You are on page 1of 464

Zm iERZCH

RZVmSKIEGO
EDWARD GIBBON
ZmiERZCH
CESHRSIUin
RiymSKIEGO
EDWARD GIBBON
tom 2
Przełożyła
Zofia Kierszys
SPIS RZECZY

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Pochód religii chrześcijańskiej oraz poglądy, obyczaje, stan liczebny i warunki życia
pierwszych chrześcijan . . ..........................................................................................................

ROZDZIAŁ SZESNASTY
Postępowanie rządu rzymskiego wobec chrześcijan od czasów panowania Nerona do
czasów panowania Konstantyna . . . . . . .....................................................
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Założenie Konstantynopola — System polityczny Konstantyna i jego następców —
Dyscyplina wojskowa — Pałac — F i n a n s e ...........................................................................

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Charakter Konstantyna — Wojna z Gotami — Śmierć Konstantyna — Podział Ce­
sarstwa między jego trzech synów — Wojna z Persją — Tragiczna śmierć Konstan­
tyna M łodszego i K onstansa — U zurpacja M agnencjusza — W ojna dom ow a —
Zwycięstwo K onstancjusza.................................................................................................................

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Konstancjusz jedynym cesarzem — Wywyższenie i śmierć Gallusa — Niebezpieczna
sytuacja i wywyższenie Juliana — Wojna z Sarmatami i wojna z Persami — Zwycię­
stwa Juliana w Galii .........................................................................................................................

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Pobudki, postępy i skutki nawrócenia się Konstantyna — Instytucjonalizacja i ustrój
chrześcijaństwa, czyli Kościoła katolickiego ....................................................................

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY


Prześladowanie herezji — Schizma donatystów — Spór ariański — Atanazy — Za­
męt w Kościele i w Cesarstwie pod panowaniem Konstantyna i jego synów — Tole­
rancja p o g a ń s t w a .................................................................................................................................

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI


Julian przez legiony galijskie ogłoszony cesarzem — Jego marsz i zw ycięstwa —
Śmierć Konstancjusza — Administracja cywilna J u l i a n a .....................................................
6 Spis rzeczy

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

Religia Juliana — Powszechna tolerancja — Julian usiłuje przywrócić i zreformować


kult pogański oraz odbudować świątynię w Jerozolimie — Jego przebiegłość w prze­
śladowaniu chrześcijan — Obopólna gorliwość i n ie s p r a w ie d liw o ś ć .............................. 282

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

Pobyt Juliana w Antiochii — Jego pomyślna wyprawa na Persów — Przejście Ty­


grysu — Odwrót i śmierć Juliana — Wybór Jowiana — Jowian ratuje wojska rzym­
skie zawarciem haniebnego u k ł a d u .................................................................... ....... 311

P r z y p i s y ............................................................ ....... . . . . . . . . . . 347


Indeks . . . .................................................................................................................................447
SPIS ILUSTRACJI

ILUSTRACJE JEDNOBARWNE

1. Katakumby Kom el-Szukafa w Aleksandrii. Główny grobowiec i nisza. I w. n.e.


2. Ewangelista. Płaskorzeźba starobizantyjska. Stambuł, Muzeum Starożytne.
3. Chrystus i rybacy. Mozaika z Rawenny, IV w. n.e.
4. Poddanie się wodza barbarzyńców. Relief z pomnika ku czci Marka Aureliusza wbudowany
w łuk Konstantyna w Rzymie. Fragment. 180— 190 r.
5. Legionista dmący w róg. Marmurowy relief nagrobny, ok. 45 r. p.n.e. Madryt, Museo
Arquelôgico Nacionâl.
6. Widok perspektywiczny miasta rzymskiego. Relief marmurowy, II w. n.e. Avezzano, Palazzo
Torlonia.
7. Konstancjusz Cłilorus (293— 306 r.), ojciec Konstantyna Wielkiego. Berlin, Staatliche Museen.
Antikensammlung.
8. Urzędnik rzymski dający sygnał rozpoczęcia wyścigów cyrkowych. Posąg marmurowy, koniec
IV w. n.e. Rzym, Palazzo dei Conservatori.
9. Tzw. sarkofag św. Heleny, matki Konstantyna Wielkiego, z przedstawieniem jego zwycięstwa
nad barbarzyńcami. Czerwony porfir. Rzym, Muzeum Watykańskie.
10. Konstantyn Wielki. Posąg marmurowy. Rzym, Museo Laterano.
11. Konstantyn Wielki i jego rodzina. Portrety na monetach. Berlin, Gabinet Monet.
a. zawarcie zgody między cesarzami.
b. Konstantyn jako senator.
c. Konstantyn Wielki.
d. Helena, matka Konstantyna Wielkiego.
e. Konstancjusz Chlorus, ojciec Konstantyna Wielkiego.
f. Fausta, żona Konstantyna Wielkiego.
g. Konstans, syn Konstantyna Wielkiego.
h. Konstancjusz, syn Konstantyna Wielkiego, ze swoimi synami.
i. Konstancjusz z labarum.
12. Personifikacja miast: Rzymu i Konstantynopola. Dyptych z kości słoniowej z ok. 469 r. n.e.
Wiedeń, Kunsthistorisches Muséum.
13. Bazylika Maksencjusza na Forum Romanum w Rzymie, 307— 313 r.
14. Cesarz Justynian na koniu. Złoty medalion. Muzeum w Konstantynopolu.
15. Wczesnochrześcijański sarkofag kamienny z przedstawieniem apostołów. Szkoła raweńska (?),
IV w. n.e. Marmur. Muzeum Narodowe w Warszawie.
16. Król perski Szapur biorący w niewolę cesarza Waleriana podczas bitwy. 260 r. n.e. Kamea.
Paryż, Bibliothèque Nationale, Cabinet des Médailles.
P Rzymska stela nagrobna centuriona pretorianów, pocz. III w. n.e. Rzym, Watykan, Galleria
Lapidaria.
8 Spis ilustracji

18. Makieta pałacu Dioklecjana w Splicie, pocz. IV w. n.e.


19. Wnętrze kościoła Mądrości Bożej (Agia Sophia) w Stambule, ufundowanego przez Konstantyna
Wielkiego. Później meczet, obecnie Muzeum Agia Sophia.
20. Fragment ruin pałacu cesarskiego w Stambule, XII w. n.e.
2L Rzymianie uwalniają miasto oblężone przez libijskich nomadów. Drewno cyprysowe,
ok. 400 r. n.e. Berlin, Kaiser Friedrich Museum.
22. Sarkofag urzędnika administracyjnego, ok. 275 r. n.e. Rzym, Museo Nazionale Romano.
23. Głowa umierającego z tzw. sarkofagu Ludovisi. Rzym, Museo Nazionale delle Terme.
24. Bachus na panterze. Rzeźba z II w. n.e. Muzeum Narodowe w Warszawie.
25. Portret grobowy oficera palmyrskiego — Zabda (syn Ogga). Biały wapień, 100— 150 r.
Rzeźba znaleziona w grobowcu Zabdy (syna Mekimo) podczas polskich wykopalisk archeo­
logicznych w Palmyrze w 1959 roku. Muzeum w Palmyrze.
26. Mieszkaniec Palmyry przy uczcie żałobnej — Zabda (syn Mekimo). Biały wapień, 100— 150 r.
Portret fundatora z napisem fundacyjnym w języku palmyrskim.
27. Portret kobiecy z okresu panowania Trajana. Rzym, Museo Capitolino.
28. Bogini Fortuna jako opiekunka miasta Tomi. Koniec II, pocz. III w. n.e. Konstanca, Muzeum
Archeologiczne.
29. Maska przedstawiająca głowę w hełmie. Brąz. British Museum.
30. Pancerz rzymski.

ILUSTRACJE WIELOBARWNE

1. Willa rzymska. Mozaika w Tunisie. IV w. n.e. Tunis, Bardo-Museum.


2. Portret trumienny kobiety z Fajum. Malowidło na drewnie, II— III w. Paryż, Luwr.
3. Portret trumienny mężczyzny z Fajum. Malowidło na drewnie, III w. n.e. Paryż, Luwr.
4. Personifikacja Nilu. Tkanina koptyjska, IV w. n.e. Moskwa, Muzeum Sztuk Plastycznych
im. A. S. Puszkina.
5. Powrót z łowów. Mozaika rzymska z willi w Piazza Armerina, III— IV w.
6. Septymiusz Sewer, Julia Domna i Karakalla. Malowidło na drewnie, ok. 199 r. n.e. Berlin,
Staatliche Museen.
7. Cesarz Maksymian (?). Fragment mozaiki z willi w Piazza Armerina, IV w. n.e.
8. Marek Aureliusz (167— 168 r.). Portret na złotej monecie (aureus). Gabinet Monet i Medali
Muzeum Narodowego w Warszawie.
9. Faustyna Młodsza II (160— 165 r.). Portret na złotej monecie (aureus). Gabinet Monet i Medali
Muzeum Narodowego w Warszawie.
10. Wiktorynus (265— 268 r.). Portret na złotej monecie (aureus). Gabinet Monet i Medali Muzeum
Narodowego w Warszawie.
11. Jowian (363— 364 r.). Portret na złotej monecie (aureus). Gabinet Monet i Medali Muzeum
Narodowego w Warszawie.

N a okładce:
Domniemany wizerunek cesarza Maksymiana. Fragment mozaiki z Piazza Armerina (IV w. n.e.).
Złota moneta z wizerunkiem Faustyny Młodszej II (por. il. 9 w spisie ilustracji wielobarw­
nych).
Rozdział piętnasty

POCHÓD RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ


ORAZ POGLĄDY, OBYCZAJE, STAN LICZEBNY I WARUNKI ŻYCIA
PIERWSZYCH CHRZEŚCIJAN

Bezstronne, a przy tym racjonalne zbadanie^ okoliczności, w jakich po­


stępowało i utrwalało się chrześcijaństwo, można uważać za bardzo istot­
ną część historii Cesarstwa Rzymskiego. Podczas gdy ten wielki organizm
państwowy atakowała otwarcie przemoc z zewnątrz, podczas gdy podkopywał
go powolny rozkład wewnętrzny, czysta, pokorna religia łagodnie wkradała się
w umysły ludzkie i czerpiąc wciąż nowe siły z tego, że ją zwalczano, wzrastała
w ciszy i w cieniu, aby ostatecznie wznieść na ruinach Kapitolu tryumfalny
proporzec krzyża.
Wpływ chrześcijaństwa nie zamknął się zresztą ani w okresie trwania
Cesarstwa Rzymskiego, ani w jego granicach. Po przetoczeniu się trzynastu czy
czternastu stuleci religia ta jest nadal powszechnym wyznaniem narodów euro­
pejskich, czyli części ludzkości przodującej w sztukach pięknych, w nauce i w rze­
miośle wojskowym. Dzięki pracowitości i gorliwości Europejczyków szerzy się
po najdalsze wybrzeża Azji i Afryki i przy pomocy europejskich kolonii utrwala
się mocno od Kanady po Chile, w świecie nie znanym ludziom starożytnym.
Jednakże temu badaniu, jakkolwiek jest ono użyteczne bądź interesujące,
towarzyszą dwie szczególne trudności. Po pierwsze: skąpe i nie budzące zaufania
materiały historii kościelnej rzadko kiedy pozwalają nam rozproszyć ciemności
zakrywające pierwsze stulecie Kościoła. Po drugie: aż nazbyt często bezstron­
ność zmusza nas do odsłaniania wad małodusznych nauczycieli i wyznawców
Ewangelii, a wtedy obserwatorowi nieuważnemu może się wydawać, że błędy ich
rzucają cień na wyznawaną przez nich wiarę. Jednakże zgorszenie pobożnego
chrześcijanina i fałszywy tryumf niewiernego powinny rozwiać się natychmiast,
gdy przypomną oni sobie nie tylko p r z e z k o g o , ale również i k o m u dane
było Objawienie Boże. Teolog może się poświęcić przyjemnemu zadaniu
opisywania, jak religia zstępuje z niebios przyobleczona w niebiańską czystość.
Bardziej żałosny obowiązek spada na historyka. Musi on bowiem wykrywać
nieuniknioną przymieszkę błędu i zepsucia— owe objawy schorzenia, którego
religia nabawiła się podczas długiego pobytu na tym padole wśród plemienia
istot słabych i zwyrodniałych.
10 Rozdział piętnasty

Ciekawość każe nam naturalnie zapytać, jakimi środkami wiara chrześci­


jańska odniosła tak widoczne zwycięstwo nad już ustanowionymi religiami
świata. Możemy na to od razu uzyskać oczywistą, a przy tym i zadowalającą
odpowiedź: że stało się to dzięki przekonywającemu świadectwu samej nauki
i dzięki rządzącej nią Opatrzności jej wielkiego Twórcy. Ale zważywszy, że
prawda i rozum rzadko spotykają się z tak przychylnym przyjęciem na świecie,
a mądrość Opatrzności często jako narzędziem raczy się posługiwać namiętnoś­
ciami serca ludzkiego i ogólnymi warunkami życia ludzkości, przecież wolno
nam chyba, aczkolwiek z przystojną pokorą, zapytać w istocie nie o te pierwsze,
ale o wtórne przyczyny błyskawicznego rozrostu Kościoła chrześcijańskiego.
Być może, okaże się wtedy, że najskuteczniej sprzyjało mu i pomagało pięć
następujących przyczyn:
1. Nieugięta i, jeśli możemy użyć tego wyrażenia, pozbawiona wyrozumia­
łości gorliwość chrześcijan, wprawdzie zaczerpnięta z religii żydowskiej, ale
oczyszczona z jej ciasnego, niespołecznego ducha, który, zamiast zachęcać pogan
do przyjmowania prawa Mojżeszowego, tylko ich od niego odstraszał.
2. Teoria życia przyszłego, poparta wszelkimi okolicznościami dodatkowymi,
mogącymi nadać wagę i skuteczność tej doniosłej prawdzie.
3. Moc czynienia cudów, przypisywana pierwotnemu Kościołowi.
4. Czysta i surowa moralność chrześcijan.
5. Jedność i karność chrześcijańskiej rzeczypospolitej, z której stopniowo
powstawało w samym sercu Cesarstwa Rzymskiego niezależne, coraz większe
państwo.
I. Opisaliśmy już harmonię religijną świata starożytnego i łatwość, z jaką
najbardziej różniące się, nawet wrogie sobie narody przyjmowały bądź przynaj­
mniej szanowały wzajemnie swoje zabobony. Tylko jeden jedyny lud nie chciał
się przyłączyć do tego wspólnego obcowania ludzkości. Byli to Żydzi, którzy pod
panowaniem asyryjskim i perskim przez wiele wieków prowadzili nędzny żywot
jako najbardziej pogardzani niewolnicy tych monarchii,1 aż wreszcie wynurzyli
się z cienia za panowania następców Aleksandra i rozmnażając się w zdumiewa­
jącym stopniu najpierw na Wschodzie, a potem na Zachodzie, wzbudzili wkrótce
ciekawość i zdziwienie innych narodów.2 Zdawało się, że posępny upór, z jakim
obstawali przy swoich szczególnych obrzędach i niespołecznych obyczajach,
naznacza ich piętnem, czyniąc z nich jakiś odrębny gatunek ludzi zuchwale
wyznających albo słabo ukrywających swoją nieubłaganą nienawiść do reszty
ludzkości.3 Ani przemoc Antiocha, ani fortele Heroda, ani przykład sąsiednich
narodów nie zdołały nigdy nakłonić Żydów do pogodzenia ustanowień Mojżesza
z pełną wdzięku mitologią Greków.4 W myśl zasad tolerancji powszechnej
Rzymianie chronili zabobon, którym pogardzali.5 Kulturalny August raczył
wydać rozkaz, aby w Świątyni Jerozolimskiej składano ofiary za jego pomyśl­
ność,6 chociaż nawet najbardziej lichy z potomków Abrahama, oddając taki sam
hołd Jowiszowi Kapitolińskiemu, stałby się dla siebie samego i swoich braci
Pięć przyczyn rozwoju chrześcijaństwa 11

przedmiotem zgrozy. Ale umiar zdobywców nie był dostateczny na to, by uciszyć
przesądną zazdrość ich poddanych, zatrwożonych i zgorszonych znamionami
pogaństwa z natury rzeczy zaczynającymi pojawiać się w rzymskiej prowincji.7
Szaleńcza próba Kaliguli, gdy chciał w Świątyni Jerozolimskiej ustawić swój
posąg, rozbiła się o jednogłośny sprzeciw ludu, który odczuwał mniejszy strach
przed śmiercią niż przed takim bałwochwalczym zbezczeszczeniem.8 Przywiąza­
nie Żydów do Zakonu Mojżeszowego było równe ich wstrętowi do religii cudzo­
ziemskich. Prąd gorliwej pobożności wskutek wtłoczenia w wąski kanał płynął
z siłą, a czasem i z furią górskiego potoku.
Owa nieugięta wytrwałość, tak wstrętna czy też tak śmieszna dla świata
starożytnego, przyjmuje charakter straszliwszy od chwili, gdy Opatrzność
raczyła nam odsłonić tajemnicze dzieje tego narodu wybranego. Ale pełne
oddania, a nawet skrupulatności przywiązanie Żydów do religii Mojżeszowej,
tak rzucające się w oczy w okresie Drugiej Świątyni, będzie zdumiewać jeszcze
bardziej, jeśli się je porówna z upartym niedowiarstwem ich przodków. Gdy
w huku piorunów zostało na Synaju zesłane prawo, gdy przypływy oceanu
i obroty planet zatrzymały się dla wygody Izraelitów, gdy natychmiastowym
następstwem ich pobożności bądź nieposłuszeństwa były nagrody lub kary
doczesne, buntowali się oni stale przeciw widzialnemu majestatowi swego
boskiego Króla, umieszczali w przybytku Jehowy bożków innych narodów
i brali za wzór wszelkie fantastyczne obrzędy, jakie tylko praktykowano
w namiotach Arabów czy w miastach Fenicji.9 Wiara ich dopiero w miarę
zasłużonego słabnięcia opieki Niebios nad tym niewdzięcznym plemieniem
stawała się proporcjonalnie mocniejsza i czystsza. Współcześni Mojżesza
i Jozuego oglądali najbardziej zdumiewające cuda z niedbałą obojętnością.
A przecież później pod naporem wszelakich nieszczęść właśnie wiara w owe cuda
chroniła Żydów od powszechnego zarażenia się bałwochwalstwem, chyba więc,
wbrew wszystkim znanym zasadom umysłu ludzkiego, ten szczególny naród
z większą siłą i gotowością uznawał tradycje swoich odległych przodków niż
świadectwo własnych zmysłów.10
Religia żydowska, doskonale nadając się do obrony, nigdy nie miała na celu
podboju i według wszelkiego prawdopodobieństwa liczba prozelitów nigdy nie
była dużo wyższa od liczby odstępców. Obietnica Boża i nakaz wyróżniające­
go obrzezania spłynęły pierwotnie tylko na jedną rodzinę. Gdy potomstwo
Abrahama rozmnożyło się jako piasek nadmorski, Bóstwo, z ust którego Żydzi
otrzymali system praw i obrzędów, ogłosiło się właściwym i jak gdyby na­
rodowym Bogiem Izraela i z jak najbardziej zazdrosną troską oddzieliło swój
wybrany lud od reszty ludzkości. Podbojowi Ziemi Kanaan towarzyszyło tyle
cudownych i tyle krwawych wydarzeń, że pomiędzy zwycięskimi Żydami a ich
wszystkimi sąsiadami wzniósł się raz na zawsze mur nieprzejednanej wrogości.
Dostali oni rozkaz wytępienia niektórych z najbardziej bałwochwalczych
plemion, przy czym rzadko kiedy wypełnianie woli bożej ulegało zwłoce wskutek
12 Rozdział piętnasty

słabości człowieczej. Nie wolno im było zawierać żadnych związków małżeń­


skich ani sojuszów z innymi narodowościami; zakaz przyjmowania obcych do
społeczności żydowskiej, w pewnych przypadkach wieczysty, prawie zawsze
sięgał do trzeciego, do siódmego, a nawet dziesiątego pokolenia. W przepisach
Zakonu Mojżeszowego nigdy nie było mowy o obowiązku głoszenia wiary
Mojżeszowej poganom ani też sami Żydzi nigdy nie przejawiali skłonności
do narzucenia go sobie jako zobowiązania dobrowolnego.
Przyjmując na swoje łono nowych obywateli, ten niespołeczny naród powodo­
wał się raczej samolubną próżnością właściwą Grekom niż polityką wspaniało­
myślności prowadzoną przez Rzym. Potomkom Abrahama pochlebiał pogląd,
że tylko oni jedni są dziedzicami Przymierza z Bogiem, drżeli więc, by nie
zmniejszyła się wartość ich dziedzictwa, jeśli zaczną je zbyt łatwo dzielić
z przybyszami z całej ziemi. Szersza znajomość świata powiększyła wprawdzie
ich wiedzę, ale nie wyleczyła ich z przesądów, toteż Bóg Izraela zawdzięczał
wszelkich nowych czcicieli nie tyle czynnej gorliwości własnych misjonarzy, ile
kapryśnym upodobaniom politeizmu.11 Wydaje się, że religia Mojżeszowa
została ustanowiona zarówno dla jednego jedynego narodu, jak i dla jednego
jedynego wyodrębnionego kraju, i gdyby ściśle stosowano się do rozkazu, aby
każdy mężczyzna trzy razy na rok stawiał się przed Jehową w Świątyni Jero­
zolimskiej, rozprzestrzenienie się kiedykolwiek poza ciasne granice Ziemi Obie­
canej byłoby dla Żydów niemożliwością.12 W istocie przeszkoda ta przestała
istnieć wskutek zburzenia Świątyni Jerozolimskiej, ale wraz ze Świątynią uległa
zagładzie najważniejsza część religii żydowskiej, chociaż poganie, których długo
zastanawiały dziwne wieści o pustym przybytku,13 gubili się w domysłach, co
może być przedmiotem i narzędziami kultu tak zupełnie pozbawionego świątyń
i ołtarzy, kapłanów i ofiar. A przecież w stanie upadku Żydzi, nadal podkreślając
swoje wzniosłe i wyłączne przywileje, stronili od społeczeństwa cudzoziemców
zamiast starać się o jego względy. Nadal z nieugiętą surowością obstawali przy
tych przepisach swego prawa, których przestrzeganie jeszcze leżało w ich mocy.
Szczególne żydowskie rozróżnienia dni i pokarmów wraz z całą mnogością
najrozmaitszych, tak błahych, jak uciążliwych, obrzędów budziły w innych
narodach, mających zwyczaje i przesądy zupełnie odmienne^ niesmak i obrzydze­
nie. Już sam bolesny, a nawet niebezpieczny obrzęd obrzezania wystarczał, żeby
chętnego prozelitę odepchnąć od drzwi synagogi.14
W takich okolicznościach ofiarowało się światu chrześcijaństwo uzbrojone
w siłę Zakonu Mojżeszowego, a zarazem wyzwolone z jego kajdan. I w tym
nowym systemie, równie usilnie jak w starym, wpajano, że jest tylko jeden Bóg
i tylko jedna prawdziwa religia, którą należy gorliwie wyznawać; a przecież bez
względu na to, co zostało teraz objawione ludziom w związku z naturą
i zamysłami Najwyższej Istoty, wszystko tu zmierzało do powiększania czci
ogółu dla tej tajemniczej nauki. Chrześcijaństwo nie tylko uznało boską powagę
Mojżesza i proroków, ale nawet ustanowiło ją jako najmocniejszą swoją
Tradycje Zakonu Mojżeszowego 13

podwalinę. Już od początku świata nieprzerwany ciąg przepowiedni zwiastował


i przygotowywał długo oczekiwane przybycie Mesjasza, przedstawianego —
zgodnie z pospolitymi pojęciami Żydów — częściej pod postacią Króla
i Zdobywcy niż pod postacią Proroka, Męczennika i Syna Bożego. Jego ofiara
pokutna jednocześnie dopełniała i znosiła niedoskonałe ofiary Świątyni. Na­
kazane obrzędy, będące tylko nagromadzeniem figur i symboli, zastąpił teraz
czysty kult duchowy, jednaki dla wszystkich klimatów i dla ludzi wszelkiego
stanu. Wtajemniczenie przez krew zostało zastąpione mniej bolesnym wtajem­
niczeniem przez wodę. Obietnicę łaski bożej zamiast stronniczo ograniczać do
potomstwa Abrahama, przedkładano teraz powszechnie każdemu: wolnemu
człowiekowi i niewolnikowi, Grekowi i barbarzyńcy, Żydowi i poganinowi.
Chociaż wszelkie przywileje mogące wznieść prozelitę z ziemi do Niebios,
powiększyć jego pobożność, zapewnić mu szczęście czy choćby zadowolić tę
utajoną pychę, która pod pozorem pobożności wkradła się w serce ludzkie,
pozostawały nadal wyłącznym uprawnieniem członków Kościoła chrześcijań­
skiego, to jednak całą ludzkość dopuszczano, a nawet zachęcano do przyjęcia
tego chlubnego wyróżnienia, nie tylko zaofiarowanego jako łaska, ale i narzuco­
nego jako zobowiązanie. Najświętszy obowiązek nakazywał nowo nawróconemu
rozpowszechniać wśród przyjaciół i krewnych nieocenione błogosławieństwo,
które na niego spłynęło, oraz przestrzegać ich, że odrzucenie tego błogosła­
wieństwa zostałoby surowo ukarane jako zbrodniczy bunt przeciw woli przy­
chylnego, ale wszechmocnego Bóstwa.
Wyzwolenie Kościoła z więzów Synagogi trwało jednak dość długo i napo­
tykało na pewne trudności. Nawróceni Żydzi, uznając Jezusa za Mesjasza
przepowiedzianego przez ich dawne wyrocznie, czcili Go jako proroczego
nauczyciela religii i cnoty, ale uparcie praktykowali przy tym obrzędy swoich
przodków i pragnęli je narzucać poganom coraz liczniej wstępującym w szeregi
wiernych. Jak się zdaje, ci judaizujący chrześcijanie z pewną dozą praw­
dopodobieństwa wywodzili swoje argumenty z boskiego pochodzenia prawa
Mojżeszowego i z niezmiennej doskonałości jego wielkiego Twórcy. Twierdzili,
że gdyby Istota, niezmiennie taka sama przez całą wieczność, postanowiła znieść
owe uświęcone obrzędy, które mają na celu wyodrębnienie narodu wybranego,
to przecież ich zniesienie odbyłoby się nie mniej wyraźnie i uroczyście niż
ogłoszenie ich po raz pierwszy; i że w owych dawnych oświadczeniach, zamiast
przewidywać bądź zapowiadać trwałość religii Mojżeszowej, przedstawiano by
tę religię jako system chwilowy, mający przetrwać tylko do przybycia Mesjasza,
który pouczy ludzkość o doskonalszym sposobie wiary i kultu;15 i wreszcie, że
sam Mesjasz wraz ze swymi uczniami, którzy z nim obcowali na ziemi, zamiast
upoważniać swoim przykładem do najbardziej drobiazgowego przestrzegania
prawa Mojżeszowego,16 obwieściłby światu zniesienie owych bezużytecznych
i przestarzałych obrzędów, nie dopuszczając do tego, by chrześcijaństwo przez
tyle lat pozostawało w cieniu sekt Kościoła żydowskiego. Takie to, zdaje się,
14 Rozdział piętnasty

były argumenty wysuwane w obronie sprawy Zakonu Mojżeszowego, ale nasi


uczeni teologowie dostarczyli w swej pilności aż za dużo wykładni dwuznacznego
języka Starego Testamentu i dwuznacznego postępowania apostolskich nauczy­
cieli. Raczej należało stopniowo rozwijać naukę Ewangelii, a wyroki potępiające,
tak sprzeczne ze skłonnościami i przesądami wierzących Żydów, wydawać
możliwie najostrożniej i najdelikatniej.
Żywego dowodu na konieczność zachowania tych środków ostrożności oraz
na głębokie wyrycie się religii żydowskiej w umysłach jej sekciarzy dostarczają
dzieje Kościoła jerozolimskiego. Wszyscy z pierwszych piętnastu biskupów
Jerozolimy byli obrzezanymi Żydami, a rzesze wiernych pod ich pasterską pieczą
jednoczyły z nauką Chrystusa prawo Mojżeszowe.17 Zupełnie naturalne, że za
regułę prawowierności uznawano pierwotną tradycję Kościoła, który został
założony zaledwie w czterdzieści dni po śmierci Chrystusa i prawie przez tyleż lat
pozostawał pod bezpośrednim nadzorem jego apostoła.18 Odległe kościoły
bardzo często odwoływały się do autorytetu swego czcigodnego rodziciela
i wspierały go w kłopotach hojnymi datkami. Gdy jednak w wielkich miastach
Cesarstwa: w Antiochii, w Aleksandrii, w Efezie, w Koryncie i w Rzymie,
rozrosły się społeczeństwa liczne i bogate, szacunek, jaki Jerozolima wzbudzała
we wszystkich koloniach chrześcijańskich, niepostrzeżenie zmalał. Nawróceni
Żydzi czy też, jak ich później nazywano, Nazarejczycy, którzy położyli podwa­
liny pod ten Kościół, wkrótce stwierdzili, że zalewają ich coraz liczniejsze rzesze
zaciągające się pod sztandar Chrystusa po odrzuceniu wszelakich religii wielo-
bóstwa. Wreszcie doszło do tego, że ci nawróceni poganie, zrzuciwszy za apro­
batą swego szczególnego apostoła, świętego Pawła, nieznośne brzemię obrzę­
dów Mojżeszowych, odmówili swoim skrupulatniejszym braciom takiej toleran­
cji, o jaką przedtem kornie prosili dla własnych praktyk. Nazarejczycy bardzo
dotkliwie odczuli zburzenie Świątyni i miasta i zniesienie publicznych praktyk
religijnych Żydów, ponieważ w swoich obyczajach, aczkolwiek nie w wierze,
zachowywali ścisły związek z bezbożnymi rodakami, których nieszczęścia
poganie kładli na karb pogardy bogów, a chrześcijanie słuszniej przypisywali
gniewowi Najwyższego Bóstwa. Z ruin Jerozolimy Nazarejczycy wycofali się do
miasteczka Pella za Jordanem, gdzie w samotności i w cieniu ten starożytny
Kościół wegetował ospale przez lat ponad sześćdziesiąt.19 Pocieszali się
tam częstym jeszcze pobożnym odwiedzaniem Ś w i ę t e g o M i a s t a i na­
dzieją, że kiedyś powrócą na stałe do tej siedziby, którą kochać i czcić nauczyła
ich zarówno natura, jak religia. Ale w końcu, za panowania Hadriana,
rozpaczliwy fanatyzm Żydów dopełnił miary ich nieszczęść, i Rzymianie,
doprowadzeni do ostateczności raz po raz wybuchającymi buntami, niezwykle
rygorystycznie wykorzystali swoje prawa zwycięzców. Cesarz założył na górze
Syjon nowe miasto pod nazwą A e l i a C a p i t o l i n a 20 i nadał mu przy­
wileje kolonii. Grożąc najsurowszymi karami wszelkim Żydom, jacy by śmieli
zbliżyć się do jego murów, powołał czujny garnizon w sile rzymskiej kohorty
Dzieje Kościoła jerozolimskiego 15

celem wzmocnienia tego zakazu. Nazarejczycy mogli tylko w jeden sposób


uniknąć powszechnej proskrypcji i światłość prawdy spotęgował w tym wy­
padku wzgląd na korzyści doczesne. Na swego biskupa wybrali Marka,
duchownego z pogańskiego rodu, najprawdopodobniej pochodzącego z Italii
bądź którejś z prowincji łacińskich. Za jego namową najznaczniejsza część tej
kongregacji odrzekła się prawa Mojżeszowego, którego przestrzegała z takim
uporem przez lat z górą sto. Za cenę poświęcenia swoich zwyczajów i przesądów
Nazarejczycy kupili sobie wolny wstęp do kolonii Hadriana i jeszcze mocniej
spoili unię z Kościołem katolickim.21
Gdy górze Syjon przywrócono nazwę i zaszczyty Kościoła jerozolimskiego,
poślednią resztę Nazarejczyków, którzy nie chcieli towarzyszyć swemu łacińskiemu
biskupowi, pomówiono o zbrodnię herezji i schizmy. Nadal zachowując dawną
siedzibę w Pełli, rozproszyli się po wsiach w pobliżu Damaszku i utworzyli
niewielki Kościół w mieście Beroea czy też, jak się ono nazywa obecnie, w Aleppo
w Syrii.22 Miano Nazarejczyków zaczęto uważać za zbyt zaszczytne dla tych
ochrzczonych Żydów, wkrótce więc z racji ich rzekomego ubóstwa umysłowego,
jak i opłakanych warunków materialnych obdarzono ich pogardliwym epite­
tem „ebionici” *.23 Już w kilka lat po przywróceniu Kościoła w Jerozoli­
mie stało się sprawą wątpliwą i sporną, czy człowiek, który szczerze za
Mesjasza uznaje Jezusa, ale który przy tym nadal przestrzega przepisów Za­
konu Mojżeszowego, może mieć nadzieję na zbawienie. Humanitarne uspo­
sobienie Justyna Męczennika skłoniło go do udzielenia na to pytanie od­
powiedzi twierdzącej; ośmielił się on, aczkolwiek bardzo oględnie i raczej
niepewnie, orzec, że taki chrześcijanin mógłby mieć nadzieję na zbawienie,
gdyby zadowolił się praktykowaniem obrzędów Mojżeszowych, nie usiłując
podkreślać ich konieczności bądź ogólnego z nich pożytku. Justyn jednak,
gdy przyciśnięto go do muru, żądając, by wypowiedział się, jaki pogląd ma
na to Kościół, wyznał, że wśród prawowiernych chrześcijan wielu jest takich,
którzy nie tylko odbierają swoim judaizującym braciom nadzieję zbawienia,
ale nawet odmawiają im prawa do wszelkiej wymiany wzajemnych usług
przyjaźni, gościnności i życia towarzyskiego.24 Jak się można było spodzie­
wać, pogląd bardziej rygorystyczny przeważył nad poglądem łagodniejszym
i uczniów Mojżesza oddzieliła od uczniów Chrystusa nieprzekraczalna bariera.
Nieszczęśni ebionici, odrzuceni przez jedną religię jako odstępcy, a przez drugą
jako heretycy, musieli przyjąć jakiś charakter bardziej zdecydowany, i w rezul­
tacie sekta ta, chociaż pewne jej ślady można znaleźć jeszcze nawet w IV wieku,
rozpłynęła się niepostrzeżenie czy to w Kościele, czy w Synagodze.25
Podczas gdy Kościół prawowierny zachowywał złoty środek pomiędzy
nadmiernym poszanowaniem a niestosowną pogardą dla prawa Mojżeszowego,

* Hebrajskie słowo „ebionici” można przetłumaczyć na łacińskie „pauperes” (ubodzy, po­


spólstwo).
16 Rozdział piętnasty

rozmaici heretycy odchylali się w jednakowym stopniu, ale w biegunowo


przeciwnym kierunku ku krańcom błędu i przesady. Z uznanej prawdy religii
Żydowskiej ebionici wyciągnęli wniosek, że religia ta nigdy nie zostanie znie­
siona. Z jej rzekomych niedoskonałości gnostycy równie pochopnie wyciągnęli
wniosek, że wcale nie ustanowiła jej mądrość Bóstwa. Umysłom sceptycznym aż
nazbyt łatwo nasuwają się pewne zastrzeżenia co do powagi Mojżesza i proro­
ków, chociaż może tylko dlatego, że nie znamy zamierzchłych czasów starożyt­
nych oraz nie potrafimy wytworzyć sobie właściwego sądu o ekonomii bożej.
Takich to właśnie zastrzeżeń skwapliwie się chwytała czcza wiedza gnostyków,26
tak samo uparcie i kłótliwie je wyrażając. Na ogół przeciwni rozkoszom
zmysłowym, ci heretycy potępiali wielożeństwo patriarchów, miłostki Dawida
i seraj Salomona. Podbój Ziemi Kanaan i wytępienie nic nie podejrzewających
krajowców trudno im było pogodzić z powszechnymi pojęciami sprawiedliwości
i człowieczeństwa. Ale gdy sobie przypomnieli krwawą listę morderstw, straceń
i rzezi, plamiących prawie każdą kartę kronik żydowskich, uznali, że barbarzyń­
cy Palestyny własnym sprzymierzeńcom bądź rodakom nie okazywali więcej
współczucia, niż go przejawili wobec swoich bałwochwalczych wrogów.27
Przechodząc od zwolenników prawa Mojżeszowego do samego prawa,
gnostycy twierdzili, że niemożliwością jest, aby religia, która polega na skła­
daniu krwawych ofiar i przestrzeganiu błahych obrzędów i której wszystkie
nagrody i kary są natury cielesnej i doczesnej, mogła natchnąć umiłowaniem
cnoty bądź powstrzymać gwałtowność namiętności. Sposób, w jaki Mojżesz
przedstawiał stworzenie i upadek człowieka, wyszydzali bluźnierczo gnostycy,
nie mając cierpliwości słuchać o odpoczynku Bóstwa po sześciu dniach trudu,
0 żebrze Adama, o ogrodzie rajskim, o drzewach życia i wiadomości złego
1 dobrego, o przemawiającym wężu, zakazanym owocu i o potępieniu całe­
go rodzaju ludzkiego za grzech pierworodny pierwszych rodziców.28 Bóg
Izraela w ich bezbożnych oczach był istotą ulegającą namiętności i błądzącą,
kapryśną w swoich łaskach, a nieubłaganą w urazach, nikczemnie zazdrosną
0 zabobonnie oddawaną jej cześć i ograniczającą swoją stronniczą opatrzność
tylko do jednego jedynego narodu i do tego przemijającego życia. W takiej
postaci nie mogli gnostycy znaleźć żadnej z cech mądrego i wszechmocnego Ojca
wszechświata.29 Przyznawali, że religia Żydów jest nieco mniej zbrodnicza
od bałwochwalstwa pogan, ale ich podstawowa doktryna głosiła, że Chrystus,
którego wielbili jako pierwszą i najjaśniejszą emanację Bóstwa, zjawił się na
ziemi po to, by wybawić ludzkość od jej dotychczasowych rozmaitych błędów
1 odsłonić n o w y system prawdy i doskonałości. Najbardziej uczeni ojcowie
Kościoła przez jakąś szczególną łaskawość przyjęli nieroztropnie sofistykę
gnostyków. Uznając, że sens dosłowny jest sprzeczny z wszelkimi zasadami
zarówno wiary, jak i rozumu, poczytywali się za bezpiecznych i nietykalnych
za gęstą zasłoną alegorii, którą starannie rozciągnęli nad każdym czułym
miejscem przepisów Mojżeszowych.30
Gnostycy 17

Nieraz się słyszy uwagę, nie tyle zgodną z prawdą, co pomysłową, że do czasu
panowania Trajana czy też Hadriana w ciągu stu może lat od śmierci Chrystusa
nie pokalała dziewiczej czystości Kościoła żadna schizma ani herezja.31 O wiele
trafniej możemy tu zauważyć, że w tym okresie pozwalano uczniom Mesjasza na
znacznie większą swobodę wierzeń i praktyk religijnych niż w wiekach następ­
nych. W miarę jak warunki dopuszczenia do społeczności chrześcijańskiej
niepostrzeżenie się zaostrzały, władza duchowa dominującego stronnictwa
przybierała na surowości; zaczęto wzywać najczcigodniejszych popleczników do
wyrzekania się poglądów osobistych, co niejednokrotnie prowokowało ich tylko
do podkreślania swoich mylnych zasad tym goręcej i w rezultacie do jawnego
wznoszenia sztandaru buntu przeciwko jedności Kościoła. Gnostycy, wyróż­
niając się jako najkulturalniejsi, najbardziej uczeni i najbogatsi wśród chrześ­
cijan, tę swoją ogólną nazwę, wyrażającą wyższość ich wiedzy, przyjęli sami
przez pychę albo też otrzymali ją w znaczeniu ironicznym od zawistnych
przeciwników. Wszyscy prawie bez wyjątku wywodzili się z pogan, a główni
założyciele ich sekty byli, jak się zdaje, obywatelami Syrii bądź Egiptu, gdzie
ciepły klimat usposabia zarówno umysł, jak i ciało do pobożności ospałej
i kontemplacyjnej. Gnostycy stopili z wiarą Chrystusową wiele wzniosłych, ale
niejasnych twierdzeń zaczerpniętych z filozofii Wschodu i nawet z religii
Zoroastra na temat wieczności materii, istnienia dwóch zasad i tajemnej
hierarchii świata niewidzialnego.32 Zapuściwszy się w tę olbrzymią otchłań,
zdawali się na przewodnictwo zbłąkanej wyobraźni, a ponieważ ścieżki błędu są
różne i nieskończone, niepostrzeżenie podzielili się na przeszło pięćdziesiąt
sekt,33 z których chyba najsłynniejsze były sekty: bazylidianów, walentynianów,
marcjonitów i — w jeszcze późniejszym okresie — manichejczyków. Każda z tych
sekt mogła się chełpić własnymi biskupami i rzeszami wiernych, własnymi teologa­
mi i męczennikami,34 przy czym zamiast czterech Ewangelii przyjętych przez
Kościół owi heretycy stworzyli sami mnóstwo opowieści, przystosowując w nich
czyny i kazania Chrystusa i jego apostołów do poszczególnych swoich dogma­
tów.35 Powodzenie odnieśli błyskawiczne, a ich wpływy były bardzo rozległe.36
Ogarnęli Azję Mniejszą i Egipt, umocnili swą pozycję w Rzymie i czasami prze­
nikali do prowincji zachodnich. Po większej części rozplenili się w II wieku, kwitli
w ciągu wieku III, aż wyginęli w wieku IV i V, gdy powstawały inne, głośniejsze
wówczas spory religijne i wzrastał wpływ władz państwowych na wewnętrzne
sprawy Kościoła. Chociaż stale zakłócali spokój i często hańbili miano religii,
przyczyniali się raczej do posuwania naprzód niż do opóźniania pochodu
chrześcijaństwa. Nawróceni poganie, których najsilniejsze sprzeciwy i prze­
sądy były skierowane przeciwko Zakonowi Mojżeszowemu, znajdowali miejsce
w wielu społecznościach chrześcijańskich, nie wymagających od ich nieoświe-
conych umysłów tego, by wierzyli w jakiekolwiek objawienia poprzednie. Wiara
ich niepostrzeżenie umacniała się i powiększała, więc Kościół ostatecznie
odniósł korzyść z tych zwycięstw nad najbardziej uporczywymi wrogami.37
18 Rozdział piętnasty

Ale bez względu na dzielące prawowiernych, ebionitów i gnostyków różnice


poglądów na temat boskości prawa Mojżeszowego bądź stopnia, w jakim ono
obowiązywało, wszystkich ich jednakowo ożywiała taka sama zazdrosna
gorliwość i taka sama odraza do bałwochwalstwa, jakimi przedtem spośród
innych narodów świata starożytnego wyróżniali się Żydzi. Filozof, który uważał
system wielobóstwa za wytwór ludzkiego oszustwa i błędu, mógł ukrywać pod
maską pobożności uśmiech pogardy bez obawy, że tym szyderstwem bądź tą
ugodową postawą narazi się na niechęć jakichkolwiek niewidzialnych czy też,
jak sądził, urojonych mocy. Ale dla pierwszych chrześcijan ustanowione reli-
gie pogańskie miały aspekt znacznie wstrętniejszy i groźniejszy. Zarówno
w Kościele, jak i wśród heretyków powszechnie panował pogląd, że twórcami,
opiekunami i przedmiotami bałwochwalstwa są demony.38 Tym buntowniczym
duchom, niegdyś pozbawionym godności aniołów i strąconym w otchłań
piekieł, jeszcze było wolno błąkać się po ziemi, dręczyć ciała grzesznych ludzi
i zwodzić ich umysły. Demony wkrótce odkryły i zaczęły nadużywać wrodzoną
skłonność serca ludzkiego do pobożności, po czym przebiegle odciągając ludz­
kość od jej Twórcy, którego wielbiła, przywłaszczyły sobie miejsce i honory na­
leżne Najwyższemu Bóstwu. Pomyślnymi wynikami złośliwych knowań zaspo­
kajały swoją próżność i żądzę zemsty zarazem, a ponadto czerpały jedyną po­
ciechę, na jaką jeszcze były wrażliwe — nadzieję wciągnięcia gatunku ludzkiego
w swoje nieszczęście i współudział w winie. Głoszono jako dogmat albo przy­
najmniej sobie wyobrażano, że demony podzieliły się między sobą najważniej­
szymi rolami bóstw pogańskich, jeden z nich przybrał imię i atrybuty Jowisza,
drugi Eskulapa, trzeci Wenery, czwarty może Apollina,39 i że dzięki swemu
długiemu doświadczeniu i nieziemskiej naturze potrafiły one owe role odgrywać
z dostateczną biegłością i dostojeństwem. Czaiły się w świątyniach, ustanawiały
święta i ofiary, wymyślały przypowieści, głosiły proroctwa i często wolno im było
czynić cuda. Chrześcijanie, którzy z taką gotowością potrafili wszelkie zjawiska
nadprzyrodzone tłumaczyć wdaniem się złych duchów, skłaniali się, i to nawet
bardzo chętnie, do uznawania najcudaczniejszych wymysłów mitologii pogań­
skiej. Ale tym chrześcijańskim wierzeniom towarzyszyła groza. Nawet najbar­
dziej błahą oznakę szacunku dla kultu narodowego chrześcijanin uważał za hołd
oddany bezpośrednio demonowi i za akt buntu przeciwko majestatowi Boga.
W następstwie tego poglądu pierwszym, ale i bardzo trudnym obowiązkiem
chrześcijanina stało się zachowywanie czystości wiary nie skalanej bałwochwal­
stwem. Religia pogańska nie była jakąś jedną, opartą na spekulacji umysłowej
nauką wykładaną w szkołach bądź głoszoną w świątyniach. Niezliczoność
bóstw i obrzędów wielobóstwa ściśle się przeplatała z wszelkimi okolicznościami
spraw powszednich i przyjemności w życiu zarówno prywatnym, jak publicz­
nym, wydawało się więc niemożliwe uniknąć tego całego ceremoniału, nie
wyrzekając się jednocześnie obcowania z ludźmi oraz wszystkich obowiązków
i rozrywek życia społecznego.40
Bałwochwalstwo 19

Doniosłe sprawy pokoju i wojny wymagały zawsze uroczystego składania


ofiar, w którym przewodniczyć lub uczestniczyć musiał i wielkorządca, i sena­
tor, i żołnierz.41 Zasadniczym elementem radosnej pobożności pogan były
widowiska publiczne, przy czym darem dla bogów, rzekomo najwdzięczniej­
szym, były igrzyska, jakimi lud z władcą na czele obchodził poszczególne
święta.42 Chrześcijanin, z nabożną grozą unikając obrzydliwości cyrku i teatru,
stwierdzał, że zewsząd osaczają go piekielne sidła, gdy tylko jego przyjaciele
przy wzajemnych życzeniach szczęścia na biesiadzie zlewali krople wina z pucha­
rów na ziemię z inwokacją do bóstw gościnności.43 Gdy pannę młodą, opiera­
jącą się z dobrze udawaną niechęcią, prowadzono w weselnym przepychu na
próg nowego mieszkania 44 albo gdy powoli ku stosowi pogrzebowemu posu­
wał się smutny orszak zmarłego,45 chrześcijanin, choćby go to najbardziej
dotyczyło, musiał opuszczać najdroższe mu osoby, by nie ściągnąć na siebie
winy łączącej się z tymi bezbożnymi obrzędami.
Wszelką sztukę i wszelkie rzemiosło mające cokolwiek wspólnego z rzeź­
bieniem bądź ozdabianiem posągów bóstw kaziła plama bałwochwalstwa.46
Surowe było to orzeczenie, jako że na niedolę wiekuistą skazywało lwią część
społeczności zatrudnionej w wolnych zawodach i w rzemiośle. Rzucając okiem
na liczne ślady czasów starożytnych zauważymy, że oprócz podobizn samych
bogów oraz świętych narzędzi ich kultu najbogatszą ozdobą domów, stroju
i mebli pogan były wytworne kształty i przyjemne sceny mitologiczne uświęcone
wyobraźnią Greków.47 Z tego samego nieczystego źródła wypływać miały
sztuki takie, jak muzyka, malarstwo, retoryka i poezja.
Zgodnie z określeniem ojców Kościoła Muzy wraz z Apollinem były organa­
mi ducha Piekieł, Homer i Wergiliusz byli najwybitniejszymi z jego sług,
a piękna mitologia przenikająca i ożywiająca twory ich talentu miała na celu
sławienie demonów. Nawet język potoczny Grecji i Rzymu obfitował w dobrze
wszystkim znane, a przecież bezbożne wyrażenia, które nieroztropny chrześci­
janin mógłby nazbyt nieostrożnie wypowiadać albo nazbyt spokojnie słyszeć.48
Niebezpieczne pokusy co krok czające się z ukrycia, by zaskoczyć niebaczne­
go wiernego, rzucały się na niego ze zdwojoną gwałtownością w dni uroczystych
świąt. Tak przebiegle te święta były wymyślone i rozłożone na przestrzeni roku,
że zabobon przybierał zawsze pozory przyjemności, a często i cnoty.49 Niektóre
z największych świąt obrządku rzymskiego ustanowiono po to, by rozpoczynać
nowe Kalendy Stycznia życzeniami powszechnego i osobistego szczęścia,
folgować sobie w nabożnym wspominaniu zmarłych i żywych, utwierdzać nie­
tykalne granice własności, witać powracającą wiosnę i ożywcze moce płodności,
uwieczniać dwie pamiętne ery Rzymu: założenie miasta i założenie Rzeczypos­
politej. oraz przywracać pierwotną równość wszystkich ludzi powszechną
swobodą w roztętnione dni Saturnaliów. O odrazie chrześcijan do takich
bezbożnych obrzędów dać może pewne pojęcie ich skrupulatna wrażliwość prze­
jaw iana przy okazjach znacznie mniej zatrważających. W dniach powszechnego
20 Rozdział piętnasty

świętowania obyczaj nakazywał starożytnym ozdabiać drzwi swoich domów


lampami i gałęziami wawrzynu oraz przystrajać głowy w wieńce z kwiatów.
Może by i było można tolerować te niewinne a wykwintne praktyki po prostu
jako jedno z ustanowień państwowych, ale pech chciał, że tymi drzwiami
opiekowały się domowe bóstwa, że ten wawrzyn poświęcano kochankowi Dafne
i że kwietne wieńce, jakkolwiek często noszono je na znak radości lub żałoby,
niegdyś służyły zabobonowi. Trwożni chrześcijanie, którzy dali się nakłonić do
postąpienia w myśl krajowego zwyczaju i rozkazów wielkorządcy, cierpieli,
ogarnięci najbardziej ponurymi obawami wskutek wyrzutów własnego sumie­
nia, nagany Kościoła i groźby pomsty bożej.50
Tak się przejawiała ochocza gorliwość, jakiej wymagano dla ochrony czy­
stości Ewangelii przed zakażonym tchnieniem bałwochwalstwa, i chociaż sami
wyznawcy religii państwowej przestrzegali praktykowania swoich zabobonnych
obrzędów publicznych i prywatnych raczej z nawyku, w myśl tradycji, a więc
niedbale, za każdym razem dawało to chrześcijanom sposobność do manifesto­
wania sprzeciwu. Dzięki tym częstym protestom wiara ich stale się umacniała i,
w miarę jak wzrastała ich gorliwość, z coraz większym zapałem i powodzeniem
toczyli świętą wojnę, którą wypowiedzieli cesarstwu demonów.
Pisma Cycerona 51 przedstawiają w najżywszych barwach niewiedzę, błędy
i niepewność filozofów starożytnych co do nieśmiertelności duszy. Gdy pragną
oni uzbroić swoich uczniów w coś, co by pozwalało nie bać się śmierci, wpajają
im jako oczywiste, aczkolwiek żałosne, twierdzenie, że spadający na nas cios
ostatecznej zagłady jest uwolnieniem od nieszczęść życia i że ci, którzy przesta­
ją istnieć, nie mogą już cierpieć. A przecież w Grecji i w Rzymie było kilku
mędrców mających o naturze ludzkiej pojęcie bardziej wzniosłe i pod pewnymi
względami słuszniejsze, chociaż trzeba wyznać, że na wyżynach tych dociekań ich
rozum często dawał się prowadzić wyobraźni, a wyobraźnia szła za podszeptem
próżności. Rozkoszując się zasięgiem swoich władz umysłowych, z najgłębszą
dociekliwością i z poważnym trudem ćwicząc rozmaite zdolności pamięci,
wyobraźni i sądu, rozmyślając o pragnieniu sławy mającej ich przenieść w wieki
przyszłe daleko poza granice śmierci i grobu, bynajmniej nie mieli oni chęci
utożsamiać się ze zwierzętami polnymi i przypuszczać, że istota, dla której
godności żywili jak najszczerszy podziw, może być ograniczona do jakiegoś
jednego miejsca na ziemi i do niewielu lat istnienia. Z tym korzystnym
nastawieniem wezwali na pomoc wiedzę, a raczej język metafizyki. I wkrótce
potem odkryli, że skoro żądna z właściwości materii nie da się zastosować do
działania umysłu, dusza ludzka musi być substancją różną od ciała — czystą,
prostą, nie ulegającą śmierci i w znacznie wyższym stopniu zdolną do cnotliwości
i odczuwania szczęścia dopiero po uwolnieniu się ze swego cielesnego więzienia.
Z tych zwodniczych a szlachetnych zasad filozofowie, którzy kroczyli śladami
Platona, wyciągnęli wniosek wielce pochopny. Zaczęli bowiem głosić nie tylko
przyszłą nieśmiertelność duszy ludzkiej, ale i jej wieczne istnienie w przeszłości,
Nieśmiertelność duszy ludzkiej 21

aż nazbyt się skłaniając do uważania jej za cząstkę nieskończonego samoistnego


ducha przenikającego i podtrzymującego wszechświat.52 Doktryna w ten spo­
sób wysunięta poza zasięg zmysłów i doświadczenie ludzkości mogła uprzyjem­
niać wolne chwile człowiekowi usposobionemu refleksyjnie; mogła też czasami
w ciszy osamotnienia rzucić promień pociechy przygnębionej cnocie, ale nie
dość silne wrażenie, jakie zrobiła w szkołach filozoficznych, wkrótce zatarło się
pod naporem spraw życia czynnego. Wiadomości, które mamy o wybitnych
jednostkach odnoszących sukcesy w wieku Cycerona i pierwszych cezarów, o ich
czynach i pobudkach, są dostateczne na to, by nas upewnić, że ich postępkami
w tym życiu nigdy nie kierowało żadne poważne przekonanie o nagrodach bądź
karach życia przyszłego. W sądzie i w senacie rzymskim najzdolniejsi krasomów­
cy nie obawiali się, że obrażą uczucia słuchaczy, wykazując im, że ta teoria jest
poglądem czczym i niedorzecznym, odrzucanym przez każdego człowieka o sta­
rannym wykształceniu i szerokim umyśle.53
Skoro więc najszczytniejsze próby filozofii nie wychodzą poza słabe sformu­
łowanie pragnienia nadziei, a już w najlepszym wypadku prawdopodobieństwa
życia przyszłego, to poza Objawieniem Bożym nie ma nic, co by dało pewność, że
istnieje niewidzialna kraina przyjmująca dusze ludzkie po ich rozdzieleniu się
z ciałem, ani nic, co by określało tę krainę dokładniej. Niemniej wolno nam
przecież dostrzec w religiach ludowych Grecji i Rzymu parę nieodłącznych wad,
które sprawiały, że te religie zupełnie nie mogły sprostać tak uciążliwemu
zadaniu.
1. Ogólny system pogańskiej mitologii nie opierał się na żadnych dowodach
konkretnych, toteż najmędrsi wśród pogan już dawno przestali uznawać jego
uzurpowaną powagę.
2. Opisanie krain piekielnych pozostawiono fantazji malarzy i poetów, którzy
je zaludnili licznymi widmami i potworami rozdzielającymi swoje nagrody
i kary z tak niewielką dozą słuszności, że najbliższa sercu ludzkiemu uroczysta
prawda zanikła w hańbiącej i niedorzecznej mieszaninie najbardziej szalonych
wymysłów.54
3. Doktryna życia przyszłego dla pobożnych politeistów Grecji i Rzymu raczej
nie stanowiła podstawowego artykułu wiary. Opatrzność bogów, czuwająca nie
tyle nad poszczególnymi jednostkami, co nad całymi społecznościami, przeja­
wiała się głównie na widzialnej scenie świata doczesnego. Prośbami składanymi
na ołtarzach Jowisza czy Apollina ich czciciele wyrażali pragnienie szczęścia
w tym życiu, a zarazem swoją niewiedzę bądź też obojętność wobec życia
przyszłego.55
Usilniej i z większym powodzeniem wpajano prawdę o nieśmiertelności duszy
w Indiach, Asyrii, w Egipcie i w Galii, gdzie tę różnicę, skoro jej nie możemy
przypisać wyższej wiedzy barbarzyńców, musimy sobie tłumaczyć wpływami
panującego stanu kapłańskiego, który wykorzystując pobudki cnoty uczynił
z nich narzędzie ambicji.56
22 Rozdział piętnasty

Z natury rzeczy moglibyśmy się spodziewać, że zasada dla religii tak istotna
została w najjaśniejszych słowach objawiona wybranemu ludowi Palestyń­
czyków i że można ją było bezpiecznie powierzyć dziedzicznemu kapłaństwu
Aarona. Wypada nam tylko podziwiać tajemnicze zrządzenie Opatrzności,57
gdy odkrywamy, że jednak doktryna nieśmiertelności duszy została w Zakonie
Mojżeszowym zupełnie pominięta; prorocy czynili o niej tylko bardzo niejasne
wzmianki i w ciągu całego okresu pomiędzy niewolą egipską a niewolą
babilońską nadzieje, jak również i obawy Żydów ograniczały się do wąskiego
zakresu życia doczesnego.58 Gdy już Cyrus pozwolił wygnanemu narodowi
wrócić na ziemię obiecaną i gdy Ezdrasz przywrócił starożytne kroniki religii
żydowskiej, w Jerozolimie niepostrzeżenie powstały dwie słynne sekty: saduceu­
szów i faryzeuszów.59 Saduceusze, dobrani z bogatszych i wybitniejszych
stanów społecznych, uznawali prawo Mojżeszowe w znaczeniu dosłownym
i pobożnie odrzucali nieśmiertelność duszy jako pogląd nie znajdujący po­
twierdzenia w Biblii, którą szanowali jako jedyne prawidło swej wiary. Fa­
ryzeusze natomiast, do powagi Pisma dodając powagę tradycji, przyjęli pod
nazwą podań kilka spekulatywnych twierdzeń zaczerpniętych z filozofii bądź
religii Wschodu. Wśród tych nowych artykułów wiary była teoria o prze­
znaczeniu, czyli predestynacji, o istnieniu aniołów i duchów oraz o nagrodach
i karach życia przyszłego, a ponieważ faryzeusze surowością obyczajów przy-,
ciągnęli do swego stronnictwa ogół Żydów, nieśmiertelność duszy stała się za
panowania władców i arcykapłanów z dynastii Hasmonejczyków poglądem
przeważającym. Żydzi przy swoim usposobieniu nie potrafili się zadowolić
takim zimnym i beznamiętnym przyzwoleniem, jakie mogłoby wystarczyć
umysłowi politeisty; natychmiast więc po uznaniu pojęcia życia przyszłego
przyswoili je sobie z całą gorliwością będącą cechą charakterystyczną tego
narodu. Jednakże ich gorliwość nie przydała tu ani żadnych dowodów, ani
nawet prawdopodobieństwa i nadal konieczne było, aby ta teoria życia
i nieśmiertelności, którą podyktowała natura, zaaprobował rozum i przyjął
zabobon, uzyskała moc prawdy bożej, potwierdzoną przez powagę i przykład
Chrystusa.
Nic dziwnego, że gdy ludzkości przedłożono obietnicę szczęścia wiekuistego
pod warunkiem przejścia na wiarę chrześcijańską i przestrzegania przykazań
Ewangelii, wielkie rzesze wyznawców wszelkich innych religii ze wszystkich
stanów społecznych w każdej prowincji Cesarstwa Rzymskiego przyjęły tak
korzystną propozycję. Chrześcijan starożytnych cechowała pogarda wobec życia
doczesnego i niewzruszona pewność nieśmiertelności, o których wątpliwa
i niedoskonała wiara czasów obecnych nie może nam dać nawet w przybliżeniu
dostatecznego pojęcia.
W pierwotnym Kościele działanie samej prawdy potężnie wzmacniał pogląd,
który, jakkolwiek może zasługiwać na szacunek z racji swej użyteczności
i starożytności, zgoła nie znalazł potwierdzenia w życiu. Otóż powszechnie
Burzenie mistycznego Babilonu 23

wierzono, że lada chwila nastąpi koniec świata i zapanuje Królestwo Niebieskie.


Już apostołowie przepowiadali rychłe nadejście tego cudownego wydarzenia;
podanie o tym zachowali ich najwcześniejsi uczniowie i każdy, kto rozumiał
kazania Chrystusa w sensie dosłownym, musiał się spodziewać, że Syn Człowie­
czy po raz drugi przybędzie w chwale wśród obłoków, jeszcze zanim całkowicie
wygaśnie pokolenie, które oglądało Jego skromny stan na ziemi i które mogło
jeszcze być świadkiem nieszczęść Żydów pod panowaniem Wespazjana czy
Hadriana.
Przetoczenie się siedemnastu stuleci poucza nas, że tajemniczego języka
proroctw i objawień nie należy rozumieć zanadto dosłownie, dopóki jednak dla
mądrych celów danym było owemu błędowi utrzymywać się w Kościele, był on
w skutkach jak najbardziej zbawienny, jeśli chodzi o wiarę i obyczaje chrześci­
jan. Żyli oni bowiem w straszliwym oczekiwaniu chwili, gdy cała kula ziemska
wraz ze wszystkimi najrozmaitszymi plemionami ludzkości zadrży w posadach
na pojawienie się swego Boskiego Sędziego.60
Z drugim przyjściem Chrystusa na ziemię ściśle łączyła się popularna
starożytna teoria tysiąclecia. Ponieważ dzieło stworzenia zostało dopełnione
w ciągu sześciu dni, jego trwałość w doczesnym stanie w myśl przepowiedni
przypisywanej prorokowi Eliaszowi obliczano na sześć tysięcy lat.61 Na
podstawie tej samej analogii wnioskowano, że po tak długim okresie znoju
i sporów, już zbliżającym się ku końcowi,62 nastąpi radosny szabas tysiącletni,
kiedy to Chrystus z tryumfalną świtą świętych i wybranych, którzy albo uniknęli
śmierci, albo w cudowny sposób ożyli na nowo, będzie panował na ziemi aż do
czasu wyznaczonego na ostatnie i powszechne zmartwychwstanie. Tak miła
wiernym była tą nadzieja, że bardzo szybko zaczęto sobie wyobrażać N o w ą
J e r o z o l i m ^ , stolicę owego Królestwa Błogości, przyozdobioną we wszelkie
najweselsze barwy fantazji. Wydawało się, że szczęście polegające tylko na
rozkoszy czysto duchowej byłoby zbyt wyrafinowane dla mieszkańców tego
Królestwa, którzy mieli jeszcze zachować ludzką naturę i zmysły. Raj z przyjem­
nościami życia pasterskiego już nie odpowiadał wysokim wymaganiom społe­
czeństwa za czasów Cesarstwa Rzymskiego. Wymyślono więc miasto ze złota
i drogich kamieni, którego pełna dobrej woli, szczęśliwa ludność, po zniesieniu
wszelkich zazdrosnych praw wyłącznej własności,63 miała bez żadnych ograni­
czeń cieszyć się samorodnymi plonami przyległych obszarów, w sposób nad­
przyrodzony obfitujących w zboże i wina. Pewność takiego tysiąclecia starannie
wpajali swojej społeczności kolejni ojcowie Kościoła, poczynając od Justyna
Męczennika 64 i Ireneusza, którzy jeszcze obcowali z bezpośrednimi uczniami
apostołów, a skończywszy na Laktancjuszu — wychowawcy syna Konstan­
tyna.65 Wydaje się, że pogląd ten, chociaż nie przyjął się powszechnie, długo
panował wśród wyznawców prawowiernych; i chyba tak dobrze był dosto­
sowany do pragnień i lęków ludzkości, że musiał w bardzo dużym stopniu
przyczynić się do rozwoju chrześcijaństwa. Gdy jednak budowla Kościoła była
24 Rozdział piętnasty

już prawie na ukończeniu, tę chwilową podporę odsunięto na bok. Naukę


0 panowaniu Chrystusa na ziemi, traktowaną zrazu jako głęboką alegorię,
zaczęto stopniowo uważać za pogląd wątpliwy i bezużyteczny, aż wreszcie ją
odrzucono jako niedorzeczny wymysł herezji i fanatyzmu.66 Tajemnicze proroc­
two, które dziś jeszcze stanowi część uświęconego kanonu, ale które uznano
za sprzyjające temu obalonemu poglądowi, z ledwością unika potępienia
Kościoła.67
Podczas gdy uczniów Chrystusa czekała obiecana szczęśliwość i chwała
królestwa doczesnego, nad światem niewiernych wisiała groźba najstraszliw­
szych nieszczęść. Wznoszenie Nowej Jerozolimy miało się posuwać równocześnie
z burzeniem mistycznego Babilonu, a dopóki cesarze panujący przed Konstan­
tynem obstawali przy wyznawaniu bałwochwalstwa, nazwę Babilonu stosowano
do miasta Rzymu i do Cesarstwa Rzymskiego. Czekał już w pogotowiu
regularny zastęp wszelkich plag moralnych i fizycznych, jakie tylko mogą nękać
kwitnący naród, a więc niezgoda wewnętrzna i najazd najsroższych barbarzyń­
ców z nieznanych obszarów północnych, zaraza i głód, komety i zaćmienia
słońca, trzęsienia ziemi i powodzie.68 Wszystko to jednak miało być zaledwie
przygotowaniem, licznymi zatrważającymi znakami zapowiadającymi zbliżanie
się wielkiej katastrofy Rzymu, kiedy to kraj Scypionów i Cezarów spłonie
w pożodze z niebios, a miasto siedmiu pagórków ze swymi pałacami, świątynia­
mi i łukami tryumfalnymi zapadnie się w ogromne jezioro ognia i siarki.
Rzymska próżność wszelako mogła jeszcze czerpać pewną pociechę z tego, że
okres trwania Cesarstwa miał być zarazem okresem trwania samego świata,
który, już raz pochłonięty przez żywioł wody, teraz był skazany na drugą
błyskawiczną zagładę w żywiole ognia. Wiara chrześcijan w ten pożar powszech­
ny bardzo szczęśliwie zbiegała się z tradycją Wschodu, z filozofią stoików
1 z analogiami zaczerpniętymi z przyrody; nawet kraj, z pobudek religijnych
wybrany na początkową i główną widownię owego pożaru, jak najlepiej się do
tego celu nadawał z racji swego położenia geograficznego i warunków natural­
nych — głębokich grot, złóż siarki i licznych wulkanów, wśród których Etna,
Wezuwiusz i Lipari są okazami bardzo niedoskonałymi. Najspokojniejszy,
najbardziej nieustraszony sceptyk nie mógł nie przyznać, że zagłada obecnego
systemu świata przez ogień jest sama przez się wyjątkowo prawdopodobna.
Chrześcijanin, opierając swą wiarę nie tyle na zawodnych argumentach rozumu,
co na powadze, tradycji i wykładni Pisma Świętego, spodziewał się takiej zagłady
z grozą i ufnością jako wydarzenia nieuniknionego i bardzo już bliskiego,
a ponieważ stale był tą uroczystą ideą przejęty, w każdej klęsce zdarzającej się
Cesarstwu widział niezawodny objaw agonii świata.69
W obecnych czasach wydaje się, że potępienie najmędrszych i najcnotliwszych
pogan tylko z powodu ich nieznajomości prawdy bożej albo niewiary obraża
zarówno rozum, jąk i człowieczeństwo.70 Ale pierwotny Kościół, którego wiara
była konsystencji znacznie silniejszej, bez wahania wydawał lwią część ludzkości
Moce cudotwórcze pierwotnego Kościoła 25

na wieczyste tortury. Może pozwalano sobie żywić pewne miłosierne nadzieje co


do Sokratesa i paru innych mędrców starożytności, którzy, zanim zabłysła
światłość Ewangelii, radzili się światłości rozumu.71 Jednomyślnie jednak
podkreślano, że nikt, kto od chwili przyjścia na świat Chrystusa bądź Jego
śmierci nadal uparcie obstaje przy kulcie demonów, ani nie zasługuje na
przebaczenie ze strony rozdrażnionej sprawiedliwości Bóstwa, ani spodziewać
się go nie może. Te sztywne poglądy, nieznane przedtem w świecie starożytnym,
wlały, jak się zdaje, ducha zawziętości w system miłości i harmonii. Z powodu
różnicy wyznawanej wiary często rozrywano więzy krwi i przyjaźni; i chrześ­
cijanie, stwierdzając, że na tym świecie są uciskani przez władzę pogańską,
dawali się czasem ponosić rozżaleniu i duchowej pysze i ulegali pokusie
lubowania się perspektywą swego przyszłego tryumfu.
„Lubicie widowiska! — wykrzykuje surowy Tertulian. — Spodziewajcie się
największego ze wszystkich widowisk... ostatecznego i wieczystego sądu wszech­
świata! Ależ będę podziwiać, ależ śmiać się będę, radować i wywyższać, gdy
ujrzę, jak tylu pysznych monarchów i wymyślonych bogów jęczy w najniższej
otchłani ciemności; jak tylu dostojników, którzy prześladowali imię Pana,
roztapia się w ogniach sroższych niż ogień kiedykolwiek przez nich rozniecany
przeciwko chrześcijanom; jak tylu mądrych filozofów przypieka się wraz ze
swymi uczniami w czerwonych, gorących płomieniach; jak tylu słynnych poetów
dygocze przed sądem nie Minosa, ale Chrystusa; jak tylu tragików wyraża
cierpienia własne jeszcze bardziej melodyjnie niż te, które odtwarzali; jak tylu
tancerzy...!”
Tu jednak humanitarny czytelnik pozwoli, że zaciągnę zasłonę na resztę opisu
Piekieł, w którym ten gorliwy Afrykanin ciągnie dalej długi szereg najrozmait­
szych konceptów wymyślnych i bezlitosnych.72
Niewątpliwie wielu z pierwszych chrześcijan miało usposobienie bardziej
nacechowane pokorą i miłosierdziem ich wyznania. Wielu szczerze współczuło
przyjaciołom i rodakom będącym w takim niebezpieczeństwie i, okazując jak
najdalej posuniętą życzliwą gorliwość, chciało ich ocalić od zagrażającej za­
głady. Beztroski politeista, nagle osaczony przez nie znane mu dotąd i nie­
spodziewane strachy, przed którymi żadnej pewnej ochrony nie mogli mu
udzielić ani jego kapłani, ani jego filozofowie, często ulegał przerażeniu i dawał
się pokonać groźbą mąk wieczystych. Obawy mogły się przyczynić do postępu
jego wiary i rozumu; i jeśli już raz skłonił się do przypuszczenia, że religia
chrześcijańska może być prawdą, nietrudno go było przekonać, że jest to
najpewniejsze i najroztropniejsze stronnictwo, do jakiego mógłby przystąpić.
Nadprzyrodzone dary, nawet w życiu doczesnym przypisywane chrześcijanom
i wynoszące ich ponad całą resztę ludzkości, musiały w wyniku nieść pociechę im
samym i bardzo często przyczyniać się do przekonywania niewiernych. Oprócz
cudów okolicznościowych, nieraz wynikłych z bezpośredniego wtrącania się
Bóstwa, kiedy to dla dobra religii zawieszało ono prawa natury, Kościół
26 Rozdział piętnasty

chrześcijański od czasu apostołów i ich pierwszych uczniów73 przypisuje


sobie nieprzerwaną ciągłość mocy cudotwórczych, dar mówienia różnymi
językami, jasnowidzenia i prorokowania, wypędzania demonów, uleczania
chorych i wskrzeszania zmarłych. Znajomość języków obcych niejednokrotnie
w cudowny sposób udzielała się nagle współczesnym Ireneusza, chociaż sam
Ireneusz, głosząc Ewangelię mieszkańcom Galii,74 musiał się borykać z trudnoś­
ciami barbarzyńskiego narzecza. Boskie natchnienie, spływające w formie
widzeń czy to na jawie, czy we śnie, zostało określone jako łaskąJbardzo hojnie
udzielana wiernym ze wszystkich stanów społecznych, tak samo kobietom jak
starcom, tak samo chłopcom jak biskupom. Gdy ich pobożne umysły były już
dostatecznie przygotowane modlitwami, postem i nocnym czuwaniem do
przyjęcia tej niezwykłej pobudki, tracili przytomność i w ekstazie wygłaszali
to, co tchnął w nich Duch Święty, będąc po prostu Jego instrumentami, tak jak
flet jest instrumentem tego, kto wygrywa na nim melodię.75Możemy tu dodać, że
takie widzenia miały przeważnie na celu odsłonięcie przyszłości Kościoła bądź
pokierowanie jego istniejącym zarządem. Wypędzanie demonów z ciał tych
nieszczęsnych osób, które demonom wolno było dręczyć, uważano za znakomi­
ty, chociaż raczej powszedni tryumf religii, przy czym starożytni apologeci
twierdzili raz po raz, że jest to najbardziej przekonywające świadectwo prawdy
chrześcijaństwa. Straszliwy ten obrzęd odbywał się zazwyczaj publicznie w obec­
ności wielkiej liczby widzów i gdy egzorcysta biegłością swą lub mocą uwalniał
delikwenta, wszyscy słyszeli, jak demon się przyznaje, że jest jednym z bajecz­
nych bogów starożytności, którzy bezbożnie przywłaszczyli sobie uwielbienie ze
strony ludzi.76 Natomiast cudowne leczenie najbardziej zastarzałych czy nawet
nadprzyrodzonych chorób nie może już budzić żadnego zdziwienia, jeśli sobie
przypomnimy, że w czasach Ireneusza, przy końcu II w., nawet wskrzeszania
zmarłych bynajmniej nie uważano za wypadek niezwykły. Cudu tego w razie
konieczności dokonywano często, uciekając się do wielkich postów i wspólnych
błagań wiernych miejscowego Kościoła. Osoby wskutek ich modłów cudownie
wskrzeszone żyły potem wśród nich jeszcze przez długie lata.77 W tym okresie,
gdy wiara chrześcijańska mogła się chwalić tyloma cudownymi zwycięstwami
nad śmiercią, chyba trudno znaleźć wytłumaczenie dla sceptycyzmu filozofów,
którzy jeszcze odrzucali szyderczo doktrynę zmartwychwstania.
Pewien Grek szlachetnego rodu oparł na tej doniosłej podstawie wszystkie
swe argumenty przeciwko chrześcijaństwu, przyrzekając Teofilowi, biskupowi
Antiochii, że natychmiast przyjmie religię Chrystusową, jeśli będzie miał
satysfakcję ujrzenia choćby jednej jedynej osoby rzeczywiście zmartwychpo-
wstałej. Godnym uwagi jest fakt, że ten najwyższy duchowny pierwszego
Kościoła wschodniego, jakkolwiek bardzo mu zależało na nawróceniu przyjacie­
la, uznał za stosowne odrzucić jego słuszne i uzasadnione wyzwanie.78
Cuda pierwotnego Kościoła po uzyskaniu sankcji wieków zostały ostatnio
zaatakowane w bardzo swobodnej i pomysłowej rozprawie,79 która, chociaż
Moce cudotwórcze pierwotnego Kościoła 27

ze strony ogółu spotkała się z przyjęciem jak najbardziej przychylnym, wśród


teologów zarówno naszego, jak i innych Kościołów protestanckich Europy
wywołała, zdaje się, powszechne zgorszenie.80 Na nasze odmienne poglądy w tej
sprawie znacznie bardziej od wszelkich określonych argumentów wpływają
dawno w nas zakorzenione nawyki badań i rozmyślań, a zwłaszcza dowody
w takiej mierze, w jakiej przyzwyczailiśmy się ich wymagać w odniesieniu do
cudownych wydarzeń.
Obowiązek historyka nie wzywa go do wygłaszania sądu osobistego w tym
delikatnym a doniosłym sporze, ale nie powinien on ukrywać faktu, że bardzo
trudno jest przyjąć teorię mogącą pogodzić stanowisko religii ze stanowiskiem
rozumu, po czym, stosując tę teorię w sposób należyty, określić dokładnie
granicę szczęśliwego okresu cudów, z wyłączeniem wszelkiego błędu i oszustwa,
któremu przypisać może byśmy byli skłonni dar tej mocy nadprzyrodzonej.
Ponieważ od czasów pierwszego z ojców Kościoła aż do czasów ostatniego
z papieży szereg biskupów, świętych, męczenników i cudów przesuwa się
bezustannie, a postęp zabobonu był stopniowy i prawie niedostrzegalny, nie
wiemy, w którym z poszczególnych ogniw przerwać łańcuch tradycji. Każde
stulecie przynosi świadectwo cudownych wyróżniających je wydarzeń i każde
z tych świadectw wydaje się nam nie mniej ważkie i godne szacunku niż
świadectwo pokoleń poprzednich, co wreszcie doprowadza nas nieznacznie do
oskarżania się o brak konsekwencji, jeśli czcigodnemu Bedzie w wieku VIII czy
świętemu Bernardowi w wieku XII odmówimy takiego samego zaufania, jakim
obdarzyliśmy tak hojnie Justyna bądź Ireneusza w wieku II.81 Jeśli miarą
prawdziwości któregokolwiek z tamtych cudów ma być jego widoczna użytecz­
ność i stosowność, to przecież każdy wiek miał niewiernych do przekonania,
heretyków do pognębienia i bałwochwalcze narody do nawrócenia; można więc
zawsze wynaleźć pobudki dostatecznie uzasadniające fakt interwencji Niebios.
A jednak, skoro już każdy wyznawca Objawienia jest przekonany o prawdzie,
a każdy rozsądny człowiek o ustaniu mocy cudotwórczych, jest rzeczą oczy­
wistą, że musiał być p e w i e n o k r e s , w którym te moce zostały Kościołowi
chrześcijańskiemu bądź nagle, bądź stopniowo odebrane. Bez względu na to,
w jakim okresie to wydarzenie umieścimy: w czasach śmierci apostołów,
nawrócenia Cesarstwa Rzymskiego czy wygaśnięcia herezji ariańskiej,82 jed­
nakowo słusznym zdziwieniem napełni nas fakt, że ówcześni chrześcijanie wcale
tego nie odczuli. Utraciwszy bowiem swoją moc cudotwórczą, nadal rościli
sobie do niej pretensje. Rolę wiary odgrywała łatwowierność; pozwalano, aby
fanatyzm przęmawiał językiem natchnienia, i skutki przypadku albo umyślnie
zaaranżowanych okoliczności przypisywano przyczynom nadprzyrodzonym.
Doświadczenie z prawdziwymi cudami w ostatnich czasach powinno było
pouczyć świat chrześcijański o ścieżkach Opatrzności i przyzwyczaić oko (jeśli
wolno nam użyć tego wysoce niestosownego wyrażenia) do stylu boskiego
Artysty. Gdyby najzręczniejszy malarz Włoch współczesnych pozwolił sobie
28 Rozdział piętnasty

ozdobić swoje słabe naśladownictwo nazwiskiem Rafaela czy Correggia, to


przecież bardzo szybko by wykryto i z oburzeniem odrzucono jego bezczelne
fałszerstwo.
Bez względu na to, jakie zdanie można mieć o cudach pierwotnego Kościoła
od czasów apostolskich, trzeba przyznać, że uległość, z jaką w te cuda wierzono
w sposób tak widoczny w wieku II i III, przypadkiem okazała się dla sprawy
religii w pewnej mierze korzystna. W obecnych czasach na dnie nawet
najpobożniejszych refleksji czai się ukryty mimowolny sceptycyzm. Człowiek
dzisiejszy na tyle wierzy w prawdy nadprzyrodzone z czynną gotowością, na ile
zimno i biernie się na nie zgadza. Nasz rozum, a już przynajmniej nasza
wyobraźnia, z dawnego nawyku uznając i szanując niezmienny ład natury, nie
ma dostatecznego przygotowania na to, aby wytrzymać widzialne oddziaływa­
nie Bóstwa. Ale w pierwszych wiekach chrześcijaństwa człowiek zajmował
pozycję zupełnie inną. Często się zdarzało, że najciekawsi bądź najbardziej
łatwowierni z pogan wstępowali do społeczeństwa chrześcijańskiego dając się
przekonać tym, że głosiło ono rzeczywistość swoich mocy cudotwórczych.
Pierwsi chrześcijanie, których nawyk zaprawiał do przyjmowania z wiarą
wydarzeń nadzwyczajnych, wciąż stąpali po gruncie mistycznym. Doznawali
uczucia, czy też sobie wyobrażali, że ze wszystkich stron są nieustannie osaczani
przez demony i że pociechy mają szukać w wizjach, nauki — w proroctwach,
zdumiewającego wybawienia od niebezpiecznych chorób i samej śmierci —
w błagalnych modłach Kościoła. Wiara w prawdziwe albo wymyślone cuda,
których, w swoim własnym mniemaniu, byli przedmiotami, narzędziami bądź
świadkami, bardzo szczęśliwie skłaniała ich do przyjmowania równie łatwo, ale
znacznie słuszniej prawdziwych cudów ewangelicznych; w ten więc sposób cuda,
nie przekraczające miary ich własnego doświadczenia, dawały im najżywsze
przekonanie o działaniu sił tajemnych, które uznawali za niepojęte i nie
mieszczące się w granicach ich zrozumienia. To właśnie owo głębokie wyrycie się
prawd nadprzyrodzonych w umyśle jest tak bardzo sławione pod mianem
wiary; określa się ten stan umysłu jako najpewniejszą rękojmię łaski bożej
i przyszłej szczęśliwości, zalecając go jako pierwszą i, być może, jedyną cnotę
chrześcijańską. Zgodnie bowiem z twierdzeniem bardziej rygorystycznych
teologów cnoty moralne, które tak samo dobrze mogą wykazywać niewierni, są
pozbawione wszelkiej wartości i skuteczności w dziele naszego rozgrzeszenia.
Jednakże pierwotny chrześcijanin manifestował swoją wiarę cnotami, przy
czym bardzo słusznie przypuszczano, że wiara boża, oświecając bądź też
podbijając rozum, musi zarazem oczyszczać serce i kierować czynami wiernego.
Pierwsi apologeci chrześcijaństwa, którzy bronią niewinności swoich braci, jak
również i pisarze późniejszego okresu, którzy sławią świętość swoich przodków,
w najżywszych barwach odmalowują naprawę obyczajów w świecie dzięki
głoszeniu Ewangelii. Ponieważ zamiarem moim jest zwrócić uwagę tylko na
takie pobudki ludzkie, jakim dane było sekundować wpływowi Objawienia,
Moralność pierwszych chrześcijan 29

nadmienię mimochodem o dwóch spośród nich, z natury rzeczy mogących


sprawiać, że żywoty pierwszych chrześcijan odznaczały się znacznie większą
czystością i surowością obyczajów niż żywoty współczesnych im pogan oraz
chrześcijan czasów późniejszych; pierwsza z tych pobudek to żal za grzechy
popełnione w przeszłości, a druga to chwalebne pragnienie utrzymania dobrej
sławy chrześcijańskiego społeczeństwa.
Istnieje taki, podsunięty przez niewiedzę albo złośliwość niewiary, starodaw­
ny zarzut, że chrześcijanie zwabiali do swego stronnictwa najokropniejszych
zbrodniarzy, którzy, doznawszy wyrzutów sumienia, z łatwością dawali się
nakłonić do zmycia wodą chrztu swojej dawniejszej winy, za jaką przebaczenia
odmawiano im w świątyniach bogów. Ale ten zarzut, gdy się go oczyści
z wszelkich przeinaczeń, przynosi Kościołowi tyleż zaszczytu, ile mu przyniósł
korzyści, przyczyniając się do jego rozwoju.83 Zwolennicy chrześcijaństwa
mogą bez rumieńca wstydu przyznać, że niejeden z najwybitniejszych świętych
przed chrztem był grzesznikiem. Osoby, które na tym świecie poszły, aczkolwiek
w sposób niedoskonały, za nakazem dobrej woli i stosowności, czerpały
z poczucia własnej cnoty takie spokojne zadowolenie, że znacznie mniej były
podatne na nagłe wzruszenia wynikłe ze wstydu, żalu i strachu, a będące
źródłem tylu cudownych nawróceń. Głosiciele Ewangelii, biorąc przykład ze
swego boskiego Mistrza, nie pogardzali rzeszami ludzi — zwłaszcza kobiet —
gnębionych świadomością, a bardzo często i skutkami swych występków.
Nawróceni, wynurzywszy się z odmętów grzechu i zabobonu w blask wspaniałej
nadziei nieśmiertelności, postanawiali poświęcić się życiu nie tylko w cnocie,
ale i w pokucie. Pragnęli osiągnąć doskonałość i to stawało się naczelną
namiętnością ich dusz; a przecież dobrze wiadomo, że podczas gdy rozum
z zimnym umiarkowaniem przyjmuje złoty środek, nasze namiętności gwałtow­
nie, błyskawicznie przenoszą nas poprzez przestrzeń dzielącą najbardziej sobie
przeciwne krańce.
Nowo nawróceni, gdy już ich przyjęto w szeregi wiernych i dopuszczono do
sakramentów Kościoła, znajdowali jeszcze jeden hamulec, który ich powstrzy­
mywał od popadania w dawną nieprawość — hamulec natury wprawdzie mniej
duchowej, ale bardzo niewinnej i godnej szacunku. Każde określone społeczeń­
stwo po oderwaniu się od wielkiej zbiorowości narodu czy religii, do której
przedtem należało, staje się natychmiast przedmiotem zarówno powszechnej, jak
i indywidualnej obserwacji. Im mniejsze jest to społeczeństwo liczebnie, tym
bardziej na jego charakter wpływać mogą cnoty i wady składających się na nie
osób; każdy więc jego członek powinien z jak najczujniejszą uwagą baczyć na
zachowanie własne i swoich braci, ponieważ tak samo, jak musi się spodziewać
ewentualnego ściągnięcia na siebie cząstki wspólnej hańby, może mieć również
nadzieję na to, że cieszyć się będzie udziałem we wspólnej dobrej sławie.
Chrześcijanie Bitynii, postawieni przed sądem Pliniusza Młodszego, zapewnili
tego prokonsula, że dalecy są od zajmowania się jakimikolwiek bezprawnymi
30 Rozdział piętnasty

spiskami i że związali się uroczystym zobowiązaniem, które im nie pozwala


popełniać żadnych przestępstw zamącających prywatny bądź publiczny spokój
społeczeństwa, takich jak kradzież, grabież, cudzołóstwo, krzywoprzysięstwo
i oszustwo.84 Prawie w sto lat później Tertulian z niekłamaną dumą mógł się
chwalić, że bardzo niewielu chrześcijan poniosło śmierć z ręki kata z innych
powodów niż wiara, którą wyznawali.85 Tryb życia, jakie wiedli w powadze
i odosobnieniu przeciwstawiając się wesołemu zbytkowi owych czasów, za­
pewniał im czystość, wstrzemięźliwość, oszczędność i wszelkie z rozwagi Wy­
pływające obywatelskie cnoty. W pracy, którą większość z nich wykonywała
w jakimś rzemiośle bądź zawodzie, wypadało im jak najściślejszą prawością
i najuczciwszym postępowaniem usuwać podejrzenia, które aż nazbyt często
profani są skłonni żywić przeciwko zewnętrznym objawom świątobliwości.
Pogarda świata ćwiczyła ich w nawykach pokory, łagodności serca i cierpli­
wości. Im bardziej ich prześladowano, tym ściślej trzymali się razem. Miłosier­
dzie i bezgraniczne zaufanie, jakie nawzajem sobie okazywali, nie uchodziło
uwagi niewiernych i aż nazbyt często było nadużywane przez ich przewrotnych
przyjaciół.86
Okolicznością bardzo zaszczytną, jeśli chodzi o moralność pierwszych chrze­
ścijan, jest to, że nawet ich winy, a raczej błędy, wypływały z nadmiaru cnoty.
Biskupi i doktorowie Kościoła, których świadectwo potwierdza wyznania,
zasady, a nawet obyczaje ich współczesnych i których powaga mogła mieć na
nich wpływ, badali Pismo Święte nie tyle biegle, co pobożnie, często przyjmując
w sensie najdosłowniejszym owe sztywne przepisy Chrystusa i apostołów, do
których późniejsi komentatorzy roztropnie zastosowali swobodniejszy i bardziej
metaforyczny sposób wykładni. W swojej ambicji wynoszenia doskonałości
Ewangelii ponad mądrość filozofii gorliwi ojcowie Kościoła doprowadzili
obowiązki samoumartwiania, czystości i cierpliwości do szczytu ledwie możli­
wego do osiągnięcia, a jeszcze mniej do utrzymania w naszym obecnym stanie
słabości i zepsucia. Nauka tak niezwykła i wzniosła musiała sama przez się
zdobywać sobie uwielbienie ludu, nie nadawała się jednak do tego, aby głosowali
za nią świeccy filozofowie z rzędu tych, co w przeżywaniu tego przemijającego
istnienia rządzą się tylko uczuciami natury i interesami społeczeństwa.87
Nawet w najbardziej cnotliwych i tolerancyjnych usposobieniach możemy
wyróżnić dwie bardzo naturalne skłonności: umiłowanie przyjemności i umiło­
wanie działania. Umiłowanie przyjemności, jeśli je wysubtelniają sztuki piękne
i uczoność, jeśli je zdobią uroki życia towarzyskiego i kontrolują słuszne
względy na oszczędność, zdrowie i dobrą sławę, jest w ogromnej mierze źródłem
szczęścia, jakie można odczuwać w życiu osobistym. Umiłowanie działania to
czynnik znacznie silniejszy, a zarazem bardziej niepewny. Często prowadzi ono
do pychy i mściwości, chociaż, kierowane dobrą wolą i poczuciem stosowności,
ipoże zrodzić wszelkie cnoty; i jeśli tym cnotom towarzyszą równe im talenty,
ta rodzina, a nawet całe państwo czy cesarstwo może swoje bezpieczeństwo
Moralność pierwszych chrześcijan 31

i pomyślność zawdzięczać nieustraszonej odwadze jednostki. Możemy więc


przypisać umiłowaniu przyjemności większość cech miłych, a umiłowaniu
działania większość cech użytecznych i godnych szacunku. Wydawałoby się, że
usposobienie jednoczące w sobie i harmonizujące oba te umiłowania jest
najdoskonalszym wzorem natury ludzkiej; natomiast usposobienie, któremu
brak, być może, jednego i drugiego, pozbawione wrażliwości i bezczynne,
zostanie przez ludzkość za wspólną zgodą odrzucone jako całkowicie niezdolne
do wyświadczania jakiegokolwiek dobra jednostce bądź jakichkolwiek dobro­
dziejstw publicznych światu. Ale to nie dla tego świata pierwsi chrześcijanie
pragnęli uczynić się przyjemnymi bądź użytecznymi.
Nabywanie wiedzy, ćwiczenie naszego rozumu czy wyobraźni i miłe, swobod­
ne rozmowy mogą być uprzyjemnieniem wolnego czasu dla umysłów niczym nie
skrępowanych. Rozrywki te jednak były czymś, co surowi ojcowie Kościoła
odrzucali ze wstrętem albo też przyjmowali z najwyższą ostrożnością, ponieważ
wszelaką wiedzą, która nie służyła zbawieniu, gardzili, a wszelką lekkość
w rozmowie uważali za nadużywanie daru mowy. W życiu doczesnym ciało jest
tak nierozerwalnie związane z duszą, że chyba w naszym interesie leży niewinne
i umiarkowane zakosztowanie przyjemności, na jakie ciało — ten wierny
towarzysz duszy — jest wrażliwe. Zupełnie inaczej jednak rozumowali nasi
pobożni przodkowie; nadaremnie pragnąc naśladować doskonałość aniołów,
pogardzali bądź też udawali, że pogardzają, wszelką przyjemnością ziemską
i cielesną.88 Niektóre z naszych zmysłów są dla nas wręcz konieczne do
zachowania życia, inne do wyżywienia, a jeszcze inne do nabycia wykształcenia,
niemożliwością więc było odrzucić posługiwanie się nimi. Ale już sam przedsmak
przyjemności zmysłowej piętnowano jako początek nadużywania zmysłów.
Znieczulonego na wszystko kandydata do nieba uczono nie tylko opierać się
przyziemnym pokusom smaku lub powonienia, ale nawet zatykać uszy na
świecką harmonię dźwięków i patrzeć obojętnie na najdoskonalsze dzieła sztuki
ludzkiej. Wesoły strój, wspaniałe domy i wytworne sprzęty rzekomo jednoczyły
w sobie podwójną winę pychy i zmysłowości: dla chrześcijanina, który był pewny
swoich grzechów, a niepewny swego zbawienia, stosowniejszy był wygląd prosty
i ascetyczny. Ojcowie Kościoła posuwają drobiazgowość w ganieniu zbytku do
najmniejszych szczegółów;89 spośród rozmaitych przedmiotów ich pobożnego
oburzenia możemy tu wymienić: sztuczne włosy, odzież we wszystkich barwach
z wyjątkiem białej, instrumenty muzyczne, naczynia ze złota i srebra, puchowe
poduszki (ponieważ Jakub sypiał z głową na kamieniu), biały chleb, zagraniczne
wina, powitania publiczne, ciepłe kąpiele oraz zwyczaj golenia brody, który, jak
się wyraził Tertulian, jest kłamem zadawanym naszym twarzom i bezbożnym
wysiłkiem poprawiania dzieł Twórcy.90 Gdy chrześcijaństwo zaczęło się roz­
powszechniać wśród bogatych i ogładzonych, przestrzeganie tych szczególnych
przepisów, tak jakby to było i w obecnych czasach, pozostawiono nielicznym,
wyjątkowo pragnącym wznioślejszej świątobliwości. Zawsze jednak niższym
32 Rozdział piętnasty

stanom społecznym jest równie łatwo, jak miło rościć sobie prawo do zasługi
płynącej z pogardzania owym przepychem i przyjemnościami, które los umiesz­
cza poza ich zasięgiem. Na straży cnoty pierwszych chrześcijan, tak samo jak na
straży cnoty pierwszych Rzymian, bardzo często stało ubóstwo połączone
z ciemnotą.
Z tej samej zasady, to jest wstrętu do wszelkich radości życia mogących
zadowalać zmysłową, a poniżać duchową naturę człowieka, wypływała bez­
względna surowość ojców Kościoła w stosunku do wszystkiego, co się odnosiło
do obcowania dwojga płci. Ulubionym ich argumentem było zdanie, że gdyby
Adam zachował posłuszeństwo wobec Twórcy, to żyłby wiecznie w stanie
dziewiczej czystości, a raj mógłby się był zaludnić plemieniem niewinnych,
nieśmiertelnych istot powstałych w jakiś nieszkodliwy sposób zapylania.91
Wstępowanie w związki małżeńskie zostało upadłemu potomstwu Adama
dozwolone tylko jako konieczny środek utrzymania gatunku ludzkiego oraz
hamulec, aczkolwiek niedoskonały, nałożony na wrodzoną człowiekowi roz­
wiązłość żądzy. Wahanie prawowiernych kazuistów w tym interesującym
przedmiocie zdradza rozterkę ludzi niechętnych do zaaprobowania instytucji,
którą zmuszeni byli tolerować.92 Wyliczenie tutaj cudacznych przepisów, jakimi
niezmiernie szczegółowo wysłali oni łoże małżeńskie, wywołałoby uśmiech
u młodych i rumieniec u czystych duchem. Uważali jednomyślnie, że dla celów
natury i społeczeństwa zupełnie wystarcza pierwsze i jedyne małżeństwo w życiu.
Związek zmysłowy wysubtelniono na podobieństwo mistycznej jedności Chrys­
tusa z Kościołem i uznano za nierozerwalny zarówno przez rozwód, jak i przez
śmierć. Ponowne wstępowanie w związki małżeńskie piętnowano mianem
legalnego cudzołóstwa, przy czym osoby winne takiego gorszącego wykroczenia
przeciwko czystości chrześcijańskiej bardzo szybko pozbawiano zaszczytów,
ą nawet wykluczano z łona Kościoła.93 Ponieważ żądzę uważano za występek,
a małżeństwo za tolerowaną z konieczności ułomność, logicznie z tychże samych
zasad wynikało, że najbliższy boskiej doskonałości jest stan celibatu. Rzym
starożytny z najwyższym trudem utrzymywał instytucję sześciu westalek,94
ale w pierwotnym Kościele mnóstwo było osób płci obojga, poświęcających
się życiu w wiecznej czystości.95 Z tych tylko nieliczni, do których możemy
zaliczyć uczonego Orygenesa, osądzili, że najroztropniej jest rozbroić kusicie­
la.96 Niektórzy zupełnie nie byli wrażliwi na pokusy ciała, inni znów zwalczali
te pokusy zwycięsko. Gardząc sromotną ucieczką, dziewice ciepłego klimatu
afrykańskiego potykały się z wrogiem w walce wręcz; pozwalały księżom
i diakonom dzielić ze sobą łoże i wśród płomieni chlubiły się swoją niepokalaną
czystością. Ale znieważona natura dochodziła czasami swoich praw, więc ten
nowy gatunek męczeństwa wprowadził do Kościoła tylko nowe zgorszenie.97
Wielu jednak wśród chrześcijańskich ascetów (nazwę tę otrzymali z powodu
swoich bolesnych ćwiczeń), odznaczając się mniejszą próżnością, osiągało
prawdopodobnie rezultaty pomyślniejsze. Utratę rozkoszy zmysłowej równo­
Moralność pierwszych chrześcijan 33

ważyła i wynagradzała duchowa duma. Nawet rzesze pogańskie skłonne były


mierzyć wartość tej ofiary miarą jej oczywistej trudności, a ojcowie Kościoła
ku chwale tych właśnie czystych oblubieńców Chrystusa wylewali wzburzone
potoki swojej wymowy.98 Są to najwcześniejsze ślady zasad i instytucji
klasztornych, które w późniejszym czasie miały przeciwważyć wszystkie dotych­
czasowe zasługi chrześcijaństwa.99
Nie mniej niż przyjemnościom tego świata chrześcijanie byli przeciwni
sprawom życia publicznego. Nie umieli pogodzić obrony osób, praw osobistych
i mienia z cierpliwą nauką nakazującą nieograniczone wybaczanie doznanych
krzywd i dopraszanie się o nowe zniewagi. Prostotę ich obrażał zwyczaj
szafowania przysięgami, przepych władzy urzędowej i perturbacje życia publicz­
nego. Poczciwi w swoim nieoświeceniu nie mogli się przekonać do tego, by
przelewanie krwi bliźnich czy to mieczem sprawiedliwości, czy to mieczem wojny
było przy jakiejkolwiek okazji zgodne z prawem, choćby nawet przestępcze bądź
wrogie usiłowania tych bliźnich zagrażały pokojowi i bezpieczeństwu całej
społeczności.100 Przyjęli do wiadomości, że przedtem, gdy nie było prawa tak
doskonałego, władzę w ustroju żydowskim za zgodą Niebios sprawowali
natchnieni prorocy i królowie-pomazańcy. Czuli i przyznawali, że takie insty­
tucje mogą być konieczne w porządku świata doczesnego, i chętnie poddawali się
władzy swoich pogańskich wielkorządców. Ale wpajając sobie zasady biernego
posłuszeństwa, odmawiali wzięcia jakiegokolwiek czynnego udziału w administ­
racji państwowej Cesarstwa i w jego obronie zbrojnej. Dopuszczali może pewną
pobłażliwość w stosunku do osób, które parały się takimi gwałtownymi
i krwawymi zajęciami przed swoim nawróceniem,101 ale niemożliwością było,
aby chrześcijanin mógł zostać żołnierzem, dostojnikiem państwowym bądź
władcą, nie wyrzekając się tym samym obowiązku bardziej uświęconego.102 Ten
mający pozory opieszałości czy nawet występny brak względów na dobro
publiczne narażał ich na wzgardę i wyrzuty pogan, którzy bardzo często
zapytywali: „Jakiż by musiał być los Cesarstwa zewsząd napadanego przez
barbarzyńców, gdyby wszyscy przyjęli małoduszne poglądy tej nowej sekty?” 103
Na to obelżywe pytanie apologeci chrześcijańscy dawali odpowiedzi niejasne
i dwuznaczne, ponieważ nie chcieli odsłonić tajemnej przyczyny swojej pewności
siebie: a mianowicie oczekiwania, że zanim cała ludzkość się nawróci, nie będzie
już ani wojen, ani rządu, ani Cesarstwa Rzymskiego, ani w ogóle świata. Można
zauważyć również i na tym przykładzie, że sytuacja, w jakiej się znajdowali
pierwsi chrześcijanie, bardzo szczęśliwie zbiegała się z ich skrupułami religijnymi
i że ich wstręt do życia czynnego pomagał im raczej wykręcać się od służby
państwowej i wojskowej niż pozbawiać się zaszczytów, jakie w służbach tych
zdobyć by mogli.
Ale charakter ludzki, jakkolwiek by go uszlachetniał bądź dławił jakiś chwi­
lowy zapał, powraca stopniowo do swego właściwego, naturalnego stanu i na
nowo ulega namiętnościom, najbardziej, jak się zdaje, przystosowanym do jego
34 Rozdział piętnasty

doczesnych warunków. Pierwsi chrześcijanie zgoła nie interesowali się sprawami


i przyjemnościami tego świata, ale umiłowanie działania, którego nigdy nie zdo­
łali wygasić w sobie całkowicie, wkrótce znów ożyło, znajdując nowe ujście
w rządzeniu Kościołem. Wyodrębnione społeczeństwo atakujące państwową
religię Cesarstwa musiało przyjąć jakąś zdecydowaną formę polityki wewnętrz­
nej i wyznaczyć dostateczną liczbę swoich przedstawicieli, poruczając im nie
tylko funkcje duchowe, ale nawet i doczesne kierownictwo nad społecznością
chrześcijańską. Troska o bezpieczeństwo tej społeczności, o jej honor i wzrost
liczebny zaczęła w umysłach tych duchownych, nawet najpobożniejszych, budzić
ducha patriotyzmu takiego, jaki przedtem odczuwali wobec Rzeczypospolitej
pierwsi Rzymianie, a czasem i równą rzymskiej obojętność w stosowaniu
wszelkich możliwych środków mogących doprowadzić do osiągnięcia tak
pożądanego celu.
Ambicję podnoszenia siebie samych albo swoich przyjaciół do zaszczytów
i urzędów kościelnych ukrywali pod maską świątobliwości, udając, że mają
chwalebny zamiar poświęcić dla dobra powszechnego zarówno uzyskaną
władzę, jak i szacunek u ludu, o które tylko w tym celu obowiązek chrześcijański
każe im zabiegać. Wykonując swoje funkcje byli często powoływani do
wykrywania herezji bądź podstępów fakcji, do przeciwstawienia się planom
przewrotnych braci i piętnowania ich zasłużoną hańbą, jak również i do
wypędzania ich z łona społeczeństwa, którego spokój i szczęście usiłowali
zamącić. Kościelni wielkorządcy chrześcijan potrafili łączyć w sobie mądrość
węża z niewinnością synogarlicy, tylko że o ile ta pierwsza cecha pod wpływem
nawyków rządzenia coraz bardziej się wysubtelniała, o tyle ta druga ulegała
niepostrzegalnemu zepsuciu. W Kościele, tak samo jak w życiu świeckim, osoby
zajmujące jakiekolwiek stanowiska publiczne nabierają znaczenia dzięki swojej
wymowie i stanowczości, znajomości ludzi i zręczności w załatwianiu spraw.
Dostojnicy kościelni, ukrywając przed innymi, a może nawet i przed sobą,
tajemne pobudki swego postępowania, aż nazbyt często ulegali na nowo
wszelkim burzliwym namiętnościom życia czynnego, zaprawionym jeszcze
dodatkową szczyptą zajadłości i uporu, które w nich rodziła mocno wpojona
gorliwość duchowa.
Rządy nad Kościołem często bywają przedmiotem jak również i celem sporów
religijnych. Wrogo do siebie nastawieni adwersarze z Rzymu, Paryża, Oksfordu
i Genewy jednakowo walczą o sprowadzenie pierwotnego wzoru apostol­
skiego104 do poszczególnych wymagań własnej polityki. Nieliczni, którzy
prowadzą te badania bardziej otwarcie i bezstronnie, są zdania,105 że apo­
stołowie nie chcieli się zajmować ustawodawstwem i woleli raczej znosić pewne
stronnicze obmowy i rozdział w łonie Kościoła niż chrześcijanom przyszłej ery
odmówić swobody w zmienianiu formy rządów kościelnych w zależności od
wymogów czasu i zmieniających się warunków. System polityki przyjętej za
zgodą apostołów na użytek pierwszego stulecia można odnaleźć w obyczajach
Początki instytucji kościelnych 35

