You are on page 1of 8

- Kim jesteś?- krzyknęłam.

Nieznajomy mi mężczyzna był równie zmieszany i wystraszony. Powoli wstał z sofy potęgując ym
mój obecny już strach. Zaczęłam się cofać do tyłu widząc przed oczami całe moje dwudziestoletnie
życie. Kiedy moje plecy dotknęły zimnej ściany zostałam pozbawiona drogi ucieczki. Przeklęłam
sama siebie za wybór tego mieszkania a nie innego gdy miałam szansę. W tym momencie był on o
wiele za mały. Zostałam odcięta od drzwi wejściowych stojąc w w o wiele za ciasnym przedpokoju
by wykonać gwałtowniejszy ruch.

- kim Pani jest? Skąd zna pani mój kod do drzwi?- Mężczyzna podszedł o wiele za blisko. Jego głos
miał charakterystyczny akcent.

- Co pan robi w moim mieszkaniu? Wezwę policję!- Wyminęłam go i wybiegłam z pomieszczenia.

- Proszę mnie posłuchać. Nazywam się Nakamoto Yuta. Zapomniałem zamknąć drzwi przed
wyjściem z domu, sam byłem zdziwiony. Wróciłem i… Pani weszła do mojego mieszkania.

Miałam chwilę by przyjrzeć się stojącej przede mną osobie. Miał prawdopodobnie 180 cm wzrostu,
nie wydawał się być silną osobą. Jego dłuższe włosy niż u przeciętnego mężczyzny sprawiały
pozory charyzmatycznej i miłej postaci. W tym momencie odrzuciłam jednak wszystkie pozory
wobec niego, był potencjalnym zagrożeniem dla mnie. Spięte delikatnie w kucyka odsłaniały
delikatnie zarysowaną twarz. Próbowałam zapamiętać każdy szczegół, na wypadek uprowadzenia
czy składania zeznań. Ubrany był w czarną koszulę w białe plamy. Byłam zbyt przytłoczona, by
dokładnie określić wzór na materiale. Nie okazuj strachu, wyczuje to. Nerwowo mierzwił rękaw
swojego ubrania. Stał nieco skulony, nie miał pewnej siebie postawy ciała. Nie pasowało mi to do
do obecnej sytuacji.

Jego wzrok błądził po mym mieszkaniu, lecz ostatecznie zaczął wpatrywać się we mnie. Jego
wzrok był intensywny, tak samo jak ja, próbował dostrzec każdy niewielki element w wyglądzie.
Razem szukaliśmy zagrożenia w sobie.

- To...To jest moje mieszkanie numer 245, co pan tu robi?- Mój drżący głos wskazywał jak
przerażona byłam.

-245? a nie 255? O mój boże, wszedłem do Pani mieszkania, nie do swojego. Wysiadłem piętro
niżej. To nie zmienia faktu, że miała pani uchylone drzwi, prosi się pani o kradzież.

- Proszę iść ze mną, w tej chwili.- Wypchnęłam go za drzwi idąc z nim do ochroniarza budynku.

Poszliśmy razem do niewielkiego pomieszczenia na parterze. Chciałam sprawdzić monitoring z


korytarza i tym samym porównać opowieść tajemniczego mieszkańca budynku, a faktyczną wersją
wydarzeń. Wszystko się zgadzało, istotnie zostawiłam lekko otwarte drzwi. 10 minut później
Nakamoto Yuta wkroczył do mojego mieszkania nieco zdziwiony. Najprawdopodobniej mówił
prawdę.

- To prawda. Tan pan mieszka tutaj od dwóch miesięcy w mieszkaniu 276. Dziwne, że go Pani nie
spotkała wcześniej. Krąży po budynku średnio sto razy dziennie, zabiegany człowiek.- Westchnął
ochroniarz potwierdzając tożsamość mężczyzny.

Opiekun budynku zdecydowanie od początku nie był chętny do rozmowy ze mną. Prawdopodobną
przyczyną tego były moje wieczne skargi na sąsiadów lub inne kwestie irytujące mnie w tym bloku
mieszkalnym. Zawsze mówił, że załatwi problem związany z zbyt głośnymi sąsiadami spod
numeru 242, lecz hałasy z tego lokum nigdy nie ustały. Średnio 10 razy w miesiącu przychodziłam
do niego z zażaleniem bądź zawiadomieniem o problemach z klimatyzacją i kanalizacją. Być może
byłam najgorszym mieszkańcem, ale przynajmniej dzięki mojej upartości wszystkie awarie
naprawiane były od razu.

