You are on page 1of 46

Niesamowite opowie�ci z Chin

Dzi�kuj� przede wszystkim Agnieszce �u�awskiej-Umedzie z�Wydzia�u Japonistyki


Uniwersytetu Warszawskiego, kt�ra dawno, dawno temu zaproponowa�a, �ebym
przet�umaczy� co� ciekawego z�japo�skiego na polski. Agnieszka jest nie tylko
redaktorem, lecz tak�e wsp�t�umaczem prezentowanych opowiada�, ale wrodzona
skromno�� nie pozwoli�a jej umie�ci� nazwiska na ok�adce. Poza Agnieszk� jestem
wdzi�czny ca�emu Wydzia�owi za wsparcie, a�szczeg�lnie Profesor Ewie Pa�asz-
Rutkowskiej, Katarzynie Stareckiej i�Henrykowi Lipszycowi.
Szczeg�lnie serdecznie dzi�kuj� Katarzynie Kwiatkowskiej, kt�ra w�r�d wielu zaj��
znalaz�a czas, a�eby przeczyta� i�skomentowa� ca�y tekst. Podzi�kowania tak�e dla
Marysi Dzieduszyckiej za jej poparcie, a�szczeg�lnie za pomoc w�ostatnim momencie.
Za wsparcie i�cenne opinie jestem tak�e wdzi�czny Joannie i�Maciejowi Buszewiczom,
Nawojce Cie�li�skiej-Lobkowicz, �p. Miko�ajowi Grocholskiemu, Izabeli Grocholskiej,
Nathalie i�Krzysztofowi Potockim, Lali Rey, Maciejowi B�asiakowi, Adamowi
Sandauerowi, Ma�gosi i�Tomkowi Sikorom, Halinie Grzecznarowskiej-Szpilman, Justynie
i�Zbigniewowi Piotrowskim, Teresie i�Paw�owi Tarnowskim oraz Inie i�Janowi
Tarnowskim.
Profesorowie Tsutomu Wada i�Yasunari Ishikawa z�Uniwersytetu Kyushu Sangyo
udost�pnili mi rzadkie prace na temat Atsushiego Nakajimy1�i�literatury chi�skiej,
za co r�wnie� chcia�bym im gor�co podzi�kowa�. D�ug wdzi�czno�ci wobec Tomasza
Micha�owskiego za wydanie tego zbiorku oraz wobec Stefana Potockiego jest
niemo�liwy ani do wyra�enia, ani do sp�acenia.

Od t�umacza
Wp�ywy Dalekiego Wschodu � Japonii, Korei Po�udniowej, a�szczeg�lnie Chin �
zwi�kszaj� si� z�dnia na dzie�. Japonia i�Korea Po�udniowa od wielu lat pod
wzgl�dem gospodarczym s� �wiatowymi mocarstwami. To wszystko sprawia, �e wsp�cze�ni
Polacy nie postrzegaj� ju� Dalekiego Wschodu tak jak niegdy� � jako egzotycznego,
tajemniczego regionu. Co jest nap�dem azjatyckiego sukcesu? Chocia� nie ma na to
prostej odpowiedzi, nie ma te� w�tpliwo�ci, �e do pewnego stopnia wi��e si� to
z�kultur� omawianego regionu. A�jednym z�najlepszych sposob�w poznania obcej
kultury jest literatura.
Czytelnik prezentowanego zbioru opowiada�, po raz pierwszy przet�umaczonych
z�j�zyka japo�skiego na j�zyk polski, b�dzie mia� wgl�d w�kultur� i�tradycje
Dalekiego Wschodu. Mam nadziej�, �e ich bogactwo, g��bia i�pi�kno stan� si� dzi�ki
tym opowie�ciom bardziej zrozumia�e.
Ksi��ka zawiera opowiadania dw�ch japo�skich pisarzy pierwszej po�owy XX wieku �
Ry?nosuke Akutagawy i�Atsushiego Nakajimy. Nale�� oni do czo��wki powie�ciopisarzy
i�ich popularno�� w�Japonii nie s�abnie. W�Polsce, poza w�skim gronem japonist�w,
nie s� znani.
Opowiadania zosta�y wybrane z�przekonaniem, �e zafascynuj� czytelnika swoim czarem
i�niezwyk��, zaskakuj�c� tematyk�. Wsp�lnym w�tkiem s� Chiny. Od razu nasuwaj� si�
pytania: Japo�czycy pisz�cy o�Chinach? Jak to?
Warto wiedzie�, �e dla Japo�czyk�w Chiny stanowi�y i�stanowi� przedmiot szacunku
oraz fascynacji. Przez stulecia kultura Chin by�a wzorem i�idea�em, do kt�rego
Japo�czycy aspirowali. Chiny stanowi�y te� dla Japo�czyk�w �r�d�o wiedzy, nauki
i�kultury. Japo�czycy w�du�ym stopniu przej�li z�Chin swoje pismo, filozofi�,
religi�, planowanie miast, a�nawet system polityczny. Wp�yw Chin na rozw�j kultury
japo�skiej mo�na por�wna� do oddzia�ywania kultury greckiej i��aci�skiej na rozw�j
cywilizacji�
europejskiej. Nawet obecnie, mimo zmian spo�ecznych i�amerykanizacji Japonii,
nieprzemijaj�c� popularno�ci� ciesz� si� klasyka chi�ska, a�tak�e utwory japo�skich
pisarzy odwo�uj�ce si� do chi�skich w�tk�w. Do tych ostatnich nawi�zuj� r�wnie�
opowiadania z�tego zbioru, cho� nie oznacza to, �e brak im oryginalno�ci.
Obydwaj autorzy, zar�wno Ry?nosuke Akutagawa, jak i�Atsushi Nakajima, interpretuj�
tematy chi�skie w�spos�b typowo japo�ski i�nowoczesny: wpisuj� w�nie cechy
psychologiczne japo�skich bohater�w, kt�rych chi�skie orygina�y nie zawieraj�,
nawi�zuj� do wsp�czesnych problem�w spo�ecznych niemo�liwych do poruszenia
w�przedwojennej Japonii z�przyczyn politycznych. Takie unowocze�nienie sprawia, �e
opowiadania s� bardziej zrozumia�e dla wsp�czesnego czytelnika ni� chi�skie �r�d�a
inspiruj�ce japo�skich pisarzy.
Ry?nosuke Akutagawa (1892�1927) urodzi� si� w�Tokio. Studiowa� w�elitarnym
Pierwszym Liceum oraz na Wydziale Literatury Angielskiej r�wnie elitarnego
Cesarskiego Uniwersytetu Tokijskiego. Jako student zwr�ci� na siebie uwag�
nadzwyczajnym talentem literackim. Akutagawa celowa� w�kr�tkich opowiadaniach
opartych na klasyce literatury japo�skiej i�chi�skiej. Bardzo szybko zdoby� s�aw�
i�popularno��. Sukces literacki w�owym czasie nie zapewnia� jednak niezale�no�ci
finansowej. Akutagawa by� zmuszony do zarabiania na �ycie jako wyk�adowca j�zyka
angielskiego w�Akademii Marynarki Wojennej. W�ostatnich latach �ycia porzuci�
tematy historyczne na rzecz opowiada� autobiograficznych. Niekt�re z�nich sugeruj�,
�e Akutagawa cierpia� na chorob� umys�ow�. Prawdopodobnie z�jej powodu pisarz
w�wieku trzydziestu pi�ciu lat pope�ni� samob�jstwo.
Proz� Akutagawy charakteryzuje wartki rytm, prostota zda�, a�zarazem wielka
subtelno�� wyrazu i�poczucie humoru. M�odego pisarza fascynowa�a historia dawnych
Chin i�Japonii, a�tak�e wp�yw chrze�cija�stwa na kultur� obu kraj�w.
Wi�kszo�� spu�cizny Akutagawy sk�ada si� z�kr�tkich nowel. Na podstawie dw�ch
opowiada� Akutagawy, zatytu�owanych�Rash?mon�i�Yabu no Naka�(W�g�szczu)2, powsta�
wybitny film Akiry Kurosawy pt.�Rash?mon.
Du Zichun�i�Chrystus z�Nankinu, dwa opowiadania w��czone do niniejszego zbioru,
zosta�y napisane przez Ry?nosuke Akutagaw� w�1920 roku.
Atsushi Nakajima (1909�1942) urodzi� si� w�Tokio, w�rodzinie tradycyjnie zajmuj�cej
si� sinologi�, a�szczeg�lnie konfucjanizmem. Kszta�ci� si� jak Akutagawa
w�Pierwszym Liceum i�na Cesarskim Uniwersytecie Tokijskim, gdzie studiowa�
literatur� japo�sk�. Po uko�czeniu studi�w przez kr�tki okres pracowa� jako
nauczyciel, ale astma, na kt�r� cierpia�, zmusi�a go do przerwania pracy
i�ostatecznie w�1942 roku sta�a si� przyczyn� jego �mierci. Mimo skromnego dorobku
literackiego, kt�ry ukaza� si� w�druku na kr�tko przed �mierci� autora i�za �ycia
nie przyni�s� mu literackiej s�awy (sk�adaj� si� na� tylko powie�� o��yciu Roberta
Louisa Stevensona oraz dwa inne kr�tkie utwory), Nakajima jest dzi� jednym
z�najbardziej popularnych powie�ciopisarzy japo�skich. Tak jak Akutagawa tworzy�
kr�tkie opowiadania, inspirowane klasyk� literatury chi�skiej.

Wymowa g�osek i dwuznak�w japo�skich

a, i, u, e, o�� jak w�j�zyku polskim


? � uu (d�ugie)
y � j
w�� �
j � �
sh � sz
ch � cz
Przyk�ady:
Ry?nosuke Akutagawa [Rjuunosuke Akutaga�a]
Atsushi Nakajima [Atsuszi Nakazima].

Wymowa g�osek i dwuznak�w chi�skich

Wymowa s��w chi�skich jest trudna dla Polaka. W�j�zyku chi�skim wyst�puje wiele
sp�g�osek, kt�re nie maj� odpowiednik�w w�j�zyku polskim. Ponadto chi�ski jest
j�zykiem tonalnym: s�owa wygl�daj�ce w�transliteracji tak samo Chi�czycy wymawiaj�
w�r�ny spos�b i�brzmi� one dla nich zupe�nie inaczej. Z�tego powodu transliteracja
nazw chi�skich (istnieje wiele jej system�w) jest skomplikowana.
Tony chi�skich s��w pisanych w�j�zykach europejskich s� wyra�ane za pomoc� znak�w
diakrytycznych, kt�re maj� znaczenie dla sinolog�w, ale nie by�yby zrozumia�e dla
wi�kszo�ci polskich czytelnik�w. Z�tego powodu w�niniejszym wydaniu znaki
diakrytyczne w�chi�skich nazwach zosta�y pomini�te.
Jak czyta� s�owa chi�skie w�tej ksi��ce? W�wielkim uproszczeniu podajemy
najwa�niejsze regu�y.
Wymowa samog�osek chi�skich jest zbli�ona do wymowy samog�osek polskich. Sp�g�oski
wymawiane s� tak jak po polsku, z�nast�puj�cymi wyj�tkami:
ch � cz Du Zichun [Du Ziczun]
sh � sz Emei�Shan [Emei�Szan]
x � s Xi�an [Si�an]
zh � � Guizhou [Gui�ou]
w�� � Feiwei [Fei�ej]
j � � Jichang [�iczang]
q � � Qi [Ci]
y � j Yuan [Juan]
ng � ng (d�wi�k nosowy � nie wymawia si� ko�cowego�g).

Du Zichun

I
By� to koniec pewnego wiosennego dnia w�Luoyangu, stolicy cesarstwa Tang3. Pod
Bram� Zachodni� miasta sta� m�odzieniec i�spogl�da� w�niebo. Nazywa� si� Du
Zichun4. Pochodzi� z�bardzo bogatego domu, ale roztrwoni� odziedziczony maj�tek
i�oto znalaz� si� w�beznadziejnej sytuacji. Wydawa�o si�, �e nie prze�yje do ko�ca
dnia.

Jak wiadomo, w�owym czasie nie istnia�o na �wiecie wspanialsze miasto od Luoyangu.
By�o ono u�szczytu swojego rozkwitu. Przez ulice i�bramy Luoyangu nieustannie
przep�ywa� t�um ludzi i�pojazd�w. W��wietle zachodz�cego s�o�ca, kt�re b�yszcza�o
jak oliwa, jedwabne czapki starc�w, z�ote kolczyki Turczynek i�kolorowe uprz�e
bia�ych koni wygl�da�y pi�kniej ni� na obrazku.
A�Du Zichun, opieraj�c si� o�mur ko�o bramy, ci�gle patrzy� w�niebo. Spoza chmur
wygl�da� cieniutki bia�awy ksi�yc, tak niewyra�ny, �e mo�na go by�o wzi�� za �lad
paznokcia.
�Dzie� si� ko�czy, czuj� coraz wi�kszy g��d, co gorsza, nie mam gdzie p�j��, bo
nikt mi nie da noclegu. Je�eli takie ma by� moje �ycie, to mo�e lepiej utopi� si�
w�rzece�, pomy�la�.
Od pewnego czasu nachodzi�y go beznadziejne my�li. W�a�nie wtedy nie wiadomo sk�d
pojawi� si� przed nim starzec. Jedno oko mia� zezowate, a�stoj�c w�promieniach
zachodz�cego s�o�ca, rzuca� na bram� wielki cie�. Patrz�c nieruchomo w�oczy Du
Zichuna, ostro zapyta�:
� O�czym my�lisz?
� Ja? Nawet nie mam gdzie spa� tej nocy! Zastanawiam si�, co ze sob� zrobi�. � Du
Zichun, zaskoczony niespodziewanym pytaniem, ze spojrzeniem utkwionym w�ziemi�, bez
wahania powiedzia� prawd�.
� Ach tak? To jeste� bardzo biedny.
Starzec zastanawia� si� chwil� i�wskazuj�c na s�o�ce, kt�re o�wietla�o drog�,
rzek�:
� Powiem co�, co przyniesie ci po�ytek. Kiedy staniesz w�promieniach zachodz�cego
s�o�ca, tw�j cie� padnie na ziemi�. Zaznacz miejsce, gdzie znajdzie si� cie� twojej
g�owy, poczekaj, a� przyjdzie noc, i�zacznij kopa�. Znajdziesz tam tyle z�ota, �e
wype�ni ono ca�y w�z.
� Naprawd�? � Du Zichun, kt�ry wpatrywa� si� przez ca�y czas w�ziemi�, ze
zdziwieniem podni�s� wzrok na starca.
Dziwne, starzec znikn�� bez �ladu.
Ksi�yc jeszcze bardziej zblad�, a�nad t�umem przelewaj�cym si� ulicami zacz�y
kr��y� pierwsze nietoperze.
II
I�oto Du Zichun mia� zosta� najwi�kszym bogaczem w�Luoyangu. Tak jak poradzi� mu
starzec, Du Zichun zaznaczy� miejsce, w�kt�rym cie� jego g�owy pada� na ziemi�,
i�g��bok� noc� zabra� si� ukradkiem do kopania. Znalaz� tam stosy z�ota tak
wielkie, �e ledwo zmie�ci�y si� na du�y w�z.
Du Zichun kupi� wspania�y dom i�p�dzi� �ycie w�dostatku. Swoim bogactwem w�niczym
nie ust�powa� cesarzowi Xuanzongowi5. Kupowa� wino z�Lanlingu6, sprowadza�
longany7�z�prowincji Gui8, sadzi� w�ogrodzie drzewa piwonii zmieniaj�ce sw�j kolor
cztery razy na dzie�, hodowa� wiele bia�ych pawi, zbiera� klejnoty, kaza� haftowa�
brokaty, zamawia� karoce z�pachn�cego drzewa a�krzes�a z�ko�ci s�oniowej. By�o tych
skarb�w tak du�o, �e je�eliby chcia�oby si� je wszystkie wymieni�, ta opowie�� nie
sko�czy�aby si� nigdy.
Na skutek tego znajomi, kt�rzy do tej pory nawet nie chcieli si� z�nim wita�,
teraz, s�ysz�c plotki o�jego bogactwie, zacz�li go cz�sto odwiedza�. Z�dnia na
dzie� ros�a ich liczba. Po p� roku nie mo�na by�o znale�� ju� nikogo z�dobrego
towarzystwa i�spo�r�d znanych pi�kno�ci w�Luoyangu, kto by nie odwiedzi� Du Zichuna
w�jego pi�knym domu. Du Zichun codziennie wydawa� wspania�e uczty. Trudno je nawet
opisa� s�owami. Bywa�o, �e cz�stowa� swoich go�ci winem sprowadzonym z�Europy,
a�podawa� je w�z�otych kielichach. To zn�w magik z�Indii demonstrowa� sztuk�
po�ykania mieczy. Jednocze�nie dwadzie�cia dziewcz�t � dziesi�� z�w�osami
ozdobionymi nefrytowymi kwiatami lilii, a�drugie dziesi�� agatowymi kwiatami
piwonii � pi�knie gra�o na fletach i�harfach.
Ale nawet najwi�ksze bogactwo ma sw�j kres i�fortuna Du Zichuna te� nie by�a
wyj�tkiem. Wydaj�c pieni�dze na prawo i�lewo, Du Zichun po roku czy te� dw�ch znowu
znalaz� si� w�biedzie. Wtedy znajomi, kt�rzy na og� s� bez serca, a�nawet bliscy
przyjaciele, kt�rzy do wczorajszego dnia korzystali z�jego go�cinno�ci, przestali
go odwiedza�, nawet gdy przypadkiem znale�li si� w�pobli�u. Kiedy po trzech latach
od znalezienia skarbu, zn�w na wiosn�, Du Zichun tak jak wcze�niej zosta� bez
grosza w�kieszeni, nie znalaz� si� nikt w�ca�ym Luoyangu, kto by mu chcia� udzieli�
schronienia i�poda� wod� do picia.
W�tej sytuacji pewnego wieczoru Du Zichun ponownie poszed� pod Bram� Zachodni�.
Sta� d�ugo, spogl�da� w�niebo i�nie wiedzia�, co robi�. Wtedy, tak samo jak za
pierwszym razem, pojawi� si� zezowaty starzec i�spyta�:
� O�czym my�lisz?
Kiedy Du Zichun ujrza� starca, przez chwil� nie �mia� nawet odpowiedzie� i�ze
wstydem patrzy� w�ziemi�. Starzec uprzejmie powt�rzy� swoje pytanie, a�Du Zichun
nie�mia�o odpowiedzia�, �e nie ma gdzie spa� tej nocy i�zastanawia si�, co z�sob�
zrobi�.
� Ach tak? Kiedy staniesz w�promieniach zachodz�cego s�o�ca i�tw�j cie� padnie na
ziemi�, zaznacz miejsce, w�kt�rym znajdzie si� tw�j tors. Poczekaj, a� zapadnie
noc, i�zacznij kopa�. Znajdziesz tam tyle z�ota, �e wype�ni ono ca�y w�z.
Wypowiedzia� te s�owa i�znikn��, jakby si� rozwia� w�powietrzu.
I�nast�pnego dnia Du Zichun znowu sta� si� najwi�kszym bogaczem w�Chinach. I�jak
poprzednio rozpocz�� rozrzutne �ycie, nie narzucaj�c sobie �adnych granic. Ogrody
z�kwitn�cymi piwoniami i�senne bia�e pawie, i�magik z�Indii, kt�ry po�yka� miecze �
wszystko by�o tak jak przedtem.
I�jak przedtem wielkie g�ry z�ota, kt�re wype�ni�y ca�y w�z, znikn�y bez �ladu
w�ci�gu bez ma�a trzech lat.
III
� O�czym my�lisz? � Zezowaty starzec pojawi� si� przed Du Zichunem po raz trzeci
i�po raz trzeci zada� mu to samo pytanie. Dzia�o si� to w�czasie, kiedy Du Zichun
znowu sta� pod Bram� Zachodni� Luoyangu, spogl�daj�c na �wiat�o ksi�yca, kt�rego
s�abe promienie pr�bowa�y si� przebi� przez mg��.
� Ja? Nie mam gdzie spa� i�zastanawiam si�, co z�sob� zrobi�.
� Naprawd�? Jeste� bardzo biedny. Powiem wi�c co�, co ci przyniesie po�ytek. Kiedy
staniesz w�promieniach zachodz�cego s�o�ca, tw�j cie� padnie na ziemi�. Zaznacz
miejsce, w�kt�rym wypada tw�j brzuch, i�w�nocy zacznij tam kopa�. Znajdziesz tyle
z�ota, �e wype�ni ca�y w�z.

W�tym momencie Du Zichun uni�s� r�k� do g�ry i�przerwa� starcowi:


� Nie, ju� teraz nie chc� pieni�dzy.
� Ju� nie chcesz pieni�dzy? Ha, ha, wydaje mi si�, �e nareszcie znudzi�y ci si�
dostatki.
Starzec wpatrywa� si� w�twarz Du Zichuna z�pow�tpiewaniem w�oczach.
� Ale� nie! Wcale mi si� bogactwo nie znudzi�o. Straci�em wiar� w�ludzi �
powiedzia� bez ogr�dek Du Zichun z�wyrazem smutku na twarzy.
� Ciekawe, z�jakiego powodu straci�e� wiar� w�ludzi?
� Ludzie s� bez serca. Kiedy jeste� wielkim bogaczem, schlebiaj� ci i�prawi�
komplementy. Ale spr�buj by� biedakiem � nikt nawet nie spojrzy na ciebie
z�przyjaznym wyrazem twarzy. Kiedy o�tym my�l�, to wiem, �e nic nie przyjdzie mi
z�tego, �e jeszcze raz zostan� bogaczem.
Starzec, s�ysz�c te s�owa, wyszczerzy� z�by w�szerokim u�miechu.
� Doprawdy? R�nisz si� wi�c od innych m�odych ludzi. Doskonale wiesz, jaki jest ten
�wiat. Czy to znaczy, �e teraz zgadzasz si� spokojnie �y� nawet w�n�dzy?
Du Zichun si� zawaha�, ale szybko podni�s� oczy, w�kt�rych by�o wida� zdecydowanie
i�b�agaln� pro�b�:
� To te� jest niemo�liwe. Dlatego chcia�bym zosta� twoim uczniem i�studiowa� sztuk�
czarnoksi�sk�. Nie da si� ukry�, �e jeste� czarnoksi�nikiem obdarzonym wielkimi
cnotami. Inaczej nie m�g�by� w�ci�gu jednej nocy zrobi� ze mnie bogacza. Prosz�,
zosta� moim mistrzem i�naucz mnie swojej przedziwnej magii.
Starzec zmarszczy� brwi i�zamilk�. Rozmy�la� nad czym�. Wreszcie u�miechn�� si�
i�bez �adnych ogr�dek powiedzia� Du Zichunowi, �e spe�ni jego pro�b�.
� Rzeczywi�cie jestem czarnoksi�nikiem. Nazywam si� Tie Guanzi9�i�mieszkam na g�rze
Emei10. Kiedy pierwszy raz ciebie ujrza�em, odnios�em wra�enie, �e jeste� wra�liwym
cz�owiekiem, i�dlatego dwukrotnie uczyni�em ci� wielkim bogaczem. Je�eli tak bardzo
chcesz zosta� czarnoksi�nikiem, to przyjm� ci� na ucznia.
Nim jeszcze starzec sko�czy� m�wi�, Du Zichun z�rado�ci rzuci� si� przed nim na
kolana i�bi� czo�em o�ziemi�.
� Nie, nie musisz mi a� tak dzi�kowa�. Chocia� przyj��em ci� na ucznia, to tylko od
ciebie b�dzie zale�a�o, czy zostaniesz wspania�ym czarnoksi�nikiem. Udaj si� ze mn�
na g�r� Emei. Na szcz�cie jest tu kij z�bambusa, si�d�my na niego i�le�my.
Tie Guanzi podni�s� z�ziemi zielony bambus i�mrucz�c jakie� zakl�cia, dosiad� go
jak konia. Du Zichun usadowi� si� za nim. Czy� to niezadziwiaj�ce? Bambusowy kij
niczym prawdziwy smok uni�s� si� szybko w�g�r� i�pofrun�� w�kierunku g�ry Emei.
Wiosenne niebo robi�o si� coraz ciemniejsze. Du Zichun, zdr�twia�y ze strachu,
odwa�y� si� jednak zerkn�� w�d�, ale w�zapadaj�cym zmierzchu nie zobaczy� niczego
poza b��kitnymi g�rami. Mimo �e wyt�a� wzrok, nie m�g� dostrzec Bramy Zachodniej
miasta Luoyangu (ju� dawno musia�a ona znikn�� we mgle). Po pewnym czasie Tie
Guanzi z�siw� brod� rozwian� na wietrze zacz�� g�o�no �piewa�:
� Rano bywam nad p�nocnym morzem,
wieczorem w�zielonym lesie parasolowych drzew,
Pot�ny i�odwa�ny jest niebieski smok, kt�ry kryje si� w�moim r�kawie,
Cho� trzy razy odwiedzi�em Yueyang11, nie znam tam nikogo,
Ze �piewem na ustach mijam jezioro Dongting12.
IV
Wkr�tce zielony bambus, na kt�rym lecieli, wyl�dowa� na wierzcho�ku g�ry Emei.
Szczyt, p�aski i�skalisty, ko�czy� si� g��bokim urwiskiem. Znajdowa� si� tak
wysoko, �e gwiazdy Wielkiej Nied�wiedzicy, kt�re �wieci�y na niebie, wygl�da�y jak
du�e czarki do herbaty. Emei by�a bezludna. Doko�a panowa�a cisza, a�wieczorny
wiatr nuci� w�ga��ziach ma�ej pokr�conej sosny rosn�cej nad przepa�ci�.
Tie Guanzi posadzi� Du Zichuna tu� nad otch�ani� i�rzek�:
� Teraz lec� do nieba, by spotka� si� z�Xiwangmu13, a�ty sied� tutaj i�czekaj.
W�czasie mojej nieobecno�ci mog� ci� otoczy� demony i�p�ata� r�ne figle, ale
cokolwiek by si� dzia�o, zachowaj absolutne milczenie. Je�eli wypowiesz cho� jedno
s�owo, to wiedz, �e nigdy nie zostaniesz czarnoksi�nikiem. Rozumiesz? Sied� cicho,
nawet gdyby ziemia p�ka�a pod twoimi stopami.
� Dobrze, na pewno nie powiem ani s�owa. Nawet je�eli mia�bym umrze�, b�d� cicho.
� Doprawdy? Po twoim zapewnieniu nie b�d� si� martwi�. � Starzec po�egna� Du
Zichuna, znowu wsiad� na bambus, uni�s� si� w�g�r� i�polecia� w�g��b nocy, kt�ra
okry�a ju� skaliste szczyty. Po chwili znikn��.
Du Zichun zosta� sam. Siedzia� na skale i�spokojnie patrzy� w�gwiazdy. Po up�ywie
p� godziny, kiedy nocne g�rskie powietrze zacz�o przenika� przez jego cienkie
ubranie, poczu� ch��d. Nagle us�ysza� z�g�ry gniewne s�owa:
� Kto tam siedzi?
Du Zichun nic nie odpowiedzia�, zgodnie z�zaleceniami czarnoksi�nika. Po pewnym
czasie znowu us�ysza� gniewny g�os:
� Je�eli nie odpowiesz, to zginiesz!
Du Zichun dalej milcza�. Nagle nie wiadomo sk�d pojawi� si� tygrys z�pal�cymi
oczami i�patrz�c na Du Zichuna, wyda� z�siebie okropny ryk. Jak by tego by�o ma�o,
Du Zichun us�ysza� nad swoj� g�ow� trzask ga��zi sosny i�zobaczy� bia�ego w�a
grubego jak beczka, z�j�zykiem jak p�omienie. W�� w�mgnieniu oka spe�z� ze szczytu
ska�y, kt�ra by�a za plecami Du Zichuna, i�zbli�y� si� do niego.
Ale Du Zichun dalej siedzia� spokojnie i�nawet nie mrugn��. Tygrys i�w��, gotuj�c
si� do skoku na ten sam �up, czekali na odpowiedni moment. Przez chwil� wlepiali
w�siebie wzrok i�w�ko�cu jednocze�nie rzucili si� na Du Zichuna. A�kiedy Du Zichun
ju� by� pewny, �e za moment zginie w�paszczy tygrysa lub w�a, i�tygrys, i�w��
rozp�yn�li si� w�powietrzu jak mg�a i�znikn�li razem z�nocnym wiatrem. Zn�w zapad�a
cisza i�tylko by�o s�ycha�, jak wiatr szepce w�ga��ziach sosny.
Du Zichun odetchn�� z�ulg� i�czeka� dalej w�napi�ciu, nie wiedz�c, co mu si� znowu
przydarzy.
W�tym momencie zawia� wiatr i�czarna jak atrament chmura pokry�a cz�� nieba.
Purpurowa b�yskawica rozdar�a ciemno�� na dwie cz�ci. Rozleg� si� przera�aj�cy
grzmot i�zaraz potem spad� deszcz tak ulewny jak wodospad, lecz Du Zichun nie
okazywa� strachu. �wist wiatru, �ciana deszczu i�nieustaj�ce b�yskawice by�y tak
pot�ne, jakby mia�y za chwil� zwali� g�r� Emei. Z�k��bowiska czarnych chmur prosto
na g�ow� Du Zichuna wystrzeli� czerwony s�up ognia. Du Zichun odruchowo zatka� uszy
obiema r�kami i�przywar� do ska�y. Kiedy po chwili otworzy� oczy, niebo zrobi�o si�
pogodne jak przedtem i�tak jak przedtem ponad wynios�ymi g�rami, kt�re widnia�y
w�oddali, wyra�nie �wieci�y du�e jak czarki do herbaty gwiazdy Wielkiej
Nied�wiedzicy.
Du Zichun pomy�la�, �e i�ta okropna burza, i�tygrys, i�bia�y w�� by�y podst�pem
demon�w, kt�re korzysta�y z�nieobecno�ci Tie Guanziego. Uspokoi� si�, otar� zimny
pot z�czo�a i�usiad� znowu na skale. Ale nie zd��y� jeszcze odetchn�� z�ulg�, kiedy
ujrza� przed sob� przera�aj�cego wodza demon�w. Mierzy� on ponad dziewi�� metr�w
i�ca�y by� zakuty w�z�ot� zbroj�. W�d�oni dzier�y� tr�jz�bn� halabard�, kt�rej
ostrze przystawi� nagle Du Zichunowi do piersi, i�gniewnie wykrzykn��:
� Hej, sk�d si� tutaj wzi��e�? G�ra Emei jest moj� siedzib� od stworzenia �wiata.
Kto�, kto si� nie boi tu siedzie�, nie mo�e by� zwyk�ym cz�owiekiem. Je�li cenisz
swe �ycie, to m�w jak najszybciej, kim jeste�.
Lecz Du Zichun, pami�taj�c zalecenia starca, zaciska� usta i�nic nie m�wi�.
� Nie odpowiadasz? Dobrze. Nie musisz. Ale za to moi podw�adni por�bi� ci� na
drobne kawa�ki.
W�dz wzni�s� wysoko halabard� i�zagarn�� ni� niebo od strony dalekich g�r. W�tym
momencie rozdar�a si� ciemno�� i�niezliczona liczba demon�w wojownik�w pokry�a
niebo jak chmura. Ca�y ten t�um, wywijaj�c dzidami i�mieczami, lecia� niczym lawina
w�stron� Du Zichuna.
Kiedy Du Zichun ich ujrza�, o�ma�y w�os nie krzykn�� z�przera�enia, ale przypomnia�
sobie s�owa Tie Guanziego i�zmusi� si� do milczenia. W�dz demon�w zobaczy�, �e Du
Zichun si� nie boi, i�ogromnie si� zez�o�ci�.
� Uparty jeste� jak osio�. Uprzedzam ci� jeszcze raz, je�li nic nie odpowiesz,
zabij� ci�.
W�dz w�mgnieniu oka uni�s� tr�jz�bn� halabard� i�jednym ciosem zabi� Du Zichuna.
I�ze straszliwym �miechem, od kt�rego zatrz�s�a si� g�ra Emei, znik�, a�niezliczony
t�um jego �o�nierzy odlecia� jak sen przy gwi�dzie nocnego wiatru.
Gwiazdy Wielkiej Nied�wiedzicy swym zimnym �wiat�em jak przedtem o�wietla�y ska��
i�jak przedtem szele�ci� wiatr w�ga��ziach sosny nad przepa�ci�. A�Du Zichun le�a�
na wznak i�nie oddycha�.
V
Du Zichun le�a� na skale, a�jego dusza cicho opu�ci�a cia�o i�zesz�a na dno
piekie�. Ze �wiata ludzi do piekie� prowadzi Droga Jaskini Ciemno�ci. Tam ca�y rok
panuje ciemno�� i�lodowaty wiatr wyje z�przera�liwym �wistem. Przez jaki� czas Du
Zichun jak li�� lecia� z�podmuchem tego wiatru, a� w�ko�cu opad� przed wspania�ym
pa�acem. Nad bram� widnia� napis:�Pa�ac Obfito�ci.
Demony, kt�re k��bi�y si� przed wej�ciem do pa�acu, natychmiast okr��y�y Du Zichuna
i�po schodach zacz�y go wlec do pa�acu. Na szczycie stopni sta� kr�l w�czarnych
szatach, z�koron� na g�owie, i�toczy� wok� swym gro�nym spojrzeniem. To by� Wielki
W�adca Ciemno�ci. Du Zichun s�ysza� o�nim ju� dawno temu. Rzuci� si� na kolana ze
strachem w�sercu przed tym, co go czeka.
� Ha! Co� ty robi� na g�rze Emei? � G�os Wielkiego W�adcy Ciemno�ci rozleg� si� ze
szczytu schod�w jak grzmot.
Du Zichun ju� chcia� odpowiedzie�, kiedy przypomnia� sobie ostrze�enie Tie
Guanziego, �eby w��adnym wypadku nie otwiera� ust. Dlatego ze spuszczon� g�ow�
milcza� jak niemowa. Wielki W�adca Ciemno�ci uni�s� �elazne ber�o i�z�naje�on�
brod� wrzasn��:
� A�ty my�lisz, �e gdzie jeste�? Jak natychmiast nie odpowiesz, to wydam ci� na
piekielne m�ki.
Lecz Du Zichun nawet nie poruszy� wargami. Na to Wielki W�adca zwr�ci� si� do
demon�w i�z�gniewem wyda� im rozkaz. Demony odda�y mu pok�on i�natychmiast
poci�gn�y Du Zichuna za sob�, by wznie�� si� ponad Pa�ac Obfito�ci. Jak ka�dy wie,
w�piekle, pod czarnym jak smo�a niebem, poza G�r� Mieczy i�Jeziorem Krwi, jest
Dolina P�omieni, zwana Piek�em Gor�ca, i�Morze Lodu, zwane Piek�em Mrozu14. Demony
wrzuca�y Du Zichuna kolejno do ka�dego z�tych piekie�. Musia� on przej�� wszystkie
rodzaje okrutnych m�k: miecze przebija�y mu pier�, p�omienie opala�y twarz,
wyrywano mu j�zyk, odzierano ze sk�ry, bito �elaznymi m�otami, sma�ono w�oleju,
jadowity w�� z�era� mu m�zg, nied�wiedzi jastrz�b wydziobywa� mu oczy. Tych tortur
by�o tak wiele, �e nie mo�na wszystkich wymieni�. Mimo to Du Zichun nie wyda�
z�siebie g�osu.
Nawet demony nie wiedzia�y ju�, co robi�. Powr�ci�y przez czarne jak smo�a niebo do
Pa�acu Obfito�ci. Tam rzuci�y Du Zichuna pod schody i�zakrzykn�y ch�rem:
� Wielki W�adco Ciemno�ci, wygl�da na to, �e ten grzesznik nic nie powie, cokolwiek
by si� z�nim robi�o.
Wielki W�adca Ciemno�ci zmarszczy� brwi i�g��boko si� zamy�li�. Wreszcie wyda�
demonom rozkaz, aby natychmiast przyprowadzi�y rodzic�w Du Zichuna, kt�rzy
przebywali na Drodze Zwierz�t15.
Jeden z�demon�w natychmiast uni�s� si� z�wiatrem do niebosk�onu piekie�
i�natychmiast, jak spadaj�ca gwiazda, wr�ci�, wlek�c ze sob� dwoje zwierz�t. Du
Zichun z�wielkim zdziwieniem zobaczy�, �e maj� sylwetki chudych koni i�twarze jego
zmar�ych rodzic�w, kt�rych przecie� nie zapomina� nawet we �nie.
� Je�li natychmiast nie powiesz, co robi�e� na g�rze Emei, sprawi� b�l twoim
rodzicom!
Mimo takich gr�b Du Zichun nie odpowiada�.
� Ty niewdzi�czniku! Zgadzasz si� na cierpienia rodzic�w dla w�asnej wygody! �
zarycza� Wielki W�adca Ciemno�ci tak g�o�no, i� wydawa�o si�, �e Pa�ac Obfito�ci
si� zawali.
� Demony, szarpcie i�bijcie. Zmia�d�cie im sk�r� i�ko�ci.
Demony zgodnie przytakn�y, z�apa�y �elazne bicze i�ze wszystkich stron zacz�y
bezlito�nie ok�ada� obie szkapy. Ciosy bicz�w ze �wistem pada�y wsz�dzie,
rozdzieraj�c koniom sk�r�. Szkapy, kt�re by�y przecie� jego rodzicami, r�a�y
w�strasznych m�kach, a�z�ich oczu p�yn�y krwawe �zy. Nie da�o si� na to patrze�.
� No co, dalej b�dziesz milcza�? � zada� pytanie Wielki W�adca Ciemno�ci i�na
chwil� kaza� demonom powstrzyma� bicie. Oba konie ju� le�a�y u�st�p schod�w ze
zmia�d�onymi mi�niami i�po�amanymi ko��mi i�ledwo oddycha�y.
Du Zichun by� w�rozpaczy, ale pami�ta�, co mu powiedzia� Tie Guanzi. Mocno zaciska�
powieki, �eby niczego nie widzie�. I�w�a�nie wtedy us�ysza� g�os, tak cichy, �e
trudno by�o to nawet nazwa� g�osem.
� Nie b�d� smutny. Niewa�ne, co si� z�nami stanie. Ty masz by� szcz�liwy. Bez
wzgl�du na to, co Wielki W�adca Ciemno�ci zrobi, nie m�w niczego, czego nie chcesz
powiedzie�.
To by� g�os jego ukochanej matki. Du Zichun mimowolnie otworzy� oczy i�ujrza�, �e
jeden z�koni wpatruje si� ze smutkiem w�jego twarz. Oto matka, nawet w�takich
m�kach, troszczy�a si� o�serce syna i�nie mia�a mu za z�e, �e bij� j� demony. Jaka
to by�a wspania�a postawa w�por�wnaniu z�tymi zachowaniami, z�jakimi si� spotyka�
w��wiecie, kt�ry mu schlebia�, kiedy si� bogaci�, i�odrzuca�, kiedy wpada� w�n�dz�.
Jaka dzielna by�a jego matka. Du Zichun zapomnia� o�ostrze�eniu starca, przyczo�ga�
si� do p�ywego konia, obj�� go za szyj� i�ze �zami w�oczach wyrzek� jedno s�owo:
� Mamo.
VI
Zda� sobie spraw�, �e s�yszy sw�j w�asny g�os i�nagle okaza�o si�, �e znowu
w�promieniach zachodz�cego s�o�ca stoi pod Bram� Zachodni� Luoyangu. Zamglone
niebo, bia�y p�ksi�yc, nieustanny poch�d ludzi i�woz�w � wszystko by�o tak jak
przed lotem na g�r� Emei.
� No c�, nawet je�eli zosta�by� moim uczniem, te� nie mia�by� mo�liwo�ci sta� si�
czarnoksi�nikiem � rzek� do niego z�u�miechem zezowaty starzec.
� No tak, nie mia�bym. Ale jak�e jestem szcz�liwy, �e nim nie zosta�em. � Du Zichun
ze �zami, kt�re jeszcze nie zd��y�y obeschn��, odruchowo u�cisn�� r�k� staremu
mistrzowi.
� Nawet je�eli by�a to jedyna droga, aby zosta� czarnoksi�nikiem, to nie mog�em
milcze�, widz�c jak biczuj� moich rodzic�w u�piekielnych bram Pa�acu Obfito�ci.
� Gdyby� milcza�� � Twarz Tie Guanziego przybra�a nagle srogi wyraz. Spojrza� ostro
na Du Zichuna. � Gdyby� milcza�, tobym ci� natychmiast zabi�. Zapewne teraz ju� nie
chcesz zosta� ani czarnoksi�nikiem, ani wielkim bogaczem. Wobec tego kim chcia�by�
by�?
� Kimkolwiek bym by�, to chcia�bym �y� po ludzku i�uczciwie.
W�g�osie Du Zichuna zabrzmia� pogodny ton, kt�rego wcze�niej nie da�o si� s�ysze�.
� Nie zapomnij nigdy tego, co teraz powiedzia�e�. To jest nasze ostatnie spotkanie.
Z�tymi s�owami Tie Guanzi zacz�� odchodzi�, ale nagle zatrzyma� si�, odwr�ci�
w�stron� Du Zichuna i�doda� z�odrobin� rado�ci w�g�osie:
� Przypomnia�em sobie w�a�nie, �e mam ma�y domek na po�udniowym stoku g�ry Tai16.
Daruj� ci ten domek razem z�polem. Id� bezzw�ocznie i�w�nim zamieszkaj. Na pewno
kwitn� tam teraz drzewa brzoskwini.

