You are on page 1of 241

NINE MINUTES

Beth Flynn

Tłumaczenie: Anka i Sylwia


Korekta: Aga

Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie,
tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji
twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu
korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia
w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
Prolog

Lato, 2000 rok

Nigdy wcześniej nie brałam udziału w egzekucji. Cóż, przynajmniej nie w


takiej legalnej. Mój mąż siedział po mojej lewej. Reporterka magazynu „Rolling
Stone” po prawej.
Reporterka, Leslie Cowan, wzdrygnęła się nerwowo, więc na nią
spojrzałam. Byłam prawie pewna, że była to jej jakakolwiek pierwsza
egzekucja. Nadchodzące wydanie „Rolling Stone” miało być poświęcone
znanym motocyklistom. Pomyśleli, że ciekawym pomysłem byłoby włączenie
do niego historii prawdziwego bikera. Historii dziewczyny, która została
porwana przez gang motocyklowy w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym
piątym roku.
Tą dziewczyną byłam ja.
Pozostałości po wypadku Leslie sprzed trzech tygodni były ciągle
widoczne. Szwy z jej czoła zostały usunięte, ale w miejscu przecięcia
pozostała gruba czerwona linia. Jej oczy nie przypominały już szopa, ale było
oczywiste, że niedawno miała je oba podbite. Opuchlizna z nosa zeszła niemal
całkowicie i dziewczyna przeszła zabieg dentystyczny, by wymienić złamany
ząb.
Kiedy zaczynałyśmy ten wywiad, powiedziała, że chciałaby, abym była z
nią całkowicie szczera, mówiąc o doświadczeniach z mężczyzną, który miał
właśnie zostać stracony. Spędziłam z nią ostatnie trzy miesiące i nie
ukrywałam prawie niczego, co dotyczyło mojego z nim związku. Dziś miał być
punkt kulminacyjny wywiadu, szansa, by w końcu zrozumiała prawdziwą
stronę tych przeżyć. By dostrzegła idące za nimi nieprzyjemności.
Oczywiście, śmierć mężczyzny powinna być czymś więcej niż tylko
nieprzyjemnością.
Wiedziałam, równie dobrze jak on, że zasłużył na to, co miało się stać.
To było dziwne. Myślałam, że świadomość tego i wiara w to, wszystko ułatwi,
ale było inaczej. Myślałam, że przeżyję jego egzekucję nietknięta
emocjonalnie, ale tylko się oszukiwałam.
Tylko dlatego, że nie byłam z nim od prawie piętnastu lat nie oznaczało,
że nic do niego nie czułam. Był moją pierwszą miłością. Był prawdziwą
miłością. Prawdę mówiąc, był biologicznym ojcem mojej pierworodnej, chociaż
ona nigdy go nie poznała. To on chciał, żeby tak było. I w głębi serca, ja
również.
Zasłony się rozsunęły. Nie byłam już świadoma nikogo w małym pokoju
obserwacyjnym. Patrzyłam przez ogromne szklane okno na puste szpitalne
łóżko. Czytałam o tym, czego spodziewać się na egzekucji. Powinien być
przypięty do łóżka, gdy odsłaniano zasłony, prawda? Byłam pewna, że takie
były procedury. Ale on nigdy nie przestrzegał zasad. Zastanawiałam się jak
udało mu się przekonać stróży prawa, by zapomnieli o tym ważnym szczególe.
Niespodziewanie, zdałam sobie sprawę, że ktoś wszedł do
wyglądającego na sterylny pokoju. To był on, razem z dwoma policjantami,
strażnikiem i lekarzem. Żadnego księdza czy pastora. Nie chciał ich.
On.
Miał na imię Jason Willim Talbot. Co za zwyczajnie brzmiące imię. To
zabawne. Znałam go od prawie dwudziestu pięciu lat i dopiero, gdy został
aresztowany przed piętnastoma laty, poznałam jego prawdziwe drugie imię
oraz nazwisko. Jeśli było prawdziwe. Ciągle nie byłam pewna.
Dla mnie zawsze był to Grizz. Skrót od Grizzly, przezwiska, które
otrzymał ze względu na swoją ogromną posturę i brutalne zachowanie. Grizz
był dużym i okazałym mężczyzną. Przystojnym w surowy sposób. Tatuaże
pokrywały jego olbrzymie ciało od szyi po palce u stóp. Jego duże dłonie
potrafiły bez wysiłku zmiażdżyć tchawicę. Wiedziałam o tym z doświadczenia.
Osobiście doświadczyłam, co te dłonie potrafiły zrobić. Teraz nie mogłam
oderwać od nich wzroku.
Nie miał żadnej rodziny. Tylko mnie. Jednak nie byłam jego rodziną.
Od razu wyczułam, kiedy mnie zauważył. Podniosłam spojrzenie z jego
dłoni na te niesamowicie jasne zielone oczy. Próbowałam dostrzec, czy czają
się w nich jakieś emocje, ale nie potrafiłam tego stwierdzić. Minęło zbyt dużo
czasu. Zawsze był dobry w ukrywaniu emocji. Kiedyś potrafiłam go odczytać.
Ale nie dziś.
Gdy na mnie patrzył, podniósł skute dłonie i użył palców prawej ręki, by
okrążyć nimi serdeczny palec u lewej dłoni. Następnie spojrzał na moje dłonie,
ale nie mógł ich zobaczyć. Leżały na moich kolanach i zasłaniała je osoba
siedząca przede mną.
Czy dam mu to ostatnie pocieszenie? Nie chciałam zranić mojego męża.
Ale biorąc pod uwagę to, że byłam powodem zbliżającej się nieuchronnie
śmierci Grizza, czułam mieszankę starych, bardzo starych zobowiązań,
nakazujących mi pocieszyć go w tych ostatnich chwilach. W tym samym
czasie, czułam zawstydzające podniecenie, że miałam nad nim kontrolę.
Miałam możliwość dowodzenia czymś, podjęcia decyzji, bycia u władzy.
Może przez cały czas byłam u władzy.
Poczułam dłoń mojego męża na lewym udzie, tuż nad kolanem.
Delikatnie je uścisnął. Przepłynęły przeze mnie wspomnienia sprzed prawie
dwudziestu pięciu lat, kiedy inna dłoń ściskała moją nogę. Mocniejsza,
okrutniejsza dłoń. Obróciłam się, by spojrzeć na męża i, chociaż patrzył prosto
przed siebie, był świadomy mojego wzroku. Posłał mi niemal niewidoczne
skinienie głowy. Zadecydował za mnie. Nie przeszkadzało mi to.
Zdjęłam moją szeroką obrączkę i uniosłam lewą dłoń, żeby Grizz mógł
ją zobaczyć. Uśmiechnął się leciutko. Spojrzał na mojego męża, kiwnął głową
jeden raz i powiedział:
– Skończmy z tym gównem.
Strażnik zapytał, czy ma jakieś ostatnie słowo. Grizz odpowiedział:
– Właśnie je powiedziałem.
Leslie zauważyła tę wymianę pomiędzy nami i zapytała bezgłośnie:
– Co?
Zignorowałam ją. To była jedyna część mojej historii, która nie znajdzie
się w jej artykule. Nawet jeśli obiecałam, że będę całkowicie otwarta, niektóre
rzeczy, nieważne jak mało istotne, miały pozostać wyłącznie moje. To była
jedna z nich.
Grizz nie był łatwym więźniem, więc przypisani do niego strażnicy byli,
podobnie jak on, ogromni. Ku ich zaskoczeniu, tego dnia nie stawiał żadnego
oporu. Położył się i wpatrzył w sufit, gdy jego kajdany zostały zdjęte i przypięto
go mocno do łóżka. Nie drgnął, kiedy doktor założył wkłucia, po jednym w
każdej ręce. Jego koszula była rozpięta, przypięto mu pulsometry do klatki
piersiowej. Zastanawiałam się, dlaczego nie walczył, zastanawiałam się czy
dali mu jakieś środki uspokajające. Ale nie zapytałam o to.
Nie rozglądał się. Po prostu zamknął oczy i odpłynął. Zajęło to dziewięć
minut. Wydaje się krótko. Mniej niż dziesięć minut. Ale dla mnie, trwało to
wieki.
Starsza kobieta przede mną zaczęła cicho łkać. Odezwała się do
siedzącej obok niej kobiety:
– Nawet nie powiedział, że żałuje.
Druga kobieta odszepnęła:
– Dlatego, że tak nie jest.
Lekarz oficjalnie ogłosił śmierć Grizza o 12:19. Jeden ze strażników
podszedł do dużego okna i zasunął zasłonę. Skończone.
W małym pokoju obserwacyjnym było około dziesięciu osób i gdy tylko
zasunięto zasłonę, niemal wszyscy wstali i wyszli bez słowa. Ciągle mogłam
słyszeć płacz starszej kobiety, kiedy jej towarzyszka objęła ją za ramiona i
poprowadziła w stronę wyjścia.
Leslie spojrzała na mnie i zapytała nieco zbyt głośno:
– Wszystko w porządku, Ginny?
– Wszystko dobrze. – Nie mogłam na nią spojrzeć. – Ale żadnych
wywiadów do końca dzisiejszego dnia.
– Tak, oczywiście, to zrozumiałe. Mam do ciebie jeszcze kilka pytań,
zanim będę mogła zakończyć tę historię. Spotkajmy się jutro i porozmawiajmy.
Mój mąż wziął mnie za rękę, wstał razem ze mną i odpowiedział Leslie:
– To musi poczekać, aż wrócimy do domu. Możesz złapać nas przez
telefon, żeby dokończyć wywiad.
Moje kolana się zachwiały. Usiadłam z powrotem.
Leslie zaczęła protestować, ale dostrzegła wyraz twarzy mojego męża i
powstrzymała się, by nie powiedzieć więcej. Wymusiła uśmiech i powiedziała:
– Dobrze więc, do niedzieli. Bezpiecznej podróży do domu.
Opuściła pokój.
Mój mąż i ja byliśmy jedynymi osobami, które zostały. Wstałam, by
wyjść, ale nie mogłam się ruszyć. Wpadłam w jego ramiona, szlochając.
Delikatnie opuścił mnie na podłogę i usiadł razem ze mną, przytulając do
siebie. Siedziałam tak w jego ramionach, płacząc, przez długi czas. Bardzo
długi czas.
Rozdział 1

Był 15 maja 1975 roku. Zwyczajny czwartek. Dzień, jak każdy inny, nie
było w nim nic nadzwyczajnego, ani nawet odrobinę ekscytującego.
Ale miał to być dzień, który na zawsze odmienił moje życie.
Tego ranka wstałam trochę wcześniej niż zazwyczaj i uporałam się z
kilkoma pracami domowymi przed szkołą. Nie musiałam niczego robić, ale
przyzwyczaiłam się do zajmowania tym, a było kilka rzeczy, które chciałam
dokończyć. Zjadłam szybkie śniadanie pod postacią tostu i szklanki soku
pomarańczowego, i spakowałam mój mały plecak. To nie był prawdziwy
plecak, bardziej pojemna materiałowa torebka z uszami, które mogłam założyć
na ramiona i nosić ją na plecach. Wyglądała na małą, ale mogła wiele
pomieścić.
Tego ranka mieściła w sobie mój portfel z tymczasowym prawem jazdy i
czterema dolarami. Nie byłam jeszcze wystarczająco dorosła, żeby dostać
stałe prawo jazdy: trzy miesiące wcześniej skończyłam piętnaście lat. Plecak
zawierał także moje okulary do czytania, szczotkę do włosów, błyszczyk o
smaku jabłkowym, dwa tampony, pudełko tabletek antykoncepcyjnych i dwa
podręczniki: geometrię dla zaawansowanych i chemię. Poprzedniej nocy
odrobiłam zadanie domowe, złożyłam kartki na pół i wepchnęłam je między
strony książek. Wszystko inne, czego potrzebowałam na zajęcia trzymałam w
szkolnej szafce.
Miałam na sobie dopasowane niebieskie dżinsy z wysokim stanem,
pleciony pasek, kwiecistą, folkową bluzeczkę i sandały. Miałam też tę samą
biżuterię, którą nosiłam każdego dnia: srebrne kolczyki koluszka i brązową
filcową obróżkę z pacyfką. Pomimo tego, że był maj w południowej Florydzie,
poranki wciąż były nieco chłodne, więc założyłam czerwono białe poncho,
które zrobiła na drutach Delia.
Tego ranka mój ojczym, Vince, odwiózł mnie na przystanek. Mogłam
pójść na piechotę, ale było daleko, więc korzystałam z podwózki Vince’a, kiedy
tylko miałam możliwość. Odwoziłby mnie do szkoły, ale musiałby jechać w
przeciwnym kierunku, a ja nie miałam nic przeciwko jeżdżeniu autobusem.
Mogłabym poprosić o podwózkę Matthew, ale coś było z nim nie tak.
Matthew był uczniem ostatniej klasy, któremu dawałam korepetycje, więc
zbliżyliśmy się do siebie. Nie byliśmy parą, ale wiedziałam, że był
zainteresowany. Zbliżyłam się także do jego rodziny. Właściwie, to spędzałam
więcej czasu z nimi, niż z moją własną. Niecały tydzień temu, pocałował mnie
na dobranoc na moim ganku. Ale teraz powiedział mi, że nie potrzebuje mojej
pomocy w nauce i nie ma czasu, by się ze mną przyjaźnić. Wcześniej, zawsze
oferował mi podwózkę do i ze szkoły. Wydawało się to już nieaktualne. Ale, jak
powiedziałam, nie miałam nic przeciwko autobusowi.
– Do zobaczenia później, dzieciaku – powiedział Vince, gdy
wyskoczyłam z jego rozklekotanego vana.
– Na razie, Vince.
Ten dzień był zwykłym dniem w szkole. Oszczędzono mi niezręcznego
spotkania z Matthew. Nie mieliśmy razem żadnych zajęć i nie kolegowaliśmy
się z tymi samymi ludźmi. Ale i tak, miło by było zapytać go o powód nagłego
zerwania naszej przyjaźni. Byłam bardziej ciekawa niż zraniona. To był tylko
zwykły pocałunek na dobranoc.
Skończyłam całe zadanie domowe, zanim dobiegł końca czas
samodzielnej nauki, więc mogłam sobie pozwolić pójść po szkole do biblioteki
publicznej. Gdybym miała zadanie, poszłabym prosto do domu albo do Smitty.
Ale w dni, gdy nie miałam, uwielbiałam chodzić do biblioteki miejskiej i
zanurzać się w książkach. Chodziłam tam od szkoły podstawowej i
zaprzyjaźniłam się z każdym, kto tam pracował. Musiałam po prostu złapać
inny autobus ze szkoły. Nie powinniśmy zmieniać autobusów bez dostarczenia
za każdym razem pisemnej zgody, ale wszyscy kierowcy mnie znali, a Delia
dała swoje pozwolenie na początku roku. Robiłam to tak często, że przestali
pytać o pozwolenie.
– Hej Gin, widzę, że nie masz dziś zadania – powiedziała pani Rogers,
bibliotekarka, gdy przeszłam przez drzwi. Tylko się uśmiechnęłam,
potaknęłam i skierowałam do katalogu kart. Od dłuższego czasu chciałam
poszukać książek o Johnie Wilkesie Booth. Uczyliśmy się o zamachu na
prezydenta Lincolna i przeczytałam już książki ze szkolnej biblioteki. Chciałam
sprawdzić czy publiczna ma do zaoferowania coś innego o tej tematyce.
Miałam szczęście.
O siedemnastej nadszedł czas, by się zbierać, więc zaniosłam trzy
książki, by je wypożyczyć.
– Chcesz zadzwonić? – zapytała pani Rogers.
– Tak, proszę – odpowiedziałam. Przywykli pozwalać mi na korzystanie
z telefonu, bym mogła zadzwonić do Delii lub Vince’a i prosić o podwózkę.
Vince musiał mieć opóźnienie w dostawach i nie wrócił jeszcze do
magazynu. Zostawiłam wiadomość, mówiącą, że potrzebuję podwózki do
domu z biblioteki, ale że spróbuję też dodzwonić się do Delii. Co też zrobiłam,
ale nikt w jej pracy nie podnosił słuchawki. Mogło to oznaczać kilka rzeczy:
wyszła albo rozmawiała z klientem i nie chciała odbierać telefonu, albo była na
zapleczu i go nie słyszała. No cóż, to już się zdarzało. Nic wielkiego.
– Poradzisz sobie, Ginny? – zapytała pani Rogers. – Nie chcę zamykać i
wychodzić, jeśli nie masz podwózki do domu. Z chęcią cię odwiozę.
Była słodka. Proponowała to za każdy razem, gdy nie miałam
natychmiastowego transportu.
– Och, nie ma problemu, pani Rogers. Pójdę do sklepu spożywczego i
się czegoś napiję. Vince wie, żeby tam podjechać, jeśli biblioteka jest
zamknięta.
I tak też zrobiłam. Jak robiłam już ze sto razy w przeszłości. Kupiłam
napój i usiadłam na zewnątrz, plecami do wejścia. Popijając wodę mineralną
byłam tak pochłonięta książką, że ledwie dostrzegłam, gdy podjechał hałaśliwy
motocykl.
Dopiero, kiedy prowadząca go osoba wyłączyła silnik i zaczęła iść w
moim kierunku, zdałam sobie sprawę, że ktoś do mnie mówi. Usłyszałam cichy
śmiech i:
– Ta książka, w której się zakopałaś musi być naprawdę dobra.
Zsiadłem z motocykla i zapytałem co czytasz, ale mnie nie słyszałaś.
Podniosłam wzrok. Wyglądał jak typowy motocyklista. Średni wzrost.
Brązowe, rozczochrane włosy, które sięgały kołnierzyka. Miał na sobie dżinsy,
ciężkie buty, a pod skórzaną kurtką białą koszulkę. Uśmiechnął się, a ja
odpowiedziałam tym samym.
– Historia. Lincoln. – Powiedziałam tylko tyle. Nie byłam flirciarą i nie
sądziłam, że facet potrzebuje czegoś więcej. Od razu opuściłam wzrok na
książkę, którą miałam rozłożoną na kolanach.
Ta odpowiedź wydawała mu się wystarczać, bo nic już nie powiedział,
otworzył drzwi i wszedł do środka.
Wyszedł kilka minut później z colą. Przykucnął obok mnie i spojrzał na
książkę, którą czytałam, popijając swój napój. Bez żadnej zachęty wciągnął
mnie do rozmowy o Abrahamie Lincolnie, a w szczególności o Boothu.
Zainteresowało mnie to, co powiedział, więc odwróciłam się do niego, by
poświęcić mu pełną uwagę. Był miły i wydawał się spoko gościem – nie tego
się spodziewałam po mężczyźnie jeżdżącym na motorze.
Po kilku minutach dyskutowania o Johnie Wilkesie Boothu, rozmowa
zrobiła się bardziej osobista, ale nie w niepokojący spokój. Zapytał o mój wiek i
wydawał się szczerze zaskoczony, gdy powiedziałam mu, że mam piętnaście
lat. Zapytał, w której jestem klasie, gdzie chodzę do szkoły, o moje
zainteresowania i takie rzeczy. Wydawał się naprawdę zainteresowany i
drażnił się:
– Cóż, chyba muszę wrócić za trzy lata, jeśli chcę cię zabrać na
prawdziwą randkę, czy coś.
O jejusiu. Flirtował ze mną. Chłopcy w szkole flirtowali ze mną cały czas.
Mówili do mnie rzeczy typu: „Gin, czemu cię tam nie ma i nie kibicujesz. Jesteś
tak ładna, jak cheerleaderki”. Zawsze oferowali mi podwózkę do domu albo
pytali czy chcę się spotkać po szkole.
Chłopak, któremu udzielałam korepetycji, Matthew, też wydawał się
zainteresowany. Przynajmniej jeszcze kilka dni temu. Był popularnym uczniem
ostatniej klasy i naszą szkolną gwiazdą biegów. Miał pseudonim Rakieta. Był
uroczy i słodki, i oblał dwie klasy. Uczyłam go z angielskiego i matematyki.
Prawdę mówiąc, lubiłam chłopców, a Matthew zaczynał mi się podobać.
Podobał mi się nasz pocałunek. Ale nie byłam zainteresowana chłopakiem na
poważnie, szczególnie takim, który jesienią pójdzie na studia. Miałam zbyt
wiele rzeczy do osiągnięcia, zanim mogłam zaangażować się w związek.
Ale tutaj flirtował ze mną mężczyzna, nie chłopak. I uświadomiłam sobie,
że byłam bardziej niż lekko połechtana tym, że się mną zainteresował.
Niestety, nie wiedziałam jak na to odpowiedzieć, więc otworzyłam
książkę i udawałam, że czytam, gdy on mówił.
Kiedy skończył swój napój, zapytał:
– Więc, czemu siedzisz przed sklepem? Czekasz na kogoś?
– Tak, mój ojczym ma mnie odebrać. Powinien niedługo tu być.
Wstał i rozejrzał się dookoła.
– Cóż, mogę podwieźć cię do domu? Mieszkasz daleko stąd?
– Och nie, nie trzeba. Nie chciałabym, żeby przyjechał i mnie nie zastał.
Martwiłby się.
Właściwie, to nie była prawda. Vince nie znalazłby mnie tu, więc
założyłby, że odebrała mnie Delia i po prostu pojechałby do domu.
– Możesz do niego zadzwonić, czy coś i powiedzieć, że masz
podwózkę? – Zanim mogłam odpowiedzieć, dodał: – Jechałaś wcześniej na
motocyklu? Spodoba ci się. Jeżdżę bezpiecznie. Będę jechał naprawdę powoli
i pozwolę ci założyć mój kask.
Znowu nie odpowiedziałam, tylko na niego spojrzałam.
Roześmiał się i powiedział:
– To nie tak, że mogę cię jakoś skrzywdzić, gdy siedzisz za mną na
motocyklu. Naprawdę, tylko odwiozę cię do domu. Jeśli nie chcesz, żebym
wiedział gdzie mieszkasz, mogę wysadzić cię na rogu gdzieś w pobliżu . No
dalej. Zrób staremu facetowi przyjemność.
Czemu nie? Pomyślałam, gdy próbowałam odgadnąć jego wiek. Był ode
mnie starszy, ale nie sądziłam, by był stary. Zamknęłam książkę i wstałam.
– Cóż, myślę, że to w porządku. Mieszkam przy Davie Boulevard, na
zachód od I–95. Czy to jest ci po drodze?
– Nie ma żadnego problemu.
Wyrzucił swoją colę do kosza, wrócił do mnie i przytrzymał mi plecak,
gdy pakowałam książkę. Stwierdził, że mój tornister był pewnie cięższy ode
mnie. Podszedł do motocykla, podniósł kask, który wisiał na rączce i podał mi
go. Wrzuciłam torbę na plecy, wzięłam od niego kask i założyłam na głowę.
Był za luźny, więc zacieśniłam pasek pod brodą.
Przełożył nogę przez motocykl, odpalił go i wstał. Uświadomiłam sobie,
że stał, aby łatwiej mi było za nim usiąść, co uczyniłam bez problemu.
Podkręcił silnik i poczułam się podekscytowana, że siedziałam na motocyklu
ze starszym facetem. Nie byłam osobą, której zależało, ale przez sekundę czy
dwie, miałam nadzieję, że widział mnie jakiś znajomy. Jakże prorocza
wydawała mi się później ta myśl. Zawołałam, by wysadził mnie przed Barem
Smitty’ego i spytałam, czy wie gdzie znajduje się Davie Boulevard. Potaknął.
Wydaje mi się, że w tamtej chwili zostałam oficjalnie porwana.
Ruszyliśmy w kierunku, który wskazałam. Na czerwonym świetle obrócił
się i zapytał, czy podoba mi się jazda. Kiwnęłam głową na tak, a on bardzo
głośno powiedział, że pojedziemy inną drogą, żeby przejażdżka była dłuższa.
Żebym się nie martwiła, bo odstawi mnie bezpiecznie do Smitty’ego. Nie
martwiłam się. Nawet przez chwilę. Za bardzo mi się podobało.
Dopiero kiedy jechaliśmy drogą stanową numer 84, kierując się na
zachód i minęliśmy zakręt w prawo na drogę numer 441 poczułam pierwsze
zalążki strachu. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie znam nawet jego imienia i
podczas naszej małej pogawędki, spośród wszystkich tych pytań w 7–Eleven,
on nie zapytał o moje. Nagle wydało mi się to bardzo dziwne.
Przysunęłam się tak, że moje usta były blisko jego ucha i krzyknęłam:
– Hej, to naprawdę bardzo długa okrężna droga. Muszę być niedługo w
domu, bo rodzice zaczną się martwić.
Nie pokazał po sobie, że mnie usłyszał.
Odchyliłam się na oparcie motocykla. Nie panikuj, nie panikuj, nie
panikuj. Na plecach wciąż miałam torbę i czułam, jak książki z biblioteki
wbijają się w nie przez materiał. Wtedy też po raz pierwszy zwróciłam uwagę
na jego kurtkę.
Była na niej czaszka z grzesznym uśmiechem i czymś, co wyglądało jak
rogi. Naga kobieta, gustownie okryta, leżała uwodzicielsko na górze czaszki.
Miała ciemnobrązowe włosy z grzywką i duże, brązowe oczy. Przyjrzałam się
bliżej i zauważyłam, że miała brązowy rzemyk z pacyfką. Uniosłam dłoń do
szyi. Wyglądał zupełnie jak mój. Zanim mogłam się zastanowić nad tym
zbiegiem okoliczności, spojrzałam niżej. Ku mojemu przerażeniu,
przeczytałam nazwę wyszytą pod tym chorym obrazkiem.
Armia Szatana.
Rozdział 2

Szybko zorientowałam się, że byłam niczym więcej jak prezentem na


podziękowanie po długim procesie inicjacji.
Usiadłam na rozklekotanym leżaku i przyjrzałam się otoczeniu.
Przycisnęłam torbę do piersi i próbowałam przyzwyczaić oczy do
przytłumionego światła. Paliło się ognisko, a dookoła niego, w nieregularnym
kręgu siedzieli ludzie. Nie pamiętam, czy nie widziałam ich twarzy zbyt
dokładnie w nikłym świetle, czy byłam zbyt przerażona, by się przyglądać.
Wiedziałam, gdzie się znajdowałam, ale nie wiedziałam co powinnam z tym
zrobić. Zaczęłam się modlić, tak szybko, jak zdałam sobie sprawę z powagi
mojego położenia. Powinnam była wykorzystać okazję, gdy w pobliżu było
więcej ludzi i samochodów. Powinnam była zaryzykować i zeskoczyć z
jadącego motocykla. Byłoby to lepsze niż to, przed czym stanęłam teraz.
Pamiętam, jak zaczęłam się trząść, gdy dotarła do mnie rzeczywistość,
kiedy jechaliśmy na zachód drogą numer 84.
Obecnie 84–ka została odnowiona i zmodernizowana, ale w
siedemdziesiątym piątym była to zwykła zacofana dwupasmówka. Obecnie,
biegnie ona równolegle do autostrady I–595, która w kilka minut umożliwia
połączenie Everglades z plażą, z wszelkiego rodzaju domami, szkołami,
centrami handlowymi i stacjami benzynowymi po drodze. W siedemdziesiątym
piątym była to autostrada do piekła, znana z czołowych kolizji. Nie było z niej
zjazdów, poza małym barem U Pete’a.
Kiedy minęliśmy U Pete’a, poczułam nudności gromadzące się w moim
żołądku. Wiedziałam, że nie było tu niczego poza wjazdem na niebezpieczną
autostradę Nazywaną „Aleją Aligatorów”, która łączyła dwa wybrzeża Florydy.
Wydawało mi się, że gdzieś w okolicy znajdował się rezerwat Indian z
Plemienia Miccosukee, ale nie miałam pojęcia gdzie.
Robiło się ciemno, a na horyzoncie nie było żadnych innych świateł.
Jakieś dziesięć minut po minięciu baru U Pete’a, zwolniliśmy i zjechaliśmy na
prawo w piaszczystą drogę. Po raz pierwszy zauważyłam stłumione światła.
Niedaleko od drogi, ledwo dostrzegalny przez rosnące zarośla, stał stary
motel.
Był to jeden z tych małych piętnasto, dwudziestopokojowych moteli ze
starymi żaluzjami w oknach. Miał neon z nazwą Glades Motel. Miałam
nadzieję, że ciągle funkcjonował. Działający motel mógł być dobry. Ktoś
musiał go prowadzić. To mogła być moja szansa, by wyjaśnić, że popełniłam
błąd i poprosić o użyczenie telefonu.
Zakładałam, że początkowo zbudowano go, by dać przejezdnym
miejsce na odpoczynek w środku pustkowia, ale, z jakiegoś powodu, interes
się nie kręcił. Gdy wjechaliśmy na podziurawiony, zniszczony parking, po
prawej stronie zauważyłam stare dystrybutory paliwa. Było oczywiste, że nikt
ich już nie używał. W kilku pokojach paliło się światło, ale w miejscu, które
wyglądało jak biuro nie było znaku życia.
Gdy minęliśmy dystrybutory, spojrzałam w lewo i pomiędzy nami a
motelem zauważyłam grupę ludzi. Siedzieli dookoła dogasającego ogniska,
pośród starych, zardzewiałych huśtawek, zjeżdżalni i przestarzałych karuzeli.
Wyglądało to jak miejsce na piknik i plac zabaw, które czasy świetności miały
dawno za sobą. Po drugiej stronie placu zabaw chyba znajdował się basen.
Nie byłam pewna, ale wyglądało na to, że nie było w nim wody.
Skręciliśmy w lewo i dostrzegłam sześć czy siedem motocykli
zaparkowanych przed pokojami. Zaparkowaliśmy obok jednego z nich i mój
kierowca zgasił silnik. Wtedy ich usłyszałam.
Była to mieszanina śmiechu, przekleństw i czegoś, co brzmiało jak
kłótnia dwóch kobiet. Wydawało mi się, że usłyszałam dobiegające skądś
„Magic Carpet Ride” Steppenwolfa1.
Wstał i powiedział:
– Złaź.

1
https://www.youtube.com/watch?v=UtkP5gTX6Hc
Stanęłam na podpórkach i przerzuciłam nogę. Moje nogi prawie się
zaplątały, prawdopodobnie z powodu mieszanki strachu i przez przejażdżkę,
ale złapałam równowagę. Poprawiłam plecak i stanęłam prosto. Doszłam do
wniosku, że najlepszym sposobem, by sobie z tym poradzić była pewność
siebie. Byłam śmiertelnie przerażona, ale, szlag by mnie trafił, jeśli bym to
okazała. Rozłożył podpórkę i zsiadł z motoru.
– Więc, jak długo to potrwa, nim mnie odwieziesz? – zapytałam.
Brzmiałam nieco za wesoło, nawet jak na mój gust.
Nie odpowiedział. Spojrzał prosto na mnie i posłał mi uśmiech, który
został zrodzony z czystego zła. Czy to ten uśmiech widziałam w 7–Eleven?
Nie mogłam sobie przypomnieć. Jak mogłam tego wtedy nie zauważyć?
Zrozumienie mojej sytuacji uderzyło mnie niczym ołowiany pocisk.
Przypomniałam sobie jak pewnego dnia Delii i Vince’a nie było w domu i
wstąpił do nas jeden z jego domniemanych przyjaciół. Przekonał mnie, żebym
wpuściła go do domu, by mógł skorzystać z telefonu.
– Możesz mi zaufać, kochanie. Jestem przyjacielem Vinny’ego, twojego
ojczyma.
To powinna być czerwona flaga. Nikt nie nazywał Vince’a przezwiskiem
Vinny. Odsunęłam zasuwkę i prowadziłam go do kuchni, gdzie znajdował się
nasz jedyny telefon, gdy złapał mnie z tyłu za włosy i rzucił na popękane
linoleum. Wtedy poznałam prawdziwy strach. Poczułam płomienie powoli
wspinające się po moim kręgosłupie.
Zanim cokolwiek mogło się stać, rozległo się głośne dudnienie do drzwi.
To był nasz sąsiad, Guido. To było jego prawdziwe imię. Cóż, to było imię,
które nam zdradził. Vince był przekonany, że Guido był członkiem mafii,
należącym do programu ochrony świadków. W ogóle nie pasował do naszej
okolicy. Był totalnym zbirem, a teraz głośno narzekał, że kolega Vince’a
zaparkował na jego trawniku.
To właśnie robił Guido. Siedział na swoim ganku i czekał, aż ktoś zrobi
coś złego, żeby mógł się wyżyć. Normalnie nie lubiłam Guida, ale w tamtej
chwili, jego wielka gęba i nowojorski akcent były muzyką dla moich uszu.
Tajemniczy mężczyzna, który nigdy nie zdradził swego imienia,
przerzucił mnie na plecy i siedział na moim brzuchu, jedną ręką zakrywając mi
usta, a drugą trzymając moje dłonie nad głową. Krzyczał do Guido, żeby sobie
poszedł, i że przestawi swoją ciężarówkę, kiedy będzie mu pasowało. Dopiero,
kiedy Guido zagroził, że wezwie policję, mężczyzna puścił moje dłonie i
jednym szybkim ruchem zeskoczył ze mnie.
Powiedział mi, że jeśli kiedykolwiek powiem komuś, co się stało, wróci tu
i dokończy to, co zaczął. Obiecałam mu, że to będzie nasz sekret. Nie zdradzę
ani słowa. Nic mi się nie stało. Nie wyrządzono żadnej szkody. Nigdy nie
powiem. Mógł mi zaufać.
Powiedziałam. Gdy tylko Delia i Vince weszli do domu, wszystko im
powiedziałam, a oni zadzwonili po policję. Po tym jak go opisałam, a Guido
opisał jego ciężarówkę, Vince wiedział kim on był. Jakiś włóczęga z marginesu
społecznego o imieniu Johnny Tillman, który kręcił się w barze Smitty’ego przy
Davie Boulevard, gdzie moi rodzice byli stałymi bywalcami. Nie był
przyjacielem Vince’a, ale rozmawiał z nim kilka razy, więc poznał jego imię.
Nie miałam pojęcia skąd wiedział o mnie. Nigdy wcześniej go nie widziałam,
ale on mógł mnie widzieć. Kiedy nie mogłam liczyć na podwózkę ze strony
przyjaciół, czasem szłam z przystanku do Smitty’ego i czekałam na Delię i
Vince’a, by zawieźli mnie do domu. Wstępowali tam na piwo niemal
codziennie. Właścicielka była naprawdę miłą kobietą. Siedziałam w kącie i
odrabiałam zadanie domowe, a ona dawała mi na koszt firmy napój
pomarańczowy i frytki.
Teraz, stojąc po środku pustkowia, przy dźwiękach Steppenwolf i z
gościem, który uśmiechał się złowieszczo, byłam tak sparaliżowana strachem,
że nie potrafiłam sobie nawet przypomnieć jej imienia. Ale nie mogłam
zapomnieć jednej rzeczy, a były nią słowa Delii po tamtym wypadku:
– Jak ktoś tak mądry jak ty mógł zrobić coś tak strasznie głupiego?
Wtedy próbowałam się usprawiedliwiać:
– Delia, ale on znał Vince’a. – Próbowałam nawet przekonać samą
siebie, że ten gość wyglądał znajomo. Ale to było kłamstwo. Miała rację. To
była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam.
Aż do tej chwili, godzinę temu.
Teraz mogłam tylko myśleć: Jesteś zdana na siebie, dziewczynko. Nie
ma tu żadnego Guido.
Gość od motocykla złapał mnie mocno za ramię i pociągnął do przodu.
– Chodź, czas poznać twoją nową rodzinę.
Rodzinę? Byłam w zbyt wielkim szoku, by próbować rozgryźć ten
komentarz. Podeszliśmy do grupy ludzi siedzących dookoła ogniska, hałasy
sprzed chwili zaczęły opadać. Kiedy się zbliżyliśmy, usłyszałam niski,
przeciągły gwizd i komentarze dobiegające z każdej strony.
– Ooo, patrzcie kogo przywiózł nam Monster.
– Hej Monster, myślałem, że lubisz blondynki z wielkimi cycami.
– Ta zarobi niezłą kasę. Pomoże opłacić rachunki.
Wtedy, piskliwy kobiecy głos zasyczał:
– Nie wiem, co sobie myślałeś przyprowadzając tu tę przybłędę.
Donośny męski głos odpowiedział:
– Co się stało, Willow? Boisz się, że Grizz może być zainteresowany?
Wszyscy wiedzą, że lubi brunetki i jestem całkiem pewny, że ma cię już dość.
– Pierdol się, Fess, i swoją matkę i ojca. Jest zbyt koścista dla Grizza i
jest brzydka.
Dobrze, niech myślą, że jestem koścista i brzydka. Cokolwiek, bylebym
mogła się stąd wydostać.
Chrapliwy męski głos dodał:
– Nie, wcale taka nie jest, Willow. Ale nic się nie martw, skarbie. Jesteś
z Grizzem od dwóch lat. Nigdy nie wytrzymał tyle z jedną kobietą. Myślę, że
łączy was prawdziwa miłość.
To wydawało się uspokoić Willow. Wymiana zdań była tak szybka, a
ogień tak słaby, że nie potrafiłam dopasować twarzy do głosów. Mój porywacz
popchnął mnie gwałtownie na odrapany leżak i zajął kolejny, stojący obok
mojego. Pochyliłam się, zdjęłam plecak i położyłam go na kolanach.
Uświadomiłam sobie, że nie ubrałam mojego poncho i przyszła mi do głowy
głupia myśl, że przynajmniej poncho było bezpieczne w bibliotece. Owinęłam
ramiona wokół torby i zaczęłam się rozglądać, oceniając otoczenie.
Wtedy odezwał się porywacz:
– Gdzie jest Grizz?
Monster. To chyba tak ktoś go nazwał. Monster. Boże dopomóż.
– Jest tu gdzieś. Poszedł tylko zadzwonić, tak myślę – odpowiedział mu
ktoś .
– Czemu? Po co ci Grizz? – warknęła Willow.
Monster oparł się na siedzeniu, jakby chciał podkreślić swoje
stanowisko.
– Cóż, suko – wypluł. – Chcę okazać Grizzowi moją wdzięczność za
przyjęcie. No wiesz, taki prezent w podziękowaniu. I oto on – powiedział,
machając dłonią przed moją twarzą.
Czułam się jak nagroda w jakimś kiepskim teleturnieju, a Monster był
modelem prezentującym towar. Oczywiście, nie mogłam być dalej od
jakiegokolwiek studia nagrań w Kalifornii, niż byłam teraz.
– Oto co? Ona? – prychnęła Willow.
Moje oczy przywykły do przytłumionego światła i w końcu zobaczyłam
źródło irytująco piskliwego głosu. Willow wybrała ten moment, aby wstać i
wskazać na mnie, gdy oświetlało ją ognisko. Była mała. Nie potrafiłam
odgadnąć jej wieku, ale prawdopodobnie była młodsza niż na to wyglądała.
Miała mysio–blond włosy, które zwisały dookoła jej twarzy. Nie było w niej
niczego szczególnego, chociaż pomyślałam, że kiedyś mogła być naprawdę
ładna. Pod oczami miała smugi makijażu. Jej brwi były cieniutkie i za bardzo
wyregulowane, co nadawało jej złowieszczy wygląd. Chociaż zapewne nie
potrzebowała wyrazistych brwi, by to osiągnąć. Ciężkie życie, plus
prawdopodobnie ciężkie narkotyki postarzyły ją. Nawet w słabym świetle
widziałam blizny po trądziku i zbyt wydatne kości policzkowe. Wystawały za
ostro w porównaniu do zapadłych policzków, które kiedyś były pulchne. Miała
na sobie fioletowy top bez ramiączek i zniszczone dżinsy, które wisiały na
kościstych biodrach. I to mnie nazywała kościstą? Na obu rękach miała
ręcznie wyplatane bransoletki z koralikami. Niemal każdy widoczny skrawek jej
skóry był pokryty tatuażami, za wyjątkiem twarzy i dłoni. Spojrzałam w dół i
zauważyłam, że nie miała butów. Jej stopy i paznokcie były brudne.
To była kobieta Grizza? Kimkolwiek był ten Grizz, zastanawiałam się,
czy lubił brudne stopy.
– Tak, ona, Willow. Zauważyłem jak siedziała przed 7–Eleven i
pomyślałem, że wygląda jak dziewczyna z naszych kurtek. Wtedy dostrzegłem
ten pieprzony naszyjnik i wiedziałem, że muszę ją przywieźć Grizzowi. Masz z
tym jakiś problem?
– Jasne, że mam. Nie będzie jej chciał, a ty, głupi dupku, powinieneś
być mądrzejszy i jej tu nie przywozić.
– Cóż, pozwólmy Grizzowi zdecydować.
– Pozwólmy Grizzowi zdecydować o czym?
Byłam tak zajęta obserwowaniem wymiany zdań pomiędzy Willow a
Monsterem, że nie zauważyłam zbliżającego się ogromnego faceta.
Przestraszona, obróciłam głowę w lewo i na wysokości moich oczu znalazł się
rozporek niebieskich dżinsów. Powoli podniosłam wzrok i oddech ugrzązł mi w
gardle.
Myślałam, że Monster i jego złowieszczy uśmiech to było coś, czego
powinnam się bać. Mężczyzna, który stał obok mnie, był nie tylko ogromny i
miał imponujące ciało, ale wyczuwałam też płynącą od niego surową energię i
agresję. To był człowiek u władzy. Osoba, z którą się nie zadzierało.
To był Grizz.
Był powodem, dla którego zostałam porwana i obawiałam się, że teraz
należałam do niego.
W tej chwili moje myśli pędziły w miliony różnych kierunków. Pamiętam
strzępki rozmów wyjaśniające, dlaczego się tutaj znalazłam. Najwyraźniej
Monster, najnowszy członek tej grupy, czy też gangu, czy czym tam byli,
właśnie zakończył rytuał inicjacyjny. Ta ostatnia część nie była wymagana i z
tego, co usłyszałam, rzadko, jeśli w ogóle kiedykolwiek, przestrzegana:
porwać kogoś, kto zostanie sprezentowany przywódcy, jako prezent w
podziękowaniu, by mógł zrobić z nim cokolwiek zechce.
To byłam ja. Prezentem w podziękowaniu. Teraz, gdy o tym myślałam,
kurtka Monstera wyglądała na świeżo oznakowaną. Nie mógł być częścią tej
grupy od zbyt dawna.
Kiedy moje spojrzenie napotkało oblicze Grizza, on na mnie patrzył. Nie
potrafiłam odczytać wyrazu jego twarzy. Nie był klasycznie przystojny, ale nie
był też brzydki. Był dobrze zbudowany, twardy. Nawet w półcieniu zauważyłam
jego niezwykłe oczy. Miał na sobie koszulkę, której rękawy zostały oderwane.
Był umięśniony i pokryty tatuażami. Jego włosy były koloru ciemnoblond, albo
może jasnego brązu, trochę dłuższe i rozczochrane. Nie potrafiłam odgadnąć
jego wieku. Na kogoś z takim autorytetem, powinien być starszy niż się
wydawało. Ale nie potrafiłam tego określić.
Słabe światło i mój strach powodowały, że cały rozsądek i jasność
opuściły mój umysł. Nie mogłam myśleć, ani czuć. Byłam otępiała.
Nie uśmiechnął się. Nie skrzywił. Tylko dalej się na mnie gapił. Głos
Willow przełamał to zaklęcie.
– Ten głupi dupek myśli, że będziesz chciał tego kościstego śmiecia,
Grizz. Powiedziałam mu, że ci się nie spodoba. Prawda, skarbie? Nie chcesz
jej, no nie? Chłopcy mogą ją sobie wziąć, co? Jeśli jest prezentem dla ciebie,
możesz z nią zrobić cokolwiek zechcesz, na przykład oddać. Prawda, skarbie?
A on powinien wiedzieć lepiej i nie przyprowadzać jej tutaj. Skopiesz mu tyłek,
prawda skarbie?
Podniósł wzrok i bez słowa popatrzył ma Willow. Widziałam jej twarz i
miała błagalny wyraz. Nie odrywała od niego oczu. Tylko patrzyła spojrzeniem
osoby, która była świadoma swojej porażki.
Zwróciła swoją złość na mnie. Rzuciła się w moim kierunku z
wyciągniętymi rękami. Zamierzała się na moją szyję.
Zanim mnie dosięgła, Grizz złapał ją za gardło i jedną ręką uniósł z
ziemi. Trzymał ją w zawieszeniu, machającą nogami. Obie dłonie miała
owinięte na jego jednej i próbowała odciągnąć jego palce. Z gardła wyrwał jej
się bulgoczący odgłos. Bez słowa, rzucił nią, a ona upadła na rozklekotane
leżaki, które się pod nią załamały.
Jakaś postać oddzieliła się od grupy i do niej podeszła. Rozpoznałam
chrapliwy głos z wcześniej.
– Będzie dobrze, Willow, kochanie. Zabawi się z nią parę razy i wróci do
twojego łóżka zanim skończy się weekend. – Mężczyzna próbował jej pomóc,
ale odepchnęła go.
– Zamknij się do cholery, Froggy – warknęła Willow. – Nic nie wiesz.
Mam się poczuć lepiej wiedząc, że mój mężczyzna sypia z tą białą
bezwartościową miernotą? Zostaw mnie w spokoju. Przestań mnie dotykać!
Sama wstanę.
Podniosła się i otrzepała ubranie. Zadarła nos niczym królowa i zaczęła
iść w stronę motelu.
– Grizz, skarbie będę w naszym pokoju, zaczekam na ciebie, kochanie.
Po prostu przyjdź do domu, kiedy skończysz, a pokażę ci, jakie to uczucie
mieć pod sobą prawdziwą kobietę.
Obserwowałam jak szła do motelu, otworzyła jedne z drzwi i weszła do
środka. Obróciłam się, a on dalej na mnie patrzył. Bez odrywania ode mnie
wzroku, powiedział:
– Moe, zabierz ją do czwórki. Niech się rozgości. Zostań z nią.
Zabierz kogo? Mnie?
Maleńka osóbka podniosła się z ziemi. Siedziała blisko ognia i
obserwowała całe zajście. Na początku wydawało mi się, że była młodym
chłopcem. Pamiętam jak pomyślałam, że skoro mieli tu dzieci, to nie mogło
być tak źle. Teraz cała nadzieja odeszła. Miała krótkie, kruczoczarne włosy.
Ubrana była w czarną koszulkę Black Sabbath, czarne dżinsy i wojskowe buty.
Kiedy do nas podeszła, zauważyłam, że jej buźka była pokryta wyjątkowo
mrocznym makijażem. Pod tą farbą skrywała prawdopodobnie ładną twarz.
Już jako dorosła osoba, widziałam dziewczyny przebierające się w ten sposób
podczas mody na styl gotycki, ale żadna z nich nie umywała się do Moe.
Oryginalnej Gotki.
Bez słowa podeszła do mnie i po prostu stanęła. Nie spojrzała mi w
oczy, tylko patrzyła w ziemię. Spojrzałam w prawo, gdzie siedział Monster.
Nawet na mnie nie patrzył. Gdzieś w ciągu ostatnich dziesięciu minut (a może
minęła godzina?) dostał piwo, a teraz siedział z odchyloną głową i je żłopał. Po
jego prawej siedział mężczyzna nazywany Froggym, ten, który próbował
pomóc Willow. Patrzył w dół na połamany leżak. Może zastanawiał się, czy
uda mu się go naprawić. Nie pamiętam nikogo innego, chociaż wiem, że
tamtej nocy wszyscy tam byli. Siedzieli dookoła ogniska, obserwując,
czekając, podporządkowując się.
Wstałam, a Moe powoli skierowała się do motelu. Przyciskałam moją
torebkę do piersi i patrzyłam prosto przed siebie, gdy za nią szłam. Bez
oglądania się, wiedziałam z pewnością, że niesamowite oczy tamtego
mężczyzny obserwowały mnie, aż znalazłam się za zamkniętymi drzwiami
pokoju numer cztery.
Rozdział 3

Podążyłam za Moe, gdy podeszła do drzwi z wyblakłą plakietką


przedstawiającą numer cztery. Klimatyzacja chodziła głośno i wydawała
dźwięk podobny do kaszlnięć i bełkotu człowieka. Przynajmniej w środku
powinno być chłodniej. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale prawie żywcem
zostałam zjedzona przez komary.
Kiedy doszłyśmy do drzwi, po raz pierwszy zauważyłam dwa duże psy.
Leżały na chodniku, każdy po jednej stronie drzwi, a gdy je mijałyśmy, uniosły
zaciekawione głowy. Kiedy zdecydowały, że nie stanowimy zagrożenia,
wróciły do swoich drzemek. Wtedy tego nie wiedziałam, ale te dwie kreatury
miały stać się moimi strażnikami i ostatecznie ochroniarzami. Były dużymi
czarnymi rottwailerami nazwanymi Damien i Lucyfer.
Wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało wnętrze pokoju czwartego, ale
nie mogłam się bardziej pomylić. To było jak wejście do innego świata.
Zamiast zniszczonych dywanów, rozklekotanego starego łóżka, antycznych
mebli i zapachu zgnilizny, znalazłam całkiem nowoczesne mieszkanie.
Wyglądało ono jak dwa oddzielone przez małą kuchnię pokoje. Było czyste,
miłe i gustownie udekorowane. Czy to był jakiś sen?
Najwyraźniej, dwa pokoje, albo nawet trzy, zostały przebudowane by
zaoferować lokatorowi odrobinę komfortu. Nie musiałam zgadywać, kto był
tym lokatorem.
Moją pierwszą myślą było znalezienie telefonu. Ale Moe musiała czytać
mi w myślach. Obie zauważyłyśmy telefon leżący na blacie w kuchni i
spojrzałyśmy na siebie w tym samym czasie. Ona tylko powoli pokręciła
głową. Zmierzyłam ją wzrokiem. Była malutka. Ja sama nie byłam zbyt duża,
ale byłam silna i pewna, że gdybym musiała mogłabym powalić ją na podłogę.
Jednak gdybym tego potrzebowała, zostawiłam to na później. Zdecydowałam,
że muszę spróbować się do niej zbliżyć. Przeciągnąć ją na swoją stronę.
Sprawić, że zacznie mi współczuć. Że będzie chciała mi pomóc.
– Wow, tu jest naprawdę ładnie. Wszystkie pokoje tak wyglądają?
Nie odpowiedziała mi, ale jej wzrok mówił: „Żartujesz sobie?”
Usiadłam na skraju małej kanapy. Ona siadła na skraju wielkiego fotela i
po prostu się na mnie gapiła.
– Więc masz przypilnować, żebym się zaaklimatyzowała? Co to
dokładnie oznacza?
Brak odpowiedzi. Wstała i podeszła do przestrzeni kuchennej. Otworzyła
lodówkę i wyciągnęła puszkę oranżady. Otworzyła ją, wróciła i podała mi ją.
Podziękowałam i położyłam ją na małym stoliku nie upijając ani łyka. Jednak
po namyśle, stwierdziłam, że mam w ustach sucho jak na pustyni. A łyk
pewnie smakowałyby pysznie. Więc się napiłam.
Zgaduję, że zauważyła, iż drapię ślady po ugryzieniach komara,
ponieważ ponownie wstała i przeszła przez kuchnię do, jak założyłam, sypialni
z łazienką. Szybko wróciła i bez słowa podała mi butelkę antyseptyku i wacik.
Wskazała ruchem głowy na moje ramiona i uświadomiłam sobie, że próbuje mi
ulżyć z ugryzieniami. Moją natychmiastową myślą było: Dobra, może nie jest
taką złą osobą. Jedynie miła osoba przejmowałaby się jakimiś głupimi
ugryzieniami komarów. Nie sądziłam by kiedyś tak naprawdę dotarło do mnie,
że była miła, bo srogo by zapłaciła, gdyby zachowała się inaczej.
Kontynuowałam pogawędkę, gdy przemywałam ugryzienia nasączonym
wacikiem. Moe nadal nie odpowiedziała mi na żadne pytanie, nieważne jak
mocno próbowałam ją do tego zachęcić. Nigdy nie widziałam nikogo tak
lojalnego wobec swojego szefa. Musiała istnieć jakaś niewypowiedziana
reguła o zakazie spoufalania się z więźniami.
O ludzie, nie pomyślałam o tym słowie wcześniej, ale tym dokładnie
byłam. Więźniem. Byłam przetrzymywana wbrew własnej woli. Musiałam
dostać się do telefonu. Miałam plan. Niezbyt dobry, ale gdybym zachowywała
się wystarczająco swobodnie, może by zadziałał. Kto wie? Może, tak
naprawdę nie jestem więźniem, przekonywałam siebie. Może za bardzo
przesadzam. To nie jest prawdziwe. To jest coś, co widuje się na filmach.
Wypiłam duszkiem swoją oranżadę. Kiedy puszka była prawie pusta,
swobodnie wstałam i powiedziałam:
– Wypiłam, dzięki. Kosz na śmieci jest w kuchni? – Nie czekając na
odpowiedź, podeszłam do małego pomieszczenia udając, że szukam śmieci.
Podeszłam do zlewu i zaczęłam wylewać resztki sody, która została w puszce.
Lewą ręką swobodnie sięgnęłam po telefon leżący na ladzie. Zanim byłam w
stanie podnieść słuchawkę, poczułam ją za sobą. Zamarłam. Z jedną dłonią na
słuchawce, a drugą nadal wiszącą nad zlewem z puszką sody. Malutka, cicha
Moe trzymała nóż przy mojej szyi.
– Wow Moe, nie ma takiej potrzeby. Tylko chciałam zadzwonić. Dać
znać rodzicom, gdzie jestem. Będą się martwić i w ogóle.
Odsunęła nóż, a ja się odwróciłam i zauważyłam, że posyła mi to samo
spojrzenie, jak wtedy, gdy zapytałam ją o to, czy wszystkie pokoje wyglądają
tak ładnie. Nie, małym niedopowiedzeniem było założenie, że Moe jest
powolna. Była mała i milcząca, ale znała mój każdy kolejny ruch. Cholera,
może kilka lat wcześniej była mną. Nie wiedziałam.
Wymamrotałam przeprosiny:
– Jestem po prostu przerażona. Nie wiem, co się ze mną stanie. A ty
wiesz? Dlaczego się do mnie nie odzywasz? Gdybyś mogła mi tylko
powiedzieć, co się stanie albo czego mogę się spodziewać, myślę, że jakoś
lepiej mogłabym znieść tą sytuację.
Była niższa ode mnie, ale stałyśmy tak blisko, że byłam w stanie dobrze
przyjrzeć się jej twarzy. Miała śliczne oczy i, nawet z całym makijażem, nadal
byłam w stanie stwierdzić, że ma piękną cerę. Nie widziałam jeszcze jej
uśmiechu, więc nie mogłam nic powiedzieć o jej zębach.
Gdy na mnie patrzyła, nie okazała żadnych uczuć. Byłam zgubiona.
Byłam sama. Ta mała niby przyjaciółka, nie była nią. Wykonywała tylko swoją
robotę.
Otworzyła usta lekko, jakby chciała coś powiedzieć. Wreszcie, może
uzyskam jakąś odpowiedź. Słowo pocieszenia. Cokolwiek.
Dopiero wtedy zauważyłam, że Moe nie miała języka.
Rozdział 4

Po raz pierwszy w życiu, wymówiłam słowo, które nigdy wcześniej nie


wyszło z moich ust:
– Mamo. – Chciałam do mamy.
Urodziłam się w Walentynki 1960 roku. Moja matka nazwała mnie
Guinevere Love Lemon. Tak, to moje prawdziwe imię. Żeby zrozumieć, skąd
wzięło się moje imię, musielibyście zrozumieć moją beznadziejnie
romantyczną, hipisowską matkę, Delię. I zanim ocenicie ją za nadanie mi tak
niedorzecznego imienia, wiedzcie, że to ono ostatecznie doprowadziło do
upadku Armii Szatana.
Delia Lemon zaszła ze mną w ciążę, gdy mieszkała w komunie i nigdy
nie próbowała zidentyfikować mojego ojca. Poznała mojego ojczyma, Vince’a,
na demonstracji przeciwko wojnie, kiedy miałam jakieś sześć lat i pobrali się
trzy lata później na Woodstock. O tak, byłam na Woodstocku. Powiedziałam,
że się pobrali, ale nie wiem, czy to było legalne. Dalej używała swojego
własnego nazwiska – Lemon.
Była zdecydowanie za fajna, by być mamą, więc dorastałam nazywając
ją Delią. Delia Lemon była niezwykłą postacią. Lubiłam porównywać ją do
mamy z piosenki Jeannie C. Riley „Harper Valley PTA”2. Znacie tę piosenkę –
Komitet Rodzicielski wysyła notatkę do matki małej dziewczynki, mówiącą, że
sprzeciwiają się temu, jak wychowuje córkę. Ta matka idzie na następne
spotkanie Komitetu Rodzicielskiego i praktycznie rozrywa wszystkich na
kawałki.
Problem z tym porównaniem był taki, że myślałam, iż tej matce z
piosenki bardziej zależało na jej córce i reputacji niż Deli na mnie. Delia nie

2
https://www.youtube.com/watch?v=aOZPBUu7Fro
była złą osobą. Była po prostu obojętna na zasady. Szczerze nie obchodziło
jej, co pomyślą ludzie. Była wiecznym dzieckiem kwiatem. Płynęła z nurtem.
Ciągle pamiętam przerażenie mojej nauczycielki z pierwszej klasy
podstawówki, kiedy odkryła, że nie mówiłam do mamy „Mamusiu”. Mówiłam do
niej po imieniu. Zawsze tak było. Pamiętam, jak raz zapytałam Delię, kim jest
moja mamusia, bo wszyscy moi przyjaciele mieli mamusie, a ona zbyła to
śmiechem i powiedziała, że nie wierzy w etykietki. Byłam zbyt młoda, by
wiedzieć co to znaczyło.
Delia pracowała w sklepie ze zdrową żywnością, zanim zdrowa żywność
stała się w ogóle modna. Hodowała swoje własne zioła i swoją trawkę.
Przygarniała bezpańskie zwierzęta. Nigdy nie nosiła stanika, a jej garderoba
ograniczała się do koszulek na ramiączkach, topów tub i długich, zwiewnych
spódnic z rozciągliwym pasem. Chodziła boso tak często, jak mogła. Miała
włosy w kolorze pisakowego blondu z przedziałkiem na środku, które zawsze
splatała w dwa warkocze sięgające jej do pasa.
Dbała, bym była nakarmiona i zawsze miała czyste ubrania do szkoły.
Cóż, przez większość czasu. Zmięte, ale czyste. To był cały zakres jej
macierzyństwa.
Nasz dom był pełen roślin zwisających z ręcznie robionych, misternie
wyplatanych kwietników. Zawsze też paliły się świece zapachowe i kadzidełka.
Pomimo, iż pracowała w sklepie ze zdrową żywnością, Delia wypalała paczkę
papierosów dziennie, dopóki Vince nie przekonał jej w końcu, by rzuciła.
Wcześniej zapalałam świece, żeby zamaskować zapach. Później stało się to
nawykiem, który kontynuowałam długo po tym, jak przestała palić.
Vince jeździł samochodem dostawczym z piwem. Odkąd sięgałam
pamięcią miał tę samą pracę. Był dobrym facetem. Nie mogę powiedzieć o
nim złego słowa.
Delia i Vince nigdy mnie nie bili, ani nie wykorzystywali. Nie
przypominam sobie, by na mnie krzyczeli, czy popychali. Po prostu nie
zależało im wystarczająco. Nie byłam kochana, nikt też nie troszczył się o
moje uczucia.
Wydaje mi się, że przez większość czasu mnie ignorowali. Nie mam
żadnych wspomnień, w których Delia lub Vince pomagaliby mi odrabiać pracę
domową. Nie przypominam sobie, by przyszli na jakiekolwiek szkolne
przedstawienie, czy zgłosili się do zbiórki pieniędzy. Odkąd pamiętam, zawsze
sama o siebie dbałam, od najmłodszych lat. Ciągle widzę się stojącą na
kuchennym krześle, żeby móc dosięgnąć kuchenki i ugotować wodę na
makaron z serem. To było jedno z moich ulubionych dań. Niestety, zjadłam
zbyt wiele takich samych posiłków i do dzisiejszego dnia nie mogę patrzeć na
makaron z serem, zupę pomidorową, ani żaden napój o smaku wiśniowym.
Tak przy okazji, Vince i Delia byli poważnymi alkoholikami. Dzięki Bogu,
że nie byli tymi wrednymi. W tamtym okresie wydawało mi się normalne, że
czekałam na nich po szkole w barze Smitty. Tak było zawsze. Było to w
czasach, gdy Fort Lauderdale wydawało się mniejsze i wszyscy się znali. To
właśnie tam dorastałam. W Fort Lauderdale na Florydzie.
Kiedy chodziłam do podstawówki, byłam tak zwanym dzieciakiem z
kluczykiem na szyi. Codziennie sama wracałam do domu ze Szkoły
Podstawowej Parkland. Sama sobie otwierałam i zamykałam za sobą drzwi na
klucz. Delia nie wymagała ode mnie nawet telefonu z wiadomością, że
bezpiecznie wróciłam do domu.
Byłam samotniczką, ale nigdy nie byłam samotna i świetnie się uczyłam.
Zakopywałam się w książkach. Wykazywałam prawdziwy talent w pracy nad
cyframi. Kochałam cyferki. Ciągle je kocham. Kocham to, że nigdy nie kłamią.
Zawsze do siebie pasują. Zawsze są stałe.
Zanim skończyłam trzynaście lat, przejęłam całkowitą kontrolę nad
rodzinnymi finansami. Wierzcie mi lub nie, ale zarówno Delia jak i Vince
spieniężali swoje czeki, zatrzymywali dla siebie ile chcieli, a resztę oddawali
mi. Co tydzień jeździłam na moim żółtym rowerze z dziesięcioma przerzutkami
do lokalnego banku i dokonywałam wpłaty. Płaciłam wszystkie rachunki,
podrabiając podpis Delii na czekach. Napawałam się uczuciem, że byłam
integralną częścią czegoś. Lubiłam odgrywać rolę głównej księgowej naszej
małej rodziny.
Naprawdę ważna poczułam się też wtedy, gdy Vince zapytał mnie:
– Hej Gwinny, moje buty są znoszone. Myślisz, że mogę wziąć
dwadzieścia dolarów na nowe? Wystarczy ci na rachunki?
Było to niewielkie upoważnienie, ale lepsze to niż nic, a fakt, że
kierowałam rodzinnym budżetem dał mi pewność siebie i poczucie ważności.
Liczyłam się dla tej rodziny. Nigdy wcześniej tego nie czułam.
Kiedy pili, czyli przez większość czasu, nazywali mnie Gwinny. Ale gdy
skończyłam dziesięć lat, zaczęłam nalegać, by zamiast Gwinny, mówili do
mnie Ginny. Wydawało mi się, że Gwinny bardziej pasowało do porzuconych
kociaków, które przygarniała Delia. To było dziecięce imię i nie podobało mi
się.
W końcu Ginny zostało skrócone do Gin. Tak, Gin, jak ten alkohol.
Czysta ironia, czyż nie?
Rozdział 5

Moe się uśmiechnęła. Nie potrafiłam określić, czy była rozbawiona, że


zauważyłam, że nie miała języka, czy też zawstydzona. W tej chwili otworzyły
się drzwi i mężczyzna, którego nazywali Grizzem, wszedł do środka.
Moim pierwszym odruchem było zasypanie go pytaniami. Ale coś mnie
powstrzymywało. Nie miałam żadnego doświadczenia z mężczyznami, ale
wewnętrzny głos mówił mi, żebym trzymała buzię na kłódkę. Zastanawiałam
się, czy to dlatego Moe nie miała języka; czy powiedziała coś niewłaściwego i
jej go odcięli, czy może taka się urodziła? W całym swoim życiu nie słyszałam
o nikim, kto urodziłby się bez języka.
Grizz bez słowa podszedł do małej ławy i podniósł mój plecak. Odwrócił
go do góry nogami i opróżnił na sofę. Ciężkie książki z biblioteki wylądowały
na pozostałych rzeczach, więc odrzucił je na bok i podniósł moje tabletki
antykoncepcyjne. Je również odrzucił. Przesunął ręką przez resztę zawartości.
Kiedy jego palce otarły się o jeden z dwóch tamponów, odezwałam się
nienaturalnie piskliwym głosem:
– Mam okres. A tabletki zażywam tylko dlatego, że mam okropne
skurcze. Nie służą zapobieganiu ciąży.
Już. Wyłożyłam kilka rzeczy, ale szczerze mówiąc, nie byłam pewna,
czy mi pomogą, czy też zaszkodzą. Kto chciałby zgwałcić dziewczynę, która
miała okres? Nie miałam zielonego pojęcia co kierowało gwałcicielem. Albo w
tym przypadku, to mogło go odstraszyć. Po drugie, próbowałam dać mu do
zrozumienia, że brałam tabletki tylko ze względu na skurcze. To była prawda.
Nie byłam aktywna seksualnie. A co jeśli chciał dziewicy? Nie miałam pojęcia
na czym z nim stałam.
Nie skomentował, ale podniósł mój portfel. Otworzył go i zauważył moje
tymczasowe prawo jazdy z Florydy.
– Guinevere Love Lemon? – zapytał z uśmiechem.
– Gin. Mówią mi Gin – odparowałam.
Nie spojrzał na mnie.
– Już nigdy nie użyjesz tego imienia. Łapiesz? Nie zdradzisz go nikomu.
Nigdy. Czy to jasne?
Nie odpowiedziałam, więc posłał mi szybkie spojrzenie. Kiwnęłam głową
na tak. Ale nie odpuściłam. Głęboko w środku, byłam niepokorna do bólu.
Tylko dlatego, że rozgrywałam to ostrożnie i miałam stracha, nie oznaczało, że
pogodziłam się z moim położeniem. Nie chciałam, by moja niepokorna natura
dała o sobie znać, ale myślę, że to zrobiła.
– Cóż, teraz Moe wie – powiedziałam nieco zaczepnie.
Odrzucił portfel z powrotem na kupkę moich rzeczy i powoli do mnie
podszedł. Nie trzęś się, nie trzęś, nie trzęś. Patrz mu w oczy, Gin. Głowa do
góry. Nie zbyt zuchwale, ale nie bądź też mięczakiem.
Stał tak blisko mnie, że musiałam odchylić głowę do góry, by dalej
patrzeć mu w oczy. Wtedy zauważyłam ich kolor: czysta, jasna zieleń, nawet
bardziej fascynująca w świetle hotelowego pokoju, niż przy ognisku. Podniósł
prawą dłoń i delikatnie pogładził mnie po policzku. Byłam w szoku. Nawet jeśli
się nie wzdrygnęłam, byłam przygotowana na uderzenie.
Niemal szeptem, powiedział:
– I komu ona powie, co? Ostatnim razem, gdy kłapała dziobem,
zapłaciła za to. – Po krótkiej pauzie, dodał: – Nie wyglądasz na zaskoczoną,
dziewczynko. Już się domyśliłaś dlaczego Moe nie mówi?
– Ty to zrobiłeś? – odszepnęłam.
– Tak, ja to zrobiłem. Jeszcze jakieś pytania o twoje stare imię?
– Jak zamierzasz mnie nazywać?
– Nijak, na razie.
Podszedł z powrotem do sterty moich rzeczy osobistych. Podniósł
portfel zawierający dowód i cztery dolary, i rzucił go Moe.
– Spal to.
Rozdział 6

Przyzwyczajenie się do nowego imienia nie zajęło mi wiele czasu.


