Professional Documents
Culture Documents
Adept - Przechrzta Adam
Adept - Przechrzta Adam
I
·R·O·Z·D·Z·I·A·Ł·
jak po przejeździe pociągu. Tyle że w enklawie nie było pociągów. Ani ludzi.
dawno odcięto dopływ gazu. Jednak warszawska enklawa rządziła się swoimi
plecy.
dokumenty...
jest sam.
gwałtownych ruchów!
albo jest Polakiem, albo świetnie zna polski. Jedno i drugie wydawało się
celowo wybierano Rosjan i rzadko kiedy na czele patrolu stał ktoś wyższy
stopniem od sierżanta czy wachmistrza. A ci nie byli specjalnie wykształceni.
głosie. – Kto wie do czego nam się przyda gospodin ałchimik? Wstawajcie! –
rzucił szorstko.
przestrzeń.
niańczenia...
oko przynajmniej czterdzieści lat. W tym wieku porucznikiem mógł być tylko
porozmawiać.
ulicy, żandarmi zajęli pozycje plecami do ścian budynków. Biorąc pod uwagę,
górę jak gotyckie katedry, na dachach pojawiało się coraz więcej gargulców i
– A to dlaczego?
– Ostrzeżenie?
wszystkie pomieszczenia.
podkręconym wąsem.
– A patefon gra... – wymruczał pod nosem porucznik.
– Nie rozumiem.
– Nie mam pojęcia. – Polak wzruszył ramionami. – Nie zajmuję się magią.
Prowadzę aptekę.
Drzemiący do tej pory pod oknem potężnej postury żołnierz uniósł głowę i
go jako wachmistrza.
tak jakby wiedzieli, że nie będzie miał im za złe podobnych indagacji. Nie
dotknęły.
coś!
zjawisko obserwuje się od dawna, choć nie wiadomo dokładnie, czego brakuje
chorym. Od setek lat ludzie leczyli szkorbut, jedząc cytryny czy kiszoną
kapustę, a kurzą ślepotę surową wątrobą. Tyle że nie każdy mógłby i chciał
w skład leku, alchemia podchodzi do tego bardziej ogólnie, nas nie obchodzi,
się raczej na tym, aby nasycić go jak największą ilością substancji aktywnej i
alchemii każdy organ został ukształtowany przez inne moce: oczy i serce przez
przez Wenus.
– To działa? – Matuszkin odezwał się z akcentem wątpliwości w głosie.
dolegliwości, wobec których klasyczna medycyna jest bezsilna, ale tak czy
je zebrać i przeżyć.
Porucznik był jedyną osobą, która nie przedstawiła się z imienia, otczestwa
cholery?!
niepowstrzymanym śmiechem.
Jastrzębiec?
– I mój.
– Nie rozumiem.
sięgnęli po broń.
że nie należy do żadnej znanej rasy. Była naga, ale jej widok nie wywoływał
przerąbała obojczyk demona. Tym razem rana się nie zamknęła. Upiorne,
eliksiru.
większe szanse.
moje pytanie?
znieczulenia?!
uszkadzając serca.
– Cóż...
niewiarygodną precyzją.
– W celu?
zwierzęce.
– Krzyknął pan, że to demon, a wcześniej rzucił zaklęcie...
fauna.
– Bardzo.
wysokobłagorodie...
świtu. A i Matuszkin...
– Możemy. Tylko wywalcie ścierwo przed dom.
zapraszamy”...
wypełniać rozkaz.
Ocknął się z godzinę temu, tylko jest słaby jak nowo narodzone szczenię.
myśl gnijące mięso. Żołnierze nie tylko wynieśli zwłoki, ale i usunęli plamy
służbiście.
Matuszkin.
bogata...
Tym razem poczęstowano go nie tylko sucharami, ktoś podzielił się też
górę.
granicy enklawy?
– Tak?
powinniśmy być przy murze. Przy czym naprawdę niebezpieczne będzie tylko
ponaddwukrotnie od platyny.
rzeczywistości.
wytworzyła enklawa.
– Nie rozumiem...
– Nie.
Amuru”.
złośliwości.
– Nic, nic, ja tylko tak... Wracając do rzeczy: nie wiadomo, czy ulice
działać słabiej niż czyste srebro, ale gdyby nie nasze szaszki, żaden z nas by
miejscowej fauny? Nie jestem też pewien, czy problem tkwi w naszej broni.
– Takie, które dotyczą garnizonu miasta Warszawy, natomiast nie mają nic
zacisnął pięści.
– Sugeruje pan...
– A Krugłow to...?
cytrynę.
idiotyzm!
tym większa zawartość kruszcu w stopie. Nie mam przy sobie kamienia
prawem próba.
ośmiu zołotników.
– Czyli srebro musi być próby większej niż pięćset? – upewnił się Jerszow.
Alchemik przytaknął.
Samarin nie miał zamiaru prać armijnych brudów w obecności nie dość, że
że nie będzie pan miał żadnych kłopotów. Kiedy tylko zamelduję się w
Baturin.
– W porządku. Baturin...
brzuchu bezpłciowej istoty pojawiła się bruzda, przez którą bluznęła fala krwi i
wnętrzności.
swoją amunicję – jednak tamten nadal walczył, tkając wokół siebie stalową
odrąbanym ramieniem. Szaszka Baturina wgryzła się w udo potwora, lecz jej
sztychu.
usiłował zblokować cięcie, jednak czarny miecz rozrąbał stalową klingę, jakby
bark, ale nie zdążył: krótkie ostrze rozpłatało mu twarz i zatrzymało się na
obojczyku.
Samarin ciął bestię przez plecy, jednak zdawało się, że nadludzka żywotność
stwora nie ma żadnych granic. Cios zadany pazurzastą łapą cisnął oficera na
bruk. Pod skórą demona nabrzmiały sine żyły, a jego rany zaczęły powoli się
dźwignął się już z ziemi, porwany na strzępy rękaw munduru i grymas bólu
– Co zro...
– Ja...
– Pij, do cholery!
– Nie rozumiem...
– Nie musisz. Pomóż mi ich dźwignąć, nie chcę, żeby się zakrztusili.
Jerszowa.
ramionami.
pożałujemy, że przeżyliśmy...
– Ruszamy?
obserwowali ten proceder ze swego rodzaju ironiczną satysfakcją. Nie raz i nie
dotknął policzka: pod lewym okiem, tam gdzie drasnęły go pazury demona,
kradzione palto, ukazując białe uda i znoszoną, choć, o dziwo, czystą bieliznę.
herbem karety, która zatrzymała się tuż obok, niemal wjeżdżając na chodnik.
wysokobłagorodie...
męczy.
posmakiem czekolady.
– Gdzie jedziemy?
tego typu zaświadczenie można wystawić na okres nie dłuższy niż tydzień. I
dokończył cicho.
Ważnych kwestii.
do tej pory nie mieszałem się w politykę i nie mam zamiaru tego zmieniać.
nie po drodze.
– A to dlaczego?
rękawa alkohol.
– Kto?
– Stangret. Nigdy mnie nie lubił. Kiedy byłem mały, ciągle targał mnie za
uszy.
uśmiech.
W jego głosie nie było gniewu, a jedynie podszyta nutą ostrożności prośba.
Rudnicki.
skomplikowane passy.
– Voilà!
wilgotną ziemią.
– Wolałbym się nie usmażyć, kiedy cię kopnę w dupę – wyjaśnił oficer. –
zrobić...
śmiechem.
W głosie oficera dawało się słyszeć lekko bełkotliwy ton, jednak precyzyjne
warta?
wszechświaty. Hinduizm, buddyzm... Pewnie zresztą jest ich więcej, nie znam
się na tym.
– Czort wie czy tylko teraz. Świat pełen jest mitów i legend o magach,
koniunkcja?
chwili oficer.
się u nas istoty z obcych wszechświatów, wraz z magią, alchemią i cholera wie
czym jeszcze. Wówczas powstają grymuary, alchemiczne traktaty, być może
nowe religie... Później koniunkcja się kończy, znikają korytarze łączące nas z
to blaga.
najmniejszych wątpliwości.
– Skąd mam wiedzieć? Enklawy pojawiły się dopiero w zeszłym roku, nie
– Olaf, na litość boską! Pytam jako przyjaciel, a nie carski urzędnik! Jak
jedynie...
– Pytaj – wycedził.
potwierdziły.
przypadkiem...
– Tak.
– Nie słyszałem.
– Ale...
Samarin powstrzymał go, unosząc dłoń.
ochrany. Nie od kuli czy bomby, ale w sposób sugerujący... – Oficer zacisnął
zęby, nie kończąc zdania.
oku.
ty kiedyś trafisz na... – Samarin urwał na widok miny gospodarza. – Oni już
próbowali, prawda?
byli bandyci.
ale Krugłow się nie zgodził. Zażądał łapówki. Problem w tym, że stryj nie
miał przy sobie takiej sumy, a tamten z czystej złośliwości! zażyczył sobie
domu.
– Daj spokój, nie jesteś niczemu winien, nie było cię tu przecież. Wracając
do sprawy: nie wiem, kto konkretnie próbował mnie zabić, jednak musiał to
– Alchemik?
– Albo mag.
– Dlaczego?
wiedzę. Ci, którzy go zabili, nie tylko zabrali... łup, ale też zrozumieli, że
– A to w jaki sposób?
– Co to za gildia?
– Srebrny Zamek.
Rudnicki przytaknął.
co pozwala nagiąć obowiązujące prawa fizyki, lecz ich nie unieważnia. Stąd
najczystszej postaci. Ba! Może nawet więcej niż materia prima. Właśnie ta
Bóg stworzył nie tylko Adama i Ewę, ale i... inne istoty. Jednak one wybrały
– Więc...
– Widzę, że już się domyśliłeś: tak, te demony, czy jak je tam zwać, to
SŁOWEM. Aktem woli. Dlatego żyjemy, dlatego wylizaliśmy się z ran, które
widziałem, jak...
tym akurat nie ma co się martwić. Inaczej, jeśli w rytuałach użyje się
Samarin ostrożnie dotknął głowni, przypatrzył jej się pod światło, w końcu
– Nie rozumiem.
– Chodź ze mną.
– I co?
– Kpisz sobie? Jest gruba jak męski przegub. Jeśli ostrze pryśnie...
– Boisz się?
– Niemożliwe!
się intencja. Nie chciałeś obciąć sobie palców, więc ostrze sprawiało wrażenie
Oficer długo wpatrywał się w miecz, kilka razy przerzucił go z ręki do ręki i
trzepania dywanów.
– W czym?
żebym mógł cię przekonać do pracy na rzecz Jego Wysokości. A może jednak?
– Skąd mam wiedzieć? Nikt tego nie badał. Będziemy pierwsi. Grunt, że
przeżyliśmy.
– Co znowu?
– Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, ale stwór, którego zabiliśmy, miał pewne
braki anatomiczne...
wyjazd do Moskwy...
– Jaki wyjazd?
leżały w kałużach krwi, ale sekcja nie wykazała żadnych ran. Żeby zatrzeć
rozmasował skronie.
– Co konkretnie?
Ufam ci. Tam, w enklawie, mogłeś napuścić nas na tego stwora, a sam
włączyć się dopiero wtedy, gdy go poranimy. Nie musiałbyś się wówczas
Więc?
przynieść kolejną butelkę, bo ja już jestem trochę nie tego... Tak, z tej szafy.
ogórkami i jęknął cicho. Tego ranka wszystko robił wolno i po cichu, życie
głosem Rudnicki.
– Dam, ale dopiero jak wrócisz. A teraz trzymaj. – Alchemik wyciągnął pięć
rubli.
Złota moneta zniknęła w niezbyt czystej dłoni chłopaka i Marek rzucił się
do drzwi.
będzie?
– Prosiłem Okoniową, żeby była ciszej! – warknął Rudnicki. – I niech
przecież w kościele mówili, żeby strzec się czerwonej zarazy... I w kimże tym
razem zakochał się przystojny książę? Nie, nie mówcie! Niech sam zgadnę: w
służącej!
ekscelencjów to ja się bojam. I moja noga nie postanie w tym domu, dopóki
nie dało się powiedzieć o innych, zatrudnianych jeszcze przez stryja służących.
okazji do kradzieży.
– On nie z takich ekscelencjów. Tfu! Ekscelencji – poprawił się Rudnicki.
ekscelencji...
To ja już posprzątam.
przerażające...
wojna nawet podczas pokoju rujnuje narody, im trwa dłużej, tem staje
Jasne! A pewnego dnia słońce wzejdzie na zachodzie. Jeśli wojna jest tak
nieuchronna, jak twierdzi Samarin, enklawy staną się dla wojskowych większą
pokusą niż sklepy z zabawkami dla małych chłopców. I prędzej czy później
militarnych. A wtedy nawet krwawe wizje Blocha staną się bajeczkami dla
grzecznych dzieci.
otaczające enklawy bariery, a generałowie zaczną bawić się materia prima, nikt
– Co za cholerstwo? – wymamrotał.
szablę. – Bo to ani blizna, ani tatuaż. Ja mam coś takiego na obojczyku, tylko
– A ty?
– Pojutrze.
magowie i alchemicy.
– Jakie środowisko?!
wyciągnąć.
lepiej niż niejeden mistrz gildii. I może nie najchętniej, ale jednak dzielił się
misję Samarina. Wreszcie oficer – jak wielu żołnierzy – był nieco przesądny.
Czyż to nie los postawił Polaka na jego drodze? Przecież tylko dzięki niemu
wyszli z enklawy żywi. Nie, zdecydował, nikt nie będzie „zajmował się”
Znaczy amator, dobre i to. A jeśli tak, na pewno nie jest sam. Miejscowi
bandyci nigdy nie działali w pojedynkę – zbyt duże ryzyko. Niestety, istniała
jeszcze jedna opcja: być może nie chodziło wcale o rabunek. Cóż prostszego,
sięgającego niemal kostek płaszcza, przekręcił lekko gałkę laski. Wątpił, żeby
napastnik czy napastnicy odważyli się użyć broni palnej niedaleko centrum
oderwał się smukły cień. Po chwili dołączył do niego jeszcze jeden: zasadzka.
czym nie zwracając uwagi na leżącego – po pewnym czasie człowiek uczy się
było prawdziwe. Kolejny trup nie miał przy sobie niczego poza odrobiną
bilonu, ostatni, ogłuszony, właśnie dźwigał się na kolana.
To nie mogli być zwykli przestępcy, ci nigdy nie targnęliby się na własne
się do gry...
Tuż obok wyrósł nagle jak spod ziemi młody lokajczyk dzierżący
Ciotka u siebie?
Samarin wyprostował się odruchowo, tak jakby znowu miał siedem lat, a
Józef Czerski udzielał mu pierwszej lekcji szermierki. Oficer do dziś nie
wiedział, kim był dla ciotki udający sługę mężczyzna, z nader mętnych
oszołamiającą urodę.
– To znaczy?
ciocia zaprosiła kilku specjalnych gości. Nie wiem, czy przyjdą, bo to dość
ewentualność, że ktoś odrzuci jej zaproszenie, równała się zeru. No, może
– Polak?
wiem, co robił wcześniej, ale od mniej więcej roku para się alchemią.
arystokracji.