Jerozolimy, Efezu czy Koryntu. Społeczeństwa chrześcijańskie, powstałe w mias­


tach Cesarstwa Rzymskiego, jednoczyła tylko więź wiary i miłości. Podstawą ich
ustroju wewnętrznego była niezależność i równość. Brak karności i uczoności
ludzkiej wynagradzała dorywcza pomoc p r o r o k ó w , 106 powoływanych do
tej funkcji bez względu na wiek, płeć i zdolności wrodzone; dawali oni szeroki
upust natchnieniu Ducha przed zgromadzeniem wiernych za każdym razem, gdy
poczuli impuls boży. Jednakże często ci proroczy nauczyciele nadużywali swoich
nadzwyczajnych darów bądź też używali ich niewłaściwie. Objawiali je w nieod­
powiedniej porze, zarozumiale zakłócając nabożeństwa, zgromadzenia, i w re­
zultacie przez pychę czy źle pojętą gorliwość wprowadzili, zwłaszcza do
Kościoła Apostolskiego w Koryncie, wiele żałosnych zaburzeń.107 Skoro więc
instytucja proroków stała się bezużyteczna, a nawet szkodliwa, pozbawiono ich
siły oddziaływania, a urzędy zniesiono. Publiczne funkcje religijne zaczęto
powierzać wyłącznie ustanowionym przez Kościół kapłanom: b i s k u p o m
i p r e z b i t e r o m , przy czym te dwa miana określały na początku ten sam
urząd i stan. Miano prezbitera, czyli starszego duchownego, wyrażało sędziwy
wiek, a raczej powagę i mądrość danego kapłana. Tytuł biskupa oznaczał, że
dany kapłan sprawuje nadzór nad wiarą i obyczajami chrześcijan powierzonych
jego pasterskiej pieczy. Każdą posłuszną grupę wiernych, zależnie od ich liczby,
prowadziła mniejsza lub większa liczba b i s k u p i c h p r e z b i t e r ó w , spra­
wując jednakową nad nimi władzę i udzielając im jednolitych rad.108
Ale nawet najdoskonalsza równość w korzystaniu z wolności potrzebuje
kierującej ręki jakiegoś wyższego dostojnika i bardzo rychło porządek obrad
publicznych wymaga wprowadzenia urzędu przewodniczącego, obdarzonego
przynajmniej władzą zasięgania opinii zgromadzenia i wykonywania jego
postanowień. Wzgląd na spokój publiczny, tak często zakłócany przez od­
bywające się co rok bądź zależnie od okoliczności wybory, skłonił pierwszych
chrześcijan do ustanowienia zaszczytnego urzędu dożywotniego, na który
wybierali jednego spośród najmędrszych i najbardziej świątobliwych prez­
biterów, aby wykonywał aż do śmierci obowiązki ich kościelnego wielko­
rządcy.
W tych to właśnie okolicznościach tytuł biskupa zaczął się wznosić ponad skrom­
ne miano prezbitera i podczas gdy to miano pozostało dla członków każdego
chrześcijańskiego senatu wyróżnieniem najzwyklejszym, tytuł biskupa zastoso­
wano do godności nowego ich przewodniczącego.109 Korzyści płynące z tej
biskupiej formy rządu, wprowadzonej, zdaje się, jeszcze przed końcem pierw­
szego stulecia,110 były tak widoczne i tak doniosłe zarówno dla przyszłej
wielkości chrześcijaństwa, jak i dla jego ówczesnego spokoju, że wszystkie
chrześcijańskie społeczności rozsiane już po całym Cesarstwie przyjęły ją bez
zwłoki. Bardzo wcześnie uzyskała ona sankcję starożytności111 i po dziś dzień
wciąż jeszcze jest szanowana przez najpotężniejsze Kościoły i Wschodu,
i Zachodu jako ustanowienie pierwotne, a nawet boże.112 Nie ma potrzeby
36 Rozdział piętnasty

tu nadmieniać, że pierwsi z pobożnych, pokornych prezbiterów, których


zaszczycono tytułem biskupów, na pewno nie mieli i nawet by nie chcieli mieć tej
władzy i przepychu, jakie teraz opromieniają tiarę biskupa rzymskiego albo
mitrę niemieckiego prałata. Możemy jednak w paru słowach określić wąskie
granice pierwotnego zasięgu ich jurysdykcji głównie o duchowym, chociaż
w niektórych wypadkach i doczesnym charakterze.113 Biskup udzielał sak­
ramentów, pilnował karności Kościoła, nadzorował obrzędy religijne, które
niepostrzeżenie stawały się coraz liczniejsze i rozmaitsze, wyświęcał kapłanów
i wyznaczał im funkcje, zarządzał funduszami publicznymi i wreszcie rozstrzygał
wszystkie takie spory, jakich wierni nie chcieli wysuwać przed sądem sędzie-
go-bałwochwalcy. Przez pewien krótki czas sprawował tę władzę w myśl rad
kolegium prezbiterów i za zgodą i aprobatą zgromadzenia chrześcijan. Biskupów
na samym początku uważano jedynie za pierwszych między równymi, pełniących
zaszczytną funkcję służebną wobec wolnego ludu. Natychmiast gdy tron biskupa
opróżniał się z powodu jego śmierci, wybierano spośród prezbiterów nowego
przewodniczącego drogą powszechnego głosowania całej rzeszy wiernych,
z których każdy czuł się wtedy obdarzony charakterem uświęconym i ka­
płańskim.114
Taki był ten łagodny ustrój równości, którym rządzili się chrześcijanie przez lat
z górą sto po śmierci apostołów. Każda społeczność chrześcijańska sama w sobie
tworzyła odrębną i niezależną rzeczpospolitą i chociaż nawet najbardziej
oddalone z tych małych państewek utrzymywały ze sobą przyjacielską wymianę
listów i deputacji, to jednak świat chrześcijański nie był połączony jeszcze żadną
władzą najwyższą ani wspólnym zgromadzeniem ustawodawczym. Dopiero
w miarę jak szeregi wiernych stopniowo się powiększały, zaczęto odkrywać
korzyści, jakie mogłyby płynąć ze ściślejszego zjednoczenia wspólnych interesów
i zamierzeń. U schyłku wieku II Kościoły Grecji i Azji Mniejszej, zapożyczając
wzór rady przedstawicielskiej, jak słusznie można przypuszczać, ze słynnych
przykładów ojczystego kraju, to jest Amfiktionii, Ligi Achajskiej bądź też
zgromadzeń miast jońskich, wprowadziły użyteczną instytucję synodów pro-
wincjalnych. Wkrótce potem stało się zwyczajem, a nawet prawem to, że biskupi
niezależnych Kościołów w wyznaczonym czasie na wiosnę i na jesieni spoty­
kali się w stolicy prowincji. W debatach pomagali im swoimi radami nielicz­
ni najwybitniejsi prezbiterzy, przy czym do umiaru skłaniała ich obec­
ność przysłuchującej się rzeszy wiernych.115 Ich dekrety, zwane kanonami,
regulowały wszystkie ważniejsze spory w sprawach wiary i karności; było rze­
czą naturalną wierzyć, że na to zjednoczone zgromadzenie delegatów chrześ­
cijańskiego ludu spływa hojnie natchnienie Ducha Świętego. Instytucja syno­
dów była tak dobrze przystosowana do ambicji osobistych i interesów publicz­
nych, że już w okresie paru lat przyjęto ją w całym Cesarstwie. Ustaliła się
regularna wymiana poglądów pomiędzy synodami poszczególnych prowincji,
które porozumiewały się ze sobą i aprobowały wzajemnie swoje posunięcia; tak
Początki instytucji kościelnych 37

to więc Kościół katolicki uzyskał wkrótce formę i siłę wielkiej rzeczypospo-


litej federalnej.116
W miarę jak poszczególne Kościoły wskutek wprowadzenia synodów niepo­
strzeżenie traciły władzę ustawodawczą, biskupi dzięki swemu sojuszowi zdoby­
wali sobie coraz większy udział w sprawowaniu arbitralnej władzy wykonawczej
i od pierwszej chwili, gdy w poczuciu wspólnoty interesów związali się ze
sobą, mieli już możność ze zjednoczoną energią zaatakować pierwotne upraw­
nienia swego duchowieństwa i ludu. Wyżsi duchowni w wieku III stopniowo
zmienili język napomnienia na język rozkazu, posiali ziarno przyszłych uzur-
pacji i pokryli niedobór własnych sił i rozumu biblijnymi alegoriami i de-
klamatorską retoryką. Wychwalali jedność i moc Kościoła reprezentowanego
przez w ł a d z ę b i s k u p i ą , której równą i niepodzielną cząstką cieszył się
każdy biskup.117 Często powtarzano, że władcy i dostojnicy państwowi mogą się
chełpić doczesnym roszczeniem do przemijającego panowania, ale tylko władza
biskupia pochodząca od Boga rozciąga się na ten świat i na tamten. Biskupi byli
namiestnikami Chrystusa, następcami apostołów i mistycznymi zastępcami
arcykapłana Zakonu Mojżeszowego. Wyłącznie oni mieli przywilej nadawania
sakry kapłańskiej, co zaczęło już zagrażać wolności wyborów zarówno kościel­
nych, jak ludowych; i jeśli w sprawach administracji Kościoła jeszcze się
kierowali zdaniem kapłanów bądź skłonnościami ludu, to nie omieszkali przy
tym jak najstaranniej podkreślać swojej zasługi płynącej z takiego dobrowolnego
zstąpienia z wyżyn. Wprawdzie uznawali, że władza najwyższa należy do
zgromadzenia ich braci, ale każdy z nich w zarządzaniu własną diecezją wymagał
od swojej o w c z a r n i takiego samego ślepego posłuszeństwa, jakiego pasterz
wymaga od owiec — jak gdyby ta ulubiona metafora była słuszna w sensie
dosłownym i pasterz był istotą wyższą niż jego owieczki.118 Narzucanie tego
posłuszeństwa było jednak połączone z pewnymi wysiłkami po jednej i z pewnym
oporem po drugiej stronie. W wielu miejscowościach niższe duchowieństwo,
ożywione gorliwością bądź mające na widoku własne cele, podtrzymywało
demokratyczne zasady ustroju kościelnego swoją gorącą opozycją. Ale ów
patriotyzm uzyskał tylko haniebne miano fakcji i schizmy, a sprawa biskupia
nadal odnosiła zwycięstwo za zwycięstwem, zawdzięczając błyskawiczne postę­
py trudom wielu energicznych prałatów, którzy tak jak Cyprian z Kartaginy
potrafili pogodzić kunszt najbardziej żądnego władzy męża stanu z cnotami
chrześcijańskimi, na pozór możliwymi jedynie u świętego i męczennika.119
Te same przyczyny, które zrazu zburzyły równość wśród prezbiterów, spo­
wodowały, że i wśród biskupów wyłoniło się z czasem zwierzchnictwo stopnia,
a stąd i wyższość jurysdykcji. Podczas każdego wiosennego i jesiennego synodu
prowincjalnego wyraźnie w tym zgromadzeniu dawała się odczuwać różnica
wartości osobistych i reputacji, w wyniku czego całą rzeszą rządziły dzięki swej
mądrości i wymowie nieliczne najwybitniejsze jednostki. Ale porządek obrad
publicznych wymagał jakiegoś rozróżnienia bardziej regularnego, a mniej
38 Rozdział piętnasty

wzbudzającego zawiść; ustanowiono więc, że przewodniczącymi poszczegól­


nych synodów będą dożywotnio biskupi ze stolic danych prowincji. Sprawiło
to, że ci ambitni duchowni, wkrótce uzyskując wzniosłe tytuły metropolitów
i prymasów, zaczęli przygotowywać się skrycie do rozciągnięcia takiej samej
władzy nad braćmi-biskupami, jaką jeszcze tak niedawno biskupi objęli nad
kolegiami prezbiterów.120 Nie upłynęło wiele czasu, gdy współzawodnictwo
w sięganiu po władzę najwyższą zapanowało wśród samych metropolitów.
Każdy z nich popisywał się w słowach jak najbardziej pompatycznych od­
malowywaniem doczesnych honorów i zalet podległego sobie miasta, wy­
chwalał liczebność i zamożność chrześcijan będących przedmiotem jego pa­
sterskiej pieczy, wychwalał świętych i męczenników, którzy wśród nich po­
wstali, oraz czystość, w jakiej zachowywali oni tradycję wiary przekazaną
przez szereg prawowiernych biskupów bezpośrednio od apostoła bądź ucznia
apostolskiego, któremu założenie danego Kościoła przypisywano.121 Z wszel­
kich powodów natury zarówno państwowej, jak i kościelnej łatwo było
przewidzieć, że Rzym, siłą rzeczy cieszący się szacunkiem wszystkich pro­
wincji, zacznie sobie rościć pretensję i do ich posłuszeństwa.
Społeczeństwo wiernych w Rzymie pozostawało w odpowiednim stosunku
liczebnym do ogólnej liczby mieszkańców tej stolicy Cesarstwa; Kościół Rzymu
był więc największy i najliczniejszy, a przy tym, jeśli chodzi o Zachód, najstarszy
ze wszystkich instytucji chrześcijańskich, z których wiele otrzymało swoją religię
dzięki nabożnym trudom misjonarzy rzymskich. Podczas gdy największą chlubą
Antiochii, Efezu czy Koryntu był j e d e n apostolski założyciel Kościoła,
brzegi Tybru mogły rzekomo szczycić się kazaniami i męczeństwem dwóch
najwybitniejszych apostołów;122 bardzo więc roztropnie biskupi Rzymu rościli
sobie prawo do wszelkich przywilejów, jakie przypisywano osobie bądź urzędowi
świętego Piotra.123 Biskupi Italii i prowincji skłonni byli przyznawać im
pierwszeństwo stanu i obcowania (dokładnie tak to wyrażali) w arystokracji
chrześcijańskiej.124 Ale władzę monarchiczną odrzucano ze wstrętem, toteż
ambitny duch Rzymu spotkał się ze strony narodów Azji Mniejszej i Afryki
z silniejszym oporem przeciwko swemu panowaniu duchowemu, niż doznawał
go przedtem sięgając po panowanie doczesne. Cyprian, patriota sprawujący nad
Kościołem Kartaginy i synodami prowincjalnymi władzę jak najbardziej abso­
lutną, przeciwstawił się ambicji biskupa rzymskiego z całą stanowczością i powo­
dzeniem, przebiegle łącząc sprawę własną ze sprawą biskupów wschodnich i, jak
Hannibal, wyszukując sobie nowych sprzymierzeńców w sercu Azji Mniejszej.125
Jeśli ta wojna punicka toczyła się bez rozlewu krwi, to działo się to nie tyle
dzięki umiarkowaniu, ile dzięki słabości wojujących ze sobą duchownych.
Jedyną ic h bronią były wymysły i klątwy, którymi podczas tego sporu
obrzucali się nawzajem z jednakową furią i pobożnością. Katolików współ­
czesnych trapi twarda konieczność zganienia czy to papieża, czy świętego
i męczennika, za każdym razem gdy trzeba podawać szczegóły owych polemik,
Wspólnota dóbr 39

w których szermierze rełigii folgowali namiętnościom chyba stosowniejszym


w senacie albo obozie wojskowym niż w Kościele.126
Z postępu władzy kościelnej zrodziło się nie znane przedtem Grekom
i Rzymianom pamiętne rozróżnienie stanu świeckiego i stanu duchownego.127
Pierwsze z tych określeń obejmowało całą zbiorowość chrześcijańskiego ludu,
drugie, zgodnie ze swoim znaczeniem, stosowało się do garstki wybranych,
wyodrębnionej do pełnienia służby religijnej, do tego słynnego stanu, który
dostarcza najdonioślejszych, chociaż nie zawsze najbardziej budujących tema­
tów w historii nowożytnej. Wzajemna wrogość duchownych zamącała czasem
spokój niemowlęcego Kościoła, ale ich gorliwość i energia jednoczyły się we
wspólnej sprawie, a umiłowanie władzy, które (pod najbardziej przebiegłymi
pozorami) mogło się wkradać w serca biskupów i męczenników, stanowiło dla
nich pobudkę do powiększania liczby poddanych i rozszerzania granic cesarstwa
chrześcijańskiego. Pozbawieni wszelkich sił doczesnych, przez długi czas raczej
zniechęcani i uciskani niż wspomagani przez dostojników państwowych, zdołali
oni pomimo to uzyskać na użytek własny w granicach swojej społeczności dwa
najbardziej skuteczne narzędzia rządu: możność dawania nagród i możność
stosowania kar, to pierwsze zaczerpnąwszy z nabożnej szczodrobliwości wier­
nych, a drugie z ich bojaźni bożej.
I. Kościół pierwotny przyjął na krótki czas wspólnotę dóbr, która niegdyś tak
przyjemnie zabarwiała wyobraźnię Platona128 i która w pewnym stopniu
przetrwała w surowej sekcie esseńczyków.129 Zapał pierwszych prozelitów
skłaniał ich do tego, że sprzedawali własność doczesną, stanowiącą przedmiot ich
pogardy, i składali uzyskane za to sumy u stóp apostołów, zadowalając się tylko
cząstką otrzymaną z powszechnego równego ich podziału.130 Postęp religii
chrześcijańskiej rozluźnił jednak i stopniowo zniósł tę szlachetną instytucję,
która w rękach mniej czystych niż ręce apostołów aż nazbyt szybko uległa
zepsuciu, nadużywana przez powracające samolubstwo natury ludzkiej; nowym
chrześcijanom pozwolono zatrzymywać w posiadaniu ojcowiznę, przyjmować
zapisy i spadki i powiększać własność prywatną wszelkimi prawem dozwolonymi
sposobami handlu i pracowitości. Kapłani Ewangelii przyjmowali zamiast ofiary
całkowitej jej umiarkowaną część; podczas odbywających się co tydzień bądź co
miesiąc zebrań każdy wiemy, zależnie od wymogów chwili oraz stopnia swego
bogactwa i swojej pobożności, dawał dobrowolną ofiarę na fundusz publicz­
ny.131 Nie odrzucano niczego, choćby to był datek najbardziej znikomy,
starannie jednak wpajano wiernym, że jeśli chodzi o dziesięcinę, prawo
Mojżeszowe nadal obowiązuje z nakazu Bożego i że skoro Żydzi w mniej
doskonałym systemie karności mieli rozkaz oddawania dziesiątej części wszyst­
kiego, co posiadali, to uczniom Chrystusa przecież przystoi wyróżniać się
większą szczodrością132 i uzyskiwać pewną zasługę dzięki rezygnowaniu
z nadmiaru skarbów, które wraz z całym światem muszą tak już rychło ulec
unicestwieniu.133 Prawie nie trzeba tu zaznaczać, że tak niepewne i płynne
40 Rozdział piętnasty

dochody poszczególnych Kościołów musiały się różnić w zależności od stanu


majątkowego wiernych, bądź to rozproszonych po zapadłych wioskach, bądź
skupionych w wielkich miastach Cesarstwa. Za czasów cesarza Decjusza wśród
dostojników państwowych panowała opinia, że chrześcijanie Rzymu posiadają
bardzo znaczne bogactwa, że do kultu religijnego używają naczyń ze srebra
i złota i że wielu spośród nowo nawróconych sprzedało swoją ziemię i domy,
aby powiększyć majątek publiczny sekty kosztem swoich, zaiste, nieszczęs­
nych dzieci, które zostają żebrakami tylko dlatego, że ich rodzice byli święty­
mi.134 Do podejrzeń osób postronnych i wrogów powinniśmy się odnosić
nieufnie, w tym wypadku jednak wydają się one słuszne prawdopodobnie dzięki
dwóm następującym okolicznościom, jedynym, o których nam wiadomo w tym
zakresie i na podstawie których możemy określić jakiekolwiek dokładniej­
sze sumy dochodów Kościoła bądź wytworzyć sobie o tych dochodach choć
w przybliżeniu jasne pojęcie.
Prawie w tym samym czasie biskup Kartaginy na swój nagły apel do
miłosierdzia wiernych, by wykupić braci z Numidii, uprowadzonych w niewolę
przez barbarzyńców pustyni,135 zebrał od społeczeństwa nie tak bogatego jak
społeczeństwo Rzymu sumę stu tysięcy sestercji (ponad osiemset pięćdziesiąt
funtów szterlingów).
Mniej więcej na sto lat przed panowaniem Decjusza Kościół rzymski otrzymał
w jednej tylko darowiźnie sumę dwustu tysięcy sestercji od jakiegoś obcego
przybysza z Pontu, który zamierzał osiedlić się w stolicy.136
Te ofiary składano przeważnie w pieniądzach; zresztą społeczeństwo chrześ­
cijan ani nie pragnęło, ani nie mogło obciążać się zanadto majątkami ziemskimi.
Kilka praw bowiem ustanowionych w tym samym celu, w jakim ustanowione
zostały nasze statuty o dobrach martwej ręki, zastrzegało, że żadnej nierucho­
mości nie można ani dawać, ani zostawiać w spadku jakiemukolwiek ciału
zbiorowemu bez specjalnego przywileju bądź szczególnego pozwolenia cesarza
albo senatu,137 rzadko przecież skłonnych do udzielania go na rzecz sekty,
która była przedmiotem najpierw ich pogardy, a w końcu obaw i zazdrości.
Wiadomo nam jednak o pewnej sprawie z czasów panowania Aleksandra
Sewera, świadczącej o tym, że nieraz omijano albo zawieszano ten zakaz
i że chrześcijanom wolno było rościć sobie pretensje do ziemi i posiadać
ją w obrębie samego Rzymu.138 Postęp chrześcijaństwa i zamęt w admini­
stracji Cesarstwa przyczyniły się do złagodzenia surowości tych praw i już
u schyłku wieku III wiele dużych majątków ziemskich przekazano bogatym
kościołom Rzymu, Mediolanu, Kartaginy, Antiochii, Aleksandrii i innych
wielkich miast w Italii i w prowincjach rzymskich.
Majątkiem Kościoła naturalnie zarządzał biskup; jego to pieczy powierza­
no bez żadnych rachunków i kontroli zasoby publiczne. Ponieważ prezbiterzy
byli ograniczeni do swoich funkcji duchowych, zawiadywaniem dochodami
kościelnymi i rozdzielaniem ich zajmował się niższy i bardziej podległy stan
Majątek Kościoła 41

diakonów.139 Jeśli możemy wierzyć zapalczywym deklamacjom Cypriana, to


aż nazbyt wielu z jego afrykańskich braci-biskupów, sprawując swój urząd,
naruszało wszelkie przykazania nie tylko doskonałości ewangelicznej, ale nawet
i cnoty moralnej. Niektórzy niewierni rządcy trwonili bogactwa Kościoła na
przyjemności zmysłowe, inni znów przewrotnie je obracali na cele prywatnego
zysku, na oszukańcze zakupy i drapieżną lichwę.140 Ale dopóki datki ludu
chrześcijańskiego były dobrowolne i nieprzymuszone, nadużywanie jego zaufa­
nia nie mogło się zdarzać za często i na ogół użytek czyniony z jego szczodrych
darów przynosił chlubę religijnemu społeczeństwu. Pewną część tych dochodów
w granicach przyzwoitości zachowywano na utrzymanie biskupa i jego ducho­
wieństwa, dostateczną sumę przeznaczano na wydatki związane z kultem
publicznym, którego bardzo miłą część stanowiły uczty miłości, tak zwane
agapae. Cała reszta była uświęconą ojcowizną ubogich. Według uznania biskupa
rozdzielano ją na utrzymanie wdów, sierot, kalek, chorych i starców danej
społeczności, na wspomaganie przybyszów i pielgrzymów, jak również na
niesienie ulgi w nieszczęściu więźniom i jeńcom, zwłaszcza gdy powodem ich
cierpień było niezłomne oddanie religii.141 Hojnie okazywane sobie nawzajem
miłosierdzie jednoczyło nawet najbardziej odległe prowincje, przy czym mniej­
szym kongregacjom ochoczo pomagali zasiłkami zamożniejsi bracia.142 Taka
instytucja, uwzględniająca bardziej nieszczęścia swoich podopiecznych niż ich
zasługi, odegrała w postępie chrześcijaństwa rolę bardzo istotną. Poganie, którzy
się kierowali poczuciem człowieczeństwa, chociaż z nauki nowej sekty szydzili,
przecież uznawali jej dobroczynność.143 Perspektywa natychmiastowej ulgi
w strapieniach i opieki w przyszłości zwabiała na gościnne łono Kościoła wiele
nieszczęśliwych osób wydanych przez niedbalstwo świata na pastwę niedostatku,
chorób i samotnej starości. Mamy również pewną podstawę do tego, by wierzyć,
że Kościół przygarniał liczne niemowlęta, zgodnie z nieludzkim zwyczajem
owych czasów porzucane przez rodziców, ocalał je od śmierci, chrzcił, wy­
chowywał i utrzymywał dzięki pobożności chrześcijan i na koszt skarbu
publicznego.144
II. Każde społeczeństwo ma niewątpliwe prawo do tego, by ze swojej
wspólnoty i płynących z niej korzyści wykluczać tych członków, którzy
odrzucają albo naruszają przepisy ustanowione za powszechną zgodą. Wykonu­
jąc tę władzę, Kościół chrześcijański potępiał publicznie przede wszystkim
haniebnych grzeszników, zwłaszcza winnych morderstwa, oszustwa albo wszete-
czeństwa, jak również twórców i zwolenników każdej herezji, potępionej przez
sąd biskupi, oraz tych nieszczęsnych, którzy czy to dobrowolnie, czy pod
przymusem splamili się po chrzcie jakimkolwiek aktem kultu bałwochwalczego.
Następstwa klątwy kościelnej były zarówno duchowej, jak i doczesnej natury.
Wyklętego chrześcijanina pozbawiano wszelkiego udziału w ofiarach wiernych.
Zrywano z nim więzy przyjaźni tak osobistej, jak i religijnej; nieustannie dawa­
no mu odczuć, że stał się bezecnym przedmiotem odrazy i dla tych, których
42 Rozdział piętnasty

najbardziej poważał, i dla tych, którzy przedtem najtkliwiej go kochali. I o tyle,


0 ile wykluczenie z szacownej społeczności mogło na nim wycisnąć piętno
hańby, wzbudzał obawy i podejrzenia wśród ogółu unikających go ludzi.
Położenie takich nieszczęsnych wygnańców samo przez się było bardzo bolesne
1żałosne, ale jak to się zazwyczaj dzieje, lęk, który przy tym odczuwali, znacznie
przewyższał ich cierpienia. Pomni na to, że dobrodziejstwa wspólnoty chrześ­
cijańskiej są dobrodziejstwami życia wiecznego, nie mogli odsunąć od siebie
straszliwego przekonania, że to właśnie tym kościelnym wielkorządcom, przez
których zostali potępieni, Bóstwo poruczyło klucze piekieł i raju. Co prawda,
heretycy, znajdując oparcie w świadomości własnych zamierzeń i w pochlebnej
nadziei, że tylko oni jedni odkryli prawdziwą ścieżkę zbawienia, usiłowali
w swoich odrębnych zgromadzeniach odzyskać owe doczesne, jak również
i duchowe pociechy, jakich już nie czerpali z wielkiego społeczeństwa wiernych.
Na ogół jednak wszyscy ci, którzy ulegli, jakkolwiek niechętnie, mocom
występku albo bałwochwalstwa, dotkliwie odczuwali swój upadek i gorąco
pragnęli, aby im przywrócono dobrodziejstwa wspólnoty chrześcijańskiej.
Jeśli chodzi o traktowanie tych skruszonych, to w Kościele pierwotnym
panowały dwie wręcz przeciwne sobie opinie: jedna opowiadająca się za
sprawiedliwością, druga za łaską. Bardziej rygorystyczni i nieugięci kazuiści
odmawiali każdemu z nich bez wyjątku i raz na zawsze nawet najpośledniejszego
miejsca w zhańbionej przez nich bądź porzuconej świątobliwej społeczności
i pozostawiając ich na pastwę wyrzutów sumienia, dopuszczali tylko słaby
promyczek nadziei, że żal za grzechy przez całe życie i w godzinie śmierci może
ewentualnie zostać przez Najwyższą Istotę przyjęty.145 Najczystsze i najbardziej
szacunku godne Kościoły chrześcijańskie miały zarówno w teorii, jak i w prak­
tyce łagodniejszy pogląd na tę sprawę.146 Wrota pojednania z Kościołem
i Niebiosami rzadko kiedy były zamknięte przed powracającym pokutnikiem, ale
ustanowiono przy tym surową formę dyscypliny, która służąc do zmazania jego
przestępstw mogła zarazem potężnie odstraszać widzów od pójścia za jego
przykładem.
Pokutnik upokorzony spowiedzią publiczną, wychudzony przez posty i odzia­
ny w wór pokutny, leżał rozciągnięty na ziemi u drzwi kościoła, ze łzami błagając
o wybaczenie mu przewinień i upraszając o modlitwy wiernych.147 Jeśli dopuścił
się jakiegoś szczególnie wstrętnego przestępstwa, to nawet długich lat pokuty nie
uznawano za wystarczające zadośćuczynienie boskiej sprawiedliwości i tylko po­
woli, boleśnie, krok za krokiem grzesznik, heretyk czy odstępca mógł powrócić
na łono Kościoła. W odniesieniu jednak do pewnych przestępców, którzy popeł­
nili jakąś niezwykle wielką zbrodnię, a zwłaszcza do penitentów, którzy popa­
dając w dawne grzechy nadużyli łaskawości doznanej ze strony swoich kościel­
nych zwierzchników, zachowywano wyrok klątwy wieczystej. Wykonanie przepisów
chrześcijańskiej dyscypliny różniło się w zależności od uznania danego biskupa
biorącego pod uwagę okoliczności bądź liczbę winnych. Chociaż sobory, jeden
Władza biskupów 43

w Ancyrze w Galacji, drugi w Illiberis w Hiszpanii, odbyły się mniej więcej


w tym samym czasie, to jednak ustanowione na nich, po dziś dzień istniejące
prawa kanoniczne zdają się tchnąć duchem zupełnie innym. Galata, który,
przyjąwszy chrzest, składał raz po raz ofiary bałwanom, mógł uzyskać przeba­
czenie po pokucie siedmioletniej, przy czym, jeśli dopuszczając się tego
przewinienia zwiódł innych, aby poszli za jego przykładem, to do okresu jego
wygnania z łona Kościoła dodawano tylko trzy lata. Natomiast nieszczęsny
Hiszpan za to samo był pozbawiony wszelkiej nadziei pojednania się z Kościo­
łem i rozgrzeszenia nawet na łożu śmierci; w dodatku jego bałwochwalstwo
figurowało jako pierwsze na liście siedemnastu innych przestępstw, podlegają­
cych nie mniej okropnej karze. Możemy tu z nich wymienić niemożliwą do
odpokutowania winę obmowy biskupa,prezbitera czy choćby diakona.148
Odpowiednio przejawiana hojność przy rozsądnym udzielaniu nagród i suro­
wość przy wymierzaniu kar w myśl zasad sprawiedliwości i polityki stanowiły
l u d z k ą siłę Kościoła. Biskupi, których ojcowska piecza rozciągała się na
rządzenie tym i tamtym światem, uświadamiali sobie doniosłość tych przywi­
lejów. Pokrywając żądzę władzy pozorami umiłowania ładu, byli zazdrośni
o każdego rywala w utrzymywaniu dyscypliny tak koniecznej dla uniknięcia
dezercji owych żołnierzy z dnia na dzień coraz liczniej zaciągających się pod
sztandar Krzyża. Z despotycznych deklamacji Cypriana moglibyśmy wyciągnąć
oczywisty wniosek, że nauka o klątwie i pokucie to najistotniejsza część reli-
gii i że dla uczniów Chrystusa znacznie mniejszym niebezpieczeństwem było
zaniedbywanie obowiązków moralnych niż lekceważenie napomnień i powagi
biskupów. Chwilami mogłoby się wydawać, że słuchamy głosu Mojżesza, gdy
rozkazywał on ziemi rozewrzeć się i pochłonąć w ogniu buntownicze plemię
odmawiające posłuszeństwa kapłaństwu Aarona; a chwilami moglibyśmy przy­
puszczać, że słyszymy, jak rzymski konsul, głosząc majestat Rzeczypospolitej,
oświadcza, iż z całą nieugiętą stanowczością będzie wzmacniał surowość praw.
„Jeśli takie przekroczenia uchodzą bezkarnie (tymi słowami biskup Kartaginy
strofuje innego biskupa za łagodność), jeśli takie przekroczenia uchodzą
bezkarnie, to nadszedł kres m o c y b i s k u p ó w , 149 kres ich szczytnej
duchowej władzy nad Kościołem, kres samego chrześcijaństwa.” Cyprian już
przedtem wyrzekł się owych zaszczytów świata doczesnego, jakich praw­
dopodobnie i tak by nie uzyskał, ale możność takiego absolutnego rządzenia
sumieniami i umysłami rzeszy wiernych, jakkolwiek światu nie znana bądź
otoczona przez świat pogardą, jest dla pychy serca ludzkiego źródłem prawdziw­
szego ukontentowania niż posiadanie najbardziej despotycznej władzy narzuco­
nej niechętnemu ludowi przez podbój zbrojny.
W toku tego doniosłego, choć może nudnego dociekania usiłowałem przed­
stawić przyczyny wtórne, które tak skutecznie dopomogły prawdzie religii
chrześcijańskiej. Jeśli wśród tych przyczyn wykrywamy jakieś sztuczne upięk­
szenia, okoliczności przypadkowe bądź domieszkę błędu namiętności, to
44 Rozdział piętnasty

przecież nie powinno nas dziwić, że na ludzkość najsilniej działają pobudki


dostosowane do jej niedoskonałej natury. Właśnie te przyczyny: ślepa na
wszystko inne gorliwość, nadzieja na przeniesienie się bezpośrednio w inny
świat, roszczenie prawa do cudów, życie w surowej cnocie i ustrój pierwotnego
Kościoła, pomogły chrześcijaństwu rozpowszechnić się z tak wielkim powodze­
niem w Cesarstwie Rzymskim. Pierwszej z tych przyczyn chrześcijanie zawdzię­
czali swoje niepokonane męstwo gardzące poddaniem się wrogowi, którego
postanowili zwyciężyć. Trzy następne przyczyny dostarczyły temu męstwu
najstraszliwszą broń. I wreszcie ostatnia jednoczyła ich, kierowała ich bronią
i nadawała ich wysiłkom ową nieprzepartą przewagę, jaką nawet mała gromad­
ka wyszkolonych, nieustraszonych ochotników posiada nad niekarną rzeszą,
nieświadomą swego celu i obojętną na wynik wojny.
W rozmaitych religiach wielobóstwa może tylko jedynie wędrowni fanatycy
egipscy i syryjscy, odwołując się do łatwowiernej zabobonności pospólstwa,
byli stanem kapłańskim 150 czerpiącym utrzymanie i powagę wyłącznie ze swe­
go kapłańskiego charakteru i dlatego głęboko przejętym osobistą troską
0 bezpieczeństwo i pomyślność opiekuńczych bóstw. W Rzymie, jak i w pro­
wincjach, sługami wielobóstwa zostawali przeważnie bardzo bogaci ludzie
szlachetnego rodu, którzy otrzymywali pieczę nad słynną świątynią bądź nad
publicznym składaniem ofiar jako zaszczytne wyróżnienie, przy czym bardzo
często urządzali święte igrzyska 151 na koszt własny, i którzy odprawiali zgodne
z prawem i obyczajem swego kraju starodawne obrzędy z zimną obojętnością.
Pochłonięci zwykłymi życiowymi czynnościami, rzadko kiedy przejawiali gor­
liwość i pobożność wynikające z zainteresowań bądź nawyków o charakte­
rze kościelnym. Ograniczeni w swoich funkcjach do poszczególnych świątyń
1 miast, nie pozostawali ze sobą w żadnym wspólnym związku karności czy
rządów. Uznając jedynie najwyższą jurysdykcję senatu oraz kolegium arcyka­
płanów i cesarza, ci dostojnicy państwowi całkowicie się zadowalali łatwym
zadaniem utrzymywania powszechnego kultu w pokoju i dostojeństwie. Zauwa­
żyliśmy już, jak rozmaite, jak rozchwiane i niepewne były poglądy religijne
politeistów. Zdawali się oni prawie bez żadnej kontroli na działanie własnej
zabobonnej wyobraźni. Zarówno cel, jak i stopień ich pobożności zależały od
przypadkowych warunków ich życia i położenia, i dopóki oddawali cześć
kolejno tysiącu bóstw, raczej nie było możliwe, by w stosunku do któregokol­
wiek z tych bogów serca ich były podatne na jakąś szczególnie szczerą i żywą
namiętność.
Chrześcijaństwo pojawiło się na świecie w chwili, gdy już nawet te słabe
i niedoskonałe wrażenia wywierane przez wielobóstwo utraciły wiele ze swojej
pierwotnej mocy. Rozum ludzki, który, jeśli musi zdawać się tylko na własne
siły, nie jest zdolny do przeniknięcia tajemnic wiary, już odniósł łatwy tryumf nad
głupotą pogaństwa; toteż Tertulian i Laktancjusz, zadając sobie trud ukazania
fałszu i cudaczności wielobóstwa, mogą po prostu przepisywać krasomówcze
Sceptycyzm świata pogańskiego 45

popisy Cycerona albo dowcipy Lukiana. Zaraza płynąca ze sceptycyzmu owych


pism rozszerzyła się daleko poza krąg ich czytelników. Moda niewiary udzielała
się od filozofa człowiekowi pochłoniętemu używaniem życia bądź interesami, od
patrycjusza plebejuszowi i od pana niewolnikowi domowemu, który, usługując
przy stole, skwapliwie się przysłuchiwał swobodnej rozmowie. Podczas uroczys­
tości publicznych filozoficznie nastawiony człowiek udawał, że traktuje insty­
tucje religijne swego kraju przyzwoicie i z szacunkiem, ale przez cienką niezdar­
ną maskę przezierała tajemna pogarda; nawet i lud po odkryciu, że ci, których się
przyzwyczaił poważać ze względu na ich stan społeczny bądź rozum, odrzucają
i wyszydzają jego bóstwa, zaczął doznawać wątpliwości i niepokoju wobec
prawd nauki przyjmowanej przedtem ze ślepą wiarą. Zmierzch starożytnego
zabobonu naraził bardzo wiele osób na niebezpieczeństwo bolesnego zwątpie­
nia. Sceptycyzm i stan zawieszenia może stanowić rozrywkę dla nielicznych
badawczych umysłów. Ale rzeszom uprawianie zabobonu jest tak miłe, że gdy
pod jakimś nakazem się z niego ockną, długo jeszcze żałują swojej przyjemnej
wizji. Umiłowanie rzeczy nadprzyrodzonych, ciekawość przyszłych wydarzeń
i silny popęd do rozciągania nadziei i lęków poza granice świata widzialnego —
oto główne przyczyny, które sprzyjały przyjęciu się wielobóstwa. Gmin tak
koniecznie musi w coś wierzyć, że jeśli jakikolwiek system mitologiczny upada,
według wszelkiego prawdopodobieństwa miejsce jego zajmuje inny zabobon.
Do opuszczonych świątyń Jowisza i Apollina może by więc wkrótce wkroczyły
jakieś bóstwa świeższej daty i modniejszego pokroju, gdyby nie to, że w decydu­
jącej chwili interweniowała mądrość Opatrzności, ukazując światu prawdziwe
Objawienie, mające wszelkie dane do przekonania rozumu i wzbudzenia jego
szacunku, a zarazem przyobleczone we wszystko, co mogło przyciągnąć
ciekawość, podziw i cześć ludu. Zważywszy na rzeczywiste nastroje ludu, który
do swoich sztucznych przesądów odnosił się już prawie obojętnie, a przecież był
skłonny do jakiegoś pobożnego przywiązania w takim samym stopniu, w jakim
go pragnął— każdy inny znacznie mniej godny przedmiot kultu wystarczyłby na
to, by zapełnić puste miejsce w sercach i zaspokoić potrzebę gorliwości. Ci,
którzy mają chęć myśl tę szerzej rozwinąć, może zamiast dziwić się szybkiemu
pochodowi chrześcijaństwa bardziej będą zdumieni tym, że nie rozpowszech­
niało się ono jeszcze szybciej i szerzej.
Z całą stosownością, jak i zgodnie z prawdą, zauważyliśmy już, że podbojom
chrześcijaństwa utorowały drogę podboje Rzymu. W rozdziale drugim niniej­
szego dzieła usiłowaliśmy wyjaśnić, jak doszło do tego, że najbardziej oświecone
prowincje Europy, Azji i Afryki zjednoczyły się pod panowaniem jednego wład­
cy i stopniowo związały się najściślejszymi więzami praw, obyczajów i języka.
Żydzi Palestyny, którzy tęsknie wyczekiwali na wyzwoliciela doczesnego,
zgotowali cudom boskiego Proroka przyjęcie tak zimne, że nie było koniecz­
ności ogłaszania czy przynajmniej zachowania którejkolwiek ewangelii w ję­
zyku hebrajskim.152 Autentyczne opowieści o czynach Chrystusa spisano po
46 Rozdział piętnasty

grecku daleko od Jerozolimy już w czasie, gdy liczba nawróconych pogan była
niezmiernie wysoka.153 Po przetłumaczeniu tych opowieści na łacinę stały się
one natychmiast idealnie zrozumiałe dla wszystkich rzymskich poddanych
z wyjątkiem tylko chłopów Syrii i Egiptu, dla których dobra dokonano później
przekładu na ich języki. Trakty publiczne zbudowane na użytek legionów
otworzyły misjonarzom chrześcijańskim łatwą drogę z Damaszku do Koryntu
i z Italii na krańce Hiszpanii czy Brytanii, przy czym ci duchowi zdobywcy nie
napotykali żadnej z przeszkód zazwyczaj opóźniających bądź uniemożli­
wiających wprowadzenie religii cudzoziemskiej do odległego kraju. Mamy jak
najkonkretniejsze powody, aby wierzyć, że jeszcze przed panowaniem Diokle­
cjana i Konstantyna wiarę Chrystusową głoszono w każdej prowincji i we
wszystkich wielkich miastach Cesarstwa, ale wszelkie dane co do założenia
poszczególnych kongregacji, jak również liczby wiernych, które się na nie
składały, i ich ilościowego stosunku do rzesz niewierzących pogrążone są obecnie
w mrokach albo przeinaczone przez fantazję i retorykę. Niemniej przystąpimy
teraz do zrelacjonowania tych niepewnych okoliczności, o jakich nam wiadomo
w związku z rozpowszechnieniem się chrześcijaństwa w Azji Mniejszej, w Grecji,
w Egipcie, w Italii i na Zachodzie, przy czym nie będziemy tu pomijać żadnych,
czy to prawdziwych, czy wymyślonych, jego osiągnięć poza granicami Cesarstwa
Rzymskiego.
Bogate prowincje rozciągające się od Eufratu do Morza Jońskiego były
główną widownią gorliwości i pobożności świętego Pawła, apostoła pogan.
Ziarna Ewangelii rozrzucone przez niego na tej urodzajnej glebie wydały obfite
plony dzięki wielkiemu staraniu, z jakim je uprawiali jego uczniowie, i zdawa­
łoby się, że przez dwa pierwsze stulecia w tych granicach zamykała się
najznaczniejsza zbiorowość chrześcijan. Wśród społeczeństw założonych w Syrii
najdawniejsze i najznakomitsze były społeczeństwa Damaszku, Borei, czyli
Aleppo, oraz Antiochii. Proroczy wstęp do Apokalipsy opisuje i unieśmiertelnia
siedem Kościołów Azji Mniejszej: w Efezie, w Smyrnie, w Pergamonie,
w Tiatirze,154 w Sardes, w Laodycei i w Filadelfii; Kościoły te rychło już miały
swoje kolonie w całym tym gęsto zaludnionym kraju. Wyspy Cypr i Kreta oraz
prowincje Tracja i Macedonia zgotowały nowej religii przychylne przyjęcie już
w bardzo wczesnym okresie i wkrótce założono republiki chrześcijańskie w mia­
stach: Korynt, Sparta i Ateny.155 Kościoły greckie i azjatyckie istniały od tak
dawna, że miały czas się rozwinąć i pomnożyć liczbę wiernych — nawet roje
gnostyków i innych heretyków służą tylko za dowód, w jakim kwitnącym stanie
był tam Kościół prawowierny, ponieważ miano heretyków stosuje się zawsze do
mniej licznego stronnictwa.
Do tych świadectw wewnętrznych możemy dodać wyznania, skargi i obawy
samych pogan. Z pism Lukiana, filozofa prowadzącego studia nad ludzkością
i przedstawiającego w barwach jak najżywszych jej obyczaje, możemy się
dowiedzieć, że w Poncie, jego ojczyźnie, za panowania Kommodusa pełno było
Szerzenie się chrześcijaństwa — Wschód 47

epikurejczyków i c h r z e ś c i j a n . 156 W osiemdziesiąt lat po śmierci Chrys­


tu sa 157 humanitarny Pliniusz Młodszy ubolewa nad ogromem zła, które na
próżno usiłuje wykorzenić. W swoim bardzo interesującym liście do cesarza
Trajana stwierdza on, że w świątyniach nie ma prawie nikogo, że uświęcone
ofiary z trudnością znajdują nabywców i że zabobon nie tylko zaraził miasta, ale
rozszerzył się nawet na wsie i cały obszar Pontu i Bitynii.158
Nie zapuszczając się w drobiazgowe rozpatrywanie wypowiedzi i motywów
pisarzy, którzy wysławiali bądź opłakiwali postępy chrześcijaństwa na Wscho­
dzie, można ogólnie zauważyć, że żaden z nich nie pozostawił nam jakiejkolwiek
podstawy do słusznej oceny prawdziwej liczby wiernych w tych prowincjach. Na
szczęście jednak zachowały się pewne dane rzucające światło chyba jaśniejsze na
ten ciemny, a przecież ciekawy przedmiot. Za panowania Teodozjusza, gdy
chrześcijaństwo przez lat już z górą sześćdziesiąt cieszyło się słonecznym
blaskiem łaski cesarskiej, starożytny znakomity Kościół Antiochii liczył sto
tysięcy wiernych, z czego trzy tysiące utrzymywano z datków publicznych.159
Wspaniałość i dostojeństwo Królowej Wschodu, niezaprzeczalnie wielka liczba
mieszkańców Cezarei, Seleucji i Aleksandrii i liczba dwustu pięćdziesięciu ty­
sięcy osób, które zginęły wskutek trzęsienia ziemi w Antiochii za czasów Justy­
na Starszego,160 stanowią przekonywające dowody na to, że ogólna liczba jej
mieszkańców wynosiła co najmniej pół miliona i że chrześcijanie, jakkolwiek
dzięki swojej gorliwości i władzy mnożyli własne szeregi, nie przekraczali
liczebnie jednej piątej ludności tego wielkiego miasta. Jakże inną proporcję
musimy przyjąć, porównując z Kościołem tryumfującym Kościół prześladowa­
ny, ze Wschodem Zachód, z gęsto zaludnionymi miastami zapadłe wsie i wresz­
cie z okolicami, gdzie wierni najdawniej przyjęli miano chrześcijan, kraje
nawrócone od niedawna! Nie da się jednak ukryć, że w innym ustępie swoich
pism Jan Złotousty, któremu tę użyteczną informację zawdzięczamy, oblicza,
że rzesza wiernych była tam jeszcze liczniejsza niż rzesza Żydów i pogan.161
Ale tę pozorną trudność można rozwiązać w sposób oczywisty i z łatwością.
Ten wymowny kaznodzieja przeprowadza porównanie pomiędzy państwowym
ustrojem Antiochii a jej ustrojem kościelnym, pomiędzy listą chrześcijan, którzy
już osiągnęli Niebiosa przez chrzest, a listą obywateli uprawnionych do
korzystania z publicznej szczodrobliwości. Pierwsza z tych list obejmowała
niewolników, obcych przybyszów i niemowlęta, podczas gdy z drugiej byli oni
wykluczeni.
Rozgałęzione stosunki handlowe Aleksandrii w połączeniu z jej niedużą
odległością od Palestyny umożliwiały łatwy dostęp nowej religii. Najpierw
przyjęli ją bardzo liczni terapeuci, czyli esseńczycy znad jeziora Marea — sekta
żydowska bardzo już słabnąca w swoim poszanowaniu dla obrzędów Moj­
żeszowych. Surowe życie esseńczyków, ich posty i ekskomuniki, wspólnota dóbr,
umiłowanie celibatu, gorliwość w męczeństwie i wreszcie żar, aczkolwiek nie
czystość ich wiary, już przedtem nam posłużyły do żywego zobrazowania
48 Rozdział piętnasty

pierwotnej karności.162 Jak się zdaje, to właśnie w szkole aleksandryjskiej


teologia chrześcijańska przyjęła metodyczną naukową formę i Hadrian, od­
wiedzając Egipt, zastał Kościół, złożony z Żydów i Greków, o znaczeniu już
dostatecznym, by przyciągnąć uwagę tego wnikliwego władcy.163 Rozwój
chrześcijaństwa w Egipcie ograniczał się jednak przez długi czas tylko do
jednego miasta, które samo w sobie było kolonią cudzoziemską, i jedynymi
wyższymi duchownymi Kościoła egipskiego aż do schyłku wieku II byli
poprzednicy Demetriusza. Dopiero Demetriusz własnoręcznie wyświęcił trzech
biskupów, których liczba, powiększona przez jego następcę, Heraklasa,164
wzrosła następnie do dwudziestu. Ogół krajowców, lud odznaczający się
posępną nieugiętością usposobienia,165 traktował nową naukę chłodno i z od­
razą; i jeszcze za czasów Orygenesa rzadko kiedy można było spotkać
Egipcjanina, który przezwyciężył wczesne przesądy swego kraju i cześć dla
świętych zwierząt.166 W istocie dopiero wtedy, gdy chrześcijaństwo wstąpiło na
tron, gorliwość tych barbarzyńców poszła natychmiast za nakazem panującego
impulsu; miasta egipskie zapełniły się biskupami, a Pustynia Tebaidzka zaroiła
się od pustelników.
Rzym przyjmował na swe szerokie łono bezustannie napływający strumień
cudzoziemców i prowincjuszy. Ktokolwiek miał tajemnice dziwne bądź wstrętne,
ktokolwiek był splamiony jakąś winą bądź podejrzany, ten mógł mieć nadzieję,
że wymknie się czujności prawa w cieniach i zakamarkach tej olbrzymiej sto­
licy. W zlewisku tak rozmaitych narodów każdy nauczyciel, czy to prawdy, czy
fałszu, każdy założyciel stowarzyszenia, czy to cnotliwego, czy przestępczego,
mógł z łatwością mnożyć szeregi swoich uczniów bądź wspólników. Tacyt
przedstawia chrześcijan Rzymu w momencie prześladowań Nerona jako bardzo
już liczną rzeszę,167 przy czym język tego wielkiego historyka prawie nie
różni się od stylu Liwiusza opisującego wprowadzenie i skasowanie obrzędów
na cześć Bachusa. Gdy bachanalie pobudziły surowość senatu, również się
obawiano, że w owe wstrętem napawające misteria została wtajemniczona
bardzo duża rzesza, stanowiąca jak gdyby n a r ó d w n a r o d z i e . Staranniej­
sze śledztwo wkrótce jednak wykazało, że liczba tych przestępców nie przekra­
cza siedmiu tysięcy (zważywszy, że stanowili oni przedmiot sądu publicznego,
było to, co prawda, dostatecznie zatrważające168). Właśnie z taką samą
bezstronną pobłażliwością powinniśmy interpretować zarówno niejasne wyraże­
nia Tacyta, jak i dawniejszy opis Pliniusza, gdy przesadnie przedstawiają oni
tłumy omamionych fanatyków, którzy porzucili przyjęty kult bogów. Kościół
Rzymu był bez wątpienia pierwszym i najludniejszym Kościołem w Cesarstwie.
Jesteśmy w posiadaniu autentycznych zapisków, stwierdzających stan religii
w tym mieście około połowy wieku III po trzydziestoośmioletnim okresie
pokoju. Duchowieństwo rzymskiego Kościoła w owym czasie składało się
z biskupa, czterdziestu sześciu prezbiterów, siedmiu diakonów, tyluż subdia-
konów, czterdziestu dwóch akolitów oraz pięćdziesięciu lektorów, egzorcystów
Kościół Rzymu 49

i ostiariuszy. Liczba wdów, chorych i ubogich utrzymywanych z ofiar wiernych


dochodziła do tysiąca pięciuset.169 Na podstawie rozumowania, jak również
analogii z Antiochią, możemy zaryzykować oszacowanie liczby chrześcijan
Rzymu z grubsza na pięćdziesiąt tysięcy. Ogólnej liczby mieszkańców tej wielkiej
stolicy nie da się określić dokładnie, ale nawet z najskromniejszych obliczeń
nie wypadnie nam mniej niż milion, którego może dwunastą część stanowili
chrześcijanie.170
Wydaje się, że mieszkańcy prowincji zachodnich czerpali wiedzę o chrześcijań­
stwie z tego samego źródła, które przedtem rozlało wśród nich mowę, poglądy
i obyczaje Rzymu. I w tym znacznie donioślejszym przypadku Afryka, podobnie
jak Galia, stopniowo upodobniła się do stolicy. A przecież pomimo licznych
sprzyjających okoliczności, które mogły misjonarzy rzymskich zachęcać do
odwiedzania łacińskich prowincji, wiele czasu upłynęło, zanim przebyli oni
morze albo Alpy;171 nie wykrywamy też w tych wielkich krajach żadnych
niezbitych śladów czy to wiary, czy prześladowania, sięgających w przeszłość
dalej niż do panowania Antoninów.172 Powolność pochodu Ewangelii w zim­
nym klimacie Galii była krańcowym przeciwieństwem skwapliwości, z jaką
przyjmowano, jak się zdaje, Ewangelię na rozpalonych piaskach Afryki.
Chrześcijanie afrykańscy wkrótce utworzyli jeden z głównych członów pier­
wotnego Kościoła. Wprowadzony do tej prowincji zwyczaj mianowania bisku­
pów dla miast nawet najmniej znacznych i bardzo często dla najbardziej
niepozornych wiosek przyczynił się do pomnożenia przepychu i znaczenia ich
religijnych społeczności, które w ciągu wieku III ożywiała gorliwość Tertuliana,
prowadziła umiejętność Cypriana i przyozdabiało krasomówstwo Laktancju-
sza. Jeśli jednak dla kontrastu zwrócimy wzrok ku Galii, będziemy musieli
zadowolić się odkryciem, że w czasach Marka Aureliusza z dynastii Antoninów
istniały tam tylko słabe, połączone kongregacje w Lugdunum (Lyon) i w Wien-
nie; i jesteśmy pewni, że jeszcze za panowania Decjusza tylko w niewielu
miastach: Arles, Narbonne, Tuluzie, Limoges, Clermont, Tours i w Paryżu,
dzięki pobożności nielicznych chrześcijan utrzymywały się jakieś rozproszone
Kościoły.173 Milczenie, zaiste, może świadczyć o dużej pobożności, ale ponieważ
rzadko kiedy idzie w parze z gorliwością, stan chrześcijaństwa w tych pro­
wincjach, które zamieniły język celtycki na łacinę, jest dla nas oczywisty i godny
ubolewania, skoro na przestrzeni trzech pierwszych stuleci nie zrodziły one ani
jednego pisarza kościelnego. Z Galii, roszczącej sobie słuszną pretensję do
przodowania w uczoności i powadze wszystkim innym krajom po tej stronie Alp,
światłość Ewangelii rozchodziła się jeszcze słabiej na odległe prowincje: Hisz­
panię i Brytanię; a przecież, jeśli możemy wierzyć gwałtownym zapewnieniom
Tertuliana, to już w czasie gdy bronił on chrześcijaństwa wobec dostojników
państwowych cesarza Sewera,174 na te prowincje padły pierwsze promienie
wiary. Ale spowite w mrok, niedoskonałe początki Kościołów zachodnich
w Europie zostały zapisane tak niedbale, że chcąc zrelacjonować czas i sposób
50 Rozdział piętnasty

ich założenia musielibyśmy milczenie starożytności uzupełnić owymi legendami,


które znacznie później w posępnym lenistwie klasztorów dyktowała mnichom
chciwość albo zabobonność.175 Z tych świątobliwych legend może tylko jedna,
0 apostole świętym Jakubie, zasługuje na wymienienie, a i to z powodu swojej
szczególnej przesady. Ze spokojnego rybaka znad jeziora Genezaret święty
Jakub został przeobrażony w walecznego rycerza, który na czele hiszpańskiej
konnicy nacierał na Maurów. Najpoważniejsi historycy wysławiali jego czyny,
potęgę jego głosiła cudowna świątynia w Compostella, przy czym miecz stanu
wojskowego, wspomagany przez grozę inkwizycji, wystarczał na to, by usunąć
wszelkie sprzeciwy bluźnierczego krytycyzmu.176
Pochód chrześcijaństwa nie ograniczył się do Cesarstwa Rzymskiego i zgodnie
z twierdzeniem ojców pierwotnego Kościoła, którzy tłumaczyli fakty pro­
roctwami, nowa religia w ciągu stu lat od śmierci swego boskiego Twórcy
nawiedziła już każdą część kuli ziemskiej.
„Nie istnieje (powiada Justyn Męczennik) żaden lud, czy to grecki, czy
barbarzyński, czy jakiekolwiek inne ludzkie plemię — bez względu na to, jakim
mianem bądź obyczajami może się odznaczać, jak nieoświecone być może
w sztukach czy w rolnictwie, bez względu na to, czy mieszka pod namiotami, czy
wędruje w krytych wozach — w którym by nie zanoszono modłów w imię
ukrzyżowanego Jezusa do Ojca i Stworzyciela Wszechrzeczy.” 177
Jednakże tę wspaniałą przesadę, nawet obecnie trudną do pogodzenia
z rzeczywistym stanem ludzkości, można uważać tylko za porywczy wybryk
pobożnego, ale lekkomyślnego pisarza, który wierzył w istnienie tego, czego
sobie życzył. Ale ani ufność, ani życzenia ojców Kościoła nie mogą zmienić
prawdy historii. Nadal nie ulega wątpliwości fakt, że barbarzyńcy Scytii
1 Germanii, którzy później mieli obalić monarchię rzymską, byli pogrążeni
w mrokach pogaństwa i że nawet wysiłki w kierunku nawrócenia Iberii, Armenii
czy Etiopii spełzały na niczym, dopóki berło nie dostało się w ręce cesarza
prawowiernego.178 Do tego czasu, zaiste, tylko wskutek zmiennych kolei wojny
i handlu mogła się szerzyć niedoskonała znajomość Ewangelii wśród plemion
Kaledonii179 i nad brzegami Renu, Dunaju i Eufratu.180 Wprawdzie leżące za
Eufratem miasto Edessa wyróżniło się wczesnym, niezłomnym przyjęciem wiary
Chrystusowej181 i łatwo było zasady chrześcijaństwa wprowadzić stamtąd do
miast greckich i syryjskich^ posłusznych następcom Artakserksesa, ale nie
wydaje się, by wywarły one jakieś głębsze wrażenie na umysłach Persów, których
system religijny dzięki trudom karnego stanu kapłańskiego został wzniesiony
0 wiele kunsztowniej i z większą spoistością niż niepewna mitologia Grecji
1 Rzymu.182
Po tym bezstronnym, chociaż niedoskonałym rzucie oka na pochód chrześ­
cijaństwa mogłoby się może wydawać rzeczą prawdopodobną, że z jednej strony
obawa, a z drugiej pobożność powiększały liczbę* prozelitów w niezmiernie
wysokim stopniu. Zgodnie jednak z wiarogodnym świadectwem Orygenesa 183
Kościół poza granicami Cesarstwa Rzymskiego 51

liczba wiernych była proporcjonalnie bardzo nieznaczna w porównaniu z rzesza­


mi świata niewiernego; ale ponieważ nie mamy tu żadnych wyraźnych wiadomo­
ści, nie możemy określić i nawet trudno nam się domyślić, jak rzeczywiście
wyglądała liczebność pierwszych chrześcijan. Wszelako nawet najbardziej
przychylne obliczenia, jakich można by dokonać na podstawie przykładów
Antiochii i Rzymu, nie pozwolą nam sobie wyobrazić, żeby przed doniosłym
nawróceniem się Konstantyna pod sztandar Krzyża zaciągnęło się więcej niż
jedna dwudziesta poddanych Cesarstwa. Zastępy chrześcijan robiły wrażenie
liczniejszych, niż w istocie były, dzięki swym obyczajom: wierze, gorliwości
i jedności; i te same przyczyny, które później spowodowały ich pomnożenie, na
razie sprawiały, że ich ówczesna siła stawała się coraz widoczniejsza i bardziej
groźna.
Taki już jest ustrój społeczeństwa, że podczas gdy nieliczni wyróżniają się
bogactwami, zaszczytami i wiedzą, ogół ludu skazany jest na życie w cieniu, na
ciemnotę i ubóstwo. Religia chrześcijańska, zwracając się do całej ludzkości, siłą
rzeczy musiała więc zbierać znacznie więcej prozelitów z niższych aniżeli
z wyższych stanów społecznych. Wykorzystano tę niewinną i naturalną okolicz­
ność, aby przeobrazić ją w bardzo obrzydliwy zarzut, jak się zdaje, mniej usilnie
zbijany przez apologetów niż wysuwany przez przeciwników wiary. Twierdzono
mianowicie, że nowa sekta chrześcijan składa się niemal całkowicie z mętów
pospólstwa, z chłopów i wyrobników, z wyrostków i kobiet, z żebraków
i niewolników, przy czym tym ostatnim w sporadycznych wypadkach udaje się
wprowadzać misjonarzy do bogatszych szlachetnych rodzin swoich panów.
Niepozorni nauczyciele chrześcijaństwa (takie zarzuty wysuwała złośliwość
i niewiara) byli w tym samym stopniu niemowami publicznie, w jakim wymowni
i dogmatyczni stawali się prywatnie. Przez ostrożność unikając niebezpiecznego
spotkania z filozofami, mieszali się z nieokrzesanym, niepiśmiennym tłumem
i podstępnie wpajali swoją naukę w umysły tych, którzy z racji swego wieku, płci
bądź wychowania najbardziej byli skłonni do przejęcia się zabobonnymi
strachami.184
Ten niekorzystny obraz, chociaż nie pozbawiony pewnych cech nikłego
podobieństwa, zdradza swoim ciemnym kolorytem i wykrzywieniem rysów to,
że go nakreślił ołówek wroga. W miarę jak pokorna wiara Chrystusowa rozpo­
wszechniała się na świecie, przyjmowały ją również i osoby o pewnym znaczeniu
z powodu darów przyrodzonych bądź majątku. Arystydes, który wystosował
wymowną apologię do cesarza Hadriana, był ateńskim filozofem.185 Justyn
Męczennik szukał boskiej wiedzy w szkołach Zenona, Arystotelesa, Pitagorasa
i Platona, zanim szczęśliwie nie zagadnął go jakiś starzec, a raczej anioł,
zwracając jego uwagę na studiowanie żydowskich proroków.186 Klemens
z Aleksandrii był bardzo oczytany w pismach greckich, a Tertulian w łacińskich.
Juliusz Afrykanin i Orygenes posiedli znaczną cząstkę uczoności swoich czasów;
a chociaż styl Cypriana bardzo się różni od stylu Laktancjusza, nieomal sami
52 Rozdział piętnasty

moglibyśmy się domyślić, że obaj ci pisarze publicznie nauczali retoryki.


W końcu zaczęto wśród chrześcijan studiować i filozofię, co jednak nie zawsze
miało skutki najbardziej zbawienne, wiedza bowiem była rodzicielką równie
często herezji jak pobożności i poniższy opis dotyczący zwolenników Artemona
da się jednakowo słusznie zastosować do różnych sekt, które stawiały opór
następcom apostołów:
„Odważają się oni zmieniać Pismo Święte, porzucać starożytne prawidła
wiary i wytwarzać sobie poglądy w myśl przebiegłych przepisów logiki. Wiedzę
kościelną zaniedbują na rzecz studiowania geometrii i zajęci pomiarami ziemi
tracą z oczu Niebiosa. Euklidesa stale mają w rękach. Arystotelesa i Teofrasta
czynią przedmiotem swego podziwu i niezwykły szacunek wyrażają dla dzieł
Galena. Popełniając błędy, mające swe źródło w nadużywaniu sztuk i nauk
niewiernych, psują prostotę Ewangelii wyrafinowaniem ludzkiego rozumu.” 187
Nie można też zgodnie z prawdą twierdzić, że wyznawanie chrześcijaństwa
nigdy się nie łączyło z wyższym stanem społecznym i majątkiem. Przed sądem
Pliniusza postawiono kilku rzymskich obywateli, po czym rychło się on
przekonał, że i w Bitynii religię przodków porzuciło bardzo wiele osób k a ż-
d e g o s t a n u . 188 Jego bezsporne świadectwo może w tym wypadku zasługi­
wać na więcej wiary niż zuchwałe wyzwanie Tertuliana, który odwołując się
zarówno do obaw, jak i do człowieczeństwa prokonsula afrykańskiego, zapew­
nia, że prokonsul, jeśli nie zaniecha swoich okrutnych zamiarów, będzie musiał
Kartaginę zdziesiątkować, a wśród winnych znajdzie wiele osób własnego stanu:
senatorów i matrony szlachetnego rodu oraz przyjaciół bądź krewnych swoich
najbliższych przyjaciół.189 Okazuje się jednak, że mniej więcej w czterdzieści lat
później cesarz Walerian dał się przekonać o prawdziwości tego twierdzenia,
skoro w jednym ze swoich rozporządzeń najwyraźniej przewiduje, że do sekty
chrześcijańskiej należą rzymscy rycerze i wysoko postawione damy.190 Kościół,
nieustannie powiększając swoją wspaniałość zewnętrzną, tracił czystość we­
wnętrzną, toteż za czasów Dioklecjana w pałacu cesarskim, w sądach i nawet
w wojsku kryło się wielu chrześcijan usiłujących interesy życia przyszłego
pogodzić z interesami doczesności.
A przecież te wyjątki są albo zbyt nieliczne, albo zbyt świeżej daty na to, by
obalić całkowicie zarzut ciemnoty i obskurantyzmu, tak wyniośle wysuwany
przeciwko pierwszym prozelitom chrześcijaństwa. Zamiast wykorzystywać w ich
obronie wytwory fantazji wieków późniejszych, roztropniej zrobimy, przeista­
czając tę sposobność do zgorszenia w przedmiot służący ku zbudowaniu. Gdy
się poważnie zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że przecież sami apostołowie
zostali przez Opatrzność wybrani spośród rybaków Galilei i że im skromniejsze
były warunki doczesne pierwszych chrześcijan, tym więcej powodów znajduje­
my do tego, by podziwiać ich zasługi i osiągnięcia. Wypada nam z całą
sumiennością przypomnieć, że Królestwo Niebieskie zostało obiecane ubogim
duchem i że umysły udręczone nieszczęściami i pogardą ze strony ludzkości
Stan społeczny chrześcijan 53

radośnie słuchają bożej obietnicy przyszłego szczęścia, podczas gdy ulubieńcy


fortuny, wręcz przeciwnie, zadowalają się posiadaniem tego świata, a mądrzy
nadużywają wyższości swego rozumu i wiedzy w wątpliwościach i sporach.
Stoimy wobec potrzeby pamiętania o tym, jeśli mamy się pocieszyć po utracie
pewnych znakomitych postaci, które w naszych oczach mogłyby się wydawać
jak najbardziej godne przebywania obecnie w Niebiosach. Imiona Seneki,
Pliniusza Starszego i Pliniusza Młodszego, Tacyta, Plutarcha, Galena, niewol­
nika Epikteta i cesarza Marka Aureliusza są ozdobą czasów, w których ci ludzie
rozwijali swe talenty, i podnoszą godność natury ludzkiej. Opromienili oni
chwałą stanowiska, jakie zajmowali czy to w czynnym, czy w kontemplacyjnym
życiu; doskonałość ich rozumu jeszcze bardziej się podniosła dzięki studiom,
filozofia oczyściła ich umysły od przesądów pospolitego zabobonu, dni im mijały
na dążeniu do prawdy i uprawianiu cnoty. A przecież wszyscy ci mędrcy (jest to
przedmiotem tak samo zdziwienia jak troski) przeoczali albo wręcz odrzucali
doskonałości systemu chrześcijańskiego. W ich milczeniu bądź w ich wypowie­
dziach przejawia się pogarda dla wzrastającej sekty, za ich czasów już znanej
w Cesarstwie Rzymskim. Jeśli zniżali się do uczynienia wzmianki o chrześci­
janach, opisywali ich jako upartych, przewrotnych fanatyków, którzy wymagają
bezwarunkowej uległości wobec swojej tajemniczej nauki, ale nie umieją się
zdobyć na żaden argument mogący pozyskać zainteresowanie ludzi rozsądnych
i uczonych.191
Jest rzeczą co najmniej wątpliwą, czy którykolwiek z tych filozofów czytał
apologie raz po raz ogłaszane przez pierwszych chrześcijan w imieniu własnym
i ich nauki, ale należy ubolewać nad tym, że takiej sprawy nie bronili rzecznicy
zdolniejsi, chociaż, wykazując cudaczność wielobóstwa, nie szczędzą oni swady
i dowcipu. Popisując się niewinnością i cierpieniami swych braci, wzbudzają
w nas współczucie. Gdy jednak zabierają się do przedstawienia boskiego
zaczątku chrześcijaństwa, kładą o wiele silniejszy nacisk na przepowiednie,
które zwiastowały pojawienie się Mesjasza, niż na cuda, które mu towarzyszyły.
Ich ulubiona argumentacja mogła służyć ku zbudowaniu chrześcijanina bądź do
nawrócenia Żyda, skoro i ten pierwszy, i drugi uznaje powagę owych proroctw
i z nabożnym szacunkiem powinien badać ich znaczenie i ich wypełnienie. Ów
sposób perswazji traci jednak wiele ze swojej wagi i wpływu, gdy się go kieruje
do tych, którzy ani nie rozumieją, ani nie respektują Zakonu Mojżeszowego
i proroczego stylu.192 Najgłębsze znaczenie wyroczni hebrajskich ulatnia się
w niezdarnych rękach Justyna i następnych apologetów, przyobleczone w jakieś
zamierzchłe figury, wymuszone koncepty i zimne alegorie; nawet ich autentycz­
ność musiała wydawać się podejrzana nieoświeconemu poganinowi, gdy jako
równowartość prawdziwego natchnienia Niebios narzucono całą mieszaninę
pobożnych fałszerstw pod imionami Orfeusza, Hermesa i Sybill.193 A już
przyjęcie oszustwa i sofistyki przez tych apologetów Objawienia aż nazbyt
często nam przypomina nieroztropne postępowanie owych poetów, którzy
54 Rozdział piętnasty

swoich n i e m o ż l i w y c h d o z r a n i e n i a bohaterów obciążają bezużytecz­


nym ciężarem niewygodnej a kruchej zbroi.
Czym jednak usprawiedliwimy ospałą nieuwagę pogańskiego świata filozo­
ficznego wobec dowodów, które ręka Opatrzności przedstawiała nie rozumom,
ale zmysłom? W czasach Chrystusa, Jego apostołów i ich pierwszych uczniów
głoszoną przez nich naukę potwierdzały niezliczone cuda. Kulawi zaczynali cho­
dzić, ślepcy widzieć, chorzy odzyskiwali zdrowie, umarli zmartwychwstawali,
wypędzane demony opuszczały swoje siedliska, prawa natury niejednokrotnie
były dla dobra Kościoła zawieszane.
Ale mędrcy Grecji i Rzymu odwracali się od tych straszliwych widowisk
i nadal zajęci sprawami życia codziennego i swymi studiami zdawali się nic a nic
nie wiedzieć o jakichkolwiek zmianach w moralnych i faktycznych rządach
świata. Podczas panowania Tyberiusza całą ziemię,194 a już przynajmniej jedną
słynną prowincję Cesarstwa Rzymskiego,195 zaległa nadprzyrodzona, trzy
godziny trwająca ciemność. Jednakże nawet to cudowne wydarzenie, chociaż
powinno było rozniecić zdumienie, ciekawość i pobożność ludzkości, przeszło
w owym wieku wiedzy i historii nie zauważone.196 Stało się to za życia Seneki
i Pliniusza Starszego, którzy musieli doświadczyć bezpośrednich skutków tego
cudu bądź otrzymać o nim wiadomości najwcześniejsze. Obaj ci filozofowie
z wielkim nakładem pracy zapisali w swoich dziełach wszystkie wielkie fe­
nomeny natury, trzęsienia ziemi, meteory, komety i zaćmienia, jakie tylko ich
niezmordowana ciekawość zdołała zebrać.197 A przecież i jeden, i drugi pominął
milczeniem największy fenomen, jakiego oko śmiertelne było świadkiem od
.stworzenia kuli ziemskiej. Pliniusz poświęca cały osobny rozdział198 zaćmie­
niom słońca o nadzwyczajnym charakterze i niezwykle długim trwaniu, ale
zadowala się tylko opisaniem szczególnej wadliwości światła dziennego po
zamordowaniu Cezara, kiedy to przez większą część roku orbita słońca
wyglądała blado i pozbawiona była blasku. Tę porę półmroku, której z pewnoś­
cią nie można porównywać z nadprzyrodzoną ciemnością w czasie Męki
Pańskiej, już przedtem zresztą wsławiło wielu poetów199 i historyków owego
pamiętnego stulecia.200
Rozdział szesnasty

POSTĘPOWANIE RZĄDU RZYMSKIEGO WOBEC CHRZEŚCIJAN


OD CZASÓW PANOWANIA NERONA DO CZASÓW PANOWANIA
KONSTANTYNA

J eśli z całą powagą rozważymy czystość religii chrześcijańskiej, świętość jej


przykazań moralnych oraz surowe i niewinne żywoty większości tych, którzy
w ciągu pierwszych stuleci przyjęli wiarę w Ewangelię, to z natury rzeczy nasuwa
się nam przypuszczenie, że do nauki tak dobroczynnej musiał odnosić się
z należytym szacunkiem nawet świat niewierzący; że ludzie uczeni i kulturalni,
jakkolwiek może z cudów szydzili, oceniali cnoty nowej sekty; i że dostojnicy
państwowi nie prześladowali, ale chronili stan ludzi, którzy wprawdzie nie
chcieli brać czynnego udziału w wojnach i w sprawowaniu rządów, tylko
okazywali wobec prawa najbierniejsze posłuszeństwo. Z drugiej strony, przy­
pominając sobie powszechną tolerancję wielobóstwa, tak niezmiennie pod­
trzymywaną przez wiarę ludu, niewiarę filozofów oraz politykę senatu rzym­
skiego i cesarzy, w żaden sposób nie możemy się zorientować, jakie to nowe
przestępstwo popełnili chrześcijanie, jaka nowa prowokacja mogła rozdrażnić
łagodną obojętność starożytności i jakie nowe pobudki władców rzymskich, bez
żadnego zainteresowania patrzących na tysiąc form religii pod ich łagodnym
panowaniem, nakazywały im karać surowo każdy odłam poddanych, którzy
sobie wybrali ten szczególny, ale nieszkodliwy sposób wiary i kultu.
Widać jednak, że polityka religijna świata starożytnego, aby się przeciwstawić
pochodowi chrześcijaństwa, przyjęła charakter bardziej surowy i mniej toleran­
cyjny. W jakieś osiemdziesiąt lat po śmierci Chrystusa Jego niewinni uczniowie
ponosili śmierć z wyroku prokonsula, skądinąd człowieka najłagodniejszego,
nastawionego filozoficznie i w myśl prawa cesarskiego wyróżniającego się
mądrością i sprawiedliwością w ogólnym sprawowaniu władzy. Apologeci
w obronach kierowanych do następców Trajana uskarżają się z żałością na to,
że chrześcijanie, którzy są przecież wszystkim zarządzeniom posłuszni i uprasza­
ją jedynie o wolność sumienia, jedyni spośród wszystkich innych poddanych
Cesarstwa Rzymskiego zostali pozbawieni powszechnych dobrodziejstw swego
opiekuńczego rządu. Śmierć kilku najwybitniejszych męczenników zapisano
starannie i od czasu gdy chrześcijaństwo stało się religią panującą, rządcy
Kościoła zajmują się przedstawianiem okrutnego postępowania swoich po-
56 Rozdział szesnasty

gańskich przeciwników nie mniej pilnie niż ich naśladowaniem. Celem niniej­
szego rozdziału jest wyłowienie (jeśli to możliwe) paru prawdziwych, a przy tym
interesujących faktów z całej masy wymysłów i błędów, jak również omówienie
w sposób jasny i rozsądny przyczyn, rozmiarów, okresu trwania i najważniej­
szych okoliczności prześladowań, na jakie byli narażeni pierwsi chrześcijanie.
Sekciarze religii prześladowanej, których dręczy lęk, ożywia uraza i, być może,
zagrzewa fanatyzm, rzadko kiedy znajdują się w stanie umysłu odpowiednim do
tego, by spokojnie zbadać albo bezstronnie ocenić pobudki swoich wrogów,
często wymykające się nawet bezstronnemu i wnikliwemu sądowi ludzi po­
zostających w bezpiecznej odległości od płomieni prześladowania. Postępowa­
niu cesarzy wobec pierwszych chrześcijan przypisuje się pobudki, które mają tym
większe pozory słuszności i prawdopodobieństwa, że wypływają z uznanego
ducha wielobóstwa. Jak to już zauważyliśmy przedtem, religijna harmonia
świata opierała się głównie na tym, że narody starożytności tolerowały cudze
tradycje i obrzędy i okazywały im szacunek. Można się więc było spodziewać, że
zjednoczą się one w oburzeniu przeciwko każdej sekcie, która, wyodrębniając się
ze wspólnoty ludzkości, będzie sobie rościć prawa do wyłącznego posiadania
prawdy bożej i gardzić wszelkimi — z wyjątkiem swojej własnej — formami
kultu jako bezbożnym bałwochwalstwem. Praw do tolerancji strzegła wzajemna
pobłażliwość, słusznie więc tracił je każdy, kto nie chciał składać tej zwyczajowej
daniny. Ponieważ składania jej nieugięcie odmawiali jedni jedyni Żydzi,
rozważenie sposobu, w jaki ich traktowali rzymscy wielkorządcy, pomoże nam
wyjaśnić, jak dalece dociekanie niniejsze znajduje usprawiedliwienie w faktach,
oraz wykryć prawdziwe powody, dla których prześladowano chrześcijaństwo.
Nie powtarzając już tego, cośmy mówili o szacunku rzymskich władców
i wielkorządców dla Świątyni Jerozolimskiej, zauważymy tylko, że wszelkie
okoliczności zarówno towarzyszące zburzeniu świątyni i miasta, jak i późniejsze
mogły zdobywców rozdrażnić i pozornie jak najsłuszniejszymi argumentami
politycznej sprawiedliwości i bezpieczeństwa publicznego upoważnić do prze­
śladowań religijnych. Od czasu panowania Nerona do czasu panowania
Antonina Piusa Żydzi znosili władzę Rzymu z zaciekłą niecierpliwością, raz po
raz wybuchającą w najgwałtowniejszych rzeziach i powstaniach. Człowie­
czeństwo doznaje wstrząsu na wieść o straszliwych okrucieństwach popeł­
nionych przez Żydów w miastach Egiptu, Cypru i Cyrene, gdzie mieszkali oni
w zdradzieckiej przyjaźni z niczego nie podejrzewającymi krajowcami;1 toteż
doznajemy pokusy przyklaśnięcia surowemu odwetowi oręża legionów rzym­
skich na tym plemieniu fanatyków, których złowieszczy a naiwny zabobon
zdawał się czynić nieubłaganymi wrogami nie tylko rzymskiego rządu, ale i całej
ludzkości.2 Fanatyzm Żydów miał oparcie zarówno w poglądzie, że prawo im
zakazuje płacić podatki panu-bałwochwalcy, jak i w zaczerpniętej z pradawnych
wyroczni pochlebnej obietnicy, że wkrótce pojawi się zwycięski Mesjasz, który
ma zerwać z nich kajdany i obdarzyć wybrańców Niebios cesarstwem ziemi.
Prześladowanie chrześcijan przez cesarzy rzymskich 57

Słynny Bar Kochba właśnie dzięki temu, że się ogłosił długo wyczekiwanym
wybawcą i wezwał wszystkich potomków Abrahama do urzeczywistnienia
nadziei Izraela, zebrał olbrzymią armię, z którą przez dwa lata stawiał opór
władzy cesarza Hadriana.3
Pomimo tych wciąż powtarzających się prowokacji niechęć rzymskich wład­
ców wygasła po odniesionym przez nich zwycięstwie i obawy ich też minęły wraz
z okresem wojny i niebezpieczeństwa. Dzięki pobłażliwości rełigii pogańskiej
i dzięki łagodności Antonina Piusa Żydzi odzyskali swoje dawne przywileje i raz
jeszcze otrzymali pozwolenie na obrzezanie swoich synów pod łatwym do
wykonania warunkiem, że nie będą żadnego prozelity cudzoziemskiego na­
znaczać tym znamieniem odróżniającym plemię hebrajskie.4 Licznym pozosta­
łościom żydowskiego narodu, jakkolwiek jeszcze nie dopuszczanym na obszar
Jerozolimy, wolno było zakładać i utrzymywać duże osiedla zarówno w prowin­
cjach, jak i w Italii, nabywać prawa obywatelskie Rzymu, piastować godności
miejskie, a przy tym wszystkim cieszyć się zwolnieniem od obowiązku uciąż­
liwych i kosztownych służb społecznych. Rzymianie w swoim umiarze bądź
w pogardzie sankcjonowali prawnie formę władzy kościelnej, jaką ustanowiła
pokonana sekta. Patriarcha z siedzibą w Tyberiadzie miał prawo mianować
podległych sobie kapłanów i wysłanników, sprawować jurysdykcję wewnętrzną
i ściągać od swoich rozproszonych braci coroczną daninę.5 W głównych
miastach Cesarstwa często budowano nowe synagogi; w sposób jak najbardziej
publiczny i uroczysty obchodzono szabasy, posty i święta nakazane bądź przez
Zakon Mojżeszowy, bądź też przez tradycje rabinów.6 W wyniku tak łagodnego
traktowania srogość Żydów niepostrzeżenie zmiękła. Zbudzeni ze snu o pro­
roctwie i podboju, przyjęli postawę spokojnych, pracowitych poddanych. Ich
nieprzejednana nienawiść do ludzkości, zamiast jak dawniej wybuchać w czy­
nach gwałtownej przemocy, teraz znajdowała mniej niebezpieczne ujścia.
Skwapliwie korzystali oni z każdej sposobności do oszukania bałwochwalców
w handlu i wygłaszali jakieś tajemnicze, dwuznaczne złorzeczenia pod adresem
wyniosłego Królestwa Edomskiego.7
Skoro Żydzi, ze wstrętem odrzucając bóstwa czczone przez władcę i współpod-
danych, cieszyli się jednak swobodą w praktykowaniu swojej niespołecznej
religii, to przecież musiała istnieć jakaś inna przyczyna owych surowych kar, na
jakie byli narażeni uczniowie Chrystusa, podczas gdy potomkowie Abrahama za
to samo nie byli ścigani. Różnica pomiędzy chrześcijanami a Żydami jest prosta
i oczywista, ale w myśl poglądów starożytności ma zasadnicze znaczenie. Żydzi
byli n a r o d e m , chrześcijanie byli s e k t ą ; i tak jak się rozumiało samo przez
się, że każde społeczeństwo respektuje uświęcone instytucje sąsiadów, tak
i każdemu społeczeństwu wypadało trwać przy uświęconych instytucjach swoich
przodków. Głos wyroczni, wskazówki filozofów i powaga praw jednomyślnie
narzucały to zobowiązanie narodowe. Żydzi, dumnie roszcząc sobie prawo do
wyższej świętości, mogli prowokować to, że politeiści uważali ich za plemię
58 Rozdział szesnasty

obrzydliwe i nieczyste; lekceważąc obcowanie z innymi narodami, mogli też


zasługiwać na pogardę politeistów; prawa Mojżeszowe mogły być po większej
części błahe albo niedorzeczne, a przecież skoro od wielu wieków przyjmowało je
duże społeczeństwo, zwolenników Mojżesza usprawiedliwiał fakt, że po prostu
brali oni przykład ze swoich przodków, powszechnie więc uznawano, że przecież
wolno im przestrzegać obrządku, którego zaniedbanie byłoby z ich strony
przestępstwem. Wszelako Kościół pierwotny nie mógł się w niczym tłumaczyć
ani osłaniać zasadą, która chroniła żydowską Synagogę. Przyjmując wiarę
w Ewangelię, chrześcijanie stawali się winnymi grzechu, który uważano za
przeciwny naturze i niewybaczalny. Rozrywali uświęcone więzy obyczaju
i wychowania, naruszali religijne ustanowienia swego kraju i zarozumiale dep­
tali wszystko, co było uważane za prawdę albo czczone jako świętość przez ich
ojców. I nie można było nie uznać tego za odstępstwo (jeśli przystoi nam tu użyć
takiego wyrażenia) o jakimś tylko stronniczym czy miejscowym charakterze,
skoro pobożny chrześcijański zbieg ze świątyń egipskich bądź syryjskich ani
myślał szukać schronienia w świątyniach ateńskich czy kartagińskich. Każdy
chrześcijanin z pogardą odrzucał zabobony swojej rodziny, swego miasta i swo­
jej prowincji. Ogół chrześcijan jednomyślnie nie chciał mieć nic wspólnego
z bogami Rzymu, Cesarstwa i ludzkości. Na próżno uciskani wierni powoływali
się na przyrodzone prawo do wolności sumienia i poglądów osobistych. Chociaż
ich położenie mogło budzić litość, ich argumenty nigdy nie zdołały przemówić do
rozumu ani filozofom, ani religijnej części świata pogańskiego. Fakt, że
ktokolwiek ma skrupuły w związku z przestrzeganiem ustanowionego kultu,
napawał zaniepokojonych pogan takim samym zdumieniem, jakie odczuwaliby
wobec każdego, kto by ni stąd, ni zowąd poczuł wstręt do obyczajów, stroju czy
języka swojej ojczyzny.8
Zdumienie pogan szybko ustąpiło miejsca odrazie i doszło do tego, że
najpobożniejsi chrześcijanie byli narażeni na niesprawiedliwy, ale niebezpieczny
zarzut bezbożności. Złośliwość zbratała się z przesądem, przedstawiając chrześ­
cijan jako społeczeństwo bezbożników, którzy, najzuchwalej napadając na
ustrój religijny Cesarstwa, zasłużyli sobie na najsurowszą karę ze strony
dostojnika państwowego. Oddzielili się (wyznawali to z całą dumą) od wszel­
kiego rodzaju zabobonu przyjętego na ziemi przez najrozmaitsze formy wielo-
bóstwa, przy czym bynajmniej nie było rzeczą oczywistą, jakim bóstwem bądź
jaką formą kultu zastąpili bogów i świątynie starożytności. Ich czyste i wzniosłe
pojęcie o Najwyższej Istocie wymykało się nieokrzesanym umysłom rzesz
pogańskich, w żaden sposób nie umiejących zrozumieć, co to może być za
duchowy samotny Bóg, którego ani się nie przedstawia pod żadną postacią
cielesną czy symboliczną, ani się nie czci nakazanym przez zwyczaj przepychem
uczt i świąt, ołtarzy i składanych ofiar.9 Mędrcy Grecji i Rzymu, wznosząc
swoje umysły na wyżyny rozważań o istnieniu i cechach Pierwszej Przyczyny,
skłaniali się za podszeptem rozumu bądź próżności do zachowywania przywileju
Poczucie zagrożenia wśród pogan 59

takiej pobożności filozoficznej tylko dla siebie i swoich uczniów.10 Dalecy od


przyjmowania przesądów ludzkich za wzorzec prawdy, uważali jednak, że
wypływają one z pierwotnych skłonności natury człowieczej i że każdy ludowy
sposób wierzenia i kultu, który odrzuca poparcie zmysłów, będzie w miarę
odstępowania od przyjętego zabobonu zatracać zdolność do powściągania
błądzącej wyobraźni i fanatycznych wizji. Niedbałe spojrzenie, jakim ludzie
rozumni i uczeni raczyli obrzucać Objawienie chrześcijańskie, służyło tylko do
utwierdzenia ich pochopnej opinii w przekonaniu, że zasada Jedynego Boga, być
może czczona i przez nich samych, uległa zniekształceniu i unicestwieniu
wskutek rozszalałego fanatyzmu i z powietrza utkanych spekulacji nowych
sekciarzy. Autor słynnego dialogu, przypisywanego Lukianowi, udając, że
ośmiesza i lekceważy tajemniczy przedmiot Trójcy, zdradza zarazem własną
nieznajomość ułomności rozumu ludzkiego i nieodgadnionej istoty doskonałości
bożej.11
Może mniej zdumiewające wydawało się to, że założyciel chrześcijaństwa był
nie tylko szanowany przez swoich uczniów jako mędrzec i prorok, ale również
czczony jako Bóg. Politeiści mieli skłonność do przyjmowania wszelkich
artykułów wiary nasuwających choćby najbardziej odległe i niedoskonałe
podobieństwo do mitologii ludowej; legendy o Bachusie, Herkulesie i Eskulapie
w pewnej mierze przygotowały ich wyobraźnię na ukazanie się Syna Bożego pod
postacią ludzką.12 Ale dziwili się, że chrześcijanie porzucają świątynie tych
pradawnych bohaterów, którzy niegdyś w niemowlęctwie świata zapoczątkowali
sztuki piękne, ustanowili prawa i pokonali tyranów bądź potwory nękające
ziemię; że chrześcijanie porzucają to wszystko po to, by za wyłączny przedmiot
kultu religijnego obrać sobie jakiegoś nieznanego nauczyciela, który stosunko­
wo niedawno, i w dodatku wśród ludu barbarzyńskiego, padł ofiarą albo
złośliwości własnych rodaków, albo zazdrości rządu rzymskiego. Rzesze po­
gańskie, wdzięczne bogom tylko za dobrodziejstwa doczesne, odrzucały nieo-
szacowany dar życia nieśmiertelnego, ofiarowany ludzkości przez Jezusa
z Nazaretu. Ci przyziemni ludzie uważali, że łagodna niezłomność, z jaką Jezus
dobrowolnie znosił okrutne cierpienia, Jego dobroć w stosunku do wszystkich
i do wszystkiego oraz wzniosła prostota Jego czynów i charakteru nie wystar­
czają, by wyrównać brak sławy, cesarstwa i zwycięstw; nie chcąc uznać jego
zadziwiającego tryumfu nad mocami ciemności i grobu, przedstawiali fałszywie
bądź znieważali dwuznaczne urodzenie, wędrowne życie i haniebną śmierć
boskiego twórcy chrześcijaństwa.13
Wina osobista, jaką każdy chrześcijanin ściągał na siebie w ten sposób,
przedkładając nad religię narodową poglądy własne, stawała się znacznie cięższa
wskutek liczebności i jedności tych przestępców. Jak wiadomo i jak to już
zauważyliśmy, polityka Rzymu z najwyższą zazdrością i nieufnością patrzyła na
wszelkie zrzeszenia poddanych; nawet korporacjom prywatnym, założonym dla
jak najbardziej nieszkodliwych, dobroczynnych celów, nadawano przywileje
60 Rozdział szesnasty

bardzo skąpą ręką.14 Zgromadzenia religijne chrześcijan, którzy oddzielili się


od powszechnego kultu, wyglądały znacznie mniej niewinnie: w swojej zasadzie
były sprzeczne z prawem, a w skutkach mogły się stać niebezpieczne. Cesarze, ze
względu na spokój publiczny zakazując tych potajemnych, czasami nocnych
zebrań,15 nawet nie wiedzieli, że gwałcą prawa sprawiedliwości. Pobożne
nieposłuszeństwo chrześcijan sprawiało, że ich postępowanie czy może ich
zamysły nabierały pozornie wagi poważniejszych przestępstw; toteż władcy
rzymscy, którzy może daliby się rozbroić chętną uległością, uważając egzek­
wowanie swoich rozkazów za sprawę honoru, czasami usiłowali surowymi
karami pokonać tego niezależnego ducha, zuchwale uznającego jakiś autorytet
wyższy od autorytetu państwowego dostojnika. Rozmiary i trwałość tego
duchowego sprzysiężenia zdawały się czynić je przedmiotem z każdym dniem
coraz bardziej zasługującym na baczną uwagę. Jak to już stwierdziliśmy, czynna
i owocna gorliwość chrześcijan niepostrzeżenie rozciągnęła ich szeregi na każdą
prowincję i prawie każde miasto Cesarstwa. Nowo nawróceni wyraźnie odrze-
kali się własnych rodzin i ojczyzny po to, by nierozerwalnymi więzami połączyć
się z którąś z gmin przyjmujących charakter różniący je od reszty obywateli.
Posępny, surowy wygląd chrześcijan, ich wstręt do pospolitych spraw i przyjem­
ności życia oraz często przez nich wygłaszane przepowiednie o zagrażających
nieszczęściach 16 napełniały pogan niejasnym przeczuciem jakiegoś niebez­
pieczeństwa, które sprowadzi ta nowa sekta, tym bardziej zatrważająca, im
bardziej pozostaje w cieniu. „Bez względu na to — powiada Pliniusz — co może
być zasadą ich postępowania, wydaje się, że ten ich nieugięty upór zasłużył na
karę.” 17
Początkowo środki ostrożności, jakie podejmowali uczniowie Chrystusa,
dopełniając obrządków religijnych, były podyktowane lękiem i koniecznością,
ale później stosowano je już z wyboru. Naśladując straszliwą tajemniczość
misteriów eleuzyjskich, chrześcijanie pochlebiali sobie, że dzięki temu ich święte
instytucje staną się bardziej szacowne w oczach świata pogańskiego.18 Odniosło
to jednak, jak się często zdarza z przeprowadzaniem planów chytrej polityki,
skutki wręcz przeciwne ich życzeniom i oczekiwaniom. Wyciągnięto bowiem
wniosek, że oni po prostu ukrywają to, czego odkrycie oblałoby ich rumieńcem
wstydu. Ich źle pojęta ostrożność nastręczyła złośliwości okazję do wymyślenia,
na użytek podejrzliwej, łatwowiernej rzeszy, całej masy okropnych opowieści
przedstawiających chrześcijan jako najwszeteczniejsze stwory ludzkie, które
w swoich ciemnych kryjówkach praktykują wszelkie obrzydliwości, jakie tylko
zwyrodniała fantazja może na myśl nasunąć, i które kupują łaski swego
nieznanego Boga za cenę odrzucenia wszelkich cnót moralnych. Wielu pogan
ważyło się kłamliwie przyznawać do swojej obecności przy obrzędach tej
wstrętnej społeczności bądź o nich opowiadać. Utrzymywano, że „noworodka
całkowicie obsypanego mąką podsuwa się niczym jakiś mistyczny symbol
wtajemniczenia pod nóż prozelity, który, nie wiedząc, co to jest, zadaje wiele
Początkowa obojętność Rzymu wobec chrześcijan 61

niewidocznych a śmiertelnych ran niewinnej ofierze swego błędu; i natychmiast


po dokonaniu tego okrutnego czynu sekciarze piją krew dziecięcia, żarłocznie
rozrywają jego drgające członki, przy czym rękojmią wieczystego dochowania
tajemnicy jest wspólna świadomość winy. Tak samo poufnie poświadczono, że
po tej nieludzkiej ofierze następuje właściwa biesiada, podczas której nieumiar-
kowane pijaństwo wyzwala bydlęce żądze biesiadników, aż o wyznaczonej chwili
nagle gasi się wszystkie światła, odrzuca się wszelki wstyd, zapomina się
0 naturze i kala się ciemność nocy kierowanym przez przypadek, kazirodczym
obcowaniem sióstr i braci, matek i synów.” 19
Aby rozwiać nawet najlżejsze podejrzenia przeciwnika bezstronnego, wy­
starczy przeczytanie dawnych apologii. Chrześcijanie z niezachwianą pew­
nością czystego sumienia odwołują się od głosu plotki do sprawiedliwości
dostojników państwowych. Uznają, że należy im się najsurowsza kara, jeśli
ktoś zdoła przedstawić jakikolwiek dowód zbrodni przypisywanych im przez
oszczerstwo. Domagają się kary i wzywają do dostarczenia konkretnych
dowodów, a jednocześnie stosownie i zgodnie z prawdą protestują przeciwko
nieprawdopodobieństwu i bezpodstawności tego oskarżenia. Zapytują, czy
ktokolwiek może poważnie wierzyć w to, że czyste, świątobliwe przykazania
Ewangelii, tak często powstrzymujące ich nawet od rozrywek najzupełniej
zgodnych z prawem, mogłyby wpajać obrzydliwą zbrodniczość; albo w to, że
jakiekolwiek duże społeczeństwo zdecydowałoby się hańbić aż tak dalece
w oczach własnych członków; i wreszcie w to, że tyle osób płci obojga, starych
1młodych, różnego stanu i charakteru, mogłoby przystać, nie bojąc się śmierci
ani hańby, na pogwałcenie zasad najgłębiej wpojonych w ich umysły przez naturę
i wychowanie.20
Chyba nic by nie zdołało osłabić siły i odwrócić skutków tak nieodpartego
usprawiedliwienia, gdyby nie postępowanie samych apologetów, którzy nieroz­
tropnie zdradzali wspólną sprawę religii, aby zadośćuczynić swojej nabożnej
nienawiści do wewnętrznych wrogów Kościoła. Czasem słabo napomykali,
czasem zuchwale twierdzili, że owe krwawe ofiary i kazirodcze obrządki, tak
fałszywie przypisywane wyznawcom prawowiernym, w rzeczywistości stanowią
część uroczystych obrzędów marcjonitów, karpokratyjczyków i kilku innych
sekt gnostyków, którzy przecież, aczkolwiek mogli zbaczać na ścieżki herezji,
nie przestali się kierować uczuciami ludzkimi i rządzić przykazaniami chrześ­
cijaństwa.21 Podobnymi oskarżeniami odwzajemniali się Kościołowi, oderwaw­
szy się od jego wspólnoty, schizmatycy;22 na wszystkie więc strony wyjawiano,
że wśród wielkich rzesz ludzi popisujących się mianem chrześcijan panuje nie­
zmiernie gorsząca rozwiązłość obyczajów. Dostojnik pogański, który nie miał
ani czasu, ani możliwości na to, by rozróżnić nieomal niedostrzegalną granicę
pomiędzy wiarą prawowitą a zdeprawowaniem heretyckim, z łatwością mógł
sobie wyobrażać, że wzajemna wrogość zmusza ich do odkrywania wspólnej
winy. Szczęśliwie dla spokoju, a już przynajmniej dla reputacji pierwszych
62 Rozdział szesnasty

chrześcijan, dostojnicy państwowi postępowali czasem łagodniej i z większym


umiarem, niż to zazwyczaj idzie w porze z gorliwością religijną, i w wyniku
swoich badań sądowych składali bezstronne sprawozdania, stwierdzając, że ich
zdaniem sekciarze, którzy porzucili ustanowiony kult, są uczciwi w wyznawanej
przez siebie wierze i jakkolwiek swoim niedorzecznym i cudacznym zabobonem
mogą ściągać na siebie naganę prawa, obyczaje mają nienaganne.23
Historia, która podejmuje się zapisywać sprawy przeszłości dla pouczenia
wieków przyszłych, nie zasługiwałaby na pełnienie tej zaszczytnej funkcji, gdyby
zniżyła się do obrony sprawy tyranów albo do usprawiedliwiania zasady
prześladowań. Trzeba jednak uznać, że postępowanie cesarzy nawet najmniej
przychylnych pierwotnemu Kościołowi bynajmniej nie było tak zbrodnicze jak
postępowanie władców współczesnych, stosujących przeciwko poglądom religij­
nym któregokolwiek odłamu swoich poddanych broń przemocy i terroru. Jakiś
Karol V bądź Ludwik XIV mógł przecież z rozmyślań i poglądów własnych
zaczerpnąć prawdziwą wiedzę o prawach sumienia, o zobowiązaniach wiary
i o niewinności błędu. Natomiast władcom i dostojnikom starożytnego Rzymu
obce były zasady będące dla pierwszych chrześcijan źródłem natchnienia
i nieugiętej uporczywości w sprawie Prawdy ani też sami we własnych sercach nie
odkrywali oni żadnej pobudki, która by im nakazywała odrzucić zgodne
z prawem i, rzec można, wrodzone posłuszeństwo wobec uświęconych instytucji
ojczystych. Tenże sam powód, przyczyniając się do zmniejszenia ich winy, musiał
wpływać na pewne złagodzenie surowości prześladowań. Ponieważ nie kierowali
się zażartą gorliwością bigotów, ale umiarkowaną polityką prawodawców, na
pewno nieraz się zdarzało, że pogarda rozluźniała, a humanitaryzm zawieszał
prawa przez nich ogłaszane przeciwko pokornym, niepozornym zwolennikom
Chrystusa. Z ogólnego przeglądu ich charakteru i pobudek siłą rzeczy moglibyś­
my wyciągnąć następujące wnioski:
Po pierwsze: wiele czasu upłynęło, zanim cesarze rzymscy uznali nowych
sekciarzy za przedmiot zasługujący na uwagę.
Po drugie: skazując kogokolwiek z poddanych, oskarżonych o tak bardzo
szczególne przestępstwo, postępowali ostrożnie i niechętnie.
Po trzecie: kary stosowali z umiarem.
Po czwarte: udręczony Kościół cieszył się jednak wieloma okresami spokoju
i ciszy.
Pomimo niedbałej obojętności, jaką w sprawach chrześcijan okazywali nawet
najbardziej drobiazgowi i nie szczędzący szczegółów pisarze pogańscy,24 może
jeszcze leży w naszej mocy potwierdzenie każdej z tych prawdopodobnych tez
świadectwem faktów.
I. Dzięki mądremu zrządzeniu Opatrzności niemowlęctwo Kościoła spo­
wijała zasłona tajemnicy, która, dopóki wiara chrześcijan nie dojrzała i rze­
sze ich się nie pomnożyły, służyła nie tylko do osłaniania ich przed zło­
śliwością świata pogańskiego, ale nawet do ukrywania faktu, że chrzęści-
Pożar Rzymu za Nerona 63

jaństwo w ogóle istnieje. Powolność, z jaką stopniowo znoszono obrzędy


Mojżeszowe, pozwalała pierwszym prozelitom Ewangelii na bezpieczne a nie­
winne zamaskowanie. Ponieważ w znacznej większości pochodzili oni z ple­
mienia Abrahama, nadal wyróżniali się szczególnym znamieniem obrzezania,
zanosili modły w Świątyni Jerozolimskiej aż do czasu ostatecznego jej zbu­
rzenia i tak samo proroków jak i Zakon Mojżeszowy uważali za natchnio­
nych przez Boga. Również i nawróceni poganie, którzy dzięki duchowemu
usynowieniu związali się z nadzieją Izraela, przyjąwszy strój i pewne cechy
Żydów,25 mieszali się pozornie z ich rzeszą, ponieważ więc politeiści zwra­
cali uwagę nie tyle na same artykuły wiary, ile na kult zewnętrzny, nowa
sekta, starannie ukrywając bądź słabo zapowiadając swoją przyszłą wielkość
i ambicję, mogła spokojnie szukać schronienia w powszechnej tolerancji będącej
w Cesarstwie Rzymskim udziałem starożytnego, słynnego narodu żydowskiego.
Być może, już po niedługim czasie sami Żydzi, ożywieni gorliwością sroższą
i wiarą bardziej zazdrosną, spostrzegli stopniowe oddzielanie się swoich
nazareńskich braci od nauki Synagogi i chętnie by ugasili tę niebezpieczną
herezję krwią jej zwolenników. Ale wyroki Niebios już przedtem rozbroiły ich
złośliwość; chociaż więc czasem mogli korzystać z przywileju swobodnego
buntu, nie mieli już prawa wykonywać sądownictwa karnego, a niełatwo im było
przelać swoją zajadłą gorliwość i przesąd w spokojną pierś rzymskiego dostoj­
nika. Wielkorządcy prowincji wprawdzie głosili gotowość do wysłuchiwania
wszelkich oskarżeń o przewinienia zagrażające bezpieczeństwu publicznemu,
natychmiast jednak gdy się dowiadywali, że chodzi nie o fakty, lecz o słowa,
i że spór dotyczy tylko wykładni praw i proroctw żydowskich, uznawali wszelką
poważniejszą dyskusję na temat niejasnych różnic, mogących powstać wśród
barbarzyńskiego zabobonnego ludu, za sprawę niegodną majestatu Rzymu. Tak
więc na straży bezpieczeństwa niewinnych chrześcijan stały niewiedza i pogarda;
i często sąd dostojnika pogańskiego okazywał się najpewniejszym dla nich
schronieniem przed wściekłością Synagogi.26 Zaiste, gdybyśmy byli skłonni do
przyjmowania bez zastrzeżeń wszystkiego, co nam przekazała tradycja aż
nazbyt łatwowiernej starożytności, moglibyśmy tu wiele opowiedzieć o dalekich
wędrówkach dwunastu apostołów, o ich cudownych osiągnięciach i różnorakiej
śmierci w różnych częściach Cesarstwa Rzymskiego; dokładniejsze jednak
badania nasuną nam wątpliwość, czy komukolwiek z tych, którzy byli świad­
kami cudów Chrystusa, dane było pieczętować prawdę swego świadectwa własną
krwią gdzieś poza granicami Palestyny.27 Opierając się na przeciętnej długości
życia ludzkiego, można zupełnie słusznie przypuszczać, że większość tych
świadków już nie żyła w czasie, gdy niezadowolenie Żydów znalazło ujście
w owej wściekłej wojnie zakończonej dopiero zburzeniem Jerozolimy. Z całego
długiego okresu od śmierci Chrystusa aż do tego pamiętnego buntu nie pozo­
stały nam żadne ślady wskazujące na brak tolerancji u Rzymian, chyba że
szukać ich będziemy w nagłym, przelotnym, lecz okrutnym prześladowaniu
64 Rozdział szesnasty