Członkowie gangu i tak nie odzywali się do mnie często; jak już, to zazwyczaj
Willow wołała do mnie „szkarado”. Choć i to nie trwało długo.
Byłam tam dopiero kilka dni i zaczęłam rozpoznawać niektóre osoby z
imienia. Pewnego wieczoru, kilkoro z nas siedziało przy stoliku piknikowym i
jadło. Cóż, ja tak naprawdę nie jadłam. Z oczywistych powodów nie miałam
apetytu. Siedziałam po lewej stronie Grizza, a Willow po jego prawej.
Tak było przez kilka ostatnich dni. Zawsze byłam z Grizzem. Nie
spuszczał mnie z oka, chyba że musiałam iść do łazienki. Willow nie mogła
znieść, że zawsze z nim byłam i wykorzystywała każdą okazję, by znaleźć się
w jego pobliżu. Spałaby na podłodze w jego sypialni, gdyby tylko jej na to
pozwolił.
Dlatego, gdy jedliśmy, Willow zaczęła mówić:
– Więc szkarado, kiedy zaczniesz…
Grizz uderzył ją tak mocno, że spadłaby z ławki, gdyby siedzący obok
niej Grunt nie wyciągnął ramienia, by ją złapać.
Grunt był najmłodszy z grupy. Nie odzywał się wiele, a ja nie potrafiłam
ocenić ile miał lat, choć musiał być niewiele starszy ode mnie. Zawsze czułam,
że mnie obserwował, ale kiedy na niego patrzyłam, odwracał wzrok.
Willow dotknęła dłonią ust. Kiedy ją odsunęła, trzymała lewego
siekacza. Z jej nosa i ust leciała krew. To nie było zwykłe uderzenie. Dłoń
Grizza była zwinięta w pięść, a uderzenie na tyle silne, by wybić jej zęba, a
może i nawet złamać nos. Jeśli myślałam, że Willow mnie wcześniej
nienawidziła, to jedynie zwiększyło jej wrogość.
Kilkoro członków gangu się roześmiało. Moe wpatrywała się we
wszystko bez wyrazu, ale wydawało mi się, że zobaczyłam lekki uśmiech,
zanim opuściła głowę i zajęła się swoim talerzem.
Chicky, która siedziała naprzeciwko Willow powiedziała:
– Matko, Grizz miękniesz, przebywając ze swoim „prezentem”? Od
kiedy obchodzi cię, jak nazywa ją Willow?
Gdy tylko to powiedziała, zobaczyłam w jej oczach, że tego żałuje. Ale
najwyraźniej Grizz nie zareagował w sposób, jakiego się spodziewała, bo po
kilku sekundach jej ulżyło. On skończył przeżuwać jedzenie, a gdy wszystko
przełknął, powiedział po prostu:
– Jestem zmęczony słuchaniem tego.
Willow próbowała się nie rozpłakać, ale widać było, że jest roztrzęsiona.
Podniosła się i szybko wydostała z ławki. To było niezręczne, ponieważ
siedziała między Grizzem i Gruntem, przez co musiała zrobić krok, by się
wydostać. Grunt chciał jej pomóc, ale ponieważ była dumną osobą,
odepchnęła go i bez słowa wróciła do motelu.
Musiała odszukać Froggy’ego, który nie siedział przy stole piknikowym,
ponieważ kilka minut później usłyszeliśmy ryk motocykla i zobaczyliśmy jak
powoli nas mijają i odjeżdżają w stronę drogi stanowej nr 84.
Wtedy po raz drugi ujrzałam jak Grizz znęcał się nad Willow.
Wiedziałam już, że sypiała z Grizzem albo przynajmniej robiła to przed moim
przybyciem. Chociaż ja nie musiałam jeszcze tego robić. Nie sądziłam, by
ktokolwiek o tym wiedział. Nadal nie mogłam rozgryźć, dlaczego mnie jeszcze
nie zgwałcił. Zdecydowanie wyglądał na osobę, która była do tego zdolna.
Może czekał, aż skończy mi się okres. Nie wiedziałam. Zdecydowanie był
osobą okrutną, niezdolną do wielu uczuć, z wyjątkiem gniewu. Ale poza
pozorną obojętnością, którą okazywał w stosunku do mojej sytuacji, jeszcze
nie podniósł na mnie ręki.
Nie byłam w stanie stwierdzić, czy przejmował się tym, co myśleli inni o
sposobie, w jaki mnie traktował. Pewnie czymś nowym był dla nich widok
lidera przebywającego z piętnastoletnią niewolnicą gangu. Miałam wrażenie,
że pozwalał staczać wszystkim swoje własne bitwy. Mogli się nawzajem
pozabijać, a on nawet by nie interweniował, pewnie by go to nawet nie
obeszło.
W ciągu najbliższych lat miałam jeszcze zobaczyć, jak wyładowuje
swoje okrucieństwo na wielu ludziach, bez względu na ich płeć, wiek czy
sprawność fizyczną. To nie miało znaczenia. Zastanawiałam się czy pobicie
albo odcięcie języka odganiało od niego kobiety. Miałam też zobaczyć, że nie
nadużywał siły na nikim dla samego znęcania się. Nie czerpał z tego
przyjemności. Nie zadowalało go ranienie ludzi, ale nigdy nie wydawał się
okazywać wyrzutów sumienia z powodu tego, co robił. Jeżeli o niego chodziło,
ludzie dostawali to, na co zasłużyli. Znali konsekwencje sprzeciwiania się mu,
nawet w najmniejszym stopniu. Przez wszystkie lata, które spędziłam z
Grizzem, tylko raz usłyszałam, że czegoś żałuje.
On po prostu żądał posłuszeństwa, bez względu na okoliczności. Nie
byłeś posłuszny, płaciłeś za to. W ciągu czasu, który spędziłam z Grizzem,
wiele razy widziałam, jak ludzie w straszny sposób płacą za nieposłuszeństwo,
lub za zrobienie czegoś, co mu się nie spodobało.
Miałam widzieć jak każdej nocy ktoś za to płaci.
Zbliżał się wschód słońca, więc założyłam, że ktoś musiał rozpalić
ognisko w norze, jak kilka dni wcześniej. Tak nazywali obszar gdzie
zauważyłam ich pierwszej nocy po swoim przybyciu do motelu: nora.
Byłam w pokoju Grizza, czytając jedną z książek z biblioteki. Przez kilka
ostatnich dni próbowałam zachowywać się tak normalnie jak to możliwe. Ale,
prawdę mówiąc, po prostu gapiłam się na strony. Mój umysł ciągle wirował,
próbując wymyślić sposób ucieczki.
Po raz pierwszy od mojego przybycia, Grizz właściwie chciał się mnie
pozbyć z pokoju. Było coś, co musiał zrobić. Może wykonać telefon? Nie
wiedziałam.
Dopadł drzwi, otworzył je i krzyknął:
– Grunt, chodź tutaj. – Stał w otwartych drzwiach, dopóki nie pojawił się
Grunt. Grizz skinął na mnie i powiedział: – Zabierz ją do nory. Będę tam za
kilka minut.
Uniosłam wzrok, zaskoczona. To było coś nowego. Zamknęłam swoją
książkę i założyłam sandały. Nienawidziłam chodzić boso. Co było zabawne
skoro dorastałam z matką, która nienawidziła nosić butów.
Pamiętałam jak chłodne mogą być noce, więc zapytałam:
– Mogę pożyczyć kurtkę, czy coś?
– Tak. Grunt daj jej swoją kurtkę.
Grunt bez słowa zdjął kurtkę i mi ją podał. Założyłam ją i podążyłam za
nim do nory.
Usiedliśmy obok siebie na leżakach. Willow i Froggy’ego nigdzie nie
było. Nie znałam jego motocykla na tyle dobrze, by wiedzieć czy był
zaparkowany razem z innymi. Mogli więc wrócić tego wieczoru. Moe siedziała
na ziemi przed ogniskiem, tak jak mojej pierwszej nocy tutaj. Kilka innych osób
siedziało na leżakach z wyciągniętymi nogami. Wszyscy pili piwo.
Grunt zauważył, że patrzę na innych i zapytał czy chcę piwo.
Powiedziałam, że nie, ale może powinnam się zgodzić. To pewnie by mnie
odprężyło, ale nienawidziłam piwa i jego smaku.
Grunt podszedł do chłodziarki, wziął sobie piwo i usiadł obok mnie.
Zauważyłam, że uderzył się w ramię. Komary.
– Dzięki, że dałeś mi kurtkę – powiedziałam mu.
– Nie sądzę, bym miał jakikolwiek wybór. – Nie powiedział tego
złośliwie, po prostu stwierdził fakt. Zaczęłam zdejmować jego kurtkę, a
natychmiast uniósł dłoń. – Nie, nie zdejmuj jej. Lepiej miej ją na sobie, kiedy
tutaj przyjdzie, dobra? Możesz mi ją jutro oddać.
– Co, myślisz, że by cię zranił, gdybym ci ją oddała?
– To ty poprosiłaś o kurtkę. Po prostu ją noś. Nie będzie na mnie zły.
Będzie zły na ciebie, ponieważ powiedziałaś, że ci zimno, a on rozwiązał
problem, więc nie czujesz już chłodu. Więc jeśli tu przyjdzie, a tobie będzie
zimno, prawdopodobnie będzie wkurzony.
– Dlaczego miałoby go obchodzić coś tak śmiesznego?
Do teraz, wszyscy zebrani w norze przerwali swoje rozmowy i
przysłuchiwali się naszej wymianie zdań.
Zanim Grunt mógł odpowiedzieć, głośny ryk motocykla przerwał naszą
rozmowę. Monster. Zastanawiałam się gdzie był cały dzień. Nie żeby mnie to
naprawdę obchodziło. Ludzie wydawali się przychodzić i odchodzić, jak im się
podoba. Wszyscy z wyjątkiem mnie.
Po tym jak Monster zaparkował i wyłączył silnik, znów zaczęłam z nim
rozmawiać. Ale przestałam pytać o kurtkę. Byłam ciekawa kilku rzeczy, ale
jednocześnie zorientowałam się, że im mniej wiedziałam, tym lepiej.
Pragnęłam wolności. Gdybym ciągle zadawała pytania i wiedziała zbyt wiele o
tej małej grupie, może miałoby to wpływ na decyzję czy mnie wypuścić, czy
nie.
Monster wszedł do nory i zanim usiadł, wyjął piwo z chłodziarki.
Otworzył butelkę i wziął wielki łyk. Potem, jedną ręką wyciągnął paczkę
papierosów z kieszeni i zapalił jednego. Wypił resztę piwa w mniej niż
trzydzieści sekund, beknął głośno, a potem wstał.
– Zapomniałem, mam kolejny prezent dla Grizza. A właściwie dla jego
psów.
– Nie masz kolejnej laski ukrytej na motocyklu, czy gdzieś, prawda? –
zapytał ktoś. Rozległ się śmiech.
Nie odpowiedział, gdy ruszył do miejsca, gdzie zaparkowany był jego
motocykl. Zaciekawił wszystkich, więc wszystkie spojrzenie podążyły za nim.
Otworzył jedną z toreb, sięgnął do środka i wyciągnął coś. Ciężko było
powiedzieć, co to było, była prawie noc, ale było to małe i niósł to w jednej
ręce.
Wrócił na swój leżak, a my nadal nie byliśmy w stanie powiedzieć co to
było. Opadł na siedzenie i z papierosem zwisającym z ust, wyciągnął nagrodę.
To był malutki czarny kotek. Kotek? Czy Grizz chciałby kotka? Wtedy
przypomniałam sobie, jak powiedział, że to dla psów Grizza. Czy on zamierzał
rzucić go psom, by zagryzły go na śmierć? O nie. Nie sądziłam, bym była w
stanie to znieść.
Ktoś, myślę, że był to Blue, powiedział:
– Co, do diabła, Grizz miałby z tym zrobić?
– Pomyślałem, że chciałby nakarmić tym psy – roześmiał się Monster.
Nadal trzymał kotka za mały karczek, a stworzonko wisiało tak, nie wydając
żadnego dźwięku.
– Od razu ci powiem, że się mylisz. Pozbądź się tego zanim tutaj
przyjdzie – ostrzegł go Blue.
– Dlaczego miałby się pozbywać całkiem dobrego głośnika? – zapytał
Monster.
– Co masz na myśli mówiąc „głośnik”? – zapytał Grunt.
Nie odpowiadając, zanim ktokolwiek był w stanie go powstrzymać,
nawet jeśli by chciał, Monster podniósł zapalonego papierosa i przycisnął go
do ciałka kotka. Zaskrzeczał z bólu i spróbował się uwolnić. Monster się tylko
roześmiał.
– Widzicie, głośnik! Do diabła, kto chce zobaczyć czy przypalone oko
wydaje taki sam odgłos jak smażony bekon, czy coś? – Roześmiał się jeszcze
głośniej.
Nikt nie przyłączył się do niego w tym strasznym przedstawieniu, ale
byłam zbyt zdenerwowana, by to zauważyć. Zerwałam się na nogi i zaczęłam
biec do pokoju. Grunt deptał mi po piętach, ale wyrwałam mu się.
– Zostaw mnie w spokoju! Zostaw mnie w spokoju! – krzyczałam z
całych sił. – Wszyscy jesteście chorzy! Coś jest z wami nie tak, jeśli myślicie,
że to jest zabawne.
Grunt próbował mnie powstrzymać, zanim dotarłam do pokoju i coś do
mnie mówił, ale nie słyszałam. Byłam zbyt spanikowana.
I właśnie wtedy, otworzyły się drzwi i z pokoju wyszedł Grizza .
– Co do diabła się tutaj dzieje?
– Co się dzieje? Powiem ci co się dzieje. Twój chory przyjaciel Monster
torturuje biedne, bezbronne zwierzę, to się dzieje. Wszyscy jesteście chorzy.
Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Nie mogę uwierzyć, że ludzi bawi takie
gówno. Muszę się stąd wynieść!
Grunt znalazł się za mną, używając obu rąk, by utrzymać moje ręce przy
ciele. Czekałam na cios ze strony Grizza. Widziałam jak wpadał we wściekłość
z powodu mniejszych rzeczy. To z pewnością gwarantowało mi przynajmniej
uderzenie w policzek. Ale cios nie nadszedł. Spojrzał ponad mną i Gruntem w
stronę nory i powiedział:
– Weź ją do środka. I z nią zostań.
– Po co, żebyś mógł dołączyć do zabawy? – zakpiłam. – To masz
zamiar zrobić? Duży, twardy facet, co? Sterroryzuje kotka. Co za odwaga!
Kiedy krzyczałam, Grizz ruszył w stronę nory, więc nie wiedziałam jak
dużo usłyszał. Dzięki Bogu. Grunt powtarzał mi bym się zamknęła. Wtedy z
siłą, której się po nim nie spodziewałam, podniósł mnie i przerzucił sobie przez
ramię. Wniósł do pokoju i zamknął drzwi, zanim mnie postawił.
Uszło ze mnie całe powietrze, więc pochyliłam się, by go zaczerpnąć.
Gdy prowadził mnie do kanapy, ciągle powtarzał, bym się uspokoiła. Potem
włączył telewizor, pogłośnił go i spojrzał na mnie.
– To nie tak jak myślisz – powiedział Grunt. – Będzie dobrze. Spróbuj
zaczerpnąć powietrza.
Nie mogłam odpowiedzieć. Po raz pierwszy od mojego porwania,
załamałam się i zaczęłam płakać.
Zaczął obok mnie siadać i obejmować mnie, ale zerwałam się tak
szybko, jak tylko to zrobił. Zamiast tego, usiadł na małym stoliku i spojrzał na
mnie, obserwując jak szlocham.
Poszedł do łazienki, przyniósł zimny ręcznik i podał mi go. Przyłożyłam
do niego twarz i rozpłakałam się mocniej.
Podniosłam wzrok, kiedy otworzyły się drzwi i wszedł Grizz. Spojrzał na
mnie, potem na Grunta.
– Wyjdź.
Grunt potaknął, wstał, minął go i wyszedł za drzwi. Spojrzałam na swoje
kolana. Czułam się pokonana, a histeria fizycznie mnie wymordowała. Jednak
byłam w stanie powiedzieć, że Grizz szedł w moją stronę. Zanim na niego
spojrzałam, delikatnie położył kotka na moich kolanach.
Byłam oszołomiona. Spojrzałam na niego, a on musiał wyczytać pytanie
na mojej twarzy.
– Blue powiedział mi co zrobił Monster. Co planował zrobić.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
– Będzie potrzebował trochę opieki. Możesz trzymać go tutaj i
opiekować się nim, ale musisz trzymać go z daleka od Lucyfera i Damiena.
Nie wiem jak na niego zareagują. Mówię poważnie. Musisz wymyślić sposób
jak temu zaradzić. Jeśli znajdę tu jakieś gówno, każę Gruntowi się go pozbyć.
Łapiesz?
Mogłam jedynie kiwnąć głową.
– Już nigdy nie będziesz się tak do mnie odzywać. Łapiesz Kit?
– Tak. Dziękuję – wyszeptałam. – Nakrzyczałeś na Monstera? Kazałeś
mu się trzymać od niego z daleka? Jest już mój?
– Nie. Nie nakrzyczałem na Monstera, ale nie, nie będzie cię już więcej
niepokoił.
Tamtej nocy zdarzyły się trzy rzeczy. Dostałam swoje nowe imię. Kit.
Zobaczyłam również drugą stronę Grizza. Wydarzyło się również coś, co do
czego do dziś nie wszyscy są jednomyślni.
Niektórzy mówili:
– Tak, gałka oczna wydaje dźwięk jakby ktoś smażył bekon na patelni.
Inni powtarzali:
– Nie, te dźwięki nie brzmią tak samo.
Ale wszyscy zgadzali się co do jednej rzeczy. Ciężko było powiedzieć na
pewno co słyszeli pod wrzaskiem bólu Monstera.
Rozdział 7

Tej nocy spałam z malutkim kociakiem skulonym przy mojej piersi. Jak
każdej nocy, której tam byłam, spałam na pościeli super wygodnego łoża
królewskich rozmiarów. Łóżka Grizza. On też spał na pościeli, w swoim T–
shircie i jeansach. Nasze plecy prawie się dotykały. Każdego ranka, gdy się
budziłam, byłam przykryta kocem.
Następnego dnia nie zobaczyłam Monstera. Byłam zaskoczona, że
wszyscy zachowywali się jakby to było coś normalnego. Mimo tego, że byłam
przerażona tym, co Monster zrobił kociakowi, byłam bardziej zatrwożona przez
to, co Grizz zrobił jemu.
Następnego ranka siedziałam na łóżku bawiąc się ze swoim kotkiem,
kiedy przyszedł Blue. Blue był drugi w kolejności, jeżeli chodzi o władzę i był
starszym bratem Grunta. Powiedział Grizzowi, że Monster zwiał i nie mieli
pewności czy wróci. Sekretnie miałam nadzieję, że jest tak zły na Grizza, że
pójdzie na policję i zgłosi moje porwanie. Jednak nie miałam takiego
szczęścia.
Późnym wieczorem Grizz wpadł do pokoju jakby nic się nie stało.
Jedynym śladem poprzedniej nocy był plaster pod jego okiem.
Nadal znajdowałam się pod uważnym spojrzeniem Grizza i nigdy nie
miałam nawet chwili dla siebie, by zbliżyć się do telefonu. Pewnego dnia,
zobaczył jak zerkam na telefon i powiedział mi, żebym nawet nie próbowała
odejść albo dzwonić po pomoc.
– Byłabym głupia nie próbując stąd odejść.
– Nie – stwierdził Grizz. – Byłabyś głupia, gdybyś spróbowała.
– Naprawdę? A to dlaczego?
– Ponieważ jeśli odejdziesz, twoja rodzina zostanie zraniona. Oto
dlaczego.
Już wiedziałam, do czego zdolny był Grizz. Widziałam, jak znęca się
nad Willow i wiedziałam, co zrobił Monsterowi. A mimo to, nie mogłam nic na
to poradzić. Musiałam go wyzwać.
– Co ty wiesz o mojej rodzinie? – zapytałam, trochę go przedrzeźniając.
Wiedziałam, że spalił moje prawo jazdy i nie było mowy, by tamtej nocy
zapamiętał adres, gdy spojrzał na moje imię. A nawet gdyby moje imię się
liczyło, nazwisko Lemon nie widniało w książce telefonicznej. Nasz telefon był
na nazwisko Vince’a.
– Nie naciskaj, Kit. – Tylko tyle powiedział.
Naciskałam. Właściwie to z niego kpiłam. Zadziwiająco, nie odpowiadał
na moje zarzuty, że nie ma mowy, by wiedział o mnie cokolwiek, a w związku
z tym nie było sposobu, by dobrał się do mojej rodziny. Po kilku minutach,
zauważyłam, że żyła na jego czole pulsuje.
– Chcesz dowodu, Kit? O to prosisz?
– Tak, dokładnie to chcę wiedzieć. Wiesz dlaczego? Ponieważ wiem, że
go nie masz. Byłam po prostu przypadkowym prezentem dziękczynnym od
Monstera, na który natrafił w sklepie. Nie byłam w pobliżu domu.
Patrzył na mnie przez kilka minut bez odpowiedzi. Wreszcie, powiedział:
– Może potrzebujesz lekcji, by uwierzyć. Może musisz się nauczyć, z
czym dokładnie masz do czynienia.
Powiedział to tak spokojnym i pewnym głosem, że mnie przeraził.
Stchórzyłam.
– Dobra, jeśli chcesz, jesteś w stanie zranić moją rodzinę. – Mój głos był
cichy. – W porządku, wierzę ci. Nie spróbuję niczego głupiego.
To był koniec tej rozmowy. Dzięki Bogu trzymałam się własnej rady i nie
próbowałam uciec ani użyć telefonu. Spędziłam resztę dnia w sypialni z moim
kotkiem i trzema książkami z biblioteki.
Tej nocy, kiedy niechętnie podążałam za Grizzem na dół, zamarłam.
Strach sparaliżował mi kręgosłup, jak woda cieknąca z kranu. Proszę bardzo,
był. Dowód, którego zarzekałam się, że Grizz nie znajdzie. Przyparta o
zniszczone ogrodzenie sąsiadów, stała moja najbardziej ceniona własność:
moja gitara. Ostatni raz, gdy ją widziałam, była oparta o krzesło na biegunach
w moim pokoju. Jak? Jak mogła się tu znaleźć? Był tylko jeden sposób. Grizz
wiedział, gdzie mieszkam. Mógł zranić Delię i Vince’a. I mimo, że ich nie
kochałam w sposób w jaki dzieci kochają swoich rodziców, troszczyłam się o
nich i nie chciałam, by zostali zranieni.
Tamtej nocy wróciłam do pokoju numer cztery roztrzęsiona i całkowicie
pokonana. Podniosłam swoją kotkę i przytuliłam się do niej. Czułam się głupia.
Kiedy Grizz po raz pierwszy przyniósł ją do mnie, w duchu przyrzekłam sobie,
że ucieknę i zabiorę ją ze sobą. Będę wybawcą tego malutkiego stworzonka.
Kogo ja oszukiwałam? Jak miałam uratować kotka od tych ludzi, kiedy nie
potrafiłam nawet uratować siebie?
Potrzebowała imienia. Tyle mogłam dla niej zrobić, skoro została mi
podarowana, więc nadałam jej jedyne imię, które przychodziło mi do głowy,
nadałam jej jedyne imię, które miało utrwalić moją więź z domem. To nie był
szczęśliwy dom, ale był to jedyny dom, jaki znałam.
Nazwałam ją Gwinny.
Rozdział 8

Okres skończył mi się kilka dni po przyjeździe, a tydzień później Grizz


nie próbował ze mną niczego na podłożu seksualnym. Willow nadal mnie
nienawidziła, ale z oddali. Pod koniec pierwszego tygodnia zaczęłam nawet
przesypiać noce. Przed tym, miałam problemy z zaśnięciem i nieustannie się
budziłam.
Martwiłam się, że Grizz będzie ze mną czegoś próbował, ale nie zrobił
tego. Doszłam do wniosku, że po tym jak zaczęłam przesypiać noce, wstawał
po moim zaśnięciu i szedł do pokoi innych kobiet. Dobrze. Miałam nadzieję, że
tak właśnie robił. Na pewno nie chciałam, żeby przelał swoje skumulowane
pożądanie na mnie.
Udało mi się też wyleczyć Gwinny. Nie było to trudne. Jedynym
przypomnieniem tamtej okropnej nocy był pęcherz, który od tamtego czasu
zamienił się w strup. Była żywiołowym małym stworzonkiem i nie okazywała
żadnego strachu, nawet po tym, jak brutalnie potraktował ją Monster. Ciągle
byłam więźniem, ale mogłam swobodnie poruszać się po motelu bez Grizza.
Nie było go przy mnie przez cały czas, jak na początku. Oczywiście nigdzie się
nie wybierałam.
W magiczny sposób, wszystko, czego potrzebowałam było mi
dostarczane, włączając w to roczny zapas tabletek antykoncepcyjnych. W
myślach zaprzeczałam, że była to wskazówka jak długo tu zostanę; poza tym,
ciągle nie znałam powodu. Czy zrobią ze mnie prostytutkę? Czy będę
pracowała w barze topless jak Chicky i Willow?
Wtedy nie wiedziałam jak Grizz wszystko zdobywał. Powoli, przedmioty
pojawiały się pod jego pokojem. Dzień po tym, jak dostałam Gwinny,
znalazłam za drzwiami kuwetę, karmę i zabawkę dla kota. Trzymałam kotkę w
środku i czyściłam kuwetę zaraz po tym, jak z niej skorzystała. Nie chciałam
dać Grizzowi żadnego powodu, żeby mi ją odebrał.
Innego dnia pojawiło się pięć par majtek, szczoteczka do zębów, bluza i
para trampek, wszystko w moim rozmiarze. Do tego czasu prałam ręcznie
moje jedyne majtki i pozwalałam im schnąć w nocy. Sypiałam w jednej z
koszulek Grizza i moich dżinsach, których nie prałam i zazwyczaj zaczynałam
dzień zakładając mokrą, ale czystą bieliznę.
Kolejny dzień przyniósł nowe dżinsy, kilka koszul nocnych i szorty. Po
miesiącu miałam skompletowaną szafę. Były to ładne, stylowe rzeczy, z
metkami sklepowymi. Prawie wszystko pasowało idealnie. Zastanawiałam się,
czy zostało to kupione czy skradzione. Nigdy nie pytałam, ale byłam niemal
pewna, że to Chicky i Moe zdobywały dla mnie to wszystko. Gdyby zależało to
od Willow, nie miałam wątpliwości, że chodziłabym z zniszczonym jutowym
worku.
Byłam pewna, że to Moe załatwiła moje tabletki. Moe miała przyjaciółkę,
która pracowała u ginekologa i ta przyjaciółka była poważnie uzależniona od
narkotyków. Grizz dbał o to, by wszystkie jego dziewczyny brały środki
antykoncepcyjne, więc Moe zapewniała swojej przyjaciółce wybrane dragi, a
ona zaopatrywała grupę w darmowe próbki, które regularnie dostarczano do
gabinetu lekarza.
Moje dni były takie same i śmiertelnie się nudziłam. Co dziwne, nie
byłam już w ogóle przerażona. Nie wiedziałam dlaczego. Powinnam być. Ale
nie byłam zmuszana do pracy w barze topless z innymi dziewczynami. Nie
byłam zmuszana do seksu z chłopakami. Nie proszono mnie o gotowanie, ani
robienie prania. Ale musiałam coś robić, żeby nie popaść w obłęd, nawet w
domu miałam jakieś obowiązki. Zdecydowałam, że znajdę sobie coś do roboty,
tylko po to, by się czymś zająć.
Tak właśnie dowiedziałam się, że psy Damien i Lucyfer były moimi
stróżami. Jakby groźba śmierci Delii i Vince’a nie wystarczała. Wracając do
tematu, psy zostawiły mojego kotka w spokoju. Mogły przebywać w pokoju
Grizza, gdy tylko chciały. Były niezwykle dobrze wytresowane i nigdy nie
wchodziły na meble. Spały na swoich posłaniach na podłodze. Jadły kolację,
szły w zadrzewiony obszar obok hotelu, by sobie ulżyć i zazwyczaj
przychodziły i wychodziły, kiedy im się podobało.
Pewnego dnia postanowiłam wymyć podłogę w pokoju numer cztery.
Gdy skończyłam, wyniosłam wiadro z brudną wodą na zewnątrz, ale nie
chciałam wylewać jej tam, gdzie ktoś mógłby się na niej poślizgnąć. Więc
udałam się na skraj terenu należącego do motelu, w pobliże lasu.
Kiedy się zbliżyłam, zauważyłam że na granicy znajdowało się coś, co
przypominało bagno. Zapomniałam, że byłam w Everglades. Czekajcie. Czy
na bagnach nie było aligatorów? Zanim mogłam rozważyć to pytanie, dotarłam
do krawędzi trawnika i podniosłam wiadro, by je opróżnić. Nagle, oba psy były
przy mnie – jeden za mną, drugi po mojej lewej. Trzymałam wiadro w
powietrzu, a one stanęły w pozycji do ataku i warknęły. Zamarłam.
O mój Boże. Myślały, że próbowałam uciec i zatrzymywały mnie. Nie
mogłam w to uwierzyć. Skąd wiedziały, że mają mnie tu zatrzymać?
Widziałam, jak niektórzy mężczyźni szli na skraj trawnika, żeby się wysikać, a
psy nigdy za nimi nie szły.
Stałam tam, sparaliżowana strachem. Wtedy usłyszałam Grizza, który
na nie zagwizdał i wydał komendę, gdy szedł w moją stronę. Psy odbiegły,
wesoło machając obciętymi ogonami, jakby były szczeniaczkami. Kiedy Grizz
do mnie dotarł, wziął ode mnie wiadro i wylał jego zawartość.
– Nie uciekałam, wiesz?
– Nie sądziłem, że to robiłaś. Ale one tak.
– Twoje psy są wyszkolone, by mnie zaatakować, jeśli spróbuję odejść?
– Nie zaatakować. Tylko zatrzymać. Ale widzisz, byłaś wystarczająco
mądra, by się zatrzymać. Dalej się zatrzymuj, a nie będzie problemu. – Jego
ton był stanowczy.
– Chcesz, żeby mnie skrzywdziły?
– Nie, nie chcę, żeby cię skrzywdziły i nie zaatakowałyby cię. Tylko by
cię zatrzymały.
– Atakując mnie? – Mój głos zaczął się podnosić i nie mogłam nad tym
zapanować. Uświadomiłam sobie, że moje uczucia zostały zranione.
Myślałam, że Damien i Lucyfer się ze mną oswoiły. Zdecydowanie przywykły
do Gwinny, pozwalały jej się bić łapką i gryźć po ogonach. Czasem próbowała
też podgryzać im uszy, kiedy spały. Nigdy nawet nie drgnęły.
– Kit, przestań przesadzać. Są też twoimi obrońcami. Gdyby ktokolwiek
podniósł na ciebie rękę, zabiłyby go.
– Naprawdę? Zrobiłyby to?
– Tak. Jeśli byłyby z tobą tego dnia, gdy ten skurwiel próbował cię
zgwałcić w domu twoich rodziców, odgryzłyby mu jaja.
Gwałtownie uniosłam głowę, by napotkać jego spojrzenie. Widziałam po
jego twarzy, że nie chciał tego powiedzieć.
– To było ponad rok temu – powiedziałam, moje serce łomotało. – Skąd
o tym wiesz? Grizz, skąd wiesz o tamtym gościu?
Zaczął kierować się z powrotem w stronę motelu. Niosłam puste wiadro i
próbowałam za nim nadążyć. Nadal zasypywałam go pytaniami, skąd mógł
wiedzieć o tej sprawie. Nie odpowiedział. Tylko szedł dalej.
Weszłam za nim do pokoju numer cztery, a kiedy zamknęłam za nami
drzwi, poprosiłam cicho:
– Proszę. Proszę, powiedz mi.
Grizz odwrócił się i spojrzał na mnie, jakby zastanawiał się, czy powinien
mi powiedzieć. Do tej pory nie rozmawialiśmy za często. Nie mówił dużo i nie
potrafiłam określić, czy w ogóle zamierzał się odezwać. Sekundy mijały. W
końcu wskazał na kanapę. Usiadłam i oparłam dłonie na kolanach. Gwinny
wskoczyła mi na ramię i zaczęła się bawić włosami. Ledwo to zauważyłam.
Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało później.
Dowiedziałam się, że przypadkowe porwanie przez Monstera nie było w
cale przypadkowe. To był rozkaz Grizza. Z tego, co wiedziała reszta grupy,
byłam prezentem w podziękowaniu, jak powiedział Monster.
Wszystko zaczęło się w październiku siedemdziesiątego trzeciego roku.
Miałam wtedy trzynaście lat. Grizz był w okolicy, gdy zobaczył jak wysiadałam
ze szkolnego autobusu. Byłam w ósmej klasie, a autobus zatrzymywał się
prawie przed moimi drzwiami.
Wyjaśnił mi, jak Guido siedział na podjeździe, kiedy go minęłam,
wbiegłam na ganek i weszłam do domu. (Guido? Znał Guida?)
Guido tak naprawdę nazywał się Tony Bono i pracował dla Grizza. Coś
z narkotykami. Grizz ujrzał mnie i natychmiast zapragnął. Nie wiedział, że
miałam tylko trzynaście lat, ale kiedy Guido zdradził mu mój wiek, obmyślił
plan. Guido miał mnie obserwować i donosić o wszystkim, co wydało mu się
dziwne, czy nienormalne. To był rozkaz, a Guido był aż nazbyt chętny do
współpracy. Doniósł o incydencie z Johnnym Tillmanem i o wielu innych
szczegółach z życia mojego i mojej rodziny.
Gdy tego słuchałam, dotarło do mnie coś innego.
– To byłeś ty, prawda? – zapytałam, zrozumiawszy to. – To przez ciebie
Matthew zakończył naszą przyjaźń.
Grizz zacisnął szczękę, nie patrząc na mnie.
– Za bardzo się tobą interesował. Byłaś z nim? Z tym dzieciakiem. Czy
coś z nim zrobiłaś?
– Nie żeby to była twoja sprawa, ale nie. Nie poszliśmy dalej niż
pocałunek na moim ganku.
– Dobrze dla niego.
– Niby czemu?
– Bo powiedziałem mu, że jeśli kiedykolwiek dowiem się, że cię dotknął,
wrócę po niego i odetnę mu jaja.
– Dlaczego miałbyś to zrobić? – Moje policzki były gorące. – Nie
sprzeciwiłby ci się. Od razu zakończył naszą przyjaźń. Więc dlaczego Monster
musiał mnie zabrać?
– Nie mogłem ryzykować, że będziesz z kimś innym. Wyglądasz na
więcej niż piętnaście lat. Nie mogłem na to pozwolić.
Matthew miał powiedzieć mi wiele lat później, że żałował, iż nigdy nic nie
powiedział po moim zniknięciu. Był pewny, że wiedział, kto był za to
odpowiedzialny. Przeprosił, że nie poszedł na policję, by powiedzieć im o
Grizzie. Powiedział, że był tylko dzieciakiem i naprawdę uwierzył, że ten facet
po niego wróci i go skrzywdzi. Powiedziałam mu, by nie czuł się winny i
mówiłam szczerze.
Miał rację, że się bał. Grizz by po niego wrócił.
Kręciło mi się w głowie. Było mi niedobrze od rozbieganych myśli. To nie
było zwyczajne porwanie. Było ono dobrze zaplanowane i realizowane krok
po kroku. Następnie wyjaśnił mi jak moja gitara znalazła się w motelu. Zraniło
mnie słuchanie, że Guido zapłacił za nią pięć dolarów na jednej z wielu
wyprzedaży garażowych Delii – ta konkretna wyprzedaż miała miejsce
niedługo po moim zniknięciu.
– Więc tej pierwszej nocy, gdy zobaczyłeś moje pozwolenie i śmiałeś się
z mojego imienia, to była tylko gra. Już znałeś moje imię. – To nie było
pytanie.
– To nie była gra. Nie wiedziałem o tej części z Love.
Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości, że to mój wizerunek widniał
na logo ich gangu. Od dawna miał na moim punkcie obsesję. Myślę, że byłam
bardziej przerażona z powodu tego spostrzeżenia, niż kiedy zorientowałam
się, że zostałam porwana.
Grizz wyjaśnił mi, że po tym jak zobaczył mnie po raz pierwszy, wiedział,
że pewnego dnia po mnie wróci, że będę jego. Przyznał, że nawet z Guido
mającym na wszystko oko, od czasu do czasu sam osobiście sprawdzał co u
mnie. Był nawet u Smitty’ego, gdy ja tam byłam. Potajemnie obserwował mnie
przez prawie dwa lata. Ale podkreślał, że nie był żadnym pedofilem ani
zboczeńcem i czekał, aż podrosnę.
Zatrzymałam go.
– Ale ja ciągle mam tylko piętnaście lat.
– Jesteś wystarczająco dorosła. A ja mam już dość czekania.
Moja głowa opadła i walczyłam, by powstrzymać łzy.
– Więc jaki jest powód mojego pobytu tutaj? Będę pracować z innymi
dziewczynami? Jak oczekujesz, że zarobię na swoje utrzymanie? Co się ze
mną stanie, gdy się mną już znudzisz?
Oczy Grizza przyjęły poważny wyraz.
– Nigdy nie będziesz pracować. Zarobisz na swoje utrzymanie zostając
ze mną. I żaden mężczyzna, absolutnie żaden, nigdy cię nie dotknie. Żaden
mężczyzna poza mną.
Więc to nadchodziło: zamierzał mnie zgwałcić. Czemu miałby tego nie
zrobić?
Zanim mogłam zapytać, dodał:
– Ostatni mężczyzna, który próbował cię dotknąć, zapłacił za to. Tak
samo będzie z każdym, kto się do ciebie zbliży.
– Ostatni mężczyzna? – zapytałam. – Nie Matthew, prawda? Proszę,
powiedz mi, że nie skrzywdziłeś Matthew.
– Dzieciaka? Nie, nie skrzywdziłem go. Facet, który próbował cię
zgwałcić.
– Johnny Tillman?
– Tak, Johnny Tillman.
– Znał mojego ojczyma ze Smitty’ego. Wezwaliśmy policję, a rodzice
zamierzali wznieść oskarżenie, ale opuścił miasto tak szybko, że policji nie
udało się go aresztować. Znaleźli jego ciężarówkę przed supermarketem.
Doszli do wniosku, że złapał stopa, by wydostać się z miasta.
Pominęłam tę część, w której myślałam, że jedynym powodem, dla
którego Delia wezwała policję było to, że martwili się, iż Tillman zamierzał się
na plantację trawki Delii. Oczywiście nie powiedzieli o tym policji. Po prostu
chcieli, żeby go aresztowali, żeby nie musieli obawiać się jego powrotu. Myślę,
że trochę się martwili, że może mnie zranić, ale ich prawdziwym zmartwieniem
była trawka Delii.
Grizz spojrzał na mnie i wyczytałam coś z wyrazu jego twarzy. Od razu
wiedziałam.
– Nie opuścił miasta, prawda? Pobiłeś go i przegoniłeś stąd? Właśnie to
go spotkało? – Ogarnął mnie szok.
– Nie, nie przegoniłem go, ale go pobiłem, a kiedy z nim skończyłem,
błagał mnie, bym zakończył jego cierpienie.
– Okej, więc gdzie on jest?
– Nie wiem gdzie jest, ale mogę powiedzieć ci gdzie był.
Przewróciłam oczami.
– Dobra, więc gdzie był?
– Jakieś trzy stopy od miejsca, gdzie wylewałaś brudną wodę.
Rozdział 9

Przebywałam w motelu od jakiegoś miesiąca, gdy Grunt opowiedział mi


wszystko, co stało się w noc, w którą przyprowadzono tu Johnny’ego Tillmana.
Nawet było mi go żal po tym, jak usłyszałam co się stało.
To było proste i całkowicie okropne. Joanny Tillman został praktycznie
pozbawiony każdej odstającej części ciała. Jego uszy, usta, nos, nawet jądra.
Grizz powoli kroił go na kawałeczki aż, jak powiedział mi wcześniej,
mężczyzna błagał o śmierć. Grunt nie był pewny, czy był martwy, czy też
stracił przytomność z bólu. Grizz wydał rozkaz, żeby wyrzucić go na bagna, a
aligatory zrobiły resztę. Tak wyglądał koniec Johnny’ego Tillmana.
Kiedy Grunt skończył opowieść, byłam otępiała z szoku. Nie mogłam w
to uwierzyć. Kim była osoba, która jednego dnia potrafiła pokroić człowieka na
kawałki, a następnego ratowała kotka?
Rozmawiałam z Gruntem siedząc na jego łóżku. Zaprosił mnie, bym
posłuchała jego albumów. Byłam nieco zaskoczona, że Grizz się zgodził.
Wydawał się taki zazdrosny, gdy pytał mnie o Matthew i powiedział mi, co
zrobił Johnny’emu Tillmanowi. Nie wiedziałam, może źle to odczytałam. A
może po prostu ufał Gruntowi. Niemniej jednak, siedziałam po turecku na
łóżku Grunta i popijałam napój, którym mnie poczęstował. W tle The Moody
Blues przygrywali nam „Nights In White Satin”3. To był pierwszy raz, kiedy
byłam w jego pokoju i byłam naprawdę zaskoczona. Nie był tak luksusowy jak
pokój Grizza. Właściwie, to wyglądał jak pokój motelowy, ale był schludny i
czysty.
Jednak najbardziej zaskakującym widokiem były książki. Tam, gdzie w
normalnych pokojach motelowych stały dwa łóżka, u Grunta było tylko jedno, a
na ścianie, która odgradzała pokój od łazienki, stał masywny regał tak

3
https://www.youtube.com/watch?v=QdykXAT19Go
przepełniony książkami, że nie było widać za nim ściany. Książki zajmowały
każdą dostępną powierzchnię. I nie były upchnięte przypadkowo. Kiedy
zauważył, że nie mogłam oderwać wzroku od regału, wyjaśnił, że były
podzielone gatunkami, a w każdym gatunku poukładane alfabetycznie według
nazwisk autorów. Zaskoczona, obróciłam się, by na niego spojrzeć. Kim był
ten młody motocyklista? Pozwolił mi pożyczać co tylko chciałam.
Na stoliku od telewizora zauważyłam szachy.
– Grasz w szachy? – zapytałam.
– Tak, a ty?
– Nie, ale chciałabym się nauczyć. Z kim grywasz?
– Gram z Grizzem. Czasem z Fessem. Ale mija zbyt dużo czasu między
wizytami Fessa, by rozegrać prawdziwą grę. Teraz toczę rozgrywkę z
Grizzem. Chcesz, żebym cię nauczył?
– Pewnie. – Czemu nie?, pomyślałam sobie. To mogłoby wypełnić moje
dni, dopóki bym się stąd nie wydostała. Grunt w końcu nauczył mnie grać w
szachy. Stałam się na tyle dobra, by od czasu do czasu pokonać Grizza. Grizz
był dobrym graczem i myślę, że szachy mogły być jego jedyną pasją, poza
gangiem i mną. Ale za to nigdy nie pobiłam Grunta.
Tamtej nocy Grunt opowiedział mi o sobie, wliczając w to jak stał się
częścią gangu. Powiedział mi wszystko, co chciałam wiedzieć poza jedną
rzeczą. Swoim prawdziwym imieniem. Była to zasada gangu: żadnych
prawdziwych imion.
Grunt był najmłodszym z trójki dzieci. Urodził się w Miami w 1959 roku.
Był tylko rok starszy ode mnie. Wychowywał się w rodzinie, którą dziś
nazwano by dysfunkcyjną. Jego ojciec zmarł po jego urodzeniu. To było
przypadkowe utonięcie. Do tego czasu jego matka była gospodynią domową i
zgodnie ze słowami Grunta, była bezużytecznym śmieciem. Miała pretensje,
że została sama z trójką dzieci do wychowania. Właściwie to dwójką, bo Blue
rzadko przebywał w domu.
Pracowała jako kelnerka w lokalnej melinie z hot dogami. Słynęli z
gotowania parówek na piwie. Po zakończeniu zmiany kręciła się po knajpie ze
swoimi rozwiedzionymi przyjaciółeczkami i przepuszczała napiwki na piwo.
Pozostawiła wychowanie małego Grunta starszej siostrze. To było
niedługo przed tym, jak Blue popadł w kłopoty z prawem, głównie za
kradzieże. Jego siostra, Karen, nie była wiele lepsza. Pamiętał, jak zamykała
go w jego pokoju, gdy przychodził do niej chłopak. Powinna była go pilnować,
a miał szczęście jeśli dostawał codziennie kanapkę z masłem orzechowym i
galaretką.
Gdyby nie lunche w szkole, pewnie zagłodziłby się na śmierć. Jego
zaniedbanie nie przeszło niezauważone przez sąsiadów, którzy przez lata
kilkukrotnie wzywali opiekę społeczną. Czasem zabierano go z domu i
umieszczano w rodzinach zastępczych.
Nie miał złych doświadczeń z systemem opieki zastępczej. Problem
leżał w tym, że był wciągany i wyrzucany z systemu, przez co umieszczano go
u rodzin z różnych okręgów szkolnych. Jego życie polegało na ciągłych
przenosinach.
Karen wyszła za swojego dwudziestodwuletniego chłopaka praktycznie
w dniu ukończenia osiemnastu lat i niezwłocznie wystąpiła o przyznanie opieki
nad Gruntem. Niestety, nie wynikało to z jej troski i miłości do młodszego
braciszka. Miał tylko dziewięć lat. Łudziła się, że dostanie pieniądze, jeśli go
przygarnie. Nie wiedziała, że ubiega się o status matki zastępczej, zatem stan
nie przyzna jej zapomogi na dziecko.
Kiedy sobie to uświadomiła, próbowała oddać go matce. Do tego czasu
matka opuściła miasto z agresywnym alkoholikiem, kierowcą ciężarówki,
którego poznała w pracy. Nigdy więcej o nich nie słyszeli.
Grunt nie wiedział, że Blue ciągle stanowił część jego życia. Blue
pojawiał się i dawał Karen i jej mężowi pieniądze na utrzymanie Grunta. Blue
zawsze przychodził w nocy, kiedy Grunt spał. Myślał, że Karen i jej mąż, Nate,
opiekowali się jego młodszym bratem i nie chciał się wtrącać.
To był przypadek, że pewnej nocy Blue pojawił się z pieniędzmi dla
siostry, a dziesięcioletni wtedy Grunt wyszedł do kuchni, by napić się wody.
Grunt powiedział mi, że zapamiętał wyraz twarzy swojego starszego
brata z tamtej nocy. Blue zobaczył dziesięciolatka, który wyglądał jakby miał
siedem lat. Grunt miał na sobie tylko spodnie od piżamy i był tak szczupły, że
musiał je trzymać za pasek, żeby nie spadły mu z kościstego ciałka. Ale nie to
zauważył Blue jako pierwsze. Ciało Grunta było pokryte siniakami i strupami
po przypalaniu papierosami. To było dziecko, nad którym regularnie się
znęcano.
Pierwszą reakcją Karen była obrona samej siebie. Powiedziała, że to
Nate bił dzieciaka. Ona nigdy go nie uderzyła. To nie miało znaczenie dla
Blue. Liczyło się to, że nigdy nie powstrzymała Nate’a.
Dokładnie w tej chwili, Nate wrócił do domu po pracy. Gdyby spóźnił się
choćby dziesięć minut, ocaliłby swoje życie. To była noc, kiedy Grunt był
świadkiem pierwszego morderstwa. Właściwie to dwóch morderstw. Bez
słowa, Blue wyciągnął broń i strzelił siostrze prosto między oczy. Nate obrócił
się i próbował uciec przez drzwi wejściowe, ale Blue był za szybki. Strzelił
Nate’owi w tył głowy, nim ten zrobił dwa kroki.
Spojrzał na młodszego brata i powiedział mu, żeby się nie bał. Od tej
chwili zamierzał się nim zaopiekować. Grunt odpowiedział, że się nie boi. Blue
uśmiechnął się i zdjął kurtkę. Owinął nią poranione ciało braciszka i zabrał go
z domu.
Od tamtej nocy Grunt przebywał z gangiem w Motelu Glades.
Siedząc na motelowym łóżku Grunta, nie mogłam uwierzyć, że się tym
ze mną podzielił. Dotarło do mnie, że nie opuszczę tego miejsca po usłyszeniu
tych brutalnych historii i od razu odepchnęłam od siebie tę myśl.
– Więc dostałeś imię Grunt, bo byłeś najmłodszy i musiałeś odwalać
całą brudną robotę, przy ziemi?
Grunt się roześmiał.
– Nie. Imię jest skrótem ksywki, którą otrzymałem, gdy się tu pojawiłem.
Byłem mały jak na swój wiek, przez co niektórzy członkowie gangu zaczęli
nazywać mnie kurduplem. Jednak czas mijał, a grupa zauważyła, że jestem
sprytny. Ktoś powiedział, że jestem najinteligentniejszym kurduplem jakiego
zna. Najwyraźniej nie byłem przeciętnym dziesięciolatkiem. „Genialny
kurdupel” w końcu skrócił się do Grunta.
Roześmiałam się na ten opis. Był mądry. To było interesujące.
Zastanawiałam się, czy miał skłonności do złośliwości, które widziałam u
innych, szczególnie u Grizza.
– Więc jesteś Grunt. Podoba mi się. Szczególnie teraz, kiedy wiem co to
oznacza – drażniłam się.
– Taa, zgaduję, że łatwiej to wymówić niż „Genialny Kurdupel”, ale to
jakby oksymoron, jeśli kiedykolwiek jakiś słyszałaś.
– Oksy co?
– Oksymoron. Masz, zobacz – powiedział i rzucił mi słownik.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, gdy tak niewinnie kartkowałam słownik w
poszukiwaniu słowa, którego nie znałam, że nie zostałam zaproszona do
pokoju Grunta, by posłuchać płyt. Zostałam tam zaproszona, by stracić
dziewictwo.
Rozdział 10

Grizz był gotowy przespać się ze mną. Problem polegał na tym, że nie
chciał mnie do tego zmuszać. Nie chciał być tym, kto spowoduje ten pierwotny
ból. Miałam być jego, a on nie chciał, by każdy raz, kiedy będziemy uprawiać
seks, przypominał mi, że odebrał mi dziewictwo. Więc kazał to zrobić
Gruntowi.
To, jak kazał to zrobić Gruntowi wywoływało u mnie mdłości, ale jeszcze
bardziej mnie to zaskoczyło. Chwilę zajęło mi odkrycie powodów kryjących się
za tą dziwną prośbą Grizza. Ale gdy czas mijał, nabierało to więcej sensu.
Wcześniej tego dnia, zawołał Grunta do pokoju numer cztery. Nie wiem,
gdzie byłam. Prawdopodobnie na zewnątrz z Gwinny. Kazał Gruntowi zabrać
mnie tej nocy do swojego pokoju, podrzucić mi jakiś narkotyk, bym zemdlała i
odebrać mi dziewictwo. Ale nie swoim czlonkiem. Dał Gruntowi coś w rodzaju
policyjnej pałki, kazał mu nawilżyć to jakimś balsamem i się tym zająć. Chciał,
żebym wtedy spała. Nie chciał, bym to pamiętała.
Myśląc o tym teraz, sensu nabiera to, że Grizz nie kazał tego zrobić
którejś dziewczynie. Nie chciał, by wiedziały, że ze mną nie sypiał. Zgodnie z
jego nakazem, żaden mężczyzna nie miał prawa mnie tknąć, ale nie myślał o
Gruncie jako o mężczyźnie. Grunt był u nich odkąd skończył dziesięć lat. Grizz
nie zauważył, że wyrósł na zdrowego, żywego, szesnastolatka. Nie widział w
Gruncie zagrożenia. A co do tego, że Grizz nie zrobił tego osobiście, to proste.
Nie mógł znieść myśli, że mnie zrani.
Więc miałam zostać nafaszerowana narkotykami i zgwałcona przez
kogoś, kogo uważałam za swojego nowego przyjaciela.
Zaczynałam być śpiąca. Wcześniej Grunt zaoferował mi napój i piłam
go, kiedy rozmawialiśmy i słuchaliśmy jego nagrań. Nie rozpoznałam czym ta
senność była tak naprawdę, wstałam i powiedziałam mu, że muszę wrócić do
pokoju numer cztery. Stawałam się naprawdę śpiąca.
Wstał i delikatnie chwycił mnie za ramię.
– Nie idź jeszcze, Kit. Zostań ze mną.
– Dlaczego? Nie sądzę by Grizzowi spodobało się, że ucinam sobie
drzemkę w twoim pokoju, Grunt.
Spojrzał na mnie zakłopotany i natychmiast wyczułam, że coś było nie
tak, ale nigdy nie wyobrażałam sobie jak godne pożałowania to będzie.
– Proszę, po prostu usiądź. A najlepiej to się połóż. Możesz tutaj spać.
Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
Wszystkie moje zmysły były zaalarmowane, a adrenalina rozpoczęła
swój pęd, chwilowo zabijając szumienie.
– O co chodzi? Powiedz mi co się dzieje, Grunt. Musisz mi powiedzieć.
Och! – Mój umysł działał na najwyższych obrotach, a ja zaczęłam panikować.
– Zamierzasz zabić mnie we śnie, prawda? Zdecydował, że już mnie nie chce i
nie może pozwolić mi odejść. Umrę dzisiaj, prawda?
– Kit, nie zamierzam cię zabić. Grizz nie chce cię martwej. Chcę, żebyś
zasnęła, bo nie chcę byś miała okropne wspomnienia. Proszę nie pytaj o
więcej, tyko śpij. Zaufaj mi. Nie umrzesz. – Grunt zacisnął dłonie w pięści. –
Kurwa. Chciałbym, żeby zajął się tym sam.
– Zajął czym? – Mrugając otworzyłam oczy, chcąc zostać przytomną. – I
nie. Nie położę się. Nie, dopóki mi nie powiesz. Będę się zmuszać, by
pozostać przytomną. Dodałeś mi coś do picia, prawda? Cóż, nie skończyłam
tego pić i nie zamierzam kończyć. Musisz mi powiedzieć.
Westchnął i podszedł do szafki. Otworzył górna szafkę wyciągnął coś,
co wyglądało jak jakiś rodzaj patyka. Powiedział, że to coś jak pałka policyjna
Zmniejszała się z jednej strony, a z drugiej miała uchwyt, więc mogła być
trzymana na nadgarstku.
– Zamierzasz mnie pobić tym patykiem? – Jeśli zamierzał mnie tym
zabić, będzie musiał wiele razy uderzyć. Poczułam nudności w żołądku.
– Nie, Kit. Grizz chce, żebyś dzisiaj straciła dziewictwo. On nie chciał
tego zrobić. Więc kazał mi się tym zająć. Tym. – Spojrzał w dół na to, co
trzymał. Jego twarz się zarumieniła.
– I musisz robić wszystko, co ci każe? – Podniosłam głos.
– A jak myślisz? Gdybyś po prostu zasnęła, obudziłabyś się rano tylko
trochę obolała. A ja zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, by cię nie zranić.
Usiadłam na krawędzi łóżka i spojrzałam na podłogę. Stał przed szafką
nadal trzymając ten barbarzyński przedmiot. Nie będę w stanie wiecznie
utrzymać przytomności. Musiałam podjąć decyzję.
– Ty to zrobisz – powiedziałam do niego. – Ty osobiście, nie patykiem.
Proszę Grunt. Nie mogę stracić dziewictwa z czymś tak wstrętnym. Ty to
zrobisz.
– Zabiłby nas oboje, gdyby się dowiedział.
– Nigdy nie dowie się tego ode mnie. Przysięgam. Proszę, nie mogę
znieść myśli, że wsadzisz to we mnie, to okropne. Proszę. Po dzisiejszej nocy
nigdy już nie będziemy o tym mówić. Proszę Grunt.
Nie powiedział nic, więc dodałam:
– Jestem na tabletkach antykoncepcyjnych, więc nie zajdę w ciążę.
Nigdy się nie dowie.
Cóż, to z pewnością było coś, czego nigdy się nie spodziewałam.
Błagałam, by zostać zgwałconą. Nadal nie mogę przeboleć ironii jak to się
stało, ale błagałam.
Wtedy do mnie podszedł i wstał. Następnie zrobił coś, czego nigdy się
nie spodziewałam. Przytulił mnie. Trzymał mnie blisko siebie przez pełną
minutę. Byłam roztrzęsiona, więc wreszcie mnie puścił.
Zaczęłam ściągać jeansy, a on ściągnął swoje. Położyłam się plecami
na łóżku i zaczęłam się wiercić, by ściągnąć spodnie. Adrenalina powoli
znikała i znowu zaczynałam stawać się senna. Pomógł ściągnąć mi jeansy i
majtki. Wiedziałam, że już ściągnął swoje, ale nie spojrzałam. Sięgnął po jakiś
krem do rąk, który leżał na jego szafce nocnej i wysmarował się nim.
Ponownie nie spojrzałam, ale po jego ruchach byłam w stanie stwierdzić co
robi.
Był teraz nade mną i delikatnie kolanem rozszerzył moje nogi.
Spojrzałam na niego. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy i powiedziałam:
– Możesz nazwać mnie chociaż raz moim prawdziwym imieniem?
Możesz nazwać mnie Ginny?
– Spróbuję cię nie zranić. – Wtedy zaraz po przerwie, miękko wyszeptał:
– Ginny.
– Proszę. Proszę powiedz mi jak masz na imię. Nigdy nikomu nie
powiem. Przysięgam – błagałam.
– Nie mogę tego zrobić. Wiesz o tym. Ty nawet nie powinnaś mi mówić
swojego.
Zaczynałam tracić przytomność. Poczułam jak delikatnie we mnie
wchodzi. Zamknęłam oczy. Otworzyłam je, gdy wszedł we mnie cały.
Odczułam pewien dyskomfort, płonące uczucie, ale nie prawdziwy ból.
Zaczynałam odpływać ponownie. Szybko otworzyłam oczy, by utrzymać
przytomność. Ale nie udało mi się. Powoli się zamykały. Kiedy po raz ostatni
się zamknęły i zaczęłam tracić przytomność, byłam pewna, że zobaczyłam łzy
w jego oczach.
I usłyszałam jak mówi:
– Tommy. Mam na imię Tommy.
Rozdział 11