– Co takiego?!
się, że tytuł cioci nie zrobi na nim większego wrażenia. Co innego uśmiech...
– Ależ skąd!
– Touché! – zawołał Samarin, łapiąc się za serce. – Jak ciocia dobrze mnie
zna...
uczestniczyło góra trzydzieści osób. Ani za dużo, ani za mało, w końcu raut to
starym morsem.
Rudnicki, o dziwo, trzymał się na dystans od, było nie było, kolegów po
właśnie było: księżna uwielbiała odgrywać rolę swatki. Samarin miał tylko
zaopatrzoną tacę. Mimo że nikt nie żałował sobie jedzenia, blizna odstraszała
nie siły. Jednak istnieją pewne ograniczenia, można je łączyć ze sobą według
– I jakie to reguły?
rzecz biorąc, istnieją trzy chóry: planetarny, gwiezdny i ziemski. Nie wolno
diamentami.
– Fascynujące! – zawołała tęga matrona pod pięćdziesiątkę. – Zatem
klejnoty.
któraś z pań.
i diamenty.
portfeli panów...
rauszu, jeszcze kieliszek czy dwa i zaczną sprawiać problemy. Kręcący się przy
podejrzanie. Dobrze, jeśli nic się nie zawieruszy po tym całym seansie – dodał
zjadliwie.
się pańskie zachowanie, majorze. Nie lubię mężczyzn, którzy nie potrafią pić,
Samarina.
– Krewny księżnej?
Rudnickiego. Nie bez znaczenia jest też fakt, że to właśnie przez panu
podobnych my, Rosjanie, mamy opinię chamów i prostaków.
bez słowa osuszył twarz, starając się nie okazywać zadowolenia. Było
to, aby tamten nie wyjawił zbyt wielu tajemnic enklawy. Wszyscy inni
alchemicy albo niewiele wiedzieli, albo nie mieli zamiaru dzielić się
sytuacji. Tak więc albo miał zły dzień, albo wykonywał misję. Misję zleconą
przez kogoś, komu bardzo zależało, żeby sekrety warszawskiej enklawy nie
wyszły na jaw...
pod ramiona.
strzelca i szermierza.
– Będę uważał, jednak nie sądzę, żeby do tego doszło, pewnie przeprosi, jak
» Bliźniaczki« ”. Co ty na to?
południa.
nielegalne, ich uczestnicy mogli niemal zawsze liczyć na łaskę cara. Dowódcy
wyboru...
– Kapitan Adam Warecki i porucznik Siergiej Budakow – zaanonsował
Matuszkin.
– Słucham panów.
– Mam nadzieję, że nie sugeruje pan, żebym zgodził się na jedną z tych
możliwe.
– Tak?
jego zachowanie wobec pana nosi charakter ciężkiej obrazy, jednak i pańska
wagi.
Samarin skinął z namysłem głową, Warecki miał rację, nie miało sensu
zakończyć? Było więcej niż pewne, że prędzej czy później będzie potrzebował
ich pomocy.
– Teraz rozumiem – oznajmił Budakow. – Nikt nie może pana winić, krew
nie woda.
moim żołnierzom.
naciskiem Samarin.
– Pański ordynans też tam był – domyślił się Budakow. – To stąd ta rana?
oficer garnizonu.
wczoraj.
poniżej normy. Dlatego ginęły patrole, ich broń była bezużyteczna. Teraz
zgłaszano skargi, ale nikt nie zwracał na nie uwagi. To sprawa sztabu, a nie
oficerów liniowych.
głową.
– Oj, Sierioża, Sierioża – westchnął. – Krugłow był świnią, ale przecież nie
– Nie wiem, o czym pan mówi – odżegnał się Samarin. – Prosiłbym też
– Cóż robić? Takie życie. À propos obrazy: a pan nie poczuł się dotknięty
inaczej. Zapewniam też, że coś podobnego zdarzyło się po raz pierwszy, a sam
że sprawy zaszły tak daleko. A teraz wybaczy pan, rzeczywiście czas spotkać
– Gospoda oficery...
łączką unosiła się poranna mgła, w oddali widać było niewyraźne sylwetki
cmentarz...
generał Proskurin.
„stój!” należy natychmiast opuścić broń, niezależnie od tego, czy ktoś strzelił,
stojąc okrakiem nad czarną skórzaną torbą. Pułkownik od razu wyczuł w nim
palcami chłodną stal. Kątem oka zauważył Baturina. Ten pilnował Zawiałowa,
– K boju! Strielat'!
napiął mięśnie – przestrzelone ramię rwało niczym ropny ząb, ale wyglądało
poszło nie tak, zmarnował kilkanaście łutów materia prima. Chyba że uzyskał
Samarin.
– Co robisz?
– Transmutuję!
– Więc ty naprawdę...
tytułem usprawiedliwienia.
nie sposób doszukać się cienia niepewności czy wahania, chociaż włączył się
śmiertelnie chorzy albo starzy ludzie. Sto tysięcy? A może i milion rubli? –
Wzruszył ramionami.
– Nie dłużej niż pół godziny. Może krócej, nigdy wcześniej tego nie
robiłem.
palcami szramę.
rany.
Alchemik machnął niedbale ręką, choć nie wyglądało na to, żeby przekonały
go argumenty rozmówcy. Cała jego uwaga skupiona była na przybierającym
niedowierzaniem.
– Nie rozumiem. Coś jest nie tak z moją higieną? – zapytał tym razem
alchemii i metalurgii.
były nie takie, jak trzeba. Tylko że to drobiazg, zważywszy, że przemiana się
udała.
przewagę...
wadze.
osiem, może dziewięć części srebra, reszta to złoto. Zastanowię się nad tym,
go stanowczym gestem.
– Jak chcesz, ale wydaje mi się, że twojej twarzy nic już nie zaszkodzi...
coś specjalnego, stryj próbował kiedyś uzyskać materia prima metodą opisaną
wieku. Wyszła z tego znakomita wódka. Pije się ją jak wodę, za to w żołądku
Ale godzinka czy dwie nas nie zbawią. Wypadałoby też omówić to
planowane... polowanie.
można dokonać, mając u boku zawodowców. Tak, Samarin i jego ludzie byli
mu niezbędni...
samemu wytwarzać amunicję. Niestety, nie zdążył pokazać, jak się strzela...
blacie, gotowe już naboje: setka do mosina, sto dwadzieścia do nagana. Niby
niezapowiedzianą wizytę.
– Kolejny atak! – rzucił Samarin, nawet się nie witając. – Tym razem na
Wątpię, żebym mógł wam pomóc. To znaczy pomóc w walce. Jak sam wiesz,
– Nie pójdę.
uprzejmością Samarin.
plus to alchemiczne.
rzędach naboje.
zrobiłeś wszystko, jak trzeba? Wiesz, nie chciałbym, żeby w trakcie strzelania
alchemiczne srebro.
fundusze.
wycedził Rudnicki.
walce, jesteś dla mnie zbyt ważny, żeby cię narażać, ale twoje lekarstwa
– Zabierz. Strzeżonego...
– Cóż...
– Chwileczkę! – powstrzymał go Samarin i zwrócił się do Budakowa: –
żołnierzy.
– Olafie Arnoldowiczu?
broń, na krótkim dystansie nie da wam aż takiej przewagi, jak się zapewne
spodziewacie. Do tego...
brwiami.
ręce.
Nieważne, jak błaha wydałaby wam się rana. Nawet zadrapanie może grozić
śmiercią.
– Słyszeliście! – zakonkludował Samarin. – Zaczynamy! Dzielimy się na
nam się...
kwestii nie byłbym pewien, słyszałem raz, jak krzyczał mężczyzna żywcem
zostać ekspertem.
– Owszem, udało nam się zabić dwa stwory. Wyższego rzędu – dodał.
ciało.
pagonach. – Ona krzyknęła i Stiepan padł jak ścięty, cały zalany krwią.
pies, a raczej podobna do psa istota, poruszał się długimi na kilka metrów
krwi.
Rudnicki czuł się jak w koszmarnym śnie: lufa rewolweru podnosiła się
powoli, niczym zwodzony most, stopy wrosły w ziemię. Ani strzelać, ani
skoczył na alchemika.
oddechu. Zaśliniony pysk demona znalazł się tuż przy jego twarzy. Nie
ludzi.
jacyś ranni?
żołnierzom...
– Słucham?
Pułkownik wyglądał na zmęczonego, ale nie widać było, żeby odniósł jakąś
ranę. Tylko jeden żołnierz miał zakrwawioną twarz, ale Samarin powstrzymał
związku z tym...
demon okazał się zbyt szybki. Powalił go na ziemię i rzucił mi się do gardła.
– Sam trafię!
niemal wbrew woli – fascynowała go coraz bardziej. Może dlatego, że jej autor
nie był wojskowym i nie rościł sobie prawa do nieomylności? Niestety, wizja
będą musieli przedzierać się nie tylko przez różne okopy polowe, ale i
najwyższy czas odwiedzić gildię. Pod koniec każdego kwartału każdy należący
członków loży.
– Nie rozumiem...
zgromadzenie...
– I co z tego?
jakaś luka.
– Panie...
wyraźną ironią.
– Złożymy...
– Słucham?
godziny.
– Gospodin Poturin...
otworzył drzwi.
uśmiechem.
Rudnicki. – Stąd dobrze by było, żeby był pan obecny przy naszej rozmowie.
– Nie mam.
podobną gwarancją.
dwunasty. Jeśli uzna, że mistrz lokalnej loży działa wbrew jej interesom.
Północnego Wiatru.
– Owszem.
szczerość, Warszawa nigdy nie była ważnym ośrodkiem, jeśli chodzi o tego
niebezpieczną.
miejscowego kwatermistrza.
podniesienie składki jest jak najbardziej na miejscu. Kto wie jakie koszta
A statut gildii nie pozwala nam się od takiej pomocy uchylić. Tak więc... –
faktów – odparł Poturin. – Nikt nie wie, ile tych istot grasuje na swobodzie.
– Pan osobiście...?
– Owszem. Zastrzeliłem tego drugiego. Demona wykończył pułkownik
przyszłość. Jeśli dokona pan tego w ciągu tygodnia, uznam podniesienie opłat
za przedwczesne...
Biorąc pod uwagę pańskie dotychczasowe dokonania, nikt inny nie zasługuje
Rudnicki wstał i skłonił się lekko, nietrudno zgadnąć, skąd zmiana humoru
mistrza loży. Szansa wyjścia cało z walki ze stworami enklawy była bliska
zeru. A jemu już się poszczęściło. Nie raz, ale dwa razy. Jak długo jeszcze
ubrany mężczyzna. Jego twarz wydała się alchemikowi znajoma. Stangret! Ten
błotem pułkownika...
– Olaf Rudnicki.
Samarina.
było blaskiem wielu świec. Maria Wołkońska, nie siląc się na dostojeństwo,
receptura Sydenhama.
nieco niedysponowana.
zdziwione spojrzenie alchemika. – Nie używam takich słów zbyt często. Czy
zaznaczyła figlarnie.
– Ależ...
Ostatnio...
alchemika.
– Tak?
zakończył z ironią.
przyjaciółmi...
– Ale...
testował. Księżniczka Olga jest zbyt młoda, żeby jej coś dolegało, chyba że
caryca...
niepokojem.
ale: dzwoniąc, pytał pan o mojego wnuka. Jak rozumiem, miał pan do niego
sprawę?
zdania.
– Nie rozumiem...
pułkownik posępnie. – Jedno jest pewne: pił całą noc. A panie, które zaprosił
– To znaczy...?
odpowiedzialna.
Rudnicki starał się zachować neutralny wyraz twarzy, ale nie wychodziło:
się w głowie.
– Józefie, proszę...
poznać...
wejdzie do enklawy bez zezwolenia, może liczyć tylko na własne siły. I sąd
dokumentów.
Mimo starań jego głos nie zabrzmiał zbyt pewnie: cóż, enklawa...
V
·R·O·Z·D·Z·I·A·Ł·
zabezpieczenie.
enklawy...
– I?
ostrożności...
nasi poprzednicy też sroce spod ogona nie wypadli. I jak pijany by nie był
– Tak jest!
Po chwili znowu ruszyli naprzód, tym razem idący w szpicy żołnierze nie
– Pli!
– Primknut' sztyki!
kontratak. Nieliczne żywe jeszcze stwory enklawy nie miały szans, ginęły
wozie Samarina.
Bragimowa. Ale dlaczego ktoś taki miałby się chować przed nami?
kamienicę.
mruknął Warecki.
tylko miejscową faunę, ale i ludzi, trzeba się zastanowić, czy nie lepiej
– Tak?
się do niego, albo sam doszedł do wniosku, że coś jest na rzeczy. Tak czy
bezpieczeństwa.
ktoś rozumny, ktoś, kto wie, jak można opuścić enklawę, przejście musi być
niedaleko.
większych grupach. One nie łączą się w watahy. No i ten strzelec... Trzeba
koniecznie wyjaśnić, kim jest i skąd się tu wziął. Jeżeli w enklawie zaczną
ałchimik?
jakieś zwidy. Tyle że mgła łudzi oczy. Na szczęście niedługo zacznie świtać.
jakieś narzędzia?
– Czy to konieczne?
kulach. Srebro jest zbyt miękkie, żeby rana miała taki kształt.
– Jesteś pewien?
Tu wlot jest na karku, a nie ma rany wylotowej. Tak jakby ktoś strzelał do
– No dobrze, niech wam będzie, ale odsuńcie żołnierzy. Muszę mieć trochę
miejsca i światło.
mu opłukać go z krwi.
– Znaczy snajper?
postrzałowymi.
towarzyszący mu żołnierze.
sprawdził puls.
tu widzów!
Samarin. – Olaf!
– Tak?
– A ty?
– Ja zejdę do kanałów.
wszelkie stworzenia.
wąska czerwona linia, pojawiła się krew. Kobieta nie zareagowała, nadal leżała
kul, skrzywił się, czując rozrywaną przez stalowe narzędzie tkankę. Dopiero za
krzyknęła przeraźliwie i zaczęła się szarpać, omal nie zrywając pasów, którymi
wyswobodziła ręce. Alchemik jeszcze raz zerknął na etykietkę, nie było mowy
alchemik wrzucił wyciągniętą z rany kulę. Pocisk potoczył się pod szafę, ale
Syknęła gniewnie, widząc, jak tworzy kolejną barierę, tym razem z soli.
– Ja...
to, prawda?
– Z enklawy.
– Zabiłeś... właściciela.
– Tak.
alchemicznym srebrem.
– To co, porozmawiamy? – zaproponował.
– Czego chcesz?!
– Chodzi ci...
moc.
Po twarzy spływały jej krople potu, skóra zaczynała sinieć. Najwyraźniej nie
magicznych rytuałów, ale sam nie był magiem i zdawał sobie sprawę, że
było wysokie: do tej pory rzucił tylko kilka zaklęć zabezpieczających dom.
decyzję Rudnickiego.
Alchemik przełknął z wysiłkiem ślinę, to, co powie, miało zadecydować,
– Consilium et auxilium.
nieznajoma nie jest zachwycona faktem, że użył łaciny. Tu każde słowo miało
wrogami.
