You are on page 1of 9

Monarchiczne marzenie premiera Kambodży

CHRISTINE CHAUMEAU* tłum. Zbigniew M. Kowalewski

Królestwo Kambodży rośnie gospodarczo jak na drożdżach i zalewane kapitałami


zagranicznymi, głównie chińskimi, przeżywa gorączkę inwestycyjną. Natomiast, za fasadą
demokracji liberalnej, życie polityczne dławi reżim autorytarny. Opozycję, uzyskującą w
wyborach prawie połowę głosów, zdelegalizowano, partia rządząca zapewniła sobie właśnie
przytłaczające zwycięstwo wyborcze, a urzędujący od 33 lat premier Hun Sen ma ambicje
dynastyczne.

W Phnom Penh wraz ze zmierzchem nadciąga upragniony chłód. Spacerowicze i sportowcy


biorą szturmem esplanadę Wat Botum, która rozpościera się o dwa kroki od pałacu
królewskiego. Spotykają się z przyjaciółmi, podejmują marsz atletów lub urządzają kurs
zumby czy ćwiczenia gimnastyczne. Nieraz gromadzą się setki osób i uczestniczą w
złożonych choreografiach. Na rogu placu Bopha [1] wraz z przyjacielem i bratem sprzedają
od kilku tygodni koktajle. Pod wieczór, między godziną 17 a 18, instalują zaimprowizowany
bar, który znika koło północy. Ten bar to sukces. Średnia wieku klientów nie przekracza 25
lat. „Konkurencja jest ostra. Odkąd tu jesteśmy postały już dwa inne bary”, twierdzi ta młoda
kobieta, która dorabia w ten sposób do swojego wynagrodzenia sekretarki w fabryce
włókienniczej, w której pracuje po drugiej stronie Tonlé Sap (Wielkiego Jeziora).
Miasto tętni życiem. Zagoiły się straszne rany przeszłości – po zdobyciu miasta Czerwoni
Khmerowie (rządzili w latach 1975-1979) wysiedlili wszystkich mieszkańców na wieś i za
ich rządów stało ono puste. Teraz Phnom Penh afiszuje oblicze dynamicznej stolicy.
Nieustannie rośnie liczba miejsc, do których się chodzi, w których się pije, odpoczywa i
zabawia. Są dopasowane do wszystkich poziomów dochodu. Najzamożniejsi wybierają bary
na dachach hoteli, natomiast uboższa klientela korzysta z lokali ulicznych.

Zdelegalizowano silną opozycję

Zdaniem Bophy za tym ożywieniem kryje się poczucie głębokiego dyskomfortu wśród
młodzieży. Niespełna trzydziestoletnia, podobnie jak prawie 60% rodaków, wie, że należy do
uprzywilejowanego pokolenia. Nie przeżyła ani drugiej wojny indochińskiej i potężnych
amerykańskich nalotów bombowych, ani reżimu Czerwonych Khmerów, ani nawet ciężkich
lat po jego obaleniu, kiedy kraj podnosił się z ogromnym trudem ze straszliwych zniszczeń,
długo jeszcze nękany przez czerwonokhmerskich partyzantów. Wyrosła w Phnom Penh i
widziała, jak miasto zmienia się wraz ze wzrostem gospodarczym – w ostatnim
dziesięcioleciu osiągał on przeciętnie 7% w skali rocznej. Sytuacja kraju jest jednak krucha.
Bopha drży na myśl o perspektywie wyborów przewidzianych na 29 lipca br. „Nie mam
odwagi mówić o polityce i nie wiem, czy pójdę głosować ani na kogo.”
Główna partia opozycyjna, Partia Ocalenia Narodowego Kambodży (KSCK), jest w kampanii
wyborczej wielkim nieobecnym. Rozwiązano ją w listopadzie ub.r. na mocy decyzji Sądu
Najwyższego, którego sędziowie uznali, że jest winna podżegania do „rewolucji mającej na
celu obalenie ustroju”. Jej przewodniczący Kem Sokha, aresztowany w środku nocy 3
września 2017 r., czeka w więzieniu na proces. 118 działaczy tej partii ma pięcioletni zakaz
prowadzenia wszelkiej działalności politycznej. Polowa spośród 55 jej parlamentarzystów
zbiegła za granicę. Były przewodniczący partii, Sam Rainsy, przebywa od 2015 r. na
uchodźctwie, gdyż jest ścigany na podstawie totalnie sfabrykowanego oskarżenia. KSCK była
jedyną partią zdolną rywalizować z rządzącą Kambodżańską Partią Ludową (KPK), która
panuje w życiu politycznym od 1979 r., kiedy to wietnamska interwencja wojskowa obaliła
reżim czerwonokhmerski [2].