Nie wiem ile czasu minęło zanim się obudziłam, ale kiedy już to
zrobiłam, Grizz i Grunt stali w nogach łóżka i rozmawiali.
– Co to kurwa ma znaczyć, że była przytomna? Nie powinna o niczym
wiedzieć. Cholera, Grunt!
– Nie wypiła wystarczająco dużo i chciała wrócić do twojego pokoju,
żeby iść spać.
– Więc była przytomna i czuła to. Zraniłeś ją?
– Kurwa. Nie wiem Grizz. Zaczynała odpływać. Nie wiem co będzie
pamiętała, o ile cokolwiek zapamięta.
Poruszyłam się i uświadomiłam sobie, że zostałam przykryta. Byłam w
stanie powiedzieć, że Grunt musiał z powrotem założyć mi bieliznę. Musieli
wyczuć, że już nie śpię, bo obaj zamilkli i spojrzeli na mnie w tym samym
czasie.
– Nienawidzę was obu. – Tylko to powiedziałam.
Gdy wstałam z łóżka i sięgnęłam po jeansy, zauważyłam, że Grunt
nawet nie próbował nawiązać ze mną kontaktu wzrokowego. Chociaż Grizz
nie miał takiego problemu. Z wyrazem twarzy, którego nie mogłam odczytać,
powiedział:
– Będzie z tobą dobrze. – I opuścił pokój.
Nie spojrzałam na Grunta kiedy zapinałam spodnie. Wsunęłam stopy z
powrotem w sandały i powiedziałam ‘dzięki za napój’ z taką ilością sarkazmu,
na jaką było mnie stać. Wyszłam z pokoju. Na zewnątrz było ciemno.
Dokładnie jak długo byłam w pokoju Grunta? Cóż, teraz to nie miało
znaczenia. Byłam pewna, że to jedyny pokój, którego już nigdy nie zobaczę.
Ruszyłam w stronę czwórki i złapałam się na tym, że zatrzymałam się w
chwili, gdy byłam gotowa otworzyć drzwi. Co jeśli Grizz będzie chciał mnie
teraz wziąć? Nie czułam bólu, ale byłam trochę obolała. Zamknęłam oczy,
wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.
Kiedy weszłam, rozmawiał przez telefon. Zauważyłam Gwinny skuloną
w rogu kanapy. Poszłam sprawdzić jej kuwetę, ale nie potrzebowała
sprzątania, podeszłam do kanapy i podniosłam kotkę.
Coś do mnie dotarło. Co jeśli pachniałam jak Grunt? Używał jakiejś
wody kolońskiej. Kilka razy, kiedy byłam w jego pobliżu, pomyślałam, że
dobrze pachnie. Musiałam wziąć prysznic, ale ostatnią rzeczą, jakiej chciałam,
było ściąganie ubrań w pobliżu Grizza. Wyglądało na to, że musiałam się
pospieszyć.
Wypadłam z sypialni, szybko zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy już
byłam w środku, rozebrałam się do naga i tak szybko jak mogłam weszłam do
wanny i odkręciłam prysznic. Kiedy woda była wystarczająco ciepła, weszłam
pod nią i zaczęłam się myć. Akurat wtedy otworzyły się drzwi do łazienki i
zasłona prysznica została odsłonięta. Próbowałam zakryć się dłońmi. To był
Grizz i po prostu się na mnie gapił.
Z tego co wiem, to był pierwszy raz, kiedy widział mnie nagą. To, co
zobaczyłam w jego oczach przestraszyło mnie na śmierć. To nie była
brutalność, którą pamiętam z twarzy Johnny’ego Tillmana. To był wzrok
mężczyzny, który pożądał kobiety. Grizz nie chciał mnie skrzywdzić tak jak
Johnny, ale było jasne, że mnie pragnął. Ja po prostu się na niego gapiłam.
– Jesteś obolała?
– Tak, bardzo. To boli.
– Więc pamiętasz? Byłaś przytomna?
– Niewiele pamiętam. Zaczęłam tracić przytomność, kiedy to się stało.
Chyba ta odpowiedź go usatysfakcjonowała, bo nic więcej nie
powiedział i opuścił łazienkę. Skończyłam się myć i wytarłam się. Weszłam do
pokoju, owinięta w ręcznik i wyjęłam sobie z szafki ubranie. Zaczęłam wracać
do łazienki, by się przebrać, kiedy powiedział:
– Od teraz przebierasz się przede mną. Nie ma potrzeby, byś cokolwiek
zakrywała.
Pozwalał mi się przebrać. Co z tego, że stałam przed nim? Wątpiłam, że
pozwoliłby mi się przebrać przed sobą, gdyby zamierzał uprawiać ze mną
seks.
Wsunęłam bieliznę pod ręcznik. Potem naciągnęłam koszulę nocną
przez głowę, jednocześnie przytrzymując ręcznik, by nie spadł. To nie było
łatwe. Byłam roztrzęsiona. Nie byłam pewna czy to nerwy, czy znikające z
mojego organizmu narkotyki. Prawdopodobnie kombinacja obu tych rzeczy.
Niechętnie opuściłam ręcznik, i nałożyłam koszulę nocną tak szybko jak
mogłam i poszłam z powrotem do łazienki po szczotkę i rozczesałam mokre
włosy.
Kiedy wyszłam, zauważyłam mały worek marynarski na łóżku. Co to
było? Słyszałam rozmawiającego przed pokojem Grizza. Pomyślałam, że
usłyszałam głos Blue. I wtedy, Grizz wrócił do pokoju i podniósł worek
marynarski.
– Masz trzy dni na wyzdrowienie. Wrócę w środę. Blue jest za wszystko
odpowiedzialny. Powiedziałem mu, że Grunt może cię gdzieś zabrać. Jednak
obowiązują pewne zasady. Jeśli myślisz o ucieczce od niego, musisz
wiedzieć, że cię znajdę, Kit. Nie miej wątpliwości.
Nie mogłam w to uwierzyć. Mój seks z nim został odroczony i dostałam
zgodę na opuszczenie motelu? To najlepsza rzecz jaka mi się przydarzyła
odkąd pozwolił mi zatrzymać Gwinny.
– Dokąd jedziesz?
– Załatwić interesy – powiedział, wychodząc.
Zatrzymał się i odwrócił. Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek, bym
spojrzała mu w oczy. Nie odezwał się od razu, a ja nie byłam pewna, czy
zamierzał cokolwiek powiedzieć czy może chciał mnie pocałować.
– To, co kazałem zrobić Gruntowi wyjdzie nam na dobre. Nigdy nikomu
nie powiesz, co ci zrobił. Słyszysz mnie? I nie zapomnij, Kit, jesteś moja. Tylko
moja. I będę cię miał, kiedy wrócę.
Z tym pocałował mnie delikatnie w czoło, odwrócił się i wyszedł z
pokoju. Gdy pojawiłam się we frontowych drzwiach, krzyknął do mnie:
– Nie zapomnij nakarmić moich psów. – I wtedy zniknął.
Rozdział 12

Tej nocy spałam jak dziecko. Wcześniej miałam już dla siebie pokój
numer cztery, ale Grizz zawsze był w pobliżu. Teraz miałam go dla siebie na
całe trzy dni. Następnego ranka wstałam i pobawiłam się w gospodynię
domową. Nie pozwoliłam sobie na myślenie o wczorajszej nocy. Udawałam,
że byłam w swoim własnym mieszkanku i wykonywałam wszystkie obowiązki
domowe. I tak zajmowałam się większością z nich, co doceniały Chicky i Moe,
ale nie Willow. Zajmowanie się Grizzem było jedyną rzeczą, którą lubiła robić,
chociaż wydaje mi się, że czuła się trochę niepewnie po utracie przedniego
zęba. Regularnie odwiedzała norę, ale w końcu przestała przychodzić do
pokoju numer cztery. Zajęłam się ścieraniem kurzy, zamiataniem i
szorowaniem łazienki. W jednym z pokoi znajdowały się pralka i suszarka.
Zrobiłam pranie. Wyczyściłam nawet lodówkę.
Półtorej godziny później nudziłam się jak mops. Co miałam ze sobą
zrobić? Wiedziałam, że Grizz pozwolił mi opuścić teren motelu z Gruntem, ale
nie byłam pewna, czy mogłabym stanąć z nim twarzą w twarz. Miałam
mieszane uczucia.
Jednak im więcej o tym myślałam, tym bardziej się wkurzałam. Przyszło
mi do głowy, że Grizz pozwolił mi wyjść z Gruntem tylko dlatego, że nie sądził,
iż to zrobię. Mimo wszystko, kiedy się obudziłam, powiedziałam im obu, że ich
nienawidzę. O to chodziło. Grizz był pewny, że moja nienawiść nie pozwoli mi
skorzystać z jego pozwolenia. Cóż, zamierzałam mu pokazać.
Zdecydowanie nie byłam szczęśliwa, że miał to być Grunt. Cóż,
spójrzmy prawdzie w oczy. Miałam mu podziękować za to, że ‘miło mnie
zgwałcił’? To brzmiało niedorzecznie. Ale moje znudzenie i zniecierpliwienie
wygrały ze złością i dumą,więc o dziesiątej zapukałam do jego drzwi.
Otworzył ubrany jedynie w dżinsy. Oniemiałam. Nie wiem, czego
oczekiwałam, ale na pewno nie Grunta ubranego jedynie w dżinsy. Nigdy
wcześniej nie widziałam go bez koszulki i chyba oczekiwałam ciała chudego
dzieciaka. Nie był duży, ale też w żadnym wypadku nie był chudy. Był
umięśniony i miał wyrzeźbiony brzuch, ukazujący wszystkie mięśnie. Jego
ramiona nie były tak ogromne jak Grizza, ale z pewnością były muskularne.
Wcześniej nigdy nie zwracałam uwagi na wygląd Grunta, ale gdy już
zaczęłam, uświadomiłam sobie, jaki był przystojny. Miał jakieś metr
osiemdziesiąt, ciemne włosy i brązowe oczy z zielonymi plamkami. Miał
wysokie czoło jak ja, przez co zawsze nosiłam grzywkę, ale u niego ładnie to
wyglądało. Po raz pierwszy zauważyłam dwa małe, srebrne koluszka w jego
lewym uchu. Byłam pewna, że nigdy wcześniej ich nie nosił. Grizz też miał
kolczyk. Widziałam chłopaków z kolczykami na Woodstocku, ale w latach
siedemdziesiątych nie było to już tak powszechne. Szczególnie noszenie
dwóch.
Jednak tym, co najbardziej zwróciło moją uwagę był tatuaż. Ramiona i
szyja Grunta nie były pokryte tatuażami jak u reszty, nawet u kobiet. Grunt
miał tylko jeden tatuaż. Był to ogromny ptak, którego głowa zwrócona była na
bok jego prawego ramienia, ale nie sięgała do łokcia. Jego skrzydła
znajdowały się na wewnętrznej stronie ramienia i na piersi. Były duże i
zakrywały większą część torsu. Tuż pod skrzydłem znajdowała się duża
blizna; zastanawiałam się, czy była wynikiem zaznanej w dzieciństwie
przemocy.
Nie odezwał się do mnie, tylko odwrócił się i wszedł z powrotem do
pokoju. Podążyłam za nim i nie mogłam nie zauważyć, że tatuaż ciągnął się
też po plecach. Wyglądało, jakby ptak owijał go skrzydłami. Był piękny.
– Wow. Twój tatuaż jest naprawdę fajny – udało mi się wydusić. Nie
odpowiedział mi, ale podszedł do swojej wieży i ją wyłączył. Nie zauważyłam,
żeby coś grało. Byłam zbyt rozproszona przez jego ciało i tatuaż.
Spojrzał na mnie.
– Wszystko w porządku?
– Tak, chyba w porządku. – Zanim mógł powiedzieć coś jeszcze,
dodałam: – Grizz powiedział, że możesz mnie gdzieś zabrać. Poza teren
motelu. Wiedziałeś o tym?
– Blue mi powiedział.
– Zrobisz to? Zabierzesz mnie gdzieś? Gdziekolwiek?
– Nie wiem. To może źle się skończyć. To pewnie nie najlepszy pomysł.
– Słuchaj, myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Myślałam, że
nawiązaliśmy porozumienie.
Uniósł brew.
– Myślałem, że mnie nienawidzisz.
– Ja też tak myślałam, kiedy się obudziłam. Popatrz na to z mojej
perspektywy, Grunt. Obudziłam się, a wy staliście tam z Grizzem. Wiedziałam,
że musiałeś mnie ubrać i przykryć. To było upokarzające. Ale czy możemy o
tym zapomnieć i ruszyć dalej? Umieram, żeby coś zrobić. Cokolwiek. Proszę?
Uśmiechnął się i powiedział, bym dała mu dziesięć minut na prysznic i
przebranie się. Powiedział też, że mogę przejrzeć jego albumy i włączyć
cokolwiek zechcę.
Grunt miał tony płyt i wybrałam coś od Fleetwood Mac4. Usiadłam na
brzegu łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Za pierwszym razem, gdy tu byłam,
zafascynował mnie regał z książkami i nie zwróciłam uwagi na nic innego.
Teraz wyłapałam stertę kopert na nocnym stoliku. Poczta? Dostaje tu pocztę?
Ciągle słyszałam płynącą wodę, więc podeszłam i podniosłam listy.
Wszystkie były zaadresowane do Michaela Freemana. Michale Freeman? To
było jego imię? Mogłabym przysiąc, że słyszałam coś innego, gdy zaczęłam
tracić przytomność. Zauważyłam, że wszystkie pochodziły z różnych instytucji
edukacyjnych i były zaadresowane na skrytkę pocztową w Dovie. Dovie nie
było wtedy jeszcze zbyt rozwinięte. Przypominało bardziej niewielkie
miasteczko dla ludzi, którzy kochali konie. Było na tyle wiejskie, na ile mogło
być w Południowej Florydzie i leżało niedaleko na wschód od miejsca, w
którym się znajdowałam. Więc Dovie miało pocztę i tam przychodziły do niego
listy. Zakodowałam tą informację. Interesujące.

4
https://www.youtube.com/watch?v=9b4F_ppjnKU
Nie zdawałam sobie sprawy, że wyłączył prysznic. Nawet nie
usłyszałam jak otwierał drzwi łazienki i wyszedł. Kiedy uświadomiłam sobie, że
mnie obserwował, podskoczyłam i odłożyłam pocztę na stolik.
– Twoje prawdziwe imię to Michael Freeman? Wydawało mi się, że
mówiłeś…
– Nie nazywam się Michael Freeman – powiedział szybko, przerywając
mi. – To przykrywka, Kit. Muszę mieć jakąś tożsamość, żeby istnieć. Nie
mogłem używać prawdziwego imienia, bo, cóż, wiesz, że nie używamy tu
prawdziwych imion, ale też dlatego, że jestem dzieciakiem, który zaginął sześć
lat temu. Pewnie podejrzewali porwanie i morderstwo z rąk tego, kto zabił
moją rodzinę.
– A do czego potrzebujesz nowej tożsamości?
– Cóż, ciężko byłoby ubiegać się o przyjęcie na studia z imieniem Grunt,
nie sądzisz?
– Studia? Zapisałeś się na studia? Jak możesz to zrobić?
– Po tym, jak zostałem Michaelem Freemanem, dokończyłem liceum
poprzez kurs korespondencyjny.
– Jak mogłeś ukończyć liceum? Nie jesteś w dziesiątej, czy jedenastej
klasie?
– Cóż, powinienem być w jedenastej, ale nie jestem. Jestem na
przedostatnim roku na Uniwersytecie Cole.
– Żartujesz sobie ze mnie? Studiujesz? Już dostałeś się na studia?
– Tak, studiuję i tak, jestem na to za młody, ale zawsze byłem dość
mądry i chciałem do czegoś dojść.
– Jak możesz być aż tak mądry? Opowiadałeś mi, jak wyglądało twoje
dzieciństwo. Jak mogłeś żyć w ten sposób i ciągle tak dobrze się rozwijać?
Ponownie uniósł brew. Podszedł, sięgnął do sterty listów i wyciągnął
jeden. Otworzył go i podał mi jedną kartkę. Jestem pewna, że moje usta
opadły na podłogę, gdy czytałam to, co było tam jasno napisane. List
pochodził z ośrodka badawczego, który gratulował Michaelowi Freemanowi
wyników w teście na IQ.
Najwidoczniej mój nowy koleżka Grunt był prawdziwym geniuszem.
Rozdział 13

Zanim opuściliśmy pokój Grunta, zapytał mnie w co byłam ubrana w


dniu porwania. Po tym jak opisałam swój strój, był zadowolony, że nie miałam
na sobie nic z tamtego dnia, nawet mojej obróżki z pacyfką. Podniósł czapkę z
daszkiem, która leżała na komodzie. Kazał mi ukryć grzywkę pod czapką i
związać włosy w kucyk, a następnie przełożyć go przez otwór z tyłu. Podał mi
również parę ciemnych okularów i powiedział:
– Możesz nosić moje, dopóki nie załatwimy jakichś dla ciebie.
Gdy wychodziliśmy, zauważyłam jego kurtkę, wiszącą na oparciu
krzesła.
– Nie zakładasz kurtki?
– Nie ma powodu, by zwracać niepotrzebną uwagę na grupę. – Zabrał z
komody portfel i kluczyki, i wyszliśmy na zewnątrz.
Poszłam za nim na bok motelu, gdzie mieściło się biuro. Nigdy
wcześniej się tu nie zapuszczałam. Kiedy się tam znaleźliśmy, zobaczyłam
dwa samochody. Naprawdę ładne samochody. Jednym była czarna
Corvette’a, która należała do Grizza; na swoją biznesową podróż musiał
zabrać któryś ze swoich motocykli.
Skierowaliśmy się do drugiego. Było to jasnoniebieskie Camaro. Nie
byłam pewna rocznika, ale wiedziałam, że był to starszy model. wystarczająco
stary, by uznać go za stylowy.
– Nie pojedziemy twoim motocyklem?
Myślę, że byłam zawiedziona. Z jakiegoś powodu, siedzenie na
motocyklu za Gruntem wydawało mi się kuszące. Skąd to się brało?
– Nie mamy dla ciebie jeszcze kasku. Nie sądzę, że chcesz jakiś
pożyczać – zaśmiał się. – Właściwie, jest to coś, czym możemy się zająć.
Kupimy ci kask.
– Nie mam żadnych pieniędzy.
– Nie potrzebujesz ich.
Otworzył drzwi od strony pasażera i pomógł mi wsiąść. Po tym jak
wsiadł i odpalił głośny silnik, włączył klimatyzację. Następnie wziął kasetę i
wetknął ją do odtwarzacza. Słuchaliśmy Simona & Garfunkel i wyjechaliśmy
na drogę stanową nr 84. Simon & Garfunkel 5? Zaśmiałam się do siebie.
Zaczynałam myśleć, że Grunt był frajerem.
Nie rozmawialiśmy jadąc na wschód drogą stanową nr 84. Skręcił w
lewo na 441–kę i skierowaliśmy się na północ. Byłam tak blisko domu, że
mogłam go niemal poczuć. Mijanie znajomych miejsc było takie dziwne. Ale po
kilku milach opuściliśmy moje tereny i mój niepokój się zmniejszył
– Dokąd jedziemy? – Oparłam głowę o siedzenie, próbując się
odprężyć.
– Do małego sklepu niedaleko Riverview. Mają kaski.
Obserwowałam zmieniającą się scenerię i z każdą minutą czułam się
spokojniejsza.
– Tak z ciekawości, gdzie odbywają się spotkania gangu?
Zerknął na mnie szybko.
– Spotkania? Masz na myśli zebrania w norze?
– Nie. No wiesz, satanistyczne obrzędy i takie rzeczy. Gang został
nazwany po szatanie. Nawet imiona psów Grizza brzmią źle. Stwierdziłam, że
może używacie jednego z niezamieszkanych pokoi w hotelu. No wiesz, by
oddawać cześć.
Odrzucił głowę do tyłu ze śmiechem.
– Kit, my nie czcimy diabła.
– Jest na waszych kurtkach. – Chyba się zarumieniłam.
– Taa, żeby straszyć ludzi. To nie religia.
– Nie jesteście wyznawcami diabła? – Martwiłam się o to już jakiś czas i
po cichu zastanawiałam się nawet, czy Grizz pozwolił mi zatrzymać czarnego
kotka z innego, bardziej grzesznego powodu.
– Cholera, nie! – Śmiał się teraz mocno.

5
https://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4
– Ale wierzycie w piekło. Chodzi mi o to, że to wasze logo, czy coś.
– Nie, Kit. – Pokręcił głową, ciągle się uśmiechając. – Nie wierzę w
diabła ani piekło. Tak naprawdę, to w nic nie wierzę.
– A co z Bogiem? – Obróciłam się, by na niego spojrzeć. – Wierzysz w
Boga, prawda?
– Nie, nie wiem za wiele o rzeczach, które dotyczą religii.
– Z całą twoją nauką i zajęciami w szkole, nigdy nie uczęszczałeś na
lekcje religii? – Wytrzeszczyłam oczy. – No wiesz, religie na świecie, filozofia
religijna, cokolwiek?
– Nic. – Przerwał, a następnie zapytał: – To co robisz, zanim zaczynasz
jeść, to coś religijnego?
– Masz na myśli błogosławienie? – Będąc katoliczką, zawsze czyniłam
znak krzyża, by podziękować za łaskę przed posiłkiem.
– Nie wiem jak to się nazywa.
Nadeszła moja kolej, by się uśmiechnąć.
– Powiedziałeś, że nauczysz mnie grać w szachy. Pozwolisz, że ja cię
czegoś nauczę?
Zawahał się.
– Taa, jasne. Czemu nie?
I tak zaczęły się lekcje religii Grunta, szczególnie dotyczące
chrześcijaństwa.
Pozwoliłam sobie cieszyć się resztą przejażdżki, gdy rozmawialiśmy.
Przekonałam go nawet do wyłączenia klimatyzacji i opuszczenia szyb. Czułam
się dziwnie radosna. Weszliśmy do sklepu i dość szybko wybrałam kask.
Gość, który tam pracował znał Grunta i nie zrobił nic, co wskazywałoby, że
oczekuje, że zapłacimy. Wyszliśmy ze sklepu niecałe piętnaście minut później.
Nie znałam tej części miasta. Żeby dostać się do tego sklepu
musieliśmy zjechać z 441–ki, więc znajdowaliśmy się teraz w jakichś
podejrzanych tylnych zaułkach. Była tu dziwna mieszanina przedsiębiorstw i
starych domów, tak jakby ktoś nieźle namieszał w zarządzeniu władz
dotyczącym podziału na strefy. Obok sklepu zauważyłam gościa budującego
drewniany płot. Zastanawiałam się czy płot należał do niego, czy został
wynajęty do zrobienia go. Gdy wchodziliśmy do sklepu posłał mi niepokojące
spojrzenie.
Teraz, gdy z niego wychodziliśmy, zawołał:
– Hej, słodziutka. Jeśli chcesz spędzić trochę czasu z prawdziwym
mężczyzną, czemu tu do mnie nie przyjdziesz? Powiedz braciszkowi, że może
wrócić po ciebie za godzinę. Może za dziesięć minut. – Zaśmiał się okropnie,
co przerodziło się w atak kaszlu. Co za dziwak.
Spojrzałam na Grunta, który go po prostu zignorował. Cóż, to dobrze.
Jeśli byłabym z Grizzem, stałabym się zapewne współwinną morderstwa.
Szczerze mówiąc, gdybym była z Grizzem, mogłabym się założyć, że pan
Budowniczy Płotu nie odezwałby się ani słowem. Prawdopodobnie dobrze się
stało, że byłam z najmłodszym z grupy. Nie chciałam żadnych problemów.
Po tym jak wsiedliśmy do samochodu, Grunt powiedział, że chce, by
klimatyzacja była włączona. Zasunęliśmy szyby, a on odpalił samochód i
włączył klimę. Wyciągnął kasetę z nagraniami Simona & Garfunkela i zamienił
ją na Pink Floyd6. Następnie odwrócił się do mnie.
– Zostań tu. Pod żadnym pozorem nie wysiadaj z samochodu.
Rozumiesz?
Nim mogłam mu odpowiedzieć, podkręcił muzykę naprawdę głośno i
wysiadł z wozu. Zaczął kierować się do pana Budowniczego Płotu. O nie. Och,
dobry Boże. Grunt zamierzał zachować się jak twardziel i nakopać temu
gościowi. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się, co miałam zrobić,
gdyby coś się stało.
Zniknęli za częścią płotu, która była już gotowa, więc nic nie widziałam,
a przy tak głośnej muzyce niczego też nie słyszałam. Po kilku minutach
zdecydowałam, że powinnam chyba ściszyć muzykę. Ale zanim mogłam to
zrobić, Grunt wyszedł zza ogrodzenia. Wyglądał w porządku. Nie widać było,
by był zraniony. Może powiedział temu gościowi, że ktoś tu przyjedzie i skopie

6
https://www.youtube.com/watch?v=SVFrFvxanVQ&spfreload=10
mu tyłek. Grunt wskoczył do samochodu i zanim mogłam cokolwiek
powiedzieć, odjechaliśmy. Postanowiłam nie wspominać o tym, co się stało.
Kilka następnych godzin spędziliśmy na załatwianiu sprawunków –
zrobiliśmy zakupy spożywcze, zatankowaliśmy i poszliśmy do apteki.
Dostałam nawet nowe okulary. Grunt rozważnie wybierał nieuczęszczane
miejsca. Po południu wróciliśmy do motelu i poszedł do swojego pokoju. Ja
weszłam do numeru cztery, by sprawdzić co z Gwinny i upewnić się, że psy są
nakarmione. Grunt przypomniał mi, że mogę pożyczać jego książki, kiedy tylko
zechcę. Podziękowałam mu za ten dzień i powiedziałam, że na pewno
skorzystam z oferty.
Gdy nadszedł wieczór, postanowiłam zostać w środku. Nora w ogóle
mnie nie pociągała, więc zrobiłam sobie miskę płatków z mlekiem i usiadłam
na kanapie, by pooglądać telewizję. Zdecydowałam się na wiadomości
lokalne. Zawsze miałam nadzieję, że zobaczę w nich coś na swój temat, ale
minęło za dużo czasu i byłam niemal pewna, że moje porwanie nigdy nie
trafiło do wiadomości. Wiedziałam, że policja nie potraktowała tego poważnie.
Jedna wizyta u Delii i pewnie założyli, że była to ucieczka. Nie miałam co do
tego wątpliwości.
Zmieniałam niecierpliwie kilka kanałów, które mieliśmy. To były czasy
przed kablówką i oglądało się to, co akurat leciało. Dźwięk był ściszony i
wydawało mi się, że zobaczyłam reporterkę stojącą przed znajomym
miejscem. Podkręciłam dźwięk.
– Jesteśmy w domu Raymonda Price’a – mówiła atrakcyjna reporterka.
– Wcześniej dzisiejszego dnia, pan Price został uratowany przez parę
wyprowadzającą psa, która usłyszała stłumione krzyki. Gdy to sprawdzili,
znaleźli pana Price’a, który został brutalnie zaatakowany. Znaleziono go
stojącego plecami do płotu, z rozciągniętymi na boki ramionami. – Reporterka
przerwała dla lepszego efektu. –Dłonie pana Price’a zostały przybite do
drewnianego płotu, który budował. W obu dłoniach znaleziono po kilka
gwoździ, przez co nie był w stanie uwolnić się bez rozerwania sobie ich na
strzępy. Do ust wciśnięto mu ścierkę, przez co z trudem udało mu się wezwać
pomoc.
Reporterka zmrużyła oczy słuchając pytania zadanego przez kogoś z
niewielkiego tłumu, który się tam zebrał.
– Właśnie zostałam zapytana, czy pan Price potrafi zidentyfikować
osobę, która go zaatakowała – powiedziała, marszcząc przy tym ładną twarz.
–W dość dziwnym zwrocie akcji, policja Riverview powiedziała nam, że pan
Price odmówił złożenia zeznań. Martwią się, że mógł zostać zastraszony i
obawia się zemsty. Policja mówi, że ten obszar słynie z gangów
motocyklowych. A jeden z nich jest znany z częstych wizyt w sklepie obok.
Kamera zjechała na miejsce za reporterką i mój żołądek się skurczył.
Teraz już widziałam, czemu to miejsce wyglądało znajomo. W telewizji
widziałam sklep, w którym kupiliśmy dziś mój kask, a nowo wybudowany płot
odgradzał go od domu obok.
Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Moje serce załomotało
głośno. Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech.
Źle odczytałam Grunta. Nie był bezbronnym dzieciakiem.
Był jednym z nich.
Rozdział 14

I wtedy, drzwi się otworzyły i wszedł Blue, podchodząc bezpośrednio do


mnie.
– Wstawaj. Teraz. Idziesz ze mną.
Nim zapytałam o cokolwiek, wyminął mnie i znalazł plecak wiszący na
haku za drzwiami. Podążyłam za nim do sypialni, zarzucając go pytaniami o
to, co się dzieje. Był zbyt skupiony, by mówić. Cały czas rozglądał się po
pokoju.
– Gdzie są twoje rzeczy, Kit? Masz tutaj coś osobistego? I gdybyś miała
gdzieś nocować, co zabrałabyś ze sobą?
Moje ręce trzęsły się.
– Gdzie mnie zabierasz?
– Nie mam czasu, by cokolwiek ci wyjaśniać. Co zabrałabyś ze sobą?
Nie odpowiadając mu poszłam do łazienki. Wzięłam swoje tabletki
antykoncepcyjne, szczoteczkę do zębów i szczotkę do włosów. Otworzyłam
szafkę na ciuchy, chwyciłam bieliznę i koszulę nocną. Otworzyłam kolejną
szafkę i wyciągnęłam spodenki i koszulki. Nadal miałam tylko jeden stanik,
który miałam akurat na sobie. Zgaduję, że to była jedyna część ubrania, którą
powinnam sobie załatwić sama. Szybko upchałam wszystko w torbie.
– Dobra z ciebie dziewczyna. – Zobaczył mój nowy kask leżący na
stoliku i podniósł go. – Zakładaj buty. Musimy iść. Teraz.
Rzuciłam się na kuchenną ladę i chwyciłam swoje okulary do czytania.
Wepchnęłam je do torby razem z gazetą i wsunęłam nogi w sandały. Nadal
nosiłam to, co miałam na sobie tamtego dnia. Parę jeansów i czysty top. On
niósł mój kask, podążyłam za nim.
– Gwinny! – krzyknęłam, przypominając sobie o kocie.
– Da sobie radę. Moe zaopiekuje się nią i psami. Chodźmy!
Zaraz byliśmy na jego motocyklu, a ja jeszcze zapinałam kask, kiedy
ruszyliśmy spod motelu, w stronę drogi stanowej 84. Gdy odjechał w noc,
owinęłam wokół niego mocno ramiona. Drogą stanową 84 pojechaliśmy na
zachód i skręciliśmy do Pete’a. Wybraliśmy Flamingo Road, gdzie też było
ograniczenie do siedemdziesiątki, mimo że byliśmy na całkiem nieodkrytym
terytorium. Flamingo Road w dużej części była wiejską drogą.
Mój strach zaczął znikać. W pewnym momencie, nawet roześmiałam się
do siebie, gdy mijaliśmy dwupiętrowy stary dom, przed którym znajdował się
wielki znak. Właściciel napisał sprejem, wielkimi, czarnymi literami na kawałku
drewna przymocowanym do werandy: ‘Poszukiwana żona. Musi gotować i
sprzątać. Mąż płaci rachunki.’ Ten konkretny przyszły mąż musiał już sprzedać
ten dom. Założę się, że w środku jest teraz centrum handlowe.
Jechaliśmy Flamingo Road na południe, dopóki nie dotarliśmy do
małego miasta nazywającego się Pembroke Pines. Skręciliśmy w lewo na Taft
Street i wreszcie zobaczyliśmy piękny i urządzony ze smakiem krajobraz
domków mieszkalnych. Po kilku skrętach, wjechaliśmy na podwórko ładnie
wyglądającego domu. Ktoś wewnątrz musiał usłyszeć motocykl, ponieważ
otworzyły się drzwi do garażu. Blue zaparkował motocykl i wyłączył silnik.
Gdy zsiadłam z tylnego siedzenia, zauważyłam atrakcyjną, wysoką i
bardzo opaloną brunetkę stojąca w drzwiach, które prowadziły z garażu do
domu. Trzymała palec na przycisku otwierającym garaż i gdy czekałam, aż
Blue zsiądzie z motocykla, drzwi za nami się zamknęły. Wtedy do mnie
podeszła i wyciągnęła dłoń.
– Cześć, jestem Jan. Żona Blue – powiedziała, uśmiechając się ciepło. –
Trafiliście w sam raz na obiad.
Nie mogłabym być bardziej zaskoczona, niż tego dnia, kiedy Moe
pokazała mi pokój Grizza. Żona Blue? Nigdy nie pomyślałam o tym, że Blue
albo jakikolwiek inny członek gangu, może być żonaty albo właściwie
mieszkać gdzieś poza motelem. Nie zwracałam wystarczającej uwagi na to, co
robili inni.
Blue i ja podążyliśmy za Jan do domu. Wtedy, dwóch małych chłopców
podleciało do Blue i objęło go wokół nóg. Obaj mieli na sobie pasujące
kombinezony, bez koszulek pod spodem. Byli mali i wyglądało na to, że
mniejszy chwiał się na nogach. Prawdopodobnie miał dopiero rok. Jego
starszy brat miał może z trzy lata.
– Tatusiu! Tatusiu! Pobaw się z nami – zapiszczał starszy.
– Chłopcy pozwólcie zjeść tatusiowi obiad, a potem spędzicie z nim
trochę czasu – powiedziała do nich Jan, śmiejąc się.
– Kim jest ta dziewczyna? – zapytał starszy.
– To jest Kit – powiedział delikatnie Blue. – Jest moją przyjaciółką.
Bądźcie chłopcy grzeczni, kiedy będę jadł obiad, a zaraz do was przyjdę.
Ruszyli szczęśliwi w stronę czegoś, co wyglądało mi na wygodnie
urządzony salon. Był tam telewizor i porozrzucane zabawki.
– Już ich nakarmiłam – wyjaśniła Jan. – Chodźcie. Zjedzmy obiad.
Odkąd mój obiad w postaci płatków i mleka został przerwany, byłam
chętna zjeść posiłek znajdujący się przed nami. Zrobiłam znak krzyża i
pomodliłam się w myślach. Wtedy, gdy Blue gadał, zrobiłam sobie ucztę z
domowego klopsa, tłuczonych ziemniaków i zielonego groszku. Wyjaśnił
powód naszego nagłego wyjazdu z motelu.
Chwilę wcześniej widziałam w wiadomościach wstawkę o ataku na pana
Budowniczego Płotów, więc Blue będąc w pracy musiał dostać od Grizza
wiadomość na pager. Grizz został ostrzeżony, że policja ma zrobić najazd na
motel. Najwyraźniej, Grizz miał ludzi wszędzie, włączając w to różne oddziały
policji na południowej Florydzie.
Nie każdy miał wtedy pager. Były stosunkowo nowe, ale nie byłam
zaskoczona, że Grizz i jego grupa je posiadali. Chociaż kluczem do
komunikacji przez pager, było znalezienie telefonu, na który oddzwonisz pod
cyfrowo wyświetlony numer. Blue z łatwością mógł oddzwonić do Grizza. Był
na szczycie słupa telefonicznego robiąc naprawy. Mógł wykorzystać linię i
natychmiast zadzwonić .
To było też coś, o czym kompletnie nie miałam pojęcia. Blue pracował w
firmie telekomunikacyjnej.
– Ale dlaczego policja miałaby przychodzić do motelu? – zapytałam,
odsuwając inne swoje pytania na bok.
– Po małym wyczynie, który odwalił Grunt, wizyta policji była
nieunikniona – powiedział Blue, kręcąc głową.
– Ale skąd mogą wiedzieć, że to był Grunt? – zapytałam
zdezorientowana. – Nie mieliśmy motocykla. Nie miał na sobie swojej kurtki.
Na litość boską, nawet nie zapłacił za mój kask, więc nie mają rachunku, który
mogliby wytropić. W każdym razie, skąd wiesz, że to był Grunt?
– Grizz ma oczy wszędzie – powiedział Blue. – I nie ma znaczenia, czy
to był Grunt czy nie. Istnieje pewien departament policji, gdzie wystarczy
wzmianka o gangu motocyklowym, a oni chwycą się każdej wymówki, by
przyjechać do motelu i spróbować go przeszukać. Znają naszą bazę, a Grizz
nie chciał, żebyś tam wtedy była.
Jan nałożyła sobie więcej tłuczonych ziemniaków.
– Widziałam wiadomości. Mogłam się domyślić, że twój młodszy brat
miał z tym coś wspólnego – powiedziała do Blue z uśmiechem. – Grunt jest
kreatywnym oprawcą.
Powiedziała to z nastawieniem dumnej matki, gdy nakładała sobie
więcej zielonego groszku. Podniosłam wzrok znad swojego talerza. Kreatywny
oprawca? Co za dziwny opis. Spojrzałam na Blue, który obserwował Jan z
wyrazem twarzy, którego nie mogłam odczytać. Nim którekolwiek z nas się
odezwało lub zakwestionowało jej komentarz, zaczęła mówi o jakieś słodkiej
rzeczy, którą zrobił tego dnia jeden z chłopców. Spojrzałam w stronę salonu,
gdzie ci dwaj słodcy chłopcy się bawili. Tak, Pani Niestosowna Dumo, twój syn
jest odpowiedzialny za wysadzenie tego budynku. Powinna być pani dumna.
Ci ludzie byli dla mnie zagadką.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Czy Grunt ma kłopoty z policją?
– Nie. – Blue brzmiał, jak zwykle. – Bez wątpienia facet go nie
zidentyfikuje. Nic nie wiąże go z tą sceną. Nawet jeśli jego samochód został
rozpoznany, to nie ma znaczenia. Nigdy nie pomyśleliby, że dzieciak byłby
zdolny zrobić coś takiego dorosłemu mężczyźnie. Po prostu pojadą do motelu
z nakazem, rozejrzą się i spróbują wykopać coś na Grizza. I tak, to jego chcą.
– A co z Grizzem? Grunt będzie miał u niego kłopoty?
– Nie wiem. Będzie musiał się gęsto tłumaczyć. To zależy od Grizza.
Nie rozumiałam.
– Ale nie boisz się o niego? To znaczy, on jest twoim bratem.
Blue tylko wzruszył ramionami i nałożył sobie jeszcze więcej groszku na
talerz.
– Grunt jest na tyle dorosły, by zmierzyć się z konsekwencjami. Wie, na
co może sobie pozwolić, a na co nie. W pewnym momencie trzeba dać
ludziom walczyć w swoich własnych bitwach, jak również pozwolić im brać
odpowiedzialność za własne wybory.
Tej nocy, gdy położyłam się wygodnie w łóżku w pokoju gościnnym Jan i
Blue, nie mogłam nic poradzić na to, że martwiłam się o Grunta. Swojego
przyjaciela.
Okazało się, że policja tej nocy zrobiła najazd na pokoje Grizza. Gdyby
okoliczności były inne, może zostałabym uratowana. Gdyby ktoś pamiętał o
dziewczynie, która zaginęła rozmawiając z mężczyzną na motocyklu przed 7–
Eleven. Gdyby ktoś pamiętał, że widział jak wspinałam się na motocykl
Monstera, mimo że nie widzieli jego kurtki, może dałoby to do myślenia
funkcjonariuszom, którzy przeszukiwali pokój Grizza. Gdyby istniała nawet
tylko jakaś poszlaka, że zostałam porwana przez gang motocyklowy, to
funkcjonariusze przeszukujący pokój Grizza może zauważyliby pewne
wskazówki.
Jak na przykład trzy książki wypożyczone z biblioteki leżące na blacie
komody wraz z moim brązowym naszyjnikiem owiniętym wokół nich.
Rozdział 15

Ale nie zauważyli. Nie szukali ofiary porwania. Szukali narkotyków albo
jakiegoś związku między Grizzem a nielegalnymi interesami. Ja nie byłam
nawet na ich radarze.
Następnego ranka Blue powiedział, że zanim pójdzie do pracy, zabierze
mnie z powrotem do motelu. Było jasne. Policja zniknęła.
Wtedy Jan mi zaproponowała:
– Wiesz Kit, jak chcesz, możesz spędzić z nami dzień. To znaczy, Blue
musi iść do pracy, ale ja siedzę z chłopcami w domu. Mogłybyśmy posiedzieć
razem, poleżeć nad basenem, kiedy Timmy i Kevin będą się bawić. Po prostu
spędziłybyśmy razem czas, jeśli chcesz?
Spojrzałam na Blue, by uzyskać jego zgodę. Zanim odpowiedział,
Timmy zaczął skakać i krzyczeć:
– Kit! Kit z nami zostanie. Kit może pływać w basenie i być tutaj z nami i
przyjaźnić się z mamusią!
Timmy wyglądał jak miniaturowa wersja Blue. Spojrzałam na
najmłodszego Kevina. Wyobraziłam sobie, jak Grunt wyglądał w jego wieku.
Zdecydowanie widziałam rodzinne podobieństwo.
Uśmiechnęłam się do nich. Grunt nigdy nie powiedział mi, że ma dwóch
uroczysz bratanków. Sama będąc dzieckiem, nie potrafiłam samodzielnie
zaakceptować oferty Jan. Decyzja należała do Blue.
Najpierw wydawał się niepewny, ale potem powiedział:
– Pewnie. Zabiorę cię z powrotem wieczorem albo wyślę kogoś, żeby
cię odebrał. Tylko nie opuszczaj domu, dobrze? Starczy nam już tych
dramatów.
Pocałował Jan w usta, pochylił się, pocałował każde dziecko w głowę,
po czym zmierzwił im włosy i ruszył do drzwi. Nie słyszałam jak uruchamia
motocykl, więc podeszłam do frontowego okna.
– Zaskoczona, nieprawdaż? – zapytała Jan. Musiała czytać mi w
myślach. – Nie chodzi tylko o gang, wiesz? Wielu z nich ma rodziny, tak jak
Blue. Nie zawsze chodzi też o motocykle.
Wskazała brodą na coś za oknem, a ja zauważyłam, że Blue odjeżdża
małym złotym pickupem. Nie widziałam go wczoraj, kiedy parkowaliśmy.
Wtedy uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
– Chcesz mi pomóc nakarmić moje potworki? Mam kilka rzeczy do
zrobienia w domu, ale potem możemy spędzić resztę dnia z tyłu nad
basenem.
Byłam chętna do pomocy i zanim się zorientowałam, nakarmiłyśmy
chłopców i posprzątałyśmy kuchnię. Kazała mi pooglądać telewizję albo
odpocząć, kiedy będzie sprzątać. Zabrała dzieci do salonu i podeszła do
szafy.
– Dobrze, chłopcy, czas na specjalną zabawę – powiedziała, a potem
wyciągnęła z szafy coś, co wyglądało jak wielki kosz na ubrania. Rozrzuciła
wielki stos klocków na podłodze. Timmy i Kevin byli podekscytowani.
Najwyraźniej uwielbiali bawić się klockami, podskoczyli do góry i opadli na
kolana. Jan uśmiechnęła się do mnie. – To niesamowite jak trzymanie z
daleka jednej rzeczy, czyni ją dla nich specjalną. Spędzą godziny układając
klocki, burząc je, a potem zaczynając od nowa.
Zdecydowałam, że naprawdę lubię Jan. Zapytałam czy mogę jej, w
czymś pomóc. Miałam już dość telewizji. Chciałam już spędzić trochę czasu z
dziewczyną. Poranek spędziłyśmy plotkując. Podzieliłyśmy się drobnymi
pracami w domu i spędzeniem czasu z dziećmi. Ja robiłam pranie, kiedy ona
prasowała kilka koszulek Blue. Ja zamiatałam kuchnię, kiedy ona opróżniała
zmywarkę. Ja podlałam jej kwiatki, kiedy ona zmieniała pościel na łóżkach
chłopców. To był przyjemny i dobry poranek. Podzieliła się ze mną
informacjami, które powinnam wiedzieć, ale nigdy o tym nawet nie
pomyślałam.
Na przykład, nie zwróciłam uwagi na to, kto wchodzi i wychodzi z
motelu. Myślałam, że wszyscy mieszkają w motelu, a ich pracą jest to, czego
wymaga od nich gang. Myliłam się. Jedynymi stałymi mieszkańcami motelu
byli: Grizz, Grunt, Moe i Chowder.
Przerwałam jej.
– A co z Willow? Pierwszej nocy, kiedy się tam znalazłam powiedziała
do Grizza, że będzie czekała na niego w ich pokoju. – Jan wyjaśniła mi, że
Willow nie mieszkała w motelu na stałe, ale używa pustych pokoi, kiedy chce.
Tak jak wszyscy.
Chowder był cichym, skromnym członkiem gangu. Nie myślałam o nim
wiele. Nie jestem pewna czy w ogóle z nim rozmawiałam. Nie, nie martwiłam
się o jego język. Byłam prawie pewna, że był milczkiem. Był z zawodu
stolarzem i był odpowiedzialny za remont pokoi Grizza. Był motelową złotą
rączką i dozorcą. Zajmował się podwórkiem i wszystkim, co wymagało
naprawy – zapchane kible, stłuczone okna, wywalone bezpieczniki. Upewniał
się nawet czy żarówki były wymieniane, kiedy już wysiadły. Oczywiście był to
zniszczony, stary motel, więc Chowder naprawiał tyle, ile mógł. Nie było
konieczne, by zajmował się takimi rzeczami jak plac zabaw, stare dystrybutory
paliwa, czy pusty, betonowy basen.
Jan nie potrafiła powiedzieć mi wiele o Moe. Próbowałam ją podpytać,
dlaczego straciła język. Nie zamierzałam bezpośrednio pytać, więc
próbowałam dać jej do zrozumienia, że chcę to wiedzieć. Ale albo nie chwyciła
przynęty, nie wiedziała, albo zdecydowała, że nie chce być tą, która mi powie.
Pominęła więc Moe i przeszła prosto do swojej ulubionej części: swojego
szwagra, Grunta.
Naprawdę go lubiła. Powiedziała mi, że zawsze był mile widziany, gdyby
chciał zamieszkać z nią i Blue, ale nie zdecydował się na to. Był młody, kiedy
Blue przyprowadził go do motelu. Wtedy Blue tam mieszkał. Grunt miał jedynie
trzy lata, kiedy Blue poznał Jan i wyprowadził się.
– Nie martwił się zostawiając swojego młodszego brata z Grizzem?
– Nie, nigdy. – powiedziała Jan, zamyślona. – Grizz zawsze był dobry i
sprawiedliwy dla Grunta. Nie sądzę, by Grizz miał jakąkolwiek rodzinę, i jak z
tym twoim kotkiem, którego uratował – opiekował się Gruntem, kiedy Blue nie
było w pobliżu. Tak, słyszałam co się stało z kotkiem – powiedziała, gdy
spojrzałam na nią zaciekawiona.
Kontynuowała.
– Grunt zawsze miał starą duszę. Myślę, że został pozbawiony złudzeń
przez życie rodzinne, jakiego doświadczył, a później przez rodziny zastępcze.
Naprawdę wierzę, że woli radzić sobie sam. Zawsze jest tu mile widziany.
Pokochałam go czule od samego początku.
Z tego, co wiedziałam o Gruncie, musiałam się z nią zgodzić. Stara
dusza? Delia kiedyś mi powiedziała, że byłam starą duszą. Nikt nigdy
wcześniej mnie tak nie nazwał.
Wreszcie skończyłyśmy prace domowe, a małe szkraby szybko zasnęły.
Jan powiedziała mi, że między nimi było tylko trzynaście miesięcy różnicy. Byli
słodziakami. Zabrała mnie do głównej sypialni, otworzyła komodę i zaczęła
wyciągać stroje kąpielowe.
– Poszukajmy ci czegoś, co mogłabyś założyć – powiedziała. – Wybierz
coś, co ci się podoba i przymierz. Ja swój ulubiony mam powieszony w
łazience. Zaraz wrócę.
Poszła do łazienki i zamknęła drzwi. Przejrzałam kupkę stroi i wybrałam
żółte bikini, które wiązało się na biodrach. Było regulowane, więc powinno
pasować. Jan była wysoka i smukła, ale może trochę bardziej szeroka w
biodrach. Założyłam strój kąpielowy. Zawiązywałam właśnie paseczki na
lewym biodrze, kiedy weszła Jan.
Zatrzymała się i spojrzała na mnie.
– Jeszcze raz powiedz mi ile masz lat?
– Piętnaście, a co? – Zaczynałam się czuć odrobinę pewniejsza siebie.
– Nie wyglądasz na piętnaście lat.
Odwróciłam się i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze, wiszące ponad
ich komodą. Widziałam co miała na myśli. Dół bikini pasował na mnie idealnie.
Góra: jednakże, była odrobinę za mała. Zgaduję, że miałam większe piersi niż
ona i moje wyglądały jakby próbowały uwolnić się z żółtego materiału.
– Wyglądasz w nim lepiej niż ja. Możesz je zatrzymać.
Podziękowałam jej, a następnie wzięłyśmy ręczniki i skierowałyśmy się
do ogrodu. Leżałyśmy w słońcu przez resztę popołudnia. Jan zostawiła
uchylone okno do pokoju chłopców, i kiedy usłyszałyśmy, że Kevin i Timmy
obudzili się ze swojej drzemki, weszłyśmy do środka i zrobiłyśmy im lunch.
Potem przebrałyśmy ich w kąpielówki i zabrałyśmy na dwór. Byli zbyt mali, by
samemu wejść do normalnego basenu, więc bawili się w mniejszym,
dmuchanym. Kiedy chciałyśmy się z Jan ochłodzić, zabierałyśmy ich ze sobą.
Naprawdę dobrze bawiłam się tego dnia i było mi przykro, kiedy Blue
wrócił do domu. Jan chyba nie zdawała sobie sprawy, która godzina, ponieważ
zaczęła przepraszać, że nie pomyślała o zrobieniu mi wcześniej jakiegoś
obiadu. Powiedziałam jej, że to żaden problem. W motelu miałam mnóstwo
jedzenia. Powiedziała Blue, że obiad będzie miał gotowy jak wróci do domu.
Poszłam do pokoju gościnnego się przebrać. Pakowałam swoją torbę,
kiedy Jan zapukała cicho i weszła. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam,
że zebrałam wszystkie swoje rzeczy, ale gdybym coś zostawiła, to
mogłybyśmy spędzić razem kolejny dzień i wtedy bym to odebrała.
Uśmiechałam się do niej i czekałam aż coś odpowie.
Ale Jan stała w stroju kąpielowym, z ręcznikiem owiniętym ciasno wokół
ciała.
– Blue powiedział mi, że widzi jak Grunt cię obserwuje. – Lodowaty
wzrok pasował do tonu jej głosu. – Lepiej, żebyś go nie zwodziła. Jeśli zrobisz
coś przez co Grizz pomyśli, że między wami coś jest i jeśli zrani Grunta w
jakikolwiek sposób, osobiście upewnię się, że będziesz cierpiała.
Byłam tak zaszokowana przez zmianę jej osobowości, że nie mogłam
nawet odpowiedzieć.
Kontynuowała:
– Wiem co myślisz. Znam twój rodzaj. Myślisz, że skoro jesteś z tym
wielkim idiotą, wszystko ujdzie ci na sucho. Cóż, takie rzeczy nie trwają
wiecznie. Nie minie dużo czasu, nim Blue przejmie ten interes, a twój tyłek
wyląduje na bruku. I jeśli chcesz powiedzieć o tej rozmowie Grizzowi?
Powiedzmy to tak, Kit – prawie wypluła moje imię – takie wypadki zdarzają się
cały czas. Rozumiesz? Wiesz już z kim masz do czynienia?
Tak, wiedziałam. Z psychopatką stulecia, oto z kim.
W tym miesiącu miałam już wystarczająco dramatów. Podniosłam torbę
i przerzuciłam ją przez ramię. Wtedy spojrzałam jej prosto w oczy i z tonem,
który mówił, że nie jest niczym więcej jak mrówką, którą zdeptam,
powiedziałam:
– Pieprz się Jan. – Minęłam ją i gdy skierowałam się korytarzem do
frontowych drzwi, nie mogłam się powstrzymać, by nie walnąć na koniec: –
Wiesz co, Jan – powiedziałam słodko. – Jeśli Blue spóźnia się na kolację,
jestem pewna, że to dlatego, że Chicky funduje mu zajebistego loda, z których
jest sławna.
I z tym, podniosłam swój kask z ławki znajdującej się obok drzwi i
wyszłam.
Rozdział 16

Blue dodał gazu w swoim motocyklu stojącym na podjeździe. Założyłam


kask i wskoczyłam na siedzenie za nim. Odjechaliśmy. Nie obejrzałam się za
siebie.
Powrót do motelu zajął nam prawie trzydzieści minut i przez całą drogę
walczyłam ze swoimi demonami. Kim była ta dziewczyna, która obrzuciła Jan
bluźnierstwami? Czy Jan na nie zasłużyła? Zdecydowanie. Czy byłam osobą,
która mówiła takie rzeczy? Zdecydowanie nie. Nawet w myślach nie
wypowiadałam przekleństw. Nie byłam taka.
Co do prawdziwości tego komentarza o Chicky, nie miałam pojęcia o jej
umiejętnościach w i poza sypialnią. Zmyśliłam to. Jeśli miesiąc przebywania z
Grizzem miał na mnie taki wpływ, to jeśli zostanę z nim na zawsze – a
podkreślał to więcej niż raz – co to ze mną zrobi?
To się nie liczyło. Mój błąd w ocenie spowodowany był szokiem,
wywołanym jej nagłą zmianą osobowości. Z pewnością nie byłam ekspertem
od zaburzeń psychicznych, ale ona naprawdę miała problemy. Biedni Timmy i
Kevin. Biedny Blue. Nie umknęła mi ironia, że współczułam mężczyźnie, który
bez wahania zabił własną siostrę i jej męża.
Ale może Jan nie cierpiała na żadną chorobę psychiczną. Może była po
prostu wiedźmą. Cóż, wybrała sobie złą dziewczynę do prześladowania
swoimi złośliwościami i groźbami. Nie byłam ofiarą. Nigdy. I nigdy się nią nie
stanę.
Z pewnością niejeden człowiek, patrząc na sytuację, w której się
znajdowałam nie zgodziłby się ze mną. W przeszłości dwa razy wykazałam się
nieostrożnością. Pierwszy był wtedy, gdy wpuściłam Johnny’ego Tillmana. A
drugim było wejście na motocykl Monstera. Ale w obu przypadkach znałam
ryzyko i podjęłam świadomą decyzję. W obu przypadkach mój mózg rozważył
szanse, że w rezultacie moich decyzji spotka mnie coś złego. Nie mówię, że
były to właściwe decyzje albo te mądre. Mówię tylko, że znałam ryzyko, które
podejmowałam. I szanse nie przechyliły się na moją korzyść. Zaakceptowałam
to.
Nie byłam też naiwną dziewicą, jak mogliby niektórzy sądzić. Tak, byłam
seksualnie niedoświadczona, z wyboru. Ale byłam zaznajomiona z najbardziej
intymnymi szczegółami seksualnych związków. Pamiętajcie, że mieszkałam z
Delią. Byłam na Woodstocku. Widziałam rzeczy, które nawet u Grizza
wywołałyby rumieniec.
Na długo przed pojawieniem się Grizza, Delia zachęcała mnie, bym
odkrywała swoją seksualność. Twierdziła, że powinnam mieć kochanka.
Nalegała, bym zaczęła brać tabletki antykoncepcyjne. Tak, pomagały mi one
na skurcze, ale to nie było motywem Delii. Myślę, że ona tak naprawdę
chciała, bym przebywała poza domem. Im szybciej w moim życiu pojawiłby się
facet, tym szybciej przestałabym być jej problemem. Cóż, dostała to, czego
sobie życzyła.
Coś innego przyszło mi do głowy, gdy jechaliśmy z Blue przez Flamingo
Road w stronę motelu. Zastanawiałam się, czy Grizz nie wtrącił się i nie zabrał
mnie tego dnia nie z powodu Matthew, ale przez Delię? Czy zdawał sobie
sprawę, jak była lekkomyślna i że moje dziewictwo mogło być zagrożone?
Cóż, ja wiedziałam, że nie było zagrożone. Możecie być zaskoczeni, ale
chciałam zaczekać do ślubu. Pragnęłam życia całkowicie odmiennego od
tego, co miałam z Delią.
Byłam też chrześcijanką. Oczywiście nie dzięki Delii. Zaczęłam chodzić
do kościoła z przyjaciółką z sąsiedztwa, Cathy, gdy byłam w drugiej klasie.
Delia była zachwycona, bo dzięki temu mogła spędzać niedzielne poranki w
łóżku z Vincem, ćpać, kochać się i robić to, na co mieli ochotę. Nie zrozumcie
mnie źle, robili to też wtedy, gdy tam byłam, więc może podobała jej się
wolność w niedzielne poranki. Moja nieobecność pozwalała jej na kilka godzin
zapomnieć o tym, że była za mnie odpowiedzialna.
Po kilku latach Cathy się wyprowadziła. Zaczęłam jeździć na rowerze do
najbliższego kościoła w naszej okolicy, pod wezwaniem Najświętszego Serca
Jezusa. Był to duży, imponujący kościół katolicki, niedaleko mojej szkoły
podstawowej. Każdej niedzieli uczęszczałam na mszę świętą, dopóki Monster
mnie nie porwał.
Nie byłam dziewczyną, która naskakiwała na czyjąś szaloną żonę. Ale to
zrobiłam.
Wróciłam do teraźniejszości, gdy Blue podjeżdżał pod motel.
Rozejrzałam się za motocyklem Grizza. Ciągle go nie było. Jest dopiero
wtorkowy wieczór. Pewnie wróci jutro, tak jak mówił. Chyba byłam
zawiedziona, że nie wrócił wcześniej.
Blue pozwolił mi zsiąść pierwszej. Sam również to zrobił i prowadził
mnie w stronę pokoju numer cztery, ale się zatrzymał.
– Aw, cholera. – Patrzył na swój pager.
Szłam dalej. Podążył za mną do pokoju, podszedł do telefonu i wybrał
numer. Słyszałam jego część rozmowy, gdy poszłam do sypialni i zaczęłam
się rozpakowywać.
– Uspokój się, Jan. Nie, nic mi nie mówiła. Co jej powiedziałaś? Zamknij
się, do cholery i gadaj, co jej powiedziałaś. – Pauza. – Bo nie mam
wątpliwości, że ty pierwsza otworzyłaś swoją niewyparzoną gębę. – Kolejna
długa pauza. – Nie, Chicky nie będzie robić mi loda.
Poruszyłam się stojąc w drzwiach sypialni, odwrócona do niego. Patrzył
na mnie, gdy rozmawiał; nie potrafiłam powiedzieć czy był zły na żonę, czy na
mnie. Nie obchodziło mnie to. Przeszłam obok niego do małego salonu i
zaczęłam sprzątać resztki kolacji, które zostawiłam na ławie niecałe
dwadzieścia cztery godziny temu.
Blue pokrzyczał jeszcze trochę i się rozłączył. Czułam, że mnie
obserwował.
– Chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał tylko.
– Taa. – Odstawiłam miskę na kuchenny blat. – Powiem ci.
I to zrobiłam. Powtórzyłam mu wszystko, co zostało powiedziane, słowo
w słowo. Przeprosiłam za komentarz dotyczący Chicky, bo czułam się winna,
że wciągnęłam ją w to bez jej wiedzy.
Blue westchnął i przesunął dłonią przez włosy.
– Cóż, teraz znasz już prawdziwy powód, dla którego Grunt z nami nie
mieszka.
Nie odpowiedziałam.
– Zamierzasz powiedzieć Grizzowi?
– Czemu nie? Wydaje mi się, że przy wszystkich środkach ostrożności,
które podejmuje ta grupa, by zachować anonimowość, twoja żona stanowi dla
niej największe zagrożenie.
– Cóż, nie powiesz mu niczego, o czym sam nie wie.
To mnie zaskoczyło.
Dokładnie wtedy, Moe zapukała do drzwi i weszła do środka. Trzymała
Gwinny, a za nią szły Damien i Lucyfer. Pokazała mi, że już je nakarmiła.
Podziękowałam jej i zabrałam Gwinny. Wyszła tak szybko jak weszła, a dwa
psy poszły za nią.
Damien i Lucyfer kochały Moe. Zawsze zabierała je do swojego pokoju i
rozpuszczała smakołykami. Czasem nawet z nią spały. Pozwalała im kłaść się
z nią na łóżku, a one to uwielbiały.
Po wyjściu Moe, odwróciłam się z powrotem do Blue. Nie potrafiłam
powiedzieć, na czym z nim stałam. A gdy na niego spojrzałam, stwierdziłam
dość otwarcie, że mnie to nie obchodziło.
Wymówiłam się prysznicem, a kiedy poszłam do łazienki, usłyszałam
zamykane drzwi. Prysznic był długi i gorący, próbowałam się nim
rozkoszować, ze wszystkich sił starając się wymazać wspomnienia kilku
ostatnich dni: utratę dziewictwa, atak Grunta na gościa od płotu i skrzywioną
psychicznie żonę Blue.
Gdy skończyła się gorąca woda, niechętnie wyszłam spod prysznica.
Wysuszyłam się i zawinęłam włosy w ręcznik. Drugi owinęłam wokół mojego
ciała i weszłam do sypialni.
I zamarłam.
Grizz tam był. Siedział na łóżku. Opierał się o wezgłowie, obserwował
mnie i nie miał na sobie koszulki. Właściwie to byłam pewna, że nie miał na
sobie niczego. Biała narzuta była podciągnięta na tyle, by ledwie zakrywać
jego biodra.
Chłonęłam jego wygląd. Był duży i umięśniony, jego pierś i ramiona były
pokryte różnymi tatuażami. Miał kępkę jasnych włosów na piersi. Jego skóra
była opalona. Światło lampki odbijało się w złotym kolczyku w jego lewym
uchu. Miał taki sam wyraz twarzy jak za pierwszym razem, gdy go spotkałam.
Nie uśmiechał się. Nie krzywił. Tylko patrzył na mnie tymi zielonymi oczami.
– Kit, już czas. Chodź tu.
Z gulą w gardle, odpowiedziałam mu cichym szeptem:
– Nie.
Rozdział 17

