You are on page 1of 3

To był najlepszy a zarazem najgorszy dzień w moim życiu.

Wszystko zaczęło się niespodziewanym


telefonem od mojej najlepszej przyjaciółki. Rozalka zadzwoniła do mnie z prośbą o spotkanie, mówiła
że ma dwa bilety na dzisiejszy festiwal, na który chciałaby pójść. Oczywiście z wielką chęcią zgodziłam
się i podziękowałam za propozycje. W naszym mieście nie dzieje się za wiele więc każde wydarzenie
jest idealną wymówka by wyjść z domu i się trochę zabawić, tym bardziej w towarzystwie kochanej
przyjaciółki. Miałyśmy się spotkać przy kawiarni o 15. Z uśmiechem na twarzy szłam do umówionego
miejsca, z oddali mogłam zobaczyć już Rozę. Gdy mnie zobaczyła szeroko uśmiechnęła się i
pomachała ręką, jednak jej oczy były jakby smutne. Znamy się odkąd pamiętam więc od razu potrafię
zobaczyć kiedy jest coś nie tak. Jednak kiedy zaczęła z entuzjazmem opowiadać i ekscytować się
dzisiejszym festiwalem szybko porzuciłam tę myśl, myślałam że może mi się wydawało. Kiedy
dotarłyśmy na festiwal, Rozalia od razu pociągnęła mnie za rękę w stronę kolejki górskiej, wiedziałam
że już teraz nie ma odwrotu. Wsiadłam do wagonika i pomodliłam się o bezpieczny przejazd.
Najwyraźniej moje prośby przyniosły skutek bo nic prócz zawrotów głowy mi nie dolegało. Przez
następne godziny chodziłyśmy od jednej atrakcji do drugiej. Skłamałabym mówiąc że bawiłam się źle.
Mimo bólu nóg, spędziłam cudowny czas. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam. Kiedy
już obie resztkami sił poszłyśmy usiąść pod drzewem wiśni zajadając lody o smaku słonego karmelu,
co stało się już naszą tradycją, Roza spojrzała na mnie ze smutkiem. Natychmiast zapytałam czy
wszystko w porządku. Ona jedynie pokręciła głową a następnie wypowiedziała słowa, wyjęte jakby z
koszmaru. Ona wyprowadza się. Wyjeżdża do innego kraju. Zaniemówiłam, Rozalia rozpłakała się,
zaczęła mnie przepraszać i pocieszać, a przecież to ja powinnam pocieszać ją. Z trudem wymusiłam
uśmiech, powiedziałam jej że to nic nie zmienia, nadal będziemy przyjaciółkami. Nieważne czy będzie
w Australii czy na Księżycu, dalej będziemy utrzymywały kontakt. Wiedziałam jednak że to nie będzie
to samo. Spędziłam świetny dzień który zapamiętam do końca życia, jednak wiedziałam że już nigdy
się to nie powtórzy.