Wkracza młode pokolenie

Rozwiązanie KSCK pozbawia głosu prawie 3 mln wyborców spośród ogólnej liczby 6,6 mln
podczas wyborów parlamentarnych – tyle głosowało na nią w wyborach parlamentarnych w
2013 r., w których uzyskała 44,5% głosów oraz w wyborach komunalnych w czerwcu 2017 r.,
w których uzyskała 43,8% [3]. Te bezprecedensowe sukcesy wynikały zarówno z tego, że
kierowana przez Rainsy’ego KSCK połączyła swoje siły z kierowaną przez Sokhę Partią
Praw Człowieka (KSM), jak i z tego, że na arenę wyborczą wkroczyło nowe pokolenie. „W
świetle postępów wyborczych KSCK, KPK mogła przegrać w lipcu”, uważa jeden z
komentatorów politycznych. Usunięto ją zatem z drogi. Dla rządu rozwiązanie tej partii to
synonim „stabilności i pokoju” [4].
Premier Hun Sen, kandydat na następcę samego siebie, ściga się z czasem i od coraz większej
liczby obywateli dzieli go coraz większa przepaść. Baby boomers urodzeni w ostatniej
dekadzie XX i w pierwszej dekadzie XXI w. wyrośli na wyborców. Od najmłodszych lat
wielu z nich nauczyło się języka angielskiego czy to w organizacjach pozarządowych, czy w
szkołach prywatnych, które rozkwitły w Kambodży. Facebook pozwala im informować się
poza zasięgiem kontrolowanych przez władzę tradycyjnych mediów –wolne dotychczas sieci
społecznościowe są zagrożone, gdyż rząd zapowiedział 2 maja br., że scentralizuje połączenia
wewnętrzne i zewnętrzne w rękach Ministerstwa Telekomunikacji. Pokolenie to jest zatem
skąpane w ideach wolności i demokracji. „Społeczeństwo ewoluowało, natomiast reżim
zastygł”, konstatuje młody komentator.

Wdzięczni i niewdzięczni

67-letni Hun Sen, człowiek, który przeżył wszystkie wojny, jakie toczyły się w Kambodży w
ciągu minionego półwiecza, jest premierem od 33 lat i marzy mu się pozostanie premierem
„jeszcze co najmniej przez dziesięć lat” [5]. Grozi nawrotem wojny domowej, jeśli
społeczeństwo zignoruje jego partię podczas wyborów. Widoczne wszędzie bilbordy i plakaty
przypominają o 7 stycznia 1979 r. – o „wyzwoleniu”, to znaczy o klęsce i upadku reżimu
Czerwonych Khmerów w obliczu naporu armii wietnamskiej. Władze wietnamskie
zainstalowały wtedy, na miejsce reżimu Pol Pota, rząd, w którym dominowały byłe kadry
czerwonokhmerskie. Niespełna dwa lata wcześniej, zagrożone morderczą czystką przez
swoich własnych towarzyszy, zdezerterowały i zbiegły do Wietnamu broniącego się przed
agresją Czerwonych Khmerów i szykującego się do rozprawy z agresorem.
Premier uważa, że społeczeństwo powinno być mu wdzięczne za to, iż ocalił swój naród oraz
zaprowadził pokój i stabilność rozprawiając się w 1998 r. z ostatnimi partyzantami
czerwonokhmerskimi – tymi spośród Czerwonych Khmerów, którzy, z Pol Potem na czele,
odmówili zgody na porozumienia pokojowe podpisane w Paryżu 23 października 1991 r. i na
wybory zorganizowane przez Narody Zjednoczone 23 i 28 maja 1993 r. Argument ten, którym
Hun Sen posługuje się ad nauseum, ma zapewniać legitymację zarówno jemu samemu, jak i
jego partii. Faktycznie, jak wyjaśnia Caroline Hughes, autorka wraz z Netrą Eng studium o
młodych Kambodżanach i polityce, „w oczach pokoleń urodzonych przed 1990 r. KPK i Hun
Sen mają legitymację” do sprawowania władzy, gdyż „łączy je historia wojen”. „Tak nie jest
w przypadku najmłodszych. Choć dla nich idea demokracji pozostaje abstrakcyjna, są oni
świadomi tego, że rząd ma służyć obywatelom.” [6]