– To nie to, co myślisz – dodałam szybko, rumieniąc się. – Właśnie


dostałam okres i nie mam żadnych tamponów. Zamierzałam pójść i poszukać
Moe, zobaczyć, czy ona czegoś nie ma.
Zanim mógł odpowiedzieć, podniosłam krawędź owiniętego dookoła
mnie ręcznika i pokazałam mu jasnoróżową smugę. Pierwszego dnia okresu
nie krwawiłam zbyt mocno, ale i tak czegoś potrzebowałam.
– Cholera! – Grizz zerwał z siebie narzutę i podskoczył, zatrzymując
mnie. – Nie możesz stąd wyjść szukać Moe w samym ręczniku.
Odwróciłam wzrok, gdy założył dżinsy i je podciągnął. Ale nie przed tym,
nim zobaczyłam co było pod przykryciem. Wydawało mi się, że była to
prawda, przynajmniej w przypadku Grizza. Duży mężczyzna, duże – no
wiecie. Ta mała pałka była właściwie trochę mniejsza niż on sam. Zadrżałam.
Wrócił szybko z napoczętą paczką tamponów i poszłam z powrotem do
łazienki. Podświadomie wiedziałam, że mój okres przypadał mniej więcej
teraz. Właśnie skończyłam opakowanie tabletek antykoncepcyjnych, więc
wiedziałam, że się zbliżał. Ale przy wszystkich wydarzeniach ostatnich kilku
dni, była to ostatnia rzecz, o jakiej myślałam.
Wyszłam z łazienki ubrana w nocną koszulę. Dzięki Bogu, Grizz nie
czekał na mnie w łóżku. Dobrze – mój okres nie był dla niego pociągający.
Miałam nadzieję, że to oznaczało odroczenie o kolejny tydzień.
Znalazłam go w małym salonie. Siedział na rozkładanym fotelu i
przerzucał kilka dostępnych kanałów w telewizji.
– Wróciłeś wcześniej. Jak poszły interesy? – zapytałam i przysiadłam na
oparciu kanapy.
Wyłączył telewizor i na mnie spojrzał.
– Słyszałem, że przydarzył ci się mały dramat, gdy mnie nie było.
– Taa, co do tego. Chcę ci powiedzieć dlaczego Grunt…
– Nieważne. Rozmawiałem z Gruntem. Facet sobie zasłużył.
Ulżyło mi. Ciągle byłam nieco zła na Grunta, że tak rozwiązał tą
sytuację. To było okrutne. Ale wydawało się, że Grizz uznał to za
sprawiedliwe, więc porzuciłam temat.
– Poznałam żonę Blue – powiedziałam, posyłając mu wymowne
spojrzenie. – Co za kochana kobieta. Dzięki, że poprosiłeś go, by zabrał mnie
do domu. Myślę, że poradziłabym sobie lepiej, gdyby zamknął mnie w klatce
lwa w zoo.
Grizz wybuchnął śmiechem i nagle ja też nie mogłam się powstrzymać;
roześmiałam się razem z nim. Opadłam na kanapę, a on przez parę minut
opowiadał mi o Jan.
Blue poznał Jan jakieś pięć lat wcześniej. Był wtedy związany z inną
kobietą, ale, cytując Grizza, była ona „szalona” i Blue z nią zerwał. Biedny
Blue. O co chodziło z nim i kobietami z problemami emocjonalnymi? Jan
poznał kilka miesięcy później w barze i była to miłość od pierwszego
wejrzenia. Potrafiłam to zrozumieć. Blue nie był tak atrakcyjny jak ona, ale
myślę, że spodobał jej się ten wizerunek twardziela.
Przeżyli szybki romans i wkrótce po tym się pobrali. Kupili mały domek
w starszej części Pemborke Pines. Wiedziałam o czym mówił. Nazywało się to
Summer Wood. Znajdowały się tam starsze i mniejsze domy, ale była to miła
okolica, która przyciągała młode rodziny, które zaczynały wspólne życie.
Niedługo po ślubie, Blue zauważył w niej zmianę i natychmiast
pożałował szybkiej decyzji o małżeństwie. Szybko traciła opanowanie.
Wszczynała kłótnie. Wyzywała go, by podniósł na nią rękę. Ciągle go
prowokowała, dopóki nie wychodził. Gdy wracał, wpadała w histeryczny płacz i
błagała o wybaczenie.
W końcu zaczęła wywoływać kłótnie z sąsiadami. Zrobiło się jeszcze
gorzej, kiedy zaczęła ich straszyć pozycją męża, jako zastępcy przywódcy
gangu motocyklowego.
Dotarło to do Grizza, który kazał Blue się tym zająć. Nie byłam pewna,
co miał przez to na myśli, ale nie to się liczyło. Właśnie wtedy wyciągnęła asa
z rękawa. Była w ciąży.
Więc Blue zgodził się na przeniesienie jej do ładniejszej części
Pemborke Pines. Nie byłam ekspertem od nieruchomości, ale byłam pewna,
że pensja z serwisu telefonicznego nie pozwoliłaby mu na zakup
ekskluzywnego domu, który odwiedziłam. Zgadywałam, że to dodatkowa
działalność dla gangu sprawiała, że było go na to stać. Poszła do lekarza i
zaczęła brać leki, które wydawały się pomagać. Jedyne problemy z nią
pojawiły się, gdy ponownie zaszła w ciążę i przestała brać leki. Blue musiał ją
monitorować praktycznie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem
dni w tygodniu, a Chicky, Willow i Moe spędzały z nią dużo czasu, gdy
pracował.
– Więc ześwirowała przy tobie, co? Zastanawiam się, czy znowu jest w
ciąży i odstawiła leki? – Grizz wyglądał na zatroskanego.
– Nie wiem. Nic nie mówiła i nie wyglądała na ciężarną – powiedziałam
mu wszystko, co mi nagadała i co jej odpowiedziałam.
Zaśmiał się.
– Naprawdę jej tak powiedziałaś?
– Tak i nie mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Najwyraźniej
masz na mnie okropny wpływ.
Tylko się zaśmiał.
– Cóż, jeśli jest tak jak poprzednio, będzie miała załamanie, zacznie
ryczeć i będzie chciała się z tobą spotkać, i błagać o wybaczenie. – Nie
wydawał się ani trochę martwić swoją pozycją lidera gangu, ani groźbami
skierowanymi do mnie.
Grizz i ja spędziliśmy resztę wieczoru oglądając telewizję i poszliśmy do
łóżka. Nie spałam już na narzucie, ale ciągle spałam odwrócona do niego
plecami. On też nie spał na narzucie.
Ale też nie spał już w dżinsach. Wiedziałam, że był nagi i poza
zerknięciem wcześniej tamtego wieczoru, nigdy nie patrzyłam. Jeśli wstawał
przede mną, zawsze udawałam, że spałam. A gdy ja wstawałam pierwsza, po
prostu upewniałam się, że nie było mnie w sypialni, kiedy się budził.
Rozdział 18

Następnego ranka obudziłam się zalana potem. O mój Boże, było


gorąco.
Grizza nie było obok mnie, więc wstałam i poszłam go szukać.
Wyjrzałam przez drzwi i zobaczyłam, że rozmawia z Chowderem na korytarzu
kilka pokoi dalej. Usłyszał jak otwieram drzwi i zawołał:
– Klimatyzator jest w naprawie.
To wyjaśniało ukrop. W południowej Florydzie był czerwiec i nie liczyło
się to, że była dziewiąta rano. Było parno. Sama wilgoć była w stanie wyssać
życie z człowieka.
Wróciłam do pokoju i ubrałam się w najlżejszy strój jaki posiadałam:
parę obciętych szortów, żółtą górę od stroju kąpielowego od Jan i sandały.
Zrobiłam tosta i usiadłam na kanapie, by go zjeść. Właśnie go kończyłam i
podnosiłam kubek soku pomarańczowego, kiedy wrócił Grizz.
– Chodź, idziemy – powiedział, stając nade mną.
– Gdzie?
– Po prostu chodź i weź swój kask i okulary przeciwsłoneczne.
Podeszliśmy do jednego z harleyów zaparkowanych przed motelem.
Zdjął ciemnoniebieską bandanę owiniętą wokół jednej rączki motocykla i
obwiązał sobie nią głowę, potem wsiadł na wielki motocykl i zapalił silnik.
Założył okulary i spojrzał na mnie. Gapiąc się na niego, musiałam przyznać, że
był wspaniałym osobnikiem. Miał na sobie, to samo co pierwszego dnia, gdy
go poznałam – niebieskie jeansy, buty motocyklowe i T–shirt z wydartymi
rękawami. Przez ostatni miesiąc urosły mu jednak włosy. Założyłam kask,
okulary i wskoczyłam z tyłu na siedzenie.
Grizz zabrał mnie w stronę plaży. Droga stanowa numer 84 prowadziła
prosto nad ocean. Skręciliśmy w lewo na Federal Highway, a potem
skierowaliśmy się w stronę 17 Street Causeway. Następnie na prawo od
Causeway i przejechaliśmy przez most rozciągnięty nad trasą wycieczkową
ciągnącą się wzdłuż nadbrzeża. Po naszej prawej, zadokowane były
wszelkiego rodzaju wielkie statki, wycieczkowce i frachtowce. Lewą stronę
zapełniały prywatne jachty.
Uwielbiałam tę część Fortu Lauderdale. Przejechaliśmy drogą
Causeway w dół do plaży, gdzie spotykała się z A1A. A następnie wolno
pojechaliśmy na północ A1A, która ciągnęła się równolegle do plaży w Fort
Lauderdale. Było lato i plaża była tłumnie oblegana.
Natychmiast uświadomiłam sobie, że zostaliśmy zauważeni, zwłaszcza
przez dziewczyny. Muszę przyznać, że wyprostowałam się i objęłam Grizza
odrobinę mocniej. Oparłam podbródek na jego ramieniu. Nie byłam typem
osoby, która pragnęła uwagi. Wcześniej, zawsze wolałam kryć się w cieniu i
zajmować własnymi sprawami. Myślę, że to dlatego, bo zadowalała mnie
znajomość samej siebie. Nie próbowałam się odnaleźć. Wiedziałam kim byłam
i czego chciałam od życia.
Do teraz.
Siedzenie za Grizzem było dla mnie nowym doświadczeniem. Jechałam
raz z Monsterem i dwa razy z Blue. Ale jazda z Grizzem była czymś całkiem
innym. Moja postawa się zmieniła. Podobało mi się, że mi zazdroszczono.
Podobało mi się, w jaki sposób Grizz ścisnął moje udo, tuż nad kolanem, gdy
przejechaliśmy przez chodnik. Podobało mi się, w jakiś sposób uniósł moją
dłoń do ust i delikatnie pocałował wnętrze mojego nadgarstka. A już
najbardziej podobało mi się, że widziałam spojrzenie ‘chciałabym być nią’
wyryte na twarzach kobiet, które mijaliśmy.
Dotarło do mnie, że minęło kilka dni w trakcie, których nie myślałam o
powrocie do domu. Przypomniałam sobie noc, której Monster przywiózł mnie
do motelu. Stwierdził: Pora, byś poznała swoją nową rodzinę. Może miał rację.
Może moim przeznaczeniem było pozostanie z Grizzem.
Ta myśl mnie oszołomiła.
Wreszcie skręciliśmy na Sunrise Boulevard, minęliśmy Birch State Park,
ponownie nad trasą wycieczkową po nabrzeżu, a potem na południe Federal
Highway. Grizz wjechał na parking studia tatuaży. Zaparkowaliśmy i zeszliśmy
z motocykla, a ja powiesiłam swój kask na jego rączce. Grizz kazał mi nie
ściągać okularów przeciwsłonecznych dopóki nie wejdziemy do środka.
Dobrze, że wewnątrz mogłam je ściągnąć, bo było tak ciemno, że ledwie
widziałam jak Grizz, który szedł przede mną, zatrzymał się. Odwrócił się i
złapał mnie za ramię, bym nie upadła.
– Teraz już możesz zdjąć okulary, Kit. Eddie? Gdzie jesteś?
Niski, wytatuowany mężczyzna wyszedł z zaplecza.
– Grizz, stary – powiedział Eddie, podchodząc do nas. Wyczułam od
niego alkohol, zanim Grizz odpowiedział.
– Potrzebuję dowodu osobistego. – Grizz wskazał na mnie.
– Pewnie, stary. Na jakie dane?
Grizz kazał mi podać mój wzrost i wagę.
A potem Eddie zapytał:
– Ile lat?
Otworzyłam usta, by odpowiedzieć, kiedy Grizz mi przerwał.
– Właśnie skończyła osiemnaście w marcu.
– Masz to jak w banku, Grizz. Chodźcie na tył.
Podążyliśmy za nim na zaplecze. Eddie kazał mi stanąć na tle pustej
ściany. Przygotowywał się, by zrobić mi zdjęcie, kiedy Grizz go powstrzymał.
– Bez grzywki.
Eddie podszedł do biurka i wyciągnął opaskę. Sekretnie dziękowałam
Bogu, że nie wyciągnął nożyczek. Założyłam materiał tak, by ukrył grzywkę.
Jedno spojrzenie w lustro pokazało mi, że jestem mniej podobna do siebie. Że
wyglądam jak inna dziewczyna. Starsza dziewczyna. Odmienna. Taka, która
lubi siedzieć za Grizzem na motocyklu, kiedy jego dłoń niedbale ściska moje
udo.
Eddie zrobił zdjęcie i powiedział:
– Daj mi godzinę.
Gdy podeszliśmy do drzwi, Grizz chwycił różową bandanę ze stosu przy
kasie.
– Idziemy na lunch – powiedział, kiedy zbliżaliśmy się do jego
motocykla. – Kiedy dotrzemy do restauracji, chcę, żebyś zastąpiła kask
bandaną, tak szybko jak to możliwe. Zostaw okulary na oczach, nawet w
restauracji. Łapiesz?
Załapałam.
Poszliśmy do małej restauracyjki zwanej Southside Raw Bar. Usiedliśmy
na zewnątrz na patio, z którego widać było wodę. Pamiętam, że nie potrafiłam
odczytać wyrazu jego twarzy, po tym jak przeżegnałam się i zmówiłam cichą
modlitwę przed jedzeniem. Obserwował jak robiłam to wcześniej, ale nigdy
tego nie skomentował. Nie pamiętam co jedliśmy. Rozmawialiśmy cicho o
różnych rzeczach, celowo opuszczając temat mojego porwania i czegokolwiek
związanego z motelem.
Rozmowa skręcała jedynie na osobiste tematy, gdy mówiliśmy o tym, co
lubimy, a czego nie. Takie codzienne rzeczy. Muzyka, filmy, książki. Rozmowa
była lekka i przyjemna.
Wtedy dotarło to do mnie.
– Hej, nie powiedzieliśmy Eddiemu mojego nowego imienia.
– Nie musimy – poinformował mnie Grizz. – Eddie jest w tym biznesie
od lat. Jest dobrze zorganizowany i ma swoją listę wstępnie zatwierdzonych
tożsamości.
– Naprawdę? Brzmi jak człowiek, który nazywa huragany.
Uśmiechnął się do mnie. Coś zatrzepotało mi w brzuchu. On naprawdę
miał piękny uśmiech.
– Tak. Nigdy o tym nie pomyślałem, ale to chyba tak wygląda.
– Jestem naprawdę ciekawa, jakie imię mi wybierze.
– Nie martw się, Kit. Nic nie mogłoby być gorsze od twojego
prawdziwego imienia i nazwiska.
Rozdział 19

Grizz się mylił.


– Priscilla Renee Celery?! – krzyknęłam. – Nie możesz być poważny.
Nic mnie nie zmusi do używania imienia Priscilla Celery.
Spojrzałam na Grizza, który się uśmiechał. Co za brzydkie nazwisko – i
pochodzi od owocu czy warzywa? Niech o tym zapomni.
– Ona ma rację, Eddie, jest okropne. Daj jej nowe.
Niecałe trzydzieści minut później zostałam dumną właścicielką
florydzkiego prawa jazdy, które identyfikowało mnie, jako osiemnastoletnią
Ann Marie Morgan. Mówiło ono, że jestem zameldowana w Pembroke Pines.
Zastanawiałam się czy to dom Blue.
Imię mi się podobało, więc powiedziałam Grizzowi, że Annie będzie
słodkim przezwiskiem. On stwierdził, że nikt nie będzie nazywał mnie Annie.
Prawo jazdy było tylko formalnością na wypadek, gdybym go potrzebowała.
Więcej dodatkowych dokumentów zostanie przesłane na pocztę w Davie.
Fałszywy akt urodzenia i karta ubezpieczeniowa miały przybyć w ciągu
tygodnia.
Zapytałam go czy ma dowód, a on mi powiedział, że na Ricka
O’Connella. Oczywiście, nigdy nie słyszałam, by ktokolwiek zwracał się do
niego Rick, więc wiedziałam co miał na myśli mówiąc, że nie dostanę innego
przezwiska. Byłam Kit.
Do czasu jak wróciliśmy do motelu, Chowder naprawił klimatyzator.
Uważam, że chodził trochę głośniej niż wcześniej, ale w środku było chłodniej i
nie mogłam się doczekać, by wziąć prysznic. Moje ramiona było poparzone i
szczypały, gdy woda o nie uderzała, ale byłam zadowolona. Chyba nadal
czułam adrenalinę po jeździe na motocyklu.
Następne dwa dni minęły bez żadnych wypadków. Rzadko wychodziłam
wieczorami do nory. Szczerze nie miałam żadnego pożytku z nikogo z gangu,
a poza tym inne kobiety patrzyły na mnie wrednie. Zawsze były jakieś kobiety,
które przychodziły i odchodziły. Oprócz Grunta czy Moe, nie zaprzyjaźniłam
się z nikim. Poza tym, nie chciałam widzieć Willow. Nadal od czasu do czasu
się pojawiała, ale dzięki Bogu, trzymała się z dala ode mnie.
Przyłapałam się na tym, że zaczynam fantazjować o swoim życiu z
Grizzem. Ten wieczór spędzony z nim na motorze miał z tym chyba coś
wspólnego. Nadal miałam okres, a Grizz nadal nie spróbował niczego w łóżku.
Podobało mi się to, bo wiedziałam, że potrzebuję więcej czasu.
Pewnej nocy, w norze zebrał się mały tłum. Byłam znudzona, wyszłam
szukając Grunta.
– Masz coś przeciwko, żebym poszła do twojego pokoju i posłuchała
kilku nagrań? – zapytałam go.
Od dnia, w którym dostałam swój kask, Grunta widziałam tylko tyle razy,
by móc policzyć je na palcach jednej ręki. Dostałam od niego kilka lekcji gry w
szachy, a on był pod wrażeniem tego jak szybko łapię zasady. Zawsze
pojawiał się i znikał. Było lato, więc nie byłam pewna czy chodzi na jakieś
zajęcia. Grunt spojrzał na Grizza, który skinął głowę. Chciałam przewrócić
oczami, ale tego nie zrobiłam. Grunt podskoczył i powiedział:
– Pewnie, chodź.
– Nie chciałam zabierać cię z nory – wymamrotałam, gdy kawałek
odeszliśmy. – Nie musisz iść ze mną, jeśli mi ufasz i powierzysz mi swój pokój.
– Nie ma sprawy. I tak komary zjadają mnie żywcem. Chodźmy.
Podążyłam za Gruntem do jego pokoju i kilka następnych godzin
spędziliśmy przesłuchując jego albumy i kontynuując lekcję szachów. Gdy
rozmawialiśmy i graliśmy, przejrzałam jego półkę na książki i wybrałam dwie,
które chciałam zabrać ze sobą do czwórki.
Grunt był idealnym dżentelmenem i przyłapałam się na tym, że jestem
trochę zawiedziona, że ze mną nie flirtował. Chociaż ja też z nim nie
flirtowałam. Nie wiem czy to było spowodowane rosnącą lojalnością do Grizza
czy moim zawstydzeniem z powodu wspólnie spędzonej nocy, a może
kombinacją obu tych rzeczy. Powiedziałam sobie, że jestem wdzięczna, iż nie
lubi mnie w taki sposób, ponieważ to zdecydowanie skomplikowałoby sprawy.
Zaczynało się robić późno. Byłam zaskoczona, że Grizz jeszcze nie
przyszedł mnie szukać. Ziewnęłam i podniosłam książki.
– Dzięki za książki i za przesłuchanie ze mną nagrań.
– Możesz pożyczać wszystkie książki, jakie chcesz. I pamiętaj, wybrałaś
nagrania z mojego stosiku, więc podobało mi to co wybrałaś. Chcesz, żebym
cię odprowadził do domu? – Drażnił się.
– Nie, myślę, że dotrę tam sama. – Odpowiedziałam. Oboje się
roześmialiśmy, a ja nadal się uśmiechałam, gdy zamykał za mną drzwi.
Musiałam się dostać do czwórki, więc ruszyłam.
Prawie upuściłam książki na widok, który mnie przywitał. Grizz leżał na
kanapie z zamkniętymi oczami.
Willow klęczała między jego kolanami, a jej głowa poruszała się
gwałtownie i rytmicznie w górę i w dół.
Rozdział 20

Żadne z nich nie usłyszało, jak otworzyłam drzwi. To chyba przez to, że
klimatyzacja chodziła o wiele głośniej niż poprzednio. Po mojej prawej
znajdował się regał, na którym stał telewizor. Odłożyłam na niego książki tak
głośno, jak tylko mogłam.
Grizz otworzył oczy, a Willow przerwała i obróciła się, by na mnie
spojrzeć. Grizz złapał ją za włosy i powiedział:
– Dokończ.
Posłała mi bezzębny uśmiech i wróciła do tego, co robiła.
Odwróciłam się i wybiegłam przez drzwi, i zanim zdałam sobie sprawę
dokąd zmierzałam, dudniłam pięścią w drzwi Grunta. Otworzył je, a ja na niego
wpadłam i go objęłam. Nie płakałam, ale byłam na granicy łez. Nie wiedziałam
dlaczego.
Dlaczego miałoby mnie obchodzić co robili Grizz i Willow? Ja z
pewnością nie zrobiłabym z nim czegoś takiego i przez ostatni miesiąc
powtarzałam sobie, że tego nie chciałam. Więc skąd to uczucie zdrady?
Nieważne, co sobie wmawiałam, prawda mnie użądliła.
– Hej, hej, hej, co się stało? – zapytał Grunt i przyciągnął mnie bliżej. –
Kit, coś nie tak, co się stało?
Nagle coś do mnie dotarło. Nie było nawet mowy, bym powiedziała o
tym Gruntowi albo komukolwiek innemu, że przyłapanie Willow na stosunku
oralnym z Grizzem mnie zasmuciło. Dzięki Bogu, że nie popłynęły jeszcze łzy.
Położył dłonie na moich ramionach.
– Nic złego – zająknęłam się. – Nakryłam Grizza i Willow, i jestem
zawstydzona, to wszystko.
Posłał mi spojrzenie mówiące, że wie, iż kłamię, ale będąc
dżentelmenem, nie naciskał.
– Wiesz, że chwilę na ciebie czekał. Jestem jedynym, który o tym wie.
Wydaje mi się, że nawet Blue nie zdaje sobie sprawy. Grizz jest bardzo
dumny. Jest tylko człowiekiem, a ona jest nazbyt chętna. Poza tym, pił zanim
jeszcze przyszłaś do nory. Teraz jest już pewnie nieźle narąbany.
– Wiem. Jak mówiłam, jestem tylko zawstydzona. Zapomnijmy, że tu w
ogóle przyszłam. – Przerwałam. – Ummm, jak myślisz, ile powinnam
poczekać, zanim wrócę?
Zaczynało wychodzić moje niedoświadczenie i rumieniłam się. Nim
Grunt mógł odpowiedzieć, otworzyły się drzwi i wszedł Grizz.
– Tak myślałem, że cię tu znajdę. Chodźmy. – Grizz kiwnął w stronę
drzwi.
Od razu się pozbierałam i powiedziałam trochę zbyt arogancko:
– Chciałam tylko dać ci trochę prywatności.
Przecisnęłam się obok niego i przypomniałam sobie moją pierwszą noc
w motelu. Noc, kiedy zastąpiłam Willow, a ona dumnie odmaszerowała z nory.
Wróciłam do naszego pokoju i przebrałam się w koszulę nocną. Umyłam
twarz, zęby, uczesałam włosy i wspięłam się na łóżko. Zabrałam do pokoju
pożyczone książki. Podniosłam jedną i udawałam, że ją czytałam. Odwróciłam
wzrok, gdy Grizz się rozbierał i wślizgnął obok mnie.
– To nie powinno cię smucić, Kit.
– Nie smuci mnie – odpowiedziałam zbyt szybko. – Byłam po prostu
zawstydzona, że przerwałam, to wszystko.
Leżałam na plecach, a on na boku, obrócony w moją stronę, z głową
podpartą na prawej dłoni. Uniósł brew.
– Nie smuci cię, co? Więc mógłbym sobie używać z Willow przez cały
ten czas i to by cię nie obeszło?
Spojrzałam prosto na niego.
– Skąd mam wiedzieć, że nie robiłeś z nią tego przez cały ten czas? Co
mi do tego? To nie moja sprawa. Jestem pewna, że i tak robisz co chcesz.
– Cholerna racja.
Nic nie odpowiedziałam i nadal udawałam zainteresowanie książką.
– Słuchaj, przyszła za mną do pokoju i zapytała, czy może skorzystać z
telefonu. Wiesz, jaka potrafi być Willow. Zgaduję, że miała coś do
udowodnienia, a ja byłem wystarczająco napalony, by jej na to pozwolić. Ta
dziwka nic dla mnie nie znaczy.
– Nie obchodzi mnie, czy ona coś dla ciebie znaczy. – Spojrzałam
spokojnie na strony książki. – Oczywiście, to było bardzo niegrzeczne z twojej
strony, pozwolić jej to robić, gdy mogłam być w drugim pokoju.
– Ale wiedziałem, że cię nie było. Przez całą noc obserwowałem pokój
Grunta. Wiedziałem, że nie wyszłaś.
– Jakże dogodnie dla was. – Utrzymywałam chłodny ton. – Cóż, jak
powiedziałam, nie obchodzi mnie to. Więc dalej rób co chcesz. To nic dla mnie
nie znaczy.
Odwróciłam się z powrotem do książki i spróbowałam skupić na
stronach.
– Nie obchodzi cię, co?
– Nie. Ani trochę.
– Jesteś tego pewna?
– Tak, jestem pewna, Grizz. Dlaczego w ogóle myślisz, że coś takiego
mnie obchodzi? – zapytałam trochę zbyt arogancko.
– Bo trzymasz książkę do góry nogami.
Zatrzasnęłam książkę i usiadłam prosto, obracając się do niego.
– Boże, Grizz, ze wszystkich dziewczyn to musiała być Willow? To
znaczy, nawet Chicky i Moe byłyby dla mnie łatwiejsze do zniesienia, bo one
mnie nie nienawidzą. Jestem pewna, że teraz myśli, że ma nade mną
przewagę. Nie, żeby mnie to obchodziło. Sama nie wiem. To chyba babska
przypadłość. Nie oczekuję, że to zrozumiesz.
– Więc byłoby w porządku, gdybyś nakryła mnie z Chicky albo Moe?
Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam pojąć mojego własnego
tłumaczenia. Czy było mi smutno, bo odbył stosunek z inną kobietą, czy byłam
smutna, bo tą kobietą była Willow, kobieta która od razu stała się moim
wrogiem?
– Chcesz, żeby Willow zniknęła? Jeśli tak, musisz tylko powiedzieć.
Nigdy więcej jej nie zobaczysz.
– Tak, Grizz – powiedziałam cicho. – Chcę, żeby zniknęła.
To był koniec rozmowy. Oboje zasnęliśmy, a gdy obudziłam się
następnego ranka, on mnie obejmował. Leżałam zwrócona do niego plecami i
zaczęłam delikatnie podnosić jego ciężkie ramię. Ale się powstrzymałam.
Zamknęłam oczy i wróciłam do snu.
Grizz był panem swego słowa. Nigdy więcej nie zobaczyłam Willow.
Rozdział 21

Po tamtej nocy Grizz był nieco śmielszy w sypialni, ale ciągle mnie nie
naciskał. Zaczął też nalegać, bym sypiała nago, jak on. Zawsze upewniałam
się, że miałam na sobie ręcznik, zanim położyłam się do łóżka i zrzucałam go,
gdy znajdowałam się już pod kołdrą. Ale to go nie prowokowało ani nie
złościło. Uważał, że to zabawne i tylko kręcił głową, przytulał mnie i przyciągał
moje plecy do swojego torsu.
Właściwie to bardzo wygodnie spało mi się w ramionach Grizza. Może
trochę za wygodnie. Pewnej szczególnej nocy, niedługo po incydencie z
Willow, przeżywałam niezwykle erotyczny sen.
Śniłam o nocy, kiedy straciłam dziewictwo z Gruntem. Jedyna różnica
była taka, że nie zostałam odurzona i cieszyłam się Uprawianiem miłości. W
tle grała „Nights In White Satin.” Był na mnie i we mnie, jego pchnięcia były
rytmiczne, a ja spotykałam się z nim za każdym razem. Czułam jego oddech
przy uchu, a on mówił, bym się tym cieszyła, bym odpuściła. Miałam szybki i
potężny orgazm. Tak intensywny, że aż mnie obudził.
Na początku byłam zdezorientowana, nie pamiętałam gdzie byłam, ani z
kim. Leżałam na plecach i spojrzałam w lewo. Leżał tam Grizz, uśmiechający
się jak kot, który połknął kanarka. Jego dłoń spoczywała między moimi nogami
i ciągle mnie dotykał.
Odtrąciłam jego rękę i usiadłam, osłupiała.
– Przestań. Co ty robisz?
– Rozchmurz się, Kit. To nie koniec świata, że pozwoliłaś sobie cieszyć
się tym. Czy to był twój pierwszy?
– To nie twoja sprawa! – wyplułam i położyłam się z powrotem, tym
razem na boku.
Przyciągnął mnie do siebie i słyszałam jego śmiech, gdy próbowałam
ponownie zasnąć. Ale byłam zmartwiona. Dlaczego śniłam o Gruncie?
Spędziłam resztę tygodnia w wywołanej zauroczeniem mgle. Nie
mogłam wyrzucić tego snu z głowy. Złapałam się na wymyślaniu wymówek, by
znaleźć się blisko Grunta. Nadal pożyczałam jego książki, grałam w szachy i
słuchałam jego płyt. Pozwalał mi spędzać czas w swoim pokoju, gdy go tam
nie było, a raz, czy dwa przymierzyłam jego kurtkę, przeglądając się w
łazienkowym lustrze.
To było zabawne. Czułam się inaczej niż pierwszej nocy, gdy założyłam
kurtkę Grunta. Tej nocy, kiedy dostałam Gwinny. Teraz było inaczej. Podobało
mi się, jak w niej wyglądałam i zastanawiałam się, czy będę mieć jeszcze
szansę przejechać się z tyłu jego motocykla. Zaczęłam nawet fantazjować, że
byłam tam, by związać się z nim, nie z Grizzem.
Po kilku dniach szukania wymówek, by znaleźć się w pokoju Grunta i
posłuchać muzyki, znalazłam nowiuteńką wieżę stereo rozstawioną w pokoju
numer cztery. Grizz powiedział mi, żebym pożyczyła jakieś płyty od Grunta,
dopóki nie zdobędę własnych. Można by pomyśleć, że cieszyłam się z własnej
wieży, ale byłam rozczarowana, że główny powód, dla którego kręciłam się w
jego pokoju został mi odebrany.
Ta mgła podniosła się dość szybko. Stało się to w sobotni poranek, kilka
dni później. Grizz powiedział mi, że musi spędzić dzień poza motelem.
Pozwolił mi też opuścić jego teren z Gruntem, ale nie do znajomych miejsc i
kazał zabrać moją czapkę z daszkiem i ciemne okulary.
Byłam wniebowzięta. To było idealne. Zamierzałam poprosić Grunta,
żeby zabrał mnie na plażę. Z tysiącami dziewcząt w moim wieku, byłam
pewna, że wmieszam się w tłum, nawet bez czapki z daszkiem i okularów.
Założyłam żółte bikini, obcięte szorty, wsunęłam sandały i związałam włosy w
kucyk. Skierowałam się do pokoju Grunta.
Podniosłam rękę, by zapukać do jego drzwi, kiedy się otworzyły. Stałam
tam z ręką w powietrzu. Grunt wychodził z pokoju i zatrzymał się na mój
widok.
– Hej, Kit. Przyszłaś po książki, płyty, czy na lekcję szachów? –
powiedział ze śmiechem.
Grunt nie był sam i najwyraźniej przerwałam mu niezrozumiały dla mnie
żart, który dzielił z kimś innym. Lewą ręką obejmował ramiona jakiejś
dziewczyny.
Zanim mogłam mu odpowiedzieć, powiedział:
– Kit. To jest Sarah Jo. Jo, to jest Kit. Kit mieszka tu z Grizzem.
Wydawało mi się, że zauważyłam cień rozpoznania na twarzy Sarah Jo.
Czy połączyła mnie z dziewczyną, która zaginęła w maju?
Wyciągnęła dłoń, by złapać moją i powiedziała:
– Strasznie miło cię poznać, Kit. Nie mogę uwierzyć, jak bardzo jesteś
podobna do mojej przyjaciółki, Kelli. Wyprowadziła się właśnie do Karoliny
Północnej. Mam zamiar odwiedzić ją w te wakacje. Mogłabyś być jej
bliźniaczką.
Przyjrzałam się jej, kiedy mówiła. Była maleńka. To znaczy, wszystkie
kobiety w motelu wydawały się drobnej postury, poza Chicky, która była
bardziej ponętna, ale ta dziewczyna nie była mała. Ona była miniaturowa.
Musiała mieć jakieś metr pięćdziesiąt. Miała niezłą figurę i wydawała się
bardzo proporcjonalna jak na kogoś tak małego. Miała brązowe włosy ze
złotymi pasemkami, niebieskie oczy, ładną opaleniznę i usiany piegami nos.
Była urocza. To była nienawiść od pierwszego wejrzenia.
– Jo jest córką Fessa – powiedział Grunt. – Jest w twoim wieku.
Powinnyście mieć wiele wspólnego.
Zachichotała i spojrzała na Grunta z uwielbieniem.
– Czy Kit może jechać z nami na plażę? Nie musimy jechać twoim
motocyklem. Możemy zabrać samochód.
– Taa, jasne. Kit, chcesz jechać? Wygląda na to, że masz już na sobie
strój kąpielowy.
– Uch, nie. Właściwie to przyszłam pożyczyć jakieś książki, jeśli to w
porządku – wydukałam.
– Och proszę, jedź Kit. Będzie fajnie – poprosiła Sarah Jo.
Czy naprawdę była taka słodka, czy to tylko gra? Zostałam już oszukana
przez żonę Blue, Jan. Nie byłam pewna, co czułam i nie ufałam sobie, by
spędzić z nimi dzień.
– Może następnym razem. Mam okropny ból głowy i słońce pewnie by
nie pomogło – skłamałam.
– Cóż, w takim razie nie czytaj za dużo. – Grunt posłał mi zabawne
spojrzenie, które mówiło, że nie był pewny, czy wierzyć w moje wymówki. –
Czytanie nie pomoże na ból głowy. Ale nie będę zamykał drzwi. Rozgość się.
Następnie obrócił się do Sarahy Jo.
– Chodź, Maleństwo. Masz swój kask?
– Jasna sprawa – powiedziała i podniosła go lewą ręką. Prawą miała
zarzuconą w jego pasie. Pomachała do mnie, gdy zaczęli wychodzić. –
Przykro mi, że nie czujesz się dobrze. Może następnym razem?
– Tak. Jasne. Zdecydowanie – odpowiedziałam, kiedy wyszli,
zostawiając drzwi do pokoju Grunta otwarte.
Zdecydowanie nigdy, pomyślałam patrząc przez otwarte drzwi, nie
wchodząc do środka i próbując zrozumieć co czuję.
Nie byłam zmartwiona tym, że była urocza. Ja też taka byłam. Nie
przeszkadzały mi też jej niebieskie oczy i energiczne usposobienie. Zawsze
prawiono mi komplementy dotyczące moich dużych, brązowych oczu. Ludzie
zawsze mówili mi, że byłam mądra. Zamknęłam drzwi Grunta i dalej o tym
myślałam, wracając do pokoju numer cztery. Usłyszałam odpalanie motocykla
Grunta.
I zamarłam w pół kroku. To to przeszkadzało mi tak bardzo. Sarah Jo
miała na sobie jego kurtkę.

Spędziłam resztę dnia szukając sobie zajęcia, wdzięczna, że nie


zrobiłam z siebie idiotki przed Gruntem. Miał dziewczynę. Nie wiem, czemu
nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogło tak być.
Poprosiłam Chowdera, by pomógł mi podłączyć węże ogrodowe,
następnie zabrałam Damiena i Lucyfera do pustego basenu i ich wykąpałam.
Spodobało się im. Moe pojawiła się gdzieś około trzynastej, więc zapytałam ją,
czy mogłaby zabrać mnie na zakupy. Spojrzała na mnie sceptycznie, ale
powiedziałam jej, że Grizz zgodził się, żebym pojechała z Gruntem. Nie
widziałam powodu, dla którego ona nie miałaby mnie zabrać w kilka miejsc.
Pokazała, że to zrobi i żebym dała jej dziesięć minut. To wystarczyło, bym
wróciła do pokoju numer cztery, sprawdziła co z Gwinny, przebrała się,
zabrała czapkę, okulary i trochę pieniędzy.
Grizz pokazał mi ostatnio, gdzie trzymał gotówkę w razie, gdybym jej
potrzebowała To był pierwszy raz, gdy z niej skorzystałam. Wytrzeszczyłam
oczy, gdy uświadomiłam sobie jaką sumę trzymałam, ale nie miałam wyboru i
wzięłam banknot studolarowy. Nie było nic mniejszego.
Spotkałam się z Moe przy jej samochodzie. Jeździła Volkswagenem
Garbusem. Oczywiście czarnym. Powiedziałam jej, że potrzebuję staników. To
była jedyna część garderoby, która nie pojawiła się w motelu. Chciałam też
kupić nowy strój kąpielowy. Skierowałyśmy się na północ do Centrum Mody
przy Placu Pompano, który leżał na północ od Fort Lauderdale i nie był mi
znany.
Poszłam do JC Penney po staniki i byłam zaskoczona, że znalazłam
tam też stroje kąpielowe. Był koniec czerwca i o tej porze roku był już
ograniczony wybór. Zdecydowałam się na pomarańczowo turkusowy strój,
którego góra pasowała do mnie lepiej, niż w tym żółtym, który dała mi Jan.
Zachęcałam Moe, żeby również coś przymierzyła. Nigdy nie widziałam jej w
czymś innym niż czarnych koszulkach i czarnych dżinsach. Tylko się
uśmiechnęła i pokręciła głową.
Zapytałam ją, czy w drodze powrotnej mogłybyśmy poszukać sklepu
spożywczego, a ona potaknęła i zabrała mnie do małego, rodzinnego sklepiku.
To nie była dobra część miasta, ale nie bałam się; martwiłam się tylko, co
pomyślałby Grizz, gdyby wiedział, gdzie byłyśmy. Czy podświadomie starałam
się go zadowolić? Ale zakupy spożywcze były szybkie i bezproblemowe, i
zanim się obejrzałam, jechałyśmy z powrotem do motelu.
Byłyśmy na Drodze Stanowej nr 84, kierując się na zachód, gdy Moe
skręciła w lewo. Uświadomiłam sobie, że zmierzałyśmy do niewielkiego
miasteczka Davie. Zapytałam ją, dokąd jechałyśmy, a ona sięgnęła do
popielniczki, wyciągnęła mały kluczyk i nim zadzwoniła. Wtedy zrozumiałam.
Jechałyśmy na pocztę, żeby sprawdzić skrzynkę. Uznałam to za bardzo
interesujące. Byłam ciekawa, czy ktoś poza Gruntem dostawał jakieś listy.
Niedługo po tym, podjechałyśmy i zaparkowałyśmy przed małym
budynkiem. Zapytałam, czy też mogę wejść do środka. Wzruszyła ramionami,
jakby chciała powiedzieć „Czemu nie?”, więc podążyłam za nią. Znalazłyśmy
się w niewielkim holu, w którym mieściły się skrytki. Oparłam się o ladę, która
była przeznaczona dla klientów. Obróciłam się i spostrzegłam nad nią tablicę
ogłoszeń. Przyglądałam się ogłoszeniom o zaginionych psach, koniach na
sprzedaż, poszukiwanych nianiach i sprzątaczkach.
Usłyszałam podchodzącą Moe, więc obróciłam się, by za nią pójść, gdy
coś przykuło moją uwagę. Był to stary plakat mówiący o zaginięciu, pożółkły
ze starości. Dziewczyna na zdjęciu wyglądała znajomo. Miała długie, czarne
włosy, przedzielone na środku. Poza tym, nie potrafiłam powiedzieć co
sprawiło, że wydała mi się znajoma. Następnie to do mnie dotarło, a moja
szczęka opadła, gdy czytałam:

NAGRODA 25,000 $
Zaginęła
Ostatnio Widziana 12 Listopada 1969
Miriam Parker
Lat 20

To była Moe.
Kompletnie zapomniałam o przejrzeniu poczty, którą odebrała Moe.
Poszłam za nią do samochodu i wsiadłam. Musiałam być nienaturalnie cicho,
bo ciągle na mnie zerkała, gdy odpaliła samochód. Zaniemówiłam. Nie
potrafiłam wymyślić, co miałam powiedzieć. Plakat był wydrukowany sześć lat
temu i mówił, że miała wtedy dwadzieścia lat, więc teraz musiała mieć
dwadzieścia sześć. Naprawdę nazywała się Miriam Parker. Myślę, że to i jej
wiek były pierwszymi osobistymi rzeczami, poza brakującym językiem, których
dowiedziałam się o Moe.
Oferowano dużą nagrodę za jej powrót. Taka kwota nawet dziś jest
duża. Wtedy była znacząca. Pokazywała, że była kochana. Że ktoś za nią
tęsknił. Ile razy była na poczcie, by odebrać listy? Zapewne wiedziała, że ten
plakat tam był. A może nie. Był ukryty między wieloma innymi. Zastanawiałam
się, czy pochodziła z Davie. Jeśli tak, to czy czuła się komfortowo chodząc na
tamtejszą pocztę? Oczywiście, z krótkimi włosami i mocnym makijażem,
wątpiłam, że mogłaby zostać rozpoznana. Czy została porwana? Czy jej
rodzinie grożono tak, jak mojej?
Tak bardzo chciałam zapytać o to Grizza, ale nie wiedziałam, czy
powinnam. Zawsze mogłam zapytać Grunta, ale ciągle zmagałam się z
mieszanymi uczuciami, jakie do niego żywiłam. Jeśli od chwili zaginięcia była z
gangiem, oznaczałoby to, że pojawiła się w motelu w tym samym czasie co
Grunt. Zastanawiałam się, co on wiedział.
Odjechałyśmy i Moe skierowała samochód na boczne uliczki. Teraz
naprawdę znalazłyśmy się w sercu Dovie i zjechałyśmy na nieutwardzoną
drogę. Jechałyśmy wzdłuż płotu, przez, wydawałoby się, bardzo długi czas. Po
drugiej stronie płotu znajdowało się piękne, zielone pastwisko. Zauważyłam na
nim konie.
Zatrzymałyśmy się w zacienionym miejscu. Po drugiej stronie płotu rósł
ogromny figowiec, pod którym stały dwa konie. Moe uśmiechnęła się i
pokazała na nie. Spojrzałam na konie, a następnie na nią.
– Lubisz konie?
Potaknęła z uśmiechem, następnie jej uśmiech zniknął, ale nie
wyglądała na smutną, a zadumaną. Jakby myślała o przeszłości.
– Czy miałaś kiedyś konie? – zapytałam, naciskając dalej.
Tym razem potaknęła nieznacznie. Nie odrywała oczu od dużego,
brązowego konia.
– Czy miałaś konia, który wyglądał jak ten?
Przeniosłam wzrok z niej, na brązowego konia i z powrotem, i od razu
wiedziałam. Nie miała konia, który wyglądał jak ten. To ten należał do niej.
Weszłyśmy w jej przeszłość i byłam jednocześnie zaszczycona i smutna, że
pozwoliła mi stać się tego częścią. Znowu nie wiedziałam co powiedzieć. Gdy
ruszyła samochodem, zawróciła gwałtownie. Wróciłyśmy do motelu.
Gdy wnosiłam zakupy do pokoju numer cztery, powiedziałam jej, że
zrobię kolację i ją zaprosiłam. Zaniosła za mnie moje torby z JC Penney i
położyła je na kanapie. Nie słyszałam, jak wyszła.
Odłożyłam resztę na komodę i poszłam nakarmić zwierzęta. Po tym,
schowałam moje nowe staniki i strój kąpielowy, i zabrałam się do pracy w
kuchni.
Nie wiem, czy wspominałam, że potrafiłam gotować. Jeszcze w domu,
gdy podrosłam, nauczyłam się tego. Byłam całkiem niezła. Wydaje mi się, że
to był instynkt przetrwania. Vince i Delia zazwyczaj jadali u Smitty’ego albo
przynosili dania na wynos z fast foodów. Szybko znudziły mi się makaron z
serem, zupa pomidorowa i śmieciowe jedzenie, więc eksperymentowałam.
Wiedziałam, że byłam dobrą kucharką, biorąc pod uwagę okazjonalne prośby
Vince’a i Delii.
To był pierwszy raz, gdy chciałam zrobić coś miłego dla kogoś z motelu.
Do tej pory gotowałam małe porcje dla siebie, czasami dla Grizza. Nigdy nie
prosił, bym dla niego gotowała i żył głównie na daniach na wynos
pochodzących z jednego z kilku barów, których był właścicielem. Dawałam
Moe niewielką listę zakupów, a ona co tydzień dostarczała mi podstawowe
produkty. Żywiłam się płatkami, grillowanym serem i tostami z boczkiem,
sałatą i pomidorami. Byłam gotowa, by znowu gotować.
Więc oto stałam w motelu i gotowałam od podstaw spaghetti z
pulpetami. Zrobiłam wszystko, poza makaronem. Wcześniej nie sprawdziłam
kuchni Grizza, więc zbyt późno zorientowałam się, że nie miałam durszlaka do
makaronu. Znalazłam Chowdera, który szybko zrobił dla mnie prowizoryczne
sitko ze starej pokrywki. Było prymitywne, ale się nadawało. Podziękowałam
mu i powiedziałam, że kolacja będzie o dziewiętnastej.
Tak właśnie Grizz znalazł naszą trójkę. Razem z Moe siedziałyśmy na
kanapie. Chowder zajął szezlong. Trzymaliśmy nasze talerze, jedliśmy i
śmialiśmy się z czegoś, co powiedział Chowder.
– Co tak ładnie pachnie? – zapytał Grizz i odłożył jakieś papiery na
biurko.
– Najlepsze spaghetti z pulpetami jakie kiedykolwiek jadłem –
odpowiedział Chowder.
– Skąd? – zapytał Grizz.
Chowder, który obecnie przeżuwał, wskazał mnie pustym widelcem.
Grizz spojrzał na mnie.
– Poprosiłaś kogoś, żeby pojechał z tobą po jedzenie na wynos? Mam
nadzieję, że coś dla mnie zostało.
– Zrobiłam je. Moe zabrała mnie na zakupy spożywcze. Sporo zostało.
Częstuj się.
– Dobrze, bo padam z głodu – powiedział i poszedł do kuchni.
Chowder zaczął wstawać, by pozwolić Grizzowi usiąść, ale ten kiwnął
mu, by usiadł i pokazał mi i Moe, żebyśmy się przesunęły. Zrobiłyśmy dla
niego miejsce na kanapie. We czworo siedzieliśmy w przyjacielskiej ciszy i
cieszyliśmy się domowym jedzenie.
Chowder i Moe w końcu wrócili do swoich pokoi, a ja zaczęłam zmywać.
Wydawało mi się, ze słyszałam Grizza majstrującego przy wieży. Zanim się
zorientowałam, rozległ się seksowny głos Barry’ego White’a7. Grizz chciał
słuchać Barry’ego White’a? zamarłam na sekundę, a następnie pozwoliłam

7
https://www.youtube.com/watch?v=Fcd3XuQwDQQ
sobie na odprężenie. Trzymałam dłonie w gorącej, spienionej wodzie i
naprawdę cieszyłam się muzyką, gdy poczułam, jak Grizz stanął za mną.
Objął mnie w pasie i delikatnie pocałował w skroń.
– Kit, nie wiem, jak długo jeszcze będę mógł na ciebie czekać, kochanie.
Próbowałem być cierpliwy. Dać ci przestrzeń. Tak, żebyś wiedziała, to do mnie
niepodobne.
Moje dłonie zamarły.
– Trochę się boję, Grizz. Właściwie, to bardziej denerwuję niż boję. –
Obróciłam do niego głowę, ręce wciąż miałam mokre. – Wiem, że masz
doświadczenie. Ja nie mam żadnego. Boję się, że w swojej głowie zrobiłeś ze
mnie ideał, któremu nie sprostam. Nie chcę cię rozczarować.
Do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy z moich uczuć. Ale
rozpoznałam prawdę w tym, co właśnie powiedziałam.
Zakochiwałam się w Grizzie.
Ciągle nie potrafiłam wytłumaczyć o co chodziło z Gruntem. Może to nie
było prawdziwe. Może utkwiło mi to w głowie przez ten sen. Nie wiedziałam.
To nie miało znaczenia.
Kiedy mówiłam, Grizz całował moją szyję, a ja pozwoliłam sobie się tym
rozkoszować. Zamknęłam oczy i przysunęłam się do niego.
– Nigdy mnie nie rozczarujesz, skarbie i nie chcę, żebyś miała
doświadczenie. Wszystko, co musisz wiedzieć, nauczysz się ode mnie –
powiedział, obrócił mnie i pocałował. – Tylko ode mnie.
Nie miałam też doświadczenia w całowaniu, ale potrafiłam mu się
poddać i oddać pocałunek tak, jak tego chciał. Przytulałam się do niego i jeśli
to, co przyciskało się do mojego brzucha było oznaką jego uczuć do mnie, to
musiałam robić coś dobrze.
– Będę postępował z tobą naprawdę powoli, skarbie. Obiecuję.
Byłam oszołomiona emocjami. Nie myślałam o Gruncie. Nie myślałam o
Sarah Jo. Nie myślałam o porwaniu, Johnny’m Tillmanie, facecie od płotu, ani
Moe. Zatraciłam się w mężczyźnie, który mnie tulił i całował.
Powstrzymałam go, wzięłam za rękę i poprowadziłam do sypialni. Miał
rację.
Nadszedł czas.
Rozdział 22

Moje doświadczenie z Grizzem było lepsze niż się spodziewałam. Był


delikatny, opiekuńczy, cierpliwy. Całkiem inny niż człowiek, którego znałam
jako lidera znanego gangu motocyklowego.
Reszta lata minęła bez zbędnych wydarzeń. Zapisałam się na ten sam
licealny kurs korespondencyjny, którym szedł Grunt. Wpadałam w rutynę
gotowania i sprzątania. Rozpieszczałam zwierzęta. Każdego wieczoru, po
obiedzie, grałam z Grizzem w szachy na małym zestawie, który kupiłam
podczas jednej z wypraw na zakupy. Potem, on szedł do nory, a ja czytałam,
odrabiałam pracę domową albo ćwiczyłam grę na gitarze.
Nigdy nie pytałam Grizza o interesy, które prowadził, a on nigdy nie
proponował, że podzieli się ze mną jakimikolwiek informacjami. Rzadko, o ile
w ogóle, wychodziłam nocą do nory, ale wiedziałam, że on musi. Oprócz
przesiadywania tam, przy ognisku załatwiane było wiele interesów. Zawsze
przychodzili i odchodzili stamtąd ludzie.
Dwa lub trzy razy poszłam z Moe na pocztę w Davie, i za każdym razem
robiłyśmy postój przy tym samym figowcem.
Myślę, że byłam szczęśliwa, ale też niespokojna. Coś mnie dręczyło.
Zmagałam się ze swoją wiarą. Miałam poczucie winy, że uprawiam
pozamałżeński seks. Nie docierało do mnie jak bardzo mi to przeszkadza do
czasu pewnego sierpniowego wieczoru.
Byliśmy z Grizzem w łóżku i przygotowywaliśmy się do uprawiania
miłości. On był na mnie i mnie całował. Powoli zaczął schodzić w dół mojego
ciała, drażniąc mnie językiem i lekkimi pocałunkami. Za każdym razem, gdy
schodził niżej, ja też się zniżałam, powodując, że on znowu też musiał się
zsunąć w dół. Gdy dotarł do miejsca poniżej mojego pępka, przerwał to co
robił i spojrzał na mnie.
Opierałam się na łokciach z szeroko rozwartymi oczami. Obserwowałam
go.
– Cholera, Kit, co próbujesz zrobić?
– Co masz na myśli? Nic nie robię. Co ty robisz?
– Próbuję się dostać do twojej cip…
– AAA, przestań! Nie mów tego. Nienawidzę tego słowa. Jest wulgarne.
Po prostu go nie mów, proszę.
– Kit, wiszę z tyłkiem sterczącym nad krańcem łóżka. Może byś mi
powiedziała, dlaczego nie chcesz, żebym zszedł tam na dół?
– To zbyt osobiste.
Spojrzał na mnie dziwnie i zaczął wczołgiwać się do góry, by spojrzeć mi
w twarz.
– Co masz na myśli mówiąc ‘zbyt osobiste’?
– Słuchaj, po prostu myślę, że twoja twarz w mojej… mojej… – Byłam w
stanie stwierdzić, że przygotowuje się, by skończyć za mnie zdanie. – Nie
mów tego!
Prawą dłonią nieświadomie bawiłam się kolczykiem w jego lewym uchu i
kontynuowałam:
– Twoja twarz w tamtym miejscu jest najbardziej osobistą rzeczą, która
może zajść między kobietą a mężczyzną. Nawet stosunek w porównaniu do
tego nie wydaje się tak intymny.
Proszę bardzo, powiedziałam to.
Unikałam seksu oralnego z nim od naszej pierwszej nocy, po obiedzie,
gdy jedliśmy spaghetti. To nigdy nie było problemem. Dotrzymywał swojego
słowa i nie pośpieszał mnie, ani nie naciskał na mnie. Kiedy pomyślałam, że
może spróbować czegoś takiego, celowo odwracałam jego uwagę. Kiedy
miałam okres i sądziłam, że może chcieć seksu oralnego, unikałam go. To
chyba był cud, że przytrzymałam go tak długo. Byłam bardzo dobra w
odwracaniu uwagi. Nie rozumiałam w pełni swoich powodów, aż do tej chwili.
Jak najlepiej spróbowałam to wytłumaczyć.
– Słuchaj Grizz. Dzięki Gruntowi nigdy nie będę dziewicą w swoją noc
poślubną.
Przeszkodził mi, zanim dokończyłam.
– Kit, nigdy nie powiedziałem ci jak bardzo przykro mi z tego powodu.
Nigdy nie powinienem kazać robić tego Gruntowi. Nie myślałem jasno. Wiesz,
jestem większy niż ta cholerna pałka. Sądziłem, że to będzie cię mniej bolało,
a ja nie chciałem cię ranić. To dlatego pozwoliłem zająć się tym Gruntowi.
Nigdy wcześniej nie troszczyłem się tak o kobietę.
Wtedy odwrócił wzrok, a ja uświadomiłam sobie, ile kosztowało go
przyznanie się do tego. To był pierwszy i ostatni raz, gdy słyszałam, że Grizz
czegoś żałuje.
– Nie do tego zmierzam – powiedziałam, rumieniąc się. – Próbuję
powiedzieć, że muszę zachować coś dla siebie, kiedy w końcu wyjdę za mąż.
Musi być coś, co mogę dać tylko swojemu przyszłemu mężowi. Czy to ma
sens?
Spojrzałam na niego błagalnie, nie powiedział nic. Na jego twarzy
pojawiło się uczucie, którego jeszcze nigdy tam nie widziałam. Nie byłam w
stanie go odczytać. Oparł czoło o moje. Objęłam go i zaczęłam całować.
Tej nocy kochaliśmy się, a ja usnęłam wdzięczna, że już nie naciskał.
Myślałam, że temat został zakończony, do momentu, gdy minęły dwa
dni. Powiedział, że zabiera mnie w specjalne miejsce i żebym się ładnie
ubrała.
Nie miałam żadnych eleganckich sukienek, więc założyłam ładną letnią i
sandały. On założył nowe jeansy i koszulę. Wsiedliśmy do jego Corvetty i
pojechaliśmy na plażę. Obserwowałam go całą drogę. Gdzie zmierzaliśmy?
Dlaczego to była niespodzianka?
Byłam trochę zwiedziona, kiedy zatrzymaliśmy się przed studiem
tatuaży Eddie’go. Powiedziałam mu, że mogę poczekać w samochodzie, ale
kazał mi wejść do środka. Jego interesy tam miały coś wspólnego ze mną.
Skoro tak mówił. Najwyraźniej Eddie miał też uprawnienia pastora.
Tego dnia stałam się panią Richard David O’Connell. Zostało sześć
miesięcy do moich szesnastych urodzin.
Rozdział 23

W sklepie, tego dnia było dwóch klientów, którzy posłużyli nam jako
świadkowie. Ann Marie Morgan miała osiemnaście lat i nie potrzebowała
zgody rodziców na zawarcie związku małżeńskiego. Byłam w zbyt wielkim
szoku, by w ogóle zapamiętać ceremonię.
Pamiętam, że powiedziałam mu, że nie mam dla niego obrączki, a on
kazał mi się tym nie martwić, bo to już zostało załatwione. Nerwowo
obserwowałam jak Eddie użył swojego pistoletu do robienia tatuaży, by
stworzyć piękną ślubną obrączkę wokół palca lewej ręki. To było moje imię, Kit
i winorośl oplatająca je. Potem nadeszła moja kolej.
– Nie mogę, Grizz – tylko to byłam w stanie wydusić.
– Co znaczy, że nie możesz?
– Nie mogę – mój głos się zatrząsnął. – Nienawidzę igieł. Zemdlałam,
kiedy przebijałam uszy. Dwa razy! Delia przebijała mi je za pomocą kawałka
lodu i igły do szycia, ale mdlałam za każdym razem.
Eddie mi przerwał.
– To nie takie straszne Kit. Może najpierw narysuję to, a ty zobaczysz
czy ci się podoba? Hmm? Co myślisz? – zapytał i wyciągnął cienkopis. – Twój
palec jest taki mały, że nie będzie potrzeba dużo tuszu.
Niechętnie usiadłam. Grizz trzymał mnie za prawą dłoń i powtarzał mi,
że to nie będzie takie straszne.
Na potwierdzenie jego słów, Eddie użył cienkopisu i zaczął rysować imię
Grizza na moim palcu. Rozmawiał ze mną, kiedy to robił, próbując ukoić mój
niepokój.
– Potem przejdę tutaj, zakręcę to ‘z’ jak winorośl, by pasowało do
tatuażu Grizza, a następnie…
Nie usłyszałam reszty, zemdlałam. Kiedy się obudziłam, Grizz stał nade
mną z wielkim uśmiechem.
– Nie czułaś nic, prawda?
Byłam upokorzona. Zemdlałam zanim w ogóle użył igły. To był mój
pierwszy raz. Byłam nieprzytomna w czasie robienia tatuażu. Byłam czerwona
jak burak i chciałam wczołgać się do jakiejś dziury.
– No dalej, pani O’Connell, wracajmy do domu.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w naprawdę miłej włoskiej
restauracji. Przez cały czas dokuczał mi z powodu omdlenia. W końcu
spostrzegłam śmieszność tej sytuacji i zaczęłam się śmiać sama z siebie.
– Nie rozumiem tego – powiedziałam do niego, czekając na obiad.
– Czego skarbie? Czego nie rozumiesz? – zapytał mnie, smarując
bułkę.
– Dlaczego ja? To jasne, że możesz mieć każdą kobietę, której
zapragniesz. Dlaczego chcesz mnie, Grizz? Szczerze. Dlaczego?
Stał się bardzo cichy i odłożył posmarowaną masłem bułkę z powrotem
na talerz. Nie sadziłam, że mi odpowie. Nie mogłam pojąć głębi jego uczuć do
mnie. Nie zrobiłam nic, by zwrócić jego uwagę na siebie, kiedy mieszkałam
obok Guido. To nie miało sensu.
Zapytałam ponownie:
– Dlaczego ja? To znaczy, powiedziałam ci, że czuję się niepewnie
uprawiając seks oralny, a ty mnie poślubiłeś? Kto tak robi?
I wtedy Grizz opowiedział mi historię. Siedziałam oszołomiona, gdy
opowiedział mi o samotnym motocykliście i małej, zaniedbanej dziewczynce z
niechlujnym kucykiem i dwoma brakującymi zębami.
Nie do końca to zrozumiałam, ale tak. Teraz to miało dla mnie sens.

Kiedy wróciliśmy do motelu, w norze był większy tłum niż zazwyczaj.


