You are on page 1of 9

Ewa Koszowska 05.11.

2015, 15:46

Zagłada jako ostrzeżenie. Timothy Snyder: nie jestem pewny, czy świat da się uratować
Holokaust stanowi nie tylko historię, ale także ostrzeżenie. Powinniśmy wyciągnąć odpowiednią
lekcję z tych z tych tragicznych wydarzeń po to, by zrozumieć, gdzie istnieje największe ryzyko w
dzisiejszym świecie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Timothy Snyder, autor książki
"Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie". - Takimi straszliwymi zapowiedziami tego, co może
się stać, są np. klęska głodu w Somalii, masowe morderstwa w Rwandzie, czy dzisiejsza sytuacja w
Syrii. W każdym miejscu, gdzie przez globalne ocieplenie jest problem z żywnością, albo państwo
przechodzi kryzys, może dojść do Zagłady - tłumaczy amerykański historyk.

Prof. Timothy Snyder (PAP / Andrzej Rybczyński)

Przyzwyczailiśmy się myśleć, że Holokaust to przeszłość. Aż do teraz… Pan uważa, że nie


dostrzegamy realnego zagrożenia, przed którym stoimy. Czego powinniśmy się obawiać?

- Nie ograniczam się tylko do ideologii hitlerowskiej albo społecznych przekonań. Proponuję raczej
wyjaśnienie, według którego Holokaust może się realizować tylko tam, gdzie z premedytacją
buduje się anarchię, gdzie nie ma państwa lub państwo zostaje świadomie niszczone. Zagłada -
żeby zaistnieć - potrzebowała również czegoś, co ja nazywam "paniką ekologiczną". Taki stan ma
miejsce wtedy, kiedy wierzymy w to, że nie mamy przed sobą przyszłości. Dla Hitlera walka
rasowa i rywalizacja o terytorium były czymś zupełnie normalnym. Zdawał sobie sprawę z
ograniczenia naszej planety. Jednocześnie odwoływał się nie tylko do woli przeżycia, ale również
chęci podniesienia poziomu życia. Dzisiaj jest podobnie i coraz więcej mieszkańców planety
domaga się pewniejszych i obfitszych dóbr. Holokaust stanowi nie tylko historię, ale także
ostrzeżenie. Powinniśmy wyciągnąć odpowiednią lekcję z tych z tych tragicznych wydarzeń po to,
by zrozumieć, gdzie istnieje największe ryzyko w dzisiejszym świecie.

Zagrożenia mogą przyjść z kilku stron świata. Gdzie pan to ryzyko przede wszystkim widzi?
- Po analizie Zagłady, patrząc na Chiny, widzę - niestety - kraj podobny do międzywojennych
Niemiec. To jest państwo mocarstwowe, które jest w stanie, gdyby chciało, zniszczyć inne państwa.
Obywatele Chin oczekują coraz lepszego stylu życia. Jednocześnie pamiętają wielką klęskę głodu
w swoim kraju w latach 50. i 60., kiedy zmarło 10 milionów ludzi. Niemcy chcieli coraz więcej -
ziemi i żywności - i z Chinami jest podobnie. Możliwy jest taki scenariusz, że Chińczycy kupują
sobie ziemię w Afryce albo we Wschodniej Europie, stwarzając tym samym konflikt z
miejscowymi ludami. Nie wiadomo, jak to będzie wyglądało, ale chcę zasygnalizować, że taka
kombinacja czynników jest możliwa.
Obecna wizja rosyjska jest taka, żeby zniszczyć integrację europejską i stworzyć taki świat, w
którym państwa znowu będą odizolowane od siebie . Dla niektórych nacjonalistów taki stan rzeczy
wydaje się naturalny, ale to jest fikcja Prof. Timothy Snyder

Do tego Chiny, ale także wiele innych państw, zmagają się także z niedoborem wody. Jest to
problem, którego w latach trzydziestych XX wieku nie znano.

- Zmiany klimatu powodują coraz więcej susz, ale także powodzie. Na przykład w Chinach na
mieszkańca przypada zaledwie jedna trzecia średniej światowej słodkiej wody. Do tego olbrzymia
część z tych zasobów pochodzi z lodowców, które przez globalne ocieplenie topnieją w coraz
większym tempie. Do 2030 roku w Chinach zapotrzebowanie na wodę prawdopodobnie niemal
dwukrotnie przekroczy obecną podaż. Jeśli problemu nie da się opanować udoskonaleniem
technologii, możliwe że dojdzie do mniej pokojowego rozwiązania.