Młodzież opuszcza wieś i kraj


Tymczasem Hun Senowi, jego partii i rządowi zarzuca się, że nie liczy się z trudnościami, z
jakimi boryka się społeczeństwo. To prawda, że zmniejszyło się ubóstwo (w 2007 r. żyło w
nim 47,8% mieszkańców kraju, a w 2014 r. 13,5%) [7], lecz nierówności społeczne masowo
dają się we znaki mieszkańcom wsi i młodzieży [8], których przyszłość, jak się wydaje, jest
zaryglowana. To zaś budzi silne niezadowolenie. O ile znacznie wrosła liczba dzieci
uczęszczających do szkół podstawowych, o tyle tylko 46,8% osób poniżej trzydziestego roku
życia ukończyło szkoły średnie – pozostałe musiały zrezygnować z nauki w liceach z
powodów materialnych [9].
Niedostatek ziemi uprawnej zmuszą młodych ludzi do porzucania wsi i szukania pracy gdzie
indziej. Zgodnie z danymi Ministerstwa Planowania w 22% rodzin wiejskich jeden z
członków migruje ponad trzy miesiące w roku – łącznie 2,5 mln osób poniżej trzydziestego
roku życia [10]. Wyjeżdżają do miast lub za granicę. Po najmniej milion mieszka na
obczyźnie. Głównie emigrują do Tajlandii, Malezji i Korei Południowej. „Ci młodzi ludzie
czują się wyzyskiwani, pozostawieni na łasce losu mimo rozwoju i wzrostu”, stwierdza
Hughes. „Najbardziej wykształconym spośród nich trudno jest znaleźć pracę w sektorze
publicznym przeżartym korupcją i nepotyzmem.”
Korupcja, która „nęka człowieka od urodzenia – od chwili, gdy położna przecina pępowinę”,
jak mówi Bopha, nieustannie powraca w rozmowach. Kambodża zajmuje 161 miejsce na
liście 180 krajów, od najmniej do najbardziej przeżartych w oczach obywateli korupcją,
sporządzonej przez organizację Transparency International. Wiele organizacji pozarządowych
wskazuje na wylesianie kraju, bezprawne zagarnianie cudzej ziemi i… bezkarność, którą
zapewnia sobie skupiony wokół Hun Sena klan scementowany mieszanką interesów
gospodarczych, wojskowych i rodzinnych.

Zamachy na wolność słowa

W raporcie opublikowanym w lipcu 2016 r. przez organizację pozarządową Global Witness


szacuje się, że otoczenie premiera, a zwłaszcza jego córki, bratankowie, siostrzeńcy, ich
bracia i siostry dysponują fortuną wartą od pół miliona dolarów (430 mln euro) do miliarda
dolarów (860 mln euro), a zatem co najmniej równowartość średniego dochodu
Kambodżanina (1070 dolarów rocznie) uzyskiwanego w ciągu 467 tys. lat! [11]
W tych trudnych czasach większość naszych rozmówców prosi o zachowanie anonimowości,
kiedy rozmawiamy z nimi o sprawach politycznych. Pewną kobietę wtrącono do więzienia,
kiedy umieściła na swoim koncie na Facebooku zdjęcie, na którym rzucała butem w bilbord
partii rządzącej. Dwaj dziennikarze Radio Free Asia oczekują od listopada ub.r. na proces o
„szpiegostwo” – oskarża się ich o przekazywanie za granicę informacji. Zakazano
działalności 30 radiostacji transmitujących programy Radio Free Asia i Voice of America,
finansowanych przez władze Stanów Zjednoczonych i uważanych tu za tuby opozycji.
Zamknięto Cambodia Daily, a Phnom Penh Post wykupił inwestor malezyjski, którego
agencja PR pracowała przeszłości dla rządu kambodżańskiego. Te dwie gazety anglojęzyczne
zapewniały informacje o rozwoju sytuacji społecznej i politycznej w królestwie nie idąc na
żadne ustępstwa wobec władz. Chak Sopheap, dyrektorkę kambodżańskiego centrum praw
człowieka, wezwano w maju br. do złożenia zeznań przed sądem w Phnom Penh na procesie
Kema Sokhy. Jego aresztowanie, podobnie jak rozwiązanie partii, której przewodzi i o której
wiadomo, że miałaby poparcie co najmniej prawie połowy wyborców, gdyby mogła wziąć
udział w wyborach, nie wywołały żadnych zbiorowych protestów.
Co zatem stało się z wrzeniem, jakie ogarnęło kraj w okresie od lipca do grudnia 2013 r.,
kiedy opozycja zażądała przeprowadzenia nowych wyborów, gdyż sfałszowano wyniki? Co
się stało z dziesiątkami tysięcy demonstrantów i strajkujących, zwłaszcza w przemyśle
włókienniczym, którzy tak bardzo zaniepokoili władze? [12] Młody wykładowca
uniwersytecki, który przez pewien czas był doradcą partii opozycyjnej, wyjaśnia atonię opinii
publicznej nastrojami rezygnacji, które ogarnęły działaczy.

