You are on page 1of 1

Dochodziło południe. Słońce zaczęły przesłaniać chmury.

Jasiek
rozejrzał się dookoła. Od rana uwinął się z solidnym fragmentem łąki.
Koszenie szło mu dobrze, teraz, po krótkiej przerwie, zabierze się za
grabienie siana. Usiadł pod wierzbą rosnącą na miedzy. Rozwinął
zawiniątko, które otrzymał od matki. Z białego, haftowanego ręcznika
wyjął pajdę chleba. Chleb był świeży, pachnący. Już miał się wgryźć w
kromkę, gdy usłyszał głos za sobą.
– Co tam masz człowieku?
Obejrzał się, za nim stał mały, kudłaty stwór, z rogami na głowie.
Czerwone oczy wpatrywały się w Jaśka i jego chleb. „Ani chybi czort”
– pomyślał chłopak. Uprzejmie jednak odezwał się do stwora, bo
zawszeć bies mógł go obdarzyć szczęściem.
– Kawałek chleba, który, upiekła matula, poczęstujecie się? –
przełamał skibkę na pół i podał stworzeniu.
– Rokita chętnie zje chlebuś – stwierdził czart. Zgodnie zjedli co do
okruszka. Bies wytrząsnął z brody ostatni okruch i pstryknął palcami.
– Podzieliłeś się chlebem, to nie przejmuj się deszczem – powiedział i
znikł. Jasiek spojrzał w górę, chmury zaczęły rozpraszać się we
wszystkie strony. Junak zawinął pozostałą pajdę w ręcznik, położył
pod krzakiem i ruszył grabić siano. Zapracowany, nawet nie zauważył,
że stwór pojawił się ponownie. Rokita, ukryty częściowo za pniem
wierzby, postanowił dobrać się do reszty jedzenia. Zaczął odwijać
pozostałą kromkę z ręcznika. Już czuł poprzez materiał, że to pełna
chrupiącej skórki piętka. Odwijał, odwijał, odwijał, ale jak by się nie
starał, to chleb ciągle znajdował się w środku ręcznika. Dopiero po
dłuższej chwili zrozumiał, że dostępu do jedzenia bronią mu zaklęcia
wyszyte przez matkę na ręczniku. Zrezygnowany odłożył zawiniątko i
znikł.

You might also like