Czy ten scenariusz, który pan zakłada, jest miejscowy - na poziomie kraju - czy raczej
międzynarodowy?
- Takimi straszliwymi zapowiedziami tego, co może się stać, są np. klęska głodu w Somalii,
masowe morderstwa w Rwandzie, czy dzisiejsza sytuacja w Syrii. W każdym miejscu, gdzie przez
globalne ocieplenie jest problem z żywnością, albo państwo przechodzi kryzys, może dojść do
ludobójstwa krajowego. I właśnie Rwandę, Sudan czy Syrię powinniśmy rozumieć nie jako
indywidualne przypadki, ale przykłady procesów, które mogą zajść w każdym miejscu na świecie.

Co z Rosją? Prezydent Władimir Putin stworzył doktrynę polityki zagranicznej , opartej na


wojnie etnicznej.
- Lekcja okresu międzywojennego jest taka, że państwa odizolowane od siebie, nie są w stanie
trwale żyć. Po II wojnie światowej budowano integrację europejską właśnie po to, żeby państwom
tym pomagać. Bo państwo jest potrzebne dla obywateli, ale nie jest samowystarczające. Obecna
wizja rosyjska jest taka, żeby zniszczyć integrację europejską i stworzyć świat, w którym państwa
znowu będą odizolowane od siebie . Dla niektórych nacjonalistów taki stan rzeczy wydaje się
naturalny, ale to jest fikcja. Jeśli nie będzie integracji europejskiej, to nie będzie też państw
europejskich. To jest lekcja lat 30. I ja się martwię tym, że liderzy rosyjscy mówią z nostalgią o
latach trzydziestych XX wieku. Że prezydent Putin wspomina pakt Ribbentrop-Mołotow - czyli
zniszczenie państwa polskiego przez Związek Radziecki i Niemcy nazistowskie - jako rzecz
naturalną. Dla niego to normalne czasy, a integracja europejska to coś nienormalnego.

Dlatego Rosja zabrała się do niszczenia Ukrainy?

- Putin użył tu argumentacji w stylu lat 30. To, co mówi o tzw. Noworosji, to jest dokładnie to samo,
co Sudetenland (Kraj Sudetów) dla Niemców. Ten sposób uzasadniania agresji miał być już
uznawany za bezprawny. W państwie nie o język, nie o etnos chodzi, ale o ciało polityczne, które
potrzebuje współpracy z innymi ciałami. To, czego się więc obawiam ze strony rosyjskiej, to
powrót właśnie do lat 30. I nie tylko Rosjanie tego chcą. W Europie jest wielu ludzi, którzy
uważają, że "może lepiej byłoby bez tej integracji"," może państwo narodowe byłoby fajne". To
wielka iluzja.

Niepokojący wydaje się także stosunek Moskwy do homoseksualistów, z których robią


globalnych kozłów ofiarnych.
- Nie każdy przykład dyskryminacji jest elementem przyszłej Zagłady. Homoseksualiści to jest
punkt newralgiczny i tak jak Żydzi, jest to grupa, którą można rozumieć jako międzynarodową. Nie
jest tak, że Niemcy dyskryminowali Żydów. To znaczy - prześladowali ich, ale to nie był główny
problem. Nie dyskryminowali Żydów jako ludzi, ale jako element międzynarodowego spisku. Żydzi
byli postrzegani nie jako indywidualni obywatele - przyjaciele, znajomi, pracownicy, ale jako część
obrazu planetarnego. Jeśli się dyskryminuje homoseksualistów, to jest jedna rzecz naganna. Ale
jeżeli przedstawia się homoseksualistów jako członków międzynarodowego spisku - tak jak się robi
teraz w Rosji - to jest inny problem. Bo wtedy, jeżeli rosyjska władza przekracza granice innego
państwa, może traktować tamtejszych homoseksualistów jako element tego spisku. I zawsze można
robić gorsze rzeczy na terytorium innego państwa, niż u siebie. Jeżeli ma miejsce taka ideologia
planetarna, jednocześnie trwa woja i niszczenie drugiego państwa, to w tych warunkach - moim
zdaniem - może się wytworzyć niebezpieczeństwo Holokaustu.
Ludzie ratujący Żydów, nie ratowali ich jako Polacy. I Żydzi też nie myśleli o ratujących, jak o
Polkach. Ocalenie życia to sytuacja przede wszystkim ludzka na bardzo czarnym tle Prof. Timothy
Snyder

Niemcy "swoich" Żydów traktowali też lepiej niż Żydów na terenie innych państw?

