawę. Z kawa wyszedł na dwór. Słońce dopiero niedawno wstało, był

piękny letni poranek jakich przeżył wiele. Sobota, przecież wszyscy jeszcze śpią, co

tu robisz, idź spać- pomyślał ale wiedział że juz nie zaśnie. Poszedł do koni. Lubił

zwierzęta chyba więcej niż ludzi. One przynajmniej nigdy mu nie zrobiły żadnej

krzywdy. Podszedł do boksu z pięknym kasztanowym ogierem. Ogier wyczuwszy

nową osobę zaczął go obwąchiwać. Wojtek wyciągną rękę w kierunku nozdrzy. Ogier

rzucił głową a Wojtek szybko wycofał rękę. Uuuuuu, spokojnie maleńki – powiedział

spokojnym głosem i znowu wyciągnął dłoń. Tym razem ogier dal się pogłaskać po

chrapach i po łbie. – Piękny jesteś- powiedział Wojtek do konia. Ogier jakby to

zrozumiał podniósł łeb i wyciągnął szyje. Wojtek poklepał go po szyi. Chyba się

zaprzyjaźnimy – pomyślał. Wrócił do domu. W „polskim” domu zaczął się juz mały

ruch. Przez okno zobaczył Małgorzatę stojącą przy zlewie i trzymającą czajnik. Po

cichu przybliżył się do okna, przytulił twarz do szyby i krzyknął, jednocześnie waląc

w okno.

- ty durniu – krzyknęła Goska- czego straszysz ludzi z samego rana. Wojtek juz zwijał

się ze śmiechu widząc przestraszona minę Gośki.

- no co ty, aż taki brzydki nie jestem żeby mnie się bać. Daj spokój- śmiał się Wojtek.

- chcesz kawę? – zapytała

73
- pewnie ze chce, Gosiaczku robisz najlepsza kawę pod słońcem.

- dobra, dobra, - zaśmiała się Gośka –kawa zaraz będzie gotowa.

Wojtek siedział na zewnątrz, kawa smakowała jak rzadko kiedy.

- Gosia co robicie w soboty i w niedziele?

- hmm najczęściej jeździmy na zakupy do Kings Lynn, ale bardzo często nic, po

prostu siedzimy w domu.

- nic?? Jak to nic?

- pożyjesz tu trochę to zobaczysz, juz wczoraj gadali na twój temat, nie mogli

zrozumieć jak się tu znalazłeś

- normalnie, od poniedziałku zaczynam prace jako ogrodnik dla Luck’a. Mam

nadzieje ze dotrzyma słowa i będzie to legalna praca. Bo innej nie chce. Niech będzie

za małe pieniądze ale legalna. Wiesz przecież ze ja nie wracam.

- no wiem, ale.... pożyjesz zobaczysz.

Ciekawe co ona ma na myśli – pomyślał , ale wszystkiego mógł się spodziewać. Taki

był, jeżeli były jakieś domysły zawsze wybierał najczarniejszy scenariusz aby być

gotowym na wszystko. Zycie nauczyło go przewidywać.

Sobotni dzień minął dość szybko, nawet za szybko. Wieczorem Lucke zapytał się

Wojtka czy jest gotów do pracy.

- work??- jedyne słowo jakie zrozumiał – yes, yes

- Ok jutro bądź gotów o 7,00 rano, pojedziemy nad morze.

- o 7,00? – upewnił się Wojtek

- yes- odpowiedział Lucke i zniknął w swoim domu

O 6,00 już był gotowy. Pierwsza robota jako ogrodnik, i niedziela powinna jakoś

zlecieć. Wypił spokojnie kawę, zjadł kanapkę i był gotów.

74
Lucke zapakował do swego czarnego mercedesa podkaszarkę, grabie, szpadel i

wyjechali. Po drodze zajechali do jakiegoś miasteczka i zabrali młodą kobietę, jak się

potem okazało narzeczoną Lucke’a. Droga minęła na próbach znalezienia wspólnego

języka, angielskiego, i Wojtek jakoś zaczął rozumieć Lucke’a. To czego nie rozumiał,

prosił o wytłumaczenie i Luke ze stoickim spokojem tłumaczył mu używając

najprostszych słów jakie tylko były możliwe.

Luck prowadził szybko, bardz blisko lewej krawędzi jezdni, czasami

zahaczając nawet o pobocze. Doprowadzało to Wojtka nieomal do zawału serca. Nie

mógł się skupić na widokach za oknem, które zmieniały się jak kalejdoskop. Po

ponad 2 godzinach jazdy dojechali na miejsce. Dom stał prawie nad samym morzem,

od plaży dzieliła go tylko ulica, osłonięta od ataków wody dosyć wysokim

falochronem. Za nim ciagnęła się plaża. Żółto-bury przedzielony palami

prowadzącymi do wody. Wojtkowi zabiło serce. Morze. Wprawdzie nie Bałtyk a

Północne ale morze. Jednak nie było czasu na wspominki. Nie po to tu przyjechał.

Wypakował sprzęt z samochodu, i poszli do domu. Był to mały domek, z czerwonej

cegły pokryty dachówką. Dookoła domu rósł busz trawy i chwastów. Cholera

pomyślał, jest co robić. Wziął się za robotę. Kładł pokos trawy łan za łanem, tak

jakby robił to kosą, która teraz by się przydała. Pracował długo i nie zauważył kiedy

zrobiło sie południe. Luke wyszedl sprawdzić jego robotę.

- would you like mug of coffee?

- yes please – odpowiedział Wojtek

Trochę zwolnił. Pracował w bardzo szybkim tempie bo od tego przecież ważyły się

losy jego pracy. Teraz zwolnił. Kawa jak zwykle smakowała wyśmienicie chociaż

bardzo ciężko było mu przyzwyczaić się do rozpuszczalnej.

75
Z domu wyszło dwoje ludzi w średnim wieku. Wojtek zrozumiał tylko że to są

Lucke’a rodzice. Przywitał się z nimi i wrócił do pracy.

- have you got some food? – zapytał Luke.

- no, but I’m not hungry – odpowiedział, nie chciał przyznać się że nie ma pieniędzy,

ze dopiero musi zarobić. Dzisiejszy dzień miał być trochę inny. Za dzisiejszy dzień

płacił ojciec Lucke’a i miały być pieniążki po zakończonej pracy.

- Wojtek, take a brake-

-no, its no time.- odpowiedział Wojtek nie odrywając rąk od pracy. Chciał pokazać że

on może i nie umie angielskiego, może i nigdy nie był ogrodnikiem, ale poradzi sobie

w tej pracy. Pogoda była przepiękna, cieplutko i w końcu Wojtka ciało pokryło się

kroplami potu. Wojtek prawie przez cały czas był obserwowany z ukrycia, przez

okno. Ktoś mu się ciągle przyglądał. Czół ich wzrok na swoich plecach. Pracował bez

wytchnienia

- Wojtek, lunch, do you like fish and chips?

- yes – odpowiedział I odwrócił się w stronę Lucke’a. Lucke stał z potężną porcja

ryby i frytek. Dawno nie widział takiej wielkiej ryby.

- It’s your lunch- powiedział Lucke - take a brake.

Wojtek czół się niezręcznie. Nie wiedział co powiedzieć, nie umiał grzecznie

odmówić.

- For me?? – Thank you – powiedział, i przerwał pracę. Usiadł sobie pod domem,

plecy oparł o nagrzaną od słońca ścianę, skropił rybę cytryna i zaczął rozkoszować się

jej smakiem. Frytki były doskonałe. Chociaż nikt go nie gonił, odsiedział przepisowe

30 minut i znów ruszył do pracy. Chciał skończyć ogród w jeden dzień. Duże

wyzwanie, ale możliwe.

76
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, pracował juz 10 godzinę ale i robota była

prawie skończona. Po prostu trzeba było tylko przyjechać i pozgarniać skoszoną

trawę, powyrywane chwasty, zrobić jaki taki porządek. Był z siebie zadowolony.

Ostatnia kawa, Owen, ojciec Lucke’a wypłacił mu cale 50 funtów. 50 funtów,, tyle

zarabiał w dobrych tygodniach za cały tydzień a teraz dostał za jeden dzien.

Szczęśliwy, choć zmęczony wracał do domu.

***

- Wojtek, have you got drive licence? – zapytał Lucke rano kiedy stawił się do pracy

przed jego domem gotowy do wyjazdu.

- yes - odpowiedział Wojtek „co on znowu wymyślił jesuuuu ja mam prowadzić

samochód po złej stronie drogi?? Jak ja to zorbie??”- pomyślał.

- Could you please take the truck, silver one and fallow me? I’ll show you where your

work place is.

“Jezu on nie wie co robi”- pomyślał

Zapakował sprzęt do isuzu i pojechali. Wojtek prowadził bardzo ostrożnie wykonując

te same manewry co Lucke. Jakoś bezpiecznie dojechał na miejsce i zaparkował.

Ogród nie był duży, trochę zapuszczony. Robota jak robota. Kopanie w ziemi,

pielenie grządek. Tak na prawdę wiedział co ma robić, widział po ogrodzie ale nie

wiedział za co Lucke wziął pieniądze. Lucke zaczął opowiadać co ma do zrobienia

jednak Wojtek nic z tego nie zrozumiał.

-Lucke can you show me what I have to do? - poprosił – I don’t understand

77
Lucke ze spokojem zaczął mu pokazywać jak się pieli, co jest do wyrwania a co do

zostawienia. Zaczął od tłumaczenia, że jeżeli chce się użyć podkaszarkę to najpierw

trzeba ją wyjąć z samochodu. Wojtek nie cierpiał tego angielskiego tłumaczenia

spraw. Wiele rzeczy było logicznych i umiał je sobie wyobrazić. Chciał żeby Lucke

po prostu zaczął odpowiadać na pytania, a nie tworzyć całą historię dookoła. Nie

cierpiał tego, czuł się jak dziecko prowadzone za rączkę.

Dni mijały bardzo szybko, soboty, niedziele wolne. Ludzie u których pracował byli

fantastyczni. Był zaskoczony ich uprzejmością i na każdym kroku czuł się doceniany.

Od większości po zakończonej pracy otrzymywał zawsze parę funtów w podzięce za

dobrze zrobiony ogród. Gdy nie chciał przyjąć pieniędzy ludzie zawsze tłumaczyli mu

ze te pieniądze są dla niego a szefowi i tak zapłacą. Od jednych klientów dostał

telewizor. Z samochodu terenowego, który dostał od Lucke’a do pracy, mógł

korzystać kiedy chciał. Na zakupy, na spacery, na wycieczki. Na pierwsze poważne

zakupy wybrali się wspólnie z Anną i Adasiem. Fantastyczna para. Pomimo lepszych

czy gorszych dni zawsze pokazywali sobie wzajemna miłość i oddanie. Jedno na

drugie mogło liczyć. Tego brakowało mu w związku z Kaśką. Tego zabrakło. Zakupy

były rewelacyjne, zarobił prawie £200 i pierwszy raz nie musiał się martwic co kupić.