Opowie�� o mistrzu

W�Handanie17, stolicy pa�stwa Zhao18, �y� cz�owiek o�nazwisku Jichang, kt�ry


postanowi� zosta� najlepszym �ucznikiem na �wiecie. W�owym czasie s�aw�
najznakomitszego znawcy �ucznictwa cieszy� si� mistrz Feiwei. Nikt nie dor�wnywa�
mu w�strzelaniu i�wiedzy o��uku. Podobno by� tak wspania�y, �e �aden ze stu
strza��w oddanych przez niego z�odleg�o�ci stu st�p nie chybia� celu, a�cel
stanowi� li�� wierzby.

Jichang uda� si� w�podr�, aby spotka� mistrza Feiweia i�zapyta�, czy nie zechcia�by
zosta� jego nauczycielem. Mistrz Feiwei wyrazi� zgod� i�pierwsz� rzecz�, jak�
zaleci� nowemu uczniowi, by�o opanowanie sztuki niemrugania.
Po powrocie do domu Jichang wczo�ga� si� pod krosno, na kt�rym tka�a jego �ona,
i�po�o�y� na wznak. Mia� wpatrywa� si� bez mrugania w�cz�enko, szybko poruszaj�ce
si� tu� przed jego oczami w�g�r� i�w�d�. �ona, nie znaj�c powodu jego zachowania,
by�a oburzona. M�wi�a, �e jest to dla niej �enuj�ce, gdy m�� patrzy si� na ni�
z�tak dziwnej pozycji i�pod tak dziwnym k�tem. Jichang obruga� niezadowolon� �on�
i�zmusi� do dalszej pracy przy kro�nie. Przez d�ugi czas pozostawa� w�tej samej
pozycji, kontynuuj�c �wiczenie sztuki niemrugania. Kiedy po dw�ch latach doszed� do
tego, �e potrafi� nie mruga� nawet wtedy, gdy szybko poruszaj�ce si� cz�enko
ociera�o mu si� o�nos, wyczo�ga� si� wreszcie spod krosna. Tak si� wy�wiczy�, �e
nie zamyka� oczu nawet wtedy, kiedy czubek ostrego d�uta dotyka� mu powieki. Nie
mruga� nawet ze strachu przed iskr�, kt�ra mog�aby zapr�szy� mu oko, nawet gdy dym
lecia� mu w�oczy. Jego mi�nie po prostu zapomnia�y, jak porusza si� powiekami.
W�nocy, nawet podczas najg��bszego snu, mia� oczy szeroko otwarte. Kiedy na rz�sach
ma�y paj�czek usnu� mu paj�czyn�, Jichang doszed� do wniosku, �e przyszed� czas,
aby mistrzowi Feiweiowi z�o�y� nast�pn� wizyt�.
Feiwei wys�ucha� Jichanga i�powiedzia�, �e opanowanie sztuki niemrugania to za
ma�o, aby dobrze strzela� z��uku, �e teraz Jichang musi nauczy� si� sztuki
patrzenia. Kiedy si� tego nauczy i�b�dzie ma�e rzeczy widzia� jako du�e,
a�niewyra�ne jako wyra�ne, ma znowu przyj�� odwiedzi� mistrza. Po powrocie do domu
Jichang wyiska� wesz ze szwu swojej koszuli, uwi�za� j� na w�osie, zawiesi� na
framudze okna wychodz�cego na po�udnie i�zacz�� si� w�ni� wpatrywa�.
Na pocz�tku nie widzia� w�tej zwyczajnej wszy niczego niezwyk�ego. Po dw�ch czy
trzech dniach tak�e nie dostrzega� �adnych zmian, ale po up�ywie co najmniej
dziesi�ciu dni nieustannego patrzenia wesz wyda�a si� jak gdyby troch� wi�ksza,
chocia� mog�o to by� tylko z�udzenie. Pod koniec trzeciego miesi�ca wesz wydawa�a
si� tak du�a jak jedwabnik. Widok za oknem, na kt�rym wisia�a, stopniowo si�
zmienia�. �agodne promienie wiosenne przekszta�ci�y si� pewnego dnia w�pal�ce
s�o�ce lata. Jaki� czas potem g�si odlecia�y na po�udnie po jesiennym niebie,
a�z�niego, gdy sta�o si� ju� zimno i�szaro, zacz�� pada� deszcz ze �niegiem.
Jichang niezmiennie wpatrywa� si� w�ma�ego krwiopijc�.
Up�yn�y trzy lata. Przez ten czas Jichang kilkadziesi�t razy �apa� i�wiesza�
w�oknie now� wesz. Pewnego dnia zda� sobie nagle spraw�, �e wesz nabra�a rozmiar�w
s�onia.
� Uda�o mi si�! � wykrzykn�� Jichang. Z�rado�ci klepn�� si� po udach i�wyszed�
z�domu. Nie wierzy� w�asnym oczom � ludzie wydawali mu si� jak wysokie wie�e, konie
jak g�ry, �winie jak pag�rki, a�kury jak wie�yczki jakiego� zamku. Jichang, skacz�c
z�rado�ci, powr�ci� do domu, spojrza� w�stron� wszy w�oknie i�wzi�� w�r�k� rogowy
�uk z�kraju Yan19. Za�o�y� strza�� z�bylicy i�wystrzeli�. Strza�a przebi�a serce
wszy, nie przecinaj�c nawet w�osa, na kt�rym by�a zawieszona.
Jichang bez zw�oki uda� si� do mistrza Feiweia i�opowiedzia� mu, czego dokona�.
Mistrz z�rado�ci uderzy� si� w�pier� i�po raz pierwszy pochwali� swego ucznia. Od
razu zacz�� mu przekazywa� najtajniejsze arkana �ucznictwa, niczego nie ukrywaj�c.
Mo�e Jichang, dlatego �e po�wi�ci� na podstawowe �wiczenia oczu a� pi�� lat, robi�
zadziwiaj�co szybkie post�py w�strzelaniu. Ju� po dziesi�ciu dniach, odk�d zacz��
poznawa� sekrety �ucznictwa, pr�bowa� strzela� do li�cia wierzby. Na sto strza��w
wszystkie trafi�y w�cel. Po dwudziestu dniach Jichang umie�ci� kubek z�wod� na
swoim prawym �okciu i�strzeli� z�twardego �uku. Nie chybi� celu � to by�o
oczywiste, ale i�woda w�kubku nawet nie drgn�a.
Po miesi�cu spr�bowa� szybkiego strzelania, u�ywaj�c stu strza�. Pierwsza strza�a
trafi�a w�cel, nast�pna utkwi�a dok�adnie w��rodku rowka pierwszej strza�y, a�grot
trzeciej wbi� si� g��boko w�sam �rodek rowka poprzedniej. Ka�da strza�a styka�a si�
z�nast�pn�, �adna nie min�a celu, a�poniewa� za ka�dym razem grot strza�y trafia�
dok�adnie w�rowek poprzedniej, ani jedna nie spad�a na ziemi�. W�mgnieniu oka sto
strza� stworzy�o jedn� lini� i�wydawa�o si�, �e rowek ostatniej strza�y w�og�le nie
opu�ci� ci�ciwy �uku. Mistrz Feiwei, kt�ry ogl�da� t� pr�b� z�boku, a� wykrzykn��
z�zachwytu.
Po dw�ch miesi�cach Jichang wr�ci� do domu i�od razu pok��ci� si� z��on�. Aby j�
przestraszy�, z�szybko�ci� b�yskawicy wypu�ci� w�stron� jej oka strza�� z�kraju
Qiwei. U�y� wspania�ego �uku Wuhao zrobionego z�g�rskiej morwy. Strza�a obci�a
�onie trzy rz�sy i�polecia�a dalej. Ta jednak niczego nie zauwa�y�a, nawet nie
zmru�y�a oczu i�dalej krzycza�a na m�a. Takie to mistrzostwo osi�gn�� w�dok�adno�ci
i�szybko�ci strzelania.
Pewnego dnia Jichangowi, kt�ry ju� nie mia� si� czego uczy� od swojego mistrza,
zacz�y przychodzi� do g�owy z�e my�li. Duma� mianowicie wy��cznie o�tym, �e jako
�ucznik nie zna teraz na �wiecie innego rywala poza mistrzem Feiweiem. Wobec tego,
aby zosta� najlepszym �ucznikiem na �wiecie, musi si� w�jaki� spos�b pozby� mistrza
Feiweia. Potajemnie szuka� do tego okazji, a� pewnego dnia przypadkiem spotka� za
miastem mistrza, kiedy ten szed� samotnie w�jego kierunku. Jichang natychmiast
zdecydowa� si� dzia�a�. Za�o�y� strza�� na ci�ciw� �uku i�wycelowa�. Feiwei odgad�,
co Jichang zamierza, te� z�apa� za �uk i�za�o�y� strza��. Obydwaj zacz�li strzela�,
a�strza�y trafia�y w�siebie w�po�owie drogi i�spada�y na ziemi�. Gdy spada�y, nawet
kurz si� nie unosi�, bo ich umiej�tno�ci strzelania by�y po prostu nadzwyczajne.
Kiedy Feiwei zu�y� wszystkie swoje strza�y, Jichangowi zosta�a jeszcze jedna
i�tryumfalnie j� wystrzeli�, my�l�c, �e tym razem zwyci�y. W�tym samym momencie
Feiwei u�ama� ga��� dzikiej r�y rosn�cej w�pobli�u i�szybko jej czubkiem utr�ci�
grot strza�y. Wtedy w�a�nie Jichang zda� sobie spraw�, �e nie urzeczywistni swojego
pragnienia, i�w�jego duszy pojawi�y si� wyrzuty sumienia, kt�rych zapewne by nie
mia�, gdyby mu si� powiod�o. Natomiast mistrzowi Feiweiowi � szcz�liwemu, �e uda�o
si� unikn�� niebezpiecze�stwa, i�dumnemu z�w�asnej zr�czno�ci � zupe�nie wylecia�a
z�g�owy nienawi�� do Jichanga. Obydwaj podbiegli i�rzucili si� sobie w�obj�cia
po�rodku p�l. P�akali przez pewien czas pi�knymi �zami mistrzowsko-uczniowskiej
mi�o�ci. (Nie powinno si� na to zdarzenie patrze� z�punktu widzenia moralno�ci
naszych czas�w. W�staro�ytno�ci bowiem by�o tak, �e kiedy wielki smakosz, ksi���
Huan20�z�Qi21, za��da� potrawy, kt�rej nigdy jeszcze nie jad�, kuchmistrz Yiya
poda� mu swojego synka duszonego we w�asnym sosie. W�innym przypadku przysz�y
cesarz Shihuang22�z�dynastii Qin jako szesnastoletni ch�opiec w�noc po �mierci
swojego ojca trzy razy zgwa�ci� jego konkubin�. Wiele mamy podobnych historii
z�tamtych czas�w)23.
Feiwei, cho� obejmowa� Jichanga ze �zami w�oczach, obawia� si�, �e jego ucze�
jeszcze raz spr�buje odebra� mu �ycie, co by�oby bardzo niebezpieczne. Uzna�, �e
najlepiej b�dzie odwr�ci� uwag� Jichanga, pokazuj�c mu nowy cel do osi�gni�cia.
Zwr�ci� si� wi�c do swojego gro�nego ucznia w�te s�owa:
� Nauczy�em ci� wszystkiego, czego mog�em ci� nauczy�. Je�li chcesz dalej zg��bia�
tajemnice �ucznictwa, musisz i�� wzd�u� stromej drogi prowadz�cej na zach�d przez
prze��cz Taixing i�wspi�� si� na szczyt g�ry Huo24. M�wi�, �e tam mieszka stary
Ganying � najwi�kszy mistrz �ucznictwa, po dzi� niemaj�cy r�wnego sobie.
W�por�wnaniu z�jego umiej�tno�ciami nasza wiedza jest jedynie dziecinn� igraszk�.
Jichang bez zw�oki wyruszy� w�podr� na zach�d. S�owa mistrza � z�kt�rych wynika�o,
�e to, co umie, jest dziecinn� igraszk� � zrani�y jego dum�. Je�eli mistrz nie
sk�ama�, znaczy�oby to, �e jeszcze mu daleko, aby zosta� najlepszym �ucznikiem na
�wiecie. �pieszy� si�, niecierpliwi�, chcia� jak najszybciej spotka� si� z�tym
starym mistrzem, zmierzy� si� z�nim i�osobi�cie przekona�, czy jego w�asne
umiej�tno�ci s� dziecinn� igraszk�, czy nie. Kalecz�c stopy i��ydki, wdrapywa� si�
po stromych ska�ach, wspina� po w�skich dr�kach i�wreszcie po miesi�cu doszed� na
szczyt g�ry, dok�d zmierza�.
Na szczycie niez�omny Jichang spotka� bardzo zgrzybia�ego staruszka z�oczami
�agodnymi jak u�jagni�cia. Na pierwszy rzut oka mo�na mu by�o da� ponad sto lat.
By� tak zgarbiony, �e gdy chodzi�, bia�� brod� pow��czy� po ziemi. Niecierpliwy
Jichang podejrzewa�, �e starzec jest g�uchy, wi�c dr�c si� na ca�e gard�o,
oznajmi�, i� poka�e mu w�asn� technik�. Po tych s�owach nie czeka� nawet na
odpowied� mistrza, lecz gwa�townie zdar� z�plec�w �uk wierzbowy opleciony
konopiami, za�o�y� strza�� z�kamiennym grotem i�wycelowa� w�stado w�druj�cych
ptak�w, kt�re akurat lecia�y wysoko po niebie. W�jednym drgnieniu ci�ciwy wypu�ci�
z��uku pi�� strza� i�prawie jednocze�nie pi�� du�ych ptak�w spad�o z�b��kitnego
nieba.
� Troch� potrafisz � rzek� staruszek ze spokojnym u�miechem. � Ale to jest ci�gle
tylko strzelanie z��uku. Wydaje mi si�, �e jeszcze nie znasz sztuki strzelania bez
�uku.
Stary pustelnik poprowadzi� niezadowolonego z�tej uwagi Jichanga do skraju ska�y,
jakie� dwie�cie st�p od miejsca, gdzie stali. Pod nimi by�a przepa�� o�g��boko�ci
tysi�ca krok�w. Wszystko poni�ej wydawa�o si� ma�e jak obrazek na wachlarzu. Byli
tak wysoko, �e strumienie, kt�re wi�y si� w�dolinach, wygl�da�y jak wst��eczki.
Patrz�c w�d�, natychmiast si� dostawa�o zawrotu g�owy. Staruszek bez wahania wspi��
si� na wyst�p skalny zawieszony nad przepa�ci� i�obr�ciwszy si� do Jichanga, rzek�:
� Mo�e na tej skale powt�rzysz sztuk�, kt�r� przed chwil� mi pokaza�e�?
Oczywi�cie Jichang nie m�g� si� wycofa�. Kiedy wchodzi� na ska��, zamieniaj�c si�
miejscami ze starcem, czu�, �e ta dr�y mu pod nogami. Gdy si� wreszcie opanowa�
i�za�o�y� strza�� na �uk, ze ska�y stoczy� si� malutki kamyczek i�zlecia�
w�przepa��. Jichang popatrzy� za nim i�mimo woli w�panice przylgn�� do ska�y. Nogi
mu si� trz�s�y i�od st�p do g��w by� mokry od potu. Staruszek z�u�miechem poda� mu
r�k� i�pom�g� zej�� ze ska�y, nast�pnie sam si� na ni� wspi�� i�powiedzia�:
� Teraz ci poka��, co to jest strzelanie.
Mimo �e Jichang by� blady i�serce mu bi�o jak dzwon, zauwa�y�, �e starzec nic nie
ma w�r�kach. Zapyta�:
� Ale gdzie jest �uk?
� �uk? � roze�mia� si� starzec. � Kiedy potrzeba �uku i�strza�, to ci�gle jest to
sztuka strzelania z��uku. Do sztuki strzelania bez �uku nie potrzeba ani czarno
lakierowanego �uku, ani strza� z�kamiennymi grotami z�kraju Sushen25.
W�a�nie wtedy nad nimi, na du�ej wysoko�ci, wolno kr��y� orze�. Starzec Ganying
przez chwil� patrzy� na ptaka, kt�ry z�daleka wydawa� si� nie wi�kszy ni� ziarenko
sezamu, a� w�ko�cu za�o�y� niewidzialn� strza�� do niewidzialnego �uku, powoli go
naci�gn�� i�nagle wystrzeli�. I�patrzcie! Orze� bez trzepotania skrzyd�ami spad�
jak kamie�. W�tym momencie Jichangiem wstrz�sn�� dreszcz, poniewa� zda� sobie
spraw�, �e dopiero teraz po raz pierwszy w��yciu ujrza� prawdziw� g��bi� sztuki
strzelania.
Przez dziewi�� lat Jichang pozosta� u�starca. Nikt nawet nie wie, jakie ascetyczne
�wiczenia odbywa� w�tym czasie. Po dziewi�ciu latach powr�ci� z�g�r i�wszyscy ze
zdziwieniem zauwa�yli, jak Jichang zmieni� si� na twarzy. Znikn�� z�niej wyraz
twardego cz�owieka, kt�ry nie umie przegrywa�. Jego oblicze nabra�o kamiennego
wyrazu, jakby zastyg�ej maski kuk�y albo g�upca. Kiedy po wielu latach odwiedzi�
swojego pierwszego mistrza Feiweia, ten spojrza� mu w�twarz i�wykrzykn��
w�podziwie:
� Teraz masz wygl�d najlepszego �ucznika na �wiecie. Taki jak ja nawet do st�p ci
nie si�ga.
W�sto�ecznym mie�cie Handanie, do kt�rego wr�ci� najlepszy �ucznik na �wiecie,
wszyscy z�niecierpliwo�ci� oczekiwali pokazu jego fantastycznej techniki
strzelania. Ale Jichang wcale nie stara� si� zaspokoi� tych oczekiwa�. Nawet nie
bra� �uku do r�ki. Wydawa�o si�, �e gdzie� wyrzuci� sw�j �uk wierzbowy opleciony
konopiami, kt�ry kiedy� zabra� ze sob�, id�c w�g�ry na poszukiwanie mistrza.
Zapytany, dlaczego nie ma �uku i�nie strzela, Jichang s�abym g�osem odpowiedzia�,
�e doskona�o�� w�dzia�aniu polega na niedzia�aniu, doskona�o�� w�m�wieniu polega na
niem�wieniu, a�doskona�o�� w�strzelaniu na niestrzelaniu. No oczywi�cie, �e tak.
Inteligentni mieszka�cy Handanu szybko zrozumieli jego filozofi�. Mistrz
�ucznictwa, kt�ry nie bra� �uku do r�ki, sta� si� ich dum�. I�im d�u�ej Jichang nie
bra� �uku do r�ki, tym bardziej ros�a jego s�awa jako �ucznika. Nie dor�wnywa� mu
nikt.
Kr��y�y o�nim r�ne opowie�ci. W�drowa�y z�ust do ust. M�wiono, �e zawsze po p�nocy
nad domem Jichanga s�ycha� odg�os strzelania z��uku, ale nikt nigdy nie widzia�
�adnego �ucznika. M�wiono, �e to b�g �ucznictwa mieszka w�mistrzu i�wymyka si�
z�jego cia�a podczas snu, aby czuwa� nad nim ca�� noc i�chroni� go przed demonami.
Kupiec, kt�ry mieszka� w�s�siedztwie, zaklina� si�, �e pewnej nocy widzia�, jak
Jichang sta� na chmurze ponad swoim domem i�dzier�y� � co by�o dla niego niezwyk�e
� �uk w�r�ku, a�jego przeciwnikami byli dwaj staro�ytni mistrzowie, Yi
i�Yangyouji26. Strza�y wypuszczone wtedy przez trzech mistrz�w zostawi�y za sob� na
nocnym niebie bladoniebiesk� smug� �wiat�a i�znikn�y pomi�dzy Orionem a�Syriuszem.
Pewien z�odziej przyzna� si�, �e kiedy forsowa� p�ot, chc�c w�ama� si� do domu
Jichanga, zlecia� ze�, poniewa� jaki� zab�jczy pr�d od strony u�pionego domu
uderzy� go w�g�ow�. Ci, kt�rzy kiedy� czuli z�o�� do Jichanga, obchodzili jego dom
na odleg�o�� dziesi�ciu ting�w27, a�m�dre w�druj�ce ptaki ju� nad nim nie lata�y.
Otoczony s�aw� kogo�, kto chodzi po chmurach, mistrz Jichang powoli si� starza�.
Wydawa�o si�, �e jego dusza, kt�ra ju� od dawna nie pragn�a strzela�, wchodzi
w�coraz g��bsze rejony cichej subtelno�ci i�pokoju. Kamienna twarz sta�a si�
jeszcze bardziej bez wyrazu. M�wi� rzadko i�w�ko�cu trudno by�o nawet powiedzie�,
czy oddycha. U�schy�ku swoich lat stary mistrz m�wi�:
� Nie widz� teraz r�nicy mi�dzy tym, co jest we mnie, a�tym, co jest poza mn�.
Mi�dzy tym, co jest w�a�ciwe, a�tym, co nie jest. Wydaje mi si�, �e moje oczy s�
teraz jak uszy, uszy jak nos, a�nos jak usta.
Kiedy min�o czterdzie�ci lat od czasu, gdy opu�ci� mistrza Ganyinga, Jichang
odszed� na tamten �wiat tak cicho jak dym. Przez te czterdzie�ci lat nigdy nawet
nie wspomina� o�strzelaniu. Poniewa� o�tym nie m�wi�, oczywi�cie nigdy nie wzi�� do
r�ki ani �uku, ani strza�. Jako autor opowie�ci oczywi�cie bardzo bym chcia� opisa�
na zako�czenie jaki� wielki czyn starego mistrza, a�eby uwieczni� jego prawdziwe
mistrzostwo, ale jednak w��aden spos�b nie mog� przekr�ca� tego, co pisz� stare
kroniki. Prawd� m�wi�c, nie ma �adnego przekazu, kt�ry rzuci�by jakiekolwiek
�wiat�o na posta� mistrza w�okresie jego staro�ci, poza nast�puj�c� dziwn�
opowie�ci� niewymagaj�c� wcale upi�kszania.
Wydaje si�, �e historia ta wydarzy�a si� dwa lub trzy lata przed �mierci� Jichanga.
Pewnego dnia zgrzybia�y mistrz poszed� z�wizyt� do znajomego i�ujrza� tam jakie�
dziwne narz�dzie. By� to przyrz�d, kt�ry mu co� przypomina�, ale Jichang nie
pami�ta� ani jego nazwy, ani do czego on s�u�y. Starzec spyta� wi�c gospodarza
o�nazw� tego przedmiotu i�jego przeznaczenie. Gospodarz pomy�la�, �e go�� �artuje,
i�zby� to pytanie niepewnym u�miechem. Ale stary Jichang z�ca�� powag� spyta� go po
raz drugi. Pomimo to gospodarz ci�gle u�miecha� si� dziwnie, jak gdyby nie
rozumiej�c, o�co go�ciowi chodzi. Kiedy Jichang z�powa�n� twarz� zada� to samo
pytanie po raz trzeci, na twarzy gospodarza pojawi� si� wyraz zdumienia. Przez
chwil� patrzy� go�ciowi w�oczy, a�upewniwszy si�, �e ten ani nie �artuje, ani nie
zwariowa�, ani �e jego w�asne uszy go nie myl�, zmieszany i�przera�ony wyj�ka�:
� Pan, pan, ten niezr�wnany mistrz �ucznictwa, kt�ry od staro�ytno�ci do dzi� nie
ma r�wnego sobie, pan nie pami�ta o��uku, nie pami�ta pan nawet, jak si� nazywa
i�do czego s�u�y?
Po tym wydarzeniu przez d�ugi czas w�Handanie malarze chowali p�dzle, muzycy
usuwali struny z�instrument�w, a�rze�biarze wstydzili si� dotyka� d�ut.

Kronika g�rskiego ksi�yca, czyli o�poecie, kt�ry zosta� tygrysem

Li Zheng z�Longxi28�by� cz�owiekiem wielkiego talentu i�szerokiej wiedzy. Pod


koniec ery Tianbao29�jako m�odzieniec zda� egzamin mandary�ski30�i�zosta� mianowany
komendantem Jiangnanu31. By� te� bardzo ambitny, wi�za� wielkie nadzieje
z�przysz�o�ci� i�wcale nie mia� ochoty zadowoli� si� stanowiskiem niskiego
urz�dnika. Po kr�tkim czasie poda� si� do dymisji, wycofa� si� do swoich ojczystych
stron w�Guolue32, zerwa� wszelkie kontakty i�ca�kowicie po�wi�ci� si� pisaniu
poezji.