- Zagłada Żydów nie była możliwa w Niemczech. Dyskryminacja oczywiście, deportacja,


upokorzenie - jak najbardziej. Ale Niemcy nie mogli zabijać masowo Żydów na własnym
terytorium, bo musieli bronić integralności własnego państwa. Trzeba było wyjść poza terytorialne
ograniczenie państwa, niszcząc organy państwowe, żeby stworzyć warunki, by to było możliwe.
Dopiero wtedy można było zabić niemieckich Żydów, przez deportację do Mińska, do Rygi, do
Łodzi. Wszędzie tam, gdzie niemiecka władza zniszczyła normalne instytucje.

Niemcy zabijali Żydów na terytorium Polski, a teraz w mediach zachodnich pojawiają się
sformułowania „polskie obozy zagłady” czy „polskie obozy koncentracyjne”. Czym to jest
spowodowane - niewiedzą, brakiem zrozumienia?
- To jest przede wszystkim ignorancja. Rozumiem, że Polacy są tym oburzeni. Ja też jestem tym
zgorszony. Ale trzeba to kontekstowo rozumieć. Bo wcale nie jest tak, że Amerykanie rozumieją
całą historię świata i robią błędy tylko dotyczące Polski i Żydów. Oni nic nie wiedzą o historii. To
zwraca, naturalnie, waszą uwagę, ale to jest - niestety - typowe dla Amerykanów. Raczej nie jest to
skutkiem złej wiary albo chęci przeszkadzania Polsce. Nie podejrzewałbym elity amerykańskiej o
nastawienie antypolskie.

głośne przemówienie dyrektora FBI Jansona Comeya, w którym sugerował odpowiedzialność


Polski za Holokaust? Tu też wszystkiemu była winna ignorancja?
- To wcale nie było głośne przemówienie. Tylko w Polsce zostało rozdmuchane. Czy ja mogę w
sposób zupełnie przewrotny na to pytanie odpowiedzieć?

Tak, proszę.
- Amerykańska ignorancja geograficzna jest faktem. Ale trzeba też zadać pytanie, dlaczego Polacy
za każdym razem aż tak się oburzają? Wydaje mi się, że gdybyście mieli za sobą porządną dyskusję
o Zagładzie, gdyby normalny polski obywatel to rozumiał, wtedy poziom emocji byłby niższy.
Burzliwą dyskusję to wywołały niedawno słowa Jana Tomasza Grossa, który powiedział, że
"Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców".
- Po pierwsze, jest to stwierdzenie jako takie. Nie wiem, czy jest prawdziwe. Prawdopodobnie nie
jest. Ale jeśli się coś takiego mówi, trzeba wcześniej sprawdzić fakty. Gross ma jednak rację co do
tego, że jest jeszcze bardzo dużo białych plam w historiografii i potrzebna jest dyskusja. Ale druga
sprawa - dla mnie ważniejsza - to myślenie grupami etnicznymi: Polacy i Żydzi. Ludzie ratujący
Żydów, nie ratowali ich jako Polacy. I Żydzi też nie myśleli o ratujących, jak o Polkach. Ocalenie
życia to sytuacja przede wszystkim ludzka na bardzo czarnym tle.

Europejski problem z napływem uchodźców przybiera coraz bardziej dramatyczne kształty.


Wygląda na to, że Europa nie wie, jak pomóc uciekinierom z Bliskiego Wschodu.
Jednocześnie większość Polaków boi się, że po jakimś czasie to oni staną się ofiarami
azylantów.
- Taki sposób formułowania pytania jest bardzo ciekawy. Bo jest tendencja w Polsce - ale również
na Słowacji, w Czechach, na Węgrzech - żeby oceniać przez pryzmat: kto jest ofiarą? Jak się patrzy
na historię narodową, to właściwie zawsze jest się ofiarą. Bo my jesteśmy tacy mali, a świat jest
taki wielki.
Jeżeli tak się rozumie historię, to Węgrzy nie muszą myśleć o tym, jak w roku 1941 stworzyli
zupełnie sztuczny kryzys uchodźców i wypędzili Żydów na Ukrainę Sowiecką, gdzie zostali oni
zabici przez Niemców. Albo Słowacy nie muszą myśleć o tym, że w 1940 roku doprowadzili do
zupełnie sztucznego kryzysu uchodźców przez to, że nie uznawali Żydów za normalnych obywateli
i wypędzili ich do Oświęcimia. A Polacy nie muszą wracać myślami do roku 1939, kiedy stworzyli
zupełnie sztuczny kryzys uchodźców, zabierając obywatelstwo polskim Żydom, mieszkającym za
granicą Polski. I właśnie to działanie polskie doprowadziło do tego, że Niemcy wypędzili polskich
Żydów z Niemiec.