Kupił co chciał a resztę odłożył żeby wysłać do Kaśki. Kaśka odezwała się zaraz jak

tylko zmienił pracę i napisał jej o tym. Dowiedział się ze Karolina jest w Londynie

razem że swoim chłopakiem juz jakiś czas i zaczynają mieć problemy finansowe bo

nie mogą znaleźć pracy. Nie chciała żeby im pomagał, chciała sama im wysłać

pieniądze, ale Wojtek przekonał Kaśkę że nie ma po co wysyłać pieniędzy skoro ma

pracę i jest na miejscu. Przykro mu się zrobiło, bo to nie Karolina zadzwoniła do

niego. Bardzo chciał im pomoc. Niestety zycia się nie wybiera chociaż o losach

78
można chcieć decydować. Wiedział że Kaśka, jak każda kobieta, szukać będzie

bezpieczeństwa finansowego i jeżeli tego nie dostanie znajdzie innego który jej to da.

Sprawdził to na własnej skórze. Kiedy przyszły ciężkie dni jedno się wycofało

szukając łatwiejszego rozwiązania. Ciągle próbował nawiązać z nią jakąś rozmowę.

Pewnego dnia dodzwonił się do niej i po krótkiej rozmowie dowiedział się czemu

chciała z nim rozmawiać. Chciała pieniędzy na nowy samochód, bo stary ten co kupili

po rozbiciu mazdy prawdopodobnie okazał się kradziony, chociaż w to nie wierzył, i

do tego się zepsuł i koszty naprawy były wysokie. Obiecał ze wyśle chociaż sam nie

miał. W „nagrodę” dostał numer telefonu do Karoliny. Żeby mógł przewidzieć

następstwa tego błędu i innych, które popełnił. Tyle ich zrobił. Zadzwonił do

Karoliny.

- hej, jak tam? Jak wam idzie?- zapytał

- jakoś powoli,, latamy po mieście i szukamy pracy. Na razie mamy opłacone

mieszkanie do końca następnego tygodnia a resztę się zobaczy

- się zobaczy? A jak będziecie musieli wracać?

- no to wrócimy

- mówiłem wam ze jak sobie poradzę to wam pomogę, po co się tak było śpieszyć?

- chcieliśmy spróbować i tyle

- Ok wasza decyzja, ale jak będziecie mieli problem możecie do mnie przyjechać, to

cos wymyślimy

Ta rozmowa telefoniczna trochę go zdenerwowała. Wiedział że młodość ma swoje

prawa ale brak myślenia i takie podejście do sprawy zawsze go denerwowało.

Bardzo zżył się z Anią i Adamem. Większość spraw robili razem. Razem jeździli na

wycieczki, na grzyby czy nad morze. Nie czuł już takiego osamotnienia. Miał

79
przyjaciół z którymi po pracy mogli wypić kawę, porozmawiać. Czasami na

wieczorną kawę przyjeżdżali Norbert z Elą i Anitą i przy paru kropelkach whisky

siedzieli do późnych godzin nocnych. W jednych z rozmów z Karoliną dowiedział się

że jest już źle

- wiecie co przyjeżdżajcie do mnie,, jakoś sobie poradzimy. Najważniejsze ze ja mam

pracę to na jedzenie będzie.

- no dobra jak już będzie bardzo źle to przyjedziemy ale myślę że to będzie w sobotę,,

w te sobotę.

- dobra pakujcie się i przyjeżdżajcie ja coś postaram się załatwić.

Owen, ojciec Lucke’a powiedział że jak przyjeżdża TWOJA CORKA to nie ma

problemu, mogą zająć jeden pokój i będą dopiero płacić jak znajdą pracę.

Podziękował i bardzo to mu ułatwiło sprawę. Potem zawsze mona znaleźć cos w

Kings Lynn, praca tez może się znajdzie bo Ania i Adaś Właśnie zmienili agencje i

zaczęli jeździć na Czekolady, pewnie i tam cos się znajdzie. Kiedy przyszła sobota,

poprosił Norberta o przywiezienie dzieciaków z Peterborough a sam wybrał się na

zakupy. Kupił sobie pierwsze buty,, adidasy z przeceny (różniły się tylko kolorem

znaczka na pietach), nowe spodnie, i jedzenia na długi okres. Dawno nie miał takiej

pełnej lodówki. I czekał. Okres wyczekiwania przedłużał się , jak to będzie?

Nareszcie przyjechali.

- Cześć dzieciaki – powiedział do wysiadających – i co?? Jak tam sobie radziliście? –

rozpakujcie się szybko bo zaraz będzie obiad.

- cześć- odpowiedziała Karolina – i ty mieszkasz w takiej dziurze?

- no mieszkam, nie jest tak źle jakby wyglądało, damy rade, do miasta jest niedaleko,,

chodźcie pokażę wam wasz pokój

Zaprowadził ich do pokoju znajdującego się koło jego własnego.

80
- rozpakujcie się, potem was przedstawię mojemu szefowi.

Zniknął w kuchni, dokończył obiad, nałożył na talerze i wyniósł go na dwór „będzie

milo” pomyślał.

- chodźcie już na obiad, jest nałożony i zaraz wystygnie.

Dzieciaki zeszły na dwór ale widać było że coś się stało. Ich twarze wskazywały na

jakąś burzliwą dyskusję. Tego co się potem stało nikt nie był w stanie przewidzieć.

- ja tu nie będę – krzyknęła Karolina – na tym śmierdzącym końcu świata, co my tu

mamy robić? To jest dziura zabita dechami, wiocha..

- Karolina, daj spokój,, uspokój się. Przecież ja tu mieszkam, mieszkają inni i dają

sobie rade. Nikt nie mówił że będzie łatwo ale wszystko można ułożyć

- daj spokój, nie opowiadaj mi bzdur, to jest wiocha i ja chce wracać do Londynu –

podniosła się z krzesła nie ruszając nawet obiadu i uciekła z płaczem.

Wojtek popatrzył na Bartka. Bartek siedział ze spuszczonymi oczami nie odzywając

się.

- Bartek, co ja mam zrobić? - Zapytał się młodego człowieka- dałem wam najlepsze

co miałem – ale nerwy go juz ponosiły z bezsilności.

Wszyscy słyszeli awanturę, Lucke popatrzył na Wojtka

- nie masz najlepszych więzi z twoją córką? Co się stało?

Wojtek opowiedział mu koligacje jakie wiążą go z Karolina i o co jej poszło, poprosił

Lucke’a żeby spróbował porozmawiać z Karoliną,, może to on potrafi ja przekonać.

Karolina wróciła, Wojtek juz nie miał ochoty jej przekonywać, nigdy nikogo do

niczego nie zmuszał. „ nie chce zostać, niech jedzie w cholerę, ja mam ich dość, dość

fochów, niedostosowania się do życia, do sytuacji, wymagań „ Usłyszał jeszcze jak

Lucke rozmawia z Karolina i próbował jej przetłumaczyć że nie może jej obiecać

pracy od jutra ale w ciągu tygodnia pewnie się coś znajdzie. Karolina kategorycznie

81
powiedziała że nie chce tu być i poszła do pokoju. Bartek poszedł za nią. Wojtek

usiadł przy stole i dokończył obiad. Wszystko się w nim gotowało. Nie mógł sobie

znaleźć miejsca. Poszedł na górę. Wszedł do ich pokoju. Karolina siedziała na

walizkach i płakała a Bartek próbował cos jej wytłumaczyć. Wojtek w tych całych

nerwach nie słyszał o czym rozmawiają.

- to jaka jest wasza decyzja? – zapytał podniesionym tonem

- jaka decyzja?? Ja wracam – wykrzyczała Karolina – W Londynie pokój jest jeszcze

opłacony na tydzień, ja nie będę siedziała na tym zadupiu.

Wojtek w nerwach rzucił jej wszystkie pieniądze jakie miał. Całe 280 funtów, tyle

miał zaoszczędzone.

- tu są pieniądze które chciałem wysłać twojej matce ale nie wyślę. Zabieraj to i

wyjeżdżaj tam gdzie chcesz. Ja ciebie nie będę trzymał na sile.

- odwieź nas na autobus

- pakujcie się i do samochodu.

Zapakował ich do Isuzu i zawiózł na dworzec autobusowy w Kings Lynn. Nie

sprawdzając nawet czy mają jakiś autobus do Londynu, wysądził ich i odjechał. Miał

wszystkiego dosyć.

Na następny dzień postanowił jednak sprawdzić czy dojechali szczęśliwie.

Zadzwonił. Nikt nie odbierał. Napisał smsa – za 280 funtów to się chociaż dziękuję

należy, wypadałoby podziękować – po krótkiej chwili przyszła odpowiedź – Ty głupi

chuju, wszystkim rozpowiem jaki z ciebie skurwysyn ze nawet najbliższym nie

chciałeś pomoc, całej rodzinie, lepiej dla ciebie i dla wszystkich żebyś wyrzucił ten

numer telefonu i zapomniał o wszystkich, o mnie , o mamie, Kajetanie. Powiedziałam

mamie jaki z ciebie kutas i wszystkim to powiem- zaniemówił,, ręce mu opadły.

Wiedział juz co będzie dalej. Karolina była oczkiem w głowie Kaśki,, nieraz się o nią

82
kłócili. Wiedział że Kaśka jej będzie ślepo wierzyła,, we wszystko co ona powie.

Wziął się do pracy, cale nerwy przelał w łopatę i w kopana ziemie. W tym dniu zrobił

pracę którą miał zaplanowaną na trzy dni. Nie zauważył nawet kiedy minął dzień.

Następnego dnia Ania podeszła do Wojtka

- Wojtek, co się stało, czemu nie zostali??

- nie mam zielonego pojęcia, Karolina chciała wracać, Bartek nic nie odpowiedział,

zapakowałem ich i wysłałem powrotem do Londynu gdzie chciała wracać

- przecież to bez sensu. Mogli tu siedzieć, spać mieli gdzie, jeść mieli co, jakaś praca

by się znalazła

- ja to wiem, ty to wiesz ale im nic nie wytłumaczysz, a w podzięce dostałem to – i

pokazał jej smsa, którego dostał od Karoliny.