– Spondeo – zakończyła.
Już się nie kuliła, rana pod obojczykiem zniknęła, jakby była tylko sennym
gardenii.
ruchu.
pręty.
zasłużyć.
– Czego chcesz?
– Teraz? Przydałoby się coś zjeść, jestem strasznie głodna. No i nie mam w
pożywienia?
lubię koniaku, a to piwo jest naprawdę obrzydliwe. Jak możesz pić coś
takiego? Ach, jeszcze jedno: zatroszcz się, proszę, o jakieś świeże owoce.
Mogą być truskawki, nie jestem wybredna. Trudno żywić się samym mięsem
i chlebem. Taka dieta jest wybitnie szkodliwa dla zdrowia. Wierz mi, w
zegar.
ranem i przespał niemal dobę. Dzięki Bogu, że nic wam się nie stało.
ciocia: dziewczyna jest z prowincji i raczej nie może pokazać się w tym, w
czym przyjechała.
spod oka. – Nie trzeba będzie niczego przerabiać. Chętnie zajmę się zakupami,
potrzebne będą nie tylko suknie, ale i dodatki: pończoszki, buciki, bielizna.
– Cóż...
ciotki.
– Jesteś pewien?
Jednak strój, jaki miała na sobie tam, w enklawie, raczej nie wskazuje na to,
podejrzewali.
Rudnicki.
okazało, kanałami...
uspokajać zebranych.
– Z pozoru wydawałoby się to niemożliwe – kontynuował. – Wszyscy
powodu: żaden demon nie był w stanie podejść blisko muru. Ani przejść pod
naruszeniem bariery.
srebra. To dlatego kilka demonów dało radę przedostać się na drugą stronę.
zaginiony patrol. Zabił ich ktoś, kto nawiązał kontakt ze stworami enklawy...
Tym razem w sali zapadła głucha cisza. Jedynie Poturin nie wyglądał na
zaskoczonego.
pokrytego melchiorem.
Warszawie. Niestety, nie ma żadnej pewności, czy za tydzień lub dwa nie
nowego mistrza.
Markowski zerwał się, krzycząc coś z oburzeniem, ale jego podniesiony głos
uciszyć zgromadzonych.
proponować na stanowisko mistrza kogoś, kto się nie sprawdził. Nie w tym
sytuacji, kiedy grożą nam Bóg wie jakie komplikacje, mistrz gildii musi mieć
pełnię władzy. Tak więc albo zgodzi się pan kandydować, albo na stanowisku
dotychczasowego mistrza loży. I nie cofnie się przed niczym, żeby to osiągnąć.
połowa obecnych straci prawa członków gildii, bo nie będzie w stanie zapłacić
wzrokiem.
przypuszczał...
cicho.
obecność.
zatroszczył się o garderobę jego gościa, mało prawdopodobne, żeby perły były
fałszywe.
urażona...
komplementów.
gestem fotel.
pończoszce. Dopiero teraz zauważył, że jej twarz, choć nadal piękna, nie jest
już idealnie symetryczna. Lekko uniesiony kącik ust nadawał jej figlarny
wygląd, sprawiał, że wydawała się bardziej przystępna. Już nie bogini, ale
– Co to za łańcuch?
– I co w związku z tym?
– Tak?
się nigdy, dlaczego większość zaklęć zawiera terminy z kilku języków? Gdzie
tu logika? Przecież nie każdy mag był lingwistą.
niedowierzaniem.
możemy kłamać, ale nie potrafimy składać fałszywych obietnic. To nie jest
magią.
słowa. A raczej SŁOWA. Dlatego istnieje pewien rdzeń, nazwa, dzięki której
– Słowo?
demonie”...
jego skład. Rdzeń. Głoski „d”, „m” i „n”. Możesz to wymówić równie
– I to podziała?
– Podziała.
to skomplikowana sprawa.
głoski? Coś, co cię określa w większym stopniu niż ogólny termin „demon”?
Dziwnie dziecięcym gestem uniosła ręce, aby zasłonić uszy, zacisnęła usta.
Milczała przez chwilę, wreszcie z rezygnacją pokręciła głową.
– Nie pytaj mnie o to, proszę – wyszeptała. – Nie jestem jeszcze... gotowa.
Powierzenie komuś takiej informacji jest jak obnażenie. A może i coś więcej.
chwilę zastanawiał się, czy nie przejrzeć nowości, ale otrzeźwił go dźwięk
drogi, a tak czy owak, przyjdzie posiedzieć nad papierami do późnej nocy. Nie
ścisnął mocniej laskę, ale nie wyglądało na to, aby ktoś go ścigał.
Jak się okazało, sprawy personalne były nie mniejszym problemem niż
enklawa. Niemal cały dzień Rudnicki spędził na porządkowaniu
zimne ostrze sprężynowego noża wniknęło już pod łopatkę i torowało sobie
błyszczące jak lustro buty i dobrze utrzymana, choć wyraźnie używana kabura,
tekturową teczkę.
hieroglify znaki.
– Gdzie głowa?
– To ktoś znany?
– Córka generała Dragunowa...
Nie wiemy tego na pewno, nie możemy wiedzieć na tym etapie śledztwa, ale
być może sprawa ma związek z enklawą. A w tej dziedzinie wyrobił pan sobie
opinię eksperta.
nosem.
Samarin westchnął ciężko, nie wiedział, czy córka generała Dragunowa była
będą chcieli...
– No, no, bez gimnastyki. Co pan o tym sądzi? O całej tej sprawie –
metod. Liczą się dla nich tylko rezultaty. No i nazwa. Amici Mortis.
– Przyjaciele Śmierci?
wymaga to czasu. Dlatego moi przełożeni byliby wdzięczni, gdyby i pan zajął
na dłużej...
dopowiedział.
– Rodzicom? – podchwycił.
żandarm. – Jeśli się jej poskarży, polecą głowy. Tyle że w niczym nie pomoże
śledczy imperium.
– Co pan proponuje?
– Zbrodni dokonano poza terenem Instytutu, ale tak czy owak, trzeba będzie
drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że nie wszystkim podoba się działalność
ochrany. Być może pozostali wykażą się większą szczerością wobec oficera
Konwoja...
kieszeni munduru.
uśmiechem.
Samarin odmówił.
Plewsze z rezygnacją.
– Więc o co?
– My?
– Wy, ochrana. Posiadam dość szerokie pełnomocnictwa, jednak wiem, ile
czasu mogą zająć przepychanki między resortami. Pomogę wam, o ile będę
mimo że ten powinien zameldować się już godzinę temu. Pułkownik zmełł w
służyli tylko najlepsi z najlepszych. Coś musiało się stać. Biorąc pod uwagę,
typ urody. Jednak było w niej coś, co przyciągało męską uwagę. Suknia w
ukłonem.
– Anna Ostrowska. Jest pan z ochrany?
papier paczkę.
– Co tam jest?
– Prosiłam pana...
– Wiera.
anarchistką?
Ostrowska spiorunowała go wzrokiem, choć nadal blada, powoli dochodziła
do siebie.
– Rozumiem...
– Cóż, skoro nie ma pani zamiaru wysadzić szkoły w powietrze, ani nawet
– Nie chcę, żeby miał pan przeze mnie kłopoty – powiedziała szybko.
– Owszem. Jeśli sprawa się wyda, dyrektorka będzie musiała mnie zwolnić.
powietrza.
uwagę od...
wychowawczynią Wieroczki.
odwiedzi matkę dziewczynki. Nie musi pani brać na siebie tego przykrego
obowiązku.
mnie, a nie z ust jakiegoś urzędasa, który nawet nie znał jej córki.
gabinetu dyrekcji. Tak jak się spodziewał, zastał tam żandarma. Po krótkiej
kapitana na korytarz.
Wojskowej.
– Co z tymi powieściami?
institutek i personelu.
tego typu literaturę. Być może dzięki temu zyskam jej zaufanie i dowiem się
się w Otwocku.
podziękowań.
– A to dlaczego?
– Będę prowadził śledztwo równolegle z ochraną.
złością.
pytanie.
– Naprawdę mogę?
– Naprawdę!
– Sprawniej?
się na wyjątkowo niebezpieczne. I nie pani stawi temu czoła, tylko ja i tak
usta.
Obaj jesteśmy też lojalnymi poddanymi Jego Wysokości. Już sam ten fakt
Rosjanin. – Kilka institutek dowie się, że były czasy, kiedy rosyjscy carowie
– Nie rozumiem?
– Nie „trochę” i nie „być może”. A teraz do rzeczy: co zataiła pani przed
ochraną?
wymijająco.
– Anno...
– Proszę nie bawić się ze mną w kotka i myszkę, Anno Piotrowna! Wie
ona.
wróżyć z kart czy wosku, wywoływać duchy, ale Wiera nigdy w czymś takim
nie uczestniczyła.
– Tak, nie znam nazwiska tego chłopca, wiem tylko, że ma na imię Kola.
niebezpieczeństwo?
Romanowej.
– Doprawdy?
– Dojeżdżamy – poinformował.
publicznie.
Otwock to nie Warszawa czy Petersburg, jednak taka uboga oferta woła o
wstydzić!
A może nie lubi pan kelnerów Polaków? Bo pewnie zwrócił pan uwagę na
– A co to ma do rzeczy?
przejezdnych. Nie wyobraża sobie pani nawet, z czym można spotkać się w
– Tak. Ten kelner wie, co jest pierwszej, a co drugiej świeżości. Ja, niestety,
nie.
my przeżyjemy obiad?
dwa kieliszki.
– Słuszajus', wasze wysokobłagorodie!
listopadową wódkę.
przy posiłku.
Przy stoliku wyrósł jak spod ziemi młody kelner, ostrożnie postawił dwa
kuchni.
„listopadowym”. Bardzo szybko stał się legendą i dziś jest już rzadko
– Nie mam pojęcia i wolę nie pytać. A nuż okazałoby się, że został zdobyty
na jakimś rosyjskim oficerze w czasie ostatniego polskiego... powstania.
– A może jednak?
jesiotra.
wyznała, kryjąc twarz w dłoniach. – Nigdy tak dużo nie jem. Ja...
nerwy. Przeżyła pani szok z samego rana, a teraz czeka nas jeszcze wizyta u
się Ostrowską.
córkę.
przyjęła ich w prostej, domowej sukni, osobiście nalała herbaty. Nie było w
upieczone ciasteczka. – Nie to, żeby blisko, za wysokie progi dla żony
poinformować...
serce. Od tyłu.
Wzdrygnęła się niczym smagnięta batem, ale już w moment później jej
skinieniem.
Olaf Arnoldowicz Rudnicki leżał w szpitalnym łożu blady jak sama śmierć.
Lekarze twierdzili, że miał szczęście: ostrze o włos minęło serce, tyle że żaden
– Wiem, że miałem się nie mieszać – powtórzył po raz nie wiadomo który
Rudnickiego przodem, dwóch innych chwyciło za ręce, żeby się nie szarpał.
Jak w balecie.
raczej nie jego sfery. Ktoś musiał ich wynająć – stwierdził pułkownik. –
to straszne szumowiny.
pozytywne wrażenie.
– A to dlaczego?
nad wiek. Tak jakby widziała rzeczy, o których nie śniło się przeciętnej
dłonią.
zazdrości.
któremu zawdzięczała życie. Nawet jeśli jej widok przywoływał na myśl strofy
wtedy...
Dosłownie wszystko.
– Nie pamiętam.
– Nie. Żołnierze starali się nas chronić, ale zginęli pierwsi: wystrzały
– Wszyscy staraliśmy się uciec przed napastnikami. Ale nie mieliśmy gdzie
– No właśnie, ilu ich było? Może tylko jeden albo dwóch? W tym całym
Tymczasem, kiedy rozpoczął się atak, padali jak kręgle. Jedna czy dwie osoby
problemów.
nachodziła.
alchemika.
oznajmił stanowczo.
wpływach ciotka mogła postawić na baczność nie tylko policję i ochranę, ale i
jeżeli Jej Wysokość zażyczy sobie pułku piechoty dla ochrony Rudnickiego,
straty.
jechać do cioci.
Dyskretnym uniesieniem brwi dała mu odczuć, co sądzi na temat jego
wyśpiewując:
Rudnickiego zachowywała się jak królewna i nie było w tym nijakiej pozy.
Samarina ciekawiło, czy ciotka podzieli jego zdanie. Jej Wysokość wyczuwała
okropnymi kobietami!
– Kto wie?
– Cóż...
łydki.
– Nic z tych rzeczy, tym razem to sprawa służbowa – odparł pułkownik, nie
ukłonem.
równie ładna jak księżna w twoim wieku – dodał, nie trudząc się stosowaniem
Pomagam w śledztwie.
kochała Wieroczkę.
księżnej.
chwili.
– Ale samej...
Saszka?
– Dlaczego nie? – wzruszył ramionami Samarin. – Jestem pewien, że
– Tylko nie to! – poprosił pułkownik. – Zapewniam cię, szpital jest dobrze
niepowstrzymanym śmiechem.
zadysponowała.
– Oui, ma tante – odpowiedziała posłusznie Anastazja.
koligacje panienki Anastazji. Tego nie da się już odkręcić. Żeby nam tylko
Samarin nie można było potraktować jak zwykłego policjanta czy agenta
ochrany.
chrapliwym szeptem.
odpowiedzialności.
pan: ochrana ma swoje cele, a armia swoje. Jeśli okaże się, że sprawa ma
boleśnie. Coś było nie tak, mocno nie tak. I nie chodziło bynajmniej o
śmierci córki, Samarin stanie się pariasem wśród swoich, być może będzie
sytuacja stawała się niewesoła. A jednak Samarin nie mógł oprzeć się
zawodowcy!
blokując przejście.
szable.
pacjentów.
Żołnierze ruszyli ławą, ostatni żywi bandyci zginęli pod ciosami bagnetów.
– Kto taki?!
Podtrzymywany przez krępego sierżanta Warecki pojawił się na szczycie
ruchem wątłej, dziecięcej rączki roztrącił rosłych żołnierzy i wpił się w gardło
Warecki. – Okno...
stanowić drogę ucieczki. Tyle że nie dla wszystkich. Musiałby zostawić obu
sobie wyobrazić, aby któreś z nich dało radę wyskoczyć z pierwszego piętra...
– Wszyscy nie żyją! – zameldował Matuszkin. – To coś zaraz tu będzie.
– Musisz...
– Może choć raz zrobisz to, o co cię proszę, kuzynie?! – warknęła. – No już!
Czując się jak ostatni głupek, Samarin stanął tuż przy łóżku Rudnickiego,
Pomylił się, nie dała im nawet tyle. Niespodziewanie drzwi rozpadły się w
niewidzialna ręka.
przejdziesz.
powiewu.
metra, pomyślał oficer. Kiedy znowu nacisnął spust, kula wyrwała kawał
mięsa z barku potwora. Rana nie poczerniała, najwyraźniej srebro nie działało
kopnięty przez konia. Pułkownik odruchowo poprawił lewą, ale nie wywarło
łamanych kości dowiodły, że cios okazał się skuteczny. Więc rąbnął z góry
potwora.