- W porządku, proszę następnym razem sprawdzać numer mieszkania.- Prychnęłam wychodząc z


pomieszczenia.

W dalszym ciągu nieco zszokowana skierowałam się w stronę swoich drzwi wejściowych.
Zamknęłam je gwałtownie. Dzisiejszego dnia zbyt wiele się wydarzyło. Upewniłam się, że drzwi
są zamknięte i poszłam spać.

W raz z mijającymi dniami starałam się myśleć coraz mniej o Doyoungu. Dla poczucia wyższości i
siły postanowiłam po tygodniu od zerwania wysłać jednego sms-a dla chłopaka. „ Zabierz
wszystkie swoje śmieci z mojego mieszkania. „Nie musisz się kłopotać z wjeżdżaniem windą na
moje piętro, rzeczy będą w pudełku przed wejściem do budynku”. Przez chwilę poczułam się lepiej
śmiejąc się z wysłanej wiadomości.

Od ostatnich wydarzeniach nie wiele się działo w moim życiu. Czułam, jakby wszystko wracało do
normy. Miałam dosyć siedzenia w domu, musiałam wyjść do ludzi i spędzić trochę czasu z kimś mi
bliskim. Nie zastanawiając się dłużej chwyciłam moją kurtkę skórzaną poszłam do kawiarni
„Cynamonowa chmura” gdzie spodziewałam się ujrzeć Haechana.

Droga nie była długa i po 20 min spaceru w jesiennej pogodzie dotarłam do lokalu. Chwyciłam za
klamkę drzwi i już po chwili poczułam zapach świeżo palonej kawy i wypieków.

Hej, ciężki dziś dzień pracy? Za ile kończysz swoją zmianę?- Podeszłam do Haechana ostrożnie
klepiąc go w ramię.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Kończę za dwadzieścia minut. Stało się coś? Zaczekałabyś na
mnie?

Kiwnęłam twierdząco głową i zajęłam miejsce przy oknie uprzednio zamawiając coś do picia.
Bacznie obserwowałam ludzi za oknem kawiarni. Moją uwagę przykuła trwająca na zewnątrz sesja
zdjęciowa. Plan zdjęciowy na chodniku znacznie utrudniał ruch przechodniów klnących pod nosem
na ekipę zdjęciową i modela. Oni nie wzruszeni obelgami dalej próbowali uchwycić jak najlepszy
moment aparatem. Model miał na sobie strój high-fashion. Ilość frędzli i tiulu przytłaczała oko.
Krzykliwe kolory uzupełniały stylizacje o wywołanie dodatkowych zawrotów głowy. Odwróciłam
głowę i zauważyłam haechana spoglądającego w to samo miejsce co ja.

- Stoją tu już od dwóch godzin bez skutecznie. Miałem nadzieje, że skończą i wstąpią na kawę w
moich godzinach pracy. Wyglądają na takich co dają duże napiwki.- Oznajmił chłopak stawiając
kubek z kawą przede mną a następnie oddalił się.

Z haechanem znałam się około cztery lata. Pierwszy raz spotkaliśmy się na wycieczce nad jeziorem.
Pojechałam tam z moja mama i tatą w wieku szesnastu lat i szybko pożałowałam tego wyjazdu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce w hotelu nie było żadnego nastolatka, średnia wieku nieletnich nie
przekraczała bowiem siedmiu lat. Dwa dni po nas przyjechała rodzina Lee z zbyt wygadanym
synem imieniem Dong-Hyuck, później nazywany przeze mnie ksywką Haechan. W tamtym
momencie byłam na tyle zdesperowana by chłopak z wiecznie otwartą buzią stał się moim
kompanem wycieczki. Szczególnie pamiętam dzień w którym popłynęliśmy żaglówką sami w głąb
jeziora. Był to oczywiście pomysł Haechana, z biegiem czasu twierdzę, że ta „mała” kradzież była
niebezpieczna i bezmyślna. Zwłaszcza w momencie gdy chłopak oznajmił, że nie jest pewny jak
steruje się tego typu łodzią. Gdy tak dryfowaliśmy po tafli jeziora zdążyliśmy się lepiej zapoznać.
Ludzie najlepiej poznają się w sytuacjach kryzysowych, nieprawdaż? Od tamtej pory byliśmy
nierozłączni, choć chłopak często grał mi na nerwach.