- o ja pierdolę - zaklęła Ania, chociaż nigdy tego nie robiła - ona jest pojebana, ty się

dla nich starasz, załatwiasz, prosisz a ona takie bzdety wypisuje??

- to jeszcze nie wszystko, teraz dopiero się zacznie, już mogę zapomnieć o Kajetanie,

Kaśce i wszystkim innym. Kaśka jej uwierzy a nie mi, mnie ona wcale nie będzie się

pytać. Było do dupy, ale jakoś ostatnio te kontakty się poprawiły bo chce kasę, teraz

znów będzie cisza.

- za co ty tak mocno kochasz tą blerwę? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym?

- hmmm wiesz,, jeżeli się kogoś kocha, to nie za coś, kocha się po prostu za to że jest,

kochasz jej spojrzenie, jej uśmiech, jej glos, jej dotyk. Kochać to znaczy dawać,

dawać siebie. Kochać to jest sztuka dawania i brania. Kochać to oczekiwać na każdy

uśmiech, na każde spojrzenie. Ja nie potrafię ci tego wyjaśnić. Miłość jest ślepa, tak

mówią mądrzy ludzie i to jest prawda. Ja ją znam jak zły szeląg. Wiem ile mi krzywd

wyrządziła, ale nie mam na to żadnego wpływu.

- znajdź sobie inną i po bólu, na miłość najlepsza jest druga miłość.

83
- a co ty byś zrobiła gdyby Adaś cię teraz zostawił i wyjechał

- przestań,, nawet tak nie myśl- odpowiedziała

- a widzisz,, więc nie pytaj mnie dlaczego. Nigdy w życiu nie zdradziłem żadnej

kobiety z którą byłem, bo czułbym się tak, jakbym zdradził sam siebie.

- a tamte kochałeś?

- to ciężko odpowiedzieć, coś do nich na pewno czułem, odpowiedzialność,

przywiązanie, ale to wszystko nie było tak mocne jak z Kaśką. Wiesz – powiedział po

chwili namysłu – dla mnie słowo kocham nie straciło jeszcze na wartości, jeżeli

mówię że kocham, to kocham naprawdę. Oddałbym wszystko, chociaż czasami to tak

bardzo boli. Na Krzyśka matkę czekałem ponad rok, powiedziała mi że nie wróci bo

mieszkanie nie jest jej i ona tam się obco czuje,, przepisałem na nas dwoje, ubłagałem

moich rodziców żeby się wymeldowali a ona i tak nie wróciła. Tylko zabazgrałem w

papierach z mieszkaniem i nic teraz nie mogę zrobić.

Niedziela dobiegała końca, nadszedł zmierzch. Adaś w końcu zszedł z góry i dołączył

do rozmawiających. Atmosfera trochę się rozluźniła.

Takich wieczorów jak ten Wojtek z Anią spędzali coraz więcej. Pomimo dużej

różnicy wieku, dogadywali się doskonale, czasami nawet nie potrzebując słów.

Łączyła ich taka bratersko-siostrzana więź. Starszo-braterska. Kiedy Adam z Anią

wracali z pracy, Wojtek już miał ugotowany obiad i bardzo często siadali razem do

posiłku. Czasami wyjeżdżali na wycieczki, z których zawsze cos przywieźli, to

grzyby, a to marchew, kapustę, czy rabarbar zerwany z czyjegoś pola.

84
***

- Wojek, wstawaj, jedziemy do pracy – obudziło go walenie do drzwi i głos jednego z

Polaków. Otworzył oko i spojrzał na zegarek. Dobiegała piąta.

- do jakiej pracy?, przecież dopiero piąta

- Krowy pouciekały i Oven prosi nas o pomoc

Wojtek zerwał się na równe nogi – już wstaję – krzyknął i szybko się ubrał. Za chwilę

był na dole.

Na dole już czekali na niego.

- Wojtek ty weźmiesz Issuzu i razem z Lucke’m, Romkiem pojedziesz za mną –

zarządził Oven, nieznoszącym sprzeciwu głosem. Wojtek odpalił silnik. Pojechali.

Jechali polnymi drogami, które były rozmoknięte po nocnym deszczu. Wojtek musiał

wrzucić napęd na cztery koła. Samochód szedł jak burza. Dojechali do małego lasku.

Przy drodze ciągnęło się ogrodzenie z bali. Wdłuż tego ogrodzenia Oven prowadził

dosyć szybko, gdy nagle zauważyli wyrwę. Oven zatrzymał samochód. Wojtek stanął

za nim.

- Naprawdzie wyrwę my jedziemy zobaczyć co z bydłem, ludzie już zbierają je od

rana – krzyknął Oven i ruszył

Szybko pozbierali powyrywane kołki i naprawili ogrodzenie. Zadzwonił Oven. Całe

bydło było już za ogrodzeniem.

Podjechali do bramy i wjechali na teren. Jechali jakiś jeszcze czas przez las aż w

końcu z niego wyjechali. Przed Wojtkiem rozpostarła się wielka przestrzeń jak z

filmów o dzikim zachodzie. W oddali spokojnie pasło się stado bydła, jakieś 200

sztuk. Nie były to mućki, jakie znał z Polski. Wiekie, brązowe, owłosione krowy, z

potężnymi rogami.

85
- brakuje jednego byka – odezwał się Lucke odrywając lornetkę od oczu – musimy go

znaleźć bo jest niebezpieczny. On chyba zwariował. Jest chory. Potem pozbieramy

część jałowek i krów i zapakujemy na samochód.

Byka odnaleźli za wielką skałą. Leżał spokojnie. Przez chwilę obserwowali go przez

lornetkę. Zadzwonił telefon Lucka.

- Oven każe nam wracać do bramy. Pakujemy jałówki na samochód.

Podjechali do głównej bramy, przy której już była przygotowana zagroda. Zaczęli

gonić krowy. Jedna po drugiej wchodziły do zagrody razem z jałówkami. Pod bramę

zajechał samochód do przewozu bydła, wycofał i kierowca otworzył furty.

Zaganiali jedno po drugim. W południe jakaś kobieta przywiozła jedzenie. Wojtek z

Luckiem rozpalili ognisko.

- co nam dzisiaj serwuje kuchnia na obiad? – zapytał Maciek, jeden z pracowników

Ovena

- eee jakieś paje z mięsem, ale jest kawa w termosie. Nalać ci? – zapytał Wojtek i nie

czekając na odpowiedź nalał kawy do kubka – jak na dzikim zachodzie, bydło się

pasie, przestrzeń, ognisko, szkoda tylko że nie ma na rożnie czegoś co mogłoby

skwierczeć. Jakiegoś mięsa – zaśmiał się Wojtek.

- ja jestem tak zrąbany, że mi się nic nie chce, od 3 rano uganiamy się jak idioci po

lesie zaganiając stado – powiedział Maciek i położył się na trawie.

Odpoczywali dosyć długo, gdy zawołał ich Lucke.

- Kończymy i wracamy do domu.

Bydło zaganiali do czwartej po południu i wrócili zmęczeni do domu.

86
***

Mijały dni, piękne lato 2004 roku dobiegało końca. Wojtek zdawał sobie sprawę ze

prace ogrodowe się skończą i trzeba będzie znaleźć inna prace, za deszczowe dni,

kiedy nie miał pracy Lucke mu nie płacił, czasami tylko pozwalał malować w swoim

nowym domu. Z zaoszczędzonych pieniędzy kupił sobie samochód. Za cale 300

funtów kupił vaxuala cavaliera. Taki był dumny z siebie. Mógł się ruszyć w

poszukiwaniu pracy. Nowej pracy.

87
ROZDZIAL VII

PETERBOROUGH

Szukał pracy. Lucke powiedział mu ze będą dni bez pracy za które nie będzie

otrzymywał pieniędzy. Takie dni spędzał w Kings Lynn na przeglądaniu prasy w

bibliotece czy komputerów Job Centre. Pewnego dnia zobaczył ogłoszenie o

zatrudnieniu w ochronie. Zdecydował się zadzwonić. Jego angielski był juz na tyle

komunikatywny ze decyzja była szybka. Umówił się na Interview na następny dzień.

Interview przebiegło bardzo przyjemnie, Mike chciał go zrozumieć, Wojtek nie czół

skrępowania, w angielskim juz jakoś się poruszał, przedstawił swoje zaświadczenia

które miał już przetłumaczone przez jednego z klientów u którego pracował jako

ogrodnik.

- jutro przyjedziesz tutaj do tego zakładu po mundur,, zaczynasz po jutrze – na koniec

poinformował go Mike.

Wojtek nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Nowa praca. Teraz jeszcze Lucke,,

jakoś musi mu to powiedzieć.

Z Lucke’iem sprawa poszła bez bólu,, mógł zostać w pokoju, z resztą został i tak

przeniesiony do małego pokoiku wydzielonego z salonu. Mieściło się w nim tylko

łóżko, szafa i mała szafka z telewizorem, ale i tak czół się jak w domu. Marija i

Wiktor traktowali go jak członka rodziny,, zawsze mógł na nich liczyć, tak samo jak

oni na niego. Wspominał jak poszedł na rozmowę o Insurance Number. Za pierwszym

razem został wyrzucony bo jego angielski był bardzo słaby, na następne poszedł z

Wiktorem. Pani w Job Centre była bardzo zdziwiona. Jak to, Portugalczyk ma służyć

za tłumacza Polakowi, gdy obydwaj nie znają swoich jeżyków nawzajem? Oni jednak

się rozumieli. Czasami bez slow. Żaden z Polaków mieszkających w Pentney nie

88
chciał z nim iść chociaż znali angielski, Wiktor był jedyny, który zaoferował swoją

pomoc. Jedyny na którego mógł liczyć, oprócz Adama i Ani, ale oni nie znali

angielskiego. Bardzo często razem jedli obiad, jeździli pobawić się do portugalskiego

klubu do Swafam czy na dyskotekę do Kings Lynn. Wielką niespodziankę zrobili mu

na 40 urodziny. Nie powiedział nikomu ze ma. Praca po 12 godzin, poza tym

wszystkim nie chciał żeby ktoś mu składał życzenia. Nie chciał żadnej imprezy. Jak

zwykle chciał je spędzić sam. Wrócił po służbie do domu, wszedł do salonu, w

salonie ciemno, ruszył w kierunku swojego pokoju gdy nagle rozbłysło światło i

ujrzał roześmiane twarze swoich przyjaciół. Był tak zaskoczony ze nie potrafił

wykrztusić z siebie ani jednego słowa, znów miał łzy ze wzruszenia. Nie chciał tego,

a jednak sprawiło mu to ogromna przyjemność. Ktoś nie zapomniał o nim. Ktoś o nim

pamiętał. Salon był przystrojony, stół zastawiony. Dziewczyny stanęły na wysokości

zadania. Żeby nie Ania i Marija płakałby jak bóbr. Bawili się do rana. Miał szczęście.