Uwa�a�, �e lepiej uzyska� wieczn� s�aw� jako poeta, ni� k�ania� si� w�pas wysokim
i�skorumpowanym urz�dnikom. Ale zdobycie s�awy nie przychodzi�o mu �atwo. Z�dnia na
dzie� pi�trzy�y si� jego �yciowe k�opoty. Z�up�ywem czasu Li Zhenga ogarnia�a
rozpacz. Rysy twarzy mu si� zaostrzy�y, schud� tak, �e wszystkie ko�ci sta�y si�
widoczne, a�jego oczy by�y pe�ne ostrego blasku. Nie pozosta�o w�nim ju� nic
z��adnego ch�opca z�pulchnymi policzkami, kt�ry niedawno tak wspaniale zda� egzamin
mandary�ski.
Po kilku latach trud�w nie m�g� ju� wytrzyma� n�dzy. Prze�ama� sw�j op�r i�z�troski
o��on� i�dzieci powr�ci� na wsch�d, gdzie podj�� prac� jako miejscowy urz�dnik.
Wr�ci� do tego zaj�cia r�wnie� dlatego, �e utraci� wszelk� nadziej� na odniesienie
sukcesu w�dziedzinie poezji. Jego koledzy z�dawnych czas�w ju� mieli bardzo wysokie
stanowiska i�nietrudno sobie wyobrazi�, jak to rani�o dum� Li Zhenga, uchodz�cego
niegdy� za nadzwyczajny talent, a�teraz zmuszonego pokornie przyjmowa� rozkazy
gromady g�upc�w, kt�rych przedtem lekcewa�y�. Li Zheng popad� w�rozpacz i�mia�
coraz wi�ksze trudno�ci w�panowaniu nad swoim wybuchowym charakterem.
Rok po powrocie do pracy wyjecha� w�podr� s�u�bow�. W�dniu, kiedy zatrzyma� si� nad
rzek� Rushui33, wyst�pi�y u�niego pierwsze objawy choroby umys�owej. W�nocy zerwa�
si� z���ka i�z�poblad�� twarz�, be�kocz�c jakie� niezrozumia�e s�owa, wybieg� na
zewn�trz, znikn�� w�ciemno�ciach i�ju� nigdy nie powr�ci�. Poszukiwania
w�pobliskich g�rach nie da�y rezultatu. Nikt nie wiedzia�, co si� z�nim sta�o.
W�rok po znikni�ciu Li Zhenga inspektor Yuan Chan z�powiatu Zhen34�wyruszy�
z�cesarskiego rozkazu na inspekcj� okr�gu Lingnan35. W�drodze zatrzyma� si� na noc
w�okolicy Shangwu36. Nast�pnego dnia chcia� jeszcze przed �witem wyruszy� w�dalsz�
drog�, ale dow�dca posterunku oznajmi� mu, �e w�okolicy, przez kt�r� b�dzie
przeje�d�a�, grasuje tygrys ludo�erca i�bezpieczniej b�dzie jecha� w�jasny dzie�,
a�nie o�brzasku. Radzi� mu, �eby troch� poczeka�. Poniewa� Yuan Chan podr�owa�
w�asy�cie du�ego orszaku, zlekcewa�y� rad� dow�dcy i�nie czekaj�c dnia, wyruszy�
w�dalsz� podr�. Kiedy orszak mija� le�n� polan� o�wietlon� porannym �wiat�em
ksi�yca, rzeczywi�cie z�krzak�w wyskoczy� straszliwy tygrys. Pu�ci� si� biegiem
w�kierunku Yuan Chana i�wydawa�o si�, �e ju� si� na niego rzuci, gdy nagle zawr�ci�
i�znikn�� w�zaro�lach, sk�d nagle da� si� s�ysze� ludzki g�os:
� O�ma�y w�os nie pope�ni�em straszliwego czynu.
Mimo zaskoczenia i�trwogi Yuan Chan pozna� ten g�os i�dono�nie krzykn��:
� Czy� ten g�os nie nale�y do mego przyjaciela Li Zhenga?
Yuan Chan zdawa� egzamin mandary�ski w�tym samym roku co Li Zheng i�w�r�d
nielicznych przyjaci� Li Zhenga by� mu najbli�szy. By� mo�e �agodny charakter Yuan
Chana nie k��ci� si� z�gwa�town� natur� Li Zhenga.
Przez d�u�sz� chwil� nie by�o �adnej odpowiedzi, tylko od czasu do czasu z�zaro�li
dolatywa� odg�os, kt�ry brzmia� jak st�umiony p�acz. Po chwili da�y si� s�ysze�
ciche s�owa:
� Jestem Li Zheng z�Longxi.
Yuan Chan zapomnia� o�strachu. Zszed� z�konia, zbli�y� si� do krzak�w, poruszony
wspomnieniami dawnych czas�w, pozdrowi� Li Zhenga i�zapyta�, dlaczego nie chce mu
si� pokaza�. G�os Li Zhenga odpowiedzia�, �e obecnie nie posiada ludzkiego cia�a
i�w�tym stanie nie mo�e si� pokaza� staremu przyjacielowi. Poza tym gdyby si�
pokaza�, to z�pewno�ci� wzbudzi�by strach i�odraz�. Teraz jednak niespodziewane
spotkanie ze starym kompanem wzbudzi�o t�sknot� za dawnymi czasami i�poczucie
wstydu os�ab�o. B�aga�, �eby Yuan Chan przez kr�tk� chwil� zapomnia� o�jego
odra�aj�cej postaci i�porozmawia� z�nim jak z�Li Zhengiem, przyjacielem z�dawnych
lat.
P�niej Yuan Chanowi wydawa�o si� to wszystko bardzo dziwne, ale w�tamtej chwili po
prostu przyj�� to nienaturalne zjawisko za co� normalnego i�nie mia� �adnych
w�tpliwo�ci, co zrobi�. Kaza� zatrzyma� orszak i�stoj�c ko�o krzak�w, wda� si�
w�rozmow� z�niewidocznym w�a�cicielem g�osu. Przekaza� plotki ze stolicy,
opowiedzia� o�starych znajomych, powiadomi� o�swojej obecnej pozycji spo�ecznej. Li
Zheng pogratulowa� mu stanowiska.
Kiedy sko�czyli o�tym m�wi�, Yuan Chan jako przyjaciel z�m�odo�ci, wobec kt�rego Li
Zheng nie powinien mie� �adnych tajemnic, zapyta� Li Zhenga, co sprawi�o, �e
znalaz� si� w�obecnej sytuacji. W�odpowiedzi g�os z�krzak�w rozpocz�� swoj�
opowie��:
� Jaki� rok temu by�em w�podr�y s�u�bowej i�zatrzyma�em si� na noc na brzegu
Rushui. Zasn��em. Nagle zbudzi� mnie g�os dochodz�cy z�podw�rka. Wybieg�em z�domu,
ale przywo�uj�cy mnie g�os dobiega� ju� z�zaro�li. Nie zastanawiaj�c si�, pobieg�em
za nim. Bardzo pragn��em go dogoni� i�nie zauwa�y�em, kiedy znalaz�em si�
w�g��bokim lesie w�g�rach. Nie zauwa�y�em te�, kiedy zacz��em biec na czworakach.
Poczu�em jak�� dzik� moc wype�niaj�c� moje cia�o. Z��atwo�ci� przeskakiwa�em
ska�ki. Nagle spostrzeg�em zdziwiony, �e moje palce, d�onie i�r�ce do �okci
pokrywaj� si� sier�ci�. Kiedy nasta� �wit, przejrza�em si� w�strumyku i�zobaczy�em
swoje odbicie: by�em tygrysem. Nie wierzy�em w�asnym oczom. Potem pomy�la�em: �To
musi by� z�y sen�. Zdarza�o mi si� wcze�niej �ni� z�pe�n� �wiadomo�ci�, �e �ni�.
Tym razem musia�em si� pogodzi� z�tym, �e to nie jest sen. Ogarn�a mnie najpierw
niepewno��, a�potem strach. By�em g��boko przera�ony, poniewa� zrozumia�em, �e
rzeczywi�cie jestem tygrysem i�wszystko jest mo�liwe. Ale jak�e� mog�o do tego
doj��?
My bardzo ma�o rozumiemy. �yjemy, nie znaj�c przyczyny. Nie znaj�c przyczyny,
potulnie znosimy przeciwno�ci losu. Takie jest przeznaczenie � nas, istot �yj�cych.
Najpierw wydawa�o mi si�, �e zaraz umr�, ale w�tej samej chwili tu� przede mn�
przelecia� zaj�c i�nagle cz�owiek w�moim ciele znikn��. Kiedy odzyska�em swoj�
cz�owiecz� �wiadomo��, poczu�em, �e twarz mam umazan� krwi�, a�wok� mnie le��
resztki zaj�czej sier�ci. To by�o moje pierwsze do�wiadczenie w�sk�rze tygrysa. Nie
jestem w�stanie ci opowiedzie�, co si� dzia�o od tego czasu. Ale niezmiennie
ka�dego dnia powraca mi na kilka godzin ludzka �wiadomo��. Wtedy jak dawniej mog�
m�wi� ludzkim g�osem, rozmy�la� nad trudnymi sprawami i�recytowa� z�pami�ci klasyk�
konfucja�sk�37. Kiedy moje ludzkie serce spostrzega �lady okrutnych poczyna�
tygrysa, zastanawiam si� nad swoim losem w�rozpaczy, przera�eniu i�gniewie.
Ale czas, kiedy my�l� jak cz�owiek, z�dnia na dzie� staje si� coraz kr�tszy. Do
niedawna zastanawia�em si�, dlaczego zosta�em tygrysem, ale ostatnio zda�em sobie
spraw� z�tego, �e coraz cz�ciej g�owi� si� nad tym, dlaczego by�em cz�owiekiem. To
jest przera�aj�ce, ale nied�ugo ca�a moja �wiadomo�� ludzka zostanie wch�oni�ta
przez zwierz�ce instynkty jak ruiny starych pa�ac�w, kt�re znikaj�, bo zostaj�
wch�oni�te w�g��b ziemi. A�kiedy zapomn� o�swojej przesz�o�ci i�w�takim stanie
spotkam ci� tak jak dzisiaj, nie rozpoznam ju� w�tobie towarzysza dawnych lat, lecz
rozszarpi� ci� na kawa�ki i�zjem, nie czuj�c najmniejszych wyrzut�w sumienia.
Tak naprawd� wszystkie zwierz�ta i�ludzie musieli by� czym� innym na pocz�tku.
Kiedy� wiedzia�em, kim by�em, a�teraz stopniowo o�tym zapominam. Nied�ugo b�d�
my�la�, �e zawsze mia�em obecn� posta�. Ale to wszystko niewa�ne. Mo�e b�d�
szcz�liwy, kiedy ca�kowicie zniknie we mnie cz�owiek. Ale w�a�nie ta my�l
najbardziej przera�a cz�owieka, kt�ry jest we mnie. Utraci� ludzk� �wiadomo�� � to
okropne, smutne i�beznadziejne.
Nikt nigdy nie zrozumie, jak strasznie zapomnie� w�sobie cz�owieka, chyba �e spotka
go m�j los. Jednak zanim zupe�nie przestan� by� cz�owiekiem, chcia�bym ci� poprosi�
o�przys�ug�.
Yuan Chan i�ludzie z�orszaku, wstrzymuj�c oddech, s�uchali g�osu dochodz�cego
z�krzak�w, a�Li Zheng opowiada� dalej:
� Zawsze chcia�em zdoby� s�aw� wielkiego poety. To by� jedyny cel mojego �ycia, ale
nie zdo�a�em dot�d tego osi�gn��, bo spotka� mnie smutny los. Setki poemat�w, kt�re
napisa�em, s� raczej nieznane. Nawet nie wiem, gdzie podzia�y si� r�kopisy.
Kilkadziesi�t z�moich poemat�w znam na pami��. Chcia�bym prosi� ci�, aby� mi zrobi�
przys�ug� i�je zapisa�. Nie znaczy to, �e teraz jeszcze chc� zosta� uznanym poet�.
Nie mam poj�cia, czy te wiersze s� dobre, czy z�e, ale mniejsza o�to. Je�eli nie
przeka�� potomno�ci cho� cz�ci tych poemat�w, kt�rym po�wi�ci�em ca�e swoje �ycie,
dla kt�rych zosta�em bankrutem i�szale�cem, to nie b�d� m�g� umrze� w�spokoju.
Yuan Chan wyda� rozkaz jednemu ze swoich podw�adnych, a�eby przyni�s� pi�ro
i�zapisa� to, co wyrecytuje g�os z�krzak�w. Wyra�nie by�o s�ycha� ka�de s�owo. Li
Zheng powiedzia� z�pami�ci oko�o trzydziestu poemat�w. Ich styl by� bardzo
elegancki. W�ka�dym przejawia� si� wielki talent tw�rcy. Yuan Chan s�ucha� ze
wzruszeniem. Czu� jednak, �e mimo doskona�ej ich kompozycji czego� nieuchwytnego
tym poematom brakuje.
Li Zheng sko�czy� recytacj�. Zmieniaj�c ton, powiedzia�, jakby drwi� z�samego
siebie:
� Wstyd si� przyzna�, ale nawet teraz, kiedy jestem tygrysem, cz�sto marz� o�tym,
�e zbi�r moich wierszy trafia w�r�ce koneser�w ze stolicy Chang�an38. �ni� o�tym,
le��c w�skalnej jaskini. Mo�esz si� �mia� z�biednego cz�owieka, kt�ry nie m�g�
zosta� poet�, a�sta� si� tygrysem.
Yuan Chan s�ucha� tego wywodu ze smutkiem, wspominaj�c pogard�, z�jak� Li Zheng
w�dawnych latach m�wi� o�sobie.
� �eby ci� roz�mieszy� � kontynuowa� Li Zheng � pozw�l, �e wyra�� to, co teraz
czuj�, w�mojej w�asnej improwizacji. To potwierdzi, �e w�ciele tygrysa ci�gle
mieszka cz�owiek z�dawnych lat.
Yuan Chan ponownie da� rozkaz, aby zapisano ten wiersz. A�mia� on nast�puj�c�
tre��:
Sk�d we mnie g�upi szaleniec, co jest besti� dzik�,
Co kl�sk� za kl�sk� goni? A�uciec donik�d.
Kto przeciw k�om i�pazurom stan�� si� odwa�y
W�zaro�lach ukrytemu o�dzikiej bestii twarzy?
By�em i�ja s�awnym, wsz�dzie uznanym wielmo��,
wielki dostojniku, co ci� karocami wo��.
A�tego wieczoru w�g�rach miast wyg�asza� wiersze,
w�pe�ni ksi�yca wydam tylko ryki zwierz�ce.
Ksi�yc rzuca� jeszcze swoje zimne �wiat�o, ziemia pokry�a si� bia�� ros�, a�ch�odny
wiatr wiej�cy od strony lasu zwiastowa� zbli�aj�cy si� �wit.
Zgromadzeni ju� nie zwa�ali na niezwyk�o�� tego wydarzenia. Tylko z�wielk� czci�
w�sercach milcz�co wsp�czuli nieszcz�ciu poety.
Li Zheng opowiada� dalej:
� M�wi�em przed chwil�, �e nie wiem, dlaczego spotka� mnie taki los. Po
zastanowieniu mog� jednak pewne rzeczy wyt�umaczy�. Kiedy by�em cz�owiekiem, celowo
unika�em towarzystwa ludzi. M�wiono o�mnie: �Powodem jego zachowania s�
zarozumia�o�� i�duma�. Nikt nie rozumia�, �e w�rzeczywisto�ci moje zachowanie
wynika�o z�nie�mia�o�ci. Oczywi�cie, jako cz�owiek utalentowany, przyby�y
z�prowincji, nie by�em pozbawiony dumy, ale by�a to, rzec mo�na, duma tch�rza. Cho�
chcia�em zosta� s�awnym poet�, nigdy nie szuka�em nauczyciela ani przyja�ni
z�innymi poetami, aby w�ten spos�b rozwin�� swoje umiej�tno�ci. Nie szuka�em tak�e
przyja�ni z�lud�mi pospolitymi. To wszystko z�powodu mojej tch�rzliwej dumy
i�nie�mia�o�ci wynikaj�cej z�pychy. Z�obawy o�brak talentu nie chcia�em go
rozwija�, ale marzy�em, �eby sam rozkwit�, i�dlatego ba�em si� wej�� mi�dzy
zwyk�ych ludzi. Stopniowo oddala�em si� od �wiata! Unika�em towarzystwa.
Cierpienie, gniew i�wstyd karmi�y moj� tch�rzliw� dum�. Ka�dy cz�owiek hoduje
w�sobie dzik� besti�, kt�r� jest jego charakter. W�moim przypadku t� dzik� besti�
by�a pycha i�nie�mia�o��. W�a�nie ten tygrys, to dzikie zwierz�, kt�re mnie
niszczy�o, zadawa�o cierpienia mojej �onie, rani�o moich przyjaci�, a�na koniec,
jak widzisz, przemieni�o moj� zewn�trzn� pow�ok�, aby sta�a si� zgodna z�wewn�trzn�
natur�.
Teraz zdaj� sobie spraw� z�tego, �e zupe�nie zmarnowa�em skromne zdolno�ci, jakimi
zosta�em obdarzony. Zawsze mia�em na ustach przys�owie: ��ycie jest zbyt d�ugie,
aby nic nie robi�, i�zbyt kr�tkie, �eby co� osi�gn��. Ca�a wi�c moja istota
sk�ada�a si� z�nikczemnej obawy, �e ujawni si� brak talentu, i�z�lenistwa, kt�re
nie znosi wysi�ku. Wielu mniej utalentowanych ode mnie jest dzi� wspania�ymi
poetami, bo po�wi�cili si� pracy nad sob�. Dopiero teraz zdaj� sobie z�tego spraw�,
kiedy jestem tygrysem.
Wyrzuty sumienia odciskaj� w�mej duszy bolesne pi�tno. Wiem, �e zapewne ju� nigdy
nie wr�c� do swego cz�owiecze�stwa. Nawet gdybym teraz stworzy� wspania�e wiersze,
to jak�e m�g�bym je og�osi�! Z�dnia na dzie� coraz bardziej m�j umys� upodabnia si�
do umys�u tygrysa. Co mog� zrobi� z�przesz�o�ci�, kt�r� roztrwoni�em? Nie mog�c
znie�� tego cierpienia, wspinam si� na skalisty szczyt widocznej tam g�ry i�rycz�
zwr�cony w�kierunku bezludnej doliny. Chcia�bym komu� powierzy� b�l, pal�cy si�
w�mojej duszy. Zaledwie wczoraj w�nocy wy�em, stoj�c na szczycie. Nie ma nikogo,
kto by rozumia� moje cierpienia. Zwierz�ta, s�ysz�c m�j ryk, chowaj� si� ze
strachu. G�ry, drzewa, ksi�yc i�rosa my�l�, �e jestem tylko oszala�ym tygrysem,
kt�ry ryczy z�gniewu. Czy skacz�c po g�rach, czy le��c na ziemi, szalej� z�rozpaczy
i�nie ma nikogo, kto by poj�� moje cierpienia. Podobnie dzia�o si� wtedy, kiedy
by�em cz�owiekiem i�nikt nie rozumia� mojej wra�liwej duszy. Patrz, moja sier��
jest teraz mokra nie tylko od rosy.
Stopniowo zacz�o si� przeja�nia�. Daleko za drzewami rozleg� si� d�wi�k rogu
oznajmiaj�cego nadej�cie �witu.
� Ju� czas si� po�egna� � powiedzia� Li Zheng � poniewa� zbli�a si� chwila, kiedy
utrac� cz�owiecz� �wiadomo��. Zanim si� rozstaniemy, chc� ci� jeszcze o�co� prosi�.
Dotyczy to mojej �ony i�dzieci. Ci�gle mieszkaj� w�Guolue i�oczywi�cie nic nie
wiedz� o�moim losie. Czy m�g�by� po swoim powrocie z�po�udnia zawiadomi� ich, �e
ju� nie �yj�? Ale w��adnym wypadku nie m�w, co dzisiaj ode mnie us�ysza�e�. Mo�e to
bezczelne z�mojej strony, ale prosz�, zlituj si� nad ich samotno�ci�. Najwi�ksz�
uczyni�by� mi przys�ug�, gdyby� im nie pozwoli� �y� w�g�odzie.
Potem by�o s�ycha� tylko p�acz dochodz�cy z�krzak�w. Yuan Chan ze �zami w�oczach
odrzek�, �e z�przyjemno�ci� spe�ni �yczenie Li Zhenga. Ale Li Zheng powiedzia�,
zn�w nadaj�c swemu g�osowi szyderczy ton:
� Gdybym by� cz�owiekiem, to najpierw poprosi�bym ciebie o�opiek� nad rodzin�,
tymczasem bardziej troszcz� si� o�swe marne wiersze ni� o��on� i�dzieci umieraj�ce
z�g�odu. Dlatego upad�em tak nisko i�sta�em si� dzik� besti�. Jeszcze o�jedno
prosz�. B�agam ci�, �eby� w��adnym wypadku nie wraca� z�Lingnanu t� sam� tras�.
Mog� bowiem ju� nie mie� ludzkiej �wiadomo�ci i�nie rozpozna� w�tobie przyjaciela.
Mog� si� rzuci� na ciebie. Teraz si� po�egnamy, ale kiedy wjedziesz na wzg�rze,
kt�re wznosi si� sto krok�w st�d, sp�jrz na mnie jeszcze raz. Chc�, �eby� mnie
zobaczy�. Nie dlatego, abym chwali� si� swoj� si��. Chc�, �eby� zobaczy�, jak
strasznie wygl�dam. Mo�e wtedy odejdzie ci ochota wraca� t� sam� drog�.
Yuan Chan, patrz�c w�stron� krzak�w, z�czci� wyrzek� s�owa po�egnania i�wspi�� si�
na konia. W�g�stwinie jeszcze raz rozleg� si� rozpaczliwy p�acz. Yuan Chan ze �zami
w�oczach, wielokrotnie ogl�daj�c si� za siebie, wyruszy� w�dalsz� drog�.
Kiedy orszak doszed� do szczytu wzg�rza, wszyscy popatrzyli w�stron� zaro�li, tak
jak im nakaza� g�os Li Zhenga. Ujrzeli tygrysa, kt�ry wyszed� z�g�szczy na
go�ciniec. Tygrys wzni�s� sw�j pysk na blad� tarcz� ksi�yca, rykn�� kilka razy
i�znik� w�zaro�lach. I�wi�cej go ju� nie widzieli.

Cz�owiek byk

Shusun Bao39�z�powodu tocz�cej kraj rebelii zbieg� w�czasach m�odo�ci z�kr�lestwa


Lu40�na p�noc, do s�siedniego kr�lestwa Qi41. Po drodze, w�okolicy Gengzongu,
niedaleko granicy mi�dzy Lu a�Qi, spotka� pi�kn� kobiet�. Szybko si� do niej
zbli�y� i�razem sp�dzili noc. Nast�pnego poranka rozsta� si� z�ni� i�opu�ci� Lu,
wkraczaj�c w�granice Qi. Tam si� osiedli�, a�z�czasem po�lubi� c�rk� miejscowego
magnata Guozhi, kt�ra urodzi�a mu dw�ch syn�w.

Shusun Bao zupe�nie zapomnia� o�swym jednonocnym romansie w�podr�y.


Pewnej nocy mia� dziwny sen. We �nie zdawa�o mu si�, �e powietrze wok� sta�o si�
ci�kie, a�cich� komnat� przepe�ni�a jaka� niewys�owiona groza. Nagle sufit zacz��
si� bezszelestnie obni�a� � powoli, ale nieustannie. Po pewnym czasie powietrze
w�komnacie sta�o si� tak g�ste i�ci�kie, �e z�trudem da�o si� oddycha�. Mimo �e
Shusun szamota� si� i�pr�bowa� oswobodzi�, jego cia�o le�a�o nieruchomo na wznak.
Wyra�nie czu� � cho� jego wzrok nie m�g� przenikn�� sklepienia � jak czarna powa�a
nieba niczym smo�a napiera na niego ci�arem z�om�w skalnych. W�ko�cu, gdy
sklepienie, opieraj�c si� na piersi Shusuna, przygniot�o go ci�arem nie do
zniesienia, Shusun nagle zda� sobie spraw� z�czyjej� obecno�ci. Oto by� przy nim
garbus o�przera�aj�co czarnej sk�rze, oczach g��boko osadzonych i�ustach
wysuni�tych jak ryj dzikiej bestii. Z�sylwetki przypomina� czarnego byka. Kiedy
z�gard�a Shusuna samoistnie wydoby� si� krzyk: �Byku, pom� mi!�, czarny m�czyzna
wyci�gn�� r�k� i�powstrzyma� przeogromny ci�ar mia�d��cy Shusuna, drug� za� r�k�
zacz�� delikatnie g�adzi� jego pier�. Natychmiast straszny ucisk usta�. Shusun
obudzi� si�, zanim zd��y� wykrzykn��: �W�ostatniej chwili!�.
Nast�pnego poranka Shusun wezwa� do siebie wszystkich poddanych, ale nie znalaz�
w�r�d nich nikogo, kto przypomina�by cz�owieka byka ze snu. Przygl�da� si� ludziom,
kt�rzy przyje�d�ali do Qi, ale nie spotka� nikogo podobnego.
Po kilku latach tron w�kr�lestwie Lu, ojczy�nie Shusuna, obj�� nowy w�adca. Shusun
Bao postanowi� natychmiast tam powr�ci�, za� jego rodzina mia�a tymczasowo pozosta�
w�Qi. Kiedy Shusun zosta� mianowany marsza�kiem na dworze w�adcy Lu, pos�a� po �on�
i�dzieci. Poniewa� �ona wda�a si� w�romans z�pewnym ministrem w�Qi, nie �pieszy�a
si� z�wyjazdem do m�a. Ostatecznie do ojca przyjecha�o tylko dw�ch syn�w: Mengbing
i�Zhongren.
Pewnego ranka do Shusuna przysz�a kobieta i�przynios�a mu w�darze ba�anta.
Pocz�tkowo Shusun nie wiedzia�, kim jest przyby�a, ale w�trakcie rozmowy
przypomnia� sobie: oto sta�a przed nim kobieta, z�kt�r� przed kilkunastoma laty
sp�dzi� noc w�Gengzongu, w�trakcie ucieczki do kr�lestwa Qi. Zapytana, czy przysz�a
sama, kobieta odrzek�a, �e przyprowadzi�a syna pocz�tego owej pami�tnej nocy. Gdy
Shusun kaza� go przyprowadzi�, jego zdziwienie nie mia�o granic. Sta� przed nim
ciemny garbus z�zapadni�tymi oczami, �udz�co podobny do cz�owieka byka, kt�ry go
niegdy� uratowa� we �nie. Z�gard�a Shusuna wydoby� si� okrzyk:
� Byk!
Czarny m�odzieniec by� zaskoczony. Coraz bardziej zadziwiony Shusun zapyta� go
o�imi�. W�odpowiedzi us�ysza�:
� Nazywam si� Byk.
Matka i�syn zostali oddani pod opiek� marsza�ka. Czarny m�odzieniec zosta� paziem
na dworze kr�lestwa Lu i�nazywano go Shuniu (Pa� Byk). Mimo strasznego wygl�du by�
bystry i�ch�tnie s�u�y� pomoc�. Natomiast twarz mia� zawsze ponur�. Stroni� od
zabaw z�r�wie�nikami. Do nikogo si� nie u�miecha� poza swoim panem. Shusun r�wnie�
darzy� go wielk� sympati� i�gdy Byk dor�s�, uczyni� go zarz�dc� wszystkich domowych
spraw.
Kiedy na obliczu Byka � czarnym, z�zapad�ymi oczami i�wysuni�tymi ustami � pojawia�
si� u�miech, a�zdarza�o si� to bardzo rzadko, jego twarz nabiera�a zabawnego
wdzi�ku i�zdawa�o si�, �e ten cz�owiek nie jest zdolny do wyrz�dzenia
jakiegokolwiek z�a. W�obecno�ci zwierzchnik�w twarz Byka przybiera�a w�a�nie taki
zabawny wyraz, lecz kiedy Byk pogr��a� si� w�zadumie ze zmarszczonym czo�em, na
jego obliczu pojawia�o si� dziwne, wprost nieludzkie okrucie�stwo. Ten niemal
zwierz�cy wyraz twarzy oraz wrodzona zdolno�� do robienia bez �adnego wysi�ku
ca�kiem odmiennych, w�zale�no�ci od sytuacji, grymas�w, budzi�y najwi�ksze
przera�enie w�r�d r�wie�nik�w. Shusun Bao darzy� Byka bezgranicznym zaufaniem, ale
nie chcia�, by sta� si� jego spadkobierc�.�
Ceni� go jako niezr�wnanego sekretarza i�doradc�, ale mi�dzy innymi z�powodu
wygl�du trudno mu by�o wyobrazi� sobie Byka jako g�ow� znakomitego rodu w�Lu. Byk
doskonale zdawa� sobie z�tego spraw�.
Wobec syn�w Shusuna, Mengbinga i�Zhongrena, kt�rzy przyjechali z�Qi, Byk zachowywa�
si� zawsze bardzo poprawnie. Oni jednak czuli do niego wy��cznie wstr�t i�okazywali
mu pogard�. Byli pewni swojej pozycji i�nie zazdro�cili Bykowi mi�o�ci, jak� darzy�
go ojciec.
Po �mierci w�adcy Lu, ksi�cia Xianga42, rz�dy obj�� m�ody ksi��� Zhao43. Od tego
dnia Shusun zacz�� podupada� na zdrowiu. Kt�rego� razu, po powrocie z�polowania
w�miejscowo�ci Qiuyou, dosta� dreszczy i�poczu� si� tak �le, �e nie m�g� podnie��
si� z���ka. Bykowi powierzono opiek� na chorym. Spe�nia� wszystkie jego �yczenia,
zaspokaja� wszelkie zachcianki, wype�nia� i�wydawa� ka�dy rozkaz Shusuna. Mimo
zwi�kszaj�cej si� w�adzy Byk zdawa� si� okazywa� wobec Mengbinga i�innych cz�onk�w
rodziny coraz wi�ksz� pokor�.
Shusun, jeszcze zanim z�o�y�a go choroba, za�yczy� sobie, by odlano dzwon ku czci
jego pierworodnego syna Mengbinga. Nast�pnie z�o�y� tak� obietnic�:
� M�j synu, nie znasz jeszcze dobrze wszystkich ministr�w, ale kiedy dzwon b�dzie
gotowy, urz�dzimy uczt�: b�dziemy �wi�towa� i�zaprosimy wszystkich ministr�w.
Shusun my�la� o�mianowaniu Mengbinga swoim spadkobierc�. Dzwon wyko�czono, kiedy
Shusun le�a� ju� chory. Mengbing chcia� porozmawia� z�ojcem o�uczcie, kt�r� ten mu
obieca� i�kt�r� zaplanowa�. Poprosi� Byka o�pomoc, poniewa� nikt opr�cz niego, poza
wyj�tkowymi okoliczno�ciami, nie mia� dost�pu do chorego. Byk wszed� do komnaty
swego pana, ale nie przekaza� pro�by Mengbinga. Kiedy po chwili wr�ci�, poda�
Mengbingowi dat� uczty na chybi� trafi�. Sam j� wymy�li�.