Chwyciłam kubek do ręki i wzięłam łyk napoju. Nie smakował nadzwyczajnie, chodziłam tu dosyć
często zamawiając zawsze jeden rodzaj kawy. Mimo to smakowała mi. Drzwi do kawiarni
otworzyły się wpuszczając do środka chłód. Nie zwracając większej uwagi na nowego klienta znów
skupiłam się na obserwacji ekipy zdjęciowej, która zbierała swój sprzęt kończąc tym dzień pracy.

- Wiem, że przychodzę bez zapowiedzi, ale potrzebuję pomocy.- Usłyszałam głos, który już
wcześniej słyszałam.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam dobrze znaną mi osobę. To był on.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam dobrze znaną mi osobę. To był on.

- nic nie szkodzi. Tam siedzi Soojin, usiądź i powiesz mi co się stało.- Haechan wskazał palcem na
mnie, a ja miałam ochotę strzelić go w tył głowy za brak taktu i wyczucia.

Przybyły chłopak był nieco zmieszany. Popatrzył na mnie lecz za raz odwrócił wzrok. Niechętnie
powolnym krokiem zbliżył się do mojego stolika. Starałam się nie patrzeć prosto w oczy postaci
zmierzającej w moim kierunku. Wzrok wlepiłam w podłogę, która w tym momencie była o wiele
lepszym widokiem. Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła naprzeciwko mnie i ciche
westchnięcie. Błądziłam wzrokiem po lokalu modląc się by osobą przede mną nie rozpoczęła
rozmowy.
- Jestem. W czym problem?- Niezręczną ciszę przerwał Haechan, który usiadł po mojej lewej
stronie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł teraz o tym mówić. Przyjdę innym razem gdy będziemy na
osobiści.- Oznajmił głos wyraźnie stawiając akcent na ostatnie słowo.

- O jakiej sprawie może nie wiedzieć twoja dziewczyna? Nie rób sobie żartów tylko...- Jednak
zanim Haechan zdążył jeszcze coś powiedzieć Doyoung zniknął za drzwiami kawiarni.

Nie powiedział o naszym zerwaniu? Byłam pewna, że jeszcze tego samego dnia bądź następnego
poinformuje DongHyucka o zaistniałej sytuacji. Chłopak patrzył na mnie z pytającym wzrokiem.
Żądał wyjaśnień, a ja musiałam wszystko wyjaśnić. Nawet jeśli powrót do felernego dnia będzie dla
mnie wyjątkowo trudny. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Próbowałam liczyć do
dziesięciu, jednak uczucie nie mijało. Czułam w dalszym ciągu wzrok na sobie. Nie mogłam dłużej
przeciągać chwili.

- Zarwaliśmy. Tydzień temu, w tym miejscu. Przepraszam, że cię wtedy okłamałam mówiąc że
Doyoung wyszedł po telefon.- Powiedziałam na jednym wdechu czując jak kamień spada mi z
serca. Może właśnie tego potrzebowałam, powiedzieć głośno, że to koniec. Przestać się łudzić, że to
tylko chwilowa sprzeczka.

Nie usłyszałam odpowiedzi. Spuściłam głowę wpatrując się w stolik. Zamiast pokrzepiających słów
poczułam rękę otaczającą moje ramię. Haechan przytulił mnie mocno do siebie, a ja czułam jak
wszystkie emocje wróciły z większą siłą. Nie chciałam płakać za jakimś chłopakiem, mój honor mi
na to nie pozwalał. Zacisnęłam mocno zęby. Odsunęłam się od chłopaka i przeczesałam ręką włosy.
Choć w ciągu naszej przyjaźni widział mnie wiele razy na skraju załamania, nie chciałam by teraz
też tak było. Zarwanie to przecież nie koniec świata.

- Wiedziałem, że związek Lwa i Wodnika to najgorszy pomysł na świecie.- Szepnął, a ja zdziwiona


popatrzyłam na niego.