Pana zdaniem, Węgry, Słowacja i Polska w jakiś sposób odpowiadają za Holokaust?


- Nie, tego nie powiedziałem. Uważam tylko, że właściwie nikt w tych krajach nie zna tej historii. I
jeżeli się nie zna takich rozdziałów historii, tendencja jest właśnie taka, że my jesteśmy zawsze
ofiarami. Ta tendencja jest silna w Polsce, mocniejsza na Słowacji i w Czechach i na Węgrzech
najsilniejsza. W tych krajach się myśli: nie ci uchodźcy są ofiarami, ale my jesteśmy ofiarami
uchodźców.
Wielu Polaków stało się antysemitami nie z nienawiści do Żydów, ale z chęci zyskania czegoś dla
siebie Prof. Timothy Snyder

Analizując sytuację uchodźców z Syrii trzeba brać pod uwagę, że mamy do czynienia z czynnikami
strukturalnymi, które (niestety) potwierdzają moją analizę. Wojna domowa zaczęła się tam po
czterech latach głodu i w warunkach rozkładu państwa. Nie tylko na skutek złego lidera, złej
ideologii. To poważne sygnały ostrzegawcze. Poza tym - tak mi się wydaje - kryzys uchodźców jest
sztucznie stworzony przez Rosję, która jest zdania, że przez narodowy populizm można
przeszkadzać i nawet zniszczyć Unię Europejską. To Rosja śle populistom uchodźców jako prezent,
żeby zniszczyć Unię Europejską.

Czym się różni Holokaust od innych przypadków ludobójstwa?


- Jest prosta odpowiedź i jest ciekawsza odpowiedź. Prosta odpowiedź polega na tym, że do tego
momentu - Zagłady Żydów - i od tego momentu do teraz, nie było drugiej próby zupełnej fizycznej
eksterminacji całej grupy ludności. Co wcale nie znaczy, że nie może się to jeszcze raz stać. Z tego
powodu ja wolę mówić o "bezprecedensowym" charakterze Holokaustu, a nie o "unikalnym". Bo
jeśli coś jest unikalne, można mieć nieusprawiedliwione poczucie, że nigdy więcej już się nie
wydarzy.

jak brzmi ciekawsza odpowiedź?


- To jest odpowiedź naukowa. Socjolodzy i politolodzy już od 25 lat zajmują się ludobójstwami. Ich
główny argument jest właśnie taki, że ludobójstwo może mieć miejsce wtedy, kiedy jest rozkład
państwa. Granice się zmieniają, reżim się zmienia, państwo się rozpada, jest wojna domowa - w
tych warunkach jest to możliwe. I to jest właściwie kosensus. Po drugiej stronie są historycy, którzy
mówią, i słusznie, że jest jeden rodzaj państwa, który jest w stanie zniszczyć własnych obywateli. I
to jest państwo partyjne, czyli Chiny, Związek Sowiecki i Kambodża. To są te trzy wypadki
państwa, które zabijało własnych obywateli masowo, czyli więcej niż milion osób. Niemcy
nazistowskie to jest jedyny, póki co, przykład zjednoczenia tych dwóch tendencji. Bo to jest
państwo partyjne, które niszczy inne państwa i którego ideologia nie polega przede wszystkim na
transformacji własnego obszaru, ale na przekształcaniu innych terenów. Niemcy nazistowskie są w
stanie łączyć te dwie tendencje niszczycielskie i to jest to, co jest bezprecedensowe w tym
wypadku.