Dziewczyny sprawdziły czy nie idzie do pracy na drugi dzien.

Na początku grudnia dowiedział się że jego praca znowu stanęła pod znakiem

zapytania. Kończył się kontrakt jego firmy z fabryka w której pracował. Znowu

widmo poszukiwania nowej pracy, Znów widmo życia bez pieniędzy. Opanował go

strach. Nie przestał jednak uczyć się angielskiego. Juz 3 raz przerabiał książkę, którą

kupił jeszcze w Pinchbecku. Pomagał mu w tym Geof, który razem z nim pracował.

Pan w średnim wieku, z bardzo poprawnym i czystym angielskim, bardzo kulturalny,

wytrzymywał ciągłe pytania Wojtka…. a dlaczego to, a dlaczego tamto. Rozmowa z

Mike’iem przyniosła decyzje przeprowadzki. Przeprowadzki do Peterborough.

Przeprowadzki do miasta.

89
***

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia zapakował się w swój samochód, ledwo się

zmieścił. Nawet nie wiedział ze tyle nakupił sobie dobra przez ten czas. Robot

kuchenny, mała wieża, telewizor, garnki, kubki. Ile tego było.

Załatwił sobie pokój u pewnych Polaków na Belsize Avenue. Pokój podobno 2

osobowy więc musiał zapłacić za 2 osoby. 70 funtów. Teraz przy jego zarobkach nie

było to dla niego dużo. Tyle godzin w miesiącu ze nie miał czasu zastanawiać się na

życiem. Zaczął pracować po 300 godzin w miesiącu, sen, praca, praca, sen. Pierwsze

dni przesypiał,, budził się tylko po to aby cos zjeść i wyjeżdżał. Był zadowolony.

Pierwsze święta w UK i nowy rok spędził w pracy jak wiele, wiele innych następnych

dni. Obiecał kupić Krzyśkowi komputer. Hmmm komputer. Po co ma mu wysyłać

pieniądze na nowy komputer, skoro może go kupić tutaj? Po co czekać do lata na

przyjazd Krzyśka, skoro może go ściągnąć teraz? Ma stabilną pracę, stabilne

pieniądze, po co czekać ? W wigilię zadzwonił do matki

- cześć mamo, wszystkiego najlepszego na święta

W odpowiedzi usłyszał tylko cichy szloch

- mamo co się stało? Mów

- babcia nie żyje, nie doczekała świąt, pogrzeb po świętach.

Jego ukochana babcia, babcia, która opiekowała się nim od najmłodszych lat, to

właśnie do niej uciekł po którejś awanturze z ojcem. Łzy same wyszły z oczu. Nawet

się z nią nie pożegnałem – pomyślał

- mamo, ja nie mogę przyjechać, wiesz że zmieniłem pracę, jeszcze nie mam urlopu

- wiem synku, wiem. Damy sobie radę. Nie przejmuj się. Damy sobie radę.

- gdzie ją chcesz pochować?

90
- w Lęborku, koło dziadka. Naczekał się na nią

- mamo, wiesz że to był już jej czas- próbował jakoś przetłumaczyć sam sobie. Może

trochę uspokoić matki szloch – powiedz mi coś, chciałbym Krzyśka tu zabrać. Niech

już zacznie się tu uczyć, tak naprawdę to szkoda go trzymać do końca roku szkolnego.

- synku zrobisz jak uważasz, może masz rację, dla ciebie będzie lepiej, nie będziesz

sam. A jak z jego szkołą? Da sobie radę?

- powinien, nie jest głupi. A polskie oceny i tak jemu na nic się nie przydadzą.

- ty wiesz najlepiej co masz robić, wiesz że ja ci zawsze pomogę ,a jemu tutaj nie jest

źle.

- wiem mamo, ale sama wiesz jak jest na obczyźnie,, sama wyjechałaś w 87 roku do

Niemiec. Bez koleżanek, zmiana życia, osamotnienie. Sama pamiętasz jak chciałaś

wracać. Tylko ty miałaś ojca, Michała, a ja nikogo tu nie mam. Kaśka się nie odzywa.

- i lepiej dla ciebie. Daj spokój z Kaśką, myśl teraz o sobie i o Krzyśku, nic nie

zrobisz na siłę

- wiem,, ja to wszystko wiem. Ale to tak ciężko.

- dasz radę, tak jak i my tutaj musimy sobie dać radę.

Po rozmowie z matką już wiedział. Ściągnie Krzyśka najszybciej jak tylko się da.

Po Nowym Roku sprawdził szkoły. Nie ma żadnych problemów z przeniesieniem.

Ucieszył się. Było wolne miejsce w Krzyśka roczniku w szkole niedaleko jego domu.

Chyba czas mu o tym powiedzieć i kupić bilet. Niech ma czas dzieciak pożegnać się z

przyjaciółmi.

- Krzychu, spakowany jesteś?? – zapytał pewnego dnia, gdy zadzwonił do matki

- ja? Pewnie. W każdej chwili a co?

- nic, przyjeżdżasz do mnie 9 lutego. Cieszysz się?

- 9 lutego? To za niecały miesiąc, pewnie że się cieszę, a co ze szkołą?

91
- musisz tylko papiery zabrać ze szkoły i powiedzieć ze już nie wracasz, z resztą ta

szkoła będzie się kontaktowała z twoją szkołą i wszystkie dokumenty pójdą emailem.

Myślę, że wszystko powinno być ok.

9 lutego nadszedł szybko, Wojtek po pracy pojechał na lotnisko. Oczekiwał dziecka,

które zostawił, a zobaczył mężczyznę wyższego od niego o 2 cm.

- cześć synku – chciał go przytulić, ale…. Podał mu rękę jak mężczyźnie – jak lot?

- cześć tata, ale fajnie się leciało.

Pomógł mu nieść bagaże. Do samochodu nie było daleko a do domu kawałek. Mieli

dużo czasu dla siebie.

- wiesz, na razie będziesz mieszkał w takim małym pokoiku który jest przyklejony do

mojego, tam jest tylko twoje łóżko i piec gazowy,, może trochę śmierdzieć gazem, ale

jakoś będziesz musiał to przeżyć

- tata nie martw się, damy radę.

- wiesz że kupiłem komputer?

- wiem mówiłeś mi. To fajnie. Trochę lepszy niż ten co miałem w Polsce.

- no trochę,, i pociągnąłem Internet. Będziesz miał zajęcie.

- fajnie.

Drogę Peterborough spędzili na ględzeniu o wszystkim i o niczym.

Wojtek czasami próbował skontaktować się ze swoimi przyjaciółmi z Gdańska przez

Internet, ale niestety wszyscy go zablokowali, Nawet Adaś z Beatą a znali się już

prawie 15 lat. Kaśka zrobiła swoje. Napisał do niej dwa maile z propozycja przyjazdu

do Anglii, Kaśki z dziećmi, ale jak zwykle nie dostał odpowiedzi. Wir pracy,

Krzysiek, osłabiły trochę pamięć o niej. Już chciał zapomnieć.

92
Pojawiły się problemy z Krzyśka szkołą. Jakoś nagle nie mogli go przyjąć do szkoły

bo nie wymienili kontaktów ze szkołą w Polsce. Wojtek zadzwonił do Polski. Pani

Dyrektor szkoły do której chodził Krzysiek w Polsce odmówiła przesłania jego

dokumentów do Wielkiej Brytanii bo jak oświadczyła Wojtek chciał porwać dziecko i

wywieźć bez zgody matki. Wywiązała się okropna awantura, bo jak przyjąć Krzyska

do nowej szkoły to nikt się nie pytał o zgodę matki, teraz nagle sobie ktoś o niej

przypomniał. Przecież wyrok sądu mówił wyraźnie, miejsce zamieszkania Krzyśka

jest przy ojcu. Żadne argumenty do niej nie docierały. Nawet to że Krzysiek i tak już

nie wróci, że zostaje w Anglii skwitowała tym że złoży zawiadomienie do policji o

popełnieniu przestępstwa. Wojtek uprowadził własne dziecko, i nie zezwala mu

chodzić do szkoły, do polskiej szkoły, to były według Pani Dyrektor czyny

przestępcze. Wizyta w Urzędzie Miejskim w Peterborough w wydziale edukacji

powinna coś pomóc. Sprawy Urzędowe jednak w Wielkiej Brytanii trwają bardzo

długo, wymiana korespondencji pomiędzy Urzędem Miejskim a szkołą zajęły dwa

miesiące. Cały ten czas Krzysiek spędzał samotnie w domu przy komputerze w

Internecie. Wojtek wierzył z Krzyśka, wiedział że dzieciak zrozumie sytuację, chociaż

było mu bardzo go żal.

Po wielu wizytach w Urzędzie miejskim, w kwietniu Krzysiek poszedł do szkoły. W

pokoju, w którym mieszkali, Krzysiek nie za bardzo miał warunki do nauki. Poza tym

obecność innych osób krępowała Wojtka. Polacy u których wynajmowali ten pokój

byli nie do zniesienia. Wszystko im przeszkadzało, chodzenie po schodach,

zapomniany kubek w kuchni. Zachowywali się tak, jakby Wojtek i Krzysiek mieli

prawo tylko płacić. Piec gazowy znajdował się w kanciapie, którą zajmował Krzysiek.

Pewnego dnia właścicielka mieszkania weszła bezceremonialnie do ich pokoju, bez

93
pukania, bo chciała włączyć ogrzewanie. Wojtek właśnie się przebierał po nocnej

służbie.

- nie mogłabyś pukać jak wchodzisz do czyjegoś pokoju?? – zapytał Wojtek – ja się

przebieram, jestem w gaciach a ty się pchasz jakbyś była sama.

- to mój dom i będę robiła co mi się podoba,

- chyba coś pomyliłaś, ja ci płacę za ten pokój i nie masz prawa naruszać mojej

prywatności, a jakbym był bez gaci?

- a co to ja chłopa bez gaci nie widziałam?

- nie obchodzi mnie to co ty w swoim życiu widziałaś a czego nie, ja sobie nie życzę

żebyś wchodziła tu bez pozwolenia, jutro montuję zamki, A teraz wyjdź zanim się tak

naprawdę wkurzę.

- ja nie zezwalam na żadne zamki – powiedziała Polka i wyszła z pokoju.

- Tata, ona to codziennie robi, nie pyta mnie o zezwolenie, czy o zdanie, po prostu

łazi nam po pokoju – odezwał się Krzysiek po chwili ciszy – Kiedyś wracałem z

miasta i zastałem ja przy naszym komputerze, jak mnie zobaczyła to szybko wyszła.