Delikatnie odpchnełam chłopaka od siebie. Nie pytał o więcej odnośnie omawianej sytuacji.
Może nie chciał sprawiać mi bólu lub zwyczajnie nie odczuł potrzeby poznania szczegółów.
Tyle mi wystarczyło. Haechan równie dobrze mógł analizować całą sytuację na co
wskazywało wyraźnie zamyślenie siedzącego obok mnie przyjaciela. Haechan z
Doyoungiem znali się od najmłodszych lat. Ich rodzice wspólnie prowadzili biznes przez co
ta dwójka często się widywała. Podczas gdy ich zabiegani rodzice nie poświęcali
szczególnej uwagi swoim dzieciom, chłopcy byli dla siebie możliwie jedynym wsparciem.
Głównie to dzięki Haechanowi miałam okazję poznać moją pierwszą miłość jaką był
Doyoung. Pamiętam jak mój przyjaciel nie pochwalał pomysłu tego związku, był pewnien,
że nie przetrwa on długo, a on zostanie postawiony w niekonfortowej sytuacji. Być może to
własnie teraz zastanawia się co począć, czyją stronę poprzeć. Haechan nie wiedział o
sprzeczkach moich i byłego chłopaka, które zdarzały się coraz częściej. Z zgodnej i
wyłożonej pary nasze relacje zmieniły się na niezwykle burzliwe. Myślałam, że to
chwilowe, Doyoungowi ostatnimi czasy dokuczał stres w pracy. Nie wiedziałam jednak, że
te kłótnie przerodzą się w niespodziewane zerwanie.

Resztę dnia spędziłam z Haechanem krążąc po mieście robiąc pełno zdjęć. Ostatnim
przystankiem był park w którym nieco nieelegancko zajadaliśmy się pizzą zamówioną na
wynos. Wieczór był chłodny, zdecydowanie nie była to pogoda na dłuższy pobyt na
zewnątrz. Moje nieadekwatne do temperatury ubrania dawało mi nie wystarczająco ciepła.
W podobnej sytuacji był też siedzący obok mnie chłopak, miał na sobie tylko sweter. -

Atmosfera jest naprawdę świetna, ale wypadałoby już wracać. Jest nieco za zimno.-
powiedziałam na co Haechan momentalnie wstanął z ławki i poszedł w kierunku wyjścia z
parku.

Usiadłam na wolnym miejscu w autobusie. Założyłam słuchawki oddając się całkowicie


muzyce uprzednio kilkanaście razy sprawdzając czy przypadkiem nie słychać dźwięków na
cały pojazd. Za oknem była niesamowita ulewa, a ja sama zaczęłam karcić siebie za moje
niedopatrzenie, by wziąć parasol. Zatrzymujemy się na przystanku, wsiada kilka osób, nic
nadzwyczajnego. Do celu zostało około 10 minut drogi. Usłyszałam ciche pytanie odnośnie
wolnego siedzenia obok mnie. Nie zastanawiając się kiwnęłam głową, by osoba usiadła. Nie
patrzyłam kim jest, wdziałam jedynie jej pełne torby plastikowe wypełnione produktami
spożywczymi. Na dłuższą metę taka ilość toreb zaczęła mi przeszkadzać, jednak
wiedziałam, że za chwilę wysiadam. Wsłuchiwałam się w melodię piosenki. Najnowszy
album tego artysty był moim zdaniem najlepszych z dotychczasowych. Delikatny głos
wokalisty idealnie komponował się z gitarą w tle.

- Jeszcze raz przepraszam za tamto zajście w mieszkaniu.- Poczułam lekkie szarpnięcie za


mój rękaw.
Odwróciłam głowę. Nakamoto Yuta we własnej osobie. Dziś jego włosy były rozpuszczone,
a z końcówek spadały powoli kropelki wody. Dopiero dziś zauważyłam, że nie ma
naturalnego koloru włosów, a jasny brąz. Jego włosy delikatnie założone za ucho
pokazywały jeden dłuższy kolczyk w lewym uchu. Ubrany w czarną kurtkę sztruksową
wyglądał jak student, pewnie był starszy ode mnie o około trzy lata. Zaczęłam
nieświadomie się mu przyglądać jak wystawie sklepowej. Uśmiechnął się i widocznie
czekał na jakąkolwiek reakcje z mojej strony. Odchrząknął sprowadzając mnie na ziemię z
zamyślenia.