W�ustalony dzie� Mengbing zaprosi� go�ci na wspania�� uczt�, w�czasie kt�rej


zabrzmia� g�os nowego dzwonu. Shusun us�ysza� w�sypialni bicie dzwonu i�ze
zdziwieniem zapyta�, co si� dzieje. Byk odpowiedzia�, �e w�rezydencji Mengbinga
odbywa si� uczta na cze�� nowego dzwonu i�przyby�o na ni� wielu go�ci.
� Co to jest?! � wykrzykn�� z�gniewem Shusun � m�j syn panoszy si� jak dziedzic,
ju� nie pyta mnie o�pozwolenie!
Byk doda� jeszcze, �e mi�dzy go��mi przyby�ymi z�daleka s� osoby zwi�zane z�matk�
Mengbinga, kt�ra mieszka w�Qi. Wiedzia� dobrze, �e na samo wspomnienie o�niewiernej
ma��once Shusun straci dobry humor.
Shusuna ogarn�� wielki gniew. Marsza�ek usi�owa� podnie�� si� z���ka, ale Byk go
powstrzyma�, t�umacz�c, �e mo�e sobie zaszkodzi�. Shusun, zraniony do g��bi,
powiedzia� Bykowi, �e jego starszy syn robi, co chce, bo mu si� wydaje, �e ojciec
jest chory i�umiera. Wyda� rozkaz Bykowi, aby natychmiast zamkn�� Mengbinga
w�wi�zieniu, a�nawet zabi� go, gdyby ten stawia� op�r.
P�nym wieczorem uczta dobieg�a ko�ca i�m�ody dziedzic domu Shusuna we wspania�ym
nastroju odprowadzi� go�ci do bram pa�acu. Ale ju� nast�pnego dnia o��wicie jego
trup le�a� w�zaro�lach na ty�ach pa�acu.
Zhongren, m�odszy brat Mengbinga, przyja�ni� si� z�szambelanem ksi�cia Zhao.
Pewnego dnia odwiedzi� szambelana w�pa�acu i�przypadkiem zasta� u�niego ksi�cia
Zhao. W�czasie kr�tkiego spotkania porozmawiali na r�ne tematy. Zhongren zrobi� na
ksi�ciu tak dobre wra�enie, �e w�adca podarowa� mu broszk� z�nefrytu. Dobrze
wychowany m�odzieniec pomy�la�, �e nie powinien jej nosi� bez powiadomienia ojca
o�spotkaniu z�ksi�ciem. Za po�rednictwem Byka pr�bowa� przekaza� choremu ojcu
wiadomo�� o�honorze, jaki go spotka�, i�pokaza� dar. Byk wzi�� broszk� z�r�k
Zhongrena i�wszed� do komnaty. Ale nie da� klejnotu Shusunowi, nawet nie wspomnia�,
�e syn przyszed� go odwiedzi�.
Po wyj�ciu z�komnaty Byk powiedzia� Zhongrenowi, �e ojciec ucieszy� si� bardzo
z�honoru, jaki spotka� syna, i�wyrazi� zgod� na noszenie broszki. Dopiero wtedy
Zhongren przypi�� j� do szat.
Po kilku dniach Byk zasugerowa� Shusunowi, �e warto przedstawi� Zhongrena ksi�ciu
Zhao, skoro Mengbing nie �yje i�Zhongren ma zosta� spadkobierc�. Shusun odrzek�, �e
nie powzi�� jeszcze decyzji, kto zostanie dziedzicem, nie ma wi�c potrzeby
spotkania z�ksi�ciem. W�wczas Byk oznajmi�, �e Zhongren ju� czuje si� dziedzicem
i�samodzielnie kontaktuje si� z�ksi�ciem. Shusun nie chcia� temu wierzy�, ale na
poparcie swych s��w Byk przedstawi� niepodwa�alny dow�d: Zhongren nosi broszk�
z�nefrytu, kt�r� otrzyma� w�darze od ksi�cia. Ojciec natychmiast wezwa� Zhongrena,
a�ten rzeczywi�cie mia� przypi�t� broszk�. Zhongren pr�bowa� t�umaczy�, �e to
prezent od ksi�cia, ale rozgniewany ojciec, g�uchy na wszelkie wyja�nienia,
z�trudem uni�s� bezw�adne cia�o na ��ku i�odwr�ci� si� plecami do syna. Rozkaza�
synowi odej�� i�rozpocz�� pokut�.
Tej samej nocy Zhongren zbieg� do Qi.
Kiedy po pewnym czasie choroba Shusuna zacz�a si� nasila� i�trzeba by�o powa�nie
my�le� o�rych�ym mianowaniu spadkobiercy, Shusun Bao postanowi�, �e jednak wezwie
Zhongrena. Zleci� to Bykowi. Byk wyszed� z�komnaty chorego, ale nie wys�a� go�ca do
Zhongrena w�Qi. Chorego natomiast ok�ama�, m�wi�c mu, �e wprawdzie zawiadomi�
Zhongrena, ale ten odpowiedzia�, i� nigdy nie wr�ci do tak okrutnego ojca. Dopiero
teraz Shusun zacz�� podejrzewa� Byka o�brak lojalno�ci. Ostro zapyta� go, czy m�wi
prawd�. Byk zapewni�, �e nie m�g�by sk�ama� swemu panu. Chory jednak zauwa�y�
szyderczy wyraz jego ust. Sta�o si� to po raz pierwszy od czasu, kiedy Byk znalaz�
schronienie u�Shusuna. Chory wybuch� gniewem, usi�owa� si� podnie��, ale nie
starczy�o mu si� i�z�powrotem opad� na �o�e. Ujrza� nad sob� nieludzk� twarz
czarnego byka, wyra�aj�c� okrutn� pogard�, kt�r� Byk wcze�niej kry� przed Shusunem,
a�okazywa� tylko r�wie�nikom i�podw�adnym.
Shusun usi�owa� zawo�a� s�u�b� i�stra�, ale bezskutecznie, bo przecie� sam
wprowadzi� zwyczaj, zgodnie z�kt�rym wszystkie rozkazy by�y przekazywane tylko
przez Byka. Tej nocy chory Shusun d�ugo p�aka� z��alu, wspominaj�c swego syna
Mengbinga, kt�rego sam rozkaza� straci�.
Nast�pnego dnia Byk zacz�� dzia�a� z�jeszcze wi�kszym okrucie�stwem.
Poniewa� chory wcze�niej unika� kontaktu z�lud�mi, panowa� zwyczaj, �e kucharze
przynosili jedzenie do s�siedniej komnaty, a�Byk sam zanosi� je choremu. Teraz Byk
zamiast podawa� posi�ki choremu, wszystko zjada� sam i�wystawia� za drzwi puste
talerze. Wszyscy byli przekonani, �e Shusun spo�ywa podawane potrawy. Gdy chory
skar�y� si� na dokuczliwy g��d, Byk szyderczo u�miecha� si� i�bezlito�nie
lekcewa�y� pro�by. Shusun nie m�g� nikogo przywo�a� na pomoc.
Pewnego razu Duxie, nadzorca maj�tku Shusuna, przyszed� odwiedzi� chorego. Chory
zacz�� si� skar�y� na zachowanie Byka, ale Duxie, �wiadomy zaufania, jakim Byk
cieszy� si� u�swego pana, wszystko wzi�� za �art. Gdy jednak Shusun m�wi� dalej
z�powa�nym wyrazem twarzy, Duxie zacz�� podejrzewa�, �e gor�czka wywo�a�a
zaburzenia umys�owe, tym bardziej �e stoj�cy opodal Byk mrugn�� do niego okiem,
daj�c mu znak, �e ma wielkie trudno�ci z�poczytalno�ci� Shusuna.
W�ko�cu chory rozgniewa� si� i�wychud�� r�k� ze �zami w�oczach wskaza� na miecz,
kt�ry Duxie mia� zawieszony u�boku, i�wykrzykn��:
� Zabij tego cz�owieka, zabij go natychmiast!
Jednak w�tej samej chwili Shusun zda� sobie spraw�, �e cokolwiek by zrobi�
i�powiedzia�, nikt nie da temu wiary i�potraktuje go jak ob��kanego. Zap�aka�
i�dreszcz wstrz�sn�� jego wycie�czonym cia�em. Duxie wymieni� porozumiewawcze
spojrzenie z�Bykiem i�w�ciszy opu�ci� komnat�. Po wyj�ciu go�cia na twarzy Byka
zn�w pojawi� si� bestialski i�bezlitosny u�miech.
Shusun p�aka� z�g�odu i�z�wycie�czenia. W�pewnym momencie zacz�� �ni�, a�mo�e mia�
tylko przywidzenia na jawie. Zdawa�o mu si�, �e w�zat�ch�ej komnacie i�pe�nej
jakiej� z�owieszczej atmosfery cicho si� pali jedna pochodnia. �wiat�o, kt�re
rzuca�a, nie o�wieca�o komnaty blaskiem, ale by�o odra�aj�co bia�e. Gdy wpatrywa�
si� w�nie przez d�u�sz� chwil�, mia� uczucie, �e dociera ono z�bardzo daleka,
z�odleg�o�ci dziesi�ciu albo i�dwudziestu mil. Sklepienie komnaty zacz�o si� powoli
obni�a�, jak niegdy� we �nie z�dawnych czas�w. Powoli, ale nieub�aganie co�
napiera�o na niego z�g�ry. Chcia� ucieka�, ale nie m�g� si� ruszy�. U�swego boku
jak kiedy� zobaczy� czarnego cz�owieka byka. B�aga� o�pomoc, ale tym razem tamten
nawet nie wyci�gn�� r�ki. Sta� i�z�owieszczo si� u�miecha�. Gdy Shusun zn�w go
rozpaczliwie b�aga�, tamten z�kamienn�, gniewn� twarz� bezlito�nie wpatrywa� si�
w�chorego. Mia�d�ony ogromnym czarnym ci�arem, Shusun wyda� z�siebie ostatni krzyk
rozpaczy, a�wtedy powr�ci�a mu �wiadomo��.
By�a noc i�w�k�cie ciemnej komnaty pali�o si� jedno bia�awe �wiate�ko. By� mo�e to
w�a�nie �wiate�ko widzia� w�sennym koszmarze. Spojrza� w�bok i�ujrza� twarz Byka:
tak� sam� jak widzia� we �nie. Ten spogl�da� na niego, milcz�c, z�wyrazem
nieludzkiego okrucie�stwa. Twarz nie wydawa�a si� nale�e� do cz�owieka, ale do
jakiej� pierwotnej istoty maj�cej korzenie si�gaj�ce czarnego chaosu. Przenikn�� go
lodowaty ch��d a� do szpiku ko�ci. Nie by� to zwyk�y strach przed cz�owiekiem,
kt�ry chce go zabi�. By�o to raczej pe�ne pokory przera�enie wobec istoty
uosabiaj�cej najpotworniejsze z�o tego �wiata. Gniew, kt�ry przedtem odczuwa�,
zosta� st�umiony przez strach. A�przed nim nie by�o ucieczki. Nie mia� ju� si�
przeciwstawi� si� swemu oprawcy.
Po trzech dniach s�ynny minister z�Lu, Shusun Bao, zmar� z�g�odu.

Ucze� Konfucjusza

I
Zhongyou o�przezwisku Zilu, awanturnik z�okolic Bian44�w�pa�stwie Lu45, postanowi�
skompromitowa� mistrza z�miasteczka Zou o�imieniu Konfucjusz46, kt�rego wielka
m�dro�� zacz�a by� s�awiona po krajuu.

Tymczasem Zilu by� przekonany, �e Konfucjusz to oszust. Nadzia� wi�c koron� na


swoj� rozczochran� g�ow�, wbijaj�c j� na bakier a� po same oczy, wcisn�� tunik�,
kt�ra z�ty�u by�a za kr�tka, w�lew� r�k� chwyci� koguta, a�w�praw� wieprza,
i�pop�dzi� na audiencj� do Konfucjusza. Mia� zamiar potrz�sa� kogutem i�ok�ada�
razami wieprza, aby ich dzikie wrzaski zak��ci�y muzyczne recytacje konfucjanist�w.
Z�twarz� wykrzywion� gniewem, w�r�d og�uszaj�cego pisku wyrywaj�cych si� zwierz�t,
m�odzieniec wtargn�� do komnaty i�stan�� przed pe�nym spokoju Konfucjuszem.
Nauczyciel siedzia� na tronie. Na g�owie mia� czapk� wysok� jak koron�, na stopach
trzewiki z�zadartymi noskami i�by� przepasany ci�kim pasem wybijanym klejnotami.
� Co nape�nia ci� najwi�kszym podziwem? � spyta� Konfucjusz.
� Miecz � odpar� Zhongyou z�podnieceniem w�g�osie. Konfucjusz odruchowo si�
u�miechn��, poniewa� wyczuwa� w�g�osie i�postawie m�odzie�ca dzieci�c� dum�. Z�jego
rumianej twarzy � z�czystego spojrzenia spod wyrazistych brwi � bi�a odwaga.
M�odzieniec jednocze�nie ujmowa� sw� prostot� i�szczero�ci�.
Konfucjusz zapyta� zn�w:
� Czym jest nauka?
� Jaki� tam z�niej po�ytek! � niemal zarycza� wzburzony Zilu, poniewa� przyszed� do
mistrza w�a�nie po to, �eby mu o�tym powiedzie�.
Konfucjusz nie m�g� si� powstrzyma� od �miechu, kiedy us�ysza�, �e jest podwa�any
autorytet nauki. Pocz�� szczeg�owo wyja�nia�, dlaczego nauka jest tak potrzebna.
Je�li w�adca nie ma poddanych, kt�rzy go ostrzegaj�, to sam zatraca poczucie
sprawiedliwo�ci. Je�li cz�owiekowi dobrze urodzonemu brak wsp�towarzyszy do
wsp�lnej nauki, to traci cnot�. Nawet drzewo ro�nie prosto tylko wtedy, kiedy ma
podpor�. Ko� wymaga czasem bicza, a��uk ci�ciwy. Podobnie cz�owiekowi jest
potrzebne wykszta�cenie, bo pomaga opanowa� mu jego rozwi�z�� natur�. Cz�owiek
staje si� po�yteczny dopiero wtedy, gdy poprzez nauk� wejdzie na w�a�ciw� drog�,
zostanie poprawiony, pouczony, udoskonalony.
Zapiski, kt�re przechowa�y si� dla potomno�ci, nie oddaj� tego, jak nadzwyczajny
dar przekonywania posiada� Konfucjusz. Potrafi� wp�ywa� na swoich s�uchaczy nie
tylko s�owem, ale tak�e �agodnym tonem, intonacj� i�pewn� swych racji postaw�.
Z�serca m�odzie�ca stopniowo znika� bunt, a� w�ko�cu pocz�� si� uwa�nie ws�uchiwa�
w�s�owa Konfucjusza.
Jednak�e mimo swej uwa�no�ci m�odzieniec z�wrodzonej przekory powiedzia�:
� S�ysza�em, �e bambus w�po�udniowych g�rach ro�nie prosto bez �adnych podp�rek,
a��ci�ty pozostaje tak twardy, �e mo�na nim przebi� nawet grub� sk�r� nosoro�ca.
Czy� nie �wiadczy to o�tym, �e kto� o�wybitnych wrodzonych zdolno�ciach nie musi
si� uczy�?
Dla Konfucjusza nie by�o nic prostszego ni� obalenie tak dziecinnej metafory.
Wyja�ni� wi�c, �e bambus z�po�udniowych g�r mo�e przebi� sk�r� nosoro�ca tylko
wtedy, gdy si� go oszlifuje i�przymocuje pi�ra i�grot. Mi�y i�naiwny m�odzieniec
nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Z�zaczerwienion� twarz� sta� os�upia�y przed
Konfucjuszem. I�oto wypu�ci� z�r�k swoje zwierz�ta, pochyli� g�ow� i�poprosi�
o�przyj�cie go na ucznia. W�rzeczywisto�ci ju� w�chwili, kiedy przekroczy� pr�g
komnaty i�ujrza� oblicze Konfucjusza, uleg� jego pierwszym s�owom. Przyt�oczony
majestatem nauczyciela, po�a�owa�, �e wzi�� ze sob� koguta i�wieprza.
Nast�pnego dnia Zilu zosta� przyj�ty do szko�y Konfucjusza. Uczczone zosta�y
narodziny wi�zi mi�dzy mistrzem a�uczniem.
II
Zilu nigdy wcze�niej nie spotka� nikogo takiego jak mistrz. Owszem, widzia�
si�acza, kt�ry podnosi� ogromne, wa��ce wiele ton kot�y. S�ysza� opowie�� o�m�drcu,
kt�ry wyczuwa, co si� dzieje w�odleg�ych miejscowo�ciach. Jednak w�Konfucjuszu nie
kry�o si� nic nadprzyrodzonego. Cechy mistrza stanowi�y po prostu doskona��
kombinacj� zwyk�ych ludzkich cech. Pocz�wszy od wiedzy, m�dro�ci, wra�liwo�ci
i�umiej�tno�ci rozumienia spraw, a�ko�cz�c na wszelkiego rodzaju fizycznych
zdolno�ciach, stanowi� kwintesencj� doskona�o�ci wynikaj�c� z�po��czenia tego, co
zwyczajne, z�autentyczn� wolno�ci�. Zilu w�a�ciwie po raz pierwszy widzia�
dostatek: nie by� zbyt du�y ani zbyt ma�y, ale za to by� tak harmonijny, �e �aden
z�podziwu godnych talent�w mistrza niczym nie wyr�nia� si� od jego pozosta�ych
cech.
Zilu dziwi� si�, �e w�mistrzu nie ma nawet cienia moralisty mimo g��bi jego
pogl�d�w. Natychmiast te� zrozumia�, �e Konfucjusz musia� bardzo du�o nad sob�
pracowa�. Najbardziej jednak zadziwia� u�Konfucjusza kunszt sztuki rycerskiej oraz
fizyczna si�a, kt�rymi w�naturalny spos�b g�rowa� nad Zilu. Konfucjusz �
w�przeciwie�stwie do Zilu � nigdy nie szczyci� si� tymi zdolno�ciami. Mia� dar
nadzwyczaj wnikliwego zag��biania si� w�z�o�ono�� ludzkiej psychiki, co sprawia�o
wra�enie, jakby on sam niegdy� do�wiadczy� rozwi�z�o�ci czy �otrostwa.
Kiedy Zilu zastanawia� si� nad wielko�ci� Konfucjuszowego umys�u, w�kt�rym mie�ci�y
si� zar�wno przyziemny spryt, jak i�niebywale wznios�y i�nieskalany idealizm, nie
m�g� powstrzyma� okrzyku podziwu p�yn�cego z�g��bi duszy. Czu�, �e ten cz�owiek
podo�a�by ka�dej sytuacji. Poradzi�by sobie zar�wno jako niczym niezbrukany
moralista, jak i�w�bardziej przyziemnej roli. Wielko�� ludzi, kt�rych Zilu spotyka�
do tej pory, wynika�a z�jedynej ich warto�ci � z�u�yteczno�ci. Wydawali si� oni
wielcy tylko dlatego, �e czyny ich by�y po�yteczne. Konfucjusz by� zupe�nie inny.
Wystarcza�o tylko to, �e istnia�, przynajmniej tak uwa�a� zauroczony mistrzem Zilu.
Nie min�� jeszcze miesi�c, od kiedy Zilu zosta� przyj�ty na ucznia, a�ju� wiedzia�,
�e nigdy nie b�dzie w�stanie uwolni� si� od jego duchowej podpory.
W�trakcie d�ugoletniej i�uci��liwej tu�aczki, jakiej do�wiadczy� Konfucjusz, nie
by�o nikogo w�kr�gu towarzyszy mistrza, kto podr�owa�by z�wi�ksz� rado�ci� ni�
Zilu. By� mo�e, dzia�o si� tak dlatego, �e Zilu, b�d�c uczniem Konfucjusza, nie
mia� ambicji, by ubiega� si� o�wysokie urz�dy, ani � co by�o jeszcze dziwniejsze �
nawet nie stara� si�, korzystaj�c z�obecno�ci i�kontakt�w z�mistrzem, doskonali�
swoich talent�w. Potrzeba dozgonnego przebywania w�pobli�u Konfucjusza wynika�a
z�niezmiennego i�czystego uczucia mi�o�ci i�szacunku, jakie Zilu �ywi� do mistrza
pozbawionego jakichkolwiek zamierze� lub ��dzy. Tak jak kiedy� nie rozstawa� si�
z�d�ugim mieczem, tak teraz w��aden spos�b nie m�g� oddali� si� od mistrza.
W�owym czasie Konfucjusz nie mia� jeszcze czterdziestu lat. Wiele lat p�niej
powiedzia�, �e �w�wieku czterdziestu lat przestaje si� b��dzi�. By� tylko
o�dziewi�� lat starszy od Zilu. Pomimo niewielkiej r�nicy wieku Zilu zdawa� sobie
spraw�, �e dzieli go od mistrza dystans bez miary.
Mimo wszystko Konfucjusz dziwi� si�, �e tak nadzwyczajnie trudno jest mu kszta�ci�
tego ucznia. Nie chodzi�o jedynie o�to, �e Zilu ceni� m�stwo, a�nienawidzi�
ust�pliwo�ci � takich �mia�k�w w�r�d uczni�w Konfucjusza by�o wielu, rzadko
natomiast mo�na by�o spotka� ucznia okazuj�cego tak wielk� pogard� dla formy.
Owszem, m�wi si�, �e wszystko opiera si� na duchu, ale ka�dej ceremonii trzeba
nada� w�a�ciw� form�47. Zilu jednak nie by� w�stanie przyj�� takiego rozumowania.
S�ucha� z�wielkim entuzjazmem, kiedy Konfucjusz m�wi� na przyk�ad, �e �to, co jest
nazywane ceremoni�, ma by� ceremoni�, a�nie tylko materia�em do owijania klejnot�w;
to, co jest nazywane muzyk�, ma by� muzyk�, a�nie tylko biciem w�b�bny�. Jednak
kiedy Konfucjusz przechodzi� do wyja�niania szczeg��w ceremonia�u, Zilu natychmiast
przybiera� znudzony wyraz twarzy. Mistrz mia� wielkie trudno�ci z�nauczeniem go
ceremonii i�muzyki, bo musia� si� zmaga� z�instynktown� niech�ci� Zilu do
formalizmu, Zilu za� mia� olbrzymie trudno�ci z�u�wiadomieniem sobie tego.
Spostrzega� jedynie g��bi� umys�u Konfucjusza, a�nie m�g� zrozumie�, �e jest ona
sum� codziennych drobnych dzia�a�. Konfucjusz m�wi�, �e bez korzenia m�ode ga��zie
nie urosn�, i�ci�gle �aja� Zilu za brak pomys�u i�ch�ci do zastanowienia si� nad
tym, jak ten korze� wykszta�ci�. Zilu wystarcza�o natomiast podziwianie
Konfucjusza, a�przyjmowanie lub nieprzyjmowanie jego pogl�d�w by�o dla niego
zupe�nie inn� spraw�.
Kiedy Konfucjusz m�wi�, �e trudno zmieni� zar�wno najwy�sz� m�dro��, jak
i�najgorsz� g�upot�, nie mia� oczywi�cie na my�li Zilu, mimo �e ten mia� du�o wad.
Konfucjusz nie uwa�a� go bynajmniej za g�upca najgorszego rodzaju. Ceni� zalety
swego nieokie�znanego ucznia bardziej ni� jakiegokolwiek innego � zw�aszcza to, �e
Zilu nie szuka� dla siebie korzy�ci. W�r�d mieszka�c�w Pa�stwa �rodka ta pi�kna
cecha by�a rzadko spotykana, nikt bowiem poza Konfucjuszem nie uwa�a� jej za cnot�.
Odbierano j� po prostu jako przejaw niezrozumia�ej g�upoty. Tylko Konfucjusz dobrze
wiedzia�, �e zar�wno odwaga Zilu, jak i�jego polityczne zdolno�ci nie maj�
znaczenia w�por�wnaniu z�t� rzadk� cech� charakteru.
Ogromny wysi�ek, jaki Zilu wk�ada� w�cierpliwe wys�uchiwanie s��w mistrza oraz
przezwyci�anie siebie, wyda� wreszcie owoce. Zmieni�o si� post�powanie Zilu
wzgl�dem rodzic�w.
Nawet w�r�d krewnych zacz�a kr��y� opinia, �e odk�d Zilu wst�pi� do szko�y
Konfucjusza, z�rozrabiaki i�gwa�townika przeistoczy� si� w�ofiarnego i�oddanego
syna. Kiedy go chwalono, Zilu doznawa� dziwnych uczu�: �Ja i�mi�o�� synowska? To
nie mo�e by� prawda!�. Zdawa�o mu si�, �e jego dawny egoizm, kaprysy
i�doprowadzanie rodzic�w do rozpaczy by�y daleko uczciwsze. Teraz czu� do siebie
wstr�t, �e fa�szyw� postaw� raduje rodzic�w. Wnikliwa analiza w�asnego zachowania
by�a mu na pewno obca, ale jako cz�owiek uczciwy zdawa� sobie z�tego wszystkiego
spraw�. Musia�o up�yn�� wiele lat, zanim dotar�o do niego, �e rodzice si� starzej�.
Przypomnia� sobie dzieci�stwo i�oboje rodzic�w jeszcze w�pe�ni si�. I�nagle
gwa�townie zap�aka�. Od tego dnia okazywa� rodzicom szczer� mi�o��, i�to
niespotykanie ofiarn�. Zanim to jednak nast�pi�o, darzy� ich raczej w�t�ym
uczuciem48.
III
Pewnego dnia Zilu, przechadzaj�c si� ulicami miasta, spotka� kilku towarzyszy
z�dawnych lat. Cho� nie byli ostatnimi �ajdakami, �mia�o mogli zosta� nazwani
lekkoduchami pozbawionymi wszelkich skrupu��w. Zilu wda� si� z�nimi w�rozmow�.
Wtedy jeden z�nich, lustruj�c bacznym okiem szaty Zilu, powiedzia�:
� A�c� to? Przysta�e� do konfucjanist�w? Wygl�dasz jak �achmaniarz. Nie �al ci
miecza?
Widz�c za�, �e Zilu puszcza to mimo uszu, zacz�� opowiada� historie, kt�rych nie
spos�b ignorowa�.
� M�wi�, �e ten Konfucjusz to straszny spryciarz. Z�powag� przekonuje ludzi do
tego, w�co sam nie wierzy, i�dlatego ca�kiem nie�le mu si� powodzi. � Znajomy nie
m�wi� tego ze z�ej woli, ale z�natury u�ywa� ci�tego j�zyka, �eby doda� sobie
pewno�ci.
Zilu poblad�. Wprawnym ruchem chwyci� dawnego druha za ubranie, wymierzy� mu cios
prosto w�szcz�k� i�roz�o�y� na obie �opatki. Znajomy straci� przytomno��. Zilu
rzuci� wyzywaj�ce spojrzenie jego zaskoczonym towarzyszom. Ci jednak, wiedz�c
dobrze, na co sta� dawnego kole�k�, nie pr�bowali si� do niego zbli�y�. Podnie�li
pobitego i�ci�gn�c go za sob�, oddalili si� bez s�owa.
Po pewnym czasie Konfucjusz dowiedzia� si� o�tym, co zasz�o, i�wezwa� Zilu do
siebie. Nie m�wi�c o�wydarzeniu ani s�owa, zmusi� ucznia do wys�uchania pewnej
historii.
� W�czasach staro�ytnych cz�owiek szlachetny i�cnotliwy uwa�a� lojalno�� za zalet�,
a�mi�osierdzie za obronny or�. Kiedy wydarza�o si� z�o, zwyci�a� je lojalno�ci�,
a�przemoc pokonywa� mi�osierdziem. Dlatego nie mia� potrzeby u�ywania si�y.
W�ka�dym razie cz�owiek o�ciasnym umy�le i�ma�ym sercu jest sk�onny uwa�a�
bezczelno�� i�arogancj� za odwag�. Odwaga cz�owieka szlachetnego i�cnotliwego
polega na wype�nianiu sprawiedliwych uczynk�w.
Zilu s�ucha� tych s��w z�nabo�e�stwem. Min�o kilka dni i�zn�w poszed� do miasta.
Wtem w�jakiej� alei w�r�d drzew us�ysza� podniesione g�osy. Zdawa�o mu si�, �e
plotkuj� o�Konfucjuszu.
� Wszystkie nauki zaczyna od zwrotu �dawno, dawno temu�. Wychwala staro�ytno��, za
nic ma tera�niejszo��. A�poniewa� nikt nie widzia� na w�asne oczy staro�ytno�ci, to
m�wi o�niej, co chce, ale gdyby sprawiedliwe rz�dy polega�y tylko na przyk�adaniu
do tera�niejszo�ci miary dawnych czas�w, to wszyscy �yliby w�pokoju i�szcz�ciu. Dla
nas jednak �yj�cy pan Yanghu jest wa�niejszy od ksi�cia Zhou, kt�ry zmar� dawno
temu.
W�tym czasie Chiny by�y w�epoce kryzys�w i�zamieszek. W�adza polityczna przesz�a
w�a�nie z�r�k ksi�cia pa�stwa Lu w�r�ce jego pierwszego ministra Jisuna49;
nast�pnie chciwy w�adzy Yanghu, podw�adny Jisuna, sam stara� si� obj�� panowanie.
Kto wie, mo�e m�wi�cy te s�owa m�czyzna by� nawet spokrewniony z�panem Yanghu?
� Pan Yanghu od pewnego czasu planuje wykorzysta� Konfucjusza do swoich cel�w.
Wiele ju� razy posy�a� po niego. C�, okazuje si�, �e ten go unika. Usta ma pe�ne
pi�knych s��w, ale w�asnego zdania na temat realnej polityki � za grosz. Tak to
z�nim si� sprawy maj�.
Zilu roztr�ci� gapi�w i�podszed� prosto do m�wi�cego. Ludzie od razu rozpoznali
w�nim ucznia Konfucjusza. Wyraz twarzy Zilu i�jego w�ciek�e spojrzenie musia�y by�
przera�aj�ce, bo starzec, kt�ry do tej pory rozprawia� z�wielkim podnieceniem,
zblad� i�z�g��bokim uk�onem wycofa� si� w�t�um. Przez pewien czas podobne sytuacje
mia�y miejsce w�r�nych okolicach. Tam, gdzie zauwa�ano zbli�aj�c� si� posta� Zilu
o�gro�nie napi�tym karku i�gniewnym spojrzeniu, wszelkie plotki na temat
Konfucjusza natychmiast cich�y.
Konfucjusz cz�sto wypomina� mu to, ale Zilu nie potrafi� zmieni� swego
post�powania. I�w�g��bi serca mia� na to usprawiedliwienie:
�Dobrze, je�eli tak zwany cz�owiek szlachetny i�pe�en cn�t50�czuje tak silny gniew
jak ja, a�mimo to potrafi go opanowa�. W�rzeczywisto�ci jednak na pewno nie odczuwa
go tak mocno jak ja. W�najlepszym wypadku czuje gniew s�aby i�jest w�stanie go
opanowa�. To pewne�.
I�tak up�yn�� rok. Konfucjusz, u�miechaj�c si� gorzko, wzdycha�:
� Od kiedy Zilu zosta� moim uczniem, nie s�ysz� na siebie z�orzecze�.
IV
Pewnego dnia w�jednym z�pokoi Zilu gra� na harfie, a�Konfucjusz, siedz�c w�innym
pomieszczeniu, s�ucha� jego gry. Po chwili rzek� do Ranyou51, kt�ry siedzia� obok
niego:
� S�uchaj. D�wi�k tej harfy jest przepe�niony gwa�townym duchem. Muzyka
szlachetnego cz�owieka posiadaj�cego wiele cn�t jest �agodna i�unika skrajno�ci.
Wzbudza ducha rozwoju. W�staro�ytnych czasach Shun52�gra� na pi�ciostrunowej harfie
i�tworzy� wiersze o�wietrze po�udniowym. Pisa�, �e �powiew po�udniowego wiatru
u�mierza gniew naszego ludu, gdy wieje po�udniowy wiatr, nasz lud si� bogaci�. Lecz
kiedy teraz s�ucham gry Zilu, czuj�, �e jest to muzyka okrutna i�zab�jcza: nie s�
to d�wi�ki po�udnia, a�raczej p�nocy, i�wyra�aj� nieokrzesanie i�gwa�towno��
wykonawcy.
Ranyou odwiedzi� Zilu i�przekaza� mu s�owa Konfucjusza. Zilu oczywi�cie od samego
pocz�tku zdawa� sobie spraw�, �e nie ma talentu muzycznego. Wini� za to brak s�uchu
i�swoje wykonawstwo. Przerazi� si� jednak, kiedy us�ysza�, �e w�rzeczywisto�ci
istniej� g��bsze, psychologiczne przyczyny. Odt�d praca nad technik� gry przesta�a
by� dla niego wa�na. Co innego sta�o si� potrzebne: pog��bione rozmy�lanie. Zilu
zamkn�� si� w�ciszy, aby medytowa�. Przesta� je��. Zosta�a z�niego tylko sk�ra
i�ko�ci. Po pewnym czasie Zilu poczu�, �e osi�gn�� cel. Wzi�� w�r�ce harf�
i�nie�mia�o uderzy� w�struny. Konfucjusz s�ucha�. Tym razem nie powiedzia� nic. Na
jego twarzy nie pojawi� si� �aden grymas. M�ody ucze� Zigong53�podszed� do Zilu
i�mu o�tym powiedzia�. Kiedy Zilu us�ysza�, �e mistrz go nie krytykuje, roze�mia�
si� g�o�no z�rado�ci. Widz�c u�miechni�t�, dobroduszn� twarz starszego kolegi,
Zigong tak�e nie m�g� si� powstrzyma� od u�miechu. Ale Zigong by� m�dry i�dobrze
wiedzia�, jak si� rzeczy maj�. Zdawa� sobie spraw�, �e muzyka Zilu dalej jest pe�na
zab�jczych i�okrutnych ton�w z�p�nocy i��e Konfucjusz nie zgani� go tylko dlatego,
bo �al mu by�o prostolinijno�ci Zilu oraz trudu, jaki sobie zada� ukochany ucze�.
Litowa� si� te� nad jego cierpieniem duchowym i�wycie�czeniem cia�a.
V
�aden z�uczni�w Konfucjusza nie by� cz�ciej pouczany ni� Zilu, ale te� �aden nie
zwraca� si� do mistrza w�tak bezceremonialny spos�b.
� Czy nie lepiej porzuci� nauki �wi�tych i�staro�ytnych m�drc�w i�wdra�a� w��ycie
w�asne my�li? � pyta� Zilu, cho� przecie� by�o oczywiste, �e Konfucjusz zgani go za
takie my�lenie. �aden z�uczni�w nie o�mieli� si� tak jak Zilu, siedz�c naprzeciw
Konfucjusza, powiedzie� bez ogr�dek, i� nie podoba mu si�, kiedy mistrz pewne
rzeczy m�wi pokr�tnie. Ale nie by�o te� nikogo, kto by tak bezgranicznie ufa�
Konfucjuszowi. Zilu odwa�nie pyta� Konfucjusza tylko dlatego, �e z�zasady nikomu
nie przyznawa� racji zbyt pochopnie. Musia� by� do czego� przekonany w�g��bi serca.
Nadto w�odr�nieniu od innych uczni�w nie przejmowa� si� tym, �e mo�e zosta�
wy�miany czy zganiony.
Ludzi dziwi� zw�aszcza jeden fakt: Zilu, z�natury niezale�ny i�nieokie�znany, nie
poddawa� si� wp�ywom i�robi� to, co m�wi�. A�jednak w�obecno�ci Konfucjusza
zamienia� si� w�pos�usznego i�przyk�adnego ucznia. Prawd� m�wi�c, mia� zabawn�
sk�onno��, aby trudne dociekania i�wa�ne decyzje pozostawia� mistrzowi, a�samemu
nie martwi� si� niczym. Przypomina� dziecko, kt�re wszystkiego oczekuje od matki.
Zilu, widz�c t� swoj� zale�no�� od mistrza, w�g��bi duszy �mia� si� sam z�siebie.
Ale w�sercu Zilu tkwi�o co�, czego nie chcia� ujawni� nawet ukochanemu mistrzowi.
By�a to jedyna istotna rzecz spo�r�d tych, kt�re pragn�� zachowa� wy��cznie dla
siebie. W�por�wnaniu z�ni� dyskusje na temat �ycia i��mierci wydawa�y si� ma�o
wa�ne, a�wszelkie korzy�ci nie liczy�y si� wcale. S�owo �waleczno�� wa�y�o zbyt
ma�o, by t� rzecz wyrazi�, a��wiara� i��poczucie sprawiedliwo�ci� brzmia�y zbyt
moralizatorsko i�brakowa�o im wolnego, t�tni�cego �yciem ducha. W�sumie nie mia�o
dla niego znaczenia, jak ta rzecz si� nazywa. Wa�ne by�o jedynie to, �e rodzi�a
w�nim poczucie zadowolenia. Nazywa� t� rzecz dobrem. Wszystko za�, czemu nie
towarzyszy�o zadowolenie � z�em. By� tego zawsze �wiadomy i�nie mia� co do tego
�adnej w�tpliwo�ci. Istnia�a jednak przepa�� mi�dzy sposobem jego pojmowania dobra
a�tym, co Konfucjusz nazywa� dobrodziejstwem.
Zilu wybiera� z�nauk mistrza tylko pouczenia wzmacniaj�ce jego naiwne pogl�dy
etyczne. Uwa�a� na przyk�ad, �e �wstydzi� si� nale�y za tych, kt�rzy udaj�c
przyjaci�, ukrywaj� nienawi�� pod pi�knymi s�owami, mi�ym wyrazem twarzy i�pokorn�
postaw��. M�wi� te�, �e �porz�dny cz�owiek nie zaniecha dobra, aby ocali� swe
�ycie, lecz odwrotnie: zaryzykuje �ycie, by uczyni� dobro�. Zilu uwa�a� tak�e, �e
�gorliwiec czyni za du�o, a�cz�owiek o�ciasnych pogl�dach za ma�o�.
Konfucjusz pocz�tkowo pr�bowa� korygowa� ten chropowaty spos�b widzenia rzeczy
u�Zilu, ale z�czasem zaniecha� swych pr�b. Pogodzi� si� z�rzeczywisto�ci�, poniewa�
tak czy inaczej Zilu mia� w�sobie co� wspania�ego. Konfucjusz w�og�le w�to nie
w�tpi�. Niekt�rzy uczniowie wymagali bata, a�inni tylko lejc�w. Konfucjusz zda�
sobie spraw�, �e te cechy charakteru Zilu, kt�rych nie mo�na by�o okie�zna� nawet
najlepszymi lejcami, mog�y stanowi� jego warto�� i�sta� si� wielce po�yteczne.
Doszed� do przekonania, �e wystarczy wskaza� Zilu og�lny kierunek rozwoju. Uwagi
Konfucjusza, takie jak: �okazywanie szacunku przy r�wnoczesnym gwa�ceniu regu�
dobrego wychowania nale�y nazwa� chamstwem, za� m�stwo po��czone z��amaniem regu�
dobrego wychowania jest barbarzy�stwem� lub �kiedy ceni si� zaufanie, a�nie kocha
przy tym nauki, rodzi si� w�wczas pod�o��; je�eli za� ceni si� prostolinijno��,
a�nie kocha wiedzy, rodzi si� ograniczenie�54, najcz�ciej nie by�y skierowane do
samego Zilu, przeciwnie � wynosi�y go na potencjalnego mistrza Akademii. Wady
pospolitych uczni�w u�tak niezwyk�ego cz�owieka jak Zilu okazywa�y si� bowiem
pe�nymi uroku zaletami.
VI
�W�okolicy Weiyu w�kr�lestwie Jin55�kamie� przem�wi� ludzkim g�osem�, tak m�wiono.
Pewien m�drzec t�umaczy�, �e to g�os oburzenia ludu, kt�ry wcieli� si� w�kamie�.
Dynastia Zhou56�ju� podupad�a, co gorsza, podzieli�a si� na dwa zwalczaj�ce si�
stronnictwa. Wojna ci�gn�a si� bez ko�ca. Ponad dziesi�� wielkich pa�stw to
zawiera�o przymierza, to zn�w toczy�o mi�dzy sob� wojny. Panowa� chaos i�upadek
obyczaj�w. Jeden z�w�adc�w kr�lestwa Zi57�mia� romans z��on� swojego poddanego.
Odwiedza� j� ukradkiem ka�dej nocy, a� w�ko�cu zosta� zabity przez zdradzanego m�a.
W�kr�lestwie Chu58cz�onek rodziny kr�lewskiej zagarn�� tron, udusiwszy ob�o�nie
chorego kr�la. W�kr�lestwie Wu59�przest�pcy, kt�rym obci�to stopy, odwa�yli si�
zaatakowa� kr�la, a�w�kr�lestwie Jin dwaj ministrowie wymieniali si� swymi �onami.
Takie to by�y czasy.
Ksi��� Zhao60�z�Lu pr�bowa� z�ama� pot�g� magnata Ji Pingziego61, a�tymczasem sam
zosta� zmuszony do ucieczki i�w�si�dmym roku wygnania zmar� w�n�dzy na obczy�nie.
Zanim jednak do tego dosz�o, zapraszano go do powrotu, ale poddani z�jego
emigracyjnego otoczenia, pe�ni niepokoju o�sw�j los, nam�wili go, by zaproszenie
odrzuci�. W�Lu w�adza przesun�a si� z�r�k triumwiratu Jisuna, Shusuna
i�Mengsuna62�w�chciwe r�ce Yanghu, rz�dcy klanu Ji.
Od czasu kiedy intrygant Yanghu w�ko�cu upad� w�nast�pstwie swych w�asnych intryg,
polityczna atmosfera w�Lu nagle radykalnie si� zmieni�a. Niespodziewanie mianowano
Konfucjusza zarz�dc� miasta Zhongdu63. W�owych czasach, kiedy zupe�nie brakowa�o
sprawiedliwych, bezstronnych urz�dnik�w oraz uczciwych polityk�w, kt�rzy nie
gn�biliby poddanych wymuszaniem danin, sprawiedliwa polityka i�skrupulatne
planowanie Konfucjusza przynios�y zaskakuj�ce wyniki w�nies�ychanie kr�tkim czasie.
Zaskoczony w�adca � ksi��� Ding64�� zapyta�, czy jest mo�liwe rz�dzi� pa�stwem Lu
tymi samymi metodami, jakimi Konfucjusz zarz�dza Zhongdu. Konfucjusz odrzek�, �e
nie nale�y ogranicza� si� do pa�stwa Lu, bo nawet ca�ym �wiatem mo�na w�ten spos�b
rz�dzi�.
Poniewa� mistrz, kt�remu obce by�y przechwa�ki, wypowiedzia� te pe�ne godno�ci
s�owa w�spos�b bardzo skromny, ksi��� Ding zdziwi� si� jeszcze bardziej. Mianowa�
natychmiast Konfucjusza ministrem ziem, a�nast�pnie wielkim ministrem praw,
zlecaj�c mu jednocze�nie pe�nienie obowi�zk�w pierwszego ministra. W�wyniku awansu
Konfucjusza Zilu zosta� rz�dc� klanu Ji, co w�Lu odpowiada�o stanowisku szefa
Urz�du Rady Ministr�w, i�realizowa� polityk� wewn�trzn� wed�ug programu reform
Konfucjusza.
G��wnym celem polityki Konfucjusza by�a centralizacja rz�du, a�w�efekcie
wzmocnienie w�adzy ksi�cia Dinga panuj�cego w�Lu. W�tym celu nale�a�o os�abi�
wp�ywy trzech potomk�w ksi�cia Huana, mianowicie Jisuna, Shusuna i�Mengsuna, kt�rzy
w�tym czasie byli pot�niejsi od ksi�cia Dinga z�Lu. Trzy spo�r�d ich w�asnych
zamk�w � w�Ho, Fei i�Cheng � mia�y mury o�wysoko�ci ponad trzech i�grubo�ci ponad
dziewi�ciu metr�w. Konfucjusz najpierw postanowi� zburzy� mury, a�do wykonania jego
rozkazu przyst�pi� sam Zilu. Z�pewno�ci� cz�owiek pokroju Zilu odczuwa� wielk�
satysfakcj�, �e jego wysi�ki przynosi�y natychmiastowe wyniki, w�dodatku w�tak
wielkiej skali � niczego podobnego wcze�niej nie do�wiadczy�. Szczeg�ln�
przyjemno�� sprawia�o mu niszczenie wrogich stronnictw b�d�cych pod wp�ywem
panuj�cych dotychczas magnat�w. Znalaz� w�tym cel �ycia, jakiego wcze�niej nigdy
nie mia�. By� jeszcze szcz�liwszy, widz�c o�ywion� twarz Konfucjusza zaj�tego
wykonywaniem w�asnych d�ugoletnich projekt�w. Konfucjusz natomiast widzia� w�Zilu
nie tylko jednego ze swych uczni�w, ale r�wnie� zdolnego polityka, kt�remu m�g�
ufa�.
Kiedy zacz�to burzy� zamek w�Fei, cz�owiek imieniem Gongshan Buniu65�na znak
sprzeciwu zaatakowa� stolic� kr�lestwa Lu, staj�c na czele armii sk�adaj�cej si�
z�mieszka�c�w Fei. Sytuacja zrobi�a si� tak niebezpieczna, �e ksi��� Ding, kt�ry
schroni� si� w�zamkowej wie�y w�stolicy, znalaz� si� w�zasi�gu strza� buntownik�w.
Tylko dzi�ki odpowiednim decyzjom i�rozkazom Konfucjusza uda�o mu si� wyj��
z�opresji. Zilu zn�w mia� okazj� podziwia� praktyczne umiej�tno�ci swego mistrza.
Dobrze zna� talenty polityczne Konfucjusza i�jego wielk� si�� fizyczn�, ale nie
podejrzewa�, �e mistrz na polu bitwy tak�e potrafi wydawa� tak trafne rozkazy.
Oczywi�cie sam Zilu walczy� wtedy na pierwszej linii frontu. Jeszcze nie zapomnia�
przyjemno�ci, jak� kiedy� sprawia�a mu walka na miecze. Jego natura ci�gn�a go ku
zmaganiom z�tward� rzeczywisto�ci� i�sprawia�a, �e stroni� od zg��biania
konfucja�skich tekst�w czy praktykowania dawnych ceremonii.
Pewnego dnia ksi��� Ding w�obecno�ci Konfucjusza spotka� si� w�Jiagu z�ksi�ciem
Jingiem66�z�Zi. Ksi��� Ding mia� zawrze� rozejm na upokarzaj�cych go warunkach.
Podczas spotkania Konfucjusz zgani� niew�a�ciwe zachowanie ksi�cia Jinga oraz
brutalnie skrytykowa� jego ministr�w i�doradc�w. Zar�wno w�adca, jak i�ministrowie
ksi�stwa Zi, kt�rzy oczekiwali, i� b�d� traktowani jak zwyci�zcy, zatrz�li si�
z�oburzenia wywo�anego mow� Konfucjusza. Ten jeden epizod wystarczy�by, a�eby Zilu
wyda� szczery okrzyk zachwytu p�yn�cy z�g��bi serca. Zaj�cie to zrodzi�o obawy
w�pot�nym ksi�stwie Zi co do dzia�a� Konfucjusza i�pot�gi s�siedniego ksi�stwa Lu,
rosn�cej dzi�ki jego polityce. Po wielu wysi�kach w�Zi zdecydowano si� na pewien
fortel, charakterystyczny dla zwyczaj�w panuj�cych w�staro�ytnych Chinach.
Mianowicie wys�ano do Lu grup� pi�knych kobiet, powabnie ta�cz�cych i�doskonale
�piewaj�cych. Zamierzano w�ten spos�b sprowadzi� ksi�cia Dinga na manowce
i�stworzy� rozd�wi�k pomi�dzy nim a�Konfucjuszem. Typowe dla dawnej historii Chin
by�o tak�e i�to, �e ten dziecinny fortel, zbiegaj�c si� w�czasie z�intrygami wrog�w
Konfucjusza w�Lu, okaza� si� nadspodziewanie skuteczny. W�adca Lu uleg� czarom
kobiet i�przesta� pokazywa� si� na dworze. Ji Huanzi i�inni wysocy urz�dnicy
zacz�li go na�ladowa�. Zilu by� pierwszym, kt�ry z�wielkim oburzeniem poda� si� do
dymisji. Konfucjusz za� nie straci� nadziei i�stara� si� zrobi� wszystko, by
naprawi� t� sytuacj�. Zilu pragn��, a�eby tak�e Konfucjusz poda� si� jak najpr�dzej
do dymisji. Nie obawia� si�, �e mistrz splami sw�j honor i�lojalno��, ale nie m�g�
patrze� na swego mistrza zmuszonego do przebywania w�tak rozwi�z�ym towarzystwie.
Kiedy nareszcie cierpliwo�� Konfucjusza si� wyczerpa�a, Zilu odetchn�� z�ulg�.
Z�przyjemno�ci� opu�ci� Lu, pod��aj�c za swym mistrzem. Konfucjusz, kt�ry by� te�
kompozytorem i�poet�, od czasu do czasu ogl�daj�c si� za znikaj�c� w�oddali
stolic�, �piewa�:
� Od s��w pi�knych kobiet nale�y ucieka�, bo ich zachcianki mog� zniszczy� nawet
cz�owieka pe�nego cn�t.
Tak rozpocz�� si� wieloletni okres w�dr�wek Konfucjusza.
VII
Zilu od dziecka �ywi� w�tpliwo�ci co do jednej rzeczy. Tak�e w�wczas, gdy by� ju�
doros�y, a�nawet znacznie p�niej, w�s�dziwym wieku, nigdy tej rzeczy nie
zaakceptowa�. Nie m�g� pogodzi� si� mianowicie z�tym, �e z�o kwitnie, dobro za�
jest gn�bione. I�cho� by�o to tak nagminne i�codzienne, �e ju� od dawna nikogo nie
dziwi�o, Zilu nieustannie si� temu sprzeciwia�.
Kiedykolwiek wi�c stawa� w�obliczu niesprawiedliwo�ci, nie m�g� powstrzyma� si� od
wyra�enia gniewu, kt�ry czu� w�sercu. Zadawa� sobie pytanie, co jest przyczyn� owej
sytuacji. M�wi�, �e z�o mo�e dzia�a� przez pewien czas, ale w�ko�cu zostanie
ukarane. W�niekt�rych przypadkach zapewne tak bywa. Ale czy nie s� to jedynie
wyj�tki od og�lnego stanu rzeczy i�regu�y, �e �ycie ostatecznie ko�czy si�
upadkiem? Zilu nie s�ysza� nigdy o��adnym wydarzeniu � ani z�czas�w jemu
wsp�czesnych, ani ze staro�ytno�ci � w�kt�rym cz�owiek cnotliwy odni�s�by
ostateczne zwyci�stwo. Z�czego to wynika�o? Tryumf z�a i�ostateczne zwyci�stwo nad
dobrem by�o jedynym �r�d�em niepohamowanego gniewu tego naiwnego
i�nieskomplikowanego cz�owieka. W�rozdra�nieniu Zilu rozmy�la� nad tym, czym jest
Niebo i�co ono spostrzega:
�Je�li Niebo stwarza taki los, w�jakim nam wszystkim przysz�o �y�, to ja, Zilu, nie
mog� si� powstrzyma� od sprzeciwiania si� Niebu. Czy jest to mo�liwe, a�eby Niebo
a� do takiego stopnia nie dostrzega�o r�nicy mi�dzy zachowaniem ludzkim
a�zwierz�cym, mi�dzy dobrem a�z�em? Czy ostatecznie dobro i�z�o s� tylko
tymczasowymi uk�adami mi�dzyludzkimi?�.
Gdy Zilu zadawa� takie pytania Konfucjuszowi, ten wyk�ada� mu o�prawdziwej naturze
ludzkiego szcz�cia. Zilu zastanawia� si� jednak, czy nie ma �adnego wynagrodzenia
za dokonane dobro poza zadowoleniem, �e si� to dobro czyni. Kiedy s�ucha� s��w
mistrza i�wydawa�o mu si�, �e czuje si� przekonany, ale gdy tylko opuszcza� mistrza
i�sam si� zastanawia� nad t� spraw�, to jednak mimo wszystko pozostawa�o co�, czego
nie m�g� zrozumie�. Nie m�g� uzna� za szcz�cie wiedzy, kt�r� osi�ga� po tak zawi�ym
i�niedorzecznym rozumowaniu. Nie zadowala�o go, �e cz�owiek dzia�aj�cy
sprawiedliwie nie mo�e oczekiwa� wynagrodzenia od Nieba w�tak wyra�nej formie, by
nie narzeka� ju� na niesprawiedliwo��.
Swoje niezadowolenie z�Nieba Zilu odczuwa� najbardziej, kiedy zastanawia� si� nad
losem mistrza: �Dlaczego ten geniusz, pe�en wszelkich i�nadprzyrodzonych cn�t, musi
doznawa� tak nieszcz�snego losu? Dlaczego zosta� pozbawiony szcz�cia rodzinnego
i�musia� si� tu�a� na stare lata?� Kiedy us�ysza� pewnej nocy,��e Konfucjusz m�wi
do siebie:��Ani feniks67�nie przybywa, ani nie wida� znak�w w���tej Rzece. Czy to
ju� koniec mojej drogi?�, Zilu nie m�g� powstrzyma� si� od �ez. Konfucjusz
rozpacza�, martwi�c si� o�los ludzko�ci, a�Zilu p�aka� z�nim, lecz nie z�powodu
�wiata, a�z�powodu Konfucjusza. Od tamtej pory, patrz�c na mistrza i�na czasy,
w�jakich przysz�o mu �y�, Zilu powzi�� decyzj�, �e stanie si� tarcz� chroni�c�
Konfucjusza od wszelkich gwa�t�w zadawanych mu przez zepsuty �wiat. W�zamian za
nauk� i�opiek�, jak� mu Konfucjusz dawa�, �wicz�c jego umys�, on chcia� przyj�� na
siebie wszelkie troski i�pod�o�ci doczesnego �wiata, kt�re gn�bi�y mistrza. By�a to
z�jego strony zuchwa�o��, ale uzna� to za sw�j obowi�zek. M�g� ust�powa� m�odszym
uczniom w�wiedzy lub zdolno�ciach, ale �ywi� g��bokie przekonanie, �e gdyby
przysz�o co do czego, to on szybciej ni� ktokolwiek inny i�bez �adnego wahania
po�wi�ci swe �ycie za mistrza.
VIII
Pewnego dnia Zigong68�zwr�ci� si� do mistrza z�nast�puj�cym problemem:
� Posiadam wspania�y klejnot. Czy powinienem ukry� go w�skrzyni, czy sprzeda� po
najwy�szej cenie?
Konfucjusz natychmiast odpowiedzia�:
� Klejnot nale�y sprzeda�, ale sprzeda� drogo, wobec tego lepiej czeka� na dobr�
ofert�69.
W�poszukiwaniu takiej �dobrej oferty� Konfucjusz rozpocz�� kolejn� w�dr�wk� po
�wiecie. Wi�kszo�� towarzysz�cych mu uczni�w pragn�a �sprzeda� si�, ale Zilu wcale
nie zale�a�o na tym, by znale�� sobie odpowiedniego �kupca�. Pozna� ju�, czym jest
rado�� wcielania w��ycie w�asnych przekona� i�wizji, kiedy ma si� w�adz�. Dla Zilu
wszelkie dzia�ania by�y uzale�nione od spe�nienia jednego koniecznego warunku:
Konfucjusz musia�by by� jego zwierzchnikiem. Je�li za� spe�nienie tego warunku
okaza�oby si� niemo�liwe � Zilu wola�by raczej �y� �w��achmanach i�ukrywa� sw�j
klejnot�. Jego serce by�oby wolne od jakiegokolwiek �alu, gdyby przysz�o mu
sko�czy� jako pies chroni�cy Konfucjusza. Nie oznacza�o to, �e Zilu by� ca�kowicie
pozbawiony doczesnej pr�no�ci, wierzy� jednak�e, �e gdyby przysz�o mu zosta�
urz�dnikiem i�dzia�a� wbrew swoim przekonaniom, zaszkodzi�oby to szczero�ci
i�hojno�ci � cnotom, kt�re stanowi�y trzon jego natury.
R�ne postacie ci�gn�y za Konfucjuszem: stanowczy zarz�dca Ranyou70, �agodny
i�dobrze wychowany Min Ziqian71, w�cibski antykwariusz Zijia72, Zaiyu73��
epikurejczyk z�lekk� sk�onno�ci� do sofistyki, Gong Liangru74�� gniewny m�odzieniec
z�twardymi zasadami moralnymi, Zigao75�� naiwny, ale uczciwy karze�, kt�ry bardzo
wysokiemu Konfucjuszowi nie si�ga� nawet do pasa. Wiek i�praktyczne�umiej�tno�ci
Zilu zadecydowa�y o�tym, �e sta� si� ich przewodnikiem. M�odzieniec o�imieniu
Zigong, mimo �e m�odszy od Zilu o�dwadzie�cia dwa lata, przejawia� niezwyk�e
zdolno�ci. Zilu szanowa� go nawet bardziej od Yanhuia76, kt�rego Konfucjusz zwyk�
wychwala� w�najwspanialszych s�owach. Zilu nie lubi� Yanhuia, gdy� ten pod wp�ywem
Konfucjusza zupe�nie straci� wrodzon� �ywio�owo�� i�zmys� polityczny, natomiast nie
by� o�niego zazdrosny tak jak Zigong, Zijang77�i�inni. Oni nie mogli w��aden spos�b
zapanowa� nad miotaj�c� nimi zazdro�ci� o�to, �e mistrz po�wi�ca� Yanhuiowi tak
wiele uwagi. Zilu mia� zbyt wiele lat, aby odczuwa� zawi��, a�poza tym z�natury nie
przejmowa� si� takimi sprawami. Po prostu nie umia� doceni� talent�w Yanhuia, to
znaczy jego pasywnej natury i�mi�kko�ci charakteru. Najbardziej razi� go u�Yanhuia
brak �ywotno�ci. Zigong, zawsze pe�en si�y i�energii, bardziej odpowiada� Zilu pod
wzgl�dem charakteru, mimo pewnej dozy lekkomy�lno�ci.Zilu podziwia� tak�e jego
bystro�� umys�u, kt�ra natychmiast rzuca�a�si� w�oczy, cho� dla wszystkich by�o
oczywiste, i� Zigong w�por�wnaniu z�Yanhuiem nie mia� jeszcze w�pe�ni
ukszta�towanego charakteru. Ale to cechowa�o m�odo��. Niekiedy nawet Zilu krzycza�
na Zigonga, rozgniewany nadmiarem jego lekkomy�lno�ci. Czu� jednak, �e ten m�ody
cz�owiek ma przed sob� wielk� przysz�o��.
Pewnego razu Zigong powiedzia� kilku swoim towarzyszom:

� Cho� m�wi si�, i� mistrz nie lubi sofizm�w78, osobi�cie wydaje mi si�, �e
Konfucjusz jest zbyt elokwentny. Trzeba na to uwa�a� � ci�gn�� � jego elokwencja
bowiem r�ni si� zupe�nie od elokwencji takich ludzi jak Zaiyu. Elokwencja Zaiyu
jest a� nazbyt widoczna i�cho� bawi s�uchaczy, nie budzi w�nich zaufania. Z�tego
powodu nie trzeba si� jej obawia�. Elokwencja Konfucjusza jest zupe�nie innego
rodzaju � nikt nie potrafi odeprze� jego argument�w. Konfucjusz nie jest retorem,
ale za to ma powag�, kt�ra nie pozwala ludziom w�tpi� w�jego s�owo. Brak mu
poczucia humoru, ale za to u�ywa przeno�ni daj�cych wiele do my�lenia. Oczywi�cie
wiem, �e w�s�owach Konfucjusza tkwi nieomylna prawda. Tak�e czyny mistrza mog� by�
wzorem dla ka�dego z�nas. Ale mimo to w�jego mowie, a�ona niechybnie u�ludzi budzi
zaufanie, pozostaje jedna setna cz�� rodz�ca obaw�, �e mistrz czasem u�ywa s��w dla
usprawiedliwienia swojej natury, a�raczej skrajnie ma�ej jej cz�ci, kt�ra jednak
niekoniecznie musi si� zgadza� z�prawd� bezwzgl�dn�. To w�a�nie wymaga czujno�ci.
Nie wykluczam, �e zbyt wielka blisko��, zbyt wielkie przywi�zanie do mistrza,
sk�ania mnie do wysuwania takich pretensji. Oczywistym jest, �e nasi potomkowie
b�d� czcili mistrza jako �wi�tego. Nigdy nie spotka�em nikogo, kto by�by bli�szy
doskona�o�ci ni� nasz mistrz, i�nie mo�na spodziewa� si�, �e w�przysz�o�ci pojawi
si� drugi taki jak on. Jednak nasz mistrz, mimo wszystko, nie pozb�dzie si� wady,
kt�ra � cho� nieistotna � wymaga naszej czujno�ci. Cz�owiek taki jak Yanhui ma
natur� podobn� do mistrza i�na pewno nie b�dzie mia� identycznych jak ja podejrze�.
Czy to nie z�tego powodu Konfucjusz go tak cz�sto wychwala?
Zilu by� oburzony zuchwa�o�ci� Zigonga, kt�ry �mia� krytykowa� mistrza, ale nie
m�g� si� ca�kowicie nie zgodzi� z�tym, co us�ysza�, cho� zdawa� sobie spraw�, �e
przez Zigonga przemawia zawi��. A�co do r�nic w�charakterze mi�dzy mistrzem
a�uczniem � Zilu z�pewno�ci� te� m�g�by co� na ten temat powiedzie�. Odczuwa�
zar�wno podziw, jak i�pogard� wobec tego butnego nowicjusza � za to, �e posiada�
niezwyk�y talent klarownego wypowiadania my�li, kt�re inni tylko niejasno
przeczuwali.
Pewnego razu Zigong zada� Konfucjuszowi dziwne pytanie:
� Czy martwy cz�owiek odczuwa, czy te� nie odczuwa? � By�o to pytanie o�mo�liwo��
istnienia �wiadomo�ci po �mierci, a�tak�e o�nie�miertelno�� duszy.
Odpowied�, jakiej udzieli� Konfucjusz, by�a r�wnie przedziwna:
� Je�eli przyjmiemy, �e martwi odczuwaj�, istnieje obawa, �e dobrzy i�pos�uszni
potomkowie po�wi�c� swe �ycie dla nie�ywych. Je�eli natomiast przyjmiemy, �e martwi
nie odczuwaj�, istnieje obawa, �e niedobre dzieci zostawi� swoich rodzic�w bez
pogrzebu.
Poniewa� ta odpowied� omija�a sedno rzeczy, Zigong by� niezadowolony. Konfucjusz
oczywi�cie doskonale wiedzia�, co Zigong ma na my�li, zadaj�c to pytanie, ale
poniewa� by� realist� i�adwokatem czasu tera�niejszego, stara� si� zainteresowa�
swego wybitnego ucznia innymi sprawami.
Zigong opowiedzia� Zilu o�przyczynie swego niezadowolenia. Zilu nie interesowa� si�
specjalnie tym zagadnieniem, ale poniewa� ciekawi�y go pogl�dy mistrza nie na sam�
�mier�, a�na �ycie po �mierci, zapyta� go o�to pewnego razu.
Konfucjusz odpowiedzia� tak:
� Jak mo�na wiedzie� cokolwiek o��mierci, je�li si� jeszcze nie pozna�o �ycia?
� Rzeczywi�cie. � Zilu podziwia� odpowied� mistrza, ale Zigongowi przysz�o na my�l,
�e Konfucjusz zn�w zrobi� sprytny unik.
�To prawda, ale przecie� nie o�to chodzi�, stwierdzi� Zigong i�pogl�d ten znalaz�
wyraz w�grymasie jego twarzy.
IX
Ksi��� Ling79, w�adca Wei80, mia� bardzo s�ab� wol�. Nie by� na tyle g�upi, by nie
widzie� r�nicy mi�dzy m�dro�ci� a�brakiem talentu, ale jednak wi�ksz� przyjemno��
sprawia�y mu s�odkie s�owa ni� gorzkie ostrze�enia. Polityk� kr�lestwa Wei
kierowa�a jego ma��onka.
Od dawna wiele si� m�wi�o o�rozpustnym �yciu ma��onki o�imieniu Nanzi81. W�czasach
gdy by�a jeszcze ksi�niczk� w�Song82, mia�a romans ze swoim przyrodnim bratem Chao,
m�odzie�cem s�yn�cym z�urody. Nanzi po wyj�ciu za m�� za ksi�cia Linga zaprosi�a do
Wei kochanka, mianowa�a go szambelanem i�spokojnie kontynuowa�a sw�j skandaliczny
romans. By�a jednak kobiet� o�wielkich zdolno�ciach i�ci�gle anga�owa�a si�
w�polityk�. Ksi��� Ling za� nie potrafi� niczego jej odm�wi�. Zazwyczaj ci, kt�rzy
chcieli zdoby� wzgl�dy ksi�cia, kierowali si� najpierw do Nanzi.
Kiedy Konfucjusz po otrzymaniu zaproszenia przyby� z�Lu do Wei, uda� si� na
audiencj� do ksi�cia Linga i�nie poprosi� o�wizyt� u�jego ma��onki. Nanzi
rozgniewa�a si� z�tego powodu. Natychmiast kaza�a oznajmi� Konfucjuszowi, �e je�li
cz�owiek cnoty chce mie� braterskie stosunki z�jej m�em, to musi przyby� do niej na
audiencj� i�ona ��da takiego spotkania.
Konfucjusz nie m�g� si� uchyli� od tego �yczenia i�uda� si� z�wizyt� do ksi�nej.
Nanzi przyj�a go�cia, siedz�c za zas�on� z�delikatnego mu�linu. Kiedy odwzajemnia�a
niski pok�on Konfucjusza, kt�ry ten odda� w�kierunku p�nocnym83, obr�cze ze
szlachetnych kamieni zwisaj�ce u�jej talii pon�tnie zad�wi�cza�y.
Gdy Konfucjusz wr�ci� z�pa�acu, Zilu nie ukrywa� swego niezadowolenia. Chcia�, aby
mistrz zignorowa� zaproszenie Nanzi. Nie obawia� si� bynajmniej, �e Konfucjusz
ulegnie pokusom uwodzicielki, ale nie m�g� si� pogodzi� z�tym, �e mistrz, kt�ry
powinien by� absolutnie niepokalany, upokorzy� si� przed wyuzdan� nierz�dnic�.
W�jego przekonaniu posiadacz pi�knego klejnotu, jakim by� Konfucjusz, nie powinien
pozwoli�, �eby cho� jeden brudny cie� pad� na powierzchni� tego skarbu. Konfucjusza
natomiast roz�mieszy�, a�zarazem zmartwi� brak perspektyw na to, by dziecko, jakim
w�istocie by� Zilu, mimo wszelkich umiej�tno�ci praktycznych, kiedykolwiek zmieni�o
si� i�dojrza�o.
Pewnego dnia do Konfucjusza przyby� pos�aniec od ksi�cia Linga z�zaproszeniem na
przeja�d�k� po stolicy. Ksi��� chcia� porozmawia� z�Konfucjuszem na r�ne tematy.
Konfucjusz z�rado�ci� w�o�y� odpowiednie szaty i�bez zw�oki uda� si� na spotkanie.
Nanzi nie podoba�o si�, �e ksi��� Ling �lepo czci i�ma za m�drca tego wysokiego
wzrostem, ale nieco gburowatego starca. Nie mog�a �cierpie�, �e obydwaj b�d�
je�dzili po stolicy t� sam� karet�, a�jej nie zaprosili. Konfucjusz zosta� przyj�ty
przez ksi�cia, lecz kiedy wyszed� i�chcia� zaj�� swoje miejsce w�poje�dzie, okaza�o
si�, �e ju� tam siedzi od�wi�tnie wystrojona Nanzi. Przes�a�a ksi�ciu z�o�liwy
u�mieszek. Oczywi�cie Konfucjuszowi zrobi�o si� przykro. Ch�odno popatrzy� na
ksi�cia, a� ten ze wstydem odwr�ci� wzrok, nie powiedziawszy ani s�owa. W�milczeniu
wskaza� Konfucjuszowi nast�pny pojazd.
Dwa pojazdy jecha�y ulicami stolicy ksi�stwa Wei. W�pierwszym, we wspania�ej
czteroko�owej karocy, u�boku ksi�cia Linga b�yszcza�a Nanzi � pi�kna jak kwiat
piwonii. W�drugim, lichym dwuko�owym wozie ci�gni�tym przez wo�y, samotny
Konfucjusz siedzia� sztywno i�patrzy� przed siebie. W�r�d ludzi zebranych przy
drodze s�ycha� by�o st�umione westchnienia i�g�osy oburzenia. Zilu sta� w�t�umie
i�patrzy� na t� sytuacj� z�wielkim smutkiem. Na w�asne oczy widzia� bowiem rado��
Konfucjusza po wizycie pos�a�ca, teraz za� mia� uczucie, jak gdyby przypiekano
mistrza na ro�nie. Obserwowa� jad�c� Nanzi, kt�ra opowiada�a co� ksi�ciu weso�o.
W�szalonym gniewie Zilu podni�s� zaci�ni�te pi�ci i�zacz�� si� przepycha� przez
t�um. Z�ty�u kto� go powstrzymywa�. Zilu pr�bowa� si� uwolni�, odwr�ci� si�
i�zobaczy�, �e Ziruo i�Zizheng84�ze �zami w�oczach kurczowo trzymaj� go za r�kawy.
Po chwili Zilu opu�ci� r�ce.
Nast�pnego dnia Konfucjusz ze swym orszakiem wyjecha� z�ksi�stwa Wei. Gdy rzek�, �e
�nigdy wcze�niej nie spotka� cz�owieka, kt�ryby mi�o�� do cn�t przedk�ada� nad
mi�o�� do kobiet�, w�jego s�owach tkwi� g��boki smutek.
X
Zigao, ksi��� She85, by� wielkim mi�o�nikiem smok�w. W�salonie mia� smoki wyryte,
a�na kurtynach smoki wyhaftowane. Ca�e dnie i�noce sp�dza� w�r�d smok�w. Kiedy
prawdziwy smok z�Nieba us�ysza� o�tym, bardzo si� ucieszy� i�pewnego dnia
przylecia� do pa�acu ksi�cia She, a�eby z�bliska popatrze� na mi�o�nika smok�w. By�
to wspania�y widok: g�ow� zbli�y� do okna, a�ogonem otoczy� pa�ac. Kiedy ksi��� She
ujrza� smoka, przestraszy� si� i�uciek�. Ze strachu straci� przytomno��, a�twarz
blad�a mu i�czerwienia�a na przemian.
Wszyscy w�adcy w�teorii byli wielkimi mi�o�nikami m�dro�ci Konfucjusza, ale
w�praktyce ta jego m�dro�� wcale ich nie cieszy�a. Przypomina�o to postaw� ksi�cia
She w�zetkni�ciu z�prawdziwym smokiem, bo i�prawdziwy Konfucjusz wydawa� im si�
zbyt wielki. Istnia�y pa�stwa, kt�re zaprasza�y mistrza jako honorowego go�cia,
i�pa�stwa, kt�re zatrudnia�y kilku uczni�w Konfucjusza, ale �adne nie pr�bowa�o
realizowa� jego polityki. W�mie�cie Kuang86�Konfucjusz o�ma�o co nie zosta�
potraktowany jak zbrodniarz, w�Song by� prze�ladowany przez nikczemnego ministra,
a�pod Bo87�zaatakowali go bandyci. W�adcy unikali mistrza, nadworni uczeni
zazdro�cili mu, a�politycy go prze�ladowali. Innego traktowania Konfucjusz nie
zazna�. Mimo to nie zaprzestawa� swoich wyk�ad�w, nie zaniedbywa� ci�kiej pracy
i�w�orszaku uczni�w cierpliwie kontynuowa� sw� podr� po chi�skich kr�lestwach.
M�wi�c, �e �ptak wybiera ga���, na kt�rej siada, a�nie ga��� ptaka�, okazywa� sw�
dum�, ale nie nabra� pogardy dla �wiata ludzi i�za wszelk� cen� chcia�, by go
zatrudniono. Co wi�cej � i�to wzbudza�o podziw � chcia�, by zatrudniono go nie dla
jego w�asnych korzy�ci, ale dla korzy�ci �wiata, dla Drogi. Mimo ub�stwa by� zawsze
pogodny, mimo cierpienia nie traci� nadziei. By� doprawdy niezwyk�ym cz�owiekiem
i�niezwykli byli jego uczniowie, kt�rzy mu towarzyszyli.
Kiedy Konfucjusz otrzyma� zaproszenie od kr�la Zhao88�z�Chu, dwaj ministrowie
z�s�siednich pa�stewek Chen i�Cai89, kt�rzy obawiali si�, �e Konfucjusz zostanie
zatrudniony przez Chu, postanowili mu to uniemo�liwi�. W�tajemnicy zatrudnili
bandyt�w, by otoczyli orszak zmierzaj�cy do stolicy. Nie po raz pierwszy Konfucjusz
by� atakowany przez wynaj�tych rzezimieszk�w, ale tym razem wraz ze swym orszakiem
znalaz� si� w�najgorszych tarapatach. Odci�to wszelkie dostawy �ywno�ci i�przez
siedem dni nikt nie jad� nic gotowanego. Wszyscy byli g�odni, zm�czeni, wielu
chorowa�o. W�r�d wycie�czonych i�wystraszonych uczni�w jedynie Konfucjusz nie
traci� ducha. �piewa� i�gra� na harfie, jakby nic si� nie wydarzy�o. Zilu nie m�g�
na to patrze�. Z�podnieceniem podszed� do Konfucjusza i�zapyta�:
� Czy mistrz �piewa o�ceremonii?
Konfucjusz nic nie odpowiedzia� i�ci�gle szarpa� r�k� struny. Kiedy po chwili
doko�czy� gr�, rzek�:
� Zilu, wiedz, �e cz�owiek cnoty uwielbia muzyk�, poniewa� chce si� pozby� dumy,
a�cz�owiek ma�ego wymiaru uwielbia muzyk�, poniewa� chce si� pozby� strachu. Czy s�
tacy w�moim orszaku, kt�rzy nie wiedz�, kim jestem?
Zilu przez chwil� nie wierzy� w�to, co us�ysza�. Czy� to mog�o znaczy�, �e w�tej
niebezpiecznej sytuacji Konfucjusz gra po to, aby pozby� si� dumy? Ale gdy tylko
zrozumia�, co mistrz ma na my�li, ucieszy� si�, z�apa� za top�r i�zacz�� ta�czy�,
a�Konfucjusz akompaniowa� mu na harfie. Gra� ten sam utw�r trzykrotnie. Ci, kt�rzy
byli w�pobli�u, zapomnieli o�g�odzie i�zm�czeniu. Ten szalony, lubie�ny taniec
poch�on�� ich ca�kowicie.
W�tym samym czasie Zilu, widz�c, �e nie b�dzie �atwo przerwa� obl�enia, zapyta�
Konfucjusza:
� Czy jest co�, co stanowi trudno�� dla cz�owieka cnoty?
Zada� to pytanie, poniewa� my�la�, i� zgodnie z�teori� mistrza, dla cz�owieka cnoty
nic nie mo�e stanowi� trudno�ci.
Konfucjusz odpowiedzia� natychmiast:
� Prawdziw� trudno�ci� jest by� u�kresu swych si�, ale nawet to nie powinno mie�
wp�ywu na postaw� cz�owieka cnoty wobec Drogi. Oto teraz mnie, Konfucjusza, kt�ry
wiernie pod��a Drog� Dobrych Uczynk�w i�Sprawiedliwo�ci, spotyka nieszcz�cie. Jest
ono wynikiem zamieszania panuj�cego w�naszych czasach. Dlaczego ma to stanowi� dla
mnie trudno��? Je�li chodzi o�brak jedzenia i�zm�czenie fizyczne, to oczywi�cie
cz�owiek cnoty ma trudno�ci. Ale cz�owiek ma�ego wymiaru, napotykaj�c te trudno�ci,
daje si� opanowa� przez chaos. I�w�tym jest ca�a r�nica.
Zilu poczerwienia� na twarzy. Zorientowa� si�, �e opisany przez Konfucjusza
cz�owiek ma�ego wymiaru tkwi w�nim samym. Patrz�c na Konfucjusza, kt�ry wiedzia�,
�e trudno�ci s� cz�ci� jego pos�annictwa, i�kt�ry zupe�nie nie zdradza� �lad�w
nerwowo�ci nawet w�najwi�kszym niebezpiecze�stwie, Zilu nie m�g� si� powstrzyma� od
podziwu dla wielkiej odwagi mistrza. Jego w�asna odwaga, kt�ra sprawia�a, �e nawet
nie mrugn��, maj�c ostrze miecza przed samym nosem � niegdy� si� ni� szczyci� �
teraz wyda�a mu si� czym� niewiele znacz�cym, a�wr�cz pod�ym.
XI
W�drodze z�Kuang do She Zilu w��lad za orszakiem Konfucjusza kroczy� samotnie drog�
w�r�d p�l ry�owych. Spotka� starca nios�cego na plecach bambusowy kosz. Zilu
pozdrowi� go z�odrobin� nonszalancji i�spyta�, czy nie widzia� mistrza. Starzec
zatrzyma� si� i�z�prostot� odpowiedzia�:
� Pytasz si� o�mistrza, ale sk�d mam wiedzie�, o�jakiego mistrza ci chodzi?
A�potem przypatrywa� si� sylwetce Zilu i�m�wi�, �miej�c si� z�pogard�:
� Z�tego, co widz�, jeste� cz�owiekiem, kt�ry nie pracuje fizycznie, nic
po�ytecznego nie robi i�ca�e dnie trwoni na dyskusjach na pr�ne tematy.
Gdy tylko sko�czy� m�wi�, poszed� na swoje pole, przez kt�re wiod�a droga, i�zaj��
si� koszeniem trawy. Nawet nie spojrza� wi�cej na Zilu. Ten, my�l�c, �e ma do
czynienia z�pustelnikiem, zatrzyma� si�, uk�oni� g��boko i�czeka� na dalsze s�owa.
Starzec jednak milcza�. W�milczeniu zako�czy� prac�, w�milczeniu zszed� z�pola na
drog� i�w�milczeniu zaprowadzi� Zilu do swego domu. Mia�o si� ku zachodowi. Starzec
zabi� kurczaka, zagotowa� proso i�nakarmi� go�cia. Przywo�a� swoich syn�w. By�o ich
dw�ch. Po chwili podniecony gorza�k� wzi�� do r�ki harf� i�zacz�� gra�. Przy
akompaniamencie ojca synowie za�piewali tak� oto pie��:
G�sta rosa
nie wyschnie bez s�o�ca,
go��
nie odejdzie, nim si� nie upije,
cho�by min�a noc.
Najwyra�niej �yli w�ub�stwie, a�jednak dom wype�nia� harmonijny, acz skromny
dobrostan. Na twarzach ojca i�obu syn�w malowa� si� spok�j. Bi� od nich jaki� blask
� blask m�dro�ci. Gdy muzyka zamilk�a, starzec zwr�ci� si� do Zilu z�takimi
s�owami:
� Od dawnych czas�w wozy s�u�� do podr�y po l�dzie, a��odzie do podr�y wod�. Czy
by�by sens podr�owa� �odzi� po l�dzie? Mo�na powiedzie�, �e stosowa� stare prawa
z�epoki Zhou w�obecnych czasach to tak jak pr�bowa� p�ywa� �odzi� po l�dzie. Je�li
si� ubierze ma�p� w�szaty ksi�cia Zhou � ta, zaskoczona, natychmiast zerwie je
z�siebie.
By�o oczywiste, �e m�wi� w�ten spos�b, poniewa� rozpozna� w�osobie Zilu ucznia
Konfucjusza. Starzec doda�:
� W�asne zamiary realizuje si� wtedy, gdy w�pe�ni dogadza si� pragnieniom, lecz
osi�gni�cie wysokiej pozycji nie oznacza bynajmniej realizacji w�asnych zamiar�w.
Idea�em dla tego starca z�pewno�ci� by�o spokojne �ycie bez �adnych trosk. Nie po
raz pierwszy s�ysza� Zilu tak� eskapistyczn�90�filozofi�. Spotka� i�Zhangju,
i�Jieniao, a�tak�e Jieuyu91�z�Chu, kt�ry udawa� wariata. Ale nigdy dot�d nie wszed�
w��ycie �adnego z�nich i�z��adnym z�nich nie sp�dzi� wieczoru. S�uchaj�c spokojnych
s��w starca i�patrz�c na jego beztroskie oblicze, Zilu odczu� pewn� zazdro�� wobec
tego, co z�pewno�ci� stanowi�o o�pi�knym sposobie �ycia.
Nie chcia� jednak pomin�� mowy starca milczeniem. Powiedzia� mu zatem:
� Odci�� si� od �wiata jest, oczywi�cie, przyjemno�ci�, ale celem �ycia cz�owieka
nie jest wy��cznie osi�ganie przyjemno�ci. Zaprzecza�oby to zasadom Drogi
humanitarnej. Ka�dy cz�owiek, staraj�c si� �y� porz�dnie, odcina�by si� od innych
i�w�ten spos�b gwa�ci� podstawowe zasady moralno�ci. Od dawna wiadomo o�tym, �e
obecnie nikt na �wiecie nie �yje wed�ug zasad Drogi humanitarnej.�Znane s� te�
niebezpiecze�stwa zwi�zane z�g�oszeniem w��wiecie zasad Drogi, ale im mniej regu�
etycznych jest uznawanych przez �wiat, tym wi�ksza potrzeba g�oszenia zasad Drogi,
nawet je�eli poci�ga to za sob� ryzyko niebezpiecze�stwa.
Nast�pnego poranka Zilu opu�ci� dom starca i��piesznie pod��y� dalej. Rozmy�la�
i�por�wnywa� napotkanego wczoraj�starca z�Konfucjuszem. Je�li chodzi o�bystro��
umys�u, oczywi�cie Konfucjusz w�niczym nie ust�powa� starcowi. Nie mia� te� wi�cej
pragnie� ni� starzec. Natomiast gdy Zilu pomy�la�, �e Konfucjusz porzuci� prac� nad
udoskonaleniem siebie i�w�drowa� po �wiecie, aby g�osi� zasady swej Drogi, to
pocz�� czu� do starca obrzydzenie, kt�rego w�og�le nie do�wiadczy� poprzedniej
nocy. By�o ju� blisko po�udnia, gdy wreszcie zobaczy� w�oddali orszak krocz�cy
w�r�d zielonych p�l j�czmienia. Podszed�szy bli�ej, rozr�ni� w�nim szczeg�lnie
okaza�� sylwetk� Konfucjusza i�wtedy nagle poczu� w�piersiach b�l.
XII
Na promie przewo��cym ludzi z�Song do Chen Zigong i�Zaiyu wiedli sp�r. Spierali si�
o�znaczenie nast�puj�cych s��w mistrza: �W�ka�dej wiosce sk�adaj�cej si� cho�by
z�dziesi�ciu chat na pewno znajdzie si� cz�owiek, kt�ry dor�wnuje mi lojalno�ci�
i�uczciwo�ci�, a�ust�puje w�mi�o�ci do wiedzy�.
Zigong dowodzi�, �e mimo tych s��w wielko�� i�doskona�o�� Konfucjusza s� wynikiem
nieprzeci�tnych cech jego charakteru � wrodzonego daru niebios. Zaiyu za�
twierdzi�, �e przeciwnie � wi�ksze znaczenie ma wysi�ek mistrza ku udoskonalaniu
siebie, jakiego dokona� przez ca�e �ycie. Wed�ug Zaiyu r�nica mi�dzy talentami
Konfucjusza a�talentami jego uczni�w polega jedynie na ich liczbie, a�nie na
jako�ci. Zalety Konfucjusza posiada ka�dy inny cz�owiek, jednak wy��cznie dzi�ki
nieustaj�cemu trudowi formowania siebie samego Konfucjusz nada� ka�dej z�nich
obecn� wielko��. Zigong odpowiedzia�:
� Je�li r�nica w�liczbie jest tak ogromna, to w�rezultacie niczym nie r�ni si� od
jako�ciowej. Tym bardziej stanowi to dow�d na wrodzon� nieprzeci�tno��, skoro �w
wysi�ek ku ci�g�emu doskonaleniu siebie trwa i�jest a� tak intensywnie podejmowany.
� Ale nade wszystko � rzek� Zigong � je�li chcesz pozna� najg��bsz� istot� geniuszu
mistrza � to w�a�nie jest ni� owo niezwyk�e wyczucie z�otego �rodka92. Ono w�a�nie
� zawsze i�wsz�dzie � uszlachetnia ka�dy krok mistrza: cudowne wyczucie z�otego
�rodka.
Zilu, kt�ry s�ucha� tej rozmowy, stoj�c nieopodal, skrzywi� si�. �Co oni gadaj�?�,
denerwowa� si�. �Na ustach maj� pi�kne s��wka, a�portki tch�rzem podszyte! Gdyby
��d� si� przewr�ci�a, jak�eby zbledli ze strachu! W�niebezpiecze�stwie tylko ja
przydaj� si� mistrzowi�. I�tak obserwuj�c obu m�odzie�c�w popisuj�cych si� sw�
elokwencj�, rozwa�a� to, co mawia� mistrz o�pi�knych s��wkach g�usz�cych cnot�.
Z�dum� pomy�la�, �e jego w�asne serce jest pewne i�czyste jak l�d.
Nie oznacza�o to jednak, �e Zilu nie bywa� rozczarowany postaw� swego mistrza.
W�dawnych czasach ksi��� Ling93�z�Chen mia� romans z��on� swego poddanego. Ksi���
paradowa� po pa�acowych komnatach w�bieli�nie tej damy i�chwali� si� swoimi
mi�osnymi sukcesami. Kiedy� jeden z�ministr�w imieniem Xieye zwr�ci� mu uwag� na
niestosowne zachowanie. W�odpowiedzi ksi��� kaza� go zabi�.
Pewnego razu jeden z�uczni�w spyta� Konfucjusza o�ten epizod sprzed niespe�na stu
lat.
� Czy nie ma r�nicy mi�dzy �mierci� Xieye, kt�rego zabito, poniewa� zwr�ci� uwag�
na niew�a�ciwe zachowanie w�adcy, a��mierci� s�ynnego ministra Bigana94, kt�ry
w�staro�ytnych czasach udziela� s�usznych rad kr�lowi Zhou95? Czy to, co si� nazywa
dobrodziejstwem, jest w�takim razie dobre?
Konfucjusz odrzek�, �e Bigan i�kr�l Zhou byli spokrewnieni, a�poza tym Bigan by�
wysokiej rangi doradc� kr�lewskim, wi�c po�wi�ci� �ycie, aby przestrzec kr�la,
poniewa� spodziewa� si�, �e po jego �mierci kr�l b�dzie �a�owa� swego post�powania.
Wobec tego jego czyn zas�uguje na nazw� dobrodziejstwa. Xieye za�, niespokrewniony
z�ksi�ciem Lingiem, by� jedynie dworzaninem. Je�li spostrzeg�, �e jego w�adca
zachowuje si� �le i�rz�dzenie pa�stwem jest niew�a�ciwe, powinien poda� si� do
dymisji. Ale on nie przewidzia� konsekwencji, jakie mog� go spotka�. Pr�buj�c
ratowa� kraj przed ksi�ciem, bo ten wda� si� w�niemoralny zwi�zek, odda� swe �ycie
na pr�no. Takiego po�wi�cenia, takiej buty nie mo�na traktowa� jako dobrodziejstwa.
Ucze�, kt�ry zada� pytanie, odszed� zadowolony, ale obecny przy rozmowie Zilu nie
m�g� si� z�tym t�umaczeniem pogodzi�. Bez wahania powiedzia�:
� Nie rozwa�ajmy teraz, co jest lub nie jest dobrodziejstwem. Trzeba przyzna�, �e
pr�ba poprawienia moralno�ci w�pa�stwie, mimo gro�by utraty �ycia, jest czynem
wspania�ym, wykraczaj�cym poza pytanie o�m�dro�� lub jej brak. Jakikolwiek by�by
wynik takiego dzia�ania, nie mo�na powiedzie�, �e nawet po�wi�cenie �ycia na pr�no
nie wyda owoc�w.
Na to Konfucjusz odrzek�:
� Zilu, wygl�da na to, �e dostrzegasz wspania�o�� dobrych czyn�w ma�ej jako�ci, ale
nie pojmujesz nic wi�cej. W�staro�ytno�ci bowiem cz�owiek cnoty by� lojalny przez
s�u�b� dla pa�stwa, w�kt�rym panowa�a Droga, natomiast je�li pa�stwo oddala�o si�
od Drogi, wycofywa� si�, zrzekaj�c si� urz�du. Wydaje si� te�, �e jeszcze nie
zrozumia�e� dobrodziejstwa w�a�nie takiej postawy. W�Ksi�dze pie�ni96�s� zawarte
s�owa, �e nie mo�na ustala� praw, kiedy lud jest niegodziwy. Te s�owa mog� by�
zastosowane w�przypadku Xieye.
Po namy�le Zilu zapyta�:
� Czy na �wiecie najwa�niejsza sprawa to troska o�w�asne bezpiecze�stwo? Czy� nie
wa�niejsze jest po�wi�cenie �ycia dla sprawiedliwo�ci? Czy zgodny udzia� w�rz�dzie
lub te� podanie si� do dymisji s� wa�niejsze od bezpiecze�stwa ca�ego pa�stwa?
Uwa�am, �e gdyby Xieye, widz�c naruszenie moralno�ci, poda� si� do dymisji z�powodu
oburzenia, to decyzja by�aby korzystniejsza dla niego. Ale jakie znaczenie mia�by
jego czyn dla ludu Chin? Czy jego wp�yw na zachowanie ludu nie by� znacznie wi�kszy
przez to, �e Xieye zosta� stracony za ostrze�enie swego pana mimo gro��cej mu
�mierci?
Konfucjusz odpowiedzia�:
� Nie m�wi�, �e wa�ne jest wy��cznie w�asne bezpiecze�stwo. Je�libym tak uwa�a�, na
pewno nie chwali�bym Bigana jako dobroczy�cy. Na po�wi�cenie �ycie dla Drogi
powinien by� odpowiedni czas i�miejsce, a�wiedza, kt�ra s�u�y ustaleniu
odpowiedniego momentu, nie musi koniecznie s�u�y� osobistej korzy�ci. Po�piech, by
utraci� �ycie, nie jest �adnym osi�gni�ciem.
Kiedy Zilu us�ysza� te s�owa, wydawa�o mu si�, �e Konfucjusz ma racj�, ale mimo to
jaka� mglista w�tpliwo�� pozosta�a. Wyczuwa� niekiedy w�naukach mistrza (kt�ry
cz�sto m�wi� o�po�wi�ceniu dla uzyskania Dobra) jego sk�onno�� do traktowania
postawy samozachowawczej jako najwi�kszej m�dro�ci � to dla Zilu stanowi�o �r�d�o
udr�ki. Inni uczniowie nie zauwa�ali tego problemu, poniewa� filozofia mistrza by�a
zgodna z�ich instynktem samozachowawczym. Tak wi�c ka�de dzia�anie dla Dobra
i�cnoty, kt�re nie mia�o podstaw w�tym za�o�eniu, uwa�ali za nadmiernie
niebezpieczne.
Kiedy Zilu oddali� si� z�wyrazem niedowierzania na twarzy, Konfucjusz, nie
odrywaj�c wzroku od oddalaj�cej si� postaci, rzek� z�niepokojem w�g�osie:
� Kiedy w�pa�stwie panuje Droga, on jest prosty jak strza�a. Kiedy w�pa�stwie nie
panuje Droga, jest tak�e prosty jak strza�a. Podobny jest w�tym do Shiyu97�z�Wei.
Nie umrze we w�asnym ��ku.
Podczas ataku Chu na Wu Gongyin Shangyang, kt�ry uczestniczy� w�po�cigu za wojskiem
Wu, wzi�� �uk do r�ki dopiero wtedy, kiedy stoj�cy obok kr�lewicz Qiji98�rozkaza�:
� Mo�esz u�y� �uku. � I�krzykn��: � Teraz!
Gongyin Shangyang odda� strza� i�zabi� wrogiego �o�nierza, po czym natychmiast
schowa� �uk do pochwy. Kr�lewicz powt�rzy� rozkaz. Gongyin Shangyang doby� wi�c �uk
i�zastrzeli� dw�ch �o�nierzy wroga. Strzelaj�c, zakrywa� oczy. Po zabiciu trzech
rzek�:
� Jak na pozycj�, kt�r� obecnie zajmuj�, uwa�am, �e wype�ni�em rozkaz
w�wystarczaj�cy spos�b. � I�zawr�ci� sw�j rydwan99.
Konfucjusz, kiedy pozna� t� opowie��, by� zachwycony. Rzek�:
� Mo�na zachowa� si� w�a�ciwie, nawet kiedy zabija si� ludzi.
Zilu natomiast uwa�a�, �e takie zachowanie by�o kompletnym idiotyzmem. Szczeg�lnie
razi�y go s�owa, z�kt�rych wynika�o, �e zabicie trzech ludzi wystarczy. Wymownie
wyra�a�y my�l, kt�rej Zilu nienawidzi� � mianowicie przekonanie, �e w�asne
zachowanie jest wa�niejsze od pokoju w�pa�stwie.
Z�gniewem zapyta� Konfucjusza:
� Dlaczego, mistrzu, chwalisz Gongyin Shangyanga, skoro w�a�ciwe zachowanie
poddanego w�obliczu niebezpiecze�stwa gro��cego w�adcy powinno polega� na czynieniu
wszystkiego, co mo�liwe, by w�adc� ratowa� � i�tylko �mier� mo�e powstrzyma�
poddanego od dzia�ania!
Nawet Konfucjusz nie wiedzia�, co na to odpowiedzie�. Ze �miechem odrzek�:
� Masz racj�. Jest tak, jak m�wisz. Natomiast ja oceniam w�Gongyin Shangyangu
serce, kt�re nie znosi zabijania.
XIII
Zilu towarzyszy� Konfucjuszowi podczas czterech podr�y do Wei, przez trzy lata
pobytu w�Chen i�w�czasie wizyt do Cao100, Song, Cai, She i�Chu. Straci� nadziej�,
�e pojawi� si� w�adcy, kt�rzy�zechc� urzeczywistni� w�praktyce Drog� Konfucjusza.
Ale � co dziwniejsze � ju� go to nie dra�ni�o jak dawniej. Wydawa�o mu si�, �e po
wielu latach niecierpliwo�ci i�oburzenia na brak moralno�ci w��wiecie, na
nieudolno�� w�adc�w i�na niesprawiedliwy stosunek do nauk Konfucjusza w�ko�cu teraz
zacz�� rozumie�, cho� ci�gle niejasno, jakie jest przeznaczenie mistrza i�jego
w�asne, jako towarzysza w�dr�wki.
Zrozumienie kondycji swojej i�Konfucjusza by�o jednak bardzo dalekie od biernego
poddania si� przeznaczeniu. Mo�na by raczej nazwa� t� postaw� aktywn� �wiadomo�ci�,
�e spe�niaj� misj� �pos�annik�w nauki w�a�ciwej dla ca�ej ludzko�ci, bez wzgl�du na
czas i�miejsce; nauki, kt�ra nie ogranicza si� do jednego ma�ego kr�lestwa czy
jednej epoki�. Teraz Zilu zrozumia�, co mia� na my�li Konfucjusz, kiedy m�wi�
z�dum�: �Je�eli niebiosa nie maj� zamiaru zniszczy� tego, co wiem, to nie jest
mo�liwe, a�eby ludzie z�Kuang mogli mnie skrzywdzi�. Zrozumia� wielko�� m�dro�ci
mistrza, kt�ry, cokolwiek by si� dzia�o, nigdy nie traci� nadziei i�nie lekcewa�y�
rzeczywisto�ci, zawsze za� post�powa� tak, jak mo�na by�o najlepiej w�danych
okoliczno�ciach. Dopiero teraz, po raz pierwszy w��yciu, Zilu zda� sobie spraw� ze
znaczenia postawy Konfucjusza, kt�ry zawsze zachowywa� si� tak, jak gdyby by�
�wiadomy, �e zostanie oceniony przez przysz�e pokolenia. Dlatego bystry Zigong,
obdarzony nadmiarem talent�w praktycznych, nie uchwyci� ponadczasowego charakteru
misji Konfucjusza, natomiast prostolinijny Zilu, zapewne z�powodu nies�ychanie
naiwnej mi�o�ci do mistrza, potrafi� doceni� wielkie znaczenie jego nauki.
Droga Zilu do doskona�o�ci, mimo �e przekroczy� ju� pi��dziesi�t lat i�mimo
wieloletniej tu�aczki, ci�gle by�a jeszcze daleka. Nabra� jednak dojrza�ej powagi.
Zmieni� sw� dawn� postaw�, wyzby� si� dumy. Znik� niepok�j w�oczach, pierzch�y
gdzie� pr�ne ambicje i�nabra� imponuj�cego wygl�du statecznego mistrza.
XIV
Podczas swej czwartej podr�y do Wei, na pro�b� m�odego w�adcy Wei i�jego kanclerza
Gong Shuyu, Konfucjusz poleci� Zilu, aby ten pe�ni� obowi�zki administracyjne
w�pa�stwie Wei. Wkr�tce po tym, maj�c za sob� kilkana�cie lat tu�aczki, Konfucjusz
zosta� poproszony przez w�adc� Lu o�powr�t do ojczyzny. Zilu pozosta� w�Wei. Tak
dosz�o do rozstania Zilu z�mistrzem.
Przez dziesi�� lat w�Wei nie ustawa�y konflikty, g��wnie z�powodu z�ego prowadzenia
si� Nanzi, ma��onki w�adcy. Pocz�tkowo Gong Shushu101�spiskowa�, aby usun�� Nanzi,
ale ta sprytnie go ubieg�a. Gong Shushu, znies�awiony przez Nanzi, zosta� zmuszony
do ucieczki do Lu. Po pewnym czasie ksi��� Kuaikui, syn ksi�cia Linga i�nast�pca
tronu, po nieudanej pr�bie zabicia Nanzi zbieg� do Jin. Wkr�tce potem zmar� ksi���
Ling, a�poniewa� nast�pca tronu by� na wygnaniu, postanowiono osadzi� na tronie
jego ma�oletniego syna Zhe102. W�ada� on pa�stwem jako ksi��� Chui. Kuaikui
powr�ci� z�wygnania. Wspierany przez wojska Jin, wkroczy� do zachodniej cz�ci Wei
i�czeka� na okazj�, a�eby zagarn�� tron. Tronu broni� obecny w�adca Wei, ksi���
Chui, czyli jego syn, podczas gdy ojciec usi�owa� go z�tego tronu zrzuci�. Taka
trudna sytuacja panowa�a w�pa�stwie Wei, gdy Zilu obejmowa� w�nim s�u�b�.
Zilu otrzyma� zadanie zarz�dzania prowincj� Bo, jako przedstawiciel rodu Konga. R�d
Konga z�Wei dor�wnywa� sw� �wietno�ci� rodzinie Jisuna w�Lu. Kong Shuyu, obecna
g�owa rodu, cieszy� si� od wielu lat opini� wspania�ego ministra. Region Bo
uprzednio nale�a� do Gong Shushu � wygnanego z�jego granic na skutek oszczerstw
rzuconych przez Nanzi. Z�tego powodu tamtejsi mieszka�cy trwali w�opozycji wobec
rz�du, kt�ry skaza� ich pana na wygnanie. Zawsze by�a to prowincja trudna do
rz�dzenia. To tutaj Zilu, kiedy jeszcze towarzyszy� Konfucjuszowi, zosta�
zaatakowany przez band� rzezimieszk�w.
Przed obj�ciem misji Zilu odwiedzi� Konfucjusza i�opisa� mu sytuacj� w�prowincji
Bo, o�kt�rej m�wiono, �e �w�swoich grodach skupia wielu wojownik�w i�trudno tam
rz�dy sprawowa�. Poprosi� mistrza o�rad�. Konfucjusz powiedzia�:
� Uprzejmo�ci� i�respektem mo�na zmusi� dzielnych �o�nierzy do pos�usze�stwa,
wielkoduszno�ci� i�sprawiedliwo�ci� mo�na oswoi� lud, umiarkowaniem i�stanowczo�ci�
mo�na opanowa� niegodziwych.
Zilu, k�aniaj�c si� wielokrotnie, po�egna� mistrza i�ze spokojem ducha uda� si� do
Bo. Kiedy tam przyby�, najpierw wezwa� do siebie na szczer� rozmow� wszystkich
wielkich magnat�w oraz ludzi z�opozycji. Nie mia� zamiaru przeci�gn�� ich na swoj�
stron�, ale chcia� na pocz�tku wyja�ni�, czego oczekuje od swych poddanych. By�
bowiem �wiadom znaczenia s��w Konfucjusza, �e �nie mo�na kara� bez ostrze�enia�.
Jego prostolinijno�� i�naturalno�� zosta�y dobrze przyj�te w�tym dzikim kraju.
Wszystkich wojownik�w bez wyj�tku zjedna� szczodro�ci� i�jasno�ci� swoich
wypowiedzi. Ju� wtedy s�awa Zilu � jako jednego z�najwierniejszych uczni�w
Konfucjusza � rozesz�a si� na ca�e Chiny. Konfucjusz g�osi� na przyk�ad, �e �tylko
Zilu potrafi stwierdzi�, czy kto� jest winny, czy nie � wy��cznie na podstawie
zezna� tej osoby�. S�owa mistrza rozchodzi�y si� wsz�dzie � przesadnie upi�kszane.
Wielka s�awa Zilu niew�tpliwie spowodowa�a, �e wojownicy w�Bo ulegli jego
argumentom.
Min�y trzy lata. Pewnego razu Konfucjusz przeje�d�a� przez Bo. Gdy tylko
przekroczy� granic�, rzek�:
� Wspaniale, �e Zilu cieszy si� takim powa�aniem i�zaufaniem.
Kiedy przeje�d�a� przez bramy miast, powiedzia�:
� Wspaniale, �e Zilu cieszy si� lojalno�ci� i�jest wspania�omy�lny.
A�w�momencie, kiedy wreszcie doje�d�a� do rezydencji Zilu, Konfucjusz stwierdzi�:
� Wspaniale, �e Zilu jest przenikliwy i�stanowczy.
Zigong, kt�ry prowadzi� za uzd� konia Konfucjusza, zapyta�, dlaczego mistrz chwali
Zilu, skoro go jeszcze nie spotka�. Konfucjusz odpowiedzia�:
� Gdy tylko wjecha�em do jego prowincji, zauwa�y�em, �e wszystkie pola s�
zagospodarowane, chwasty usuni�te i�kana�y nawadniaj�ce g��boko wykopane. Lud
pracuje ze wszystkich si� w�a�nie dlatego, �e zarz�dca cieszy si� powa�aniem
i�zaufaniem. Kiedy wjecha�em do grodu, domy i�p�oty by�y starannie wyko�czone,
a�drzewa pi�knie ros�y. W�a�nie dlatego lud wspomaga wysi�ki zarz�dcy, poniewa�
cieszy si� on lojalno�ci� i�jest wspania�omy�lny. A�kiedy wreszcie dojecha�em do
jego domu, wsz�dzie panowa� spok�j i�ca�a s�u�ba stosowa�a si� do jego rozkaz�w.
Tak si� dzieje, kiedy rz�dz�cy jest przenikliwy i�stanowczy. Oto dlaczego
wiedzia�em dok�adnie, jak Zilu rz�dzi, zanim go spotka�em.
XV
Kiedy ksi��� Ai103�z�Lu upolowa� �yraf�104�na wielkiej polanie na zachodzie swego
pa�stwa, Zilu w�a�nie na kr�tko przyby� tam z�Wei. Akurat wtedy Ye, pierwszy
minister pa�stwa Xiaozhu105, po nieudanym rokoszu zbieg� do Lu. Ye, kt�rego Zilu
zna� osobi�cie, powiedzia�, �e je�eli Zilu zagwarantuje mu bezpiecze�stwo, nie
b�dzie potrzebowa� gwarancji pa�stwowych. Zazwyczaj bowiem w�owych czasach kto�,
je�li zbieg� do innego pa�stwa, m�g� si� czu� bezpieczny, o�ile otrzyma� pa�stwow�
gwarancj�. Tymczasem Ye s�dzi�, �e je�eli otrzyma gwarancj� od Zilu, nie b�dzie
potrzebowa� obietnic od pa�stwa Lu. Tak wielk� wiar� ludzie �ywili w�uczciwo�� Zilu
i�tak wielkie mieli do niego zaufanie. Zilu odm�wi� jednak spe�nienia pro�by Ye,
poniewa� uwa�a� brak lojalno�ci uciekiniera za ha�b�.
Zapytano go dlaczego. Wszak dla m�czyzny nie ma wi�kszego honoru, kiedy ufaj� mu
bardziej ni� tysi�cu rydwanom armii pa�stwowej. Zilu odpowiedzia�, �e je�liby
dosz�o do wojny mi�dzy Lu i�Xiaozhu i�je�liby go poproszono, aby zgin�� pod murami
Xiaozhu, uczyni�by to z�rado�ci�, nie pytaj�c o�pow�d. Natomiast Ye jest
nielojalnym poddanym, kt�ry poprzez ucieczk� zdradzi� w�asny kraj. Je�eli mia�by mu
gwarantowa� bezpiecze�stwo, oznacza�oby to, �e uznaje zdrad�. W�jego opinii nie
by�o si� tu nad czym zastanawia�.
Dla tych, kt�rzy dobrze znali Zilu i�kt�rym przekazano jego s�owa, reakcja Zilu
wyda�a si� czym� oczywistym, ale nawet oni nie mogli si� powstrzyma� od u�miechu,
poniewa� by�y to s�owa i�zachowanie bardzo typowe dla Zilu.
W�tym samym roku106�Chenheng107�z�Zi zamordowa� swego w�adc�. Konfucjusz po trzech
dniach oczyszczaj�cego postu uzyska� audiencj� u�ksi�cia Ai i�prosi� go, by
zaatakowa� Zi, a�to ze wzgl�du na konieczno�� ustanowienia sprawiedliwo�ci.
Trzykrotnie powt�rzy� swoje �yczenie, ale ksi��� Ai ba� si� pot�gi Zi i�nie
us�ucha� mistrza. Poradzi� mu, aby podobn� rozmow� przeprowadzi� z�Jisunem i�z�nim
sprawy u�o�y�. Jednak nie by�o mo�liwo�ci, a�eby Jisun zaaprobowa� rad�
Konfucjusza. Mistrz wycofa� si� z�rozmowy z�ksi�ciem i�oznajmi� dworzanom:
� Jestem ministrem najni�szej rangi i�dlatego musia�em to powiedzie� ksi�ciu.
Wiedzia�, �e dzia�a na pr�no, ale mimo to uwa�a�, i� cz�owiek na jego stanowisku
mia� obowi�zek wyrazi� swoje zdanie. (W�owym czasie Konfucjusz by� traktowany jako
jeden ze starszyzny kr�lestwa).
S�ysz�c to, Zilu zachmurzy� si�. Zastanawia� si�, czy post�powanie mistrza nie
s�u�y�o tylko zachowaniu formy, czy oburzenie Konfucjusza mia�o prowadzi� jedynie
do spokoju sumienia, mimo zaniechania dzia�ania, ale przy zachowaniu formy.
Chocia� by� uczniem Konfucjusza od blisko czterdziestu lat, ci�gle nie znajdowa�
sposobu na zmniejszenie dziel�cej ich przepa�ci.
XVI
Podczas pobytu Zilu w�Lu zmar� Kong Shuyu, kt�ry by� ostoj� �wiata politycznego
Wei. Wdowa po nim, ksi�niczka Bo108, lubi�a intrygi, a�jako siostra wygnanego
nast�pcy tronu, Kuaikuia, zapragn�a wie�� prym w�polityce. Ustalono, �e syn Kong
Shuyu, Kongkui, obejmie stanowisko po ojcu, ale to dzia�anie mia�o na celu tylko
zachowanie pozor�w. Obecny w�adca Wei, Zhe, by� siostrze�cem ksi�niczki Bo,
a�poprzedni nast�pca tronu, kt�ry teraz stara� si� przej�� w�adz� � jej m�odszym
bratem. Obaj byli jej bliskimi krewnymi, ale w�tej skomplikowanej sytuacji osobiste
upodobania ksi�niczki i�jej korzy�ci odgrywa�y decyduj�c� rol�. Ksi�niczka knu�a
intrygi w�osobliwy spos�b � wy��cznie tak, aby korzysta� na nich brat. Wys�a�a do
niego pos�a�ca Hun Liangfu, przystojnego m�odzie�ca, kt�ry w�przesz�o�ci s�u�y� jej
jako pa�, a�po �mierci m�a zosta� jej faworytem. Mia� uknu� spisek, aby obali�
obecnego w�adc� Wei.

