You are on page 1of 107

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.
Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.


Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.


Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową


Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.
Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową


Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.


Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową


Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.
Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową


Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.


Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową


Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.
Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową


Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.


Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.
Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową


Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.
Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.
Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.
Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.

Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

Jak czyściłem myjką ciśnieniową

Po tym, jak kilka lat temu zdarłem sobie do krwi skórę z czubka nosa, przykładając do niego tnący
strumień wody w myjni bezdotykowej „żeby się orzeźwić w upalny dzień”, podchodzę do wszelakich
myjek ciśnieniowych z, nad wyraz, ostrożnością. Tym razem jednak nie było wyjścia – podjazd z
betonowej kostki pod domem Mamy został zapaćkany olejem silnikowym, i korzystający z niego
sąsiad wpadł w szał. Trzeba to było szybko wyczyścić, bo sąsiad powiadam, miły ogólnie facet, wściekł
się nie tylko ze względów estetycznych, ale też życiowych, jako użytkownik parkującego tam
motocykla. Nie ma co gadać – jedni skaczą na bungee, inni oblewają się benzyną, podpalają i
sprawdzają czy zdołają dobiec do jeziora zanim spłoną, są wreszcie tacy, którzy kupują sobie
wyścigowe motocykle. A takie maszyny, gdy sobie pobrudzą opony olejem, są dla jeźdźca śmiertelną
pułapkę.

Żywiąc niechęć do wydawania kasy której nie mam, postanowiłem jedynie wypożyczyć profesjonalną
myjkę firmy wiadomej, nabyłem też odpowiednie detergenty. Dali mi wąż ogrodowy i dwie dysze –
jedną do pianowania, drugą do czyszczenia i spłukiwania.

Węża nie miałem gdzie podpiąć. U mamy nie było typowego dla terenów wiejskich kurka
ogrodniczego gdzie się wpina końcówkę. Sąsiadka z kolei taki kurek miała, była jednak w trakcie
procesu odkamieniania instalacji wodnej. Pozostawało mi jedynie zdać się na własną fantazję – skoro
to urządzenie wymaga wody pod ciśnieniem kranu, to może starczy mu ciśnienie mniejsze, takie
ledwie grawitacyjne. No, bo skoro mam ma na pierwszym piętrze wannę, ja będę czyścił na parterze,
to napuszczę wody, i ona sobie zgodnie z prawami fizyki spłynie, wystarczy tylko włożyć jeden koniec
do wanny, zassać węża na dole, jak to dawniej robili złodzieje paliwa, i jakoś to będzie. Ale zassać
węża niewiadomego pochodzenia? W erze pandemii, mimo, że jestem zaszczepiony? Nie ma mowy.
Najpierw należy węża zdezynfekować, a potem dopiero brać do ust.

Ssałem więc żółtego szlaucha z gorzkim posmakiem środka dezynfekującego, co go wpierw użyłem w
celach higienicznych, zupełnie zapominając, że to mogło i wywołało zdziwienie randomowych
sąsiadów, którzy mi się w tej sytuacji kłaniali, choć jakby mniej. Ssałem, ssałem, aż mnie uszy zaczęły
boleć, ale i tak nic to nie dało, kropli wody nawet nie upuściłem nie wyssałem. Inna, na szczęście
sąsiadka uratowała mnie kurkiem adaptacyjnym, który się wkręca w miejsce prysznica, maszyna
pomruczała i zaczęła wesoło tryskać wodą.
Myłem całą wieczność. To nie wyglądało jak w reklamie. O ile masło w reklamie jest takie samo jak w
realu, to usuwanie brudu pod ciśnieniem jest dalece mniej spektakularne. Poza tym miałem
wrażenie, że tylko niewielka część wody działa na betonowe kostki, cała natomiast reszta leci na moje
nogi.

Stoję oto, w moim pogańskim auto-dyngusie. Mokry, wyssany, szczęśliwy.

You might also like