W stanie przetrwania

„Jak organizować się bez przywódcy? Główni działacze wyjechali z kraju, gdyż obawiali się
aresztowania, lub cicho siedzą.” Dużą część demonstrantów stanowili robotnicy i chłopi,
którzy zjechali się z prowincji. Bez zaplecza logistycznego trudno jest się przemieszczać. W
chwili, gdy Sąd Najwyższy podejmował decyzję o delegalizacji KSCK, policyjne zapory na
drogach wokół stolicy lub ostrzeżenia wydawane przez pracodawców skłoniły do milczenia
nawet najzagorzalszych przeciwników reżimu. Na przykład pewnego młodego nauczyciela z
prowincji Kompong Speu, z którym rozmawiamy, wezwał na „reedukację” dyrektor
szkolnictwa na prowincję. „Zarzucił mi, ze na Facebooku piszę o problemach nurtujących
społeczeństwo. Ostrzegł, żebym nie przechodził ‘na drugą stronę’.”
Od listopada ub.r. szczególnie nadzorowani przez policję są urzędnicy państwowi i mnisi
buddyjscy. W ciągu kilku miesięcy społeczeństwo przykryto ołowianą pokrywą. Minister
spraw Wewnętrznych zapowiedział, że ci, którzy nawołują do bojkotu wyborów z powodu
zakazu KSCK, ryzykują, że będą ścigani przez wymiar sprawiedliwości. 80 tys. żołnierzy
zmobilizowano „w celu zapewnienia bezpieczeństwa” podczas głosowania.
„Nasze pokolenie żyje w atmosferze wielkiej wolności… która kończy się tam, gdzie zaczyna
się tabu – polityka”, konstatuje zrezygnowany producent i organizator festiwalu filmów
krótkometrażowych Sum Sithen. Ci młodzi Kambodżanie, którzy wybierają pragmatyzm lub
się sparzyli, dają gdzie indziej upust swoim talentom – kreując start ups w branży cyfrowej
czy w sztuce. Sfery te cechuje od prawie dziesięciolecia wielka żywotność. Jest to sposób na
rozpowszechnianie rozmaitych przesłań. Osobnicy, których w swojej serii Surviving maluje
Chov Teanly, manifestują dyskomfort trzymając się wszyscy w takiej samej pozycji
nierównowagi i uważając, żeby nie upaść. „To znak, że wszyscy możemy za chwilę utonąć.
Znajdujemy się w stanie przetrwania. Wszystko jest niepewne”, wyjaśniał nam ten malarz już
w 2015 r.