– Mianowicie?
– Co to ma znaczyć, do cholery?!
– Zabiłeś w enklawie coś dużego, prawda? – stwierdziła Anastazja. –
krew by cię zabiła. Ten proces to coś w rodzaju wymiany: krew stworów
enklawy błyskawicznie leczy zadane przez nie rany, ale ludzkie ciało ma
– Co się dzieje, jeśli tej energii jest zbyt wiele? – wtrącił zaniepokojony
Matuszkin.
słabym głosem Warecki – ale może ktoś by się mną zajął? Chyba mam
połamane żebra.
– Matuszkin, leć po doktora – rozkazał pułkownik. – A z tobą, kuzyneczko,
jeszcze porozmawiamy...
Samarinów...
VII
·R·O·Z·D·Z·I·A·Ł·
na czasie.
chwili doszedł go szmer cichej rozmowy, a twarz musnął lekki powiew. Ktoś
musiał otworzyć drzwi, domyślił się alchemik. A więc nie leży w trumnie,
dobre i to...
poszczególne słowa.
– ...krwawa magia...
– ...drogi kuzynie...
wessał łapczywie kilka kropli wody. W końcu udało mu się otworzyć oczy.
wojskowym mundurze.
– Sasza? – wyszeptał.
– Co... ze mną?
– Przeżyję?
– Na to wygląda...
ogarnął bezwład, a mózg pogrążył się we śnie między jedną a drugą myślą.
Tym razem ocknął się od razu świadomy i czujny, bez śladu sennego
otępienia. Nocny mrok rozjaśniała lampa naftowa, w jej świetle widać było
twarz siedzącej w wygodnym fotelu Anastazji. Dziewczyna miała zamknięte
– Co się stało?
Ledwo daliśmy sobie radę. Zastosowali magię wyższego rzędu. Musisz mieć
niebezpiecznych wrogów.
– Myślisz, że to Markowski?
mistrzem.
– Ciekawe jakich?!
obfitego łupu.
– Zabrali jakieś papiery? – spytał szybko Rudnicki.
– To wszystko?
familiarność?
czy aby na pewno nie byłam służącą jednej z kokot Bragimowa? – Parsknęła
śmiechem.
– Cóż...
– Nie rozumiem...
– Owszem.
sama dłoń. To raczej kwestia szerokości łączących je... korytarzy. Przez wąskie
mogą prześliznąć się tylko małe rybki. Później przychodzi czas na większe,
– Od czego to zależy?
– Pomagacie im?
i jedyny...
– Nie mam pojęcia. Jeśli tak, z pewnością będą chcieli cię zabić. Jak i
Szepczący.
umysłem?
– Owszem, ale nie w taki sposób, jak myślisz. Nie mogą rozkazywać, nikt
nie jest w stanie odebrać wam wolnej woli. Oni kuszą. Obiecują. Zapewniam
– Nie wiem, czy damy radę ich powstrzymać – przyznała. – Potrzeba czasu,
żebym rozeznała się w sytuacji. Tak czy owak, musimy spróbować. Oni nie są
– Przegramy? My?
podporządkują sobie wszystkich, także i nas. Wolę zginąć w walce, niż przez
eony znosić poniżenie, jakiego nie jesteś nawet w stanie sobie wyobrazić.
świata.
– Tak?
Byłam tu, kiedy ledwo wyszliście z jaskiń, kiedy Cheops budował swoją
piramidę, widziałam Karola Wielkiego, piłam wino z Medyceuszem
poduszkę.
kamienia imiona innych bóstw niż Aton. Bo on nazwał się Atonem, ten
prawie-Szepczący.
– O tak! Tylko wiesz co? On się opierał. Przez moment, mgnienie, trwał
– To jakiś rytuał?
– Mam zamiar postawić cię na nogi. Nie ma sensu, żebyś tu leżał przez
– Wypij to – poleciła.
– Wiesz...
– Jak to zrobiłaś?!
– Chciałbym jednak...
– Jutro – przerwała mu Anastazja. – Porozmawiamy jutro. Teraz śpij.
warszawskich wyższych sfer. Nie dało się ukryć ataku na szpital, cała sprawa
kabury.
powitaniu Rudnicki.
– Bo ja wiem? – westchnął Samarin. – Szpitala pilnuje kompania żołnierzy,
ostatnim ataku wolę dmuchać na zimne. Jak się czujesz? Bo lekarze twierdzą,
wrócić do domu.
– Nie za wcześnie?
wyjaśniająco.
– I?
– Co „i”?
– Policja go aresztowała?
– Nie, gość się ukrywa. Prędzej czy później wpadnie, tyle że nic nam to nie
da. Wątpię, żeby przyznał się do ataku na szpital, a wszyscy, którzy mogliby
– Stracił niemal wszystkich ludzi, kolejny zamach na twoje życie jest mało
odburknął Rudnicki. – I co z tego? Nie mogę do końca życia chować się przed
ochronę.
– Dziękuję, nie skorzystam. Już i tak niektórzy zastanawiają się mocno nad
carskiego dygnitarza.
stronę. Nie lubię polityki. Wiesz, jest podobno taki język, w którym słowo
„polityk” wymawia się tak samo jak „kurwa”. Moim zdaniem, nie bez
powodu...
niewartych parweniuszy?
– Cóż...
Nadwiślańskiego...
pretensje.
– Nieistotne?
pytanie...
– Tak?
– Kojarzysz te symbole?
piątym w Łodzi?
naszej kuzyneczce? Z jednej strony nie bardzo wypada podsuwać coś takiego
kobiecie, z drugiej...
Na twój rozkaz?
kontynuować temat.
– Co do naszej kuzyneczki...
– Tak?
– Niby tak – skrzywił się oficer. – Jednak jest w niej coś, co mnie niepokoi.
W czasie tego ataku zachowywała się jak... – nie dokończył, najwyraźniej nie
potrafił dobrać odpowiedniego słowa.
– Aha. A dlaczego nie teraz? Twoje jest w tym momencie podobne do róży.
– A co z tobą?
– Zaraz zobaczymy.
– No gadaj, matołku!
– Przypomina małpę.
– A to w jaki sposób?
ruszył dalej.
– Musimy porozmawiać.
– Myślałem, że rozmawiamy.
bezpieczny.
– Czy nie moglibyśmy odłożyć tego na później?
– Nie!
żołnierzem ani policjantem. Nie potrafię ich ani wytropić, ani przekonać, żeby
cudem dał sobie z nimi radę, ten człowiek po prostu wynajmie innych. Albo
– Więc...
– Doprawdy?
ze zwierzętami.
prawdę. Jak to szło? „Z łatwością pojmie zwierzę siemię męża, wżdy bowiem
Przyroda jest jedna; i wtedy nie Człowiek się zrodzi, lecz zwierzę i potwór,
uwagę dziewczyna. – Nie wiem, czy twój wróg dogadał się z demonem, czy
go zniewolił, fakt pozostaje faktem: jest tylko jeden sposób powołania do
życia homunkulusa.
– I co dalej?
wymamrotał alchemik.
– Co znowu? – burknął.
kiedy zapisuję jakiemuś dziadkowi proszek na potencję, ale dzielnie daję sobie
z tym radę. Walka, nie mówiąc już o zabijaniu, to nie mój poziom.
pewnie, że tacy ludzie jak Samarin nie czują lęku? Błąd! I oni się boją. Choć
wyzdrowiejesz.
przysięgę, nasze losy są ze sobą związane. Jeśli cię zabiją, i ja nie pożyję zbyt
długo. Dlatego dopilnuję, żebyś się starał. Bardzo, bardzo starał. A gdyby
zawartość.
krewniaku...
wszystko.
swojego dowcipu.
doświadczenie.
jakiś czas słychać było tylko zgrzyt tłuczka trącego o ścianki aptekarskiego
moździerza.
w okno.
własnym oddziałem.
– Niewiele wiem o ojcu – przyznał Rudnicki. – Zmarł, gdy miałem sześć
lat. A i stryj rzadko kiedy o nim wspominał. Nie wiem nawet, czy sam stryj
tematu.
– To znaczy?
– Poróżnili się?
chłopi.
– Patrioci?
– Wątpię, czy można by ich tak nazwać – odparł sucho Czerski. – Raczej
– Co było dalej?
podporucznik, a ten dał słowo oficera, że nas nie zdradzi przed swoimi.
– Dotrzymał.
– To wszystko?
z ojcem?
na pastwę losu, wtedy w tej wiosce. A pański ojciec nie akceptował metod
się o względy Marii Pawłowny, księżna naprawdę jest kimś w rodzaju niemal
barku Samarina.
wydawał się częścią jakiegoś systemu, choć Rudnicki w żaden sposób nie
optyki.
– A konkretnie?
dodatkowe piętra?
– Owszem.
wrodzonym. Wy musicie się jej uczyć. Im szersze korytarze, tym więcej magii
ilość mocy, która przedostała się przez korytarze, określa częstotliwość drgań.
może dziesięcioleci. Wreszcie dany symbol nigdy nie zmienia się całkowicie.
prawdziwą moc.
Wzruszyła ramionami.
biblioteki?
– Powiemy. Ale wiesz co? Postaraj się pominąć mój udział w tym
wszystkim.
jednak lepiej było nie eksponować roli panienki Anastazji. Kto wie jak
alchemiczne teorie.
enklawie.
– Wątpię, kuzynie. Sam wiesz, jak to jest: rozmowni są tylko ci, którzy
niewiele wiedzą, a reszta milczy. Gdyby było inaczej, Olaf i ja nie bylibyśmy
ci do niczego potrzebni.
– Wasze wysokobłagorodie?
przeczucie.
sensu.
baryszni Anastazji mogą nam się przydać. Podobnie jak wiedza gospodina
ałchimika.
– Co powiem ciotce?
cywilów!
enklawy...
Rudnicki uniósł ociężałe powieki, szum motoru niemal go uśpił. Czuć było
obuwie, co w niczym nie odbierało jej urody, ale krępowało nieco alchemika –
gestem.
budynku.
Rudnicki.
– To biblioteka – stwierdziła dziewczyna. – Jeśli mam rację, tam na pewno
Nocną ciszę mącił jedynie cichy szum silnika i odgłos ostrożnych kroków.
Chmury zakryły księżyc, a Samarin rozkazał wyłączyć reflektory automobilu,
po zęby...
powtórzyła.
rozkazy oficerów, ale wrzawa nie cichła, wręcz przeciwnie: znowu rozległo się
– Dawaj!
– Ja...
– Co chcesz zrobić?
– Zobaczysz. Baturin!
– Tak, panienko?
Aha, nie bierzcie jeńców. To nie ma sensu, oni się nie poddadzą.
pobojowisko.
naprzód.
natychmiast!
figury, jej palce rozbłysły światłem, igrając w mroku nocy niczym stado
Żołnierze natychmiast otworzyli ogień, ale nie mogli trafić stojącego w głębi
zgęstek ciemności.
go za ramiona.
Anastazji, jej twarz była pokryta pęcherzami, a włosy i ubranie nadpalone, ale
sami...
nie miała takich problemów, odniósł wrażenie, że nie przeszkadza jej ani
żywego...
Idziemy dalej!
poinformował. – Wydaje się, że nikogo tam nie ma, ale lepiej zachować
palców.
– Są – oznajmiła z satysfakcją.
– Co dalej?
– Jak mogłem się nie domyślić. Oto i źródło wiedzy na temat bibliotek,
życie w szpitalu, a i teraz nie dałbyś sobie rady beze mnie – odparła spokojnie
Anastazja. – Pułapka? Wolne żarty! Gdybym chciała cię zabić, już dawno
byłbyś martwy!
niczym sytuacji. Jak mogę ufać komuś, kto nie mówi mi prawdy?
W kamieniu nie było niczego dziwnego, nawet lewe oko ukazywało obraz
żadnej magii. Przez godzinę czy dwie – Rudnicki stracił poczucie czasu –
Wreszcie ujrzał znaki. Wyłaniały się powoli, o ton bledsze od nocy, emanując
niczym fala przyboju. Każdy oddech, każde uderzenie serca niosły go dalej i
Poczuł na języku smak krwi, tak jakby dźwięk rozsypał się na ostre,
Jakiś cień oderwał się od ściany, alchemik poczuł zapach gardenii i cedru.
– Co z nim?
– Nic mu nie będzie, ale trzeba czasu, żeby doszedł do siebie. Dobrze by
było, gdybyś zrobił użytek ze swoich lekarstw. O ile masz jakieś na taką
okazję.
– To znaczy?
ustach.
flakonikami.
korek.
wodą.
żeby ktokolwiek ośmielił się nas zaatakować. Nie po tej masakrze. Zginęło
– Dlaczego?
– Moc, jaka przechodzi przez korytarze, jest zbyt mała, żeby robić
ołowiem. O celnym strzelaniu nie ma co marzyć, nie przy tej konstrukcji, lecz
ze względu na niewielkie rozmiary tego rodzaju broń i tak noszono przy sobie,
obiecała. – Odpoczywaj.
armijnych standardów.
symbole i dźwięki?
mocy nie mają ściśle określonego działania. Tylko od was zależy, co z nimi
zrobicie.
wywołuje pewien stan umysłowy. Załóżmy, że masz przed sobą jakieś trudne
kompleksy.
– A w praktyce?
– Bo ja wiem? Powiedzmy, że spotkasz kobietę, która ci się podoba, ale
obiektywnie rzecz biorąc, nie masz u niej żadnych szans. Wymawiając na głos
niekoniecznie.
poważnie.
ręki.
tematu?
Samarina.
– To już zależy od ciebie, formuły się nie zmieniają, lecz każdy człowiek
gryzienia.
nastrój.
institutki...
– Tak?
Przyjaciół Śmierci?
– Owszem, lecz to nic pewnego. I jaki to może mieć związek z tym tutaj?
– Możliwe.
Twardych dowodów!
łaciny, ale wydaje mi się, że nazwa tej gildii to Amici Mortis. Gdyby to byli
– Co takiego?
– Bo ja wiem?
– Taak, a jaki?
zwłoki.
– Ciekawe jak?! Nie mam tylu noszy, a gdyby nawet, trudno walczyć,
zwiadowcy odkryli furę. Konie, o ile jakieś tu były, dawno zjadła miejscowa
w nim wszyscy, a pewnie dałoby się upchnąć nawet jednego czy dwóch
minutę.
– Świetnie! To co robimy?
wskazówek. Niestety, tak czy owak, trzeba będzie rozwiązać pewne problemy.
– Może dam radę się nauczyć? – wtrącił cierpko alchemik. – Mamy jeszcze
za wiele.
pod pancerzem pojazdu dysponującego potężną siłą ognia. Już nawet nie miał
niej zagrożenie.
cichy chrzęst. Delikatna lodowa skorupa łamała się pod lekkim naciskiem, ale
z pewnością nie mógł tego dokonać żaden ptak. Ktoś skradał się pod ścianą
kamienicy.
zatrzymał się w pół gestu, jeśli wystrzeli, ostrzeże co prawda towarzyszy, ale
też zwróci na siebie uwagę nieprzyjaciół. Jeżeli nic nie zrobi, tamci zaskoczą i
jak go użyć. Rudnicki rozejrzał się z desperacją, lecz w pobliżu nie było
możliwość.
upadkiem.
wszyscy?
kilka pytań, a nie kolejnego trupa. A ten drugi? – zwrócił się do Matuszkina.
różdżki.
poprzednio?