Zaczęłam iść do czwórki, ale Grizz kazał mi iść ze sobą na kilka minut.
Gdy stanęliśmy przed całą grupą, powiedział:
– Chcę coś ogłosić.
Wtedy, Grunt przyszedł ze swojego pokoju i podszedł do nas. Stał po
prawej stronie Grizza, czekając na ogłoszenie.
– To już oficjalne. Poznajcie nową panią Grizz.
Gdy to powiedział, złapał moją lewą dłoń i uniósł ją w powietrze,
pokazując mój nowy tatuaż w kształcie obrączki ze swoim imieniem. Był tak
mały i ciężki do zobaczenia, że kilka osób podskoczyło i podeszło, by się mu
przyjrzeć. Byłam przytłoczona pohukiwaniami i wrzaskiem, więc spojrzałam na
Grizz, by dać mu znać, że mam dość i wracam do czwórki. Potaknął i pozwolił
mi iść.
Odwróciłam się, by pójść w stronę naszego pokoju, kiedy zobaczyłam
Grunta stojącego w drzwiach. Nie myślałam o tym wcześniej, ale nie był jedną
z osób, które podeszły, by nam pogratulować. Zmieniłam kierunek i zaczęłam
iść w jego stronę. Nie wiem czemu, ale czułam, że muszę mu to wytłumaczyć.
Patrzyłam w dół i starałam się wymyślić co mu powiem i zastanawiałam się,
dlaczego muszę cokolwiek mówić. Prawie dotarłam do drzwi.
Ale kiedy podniosłam wzrok, jego już nie było.

Zapukałam do pokoju Grunta i weszłam do środka, kiedy krzyknął


‘Otwarte’. Stał obok stereo przerzucając albumy.
– Hej – powiedziałam.
– Hej – jego głos był spokojny, nie dało się z niego nic wyczytać.
Spanikowałam, wyrzucając z siebie w pośpiechu:
– Grunt, nie wiem dlaczego, ale czuję, że jestem winna ci wyjaśnienie w
sprawie mojej i Grizza.
– Nie Kit. – Grunt pokręcił głową. – Nie jesteś mi nic winna.
– Więc dlaczego czuję inaczej?
– Nie wiem. Może z powodu naszego sekretu?
– Może tak. Nie wiem. To była niespodzianka, wiesz? Nie powiedział mi,
gdzie mnie zabiera. Nie wiem dlaczego to mnie męczy, ale nie przeszkadza ci
to?
– Tak i nie.
Błagalnie spojrzałam na niego, by kontynuował.
– Nie wiem dlaczego cię poślubił. Jesteś naprawdę młoda. Ale to nie
tylko to. Martwię się o twoje bezpieczeństwo. – Zaczęłam mu przerywać, ale
uniósł dłoń. – Grizz ma mnóstwo wrogów Kit. Tak, jest też dużo ludzi, którzy
się go boją, którzy robią, co im każe. Ale zawsze będzie istniała osoba, która
będzie próbowała go dopaść. Przez rozgłoszenie tego małżeństwa, pozwolił
na to. To się rozejdzie, wiesz? Ludzie usłyszą, że tak zależy mu na kobiecie,
że aż ją poślubił. Jestem zaskoczony, że to ogłosił. Martwię się o ciebie, to
wszystko.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie powiedział, że jest zdenerwowany,
bo poślubiłam Grizza, przez co jestem teraz dla niego niedostępna. Co było ze
mną nie tak? Chodziłam z Grizzem do łóżka od miesięcy. Powtarzałam sobie,
że Grunt jest z Sarah Jo i to budziło wszystkie uczucia, którymi go darzyłam.
Musiałam je uciszyć. Więc skąd to pochodziło?
– Doceniam, że się martwisz. Naprawdę. Nie wiem, czy to zrobi jakąś
różnicę, Grunt, ale czuje się bezpieczna z Grizzem.
– Zrób mi przysługę, Kit. Nie daj się. Strzeż się. Nigdy nie wiesz co
zapuka do twoich drzwi przez taki styl życia.
– Będę uważała. Dzięki.
Przytuliliśmy się. Wydaje mi się, że uścisk trwał dłużej niż powinien.
Spojrzałam do góry, on patrzył na mnie. Staliśmy tak przez kilka sekund.
Odsunął się pierwszy i odwrócił do swojego stereo. Wyszłam i skierowałam się
do czwórki.
Rozdział 24

Zbliżało się Święto Dziękczynienia, uświadomiłam sobie, że jeszcze


nigdy nie siedziałam przy tradycyjnej świątecznej kolacji z indykiem i
wszystkimi ozdobami.
Grizz siedział przy swoim biurku i zajmował się papierami, a ja
siedziałam na kanapie zszywając pęknięty szew na jednej z moich bluzek.
Musieliśmy wyglądać jak para z plakatu pokazującego nowożeńców w
domowym zaciszu. Szczerze mówiąc, byłam naprawdę szczęśliwa.
Trajkotałam o menu i upieczeniu mojego pierwszego indyka, kiedy Grizz
powiedział:
– Nie będzie mnie. Możesz pojechać z Gruntem do Blue.
– Co masz na myśli mówiąc, że cię nie będzie? Dlaczego?
– Interesy. – Odwrócił się, by na mnie spojrzeć i położył rękę na oparciu
krzesła. – Przykro mi, kotku, muszę wyjechać i nie mogę cię ze sobą zabrać.
Jan co roku robi dużą kolację. Spodoba ci się.
– Ugh. Serio? Kolacja z Jan? Nie sądzę. – Wiedziałam, że moje
rozczarowanie było ewidentne.
– Słuchaj, od miesięcy męczyła Blue, żeby cię przywiózł z powrotem.
Mówiłem ci jaka jest. Ma ogromne wyrzuty sumienia przez to, jak cię
potraktowała, że prawdopodobnie rozwinie przed tobą czerwony dywan i
będzie zachowywać się najlepiej, jak potrafi, by wkupić się w twoje łaski.
Naprawdę powinnaś pójść. Moe i Chowder jeżdżą co roku.
– Nie ma mowy. Wolę zostać tu sama niż ponownie pojechać do tego
domu. Nie. Zdecydowanie nie jadę.
Pojechałam. Grunt nakłonił mnie do tego mówiąc, że potrzebuje mnie
dla moralnego wsparcia. Nienawidził jeździć do brata, ale prawda była taka, że
kochał dzieciaki, a Jan zawsze zachowywała się jak najlepiej, gdy tam był.
Stanęłam przed drzwiami Moe i zapukałam, by sprawdzić, czy była
gotowa. Chowder zdążył się już wykręcić. Został zaproszony do Chicky i
powiedział, że nie chce zranić jej uczuć. Zastanawiałam się, czy była to
prawda.
Moe otworzyła drzwi i wpuściła mnie do pokoju. Nigdy wcześniej nie
wchodziłam do jej sypialni. Byłam oszołomiona. Ściany były pokryte pięknymi
rysunkami przedstawiającymi konie. Zauważyłam jednego szczególnie
rozpoznawalnego brązowego rumaka.
– Wow. Moe, ty to narysowałaś?
Powiedziała bezgłośnie „tak” i uśmiechnęła się do mnie.
– Nie wiedziałam, że jesteś tak utalentowaną artystką. Są niesamowite.
Mogę wziąć jeden i powiesić w pokoju numer cztery?
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pokazała, bym któryś wybrała.
Zdecydowałam się na ten z brązowym koniem pasącym się pod znajomym
drzewem.
– Dzięki. Ale na razie zostawię go tutaj, aż wrócimy z kolacji. Gotowa do
wyjścia?
Pokręciła głową.
– Nie? Co znaczy nie? Musisz iść. Nie możesz zostawić mnie samej z
Jan.
Wzruszyła tylko ramionami i poruszyła ustami mówiąc „przepraszam”.
– Nie mogę uwierzyć, że nie idziesz. Wisisz mi za to ogromną przysługę
– drażniłam się.
Uśmiechnęła się i poszła za mną do drzwi. Powiedziałam, że przyniosę
jej talerz jedzenia, a ona pokazała mi uniesione kciuki.
Znalazłam Grunta w jego samochodzie. Wyjaśniłam, że Moe nie jedzie z
nami i że nie wiem dlaczego.
– Nic wielkiego – powiedział. – Z nią nigdy nie wiadomo. Wygląda na to,
że zostaliśmy we dwoje. Gotowa?
– Jak to tylko możliwe.
Skierowaliśmy się do Pemborke Pines i uświadomiłam sobie, że nie
byłam sama z Gruntem od dnia mojego ślubu z Grizzem. Nie było to w ogóle
niezręczne i zauważyłam, że łatwo było pogrążyć się w rozmowie. Opowiadał
mi o swoich zajęciach na studiach, a ja powiedziałam dokąd zaszłam z moim
licealnym kursem korespondencyjnym. Nigdy nie spytałam o Sarah Jo, a on
sam również nie zaoferował mi żadnych informacji.
Przy drzwiach zostaliśmy powitani przez Timmy’ego i Kevina, którzy
podskakiwali i wołali:
– Wujek Grunt, wujek Grunt, podnieś mnie, podnieś mnie! – Mnie
również pamiętali i wkrótce obsypali mnie uściskami i całusami.
Tak jak powiedział mi Grizz, Jan była bardziej niż zwyczajnie miła.
Nadskakiwała mi, jakbym była dawno niewidzianą siostrą. Pozwoliłam sobie
cieszyć się tą poufałością, ale upewniłam się, by zbytnio się nie zbliżać. Ciągle
miałam zastrzeżenia co do jej szczerości. Pozwoliłam sobie nawet na kilka
łyków wina do kolacji i poczułam, że trochę się rozluźniłam. Nigdy wcześniej
nie piłam alkoholu i byłam przyjemnie wstawiona. Jan i ja stałyśmy w kuchni i
sprzątałyśmy.
– Kit, bardzo długo czekałam, żeby powiedzieć ci, jak bardzo mi przykro
za to, co stało się ostatnim razem, kiedy tu byłaś.
– W porządku, Jan. Nie przejmuj się tym – powiedziałam, zdrapując
resztki jedzenia do śmieci.
– Nie. Nie jest w porządku. Wiem, że musiałaś słyszeć dlaczego czasem
robię takie rzeczy. Kiedy tu byłaś, myślałam, że mogę być w ciąży, więc
przestałam brać leki. Ty oberwałaś rykoszetem. Naprawdę mi przykro. Jeśli
istnieje sposób, bym mogła ci to wynagrodzić, proszę powiedz. Naprawdę
chciałabym się zaprzyjaźnić.
Hmm. Pomyślałam o tym przez chwilę.
– Tak, właściwie to jest coś, co możesz zrobić – powiedziałam.
– Cokolwiek. Tylko powiedz.
– Opowiedz mi o Moe.

Moe wychowała się w Davie. Jej ojczym, który poślubił jej matkę, gdy
miała jakieś dziesięć lat, był zamożny i chciał rozpieszczać przyrodnią córkę.
To wyjaśniało wysoką nagrodę. W tamtym czasie, matka Moe pracowała dla
dużych linii lotniczych i chociaż nieźle zarabiała, mogła zrezygnować z pracy i
poświęcić się wychowaniu Moe. Miała jeszcze trójkę dzieci z ojczymem Moe.
Same dziewczynki.
Moe była w centrum uwagi przez jakieś cztery lata, zanim urodziła się jej
pierwsza przyrodnia siostra. Miała wtedy czternaście lat i była buntowniczką.
Zaczęła prowadzać się z podejrzanym towarzystwem, zażywała narkotyki i
spała z kim popadło. Straciła zainteresowanie ukochanymi końmi. Na
szesnaste urodziny dostała nowiuteńki samochód, który skończył w jeziorze.
Dwa miesiące po szesnastych urodzinach rzuciła szkołę średnią. W końcu
została złapana przez policję na kradzieży.
Jej rodzice nie potrafili zrozumieć, skąd jej się to wzięło. Dlaczego
musiała kraść, skoro dawali jej wszystko?
Jan nie potrafiła powiedzieć dlaczego życie Moe wymknęło się spod
kontroli. To była jedna z tych rzeczy. Technicznie rzecz biorąc, w wieku
dwudziestu lat wciąż mieszkała w domu, chociaż przez większość czasu jej
tam nie było. Sypiała na kanapach przyjaciół, a w domu pojawiała się tylko po
to, by pożyczyć pieniędzy. Kiedy rodzice w końcu ją odcięli, uciekała się do
włamań do własnego domu i kradzieży. Wciąż byłam ciekawa jak nawiązała
kontakt z gangiem.
Według Jan, Moe została porwana przez jednego z członków. Jan
wydawało się, że miał na imię Chip. Nie było go już w pobliżu. Kręciła się w
jednym z lokalnych barów gangu, świadcząc usługi seksualne w zamian za
narkotyki. Chip zabrał ją do motelu i podzielił się z chłopakami. Spojrzałam na
Jan. Wiedziała, o czym myślałam.
– Tak. Jestem pewna, że zarówno Grizz jak i Blue byli z nią –
powiedziała.
Jan wyjaśniła, że Moe stała się motelową dziwką. Były tam inne kobiety,
które przychodziły i odchodziły, ale Moe była stałą jego częścią.
Nie potrafiłam już dłużej powstrzymywać ciekawości.
– Dlaczego Grizz odciął jej język? – Musiałam wiedzieć.
– Najwyraźniej Moe miała naprawdę niewyparzoną buzię – powiedziała
cicho Jan. – Nigdy nie przestała zachowywać się jak rozpieszczona
księżniczka i ciągle paplała o tym, że nie musi żyć w motelu jak dziwka. Jej
rodzina była bogata i mogła wrócić do domu, gdyby tylko zechciała. Był z tym
tylko jeden problem. Nie można było jej ufać. Przebywała w motelu i słyszała
zbyt wiele sekretów. Doświadczyła zbyt wiele. Nikt tak naprawdę nie traktował
jej poważnie, ale było to zbyt ryzykowne.
Jan powiedziała, że Moe była stale wyśmiewana i maltretowana przez
kilku ze stałych bywalców. A jak niektórzy radzą sobie z prześladowaniem? W
tym wypadku Moe zwróciła swoją frustrację przeciwko jedynej osobie, którą
postrzegała jako słabszą od siebie: Grunta. Miał wtedy tylko dziesięć czy
jedenaście lat.
Blue właśnie poznał Jan i nie przebywał często w motelu, więc Grizz
wziął Grunta pod swoje skrzydła. Nie było to do końca jasne, ale Jan była
prawie pewna, że chociaż Moe nigdy nie skrzywdziła Grunta fizycznie, była dla
niego wredna. Gdy inni czule dokuczali mu z powodu wzrostu, ona była
okrutna i zaczęła się nim wysługiwać. Traktowała go jak niewolnika, kazała mu
na siebie czekać i wykonywać swoje obowiązki. Uważała, by nie robić tego,
kiedy w pobliżu byli Blue czy Grizz.
Ale Moe nie przypuszczała, że Grizz o wszystkim wiedział. Stało się to
zaledwie kilka tygodni po tym, ja Moe zaczęła dokuczać Gruntowi.
Później Grizz powiedział Blue, że wezwał Moe do swojego pokoju na
seks. Zawsze była chętna zaspokoić Grizza. Jan twierdziła, że skrycie się w
nim kochała. Kiedy znaleźli się w pokoju, Grizz rozpiął dżinsy i kazał jej
uklęknąć. Była obrażona, że nie chciał z nią współżyć. Chciał tylko loda.
Nierozważnie stwierdziła, że „lody to robota dla gówniarza”. Pewnie myślała,
że to było urocze i zabawne, ale Grizzowi puściły nerwy.
Byłam zszokowana. Nie potrafiłam utożsamić potulnej i skromnej Moe z
tą zarozumiałą, pyskatą, okropną dziewczyną, o której mówiła Jan.
Rozumiałam, dlaczego Grizz mógł się rozzłościć na ten komentarz, ale żeby
odcinać jej język?
– Czy przez to stała się bardziej nienawistna i obrażona na Grunta?
– Można by tak pomyśleć – odpowiedziała Jan. – Ale nie wszystko toczy
się tak, jakbyśmy zakładali.
– Co masz na myśli?
– Cóż, Grizz zostawił ją w pokoju, krwawiącą i płaczącą histerycznie.
Nikogo tak naprawdę nie obchodziło, że była ranna. Że została okaleczona.
Cóż, poza jedną osobą.
– Kim? – Zapytałam, ale wiedziałam zanim mi powiedziała.
– Gruntem. Sam pomógł jej wrócić do zdrowia. Był tylko małym
chłopcem i nigdy nie opuścił jej boku. Nawet po tym, jak była dla niego taka
wredna.
Mogłam wyobrazić sobie Grunta opiekującego się Moe. Niejeden raz
widziałam jak zszywał kogoś po bójce. Wiedziałam, że Grizz miał opłacanego
przez siebie lekarza, a ten zauważył zainteresowanie Grunta, podczas swoich
wizyt w motelu, gdy udzielał pomocy medycznej. Pokazał Gruntowi jak radzić
sobie z prostymi obrażeniami i zostawił mu przybory medyczne. Grunt był
mądry. Z pewnością mógł pójść do szkoły medycznej.
Natychmiast nabrałam pewności dlaczego Grizz nalegał, by to Grunt
odebrał mi tamtej nocy dziewictwo. Widział w nim opiekuńczą, troskliwą
osobę, która zrobi wszystko, żeby mnie nie skrzywdzić. Ciągle mnie to dziwiło,
przecież Grunt był tym samym człowiekiem, który przybił gościa do płotu.
Wróciłam do teraźniejszości i mojej rozmowy z Jan. Czułam, że między
Gruntem i Moe istniała specjalna więź, ale nie wiedziałam co to było. Jeśli
miałam być szczera, to wydawało mi się, że mogła mieć naturę seksualną, ale
się myliłam. Dziwnie było myśleć o komentarzu, że to Grunt był przyczyną
okaleczenia. Miała uzasadniony powód, by jeszcze bardziej go po tym
znienawidzić. Jednak prosty wyraz troski ze strony dziecka wszystko zmienił.
Byłam poruszona.
Myślałam o tym i obserwowałam Grunta w drodze do domu. Na
kolanach trzymałam owinięty w folię, papierowy talerz wypełniony jedzeniem
dla Moe. Czułam lekkie odurzenie wywołane winem, więc oparłam głowę o
siedzenie, ale zwróciłam ją w stronę Grunta.
Zatrzymaliśmy się przed znakiem stopu, a Grunt spojrzał na mnie.
Podniosłam rękę i pogładziłam jego policzek.
– Jesteś takim dobrym człowiekiem, Grunt. Cieszę się, że to byłeś ty.
Spojrzał na mnie, jakby był zdezorientowany i wtedy uświadomił sobie,
że mówiłam o nocy, kiedy odurzył mnie narkotykami w swoim pokoju. Wziął
mnie za rękę i pocałował ją.
– Ja też się cieszę, że to byłem ja, Kit.
Zatraciliśmy się w tej chwili i wtedy spłynęła na nas rzeczywistość.
Odsunęłam dłoń i usiadłam prosto.
– Mam nadzieję, że nie wywołałam problemów między tobą a Sarah Jo
– powiedziałam cicho. – To znaczy, zakładam, że ona nie wie i nie wiem czy
czujesz się winny, że ją tak zdradziłeś. Wiesz? Przykro mi, jeśli tak jest.
Nie odpowiedział od razu, ale spojrzał przed siebie i ruszył.
– Sarah Jo nie jest moją dziewczyną, Kit.
To przykuło moją uwagę i spojrzałam na niego.
– Co? Jak to nie jest twoją dziewczyną? Widziałam was razem. Dla
mnie z pewnością wyglądaliście jak para.
– Cóż, ale nią nie jesteśmy. Od długiego czasu jesteśmy najlepszymi
przyjaciółmi. Fess nie lubi jej przyprowadzać, ale mnie polubił i od czasu do
czasu zabierał do siebie. Ma też dwóch młodszych braci. Stracili matkę rok,
czy dwa lata temu. Rak piersi.
Oniemiałam.
– Zatrzymaj się. Zjedź tutaj, Grunt. Chcę z tobą porozmawiać i chcę
twojej uwagi.
Zrobił jak prosiłam i zjechał na prawo w Griffin Road. Nie było tam nic
poza gajami pomarańczowymi, więc łatwo wjechał w jeden z rzędów.
Wyłączył silnik i obrócił się w moją stronę.
– Nie jest moją dziewczyną, ale jest dla mnie kimś wyjątkowym.
– Zawsze zachowujesz się tak ckliwie przy kimś, kto nie jest twoją
dziewczyną? – Przy kilku okazjach, kiedy ich widziałam albo trzymali się za
ręce, albo obejmowali, ale teraz, gdy o tym pomyślałam, nigdy nie widziałam,
żeby się całowali.
– Jo i ja zachowujemy się wobec siebie czule, ale to wszystko. Od
dwóch lat chodzi z tym samym chłopakiem z liceum. Stephenem jakimśtam.
– Wiesz, że myślałam, że jesteście parą, prawda? Grunt. Odpowiedz mi.
Chciałeś, bym myślała, że jesteście razem, czyż nie?
Nic nie powiedział, tylko opuścił wzrok na kolana.
– Tak jest lepiej, nie sądzisz? – wyszeptał.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam? Czy Grunt coś do mnie czuł i
próbował to ukryć? Wiedział, że latem ja też coś do niego czułam i specjalnie
zniszczył to przyprowadzając do motelu Sarah Jo?
Dotknęłam jego twarzy i obróciłam ją w moją stronę. Patrzyliśmy na
siebie. Tak bardzo pragnęłam go pocałować, ale nie mogłam zdradzić Grizza.
Nie wiedziałam, co robić. Mój umysł wirował. Przypomniałam sobie, jak
starałam się spędzać czas z Gruntem po tamtym śnie. Wtedy pokazała się
Sarah Jo. Zrobił to specjalnie, by mnie odsunąć?
– O co chodzi, Grunt? – Łzy zapiekły mnie w oczy.
– Nieważne. – Jego głos był pusty. – To nigdy nie może się wydarzyć i
oboje o tym wiemy.
Nie potrafiłam odpuścić.
– Jeśli byłoby możliwe, to chciałbyś tego? Chciałbyś mnie?
– Kit, pragnąłem cię od pierwszej nocy, kiedy cię zobaczyłem. Tamtej
nocy siedziałaś w norze, taka odważna i piękna w tych dżinsach i kwiecistej
bluzce. Zamierzałem się tobą zająć. Nie wiedziałem, co Monster zamierzał z
tobą zrobić, ale dla ciebie stawiłbym mu czoła. To było zanim dowiedziałem
się, że przywiózł cię dla Grizza.
Wyraźnie pamiętałam tamtą noc. Pamiętałam uczucie bycia
obserwowaną. Natychmiast przypomniałam sobie poranek po tym, jak
straciłam dziewictwo. Jak poszłam do pokoju Grunta i poprosiłam, żeby mnie
gdzieś zabrał. Zapytał, w co byłam ubrana pierwszego wieczoru, żeby
sprawdzić, czy nie miałam na sobie nic z tych rzeczy, gdy z nim wychodziłam.
Teraz wiedziałam, że tylko udawał. Doskonale wiedział co miałam na sobie
pierwszej nocy w motelu.
W mojej głowie panował chaos. Nie wiedziałam co powiedzieć.
Nie musiałam nic mówić. Zaklęcie prysło, gdy odpalił samochód. Głośny
silnik przywrócił mnie do rzeczywistości i bez słowa wróciliśmy do motelu.
Rozdział 25

Ten wieczór nie został już nigdy wspomniany. Wróciliśmy do naszej


rutyny, jakby nigdy się nie wydarzył – żadnych ukradkowych czy skradzionych
spojrzeń. Oboje musieliśmy przyznać przed samymi sobą to samo: to nigdy
się nie wydarzyło. Nie mogło się wydarzyć. I zostało wymazane z pamięci.
Była jedna pozytywna rzecz, która wynikła z tej rozmowy – Sarah Jo.
Wiedza, że nie była w romantycznym związku z Gruntem otworzyła przede
mną drogę, którą chciałam zbadać: przyjaźń. Zaczynałam kochać Moe, ale
szczerze mówiąc, komunikacja była trudna. Grizz i Grunt byli mężczyznami.
Znajomość z Jan była katastrofą. Chciałam mieć przyjaciółkę.
Poprosiłam Grunta o jej numer. Razem z Gruntem wróciliśmy do
swobodnego zachowania w swoim towarzystwie, jak wtedy, gdy wracaliśmy od
Blue w Święto Dziękczynienia. Z Sarah Jo skontaktowałam się jako pierwsza i
od razu zaiskrzyło.
Ale nie zaczęło się to łatwo. Na początku jej ojciec sprzeciwiał się naszej
przyjaźni. Wydaje mi się, że Fess czuł się niekomfortowo z jej przyjaźnią z
nieletnią żoną przywódcy gangu.Ale kto mógł go winić?
Jej ojciec nie był zatwardziałym kryminalistą jakiego można by
oczekiwać po gangu motocyklowym. Właściwie znalazł się tam przez
przypadek. Przezwisko Fessa było skrótem od Profesora. Uczył w lokalnym
college’u. Zmagał się wtedy ze swoją karierą pedagogiczną, trójką małych
dzieci i umierającą żoną. To było dla niego zbyt wiele.
Trzy miesiące po śmierci żony, podszedł do niego rodzic jednego z
uczniów. Dzieciak zawalał zajęcia, co przeszkadzało mu w uzyskaniu
dyplomu.
Fess nie potrzebował łapówek. Czuł, że zawiódł studentów, bo nie było
go przy nich w trakcie choroby jego żony i jej śmierci. Powiedział rodzicowi, by
się nie martwił; jego syn zda.
Rodzic okazał się detektywem do spraw antynarkotykowych. Powiedział
Fessowi, że odwdzięczy mu się jak tylko będzie mógł. Gdy tylko Fess będzie
potrzebował przysługi, bez względu na to, co to będzie, on mu pomoże. Fess
odniósł wyraźne wrażenie, że mówiąc: bez względu na to, co to będzie, był
szczery.
Niecały miesiąc później, Fess topił smutki w barze, gdzie poznał
młodego, dobrze zapowiadającego się lidera gangu motocyklowego. Grizza.
Fess nie tylko tęsknił za żoną, próbując wychować trójkę małych dzieci i
utrzymać pracę, był też nieźle zadłużony. Choroba jego żony była długa i
mimo że miał ubezpieczenie zdrowotne , nie wystarczyło to na pokrycie
kosztów opieki. Potrzebował pieniędzy. Mógł stracić dom.
Tak to się zaczęło. Wewnętrzna siatka informacyjna Grizza. Fess
poprosił o przysługę, a ojciec ucznia z radością mu pomógł. Grizz dobrze
płacił. Tym właśnie zajmował się Fess. Prowadził dla Grizza rejestr
informatorów i innych ludzi, którzy pracowali dla niego na innych
stanowiskach. Fess prowadził dokumentację na temat tego, co kto robił i ile
mu za to płacili. Nigdy nie przekazywał pieniędzy. Nigdy nie nawiązywał
kontaktu. Nigdy nie używał swojego prawdziwego imienia. Nigdy nie było
niczego, co wiązałoby go z Grizzem.
W końcu kupił sobie Harleya i od czasu do czasu przyjeżdżał do motelu,
ale nigdy nie nosił kurtki. Jedynym powodem, dla którego Sarah Jo przyjaźniła
się z Gruntem było to, że Fessowi żal było małego chłopca mieszkającego w
motelu. Z czasem bardzo polubił Grunta. Grunt miał potencjał i Fess to widział.
Sarah Jo zdradziła mi, że Fess regularnie odwiedzał Moe w jej pokoju,
gdy tylko odwiedzał motel. Jo wiedziała jak bardzo tęsknił za jej matką, ale był
tylko człowiekiem. Uważała, że ojciec mógł coś czuć do Moe. Ale jeśli im na
sobie zależało, dobrze ukrywali to przed resztą.
Sarah Jo powiedziała mi, że kiedy zobaczyła mnie za pierwszym
razem, rozpoznała mnie. Ale, oczywiście wiedziała, żeby nic nie mówić.
Uczęszczała do rywalizującej z moją szkoły, Fort Lauderdale High School.
Moja szkoła i Stranahan odkąd sięgałam pamięcią były arcywrogami. Ale
miała w Stranahanie wystarczająco dużo przyjaciół, by o mnie słyszeć:
wyróżnianej uczennicy, która zaginęła. Przypuszczano, że uciekłam.
Opowiedziała mi o swoim chłopaku, Stephenie. Była z nim od dwóch lat
i była rozdarta między miłością do niego, a zainteresowaniem nowym
chłopakiem, którego poznała.
Na początku nasza przyjaźń była trudna z powodu ograniczonej liczby
miejsc, do których mogłam pójść, a żadna z nas nie miała prawa jazdy.
Musiałyśmy polegać na Gruncie, Moe, Grizzie, Fessie lub każdym, kto mógł
podrzucić nas od czasu do czasu do kina, na plażę lub do odległego centrum
handlowego.
Mimo przeszkód, nasza przyjaźń kwitła. Była moją druhną, gdy
wychodziłam za mąż. A ja byłam jej, na jej ślubie. Była przy mnie, gdy
rodziłam dwójkę moich dzieci. Ja byłam przy niej, gdy rodziła swoją trójkę.
Czekała na mnie przed pokojem obserwacyjnym w dniu, kiedy zmarł Grizz.
Była i do dzisiejszego dnia jest jedną z moich najlepszych przyjaciółek.

Święto Dziękczynienia przyszło i minęło. Do Bożego Narodzenia zostało


już tylko kilka tygodni. Kilka razy udało mi się wyjść z Sarah Jo na zakupy.
Zaplanowałam dla Grizza miły prezent, ale miało to trochę potrwać.
Powiedziałam mu, że będzie opóźniony. Chyba założył, że było to coś, co
sama dla niego robiłam, skoro nie miałam pieniędzy, żeby mu coś kupić.
Bardziej przejmował się prezentem dla mnie.
Pewnej nocy siedziałam po turecku na łóżku i odrabiałam zadanie
domowe. Grizz, który właśnie wyszedł spod prysznica i się wycierał, wypytywał
mnie, co chciałabym dostać na Gwiazdkę. Ciągle mu powtarzałam, że niczego
nie potrzebowałam, miałam wszystko, czego mogłam potrzebować i chcieć.
– Musi coś być, Kit. Cokolwiek zechcesz – powiedział, owijając się w
pasie białym ręcznikiem, gdy przeszedł przez pokój, aby usiąść obok mnie na
łóżku, jego ciało było ciągle mokre. – Tylko powiedz. Dostaniesz to. Nie
obchodzi mnie, ile to będzie kosztować. Nie obchodzi mnie, czy to coś, co
wydaje ci się trudne do zdobycia. Cokolwiek, skarbie. Cokolwiek.
Zamknęłam książkę i delikatnie dotknęłam jego ramienia.
– Naprawdę, Grizz. Mówię poważnie. Nie ma nic takiego.
Odepchnął moje książki z drogi i położył mnie delikatnie na łóżku.
Następnie jednym szybkim ruchem, usiadł na mnie okrakiem i przysunął swoją
twarz do mojej.
– Dobrze – powiedział, uśmiechając się szeroko i całując mnie delikatnie
w czoło. – Co powiesz na wycieczkę? Możemy wynająć dom w Keys na kilka
tygodni. Tylko my dwoje.
Tylko na niego spojrzałam i się uśmiechnęłam, obejmując go za szyję i
całując. Po kilku sekundach coś do mnie dotarło: coś, co chciałam zrobić.
– Wiesz, jest takie miejsce, do którego mógłbyś mnie zabrać.
– Tylko powiedz, skarbie. Mogę kazać Eddiemu, żeby zrobił ci paszport.
Możemy pojechać do Meksyku, Paryża, gdziekolwiek. Tylko powiedz.
– Chcę pójść do kościoła.
Chociaż ciężko było w to uwierzyć, bardziej tęskniłam za kościołem niż
za domem. Nauczyłam się polegać na mojej wierze w przetrwanie w bardzo
młodym wieku. Brakowało mi tego uczucia spokoju, które odczuwałam, gdy
tam byłam, wiedzy, że byłam kochana bezwarunkowo, że nie musiałam nic
robić, by zasłużyć na tę miłość. Nie wymagano ode mnie gotowania czy
płacenia rachunków. Żądano ode mnie tylko jednego: bym przyjęła Jezusa
Chrystusa jako mojego Pana i Zbawiciela. Zrobiłam to, gdy miałam dziewięć
lat.
Grizz podrapał się po brodzie i usiadł.
– Zastanawiałem się, kiedy w końcu zdecydujesz się o to poprosić.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Wiem, że chodziłaś do kościoła w każdą niedzielę.
Oczywiście, że wiedział.
– Kit, nie mogę cię zabrać do kościoła. Nie sądzę, by dobrym pomysłem
było zabranie cię do jakiegokolwiek kościoła na tym wybrzeżu.
Wiele lat później dowiedziałam się, że wtyczki Grizza powiedziały mu,
że to mój kościół, a właściwie jedna osoba naciskała na detektywów, by mnie
szukali. Siostra Mary Katherine poświęcała mi szczególną uwagę. Martwiła się
o młodą dziewczynę, która każdej niedzieli sama przychodziła na mszę. Stała
się moją przyjaciółką i powiernicą. Tęskniłam za nią bardziej niż za Delią.
Kiedy pozwoliłam sobie o tym pomyśleć, w ogóle nie tęskniłam za Delią.
Tęskniłam za poczuciem bezpieczeństwa związanym z domem. Wiedziałam
czego w nim oczekiwać. Życie w motelu było przerażające, bo było
naznaczone niepewnością. Rzadko pozwalałam sobie myśleć o tym, co działo
się za drzwiami pokoju numer cztery.
Tak właśnie przez tyle lat radziłam sobie z kryminalną działalnością
mojego męża – ignorowałam ją. Właściwie to udawałam, że nie istniała.
Oczywiście były rzeczy, których nie mogłam uniknąć czy zignorować, więc
grałam ze sobą w małą umysłową grę. Nazywałam ją „To się nie zdarzyło”.
Gdy detektywi odmówili współpracy z siostrą Mary Katherine, użyła
znajomości we wszystkich kościołach katolickich na wschodnim wybrzeżu
Florydy, by sprawa mojego zaginięcia pozostała w centrum uwagi. Nawet jeśli
tylko w kręgu katolickim, było to miłe z jej strony.
– Dlaczego nie? – zapytałam. – Gdybyśmy pojechali nieco na północ,
albo na południe w stronę Miami, myślę, że byłoby bezpiecznie.
– Po prostu myślę, że istniej duże prawdopodobieństwo, że zostaniesz
rozpoznana. Ale mam pomysł. Zaufaj mi. Zajmę się tym.
I tak zrobił. Przez wiele lat po tej rozmowie, wczesnym rankiem w każdą
niedzielę albo sam Grizz, albo ktoś inny wiózł mnie Aleją Aligatorów za
zachodnie wybrzeże Florydy. To była ponad półtorej godzinna podróż.
Czasem zabierał mnie w piątek lub w sobotę i zatrzymywaliśmy się w hotelu.
Nigdy nie chodził ze mną do kościoła. Ale zawsze na mnie czekał, gdy
wychodziłam. W końcu zaczęłam jeździć na wybrzeże na własną rękę, wraz z
rozwojem migracji na zachód. Ale on dotrzymał słowa w tych wczesnych
latach.
Boże Narodzenie i Nowy Rok szybko przeminęły i zaczęły zbliżać się
moje prawdziwe szesnaste urodziny. Nie byłam pewna czy Grizz wiedział
kiedy wypadały. Myliłam się. Grizz wiedział wszystko. Cóż, prawie wszystko.
Obudziłam się tego ranka i, jak zwykle, znalazłam sobie zajęcie. Grizz
był na zewnątrz i robił coś z Chowderem. Wsunął głowę do pokoju numer
cztery i poprosił, bym wyszła. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, przed
motelem stał zaparkowany błyszczący, nowy czarny Trans Am. Grizz się do
mnie uśmiechnął.
– Podoba ci się?
– Kupiłeś sobie nowy samochód? Oczywiście, że mi się podoba! Zabierz
mnie na przejażdżkę.
– Nie, to ty zabierz mnie na przejażdżkę. – Uśmiechnął się. – Jest twój.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kotku.
Przytulił mnie i pocałował w czubek głowy. Nie wiedziałam, co
zaskoczyło mnie bardziej – to, że pamiętał o moich prawdziwych urodzinach,
czy to, że kupił mi tak niespodziewany i kosztowny prezent.
– Kluczyki są w środku. Jedźmy – powiedział. – Ty prowadzisz.
– Nie mogę.
– Dlaczego?
Zarumieniłam się.
– Bo nie umiem prowadzić.

Jak na kogoś, kto wiedział o mnie każdy szczegół, to wydawało się


dosyć ważną rzeczą, która mu umknęła.
– Wiem, że nie masz prawdziwego prawa jazdy, ale Ann Marie
O’Connel ma – powiedział mi, Eddie wyrobił mi nowe prawo jazdy po naszym
ślubie.
– Ale Grizz, ja nie potrafię prowadzić. No wiesz, kierować, dodawać
gazu i tak dalej.
– Co masz na myśli? Widziałem twoje pozwolenie na prowadzenie
pojazdów w zeszłym roku.
– Tak, zdałam pisemny test, by dostać pozwolenie w lutym zeszłego
roku, ale nauka jazdy zaczynała się dopiero w wakacje. Nie muszę ci
tłumaczyć dlaczego nigdy nie poszłam na te lekcje.
Wyraz jego twarzy był komiczny i zaczął się mocno śmiać.
– Jak ja to przegapiłem?
Ja również zaczęłam się śmiać.
– Nie wiem, ale to zrobiłeś.
– Wskakuj. Jedźmy. Nauczysz się jak prowadzić.
Przez resztę miesiąca Grizz, Grunt, Chowder i Moe udzielali mi lekcji
jazdy. Ale to z Grizzem spędzałam najwięcej czasu. Było kilka reguł, na które
nalegał. Przynajmniej na początku nie mogłam nigdzie jeździć sama. Nie
mogłam się zbliżać do mojej dawnej okolicy. Mogłam żyć z tymi zasadami, ale
był jeden wyjątek, który mnie rozzłościł: nie mogłam nigdzie jechać z samą
Sarah Jo.
Kłóciłam się, że nie pozwolił mi jeździć samej, a kiedy Sarah Jo była ze
mną, nie byłam sama. Poza tym, sam kilka razy podrzucał nas do kina. Ale to
nie miało sensu – nie podobało mu się to. Nie chodziło mu o Sarah Jo; nie
podobał mu się pomysł dwóch młodych dziewczyn jeżdżących Trans Amem.
– W takim razie mogłeś mi kupić brzydkiego, starego gruchota –
zawołałam.
To była nasza pierwsza prawdziwa kłótnia i walczyłam z nim naprawdę
ostro. Ale oczywiście nie wygrałam. Złościłam się na niego przez wiele dni.
Ignorowałam go. Nie gotowałam dla niego. A już na pewno z nim nie sypiałam.
Zamknęłam się w jednym z pustych pokoi, odrabiałam zadania domowe,
czytałam książki i wychodziłam tylko po to, by sprawdzić co z Gwinny. Zostawił
mnie w spokoju, co rozzłościło mnie jeszcze bardziej.
Wtedy wydarzyło się coś, czego nie oczekiwałam; uświadomiłam sobie,
że za nim tęskniłam.
To chyba dlatego, że zostałam zabrana z domu, w którym byłam
kompletnie ignorowana. Tutaj Grizz zasypywał mnie uwagą i prezentami. Do
tego momentu naszego związku niczego mi nie odmówił, poza wolnością. Nie
licząc mojego pierwszego seksualnego doświadczenia z Gruntem, nigdy mnie
nie skrzywdził.
Właściwie, to rozpuścił mnie jak dziadowski bicz.
Grizz był cichy. Nie mówił za dużo, ale był uczuciowy. I nie zawsze
chodziło o uczuciowość w sypialni. Lubił kontakt fizyczny, zawsze trzymał
mnie za rękę w miejscu publicznym albo gdy szliśmy do nory. Jeśli
przychodziłam tam sama, wciągał mnie na swoje kolana. Każdego ranka
budziłam się w cieple, bezpieczna w jego ramionach.
Próbowałam wymyślić co dałam mu w zamian. Cóż, jeśli to się liczyło,
oddałam mu siebie. Dałam mu swoją lojalność. Na pewno mogłam wymyślić
sposób, by uciec i ostrzec Delię i Vance’a. Ale czy lojalność wystarczyła?
Wtedy zaczęłam czuć się winna, więc wróciłam do pokoju numer cztery. Nie
wiedziałam czy go tam znajdę, czy też nie.
Był tam, z zamkniętymi oczami odpoczywał w rozkładanym fotelu.
Wiedziałam, że nie spał. Grała wieża. Słuchał jednego z moich albumów.
Seals&Crofts. Leciało właśnie „Summer Breeze”8.
Do tego czas zgromadziłam już moją własną kolekcję płyt. Grizz i ja
rzadko zgadzaliśmy się co do muzyki. On lubił hard rocka i chociaż ja też
lubiłam niektóre kawałki, słuchałam też łagodnej muzyki: Loggins&Messina,
Bread, Paula Davisa, ABBY.
Stanęłam nad nim.
– Od kiedy to lubisz Seals&Crofts?
– Nie lubię – powiedział, ciągle miał zamknięte oczy.
– W takim razie dlaczego ich słuchasz?
– Bo ich kochasz, a ja kocham ciebie i za tobą tęsknię.
Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha? Moje serce załomotało.

https://www.youtube.com/watch?v=QsHuV3Aj1os
8
Grizz otworzył oczy i na mnie spojrzał.
– To cię dziwi, Kit? – Jego zielone spojrzenie było ciepłe. – Że jestem w
tobie zakochany?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet po zeszłorocznym wyznaniu o
powodach jego obsesji na moim punkcie, nigdy nie słyszałam, by mówił o
miłości.
Więc zrobiłam jedyną rzecz, która przyszła mi na myśl. Podciągnęłam
fotel i jego razem z nim, do pozycji siedzącej. Usiadłam mu na kolanach i go
objęłam.
– Ja też cię kocham, Grizz – powiedziałam.
I mówiłam poważnie. Byłam chyba bardziej zszokowana niż on.
Pocałował mnie.
– Możesz coś dla mnie zrobić, skarbie?
– Tak, Grizz, cokolwiek – odpowiedziałam z uśmiechem. Wiedziałam o
co zamierzał poprosić i byłam na to chętna.
– Mam okropny ból głowy. Możesz przynieść mi jakąś aspirynę?
Odsunęłam się i spojrzałam na niego zaskoczona.
– Jasne.
– Co się stało? – zapytałam, wracając z aspiryną i wodą. – Zbyt długo
przebywałeś na słońcu? Nigdy nie boli cię głowa.
– Nie. Wydaje mi się, że to od słuchania twojej muzyki.
Rozdział 26

Był marzec, kiedy byłam wreszcie gotowa wręczyć Grizzowi prezent


świąteczny. Właśnie zjedliśmy obiad, a on usiadł, by popracować przy biurku.
Poszłam do sypialni i wyciągnęłam jego prezent. Był ciężki.
Usiadłam na stoliku i wyszczerzyłam się do niego.
– Wesołych świąt, choć ze spóźnieniem!
Odwrócił się i zauważył prezent. Musiałam go zaskoczyć. Albo nie był
przyzwyczajony do dostawania prezentów, albo myślał, że zapomniałam, iż
jestem mu jeden winna. Po prostu na mnie spojrzał.
– Będziesz tak tam siedzieć i gapić się na mnie, czy go otworzysz? –
zaczęłam go drażnić.
Nie odzywając się, wstał i zaczął podnosić prezent jedną ręką, ale jego
waga go zaskoczyła.
– Wow, co tam jest?
– Musisz otworzyć i się przekonać.
Podniósł go obiema rękami i usiadł na kanapie. Usiadłam obok niego i
podciągnęłam kolana pod brodę. Powoli zaczął go rozpakowywać. Było to
proste brązowe pudełko. Otworzył je i wyciągnął jedną z osobno
zapakowanych części. Uważnie obserwowałam jego twarz.
Były to szachy, wykonane ręcznie z kości słoniowej – w czaszki i inne
symbole.
Podniósł jedną z figur i spojrzał na mnie.
– Jak? Jak je dla mnie zdobyłaś Kit? Jeśli reszta pionków jest rzeźbiona
ręcznie, musiało cię to kosztować fortunę.
– To nie ma znaczenia. Podoba ci się? – Mocniej przytuliłam się do
kolan. – Po prostu mi powiedz czy ci się podoba. Och, a szachownica jest pod
twoim łóżkiem! Była zbyt ciężka, by ją zapakować. Podoba ci się, prawda? –
Zaczęłam się martwić czy wybrałam dobry prezent.
– Jak za to zapłaciłaś? – Jego wzrok był pełen powagi.
– To bardzo niegrzeczne pytanie, Grizz. Nie martw się. Nie użyłam
twoich pieniędzy, jeśli o tym myślisz.
– W ogóle o tym nie pomyślałem. Po prostu nie mogę rozgryźć skąd
miałaś tyle pieniędzy. – Ostrożnie odpakowywał każdy pionek, układając je w
prostej linii na stoliku.
Wiedziałam kiedy się zorientował. Potrafiłam to stwierdzić po wyrazie
jego twarzy. To był jeden z dwóch razy, kiedy widziałam jak w jego oczach
pojawiło się coś, co przypominało łzy. Drugi raz miał nastąpić, kiedy
odwiedziłam go w więzieniu i pokazałam mu zdjęcie naszej córki.
Wyszeptał:
– Sprzedałaś swoją gitarę.

Miał rację, zastawiłam gitarę. To była specjalna gitara, za którą


otrzymałam znaczną ilość pieniędzy. Dzięki Bogu, Guido wykupił ją na
garażowej wyprzedaży, zanim Delia ją sprzedała. Nigdy nie wierzyła mi, kiedy
mówiłam jaka jest cenna.
Gitarę dostałam w prezencie w 1969 roku. Miałam dziewięć lat i byłam
na Woodstocku z Delią i Vincem. Żeby mnie czymś zająć, Delia wzięła dla
mnie tylko kolorowe pisaki i kolorowanki. Rozbiliśmy nasz namiot obok młodej
pary. Chciałabym pamiętać ich imiona. Chłopak miał gitarę, którą wynosił z
namiotu i na niej grał, kiedy nie było koncertów. Przyłapał mnie na gapieniu się
już pierwszego dnia. Myślę, że obojgu im było mnie żal, bo Delia i Vince albo
byli pijani, albo spali. Dał mi więc kilka lekcji gry na gitarze. Pokazał mi
podstawowe nuty i pozwolił ćwiczyć na swoim instrumencie.
Cały weekend padało i koncerty zostały odwołane, wszędzie było błoto.
Młoda para pojechała do domu w sobotnią noc. Kiedy jego żona pakowała
rzeczy, chłopak zawołał mnie na bok i powiedział, że chciałby, bym miała jego
gitarę tak długo, jak będę uczyła się na niej grać. Już umiałam zagrać ‘Jingle
Bells’, więc powiedział, że jestem w tym dobra, ale muszę jeszcze poćwiczyć
nuty, których mnie nauczył. Powiedział, że to stara gitara, ale dobrze
nastrojona, więc mogę ją zatrzymać. Byłam zachwycona.
Następnego ranka większości ludzi już nie było. Zostałam obudzona
przez głośną muzykę, która była tak dobra, że mnie zahipnotyzowała. Jimi
Hendrix grał ‘The Star–Spangled Banner’ na swojej elektrycznej gitarze.
Próbowałam obudzić Delię i Vince’a, ale całkiem odlecieli. Zanim Jimi skończył
kawałek, zebrałam czarny magiczny pisak, swoją nową gitarę i skierowałam
się w stronę sceny.
– Przykro mi dzieciaku, nie mogę cię tam wpuścić – powiedział do mnie
facet z przepustką zawieszoną na szyi, strzegący bramy. Musiał
przekrzykiwać głośną muzykę.
– Moi rodzice tam są, a ja zabrałam gitarę taty. Będzie na mnie zły, że
uciekłam. Proszę niech mnie pan wpuści zanim wpadnę w kłopoty –
skłamałam, przekrzykując go.
Albo mi uwierzył, albo stwierdził, że dziecko nie jest zagrożeniem.
Wpuścił mnie. Czekałam aż Jimie Hendrix zejdzie ze sceny. Podeszłam prosto
do niego i zatrzymałam go.
– Panie Hendrix, podpisze mi pan gitarę? – zapytałam i zanim
odpowiedział, dodałam: – W tym tygodniu właśnie nauczyłam się na niej grać.
Myślę, że to go rozbawiło, ponieważ szeroko się do mnie uśmiechnął.
Jego skóra na twarzy błyszczała od potu, użył ramienia, by otrzeć ją. – Masz
coś do pisania?
Podałam mu swój magiczny pisak. Napisał ‘Gypsy Eyes, Jimi Hendrix9,
WS, 8/18/69’ z tyłu gitary.
– Co to „gypsy eyes”? – zapytałam, gdy próbowałam odczytać słowa
poprzez jego paskudne pismo.
– Jak masz na imię?
– Gwinny

9
https://www.youtube.com/watch?v=vmTGJf6XLU0
– Cóż Gwinny, to piosenka, którą nagrałem w zeszłym roku, ale skoro
masz największe, najbardziej brązowe oczy jakie w życiu widziałem, myślę, że
idealnie do ciebie pasuje.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
– Dziękuję.
Nie odpowiedział. Uśmiechnął się po prostu i poszedł dalej. Zabrałam
swoją świeżo podpisaną gitarę i skierowałam do miejsca, którędy weszłam.
– Hej, twoi rodzice nie będą źli, jeśli znowu zabierzesz tam gitarę taty? –
zapytał mnie facet przy bramie.
– Nie, moi rodzice są w namiocie – powiedziałam, mijając go.
– Co? Powiedziałaś, że twoi rodzice są częścią załogi.
– To prawda. Przepraszam, że skłamałam. Ale Jimi Hendrix właśnie
podpisał mi gitarę! – Uniosłam ją, by mu pokazać.
– Nieźle to rozegrałaś – uśmiechnął się.
Kiedy Delia i Vince wreszcie otrzeźwieli, pokazałam im swoją podpisaną
gitarę. Nie uwierzyli, że to autentyczny podpis. Chyba dlatego, że był tak
niezdarny, iż myśleli, że sama go zrobiłam. Albo po prostu mieli zbyt wielkiego
kaca, by w ogóle ich to obchodziło.
– Tak, zastawiłam swoją gitarę – odpowiedziałam Grizzowi, patrzyłam w
ziemię. – Dałeś mi tak wiele, ja też chciałam ci coś dać. Przepraszam, że
zajęło mi to tak długo, ale są ręcznie robione i nie zdążyłabym ich zdobyć
przed świętami.
Wstał i spojrzał na mnie. Wziął mnie za rękę, podniósł i przytulił, prawie
mnie przyduszając.
– To najładniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem Kit. Dziękuję ci.
Kocham go i kocham ciebie. – Pocałował mnie w czubek głowy.
– A teraz chodźmy odzyskać twoją gitarę.
Rozdział 27

Już prawie zapomniałam, że byłam ofiarą porwania. Kiedy opuszczałam


motel, nadal się ukrywałam, ale przez większość czasu miałam wrażenie, że
ludzie po prostu o mnie zapomnieli. Nie miałam nic przeciwko. Nie chciałam
być odnaleziona.
Zawsze pojawiał się ktoś nowy, a ja robiłam wszystko, by ich unikać.
Wiedziałam jaki był Grizz. Był kryminalistą. Tak samo jak większość ludzi, z
którymi miał styczność. Gardziłam nielegalnym sposobem, w jaki mężczyzna,
którego kocham zarabia na życie. Nie umiałam sobie z tym radzić, więc to
ignorowałam. Choć nie zawsze było to takie proste.
Żyłam w motelu przez prawie rok. Jednego dnia usłyszałam głośne
zamieszanie w norze – krzyki i jęki. Lucyfer i Damien warczeli. Grizz wyszedł,
by zobaczyć co się dzieje. Kiedy się nie uspokoiło, ja też zeszłam na dół. Kilka
chwil zajęło mi stwierdzenie co się dzieje, a kiedy to do mnie dotarło byłam
przerażona.
To była młoda para. On był pobity, a ona była gwałcona. Grizz stał tam
gadając z jakimś facetem i ignorując wszystko, co się działo. Psy przestały
warczeć, bo Grizz im kazał, ale oprócz tego nadal było słuchać krzyki. Nie
mogłam uwierzyć w to co widzę.
Najwyraźniej, sprowadzono tę młodą parę z powrotem do motelu. Facet,
który to zrobił, nie chciał pary, chciał ich motocykle. A znęcali się nad nimi dla
zabawy.
Podeszłam prosto do Grizza i przerwałam mu:
– Możesz to powstrzymać? Nie widzisz co się dzieje?
Spojrzał na mnie ostro.
– To nie twoja sprawa, Kit. Wracaj do środka.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu kogoś, kogo będę znała, ale nie było
nikogo. Gdzie był Grunt, Chowder, Moe? Zobaczyłam Monstera, ale był zbyt
zadowolony z siebie. Musiał zgwałcić dziewczynę zanim zeszłam, bo zasuwał
rozporek, jednocześnie kopiąc młodego chłopaka w żebra. Byłam oburzona.
To nie moja sprawa? Byłam świadkiem gwałtu na miłość boską!
– Grizz, proszę zatrzymaj to. Proszę zrób to dla mnie.
Grizz kiwnął głową mężczyźnie, z którym rozmawiał. Teraz go
rozpoznałam. Miał na imię Chico. Raz lub dwa widziałam go w motelu. Nie
miał na sobie kurtki gangu.
– Miguel, skończ to, teraz – powiedział Chico do jednego z mężczyzn
siedzących na krześle ogrodowym. Grizz i Chico wrócili do rozmowy.
Dzięki Bogu pomyślałam, pragnąc, by moje dłonie przestały wreszcie
drżeć. Zanim mu podziękowałam, zobaczyłam jak mężczyzna zwany Miguel
podchodzi do dziewczyny, która leży na ziemi i szlocha. Podskoczyłam.
Następnie Miguel podszedł do mężczyzny, który był pobity i również leżał na
ziemi.
Skończył to wpakowując im w głowy po kulce. Właśnie byłam świadkiem
swojej pierwszej egzekucji.

To stało się tak szybko, że nie zareagowałam. Byłam w szoku, ale


wiedziałam, że lepiej nie wpadać w histerię przed tymi ludźmi.
Wróciłam do czwórki i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie,
wzięłam głęboki wdech i próbowałam zwalczyć mdłości, kiedy się otworzyły, a
ja wpadłam w ramiona Grizza. Złapał mnie i wniósł do środka.
– Nie powinnaś wychodzić.
– Naprawdę? Naprawdę Grizz? Co to, do diabła, było? Stałeś tam, gdy
facet był dręczony, a jego dziewczyna gwałcona? – Walczyłam, by nie
podnosić głosu. – Jak mogłeś na to pozwolić?
– To nie był mój problem, Kit.
– To twoje miejsce, Grizz. To twoi ludzie.
– Chico i jego zgraja nie są moimi ludźmi. Miguel jest jego człowiekiem.
Dostarczali przesyłkę. Te dzieciaki były nieuniknioną ofiarą. Nie mój problem.
Ani nie twój. – Wyminął mnie i usiadł na kanapie.
Podążyłam za nim, składając ręce na kolanach.
– Więc mówisz mi, że oślepienie Monstera dla ratowania kotka to dla
ciebie pikuś, ale umywasz ręce, kiedy przychodzi do egzekucji dwójki
niewinnych ludzi? Grizz – przerwałam, by zwiększyć wrażenie, serce waliło mi
w piersi. – Skinąłeś głową i dwójka ludzi została stracona.
– Kit, nie byli moją sprawą – powiedział i włączył telewizor. – Poprosiłaś,
żebym to zakończył. Nie moja sprawa jak to zrobili. Nie podoba ci się, jak tu
rozwiązujemy problemy, to siedź w środku. Rozumiesz?
Nie mogłam uwierzyć. Wydawało mi się, że widziałam całkiem innego
Grizza. Nie sympatycznego Grizza, który ratował kociaki i słuchał mojej
muzyki. Nie kogoś, kto upewnił się, że jego młoda żona chodziła co niedzielę
do kościoła.
Nie mogłam uwierzyć jak naiwna byłam. On był każdym z nich, ale
zapominałam, że nie stał się liderem gangu dzięki swojej delikatności. Był
ostry. Zimnokrwisty. Bezwzględny w swoim działaniu, jeżeli tego wymagała
sytuacja.
Wzięłam sobie jego radę do serca. Siedziałam w środku, kiedy tylko
mogłam.