- Nie ma sprawy. Już wszystko sobie wyjaśniliśmy.- Odpowiedziałam szybko.

Wstając dałam mu znak, że wysiadam na następnym przystanku jednak ten nie wykonał
żadnego ruchu by mnie przepuścić. Popatrzyłam na niego wymownie, a ten tylko odwrócił
wzrok. Autobus zatrzymał się na przystanku, a Yuta wyszedł jakby nigdy nic z pojazdu.
Poczułam jak ciężkie krople deszczu spadają na moje ciało. Stanęłam chwilę pod
zadaszeniem sklepu. Obok mnie stanął sąsiad posyłając mi uśmiech na co prychnęłam.
Staliśmy tak chwilę bez słowa czekając aż ulewa ustąpi. Jednakże po 10 minutach deszcz
zdążył stać się intensywniejszy. Westchnięcie chłopaka było wyraźnie naznaczone irytacją.
Położył foliowe torby na ziemię i zaczął szukać czegoś w plecaku. Wyciągnął… parasol.

- Nie będziemy tak stać. Chodź, bo zastanie nas wieczór.- Odparł otwierając parasol.

- Żartujesz? Przez ten cały czas miałeś go przy sobie...po co więc tu stałeś?- Uniosłam ręce
w górze z niedowierzania.

- Liczyłem na jakąś konwersację z tobą, ale chyba nic z tego. Czy zabrałabyś tą jedną torbę,
a ja będę trzymać parasol?- Odpowiedział nieco stawiając stwierdzenie niż pytanie po czym
od razu zaczął iść w kierunku naszego budynku.

Chwyciłam za przedmiot i podbiegłam do chłopaka. Już lepiej było iść w ulewie niż z nim.
Ten moment był niezwykle niezręczny, żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa.
Próbowałam skupić się na przechodniach, których w takim deszczu nie było wiele. Jedna
kobieta pośpiesznie próbowała znaleźć schronienie przed kroplami deszczu na przystanku
autobusowym. W jej ślady poszły jeszcze dwie kolejne osoby. Uśmiechnęłam się widząc
całą sytuację. Zauważył ta osoba obok mnie posyłając mi pytające spojrzenie. Musiałam
wyglądać idiotycznie uśmiechając się do niczego.

- Więc… Ile masz lat?- Wypowiedziałam szybko by rozpocząć jakąś rozmowę.

- dwadzieścia cztery. Widzę, że postanowiłaś pogadać ze mną, niezmiernie mnie to cieszy.-


Posłał mi uśmiech.

Zaczęliśmy rozmawiać na podstawowe tematy. Dowiedziałam się, że ma młodszego brata,


który mieszka z jego rodziną w Japonii. Od zawsze marzył o psie, ale właściciel budynku
nie zezwolił na trzymanie zwierząt w mieszkaniu. Przyjechał tutaj za marzeniami, ale przez
barierę językową musiał zmienić plan na życie. Okazało się, że istotnie jest pogodną i miłą
osobą. Nim spostrzegłam doszliśmy już do właściwego budynku. Dozorca popatrzył na nas
podejrzliwym wzrokiem a następnie wymownie uniósł kąciki ust. Dopytałam go czy
Doyoung ostatecznie zabrał swoje rzeczy, które od tygodnia stały przed drzwiami.
Potwierdził, że dziś zjawił się zdenerwowany i odebrał pudło. Zaśmiałam się zwycięsko po
usłyszeniu tej informacji. Razem z Yutą poszliśmy do windy i chwilę potem weszliśmy do
jego mieszkania. Faktem jest, że wszystkie mieszkania są tutaj podobne, ale lokum Yuty do
złudzenia przypominało moje. Widać było, że obydwoje gustujemy w tanich przedmiotach
z Ikei, zaczynając na stoliku kawowym kończąc po ozdoby ścienne.

Po odstawieniu toreb na blat kuchenny poczułam się niezręcznie. Nie byłam w swoim
mieszkaniu, a kogoś kogo ledwo znam . Yuta uśmiechnął się serdecznie. Następnie pewny
siebie zaczął iść w moim kierunku. Po chwili niebezpiecznie pochylił się. Zadrżałam.