– Może nie od razu, ale powie – zapewnił pułkownik. – Nie sądzę, żeby
– Chcesz go...?
kontrolowanej furii.
– Wiesz, co jest niegodne oficera? – wycedził. – Dać zginąć swoim ludziom
szabrownikiem?
Rudnicki ruszył niechętnie w stronę trupa, nie miał ochoty dotykać zwłok
zastrzelonego przez siebie człowieka, ale obaj Rosjanie byli zajęci, a nie
byli sami...
znaki.
– Nie rozumiem...
moralne...
przypadnie mu do gustu.
mężczyznę: ostre, kanciaste rysy przeciętej szramą twarzy nie dały rady
zamaskować rozumnego wyrazu bladoniebieskich, wyblakłych oczu. Zapewne
– Jakie ma działanie?
stopnia...
– Boję się. Jeszcze jak się boję! Widziałem, co potrafią. Mam jednak
na wystraszonych.
znasz nazwisk ani adresów, nie wiesz nawet, jak nazywa się gildia, której
zatem dwie: śmierć albo uniewinnienie. Biorąc pod uwagę, co do tej pory
nazwisk, to rzeczywiście ich nie znam, ale mam coś niemal równie dobrego:
– Twarze?
– Studiowałem w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium – wyjaśnił. –
ogryzkiem ołówka.
– Nikak niet!
– Do roboty! – rozkazał.
tylko dwa razy i zawsze w masce, ale zdjął ją, wychodząc z budynku, w
latarni gazowej.
oczach.
– Trudno kogoś takiego przeoczyć – odezwał się alchemik.
przepastne oczy, figlarne skrzywienie warg, ciemne jak skrzydło kruka włosy.
wysokobłagorodie?
wątpliwości, w czym rzecz: Novotnemu udało się nie tylko oddać wiernie
wygląd Anastazji, ale też charakter dziewczyny. Twarz z portretu emanowała
niepokojącą aurą.
za nami.
starego zielnika:
bowiem tak powiadają, iż się poci, jeśli będzie jad blisko położon.
odwiedza księżnę Samarin, jednak kiedy sam złożył jej wizytę, okazało się, że
– Proszę! – zawołał.
– Co to jest?
tygodni zginęło kilku alchemików. Ludzie boją się wchodzić do enklawy. Jak
– Owszem.
– Co znowu? – burknął.
– Jakim „wam”?!
Niby nie jest to nic nielegalnego, ale pamiętaj, że byłaby to pierwsza taka
mam.
– Znam kogoś, kto mógłby ci pomóc. Zresztą nie tylko w tej kwestii.
– A w czymże jeszcze?
odpowiedź.
najemników.
Niby skąd mam wziąć pieniądze? Pewnie dałbym radę opłacić kilka lekcji
strzelania czy szermierki, ale nie sformować prywatną armię! A jeśli podniosę
– Symbol?
sprawie było coś dziwnego. Do tej pory Anastazja raczej nie narzucała się z
ostrożność.
ale...
Jednak...
czasie.
– Dlaczego nie zaraz? – spytał nieufnie alchemik. – Co się stało? Bo coś się
stało, prawda?
sam.
znaczy „załatwić”?
– Musisz się ich pozbyć – wyjaśniła spokojnie. – Nie zostało ich wielu,
Trzeba ich nie tylko zlikwidować, ale i wysłać sygnał, że nie opłaca się
lecz jestem pewna, że jeśli nie zajmiesz się tymi bandziorami, oni zajmą się
przeraźliwie gorzka.
tempie.
bólu. Do tego...
swoich domostw.
lejcami i powóz powoli potoczył się dalej. Po chwili Rudnicki został sam.
gwałtownie, w progu stanął liczący sobie nie więcej niż piętnaście lat chłopak.
bo stuknę w ślip!
rzucił na bruk.
kumplami.
Wymówił szeptem słowo mocy, zapiekło go w gardle, ale tym razem dziąsła
nie krwawiły. Magiczna fraza pozbawiła alchemika strachu, nie odczuwał też
żadnych dylematów moralnych. Nie zastanawiał się, czy zabić, myślał tylko,
jak i kiedy. Stanowczym gestem pchnął koślawe drzwi do izby i niemal
zbudowany zbir zasłonił się pogrzebaczem, ale krótka czarna klinga bez trudu
przecięła żelazny pręt i odrąbała głowę bandyty. Gorąca tętnicza krew zbryzgała
twarz alchemika.
Bandyta otworzył usta, ale nie mógł wydobyć głosu. Zagryzając z bólu
wargi, wskazał trzęsącą się dłonią zdekapitowane zwłoki.
sprawcą jatki.
bliznami twarzy. Obaj z nożami w ręku. Rudnicki podniósł miecz, ale kiedy
delikatnie ziołami.
– Co to takiego?
– Ale...
Zaczęło się niewinnie; ogarnęła go fala ciepła, wszystkie doznania stały się
nie protestowała, kiedy jego dłoń ześliznęła się wzdłuż szyi, spoczęła na
półkule piersi. Dziewczyna wiła się jak wąż, usiłując wyswobodzić się z
resztek tego, co jeszcze przed chwilą było wytworną sukienką. Pomógł jej,
Poznawał jej ciało dotykiem, badał niczym ślepiec mapę nieznanych lądów,
smakował, bawił się jak lalkarz kukiełką. Godziła się na wszystko, posłuszna
– Dlaczego? – zapytał.
przekroczyłeś granicę. Teraz możesz przekroczyć inną. Proszę cię, zrób to. Dla
– To jakiś podstęp?
Mężczyzna miał swoje lata, choć dało się zauważyć, że nadal dysponuje
niebagatelną siłą. Każdy jego ruch był płynny i celowy jak u młodzieńca.
szermierki.
opinię, maestro.
Interesuje mnie tylko walka. Realna walka. Nazwałem swój system szermierką
miejsce do ćwiczeń...
– Zapłacę.
– Dlaczego płyn ma taką dziwną barwę? I skąd mam wiedzieć, że mówi pan
prawdę?
pan na słowo.
żadnych zobowiązań.
– Wystarczy?
uśmiechu.
temat.
– Przede wszystkim jako ochrona w enklawie. Miejscowa fauna jest dość
– Owszem.
– Z jakim skutkiem?
– Przeżyłem.
nowość.
– Wynagrodzenie?
– Ja. Jednak nie będę się wtrącał w detale. Znam swoje możliwości,
Rudnicki pożegnał się uściskiem dłoni, ręka fechmistrza była równie twarda
jak jego wzrok. Alchemik nie miał wątpliwości: jeżeli aurum potabile nie
pozwolił.
było niemal tak samo zimno jak na ulicy. Rudnickiemu nie poprawiała też
preparat podziała...
jakich jeszcze u niej nie słyszał. Każde słowo dźwięczało głucho niczym
Alchemik pochylił się nad stołem. Na dnie retorty spoczywała grudka krwi
wielkości pięści.
– To jest...
dziecko...
IX
·R·O·Z·D·Z·I·A·Ł·
śmierci córki, ale Samarin czuł drzemiący w nim utajony gniew, nie ulegało
Augusta Nikołajewna.
Ostrowska nie była zachwycona jego wizytą. Czyżby domyśliła się, że nie
trunku.
– Znakomity! – pochwalił.
– Tak?
Uczennice Instituta...
Generał przerwał mu gwałtownym gestem, na jego skroniach uwydatniły się
żyły.
– To dość skomplikowane...
demonów.
– Nie mam pojęcia, nie zajmuję się magią. Jednak uważam, że nie warto
nam się to podoba czy nie, magia rzeczywiście istnieje. Nie wiem, jak długo
to potrwa, ale na dziś więzienie nie jest rozwiązaniem. Nie dla tych ludzi.
Dragunow skinął głową, choć trudno było pojąć, czy potakuje swoim
– Ustalenie miejsca pobytu pana Nyikosa to kwestia dni, może godzin, jego
– Służba filerska?
Samarina. – I co dalej?
go przesłuchamy.
Tylko zroszone potem czoło pozwalało się domyślać, ile kosztuje go ten
pozorny spokój.
Samarin potwierdził.
– W takim razie zgoda. Proszę tylko powiedzieć, gdzie i kiedy, ja zajmę się
resztą.
spust!
sprawie morderstwa?
– Słucham – zachęcił.
Ja zaraz...
uspokoić.
– Źle sypiam – wyznała po chwili. – Cały czas zastanawiam się, czy nie
dobrej, utytułowanej rodziny. Jeżeli coś jej się stanie, polecą głowy. Być
– Polka?
– Gospodin połkownik!
– Staram się panią uspokoić. Przypuszczam też, że sytuacja wcale nie jest
– Tak.
– A to dlaczego?
zatrzymywać się w takich miejscach, ale mało kto przestrzega tego akurat
– I zapewne przy każdej okazji proszą opiekunkę, żeby ta zatrzymała się przy
sklepie?
Nauczycielka nie odpowiedziała, jej mina jednak mówiła więcej niż słowa.
takich sprawach.
– A to lisica!
– Kto? Weronika?
naciskiem Samarin.
krzyknąć.
zaatakować tętnicę.
utratę przytomności.
– Nie wiedziałam.
– Nic dziwnego, tego nie uczą w Institutie Błagorodnych Diewic.
wśliznęły się pod futro dziewczyny, dotknęły piersi i talii, osunęły się na uda.
Zadarł rąbek długiej, sięgającej kostek sukni, przesunął dłoń wzdłuż jej
pocałunki... Nie wyglądało też na to, aby dręczyły ją wyrzuty sumienia, wręcz
– Słucham?
szczerze.
kapitan Plewsze.
żandarm.
chyba tylko dwie opcje: albo rzeczywiście ją porwano, albo to jakaś miłosna
afera.
czasem czytają na głos listy. Nataszka nigdy tego nie robiła. Bywało nawet, że
– Robiła dobrą minę do złej gry czy też rzeczywiście jej to nie obchodziło?
– urwała.
– Tak?
się z nim odpowiedzialnością. Jakby co, winna będzie nie tylko ochrana, ale i
sama kobieta wpatrywała się w niego, jakby był światowej sławy ekspertem w
rzeczy – polecił.
się na oficera.
spojrzeniami.
– A łóżko?
– Z lewej od szafki.
blondynka.
Instytutu.
chroń to, co zasadziła Twoja prawica, latorośl, którą umocniłeś dla siebie”.
– Brawo, mademoiselle...
– Skąd! Dziś ubieramy się mniej formalnie. Ale dawniej uwielbiano takie
biblijne aluzje.
mundur?
wszelkich cnót?
po prostu nie mogła się powstrzymać, żeby nie odwiedzić chorego. Zapewne
– Gospodin połkownik!
myśli?
signor Rossi...
Rzut oka na nauczycielkę przekonał ją, że lepiej nie kontynuować tematu.
wściekłą.
jeszcze rodziny.
poły dziecięcej buzi. – Nie zrobimy panu krzywdy. Kawy, herbaty, a może
ciasteczek?
kawa.
palce.
skoczyć do kuchni.
zaanonsował Ostrowską.
– Aleksandrze Borysowiczu...
sam z mężczyzną.
kompromitacji?
– Do domu! – polecił.
na śledztwie, nie wychodziło. Cały czas widział szare jak jesienna mgła oczy,
zera. Oficer wpatrywał się w zadumie w lecące z nieba białe płatki, wsłuchiwał
w nocną ciszę. Noc otulała miasto jak ciepła, puchowa kołdra, stwarzając
Biorąc pod uwagę, że księżna spała, tylko jedna osoba mogła niepokoić go
o tej porze. Totumfacki ciotki wyglądał na poirytowanego, siwe, rozczochrane
telefon.
oczy. Był tylko jeden problem – Jej Wysokość nie znosiła ochrany...
– Oczywiście.
bezbrzeżnej pogardy.
spotkanie.
– Tak?
zachwycony?
– A konkretnie?
którym się ukrywał. Niestety, znaleźliśmy tam tylko ciała. Zabito ich jakiś
czas temu, ale mróz zakonserwował zwłoki tak, że można było przeprowadzić
lub szabli. Ślady wskazują, że ten, kto ich zabił, musiał być świetnym i
– I któż to taki?
Samarin podkręcił knot lampy naftowej i pochylił się nad stołem. Z kartki
– Chcecie go aresztować?
– To znaczy?
było zdenerwowanie.
prawo do obrony, ba! mało tego, zostanie bohaterem! Trzeba też pamiętać, że
pański... kuzyn jest już mistrzem gildii, a nie zwykłym aptekarzem, i jako
prawda?
można powiedzieć o niektórych jego kolegach z gildii. Nie muszę chyba panu
tłumaczyć, jakich kłopotów mógłby nam narobić jakiś radykał na tym
słuchy, że szykuje się coś poważnego. Nie znamy detali, może to kolejna
rzeczywiście on zabił tych ludzi, to znaczy, że nie znamy go tak dobrze, jak
czy to na pewno on? A jeśli ktoś posłużył się magią? Rudnicki ma potężnych
– Nie znam się na tym, ale sam widziałem, jak palili żywcem moich
kawy.
enklawie i poza nią. Nie możemy nic zrobić, bo przepisy pozwalają na coś
takiego, ale...
więc polska gildia jako pierwsza i do tej pory jedyna tworzy straż, która
morderców, a tymczasem buntownicy szykują jakąś dużą akcję. Nie wydaje się
rzeczywistości jest...
walczy, a raczej usiłuje walczyć. On nawet nie potrafi strzelać! Niech mi pan
wierzy, tego nie można udawać. Nie w sytuacji zagrożenia życia. Jest odważny
i posiada ogromną wiedzę, ale żaden z niego agent czy buntownik. Niemniej
albo my.
usługiwała gościom.
doprecyzowała.
gości. Teraz podał wino, po czym wycofał się, zamykając za sobą drzwi.
żandarma?
nie żyją.
– Zadzwoń teraz!
prywatnych domach nadal spotykało się rzadko, lecz księżna była entuzjastką
Anastazją.
ze snobizmu i niechęci do osób spoza jej sfery księżna nagle zaczęła traktować
– Wariactwo – wymamrotał.
danie, dzik faszerowany kaszą gryczaną, zniknęło w mgnieniu oka, teraz nieco
apartamentu.
– Musimy omówić kilka spraw, a tam bez przerwy kręci się służba –
bronić.
Samarin zagryzł wargi: Plewsze miał rację. Oficer poznał alchemika na tyle,
aby mieć pewność, że ten nigdy nie przypisałby sobie cudzych osiągnięć. O
ile, rzecz jasna, likwidację bandy Szabra można było nazwać osiągnięciem...
Ale jakim cudem zwykły, choćby i ponadprzeciętnie inteligentny aptekarz
– Jakieś problemy?
ulicach polują na mnie bandyci, a gdzieś tam czają się magowie z Amici
Mortis. Och, prawie bym zapomniał, jest jeszcze ochrana! Zapewne głęboko
niedługo i oni...