- co? – zapytał zdziwiony Wojtek – jak to łazi?

- normalnie, wchodzi jak do siebie.

Wojtka poniosły nerwy.

Byli intruzami za własne pieniądze. Sytuacja stawała się bardzo napięta i Wojtek

postanowił to wszystko zmienić. Postanowił wynająć mieszkanie tylko dla nich.

Szukał mieszkania dwa tygodnie, we wszystkich agencjach mieszkaniowych chcieli

referencji, potwierdzeń. Przed nim była ciężka praca. Znów zarywał godziny snu

tylko po to żeby znaleźć jakieś normalne lokum dla nich, gdzieś w okolicy Krzyska

szkoły. W końcu znalazł. Mieszkanie z trzema małymi pokojami o ogromną kuchnią.

Miejsce na stół i grilla przed domem dopełniało reszty. Nareszcie byli u siebie. Mieli

94
własny kąt. Wojtek wspominał Anię i Adama. Wrócili na święta do Polski i Adam

zaczął pomagać swoim rodzicom w sklepie. W najbliższych planach nie mieli

przyjazdu do Wielkiej Brytanii. Wojtek bardzo tęsknił do ich wieczornych

nasiadówek przy kawie. Nie miał za bardzo czasu na znajomości, ale i nie lubił

nowych. Nigdy nie lubił zawierać nowych znajomości. Wolał raczej wąskie grono

przyjaciół, ale dobrych przyjaciół. Tak naprawdę to był odludkiem. Skrytym w sobie,

zamkniętym. Ze wszystkich znajomych, jakich miał w UK tylko Anna rozgryzła go

bardzo szybko.

- wiesz co? – powiedziała kiedyś – ty z wierzchu jesteś jak z kamienia, zimny i

twardy ale jak cię lepiej poznać, jesteś czuły i gorący. Potrafisz kochać na zabój –

Wojtek o tym wiedział. Jego twarz nieprzystępna i zachowanie niepozwalające się

zbliżyć było efektem jego pracy i wielkich doświadczeń, które przeszedł w życiu.

Nigdy go ono nie rozpieszczało.

95
ROZDZIAŁ VIII

JULIA

Wojtek rzadko się widywał z Krzyśkiem, poświęcił się pracy, czas spędzany razem na

rozmowach był czasem rozmów telefonicznych. Wojtek wracał z pracy, Krzysiek

wychodził do szkoły, Krzysiek wracał ze szkoły, Wojtek wychodził. Mijały się ich

życia. Wojtek czuł, że zyskując dobra materialne, może utracić dużo więcej, może

utracić więź z synem. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Ucieczką od myśli, była

ucieczka w Internet, do czuta, do ludzi, których nie znał i prawdopodobnie nie pozna,

chociaż rozróżniał ich po nicku, który sobie przybierali. Bardzo złudna rzecz, lecz on

nie dbał o to. Potrzebował się wygadać, pośmiać, pożartować. Samotność, która mu

dokuczała, była ponad to. Na realne życie nie miał szans, więc schował się w świecie

wirtualnym. Większości kolegów pozbył się zakładając własną firmę. Zamiast

pomagać ludziom jak to robił dotychczas za darmo, zaczął wystawiać cennik, za

spędzony z nimi czas w agencjach pracy, wypełnianiu formularzy, pisaniu CV. Zrobił

to, bo nikt nie zważał na to, że spał 2 godziny po pracy, albo nie spał wcale.

Przychodzili do niego i prosili – Wojtek pomóż – większość osób które prosiły go o

pomoc, były tyle samo czasu w Anglii co on, albo i dłużej,, skoro on mógł się tego

nauczyć to inni też mogli. Kolega prosił o kolegę, znajomy o znajomego a on nigdy

nie miał czasu dla siebie i dla syna. Kiedy założył firmę wszystko ustało. Stracił

znajomych i znajomych znajomych. Nie rozpaczał po stracie. To nie są przyjaciele,

którzy pozwalają aby człowiek się wykończył. Sen jest jedną z bardzo ważnych

potrzeb życiowych a jego miał bardzo mało. Został mu tylko Norbert, który nigdy nie

chciał nic innego jak tylko obecności Wojtka czy rozmowy z nim, Wojtek też tego

potrzebował a więc korzyść była obopólna. Internet zaczął wypełniać luki, które

96
powstały po stracie „kolegów”. Na czacie mógł się spełnić w chęci pomagania

ludziom, ale i również czerpał inspiracje do życia na co dzień. Wyobraźnia działała na

pełnych obrotach nie pozwalając ulec stagnacji i ciszy która panowała w domu.

Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw które nosi ze sobą czat. Starał się nie

przenosić realnego życia w świat wirtualny, ale po pewnym czasie było to dosyć

trudne do osiągnięcia. Internet nie ma granic, ale jest prosty do wyłączenia. Kiedy

idziesz do pracy nie musisz nikogo prosić o opuszczenie twojego domu, albo

przepraszać że nie masz czasu i tłumaczyć godzinami dlaczego. Po prostu mówił ze

wychodzi do pracy i wyłączał komputer.

Pewnego dnia gdzieś na początku czerwca, ktoś zaprosił go do rozmowy prywatnej –

sprawdził nickname – julia1- „ciekawe” – pomyślał. Zobaczymy kto to. Rozmawiali o

wszystkim i o niczym. Anonimowość, którą zapewnia Internet, pozwalała na dosyć

szczerą wymianę zdań i opinii o życiu, a w końcu o samym sobie. Starał się nie

zapominać że nickname jaki sobie przybrał, Samotny_tata, jest jak twarz,

rozpoznawalny przez tysiące użytkowników czata. Znał ludzi, wiedział że rozmawiają

ze sobą, plotkują o innych, i tak jak w życiu rzeczywistym mogą utrudnić życie i w

tym środowisku. Zawsze mógł zmienić swój nickname ale dla niego to było jak

zmiana osobowości. Z rozmowy wynikało, że jest kobietą, samotnie wychowującą

małą córeczkę, skrzywdzoną przez męża. Julia zadawała wiele pytań o jego osobiste

życie ale Wojtek umiejętnie omijał odpowiedzi. Nie lubił opowiadać o sobie a tym

bardziej o innych a opowieść o sobie byłaby właśnie opowieścią o innych, o żonach, o

ludziach otaczających go, o przyczynach i konsekwencjach jego decyzji. Rozmawiali

bardzo krótko, niestety jak co dzień Wojtek musiał iść do pracy. Julia, do takiego

imienia przyznawała się kobieta z którą rozmawiał, bardzo go zaciekawiła. Po paru

dniach znów zobaczył jej nickname. Tym razem sam zaprosił ją do rozmowy.

97
Rozmowa potoczyła się sama. Tym razem, już nie obyło się bez szczegółów z jego

życia, i z życia Julii. Powiedziała że ma 25 lat. - Bardzo duża różnica - pomyślał - ale

co to za różnica w Internecie? Przecież ona może kłamać a on i tak nie jest w stanie

tego sprawdzić. Najważniejsze że im się doskonale rozmawia. Od tego czasu zaczęli

spotykać się na czacie, wymienili się adresami email. Julia nie miała stałego dostępu

do komputera i korzystała z kawiarenki internetowej w Polsce, obiecała że przyślę

zdjęcie pocztą. Wojtek wysłał jej swoje pocztą elektroniczną. Listy email które

Wojtek dostawał były pisane przez osobę dojrzałą, znającą życie i bardzo oczytaną.

Zaimponowało to Wojtkowi. W końcu przyszedł pierwszy list tak długo oczekiwany

przez Wojtka. List ze zdjęciem. Na zdjęciu była młoda kobieta, pięknie zbudowana, w

długich włosach. Wojtkowi twarz wydawała się za młoda do wieku, który podała

Julia, ale w liście doczytał się że zdjęcie jest stare, zrobione w wieku 18 lat kiedy

jeszcze była modelką. Wojtek odpisał, opowiedziawszy całą swoją historię,, historię

swojego życia. Nadszedł drugi, trzeci. Listy Julii doskonale się czytało. Wojtek pisał

do niej codziennie, listy stawały się opisem jego codziennego życia, jego przemyśleń.

Pisał je najczęściej w pracy i wysyłał po odebraniu odpowiedzi. Wojtek zaczął

dzwonić do niej a właściwie do budki telefonicznej, do której Julia przychodziła

praktycznie o każdej porze dnia i nocy,, kiedy tylko poprosił. Pociągała go, może zbyt

długo nie miał kobiety, albo za mocno doskwierała mu samotność? Wiedział, że jest

kobietą oczytaną, wydawało mu się, że znającą życie. Zaczął marzyć o rodzinie,

rodzinnym cieple, którego mu zawsze brakowało, o kobiecie w jego domu, o drugiej

osobie, która wypełni pustkę w jego życiu, o wspólnych spacerach w niedzielę,

wspólnych posiłkach. Julia chciała tego samego. Pewnego lipcowego dnia usłyszał –

Wojtek, kocham cię- Nie wierzył w żadną internetową miłość, to słowo dla niego

miało tak wielkie znaczenie, że postanowił jej wyjaśnić w liście, co dla niego znaczy

98
KOCHAM. On nie rzucał tego słowa na wiatr, nie nadużywał. Napisał, że nienawidzi

kłamstwa i jego można okłamać tylko trzy razy, żeby się zastanowiła, co mówi, czy

jest pewna tego, co mówi. Przy najbliższej rozmowie telefonicznej Julia potwierdziła,

dobrze wie, o czym mówi. Wiedział, co może jej dać a czego nie.

- Julia czy jesteś pewna tego co mówisz?

- jak najbardziej, Kocham cię Wojtku od pierwszego dnia kiedy cię usłyszałam w

słuchawce

- Julia, wiesz że to nie możliwe?? Ja ci nie mogę dać tego samego. Jak już pisałem w

liście ja muszę być tego pewien na 300%. Ja mogę ci dać jakieś bezpieczeństwo

finansowe, dach nad głową, nie wiem, poczucie odpowiedzialności za ciebie, ale

miłości nie mogę ci obiecać, ja to mówię bardzo rzadko.

- Wojtku nie martw się, to przyjdzie z czasem – powiedziała głosem kobiety

wiedzącej czego chce.

- Julia, a zdajesz sobie sprawę, co się stanie, jeżeli zamieszkamy razem?? Ty jesteś

młodą 25 letnią kobietą i różnica wieku, jaka jest pomiędzy nami może nie teraz, ale

w przyszłości może przynieść tobie i mi nieszczęście? Wyobraź sobie nas za 20 lat, ty

będziesz miała 45, będziesz kobietą w sile wieku, potrzebującą seksu, a ja w tym

wieku prawdopodobnie nie będę ci mógł go dać i co wtedy? Co wtedy zrobisz?