_____________________________________________________________________

Następnie pewny siebie zaczął iść w moim kierunku. Po chwili niebezpiecznie pochylił
się. Zadrżałam.

Poczułam rękę na swoim ramieniu. Poklepał mnie o nim i podziękował za pomoc. Chłopak
zaczął się zaczął się śmiać widząc moja reakcję. Zażartował mówiąc, że za dużo sobie
wyobrażam. Nerwowo poprawiłam włosy i wyszłam z jego domu uprzednio żegnając się.
Potrzebowałam ochłonąć. Uspokój się, co ty wyrabiasz? To tylko jakiś sąsiad, nikt
znaczący. Zamknęłam drzwi swojego mieszkania i zaczęłam użalać się nad sobą i własną
głupotą. Bycie singielką źle na mnie działa, zaczynam odbierać fałszywe sygnały.

Usiadłam na balkonie z kawą w ręku. Była godzina osiemnasta. Wiedziałam, że po tak


dużej ilości napoju będę mieć problem z zaśnięciem. Stwierdziłam jednak, że tym będę
martwic się później. Włączyłam stare radio kupione na pchlim targu miesiąc temu. Od
zawsze lubiłam antyki i rzeczy typu vintage, to radio idealnie wpasowywało się w mój gust.
Po kilku balladach usłyszałam znajomą melodię. Twoja piosenka. Ten dzień gdy zacząłeś
śpiewać ją pełna piersią nad morzem patrząc na mnie. Wtedy był tak piękny wieczór, nie
liczyło się nic tylko ta chwila. Czy byliśmy w utopii? Niczym nietknięty czasem scenariusz
filmowy. Wyglądałeś na takiego szczęśliwego i beztroskiego. Wszystkie czułe słowa
piosenki brzmiały z twych ust tak niesamowicie. Adresowane do mnie były tak cudowne.
Więc kiedy przestałeś mnie kochać? Kiedy nagle czar prysł? Też nie byłam święta. W
głowie utkwił mi jeden dzień. Nasze spotkanie pewnego styczniowego dnia. Bawiliśmy się
świetnie spacerując po mieście choć chłód dawał się we znaki. Wstąpiliśmy do kawiarni w
starej części miasta. Zamówiłam wtedy białą gorącą czekoladę a Ty zwykłe latte. Wtedy
właśnie coś we mnie pękło. Słuchając twojego głosu, twoich historii... poczułam irytację.
Zaczęłam zauważać wady, których wcześniej nigdy nie widziałam. Twój brak dojrzałości i
odmienne poczucie humoru. Z ideału stałeś się denerwującym intruzem. Nie mogąc dłużej
znieść tego spotkanie wymyśliłam wymówkę i skończyliśmy spotkanie. Pierwszy raz
tamtego dnia chciałam pożegnać się wcześniej niż zwykle. Może obydwoje pchaliśmy ten
związek na siłę?

Piosenka dobiegła końca, lecz moje przemyślenia dalej tkwiły w mojej głowie. Może wcale nie
byliśmy szczęśliwi. Z zamyślenia wyrwał mnie szept po mojej lewej na który lekko podskoczyłam
na krześle. Yuta stał na swoim balkonie opierając się o barierkę. Nasze balustrady były na tyle
blisko, że bez większych problemów byłabym w stanie dotknąć chłopaka stając na najdalej
wysuniętej części mojego tarasu. Przeprosił za wystraszenie mnie i poprosił bym podgłośniła radio
na co się zaśmiałam. Grzecznie jednak wykonałam prośbę. Było na tyle zimno, że nawet koc,
którym się okryłam nie był wystarczający. Wróciłam do wnętrza mieszkania by zabrać ciepłą bluzę.
Gdy wróciłam chłopaka już nie było na zewnątrz. Usiadłam na krześle lecz od razu dostrzegłam
kartkę przywieszoną do barierki. Wstałam zrywając ją ze sznurka.

„ Gdybyś potrzebowała towarzystwa na wieczorną nostalgię oto mój numer” oraz pogrubione cyfry
numeru telefonu. W głębi ducha ucieszyłam się z serdeczności jaką Yuta okazał i po chwili
wpisałam go na listę kontaktów.