Czy "odpowiednie warunki" w Europie, także w Polsce, pomogły Hitlerowi w wypełnieniu


swojego planu?
- Odpowiadając na różne możliwe warianty pani pytania, na pewno przed wojną w Polsce było
bardzo dużo antysemityzmu. Z tego powodu Hitler uznał, że Polska będzie sojusznikiem Niemiec w
wojnie przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Polska polityka zagraniczna została stworzona m.in.
po to, żeby znaleźć sposób na pozbycie się Żydów. Nie miało to jednak na celu niszczenie innego
państwa, a raczej stworzenie państwa Izrael dla Żydów. Polacy mieli nadzieję przejąć polskie
pożydowskie mieszkania. Mieli w głowie plany, jak będą wyglądać polskie wsie i miasta bez
Żydów. Wielu Polaków stało się antysemitami nie z nienawiści do Żydów, ale z chęci zyskania
czegoś dla siebie. Tę sytuację trzeba spróbować zrozumieć obiektywnie, nie etnicznie. Polacy
zachowywali się często źle, ale nie dlatego, że byli Polakami, ale dlatego, że byli ludźmi. Ale to jest
argument, który was nie przekonuje, bo myślicie wszyscy narodowo. A jak się myśli narodowo, to
się nie rozumie Zagłady.
Holokaust był możliwy jednak przede wszystkim dzięki Związkowi Sowieckiemu, gdzie zabito
prawie milion Żydów, jeszcze zanim w Polsce uruchomiono obozy zagłady.

Czy gdyby Niemcy dogadali się z Polakami, uchroniłoby to świat przed Holokaustem?
- Moim zdaniem, wariant dogadania się Polaków i Niemców był niemożliwy, bo trzeba by było
sobie wyobrazić wtedy, ze Polska ma innego ministra spraw zagranicznych niż miała. Ówczesny
minister spraw zagranicznych, Józef Beck, nie chciał sojuszu ani z Sowietami ani z Niemcami.
Pomysł był taki, że Polacy zapobiegną wojnie, nie będąc ani po jednej, ani po drugiej stronie.
Oczywiście, nie mieli racji, bo Niemcy i Związek Radziecki mogli zacząć wojnę, razem niszcząc
Polskę. I właśnie tak się stało. Jeśli mogę w swojej wyobraźni zastąpić Becka kimś innym, to ja
bym wolał w takiej sytuacji zastąpić Hitlera kimś innym. To jest zupełnie nierealistyczne.
Druga uwaga - gdyby to było możliwe, co by to znaczyło? Otóż teraz, zamiast mówić o
odpowiedzialności indywidualnej Polaków w Holokauście, mówilibyśmy o odpowiedzialności
polskiego państwa. Bo niech pani sobie wyobrazi sytuację, że Polska razem z Niemcami napada na
Związek Radziecki i tylko Niemcy zabijają. Nie, tak by nie było. Gdyby Polacy brali udział w
wojnie eksterminacyjnej w Związku Radzieckim, mając swoje własne antysemickie przekonania w
Związku Radzieckim, to też by uczestniczyli w tej zbrodni. Tak jak Węgrzy, Rumuni czy inne kraje
na Wschodzie robiły. Polska teraz może powiedzieć: "walczyliśmy przeciwko Niemcom, nie po ich
stronie". Rosjanie, jeżeli chcą być precyzyjni muszą mówić: "no tak, na początku byliśmy po
stronie niemieckiej". A Rumunia czy Węgry teraz mają taki problem, że byli sojusznikami Niemiec
począwszy od 1941 roku do końca wojny prawie.
Nie sądzę, byście powstrzymali Zagładę. Myślę, że ostateczne rozwiązanie przybrałoby niejako
inną formę. I nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaką. Ale na pewno byłoby jakieś rozwiązanie
ostateczne. I Polska, jako państwo, znalazłoby się wtedy właśnie w centrum tego zjawiska.

Kiedy w głowie Hitlera powstała myśl o wymordowaniu Żydów? Kiedy w Polsce trwały
dyskusje o przewiezieniu Żydów na Madagaskar, Hitler pod pojęciem wyspy ukrywał swoja
wizję "pozbycia się Żydów" z Europy?
To jest ciekawe, bo w kalkulacjach polskiego rządu chodziło konkretnie o deportację Żydów. To
była polityka - powiedzmy otwarcie - "antysemicka". W tym sensie, że Polacy nie chcieli, żeby tak
dużo Żydów było w Polsce. Ale Polacy myśleli o tych Żydach konkretnie: "znajdziemy tym
ludziom miejsce do życia gdzie indziej, gdziekolwiek". Rozumieli, że żeby znaleźć takie miejsce
trzeba współpracować z Brytyjczykami, albo z Francuzami, czyli z ludźmi, którzy dysponowali
jakimś imperium.
Im bardziej rozumiemy te najważniejsze wydarzenie, z nie tak bardzo odległej przeszłości -
Holokaust - tym lepiej będziemy w stanie zrozumieć dzisiejsze zagrożenia Prof. Timothy Snyder
Naziści myśleli inaczej. Dla nich Żydzi nie byli konkretną częścią ludności, byli groźbą globalną.
Chcieli się pozbyć Żydów, nie dlatego, że stanowili problem liczebny - było ich mniej niż 1 proc.
ludności niemieckiej. Hitlerowi chodziło o totalne zniszczenie Żydów jako takich. Kiedy więc
Niemcy mówili o deportacji, myśleli o tym bardzo abstrakcyjnie. W ten, czy inny sposób, wszyscy
Żydzi mieli zginąć
Tak więc, zarówno rząd niemiecki jaki i rząd polski otwarcie mówili: "chcemy się pozbyć naszych
Żydów". Ale myśleli o czymś innym. Moim zdaniem, nie ma konkretnego momentu, w którym
Hitler zdecydował się na Holokaust. On chciał od początku eksterminować Żydów. I w miarę jak
nowe możliwości się pojawiały, on z nich korzystał.