żadnej gwarancji, że ten, kto go na mnie nasłał, nie wynajmie kolejnego, być
– Przecież wiesz, że tak, inaczej byś nie pytał. A co, masz coś przeciwko?
rezultaty są obiecujące.
– A konkretnie?
powiedzieć: „Tylko spróbuj!”. Nie dało się nie zauważyć, że Olaf Arnoldowicz
– Trzymaj!
– Co to takiego? Amulet?
– Owszem.
uśmieszkiem.
niesmakiem Rudnicki.
– Więc?
pokonał.
zbliżał się, trzymając ostrze za udem, tak że nie było widać, jakim chwytem
dzierży nóż.
– ISH’AAR!
do czerwoności głosek.
Matuszkin skoczył naprzód, uderzając znad głowy, w ostatniej chwili
Matuszkin desperacko osłonił się przed kontrą, ale oficer zdążył przejechać
– Rozbrojenie! – zawołał.
wysokobłagorodie?
– Słowo mocy.
– To co teraz? Sauna?
wolne.
– To nie jest już ten sam człowiek, któregośmy znali. Poszedł w górę.
jakich innym alchemikom nawet się nie śniło. A ostatnio zabił trzech
bandytów. W pojedynkę.
– Rudnicki?!
– On sam.
Samarin skinął głową i wszedł pod prysznic. Stojąc pod strugami gorącej
linijek: adres i godzina. Oficer nie potrzebował niczego więcej, autorką mogła
nie ma zamiaru zaprosić go do środka. Nie broniła się, kiedy ją objął, żarliwie
– Mam na myśli miejsce, w którym nie będę mogła zgodzić się na twoje
– Sasza!
– Nie zrobię niczego, czego sama nie będziesz chciała – zapewnił. – Ale
między piciem herbatki a tym, o czym myślisz, jest miejsce na wiele innych
rzeczy.
– A to dlaczego?
– Czy to normalne, że czuję jednocześnie zadowolenie i rozczarowanie?
kolejnym pocałunkiem.
wykorzystam.
Oficer zaklął w duchu: dowcip nie wypalił. Anna wzdrygnęła się na słowo
„imperator”.
– Do „Bristolu” – zadysponował.
miałby żadnego znaczenia. I nie, nie widzę w tobie Moskala! Jesteś dobrym
zmiany, a ty jesteś żołnierzem. Nie znam się na polityce, ale czytuję gazety i
wiem, że zbliża się krwawa zawierucha, która skruszy stare potęgi i wyłoni
przyszłości, która być może nigdy nie nadejdzie? Na razie jeszcze gwiazda
niż dwadzieścia pięć lat, ale znużony wyraz twarzy sugerował, że nie ekscytuje
świadczył, że raczej nie wybierał się na patrol. Wniosek? Coś się stało. Coś
poważnego. Potwierdzał to znak pułkowy na piersi młodzieńca, z
– Sam?
„panie pułkowniku”.
– W towarzystwie damy.
– Polka?
Samarin.
Konwoja.
spodziewać...
służbiście.
– Oczywiście.
boku.
zamku, a tam ochrona składa się wyłącznie z Rosjan. Ktoś z naszych musiał
wpuścić zamachowców. Stąd też całe zamieszanie: nie wiadomo, komu ufać.
– Zastrzelili go?
– A konkretnie?
– Polacy uciekli?
– Nie, złapano wszystkich trzech. Dobrze, jeśli nie wyniknie z tego jeszcze
– Co pan ma na myśli?
to, żeby miał coś przeciwko Polakom, mimo że Skałona zabili bojowcy z
zadecydował.
stanowczym gestem.
– Co w tym złego?
– Jak rozumiem, awans nie jest jedynie wyrazem uznania dla pańskiej
– I co z tego?
wyjaśnił chmurnie Samarin. – A kto wie czy nie będę musiał. On nie znosi
szklanki.
kapitana.
– Żebym jeszcze mógł nosić mundur – westchnął Matuszkin.
Mikołaja II.
kapitan.
– Wasze priewoschoditielstwo?
Samarin zareagował z opóźnieniem, nieprzyzwyczajony do nowego tytułu.
– Tak?
wieloznaczny gest.
je zamieszkiwali.
zapach. Tuż przed akcją Samarin przeżuł zapobiegliwie kilka ząbków czosnku
na kolana.
– Czo ty...
Kiedy tamten zgiął się wpół, wstał i poprawił kolanem. Głowa nieznajomego
Oficer zdjął czapkę i pomachał nią energicznie, nie przejmując się leżącą na
bruku ofiarą. Z doświadczenia wiedział, że złamanie karku kończy się
karabinów były jak walenie pięścią w drzwi: prędzej czy później obudzą
gospodarza.
w enklawie...
– Wiem – uciął twardo Dragunow. – I nie tylko to. Znana mi jest nawet
wzroku. – A mnie niespecjalnie podoba się owa rola i mam szczerą nadzieję,
chłopem i dosłużył się ledwo stopnia majora. Ja poszedłem wyżej, ale nadal
zawdzięczam żonie i córce. Wiera była światłem moich oczu. Kimś, dla kogo
żywcem? Wezmę, choćbym miał przy tym zginąć wraz z całym warszawskim
z widoczną satysfakcją.
– Straty?
– Gdzie on jest?
– Właśnie go prowadzą.
nogi, w usta włożyli knebel. Samarin zmarszczył brwi, dojrzawszy błysk złota
– Może nie tym tonem, dorogoj graf – wycedził. – Mimo wszystko na razie
Dragunowa. Cały świat zamarł, oficer miał wrażenie, że tylko on się porusza,
oczy. Poczuł wilgoć, prawy kciuk wszedł w oczodół po nasadę, lewy natrafił
spojrzeniem.
najpierw zapytać.
gubernatorem.
zameldował.
pakiet.
pan, generale, ale czy mogę liczyć na pańską pomoc? Jak pan widzi, sytuacja
Samarin.
– Dziękuję. Zajmie się pan Nyikosem. Proszę wyciągnąć z niego, ile się da.
Ma pan carte blanche, ale jeśli tylko będzie to możliwe, proszę go nie zabijać.
zabezpieczyć enklawę.
kuzynka Anastazja.
dziewczyna.
– Co to za brednie?!
Wiery Dragunowej.
wtrącił alchemik.
rozgrzała, mimo to poprosił o dokładkę. Dawno już żadna potrawa tak mu nie
smakowała.
powolnością.
organizm, leczy i przedłuża życie. Nie obawiaj się, nic ci nie będzie,
zażywamy je od tygodnia.
mu się nieufnie.
Alchemik przytaknął.
Moskwie i Petersburgu trwają walki uliczne, wojsko nie daje sobie rady,
trzeba było ewakuować wiele urzędów i instytucji. Na ulicach szaleją stwory,
zostały ograbione i nigdzie nie ma materia prima, a więc jedynej rzeczy, która
dzieje?
– Zwariowałeś! Ja...
– Powiedz!
Przeklęty. Nie wszyscy theokatáratos posiadają rogi, kopyta lub trzy metry
wzrostu. Niektórzy mogą wyglądać jak ludzie, w końcu i oni zostali stworzeni
na Jego podobieństwo...
– A te niby-wilki?
wyglądać jak ludzie? Nie tak dawno nasz drogi Olaf Arnoldowicz zapewniał
widziałem, miał niebieską skórę, żółte oczy i rysy twarzy, przy których
Matuszkin byłby ideałem piękności. Na pewno ktoś taki nie zgubiłby się w
tłumie!
metra.
– To masz już drugi skutek uboczny pitnego złota: halucynacje – odciął się
Samarin.
Anastazji.
poinformował Rudnicki.
Samarin przełknął z wysiłkiem ślinę, jego ręka ześliznęła się do biodra.
– Nie rób tego – poprosił alchemik. – Żadne z nas nie jest twoim wrogiem.
– Jakim cudem...?
świata, jak wielu innych przede mną i po mnie. Jednak w odróżnieniu od nich
– Zaskoczył?
kuzynkę-demona? Morderczynię?!
– Słowo demona?
Sytuacja jest rozpaczliwa, jeszcze tydzień lub dwa i wojsko będzie musiało
porzucić stolicę! Gildie zdradziły albo zostały rozbite, pomagają nam tylko
zapasów.
– Imperia? To ci magowie z Nowonikołajewska? – upewnił się Rudnicki.
pytaniem alchemik.
– Na kiedy?
przed ósmą.
Samarina. – Wszystkiego dowiesz się jutro. Choć jest jeszcze jedna sprawa,
obawę.
książce Blocha.
– Oczywiście! W życiu tak się nie spiłem, kac męczył mnie przez tydzień.
Dlaczego pytasz?
Dlatego...
Aleksandra Samarina?
Oficer zaklął, lecz spełnił toast. Ciepły, miodowy blask lampy naftowej
kroplę.
– Marnowanie pieniędzy – odezwała się za jego plecami Anastazja. –
Wystarczy twoja krew, aby w pełni się zregenerował. Nie ma powodu podawać
mu środków znieczulających.
była na wagę złota. Nie to, żeby zbiednieli, przygotowywane przez alchemika
Otóż postanowiła stworzyć hotel. Nie byle jaki hotel, ale miejsce, gdzie
goście byliby bezpieczni przed fauną enklawy, nawet jeśli demony sforsują
Naprawdę niepotrzebnie martwisz się o niego, nic mu nie będzie. Kwas, ogień
walce.
ciałku siłą.
łagodniej.
– Mówi, a raczej powinien mówić. Za jakieś pół roku. Kto wie? Może
pojutrze.
Rosjanin.
– Brakuje wam materia prima – powiedział szybko Rudnicki. – Bez niej nie
pozwolę się obrażać, a los tej trójki ani mnie ziębi, ani grzeje, przyszedłem tu
jedynie z obowiązku.
odchrząknął niepewnie.
matka opiekowała się mną po śmierci ojca. Nazywałem ją ciocią. Dwa dni
bojowców, osłabiając przy tym imperium, czy też może ocalić ich za cenę
alchemik.
Myślę, że przyjęcie pańskiej propozycji leży w interesie państwa. Nie jest pan
Wzmocniłem patrole, ale nie wiem, czy damy radę nie dopuścić do przerwania
bariery. Co wtedy? Jeśli dojdzie do najgorszego, zginą przede wszystkim
Polacy.
głową.
– To jest nas dwóch – odparł markotnie Rudnicki. – Ja też czasami się nie
rozumiem.
baczność Samarin.
niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, od czasu do czasu tłumił je blask iskier
Wszechrosji...
kolegów. Nie ma co się łudzić, że coś takiego przejdzie bez echa. Sama wizyta
znaczenie! Tylko że nikt nie uwierzy mi na słowo i, tak czy owak, będę
pory nie zrobiła nic złego. Ba! Pomagała ci, jak mogła.
– Tak szybko?
Rudnicki.
„kuzynką”.
w stanie tego zrobić, jeśli Anastazja zostanie aresztowana lub zabita. Bo kiedy
wieść się rozniesie, a rozniesie się na pewno, wszyscy zaczną na nią polować.
niczym.
– Mimo wszystko...
Twarz oficera przybrała kolor świeżo pobielonej ściany, prawa ręka sięgnęła
do kabury.
informatora.
trzeba będzie, zwolnię cię ze słowa, ale na razie nie pozwolę puścić pary z
gęby. Co ty na to?
– Zastanowię się – burknął Samarin. – I wiesz co? Postaraj się na
– Zawołaj, to zobaczysz.
się Matuszkin.
ałchimik, że wasza wizyta u imperatora mocno zmieni układ sił. Nie chcę się
– Gospodin gienierał!
Rudnicki wzdrygnął się, słysząc ton Matuszkina. To było ostrzeżenie,
pierwsze i ostatnie...
– Co to takiego?
likwiduje zmarszczki.
kremu.
wchłanianie preparatu.
– Już? Wystarczy?
– To niemożliwe – wymamrotał.
Grunt, że maść okazała się skuteczna. Kto wie? Może ją opatentuję? Pewnie
– Owszem, ale raczej już nie dzisiaj. Niewiele wiem na temat tego typu
środków, ale wydaje mi się, że posiadają one pewien... Bo ja wiem...?
– Jutro?
dzień.
carem. W tym momencie idea, aby dobić targu z samowładcą Wszechrusi, nie
wydawała mu się już taka atrakcyjna. Tyle że nie miał wyjścia: Samarin nie
– A to co za czort?
już mentor Jego Wysokości, jeszcze za czasów poprzedniego cara. Nazwali się
Wysokość, zamordują cię bez litości. Najlepiej będzie, jeśli założysz, że pałac
zadeklarował Rudnicki.
– Na razie mam tylko jedno: czy rzeczywiście przywiózł pan ze sobą materia
prima?
prima?
Alchemik siłą woli powstrzymał się od otarcia czoła, władca nie podniósł
głosu, lecz jego ton mówił więcej niż słowa. Termin „PPS” wypluł jak
warunków!
petersburskich gildii.
von Schwartz.
Samarina i Rudnickiego.
sytuacji.
pierwszych sekund.
– Myślę, że jakieś pięć, sześć, nie więcej. Najlepiej, jakbyś liczył na głos –
zaproponował alchemik.
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem! Miało być pięć! –
zaprotestował chłopiec.
na zegar.
– Niewiarygodne!
– Gospodin...
– Rudnicki – podpowiedział.
przygotowania preparatu.
– Czy mógłby pan zatrzymać się na kilka dni? Żeby zająć się Aleksym?
że jest skuteczny.
dzieciaki za nim przepadają. Nie sądzę, żeby był świętym, ale z pewnością nie
dopuścił się nawet połowy tego, o co się go oskarża. Swego czasu śledztwo
– Czego?
zelektryfikowane.
– Co się stało?
– A ty gdzie byłeś?
– Także u imperatora.
wiadomości o theokatáratos. A car nie nalegał. Mam nadzieję, że nie będę tego
oczach.
w to ładowałem? Staszek i tak lał mnie na okrągło, póki mu stryjek nie złoił
– Mniej więcej.
– To idziemy!
Car oczekiwał ich w tym samym gabinecie, tyle że tym razem w miejsce
krzeseł dla interesantów ustawiono dwa wygodne skórzane fotele. Rudnicki
imperatorem...
porozmawiać, a skoro nie daję wam spać, mogę chociaż zapewnić odrobinę
Aleksy ma się dobrze i chyba pierwszy raz w życiu nie boi się kolejnego
ataku. Czy może pan...? Czy hemofilia jest uleczalna? – spytał z napięciem
car. – Koszty nie grają roli! Tak czy owak, mój sekretarz prześle jutro na
pańskie konto pięć tysięcy rubli w podzięce za to, co pan już zrobił.
rubla i dwadzieścia kopiejek, czyli dokładnie tyle, ile kosztują użyte przeze
kolejnego kryzysu.
czegoś żyć, ale nigdy nie robiłem interesów na cudzym nieszczęściu. I nie
zamierzam.
częstotliwość ataków? Dziś, a raczej wczoraj Aleks poważnie się skaleczył, ale
bywa, że bez żadnego powodu leci mu krew z ust i nosa albo ma wylew do
sformułować zdanie.