rozpętanym przeciwko chrześcijanom stolicy przez Nerona w trzydzieści pięć


lat po śmierci Chrystusa i zaledwie na dwa lata przed buntem żydowskim. Już
sam charakter filozofa-historyka, któremu zawdzięczamy najwięcej wiadomości
o tej szczególnej sprawie, wystarcza, aby ją zalecić naszej najstaranniejszej
uwadze.
W dziesiątym roku panowania Nerona stolicę Cesarstwa nawiedził pożar,
którego gwałtowność przekraczała wszelkie pożary, jakie pamiętano bądź po­
dawano jako przykład z wieków poprzednich.28 Jednej olbrzymiej wspólnej
zagładzie uległy pomniki sztuki greckiej i cnoty rzymskiej, trofea wojen
punickich i galijskich, najświętsze świątynie i najwspanialsze pałace. Z czter­
nastu rejonów czy też dzielnic, na które podzielony był Rzym, tylko cztery
przetrwały nietknięte, trzy zostały całkowicie zrównane z ziemią, a pozo­
stałych siedem po doświadczeniu wściekłości płomieni przedstawiało smutny
widok ruin i opuszczenia. Jak się zdaje, rząd w swojej czujności nie zaniedbał
żadnych środków, które mogłyby złagodzić poczucie tak okropnego nieszczęś­
cia. Dla zrozpaczonego pospólstwa pootwierano ogrody cesarskie, wzniesiono
tymczasowe budynki mieszkalne i przydzielono obfite dostawy zboża i żywności
po cenach bardzo umiarkowanych.29 Polityka chyba najbardziej wspaniało­
myślna podyktowała edykty regulujące rozplanowanie nowych ulic i budowę
domów prywatnych i, jak to się często zdarza w wiekach dobrobytu, wskutek
pożaru Rzymu w ciągu niewielu lat wyrosło na jego miejscu nowe miasto, lepiej
rozplanowane i piękniejsze. Ale cała roztropność i człowieczeństwo udawane
przy tej okazji przez Nerona nie zdołały go uchronić od podejrzeń ludu. O każdą
bowiem zbrodnię można było posądzać zabójcę własnej żony i matki; trudno
też było władcę, który swoją osobę i godność poniżał występami w teatrze,
uznać za niezdolnego do najbardziej szalonych wybryków. Rozeszła się po­
głoska oskarżająca cesarza o podpalenie własnej stolicy, a ponieważ na­
strojom rozjątrzonego ludu odpowiadają historie najbardziej niewiarygodne,
poważnie opowiadano i niezłomnie wierzono, że Neron podczas pożaru,
uradowany nieszczęściem, jakie spowodował, zabawiał się przy dźwiękach liry
śpiewaniem pieśni o zburzeniu starożytnej Troi.30 Aby więc odwrócić od siebie
podejrzenie, którego władza despotyczna zdławić nie potrafiła, cesarz po­
stanowił na swoje miejsce podstawić jakichś rzekomych zbrodniarzy.
„Mając to na celu — powiada dalej Tacyt — kazał w sposób najbar­
dziej wyszukany torturować ludzi napiętnowanych i bez tego zasłużoną nie­
sławą i pospolicie zwanych chrześcijanami. Chrześcijanie swoją nazwę i po­
czątek wzięli od Chrystusa, który za panowania Tyberiusza poniósł śmierć
z wyroku namiestnika Piłata Poncjusza.31 Chociaż na pewien czas ten za­
bobon zdławiono, wkrótce wybuchnął on ponownie i nie tylko rozszerzył się
w Judei, pierwszym siedlisku tej szkodliwej sekty, ale nawet został wprowa­
dzony do Rzymu, tego schronienia powszechnego, przyjmującego i osłaniają­
cego wszystko, co nieczyste, i wszystko, co obrzydliwe. Zeznania pojmanych
Prześladowanie chrześcijan za Nerona 65

wskazały na wielką rzeszę ich wspólników, i skazano wszystkich na śmierć


nie tyle za zbrodnię podpalenia Rzymu, ile za nienawiść do ludzkości.32 Umierali
w męczarniach tym cięższych, że towarzyszyły im zniewagi i szyderstwa.
Niektórych przybito do krzyżów, innych zaszyto w skóry dzikich zwierząt
i rzucono na pastwę rozwścieczonych psów, jeszcze innych, wysmarowanych
materiałami łatwopalnymi, użyto za pochodnie do rozświetlania ciemności
nocy. W ogrodach Nerona odbyło się to żałosne widowisko, uświetnione
wyścigami konnymi oraz obecnością samego cesarza, który w stroju i roli
woźnicy rydwanu zmieszał się z motłochem. Wina chrześcijan zaprawdę
zasługiwała na karę jak najprzykładniejszą, ale powszechny wstręt do nich
zamienił się we współczucie wskutek opinii, że ci nieszczęśni nędznicy padli
ofiarą nie tyle dla dobra publicznego, co dla zadowolenia okrucieństwa
zazdrosnego tyrana.”33
Wszyscy, którzy ciekawie przyglądają się przemianom, jakim ulega ludz­
kość, mogą zauważyć, że ogrody i cyrk Nerona na Watykanie, splamione krwią
pierwszych chrześcijan, stały się jeszcze słynniejsze dzięki tryumfowi tej
prześladowanej religii i jej nadużyciom. W tym samym miejscu34 stoi teraz
świątynia, wspaniałością swoją znacznie przewyższająca chwałę Kapitolu —
świątynia wzniesiona przez papieży chrześcijańskich, którzy, wywodząc rosz­
czenie do panowania nad światem od pokornego rybaka z Galilei, zasiedli na
tronie cezarów, nadali prawa barbarzyńskim zdobywcom Rzymu i rozciągnęli
swoje rządy duchowe od Bałtyku po wybrzeża Oceanu Spokojnego.
Byłoby jednak rzeczą niewłaściwą zakończyć tę relację o prześladowaniu
chrześcijan przez Nerona, zanim poczynimy tu pewne uwagi, które może posłużą
nam do usunięcia związanych z tą relacją trudności oraz do rzucenia pewnego
światła na dalsze dzieje Kościoła.
1. Nawet najbardziej sceptyczna krytyka musi uszanować prawdę tego
niezwykłego faktu i autentyczność tego słynnego ustępu z R oczn ików Tacyta.
Prawdę potwierdza sumienny i dokładny Swetoniusz, nadmieniając o karze
wymierzonej przez Nerona chrześcijanom, sekcie ludzi, którzy przyjęli jakiś
nowy zbrodniczy zabobon.35 Prawdziwości tego ustępu, poza tym że pokrywa
się on z najdawniejszymi rękopisami, dowodzi również niemożliwy do na­
śladowania charakter stylu Tacyta, jego dobra sława, chroniąca wszystko, co
napisał, od interpolacji nabożnego oszustwa, i wreszcie sama treść, w której
oskarża pierwszych chrześcijan o najgorsze przestępstwa nie wmawiając, jakoby
posiadali oni jakieś cudowne czy choćby czarnoksięskie moce stawiające ich
ponad resztą ludzkości.36
2. Niemniej Tacyt urodził się prawdopodobnie parę lat przed pożarem
Rzymu,37 mógł więc tylko z lektury i z opowiadań czerpać wiadomości o tym
wydarzeniu z czasów swego wczesnego dzieciństwa. Zanim poświęcił się pracy
publicznej, czekał spokojnie, dopóki jego talent nie osiągnie pełnej dojrzałości,
i miał już lat ponad czterdzieści, gdy wdzięczne uznanie dla pamięci Agrykoli
66 Rozdział szesnasty

skłoniło go do napisania najwcześniejszego z owych historycznych utworów,


które będą zachwycać i pouczać najodleglejszą potomność. Po wypróbowaniu sił
w biografii Agrykoli i w opisie Germanii postawił sobie za cel i wykonał dzieło
bardziej uciążliwe, a mianowicie historię Rzymu w trzydziestu księgach,
obejmującą czas od upadku Nerona do wstąpienia na tron Nerwy. Rządy Nerwy
zapoczątkowały wiek sprawiedliwości i dobrobytu, którego opisanie Tacyt
zostawił sobie na starość.38 Gdy jednak bliżej przyjrzał się temu tematowi,
może sądząc, że opisywanie wad i występków dawnych tyranów jest zadaniem
bardziej zaszczytnym czy może mniej rażącym niż wysławianie cnót monarchy
jeszcze panującego, wołał opowiedzieć, w formie roczników, o czynach czterech
bezpośrednich następców Augusta.
Uszeregowanie, określenie i przyozdobienie tych osiemdziesięciu lat w nie­
śmiertelnym dziele, w którym każde zdanie jest pełne najgłębszych obserwacji
i najżywszych obrazów, było przedsięwzięciem miary dostatecznej na to, by zająć
talent nawet samego Tacyta przez większą część jego życia. W ostatnich latach
panowania Trajana, gdy ten zwycięski monarcha rozciągał władzę Rzymu poza
jego granice starożytne, Tacyt w drugiej i czwartej księdze swych R oczn ików
opisywał tyranię Tyberiusza,39 toteż na pewno na tron już wstąpił cesarz
Hadrian, zanim Tacyt, prowadząc swoją pracę chronologicznie, zdążył opisać
pożar stolicy i okrucieństwo Nerona w stosunku do nieszczęsnych chrześcijan.
Z odległości lat sześćdziesięciu obowiązkiem kronikarza było przyjąć opowiada­
nia jeszcze żyjących świadków tego wydarzenia, ale też było rzeczą zupełnie
naturalną, że jako filozof pofolgował on sobie w opisie powstawania, rozwoju
i charakteru nowej sekty w myśl nie tyle wiedzy czy uprzedzeń wieku Nerona, ile
wiedzy i uprzedzeń czasów Hadriana.
3. Tacyt bardzo często zdaje się na ciekawość bądź dociekliwość swoich
czytelników, pozostawiając ich samodzielności dopełnienie drugorzędnych
okoliczności i pojęć, które w swojej niezmiernej zwięzłości uznał za stosowne
pominąć. Wolno więc nam popuścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, jaka to
przyczyna mogła okrucieństwo Nerona skierować przeciwko chrześcijanom, po­
mimo że ich niepozorność i niewinność powinny być tarczą chroniącą przed
jego oburzeniem, a nawet jego uwagą. Na przedmiot podejrzeń cesarza i lu­
du o wiele lepiej nadawali się tak liczni w stolicy i uciskani w kraju oj­
czystym Żydzi; i nie wydawało się nieprawdopodobne, że podbity naród, który
przecież już objawił swój wstręt do jarzma rzymskiego, może dla zaspokojenia
nieubłaganej żądzy zemsty uciec się do środków najniegodziwszych. Żydzi
jednak mieli bardzo potężnych rzeczników w pałacu, a nawet i w sercu tyrana.
Rzecznicy ci: jego żony i kochanka, piękna Poppea, oraz ulubiony grajek
z plemienia Abrahama, już zdążyli wykorzystać swój wpływ, wstawiając się za
tym nie budzącym zaufania narodem.40 Wyłoniła się więc konieczność znalezie­
nia na miejsce Żydów jakichś innych kozłów ofiarnych; i może łatwo było
podszepnąć Neronowi, że chociaż prawdziwi zwolennicy Mojżesza nie mają
Prześladowanie Żydów i chrześcijan za Domicjana 67

z podpaleniem Rzymu nic wspólnego, to przecież pewna nowa a szkodliwa


sekta Galilejczyków, która wśród nich powstała, zdolna jest do najstraszliwszych
zbrodni. Mianem Galilejczyków błędnie obejmowano duże grupy ludzi o krań­
cowo przeciwnych obyczajach i zasadach: uczniów, którzy przyjęli wiarę Jezusa
z Nazaretu,41 oraz zelotów, którzy poszli za sztandarem Judasza Gaulo-
nity.42 Ci pierwsi byli przyjaciółmi ludzkości, ci drudzy jej wrogami, przy czym
jedyne podobieństwo między nimi polegało na nieugiętej stałości, z jaką, nieczuli
na śmierć i tortury, bronili swojej sprawy. Zwolennicy Judasza, którzy naglili
swoich rodaków do buntu, zostali wkrótce pogrzebani pod gruzami Jerozolimy,
podczas gdy zwolennicy Jezusa, znani pod słynniejszym mianem chrześcijan,
rozprzestrzenili się w całym Cesarstwie Rzymskim. Jakże więc naturalne było ze
strony Tacyta, za czasów Hadriana, przypisać całą winę i nieszczęścia chrześ­
cijanom zamiast znacznie rzetelniej i sprawiedliwiej przypisać je sekcie, której
nienawistna pamięć w jego czasach już prawie wygasła!
4. Bez względu na to, co można sądzić o tym przypuszczeniu (bo jednak to
tylko przypuszczenie), jasne jest, że zarówno skutki, jak przyczyny prze­
śladowania chrześcijan rozpętanego przez Nerona ograniczyły się do murów
Rzymu,43 że przedmiotem kary czy choćby śledztwa wcale nie były przekonania
religijne Galilejczyków, czyli chrześcijan, i wreszcie, że po upadku Nerona,
ponieważ ich cierpienia przez długi czas kojarzyły się z pojęciem okrucieństwa
i niesprawiedliwości, następni władcy w swoim umiarze skłaniali się do
oszczędzania sekty tak bardzo ciemiężonej przez tyrana, który zazwyczaj
kierował całą wściekłość przeciwko niewinności i cnocie.
Jest faktem dość znamiennym, że płomienie wojny pochłonęły Świątynię
Jerozolimską i Kapitol rzymski nieomal w tym samym czasie;44 nie mniej
szczególne wydaje się to, że daninę, którą pobożni Żydzi przeznaczyli na
odbudowę świątyni, zwycięski najeźdźca obrócił na wskrzeszenie i przyozdo­
bienie wspaniałości Kapitolu.45 Cesarze ściągali od narodu żydowskiego
powszechne pogłówne i chociaż suma wyznaczona na głowę była nieznaczna,
zarówno cel tego podatku, jak i surowość, z jaką go ściągano, sprawiały,
że Żydzi uważali go za krzywdę nie do zniesienia.46
Ponieważ poborcy podatkowi niesłusznie rozciągnęli swoje roszczenia nawet
na wiele osób nie będących Żydami ani z pochodzenia, ani z wyznania,
niemożliwością było, aby chrześcijanie, którzy tak często chronili się w cień
Synagogi, uniknęli teraz tego zachłannego prześladowania. Tak trwożliwie
unikając każdego, choćby najlżejszego zetknięcia z zarazą bałwochwalstwa,
nie mogli przecież wbrew swemu sumieniu przyczyniać się do oddawania czci
owemu demonowi, który przybrał postać Jowisza Kapitolińskiego. Zważywszy
jednak, że bardzo liczne, chociaż już słabnące stronnictwo chrześcijan wciąż
jeszcze lgnęło do Zakonu Mojżeszowego, ich wysiłki, by ukryć swoje żydo­
wskie pochodzenie, spełzały na niczym, gdy sprawdzano, czy są obrzezani,47
przy czym wielkorządcy rzymscy nie mieli czasu na badanie różnic w ich
68 Rozdział szesnasty

zasadach religijnych. Podobno okazało się, że wśród chrześcijan przywie­


dzionych przed sąd cesarza czy też, co się wydaje bardziej prawdopodobne,
przed sąd namiestnika w Judei, dwóch mężczyzn wyróżnia się swoim po­
chodzeniem, szlachetniejszym nawet niż pochodzenie największych monar­
chów. Byli to wnukowie świętego Judy Tadeusza, apostoła, brata samego
Jezusa Chrystusa.48
Ich przyrodzone prawo do tronu Dawida, budząc szacunek ludu, może by
rozniecało zazdrość wielkorządcy, ale nędzna pospolitość ich odzienia i prostota
ich odpowiedzi rychło go przekonały, że obaj ani nie pragną, ani nie mogą
zakłócić spokoju Cesarstwa Rzymskiego. Szczerze przyznali się do swego
królewskiego pochodzenia i bliskiego pokrewieństwa z Mesjaszem, ale wyparli
się wszelkich widoków na korzyści w życiu doczesnym i wyznali, że Jego
Królestwo, do którego wnijść pobożnie się spodziewają, jest czysto duchowej,
anielskiej natury. Zapytani o swój stan majątkowy i zajęcie, pokazali dłonie
stwardniałe od codziennego znoju i oświadczyli, że całe utrzymanie czerpią
z uprawy roli w gospodarstwie w pobliżu wsi Kokaba, liczącym około
dwudziestu czterech akrów angielskich,49 ogólnej wartości dziesięciu tysięcy
drachm, czyli trzystu funtów szterlingów. Wnuków' świętego Judy Tadeusza
zwolniono ze współczuciem i pogardą.50
Domicjan, chociaż niepozorność dynastii Dawida mogła uchronić tych
dwóch ludzi od jego podejrzeń, zatrwożony był wielkością własnej rodziny i jego
tchórzliwą naturę uspokoić mogła tylko krew wszystkich tych Rzymian, których
czy to się obawiał, czy nienawidził, czy też poważał. Z dwóch zatem synów jego
stryja Flawiusza51 starszy został wnet skazany za zdradzieckie zamiary,
a młodszy, imieniem Flawiusz Klemens, zawdzięczał swoje bezpieczeństwo li
tylko brakowi odwagi i zdolności.52 Przez dłuższy czas cesarz łaską i opieką
wyróżniał tak nieszkodliwego krewniaka — ożenił go ze swoją siostrzenicą
Domicyllą, adoptował dzieci z tego małżeństwa, dopuszczając je do dziedzicze­
nia tronu, i obdarzył ich ojca zaszczytami konsulatu. Ale prawie natychmiast
gdy skończył się okres tego rocznego urzędowania, Flawiusz Klemens pod bła­
hym pozorem został skazany i stracony; Domicyllę wygnano na bezludną wyspę
przy wybrzeżu Kampanii,53 i liczni ludzie objęci tym samym oskarżeniem
zostali skazani na śmierć bądź konfiskatę majątku. Zarzucaną im winą były
ż y d o w s k i e o b y c z a j e i a t e i z m 54 — dość szczególne skojarzenie
pojęć, którego w żaden właściwy sposób nie dałoby się zastosować do nikogo
z wyjątkiem chrześcijan, według niejasnych i niedoskonałych wyobrażeń ówczes­
nych dostojników państwowych i pisarzy. Na mocy takiej to niepewnej wykładni
i aż nazbyt skwapliwie przyjmując podejrzenia tyrana za dowód zaszczytnego
przestępstwa Klemensa i Domicylli, Kościół postawił ich oboje w rzędzie swoich
pierwszych męczenników i napiętnował okrucieństwo Domicjana mianem dru­
giego prześladowania. Ale to prześladowanie (jeśli w ogóle zasługuje na to,
by je tak nazywać) nie trwało długo. W parę miesięcy po śmierci Klemensa
Złagodzenie prześladowań za Trajana 69

i wygnaniu Domicylli Stefan, wyzwolony niewolnik Domicylli, cieszący się


łaską, ale chyba nie wyznający wiary swojej pani, zamordował cesarza w jego
pałacu.55 Senat potępił pamięć Domicjana; jego zarządzenia skasowano, jego
wygnańców odwołano i pod łagodnymi rządami Nerwy, podczas gdy niewinnym
przywracano stanowiska i majątki, nawet najbardziej winnym udawało się
uzyskiwać przebaczenie albo uciec przed karą.56
II. Mniej więcej w dziesięć lat później, za panowania Trajana, Pliniusz
Młodszy otrzymał w zarząd od swego przyjaciela i mistrza prowincje: Bitynię
i Pont. Wkrótce jednak stwierdził, że zupełnie nie wie, jakimi ma kierować się
prawidłami sprawiedliwości bądź przepisami prawa przy wykonywaniu urzędu,
przed którym się wzdragało całe jego człowieczeństwo. Nigdy przedtem nie był
obecny na żadnej rozprawie przeciwko chrześcijanom, znanym mu dotąd jedynie
z nazwy. Nie wiedział więc nic ani o naturze ich winy, ani o sposobie ich
sądzenia, ani o wymiarze kary. Uciekając się w rozterce do swego zwykłego
sposobu, przedłożył mądrości Trajana bezstronne i pod pewnymi względami
przychylne sprawozdanie o tym nowym zabobonie z prośbą, by cesarz raczył
rozstrzygnąć jego wątpliwości i pouczyć go w jego niewiedzy.57 Pliniusz był
wykształcony i brał żywy udział w sprawach tego świata. Od dziewiętnastego
roku życia wyróżniał się w sądach Rzymu jako obrońca,58 zasiadał w senacie, był
obdarzony zaszczytami konsulatu i miał bardzo szerokie znajomości wśród ludzi
każdego stanu zarówno w Italii, jak i w prowincjach. Toteż z faktu, że nie
wiedział, jak postępować z chrześcijanami, da się zaczerpnąć trochę użytecznych
informacji. Możemy być pewni, że w czasie gdy obejmował rządy nad Bitynią, nie
było żadnych ogólnych praw ani specjalnych prawomocnych dekretów senatu
przeciwko chrześcijanom; że ani Trajan, ani żaden z jego cnotliwych poprze­
dników, których edykty przyjęły się w karnym sądownictwie cywilnym, nie
ogłosił publicznie swoich zamiarów wobec tej nowej sekty; i że, bez względu na
to, jakie postępowanie sądowe prowadzono dotychczas przeciwko chrze­
ścijanom, nie miało ono dostatecznej wagi, aby stworzyć precedens do po­
stępowania rzymskiego wielkorządcy.
Odpowiedź Trajana, na którą często powoływali się chrześcijanie następ­
nego stulecia, przejawia tyle względów dla sprawiedliwości i człowieczeństwa,
ile tylko dało się pogodzić z jego mylnymi pojęciami w zakresie polityki
wyznaniowej.59 Zamiast wykazać nieubłaganą gorliwość inkwizytora, któremu
zależy na wykryciu nawet najdrobniejszych cząsteczek herezji, i zamiast radować
się liczbą swoich ofiar cesarz wyraża znacznie więcej troskliwości o bezpie­
czeństwo niewinnych niż o to, by udaremnić ucieczkę winnym. Przyznaje on, że
trudno jest przyjąć plan ogólny, ale ustanawia dwie zbawienne normy, które
później dla udręczonych chrześcijan często były ulgą i podporą. Chociaż
nakazuje swoim wyższym urzędnikom karać surowo osoby prawomocnie
skazane, zarazem z bardzo ludzką niekonsekwencją zabrania im prowadzić
jakiekolwiek badania przestępców przypuszczalnych. Nie wolno też było
70 Rozdział szesnasty

dostojnikowi państwowemu wszczynać postępowania sądowego na podstawie


pierwszych lepszych doniesień. Oskarżenia anonimowe cesarz odrzuca jako
zgoła nie licujące z prawością jego rządów i dla skazywania posądzonych
0 winę chrześcijaństwa surowo wymaga realnego dowodu i uczciwego, jawnego
oskarżyciela. Jest też rzeczą prawdopodobną, że osoby przyjmujące na siebie
zadanie tak nikczemne musiały uzasadniać swoje podejrzenia, wyszczególnić
zarówno czas, jak i miejsce potajemnych zebrań, na które uczęszczał ich
chrześcijański przeciwnik, oraz wyjawiać najrozmaitsze okoliczności, z najczuj­
niejszą zazdrością ukrywane przez chrześcijan przed okiem profana. Jeśli
oskarżycielom udało się na drodze sądowej przeprowadzić dowód prawny swego
twierdzenia, byli oni narażeni na oburzenie znacznego i czynnego stronnictwa,
na naganę bardziej wyrozumiałego odłamu ludzkości i na hańbę, jaka w każdej
epoce i w każdym kraju towarzyszyła roli donosiciela. Jeśli, wręcz przeciwnie,
nie udawało im się przedstawić dostatecznych dowodów, podlegali surowej
karze (może nawet śmierci), w myśl prawa ogłoszonego przez cesarza Hadriana
wymierzanej wszystkim, którzy fałszywie oskarżali współobywateli o przestęp­
stwo wyznawania chrześcijaństwa. Wprawdzie zapalczywość wynikająca z zabo­
bonu bądź z urazy osobistej mogła czasem wziąć górę nad najbardziej natural­
nym strachem przed niesławą i niebezpieczeństwem, ale trudno chyba sobie wyobra­
zić, by wnoszenie oskarżeń tak ryzykownych przychodziło pogańskim podda­
nym Cesarstwa Rzymskiego lekko i, co za tym idzie, by zdarzało się często.60
Sposób, jaki niejednokrotnie stosowano celem obejścia mądrości ustaw,
dostatecznie dowodzi, jak skutecznie owe ustawy udaremniały szkodliwe zamy­
sły uraz osobistych bądź zabobonnej gorliwości. Hamulce strachu i wstydu, tak
zniewalające, jeśli chodzi o umysły jednostek, tracą lwią część swojej mocy
w zgromadzeniu dużym i zgiełkliwym. Pobożny chrześcijanin w zależności od
tego, czy pragnął uzyskać chwałę męczeństwa, czy wolał jej uniknąć, czekał
albo ze strachem, albo z niecierpliwością na okresowe nawroty igrzysk pub­
licznych i świąt. W dni tych uroczystości mieszkańcy wielkich miast Cesarstwa
zbierali się w amfiteatrach, gdzie wszystkie okoliczności miejsca, jak również
1 obrzędu przyczyniały się do rozpłomieniania ich pobożności i wygaszania
człowieczeństwa. Ci liczni widzowie, uwieńczeni kwiatami, przepojeni wonią
kadzideł i oczyszczeni krwią ofiar, w otoczeniu ołtarzy i posągów bóstw
opiekuńczych, oddając się przyjemnościom, które uważali za istotną część
kultu religijnego, przypominali sobie, że tylko chrześcijanie nienawidzą bo­
gów ludzkości i najwyraźniej swoją nieobecnością lżą, bądź swoim smutkiem
opłakują ogólną szczęśliwość w te uroczyste, wesołe święta. Jeśli Cesarstwo
zostało właśnie nawiedzone przez jakiekolwiek nieszczęście, plagę, klęskę
głodu bądź przegraną wojnę, jeśli Tyber wystąpił z brzegów albo Nil nie
nawodnił obszarów nadrzecznych, jeśli zdarzyło się trzęsienie ziemi albo
w regularnym następowaniu po sobie pór roku zaszło jakieś zakłócenie, to
zawsze, zdaniem pogan, wyłączną winę za to ponosili oszczędzani przez
Sądy nad chrześcijanami 71

nadmierną łagodność rządu chrześcijanie, których bezbożność i zbrodnie


sprowokowały wreszcie sprawiedliwość bogów. Form postępowania zgodnego
z prawem w żadnym razie nie można było zauważyć wśród wyuzdanego,
rozjątrzonego pospólstwa; w żadnym też razie współczucie nie dochodziło do
głosu w amfiteatrze zbryzganym krwią dzikich zwierząt i gladiatorów. Nie­
cierpliwa rzesza wrzawą denuncjowała chrześcijan jako wrogów ludzi i bogów,
skazywała ich na najsroższe tortury i, odważając się niektórych z najwybitniej­
szych członków nowej sekty oskarżać imiennie, żądała z nieodpartą gwałtownoś­
cią natychmiastowego ich pojmania i rzucenia lwom na pożarcie.61 Wielkorząd­
cy prowincji i dostojnicy, którzy przewodniczyli tym publicznym widowiskom,
byli zazwyczaj skłonni zadośćuczynić chęci ludu i ułagodzić jego wściekłość
poświęceniem paru nieszczęsnych ofiar. Ale mądrość cesarzy ochraniała Kościół
przed niebezpieczeństwem tych zgiełkliwych żądań i bezprawnych oskarżeń,
słusznie przez nich ganionych i uznanych za sprzeczne zarówno z niezachwianą
stałością, jak i prawością ich rządów. Hadrian i Antoninus Pius wyraźnie
w swoich edyktach oświadczyli, że głosu rzeszy nigdy nie należy przyjmować za
legalną podstawę do skazywania i karania nieszczęśników, których ogarnął
fanatyzm chrześcijaństwa.62
III. Kara nie była nieuniknionym następstwem skazania i chrześcijanie,
którym jak najjaśniej na podstawie świadectwa świadków bądź ich własnych
dobrowolnych zeznań dowiedziono winy, zachowywali jeszcze prawo wyboru
pomiędzy życiem a śmiercią. Nie tyle popełniony występek, co późniejszy upór
wzniecał oburzenie dostojnika, który ich sądził. Był on przekonany, że proponu­
je im bardzo łatwy sposób uzyskania przebaczenia, skoro wystarczało, by się
zgodzili rzucić szczyptę kadzidła na ołtarz, a natychmiast bez żadnego uszczerb­
ku i wśród ogólnego uznania zwalniano ich z sądu. Uważano, że obowiązkiem
humanitarnego sędziego jest raczej nawracać tych obałamuconych zapaleńców
na dobrą drogę niż ich karać. Zmieniając ton w zależności od wieku, płci i pozycji
więźniów, sędzia niejednokrotnie zniżał się do odmalowywania przed ich oczami
wszelkich okoliczności, jakie mogłyby im uprzyjemnić życie bądź uczynić śmierć
jeszcze okropniejszą; zachęcał ich przy tym, a nawet nie tylko zachęcał, ale
błagał, by okazali choć trochę współczucia samym sobie, swoim rodzinom
i przyjaciołom.63 Jeśli ani groźby, ani perswazje nie odnosiły skutku, nieraz
uciekał się do przemocy, niedobór argumentów zastępując wtedy chłostą i łożem
tortur; stosowano wszelkie sztuki okrucieństwa, aby pokonać taki nieugięty i,
jak się poganom wydawało, zbrodniczy upór. Starożytni apologeci chrześcijańst­
wa równie słusznie jak surowo ganią nieprawidłowość postępowania swoich
prześladowców, którzy wbrew wszelkim zasadom sądownictwa dopuszczali
stosowanie tortur nie po to, by wymusić przyznanie się do winy, ale po to, by
oskarżony wyparł się przestępstwa będącego przedmiotem ich badania.64 Mnisi
wieków następnych, w spokojnej samotności zabawiając się urozmaicaniem
obrazów śmierci i cierpień pierwszych męczenników, często wymyślali tortury
72 Rozdział szesnasty

bardziej wyrafinowane i pomysłowe niż te, które stosowano rzeczywiście. Zwłasz­


cza przyjemność im sprawiało snucie przypuszczeń, że gorliwi dostojnicy rzym­
scy, lekceważąc wszelkie względy natury moralnej i przyzwoitości publicznej,
usiłowali uwieść osoby, których nie mogli ugiąć, i że na ich rozkaz zadawano
najbrutalniejszy gwałt osobom, które uznali za niemożliwe do uwiedzenia. Opi­
sywali więc ci mnisi, jak to pobożne niewiasty, gotowe gardzić śmiercią, wysta­
wiano czasem na gorszą od śmierci próbę, wzywając je, by orzekły, czy wyżej ce­
nią swoją religię, czy swoją czystość. Sędzia uroczyście napominał młodzieńców,
w których rozwiązłe objęcia rzucano owe niewiasty, by starali się jak najgorliwiej
podtrzymywać honor Wenery wobec bezbożnych dziewic odmawiających pale­
nia kadzidła na jej ołtarzach. Owa przemoc jednak przeważnie zawodziła i jakaś
cudowna moc, wtrącając się w odpowiedniej chwili, ocalała czyste oblubienice
Chrystusa od hańby choćby nawet mimowolnej klęski. Nie omieszkamy wszela­
ko tu zauważyć, że starsze, a przy tym autentyczne kroniki Kościoła rzadko kiedy
bywają splamione takimi przesadnymi i nieprzyzwoitymi wytworami fantazji.65
Powodem tego całkowitego lekceważenia prawdy i prawdopodobieństwa
w przedstawianiu męczarni pierwszych chrześcijan była bardzo naturalna po­
myłka. Pisarze kościelni IV i V wieku przypisywali dostojnikom państwowym
Rzymu taką samą nieubłaganą i nieugiętą gorliwość w walce z chrześcijaństwem,
jaka napełniała ich własne serca w walce z heretykami bądź z bałwochwalcami
ich czasów. Nie jest rzeczą nieprawdopodobną, że niektórzy z tych mężów
podniesionych do wysokich godności w Cesarstwie mogli przejąć przesądy po­
spólstwa i że inni, okrutni z usposobienia, mogli od czasu do czasu kierować się
pobudkami chciwości bądź osobistej urazy.66 Ale niewątpliwie, a możemy się tu
powołać na pełne wdzięczności wyznania pierwszych chrześcijan, większość do­
stojników, którzy w prowincjach sprawowali władzę cesarza albo senatu i którzy
z racji powierzonej im wyłącznej jurysdykcji byli panami życia i śmierci pod­
danych, zachowywała się jak ludzie kulturalnych obyczajów, starannie wykształ­
ceni, szanujący przepisy sprawiedliwości i obeznani z nauką filozofii. Nieraz
uchylali się oni od nienawistnego obowiązku prześladowań, odrzucali z pogardą
skargę albo podsuwali oskarżonemu chrześcijaninowi jakiś wybieg prawny, po­
zwalający mu uniknąć surowości praw.67 Jeśli tylko byli obdarzeni władzą
absolutną,68 używali jej znacznie rzadziej do uciskania udręczonego Kościoła
niż do niesienia mu ulgi i wyświadczania dobrodziejstw. Dalecy byli od skazy­
wania wszystkich chrześcijan postawionych przed ich sądem, a już bardzo dalecy
od karania śmiercią wszystkich, którym dowiedziono uporczywe obstawanie
przy nowym zabobonie. Zadowalając się przeważnie wymierzaniem kary łagod­
niejszej: więzienia, wygnania lub niewolnictwa w, kopalniach,69 pozostawiali
nieszczęsnym ofiarom swej sprawiedliwości promyk nadziei, że jakieś pomyślne
wydarzenie — wstąpienie na tron nowego władcy, małżeństwo cesarza albo jego
tryumf — może spowodować powszechną amnestię i rychło przywrócić ich do
poprzedniego stanu.
Cyprian, biskup Kartaginy 73

Wydaje się, że męczenników, których sędziowie rzymscy kazali natychmiast


tracić, dobierano ze stanów krańcowo różnych. Byli to biskupi, prezbiterzy,
osobistości spośród chrześcijan z racji swego stanowiska i wpływów najwybit­
niejsze, których przykład mógł posiać strach w całej sekcie,70 albo też były to
jednostki spośród nich najpośledniejsze i najnędzniejsze, szczególnie niewolnicy,
których życie miało niską cenę i na których cierpienia starożytni patrzyli
z beztroską obojętnością.71 Uczony Orygenes, bardzo dobrze zarówno z do­
świadczenia, jak i z lektury znający dzieje chrześcijan, oświadcza jak najwyraź­
niej, że liczba umęczonych była bardzo nieznaczna.72 Już sama jego powaga
wystarcza na to, by unicestwić tę olbrzymią armię męczenników, których
szczątki, powyciągane z rzymskich katakumb, napełniają tyle kościołów 73
i których cudowne czyny są przedmiotem tylu tomów świętych romansów.74 Ale
to ogólne twierdzenie Orygenesa można jeszcze wyjaśnić i potwierdzić szczegóło­
wym świadectwem jego przyjaciela, Dionizego, który w Aleksandrii, mieście
przecież olbrzymim, i to w czasie surowego prześladowania chrześcijan przez
Decjusza, wylicza tylko dziesięciu mężczyzn i siedem kobiet umęczonych za
wyznawanie chrześcijaństwa.75
W tymże samym okresie prześladowań Kościołem Kartaginy, a nawet
i Afryki rządził gorliwy, wymowny i ambitny Cyprian. Posiadał on wszelkie
cechy mogące wzbudzić poważanie u wiernych, a zarazem ściągnąć na niego
podejrzenia i oburzenie pogańskich dostojników. Wydawać by się mogło, że
zarówno charakter, jak i stanowisko tego świątobliwego duchownego wysuną go
na poczesne miejsce jako najwybitniejszy przedmiot zawiści i niebezpiecznych
knowań.76 Wystarczy jednak poznać życie Cypriana, by się przekonać, że nasza
fantazja wyolbrzymia niepewność łączącą się ze stanowiskiem chrześcijańskiego
biskupa i że zagrażające mu niebezpieczeństwa mniej były groźne od tych, na
jakie zawsze w dążeniu do zaszczytów bywa narażona żądza władzy doczesnej.
Czterech rzymskich cesarzy wraz ze swymi rodzinami, ulubieńcami i zausz­
nikami zginęło od miecza na przestrzeni dziesięciu lat, w ciągu których ten biskup
Kartaginy swoją powagą i krasomówstwem przewodził soborom Kościoła
afrykańskiego. Dopiero w trzecim roku swoich rządów, i to przez parę tylko
miesięcy, miał on powody obawiać się surowych edyktów Decjusza, czujności
jego namiestnika i wrzawy, jaką podnosiło pospólstwo domagając się rzucenia
Cypriana, przywódcy chrześcijan, lwom na pożarcie.
Roztropność podsunęła konieczność chwilowej ucieczki i Cyprian głosu
roztropności usłuchał. Wycofał się do ukrytej samotni, skąd mógł utrzymywać
stałą korespondencję z duchowieństwem i ludem Kartaginy, i przeczekał tam
burzę, dzięki czemu zachował życie, nie rezygnując ani ze swojej władzy, ani
z dobrej sławy. Jego wyjątkowa ostrożność nie uniknęła jednak nagany ze stro­
ny bardziej surowych chrześcijan, którzy nad jego postępowaniem ubolewali,
oraz zarzutów ze strony wrogów osobistych, którzy wręcz je lżyli jako tchórzli­
wą i zbrodniczą dezercję z najświętszego posterunku.77 Na jego usprawiedli­
74 Rozdział szesnasty

wienie przytaczano takie racje, jak stosowność oszczędzania swojej osoby dla
potrzeb Kościoła w przyszłości, przykład kilku świątobliwych biskupów 78
i ostrzeżenia boże, które, jak sam oświadcza, często otrzymywał w widzeniach
i ekstazach.79 Ale najlepszą jego obronę można znaleźć w ochoczym zdecydowa­
niu, z jakim w osiem lat później poniósł śmierć za sprawę religii. Autentyczne
dzieje jego męczeństwa zostały spisane niezwykle rzetelnie i bezstronnie. Krót­
kie więc streszczenie najważniejszych okoliczności towarzyszących temu mę­
czeństwu najjaśniej nas poinformuje o duchu i formach rzymskich prze­
śladowań.80
Gdy Walerian był konsulem po raz trzeci, a Galien po raz czwarty, Paternus,
prokonsul afrykański, wezwał Cypriana do swojej prywatnej sali obrad.
Powiedział, że w myśl właśnie otrzymanego zlecenia cesarskiego 81 wszyscy,
którzy porzucili religię rzymską, mają natychmiast wrócić do praktykowania
obrzędów swoich przodków. Cyprian bez wahania odrzekł, że jest chrześci­
janinem i biskupem oddanym kultowi jedynego prawdziwego Boga, do którego
codziennie zanosi błagania o bezpieczeństwo i pomyślność obu cesarzy, prawo­
witych swoich władców. Skromnie, aczkolwiek z całą pewnością siebie powołał
się na przywilej obywatelski, odmawiając jakiejkolwiek odpowiedzi na pewne
obelżywe i, co więcej, sprzeczne z prawem pytania postawione mu przez
prokonsula. Karą za to nieposłuszeństwo Cypriana był wyrok skazujący go na
wygnanie; bezzwłocznie odstawiono go do Kurubis, wolnego nadmorskiego
miasta w Zeugitanii, pięknie położonego w urodzajnych okolicach w odległości
około czterdziestu mil od Kartaginy.82 Wygnany biskup cieszył się tam
wszelkimi wygodami i świadomością swojej cnoty. Jego dobra sława rozszerzyła
się w Afryce i w Italii; wieść o jego postawie głoszono ku zbudowaniu świata
chrześcijańskiego;83 samotność często mu umilały listy, odwiedziny i powin­
szowania wiernych. Gdy do prowincji przybył nowy prokonsul, wydawało się
przez pewien czas, że sprawa Cypriana przybiera obrót jeszcze pomyślniejszy.
Odwołano go z wygnania i chociaż na razie nie pozwolono mu powrócić do
Kartaginy, wyznaczono mu na siedzibę jego własne ogrody w pobliżu tej
stolicy.84
Wreszcie, dokładnie w ro k 85 po pierwszym pojmaniu Cypriana, Galeriusz
Maksymus, prokonsul Afryki, otrzymał od cesarza nakaz tracenia nauczycieli
chrześcijańskich. Biskup Kartaginy, zdając sobie sprawę z tego, że zostanie
wybrany na jedną z pierwszych ofiar, w ułomności człowieczej uległ pokusie
ratowania się przed groźbą i zaszczytem męczeństwa potajemną ucieczką;
wkrótce jednak, odzyskawszy hart ducha, jakiego wymagał jego urząd, powrócił
do swoich ogrodów, aby tam spokojnie i cierpliwie oczekiwać zwiastunów
śmierci. Dwaj wyżsi urzędnicy, którym tę misję poruczono, z wszelkimi
honorami posadzili Cypriana na rydwanie pomiędzy sobą, a ponieważ prokon­
sul był w tym czasie zajęty czymś innym, zawieźli go nie do więzienia, ale do
prywatnego, należącego do jednego z nich domu w Kartaginie. Podjęto tam
Cyprian, biskup Kartaginy 75

biskupa wykwintną wieczerzą i pozwolono jego chrześcijańskim przyjaciołom


po raz ostatni nacieszyć się jego towarzystwem, podczas gdy na ulice wylęgały
rzesze wiernych, niespokojnych i zatrwożonych zbliżającym się wyrokiem losu,
jaki miał spaść na ich duchowego ojca.86 Nazajutrz rano Cyprian stawił się
przed sądem prokonsula, który, dowiedziawszy się, kim jest ten oskarżony,
rozkazał mu złożyć ofiarę i nalegał, aby zastanowił się nad następstwami swego
nieposłuszeństwa. Cyprian odmówił stanowczo i ostatecznie, prokonsul więc po
zasięgnięciu zdania swojej rady przybocznej z pewną niechęcią wydał na niego
wyrok śmierci. Wyrok ten został wyrażony w słowach następujących:
„Tascjusz Cyprian ma być natychmiast ścięty jako wróg bogów Rzymu, jako
przywódca i herszt zbrodniczego stowarzyszenia, które nakłaniał do bezbożne­
go oporu wobec praw najświątobliwszych cesarzy, Waleriana i Galiena.” 87
Stracono Cypriana w sposób najłagodniejszy i najmniej bolesny, jaki tylko
można było zastosować do osoby skazanego za przestępstwo gardłowe; ani nie
dopuszczono do torturowania biskupa Kartaginy, ani też nie wymagano od
niego, by wyparł się swoich zasad bądź wyjawił swoich wspólników.
Natychmiast po ogłoszeniu wyroku wśród rzeszy przysłuchujących się chrześ­
cijan, którzy czekali pod bramą pałacu, zerwał się powszechny okrzyk:
„Umrzemy razem z nim!” Te wylewne objawy gorliwości i przywiązania na nic
się jednak Cyprianowi nie zdały i były niebezpieczne dla nich samych. Pod strażą
trybunów i setników, bez żadnych zniewag i szyderstw, odprowadzono nie
opierającego się Cypriana na miejsce stracenia, rozległą płaską równinę podmiej­
ską już zatłoczoną widzami. Pozwolono wiernym prezbiterom i diakonom
towarzyszyć świątobliwemu biskupowi. Pomogli mu oni zdjąć wierzchnie szaty,
rozłożyli na ziemi płótno, na które spaść miały cenne krople jego krwi, i przyjęli
od niego rozkaz wypłacenia dwudziestu pięciu sztuk złota dla kata. Męczennik
zasłonił wtedy twarz rękami, po czym kat jednym ciosem oddzielił jego głowę od
ciała. Zwłoki biskupa przez parę godzin były wystawione na ciekawość pogan;
ale nocą je zabrano i formując tryumfalną procesję przewieziono we wspa­
niałym blasku setek pochodni na cmentarz chrześcijański. Pogrzeb Cypriana był
uroczystością publiczną, nawet w najmniejszym stopniu nie zakłóconą przez
dostojników rzymskich, a ci spośród wiernych, którzy oddali osobie i pamięci
Cypriana ostatnie posługi, bynajmniej się przez to nie narazili na niebezpie­
czeństwo śledztwa bądź kary. Godny uwagi jest fakt, że z takiej wielkiej rzeszy
biskupów tej prowincji afrykańskiej Cyprian był pierwszym, któremu Kościół
przyznał koronę męczeńską.88
Cyprian miał przed sobą wybór: mógł umrzeć jako męczennik albo żyć jako
odstępca, ale też wybór ten pociągał za sobą honor albo niesławę. Gdybyśmy
mogli przypuszczać, że biskup Kartaginy wykorzystywał wyznawanie wiary
chrześcijańskiej tylko jako narzędzie chciwości bądź żądzy władzy, to przecież
nawet i w takim wypadku wypadałoby mu grać dalej raz już przyjętą rolę 89
i raczej się narazić na najokrutniejsze tortury, jeśli posiadał choć trochę męskiej
76 Rozdział szesnasty

odwagi, niż jednym czynem wymienić dobrą sławę całego życia na odrazę braci
chrześcijan i na pogardę świata pogańskiego. Jeśli jednak gorliwość Cypriana
podtrzymywało szczere przekonanie o prawdzie nauki, którą głosił, to korona
męczeńska musiała mu się wydawać przedmiotem raczej pragnienia niż zgrozy.
Na podstawie niejasnych, chociaż wymownych deklamacji ojców Kościoła
niełatwo sobie wyrobić jakiekolwiek jasne pojęcie o istocie i stopniu nieśmiertel­
nej chwały i szczęśliwości, tak ufnie obiecywanej tym, którzy mieli szczęście
przelać krew za sprawę religii.90 Niemniej z przystojną sumiennością wpajali oni
przekonanie, że ogień męczeństwa wypala wszelkie ułomności i stanowi
odpuszczenie wszelkich grzechów i że podczas gdy dusze zwykłych chrześcijan
muszą przechodzić przez oczyszczenie powolne i bolesne, to ci, którzy odnieśli
zwycięstwo nad cierpieniem, wkraczają natychmiast w błogość wiekuistą — tam
gdzie wśród patriarchów, apostołów i proroków królują wraz z Chrystusem
i pomagają Mu jako asesorzy w powszechnym sądzie nad ludzkością. Z drugiej
strony równie często odwagę męczenników ożywiało zapewnienie sobie dobrej
sławy na ziemi, pobudka tak miła próżnej naturze ludzkiej. Honory nadawane
przez Rzym czy Ateny obywatelom, którzy polegli za ojczyznę, były objawami
czci zimnymi i bez znaczenia w porównaniu z ową gorącą wdzięcznością
i nabożnością, jaką Kościoł pierwotny otaczał zwycięskich szermierzy wiary.
Dla uczczenia ich cnót i cierpień co rok obchodzono ich święto, aż w końcu
otoczono ich czcią religijną.
Spośród chrześcijan zmuszonych do wyznania swoich zasad religijnych
publicznie ci, których (jak to często bywało) sędziowie pogańscy zwolnili z sądu
czy z więzienia, otrzymywali takie zaszczyty, jakie słusznie się należały ich
niepełnemu męczeństwu i szlachetnej stanowczości. Najpobożniejsze niewiasty
ubiegały się o pozwolenie wyciskania pocałunków na ich kajdanach i ranach.
Ich osoby uważano za świątobliwe, ich decyzje przyjmowano z szacunkiem,
przy czym aż nazbyt często się zdarzało, że swoją pychą i rozwiązłością
obyczajów zaczynali oni nadużywać owego zwierzchnictwa duchowego, które
przedtem sobie pozyskali dzięki nieustraszonej gorliwości.91 Wyróżnienia tego
rodzaju, uwypuklając wzniosłe zasługi, świadczą jednak o nieznacznej liczbie
tych, którzy cierpieli, i tych, którzy ponieśli śmierć za wyznawanie chrześci­
jaństwa.
Trzeźwy rozsądek naszych czasów bardziej będzie ganił, niż podziwiał, ale też
może z większą łatwością będzie podziwiał, niż naśladował gorliwość pierwszych
chrześcijan pragnących, zgodnie z bystrym wyrażeniem Sulpicjusza Sewera,
męczeństwa z większym zapałem, niż duchowni jemu współcześni ubiegali się
o biskupstwo.92 Listy układane przez Ignacego w czasie, gdy wieziono go
w kajdanach przez miasta Azji Mniejszej, tchną uczuciami jak najbardziej
sprzecznymi z tym, co normalnie odczuwa natura ludzka. Poważnie błaga on
Rzymian, aby po wprowadzeniu go na arenę w amfiteatrze swoim łaskawym,
ale niewczesnym wstawiennictwem nie pozbawili go honorów męczeństwa,
Pogląd pierwszych chrześcijan na męczeństwo 77

i oświadcza, że postanowił prowokować i drażnić dzikie zwierzęta, jeśli to one


mają być narzędziem jego śmierci.93 Istnieje trochę opowieści o odwadze
męczenników, którzy rzeczywiście dokazali tego, czego zamierzał dokazać
Ignacy — którzy rozjątrzali lwy, nalegali na kata, by prędzej wykonał swoją
powinność, ochoczo skakali w ogień mający ich spalić i podczas najwymyślniej­
szych tortur dawali wyraz uczuciu radości i rozkoszy. Zachowało się też kilka
przykładów gorliwości zniecierpliwionej owymi ograniczeniami, jakie dla bez­
pieczeństwa Kościoła zapewnili cesarze. Nieraz w braku oskarżyciela chrześ­
cijanie sami składali dobrowolne oświadczenia, brutalnie zakłócali publiczne
nabożeństwa pogan 94 i całymi gromadami uderzali na trybunę wielkorządcy,
wzywając go do wydawania wyroków i wymierzania kar.
Zachowanie się chrześcijan było zbyt znamienne, aby ujść uwagi filozofów
starożytnych; wydaje się jednak, że ci ostatni rozważali je nie tyle z podziwem,
co ze zdziwieniem. Niezdolni do zrozumienia pobudek nieraz sprawiających, że
męstwo wiernych przekraczało granice rozwagi bądź rozumu, uważali tego
rodzaju ochotę na śmierć za dziwny rezultat upartej rozpaczy, tępej nieczulości
bądź zabobonnego szału.95,,Nieszczęśni! — wołał do chrześcijan Azji Mniejszej
prokonsul Antoninus. — Nieszczęśni! Jeśli aż tak bardzo zmęczeni jesteście
życiem, to czyż wam trudno znaleźć sznury i przepaście?” 96 Przejawiał on
wyjątkową ostrożność (jak to zauważył pewien uczony i pobożny historyk)
w karaniu ludzi nie mających żadnych oskarżycieli z wyjątkiem siebie samych,
ponieważ prawa cesarskie nie zawierały przepisów odnoszących się do przypad­
ku tak niespodziewanego; skazując więc tylko nielicznych po to, by ostrzec ich
braci, większość zwalniał z oburzeniem i pogardą.97 Ale pomimo tego praw­
dziwego czy też udawanego lekceważenia nieustraszona stałość wiernych miała
wpływ bardziej zbawienny na umysły tych, których natura albo łaska boża
usposobiła do łatwego przyjęcia prawdy religijnej. Widząc torturowanie chrześ­
cijan wielu spośród pogan litowało się nad nimi, podziwiało ich i doznawało
nawrócenia. Szlachetny entuzjazm męczennika udzielał się widzom; i krew
umęczonych, zgodnie z ogólnie znanym powiedzeniem, stała się nasieniem
Kościoła.
Jednakże owa gorączka umysłu, chociaż ją zrodziła pobożność, a kraso-
mówstwo kaznodziejów bezustannie rozogniało, ustąpiła miejsca naturalniej­
szym nadziejom i lękom serca ludzkiego: miłości do życia, obawie przed bólem
i grozie na myśl o śmierci. Co roztropniejsi władcy Kościoła uświadomili sobie
konieczność powściągania nierozsądnego zapału swoich zwolenników i od­
noszenia się nieufnie do ich stałości, zbyt już często zawodzącej w godzinie
próby.98 W miarę jak w życiu wiernych ubywało udręczeń i słabła ich surowość,
z każdym dniem stawali się oni mniej żądni zaszczytów męczeństwa, aż doszło
do tego, że żołnierze Chrystusowi zamiast wyróżniać się dobrowolnym bohater­
stwem, coraz częściej opuszczali swoje posterunki, uciekając w popłochu przed
nieprzyjacielem, któremu stawiać opór było ich obowiązkiem.
78 Rozdział szesnasty

Istniały jednak trzy sposoby uniknięcia płomieni prześladowań, przy czym


stopień winy, jaką za sobą pociągały, był różny. Jeden z tych sposobów
powszechnie uważano za wręcz niewinny, drugi był natury wątpliwej, a już
przynajmniej stanowił grzech powszedni, trzeci natomiast łączył się z jawnym
i zbrodniczym odstępstwem od wiary Chrystusowej.
I. Dzisiejszy inkwizytor dowie się ze zdziwieniem, że zawsze, gdy składano
dostojnikowi rzymskiemu doniesienie na jakąkolwiek osobę podległą jego
jurysdykcji, a należącą do sekty chrześcijańskiej, zawiadamiano o tym stronę
oskarżoną, dając jej czas na załatwienie spraw domowych i przygotowanie
odpowiedzi na zarzut zbrodni, który jej stawiano." Jeśli ów chrześcijanin żywił
jakiekolwiek wątpliwości, czy własna stałość go nie zawiedzie, taka zwłoka
nastręczała mu sposobność do ocalenia życia i honoru ucieczką, wycofania się
w jakieś ustronie bądź do odległej prowincji, aby tam cierpliwie przeczekać
okres niepokoju i niebezpieczeństwa. Krok tak zgodny z rozsądkiem został
wkrótce usankcjonowany radami i przykładem najbardziej świątobliwych
duchownych, przy czym, jak się zdaje, ganiła go oprócz nielicznych jednostek
tylko sekta montanistów, którzy popadli w herezję wskutek swego rygorystycz­
nego i upartego przywiązania do starożytnej dyscypliny.100
II. Ci prowincjonalni wielkorządcy, w których chciwość brała górę nad
gorliwością, popierali praktykę sprzedawania świadectw (tak zwanych libeli)
stwierdzających, że osoby w nich wymienione przestrzegają praw i składają
ofiary bóstwom rzymskim. Okazując takie fałszywe oświadczenia, chrześcijanie
bojaźliwi a zamożni mieli możność uciszenia złośliwości donosicieli i pogodzenia
w pewnej mierze swego bezpieczeństwa z wyznawaną przez siebie religią. Karę za
tę bezczeszczącą symulację stanowiła tylko lekka pokuta.101
III. Podczas każdego prześladowania bardzo wielu niegodnych chrześcijan
publicznie się wypierało bądź odrzekało swojej wiary, potwierdzając w myśl
prawa szczerość tego aktem palenia kadzidła albo złożenia ofiary. Niektórzy
z odstępców załamywali się już po pierwszej pogróżce bądź upomnieniu
sędziego, podczas gdy inni, cierpliwsi, ulegali dopiero po długich wielokrotnych
torturach. Przestrach malujący się na obliczach niektórych zdradzał nękające ich
wyrzuty sumienia, podczas gdy inni podchodzili do ołtarzy bogów ochoczo
i z pewnością siebie.102 Jednakże te narzucone przez lęk pozory utrzymywały się
tylko tak długo, jak długo istniało niebezpieczeństwo. Natychmiast gdy suro­
wość prześladowania słabła, u drzwi kościołów pełno było powracających
pokutników, którzy brzydząc się swojej uległości wobec bałwochwalstwa
jednakowo żarliwie, chociaż z różnym powodzeniem, upraszali o ponowne
przyjęcie ich do społeczeństwa chrześcijan.103
IV. Pomimo ogólnych przepisów dotyczących skazywania i karania chrześ­
cijan los tych sekciarzy pod długotrwałymi rządami arbitralnymi na pewno
w bardzo dużym stopniu zależał jeszcze od zachowania się ich samych, od
okoliczności danych czasów i od usposobienia władców zarówno najwyższych,
Sposoby unikania męczeństwa 79

jak i podrzędnych. Zabobonną furię pogan czasami mogła rozjątrzać gorliwość,


czasami mogła odwracać bądź uśmierzać roztropność. Wielkorządcy prowincji,
wzmacniając bądź osłabiając wykonywanie praw, mogli się kierować najroz­
maitszymi pobudkami, najpotężniejszą z nich jednak był wzgląd nie tylko na
publiczne edykty, ale i na tajne zamysły cesarza, którego jedno spojrzenie
wystarczało, by rozniecić albo ugasić płomienie prześladowania. Wprawdzie
dawni chrześcijanie ubolewali nad swoimi cierpieniami i, być może, wyolbrzy­
miali je za każdym razem, gdy w poszczególnych częściach Cesarstwa wprowa­
dzano jakiekolwiek okolicznościowe zaostrzenia, ale pisarze kościelni V wieku,
patrząc na pomyślne i niepomyślne koleje losu Kościoła od czasów Nerona do
czasów Dioklecjana z większej odległości, a przeto widząc je wyraźniej, okre­
ślają ogólną liczbę prześladowań słynną liczbą d z i e s i ę c i u .
Obliczenie to nasunęło im się przede wszystkim na zasadzie pomysłowej
analogii z d z i e s i ę c i o m a plagami egipskimi iz d z i e s i ę c i o m a rogami
Bestii Apokaliptycznej, przy czym, przystosowując wiarę w proroctwa do praw­
dy dziejowej, byli oni ostrożni i wybierali tylko okresy rządów istotnie najbar­
dziej wrogich sprawie chrześcijaństwa.104 Ale te przemijające prześladowania
miały tylko taki skutek, że wskrzeszały gorliwość i przywracały karność wśród
wiernych. I po chwilach nadzwyczajnej surowości, wynagradzając je i przepla­
tając, następowały znacznie od nich dłuższe okresy pokoju i bezpieczeństwa.
Obojętność niektórych władców i pobłażliwość innych pozwalały chrześcijanom
cieszyć się, chociaż nie zalegalizowanym, to przecież rzeczywistym i powszech­
nym tolerowaniem ich religii.
Tertulian w swojej apologii podaje dwa bardzo dawne, bardzo szczególne, ale
zarazem i bardzo podejrzane przykłady cesarskiej wspaniałomyślności, a miano­
wicie: edykt ogłoszony przez Tyberiusza oraz edykt ogłoszony przez Marka
Aureliusza — oba mające na celu nie tylko ochronę niewinności chrześcijan, ale
nawet obwieszczenie owych przedziwnych cudów, które poświadczyły prawdę
ich nauki.
Uznanie pierwszego z tych przykładów łączy się dla umysłów sceptycznych
z pewnymi kłopotliwymi trudnościami.105 Mamy wierzyć w to, że Poncjusz Piłat
zawiadomił cesarza o niesprawiedliwości wyroku, jaki wydał na osobę niewinną
i, jak się okazało, boską; że naraził się przez to na niebezpieczeństwo
męczeństwa, chociaż chwały męczennika nie uzyskał; że Tyberiusz, który
otwarcie się przyznawał do swojej pogardy dla wszelkiej religii, natychmiast
postanowił umieścić żydowskiego Mesjasza w rzędzie bogów Rzymu; że
służalczy senat odważył się wtedy nie usłuchać rozkazu swego pana; że
Tyberiusz, zamiast mieć o to do senatu pretensję, zadowolił się osłanianiem
chrześcijan przed surowością praw, i to na wiele lat, zanim takie prawa w ogóle
wprowadzono i zanim Kościół zaczął istnieć pod jakimkolwiek odrębnym
mianem; i wreszcie, że pamięć o tej nadzwyczajnej sprawie zachowała się
w najbardziej autentycznych publicznych zapiskach jakoś przeoczonych przez
80 Rozdział szesnasty

historyków rzymskich i greckich, a widzialnych jedynie dla oczu afrykańskiego


chrześcijanina, który ułożył swoją apologię w sto sześćdziesiąt lat po śmierci
Tyberiusza.
Podany w drugim przykładzie edykt Marka Aureliusza był rzekomo skutkiem
jego nabożnej wdzięczności za cudowne ocalenie podczas wojny z Marko-
manami. Kilku pisarzy pogańskich wymownie opisuje, jak to ku radości
strapionych legionów w samą porę rozpętała się nawałnica z deszczem, gradem,
grzmotami i błyskawicami, powodując popłoch i klęskę tych barbarzyńców.
Jeśli w legionach byli jacyś chrześcijanie, to rzeczą z ich strony zupełnie natural­
ną było przypisywanie pewnej zasługi własnym modłom zanoszonym w owej
krytycznej chwili o bezpieczeństwo osobiste i publiczne. Ale przecież, gdy
patrzymy na pomniki ze spiżu i marmuru, na medale cesarskie i na kolumnę
Marka Aureliusza, nabieramy niezbitej pewności, że ani ów władca, ani lud nie
poczuwał się wcale do takiego szczególnego zbbowiązania wobec chrześci­
jańskiego Boga, skoro wyraźnie widać, że jednomyślnie przypisywano swoje
wyzwolenie opatrzności Jowisza i wstawiennictwu Merkurego. Przez cały czas
swego panowania Marek Aureliusz pogardzał chrześcijanami jako filozof i karał
ich jako władca.106
Jakiś szczególnie nieszczęsny zbieg okoliczności sprawił, że niedola, którą
chrześcijanie cierpieli pod rządami władcy cnotliwego, natychmiast ustała, gdy
na tron wstąpił tyran. Jak gdyby tylko dlatego, że nikt poza nimi nie doświad­
czył niesprawiedliwości ze strony Marka Aureliusza, musieli oni również jako
jedyni znaleźć się pod ochroną łagodności Kommodusa. Słynna Marcja,
najulubieńsza nałożnica Kommodusa, której w końcu się udało zamordować
swego cesarskiego kochanka, żywiła bowiem szczególną sympatię do uciskane­
go Kościoła i chociaż niemożliwością było dla niej pogodzenie życia w grzechu
z przykazaniami Ewangelii, mogła mieć nadzieję, że odpokutuje ułomności swo­
jej płci i swego zawodu, ogłaszając się protektorką chrześcijan.107 Chrześcijanie
bezpiecznie więc przetrwali trzynaście lat okrutnej tyranii pod łaskawą opieką
Marcji, a gdy władzę nad Cesarstwem objął ród Sewera, nawiązali z nowym
dworem stosunki wprawdzie równie nieoficjalne, ale bardziej zaszczytne. Cesarz
dał się przekonać, że w niebezpiecznej chorobie przyniósł mu pewną ulgę
duchową czy też fizyczną olej święty, którym go namaścił jeden z niewolników.
Zresztą zawsze wyróżniał szczególną łaską kilka osób płci obojga wyznających
nową religię. Zarówno piastunka, jak i wychowawca Karakalli byli chrześci­
janami i jeśli ten młody władca przejawiał czasem jakieś uczucia ludzkie, to
powodem tego bywał tylko przypadek, który, jakkolwiek błahy, przecież miał
jakiś związek ze sprawą chrześcijaństwa.108 Pod panowaniem Sewera powściąg­
nięto wściekłość pospólstwa, surowość starych praw na pewien czas zawieszono
i wielkorządcy prowincji zadowalali się otrzymywaniem co rok darów od
Kościołów podlegających ich jurysdykcji, traktując owe dary jako cenę czy
może nagrodę za swój umiar.109
Chrześcijanie pod rządami Kommodusa i Sewera 81

Za najważniejszą sprawę tego okresu ulgi uważano spór biskupów azjatyc­


kich z biskupami Italii o dokładną datę obchodzenia Wielkanocy.110 Nic poza
tym nie mąciło spokoju Kościoła, dopóki, jak się zdaje, Sewer nie zwrócił wresz­
cie uwagi na wzrastanie liczby prozelitów i nie zmienił swego nastawienia;
zamierzając powstrzymać postęp chrześcijaństwa, wydał edykt, wprawdzie
dotyczący tylko nowo nawróconych, ale nie dający się wprowadzić w życie bez
narażenia na niebezpieczeństwo i kary najgorliwszych ich nauczycieli i misjo­
narzy. W tym umiarkowanym prześladowaniu możemy się jeszcze doszukać
pobłażliwego ducha Rzymu i wielobóstwa, które z taką gotowością uznawało
każdą wymówkę za usprawiedliwienie ludzi praktykujących obrzędy religijne
swoich przodków.111
Prawa ustanowione przez Sewera wkrótce jednak wygasły wraz z władzą tego
cesarza i chrześcijanie po tej krótkotrwałej burzy mogli się cieszyć spokojem
trzydziestoośmioletnim.112 Przed tym okresem odbywali zazwyczaj swoje
zebrania w domach prywatnych i w miejscach ustronnych; teraz wolno im było
budować i poświęcać wygodne budowle dla celów kultu religijnego,113 kupować
ziemię, nawet w samym Rzymie, na użytek społeczności chrześcijańskiej
i przeprowadzać wybory kościelnych dostojników w sposób tak publiczny,
a zarazem tak przykładny, że mogło to zasługiwać na pełną uszanowania uwagę
pogan.114 Temu długiemu wypoczynkowi Kościoła towarzyszyło dostojeństwo.
Rządy władców, którzy wywodzili swój ród z prowincji azjatyckich, okazały się
dla chrześcijan najpomyślniejsze; wybitne osobistości sekty, zamiast z koniecz­
ności błagać o opiekę niewolnika bądź nałożnicy, miały teraz dostęp do pałacu
w zaszczytnych rolach kapłanów i filozofów i wreszcie ich rozpowszechniona już
wśród ludu, tajemnicza nauka przyciągnęła ciekawość samego cesarza. Cesarzo­
wa Mamea, przejeżdżając przez Antiochię, wyraziła chęć porozmawiania ze słyn­
nym Orygenesem, którego pobożność i uczoność powszechnie już sławiono na
Wschodzie. Orygenes przyjął tak pochlebne zaproszenie i, chociaż nie mógł
liczyć na to, że nawróci tę żądną władzy i przebiegłą kobietę, cesarzowa wy­
słuchała jego napomnień łaskawie, po czym z honorami odprawiła go do jego
ustronia w Palestynie.115 Poglądy Mamei przejął jej syn, Aleksander, przy czym
cesarz ten w swojej filozoficznej pobożności odznaczył się szczególnym, ale
nierozsądnym poszanowaniem dla religii chrześcijańskiej. W pałacowej kaplicy
umieścił posągi Abrahama, Orfeusza, Apoloniusza i Chrystusa, uważając to za
honor słusznie się należący owym czcigodnym mędrcom, którzy pouczali ludz­
kość o różnych sposobach kierowania hołdu do najwyższego powszechnego
Bóstwa.116 Domownicy jego otwarcie jednak wyznawali czystszą wiarę i prak­
tykowali czystszy kult. Być może, po raz pierwszy na cesarskim dworze oficjalnie
widywano biskupów, toteż po śmierci Aleksandra, gdy nieludzki Maksymin wy­
ładowywał wściekłość na ulubieńcach i służbie swego nieszczęsnego dobroczyń­
cy, bardzo wielu chrześcijan płci obojga i każdego stanu padło ofiarą powszech­
nej rzezi, która z ich powodu otrzymała niewłaściwe miano prześladowania.117
82 Rozdział szesnasty

Pomimo okrutnego usposobienia Maksymina skutki jego odrazy do chrze­


ścijan miały charakter bardzo lokalny i przejściowy, dzięki czemu pobożny
Orygenes, chociaż go umieszczono na liście proskrypcyjnej jako upatrzoną
ofiarę, jeszcze zachował życie, by głosić prawdy Ewangelii następnym monar­
chom.118 Skierował on kilka budujących listów do cesarza Filipa, jego żony
i jego matki, więc gdy tylko ów władca, urodzony w pobliżu Palestyny,
przywłaszczył sobie berło cesarskie, chrześcijanie uzyskali potężnego przyjaciela
i opiekuna.
Oficjalna, a nawet stronnicza łaskawość Filipa wobec sekciarzy nowej religii
i jego niezmienny szacunek dla sług Kościoła zarówno nadały pewien pozór
prawdopodobieństwa podejrzeniu panującemu za jego czasów, że sam cesarz się
nawrócił na wiarę chrześcijańską,119 jak i stworzyły pewną podstawę dla
znacznie później wymyślonej baśni o tym, jak przez spowiedź i pokutę oczyścił
się on z grzechu, który popełnił, mordując swego niewinnego poprzednika.120
Upadek Filipa wraz ze zmianą panów wprowadził nowy system rządów, tak
bardzo uciskający chrześcijan, że ich poprzednie warunki przez cały czas od
panowania Domicjana aż do tego okresu przedstawiano jako stan doskonałej
wolności i bezpieczeństwa w porównaniu z surowym traktowaniem, jakiego
doznali pod krótkimi rządami Decjusza.121 Cnoty tego władcy raczej nie
pozwalają nam podejrzewać, że kierowała nim jakaś nikczemna odraza do
ulubieńców poprzednika, rozsądniej więc jest wierzyć, że przeprowadzając swój
ogólny plan przywrócenia czystości rzymskich obyczajów, pragnął uwolnić
Cesarstwo od tego, co potępiał jako najświeższy a przestępczy zabobon.
Usunięto biskupów największych miast, skazując ich na wygnanie albo na
śmierć; czujność dostojników państwowych przez szesnaście miesięcy nie
dopuszczała do tego, by duchowieństwo Rzymu dokonało wyboru nowego
biskupa, toteż wśród chrześcijan utrzymywało się zdanie, że cesarz cierpliwiej
by znosił obecność jakiegoś współzawodnika żądnego purpury cesarskiej niż
biskupa w stolicy.122 Gdyby w ogóle możliwe było przypuszczenie, że przenik­
liwy Decjusz wykrył pod maską człowieczeństwa biskupów ich pychę albo że
mógł przewidzieć ich panowanie doczesne, niepostrzeżenie mogące powstać
z roszczeń do władzy duchowej, może mniej bylibyśmy zdumieni tym, że uważał
następców świętego Piotra za najstraszliwszych rywali następców Augusta.
Rządy Waleriana wyróżniały się łagodnością i brakiem konsekwencji zgoła nie
licującymi z powagą rzymskiego cenzora. W pierwszym okresie swego panowa­
nia przewyższył on wspaniałomyślnością wszystkich władców podejrzewanych
o sympatie dla chrześcijaństwa. Ale w ciągu ostatnich trzech lat i sześciu mie­
sięcy pod wpływem insynuacji pewnego ministra wyznającego zabobon Egiptu
przyjął surowe zasady postępowania Decjusza.123
Wstąpienie na tron Galiena, chociaż powiększyło nieszczęścia Cesarstwa,
Kościołowi przywróciło spokój. Na mocy edyktu skierowanego do biskupów
w sposób wyrażający uznanie ich urzędu i roli w społeczeństwie 124 chrześcijanie
Chrześcijanie pod rządami następców Sewera 83

uzyskali swobodę praktykowania swojej religii. Prawom starożytnym, nie


odwołując ich formalnie, pozwolono pogrążyć się w zapomnienie i (wyjąwszy
tylko pewne wrogie zamiary, o które posądza się Aureliana) 125 uczniowie
Chrystusa przeżyli lat ponad czterdzieści w pomyślności znacznie niebezpiecz­
niejszej dla ich cnoty niż najcięższe próby podczas prześladowań.
Dzieje Pawła z Samosaty, który został metropolitą Antiochii, gdy Wschód był
w rękach Gdenata i Zenobii, mogą nam posłużyć do zilustrowania warunków
i charakteru owych czasów. Bogactwo tego duchownego dostatecznie świad­
czyło o jego winie, skoro ani nie było spuścizną po przodkach, ani nie zostało
nabyte talentem, ani uczciwą pracowitością. Paweł jednak uważał, że służba
dla Kościoła jest po prostu bardzo zyskownym zawodem.126 Swoją kościelną
jurysdykcją, przekupną i zachłanną, wymuszał częste daniny od najzamożniej­
szych wiernych i znaczną część dochodów publicznych obracał na użytek
własny. Jego pycha i wystawne życie obrzydzały religię w oczach pogan.
Jego sala obrad, tron, przepych, z jakim się ukazywał publicznie, tłumy
dopraszających się o jego uwagę, masa listów i petycji, na które dyktował
odpowiedzi, oraz wieczny pośpiech w załatwianiu spraw, którymi się zajmował,
były okolicznościami stanowczo bardziej licującymi z urzędem dostojnika
świeckiego 127 niż z pokorą ówczesnego biskupa. Na ambonie Paweł przybierał
w swoich kazaniach kwiecisty styl i teatralne gesty azjatyckiego sofisty, pod­
czas gdy cała katedra rozbrzmiewała rozgłośnymi i pełnymi przesady zachwy­
tami nad jego boskim krasomówstwem. W stosunku do wszystkich, którzy się
opierali jego władzy bądź nie chcieli pochlebiać jego próżności, biskup Antiochii
był hardy, sztywny i nieubłagany, ale zarazem rozluźniał dyscyplinę i hojnie
rozdawał skarby Kościoła podległemu duchowieństwu, któremu wolno było
naśladować swego pana w zaspokajaniu wszelkich apetytów zmysłowych. Bo
też Paweł zgoła sobie nie żałował przyjemności stołu i w wolnych chwilach cie­
szył się stałym towarzystwem dwóch pięknych młodych kobiet, specjalnie w tym
celu sprowadzonych do biskupiego pałacu.128
Gdyby Paweł z Samosaty zachował czystość prawowitej wiary, jego panowa­
nie nad stolicą Syrii pomimo tych gorszących występków zakończyłoby się
dopiero w chwili jego śmierci, a w wypadku prześladowania w odpowiednim
czasie, być może, jakiś wyczyn odwagi spowodowałby nawet zaliczenie go
w poczet świętych i męczenników. Podtrzymywał on jednak pewne nieopatrznie
przyjęte, subtelne i trudne do uchwycenia błędy w odniesieniu do nauki o Trójcy
Świętej, co roznieciło gorliwość i oburzenie Kościołów wschodnich.129 Od
granic Egiptu aż po Morze Czarne poruszeni biskupi chwycili za broń. Zwo­
ływano synody, ogłaszano ich wnioski, rzucano klątwy, na przemian przyjmo­
wano i odrzucano dwuznaczne wyjaśnienia, zawierano i zrywano układy, aż
wreszcie Pawła z Samosaty zrzucono z biskupiego tronu wyrokiem siedemdziesię­
ciu czy osiemdziesięciu biskupów, którzy zjechali się w tym celu do Antiochii i, nie
radząc się ani uprawnionego duchowieństwa, ani ludu, sami na mocy swojej
84 Rozdział szesnasty

władzy wyznaczyli następcę. Wyraźna nieprawidłowość tego postępowania


miała jednak tylko taki skutek, że powiększyły się szeregi niezadowolonej fakcji,
i Paweł, który, dzięki temu, że sztuczki dworskie nie były mu obce, już dawno
wkradł się w łaski Zenobii, zdołał się jeszcze utrzymać na stanowisku w rezyden­
cji biskupiej ponad cztery lata. Dopiero gdy oblicze Wschodu zmieniło się po
zwycięstwie Aurełiana, tym dwóm zwalczającym się stronnictwom, które
nawzajem pomawiały się o schizmę i herezję, rozkazano czy też pozwolono
bronić swojej sprawy przed sądem zwycięzcy. Ów publiczny, bardzo szczególny
proces niezbicie dowodzi, że istnienie chrześcijan, ich własność, przywileje
i polityka wewnętrzna były uznawane, jeżeli już nie przez prawo, to w każdym
razie przez dostojników Cesarstwa.
Raczej nie należało się spodziewać, że Aurelian, poganin i żołnierz, wda się
w dyskusję, które poglądy: Pawła z Samosaty czy jego przeciwników, bardziej
się pokrywają z nieskalanym wzorcem prawowierności. Swoją decyzję jednak
oparł na ogólnych zasadach sprawiedliwości i rozumu. Ponieważ za sędziów
najbardziej bezstronnych i godnych szacunku spośród chrześcijan uważał
biskupów z Italii, więc natychmiast gdy go zawiadomiono, że wyrok synodu
został przez nich zaaprobowany, zgodził się z ich zdaniem i wydał rozkaz
zmuszenia Pawła do rezygnacji z dóbr doczesnych związanych z urzędem,
którego pozbawił go prawidłowo sąd jego braci. Jednakże przyklaskując
sprawiedliwości Aurełiana w tym wypadku, nie możemy przeoczyć zasad jego
polityki mającej na celu przywrócenie i utrwalenie zależności prowincji od
stolicy, i to we wszystkich dziedzinach interesów bądź przesądów jakiegokol­
wiek odłamu poddanych.130
Wśród częstych przewrotów w Cesarstwie chrześcijaństwo nadal rozkwitało
w spokoju i dobrobycie i pomimo utrzymującej się tezy, że słynna era
męczenników rozpoczęła się z chwilą wstąpienia na tron Dioklecjana,131
możemy stwierdzić, że nowy system polityki wprowadzony przez tego władcę
tchnął przez lat z górą osiemnaście najłagodniejszym i najbardziej wolnomyśl-
nym duchem tolerancji religijnej. Umysł samego Dioklecjana był w istocie
nastawiony nie tyle na dociekania spekulatywne, ile na czynne trudy wojny
i sprawowania rządów. Jego roztropność sprawiała, że był przeciwny wszelkim
większym innowacjom, więc chociaż z usposobienia nie był to człowiek zanadto
skłonny do gorliwości czy fanatyzmu, z nawyku zawsze poważał starożytne
bóstwa Cesarstwa. Ale jego żona, Pryska, i córka, Waleria, miały dość wolnego
czasu na to, aby z większą uwagą i uszanowaniem słuchać prawd chrześcijań­
stwa, w każdej erze uznającego swoje doniosłe zobowiązanie wobec pobożności
niewieściej.132 Najznaczniejsi eunuchowie, którzy służyli przy osobie Diokle­
cjana, cieszyli się jego łaską i zarządzali jego domem: Lucjan,133 Doroteusz,
Gorgoniusz i Andrzej, przyjąwszy wiarę chrześcijańską, chronili ją swymi
potężnymi wpływami. Za ich przykładem nawróciło się wielu wyższych urzęd­
ników pałacowych sprawujących pieczę nad cesarskimi ozdobami, szatami,
Chrześcijaństwo za panowania Dioklecjana 85

sprzętami i klejnotami, a nawet i skarbcem prywatnym. Dostojnicy ci, chociaż


czasami wypadało im może towarzyszyć cesarzowi przy składaniu ofiar w świą­
tyni,134 mieli wraz ze swymi żonami, dziećmi i niewolnikami pełną swobodę
w praktykowaniu religii chrześcijańskiej. Dioklecjan i jego współwładcy niejed­
nokrotnie powierzali najważniejsze urzędy ludziom, którzy, otwarcie wyznając
swój wstręt do kultu bogów, wykazali zdolności kwalifikujące ich do służby
państwowej. Biskupi zajmowali zaszczytne pozycje w poszczególnych prowin­
cjach, byli otaczani szacunkiem nie tylko ludu, ale i samych wielkorządców.
Nieomal w każdym mieście dawne kościoły nie wystarczały na to, aby pomieścić
rzesze nowo nawróconych, więc budowano w ich miejsce nowe gmachy służące
publicznym modłom wiernych, bardziej okazałe i pojemniejsze. Zepsucie
obyczajów i zasad, nad którym z takim naciskiem ubolewa Euzebiusz,135 można
uważać nie tylko za następstwo, ale i za dowód wolności uzyskanej i nad­
używanej przez chrześcijan pod panowaniem Dioklecjana. Dobrobyt rozluźnił
mocne więzy karności. Oszustwo, zawiść i złość opanowały wszystkie gminy.
Prezbiterzy pięli się do urzędów biskupich, które z każdym dniem stawały się
coraz godniejszym celem ich ambicji. Biskupi, wzajemnie sobie wydzierając
zwierzchnictwo kościelne, wyraźnie okazywali swoim postępowaniem, że rosz­
czą sobie prawo do sprawowania w Kościele władzy świeckiej i tyrańskiej, przy
czym owej żywej wiary, odróżniającej chrześcijan od pogan, przejawiali znacz­
nie mniej w życiu niż w swoich polemicznych pismach.
Pomimo tego pozornego bezpieczeństwa uważny obserwator mógłby dostrzec
pewne objawy zagrażające Kościołowi prześladowaniem gwałtowniejszym od
wszystkich prześladowań dotychczas doznanych. Gorliwość chrześcijaństwa
i jego szybki postęp zbudziły politeistów z ospałej obojętności wobec bóstw,
które czcili z nakazu obyczajów i wychowania. Obustronne zadrażnienia wojny
religijnej, toczącej się już od dwustu lat z górą, rozjątrzyły zapalczywość
walczących stron. Pogan drażniło zuchwalstwo niedawno powstałej, nieznanej
sekty, która ważyła się swoich rodaków oskarżać o błędne wierzenia, a przod­
ków skazywać na wiekuistą niedolę. Nawyk uzasadniania mitologii ludowej
w odpowiedzi na zarzuty nieubłaganego wroga wytworzył w umysłach pogan
pewną wiarę i cześć dla systemu, na który już od dawna przyzwyczaili się patrzeć
z najbardziej lekkomyślną beztroską. Nadprzyrodzone moce przypisywane sobie
przez Kościół, wzbudzając grozę, były jednocześnie wyzwaniem do współzawod­
nictwa. Zwolennicy religii pogańskiej obwarowali się więc podobnym murem
cudów i zaczęli wynajdywać coraz to nowe sposoby składania ofiar, pokuty
i wtajemniczenia;136 za wszelką cenę usiłowali wskrzesić zaufanie do swoich
wygasających wyroczni137 i z łatwowierną skwapliwością dawali się nabierać
każdemu oszustowi, który pochlebiał ich przesądom opowieściami o cudach
pogańskich.138 Zdaje się, że i jedna, i druga strona uznawała prawdę cudów
głoszonych przez swych przeciwników, przy czym zadowalając się przypisywa­
niem tych zjawisk sztukom czarnoksięskim albo mocom demonów obie wspólnie
86 Rozdział szesnasty

się przyczyniały do przywracania i umacniania zabobonu.139 Filozofia, dotych­


czas wróg zabobonu najgroźniejszy, zamieniła się teraz w jego najbardziej
użytecznego sprzymierzeńca. Gaje Akademii, ogrody Epikura, a nawet Portyk
stoików nieomal opustoszały, uznane za szkoły sceptycyzmu i bezbożności,140
a wielu Rzymian pragnęło, by senat swoją powagą potępił i wycofał pisma
Cycerona.141 Przeważająca sekta neoplatończyków uznała za roztropne zwią­
zać się z kapłanami, którymi, być może, gardziła, przeciwko chrześcijanom,
których miała powód się obawiać. Ci modni filozofowie wprowadzili w życie
plan wyciągania mądrości alegorycznej z wytworów fantazji poetów greckich;
na użytek swoich wybranych uczniów ustanawiali tajemnicze obrzędy, zalecali
kult bogów starożytnych, głosząc, że są to symbole albo sługi najwyższego
bóstwa, i układali przeciwko wierze w Ewangelię liczne wymyślne rozprawy,142
które później roztropni cesarze prawowierni kazali palić.143
Chociaż polityka Dioklecjana i człowieczeństwo Konstancjusza skłaniały tych
monarchów do szanowania zasad tolerancji, wkrótce się okazało, że ich dwaj
współwładcy, Maksymian i Galeriusz, żywią jak najbardziej nieubłaganą odrazę
do miana i religii chrześcijan. Umysłów Maksymiana i Galeriusza nigdy nie
rozświetlił promień wiedzy, usposobień nie złagodziło żadne wykształcenie.
Swoją wielkość zawdzięczali własnym mieczom i, wyniesieni na tak wysokie
stanowiska, nadal zachowali zabobonne przesądy żołnierskie i chłopskie.
Sprawując ogólne rządy nad prowincjami, byli wprawdzie posłuszni prawom
ustanowionym przez ich dobroczyńcę, ale na terenie obozu wojskowego
i w swoich pałacach często znajdowali sposobność do potajemnego prze­
śladowania chrześcijan,144 czasem nawet dzięki nieroztropnej gorliwości tych
ostatnich, pod pretekstem jak najsłuszniejszym. Tak więc wykonano wyrok
śmierci na Maksymilianie, młodzieńcu afrykańskim, którego rodzony ojciec
przyprowadził do wielkorządcy, oświadczając, że syn, zdolny i zobowiązany do
służby wojskowej, uparcie powołuje się na swoje sumienie nie pozwalające mu
zostać żołnierzem.145 Równie trudno by się było spodziewać, żeby jakikolwiek
rząd puścił płazem czyn setnika Marcellusa. Oficer ten w dniu publicznego
święta odrzucił pas wojskowy, broń i oficerskie dystynkcje i na cały głos
wykrzyknął, że będzie posłuszny tylko Jezusowi Chrystusowi, Królowi Wiekuis­
temu, i że raz na zawsze odrzeka się występowania zbrojnie w służbie
bałwochwalczego pana. Żołnierze, otrząsnąwszy się ze zdumienia, aresztowali
Marcellusa. Badanie przeprowadził w mieście Tingi (Tangier) namiestnik tej
części Mauretanii i w rezultacie Marcellus, uznany za winnego na podstawie
własnego zeznania, został skazany i ścięty za zbrodnię dezercji.146 Z przykładów
tego rodzaju przebija nie tyle prześladowanie religijne, co raczej stosowanie
prawa wojennego czy nawet cywilnego, ale posłużyły one do tego, aby zmienić
nastawienie cesarzy, usprawiedliwić surowość Galeriusza, który zwalniał ze
stanowiska oficerów-chrześcijan, oraz upoważnić opinię publiczną do twier­
dzenia, że sekciarzy-fanatyków, otwarcie głoszących zasady tak sprzeczne
Zaostrzenie się wrogości między chrześcijaństwem a pogaństwem 87

z bezpieczeństwem publicznym, trzeba trzymać z daleka od wykonywania


funkcji państwowych, bo w przeciwnym wypadku staną się oni niebezpieczni dla
Cesarstwa.
Galeriusz, po pomyślnym zakończeniu wojny z Persami, które podniosło jego
nadzieje i reputację, spędził zimę u Dioklecjana w jego pałacu w Nikomedii; tam
też przedmiotem tajnych narad obu władców był los chrześcijan.147 Doświad­
czony cesarz Dioklecjan nadal skłaniał się do stosowania środków łagodnych
i chociaż z gotowością przystał na to, aby wykluczyć chrześcijan z wszelkich
stanowisk na cesarskim dworze i w wojsku, to jednak z największym naciskiem
przedstawił niebezpieczeństwo i okrucieństwo niepotrzebnego rozlewu krwi tych
zwiedzionych fanatyków. Dopiero po długich naleganiach Galeriuszowi udało
się wreszcie wymóc na nim pozwolenie na wezwanie rady złożonej z najwybitniej­
szych osobistości w administracji cywilnej i wojskowej państwa. Podniesiono
więc tę ważną kwestię w obecności rady, a ci ambitni dworzanie z łatwością się
zorientowali, że wypada im sekundować swą wymową natarczywej przemocy
cesarza Galeriusza. Można przypuszczać, że wysuwali oni uparcie każdy temat,
jaki tylko mógł, odwołując się do pychy, pobożności bądź obaw władcy, za­
interesować go zagładą chrześcijaństwa. Wykazywali, być może, że wspaniałe
dzieło uwolnienia Cesarstwa nie jest doskonałe, dopóki w samym sercu prowincji
wolno istnieć i mnożyć się jakiemuś niezależnemu ludowi. Chrześcijanie (na
pozór słusznie można było tak twierdzić), odrzekając się bogów i instytucji
rzymskich, utworzyli odrębną rzeczpospolitą, którą jeszcze w tej chwili, zanim
uzyska ona jakiekolwiek siły zbrojne, można zdławić, ale która rządzi się już
własnymi prawami, ma własnych dostojników, posiada skarb publiczny i we
wszystkich swoich częściach jest ściśle powiązana dzięki częstym zjazdom
biskupów upoważnionych do wydawania dekretów i cieszących się ślepym
posłuszeństwem ze strony swoich licznych i zamożnych kongregacji. Argumenty
takie mogły chyba wpłynąć na to, że Dioklecjan, aczkolwiek niechętnie, przecież
przyjął nowy plan prześladowania; możemy tylko podejrzewać, że istniały inne
względy, mogące też wpłynąć na jego decyzję, ale nie leży w naszej mocy
podawanie tu szczegółów o tajemnych intrygach pałacowych, o poglądach
i urazach osobistych, o zazdrości kobiet i eunuchów, jednym słowem, o tych
wszystkich błahych, a przecież decydujących okolicznościach, jakie często mają
wpływ na losy cesarstw i na głos doradców najpotężniejszych monarchów.148
Wolę cesarzy podano do wiadomości chrześcijanom, którzy przez całą tę
smętną zimę z niepokojem oczekiwali wyniku tylu tajnych narad. Na położenie
kresu pochodowi chrześcijaństwa wyznaczono (przypadkiem bądź umyślnie)
dzień dwudziesty trzeci lutego, zbiegający się z rzymskim świętem termina-
liów.149 O świtaniu tego dnia prefekt pretorium150 w asyście kilku dowódców
wojskowych, trybunów i urzędników skarbu udał się do głównego kościoła
w Nikomedii, stojącego na wzniesieniu w najludniejszej i najpiękniejszej
dzielnicy miasta. W jednej chwili wyłamano drzwi i wtargnięto do sanktuarium;
88 Rozdział szesnasty

ale, na próżno szukając jakiegoś widocznego przedmiotu kultu, musiano się


zadowolić rzuceniem w ogień tomów Pisma Świętego. W ślad za dostojnikami
Dioklecjana przybył tam w szyku bojowym duży oddział gwardii i saperów
zaopatrzonych we wszelki sprzęt używany do burzenia miast warownych.
W ciągu paru godzin ich nieprzerwanych trudów uświęcona budowla, która
górowała nad pałacem, wywołując już od dawna oburzenie i zawiść pogan,
została zrównana z ziemią.151
Nazajutrz ogłoszono edykt o powszechnym prześladowaniu chrześcijan152
i chociaż Dioklecjan, nadal przeciwny rozlewowi krwi, powściągnął furię
Galeriusza, który zaproponował, aby każdego, kto odmawia złożenia ofiary,
palić żywcem, to jednak kary naznaczone za upór chrześcijan można było
uznać za dostatecznie surowe i skuteczne. Uchwalono zburzenie kościołów
chrześcijańskich we wszystkich prowincjach Cesarstwa oraz karanie śmiercią
każdego, kto poważy się brać udział w tajnych zgromadzeniach mających na celu
kult religijny. Niegodną funkcję kierowania ślepą gorliwością tych prześlado­
wań przyjęli na siebie filozofowie, już od dawna studiujący pilnie charakter
i ducha religii chrześcijańskiej. Ponieważ było im wiadome, że spekulatywne
doktryny tej wiary są podobno zawarte w pismach proroków, ewangelistów
i apostołów, najprawdopodobniej to właśnie oni podsunęli myśl wydania
rozkazu, aby biskupi i prezbiterzy przekazali swoje święte księgi w ręce
dostojników państwowych, którzy pod groźbą najsurowszych kar mają je
uroczyście, publicznie spalić. Na mocy tegoż samego edyktu cała własność
Kościoła uległa natychmiastowej konfiskacie, po czym poszczególne jej części
albo sprzedano z licytacji, albo przyłączono do dóbr cesarskich, albo też nadano
miastom i zrzeszeniom bądź zabiegającym o to zachłannym dworzanom. Po
podjęciu takich skutecznych kroków w kierunku zniesienia kultu chrześcijan
i rozwiązania ich rządów uznano za konieczne jak najbardziej utrudnić warunki
życia wszystkim tym zawziętym jednostkom, które by nadal odrzucały religię
natury, Rzymu i swoich przodków. Ogłoszono, że chrześcijanie wolnego stanu
nie mogą się cieszyć żadnymi zaszczytami ani urzędami, chrześcijan niewolników
raz na zawsze pozbawiono nadziei wolności, a cały ogół chrześcijan wyjęto spod
opieki prawa. Sędziów upoważniono do wysłuchiwania i osądzania wszelkich
oskarżeń wnoszonych przeciwko chrześcijanom, podczas gdy tym ostatnim, bez
względu na doznane przez nich krzywdy, nie wolno było oskarżać nikogo, a więc
nieszczęśni sekciarze byli tylko narażeni na surowość sprawiedliwości publicz­
nej, nie mogąc korzystać z żadnych jej dobrodziejstw. Ten nowy rodzaj męczeń­
stwa, tak bolesny i przewlekły, tak ukryty w cieniu i haniebny, był może naj­
właściwszym sposobem zachwiania niezłomności wiernych; nie ulega także kwestii,
że zamysłom cesarzy skłonne były sekundować namiętności ludzkie i widoki
na korzyści osobiste. Czasem jednak polityka praworządnego państwa sama
musiała się wstawiać za uciskanymi chrześcijanami; w żadnym też razie nie
mogli rzymscy władcy dopuścić, by całkowicie rozwiał się strach przed karą,
Zaostrzenie się prześladowań 89

i pobłażać wszelkim aktom oszustwa i przemocy, gdyż naraziłoby to zarówno


ich własny autorytet, jak i ich poddanych nie będących chrześcijanami na
najgroźniejsze niebezpieczeństwa.153
Ledwie podano ten edykt do wiadomości publicznej, wystawiając go w wi­
docznym miejscu w najruchliwszym punkcie Nikomedii, zerwał go stamtąd
własnoręcznie pewien chrześcijanin, który nie omieszkał przy tym z całą gory­
czą, pogardą i obrzydzeniem nawymyślać na takich bezbożnych i tyrańskich
władców. Jego przestępstwo w myśl praw nawet najłagodniejszych stanowiło
zdradę i zasługiwało na karę śmierci. Jeśli jest prawdą, że był to człowiek
wykształcony i z wyższego stanu, to ta okoliczność mogła jedynie spotęgować
jego winę. Spalono go, a raczej upieczono na wolnym ogniu, przy czym jego
gorliwi oprawcy, chociaż chcąc pomścić zniewagę, jakiej dopuścił się wobec
cesarzy, stosowali wszelakie najwymyślniejsze tortury, nie zdołali ani na chwilę
wyprowadzić go z cierpliwości i nawet podczas agonii usunąć z jego oblicza
pogardliwego uśmiechu. Chrześcijanie, chociaż przyznawali, że jego postępowa­
nie nie było w ścisłym tego słowa znaczeniu zgodne z prawami roztropności,
podziwiali jego boski zapał i gorliwość. Pochwały, których nie szczędzili, oddając
cześć pamięci swojego bohatera i męczennika, tylko pogłębiły w Dioklecjanie
uczucie grozy i nienawiści.154
Wkrótce potem Dioklecjan przypomniał sobie o swoich obawach w obliczu
niebezpieczeństwa, którego ledwie udało mu się uniknąć. W ciągu piętnastu dni
pałac w Nikomedii, a nawet komnatę sypialną Dioklecjana dwukrotnie nawie­
dził pożar. Wprawdzie i za pierwszym, i za drugim razem ogień ugaszono bez
żadnych szkód materialnych, ale szczególne powtarzanie się owego wydarze­
nia słusznie uznano za wyraźny dowód tego, że nie było ono skutkiem ani
przypadku, ani niedbalstwa. Podejrzenie, oczywiście, padło na chrześcijan;
z pewnym stopniem prawdopodobieństwa podsunięto Dioklecjanowi myśl, że ci
fanatycy, zdecydowani na wszystko, sprowokowani swym obecnym cierpieniem
i zatrwożeni nieszczęściami zagrażającymi im w przyszłości, weszli w porozu­
mienie ze swymi wiernymi braćmi, eunuchami w pałacu, i uknuli spisek
przeciwko życiu obu cesarzy, których nienawidzą jako nieubłaganych wrogów
Kościoła Bożego. Zazdrość i niechęć kłębiły się we wszystkich piersiach,
a już najbardziej w sercu Dioklecjana. Wtrącono więc do więzienia bardzo dużo
osób sprawujących przedtem wysokie urzędy bądź cieszących się łaską cesarską.
Zastosowano wszelkie sposoby tortur i skalano zarówno dwór, jak i miasto
wieloma krwawymi egzekucjami.155 Ale ponieważ wymuszenie jakichkolwiek
zeznań, które by rzuciły światło na tę tajemniczą sprawę, okazało się nie­
możliwością, chyba nie pozostaje nam nic innego, jak tylko albo założyć,
że ci cierpiętnicy byli niewinni, albo podziwiać ich stanowczą nieugiętość.
W parę dni później Galeriusz z pośpiechem opuścił Nikomedię, oświadczając,
że gdyby odwlókł swój wyjazd z tego pobożnego pałacu, niechybnie padłby
ofiarą wściekłości chrześcijan. Historycy kościelni, których pisma są jedy­
90 Rozdział szesnasty

nym, aczkolwiek stronniczym i niedoskonałym źródłem naszej wiedzy o tym


prześladowaniu, nie potrafią nam podać przyczyny trwóg i poczucia zagrożenia
władców. Dwaj z tych pisarzy, książę krwi i retor, byli naocznymi świadkami
pożaru w Nikomedii. Jeden z nich przypisuje go błyskawicy i gniewowi bożemu,
drugi twierdzi, że spowodowała go złośliwość samego Galeriusza.156
Ponieważ zarządzenia edyktu ogłoszonego przeciwko chrześcijanom miały się
stać powszechnym prawem w całym Cesarstwie i ponieważ Dioklecjan i Gale-
riusz, chociaż może nie czekali na zgodę władców zachodnich, byli pewni ich
współdziałania, raczej wydawać by się mogło zgodne z naszymi pojęciami
o polityce, że wielkorządcy wszystkich prowincji powinni byli otrzymać rozkaz
publicznego wypowiedzenia wojny chrześcijanom w granicach swoich poszcze­
gólnych obszarów w tym samym, z góry wyznaczonym dniu. A już przynajmniej
należałoby się spodziewać, że dogodność dróg publicznych i posterunków
pocztowych umożliwiłaby cesarzom jak najspieszniejsze przekazanie rozkazu
z pałacu w Nikomedii na krańce świata rzymskiego i że nie pozwoliliby oni na to,
aby upłynęło pięćdziesiąt dni, zanim edykt zostanie ogłoszony w Syrii, i prawie
cztery miesiące, zanim poda się go do wiadomości w miastach afrykańskich.157
Zwłokę tę więc prawdopodobnie można przypisać ostrożnemu usposobieniu
Dioklecjana, który niechętnie zgodził się na zastosowanie takich środków
prześladowania i pragnął je wypróbować w bardziej bezpośrednim zasięgu swo­
jej władzy przed dopuszczeniem do nieuchronnego zamętu i niezadowolenia wsku­
tek ogłoszenia edyktu w odległych prowincjach. Na początku istotnie dostojnicy
państwowi musieli się powstrzymywać od rozlewu krwi; w swojej gorliwości
jednak mogli, a nawet im zalecano, stosować wszelkiego rodzaju inne za­
ostrzenia. Chrześcijanie ze swojej strony, chociaż ochoczo rezygnowali z ozdób
upiększających kościoły, nie mogli się zdecydować na zaniechanie zebrań
religijnych i oddawanie świętych ksiąg na pastwę płomieni. Pobożny upór
Feliksa, biskupa afrykańskiego, jak się zdaje, wprawił podległych urzędników
rządowych w duże zakłopotanie. Kurator miasta odesłał go w kajdanach do
prokonsula. Prokonsul przekazał go prefektowi pretorium Italii, aż w końcu
Feliksa, który w czasie śledztwa nie zniżył się do udzielenia nawet wymija­
jącej odpowiedzi, ścięto w Wenusji, miasteczku lukańskim, sławnym dzięki
temu, że urodził się w nim Horacy.158 Chyba to ten właśnie precedens,
w połączeniu może z jakimś jeszcze rozkazem cesarskim wydanym w jego
następstwie, upoważnił wielkorządców prowincji do karania śmiercią chrześ­
cijan odmawiających oddania swoich świętych ksiąg. Niewątpliwie wiele osób
skorzystało z tej sposobności, by uzyskać koronę męczeństwa, ale również aż
nazbyt wiele kupowało sobie życie w niesławie za cenę zdradzieckiego wydawa­
nia Pisma Świętego w ręce niewiernych. Bardzo liczni duchowni, i to nawet
biskupi i prezbiterzy, otrzymali wskutek tej zbrodniczej uległości obelżywe
miano „ tr a d i t o r ”, przy czym ich przestępstwo, wywołując w Kościele
afrykańskim dużo zgorszenia, zasiało w nim ziarno przyszłej niezgody.159
Abdykacja Dioklecjana. Łagodny Konstancjusz 91