Po tym wydarzeniu byłam udręczona przez kilka dni, próbując się


dowiedzieć czy mogłam zachować się inaczej. Oczywiście, że mogłam.
Mogłam wrócić do pokoju i zadzwonić na policję. Ale czy to uratowałoby tę
dwójkę?
Nie.
Najprawdopodobniej Grizz otrzymałby cynk, zanim policja by tu
przyjechała i skończyłabym na bagnach wraz z innymi ciałami. Nie sądziłam,
by posunął się do tego, ale nie mogłam sobie też wyobrazić co by mi zrobił,
gdybym go tak rozwścieczyła. Wciąż rozgrywałam w myślach te scenki.
Gdybym powiedziała prawdę czy uratowałoby to ludzi przed śmiercią?
Może. Ale co innego mogło się zdarzyć? Czy chciałam wrócić do
swojego życia z Delią i Vincem? Chciałam zobaczyć Grizza, Moe, Chowdera
czy Grunta w więzieniu? Czy chciałam zobaczyć jak Blue trafia do więzienia, a
to rozbija jego rodzinę? A co z Fessem?
Prawda była taka, że nie znałam istoty działalności przestępczej, którą
się tu zajmowano, ale nie mogło to być gorsze niż morderstwo. Prawda?
Starałam się wciągnąć Grizza w rozmowę o tym, ale nigdy mi nie
odpowiadał.
– Lepiej dla ciebie, kiedy nie wiesz o pewnych rzeczach – tylko tyle
powiedział.
Po incydencie z Chico i jego zgrają, zauważyłam, że Grizza stara się
być dla mnie bardziej kompromisowy, o ile w ogóle to możliwe. Już i tak mnie
rozpieszczał. Ale po tamtym dniu, coś się zmieniło w sposobie, w jaki mnie
traktował. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czułam to. Myślę, że chociaż
postawił na swoim i odmówił rozmowy na ten temat, to skrycie bał się, że to,
co zobaczyłam tamtego dnia, mogło doprowadzić mnie do ostateczności.
Może myślał, że przestanę go kochać. Nie byłam pewna.
Ale wtedy to się stało i wiedziałam, że moje podejrzenia były poprawne.
Wydarzenie to miało miejsce w sobotnie popołudnie, tydzień później.
Przygotowywaliśmy się do wyjścia do kościoła. Pakowałam torbę na noc.
Pogoda miała być ładna i Grizz chciał wziąć motocykl. Stał metr od łóżka i po
prostu zapytał czy nie chciałabym jechać samochodem. Powiedziałam, że nie.
Kochałam swój samochód, ale o wiele bardziej kochałam jazdę na motocyklu.
To go uszczęśliwiło, ale szczerze mówiąc, to była prawda.
Właśnie wtedy drzwi się otworzyły i do środka wpadła spanikowana
Moe. Łzy spływały po jej twarzy. Chwyciła Grizza za ramię i pociągnęła go w
stronę drzwi. Nie musiała wykorzystywać dużo siły, oboje byliśmy
zaalarmowani i wybiegliśmy najszybciej jak się dało.
Wybiegliśmy na zewnątrz i pobiegliśmy za nią na skraj terenu
otaczającego motel i wtedy zobaczyliśmy jego – Damiena. Wielki pies leżał na
boku, a Lucyfer skakał obok niego niespokojny, piszcząc i skamląc.
Usłyszeliśmy w czym rzecz, nim to zobaczyliśmy.
Ogromny grzechotnik zwinął się i zaatakował Lucyfera. Lucyferowi udało
się go uniknąć i po prostu warczał i szczekał. Gdy się zbliżyliśmy, Grizz
wyciągnął lewą rękę i pomachał mi, bym stanęła. Nim się zorientowałam
wyciągnął broń, która była schowana w jego jeansach. Jednym strzałem zabił
węża.
– Prawdopodobnie chroniła gniazdo – powiedział. – Inaczej już by go
ugryzła i wycofała się. A nie pozostała, by walczyć dalej.
Nie wiedziałam nic o wężach, więc tylko potaknęłam jakbym wiedziała o
czym mówi.
Powiedział, żebym poszła po samochód. Pobiegłam do czwórki i
chwyciłam kluczyki. Pobiegłam do samochodu i wsiadłam do środka.
Uruchomiłam go i podjechałam do niego. Grizz przyniósł Damiena. Kazał mi
zająć siedzenie po stronie pasażera. Zaparkowałam, wyskoczyłam z
samochodu, zajęłam miejsce i zaczekałam, aż ułoży go na moich kolanach.
Akurat wtedy pojawił się Chowder i zapytał po co to całe zamieszanie.
– Zadzwoń do weterynarza, powiedz mu, że to ugryzienie grzechotnika.
Może dwa ugryzienia. Będę tam za dziesięć minut. – Grizz odwrócił się do
Moe i powiedział: – Nie możesz iść.
Myślę, że się tego spodziewała, ale zabolało ją to, bo martwiła się o
Damiena. Sensowne było dla mnie to, że pojedziemy do weterynarza w Davie.
Oczywiście, że Moe nie mogła jechać. Jeśli była częścią tej wiejskiej
społeczności, to prawdopodobnie ktoś mógł ją rozpoznać.
Chowder musiał z kimś rozmawiać, ponieważ już na nas czekali. Grizz
zaparkował i przyszedł ściągnąć Damiena z moich kolan. Czekali już z
noszami, ale Grizz ich zignorował. Kiedy uświadomili sobie, że Grizz nie
położy Damiena na noszach, wyprzedzili go i otworzyli drzwi.
Przeszliśmy za dwoma technikami weterynarii do pokoju zabiegowego,
gdzie Grizz położył Damiena na stole. Weterynarz już był w środku i kazał nam
poczekać na zewnątrz.
Nie wróciliśmy do poczekalni, tylko usiedliśmy na dwóch krzesłach tuż
pod drzwiami. Wcześniej nie zwróciłam uwagi czy jacyś inni ludzie czekali tutaj
ze zwierzętami, ale nie miało to znaczenia. Sądzę, że śmiertelne ugryzienie
przez grzechotnika miało pierwszeństwo przed innymi przypadkami.
Czekaliśmy, jak mi się wydawało przez wieczność, choć tak naprawdę
minęło zaledwie kilka chwil. Weterynarz wyszedł i wyjaśnił nam, że leczy
Damiena dożylnie surowicą i dużą dawką antybiotyków. I że Damien musi
zostać w klinice przynajmniej na tydzień. Będą obserwowali obszar wokół
ugryzienia, by upewnić się, że dobrze reaguje na kurację. Spodziewa się, że
wyzdrowieje, ale nadal jest zbyt wcześnie, by to całkowicie stwierdzić. Kazał
nam wracać do domu i zadzwonić do niego rano. To miał być długi tydzień.
Grizz uścisnął mu dłoń i otworzył dla mnie drzwi do poczekalni.
Zatrzymał się przy recepcji i powiedział dziewczynie tam siedzącej, że
następnego dnia zajmie się rachunkiem. Zamachała posklejanymi rzęsami do
niego i powiedziała, że nie ma problemu. Przeszliśmy przez poczekalnię, nie
zwracając uwagi na nikogo, kto tam siedział.
Grizz otworzył dla mnie drzwi, kiedy usłyszałam głos:
– Ginny? Ginny Lemon czy to ty?
Rozdział 28

Często słyszy się o ludziach, którym wydaje się, że umierają i całe życie
przebiega im przed oczami. Zastanawiacie się wtedy, jak to możliwe? Całe
życie w ciągu zaledwie kilku sekund? Może słyszeliście też jak ktoś, kto był
świadkiem wypadku opowiadał, że wszystko działo się w zwolnionym tempie i
widział każdy szczegół.
Nigdy nie wierzyłam w te historie, aż do tamtego dnia.
Usłyszałam wtedy imię, którego nie słyszałam prawie od roku.
Od razu rozpoznałam minę Grizza. W tamtej chwili wiedziałam, że
pomyślał, iż mnie stracił. Wiedziałam też, że miałam rację twierdząc, że od
egzekucji coś się w nim zmieniło.
Grizz wiedział, że nie było żadnego powrotu od tego, co widziałam tego
dnia w norze. Martwił się, że będę chciała go zostawić, a teraz stał przed taką
możliwością. Groźba zranienia Delii i Vince’a nie miała już racji bytu. Nie
próbowałabym uciec, jeśli ktoś by mnie rozpoznał. Musiałabym się tylko
odwrócić do tej osoby i odpowiedzieć: „Tak, to ja” i to byłby koniec. W
poczekalni było wielu świadków.
Grizz miałby dwa wyjścia: podnieść mnie i zaciągnąć do samochodu
albo wyjść samemu i wiać. Jeden wybór oznaczał, że mógłby mnie stracić,
drugi, że nie mógłby wrócić po Damiena.
Wtedy czas zamarł. Nie tylko moje życie, ale też ostatni rok przeleciały
mi przed oczami. Napotkałam spojrzenie Grizza i instynktownie poczułam co
zrobię.
Stojąc w drzwiach, odwróciłam się, by zobaczyć kto do mnie mówił. Od
razu ją rozpoznałam: Dianę Berger. Nie była bliską przyjaciółką, ale
chodziłyśmy razem na kilka lekcji. Była miłą dziewczyną. Podobną do mnie.
Niezbyt popularną, ale też nie odludkiem.
Z ekstremalnie przekonującym brytyjskim akcentem, odpowiedziałam:
– Ja, skarbie? Mówisz do mnie?
To ją zaskoczyło.
– Uch, tak. Wyglądasz jak dziewczyna, z którą chodziłam do szkoły.
Zaginęła. W przyszłym miesiącu minie rok, tak mi się wydaje. Mogłabyś być jej
siostrą bliźniaczką.
– Mam na imię Amelia. Odwiedzam kuzyna – skłamałam z fałszywym
akcentem.
– Przepraszam. Po prostu nie mogę uwierzyć, że nie jesteś Ginny.
Podobieństwo jest nieprawdopodobne.
– Nie, skarbie, to ja przepraszam. Chciałabym być twoją przyjaciółką.
Mam nadzieję, że pewnego dnia ją odnajdziesz.
Grizz złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Nic nie mówił. W
drodze powrotnej do motelu to ja odezwałam się pierwsza:
– Myślisz, że mi uwierzyła? – Mój głos był cichy.
– Właściwie, to tak. Cholera, myślę, że sam ci uwierzyłem – powiedział
z niedowierzaniem. – Gdzie nauczyłaś się mówić z takim akcentem?
– Och, wiesz jak uwielbiam Masterpiece Theater.
– Nie byłem pewien, co zrobisz – powiedział rzucając na mnie okiem
podczas jazdy.
Nic nie odpowiedziałam.
– Wiesz, że nie pozwoliłbym ci odejść, prawda? Zaciągnąłbym cię do
samochodu i pojechał przed siebie. Zabrałbym cię gdzie indziej. Nikt by nas
nie znalazł.
To mnie zaskoczyło.
– A co z motelem? Twoim wozem, motocyklami, pieniędzmi i psami?
– Nieważne. Mam sposób na odzyskanie moich rzeczy, jeśli zajdzie
taka potrzeba.
– Mówisz mi, że jeśli z jakiegoś powodu zostałabym rozpoznana i
istniałaby szansa, że ktoś by mnie uratował i odnalazł, nie oddałbyś mnie?
– Nigdy, Kit. Nigdy.
Resztę drogi do motelu pokonaliśmy w ciszy. Kiedy dojechaliśmy,
zapytał, czy chcę, żeby ktoś zabrał mnie rano do kościoła. Zamierzał wrócić do
weterynarza, żeby sprawdzić co z Damienem, ale nie uważał, że ja powinnam
tam iść.
– Nie, mogę opuścić jutro kościół. Chcę być tu dla ciebie.
Wiem, że to go uszczęśliwiło. Przygotowałam szybką kolację, a on
poszedł na chwilę do nory. Kiedy wrócił, leżałam już w łóżku. Położył się obok
mnie i wziął w ramiona.
– Nie śpisz? – wyszeptał.
– Już nie.
– Dobrze – odpowiedział, wtulając się w moją szyję.
– Co ci chodzi po głowie?
– Chcę, żebyś ze mną poświntuszyła.
To było coś nowego, więc się zaśmiałam.
– Och, naprawdę? A co dokładnie chciałbyś ode mnie usłyszeć?
– Ach, nieważne. Użyj wyobraźni.
– Nie mam żadnego doświadczenia w świntuszeniu, ale spróbuję –
drażniłam się, moje policzki płonęły w ciemności.
– Możesz wyświadczyć mi małą przysługę?
– Jasne.
– Możesz poświntuszyć z tym brytyjskim akcentem?

Rekonwalescencja Damiena była szybsza niż przypuszczano i na


szczęście bezproblemowa. Przed wężem, nigdy nie myślałam o
niebezpieczeństwach czyhających na bagnach. Poza okazjonalnym
wyglądaniem aligatorów, nigdy nie myślałam o innych groźnych stworzeniach.
Aż do teraz.
Wróciliśmy do naszej rutyny, a ja nadal zajmowałam się moim kursem
korespondencyjnym. Zanim się obejrzałam, nastał rok 1977 i Ann Marie
Morgan O’Connell stała się dumną posiadaczką dyplomu ukończenia liceum.
Ginny Lemon chodziłaby do szkoły jeszcze przez rok. Byłam dobrym kierowcą
i mogłam odwiedzać większość miejsc, które chciałam, ale ciągle musiałam
przestrzegać reguł Grizza, dotyczących prowadzenia. To miało się zmienić za
kilka miesięcy.
To wciąż nie wystarczało. Potrzebowałam więcej. Nudziłam się.
Potrzebowałam umysłowego wyzwania. I znalazłam je zupełnie przypadkowo.
Mieszkałam w motelu od prawie dwóch lat. Pewnego dnia siedziałam na
kanapie i malowałam paznokcie. Grizz zajmował się papierami przy biurku.
Nigdy nie zastanawiałam się, jakie to były papiery. Domyślałam się, że miało
to coś wspólnego z działalnością przestępczą i już nie raz mi powtarzał, że im
mniej wiedziałam, tym lepiej. Właśnie skończyłam malowanie i zakręcałam
buteleczkę lakieru, kiedy Grizz uderzył pięścią w biurko. Podskoczyłam.
– Cholera! – wrzasnął.
– Co? W czym problem? – Cieszyłam się, że skończyłam malować.
Jego wybuch był tak głośny, że mogłam spaprać robotę.
– Próbuję tylko sprawić, żeby te liczby się ułożyły, to wszystko. Cyferki
nie należą do moich specjalności.
– Cóż, a co właściwie robisz z tymi cyferkami?
– Rozpracowuję ten pieprzony wyciąg bankowy. Coś się nie zgadza w
trzech ostatnich miesiącach i nie wiem dlaczego.
Od razu się ożywiłam.
– Wyciąg bankowy? Dlaczego nie pozwolisz mi go sprawdzić? Mogę
pomóc. Uwielbiam pracować z liczbami.
– Nie. W końcu do tego dojdę.
– Poważnie, Grizz. Z chęcią pomogę. Założę się, że mogę rozwiązać
ten problem.
Obrócił się i na mnie spojrzał. Widziałam, że rozważał swoje możliwości.
Był wystarczająco sfrustrowany, by pozwolić mi pomóc, ale był też bardzo
ostrożny, by trzymać mnie z dala od swoich interesów.
– Mogłabym być jak sekretarka albo księgowa. Nie muszę znać
żadnych szczegółów, ani skąd pochodzą te liczby. Uwierz mi, interesuję się
tylko liczbami, Grizz. Lubię wyzwania.
Wiedziałam, że wygrałam, kiedy nie odpowiedział od razu.
Podskoczyłam i podeszłam do niego, chwiejąc się na stopach i próbując nie
zniszczyć pedicure’u.
– Dobra, Kit – powiedział w końcu. – Są twoje. Ale bez żadnych pytań.
Sprawdzasz tylko księgi. Tu są stare oświadczenie. – Otworzył szufladę.
Usiadłam i zabrałam się do pracy. Bardzo szybko znalazłam problem.
Stara wpłata została opisana jako ujemna zamiast dodatnia. Z dodatkowymi
21,65 dolarami w innych połączonych błędach wprowadzeniowych, widziałam
dlaczego miał problem z ich znalezieniem10. Mógłby to zrobić z łatwością,
gdyby miał więcej cierpliwości.
Tak zaczęłam zajmować się finansami Grizza. Wkrótce przekonałam
się, że miał więcej niż jedną fałszywą tożsamość. Każda z nich miała pokaźne
oszczędności na swoim koncie.
Zaczęłam kopać nieco głębiej i pewnego popołudnia zapytałam
niezobowiązująco:
– Dlaczego pozwalasz tym pieniądzom leżeć i nie przynosić
przyzwoitych zysków? Dlaczego ich nie inwestujesz?
W ciągu roku, Grizz i jego pozostałe tożsamości mieli niezłe portfele
akcji. Zarabiałam dla niego przyzwoite sumy. Skrycie, miałam nadzieję, że jeśli
pomogę mu zarobić w inny sposób, ograniczy swoją działalność przestępczą.
Kolejne naiwne założenie z mojej strony.

10
Niby pracuję w urzędzie a za ciula nie wiem o co w tym chodzi 


Rozdział 29

Jeden dzień zmieniał się w kolejny i zanim się obejrzałam, mieszkałam


w motelu od prawie trzech lat. Nie, żeby te lata były spokojne. Pamiętałam
jeden dzień z poprzednich wakacji. Zdarzyło się to kilka miesięcy po tym, jak
zaczęłam pracować nad wyciągami bankowymi Grizza. Razem z Sarah Jo
planowałyśmy dzień na plaży. Pojechałam do jej domu i stamtąd miałyśmy
zabrać jej samochód. Grizz załatwiał coś u Eddiego, więc jechał za mną, aż
tam dotarł. Resztę drogi przebyłam sama. Nie było daleko. Ale i tak uważałam
to za małe zwycięstwo, a ten dzień był początkiem końca reguł Grizza
dotyczących prowadzenia.
Sarah Jo mieszkała w naprawdę ładnej okolicy, po stronie oceanu od
Federal Highway. Domy były starsze, ale dobrze utrzymane. Dotarłam około
godziny jedenastej i zaparkowałam na jej podjeździe, obok niej. Drzwi do
garażu były podniesione. Wysiadłam i przełożyłam mój plażowy ekwipunek do
jej otwartego samochodu. Podeszłam do drzwi wejściowych i zapukałam. Ten
dzień wypadał w weekend, a jej młodsi bracia byli na obozie. Fess uczył na
letnich kursach w college’u. Była sama w domu.
– Gotowa? – zapytałam, gdy tylko otworzyła drzwi.
– Tak, muszę tylko zabrać leżaki z garażu.
Powiedziałam jej, że muszę skorzystać z ubikacji, a ona odparła, że
zacznie pakować samochód. To był mały wóz. Wydaje mi się, że Pinto. Był dla
niej idealny. Kiedy wyszłam, stała przed samochodem, z podniesioną maską i
rozmawiało z nią dwóch facetów, których nie poznawałam.
– Co jest? – zapytałam, gdy do nich podeszłam.
– Nie chce odpalić – odpowiedziała, gapiąc się na silnik. – Sam uważa,
że może nam pomóc.
– Chcesz, żebym zadzwoniła i zapytała czy ten jeden raz możemy
pojechać moim samochodem?
Zanim mogła dopowiedzieć, odezwał się jeden z nich.
– Myślę, że uda mi się go naprawić – powiedział młodszy. To był Sam,
jej sąsiad. Teraz go rozpoznawałam. Był miłym i niewiele starszym gościem
niż Jo. Przypomniałam sobie, że miał ostatnio jakieś kłopoty. Skończył szkołę
i wpadł w złe towarzystwo. Myślę, że Jo powiedziała mi, że został zatrzymany
za wandalizm, dragi i takie rzeczy. Jego samotna matka, Vanessa, poprosiła
Fessa o pomoc w wyciągnięciu go z więzienia. Jo była pewna, że Vanessa
wiedziała o gangu motocyklowym i możliwym członkostwie Fessa, ale była
spoko babką. Pilnowała swojego nosa, zachowywała to dla siebie, ale bez
zachowywania rezerwy. Była bardzo miła dla rodziny Jo, kiedy jej mama
umarła kilka lat wcześniej i od tego czasu utrzymywali tę wygodną i przyjazną
relację. Wydawało się naturalne, że poprosiła o pomoc Fessa.
Fess wyciągnął Sama z więzienia i pomógł mu dostać się do szkoły
handlowej. Od tamtego czasu nic nie słyszałam i myślałam, że dobrze sobie
radził. Ciągle mieszkał w domu, ale miałam nadzieję, że trzymał się z dala od
kłopotów. Nie rozpoznawałam faceta, który z nim był.
– Kit, pamiętasz Sama z drugiej strony ulicy.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
– Cześć, Sam. Jak leci? Mam nadzieję, że wszystko w porządku. –
Podniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko. Whoa. Nie przypominałam sobie, by
był tak uroczy. Ale znowu, nie przypominałam sobie, bym zauważała wielu
mężczyzn w tamtym okresie.
– Kit. – Jego uśmiech się ocieplił. – Miło cię widzieć. Taa, wszystko
dobrze. A u ciebie?
– Naprawdę dobrze. Będzie jeszcze lepiej, jeśli uda ci się naprawić to,
co zepsuło się w samochodzie Jo.
– Nie przedstawisz mnie?
Nie zwracałam uwagi na drugiego chłopaka, więc teraz na niego
spojrzałam. Nie podobało mi się to, co zobaczyłam. Po pierwsze, opierał się o
mój samochód i pił piwo. Miał coś koło trzydziestki, trochę za stary, by
kumplować się z Samem i wyglądał obleśnie. Nie przywitałam się, kiwnęłam
tylko głową i wróciłam do zaglądania pod maskę z Samem i Jo.
– To Neal – powiedział Sam nie podnosząc wzroku.
– Więc, drogie panie, nie wyglądacie jakbyście należały do gangu
motocyklowego – powiedział Neal z przesadnym, sztucznym południowym
akcentem.
Zanim mogłyśmy odpowiedzieć, odezwał się Sam:
– Zamknij się, Neal.
– No weź, Sam, to ty chwaliłeś się w więzieniu, że wyciągną cię jacyś
motocykliści. Że masz znajomości. – Neal spojrzał z pogardą w stronę domu
Jo i powiedział: – Wygląda mi to na jakiegoś staruszka i dzieciaki. Twój tatuś w
ogóle tym jeździ? – zapytał Sarah Jo i kiwnął głową na motocykl Fessa,
stojący w otwartym garażu.
Nie czekając na odpowiedź, Neal ruszył w stronę garażu. W tym samym
czasie, kompletnie przerażony Sam zaczął przepraszać Sarah Jo i prosić
Neala, by się zamknął i odszedł.
Teraz miało to sens. Neal musiał poznać Sama kilka miesięcy temu,
podczas jego krótkiego pobytu w więzieniu, ale nie potrafiłam zrozumieć
obecnego powiązania. Myślałam, że Sam poprawił swoje zachowanie i dobrze
się sprawował. Zastanawiałam się, jak Neal wpasowywał się w to wszystko.
Wyszeptałam do Jo:
– Zadzwoń do Eddiego po Grizza.
Sam mnie usłyszał i jego twarzy przybrała wyraz, którego nie mogłam
odczytać. Czy był to strach? Ulga? Jo rzuciła się do drzwi. Neal usiadł na
motocyklu Fessa, naśladując warczenie silnika w międzyczasie krzycząc do
Jo, która podeszła do drzwi wejściowych:
– Och, zadzwonisz po swojego starego, wielkiego, złego członka
gangu? Cóż, idź i to zrób, dziewczynko. Założę się, że mogę go zmusić, by
pozwolił mi zabrać swoją dziecinkę na przejażdżkę. Wiesz co? Nie czekajmy,
aż go zapytasz. Daj kluczyki.
Sarah Jo zignorowała go i weszła do domu. Modliłam się, żeby Grizz
nadal był u Eddiego. Proszę, niech tam będzie. Proszę, niech tam będzie.
Działo się to na długo przed telefonami komórkowymi. W międzyczasie
starałam się wymyślić plan B, w razie, gdyby go tam nie było.
Obróciłam się do Sama.
– Co jest z tym gościem?
– Nie byłem w stanie się go pozbyć, Kit – powiedział cicho Sam. – I
nigdy nie mówiłem mu nic o gangu. Przysięgam. Musiał coś usłyszeć w
więzieniu. Pięć dni po moim wyjściu pojawił się zachowując, jakbyśmy byli
najlepszymi przyjaciółmi. Nie mam pojęcia czego ode mnie chce i, szczerze
mówiąc, nie wiem jak się go pozbyć. Nie powiedział niczego otwarcie, ale
sugerował, że skrzywdzi moją mamę. Dawałem mu pieniądze, żeby się go
pozbyć, a później pojawił się niespodziewanie bez zaproszenia, jak
dzisiejszego ranka. Nie chcę żadnych kłopotów.
– Będzie w porządku. Nie martw się, Sam.
– Kit, nie chcę mieć problemów z gangiem.
– Powiedziałam, żebyś się nie martwił.
Wtedy Sarah Jo otworzyła drzwi i kiwnęła mi głową. Wiedziałam, że
pomoc była w drodze.
Obróciłam się do Sama.
– Musisz iść teraz do domu. Musisz wejść do środka i nie wychodzić na
zewnątrz. Dobrze?
– Nie mogę zostawić ciebie i Sarah Jo z tym wariatem – powiedział. –
To byłoby nie w porządku.
Staliśmy tam przez kilka minut słuchając Neala wołającego z garażu.
Pokazałam Jo, że wszystko ze mną w porządku i powinna zamknąć drzwi.
Wiedziała, że będzie okej, więc zrobiła to bez wahania.
Neal wykorzystał tę chwilę, by zacząć krzyczeć do Sarah Jo. W garażu
były drzwi, które prowadziły do kuchni i chociaż były zamknięte, wiedział, że
go słyszała.
– Przynieś kluczyki, mała suko, a odjadę stąd i nikomu nic się nie stanie
– zawołał śpiewnie Neal. – Gang motocyklowy, jasne.
Usłyszałam motocykl. W końcu. Trwało to mniej niż dziesięć minut, ale
wydawało się jakby minęła godzina.
– Idź już, Sam – powiedziałam mu, mój głos był cichy i naglący. –
Teraz. Zamknij drzwi i nie wychodź. Idź. Proszę. Z nami wszystko w porządku.
Wiesz, kto tu jedzie, prawda?
Potaknął tylko i wyszeptał:
– Przepraszam, Kit.
Następnie przeszedł prosto przez ulicę i wszedł do domu, zatrzaskując
za sobą drzwi.
Opierałam się o tył samochodu Sarah Jo. Grizz zupełnie beztrosko.
podjechał do krawężnika. Neal musiał go usłyszeć, bo w garażu nagle zrobiło
się cicho. Grizz zgasił silnik i zsiadł z motocykla. Wszedł na podjazd.
Gdy do mnie dotarł, zapytałam:
– Wezwałeś wsparcie? Chcesz poczekać na pomoc?
Przewrócił tylko oczami i powiedział:
– Zaczekaj tu, kochanie.
Byłam pewna, że Grizz poradziłby sobie z Nealem, ale martwiłam się, że
ten mógł mieć broń, której nie zauważyłam. W każdej chwili mógł wyciągnąć
pistolet i zastrzelić Grizza.
Ale przecież Grizz zawsze miał przy sobie broń. Prawdopodobnie nie
musiałam się martwić.
Nie poszłam za Grizzem do garażu. Stałam po prostu przed
samochodem Jo z rękami skrzyżowanymi na piersi. Maska była nadal
podniesiona, a mój samochód, zaparkowany obok, zasłaniał widok na to, co
działo się w środku. Ulżyło mi. Nie chciałam, żeby jakiś wścibski sąsiad
zadzwonił po policję. Ciągle nie wiedziałam jak Grizz zamierzał zająć się
Nealem. Nie musiałam długo czekać.
W czasie, jaki zajęło Grizzowi dotarcie do garażu, Neal zsiadł z
motocykla Fessa. Widziałam jak się trząsł, gdy Grizz wszedł do środka.
– O kurwa, stary. Przepraszam, stary. Nie wiedziałem, że to ty,
przysięgam – powiedział drżącym głosem Neal. – Droczyłem się tylko z
dzieciakami.
Wiedział, kim był Grizz. Ciekawe.
Grizz stał tam tylko z rękami luźno zwisającymi przy bokach i pozwalał
Nealowi gadać bez sensu.
– Słyszałem jak jakieś leszcze w więzieniu gadały o tym, że dzieciak
ma kumpli w gangu. Nie wiedziałem, że chodzi o twój gang, stary. Przysięgam.
Nigdy nie podali nazwy. Odejdę, jakby nic się nie wydarzyło. Spojrzałam za
Neala i zauważyłam twarz Jo wychylającą się zza drzwi łączące garaż z
domem. Na twarzy miała najszerszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam.
Odwzajemniłam go.
– Na kolana.
– Co? Co zamierzasz mi zrobić, stary? Chłopie, proszę, nie zabijaj
mnie.
– W tej chwili na kolana, skurwielu.
Szlochając głośno, Neal opuścił się na kolana. Trząsł się jeszcze
bardziej niż wcześniej. Grizz stał do mnie plecami. Podszedł powoli do Neala i
usłyszałam jak rozpiął rozporek.
Co? Dlaczego rozsuwa rozporek?
Neal zaczął znowu zawodzić:
– O człowieku, nie jestem pedałem. Co robisz, stary?
Taa, co ty robisz?
– Otwieraj gębę – warknął Grizz.
– O stary, nie zmuszaj mnie do tego, proszę.
Spojrzałyśmy na siebie z Sarah Jo. Jej oczy były wielkie jak spodki.
– Otwieraj tę pieprzoną gębę, teraz! – wrzasnął Grizz.
Neal zrobił jak mu kazał, ale Grizz nie podszedł do niego bliżej. Zanim
zorientowałam się, co się działo, Neal zaczął się krztusić. Wtedy zrozumiałam,
co robił Grizz. Sikał do ust Neala.
Nagle Neal zwymiotował. Grizz się odsunął i zapiął rozporek. Neal stał
na czworakach i wymiotował na podłogę garażu Jo. Kiedy skończył, opadł na
tyłek i zamknął oczy.
– Sarah Jo, kochanie, bądź tak dobra i przynieś mi łyżeczkę, dobrze?
– Jasne, Grizz.
Jo wróciła z łyżeczką, obeszła Neala i jego wymioty i podała ją Grizzowi.
Grizz wręczył łyżeczkę Nealowi i powiedział:
– Zjedz to. Wszystko.
Podczas gdy bez większego sukcesu próbowałam ignorować to, co robił
Neal, opowiedziałam Grizzowi o samochodzie Jo, który nie chciał zapalić i o
tym, jak poznałyśmy Neala. Poznał Sama w więzieniu i groził Vanessie.
Grizz zaprowadził mnie i Jo do mojego samochodu.
– Jedźcie i zabierzcie twój samochód na plażę. Ja zostanę i zajmę się
tym śmieciem.
– Nie mogę uwierzyć, że nasikałeś mu do ust. Myślałam, że zamierzasz
zmusić go do odbycia stosunku oralnego.
Słyszałam chichot Jo, która wyciągała plażowy ekwipunek ze swojego
samochodu i ładowała go do mojego.
Znowu przewrócił oczami.
– Po całym tym czasie spędzonym ze mną, nadal nie możesz się
zmusić do powiedzenia „robienie loda”.
– Powiedziałam to raz. Do Jan – wymamrotałam cicho.
Roześmiał się tylko i ujął moją brodę w dłonie.
– Nadal jesteś moim słodkim, małym Kotkiem. Kocham cię, skarbie.
– Ja też cię kocham – powiedziałam. – Obiecaj mi tylko, że po tym, jak
posprząta, dasz mu spokój. Obiecaj. Żadnej przemocy, ani nic takiego.
Proszę?
– Obiecuję, skarbie. – Pocałował mnie, a ja próbowałam zablokować
odgłosy krztuszenia dobiegające z garażu.
Odjechałyśmy z Sarah Jo moim samochodem i zauważyłam, że drzwi
garażowe opuszczały się, gdy ruszyłyśmy. Modliłam się, by Grizz dotrzymał
słowa i nie wyrządził mu większej szkody. W radio leciał mój nowy ulubiony
zespół. Boston śpiewali „More than a feeling”11. Jo wyciągnęła rękę i
przyciszyła.
– Boże, Kit, myślałam, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Jesteśmy! Dlaczego tak mówisz?
– Bo jak długo się przyjaźnimy, ani słowem nie wspomniałaś o
ogromnym fiucie swojego męża.

11
https://www.youtube.com/watch?v=XNQF9nZncPA
Rozdział 30

Czas mijał. Ledwie widywałam Grunta. Studiował i pracował nad


podwójnym magistrem. Interesowała go architektura. Nadal przychodził do
motelu, ale już przeniósł większość swoich rzeczy. Mieszkał z dziewczyną,
Cindy, w jej domku na plaży.
Tęskniłam za jego przyjaźnią, ale byłam szczęśliwa z Grizzem. Chociaż,
ciągle przebywanie w motelu, mnie męczyło. Powiedziałam Grizzowi, że
jestem gotowa na coś nowego. Naprawdę chciałam iść na studia. Myślę, że
byłam zazdrosna o sukcesy, które odnosił Grunt i jego szczęście. Chciałam
być kimś więcej, niż tylko kobietą Grizza. Nie zrozumcie mnie źle – Grizz nadal
był dla mnie bardzo dobry. Ale było coś, czego nie mogłam dostać ze związku
z mężczyzną. Potrzebowałam celu.
Przypomniałam sobie chwile, po tym jak zostałam porwana. Miałam
jedynie piętnaście lat, i miałam zaplanowane całe życie. Wiedziałam, czego
chcę. Straciłam ten cel w romantycznych oparach uwagi Grizza. Zaczynałam
czuć, że chcę czegoś więcej.
Grizz spostrzegł to wcześniej niż ja i próbował odwrócić moją uwagę.
Poprosił Grunta, by zaprojektował dla nas dom. Spędziliśmy tygodnie jeżdżąc
po okolicy i szukając ziemi.
Czy to oznaczało, że zamierzał porzucić dla mnie motel? Porzucić
gang? Nie. Nadal zamierzał kontynuować swoją działalność, a ja miałam stać
się Jan. Miałam żyć w pięknym domu. Urodzić kilkoro dzieci. Byłam rozdarta.
Nie musiałam myśleć nad tym długo. Stało się coś, co odwróciło moją
uwagę, od mojego rosnącego niezadowolenia. Coś, czego nikt się nie
spodziewał. Coś, przed czym Grunt ostrzegał mnie lata temu.
Było lato w 1978 roku. Była gorąca wtorkowa noc w środku lipca. Grizz
zniknął na jednym ze swoich biznesowych wypadów. Miało go nie być dwa dni
i poprosił, bym pojechała z nim. Nie miałam na to ochoty. Byłam znudzona,
miałam depresję i chciałam poużalać się nad sobą. I właśnie to robiłam.
Leżałam na łóżku i przeglądałam broszury z ofertami studiów. Bardzo
chciałam iść na studia.
Było po jedenastej, a ja nie mogłam spać. Damien i Lucyfer byli z Moe,
w jej pokoju. Ja bezmyślnie głaskałam Gwinny.
Usłyszałam jak nasze drzwi się otworzyły. To było dziwne. Czy to Moe?
Potrzebowała czegoś dla psów? Może Grizz wrócił wcześniej. Zeskoczyłam z
łóżka.
Niespodziewanie pojawiła się przede mną wielka, niezdarna sylwetka.
To nie był Grizz. Ten mężczyzna ubrany był cały na czarno, a na twarzy miał
narciarską maskę. Zanim w ogóle zaczęłam się bać, uderzył mnie prosto w
twarz, upadłam na łóżko.
Uderzył mnie na tyle mocno, bym straciła przytomność, to się jednak nie
stało. Żałuję, że tak się nie stało. Przez dwie godziny, znęcał się nade mną i
gwałcił wielokrotnie. Mówił do mnie szyderczo, głosem, którego nie
rozpoznawałam.
– Kobieta Grizza, co? Zobaczmy czy będzie nadal cię chciał, po tym co
ci zrobię.
Właśnie tak minęły całe dwie godziny. Cóż, przynajmniej ja tak je
pamiętam. Ciągle mnie bił i doprowadzał do punktu utraty przytomności,
jedynie po to, by się upewnić, że jej nie stracę. Byłam tak osłabiona, przez
początkowy cios w twarz i późniejszą brutalność, że nie miałam nawet szansy.
Nie myślałam jasno, nie byłam w stanie spróbować uciec.
Dlaczego nie zamknęłam drzwi? Wyrzucałam sobie. Ale ja nigdy nie
zamykałam drzwi. Nigdy nie musiałam.
Kto był w motelu? Cóż, była Moe i miała moich ochroniarzy zamkniętych
ze sobą w pokoju. Chowder wziął wolne, by odwiedzić siostrę, która umierała.
A skoro Grizza nie było, w norze nikogo innego też nie było.
Byłam sama.
Słowa Grunta sprzed kilku lat dręczyły mnie:
– Zrób mi przysługę, Kit. Miej się na baczności. Nigdy nie trać czujności.
Nigdy nie wiadomo kto przez taki styl życia, zapuka do twoich drzwi.
Cóż, ten facet nie zapukał. Po prostu sobie wszedł. Straciłam czujność.
Pozwoliłam sobie myśleć, że przez związek z Grizzem stałam się nietykalna.
Nie mogłam się bardziej mylić.
Moe znalazła mnie następnego dnia. Byłam nieprzytomna i mogłam
sobie jedynie wyobrazić jej panikę. Nie mogła do nikogo zadzwonić po pomoc.
Zamiast tego, wysłała wiadomość do każdego kto miał pager. Wpisała swój
kod i 911.
Pierwszy przybył Blue. Nie mógł zadzwonić po pogotowie. Chociaż
byłam zaginiona od lat, szpital publiczny nadal był zbyt wielkim ryzykiem. Więc
zadzwonił do lekarza będącego na zlecenia Grizza. Kiedy doktor się pojawił,
zaczęłam odzyskiwać już przytomność. Nic nie widziałam. Oczy miałam tak
zapuchnięte, że nie mogłam ich otworzyć. Miałam wszystkie zęby, ale na moje
usta i policzek trzeba było założyć szwy. Moja twarz była napuchnięta i dwa
razy większa niż normalnie. Na piersiach, brzuchu i wewnątrz ud miałam ślady
po ugryzieniach. Miałam złamane żebra i lewy nadgarstek, który mężczyzna
przytrzymywał, żeby powstrzymać mnie od próby obrony.
Dostałam wystarczająco środków przeciwbólowych, by już nic nie czuć i
nie mogłam walczyć o utrzymanie przytomności. Nie wiem ile czasu minęło,
zanim go usłyszałam. Grizz. Wpadł do pokoju krzycząc i przeklinając. Nie
widziałam go przez zapuchnięte oczy.
Gdy zasypiałam, usłyszałam jak mówi:
– Boże dopomóż zasrańcowi, który to zrobił. Będzie przeżywał katusze,
jakich nikt nigdy nie doznał.
Prawie zrobiło mi się żal tego gościa. Chociaż nie trwało to długo.
Wtedy nie wiedziałam, że zabił mojego kota.
Rozdział 31

Wolno dochodziłam do zdrowia. Ciągle czułam ból i byłam nieugięta co


do zmniejszenia dawek środków przeciwbólowych. Lekarz odwiedzał mnie
regularnie. Po kilku dniach, byłam w stanie otworzyć jedno oko.
Podczas mojego powrotu do zdrowia, Grizz śmiertelnie się niepokoił.
Obsesyjnie próbował znaleźć faceta, który to zrobił. Ciągle przepytywał mnie
co pamiętam, nawet najmniejszy szczegół. Czy pamiętam, że podjechał
motocyklem? Jaki kolor miały jego oczy? Miał długie włosy i czy wystawały
spod maski narciarskiej? Co jeszcze do mnie mówił?
Nie tylko ja byłam przesłuchiwana. Biedna Moe. Ona wzięła na siebie
ciężar gniewu Grizza.
– Co, do kurwy nędzy, moje psy robiły w twoim pokoju, kiedy Kit była
atakowana? Kupiłem te psy, żeby zapewniały jej bezpieczeństwo, kiedy mnie
tu nie ma!
Błagałam go, żeby nie był dla niej taki ostry. Gołym okiem widać było, że
czuje się okropnie i w jakiś sposób za to odpowiedzialna. Zwyzywał ją
niemiłosiernie. Było mi jej żal, więc kiedy w końcu byłam w stanie się
podnieść, zrobiłam co mogłam, by stanąć w jej obronie. Ale jak powiedziałam,
wpadł w obsesję. A ponieważ nie wiedział kto mi to zrobił, Moe była jego
workiem treningowym. Szczerze mówiąc, nie wiem czy zranił ją fizycznie.
Mam nadzieję, że nie. Prawdę mówiąc, nie mógł nic zrobić ani powiedzieć
przez co poczułaby się gorzej niż dotychczas.
Grizz tymczasowo oddał pieczę nad interesami Blue. Zamierzał
pociągnąć za wszystkie sznurki, by znaleźć tego, kto mi to zrobił. Każdy
informator dostał cynk, że za jakąkolwiek informację, która doprowadzi Grizza
do tego faceta, jest nagroda.
Przez kilka następnych miesięcy było kilka fałszywych alarmów. Nie
potrafię opisać strachu, który widziałam na twarzach mężczyzn, gdy Grizz
przechodził obok nich. Kazał im odzywać się, by zobaczyć czy rozpoznaję
głos. Kazał im nosić maski narciarskie, bo zobaczyć czy coś wydaje mi się
znajome. Byłam pewna, że rozpoznam głos i wygląd zewnętrzny swojego
oprawcy. Żaden z tych mężczyzn nie był nawet do niego podobny.
W końcu fizycznie doszłam do zdrowia. Chociaż emocjonalnie wciąż
sobie nie radziłam. Czułam się zbezczeszczona i byłam pewna, że po tym co
się stało, Grizz nie będzie mnie chciał. Ale nie mogłam się bardziej pomylić.
Po tym jak powiedziałam mu, że już jestem zdrowa, był niezdecydowany. Nie
zdawałam sobie sprawy, że bał się mnie zranić. Kiedy już go przekonałam, że
tego nie zrobi, wznowiliśmy nasze współżycie.
Na początku było to dla mnie ciężkie. Nie mogłam zamknąć oczu.
Musiałam je utrzymywać otwarte przez cały czas i potrzebowałam zapalonego
światła. Musiałam widzieć, że to Grizz. Sporo czasu zajęło mi pozwolenie mu
na całowanie mojego ciała. Sztywniałam, czekając na bolesne ugryzienie.
Widząc, że wciąż się z tym zmagam, Grizz się denerwował. Znowu zaczął
czepiać się Moe.
Żałuję, że wcześniej nie zauważyłam zmiany jaka w niej zaszła. Byłam
zbyt zaaprobowana tym, co mi się przydarzyło: zbyt skupiona na zdrowieniu.
Patrząc wstecz, powinnam zadzwonić do Grunta i poprosić go, by wrócił do
motelu i spędził z nią trochę czasu. Wstydzę się, że nie zauważyłam jak
bardzo zdesperowana i samotna była, dopóki nie było za późno.
Był 1979 rok, zbliżała się czwarta rocznica mojego porwania. Jeszcze
kilka miesięcy i miała minąć rocznica ataku na mnie. Po ataku, Grizz celowo
trzymał Damiena i Lucyfera z dala od Moe. Myślę, że to zraniło ją najbardziej i
czułam się przez to okropnie. Okropnie na tyle, by mu się przeciwstawić i
pozwolić jej widywać się z nimi, kiedy Grizza nie ma w pobliżu.
Tak znalazł ją Chowder. Grizza nie było, a ja pozwoliłam jej zabrać
Damiena na noc do pokoju. Lucyfera trzymałam przy sobie. Chowder usłyszał
nad ranem skomlenie Damiena i wszedł do pokoju Moe.
Znalazł ją nieruchomo leżącą na łóżku z pustą buteleczkę po tabletkach
obok.
Martwą.
Nie mogę nawet opisać jak bardzo źle się czułam. Miałam miszmasz
uczuć: smutek, gniew, desperację, depresję, poczucie winy. Dużo wyrzutów
sumienia. Zawsze postrzegałam się jako osobę, która troszczy się o innych.
Jak to się stało, że nie zauważyłam w jak wielkiej depresji była Moe?
Wtedy przypomniałam sobie drobne szczegóły. Przypomniałam sobie,
że gdy Grizz zabierał mnie na przejażdżki, podczas których szukaliśmy ziemi
pod nasz przyszły dom, Moe nigdy nie była brana pod uwagę. Co by się z nią
stało, gdybyśmy wyprowadzili się z motelu? Spodziewała się, że zostanie tutaj
na zawsze? Byłam przerażona, że nie poświęciłam jej choćby myśli.
Przypomniałam sobie swoje skargi i ubolewania nad tym, że jestem
zawiedziona swoim życiem. Co Moe myślała o swoim? Jakie życie w ogóle
prowadziła?
Chowder wykonał niezbędne telefony i niedługo potem w motelu
pokazał się Grunt, Blue i Grizz.
Grizz znalazł mnie siedzącą na skraju kanapy, wpatrującą się tępo w
wyłączony telewizor. Wstałam i podeszłam do niego. Myślał, że idę, by się
przytulić, nie spodziewał się, że wpadnę w szał. Biłam go z każdą uncją siły
jaką posiadałam, a on po prostu stał i przyjmował uderzenia.
W końcu się zmęczyłam i wpadłam w jego ramiona. Złapał mnie i
próbował przytulić, ale odepchnęłam go. Z powrotem usiadłam na kanapie.
– Co zamierzasz z nią zrobić? – Mój głos był zimny. Odległy.
– To samo co ze wszystkimi innymi.
– Nie. – Poczułam napływ gorąca i wstałam. – Nie! Nie ma mowy, by
Moe została wyrzucona i stała się jedzeniem dla aligatorów. Nie ma mowy,
Grizz.
– Podejrzewam, że moglibyśmy zabrać ją gdzieś dalej i pochować. Jeśli
tego chcesz Kit.
Przemyślałam to.
– Nie. To też nie wystarczy. Znam jedno miejsce. Ale zajmiemy się tym
później. Najpierw chcę zostać sama w jej pokoju.
Podążył za mną na zewnątrz. Ruszyłam w stronę jej pokoju. Grunt
siedział na leżaku tuż obok chodnika prowadzącego do motelu. Głowę chował
w dłoniach. Kiedy ją podniósł i na mnie spojrzał, zobaczyłam, że płakał.
Podeszłam prosto do niego i rzuciłam się w jego ramiona, przez co wstał. Nie
wiem jak długo staliśmy tam płacząc w swoich objęciach, ale Grizz zostawił
nas samych.
Poprosiłam Grunta, by poszedł ze mną do jej pokoju. Chciałam znaleźć
coś osobistego, co mogłam z nią pochować. Kiedy weszliśmy do środka, Moe
nadal leżała na łóżku. Nikt nie pokwapił się, by zakryć jej twarz. Patrząc
wstecz, cieszę się, że poszłam ją wtedy zobaczyć.
Moe wyglądała pięknie i spokojnie, nigdy wcześniej jej takiej nie
widziałam. Nie miała na sobie mocnego makijażu. Leżała na motelowej
pościeli ubrana w biały T–shirt, który był na nią za duży o kilka rozmiarów.
Wtedy po raz pierwszy i ostatni widziałam jak miała na sobie coś oprócz
czerni. Zastanawiałam się później, czy zaplanowała to.
Przeszukałam jej szafki i dowiedziałam się, że niewiele było rzeczy,
które się dla niej liczyły. Oprócz czarnych ubrań, zestawu do makijażu,
przyborów do szkicowania i smakołyków dla psów, nic nie było.
Przygotowywaliśmy się z Gruntem, by wyjść, kiedy pomyślałam, by zajrzeć
pod łóżko. Znajdowało się tam metalowe pudełko. Nie mogłam się do niego
dostać. Grunt klęknął obok mnie i sięgnął po nie.
Otworzyliśmy je. Znajdowały się tam dwie rzeczy. Jedną był plastikowy
pojemnik na jedzenie. Grunt odchylił wieczko i zorientowaliśmy się, że
patrzymy na mały kawałek starego mięsa owiniętego w celofan. To był język
Moe.
Drugą rzecz, rozpoznałam od razu. To był mój portfel.

Spojrzeliśmy na siebie z Gruntem, z tym samym wyrazem twarzy.


Mogliśmy zrozumieć dlaczego Moe zachowała swój język. To było coś
osobistego. Gdyby to zdarzyło się kilka lat wcześniej, pewnie bym
zwymiotowała. Ale podejrzewam, że życie w motelu w jakiś sposób mnie
zahartowało. Widziałam jak ludzie są mordowani, więc odcięty język nie był
czymś, co by mnie zdenerwowało.
Ale mój portfel? Dostała bezpośredni rozkaz od Grizza, by go zniszczyć.
Więc dlaczego go zatrzymała?
Zgadywaliśmy, że uratowała go dla mnie. Zabrano jej życie i tożsamość.
Może nie miała serca niszczyć mojej tożsamości, mimo że tamtej nocy Grizz
jej kazał.
– Dziękuję ci, Moe. – wyszeptałam.
Podniosłam portfel i schowałam go do tylnej kieszeni. Nie musiałam
pytać, by wiedzieć, że Grunt nikomu nic nie powie.
Kiedy wróciłam do czwórki, znalazłam torbę, którą miałam przy sobie w
nocy, kiedy porwał mnie Monster. Już jej nie używałam. Była upchnięta w rogu
mojej szafy. Włożyłam portfel do środka i zapomniałam o tym.
Później tej nocy, Chowder i Blue ostrożnie zapakowali Moe w pościel i
wynieśli ją z pokoju, do ciężarówki Blue. Ja jechałam z przodu z Blue i
Grizzem, a Grunt siedział z tyłu z Chowderem, Moe i ręcznikami.
Skierowałam ich do jedynego miejsca, które wydawało mi się
odpowiednie. Było ciemno, choć księżyc był w pełni. Wystarczyło to jednak,
bym znalazła figowca na wiejskiej drodze prowadzącej do Davie.
Wybrałam miejsce, a Chowder i Grunt wycieli i zwinęli trawę. Potem
zaczęli kopać. Kazałam im upewnić się, że dół będzie głęboki. Nie chciałam,
by jakieś zwierzęta się do niej dobrały. Grizz ostrożnie podał ją ponad niskim
ogrodzeniem do Blue, który zaniósł ją nad skraj świeżo wykopanego grobu.
Zanim ją opuścili do środka, sięgnęłam pod pościel i ułożyłam tam pudełko na
jedzenie.
Kiedy zakopali grób, z powrotem ułożyli trawę. Miejsce wyglądało jakby
nic tam nie ruszano. Byłam pewna że nikt nic nie zauważy.
Gdy odjeżdżaliśmy, musiałam się obejrzeć. Stał tam i był wspaniały –
piękny, gniady koń Moe. Stał obok jej grobu.
Lata później, gdy byłam przesłuchiwana przez policję na temat ludzi,
którzy mieszkali w motelu, nie mogłam się zmusić, by wskazać miejsce
pochówku Moe. Byłam w stanie powiedzieć im szczerze jak umarła. Jej
rodzina przynajmniej będzie wiedziała jak umarła. Ale nie mogłam im
powiedzieć, że została pochowana na ich posiadłości. Nie miałam pewności
czy nie wykopią jej i czy nie przeniosą na cmentarz, odprawią normalny
pogrzeb. W głębi serca wiedziałam, że Moe pragnęła zostać pod drzewem.
W drodze powrotnej Grunt zatrzymał się u Fessa i powiedział mu co się
stało. Sarah Jo, później mi powiedziała, że jej ojciec całą noc płakał jak
dziecko. Był smutny, że nie zdążył się pożegnać, ale jednocześnie wiedział, że
im mniej zamieszania, tym lepiej dla wszystkich. Zapytał czy może później
okazać jej szacunek. Grizz nie powiedział mu, gdzie Moe została pochowana,
ale myślę, że zrobił to Grunt.
Przez następne lata często przejeżdżałam obok tego figowca, tylko po
to, by przywitać się ze starą przyjaciółką Moe. Obszar nadal był
niezagospodarowany i nie było nikogo w pobliżu. Ale przy kilku okazjach,
znalazłam suche, martwe kwiatki u podnóża figowca. Byłam pewna, że Fess
tutaj był.
Podświadomie obwiniałam Grizza za śmierć Moe. Do diabła, może
nawet obwiniałam siebie. Zmagałam się z tym, jak teraz wyglądało moje życie.
Czy naprawdę powinnam cieszyć się życiem, skoro Moe była martwa i nigdy
takiego życia mieć nie będzie?
Zaczynałam kwestionować swoją wiarę. Kim byłam? Przypomniałam
sobie, że byłam świadkiem morderstw. Potem zaczęłam się zastanawiać
dlaczego w ogóle to sobie przypominam. Czy morderstwo nie było tragiczne?
Jak mogłam nie myśleć o tym każdego dnia?
I, co gorsza, byłam zakochana w zatwardziałym kryminaliście. Myślę, że
w tamtej chwili zaczęła pękać iluzja pozornie idealnego życia z Grizzem. Jak
mogłam się dać przekonać, że taki styl życia jest w porządku? Kim się przez to
stałam? Widziałam z nim swoją przyszłość? Będę nosiła pod sercem jego
dzieci?
Coraz bardziej wpadałam w depresję, a to tylko pogorszyło się latem,
kiedy Grizz znalazł mężczyznę, który mnie zaatakował.
Rozdział 32

Mogę szczerze powiedzieć, że nigdy nie przestałam kochać Grizza, ale


po tym, co zrobił mężczyźnie, który mnie zaatakował, zaczęłam się go bać jak
nigdy wcześniej. Nie to, żeby mi coś zrobił – w duchu wiedziałam, że Grizz
nigdy by mnie nie skrzywdził. Ale bardzo bałam się tego, co Grizz był zdolny
zrobić innym.
Okazało się, że był to bardzo osobisty atak. Facet nazywał się Darryl
Hines. Był zakochany w blond dziwce z Miami.
Blond dziwce o imieniu Willow.
Darryl Hines wiele usłyszał od Willow na temat tego, jak kilka lat
wcześniej Grizz wyrzucił ją z gangu z mojego powodu. Postanowił więc coś z
tym zrobić. Darryl szalał za Willow i chciał jej okazać swoją miłość.
Czystym przypadkiem, na swoje przyjście do motelu wybrał noc, kiedy
byłam najbardziej bezbronna. Był pod wpływem narkotyków i, gdy się włamał,
nie miał nawet pewności, że będę w pokoju. Musiał wiedzieć, że gdyby wszedł
do środka i był tam Grizz, spotkałaby go pewna śmierć. Ale tej nocy był na
takim haju, że było mu wszystko jedno. Wykorzystał szansę i mu się to
opłaciło.
Cóż, już mu się to nie opłacało.
Wierzyłam, że Darryl Hines musiał zapłacić za to, co mi zrobił. Ale nigdy
nie będę w stanie zaakceptować tego, jak Grizz z nim sięrozprawił.
W dniu, w którym przywieźli go do motelu, od razu rozpoznałam jego
głos. Był to głos, którego nigdy nie zapomnę. Zostałam w pokoju numer cztery,
podczas gdy Grizz zaprowadził go do nory. Chowder opowiedział mi jak ten
facet klęczał i płakał. Przyznał się do wszystkiego. Najbardziej smuciło go to,
że Willow rzuciła go po tym, jak opowiedział jej, co zrobił. Wykorzystała go, by
się na mnie odegrać, a kiedy to zrobił, nie był jej dłużej potrzebny.
– Wydaje mi się, że bardziej powinieneś się martwić tym, co ja
zamierzam z tobą zrobić – powiedział mu Grizz.
Darryl szlochał:
– Nie możesz zrobić mi nic, co zraniłoby mnie bardziej niż Willow.
– Jeszcze zobaczymy.
Był lipiec w południowej Florydzie. Było niewyobrażalnie gorąco. Tamtej
nocy, Grizz zawiózł mnie do Naples na zachodnim wybrzeżu. Zameldował
mnie w hotelu na plaży. Powiedział, że zamierza zająć się Darrylem i nie chce,
bym przebywała w pobliżu. Powiedział, że powinnam się odprężyć i zająć
sobą, a nie martwić. Jakby to miało zadziałać. Zostawił mnie z mnóstwem
gotówki i wrócił do motelu.
Po dwóch dniach pojawiła się Chicky i spędziła ze mną dzień. Nigdy tak
naprawdę nie pozwoliłam sobie poznać Chicky, ale miło się z nią rozmawiało.
Spędziłyśmy dzień na prywatnej części plaży. Opowiedziała mi o sobie.
Chicky miała czterdzieści cześć lat. Byłam w szoku. Myślałam, że była
znacznie młodsza. Większość kobiet z powodu narkotyków i życia w gangu
wyglądało na twardsze i starsze. Ale nie ona. Powiedziała mi, że była z
gangiem tylko kilka lat dłużej niż ja.
– Tak – odpowiedziała, zanim zapytałam. – Ja też byłam zakochana w
Grizzie. Kto by nie był?
Roześmiała się i machnęła ręką, jakby to było nieważne. Powiedziała
mi, że pracowała jako kelnerka w lokalnym barze znanym ze swoich ostrych
skrzydełek. Grizz podszedł do niej i zaproponował, by dla niego pracowała.
Powiedziała, że we wczesnej młodości była striptizerką, więc kelnerowanie
topless nie było niczym przesadnym, a pieniądze były niezłe. Poza tym, miała
córkę, którą musiała wykarmić i posłać do szkoły.
To mnie zszokowało. Jej córka była na ostatnim roku studiów. Chicky
wiedziała, że mnie zaskoczyła.
– Tylko dlatego, że żyłam ostro i nie zawsze podejmowałam właściwe
decyzje, nie oznacza, że nie chcę czegoś lepszego dla mojej dziewczynki.
Poruszałam palcami u stóp w pisaku.
– Jak sobie z tym radzisz, Chicky? Jak znosisz te okropne rzeczy, które
widzisz w motelu i innych miejscach?
– Po prostu. Odkąd sięgam pamięcią, nie zrobiłam nikomu nic złego.
Chyba, że kochanie kogoś jest czymś niewłaściwym.
Spojrzałam na nią. Zanim mogłam wypowiedzieć to na głos, odezwała
się:
– Nie, nie Grizza, kochanie. Trzymam się blisko z nadzieją, że któregoś
dnia Fess mnie zauważy. Wiem, że miał na oku Moe, ale myślę, że mogłoby
mi być z nim naprawdę dobrze.
Uśmiechnęłam się.
– Tak, ja też tak myślę, Chicky. – Obie położyłyśmy się na leżakach i
zamknęłyśmy oczy.
Po chwili, powiedziała:
– On jest naprawdę w tobie zakochany, wiesz? Grizz. Widziałam go z
wszystkimi typami kobiet. – Przerwała na chwilę i dodała: – Przepraszam, nie
chciałam, żeby tak to wyszło. Chodzi o to, że mógłby mieć praktycznie każdą
kobietę, którą by zechciał i tak było, do czasu, aż pojawiłaś się ty. Nigdy
czegoś takiego nie widziałam. Wielu mężczyzn wysyła swoje kobiety do pracy,
dzieli się nimi z resztą chłopaków. To normalne. Ale nie, kiedy chodziło o
ciebie.
Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na nią.
– Chicky, kocham Grizza z całego serca. Naprawdę. Ale wiesz, nie
jeżdżę z nim na te wszystkie motocyklowe zloty i inne spotkania. Mógłby być z
każdą, a ja nigdy bym się nie dowiedziała.
– Taa, tylko, że tego nie robi. – Usiadła i spojrzała na mnie. – Byłam na
kilku tych zlotach. Spotkaniach. Widziałam kobiety, które zrzucały ubrania i
podsuwały mu swoje wdzięki pod nos. Tylko je odpychał.
– Naprawdę? – Byłam zaskoczona. Był to temat, o którym nie
pozwalałam sobie za często myśleć.
Ale teraz, gdy się nad tym zastanowiłam, unikałam nory, kiedy tylko
mogłam z kilku kluczowych powodów, jednym z nich były nieprzyjazne
spojrzenia, które posyłały mi inne kobiety. Nigdy nie były dla mnie wredne, ani
niegrzeczne. Grizz by na to nie pozwolił. Ale zauważałam okazjonalne groźne
spojrzenia. Czy było to spowodowane tym, że Grizz był mi wierny? Byłam
nieco zszokowana.
Wtedy przypomniałam sobie noc, gdy przyłapałam go z Willow.
Słowa wymknęły mi się, zanim mogłam je powstrzymać:
– Byłam całkiem pewna, po tym jak przyłapałam go z Willow, że robił to,
co chciał, nie zważając na mnie.
– Och, pamiętam tamtą noc – westchnęła Chicky. – Poszłaś do pokoju
Grunta, żeby posłuchać płyt. Taa. Dobrze to pamiętam. Zrobił to specjalnie,
żeby wywołać u ciebie zazdrość.
To przykuło moją uwagę.
– Jak mógł to zrobić specjalnie? Musiałby to dobrze ustawić w czasie,
żebym go złapała.
– Po prostu kazał Gruntowi, by dał sygnał kilka minut przed tym, nim
opuścisz jego pokój.
– Co? – Usiadłam prosto na moim leżaku.
– To system sygnałów, który opracowali. – Chicky również usiadła i z
roztargnieniem pomachała ręką. – Jestem zaskoczona, że o tym nie wiesz.
Używają go już od jakiegoś czasu. Teraz, gdy o tym myślę, nie widziałam, by
to robił od tamtego czasu, ale to była normalna rzecz.
– Jaki system? W jakim celu?
– Jakiś czas temu, kiedy w motelu pojawiał się ktoś nieznany albo
niebudzący zaufania, zabierano go do jednego z pokoi, by okazać mu
gościnność, jeśli wiesz, co mam na myśli. To dawało gangowi czas na
sprawdzenie go. Przeszukanie samochodu czy toreb przy siedzeniu, jeśli
przyjechał motocyklem. Ktokolwiek był w środku, wiedział, że powinien dwa
razy zamrugać światłem, by dać znać, że ta osoba wyjdzie za minutę czy
dwie. To właśnie zrobił Grunt przed twoim wyjściem. Zamrugał światłem na
ganku. Powinnaś była widzieć, jak Grizz ciągnął Willow, jak worek
ziemniaków, do waszego pokoju.
– Grunt brał w tym udział?
– Nie, po prostu zobaczył, że Grizz dał mu sygnał mówiący, że z
jakiegoś powodu chce wiedzieć, kiedy będziesz wychodzić z pokoju Grunta.
Dzieciak nie wiedział dlaczego.
Roześmiałam się. Śmiałam się mocno. Grizz próbował wzbudzić we
mnie zazdrość? Cóż, teraz, gdy o tym myślałam, zadziałało. W zasadzie, to
gdybym zajrzała do pokoju numer cztery przez szparę między zasłonami a
oknem, zamiast pędzić do pokoju Grunta, mogę się założyć, że zobaczyłabym
Grunta odpychającego Willow, podciągającego spodnie i mówiącego jej, żeby
wynosiła się z jego pokoju.
Zrobiłby to z dużym, wręcz gigantycznym uśmiechem na twarzy.
Położyłam się z powrotem.
– Dzięki, Chicky. Dziękuję, że mi powiedziałaś.
Dzień po wyjeździe Chicky, odwiedził mnie Anthony Bear i jego kobieta,
Christy. Anthony był przyjacielem Grizza. Był odpowiednikiem Grizza,
przywódcą własnego gangu motocyklowego, ale na zachodnim wybrzeżu
Florydy.
Pamiętałam noc, kiedy poznałam Anthony’ego. Było to rok, czy dwa
wcześniej, podczas jednej z naszych wycieczek do kościoła na wschodnim
wybrzeżu. Zrobiliśmy postój przed wjazdem na prowadzącą do domu Aleją
Aligatorów. Jestem pewna, że opadła mi szczęka, gdy gapiłam się na jednego
z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich kiedykolwiek widziałam. Grizz był
duży i zdecydowanie przystojny, w szorstki sposób. Podczas gdy Grizz miał
jasne oczy i włosy, Anthony miał ciemne. Był rdzennym Amerykaninem i miał
ostrą, egzotyczną urodę. Był żywym przykładem kogoś określanego mianem:
wysoki, ciemny i przystojny. Czarne oczy, czarne włosy i przy jedynej okazji,
kiedy miałam możliwość doświadczenia tego, czarny charakter. Był większy od
Grizza, miał przynajmniej dwa metry, był umięśniony i wytatuowany. Na
plecach nosił długi warkocz, który sięgał mu do pasa.
Christy była niską, opaloną blondynką z sięgającymi do brody, prostymi
włosami i niebieskimi oczami. Nie była mała, ale miała figurę klepsydry,
zaokrągloną we wszystkich odpowiednich miejscach. Została porwana, jak ja.
Poznałam ją nieco później, a kiedy to się stało, wyraźnie okazała, że nie była
zadowolona ze swojej sytuacji. Próbowała mnie nawet przekonać, bym
pomogła jej w ucieczce.
We troje spędziliśmy miły dzień, odpoczywając na plaży. Zbliżał się
wieczór i siedzieliśmy w moim pokoju hotelowym. Christy korzystała z łazienki.
– Przepraszam, że nie pozwoliłem jej odwiedzić cię samej. Wszystko
jest nadal nieco niepewne. Chyba ciągle nie czuję się swobodnie spuszczając
ją z oka – powiedział cicho Anthony.
– Nie musisz przepraszać. Rozumiem. Pamiętam jak na początku było
ze mną i Grizzem. Cieszę się, że widzę dziś was oboje – odpowiedziałam.
– Jesteś z nim szczęśliwa? Nie chcesz go już zostawić? – zapytał.
– Kocham Grizza. Nie kocham tego, co robi. Kłamałabym, gdybym
powiedziała ci, że nie fantazjuję o przyszłości z nim z dala od tego życia.
Spojrzał na ziemię.
– Zostawiłbym to dla niej. Próbowałem jej to powiedzieć. Nie wiem, czy
mi wierzy.
Wow, pomyślałam. To było niespodziewane wyznanie, szczególnie ze
strony Anthony’ego. Jeśli mam być szczera, to myślę, że byłam nieco
zazdrosna przez to oświadczenie.
– Próbowała ostatnio cię zostawić?
– Nie, od kilku miesięcy. Nie wiem, czy to dlatego, że w końcu jest ze
mną szczęśliwa, czy czeka, żebym stracił czujność.
Zamyśliłam się nad kilkoma minionymi godzinami. Jeśli Christy
planowała uciec od Anthony’ego, nie było to dla mnie oczywiste. Wtedy wyszła
z łazienki i porwała mnie w uścisk, który trwał dłużej, niż oczekiwałam. Nie
pożegnała się. Po prostu spojrzała na Anthony’ego, a on wziął ją za rękę i
wyprowadził za drzwi mojego pokoju hotelowego. Cicho je za nimi zamknęłam.
Smutno było patrzeć, jak wychodzili.
Wyszłam na balkon i spojrzałam na plażę. Było to na krótko przed tym,
nim zauważyłam ruch po mojej lewej i uświadomiłam sobie, że motocykl
Anthony’ego stał zaparkowany na małym chodniku. Zanim na niego wsiedli,
Anthony obrócił się do Christy. Ujął jej twarz w dłonie i pochylił się, by
pocałować ją delikatnie w usta. Był to czuły moment i poczułam się niemal
winna, że byłam tego świadkiem.
Będzie z nią dobrze. Wróciłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi
balkonu.
Grizz dzwonił do mnie każdego ranka i wieczoru, ale po tygodniu
zaczęłam się czuć naprawdę nieswojo. Nie miałam wątpliwości, że zamierzał
zabić Darryla, ale nie zrobiłby tego do tej pory? I, dlaczego nie dzwoniłam po
policję? Co było ze mną nie tak?
Nie potrafiłam zrozumieć własnego serca.

Grizz pojawił się po ośmiu dniach i zabrał mnie z powrotem do motelu.