Gdy Zilu powr�ci� do Wei, okaza�o si�, �e rozgorza�a ju� walka pomi�dzy ksi�ciem
Zhe a�jego ojcem i��atwo by�o przewidzie�, �e dojdzie do zamachu stanu.
Pewnego grudniowego wieczoru, w�czterdziestym roku panowania kr�la
Zhao109�z�dynastii Zhou110, do rezydencji Zilu przyby� goniec. Zosta� po�piesznie
wys�any przez Luanninga � naczelnika starszyzny rodu Konga � z�tak� oto
wiadomo�ci�: �Dzisiaj poprzedni nast�pca tronu, Kuaikui, wkroczy� do stolicy
i�obecnie razem z�ksi�niczk� Bo i�z�Hun Liangfu gro�b� zmusili g�ow� rodu �
Kongkuia � do uznania Kuaikuia za prawowitego w�adc� Wei. Jest ju� za p�no, a�eby
ich powstrzyma�, on za�, Luanning, razem z�obecnym w�adc� za chwil� opu�ci stolic�,
aby szuka� azylu w�Lu. Wszystkie wi�c sprawy pozostawia do decyzji Zilu�.
Zilu pomy�la�, �e sta�o si� w�ko�cu to, co mia�o si� sta�. Ale cokolwiek by to
by�o, nie m�g� w��adnym wypadku pomin�� milczeniem gro�by uwi�zienia Kongkuia,
swego bezpo�redniego zwierzchnika. Z�mieczem w�r�ce pobieg� do pa�acu. W�momencie
kiedy przekracza� zewn�trzn� bram�, wpad� na kar�owatego cz�owieka id�cego
z�przeciwnej strony. By� to Zigong, jeden z�m�odszych uczni�w Konfucjusza, kt�ry
zosta� ministrem tego pa�stwa dzi�ki poleceniu Zilu. By� to uczciwy cz�owiek, ale
bez odwagi. Zigong powiedzia�, �e brama wewn�trzna ju� jest zamkni�ta. Zilu
krzykn��, �e bez wzgl�du na okoliczno�ci powinni si� dosta� do �rodka i�pr�bowa�
co� zdzia�a�. Zigong by� zdania, �e jest ju� za p�no i�je�eli tam teraz p�jd�, to
mo�e ich spotka� co� z�ego. Zilu uni�s� g�os i�zawo�a� z�gniewem:
� Przecie� jeste� zatrudniony przez r�d Konga! Jak mo�esz unika� niebezpiecze�stwa?
Pozostawi� Zigonga za sob� i�podbieg� do wewn�trznej bramy. Oczywi�cie by�a
zamkni�ta od wewn�trz. Zacz�� w�ni� gwa�townie �omota�, ale us�ysza�, �e wej�� mu
nie wolno. Pozna� g�os Gong Sungana111�i�z�gniewem zawo�a�:
� Ja, Zilu, nie jestem cz�owiekiem, kt�ry zmienia swe przekonania, by unikn��
niebezpiecze�stwa. Je�li ju� otrzymuje si� od kogo� wynagrodzenie, to ma si�
obowi�zek broni� i�ocali� t� osob�.
Zilu za��da�, �eby natychmiast wpuszczono go do �rodka.
Akurat w�tym momencie otworzono bram�, by wypu�ci� go�ca. Zilu przecisn�� si� wi�c
obok wychodz�cego i�wbieg� do �rodka. Ujrza� t�um ludzi zgromadzonych po jednej
stronie dziedzi�ca. Byli to po�piesznie zawezwani wasale, kt�rzy oczekiwali
deklaracji popieraj�cej nowego w�adc� Wei, kt�ra mia�a by� wydana w�imieniu
Kongkuia. Wszyscy mieli na twarzach wyraz zdziwienia, wszyscy byli zmieszani
i�wydawa�o si�, �e nie wiedz�, co robi�. Na trybunie dziedzi�ca m�ody Kongkui sta�
wci�ni�ty pomi�dzy sw� matk�, ksi�niczk� Bo, i�wuja Kuaikuia. Wygl�da�o na to, �e
zosta� zmuszony do og�oszenia zamachu stanu i�wyja�nienia jego przyczyn.
Zilu zza t�umu ludzi krzykn�� dono�nym g�osem w�kierunku trybuny:
� Co chcecie osi�gn�� przez z�apanie Kongkuia? Pu��cie go! Je�liby�cie go nawet
zabili, to inni, kt�rzy s� po stronie sprawiedliwo�ci, nie zgin�!
Najwa�niejsze dla Zilu by�o ocalenie swego pana. Gdy zgie�k na dziedzi�cu ucich�,
poczu�, �e wszyscy obr�cili si� w�jego stron�. Krzykn��:
� Nast�pca tronu to tch�rz i�je�li podpalimy trybun�, to na pewno uwolni Kongkuia.
� I�Zilu zacz�� nawo�ywa� do podpalenia trybuny.
Zapada� ju� zmrok i�w�k�tach dziedzi�ca pali�y si� ogniska. Wskazuj�c na nie, Zilu
krzycza�:
� Podpala� tym ogniem! Podpala�, ktokolwiek poczuwa si� do lojalno�ci wobec
za�o�yciela rodu Konga! Bra� pochodnie i�podpala� trybun�! Tylko w�ten spos�b
ocalimy Kongkuia!
Uzurpatorzy stoj�cy na trybunie przerazili si� i�rozkazali dw�m szermierzom,
Shiqiemu i�Yuyanowi, by uciszyli Zilu.
Zilu w�szale skrzy�owa� sw�j miecz z�broni� pary atakuj�cych go rzezimieszk�w, lecz
ten wielki kiedy� bohater i�si�acz nie m�g� ju� pokona� s�abo�ci swego podesz�ego
wieku. Szybko si� zm�czy� i�oddycha� z�trudem. Kiedy t�um zauwa�y�, �e Zilu s�abnie
i�zaczyna przegrywa�, pokaza� wreszcie, po kt�rej stronie stoi. Na Zilu spad�y
obelgi wraz z�niezliczon� liczb� kamieni i�raz�w zadawanych kijami. Czubek
halabardy jednego z�przeciwnik�w musn�� mu policzek, wst�ga trzymaj�ca jego koron�
zosta�a przeci�ta i�ta zacz�a zsuwa� si� z�g�owy. W�momencie kiedy pr�bowa�
poprawi� koron� lew� r�k�, miecz drugiego z�przeciwnik�w ci�� go w�rami�. Bluzgn�a
krew. Zilu pad�, a�korona stoczy�a si� z�g�owy. Le��c, chwyci� koron�, wsadzi� j�
na g�ow� i�w�mgnieniu oka zawi�za� wst��k�. Zalany krwi�, pod ciosami przeciwnik�w,
wykrzykn�� resztkami si�:
� Patrzcie! Cz�owiek cnoty umiera, ale z�koron� na g�owie! � Z�tymi s�owami zgin��.
Jego cia�o zosta�o por�bane na drobne kawa�ki.
Jeszcze nim zgin�� ucze�, Konfucjusz, kt�ry wtedy przebywa� w�Lu, na wie��
o�przewrocie w�adzy w�odleg�ym Wei powiedzia�:
� Zigong powr�ci, Zilu zginie.
Kiedy ten stary prorok us�ysza�, �e sta�o si� zgodnie z�jego przepowiedni�, sta�
d�ugo z�zamkni�tymi oczami, w�milczeniu, a�potem gorzko zap�aka�. Niekt�rzy m�wi�,
�e dowiedziawszy si�, i� cia�o Zilu zasypano sol�, kaza� usun�� z�domu wszelkie
marynaty i�zabroni� podawania do sto�u tej przyprawy.