Był to jasny, chłodny kwietniowy dzień, zegary wybiły 13. Wyruszyłam z domu pewnym krokiem w
stronę znajomego domu. Ciocia Lilia poprosiła mnie o pomoc przy porządkach w ogrodzie. Była to
kobieta kochająca rośliny nad życie, rozmiar jej ogrodu mówił sam za siebie, wiedziałam że czeka
mnie dużo pracy. Gdy dotarłam na miejsce przywitał mnie zapach świeżo upieczonych ciasteczek i
malinowej herbaty. Od razu nabrałam ochoty do pracy. Po wysłuchaniu opowieści cioci o wszystkich
sąsiadach i przejrzeniu kolejny raz albumu ze zdjęciami, zabrałam się do pracy. Z początku było trochę
ciężko, ale im więcej czasu upłynęło tym sprawniej mi wszystko szło. Po pewnym czasie
postanowiłam odpocząć chwilkę na huśtawce, przy okazji bujając się w przód i tył, tak bardzo się
zaangażowałam że ostatecznie z niej wypadłam i poleciałam do tyłu. Na moje szczęście krzaki
zamortyzowały upadek, jednak gdy podniosłam się z ziemi i rozejrzałam się dookoła byłam w zupełnie
innym miejscu. Wszystko wyglądało jak z bajki/ Przez głowę przelatywały mi różne myśli, od
podejrzeń herbaty po śmierć. Gdy tak stałam zamyślona poczułam jak ktoś dotknął mojego ramienia.
Odwróciłam się z przerażeniem, jednak jedyne co ujrzałam to róże. W tamtym momencie zaczęłam
poważnie martwić się o moje zdrowie. Nagle usłyszałam głos, rozejrzałam się jednak nikogo nie
zauważyłam. Tym razem usłyszałam kolejne głosy. Z niemałym zaskoczeniem zorientowałam się ze
owe głosy należą do róż. Kwiaty do mnie mówiły, co gorsza one mnie znały. Zadawały różne pytania,
dopytywały się o mnie i moją rodzine. Jedna z róż wydawała się przejęta moją ciotką, poprosiła mnie
o jej pozdrowienie. Z rozmowy wyrwał mnie krzyk, jak się okazało cioci Lilii, mówiła że już się
ściemnia więc lepiej żebym wracała do domu, gdy ponownie spojrzałam na krzew z różami były
zupełnie normalne. Kiedy wychodziłam przypomniało mi się prośba róży, podbiegłam do cioci i
powiedziałam jej o pozdrowieniach od róży, ona jedynie uśmiechnęła się i podziękowała, nie była
nawet w najmniejszym stopniu zaskoczona moim wyznaniem, zupełnie jakby o wszystkim wiedziała.
Ale przecież to nie mogło się zdarzyć, prawda?
Wiedźmy nie istnieją, słowa mojej babci brzmiały mi w głowie kiedy zza okna spoglądał na mnie
straszliwy wyraz twarzy. Leżałam sparaliżowana w łóżku, wmawiałam sobie że to tylko moja
wyobraźnia płata mi figle. Jednak narastające stukanie w szybę nie dawało mi spokoju. Najszybciej jak
potrafiłam zerwałam się z łóżka i zbiegłam schodami w dół. Tej nocy byłam w domu sama. Było już
późno jednak byłam na tyle wystraszona, że postanowiłam zadzwonić do mojej mamy. Na moje
nieszczęście telefon nie działał, co gorsza w całym domu nie było prądu. Gdy siedziałam w kącie
mając mentalne załamanie, przypomniała mi się bajka, która niegdyś czytała mi babcia na dobranoc.
Bajka opowiadała o chłopcu, który zgubił się w ciemnym labiryncie, pełnym potworów. Jednak
chłopcu udało się wydostać nie natykając się na żadnego potwora, ponieważ śpiewał miłą dla niego
piosenkę, która odwracała jego uwagę. Pomyślałam że zrobię coś podobnego. Wstałam z podłogi i
chwyciłam stojącą obok miotłę. Pewnym krokiem ruszyła w stronę mojego pokoju, myśląc przy tym o
wszystkich szczęśliwych chwilach, nucąc ulubioną piosenkę. Kiedy weszłam do mojej sypialni lekko
spanikowałam, jednak wiedziałam że muszę to zrobić teraz albo nigdy. Szybkim ruchem otworzyłam
okno gotowa do wali z czarownicą, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Okazało się że strasznym
cieniem były gałęzie drzewa, a odgłosy stukania wydawał deszcz. Nie mogłam się powstrzymać i
wybuchłam śmiechem, nie zauważyłam nawet kiedy mama wróciła do domu. Patrzyła na mnie
zmartwionym spojrzeniem. Ale trudno jej się dziwić. Z potarganymi włosami, miotłą w ręku i
obłąkanym śmiechem ja sama wyglądałam jak wiedźma.