Zarówno egzemplarze Pisma Świętego w oryginale, jak i jego przekłady na


różne języki tak pomnożyły się w Cesarstwie, że najsurowsze śledztwo nie mogło
już spowodować żadnych fatalnych następstw; w dodatku nawet na to, by
wycofać i spalić przynajmniej te tomy, które w każdej kongregacji zacho­
wywano do użytku publicznego, potrzebna była zgoda jakichś zdradzieckich
i niegodnych chrześcijan. Burzenia kościołów dokonywano jednak z łatwością
dzięki powadze rządu i pracy pogan. Co prawda, w niektórych prowincjach
wielkorządcy poprzestawali na zamykaniu miejsc kultu religijnego, ale za to
w innych stosowano się do zarządzeń edyktu w sposób bardziej dosłowny: po
wyciągnięciu z kościoła drzwi, ławek i ambony oraz spaleniu ich niejako na
stosie pogrzebowym burzono cały budynek.160 Może właśnie przy tej ża­
łosnej sposobności powinniśmy nawiązać do pewnej bardzo znamiennej opowie­
ści, podawanej tak rozmaicie i z tak dużą dozą nieprawdopodobieństwa, że służy
ona raczej do rozniecenia niż do zaspokojenia naszej ciekawości. Otóż w pewnym
małym miasteczku frygijskim, którego nazwy ani położenia nie znamy, wiarę
chrześcijańską wyznawali wszyscy mieszkańcy z miejscowymi dostojnikami na
czele. Można więc tam było obawiać się oporu w wykonaniu zarządzeń edyktu,
toteż wielkorządcy prowincji na wszelki wypadek towarzyszył duży oddział
legionistów. Po ich przybyciu obywatele rzucili się do kościoła, postanawiając
albo obronić zbrojnie ten święty przybytek, albo zginąć w jego gruzach.
Oburzeni, odrzucili dane im ostrzeżenie i tak długo nie chcieli stamtąd wyjść,
że wreszcie żołnierze, sprowokowani ich upartą odmową, ze wszystkich stron
pod budynek podłożyli ogień, który pochłonął w tym niezwykłym męczeństwie
wielką liczbę Frygijczyków wraz z żonami i dziećmi.161
Pewne zakłócenia porządku w Syrii i na pograniczu Armenii, chociaż
zdławiono je nieomal w zarodku, dały wrogom Kościoła sposobność do
insynuacji, że podnietą do tych zamieszek były potajemne knowania bisku­
pów, którzy już zapomnieli, że kiedyś głosili bierne i nieograniczone posłu­
szeństwo.162 Niechęć czy może obawy Dioklecjana wreszcie sprawiły, że
przekroczył on dotychczas zachowywaną granicę umiaru, ogłaszając w kilku
okrutnych edyktach swój zamiar całkowitego zniesienia chrześcijaństwa. Pierw­
szym z tych edyktów polecił wielkorządcom prowincji aresztować wszystkie
osoby stanu duchownego. Wkrótce więc więzienia przeznaczone dla najnikczem­
niejszych przestępców zapełniły się rzeszami biskupów, prezbiterów, diakonów,
lektorów i egzorcystów. Drugim edyktem rozkazał dostojnikom państwowym
stosować wszelkie możliwe metody surowości, aby duchownych chrześcijańskich
zawrócić od wstrętnego zabobonu na dobrą drogę i zobowiązać do prakty­
kowania ustanowionego kultu bogów. Już następnym edyktem rozciągnął to
surowe rozporządzenie na cały ogół chrześcijan narażonych teraz na gwałtowne
prześladowanie powszechne.163 Urzędnicy cesarscy, których dotychczas zba­
wiennie hamowała konieczność uzyskania uroczystego oświadczenia bezpośred­
nio od oskarżyciela, zaczęli teraz, zarówno z obowiązku, jak i ze względu
92 Rozdział szesnasty

na własne interesy, sami wykrywać, ścigać i torturować najbardziej szkodliwe


jednostki spośród wiernych. Zapowiedziano ciężkie kary dla każdego, kto by się
ośmielił ocalić proskrybowanego sekciarza przed sprawiedliwym oburzeniem
bogów i cesarzy. A przecież pomimo surowości tego prawa cnotliwa odwaga
licznych pogan, którzy ukrywali swoich przyjaciół bądź krewnych, dostarcza
chlubnego dowodu na to, że wściekłość zabobonu nie wygasiła w nich uczuć
natury i człowieczeństwa.164
Prawie natychmiast po ogłoszeniu edyktów przeciwko chrześcijanom Dio­
klecjan, jak gdyby pragnąc zdać dzieło prześladowania w czyjeś inne ręce,
zrezygnował z purpury cesarskiej. Jego wspólwładcy i następcy w zależno­
ści od swego charakteru i położenia czasem uważali za konieczne wymuszać
wykonywanie tych surowych praw, a czasem skłonni byli do ich zawieszania.
Aby więc sobie wytworzyć właściwe i jasne pojęcie o tym doniosłym okresie
kościelnych dziejów, musimy stan chrześcijaństwa w ciągu dziesięciu lat od
czasu ogłoszenia pierwszych edyktów Dioklecjana do momentu, gdy w Koś­
ciele ostatecznie zapanował spokój, rozpatrzyć po kolei w poszczególnych
częściach Cesarstwa.
Łagodny z usposobienia i humanitarny Konstancjusz był przeciwny uciskaniu
jakiegokolwiek odłamu swoich poddanych. Chrześcijanie sprawowali najwyższe
urzędy w jego pałacu. Miał wśród nich licznych ulubieńców, cenił ich wierność
i nie żywił żadnych uprzedzeń co do ich zasad religijnych. Dopóki pozostawał
na podległym stanowisku cezara, nie mógł, co prawda, ani otwarcie odrzucać
edyktów Dioklecjana, ani opierać się rozkazom Maksymiana, ale w granicach
swoich kompetencji przyczyniał się do złagodzenia cierpień, które budziły
w nim litość i grozę. Z niechęcią zgadzając się na burzenie kościołów, odważył się
jednocześnie ochraniać samych chrześcijan przed wściekłością pospólstwa
i surowością prawa. Dzięki łagodnej interwencji tego władcy prowincje Galii (do
których prawdopodobnie możemy zaliczyć i prowincje Brytanii) cieszyły się więc
w owym okresie szczególnym spokojem.165 Gorzej było w Hiszpanii, gdzie
Dacjanus, namiestnik, czyli gubernator, kierując się gorliwością czy może
polityką, wolał stosować się do edyktów cesarza niż wnikać w ukryte zamiary
Konstancjusza, ale raczej nie ulega wątpliwości, że jego prowincjonalne rządy
splamiła krew tylko nielicznych męczenników.166 Wyniesienie Konstancjusza
do najwyższej, niezależnej godności augusta dało wolne pole do ukazania jego
cnót w całej pełni, przy czym podczas swego krótkiego panowania zdążył on
ustanowić system tolerancji, którego wzór i przepisy pozostawił swemu sy­
nowi Konstantynowi. Ulubieniec losu, Konstantyn, już od chwili wstąpienia
na tron głosił się opiekunem Kościoła, aż wreszcie zasłużył sobie na miano
pierwszego cesarza, który publicznie wyznawał wiarę chrześcijańską i uczynił
z niej religię państwową. Zarówno pobudki jego nawrócenia, mogącego
wypływać ze źródeł najrozmaitszych: z dobrej woli, ze względów politycznych,
z przekonania bądź ze skruchy, jak i postęp rewolucji, która pod potężnym
Losy chrześcijan w prowincjach Cesarstwa 93

wpływem jego i jego synów sprawiła, że chrześcijaństwo stało się religią panu­
jącą Cesarstwa Rzymskiego, stanowią interesujący i doniosły temat rozdziału
dwudziestego niniejszych dziejów. Na razie może wystarczy poprzestać na
uwadze, że każde zwycięstwo Konstantyna przynosiło Kościołowi pewną ulgę
bądź korzyść.
Przez prowincje Italii i Afryki przeszła fala krótkich, ale gwałtownych
prześladowań. Maksymian, który od dawna nienawidził chrześcijan, a zawsze
lubował się w czynach krwawej przemocy, z radością wprowadził rozporządze­
nia surowych edyktów Dioklecjana w życie. Jesienią w pierwszym roku
prześladowań obaj cesarze spotkali się w Rzymie, aby tam uroczyście święcić
swój tryumf; jak się zdaje, wynikiem ich tajnych obrad w tym właśnie czasie
było kilka nowych praw ucisku, przy czym obecność władców była ostrogą
dla pilności dostojników rzymskich. Po abdykacji Dioklecjana chrześcijanie
Italii i Afryki pod nominalnym zarządem Sewera narażeni byli bez żadnych
możliwości obrony na nieubłaganą niechęć jego mistrza, Galeriusza. Jednym
z męczenników rzymskich zasługujących na uwagę potomności był Adauktus.
Pochodząc ze szlachetnego italskiego rodu, podniósł się on stopniowo poprzez
kolejne godności pałacowe na wysoki urząd skarbnika prywatnego majątku
cesarza. Tym bardziej zasługuje na uwagę, że w ciągu całego okresu tego
powszechnego prześladowania był chyba jedynym człowiekiem wysokiego stanu
i na zaszczytnym stanowisku, który poniósł śmierć za wiarę chrześcijańską.167
Bunt Maksencjusza natychmiast Kościołom Italii i Afryki przywrócił spokój;
ten tyran uciskający wszystkie inne klasy swoich poddanych okazał się wobec
znękanych chrześcijan sprawiedliwy, ludzki, a nawet stronniczy. Liczył bowiem
na ich wdzięczność i przywiązanie, bardzo naturalnie sądząc, że krzywdy, jakich
doznali, i niebezpieczeństwa, jakie wciąż jeszcze im zagrażają ze strony jego
najbardziej zastarzałego wroga, zapewnią mu wierność tego stronnictwa bardzo
już dużego i bogatego.168 Nawet postępowanie Maksencjusza wobec biskupów
Rzymu i Kartaginy można uważać za dowód jego tolerancji, skoro jest rzeczą
zupełnie prawdopodobną, że większość władców prawowiernych podjęłaby
takie same kroki w stosunku do duchowieństwa religii państwowej. Pierwszy
z owych biskupów, Marcellus, wprowadził w stolicy zamęt, nakładając surową
pokutę na bardzo licznych chrześcijan, którzy podczas ostatniego prześlado­
wania albo odrzekli się swojej religii, albo się z nią kryli. Wściekłość fakcji
wybuchała w częstych i gwałtownych buntach, wierni przelewali krew między
sobą, nic więc dziwnego, że wygnanie Marcellusa, któremu roztropność nie
dopisywała, zdaje się, aż tak dalece jak gorliwość, uznano za jedyny możliwy
środek przywrócenia pokoju w rozszalałym Kościele Rzymu.169 Zachowanie
się Menzuriusza, biskupa Kartaginy, było chyba jeszcze bardziej naganne.
Pewien diakon w tym mieście ogłosił paszkwil na cesarza. Przestępca ten
znalazł schronienie w pałacu biskupa i chociaż na wysuwanie jakichkolwiek
roszczeń do kościelnej nietykalności było jeszcze nieco za wcześnie, biskup
94 Rozdział szesnasty

odmówił wydania go w ręce władz. Za ten zdradziecki opór wprawdzie


postawiono Menzuriusza przed sądem, ale zamiast skazać go zgodnie z prawem
na śmierć albo na wygnanie pozwolono mu po krótkim badaniu powrócić do
swojej diecezji.170 W tak szczęśliwych warunkach żyli chrześcijańscy poddani
Maksencjusza, że jeśli zapragnęli uzyskać relikwie jakichś męczenników, musieli
je kupować w najodleglejszych prowincjach Wschodu. Znana jest opowieść
0 Aglae, damie rzymskiej z rodziny konsularnej, właścicielce tak wielkiego
majątku, że musiało nim zarządzać aż siedemdziesięciu trzech ekonomów. Jeden
z nich, Bonifacy, był ulubieńcem swojej pani i podobno, ponieważ Aglae godziła
z pobożnością miłość, został nawet dopuszczony do dzielenia z nią łoża.
Bogactwo pozwoliło Aglae zaspokoić pobożne pragnienie uzyskania pewnych
świętych relikwii ze Wschodu. Powierzyła więc kochankowi znaczną ilość złota
1 wonności, po czym Bonifacy na czele dwunastu jeźdźców i trzech krytych
rydwanów wyruszył w daleką pielgrzymkę aż do Tarsu w Cylicji.171
Choleryczne usposobienie Galeriusza, pierwszego i głównego sprawcy tego
prześladowania, wywołało grozę wśród chrześcijan, których nieszczęsny los
umieścił w zasięgu jego władzy, słusznie więc można przypuszczać, że wiele
osób średniego stanu, wolnych od kajdan zarówno bogactwa, jak i ubóstwa,
opuszczało kraj rodzinny, aby szukać schronienia w łagodniejszym klimacie
na Zachodzie. Dopóki władza Galeriusza ograniczała się do wojsk i prowincji
Illyricum, trudno mu było znaleźć bądź stworzyć jakąś znaczniejszą liczbę
męczenników w wojowniczym kraju, w którym misjonarzy Ewangelii przyjmo­
wano o wiele chłodniej i niechętniej niż w jakiejkolwiek innej części Cesarst­
wa.172 Dopiero gdy uzyskał władzę najwyższą i objął rządy nad całym
Wschodem, zaczął w całej pełni folgować swojej gorliwości i okrucieństwu nie
tylko w prowincjach Tracji i Azji, uznających jego jurysdykcję bezpośrednią,
ale również w Syrii, w Palestynie i Egipcie, gdzie Maksymin, zadowalając przy
okazji własne skłonności, wypełniał surowe rozkazy swego dobroczyńcy z ry­
gorystycznym posłuszeństwem.173 Wreszcie jednak po doznaniu wielu roz­
czarowań na polu ambitnych nadziei, po doświadczeniach w prowadzeniu
sześcioletnich prześladowań i po zbawiennych rozważaniach, które mu nasuwał
dręczący go przewlekle zły humor, Galeriusz doszedł do wniosku, że nawet
najgwałtowniejsze wysiłki despotyzmu nie wystarczą, by wytępić cały lud
bądź pokonać jego przesądy religijne. Pragnąc naprawić wyrządzone przez
siebie szkody, ogłosił więc w imieniu własnym oraz Licyniusza i Konstantyna
edykt powszechny, który po pompatycznym wymienieniu wszystkich tytułów
cesarskich brzmiał następująco:
„Pośród zaprzątających nasze myśli doniosłych trosk o pożytek i zachowanie
Cesarstwa, zamiarem naszym było naprawić i przywrócić we wszystkim prawa
starożytne i publiczną karność Rzymian. Pragnęliśmy szczególnie nawrócić na
drogę rozumu i natury omamionych chrześcijan, którzy wyparli się religii i ob­
rzędów swoich przodków i wzgardziwszy w zarozumiałości swojej praktykami
Edykt Galeriusza o tolerancji. Maksymin 95

starożytności wymyślili sobie jakieś cudowne prawa i poglądy, zgodnie z tym,


co im dyktowała fantazja, po czym utworzyli odrębną społeczność w poszcze­
gólnych prowincjach naszego Cesarstwa. Ponieważ edykty przez nas ogło­
szone w celu umocnienia kultu naszych bogów narażają wielu chrześcijan na
niebezpieczeństwo i niedolę i liczni z nich ponoszą śmierć, a jeszcze liczniejsi,
nadal obstając przy swoim bezbożnym szaleństwie, są pozbawieni prawa
publicznego praktykowania j a k i e j k o l w i e k religii, skłonni jesteśny roz­
ciągnąć na tych nieszczęśliwych ludzi skutki naszej zwykłej wspaniałomyśl­
ności. Pozwalamy im przeto swobodnie wyznawać poglądy osobiste oraz
gromadzić się na swoich zamkniętych zebraniach bez obawy i przeszkód,
z tym wszakże zastrzeżeniem, że zawsze zachowywać oni będą należny sza­
cunek dla ustanowionych praw i dla rządu. Innym rozporządzeniem podamy
nasze zamiary do wiadomości sędziów i wielkorządców. Żywimy nadzieje, że
pobłażliwość nasza zobowiąże chrześcijan do zanoszenia modłów do czczonego
przez nich Bóstwa o bezpieczeństwo i pomyślność dla nas, o bezpieczeństwo
i pomyślność dla nich samych oraz o bezpieczeństwo i pomyślność dla
Rzeczypospolitej.” 174
W słowach edyktów i manifestów nie szuka się zazwyczaj prawdziwej na­
tury i ukrytych pobudek władców, ale ponieważ były to słowa umierającego
cesarza, być może stan, w jakim się znajdował, można uznać za rękojmię jego
szczerości.
Galeriusz, podpisując ten edykt o tolerancji, był pewny, że Licyniusz zastosuje
się chętnie do woli swego przyjaciela i dobroczyńcy, jak również że wszelkie kroki
podjęte na rzecz chrześcijaństwa spotkają się z aprobatą Konstantyna. Nie
odważyłby się jednak zamieścić na tym edykcie imienia Maksymina, którego
zgoda miała znaczenie największe i który w parę dni później objął władzę nad
prowincjami Azji. Maksymin w ciągu pierwszego półrocza swego nowego
panowania wbrew oczekiwaniom postępował na pozór w myśl roztropnych rad
swego poprzednika i chociaż nie zniżył się do zapewnienia Kościołowi spokoju
żadnym publicznym edyktem, to jednak jego prefekt pretorium wystosował do
wszystkich wielkorządców i dostojników prowincji pismo okólne, w którym,
rozwodząc się nad cesarską wspaniałomyślnością, uznał upór chrześcijan za
niemożliwy do pokonania i polecił, aby urzędnicy sprawiedliwości zaniechali
bezskutecznych prześladowań i tolerowali tajne zgromadzenia tych fanatyków.
Wskutek tych rozkazów bardzo wielu chrześcijan wypuszczono z więzienia
i zwolniono z pracy w kopalniach. Niezłomni wyznawcy wiary chrześcijańskiej
powrócili w rodzinne strony, śpiewając hymny tryumfalne, a ci, którzy się
ugięli pod naporem burzy prześladowania, ze łzami skruchy upraszali teraz
o ponowne przyjęcie na łono Kościoła.175
Ale ten zdradziecki spokój nie trwał długo, a chrześcijanie Wschodu nie mogli
mieć nawet odrobiny zaufania do swego władcy. Namiętnościami bowiem
niepodzielnie panującymi w duszy Maksymina były okrucieństwo i zabobon.
96 Rozdział szesnasty

Okrucieństwo podsuwało mu środki prześladowania, zabobon wskazywał


przedmioty. Cesarz był przywiązany do kultu bogów, z zapałem studiował
czarnoksięstwo i wierzył w wyrocznie. Proroków i filozofów, których czcił
jako ulubieńców Niebios, często wynosił na najwyższe stanowiska w za­
rządzie prowincji i przyjmował do najtajniejszych rad przybocznych. Z ła­
twością przekonali go oni, że chrześcijanie zawdzięczają swoje zwycięstwa
regularnej dyscyplinie i że słabość wielobóstwa wypływa głównie z braku
jedności i subordynacji wśród kapłanów tej religii. Ustanowiono więc system
rządów będący wyraźnym naśladownictwem polityki Kościoła. We wszystkich
wielkich miastach Cesarstwa na rozkaz Maksymina odnowiono i upiększo­
no świątynie, przy czym kapłani poszczególnych bóstw w spełnianiu swo­
ich uświęconych obowiązków zaczęli podlegać władzy kapłanów wyższych,
mających stanowić przeciwwagę biskupów i popierać sprawę pogaństwa. Ci
wyżsi kapłani uznawali z kolei jurysdykcję metropolitów, czyli arcykapła­
nów poszczególnych prowincji, którzy działali jako bezpośredni namiestnicy
cesarza. Oznaką ich dostojeństwa była biała szata; dobierano tych nowych
duchownych starannie z najszlachetniejszych i najzamożniejszych rodzin. Dzięki
wpływowi dostojników państwowych i takiego stanu kapłańskiego wkrótce
uzyskano z miast, zwłaszcza z Nikomedii, Antiochii i Tyru, bardzo liczne
poddańcze orędzia, w których dobrze znane zamysły dworu zostały prze­
biegle przedstawione jako powszechne poglądy ludu; zawierały one prośbę,
by cesarz kierował się raczej prawami sprawiedliwości niż tym, co mu dyk­
tuje jego wspaniałomyślność, wyrażały wstręt do chrześcijan i kończyły się
pokornym błaganiem, by tych bezbożnych sekciarzy przynajmniej wyklu­
czyć z granic poszczególnych obszarów. Po dziś dzień zachowała się od­
powiedź Maksymina na orędzie obywateli Tyru. Z najwyższym zadowoleniem
pochwala on gorliwość i pobożność, rozwodzi się szeroko nad bezbożnym
uporem chrześcijan, przy czym swoją gotowością, z jaką zgadza się na wy­
pędzenie sekciarzy, zdradza, że uważa się raczej za przyjmującego niż
składającego zobowiązanie. Zarówno kapłani, jak i wielkorządcy otrzy­
mali upoważnienie do tego, by wymuszać wykonanie jego edyktów, wy­
rytych na tablicach ze spiżu, i chociaż zalecano im unikać rozlewu krwi,
na opornych chrześcijan posypały się najokrutniejsze i najhaniebniejsze
kary.176
Chrześcijanie azjatyccy wszystkiego mogli się obawiać ze strony srogiego,
fałszywie pobożnego monarchy, który przygotowywał kroki gwałtu, stosując
politykę tak przemyślną. Ale nie minęło parę miesięcy, gdy edykty ogłoszone
przez dwóch cesarzy zachodnich zmusiły Maksymina do chwilowego zaniecha­
nia swoich planów. Całą jego uwagę zaprzątnęła wojna domowa, którą tak
nieopatrznie wszczął przeciwko Licyniuszowi. Wkrótce potem klęska Mak­
symina i jego śmierć uwolniły Kościół od ostatniego i najbardziej nieubła­
ganego wroga.177
Legenda i prawda o męczennikach 97

Dokonując tego ogólnego przeglądu prześladowań, do których pierwszym


upoważnieniem były edykty Dioklecjana, celowo powstrzymałem się od opisy­
wania szczegółów cierpień i śmierci męczenników chrześcijańskich. Łatwym
zadaniem byłoby, zaczerpnąwszy cały szereg obrazów z historii Euzebiusza,
z deklamacji Laktancjusza i najdawniejszych dokumentów budzących grozę
i obrzydzenie, zapełnić wiele stronic opisami narzędzi tortur: biczów, haków
i rozgrzanych do czerwoności rusztów, wraz z całą rozmaitością męczarni, jakimi
tylko ogień i stal, dzikie zwierzęta i jeszcze bardziej dzicy oprawcy mogli dręczyć
ciało ludzkie. Te smętne sceny mogłyby dla ożywienia przeplatać opisy licznych
widzeń i cudów mających na celu odwleczenie śmierci, uświęcenie tryumfu bądź
odnalezienie szczątków owych kanonizowanych świętych, którzy cierpieli w imię
Chrystusa. Ale nie potrafię zadecydować, co powinienem przepisać, dopóki nie
jestem zupełnie pewny, w co z tego powinienem wierzyć. Najpoważniejszy
z historyków kościelnych, Euzebiusz, pośrednio sam wyznaje, że opowiada
wszystko, cokolwiek może przemawiać za chwałą religii, i zataja wszystko, co
mogłoby zmierzać ku jej pohańbieniu.178 Przyjmując to do wiadomości,
zaczynamy naturalnie podejrzewać, że pisarz, który tak otwarcie narusza jedno
z podstawowych praw historii, nie przywiązuje dużej wagi do ścisłego prze­
strzegania praw pozostałych. Nasze podejrzenie uzyska dodatkową podstawę,
gdy rozpatrzymy charakter Euzebiusza, mniej łatwowiernego niż prawie wszyscy
mu współcześni, a bardziej od nich wyćwiczonego w sztukach dworu. Można
założyć, że w pewnych szczególnych wypadkach, gdy dostojników państwo­
wych rozjątrzały pobudki natury osobistej: wzgląd na interesy własne albo
odraza, i gdy gorliwość popychała męczenników do zapominania o prawidłach
roztropności, do lżenia władców, do obalania ołtarzy albo do podnoszenia ręki
na sędziego w trybunale, torturowano te pobożne ofiary, stosując wszelkie
sposoby męczarni, jakie tylko okrucieństwo zdołało wymyślić, a wytrwałość
ludzka znieść.179 Pisarze kościelni napomykają jednak nieostrożnie o dwóch
okolicznościach, które nasuwają przypuszczenie, że na ogół traktowanie chrześ­
cijan pojmanych przez urzędników sprawiedliwości nie było aż tak nieznośne,
jak to zwykle sobie wyobrażamy.
1. Chrześcijanom skazanym na pracę w kopalniach wolno było dzięki
człowieczeństwu bądź niedbalstwu dozorców budować kaplice i swobodnie
wyznawać religię w obrębie owych ponurych siedzib.180
2. Biskupi musieli powściągać i ganić pochopną gorliwość chrześcijan, którzy
dobrowolnie wydawali się w ręce władz. Niektórzy, gnębieni biedą i długami,
usiłowali na oślep zakończyć w ten sposób swoje nędzne istnienie śmiercią
w pełni chwały. Innych nęciła nadzieja, że krótkim pobytem w więzieniu
odpokutują za grzechy całego życia, a jeszcze inni, kierując się pobudkami już
mniej zaszczytnymi, chcieli czerpać dostatnie utrzymanie i, być może, znaczne
zyski z zasiłków, jakimi miłosierdzie wiernych obdarzało więźniów.181 Gdy już
Kościół zatryumfował nad wszystkimi swymi wrogami, zarówno próżność,
98 Rozdział szesnasty

jak i wzgląd na osobiste korzyści nakazywały tym pojmanym wyolbrzymiać


zasługę swoich cierpień. Wygodna odległość czasu i miejsca ich niedoli dawała
coraz pełniejsze pole do popisu fantazji, a możliwość przytaczania przykładów
świątobliwych męczenników, których rany natychmiast się goiły, siły wzmagały
się na nowo, a utracone kończyny w cudowny sposób były im przywracane,
niezmiernie pomagała uciszać wszelkie wątpliwości i sprzeciwy. Najbardziej
przesadne legendy opowiadane ku chwale Kościoła znajdowały poklask u łatwo­
wiernych rzesz, poparcie w autorytecie duchowieństwa i potwierdzenie w wątpli­
wych świadectwach historii kościelnej.
Pióro przebiegłego krasomówcy mogło tak łatwo przesadzić albo złagodzić
ogólnikowe opisy wygnania i więzienia, bólu i tortur, że siłą rzeczy budzi się
w nas chęć zbadania faktu bardziej rzeczowej i nieodpartej natury, a mianowi­
cie, ile osób poniosło śmierć w następstwie edyktów ogłoszonych przez
Dioklecjana, jego współwładców i następców. Odtwórcy legend świeższej daty
podają, że zaślepiona wściekłość prześladowań zmiatała od razu całe armie
i miasta. Pisarze dawniejsi, nie zniżając się do stwierdzenia dokładnej liczby
tych, którym dane było własną krwią przypieczętować wiarę w Ewangelię,
zadowalają się tylko wylewaniem obfitego potoku oderwanych a tragicznych
wymysłów. Z historii napisanej przez Euzebiusza możemy jednak wnosić, że
ukarano śmiercią tylko dziewięciu biskupów, przy czym na podstawie jego
szczegółowego wyliczenia męczenników w Palestynie uzyskujemy pewność, że na
to zaszczytne miano zasłużyło sobie nie więcej niż dziewięćdziesięciu dwóch
chrześcijan.182 Wyciągnięcie jakichkolwiek użytecznych wniosków z pierwszego
z tych faktów jest dla nas niemożliwe, ponieważ nie znamy stopnia gorliwości
i odwagi ogółu biskupów w owych czasach, drugi fakt jednak może nam posłu­
żyć do uzasadnienia konkluzji bardzo doniosłej i prawdopodobnej. Zgodnie
z podziałem prowincji rzymskich Palestynę można uważać za szesnastą część
Cesarstwa Wschodniego;183 ponieważ, jak nam wiadomo, niektórzy jej wielko­
rządcy, powodując się prawdziwą bądź udawaną wspaniałomyślnością, za­
chowali ręce nie splamione krwią wiernych,184 słusznie możemy sądzić, że kraj,
w którym zrodziło się chrześcijaństwo, miał przynajmniej jedną szesnastą
ogólnej liczby męczenników ukaranych śmiercią na terytorium panowania
Galeriusza i Maksymina. W sumie więc mogło ich być około tysiąca pięciuset,
przy czym liczba ta, jeśli ją się równo podzieli przez dziesięć lat prześladowania,
da nam w stosunku rocznym stu pięćdziesięciu męczenników. Przy zastosowa­
niu tej samej proporcji do prowincji Italii, Afryki i może Hiszpanii, gdzie po
dwóch czy trzech latach srogość prawa karnego albo zawieszono, albo znie­
siono, rzesza chrześcijan, którzy ponieśli śmierć z wyroku sądowego w Ce­
sarstwie, ograniczy się do liczby nieco poniżej dwóch tysięcy osób. Ponieważ nie
ulega wątpliwości, że za czasów Dioklecjana chrześcijanie byli liczniejsi, a ich
wrogowie bardziej rozjątrzeni niż kiedykolwiek podczas prześladowań poprzed­
nich, może to prawdopodobne i umiarkowane obliczenie pozwoli nam określić
Legenda i prawda o męczennikach 99

liczbę pierwszych świętych i męczenników, którzy poświęcili życie dla donio­


słego celu wprowadzenia chrześcijaństwa na świecie.
Zakończymy rozdział niniejszy stwierdzeniem żałosnej prawdy, która sama
się narzuca umysłowi sceptycznemu. Otóż nawet bez wahania bądź wnikania,
uznając to wszystko, co na temat męczeństwa zapisała historia albo wymyśliła
pobożność, należy przyjąć do wiadomości fakt, że chrześcijanie w toku swoich
sporów wewnętrznych traktowali się wzajemnie znacznie surowiej, niż przedtem
byli traktowani wskutek gorliwości niewiernych. W wiekach ciemnoty, które
nastąpiły po obaleniu Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie, biskupi Cesarskie­
go Miasta obejmowali swoim panowaniem zarówno duchowieństwo łacińskiego
Kościoła, jak i stan świecki. I wreszcie na wzniesioną przez nich budowlę
zabobonu, może już od dawna rzucającą wyzwanie słabym wysiłkom rozumu,
napadł tłum śmiałych fanatyków, którzy od wieku XII do wieku XVI wy­
stępowali w popularnej roli reformatorów. Kościół rzymski bronił przemocą
cesarstwa uzyskanego oszustwem; system pokoju i dobrej woli rychło okrył się
hańbą proskrypcji, wojny, rzezi i instytucji świętego oficjum. Ponieważ refor­
matorów ożywiało umiłowanie wolności nie tylko religijnej, ale i obywatelskiej,
katoliccy władcy, łącząc z interesami duchowieństwa interesy własne, ogniem
i mieczem wymuszali strach przed duchową naganą. Podobno w samych tylko
Niderlandach zginęło z ręki kata ponad sto tysięcy poddanych Karola V; tę
niezwykłą liczbę potwierdza Grocjusz,185 człowiek utalentowany i uczony,
który wśród furii spierających się sekt zachował umiar i spisał kroniki swego
stulecia i kraju w czasie, gdy już wynalazek druku ułatwiał rozpowszechnianie
wiadomości i powiększał niebezpieczeństwo wykrycia. Jeśli czujemy się w obo­
wiązku uznać powagę Grocjusza, to musimy przyjąć, że liczba protestantów
straconych w jednej prowincji w ciągu panowania jednego władcy znacznie
przekroczyła liczbę męczenników na przestrzeni pierwszych trzech stuleci. Ale
gdyby nieprawdopodobieństwo tego faktu wzięło górę nad wagą materiału
dowodowego, gdyby Grocjuszowi dowiedziono, że zasługi i cierpienia refor­
matorów wyolbrzymił,186 to z natury rzeczy wyłoniłoby się pytanie, jaką wiarę
można pokładać w wątpliwych i niedoskonałych pomnikach starożytnej łatwo­
wierności, jak dalece można ufać dwornemu biskupowi i namiętnemu dekla-
matorowi, którzy pod opieką Konstantyna cieszyli się wyłącznym przywilejem
zapisywania prześladowań, jakich dopuszczali się na chrześcijanach pokonani
współzawodnicy bądź lekceważeni poprzednicy ich miłościwego władcy.
Rozdział siedemnasty

ZAŁOŻENIE KONSTANTYNOPOLA — SYSTEM POLITYCZNY


KONSTANTYNA I JEGO NASTĘPCÓW —
DYSCYPLINA WOJSKOWA — PAŁAC — FINANSE

N ieszczęsny Licyniusz był ostatnim współzawodnikiem, który przeciw­


stawiał się wielkości Konstantyna, i ostatnim jeńcem, który uwieńczył jego
tryumf. Po spokojnym i pomyślnym panowaniu zwycięski Konstantyn pozo­
stawił swoim dzieciom w spuściźnie Cesarstwo Rzymskie: nową stolicę, nowy
system polityczny i nową religię; wprowadzone przez niego innowacje zostały
przyjęte i uświęcone przez następne pokolenia. Czasy Konstantyna Wielkiego
i jego synów obfitują w doniosłe wydarzenia, z których ilością i rozmaitością
trudno historykowi się uporać, dopóki sumiennie nie porozdziela on poszczegól­
nych fragmentów połączonych ze sobą jedynie chronologią. Toteż przed
omówieniem wojen i przewrotów, które przyspieszyły zmierzch Cesarstwa,
autor zabierze się do opisania instytucji politycznych, dających Cesarstwu siłę
i równowagę. Zastosuje przy tym nie znany w starożytności podział na sprawy
świeckie i sprawy kościelne; zwycięstwo chrześcijan i ich wewnętrzna niezgoda
dostarczą obfitych materiałów rzeczowych zarówno ku zbudowaniu, jak
i zgorszeniu ludzkości.
Po klęsce i abdykacji Licyniusza jego zwycięski współzawodnik przystąpił do
położenia podwalin pod miasto, które miało w przyszłości nie tylko być stolicą
i perłą Wschodu, ale przetrwać Cesarstwo i religię Konstantyna. Pobudki czy to
pychy, czy polityki, jakie do wycofania się ze starożytnej siedziby rządu
nakłoniły swego czasu Dioklecjana, nabrały teraz dodatkowej wagi wskutek
przykładu jego następców i nawyku lat czterdziestu. Rzym niepostrzeżenie
zrównał się z zależnymi od siebie królestwami, które niegdyś uznawały jego rolę
najwyższą, toteż Konstantyn — ten władca-wojak urodzony nad Dunajem,
wychowany na dworach i w obozach wojskowych Azji, a obdarzony purpurą
przez legiony Brytanii — patrzył na kraj cezarów obojętnie. Italowie, przyjąw-
szy Konstantyna jako swego wyzwoliciela, okazywali posłuszeństwo, gdy od
czasu do czasu raczył kierować edykty do senatu i ludności Rzymu, ale zaszczyt
goszczenia u siebie nowego władcy spotykał ich bardzo rzadko.
Jeszcze będąc w sile wieku Konstantyn, zależnie od wymogów wojny i po­
koju, poruszał się w granicach swego rozległego państwa z powolnym dostojeń-
Plan założenia Konstantynopola 101

stwem albo z czynną i sumienną gorliwością, zawsze gotów do chwycenia za


broń przeciwko wrogom czy to zewnętrznym, czy domowym. Ale zbliżając się
do schyłku życia, w miarę jak stopniowo osiągał szczyt pomyślności, coraz
częściej rozmyślał nad tym, by osadzić siłę i majestat tronu gdzieś na stałe.
W poszukiwaniu korzystnego położenia geograficznego wziął pod uwagę grani­
ce Europy i Azji, gdzie mógłby potężnym ramieniem zagrodzić drogę barbarzyń­
com mieszkającym pomiędzy rzekami Dunajem i Donem, a zarazem śledzić
zazdrosnym okiem postępowanie monarchy perskiego, który z oburzeniem
znosił jarzmo haniebnego układu. Przedtem, mając to samo na względzie,
Dioklecjan ostatecznie wybrał i upiększył siedzibę w Nikomedii, ale pamięć
Dioklecjana słusznie wstrętem napawała opiekuna Kościoła; nie był też Kon­
stantyn głuchy na głos ambicji podszeptującej mu myśl, że powinien założyć
miasto uwieczniające chwałę jego imienia.
W czasie ostatnich działań wojennych prowadzonych przeciwko Licyniuszowi
Konstantyn miał zarówno jako mąż stanu, jak i żołnierz dostateczną sposob­
ność do rozważenia dobrych stron niezrównanego położenia Bizancjum. Mógł
zauważyć, jak silnie jest ono strzeżone przez przyrodę przed napaścią wroga,
a zarazem jak bardzo jest ze wszystkich stron dostępne dla dobrodziejstw
stosunków handlowych. Już na wiele stuleci przed czasami Konstantyna jeden
z najrozsądniejszych historyków starożytności1 opisał korzyści położenia,
dzięki któremu słaba kolonia Greków mogła się cieszyć panowaniem na morzu
i honorami kwitnącej, niezależnej rzeczypospolitej.2
Opisując Bizancjum w tych rozmiarach, jakie uzyskało ono wraz z dostojną
nazwą Konstantynopola, możemy przedstawić kształt tego cesarskiego miasta
w formie nierównego trójkąta. Kąt rozwarty, skierowany na wschód ku
wybrzeżom Azji, spotyka i odpiera fale Bosforu Trackiego. Północną stronę
miasta ogranicza port, południową obmywa Propontis, czyli morze Marmara,
a zachodnią stanowi podstawa tego trójkąta, będąca zarazem granicą lądu
europejskiego. Tej doskonałej formy i podziału okolicznych ziem i wód nie da
się jednak zrozumieć w całej pełni bez dokładniejszego wytłumaczenia.
Kręty kanał, którym wody Morza Czarnego płyną bystrym, nieprzerwanym
nurtem ku Morzu Śródziemnemu, otrzymał nazwę Bosfor, nie mniej sławną
w historii niż w opowieściach starożytnych.3 Liczne świątynie i ołtarze obficie
rozsiane w lasach wzdłuż jego stromych brzegów świadczyły o niewprawności,
strachu i pobożności żeglarzy greckich, którzy za przykładem Argonautów
zapuszczali się na pełne niebezpieczeństw, niegościnne Morze Czarne. Tutaj to,
na tych brzegach, długo zachowała się pamięć o pałacu Fineusza, splugawionym
przez sprośne harpie,4 i o leśnym panowaniu Amikusa, który wyzwał syna Ledy
do walki pod Cestus.5 Cieśnina Bosfor kończy się przy Skałach Cyanejskich,
niegdyś pływających, jak opisują poeci, po powierzchni tych wód i prze­
znaczonych przez bogów do strzeżenia bramy Morza Czarnego przed okiem
bezcżeszczącej ciekawości.6 Od Skał Cyanejskich do wierzchołka trójkąta
102 Rozdział siedemnasty

i portu Bizancjum kręta długość Bosforu wynosi około szesnastu mil,7 a jego
przeciętną szerokość można obliczyć na mniej więcej półtorej mili. N o w e
zamki Europy i Azji zbudowano na każdym z tych lądów na podwalinach
dwóch słynnych świątyń: Serapisa i Jowisza Uriusza. S t a r e zamki, dzieło
cesarzy greckich, górują nad najwęższą częścią Bosforu, w miejscu, gdzie jego
przeciwległe brzegi zbliżają się do siebie na odległość pięciuset passusów*.
Twierdze te zostały odbudowane i umocnione przez Mahometa II, gdy zamyślał
dokonać oblężenia Konstantynopola,8 przy czym ten turecki zdobywca naj­
prawdopodobniej nie wiedział, że na jakieś dwa tysiące lat przed jego panowa­
niem to samo miejsce wybrał Dariusz po to, by oba lądy połączyć mostem
z łodzi.9 W niedużej odległości od tych starych zamków odkrywamy pradawne
miasteczko Chryzopolis, czyli Scutari, które można nieomal uważać za azjatyc­
kie przedmieście Konstantynopola. Bosfor tam, gdzie zaczyna się otwierać na
Propontis, przepływa pomiędzy Bizancjum a Chalcedonem. Chalcedon zbudo­
wali Grecy na parę lat przed założeniem Bizancjum i ponieważ przeoczyli
większe zalety przeciwległego brzegu, ślepotę ich piętnuje przysłowiowe wyraże­
nie pogardy.10
Zatoka portowa Konstantynopola, będąca właściwie odnogą Bosforu, uzys­
kała już w bardzo dawnych czasach nazwę Z ł o t y Róg. Wygięcie jej brzegu
można porównać do rogu jelonka albo też, może nawet jeszcze stosowniej, do
rogu wołu.11 Przymiotnik „złoty” odnosił się do bogactw, jakie każdy wiatr
przywiewał z najodleglejszych krajów do bezpiecznego, pojemnego portu
Konstantynopola. Dopływająca tam, utworzona przez zlanie się dwóch małych
rzeczek, rzeka Likus stale dostarcza słodkiej wody, która służy do oczyszczania
dna i stanowi zachętę dla ryb, aby okresowymi ławicami szukały schronienia
w tym wygodnym zaciszu. Ponieważ kolejne zmiany przypływów i odpływów na
tych morzach prawie nie dają się odczuwać, głębokość przystani jest stała, co
pozwala na wyładowywanie towarów ze statków bez pomocy łodzi, bezpośred­
nio na molo; jak zauważono, zakotwiczone tam statki w wielu miejscach mogą
dziobami opierać się o domy.12 Od ujścia rzeki Likus do wlotu przystani ta
odnoga Bosforu ma ponad siedem mil długości. Wejście do portu jest szerokie
mniej więcej na pięćset jardów, co pozwalało w razie potrzeby zamykać je prze­
ciągniętym od brzegu do brzegu grubym łańcuchem dla ochrony portu i miasta
przed napaścią wrogiej floty.13
Brzegi Europy i Azji pomiędzy Bosforem a Hellespontem usuwają się z obu
stron, obejmując morze Marmara znane w starożytności pod nazwą Propontis.
Droga morska od wylotu Bosforu do wrót Hellespontu wynosi około stu
dwudziestu mil. Ci, którzy środkiem Propontis żeglują na zachód, mogą z dala
wypatrzeć wyżyny Tracji i Bitynii i ani na chwilę nie tracą z oczu pokrytego
wiecznym śniegiem, wyniosłego wierzchołka góry Olimp.14 Z lewej strony

* P a s s u s — krok rzymski, 1,50 m.


Położenie Konstantynopola 103

pozostawiają za sobą głęboką zatokę, nad którą znajdowała się niegdyś


Nikomedia, cesarska siedziba Dioklecjana, i omijają małe wysepki Cyzikus
i Prokonnezus, zanim wreszcie rzucą kotwicę w Gallipolis, gdzie morze
oddzielające Azję od Europy znów się zacieśnia w wąski kanał.
Geografowie, którzy z najbieglejszą dokładnością dokonują pomiarów cieś­
niny Hellespont, obliczają jej krętą długość na jakieś sześćdziesiąt mil, a przecięt­
ną szerokość mniej więcej na trzy mile.15 Ale najwęższa część tej cieśniny
znajduje się pomiędzy miastami Sestus i Abydus, na północ od starych zamków
tureckich. Tutaj to awanturniczy Leander odważył się przepłynąć przez morskie
odmęty, by posiąść swą ukochaną.16 Tutaj to również, gdzie odległość pomiędzy
brzegami nie może wynosić więcej niż pięćset passusów, Kserkses kazał
zbudować olbrzymi most z łodzi, aby przerzucić do Europy milion siedemset
tysięcy barbarzyńców.17 Wydaje się, że te wody, zacieśnione do granic tak
wąskich, raczej nie zasługują na epitet „szerokie”, którym Homer, a z nim
i Orfeusz, często obdarza cieśninę Hellespont. Ale nasze pojęcia o wielkości są
względne. Podróżnik, a zwłaszcza poeta, który żeglując po Hellesponcie płynął
krętym szlakiem tych wód i przyglądał się sielskim krajobrazom na obu
brzegach, mógł niepostrzeżenie zapominać, że płynie przez morze, aż wreszcie
jego fantazja odmalowała ową słynną cieśninę, obdarzając ją wszelkimi cechami
potężnej rzeki płynącej bystro wśród zadrzewionego lądu i w końcu szerokim
ujściem wpadającej do Morza Egejskiego, czyli Archipelago.18 Na otwierającą
się cieśninę Hellespont, której owe nieśmiertelne rzeczki: Simois i Skamander,
nie składały prawie żadnej daniny wód, patrzyła z wyniosłości u stóp góry Ida
starożytna Troja.19 Wzdłuż wybrzeża pomiędzy Przylądkiem Sygejskim a Przy­
lądkiem Retejskim na przestrzeni dwunastu mil rozciągał się grecki obóz
wojskowy, a flanków tej armii strzegli najdzielniejsi wodzowie walczący pod
sztandarem Agamemnona. Pierwszy z tych przylądków zajmował Achilles ze
swymi niepokonanymi Mirmidonami, a na drugim rozbił namioty nieustraszo­
ny Ajaks. Gdy Ajaks padł ofiarą własnej zawiedzionej pychy i niewdzięczności
Greków, wzniesiono jego grobowiec na tej właśnie ziemi, gdzie przedtem bronił
floty przed wściekłością Jowisza i Hektora, i jeszcze przez długi czas obywatele
powstającego miasteczka Reteum oddawali jego pamięci cześć boską.20 Kon­
stantyn, zanim ostatecznie wybrał korzystne położenie Bizancjum, powziął plan
założenia stolicy Cesarstwa w tym właśnie słynnym miejscu, z którego Rzymia­
nie wzięli swój bajeczny początek. Zrazu upatrzył sobie rozległą równinę
rozciągającą się poniżej Troi w kierunku Przylądka Retejskiego i grobu Ajaksa
i chociaż wkrótce tego przedsięwzięcia zaniechał, uwagę każdego, kto żeglował
przez cieśninę Hellespont, przyciągały okazałe szczątki nie dokończonych
murów i baszt.21
Teraz już możemy przystąpić do rozważenia zalet Konstantynopola, usytuo­
wanego w miejscu chyba przez samą przyrodę stworzonym na ośrodek i stolicę
wielkiej monarchii. To cesarskie miasto, położone na czterdziestym pierwszym
104 Rozdział siedemnasty

stopniu szerokości geograficznej, panowało ze swoich siedmiu wzgórz 22 nad


przeciwległymi sobie wybrzeżami Europy i Azji. Klimat tam był zdrowy
i umiarkowany, gleba urodzajna, przystań bezpieczna i pojemna, dostęp od
strony lądu niewielki i dzięki temu łatwy do obrony. Bosfor i Hellespont można
było uważać za dwie bramy Konstantynopola, przy czym władca posiadający te
dwa ważne przejścia zawsze mógł je zamknąć przed flotą nieprzyjacielską
i otworzyć przed flotami handlowymi. Fakt zachowania prowincji wschodnich
możemy w pewnej mierze przypisać takiej właśnie polityce Konstantyna,
ponieważ barbarzyńcy znad Morza Czarnego, którzy w poprzednim stuleciu
przeniknęli swymi siłami zbrojnymi w serce Morza Śródziemnego, już wkrótce
po założeniu Konstantynopola zrezygnowali z piractwa i zwątpili o możliwości
przełamania kiedykolwiek tej niepokonanej zapory. Nawet w czasie gdy bramy
Hellespontu i Bosforu były zamknięte, stolica w swoich przestronnych grani­
cach cieszyła się wszelką produkcją zaspokajającą nie tylko potrzeby, ale
i zbytkowne zachcianki jej licznych mieszkańców.
Jeszcze i teraz na wybrzeżu morskim w Tracji i Bitynii, wegetujących ospale
pod ciężarem tureckiego ucisku, można radować oczy widokiem wspaniałych
winnic, ogrodów i obfitych plonów, a morze Propontis zawsze jest sławne
z niewyczerpanych zasobów najwyborniejszych ryb, których połów w okreś­
lonych porach nie wymaga żadnej umiejętności i prawie żadnej pracy.23 A gdy
już obie cieśniny otwierały się dla handlu, napływały nimi na przemian wszelkie
naturalne i ręką człowieka stworzone bogactwa Północy i Południa, Morza
Czarnego i Morza Śródziemnego. Zmienne wiatry przywiewały wszelkie surowce
zebrane w puszczach Germanii i Scytii aż po źródła Donu i Dniepru, wszelkie
wytwory rękodzieła Europy i Azji, zboże z Egiptu, klejnoty i korzenie
z najdalszych krańców Indii do portu Konstantynopola, który przez wiele stuleci
był ośrodkiem handlowym dawnego świata.24
Perspektywy piękna, bezpieczeństwa i bogactwa, zgromadzone w jednym
miejscu, wystarczająco usprawiedliwiały wybór Konstantyna. Zważywszy jed­
nak, że początkom wielkich miast w każdym stuleciu dodaje przystojnego
majestatu umiarkowana doza cudu i legendy,25 cesarz pragnął przypisać swoje
postanowienie nie tyle niepewnym radom polityki ludzkiej, co niezawodnym
i wieczystym wyrokom mądrości bożej. W jednym z ogłoszonych przez siebie
praw postarał się pouczyć potomność, że wiecznie trwałe podwaliny Konstan­
tynopola położył na rozkaz Boga.26 Wprawdzie sam nie zniżył się przy tym do
wyjawienia, w jaki sposób spłynęło na niego to niebiańskie natchnienie, ale lukę
powstałą wskutek jego skromnego milczenia hojnie wypełniła pomysłowość
pisarzy późniejszych, którzy opisują nocne widzenie Konstantyna, gdy za­
snął w murach Bizancjum. Jakoby ukazał mu się wtedy opiekuńczy duch tego
miasta — szacowna matrona uginająca się pod brzemieniem lat i dolegliwości —
przeobrażając się nagle w kwitnącą młodziutką dziewczynę, i on sam własno-
ręczenie przystroił ją w symbole wielkości cesarskiej.27 Monarcha po zbudzeniu
Położenie Konstantynopola 105

się z tego snu i wytłumaczeniu sobie, co znaczy ten pomyślny omen, bez wahania
usłuchał woli Niebios.
Dzień narodzin nowego miasta czy też kolonii obchodzony był przez
Rzymian z całym ceremoniałem, jaki w tym celu ustanowił ich wyrozumiały
zabobon,28 a Konstantynowi, chociaż może pominął pewne obrzędy nazbyt
zatrącające swoim pochodzeniem pogańskim, przecież zależało na tym, aby
wywrzeć jak najgłębsze wrażenie i wzbudzić w widzach nadzieję i szacunek.
Pieszo więc, z dzidą w ręce, cesarz sam poprowadził uroczystą procesję: i tak
daleko szedł, kierując wytyczeniem linii, która miała być granicą zamierzonej
stolicy, że towarzyszący mu dygnitarze, zdumieni tym powiększającym się
obwodem, wreszcie odważyli się zwrócić mu uwagę, że już dawno przekroczył
najrozleglejsze obszary wielkiego miasta.
„Będę dalej szedł przed siebie — odpowiedział Konstantyn — dopóki On, ten
niewidzialny Przewodnik, który mnie prowadzi, nie uzna za stosowne się
zatrzymać.” 29
Nie porywając się na badanie istoty bądź pobudek tego niezwykłego
przewodnika, zadowolimy się zadaniem skromniejszym, a mianowicie opisa­
niem obszaru i granic Konstantynopola.30
W obecnym stanie tego miasta pałac i ogrody Seraju, pokrywając około stu
pięćdziesięciu akrów naszej miary, zajmują wschodni przylądek i pierwsze
z siedmiu wzgórz. Na fundamentach greckiej rzeczypospolitej wzniesiono stolicę
tureckiej zazdrości i despotyzmu. Można jednak przypuszczać, że w owych
czasach Bizantyńczycy, skuszeni dogodnością przystani, rozciągnęli swoje
siedziby z tej strony miasta poza obecne granice Seraju. Nowe mury wzniesione
przez Konstantyna ciągnęły się od portu do morza Propontis, tworząc podstawę
trójkąta w odległości piętnastu stajań od fortyfikacji starożytnej, i wraz
z miastem Bizancjum obejmowały pięć z siedmiu wzgórz, które oczom podróż­
nych zbliżających się do Konstantynopola ukazywały się tak, jakby wstawały
jedno za drugim w pięknym ordynku.31 W jakieś sto lat po śmierci założyciela
Konstantynopola nowe budowle, rozciągające się z jednej strony od portu,
a z drugiej wzdłuż wybrzeża morza Propontis, pokrywały już wąski grzbiet
szóstego wzgórza i szeroki wierzchołek siódmego. Konieczność uchronienia
tych przedmieść przed nieustannymi najazdami barbarzyńców skłoniła Teodo-
zjusza Młodszego do otoczenia stolicy odpowiednim stałym łańcuchem nowych
murów.32 Licząc od wschodniego przylądka do Złotej Bramy, maksymalna
długość Konstantynopola dochodziła do trzech mil rzymskich;33 obwód wy­
nosił od dziesięciu do jedenastu mil, a powierzchnię można obliczyć na równą
mniej więcej dwom tysiącom akrów angielskich. Niemożliwością jest znaleźć
jakiekolwiek usprawiedliwienie dla próżnej i naiwnej przesady podróżników
nowoczesnych, którzy czasami rozciągają granice Konstantynopola na przy­
ległe osady europejskiego, a nawet i azjatyckiego wybrzeża.34 Jednak przedmieś­
cia Pera i Galata, chociaż położone poza przystanią, mogą zasługiwać na to, aby
106 Rozdział siedemnasty

je wliczyć w obszar miasta,35 i być może, ten to właśnie dodatek upoważnił


pewnego historyka bizantyńskiego do obliczenia obwodu swego rodzinnego
miasta na szesnaście mil greckich (około czternastu rzymskich).36 Obszar taki
nie był chyba niegodny miana stolicy cesarskiej, a przecież Konstantynopol na
pewno ustępował Babilonowi i Tebom,37 starożytnemu Rzymowi, Londynowi,
a nawet Paryżowi.38
Pan świata rzymskiego, rozpierany ambicją wzniesienia wieczystego pomnika
ku chwale swego panowania, mógł, przeprowadzając to wielkie dzieło, wyko­
rzystać wszelkie bogactwo, pracę i wszystko, co jeszcze zostało z geniuszu
posłusznych rzesz. O wydatkach, z cesarską hojnością poniesionych w związku
z założeniem Konstantynopola, może nam dać pewne pojęcie zasiłek około
dwóch milionów pięciuset tysięcy funtów na budowę murów, portyków
i akweduktów.39 Puszcze, które ocieniały wybrzeże Morza Czarnego, i słynne
złoża białego marmuru na małej wysepce Prokonezus dostarczały niewyczer­
panych zapasów materiału gotowego do przewiezienia dzięki dogodnej krótkiej
drodze morskiej do portu Bizancjum.40 Prace postępowały szybko dzięki
bezustannemu znojowi wielu robotników i rzemieślników, ale niecierpliwy
Konstantyn wkrótce wykrył, że w tym czasie schyłku sztuk pięknych zarówno
biegłość, jak i liczba architektów pozostaje w bardzo znikomej proporcji do jego
zamierzeń. Polecono więc wielkorządcom większości prowincji zakładać szkoły,
mianować profesorów i nadzieją nagród i przywilejów zachęcić do studiowania
i uprawiania architektury wielu dostatecznie uzdolnionych i wykształconych
młodzieńców.41 Budowle nowego miasta były, co prawda, dziełem tylko takich
kunsztmistrzów, na jakich mogło sobie pozwolić panowanie Konstantyna,
ozdobione jednak zostały rękami najsłynniejszych mistrzów wieku Peryklesa
i Aleksandra. Wskrzeszenie geniuszu Fidiasza i Lizypa zaiste nie leżało w mocy
rzymskiego cesarza, ale ich nieśmiertelne dzieła, spuścizna potomności, zdane
były teraz na pastwę zachłannej próżności despoty. Na jego rozkaz odarto
miasta Grecji i Azji z najcenniejszych ozdób.42 Do wspaniałego tryumfu
Konstantynopola przyczyniły się więc trofea pamiętnych wojen, przedmioty
kultu religijnego, najdoskonalsze posągi bogów i bohaterów, mędrców i poetów
starożytności, co dało historykowi Cedrenusowi43 sposobność do zrobienia
raczej entuzjastycznej uwagi, że chyba nic tam nie brakuje z wyjątkiem ducha
znakomitych ludzi, których te zadziwiające pomniki mają przedstawiać. Ale
przecież to nie w Konstantynopolu i nie w tamtym schyłkowym okresie
Cesarstwa, gdy umysł ludzki uciskała obywatelska i religijna niewola, powinniś­
my szukać ducha Homera i Demostenesa.
Podczas oblężenia Bizancjum zwycięzca rozbił swój namiot na górującej nad
całą okolicą wyniosłości drugiego wzgórza. Konstantyn, chcąc uwiecznić
pamięć własnego sukcesu, wybrał to samo korzystne miejsce na główne
Forum,44 które, jak się zdaje, miało formę koła czy może raczej elipsy. Dwa
przeciwległe wejścia na Forum tworzyły łuki tryumfalne, w portykach otaczają­
Budowle Konstantynopola 107

cych Forum pełno było posągów, a na środku wznosiła się wysoka kolumna,
której okaleczony fragment znany jest obecnie pod poniżającym mianem
„spalonego filara” . Kolumna stała na białym marmurowym piedestale wyso­
kości dwudziestu stóp; składała się z dziesięciu brył porfiru, z których każda
miała ponad dziesięć stóp wysokości i trzydzieści stóp w obwodzie.45 Na
wierzchołku, na wysokości ponad stu dwudziestu stóp od ziemi, umieszczono
olbrzymi posąg Apollina. Był wykonany z brązu i przywieziono go tutaj albo
z Aten, albo z jakiegoś miasta frygijskiego w przypuszczeniu, że jest to dzieło
Fidiasza. Artysta przedstawił boga dnia czy też, jak to sobie wykładano już
później, samego cesarza Konstantyna w koronie z migocących promieni,
z berłem w prawej ręce i z kulą ziemską w lewej.46 Cyrk, czyli hipodrom, był
okazałym budynkiem długości około czterystu i szerokości około stu pas­
susów.47 Przestrzeń pomiędzy dwiema m eta e , czyli metami, zapełniono posąga­
mi i obeliskami, spośród których możemy tu zwrócić uwagę na jeszcze jeden
bardzo szczególny fragment starożytnej sztuki, a mianowicie filar ze spiżu w for­
mie trzech skręconych ze sobą wężów; ich trzy głowy podtrzymywały niegdyś
złoty trójnóg, po klęsce Kserksesa poświęcony świątyni w Delfach przez
zwycięskich Greków.48 Ten piękny hipodrom, zeszpecony brutalnymi rękami
tureckich zdobywców, pod podobną nazwą A tm eidan służy dziś za ujeżdżalnię
koni. Od tronu, ż którego cesarz przyglądał się igrzyskom, prowadziły w dół
kręte schody 49 łączące hipodrom z pałacem, budowlą nie mniej wspaniałą niż
siedziba cesarska w samym Rzymie. Ze swymi dziedzińcami, ogrodami i por­
tykami pałac ten zajmował znaczny obszar nad morzem Propontis, pomiędzy
hipodromem a kościołem Świętej Zofii.50 Moglibyśmy również wysławiać tu
łaźnie, nadal zachowujące pogańską nazwę Zeuxippus, gdy szczodrobliwość
Konstantyna wyposażyła je w wysokie kolumny, najrozmaitsze marmury
i ponad sześćdziesiąt posągów z brązu.51 Ale usiłując opisać poszczególne
budynki i dzielnice miasta, odeszlibyśmy od zamierzenia niniejszej historii.
Może więc wystarczy zaznaczyć, że wszystko, cokolwiek mogło ozdobić dostoj­
ną wspaniałość wielkiej stolicy bądź posłużyć dla dobra albo przyjemności jej
licznych mieszkańców, zostało zawarte w murach Konstantynopola. W szczegó­
łowym opisie tego miasta, sporządzonym w jakieś sto lat po jego założeniu,
wymienia się Kapitol, czyli szkołę uczoności, cyrk, dwa teatry, osiem łaźni
publicznych, sto pięćdziesiąt trzy łaźnie prywatne, pięćdziesiąt dwa portyki, pięć
spichrzów, osiem akweduktów, czyli zbiorników wody, cztery przestronne sale
na zebrania senatu i sądów sprawiedliwości, czternaście kościołów, czternaście
pałaców i cztery tysiące trzysta osiemdziesiąt osiem domów, które ze względu
na swoją wielkość albo piękno zasługiwały na wyróżnienie spośród całego
mnóstwa siedzib plebejskich.52
Następnym i najpoważniejszym przedmiotem troski założyciela Konstanty­
nopola było zaludnienie swego ulubionego miasta. Próżność Greków i łatwo­
wierność Latynów w stuleciach ciemnoty, które nastąpiły po przeniesieniu
108 Rozdział siedemnasty

stolicy Cesarstwa, dziwnie poplątały wtórne i bezpośrednie następstwa tego


pamiętnego wydarzenia.53 Twierdzono i wierzono, że wszystkie szlachetne
rodziny rzymskie, senat i stan rycerski wraz z całą niezliczoną służbą przeniosły
się za cesarzem nad morze Propontis, podczas gdy w samotnej, opuszczonej
stolicy starożytności rozpanoszyło się nieprawe plemię przybłędów i plebeju-
szów, a ziemie Italii, od dawna obrócone w ogrody, zostały w jednej chwili
pozbawione uprawy i mieszkańców.54 To przesadne twierdzenie zostanie
w dalszym ciągu historii niniejszej sprostowane, niemniej, skoro rozwoju
Konstantynopola nie można przypisać ogólnemu wzrostowi zaludnienia i pra­
cowitości, trzeba przyznać, że ta sztuczna kolonia powstała kosztem staroży­
tnych miast Cesarstwa. Konstantyn prawdopodobnie wielu bogatych senato­
rów Rzymu i prowincji wschodnich zachęcił do tego, by za swoją ojczyznę uznali
owe szczęśliwe okolice, które on wybrał sobie na siedzibę. Zachęta ze strony pana
niewiele się różni od rozkazu; zresztą i hojność cesarska pozyskała mu ochocze
i radosne posłuszeństwo. Obdarzył on swoich ulubieńców pałacami wzniesiony­
mi w poszczególnych dzielnicach miasta, dał im ziemie i wyznaczył pensje na
koszta reprezentacji,55 spieniężył majątki w Poncie i w Azji, aby nadawać dobra
dziedziczne pod dogodnym warunkiem utrzymywania domu w stolicy. 56 Ale już
wkrótce te zachęty i zobowiązania stały się zbyteczne, więc je stopniowo
zniesiono. Tak to jest, że gdziekolwiek rząd ustanowi swoją siedzibę, tam
znaczna część dochodów publicznych wydawanych przez samego władcę, jego
ministrów, urzędników sprawiedliwości i pałacu płynie jak woda. Najbogat­
szych mieszkańców prowincji przyciągną tam przemożne racje obowiązku
i wzgląd na interesy, ciekawość i chęć rozrywki. Trzecia, najliczniejsza klasa
mieszkańców wytworzy się niepostrzeżenie ze służby, z rzemieślników i kupców,
czerpiących środki utrzymania z własnej pracy oraz z potrzeb bądź zbytkownych
zachcianek stanów wyższych. Po niespełna stu latach Konstantynopol już
współzawodniczył z samym Rzymem pod względem liczby bogactw i mieszkań­
ców. Natłok wciąż nowych budynków, wznoszonych ze zbyt małą troską
o zdrowie i wygodę, coraz bardziej zawężał ulice, z ledwością pozwalając na
ciągły przepływ ciżby ludzi, koni i pojazdów. Wydzielony obszar miasta nie
wystarczał na to, by pomieścić wciąż wzrastającą liczbę ludności, i dodatkowo
zakładane osiedla, z obu stron wrzynające się w morze, same przez się mogły
stanowić miasto bardzo duże.57
Częste, regularne przydziały wina i oliwy, zboża albo chleba, pieniędzy albo
żywności prawie całkowicie zwalniały biedniejszych obywateli Rzymu od
konieczności pracy. Założyciel Konstantynopola w pewnej mierze wziął przy­
kład ze wspaniałej hojności pierwszych cezarów.58 Ale rozrzutność jego,
jakkolwiek mogła wywoływać poklask ludu, ściągnęła na siebie naganę potom­
ności. Wprawdzie narodowi ustawodawców i zdobywców wolno było pod­
trzymywać roszczenia do plonów Afryki, za które zapłacił własną krwią, i już
August przebiegle wpadł na to, że Rzymianie zatracą pamięć o wolności,
Budowle Konstantynopola 109

jeśli będą się cieszyli dostatkiem. Ale marnotrawstwa Konstantyna nie da się
usprawiedliwić żadnym względem na interesy publiczne bądź prywatne; corocz­
na danina zboża pobierana w Egipcie dla dobra stolicy szła na wyżywienie
pospólstwa leniwego i gnuśnego kosztem pracowitej prowincji.59 Niektóre
z innych zarządzeń tego cesarza już w mniejszym stopniu podlegają krytyce, ale
też i mniej zasługują na uwagę. Podzielił on Konstantynopol na czternaście
rejonów, czyli dzielnic,60 podniósł radę publiczną do godności senatu,61
przyznał obywatelom przywileje Italii 62 i wreszcie nadał powstającemu miastu
tytuł kolonii, pierworodnej i najulubieńszej córy starożytnego Rzymu. A prze­
cież Rzym — Roma, czcigodna rodzicielka — ciągle jeszcze utrzymywał
prawowitą i uznaną wyższość należną jego wiekowi, dostojeństwu i wspo­
mnieniu jego dawnej wielkości.63
Ponieważ Konstantyn przyspieszał postępy prac z niecierpliwością kochanka,
mury, portyki i główne budowle stanęły w ciągu paru lat czy może, zgodnie z inną
relacją, w ciągu paru miesięcy.64 Ta nadzwyczajna pilność nie powinna jednak
budzić zbyt wielkiego podziwu, skoro wiele budynków wykończono w sposób
tak pospieszny i niedbały, że już pod panowaniem następnego władcy z trudem
tylko zdołano je uchronić od zagrażającej ruiny.65 Ale założyciel przygotował
uroczyste obchody poświęcenia swego miasta jeszcze w czasie, gdy pyszniło się
ono krzepą i świeżością młodości.66 Łatwo sobie wyobrazić igrzyska i darowizny
wieńczące przepych tego pamiętnego święta, istnieje jednak pewna okoliczność
bardziej szczególnej i stałej natury, której nie powinniśmy tu całkowicie
pomijać. Otóż w każdą rocznicę założenia Konstantynopola wznoszono na
tryumfalnym rydwanie posąg Konstantyna z małym wizerunkiem opiekuńczego
ducha miasta w prawej ręce, wyrzeźbiony na cesarski rozkaz z pozłacanego
drzewa. Żołnierze gwardii w pełnej gali, niosąc białe świece, towarzyszyli
uroczystej procesji posuwającej się przez hipodrom. Panujący cesarz, w chwili
gdy już posąg znajdował się naprzeciwko jego tronu, wstawał i z pełną czci
wdzięcznością wielbił pamięć swego poprzednika.67 I chociaż edykt, ogłoszony
w dniu poświęcenia i wyryty na marmurowej kolumnie, nadał miastu Konstan­
tynopolowi 68 tytuł D r u g i e g o albo N o w e g o Rzymu, to jednak nazwa
Konstantynopol69 przeważyła nad tym zaszczytnym mianem i po dziś dzień,
pomimo że przetoczyło się już czternaście stuleci, nadal utrwala sławę swego
twórcy.70
Założenie nowej stolicy z natury rzeczy wiąże się z ustanowieniem nowej formy
administracji cywilnej i wojskowej. Wejrzenie w skomplikowany system polity­
czny wprowadzony przez Dioklecjana, ulepszony przez Konstantyna i uzupeł­
niony przez jego bezpośrednich następców może nie tylko zabawi fantazję,
odmalowując szczególny obraz wielkiego Cesarstwa, ale również posłuży do
ukazania ukrytych przyczyn wewnętrznych jego błyskawicznego rozkładu.
Jakkolwiek często, usiłując zbadać jakąś godną uwagi instytucję, będziemy
musieli sięgnąć w dawniejszy albo bliższy nam okres historii Rzymu, to jednak
110 Rozdział siedemnasty

właściwe granice tego badania obejmą przestrzeń lat około stu trzydziestu, od
czasu wstąpienia na tron Konstantyna do czasu ogłoszenia Kodeksu Teo-
dozjańskiego,71 który, tak samo jak N o titia Wschodu i Zachodu,72 dostarcza
nam o stanie Cesarstwa wiadomości najobfitszych i najbardziej autentycznych.
Taka rozmaitość przedmiotów przerwie na pewien czas tok naszego opowiada­
nia, ale tę dygresję mieć nam mogą za złe tylko czytelnicy, którzy nie
uświadamiając sobie znaczenia praw i obyczajów, ze skwapliwą ciekawością
wolą czytać o przemijających intrygach dworu bądź przypadkowych wynikach
bitew.
Rzymianie, w swojej męskiej dumie zadowoleni z posiadania władzy istotnej,
cały ceremoniał i okazałość pozostawili próżnym skłonnościom Wschodu.73
Jednakże gdy zatarło się nawet wspomnienie owych cnót, które miały swe źródło
w ich dawnej wolności, prostota rzymskich obyczajów niepostrzeżenie uległa
zepsuciu, przejmując okazały przepych dworów azjatyckich. Rozróżnienia
wynikłe z zasług i wpływów osobistych, tak rzucające się w oczy w Rzeczypo­
spolitej, a tak nikłe i przesłonięte cieniem w monarchii, zostały zupełnie znie­
sione przez despotycznych cesarzy, którzy zastąpili je surową podległością rangi
i urzędu, począwszy od utytułowanych niewolników usadowionych na stopniach
tronu, a skończywszy na najpośledniejszych narzędziach władzy arbitralnej.
W interesie całej rzeszy tych nikczemnych zauszników leżało popieranie
istniejącego rządu, aby nie dopuścić do przewrotu mogącego za jednym
zamachem przekreślić wszystkie ich nadzieje i sprzątnąć im sprzed nosa na­
grodę za usługi. W tej boskiej (bo tak ją często nazywano) hierarchii zaznaczono
wszystkie rangi jak najskrupulatniej, a związane z nimi godności uwidaczniano
w całym szeregu błahych a uroczystych ceremonii, których nauczenie się
wymagało gruntownych studiów i których lekceważenie było świętokradz­
twem.74 Skalano czystość łaciny, wprowadzając do rozmów pełnych pychy
i pochlebstwa wielką obfitość epitetów, które Cycero prawdopodobnie tylko
z trudem zdołałby zrozumieć, a August odrzuciłby wręcz z oburzeniem. Naj­
wyższych urzędników Cesarstwa nawet sam władca pozdrawiał zwodniczymi
tytułami: Wasza S z c z e r o ś ć , Wasza P o w a g a , Wasza D o s k o n a ł o ś ć ,
Wasza W y n i o s ł o ś ć , Wasza N a j w y ż s z a i C u d o w n a W s p a ­
n i a ł o ś ć , Wasza Z n a k o m i t a i W s p a n i a ł a W y s o k o ś ć . 75
Kodycyle, czyli patenty ich urzędu, dziwacznie zdobiono takimi godłami, jakie
możliwie najbardziej się nadawały do wyjaśnienia charakteru danego stano­
wiska i wysokiej godności; czasami był to obraz bądź portret panujących cesarzy,
rydwan tryumfalny, księga zleceń leżąca na stole nakrytym bogatym kobiercem
i oświetlonym czterema świecami; mogły to być również alegoryczne postacie
prowincji, którymi ci dostojnicy zarządzali, bądź nazwy i sztandary wojsk,
którymi dowodzili. Faktem jest, że niejedną z tych dystynkcji urzędowych
wystawiano w salach audiencyjnych, ukazywaniem innych poprzedzano poja­
wienie się dostojnika w miejscu publicznym, przy czym wszystkie szczegóły
Dostojnicy państwowi 111

zachowania się przedstawicieli najwyższego majestatu, ich strojów, ozdób


i świty miały na celu wzbudzenie dla nich jak najgłębszego szacunku. Obser­
watorowi o nastawieniu filozoficznym taki system rzymskiego rządu mógłby się
pomylić ze wspaniałym teatrem, gdzie na scenie aktorzy wszelkiego stopnia i we
wszelkich rolach tylko powtarzają słowa i odgrywają namiętności swoich
pierwotnych wzorów.76
Wszyscy dostojnicy państwowi o znaczeniu dostatecznym na to, aby zajmo­
wać poczesne miejsce w ogólnym ustroju Cesarstwa, dzielili się dokładnie na trzy
klasy:
I. Znakomici.
II. S pectabiles, czyli C z c i g o d n i .
III. C larissim i, czyli S z a n o w n i .
Ostatniego z wyżej wymienionych tytułów używano w czasach rzymskiej
prostoty jedynie jako nieokreślonego zwrotu wyrażającego szacunek, dopóki nie
stał się on wreszcie szczególnym i stosownym tytułem każdego, kto zasiadał
w senacie,77 a w następstwie i wszystkich tych, których z tego szacownego
zespołu wybrano na wielkorządców prowincji. Próżność ludzi, mogących z racji
swego stanu i urzędu rościć sobie prawo do wyższych wyróżnień niż reszta sena­
torów, w długi czas później znalazła ujście w nowym tytule C z c i g o d n y c h ,
jednakże tytuł Z n a k o m i t y c h zawsze zachowywano tylko dla nielicznych
osobistości, które cieszyły się posłuchem bądź szacunkiem podległych im
pozostałych dwóch klas.
Tak więc tytuł Z n a k o m i t y c h przyznawano jedynie:
1. Konsulom i patrycjuszom;
2. Prefektom pretorium oraz prefektowi Rzymu i prefektowi Konstanty­
nopola;
3. Naczelnym dowódcom konnicy i piechoty;
4. Siedmiu urzędnikom pałacowym, sprawującym uświęcone funkcje przy
osobie cesarza.78
Tych znakomitych dostojników uważano za równorzędnych, przy czym nawet
pierwszeństwo nominacji nie liczyło się wobec jedności ich dostojeństwa.79
Cesarze, którzy lubili mnożyć swoje łaski, mogli też czasami zadowalać próżność
niecierpliwych dworzan, jakkolwiek nie ich żądzę władzy, przy pomocy kodycy­
lów tytularnych.80
I. Dopóki rzymscy konsulowie byli pierwszymi dostojnikami wolnego państ­
wa, prawo do władzy nadawał im wybór ludu. Dopóki cesarze raczyli owijać
w bawełnę służalczość, którą narzucali, konsulów nadal wybierał głosowaniem
prawdziwym bądź pozornym senat. Ale od czasów Dioklecjana zniesiono nawet
te ostatnie ślady wolności i szczęśliwi kandydaci, których obdarzano na rok
zaszczytami konsulatu, wyrażali fałszywie ubolewanie nad upokarzającymi
warunkami swoich poprzedników — tacy Scypionowie i Katonowie byli
zmuszeni zabiegać o głosy plebsu, przechodzić przez uciążliwe i kosztowne
112 Rozdział siedemnasty

formalności wyborów ludowych i narażać własną godność na wstyd odmowy


publicznej, natomiast ich, jakże fortunnie, los zachował na czasy, gdy nagrodę za
cnoty wyznacza tylko i wyłącznie nieomylna mądrość miłościwego władcy.81
Cesarz w swoich listach kierowanych do obu wybranych konsulów oświadczał,
że powołuje ich mocą swojej wyłącznej władzy.82 Po całym Cesarstwie rozsyłano
złocone tablice z kości słoniowej z wyrytymi imionami i portretami nowych
konsulów jako dary dla prowincji, miast, dostojników państwowych i ludu.83
Uroczyste objęcie konsulatu odbywało się w stolicy będącej siedzibą cesarza,
toteż przez lat sto dwadzieścia Rzym był stale pozbawiony obecności swoich
starożytnych konsulów.84 Rankiem dnia pierwszego stycznia konsulowie przy­
bierali dystynkcje swego urzędu. Strój ich stanowiły purpurowe szaty haftowane
złotem i srebrem i nieraz przyozdobione drogimi kamieniami.85 Towarzyszyli
im przy tej uroczystej okazji najwybitniejsi urzędnicy państwowi i oficerowie
w szatach senatorów, liktorowie nieśli przed nimi bezużyteczne już pęki rózg
z zatkniętymi w nie, ongiś straszliwymi toporami.86 Pochód wyruszał z pałacu 87
na Forum, czyli główny plac miasta, gdzie konsulowie wstępowali na podium
i zasiadali na krzesłach kurulnych wyrzeźbionych na modłę starożytną. Natych­
miast dokonywali tam aktu jurysdykcji, wyzwalając przyprowadzonego w tym
celu niewolnika, co miało symbolizować działalność twórcy wolności i kon­
sulatu, Brutusa Starszego, kiedy to przyjął on w szereg swoich współobywateli
wiernego Windeksa, który zdemaskował spisek Tarkwiniuszów.88 Publiczne
święto z tego powodu obchodzono przez kilka dni we wszystkich głównych
miastach Cesarstwa: w Rzymie z obyczaju, w Konstantynopolu przez naśladow­
nictwo, w Kartaginie, Antiochii i Aleksandrii z umiłowania przyjemności
i nadmiaru bogactw.89 W obu stolicach Cesarstwa doroczne igrzyska teatral­
ne, cyrkowe i amfiteatralne 90 kosztowały cztery tysiące funtów złota, czyli
około stu sześćdziesięciu tysięcy funtów szterlingów, przy czym jeśli tak wielki
wydatek przekraczał możliwości lub chęci nowych konsulów, sumę tę dostarczano
ze skarbca cesarskiego.91 Konsulowie po wypełnieniu tych zwyczajowych obo­
wiązków mogli, jeśli chcieli, wycofać się w cień życia prywatnego i aż do końca
roku swego konsulatu cieszyć się niczym nie zamąconym rozpamiętywaniem wła­
snej wielkości. Już nie przewodniczyli w radach narodowych, nie decydowali
0 pokoju i o wojnie. Ich zdolności (o ile nie wykorzystywali ich przy sprawo­
waniu jakiegoś bardziej praktycznego urzędu) niewielkie miały znaczenie, a ich
imiona służyły tylko do prawnego oznaczenia roku, w którym zajmowali krzesła
Mariusza i Cycerona. A przecież nawet i w ostatnim okresie rzymskiego
poddaństwa odczuwano i uznawano, że ten czczy tytuł można stawiać w jednym
rzędzie z posiadaniem istotnej władzy, a nawet wyżej. Tytuł konsula wciąż jeszcze
był najwspanialszym celem ambicji i najszlachetniejszą nagrodą za cnotę
1 lojalność. Sami cesarze, chociaż gardzili wątłym cieniem Rzeczypospolitej,
uświadamiali sobie spływający na nich dodatkowy splendor i majestat za
każdym razem, gdy przybierali roczne zaszczyty godności konsularnej.92
Dostojnicy państwowi 113

Najdumniejszym i najdoskonalszym podziałem, jaki w którymkolwiek stule­


ciu czy kraju można znaleźć pomiędzy magnatami a ludem, jest, być może,
podział na patrycjuszy i plebejuszy, ustanowiony w pierwszym stuleciu Rzeczy­
pospolitej Rzymskiej. Wszelkie bogactwa i zaszczyty, urzędy państwowe i piecze
nad obrzędami religijnymi należały prawie wyłącznie do patrycjuszy, którzy,
zachowując czystość krwi, odcinali się obelżywie i zazdrośnie93 od stanów
niższych i udzielali plebsowi łaskawej protekcji tylko na warunkach pozornie
słusznej zależności feudalnej. Ale te wyróżnienia, tak bardzo nie licujące
z duchem wolnego ludu, zostały wreszcie po długiej walce usunięte wskutek
uporczywych wysiłków trybunów. Najczynniejsi i najszczęśliwsi z plebejuszy
zaczęli gromadzić bogactwa, piąć się do zaszczytów, zasługiwać na tryumfy
i zawierać świetne związki małżeńskie, aż wreszcie po paru pokoleniach oblekli
się w dumę starożytnego stanu szlacheckiego.94 Z drugiej strony stare rody
patrycjuszy, których pierwotna liczba nie wzrastała do końca Rzeczypospolitej,
z biegiem czasu albo wygasły, albo wyginęły w licznych wojnach zewnętrznych
i domowych, albo też wskutek braku zasług bądź majątku niepostrzeżenie
zmieszały się z masami ludowymi.95 Ponieważ w rezultacie tylko bardzo nie­
liczni mogli wywieść swoje czyste i prawdziwe pochodzenie od niemowlęcych
czasów miasta, a nawet Rzeczypospolitej, skłoniło to Cezara i Augusta,
Klaudiusza i Wespazjana do utworzenia z ogółu senatu dostatecznej liczby
nowych rodów patrycjuszowskich w nadziei, że uwiecznią one stan, który wciąż
jeszcze uważano za zaszczytny i uświęcony.96 Ale te sztuczne uzupełnienia
(zawsze obejmujące dom panujący) ulegały błyskawicznej zagładzie w wyniku
wściekłości tyranów, częstych przewrotów, zmiany obyczajów i stapiania się
poszczególnych narodowości.97 Gdy więc na tron wstąpił Konstantyn, niewiele
z nich zostało oprócz niejasnej i niedoskonałej tradycji głoszącej, że patry-
cjusze byli niegdyś pierwszymi z Rzymian. Utworzenie stanu szlacheckiego,
którego wpływy zabezpieczałyby autorytet monarchy, ale też mogłyby go
zarazem powściągać, byłoby posunięciem zgoła nie idącym w parze z charak­
terem i polityką Konstantyna; zresztą, nawet gdyby poważnie żywił on taki
zamiar, to i tak pomimo całej jego władzy arbitralnej nie dałoby się jednym
edyktem zatwierdzić instytucji, która musi przecież czekać na sankcję czasu
i opinii publicznej. W istocie Konstantyn wskrzesił tytuł: patrycjuśz, ale jako
wyróżnienie osobiste, a nie dziedziczne. Ci nowi patrycjusze podlegali jedynie
przemijającej wyższości wybieranych na jeden rok konsulów, rozciągali nato­
miast zwierzchność nad wszystkimi urzędnikami państwowymi, mając zawsze
jak najbardziej poufały dostęp do osoby władcy. Zaszczytny tytuł patrycjusza
otrzymywali dożywotnio, a ponieważ byli zazwyczaj ulubieńcami cesarza
i dostojnikami, którzy się zestarzeli na jego dworze, prawdziwą etymologię
tego słowa wypaczono przez ciemnotę i pochlebstwo, wskutek czego patry­
cjusze Konstantyna cieszyli się szacunkiem jako przybrani o j c o w i e cesarza
i Rzeczypospolitej.98
114 Rozdział siedemnasty

II. Losy prefektów pretorium różniły się w sposób zasadniczy od losów


konsulów i patrycjuszy. Ci ostatni widzieli, jak ich starożytna wielkość ulatnia
się w czczym tytule. Ci pierwsi natomiast, podnosząc się stopniowo z najskromr
niejszego stanu, osiągali władzę cywilną i wojskową świata rzymskiego. Od
czasów panowania Sewera do czasów panowania Dioklecjana mieli oni pod
swoim nadzorem gwardię i pałac, prawa i finanse, wojska i całe prowincje, przy
czym podobnie jak wezyrowie Wschodu w jednej ręce trzymali pieczęć,
a w drugiej sztandar Cesarstwa. Żądza władzy tych prefektów, zawsze straszliwa,
a czasem nawet zabójcza dla panów, którym służyli, znajdowała poparcie w sile
oddziałów pretoriańskich. Ale po osłabieniu tego pysznego wojska przez
Dioklecjana, a później po ostatecznym skasowaniu go przez Konstantyna,
prefekci, którzy przeżyli swój upadek, dali się bez trudu zdegradować do
stanowiska użytecznych i posłusznych sług. Nie ponosząc już odpowiedzialności
za bezpieczeństwo osoby cesarza, zrezygnowali z jurysdykcji, do jakiej dotych­
czas rościli sobie prawo we wszystkich działach służby pałacowej. Konstantyn
pozbawił ich całej władzy wojskowej, gdy tylko przestali prowadzić w pole pod
swoim bezpośrednim dowództwem kwiat rzymskich oddziałów; i wreszcie na
drodze szczególnego przewrotu ci dowódcy gwardii zostali przeobrażeni w wiel­
korządców prowincji. W myśl planu rządów ustanowionych przez Dioklecjana
każdy z czterech władców miał swego prefekta pretorium i później, gdy
monarchia raz jeszcze zjednoczyła się pod jednym berłem, Konstantyn nadal
powoływał tę samą liczbę c z t e r e c h p r e f e k t ó w , powierzając ich pieczy
te same prowincje, którymi już zarządzali.
1. Prefekt Wschodu rozciągał swoją pełną jurysdykcję na trzy części kuli
ziemskiej podlegające Rzymianom, od katarakt Nilu aż po brzeg rzeki Fazis
i od gór Tracji do granicy perskiej.
2. Ważne prowincje: Panonia, Dacja, Macedonia i Grecja, uznały kiedyś
władzę prefekta Illyricum.
3. Władza prefekta Italii nie ograniczała się do kraju, od którego wziął on swój
tytuł; obejmowała jeszcze obszar Recji aż do Dunaju, zależne wyspy Morza
Śródziemnego oraz część lądu afrykańskiego leżącą pomiędzy granicami Cyreny
i Tingitanii.
4. Prefekt wszystkich Galii z tego tytułu miał pod swoim władaniem
oprócz samej Galii pokrewne jej prowincje: Brytanię i Hiszpanię, znajdując
posłuch na całym obszarze od muru Marka Aureliusza w Szkocji aż do pod­
nóża gór A tlas."
Funkcje państwowe, których sprawowanie nad tyloma podległymi narodami
poruczono prefektom pretorium po zwolnieniu ich z wszelkiego dowództwa
wojskowego, mogły zaspokajać żądzę władzy i stanowić pełne pole do popisu
dla uzdolnień najdoskonalszych ministrów. Ich mądrości powierzono nadzór
nad sądownictwem i nad finansami, tymi dwiema dziedzinami, które w cza­
sach pokojowych obejmują prawie wszystkie obowiązki zarówno władcy, jak
Administracja Cesarstwa 115

i ludu — im przeto podlegała ochrona obywateli posłusznych prawu oraz


ściąganie z własności tychże obywateli części potrzebnej na pokrycie wy­
datków państwowych. Prefekci pretorium regulowali ponadto system mone­
tarny, system dróg publicznych, system pocztowy, nadzorowali spichrze,
rękodzieło i w ogóle wszystko, cokolwiek leżało w interesie publicznym
i przyczyniało się do powszechnego dobrobytu. Jako bezpośredni przedstawi­
ciele cesarskiego majestatu, mieli prawo wyjaśniać edykty ogólnopaństwowe,
wymuszać ich wprowadzanie w życie oraz dokonywać w nich pewnych zmian
własnymi obwieszczeniami. Czuwali nad postępowaniem wielkorządców po­
szczególnych prowincji, usuwali niedbałych i wymierzali kary winnym. W każdej
ważniejszej sprawie czy to cywilnej, czy karnej można się było od wszelkich
niższych instancji odwołać do sądu prefekta pretorium, z tym że je g o wyrok
był już ostateczny i a b s o l u t n y ; nawet sami cesarze odmawiali przyjmo­
wania jakichkolwiek skarg podważających słuszność sądu bądź prawość do­
stojnika, którego zaszczycili takim nieograniczonym zaufaniem.100 Uposażenie
prefekta pretorium odpowiadało w całej pełni jego wysokiej godności,101 przy
czym jeśli rządziła nim chciwość, mógł wykorzystać niejedną sposobność do
zebrania obfitego żniwa z opłat, darów i dochodów dodatkowych. Cesarze,
chociaż żądza władzy ze strony prefektów pretorium przestała już być przed­
miotem ich obaw, postarali się jednak zrównoważyć potęgę tego wielkiego
urzędu niepewnością i krótkim okresem jego trwania.102
Tylko Rzym i Konstantynopol ze względu na swe donioślejsze znaczenie
i wyższe dostojeństwo były wyłączone spod jurysdykcji prefektów pretorium.
Ogromny obszar Rzymu i oparta na doświadczeniu świadomość, jak bezskutecz­
ne są prawa, gdy się je wykonuje z opóźnieniem, dostarczyły polityce Augusta
na pozór słusznego pretekstu do wprowadzenia nowego urzędu państwowego,
dającego wybranemu człowiekowi władzę arbitralną dostateczną, by powściąg­
nąć służalcze a buntownicze pospólstwo.103
Pierwszą nominację na prefekta Rzymu otrzymał Waleriusz Messala, którego
dobra sława miała nadać świetność tak niepopularnemu zarządzeniu; po kilku
dniach jednak ten znakomity obywatel104 zrezygnował ze swego urzędu,
oświadczając z odwagą godną przyjaciela Brutusa, że stwierdził, iż jest niezdolny
do sprawowania władzy sprzecznej z pojęciem wolności publicznej.105 W miarę
jak poczucie wolności się stępiało, coraz jaśniej zdawano sobie sprawę z korzyści
płynących z powszechnego ładu, i prefektowi, który na razie miał być chyba
postrachem tylko dla niewolników i włóczęgów, wolno było rozciągać jurysdyk­
cję cywilną i kamą na stan rycerski i szlachetne rodziny Rzymu. Pretorowie,
co rok powoływani na sędziów prawa i prawości, niedługo zdołali współzawod­
niczyć o władanie nad Forum z energicznym dostojnikiem, którego urząd był
dożywotni i który zazwyczaj cieszył się zaufaniem władcy. Sądy pretorów
opustoszały, ich liczba, wahająca się kiedyś od dwunastu do osiemnastu,106
stopniowo zmalała do dwóch czy trzech, a ich doniosłe funkcje ograniczyły
116 Rozdział siedemnasty

się do kosztownego obowiązku107 urządzania igrzysk dla rozrywki ludu.


Prefekt, gdy już urząd konsulów rzymskich zamienił się w czcze widowisko,
którym rzadko popisywano się w stolicy, zajął opróżnione przez nich miejsce
w senacie i wkrótce został uznany za stałego przewodniczącego tego czcigodnego
zgromadzenia. Odwoływano się do niego z odległości nawet stu mil i za zasadę
jurysdykcji przyjęto, że wszelkie rządy miejskie sprawowano tylko z jego
nominacji.108 W wypełnianiu pracochłonnych obowiązków pomagało temu
gubernatorowi miasta Rzymu piętnastu urzędników, z których niejeden był
przedtem jego kolegą albo nawet zwierzchnikiem. Nadzór nad głównymi
dzielnicami łączył się z dowodzeniem liczną strażą, ustanowioną jako za­
bezpieczenie przeciwko pożarom, rabunkom i zakłócaniu spokoju w nocy, jak
również z dozorowaniem rozdziału zasiłków publicznych w postaci zboża
i żywności, z nadzorem nad portem, nad akweduktami, nad publicznymi
ściekami, nad żeglugą i nad regulacją Tybru, a ponadto z inspekcją rynków,
teatrów oraz prac publicznych i prywatnych. Czujność tych urzędników
zapewniała bezpieczeństwo, dostatek i czystość, czyli osiągnięcie trzech głów­
nych celów prawidłowej polityki. Ponadto rząd w dowód swej troski o za­
chowanie wspaniałości i ozdób stolicy mianował specjalnego inspektora opieku­
jącego się posągami — dozorcę, jeśli można go tak nazwać, martwego ludu,
który, zgodnie z przesadnym obliczeniem pewnego starego pisarza, omal nie
ustępował pod względem liczebności żywym mieszkańcom Rzymu. Mniej więcej
w trzydzieści lat po założeniu Konstantynopola powołano i w tej powstającej
stolicy podobnego dostojnika dla tych samych celów i z tymi samymi kompe­
tencjami. Godność obu miejskich prefektów Rzymu i Konstantynopola była
idealnie równa godności czterech prefektów pretorium.109
Klasę pośrednią pomiędzy z n a k o m i t y m i prefektami a s z a n o w n y ­
mi dostojnikami prowincji tworzyli ci, których w hierarchii cesarskiej wyróż­
niano tytułem c z c i g o d n y c h . Między innymi należeli do tej klasy pro-
konsulowie Azji, Achai i Afryki, roszcząc sobie w niej prawo do zwierzchnictwa,
które przyznawano pamięci ich dawnego dostojeństwa; prawie jedyną oznaką
ich podległości była możliwość odwoływania się od ich sądów do sądu
prefektów.110 Ale administracja cywilna Cesarstwa była rozdzielona aż na
trzynaście wielkich diecezji, z których każda równała się właściwie rozmiarom
potężnego królestwa. Pierwsza z tych diecezji podlegała jurysdykcji komesa
Wschodu; możemy wytworzyć pewne pojęcie o znaczeniu i rozmaitości jego
funkcji, dodając tu uwagę, że bezpośrednio zatrudniał on sześciuset apary-
torów, którzy obecnie zwaliby się sekretarzami, pisarczykami, woźnymi bądź
wreszcie gońcami.111 Stanowiska A u g u s t o w e g o p r e f e k t a Egiptu nie
zajmował już wprawdzie żaden rzymski rycerz, ale nazwę tego urzędu za­
chowano, a związaną z nim nadzwyczajną władzę, niegdyś niezbędną z racji
położenia tego kraju i usposobienia jego mieszkańców, sprawował nadal
wielkorządca. Pozostałe jedenaście diecezji: Azji, Pontyjska i diecezja Tracji,
Administracja Cesarstwa 117

Macedonia, Dacja i Panonia, czyli Illyricum Zachodnie, Italia i Afryka, Galia,


Hiszpania i Brytania, były pod zarządem dwunastu namiestników, czyli wice-
prefektów,112 których nazwa dostatecznie wyjaśnia charakter i zależność ich
urzędu. Można tu nadmienić, że stopień i tytuł c z c i g o d n y c h przyznawano
również zastępcom dowódców armii rzymskich, komesom i diukom wojsko­
wym, o czym jeszcze będzie mowa.
Cesarze, orientując się, że w ich radach przybocznych panuje duch zazdrości
i chęć wyróżniania się splendorem, nie przestawali, pełni niepokoju, sumiennie
dzielić władzy na mniejsze zakresy i mnożyć jej tytułów. Toteż ogromne kraje,
zjednoczone przez rzymskich zdobywców i ujęte w jedną prostą formę wspólnej
administracji, niedostrzegalnie rozpadały się na coraz mniejsze fragmenty, aż
wreszcie całe Cesarstwo zostało podzielone na sto szesnaście prowincji, z których
każda utrzymywała kosztowne i wspaniałe stanowiska etatowe. W trzech z tych
prowincji rządzili p r o k o n s u l o w i e , w trzydziestu siedmiu m ę ż o w i e
k o n s u l a r n i , w pięciu k o r e k t o r z y , a w siedemdziesięciu i jednej
p r e z e s i . Nazwy owych dostojników były rozmaite, kolejność hierarchiczna
zależała od starszeństwa służbowego, dystynkcje ich godności dziwacznie się
różniły, a mniej lub bardziej przyjemna bądź korzystna pozycja materialna
była wynikiem przypadkowych okoliczności. Ale wszyscy (z wyjątkiem jedynie
prokonsulów) należeli do klasy osób s z a n o w n y c h i wszystkim jednakowo
powierzano zarówno wtedy, gdy decydowała o tym wola cesarza, jak i później
pod władzą prefektów bądź ich zastępców administrację sądową i finanse
w poszczególnych okręgach. Obszerne tomy kodeksów i pandektów 113 dostar­
czają obfitego materiału do drobiazgowych badań nad systemem tych rządów
prowincjalnych, który ulepszała mądrość rzymskich mężów stanu i prawników
przez sześć stuleci. Historykowi może jednak wystarczy wybranie z tego
wszystkiego dwóch szczególnych, zbawiennych rozporządzeń mających na celu
powściąganie nadużycia władzy.
1. Wielkorządcy prowincji dla zachowania pokoju i porządku zostali uzbroje­
ni w miecz sprawiedliwości. Wymierzali kary cielesne, a w przypadkach
przestępstw gardłowych sprawowali władzę życia i śmierci. Ale nie mieli prawa
pozwalać przestępcom, by sami sobie wybierali sposób własnego stracenia, ani
wydawać wyroków najłagodniejszego i najbardziej zaszczytnego wygnania.
Przywileje te zachowano wyłącznie dla prefektów, którzy też sami jedni mogli
nakładać ciężką grzywnę pięćdziesięciu funtów złota, podczas gdy ich wicere-
genci musieli się ograniczać do nakładania grzywny o czczej wadze zaledwie
paru uncji.114 To rozróżnienie, które, jak widać, przyznając wyższy stopień
władzy jednocześnie pozbawiało kompetencji stopnia niższego, miało podstawy
wysoce rozumne. Niższy stopień władzy był nieskończenie bardziej podatny do
nadużycia. Namiętności wielkorządcy prowincji mogły często skłaniać go do
stosowania ucisku, mającego wpływ tylko na wolność albo na losy poddanych,
chociaż jeśli kierował się on zasadami rozwagi czy też może człowieczeństwa,
118 Rozdział siedemnasty

mógł się obawiać ściągnięcia na siebie winy, jaką byłoby przelanie krwi
niewinnych. Można również uważać wygnanie, dwie grzywny albo wybór lekkiej
śmierci za okoliczności dotyczące raczej osób bogatych i szlachetnego rodu, toteż
ludzie najbardziej narażeni na chciwość bądź niechęć wielkorządcy znajdowali
się poza zasięgiem jego potajemnego prześladowania, podlegając czcigodniej­
szemu i bardziej bezstronnemu sądowi prefekta pretorium.
2. W słusznej obawie, że prawość sędziego może się zachwiać w wypadku, gdy
w grę wchodzą jego własne uczucia bądź interesy, ustanowiono najsurowsze
przepisy zabraniające komukolwiek, kto nie ma na to specjalnego pozwolenia
cesarza, zarządzać prowincją, w której się urodził,115 przy czym nie wolno było
wielkorządcy, jak również jego synom, ani zawrzeć związku małżeńskiego
z kobietą pochodzącą z zarządzanej przez niego prowincji bądź tam miesz­
kającą,116 ani też kupować niewolników, ziemi i domów na obszarze objętym
jego jurysdykcją.117 Ale pomimo tych surowych środków ostrożności cesarz
Konstantyn po dwudziestu pięciu latach swego panowania jeszcze ubolewa nad
przekupstwem i uciskiem sądownictwa i wyraża najgłębsze oburzenie z powodu
faktu, że sędziowie bądź sami, bądź za pośrednictwem urzędników swego sądu
publicznie kupczą posłuchaniami, załatwianiem spraw, wygodnym odwleka­
niem procesów oraz ostatecznymi wyrokami. To, że takie przestępstwa zdarzały
się nadal, może nawet uchodząc bezkarnie, znajduje swoje potwierdzenie
w powtarzaniu się bezsilnych przepisów i bezskutecznych gróźb.118
Wszyscy dostojnicy państwowi rekrutowali się z zawodu prawniczego. Słyn­
ne instytuty Justyniana przeznaczone były na całym obszarze jego panowania dla
młodzieży, która się poświęciła studiowaniu rzymskiej nauki prawa; władca ten
raczył jej pilności dodawać bodźca zapewnieniem, że wiedza i talenty zostaną
w swoim czasie wynagrodzone odpowiednim udziałem w rządzie Rzeczypo­
spolitej.119 Podstaw tej popłatnej wiedzy nauczano we wszystkich większych
miastach Wschodu i Zachodu, ale najsłynniejszym jej ośrodkiem była szkoła
w Berycie,120 kwitnąca przez trzysta lat z górą od czasów panowania Alek­
sandra, być może twórcy tej instytucji, tak korzystnej dla jego ojczyzny.
Po prawidłowym pięcioletnim okresie nauki studenci w poszukiwaniu majątku
i zaszczytów rozjeżdżali się po prowincjach, gdzie bynajmniej nie mogli się
uskarżać na brak interesów, od których przecież roiło się w wielkim Cesarstwie
już zepsutym przez mnogość praw, kruczków prawnych i występku. Sam tylko
sąd prefekta pretorium Wschodu dawał zatrudnienie stu pięćdziesięciu ad­
wokatom, z których sześćdziesięciu czterech miało specjalne przywileje, a dwóch,
wybieranych co rok z płacą sześćdziesięciu funtów złota, broniło spraw skarbo­
wych. Na początek, chcąc sprawdzić zdolności sądownicze nowych prawników,
polecano im działać od czasu do czasu w charakterze asesorów wielkorządców;
potem często podnoszono ich do przewodniczenia w tych samych sądach,
w których przedtem wygłaszali mowy obrończe. Otrzymywali w zarząd jakąś
prowincję i dzięki swoim zasługom, reputacji bądź łaskom, jakimi się cieszyli,
Administracja Cesarstwa 119

szczebel po szczeblu pięli się do z n a k o m i t y c h godności państwowych.121


W praktyce adwokackiej ludzie ci uważali rozum tylko za narzędzie, inter­
pretowali ustawy prawa zgodnie z tym, co im dyktował wzgląd na własne
korzyści, te same więc zgubne nawyki mogli wnosić ze sobą do swoich
późniejszych funkcji w administracji państwowej. Zaiste, adwokaci starożytno­
ści i naszych czasów bronili i bronią honoru wolnego zawodu, na najdonioślej­
szych stanowiskach wykazując nieskazitelną prawość i doskonałą mądrość, ale
awanse prawników u schyłku rzymskiego orzecznictwa sądowego były przeważ­
nie brzemienne w szkody i hańbę. Ta szlachetna sztuka, niegdyś będąca
uświęconym dziedzictwem patrycjuszy, wpadła teraz w ręce wyzwoleńców
i plebejuszy,122 którzy nie tyle biegle, co chytrze wykonywali ją jako plugawe
i szkodliwe rzemiosło. Niektórzy z nich kręcili się między ludźmi, zawsze mając
na celu podżeganie do sporów, zachęcanie do procesów i przygotowywanie
żniwa zysków dla siebie albo kolegów. Inni, zamknięci w swoich komnatach,
zachowywali powagę nauczycieli, podsuwając bogatemu klientowi najrozmait­
sze wybiegi prawne do zagmatwania najprostszej prawdy i argumenty do
zabarwienia słuszności roszczeń najbardziej nieuzasadnionych. Owa niegdyś
wspaniała i popularna klasa składała się teraz z adwokatów, którzy napełniali
Forum czczymi dźwiękami retoryki gadatliwej i pompatycznej. Opisuje się ich
przeważnie jako nie troszczących się ani o dobrą sławę, ani o sprawiedliwość,
ciemnych i zachłannych przewodników, którzy wodzili swoich klientów po
labiryntach wydatków, zwłoki za zwłoką i rozczarowań, skąd wreszcie po
długich i ciężkich latach klienci ci, prawie zupełnie utraciwszy cierpliwość
i majątek, byli przez nich odprawiani z kwitkiem.123
III. W systemie politycznym wprowadzonym przez Augusta wielkorządcy,
a już przynajmniej wielkorządcy prowincji cesarskich, mieli pełne kompetencje
samego władcy. Tylko im podlegali urzędnicy cywilni i oficerowie, a także tylko
od nich zależało przyznawanie nagród i wymierzanie kar; raz pojawiali się
w szatach swego dostojeństwa cywilnego na trybunie, to znów w pełnej zbroi na
czele rzymskich legionów.124
Dysponowanie dochodami publicznymi, kompetencje sądowe i dowództwa
nad siłami zbrojnymi wspólnie składały się na to, że władza ich była najwyższa
i absolutna. Toteż w wypadku gdy ulegali pokusie sprzeniewierzenia się
cesarzowi, lojalna prowincja, którą wciągali w bunt, nieomal nie odczuwała
żadnej zmiany w swoim stanie politycznym. Można by tu wyliczyć od czasów
panowania Kommodusa około stu wielkorządców z rozmaitym powodzeniem
wznoszących sztandar buntu, więc chociaż aż nazbyt często ofiarą podejrzliwe­
go okrucieństwa swego pana padali niewinni, to przecież czasem mogło ono
udaremnić knowania winnych.125 Konstantyn, chcąc zabezpieczyć swój tron
i spokój publiczny przed tymi straszliwymi sługami, postanowił oddzielić
dowództwo wojskowe od administracji cywilnej i wprowadzić jako stałe roz­
różnienie zawodowe to, co dotychczas praktykowano tylko dorywczo w razie
120 Rozdział siedemnasty

potrzeby. Odebrał najwyższą jurysdykcję nad wojskami Cesarstwa prefektom


pretorium i przeniósł ją na dwóch wodzów naczelnych: konnicy i piechoty, przy
czym aczkolwiek każdy z tych nowych, z n a k o m i t y c h urzędników był
odpowiedzialny przede wszystkim za karność wojsk będących pod jego bezpo­
średnim nadzorem, obaj bez różnicy dowodzili w polu poszczególnymi od­
działami czy to pieszymi, czy konnymi, zjednoczonymi w tej samej armii.126
Liczba tych wodzów wkrótce się podwoiła wskutek podziału Cesarstwa na
Wschodnie i Zachodnie, a ponieważ mianowano ponadto czterech odrębnych
wodzów tego samego stopnia i o tym samym tytule, dowodzących wojskami na
czterech ważnych granicach: Renu, Górnego Dunaju, Dolnego Dunaju i Eufra­
tu, obrona Cesarstwa znalazła się wreszcie w rękach ośmiu wodzów naczelnych
konnicy i piechoty. Trzydziestu pięciu dowódców pod ich rozkazami stacjo­
nowało w prowincjach: trzech w Brytanii, sześciu w Galii, jeden w Hiszpanii,
jeden w Italii, pięciu nad Górnym, a czterech nad Dolnym Dunajem, ośmiu
w Azji, trzech w Egipcie i czterech w Afryce. Tytuły k o m e s ó w i d i u ­
k ó w ,127 którymi tych dowódców stosownie wyróżniano, uzyskały w języku
nowoczesnym znaczenie tak zupełnie inne, że podając je tutaj możemy wywołać
pewne zdziwienie. Należy jednak pamiętać, że druga z tych nazw jest tylko
wypaczeniem łacińskiego słowa dux, używanego w odniesieniu do każdego
wojskowego dowódcy. Wszyscy więc ci dowódcy prowincjonalni byli d i u k a -
m i, ale nie więcej niż dziesięciu z nich mogło się szczycić rangą k o m e s ó w ,
czyli towarzyszy — tytułem honoru, czy może raczej łaski, świeżo wynalezionym
na dworze Konstantyna. Insygnium komesa był złoty pas; do żołdu dochodził
hojny zasiłek wystarczający na utrzymanie stu dziewięćdziesięciu służących
i stu pięćdziesięciu ośmiu koni. Surowo zakazano komesom wtrącać się w ja­
kiekolwiek sprawy związane z sądownictwem i skarbowością, ale dowództwo,
które sprawowali nad wojskami w swoich okręgach, nie podlegało władzy
dostojników cywilnych.
Konstantyn prawie jednocześnie z zalegalizowaniem stanu duchownego usta­
nowił w Cesarstwie Rzymskim subtelną równowagę kompetencji cywilnych
i wojskowych. Współzawodnictwo, a czasem i niezgoda pomiędzy tymi dwiema
profesjami o sprzecznych interesach i nie dających się z sobą pogodzić
obyczajach miały skutki zarówno dobroczynne, jak i zgubne. Raczej trudno
było się spodziewać, żeby dowódca wojskowy i cywil — wielkorządca prowincji,
spiskowali razem w celu wywołania zamieszek, ale też i rzadko mogło się zda­
rzyć, żeby się ze sobą połączyli w służbie dla dobra kraju. Podczas gdy jeden
z nich zwlekał z ofiarowaniem pomocy, o którą ten drugi w pogardzie swojej
zbytnio nie upraszał, wojska bardzo często pozostawały bez rozkazów albo bez
dostaw; sprzeniewierzano się bezpieczeństwu publicznemu i w rezultacie bez­
bronni poddani zdani byli na pastwę wściekłości barbarzyńców. Podział
administracji, wprowadzony przez Konstantyna, wprawdzie zapewnił spokój
monarchom, ale osłabił państwo.
Siły wojskowe Cesarstwa 121

Na pamięć Konstantyna spada zasłużona nagana za jeszcze jedną wprowa­


dzoną przez niego innowację, która spowodowała rozluźnienie dyscypliny woj­
skowej i przybliżyła ruinę Cesarstwa. Dziewiętnaście lat poprzedzających
ostateczne zwycięstwo Konstantyna nad Licyniuszem było okresem samowoli
i wojny domowej. Obaj współzawodnicy, spierając się o panowanie nad światem
rzymskim, wycofali większość wojsk z ogólnych granic państwowych, natomiast
główne miasta na granicy wewnętrznej dzielącej obszary ich panowania wypełnili
żołnierzami, a d za najbardziej nieubłaganych wrogów uważali własnych
rodaków. Gdy wojna domowa się skończyła i wewnętrzne garnizony przestały
być potrzebne, zwycięzcy zabrakło mądrości czy też stanowczości na to, aby
wskrzesić surową dyscyplinę Dioklecjana i zdławić ową zabójczą pobłażliwość,
którą nawyk zdążył już uczynić miłą stanowi wojskowemu i nieomal zatwier­
dzić. Od czasów panowania Konstantyna przyjęło się popularne, nawet prawne
rozróżnienie pomiędzy „ p a la tin es ” 128 a kresowcami, to jest pomiędzy wojska­
mi dworskimi, jak je niewłaściwie nazywano, a wojskami granicznymi. Te
pierwsze podniesiono do wyższego żołdu i przywilejów. Wkrótce wolno im było,
jeśli nie zachodziła jakaś wyjątkowo nagła konieczność wojenna, zajmować
spokojne kwatery w samym sercu prowincji. Najbardziej kwitnące miasta
odczuwały uciążliwy, nieznośny ciężar kwater wojskowych. Żołnierze niepo­
strzeżenie zapomnieli o cnocie swego zawodu, zarażając się występkami
życia cywilnego. Albo się poniżali uprawianiem rzemiosł, albo osłabiali zbyt­
kiem łaźni i teatrów. Wkrótce zaczęli zaniedbywać ćwiczenia wojenne, wy-
bredzać w doborze jedzenia i stroju, aż doszło do tego, że wzbudzając po­
strach wśród poddanych Cesarstwa, sami drżeli przed najazdem barbarzyń­
ców.129
Łańcuchów warowni rozciągniętych przez Dioklecjana i jego współwładców
na brzegach wielkich rzek już nie utrzymywano z taką troską i nie broniono
z taką czujnością jak dawniej. Liczebność oddziałów, które jeszcze zachowały
miano wojsk granicznych, może i wystarczała do zwykłej obrony. Ale duch tych
żołnierzy upadał pod wpływem upokarzającej myśli, że chociaż są narażeni na
niedole i niebezpieczeństwa ciągłego wojowania, otrzymują za to tylko około
dwóch trzecich żołdu i wynagrodzeń, tak hojnie dawanych wojskom dworskim.
Nawet legiony podniesione do poziomu najbliższego godności tamtych niegod­
nych faworytów zhańbiły się w pewnej mierze tytułem s z a n o w n y c h , jaki im
pozwolono przybrać. Na próżno Konstantyn raz po raz groził ogniem i mieczem
żołnierzom wojsk granicznych, którzy by się odważyli opuścić swoje sztandary,
tolerować najazdy barbarzyńców bądź uczestniczyć w grabieży.130 Szkody
wynikłe z nieroztropnych pomysłów rzadko kiedy można usunąć zastosowa­
niem stronniczej surowości, toteż i później, chociaż następni władcy dobrze się
trudzili, aby przywrócić dawną siłę i liczebność wojsk granicznych, Cesarstwo
aż do ostatniej chwili swej agonii wegetowało ospale ze śmiertelną raną, tak
pochopnie zadaną rękami Konstantyna.
122 Rozdział siedemnasty

