You are on page 1of 22

NAJDŁUŻSZY TYDZIEŃ

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 1 2012-07-12 18:40:25


Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 2 2012-07-12 18:41:02
David Reid

NAJDŁUŻSZY TYDZIEŃ
Opowieść o hell weeku – finale
najbardziej morderczego treningu świata

tłumaczenie Łukasz Müller

Kraków 2012

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 3 2012-07-12 18:41:02


Tytuł oryginału
Suffer in Silence. A novel of Navy SEAL training

Copyright © 2011 by David Reid

Copyright © for the translation by Łukasz Müller 2012

Projekt okładki
Magda Kuc

Fotografia na pierwszej stronie okładki


Joe McNally/Getty Images News/Getty Images/Flash Press Media

Opieka redakcyjna
Julita Cisowska
Artur Wiśniewski

Adiustacja
Julita Cisowska

Korekta
Barbara Gąsiorowska

Opracowanie typograficzne
Irena Jagocha
Daniel Malak

Łamanie
Irena Jagocha

ISBN 978-83-240-1680-8

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl


Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Wydanie I, Kraków 2012
Druk: Drukarnia na Księżym Młynie, Łódź

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 4 2012-07-12 18:41:03


1

Kosmyki mgły, które snuły się po terenie bazy szkoleniowej BUD/S


(Basic Underwater Demolition/SEAL – podstawowy kurs niszcze-
nia podwodnego SEAL), jeszcze bardziej pogłębiały niedolę Greya.
Ostatnie promienie słońca rozpraszały się w świetlistych oparach, nie
dostarczając zbyt wiele ciepła jego mokremu, oblepionemu piaskiem
ciału. Asfalt powoli zdzierał mu skórę z tyłka, w miarę jak liczba
brzuszków, które robił, dochodziła do czterystu pięćdziesięciu. Obok
Greya przykucnął krępy instruktor o łydkach zbliżonych obwodem
do kul używanych w kręgielni, bacznie śledząc przymrużonymi ocza-
mi każdy jego ruch.
– Chyba wiesz, dlaczego tu jesteś, co? – Głos instruktora brzmiał
jak nienaturalny warkot i pewnie wydałby się Greyowi zabawny, gdy-
by tak bardzo nie cierpiał.
– No, dlaczego, instruktorze Logan?
– Bo jesteś słaby. – Logan wstał powoli. – I głupi.
Odwrócił się plecami do Greya, zrobił dwa kroki i raptownie znów
się odwrócił. Grey powstrzymał jęk.
– To jeszcze nie koniec, kutasie. Zasuwasz do przyboju. Wracasz
mokry i zapiaszczony. Dwie minuty. Ruszaj!

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 7 2012-07-12 18:41:03


Grey zerwał się na równe nogi i wybiegł sprintem z bazy. Śmignął
przez parking dla instruktorów, z trudem przedostał się na drugą stro-
nę trzymetrowego piaszczystego nasypu, przebrnął przez plażę i wbiegł
w fale przyboju. Ponieważ woda o temperaturze trzynastu stopni sięgała
mu tylko do kolan, padł na brzuch i pozwolił, by ogarnęły go ciemnoś-
ci Pacyfiku. Przez chwilę unosił się bezwładnie tuż pod powierzchnią
wody. Nie zamierzał ryzykować. Instruktorzy uwielbiali ustawiać kur-
santów w szeregu zaraz po tym, jak ci zaliczyli bieg do przyboju. Taka
błyskawiczna inspekcja często ujawniała wiele mówiące ślady oszuki-
wania – jakiś suchy kapelusz, suche ramię, zdenerwowanie na twarzy.
Kara za oszukiwanie była zawsze bezzwłoczna i surowa. Grey, stwier-
dziwszy z satysfakcją, że jest całkowicie przemoczony, pobiegł susami
z powrotem na plażę i wytarzał się w piachu. Popruł na nasyp z nisko
pochyloną głową i oczami wlepionymi w piasek. Podniósł wzrok w samą
porę, żeby uniknąć zderzenia z instruktorem Loganem, który spokoj-
nie obserwował jego poczynania ze szczytu nasypu.
– Wydawało ci się, że mógłbyś mnie przewrócić, co?
Grey stanął na baczność, ciężko dysząc. Wiedział, co się szykuje,
i żadna odpowiedź oprócz „rezygnuję” nie mogła tego zmienić.
– Wpadanie na instruktorów to kiepski pomysł, sir. – Logan podra-
pał się po wyprysku na szyi, a jego oczy leniwie omiatały plażę. – Czas
zapłaty – mruknął to od niechcenia, jakby komentował ponurą pogodę.
Grey spędził kolejne pół godziny na robieniu przewrotów w górę
i w dół nasypu, połączonych z zanurzaniem się w wodzie. Kiedy skoń-
czył, każdy jego mięsień wył z bólu. A przecież jego życie nie zawsze
tak wyglądało.