Chrystus z Nankinu

I
Jesienna noc. W�ma�ym mieszkaniu przy ulicy Cudownych Nadziei w�Nankinie siedzi
przy stole m�oda dziewczyna. Na jednej d�oni opiera jasny podbr�dek, drug� si�ga po
nasionka arbuza. Nudzi si�.

Nocna lampa na stole rzuca s�abe �wiat�o. Tak s�abe, �e zamiast o�wietla�, czyni
niewielki pok�j jeszcze bardziej ciemnym i�ponurym. W�k�cie, pod star� wy�ysia��
tapet�, le�y ratanowe pos�anie przykryte kocem i�os�oni�te zakurzon� kap�. Jedno
krzes�o stoi po przeciwnej stronie sto�u � odsuni�te tak jakby w�a�nie kto� z�niego
wsta� i�odszed�. Innych mebli w�pokoju nie ma. Nic, co by przyci�ga�o wzrok.
Od czasu do czasu dziewczyna zamy�la si�, przestaje je�� pestki, wznosi czyste
spojrzenie ku g�rze. Tam, na przeciwleg�ej �cianie, wisi skromny mosi�ny krucyfiks.
W�p�cieniu rysuje si� na nim topornie wyrze�biona posta� um�czonego Chrystusa. Jego
roz�o�one ramiona s� wyg�adzone palcami dziewczyny.
Za ka�dym razem, kiedy dziewczyna spogl�da na Jezusa, znika gdzie� przyczajona pod
d�ugimi rz�sami samotno��, a�zamiast niej pojawiaj� si� �ywe promyki dziecinnej
nadziei. C� z�tego? Bo kiedy zn�w odwraca spojrzenie, wzdycha i�kuli bezradnie
ramiona pod czarn�, satynow�, dawno ju� wyp�owia�� sukienk�.
Dziewczyna nazywa si� Z�oty Kwiat, ma pi�tna�cie lat i�jest prostytutk�. Co noc
w�pokoju przyjmuje klient�w. W�ten spos�b zapewnia ubogie �ycie sobie i�staremu
ojcu. W�r�d licznych prostytutek dzielnicy Qinhuai jest wiele dor�wnuj�cych jej
urod�. Ale chyba nikt nie m�g�by powiedzie�, �e zna drug� tak� �agodn� i�tak� mi��
jak Z�oty Kwiat. Z�oty Kwiat nie k�amie ani nie kaprysi, a�tylko noc w�noc z�tym
samym serdecznym u�miechem zabawia klient�w trafiaj�cych do mrocznego pokoju.
A�kiedy � co si� zdarza rzadko � zap�ac� dziewczynie troch� wi�cej, ni� jej
obiecali, jest szcz�liwa, �e b�dzie mog�a kupi� staremu ojcu jeden kieliszek wi�cej
ulubionego wina.
Taki mi�y spos�b bycia Z�otego Kwiatu wynika� nie tylko z�jego wrodzonej natury. Od
dzieci�stwa Z�oty Kwiat by� wychowywany w�wierze katolickiej, w�kt�rej krzy�
stanowi� �wiadectwo wiary. Matka osieroci�a dziewczyn� bardzo wcze�nie.
Wiosn� tego roku pewien m�ody japo�ski podr�nik przyjecha� podziwia� cudowne
krajobrazy po�udniowych Chin. Planowa� zagra� na wy�cigach konnych w�Szanghaju,
a�w�Nankinie troch� si� rozerwa�. Na jedn� noc trafi� do pokoju Z�otego Kwiatu.
Ubrany po europejsku, z�nieod��cznym cygarem w�ustach, lekko obejmowa� malutki
Z�oty Kwiat, kt�ry usiad� mu na kolanach. Kiedy spostrzeg� krucyfiks wisz�cy na
�cianie, z�niedowierzaniem zapyta� �aman� chi�szczyzn�:
� To ty jeste� chrze�cijank�?
� Tak, zosta�am ochrzczona, kiedy mia�am pi�� lat.
� A�mimo to wybra�a� takie zaj�cie? � W�jego g�osie zabrzmia�a ironia. Ale niczym
niezra�ony Z�oty Kwiat przytuli� si� do m�czyzny mocniej, czarne l�ni�ce w�osy
rozsypa�y si� na jego ramieniu. Dziewczyna u�miecha�a si� jak zwykle pogodnie,
ods�aniaj�c z�by, i�powiedzia�a:
� Gdyby nie to zaj�cie, m�j tata i�ja ju� dawno umarliby�my z�g�odu.
� Tw�j ojciec jest bardzo stary?
� Tak, ju� nie mo�e chodzi�.
� Ale pomy�l, nie boisz si�, �e nie p�jdziesz do nieba?
� Nie boj� si�. � Z�oty Kwiat popatrzy� na krucyfiks i�spowa�nia�.�� Ufam, �e
Chrystus, kt�ry jest w�niebie, z�pewno�ci� wie, co kryje si� w�moim sercu. Gdyby
by�o inaczej, niczym nie r�ni�by si� od policjant�w z�komisariatu przy alei
Xinyaojia.
M�ody japo�ski podr�nik u�miechn�� si�, wyci�gn�� z�kieszeni p�aszcza kolczyki
z�nefrytu i�za�o�y� je Z�otemu Kwiatu.
� Chcia�em je zabra� do Japonii, ale podaruj� tobie � na pami�tk� dzisiejszej nocy.
Prawd� m�wi�c, Z�oty Kwiat od dnia, w�kt�rym przyj�� pierwszego klienta, zawsze
znajdowa� pocieszenie w�wierze. Jednak przed miesi�cem ta ufaj�ca Bogu prostytutka
na nieszcz�cie zarazi�a si� syfilisem. Kamelia Chin, kole�anka Z�otego Kwiatu,
zaraz doradzi�a pi� wino z�opium na u�mierzenie b�lu. Inna kole�anka, Zwiastun
Wiosny Mao, przynios�a � co by�o mi�ym gestem z�jej strony � resztk� chi�skich
lek�w zio�owych, kt�re sama zwykle za�ywa�a. Z�oty Kwiat zamkn�� si� w�swoim pokoju
i�przesta� przyjmowa� klient�w. Mimo to choroba dziewczyny nie opuszcza�a.
I�tak mija�y dni. Pewnego ranka Kamelia przysz�a do Z�otego Kwiatu i�z�powag�
opowiedzia�a jej o�pewnym zabobonie:
� Poniewa� tw�j klient zarazi� ci�, teraz ty powinna� jak najszybciej zarazi� kogo�
innego. Je�eli tak uczynisz � nie min� trzy dni, a�wyzdrowiejesz.
Z�oty Kwiat siedzia� przygn�biony, podpieraj�c twarz r�kami, a�jednak z�ciekawo�ci�
spojrza� na Kameli�.
� Na pewno? � spyta� kr�tko.
� Na pewno. Moja siostra tak jak ty d�ugo nie mog�a si� wyleczy�, ale gdy zarazi�a
sw� chorob� klienta � wyzdrowia�a od razu.
� A�co z�klientem?
� Bardzo by� biedny. Podobno nawet oczy mia� ca�e we wrzodach!
Jak Kamelia wysz�a, Z�oty Kwiat ukl�k� przed krucyfiksem i�patrz�c na ukrzy�owanego
Chrystusa, gorliwie szepta� s�owa modlitwy.
� O�Jezu, kt�ry jeste� w�niebie. Mam niegodne zaj�cie, bo chc� wy�ywi� mego ojca.
Ale ta moja praca poza tym, �e ha�bi mnie sam�, nikomu nie wyrz�dza krzywdy.
Dlatego do tej pory mia�am pewno��, �e gdybym teraz umar�a, to na pewno posz�abym
do nieba. Ale je�eli nie zara�� kogo� t� chorob�, to nie wyzdrowiej�. Nie b�dzie
pracy i�umrzemy z�g�odu. Wszyscy mi m�wi�, �e powinnam kogo� zarazi�, ale przecie�
nie mog� z�nikim spa�, bo inaczej dla mojego w�asnego szcz�cia unieszcz�liwi�abym
cz�owieka, kt�ry mi nic z�ego nie uczyni�. Jednak jestem tylko kobiet�, mo�e si�
wi�c zdarzy�, �e ulegn� pokusie. O Jezu, kt�ry jeste� w�niebie, chro� mnie, prosz�!
Jestem kobiet�, a�Ty jeste� moim jedynym oparciem.
I�tak Z�oty Kwiat od chwili, kiedy podj�� t� decyzj�, przesta� przyjmowa� klient�w,
mimo �e Kamelia i�Zwiastun Wiosny namawia�y go do pracy. Od czasu do czasu
dziewczyn� odwiedzali starzy klienci, ale Z�oty Kwiat godzi� si� tylko wypali�
z�nimi papierosa.
� Jestem okropnie chora � m�wi� Z�oty Kwiat � je�li si� zbli�ysz, zara�� ci�.
Zdarza�o si�, �e pijany klient pr�bowa� j� zgwa�ci�. Nie waha�a si� wtedy pokaza�
objaw�w choroby. Z�tego powodu odwiedzano j� coraz rzadziej, a�k�opoty finansowe
ros�y.
Znowu jest wiecz�r i�Z�oty Kwiat siedzi przy stole. Jak zwykle nie spodziewa si�
nikogo. Tymczasem nadchodzi nieproszona noc i�nic nie m�ci ciszy poza g�osem cykad.
W�nieogrzewanym pokoju ch��d kamiennej pod�ogi przenika jej satynowe buciki
i�obejmuje smuk�e nogi.
Z�oty Kwiat siedzi nieporuszony w�w�t�ym �wietle lampy. Drapie si� w�ucho ozdobione
nefrytowym kolczykiem. Lekko ziewa. I�oto drzwi otwieraj� si� gwa�townie, a�do
pokoju wpada, zataczaj�c si�, nieznajomy cz�owiek. Wygl�da jak Europejczyk. P�omie�
lampy na moment wybucha i�dziwne czerwone �wiat�o pomieszane z�sadz� wype�nia ma�y
pokoik. Nieznajomy zatacza si� do przodu i�pada na st�. Podnosi si� na nogi i�znowu
zatacza do ty�u. Wreszcie opiera si� plecami o�drzwi.
Z�oty Kwiat wstaje i�ze zdziwieniem patrzy na nieznajomego przybysza. Go�� wygl�da
na trzydzie�ci pi�� lat. Ma brod�, du�e oczy i�opalone czo�o. Jest ubrany w�br�zowy
garnitur w�pr��ki. Na g�owie czapka z�tego samego materia�u. Jedyna rzecz, kt�ra
dziewczyn� zadziwia, to jego rysy twarzy � jakby cudzoziemca, ale z�jakiego� powodu
Z�oty Kwiat nie umie rozr�ni�, czy jest on Europejczykiem, czy Azjat�. Przybysz
z�czarnymi w�osami wystaj�cymi spod czapki, z�dawno wygas�� fajk� w�ustach, wygl�da
raczej na pijanego przechodnia, kt�ry przez pomy�k� wszed� przez niew�a�ciwe drzwi.
� Czego pan sobie �yczy? � pyta Z�oty Kwiat tonem wym�wki w�g�osie. Czuje niepok�j
i�boi si� ruszy�. Cudzoziemiec potrz�sa g�ow�, pokazuj�c gestem, �e nie rozumie po
chi�sku. Wyjmuje fajk� z�ust i�m�wi co� w��piewnym i�obcym j�zyku. Tym razem Z�oty
Kwiat nic nie odpowiada, bo nie rozumie. Potrz�sa tylko nefrytowymi kolczykami
b�yszcz�cymi w��wietle stoj�cej na stole lampy.
Gdy go�� zobaczy�, �e Z�oty Kwiat marszczy swoje �adne brwi w�wielkim zmieszaniu,
wybuchn�� g�o�nym �miechem, a�zrzuciwszy z�g�owy czapk�, zbli�y� si� chwiejnym
krokiem i�zwali� ci�ko na krzes�o po drugiej stronie sto�u. W�tym momencie Z�otemu
Kwiatu wyda�o si�, �e widzi co� znajomego w�twarzy cudzoziemca. Tak, na pewno ju�
kiedy� musieli si� spotka�. Ale nie mog�a sobie przypomnie� ani jak, ani gdzie.
Go�� bezceremonialnie wzi�� z�talerza nasionka arbuza, ale nie wsadzi� ich do ust,
tylko uparcie wpatrywa� si� w�Z�oty Kwiat. Zn�w zacz�� m�wi� w�nieznanym j�zyku,
�ywo gestykuluj�c. Chocia� Z�oty Kwiat nie rozumia�, co cudzoziemiec chce mu
powiedzie�, niejasno domy�li� si�, �e przybysz zdaje sobie spraw�, czym on si�
trudni. Czasem w��yciu dziewczyny trafia�y si� noce, kt�re sp�dza�a z�cudzoziemcami
nieznaj�cymi chi�skiego. Siada�a wtedy na krze�le i�u�miechaj�c si� przyja�nie, co
by�o jej zwyk�ym odruchem, zaczyna�a opowiada� dowcipy. �aden zagraniczny go��
i�tak ich nie rozumia�. Ale tej nocy by�o inaczej. Przybysz co chwila wybucha�
radosnym �miechem, a�z�jego gest�w mo�na by�o s�dzi�, �e jednak rozumie.
Zapach alkoholu by� coraz silniejszy. Z�zaczerwienionej twarzy cudzoziemca
emanowa�a m�ska si�a, kt�ra wydawa�a si� rozja�nia� cienie n�dznego pokoju. Z�oty
Kwiat jeszcze nigdy nie widzia� tak wspania�ej twarzy jak ta � ani w�r�d
cudzoziemc�w, europejskich czy azjatyckich, ani w�r�d jej nanki�skich rodak�w
codziennie spotykanych. Ale mimo to dziewczyna nie mog�a pozby� si� pierwszego
wra�enia, �e t� twarz sk�d� dobrze zna. Z�oty Kwiat, patrz�c na d�ugie, czarne loki
przybysza i��artuj�c z�nim niefrasobliwie, usi�owa� przypomnie� sobie, kiedy
i�gdzie m�g� go wcze�niej spotka�:
�Czy to przypadkiem nie cz�owiek, kt�ry by� razem z�grub� �on� na promie? Nie, nie,
tamten mia� bardziej rudawe w�osy. A�mo�e go widzia�am z�aparatem fotograficznym
przy mauzoleum Konfucjusza w�Qinhuai112? Ale chyba tamten by� starszy. Ach, kiedy�
przed restauracj� ko�o mostu Lishe zgromadzi� si� t�um, bo jaki� cz�owiek grub�
lask� z�plecionej s�omy wali� po plecach rikszarza. Wygl�da� tak samo jak ten go��.
To znaczy, �e� ale jednak oczy tamtego wydawa�y si� bardziej niebieskie�.
Podczas gdy Z�oty Kwiat tak rozmy�la�, cudzoziemiec w�niezmiennie dobrym nastroju
nabi� tytoniem fajk� i�zapali�, wydmuchuj�c aromatyczny dym. I�nagle zn�w co�
powiedzia�, u�miechn�� si� z�lekka i�z�pytaniem w�oczach wyci�gn�� przed siebie dwa
palce. Oczywi�cie, dziewczyna zrozumia�a, �e dwa palce oznaczaj� sum� dw�ch
dolar�w. Ale Z�oty Kwiat, wdzi�cznie chrupi�c nasionka arbuza i�pami�taj�c o�swojej
decyzji, z�u�miechem potrz�sa� g�ow� na znak odmowy. M�czyzna, wsparty �okciami
o�st�, zbli�y� swoj� czerwon� twarz do �wiat�a lampy i�przez chwil� wpatrywa� si�
w�oczy Z�otego Kwiatu. Wreszcie wystawi� trzy palce i�czeka� na odpowied�.
Zak�opotany Z�oty Kwiat odsun�� si� troch� od sto�u. �Tak�, pomy�la�a dziewczyna,
�go�� na pewno zrozumia�, �e nie sprzedam si� za dwa dolary�. Ale wydawa�o jej si�
niemo�liwe dok�adnie wyjawi� szczeg�y komu�, kto nie zna j�zyka. Zacz�a �a�owa�
swego dobrego humoru i�lekkomy�lno�ci. Kieruj�c ch�odne spojrzenie gdzie indziej,
jeszcze wyra�niej potrz�sn�a g�ow� na znak odmowy.
Cudzoziemiec po chwili wahania z�lekkim u�miechem na ustach wyci�gn�� cztery palce,
m�wi�c co� we w�asnym j�zyku. Z�oty Kwiat nie wiedzia�, co robi�. Wtuli� twarz
w�d�onie i�przesta� si� u�miecha�. Wiedz�c, �e co si� sta�o, to si� nie odstanie,
postanowi� do ko�ca uparcie kr�ci� g�ow�. Go�� niczym niezra�ony wysun�� pi��
palc�w, jak gdyby chcia� u�cisn�� niewidzialn� d�o�.
I�tak przez d�ug� chwil� obydwoje prowadzili sp�r za pomoc� gest�w i�ruch�w ca�ego
cia�a. Przybysz cierpliwie zwi�ksza� liczb� palc�w, a� w�ko�cu pokaza�, �e nie �al
mu nawet dziesi�ciu dolar�w. Ale nawet obietnica dziesi�ciu dolar�w, kt�re
stanowi�y ogromn� sum� dla prostytutki, nie os�abi�y jej postanowienia. Od d�u�szej
ju� chwili sta�a daleko od sto�u, a�gdy go�� wyci�gn�� obydwie d�onie, zatupa�a ze
z�o�ci nogami i�kilka razy mocno potrz�sn�a g�ow�. W�tym w�a�nie momencie ma�y
krzy� spad� na pod�og� u�jej stop z�lekkim metalowym brz�kiem. Po�piesznie
wyci�gn�a r�k� i�z�czu�o�ci� podnios�a krzy�yk. Kiedy zerkn�a na twarz
ukrzy�owanego Chrystusa, ze zdziwieniem zauwa�y�a, �e by�a ona podobizn� twarzy
cudzoziemca siedz�cego po przeciwnej stronie sto�u.
�Wydawa�o mi si�, �e gdzie� go przedtem widzia�am, a�jest to twarz Jezusa�,
u�wiadomi�a sobie dziewczyna.
Z�oty Kwiat, przyciskaj�c mosi�ny krucyfiks do piersi, odruchowo w�zadziwieniu
spojrza� na twarz swego go�cia. W��wietle lampy m�czyzna z�twarz� rozgrzan�
alkoholem u�miecha� si� znacz�co i�od czasu do czasu wydmuchiwa� dym z�fajki.
W�dodatku jego spojrzenie wci�� w�drowa�o mi�dzy jej bia�� szyj� a�uszami
ozdobionymi nefrytowymi kolczykami. Ale w�oczach Z�otego Kwiatu go��, mimo
wyzywaj�cego zachowania, sta� si� uosobieniem �agodnego dostoje�stwa. Na koniec
go�� od�o�y� fajk� i�przechylaj�c g�ow�, ze �miechem zacz�� do niej przemawia�.
Na Z�oty Kwiat podzia�a�o to jak szept zr�cznego hipnotyzera. Dziewczyna zapomnia�a
zupe�nie o�swym nieugi�tym postanowieniu, u�miecha�a si� i�wstydliwie spuszczaj�c
wzrok, podesz�a do cudzoziemca. W�zaci�ni�tej d�oni trzyma�a krzy�.
Go��, pobrz�kuj�c monetami, kt�re mia� w�kieszeni, z�u�miechem przygl�da� si�
stoj�cemu przed nim Z�otemu Kwiatu. Ale po chwili u�miech w�jego oczach przemieni�
si� w�p�omie� gor�czki i�nagle wsta� z�krzes�a, by mocno chwyci� Z�oty Kwiat
w�ramiona. Jego garnitur cuchn�� alkoholem. Oszo�omiony Z�oty Kwiat opad� do ty�u,
a� zad�wi�cza�y nefrytowe kolczyki. Dziewczyna z�rumie�cem i�ekstaz� na bladych
policzkach wpatrywa�a si� w�twarz cudzoziemca, kt�ra znalaz�a si� tak blisko jej
twarzy. Nie by�o ju� czasu rozwa�a�, czy ma si� odda� nieznajomemu, czy te� unika�
poca�unk�w, �eby go nie zarazi� chorob�. Podaj�c wargi w�satym ustom go�cia, Z�oty
Kwiat poczu� gwa�townie wzbieraj�c� w�piersiach rado�� mi�o�ci, uczucie, kt�rego
do�wiadczy� po raz pierwszy w��yciu.
II
Od kilku godzin w�pokoju Z�otego Kwiatu panuje ciemno��. Zimna lampa nie rzuca ju�
�wiat�a. G��boka jesie� odzywa si� samotnym g�osem �wierszcza i�wt�ruje oddechom
u�pionej pary. Senne marzenia Z�otego Kwiatu unosz� si� jak ob�ok z�zakurzonej
zas�ony i�lec� ku gwiazdom w�noc sk�pan� w��wietle ksi�yca, wysoko ponad dachy
dom�w.
Z�oty Kwiat siedzi na krze�le z�drzewa sanda�owego przy wielkim stole zastawionym
r�nymi daniami. W�r�ku trzyma pa�eczki i�chce spr�bowa� ka�dej potrawy. Troch�
gniazda jask�czego i�p�etwy rekina, troch� jajek ugotowanych na parze i�w�dzonego
karpia, �wini� gotowan� w�ca�o�ci, trepangi113�� potraw nie da si� policzy�.
Zastawa sto�owa sk�ada si� wy��cznie z�najlepszej porcelany � talerzy i�p�misk�w
oraz miseczek ozdobionych b��kitnymi lotosami i�z�otymi feniksami. Zza okna,
przys�oni�tego bawe�nian� firank�, kt�re znajduje si� za jej plecami, nieustannie
dobiega cichy szmer wody i�d�wi�k zanurzanych wiose�. Rzeka. Z�oty Kwiat czuje si�
jak w�Qinhuai, kt�re tak dobrze pami�ta z�dzieci�cych lat. Tak, teraz na pewno jest
w�niebieskim mie�cie, w�domu Chrystusa.
Od czasu do czasu Z�oty Kwiat odk�ada pa�eczki i�lustruje przestrze� wok� sto�u.
W�du�ej komnacie wida� jedynie kolumny ozdobione rze�bami smok�w, donice
z�chryzantemami i�opary smak�w unosz�cych si� z�bogatych potraw. Pr�cz Z�otego
Kwiatu w�pokoju nie ma jednak nikogo.
Mimo to wystarczy, by dziewczyna opr�ni�a sw�j talerz, a�natychmiast jaka� nowa
potrawa, ciep�a i�pachn�ca, pojawia si� przed jej oczami. To zn�w pieczony ba�ant �
nim jeszcze dotknie go pa�eczkami � podrywa si� do lotu i�trzepocz�c rozpaczliwie
skrzyd�ami, przewraca butelki wina ry�owego Shaoxing114.
W�pewnej chwili czuje, �e kto� bezszelestnie zbli�a si� do niej od ty�u. Z�oty
Kwiat powoli odwraca si�, nie wypuszczaj�c z�r�k pa�eczek. Okna ju� nie ma, a�na
krze�le z�sanda�owego drzewa, na adamaszkowej poduszce, siedzi sobie nieznajomy
cudzoziemiec z�mosi�nymi nargilami115�w�ustach.
Z�oty Kwiat patrzy na niego i�poznaje w�nim m�czyzn�, kt�ry nocowa� u�niej tej
nocy. R�ni� si� tylko jednym. Teraz nad g�ow� cudzoziemca unosi si� k�ko z�promieni
� takich samych, jakimi �wieci sierp ksi�yca. Nagle, w�tej samej chwili, przed
oczami Z�otego Kwiatu pojawia si� na stole ogromny dymi�cy talerz z�przepysznym
daniem. Z�oty Kwiat ju� zamierza si�gn�� pa�eczkami po smako�yki, ale przypomina
sobie cudzoziemca. Odwraca si� do niego przez rami� i�nie�mia�o pyta:
� Mo�e si� pan do mnie przysi�dzie?
� Nie, jedz sama. Je�li zjesz te przysmaki, to w�ci�gu dzisiejszej nocy wyleczysz
si� ze swojej choroby. � Cudzoziemiec z�aureol�, poci�gaj�c nargile, u�miecha si�
z�niesko�czonym mi�osierdziem.
� Pan nie b�dzie nic jad�?
� Ja? Nie lubi� chi�skiej kuchni. Czy ty jeszcze mnie nie poznajesz? Jezus Chrystus
nigdy nie jada chi�szczyzny.
Po tych s�owach wstaje z�krzes�a i�lekko ca�uje w�policzek zaskoczony Z�oty Kwiat.
***
Sen o�raju rozwia� si�, gdy promienie jesiennego poranka zacz�y rozja�nia� ma�y
pokoik swoim zimnym �wiat�em. Ale nad ��kiem w�kszta�cie ��dki, za zakurzon�
zas�on� ci�gle jeszcze panowa� ciep�y, m�tny cie�. W�tym cieniu majaczy�a twarz
�pi�cego na wznak Z�otego Kwiatu. Le�a� po sam kr�g�y podbr�dek przykryty starym
kocem, kt�rego barw� trudno ju� by�o okre�li�. Do bladej spoconej twarzy przyklei�y
si� t�uste kosmyki w�os�w, a�w�uchylonych ustach niewyra�nie biela�y drobne z�by
niczym ziarnka ry�u. Z�oty Kwiat si� obudzi�, ale w�g�owie pe�nej sennych marze�
pozosta�a pami�� o�chryzantemach, szemrz�cym strumyku, pieczonych ba�antach,
o�Chrystusie i�o�wszystkim, co widzia� we �nie. Wkr�tce jednak przestrze� nad
��kiem stopniowo zacz�a si� rozja�nia�, a�do jej �wiadomo�ci brutalnie wdar�a si�
prawda, �e zesz�ej nocy posz�a do ��ka z�niezwyk�ym cudzoziemcem.
� A�je�eli go zarazi�am�? � pomy�la�a i�nagle posmutnia�a. Poczu�a bowiem, �e tego
ranka nie zdo�a spojrze� mu w�twarz. A�jednak zapragn�a rzuci� jedno jedyne
spojrzenie na opalon� twarz ukochanego. Po chwili wahania nie�mia�o otworzy�a oczy
i�spojrza�a na swoje legowisko sk�pane w�jasnym �wietle dnia. Ale nie by�o przy
niej nikogo � ani m�czyzny o�twarzy ukrzy�owanego Jezusa, ani �adnego innego
cz�owieka.
�Wiec jednak to by� sen?�, zdziwi�a si�.
Z�oty Kwiat odrzuci� poplamiony koc, usiad� na ��ku, przetar� oczy smuk�ymi palcami
i�leniwie uni�s� zas�on�. Smutnym spojrzeniem obj�� pokoik. Sylwetki ubogich
sprz�t�w z�okrutn� wyrazisto�ci� rysowa�y si� w�zimnym powietrzu poranka. Stary
st�, lampa z�wygas�ym p�omieniem i�krzes�a � jedno przewr�cone na pod�og�, drugie
oparte o��cian� � sta�y nieporuszone od wczorajszego wieczoru. Wi�cej: na stole,
w�r�d rozsypanych nasionek arbuza, ma�y mosi�ny krzy�yk �wieci� m�tnym �wiat�em.
Mru��c oczy w�porannym �wietle, Z�oty Kwiat patrzy� w�zdumieniu na pok�j i�siedzia�
jak skamienia�y na swoim bar�ogu.
� Wi�c jednak to nie by� sen � zaszepta�a dziewczyna.
Zacz�a rozwa�a�, jak i�kiedy cudzoziemiec opu�ci� jej pok�j. By�o to oczywiste, �e
m�g� po prostu wyj�� po cichu, gdy spa�a w�najlepsze. Ale nie mog�a uwierzy�,
a�raczej nie mog�a znie�� my�li, �e cudzoziemiec, kt�ry pie�ci� j� z�tak�
czu�o�ci�, odszed� bez jednego s�owa po�egnania. Z�oty Kwiat zapomnia� te� wzi�� od
tego dziwnego cudzoziemca dziesi�� dolar�w, kt�re ten mu obieca�. �Czy naprawd� ju�
go nie ma?�
Przygn�biona dziewczyna si�gn�a r�k� po koszul� z�czarnej satyny le��c� na kocu.
Ale nagle jej r�ka zatrzyma�a si�, a�na twarzy pojawi� rumieniec. Czy mo�e dlatego,
�e us�ysza�a za drzwiami kroki tego dziwnego cudzoziemca? A�mo�e dlatego, �e zapach
alkoholu, kt�ry spowija� poduszk� i�brudny koc, przywo�a� wstydliwe wspomnienie
wczorajszej nocy? Nie! W�tym jednym momencie Z�oty Kwiat zda� sobie spraw� z�cudu,
jaki dotkn�� go samego � oto w�ci�gu jednej nocy bardzo z�o�liwy kilak116�znikn��
gdzie� bez �ladu.
�Wiec to jednak by� Chrystus�. Niewiele my�l�c, Z�oty Kwiat w�samej bieli�nie
zsun�� si� z���ka i�kl�cz�c na zimnej, kamiennej posadzce, zacz�� �arliwie odmawia�
modlitwy. Dziewczyna wygl�da�a jak pi�kna Maria Magdalena, kt�ra zamienia s�owa
z�Panem Zmartwychwstania.
III
Pewnej nocy, wiosn� nast�pnego roku, m�ody japo�ski podr�nik, kt�ry kiedy�
odwiedzi� Z�oty Kwiat, znowu zasiad� z�ni� przy stole pod ciemnaw� lamp�.
� Co? Jeszcze ci�gle tu wisi krucyfiks � spyta� tej nocy �artem.
Dziewczyna nagle spowa�nia�a i�zacz�a mu opowiada� dziwn� histori� o�Chrystusie,
kt�ry pewnej nocy zszed� z�niebios do Nankinu i�uzdrowi� j� z�choroby.
S�uchaj�c tej opowie�ci, m�ody japo�ski podr�nik pomy�la�:
�Znam tego cudzoziemca. Jest to mieszaniec, p� Japo�czyk i�p� Amerykanin. Chyba
nazywa si� George Murry, czy co� w�tym rodzaju. Chwali� si� mojemu przyjacielowi,
korespondentowi z�Reutera, �e pewnej nocy poszed� na noc do prostytutki w�Nankinie,
kt�ra wyznawa�a chrze�cija�stwo, i�kiedy ta zasn�a, po cichu si� od niej wykrad�.
Do dzi� pami�tam jego twarz, bo jak poprzednim razem tu przyjecha�em, to
w�Szanghaju mieszkali�my w�tym samym hotelu. M�wi�, �e jest korespondentem
angielskiej gazety, ale mimo swego porz�dnego wygl�du robi� wra�enie �otra. Z�tego,
co s�ysza�em, to w�ko�cu zwariowa� z�powodu z�o�liwego syfilisu. Mo�e nawet si� od
niej zarazi�. Ale ona nawet teraz ci�gle wierzy, �e ta mieszana kanalia to by�
Chrystus. Czy powinienem j� wyprowadzi� ze z�udze�? Czy te�, nic nie m�wi�c,
pozostawi� na zawsze jej marzenie jak star� zachodni� legend� z�dawnych czas�w?�.
Kiedy Z�oty Kwiat sko�czy� opowiada�, japo�ski podr�nik, jak gdyby przypominaj�c
sobie, potar� zapa�k� i�zapali� aromatyczne cygaro. I�z�powa�nym wyrazem twarzy
zada� jej k�opotliwe pytanie:
� Naprawd�? To bardzo dziwne. Ale czy od tego czasu nie mia�a� �adnych zdrowotnych
problem�w?
� Mh, zupe�nie �adnych � odrzek� Z�oty Kwiat bez chwili wahania, z�rado�ci� na
twarzy, bez przerwy �uj�c nasiona arbuza.