Jak się zdaje, zarządzenia niejednego władcy, a już zwłaszcza zarządzenia


Konstantyna przenikała ta sama trwożna polityka rozdzielania wszystkiego, co
zjednoczone, umniejszania wszystkiego, co wybitne, lękania się wszelkiej władzy
czynnej i oczekiwania największego posłuszeństwa ze strony najsłabszych.
Wojenna duma legionów, których zwycięskie obozy tak często kiedyś bywały
widownią buntu, karmiła się pamięcią dawnych wyczynów i świadomością
własnej siły. Dopóki legiony liczyły, w myśl ustanowienia starożytnego, po sześć
tysięcy żołnierzy, każdy z nich stanowił jeszcze za panowania Dioklecjana żywy
i ważny przedmiot historii wojskowej Cesarstwa Rzymskiego. Ale już w parę lat
później te gigantyczne organizmy skurczyły się do bardzo ograniczonych
rozmiarów, toteż gdy s i e d e m legionów z oddziałami pomocniczymi broniło
Amidy przed Persami, całość garnizonu wraz z mieszkańcami płci obojga
i chłopami z opuszczonych okolic tego miasta nie przekraczała liczby dwudzie­
stu tysięcy ludzi.131 Na podstawie tego faktu i innych podobnych przykładów
możemy sądzić, że ustrój legionów, któremu po części zawdzięczały one męstwo
i karność w szeregach, został przez Konstantyna rozwiązany i że jednostki
piechoty rzymskiej, przy zachowaniu ich dawnych nazw i honorów, zmniejszo­
no do tysiąca bądź do tysiąca pięciuset żołnierzy.132 Ewentualne spiskowanie
tylu odrębnych, przerażonych swoją słabością oddziałów z łatwością można
było zdławić, a ponadto następcy Konstantyna mogli pofolgować swojemu
umiłowaniu okazałości, wydając rozkazy aż stu trzydziestu dwóm legionom
figurującym w spisie ich licznych wojsk. Pozostałe wojska dzieliły się na kilkaset
kohort piechoty i szwadronów konnicy. Ich oręż, tytuły i dystynkcje obliczone
były na to, aby wzbudzać grozę i uwidoczniać rozmaitość narodów maszerują­
cych pod sztandarem cesarskim. Tak więc już ani śladu nie zostało z owej su­
rowej prostoty, która w wiekach wolności i podbojów odróżniała armię rzymską
w bojowym szyku od kotłujących się zastępów monarchy azjatyckiego.133 Jakiś
sumienny badacz owej epoki może by się zajął bardziej szczegółowym wylicze­
niem tych wojsk na podstawie wiadomości zaczerpniętych z N o titia , historyk
jednak zadowoli się tylko zrobieniem uwagi, że stałych posterunków, czyli
garnizonów ustanowionych na granicach Cesarstwa, było pięćset osiemdziesiąt
trzy i że pod panowaniem następców Konstantyna obliczano państwowe siły
zbrojne ogółem na sześćset czterdzieści pięć tysięcy żołnierzy.134 Aż tak
nadzwyczajny wysiłek przekraczał zarówno potrzeby dawniejszego okresu, jak
i możliwości okresu późniejszego.
Ludzie wstępują do wojska pod wpływem rozmaitych pobudek w zależności
od stanu, w jakim się znajduje społeczeństwo. Barbarzyńców popędza umiłowa­
nie wojny; obywatele jakiejś niepodległej rzeczypospolitej mogą się powodować
zasadą obowiązku; poddani, a już przynajmniej magnaci monarchii, kierują się
poczuciem honoru; ale trwożliwych, nawykłych żyć w dobrobycie mieszkańców
zmierzchającego Cesarstwa trzeba było zwabiać do służby wojskowej nadzie­
jami zysku bądź zmuszać ich strachem przed karą. Zasoby skarbca rzymskiego
Napływ barbarzyńców do wojska 123

wyczerpały się wskutek podwyższania żołdu, rozdzielania raz po raz darowizn


między żołnierzy, jak również wprowadzenia nowych wynagrodzeń wojskowych
i przywilejów, które by, zdaniem młodzieży prowincjonalnej, mogły stanowić
zadośćuczynienie za trudy i niebezpieczeństwa żołnierskiego życia. A przecież,
aczkolwiek już nie wymagano, aby kandydaci byli wysokiego wzrostu,135 choć
bez różnicy, przynajmniej na mocy jakiegoś cichego porozumienia, do szeregów
przyjmowano nawet i niewolników, niepokonana trudność przyciągania regula­
rnego i dostatecznego napływu ochotników nakazywała cesarzom stosować
skuteczniejsze metody przymusu. Ziemie, dotychczas bez żadnych zastrzeżeń
dawane weteranom w nagrodę za waleczność, zaczęto teraz przyznawać na
warunkach stanowiących już zaczątek lenna feudalnego: weterani mianowicie
musieli się zobowiązać, że ich synowie, którzy po nich obejmą ten spadek,
poświęcą się natychmiast po dojściu do wieku męskiego zawodowi żołnierza;
tchórzliwą odmowę karano pozbawieniem czci, majątku, a nawet życia.136 Ale
ponieważ roczny przyrost synów weteranów był bardzo niewielki w stosunku do
zapotrzebowania służby wojskowej, często przeprowadzano pobór mężczyzn
w prowincjach, przy czym każdy właściciel ziemi musiał albo sam iść pod broń,
albo dać zastępcę, albo też wykupić się ze służby zapłaceniem ciężkiej grzywny.
Suma czterdziestu dwóch sztuk złota, do której grzywna ta została
z m n i e j s z o n a , dowodzi, jaką wartość mieli ochotnicy i z jak wielką
niechęcią rząd dopuszczał do przyjęcia takiej alternatywy.137 Taki panował
strach przed zawodem żołnierza wśród zwyrodniałych Rzymian, że wielu
młodzieńców z Italii i z prowincji ucinało sobie palce prawej ręki, aby uniknąć
przymusowego poboru; dziwny ten sposób rozpowszechniał się, aż wreszcie
zasłużył na surową uwagę prawa 138 i szczególne miano w języku łacińskim.139
Wprowadzanie barbarzyńców w szeregi armii rzymskiej stawało się coraz
częstsze, coraz konieczniejsze i coraz bardziej zgubne w skutkach. Najodważniej­
szych Scytów, Gotów i Germanów, którzy lubowali się w wojnie i którzy doszli
do wniosku, że większe zyski przynosi obrona prowincji niż jej pustoszenie,
zaciągano nie tylko do oddziałów pomocniczych poszczególnych narodowości,
ale również i do samych legionów, i do najwybitniejszych oddziałów palatyń-
skich. Mieszając się swobodnie z poddanymi Cesarstwa, barbarzyńcy ci zaczęli
stopniowo lekceważyć rzymskie obyczaje, a naśladować sztuki. Odprzysięgli się
bezwzględnego szacunku, jaki przedtem duma Rzymu wymuszała od ich
ciemnoty, a zarazem poznali i przyswoili sobie owe zalety będące jedyną podpo­
rą jego schyłkowej wielkości. Żołnierze barbarzyńscy o jakichkolwiek talentach
wojskowych awansowali wszyscy bez wyjątku na najważniejsze dowództwa,
toteż imiona trybunów, komesów i diuków, a nawet samych wodzów naczel­
nych zdradzają nieraz cudzoziemskie pochodzenie, do którego ukrywania oni
bynajmniej już się nie zniżali. Często powierzano im prowadzenie działań
wojennych przeciwko ich własnym rodakom; i chociaż przeważnie przedkładali
więzy posłuszeństwa nad więzy krwi, to przecież nie zawsze byli wolni od
124 Rozdział siedemnasty

winy, a już przynajmniej od podejrzenia, że utrzymują zdradziecką koresponden­


cję z nieprzyjacielem, zachęcają go do najazdów i pozwalają mu na spokojny
odwrót. W obozach wojskowych i w pałacu syna Konstantyna panoszyła się
potężna fakcja Franków, którzy zachowywali jak najściślejszą łączność ze sobą
nawzajem i ze swoją ojczyzną i którzy każdą obrazę osobistą przyjmowali
oburzeni jako hańbę narodową.140 W czasach gdy tyrana Kaligulę posądzono
o zamiar obleczenia kandydata bardzo niezwykłego w szaty konsularne, chyba
jeszcze większe zdziwienie niż ta świętokradcza profanacja wywołałaby pogło­
ska, że przedmiotem cesarskiego wyboru jest nie koń, ale najszlachetniejszy
wódz germański bądź brytyjski. Przetoczenie się trzech stuleci przyniosło
zmianę w przesądach ludu tak widoczną, że Konstantyn za aprobatą publiczną
dał swoim następcom przykład przyznawania zaszczytów konsulatu barbarzyń­
com, którzy dzięki własnym zaletom i dobrej służbie zasłużyli sobie na to, aby
stanąć w rzędzie pierwszych wśród Rzymian.141 Ale ponieważ ci twardzi,
zaprawieni w boju wojacy, wychowani w nieznajomości bądź pogardzie praw,
siłą rzeczy nie byli zdolni do sprawowania jakichkolwiek urzędów cywilnych,
musieli się ograniczać tylko do swojej specjalności. Uzdolnieni obywatele
rzymscy i greccy natomiast potrafili dostosować się jednakowo do potrzeb pracy
w sądzie, w senacie, w obozie wojskowym bądź w szkołach, od początku ucząc
się pisać, przemawiać i działać wszechstronnie, z tym samym zapałem i z rów­
nymi umiejętnościami.
IV. Oprócz dostojników państwowych i wodzów rozciągających przekazaną
im władzę na prowincje i armie z daleka od dworu, rangą z n a k o m i t y c h
cieszyło się siedmiu najbliższych osobie cesarza urzędników pałacowych, któ­
rym powierzył on swoje bezpieczeństwo i mienie albo dał prawo zasiadania
w radach przybocznych.
1. Prywatnymi apartamentami pałacu zarządzał eunuch — cesarski ulubie­
niec, zwany w owych czasach p ra ep o situ s , czyli prefekt świętej komnaty
sypialnej. Obowiązkiem jego było towarzyszyć cesarzowi w godzinach służby
państwowej i rozrywek oraz wykonywać przy cesarskiej osobie wszystkie te
domowe posługi, które cały swój splendor mogą czerpać tylko z tego, że ich
przedmiotem jest władca. Pod rządami monarchy zasługującego na to, aby
panować, ten wielki szambelan (bo tak możemy go nazwać) był domownikiem
pokornym i użytecznym, ale jeśli monarcha miał umysł wątły, to przebiegły
domownik, wykorzystując wszelką niebacznie okazaną mu poufałość, niepo­
strzeżenie uzyskiwał na niego ów wpływ, jaki rzadko zdoła wywrzeć szorstka
mądrość i bezkompromisowa cnota. Zwyrodniali wnukowie Teodozjusza,
niewidzialni dla oczu swoich poddanych i godni pogardy dla wrogów, podnieśli
prefektów komnaty sypialnej wysoko ponad wszystkich innych urzędników
pałacowych;142 nawet zastępcę prefekta, pierwszego ze wspaniałej świty nie­
wolników służących przed obliczem cesarza, uważano za wyższego stopniem
od c z c i g o d n y c h prokonsulów Grecji czy Azji. Jurysdykcji szambelana
Urzędy 125

podlegali k o m e s i , czyli nadzorcy, którzy zarządzali dwiema doniosłymi


dziedzinami wspaniałości cesarskiej, a mianowicie jego garderobą i luksusami
stołu.143
2. Główną administrację spraw publicznych powierzano pilności i zdolnoś­
ciom m i s t r z a u r z ę d ó w . 144 Był on najwyższym dostojnikiem pałaco­
wym, miał nadzór nad karnością w s z k o ł a c h cywilnych i wojskowych i głos
ostateczny w sprawach, z którymi odwoływano się do niego ze wszystkich części
Cesarstwa, a które dotyczyły licznych zastępów osób uprzywilejowanych,
mających jako służba dworska bądź krewni służby dworskiej prawo niepodle-
gania orzecznictwu zwykłych sędziów. Podlegały mu ponadto cztery scrinia,
czyli biura załatwiające korespondencję pomiędzy władcą a jego poddanymi.
Pierwsze z tych biur zajmowało się memoriałami, drugie listami, trzecie
petycjami, a czwarte przyjmowało dokumenty i rozkazy wszelkiego rodzaju.
Każdym z nich kierował niższy m i s t r z tytułowany c z c i g o d n y m , mając
do dyspozycji stu czterdziestu ośmiu sekretarzy dobieranych przeważnie z zawo­
du prawniczego ze względu na rozmaitość streszczeń, sprawozdań i referencji,
jakie często trzeba było sporządzać przy sprawowaniu poszczególnych funkcji.
Przez łaskawość, którą w wiekach dawniejszych uznano by za niegodną
rzymskiego majestatu, wyznaczono specjalnego sekretarza do załatwiania
spraw w języku greckim i powołano tłumaczy do przyjmowania posłów
barbarzyńskich, ale oddział spraw zagranicznych, stanowiący tak zasadniczą
część polityki nowoczesnej, rzadko kiedy zaprzątał uwagę mistrza urzędów.
Bardziej był on pochłonięty zarządem ogólnym nad pocztami i arsenałami
Cesarstwa. W trzydziestu czterech miastach, piętnastu na Zachodzie i dziewięt­
nastu na Wschodzie, zatrudniano stałe drużyny robotnicze przy wyrobie zbroi
ochronnej, oręża wszelkiego rodzaju oraz machin wojskowych, które następnie
deponowano w arsenałach, skąd w razie potrzeby wydawano je na usługi
wojska.
3. Urząd k w e s t o r a uległ w ciągu dziewięciu stuleci bardzo szczególnej
zmianie. W niemowlęctwie Rzymu lud wybierał co rok dwóch niższych
dostojników państwowych, aby uwolnić konsulów od nienawistnego zajmowa­
nia się skarbem publicznym:145 podobnego pomocnika przydzielano każdemu
prokonsulowi i każdemu pretorowi sprawującemu władzę nad prowincją czy
wojskiem. W miarę podboju coraz szerszych obszarów liczbę tych dwóch
kwestorów stopniowo pomnożono do czterech, ośmiu, dwudziestu i na krótki
czas, być może, nawet do czterdziestu.146 Najszlachetniejsi obywatele ambitnie
ubiegali się o urząd dający im miejsce w senacie i słuszną nadzieję uzyskania
zaszczytów Rzeczypospolitej. August, udając, że utrzymuje wolność wyborów,
zgodził się przyjąć przywilej corocznego wysuwania, a raczej w istocie mianowa­
nia pewnej liczby kandydatów, przy czym miał zwyczaj wybierać jednego z tych
wyróżnionych młodzieńców na lektora, który odczytywał jego przemówienia
bądź listy podczas zebrań senatu.147 Za przykładem Augusta szli następni
126 Rozdział siedemnasty

władcy, aż wreszcie ta dorywcza misja zamieniła się w stały urząd i wybrany, ulu­
biony kwestor w nowej, bardziej znakomitej roli sam jeden przetrwał likwida­
cję urzędów swoich dawnych, już bezużytecznych kolegów kwestorów.148 Po­
nieważ przemówienia układane przez niego w imieniu cesarza 149 uzyskały moc,
a w końcu i formę edyktów absolutnych, uważano go za przedstawiciela władzy
ustawodawczej, wyrocznię rad cesarskich i pierwsze źródło orzecznictwa sądo­
wego w sprawach cywilnych. Zapraszano go czasem do zasiadania wraz z pre­
fektami pretorium i mistrzem urzędów w najwyższej instancji sądowej konsysto-
rza cesarskiego; sędziowie niższego stopnia często przedkładali mu swoje wątpli­
wości do rozstrzygnięcia; nie przygniatała go jednak różnorodność spraw pod­
rzędniejszych, mógł więc wykorzystywać swój wolny czas i zdolności na ćwi­
czenie się w owym dostojnym krasomówczym stylu, który pomimo zepsucia
smaku i wypaczenia języka przecież zachowuje majestat praw rzymskich.150
Pod pewnymi względami urząd kwestora cesarskiego da się porównać z urzędem
nowoczesnego kanclerza, ale wielka pieczęć, której stosowanie, jak się zdaje,
przyjęli niepiśmienni barbarzyńcy, nigdy nie służyła do potwierdzania publicz­
nych aktów cesarzy.
4. Głównemu skarbnikowi dochodów państwowych nadano nadzwyczajny
tytuł k o m e s a n i e n a r u s z a l n y c h n a d a ń , z zamiarem, być może,
wpojenia mu, że każda płatność płynie z dobrowolnej hojności monarchy. Na to,
aby pojąć wszystkie, nieomal nie kończące się szczegóły wydatków rocznych
i dziennych na administrację cywilną i wojskową we wszystkich częściach
wielkiego Cesarstwa, nie wystarczyłaby nawet najbujniejsza wyobraźnia. Właś­
ciwa rachuba zatrudniała kilkaset osób w jedenastu urzędach tak chytrze
obmyślonych, że zawsze można było badać i kontrolować ich działalność. Liczni
ci urzędnicy mieli naturalną skłonność do powiększania swoich zastępów, toteż
niejednokrotnie uznawano za stosowne odprawiać do rodzinnych krajów bez­
użyteczne nadwyżki w ludziach, którzy porzucali uczciwą pracę i z nadmierną
skwapliwością pchali się do zyskownych urzędów finansowych.151 Skarbnik
utrzymywał stałą korespondencję z dwudziestoma dziewięcioma poborcami
podatków na prowincji (irationales ), z których osiemnastu miało zaszczytny tytuł
k o m e s ó w , przy czym rozciągał swoją jurysdykcję na kopalnie drogocennych
metali, na mennice przetwarzające te metale w monetę obiegową oraz na skarbce
publiczne najważniejszych miast, gdzie te pieniądze deponowano na wydatki
państwowe. Tenże sam dostojnik kierował handlem zagranicznym Cesarstwa,
jak również wszelkim na użytek pałacu i armii wyrobem tkanin lnianych i wełnia­
nych, przy którym kolejnymi czynnościami przędzenia, tkania i farbowania
zajmowały się przeważnie kobiety stanu niewolnego. Na Zachodzie, gdzie tę
sztukę wprowadzono później, wylicza się dwadzieścia sześć takich instytucji,
zapewne więc było ich jeszcze więcej w pracowitych prowincjach wschodnich.152
5. Oprócz dochodów publicznych, które monarcha absolutny mógł zbierać
i wydawać według swego uznania, cesarze, jako bogaci obywatele, posiadali bardzo
Wojska przyboczne. Drogi i poczta 127

rozległą własność prywatną, zarządzaną przez k o m e s a , czyli skarbnika


p r y w a t n e g o m a j ą t k u . Pewną część, być może, stanowiły starożytne
dobra królów i republik, niektóre aktywa mogły pochodzić z majątków rodzin
kolejno obdarzanych cesarską purpurą, ale większość płynęła z nieczystego
źródła konfiskat i kar pieniężnych. Posiadłości cesarskie były rozsiane po
wszystkich prowincjach od Mauretanii aż po Brytanię, ale bogata i urodzajna
gleba Kapadocji skusiła monarchę do przejęcia w tym kraju majątków najpięk­
niejszych,153 przy czym Konstantyn czy też może któryś z jego następców
wykorzystał sposobność usprawiedliwienia swojej chciwości gorliwością religij­
ną. Zlikwidowano więc bogatą świątynię w Komanie, gdzie arcykapłan bogini
wojny piastował godność suwerennego władcy, i zajęto na użytek prywatny owe
uświęcone ziemie zamieszkane przez sześć tysięcy poddanych czy raczej niewol­
ników bogini i jej kapłanów.154 Nie ci jednak, ale inni mieszkańcy tych okolic
mieli tak wysoką wartość; na równinach rozciągających się od podnóża góry
Argeus do brzegu rzeki Sarus hodowano wspaniałą rasę koni, słynną w całym
świecie starożytnym z racji majestatycznych kształtów i niezrównanej rączości.
Te ś w i ę t e zwierzęta, przeznaczone na użytek pałacu i do igrzysk cyrkowych,
objęto opieką prawa, aby uchronić je od zbezczeszczenia przez jakiegoś
ordynarnego pana.155 Dobra w Kapadocji miały tak wielkie znaczenie, że
wymagały nadzoru specjalnego komesa,156 w innych częściach Cesarstwa
dobrami cesarza zarządzali urzędnicy niższego stopnia. Wszystkich zastępców
skarbnika prywatnego i skarbnika publicznego utrzymywano na stanowiskach
niezależnych i zachęcano do kontrolowania kompetencji dostojników pro­
wincjonalnych. 157
6, 7. Wybrane oddziały konnicy i piechoty, które strzegły osoby cesarza,
pozostawały pod bezpośrednim dowództwem dwóch k o m e s ó w w o j s k
p r z y b o c z n y c h . Ogółem w skład tych wojsk wchodziło trzy tysiące pię­
ciuset żołnierzy podzielonych na siedem s z k ó ł , czyli oddziałów liczących
po pięciuset ludzi, przy czym na Wschodzie ta zaszczytna służba była pra­
wie wyłącznie przywilejem Armeńczyków. Gdy podczas obchodów publicz­
nych ustawiali się oni w szyku na podwórcach i krużgankach pałacu, ich
wysoki wzrost, milczące zdyscyplinowanie i wspaniała broń ze srebra i zło­
ta roztaczały przepych wojenny jak najbardziej godny majestatu rzymskie­
go.158
Z tych siedmiu s z k ó ł dobierano do dwóch kompanii: konnicy i piechoty,
tak zwanych p ro te c to re s , których korzystna pozycja była nadzieją i nagrodą dla
najbardziej zasłużonych żołnierzy. Protektorzy stali na warcie w wewnętrznych
apartamentach pałacu, ponadto od czasu do czasu wysyłano ich do prowincji,
gdzie szybko i energicznie wypełniali rozkazy swego pana.159
W czasach dawniejszych komesi wojsk przybocznych obejmowali po latach
urząd prefektów pretorium i podobnie jak prefekci pięli się od służby pałacowej
do dowodzenia armiami.
128 Rozdział siedemnasty

Utrzymywanie stałych stosunków pomiędzy dworem a prowincjami ułatwiała


sieć traktów i poczt. Te dobroczynne instytucje łączyły się jednak niezamierzenie
ze zgubnym i nieznośnym nadużyciem. Mistrz urzędów zatrudniał pod swoją
jurysdykcją dwustu do trzystu a g e n t ó w , czyli posłańców, którzy obwiesz­
czali imiona wybranych na rok konsulów oraz edykty i zwycięstwa cesarzy.
Niepostrzeżenie uzyskali oni swobodę donoszenia o wszystkim, co zdołali
zauważyć w postępowaniu zarówno dostojników państwowych, jak i zwykłych
obywateli, toteż wkrótce zaczęto ich uważać za oczy monarchy 160 i bicz na lud.
W ciepłym klimacie słabych rządów pomnożyli się do niewiarygodnej liczby
dziesięciu tysięcy, zupełnie lekceważąc łagodne, choć częste napomnienia prawa
i w zyskownym zarządzie nad pocztami stosując zachłanny i bezczelny ucisk.
Tym urzędowym donosicielom, regularnie korespondującym z pałacem i za­
chęcanym łaskami i nagrodami, bardzo zależało na wyśledzeniu wszelkich
zdradzieckich zamysłów, począwszy od słabych, niewyraźnych objawów nielo­
jalności, a kończąc na rzeczywistych przygotowaniach do otwartego buntu.
Naruszając z niedbalstwa albo ze złej woli prawdę i sprawiedliwość, pokrywali
to uświęconą maską gorliwości; i zawsze bezpiecznie mogli wymierzać swoje
zatrute strzały w pierś każdego, winnego czy niewinnego, kto wywołał ich
niechęć bądź nie chciał płacić za ich milczenie. Właściwie więc każdy wiemy
poddany z Syrii, powiedzmy, albo z Brytanii był narażony na niebezpieczeństwo,
a już przynajmniej miał powód do obawy, że zawloką go w kajdanach przed sąd
w Mediolanie bądź w Konstantynopolu, gdzie będzie musiał bronić swego życia
i mienia przed złośliwym oskarżeniem tych uprzywilejowanych donosicieli.
Takimi to metodami, które dałoby się częściowo usprawiedliwić jedynie skraj­
ną koniecznością, prowadzono zwykłą codzienną administrację, przy czym luki
w materiale dowodowym starannie wypełniano stosując tortury.161
Rzymianie w swoim orzecznictwie sądowym raczej dopuszczali, niż apro­
bowali tego rodzaju oszukańcze i niebezpieczne śledztwo w sprawach kar­
nych. Stosowali ten krwawy sposób badań tylko wobec niewolników, których
cierpienia rzadko owi wyniośli republikanie ważyli na szali sprawiedliwości
bądź człowieczeństwa; z pogwałceniem uświęconej osoby obywatela nie godzili
się nigdy, jeśli nie posiadali najbardziej niezbitego dowodu jego winy.162
Wprawdzie kroniki tyranii od czasów panowania Tyberiusza do czasów
panowania Dioklecjana podają szczegóły tracenia niewinnych ofiar, ale dopóki
jeszcze utrzymywało się przy życiu choćby najsłabsze wspomnienie narodowej
wolności i honoru, ostatnie godziny skazanego obywatela Rzymu wolne były od
niebezpieczeństwa haniebnych tortur.163 Wielkorządcy prowincji nie kierowali
się jednak w swoim postępowaniu ani przykładem tego miasta, ani surowymi
zasadami honoru obywatelskiego. Obejmując rządy prowincjonalne, zastawali
zwyczaj stosowania tortur już wprowadzony na stałe, i to nie tylko wśród nie­
wolników orientalnego despotyzmu, ale zarówno wśród Macedończyków, nad
którymi panował monarcha o władzy ograniczonej, jak i wśród mieszkańców
Donosicielstwo. Indy keje 129

wyspy Rodos, żyjących w wielkim dobrobycie dzięki wolności handlu, a nawet


wśród mądrych Ateńczyków, którzy swego czasu byli potwierdzeniem świetno­
ści gatunku ludzkiego i jego ozdobą.164 Fakt, że ci prowincjusze zgadzali się na
stosowanie takich środków, zachęcił wielkorządców do uzyskania czy może
przywłaszczenia sobie prawa posługiwania się łożem tortur według swego
uznania, aby wymusić przyznanie się do winy od włóczęgów i przestępców
plebejskich. Nieznacznie jednak zatarło się rozróżnienie stanów społecznych
i po jakimś czasie wielkorządcy przestali zwracać uwagę na przywileje obywateli
rzymskich. Zalęknieni poddani upraszali o względy w najrozmaitszych wyjąt­
kowych przypadkach, z czego można przypuszczać, że po cichu dopuszczano,
a nawet upoważniano do powszechnego stosowania tortur; w interesie władcy
leżało zadośćuczynić ich prośbom. Ochronie podlegały wprawdzie wszystkie
osoby ze stanu z n a k o m i t y c h i c z c i g o d n y c h , biskupi i ich prezbiterzy,
ludzie wolnych zawodów, żołnierze i ich rodziny, urzędnicy miejscy i ich
potomstwo do trzeciego pokolenia oraz wszystkie dzieci poniżej wieku dojrzało­
ści płciowej,165 ale do orzecznictwa sądowego Cesarstwa wprowadzono zgubną
zasadę, że w wypadku zdrady, obejmującym wszelkie wykroczenia, jakie tylko
przebiegłość prawników zdołała wysnuć z w r o g i c h z a m i a r ó w wobec
władcy albo Rzeczypospolitej,166 zawieszano wszystkie przywileje i sprowadza­
no wszystkie okoliczności do jednej i tej samej haniebnej płaszczyzny. Ponieważ
otwarcie uznawano, że bezpieczeństwo cesarza jest ważniejsze niż wszelki wzgląd
na sprawiedliwość czy człowieczeństwo, przeto zarówno godność wieku sędziwe­
go, jak i wrażliwość młodości były jednakowo narażone na najokrutniejsze
tortury, a strach przed złośliwym doniesieniem, mogącym uczynić wspólnikiem
czy choćby tylko świadkiem jakiejś rzekomej zbrodni absolutnie każdego, stale
wisiał nad głowami wybitniejszych obywateli rzymskiego świata.167
To zło, jakkolwiek straszliwe może się wydawać, ograniczało się jednak tylko
do mniejszej części poddanych rzymskich, którym niebezpieczną sytuację
wynagradzały w pewnej mierze dary natury bądź losu, chociaż to właśnie one
narażały ich na zazdrość monarchy. Żyjące w cieniu milionowe masy wielkiego
Cesarstwa miały natomiast powód do obawiania się nie tyle okrucieństwa, co
chciwości swoich panów, bo przecież to przede wszystkim pokorna szczęśliwość
mas doznaje krzywdy wskutek nadmiernych podatków, które, łagodnie ucis­
kając bogatych, spadają spotęgowanym ciężarem na pośledniejsze i mniej
zamożne klasy społeczne. Pewien pomysłowy filozof168 oblicza powszechną
stopę opłat publicznych na podstawie stopnia wolności bądź niewolnictwa
w danym kraju; ryzykuje przy tym twierdzenie, że zgodnie z niezmiennym
prawem natury ciężar opłat musi zawsze wzrastać w miarę podnoszenia się
stopnia wolności, a zmniejszać się w miarę podnoszenia się stopnia niewolnic­
twa. Ale ta refleksja, mogąca złagodzić wrażenie nieszczęść despotyzmu,
znajduje zaprzeczenie już przynajmniej w dziejach Cesarstwa Rzymskiego, które
oskarżają władców o to, że pozbawiając senat władzy, jednocześnie pozbawiali
130 Rozdział siedemnasty

prowincje bogactw. Nie bawiąc się w anulowanie najrozmaitszych ceł i opłat,


niepostrzeżenie pobieranych od towarów na pozór z dobrej woli nabywcy,
polityka Konstantyna i jego następców wolała prosty i bezpośredni sposób
opodatkowania, bardziej zgodny z duchem rządu samowładnego.169
Nazwa i stosowanie indykcji,170 które służą nam do ustalenia chronologii
średniowiecza, pochodzi ze stałego rzymskiego zwyczaju składania danin.171
Cesarz własnoręcznie podpisywał purpurowym inkaustem uroczysty edykt,
czyli indykcję, którą wystawiano na widok publiczny w głównym mieście każdej
diecezji przez okres dwóch miesięcy przed pierwszym września. Na drodze więc
bardzo łatwego skojarzenia pojęć słowo i n d y ke j a stało się wyrażeniem
oznaczającym wymiar daniny nakazywanej tym edyktem oraz doroczny termin
przyznawany na jej zapłacenie. Daninę nakładano proporcjonalnie do praw­
dziwych i urojonych potrzeb państwa, ale gdy tylko wydatki przekraczały
dochody albo dochody były mniejsze, niż przewidywano, obciążano lud
dodatkowym podatkiem zwanym s u p e r i n d y k c j ą . Prefekci pretorium
otrzymywali wtedy najwyższe atrybuty władzy suwerennej i przy pewnych
okazjach mieli prawo wynajdywać według swego uznania środki na pokrycie
nieprzewidzianych, nadzwyczajnych wydatków w zakresie służby publicznej.
Wykonanie tych praw (których zbadanie w drobiazgach i zawikłanych szczegó­
łach byłoby rzeczą bardzo uciążliwą) rozpadało się na dwie odrębne czynności:
rozdzielenie powszechnej daniny na części składowe wyznaczone na prowincje,
miasta i jednostki oraz pobór tej daniny od poszczególnych jednostek, miast
i prowincji, dopóki nagromadzonych stąd sum nie przelano do skarbców
cesarskich. Ponieważ rachunek pomiędzy monarchą a poddanymi był jednak
zawsze otwarty i wznawiano zapotrzebowanie, zanim poprzednia danina zo­
stała do końca spłacona, te same ręce poruszały ciężką machiną finansów przez
cały okrągły rok.
Mądrości prefektów i ich przedstawicieli w prowincjach powierzono wszyst­
ko, co w administracji dochodów publicznych było zaszczytne bądź doniosłe. Do
wypełniania zyskownych funkcji rościły sobie prawo tłumy urzędników, którzy
podlegali albo skarbnikowi, albo wielkorządcy prowincji i którzy dzięki
nieuniknionym sprzecznościom zawikłanej jurysdykcji mieli często sposobność
do wydzierania sobie wzajemnie łupu zdartego z ludu. Te pracochłonne urzędy,
mogące wywoływać tylko zawiść, wyrzuty, wydatki i niebezpieczne sytuacje,
narzucano d e k u r i o n o m , czyli członkom gmin miejskich, skazanym przez
surowość cesarską na dźwiganie na swoich barkach brzemienia obywatelskiej
służby społecznej.172
Cała własność ziemska Cesarstwa (nie wyłączając prywatnych majątków
monarchy) była przedmiotem zwykłego opodatkowania, przy czym każdy
nabywca ziemi przejmował zobowiązania poprzedniego jej właściciela. Jedynym
słusznym sposobem ustalenia wysokości podatku, którym każdy obywatel miał
obowiązek się przyczynić do dobra służby publicznej, był c e n z u s , 173 czyli
Indykcje 131

spis. Na podstawie dobrze nam znanego okresu powszechnych indykcji może­


my wierzyć, że tę trudną i kosztowną operację powtarzano regularnie co pięt­
naście lat. Pomiarów ziemi dokonywały rozsyłane do prowincji zastępy mier­
niczych; w sprawozdaniach wyraźnie zaznaczano jej rodzaj z rozróżnieniem
ziemi ornej, pastwisk, winnic i lasów; średnią jej wartość oceniano na podstawie
przeciętnych plonów z pięciu lat. Zasadniczą część tych sprawozdań stanowiły
liczby niewolników i trzody; od właścicieli żądano przysięgi zobowiązującej ich
do wyjawienia prawdziwęgo stanu swoich interesów; surowo śledzono wszelkie
próby oszustwa bądź rozmijania się z zamiarami ustawodawcy i karano je jako
przestępstwo gardłowe zawierające w sobie podwójną winę: zdrady i święto­
kradztwa.174 Znaczną część tego podatku ściągano w gotówce, z tym że
z obiegowej monety Cesarstwa prawnie wolno było przyjmować tylko złoto.175
Pozostałość, zależnie od wysokości określonej w corocznej indykcji, nakładano
w sposób jeszcze bardziej bezpośredni i jeszcze bardziej uciążliwy. Plony,
w zależności od zagospodarowania danej ziemi, pod postacią takich artykułów,
jak wino bądź oliwa, kukurydza bądź jęczmień, przewożono przy pomocy
mieszkańców danej prowincji albo na ich koszt do magazynów cesarskich, skąd
od czasu do czasu rozdzielano je na użytek dworu, armii i obu stolic: Rzymu
i Konstantynopola. Komisarze skarbowi, często zmuszani do dokonywania
znacznych zakupów, otrzymali najsurowszy zakaz dopuszczania do jakichkol­
wiek potrąceń bądź przyjmowania w gotówce równowartości tych dostaw,
które miały być ściągnięte w naturze. Metoda taka świetnie się da zastosować
przy zbieraniu dobrowolnych datków ludu w prymitywnej prostocie małych
społeczności, ale pozwalając jednocześnie i na największą swobodę, i na
największą surowość w przekupnej monarchii absolutnej musi powodować stałą
walkę pomiędzy siłami ucisku a wybiegami oszustwa.176 Rolnictwo prowincji
rzymskich niepostrzeżenie popadło w ruinę, toteż w miarę postępu despotyzmu,
który zawsze się skłania do działania wbrew własnym celom, cesarze, chcąc nie
chcąc, czerpali pewne zasługi, darowując długi bądź zwalniając z danin, jakich
poddani w żadnym razie i tak by nie zdołali zapłacić. Zgodnie z nowym
podziałem Italii urodzajna, szczęśliwa prowincja Kampania, widownia wczes­
nych zwycięstw i urocze schronienie obywateli Rzymu, rozciągała się od morza
po Apeniny, od rzeki Tyber do rzeki Silarus. W sześćdziesiąt łat po śmierci
Konstantyna na podstawie dowodów w postaci zgodnego z prawdą spisu
zwolniono tam od podatku trzysta trzydzieści tysięcy akrów angielskich *
pustyni i nieużytków, który to obszar stanowił ósmą część powierzchni całej tej
prowincji. Ponieważ nie było jeszcze wtedy w Italii ani śladu barbarzyńców,
spowodowanie takiego zdumiewającego spustoszenia, odnotowanego nawet
w prawach ówczesnych, można przypisać tylko administracji cesarzy rzym­
skich.177

* Ok. stu trzydziestu trzech tysięcy hektarów.


132 Rozdział siedemnasty

Jak się zdaje, sposób określania wysokości daniny bądź planowo, bądź też
przypadkowo jednoczył istotę podatku gruntowego z formami pogłównego.178
Sprawozdania podatkowe nadsyłane ze wszystkich prowincji lub okręgów
podawały liczbę obłożonych daniną poddanych oraz sumę ogólną daniny. Dzie­
ląc drugą z tych liczb przez pierwszą powszechnie przyjmowano nie tylko
w potocznym, ale nawet i w prawnym obliczeniu, że dana prowincja zawiera tyle
a tyle ca p ita , czyli głów do opodatkowania, przy czym każda z tych głów zostaje
oszacowana na taką to a taką cenę. Wartość głowy obłożonej daniną musiała się
różnić zależnie od wielu przypadkowych, a już przynajmniej zmiennych
okoliczności, ale wiadomo nam o pewnym bardzo ciekawym fakcie, tym waż­
niejszym, że dotyczy jednej z najbogatszych prowincji Cesarstwa Rzymskiego,
która obecnie kwitnie jako jedno z najwspanialszych królestw europejskich.
Zachłanni ministrowie Konstancjusza wyczerpali bogactwa Galii, ściągając
w dorocznej daninie po dwadzieścia pięć sztuk złota od głowy. Humanitarna
polityka jego następcy zmniejszyła to pogłówne do siedmiu sztuk złota.179
Można więc proporcję pomiędzy tymi dwiema krancowościami nadmiernego
ucisku i przelotnej pobłażliwości ustalić na szesnaście sztuk złota, czyli około
dziewięciu funtów szterlingów, przyjmując to jako, być może, przeciętną normę
danin Galii.180 Ale takie obliczenie, a właściwie raczej fakty, na podsta­
wie których go dokonano, nasuną człowiekowi myślącemu dwa zagadnienia:
dziwne może się wydawać to, że owo pogłówne było dla wszystkich jednakowe,
a zarazem tak wysokie. Próba wyjaśnienia tych zagadnień może rzucić pewne
światło na ciekawy temat finansów w zmierzchającym Cesarstwie.
I. Jest rzeczą oczywistą, że dopóki niezmienny ustrój natury ludzkiej będzie
stwarzał i utrzymywał tak nierówny podział własności, najliczniejsza część
społeczeństwa pozostanie bez środków utrzymania, jeśli płacić będzie jednako­
wy dla wszystkich podatek, stanowiący dla władcy dochód raczej znikomy. Tak
istotnie mogłoby wyglądać rzymskie pogłówne w teorii, ale w praktyce ta
niesłuszna równość już się nie dawała odczuć, gdyż ściągano daninę na zasadzie
p r a w d z i w e g o , a n i e o s o b i s t e g o obciążenia podatkowego. Na jedną
g ł o wę , czyli udział w opodatkowaniu, składało się kilku niezamożnych
obywateli, podczas gdy bogaty mieszkaniec prowincji proporcjonalnie do swego
majątku sam jeden reprezentował kilka symbolicznych głów. W swojej prośbie
poetyckiej, skierowanej do ostatniego i najbardziej zasłużonego z władców
rzymskich, którzy panowali w Galii, Sydoniusz Apollinaris, przedstawiając
nałożoną na siebie daninę pod postacią trzygłowego potwora, Geriona z klechd
greckich, prosi nowego Herkulesa, aby raczył łaskawie temu potworowi ściąć
wszystkie trzy głowy i tym samym ocalić petentowi życie.181 Majątek Sydoniu-
sza znacznie przekraczał przysłowiowe mienie poety, ale gdyby chciał on
poprowadzić tę metaforę dalej, musiałby odmalować wielu galijskich możno-
władców ze stu głowami zabójczej Hydry rozpościerającej się po kraju i po­
żerającej środki utrzymania stu rodzin.
Pogłówne 133

II. Trudność ściągnięcia co rok sumy około dziewięciu funtów szterlingów


nawet jako przeciętnej pogłównego w Galii stanie się jeszcze widoczniejsza
w porównaniu z obecnymi warunkami w tymże samym kraju, którym rządzi
teraz monarcha samowładny pracowitego, bogatego i serdecznego ludu. Podat­
ków Francji ani pochlebstwami, ani groźbami nie da się powiększyć ponad sumę
osiemnastu milionów szterlingów, przy czym sumę tę, być może, należy podzielić
pomiędzy dwadzieścia cztery miliony mieszkańców.182 Z tego może siedem
milionów wywiązuje się ze zobowiązania pozostałej rzeszy kobiet i dzieci, ale
i tak równa wysokość podatku, przypadająca na każdego podatnika, ledwie
przewyższa pięćdziesiąt szylingów naszych pieniędzy w przeciwstawieniu do
sumy prawie czterokrotnie większej, jaką regularnie obciążano przodków galij­
skich. Powodu tej różnicy należy szukać nie tyle w niedostatku złota i srebra
w nowoczesnej Francji albo w ich obfitości w starożytnej Galii, ile raczej w tym,
że inne były warunki życia w Galii, a inne są we Francji. W kraju, gdzie wolność
osobista jest przywilejem każdego poddanego, można całą masę podatków
ściąganych czy to od nieruchomości, czy od spożycia sprawiedliwie podzielić
pomiędzy ogół narodu. Natomiast w Galii starożytnej, jak również i w innych
prowincjach rzymskich, większość ziemi uprawiali niewolnicy albo chłopi,
których zależny stan był także niewolą, chociaż nie tak srogą.183 W takim
państwie biedni żyli na koszt panów korzystających z owoców ich pracy,
a ponieważ w spisach daniny figurowały tylko nazwiska obywateli, posiadają­
cych środki jeżeli nie świetnego, to już co najmniej przyzwoitego utrzymania, ich
stosunkowo niska liczba tłumaczy i usprawiedliwia wysoką stawkę pogłównego.
Prawdziwość tego twierdzenia można zilustrować przykładem: Eduowie, jedno
z najpotężniejszych i najbardziej cywilizowanych plemion, czyli m i a s t Galii,
zajmowali obszar, na którym obecnie, licząc obie diecezje kościelne Autun
i Nevers,184 mieszka ponad pięćset tysięcy mieszkańców; po prawdopodobnym
przyłączeniu diecezji Châlons i M açon185 liczba tamtejszej ludności dojdzie do
ośmiuset tysięcy dusz. W czasach Konstantyna obszar Eduów miał najwyżej
dwadzieścia pięć tysięcy g ł ó w pogłównego, z czego siedem tysięcy Konstantyn
zwolnił od nieznośnego ciężaru daniny.186 Ta słuszna analogia zdawałaby się
potwierdzać zdanie pewnego zmyślnego historyka,187 który twierdził, że liczba
wolnych, obłożonych daniną obywateli Galii nie przekraczała pół miliona; jeśli
więc w zwykłej administracji rządowej można ich doroczne płatności oszacować
na sumę około czterech i pół miliona naszych pieniędzy, okazałoby się, że
chociaż udział każdej jednostki był czterokrotnie większy, to jednak ogółem
w starożytnej Galii ściągano zaledwie jedną czwartą sumy podatków nowoczes­
nej Francji. Wymuszenia Konstancjusza można obliczyć na sumę siedmiu
milionów funtów szterlingów, którą Julian wiedziony człowieczeństwem czy też
może mądrością zmniejszył do dwóch milionów.
Jednakże ściąganie tego podatku bądź pogłównego tylko od właścicieli
ziemskich pozwoliłoby uniknąć opodatkowania innej klasie wolnych obywateli,
134 Rozdział siedemnasty

bogatej i licznej. Z zamiarem dzielenia bogactw, jakie się czerpie ze sztuki bądź
pracy i jakie istnieją pod postacią pieniędzy albo towarów, cesarze nałożyli
odrębną daninę osobistą na poddanych zajmujących się handlem.188 Zwolnie­
nia od tej daniny, zresztą bardzo ściśle ograniczone zarówno w czasie, jak
i w miejscu, przyznawano właścicielom ziemskim sprzedającym plony z włas­
nych majątków. Pewną pobłażliwość okazywano też zawodom wyzwolonym, ale
każda inna gałąź pracy zarobkowej podlegała surowości prawa. Czcigodny
kupiec z Aleksandrii, który importował klejnoty i korzenie z Indii na użytek
świata zachodniego, lichwiarz, który czerpał potajemne haniebne zyski z odsetek
pożyczanych pieniędzy, pomysłowy rękodzielnik i nawet najpośledniejszy
kupczyk-detalista w zapadłej wiosce musieli do uczestniczenia w zyskach
dopuszczać urzędników skarbowych, przy czym władca Cesarstwa Rzymskiego,
tolerując zawód prostytutek, przystał na dzielenie się nawet i z nimi ich bezec-
nym zarobkiem. Ten powszechny podatek od działalności zarobkowej ściągany
był co cztery lata i nosił nazwę d a n i n y l u s t r a l n e j ; historyk Zosimos 189
ubolewał, że zbliżanie się fatalnego terminu płatności zwiastowały łzy i popłoch
obywateli, którzy często w obawie przed zagrażającą chłostą musieli stosować
najbardziej wstrętne i nienaturalne metody starania się o sumę, na jaką ich
mienie opodatkowano. Wprawdzie świadectwo Zosimosa nie jest zupełnie wolne
od zarzutu uczuciowej stronniczości i uprzedzenia, ale na podstawie charakteru
tej daniny słusznie chyba można wyciągnąć wniosek, że nakładano ją na
poszczególne osoby samowolnie, a ściągano niezmiernie surowo. Potajemne
bogactwa handlu i niepewne zyski sztuki i rękodzieła podlegają oszacowaniu
tylko z grubsza, przeważnie z korzyścią dla interesów skarbu państwa; a ponie­
waż jedyną stałą i widoczną rękojmią płatności jest w tym wypadku osoba
podatnika, więc wyznaczoną sumę, którą przy podatku gruntowym można
ściągnąć na drodze konfiskaty majątku, rzadko zdoła się wymusić inaczej niż
zastosowaniem kary cielesnej. O okrutnym traktowaniu niewypłacalnych dłuż­
ników państwa świadczy, być może, łagodzący je, bardzo ludzki edykt Konstan­
tyna, który wyrzekając się stosowania łoża tortur i chłosty każe owych
dłużników zamykać w przestronnym, przewiewnym więzieniu.190
Tak się przedstawiały powszechne podatki nakładane i ściągane przez władzę
absolutną monarchii, ale ofiarowywanie okolicznościowych darów w postaci
z ł o t a k o r o n n e g o nadal zachowało miano i pozory powszechnej dobro­
wolności. Był w starożytności taki zwyczaj, że sprzymierzeńcy Rzeczypospolitej,
przypisując swoje bezpieczeństwo albo wyzwolenie powodzeniu rzymskiego
oręża, a nawet i miasta Italii, podziwiając cnoty swego zwycięskiego wodza,
uświetniały przepych jego tryumfu dobrowolnymi darami w postaci złotych
wieńców, które po tej ceremonii poświęcano w świątyni Jowisza, aby utrwalały
pamięć jego chwały w wiekach przyszłych. Wskutek krzewienia się gorliwości
i pochlebstwa wkrótce pomnożyła się ilość i powiększyły rozmiary takich
ludowych darowizn i już tryumfowi Cezara dodały blasku dwa tysiące osiemset
Złoto koronne 135

dwadzieścia dwa masywne wieńce, których łączna waga wynosiła dwadzieścia


tysięcy czterysta czternaście funtów złota. Skarb ów natychmiast przetopiono na
rozkaz tego roztropnego dyktatora, uważającego, że bardziej niż bogom przyda
się on jego żołnierzom. Następcy Cezara poszli za jego przykładem i przyjął
się zwyczaj wymieniania tych wspaniałych ozdób na bardziej pożądany dar
w postaci złotej monety obiegowej Cesarstwa.191 Aż wreszcie doszło do tego, że
dar, niegdyś spontaniczny, zaczęto ściągać jako dług płynący z zobowiązania,
przy czym, zamiast się ograniczać tylko do okazji tryumfu, poszczególne miasta
i prowincje miały go składać zawsze, gdy cesarz raczył obwieścić swoje
wstąpienie na tron, swój konsulat, przyjście na świat syna, nominację cezara,
zwycięstwo nad barbarzyńcami lub jakiekolwiek inne prawdziwe albo wy­
myślone wydarzenie uświetniające lata jego panowania. Wprowadzono zwyczaj,
że senat rzymski składał dobrowolny dar w wysokości tysiąca sześciuset funtów
złota, czyli około sześćdziesięciu czterech tysięcy funtów szterlingów. Uciemięże­
ni poddani uroczyście wysławiali swoje szczęście z racji tego, że władca zgodził
się łaskawie przyjąć takie słabe, ale dobrowolne świadectwo ich lojalności
i wdzięczności.192
Lud rozpierany dumą bądź rozgoryczony niezadowoleniem rzadko kiedy
zdolny jest właściwie ocenić swoje rzeczywiste położenie. Poddani Konstantyna
nie potrafili dostrzec, że następuje schyłek ducha i męstwa i że niegodni stają się
swych przodków, mogli jednak odczuwać i opłakiwać wściekłość tyranii,
rozluźnienie dyscypliny i wzrost podatków. Bezstronny historyk, uznając
słuszność ich skarg, przecież zwróci uwagę na pewne okoliczności korzystniej­
sze, mogące wpływać na złagodzenie ich niedoli. Zagrażającą nawałnicę
barbarzyńców, którzy tak rychło mieli podkopać podwaliny rzymskiej wiel­
kości, jeszcze odpierano na granicach lub trzymano w zawieszeniu. Mieszkańcy
dużej części kuli ziemskiej uprawiali sztuki służące zbytkowi i literaturę oraz
cieszyli się wykwintnymi przyjemnościami życia towarzyskiego. Formy, prze­
pych i wydatki administracji cywilnej przyczyniały się do powściągania samowo­
li żołnierzy; i chociaż prawa bywały naruszane przez władzę bądź przekręcane
przez przebiegłość, to jednak mądre zasady rzymskiego orzecznictwa sądowego
zachowywały poczucie prawości i ładu nie znane despotycznym rządom
Wschodii. Uprawnienia ludzkości mogły znajdować pewną ochronę w religii
i filozofii, a dźwięk słowa „wolność”, który już nie trwożył następców Augusta,
może przecież czasem ich napominał, że panują nie nad narodem niewolników
i barbarzyńców.193
Rozdział osiemnasty

CHARAKTER KONSTANTYNA — WOJNA Z GOTAMI — ŚMIERĆ


KONSTANTYNA — PODZIAŁ CESARSTWA MIĘDZY JEGO TRZECH
SYNÓW — WOJNA Z PERSJĄ — TRAGICZNA ŚMIERĆ
KONSTANTYNA MŁODSZEGO I KONSTANSA — UZURPACJA
MAGNENCJUSZA — WOJNA DOMOWA — ZWYCIĘSTWO
KONSTANCJUSZA

C harakter władcy, który przeniósł stolicę Cesarstwa i wprowadził w państwo­


wym i religijnym ustroju swego kraju tak doniosłe zmiany, przykuwał uwa­
gę ludzkości i wywoływał sprzeczne opinie. Pełna wdzięczności gorliwość chrze­
ścijan przystrajała tego zbawcę Kościoła we wszelkie cechy bohatera, a nawet
świętego, podczas gdy niezadowolenie stronnictwa pokonanego stawiało Kon­
stantyna w rzędzie najwstrętniejszych tyranów, którzy purpurę cesarską hańbili
występkami i słabością. Te same silne uczucia w stosunku do niego przeszły
w pewnym stopniu na następne pokolenia i jeszcze w naszym stuleciu charakter
Konstantyna jest przedmiotem satyr lub panegiryków. Bezstronnie zestawiając
przywary przyznawane mu przez najgorętszych wielbicieli z cnotami uznanymi
przez jego najbardziej nieubłaganych wrogów moglibyśmy mieć nadzieję, że
zdołamy nakreślić portret tego niezwykłego człowieka dość sprawiedliwie na to,
aby prawda i bezstronność historii przyjęła go bez rumieńca.1Wkrótce jednak by
się okazało, że daremny wysiłek połączenia barw tak się ze sobą gryzących
i pogodzenia cech tak sprzecznych musi dać w wyniku postać raczej potwora niż
człowieka, jeśli nie będzie się jej oglądało we właściwym świetle poszczególnych
okresów panowania Konstantyna, po starannym ich rozdzieleniu.
Natura hojnie obdarzyła zarówno postać, jak i umysł Konstantyna najbar­
dziej doborowymi przymiotami. Konstantyn był wysokiego wzrostu, postawę
miał majestatyczną, sposób bycia pełen wdzięku; wykazywał siłę i ruchliwość
we wszelkich męskich ćwiczeniach i od najwcześniejszej młodości do bardzo
podeszłego wieku zachował krzepkie zdrowie dzięki ścisłemu przestrzeganiu
takich obywatelskich cnót, jak czystość i wstrzemięźliwość. Był bardzo towarzy­
ski i lubił się wdawać w poufałe rozmowy; chociaż czasem może folgował
skłonnościom do żartów z mniejszą powściągliwością, niżby tego wymagała
godność jego stanu, to jednak dwomością obyczajów i szerokim gestem zdoby­
wał sobie serca wszystkich, którzy się do niego zbliżali. Szczerość jego przyjaź­
ni była wątpliwa, ale przy pewnych okazjach przecież wykazał, że nie jest nie­
zdolny do gorącego i długotrwałego przywiązania. Pomimo bardzo niewielkiego
wykształcenia potrafił sobie wytworzyć słuszną ocenę wartości kulturalnych,
Charakter Konstantyna 137

toteż sztuki piękne i nauki czerpały pewną zachętę z jego szczodrobliwej opieki.
Sprawy państwowe załatwiał z niezmordowaną pilnością i prawie nieustannie
zajmował się czytaniem, pisaniem bądź rozmyślaniem, udzielaniem posłuchań
posłom oraz badaniem skarg poddanych. Nawet ci, którzy ganili niestosowność
jego posunięć, musieli przyznać mu rozmach, z jakim podejmował najtrudniej­
sze plany, i cierpliwość, z jaką je przeprowadzał, nie dając się powstrzymać ani
przesądom wychowania, ani wrzawie rzeszy. Na polu bitwy własnym przy­
kładem tchnął nieustraszonego ducha w wojska, które prowadził z talentem
doskonałego dowódcy, raczej więc jego zdolnościom niż szczęśliwej gwieździe
możemy przypisać znakomite zwycięstwa nad zewnętrznymi i wewnętrznymi
wrogami Rzeczypospolitej. Miłował chwałę, będącą nagrodą i, być może,
pobudką jego trudów. Bezgraniczną żądzę władzy, która, jak się zdaje, od chwili
przywdziania purpury cesarskiej w Yorku zapanowała wszechwładnie nad jego
duszą, można usprawiedliwić niebezpieczeństwem jego położenia, charakterem
współzawodników, świadomością przewagi własnych zasług oraz perspektywą,
że zwycięstwo pozwoli mu przywrócić pokój i ład w skłóconym Cesarstwie.
Jeszcze podczas wojen domowych z Maksencjuszem i Licyniuszem przeciągnął
na swoją stronę sympatię ludu, który porównywał jaskrawe występki tych
tyranów z duchem mądrości i sprawiedliwości zdającym się nadawać ogólny
kierunek rządom Konstantyna.2
Gdyby Konstantyn poległ nad Tybrem czy nawet na równinach Adrianopola,
taki właśnie jego obraz można by z niewidoma poprawkami przekazać
potomności. Cóż, kiedy końcowy okres jego panowania (zgodnie z pełnym
umiaru, a co więcej, łagodnym orzeczeniem pewnego współczesnego mu pisarza)
strącił go z wyżyny, na której przedtem zdobył sobie miejsce w szeregu naj­
bardziej zasłużonych władców rzymskich.3 Rozpatrując życie Augusta, widzi­
my, jak tyran Rzeczypospolitej stopniowo, omal że niepostrzeżenie przeobraża
się w ojca swego kraju i ludzkości. Rozpatrując życie Konstantyna, możemy się
zastanawiać nad bohaterem, który, przedtem tak długo wzbudzając miłość
u poddanych i strach u wrogów, wyradza się w okrutnego i rozwiązłego
monarchę, zepsutego przez szczęśliwy los czy też może wywyższonego wskutek
licznych zwycięstw ponad konieczność maskowania prawdziwej swojej natury.
Powszechny pokój utrzymywany przez niego w ciągu ostatnich czternastu lat
panowania był okresem raczej pozornego przepychu niż rzeczywistej zamożności
i sędziwy wiek Konstantyna hańbiły dwie przeciwne sobie, a przecież dające się
z sobą pogodzić przywary: chciwość i rozrzutność. Szybko zostały roztrwonione
skarby, które w nagromadzonej obfitości znaleziono w pałacach Licyniusza
i Maksencjusza; najrozmaitszym innowacjom wprowadzanym przez zwycięzcę
towarzyszył wzrost wydatków; pokrywanie kosztów jego budownictwa, dworu
i świąt wymagało natychmiastowych, obfitych dostaw i tylko przez uciskanie
ludu można było zdobyć kapitały wystarczające na to, aby utrzymać przepych
tego władcy.4 Niegodni ulubieńcy Konstantyna wzbogacali się dzięki bezgra­
138 Rozdział osiemnasty

nicznej hojności swego pana i bezkarnie sobie przywłaszczali przywilej grabieży


i przekupstwa.5 We wszystkich działach administracji państwowej dawał się
odczuwać ukryty, ale powszechny rozkład, przy czym sam cesarz, chociaż jeszcze
zachował posłuch u poddanych, stopniowo tracił ich szacunek.
Strój i obyczaje, którymi u schyłku życia lubił się popisywać, przyczyniły się
tylko do poniżenia go w oczach ludzkich. Przepych przejęty z Azji przez
dumnego Dioklecjana przybrał w osobie Konstantyna pozory miękkości
i zniewieściałości. Przedstawia się tego cesarza ze sztucznymi, farbowanymi
włosami, pracowicie ułożonymi przez biegłych artystów owych czasów, w koro­
nie według nowej i kosztowniejszej mody i w całej obfitości drogich kamieni
i pereł, naszyjników i bransolet; szaty nosił wielobarwne, powłóczyste, z grubego
jedwabiu, bardzo cudacznie haftowane w złote kwiaty. Trudno było strój taki
usprawiedliwić młodością i głupotą, które w podobnym wypadku usprawiedli­
wiały Heliogabala, bynajmniej też nie przejawiała się w nim mądrość sędziwego
monarchy i prostota rzymskiego weterana.6 Umysł Konstantyna, rozprzężony
dobrobytem i pobłażaniem własnym skłonnościom, nie mógł się już wznosić do
owej wielkoduszności, która gardzi podejrzeniami i ma odwagę przebaczać.
Jeszcze, być może, śmierć Maksymiana i śmierć Licyniusza da się usprawiedli­
wić zasadami polityki, wpajanymi w szkołach tyranów, ale rzeczowe opowiada­
nie o egzekucjach, a raczej morderstwach, które splamiły podeszły wiek
Konstantyna, wytworzy w nas, choćbyśmy byli nastawieni najbardziej bezstron­
nie, pojęcie władcy poświęcającego bez wahania prawa sprawiedliwości i natu­
ralnych uczuć na rzecz własnych namiętności bądź interesów.
Zdawało się, że ten sam szczęśliwy los, który tak niezmiennie towarzyszył
sztandarowi Konstantyna, zapewni mu nadzieje i słodycze życia rodzinnego. Ci
spośród jego poprzedników, którzy cieszyli się rządami najdłuższymi i naj­
pomyślniejszymi, a mianowicie August, Trajan i Dioklecjan, nie doczekali się
potomstwa; dzieciom innych władców częste przewroty nigdy nie pozwalały
wyrosnąć i mnożyć się w cieniu cesarskiej purpury. Ale królewska krew
Flawiuszów, zawdzięczająca swoją szlachetność Klaudiuszowi, pogromcy Go­
tów, uświetniła kilka pokoleń i sam Konstantyn przejął po ojcu honory
dziedziczne, które następnie przekazał swoim dzieciom. Cesarz ten był dwukrot­
nie żonaty. Minerwina, niepozorny, ale prawowity przedmiot jego młodzień­
czego uczucia,7 pozostawiła mu tylko jednego syna imieniem Kryspus. Z Faustą,
córką Maksymiana, Konstantyn miał trzy córki i trzech synów, znanych pod
pokrewnymi imionami: Konstantyn, Konstancjusz i Konstans. Pozbawionym
ambicji braciom Konstantyna Wielkiego: Juliuszowi Konstancjuszowi, Dalma-
cjuszowi i Hannibalianusowi,8 wolno było się cieszyć najbardziej zaszczytnymi
tytułami i największymi majątkami, jakie tylko dały się pogodzić ze stanowis­
kiem prywatnego obywatela. Najmłodszy z tych trzech braci nie wsławił się
niczym i umarł bezpotomnie. Dwaj starsi otrzymali córki bogatych senatorów
za żony i pozostawili po sobie nowe konary cesarskiego drzewa. Z dzieci
Rodzina Konstantyna 139

Juliusza Konstancjusza, p a t r y c j u s z a , najznakomitszymi stali się później


Gallus i Julian. Dwaj synowie Dalmacjusza, odznaczonego czczym tytułem
c e n z o r a , nosili imiona Dalmacjusz i Hannibalianus. Dwie siostry Konstan­
tyna Wielkiego, Anastazję i Eutropię, wydano za mąż za Optata i Nepocjana,
dwóch senatorów szlachetnego rodu o godności konsularnej. Trzecia siostra,
Konstancja, zaznała najwspanialszych wyróżnień i największych cierpień.
Owdowiała po pokonanym Licyniuszu, i to właśnie dzięki jej staraniom
niewinny chłopiec, latorośl z tego małżeństwa, na pewien czas zachował życie,
tytuł cezara i niepewną nadzieję wstąpienia na tron. Oprócz tych kobiet
i powinowatych dynastii Flawiuszów jeszcze kilkunastu mężczyzn, do których
język dworów nowoczesnych zastosowałby tytuł książąt krwi, miało dane po
temu, aby w zależności od hierarchii urodzenia dziedziczyć bądź podtrzymywać
tron Konstantyna. Ale w niespełna trzydzieści lat później ta duża i wciąż
powiększająca się rodzina ograniczyła się do osób Konstancjusza i Juliana.
Jedynie oni przetrwali cały szereg zbrodni i nieszczęść z rodzaju tych, jakie
opłakiwali poeci w tkliwych strofach tragedii o Pelopsie i Kadmosie.
Kryspus, najstarszy syn Konstantyna i domniemany dziedzic Cesarstwa,
przedstawiony jest przez bezstronnych historyków jako młodzieniec miły
i uzdolniony. Troskę o jego wychowanie czy już przynajmniej studia, powierzo­
no Laktancjuszowi, najwymowniejszemu z chrześcijan, nauczycielowi, który
zadziwiająco potrafił rozwinąć dobry smak w znakomitym uczniu i wydobyć
jego cnoty.9 W wieku lat siedemnastu Kryspus otrzymał tytuł cezara i zarząd nad
prowincjami galijskimi, gdzie najazdy Germanów dały mu wczesną sposobność
do wykazania waleczności na polu bitwy. Podczas wojny domowej, która
rozpętała się wkrótce potem, ojciec podzielił się z nim władzą; już zresztą
w historii niniejszej wysławialiśmy męstwo i postępowanie, jakim się popisał
Kryspus przy forsowaniu cieśniny Hellespont, tak uparcie bronionej przez
przeważającą flotę Licyniusza. To zwycięstwo, odniesione na morzu, przyczy­
niło się do rozstrzygnięcia wyniku wojny, i imiona Konstantyna i Kryspusa
zjednoczyły się w radosnym poklasku ich wschodnich poddanych, wszem
i wobec głoszących, że świat się poddał i jest teraz pod rządami cesarza
obdarzonego wszelkimi cnotami oraz jego znakomitego syna, królewicza
umiłowanego przez Niebiosa, wykapanego obrazu doskonałości swego ojca.
Łaska ogółu, zazwyczaj otaczająca władcę dopiero w starości, tym razem
opromieniła młodość Kryspusa. Zasługiwał on na szacunek i pozyskiwał
sympatie dworu, armii i ludu. Poddani niechętnie uznają stwierdzone zasługi
panującego monarchy i często je kwestionują stronniczym szemraniem, podczas
gdy na zapowiadających się dopiero cnotach następcy tronu budują nieogra­
niczone nadzieje zarówno osobistego, jak i powszechnego szczęścia.10
Niebezpieczna popularność Kryspusa wkrótce zwróciła na siebie uwagę
Konstantyna, który i jako ojciec, i jako król nie lubił równych sobie. Zamiast się
postarać o zapewnienie wierności syna i zobowiązać go szlachetnymi więzami
140 Rozdział osiemnasty

zaufania i wdzięczności, postanowił nie dopuścić do szkód, jakie mogłyby mu


zagrażać ze strony niezaspokojonej żądzy władzy młodego cezara. Wkrótce
potem Kryspus miał już powód do uskarżania się, że podczas gdy jego nieletni
brat, Konstancjusz, z tytułem cezara wysłany do Galii, zarządza jego, Kryspusa,
dotychczasowym dominium,11 on sam, książę w wieku dojrzałym, który jeszcze
tak niedawno położył znakomite zasługi, zamiast otrzymać teraz wyższy tytuł
augusta, musi nieomal jako więzień przebywać na ojcowskim dworze, gdzie nie
mając żadnej władzy i możliwości obrony jest narażony na wszelakie oszczer­
stwa ze strony złośliwych wrogów. W takich trudnych okolicznościach młody
królewicz chyba nie zawsze potrafił panować nad swoim zachowaniem i ukrywać
niezadowolenie, a możemy być pewni, że otaczała go świta niedyskretnych lub
zdradliwych zauszników, którzy pilnie starali się rozniecać niebaczny żar jego
urazy, być może, nawet mając takie polecenie.
Ogłoszony mniej więcej w tym samym czasie edykt Konstantyna wyraźnie
wskazuje na prawdziwe czy udawane podejrzenia tego władcy, że przeciwko jego
osobie i rządowi knuje się potajemnie jakiś spisek. Wszelkimi przynętami
w formie zaszczytów i nagród zachęca on donosicieli każdego stanu, aby nie
czyniąc żadnego wyjątku, składali oskarżenia na dostojników państwowych
i urzędników, jego przyjaciół i ulubieńców z najbliższego otoczenia, przy czym
zaklina się uroczyście, że wszelkich oskarżeń wysłucha i sam pomści swoje
krzywdy; wreszcie, kończąc ten edykt modlitwą, wyjawia, że istnieje pewna
obawa niebezpieczeństwa, i błaga Opatrzność Najwyższej Istoty o dalszą opiekę
nad cesarzem i Cesarstwem.12
Donosiciele, którzy skorzystali z tak szczodrobliwej zachęty, dość byli biegli
w sztuczkach dworskich, aby na winnych wybierać przyjaciół i zwolenników
Kryspusa, nie mieli też powodu nie wierzyć cesarzowi obiecującemu pełny
wymiar zemsty i kary. Konstantyn w swojej polityce zachowywał jednak wciąż
te same pozory względów i zaufania wobec syna, którego zaczął już uważać za
najbardziej nieprzejednanego wroga. Nadal wybijano medale ze zwyczajowymi
życzeniami długiego i szczęsnego panowania młodego cezara,13 i ponieważ
lud nie dopuszczany do tajemnic pałacu nadal sławił jego cnoty i szanował
jego godność, pewien poeta w prośbie o odwołanie z wygnania jednakowo
żarliwie oddaje cześć majestatowi ojca i majestatowi syna.14
Nadszedł czas na uroczystości związane z obchodem dwudziestolecia panowa­
nia Konstantyna i cesarz przeniósł w tym celu dwór z Nikomedii do Rzymu,
gdzie już poczyniono najwspanialsze przygotowania na jego przyjęcie. Wszyst­
kie oczy i wszystkie języki wysilały się, jak mogły, by wyrazić uczucie
powszechnego szczęścia, więc na pewien czas na najciemniejsze zamysły zemsty
i morderstwa nasunięto zasłonę uroczystego ceremoniału i udawania.15 Ale już
w połowie tego święta nieszczęsny Kryspus został pojmany na rozkaz cesarza,
który nagle odłożył na bok czułość ojca nie przybierając bezstronności sędziego.
Badanie było krótkie i bez świadków,16 po czym, ponieważ uznano, że
Śmierć Kryspusa 141

przyzwoiciej będzie ukryć los młodego księcia przed oczami rzymskiego ludu,
wysłano go pod silną strażą do miasta Pola w Istrii, gdzie wkrótce poniósł
śmierć bądź z ręki kata, bądź też wskutek łagodniejszego działania trucizny.17
Upadek Kryspusa pociągnął za sobą zgładzenie cezara Licyniusza,18 młodzień­
ca ze wszech miar miłego, przy czym Konstantyn pozostał głuchy na prośby
i łzy swojej ukochanej siostry błagającej o darowanie życia synowi, którego
jedynym przestępstwem było jego stanowisko i po którego straceniu nie żyła ona
już długo. Historię tych nieszczęśliwych książąt, istotę i dowody ich winy, formy
ich procesu i okoliczności ich śmierci spowija tajemnicza ciemność; dworny
biskup, który w wypracowanym dziele wysławia cnoty i pobożność swego
bohatera, Konstantyna, zachowuje na temat tych tragicznych wydarzeń dyskret­
ne milczenie.19 Owa wyniosła pogarda wobec opinii ludzkości, pozostawiająca
niezatartą plamę na pamięci Konstantyna, musi nam przypomnieć, jak zupełnie
inaczej zachował się jeden z największych monarchów obecnej ery. Car Piotr,
dzierżąc pełną władzę despotyczną, przedłożył sądowi Rosji, Europy i potomno­
ści powody, które go zmusiły do podpisania wyroku śmierci na zbrodniczego czy
już przynajmniej zwyrodniałego syna.20
Tak powszechnie uznano niewinność Kryspusa, że nowocześni Grecy, czcząc
pamięć Konstantyna, założyciela swego Kościoła, muszą łagodzić winę tego
synobójstwa, którą zwykłe uczucia natury ludzkiej zabraniają im usprawie­
dliwić. Pozorują więc, że udręczony ojciec natychmiast po odkryciu fałszu
oskarżenia, które sprowadziło jego łatwowierność na tak fatalne manowce,
ogłosił światu swoją skruchę i pokutę; że był w żałobie przez dni czterdzieści,
powstrzymując się w tym czasie od brania kąpieli i korzystania z wszystkich
zwykłych wygód życia; i że ku trwałemu pouczeniu potomności wzniósł złoty
posąg Kryspusa z następującym pamiętnym napisem:
«SYNOWI MEMU, KRYSPUSOWI, KTÓREGO NIESPRAWIEDLIWIE
SKAZAŁEM.»21
Opowieść tak moralna i tak interesująca zasługiwałaby na to, by ją poparł
jakiś autorytet mniej podejrzany, ale gdy się odwołamy do pisarzy dawniejszych
i bardziej wiarygodnych, dowiemy się od nich, że pokuta Konstantyna
przejawiała się tylko w czynach krwawych i mściwych i że zabicie niewinnego
syna odpokutował zabiciem winnej, być może, żony. Pisarze ci przypisują
nieszczęścia Kryspusa podstępom jego macochy, Fausty, której nieubłagana
nienawiść bądź zawiedziona miłość odnowiła w pałacu Konstantyna starożytną
tragedię Hipolita i Fedry.22 Podobnie jak córka Minosa, tak i córka Maksy-
miana oskarżyła swego pasierba o kazirodcze targnięcie się na czystość
ojcowskiej żony, z łatwością więc uzyskała od zazdrosnego cesarza wyrok śmier­
ci na młodego księcia, którego nie bez słuszności uważała za najgroźniejszego
rywala swych rodzonych synów. Ale Helena, sędziwa matka Konstantyna, nie
tylko opłakiwała, lecz i pomściła przedwczesną śmierć swego wnuka, Kryspusa;
niewiele czasu upłynęło, gdy dokonano prawdziwego albo upozorowanego
142 Rozdział osiemnasty

odkrycia, że sama Fausta utrzymuje przestępczy stosunek z pewnym niewol­


nikiem ze stajen cesarskich.23 Natychmiastowym następstwem tego oskarżenia
było skazanie i ukaranie Fausty; cudzołożnica poniosła śmierć przez uduszenie
parą w łaźni rozgrzanej w tym celu do niezwykłego stopnia.24 Niektórym, być
może, będzie się wydawać, że wspomnienie dwudziestoletniego związku małżeń­
skiego i wzgląd na honor wspólnych latorośli mających odziedziczyć tron mogły
zmiękczyć zatwardziałe serce Konstantyna i skłonić go, by pozwolił żonie,
jakkolwiek winną mogła się okazać, na odpokutowanie swoich przestępstw
w jakimś odosobnionym więzieniu, Ale próżnym chyba trudem będzie roz­
ważanie stosowności jego posunięć, skoro nie możemy bezsprzecznie ustalić
prawdy tego wydarzenia, połączonego z okolicznościami wątpliwymi i zawikła-
nymi. Zarówno ci, którzy atakują charakter Konstantyna, jak i ci, którzy go
bronią, jednakowo lekceważą dwa bardzo godne uwagi ustępy dwóch przemó­
wień wygłoszonych już pod panowaniem jego następcy. Pierwszy z nich sławi
cnoty, urodę i szczęsny los cesarzowej Fausty, córy, małżonki, siostry i matki tylu
władców;25 drugi wyraźnie potwierdza, że Fausta przeżyła i opłakała śmierć
swego syna, Konstantyna Młodszego, którego zamordowano w trzy lata po
śmierci ojca.26 Pomimo stanowczego świadectwa kilku pisarzy pogańskich, jak
również i chrześcijańskich może jednak mamy pewne powody ku temu, aby
wierzyć albo przynajmniej podejrzewać, że Fausta zdołała uciec przed ślepym,
podejrzliwym okrucieństwem małżonka. Ale i tak śmierć syna i siostrzeńca
cesarza, wraz ze straceniem wielkiej liczby czcigodnych i, być może, niewinnych
przyjaciół27 zamieszanych w ich upadek, wystarczy, % usprawiedliwić nieza­
dowolenie ludu rzymskiego oraz wytłumaczyć przybijane do bram pałacu
wiersze satyryczne, w których przyrównywano rządy Konstantyna do krwa­
wych rządów Nerona.28
Wskutek śmierci Kryspusa wydawało się, że panowanie nad Cesarstwem
przypadnie prawem dziedzicznym trzem synom Fausty, Konstantynowi, Kon-
stancjuszowi i Konstansowi, których już tu wymieniliśmy. Kolejno nadano tym
młodym królewiczom tytuły cezarów, przy czym daty ich mianowania zbiegły
się z dziesiątym, dwuńastym i trzynastym rokiem panowania ich ojca.29 Takie
postępowanie, chociaż zmierzające do pomnożenia przyszłych panów świata
rzymskiego, można by wytłumaczyć stronniczością uczuć ojcowskich, niełatwo
jednak zrozumieć, jakimi pobudkami kierował się cesarz, narażając na niebez­
pieczeństwo zarówno własną rodzinę, jak i poddanych niepotrzebnym wywyż­
szeniem swoich dwóch bratanków, Dalmacjusza i Hannibaliana. Pierwszy z nich
dzięki otrzymaniu tytułu cezara stał się równy swoim stryjecznym braciom. Dla
drugiego Konstantyn wymyślił nowy szczególny tytuł n a j s z l a c h e t n i e j ­
s z e g o (nobilissim us ),30 do którego dodał pochlebne wyróżnienie w postaci
szaty z purpury i złota. Ale przy tym Hannibalianus, jeden jedyny z całego
szeregu rzymskich władców we wszystkich erach Cesarstwa, otrzymał godność
króla, owo miano, którego nie ścierpieliby poddani Tyberiusza, widząc w nim
Synowie i bratankowie Konstantyna 143

bezczeszczącą i okrutną zniewagę kapryśnej tyranii. Używanie tego tytułu


nawet w taki sposób, w jaki, zdaje się, używano go pod panowaniem
Konstantyna, jest faktem tak dziwnym i oderwanym, że z ledwością można
w niego uwierzyć, opierając się na powadze licznych medali wybijanych przez
cesarza oraz pism współczesnych mu pisarzy.31
Całe Cesarstwo głęboko się interesowało wykształceniem tych pięciu mło­
dzieńców uznanych za następców Konstantyna. Ćwiczenia ciała przygotowywa­
ły ich do trudów wojny i obowiązków życia czynnego. Pisarze, którzy od czasu
do czasu czynią wzmianki o wykształceniu bądź zdolnościach Konstancjusza,
przyznają, że celował on w ćwiczeniach gimnastycznych, takich jak skoki i biegi,
był zręcznym łucznikiem, dobrym jeźdźcem i mistrzem wszelkiego rodzaju broni
używanej zarówno przez konnicę, jak piechotę.32 Tak samo starannie, chociaż
może nie z takim samym powodzeniem kształcono umysły synów i bratanków
Konstantyna.33 Najsłynniejszych nauczycieli wiary chrześcijańskiej, greckiej
filozofii i rzymskiej nauki o prawie zachęcała do tego hojność cesarza, który dla
siebie zachował doniosłe zadanie pouczania królewskich młodzieńców o umiejęt­
ności rządzenia i znajomości ludzi. Ale talenty samego Konstantyna rozwinęły
się w wyniku walk z przeciwnościami losu oraz dzięki doświadczeniu. W swo­
bodnych stosunkach życia prywatnego i pośród niebezpieczeństw na dworze
Galeriusza nauczył się on panować nad namiętnościami własnymi, stawiać
czoło namiętnościom ludzi równych sobie i opierać swoje obecne bezpieczeń­
stwo i przyszłą wielkość na roztropnym i stanowczym swoim postępowaniu.
Natomiast wyznaczeni przez niego następcy mieli nieszczęście urodzić się
i wychowywać już w cesarskiej purpurze. Nieustannie otaczani świtą pochleb­
ców, pędzili młodość ciesząc się zbytkiem i wyczekując chwili wstąpienia na
tron, przy czym dostojeństwo ich stanowiska nie pozwalało im schodzić z owych
wyżyn, z których najrozmaitsze charaktery ludzkie wyglądają na pozór gładko
i jednolicie. Pobłażliwość Konstantyna dopuściła ich w bardzo młodym wieku do
rządów nad Cesarstwem, toteż studiowali oni sztukę królowania kosztem ludzi
powierzonych ich pieczy. Konstantyn Młodszy otrzymał nominację na władcę
Galii, a jego brat Konstancjusz wymienił ten obszar, starożytne dziedzictwo
ich ojca, na bogatsze i mniej wojownicze kraje Wschodu. Italia, Illyricum
Zachodnie i Afryka przyzwyczaiły się jako przedstawiciela wielkiego Konstan­
tyna czcić Konstansa, trzeciego z jego synów. Dalmacjusza cesarz umieścił na
granicy z Gotami, przy czym poruczył mu zarządzanie Tracją, Macedonią
i Grecją. Hannibalianowi na siedzibę wyznaczył miasto Cezareę i dał nowe
królestwo, w którego skład wchodziły prowincje: Pont, Kapadocja i Armenia
Mniejsza. Każdemu z tych władców dostarczono odpowiednie fundusze.
Każdemu dla obrony i utrzymania godności przydzielono należytą ilość gwar­
dii, legionów i oddziałów pomocniczych. Przy ich osobach postawiono tylko
takich urzędników i dowódców, jakim Konstantyn mógł z ufnością zlecić za­
danie pomagania młodym władcom, a nawet powściągania ich w sprawowaniu
144 Rozdział osiemnasty

zleconej władzy. W miarę jak ci młodzieńcy dojrzewali i nabierali doświadcze­


nia, granice tej władzy niepostrzeżenie rozszerzały się, ale tytuł augusta zawsze
cesarz zachowywał tylko dla siebie i chociaż pokazywał c e z a r ó w armiom
i prowincjom, utrzymywał wszystkie części Cesarstwa w jednakowym posłu­
szeństwie wobec swego najwyższego tronu.34 Spokój ostatnich czternastu
lat jego panowania nie doznał prawie zakłóceń, zamącony jedynie godnym
pogardy powstaniem, kierowanym przez poganiacza wielbłądów na Cyprze,35
oraz czynnym udziałem w wojnach Gotów z Sarmatami, będącym konsek-
wencją.jego własnej polityki.
Wśród różnych odmian rodzaju ludzkiego wielce znaczną liczebnie sta­
nowią Sarmaci, którzy, jak się zdaje, jednoczyli obyczaje barbarzyńców
azjatyckich z wyglądem starożytnych mieszkańców Europy. Zależnie od roz­
maitych okoliczności pokoju i wojny, przymierza czy podboju czasem ogranicza­
li obszar swego działania do brzegów rzeki Donu, czasem zaludniali ogromne
równiny leżące pomiędzy Wisłą a Wołgą.36 Ich koczowniczymi posunięciami
kierowała troska o liczne stada owiec i bydła, pogoń za zwierzyną oraz
umiłowanie wojny, a raczej grabieży. Ruchome obozy bądź miasta, zwykłe
siedziby ich żon i dzieci, składały się jedynie z wielkich przez woły ciągniętych
wozów z budami na kształt namiotów. Siły zbrojne tego narodu stanowiła
konnica, przy czym przyjęty przez tych wojowników zwyczaj prowadzenia przy
sobie jednego albo dwóch koni zapasowych pozwalał im posuwać się naprzód
i cofać z błyskawiczną szybkością, zaskakującą ufnego w swoje bezpieczeństwo,
dalekiego nieprzyjaciela i wymykającą się jego pościgowi.37 Brak żelaza zmusił
ich prymitywne rzemiosło do wynalezienia pewnego rodzaju pancerza odpor­
nego na miecz i oszczep, chociaż wykonywali go tylko z kopyt końskich
pociętych w cienkie ogładzone płytki, które układali warstwami na kształt łusek
rybich albo piór ptasich i mocno przyszywali do bielizny ze zgrzebnego
płótna.38 Bronią zaczepną Sarmatów były krótkie sztylety, długie włócznie oraz
ciężkie łuki z kołczanami strzał. Groty sporządzali z rybich ości, ale sposób
zanurzania tych grotów w truciźnie, zakażającej rany przez nich zadawane,
dostatecznie świadczy o dzikości ich obyczajów, gdyż lud przejęty poczuciem
człowieczeństwa brzydziłby się przecież praktyką tak okrutną, a naród biegły
w rzemiośle wojennym pogardzałby uciekaniem się do środków tak bezsil­
nych.39 Za każdym razem gdy ci barbarzyńcy w poszukiwaniu łupu czynili
wypad ze swojej głuszy, ich rozwichrzone brody, zmierzwione kudły, futra,
w które byli okutani, i srogie oblicza, zdające się wyrażać wrodzone okru­
cieństwo, budziły popłoch i grozę wśród cywilizowanych mieszkańców prowin­
cji rzymskich.
Wrażliwy Owidiusz, który nacieszywszy się w młodości sławą i zbytkiem,
został skazany na beznadziejne wygnanie nad zamarznięty Dunaj, nieomal
bezbronny, narażony na furię owych potworów głuszy, zaczął się lękać, że
w życiu przyszłym jego delikatny cień mógłby się zmieszać z tłumem ich
Obyczaje Sarmatów 145

srogich duchów. W swoich przejmujących, aczkolwiek nie zawsze męskich la­


mentach 40 barwnie opisuje stroje, obyczaje, broń i najazdy Gotów i Sarmatów,
łączących swe siły w celu pustoszenia; na podstawie sprawozdań historii może­
my wierzyć, że tymi Sarmatami byli Jazygowie, jedno z najliczniejszych
i najbardziej wojowniczych plemion sarmackich. Zachęceni nadzieją dostatku,
usiłowali oni osiedlić się na stałe w granicach Cesarstwa. Wkrótce po panowa­
niu Augusta zmusili Daków, którzy utrzymywali się z rybołówstwa nad rzeką
Cisą, czyli Tibiscus, do wycofania się w kraj wyżynny i oddania im urodzaj­
nych równin Węgier Północnych pomiędzy Dunajem a półkolistym łańcuchem
Karpat.41 Zająwszy to korzystne położenie, czasem robili najazdy, kiedy
tylko nadarzała się odpowiednia po temu okazja, czasem znów je odwlekali,
w zależności od tego, czy byli rozjątrzeni doznanymi krzywdami, czy ugła­
skani darami; stopniowo nabrali biegłości w posługiwaniu się bronią bar­
dziej niebezpieczną i chociaż swego imienia nie uświetnili żadnym pamię­
tnym zwycięstwem, to jednak w razie konieczności wydatnie pomagali od­
działami straszliwej konnicy sąsiadom na wschodzie i zachodzie: Gotom
i Germanom. Żyli pod rządami zmieniającej się arystokracji swoich wo­
dzów42 i dopiero później, gdy już przyjęli na swoje łono zbiegłych Wan­
dalów, którzy ustąpili pod naciskiem siły Gotów, wybrali sobie, jak się
zdaje, spośród tych zbiegów króla ze znakomitego rodu Astingów, dawniej
zamieszkałych na wybrzeżu północnego oceanu.43
Wzajemna wrogość z tego powodu musiała rozognić spór, jaki zawsze
powstaje pomiędzy sąsiadującymi ze sobą wojowniczymi i niezależnymi naroda­
mi. Wandalów — władców sarmackich — podżegały obawy i chęć zemsty;
królowie Gotów aspirowali do rozciągnięcia swego panowania na obszary od
Morza Czarnego do granic Germanii; toteż wody Maros, małej rzeczki
wpadającej do Cisy, zabarwiły się krwią walczących ze sobą barbarzyńców.
Doświadczywszy przewagi zarówno sił, jak i liczby swoich przeciwników,
Sarmaci zwrócili się z prośbą o opiekę do monarchy rzymskiego, który
wprawdzie z zadowoleniem patrzył na niezgodę tych narodów, ale słusznie był
przy tym zatrwożony postępami oręża Gotów. Natychmiast gdy Konstantyn
opowiedział się za stroną słabszą, wyniosły Araryk, król Gotów, zamiast czekać
na natarcie legionów, zuchwale przeprawił się przez Dunaj i zaczął szerzyć grozę
i spustoszenie w prowincji Mezji. Sędziwy cesarz osobiście wyruszył w pole, by
odeprzeć najazd tego niszczycielskiego zastępu, ale tym razem czy to wskutek
jego postępowania, czy też dlatego, że nie dopisało mu zwykłe szczęście, zawiodła
chwała uzyskana w tylu wojnach z wrogiem obcym i domowym. Nie ominęła
Konstantyna udręka oglądania na własne oczy, jak jego wojska uciekają
w popłochu przed niedużym oddziałem barbarzyńców, ścigającym je aż do
skraju warownego obozu, przy czym i on sam, cesarz, musiał się ratować
pospiesznym, haniebnym odwrotem. Wynik drugiej i pomyślniejszej akcji
ocalił jednak honor rzymskiego imienia i wreszcie po długiej, zaciekłej walce
146 Rozdział osiemnasty

moce sztuki wojennej i dyscypliny wzięły górę na wysiłkami niesfornego


męstwa. Rozbite wojska Gotów opuściły pole bitwy, spustoszoną prowincję
i przejście przez Dunaj. I chociaż Konstantyn podczas tej ostatniej rozgrywki
pozwolił na to, by go zastąpił jego najstarszy syn, całą zasługę tego zwycięstwa,
którego chwałę szeroko rozniosła powszechna radość, przypisywano dobro-
wróżbnym radom samego cesarza.
Cesarz przyczynił się przynajmniej do wykorzystania tej przewagi, prowadząc
rokowania z wolnym, wojowniczym ludem Chersonezu,44 którego stolicą,
położoną na zachodnim wybrzeżu Półwyspu Taurydzkiego, czyli Krymskiego,
jeszcze zachowującą pewne ślady kolonii greckiej, rządził dożywotni wielkorząd­
ca przy pomocy rady senatorów tytułowanych z naciskiem ojcami miasta.
Chersonezyjczycy byli wrogo nastawieni do Gotów, pamiętając wojny, jakie
w poprzednim stuleciu niedostatecznymi siłami prowadzili z tym najeźdźcą
swego kraju. Z Rzymianami łączyły ich obopólnie korzystne stosunki handlowe,
przynoszące im zboże i wyroby rzemieślnicze z prowincji azjatyckich w zamian za
ich jedyne produkty: sól, wosk i skóry. Posłuszni rekwizycjom Konstantyna,
wystawili teraz pod dowództwem swego wielkorządcy, Diogenesa, znaczne
wojsko, którego główna siła leżała w kuszach i wojskowych rydwanach. Szybkim
marszem i nieustraszonym natarciem odwracając uwagę Gotów, pomogli
w przeprowadzeniu operacji wojennych dowódcom cesarskim. Goci, pokonywa­
ni ze wszystkich stron, musieli się wycofać w góry, gdzie w przebiegu ciężkiej
kampanii wyginęło ich z głodu i z zimna, jak obliczono, ponad sto tysięcy.
W odpowiedzi na ich korne błagania wreszcie zawarto z nimi pokój, przy czym
jako najcenniejszego zakładnika przyjęto najstarszego syna Araryka, a Konstan­
tyn hojnym rozdzielaniem zaszczytów i nagród usiłował przekonać ich wodzów,
że znacznie lepiej jest mieć w Rzymianach przyjaciół niż wrogów.
Wyrażając swoją wdzięczność wiernym Chersonezyjczykom cesarz okazał
jeszcze większą wspaniałomyślność. Duma tego narodu znalazła zaspokojenie
w zaszczytnych, niemal królewskich odznaczeniach przyznanych wielkorządcy
Chersonezu i jego następcom. Statki handlowe Chersonezyjczyków prowadzą­
cych handel z portami Morza Czarnego zostały raz na zawsze zwolnione od
wszelkich świadczeń. Obiecano im również regularną zapomogę w postaci
żelaza, zboża, oliwy i wszelkich innych zasobów przydatnych podczas pokoju
i wojny. Jeśli chodzi o Sarmatów, cesarz uznał jednak, że skoro ocalił ich przed
grożącą zagładą, otrzymali oni już tym samym dostateczne wynagrodzenie,
i może nazbyt w owym wypadku oszczędny, potrącił pewną część kosztów tej
wojny ze zwyczajowych darowizn przyznawanych temu buntowniczemu naro­
dowi.
Rozjątrzeni tym wyraźnym lekceważeniem, Sarmaci z lekkomyślnością bar­
barzyńców wkrótce zapomnieli o tak niedawno otrzymanej pomocy i o nadal
zagrażających niebezpieczeństwach. Ich najazdy na obszar Cesarstwa wywołały
takie oburzenie Konstantyna, że postanowił ich pozostawić własnym losom i już
Osiedlenie się Sarmatów w prowincjach rzymskich 147

nie przeciwstawiał się ambicjom Geberyka, słynnego wojownika, który w tym


właśnie czasie wstąpił na tron Gotów. W rezultacie król Sarmatów, Wandal
Wizumar, zmuszony do bronienia swoich ziem bez żadnych sprzymierzeńców,
pomimo nieustraszonej odwagi poniósł klęskę i poległ w rozstrzygającej bitwie,
która zmiotła kwiat młodzieży sarmackiej. Reszta tego narodu chwyciła się
rozpaczliwego sposobu, jakim było uzbrojenie niewolników, twardego plemie­
nia myśliwych i pasterzy. Wprawdzie zgiełkliwa pomoc tych ostatnich umożli­
wiła pomszczenie klęski i wygnanie najeźdźcy z granic kraju, ale już wkrótce
potem Sarmaci odkryli, że zastąpił im wroga obcego wróg domowy, jeszcze
bardziej nieubłagany i niebezpieczny. Ci niewolnicy bowiem, zwani Limigan-
tami, rozwścieczeni swoją dawną niedolą i rozpierani obecną chwałą, roszcząc
sobie pretensje do kraju, który ocalili, po prostu przywłaszczyli go sobie. Ich
panowie, niezdolni do odparcia nieokiełznanej wściekłości pospólstwa woleli
z dwojga złego wybrać niedolę życia na wygnaniu niż tyranię własnych sług.
Niektórzy ze zbiegłych Sarmatów przyjęli mniej haniebną zależność pod
sztandarem Gotów. Liczniejsza ich grupa wycofała się za Karpaty, do swoich
sprzymierzeńców germańskich, Kwadów, którzy dopuścili ich do udziału
w korzystaniu z obfitości obszaru nie uprawianej ziemi. Ale większość Sarma­
tów zwróciła oczy ku urodzajnym prowincjom rzymskim. Błagając cesarza
o przebaczenie i opiekę, uroczyście mu przyrzekli okazywać jako poddani
podczas pokoju i żołnierze na wojnie bezwzględną wierność, jeśli Cesarstwo
łaskawie przyjmie ich na swoje łono. W myśl zasad przestrzeganych przez
Probusa i jego następców propozycję założenia tej kolonii barbarzyńców
skwapliwie przyjęto i natychmiast wyznaczono sporą połać ziem w prowincjach:
Panonii, Tracji, Macedonii i Italii, na siedziby i podstawę bytu dla trzystu ty­
sięcy Sarmatów.45
Skarceniem dumy Gotów i przyjęciem hołdu ze strony pokonanego na­
rodu Konstantyn utwierdził majestat Cesarstwa Rzymskiego. Gratulowali
mu nawet posłowie Etiopii, Persji i najodleglejszych krajów indyjskich, sła­
wiąc pokój i pomyślność jego rządów.46 Jeśli do łask losu zaliczał on
śmierć najstarszego syna, siostrzeńca i, być może, żony, to cieszył się nie­
zakłóconym szczęściem w życiu zarówno osobistym, jak publicznym aż do
trzydziestego roku swego panowania — rocznicy, której obchodzić nie było
dane żadnemu z jego poprzedników od czasów Augusta. Po tym uroczy­
stym święcie Konstantyn żył jeszcze około dziesięciu miesięcy. Swoje godne
pamięci życie zakończył w dojrzałym wieku lat sześćdziesięciu czterech po
krótkiej chorobie w pałacu Akwirion na przedmieściu Nikomedii, dokąd
przeniósł się ze względu na dobry klimat, mając nadzieję, że używanie
ciepłych kąpieli przywróci mu wyczerpane siły. Przesadne demonstracje roz­
paczy, a już co najmniej żałoby, przekroczyły wszystko, co dotychczas przy
podobnych okazjach praktykowano. Pomimo roszczeń senatu i ludu staro­
żytnego Rzymu ciało zmarłego cesarza zgodnie z jego ostatnią wolą przewiezio­
148 Rozdział osiemnasty

no do miasta, które miało zachować imię i pamięć swego założyciela. Ułożono


zwłoki Konstantyna przyozdobione w czcze symbole wielkości: purpurę i koro­
nę, na złotym łożu w jednej z sal pałacowych, wspaniale w tym celu urządzonej
i oświetlonej. Nadal ściśle przestrzegano ceremoniału dworskiego. Co dzień
więc w wyznaczonych godzinach najwyżsi urzędnicy państwowi i pałacowi oraz
oficerowie armii, na klęczkach zbliżając się do osoby władcy, składali mu hołd
z takim namaszczeniem i czcią, jakby jeszcze żył. Ze względów politycznych
kontynuowano przez pewien czas to teatralne przedstawienie, przy czym
pochlebstwo nie zaniedbało sposobności do zaznaczania, że dzięki szczególnej
pobłażliwości Niebios Konstantyn jest jedynym cesarzem, który panuje nawet
po swojej śmierci.47
Panowanie to jednak ograniczało się tylko do pustego przepychu i już
wkrótce dokonano odkrycia, że wola nawet najbardziej samowładnego mo­
narchy rzadko znajduje posłuch, jeśli poddani nie mogą już liczyć na jego
łaskę ani nie obawiają się jego niełaski. Niektórzy z urzędników i do­
wódców, z taką grozą i uszanowaniem bijących pokłony przed trupem swego
władcy, dali się wciągnąć w tajne narady, mające na celu pozbawienie jego
dwóch bratanków: Dalmacjusza i Hannibaliana, udziału w nadanych im
przez niego prawach do dziedziczenia Cesarstwa. Zbyt mało wiemy o dworze
Konstantyna, aby sobie wytworzyć jakikolwiek sąd o prawdziwych pobud­
kach, jakimi się kierowali przywódcy tego spisku; możemy tylko przypusz­
czać, że działali pod wpływem zazdrości i chęci zemszczenia się na pre­
fekcie Ablawiuszu, dumnym ulubieńcu cesarskim, który przez długi czas
stał na czele rad przybocznych i nadużywał zaufania swego zmarłego pana.
Zabiegając o współudział żołnierzy i ludu, wysuwali argumenty bardziej dla
nas oczywiste, mogli bowiem, nie wchodząc w kolizję e przyzwoitością i praw­
dą, podkreślać wyższość stanu dzieci Konstantyna, niebezpieczeństwo po­
mnażania liczby władców i zło zagrażające Rzeczypospolitej w razie nie­
zgody tylu współzawodniczących ze sobą monarchów nie połączonych więzią
miłości braterskiej. Prowadzili tę intrygę gorliwie, w ścisłej tajemnicy, do­
póki nie uzyskali od wojsk głośnego jednomyślnego oświadczenia, że nie
pozwolą one rządzić Cesarstwem nikomu z wyjątkiem synów opłakiwanego
monarchy.48 Młodszemu z bratanków Konstantyna, którego łączyła z ku­
zynami więź przyjaźni i wspólnych interesów, przyznaje się znaczną część
zdolności jego wielkiego stryja, ale w tym wypadku nie uzgodnił on chyba
z nikim żadnych kroków w celu zbrojnego podtrzymania słusznych, upra­
womocnionych hojnością cesarską, roszczeń własnych i brata. W rezulta­
cie obaj, zdumieni, zalani falą wściekłości ludu, zdani byli na pastwę wro­
ga bez żadnej chyba możliwości ucieczki czy oporu. Los ich był w zawie­
szeniu do czasu przybycia Konstancjusza — drugiego z rzędu 49 i, być może,
największą łaską cieszącego się syna Konstantyna.
Cesarz na łożu śmierci zlecił pieczę nad swoim pogrzebem pobożnemu
Śmierć Konstantyna. Dworskie intrygi 149

Konstancjuszowi, a ten dzięki bliskości swojej wschodniej siedziby mógł


z łatwością udaremnić zapobiegliwość braci mieszkających w odległych domi­
niach Italii i Galii. Gdy tylko objął w posiadanie pałac Konstantyna, przede
wszystkim zatroszczył się o to, by rozwiać obawy krewnych, uroczystą przysięgą
poręczając im bezpieczeństwo. Następnym jego zajęciem było wynalezienie
jakiegoś na pozór słusznego powodu, aby uwolnić sumienie od zobowiązania
płynącego z tej nieroztropnej obietnicy. Zamysłom okrucieństwa musiały
posłużyć sztuczki oszustwa; jawne fałszerstwo zostało poświadczone jako
prawda przez osobę o najbardziej świątobliwym charakterze. Z rąk bowiem
samego biskupa Nikomedii Konstancjusz otrzymał złowieszczy dokument,
będący rzekomo prawdziwym testamentem Konstantyna. W testamencie tym
cesarz wyrażał podejrzenie, że został otruty przez swych braci, i zaklinał synów,
by pomścili jego śmierć i, pomni na własne bezpieczeństwo, ukarali winnych.50
Wszelkie argumenty, jakie przeciwko tak niewiarygodnemu oskarżeniu nieszczę­
śni książęta mogli przytaczać w obronie własnego życia i honoru, uciszyła
wściekła wrzawa żołnierzy, którzy ogłosili się ich wrogami, sędziami i katami
zarazem. Raz po raz deptano ducha, a nawet formy postępowania karnego
w chaotycznej rzezi i ofiarą jej padło dwóch stryjów Konstancjusza, siedmiu jego
kuzynów, z których najznakomitszymi byli Dalmacjusz i Hannibalianus,
patrycjusz Optatus, ożeniony z siostrą zmarłego cesarza, oraz prefekt Abla-
wiusz, mający dostateczną władzę i bogactwa, by żywić pewną nadzieję na
uzyskanie purpury. Gdyby rzeczą konieczną było zagłębianie się w okropności
tego krwawego widowiska, moglibyśmy tu dodać, że sam Konstancjusz poślubił
przedtem córkę swego stryja Juliusza i wydał rodzoną siostrę za mąż za swego
kuzyna Hannibaliana. Związki małżeńskie, którymi polityka Konstantyna, nie
bacząc na powszechne przesądy,51 połączyła poszczególne odgałęzienia dynastii
cesarskiej, posłużyły teraz tylko do tego, aby przekonać ludzkość, że ci władcy
z takim samym chłodem odnosili się do serdeczności uczuć małżeńskich, jak
nieczuli byli na więzy pokrewieństwa i wzruszające błagania niewinnej młodości.
Z całej licznej rodziny uratowano z rąk morderców jedynie Gallusa i Juliana,
dwóch najmłodszych synów Juliusza Konstancjusza, trzymając ich w ukryciu,
dopóki fala wściekłości nasyconej rzezią częściowo nie opadła. Cesarz Kon­
stancjusz, który z racji nieobecności swoich braci był najbardziej narażo­
ny na podejrzenia i wyrzuty, objawił przy pewnych późniejszych okazjach
słabą i przelotną skruchę za owe okrucieństwa wymuszone od jego niedo­
świadczonej młodości przez przewrotne rady ministrów i nieodpartą przemoc
wojska.52
Po tej rzezi rodziny Flawiuszów nastąpił nowy podział prowincji rzymskich,
zatwierdzony w osobistej rozmowie trzech braci. Konstantyn, najstarszy z ceza­
rów, z racji pewnej wyższości swego stanu otrzymał w posiadanie nową stolicę
noszącą imię jego i jego ojca. Tracja i kraje wschodnie przypadły jako ojcowiz­
na Konstancjuszowi, a Konstans został uznany prawowitym władcą Italii,
150 Rozdział osiemnasty

Afryki i Illyricum Zachodniego. Poszczególne wojska poddały się dziedziczne­


mu prawu swoich władców i wszyscy trzej po pewnej zwłoce raczyli od senatu
rzymskiego przyjąć tytuł augustów. Biorąc w ręce ster rządów najstarszy z nich
miał lat dwadzieścia jeden, średni lat dwadzieścia, a najmłodszy zaledwie
siedemnaście.53
Konstancjusz, gdy wojownicze narody Europy poszły za sztandarami jego
braci, sam jeden na czele zniewieściałych wojsk azjatyckich musiał dźwigać
brzemię wojny z Persami. W chwili zgonu Konstantyna Persją rządził król
Szapur, syn Hormodura, czyli Hormisdasa, a wnuk Narsesa, który po zwycięst­
wie Gallusa uznał pokornie wyższość potęgi rzymskiej. Szapur, chociaż doszedł
już do trzydziestego roku swego długiego panowania, był jeszcze w kwiecie
wieku męskiego, gdyż wskutek bardzo dziwnej okoliczności wstąpił na tron,
jeszcze zanim się urodził. Żona Hormodura była w ciąży w chwili śmierci swego
męża, przy czym niepewność płci jej spodziewanego potomka, jak również
i szczęśliwego rozwiązania rozniecała ambitne nadzieje książąt z dynastii
Sassanidów. Obawę wojny domowej w końcu jednak usunęło stanowcze
zapewnienie magów, że wdowa po Hormodurze poczęła syna i urodzi go
szczęśliwie. Posłuszni głosowi zabobonu Persowie bezzwłocznie przygotowali
się do ceremonii koronacji. Łoże królewskie, na którym królowa leżała
w majestacie, wystawiono na widok publiczny w środku pałacu; położono
koronę tam, gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa spoczywała głowa
przyszłego dziedzica tronu Artakserksesa, po czym satrapowie, padając na
ziemię, złożyli hołd niewidocznemu i niczego nieświadomemu władcy.54 Jeśli
można wierzyć w tę cudowną opowieść, znajdującą, jak się zdaje, potwierdzenie
w obyczajach tego narodu i w niezwykłej długości okresu panowania Szapura,
trzeba podziwiać nie tylko jego szczęście, ale i talent. Wychowany w jedwa­
bistym zaciszu perskiego haremu, młody król potrafił pojąć doniosłość ćwicze­
nia władz umysłowych i sił fizycznych i swymi zaletami oraz osiągnięciami
osobistymi zasłużył sobie na tron, na którym zasiadł jeszcze w zupełnej
nieświadomości obowiązków i pokus władzy absolutnej. Będąc dzieckiem nie
mógł nic poradzić na prawie nieuniknione nieszczęścia niezgody wewnętrznej;
stolicę Persji zaskoczył i splądrował Tair, potężny król Jemenu, czyli Arabii,
przy czym majestat rodziny królewskiej został poniżony niewolą królewny,
siostry zmarłego króla. Ale gdy tylko Szapur doszedł do wieku męskiego,
zarozumiały Tair wraz ze swoim narodem i krajem padł po pierwszym natarciu
tego młodego wojownika, który wykorzystał zwycięstwo z surowością tak
roztropnie połączoną ze wspaniałomyślnością, że uzyskał od zastraszonych
i wdzięcznych Arabów tytuł D u 1a k n af, czyli opiekuna tego narodu.55
Żądzę władzy owego Persa, któremu nawet wrogowie przypisywali cnoty
żołnierza i męża stanu, potęgowało pragnienie pomszczenia hańby przodków
i wydarcia z rąk Rzymian pięciu prowincji leżących za Tygrysem. Jednak wo­
jenna sława Konstantyna i prawdziwa bądź pozorna siła jego rządu sprawiały,
Wojna z Persami. Szapur 151