- hmm wiesz jest tyle metod i sposobów, że ze wszystkim można sobie poradzić

- ja to wiem, ale czy ty zdajesz sobie z tego sprawę?

- zdaję,, kocham cię

Postanowili spróbować razem, jeszcze raz, kolejny raz w ich życiach.

99
***

Julia przyjechała 19 sierpnia. To też była jego decyzja. Chciała dużo później, Może w

drugiej połowie września, ale wyjaśnił jej, że skoro już podjęli taką decyzję nie ma co

odwlekać. Jeżeli już podejmował decyzję starał się realizować ją bardzo szybko. Na

lotnisko pojechał z Krzyśkiem, nie lubił sam jeździć. Wszystko w nim nie mogło

doczekać się tego, co miał zobaczyć. Jaka ona jest? Zdjęcie przysłała nieaktualne, bo

z paru lat wstecz. Na ile się zmieniła? Samolot wylądował i ludzie zaczęli wychodzić.

Zobaczył bardzo wysoką, młodą blondynkę, jak się żegna z młodym mężczyzną

wymieniając się adresami.

- to nie ona – powiedział do Krzyśka, gdy nagle właśnie ta blondynka zaczęła iść w

ich kierunku z uśmiechem na twarzy. Dopiero teraz bacznie jej się przyjrzał. Wysoka,

chyba wyższa od niego, w butach na dużej szpilce, zadbana, piękna, ale coś w nim

pękło. „Jeżeli ona jedzie do faceta któremu mówi że go kocha, a na dworcu już

wymienia się adresami z młodym mężczyzną, którego dopiero co poznała, nic z tego

nie będzie. Ona jest za młoda i w każdej chwili może odejść bo pozna młodszego” –

pomyślał, wszystkie jego pragnienia i możliwości ich spełnienia nagle stały się nie tak

wyraźne jak je widział wcześniej..

- cześć,, jestem Julia, to pewnie na mnie czekacie?

- oczywiście że na ciebie – odpowiedział Wojtek i uścisnął wyciągniętą dłoń.

Czół się bardzo niezręcznie, po pierwsze ze względu na wzrost Julii, nie był

przyzwyczajony do kobiet wyższych od siebie, nie było ich za dużo w jego otoczeniu,

a poza tym sytuacja z młodym mężczyzną wybiła go z równowagi.

100
Do domu dojechali prawie w milczeniu, wymieniając zdawkowe zdania, Krzysiek

spał na tylnym siedzeniu. Wojtek ożywił się dopiero w domu, oprowadzając Julię po

mieszkaniu. To jest tu , to jest tu. Podgrzał przygotowany wcześniej obiad. Powoli

atmosfera rozluźniła się i zaczęli normalny dzień. Wieczorem wyczuł znów napiętą

sytuację, wiedział ze obawia się tej pierwszej nocy. Zdawał sobie sprawę z tego, co

Julia może czuć

- Julia, jeżeli się krępujesz, ja mogę spać na sofie w salonie, nie przejmuj się tylko mi

o tym po prostu powiedz.

- nie, nie, nie musisz spać na sofie, będziemy spali obydwoje w sypialni.

Wojtkowi to nie robiło różnicy,, spał już z wieloma kobietami, od młodzieńczych lat

tłukł się po obozach, schroniskach, czy namiotach, spał z kobietami ale się z nimi nie

kochał. Ten instynkt zabił w sobie już dawno, kiedy to sypiał z dziewczynami

przytuleni do siebie i nic więcej. Umiał to zrobić, kiedy nie wolno, to nie wolno, dla

Wojtka NIE znaczyło NIE nigdy nie posunął się dalej niż dostał pozwolenie. Do

seksu potrzebował dużo więcej,, wyraźnej zgody partnerki a nade wszystko, jakiegoś

uczucia. Nie miał, ani jednego ani drugiego. Czuł się jak za starych czasów, po prostu

zasnęli.

Obudzili się przytuleni do siebie. Wojtek wstał, Zaczął kręcić się po kuchni. Nastawił

wodę na kawę. Poszedł obudzić Julkę. Julia już nie spała. Rozczesywała swoje długie,

blond włosy. Jej wzrok wyrażał niepewność.

- Co chcesz na śniadanie? - zapytał

- ee nic specjalnego, poczekaj już wstałam więc ja zrobię pierwsze śniadanie –

uśmiechnęła się

101
- dzisiaj mamy kilka godzin na poznanie się, pierwszy spacer po mieście- powiedział

– jestem ciekaw czy tych parę godzin wystarczy, pewnie nie – uśmiechnął się do

swoich myśli – dziś idę już na noc do pracy, więc nie martw wszystko będzie dobrze.

Zjedli śniadanie rozmawiając o wszystkim i o niczym umiejętnie omijając temat

ostatniej nocy.

Julia posprzątała po śniadaniu. Pogoda była przepiękna. Słońce grzało wspaniale.

- Jedziemy na zakupy i na poznanie miasta – Wojtek podniósł się – nie wiesz czy

Krzysiek wstał? Może chce jechać z nami.

Krzysiek, wielki śpioch, dla niego ta godzina to był środek nocy

- tato,, jedźcie sami, ja jeszcze sobie pośpię – powiedział i wrócił w objęcia

Morfeusza

Pojechali do Tesco, które położone było na obrzeżach Peterborough.

Julia z ciekawością przyglądała się miastu przez okna samochodu. Wrażenie, jakie

wywarł na niej ogrom Tesco, widoczne było na jej twarzy.

- ale wielkie – powiedziała po chwili

- dobra, idziemy wydać trochę kasy bo lodówka wygląda jak przygotowana do

malowania i tylko przeciąg po niej hula – Wojtek uśmiechnął się i ruszył w kierunku

sklepu popychając przed sobą wózek na zakupy.

Po trzech godzinach wyszli ze sklepu obładowani zakupami.

- czy ty wiesz ile wydałeś? – zapytała

- ja zawsze wiem ile wydaję, 83 funty i 43 pensy

102
- Nie, nie o to chodzi,, wydałeś prawie 600 złotych na jedne zakupy, ja w Polsce

zarabiałam połowę tego miesięcznie i musiałam za to utrzymać siebie i dziecko a ty

takim jednym zamachem wydałeś tyle pieniędzy

- Julia, naucz się proszę, bo będzie Ci bardzo ciężko, ja nie wydałem 600 złotych, ja

wydałem 80 funtów, nie przeliczaj bo życie tutaj jest zupełnie inne niż w Polsce. Na

tą kwotę o której mówiłaś, Ty musiałaś pracować 2 miesiące, ja pracowałem nie całe

dwa dni. To właśnie jest ta różnica. Dobra, nie martw się, jedziemy na miasto. O tym

to jeszcze mamy dużo czasu do pogadania.

Centrum przywitało ich deszczem, gwałtownym deszczem, który się skończył tak

szybko jak zaczął. Spacer był wspaniały. Wojtek szedł dumny przez miasto, objęty

przez Julię. Wiele osób oglądało się za nimi a w szczególności mężczyźni i pewnie

sobie zadawali pytanie co taka laska robi z takim starym facetem. Wojtek sam nie

znał na to pytanie odpowiedzi.

Po powrocie do domu zjedli obiad i Wojtek wyjechał do pracy.

Wojtek pracował nocami, 12 godzin służby, specjalnie na przyjazd Julii wyprosił o

jeden dzień a właściwie jedną noc wolną ale to się skończyło. Jechał do pracy z

mieszanymi uczuciami. Jak Oni sobie poradzą? Krzysiek i Julia. Wiedział że jego nie

będzie całe dnie i noce, bo po służbie będzie spał przygotowując się do następnej.

Julia też wiedziała ale jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Dwanaście godzin,

które Wojtek najczęściej przesiadywał w samotności poświęcał na myślenie.

Samotność dokuczała mu strasznie, jedyne co mu zostało to czytać gazety, innej

możliwości szkolenia się w angielskim nie miał, jedyną jego rozrywką była rozmowa

z synem przez telefon, teraz również zadzwonił,, chciał być pewien że wszystko jest

w porządku.

103
Tak naprawdę kochać zaczęli się dopiero na 4 dzień, właściwie 4 noc, następną wolną

noc w zawodowej karierze Wojtka w tak krótkim czasie. Wojtek nie był zadowolony

z tego seksu, brak mu było uczucia, które powinien mieć, czół się winny. Pomimo

długiego okresu bez kobiety, pomimo wszystko, nie potrafił tego zmienić. Zaczął

znów uciekać do pracy. Popołudnia po przespanym ranku spędzał z Julią. Wychodzili

na spacery, na zakupy, razem gotowali obiad. Przez cały czas jednak miał poczucie

winy za seks, którego tak na prawdę, nie chciał z Julią, potrzebował go,, ale nie

chciał. Dla niego seks jest dopełnieniem miłości, powinien być czymś pięknym,,

każda chwila powinna być niezapomniana. A on właśnie chciał zapomnieć.

Na początku września Julia postanowiła iść do pracy.

- Wojtek,, ja chcę iść do pracy,

- do jakiej pracy chcesz iść?

- no, wiesz,, do byle jakiej

- co to znaczy do byle jakiej? Nie możesz iść tam gdzie cię przyjmą. Jesteś młodą

kobietą, piękną, masz szanse poszukać sobie pracy lepszej niż grzebanie w

marchewce i burakach. Zapisz się do szkoły, zacznij uczyć się angielskiego,, moje

pieniądze wystarczą na życie

- no tak, ale ja bym ci chciała pomóc, pracujesz dużo i musisz kiedyś wypocząć

- nie martw się o mnie. Ja sobie radę dam, ty natomiast możesz mi pomóc zająć się

domem, dobrze ci radzę, zapisz się do szkoły.

- ale ja chce mieć własne pieniądze, nie chcę się prosić o każdy grosz ja już miałam

taką sytuację z moim mężem. Musiałam się rozliczać co do grosza z każdej wydanej

sumy. Ja nie chcę tego jeszcze raz przechodzić.

104
- a czy ty mnie o to prosisz?? Przecież masz moją kartę, idziesz do bankomatu,

bierzesz pieniądze i kupujesz. Czy ja kiedykolwiek powiedziałem coś złego jak coś

kupiłaś?? Pomyśl o swojej przyszłości. Bez języka jesteś tutaj nikim. Ucz się

dziewczyno. To ci zaowocuje w przyszłości.

Wojtek przeszedł nad tym do porządku dziennego, jednak czół że jest oszukiwany.