Manifestacyjny pogrzeb opozycjonisty

Niepewność dała o sobie szczególnie znać w lipcu 2016 r., kiedy zamordowano Kem Leya.
Tego 45-letniego charyzmatycznego analityka politycznego zabito na ulicy, następnego dnia
po tym, jak w swojej kronice medialnej napisał o raporcie Global Witness ujawniającym
fortunę klanu Hun Sena. Ponad milion osób wzięło udział w pogrzebie składając hołd
człowiekowi uważanemu za bohatera demokracji. „Nosił w sobie możliwość wyjścia z
polityki konfrontacji. Oferował nowe opcje”, mówi jego przyjaciel Yang Saing Koma,
przywódca Oddolnej Partii Demokratycznej, której jednym z założycieli był Kem Ley.
W obliczu krytyki rząd przystąpił do reform, wśród których na widocznym miejscu figuruje
utworzenie wydziału do walki z korupcją. Mianowano nowego ministra edukacji, który ma
skończyć z korupcją szerzącą się na egzaminach maturalnych. Pensje w sferze budżetowej
wzrosły o 6,8% w styczniu br., a następnie o 10,7% w kwietniu i wynoszą obecnie 210,60
euro miesięcznie.
Płace ponad 700 tys. pracowników przemysłu włókienniczego ustalono na co najmniej 145
euro, natomiast przedtem płaca minimalna w tym sektorze wynosiła 129 euro, a ponadto
robotnice uzyskały prawo do zasiłku macierzyńskiego. Premier energicznie stara się uwieść
wyborców tradycyjnie sprzyjających opozycji. Mnoży swoje przemówienia i spotkania, na
których rozdaje koperty z kilkoma banknotami. Na Facebooku, gdzie chętnie występuje, ma
10 mln fanów (na 16 mln mieszkańców). „Facebook przybliżył mnie do mojego narodu i
pozwala przysłuchiwać się bezpośrednio prośbom” napisał 6 marca 2016 r. „Dzięki temu
mogłem szybko i skutecznie rozwiązywać problemy.” W rzeczywistości, jak doniósł Phnom
Penh Post, tylko jedna piąta lajków zgromadzonych przez premiera pochodzi z Kambodży.
Pozostałe pochodzą z Filipin, Mjanmy i Brazylii... [13]

Odciągać młodzież od polityki

Na znak otwarcia w stronę młodzieży Hun Sen i jego partia mnożą promocje swoich
własnych latorośli. Najstarszego syna premiera, gen. Hun Maneta, awansowano na
stanowisko szefa sztabu sił zbrojnych. Najmłodszego, 36-letniego Hun Many’ego, uczyniono
posłem i przywódcą Związku Federacji Młodzieży Kambodży. „Ten związek służy
zabawianiu młodzieży grami i innymi rozrywkami. Strategia ta polega na unikaniu spraw
politycznych i pozwala nie zajmować się prawdziwymi problemami”, denerwuje się pewien
felietonista, który chce zachować anonimowość. Co roku reżimowa młodzieżówka organizuje
z okazji khmerskiego nowego roku (przypada on, w zależności od roku, 13, 14, 15 albo 16
kwietnia) festiwal Angkor Sangkranta. Tysiące członków organizacji uczestniczą wtedy w
rozmaitych zabawach i tradycyjnych tańcach gloryfikujących khmerską kulturę i dumę
narodową.
Na festiwalu wymaga się noszenia kramy, typowego dla wsi szala w kratkę. „Chcielibyśmy,
aby młode pokolenie nosiło tradycyjne dla [dawnej cywilizacji] Angkoru stroje”, mówi Tith
Chandara, od 2013 r. jeden z organizatorów tego festiwalu. Upatruje on w takiej działalności
czynnik stabilizacji. „Nie chcemy słabej i podzielonej Kambodży. Jak mówi przysłowie,
pojedynczą pałeczkę można zniszczyć, ale nie wiązkę pałeczek.” Ten młody człowiek,
pochodzący z ubogiej rodziny z Battambangu, nie zamierza przepuścić nadarzającej się okazji
– nie odstępuje na krok Hun Many’ego. „Niemal zapomniałem, że to syn Hun Sena. On
naprawdę jest nam bliski. Uważam go za swojego wielkiego brata.” A polityka? Żadnego
komentarza na temat rozwiązania KSCK. „Liczy się moja kariera”, mówi. „Rodzice zawsze
mnie zachęcali, abym dbał o siebie. Mówili: nie pragnij zmiany nie starając się najpierw
samemu rozwinąć.”
Zdamien Astrid Nilssen-Noren, wykładowczyni na uniwersytecie w Lund specjalizującej się
w sprawach Azji Południowo-Wschodniej, „ten sposób promowania dumy khmerskiej
odwraca uwagę młodzieży. Zmierza to do stworzenia systemu, w którym krytyka rządu
będzie kojarzona z atakiem na naród.” Jest to część manewrów premiera, który po śmierci
króla Sihanouka w 2012 r. stara się uzyskać królewską prawowitość [14].