Mark Grey nie był przyzwyczajony do porażek. Był masochistą i perfek-


cjonistą, a obie te cechy na ogół wystarczały, żeby nie popadał w kłopo-
ty. W szkole średniej regularnie harował po osiemnaście godzin dzien-
nie w nadziei, że dostanie się na któryś z najlepszych uniwersytetów.
W Stanfordzie przyhamował na tyle, żeby znaleźć czas dla wianuszka

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 8 2012-07-12 18:41:03


dziewczyn, ale nigdy nie przestał ciężko pracować. Kiedy przeczytał
artykuł o teamach marynarki wojennej zwanych SEAL (SEa, Air and
Land), całą swoją energię skierował na to, by dostać się na BUD/S. Było
to podobno najtrudniejsze szkolenie wojskowe na świecie, a zawsze kie-
dy Gery czytał, że coś jest „najtrudniejsze”, ciarki przebiegały mu po
plecach. Podobało mu się, że oficerowie i szeregowcy SEAL przecho-
dzili dokładnie taki sam trening. Miesiące znoszonej wspólnie niedoli
sprzyjały wytworzeniu się wzajemnej niezłomnej lojalności pomiędzy
tymi dwoma grupami. Grey marzył, żeby dowodzić mężczyznami, któ-
rzy wykrwawiali się i cierpieli razem z nim.
Ponieważ na BUD/S zgłosiło się ponad stu kandydatów na dziesięć
miejsc dla oficerów, konkurencja była zaciekła. Chcąc poprawić swoją
tężyznę fizyczną, Grey zaczął startować w triathlonach i ostatecznie za-
kwalifikował się do zawodów Ironman na Hawajach. Przy wzroście sto
osiemdziesiąt sześć centymetrów i szczupłej, muskularnej sylwetce był
urodzonym sportowcem. Na sprawdzianie kondycyjnym zdołał prze-
biec dwa i pół kilometra w wojskowych butach i mundurze polowym
poniżej ośmiu minut, wykonać sto trzydzieści brzuszków w dwie minu-
ty oraz trzydzieści pięć razy podciągnąć się na drążku ze swobodnego
zwisu. Już te wyniki praktycznie wystarczały, żeby zapewnić mu miej-
sce na BUD/S, więc średnia ocen 3,8 była tylko kwiatkiem do kożucha.
Bezpośrednio po ukończeniu studiów Grey zgłosił się do szkoły ofi-
cerskiej na dwunastotygodniowe przeszkolenie. Bez trudu awansował
aż do stanowiska dowódcy kompanii i ukończył kurs jako najlepszy
w swojej grupie. Krótko mówiąc, był idealnym kandydatem do szko-
lenia SEAL i dlatego cała ta niepożądana uwaga instruktorów, jaką na
sobie skupiał, wydawała mu się zaskakująca. W porównaniu z pozo-
stałymi siedmioma oficerami z grupy BUD/S numer 283 spędzał nie-
proporcjonalnie dużo czasu na dodatkowych treningach po godzinach.

Po powrocie do koszar Grey zdjął przemoczony mundur i wszedł pod


prysznic.

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 9 2012-07-12 18:41:03


– Do diabła, hombre, wyglądasz, jakbyś został przed chwilą zgwał-
cony! – wykrzyknął bosmanmat Ramirez.
Chcąc dobitniej wyrazić, co miał na myśli, chwycił marynarza bio-
rącego prysznic obok niego i wykonał kilka gwałtownych ruchów bio-
drami w stronę zaskoczonego osiemnastolatka.
– Och, kotku, wiesz, że to uwielbiam! – wtórował mu marynarz Jo-
nes, zaciągając, jak przystało na południowca. Wyszczerzył w uśmiechu
popsute zęby, zdradzające, że wychował się gdzieś na zadupiu w stanie
Tennessee.
– Ciężki dzień? – spytał Ramirez, odpychając Jonesa z udawaną
odrazą.
– Można tak powiedzieć. Loganowi nie podobały się moje brzuszki
na porannym PT. Twierdził, że wykazywałem brak motywacji. – Grey
szorował mydłem skaleczenia. – Wiesz, jak to jest: mała sesja wyrów-
nawcza po wyżerce. Drobny wycisk, trochę tortur na przyboju.
Skrzywił się, gdy dotknął tyłka. Rowek w dupie przypominał surowe
mięso na hamburgera. Kursanci nazywali taki przypadek „wspomnie-
niem szlifierki”, mając na myśli boisko, na którym codziennie odbywa-
li zajęcia PT (physical training, treningu fizycznego). Szlifierka miała
wklęsłą powierzchnię. Grey mógłby przysiąc, że czuł odór tych galonów
potu i wymiocin, które przez lata wsiąkały w asfalt.
– Kto jutro prowadzi PT? – spytał Grey.
– Redman – odparł Ramirez. – Lepiej się dobrze wyśpij, chłopie, bo
jutro rano będziesz tego potrzebował.
Grey oparł głowę o brudną ścianę i pozwolił, żeby gorąca woda
spłynęła mu po ciele. Instruktorzy jeszcze nie złamali go fizycznie, ale
niewątpliwie próbowali. Mijał dopiero drugi tydzień szkolenia. Do hell
weeku pozostał jeszcze ponad miesiąc, a ukończenie kursu stanowiło
zbyt odległy cel, żeby w ogóle o nim myśleć. BUD/S był programem
sześciomiesięcznym, lecz większość tych, którzy go ukończyli, twier-
dziła, że całe to maltretowanie kosztowało ich pięć lat życia.
Grey owinął się w ręcznik i wszedł chwiejnie do pokoju, który dzielił
z dwoma innymi oficerami. W rogu porucznik Bell wrzeszczał do swojej