Sytuacja zaczęła się powtarzać. Julia pomimo dużej ilości wolnego czasu nie zapisała

się do szkoły natomiast ciągle nagabywała Wojtka o pracę. Pomógł jej się

zarejestrować i w ciągu pięciu dni poszła do pracy. Wojtka jednak bardzo mocno

zastanowił cel jej przyjazdu tutaj. Czy chciała sobie ułożyć życie z nim, czy …….

może jednak bez niego? Ta okropna chęć pójścia do pracy, do byle jakiej pracy, nie

ma znaczenia że będą jej potrącać za dojazdy, za odzież, za wszystko,, koniecznie

chciała pójść do pracy.

We wrześniu dostał zaproszenie na ślub Ani i Adama do Polski, chciał jechać, ale

obawiał się przyjazdu do Gdańska, nie wiedział co zrobi żeby zobaczyć się z

dzieckiem. Wiedział ze czasami nie potrafi się powstrzymać i chciał uniknąć takiej

sytuacji. Ania go zrozumiała. W prezencie ślubnym kupił im bilet do Wielkiej

Brytanii w jedna stronę,, nie chciał żeby wracali. Chciał mieć przyjaciół blisko.

Nie pojechał, to oni przyjechali do nich. Odebrał ich z lotniska, udostępnił jeden

pokój z małego mieszkania i pozostawił ich samych sobie. Pracę znaleźli dość

szybko, więc po dwóch tygodniach wyprowadzili się, wszystko było w porządku ale

to wszystko nie było takie jak dawniej. „Czasu minionego już się nie wróci, a

straconego nie odzyska” – pomyślał. Życie toczyło się dalej. Julia czasami pracowała,

czasami spędzali popołudnia razem. Pewnego dnia pod pretekstem spaceru,

zaprowadził ją do szkoły. Julia nieprzygotowana na to, musiała napisać testy

105
sprawdzające z Angielskiego, poradziła sobie i dostała się. Jej czas teraz był

wypełniony szkołą, pracą jego pracą i snem. Znów spędzał całe popołudnia w

samotności nie wiedząc nikogo, chociaż mieszkała ich cała trójka. Czasami zdarzało

mu się pracować na dzienną zmianę, kiedy wracał z pracy mijał się w drzwiach z

różnymi kolegami Julii ze szkoły, tak mu tłumaczyła. On wracał, oni wychodzili, a

szczególności jeden. Coraz bardziej tracił zaufanie do niej. Pomału spełniało się to, co

przewidywał. A może to tylko jego wyobraźnia? Nie chciał się nad tym zastanawiać, i

tak nie miał możliwości sprawdzenia, z resztą po co i w jakim celu? Nie było takiej

potrzeby. Nie miał w zwyczaju sprawdzać. To tylko kwestia czasu, żeby prawda

wyszła na jaw.

Szkoła pomogła Julii nie tylko w rozwoju języka angielskiego, ale spowodowała

znaczne zmiany w jej życiu. Poznała dużo członków Polskiej Społeczności. Nowe

znajomości pozwoliły jej trochę się

Praca w agencji ochrony i prowadzenie biura pochłonęło go w całości, Nie miał czasu

na nic, tylko czół jak życie przeciekało mu pomiędzy palcami w samotności.

Obecność Julii nie zmieniła niczego w jego życiu.

Święta Bożego Narodzenia spędził sam,, wszyscy wyjechali. Julia pojechała do

rodziny do Polski, Krzysiek chciał pojechać do matki, Ania z Adamem wrócili. Nie

kupował nawet choinki. Dla niego nie było świąt. To słowo chciał wykreślić z

kalendarza. I te daty.

Julia wróciła w Sylwestra, wróciła wraz z córką, śliczną 2,5 letnią dziewczynką.

Prawie prosto z lotniska poszli przywitać nowy rok w centrum Peterborough. Na

placu położonym w środku miasta, na przeciwko Katedry spotkali dużo ludzi,,

dookoła słychać było język Polski. „Ciekawe” – pomyślał – na krańcu obcego

państwa a wszystko wygląda jak w Polsce. Podpici ludzie z butelkami szampana w

106
reku składali sobie życzenia, dookoła wzmożone patrole policyjne. Tylko ich

mundury były inne.

Pod koniec stycznia znów wróciła sprawa pracy Julii

- Wojtek, idę do pracy

- a co z Zuzią?

- poszukam jakiejś opiekunki, a poza tym w marcu przecież przyjeżdża mój brat to się

trochę nią zajmie, chcę ci trochę pomóc, jak zrobię będziesz mógł trochę zwolnić

- jak zarobisz?? A policzyłaś ile będziesz musiała wydać żeby to zarobić? – szybko

przeliczył że w sumie przyniosłaby do domu ok. 30 funtów – nie możesz poczekać do

lipca?? Wtedy Zuzia będzie mogła już iść do przedszkola,, te pieniądze nie są warte

czasu, który możesz spędzić z dzieckiem. Żadne pieniądze tego nie zastąpią. Nikt tak

nie dopilnuje dziecka jak własna matka – próbował jej wytłumaczyć ale z tego

tłumaczenia wynikła tylko wielka awantura. W Wojtku wszystko już wzbierało. Czół

że był wykorzystywany. Ten chłopak z lotniska, kolega który wychodził gdy on

wracał, teraz ta praca. Nie był w stanie zrozumieć jak matka woli iść do pracy niż

spędzić czas z własnym dzieckiem, przecież praca nie przyniosłaby żadnych korzyści,

pieniędzy im wystarczyło.

W marcu wyprowadzili się z mieszkanka i wynajęli dom po sąsiedzku. Cały dom, taki

o jakim kiedyś w Polsce Wojtek mógł pomarzyć. Pomimo coraz bardziej psujących

się układów pomiędzy nim a Julią miał nadzieję, że to się wszystko wyprostuje. Że to

wszystko przejdzie, ułoży się. Miał nadzieję że przyjazd Julii brata zmieni całą

sytuację, obowiązki będzie można podzielić na więcej osób. Jednak bardzo się mylił.

Przyjazd Przemka nie zmienił nic. Przemek był bardzo młodym młodzieńcem

niewiele starszym od Krzyśka. Coraz częstsze awantury, sytuacje których nikt nie

107
chciał i nie mógł wyjaśnić doprowadziły do tego że życie w wymarzonym przez niego

domu stało się nie do zniesienia. Najdrobniejsze rzeczy mogły być iskrą, która

wywoływała pożar.

Julia zaczęła pracować, Wojtek bardzo często po pracy, zajmował się Zuzią

przysypiając na sofie. Był bardzo zmęczony. Przestawał panować nad sobą. Pewnego

dnia stwierdził brak pieniędzy na koncie, nie było tego dużo, ale zawsze.

- Julia,, na co wydałaś pieniądze?? – zapytał

- no,, zakupy zrobiłam

- zakupy? Przecież w lodówce nic nie ma,, lodówka jest pusta.

Julia zaczęła się tłumaczyć, ale potrafiła wyjaśnić na co poszły pieniądze. Wiedział,

że próbuje go okłamać. Przecież nie chodziło o tych parę funtów, wszystkiego raptem

prawie 70, ale chciał wiedzieć na co poszły. Nigdy nie miał pretensji że coś sobie

kupiła czy kupiła do domu. Po to przecież dał jej swoją kartę, bo to ona powinna

prowadzić gospodarstwo. Kłamstwa jednak nie znosił. Postanowił coś sprawdzić.

- wiesz co załóż sobie swoje własne konto w banku, niech przesyłają ci pieniądze na

twoje konto. Opłacisz z tych pieniędzy samochód, opiekunkę do małej bo ja jestem

już zmęczony tym ciągłym zarywaniem snu. Twój braciszek nie ma pracy, siedzi w

domu i nic nie robi. Nawet dzieckiem się nie zajmie. Widziałem jak się zajmował

grając w play station a Zuzia spała ze mną.

- ja nie chcę osobnego konta bo to jest wtedy koniec związku

- jaki koniec związku?? Będziesz miała swoje własne pieniądze, tak jak chciałaś,

przecież o to przez cały czas walczyłaś. Dorzucisz się do jedzenia i tyle. Przecież

możemy to spokojnie razem ciągnąć.

Znów doprowadził do awantury. Cholera, kto zrozumie te kobiety??

108
Jednak założył jej osobne konto i pieniądze zaczęły wpływać na jej własne konto.

Sytuacja w domu była napięta.

- dorzucisz coś do zakupów ? –zapytał po 2 tygodniach

Julia nie odezwała się. Widać było, że nie ma ochoty rozmawiać o pieniądzach.

- aaaa tu cię mam swoje pieniądze chcesz oszczędzać a moje wydawać?? Nie,, tak nie

będzie. Wiesz co?? Lepiej będzie jak się spakujesz i się wyprowadzisz. Ja byłem dość

oszukiwany w swoim życiu i więcej nie będę. Mówiłem ci, trzy kłamstwa, a ich było

znacznie więcej. Zacznij żyć na własny rachunek.- wykrzyczał. Wszystko się w nim

gotowało. Wyszedł do pracy.

Julia wyprowadziła się wraz małą i z bratem po tygodniu. Przyjechał po nią ten

chłopak, z którym Wojtek mijał się w drzwiach.

Życie Wojtka znów zamknęło się w samotności, wracał z pracy, spał, wstawał,

gotował obiad, i wychodził do pracy. Bardzo często spał po 2, 3 godziny dziennie

żeby obsłużyć klientów. Marzył, aby kiedyś zakończyć pracę w ochronie i zająć się

tylko biurem. Wszystkie weekendy zajęte, nigdzie nie wychodził nigdzie się nie

bawił. Musiał odpocząć. Tęsknił za Zuzią, i w pewnym momencie uświadomił sobie,

że brakuje mu Julii. Wiedział że pracuje, że radzi sobie coraz lepiej, dziecko jest u

opiekunki. To jego miasto było dużą wioską, wszyscy wszystko o wszystkich

wiedzieli.

Julia odezwała się po trzech miesiącach

- cześć,, co słychać

- a nic specjalnego, jest jak było, pracuję jak pracowałem, nic nowego.

- spotkamy się na kawę?

109
Wojtek ucieszył się

- pewnie, możemy się spotkać, kawa jeszcze nikomu nie zaszkodziła

Spotkali się następnego dnia

- Wojtek,, Wojtek .. – Zuzia krzyczała już z daleka i biegła w jego kierunku.

- ale wyrosłaś duża kobieto – powiedział i wziął ją na ręce. Podszedł do Julii

- no hej, co tam? – zapytał na przywitanie

- ,, a nic ciekawego, powolutku radzimy sobie.