że Szapur powstrzymywał się od natarcia, swoim wrogim postępowaniem


wywołując tylko niechęć cesarskiego dworu, a przebiegłymi rokowaniami
wystawiając jego cierpliwość na próbę. Śmierć Konstantyna była sygnałem do
wojny,56 do której, jak się zdaje, widokami na bogaty łup i łatwy podbój zachę­
cił Persów ówczesny stan granicy armeńskiej i syryjskiej. Przykład rzezi w pałacu
cesarskim rozszerzył ducha samowoli i buntu wśród rzymskich oddziałów
Wschodu, już nie powściąganych przez nawyk posłuszeństwa wobec doświad­
czonego dowódcy. Dzięki roztropności Konstancjusza, który w myśl rozmowy
ze swymi braćmi w Panonii natychmiast pospieszył nad Eufrat, w legionach
przywrócono stopniowo poczucie obowiązku i dyscyplinę, ale w okresie anarchii
Szapur już zdążył rozpocząć oblężenie Nisibis i zająć kilka najważniejszych
twierdz Mezopotamii.57
W Armenii panował słynny Tiridates, już od dawna ciesząc się pokojem
i chwałą, na co zasłużył swoim męstwem i wiernością dla sprawy Rzymu. Jego
trwały sojusz z Konstantynem okazał się dobroczynny w skutkach nie tylko
doczesnych, ale i duchowych, bo po nawróceniu się Tiridatesa uczyniono tego
bohatera świętym i wiarę chrześcijańską zaczęto głosić i utrwalać od Eufratu aż
po wybrzeża Morza Kaspijskiego, tak że do więzów polityki, jakie łączyły
Armenię z Rzymem, doszły jeszcze więzy religii. Ale ponieważ wielu armeńskich
magnatów jeszcze nie chciało porzucić mnogości swoich bogów i żon, spokój
publiczny zakłócała niezadowolona fakcja, wyszydzająca zgrzybiały wiek swego
władcy i z niecierpliwością oczekująca jego śmierci. Tiridates umarł wreszcie po
pięćdziesięciu sześciu latach panowania, a wraz z nim monarchię armeńską
opuściło szczęście. Jego prawowitego dziedzica wygnano z kraju, kapłanów
chrześcijańskich albo pomordowano, albo wyrzucono z kościołów i w końcu
zaproszono do Armenii barbarzyńskie plemiona górzystej Albanii. Dwaj
najpotężniejsi wielkorządcy, przywłaszczając sobie władzę królewską czy też
tylko jej insygnia, zaczęli wówczas błagać o pomoc Szapura i otworzyli bramy
swoich miast przed garnizonami perskimi. Stronnictwo chrześcijańskie pod
przewodem arcybiskupa Artaksaty, bezpośredniego następcy świętego Grzego­
rza, odwołało się do pobożności Konstancjusza. Wtedy to, w trzecim roku
rozruchów, Antioch, jeden z urzędników dworskich, wykonując z powodzeniem
polecenie cesarza, przywrócił Chosroesa, syna Tiridatesa, na tron jego przod­
ków, rozdzielił zaszczyty i nagrody pomiędzy wierne sługi dynastii Arsacydów
i ogłosił powszechną amnestię, która została przyjęta przez większość satrapów.
Przewrót ten jednak przyniósł Rzymianom więcej zaszczytu niż korzyści.
Chosroes był władcą malutkiego wzrostu i zgoła nie większego ducha. Niezdolny
do znoszenia trudów wojennych, wrogo nastawiony do społeczności ludzkiej,
wycofał się ze swojej stolicy do ustronnego pałacu wzniesionego na jego rozkaz
w cienistym gaju nad rzeką Eleuterus, gdzie trawił puste godziny na takiej
sielskiej rozrywce, jak łowy z sokołami. Chcąc sobie raz na zawsze zapewnić ten
niechlubny spokój, przyjął warunki pokoju, które mu raczył narzucić Szapur
152 Rozdział osiemnasty

i które go zobowiązywały do płacenia corocznej daniny oraz zwrotu urodzajnej


prowincji Atropatene, swego czasu przyłączonej do Armenii dzięki odwadze
Tiridatesa i zwycięskiemu orężowi Galeriusza.58
Przez cały długi okres panowania Konstancjusza prowincje wschodnie nęka­
ne były nieszczęściem wojny z Persami. Nieregularne najazdy lekkozbrojnych
oddziałów perskich szerzyły na przemian grozę i spustoszenie za Tygrysem i za
Eufratem, od bram Ktezyfontu do bram Antiochii; czynną służbę i po jednej,
i po drugiej stronie w zależności od swych interesów i sympatii pełnili pustynni
Arabowie; niektórzy z ich niezależnych wodzów zaciągali się do stronnictwa
Szapura, podczas gdy inni zobowiązali się do wątpliwej wierności cesarzowi.59
Równie energicznie prowadzono poważniejsze i bardziej doniosłe operacje tej
wojny: wojska Rzymu i Persji spotkały się na dziewięciu polach bitew, przy
czym na dwóch spośród nich Konstancjusz osobiście dowodził swymi oddzia­
łami.60
Wynik tych całodziennych bitew był przeważnie niekorzystny dla Rzymian,
ale w bitwie pod Singara mało brakowało, by ich niepomna na nic waleczność
odniosła znakomite i walne zwycięstwo. Rzymskie oddziały stacjonujące
w Singarze wycofały się przed nadejściem Szapura, który po trzech mostach
przeszedł przez Tygrys i korzystnie w pobliżu wsi Hilleh rozbił obóz, dzięki
trudom jego licznych saperów w ciągu jednego dnia otoczony wysokim wałem
i fosą. Olbrzymie perskie zastępy, ustawiwszy się w szyku bojowym, pokryły
brzeg rzeki, przyległe wzgórza i cały obszar ponad dwunastomilowej równiny,
rozdzielający armię perską od rzymskiej. Obie strony z równą niecierpliwością
oczekiwały chwili rozpoczęcia bitwy, ale już wkrótce barbarzyńcy po lekkim
oporze uciekli w rozsypce, albo nie mogąc opierać się dłużej, albo też chcąc
znękać siły ciężkozbrojnych legionów, które, chociaż słabły wskutek upału
i pragnienia, ruszyły za nimi w pościg przez równinę i wycięły w pień linię konni­
cy ustawionej w pełnym rynsztunku przed bramami obozu perskiego, aby chronić
odwrót wojsk. Konstancjusz porwany falą tego pościgu na próżno usiłował
powstrzymać zapał oddziałów, przedstawiając im niebezpieczeństwa nadciąga­
jącej nocy i pewność dopełnienia tego zwycięstwa nazajutrz. Żołnierze, bardziej
polegając na własnej waleczności niż na doświadczeniu i talencie strategicznym
wodza, zagłuszyli wrzawą jego nieśmiałe napomnienia i popędzili wściekle do
natarcia; wypełnili fosę, przerwali wał i rozproszyli się wśród perskich namio­
tów, by pokrzepić wyczerpane siły i nacieszyć się bogatym plonem swoich
trudów. Roztropny Szapur tylko czekał na tę chwilę. Jego wojska, które,
w przeważającej części ustawione bezpiecznie na wzgórzach, były dotychczas
widzami tej akcji, zbliżyły się teraz w ciszy i ciemnościach nocy do zaję­
tego obozu. Perscy łucznicy, kierując się widocznymi stamtąd światłami,
wypuścili całą ulewę strzał na rozbrojone i rozpasane rzymskie żołdactwo.
Historia z bezstronną szczerością 61 oświadcza, że Rzymianie zostali poko­
nani w okropnej rzezi i że uciekające niedobitki legionów były narażone na
Klęska Konstancjusza w wojnie z Szapurem 153

najnieznośniejsze trudy. Nawet w czułych panegirykach, przyznając, że chwałę


cesarza zbrukało nieposłuszeństwo jego żołnierzy, zaciągano zasłonę na okolicz­
ności tego żałosnego odwrotu. A przecież jeden z owych przekupnych kraso­
mówców, zazdrośnie strzegących chwały Konstancjusza, opisuje z zadziwiają­
cym chłodem akt tak niewiarygodnego okrucieństwa, że musi ono przed sądem
potomności pozostawić znacznie ciemniejszą plamę na honorze cesarskiego
imienia. Otóż w obozie perskim pojmano wówczas syna Szapura, dziedzica
korony. Nieszczęśliwy młodzik, który mógł wzbudzić współczucie najokrutniej­
szego wroga, był biczowany, torturowany i wreszcie został publicznie stracony
przez nieludzkich Rzymian.62
Bez względu na powodzenie, jakie towarzyszyło Szapurowi na polu bitwy,
oraz na to, że dziewięć kolejnych zwycięstw rozszerzyło wśród narodów sławę
jego męstwa i postępowania, nie mógł on mieć nadziei na pomyślne przepro­
wadzenie swoich zamierzeń, dopóki w rękach Rzymian pozostawały warowne
miasteczka Mezopotamii, a przede wszystkim umocnione starożytne miasto
Nisibis. Na przestrzeni dwunastu lat Nisibis, uważane już od czasów Lukullusa
za przedmurze Wschodu, wytrzymało trzy oblężenia potężnego Szapura,
trwające za pierwszym razem ponad sześćdziesiąt, za drugim osiemdziesiąt i za
trzecim sto dni. Szapur, ponawiając natarcia, ku swojemu rozczarowaniu
i poniżeniu za każdym razem został odparty z dużymi stratami.63 To duże
i ludne miasto znajdowało się w odległości mniej więcej dwóch dni drogi od
Tygrysu, na środku malowniczej, urodzajnej równiny rozciągającej się u stóp
góry Mazjus. Potrójnego pierścienia ceglanych murów broniła głęboka fosa,64
a nieustraszonej waleczności komesa Luciliana i jego garnizonu sekundowała
rozpaczliwa odwaga obywateli Nisibis, podnoszonych na duchu napomnienia­
mi biskupa,65 wdrożonych do posługiwania się orężem w obliczu niebezpieczeń­
stwa i przekonanych, że Szapur ma zamiar założyć na ich obszarze kolonię
perską, ich samych zaś uprowadzić w odległą barbarzyńską niewolę. Wynik
dwóch poprzednich oblężeń przydał im pewności siebie, rozjątrzając zarazem
pychę Wielkiego Króla, który po raz trzeci podszedł do Nisibis już na czele
zjednoczonych sił Persji i Indii. Zwykłe machiny do rozbijania i podkopywania
murów stały się bezużyteczne wskutek wyższej biegłości Rzymian i wiele dni
minęło na próżno, zanim Szapur powziął wreszcie postanowienie godne
wschodniego monarchy, który wierzył, że jego władzy podlegają nawet same
żywioły. W zwykłej porze roztopów w Armenii rzeka Mygdonius, oddzielająca
miasto Nisibis od równiny, wylewa podobnie jak Nil 66 na przyległe okolice.
Persowie wielkim nakładem pracy zatamowali bieg tej rzeki poniżej Nisibis,
zamykając jej wody dużymi usypiskami ziemi. Po tym to sztucznym jeziorze
flota zbrojnych statków napełnionych wojskiem i machinami, które wyrzucały
głazy o wadze pięciuset funtów, popłynęła w szyku bojowym ku miastu, by
wszcząć bitwę nieomal na tym samym poziomie, na jakim znajdowały się
oddziały rzymskie broniące wałów. Nieodparta siła wody była dla obu
154 Rozdział osiemnasty

walczących stron zabójcza, aż w końcu część murów nagle ustąpiła, ziejąc


rozległą wyrwą długości około stu pięćdziesięciu stóp. Napór wody natychmiast
popędził Persów do natarcia i losy Nisibis zależały już tylko od wyniku tej bitwy.
Ciężkozbrojna konnica perska na czele długiej kolumny wojsk ugrzęzła w błocie,
przy czym bardzo wielu żołnierzy zatonęło w niewidocznych jamach wypeł­
nionych napierającą wodą. Zamęt spotęgowały słonie, które, rozjuszone do­
znanymi ranami, potratowały tysiące perskich łuczników. Wielki Król, pa­
trząc z wysokiego tronu na nieszczęścia swoich wojsk, musiał z niechęcią
i oburzeniem dać hasło odwrotu i przerwać na parę godzin to natarcie. Ale
czujni obywatele Nisibis wykorzystali sposobność, jaką im nastręczyła zapa­
dająca noc; toteż świt nowego dnia zastał już mur wysokości sześciu stóp,
wznoszący się z każdą chwilą coraz wyżej, by zapełnić całą wyrwę. Pomimo
rozczarowania i straty ponad dwudziestu tysięcy żołnierzy Szapur jednak nadal
usiłował zdobyć Nisibis z uporczywą stanowczością, i tylko dlatego ustąpił, że
musiał bronić wschodnich prowincji perskich przed straszliwym najazdem
Massagetów.67 Zatrwożony wieścią o najeździe pospiesznie zaniechał oblężenia
i błyskawicznie pomaszerował znad Tygrysu nad rzekę Oksus. Wkrótce potem
niebezpieczeństwo i trudności wojny ze Scytami skłoniły go do zawarcia czy już
przynajmniej przestrzegania rozejmu z cesarzem rzymskim, jednakowo dogod­
nego dla obu władców, ponieważ sam Konstancjusz po śmierci swoich dwóch
braci wdał się wskutek zmian na zachodzie w spór domowy, który wymagał
najbardziej energicznych wysiłków całych jego sił zbrojnych, a nawet, jak się
zdawało, znacznie przekraczał ich możliwości.
Zaledwie trzy lata minęły od podziału Cesarstwa, gdy synowie Konstantyna
najwidoczniej zapragnęli przekonać świat, że nie wystarczają im dominia, do
których zarządzania nie mieli zresztą żadnych zdolności. Najstarszy z tych
władców, Konstantyn, wnet zaczął się uskarżać na to, że pozbawiono go
podstępem słusznie mu się należącej części łupów po zamordowanych krewnych,
i chociaż od Konstancjusza może nic nie chciał, uznając jego większą winę
i wyższość zasługi, od Konstansa usiłował wymusić odstąpienie prowincji
afrykańskich jako ekwiwalent za bogate kraje: Macedonię i Grecję, które ten
brat uzyskał dzięki śmierci Dalmacjusza. Brak szczerości w ciągu długich
i bezowocnych rokowań rozjątrzył Konstantyna; skwapliwie więc słuchał on
swoich ulubieńców, którzy mu podsuwali myśl, że ze względu na własny honor,
jak również i interesy powinien dalej prowadzić ten spór. Ostatecznie na czele
zgiełkliwego oddziału, nadającego się raczej do grabieży niż do podboju,
przedarł się przez Alpy Julińskie na obszar panowania Konstansa, przy czym
pierwsze skutki jego urazy dały się odczuć w okolicach Akwilei. Konstans, który
przebywał wówczas w Dacji, podjął kroki przeciwko niemu z większą roztrop­
nością i umiejętnością. Na wieść o najeździe brata wysłał doborowy, zdyscyp­
linowany oddział wojsk iliryjskich, zamierzając osobiście za nim ruszyć z cało­
ścią swoich sił zbrojnych. Stało się jednak inaczej; kres tej nienaturalnej walce
Wojna domowa. Zamordowanie Konstansa 155

położyło postępowanie jego namiestników. Pozorując przebiegle ucieczkę,


wciągnięto Konstantyna w zasadzkę dobrze ukrytą w lesie, gdzie tego poryw­
czego młodzieńca wraz z paroma oficerami z jego świty zaskoczono, otoczono
i zamordowano. Wprawdzie jego ciało, odnalezione później w małej rzeczce
Alzie, zostało z wszelkimi honorami złożone w grobowcu cesarskim, ale jego
prowincje przelały wierność i posłuszeństwo na osobę zwycięzcy, który od­
mawiając dopuszczenia swego starszego brata, Konstancjusza, do jakiegokol­
wiek udziału w tych nowych nabytkach był teraz bezspornie panem ponad
dwóch trzecich całego Cesarstwa Rzymskiego.68
Losy samego Konstansa dopełniły się dopiero w dziesięć lat później, jak gdyby
zwłoka ta miała na celu, by zemsty za śmierć brata dokonała na nim bardziej
haniebna ręka domowego zdrajcy. Zgubne tendencje systemu wprowadzonego
przez Konstantyna Wielkiego uwydatniły się w chwiejnych rządach jego synów,
którzy wskutek swoich występków i słabości wkrótce utracili szacunek i sym­
patię ludu. Konstansa rozpierała pycha z racji niezasłużonych sukcesów oręża,
a pychę tę jeszcze bardziej godną wzgardy czynił brak zdolności i pracowitości.
Jego pobłażliwa stronniczość wobec pewnych jeńców-Germanów, których
jedyną zasługą były wdzięki młodości, stanowiła przedmiot ogólnego zgor­
szenia;69 toteż Magnencjusz, ambitny żołnierz, sam zresztą pochodzenia bar­
barzyńskiego, znalazł w powszechnym niezadowoleniu zachętę, by utwierdzić
honor rzymskiego imienia.70 Doborowe oddziały Jowiańskie i Herkuliańskie,
utrzymujące w obozie cesarskim stanowiska najzaszczytniejsze i najbardziej
doniosłe, uznały Magnencjusza za swego przywódcę. Środków do ich zwabienia
dostarczyła mu hojną ręką przyjaźń Marcellina, komesa świętych rozdawnictw.
Przekonano żołnierzy argumentami na pozór jak najsłuszniejszymi, że na zew
Rzeczypospolitej powinni zerwać pęta dziedzicznej niewoli i wybrać jakiegoś
władcę czujnego i czynnego, aby w jego osobie nagrodzić owe cnoty, które
niegdyś wyniosły przodków zwyrodniałego Konstansa ze zwykłego stanu na
tron świata. Natychmiast gdy spisek dojrzał, Marcellinus pod pozorem, że są to
urodziny jego syna, wydał wspaniałe przyjęcie dla z n a k o m i t y c h i c z c i ­
g o d n y c h osobistości dworu galijskiego, rezydującego wówczas w mieście
Autun. Pijaństwo przedłużono przebiegle do bardzo późnej nocy, przy czym
goście, nic nie podejrzewając, ulegli pokusie pofolgowania sobie w niedo­
puszczalnie i niebezpiecznie swobodnej rozmowie. W pewnej chwili drzwi
się szeroko rozwarły i stanął w nich Magnencjusz, który, na krótko wy­
szedłszy z sali, powrócił teraz w koronie i purpurze. Spiskowcy pozdrowili
go jako augusta i cesarza. Zaskoczenie, strach, upojenie trunkiem, wzajemna
nieufność i ambitne nadzieje nakazały reszcie towarzystwa przyłączyć swoje
głosy do ogólnych owacji. Gwardia pospieszyła złożyć przysięgę wierności, bra­
my miasta zamknięto i jeszcze przed świtem Magnencjusz został panem wojsk
i skarbów pałacu oraz miasta Autun. Zachowując do ostatniej chwili w tajemnicy
ten nagły zamach stanu, żywił nadzieję, że uda mu się zaskoczyć Konstansa, który
156 Rozdział osiemnasty

w okolicznych puszczach oddawał się swojej ulubionej rozrywce: łowom czy też
może jakimś innym przyjemnościom bardziej osobistej i występnej natury.
Błyskawiczny rozgłos dał jednak Konstansowi trochę czasu na ucieczkę, chociaż
wskutek dezercji swoich żołnierzy i poddanych nie miał żadnych możliwości
oporu. Ale zanim zdążył dotrzeć do któregoś z portów morskich w Hiszpanii,
gdzie zamierzał wsiąść na okręt, dogonił go w pobliżu miasta Helena,71 u stóp
Pirenejów, oddział lekkozbrojnej konnicy i dowódca tego oddziału, wypełniając
otrzymane polecenie, niebaczny na świętość świątyni, zamordował syna Kon­
stantyna.72
Natychmiast gdy śmierć Konstansa rozstrzygnęła wynik tego łatwego prze­
wrotu, za przykładem dworu w Autun poszły wszystkie prowincje zachodnie.
Uznano władzę Magnencjusza na całym obszarze dwóch wielkich prefektur:
Galii i Italii, co pozwoliło temu uzurpatorowi przygotować się wszelkimi aktami
ucisku do zebrania skarbu na wypłacenie olbrzymiej dotacji, do której się
zobowiązał, oraz na pokrycie kosztów wojny domowej.
Wojownicze kraje Illyricum od Dunaju do krańców Grecji dawno już były pod
zarządem Wetrania, sędziwego dowódcy, ukochanego z powodu prostoty
obyczajów i cieszącego się dobrą sławą dzięki doświadczeniu i zasługom
wojennym.73 Z nawyku, z obowiązku i z wdzięczności przywiązany do
dynastii Konstantyna, natychmiast złożył on jedynemu żyjącemu synowi
swego zmarłego pana bardzo stanowcze zapewnienie, że z niewzruszoną
wiernością gotów jest narazić swoją osobę i swoje wojska na największe
niebezpieczeństwa, byle tylko dokonać sprawiedliwej zemsty na zdrajcach
galijskich. Ale legiony Wetrania dały się nie tyle sprowokować, co zachę­
cić przykładem buntu; wkrótce potem sam ich dowódca przejawił chwiej-
ność i nieszczerość, przy czym jego żądza władzy znalazła na pozór słuszne
usprawiedliwienie w aprobacie księżniczki Konstantyny. Ta okrutna i ambitna
kobieta, obdarzona przez swego ojca, Konstantyna Wielkiego, tytułem augu­
sty, własnoręcznie włożyła koronę na głowę Wetrania, spodziewając się chyba,
że jego zwycięstwo przyniesie jej spełnienie nadziei, zagrożone wskutek
śmierci jej męża, Hannibaliana. Nowy cesarz, być może już bez zgody Kon­
stantyny, zawarł konieczne, aczkolwiek haniebne przymierze z uzurpato­
rem zachodnim, obleczonym w purpurę tak niedawno splamioną krwią jej
brata.74
Wieść o tych doniosłych wydarzeniach tak głęboko godzących w honor
i bezpieczeństwo dynastii cesarskiej, sprawiła, że Konstancjusz musiał zaniechać
niesławnej wojny z Persami. Poruczywszy troskę o Wschód swoim namiestnikom,
a później kuzynowi, Gallusowi, którego prosto z więzienia podniósł na tron,
przejęty sprzecznymi uczuciami nadziei i lęku, rozpaczy i oburzenia, pomaszero­
wał na Europę. Po przybyciu do Haraklei w Tracji udzielił posłuchania posłom
Magnencjusza i Wetrania. Jednym z tych posłów był twórca spisku, Marcellinus,
który, w pewnej mierze sam obdarzywszy purpurą swego pana, zuchwale podjął
Wojna domowa. Zwycięstwo Konstancjusza 157

się tej niebezpiecznej misji; jego trzech towarzyszy wybrano spośród z n a k o ­


m i t y c h osobistości cywilnych i wojskowych. Wysłannikom tym polecono
ułagodzić oburzenie, a zarazem podsycić obawy Konstancjusza. Upoważniono
ich, aby w imieniu władców zachodnich zaproponowali cesarzowi przyjaźń
i przymierze, którego jedność miały spoić dwa małżeństwa: Konstancjusza
z córką Magnencjusza i samego Magnencjusza z ambitną Konstantyną, przy
czym w rokowaniach mieli oni uznać prawowite zwierzchnictwo cesarza
Wschodu. A w razie gdyby pycha i źle pojęta pobożność skłoniły Konstancjusza
do odrzucenia tych trzech słusznych warunków, posłowie w myśl rozkazu mieli
się szeroko rozwodzić nad nieuniknioną ruiną, jaką musiałby on spowodować
swoją porywczością, gdyby odważył się wezwać władców zachodnich, by
mu okazali swoją przewagę i wykorzystali przeciwko niemu męstwo, talenty
wojskowe i legiony, którym ród Konstantyna zawdzięcza tyle tryumfów.
Wydawało się, że takie propozycje i argumenty zasługują na jak największą
uwagę; Konstancjusz odłożył udzielenie odpowiedzi do dnia następnego i ponie­
waż już przedtem zdążył rozważyć doniosłość usprawiedliwienia wojny domowej
w oczach ludu, zwrócił się do swojej rady przybocznej, słuchającej go z praw­
dziwą bądź udawaną ufnością:
„Wczoraj wieczorem — powiedział — gdy udałem się na spoczynek, oczom
moim ukazał się duch Wielkiego Konstantyna, trzymając w objęciach ciało mego
zamordowanego brata. Tak dobrze mi znany głos ojcowski, nawołując do
pomsty, zakazał mi wątpić o Rzeczypospolitej i zapewnił o powodzeniu
i nieśmiertelnej chwale, która ukoronuje sprawiedliwość mego oręża.”
Powaga takiej wizji czy może raczej władcy, który o niej opowiedział, uciszyła
wszelkie wątpliwości i wykluczyła wszelkie rokowania. Z pogardą odrzucono
haniebne warunki pokoju. Jednego z posłów tyrana odprawiono z wyniosłą
odpowiedzią Konstancjusza, innych zaś, jako niegodnych korzystania z przywi­
lejów prawa narodów, zakuto w kajdany, po czym obie ścierające się ze sobą siły
zaczęły się przygotowywać do nieubłaganej wojny.75
Tak to postąpił i tak, być może, powinien był postąpić brat Konstansa
z przewrotnym uzurpatorem Galii. Sytuacja i charakter Wetrania pozwalały
natomiast na zastosowanie środków łagodniejszych, toteż cesarz przyjął po­
litykę mającą na celu poróżnienie przeciwników i oddzielenie wojsk Illyricum
od sprawy buntu. Łatwo było oszukać otwartego i prostodusznego Wetrania,
który wahając się przez pewien czas pomiędy przeciwnymi sobie biegunami
honoru i interesu objawił światu brak szczerości w swym postępowaniu i dał się
niepostrzeżenie wciągnąć w sidła przebiegłych rokowań. Konstancjusz uznał go
za prawowitego i równego sobie współwładcę Cesarstwa pod warunkiem, że
wyrzeknie się on haniebnego przymierza z Magnencjuszem i wyznaczy jakieś
miejsce do rozmów na granicy rozdzielającej ich prowincje, gdzie mogliby
obaj poręczyć swoją przyjaźń ślubami wierności i uzgodnić operacje przyszłej
wojny domowej, jaką wspólnie już mieli prowadzić przeciwko Magnencjuszowi.
158 Rozdział osiemnasty

W następstwie porozumienia Wetranio zbliżył się do miasta Sardyka76 na czele


dwudziestotysięcznej konnicy i jeszcze liczniejszej piechoty, sił zbrojnych
mających taką przewagę nad wojskami Konstancjusza, że cesarz illiryjski zdawał
się być panem życia i śmierci rywala, który jednak, uświadamiając sobie, że
może liczyć już tylko na pomyślny wynik osobistych rokowań, zdołał zwieść
wojską Wetrania i podkopać jego tron. Wodzowie, potajemnie przeciągnięci na
stronę Konstancjusza, przygotowali widowisko publiczne służące wykrzesaniu
i rozpaleniu namiętności pospólstwa.77 Obu armiom rozkazano stawić się na
dużej podmiejskiej równinie. Na samym środku, w myśl prawideł dyscypliny
starożytnej, wznosiła się trybuna wojskowa, a raczej rusztowanie, z którego
cesarze po uroczystych i doniosłych wydarzeniach mieli zwyczaj przemawiać do
oddziałów. Trybunę otaczały wielkim kołem ustawione w szyku bojowym
szeregi Rzymian i barbarzyńców z dobytymi mieczami bądź wzniesionymi
włóczniami, szwadrony konnicy i kohorty piechoty wyróżniające się rozmaitoś­
cią broni i dystynkcji. Swe pełne uwagi milczenie raz po raz przerywały
rozgłośnym wybuchem wrzawy lub burzą oklasków. W obecności tego olbrzy­
miego zgromadzenia wezwano obu cesarzy do wyjaśnienia stanu spraw publicz­
nych. Pierwszeństwo z racji swego królewskiego pochodzenia miał Konstan-
cjusz, który, jakkolwiek kiepsko wyszkolony w sztuce retoryki, w tych trudnych
okolicznościach wywiązał się z zadania w sposób stanowczy, zręczny i wymow­
ny. Pierwszą część swego przemówienia wymierzył na pozór przeciwko tyra­
nowi Galii, ale, tragicznie ubolewając nad okrutnym zamordowaniem Kon-
stansa, napomknął, że tylko brat może zająć miejsce po bracie. Z niejakim
upodobaniem omówił szeroko chwałę swojej cesarskiej krwi i przypomniał
żołnierzom waleczność, tryumfy i hojność Wielkiego Konstantyna, którego
synom złożyli oni przysięgę na wierność i posłuszeństwo, pogwałconą teraz
za namową jego najulubieńszych a niewdzięcznych sług. Oficerowie, którzy
otaczali trybunę i mieli rozkaz odegrania swoich ról w tej niezwykłej scenie,
posłusznie uznali nieodpartą potęgę rozumu i wymowy Konstancjusza, pozdra­
wiając go jako swego prawowitego władcę. Zaraza lojalności i skruchy zaczęła
się udzielać od szeregu do szeregu, aż wreszcie cała równina pod Sardyką
rozbrzmiała powszechną owacją: „Precz z uzurpatorami! Niech nam żyje
i zwycięża syn Konstantyna! Tylko pod jego sztandarem będziemy walczyć
i zwyciężać!” Okrzyki tysięcy, ich złowrogie gesty i srogi chrzęst broni
zdumiały i pozbawiły odwagi Wetrania, który patrząc na odstępstwo swoich
zwolenników stał milczący, zaniepokojony i niepewny. Zamiast w szlachetnej
rozpaczy chwycić się ostatecznego środka, ulegle poddał się losowi i zdejmu­
jąc z głowy koronę w obecności obu armii z pokorą padł do nóg swemu
zwycięzcy. Konstancjusz wykorzystał to roztropnie i z umiarem; podniósł
z ziemi sędziwego petenta, fałszywie go obdarzył czułym mianem ojca i za
rękę sprowadził z tronu. Na miejsce wygnania czy też siedzibę temu nie­
fortunnemu monarsze wyznaczono miasto Prusę, gdzie Wetranio żył jeszcze
Wojna domowa. Konstancjusz pokonuje Magnencjusza 159

przez lat sześć w niezmąconym spokoju i ciszy. Często wyrażał Konstancjuszowi


wdzięczność za jego łaskawość i z bardzo miłą prostotą doradzał swemu
dobroczyńcy, by zrezygnował z berła świata i poszukał zadowolenia jedynie tam,
gdzie można je znaleźć, to jest w spokojnym cieniu prywatnego życia.78
Zachowanie się Konstancjusza w tej pamiętnej sprawie sławiono z pewnymi
pozorami sprawiedliwości; zwycięskie krasomówstwo, którym przekonał uzbro­
jone rzesze, by opuściły i zrzuciły z tronu przedmiot swego stronniczego
wyboru,79 porównywali dworzanie do uczonych przemówień takiego Peryklesa
czy Demostenesa, kierowanych do pospólstwa Aten. Jednakże zbliżająca się
rozgrywka z Magnencjuszem była już poważniejszej i bardziej krwawej natury.
Tyran błyskawicznym marszem szedł na spotkanie Konstancjusza, prowadząc
wielką armię złożoną z Galów i Hiszpanów, z Franków i Sasów — z mieszkań­
ców prowincji, którzy stanowili siłę legionów, i z barbarzyńców, którzy bu­
dzili grozę jako najstraszliwsi wrogowie Rzeczypospolitej. Przestronnym teat­
rem wojny domowej stały się urodzajne równiny80 południowej Panonii
pomiędzy Drawą, Sawą i Dunajem, gdzie wskutek zręczności czy może
trwożliwości walczących stron81 operacje wojenne przedłużyły się na całe
lato. Konstancjusz już przedtem ogłosił zamiar rozstrzygnięcia tego sporu na
polach Cibalis, których nazwa miała ożywiać jego żołnierzy wspomnieniem
zwycięstwa odniesionego na tymże szczęśliwym gruncie przez oręż jego ojca,
Konstantyna. A przecież, sądząc po niemożliwych do zdobycia fortyfikacjach,
którymi otoczył swój obóz, wydawało się, że raczej uchyla się on od otwartej
bitwy, niż do niej zaprasza. Magnencjusz postanowił więc skusić albo zmusić
przeciwnika do opuszczenia takiej korzystnej pozycji i w tym celu stosował
najrozmaitsze marsze, manewry i podstępy wojenne, jakie tylko znajomość
strategii mogła podsunąć na myśl doświadczonemu wojownikowi. Zdobył
szturmem ważne miasto Sycję, dokonał natarcia na miasto Sirmium, leżące na
tyłach cesarskiego obozu, usiłował sforsować bród na rzece Sawie, żeby przejść
do wschodnich prowincji Illyricum, i wreszcie wyciął w pień znaczny oddział
wojsk Konstancjusza zwabiony podstępnie w wąwozy Adarne.
Przez większą część tego lata tyran Galii okazywał się mistrzem w sztuce wo­
jennej. Zmęczone wojska Konstancjusza upadły na duchu, jego dobra sława za­
chwiała się w oczach świata, w końcu więc cesarz zniżył się w swej dumie do
upraszania o układ pokojowy, w myśl którego zrezygnowałby na rzecz zabójcy
Konstansa z panowania nad prowincjami zaalpejskimi. Propozycję tę wzmocniła
wymowa Filipa, cesarskiego posła, i zarówno rada przyboczna Magnencjusza,
jak i jego wojska skłonne były ją przyjąć. Ale wyniosły uzurpator, nie bacząc na
przestrogi przyjaciół, rozkazał Filipa zatrzymać jako jeńca czy już przynajmniej
zakładnika, do Konstancjusza natomiast wysłał jednego ze swych oficerów,
zarzucając mu słabość panowania i znieważając go obietnicą przebaczenia,
jeśli natychmiast zrzeknie się purpury. Jedyną odpowiedzią, jakiej honor
pozwolił cesarzowi udzielić, było, że „zaufa sprawiedliwości swojej sprawy
160 Rozdział osiemnasty

i opiece mściwego bóstwa” . Ale tak dobrze uświadamiał sobie trudność


swego położenia, że nie miał odwagi odwzajemnić się za obrazę, która spotkała
jego przedstawiciela. Rokowania Filipa nie pozostały jednak bez skutku,
ponieważ udało mu się nakłonić Sylwanusa, cieszącego się dobrą sławą,
zasłużonego dowódcę Franków, by odszedł od Magnencjusza ze znacznym
oddziałem konnicy na kilka dni przed bitwą pod Mursą.
Miasto Mursa albo Essek, sławne w czasach nowożytnych z racji pięcio-
milowego mostu z łodzi na rzece Drawie i okolicznych trzęsawiskach,82
jest również znane jako ważny punkt strategiczny w wojnach węgierskich.
Magnencjusz nacierając na Mursę podpalił bramy i nagłym szturmem wziął
mury miasta. Ale czujny miejski garnizon ugasił ogień i szybkie nadejście
Konstancjusza nie dało Magnencjuszowi ani chwili czasu na to, by dalej
poprowadzić oblężenie. Cesarz wkrótce usunął jedyną przeszkodę mogącą
krępować jego ruchy, przełamując opór oddziałów Magnencjusza, które zajęły
pozycje w podmiejskim amfiteatrze. Pole bitwy dokoła Mursy było nagą płaską
równiną. W szyku bojowym stanęła teraz na niej armia Konstancjusza: po
prawej stronie miała Drawę, a po lewej, dzięki zasadzie swego rozmieszczenia
bądź dzięki wyższości swojej konnicy, rozciągała się daleko poza prawe skrzydło
wojsk Magnencjusza.83 Prawie do południa owego dnia obaj przeciwnicy stali
pod bronią w niespokojnym oczekiwaniu. Syn Konstantyna, wylewnym przemó­
wieniem podniósłszy żołnierzy na duchu, wycofał się do kościoła stojącego
w pewnej odległości od pola bitwy, poruczając działania wojenne w tym
decydującym dniu dowódcom.84 Zasługiwali oni na jego zaufanie z racji
swego męstwa i wojskowej biegłości. Mądrze wszczęli akcję po lewej stronie
i posuwając naprzód całe skrzydło konnicy, wykonali nagły zwrot, po czym
uderzyli na prawe skrzydło nieprzyjaciela nie przygotowanego na to gwałtowne
natarcie. Ale Rzymianie Zachodu już wkrótce skupili się na nowo z samego
nawyku dyscypliny, a barbarzyńcy Germanii przypomnieli sobie dobrą sławę
swego narodowego męstwa. Starcie stało się ogólne i ulegając dziwnym
i zmiennym kolejom losu zakończyło się dopiero, gdy zapadł zmrok. Świetne
zwycięstwo, które odniósł Konstancjusz, przypisuje się orężowi jego konnicy.
Opisywano, jak jego kirasjerzy, niby zwaliste posągi ze stali, połyskując
łuskowatą zbroją, przerwali ciężkimi włóczniami zwarty szyk legionów galijs­
kich. Natychmiast gdy legiony pod naporem kirasjerów ustąpiły, w powstałe
luki, dopełniając zamieszania, wjechały z dobytymi mieczami lżejsze i bardziej
ruchliwe szwadrony drugiej linii. Tymczasem olbrzymów germańskich prawie
nic nie chroniło przed nawałą celnych strzał łuczników Wschodu. Znękani
i zrozpaczeni barbarzyńcy całymi oddziałami zaczęli się rzucać w szeroki,
bystry nurt Drawy.85 Liczbę poległych obliczono na pięćdziesiąt cztery ty­
siące ludzi, przy czym wyginęło w tej rzezi znacznie więcej zwycięzców niż
pokonanych,86 co jest okolicznością jasno dowodzącą, jak zaciekła to była
rozgrywka, i uzasadniającą komentarz pewnego autora, który napisał, że
Wojna domowa. Konstancjusz pokonuje Magnencjusza 161

zabójcza bitwa pod Mursą pochłonęła siły zbrojne Cesarstwa, pozbawiając je


całej armii weteranów dostatecznej na to, aby obronić granice przed obcym
wrogiem i dodać nowe tryumfy do chwały Rzymu.87 Pomimo oskarżeń pewnego
służalczego krasomówcy bynajmniej nie ma powodu wierzyć, że tyran Magnenc-
jusz opuścił swoje sztandary na początku bitwy. Przeciwnie, wydaje się, że
wykazywał on wszelkie cnoty dowódcy i żołnierza do chwili, gdy bitwa stała
się dla niego nieodwołalnie przegrana i jego obóz znalazł się w rękach
nieprzyjaciela. Wtedy dopiero Magnencjusz pomyślał o ratowaniu własnej
skóry i odrzucając insygnia cesarskie uciekł z niejakim trudem przed pości­
giem lekkiej konnicy Konstancjusza, nieustannie podążającej w ślad za nim
znad Drawy aż do podnóża Alp Julijskich.88
Nadejście zimy dało gnuśnemu Konstancjuszowi pozornie słuszny powód do
odłożenia dalszych działań wojennych do wiosny. Magnencjusz zakwaterował
się ze swymi wojskami w Akwilei i wszystko wskazywało na to, że ma zamiar
przejść przez góry i bagniska umacniające granicę prowincji weneckiej. Nawet
zaskoczenie jednego z zamków alpejskich potajemnym marszem oddziałów
cesarskich nie zdołałoby Magnencjusza skłonić do rezygnacji z posiadania Italii,
gdyby tylko sympatie italskiego ludu podtrzymywały sprawę swego tyrana.89
Ale pamięć o okrucieństwach, jakich dopuszczali się jego urzędnicy po
nieudanym buncie Nepocjana, pozostawiła urazę i głębokie wrażenie grozy
wśród Rzymian. Porywczy ten młodzieniec, syn księżniczki Eutropii, siostry
Konstantyna Wielkiego, z oburzeniem patrzył, jak przewrotny barbarzyńca
przywłaszcza sobie berło Zachodu. Uzbroiwszy oddział zdecydowanych na
wszystko niewolników i gladiatorów, obezwładnił słabą gwardię czuwającą nad
wewnętrznym spokojem Rzymu, przyjął hołd od senatu i przybierając tytuł
augusta, niepewnie panował podczas trwających przez dwadzieścia osiem dni
rozruchów. Przybycie paru oddziałów armii regularnej położyło kres jego
ambitnym nadziejom; bunt został ugaszony krwią Nepocjana, jego matki
Eutropii i jego zauszników; wszystkich, którzy zawarli zgubne przymierze
z imieniem i rodziną Konstantyna, wyjęto spod prawa.90 Ale gdy tylko
Konstancjusz po bitwie pod Mursą stał się panem wybrzeża morskiego
w Dalmacji, gromada szlachetnych wygnańców, odważywszy się wyposażyć
flotę w jakimś porcie adriatyckim, znalazła opiekę i możliwość zemsty w je­
go zwycięskim obozie. Dzięki potajemnemu porozumieniu owych wygnań­
ców ze swoimi rodakami Rzym i inne miasta Italii dały się nakłonić do za­
tknięcia sztandarów Konstancjusza na swoich murach. Wdzięczni weterani,
wzbogaciwszy się dzięki hojności ojca, okazali teraz wdzięczność i lojal­
ność synowi. Konnica, legiony i oddziały pomocnicze Italii ponownie złożyły
Konstancjuszowi przysięgę na wierność i posłuszeństwo i uzurpator, zatrwo­
żony tą powszechną decyzją, musiał z resztkami swych wiernych oddziałów
wycofać się za Alpy do prowincji Galii. Jednakże wojska Konstancjusza, które
otrzymały rozkaz ścigania albo udaremnienia ucieczki Magnencjusza, wykazu­
162 Rozdział osiemnasty

jąc nieroztropność, jaka zwykle bywa skutkiem sukcesu, dały mu na równi­


nach Pawii sposobność do natarcia na ścigających i do zadośćuczynienia swojej
rozpaczy bezużytecznie zwycięską rzezią.91
Raz po raz powtarzające się nieszczęścia tak ukorzyły pychę Magnencju-
sza, że zaczął on na próżno zabiegać o pokój. Wysłał posłów: najpierw pewnego
senatora o wypróbowanych zdolnościach, a następnie paru biskupów, których
świątobliwy charakter mógł uzyskać przychylniejsze posłuchanie, i posłowie ci
przekazali jego obietnicę, że zrezygnuje z purpury i spędzi resztę życia w służbie
cesarza. Ale Konstancjusz, chociaż wszystkim, którzy porzucili sztandar buntu,
przyznał sprawiedliwe warunki przebaczenia i pojednania,92 w tym wypadku
obwieścił swój nieugięty zamiar wymierzenia słusznej kary za zbrodnie zabójcy
Konstansa i był przygotowany do pokonania go połączonymi wysiłkami swej
zwycięskiej armii. Flota cesarska z łatwością zdobyła Afrykę i Hiszpanię,
utwierdziła chwiejną wiarę narodów mauretańskich i wysadziła na ląd znaczne
wojska, które przeszły przez Pireneje i posuwały się już ku Lugdunum (Lyon),
ostatniej, fatalnej kwaterze Magnencjusza.93 Tyran, zawsze daleki od wspania­
łomyślności, a teraz szczególnie rozbestwiony przeciwnościami losu, zaczął
dopuszczać się wszelkich aktów ucisku, aby od miast Galii wymusić natych­
miastowe dostawy.94 Aż wreszcie cierpliwość miast się wyczerpała i Trewir,
siedziba dowódcy pretorianów, pierwszy rzucił hasło do buntu, zamykając swoje
bramy przed Decencjuszem, bratem Magnencjusza podniesionym przez uzur­
patora do godności cezara czy też może augusta.95 Decencjusz musiał spod
Trewiru wycofać się do Sens, gdzie wkrótce potem otoczyła go armia Ger­
manów, którzy dali się wciągnąć zgubnymi sztuczkami Konstancjusza w we­
wnętrzne spory Rzymu.96 Tymczasem oddziały cesarskie sforsowały przejścia
przez Alpy Kotyjskie i w krwawej bitwie u stóp góry Seleus nieodwołalnie
utwierdziły miano „Buntowników” nadane stronnictwu Magnencjusza.97 Mag-
nencjusz nie mógł już wystawić żadnych innych wojsk; wierność jego gwardii
została przekupiona; i gdy ukazał się publicznie, aby wlać ducha w swoich
żołnierzy, powitał go jednogłośny okrzyk: „Niech żyje cesarz Konstancjusz!”
Widząc, że żołnierze, aby zasłużyć na przebaczenie i nagrody, gotowi są wydać
cesarzowi najbardziej mu nienawistnego przestępcę, tyran udaremnił ich zamiary
rzucając się na ostrze własnego miecza.98 Śmierć ta była lżejsza i bardziej
zaszczytna od tej, jakiej mógł się spodziewać z rąk wroga, którego zemstę
zabarwiłyby pozory sprawiedliwości i miłości braterskiej. Za przykładem
Magnencjusza samobójstwo popełnił i Decencjusz, który powiesił się na
wiadomość o śmierci brata. Po twórcy tego całego spisku, Marcellinie, już
dawno, bo od czasu bitwy pod M ursą," wszelki ślad zaginął, a wszystkich
innych pozostałych jeszcze przy życiu dowódców przestępczego, niefortunnego
stronnictwa stracono, umacniając tym spokój publiczny. Surowe śledztwo
czekało każdego, kto dobrowolnie czy też pod przymusem zamieszany był
w sprawę tego buntu. W celu zbadania, czy jakieś ukryte niedobitki spisku
Wojna domowa. Konstancjusz pokonuje Magnencjusza 163

nie kryją się nawet w odległej prowincji Brytanii, wysłano tam Pawła z przydom­
kiem Katena, znanego z biegłości w uprawianiu sądowej tyranii. Uczciwe
oburzenie, jakie wyraził wówczas Martin, wiceprefekt tej wyspy, uznane zostało
przez Pawła za dowód jego winy i w rezultacie konieczność nakazała owemu
wielkorządcy zwrócić przeciwko własnej piersi miecz, którym sprowokowany,
chciał zranić cesarskiego wysłannika. Nawet najniewinniejsi poddani Cesarstwa
Zachodniego byli narażeni na wygnanie i konfiskatę mienia, na śmierć i tortury,
przy czym, ponieważ trwożliwi są zawsze okrutni, uczucie litości nie miało
dostępu do serca Konstancjusza.100
Rozdział dziewiętnasty

KONSTANCJUSZ JEDYNYM CESARZEM — WYWYŻSZENIE I ŚMIERĆ


GALLUSA — NIEBEZPIECZNA SYTUACJA I WYWYŻSZENIE
JULIANA — WOJNA Z SARMATAMI I WOJNA Z PERSAMI —
ZWYCIĘSTWA JULIANA W GALII

Prowincje podzielonego Cesarstwa znów się połączyły dzięki zwycięstwu


Konstancjusza. Ale ponieważ słaby ten władca, nie położywszy żadnych
zasług osobistych ani podczas pokoju, ani na wojnie, lękał się dowódców swoich
wojsk i nie dowierzał swoim urzędnikom, tryumf jego oręża miał tylko taki
skutek, że nad światem rzymskim ustaliło się panowanie e u n u c h ó w . Te
nieszczęsne istoty, starożytny wytwór orientalnej zazdrości i despotyzmu,1
pojawiły się w Grecji i Rzymie przymiecione zarazą azjatyckiego zbytku.2
Pochód ich był błyskawiczny. Eunuchowie, którzy jeszcze w czasach Augusta
budzili powszechny wstręt jako potworna świta królowej egipskiej,3 stopniowo
dostali się do rodzinnych domów rzymskich matron, senatorów, a nawet samych
cesarzy.4 Powściągani surowymi edyktami Domicjana i Nerwy,5 faworyzowani
przez pysznego Dioklecjana, ograniczeni do skromnych stanowisk dzięki roz­
tropności Konstantyna,6 rozmnożyli się w pałacach jego zwyrodniałych synów
i, niepostrzeżenie zyskując wgląd w tajne rady Konstancjusza, w końcu objęli
nad nimi kierownictwo. Wydaje się, że powszechna odraza i pogarda ludzkości
wobec tego niedoskonałego gatunku wielce spodliła ich charakter i że istotnie
byli oni prawie tak niezdolni, jak to przypuszczano, do żywienia jakichkolwiek
szlachetnych uczuć i do dokonania jakichkolwiek godnych czynów.7 Byli jednak
biegli w sztuce pochlebstwa i intrygach, rządzili więc umysłem Konstancjusza,
wykorzystując na przemian to jego obawy, to jego gnuśność, to znów jego
próżność.8 Ze swej strony Konstancjusz, oglądając w zwodniczym zwierciadle
nadobne pozory ogólnej pomyślności, ulegle pozwalał eunuchom przejmować
skargi skrzywdzonych prowincji, gromadzić ogromne skarby uzyskiwane z fry-
marczenia sprawiedliwością i zaszczytami, hańbić najznakomitsze godności
popieraniem ludzi, którzy zakupili od nich możność uciskania ludu,9 oraz mścić
się na owych nielicznych niezależnych duchem, którzy zuchwale uchylali się od
upraszania o protekcję niewolników. Najwybitniejszym z eunuchów był szam-
belan Euzebiusz; rządził on monarchą i pałacem tak samowładnie, że Konstanc­
jusz, jeśli mamy wierzyć sarkastycznej uwadze pewnego bezstronnego historyka,
cieszył się tym, że ma pewien wpływ na swego ulubieńca.10 Jego to przebiegłe
Konstancjusz jedynym cesarzem. Cezar Gallus 165

podszepty skłoniły cesarza do podpisania wyroku na nieszczęsnego Gallusa,


którego skazanie dodało nową zbrodnię do długiej listy bratobójczych mor­
derstw kalających honor rodu Konstantyna.
Gdy dwóch bratanków Konstantyna: Gallusa i Juliana, uratowano przed
wściekłością żołdactwa, pierwszy z nich miał około lat dwunastu, a drugi około
sześciu. Ponieważ Gallusa uważano za chorowitego, Konstancjusz z fałszywą
litością tym łatwiej darował im obu niepewne i zależne życie, uświadamiając
sobie, że stracenie tych bezradnych sierot zostałoby przez całą ludzkość uznane
za akt najbardziej rozmyślnego okrucieństwa.11 Na miejsce ich wygnania
wyznaczył dwa różne miasta, jedno w Bitynii, drugie w Jonii, ale gdy tylko ci
nieszczęśni chłopcy podrastając rozbudzili jego zazdrość, osądził, że roztropniej
będzie trzymać ich razem w warownym zamku Macellum w pobliżu Cezarei.
Traktowanie ich tam w ciągu sześciu lat zamknięcia było częściowo takie, jakiego
mogli się spodziewać od troskliwego opiekuna, a częściowo takie, jakiego mogli
się obawiać ze strony podejrzliwego tyrana.12 Ich więzienie było pałacem
starożytnym, dawną siedzibą królów Kapadocji; położenie ładne, budynki
okazałe, przestrzeń w murach zadowalająca. Gallus i Julian prowadzili studia
i ćwiczyli sprawność fizyczną pod kierunkiem najbieglejszych mistrzów; również
i liczna służba wyznaczona do obsługiwania, a raczej do pilnowania bratanków
Konstantyna, nie była niegodna dostojeństwa ich urodzenia. Ale nie mogli
ukrywać przed sobą, że pozbawieni majątku, wolności i pewności jutra, znajdują
się poza nawiasem społeczeństwa, nie mając przy sobie nikogo godnego zaufania
bądź szacunku, i że są skazani na spędzanie smętnych godzin w towarzystwie
niewolników oddanych rozkazom tyrana, który ich skrzywdził tak bardzo, że
mowy być nie może o jakiejkolwiek nadziei pojednania.
W końcu jednak pilne potrzeby państwowe zmusiły cesarza, a raczej jego
eunuchów, do obdarzenia Gallusa w dwudziestym piątym roku życia tytułem
cezara oraz do spojenia tych więzów politycznych jego małżeństwem z księżnicz­
ką Konstantyną. Cesarz i nowy cezar po oficjalnej rozmowie, w której uroczy­
ście się zobowiązali nie podejmować żadnych kroków przeciwko sobie, udali
się bezzwłocznie na swoje posterunki. Konstancjusz prowadził dalej marsz
na Zachód, a Gallus osiedlił się w Antiochii, skąd na mocy zleconej sobie
władzy zarządzał pięcioma wielkimi okręgami prefektury wschodniej.13 W tak
szczęśliwie zmienionym położeniu Gallus nie zapomniał o bracie, Julianie,
który uzyskał należne swemu stanowi zaszczyty, pozory wolności i pełny zwrot
ojcowizny.14
Pisarze nawet najbardziej dla Gallusa pobłażliwi i nawet sam Julian, chociaż
pragnął osłonić przywary brata, musieli przynać, że ten cezar nie miał danych na
to, by panować. Przeniesiony na tron prosto z więzienia, nie wykazał ani talentu,
ani pilności, ani uległości, które by wyrównywały brak wiedzy i doświadczenia.
Samotność i przeciwności losu, zamiast uszlachetnić jego z natury posępny
i gwałtowny charakter, jeszcze bardziej go tylko rozgoryczyły; wspomnienie
166 Rozdział dziewiętnasty

doznanych krzywd skłaniało raczej do odwetu niż do współczucia, toteż


nieopanowane wybuchy wściekłości były często zabójcze w skutkach dla
tych, którzy się zbliżali do jego osoby albo podlegali jego władzy.15 Jego
żonę, Konstantynę, opisuje się jako nie kobietę, lecz jedną z owych furii
piekielnych dręczonych nienasyconym łaknieniem ludzkiej krwi.16 Zamiast
wykorzystywać swój wpływ na doradzanie mężowi łagodnie, aby był roztropny
i humanitarny, rozjątrzyła jego srogie namiętności, a ponieważ zachowała
próżność właściwą swojej płci, jakkolwiek kobiecej delikatności się odrzekła,
naszyjnik z pereł niejednokrotnie stanowił dla niej odpowiednią zapłatę za
zgładzenie któregoś z niewinnych a cnotliwych magnatów.17 Okrucieństwo
Gallusa czasem objawiało się światu w niczym nie hamowanej gwałtowności
cywilnych bądź wojskowych egzekucji i często kryło się w nadużywaniu prawa
i form postępowania sądowego. Szpicle i donosiciele oblegali w Antiochii
zarówno domy prywatne, jak miejsca publiczne; nieraz i sam cezar, przebrany
za plebejusza, zniżał się do odgrywania tej nienawistnej roli. Wszystkie
apartamenty pałacu ozdobione były narzędziami śmierci i tortur i w całej stolicy
Syrii panowało powszechne przygnębienie. Władca Wschodu, jak gdyby uświa­
damiając sobie, jak wiele ma powodów do obaw, a zarazem jak mało powodów
do tego, aby zasługiwać na swe panowanie, wybierał sobie kozły ofiarne
bądź to pośród mieszkańców prowincji oskarżonych o jakąś urojoną zdradę,
bądź spośród własnych dworzan, których już z większym uzasadnieniem
podejrzewał o podżeganie trwożliwego i nieufnego Konstancjusza w tajnej
z nim korespondencji. Ale zapominał, że swoim postępowaniem pozbawia się
jedynego oparcia, a mianowicie sympatii ludu, dostarczając wrogom oręża
prawdy i dając cesarzowi najsłuszniejszy pretekst do odebrania mu purpury
i życia.18
Dopóki wojna domowa utrzymywała w zawieszeniu losy świata rzymskiego,
Konstancjusz udawał, że nie wie, jakim słabym i okrutnym rządom poddał
z własnego wyboru dominia wschodnie. Wykrycie pewnych morderców potaje­
mnie wysłanych do Antiochii przez Magnencjusza zostało wykorzystane po to,
aby przekonać ogół, że cesarza i cezara łączą wspólne interesy i ścigają
wspólni wrogowie.19 Gdy jednak szala zwycięstwa zdecydowanie przechyliła
się na stronę Konstancjusza, podległy mu współwładca stał się mniej użyteczny
i mniej groźny. Po surowym zbadaniu wszystkich okoliczności postępowania
Gallusa postanowiono poufnie albo odebrać mu purpurę, albo przynajmniej
przenieść go z atmosfery gnuśnego azjatyckiego zbytku w trudy i niebezpie­
czeństwa wojny z Germanami.
Śmierć Teofllusa, męża konsularnego w Syrii, który w czasie niedostatku
został zamordowany przez lud Antiochii nieomal za podżeganiem patrzącego na
to przez palce Gallusa, wywołała słuszne oburzenie nie tylko jako akt niepo­
trzebnego okrucieństwa, ale również jako niebezpieczna obraza najwyższego
majestatu Konstancjusza. Zleceniem specjalnym upoważniono więc dwóch
Cezar Gallus 167

dostojników z n a k o m i t y c h , Domicjana, prefekta Wschodu, i Moncjusza,


kwestora pałacowego, do wyjazdu na Wschód i zreformowania istniejącego tam
stanu rzeczy. Polecono im zachowywać się wobec Gallusa z umiarem i szacun­
kiem i zobowiązać go sztuką najłagodniejszej perswazji do przyjęcia zaproszenia
ze strony cesarskiego brata i współwładcy. Jednakże porywczość prefekta
obróciła wniwecz te roztropne kroki, nie mówiąc o tym, że przyspieszyła
zarówno jego własną śmierć, jak i śmierć Gallusa. Domicjan bowiem po
przybyciu do Antiochii z pogardą ominął bramę pałacu i pod pozorem lekkiej
niedyspozycji przebywał przez kilka*dni w ponurym odosobnieniu, pracując nad
podżegającym memoriałem, który wysłał następnie na dwór cesarski. Wskutek
natarczywych błagań Gallusa zgodził się wreszcie zająć miejsce w radzie, ale
pierwszym jego krokiem było zwięzłe i wyniosłe przekazanie polecenia, aby
cezar natychmiast udał się do Italii; zagroził przy tym, że w razie jakiejkolwiek
zwłoki on sam, prefekt, ukarze cezara zawieszeniem zwykłego zasiłku na
utrzymanie pałacu. Bratanek i córka Konstantyna, nie mogąc znieść takiej
bezczelności ze strony poddanego, wyrazili swoje oburzenie natychmiastowym
oddaniem Domicjana pod straż gwardii przybocznej. Kłótnia ta jednak mogła
zakończyć się pojednaniem po przyjęciu przez obie strony pewnych warunków.
Do tego wszakże nie doszło wskutek nieroztropnego zachowania się drugiego
z wysłanników cesarza, Moncjusza, którego wrodzona lekkomyślność często
brała górę nad doświadczeniem i kunsztem dyplomacji.20 Kwestor wynio­
śle zarzucił Gallusowi, że ośmielił się uwięzić prefekta pretorium, mając co
najwyżej władzę usunięcia z urzędu zwykłego dostojnika miejskiego. Następnie
zwołał zebranie wyższych urzędników i oficerów, od których w imieniu
najwyższego władcy zażądał, aby bronili osób i godności jego przedstawicieli.
Takim zuchwałym wypowiedzeniem wojny spowodował to, że zniecierpliwiony
Gallus chwycił się środków najbardziej rozpaczliwych. Rozkazał swojej gwardii
stać pod bronią, zwołał pospólstwo Antiochii i zalecił jego gorliwości troskę
o swoje bezpieczeństwo i pomstę. Zastosowano się do tych rozkazów w sposób
aż nazbyt zgubny. Brutalnie pojmano prefekta i kwestora, po czym związanych
za nogi wleczono ulicami miasta, lżąc owe nieszczęsne ofiary i zadając im tysiące
ran, dopóki wreszcie ich poszarpanych zwłok nie wrzucono do rzeki Orontes.21
Po takim posunięciu Gallus, bez względu na to, jakie były jego zamysły, mógł
tylko na pohr bitwy potwierdzić swoją niewinność z najniklejszą bodaj nadzieją
powodzenia. Ale władca ten był równie gwałtowny jak słaby. Zamiast przybrać
tytuł augusta, zamiast wykorzystać dla swojej obrony wojska i skarby Wschodu,
dał się zwieść fałszywym spokojem Konstancjusza, który, pozostawiając mu
całą próżną okazałość jego dworu, niepostrzeżenie odwołał z prowincji azjatyc­
kich legiony weteranów. Ponieważ aresztowanie Gallusa w jego stolicy wydawa­
ło się na razie rzeczą niebezpieczną, zaczęto skutecznie prowadzić powolną, ale
bezpieczniejszą grę pozorowania, że wszystko jest w porządku. Częste i naglące
listy Konstancjusza pełne były wyrazów zaufania i przyjaźni oraz napomnień,
168 Rozdział dziewiętnasty

by cezar wywiązywał się godnie z obowiązków swego wysokiego stanowiska,


zdejmując ze współwładcy część troski o dobro powszechne i pomagając
Zachodowi swoją obecnością, radami i orężem. Po tylu odwzajemnionych
krzywdach Gallus miał wszelkie powody do obaw i nieufności. Ale zlekceważyw­
szy sposobność ucieczki i oporu dawał się zwodzić pochlebczym zapewnieniom
Skudilli, trybuna ukrywającego pod maską szorstkiego żołnierza umiejętność
najchytrzejszej ingerencji w cudze sprawy; nie wyzwolił się też spod wpływu
swojej żony Konstantyny aż do czasu, gdy niewczesna śmierć tej księżniczki
dopełniła zagłady, w którą go wplątała jej nieokiełznana namiętność.22
Wreszcie cezar wyruszył w długo odwlekaną podróż na dwór cesarski. Przez
wielki obszar swego panowania z Antiochii do Adrianopola przejechał z licz­
nym, okazałym orszakiem; w Konstantynopolu, usiłując ukryć swoje obawy
przed światem, a może i przed sobą samym, zabawił ludność wspaniałym
pokazem igrzysk cyrkowych. Dalsze etapy tej podróży mogły go jednak ostrzec
o zagrażającym niebezpieczeństwie. We wszystkich większych miastach spotykał
zaufanych cesarskich wysłanników, którym polecano obejmować urzędy rządo­
we, obserwować posunięcia cezara i nie dopuszczać do pochopnych wybuchów
jego rozpaczy. Osoby wysłane dla zabezpieczenia prowincji, które już zostawił
za sobą, mijały go z zimnymi pozdrowieniami bądź z udawanym lekceważeniem;
wojska stacjonujące wzdłuż drogi publicznej usuwano przed jego zbliżeniem,
aby nie uległy pokusie ofiarowania swych mieczów na usługi wojny domowej.23
Po parodniowym wypoczynku, na jaki pozwolono cezarowi w Adrianopolu,
otrzymał rozkaz, wyrażony w słowach niezmiernie wyniosłych i władczych,
że ma pozostawić wspaniałą świtę w tym mieście i wyruszyć do siedziby cesar­
skiej w Mediolanie z eskortą tylko dziesięciu pojazdów pocztowych. Podczas tej
błyskawicznej podróży głęboki szacunek należny bratu i współwładcy Konstan-
cjusza niepostrzeżenie zamienił się w brutalną poufałość i wreszcie Gallus,
orientując się po postawie towarzyszących mu osób, że uważają się już za
jego strażników i wkrótce mogą zostać jego oprawcami, zaczął gorzko żałować
swej fatalnej zuchwałości, rozpamiętując ze zgrozą i skruchą postępowanie,
którym ściągnął na siebie taki los. Zachowywanych dotychczas pozorów
zaniechano w mieście Poetovio w Panonii. Skierowano go tam do podmiejskiego
pałacu, gdzie przybycia swojej znakomitej ofiary oczekiwał już dowódca
Barbario z doborowym oddziałem żołnierzy, których nie można było wzruszyć
odwołaniem się do ich litości ani przekupić żadnymi obietnicami. Jeszcze zanim
wieczór ten dobiegł końca, Gallusa pojmano, haniebnie odarto z insygniów
cezara i z pośpiechem przewieziono do niedawno splamionego krwią królewską,
ustronnego więzienia w miasteczku Pola w Istrii. Strach Gallusa wzrósł jeszcze
bardziej, gdy wkrótce potem oczom jego ukazał się nieubłagany wróg, eunuch
Euzebiusz, i przy pomocy trybuna i notariusza zaczął wypytywać go o admi­
nistrację Wschodu. Cezar, załamany pod brzemieniem wstydu i winy, przyznał
się do wszelkiej zbrodniczej działalności i wszelkich zdradzieckich zamysłów,
Drugi bratanek Konstancjusza, Julian 169

0 jakie był oskarżony, przy czym faktem, że przypisywał je radom swojej żony,
jeszcze bardziej rozjątrzył Konstancjusza, który ze stronniczym uprzedzeniem
przejrzał później protokół tego badania. Z łatwością więc przekonano cesarza,
że jego bezpieczeństwo w żaden sposób nie da się pogodzić z życiem stryjecznego
brata.
Wyrok śmierci został podpisany, wysłany i wykonany — bratanka Kon­
stantyna, z rękami związanymi na plecach, ścięto w więzieniu jak najnikczem­
niejszego rzezimieszka.24 Ci, którzy skłonni są okrucieństwom Konstancjusza
pobłażać, twierdzą, że wkrótce potem, ochłonąwszy z gniewu, usiłował odwo­
łać swój krwawy rozkaz, tylko że tego drugiego posłańca zatrzymali w dro­
dze eunuchowie, zatrwożeni perspektywą, że Gallus nigdy im nie wybaczy,
a zarazem żądni przyłączenia bogatych prowincji wschodnich d o s w e g o
Cesarstwa.25
Oprócz panującego cesarza tylko jeden Julian przeżył całe liczne potomstwo
Konstancjusza Chlorusa. Jego nieszczęsne królewskie pochodzenie ściągnęło
1 na niego niełaskę, w jaką popadł Gallus. Ze schronienia w szczęśliwym kraju
Jonii przewieziono go niespodziewanie pod silną eskortą na dwór mediolański,
gdzie przebywał z górą siedem miesięcy w ciągłej obawie, że poniesie taką samą
haniebną śmierć, jaką codziennie, nieomal przed jego oczami zadawano przyja­
ciołom i zwolennikom jego prześladowanej rodziny. Ze złośliwą ciekawością
śledzono wszystkie spojrzenia Juliana, jego gesty i milczenie, przy czym stale był
oblegany przez jakichś wrogów, których nigdy niczym nie obraził, i stale zaska­
kiwany jakimiś sztuczkami, które były dla niego zupełnie nowe.26 Ale w tej
szkole przeciwności losu Julian niepostrzeżenie rozwinął w sobie stanowczość
i powściągliwość. Bronił honoru i życia przed sidłami przebiegłych eunuchów,
którzy usiłowali go omotać, aby przyjął jakąś zdecydowaną postawę; z ostrożno­
ści dławiąc w sobie smutek i urazę, szlachetnie gardził pochlebianiem tyranowi
i wyrażaniem jakiejkolwiek pozornej aprobaty wobec zamordowania Gallusa.
Julian z najwyższą pobożnością przypisuje swoje cudowne ocalenie opiece
bogów, którzy wyłączyli jego niewinność spod wyroku zagłady wydanego przez
nich sprawiedliwie na bezbożny ród Konstantyna.27 Z wdzięcznością uznaje, że
najskuteczniejszym narzędziem opatrzności bogów była przychylność cesarzo­
wej Euzebii,28 kobiety pięknej i zasłużonej, która swoim wpływem na cesar­
skiego małżonka w pewnej mierze przeciwważyła potężną zmowę eunuchów. Za
wstawiennictwem tej właśnie protektorki Julian dostał się przed oblicze cesarza
i, z przystojną swobodą broniąc swojej sprawy, był łaskawie wysłuchany.
Pomimo wysiłków wrogów Juliana, podkreślających, jak jest niebezpiecznie
oszczędzać mściciela Gallusa, ostatecznie w radzie cesarskiej przeważyło łagod­
niejsze stanowisko Euzebii. Ale eunuchowie bali się dopuścić do drugiej
rozmowy, doradzono więc Julianowi wyjazd na razie w okolice Mediolanu,
gdzie przebywał on, dopóki cesarz nie uznał za właściwe wyznaczyć mu na
miejsce jego honorowego wygnania Aten.
170 Rozdział dziewiętnasty

Julian, od najwcześniejszej młodości żywiąc upodobanie, a raczej namiętność


do mowy, obyczajów, uczoności i religii Greków, z przyjemnością usłuchał
rozkazu tak bardzo odpowiadającego jego życzeniom. Z dala od szczęku broni
i zdradliwości dworów spędził pół roku w gajach Akademii, swobodnie obcując
z ówczesnymi filozofami, którzy usilnie pielęgnowali talenty, dodawali bodźca
próżności i rozniecali pobożność swego królewskiego ucznia. Ich trudy nie
okazały się daremne i Julian do końca życia zachował dla Aten sentyment, jaki
chyba zawsze w człowieku światłym budzą wspomnienia miejsca, gdzie jego
umysł odkrył i rozwinął swoje młode siły. Łagodność i ujmujące obyczaje
właściwe Julianowi z natury a nakazywane mu przez położenie, w jakim się
znajdował, niepostrzeżenie zjednały mu sympatię zarówno obcych przybyszów,
jak miejscowych obywateli, z którymi miał do czynienia. Być może, niektórzy
spośród kolegów-uczniów patrzyli na niego przez pryzmat uprzedzenia i odrazy,
ale na ogół Julian ustalił w szkołach ateńskich wysokie mniemanie o swoich
cnotach i zdolnościach, szybko rozszerzające się w całym świecie rzymskim.29
Podczas gdy Julian spędzał godziny przy nauce w tym miłym odosobnieniu,
cesarzowa, która niezwłocznie pragnęła przeprowadzić swe wspaniałomyślne
plany, nadal nie przestawała się troszczyć o jego losy. Po śmierci Konstantyna
Młodszego zwaliło się na barki Konstancjusza, obdarzonego teraz wyłączną
władzą, całe nagromadzone brzemię potężnego Cesarstwa. Jeszcze nie zdążyły
się zagoić rany niezgody wewnętrznej, gdy prowincje Galii zalał potop bar­
barzyńców; Sarmaci przestali uznawać granicę Dunaju. Bezkarność grabieży
powiększyła zuchwalstwo i liczbę dzikich najeźdźców izauryjskich; ci bandyci,
zszedłszy ze swoich wysokich, urwistych gór, aby pustoszyć okoliczne kraje,
ośmielili się nawet, aczkolwiek bez powodzenia, oblegać ważne miasto, Seleucję,
bronione przez garnizon składający się z trzech rzymskich legionów. Najgorsze
jednak było to, że upojony ostatnim zwycięstwem monarcha perski znów zaczął
zagrażać spokojowi prowincji azjatyckich, toteż obecność cesarza była nieod­
zownie konieczna nie tylko na Zachodzie, ale i na Wschodzie. Po raz pierwszy
w życiu Konstancjusz uznał szczerze, że sam jeden nie podoła dźwiganiu tak
wielkiego brzemienia troski o olbrzymie Cesarstwo.30 Głuchy na głos po­
chlebstwa wmawiający mu, że jego wszechmocna cnota i niebiańskie szczęście
nadal będą tryumfować nad wszelkimi przeszkodami, słuchał z przyjemnością
rad Euzebii, umiejącej schlebiać jego gnuśności bez urażania przy tym jego
podejrzliwej pychy. Gdy tylko dostrzegła, że cesarza wciąż jeszcze dręczy
wspomnienie Gallusa, chytrze zwróciła jego uwagę na przeciwieństwa charak­
terów obu braci i na to, że od dzieciństwa przejawiają oni cechy Domicjana
i Tytusa.31 Przyzwyczaiła męża do uważania Juliana za młodzieńca łagodnego
i pozbawionego ambicji, którego wdzięczność i wierność można sobie zapewnić
nadaniem mu purpury i który ma wszelkie dane po temu, by chlubnie zajmować
stanowisko podległe, nie roszcząc sobie żadnych praw do kwestionowania
rozkazów swego władcy i dobroczyńcy ani do zaćmienia jego chwały. Po
Wyniesienie Juliana przez Konstancjusza 171

zaciekłej, chociaż potajemnej walce opozycja eunuchów uległa przewadze


cesarzowej i postanowiono, że Julian po zawarciu związku małżeńskiego
z Heleną, siostrą Konstancjusza, otrzyma tytuł cezara i będzie zarządzał krajami
zaalpejskimi.32
Chociaż rozkazowi, którym odwołano Juliana na dwór cesarski, praw­
dopodobnie towarzyszyło jakieś zawiadomienie o czekającym go wywyższeniu,
Julian, niechętnie, z musu opuszczając swoje ulubione schronienie,33 zwraca się
do obywateli Aten, aby byli świadkami łez jego nie udawanego smutku. Drżał
wtedy o życie, o swoje dobre imię, a nawet i o cnotę; ufność czerpał jedynie
z przekonania, że natchnieniem do wszystkich uczynków jest mu Minerwa,
która go osłania niewidzialną strażą aniołów pożyczonych w tym celu od Słońca
i Księżyca. Do pałacu w Mediolanie zbliżał się ze zgrozą i przy całej swojej
mądrości nie potrafił ukryć oburzenia, jakie w nim wzbudzał fałszywy, służalczy
szacunek zabójców jego rodziny. Euzebia, rozradowana powodzeniem, jakie
uwieńczyło jej dobroczynne plany, uścisnęła go na powitanie z tkliwością siostry
i dołożyła wszelkich starań, aby rozwiać jego obawy i pogodzić go z losem. Ale
ceremoniał zgolenia Julianowi brody i jego niezdarność, gdy po raz pierwszy
zamienił opończę greckiego filozofa na strój wojskowy rzymskiego władcy,
stanowiły przez parę dni uciechę dla swawolnego cesarskiego dworu.34
Cesarze czasów Konstantyna już nie raczyli w sprawie wyboru współwładcy
radzić się senatu; zależało im jednak na tym, aby ich nominację zatwierdziła
swoją zgodą armia. Przy tej uroczystej okazji gwardia i inne oddziały stacjonu­
jące w okolicach Mediolanu ukazały się w pełnym rynsztunku bojowym; Kon-
stancjusz wstąpił na wysoką trybunę, wiodąc za rękę swego kuzyna, Juliana,
który właśnie tego dnia rozpoczął dwudziesty piąty rok życia.35 Starannie dobie­
rając słowa w przemówieniu przemyślanym i wygłoszonym z godnością, cesarz
przedstawił najrozmaitsze niebezpieczeństwa zagrażające pomyślności Rzeczypo­
spolitej, konieczność mianowania cezara, który by zarządzał Zachodem, i wre­
szcie własny swój zamiar, jeśli jest to zgodne z życzeniem ogółu, aby zaszczy­
tami purpury wynagrodzić obiecujące cnoty bratanka Konstantyna. Żoł­
nierze wyrazili aprobatę pełnym czci odezwaniem; wpatrując się w męskie oblicze
Juliana, zauważyli z przyjemnością, że chociaż w oczach tli mu się ogień, skrom­
ność każe mu się rumienić wskutek takiego wystawienia po raz pierwszy w życiu
na widok publiczny. Natychmiast po dopełnieniu ceremoniału inwestytury Kon-
stancjusz zwrócił się do niego władczym tonem, na jaki mógł sobie pozwolić
z racji swego starszego wieku i wyższego stanowiska; upominając nowego cezara,
aby zasłużył bohaterskimi czynami na to święte i nieśmiertelne miano, cesarz
zapewnił współwładcę jak najusilniej o swojej przyjaźni, której nigdy nie osłabi
czas ani nie rozerwie rozłąka, gdy obaj przebywać będą w najodleglejszych
krajach. Zaraz po tym przemówieniu wojska na znak aprobaty trzasnęły tar­
czami o kolana,36 a oficerowie zgromadzeni wokoło trybuny z przystojną po­
wściągliwością wyrazili uznanie dla zasług tego przedstawiciela Konstancjusza.
172 Rozdział dziewiętnasty

Obaj władcy powrócili do pałacu jednym rydwanem; podczas tego powolnego


przejazdu Julian powtarzał sobie wiersz swego ulubionego Homera, jednakowo
mogąc go zastosować do własnego losu i do własnych obaw.37 Dwadzieścia
cztery dni po inwestyturze spędzone przez cezara w Mediolanie, jak również
i pierwsze miesiące jego panowania w Galii były właściwie surową, aczkolwiek
wspaniałą niewolą; osiągnięcie zaszczytów purpury nie mogło wynagrodzić
utraty wolności.38 Jego kroki śledzono, korespondencję przejmowano, toteż
roztropność nie pozwalała mu utrzymywać stosunków nawet z najserdeczniej­
szymi przyjaciółmi. Z dawnych jego domowników mogli mu teraz usługiwać
tylko czterej: dwaj paziowie, lekarz i bibliotekarz, któremu Julian powierzył
cenny zbiór ksiąg, dar cesarzowej, schlebiającej zarówno skłonnościom, jak
i zainteresowaniom swego przyjaciela. Po usunięciu dawnej wiernej służby
utworzono dwór zaiste godny stanowiska cezara, ale zatłoczony niewolnikami
wyzutymi z uczuć wobec nowego pana albo w ogóle niezdolnymi do żadnych
uczuć i przeważnie dla niego obcymi lub podejrzanymi. Julian przy swoim braku
doświadczenia mógł potrzebować mądrej rady, ale drobiazgowe przepisy
dotyczące jego posiłków i rozkładu zajęć nadawały się raczej dla młodzieńca
jeszcze w okresie studiów pod kierunkiem nauczycieli niż dla władcy, który ma
prowadzić doniosłą wojnę. Chociaż ambitnie pragnął zasłużyć na szacunek
swych poddanych, powstrzymywał go lęk przed narażeniem się cesarzowi;
nawet owoce jego małżeńskiego łoża zostały zwarzone wskutek podstępów
zazdrosnej Euzebii,39 która, jak się zdaje, w tym jedynym wypadku nie wy­
kazała ani tkliwości właściwej swojej płci, ani wrodzonej szlachetności.
Pamięć o ojcu i braciach nie pozwalała Julianowi zapomnieć o niebezpieczeń­
stwie własnego położenia, przy czym obawę jego powiększała myśl o niegodnej
śmierci, jaką niedawno poniósł Sylwanus. Otóż latem, w roku poprzedzającym
wyniesienie Juliana, zaszczycono Sylwanusa poleceniem wyzwolenia Galii spod
tyranii barbarzyńców, ale dowódca ten zorientował się, że bardziej niebezpiecz­
nych wrogów zostawił na dworze cesarskim. Pewien zręczny donosiciel,
popierany przez kilku najwyższych urzędników pałacowych, uprosił go o listy
polecające, po czym wymazując z nich całą treść z wyjątkiem podpisu, wypełnił
pusty pergamin sprawami o doniosłym a zdradzieckim znaczeniu. Dzięki
rzetelności i odwadze przyjaciół Sylwanusa oszustwo to wyszło jednak na jaw
i na zebraniu wielkiej rady dostojników cywilnych i wojskowych w obecności
samego cesarza uznano publicznie, że Sylwanus jest niewinny. Niestety, to
odkrycie nastąpiło za późno; wieść o oszczerstwie oraz pospieszna konfiskata
majątku sprowokowała już oburzonego wodza do wszczęcia buntu, o co
przedtem tak niesłusznie go oskarżono. W swojej kwaterze głównej w Kolonii
Sylwanus przywdział purpurę i wszystko wskazywało na to, że jego wojska pod
bronią zagrażają Italii najazdem, a Mediolanowi oblężeniem. Skorzystał z tego
Ursycynus, dowódca równy Sylwanusowi rangą, który w tej nagłej potrzebie
odzyskał dzięki zdradzieckiemu czynowi łaskę cesarską, utraconą wskutek
Konstancjusz w Rzymie 173

wybitnych zasług, jakie położył na Wschodzie. Udając rozjątrzonego krzywda­


mi podobnej natury, pospieszył z garstką zwolenników pod sztandar swego
zbyt łatwowiernego przyjaciela i zawiódł jego zaufanie. Sylwanus po dwudziestu
ośmiu dniach panowania został zamordowany; żołnierze, którzy bez żadnych
zbrodniczych zamiarów na ślepo opowiedzieli się przedtem po stronie swego
dowódcy, natychmiast po jego śmierci powrócili w szeregi cesarskie; i pochlebcy
Konstancjusza mogli wysławiać mądrość i szczęście monarchy, który ugasił
wojnę domową bez ryzyka bitwy.40
Prześladowanie Kościoła katolickiego i troska o granicę Recji zatrzymały
Konstancjusza w Italii po odjeździe Juliana jeszcze na okres osiemnastu
miesięcy. Przed powrotem na Wschód cesarz pofolgował swej pysze i cieka­
wości, odwiedzając starożytną stolicę.41 Udał się z Mediolanu do Rzymu drogą
Emiliaóską i Flaminiańską. Już w odległości czterdziestu mil od miasta pochód
tego władcy, który jeszcze nigdy nie pokonał żadnego zewnętrznego wroga,
przybrał pozory wjazdu tryumfalnego. Wspaniała świta cesarza składała się ze
sług wszelakiego przepychu i zbytku, ale nawet w czasach idealnego pokoju
otaczały go również swoim połyskującym orężem liczne szwadrony gwardii
i kirasjerów. Wokoło osoby cesarza powiewały więc i teraz ich jedwabne
sztandary w kształcie smoków, grubo naszywane złotem. Sam Konstancjusz
siedział w wysokim rydwanie iskrzącym się złotem i drogimi kamieniami.
Z wyjątkiem chwil, w których skłaniał głowę przejeżdżając pod bramami miast,
zachowywał przez cały czas wyniosłą postawę nieugiętej i, zdawałoby się, na nic
nieczułej powagi. Nie na próżno eunuchowie wprowadzili do cesarskiego pałacu
surową dyscyplinę młodzieży perskiej, tak długo wpajając nawyk cierpliwości,
że podczas całego marszu w ów parny dzień kwietniowy nie zobaczono ani razu,
by cesarz podniósł rękę do twarzy bądź zwrócił oczy w prawo czy w lewo.
W Rzymie powitali go miejscy dostojnicy i senat; z uwagą przyglądał się
obywatelskim chlubom Rzeczypospolitej i posągom osób z rodzin konsular­
nych. Niezliczone rzesze ludu tworzyły szpalery na ulicach. Raz po raz
rozbrzmiewające okrzyki i owacje wyrażały powszechną radość z racji ujrzenia
świętej osoby władcy po trzydziestodwuletniej nieobecności. Nawet sam Kon­
stancjusz z pewnym humorem wyraził udane zdziwienie, pytając, jak to się stało,
że cała ludzkość tak nagle zdołała się zgromadzić w jednym i tym samym
miejscu.
Ulokowano syna Konstantyna w starożytnym pałacu Augusta. Przewodni­
czył w senacie, przemawiał do ludu z tej samej trybuny, na której dawniej tak
często występował Cycero; z niezwykłą dwornością przyglądał się igrzyskom cyr­
kowym, jak również przyjmował złote korony i panegiryki przygotowane na tę
uroczystość przez delegacje większych miast. Swoją krótką, trzydziestodniową
wizytę spędził na oglądaniu pomników potęgi i sztuki, rozsianych na siedmiu
wzgórzach i w leżących pomiędzy nimi dolinach. Podziwiał straszliwy majestat
Kapitolu, ogromną przestrzeń łaźni Karakalli i Dioklecjana, surową prostotę Pan­
174 Rozdział dziewiętnasty

teonu, masywny ogrom amfiteatru Tytusa, wykwintną architekturę teatru Pom-


pejusza i Świątynię Pokoju, ale przede wszystkim okazałe budowle Forum i ko­
lumnę Trajana, dochodząc do wniosku, że głos sławy, zazwyczaj tak skłonny do
fantazji i wyolbrzymiania, jeśli chodzi o tę stolicę świata, składa sprawozdania
zgoła niedostateczne. Podróżnik, który przygląda się ruinom starożytnego Rzymu,
może sobie wytworzyć pewne niedoskonałe pojęcie o uczuciach, jakie te mury mu­
siały wzbudzać, gdy jeszcze się wznosiły w pełnej chwale nieskazitelnego piękna.
Zadowolenie, jakie dała Konstancjuszowi ta podróż, wzbudziło w nim chęć
wspaniałomyślnego współzawodnictwa, postanowił więc obdarować Rzym
jakąś pamiątką własnej wdzięczności i szczodrobliwości. Zrazu chciał wznieść
posąg na wzór kolosalnego jeźdźca, którego widział na Forum, ale po głębszym
namyśle, gdy rozważył trudności wykonania takiego pomnika,42 uznał, że lepiej
będzie uświetnić piękno stolicy darem pod postacią egipskiego obelisku.
W zamierzchłych, lecz cywilizowanych wiekach, poprzedzających, jak się zdaje,
wynalezienie alfabetu, starożytni władcy Egiptu wznieśli wiele takich obelisków
w Tebach i w Heliopolis, mając uzasadnioną pewność, że dzięki prostocie
kształtów i twardości materiału oprą się one wszelkiej przemocy i zębowi
czasu.43 August i jego następcy przewieźli kilka tych niezwykłych kolumn do
Rzymu jako najtrwalsze pomniki swojej władzy i zwycięstw,44 ale pozostał
jeszcze jeden obelisk, przez długi czas z racji czy to rozmiarów, czy święto­
ści pomijany przez drapieżną próżność zwycięzców. Dopiero Konstantyn prze­
znaczył go na ozdobienie swego nowego miasta;45 obelisk na rozkaz cesarza
zdjęto z piedestału, na którym stał przed świątynią Słońca w Heliopolis,
i spławiono Nilem do Aleksandrii. Śmierć Konstantyna przerwała jednak
wykonanie owego planu, a teraz syn jego postanowił ozdobić tym obeliskiem
starożytną stolicę Cesarstwa. Do przewiezienia znad Nilu nad Tyber tak
olbrzymiego ciężaru o długości co najmniej stu piętnastu stóp posłużył specjalny
statek niezwykle pojemny i mocny. Wyładowano obelisk Konstancjusza ze
statku w odległości około trzech mil od miasta i z olbrzymim nakładem wysiłku,
kunsztu i mozołu postawiono go w wielkim cyrku rzymskim.46
Wyjazd Konstancjusza z Rzymu przyspieszyła zatrważająca wieść o niebez­
piecznej sytuacji i nieszczęściu prowincji iliryjskich. Zamęt wojny domowej
i niepowetowane straty, jakie legiony rzymskie poniosły w bitwie pod Mursą,
naraziły te bezbronne niemal kraje na najazdy lekkozbrojnej konnicy barbarzyń­
ców, zwłaszcza Kwadów, dzikiego a potężnego narodu, który, jak się zdaje,
wymienił instytucje Germanii na oręż i sztukę wojenną swoich sprzymierzeń­
ców, Sarmatów.47 Garnizony rzymskie na granicy z Kwadami już nie wystar­
czały, żeby powstrzymać ich pochód, więc gnuśny monarcha musiał wreszcie
zebrać z krańców swego państwa sam kwiat oddziałów palatyńskich, wyruszyć
w pole osobiście i z powagą poprowadzić tę wojnę, rozwijając kampanię przez
całą jesień i następnie, po przerwie zimowej, przez całą wiosnę. W końcu prze­
szedł za Dunaj po moście z łodzi, wyrżnął w pień wszystko, co napotkał w marszu,
Wojna z Limigantami 175

przeniknął w głąb kraju Kwadów i surowo pomścił nieszczęścia spowodowane


przez nich w prowincjach rzymskich. Barbarzyńcy zostali zmuszeni do błagania
w trwodze o pokój; zaproponowali zwrot wziętych do niewoli poddanych cesa­
rza jako pokutę za przeszłość oraz wydanie najszlachetniejszych zakładników
jako rękojmię swego postępowania w przyszłości. Wspaniałomyślna dworność
okazana przez Konstancjusza pierwszym spośród barbarzyńskich wodzów,
którzy błagali o łaskę, zachęciła innych, bardziej lękliwych czy też może bardziej
zawziętych, do pójścia za ich przykładem. W obozie cesarskim zaroiło się więc od
książąt i posłów najodleglejszych plemion zamieszkujących równiny Małopol­
ski i mogących właściwie liczyć na bezpieczeństwo za wyniosłym łańcuchem
Karpat.
Konstancjusz dyktując prawa barbarzyńcom zza Dunaju wyróżnił ze słusz­
nym na pozór współczuciem Sarmatów, w swoim czasie wygnanych z rodzin­
nego kraju przez zbuntowanych niewolników i stanowiących teraz bardzo
poważne uzupełnienie potęgi Kwadów. Według wspaniałomyślnych, ale prze­
biegłych zasad polityki cesarz uwolnił Sarmatów z więzów tej poniżającej
zależności i na mocy osobnego układu przywrócił im godność narodu zjedno­
czonego pod rządami króla, przyjaciela i sprzymierzeńca Rzeczypospolitej.
Oświadczył przy tym, że postanowił poprzeć słuszność ich sprawy i dla
zapewnienia spokoju prowincjom wytępić czy przynajmniej wygnać Limigan-
tów, których obyczaje wciąż jeszcze noszą występne piętno ich niewolniczego
pochodzenia. Wykonaniu tego zamysłu towarzyszyło jednak więcej trudności
niż chwały. Obszar Limigantów oddzielony był od Rzymian Dunajem, a od
wrogich im barbarzyńców rzeką Cisą. Na bagnistych ziemiach leżących pomię­
dzy tymi dwiema rzekami i często przez nie zalewanych rozpościerały się
nieprzeniknione głusze, możliwe do przebycia tylko dla mieszkańców tego
obszaru, dobrze znających swoje ukryte ścieżki i niedostępne twierdze. Gdy
zbliżył się tam Konstancjusz, Limiganci próbowali skuteczności modłów,
oszustwa i oręża, ale cesarz twardo odrzucił ich błagania, udaremnił nieokrze­
sane podstępy wojenne i w sposób zręczny a stanowczy odparł ich nie­
skoordynowane wysiłki bojowe. Jedno z najbardziej wojowniczych plemion
Limigantów, osiadłe na małej wysepce w pobliżu miejsca, gdzie Cisa wpada do
Dunaju, zgodziło się przejść przez rzekę z potajemnym zamiarem zaskoczenia
cesarza w chwili, gdy niczego nie będzie się spodziewał podczas przyjaznych
rokowań. Rychło jednak sami Limiganci padli ofiarą własnej przewrotności.
Otoczeni ze wszystkich stron, tratowani przez rzymską konnicę, zabijani
mieczami legionów, nie poniżyli się jednak do błagania o łaskę i nawet konając
ściskali w rękach swój oręż. Po tym zwycięstwie znaczna część wojsk rzymskich
wylądowała na przeciwległym brzegu Dunaju; najazdu na Limigantów od strony
rzeki Cisy dokonali Taifalowie, plemię Gotów, które zaciągnęło się w służbę
cesarza, a dawni ich panowie, wolni już Sarmaci, ożywiani nadzieją i żądzą
zemsty, przeniknęli przez ten wyżynny kraj w samo serce dawnych swoich
176 Rozdział dziewiętnasty

posiadłości. Ogólna pożoga odsłoniła chaty barbarzyńców osiedlonych w głębi


puszczy. Żołnierze rzymscy walczyli teraz bez obawy na bagnistym gruncie, po
którym stąpanie było dla nich niebezpieczne. Doprowadzeni do ostateczności,
najdzielniejsi z Limigantów zdecydowali się raczej polec z bronią w ręku niż
poddać się, ale w końcu przeważył pogląd łagodniejszy, wzmocniony powagą
starszych. Błagalny tłum tych wojowników, za którymi szły żony i dzieci,
podążył do obozu cesarskiego, by z ust samego cesarza usłyszeć, jaki ich czeka
los. Konstancjusz zaczął na wstępie wysławiać własną wspaniałomyślność
jeszcze skłonną do wybaczenia im owych raz po raz powtarzających się zbrodni
i do oszczędzenia resztek tego przestępczego narodu, po czym na miejsce ich
wygnania wyznaczył odległy kraj, gdzie mieli się cieszyć bezpiecznym i zaszczyt­
nym wypoczynkiem. Limiganci z niechęcią tam wyruszyli; ale zanim zdążyli
dotrzeć w wyznaczone okolice, a już przynajmniej zanim zdążyli objąć je
w posiadanie, powrócili nad Dunaj, by przesadnie przedstawiając swą niedolę
i żarliwie obiecując wierność, uprosić cesarza, żeby im pozwolił osiedlić się
w granicach prowincji rzymskich. Zamiast przypomnieć sobie własne doświad­
czenie z ich nieuleczalną przewrotnością, Konstancjusz uwierzył pochlebcom,
którzy skwapliwie wykazywali mu korzyści płynące z chlubnego posiadania
kolonii żołnierzy w czasach, gdy znacznie łatwiej jest uzyskać od poddanych
Cesarstwa daniny pieniężne niż usługi wojskowe. Limigantom pozwolono więc
przejść przez Dunaj i cesarz udzielił im posłuchania na dużej równinie w pobliżu
miejsca, gdzie obecnie leży miasto Buda.
Wydawało się, że jego przemowy, łagodnej i pełnej dostojeństwa, rzesze
otaczające trybunę słuchają z uszanowaniem, gdy nagle jeden z barbarzyńców,
podrzucając but w powietrze, wykrzyknął na cale gardło: „Marha, Marha!”, co
natychmiast zostało przyjęte jako hasło do wszczęcia zamętu. Barbarzyńcy
z wściekłością runęli na cesarza, aby go pojmać; ordynarne ręce zaczęły odzierać
jego tron królewski i złote posłanie, ale wierna obrona żołnierzy gwardii, którzy
polegli u jego stóp, dała mu chwilę czasu, pozwalając dosiąść rączego konia
i uciec od zamieszania. Niesława spowodowana tym zdradzieckim zaskoczeniem
dała się wkrótce wymazać dzięki liczebności i dyscyplinie Rzymian i bój
skończył się dopiero z wygaśnięciem nazwy i narodu Limigantów. Wolnym
Sarmatom przywrócono dawne siedziby, przy czym Konstancjusz, chociaż,
zważywszy lekkomyślność ich natury, zbytnio im nie dowierzał, żywił pew­
ne nadzieje, że pod wpływem wdzięczności zaczną postępować inaczej. Już
przedtem zwrócił uwagę na wysoki wzrost i grzeczny sposób bycia Zizaisa,
jednego z ich najszlachetniejszych wodzów. Jemu więc nadał tytuł króla, a Zizais
szczerym i trwałym przywiązaniem do sprawy swego dobroczyńcy dowiódł, że
jest godny tego stanowiska. Po tym wspaniałym sukcesie Konstancjusz przy
poklasku zwycięskiej armii otrzymał miano S a r m a t i c u s . 48
Podczas gdy cesarz rzymski i monarcha perski, oddaleni od siebie o trzy ty­
siące mil, bronili najodleglejszych krańców swoich obszarów przed barbarzyńcami
Rokowania z Persami 177

znad Dunaju i barbarzyńcami znad rzeki Oksus, ich wspólna granica rzymsko-
-perska była widownią zmiennych kolei opieszałej wojny i niepewnego rozejmu.
Dwóch ze wschodnich dostojników Konstancjusza: prefekt pretorium, Muzo-
nian, człowiek przy wszystkich swoich zdolnościach ani prawdomówny, ani pra­
wy, oraz Kasjan, diuk Mezopotamii, twardy, w bojach zahartowany żołnierz,
wszczęli potajemne rokowania z satrapą Tamszapurem.49 Propozycje zawarcia
pokoju po przetłumaczeniu ich na służalczy język azjatyckiego dworu przekaza­
no do obozu Wielkiego Króla, który postanowił zawiadomić przez posła, na
jakich warunkach skłonny jest ofiarować pokój błagającym Rzymianom.
Narses, obdarzony przez niego tą rolą, spotkał się w przejeździe przez
Konstantynopol i Antiochię z przyjęciem zaszczytnym. Po długiej podróży
dotarłszy wreszcie do Sirmium, zaraz na pierwszym posłuchaniu u cesarza
z uszanowaniem rozwinął jedwabną chustę spowijającą wyniosły list jego
władcy. Szapur, Król Królów i Brat Słońca i Księżyca (takie to wzniosłe tytuły
przybierała orientalna próżność), wyraził swoją radość wobec faktu, że Konstan-
cjusz Cezar, brat jego, wśród przeciwności losu nauczył się mądrości. Jako
prawowity następca Dariusza Hystaspesa zaznacza, że prawdziwą starożytną
granicą jego królestwa jest rzeka Strymon w Macedonii, jednak na dowód
swego umiaru gotów jest się zadowolić prowincjami: Armenią i Mezopotamią,
swego czasu oszukańczo wymuszonymi od jego przodków. Bez zwrotu tych
spornych krajów mowy być nie może o ustaleniu warunków jakiegokolwiek
układu na mocnej i trwałej podstawie. I wreszcie Szapur hardo zagroził, że
w razie gdyby jego poseł powrócił z niczym, jest przygotowany do wyruszenia
wiosną w pole, aby siłą zwycięskiego oręża dowieść słuszności swojej sprawy.
Narses, niezmiernie ogładzony i uprzejmy, postarał się tak dalece, jak mu na to
pozwalał jego obowiązek, złagodzić szorstkość tego orędzia.50 Rada cesarska
po wzięciu zarówno treści, jak i stylu pod dojrzałą rozwagę odprawiła go
z następującą odpowiedzią:
„Konstancjusz ma prawo wyprzeć się postępowania swoich ministrów, którzy
w chęci wysługiwania się działali bez żadnych specjalnych rozkazów tronu; nie
jest jednak przeciwny zawarciu układu słusznego i honorowego; ale rzeczą
wysoce nieprzyzwoitą, jak również i niedorzeczną jest ofiarowywanie jedynemu
i zwycięskiemu cesarzowi świata rzymskiego takich samych warunków pokoju,
jakie już raz odrzucił z oburzeniem w czasie, gdy jego władza jeszcze się nie
rozszerzyła poza wąskie granice Wschodu. Wynik starcia zbrojnego nie jest
pewny i Szapur powinien sobie przypomnieć, że chociaż w bitwach Rzymianie
bywali czasem stroną pokonaną, to jednak wynik wojny prawie zawsze był dla
nich pomyślny.”
W parę dni po wyjeździe Narsesa na dwór Szapura, który już powrócił
z wyprawy na Scytów do zwykłej swej siedziby w Ktezyfoncie, wysłano trzech
posłów. Poruczono tę doniosłą misję komesowi, notariuszowi i sofiście, przy
czym Konstancjusz, któremu w głębi duszy na zawarciu tego pokoju zależało,
178 Rozdział dziewiętnasty

miał trochę nadziei, że dostojeństwo pierwszego z tych wysłanników, zręczność


drugiego i krasomówstwo trzeciego 51 zdołają nakłonić perskiego monarchę do
obniżenia wygórowanych żądań. Ale postępy ich rokowań rozbiły się o wrogie
knowania Antonina,52 rzymskiego poddanego z Syrii, który swego czasu uciekł
spod ucisku do Persji i dostał się nie tylko do rady przybocznej Szapura, ale
nawet i do królewskiego stołu, czyli miejsca, gdzie w myśl obyczaju perskiego
często omawiano najdonioślejsze sprawy.53 Sprytny ten zbieg potrafił połączyć
dbałość o własne interesy z chęcią pomszczenia doznanych krzywd. Bezustannie
podjudzając ambicje nowego pana, nakłaniał go do wykorzystania sprzyjającej
sposobności, gdy najdzielniejsze oddziały palatyńskie są wraz z cesarzem zajęte
odległą wojną nad Dunajem. Usilnie doradzał Szapurowi najechać wyczerpane
i bezbronne prowincje Wschodu na czele licznych wojsk perskich, wzmocnio­
nych teraz dzięki przymierzu z najsroższymi barbarzyńcami. Posłowie rzymscy
wycofali się więc bez powodzenia; następnych posłów, o jeszcze wyższych
godnościach, pojmano i uwięziono, zagrażając im wygnaniem na bezludzie,
a nawet śmiercią.
Kronikarz wojskowy,54 wysłany do obserwacji wojsk perskich, które przygo­
towywały się do budowy mostu z łodzi na Tygrysie, oglądał z wyniosłości
równinę asyryjską pokrytą aż do linii horyzontu ludźmi, końmi i bronią. Na
przodzie ukazał się Szapur, dobrze widoczny w przepychu purpury. Po jego lewej
ręce miejsce honorowe zgodnie z obyczajem orientalnym zajmował Grumbates,
król Chionitów, słynny sędziwy wojownik o surowym obliczu. Podobne miejsce
po prawej ręce monarcha zachował dla króla Albańczyków, który sprowadził
swoje niepodległe plemiona aż z wybrzeża Morza Kaspijskiego. Satrapowie
i dowódcy byli rozmieszczeni w zależności od stopni i cała ta armia, nie licząc
tłumów służby zaspokajającej najbardziej zbytkowne potrzeby swych panów,
składała się z ponad stu tysięcy żołnierzy liniowych, nawykłych do trudów
i wybranych z najwaleczniejszych narodów Azji.
Rzymski dezerter, w pewnej mierze kierując radą przyboczną Szapura,
roztropnie doradził, aby zamiast trawić lato na uciążliwych i trudnych oblę­
żeniach od razu pomaszerować prosto nad Eufrat i bez zwłoki przeć naprzód na
słabą a bogatą stolicę Syrii. Ale Persowie jeszcze nie zdążyli wkroczyć na równi­
ny Mezopotamii, gdy się okazało, że zostały już podjęte wszelkie możliwe środki
ostrożności celem opóźnienia ich pochodu i udaremnienia ich zamysłów.
Mieszkańców i trzody umieszczono bezpiecznie w warowniach, zieloną paszę
podpalono, brody Eufratu nabito ostrymi palami i na brzegu osadzono machiny
wojskowe; w samą też porę wezbrane wody rzeki odstraszyły barbarzyńców od
próbowania zwykłego przejścia po moście Tapsakus. Ich zręczny przewodnik,
zmieniając plan działania, przeprowadził wtedy całą armię naokoło, drogą wpra­
wdzie dłuższą, ale wiodącą przez urodzajne okolice aż do samego źródła Eufra­
tu, gdzie niemowlęca jeszcze rzeka jest zaledwie płytkim, łatwym do przebycia
strumieniem. Szapur z roztropną pogardą ominął silnie obwarowane miasto
Najazd Szapura na Mezopotamię 179

Nisibis, gdy jednak przechodził pod murami Amidy, postanowił się przekonać,
czy majestat jego obecności zdoła tak przestraszyć garnizon rzymski, że całe
miasto natychmiast się podda. Świętokradcza zniewaga zabłąkanego dzirytu,
który błysnął nad królewską koroną, dowiodła mu, jak duży popełnił błąd.
Z oburzeniem odrzucił zniecierpliwiony monarcha radę ministrów zaklinających
go, aby za cenę zadośćuczynienia urazie nie obracał wniwecz swoich planów.
Już nazajutrz Grumbates podszedł do bramy miasta na czele doborowych
oddziałów, żądając natychmiastowego poddania się jako jedynej możliwej do
przyjęcia pokuty za ten akt porywczej bezczelności. Odpowiedziano mu na tę
propozycję ogólnym wystrzeleniem grotów, przy czym oszczep wyrzucony
z jednej z balist ugodził w serce jedynego syna Grumbatesa, młodzieńca pięknego
i walecznego. Pogrzeb królewicza Chionitów odbył się uroczyście, zgodnie
z obrządkiem jego kraju, i Szapur ukoił rozpacz sędziwego ojca solenną
obietnicą, że za stos pogrzebowy posłuży winne miasto Amida, aby odpo­
kutować swój czyn i unieśmiertelnić pamięć królewicza.
Starożytne miasto Amid albo Amida,55 czasem przybierające prowincjonalną
nazwę Diarbekir,56 jest korzystnie położone na urodzajnej równinie nawad­
nianej naturalnymi i sztucznymi kanałami Tygrysu, którego największy stru­
mień obejmuje półkoliście wschodnią część miasta. Przed samą wojną z Persami
cesarz Konstancjusz obdarzył Amidę zaszczytem używania jego imienia, dodat­
kowymi murami warownymi i wysokimi basztami. Gdy zbliżał się tam Szapur,
zaopatrzono miejski arsenał w machiny wojskowe i powiększono stały garnizon
do liczby siedmiu legionów.57 Wielki Król pokładał swoje pierwsze i najbardziej
krwawe nadzieje w dokonaniu napaści ze wszystkich stron jednocześnie.
Poszczególnym narodom kroczącym pod jego sztandarem wyznaczono więc
pozycje: południe miasta — Wertom, północ — Albańczykom, wschód — Chio-
nitom, a zachód — Segestom, najdzielniejszym wojownikom Szapura, którzy
wzmocnili swój front straszliwą linią słoni indyjskich.58 Persowie zewsząd
podtrzymywali ich wysiłki i dodawali bodźca ich waleczności; nawet sam
monarcha, nie bacząc na swoje stanowisko i bezpieczeństwo, przejawiał w prowa­
dzeniu oblężenia ognistość młodego żołnierza. Barbarzyńcy po zaciekłej bitwie
zostali odparci, natychmiast jednak powrócili. Uciekli ponownie wśród stra­
szliwej rzezi, przy czym dwa buntownicze legiony rzymskie, swego czasu
wygnane na Wschód, dały dowód niezdyscyplinowanej odwagi, uderzając
w nocy w samo serce obozu perskiego. Podczas jednego z najsroższych, raz
po raz się powtarzających natarć Amidę wydała w ręce nieprzyjaciela zdra­
da pewnego dezertera, który pokazał barbarzyńcom ukryte, zapomniane
schody wyżłobione w urwistej skale nad Tygrysem. Siedemdziesięciu łuczników
z gwardii królewskiej zdołało dzięki temu dostać się po kryjomu na trzecie piętro
wysokiej baszty nad przepaścią i wywiesić tam perski sztandar — symbol
napawający napastników pewnością siebie, a zarazem budzący panikę wśród
oblężonych. Być może, za cenę życia tego oddziału, gdyby udało mu się utrzy­
180 Rozdział dziewiętnasty

mać tam jeszcze parę minut, można byłoby zdobyć całe miasto, jednakże znowu
do tego nie doszło. Szapur, wypróbowawszy bez powodzenia skuteczność
przemocy i podstępów wojennych, uciekł się wreszcie do powolniejszych, ale też
i pewniejszych operacji regularnego oblężenia, prowadząc je w myśl pouczeń
biegłych w tej sztuce rzymskich dezerterów. W dogodnej odległości od miasta
przeciągnięto okopy, po czym specjalne oddziały wyruszyły pod przenośnymi
osłonami plecionych płotów, aby napełnić fosę i podkopać fundamenty murów.
Jednocześnie zbudowano drewniane baszty i przesunięto je na kołach aż do
miejsca, gdzie żołnierze, zaopatrzeni w broń przenośną wszelkiego rodzaju,
mogli się z oddziałami broniącymi wału potykać na prawie równym poziomie.
W obronie Amidy stosowano jednak wszelkie sposoby oporu, jakie tylko
chytrość mogła podsunąć, a odwaga wprowadzić w życie, i ogień Rzymian
niejednokrotnie obrócił machiny Szapura wniwecz. Ale zasoby oblężonego
miasta w końcu się wyczerpały. Persowie po uzupełnieniu swoich strat wzmo­
cnili atak, zrobili taranem wielką wyrwę w murach i już tym razem siły garnizo­
nu rzymskiego, wyniszczone mieczem i chorobami, uległy furii napaści. Ogólna
rzeź pochłonęła żołnierzy, obywateli miasta, ich żony i dzieci — wszystkich,
którzy nie zdążyli uciec z Amidy przeciwległą bramą.
Zburzenie Amidy zapewniło jednak bezpieczeństwo prowincjom rzymskim.
Gdy tylko pierwsze upojenie zwycięstwem minęło, Szapur znalazł chwilę wy­
tchnienia, aby sobie uprzytomnić, że karząc nieposłuszne miasto utracił sam
kwiat swoich wojsk i nie wykorzystał najbardziej sprzyjającej pory na podbój
Cesarstwa.59 Pod murami Amidy podczas siedemdziesięciu trzech dni oblężenia
poległo trzydzieści tysięcy zahartowanych w boju żołnierzy. Zawiedziony monar­
cha powrócił więc do swojej stolicy, bardzo przygnębiony pod maską udawanego
tryumfu. Istniało duże prawdopodobieństwo, że niestałość jego barbarzyńskich
sprzymierzeńców już ich kusi do zaniechania wojny pełnej niespodziewanych
trudności i że sędziwy król Chionitów, syty zemsty, odwróci się ze zgrozą od
widowni akcji, która go pozbawiła syna będącego nadzieją dynastii i narodu.
W istocie zarówno siły, jak i duch armii perskiej, gdy Szapur wyruszał w pole
wiosną następnego roku, nie mogły już sprostać jego nieograniczonym ambicjom.
Zamiast sięgnąć po podbój Wschodu Szapur musiał się zadowolić zdobyciem
dwóch warownych miast Mezopotamii, a mianowicie Singary i Bezabde,60 z któ­
rych pierwsze leżało w samym środku piaszczystej pustyni, a drugie na niedużym
półwyspie, nieomal ze wszystkich stron otoczone głębokimi, bystrymi wodami
Tygrysu. Pięć rzymskich legionów w minimalnym składzie, do jakiego je ograni­
czono w czasach Konstantyna, dostało się do niewoli Persów, którzy je zesłali na
najdalsze swoje pogranicze. Po zburzeniu murów Singary zwycięzca porzucił to
samotne ustronne miasto, ale już z Bezabde postąpił inaczej, starannie od­
budowując wszystkie umocnienia i umieszczając tam garnizon czy raczej kolonię
doborowych żołnierzy, zaopatrzonych we wszelką broń i przejętych wzniosłymi
uczuciami honoru i wierności. U schyłku tej kampanii oręż Szapura okrył się
Sytuacja w dowództwie rzymskim na Wschodzie 181

pewną niesławą z racji nieudanego natarcia na Wirtę, czyli Tekryt — silną,


a nawet, jak ją powszechnie oceniano do czasów Tamerlana, chana Tatarów,
niemożliwą do zdobycia twierdzę niepodległych Arabów.61
Obrona Wschodu przed Szapurem wymagała zdolności najwytrawniejszego
dowódcy, wydawało się więc okolicznością ze wszech miar dla Cesarstwa
szczęśliwą, że Szapur zaczyna od prowincji zarządzanej przez dzielnego Ursycy-
na, jedynego, który był godny zaufania żołnierzy i ludu. W godzinie niebez­
pieczeństwa usunięto go jednak ze stanowiska 62 wskutek knowań eunuchów,
po czym, ulegając tym samym wpływom, nadano dowództwo wojskowe Wscho­
du Sabinianowi, bogatemu, wyrafinowanemu weteranowi, który podlegał już
wszystkim słabościom podeszłego wieku, bynajmniej nie nabywając związanego
z wiekiem doświadczenia. Na mocy następnego rozkazu, wydanego również
w myśl owych kapryśnych a zazdrosnych rad, Ursycyna ponownie wysłano na
granicę Mezopotamii, skazując go na trudy prowadzenia wojny, gdy cały
zaszczyt zwycięstwa miał spłynąć na jego niegodnego współzawodnika. Miejsce
gnuśnego postoju Sabinian wybrał sobie w okolicach Edessy, gdzie pod murami
miasta zabawiał się urządzaniem czczych parad wojskowych i pląsami przy
dźwiękach fletów w tańcu pyrrusowym, troskę zaś o obronę prowincji pozo­
stawił odwadze i sumienności dawnego dowódcy Wschodu. Ilekroć jednak
Ursycynus zalecał plan jakichś energiczniejszych działań wojennych, chciał na
czele lekkozbrojnej, ruchliwej armii obejść podnóże góry, przejmować konwoje
nieprzyjacielskie, nękać Persów na całej linii frontu i wreszcie pójść na odsiecz
Amidy, bojaźliwy i zawistny Sabinian powoływał się na to, że stanowczo mu
zakazano narażać wojska na niebezpieczeństwo. Tymczasem Amida padła, jej
najdzielniejsi obrońcy, którym udało się uniknąć miecza barbarzyńców, ponieśli
śmierć z ręki kata w obozie rzymskim, a sam Ursycynus, przeszedłszy przez
haniebne stronnicze śledztwo, został ukarany za postępowanie Sabiniana utratą
swego stopnia wojskowego.
A przecież wkrótce Konstancjusz przekonał się, ile słuszności jest w prze­
powiedni, którą z uczciwym oburzeniem wygłosił jego skrzywdzony namiestnik,
a mianowicie, że i samemu cesarzowi przy takich zasadach rządzenia niełatwo
będzie bronić wschodnich obszarów przed najazdem wroga z zewnątrz. Po
pokonaniu i uspokojeniu barbarzyńców znad Dunaju Konstancjusz wolnym
marszem wyruszył na Wschód. Opłakał dymiące zgliszcza Amidy i na czele
potężnej armii rozpoczął oblężenie Bezabde. Mury się trzęsły od wciąż ponawia­
nych ataków największych taranów; miasto zostało doprowadzone do ostatecz­
ności, ale perski garnizon tak cierpliwie bronił go z nieustraszonym męstwem, że
wreszcie nadejście pory deszczów zmusiło cesarza do zwinięcia oblężenia
i niechlubnego wycofania się na zimowe leże do Antiochii.63
Ani Konstancjusz w swojej pysze, ani jego dworzanie w swojej pomysłowości
jakoś nie mogli znaleźć materiału do panegiryków, aby opiewać wynik wojny
z Persami, podczas gdy chwała jego kuzyna Juliana, któremu sam powierzył
182 Rozdział dziewiętnasty

dowództwo wojskowe nad prowincjami Galii, została światu obwieszczona


prostym i zwięzłym sprawozdaniem z jego czynów.
W ślepej zaciekłości niezgody domowej Konstancjusz pozostawił kraje Galii,
jeszcze wtedy uznające władzę jego współzawodnika, na pastwę barbarzyńców
germańskich. Hordy Franków i Alemanów przekroczyły Ren, zachęcone darami
i obietnicami, nadziejami na łup i na wieczyste nadanie im wszystkich obszarów,
jakie zdołają sobie podporządkować.64 Ale cesarz, który tylko dla przelotnych
korzyści rozbudził w sposób tak nieroztropny zachłanność w tych barbarzyń­
cach, już wkrótce z niewczesnym żalem przekonał się, jak trudno odprawić stra­
szliwych sprzymierzeńców, gdy raz zakosztowali bogactw rzymskiej gleby. Nie
bawiąc się w subtelne rozróżnienia pomiędzy lojalnością a buntem, ci niekarni
rabusie zaczęli wszystkich poddanych Cesarstwa, posiadających jakąkolwiek
pożądaną dla nich własność, traktować jako swoich naturalnych wrogów.
Splądrowali więc i przeważnie obrócili w popioły czterdzieści pięć kwitnących
miast, takich jak Tongres, Kolonia, Trewir, Wormacja, Spira, Strasburg i inne,
nie mówiąc już o znacznie większej liczbie miasteczek i wsi. Barbarzyńcy
germańscy, wciąż jeszcze wierni zasadom swoich przodków, mieli wstręt do
zamkniętych murów, nazywając je nienawistnie więzieniami albo grobowcami;
toteż w swoich niezależnych siedzibach nad Renem, Mozelą i Mozą zabez­
pieczali się przed zaskoczeniem jedynie tym, że klecili naprędce umocnienia
z dużych pni przerzucanych w poprzek dróg. Alemanowie mieszkali na
obszarach obecnej Alzacji i Lotaryngii, Frankowie zajmowali wyspę Batawów
wraz z rozległym okręgiem Brabantu, znanym wówczas pod nazwą Toksan-
drii,65 i być może, dającym się uznać za kolebkę ich galijskiej monarchii.66
Podboje Germanów od źródeł aż do ujścia Renu rozciągały się na przestrzeni
ponad czterdziestu mil na zachód od tej rzeki, zaludniając okolice germańskimi
koloniami. Spustoszenia przez nich czynione obejmowały obszary trzy razy
rozleglejsze niż obszar ich podbojów. Na jeszcze większej przestrzeni galijskie
miasta otwarte ziały pustką, opuszczone przez mieszkańców, a w miastach
warownych ludność, mogąc liczyć jedynie na własne siły i własną czujność,
musiała się zadowalać dostawami tylko takiego zboża, jakie można było
uprawiać na wolnym gruncie w obrębie murów. Przerzedzone legiony, po­
zbawione żołdu i żywności, broni i dyscypliny, drżały nie tylko przed zbliżeniem
się barbarzyńców, ale nawet na sam dźwięk ich imienia.
W takich to smutnych okolicznościach mianowano cezarem niedoświad­
czonego młodzieńca, który miał prowincje galijskie ocalić i zarządzać nimi, czyli
wystawiać na pokaz, jak sam się wyraził, czczy obraz wielkości cesarskiej.
Akademickie, w odosobnieniu odebrane wykształcenie Juliana zaznajomiło go
raczej z książkami niż z bronią i raczej ze zmarłymi niż żywymi ludźmi, nie dając
mu poznać ani rzemiosła wojennego, ani sztuki rządzenia w praktyce. Toteż
niezdarnie wykonując niektóre ćwiczenia wojskowe, jakich koniecznie musiał się
nauczyć, wykrzykiwał on z westchnieniem: „O, Platonie, Platonie, cóż to za
Sytuacja Juliana w Galii 183

zadanie dla filozofa!” A jednak nawet ta filozofia spekulatywna, będąca dla


ludzi czynnych i ruchliwych aż nazbyt często przedmiotem pogardy, dała
Julianowi zasady najszlachetniejsze, postawiła mu przed oczami najpiękniejsze
przykłady cnót i ożywiła go ich umiłowaniem, pragnieniem sławy i pogardą
śmierci.
Nawyk wstrzemięźliwości zalecanej w szkołach filozoficznych ma znaczenie
jeszcze bardziej zasadnicze w surowej dyscyplinie obozu wojskowego. Julian
tylko tyle jadał i sypiał, ile wymagał jego organizm. Ze wzgardą odsuwając
przysmaki dostarczane na jego stół, zaspokajał apetyt pospolitą strawą, jaką
wydawano najpośledniejszym żołnierzom. Podczas ostrej galijskiej zimy nigdy
nie pozwalał opalać swojej komnaty sypialnej; nieraz w połowie nocy po krót­
kiej, przerywanej drzemce wstawał z kobierca rozłożonego na podłodze, aby
załatwić jakąś naglącą sprawę państwową, pójść na inspekcję bądź ukraść parę
chwil na prowadzenie ulubionych studiów.07 Krasomówstwo, które dotychczas
ćwiczył, wymyślając sobie tematy, zaczął teraz stosować użyteczniej, rozbu­
dzając bądź uspokajając nim namiętności żołdactwa, przy czym poznał do­
statecznie dobrze i łacinę, chociaż, wcześnie nawykły do rozmów filozoficz­
nych i literatury, znał lepiej piękny język grecki.68 Zważywszy, że pierwo­
tnie nie przygotowywano go do roli ustawodawcy bądź sędziego, jest rzeczą
prawdopodobną, że rzymska nauka prawa cywilnego nie zaprzątała jego
uwagi w większym stopniu; ale ze swoich studiów filozoficznych zaczerpnął
nieugięte względy dla sprawiedliwości, miarkowane przez wrodzoną mu wspa­
niałomyślność; nabył również znajomość ogólnych zasad słuszności i po­
stępowania dowodowego oraz umiejętność cierpliwego badania najbardziej
zawikłanych i najtrudniejszych zagadnień, jakie mu przedkładano do roz­
ważenia. Władca, przeprowadzając posunięcia polityczne i operacje wojenne,
musi brać pod uwagę różne przypadkowe okoliczności, toteż ten niedoświad­
czony uczeń często bywał w rozterce nie wiedząc, jak najdoskonalszą teorię
zastosować w praktyce. Ale w nabywaniu tej doniosłej wiedzy pomagały
Julianowi siła i energia jego własnego talentu, jak również mądrość i doświad­
czenie Sallusta, jednego z wyższych oficerów, który w krótkim czasie przywiązał
się serdecznie do władcy, tak bardzo godnego jego przyjaźni, i który był nie
tylko nieposzlakowanie prawy, ale ponadto posiadał zdolność wpajania najbar­
dziej szorstkiej prawdy w sposób nie raniący delikatności królewskiego ucha.69
Natychmiast po nadaniu Julianowi purpury wysłano go pod słabą eskortą
trzystu sześćdziesięciu żołnierzy z Mediolanu do Galii. W Wiennie, gdzie cezar
spędził nieprzyjemną i niespokojną zimę w rękach owych ministrów, którym
Konstancjusz polecił kierować jego postępowaniem, zawiadomiono go o oblę­
żeniu i wyzwoleniu Autun. To duże starożytne miasto, pod ochroną jedynie
zrujnowanych murów i tchórzliwego garnizonu, zawdzięczało swoje ocalenie
wspaniałomyślnej decyzji garstki weteranów, którzy w obronie ojczyzny ponow­
nie chwycili za broń. Maszerując z Autun przez serce prowincji galijskich,
184 Rozdział dziewiętnasty

Julian z zapałem wykorzystał pierwszą sposobność do wykazania swej odwagi.