Hun Sen szykuje własną dynastię

Nilssen-Noren cytuje liczne świadczące o tym przykłady, takie jak dyskursy i filmy kojarzące
Hun Sena ze Sdech Kanem, plebejuszem, który został królem, czy wystawną ceremonię, którą
zorganizował dwa tygodnie po delegalizacji KSCK. Chodzi o to, aby „autorytarnemu
dryfowaniu reżimu nadać boską prawowitość i wprowadzić do obiegu pojęcie sukcesji
dynastycznej”, kontynuuje badaczka.
Poza tym uchwalenie w lutym br. ustawy o obrazie majestatu, wzorowanej na ustawie
tajlandzkiej, uzupełniło arsenał represyjny. Dwaj byli działacze KSCK zostali już
aresztowani, ponieważ skrytykowali króla Sihamoniego za apatię w obliczu autorytaryzmu
premiera. „Ustawa ta wiąże monarchię z reżimem autorytarnym i pomniejsza jej
niezależność”, konkluduje Nilssen-Noren, która widzi w tym ześlizgiwanie się ku sukcesji na
korzyść dzieci Hun Sena.
Zgodnie z przewidywaniami, po usunięciu z drogi opozycyjnej Partii Ocalenia Narodowego,
którą zdelegalizowano, rządząca Kambodżańska Partia Ludowa odniosła 29 lipca br.
„miażdżące” zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Wcale nie wróży to jednak, że
premier Hun Sen zrealizuje swoje ambicje dynastyczne.

* Dziennikarka.

tłum. Zbigniew M. Kowalewski

[1] Najczęściej rozmówcy prosili o zachowanie anonimowości.

[2] Zob. F. Crémieux, „La difficile reconstruction au Cambodge”, Le Monde diplomatique,


lipiec 1980 r.

[3] 28 lipca 2013 r. w wyborach parlamentarnych KPK uzyskała 3 235 969 głosów, a KSCK
2 946 176; 4 czerwca 2017 r. w wyborach gminnych KPK uzyskała 3 540 056 głosów, a
KSCK 3 056 824.

[4] White Paper on the Political Situation in Cambodia, „Strengthening the Rule of Law and
Liberal Democratic Process”, 8 luty 2018 r., Rada Ministrów, Phnom Penh, 8 marca 2018 r.

[5] K. Meta, A. Nachemson, „Hun Sen Repeats Vow to Serve 10 More Years, Noting ‘It Could
Be More’”, The Phnom Penh Post, 8 marca 2018 r.

[6] N. Eng, C. Hughes, „Coming of Age in Peace, Prosperity, and Connectivity: Cambodia’s
Young Electorate and Its Impact on the Ruling Party’s Political Strategies”, Critical Asian
Studies t. 47 nr 3, 2017.

[7] „Poverty and Shared Prosperity 2016”, Genewa, World Bank 2017.

[8] „Youth Well-Being Policy Review of Cambodia”, Paryż, OECD 2017.

[9] „Labour Market Transitions of Young Women and Men in Cambodia 2014”, raport
kambodżańskiego Instytutu Statystyki i Ministerstwa Planowania we współpracy z
Międzynarodową Organizacją Pracy, Phnom Penh, czerwiec 2015 r.

[10] „Migration in Cambodia: Report of the Cambodian Rural Urban Migration Project
(Crump)”, Ministerstwo Planowania, Phnom Penh, sierpień 2012 r.

[11] Hostile Takeover. The Corporate Empire of Cambodia’s Ruling Family”, Global Witness,
lipiec 2016 r.

[12] Zob. Ph. Revelli, „La révolte populaire menace le pouvoir cambodgien”, Le Monde
diplomatique, kwiecień 2014 r.

[13] Por. D. Nass, Sh. Turton, „Only 20 Per Cent of PM’s Recent Facebook ‘likes’ from
Cambodia”, The Phnom Penh Post, 9 marca 2016 r.

(14) A. Noren-Nilsson, „A Regal Crackdown”, wykład na Uniwersytecie Cornell, 13 kwietnia


2018 r., nieopublikowany, ale udostępniony przez autorkę.
[tekst w ramce]
Sihanoukville o chińskiej godzinie