– Tak?
nie poznał granicy możliwości, jakie dają obecnie alchemia czy magia, z
Władca przytaknął.
– Wasza Wysokość...
czy mógłbym kupić tych medykamentów na sumę nie kilku, ale kilkuset
rubli? Na zapas?
Warszawy, przy sobie mam tylko niewielką ilość. Środki te pozwolą pomóc
– Generale?
drzwi.
– Gubanow łykał moje tabletki i czuł się coraz lepiej. Jak powiedziałem, na
początku przestrzegał diety i nie brał alkoholu do ust, jednak wraz z upływem
ponieważ nie było żadnych następstw, przy kolejnej okazji, tym razem już
grozić? Miał cudowne tabletki... Aby nie przedłużać niepotrzebnie tej historii:
później poprawił pół litrem wódki. No i cudowne pigułki tym razem nie
ukończeniem szkoły...
ironicznym komentarzem.
herbatą.
osobiste zaproszenie. Niestety, nie udało nam się ani ograniczyć wyścigu
muszą ustąpić przed interesem monarchii. Nawet jeżeli ich realizacja może
wiarygodność i honor staną pod znakiem zapytania. Ot, weźmy choćby pana,
gospodin Rudnicki. Przecież zdawał pan sobie sprawę, że prośba o łaskę dla
morderców generała Skałona nie spotka się z moją aprobatą, a jednak nie
interesom.
– Ja...
ubrane dziecko, zapewne córka kogoś ze służby, stawiała lewą stopę z pewną
ostrożnością, tak jakby chodzenie sprawiało jej ból. Nagle alchemik potknął
spojrzał prosto w błękitne i podejrzanie niewinne oczy. Mała nie mogła mieć
uśmieszkiem.
idziemy?
– Idziemy.
wskazówkami Nastii.
jedna. Tym razem caryca nie nosiła diademu, ale rozpoznał ją natychmiast.
– Wasza Wysokość...
twardość.
ukazała się już bez pończoch i bucików. Rudnicki poprosił ją o zajęcie miejsca
ozdobne wieczko.
– Maść.
– Z czego?
– Ze złota.
– Z prawdziwego złota?
– I z jakim skutkiem?
nogą Anastazji.
– I jak? – zapytał.
Rudnicki zamrugał zaskoczony: głos carycy chłostał jak bicz, a rysy jej
alchemik.
uprzedził Samarin.
– A co się ma...
Generał ujął alchemika pod ramię, naciskając jednocześnie jakiś nerw, tak że
Rudnicki ledwo stłumił okrzyk bólu. Żandarmi ustąpili z drogi, jednak ich
– Puść mnie, matole! I kto to był? – rzucił gniewnie Rudnicki. – Tam, przy
apartamentach carycy?
– Co w Warszawie?
– Pogadamy u siebie. Spakujesz się i wyjeżdżamy.
– My?
– Co się...
gdybyś został nadwornym lekarzem, być może sprawę udałoby się jakoś
lojalistów. Nie masz pojęcia, jak rozwścieczył ich fakt, że car musiał ugiąć się
eskortowania cię do Warszawy. Ani ochrana, ani lojaliści nie odważą się na
otwarty atak. Nie teraz. Nie wbrew woli cara. Natomiast w Warszawie możesz
Rudnicki otarł pot z czoła, kątem oka złowił swoją sylwetkę w lustrze.
Chodzi o to, że nie byłeś wówczas jeszcze nikim ważnym, a facet miał zamiar
oficerów nie lubi czy wręcz nienawidzi Polaków, ale rozmawiałem z nim
– Miał?
tuż przed tym przyjęciem, tak jakby otrzymał zapłatę z góry. Co więcej:
wydatki operacyjne...
drugi. Stąd nie miał specjalnych oporów, aby sprawdzić, czy w określonym
mamy wpływu. Pakuj się! – polecił. – Mamy mało czasu! Najbliższy pociąg
sprawy nie miały już znaczenia. Miał umrzeć i tylko to się liczyło.
Nadchodząca śmierć...
sąsiednie, pilnowali też wejść do wagonu. Tym razem jednak stukot kół
pociągu nie usypiał, nie uspokajał. Był jak cykanie zegara, odliczał ostatnie
godziny życia: tik-tak, tik-tak...
fragmentem...
– Tak?
– Co to niby ma znaczyć?!
– Chodzi o to, że jeśli nie znasz planów wroga, powinieneś najpierw zbadać
dokładnie sytuację, a dopiero później działać. Cały czas myślę o tej ochranie.
– Nie rozumiem?
imperatorem, musieli złożyć raport władcy. Gdyby coś na ciebie mieli, nie
Wniosek? Ochrana nic do ciebie nie ma. No a ściślej mówiąc, nie miała...
ochrany są tajne, a każdy wydział zajmuje się czym innym i zazdrośnie strzeże
wymarzona sytuacja, żeby zrobić coś na własną rękę, o ile ma się odpowiednią
że może korzystać z zasobów tajnej policji, i tak mnie dopadnie. Prędzej czy
później.
już trupem. Jeżeli chce cię dorwać któryś z oficerów ochrannogo otdielenija,
ramionami Samarin.
gniewnie.
– Rządu, który prawem pięści zabrał nasze ziemie i ogłosił się legalnym!
Rudnicki przymknął oczy, jednak sen nadal nie nadchodził, natłok myśli nie
pozwalał mu się uspokoić. Co, jeśli Samarin ma rację? Jeżeli jego głowy chce
śmiercią stryja i próbą przejęcia księgozbioru. Ale jaka książka jest na tyle
ci. Prze-klę-ci.
XI
·R·O·Z·D·Z·I·A·Ł·
wzmocnić ochronę, ale to rozwiązanie na kilka dni, góra tydzień. Jeśli tamci
zorientują się, że bezpośredni atak nic nie da, po prostu podniosą stawki albo
jeśli wśród napastników będą tylko ludzie, a przecież trudno zakładać z góry,
– Być może miał pan jednego wroga. Teraz niekoniecznie, bo trzeba też
– Musimy jak najszybciej kupić ten pałac – wtrąciła Anastazja. – Rzecz już
z Rudnickiego kogoś, z kim musieli liczyć się nie tylko wrogowie, ale i
pomieszczeń na apartamenty.
– Nie mam wyjścia. Ktoś musi dopilnować, żeby miał pan szansę zostać
właścicielem hotelu. W obecnej sytuacji bez ochrony może pan udać się
jedynie do toalety.
zalała go fala wściekłości. Już ja wam dam polowanie, gady! Może mnie i
Już pod koniec zeszłego stulecia pałac Morsztynów stał się kamienicą
nieustannie spadają!
ochrony?
miną tygodnie, o ile nie miesiące. A jeśli rozejdą się wieści, że poszukuje
jednak ze względu na fakt, że skontaktował się pan ze mną wcześniej niż on,
przedstawił im sytuację.
– Co „trzysta tysięcy”?
zarobiłbyś tyle przez dziesięć żywotów! Nie sądzę, żeby w całym imperium
Wiem, że Markowski jako mistrz gildii kradł na prawo i lewo, ale mimo
wszystko, nawet jeśli przyjąć, że jego majątek jest wart więcej niż trzysta
tysięcy, nie sądzę, żeby poświęcił dla zemsty aż tyle pieniędzy. To nie ten typ.
pana śledzić. Nawet teraz obserwuje nas jakiś mężczyzna. Nie! Proszę nie
wyglądać przez okno! Jeśli pan chce, moi ludzie sprawdzą, kim jest.
dyspozycje ochroniarzom.
Rudnicki.
innego.
– Ciekawe co?! Nie znam nikogo, kto mógłby... – urwał, widząc minę
– A kogóż jeszcze?!
prosić.
– Akurat! Ja...
Rudnicki. – Dawno mnie pan śledzi? Bo na czyje polecenie, nie muszę pytać.
sztylet.
nic tego nie zmieni. Niedługo pan Markowski powróci do władzy, a ja wraz z
nim. Nie wiem, po co panu ten pałacyk, ale stracił pan na srebro tyle
– Jasne!
– Proszę czytać gazety, nie sądzę, żeby taka transakcja przeszła bez echa. A
krawat.
imperatorową.
pieskiem w Petersburgu? Zresztą oni i tak wolą, żeby ich dzieci leczył ten, jak
na to samo.
Księżna strzepnęła wachlarzem, zabrzmiało to jak dźwięk odbezpieczanego
karabinu.
– Ciekawe, czy jest w Petersburgu ktoś, z kim się nie poróżniłeś? – spytała
nastroju do dyskusji. Nie wiedział też, jak interpretować fakt, że zwróciła się
niełaskę na dworze.
najszybciej.
– Teraz pan wie, jak to jest, kiedy człowiekowi rozdziera duszę – zauważył
złośliwie Czerski.
– Józefie Andriejewiczu!
– Już dobrze! – roześmiał się Czerski. – Nie będę pana więcej maltretował.
– Oczywiście.
wystrojem wnętrz.
życie.
– I natychmiast zamontujcie tam telefon – powiedziała Maria Wołkońska. –
Kto wie kiedy się przyda? A teraz wybaczcie, jestem zmęczona. Józefie, zajmij
– Nie rozumiem?
skutecznie.
odwdzięczyć?
– Ona nie oczekuje wdzięczności – odparł Czerski. – Jednak jest jedna rzecz,
Rudnicki skinął głową, tym razem w głosie Czerskiego nie było nawet
śladu rozbawienia.
Na twarzy Ankwicza nie drgnął nawet jeden mięsień, ale alchemik wyczytał
Żebym tylko dał radę, pomyślał smętnie Rudnicki. Żebym dał radę...
jako lokum dla gości, jednak później wypadało oddać wygodniejszy pokój
damie. Alchemik nakrył głowę poduszką, ale łoskot nie ustawał, wnioskując z
siebie, niż przez miesiąc wysłuchiwać przy każdej okazji narzekań Okoniowej.
– Co konkretnie?
przeczytali.
– Właśnie widzę...
Rudnicki.
bojam!
– No!
– Chwała Bogu!
– Tylko, że bendom mnie pytać takie różne, bo o gazetach też gadamy, więc
zapłać! A co z tą łódką?
marynistyczną?
– Całkiem i ze wszystkimi?
– A pan Leonardo?
– Co za Leonardo?
wraca do sprzątania.
– To ja już pójdem.
kiedy ma się stawić u Dragunowa, ale lepiej było nie drażnić nowego
kancelarią Dragunowa.
głosem Dragunow. – Robię, co mogę, lecz prędzej czy później im się uda. Ale
do rzeczy! Wezwałem pana, bo jeden z terrorystów chce się z panem widzieć.
dzieciństwa?
wyjaśnił, o co chodzi?
– Cóż...
– Wybaczy pan, czas mnie goni – powiedział z lekkim zniecierpliwieniem
nie zgodziłby się na podwójną grę. Jeśli już, rzuciłby mu wyzwanie w twarz.
– Tak?
– Dziękuję – wybąkał.
Rudnicki przytaknął skwapliwie, nie miał zamiaru dać się zastrzelić tylko
gestem eskortę. – Tak też myślałem, że nie wytrzymasz. Ciekawość cię kiedyś
zgubi.
– Nie rozumiem?
Dragunow myśli, że jeśli tak i ten twój kumpel wygada się przed tobą,
– Kiedy okazuje się, że oni nie są z PPS. Już nie. Odeszli od niej, jak
kiedyś Frakcja Rewolucyjna. Ci wszyscy starzy działacze w rodzaju
zaakceptowali w porę nowych zasad gry. Z PPS odłączyła się grupa, która
– Wykorzystaliście mnie!
– Nie ja! Bogiem a prawdą, sam dałeś się wykorzystać. Inna rzecz, że nie
miałeś wielkiego wyboru, przecież nie możesz zostawić tak tej sprawy.
wojska z miasta...
– Nie mam pojęcia, nie zwierza mi się. Wydaje mi się, że jest raczej
się zwierza!
lekarza carskiej rodziny. Nie jest też żadną tajemnicą, że dzięki tobie
przyjaciół...
– Niemniej jednak stałeś się ważną figurą na polskiej, a może nie tylko
polskiej szachownicy – odparł Samarin. – Tak jakoś wyszło, gospodin
ałchimik.
więźniów wybijano kolbą karabinu albo knutem. Ale jak się obawiasz,
niego.
Ruszymy ci na pomoc.
Rudnicki zaklął pod nosem i wszedł do celi. Potężne drzwi zatrzasnęły się
za nim z hukiem, zazgrzytał klucz. Fakt, że znalazł się w kazamatach Cytadeli
– Tytułuj mnie, jak chcesz – odparł sucho Rudnicki. – Tak czy owak, cień
– Do rzeczy – ponaglił.
– I co mi z tego?
– Masz wielu wrogów, ale ci pomożemy – zapewnił Wielecki. –
– Kto taki? I czego ode mnie chcecie? Nie interesuje mnie zabawa w
– Cień to nasz naczelnik. I nie obawiaj się, nikt nie ma zamiaru wciągnąć
cię w coś, czego sam byś nie chciał. Kazali, żebym to podkreślił. I jeszcze
oficerem Konwoja, ale pracuje też dla nowej agendy zajmującej się
może dzięki niej jeszcze żył, ale nie ulegało wątpliwości, że Saszka rozgrywa
– Odpowiadaj!
daje pewne... moce. I uodparnia. Odkąd zrobiono mi ten tatuaż, jestem dużo
niż na zewnątrz. Znaczy nie tylko Saszka oszczędnie dzielił się informacjami,
– Otwierać! – zawołał.
– Dziękuję! Ja...
karabinu.
– Ekscelencjo?
Rudnicki.
Rudnicki wzdrygnął się mimo woli: w głosie generała nie było nadziei,
Wojskowego?
czas na kolejne powstanie. Zresztą, tak czy owak, brakuje srebrnej amunicji,
– Dziękuję, na pewno się przyda. Może zajdę dziś do tego twojego hotelu?
Rzucę okiem na zabezpieczenia – zaproponował niespodziewanie Samarin.
– Jasne.
żołnierzy.
– Tak?
– Raz na jakiś czas Maria Pawłowna może przespać się na materacu i zjeść z
podręczników.
do siebie. Intelektualnie...
wzrosły? – pomyślał. Skoro nawet gospodin graf nie jest pewien swojej
zdobyczy...
z napięciem, jakby bała się przeoczyć jakieś słowo, gest, grymas. Alchemik
wargi.
wie?
do hotelu. Choćby na tydzień albo dwa, dopóki sytuacja się nie wyklaruje.
– Nie mogę siedzieć ci na głowie! I tak nigdy się nie odwdzięczę za
uratowanie Staszka.
ale ciocia mnie pomoże. Bo przecież nie mogę wziąć kogoś, kogo nie znam.
Nie teraz. Jak ciocia się nie zgodzi, to zostanie tylko Okoniowa...
– Ta twoja posługaczka?
– Owszem. Kobiecina ma swoje zalety, ale do kuchni bym jej nie wpuścił.
wypadało odmówić...
śliwkami i kruszonką.
łakomstwo. Brzuch bolał mnie przez tydzień, żadne lekarstwa nie pomagały.
kaszlu.