Usiedli przy stoliku, Wojtek zamówił kawę i dla Zuzi loda. Zuzia nie schodziła mu z

kolan.

Wojtek dowiedział się że przeprowadzają się po raz kolejny i Julia ściąga swoich

rodziców.

- wiesz że będzie ci ciężko?

- wiem,, ale i teraz jest, ciągnę dużo nadgodzin, muszę od kogoś pożyczyć pieniądze

bo chcę zrobić kurs na wózki widłowe.

- ile? – zapytał sucho

- 300

- nie ma sprawy, pożyczę ci. Kiedy oddasz? – zapytał się z uśmiechem

- postaram się jak najszybciej, może w ciągu miesiąca?

- nie ma sprawy. A gdzie chcesz ten kurs zrobić?

- nie wiem, gdzieś jest podobno szkoła gdzie robią egzaminy po polsku.

- masz adres??

- gdzieś miałam

-Jak chcesz możemy pojechać tam razem, może ci się na coś przydam – zaoferował

swoją pomoc. Chciał jednak spędzić z nią tych parę chwil. Chciał czuć się potrzeby.

110
Zaczęli spotykać się coraz częściej, coraz więcej czasu spędzać razem. Wojtek

dowiedział się, że miała kogoś w międzyczasie, że spała z tamtym ale to nie było to.

Julia powiedziała mu że ciągle go kocha, że jak uprawiała seks z tamtym mężczyzną

to myślała o Wojtku. „Kocha? Ja jak Kocham to nie sypiam z nikim innym, pomimo

tego, że się z kimś rozstałem, ja walczę do końca” – pomyślał. – w takim wypadku

oszukiwała co najmniej dwie osoby, jego i siebie. Bez sensu. Ostudził trochę kontakty

z Julią. I tak nie mieli za dużo czasu dla siebie bo Julia i on pracowali bardzo dużo

godzin. Od czasu do czasu tylko wychodzili potańczyć do Polskiego Klubu.

Po przyjeździe rodziców Julii spotykali się trochę częściej, Zuzia zostawała z babcią i

Julia mogła przyjść do Wojtka po pracy. Jej rodzice nie pracowali, jej brat nie

pracował, więc sama musiała utrzymywać całą swoja rodzinę, nie było to łatwe.

Znów się pokłócili. Julia chciała wymóc na Wojtku obietnicę ze kiedyś będą znów

razem, że kiedyś, chciała wiedzieć dokładnie kiedy, znów zamieszkają razem. Wojtek

odebrał to, jako następną próbę wykorzystania go. „no tak, nie maja kasy bo tyle osób

nie pracuje, chce się do mnie wprowadzić ze wszystkimi” – pomyślał – „ w życiu nie

zgodzę się na to, mam dość jej i jej rodzinki”

- wiesz co, nienawidzę cię, nie pisz do mnie, nie dzwoń, wykasuj mój numer telefonu,

Nie chcę mieć z tobą i z twoją rodzinką nic wspólnego. Nie dam się wykorzystać

kolejny raz. Odwrócił się i odszedł.

111
ROZDZIAŁ IX

POCZĄTEK

Tego samego dnia zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszał głos, który

spowodował szybkie bicie serca i gęsią skórkę na rekach.

- Dzień dobry, czy rozlicza pan firmy? Muszę się rozliczyć z Urzędem Skarbowym za

poprzedni rok podatkowy ile to kosztuje?

Nie mógł skupić myśli

- nie wiem nie potrafię na to odpowiedzieć, nie wiem ile jest dokumentów do

zrobienia, ja nie jestem wróżka

- wobec tego czy możemy się umówić?

- umówić się?? Oczywiście, jutro będzie dobrze? Jedenasta?

Usłyszał zgodę.

Jezu co za głos. Słyszał ten głos długo. Jej głos trochę uspokoił jego nerwy po

awanturze z Julią. Sprawę Julii zamknął definitywnie. Chciał się upić. Kupił butelkę

whisky i wrócił do domu. W domu ze znajomym pili całą noc. Rozmawiali, pili, pili

rozmawiali. Znajomy poszedł spać a On zauważył że jest 9 rano. Opanowała go

panika. 9 rano a za dwie godziny spotka się z Nią, z właścicielką głosu, który o mało

nie spowodował zatrzymania akcji serca. Jak ty wyglądasz? -powiedział do siebie.

Szybko pod prysznic i doprowadź się do porządku. Jego stan ledwo pozwolił mu na

dokonanie tej czynności. Założył czystą koszulę i usiadł na sofie w oczekiwaniu na

Nią.

Zasnął. Zbudziło go walenie do drzwi i telefon.

112
- stoimy pod drzwiami – głos w słuchawce nie był w stanie go otrzeźwieć. Otworzył

drzwi, z tej chwili pamiętał tylko Jej duże piękne czarne oczy. Nie wiedział czy ze

względu na dużą ilość wypitego alkoholu poprzedniej nocy, czy ze względu na to co

zobaczył nie potrafił skupić myśli. Dawno nie poczuł tego do kobiety, co poczuł do

Niej. Ręce mu drżały. Niewiele pamiętał z tej chwili. Pamiętał tylko ze wymógł na

niej możliwość zadzwonienia i ewentualnie spotkania się. Położył się spać

nastawiając budzik na 20,50. Przespał cały dzień. Wstał przed czasem. Czekał na

21,00 kiedy to miał zadzwonić. Zadzwonił. Zobaczył ją jeszcze raz tego samego dnia.

Nie pamiętał kiedy czół takie podniecenie, Jej zapach doprowadzał go do szału.

Chciał się z nią kochać teraz i natychmiast. Ostatnim wysiłkiem woli powstrzymywał

się przed czymkolwiek co mogłoby zepsuć te chwile. Chciał jej dotykać. Przegadali

pół nocy. Zaczęli się spotykać częściej. Od początku wiedział jak nazywa się to, co

czuje. Zdawał sobie z tego sprawę. Ona dawała mu wyraźnie do zrozumienia, że chce

się z nim kochać …. ale nic więcej. Pierwszy pocałunek doprowadził go do szału, do

tak wielkiego podniecenia że długo nie mógł uspokoić rozbieganych dłoni krążących

po jej ciele. Marzył. Był w RAJU.

***

Kochali się jak oszalali, On pieścił Jej całe ciało, pozostawiając pocałunki na każdym

centymetrze jej skóry, rozkoszował się jej smakiem, rozkoszował się jej zapachem.

Gładził delikatnie atłas, którym wyściełane było jej ciało, Potem wszedł w nią powoli

rozkoszując się każdą chwilą. Czół jak Jej ciało drży powoli wyginając się i

naprężając. Czół każdy swój mięsień drżący z rozkoszy, patrzył w piękne,

113
najpiękniejsze oczy, jakie widział. Czół jak oddaje mu całą siebie, Byli Jednością.

Odwrócił Ją tyłem do siebie i jednym mocnym uderzeniem wszedł głęboko.

Przytrzymując ja za włosy i za biodra dociągnął do siebie. Zaczął się szaleńczy taniec,

którego tempo mogą wytrzymać tylko zakochani. Wpił się ustami w płatki Jej róży i

tak trwał dopóki dreszcz rozkoszy nie przeszył ich ciał.

Wirowali, Ona, ubrana w białą długą suknię, wyglądała prześlicznie, on

ubrany był w smoking. Wirowali trzymając się za ręce wpatrzeni głęboko w oczy. Z

oczu biło uczucie. Dookoła nich nie było nic, pustka,, tylko oni i wszechświat.

Otworzył oczy, był w swoim domu, w salonie przed telewizorem, z którego

dobiegała piosenka Akon’a I wanna Love You. Tego pragnął.

***

- kto ty jesteś – Ona zapytała pewnego dnia

- jak kto ja jestem?- Zapytał zdziwiony, czół, że coś się wydarzyło

- ja wiem wszystko o tobie, wszyscy ciebie znają, czy Marzena to twoja szwagierka?

- no tak, to jest żona brata mojej żony, którego tu ściągnąłem, pomogłem a gdy już nie

byłem potrzebny, kopnął mnie w dupę.

Ale wiedział już ze rozmowa jest bezprzedmiotowa. Marzena zawsze była osobą,

która lubiła czyjeś problemy. Spędzał z nią wiele czasu wcześniej na rozmowach o

Kaśce, o Kajetanie, była w końcu jego chrzestną. Kaśka się z nią nigdy nie lubiła,

114
chociaż udawały doskonale dobre układy. „Kurwa czy ta pierdolona rodzina zawsze

będzie się za mną ciągnęła? Czy ja sobie nigdy już nie ułożę życia? Czy ja kurwa nie

mogę kochać?” pomyślał

- nie ma znaczenia, ludzie zawsze wiedzą o tobie więcej niż ty sam. Nie chcesz mi

wierzyć nie wierz, ale ja masz jakieś pytanie o mnie to zapytaj się mnie, a nie kogoś,

kto gówno wie. – ja się nie pytałam, sami mi mówią, jaki ty jesteś. Rozkochujesz w

sobie kobiety, ich dzieci traktujesz jak swoje własne a potem je wypierdalasz na bruk.

- o kogo ci chodzi? O Julię? Może i ja wywaliłem ale miałem już dość. Jak mam

Tobie to wszystko wytłumaczyć? Nie znasz mnie, nikt mnie nie zna i mam nadzieję,

że nikt nie pozna. Musiałabyś poznać całe moje życie, Sylwia, przestań.

JEZU, CO JA ZROBIŁEM. Przecież to nie jest JEJ imię. Co mi Kurwa odbiło?

Założył buty i wyszedł.

Jego świat się zawalił. Znów spierdolił w swoim życiu coś, co chciał utrzymać za

wszelka cenę. Kochał. Od czasu Kaśki tak bardzo nie kochał nikogo. Za nikim nie

tęsknił tak mocno. Wiedział ze miłość znów sprawi mu ból, jednak pozwolił na to. Po

co?? To pytanie ciągle wracało. Czemu zamiast sprawiać radość sprawia tylko ból?

Nie umiał sobie tego wytłumaczyć. Usiadł w domu i łzy cisnęły mu sie do oczu.

„Bądź facetem,, zlej te głupie dupy.... ty im dajesz siebie,, siebie bez końca a one

robią z ciebie mięczaka. Trzeba je traktować jak suki, bo i są sukami. Wtedy dopiero

będą wierne. Jak dajesz siebie nie zostanie nic dla ciebie. NIC, co mógłbyś sobie

dać.”

Otworzył butelkę taniej Whisky, pociągnął duży łyk,

115
Historia lubi się powtarzać,

Powrócił do początku.

116

You might also like