10

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 10 2012-07-12 18:41:03


komórki, a podporucznik „Silver Spoon” Rogers pucował buty, spluwa-
jąc na nie raz po raz. Bell, zanim dostał się na BUD/S, służył jako oficer
pokładowy w marynarce wojennej i przez dwa lata pływał na fregacie
u Wschodniego Wybrzeża. Był energicznym mężczyzną łatwo wpada-
jącym we wściekłość i rzucającym mięsem, a przy tym bezwstydnym
dupolizem, nielubianym przez podwładnych. Jako dowódca grupy 283
BUD/S, Bell miał odpowiadać przed instruktorami za wszystkie działa-
nia kursantów. W rzeczywistości rzadko brał odpowiedzialność za co-
kolwiek, starając się raczej zrzucać winę za liczne wpadki swojej gru-
py na Rogersa lub Greya. Ponieważ miał ledwie sto pięćdziesiąt osiem
centymetrów wzrostu, instruktorzy często nazywali go Papa Smurf. Ze
swymi łysiejącymi skrońmi i lekkim brzuszkiem sprawiał komiczne
wrażenie. Bell nie był zbyt wysportowany, ale jakoś udawało mu się za-
liczać wszystkie konkurencje. Mimo to czuł niechęć do wybijających
się sportowców ze swojej grupy i dlatego Grey natychmiast znalazł się
w niełasce. Grey nie miał wątpliwości, iż sprawę pogarszał jeszcze fakt,
że Papa Smurf ukończył kiepsko notowaną uczelnię stanową, nie był
zatem „oficerem z wieży z kości słoniowej”, którym to terminem często
określał obu swych kolegów z pokoju.
Przydomkiem Silver Spoon, srebrna łyżeczka, będącym aluzją do
arystokratycznych manier, obdarzyli Rogersa instruktorzy, a i kur-
sanci w żartach często mówili o nim, używając tego wątpliwego ty-
tułu. W rzeczywistości Rogers był pracowitym oficerem, który z wy-
różnieniem ukończył Princeton. Miał dobre intencje, ale nierzadko
był źle rozumiany przez podwładnych i instruktorów. Zakładali, że
ma kompleks wyższości, a on po prostu nie przywykł do pracy z ban-
dą rozwydrzonych marynarzy. Rogers był prawdziwym gentlemanem
wychowanym na literaturze klasycznej. Potrafił wygłaszać z pamięci
fragmenty Iliady, dlatego instruktorzy często zabawiali się jego kosztem,
zmuszając go do recytowania wierszy albo tłumaczenia obraźliwych
zwrotów na łacinę. Jego chłopięca twarz i blisko osadzone niebieskie
oczy jeszcze pogłębiały komiczny efekt, gdy odgrywał rolę oczytanego
intelektualisty.