Darryla tam nie było i wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Byłam
pewna, że Darryl był martwy, ale nie znałam szczegółów. Nie wiedziałam, czy
chciałam je znać.
W końcu, Grunt opowiedział mi co nieco. Chciałabym, żeby tego nie
robił. To była moja wina – poprosiłam go. Nie było go tam przez cały czas, ale
wiedział wystarczająco.
Kiedy Grizz meldował mnie w luksusowym hotelu w Naples, jego
chłopcy szukali Willow. Znaleźli ją i przywieźli do motelu. Kiedy Grizz wrócił,
niezwłocznie nakazał swoim ludziom, by rozebrali Willow i Darryla. Następnie
zaciągnęli ich do pustego, cementowego basenu. Kazał im wejść do środka i
tam zostać.
Tak właśnie zrobili. Utknęli w cementowym basenie, bez jedzenia i picia,
narażeni na działanie pogody. Gorące, upalne lipcowe dni, bez wiatru i cienia.
Ich skóra szybko się zaczerwieniła i pokryła bąblami. Noce były chłodniejsze,
ale wtedy byli atakowani przez komary i inne robaki.
Jakby nie było to wystarczająco złe, Grizz wrzucił do niech dwa jadowite
węże koralowe. Za dnia, węże zawsze szukały cienia, więc Willow i Darryl
musieli pozostawać nieruchomo, gdy świeciło słońce. Węże cały czas
próbowały wpełznąć pod ich opadające z sił ciała, szukając schronienia przed
słońcem.
By jeszcze wszystko pogorszyć, Grizz kpił z nich. Nie słowami, a
czynami. Postawił na straży Lucyfera i Damiena, by pilnowały schodów,
którymi mogli wyjść. Rozłożył parasol dla psów i kazał Chowderowi rozstawić
przedłużacz i podłączyć do niego kilka wentylatorów, by zapewnić zwierzętom
ochłodę. Upewnił się, że psy miały duże miski z wodą, ustawione tuż poza
zasięgiem Willow i Darryla. Jeśli Willow lub Darryl próbowaliby wyjść z
basenu, Damien i Lucyfer miały nakazane zaatakować. To był ich wybór.
Zostać rozerwanym na strzępy przez psy lub umrzeć z wycieńczenia.
Wieczorami, zamiast siedzieć w norze, Grizz wykorzystywał ich dla
rozrywki. Ktokolwiek odwiedzał motel, siadał przy basenie i szydził z więźniów.
Mogli robić cokolwiek zechcieli z Willow i Darrylem, jak długo nie pomagali im
uciec ani ich nie zabijali. Nie trzeba mówić, że niektórzy z młodszych,
najnowszych członków grupy Grizza naprawdę dobrze się przy tym bawili.
Rzucali w nich ciężkimi kamieniami, petardami i zapalonymi papierosami.
Jedynej nocy, kiedy Grunt tam był, pluli na nich. Więzieni byli tak spragnieni,
że próbowali wypijać te plwociny. Grunt widział wystarczająco dużo i odszedł.
Willow umarła pierwsza. Później Darryl. Doznali powolnej, bolesnej
śmierci, która trwała kilka dni i przedłużyła się lekko przez kilka
popołudniowych mżawek. Ta niewielka ilość wody, którą wyłapali sprawiła, że
ich śmierć ciągnęła się jeszcze dłużej. Grizz kazał swoim ludziom wyrzucić ich
na bagna, by nie było żadnego dowodu, że któraś z tych osób kiedykolwiek
istniała.
Słuchałam z niedowierzaniem jak Grunt opowiadał mi o tym, co się
stało. Był tam tylko raz i nie mógł na to patrzeć. Chowder opowiedział mu
resztę. Chociaż Chowder nienawidził tego, co zrobił Darryl, ten pomarszczony
członek gangu uważał, że była to zbyt okrutna zemsta. Nawet jak na Grizza.
Froggy w ogóle nie potrafił zmusić się, by tam pójść.
Poczułam się chora. Pusta.
Jak miałam ruszyć po tym dalej? Miałam dziewiętnaście lat. Za pół roku
miałam skończyć dwadzieścia. Ciągle nie miałam planu na życie. Nie byłam
świadkiem tego, co spotkało Darryla i Willow, ale mnie to nawiedzało.
Przyłapywałam się na wpatrywaniu się w Grizza i zastanawianiu się, kim była
osoba zdolna do takiego zła? Nie pomagało, że zrobił to, co zrobił w ramach
zemsty za to, co spotkało mnie i Gwinny.
Ale chociaż bardzo tego chciałam albo wmawiałam sobie, że chciałam,
nie zrobiłam nic, by to zmienić. Kochałam Grizza. Nienawidziłam tego, co robił,
ale kochałam go.
Niestety, moja miłość do niego sprawiała, że znienawidziłam i siebie.
Rozdział 33

W styczniu 1980 roku w końcu przekonałam Grizza, by pozwolił mi pójść


na studia. Liceum skończyłabym w 1978, wraz z resztą rówieśników i
naprawdę ryzykowałam spotkaniem byłego kolegi z klasy. Ale wyjaśniłam
Grizzowi, że po prostu zaprzeczyłabym, jak zrobiłam to u weterynarza, kilka lat
wcześniej, gdy rozpoznała mnie koleżanka. Byłam już dwa lata do tyłu w
drodze do ukończenia studiów. Sarah Jo przebywała na Uniwersytecie
Stanowym Florydy w północnej Florydzie, odkąd ukończyła liceum. Ja
zapisałam się na Południowowschodni Uniwersytet Cole i zaczęłam ubiegać
się o stopień z administracji biznesowej ze specjalizacją z rachunkowości.
Rozpoznałam osobę czy dwie z liceum, ale oni nie rozpoznali mnie.
Zatrzymałam grzywkę, bo Grizz ją uwielbiał, ale przyzwyczaiłam do upinania
jej, gdy opuszczałam motel. Zmieniłam też styl ubierania. Do szkoły lubiłam
nosić ładne ubrania, biznesowe garsonki. Jeśli ktokolwiek mnie rozpoznał, nie
dał tego po sobie poznać. Dziewczyna, która, jak przypuszczano, uciekła w
1975 roku została dawno zapomniana.
Pewnego dnia szłam do samochodu, gdy ktoś zawołał mnie po imieniu.
Nie po tym prawdziwym czy tym z dokumentów, ale moim pseudonimem z
gangu.
– Kit! Kit, poczekaj.
Obróciłam się i zobaczyłam naprawdę przystojnego chłopaka,
biegnącego z uśmiechem w moją stronę. Od razu go rozpoznałam. To był
Sam, sąsiad Sarah Jo. Nie widziałam go od tamtych wakacji i incydentu z
Nealem w garażu.
– Sam! Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.
Przytulił mnie i zapytał:
– Jesteś głodna? Możesz wyskoczyć na lunch?
Aż do tej chwili nie byłam świadoma, jak fajnie byłoby porozmawiać z
kimś innym. Kimś, kto wiedziałby coś o moim pochodzeniu. Zaczynałam sobie
uzmysławiać, że sekrety mogą być wyczerpujące. Przez cały ten czas żyłam w
swoim małym świecie i zaprzyjaźniłam się tylko z dwiema dziewczynami poza
Sarah Jo: Carter i Casey. Były w moim wieku i chodziły ze mną do szkoły, i
chociaż pochodziłyśmy ze skrajnie różnych środowisk i miałyśmy inne kierunki
studiów, porozumienie było natychmiastowe. Oczywiście, nie mogłam
przyprowadzić ich do motelu, więc na początku nasza przyjaźń była
ograniczona do szkoły. Ale w tamtym czasie, nie dzieliłam się z nowymi
przyjaciółmi moją prawdziwą historią. Po odejściu Grunta i Moe, w motelu
zostałam tylko ja, Grizz i Chowder. Nawet Chicky nie pojawiała się już tak
często. Od śmierci Moe, Fess również przyjeżdżał coraz rzadziej.
Uświadomiłam sobie, że byłam samotna.
Od razu przyjęłam zaproszenie Sama i pojechałam za nim do knajpy w
Davie.
Gadaliśmy godzinami. Było to dziwne, bo naprawdę nie znałam Sama
zbyt dobrze i na pewno nie słyszałam o nim od Sarah Jo przez kilka ostatnich
lat. Sam opowiedział mi, jak tamtego letniego dnia w 1977, obserwował z okna
salonu jak Grizz wymierzył karę Nealowi. Widział, że odjechałam, a drzwi
garażu zostały opuszczone. Powiedział mi, że niecałe pół godziny później
pojawił się samochód. Dwóch groźnie wyglądających mężczyzn weszło do
domu i wyszło, prowadząc płaczącego Neala do samochodu. Odjechali. Grizz
wsiadł na motocykl i zniknął, a Neal już nigdy więcej nie niepokoił Sama i jego
mamy.
– Wiesz, zawsze czułem się źle, że nie mogłem nic zrobić, by tamtego
dnia pomóc tobie i Sarah Jo. Czułem się jak prawdziwy mięczak, Kit.
Przepraszam.
– Proszę, nie przepraszaj. – Spojrzałam łagodnie na Sama. – Na litość
boską, też byłeś dzieckiem, Sam. On groził twojej mamie. Nie zrobiłeś niczego
złego. Proszę, nie czuj się źle. Nigdy nie patrzyłam na ciebie jak na mięczaka.
Nie myślałam tak wtedy i teraz też tak nie myślę. Ale opowiedz mi, co robisz w
Cole?
Opowiedział mi o tym, że nie wyszło mu ze szkołą handlową. Odkrył w
sobie powołanie do prac społecznych i uwielbiał pracować z trudną młodzieżą.
Pracował teraz na pełen etat w lokalnym YMCA i studiował wieczorowo, żeby
zdobyć tytuł. Chciał być pracownikiem socjalnym.
– Więc, um, Kit, ciągle jesteś z Grizzem? Nadal jesteś jego dziewczyną,
czy coś?
Uśmiechnęłam się do niego.
– Właściwie, Sam. Jestem żoną Grizza.
Wiem, że to go zszokowało.
– Wow, żona. – Sam oparł się o zagłówek. – Tego się nie
spodziewałem. Czy będzie to niegrzeczne z mojej strony, jeśli zapytam, czy
jesteś szczęśliwą mężatką? Tylko z ciekawości.
– Nie, to nie jest niegrzeczne. I tak, jestem szczęśliwa. Kocham Grizza.
Nie muszę ci mówić, że nie kocham jego stylu życia, ale tak, kocham go.
Potaknął.
– Jednak, trochę tego nie łapię. To znaczy, wiem kim jest i co robi, a ty
wydajesz mi się taką słodką, mądrą dziewczyną. Nie potrafię sobie ciebie
wyobrazić z kimś takim. Przepraszam, wiem, że go kochasz. Po prostu ciężko
mi to pojąć.
– Nie czuj się źle. Czasami mnie też ciężko to pojąć. Wiem, że nie
powinnam o tym mówić, ale próbowałam to jakoś odrobić, przynajmniej w
mojej głowie, sprawdzając czy z bycia z nim może wyniknąć coś dobrego.
Żeby zobaczyć czy są jakieś negatywy, które potrafię zamienić na pozytywy.
– Co masz na myśli?
Opowiedziałam mu historię. Stało się to przyczyną irytacji w moim
małżeństwie. Grizz ostrzegał mnie wielokrotnie, ale nie mogłam się
powstrzymać.
– Cholera, Kit. Nie mogę cię nigdzie zabrać – powiedział pewnego dnia
ze złością.
Przewróciłam oczami.
– Prosiłam cię, żebyś nie używał takich brzydkich słów.
– Cóż, a ja cię prosiłem, żebyś nie mieszała się w każdą bójkę Toma,
Dicka i Harry’ego, na którą się natkniesz.
– Zrobiłam to, bo kiedy poprosiłam cię o pomoc, nic nie zrobiłeś. Masz
to gdzieś! Więc nie zostawiłeś mi wyboru i musiałam się wtrącić. Poza tym,
zacznijmy od tego, że gdybyśmy, dzięki twojej aktywności, nie znaleźli się w
beznadziejnej części miasta, nie widziałabym połowy rzeczy, które muszę
oglądać.
– Chcesz, żebym został aresztowany? To twój cel?
– Nie bądź niedorzeczny. Tu chodziło o udzielenie komuś pomocy, a
nie o wpędzenie cię w kłopoty.
– Tak, ale zdajesz sobie sprawę, że jestem zdolny do morderstwa, gdy
chodzi o ciebie? Jeśli kogoś zabiję, obciąży to twoje sumienie.
Ta rozmowa rozegrała się na długo przed historią z Darrylem i Willow.
Wiedziałam, że Grizz zabił Johnny’ego Tillmana, ale przekonałam samą
siebie, że było to coś innego. Wyjątkowe okoliczności, które nie miały się
powtórzyć. Mimo wszystko, nie zabił Neala po tym incydencie w garażu.
Kłóciliśmy się z Grizzem o coś, co wydarzyło się wcześniej tego dnia.
Grizz zabrał mnie ze sobą na spotkanie z jednym ze swoich
współpracowników. Siedzieliśmy w jego samochodzie, którym podjechał pod
obskurny magazyn w podejrzanej dzielnicy Pompano Beach. Pamiętałam, że
już tam kiedyś byłam. Stał przed nim zaparkowany tylko jeden samochód.
Grizz zostawił włączony silnik i powiedział:
– Zajmie mi to mniej niż pięć minut. Ludzie znają mój samochód, więc
nikt nie będzie cię niepokoił. Poza tym, będę widział samochód przez okno.
Wskazał na okno na drugim piętrze.
Jeździłam z Grizzem na wiele spotkań biznesowych i zawsze słyszałam
to samo. Wiedziałam, że miał rację. I tak nie chciałam wchodzić do środka i
nikogo poznawać. Wyciągnęłam książkę i od razu zaczęłam czytać.
Przeczytałam dwie strony, gdy przejechał obok mnie pędzący
samochód. Zerknęłam w lusterko wsteczne i zobaczyłam smugę koloru.
Spojrzałam w lewo nad siedzeniem kierowcy i zobaczyłam jego źródło.
Był to nowy, żółty mustang. Kierowca myślał chyba, że uda mu się
objechać budynek dookoła, ale kiedy skręcił w prawo za róg, usłyszałam pisk
hamulców. Byłam już w tym budynku. Wiedziałam, że był przesunięty do
cementowej ściany oporowej. Nie było tylnego parkingu. Szybko wrzucił
wsteczny i zaczął cofać, ale nadjechał kolejny samochód i zablokował mu
drogę.
Patrzyłam z przerażeniem jak dwóch mężczyzn wysiadło z nijakiego
zielonego samochodu. Jeden z nich niósł kij baseballowy i uderzał nim w
otwartą dłoń. Wyglądali na groźnych przestępców.
Widziałam, że jeden z nich mówił, ale nie słyszałam co. Pochyliłam się
nad siedzeniem kierowcy i odsunęłam okno Grizza. Łamaną angielszczyzną
mówili chłopakowi, żeby wysiadł z wozu. Jeśliby to zrobił i oddał kluczyki, nic
złego by się nie stało. To była kradzież samochodu.
Spojrzałam w górę, by zobaczyć czy zauważę w oknie Grizza. Nie
zauważyłam. Z pewnością słyszał pisk opon i za chwilę pojawi się na dole.
Czekałam. Nic.
Wysiadłam z samochodu i weszłam przez te same drzwi, za którymi
dwie minuty wcześniej zniknął Grizz. Weszłam po jedynych schodach w
budynku i natknęłam się na niego, rozmawiającego ze starszym mężczyzną.
Nie zwróciłam na to uwagi ani nie przeprosiłam, że przeszkodziłam.
– Proszę, zadzwoń na policję – wysapałam próbując złapać oddech. –
Na dole próbują ukraść samochód.
Staruszek zaczął coś do mnie mówić, ale Grizz wyciągnął rękę i go
powstrzymał.
– Dobrze, zadzwonimy. Idź i poczekaj na dole. Nie wracaj do
samochodu.
– Okej – powiedziałam bez tchu. – Dzięki.
Zeszłam na dół i wyjrzałam na zewnątrz przez szybę w drzwiach, przez
które weszłam. Chłopak wysiadł z samochodu jak mu kazali, ale musiał zrobić
coś, co ich rozzłościło. Jeden z mężczyzn trzymał go przyciśniętego do
samochodu, podczas gdy ten z kijem baseballowym rozgarniał nim krzaki.
Wtedy dotarło do mnie, co się wydarzyło. Dzieciak musiał zgasić silnik i
wysiąść jak mu kazali, ale zabrał ze sobą kluczyki i wyrzucił je w żywopłot.
Wtedy facet trzymający chłopaka przy samochodzie złapał go za kark i
zaciągnął w stronę krzaka. Uchyliłam drzwi, by słyszeć co mówili. Warczał na
niego słabym angielskim, że lepiej, żeby znalazł kluczyki albo umrze.
Umrze? Za samochód? Powalił go na czworaka i zmusił do
przeszukiwania krzaków. Widziałam, że dzieciak zaczynał panikować. Byłam
pewna, że żałował, iż nie oddał im kluczyków i nie zadzwonił na policję.
Próbował przechytrzyć bezwzględnych kryminalistów i teraz miał za to
zapłacić. Jeden z mężczyzn kopał go po żebrach, gdy czołgał się wzdłuż
żywopłotu.
Zamknęłam drzwi.
– Grizz – zawołałam. – Policja już jedzie? – Żadnej odpowiedzi. Od
razu wiedziałam, że nie wezwał policji. To był Grizz. Nie obchodziło go, co
działo się z innymi ludźmi. Wiedziałam co musiałam zrobić. Spokojnie
wyszłam z magazynu i podeszłam do tamtej trójki.
– Przepraszam. Przepraszam, panowie. Pomyślałam, że powinniście
wiedzieć, że policja jest już w drodze. Jeśli teraz odejdziecie, uda wam się
zniknąć zanim się pojawią.
Wszyscy trzej przerwali swoje czynności, a dwóch bandziorów obróciło
się, by na mnie spojrzeć. Widziałam łzy spływające po twarzy chłopaka.
Znalazł kluczyki i trzymał je w wyciągniętej dłoni, ciągle klęcząc i opierając
ciężar ciała na drugiej ręce. Zatrzymałam się. Byłam blisko nich, ale nie
wystarczająco, by mogli mnie dosięgnąć.
– Po prostu pomyślałam, że powinniście wiedzieć – dodałam. Wyszło
trochę ochryple.
Nie ruszyli w moją stronę ani nie odpowiedzieli na moje oświadczenie.
Odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku drzwi magazynu.
Słyszałam jak jeden z nich mocno odchrząknął i splunął. Poczułam jak
ślina rozpryskuje się z tyłu mojej głowy. Usłyszałam śmiech.
W tej samej chwili drzwi magazynu otworzyły się z taką siłą, że zadrgały
szyby. Grizz podszedł do mnie zamaszystym krokiem. Musiał widzieć z
drugiego piętra, jak podchodziłam do tych gości. Przez szklane drzwi widział,
jak jeden z nich napluł mi we włosy.
Mężczyzna za mną zaczął mówić szybko po hiszpańsku. W szkole
uczyłam się wystarczająco dużo hiszpańskiego, żeby wiedzieć o czym mówił.
– Cholera, Manny! Widzisz jaki wielki jest skurwysyn, który tu idzie?
Dlaczego musiałeś napluć na tą dziewczynę? Ty głupi ciulu! Zostaw dzieciaka
i ten pieprzony samochód. Zmywajmy się. Już!
– Wsiadaj do samochodu, Kit. – Grizz praktycznie warczał.
– Nie krzywdź ich. Proszę, nie chcę, żeby ktokolwiek ucierpiał, Grizz.
– Będą mieli szczęście, jeśli pozwolę im żyć.
Nie zdradziłam Samowi więcej szczegółów. Grizz ich nie zabił. Tyle
wystarczyło.
– Więc, wiedziałaś, że jeśli się w to wtrącisz, przyjdzie ci na ratunek i,
robiąc to, uratuje tą drugą ofiarę? – Sam wytrzeszczył oczy.
– Tak, to właśnie zrobiłam. Robiłam to już wcześniej, ale nigdy nie
poszło to tak źle, jak z tym incydentem z pluciem. Zazwyczaj wystarczyło
jedno spojrzenie na Grizza i ludzie się wycofywali. To był pierwszy raz, kiedy
musiał użyć siły i jestem pewna, że nie doszłoby do tego, gdyby ten gość na
mnie nie napluł.
– Zdajesz sobie sprawę, że miał rację, prawda?
To mnie zaskoczyło. Napiłam się mrożonej herbaty i spojrzałam na
Sama.
– Rację z czym?
– Rację co do dzwonienia po policję. Nie wtrącania się. Może
podświadomie chciałaś, żeby został złapany.
To mnie zszokowało.
– Nie, absolutnie nie. Nie chcę, żeby go aresztowano. Kocham go.
– No właśnie, Kit. Kochasz go i czujesz się winna z tego powodu, więc
próbujesz wykorzystać go, by naprawić sytuacje, w których sama nie możesz
sobie poradzić. Robisz to ciągle i to tylko kwestia czasu, zanim coś pójdzie nie
tak. Masz szczęście, że nie zabił tych gości.
Sam miał rację.
Tego dnia pojechałam do domu i powiedziałam Grizzowi, że
przepraszam go za wciąganie go w problemy innych ludzi. Przysięgłam, że już
więcej nie będę się bawić w wybawcę. Świetnie. Teraz musiałam wymyślić
inny sposób, by uspokoić moje sumienie.
Sam został nie tylko pracownikiem socjalnym, ale też psychologiem.
Kilka lat później, po tym, jak dowiedział się, że zostałam porwana przez
Grizza, zdecydował się napisać książkę o syndromie sztokholmskim –
przypadku, gdzie porwany zaczyna żywić uczucia do porywacza.
Dziewczyna w książce była bardzo do mnie podobna. Przyjaźniłam się z
Samem przez wiele lat, a ta książka niemal zniszczyła naszą więź.
Rozdział 34

Dalej wpadałam na Sama w szkole i mieliśmy czasem okazję wyskoczyć


razem na lunch. Zastanawiałam się czy powiedzieć o tym Grizzowi. Nie
czułam, bym robiła coś złego, ale on był taki opiekuńczy, że bałam się, że
odstraszę Sama.
Dopiero później miałam się dowiedzieć, że wiedział o moich lunchach z
Samem. Oczywiście, że wiedział. On wiedział wszystko. Chociaż, nigdy nie
kłamałam. Gdy zapytał co robiłam po szkole, powiedziałam mu: byłam na
lunchu z przyjacielem. Chyba po tym jednym razie, kazał mnie obserwować i
ktokolwiek to robił, musiał go przekonać, że łączą nas jedynie platoniczne
lunche. Może nie przejmował się Samem, bo połączył mój pierwszy lunch z
nim, z dniem, kiedy wróciłam do domu i przeprosiłam. Może sekretnie był
wdzięczny, że Sam wbił mi rozum do głowy.
W każdym razie, Sam stał się w naszym domu, mile widzianym
gościem.
Była krótka przerwa między wiosennymi, a letnimi zajęciami, kiedy Blue
zadzwonił do motelu, prosząc o przysługę. Po pierwszym święcie
Dziękczynienia, dobrze żyłam z Jan. Nigdy nie stałyśmy się sobie super
bliskie, ale uwielbiałam jej chłopców i zajmowałam się nimi, kiedy tylko
mogłam. Byli teraz w wieku szkolnym, a Jan pracowała w firmie prawniczej.
Wydawała się naprawdę cieszyć pracą, i z tego co byłam w stanie powiedzieć,
unikała psychicznych załamań dzięki lekom i pracy, którą lubiła wykonywać.
Blue wyjaśnił, że obaj chłopcy zachorowali na ospę wietrzną i nie mogli
jechać na wakacyjny obóz. A Jan miała wyjątkowo napięty czas w pracy. Z
recepcjonistki, która pracowała w niepełnym wymiarze godzin, przeszła do
pełnego wymiaru godzin, a potem została radcą prawnym. Czy była
możliwość, bym została z chłopcami na kilka dni? Może na cały tydzień?
Nie musiałam o tym myśleć. Byli świetni, więc z przyjemnością
przywitałam okazję, by spędzić z nimi trochę czasu. Poza tym, mogłam
siedzieć nad basenem i czytać, kiedy oni drzemali. Zaczęłam się zastanawiać,
czy dalej robią sobie drzemki. Pewnie nie. Ale to nie miało znaczenia. To było
dla mnie jak mała ucieczka. Blue poprosił, bym po drodze zatrzymała się w
aptece i kupiła jakąś maść. Miała pomóc na swędzenie.
Powiedziałam o tym Grizzowi, a on nie miał nic przeciwko. I tak był
zajęty. W końcu zdecydowaliśmy się na ziemię, znajdującą się na południowy
zachód od Davie, o nazwie Shady Ranches. Budowaliśmy dom i byliśmy w
fazie, stawiania szkieletu. Grizz zatrudnił wykonawcę, ale przez to, że sam
kierował projektem, miał mało czasu. Spędzał tam tyle czasu ile mógł. Wiem,
że nie chciał onieśmielać mężczyzny; naprawdę cieszyła go praca tam.
Chowder też spędzał tam mnóstwo czasu.
Poszłam do naszej sypialni i rozejrzałam się za czymś, do czego
mogłabym włożyć swoje rzeczy. Przypomniałam sobie o swoim starym
plecaku. Znalazłam go zwiniętego w rogu naszej szafy, gdzie niedbale
rzuciłam go lata temu. Upchałam tam strój kąpielowy, krem do opalania, dwie
książki i szczotkę do włosów. Nie było potrzeby, bym pakowała rzeczy na noc.
Nie miałam zamiaru tam spać.
Zatrzymałam się w aptece i kupiłam maść. Wrzuciłam ją do plecaka i
pojechałam do Blue. Kiedy tam dotarłam, Jan uściskiem przywitała mnie w
drzwiach.
– Naprawdę nas ratujesz, Kit. Próbowaliśmy z Blue, podzielić się na
godziny opieką nad chłopcami – ja rankami, on popołudniami – ale zaczynają
się na nas skarżyć w pracy. Ratujesz nam życie.
– Cieszę się, że mogę pomóc. Uwielbiam chłopców. Wiesz o tym. Gdzie
oni są? – zapytałam i rzuciłam torbę na ławkę, obok frontowych drzwi.
– Są w jaskini.
Skierowałam się tam i zostałam przywitana przez Kevina uściskiem. Był
młodszy z tej dwójki. Timmy spojrzał na mnie nieśmiało. Myślę, że był już na
tyle duży, że był zawstydzony tym, że mam ich niańczyć.
Jan krzyknęła z holu:
– Kupiłaś maść?
– Tak, jest w mojej torbie przy drzwiach.
Gdybym nie była tak zajęta chłopcami, zauważyłabym jak długo zajęło
Jan przyniesienie maści do jaskini. Może bym sobie przypomniała ten dzień,
niecały rok wcześniej, kiedy znalazłam swój portfel w pokoju Moe.
Przypomniałabym sobie, że wrzuciłam go do plecaka.
Ponieważ kiedy ja poświęcałam uwagę Kevinowi i Timmy’emu, ich
matka zapamiętywała to wyjątkowo dziwne imię. Imię, którego nie słyszałam,
ani o którym nie myślałam od pięciu lat.
Guinevere Love Lemon.

Budowa domu postępowała bardzo szybko. Byłam pewna, że


wykonawca śmiertelnie bał się Grizza i chciał już skończyć ten projekt. Nie
żeby Grizz celowo zrobił coś, by przestraszyć faceta. Był po prostu sobą.
Pewnej soboty pod koniec wakacji, kiedy miałam jeszcze wolne,
spędzałam z Sarah Jo, dzień na plaży, ale rozbolała mnie głowa i poprosiłam
ją, by odwiozła mnie do domu. Miałyśmy mój samochód. Poprosiłam ją, żeby
podrzuciła mnie do motelu, a potem wróciła moim samochodem do siebie.
Byłam pewna, że Grizz dostanie się z powrotem do motelu.
Podwiozła mnie, pomogła mi wyładować rzeczy. A będąc najlepszą
przyjaciółką na świecie, poukładała je, i czekała w łazience, kiedy ja brałam
szybki prysznic i położyła mnie do łóżka z dwoma aspirynami. Zasłoniła
zasłony i pocałowała mnie w czoło.
– Zadzwonię później, sprawdzić co z tobą Kit. Spróbuj się przespać.
Może jak już się obudzisz, ból głowy zniknie.
Głowa bolała mnie tak bardzo, że nie pamiętam co jej odpowiedziałam.
W końcu zasnęłam i obudziłam się później zdezorientowana. Ból głowy zmienił
się w tępe pulsowanie. Słyszałam głosy. To musiało mnie obudzić. Grizz kłócił
się z kobietą, której głosu nie rozpoznawałam.
– Nie rozumiem, dlaczego nie mogę się z nim zobaczyć. Nie powinnam
się przed tobą tłumaczyć, ale mam teraz czyste akta. Chcę nawiązać z nim
kontakt.
– Nie ma go tu, Candy.
– Przestań nazywać mnie tym lamerskim imieniem, J…
– Zamknij się! – ryknął Grizz. – Nie nazywaj mnie tak. Nikt nie zwraca
się do mnie tym imieniem, nigdy!
Kim była ta kobieta? Zaczęła zwracać się do Grizza imieniem
zaczynającym się na J. znała jego prawdziwe imię? Grizz wyraźnie nie zdawał
sobie sprawy, że tutaj byłam. Mojego samochodu nie było, więc zapewne
założył, że nadal jestem z Sarah Jo. Zastanawiałam się czy dać znać, że
jednak jestem. Prawie wyczułam jak przewraca oczami na to jego ostatnie
stwierdzenie.
– Ty i twoje pieprzone zasady. Przysięgam Grizz, przesadzasz z nimi.
Nie jestem już Candy.
– Nie obchodzi mnie kim nie jesteś, nie zobaczysz się z nim. Nie
mieszka już tutaj. Jest szczęśliwy i ułożył sobie życie. Nie ma powodu, byś
pakowała się w jego życie tylko dlatego, że masz poczucie winy.
– Jesteś aroganckim dupkiem. Nie byłoby cię tutaj dzisiaj, gdyby nie ja.
Nie zapominaj, że to ja znalazłam twój czternastoletni tyłek mieszkający za
stacją paliw. To ja przedstawiłam cię ludziom, dzięki którym wyszedłeś na
ludzi. Ja!
– Tylko sobie zawdzięczam to gdzie jestem! Poza tym, kiedy niby mnie
znalazłaś, już byłaś zaćpaną i uzależnioną od narkotyków prostytutką, a
miałaś tylko siedemnaście lat. Jeśli już w ogóle, to ty zawdzięczasz mnie to, że
zadbałem o to, byś nie mieszkała na ulicy.
Więc to kobieta, która znała Grizza, gdy był jeszcze nastolatkiem. Nie
sądziłam, że wpadnę na kogoś, kto zna go od tak długiego czasu.
– Cóż, nie potrzebuję twojej zgody, żeby się z nim zobaczyć. Sama go
znajdę i nie powstrzymasz mnie.
– Naprawdę, Candy? Nie powstrzymam cię?
Nastała cisza i wiedziałam, że kobieta rozważa swoje opcje. W końcu
odezwała się spokojniejszym tonem:
– Dobra. Wyświadczysz mi przysługę? Nie czekając aż odpowie,
kontynuowała: – Powiesz mu przynajmniej, że chcę się z nim zobaczyć? Że
jestem już czysta? Powiedz mu, że chcę go przeprosić, za wszystkie złe
rzeczy, których doświadczył. Nie chcę go zasmucać czy wtrącać się w jego
życie. Chcę tylko się przywitać i go przeprosić.
Grizz coś powiedział, ale nie usłyszałam jego słów.
Potem drzwi się otworzyły i zamknęły. Wyszłam z łóżka i poszłam do
małego salonu. Grizza tam nie było. Musiał pójść odprowadzić tę kobietę.
Zauważyłam, że już dawno minęła pora obiadu, więc poszłam do kuchni i
zaczęłam wyciągać rzeczy z lodówki. Gdyby choć trochę ciekawiło mnie jak
wygląda Candy, podeszłabym do okna i wyjrzała przez nie.
Z perspektywy czasu, dobrze, że tego nie zrobiłam. Stałabym się
jeszcze świadkiem jak mój mąż robi coś okropnego. Zobaczyłabym jak Grizz
odprowadza ją do samochodu, a kiedy ona sięga po klamkę, on chwyta ją od
tyłu i skręca jej kark. Zobaczyłabym jak bez wysiłku przerzuca ją przez ramię,
macha do trzech mężczyzn siedzących w norze, by pozbyli się samochodu i
idzie na tył motelu, by pozbyć się ciała.
Ale nie zobaczyłam nic, i nie miałam się o tym dowiedzieć jeszcze przez
wiele lat.
Grizz wrócił do domu niecałe dziesięć minut później i zatrzymał się,
kiedy mnie spostrzegł.
– Kiedy wróciłaś do domu? Nie widziałem, żebyś podjeżdżała.
– Jo przywiozła mnie wcześniej. Dostałam bólu głowy. Próbowałam to
przespać.
– I spałaś? Przeszło ci?
– Prawie. Teraz czuję tylko pulsowanie. Ale jest lepiej. Jo ma mój
samochód. Załatwisz, by ktoś przywiózł go do domu? – W wyrazie jego twarzy
widziałam, że wie o tym, że byłam w pokoju, kiedy kłócił się z Candy.
Próbował się dowiedzieć, czy coś słyszałam. Postanowiłam mu to ułatwić.
– Więc kim jest Candy? – zapytałam nonszalancko, krojąc grzyby na
desce. Zanim odpowiedział, dodałam: – Powiesz mu? Zamierzasz powiedzieć
o tym Blue?
Spojrzał na mnie zakłopotany.
– To była szalona była dziewczyna Blue, prawda? Ta, o której mi
opowiadałeś? Ta, z którą zerwał tuż przed tym, jak zaczął spotykać się z Jan.
– Tak, to była ona.
– Nie wyglądasz na pewnego siebie, Grizz.
– To nie to, skarbie. Po prostu nie pamiętam, żebym ci o niej mówił.
– Mówiłeś. Nigdy nie powiedziałeś jak się nazywa, ale wspomniałeś o
niej po tym jak poznałam Jan.
Stanął za mną i przytulił mnie. Oparł podbródek na moim lewym
ramieniu. Musiał być bardzo zgarbiony, bo naprawdę byłam o wiele od niego
niższa.
– Myślę, że masz rację Grizz. Nie pozwalając jej zobaczyć się z Blue. To
mogłoby spowodować załamanie Jan. – Zanim coś powiedział, dodałam: –
Zaczęła nazywać cię twoim prawdziwym imieniem. Powiesz mi kiedykolwiek
jak ono brzmi?
– Kit, przerabialiśmy to już miliony razy – powiedział i odsunął się, by na
mnie spojrzeć. Obróciłam się i również na niego popatrzyłam. – To dla twojego
dobra. Dla ciebie nazywam się Rick O’Connell.
– Tak, Grizz, z wyjątkiem, że tak nie jest. – Odwróciłam się na pięcie i
przepchnęłam obok niego. Poszłam do naszej sypialni i zamknęłam drzwi.
Czy kiedykolwiek mnie do siebie dopuści? Był moim mężem, a nic o nim
nie wiedziałam. Nie znałam jego imienia, ani przeszłości. Cóż, teraz już
wiedziałam, że kiedy miał czternaście lat mieszkał za stacją paliw.
Wszedł do sypialni i zastał mnie siedzącą na łóżku i udającą, że
przeglądam palety kolorów od wykonawcy. Nie spojrzałam na niego.
– Jason. Mam na imię Jason, dobra? Ale nie powiem ci nic więcej. Może
pewnego dnia, kiedy będziemy mieli dzieci. Ale to i tak nie będzie dlatego, że
pozwolę im używać mojego prawdziwego imienia. Będą O’Connelami.
Potem opowiedział mi co nieco o sobie. Urodził się na Florydzie – w
West Palm Beach. Nie znał swojego ojca, a nazwisko, którego nie chciał
zdradzić, najwyraźniej należało do jego matki. Miała na imię Ida i urodziła go,
kiedy miała zaledwie piętnaście lat. To wyjaśniało, dlaczego miał wrażenie, że
jestem ”wystarczająco dorosła”, kiedy mnie porwano.
Jego matka była sprzątaczką w domu bogatej rodziny. Opowiedział mi,
że udawała idealną panią domu, podczas gdy jej własny dom był
pobojowiskiem. Zaniedbywała go. Nie biła syna ani nie znęcała się nad nim:
ale po prostu go ignorowała. Brzmiało znajomo. Uciekł, kiedy miał prawie
czternaście lat. Był pewien, że jej ulżyło i nigdy go nie szukała. Nie mieszkał
za stacją paliw, kiedy znalazła go Candy. Sprzedawał wtedy części
samochodowe.
Zapytałam go dlaczego uciekł – był ignorowany, ale nie znęcano się nad
nim. Dlaczego dobrowolnie poszedł na ulicę? Jak dostał się w okolicę Fortu
Lauderdale aż z West Palm Beach?
– Trzymałem się ze starszymi dzieciakami i rzuciłem szkołę, bo
zarabiałem pieniądze – powiedział po prostu Grizz. – W końcu, te dzieciaki
ruszyły na południe, a ja poszedłem za nimi.
Nie żył na ulicy, ale w małym mieszkaniu nad garażem, za które płacił
częściami samochodowymi. Stwierdziłam, że był naprawdę sprytny, jak na
chłopaka, który rzucił szkołę w tak młodym wieku.
– Umiałem czytać i znałem podstawy matematyki, to mi wystarczyło –
powiedział Grizz, wzruszając ramionami. – Poza tym, ulica nauczyła mnie
więcej niż przyniósłby mi stopień naukowy.
Teraz Grizz siedział obok mnie na łóżku. Wdrapałam się na jego kolana.
– Dlaczego musimy mieć dzieci zanim zdradzisz mi swoje prawdziwe
nazwisko? – zapytałam, wtulając mu się w szyję i bawiąc się kolczykiem, w
lewym uchu. To było moje przyzwyczajenie.
Poczułam, że się trzęsie. Śmiał się. Spojrzałam na niego. Z wielkim
uśmiechem, powiedział:
– Nie wiem. Stwierdziłem, że to kupi mi trochę więcej czasu.
Stwierdziłem, że będziemy mieli dziecko za kilka lat.
– Cóż, panie „Nie będę w stanie dłużej unikać pytań”, myślę że może się
to stać szybciej niż planujesz.
– Co ty nie powiesz? – przycisnął twarz do mojej szyi. – Czym mnie
skusisz?
Nim odpowiedziałam, zadzwonił telefon. Grizz zsunął mnie na łóżku i
wstał, by odebrać.
– Słucham? – przerwa. – Poczekaj chwilę, kochana. Kit, to Sarah Jo –
krzyknął z kuchni.
Poszłam tam i odebrałam od niego telefon.
– Tak, już prawie nic nie czuję. Ból zniknął – zamilkłam, gdy Jo zadała
mi kolejne pytanie. – Nie, nie powiedziałam mu jeszcze.
– Czego mi nie powiedziałaś? – zapytał Grizz, gdy wyciągnął piwo z
lodówki.
Spojrzałam na niego.
– Myślę, że mogę być w ciąży.
Rozdział 35

Następnego dnia Grizz zabrał mnie do szpitala, gdzie dowiedziałam się,


że na pewno byłam w ciąży. Byłam zdezorientowana. Regularnie brałam
pigułki antykoncepcyjne, nigdy żadnej nie przegapiłam. Ale miesiąc wcześniej
miałam paskudne zapalenie gardła i lekarz wyjaśnił mi, że czasami antybiotyki
zakłócają działanie pigułek. Tak się stało w moim przypadku.
Powiedziałam lekarzowi, że nadal biorę pigułki i tylko podejrzewałam, że
jestem w ciąży, bo moja ostatnia miesiączka była bardzo krótka i lekka, nie był
to standardowy tydzień mocnego krwawienia. Kazał mi przestać je brać i nie
martwić się. Niektóre kobiety zachodziły w ciążę biorąc pigułki. Nie byłam
jedyna i wykryliśmy ciążę bardzo wcześnie.
Spojrzałam na Grizza, który się uśmiechał. Był szczęśliwy z powodu
ciąży. Skoro jest nam to przeznaczone teraz, a nie za kilka lat, niech tak
będzie.
Grizz zabrał mnie na obiad i od razu zaczął zasypywać chłopięcymi i
dziewczęcymi imionami. Kręciło mi się w głowie. Byłam oszołomiona. Co z
moją nauką? Mogłam dalej chodzić do szkoły i być matką? Zemdliło mnie na
myśl o przyszłości i o tym, jak to rozegramy. Pocieszałam się faktem, że
dziecko urodzi się już, jak będziemy w nowym domu. Nie chciałabym, by
dziecko przyszło na świat, kiedy wciąż mieszkaliśmy w motelu.
Grizz zaskoczył mnie czymś jeszcze. Powiedział mi, że część miesięcy
wystarczy mu na załatwienie najważniejszych spraw, nim na dobre skończy z
gangiem. Na dobre. Nie mogłam być bardziej zachwycona. Mimo wszystko
spełni się życzenie Jan: Grizz miał zamiar przekazać dowództwo nad gangiem
Blue.
Zdecydowaliśmy się na razie zatrzymać wiadomość o ciąży dla siebie.
Było za wcześnie. Sara Jo była jedyną osobą, która wiedziała i nie miałam
wątpliwości co do jej lojalności i zdolności dotrzymania tajemnicy.
Poranne mdłości uderzyły we mnie znienacka. Nie mogłam ich nawet
nazwać porannymi mdłościami. Było mi niedobrze całymi dniami, tak bardzo,
że nie mogłam nic utrzymać w żołądku i Grizz chciał zabrać mnie z powrotem
do lekarza, by zobaczyć, czy może on przepisać mi coś dodatkowego.
Odmówiłam. Zamierzałam z tym żyć. Nie chciałam brać leków podczas ciąży.
Nic z wyjątkiem witamin i tylko wtedy, kiedy mój żołądek był w stanie je
zatrzymać.
Byłam w dziesiątym tygodniu ciąży, kiedy Grizz powiedział, że musimy o
czymś porozmawiać. Siedziałam na kanapie, przeglądając gazety pełne
wystrojów wnętrz, już wybrałam neutralny kolor do pokoju dziecka, jasną
zieleń. Teraz zastanawiałam się nad motywem przewodnim. Może arkę Noego
ze zwierzątkami. Albo pluszowe misie?
Wyciągnął gazetę z moich rąk i położył ją na stoliku. wyglądał poważnie.
– Kit, jest coś, co muszę ci powiedzieć.
– Co? O co chodzi?
– Nie chcę cię martwić, zwłaszcza teraz, kiedy jesteś w ciąży, ale
kocham cię i boję się, że jeśli ci tego nie powiem, dowiesz się tego później i
nie spodoba ci się to.
Zaczynał mnie przerażać.
– Powiedz mi teraz. Cokolwiek to jest, nie ukrywaj tego przede mną. –
Stało się coś Sarah Jo, Fessowi lub Gruntowi? Grizz miał kłopoty? My
mieliśmy kłopoty?
– Dopiero usłyszałem o tym od Guido – powiedział, ściskając mocno
moje dłonie. – Powiedział mi, że twoi rodzice wczoraj zginęli w wypadku
samochodowym. Pomyślał, że powinniśmy o tym wiedzieć.
Zamurowało mnie. Nie spodziewałam się tego. Nie poświęcałam wielu
myśli Delii czy Vicowi od lat. Nie mogłam powiedzieć, że za nimi tęskniłam.
Nie było za czym. Byłam samodzielna od bardzo młodego wieku. Ale Grizz
miał rację. Cieszyłam, się że mi o tym powiedział. Zalały mnie wspomnienia.
– Jak to się stało? – zapytałam cicho.
– Czołowe zderzenie. Kierowca półciężarówki zasnął i przejechał żółtą
linię. Śmierć na miejscu.
Czułam ulgę, że nie cierpieli i że to nie oni spowodowali wypadek. Nie
czułam do nich nienawiści. Ale też nie tęskniłam za nimi. Jednak chciałam
zrobić wszystko jak należy.
– Grizz, oni nie mają innej rodziny. Co z nimi zrobią?
– Pochowają w trumnie na stanowym cmentarzu. Tak sądzę. Może
skremują. Naprawdę, nie wiem. – Zanim coś powiedziałam, dodał: – Chcesz,
żebym się tym zajął, Kit? Chciałabyś tego? Chciałabyś zapewnić im porządny
pogrzeb?
To mnie zaskoczyło, ale zdaje się, że pamiętał jak ważne było dla mnie
pochowanie Moe w normalny sposób. A przynajmniej, tak normalny jak to
możliwe.
Potaknęłam.
– Tak, chciałabym tego. Nie musi to być coś wyszukanego. Zwykły
cmentarz i zamiast nagrobka, jeden z tych kamieni w ziemi. Coś, gdzie będą
widniały ich nazwiska, daty urodzin i data śmierci.
– Zapisz to dla mnie, kochanie, a ja się tym zajmę.
I zrobił to. Był dobry w dawaniu mi wszystkiego czego pragnęłam. Nigdy
nie przyszło mi do głowy, że to była kolejna szansa na moje uwolnienie.
Oczywiście, wiele razy w przeciągu tych lat, mogłam odzyskać wolność. Z
pewnością, śmierć moich rodziców była jedną z nich, ale to nie miało
znaczenia. Nie zamierzałam opuszczać Grizza. A przynajmniej nie celowo.
Kilka tygodni później, zaczęłam plamić. Spanikowana zadzwoniłam po
lekarza, ale powiedział, że nic nie może zrobić. Kazał mi przeczekać i nie robić
niczego stresującego. Grizz zmusił mnie do leżenia w łóżku przez trzy dni.
Nadal plamiłam, więc zabrał mnie do lekarza.
Siedziałam na pokrytym papierem fotelu, kiedy coś poczułam. Nie
poruszyłam się, tylko spojrzałam na Grizza ze łzami w oczach.
– Myślę, że właśnie straciłam dziecko.
Rozdział 36

Oboje byliśmy smutni z powodu utraty dziecka, ale zgodziliśmy się też,
że powinnam wrócić do zażywania tabletek antykoncepcyjnych. W naszej
przyszłości ciągle widzieliśmy dzieci. Mieliśmy się przenieść do nowego domu.
Ja miałam zdobyć mój tytuł. Życie miało toczyć się dalej.
Tak też się stało. Po przeprowadzce do domu, nigdy nie wróciłam do
motelu, ale, oczywiście, Grizz musiał. Chowder przeniósł się teraz do naszych
starych pokoi. Monster również się tam wprowadził.
Urządzałam nasz nowy dom. Zajmowałam się Damienem i Lucyferem.
Posunęły się w latach i wyraźnie zwolniły. Zapraszaliśmy przyjaciół na kolacje.
Grunt i Cindy przychodzili regularnie. On był teraz wziętym architektem z
renomowaną firmą przy Las Olas Boulevard. Grunt i ja zbliżyliśmy się do
siebie jakiś rok po tym, jak wprowadził się do Cindy. Myślę, że było to
spowodowane tym, iż Grizz nie był zazdrosny, skoro Grunt był z Cindy tak
długo. Myślę, że było to ciężkie dla Grizza, ale wiedział, że nie zapewni mi
szczęścia zatrzymując mnie tylko dla siebie. Moja przyjaźń z Gruntem była
dobra, komfortowa i bezpieczna. Zbliżyłam się też do moich koleżanek ze
studiów, Carter i Casey. Z nimi również spędzałam dużo czasu. Sarah Jo była
stałym bywalcem przy naszym stole po tym, jak skończyła studia i wróciła do
Ft. Lauderdale. Również była mężatką i pozostała w przyjaźni ze swoim
dawnym chłopakiem, Stephenem i jego żoną, April. Wszyscy byli częstymi
gośćmi w naszym domu. Podobnie jak Anthony i Christy, nasi przyjaciele z
zachodniego wybrzeża Florydy. Nawet Sam i jego dziewczyna miesiąca
przychodzili raz na jakiś czas.
Chowder przychodził tylko na Święto Dziękczynienia. W końcu mogłam
przyrządzić indyka i Jan nie miała nic przeciwko przekazaniu mi pałeczki. Była
tak zajęta pracą, że wydawało się, iż jej ulżyło, kiedy gotowanie przejął ktoś
inny.
Tak minęło kilka kolejnych lat. Były wypełnione spotkaniami z
przyjaciółmi, podróżami, koncertami, zajmowaniem się domem i zwierzętami,
długimi przejażdżkami na motocyklu i tak bliskie domowemu ciepłu, jak było to
możliwe. Nasza posiadłość zajmowała kilka akrów i mieliśmy sąsiadów, ale nie
byli blisko. Ale i tak nie chciałam, żeby ludzie się nas bali. Miałam tylko jedną
zasadę i Grizz się z nią zgadzał: żadnych interesów gangu w domu.
Oczywiście nasz styl życia oparty był na iluzji. Gdyby spojrzeć na to
zgodnie z prawdą, nie byłam nawet żoną Grizza. Ann Marie Morgan była, ale
bądźmy szczerzy, nie byłam Ann Marie. Nasze dochody, które znacznie
wzrosły dzięki dobrym i uczciwym inwestycjom, ciągle bazowały na
pieniądzach pochodzących z nielegalnych interesów. Wielu z nich. W tamtym
okresie Grizz trzymał rękę na wszystkim w południowej Florydzie: prostytucji,
narkotykach, kradzieżach samochodów, hazardzie, szantażach, lichwie. Był
szczery co do przekazania przywództwa nad gangiem Blue, kiedy zaszłam w
ciążę, ale z powodu szybkiego poronienia, nie widział już potrzeby
przechodzenia na emeryturę. I tak napływały pieniądze. Nigdy nie pytałam, ale
nie można być z kimś przez tyle lat i nie mieć pojęcia czym się zajmuje.
Wyłapywałam różne rzeczy to tu, to tam. Nie byłam naiwna, ale pozwalałam
sobie udawać, że tak było.
Wiedziałam, że nasze życie zostało zbudowane na fundamencie
działalności przestępczej, ale tak długo, jak nie byłam w to wciągana,
potrafiłam o tym zapomnieć. Kilka lat wcześniej przestałam zajmować się
księgami i monitorować inwestycje. Zostało to przekazane księgowemu. Kiedy
mój mąż wychodził rano do pracy, udawałam, że nie wiązała się ona z
przestępczością. Przyjęłam pracę na pół etatu w małej firmie w Miramar. Nie
musiałam pracować i bardzo trudno było mi przekonać Grizza, by mi na to
pozwolił, ale w końcu się zgodził. Musiałam pracować, by mieć w życiu jakiś
cel.
Jak tylko skończyłam studia, powiedziałam Grizzowi, że chciałabym
zajść w ciążę. Jeśli posiadanie dzieci miało wpłynąć na Grizza, by porzucił
życie w gangu, chciałam mieć dziecko od razu po zakończeniu szkoły. Zgodził
się, więc przestałam zażywać tabletki. Niestety, nie udało się to tak szybko, jak
miałam nadzieję. Rok po ukończeniu studiów ciągle nie udało mi się zajść w
ciążę.
Nie wiedziałam, że w tamtym czasie małżeństwo Blue i Jan się
rozpadało. Przyłapał ją na zdradzie, więcej niż raz, z prawnikami, których
spotykała w pracy. Jan była atrakcyjna i zawsze szukała dla siebie czegoś
lepszego. Bycie żoną zastępcy przywódcy gangu motocyklowego nie
pociągało jej tak jak kiedyś. Chciała więcej. Byłam zaskoczona, że zdradziła
Blue. Myślałam, że bała się mu przeciwstawić, ale było inaczej.
Pewnego dnia, Blue pojawił się w domu i opowiedział nam tę historię.
Miałam rację sądząc, że powinna się bać. Przypomniałam sobie potrącenie
sprzed czterech miesięcy. Jan szła do samochodu na parkingu pod sklepem
spożywczym. Jeździła ładnym samochodem i zawsze parkowała daleko od
wejścia do sklepu, żeby uniknąć przypadkowych zarysowań przez kogoś, kto
zaparkowałby obok niej. Niosła dwie torby i majstrowała przy kluczykach,
patrząc pod nogi, gdy znikąd pojawił się samochód i w nią uderzył. Kierowca
uciekł, a ona została nieprzytomna i nic nie pamiętała. Cudem było, że była
jedynie potłuczona i nic sobie nie złamała. Biorąc pod uwagę prędkość
tamtego samochodu, cudem było, że przeżyła.
Blue nie przyjął jej nierozwagi lekko. Gdy Blue nam to opowiadał,
uświadomiłam sobie, że to potrącenie było czymś poważniejszym – rozkazał,
żeby ktoś to zrobił. Wiedziałam też, że zanim to zrobił, potrzebował zgody
mojego męża. Zadrżałam.
Blue kontynuował swoją opowieść i powiedział, że w końcu miał dość i
ją wyrzucił. Powiedział jej, że wystąpi o prawo opieki nad chłopcami. Grizz
wypytywał go, ile tak naprawdę Jan wiedziała na temat gangu. Blue odparł, że
nigdy nic jej nie mówił. Nie wiedziała nawet o nocy, kiedy zabrał Grunta.
Grizz potaknął.
– Dobrze, więc jaką może wyrządzić nam szkodę, jeśli to w ogóle
możliwe?
– Przypuszczam, że mogła coś wykopać z naszych osobistych
finansów, ale myślę, że sama by się pogrążyła – odpowiedział mu Blue. –
Poza tym, że mam motocykl i kurtkę, wszystko to tylko spekulacje z jej strony.
Nie sądzę, by ktokolwiek tego dotknął. Jeśli chodzi o opiekę, może zasięgnąć
bezpłatnych porad prawnych, ale firma, w której pracuje, specjalizuje się w
podatkach od nieruchomości i tym podobnych.
Przerwałam mu:
– Blue, Jan wie pewne rzeczy. Ze szczegółami opowiedziała mi o
wcześniejszym życiu Moe i o tym, jak pojawiła się w motelu. Jak straciła język.
Powiedziała mi, kto mieszkał w motelu, a kto nie. Wiedziała nawet o nocy,
kiedy dostałam Gwinny. Jeśli ty jej tego nie powiedziałeś, to kto?
– Nie wiem. – Blue spojrzał na nas oboje, oszołomiony. – Szczerze,
Grizz. Może gdy Chicky lub Willow przychodziły do niej, kiedy była w ciąży i
nie brała leków? Pamiętasz, jak zostawialiśmy tam dziewczyny raz na jakiś
czas? Zgaduję, że wtedy mogła coś usłyszeć. Ale nie powiedziałem jej skąd
wzięła się Kit ani nic takiego. Cholera, ona nigdy nie była nawet w motelu. Nie
zna żadnych prawdziwych imion. Nawet mojego. Ożeniłem się z nią pod
fałszywym nazwiskiem.
Grizz spojrzał w moim kierunku. Spuściłam wzrok. Wiedział o czym
myślałam. Ożenił się ze mną pod fałszywym nazwiskiem. Przynajmniej Jan
wyszła za Blue pod prawdziwym.
Przez chwilę Grizz nic nie mówił. Widziałam, że poważnie o tym myślał.
Następnie zapytał Blue:
– Myślisz, że rozmawiała z Willow poza okresem, gdy Willow była tam,
by jej pilnować?
– Wydaje się to możliwe. Kurwa, naprawdę nie wiem. – Blue spojrzał na
mnie z ukosa. Przepraszam, Kit. Wiem, że nie lubisz przeklinania. To nawyk.
Grizz znowu milczał. Wiedziałam, że ufał Blue bezgranicznie i próbował
wymyślić, kto był wtyczką. Ale z jawną nienawiścią Willow do mnie, było
bardzo możliwe, że to ona kontaktowała się z Jan. Nie było żadnej pewności.
Jan z pewnością nigdy by się nie przyznała, a Willow była martwa od lat.
– I chcesz opieki nad Timmym i Kevinem? – zapytał Grizz.
– Tak, chcę moich chłopców, Grizz. Nie mogę oddać synów.
– Dobrze więc. Ufam ci. Idź i walcz o swoich chłopców. Jeśli gang
zostanie wspomniany w jakimkolwiek sensie, kształcie lub formie, chcę o tym
od razu wiedzieć. Zrozumiano? Powiedz jej to. Wytłumacz jej, co to oznacza.
– Zrobię to. Powiem jej tak, że zrozumie. Będę walczył o moich
chłopców prosto i uczciwie. Będę to trzymał z dala od gangu. Masz moje
słowo.
Rozmowa się skończyła i przez długi czas nie słyszałam nic na temat
rozwodu Blue i Jan. Próbowała odnowić naszą przyjaźń, ale nie potrafiłam się
zmusić, by nadal się z nią widywać. Podejrzewałam, że chciała się ze mną
przyjaźnić z innych powodów. Może obawiała się odwetu ze strony Grizza i
wiedziała, że przyjaźń ze mną jej pomoże. Może po prostu chciała wiedzieć,
co ja wiedziałam, czyli nic. Jeśli Blue opowiadał Grizzowi o rozwodzie i
sprawie opieki, to ten nic mi nie przekazywał. Doszłam do wniosku, że
trzymanie się od niej z daleka było dla mojego dobra.
Tak właśnie sobie z tym wszystkim poradziłam. Jak zawsze. Trzymałam
się z daleka fizycznie i emocjonalnie.

Sprawy przyjęły nieprzyjemny obrót, gdy rozpoczęła się sprawa o


opiekę. Rozwód został sfinalizowany kilka miesięcy wcześniej, a Blue i Jan
dzielili się opieką nad chłopcami. Blue powiedział Grizzowi, że zapowiadało się
na to, iż sprawa obróci się na naszą korzyść. Kwestia gangu motocyklowego
została podjęta w trakcie procesu, ale bez żadnych dowodów, Jan została
praktycznie wyśmiana na sali sądowej. W akcie zemsty, adwokat Blue
zaatakował, przywołując walkę Jan z chorobą umysłową i cudzołóstwo.
Myślę, że to uśpiło czujność Blue i Grizza fałszywym poczuciem
bezpieczeństwa, że gang nie zostanie wspomniany. Stwierdzili, że nie będzie
już w stanie wyrządzić żadnych szkód.
Wydaje mi się, że Jan nie mogła już tego znieść. W końcu wyciągnęła
asa z rękawa, jak zrobiła to wiele lat wcześniej, gdy Blue chciał ją zostawić, a
ona zaszła w ciążę.
Ale tym razem było inaczej. Tym razem, jej as miał efekt uboczny, który
nie mógł być naprawiony. Zniszczył ludzi. Wielu ludzi.
Jan zdecydowała, że nadeszła pora, by powiedzieć światu o Guinevere
Love Lemon.
Rozdział 37

Nie wiem jak jej się to udało. Jak wyśledziła moje imię bez zwracania
uwagi sieci informatorów Grizza, przedstawicieli prawa i innych. Jestem niemal
pewna, że nie wiedziała czy uciekłam, czy zostałam porwana, ale jakimś
cudem dowiedziała się, że zniknęłam w roku 1975 i nigdy więcej o mnie nie
słyszano.
To był jej pierwszy krok do uzyskania opieki nad chłopcami. Zamierzała
pociągnąć Blue na samo dno, ściągając tam gang. Ściągając tam Grizza.
Muszę przyznać, że była odważną kobietą. Współpracowała z władzami,
by dostać się do Programu Ochrony Świadków. Blue się mylił. Jan wiedziała o
wiele, wiele więcej, niż myśleliśmy.
Nigdy nie dowiedziałam się, jak wyśledziła Froggy’ego, nie ściągają na
siebie uwagi. Froggy nigdy nie pogodził się z tym, co Grizz zrobił Willow. Po jej
wygnaniu zaczął powoli oddalać się od grupy, co spotęgowało się po jej
śmierci. Z jego zeznań jasno wynikało, że gardził Grizzem przez to, co jej
zrobił. Froggy chętnie opowiedział władzom wszystko, co wiedział w zamian
za ochronę.
Policja pojawiła się w naszym domu w Shady Ranches z nakazem
aresztowania Grizza. Nie walczył, gdy zakuwali go w kajdanki i odczytywali
jego prawa. Był spokojny. Był przekonany, że jego prawnik wyciągnie go za
kaucją w ciągu kilku godzin.
Grizz bywał wcześniej aresztowany. To nigdy nie było nic poważnego –
drobne zarzuty, których celem było dręczenie go. Ale był to pierwszy raz, gdy
został aresztowany w mojej obecności. Patrzył na mnie i słuchał spokojnie, jak
odczytywali mu jego prawa i recytowali listę zarzutów.
– Jasonie Williamie Talbot, masz prawo zachować milczenie…
Był to pierwszy raz, gdy usłyszałam jego pełne imię i nazwisko.
Kilka lat wcześniej uporałam się z moją obsesją dotyczącą poznania go.
I tak nigdy nie widziałam, by gang używał fikcyjnych imion w innym celu, niż
wywołanie zdezorientowania. Nigdy nie uważałam tego za tak ważne, jak oni.
Ale nagle, gdy odczytywali zarzuty, postawa Grizza uległa zmianie.
Wpadł w furię, nawet z rękami skutymi za plecami, kiedy nazwali mnie moim
prawdziwym imieniem i zaczęli zadawać pytania.
– Czy naprawdę jesteś Guinevere Love Lemon, która zniknęła z Ft.
Lauderdale na Folrydzie, 15 maja 1975 roku? – Nie mogłam odpowiedzieć.
Byłam w szoku.
– Uciekłaś czy zostałaś porwana przez tego mężczyznę?
Grizz wiedział, że to aresztowanie nie wynikało z powodu błahych
wykroczeń. To było inne. Wiedzieli, kim byłam. Pozostawało pytanie czy
zostałam porwana, czy uciekłam? I czy byłam zamieszana w działalność
przestępczą Grizza?
Jeden z oficerów zwrócił się do mnie:
– Odpowiadaj bardzo ostrożnie, Guinevere. Jeśli zostałaś porwana
przez tego mężczyznę w 1975 roku to jedna rzecz. Ale jeśli uciekłaś i
świadomie dołączyłaś do gangu Armii Szatana, to zupełnie inna sprawa.
– Nie odpowiadaj na żadne pieprzone pytanie dopóki nie porozmawiamy
z prawnikiem – warknął Grizz. – Nie mów ani słowa, Kit. Nic. Odpierdolcie się
od mojej żony.
Uderzył głową jednego z mężczyzn, aż odrzuciło go do tyłu, na
kamienny kominek. Oficer był zamroczony, ale nie wydawało się, by został
zraniony.
Zaczęłam płakać, bo chociaż ci mężczyźni byli dla mnie mili, bałam się.
Dwóch z nich zaczęło okładać Grizza. Ledwie się wzdrygnął.
– Przestańcie – płakałam. – Proszę, wszyscy. Po prostu przestańcie.
Pójdziemy z wami. Proszę, dość.
– Nie możecie jej zabrać do więzienia – warknął Grizz. – Ona nie może
siedzieć w więzieniu. To nie ma z nią nic wspólnego. Zostawcie ją w spokoju.
– Nie aresztujemy jej, tylko ciebie, jełopie – powiedział mężczyzna,
którego Grizz uderzył głową. Oczywiście, powiedział to z bezpiecznej
odległości.
– Wszystko zostanie wyjaśnione na posterunku – powiedział najstarszy
z nich.
To był tekst wyjęty wprost ze starego czarno białego policyjnego filmu.
Detektyw przypominał mi uprzejmego dziadka. Zbliżał się pewnie do
emerytury i wolał być wszędzie, byle nie tu.
Dodał:
– Będzie z nią dobrze. Nikt jej nie zrani. Uspokój się. Wiesz jak się to
odbywa, Jason. – Odwrócił się do mnie i łagodnie złapał za ramię. – Jestem
detektyw Banner, wszystko będzie w porządku, Guinevere. Musimy tylko
zadać ci kilka pytań. To część całego procesu. Twój mąż przesadza.
Spojrzałam na niego smutno.
– Po prostu się o mnie martwi, bo jestem w ciąży.