Na wielu budynkach i terenach w Sihanoukville wisi kilka hieroglifów i numery telefonu


zawiadamiające, że obiekt jest na sprzedaż czy do wynajęcia. Kambodżańskie miasto portowe
na brzegu Zatoki Syjamskiej stało się w ciągu kilku miesięcy eldoradem dla inwestorów
chińskich. Na Plaży Niepodległości dwa budynki Blue Bay w budowie miażdżą swoimi 38
piętrami okoliczny krajobraz. W biurze sprzedaży foldery są po chińsku albo angielsku.
„Sprzedaliśmy już wszystkie apartamenty pierwszej wieży i 65% apartamentów drugiej.
Nasza klientela jest chińska, kambodżańska lub singapurska”, informuje hostessa stojąc przez
makietą projektu. Na plaży zostaną zainstalowane basen i bungalowy na palach. W antresoli
przewiduje się otwarcie kasyna i centrum handlowego. 1450 apartamentów zostanie oddanych
do użytku w 2019 r. w cenie 2500-3500 dolarów (2150-3010 euro) za metr kwadratowy. Tak
luksusowych obiektów jeszcze w tym mieście nie widziano.

Zachwyt i niepokój

„Chińczycy są spragnieni takich miejsc”, mówi Paul H., pośrednik w obrocie


nieruchomościami. „Moi klienci szukają terenów, raczej z widokiem na morze. Właściciele
kambodżańscy są gotowi wyrzucić obecnych lokatorów, po to, aby uzyskać większy czynsz.”
Od czasu wizyty chińskiego prezydenta w październiku 2016 r. liczba Chińczyków
odwiedzających Kambodżę rośnie nieustannie i w końcu 2017 r. wyniosła 1,4 mln (wzrost o
46%) [1]. Obecnie loty czarterowe łączą raz w tygodniu Sihanoukville z siedmioma miastami
chińskimi i z Makao (ongiś kolonia portugalska, jest to podobnie jak Hongkong specjalny
region administracyjny Chin). Poza atrakcją, jaką stanowią plaże, miasto przyciąga gości
chińskich swoimi 24 kasynami, gdyż w Chinach hazard jest zakazany. Rząd kambodżański
zamierza wydać około 30 dodatkowych licencji.
Napływ tych inwestorów budzi zachwyt lub niepokój, w zależności od tego, z kim tu się
rozmawia. „Właściciele się cieszą, gdyż sprzedają lub wynajmują po cenach, które ustalają”,
ironizuje Kheng, kierowca tuk-tuk, autorikszy. Natomiast wielkie masy Kambodżan nie mają
żadnych szans stawić czoła takiej konkurencji. Plaża Ochheuteal, popularna wśród
podróżników niskobudżetowych, nosi tego ślady. Nic nie pozostało z restauracyjek, w których
siedziało się pod blaszanym daszkiem czy na samym piasku i jadło się i piło z twarzą
zwróconą ku morzu. Zamiast tego ma tu powstać pięciogwiazdkowy hotel i kasyno – rezultat
joint venture między Royal Group, jednym z najpotężniejszych konglomeratów
kambodżańskich należących do osoby bliskiej premierowi, a pewnym partnerem chińskim.
W mieście gorączka inwestycyjna drażni. „Chińczycy mają swoje własne sieci. Turyści
przybywają i są bezpośrednio przewożeni do hoteli-kasyn, w których kwaterują. Nigdy nie
usiłują skorzystać z naszych usług”, skarży się pewien lokalny organizator wycieczek
grupowych. „Nie mamy żadnych korzyści z tego, co się dzieje, poza podwyżkami cen”,
skarży się również Pheap, młody robotnik budowlany.

Inwazja chińskich kapitałów

Podobno przebywa tu ponad 10 tys. pracowników chińskich – w większości zatrudnionych w


kasynach lub pracujących na budowach. Trudno dowiedzieć się o ich dokładną liczbę. W
lutym br. w raporcie dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ujawnionym przez Phnom Penh
Post sam gubernator Sihanoukville ostrzegał rząd, że źle się dzieje: rozwija się działalność
przestępcza członków mafii, inflacja mieszkań wywiera negatywny wpływ na koszty
utrzymania i nie ma korzyści ekonomicznych z działalności gospodarczej kontrolowanej i
prowadzonej przez Chińczyków i dla nich [2].
Z pomocą dwustronną w wysokości ponad 732 mln dolarów w 2016 r. wielki sąsiad z północy
stał się głównym partnerem gospodarczym wyprzedzając Japonię, Koreę Południową i Unię
Europejską. Zgodnie z tym, do czego zobowiązały się oba rządy, wymiana handlowa o
wartości 5 mld dolarów w roku ubiegłym powinna osiągnąć wartość 9 mld do 2020 r. [3]
Obfitują infrastruktury finansowane przez Chiny w ramach budowy nowego jedwabnego
szlaku: zgodnie z danymi pochodzącymi z Ministerstwa Robót Publicznych wybudowano
ponad 2700 km autostrady, a zaplanowano autostradę łączącą Phnom Penh z Sihanoukville,
port głębokowodny w Kampot i gigantyczne lotnisko na południe od stolicy, nie licząc
siedmiu zapór wzdłuż Mekongu, które są w budowie lub są zaprojektowane. Rząd zwrócił się
do chińskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego o pomoc w walce z
„terroryzmem” i cyberprzestępczością.