11

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 11 2012-07-12 18:41:03


– Jutro jest inspekcja? – spytał Grey, przyglądając się perfekcyjnie
wyglansowanym butom Rogersa.
– Niestety. Nie powiedzieli ci?
– Nie. Nie byłem na naszym dzisiejszym zebraniu.
– Co się stało?
– Nic wielkiego. Po prostu mały wycisk.
– Logan naprawdę cię nie lubi, co?
– Na to wygląda, chociaż nie mam pojęcia dlaczego.
– Może ta cizia, którą podrywałeś w zeszły weekend, to była jego
żona – zasugerował Rogers. – Pamiętasz? Ta w Moondoggie’s.
Grey parsknął śmiechem. Krążyła plotka, że na poprzednim szko-
leniu pewien kursant został wykluczony z powodów zdrowotnych, po
tym jak próbował zaimponować żonie jednego z instruktorów, twier-
dząc, że jest SEALsem. Kobieta zadzwoniła do swojego mężulka i po-
informowała go o uwodzicielskich próbach chłopaka. Trzy dni później
wykluczono go ze szkolenia, bo był całkowicie pogruchotany. Pomni tej
historii kursanci uważali na to, z kim flirtują, a tym bardziej wystrzega-
li się, aby nigdy nie podawać się za SEALsów. Żeby zostać operatorem
SEAL trzeba się było szkolić przez ponad rok, a kursanci BUD/S, któ-
rym się wydawało, że ich status daje im prawo do takich przechwałek,
ryzykowali bolesną lekcję pokory.
Grey usiadł ciężko na brzegu swojego metalowego łóżka. Myśl, że
będzie musiał zarwać noc, czyszcząc buty i pastując podłogę, przypra-
wiała go o mdłości. Jak będzie miał szczęście, może uda mu się przespać
ze dwie godziny, może trzy. Wyciągnął z szafki buty taktyczne i okręż-
nymi ruchami zaczął wcierać pastę w suchą skórę.
– Jaki jest plan zajęć oprócz PT i inspekcji? – spytał Grey.
– Ta sama zabawa co zwykle. Gimnastyka ze słupami i IBS. Może
trochę tortur na przyboju, jeśli będziemy grzeczni.
W piątkowe popołudnie instruktorzy zawsze się starali choć tro-
chę dodatkowo pognębić kursantów, żeby przez weekend nie zapo-
mnieli, że są na BUD/S. Gimnastyka ze słupami polegała na różnych
sadystycznych, katorżniczych ćwiczeniach wykonywanych ze słupami

12

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 12 2012-07-12 18:41:03


telefonicznymi. Zajęcia z IBS, skrót od Inflatable Boat Small (mała na-
dmuchiwana łódź), obejmowały szereg wyścigów, podczas których albo
się wiosłowało w łodziach z twardej gumy, albo się je dźwigało. Prze-
grana załoga drogo płaciła za porażkę. Zwycięskiej pozwalano niekiedy
przeczekać następny wyścig. Załoga Greya już zdążyła zyskać złą sławę.
Mimo najlepszych chęci często kończyła na ostatnim miejscu.
Papa Smurf wyłączył komórkę i zlustrował swoje włości.
– Idę się walnąć do wyra, chłopaki. Nie przemęczajcie się zbytnio
tej nocy.
– Jest dopiero ósma – zauważył Grey. – Co z twoimi butami do
przeglądu?
– Wyczyszczone – odparł Smurf. – Zapłaciłem Owensowi dziesięć
dolców, żeby je wypastował.
– A nóż?
– Już naostrzony. – Smurf czknął głośno. – Owens zrobił to za darmo.
Grey i Rogers wymienili spojrzenia. Pomysł, żeby pieniędzmi to-
rować sobie drogę do promocji, napawał ich obrzydzeniem. Pracowali
długo w noc i w końcu wpełzli do łóżek o drugiej nad ranem. O czwartej
zadzwonił budzik Smurfa i wszyscy trzej, nieprzytomni ze zmęczenia,
instynktownie powlekli się do łazienki, żeby się ogolić.

– Podać stan! – Bosmanmat Burns przechadzał się z wściekłością tam


i z powrotem wzdłuż szeregów kursantów, popychając ludzi, żeby do-
łączyli do swoich załóg łodzi. – Stan, do cholery!
Grey rzucił okiem na swoją załogę: Ramirez, Jones, Wallace, Stevens
i Tate. Kogoś brakowało.
– Brak jednego! – zameldował.
– Kogo? – spytał głośno Burns.
– Murraya.
Burns potrząsnął głową zdegustowany i wpadł jak burza do koszar.
Pojawił się po minucie, popychając przed sobą bosego młodego mężczy-
znę o błędnym spojrzeniu. Mundur kursanta był niezapięty, sprzączka

13

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 13 2012-07-12 18:41:03


pasa odwróciła się na drugą stronę, a zapiaszczone buty dyndały na
sznurowadłach, które trzymał w ręku.
– Co się stało? – spytał Grey, chociaż wcale nie był pewien, czy chce
usłyszeć odpowiedź.
Murray uśmiechnął się z zażenowaniem.
– Przepraszam, szefie. Miałem zajebisty sen. Widocznie nie usły-
szałem budzika. – Zapiął mundur i poprawił pas. – To się więcej nie
powtórzy.
– Chciałbym ci wierzyć – odparł Grey. – Porozmawiamy później.
Mamy pięć minut do PT na szlifierce.
Gdy Murray mocował się z butami, Papa Smurf skiną na Greya.
– Musisz kontrolować swoją załogę – skarcił go. – Mamy tu dzie-
więćdziesięciu pięciu ludzi, którzy mogli się zjawić na czas, a czekamy
na jednego idiotę. Lepiej przywołaj go do porządku.
– Zrobi się – odpowiedział Grey.
Grupa ustawiła się w byle jakich szeregach i pobiegła równym kro-
kiem w stronę szlifierki. Biegnąc, śpiewali, mając nadzieję zrobić na in-
struktorach wrażenie swoją energią. Gdy tylko skręcili za róg jednego
z szarych budynków otaczających szlifierkę, ruszyli sprintem na wy-
znaczone miejsca. Na asfalcie wymalowano ponad sto białych śladów
stóp. Kursanci rzucili się, żeby ustawić się w szeregu.
– Na łapy! – Komenda rozległa się echem po bazie.
Cała grupa momentalnie znalazła się na ziemi, przyjmując pozycję
do robienia pompek, i zaczęła odliczać. Po dwudziestu pompkach Papa
Smurf rozejrzał się wokół z paniką w oczach.
– Kto nas rzucił na glebę? – szepnął natarczywie.
Kursanci musieli podać nazwisko instruktora, który kazał im robić
pompki, i dopiero wtedy mogli wstać.
– Nie mam pojęcia – odparł Grey. – Spróbuj z Redmanem. Podob-
no miał prowadzić dzisiaj PT.
Papa Smurf głośno zaczerpnął powietrza i ryknął:
– Instruktor Redman!
– Hoo-yah, instruktor Redman! – zawtórowała grupa.