Na czele małego oddziału łuczników i ciężkozbrojnej konnicy wybrał z dwóch
dróg krótszą, ale bardziej niebezpieczną. I, unikając ataków barbarzyńców,
którzy byli panami pola bitwy, to znów im się opierając, przybył z honorem
i szczęśliwie do obozu pod Reims, miejsca zbiórki oddziałów rzymskich.
Widok młodego władcy pokrzepił zniechęconych żołnierzy, wymaszerowali
więc z Reims na poszukiwanie nieprzyjaciela tak pewni siebie, że okazało się to
nieomal zabójcze w skutkach. Alemanowie, dobrze znając ojczyste strony,
potajemnie zebrali swoje rozproszone siły i przy sprzyjającej sposobności, jaką
był dla nich pochmurny dzień deszczowy, uderzyli z niespodziewaną furią na
tylne straże Rzymian. Zanim zdołano przywrócić porządek, w nieuniknionym
zamęcie, który wówczas nastąpił, dwa legiony uległy zagładzie; Juliana na­
uczyło to doświadczenie, że najważniejszymi przedmiotami w szkole sztuki
wojennej są ostrożność i czujność. W drugiej, już pomyślniejszej akcji udało mu
się odzyskać i utrwalić swoją wojskową sławę, zwycięstwo to jednak nie było ani
krwawe, ani decydujące, ponieważ zwinni barbarzyńcy uciekli przed pościgiem.
Julian doszedł do Renu, przyjrzał się ruinom Kolonii i przekonawszy się
0 trudnościach tej wojny przerwał ją na czas zimy, niezadowolony ze swego
dworu, ze swojej armii i ze swego sukcesu.70 Siły nieprzyjaciela jeszcze się nie
załamały, ledwie więc cezar zdążył porozdzielać swe oddziały i rozbić kwaterę
w Sens w środku Galii, otoczyły go i obiegły liczne zastępy Germanów. Zdany
w tej ostateczności na własny rozum, okazał roztropną nieustraszoność, która
wyrównała wszystkie wady garnizonu i niekorzystne położenie tego miasta.
Barbarzyńcy po trzydziestu dniach musieli się wycofać, rozczarowani i wściekli.
Dumę Juliana, świadomego, że tylko własnemu mieczowi zawdzięcza to
znakomite wyzwolenie, zatruwała myśl, że ci, którzy mieli mu pomagać w myśl
wszelkich zasad honoru i wierności, porzucili go na pastwę losu, zdradzili i, być
może, poświęcili na zagładę. Marcellus, naczelny wódz konnicy galijskiej, zbyt
ściśle sobie tłumacząc rozkazy dworu, przyglądał się z niedbałą obojętnością
udręce Juliana i nawet powstrzymał swoje oddziały od marszu na odsiecz Sens.
Gdyby cezar przyjął w milczeniu tak niebezpieczną zniewagę, zarówno jego
osoba, jak i powaga narażone by były na pogardę świata; z drugiej strony cesarz,
puszczając płazem czyn tak zbrodniczy, potwierdziłby tylko podejrzenie już i tak
nacechowane pewnym prawdopodobieństwem wskutek jego postępowania
w przeszłości wobec książąt z rodu Flawiuszów. Toteż Marcellusa odwołano
1 w sposób łagodny zwolniono ze stanowiska.71 Na jego miejsce mianowano
Sewera, doświadczonego żołnierza o wypróbowanej odwadze i wierności,
umiejącego doradzać z szacunkiem i wypełniać rozkazy z gorliwością. Poddał
się on bez niechęci najwyższemu dowództwu, gdy Julian dzięki zainteresowaniu
swej protektorki, Euzebii, wreszcie uzyskał je nad wojskami Galii.72
Przyjęto ze wszech miar słuszny plan następnej kampanii. Sam Julian na czele
resztek oddziałów weteranów i paru oddziałów nowozaciężnych, które mu
Wyprawy Juliana na Germanów 185

pozwolono utworzyć, zuchwale przeniknął w sam środek kwater germańskich


i starannie odbudował warownie miasta Saverne, czyniąc z niego korzystną
placówkę mającą powstrzymywać najazdy nieprzyjaciela bądź odcinać mu
odwrót. W tym samym czasie Barbatio, dowódca piechoty, wyruszył z Mediola­
nu na czele trzydziesto tysięcznej armii i przechodząc przez góry przygotował się
do przerzucenia mostu na Renie w pobliżu Bazylei. Rozsądek nakazywał się
spodziewać, że Alemanowie pod naciskiem zewsząd na nich napierającego oręża
rzymskiego będą już wkrótce musieli ewakuować prowincje Galii i pośpieszyć
do obrony ojczystego kraju. Ale nadzieje tej całej kampanii spełzły na niczym
wskutek bądź nieudolności, bądź zawiści Barbatia albo otrzymanych przez niego
tajnych poleceń. Działał on bowiem tak, jakby był wrogiem cezara, a potajem­
nym sprzymierzeńcem barbarzyńców. Niedbalstwo, z jakim pozwolił grupie
łupieżców swobodnie przejść i powrócić nieomal przed bramami jego obozu,
można położyć na karb nieudolności, ale zdradziecki akt spalenia wielu łodzi
z obfitymi zapasami żywnościowymi, które zaspokoić miały najżywotniejsze
potrzeby wojsk Galii, był dowodem jego wrogich i zbrodniczych zamiarów.
Germanie wzgardzili tym nieprzyjacielem nie wykazującym ani siły, ani ochoty
do ich obrażania, i haniebny odwrót Barbatia pozbawił Juliana spodziewanego
poparcia, stawiając go wobec konieczności ratowania się na własną rękę
z ryzykownej sytuacji, w której nie mógł bezpiecznie pozostać i z której nie
mógł się wycofać z honorem.73
Alemanowie, natychmiast gdy przestał im zagrażać najazd, przygotowali
się do ukarania rzymskiego młodzieńca, mającego śmiałość walczyć o posiada­
nie kraju, do którego z racji podboju i układów rościli sobie pretensję.
Trzy dni i tyleż nocy zabrało im przeprawianie sił zbrojnych przez Ren.
Przednią straż prowadził dziki Chnodomar, wywijając ciężkim oszczepem, któ­
rym tak zwycięsko władał w walce z bratem Magnencjusza, i powściągając wła­
snym doświadczeniem bojowy zapał barbarzyńców wzbudzany jego przy­
kładem.74 Za nim podążało sześciu innych królów, dziesięciu książąt krwi, długi
poczet pełnych animuszu magnatów i trzydzieści pięć tysięcy najwaleczniejszych
wojowników z plemion Germanii. Pewność siebie, jaką im dawał widok własnej
siły, powiększyła się jeszcze bardziej po otrzymaniu od jakiegoś dezertera
wiadomości, że cezar zajmuje stanowisko w odległości około dwudziestu i jednej
mili od ich obozu w Strasburgu ze słabą armią, zaledwie trzynasto tysięczną.
Julian jednak wolał te niedostateczne siły rzucić przeciwko zastępom barbarzyń­
ców na polu bitwy niż prowadzić uciążliwe i niepewne potyczki z rozproszonymi
oddziałami Alemanów. Rzymianie w zwartym szyku ruszyli w dwóch kolum­
nach: konnica na prawo, a piechota na lewo. Gdy ukazali się oczom nie­
przyjaciela, pora dnia była już tak późna, że Julian chciał tę bitwę odłożyć do
następnego ranka, pozwalając swym oddziałom pokrzepić wyczerpane siły
koniecznym posiłkiem i snem. Ostatecznie jednak uległ, acz niechętnie, wrzawie
żołnierzy popartej nawet opinią jego rady przybocznej; napomniał ich, aby
186 Rozdział dziewiętnasty

walecznością usprawiedliwili swą ochoczą niecierpliwość, która w razie klęski


zostałaby powszechnie napiętnowana jako porywczość i zarozumiałość. Za­
brzmiały trąby. Na całym polu dał się słyszeć okrzyk bojowy i obie armie
z jednakową furią ruszyły do natarcia. Cezar, osobiście prowadząc swoje prawe
skrzydło, liczył na zręczność łuczników i wagę kirasjerów. Ale nieregularne
ugrupowanie lekkozbrojnej konnicy i lekkozbrojnej piechoty Alemanów prawie
natychmiast przerwało jego szeregi, tak że, nieszczęsny, musiał oglądać ucieczkę
sześciuset swoich najsłynniejszych kirasjerów.75 Jego obecność i powaga za­
trzymała wszakże tych uciekinierów, gdy niebaczny na własne bezpieczeństwo
rzucił się przed nich i, grożąc wszelką hańbą i obiecując wszelkie zaszczyty,
powiódł ich do powtórnego uderzenia na zwycięskiego nieprzyjaciela. Starcie
dwóch linii piechoty było uparte i krwawe. Germanie mieli przewagę pod
względem siły i wzrostu, Rzymianie pod względem karności i opanowania;
a ponieważ barbarzyńcy, którzy byli w służbie cesarza, łączyli w sobie przymio­
ty i jednej, i drugiej strony, ich gorliwe wysiłki pod kierunkiem doświadczonego
dowódcy zadecydowały w końcu o wyniku tego dnia, przechylając szalę
zwycięstwa na stronę Rzymian. W tej pamiętnej bitwie pod Strasburgiem, tak
chwalebnej dla cezara 76 i tak zbawiennej dla udręczonych prowincji Galii,
Rzymianie utracili czterech trybunów i dwustu czterdziestu trzech żołnierzy.
Alemanów poległo sześć tysięcy w polu, nie licząc tych, którzy się potopili
w Renie bądź zginęli od dzirytów, usiłując się przeprawić na drugi brzeg.77 Sam
Chnodomar został otoczony i wzięty do niewoli wraz z trzema najdzielniejszymi
towarzyszami oddanymi swemu wodzowi na śmierć i życie. Julian z wojskowym
przepychem przyjął Chnodomar a w radzie oficerskiej i wyrażając wspaniało­
myślną litość nad upadłym stanem swego jeńca nie okazał pogardy, którą czuł
w głębi serca wobec jego wstrętnego poniżenia. Zamiast uczynić z pokonanego
króla Alemanów wdzięczne widowisko dla miast Galii, z szacunkiem złożył to
wspaniałe trofeum u stóp cesarza. Traktowano Chnodomara z honorami, ale
ten niecierpliwy barbarzyńca, nie mogąc znieść swojej klęski, uwięzienia
i wygnania, wkrótce życie zakończył.78
Po odepchnięciu Alemanów od prowincji nad górnym Renem Julian zwrócił
swój oręż przeciwko Frankom zamieszkałym na granicy germańsko-galijskiej,
bliżej oceanu, i uważanym z racji swojej liczebności, a jeszcze bardziej z racji
swego nieustraszonego męstwa za najgroźniejszych ze wszystkich barbarzyń­
ców.79 Chociaż bardzo ich nęciła grabież, głosili bezinteresowne umiłowanie
wojny, uważając ją za najwyższy zaszczyt i szczęście dla człowieka. Umysły
i ciała mieli wskutek prowadzenia ciągłych działań wojennych zahartowane tak
gruntownie, że zgodnie z barwnym wyrażeniem pewnego krasomówcy śniegi
zimy były im równie miłe jak kwiaty wiosny.
W parę miesięcy po bitwie pod Strasburgiem, w grudniu, Julian natarł na
oddział sześciuset Franków, którzy zdobyli dwa zamki nad Mozą.80 Pomimo
ostrej zimy wytrzymali oni z nieugiętą wytrwałością pięćdziesiąt cztery dni
Wyprawy Juliana na Germanów 187

oblężenia. Dopiero wyczerpani głodem, przekonawszy się o tym, że czujność


nieprzyjaciela łamiącego lód na rzece nie pozostawia im żadnej możliwości
ucieczki, Frankowie zgodzili się po raz pierwszy wziąć rozbrat ze starożytnym
prawem nakazującym im zwyciężać albo ginąć. Cezar natychmiast wysłał
swoich jeńców na dwór Konstancjusza, który przyjmując ich jako cenny dar 81
radował się ze sposobności dodania tych bohaterów do najbardziej doborowych
oddziałów swojej gwardii przybocznej.
Uporczywy opór tej garstki Franków przekonał jednak Juliana o trudno­
ściach wyprawy planowanej na nadchodzącą wiosnę w celu podbicia całego
narodu. Jego błyskawiczny pośpiech zaskoczył i zdumiał barbarzyńskie oddzia­
ły liniowe. Rozkazując swoim żołnierzom zaopatrzyć się w suchary na dni
dwadzieścia, rozbił nagle obóz w pobliżu Tongres, podczas gdy nieprzyjaciel
przypuszczał, że jest on jeszcze w swojej kwaterze zimowej w Paryżu, gdzie czeka
na przybycie konwojów powoli zdążających z Akwitanii. Nie dając Frankom
czasu na zjednoczenie swych sił i namysł, Julian umiejętnie rozciągnął legiony
od Kolonii aż po ocean; i zarówno postrachem, jak powodzeniem swego oręża
zmusił niebawem korzące się plemiona do błagania o wspaniałomyślność
i oddania się pod rozkazy zwycięzcy.
Chamawici ulegle wycofali się do swoich poprzednich siedzib za Renem; ale
Salianom pozwolono zatrzymać ich nową ziemię, Toksandrię, uznając ich za
poddanych Cesarstwa i tworząc z nich oddziały pomocnicze.82 Układ potwier­
dziły uroczyste przysięgi, przy czym wyznaczono stałych nadzorców, którzy,
przebywając wśród tych Franków, mieli czuwać nad ścisłym przestrzeganiem
warunków układu.
Opowiada się o pewnym wydarzeniu, interesującym samym przez się i bynaj­
mniej nie pozostającym w sprzeczności z charakterem Juliana, który zręcznie
wymyślił zarówno intrygę, jak i punkt szczytowy tragedii. A mianowicie, gdy
Chamawici upraszali o pokój, Julian zażądał od nich wydania syna ich króla
jako jedynego zakładnika, na którym mógł polegać. Zapanowała wówczas
żałobna cisza przerywana szlochem i jękami świadczącymi o udręce i smutku
barbarzyńców, po czym ich sędziwy wódz w żałosnych słowach zaczął ubole­
wać, że osobista strata, jaką jest dla niego śmierć syna, staje się jeszcze cięższa
przez to, że ściąga nieszczęście na ogół narodu. Wówczas to Chamawitom,
kornie leżącym na ziemi u stóp tronu, ukazał się niespodziewanie młody
królewicz, którego uważali za zabitego, i gdy tylko uciszyła się radosna wrzawa,
cezar zwrócił się do zgromadzonych następującymi słowami:
„Patrzcie na tego syna, na królewicza, którego opłakujecie. Utraciliście go
z własnej winy. Bóg i Rzymianie wam go przywracają. Zachowam przy życiu
i wykształcę tego młodzieńca, ale raczej jako pomnik mojej cnoty niż jako
rękojmię waszej szczerości. Gdybyście się ośmielili sprzeniewierzyć waszym
przysięgom, oręż Rzeczypospolitej pomści tę przewrotność nie na tym niewin­
nym, ale na winnych.”
188 Rozdział dziewiętnasty

Barbarzyńcy wycofali się sprzed jego oblicza, doznając najgorętszych uczuć


wdzięczności i podziwu.83
Nie wystarczyło jednak Julianowi wyzwolenie prowincji Galii od barbarzyń­
ców germańskich. W ambicji swojej chciał współzawodniczyć z chwałą pierw­
szego i najznakomitszego z cesarzy, za którego przykładem ułożył własne
komentarze o wojnie galijskiej.84 Ze świadomą dumą opisuje cezar, w jaki
sposób d w u k r o t n i e przeszedł przez Ren. Istotnie mógł się chełpić, że
jeszcze zanim przybrał tytuł Augusta, przeniósł rzymskie orły przez tę wielką
rzekę aż w t r z e c h pomyślnych wyprawach.85
Do pierwszej wyprawy zachęciła go konsternacja Germanów po bitwie pod
Strasburgiem; niechętne zrazu oddziały dały się przekonać swemu wymownemu
przywódcy, który dzielił z nimi wszystkie trudy i niebezpieczeństwa narzucane
najpośledniejszym z żołnierzy. Wkrótce już wsie na obu brzegach Menu,
przedtem obficie zaopatrzone w zboże i trzodę, odczuły skutki spustoszeń
dokonanych przez rzymskiego najeźdźcę. Znaczniejsze domy, zbudowane
z pewną chęcią naśladowania rzymskiego wykwintu, padły pastwą płomieni,
a cezar zuchwale szedł naprzód jeszcze około dziesięciu mil, dopóki go nie
zatrzymała ciemna, nieprzenikniona puszcza, podkopana przejściami podziem­
nymi i na każdym kroku zagrażająca napastnikowi ukrytymi sidłami i zasadz­
kami. Na ziemi leżał już śnieg, więc Julian udał się do starożytnego zamku
wzniesionego przez Trajana, przyznając uległym barbarzyńcom rozejm dziesię­
ciomiesięczny.
Drugą wyprawę podjął po wygaśnięciu tego rozejmu, aby ukorzyć pychę
Surmara i Hortaira, dwóch królów alemańskich, którzy brali udział w bitwie
pod Strasburgiem. Obiecali oni oddać wszystkich wziętych do niewoli i jeszcze
pozostających przy życiu poddanych Cesarstwa. Cezar wystarał się uprzednio
o dokładny spis mieszkańców, których utraciły miasta i wsie galijskie, więc
wszelkie wysiłki oszustwa wykrył tak szybko i rzeczowo, że Alemanowie
nieomal uwierzyli w jego moc nadprzyrodzoną.
Jego trzecia wyprawa była jeszcze wspanialsza i donioślejsza w skutkach niż
dwie pierwsze. Germanie, zebrawszy swoje siły zbrojne, zaczęli się posuwać
wzdłuż przeciwległego brzegu rzeki zamierzając zburzyć most i nie dopuścić do
przeprawienia się Rzymian. Ale ten roztropny plan rozbił się o umiejętną
dywersję. Trzystu lekkozbrojnych krzepkich żołnierzy rzymskich, wybranych
z poszczególnych oddziałów, wyruszyło w czterdziestu łodziach w dół rzeki, aby
wylądować w pewnej odległości od posterunków nieprzyjaciela. Rozkaz wyko­
nali z takim zuchwalstwem i pośpiechem, że nieomal zaskoczyli wodzów
barbarzyńskich, którzy właśnie powrócili z jednego ze swych nocnych świąt,
nieustraszenie pewni siebie w wyniku upojenia trunkiem. Nie powtarzając tu
zawsze takich samych i obrzydliwych opowieści o rzezi, wystarczy zauważyć, że
Julian podyktował własne warunki pokoju sześciu najwynioślejszym królom
alemańskim, z których trzem pozwolono ujrzeć surową karność i wojenny
Wyprawy Juliana na Germanów 189

przepych obozu rzymskiego. Wiodąc za sobą dwadzieścia tysięcy ludzi wy­


zwolonych z barbarzyńskiej niewoli, powrócił cezar z tej wojny, której pomyślny
wynik porównuje się ze starożytną chwałą zwycięstw nad Kartaginą i Cymbra-
mi.
Julian, zapewniwszy swoim męstwem i postępowaniem przejściowy okres
pokoju, natychmiast zabrał się do pracy bardziej odpowiadającej jego łagodne­
mu i filozoficznemu usposobieniu. Starannie odbudował miasta galijskie, które
ucierpiały od najazdów barbarzyńców. Spośród tych miast, odbudowanych
i umocnionych przez Juliana, wymienia się zwłaszcza siedem ważnych placówek
pomiędzy Moguncją a ujściem Renu.86 Pokonani Germanie poddali się
sprawiedliwemu, ale upokarzającemu dla nich warunkowi przygotowania
i dostarczenia koniecznego budulca. Julian, zawsze w ruchu, przyspieszał swo­
ją gorliwością wykonanie prac, tchnąc takiego ducha w wojska i oddziały
pomocnicze, że one same zrzekły się przywileju zwolnienia od robót publicznych
i współzawodniczyły ze sobą w najbardziej niewolniczym znoju z całą sumien­
nością rzymskich żołnierzy. Wypadło cezarowi zatroszczyć się o środki utrzy­
mania tak samo jak i o bezpieczeństwo ludności i garnizonów. Nieuniknio­
nym i zgubnym następstwem głodu byłaby ucieczka ludności i rokosz wojska.
Wprawdzie wojna przerwała uprawę ziemi w prowincjach Galii, ale skąpe
zbiory z kontynentu uzupełniono dzięki ojcowskiej trosce Juliana obfitością
plonów z sąsiedniej wyspy. Sześćset dużych barek zbudowanych w Puszczy
Ardeńskiej odbyło parokrotnie podróż na wybrzeże Brytanii, powracając
stamtąd z dużymi ładunkami zboża i płynąc w górę Renu, aby je rozdzie­
lić poszczególnym miasteczkom i twierdzom wzdłuż brzegu tej rzeki.87 Oręż
Juliana przywrócił swobodną i bezpieczną żeglugę, którą Konstancjusz chciał
nabyć za cenę godności i dar-haracz w postaci dwóch tysięcy funtów srebra.
Cesarz przez oszczędność odmówił żołnierzom wypłacenia sum, jakie hojną
i drżącą ze strachu ręką wypłacał barbarzyńcom. Zarówno zręczność, jak
i stanowczość Juliana zostały więc wystawione na ciężką próbę, gdy wy­
ruszył w pole z niezadowoloną armią, która odbyła już dwie kampanie nie
otrzymując za to ani regularnego żołdu, ani żadnych dodatkowych dota­
cji.88
Czuła troska o pokój i szczęście poddanych była naczelną zasadą kierującą
czy też może zdającą się kierować rządami Juliana.89 Każdą wolną chwilę
pobytu na zimowej kwaterze poświęcał sprawom administracji cywilnej, przy
czym wszelkie pozory wskazywały na to, że większą przyjemność sprawia mu
rola dostojnika państwowego niż wodza. Przed wyruszeniem w pole większość
spraw publicznych i prywatnych wniesionych do jego sądu przekazał wielko­
rządcom prowincji, ale po powrocie starannie zrewidował ich postępowanie
sądowe, złagodził surowość prawa i wydał drugi wyrok, tym razem na samych
sędziów. Wyższy ponad tę ostatnią pokusę, jakiej ulegają umysły cnotliwe,
a mianowicie nierozsądną i nieumiarkowaną gorliwość w wymierzaniu sprawie­
190 Rozdział dziewiętnasty

dliwości, spokojnie i godnie powściągnął zapalczywość pewnego adwokata,


który ścigał za wymuszenie wielkorządcę Galii Narbońskiej.
„Czyż kiedykolwiek dowiedzie się komuś winy — wykrzykiwał gwałtowny
Delfldiusz — jeżeli wystarczy tej winy zaprzeczyć?”
„A czy ktoś — odrzekł Julian — będzie kiedykolwiek niewinny, jeżeli
wystarczy tę winę potwierdzić?”
W rządach ogólnych podczas pokoju i wojny interesy władcy zbiegają się
zazwyczaj z interesami ludu, ale Konstancjusz poczułby się głęboko dotknięty,
gdyby cnoty Juliana pozbawiły go choć najmniejszej cząstki daniny, którą
wymuszał od uciskanej i wyczerpanej Galii. Julian, obdarzony insygniami
władzy królewskiej, mógł czasem odważyć się na to, by naprawić szkody wy­
nikłe z zachłannej bezczelności niższych urzędników, demaskować ich przekup­
ne wybiegi i wprowadzać dla wszystkich jednakowy i łatwiejszy sposób ściąga­
nia daniny. Ale kierowanie finansami poruczono na wszelki wypadek Florencju-
szowi, prefektowi pretorium Galii, zniewieściałemu tyranowi niezdolnemu ani
do litości, ani do skruchy. Podczas gdy ten wyniosły dostojnik uskarżał się
na najbardziej nawet przyzwoite i łagodne sprzeciwy, Julian zżymał się na
własną słabość. Odrzucił już ze wstrętem rozkaz poboru dodatkowej daniny,
nowego obciążenia podatkowego, przedłożony mu przez prefekta do podpisu,
i odmalowując wiernie powszechną nędzę, którą był zmuszony usprawiedliwić
swoją odmowę, obraził dwór Konstancjusza. Z przyjemnością możemy się
zapoznać z poglądami Juliana, wyrażonymi przez niego serdecznie i swobodnie
w liście do jednego z najbliższych przyjaciół. Po zdaniu sprawy ze swojego
postępowania pisze on tak:
„Czyż byłoby możliwe, aby uczeń Platona i Arystotelesa postąpił inaczej, niż
ja uczyniłem? Czyż mogłem na pastwę losu porzucić nieszczęśliwych poddanych
powierzonych mojej pieczy? Czyż nie zostałem powołany do bronienia ich przed
krzywdami, jakich raz po raz doznają od tych nieczułych zbójów? Trybuna,
który opuszcza swój posterunek, karze się śmiercią, pozbawiając go pogrzebu.
Czyż miałbyn^prawo wydać na niego wyrok, gdybym sam w godzinie niebezpie­
czeństwa zaniedbał obowiązek znacznie świętszy i donioślejszy? Bóg wyniósł mnie
na wysoki posterunek. Jego Opatrzność strzec mnie będzie i podtrzymywać. Jeśli
skazany zostanę na mnogość cierpień, pociechę czerpać będę ze świadectwa czy­
stego i prawego sumienia. O, gdybyż Bóg mi pozwolił mieć nadal takiego do­
radcę jak Sallust! Jeśli oni uznają za właściwe przysłać na moje miejsce jakiegoś
następcę, poddam się bez niechęci; wolę bowiem wykorzystać krótką sposob­
ność do czynienia dobra niż cieszyć się długotrwałą bezkarnością zła.” 90
Niepewne i zależne stanowisko cezara, ukrywając wady Juliana, ukazało
w całej pełni jego cnoty. Młodemu bohaterowi, który podtrzymywał w Galii
tron Konstancjusza, nie wolno było naprawiać ułomności rządu, miał on jednak
odwagę przynosić ulgę strapionemu ludowi i okazywać mu współczucie. Dopóki
nie mógł wskrzesić wojowniczego ducha Rzymu i wprowadzić obyczajów
Cywilna administracja Juliana 191

pracowitości i kultury między barbarzyńskich wrogów, nie było żadnej rozsąd­


nej nadziei na to, że mu się uda czy to zawarciem pokoju, czy podbojem Ger­
manii zapewnić stały pokój powszechny. A przecież zwycięstwa Juliana zawiesiły
na jakiś czas najazdy barbarzyńców i odwlekły ruinę Zachodniego Cesarstwa.
Jego zbawienny wpływ przywrócił do dawnego stanu miasta Galii, tak długo
narażone na zło domowej niezgody, wojen z barbarzyńcami i tyranii we­
wnętrznej. Wraz z nadziejami radowania się życiem odżył duch pracowitości.
Pod ochroną praw znów zakwitło rolnictwo, rękodzieło, handel. Kurie, czyli
stowarzyszenia obywatelskie, znów się zapełniły użytecznymi i szanownymi
obywatelami. Młodzież już się nie obawiała wstępować w związki małżeńskie,
a małżeństwa już się nie obawiały mieć potomstwo; święta publiczne i prywatne
obchodzono ze zwyczajowym przepychem, przy czym w ożywionych swobod­
nych stosunkach, jakie utrzymywały ze sobą poszczególne prowincje, przejawiał
się powszechny narodowy dobrobyt.91 Człowiek taki jak Julian musiał od­
czuwać powszechną szczęśliwość, której był sprawcą, ze szczególnym jednak
zadowoleniem i upodobaniem patrzył na miasto Paryż, swoją siedzibę zimową,
a nawet przedmiot stronniczego przywiązania.92
Ta wspaniała stolica, która obecnie zajmuje wielki obszar po obu stronach
Sekwany, ograniczała się pierwotnie do małej wysepki na środku tej rzeki
dostarczającej mieszkańcom zapasów czystej i zdrowej wody. Rzeka obmywała
podnóże murów i do miasta można się było dostać tylko przez dwa drewniane
mosty. Na północ od Sekwany rozciągała się puszcza, ale na południe obszar
noszący obecnie nazwę uniwersytetu, który się na nim mieści, pokrył się
niepostrzeżenie domami, został przyozdobiony pałacem i amfiteatrem, łaźnia­
mi, akweduktem i Polem Marsowym do ćwiczeń oddziałów rzymskich. Są­
siedztwo oceanu łagodziło surowość klimatu, więc przy zastosowaniu pewnych
środków ostrożności, wyuczonych wskutek doświadczeń, można tam było
sadzić drzewa figowe i zakładać winnice. W wyjątkowo mroźne zimy Sekwanę
pokrywała jednak gruba powłoka lodu i Azjata mógł porównać olbrzymie kry
do bloków białego marmuru wydobywanych z kamieniołomów frygijskich.
Surowe i proste obyczaje umiłowanego Paryża, zwanego wówczas Lutecją,93
wręcz nie znającego czy też odrzucającego z pogardą takie rozrywki jak teatr,
przywoływały na pamięć Julianowi rozwiązłość i przekupstwo Antiochii.
Z oburzeniem przeciwstawiał zniewieściałych Syryjczyków dzielnym, uczci­
wym i pełnym prostoty Galom, prawie wybaczając tym ostatnim brak wstrze­
mięźliwości, który był jedyną skazą ich celtyckiej natury.94 Gdyby jednak teraz
Julian mógł odwiedzić znów stolicę Francji i porozmawiać tam z ludźmi nauki
i talentu, zdolnymi zrozumieć i przekonać tego ucznia Greków, to może
znalazłby usprawiedliwienie dla żywotnego i pełnego wdzięku szaleństwa
narodu, którego duch wojenny nigdy się nie daje osłabić folgowaniem sobie
w zbytku; musiałby Julian wyrazić aprobatę dla doskonałości owej nieoce­
nionej sztuki umilania i upiększania życia społecznego.
Rozdział dwudziesty

POBUDKI, POSTĘPY I SKUTKI NAWRÓCENIA SIĘ KONSTANTYNA —


INSTYTUCJONALIZACJA I USTRÓJ CHRZEŚCIJAŃSTWA,
CZYLI KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO

P owszechne wprowadzenie chrześcijaństwa można uważać za jeden z tych


doniosłych przewrotów wewnętrznych, które wzbudzają najżywszą cieka­
wość i stanowią najcenniejsze pouczenie. Zwycięstwa Konstantyna i jego
polityka wewnętrzna nie mają już dziś wpływu na losy Europy, ale znaczna część
kuli ziemskiej nadal doświadcza skutków nawrócenia się tego monarchy,
a instytucje kościelne z czasów jego panowania nieprzerwanie wpływają na
poglądy, namiętności i interesy pokoleń.
Rozważając to zagadnienie, które można badać bezstronnie, ale którego nie
można traktować obojętnie, napotykamy od razu trudność bardzo nieoczekiwa­
nej natury — nie można ustalić prawdziwej i dokładnej daty nawrócenia
Konstantyna. Wymowny Laktancjusz w tłumie dworaków Konstantyna z wy­
raźną niecierpliwością 1 ogłasza światu chwalebny przykład władcy Galii, który
już od pierwszej chwili panowania uznaje i ubóstwia majestat prawdziwego
i jedynego Boga.2 Uczony Euzebiusz natomiast przypisuje nawrócenie się
Konstantyna cudownemu zjawisku na niebie w czasie, gdy obmyślał i przy­
gotowywał wyprawę na Italię.3 Ze swojej strony historyk Zosimos twierdzi
złośliwie, że cesarz najpierw unurzał ręce we krwi najstarszego syna, a dopiero
potem odrzekł się bogów Rzymu i swoich przodków.4 Zamieszanie spowodowa­
ne niezgodnością tych powag wyniknęło z zachowania się samego Konstantyna.
Zgodnie ze ścisłością języka kościelnego pierwszy z cesarzy c h r z e ś c i j a ń ­
s k i c h zasłużył na to miano dopiero w chwili śmierci, ponieważ dopiero gdy
złożony był ostatnią chorobą, przez nałożenie rąk 5 uczyniono go katechume­
nem i następnie, wtajemniczając obrzędem chrztu świętego, przyjęto w szeregi
wiernych.6 Chrześcijaństwo Konstantyna przyjmować więc należy w dosyć
nieokreślonym i ograniczonym sensie, przy czym śledzenie powolnego, prawie
niedostrzegalnego procesu, w ciągu którego ten monarcha stopniowo okazał się
opiekunem Kościoła i wreszcie jego prozelitą, wymaga najsubtelniejszej dokład­
ności. Żmudnym zadaniem było dla Konstantyna wykorzenienie nawyków
i uprzedzeń swego wychowania, uznanie boskiej mocy Chrystusa i zrozumienie,
że prawdy J e g o objawienia nie da się pogodzić z kultem bogów. Przeszkody,
Edykt mediolański 193

jakie prawdopodobnie stawiał Konstantynowi w tym procesie własny umysł,


nauczyły go, że doniosłą zmianę religii panującej należy przeprowadzić ostroż­
nie, odsłaniał więc swoje poglądy niepostrzeżenie, o tyle tylko, o ile mógł
bezpiecznie i z dobrym skutkiem je narzucić.
Przez cały czas jego panowania strumień chrześcijaństwa płynął łagodnie,
chociaż ze wzrastającą szybkością, ale jego zasadniczy nurt czasem powstrzymy­
wały, a czasem kierowały na bok różne okoliczności przypadkowe, jak również
roztropność czy też może kaprys monarchy. Dostojnikom państwowym wolno
było podawać do wiadomości zamiary pana językiem przystosowanym najlepiej
do ich uprawnień,7 sam cesarz zaś przebiegle równoważył nadzieje i obawy
poddanych, ogłaszając w ciągu jednego roku dwa edykty, z których pierwszym
nakazał uroczyście obchodzić niedziele,8 a drugim polecił regularnie radzić
się wróżbitów.9 Podczas gdy ten doniosły przewrót ważył się jeszcze na szali,
z jednej strony chrześcijanie, a z drugiej poganie patrzyli na postępowanie wład­
cy z podobnym niepokojem, ale wręcz odmiennym nastawieniem. Chrześcijanie,
kierując się wszelkimi pobudkami zarówno gorliwości, jak i próżności, wyol­
brzymiali objawy jego łaski i dowody jego wiary. Poganie natomiast, dopóki ich
słuszne obawy nie zamieniły się w rozpacz i oburzenie, usiłowali ukryć przed
światem i przed samymi sobą, że bogowie Rzymu już nie mogą zaliczać cesarza
do liczby swoich czcicieli. Ulegając także namiętnościom i uprzedzeniom, pisa­
rze tamtych czasów poczytywali sobie za obowiązek kojarzyć publiczne wy­
znawanie chrześcijaństwa z najbardziej chlubnym bądź też z najbardziej
haniebnym okresem panowania Konstantyna.
Bez względu na to, jak mogła się przejawiać pobożność chrześcijańska w tym,
co mówił i co czynił Konstantyn, aż do czterdziestego roku życia obstawał on
prźy praktykowaniu panującej religii.10 Dopóki pozostawał na dworze w Niko-
medii, fakt, że tak postępował, można położyć na karb jego obaw, później
jednak, gdy był już władcą Galii, można to tłumaczyć tylko jego skłonnościami
bądź polityką. Hojnością swoją przywracał dawną świetność i bogactwo
świątyniom bogów; na medalach wybijanych w mennicy cesarskiej widniały
postacie i atrybuty Jowisza, Apollina, Marsa i Herkulesa, przy czym synowska
nabożność Konstantyna powiększyła radę bogów na Olimpie uroczystą apo­
teozą jego ojca, Konstancjusza.11 Ale szczególnym nabożeństwem otaczał
Konstantyn Geniusza Słońca, Apollina z mitologii greckiej i rzymskiej, i bardzo
lubił być przedstawiany z symbolami tego boga światła i poezji. Nigdy nie
błądzące groty, blask spojrzenia, nieśmiertelna uroda i pełne wdzięku wyczy­
ny tego boga mogły go chyba pasować na patrona młodego bohatera. Ołtarze
Apollina uwieńczone były darami wotywnymi Konstantyna i łatwowierne
rzesze nauczyły się wierzyć, że cesarzowi dane jest oczami śmiertelnika oglą­
dać opiekuńcze bóstwo w widzialnym majestacie i że zarówno na jawie, jak i we
śnie jest on błogosławiony szczęsnymi wróżbami długiego i zwycięskiego pano­
wania. Niepokonanym przewodnikiem i opiekunem Konstantyna powszechnie
194 Rozdział dwudziesty

obwołano słońce, poganie więc mogli słusznie się spodziewać, że to znieważone


bóstwo z bezlitosną mściwością ścigać będzie bezbożność swego niewiernego
ulubieńca.12
Przez cały czas, gdy Konstantyn sprawował ograniczoną władzę najwyższą
nad prowincjami Galii, chrześcijan galijskich bronił, być może wpierany przez
prawo, autorytet tego władcy, który troskę o pomszczenie honoru bogów
roztropnie pozostawił samym bogom. Jeśli możemy wierzyć zapewnieniu
samego Konstantyna, to z oburzeniem patrzył on przedtem na okrucieństwo
żołnierzy rzymskich wobec obywateli, których jedyną zbrodnią była ich reli­
gia.13 I na Wschodzie, i na Zachodzie widział już różne skutki surowości
i pobłażliwości, przy czym tę pierwszą jeszcze bardziej mu zohydził przykład
Galeriusza, jego nieubłaganego wroga, podczas gdy pobłażliwość swoją radą
i powagą zalecił mu stosować umierający ojciec. Syn Konstancjusza natych­
miast więc zawiesił albo odwołał edykty o prześladowaniu, przyznając swobodę
praktykowania obrzędów religijnych wszystkim, którzy głosili swą przynależ­
ność do Kościoła. Wkrótce też chrześcijanie zaczęli liczyć na łaskę i spra­
wiedliwość swego władcy, któremu weszła już w krew potajemna, szczera cześć
dla wiary Chrystusowej i dla Boga chrześcijan.14
Mniej więcej w pięć miesięcy po podboju Italii cesarz złożył uroczyste,
o stwierdzonej autentyczności oświadczenie w kwestii swoich poglądów, ogła­
szając słynny edykt mediolański, którym przywrócił pokój Kościołowi katolic­
kiemu. W wyniku osobistej rozmowy z drugim władcą zachodnim, Licyniuszem,
Konstantyn dzięki przewadze swego talentu i potęgi uzyskał jego pełne
gotowości poparcie; powaga ich dwóch zjednoczonych imion i władzy rozbroiła
wściekłość Maksymina; i wkrótce potem, po śmierci tego tyrana Wschodu,
uznano edykt mediolański za powszechne i podstawowe prawo świata rzym­
skiego.15
Cesarze w swojej mądrości zarządzili przywrócenie chrześcijanom wszystkich
praw obywatelskich i religijnych, tak niesłusznie im przedtem odebranych.
Zastrzeżono ustawą, że wszystkie skonfiskowane przybytki kultu i ziemie,
będące przedtem wspólną własnością chrześcijan, mają być Kościołowi natych­
miast zwrócone bezspornie, bezzwłocznie i bez żadnych kosztów; temu surowe­
mu rozkazowi towarzyszyła łaskawa obietnica, że nabywcy, którzy swego czasu
zapłacili sprawiedliwą i dostateczną cenę, otrzymają odszkodowanie ze skarbca
cesarskiego. Zwrócono uwagę, że zbawienne przepisy wprowadzone po to, by
strzec spokoju wiernych w przyszłości, oparte są na zasadach rozciągniętej na
wszystkich i jednakowej dla wszystkich tolerancji; nowo powstała sekta musi
więc zrozumieć tę równość jako zaszczytne wyróżnienie. Dwaj cesarze ogłaszają
światu, że przyznali chrześcijanom i wszystkim innym bezsporną możliwość
praktykowania takiej religii, jaką dana jednostka uważa za stosowne sobie
wybrać, do jakiej czuje skłonność i jaką może uważać za najlepiej przystosowa­
ną do swoich potrzeb. Starannie tłumacząc każde dwuznaczne słowo, usuwają
Społeczne znaczenie chrześcijaństwa 195

oni wszelkie wyjątki i wymagają od wielkorządców prowincji ścisłego posłuszeń­


stwa wobec prawdziwego i prostego znaczenia tego edyktu, mającego ustalić
i zabezpieczyć prawa do wolności religijnej bez żadnych ograniczeń. Raczą oni
podać dwie ważne przyczyny, które ich skłoniły do zezwolenia na tę powszechną
tolerancję, a mianowicie są to: humanitarny zamiar kierowania się troską
0 pokój i szczęście ludu oraz pobożna nadzieja, że postępowaniem takim
ułagodzą i zjednają sobie B ó s t w o mieszkające w Niebiosach. Wdzięcznie
przyjmują liczne i znakomite dowody łaski bożej i ufają, że taż sama Opatrzność
nadal po wieczne czasy czuwać będzie nad pomyślnością władcy i ludu.
Gdy rozważymy te ogólnikowe i nieokreślone wyrazy pobożności, nasuwają
się nam trzy przypuszczenia, różne, ale przecież dające się ze sobą pogodzić.
1. Konstantyn mógł się wahać, jeszcze nie wiedząc, czy wybrać religię chrześci­
jańską, czy pogańską. 2. W myśl luźnych, elastycznych pojęć politeizmu mógł
uznać Boga chrześcijan za j e d n o z w i e l u bóstw w hierarchii Niebios.
3. Mógł przejąć się miłą sercu filozoficzną ideą, że pomimo rozmaitości nazw,
obrzędów i poglądów wszystkie sekty i wszystkie narody ludzkości jednoczą się
w kulcie wspólnego Ojca i Stwórcy wszechświata.16
Jednakże władcy, układając plany, częściej mają na względzie korzyść
doczesną niż prawdę abstrakcyjną i spekulatywną. Stronnicza, wciąż wzrasta­
jąca łaska Konstantyna mogła więc wypływać z szacunku, jaki żywił dla
postawy moralnej chrześcijan, oraz z przekonania, że rozpowszechnienie
Ewangelii wpoi cnotliwość w życie zarówno jednostek, jak i całego społe­
czeństwa. Jakkolwiek swobodnie może sobie poczynać monarcha samowładny,
jakkolwiek pobłażliwie może folgować namiętnościom własnym, niewątpliwie
w jego interesie leży postaranie się o to, aby wszyscy jego poddani szanowali
przyrodzone i obywatelskie zobowiązania społeczności. Ale działanie praw
nawet najmędrszych jest niedoskonałe i niepewne. Rzadko kiedy dają one
natchnienie cnocie i nie zawsze mogą powściągnąć występek. Moc ich nie
wystarcza, żeby zakazać rzeczywiście wszystkiego, co potępiają, i karać wszelką
zakazaną działalność. Starożytni ustawodawcy wezwali na pomoc potęgę
wykształcenia i opinii publicznej, ale zasady, które niegdyś podtrzymywały siłę
1 czystość Rzymu lub Sparty, już od dawna wygasły w zmierzchającym,
despotycznym Cesarstwie. Wprawdzie filozofia jeszcze sprawowała umiarko­
waną władzę nad umysłem ludzkim, ale sprawa cnoty czerpała z wpływów
pogańskiego zabobonu poparcie bardzo słabe.
W tych zniechęcających okolicznościach roztropny dostojnik państwowy
mógł obserwować z przyjemnością postęp religii, która szerzyła wśród ludzi
dobroczynny, powszechny system etyczny przystosowany do wszelkich obo­
wiązków i wszelkich warunków życiowych, zalecany jako wola i racje Najwyż­
szego Bóstwa i wzmacniany sankcją kar i nagród wiekuistych. Doświadczenia
dziejowe Grecji i Rzymu przecież nie pouczyły świata, jak dalece można system
obyczajów narodowych naprawić i ulepszyć przykazaniami objawienia bo­
196 Rozdział dwudziesty

skiego; Konstantyn mógł więc z pewną ufnością słuchać pochlebczych, a przy


tym doprawdy rozsądnych zapewnień Laktancjusza. Ten wymowny apologeta
stanowczo się chyba spodziewał i prawie ośmielał się obiecywać, że ustanowie­
nie chrześcijaństwa przywróci niewinność i szczęśliwość dawnej ery; że kult
prawdziwego Boga ugasi wojnę i spory wśród tych, którzy uważać się będą za
dzieci jednego Ojca; że każde pragnienie nieczyste, każda namiętność zła lub
samolubna da się powściągnąć dzięki znajomości Ewangelii; i wreszcie, że
dostojnicy państwowi będą mogli schować miecz sprawiedliwości, mając do
czynienia z ludem, który powszechnie kierować się będzie umiłowaniem prawdy,
pobożności, prawości, umiaru i harmonii oraz braterską miłością.17
Bierne, uległe posłuszeństwo chylące się pod jarzmo władzy, a nawet ucisku,
musiało dla monarchy samowładnego być najbardziej widoczną i najużyteczniej­
szą z cnót ewangelicznych.18
Pierwsi chrześcijanie wywodzili instytucję rządów świeckich nie ze zgody ludu,
ale z wyroku Niebios. Cesarz panujący, choćby przywłaszczył sobie berło
na drodze zdrady i morderstwa, automatycznie przybierał rolę namiestnika
Bóstwa. Jedynie wobec Bóstwa był odpowiedzialny za nadużycie swojej władzy
i choćby nawet okazał się tyranem i gwałcił wszelkie prawa natury i społeczeń­
stwa, jego poddani podlegali mu, związani nierozerwalnie przysięgami wier­
ności i posłuszeństwa. Pokorni chrześcijanie zostali na ten świat zesłani jako
owce między wilki; skoro ich zasady nie pozwalały im używać siły nawet
w obronie własnej religii, jeszcze większym dla nich grzechem byłoby przele­
wanie krwi bliźnich w sporach o czcze przywileje bądź o plugawe dobra doczes­
ne tego przemijającego życia. Wierni nauce apostoła, który za czasów Nerona
głosił obowiązek bezwarunkowej uległości, chrześcijanie trzech pierwszych
stuleci zachowali sumienie czyste i wolne od winy potajemnych knowań bądź
jawnego buntu. Wśród srogości szalejących prześladowań nigdy nie dali się
sprowokować do wystąpienia przeciwko tyranom na polu bitwy ani też do
wycofania się z urazą w jakiś odległy, ustronny zakątek ziemi.19 Protestanci
Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, nieustraszeni obrońcy swojej wolności
obywatelskiej i religijnej, poczytują sobie za zniewagę nienawistne porównanie
postępowania pierwszych chrześcijan z postępowaniem chrześcijan zreformowa­
nych.20 Może jednak zamiast nagany należy się pewien poklask wyższemu
rozsądkowi i duchowi naszych przodków, którzy się przekonali, że religia nie
zdoła obalić nieodwracalnych praw natury.21 Może cierpliwość pierwotnego
Kościoła można przypisywać jego słabości równie dobrze jak jego cnocie. Sekta
pokojowo nastawionych plebejuszy, bez przywódców, bez broni i bez warow­
nych osłon, stawiając opór panu rzymskich legionów musiałaby przecież ulec
nieuniknionej zagładzie. Niemniej chrześcijanie, gdy chcieli przebłagać gniew
Dioklecjana bądź upraszali o łaskę Konstantyna, mogli z całą prawdomówno­
ścią powoływać się na to, że wyznają zasady biernego posłuszeństwa i że na
przestrzeni trzech stuleci zawsze postępowali w myśl tych zasad. Może przy tym
Konstantyn rzecznikiem chrześcijaństwa 197

dodawali, że tron cesarzy utrwali się na mocnej, stałej podstawie, jeśli wszyscy
poddani, przyjmując naukę chrześcijańską, nauczą się cierpieć i słuchać.
W ogólnym ładzie Opatrzności uważa się władców i tyranów za sługi Niebios
wyznaczone do rządzenia narodami albo do ich karcenia. Ale dzieje święte
dostarczają wielu znakomitych przykładów bardziej bezpośredniej ingerencji
Bóstwa w rządy nad Jego narodem wybranym. Berło i miecz oddane zostały
w ręce Mojżesza, Jozuego, Gedeona, Dawida i Machabeusza; cnoty tych bo­
haterów były przyczyną albo skutkiem łaski bożej; oręż ich miał zwyciężać po
to, aby przynosić wyzwolenie bądź tryumf Kościołowi. Podczas gdy sędziowie
Izraela byli tylko przypadkowymi, czasowymi dostojnikami państwa, królowie
Judy czerpali z królewskiego namaszczenia swego wielkiego przodka dziedziczne,
bezsporne prawo, którego nie mogli utracić wskutek występków własnych albo
kaprysu poddanych. Ta sama niezwykła Opatrzność, już nie ograniczając się do
narodu żydowskiego, może więc właśnie na opiekunów chrześcijaństwa wybrała
teraz Konstantyna i jego rodzinę, toteż pobożny Laktancjusz tonem proroczym
obwieszcza przyszłą chwałę jego długiego powszechnego panowania.22 Współ­
zawodnikami ulubieńca Niebios, dzielącymi z nim prowincje Cesarstwa, byli
jednak Galeriusz, Maksymin, Maksencjusz i Licyniusz. Tragiczna śmierć
Galeriusza i Maksymina wkrótce zadowoliła urażonych chrześcijan i spełniła
ich krwawe nadzieje. Dwóch pozostałych straszliwych współzawodników,
Maksencjusza i Licyniusza, którzy jeszcze się przeciwstawiali tryumfowi tego
drugiego Dawida, usunęło z widowni zwycięstwo, jakie Konstantyn odniósł
w rozgrywce z nimi; mogłoby się więc wydawać, że Opatrzność szczególnie
czuwa nad jego sprawą. Charakter tyrana Licyniusza zhańbił purpurę cesarską
i naturę ludzką; chrześcijanie, chociaż może nawet cieszyli się jego niepewną
łaską, byli wraz z całą resztą poddanych nieustannie narażeni na skutki
jego wyuzdanego, kapryśnego okrucieństwa. Licyniusz szybko dowiódł swoim
postępowaniem, jak niechętnie zgodził się na mądre i humanitarne prze­
pisy edyktu mediolańskiego. Na obszarach jego panowania zakazano zwo­
ływać synody prowincjonalne, haniebnie zwolniono ze stanowisk wszystkich
urzędników chrześcijan i chociaż uniknął on winy, a raczej niebezpieczeń­
stwa ogólnych prześladowań, to jednak jego stronniczy ucisk był tym wstręt­
niejszy, że stanowił pogwałcenie uroczystego, dobrowolnie przyjętego zo­
bowiązania.23 Tymczasem gdy Wschód, zgodnie z barwnym wyrażeniem
Euzebiusza, był pogrążony w ciemnościach piekielnych, prowincje zacho­
dnie pławiły się w ciepłych dobrowróżbnych promieniach niebiańskiej świa­
tłości. Pobożność Konstantyna uznawano za niezaprzeczalny dowód spra­
wiedliwości jego oręża, a sposób, w jaki wykorzystał swoje zwycięstwo,
tylko potwierdził zdanie chrześcijan, że ich bohatera natchnął i poprowadził
sam Pan Zastępów. Podbicie Italii przyniosło edykt o powszechnej tole­
rancji; i Konstantyn, gdy tylko po klęsce Licyniusza został jedynym panem
całego świata rzymskiego, upomniał pismami okólnymi wszystkich swoich
198 Rozdział dwudziesty

poddanych, aby bezzwłocznie, biorąc przykład z władcy, przyjęli świętą prawdę


chrześcij aństwa.24
Pewność, że wywyższenie Konstantyna pozostaje w ścisłym związku z za­
mysłami Opatrzności, zaszczepiła w umysłach chrześcijan dwie opinie, które
w sposób bardzo różny dopomogły do spełnienia się proroctwa. Lojalność
chrześcijan, serdeczna i czynna, zaczęła na rzecz Konstantyna pobudzać
wszelkie zasoby ludzkiej pracowitości, przy czym ufali oni, że ich wytężo­
nym wysiłkom sekundować będzie jakaś cudowna pomoc boska. Przymierze
z Kościołem, zawarte niepostrzeżenie, ale tak wyraźnie przyczyniające się do
powodzenia ambicji cesarskich, przypisywane jest przez wrogów Konstantyna
pobudkom interesownym. Na początku wieku IV liczba chrześcijan była
wprawdzie nieduża w stosunku do liczby wszystkich poddanych Cesarstwa,
niemniej wśród zwyrodniałego ludu, z obojętnością niewolników patrzącego na
zmianę panów, duch i jedność stronnictwa religijnego mogły dopomagać
ludowemu przywódcy, na którego usługi w myśl zasad swego sumienia odda­
wało ono życie i wszelkie dobra.25 Konstantyn na przykładzie swego ojca
nauczył się szanować i wynagradzać usługi chrześcijan; rozdzielając urzędy
publiczne, miał korzystną sposobność do umacniania swego rządu wyborem
ministrów i dowódców, których wierności był pewien. Dzięki wpływowi tych
wysoko postawionych misjonarzy na dworze i w armii coraz więcej musiało być
prozelitów nowej wiary. Barbarzyńcy Germanii tak liczni w szeregach legionów
niedbale i bez oporu godzili się przyjąć poglądy religijne swego dowódcy, toteż
słusznie można sądzić, że jeszcze przed przejściem Alp wielka liczba tych
żołnierzy poświęciła swoje miecze służbie Chrystusa i Konstantyna.26 Nawyki
ludzkości i względy religijne stopniowo osłabiły strach przed wojną i rozlewem
krwi, tak długo panujący wśród chrześcijan, aż doszło do tego, że na synodach
zwoływanych pod łaskawą opieką Konstantyna wykorzystywano w odpowied­
niej chwili powagę biskupów, aby potwierdzić zobowiązanie płynące z przysięgi
wojskowej i wymierzać kary ekskomuniki żołnierzom, którzy odrzucali broń
w owym czasie, gdy w Kościele panował pokój.27
Konstantyn, powiększając na obszarach swego panowania liczbę i gorliwość
wiernych zwolenników, mógł liczyć na poparcie potężnej fakcji również
i w prowincjach jeszcze posiadanych bądź uzurpowanych przez jego rywali.
Wśród chrześcijańskich poddanych Maksencjusza i Licyniusza szerzyła się
potajemna nielojalność wobec tych władców, przy czym zgoła już nie ukrywana
niechęć Licyniusza do Kościoła służyła tylko do wciągnięcia chrześcijan jeszcze
głębiej w służbę na rzecz jego współzawodnika. Regularna korespondencja
biskupów z najodleglejszych prowincji pozwalała im swobodnie zawiadamiać
się nawzajem o swoich życzeniach i zamysłach oraz bezpiecznie przekazywać
wszelkie użyteczne wiadomości i składki wiernych, co tylko na dobre mogło
wyjść Konstantynowi, który publicznie głosił, że chwycił za broń po to, by
wyzwolić Kościół.28
Labarum, czyli sztandar krzyża 199

Zapał, którym przejęły się wojska, a być może, i sam cesarz, zaostrzył ich
miecze, jednocześnie zadowalając chrześcijańskie sumienie. Pomaszerowali
w bój z niezbitą pewnością, że ten sam Bóg, który otworzył Izraelitom drogę
przez wody Jordanu i na dźwięk trąb Jozuego obalił mury Jerycha, okaże teraz
swoją moc i widzialny majestat w zwycięstwie Konstantyna. Historia Kościoła
gotowa jest swym świadectwem potwierdzić, że te oczekiwania zostały usprawie­
dliwione bardzo wyraźnym cudem i że cudowi temu nieomal jednomyślnie
przypisano nawrócenie się pierwszego chrześcijańskiego cesarza. Owa praw­
dziwa czy też urojona przyczyna wydarzenia tak doniosłego nie tylko zasłu­
guje na uwagę potomności, ale nawet jej wymaga. Nie oprę się tu więc poku­
sie, żeby ocenić słynną wizję Konstantyna, rozważając osobno s z t a n d a r ,
s e n i z n a k n i e b i a ń s k i oraz rozdzielając elementy historyczne, natu­
ralne i cudowne tej nadzwyczajnej opowieści, które w zestawieniu na pozór
słusznych argumentów zostały przebiegle połączone w jedną wspaniałą, ale
kruchą całość.
I. Narzędzie tortur stosowanych tylko wobec niewolników i cudzoziemców
stało się przedmiotem zgrozy w oczach obywatela rzymskiego; pojęcie winy,
męki i hańby kojarzyło się ściśle z pojęciem krzyża.29 Konstantyn, powodując się
raczej pobożnością niż humanitaryzmem, wkrótce zniósł na obszarach swego
panowania tę karę, którą raczył cierpieć Zbawiciel ludzkości;30 musiał jednak
cesarz najpierw nauczyć się pogardy dla przesądów swego wychowania i swego
ludu, zanim w środku Rzymu postawił własny posąg z krzyżem w prawej ręce
i napisem głoszącym, że zwycięstwo jego oręża i wyzwolenie Rzymu nastąpiło
dzięki zwycięstwu tego zbawiennego znaku, prawdziwego symbolu siły i od­
wagi.31 Ten sam symbol uświęcał oręż Konstantyna: krzyż błyskał na hełmach
żołnierzy, był wyryty na ich tarczach i utkany na chorągwiach, przy czym święte
emblematy przystrajające osobę samego cesarza różniły się tylko bogatszymi
materiałami oraz kunsztowniejszym wykonaniem.32 Ale tryumf krzyża w całej
pełni uwidaczniał się w głównym sztandarze noszącym nazwę „ labarum ” 33 —
owo niejasne, chociaż słynne miano, którego źródłosłowu daremnie szukano
nieomal we wszystkich językach świata. Opisuje się go 34 jako długą włócznię
przeciętą poprzeczną belką. Jedwabny welon zwisający z tej belki był misternie
przetykany wizerunkami panującego monarchy i jego dzieci. Na końcu włóczni
wznosiła się złota korona, na której widniał tajemniczy monogram wyobrażający
zarazem kształt krzyża i pierwsze litery imienia Chrystusowego.35 Pieczę nad
labarum powierzono pięćdziesięciu strażnikom o wypróbowanym męstwie
i wierności. Stanowisko ich było niezmiernie zaszczytne i korzystne i dzięki
pewnym szczęśliwym przypadkom już wkrótce wytworzyła się opinia, że tych
strażników w okresie sprawowania urzędu nie imają się dziryty wrogów ani nie
zagrażają im żadne inne niebezpieczeństwa. Podczas drugiej wojny domowej sam
Licyniusz przekonał się z przerażeniem o mocy tej uświęconej chorągwi, której
widok wśród nieszczęść bitwy tchnął w żołnierzy Konstantyna zapał nie do
200 Rozdział dwudziesty

pokonania, jednocześnie szerząc grozę i popłoch w szeregach legionów nie­


przyjacielskich.36
Chrześcijańscy cesarze, którzy poszli za przykładem Konstantyna, podczas
wszystkich swoich wypraw wojennych wystawiali sztandar krzyża. Gdy jednak
zwyrodniali następcy Teodozjusza przestali pojawiać się osobiście na czele
swoich wojsk, labarum złożono jako czcigodną, ale już bezużyteczną relikwię
w pałacu w Konstantynopolu.37 Chwała jego jeszcze się zachowała na medalach
dynastii Flawiuszów. Wdzięczna pobożność umieściła na nich monogram
Chrystusa w samym środku pomiędzy symbolami Rzymu. Uroczyste hasła na
temat bezpieczeństwa Rzeczypospolitej, chwały wojsk i przywrócenia powszech­
nej szczęśliwości stosowano do trofeów zarówno religijnych, jak i wojskowych;
po dziś dzień istnieje medal cesarza Konstancjusza, na którym widnieją pod
sztandarem labarum te pamiętne słowa: „Pod tym znakiem zwyciężysz.” 38
II. W każdym niebezpieczeństwie bądź nieszczęściu pierwsi chrześcijanie mieli
zwyczaj wzmacniania ducha i ciała znakiem krzyża; żegnali się również podczas
swoich obrzędów kościelnych i we wszelakich codziennych okolicznościach
życiowych, uważając znak ten za niezawodny środek ochrony przeciwko
wszelkim rodzajom zła duchowego i doczesnego.39 Autorytet Kościoła sam
przez się mógł mieć dostateczne znaczenie, aby uzasadnić pobożność Konstan­
tyna, tak samo roztropnie i stopniowo uznającego prawdę chrześcijaństwa jak
przyjmującego jego symbole. Ale świadectwo pewnego współczesnego Konstan­
tynowi pisarza, który w formalnej rozprawie pomieścił sprawę rełigii, nadaje
pobożności cesarza charakter znacznie potężniejszy i wznioślejszy. Pisarz
ten twierdzi z całkowitą ufnością, że w nocy przed ostatnią bitwą z Maksen-
cjuszem Konstantyn otrzymał we śnie napomnienie, że powinien wyryć na
tarczach swoich żołnierzy n i e b i a ń s k i z n a k Bo g a , święte inicjały imienia
Chrystusowego; Konstantyn, jak twierdzi dalej ów pisarz, wykonał rozkaz
Niebios i wskutek tego jego męstwo i posłuszeństwo zostały wynagrodzone
decydującym zwycięstwem przy Moście Milwijskim.
Pewne względy mogłyby może skłonić umysł sceptyczny do podania w wąt­
pliwość sądu i prawdomówności tego retora, który czy to przez gorliwość, czy
też w interesie własnym poświęcił swoje pióro sprawie przeważającej fakcji.40
Jak się zdaje, dopiero w jakieś trzy lata po tym zwycięstwie rzymskim ogłosił
on w Nikomedii opis śmierci prześladowców chrześcijan, a przecież odległość
tysiąca dni i tysiąca mil może dać pełną swobodę do zmyślania faktów, które
potem łatwowiernie przyjmują zainteresowani i które milcząco aprobuje sam
cesarz, bez oburzenia słuchając cudownej opowieści wysławiającej jego chwałę
i popierającej jego zamysły. Również i na rzecz Licyniusza, wówczas jeszcze
ukrywającego swoje wrogie nastawienie do chrześcijan, tenże sam pisarz
przytacza opowieść o podobnym widzeniu, w którym anioł podyktował Li-
cyniuszowi modlitwę powtórzoną następnie przez całą armię, zanim starła się
ona z legionami tyrana Maksymina.41
Cudowne wizje Konstantyna 201

Częste powtarzanie się cudów pobudza umysły ludzkie tam, gdzie te cuda nie
mogą ich sobie podporządkować; ale rozpatrując sen Konstantyna osobno,
można go zupełnie naturalnie wytłumaczyć względami natury politycznej albo
zapałem cesarza. W czasie gdy dzięki krótkiej, zakłóconej drzemce uciszył się
chwilowo jego niepokój o nadchodzący dzień, mający zadecydować o losach
Cesarstwa, czcigodna postać Chrystusa i tak dobrze znany symbol Jego religii
mogły przecież z całą siłą narzucić się żywej wyobraźni władcy, który poważał
imię i, być może, potajemnie błagał potęgę Boga chrześcijan o pomoc. Równie
dobrze mógł wytrawny mąż stanu pozwolić sobie na zastosowanie jednego
z owych wojskowych forteli, owych pobożnych oszustw tak kunsztownie
i skutecznie stosowanych swego czasu przez Filipa i Sertoriusza.42 Narody
starożytności uznawały bowiem powszechnie nadprzyrodzone pochodzenie
snów, a znaczna część armii galijskiej nauczyła się już pokładać ufność
w zbawiennym znaku religii chrześcijańskiej. Nieprawdziwości tajemniczego
widzenia Konstantyna mógł dowieść tylko wynik bitwy; i być może, temu
nieustraszonemu bohaterowi, który przeszedł już przez Alpy i Apeniny, było
rozpaczliwie obojętne, co się stanie w razie klęski pod murami Rzymu. Senat
i lud, rozradowany wyzwoleniem spod jarzma wstrętnego tyrana, uznali, że zwy­
cięstwo Konstantyna przekracza moc człowieka, nie odważono się jednak dać
do zrozumienia, że zostało ono odniesione dzięki opiece b o g ó w . Napis
na łuku tryumfalnym, wzniesionym mniej więcej w trzy lata po tym wydarzeniu,
głosi dwuznacznie, że Konstantyn ocalił i pomścił Rzeczpospolitą dzięki
wielkości własnego umysłu i n a t c h n i e n i u , czyli bodźcowi, jaki mu dało
Bóstwo.43 Pogański krasomówca, który skorzystał z pierwszej sposobności do
wysławiania cnót zwycięzcy, przypuszcza, że tylko jeden jedyny Konstantyn
cieszy się potajemnym bliskim obcowaniem z Najwyższą Istotą powierzającą
troskę o śmiertelników bóstwom podległym sobie; przypuszczeniem tym pod­
suwa bardzo prawdopodobny powód, dla którego poddani Konstantyna nie
powinni się ważyć przejść na religię swego władcy.44
III. Filozof, ze spokojną podejrzliwością badając sny i omeny, cuda i dziwy
historii świeckiej, a nawet i kościelnej, wyciągnie prawdopodobnie wniosek,
że jeśli oczy widzów często zwodziło oszustwo, to jeszcze częściej rozum
czytelnika obrażały wytwory fantazji. Wszystkie wydarzenia, objawienia bądź
przypadki zdające się odchylać od zwykłego biegu rzeczy pochopnie przypi­
suje się bezpośredniemu działaniu Bóstwa; fantazja zadziwionej rzeszy nadaje
czasem kształty i barwy, mowę i ruch przelatującym po niebie, niezwykłym
meteorom.45
Dwoma najsłynniejszymi mówcami, którzy w wymyślnych penegirykach
mozolili się, aby wysławiać chwałę Konstantyna, byli Nazariusz i Euzebiusz.
Nazariusz w dziewięć lat po zwycięstwie rzymskim46 opisuje armię boskich
wojowników, którzy najwyraźniej spadli z nieba; mówi o ich urodzie, ich
animuszu, ich gigantycznych kształtach, o snopach światła bijących od ich
202 Rozdział dwudziesty

niebiańskich zbroi, o cierpliwości, z jaką pozwalali słyszeć się i widzieć


śmiertelnikom, i wreszcie o ich oświadczeniu, że sfrunęli na źiemię, wysłani
po to, aby pomóc wielkiemu Konstantynowi. Mówca zwraca się do całego
narodu galijskiego, do którego wówczas przemawiał, prosząc o potwierdze­
nie prawdy tego cudu, przy czym żywi chyba nadzieję, że ze względu na to
niedawne wydarzenie publiczne spotkają się z wiarą również i objawienia
dawniejsze.47
Chrześcijańska baśń Euzebiusza, która w ciągu dwudziestu sześciu lat zdążyła
powstać na tle tego pierwotnego snu, ma formę poprawniejszą i bardziej
finezyjną. Podczas jednego ze swoich marszów Konstantyn ujrzał jakoby na
własne oczy świetliste memento krzyża widniejące ponad słońcem u zenitu, bo
działo się to w południe, opatrzone napisem: „Tym zwyciężaj!” To niezwykłe
zjawisko na niebie zdumiało zarówno całą armię, jak i cesarza, niezupełnie
jeszcze zdecydowanego w wyborze religii, ale już w nocy po owym dniu jego
zdumienie przemieniło się w wiarę, gdy stanął przed nim Chrystus i ukazując
tenże sam niebiański znak krzyża, rozkazał Konstantynowi sporządzić podobny
sztandar, po czym z pewnością zwycięstwa pomaszerować na Maksencjusza
i wszystkich innych wrogów.48 Euzebiusz, uczony biskup Cezarei, uświadamiał
sobie chyba, że tak późne odkrycie tej cudownej opowieści wzbudzi pewne
zdziwienie i niedowierzanie nawet wśród najpobożniej szych czytelników. Pomi­
mo to jednak, zamiast zbadać dokładnie okoliczności czasu i miejsca, co przecież
zawsze służy do wykrycia fałszerstwa,49 zamiast ustalić prawdę, zebrać i zapi­
sać świadectwa tak licznych, jeszcze żyjących ludzi, którzy musieli oglądać
ten zadziwiający cud,50 Euzebiusz zadowala się powołaniem na świadectwo
bardzo szczególne, bo pochodzące od samego Konstantyna, który w wiele lat
później opowiedział mu je podczas swobodnej rozmowy jako niezwykły wy­
padek swego życia, zaświadczając jego prawdziwość uroczystą przysięgą. Roz­
tropność i wdzięczność uczonego biskupa nie pozwoliły mu wątpić o praw­
domówności zwycięskiego pana, ale jasno daje on do zrozumienia, że nie
uwierzyłby w fakt tego rodzaju, gdyby mu to opowiedział ktoś o pośledniejszej
powadze. Taki dowód prawdziwości nie mógł jednak przetrwać władzy dynastii
Flawiuszów, toteż chrześcijanie następnego stulecia51 lekceważyli ów niebiań­
ski znak, być może już nawet wyszydzany przez niewierzących.52 Ale Kościół
katolicki zarówno Wschodu, jak i Zachodu uznał go za cud, rzeczywiście bądź
pozornie sprzyjający szerzeniu się kultu krzyża. Wizja Konstantyna zajmowała
poczesne miejsce w legendach zabobonu, dopóki wreszcie zuchwały, rozsądny
duch krytycyzmu nie odważył się obniżyć wartości tryumfu pierwszego chrześ­
cijańskiego cesarza, zarzucając mu brak prawdomówności.53
Protestanccy, filozoficznie nastawieni czytelnicy obecnych czasów skłonni
są wierzyć, że Konstantyn, opowiadając o swoim nawróceniu, potwierdził
rozmyślny fałsz rozmyślnym a uroczystym krzywoprzysięstwem. Bez wahania
może orzekną, że w wyborze religii kierował się on interesem własnym i że
Pobożność Konstantyna 203

(jak się wyraził pewien poeta świecki54) ołtarze Kościoła były dla niego
podnóżkiem, po którym wygodnie wstąpił na tron Cesarstwa. Wniosek tak ostry
i bezwzględny nie znajduje jednak uzasadnienia w tym, co wiemy o naturze
ludzkiej, o Konstantynie i o chrześcijaństwie. Obserwuje się, że w czasach
żarliwości religijnej nawet najprzebieglejsi mężowie stanu sami po części ulegają
fanatyzmowi, którym chcą natchnąć ogół, i że nawet najbardziej prawowierni
święci w obronie prawdy sięgają po niebezpieczny przywilej oszustwa i fałszu.
Wzgląd na korzyść osobistą często bywa normą nie tylko naszych czynów, ale
i wierzeń, te same więc pobudki korzyści doczesnej, jakie, być może, kierowały
postępowaniem i wyznaniami publicznymi Konstantyna, niepostrzeżenie mogły
go skłonić do szczerego przejęcia się religią tak bardzo sprzyjającą jego sławie
i szczęściu. W próżności swojej słuchał chętnie zapewnień, że to właśnie j e g o
wybrały Niebiosa, aby rządził na ziemi, i że odniesione zwycięstwo już uzasadni­
ło jego boski tytuł do tronu oparty na prawdzie Objawienia chrześcijańskiego.
Jak wiadomo, niezasłużony poklask może czasem na światło dzienne wydo­
być prawdziwą cnotę, więc i pozorna nabożność Konstantyna, jeśli na początku
była ona tylko pozorna, mogła stopniowo pod wpływem pochwał, nawyku
i przykładu stać się dojrzałą, poważną wiarą i żarliwą pobożnością. Biskupi
i nauczyciele nowej sekty, chociaż stroje ich i obyczaje odbijały od strojów
i obyczajów dworu, uzyskali dostęp do cesarskiego stołu; towarzyszyli monarsze
w jego wyprawach, przy czym wpływ, jaki wywierał na niego jeden z nich,
Egipcjanin czy może Hiszpan,55 przypisywany był przez pogan działaniu
czarów.56 Zarówno Laktancjusz, który przykazania Ewangelii przyozdabiał
krasomówstwem Cycerona,57 jak i Euzebiusz, który w służbę religii oddał
uczoność i filozofię Greków,58 cieszyli się jednakowo przyjaźnią i poufa­
łością władcy; biegli ci mistrzowie dysputy potrafili cierpliwie wyczekiwać
chwili, gdy był on w nastroju łagodnym i uległym, aby wysuwać umiejętnie
argumenty najbardziej trafiające mu do przekonania. Bez względu na korzyści,
jakie mogły płynąć z pozyskania prozelity-cesarza, wyróżniał się on spośród
wielu tysięcy swoich poddanych chrześcijan raczej wspaniałością purpury niż
wyższością mądrości czy cnoty. Nie można też wykluczyć prawdopodobień­
stwa, że umysł niewykształconego żołnierza poddał się owej wadze dowodowej,
która w bardziej oświeconym wieku może zadowolić, a nawet podbić umysł
takiego Grocjusza, Pascala czy Locke’a. Wśród nieustannych trudów sprawo­
wania swego wielkiego urzędu żołnierz ten poświęcał, czy też udawał, że
poświęca, nocne godziny studiowaniu Pisma Świętego i układaniu rozpraw
teologicznych, po czym wygłaszał owe rozprawy przed licznym, oklaskującym
go audytorium. W jednej z nich, bardzo długiej, zachowanej po dziś dzień,
ten królewski kaznodzieja omawia szeroko rozmaite dowody prawdy religii,
najdłużej wszakże i ze szczególnym upodobaniem zajmuje się wierszami
sybilińskimi59 i czwartą eklogą Wergiliusza.60
Na czterdzieści lat przed przyjściem na świat Chrystusa mantuański bard,
204 Rozdział dwudziesty

jak gdyby natchniony przez niebiańską Muzę Izajasza, wystawiał z całym


przepychem metafory orientalnej powrót Dziewicy, upadek węża i zbliżające się
narodzenie Boskiego Dziecięcia, latorośli wielkiego Jowisza, które miało
odpokutować winy ludzkości i cnotami swego ojca panować nad spokojnym
światem; zapowiadał powstanie i pojawienie się plemienia niebiańskiego,
pierwotnego i jedynego narodu na całym świecie, oraz stopniowy powrót
niewinności i szczęśliwości złotego wieku. Poeta nie był chyba świadom
tajemniczego sensu i celu tych wzniosłych przepowiedni, tak niegodnie stoso­
wanych do małoletniego syna jakiegoś konsula czy triumwira,61 ale jeśli
dzięki wykładni wspanialszej i zaiste słuszniejszej czwarta ekloga przyczyniła
się do nawrócenia pierwszego chrześcijańskiego cesarza, to Wergiliusz może
zasługiwać na to, aby go zaliczyć do najbardziej zwycięskich misjonarzy
Ewangelii.62
Chcąc jeszcze bardziej zadziwić i zaciekawić obcych, a nawet katechu­
menów, ukrywano przed ich oczami straszliwe tajemnice wiary chrześcijańskiej
pod osłoną umyślnej tajemniczości.63 Ale ta sama roztropność biskupów, która
ustanowiła surowe przepisy dyscypliny, rozluźniła je na rzecz prozelity cesar­
skiego, zważywszy, że zwabienie go na łono Kościoła nawet za cenę największych
ustępstw było sprawą bardzo doniosłą. Konstantynowi pozwolono więc,
przynajmniej w drodze milczącej dyspensy, cieszyć się w i ę k s z o ś c i ą przy­
wilejów, jeszcze zanim zaciągnął on j a k i e k o l w i e k zobowiązania chrześ­
cijanina. Zamiast opuszczać zgromadzenie, gdy głos diakona odprawiał rzeszę
profanów, Konstantyn modlił się wraz z wiernymi, dyskutował z biskupami,
wygłaszał kazania na najpodnioślejsze i najbardziej zawiłe tematy teologiczne,
święcił w myśl obrządku wigilię Wielkanocy i publicznie głosił się nie tylko
uczestnikiem, ale w pewnej mierze kapłanem i hierofantem misteriów chrześ­
cijańskich.64 W swojej pysze mógł przywłaszczyć sobie szczególne wyróżnienie
czynami, zanim na nie zasłużył. Surowość nie w porę może by zwarzyła jeszcze
niedojrzałe owoce jego nawrócenia, a przy tym, gdyby drzwi kościołów szczelnie
przed władcą zamknięto, pan Cesarstwa, już przecież porzuciwszy ołtarze
bogów, zostałby w ogóle pozbawiony jakiejkolwiek formy kultu religijnego.
W czasie swojej ostatniej wizyty w Rzymie Konstantyn pobożnie odrzekł się
zabobonu swoich przodków i znieważył go, nie chcąc poprowadzić pochodu
stanu rycerskiego i złożyć publicznie ślubów Jowiszowi na Wzgórzu Kapito-
lińskim.65 Na wiele lat przed swoim chrztem i śmiercią głosił światu, że
już nikt nie zobaczy jego osoby ani podobizny w murach świątyni bałwo­
chwalczej; rozdzielał natomiast prowincjom wszelkiego rodzaju medale i ob­
razy przedstawiające cesarza w kornej, błagalnej postawie pobożności chrześ­
cijańskiej.66
Wprawdzie pychy Konstantyna, który nie chciał przyjąć przywilejów kate­
chumena, nie da się łatwo wytłumaczyć ani usprawiedliwić, ale zwlekanie
z jego chrztem może znaleźć uzasadnienie w maksymach i praktyce Kościoła
Pobożność Konstantyna 205

starożytnego. Sakramentu chrztu świętego67 udzielał przy asyście ducho­


wieństwa sam biskup w kościele katedralnym swojej diecezji regularnie w ciągu
pięćdziesięciu dni od uroczystych świąt Wielkanocy do Zielonych Świątek;
w tym to uświęconym okresie przyjmowano na łono Kościoła liczne gromady
dzieci i osób dorosłych. Rozsądek rodziców często im kazał odkładać chrzest
potomstwa do czasu, gdy zdolne ono będzie zrozumieć zobowiązania, jakie
chrzest na nie nakłada; ponadto surowość dawnych biskupów wymagała od
nowo nawróconych odbycia dwuletniego bądź trzyletniego nowicjatu; zresztą
i sami katechumeni z różnych pobudek natury doczesnej i duchowej nie spieszyli
się zbytnio do przybrania charakteru doskonałych, wtajemniczonych chrześci­
jan. Sakrament chrztu miał obejmować pełne i absolutne odpuszczenie grzechu,
natychmiast przywracać duszę do jej pierwotnej czystości i upoważniać do
nadziei zbawienia wiekuistego. Wielu spośród prozelitów chrześcijaństwa uwa­
żało, że nieroztropnie jest przyspieszać zbawienny obrzęd, którego powtó­
rzyć już nie można, i odrzucić w ten sposób nieoszacowany przywilej, któ­
rego, być może, już nigdy nie da się odzyskać. Zwlekając z chrztem, mogli
swobodnie folgować swoim namiętnościom w uciechach tego świata i jedno­
cześnie zachowywać we własnych rękach środek pewnego i łatwego rozgrze­
szenia.68
Jeśli chodzi o samego Konstantyna, to wzniosła teoria Ewangelii przemówiła
do jego serca znacznie słabiej niż do rozumu. Aby osiągnąć wielki cel swojej
ambicji, kroczył drogami ciemnymi i krwawymi; po zwycięstwie zaczął bez
umiaru nadużywać swego szczęścia. I w rezultacie, zamiast słusznie podkreślać
swoją wyższość nad niedoskonałym bohaterstwem i pogańską filozofią Trajana
i Antoninów, utracił w wieku dojrzałym dobrą sławę nabytą w młodości.
W miarę jak nabywał coraz szerszą wiedzę o prawdzie, coraz bardziej zbaczał
ze ścieżek cnoty i w tymże samym roku, w którym zwołał sobór nicejski, splamił
swe imię straceniem, a raczej zamordowaniem najstarszego syna. Sama ta data
wystarczy, aby obalić ignoranckie, złośliwe twierdzenie Zosimosa,69 jakoby po
śmierci syna skruszony ojciec uzyskał od sług Kościoła rozgrzeszenie, o które na
próżno upraszał kapłanów pogańskich. W owym czasie cesarz na pewno już się
nie wahał w wyborze religii, nie mógł też nie wiedzieć, że Kościół jest
w posiadaniu niezawodnego leku, chociaż wolał odłożyć zastosowanie go do
chwili, gdy nadejście śmierci usunie pokusę i niebezpieczeństwo ponownego
popadnięcia w grzech. Biskupi, których podczas swej śmiertelnej choroby
wezwał do pałacu w Nikomedii, byli zbudowani żarliwością, z jaką prosił
o sakrament chrztu i z jaką chrzest przyjmował, jak również jego uroczystym
zapewnieniem, że do końca życia godzien będzie miana ucznia Chrystusowego,
oraz pokorną odmową przywdziania purpury, gdy go już raz obleczono w białą
szatę neofity. Jak się zdaje, dobra sława Konstantyna wpłynęła na to, że brano
z niego przykład w odwlekaniu chrztu.70 Tyranów, którzy po nim nastąpili,
zachęcała do tego wiara, że krew niewinnych, jaką mogą przelać podczas swego
206 Rozdział dwudziesty

długiego panowania, zostanie natychmiast zmyta w wodach odrodzenia moral­


nego, przy czym zaznaczać tu nie trzeba, że takie nadużywanie religii niebez­
piecznie podkopywało podwaliny moralności.
Wdzięczność Kościoła wysławia cnoty i usprawiedliwia potknięcia wspaniało­
myślnego protektora, który podniósł chrześcijaństwo na tron świata rzymskie­
go. Grecy nawet obchodzą uroczyście dzień tego cesarskiego świętego, rzadko
kiedy wymieniając jego imię bez dodania tytułu R ó w n y A p o s t o ł o m . 71
Takie porównanie, jeśli ma się ono odnosić do charakteru owych bożych mi­
sjonarzy, trzeba przypisać przesadzie bezbożnego pochlebstwa. Jeśli jednak ma
się ono ograniczać tylko do obszaru i liczby ich ewangelicznych podbojów, to
sukces Konstantyna był chyba równy sukcesowi samych apostołów. Ogłaszając
edykty o tolerancji usunął przeszkody opóźniające dotychczas postęp chrześci­
jaństwa; liczni dostojnicy w czynnej służbie otrzymali pozwolenie, a nawet hojną
zachętę, aby zalecać zbawienne prawdy Objawienia wszelkimi argumentami,
jakie tylko mogą trafiać do rozsądku bądź pobożności ludu.
Dokładne wyważenie obu religii na szali trwało tylko chwilę, bo przenikliwe
oko żądzy władzy i chciwości rychło odkryło, że wyznawanie chrześcijaństwa
może wyjść na dobre nie tylko w przyszłym, ale i w doczesnym życiu.72 Nadzieje
na bogactwa i zaszczyty, przykład samego cesarza, jego napomnienia i pełne
nieodpartego, bo cesarskiego czaru uśmiechy przekonały służalczy, przekupny
tłum zalegający apartamenty pałacu. Miasta, które dały znać o swojej wybitnej
gorliwości dobrowolnym burzeniem świątyń, wyróżniano przywilejami municy­
palnymi i wynagradzano darami dla mieszkańców, przy czym nowa stolica
Wschodu chlubiła się swoją szczególną przewagą płynącą z tego, że nigdy
jej nie bezcześcił kult bałwanów.73 Ponieważ niższe warstwy społeczne rządzą
się naśladownictwem, wkrótce po nawróceniu tych, którzy z racji swego
urodzenia bądź bogactw zaliczali się do warstw wyższych, nastąpiło również
nawrócenie podległych rzesz.74 Zbawienie pospólstwa kupowano po cenie
przystępnej, jeśli prawdą jest to, że w ciągu jednego roku ochrzczono w Rzy­
mie dwanaście tysięcy mężczyzn, nie licząc proporcjonalnej liczby kobiet
i dzieci, gdy cesarz obiecał każdemu nawróconemu białe szaty i dwadzieścia
sztuk złota.75
Potężny wpływ Konstantyna nie zacieśnił się do wąskich granic jego
życia i obszarów jego panowania. Wykształcenie, które Konstantyn dał swoim
synom i bratankom, zapewniło Cesarstwu ród władców wierzących jeszcze
żywiej i szczerzej, ponieważ wchłaniali oni ducha czy już przynajmniej naukę
chrześcijaństwa od najwcześniejszego dzieciństwa. Dzięki wojnom i stosunkom
handlowym znajomość Ewangelii rozszerzyła się poza granice Cesarstwa Rzym­
skiego i barbarzyńcy, którzy przedtem lekceważyli pokorną sektę wyjętą spod
prawa, rychło się nauczyli doceniać religię tak niedawno przyjętą przez
największego monarchę i najkulturalniejszy naród na kuli ziemskiej.76 Goci
i Germanie zaciągnięci pod sztandar Rzymu szanowali krzyż połyskujący na
Konstantyn krzewicielem chrześcijaństwa 207

czele legionów, a ich dzicy rodacy również w tym samym czasie otrzymywali
lekcje wiary i człowieczeństwa. Królowie Iberii i Armenii czcili Bóstwo swego
opiekuna, a ich poddanych, którzy do dziś niezmiennie zachowują miano
chrześcijan, wkrótce połączył stały uświęcony związek z braćmi rzymskimi.
Chrześcijan Persji wprawdzie podejrzewano w czasie wojny o przedkładanie
sprawy religii nad sprawę ojczyzny, ale dopóki pomiędzy tymi dwoma cesarst­
wami panował pokój, interwencje Konstantyna skutecznie powściągały prze­
śladowczego ducha magów.77 Promienie Ewangelii rozjaśniły wybrzeże Indii.
W Arabii i Etiopii78 kolonie Żydów, którzy tam przeniknęli, wprawdzie się
przeciwstawiały postępowi chrześcijaństwa, ale uprzednia znajomość objawienia
Mojżeszowego w pewnej mierze ułatwiała trud misjonarzom. Abisynia jeszcze
dziś czci pamięć Frumencjusza, który za panowania Konstantyna poświęcił życie
nawracaniu tamtych okolic. Gdy na tron wstąpił Konstancjusz, podwójny urząd
posła i biskupa otrzymał niejaki Teofil,79 sam pochodzenia hinduskiego. Wsiadł
on na statek na Morzu Czerwonym wraz z dwustoma końmi najczystszej krwi,
z Kapadocji, wysłanymi przez cesarza w darze dla władcy Sebejczyków, czyli
Homerytów; oprócz tych koni powierzono Teofilowi wiele innych użytecznych
darów mogących wzbudzić podziw wśród tych barbarzyńców i zjednać ich
przychylność; pomyślnie więc spędził on parę lat na pasterskich odwiedzinach
w kościołach strefy gorącej.80
Nieodparta potęga cesarzy rzymskich przejawiła się w całej swojej okazałości
przy doniosłej a niebezpiecznej zmianie religii państwowej. Obawa przed
użyciem siły zbrojnej ucieszyła słabe i nie znajdujące poparcia szemrania pogan
i wszystko wskazywało na to, że zarówno chrześcijańskie duchowieństwo, jak
i lud, idąc za głosem sumienia i wdzięczności, okaże rządowi radosną uległość.
Od dawna już było podstawową zasadą ustroju rzymskiego, że wszystkie stany
społeczne jednakowo podlegają prawom i że troska o religię jest zarówno
uprawnieniem, jak i obowiązkiem dostojnika państwowego. Konstantynowi
i jego następcom trudno było pojąć, że przez fakt swego nawrócenia utracili
jedną z prerogatyw cesarskich i że nie mogą nadawać praw religii, którą
osłaniają i wyznają. Ci cesarze w dalszym ciągu więc sprawowali najwyższą
jurysdykcję nad stanem kościelnym i księga szesnasta Kodeksu Teodozjańskie-
go wykłada pod różnymi tytułami władzę przybraną przez nich w rządzie
Kościoła katolickiego.
Jednakże na skutek prawnego ustanowienia chrześcijaństwa wprowadziło się
i utwierdziło nigdy dotąd nie narzucane wolnemu duchowi Grecji i Rzymu
rozróżnienie pomiędzy władzą doczesną a władzą duchową.81 Urząd najwyż­
szego kapłana, od czasów Numy do czasów Augusta sprawowany przez jednego
z najwybitniejszych senatorów, zjednoczył się wreszcie z godnością cesarską.
Cesarz, ten pierwszy dostojnik państwowy, za każdym podszeptem zabobonu
bądź polityki wypełniał funkcje kapłańskie własnoręcznie;82 nie było też ani
w Rzymie, ani w prowincjach żadnego stanu kapłańskiego, który by się w swojej
208 Rozdział dwudziesty

świętości wynosił nad innych ludzi albo przypisywał sobie bliższe porozumienie
z bogami. W Kościele chrześcijańskim natomiast, gdzie obsługa ołtarza należy
do wieczyście następujących po sobie wyświęconych kapłanów, monarcha,
mający godność duchową znacznie niższą niż najpośledniejszy z diakonów,
zasiadał poniżej ogrodzenia sanktuarium, mieszając się z tłumem wiernych.83
Cesarz mógł być pozdrawiany jako ojciec swego ludu, ale winien był okazywać
ojcom Kościoła szacunek synowski, przy czym takich samych dowodów respektu,
jakie Konstantyn przez pewien czas składał tylko osobom świętych i wyznaw­
ców, zaczęła wkrótce od niego wymagać pycha stanu biskupiego.84 Potajemny
konflikt pomiędzy jurysdykcją świecką a jurysdykcją kościelną wprowadzał
zamęt w działalność rządu rzymskiego; sam cesarz w swojej pobożności bał się
ściągnąć na siebie winę i niebezpieczeństwo przez dotknięcie Arki Przymierza
bezczeszczącą ś w i e c k ą ręką. Podział na dwa stany: duchowny i świecki, był
zaiste dobrze już znany wielu ludom starożytnym; kapłani Indii i Persji, Asyrii
i Judei, Etiopii, Egiptu i Galii czerpali z niebiańskiego źródła władzę i — dobra
doczesne. Stopniowo jednak te czcigodne instytucje przystosowały się do
obyczajów i rządów poszczególnych krajów85 w przeciwieństwie do pierwo­
tnego Kościoła, któremu sprzeciw i pogarda ze strony władzy świeckiej posłużyły
tylko do spojenia wewnętrznej karności. Chrześcijanie sami musieli sobie
wybierać własnych dostojników, gromadzić i rozdzielać własne dochody publicz­
ne i regulować politykę wewnętrzną w myśl kodeksu praw potwierdzonych przez
zgodę ludu i praktykę lat trzystu. Wydawało się więc, że Konstantyn, przyjmując
wiarę chrześcijan, zawiera wieczyste przymierze z jakimś odrębnym i niepodleg­
łym społeczeństwem, i przywileje nadawane bądź potwierdzane przez tego
cesarza i jego następców przyjmowano nie jako niepewne łaski dworu, ale jako
słuszne i niezmienne uprawnienia stanu kościelnego.
Kościół katolicki podlegał duchowej i prawnej jurysdykcji tysiąca ośmiu­
set biskupów,86 z których tysiąc miało siedziby w greckich, a ośmiuset
w łacińskich prowincjach Cesarstwa. Obszary i granice poszczególnych diecezji
były różne i przypadkowe, zależnie od gorliwości i miary powodzenia pierwszych
misjonarzy, jak również życzeń ludu i postępu wiary w Ewangelię. Kościoły
biskupie skupiały się gęsto wzdłuż Nilu, na wybrzeżu Afryki, w Azji prokon-
sularnej i w południowych prowincjach Italii. Biskupi Galii, Hiszpanii, Tracji
i Pontu panowali nad całymi obszarami tych okręgów, do wykonywania
podległych obowiązków pasterskich delegując swoich wiejskich sufraganów.87
Diecezja chrześcijańska mogła się rozciągać na całą prowincję, mogła też
ograniczać się do jednej tylko wsi, ale wszyscy biskupi byli sobie równi
i wszyscy mieli święcenia dożywotnie; wszyscy też jednakowo czerpali władzę
i przywileje od apostołów, od ludu i od prawa. Podczas gdy polityka Konstan­
tyna wydzieliła dwa stany, c y w i l n y i w o j s k o w y , jednocześnie powstał
w państwie i w Kościele nowy i wciąż się odradzający stan urzędników
k o ś c i e l n y c h , czasem wprawdzie niebezpieczny, ale zawsze szanowany.
System władzy kościelnej 209

Ważne tu będzie dokonanie przeglądu ich stanowisk i atrybutów, przy czym


rozpatrzymy następujące punkty:
I. Wybory ludowe
II. Wyświęcanie duchowieństwa
III. Mienie
IV. Jurysdykcja świecka
V. Nagany duchowe
VI. Publiczne wygłaszanie kazań
VII. Przywilej zwoływania zgromadzeń ustawodawczych.