Spis ilustracji

W kolejno�ci wyst�powania:
Gong Kai (Dynastia Song 960�1279); Yin Nong (Dynastia Qing 1644�1911); Yin Nong
(Dynastia Qing 1644�1911); Qiu Ying (Dynastia Song 960�1279); Yin Nong (Dynastia
Qing 1644�1911); Ren Renfa (Dynastia Yuan 1271�1368); Qiu Ying (Dynastia Song
960�1279); Autor nieznany; Lang Shining (Dynastia Qing 1644�1911); Lang Ying
(Dynastia Ming 1368�1644); Autor nieznany (Dynastia Song 960�1279); Red Bonian
(Dynastia Qing 1644�1911); Qiu Ying (Dynastia Song 960�1279); It? Jakuch?
(1716�1800); Shen Zhou (Dynastia Ming 1368�1644); Gu Hongzhong�The Night
Entertainments of Han Xizai�(Pi�� Dynastii i Dziesi�� Kr�lestw 907�960); Yu Zhiding
(Dynastia Qing 1644�1911); Qiu Ying (Dynastia Song 960�1279); Red Bonian (Dynastia
Qing 1644�1911); Lang Shining (Dynastia Qing 1644�1911); Qian Xuan (Dynastia Song
960�1279); Qiu Ying (Dynastia Song 960�1279); Lang Shining (Dynastia Qing
1644�1911); Qiu Ying (Dynastia Song 960�1279); Lang Shining (Dynastia Qing
1644�1911); Lang Shining (Dynastia Qing 1644�1911); Qiu Ying (Dynastia Song
960�1279); Lang Shining (Dynastia Qing 1644�1911); Autor nieznany; Qiu Ying
(Dynastia Song 960�1279); Autor nieznany (Dynastia Qing 1644�1911); Zhou Fang
(Dynastia Tang 618�907); Zhang Xuan (Dynastia Tang 618�907).
_______________________
1 W�japo�skich nazwach osobowych na pierwszym miejscu jest podawane nazwisko, na
drugim imi�, np. Nakajima Atsushi. W�ksi��ce imiona japo�skie, zgodnie z�polsk�
tradycj� j�zykow�, zosta�y umieszczone przed nazwiskami (np. Atsushi Nakajima).
2 Rash?mon�i�Yabu no Naka�� opowiadania s� dost�pne polskiemu czytelnikowi w�tomie
Ry?nosuke Akutagawy pod tytu�em��ycie pewnego szale�ca i�inne opowiadania,
w�t�umaczeniu Miko�aja Melanowicza.
3 Tang � dynastia panuj�ca w�latach 618�690 i�705�907 n.e. Akutagawa pomyli� si�
tutaj. Stolic� Chin w�latach 618�907 by� Chang�an (obecny Xi�an), a�nie Luoyang,
kt�ry zosta� miastem sto�ecznym wiele lat p�niej (mi�dzy rokiem 923 a�936).
Nawi�zanie do Xuanzonga (patrz przypis�nr�5), cesarza dynastii Tang, sugeruje, �e
wydarzenia maj� miejsce w�VIII stuleciu, a�nie w�X. Natomiast w�chi�skim
opowiadaniu, na kt�rym oparta jest nowela Akutagawy, akcja rozgrywa�a si� jeszcze
wcze�niej � pod koniec Epoki Sze�ciu Dynastii, czyli w�latach 222�589 n.e.
4 Chi�czycy podaj� swoje nazwy osobowe w�takiej samej kolejno�ci jak Japo�czycy,
czyli najpierw nazwisko, nast�pnie imi�. Taka kolejno�� zosta�a zachowana we
wszystkich dwucz�onowych nazwach bohater�w niniejszych opowiada�.
5 Xuanzong (685�762 n.e.) � cesarz dynastii Tang.
6 Lanling (Lanlingzhou) � region wybrze�a w�okolicy obecnego Szanghaju s�yn�cy
z�doskona�ego wina.
7 Longan � owoc z�tropikalnych obszar�w Azji.
8 Gui (Guizhou) � region na po�udniu Chin, na granicy z�Wietnamem, z�kt�rego
pochodzi�y wy�mienite owoce.
9 Tie Guanzi � legendarna posta� z�Epoki Trzech Kr�lestw (III stulecie n.e.). M�g�
si� pojawi� cztery stulecia p�niej, poniewa� jako wielki czarnoksi�nik posiada� dar
nie�miertelno�ci.
10 Emei (Emei Shan) � g�ra w�Sichuan w��rodkowych Chinach.
11 Yueyang � malownicza miejscowo�� w�prowincji Hunan nad jeziorem Dongting.
12 Dongting (Dongting Hu) � jezioro w�p�nocnej cz�ci prowincji Hunan. Najwi�ksze
nies�one jezioro Chin.
13 Xiwangmu � wed�ug legend czarnoksi�niczka z�g�r Kunlun na zachodzie Chin,
posiadaj�ca eliksir wiecznego �ycia.
14 Dotyczy to oczywi�cie buddyjskiej demonologii.
15 Droga Zwierz�t � tu oznacza pewn� cz�� piek�a. Nie myli� z�jednym z�sze�ciu
stan�w czy te� krain (Krain�: Bog�w, P�bog�w, Ludzi, Zwierz�t, G�odnych Duch�w
i�Piekie�), w�kt�rych, wed�ug buddyzmu, cz�owiek mo�e si� odrodzi�.
16 Tai (Tai Shan) � g�ra w�prowincji Shandong w�p�nocno-wschodnich Chinach,
po�o�ona na p�noc od miasta Tai�an. Jeden z�pi�ciu �wi�tych szczyt�w chi�skich.
17 Handan � miasto we wschodnich Chinach, w�prowincji Hebei. W�Epoce Walcz�cych
Kr�lestw Handan by� stolic� pa�stwa Zhao.
18 Zhao � chi�skie pa�stwo w�Epoce Walcz�cych Kr�lestw. Jego terytorium pokrywa�o
si� cz�ciowo z�obszarami dzisiejszej Mongolii Wewn�trznej oraz prowincji Hebei,
Shanxi i�Shaanxi. Istnia�o w�latach 403�228 p.n.e.
19 Kraj Yan � pa�stwo w�dawnych Chinach, le��ce w�okolicach, w�kt�rych wsp�cze�nie
znajduje si� Pekin.
20 Ksi��� Huan (?�643 p.n.e.) � w�adca Qi, kt�ry panowa� w�latach 685�643 p.n.e.
21 Qi � pa�stwo w�staro�ytnych Chinach istniej�ce w�latach 1122�386 p.n.e.
22 Cesarz Shihuang (Shi Huangdi) � kr�l pa�stwa Qin, kt�re le�a�o na wschodzie
i�z�czasem sta�o si� najwi�ksz� pot�g� na terenie Chin. Shihuang (258�210 p.n.e.)
zjednoczy� pod swoj� w�adz� ca�e Chiny. Od roku 221 p.n.e. � pierwszy cesarz Chin
oraz autor wielkich reform politycznych i�spo�ecznych.
23 Autorem komentarza jest Atsushi Nakajima.
24 Huo (Huoshan) � g�ra w��rodkowo-wschodnich Chinach w�prowincji Anhui, oko�o 300
km na zach�d od wsp�czesnego Nankinu.
25 Sushen � kraj na p�nocnym wschodzie Chin, we wsp�czesnych prowincjach Jilin
i�Heilongjiang. W�dawnych czasach by� zamieszkiwany przez plemiona tunguskie.
26 Yi i�Yangyouji � postacie mityczne.
27 Ting � jednostka d�ugo�ci, 1 ting = 109 m.
28 Longxi � region w�p�nocno-zachodniej cz�ci Chin.
29 Era Tianbao � lata 742�756 n.e., czasy dynastii Tang.
30 Egzamin mandary�ski � pa�stwowy egzamin urz�dniczy w�Cesarstwie Chi�skim.
Przetrwa� od roku 596 n.e. do pocz�tku XX wieku.
31 Jiangnan � miasto na po�udniu Chin, w�prowincji Guangxi granicz�cej z�Wietnamem.
32 Guolue � miasto w�regionie Longxi.
33 Rushui (Rushui He) � rzeka na po�udniu Chin, obecnie zwana rzek� Fu (Fu Jiang).
34 Zhen (Zhenjun) � powiat w�prowincji Henan, po�o�onej na po�udniowym brzegu ��tej
Rzeki (Huang He).
35 Lingnan � region obejmuj�cy wsp�czesne prowincje Guangdong, Guangxi, Hunan
i�Jiangxi na po�udniu Chin i�p�nocy Wietnamu.
36 Shangwu � miasteczko w�prowincji Henan.
37 Klasyka konfucja�ska � tzw. Pi�cioksi�g konfucja�ski:�Ksi�ga
przemian�(Yijing),�Ksi�ga pie�ni�(Shijing),�Ksi�ga dokument�w�(Shujing),�Ksi�ga
obyczaj�w�(Lijing),�Kronika wiosen i�jesieni�(Chunqiu), a�tak�e�Ksi�ga
muzyki�(Yue), kt�ra zachowa�a si� tylko we fragmentach. Do klasyki s� tak�e
zaliczane p�niejsze dzie�a, takie jak na przyk�ad�Dialogi konfucja�skie�(Lunyu)
czy�Ksi�ga Mencjusza�(Mengzi).
38 Chang�an (dzi� Xi�an) � stolica cesarstwa Tang do 904 roku n.e.
39 Shusun Bao (lata �ycia nieznane) � przedstawiciel jednego z�trzech pot�nych
rod�w, kt�re rywalizowa�y o�w�adz� w�Lu, powoduj�c za�amanie si� i�ostatecznie
upadek pa�stewka.
40 Lu � jedno z�pa�stewek, na kt�re by�y podzielone staro�ytne Chiny. Znajdowa�o
si� na p�nocnym wschodzie Chin (wsp�czesna prowincja Shandong). Istnia�o w�latach
1055�249 p.n.e. W�Lu, w�mie�cie Zou, urodzi� si� Konfucjusz (patrz przypis nr
46).�Cz�owiek byk jest oparty na epizodzie opatrzonym dat�: 538 rok p.n.e.
i�opisanym w�Kronice wiosen i�jesieni, jednym z�pi�ciu utwor�w zaliczanych
do�klasyki chi�skiej (patrz przypis nr 37).
41 Qi � patrz przypis nr 21.
42 Ksi��� Xiang (575�542 p.n.e.) � panowa� w�latach 572�542 p.n.e.
43 Ksi��� Zhao (?�510 p.n.e.) � panowa� w�latach 541�510 p.n.e., ale od 517 roku
przebywa� na wygnaniu.
44 Bian � miasteczko, kt�re znajdowa�o si� na po�udniu Shandongu.
45 Pa�stwo Lu � patrz przypis nr 40.
46 Konfucjusz (551�479 p.n.e.) � po chi�sku Kong Zi, czasami zwany Kong Fuzi
[mistrz Kong], sk�d wywodzi si� polskie s�owo�Konfucjusz�(zapo�yczone
z��aci�skiego�Confucius). Filozofia konfucja�ska w�obecnym kszta�cie nie powsta�a
za �ycia Konfucjusza, a�dopiero kilka stuleci po jego �mierci.
47 Nacisk na form� i�na ceremonia�, kt�re musz� by� dok�adnie przestrzegane,
stanowi wa�n� cech� konfucjanizmu.
48 Mi�o�� do rodzic�w, wed�ug konfucjanizmu, to jedna z�najwa�niejszych zalet
ludzkich, ��cznie z�humanitaryzmem, prawo�ci� i�lojalno�ci�.
49 Jisun � patrz przypis nr 62.
50 Cz�owiek szlachetny i�pe�en cn�t � cz�owiek kulturalny i�wykszta�cony, kt�ry
prowadzi �ycie zgodne z�zasadami konfucjanizmu. Przeciwie�stwem jest cz�owiek
ma�ego wymiaru, cz�owiek ma�ostkowy, miernota.
51 Ranyou (522�489 p.n.e.) � wybitny ucze� Konfucjusza, m�odszy od niego o�29 lat.
Wykazywa� polityczne zdolno�ci, ale z�natury by� skromny i�mia� bierny charakter.
52 Shun � w�chi�skiej mitologii jeden z�pierwszych cesarzy Chin. �y� w�drugiej
po�owie III tysi�clecia p.n.e. Uosabia� idea� w�adcy.
53 Zigong (520�466 p.n.e.) � jeden z�najwybitniejszych uczni�w Konfucjusza,
posiada� wielki talent literacki, a�tak�e polityczny. M�odszy od Zilu o�22 lata.
54 Fragment dialogu, w�kt�rym Konfucjusz uczy Zilu, �e sze�� cn�t, tj.
dobrodziejstwo, wiedza, zaufanie, prostolinijno��, dzielno�� i�si�a, zawiera
w�sobie sze�� wad, kt�re trzeba usun�� nauk�.
55 Kr�lestwo Jin � pa�stwo istniej�ce w��rodkowej cz�ci Chin od XI wieku do 376
roku p.n.e.
56 Dynastia Zhou � panowa�a w�Chinach w�latach 1046�256 p.n.e., ale po 771 roku
p.n.e. tylko nominalnie, poniewa� rzeczywista w�adza przesz�a w�r�ce niezale�nych
w�adc�w ma�ych pa�stw, teoretycznie b�d�cych wasalami tej dynastii.
57 Kr�lestwo Zi � pa�stwo, kt�re istnia�o w�latach 1046�386 p.n.e. na p�wyspie
Shandong we wschodniej cz�ci obecnych Chin.
58 Kr�lestwo Chu � pa�stwo istniej�ce w�latach 1030�223 p.n.e. w��rodkowej cz�ci
Chin. Le�a�o w�dorzeczu �rodkowego biegu rzeki Jangcy, tzn. na po�udnie od Zi.
59 Kr�lestwo Wu � pa�stwo to istnia�o od XI stulecia do 473 roku p.n.e. Le�a�o
u�uj�cia rzeki Jangcy w��rodkowej cz�ci wschodniego wybrze�a Chin, na wsch�d od
Chu.
60 Ksi��� Zhao � patrz przypis nr 43.
61 Ji Pingzi (?�505 p.n.e.) � potomek arystokratycznego rodu Ji.
62 Jisun, Shusun i�Mengsun (lata �ycia nieznane) � magnaci i�krewni w�adcy Lu.
63 Zhongdu � w�czasach Konfucjusza miasto po�o�one w�pobli�u miejsca, w�kt�rym
znajduje si� wsp�czesny Tai�an, na p�wyspie Shandong we wschodniej cz�ci obecnych
Chin. Nie myli� z�p�niejszymi miastami o�tej samej nazwie w�innych regionach Chin.
64 Ksi��� Ding (?�495 p.n.e.) � panowa� w�latach 509�495 p.n.e.
65 Gongshan Buniu (lata �ycia nieznane) � wasal rodu Ji.
66 Ksi��� Jing (?�490 p.n.e.) � panowa� w�latach 547�490 p.n.e.
67 Feniks � w�mitologii chi�skiej jest ptakiem zwiastuj�cym jakie� wielkie
wydarzenie. Przylot feniksa i�znaki w���tej Rzece mia�y zwiastowa� bliskie
przyj�cie kr�la m�drca.
68 Zigong � patrz przypis nr 53.
69 Klejnot w�tym wypadku oznacza Konfucjusza. Konfucjusz nie chcia� uprasza� si�
o�dobr� pozycj� w�rz�dzie, ale oczekiwa� uznania i�propozycji.
70 Ranyou � patrz przypis nr 51.
71 Min Ziqian (536�487 p.n.e.) � ucze� Konfucjusza.
72 Zijia (ok. 507 � ok. 420 p.n.e.) � ucze� Konfucjusza.
73 Zaiyu (522�458 p.n.e.) � my�liciel, troch� nietypowy w�r�d uczni�w Konfucjusza,
powszechnie znany jako orator.
74 Gong Liangru (lata �ycia nieznane) � ucze� Konfucjusza.
75 Zigao (lata �ycia nieznane) � ucze� Konfucjusza.
76 Yanhui (522�490 p.n.e.) � ucze� Konfucjusza.
77 Zijang (503�? p.n.e.) � ucze� Konfucjusza.
78 Sofizm � sprytne, ale fa�szywe argumenty u�ywane (bez wzgl�du na ich warto��)
z�zamiarem dowiedzenia swoich racji.
79 Ksi��� Ling (540�493 p.n.e.) � panowa� w�latach 534�493 p.n.e.
80 Wei � pa�stwo w�Chinach na zach�d od Lu. Istnia�o od XI wieku do 209 roku p.n.e.
81 Nanzi (lata �ycia nieznane) � pochodzi�a z�rodziny w�adc�w pa�stwa Song, �ona
ksi�cia Linga, s�ynna rozpustnica i�intrygantka obdarzona wielkim sprytem
i�inteligencj�.
82 Song � pa�stwo, kt�re istnia�o w�latach 1100�286 p.n.e. na po�udniowym wschodzie
od Wei, na terenie dzisiejszej prowincji Henan.
83 W�kierunku p�nocnym � w�staro�ytnych Chinach w�adca zawsze siedzia� na tronie
twarz� w�kierunku po�udniowym. Podw�adni podczas audiencji zawsze byli zwr�ceni ku
p�nocy. Etykieta dyktowa�a uk�ony odpowiedniego rodzaju w�zale�no�ci od wysoko�ci
stanowisk witaj�cych si� os�b.
84 Ziruo i�Zizheng (lata �ycia nieznane) � uczniowie Konfucjusza.
85 Zigao, ksi��� She (529�478 p.n.e.) � urz�dnik, zarz�dza� prowincj� She
w�pa�stwie Chu. Nie myli� z�uczniem Konfucjusza o�tym samym imieniu.
86 Kuang � miasto w�Wei.
87 Bo � forteca graniczna Wei.
88 Kr�l Zhao (?�489 p.n.e.) � panowa� w�latach 515�489 p.n.e.
89 Cai � pa�stwo, kt�re istnia�o od XI stulecia do 447 roku p.n.e. na po�udnie od
��tej Rzeki, na terenie obecnej prowincji Henan.
90 Eskapistyczna filozofia � ucieczka od problem�w zwi�zanych z�codzienno�ci�
i�rzeczywisto�ci� w��wiat iluzji i�wyobra�e�.
91 Zhangju, Jieniao i�Jieuyu (lata �ycia nieznane) � pustelnicy wsp�cze�ni
Konfucjuszowi.
92 Wyczucie z�otego �rodka � wed�ug konfucja�skiej doktryny by�a to najwy�sza forma
cnoty.
93 Ksi��� Ling (?�599 p.n.e.) � panowa� w�Chen w�latach 614�599 p.n.e. Nie myli�
z�ksi�ciem Lingiem z�Wei.
94 Bigan (lata �ycia nieznane) � wuj kr�la, uznawany za m�drca. Zosta� zabity,
poniewa� odwa�y� si� zgani� niew�a�ciwe zachowanie kr�la. Biganowi na rozkaz w�adcy
wydarto serce z�klatki piersiowej, poniewa� kr�l chcia� zobaczy�, jak wygl�da serce
m�drca.
95 Kr�l Zhou (ok. 1106�1046 p.n.e.) � ostatni kr�l z�dynastii Shang. Panowa�
w�latach 1075�1046 p.n.e. S�yn�� ze swej rozwi�z�o�ci i�okrucie�stwa.
96 Ksi�ga pie�ni�� klasyka literatury chi�skiej, jeden ze �wi�tych tekst�w
konfucja�skich. Patrz te� przypis nr 37.
97 Shiyu (VI wiek p.n.e., dok�adne lata �ycia nieznane) � dworzanin. Pope�ni�
samob�jstwo, a�eby przestrzec w�adc� Wei przed niew�a�ciwym zachowaniem.
98 Gongyin Shangyang i�kr�lewicz Qiji (lata �ycia nieznane) � nie zachowa�y si�
�adne przekazy na temat tych os�b z�wyj�tkiem informacji, �e Gongyin Shangyang by�
jednym z�dow�dc�w wojsk Chu.
99 Epizod opisany w�chi�skiej�Ksi�dze rytua��w�(Liji). Epizod t�umaczy si� tym, �e
Gongyin Shangyang, wiedz�c, �e rozkaz zabijania uciekaj�cych wyda� kr�l Chu, nie
chcia� obarcza� go odpowiedzialno�ci� za to, co uwa�a� za zbrodni�.
100 Cao � pa�stwo istniej�ce w�latach 1046�221 p.n.e. na po�udniowym zachodzie od
Lu.
101 Gong Shushu (lata �ycia nieznane) � pochodzi� z�pot�nego rodu magnackiego
w�Wei.
102 Zhe (?�480 p.n.e.) � ksi��� Chui. Panowa� w�Wei w�latach 492�480 p.n.e.
103 Ksi��� Ai (?�467 p.n.e.) � panowa� w�latach 494�468 p.n.e.
104 �yrafa � w�Chinach zwierz� mityczne (jak na przyk�ad smok). Wierzono, �e
upolowanie takiego zwierz�cia by�o zwiastunem pojawienia si� m�drca.
105 Pa�stwo Xiaozhu � istnia�o w�XI�V stuleciu p.n.e. na p�wyspie Shandong. Zosta�o
podbite przez Cao i�znikn�o z�mapy.
106 W�tym samym roku � w�481 p.n.e.
107 Chenheng (lata �ycia nieznane) � dworzanin.
108 Ksi�niczka Bo (lata �ycia nieznane) � c�rka ksi�cia Linga.
109 Kr�l Zhao � rzadki b��d Nakajimy. Kr�l Zhao z�dynastii Zhou panowa� w�latach
993�985 p.n.e. Informacje w�tek�cie dotycz� kr�la Jinga z�tej samej dynastii, kt�ry
panowa� w�latach 519�477 p.n.e.
110 W�czterdziestym roku panowania kr�la Zhao (Jinga � patrz przypis nr 109)
z�dynastii Zhou � czyli w�480 rok p.n.e. Dynastia Zhou � patrz przypis nr 56.
111 Gong Sungan (lata �ycia nieznane) � jeden ze spiskowc�w.
112 Qinhuai � dzielnica Nankinu, gdzie znajduje si� symboliczne mauzoleum
Konfucjusza.
113 Trepangi � zwierz�ta morskie zaliczane do strzykw. W�kuchni chi�skiej zaliczane
s� do grupy tzw. niebia�skich przysmak�w, zastrze�onych niegdy� jedynie do
konsumpcji na stole cesarskim. Jako surowiec kulinarny okre�lane s� mianem og�rk�w
morskich.
114 Shaoxing � marka chi�skich win ry�owych o�zawarto�ci 15�20% alkoholu.
115 Nargile � rodzaj fajki wodnej do palenia tytoniu.
116 Kilak � wrz�d, kt�ry jest objawem syfilisu (ki�y) � choroby przenoszonej
g��wnie drog� p�ciow�.

Projekt ok�adki z wykorzystaniem obrazu


Qian Xuana (Dynastia Song 960�1279)
Artur Pi�tek
Wyb�r ilustracji spo�r�d chi�skich i japo�skich dzie� sztuki
Katarzyna Alonso
Krzysztof Szpilman
Redaktor prowadz�cy
Tamara Micha�owska
Redakcja
Agnieszka �u�awska-Umeda
Korekta
Iwona Mokrzan
� by Siedmior�g, 2014
Wszelkie prawa zastrze�one. �aden fragment ksi��ki nie mo�e by� powielany
ani reprodukowany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-7791-280-5
Wydawnictwo Siedmior�g
ul. Krakowska 90, 50-427 Wroc�aw
Ksi�garnia wysy�kowa Wydawnictwa Siedmior�g
www.siedmiorog.pl
Wroc�aw 2014

You might also like