Tydzień wcześniej dowiedziałam się, że znów byłam w ciąży. Nie byłam


wysoko, ale razem z Grizzem pozwoliliśmy sobie na radość.
– Zadzwoń do Marka. Wyciągnie mnie przed wieczorem – powiedział mi
Grizz, gdy go wyprowadzali.
– Nie tym razem, Talbot – powiedział jeden z policjantów, ten młody. –
Nie wydaje mi się, by sędzia pozwolił ci wyjść za kaucją. Porwanie to
przestępstwo federalne. Posiedzisz aż do procesu.
– Po prostu do niego zadzwoń, Kit.
– Nie, Grizz – zawołałam za nim. – Nie jest wystarczająco dobry do
tego. Mam kogoś innego.
Śledziłam karierę bardzo potężnego, dobrze znanego obrońcy. Był
młody, ale wyrobił sobie niezłą pozycję w południowej Florydzie.
– Kogo? – krzyknął Grizz przez ramię. Szłam teraz za nim, z
detektywem Bannerem przy boku.
– Matthew – powiedziałam z determinacją.
– Jaki Matthew? – zapytałam, gdy wepchnęli go na tylne siedzenie
radiowozu.
– Matthew Rockman. Dzieciak z mojego ganku.
Drzwi samochodu zatrzasnęły się i zabrali go.
Nie powiedziałam nikomu, nawet Sarah Jo, że odnowiłam znajomość z
kolegą z liceum. Nie wydawało mi się to konieczne.
Matthew odnalazł mnie w 1980 roku. Nie było to trudne. Było to w
czasie, kiedy mieszkałam w motelu i dowiedziałam się, że byłam w pierwszej
ciąży. Nie było tajemnicą, że przywódca Armii Szatana mieszkał w Motelu
Glades.
Matthew przyjechał tam pewnego dnia, udając zagubionego kierowcę.
Chowder powiedział mu, że minął Flamingo Road kilka mil wcześniej. Będzie
musiał zawrócić. Matthew zapytał go, czy motel był otwarty. Chowder przyjrzał
mu się uważnie i wskazał na drogę. Ale przedtem Matthew mnie zauważył.
Wyszłam na zewnątrz, wsiadłam do mojego samochodu i nie zdając
sobie z tego sprawy, pojechałam za nim na Drogę Stanową 84. Uzbrojony w
informację, że tam mieszkałam i jakim samochodem jeździłam, mógł
zaplanować spotkanie ze mną.
Matthew mógł mnie śledzić tego dnia, gdy mnie zobaczył, ale bał się, że
wzbudził podejrzenia Chowdera. Więc przez dwa dni parkował na parkingu U
Pete’a, zwrócony w stronę autostrady, zanim zobaczył, jak jechałam moim
Trans Amem. Pojechał za mną do sklepu spożywczego i czekał, aż
wysiadłam, nim do mnie podszedł.
Od razu go rozpoznałam. Powiedział, że nie chciał sprawiać kłopotów,
tylko porozmawiać. I tak właśnie zrobiliśmy. Powiedziałam mu prawie
wszystko, poza moją wiedzą na temat działalności przestępczej Grizza.
– Nie musisz próbować i ukrywać co robicie, Gin. Jego gang cieszy się
złą sławą. Chciałem tylko sprawdzić, jak sobie radzisz.
– Dobrze, Matthew. Wiem, że Grizz groził ci tamtej nocy. Przepraszam
za to. Ale szczerze, jestem z nim szczęśliwa. Jest dla mnie dobry.
Spodziewam się jego dziecka.
To go zaskoczyło.
– Musiałem sprawdzić co z tobą, zanim cokolwiek zrobię. Nie jestem już
dzieciakiem. Nie boję się go.
– Cóż, powinieneś się bać. Tylko dlatego, że jesteś dorosły nie oznacza,
że nie może się do ciebie dobrać. To nie jest groźba, Matthew. Stwierdzam
tylko fakt. Mówię przyjacielowi, na którym mi zależy, żeby trzymał się z daleka.
Proszę, zostaw nas w spokoju.
– Jesteś tego pewna, Gin? Zatrzymam to dla siebie, jeśli mówisz
prawdę.
– Jestem pewna, Matthew.
Długo mu wyjaśniałam, że nie popierałam nielegalnej działalności
Grizza, ale i tak się w nim zakochałam. Matthew nie mógł utożsamić piątkowej,
ułożonej dziewczyny z dorosłą kobietą, która poślubiła okrutnego przywódcę
gangu motocyklowego. Ale pamiętał też, że zaniedbywano mnie w domu i jak
uwielbiałam uwagę, którą okazywała mi jego rodzina.
Nasza rozmowa przeszła od przekonywania go, by zostawił nas w
spokoju do przyjacielskich pogaduszek dotyczących naszego życia.
Siedziałam w jego samochodzie i rozmawiałam, gdy nagle zamilkł i popatrzył
nad kierownicą. Zgadywałam, że nie potrafił odpuścić.
– Wiesz, że twoje porwanie wpłynęło na moją decyzję, by pójść na
prawo. – Spojrzał na mnie. – Nie podobało mi się, że mi grożono, to bycie
bezsilnym. Wiedziałem, że facet, który cię zabrał był przestępcą. Uczę się
prawa, by wsadzać takich skurwieli do więzienia.
Zauważyłam, że knykcie jego lewej ręki pobladły. Mocno ściskał
kierownicę. Łzy napłynęły mi do oczu.
– Proszę, nie nazywaj go tak. – Chciał mi przerwać, ale uniosłam dłoń. –
Traktuje mnie lepiej niż ktokolwiek wcześniej. Kocham go, Matthew. Robię co
w mojej mocy, by wyciągnąć go z tego życia. Proszę, zostaw nas w spokoju.
Obiecał mi, że rzuci to, kiedy urodzi się dziecko. Wierzę mu.
Westchnął i z powrotem odwrócił wzrok. Rozmowa wróciła na lekkie
tory. Opowiadał mi, jak kochał studia prawnicze. Żartowałam, że cieszyłam
się, iż koniec moich korepetycji nie przeszkodził mu w pójściu do college’u. To
była miła rozmowa.
Nie widziałam, ani nie rozmawiałam z Matthew od tamtego dnia, ale
czytałam gazety i oglądałam wiadomości. Świecił jasno w systemie
sprawiedliwości, wygrywając najtrudniejsze sprawy. Nie myślcie, że nie
dostrzegałam ironii, że kilka lat temu powiedział mi, że poszedł na prawo, by
wsadzać złych ludzi do więzienia, a teraz był najlepszym w biznesie w
wypuszczaniu ich.
Myślałam nad tym wszystkim, kiedy siedziałam w biurze detektywa
Bannera, popijając lurowatą kawę i czekając na przybycie Matthew. Gdy się w
końcu pojawił, przyprowadził ze sobą mężczyznę, którego nie znałam.
– Gin, to Cary Lewis. Nie jest z mojej firmy. Nie mogę reprezentować
Jasona z powodu naszej historii. Ale oddaję cię w ręce kogoś, kto jest w tej
pracy lepszy od wszystkich, których znam. Mam nadzieję, że mi w tym
zaufasz?
Spojrzałam na niego ze swojego miejsca.
– Jeśli powiesz mi, że nie żywisz do niego urazy, jeśli spojrzysz mi w
oczy i mi to powiesz, to tak. – Wzięłam oddech. – Zaufam ci.
Rozdział 38

Nie muszę wdawać się w szczegóły kolejnych lat. Poza tym, uważam że
postępowanie sądowe i ten żargon to zbyt wiele do przedstawienia. Będę
trzymała się faktów, takich jakimi je pamiętam.
Nigdy więcej nie zobaczyłam Grizza jako wolnego człowieka.
Odmówiono wypuszczenia go za kaucją przez co prawie dwa lata siedział w
więzieniu okręgowym w trakcie, których Cary Lewis negocjował z
prokuratorem. W tym czasie byłam blisko z Matthew. Choć nieoficjalnie,
potrzebowałam go, by wyjaśniał mi wszystko, co się dzieje.
Cary starał się jak potrafił, ale przez ciążę i nagonkę mediów,
potrzebowałam Matthew i Sama. Pomagali mi w przeniesieniu wyników ze
szkoły średniej i ze studiów na moje prawdziwe nazwisko. Chronili mnie przed
prasą. Byli ze mną od początku tego koszmaru. Załatwili nawet, bym
zamieszkała ze Stephanem i April.
Stephan, był chłopakiem Sarah Jo ze szkoły średniej, i pozostał bliskim
przyjacielem, a co najważniejsze, miał April, która nie miała żadnych powiązań
z gangiem. Przyjęli mnie do siebie do czasu aż szum w mediach ucichnie.
Moje koleżanki ze studiów, Carter i Casey na zmianę zostawały w moim
domu, by opiekować się Damienem. Straciliśmy Lucifera rok wcześniej, przez
raka kości. Kiedy wreszcie byłam w stanie przeprowadzić się do domu, Carter
wprowadziła się ze mną.
Grizz od samego początku nalegał, bym trzymała się z dala od tego
wszystkiego. Powiedział im, że mnie porwał. Opowiedział o tym jak mi groził,
by zapobiec ucieczce i jak wmanewrował mnie w małżeństwo. Historia
znalazła się na nagłówkach gazet: Zaginiona dziewczyna poślubiona Liderowi
Gangu Motocyklowego. Ludzie zaczęli się zgłaszać do sądu z zeznaniami.
– Tak, myślałam że ją rozpoznałam, ale ona wydawała się taka
szczęśliwa, byłam pewna, że nie została porwana.
– Ten drań zagroził mi śmiercią, jeżeli nie oddam jej gitary. – To
zeznanie pochodziło od właściciela lombardu, w którym zastawiłam gitarę,
podczas pierwszych wspólnych świąt.
– Mówisz, że zagroził ci śmiercią? – zapytał go Cary. – Nie dostał pan
pieniężnej rekompensaty za gitarę?
– Cóż tak, ale pieniądze czy nie i tak nie miałem wyboru. Moje życie
było zagrożone.
Nawet Diane Berger, dziewczyna z biura weterynarza, myślała że
pomaga, ale w rzeczywistości, tylko pogorszyła sprawę. – Od razu zapytałam
ją czy nazywa się Ginny Lemon, a ona zaprzeczyła. Miała nawet jakiś dziwny
akcent. Pewnie zrobili jej pranie mózgu.
– Nie martw się tym – powiedzieli mi Matthew i Cary. – Nie może
udowodnić, że naprawdę widziała ciebie. Może to był twój sobowtór z innym
akcentem.
To nie był żaden sobowtór. Prokuratura była w stanie wyciągnąć
dokumenty z biura weterynarza i okazało się, że pies Ricka O’Connella
znajdował się tam w tamtym czasie, ponieważ został ugryziony przez węża.
Za każdym razem, gdy myśleliśmy, że coś idzie po naszej myśli, ktoś był
o krok przed nami. A przez zeznanie Jan i Froggy’ego, wiedzieliśmy, że to nie
będzie łatwa walka. Froggy, który naprawdę nazywał się Larry Most, przyznał
pod przysięgą, że był świadkiem jak Grizz zabija więcej niż jedną osobę.
Jednak pomimo szczegółów zbrodni, nie odnaleziono żadnych ciał ani
dowodów potwierdzających jego zeznania. Musieli zdobyć więcej świadków. I
udało im się.
Zaskoczyło mnie tylko, że Grunt ani Fess nie zostali wspomniani. Jan i
Froggy nigdy o nich nie powiedzieli. Wierzę, że to z powodu tego, że Jan
naprawdę troszczyła się o Grunta, i sądzę, że obojgu im było żal Fessa. Był
zwykłym facetem, który próbował zarobić na życie i wychować samodzielnie
trójkę dzieci. Jednak władze w końcu się do nich dokopały poprzez innych
świadków, ale wtedy, Grizz poszedł na ugodę.
Przygotowanie do procesu zajęło dwa lata, w tym czasie wzięłam ślub i
urodziłam naszą córkę. Nazwaliśmy ją Miriam. Choć wołaliśmy na nią Mimi.
Może ciężko w to uwierzyć, ale Grizz praktycznie zmusił mnie do
ponownego ślubu. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Byłam w zaledwie
drugim miesiącu ciąży i odwiedzałam go w więzieniu.
– Kit, kochasz mnie, prawda? – zapytał.
– Wiesz, że tak Grizz. Przetrwamy to. Wyjdziesz. Odzyskamy nasze
życia.
– Kotku, nigdy stąd nie wyjdę. Musisz to teraz zrozumieć.
– Przestań! Nie mów tak.
– Jesteś mądrą dziewczyną. Musisz zmierzyć się z rzeczywistością,
byśmy mogli poczynić jakieś plany. Powiedziałaś, że mnie kochasz. Chcę,
żebyś to teraz udowodniła.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami.
– Powiedz. Powiedz w jaki sposób mam to udowodnić.
– Chcę żebyś wzięła ślub.
Byłam tak oszołomiona, że nawet nie byłam się w stanie sprzeciwić.
Rozmawialiśmy przez telefon przez pancerną szybę.
– Chcę żebyś mi obiecała, że nasze dziecko będzie miało ojca, kiedy on
lub ona się urodzi. Obiecaj mi to, Kit.
– Nasze dziecko będzie miało ojca, Grizz. Ciebie. Mogę nadać mu twoje
nazwisko. Talbot. – Wtedy coś do mnie dotarło. – Kogo mam poślubić? Co?
Poza tym, my już jesteśmy małżeństwem.
W głębi duszy wiedziałam, że nasze małżeństwo nie było legalne. Może
Rick O’Connell i Ann Marie Morgan byli małżeństwem, ale Jason Talbot i
Ginny Lemon nie. Chociaż w naszych sercach, byliśmy.
– Kit mogę podać ci nazwiska pięciu facetów, którzy byliby gotowi
poślubić cię już jutro. Wiem, że dwóch z nich już jest w tobie zakochanych. Do
diabła, nawet Fess wziąłby z tobą ślub, gdybyś go o to poprosiła.
– Nie mówisz serio! Chociaż bardzo kocham Sarah Jo, nie chcę być jej
macochą! Kogo masz jeszcze na myśli? Poza tym, ciężko mi uwierzyć, że
podejrzewasz nie jednego, ale dwóch facetów o miłość do mnie, a oni wciąż
żyją. – Podniosłam chusteczkę i wydmuchałam nos, opierając słuchawkę na
ramieniu.
– Kiedyś powiedziałaś, że jestem inteligentny. Pamiętasz?
Opowiedziałem ci, że rzuciłem szkołę i byłaś zaskoczona tym, w jaki sposób
przetrwałem. Jak zrobiłem coś z niczego. Pamiętasz to?
– Tak, pamiętam. Co w związku z tym?
– Miałaś rację, skarbie. Jestem inteligentny. Inteligentny na tyle, by
pozwolić tym facetom zakochać się w tobie, ponieważ wiedziałem, że ta chwila
nadejdzie.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, ale po rozmowie z Carym i jego
wyjaśnieniu jak poważne są oskarżenia wobec Grizza, poddałam się.
Kilka tygodniu po rozmowie z Grizzem, byłam mężatką. Rozwód nie był
potrzebny, ponieważ nasze małżeństwo nie było legalne. Tak jak Grizz prosił,
byłam legalnie poślubiona innemu mężczyźnie, kiedy urodziła się nasza córka.
Była dużym dzieckiem. To nie było zaskoczeniem, patrząc na wymiary
jej ojca. Rodziłam dwadzieścia cztery godziny, zanim w końcu wykonali
cesarskie cięcie. Gdy wieźli mnie na salę operacyjną pamiętam jak mój nowy
mąż i przyjaciele powtarzali mi:
– Będziemy tutaj, kiedy się obudzisz.
Grizz nalegał, by otrzymała nazwisko mojego męża i żeby nigdy nie
wiedziała, że to Grizz jest jej biologicznym ojcem. Kazał mi przysiąc, że nigdy
jej tego nie powiem.
– Wierzę ci Kit, gdy mówisz, że mnie kochasz. Jednak jeśli tak jest
naprawdę, nigdy jej tego nie powiesz.
– Jeśli będzie chciała, pewnego dnia wróci do tego i sama się zorientuje
Grizz. Nie wiem jak to powstrzymać.
– Skłam. Powiedz, że mnie zdradzałaś. Nie obchodzi mnie, co jej
powiesz. Nie chcę, by wiedziała, że jestem jej ojcem.
Mimi miała wyrosnąć na piękną dziewczynę. Nigdy o to nie zapytała, a
ja dotrzymałam obietnicy złożonej Grizzowi.
Cary powiedział mi, że Grizz chciał się przyznać do winy, by ochronić
wszystkich innych. Problemem było to, że otrzymałby dożywocie bez
możliwości zwolnienia za dobre sprawowanie. Grizz nie zgodziłby się na życie
w więzieniu.
Więc przyznał się do winy w zamian za wyrok śmierci.
– Nie! – krzyczałam, kiedy mi o tym powiedzieli.
– Nie martw się – wyjaśnił Cary. – Nie sądzę, by stan Floryda zgodził się
na to samobójstwo na żądanie. Nie będą w stanie. Będzie musiał przejść
przez proces. Wsadzenie go do więzienia na całe życie zadowoli ich, ale
wtedy zawsze jest możliwość, że w jakiś sposób uda mu się wydostać z
więzienia. Bez wątpienia prokuratorzy będą nalegali na karę śmierci. Nadal
jest za wcześnie, by powiedzieć, jaki wyrok dostanie, więc musisz się
przygotować na wszystko.
– Nie obchodzi mnie, że chce wyrok śmierci. Liczę, Cary, że upewnisz
się, iż spędzi życie w więzieniu. A jeśli otrzyma ten wyrok, może uda mu się
wyjść na wolność?
– Ginny, oczywiście, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by chronić
go przed wyrokiem śmierci. Ale, musisz wiedzieć, że jeśli skończy w więzieniu,
nie ma gwarancji, że uda mu się wyjść na wolność.
– Ale Matthew powiedział mi, że jesteś najlepszy, Cary. Oczekuję, że go
z tego wyciągniesz!
– Nie rozumiesz, Ginny. Nie ma jak go wyciągnąć. I Jason o tym wie.
Zmusił mnie, bym negocjował z prokuraturą, by upewnić się, że nie dobiorą się
do innych. Zwłaszcza do ciebie. Będą kopać. I znajdą sposób, by poprzez
ciebie dobrać się do niego. Próbuje tego uniknąć.
– Ale mamy Sama! – wyskoczyłam, płacząc. – Sam będzie dla nas
zeznawał. Opowie o syndromie Sztokholmskim. Że to normalne, że zostałam z
Grizzem.
– Ty jesteś głównym powodem Ginny, ale muszę ci przypominać jak
wiele ludzi jest w to wmieszane? Jak wiele nazwisk pojawi się na biurku
prokuratora? Wszyscy: Grunt, Fess, Blue, Chowder, Chicky. Nawet Eddie,
facet z tatuażami. Nawet jego nie zostawią w spokoju. Oczywiście będzie
musiał wrócić do robienia tatuaży i niczego więcej, ale ta lista jest
nieskończona.
Wtedy odpowiedział na niezadane pytanie:
– Wydaje tylko informatorów, którzy brali łapówki. Nikogo, z ludzi,
których szantażował.
W duszy odczuwałam ulgę, że informatorzy Grizza nie byli tacy źli.
Byłam wdzięczna, że władza w południowej Florydzie nie jest tak
skorumpowana, jak na początku myślałam.

Tak mniej więcej wyglądały te dwa lata, podczas których


przygotowywaliśmy się do procesu. Dwa lata negocjacji. Jakim tropem
podążą? Kogo zostawią w spokoju? Grizz nalegał, by Chowder, który
naprawdę nazywał się John Lawrance, pozostał w motelu tak długo jak chce.
Jednak to nie miało znaczenia. Chowder zmarł na atak serca, zanim odbył się
proces Grizza.
Nasz dom także był poza zasięgiem. Udało mi się go zatrzymać i
wszystko na posiadłości, gdy Grizz został aresztowany. Wliczało się w to
wszystko, co znajdowało się w domu, nasze samochody i jego motocykle. Nie
musiałam także martwić się o pieniądze. Było ich na tyle, bym mogła zapłacić
prawnikom i żyć wygodnie przez bardzo długi czas.
Lata wcześniej, bez mojej wiedzy, Grizz kazał Fessowi i Gruntowi
otworzyć konta oszczędnościowe na moje prawdziwe nazwisko – tyle jeśli
chodzi o nieużywanie w klubie prawdziwych nazwisk. Choć to nie był problem.
Już od samego początku finansom Fessa i Grunta dano spokój, w zamian za
współpracę Grizza w tej materii. Grizz wydał dwóch mężczyzn, którzy kierowali
jego imperium narkotykowym, w zamiar za immunitet dla nich. Byli poza
zasięgiem i to na samym początku negocjacji, więc ich imiona nigdy nie
zostały publicznie ujawnione. Byłam wdzięczna. To zaszkodziłoby ich
karierom. Poza tym, były większe ryby w stawie.
Negocjacje trwały dalej. Kolejny mężczyzna, który był staruszkiem z
magazynów w Pompano Beach, został wydany za immunitet dla Chicky. I tak
to się toczyło, aż do dnia procesu. Jak w szachach, Grizz skrupulatnie
przemyślał każdy ruch. Wydał kilkoro ludzi w zamian za ochronę innych.
Nalegał nawet, by niektórzy z tych, których chronił, zeznawali przeciw niemu.
Zamierzał przekonać ławę przysięgłych, że powinien dostać wyrok
śmierci.
I dostał go.
Rozdział 39

Grizz odsiadywał karę w celi śmierci w więzieniu na Florydzie Północnej.


To było około pięciu godzin samochodem. Próbowałam go odwiedzać. Ale po
pierwszym roku, powiedział, bym więcej tego nie robiła. Musiałam ruszyć dalej
ze swoim życiem. Musiałam wychować naszą córkę. Być dobrą matką. Dobrą
żoną.
– Kochasz go? – zapytał mnie pewnego dnia. – Możesz mi powiedzieć,
Kit. To dobrze, jeśli go kochasz. On kocha ciebie i opiekuje się tobą i Mimi.
Mój czas minął.
– Tak – odpowiedziałam, gdy spojrzałam na swoje dłonie spoczywające
na kolanach. – Kocham go.
Wtedy po raz ostatni, aż do dnia jego egzekucji, widziałam Grizza.
Rok po tej rozmowie był najgorszy. Chyba wtedy najciężej opłakiwałam
Grizza. Było we mnie tak wiele uczuć. Tak wiele poczucia winy. Dlaczego
musiałam zachować ten głupi portfel? Dlaczego nie zdobyłam się na to, by
wstać i powiedzieć ławie przysięgłych jaki Grizz był dla mnie dobry?
Ponieważ Grizz mi nie pozwolił. Prokuratura się do mnie nie zbliżyła,
dzięki informacjom, które im przekazał. To było dla nich jak Boże Narodzenie.
Jeden prezent po drugim. Oprócz pytania o potwierdzenie rzeczy, które
przekazał im Grizz, dotrzymali słowa. Zostawili mnie w spokoju.
Zadzwoniłam do niego kilka lat później, powiedzieć mu, że będę miała
kolejne dziecko. Może was dziwić, że więzień odsiadujący w celi śmierci mógł
otrzymać telefon. Ale to był Grizz. Bycie w celi śmierci nigdy nie zmieniło jego
statusu, jako lidera Armii Szatana. Nadal posiadał ogromny wpływ na obecną
sytuację.
Wiedział, że jestem w ciąży. Nawet w więzieniu, Grizz znalazł sposób,
by mieć oko na mnie i mojego męża. Ale tamtego dnia, powiedziałam mu coś,
czego nie wiedział.
– Nazwaliśmy go Jason. – Telefon zamilkł na długą chwilę. Nie byłam
pewna, czy nadal jest po drugiej stronie.
– Kocham cię, Ginny. Zawsze będę cię kochał.
To był pierwszy i ostatni raz, kiedy zwrócił się do mnie, moim
prawdziwym imieniem. Zaczęłam odpowiadać, że ja też go nadal kocham, ale
już się rozłączył.
To była prawda. Nadal kochałam Grizza. Nie byłam w nim zakochana
tak jak dawniej, ale nadal bardzo mi na nim zależało. Mój mąż to rozumiał. Nie
było w nim zazdrości czy niepewności. Poza tym, gdyby nie Grizz, nie byłabym
żoną mężczyzny, w którym byłam dzisiaj w pełni i kompletnie zakochana.
Rozdział 40

Dzień po egzekucji Grizza, gdy byliśmy z powrotem w domu, razem z


mężem postanowiliśmy wykorzystać wolne na coś specjalnego.
– Hej wam. Kopę lat – powiedział Eddie i przytulił nas oboje.
Nie widzieliśmy się z Eddiem odkąd dodał imię naszego syna do tatuażu
na lewym ramieniu mojego męża. Zaskoczył mnie w naszą trzecią rocznicę.
Tatuaż przedstawiał pięknego orła z dużym sercem między skrzydłami. W
sercu znajdowało się moje imię: Ginny. Podziękowałam mu, że nie użył
Guinevere. Żartował wtedy, że nie sądzi, by Eddie miał tyle tuszu. Była tam też
wstęga, owinięta dookoła serca i zwisająca po jednej stronie. Było na niej
napisane ,,Mimi". Kiedy urodził się nasz syn, wrócił, by Eddie dodał kolejną
wstęgę z imieniem ,,Jason". Było to nie tylko prawdziwe arcydzieło, ale i wyraz
naszej szczęśliwej rodziny.
Eddie spojrzał na mój brzuch i zażartował:
– Pora dodać kolejną wstęgę?
– Nie – odpowiedziałam i wyciągnęłam lewą dłoń. – Potrzebuję, żebyś
zdziałał z tym swoją magię – powiedziałam i praktycznie podetknęłam mu
palec serdeczny pod nos.
Tym razem nie zemdlałam.

Był niedzielny poranek. Dwa dni po egzekucji Grizza. Razem z mężem


siedzieliśmy w naszym pokoju, czekając na telefon. Poszliśmy na poranną
mszę, żeby nie przegapić tej rozmowy. Z biegiem czasu, pożałowałam, że jej
nie przegapiliśmy. Tak jak wejście na motocykl Monstera dwadzieścia pięć lat
temu zmieniło moje życie, tak szkody wyrządzone przez ten telefon były
nieodwracalne.
Kiedy zadzwonił, mój mąż przyłączył go na głośnik i powiedział:
– Jesteśmy, Leslie. Możesz pytać.
Leslie zawahała się lekko. Musiała wyczuć, że byliśmy już zmęczeni
procesem związanym z wywiadem i była niepewna przy pierwszym pytaniu.
Wiedziałam, co nadchodziło.
– Naprawdę chciałam zapytać Ginny, o co chodziło z tą wiadomością
tuż przed egzekucją Jasona – powiedziała Leslie, jej głos nabrał pewności. –
To znaczy, wyraźnie coś się między wami wydarzyło i wydaje mi się, że to
pewnie ważne, i będzie dobrym sposobem na zakończenie wywiadu. No
wiecie, koniec tej epickiej historii miłosnej.
– To nie było nic ważnego – powiedziałam lekko. – Po prostu Grizz
próbował znowu odzyskać kontrolę. Stary żart. Żartował ze mnie. To nic
ważnego i nie wnoszącego nic do tej historii. Niczego nie przeoczyłaś.
Przez chwilę nic nie mówiła. Następnie wyrzuciła z siebie:
– Ale ta historia miłosna. Naprawdę chcę to podkręcić. Miłość między
zatwardziałym kryminalistą i słodką, niewinną dziewczyną. Tego chcą
czytelnicy, historii o miłości, a ja potrzebuję czegoś, by doszli do takich
wniosków. – Odchrząknęła. – Ten sygnał, który ci dał. To musiało coś
znaczyć. Nie możesz mi niczego dać, Ginny?
Westchnęłam i oparłam się na krześle. Nie zdawałam sobie sprawy, w
jakim skupieniu siedziałam.
– Jedyne, co mogę ci powiedzieć, Leslie, to to, że spędziłam trzy
miesiące pozwalając ci mnie przesłuchiwać, a prawdziwa historia miłosna była
tuż pod twoim nosem przez cały ten czas, a ty jej nie widziałaś. Historia
mężczyzny, który kochał mnie od samego początku, od pierwszego wejrzenia.
Mężczyzna, który zawsze był i nadal jest moją bratnią duszą. Teraz to jedyna
historia miłosna. Tak, kochałam Grizza, to prawda. Ale tamta historia się
skończyła. Nie idealizuj jej. Zbudowałam nowe życie z…
Przerwała mi:
– Ona nie wie, prawda? Jeszcze jej nie powiedziałeś. Sugeruję, byś
zrobił to zanim przeczyta o tym w moim artykule.
O czym ona mówiła? Spojrzałam na mojego męża. Nie odpowiedział jej.
Nacisnął czerwoną słuchawkę.
– Cóż, niezły sposób na zakończenie wywiadu – powiedziałam mu.
Mój mąż, Tommy – nigdy nie używałam jego gangowego pseudonimu
Grunt, a on nigdy nie nazywał mnie Kit – tylko się uśmiechnął i puścił mi oko.
Ale nagle zrobiło się poważnie.
– Gin, muszę powiedzieć ci pewne rzeczy. Złe rzeczy.
Praktycznie prychnęłam. Jakie złe rzeczy mógł powiedzieć mi Tommy?
Poważnie wątpiłam, by mógł mnie czymkolwiek zaskoczyć.
– Dobrze, słucham. To nie może być aż tak złe.
Ale było.
Słuchając Tommy’ego opowiadającego mi o wypadku Leslie sprzed
kilku tygodni, zaniemówiłam. Czułam, jakbym, słuchając go, doświadczyła
wyjścia z własnego ciała, jakby opowiadał to komuś innemu, a ja bym tam
była, obserwując to z góry.
Nie wiem, jak to wyjaśnić. Znałam głównych graczy. Spędziłam
wystarczająco dużo czasu w towarzystwie Leslie, by zrozumieć jej osobowość
i wiedzieć, jak sprawy rozegrały się między nią a Grizzem.
Gdy Tommy zdradzał mi szczegóły, czułam, jakbym oglądała film.
Chciało mi się wymiotować.
Rozdział 41

Leslie Cowan usiadła pewnie przy metalowym stole. Przeprowadzała


wywiady z setkami ludzi i miała nieco próżne podejście co do zbliżającej się
rozmowy.
Podłapała tę historię od przyjaciółki i pomyślała, że byłaby świetna w
cyklu Rolling Stone o sławnych bikerach. Większość ostatnich miesięcy
spędziła przepytując drugą główną bohaterkę tej historii i miała dokładnie
godzinę, żeby podsumować ją z jedyną osobą, której w najbliższych
tygodniach nie będzie już mogła odpowiadać na żadne pytania.
Jason Talbot zostanie stracony w ciągu kilku następnych tygodni. Nie
zamierzała szczególnie wierzyć w to, co miał do powiedzenia. Czuła, że
dostała już najsmakowitsze kąski. Tak naprawdę, była tu z czystej ciekawości.
Słyszała o jego okrucieństwie, ale nie należała do osób, które bały się
kogokolwiek. Przeprowadzała wywiady z członkami ulicznych gangów,
dilerami, gwałcicielami, mordercami. Najgorszymi członkami społeczeństwa.
To miała być bułka z masłem.
Chciała zapytać go o jego związek z Ginny Lemon, teraz Dillon.
Interesujące będzie zapytać mężczyznę, który był tak okrutny dla innych,
dlaczego żywił taką czułość do piętnastolatki? Dlaczego jej nie zabił?
Dlaczego zatrzymał ją przy sobie tak długo, jak było to możliwe? Dlaczego
zdecydował się dla niej na śmiertelny zastrzyk?
Była całkiem pewna, że Ginny wyolbrzymiła jego uczucia do niej. Leslie
chciała się dowiedzieć, co naprawdę myślał. Była w stanie wyciągnąć od niego
prawdę. Była pierwszorzędną reporterką śledczą. Potrafiła owinąć sobie
każdego przepytywanego wokół małego paluszka. Robiła to wcześniej i miała
zrobić to ponownie.
Mężczyzna, który za kilka tygodni miał stanąć w obliczu śmierci będzie
dosyć bezbronny. Zrobi wszystko, co mu każe i wyspowiada się ze
wszystkiego w ciągu kilku minut.
Podniosła wzrok, gdy usłyszała otwierane drzwi. Wszedł strażnik, a za
nim mężczyzna nieprawdopodobnej wielkości. Widziała zdjęcia i wiedziała, że
był duży, ale nie spodziewała się, że będzie aż tak ogromny.
Za nim szedł kolejny strażnik. Więzień, ubrany w pomarańczowy
kombinezon, miał skute ręce, połączone z pasem. Robił małe kroczki i słyszała
stukot kajdan, którymi miał spętane kostki. Jej wzrok powędrował w górę, aż
napotkała jego spojrzenie.
Hipnotyzujące, zielone oczy, które Ginny nieraz wspominała. Widziała
tylko zdjęcia, które nie odzwierciedlały rzeczywistości. Myślała że to, również
zostało wyolbrzymione. Myliła się.
Nie odrywając od niej oczu, Grizz usiadł naprzeciwko niej, a strażnik
odpiął mu kajdanki od łańcucha przewiązanego w pasie i przykuł je do
stalowego pręta przy stole.
Wtedy odwróciła spojrzenie i powiedziała do strażnika:
– Dzięki, już sobie poradzę.
Strażnik odmówił, powiedział jej, że pod żadnym pozorem nie może
zostać w pomieszczeniu sama z Jasonem Talbotem.
– Ale jest zakuty – odpowiedziała z konsternacją.
– Nieważne. Masz z tym problem, odejdź. Zostajemy tu z tobą.
Wyższy strażnik zamknął drzwi i obaj oparli się o przeciwległą ścianę.
Zaczęła się kłócić, ale nie było sensu; strażnicy jeszcze raz, spokojnie i
stanowczo, przekazali jej zasady.
– To dla twojego bezpieczeństwa, bez względu na to, że jest skuty –
powiedział niższy.
Prychnęła, jakby gadał od rzeczy, a strażnik powiedział:
– Więc uznaj ten wywiad za zakończony.
Zaczął odkuwać więźnia, ale powstrzymała go.
– Dobra. Zostańcie. Nieważne.
Spojrzała z powrotem na Jasona i dreszcz przebiegł jej po plecach.
Nigdy nie była przedmiotem obserwacji tak przenikliwego spojrzenia. Jego
oczy były zimne, a ona próbowała się nie trząść.
– Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać, Jason – zaczęła. – Wiesz,
że od kilku miesięcy przeprowadzałam wywiad z Ginny. Wygląda na to, że
macie interesującą przeszłość. Miałam nadzieję, że mógłbyś powiedzieć mi
coś więcej o waszym związku.
– Jestem pewny, że Kit wszystko ci powiedziała. Nie mam nic do
dodania.
Zaczęła odczuwać coś, czego nie czuła nigdy wcześniej podczas
wywiadu. Miała lekkie zawroty głowy. Było coś w jego sile i intensywności, co
było niesamowicie pociągające, przez co traciła skupienie. Było jej głupio, że
wywoływał u niej takie uczucia. Emanował surową seksualnością, jakiej nigdy
wcześniej nie spotkała.
Próbowała sobie wyobrazić, że miała tylko piętnaście lat i musiała się z
nim zmierzyć. To cud, że Ginny przetrwała.
– Cóż, czemu nie powiesz mi czegoś, o czym Ginny nie wie. Zaskocz
mnie.
– Och, chciałbym cię zaskoczyć, skarbie.
Dreszcz znów przebiegł jej po plecach. Jak mogło jej się podobać
flirtowanie z mordercą?
Przywołała swój fałszywie skromny uśmiech i dalej zadawała pytania.
Udzielał jej monosylabicznych odpowiedzi. Były pytania, na które znała już
odpowiedzi, dzięki Ginny. Więc Ginny mówiła jej prawdę. Proszę, proszę.
– Jason, to wszystko podstawowe rzeczy, o których już wiem. Możesz
dać mi tu coś innego? Coś, co zszokuje moich czytelników?
Patrzył na nią przez chwilę.
– Odpowiedziałem na każde pytanie. Co dokładnie chcesz wiedzieć?
Przełknęła rozdrażnienie.
– Z jakiegoś powodu, nie potrafię uwierzyć, że przez cały ten czas, jaki
spędziłeś z Ginny, nie było ani jednej rzeczy, którą zatrzymałeś dla siebie.
Czegoś o czym nigdy się nie dowiedziała. O czym nie wie do dziś. Znam już
tajemnicę prawdziwego imienia. To oczywiście wyszło na jaw. – Pochyliła się
prowokacyjnie. – Co jeszcze?
– Nic nie ma. Czemu miałbym ukrywać coś przed Kit?
– Um, bo ona mogła ukrywać coś przed tobą? – To była chwila, na którą
czekała. Podpuszczała go przez cały ten czas, by doprowadzić do tego. Boże,
dobra jestem.
To doprowadzi go do wybuchu, na który liczyła. Był takim
egocentrykiem. Nie było mowy, by zniósł, że Ginny coś przed nim ukrywała.
W ułamku sekundy wątpliwości opuściły jego oczy, zastąpione naturalną
arogancją.
Poruszył dłońmi, pokazując, by mu powiedziała. Ręce miał przykute do
stołu, ale miał nieco swobody.
– Więc posłuchajmy, pani reporterko. Jakiż to sekret ukrywała przede
mną Kit?
– Jeśli ci powiem, czy ty powiesz coś mnie? Coś, o czym nigdy nie
mówiłeś Ginny. Obiecujesz?
– Taa, jasne. Ale najpierw to powiedz.
– Okej. Co ty na to, że Ginny straciła dziewictwo z Gruntem?
Roześmiał się głośno.
– Głupia suko. Wiedziałem o tym. To ja kazałem mu to zrobić!
– Nie słuchasz mnie, Jason. Ginny straciła dziewictwo z Gruntem. Nie tą
obrzydliwą pałką, której kazałeś mu użyć.
Wiedziała, że nie powinna mu tego mówić. Ale, jak szybko sobie
przypomniała, obiecała Ginny, że nie pojawi się to w artykule. Nigdy nie
obiecywała jej, że nie powie Jasonowi.
Leslie wiedziała, że go zaskoczyła. Od razu wiedziała, że była to jedyna
rzecz, której nigdy nie odkrył. Cóż, pieprzyć go. Głupi idiota. Niech sobie o tym
przez chwilę pomyśli.
Z postawą kogoś, kto właśnie pożarł swoją ofiarę, pochyliła się w jego
stronę i swoim najbardziej wyniosłym tonem powiedziała:
– Więc, teraz wisisz mi…
Szybciej niż błyskawica i zanim strażnicy zdążyli zareagować, Grizz użył
obu nóg, by wykopać krzesło spod Leslie. Ta szybka akcja i fakt, że już
pochylała się w jego stronę sprawiły, że poleciała twarzą w jego kierunku.
Udało mu się złapać ją za głowę i uderzyć jej twarzą w metalowy pręt, do
którego był przykuty. Rozległ się okropny dźwięk łamanych zębów, a krew
rozbryzgała się dookoła.
Strażnicy doskoczyli do nich tak szybko, jak tylko mogli. Jeden
wyszarpnął Leslie z jego uścisku, a drugi zaczął go okładać pałką. Nawet się
nie wzdrygnął. Tylko się śmiał.
– Ty skurwielu – krzyknęła.
Krwawiła obficie z ran na czole, z nosa i ust. Ciężko było jej mówić. Była
wyraźnie zraniona, ale nie zaczęła płakać. Była w szoku.
Strażnik postawił ją na nogi i zaczął częściowo prowadzić, częściowo
nieść w stronę drzwi.
Gdy wychodziła, usłyszała wołanie Grizza:
– Chcesz się czegoś dowiedzieć? To ci powiem. Wróć, by się ze mną
spotkać.
Rozdział 42

Gapiłam się na Tommy’ego.


– To dlatego na egzekucji wyglądała jakby dochodziła do zdrowia po
jakimś wypadku. Grizz jej to zrobił?
– Tak, on.
– Och, Tommy. On wiedział. Zanim umarł wiedział co wydarzyło się
między nami. – Schowałam twarz w dłoniach. – Musiał cierpieć. Czuć się
przez nas zdradzonym.
– Był, Gin. To dlatego udzielił jej jeszcze jednego wywiadu przez telefon
zanim umarł. Powiedział jej coś. Coś, co umieści w swoim artykule. Czegoś, o
czym nie wiesz. Coś, co nas zrani.
Zanim zapytałam co to było, dodał:
– Grizzowi było przykro, wiesz. Rozmawiałem z nim, po jego rozmowie z
Leslie. Kiedy przestał się złościć, było mu przykro, że jej powiedział. Do diabła,
był gotowy zlecić z więzienia jej zabójstwo, byle tylko to nie zostało
wydrukowane. Wybiłem mu to z głowy. Nie chciałem, by umarła, bo ta
tajemnica i tak by wyszła na jaw. Skończył się czas zabijania. Mam nadzieję,
że się zgadzasz.
– Źle się czuję z wiedzą, że umarł czując się zdradzonym.
– Nie umarł czując się zdradzonym. Rozmawiałem z nim i widziałaś jak
mi kiwnął głową. Zrozumiał.
Wtedy coś do mnie dotarło.
– O nie, tylko mi nie mów, że powiedział jej, że Miriam jest jego córką.
Proszę tylko nie to.
Nie pomyślałam, że ktoś zdobyłby się na tyle trudu, by powiązać datę
urodzenia Miriam z datą mojego śluby z Tommy’m. Nikt tak naprawdę nie
wydawał się tym zainteresowany i co ciekawe, nikt nigdy mnie o to nie zapytał.
Po prostu nie chciałam, by Mimi o tym kiedyś przeczytała.
– Nie, to…
Przerwałam mu.
– To prawdziwa historia o tym, kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy?
Nie na podjeździe Guido, kiedy miałam trzynaście lat, jak to wszystkim
powtarzał? Miałam tylko sześć lat. Znasz tę historię, prawda? Grizz powiedział
mi, że oszalał, kiedy Delia i Vice zabrali mnie na Woodstock. To wtedy
umieścił Guido dom obok. To nic wielkiego. Nie sądzę, by to zraniło
kogokolwiek – paplałam.
– Tak, znam tę historię. Ale to nie to.
Tommy wziął głęboki wdech i zaczął mi opowiadać o dzieciństwie
Grizza. Prawdziwym dzieciństwie. Tak, Grizz powiedział mi prawdę o swojej
matce, ale nie wdawał się w szczegóły. Nie byłam zaskoczona. Szczegóły, o
których wspomniał Tommy były zbyt okropne, bym w ogóle była w stanie je
sobie wyobrazić. Zakończyło się to śmiercią jego rodziców, z jego ręki. Obojga
rodziców. Rzuciło to trochę światła na to, dlaczego był taki jaki był. Nie sądzę,
by ktoś był w stanie przetrwać takie dzieciństwo i wyjść z tego bez szwanku.
Przerwałam Tommy’emu.
– Cóż, to okropna historia, ale nie widzę w jaki sposób miałoby mnie to
zranić.
– Nie Kit, to nie to – warknął Tommy. – Pozwól mi dokończyć.
Byłam oszołomiona. Tommy nigdy nie podnosił na mnie głosu, a poza
tym od piętnastu lat nie nazwał mnie Kit.
– Po prostu chciał, byś wiedziała wszystko. Od samego początku. To
najwyraźniej zaczęło się w dzieciństwie, ale nie o tym powiedział Leslie.
I wtedy Tommy mi powiedział.
Nie tylko sekret, który Grizz zdradził Leslie w gniewie, ale też ten drugi.
Miał rację. To bolało.
Chciałabym, żeby to była historia o tym, że Gizz jest ojcem Mimi.
Chciałabym, żeby to była historia o tym, że Grizz zobaczył mnie po raz
pierwszy przed sklepem spożywczym, kiedy miałam sześć lat. Grizz
opowiedział mi tę historię w dniu, kiedy mnie poślubił.
Ale to było o wiele, wiele gorsze.
Jak jeleń złapany w światła samochodu, słuchałam w ciszy jak mój mąż
opowiada mi o zdradzie Grizza. Sekrety, które Tommy znał od samego
początku. Sekrety, które przede mną zataił. Sekrety, przez które poczułam, że
wyrwano mi serce z piersi i ułożono je na moich kolanach.
Pierwszy nie zaskoczył mnie jakoś specjalnie. Dotyczył Delii. To bolało,
ale miało jakiś sens.
Ale kolejnego nigdy nie przeboleję. A znajdzie się w artykule Leslie.
I wyjdę na głupią.
Po raz drugi w życiu odkąd pamiętam użyłam wulgaryzmów:
– Grunt, ty skurwielu. – Popatrzyłam na niego lodowato. – Nie
powinieneś go powstrzymywać przez zleceniem zabójstwa Leslie.
Epilog

Dwóch mężczyzn siedziało i mierzyło się wzrokiem ponad wielkim


drewnianym biurkiem. Byli w biurze, chociaż właściciel tego znajdującego się
w najbardziej strzeżonym więzieniu na północnej Florydzie pomieszczenia, był
najwyraźniej minimalistą. Żadne drobiazgi ani bibeloty nie zdobiły jedynej półki
na książki. Na ścianach nie było żadnych nagród czy stopni naukowych. Na
biurku znajdowały się tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Telefon. Podkładka na
biurko, która jednocześnie służyła jako kalendarz. Pojemnik z długopisami i
ołówkami. Brakowało zdjęć rodzinnych i roślin.
Jedyną rzeczą wskazującą na to, że biuro było codziennie używane, był
mały stolik ustawiony przy ścianie i szachy z kości słoniowej. Pionki były
zaprojektowane w bardzo skomplikowany i szczegółowy sposób. Oczywiste
było, że gra się toczy na tym małym stoliku, który otaczały dwa krzesła z
poduszkami i drewnianymi podłokietnikami, a ciepłe światło oświetlało go z
kinkietu na ścianie. Ten mały kawałek biura ostro kontrastował z resztą, co
wydawało się prawie nierealne.
Krzesło za wielkim biurkiem, które zajmował większy z mężczyzn, było
duże i wygodne. Krzesło, które zajmowała osoba siedząca przed biurkiem było
twarde i niezachęcające, prawdopodobnie celowo. Gdyby ktoś z góry spojrzał
na tą scenę, nigdy by nie powiedział, że jeden z tych mężczyzn, ten większy
znajdujący się za biurkiem, za niecały tydzień ma dostać śmiertelny zastrzyk.
Nie wyglądał jak więzień. Nie wyglądał jak ktoś, kto czekał na egzekucję. Nie
miał na sobie więziennego uniformu. Był w jeansach i T–shircie. Emanował
mocą i pewnością siebie. Wydawał się być autorytetem.
– Dobra, co masz? – zapytał Grizz.
Blue spojrzał na niego bez słowa. Jego wyraz twarzy zaskoczył Grizza.
Był to wyraz, którego Grizz nie rozpoznawał. Blue wyglądał niepewnie, może
się wahał. Ich spojrzenia się spotkały. Żaden z nich nie odwrócił wzroku.
W końcu Blue powiedział:
– Nie spodoba ci się to.
– Nie spodoba mi się to? – Zanim Blue odpowiedział, warknął: – Wiesz
co, to nie ma znaczenia. Najpierw najważniejsze, zająłeś się Leslie?
– Tak. Trzeba będzie ją jeszcze trochę przekonać, ale już się tym
zająłem.
– A ta druga rzecz?
– Załatwiona. Obyło się bez problemów. Tak jak powiedziałeś.
– Dobra, a teraz co mi się nie spodoba?
– Znalazłem ją.
– Kogo znalazłeś?
– Jan. Znalazłem swoich chłopców.
Grizz odchylił się na krześle. Wcześniej pochylał się do przodu, łokcie
trzymał na biurku. Przechylił głowę na bok, zastanawiając się.
– Wiedziałem, że ciągle szukasz chłopców. Czy to miało mi się nie
spodobać?
– Rozmawiałem z nią. Przestraszyłem ją. Myślała, że nigdy jej nie
znajdę. Powiedziała, że przyzna się do wszystkiego i pozwoli mi znów wrócić
do życia chłopców, jeśli zostawię ją w spokoju. – Parsknął do siebie: – Jakby
miała wybór.
Grizz uniósł brew.
– Przyzna się do wszystkiego? Co ma ci do powiedzenia?
– Blue rzucił na biurko dużą kopertę.
– Te zdjęcia Jan i chłopaków zostały zrobione przez detektywa, którego
zatrudniłem, by ich odnalazł.
Grizz otworzył kopertę i przejrzał zdjęcia, każde przeglądając na szybko
i nie skupiając uwagi. Zatrzymał się przy jednym i zapytał bez podnoszenia
wzroku:
– Dlaczego jest tu stare zdjęcie Grunta?
Blue nie odpowiedział. Grizz podniósł wzrok i zapytał ponownie:
– Dlaczego na tym zdjęciu jest Grunt?
– To nie Grunt – głos Blue był pozbawiony emocji, ale jego spojrzenie
było ostre. – To mój najmłodszy, Kevin. Najwyraźniej ty nie jesteś jedynym,
którego kobieta została wypieprzona przez Grunta.
Grizz nie wydawał się zaskoczony. Ponownie pochylił się do przodu,
rzucił zdjęcia na biurko i oparł ciężar na drewnianych podłokietnikach fotela.
Wskazał na Blue, by kontynuował.
– Jan powiedziała, przyznała, że to Grunt jest odpowiedzialny za twoje
aresztowanie Grizz.
Proszę bardzo. Zostało to w końcu powiedziane.
Grizz wyprostował się na chwilę, chłonąc to. Czy wierzył w to co Jan
powiedziała Blue? Prawdopodobnie. Może. Już wiedział, że Grunt
manipulował nim od nocy, której odebrał Kit dziewictwo. Klub był pomysłem
Grunta. Tak, patrząc wstecz, zaczął rozumieć. Zacisnął szczękę.
Głos Blue nabrał niebezpiecznej barwy:
– Ten twój kurewski braciszek cały czas był naszym wrogiem. Nie żeby
Jan była aniołem. Ta dziwka musiała z nim spać, kiedy był jeszcze dzieckiem.
Przez cały czas kurwa myślała, że Grunt był moim bratem, a mimo to
przespała się z nim.
Grizz spojrzał na Blue i westchnął. Przypomniał sobie jak nalegał
pierwszej nocy, którą Grunt spędził w motelu, by Blue przedstawił się jako
starszy brat dzieciaka. To był rozkaz i Blue chętnie przyjął tę rolę. Jednak Blue
w duchu zawsze zakładał, że to Grizz był starszym bratem Grunta. Nigdy tego
nie kwestionował.
– Kurwa, Blue. Jest coś, czego ci nigdy nie powiedziałem – wyznał
Grizz. – Chyba wierzyłeś w coś, czego nigdy nie sprostowałem. Nie sądziłem,
że to coś ważnego i myślałem, że chronię dzieciaka. Wyszłoby to w artykule
tej kurwy. Jednak dzięki tobie tak się nie stanie, chociaż i tak powinieneś o tym
wiedzieć. – Grizz przygotował się, po czym wyjaśnił: – Grunt tak naprawdę nie
jest moim młodszym bratem. – Zamilkł na chwilę. – Jest moim synem.
Listopad 1966

Młody motocyklista właśnie podjechał pod Mindy’s Market przy Davie


Boulevard. Był to mały sklepik spożywczy, podobny do 7–Eleven, ale posiadał
bardziej domową atmosferę. Było to miejsce niezwiązane z sieciówkami, a z
rodzinnym biznesem.
Zgasił silnik swojego Harleya i rozłożył podpórkę. Przyglądał się
knykciom swojej prawej dłoni, która ciągle spoczywała na rączce. Kostki były
mocno poranione, brakowało dużych płatów skóry. Było dużo krwi. Po kilku
minutach wyjął ostatniego Lucky Strike’a z pomiętej paczki, wyrzucił ją na
ziemię i pomyślał czy przypadkiem nie jest jeszcze za wcześnie na piwo.
Odpalił papierosa, który zwisał mu z ust i znowu przyjrzał się dłoni. Było
możliwe, że ją połamał. Właśnie wyszedł z czegoś, co stało się długą listą
walk, zbyt wielu, by je liczyć. Zamierzał skorzystać z łazienki sklepu, by się
umyć i móc dokonać lepszej oceny. Ale najpierw chciał skończyć papierosa.
Wtedy ją zobaczył. Właśnie wyszła zza rogu. Z boku nie było żadnego
parkingu, bo stał tuż przy chodniku biegnącym równolegle do drogi. Nie widział
nikogo dorosłego. Musiała przyjść sama. Pomyślał, że wyglądała na zbyt
małą, by spacerować samopas , przez co zastanowił się, jak blisko mieszkała.
Była uroczą małą dziewczynką. Długie brązowe włosy miała związane w luźny
kucyk. Grzywka niemal zasłaniała jej ogromne brązowe oczy. Była ubrana w
pomiętą różową koszulkę i obcięte dżinsowe spodenki. Jej kolana były
podrapane, ale nie krwawiły, a ich blady kolor mocno kontrastował z
opalonymi, kościstymi nogami.
Miała białe trampki z przypiętymi do nich fioletowymi pomponami.
Wtedy, zza sklepu wypadł chłopiec wyglądający na nieco starszego od
niej. Dobrze. Nie jest sama. Ma starczego brata.
Zanim biker mógł zastanowić się, dlaczego go to w ogóle obchodziło,
chłopiec powiedział:
– Hej, Gwinny, twoja mama jest hippisowską dziwką jarającą maryśkę.
Nie, to nie był jej brat. Był łobuzem. Motocyklista zastanawiał się, czy
specjalnie za nią przyszedł.
Bez obracania się do chłopca, dziewczynka odpowiedziała:
– A ty, Cultisie Almstlongu będzies błagał zeby spsedała ci malyśkę, gdy
będzies nastolatkiem. – Jej odpowiedź została wypowiedziana bardzo
spokojnym i pewnym głosem, z wyraźnym seplenieniem. Motocyklista
zauważył, że brakowało jej dwóch przednich zębów.
Curtis Armstrong nie wiedział jak na to odpowiedzieć, więc tylko
machnął ręką, obrócił się i pobiegł za sklep. Dziewczynka weszła do środka.
Motocyklista złapał się na tym, że się uśmiechał, a rzadko to robił.
Pyskata mała. Prawie skończył papierosa. Podniósł swoje okulary i otarł twarz.
Przez walkę był spocony i brudny.
Właśnie zakładał okulary z powrotem, gdy wyszła ze sklepu. Szła prosto
w jego stronę. Niosła małą brązową torebkę. Wyrzucił niedopałek papierosa
na ziemię i stanął na nim. Ciągle siedział na motocyklu i ciężkim butem
miażdżył to, co pozostało z papierosa, gdy pojawiła się przy jego boku.
Sięgnęła do brązowej torebki i wyciągnęła pudełko plastrów. Podała mu
je i powiedziała:
– Plosę, są dla ciebie. Twoja lęka wygląda na baldzo polanioną.
Nie wiedział co powiedzieć lub zrobić, więc zabrał pudełko z jej
maleńkiej rączki. Był zszokowany jej spostrzegawczością. Obserwował ją
odkąd się pojawiła i nie przypominał sobie, by na niego spojrzała. Jak
zauważyła jego dłoń?
Zanim mógł odpowiedzieć, pochyliła się, by podnieść porzuconą,
pomiętą paczkę po papierosach, którą wcześniej wyrzucił. Odwróciła się i
podeszła na róg sklepu, zza którego przedtem wyszła. Wyrzuciła opakowanie
do kosza na śmieci. Następnie zatrzymała się i spojrzała na niego.
– Nie powinieneś palić. Mozesz dostać laka pluc. – Następnie, po
krótkiej pauzie: – I nikt nie lubi palacy.
I już jej nie było.
Nie mógł się powstrzymać. Znowu się uśmiechnął. Zsiadł z motocykla i
poszedł za róg sklepu. Zobaczył jak idzie, jak jej kucyk kołysze się z każdym
krokiem. Nie widział śladu Curtisa Armstronga, więc odwrócił się i wszedł do
sklepu. Podszedł do sprzedawcy przy kasie. Chciał zapytać go o dziewczynkę,
ale nie chciał, by tamten uznał go za zboczeńca.
– Właśnie widziałem jak jakiś starszy dzieciak zaczepiał tą małą
dziewczynkę, która stąd wyszła. Wygląda na to, że całkiem nieźle sobie
poradziła, jak na takie maleństwo. – Czekał, czy sprzedawca coś powie.
– Taa, to była Gwinny. Codziennie przychodzi tutaj sama, żeby kupić
papierosy dla matki. Słodka dziewczynka. To pewnie był Curtis i jestem
pewny, że powiedziała mu parę słów. Zawsze ją zaczepia.
– Mam nadzieję, że mieszka w pobliżu. – Po zastanowieniu się, jak to
zabrzmiało, dodał szybko: – Jeśli ma przed sobą długą drogę, jest możliwość,
że znowu będzie się nad nią znęcał.
– Mieszka zaraz na końcu ulicy – powiedział sprzedawca, pokazując na
część sklepu, zza której wcześniej wyszła Gwinny. – Ale nie wiem jak daleko.
Potrzebujesz czegoś?
– Tak, paczkę Lucky’ich.
Sprzedawca wbił na kasę jego zakup, nie zwracając uwagi na jego dłoń.
A jeśli ją zauważył, nie okazał tego. Motocyklista zapłacił za papierosy i
wyszedł na zewnątrz. Wyrzucił nowo kupione papierosy do kosza. Palił odkąd
skończył dwanaście lat. Może nadeszła pora, by rzucić.
Zapomniał o bólu ręki. Wsiadł na motocykl i odpalił go. Wjechał za sklep,
gdzie poszła Gwinny. Spojrzał na znak z nazwą ulicy. S.W. 23 Avenue.
Znieruchomiał rozglądając się i zauważył, że była to miła okolica z małymi
domkami po obu stronach. Widział ją z daleka. Dziewczynka nie dotarła
jeszcze do domu i nie skręciła w żadną boczną uliczkę.
Kiedy weszła za mały zakręt i nie było jej już widać, przejechał powoli
dystans, który go od niego dzielił. Wyjechał zza niego ostrożnie. Nie chciał jej
przestraszyć, jeśli usłyszałaby motocykl i pomyślała, że była śledzona, a była.
Ale to nie miało znaczenia. Już jej nie było. Musiała wejść do jednego z
domów.
Nie znał tej okolicy i stwierdził, że zamiast zawracać, przejedzie tą ulicą i
zobaczy, dokąd prowadzi.
Niestety, trafił na ślepy zaułek. Domy na końcu ulicy Gwinny były
bardziej kosztowne. Nieco wystawniejsze. Przez niektóre podwórka widział, że
domy stały nad wodą, przez co uliczka była zamknięta. Zawrócił motocykl w
małym zaułku i skierował się w drogę powrotną.
Wtedy ją zobaczył. Zauważył przebłysk koloru po swojej prawej. Stała z
boku domu i próbowała podnieść ogromną konewkę, żeby podlać wiszące
rośliny. Chwiała się pod jej ciężarem. Jeśli go zauważyła, nie okazała tego.
Złapał się na tym, że chciał ją obserwować, ale nie mógł. Nie
wyglądałoby to dobrze i mogłoby ją wystraszyć lub zwrócić uwagę któregoś z
sąsiadów na jego obecność tutaj.
Nie odpalił motocykla dopóki nie znalazł się za zakrętem, poza
zasięgiem wzroku każdego, kto mógł zauważyć go obok domu Gwinny. Nie
mógł się powstrzymać przed rozmyślaniem, czy jej matka, hippisowska dziwka
jarająca maryśkę, dobrze się nią zajmowała. Nie wiedział, czemu go to
obchodziło. Wtedy to do niego dotarło.
Kupiła mu plastry i był to pierwszy raz w jego życiu, gdy ktoś coś dla
niego zrobił. Nigdy wcześniej nie odniósł nawet wrażenia, że ktoś się nim
interesował. Nikt. Ta mała dziewczynka była pierwsza.
Wiedział, że to co do niej czuł było braterską troską.
Przysiągł sobie, że będzie miał oko na tę małą. Mógł działać
niezauważony i jej pilnować. Upewnić się, że wszystko będzie z nią w
porządku. I to właśnie robił. Przez następnych dziewięć lat.
Nawet nie przypuszczał, że ta braterska troska w stosunku do dziecka
zmieni się w miłość. Że stanie się jego obsesją i jedyną prawdziwą miłością
jego życia. Że w końcu stanie się przyczyną jego śmierci.
Chociaż nawet, gdyby to wtedy wiedział, niczego by nie zmienił.

You might also like