14

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 14 2012-07-12 18:41:03


– Źle! – krzyknął tajemniczy głos. – Pompki!
Po dwudziestu kolejnych pompkach Papa Smurf znów spojrzał na
Greya.
– I co?
Grey potrząsnął głową.
– Cholera wie. Może Logan?
– Instruktor Logan! – krzyknął Smurf.
– Hoo-yah, instruktor Logan! – odpowiedziała grupa.
Nastąpiła krótka chwila ciszy, podczas której kursanci niepewnie
przenosili ciężar ciała z jednej ręki na drugą.
– Źle! Pompki!
– Kto to, kurwa, jest? – zastanawiał się Smurf.
Twarz poczerwieniała mu z wysiłku, ostro kontrastując z jego bia-
łym podkoszulkiem i zielonymi spodniami. Jeśli dodać do tego niebie-
ską żyłę nabrzmiałą na czole i przerzedzone żółtawe włosy, mienił się
kolorami jak istna tęcza. Grey stłumił śmiech.
– No, dalej, podaj mi jakieś nazwisko.
– Może to starszy bosman Madsen? – zasugerował Grey.
– Bosman Madsen! – krzyknął Smurf.
– Hoo-yah, bosm…
– Zamknąć się! – przerwał im głos. – Pompki!
Grupa zrobiła następne dwadzieścia.
– Pompki!
Z ramionami trzęsącymi się z wysiłku zrobili jeszcze dwadzieścia
pompek. Potem wszyscy przyjęli pochyloną pozycję spoczynkową. Prze-
sunęli stopy bliżej dłoni, unosząc pośladki wysoko do góry. Pozwoliło to
zmniejszyć nieco nacisk na mięśnie ramion i klatkę piersiową. Nie była
to niestety pozycja ćwiczeniowa aprobowana przez instruktorów BUD/S.
– Przestańcie wypinać te wasze małe nędzne tyłki, to może pozwo-
lę wam wstać – zagrzmiał głos. – Wystarczy, że zobaczę proste plecy.
Nagle powietrze przeszył donośny odgłos uwalnianych gazów. Ktoś
puścił bąka i to chwilowo rozładowało napięcie. Kilku kursantów zdo-
było się nawet na cichy chichot.

15

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 15 2012-07-12 18:41:03


 – Kto to był? – zapytał stanowczo głos.
Murray przeniósł ciężar ciała na jedną rękę, a drugą podniósł do
góry.
– Zasuwaj do przyboju, zasrańcu! I solidnie wyszoruj dupsko. Nie
chcę mieć na swojej szlifierce twojego cuchnącego gówna.
Murray wstał i ruszył biegiem.
– Nie tak! Na czworakach! I nie pozwól, żebym cię przyłapał na
oszukiwaniu.
Murrayowi zniknął z twarzy uśmiech samozadowolenia. Ponow-
nie przyjął pozycję do pompek i podreptał sto metrów do przyboju na
rękach i stopach.
– No dobra, jeśli reszta z was zdoła utrzymać proste plecy dokładnie
przez minutę, pozwolę wam wstać – głos zdradzał znaczne poirytowanie.
Grupa czym prędzej przyjęła właściwą pozycję. Grey wiedział, że
za nic nie wytrzymają całej minuty, ale musieli próbować: rezygnacja
oznaczałaby kolejną karę. I rzeczywiście, po trzydziestu sekundach tego
testu na wytrzymałość jednemu z kursantów ugięły się plecy i dotknął
ziemi kolanami.
– Jesteście żałośni! – krzyknął głos. – Jesteście chyba najsłabszą gru-
pą, jaką widziałem! Zabierajcie te swoje nędzne dupy do przyboju! Ma-
cie tu wrócić za dwie minuty, mokrzy i zapiaszczeni!
Grey zaczynał się przyzwyczajać do tej musztry. Instruktorzy bacznie
przyglądali się kursantom. Kiedy wydawało się, że ci po prostu nie są
już w stanie wykonać ani jednej pompki, wysyłano ich do wody. W ten
sposób przez cały dzień byli zmarznięci, mokrzy i wyczerpani – dosko-
nały przepis, żeby ich unieszczęśliwić.
 – Do dupy z tym! – wykrzyknął jeden z kursantów, kiedy gnali
w stronę przyboju.
Grey spojrzał za siebie, chcąc zapamiętać jego twarz. Ci, którzy zbyt
dużo narzekali, zazwyczaj znikali. Jeśli ktoś naprawdę nie chciał być na
BUD/S, odchodził. Nie ulegało to najmniejszej wątpliwości.
Grey wskoczył do ciemnego oceanu, kuląc się odruchowo, gdy woda
zamknęła się nad jego głową. Chociaż nienawidził zimna, uznał, że