It was the best and worst day of my life. It all started with an unexpected phone call from my best
friend. Rozalia called me to ask for a meeting and said that she had two tickets for today's festival she
would like to attend. Of course, I gladly agreed and thanked for the suggestions. There is not much
going on in our city so each event is a perfect excuse to leave the house and have some fun,
especially in the company of a beloved friend. We were supposed to meet at the cafe at 3 pm. I was
walking to the agreed place with a smile, I could see Roza from afar. When she saw me, she smiled
broadly and waved her hand, but her eyes were as if sad. We've known each other for as long as I can
remember, so I can see when something is wrong right away. However, when she began to
enthusiastically talk and get excited about today's festival, I quickly gave up this thought, I thought
maybe it seemed to me. When we got to the festival, Rozalia immediately pulled my hand towards
the roller coaster, I knew there was no turning back now. I got in the car and prayed for safe passage.
My pleas were successful because nothing but dizziness was wrong. For the next hours, we went
from one attraction to another. I would be lying if I was having a bad time. Despite the pain in my
legs, I spent a wonderful time. I don't remember the last time I had so much fun. When we went to
sit under the cherry tree with both leftovers, eating salted caramel ice cream, which has become our
tradition, Roza looked at me sadly. I immediately asked if everything was all right. She just shook her
head and then said the words, as if out of a nightmare. She is moving out. Goes to another country. I
was speechless, Rozalia burst into tears, began to apologize and comfort me, and yet I should
comfort her. I forced a smile, told her it didn't change anything, we would still be friends. Whether
it's in Australia or the moon, we'll keep in touch. But I knew it wasn't going to be the same. I spent a
great day that I will remember for the rest of my life, but I knew it would never happen again.
It was a bright, cool April day, the clocks struck 13. I set off from home confidently towards a familiar
home. Aunt Lilia asked me for help with cleaning the garden. She was a woman who loves plants
more than life, the size of her garden spoke for itself, I knew I had a lot of work to do. When I got
there, I was greeted by the smell of freshly baked cookies and raspberry tea. I immediately felt like
working. After listening to my aunt's stories about all the neighbors and reviewing the photo album
again, I got to work. At first, it was a bit hard, but the more time passed, the more efficiently
everything went. After some time I decided to rest a moment on the swing, by the way swinging back
and forth, I got so involved that eventually I fell out of it and flew back. Fortunately, the bushes
cushioned the fall, but when I got up from the ground and looked around I was in a completely
different place. Everything looked like a fairy tale / Various thoughts flew through my head, from
suspicion of tea to death. As I stood thoughtful, I felt someone touch my arm. I turned away in
horror, but all I saw was roses. At that moment I began to seriously worry about my health. Suddenly
I heard a voice, but I looked around, I didn't notice anyone. This time I heard more voices. With no
surprise, I realized that these voices belong to roses. The flowers said to me what's worse they knew
me. They asked different questions, they asked about me and my family. One of the roses seemed
concerned about my aunt and asked me to greet her. A shout broke me out of the conversation, as it
turned out to be Aunt Lilia, she said that it was already getting dark so I better go home when I
looked at the bush with roses again, they were completely normal. When I was leaving, I
remembered the rose's request, I ran to my aunt and told her about the greetings from the rose, she
just smiled and thanked, she was not even surprised by my confession, as if she knew everything. But
that couldn't have happened, right?

Witches do not exist, my grandmother's words sounded in my head when a terrible expression
looked at me from the window. I lay paralyzed in bed, I told myself it was just my imagination playing
tricks on me. However, the growing tapping on the glass did not leave me alone. I jumped out of bed
as quickly as I could and ran down the stairs. I was home alone that night. It was late but I was so
scared that I decided to call my mother. Unfortunately, the phone didn't work, what's worse there
was no electricity in the whole house. As I sat in the corner with a mental breakdown, I was
reminded of a fairy tale that my grandmother had read to me for bedtime. Bajka told about a boy
who got lost in a dark maze full of monsters. However, the boy managed to get out without
encountering any monster, because he sang a song nice to him that distracted him. I thought I would
do something similar. I got up from the floor and grabbed the broom next to me. She walked
confidently towards my room, thinking about all the happy moments, humming her favorite song.
When I entered my bedroom I panicked slightly, but I knew I had to do it now or never. I opened the
window quickly, ready to bang with the witch, but nothing like that happened. It turned out that the
branches of the tree were a terrible shadow, and the clicking sound was made by rain. I couldn't
resist and burst out laughing, I didn't even notice when my mother came home. She looked at me
with a worried look. But it's hard to be surprised. With tousled hair, a broom in my hand and insane
laughter, I looked like a witch myself.

You might also like