Od Haechan: „Przepraszam, ale Yeji nie jest zadowolona z naszej relacji. Nie mogę już mieć z tobą
takiego kontaktu jak wcześniej. Jest bardzo zazdrosna. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz”

Nie, nie rozumiem. Nigdy tego nie pojmę, ale nie mogę ci tego powiedzieć. Nie mogę być
samolubna i czerpać szczęście kosztem ciebie i jej. Yeji pojawiła się tak nagle obok ciebie… Nie
zdążyłeś jej nawet dobrze poznać przez te dwa miesiące związku. Czy do tego są zdolni zakochani,
zniszczyć coś cennego dla tej drugiej osoby? Haechan opamiętaj się. Chociaż czuję jak bardzo
niesprawiedliwa jest ta sytuacja… nie mogę nic zrobić. Weszła między naszą przyjaźń i od razu
rujnuję to co tak długo budowaliśmy. Czy jest warta tych ruin?

Usiadłam na krześle na balkonie. Starałam się odwrócić myśli od tej wiadomości. Zaczynało być
coraz zimniej, lada moment spadnie śnieg i oficjalnie zacznie się sezon kolęd i kiczowatych
akcesoriów świątecznych. Zdecydowanie zima nie była moją porą roku. Najbardziej lubiłam
wiosnę, gdy wciąż lekki chłód okala ciało, a świat powoli nabiera dawnych kolorów. Nie umiem.
Nie umiem myśleć o pogodzie i durnych porach roku gdy tracę przyjaciela. Dzisiejszy dzień z
każdą chwilą wbijał mi nóż w plecy coraz bardziej i bardziej. Najgorsze jest uczucie gdy wiesz, że
kogoś tracisz, ale nie możesz nic zrobić. Jakby ktoś odtwarzał całą waszą relację w kinie, a ty nie
możesz się ruszyć, wyjść z tego ciemnego pomieszczenia. Po prostu oglądasz jak twoje miejsce
zajmuje inna postać. Z każdą kolejną sceną czujesz ścisk w gardle, powstrzymujesz łzy na
daremnie. Widzisz jak inni ludzie spoglądają na ciebie pełni niewiedzy, nie mają pojęcia ile znaczy
ta osoba dla kogoś takiego jak ty. Przyszli obejrzeć film, widzą aktorów, nie doszukują głębszego
sensu. Patrzą, może nawet zmienią z tobą słowo… a potem wychodzą z sali, tak samo jak do niej
weszli, tak samo jak na chwilę zatrzymali się w twoim życiu. Czujesz ból i łzy na policzkach… aż
do napisów końcowych. Do momentu, gdy z ekranu znikają twarze, wiadomości i pojawia się
pustka. Niewidzialna siła pozwala ci wstać z krzesła wraz z zaświeceniem się lamp. Jakby nigdy nic
wychodzisz z sali kinowej. To był tylko film, nieprawdaż?

Zaczęłam klnąć. Mój odruch, zamiast łez wolałam działać złością. Ale wybuchłam, łzy leciały
strumieniami po moich policzkach. Przetarłam twarz rękawem w efekcie płacząc jeszcze bardziej z
powodu ubrudzonej tuszem bluzki.

- Potrzebujesz wsparcia?- Usłyszałam z sąsiedniego balkonu. Yuta.

- Nie, jest w porządku... W sumie to tak, potrzebuje.- Popatrzyłam mu prosto w oczy, choć nie
widziałam go dokładnie przez zamazany łzami obraz.

Wyszedł z balkonu i momentalnie usłyszałam dzwonek. Otworzyłam drzwi i poczułam mocny


uścisk. Nie chciałam się rozklejać, ale może w tamtym momencie miało to zadziałać kojąco.
Obudziłam się na sofie z okropnym bólem głowy. Odkryłam z siebie koc i stanęłam stopami na
zimnych panelach salonu. Na podłodze leżało kilka puszek z piwa i… Yuta. Chłopak leżał skulony
obok stolika kawowego śpiąc. Przez chwile zastanawiałam się jak do tego doszło, nie pamiętam
wiele z tamtego wieczoru poza małymi przebłyskami pamięci. Krocząc na palcach poszłam do
kuchni by wziąć szklankę wody i maksymalnie skupić myśli na odtworzeniu wczorajszego
wieczoru.

You might also like