16

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 16 2012-07-12 18:41:03


jego obecna sytuacja jest perwersyjnie romantyczna. Przez całe życie
bał się perspektywy pracy za biurkiem. Marzył o przygodzie i oto była
tutaj, wywołując ból w każdej kości, przeszywając każdy napięty mię-
sień. Cierpki smak oceanu, słony zapach gnijących wodorostów, piasek
powodujący otarcia na nogach – wszystko to prowadziło do jednego
wspaniałego wniosku: jego marzenie się spełniało. Gdy biegł z powro-
tem w stronę szlifierki, na jego twarzy zagościł uśmiech.
– Popierdoliło cię? – spytał Ramirez, widząc zachwyt na twarzy
Greya. – Z całym szacunkiem, sir, sądzę, że panu odbiło.
Przerażająca scena, która ich powitała, gdy znaleźli się z powrotem
na szlifierce, szybko popsuła Greyowi uciechę. Dwunastu instruktorów
ustawiło się w różnych miejscach na asfalcie. Dwóch z nich trzymało
ogrodowe węże, inny wymachiwał megafonem.
– Dzień dobry, panowie! Gotowi do zajęć?
– Hoo-yaaaah! – odpowiedziała grupa.
Przeciągali ten tradycyjny okrzyk bojowy SEALsów, podtrzymując
go przez kilka minut bez przerwy. Ceglane ściany bazy zwielokrotniły
upiorny dźwięk, zmieniając go w gorączkową wrzawę. Grey mógł sobie
bez trudu wyobrazić, że są wojownikami wikingów szykującymi się do
ataku i krzyczącymi, ile sił w płucach, aby zademonstrować swą dziką
męskość. Czuł, że żyje: każdy nerw w jego ciele był napięty do granic
wytrzymałości. Ze strony instruktorów był to test motywacji. Zawsze
mieli ochotę się przekonać, kto naprawdę chce być na BUD/S, a kto
wpadł tu tylko na chwilę. Grey wrzeszczał, aż głos mu się załamał, a po-
tem jeszcze trochę. Efektem był ochrypły krzyk, który zmienił tonację,
przechodząc w głos dorastającego uczniaka.
Instruktor Redman uniósł zaciśniętą pięść na znak, że dość już usły-
szał. Był imponującą postacią: sto dziewięćdziesiąt dwa centymetry
wzrostu, ramiona pęczniejące od muskułów, nieprawdopodobnie wiel-
ka klata. Miał szorstką skórę, a spod okazałych brwi spoglądały czarne
jak paciorki oczy. Czubek głowy wieńczyła kępka gęstych, sztywnych
czarnych włosów, a nos wyglądał tak, jakby został złamany co najmniej
dziesięć razy. Kursanci panicznie bali się Redmana. Zwłaszcza Grey…