Hitler na swoje potrzeby stworzył pewien kodeks. Czy jego tok myślenia, w jakichś
momentach, był prawidłowy?
- Hitler funkcjonował w rzeczywistym świecie i odrobił lekcję ze współczesnej historii. Miał rację
co do kwestii kurczących się zasobów żywności. Ale przesadzał z tym aż do abstrakcyjności.
Podkreślał, że brak żywności zagraża ludzkości nie tylko w tej chwili, ale że trzeba cały czas o nią
walczyć. Zresztą, gdyby nie rozpętał wojny mógłby być świadkiem momentu, kiedy problemem
Europy stałby się nie brak żywności, ale jej nadmiar.
Żył w świecie fikcji, w którym istniała tylko walka. "Jeżeli nie ma walki, to jest wina Żydów. Więc
trzeba zniszczyć Żydów i prowadzić walkę rasistowska o Ziemię". Udało mu się ten świat fikcyjny
urzeczywistnić do pewnego stopnia. Niestety, poniekąd Hitler miał rację, nie w tym, że jesteśmy
zwierzętami, ale w tym, że jeżeli uda się zniszczyć normalne instytucje, jesteśmy zdolni do rzeczy,
na które w poprzednim dniu byśmy się nie zdecydowali. Był, niestety, bardzo skutecznym
politykiem i udało mu się stworzyć warunki, w których przynajmniej częściowa realizacja jego
wizji, była możliwa.

Jak możemy ocalić ludzkość?


- Jeśli zjawisko Zagłady Żydów traktujemy poważnie, możemy zauważyć, jak do niej doszło. Nie
są to lekcje wyłącznie narodowe czy etyczne, są to lekcje polityczne. Państwo jest bardzo ważne,
rozkład państwa jest bardzo niebezpieczny. Panika ekologiczna jest pewną tendencją ludzką i może
stać się w każdym momencie sprawą polityczną. Musimy zrozumieć, że to, co globalne też stwarza
horyzont możliwości politycznych. Nie jestem pewny, czy świat da się uratować. Ale im bardziej
rozumiemy te najważniejsze wydarzenie, z nie tak bardzo odległej przeszłości - Holokaust - tym
lepiej będziemy w stanie zrozumieć dzisiejsze zagrożenia.

Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska


Timothy Snyder - wybitny amerykański historyk, profesor Uniwersytetu Yale, znawca historii
Europy Środkowej i Wschodniej. Doktorat uzyskał w Oksfordzie, przebywał również na stypendiach
w Paryżu, Wiedniu, Warszawie i Harvardzie. Członek Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu.
Biegle mówi w kilku językach, w tym po polsku. Jako autor bestsellerowych książek słynie z
nowatorskiego spojrzenia na podejmowane tematy.
Zdaniem wybitnego historyka, nie dostrzegamy realnego zagrożenia, przed którym stoimy teraz.
Początek XXI wieku, z niepokojami w różnych rejonach ziemi, zatrważająco przypomina świat,
który zrodził Hitlera. Strach przed obcymi, lęk o materialny byt, nienawiść i pogarda, których dziś
jesteśmy świadkami, to poważne sygnały ostrzegawcze.

Timothy Snyder w swojej najnowsze książce "Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie" (Wyd.
Znak Horyzont) prezentuje przełomowe wyjaśnienie największej zbrodni XX wieku. Jak nikt dotąd
przejrzyście opisuje zjawiska, które doprowadziły do Zagłady. Uwzględnia także perspektywę
Polaków. Im lepiej poznajemy Holokaust, tym bardziej staje się on przerażający.

You might also like