– Zawsze potrafiłeś mnie rozbawić. No dobrze, niech ci będzie. Nie mogę
jutra?
– Na pewno.
dostarczyć do hotelu.
ograniczenia sumy, mowa była o srebrze. Od roku to właśnie ten metal był
najcenniejszy.
pewnością.
zagrożonym punktem będzie wejście. Mamy remont, więc nikt się nie zdziwi,
ciekawości pracodawcy.
– Na przykład?
Petersburgu, czy też w centrum pozostaną jakieś punkty oporu? Czy i kiedy
kontratakują? Ilu ludzi uda mi się zebrać? Jak bardzo pan i pańska kuzynka
obrony pałacu?
– To zależy...
– Od czego?
granicach enklawy i w razie czego natychmiast dadzą znać, że coś się dzieje –
rodzinami. Moim zdaniem gra jest warta świeczki, bo na tak duży budynek i
– Zgoda – skinął głową alchemik. – Proszę tak zrobić. Czy zjawił się już
generał Samarin?
i wybuchnęli śmiechem.
– Nie waż się tego powtarzać przy ciotce! – zaznaczył Samarin, ocierając łzy.
cały czas mówię o normalnym ataku, nie magach z Amici Mortis. Gospodin
– Siatki?
Kraty nie zatrzymają granatów, a siatka tak. Zajmę się tym jutro z samego
rana.
Anastazja.
karabiny maszynowe? Jeszcze parę miesięcy temu, kiedy żył ten kwatermistrz,
cholerstwo waży dobre cztery pudy za sztukę! No i raczej się tym nie
chwalcie...
– Po trzy taśmy do każdego. Więcej nie dam rady załatwić, nie jestem
srebrnych pociskach.
nieustannie swędziało.
wstrzymać oddech na ponad pięć minut i spowolnić akcję serca. Jak rozumiem
Matuszkinowi.
ten talent może mu być pomocny tylko w jednym przypadku: kiedy zazdrosny
kąśliwie generał. – Jak tak dalej pójdzie, będziesz go musiał leczyć z chorób
wenerycznych.
– Co to jest?
Odłóż to teraz.
– Widzisz? Krwawisz jak zarzynana świnia. A teraz złap amulet. Drugą ręką,
bo go ubrudzisz!
uwagę Rudnicki.
– Nie taka znowu bezcenna, tym razem wystawiłem rachunek: pięć tysięcy
rubli.
demonów?!
sekundy stałbyś się płomieniem... I nie jestem pewna, czy byłby to zwykły
ogień. Kto wie czy nie połączyłbyś się z jądrem najbliższego słońca?
Zwariowałeś – powtórzyła.
pierwiastek nieśmiertelności, bez względu na to, o jaką część ciała czy rodzaj
podejmiemy dyskusję?
Byłoby dziwne, gdyby nie stworzono organizacji, która zajęłaby się tym...
korzyść.
sprawy: szkoda, że nie zapytałeś, ilu zginęło przy wykonywaniu tych tatuaży?
dodatkowa ochrona!
wymamrotał.
– Nie jestem – przyznała niechętnie. – Może coś więcej. Ale takie rzeczy
tatuaży?
– Nie! – warknął Rudnicki.
problemach. Około południa przyszło pismo z gildii. Nie przez pocztę, ale
nadzwyczajnym.
– Kto je sygnował?
wezwanie?
– Problemy były, ty ich po prostu nie zauważyłeś. Ludzie buntują się nie
tylko dlatego, że jest im źle. Czasem robią to, bo uważają, że należy im się
ukarze...
– Kiedyś. Być może teraz sytuacja się zmieniła. Nie wiem, czego chcą od
owacji na stojąco.
tuż obok członkowie rady jakimś sposobem zdołali zdystansować się od niego
większości zebranych...
zaczął bez wstępu. – Rzecz dotyczy prasowych doniesień na temat jego roli w
– Jak na razie pozostaję mistrzem loży, tak więc proszę, aby zwracał się pan
do mnie w stosowny sposób – wycedził przez zęby. – Dalej, panie
bo nie stoję przed sądem. Nie naruszyłem prawa, wręcz przeciwnie, pomogłem
Wysokość przychylił się do mojej prośby, absolutnie nie dotyczy działań loży
może...?
Spiski i intrygi!
Rozdrażniony Rudnicki zerwał się z miejsca, podszedł do mównicy.
hasło w słowniku!
W tylnych rzędach rozległ się gniewny pomruk, ale nikt otwarcie nie
zaprotestował.
naszą uczciwość?!
Były mistrz gildii pobladł jak ściana, wydawało się, że za chwilę zemdleje.
coś groźnego.
Bogu wiadomo...
mistrza gildii.
pojedynku po fakcie.
bardziej odpowiada.
pojedynek...?
– Owszem. Nie wiem, dlaczego moi szanowni koledzy chcą mnie pozbawić
stało. Dlaczego akurat teraz zaczęli cię podgryzać? Widać ktoś się obawia, że
mają zamiaru.
– Nie rozumiem...
odszkodowaniem.
– A co to ma do rzeczy?
– Więc Poturin...
czort wie kiedy tam dojdzie, bo według słów Poturina Północny Wiatr
bezpieczeństwa!
– Tyle o ile – odburknął Samarin. – Ilość materia prima, jaką przekazali, nie
dwadzieścia razy więcej! Tak więc albo jesteś geniuszem nad geniuszami, w
oszukują...
zripostował generał.
– Skąd ten pesymizm w ocenie moich szans? Przecież Poturin nie wygląda
na zabijakę.
posiada pan jakąś wiedzę na ten temat, wypadałoby się nią podzielić.
jeśli dowiedział się czegoś na temat Poturina, informacje raczej nie pochodziły
zwrócił na siebie uwagę ochrany lub policji, to przecież nie pod kątem swojej
sprawności bojowej.
– Po pierwsze Poturin nie jest taki stary, ma pięćdziesiąt pięć lat. Po drugie
ćwiczyli nie tylko szermierkę i strzelanie, ale też uczyli się, jak wyglądać na...
brali nawet lekcje aktorstwa. W końcu ich działalność zwróciła uwagę policji,
która zamknęła klub. Chodziło nie tylko o same pojedynki, ale pojawiły się
zeszłego wieku.
odwrotu.
sytuacji.
zobaczyła tytuł...
– Siadaj! Nic jej nie będzie, zostawiłam ją pod opieką lekarza. A lepiej
pan alchemikiem.
takie starcie skończyło się nie tylko pożarem, ale i śmiercią obu
jedynie w garniturze. Ubierał się pod bacznym okiem Ankwicza, nie będąc
od ideału była pokaźna butelka w kieszeni spodni, psująca linię bioder. Jeśli
przegram, nie będą mnie musieli przebierać do trumny, pomyślał posępnie
alchemik.
tylko odbije wrogą energię, ale w przypadku przełamania bariery skieruje część
sobie większość materia prima twojej gildii. Żadna, nawet najbardziej odporna
powtórzyła.
– Myślałem, że to sekundanci...
taką ilość materia prima, że mógłby spalić pół Warszawy. Pamiętaj, przepuść
– A to niby dlaczego?
– Ze strachu.
– Przede mną?
– Skąd! Przed swoimi mocodawcami, głupku! Wie, że jeśli przeżyjesz
były sekretarz gildii wie o przewadze Poturina i napawa się każdą chwilą.
– Owszem!
Samarina.
dosłownym...
Przez jakiś czas Rudnicki rejestrował każdy szmer i poruszenie, jakby jego
łomot serca. Szybkie, coraz szybsze uderzenia i szum krwi w uszach sprawiły,
że ledwo usłyszał komendę Samarina. Zaczęło się!
materia prima. Rudnicki nie zrozumiał ani słowa, lecz z jakiegoś powodu
sobą pas zeszklonego piachu. Rudnicki zacisnął zęby, patrząc na zbliżające się
wyciśnięte przez niewyobrażalne gorąco łzy, ale nadal czekał na obiecany przez
pechowego szaraka.
Północnego Wiatru. Nie ulegało wątpliwości, że potwór bawi się swoją ofiarą
niczym kot myszą. Rudnicki wychylił się poza krąg i zwymiotował, starając
zapewne pod pozorem oględzin lekarskich zamierzali sprawdzić, czy nie znajdą
przy trupie materia prima. Nawet najmniejsza ilość pierwotnej materii mogła
Alchemik rozejrzał się, ale nie zauważył nigdzie hybrydy. Według słów
mu wstać.
Wracajmy...
szyba odbijała sylwetkę tylko w ogólnych zarysach, ale nawet tu widać było
dni. Zirytowany kopnął leżącą na chodniku bryłkę lodu, omal nie trafiając
sposób nie mógł sobie przypomnieć, gdzie ją widział. Rzecz o tyle dziwna, że
interesującą całość, choć nieco zbyt ostre rysy i trójkątny podbródek odbiegały
zakłopotaniem Rudnicki.
akcentem.
– Proszę się nie martwić, nie zamierzam sprowadzić pana na drogę rozpusty
im krzywdy! Ockną się za jakieś pół godziny. Być może z bólem głowy.
żarówki.
– Oczywiście.
– Nigdy nie był pan zwykłym aptekarzem, ale teraz naprawdę nie mamy
– Więc?
– Wystarczyło, że odgarnęłam włosy. Znajoma aktorka nauczyła mnie, jak
sam ich widok, a wyjątkowo upartymi zajmowali się moi towarzysze. Nie
– Wiktoria.
miejsce spotkania wybrano ze względu na ten właśnie fakt, a nie jego osobę.
– Już pan się w nią wmieszał. Bez naszej pomocy nie przeżyje pan nawet
dwóch tygodni.
– Nie rozumiem...
– Nie dał się pan zabić – wyjaśnił spokojnie mężczyzna. – Słusznie czy
niesłusznie, pańscy wrogowie uznali, że jest pan jedyną osobą, która może
zneutralizować.
żargon?
uprzejmość...
byłby pan nam do niczego potrzebny. Mam wrażenie, że los jego poprzednika
– Nie. Nie skończy. Zastanawiał się pan, dlaczego Skałon musiał zginąć?
Oczywiście miał na sumieniu wielu Polaków, ale ostatnimi czasy nie zrobił
możemy.
poddany cara, jednak wie, co może go spotkać, jeśli przekroczy granicę. A my,
odeprzeć zbrojny atak. Dlatego nie będzie strzelania w tłum cywilów, panie
Rudnicki!
– Nawet jeśli tak, o czym wcale nie jestem przekonany, wystarczy, że kogoś
– Cóż za wspaniałomyślność!
– Nie potrafię zrobić tego, czego pan ode mnie żąda. Bogiem a prawdą, nie
bez naszej pomocy. Gdyby jednak zmienił pan zdanie, Wiktoria wie, jak się z
nami skontaktować.
Rudnicki nie zauważył żadnego znaku, ale nagle z ciemności wyłoniła się
się coraz lepiej widoczne detale. Szarzało. Nagły podmuch omiótł dach
dalekiego gromu.
szmeru.
– Co teraz?
– Poczekamy.
– Cierpliwości. Przecież nie mogli czekać całą noc na ulicy, nie przy takiej
– A co my zrobimy?
ataku.
– Nie rozumiem...
– I co nam to da?
Przed pałacem zaroiło się od napastników, były ich przynajmniej dwie setki.
Zawtórowało mu kilka strzałów, ten i ów zwalił się na ziemię, ale reszta parła
wycie.
Nagle zadrżały ściany i potężna eksplozja rozrzuciła ludzi jak kręgle, śnieg
– Co to było? – wymamrotał.
– I co teraz? Zrezygnują?
wszystkich stron, pewnie ściągną też ciężki sprzęt albo magów. Niemniej
– Czy to wystarczy?
kciuki, tak jak uczył go Ankwicz. Broń plunęła ogniem i obdarty, nieogolony
pod parapetem; zanim zdążył wstać, rzuciło się na niego zwaliste chłopisko z
zabitego.
– Dziękuję – wymamrotał. – Jak sytuacja?
razem z rannymi.
wiadomo, na co trafili, przecież walki objęły pół miasta, ale zjawią się na
pewno. Może trzeba było wcześniej dać sygnał? A teraz chodźmy do lazaretu.
– Nie my! – ucięła dziewczyna. – Zajmą się tym ludzie Ankwicza. A tylko
potrząsnęła brutalnie.
sposób na neutralizację srebra – wyjaśnił. – Może chwilową, ale dla nas nie
tryumfalnie.
kręgosłup demona.
– Teraz powinien pan martwić się tylko o jedno: jak najszybszą spłatę długu
– oznajmiła Wiktoria.
– Olaf!
– Żyjesz!
Ankwicz. – Nie utrzymalibyśmy się dłużej niż pół godziny. Pomoc nadeszła
w ostatnim momencie.
pojawiły się nowe symbole. Czuję to. A nie sądzę, żeby ci twoi sztyletnicy
ciebie Cień. Nie teraz. Być może kiedyś przypomnę sobie stosowny znak, ale
trudno liczyć na cud. Na mnie biblioteki nie działają. Kiedy ujrzę dany
symbol, wiem, do czego służy, lecz sama nie mogę się go nauczyć.
praktycznie bezbronni.
– Nie „on”, ale „to” – poprawiła zimno dziewczyna. – Na razie żyje. I tylko
homunkulusa.
przy okazji, to nie ich interes. Musisz iść, nie masz wyjścia. Chciałbyś, żeby
rozstawił swoich ludzi przed lazaretem. Żaden ze sztyletników nie miał broni
Rudnicki przełknął ślinę, nie miał pojęcia, ilu ludzi zebrało się na zamkowym
znaczącymi incydentami.
– Zaczynamy? – spytała.
żelazo, poczuł na języku smak miedzi, z ust i nosa buchnęła fala krwi. Iluzja.
Leżat'! – Leżeć!
Zastrielit'? – Zastrzelić?
Mołczat'! – Milczeć!
błagodariu – dziękuję.
chroniąca cara i jego rodzinę. Oficjalną datą założenia tej formacji jest 18 maja
ochronę władcy spotyka się już w dokumentach z czasów Katarzyny II. Jednak
wojną światową przez Alfreda von Schlieffena, zakładająca atak na dużą skalę i
ojciec był bratem bankiera Leopolda Kronenberga). Pod koniec XIX wieku
Bloch figuruje jako Jean de Bloch (w 1901 roku). Jego praca wywarła
obowiązującymi zasadami czas ten nie mógł być krótszy niż trzy sekundy i
Stanowis'! – Zbiórka!
sudarnia – pani.
się!).
Pierwaja szerienga, pli! – Pierwszy szereg, ognia!
książęcych.
barysznia – panienka.
premiera Stołypina, któremu miał przedstawić swój projekt). Tak jak podałem
objuchcić – okraść.
wysokopriewoschoditielstwo).
spokoju.
Spis treści
Karta tytułowa
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· I
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· II
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· III
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· IV
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· V
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· VI
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· VII
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· VIII
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· IX
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· X
R·O·Z·D·Z·I·A·Ł· XI
Zwroty obcojęzyczne i ciekawostki
Adam Przechrzta
Okładka