17

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 17 2012-07-12 18:41:03


„Jestem niewidzialny. – Grey wiedział, co się szykuje. – Nie widzisz
mnie. Mnie tu nie ma”.
– Grey! – ryknął Redman.
– Hoo-yah! – odpowiedział Grey. Skrzywił się, słysząc, że jego głos
podniósł się o oktawę.
Grupa wybuchnęła śmiechem. Wąskie oczy Redmana zwęziły się
jeszcze bardziej.
– To tego was uczą w Stanfordzie? Piszczeć jak kobiety?
Grey miał ochotę zapaść się pod ziemię. W szkole oficerskiej in-
struktorzy podkreślali, jak ważne jest utrzymanie aury profesjonalizmu
w kontaktach z szeregowcami. Ponad trzy czwarte grupy 283 składało
się właśnie z szeregowców, którzy nieźle się teraz bawili jego kosztem.
To tyle, jeśli chodzi o wizerunek.
– Myślisz, że dzisiaj dasz radę robić prawidłowe brzuszki? – spy-
tał Redman.
Grey skinął głową.
– Co to ma być?
– Hoo-yah! – wychrypiał, starając się usilnie, żeby jego głos za-
brzmiał nisko.
– Już my tego dopilnujemy. – Redman położył na podium podkładkę
z gąbki i przyjął pozycję do robienia brzuszków. – Brzuszki… Gotowi?
Kursanci klapnęli na tyłkach.
– Gotowi!
Instruktorzy przechadzali się między szeregami kursantów, polewa-
jąc ich wodą z węży i zasypując gradem obelg. Grey czuł, jak z każdym
kolejnym brzuszkiem zdziera sobie strup na dupie. Sól, która przywarła
do munduru, dostawała się do tej otwartej rany, wywołując niekontro-
lowane łzawienie oczu. Po brzuszkach nastąpiły pompki, potem skłony,
podciąganie na drążku, pompki na poręczach, nożyce. To szaleństwo
skończyło się po pełnej udręki godzinie.
– Nie jestem pod wrażeniem – stwierdził Redman, potrząsając gło-
wą z niesmakiem. Jego niebieska koszulka marszczyła się, gdy napinał
i rozluźniał mięśnie. – Spójrzcie na mnie – zeskoczył z podestu – nawet

18

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 18 2012-07-12 18:41:03


się nie spociłem, a wy, chłopaki, wyglądacie jak grupa niedożywionych
uchodźców. Macie dziesięć sekund, żeby się wynieść z mojej szlifier-
ki. Ruchy!
Kursanci wpadali na siebie, usiłując jak najszybciej wybiec poza te-
ren bazy i znaleźć się jak najdalej od instruktorów. Słońce wyjrzało zza
nadbrzeżnych gór, rzucając bladą poświatę na kremowe budynki bazy.
Grey zebrał swoją załogę łodzi na otwartej przestrzeni w pobliżu ko-
szar, określanej po prostu mianem dziury. Był to wybetonowany placyk,
ukryty przed wzrokiem instruktorów, na tyle jednak duży, że mógł po-
mieścić dziewięćdziesięciu sześciu kursantów – idealne miejsce, żeby
spędzić kilka cennych sekund i się przeorganizować.
– Jest szósta zero zero – poinformował grupę Smurf. – Musimy być
tu z powrotem punkt siódma. Jeśli chcecie, ludzie, zjeść porządne śnia-
danie, lepiej się pośpieszmy.
Murray wskoczył Greyowi na plecy i uczepił się go kurczowo ni-
czym miś koala.
– Jestem zmęczony, sir. Nie wziąłby mnie pan na barana? Ma pan
siłę za nas dwóch.
– Odwal się, Murray – skarcił go Grey. – Jesteśmy spóźnieni.
– Do szeregu, puta! – wrzasnął Ramirez. – Jeśli przez ciebie ominie
mnie śniadanie, pożałujesz, że żyjesz.
Murray niechętnie zeskoczył na ziemię, podczas gdy bosmanmat
Burns ustawił grupę w kilku szeregach i poprowadził na plażę. Stołówka
znajdowała się trochę ponad półtora kilometra dalej, czyli w odległości,
która początkowo wydawała się śmieszna. Jednak Grey szybko się prze-
konał, że przebiegnięcie dodatkowych dziesięciu kilometrów dziennie
nieźle daje mu się we znaki. Wielu kursantów z jego grupy dorobiło się
już bólu goleni i przeciążeniowych złamań kości. Energia, którą tryskali
podczas pierwszego biegu na wyżerkę w zeszłym tygodniu, wyparowa-
ła. Grey zauważył z rozbawieniem, że jego koledzy w naturalny spo-
sób przywykli do kulawego chodu znanego jako BUD/S-owe szuranie.
Zamiast podnosić stopy, szurali butami po nawierzchni, oszczędzając
w ten sposób energię i minimalizując otarcia skóry. Gdy tak posuwali

19

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 19 2012-07-12 18:41:03


się powoli w stronę stołówki, bosmanmat Liska, dobroduszny kursant
o pięknym głosie, zaintonował wojskową przyśpiewkę. Śpiewał refren,
a grupa powtarzała za nim jego kwestie:

Ja rangerem nie chcę być,


Wolę w niebezpieczeństwie żyć.
Zielonym beretem też nieee,
Mają PT tylko raz dziennieee.
Ani pieprzonym zwiadowcą.
Wolę już być czarną owcą.

Przyśpiewka i wysokie morale grupy podniosły Greya na duchu.