Z Chinami, wbrew Wietnamowi

W ciągu kilku lat Kambodża stała się najlepszym wsparciem dla Chin w łonie Stowarzyszenia
Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) – do tego stopnia, że w 2012, a następnie w
2016 r. zablokowała projekty deklaracji tego stowarzyszenia w sprawie chińskich ambicji na
Morzu Południowochińskim i militaryzacji atoli, o które Chiny spierają się z Wietnamem i
Filipinami.
Wpływy Chin wzrosły od połowy lat 90., w miarę jak narastały ze strony Zachodu
napomnienia spowodowane nieposzanowaniem praw człowieka. W marcu 2018 r. chiński
minister spraw zagranicznych Wang Yi potwierdził poparcie swojego państwa dla Kambodży
– „aby zachowała suwerenność narodową i broniła swoich interesów” [4], jak również „aby
przeprowadziła wybory” w lipcu br. Stany Zjednoczone zagroziły sankcjami handlowymi,
jeśli opozycja nie będzie mogła wziąć udziału w wyborach. Na początku maja Komisja
Europejska zapowiedziała możliwość przeprowadzenia audytu porozumienia „Wszystko tylko
nie broń”, które oferuje uprzywilejowany (wolny od opłat celnych) dostęp do pewnych
produktów – to duża stawka dla przemysłu włókienniczego. Na razie żadnych kroków nie
podjęto.
Premier Hun Sen wytyka oczywiście Zachodowi, że go poucza, choć sam ma nieczyste
sumienie, ponieważ w latach 80. obaleni już Czerwoni Khmerowie nadal zasiadali w ONZ z
zachodnim błogosławieństwem, i zaznacza, jak uczynił to w lutym br.: „Przedstawiciele
chińscy szanują mnie i traktują jak równego” [5].
Nic nie wytyka natomiast Chinom, choć to one przecież popierały reżim Czerwonych
Khmerów (1975-1979), napadły na Wietnam w odwecie za zmiecenie tego reżimu, a
następnie, razem z Zachodem, zapewniały obalonemu reżimowi reprezentację w ONZ. Dziś
dla Hun Sena są to jedynie szczegóły historyczne, do których nie chce wracać, choć on sam
doszedł wtedy właśnie do władzy – z wietnamskim poparciem i borykając się z chińską
wrogością.
Dziś obaj partnerzy cieszą się ze „stosunków win-win”, to znaczy takich, które faktycznie czy
rzekomo zapewniają, że każda strona wygrywa, a ponadto, jak zasugerował Sok Eysan,
rzecznik Kambodżańskiej Partii Ludowej, Chiny bardzo dobrze funkcjonują z jedną partią,
więc dlaczego nie miałoby być podobnie w Kambodży? [6]

C.C.
[1] „1.2 Mln Chinese Tourists Visit Cambodia Last Year, Up 45.9 Pct», 24 stycznia 2018 r., na
www.xinhuanet.com

[2] M. Dara, A. Marazzi Sassoon, „Preah Sihanouk Governor Bemoans Chinese Influx”, The
Phnom Penh Post, 29 stycznia 2018 r.

[3] „China, Cambodia Vow to Promote Comprehensive Strategic Cooperative Partnership in


New Era”, 11 stycznia 2018 r., na www.xinhuanet.com

[4] „Wang Yi Meets with Prime Minister Hun Sen of Cambodia”, na portalu chińskiego
Ministerstwa Spraw Zagranicznych, 31 marca 2018 r.

[5] H. Beech, „Embracing China, Facebook and Himself, Cambodia’s Ruler Digs In”, The
New York Times, 17 marca 2018 r.

[6] B. Sokhean, A. Baliga, „CPP Spokesman Touts One-Party Rule, Points to China’s
Example, The Phnom Penh Post, 27 lutego 2018 r.

You might also like