Gdy pomyślał, że wkrótce zje smaczne gorące śniadanie, zaczęło mu
burczeć w brzuchu.
Na BUD/S Grey nauczył się żyć chwilą. Niektóre dni były zbyt przy-
kre, żeby traktować je jako jedną całość. Zamiast skupiać się na tym,
jak bezpiecznie przebrnąć przez cały dzień, koncentrował się na prze-
trwaniu do następnego posiłku.
Grupa 283 zatrzymała się przed stołówką i ustawiła w kilku szere-
gach. Papa Smurf wprowadził do budynku pierwszą grupę szeregow-
ców. Oficerowie zawsze jedli na końcu. Greyowi pozostawało zwykle
niewiele ponad pięć minut na pochłonięcie swojego ulubionego po-
rannego posiłku: jajecznicy na bekonie, smażonych ziemniaków, pięciu
tostów z masłem orzechowym i dżemem, gorącej owsianki, soku po-
marańczowego, mleka i ogromnego kawałka ciasta kawowego. W su-
mie Grey oceniał, że na jeden posiłek zjada około trzech tysięcy kalorii,
ale i tak miał problem z utrzymaniem wagi. Ciągłe dreszcze połączone
z wysiłkiem fizycznym trwającym do sześciu godzin dziennie sprawia-
ły, że jego ciało zmieniło się w nienasycony piec. Rogers często żarto-
wał, że jedzenie Greya zajmuje się ogniem, zanim jeszcze ten zdąży je
połknąć.
– Cześć, panie Grey. – Stojąca za kasą Felicia błysnęła w uśmiechu
perłowo białymi zębami.

20

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 20 2012-07-12 18:41:03


Grey lubił ją najbardziej spośród wszystkich pracownic stołówki,
które bez wyjątku mówiły ze śpiewnym akcentem zdradzającym, że
były świeżymi imigrantkami z Filipin. Niejeden kursant z jego grupy
podkochiwał się w tej niewysokiej piękności.
– Jak leci, Felicio?
– Nieźle, panie Grey. – Uśmiech zamarł jej na ustach. – Ale trochę
się martwię.
– Czym? – Grey nachylił się w jej stronę i dał znak innym oficerom
stojącym za nim w kolejce, żeby przeszli do przodu.
Felicia wstrzymała się z odpowiedzią, aż tamci znaleźli się poza za-
sięgiem słuchu.
– Ktoś mówi o panu złe rzeczy. – Spuściła oczy. – Myślę, że on chce,
żeby pan odszedł.
– Co masz na myśli? – Grey poczuł skurcz w sercu.
Jeśli jakiś instruktor nie chce, żebyś ukończył BUD/S, prawie na
pewno ci się to nie uda.
– On mówi, że pan się uważa za takiego sprytnego, no wie pan, zbyt
dobrego w porównaniu z resztą.
– Ale kto? – ochrypły głos Greya zadrżał. – Kto to powiedział?
– Wielki facet, ciemna skóra, tłuste włosy, złośliwy wygląd.
Redman. Grey poczuł, jak ulatnia się podniecenie, które pulsowało
w jego żyłach w drodze do stołówki. „Skurwysyn” – pomyślał. W po-
dzięce łagodnie uścisnął dłoń Felicii i przesunął się dalej w kolejce po
żarcie. Kiedy zgromadził swój zwykły zestaw pożywnego marynarskie-
go jedzenia, dostrzegł Rogersa, który siedział sam przy stoliku.
– Wyglądasz, jakbyś właśnie zobaczył ducha.
– Gorzej  – zwierzył mu się Grey.  – Waśnie się dowiedziałem,
że Redman uważa mnie za zarozumiałego, aroganckiego skurwysyna
i że spróbuje się mnie pozbyć.
– Dziwi cię to? Przecież Redman nienawidzi wszystkich oficerów.
– Wiem, ale myślę, że tym razem chodzi o coś innego. – Grey na-
brał na widelec porcję jajecznicy i włożył sobie do ust. – Pociesza mnie

21

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 21 2012-07-12 18:41:03


tylko to, że dziś wieczorem kończymy fazę wstępną. Prawdopodobnie
nie zobaczę go aż do hell weeku.
Rogers bawił się resztką smażonych ziemniaków na talerzu. Gdy
już rozgniótł je na niejadalną tłustą maź, podniósł głowę i popatrzył
na Greya przepraszająco.
– Redman przechodzi do fazy pierwszej razem z nami.
– Cholera.
Na ogół instruktorów odpowiedzialnych za fazę wstępną zastępo-
wał w fazie pierwszej całkiem nowy zespół. W stołówce nagle ucichło.
Grey ściszył głos:
– Jaja sobie ze mnie robisz. Wolno mu tak?
– Chodzą takie słuchy.
– 283, powstań! – Smurf wstał i poszedł w stronę drzwi, co znaczy-
ło, że wyżerka dobiegła końca.
Grey zdążył nabrać na widelec tylko jeden kęs jedzenia. Odwrócił
się plecami do kolegów z grupy, a następnie zagarnął ręką do ust pełną
garść jajecznicy na bekonie.
– Dzikus – mruknął Rogers pod nosem. – Kretyn.

Reid_Najdluzszy tydzien_001-424__DRUK.indd 22 2012-07-12 18:41:03

You might also like