I. Wolność wyborów utrzymała się jeszcze przez długi czas po prawnym


ustanowieniu chrześcijaństwa.88 Poddani Rzymu cieszyli się w Kościele utraco­
nym już przez nich w Rzeczypospolitej przywilejem wybierania dostojników,
których następnie musieli słuchać. Gdy tylko któryś z biskupów zamknął oczy,
metropolita upoważniał jednego ze swoich sufraganów do objęcia w tymczasowy
zarząd diecezji zmarłego biskupa i do przygotowania w wyznaczonym terminie
wyborów biskupa następnego. Prawo głosowania przysługiwało zarówno niż­
szemu duchowieństwu, mającemu większe dane do osądzania zasług kan­
dydatów, jak i senatorom, magnatom z danego miasta i wszystkim innym, którzy
wyróżniali się z racji swego stanowiska bądź majątku; głosował też i cały ogół
ludu, tłumnie w wyznaczony dzień napływając z najodleglejszych części diece­
zji,89 nieraz zagłuszając zgiełkliwymi owacjami głos rozsądku i naruszając prawa
karności. Mogło się zdarzyć, że poklask tłumu skupiał się na osobie najbardziej
zasłużonego kandydata — sędziwego prezbitera, jakiegoś świątobliwego mnicha
bądź nawet kogoś ze stanu świeckiego, kto się wyróżniał gorliwością i poboż­
nością. O krzesło biskupie ubiegano się jednak, zwłaszcza w wielkich i bogatych
miastach Cesarstwa, jako o godność raczej doczesną niż duchową. Toteż aż
nazbyt często na wybór następców apostołów wpływały interesowne nadzieje,
namiętności samolubne i szkodliwe, fortele przewrotności i fałszu, potajemne
przekupstwo albo otwarta czy nawet krwawa przemoc — krótko mówiąc, to
wszystko, co przedtem hańbiło wolność wyborów w republikach Grecji i w Rze­
czypospolitej Rzymu. Podczas gdy jeden z kandydatów chełpił się honorami
swojej rodziny, drugi zwabiał do siebie sędziów przysmakami dostatniego stołu,
a trzeci, ponosząc większą winę niż jego współzawodnicy, proponował, że dzielić
się będzie łupem z grabieży Kościoła ze wspólnikami swoich świętokradczych
nadziei.90
Prawa zarówno świeckie, jak kościelne usiłowały z tej uroczystej i doniosłej
sprawy wykluczyć pospólstwo. Kanony dyscypliny starożytnej, wymagając
pewnych kwalifikacji na biskupa, takich jak wiek, pozycja, itd., powściągały
w pewnej mierze nie czyniące żadnych rozróżnień kaprysy wyborców. Również
i powaga biskupów prowincjalnych, którzy gromadzili się sami w kościele,
aby zatwierdzić wybór ludu, miała się przyczyniać do miarkowania jego
14 — Gibbon t. 2
210 Rozdział dwudziesty

namiętności i naprawiania jego pomyłek. Biskupom wolno było odmówić


wyświęcenia kandydata niegodnego i nawet wściekłość ścierających się fakcji
poddawała się czasem ich bezstronnemu rozjemstwu.
Uległość bądź opór duchowieństwa i ludu przy rozmaitych okazjach do­
starczały różnych precedensów, które niepostrzeżenie przeobraziły się w usta­
lone prawa i prowincjonalne zwyczaje,91 wszędzie jednak za podstawową zasadę
polityki religijnej uznawano to, że żadnego biskupa nie można Kościołowi
prawowiernemu narzucić bez zgody jego wiernych. Wprawdzie cesarze, będąc
strażnikami spokoju publicznego i pierwszymi obywatelami Rzymu i Konstan­
tynopola, mogli obwieszczać skutecznie swoje życzenia w sprawie wyboru
prymasa, ale ci monarchowie samowładni szanowali wolność wyborów kościel­
nych i chociaż od nich zależały wszelkie zaszczytne stanowiska państwowe
i wojskowe, pozwalali tysiącowi ośmiuset dostojników dożywotnich obejmować
wysokie urzędy na drodze wolnych wyborów ludowych.92 W myśl nakazów
sprawiedliwości dostojnicy ci nie mogli sami opuszczać swych zaszczytnych
stanowisk ani też nie wolno ich było z nich usunąć. Mądrość synodów usiłowała
jednak, co prawda bez wielkiego powodzenia, zmusić biskupów do stałego
przebywania w swoich diecezjach i nie dopuszczać do ich przenoszenia.
Dyscyplina na Zachodzie zaiste mniej się rozluźniła niż na Wschodzie, ale te
same namiętności, które spowodowały, że trzeba było wprowadzić te przepisy,
uczyniły je bezskutecznymi. Wyrzuty, jakimi tak gwałtownie obsypywali się
nawzajem rozzłoszczeni biskupi, służą tylko do obnażenia ich wspólnej winy
i obustronnego braku rozsądku.
II. Tylko biskupi posiadali władzę d u c h o w e g o ojcostwa, i ten nadzwy­
czajny przywilej mógł im w pewnym stopniu wynagradzać bolesny celibat,93
narzucony zrazu jako cnota, potem jako powinność, a wreszcie jako stanowcze
zobowiązanie. Religie starożytności, ustanowiwszy odrębny stan kapłański,
poświęcały całe świątobliwe plemię, szczep bądź rodzinę na dożywotnią służbę
bogom.94 Instytucje takie wprowadzono raczej dla zachowania istniejącego
stanu rzeczy niż dla celów podboju. Dzieci kapłanów cieszyły się dumną i gnuś-
ną pewnością jutra, będącą ich świętym dziedzictwem, przy czym troski,
przyjemności i wszelkie radości życia domowego osłabiały srogiego ducha
fanatyzmu. Natomiast sanktuarium chrześcijańskie stało otworem dla każdego
ambitnego kandydata ubiegającego się o obietnice niebiańskie bądź dobra
doczesne. Urząd kapłanów, podobnie jak urząd dostojników wojskowych bądź
cywilnych, usilnie sprawowali albo ci, których do przyjęcia powołania duchow­
nego skłaniały zdolności i usposobienie, albo też ci, których wybrał przenikliwy
biskup jako najlepiej się nadających do popierania chwały i interesów Kościoła.
Biskupi95 (dopóki roztropność praw powściągała nadużycia) mogli przymu­
sić niechętnych i ochraniać gnębionych; nakładanie rąk raz na zawsze na­
dawało najcenniejsze przywileje w społeczności państwowej. Cały ogół du­
chowieństwa katolickiego, być może liczniejszy niż legiony, był zwolniony
System władzy kościelnej 211

przez cesarza od wszelkiej służby prywatnej i publicznej i od wszystkich urzędów


miejskich, jak również od podatków osobistych i danin uciskających obywateli
tak nieznośnym brzemieniem, gdyż funkcje ich świętego zawodu uważano za
pełne wywiązywanie się ze zobowiązań wobec Rzeczypospolitej.96 Każdy biskup
nabywał absolutne i niezbite prawo do posłuszeństwa ze strony duchownego,
którego wyświęcił. Dostojeństwo każdego kościoła biskupiego wraz z podleg­
łymi mu parafiami tworzyło dobrze i na stałych podstawach zorganizowaną
społeczność, przy czym katedry Konstantynopola 97 i Kartaginy98 utrzymywały
na mocy szczególnego ustanowienia aż po pięciuset duchownych. Stopnie tych
duchownych 99 i ich liczby niepostrzeżenie się pomnożyły wskutek tego, że za­
bobon owych czasów wprowadził do Kościoła wspaniałe obrzędy świątyni ży­
dowskiej i pogańskiej, toteż wielki zastęp księży, diakonów, subdiakonów, ako­
litów, egzorcystów, lektorów, kantorów i ostiariuszy przyczyniał się, stosownie
do swego stanu, do rozdymania przepychu i harmonii kultu religijnego. Miano
i przywileje duchowieństwa rozciągały się na wiele pobożnych bractw, które
z oddaniem podtrzymywały tron kościelny.100 Sześciuset p a r a b o l a n ó w
odwiedzało chorych w Aleksandrii, tysiąc stu k o p i a t o w, czyli grabarzy,
grzebało zmarłych w Konstantynopolu i całe roje mnichów wywodzących się
znad Nilu pokrywało i zaciemniało oblicze chrześcijańskiego świata.
III. Edykt mediolański zabezpieczył nie tylko pokój Kościoła, ale i jego
dochody.101 Chrześcijanie nie tylko odzyskali ziemie i domy, z których zostali
wywłaszczeni na mocy prześladowczych praw Dioklecjana, ale ponadto bezspor­
nie i oficjalnie upoważniono ich do posiadania wszelkich majątków, którymi
dotychczas cieszyli się tylko dzięki temu, że wielkorządca przymykał na to oko.
Natychmiast gdy chrześcijaństwo stało się religią cesarza i całego Cesarstwa,
duchowieństwo mogło już sobie rościć prawa do przyzwoitego i zaszczytnego
utrzymania, przy czym płatność dorocznego podatku na ten cel uwolniła chyba
lud od znacznie cięższego haraczu, jaki nakładał na swoich zwolenników
zabobon pogański. Zważywszy jednak, że potrzeby i wydatki Kościoła wzrastały
wraz z jego dobrobytem, stan duchowny nadal czerpał utrzymanie i wzbogacał
się z dobrowolnych ofiar wiernych.
W osiem lat po ogłoszeniu edyktu mediolańskiego Konstantyn pozwolił
wszystkim poddanym zapisywać w testamencie swoje majątki świętemu Koś­
ciołowi katolickiemu,102 toteż ich pobożna hojność, za życia powściągana
umiłowaniem zbytku bądź chciwością, płynęła w godzinie śmierci obfitym
strumieniem. Bogatych chrześcijan zachęcał przykład władcy. Monarcha samo­
władny, który po to, aby być bogatym, nie musi dziedziczyć, może być miłosier­
ny bez żadnej zasługi; Konstantyn, zbyt naiwnie wierząc, że kupi sobie łaskę
Niebios, jeśli będzie utrzymywał bezczynnych na koszt pracowitych, hojnie
rozdzielał bogactwa Rzeczypospolitej między świętych. Temu samemu wysłan­
nikowi, który przywiózł do Afryki głowę Maksencjusza, można było powie­
rzyć list do Cecyliana, biskupa Kartaginy. Cesarz zawiadamia biskupa, że
212 Rozdział dwudziesty

skarbnicy prowincji otrzymali polecenie wypłacenia na jego ręce sumy trzech


tysięcy f o 11 e s, czyli osiemnastu tysięcy funtów szterlingów, oraz stosowania
się do dalszych jego wymagań celem wsparcia Kościołów Afryki, Numidii
i Mauretanii.103 Hojność Konstantyna wzrastała proporcjonalnie do jego wiary
i występków. Każdemu miastu kazał składać regularny zasiłek w postaci zboża
na fundusz miłosierdzia kościelnego i szczególnie lubił wspierać osoby płci
obojga, które się poświęciły życiu mniszemu.
Chrześcijańskie świątynie Antiochii, Aleksandrii, Jerozolimy, Konstantyno­
pola i wielu innych miast roztaczały przepych dzięki pobożności władcy,
u schyłku życia mającego ambicję dorównania doskonałym dziełom starożytno­
ści.104 Budowle te były przeważnie proste i podłużne, chociaż czasami wyrastały
w górę kopułami albo rozwidlały się jak krzyż. Belkowanie wznoszono
zazwyczaj z cedrów libańskich, dach pokrywano dachówkami ze spiżu, być
może, złoconego, ściany, kolumny i posadzki wykładano pstrym marmurem.
Ołtarz jaśniał obfitością najcenniejszych ozdób ze złota i srebra, z jedwabiu
i drogich kamieni, a cała ta bijąca w oczy wspaniałość miała pokrycie
w majątkach ziemskich. Na przestrzeni dwóch stuleci, od czasów panowania
Konstantyna do czasów panowania Justyniania, tysiąc osiemset kościołów
Cesarstwa wzbogacało się nieustannie wieczystymi darami władcy i ludu.
Z całym umiarem można roczne dochody biskupów średnio zamożnych obli­
czyć na sumę sześciuset funtów szterlingów,105 ale stopa ich bogactwa niepo­
strzeżenie się podnosiła, w miarę jak rosło znaczenie i bogactwo miast, którymi
zarządzali. W autentycznym, chociaż niepełnym 106 spisie czynszów dzierżaw­
nych znajdujemy wyliczenie domów, sklepów, ogrodów i gospodarstw rolnych
rozsianych po prowincjach Italii, po Afryce i na Wschodzie, a należących do
trzech bazylik rzymskich: Świętego Piotra, Świętego Pawła i Świętego Jana
Laterańskiego. Przynosiły one oprócz zastrzeżonego czynszu w postaci oliwy,
płótna, papieru, wonności itd., ponadto czysty dochód w wysokości dwudziestu
dwóch tysięcy sztuk złota, czyli dwunastu tysięcy funtów szterlingów na rok.
W czasach Konstantyna i Justyniana biskupi już się nie cieszyli, być może
dlatego, że na to nie zasługiwali, bezwzględnym zaufaniem swego duchowień­
stwa i ludu. Dochody kościelne każdej diecezji dzielono na cztery części,
przeznaczając je na użytek samego biskupa, na użytek duchowieństwa, na
wspieranie ubogich i na kult publiczny. Wszelkie nadużycia tego uświęconego
powiernictwa były surowo powściągane.107 Majątki Kościoła nadal podlegały
wszystkim obciążeniom podatkowym.108 Duchowieństwo Rzymu, Aleksandrii,
Tessaloniki i innych miast mogłoby jednak upraszać o częściowe zwolnienia
i uzyskiwać je, gdyby niewczesny wysiłek wielkiego synodu w Rimini, dążącego
do zwolnienia powszechnego, nie spotkał się ze skutecznym oporem ze strony
syna Konstantyna.109
IV. Duchowieństwo łacińskie, wznosząc swój trybunał na gruzach cywilnego
i zwyczajowego prawa, skromnie przyjęło w darze od Konstantyna 110 nieza­
System władzy kościelnej 213

leżną jurysdykcję będącą owocem czasu, przypadku i ich własnej zapobiegli­


wości. Ale hojność cesarzy chrześcijańskich rzeczywiście obdarzyła duchownych
pewnymi przywilejami prawnymi, które zabezpieczały rolę kapłana i przydawa­
ły jej godności.111
1. Pod rządami despotycznymi jedynie biskupi cieszyli się tym, że sądzić ich
mogą tylko im r ó w n i , podkreślając to jako swój nieoszacowany przywilej;
nawet w razie oskarżenia w sprawie gardłowej jedynymi sędziami ich winy bądź
niewinności był synod braci-biskupów. Taki trybunał, jeśli go nie rozpłomieniła
jakaś uraza osobista albo niezgoda religijna, mógł okazywać przychylność,
a nawet stronniczość dla stanu kapłańskiego, ale Konstantyn był zadowolo­
ny,112 uważając, że potajemna bezkarność jest mniej szkodliwa niż zgorszenie
publiczne; i nawet oświadczył ku zbudowaniu soboru nicejskiego, że gdyby
przyłapał biskupa na czynie cudzołóstwa, osłoniłby tego duchownego grzeszni­
ka cesarskim płaszczem.
2. Wewnętrzna jurysdykcja biskupów była przywilejem i hamulcem dla stanu
kościelnego, którego sprawy przystojnie wycofywano spod orzecznictwa sędzie­
go świeckiego. Błahe przestępstwa duchownych nie narażały ich dzięki temu na
hańbę publicznego procesu bądź publicznej kary; surowość biskupów udzielała
im tylko takiej łagodnej nagany, jaką może znieść od swoich rodziców bądź
nauczycieli wrażliwość młodości. Jeśli jednak duchowny popełnił jakąkolwiek
zbrodnię, za którą zrzucenie go z zaszczytnego i korzystnego stanowiska byłoby
pokutą niedostateczną, wtedy już miecza sprawiedliwości musiał dobyć dostoj­
nik świecki bez względu na to, że Kościół był zwolniony od odpowiedzialności
przed władzami państwowymi.
3. Rozjemstwo biskupów zostało zatwierdzone specjalnym prawem, przy
czym sędziowie otrzymali polecenie, żeby bez zwłoki i odwołania wykonywać
wyroki biskupie, których prawomocność dotychczas zależała od zgody stron.
Chrześcijanie, chociaż nawrócenie dostojników państwowych i całego Cesar­
stwa stopniowo rozpraszało ich obawy i skrupuły, wciąż jeszcze udawali się do
sądów biskupich, wierząc w ich zdolności i prawość; toteż czcigodny Augustyn
mógł z satysfakcją uskarżać się na to, że funkcje duchowe stale mu przerywa
konieczność rozstrzygania o roszczeniach do posiadania srebra i złota, ziemi
i trzody.
4. Świątyniom chrześcijańskim nadano starożytny przywilej udzielania azylu,
który przez hojną pobożność Teodozjusza Młodszego został później rozcią­
gnięty na obszar ziemi poświęconej przy kościołach.113 Zbiegom, a nawet
przestępcom wolno było błagać o sprawiedliwość albo o łaskę Bóstwo i Jego
sługi. Porywczą przemoc despotyzmu zawieszało w działaniu łagodne wstawien­
nictwo Kościoła, przy czym pośrednictwo biskupa mogło być tarczą osłaniającą
życie bądź losy nawet najwybitniejszych poddanych.
V. Biskup był stałym cenzorem moralności swego ludu. Przepisy nakładające
kary przetworzyły się w system prawa kanonicznego,114 które dokładnie
214 Rozdział dwudziesty

określało obowiązek spowiedzi prywatnej i publicznej, prawidła postępowania


dowodowego, stopnie winy i wymiar kary. Niemożliwe jednak było wykonywa­
nie tego nadzoru duchowego, jeśli biskup, karcąc poślednie grzechy pospólstwa,
jednocześnie patrzył przez palce na szerzące szkodliwy wpływ, jaskrawe wy­
stępki i zbrodnie dostojnika państwowego; z drugiej wszakże strony nie można
było sądzić postępowania tego dostojnika, nie wpływając na administrację
cywilną. Pewne względy na dobro religii, lojalność bądź obawy sprawiały, że
biskupi nie okazywali swojej gorliwości czy urazy wobec świętych osób cesarzy,
chociaż zuchwale ganili i wyklinali pomniejszych podległych tyranów nie
obdarzonych majestatem purpury. Święty Atanazy wyklął jednego z dostoj­
ników egipskich, po czym o rzuconym na niego interdykcie od ognia i wody
uroczyście powiadomił kościoły w Kapadocji.115 Za panowania Teodozjusza
Młodszego na stolicy biskupiej w Ptolemaidzie, w pobliżu ruin starożytnej
Cyreny,116 zasiadł ogładzony i wymowny Synezjusz, jeden z potomków
Herkulesa;117 ów biskup-filozof, chociaż rolę tę przyjął na siebie bardzo
niechętnie, podtrzymywał ją z godnością.118 Pokonał potwora Libii, wielkorząd­
cę Andronikusa, który nadużywając powagi sprzedajnego urzędu wynalazł
nowe sposoby grabieży i tortur i do grzechu gnębienia ludności dodał grzech
świętokradztwa.119 Po bezowocnych próbach nawrócenia tego dostojnika na
dobrą drogę łagodnymi napomnieniami religijnymi Synezjusz przystąpił do
wydania ostatecznego wyroku sprawiedliwości kościelnej,120 którym rzucił
Andronikusa wraz z jego wspólnikami i ich domami na pastwę gniewu Ziemi
i Niebios. Ci zatwardziali grzesznicy, okrutniejsi niż Falarys i Sennacherib,
siejący więcej zniszczenia niż wojna, zaraza bądź chmara szarańczy, zostali
pozbawieni miana i przywilejów chrześcijan, uczestniczenia w sakramentach
świętych oraz nadziei raju. Biskup upomniał duchowieństwo, władze państwo­
we i lud, aby wszyscy wyparli się wszelkiego obcowania z tymi wrogami Chry­
stusa, aby wykluczyli ich ze swoich domów i od swoich stołów, odmawiając im
wszelkich pospolitych przysług życiowych oraz prawa do przyzwoitego chrześ­
cijańskiego pogrzebu. Kościół Ptolemaidy, ukryty w cieniu i na pozór nic nie
znaczący, skierował to oświadczenie do wszystkich bratnich Kościołów świata,
zwracając uwagę, że każdy profan, który odrzuci jego wyrok, zostanie uznany
za współwinnego i poniesie taką samą karę jak Andronikus i jego bezbożni
zausznicy. Ten postrach duchowy wzmacniało zręcznie przez Kościół uzyskane
poparcie dworu bizantyńskiego. W rezultacie drżący wielkorządca zaczął błagać
o łaskę Kościoła i potomek Herkulesa miał satysfakcję podniesienia ukorzonego
tyrana z ziemi.121 Takie to zasady i takie przykłady niepostrzeżenie przygoto­
wywały tryumf biskupów rzymskich, którzy depczą po karkach królów.
VI. Każdy rząd ludowy doświadcza skutków wymowności nieokrzesanej albo
sztucznej. Najzimniejsza natura daje się ożywić, najtęższy rozum daje się
poruszyć błyskawicznym udzielaniem się silnego impulsu i na każdego słuchacza
wpływ mają namiętności nie tylko własne, ale i otaczającej go rzeszy. Upadek
System władzy kościelnej 215

wolności obywatelskiej uciszył demagogów ateńskich i trybunów rzymskich,


a zwyczaj wygłaszania kazań, odgrywający, jak się zdaje, znaczną rolę wśród
nabożnych praktyk chrześcijańskich, w ogóle nie znalazł miejsca w świątyniach
starożytności. Toteż do uszu monarchów nigdy nie dotarł szorstki głos ludowe­
go krasomówstwa, dopóki na ambonach Cesarstwa nie stanęli uświęceni
kaznodzieje, obdarzeni pewnymi przywilejami nie znanymi ich poprzednikom
świeckim.122 Argumenty i retorykę trybuna odpierał natychmiast z równą siłą
oręż jego zręcznych i stanowczych przeciwników, więc sprawa prawdy mogła
w ścieraniu się wrogich namiętności znaleźć od czasu do czasu poparcie. Biskup
natomiast czy też jakiś upoważniony przez niego z całą ostrożnością prezbiter
perorował, nie narażając się na niebezpieczeństwo przerwania mu bądź odpo­
wiedzi ze strony uległej rzeszy, której umysły dzięki wywołującym grozę
obrzędom religijnym zostały już przygotowane i podporządkowane. Tak ścisła
była karność Kościoła katolickiego, że te same zestrojone z sobą dźwięki
dobywać się mogły jednocześnie ze stu kazalnic Italii czy Egiptu, jeśli tylko je
n a s t r o i ł a 123 mistrzowska ręka rzymskiego bądź aleksandryjskiego patriar­
chy.
Zamysł owej instytucji był chwalebny, ale jej owoce nie zawsze były zba­
wienne. Kaznodzieje zalecali wypełnianie obowiązków społecznych, a zarazem
wynosili pod niebiosa doskonałość cnoty mnichów, tak uciążliwej przecież dla
jednostki i tak bezużytecznej dla ludzkości. W ich nawoływaniu do miłosierdzia
przejawiało się potajemne życzenie, aby duchowieństwu wolno było zarządzać
całym bogactwem wiernych dla dobra ubogich. Najwznioślejsze przedstawianie
przymiotów i praw Bóstwa kalane było czczą mieszaniną subtelności metafizycz­
nych, dziecinnych obrzędów i urojonych cudów; z najżarliwszą gorliwością
rozwodzono się w kazaniach nad religijną zasługą nienawiści do przeciwników
i posłuszeństwa wobec sług Kościoła. Gdy herezja i schizma zakłócały spokój
publiczny, ci święci kaznodzieje dęli w trąbę niezgody i, być może, buntu.
Dezorientowali wiernych tajemniczością, rozpłomieniali ich namiętności oskar­
żeniami, toteż wierni wychodzili ze swoich świątyń w Antiochii bądź w Aleksan­
drii gnani gotowością do znoszenia bądź zadawania cierpień. W gwałtow­
nych deklaracjach biskupów łacińskich wyraźnie się zaznacza zepsucie smaku
i mowy, ale utwory Grzegorza i Jana Złotoustego bezsprzecznie można
porównać z najwspanialszymi wzorami krasomówstwa attyckiego, a już przynaj­
mniej azjatyckiego.124
VII. Przedstawiciele rzeczypospolitej chrześcijańskiej zjeżdżali się na zgroma­
dzenia regularnie wiosną i jesienią każdego roku; synody te szerzyły ducha
karności i umacniały ustawodawstwo kościelne w stu dwudziestu prowincjach
rzymskiego świata.125 Arcybiskup, czyli metropolita, upoważniony prawem
zwoływał biskupów-sufraganów swojej prowincji, nadzorował ich działalność,
bronił ich uprawnień, określał ich wiarę oraz badał zasługi kandydatów
wybranych przez duchowieństwo i lud i mających zapełnić puste miejsca
216 Rozdział dwudziesty

w kolegium biskupim. Prymasi Rzymu, Aleksandrii, Antiochii, Kartaginy


i później Konstantynopola, którzy sprawowali jurysdykcję pełniejszą, zwoływali
liczne zgromadzenia podległych sobie biskupów. Ale zwoływanie wielkich,
nadzwyczajnych synodów było przywilejem jedynie cesarza. Ilekroć jakaś nagła
konieczność w Kościele wymagała tego decydującego kroku, cesarz wysyłał ka­
tegoryczne wezwania do biskupów bądź ich zastępców w każdej prowincji wraz
z rozkazem użycia koni pocztowych i odpowiednim zasiłkiem na koszta podróży.
We wczesnym okresie, gdy Konstantyn był raczej opiekunem Kościoła niż
chrześcijańskim prozelitą, przekazał on sprawę sporu afrykańskiego synodowi
w Arles, gdzie biskupi Yorku, Trewiru, Mediolanu i Kartaginy spotkali się jako
przyjaciele i bracia, aby obradować w swoim języku ojczystym nad wspólnymi
interesami Kościoła łacińskiego, czyli zachodniego.126
W jedenaście lat później zwołano zgromadzenie liczniejsze i słynniejsze
w Nicei, w Bitynii, aby ostatecznym wyrokiem zdławić subtelne spory powstałe
w Egipcie na temat Trójcy Świętej. Trzystu osiemnastu biskupów usłuchało
wezwania swego pobłażliwego pana; duchownych każdego stopnia, każdego
wyznania i z każdej sekty oblicza się na dwa tysiące czterdzieści osiem osób.127
Grecy, nie bawiąc się w przysyłanie posłów, ukazali się osobiście, a zgodę
Latynów wyrazili legaci biskupa rzymskiego. Sesję trwającą około dwóch
miesięcy często zaszczycał swoją obecnością sam cesarz. Pozostawiając gwardię
przyboczną przy podwojach, zasiadał (za pozwoleniem synodu) na niskim
stołku pośrodku sali. Przysłuchiwał się cierpliwie i przemawiał skromnie,
i chociaż przez cały czas miał wpływ na obrady, pokornie przyznawał, że jest
sługą, a nie sędzią następców apostołów, którzy zostali na ziemi ustanowieni
jako kapłani i jako bogowie.128
Taki głęboki szacunek samowładnego monarchy dla słabego i nie uzbrojone­
go zgromadzenia jego własnych poddanych można przyrównać tylko do
szacunku, z jakim władcy Rzymu, którzy przyjęli politykę Augusta, traktowali
senat. Na przestrzeni lat pięćdziesięciu jakiś filozoficznie nastawiony świadek
zmiennych kolei spraw ludzkich mógłby się zastanawiać nad Tacytem w senacie
rzymskim i nad Konstantynem na soborze nicejskim. Ojcowie Kapitolu i Ojco­
wie Kościoła jednakowo zboczyli z cnotliwej drogi założycieli tych instytucji,
ale ponieważ biskupi cieszyli się większą popularnością, podtrzymywali oni
swoją godność z większą dumą i czasem mężnie przeciwstawiali się życzeniom
władcy. Czas i postęp zabobonu wymazały pamięć o słabości, nieoświeceniu
i namiętnościach hańbiących te kościelne synody i cały świat katolicki jedno­
myślnie poddaje się129 n i e o m y l n y m orzeczeniom soborów powszech­
nych.130
Rozdział dwudziesty pierwszy

PRZEŚLADOWANIE HEREZJI — SCHIZMA DONATYSTÓW — SPÓR


ARIAŃSKI — ATANAZY — ZAMĘT W KOŚCIELE I W CESARSTWIE
POD PANOWANIEM KONSTANTYNA I JEGO SYNÓW —
TOLERANCJA POGAŃSTWA

dzięcznymi pochwałami duchowni uświęcili pamięć władcy, który po­


błażał ich namiętnościom i popierał ich interesy. Konstantyn zapewnił im
bezpieczeństwo, bogactwa, zaszczyty i możliwość zemsty; popieranie religii
prawowiernej było uważane za najświętszy i najdoniośleszy obowiązek dostoj­
ników państwowych jego czasów. Edykt mediolański, wielka karta tolerancji,
potwierdził każdej jednostce w świecie rzymskim przywilej wyboru religii
i swobodnego jej wyznawania. Ale już wkrótce nieoceniony ten przywilej
pogwałcono. Cesarz wraz z wiedzą o prawdzie wchłonął zasady prześladowania,
toteż skutkiem tryumfu chrześcijaństwa było dręczenie i uciskanie sekt, które
odłączyły się od Kościoła katolickiego. Konstantyn z łatwością uwierzył
w to, że heretycy, odważając się podawać w wątpliwość j e g o poglą­
dy bądź przeciwstawiać się j e g o rozkazom, są winni najbardziej niedo­
rzecznego i zbrodniczego uporu i że zastosowanie w porę umiarkowanych
zaostrzeń mogłoby ocalić tych nieszczęśników przed niebezpieczeństwem po­
tępienia wiekuistego. Bez straty czasu wykluczono więc duchownych i nau­
czycieli owych odłączonych kongregacji z wszelkiego udziału w nagrodach
i immunitetach, tak hojnie dawanych przez cesarza duchowieństwu prawo­
wiernemu. Ale ponieważ sekciarze mogliby jeszcze istnieć nawet pod chmurą
niełaski cesarskiej, natychmiast po podboju Wschodu nastąpił edykt obwiesz­
czający ich całkowitą zagładę.1 W edykcie Konstantyn czyni heretykom
namiętne wyrzuty, kategorycznie zakazuje im wszelkich zgromadzeń i konfi­
skuje ich mienie publiczne na użytek bądź skarbu państwa, bądź Kościoła
katolickiego. Wśród sekciarzy objętych surowością cesarską byli, jak się
zdaje, zwolennicy Pawła z Samosaty, montaniści z Frygii, którzy fanatycz­
nie twierdzili, że kolejno w każdym ich pokoleniu objawia się dar pro­
roctwa, nowacjanie, którzy odrzucili skuteczność pokuty za grzechy, marcjo-
nici i walentynianie, pod których sztandarami już się niepostrzeżenie skupili
rozmaici gnostycy z Azji i z Egiptu, i być może, manichejczycy, którzy nie­
dawno przyjęli z Persji wymyślny stop teologii chrześcijańskiej i oriental­
nej.2
218 Rozdział dwudziesty pierwszy

Zamysł wymazania z powierzchni ziemi nawet imienia tych wstrętnych


heretyków, a już przynajmniej zahamowania ich pochodu, przeprowadzano
energicznie i skutecznie. Niejeden z przepisów karnych skopiowano z edyktów
Dioklecjana, przy czym taka metoda nawracania spotkała się z uznaniem tychże
samych biskupów, którzy swego czasu odczuli już, czym jest ucisk, i przemawia­
li w obronie praw człowieka. Dwie raczej błahe okoliczności mogą jednak
dowodzić, że umysł Konstantyna nie uległ całkowitemu zepsuciu wskutek
przejęcia się duchem gorliwości i bigoterii. Zanim skazał on manichejczyków
i pokrewne im sekty, postanowił zbadać dokładnie istotę ich zasad religijnych.
Jak gdyby nie dowierzając bezstronności swoich doradców kościelnych, powie­
rzył tę delikatną misję dostojnikowi świeckiemu, którego uczoność i umiar
słusznie oceniał i o którego sprzedajności prawdopodobnie nie wiedział.3 Toteż
wkrótce dał się przekonać, że nazbyt pochopnie wyjął spod prawa prawowier-
ność i przykładną moralność nowacjanów, ponieważ odszczepili się oni od
Kościoła wyłącznie z powodu różnic w pewnych artykułach karności, być może,
wcale nie zasadniczych dla zbawienia. Specjalnym edyktem cesarz zwolnił ich od
kar powszechnie nałożonych przez prawo;4 pozwolił im wznieść kościół w Kon­
stantynopolu, szanował cuda ich świętych, zaprosił ich biskupa, Acesjusza, na
sobór nicejski i łagodnie wyśmiał ciasne dogmaty tej sekty poufałym żartem,
który z ust władcy na pewno został przyjęty z zachwytem i wdzięcznością.5
Wzajemne skargi i zarzuty, jakimi osaczono tron Konstantyna natychmiast,
gdy śmierć Maksencjusza poddała Afrykę jego zwycięskiemu orężowi, nie
mogły posłużyć ku zbudowaniu tego niedoskonałego prozełity. Konstantyn
dowiedział się ze zdumieniem, że prowincje wielkiego kraju od granic Cyreny do
Słupów Herkulesa aż huczą od niezgody religijnej.6 Rozłam spowodowały
podwójne wybory w Kościele Kartaginy, drugim pod względem stopnia
i bogactw w hierarchii tronów kościelnych na Zachodzie. Dwoma współzawod­
niczącymi ze sobą prymasami Afryki byli: Cecylian i Majorynus; po śmierci
Majoryna jego miejsce zajął wkrótce Donat, który dzięki swoim wielkim
zdolnościom i pozornym cnotom był najmocniejszą podporą stronnictwa.
Przewagę, do jakiej Cecylian mógł rościć sobie prawo z racji pierwszeństwa
swego wyświęcenia, przekreślał niezgodny z prawem, a już co najmniej nieprzy­
zwoity pośpiech, z jakim tego wyświęcenia dokonano, zanim przybyli biskupi
z Numidii. Powagę tych biskupów, którzy w liczbie siedemdziesięciu potępili
Cecyliana i wyświęcili Majoryna, osłabia z kolei fakt, że nie wszyscy oni cieszyli
się dobrą sławą, jak również i to, że synodowi w Numidii przypisywano
niewieście intrygi, świętokradcze targi i nieprzystojne swary.7 Biskupi ścierają­
cych się fakcji z jednakowym żarem i uporem obstawali przy twierdzeniu, że ich
przeciwnicy poniżyli się czy już co najmniej zniesławili wstrętnym przestęp­
stwem wydania Pisma Świętego w ręce urzędników Dioklecjana. Z ich wzajem­
nych zarzutów, a także i z całej opowieści o tej ciemnej sprawie można słusznie
wyciągnąć wniosek, że ostatnie prześladowanie rozjątrzyło gorliwość chrzęści-
Rozdźwięk w Kościele. Sekty i herezje 219

jan afrykańskich, nie poprawiając ich obyczajów. Ten podzielony Kościół nie
mógł się zdobyć na orzecznictwo bezstronne.
Spór uroczyście rozstrzygano w pięciu kolejnych sądach powołanych przez
cesarza, przy czym całe postępowanie sądowe od pierwszego odwołania do
ostatecznego wyroku ciągnęło się prawie trzy lata. Surowe śledztwo wszczęte
przez namiestnika pretoriańskiego i prokonsula Afryki, sprawozdanie dwóch
biskupów, wizytatorów wysłanych w tym celu do Kartaginy, wyrok synodu
w Rzymie i wyrok synodu w Arles oraz najwyższy sąd samego Konstantyna
w jego świętym konsystorzu były całkowicie przychylne dla sprawy Cecyliana;
został więc on jednomyślnie przez władze świeckie i kościelne uznany za
prawdziwego, prawowitego prymasa Afryki. Zaszczyty i majątki Kościoła
nadano jego biskupom-sufraganom i nie bez trudności Konstantyn zadowolił
się wymierzeniem głównym przywódcom fakcji donatystów zaledwie kary
wygnania. Ponieważ sprawę ich zbadano uważnie, być może, rozstrzygnięto ją
sprawiedliwie. Kto wie jednak, czy ich skarga, że ulubieniec cesarski, Osjusz,
nadużył swymi zgubnymi sztuczkami łatwowierności władcy, nie miała pewnych
podstaw. Fałsz i sprzedajność mogły się przyczynić do skazania niewinnych albo
wydania zbyt surowego wyroku na winnych. Niemniej akt takiej niesprawiedli­
wości, jeśli położył on kres uporczywie trwającemu sporowi, można by uważać
tylko za przemijające zło rządów despotycznych, którego potomność ani nie
odczuje, ani nie będzie pamiętać.
Jednakże owo wydarzenie tak nieznaczne, że niemal niegodne miejsca
w historii, zrodziło pamiętną schizmę, która dotknęła prowincje afrykańskie
i utrzymała się tam przez lat ponad trzysta, a wygasła dopiero z samym
chrześcijaństwem. Nieugięta gorliwość fanatyzmu i umiłowanie wolności na­
kazywały donatystom odmawiać posłuszeństwa uzurpatorom, których wybór
podawali w wątpliwość i w których moce duchowe nie wierzyli. Wykluczeni ze
wspólnoty państwowej i religijnej, zuchwale wyklęli resztę ludzkości opowiada­
jącą się za bezbożnym Cecylianem i traditorami, sprawcami jego rzekomego
wyświęcenia. Podkreślali z ufnością, a nawet z uniesieniem, że następstwo
apostolskie, dzięki któremu każdy kapłan chrześcijański wywodził się dotych­
czas od apostołów, zostało przerwane; że w s z y s c y biskupi europejscy
i azjatyccy ulegli zarazie grzechu i schizmy i że prerogatywy Kościoła katolic­
kiego ograniczają się tylko do tej wybranej części wiernych afrykańskich,
jednych jedynych niezłomnie prawych w swojej wierze i karności.
Sztywną tę teorię wspierało najbardziej niemiłosierne postępowanie. Dona-
tyści pozyskując jakiegoś prozelitę, choćby z najodleglejszych prowincji wschod­
nich, starannie powtarzali wszystkie obrzędy chrztu8 i święceń, ponieważ
odrzucali ważność sakramentów, które ów prozelita już otrzymał z rąk
heretyków bądź schizmatyków. Biskupi, dziewice, a nawet niepokalane niemo­
wlęta poddawano hańbie pokuty publicznej, bez czego nie można ich było
przyjąć do wspólnoty donatystów. Jeśli obejmowali w posiadanie jakiś kościół
220 Rozdział dwudziesty pierwszy

należący uprzednio do ich katolickich przeciwników, to oczyszczali ten zbez­


czeszczony budynek z taką samą troską, jakiej by może wymagała świątynia
bałwanów. Szorowali posadzkę, oskrobywali ściany, palili ołtarz — przeważnie
drewniany, przetapiali poświęcone naczynia, a świętą eucharystię rzucali na
pożarcie psom, czemu towarzyszyło wszelkie bezeceństwo mogące prowokować
i utrwalać zapalczywość fakcji religijnych.9
Pomimo nieprzejednanego wzajemnego wstrętu oba te stronnictwa, pomiesza­
ne z sobą i rozsiane we wszystkich miastach afrykańskich, miały ten sam język
i obyczaje, tę samą gorliwość i uczoność, tę samą wiarę i kult. Wyjęci spod praw
przez władze świeckie i kościelne, donatyści jeszcze utrzymywali w niektórych
prowincjach, zwłaszcza w Numidii, przewagę liczebną; jurysdykcję ich prymasa
uznawało aż czterystu biskupów. Ale niepokonany duch tej sekty żerował
czasem na własnych wnętrznościach i łono tego schizmatycznego Kościoła
rozdzierały rozłamy wewnętrzne. Jedna czwarta ogółu biskupów-donatystów
poszła za niezależnym sztandarem maksymianistów. Wąska, samotna ścieżka
wytyczona przez pierwszych ich przywódców nieustannie zbaczała z drogi
wielkiego społeczeństwa ludzkości. Nawet niedostrzegalna sekta rogacjanów
twierdziła bez rumieńca, że gdyby Chrystus zstąpił z Niebios, aby sądzić ziemię,
znalazłby swoją prawdziwą religię jedynie w kilku zapadłych wioskach cesarskiej
Mauretanii.10
Podczas gdy schizma donatystów ograniczała się tylko do Afryki, znacznie
szersze kręgi zataczało zło wywołane przez spór o Trójcę Świętą, kolejno
przenikając do każdej części świata chrześcijańskiego. Schizma donatystów była
tylko przypadkową kłótnią spowodowaną nadużyciem wolności, natomiast
spór o Trójcę Świętą był wzniosłą tajemniczą sprawą, mającą swe źródło
w nadużyciu filozofii. Od czasów Konstantyna do czasów Klodwiga i Teodory-
ka interesy doczesne zarówno Rzymian, jak i barbarzyńców głęboko były
wplątane w teologiczne spory arianizmu. Niechże więc historykowi wolno
będzie, z zachowaniem całego szacunku, ściągnąć zasłonę z sanktuarium
i rozpatrzyć postępy rozumu i wiary, błędu i namiętności, poczynając od szkoły
Platona i na schyłku i upadku Cesarstwa Rzymskiego kończąc.
Geniusz Platona, oświecony rozmyślaniami własnymi lub też tradycyjną wie­
dzą kapłanów egipskich,11 odważył się dociekać tajemniczej natury Bóstwa.
Ateński ten mędrzec, wznosząc umysł na wyżyny rozważań o pierwszej samo­
istnej, niezbędnej przyczynie wszechświata, nie potrafił pojąć, j a k można po­
godzić prostą jedność istoty Boga z nieskończoną rozmaitością łańcucha pojęć
składających się na wzór świata intelektualnego; j a k istota czysto bezcielesna
mogła ten doskonały wzór wykonać i j a k mogła plastyczną ręką ukształtować
nieokrzesany, niczemu nie podlegający chaos. Daremna nadzieja wyplątania się
z tych trudności, które zawsze tak gnębiły słabą moc ludzkiego umysłu, mogła
skłonić Platona do rozważania boskiej istoty w trzech wymiarach: pierwszej
przyczyny, rozumu, czyli L o g o s u , oraz duszy bądź ducha wszechświata.
Rozdźwięk w Kościele. Ebionici i gnostycy 221

Poetycka wyobraźnia Platona czasem ustalała i ożywiała te abstrakcje


metafizyczne; trzy p r a d a w n e albo pierwotne zasady zostały przedstawione
w platońskim systemie jako trzy bóstwa zjednoczone z sobą tajemniczym
i niewysłowionym związkiem pochodzenia, przy czym L o g o s szczególnie był
rozważany pod bardziej dostępną dla umysłu postacią Syna Ojca Wieczystego,
Twórcy i Władcy Świata. Takie to, jak się zdaje, tajemne nauki szeptano sobie
ostrożnie w ogrodach Akademii; zgodnie z twierdzeniem późniejszych uczniów
Platona, można je było w pełni zrozumieć dopiero po usilnych studiach
trzydziestoletnich.12
Oręż Macedończyków rozpowszechnił w całej Azji Mniejszej i w Egipcie
mowę i uczoność Grecji, w rezultacie zaczęto więc wykładać teologiczny system
Platona z mniejszą powściągliwością i, być może, z pewnymi ulepszeniami
w słynnej szkole aleksandryjskiej.13 Z łaski Ptolemeuszów uzyskała zaproszenie
do osiedlenia się w ich nowej stolicy liczna kolonia Żydów.14 Podczas gdy
znaczna większość tego narodu praktykowała swoje prawowite obrzędy i parała
się zyskownymi zajęciami handlowymi, nieliczni Hebrajczycy o szerszych
horyzontach umysłowych poświęcili życie na rozważania religijne i filozoficz­
ne.15 Studiowali pilnie i przyjmowali z zapałem teologiczny system ateńskiego
mędrca. Ale ich dumę narodową upokorzyłoby szczere przyznanie się do
dawnego ubóstwa myśli, zuchwale więc oznaczali owe klejnoty i złoto, tak
niedawno ukradzione greckim panom w Egipcie, znamionami uświęconego
dziedzictwa swoich przodków. Na sto lat przed Chrystusem Żydzi aleksandryj­
scy wystąpili z rozprawą wyraźnie zdradzającą styl i poglądy szkoły platońskiej,
ale uznaną za prawdziwą i cenną pozostałość natchnionej mądrości Salomo­
na.16 Podobnym zespoleniem wiary Mojżeszowej i filozofii greckiej wyróżniają
się prace Filona, pisane przeważnie za panowania Augusta.17 Pojęcie material­
nej duszy wszechświata 18 mogło obrażać pobożność Hebrajczyków, ale przy­
stosowali oni charakter L o g o s u do Jehowy, Mojżesza i patriarchów; i Syn
Boży został wprowadzony na ziemię pod postacią widzialną, a nawet ludzką, aby
wypełnić owe dobrze znane zadania, których chyba pogodzić się nie da z istotą
i cechami Powszechnej Przyczyny.19
Wymowność Platona, imię Salomona, powaga szkoły aleksandryjskiej oraz
przyzwolenie Greków i Żydów — to wszystko jeszcze nie wystarczało, aby
ustalić prawdę tajemniczej nauki, która mogła się podobać umysłom rozumnym,
ale nie mogła ich zadowolić. Tylko prorok albo apostoł natchniony przez Bóstwo
może zyskać prawowitą władzę nad wiarą ludzkości, teologia Platona mogła
więc na zawsze zmieszać się z natłokiem filozoficznych wizji Akademii, Portyku
Stoików i Lyceum, gdyby nie to, że nazwę i boskie cechy L o g o s u potwierdził
swoim niebiańskim piórem ostatni i najwznioślejszy z ewangelistów.20 Chrześci­
jańskie Objawienie, dopełnione pod panowaniem Nerwy, odsłoniło światu
zadziwiającą tajemnicę, że L o g o s , który jest od początku z Bogiem i sam jest
Bogiem, który stworzył wszystkie rzeczy i dla którego wszystkie rzeczy zostały
222 Rozdział dwudziesty pierwszy

stworzone, wcielił się w osobę Jezusa z Nazaretu, narodzonego z dziewicy


i zmarłego na krzyżu. Najdawniejsi i najbardziej szacunku godni pisarze
kościelni przypisywali temu teologowi-ewangeliście, oprócz ogólnego zamysłu
ustalenia na trwałej podstawie boskiej czci należnej Chrystusowi, ponadto
jeszcze i zamiar obalenia dwóch przeciwnych sobie herezji zakłócających spokój
pierwotnego Kościoła.21
1. Wiara ebionitów,22 być może i Nazarejczyków,23 była prymitywna
i niedoskonała. Czcili oni Jezusa jako największego proroka, obdarzonego
nadprzyrodzoną cnotą i mocą. Stosowali do Jego osoby i jego przyszłego
panowania wszystkie przepowiednie wyroczni hebrajskich odnoszące się do
duchowego, wieczystego królestwa obiecanego Mesjasza.24 Chociaż niektórzy
z nich może uznawali, że On urodził się z dziewicy, to jednak z uporem odrzucali
poprzednie istnienie i boską doskonałość L o g o s u , czyli Syna Bożego, tak
jasno określone w Ewangelii świętego Jana. W jakieś pięćdziesiąt lat później
ebionici, których błędy wymienia Justyn Męczennik chyba z mniejszą surowoś­
cią, niż na to zasługują,25 tworzyli już bardzo nieznaczną cząstkę chrześci­
jaństwa.
2. Gnostycy wyróżnieni mianem „docetów” odchylali się na przeciwległy
kraniec, zaprzeczając ludzkiej naturze Chrystusa i jednocześnie stwierdzając
Jego naturę boską. Wykształceni w szkole Platona, oswojeni z najwyższym
pojęciem L o g o s u , skwapliwie pojmowali, że najjaśniejszy Eo n , czyli
e m a n a c j a Bóstwa, może przybrać zewnętrzne kształty i widzialną postać
śmiertelnika,26 ale przy tym twierdzili bezpodstawnie, że niedoskonałość ma­
terii jest nie do pogodzenia z czystością substancji niebiańskiej. Gdy krew
Chrystusa jeszcze dymiła na Górze Kalwarii, doceci wymyślili bezbożną,
cudaczną hipotezę, że On zamiast wyjść z łona dziewicy 27 zstąpił nad Jordan
w postaci dojrzałego mężczyzny, że omamił zmysły swoich wrogów i swoich
uczniów i że sługi Piłata na próżno wywierały swoją bezsilną wściekłość na
zwiewnym widmie, które n a p o z ó r wyzionęło ducha na krzyżu i po trzech
dniach zmartwychwstało.28
Sankcja boża, nadana podstawowej zasadzie ideologii platońskiej przez
apostoła, zachęcała uczonych prozelitów II i III w. do podziwiania i studiowania
pism ateńskiego mędrca, który w taki cudowny sposób przewidział jedno
z najbardziej zdumiewających odkryć Objawienia chrześcijańskiego. Czcigodne
imię Platona było używane przez prawowiernych29 i nadużywane przez
heretyków 30 jako poparcie zarówno prawdy, jak błędu; powagę jego zręcznych
komentatorów i wiedzę dialektyków wykorzystywano na to, aby usprawiedli­
wić daleko sięgające skutki jego poglądów i wypełnić luki spowodowane
roztropnym milczeniem natchnionych pisarzy. Te same subtelne i głębokie
pytania co do istoty, pochodzenia, rozróżnienia i równości trzech boskich
osób — tajemniczej T r i a d y , czyli T r ó j c y Ś w i ę t e j , 31 roztrząsano
jednakowo i w filozoficznych, i w chrześcijańskich szkołach Aleksandrii. Do
Spór o Trójcę Świętą 223

badania tajników otchłani nakłaniał żarliwy duch ciekawości, przy czym pycha
nauczycieli i uczniów zadowalała się znajomością słów. Ale najbystrzejszy
z teologów chrześcijańskich, sam wielki Atanazy, przyznał otwarcie,32 że za
każdym razem, kiedy zmusza swój rozum do rozmyślania o boskości L o g o s u ,
jego żmudne, bezpłodne wysiłki obijają się tylko same o siebie; że im więcej
rozmyśla, tym mniej pojmuje, im więcej pisze, tym mniej jest zdolny do
wyrażania swoich myśli. Na każdym kroku tego badania człowiek musi
odczuwać i uznawać niezmierzoną dysproporcję pomiędzy wymiarami przed­
miotu a pojemnością ludzkiego umysłu. Możemy czynić wysiłki, aby wyodręb­
nić pojęcia czasu, przestrzeni i materii tak ściśle przywierające do wszystkich
postrzeżeń naszej wiedzy doświadczalnej, ale natychmiast, gdy się odważamy
rozumować na temat nieskończonej substancji i pochodzenia ducha, gdy tylko
wyciągamy jakiekolwiek pozytywne wnioski z pojęcia negatywnego, pogrążamy
się w mrokach, gubimy się i wikłamy w sprzecznościach. Ponieważ te trudności
powstają już z samej natury przedmiotu, przygniatają one jednakowym brzemie­
niem zarówno dyskutanta-filozofa, jak dyskutanta-teologa, możemy jednak
zauważyć dwie szczególne, zasadnicze okoliczności, które odróżniają naukę
Kościoła katolickiego od poglądów szkoły platońskiej.
I. Wybrane społeczeństwo filozofów, ludzi bardzo wykształconych i cieka­
wych, mogło w milczeniu rozważać i powściągliwie omawiać w ogrodach
ateńskich bądź w bibliotece aleksandryjskiej oderwane zagadnienia nauk
metafizycznych. Jednakże ogół gnuśnych, zapracowanych, a nawet dociekliwych
ludzi33 lekceważył i przeoczą! te wzniosłe dociekania, które ani nie przekony­
wały rozumu, ani nie wzburzały namiętności samych platończyków. Dopiero
później, gdy L o g o s został już objawiony jako święty przedmiot wiary,
nadziei i kultu religijnego chrześcijan, tajemniczym systemem zaczęły się
przejmować coraz liczniejsze rzesze we wszystkich prowincjach świata rzym­
skiego. Do rozważań natury boskiej pretendowały nawet osoby, które z racji
swego wieku, płci bądź zajęć najmniej miały danych do wydawania sądu
i najmniej były wyćwiczone w nawykach oderwanego rozumowania; toteż
Tertulian34 chełpi się, że wyrobnik-chrześcijanin potrafi z całą gotowością
odpowiedzieć na pytania stanowiące trudność dla najmędrszych z mędrców
greckich. Zaiste, wszędzie, gdzie przedmiot leży tak daleko poza naszym
zasięgiem, można różnicę pomiędzy najwyższym a najniższym z rozumów
ludzkich obliczać jako nieskończenie znikomą, niemniej słabość można chyba
mierzyć stopniem uporu i dogmatycznej pewności. Zamiast traktować te
dociekania jako rozrywkę w wolnej godzinie, uważano je za najpoważniejszą
sprawę życia doczesnego i za najużyteczniejsze przygotowanie do życia przy­
szłego. Teologia, w którą wierzyć było trzeba, w którą wątpić było bezbożno­
ścią i której mylne pojmowanie mogło być niebezpieczne, a nawet zabójcze,
stała się swojskim tematem rozmyślań prywatnych i dyskusji publicznych.
Zimną obojętność filozofii rozpłomieniał żarliwy duch pobożności i nawet
224 Rozdział dwudziesty pierwszy

metafory języka potocznego wskazywały na błędne uprzedzenia doświadczeń


zmysłowych.
Chrześcijanie, mając wstręt do ordynarnego, nieczystego pochodzenia bogów
mitologii greckiej,35 ulegali pokusie opierania swoich argumentów na podsta­
wie dobrze im znanej analogii stosunków synowskich i ojcowskich. Wydawało
się, że charakter S y n a pociąga za sobą stałą podległość wobec dobrowolnego
sprawcy Jego istnienia,36 ale ponieważ akt ojcostwa w oderwanym duchowym
sensie miał przekazywać właściwości wspólnej natury,37 nie odważano się
ograniczać mocy i czasu istnienia Syna Wiekuistego i Wszechmocnego Ojca.
W osiemdziesiąt lat po śmierci Chrystusa chrześcijanie Bitynii oświadczyli przed
sądem Pliniusza, że zwracają się do Niego jako do Boga i że różne sekty,
przybierając miano Jego uczniów,38 utrwalają Jego boską cześć we wszystkich
krajach i po wsze czasy. Ich uwielbienie dla imienia Chrystusa i wstręt do
wszelkiego bezczeszczącego kultu jakiejkolwiek istoty s t w o r z o n e j zobowią­
załyby ich do potwierdzenia absolutnej i równej boskości L o g o s u , gdyby nie
to, że ich błyskawiczny wzlot ku tronowi Niebios został niepostrzeżenie
powstrzymany przez obawę naruszenia jedności i jedynego najwyższego zwierz­
chnictwa Wielkiego Ojca Chrystusa i wszechświata. Niepewność i wahanie
powstałe w umysłach chrześcijan wskutek tych przeciwnych sobie tendencji
można zauważyć w pismach teologów, którzy wybili się w okresie pomiędzy
końcem wieku apostolskiego a początkiem sporu ariańskiego. Stronnictwa
zarówno prawowierne, jak heretyckie twierdziły, że wywodzą swoją wiarę od
ojców Kościoła, przy czym najbardziej przenikliwi krytycy uczciwie przyznają,
że jeśli nawet miały one szczęście uchwycenia prawdy katolickiej, to wygłaszały
swoje poglądy językiem niejasnym, nieścisłym i nieraz pełnym sprzeczności.39
II. Pobożność jednostek była pierwszą okolicznością odróżniającą chrześci­
jan od platończyków; okolicznością drugą była powaga Kościoła. Uczniowie
filozofii podkreślali prawo do wolności intelektualnej; szacunek, jaki czuli dla
poglądów swych nauczycieli, był hołdem szczerym i dobrowolnym, składanym
wyższemu rozumowi. Natomiast chrześcijanie stanowili liczne, karne społeczeń­
stwo, w którym dostojnicy kościelni sprawowali nad umysłami wiernych suro­
wą jurysdykcję. Wyznania wiary40 ograniczyły stopniowo błąkającą się po
bezdrożach wyobraźnię; wolność prywatnych przekonań podporządkowała się
publicznej mądrości synodów; powagę teologa określało jego stanowisko
w Kościele, przy czym biskupi, następcy apostołów, wymierzali kary kościelne
wszystkim tym, którzy się odchylali od wiary prawowitej. Ale w czasach sporu
religijnego każdy akt ucisku tylko przydaje nowych sił prężnej energii umysłu
i nieraz bodźcem dla zapału bądź uporu buntowników duchowych bywają
ukryte pobudki ambicji i chciwości.
Spory metafizyczne stały się przyczyną albo pretekstem sporów politycznych,
z subtelności szkoły Platona czyniono hasła fakcji ludowych, przy czym roz­
bieżność ich przekonań rzeczywiście się powiększała albo była wyolbrzymiana
Spór o Trójcę Świętą. Ariusz 225

wskutek zażartości sporu. Dopóki mętne herezje Prakseasza i Sabeliusza


usiłowały pomieszać O j c a z S y n e m,41 dopóty można było usprawiedliwiać
stronnictwo prawowierne, jeśli trzymało się ono ściślej i poważniej r o z r ó ż ­
n i e n i a niż r ó w n o ś c i osób boskich. Jednakże gdy tylko ogień tego sporu
przygasł i Kościoły Rzymu, Afryki i Egiptu przestały się obawiać postępu
sabelianów, fala opinii teologicznej popłynęła wprawdzie łagodnym, ale stałym
nurtem w kierunku krańcowo przeciwnym i nawet najbardziej prawowierni
doktorowie zaczęli sobie pozwalać na używanie słów i określeń, które potępia­
no, gdy wychodziły z ust sekciarzy.42 Po ogłoszeniu edyktu o tolerancji,
przywracającego chrześcijanom spokój i wolny czas, w starożytnej siedzibie
platonizmu, uczonej i bogatej Aleksandrii, rozgorzał na nowo spór o Trójcę
Świętą. Płomień niezgody religijnej ze szkół teologów błyskawicznie udzielił się
duchowieństwu, ludowi, ogarniając całą prowincję i Wschód. Abstrakcyjne
pojęcie wieczności L o g o s u zaczęto roztrząsać na konferencjach kościelnych
i w kazaniach publicznych i wkrótce znane się stały ogółowi nieprawowierne
poglądy Ariusza,43 co było skutkiem zarówno jego własnej gorliwości, jak
i gorliwości jego przeciwników. Z tych ostatnich nawet najbardziej nieubłagani
uznają uczoność i nienaganne życie tego wybitnego prezbitera, który w niedaw­
nych wyborach zrzekł się, być może wspaniałomyślnie, swoich pretensji do tronu
biskupiego.44 Pozycję sędziego w jego sprawie przyjął jego współzawodnik,
Aleksander. Chociaż na początku zdawał się wahać, przecież w końcu ogłosił
ostateczny wyrok jako absolutne prawidło wiary.45 Nieustraszony prezbiter,
który odważył się opierać powadze swego rozzłoszczonego biskupa, został
wykluczony ze wspólnoty Kościoła. Pycha jego znalazła jednak poparcie
w poklasku bardzo licznego stronnictwa. Do swoich bezpośrednich zwolen­
ników zaliczał dwóch biskupów egipskich, siedmiu prezbiterów, dwunastu
diakonów i (co się może wydawać prawie niewiarygodne) siedemset dziewic.
Wyraźnie też popierali jego sprawę bądź jej sprzyjali bardzo liczni biskupi
azjatyccy, przy czym ich krokami kierował Euzebiusz z Cezarei, najbardziej
uczony z chrześcijańskich duchownych, oraz Euzebiusz z Nikomedii, który
zdobył sobie reputację męża stanu, wcale przez to nie tracąc reputacji świętego.
Synodom egipskim przeciwstawiały się synody w Palestynie i w Bitynii. Wielki
ten spór teologiczny, przyciągający uwagę władcy i ludu przez całe sześć lat,
przedłożono wreszcie do rozstrzygnięcia najwyższej powadze powszechnego
soboru nicejskiego.46
Gdy tajemnice wiary chrześcijańskiej zostały tak niebezpiecznie wydane pod
publiczną dysputę, dało się zauważyć, że rozum ludzki potrafił wytworzyć sobie
aż trzy odrębne, chociaż niedoskonałe systemy tyczące natury Trójcy Świętej,
przy czym, jak orzeczono, żaden z tych systemów nie był całkowicie wolny od
herezji i błędu.47
I. W myśl pierwszej hipotezy, podtrzymywanej przez Ariusza i jego uczniów,
L o g o s był zależnym tworem powstałym z niczego dzięki woli Ojca. Ten Syn,
226 Rozdział dwudziesty pierwszy

który stworzył wszystko,48 został zrodzony wtedy, gdy jeszcze żadnych światów
nie było, i w porównaniu z ciągłością Jego istnienia nawet najdłuższy okres
astronomiczny jest tylko przelotną ehwilą;^ niemniej to istnienie nie jest
nieskończone 49 i b y ł przecież czas poprzedzający niewysłowione narodziny
L o g o s u . W tego to jedynego Syna Wszechmocny Ojciec przelał obfitość
swego ducha i Jego to oblekł w jasność swojej chwały. Widzialny obraz
niewidzialnej doskonałości miał nieskończenie niżej u stóp swoich trony
najjaśniejszych archaniołów, a przecież jaśniał tylko światłością odbitą i, tak jak
synowie cesarzy rzymskich obdarzeni tytułem cezara bądź augusta,50 zarządzał
światem posłuszny woli swego Ojca i monarchy.
II. W myśl drugiej hipotezy L o g o s posiadał wszystkie zawarte w sobie
i nieprzekazywalne doskonałości, które religia i filozofia przyznają Najwyż­
szemu Bóstwu. Boska Istota składała się z trzech odrębnych i nieskończonych
umysłów albo substancji oraz z trzech współrównych i współwiecznych istot,51
sprzecznością by więc było twierdzenie, jakoby którykolwiek z tych elementów
nie istniał albo kiedykolwiek przestawał istnieć.52 Rzecznicy tego systemu,
zdającego się ustanawiać trzy niezależne bóstwa, usiłowali jednak zachować
jedność Pierwszej Przyczyny tak widocznej w planie i ładzie świata, głosząc
jedność rządów Trzech Bóstw i zasadniczą zgodność ich woli. Wykazywali, że
słabe podobieństwo takiej jedności działania można odkryć w społecznościach
ludzkich, a nawet zwierzęcych. Przyczynami zakłócenia harmonii mogą być
tylko niedoskonałość i nierówność ich uzdolnień, gdy tymczasem wszechmoc
kierowana przez nieskończoną mądrość i dobroć nigdy nie omieszka wybrać
sobie jednakich środków dla osiągnięcia jednakich celów.
III. W myśl trzeciej hipotezy trzy istoty, które wskutek zaczerpniętej z samych
siebie konieczności swego istnienia posiadają wszystkie cechy boskie w stopniu
najdoskonalszym i które są wieczne w trwaniu, nieskończone w przestrzeni
i ściśle związane ze sobą nawzajem oraz z całym wszechświatem, nieodparcie
narzucają się zdziwionemu umysłowi jako jedna i ta sama Istota 53 mogąca
w porządku Łaski i w porządku Natury objawić się pod rozmaitymi postaciami
i być rozważana pod rozmaitymi aspektami. W ten sposób Trójca została
pozbawiona realnej substancji i uzyskała czystą formę nominalną i abstrakcyjną,
podporządkowaną tylko pojmującemu ją umysłowi.
L o g o s nie jest już osobą, ale cechą, przy czym tylko w znaczeniu
przenośnym można miano Syna zastosować do wiecznego rozumu, który był
w Bogu od początku i który — nie jako Istota, ale jako rozum — stworzył
wszystko. Wcielenie L o g o s u sprowadza się do zwykłego natchnienia mądro­
ści bożej napełniającej duszę i kierującej wszystkimi czynami Jezusa-człowieka.
Tak więc po dokonaniu pełnego obrotu koła teologicznego ze zdumieniem
stwierdzamy, że sabelianin kończy na tym, od czego zaczął ebionita, i że
wzbudzająca w nas uwielbienie, niepojęta tajemnica wymyka się wszelkim
naszym badaniom.54
Spór o Trójcę Świętą. Sobór nicejski 227

Gdyby biskupom soboru nicejskiego 55 wolno było pójść za bezstronnymi


nakazami sumienia, to Ariusz i jego wspólnicy nie mogliby sobie pochlebiać
nadzieją uzyskania większości głosów na rzecz hipotezy tak skrajnie przeciwnej
dwóm najbardziej popularnym poglądom świata katolickiego. Jednak arianie,
rychło się zorientowawszy, w jak niebezpiecznym są położeniu, roztropnie
przybrali owe skromne cnoty, rzadko kiedy wśród zaciekłej wściekłości sporów
świeckich i religijnych praktykowane czy choćby zachwalane przez kogokolwiek
z wyjątkiem członków stronnictwa słabszego. Zalecali więc ćwiczenie chrześ­
cijańskiego miłosierdzia i umiaru, powoływali się na niepojętą naturę sporu,
wypierali się używania wszelkich słów i określeń, których nie można było znaleźć
w Piśmie Świętym, i wysuwali propozycje zadowolenia swoich przeciwników na
drodze bardzo hojnych ustępstw, nie odrzekając się wszakże nienaruszalnej
spoistości własnych zasad. Zwycięska fakcja przyjmowała ich wszystkie propo­
zycje wyniośle, podejrzliwie i wciąż szukała jakichś oznak niemożliwej do
pogodzenia różnicy poglądów, których odrzucenie mogłoby ściągnąć na arian
winę i skutki herezji. Publicznie odczytano i obelżywie podarto list ich pro­
tektora, Euzebiusza z Nikomedii, zawierający szczere wyznanie, że przyjęcie
h o m o u z j o n , czyli konsubstancjalności, słowa dobrze już znanego platoń-
czykom, jest sprzeczne z ariańskimi zasadami. Biskupi, którzy kierowali
postanowieniami soboru, ochoczo skorzystali z tej pomyślnej sposobności
i, zgodnie z barwnym wyrażeniem Ambrożego,56 aby ściąć łeb znienawidzonemu
potworowi, użyli tego samego miecza, którego dobyła z pochwy sama herezja.
Sobór nicejski uznał konsubstancjalność Ojca i Syna, która została jedno­
myślnie uznana za podstawowy artykuł wiary chrześcijańskiej przez Kościół
grecki, łaciński, orientalny i protestancki. Ale samo to słowo nie wystarczyło­
by do osiągnięcia celów większości, wprowadzającej je w prawowierne wyznanie
wiary, gdyby nie posłużyło do napiętnowania heretyków i zjednoczenia katoli­
ków. Owa większość dzieliła się na dwa stronnictwa o wręcz sobie przeciwnych
skłonnościach do przyjęcia poglądu tryteistów i poglądu sabelianów. Ale
ponieważ wydawało się, że te biegunowo różne stanowiska obalają podwaliny
religii zarówno naturalnej, jak objawionej, obie strony wspólnie się zgodziły
złagodzić surowość swoich zasad i razem zażegnać słuszne, a przecież szkodliwe
konsekwencje, jakie mogliby z tego wyciągnąć ich przeciwnicy. Wzgląd na
wspólną sprawę nakłonił je do połączenia swych szeregów i ukrycia dzielą­
cych je różnic; ich wzajemna zaciekłość złagodniała pod wpływem zbawiennych
rad wzajemnej tolerancji, spory ustały z chwilą przyjęcia tajemniczego słowa
h o m o u z j o n , które każda ze stron mogła wykładać dowolnie, zgodnie
ze swymi dogmatami. Znaczenie przypisywane temu słowu przez sabelianów,
będące mniej więcej pięćdziesiąt lat przedtem znaczeniem potępionym przez
synod w Antiochii,57 uczyniło je drogim dla tych teologów, którzy żywili
potajemną, a przy tym stronniczą sympatię do Trójcy nominalnej. Ale bardziej
modni święci z czasów ariańskich, tacy jak nieustraszony Atanazy, uczony
228 Rozdział dwudziesty pierwszy

Grzegorz z Nazjanzu i inne filary Kościoła, podtrzymując umiejętnie i z powo­


dzeniem naukę nicejską, uważali, jak się zdaje, słowo „substancja” za jedno­
znaczne ze słowem „natura” i odważali się ilustrować znaczenie tych słów
twierdzeniem, że trzej ludzie należący do tego samego wspólnego gatunku są
wobec siebie konsubstacjalni, czyli zachodzi między nimi h o m o u z j o n . 58
Ta czysta i wyraźna równość miarkowana była z jednej strony przez związek
wewnętrzny oraz przenikanie się duchowe, które nierozerwalnie jednoczy osoby
boskie,59 a z drugiej strony przez zwierzchnictwo Ojca uznane w tej mierze,
w jakiej da się ono pogodzić z niezależnością Syna.60 W takich to granicach
wolno było się kręcić nieomal niewidocznej, rozedrganej kuli prawowierności.
I z jednego, i z drugiego skraju poza poświęconym gruntem czaili się w zasadzce
heretycy wraz z demonami, w każdej chwili gotowi zaskoczyć i pożreć
zbłąkanego nieszczęśnika. Ale ponieważ stopień nienawiści teologicznej zależy
nie tyle od doniosłości sporu, ile od ducha wojowniczości — heretyków, którzy
poniżali osobę Syna, traktowano z większą surowością niż tych, którzy ją
unicestwiali. Atanazy strawił życie na nieprzejednanym sprzeciwie wobec
bezbożnego obłędu arian,61 ale zarazem przez lat dwadzieścia z górą bronił
sabelianizmu Marcellusa z Ancyry i gdy w końcu tego ostatniego zmuszono do
wycofania się z jego społeczności, nadal bagatelizował jego herezję, z dwuznacz­
nym uśmiechem nazywając ją grzechami powszednimi swego szacownego
przyjaciela.62
Powaga soboru powszechnego, której arianie, sami dając przeciwnikom broń
do ręki, musieli się podporządkować, wypisała na sztandarach stronnictwa
prawowiernego tajemnicze litery słowa h o m o u z j o n , co w sposób zasadni­
czy, pomimo pewnych niejasnych sporów i potajemnych walk, przyczyniło się do
podtrzymania jednolitości wiary czy już przynajmniej jednolitości języka.
Konsubstancjaliści, którzy otrzymali zasłużony dzięki swemu sukcesowi tytuł
katolików, zaczęli się chlubić prostotą i stałością własnego wyznania wiary
i znieważać wypływające raz po raz różnice w poglądach swoich przeciwników,
pozbawionych jakiegokolwiek pewnego credo. Szczerość czy też może chytrość
przywódców ariańskich, ich strach przed prawem i ludem, ich cześć dla
Chrystusa i nienawiść do Atanazego — owe wszystkie przyczyny ludzkie
i boskie, które wpływają na wytyczne fakcji religijnej i wprowadzają w nie
zamęt, wprowadziły między sekciarzy ducha niezgody i niestałości z takim
skutkiem, że w ciągu kilku lat powstało osiemnaście różnych wzorów religii63
i wreszcie doszło do pomszczenia pogwałconej godności Kościoła. Gorli­
wy Hilary,64 chociaż z racji swego szczególnie nieszczęsnego położenia ra­
czej bagatelizował, niż wyolbrzymiał błędy duchowieństwa Wschodu, oświad­
cza, że na całym obszarze dziesięciu prowincji Azji, gdzie przebywał na
wygnaniu, znajdą się tylko bardzo nieliczni biskupi, którzy jeszcze zachowują
wiedzę o prawdziwym Bogu.65 Pod wpływem ucisku, jaki Hilary odczuwał,
i zamieszek, jakich był świadkiem i ofiarą, złość jego na krótki czas przy­
Spór o Trójcę Świętą. Trzy sekty ariańskie 229

cichła, ale w cytowanym poniżej ustępie ten biskup Poitiers niebacznie po­
pada w styl chrześcijańskiego filozofa.
„Rzeczą tak samo ubolewania godną jak niebezpieczną — powiada Hilary —
jest to, że tyleż wyznań wiary, ile opinii utrzymuje się wśród ludzi, i tyle doktryn,
ile skłonności, i tyle źródeł bluźnierstwa, ile błędów wśród nas, my sami bowiem
samowolnie tworzymy sobie credo i samowolnie też je sobie tłumaczymy.
Homouzjon odrzucają, przyjmują i tłumaczą kolejne synody. Częściowe czy
całkowite podobieństwo Ojca i Syna to główny przedmiot sporu w naszych
nieszczęsnych czasach. Każdy rok — nie, każdy miesiąc nawet przynosi nam
nowe credo, które tworzymy, aby określić niewidzialne tajemnice. Żałujemy
tego, cośmy zrobili, bronimy tych, którzy żałują, po czym rzucamy klątwy na
tych, których broniliśmy. Potępiamy teorie cudze w nas samych albo teorie
własne w ustach innych i, nawzajem rozdzierając się na strzępy, nawzajem dla
siebie jesteśmy przyczyną zguby.” 66
Nikt chyba nie oczekuje, zresztą może by tego i nie zniósł, abym tę dygresję
teologiczną rozszerzył drobiazgową analizą wszystkich osiemnastu wyznań
wiary, których twórcy przeważnie się odrzekali nienawistnego imienia własnego
rodzica, Ariusza. Jest rzeczą dość zabawną naszkicować kształt jakiejś rośliny
i śledzić jej wzrost, ale wdawanie się przy tym w nudne szczegóły liści bez kwiatów
i gałęzi bez owoców rychło by wyczerpało cierpliwość i rozczarowało ciekawość
pracowitego badacza. Możemy tu jednak zwrócić uwagę na jedno zagadnienie,
które stopniowo wyłoniło się ze sporu ariańskiego i wpłynęło na powstanie
i zróżnicowanie się trzech sekt zjednoczonych jedynie wspólnym wstrętem do
homouzjonu soboru nicejskiego.
1. Na pytanie, czy Syn jest p o d o b n y do Ojca, negatywną odpowiedź
dawali heretycy trzymający się zasad Ariusza czy też nawet zasad filozofii, która
przecież zdaje się ustanawiać nieskończoną różnicę pomiędzy Stworzycielem
a najdoskonalszym z Jego stworzeń. Wyraźnego tego wniosku bronił Aecjusz,67
przezwany przez gorliwych przeciwników „ateistą” . Jego niespokojny, ambitny
duch nakłaniał go do szukania szczęścia w każdym niemal zawodzie. Był on
kolejno niewolnikiem czy już przynajmniej wyrobnikiem na roli, wędrownym
kotlarzem, złotnikiem, lekarzem, nauczycielem w szkole, teologiem i w końcu
apostołem nowego Kościoła, wspieranego zdolnościami jego ucznia, Eunomiu-
sza.68 Uzbrojony w teksty Pisma Świętego i podchwytliwe sylogizmy za­
czerpnięte z logiki Arystotelesa, chytry Aecjusz pozyskał sławę niepokonanego
dysputanta, którego nie można było ani uciszyć, ani przekonać. Talenty te
zjednywały mu przychylność biskupów ariańskich, dopóki konieczność nie
zmusiła ich do odrzeczenia się, a nawet prześladowania niebezpiecznego
sprzymierzeńca, który dokładnością swego rozumowania zaszkodził ich sprawie
w opinii ludu i obraził pobożność ich najbardziej oddanych zwolenników.
2. Pojęcie wszechmocy Stworzyciela podsuwało na pozór słuszny i pełen
uszanowania wniosek, że Ojciec i Syn są do siebie p o d o b n i , przy czym wiara
230 Rozdział dwudziesty pierwszy

pokornie przyjmowała to, czemu rozum nie miał śmiałości zaprzeczyć, a miano­
wicie, że Najwyższy Bóg mógł przekazać swoją nieskończoną doskonałość
i stworzyć istotę podobną tylko do Niego samego.69 Arianie ci mieli potężne
poparcie w powadze i zdolnościach swoich przywódców, którzy objęli kierow­
nictwo po Euzebiuszu i zajmowali główne trony Wschodu. Okazywali, być może,
z pewną afektacją, odrazę do bezbożności Aecjusza i wyznawali albo bez żad­
nych zastrzeżeń, albo zgodnie z Pismem Świętym, że Syn różni się od wszystkich
i n n y c h stworzeń i podobny jest tylko do Ojca. Ale zaprzeczali temu, że jest On
z tej samej bądź podobnej substancji, czasem zuchwale swoje negatywne
stanowisko uzasadniając, a czasem sprzeciwiając się zastosowaniu słowa „sub­
stancja”, które zdaje się wystarczająco, a już przynajmniej wyraźnie określać
pojęcie o naturze Bóstwa.
3. Najliczniejsza, przynajmniej w prowincjach azjatyckich, była jednak sekta
podtrzymująca doktrynę o podobieństwie substancji. Gdy więc przywódcy obu
stronnictw zgromadzili się na synodzie w Seleucji,70 opinia te j sekty prze­
ważyła stosunkiem stu pięciu głosów biskupich do czterdziestu trzech. Greckie
słowo, które wówczas wybrano na wyrażenie owego tajemniczego podobieńst­
wa, tak minimalnie różni się od symbolu prawowiernego, że profani każdego
wieku szydzą z wściekłych sporów, jakie rozniecała pomiędzy h o m o u z j a -
n a m i a h o m o j u z j a n a m i różnica jednej jedynej litery. Często się jednak
zdarza, że dźwięki i litery, przez przypadek najbardziej do siebie zbliżone, okre­
ślają pojęcia najbardziej sobie przeciwne, więc zwrócenie na to uwagi samo
w sobie byłoby wręcz śmieszne, gdyby tylko możliwym było zaznaczenie
jakiejkolwiek rzeczywistej i dostrzegalnej różnicy pomiędzy doktryną semi-
-arian, jak ich niewłaściwie nazywano, a doktryną samych katolików. Biskup
Poitiers, który na swoim frygijskim wygnaniu w sposób bardzo mądry zmierzał
do sprzymierzenia stronnictw, usiłuje udowodnić, że na zasadzie pobożnej
i wiernej wykładni homojuzjon można sprowadzić do znaczenia konsubstancjal-
nego.71 A przecież wyznaje, że słowo to ma aspekt niejasny i podejrzany; i jak
gdyby niejasność sprzyjała sporom teologicznym, semi-arianie, podsunąwszy się
do drzwi Kościoła tak blisko, osaczyli je z tym bezwzględniejszą zaciekłością.
Prowincje Egiptu i Azji pielęgnujące język i obyczaje Greków wchłonęły jad
sporu ariańskiego głęboko. Dzięki oswojeniu się z badaniami systemu platońs­
kiego, jak również dzięki próżnemu i skłonnemu do sporów usposobieniu oraz
bogatej i giętkiej mowie duchowieństwo i lud Wschodu dysponowały niewyczer­
panym potokiem słów i rozróżnień, przy czym wśród zaciekłości gwałtownych
polemik z łatwością zapominały o konieczności wątpienia, tak zalecanej przez
filozofów, oraz o uległości nakazywanej przez religię.
Natomiast mieszkańcy Zachodu byli ducha mniej wnikliwego; nie rozpa­
lały w nich tak silnych namiętności przedmioty niewidzialne, umysły mieli
mniej wyćwiczone przez nawyk toczenia sporów i taka była błoga nieświado­
mość Kościoła galijskiego, że sam Hilary w trzydzieści lat z górą po pierw­
Synod w Rimini 231

szym soborze powszechnym jeszcze nie znał nicejskiego wyznania wiary.72


Latynowie przyjęli promienie wiedzy o Bogu za ciemnym i wątpliwym pośredni­
ctwem przekładu. Ubóstwo i sztywność ich ojczystej mowy nie zawsze pozwalały
na znalezienie odpowiedników, aby przetłumaczyć greckie słowa i terminy
techniczne platońskiej filozofii,73 poświęconej przez Ewangelię bądź przez
Kościół dla wyrażania tajemnic wiary chrześcijańskiej; toteż jakaś niedo­
kładność słowna mogła wprowadzić do teologii łacińskiej cały szereg błędów
albo niepewności.74 Ale mieszkańcy prowincji zachodnich, ponieważ mieli
to szczęście, że czerpali prawdy swojej religii ze źródła prawowiernego,
zachowywali niewzruszenie naukę, którą przyjęli z całą uległością. Gdy więc
zaraza ariańska przywlokła się do ich granic, zdążyli się już zaopatrzyć
w środek ochronny, h o m o u z j o n , dzięki ojcowskiej pieczy swego rzym­
skiego biskupa.
Poglądy ich i usposobienie uwidoczniły się podczas pamiętnego synodu
w Rimini, który pod względem liczebności przewyższył nawet sobór nicejski,
ponieważ zjechało się wtedy do Rimini ponad czterystu biskupów z Italii, Afryki,
Hiszpanii, Galii, Brytanii i Illyricum. Sądząc z pierwszych obrad wydawało się,
że tylko osiemdziesięciu biskupów trwa przy stronnictwie Ariusza, chociaż
udawali oni, że wyklinają jego imię i pamięć. Ale tę niższość liczebną wyrównała
przewaga biegłości, doświadczenia i karności. Na czele ich stali Walens
i Ursacjusz, dwaj biskupi z Illyricum, którym życie mijało na intrygach
dworskich i synodach i którzy pod sztandarem Euzebiusza wyszkolili się
w prowadzeniu religijnych wojen na Wschodzie. Swoją argumentacją i rokowa­
niami wprawiali w kłopot, pognębili i wreszcie zwiedli uczciwą prostotę
łacińskich biskupów tak dalece, że ci ostatni pozwolili sobie wydrzeć palla­
dium wiary na drodze nie tyle otwartej przemocy, co oszustwa, a raczej
natręctwa. Synodowi w Rimini pozwolono się rozjechać dopiero wtedy, gdy
wszyscy jego członkowie nieroztropnie podpisali chytre credo, w którym
słowo h o m o u z j o n zastąpiono pewnymi wyrażeniami dającymi się wykładać
w sposób heretycki. W tych to okolicznościach, jak pisze Hieronim, zaskoczony
świat stwierdził nagle, że cały jest ariański.75 Ale biskupi prowincji łacińskich
odkryli, że popełnili pomyłkę, i gorzko jej żałowali, jeszcze zanim dojechali do
swoich diecezji. Haniebnej tej kapitulacji wyparli się z pogardą i wstrętem
i w rezultacie sztandar h o m o u z j o n , wstrząśnięty, a przecież nie obalony,
osadzono jeszcze silniej we wszystkich kościołach Zachodu.76
Taki był początek i rozwój i takie były naturalne obroty owych spo­
rów teologicznych, które zakłócały spokój chrześcijaństwa pod rządami Kon­
stantyna i jego synów. Ale ponieważ ci władcy odważali się rozciągać swój
despotyzm tak samo na wiarę jak na życie i losy swoich poddanych, waga
ich głosów przechylała nieraz kościelną szalę, i prerogatywy Króla Nie­
bios ustalano bądź zmieniano czy modyfikowano w gabinecie ziemskiego
monarchy.
232 Rozdział dwudziesty pierwszy

Nieszczęsny duch niezgody przenikający prowincje wschodnie przerwał


tryumfy Konstantyna, pomimo to jednak cesarz przez jakiś czas nie przestawał
odnosić się do przedmiotu sporu z chłodną i niedbałą obojętnością. Nie wiedząc
jeszcze, jak trudno jest uśmierzyć kłótnie teologów, skierował do obu stron, czyli
do Aleksandra i Ariusza, uspokajający list,77 którego treść można znacznie
słuszniej przypisywać niewykształconemu żołnierzowi i mężowi stanu niż
dyktandu któregokolwiek z jego doradców biskupów. W liście tym kładzie on
cały spór na karb błahego, a chytrego pytania, które w związku z jakimś
niepojętym punktem prawa głupio zadał biskup i na które nieroztropnie
odpowiedział prezbiter. Ubolewa, że rozróżnienia tak nieznaczne dzielić mogą
lud chrześcijański mający przecież jednego i tego samego Boga, jedną i tę samą
religię i jeden i ten sam kult, przy czym z całą powagą zaleca duchowieństwu
Aleksandrii brać przykład z filozofów greckich, którzy potrafili wysuwać swoje
argumenty, nie tracąc panowania nad sobą i utwierdzać swoją wolność, nie
zrywając więzów przyjaźni. Obojętność i pogarda władcy byłaby może najsku­
teczniejszym sposobem uciszenia tej kłótni, gdyby prąd, z jakim popłynęła ona
wśród ludu, nie był tak wartki i gwałtowny i gdyby sam Konstantyn wśród
fakcji i fanatyzmu potrafił zachować spokój i przytomność umysłu. Jego słudzy
kościelni wkrótce jednak zdołali omotać bezstronność dostojnika państwowego
i wzbudzić gorliwość w tym prozelicie.
Rozdrażnił Konstantyna fakt znieważania jego posągów, zaniepokoiła za­
równo rzeczywista, jak urojona wielkość szerzącego się zła i w rezultacie on sam
przekreślił nadzieje pokoju i tolerancji, gdy w ścianach jednego pałacu zgroma­
dził aż trzystu biskupów. Obecność monarchy wyolbrzymiła znaczenie tych
obrad, jego uwaga pomnożyła argumenty, nieustraszona cierpliwość, z jaką
naraził swoją osobę, ożywiła męstwo dysputantów. A jednak pomimo poklasku,
jakim obdarzono wymowność i mądrość Konstantyna,78 wódz rzymski, którego
rełigia mogła być jeszcze przedmiotem wątpliwości i którego umysł nie był
oświecony ani żadnymi studiami, ani natchnieniem, bardzo mało miał danych na
to, aby omawiać po grecku zagadnienia metafizyczne bądź artykuły wiary. Ale
zaufanie, jakim się cieszył jego ulubieniec Osjusz — przedtem, jak się zdaje,
przewodniczący soboru nicejskiego — mogło cesarza nastrajać łaskawie do
stronnictwa prawowiernego, przy czym w odpowiedniej chwili uczyniona
wzmianka, że ten sam Euzebiusz z Nikomedii, który teraz osłania heretyków,
tak jeszcze niedawno w wojnie domowej pomagał tyranowi,79 mogła go
rozjątrzyć przeciwko arianom. Konstantyn zatwierdził nicejskie wyznanie
wiary i swoim stanowczym oświadczeniem, że każdy, kto się opiera świętemu
wyrokowi synodu, musi przygotować się na natychmiastowe wygnanie, uciszył
szemrania słabej opozycji, która prawie zaraz z siedemnastu protestujących
biskupów zmniejszyła się do dwóch.
Euzebiusz z Cezarei, wprawdzie w sposób niechętny i dwuznaczny, przecież
przystał na h o m o u z j o n , 80 a Euzebiusz z Nikomedii swoim chwiejnym
Stanowisko cesarzy w sporze ariańskim 233

postępowaniem zdołał odwlec niełaskę i wygnanie tylko o jakieś trzy miesiące.81


Bezbożnego Ariusza wygnano do jednej z najodleglejszych prowincji Illyricum;
jego osobę i uczniów prawo napiętnowało nienawistnym mianem porfirianów;
jego pisma spalono, ogłaszając karę śmierci dla wszystkich, którzy by jeszcze byli
w ich posiadaniu. Cesarz przejął się już duchem sporu i zgryźliwy, sarkastyczny
styl jego edyktów miał na celu przelanie w poddanych jego własnej nienawiści do
tych wrogów Chrystusa.82
Jednakże, jak gdyby postępowaniem cesarza kierowała namiętność zamiast
zasad, jeszcze trzy lata nie upłynęły od soboru nicejskiego, gdy zaczął on
przejawiać łaskawość i pobłażliwość w stosunku do zakazanej sekty, mającej
potajemną protektorkę w osobie jego ukochanej siostry. Wygnańców odwołano
z wygnania, Euzebiusza, który stopniowo odzyskał wpływ na Konstantyna,
przywrócono na tron biskupi, przedtem tak sromotnie mu odebrany. Samego
Ariusza cały dwór traktował teraz z szacunkiem należnym człowiekowi ucis­
kanemu niesłusznie. Jego wiarę zaaprobował synod w Jerozolimie, a cesarz,
jak gdyby chcąc spiesznie wynagrodzić swoją niesprawiedliwość, wydał stanow­
cze polecenie, aby Ariusza uroczyście dopuszczono do komunii w Katedrze
w Konstantynopolu. Ariusz jednak w dniu wyznaczonym na ten tryumf umarł
i dziwne, straszliwe okoliczności jego śmierci mogły wzbudzić podejrzenie,
że prawowierni święci czymś bardziej skutecznym niż modlitwa przyczynili
się do uwolnienia Kościoła od tego najgroźniejszego wroga.83 Na zasadzie
różnorakich oskarżeń, wyrokiem licznych synodów złożono z urzędu trzech
głównych przywódców katolickich: Atanazego z Aleksandrii, Eustacjusza
z Antiochii i Pawła z Konstantynopola, a później wygnał ich do dalekich
prowincji pierwszy z cesarzy chrześcijańskich, któremu na łożu śmierci udzie­
lił sakramentu chrztu świętego ariański biskup Nikomedii. Rządów kościelnych
Konstantyna nie da się oczyścić z zarzutu lekkomyślności i słabości. Ale ten
łatwowierny monarcha, nie obeznany z podstępami wojennymi teologów, mógł
przecież dać się zwieść skromnym, na pozór słusznym wyznaniom heretyków,
skoro poglądów ich nigdy dobrze nie rozumiał; co więcej, w tym samym czasie
gdy ochraniał Ariusza i prześladował Atanazego, w dalszym ciągu uważał
sobór nicejski za przedmurze wiary chrześcijańskiej i szczególną chlubę swego
panowania.84
Synowie Konstantyna, chociaż na pewno już od dzieciństwa przyjęci w szeregi
katechumenów, zwlekali z chrztem, biorąc przykład z ojca. Podobnie też jak
Konstantyn ważyli się wygłaszać swoje sądy w sprawach tajemnic, w które nigdy
nie zostali prawidłowo wtajemniczeni.85 Dlatego więc losy sporu trynitariań-
skiego zależały w dużej mierze od poglądów Konstancjusza — dziedzica
prowincji wschodnich, a następnie samowładnego pana całego Cesarstwa.
Ariański prezbiter czy biskup, wydobywając ukryty przez siebie na użytek
własny testament zmarłego Konstantyna, wykorzystał tę szczęśliwą sposobność
dopuszczającą go do poufałości nowego cesarza, na którego wyroki publiczne
234 Rozdział dwudziesty pierwszy

zawsze mieli wpływ domowi ulubieńcy. Eunuchowie i niewolnicy rozsiewali


truciznę duchową w całym pałacu; niebezpieczna zaraza udzieliła się za
pośrednictwem służby niewieściej gwardzistom i za pośrednictwem cesarzo­
wej — jej niepodejrzliwemu małżonkowi.86 Stronnicza sympatia do euzebia-
nów, jakiej Konstancjusz zawsze dawał wyraz, niepostrzeżenie wzrosła dzięki
zręcznemu podejściu ich przywódców. Zwycięstwo Konstancjusza nad Magnen-
cjuszem powiększyło zarówno jego skłonność, jak i możliwości poparcia sprawy
arianizmu ramieniem władzy. W czasie gdy obie armie potykały się na równinach
pod Mursą, gdy los obu współzawodników zależał od wyniku wojny, syn
Konstantyna przeżywał niespokojne chwile w Kościele Męczenników pod
murami tego miasta. Jego duchowy pocieszyciel, Walens, ariański biskup tej
diecezji, wykorzystał najchytrzejsze środki ostrożności celem uzyskania naj­
wcześniejszych nowin z pola bitwy, co miało mu albo zapewnić łaskę cesarza
albo, w razie klęski, dać czas na ucieczkę. Potajemny łańcuch chyżych, zaufa­
nych posłańców donosił mu szczegółowo o zmiennych kolejach walk, toteż gdy
dworzanie jeszcze rozdygotani i niepewni stali wokół swego przerażonego
pana, Walens zapewnił go, że legiony galijskie ustępują, przy czym z pewną
przytomnością umysłu napomknął, że o tym pełnym chwały wydarzeniu zawia­
domił go anioł. Wdzięczny cesarz przypisał swoje zwycięstwo zasługom i wsta­
wiennictwu biskupa z Mursy, którego wiara zasłużyła sobie na taką ofi­
cjalną i cudowną aprobatę Niebios.87 Arianie, uważając zwycięstwo Konstan­
cjusza za zwycięstwo własne, przedkładali jego chwałę nad chwałę jego ojca.88
Cyryl, biskup Jerozolimy, natychmiast ułożył opis Krzyża Niebiańskiego
opasanego wspaniałą tęczą, który ku zbudowaniu pobożnych pielgrzymów
i ludności tego świątobliwego miasta podczas Zielonych Świątek, około godziny
trzeciej po południu ukazał się nad Górą Oliwną.89 Rozmiary tego zjawiska
stopniowo powiększano, toteż pewien historyk ariański ryzykuje nawet twier­
dzenie, że było ono widoczne dla obu armii na równinach Panonii i że tyran,
celowo przedstawiony jako bałwochwalca, uciekł przed tym dobrowróżbnym
znakiem prawowiernego chrześcijaństwa.90
Zawsze zasługują na naszą uwagę poglądy rozsądnych osób trzecich, rozważa­
jących bezstronnie rozwój niezgody w państwie bądź w Kościele, krótki więc ustęp
z kroniki Ammiana, który służył w armii Konstancjusza i badał jego charakter,
ma, być może, większą wartość niż długie stronice teologicznych oskarżeń.
„Religię chrześcijańską — pisze ten pełen umiaru historyk — która sama
w sobie jasna jest przecież i prosta, zagmatwał on ślepym zabobonem. Zamiast
pogodzić stronnictwa wagą swego autorytetu, pielęgnował i rozwijał w kłótniach
słownych owe różnice, rozniecone przez jego czczą ciekawość. Drogi publiczne
roiły się od biskupów zewsząd galopujących na zgromadzenia zwane przez nich
synodami i podczas gdy mozolili się oni, aby całą sektę zmusić do wyznawania
ich własnych poglądów, instytucja poczty popadła niemal w ruinę wskutek ich
pospiesznych, raz po raz powtarzających się podróży.” 91
Stanowisko cesarzy w sporze ariańskim 235

Bliższe zaznajomienie się ze sprawami kościelnymi za panowania Konstan-


cjusza pozwoli nam szerzej skomentować ten znamienny ustęp, który usprawie­
dliwia słuszną obawę Atanazego, że niespokojna krzątanina duchowieństwa,
włóczącego się po Cesarstwie w poszukiwaniu prawdziwej wiary, wywoła
pogardę i śmiech w świecie niewierzącym.92 Cesarz natychmiast po uwolnieniu
się od groźby wojny domowej poświęcił się na zimowej kwaterze w Arles,
Mediolanie, Sirmium i Konstantynopolu rozrywkom czy też może trudom
kontrowersji. Miecz dostojnika państwowego, a nawet tyrana, dobyty został
z pochwy dla wzmocnienia racji teologa, i ponieważ Konstancjusz sprzeciwiał się
prawowiernemu wyznaniu nicejskiemu, z gotowością głosi się teraz, że jego
nieudolność i niewiedza równe były jego ufności we własne siły.93 Eunuchowie,
kobiety i biskupi, którzy rządzili próżnym i słabym umysłem cesarza, natchnęli
go nieprzezwyciężoną odrazą do h o m o u z j o n , chociaż jego bojaźliwe
sumienie zatrważała bezbożność Aecjusza. Winę tego bezbożnika powiększał
fakt, że cieszył się on podejrzaną łaską nieszczęsnego Gallusa, i nawet śmierć
wysłanników cesarskich, zamordowanych bestialsko w Antiochii, przypisywano
podszeptom tego niebezpiecznego sofisty. Umysł Konstancjusza, nie miar­
kowany przez rozum i nie prowadzony przez wiarę, miotał się to w jedną, to
w drugą stronę pustej, ciemnej otchłani, zawsze w strachu przed krańcem
przeciwległym. Na zmianę to przyjmował poglądy, to znów je potępiał, ko­
lejno skazywał na wygnanie i odwoływał z wygnania przywódców fakcji arian
i semi-arian.94 W czasie zajęć publicznych i w czasie świąt całe dnie, a nawet
noce spędzał na dobieraniu słów i wyważaniu sylab składających się na jego
zmienne wyznania wiary. Przedmiot jego rozmyślań nie opuszczał go nawet
w drzemce, przy czym niedorzeczne sny cesarza przyjmowano jako wizje nie­
biańskie. Z zadowoleniem przyjął Konstancjusz tytuł b i s k u p a n a d b i ­
s k u p a m i od duchownych, którzy po to, aby zaspokoić swoje namiętności,
zapomnieli o godności własnego stanu.
Plany ujednolicenia nauki, skłaniające go do zwoływania tylu synodów
w Galii, Italii, Illyricum i w Azji, raz po raz spełzały na niczym wskutek jego
własnej lekkomyślności, rozłamów wśród arian i oporu katolików, wreszcie więc
postanowił uczynić ostatni decydujący wysiłek i despotycznie podyktować
orzeczenie soborowi powszechnemu. W zwołaniu biskupów nastąpiła jednak
zmiana ze względu na pustoszące trzęsienie ziemi w Nikomedii, trudność
znalezienia dogodnego miejsca na ten sobór oraz, być może, tajne pobudki
natury politycznej. Biskupów wschodnich skierowano na zjazd do Seleucji
w Izaurii, podczas gdy biskupi Zachodu obradowali w Rimini nad Adriatykiem,
przy czym zamiast wezwać po paru delegatów z każdej prowincji, rozkazano
stawić się wszystkim biskupom bez wyjątku. Sobór wschodni po czterech dniach
gwałtownych i bezowocnych obrad rozjechał się, nie dochodząc do żadnego
określonego wniosku. Sobór zachodni natomiast przeciągnął się do pełnych
sześciu miesięcy. Taurusowi, prefektowi pretorium, polecono bowiem nie
236 Rozdział dwudziesty pierwszy

wypuszczać biskupów, dopóki nie zjednoczą się w swoich poglądach, przy


czym obiecano nadać mu zaszczyty konsulatu, jeśli to trudne przedsięwzięcie
się uda, oraz upoważniono go do zesłania na wygnanie piętnastu najbardziej
opornych. Jego błagania i groźby, powaga władcy, sofistyka Walensa i Ursa-
cjusza, udręki zimna i głodu oraz żałosna nuda beznadziejnego pobytu na
obczyźnie wymusiły w końcu od biskupów w Rimini niechętną zgodę. Delegaci
Wschodu i Zachodu zajęli miejsca u boku cesarza w pałacu w Konstantynopolu
i Konstancjusz mógł wreszcie z satysfakcją narzucić światu credo, które usta­
lało p o d o b i e ń s t w o bez wyrażania k o n s u b s t a n c j a l n o ś c i Syna
Bożego.95 Ale tryumf arianizmu poprzedziło usunięcie duchownych prawowier­
nych, niczym nie dających się ani zastraszyć, ani przekupić, i na panowanie
Konstancjusza padł cień niesławy wskutek niesprawiedliwości, z jaką bez­
skutecznie zresztą prześladował wielkiego Atanazego.
Rzadko kiedy mamy sposobność obserwowania skutków, jakie może wy­
wołać, i przeszkód, jakie może pokonać w życiu czy to aktywnym, czy
spekulatywnym siła jednego umysłu w nieugiętym dążeniu do jakiegoś jedynego
wytyczonego sobie celu. Nieśmiertelne imię Atanazego 96 zawsze będzie ściśle
związane z nauką katolicką o Trójcy Świętej, której bronił, poświęcając na to
cały swój czas i wszystkie swoje zdolności. Wychowany w rodzinie Aleksandra,
energicznie przeciwstawiał się początkom herezji ariańskiej, sprawował doniosłe
funkcje sekretarza tego sędziwego biskupa i w Nicei zdumieniem i szacunkiem
napełnił ojców soboru patrzących na rozwijające się cnoty młodego diakona.
W czasie powszechnego niebezpieczeństwa przestaje się czasem wymagać od
kandydatów na ważne stanowiska, aby pod względem wieku i pozycji od­
powiadali sztywno określonym warunkom, toteż w pięć miesięcy po powrocie
z soboru nicejskiego diakon Atanazy zasiadł na arcybiskupim tronie Egiptu.
Wybitne to stanowisko zajmował przez czterdzieści sześć lat z górą, przy
czym cały długi okres jego rządów upłynął na nieustannej walce z mocami
arianizmu. Pięć razy zrzucano Atanazego z tego tronu; dwadzieścia lat spędził
jako wygnaniec albo zbieg i niemal każda z prowincji Cesarstwa Rzymskiego
była kolejno świadkiem jego zasług i cierpień za sprawę homouzjon, którą
uważał za jedyną przyjemność i zajęcie, jak również za obowiązek i chwałę
swego życia. Wśród burzy prześladowań arcybiskup Aleksandrii cierpliwie
pracował i zazdrośnie strzegł swojej dobrej sławy, nie bacząc na grożące mu
niebezpieczeństwa. I chociaż umysł jego uległ zarazie fanatyzmu, wykazywał
Atanazy taki charakter i zdolności, że znacznie więcej niż zwyrodniali synowie
Konstantyna miał danych na to, aby rządzić wielką monarchią. Uczoność jego
nie była wprawdzie tak głęboka i rozległa jak uczoność Euzebiusza z Cezarei,
a jego nieokrzesanej wymowności nie da się porównać z gładkim krasomów-
stwem Grzegorza albo Bazylego, a przecież za każdym razem, gdy wzywano
prymasa Egiptu, aby uzasadnił swoje poglądy i postępowanie, styl jego w mowie
i na piśmie był jasny i przekonywający. Zawsze go szanowano w szkole
Atanazy w walce z arianizmem 237

prawowiernej jako jednego z mistrzów teologii chrześcijańskiej, wyrażających się


z największą dokładnością, przy czym miał on podobno opanowane dwa ścisłe
przedmioty świeckie, mniej już pasujące do roli biskupa, a mianowicie naukę
0 prawie 97 i wróżbiarstwo.98 Pewne szczęśliwe domysły na temat przyszłych
wydarzeń, które świadkowie rozumujący bezstronnie mogli przypisać do­
świadczeniu i bystremu sądowi Atanazego, były uważane przez jego przyjaciół
za natchnienie niebiańskie, a przez jego wrogów za czary piekielne czar­
nej magii.
Ale przede wszystkim i najlepiej znał się Atanazy na naturze ludzkiej,
nieustannie mając do czynienia z przesądami i namiętnościami ludzi ze
wszystkich stanów, od mnicha aż do cesarza. Nigdy nie odwracał bystrego
wzroku od ciągle zmieniającej się sceny, nigdy też nie omieszkał wykorzystać
owych decydujących chwil, które, zanim je zdąży postrzec pospolite oko, już
bezpowrotnie należą do przeszłości. Arcybiskup Aleksandrii dobrze wiedział,
gdzie może zuchwale rozkazywać, a gdzie musi zręcznie napomykać, wiedział
też, jak długo może walczyć z władzami i kiedy musi uciekać przed prze­
śladowaniem. Miotając gromy Kościoła przeciwko herezji i buntom, potrafił
jednocześnie na łonie własnego stronnictwa przybierać giętki i pobłażliwy
charakter roztropnego przywódcy. Wprawdzie wybrano go na arcybiskupa
raczej pospiesznie i nieprawidłowo,99 ale stosowność jego zachowania się na tym
stanowisku wyrównała w pełni te niedobory i zjednała mu sympatię zarówno
duchowieństwa, jak i ludu. Mieszkańcy Aleksandrii gotowi byli w każdej chwili
chwycić oręż w obronie swego wymownego i hojnego pasterza. I w niedoli zawsze
znajdował on podporę albo już przynajmniej pociechę w wiernym przywiązaniu
duchowieństwa swoich parafii; stu biskupów egipskich z niewzruszoną gorliwoś­
cią trwało przy sprawie Atanazego. Skromnym pojazdem często objeżdżał swoje
prowincje od ujścia Nilu do granicy Etiopii, poufale rozmawiając z najpośled-
niejszymi z pospólstwa i pokornie pozdrawiając świętych i eremitów pustyni.100
Nie tylko na zgromadzeniach kościelnych, wśród ludzi, których wykształcenie
1obyczaje były podobne do jego własnych, wykazywał Atanazy przewagę swego
talentu. Z łagodną, pełną poszanowania stanowczością pokazywał się też i na
dworach władców; i przechodząc rozmaite koleje pomyślnego i przeciwnego losu
nigdy nie utracił zaufania przyjaciół i szacunku wrogów.
W młodości prymas Egiptu opierał się Konstantynowi Wielkiemu, gdy
ten ostatni zawiadamiał raz po raz, że wolą jego jest, aby Ariusza przyjęto
ponownie do wspólnoty katolickiej.101 Cesarz szanował nieugiętą stanowczość
Atanazego i wybaczał mu ją, toteż fakcja, która uważała Atanazego za swego
najgroźniejszego wroga, musiała ukrywać nienawiść i przygotowywać napaść
pośrednią i okrężną. Rozsiewano pogłoski i podejrzenia, przedstawiano arcy­
biskupa jako dumnego, tyrańskiego ciemiężyciela i zuchwale go oskarżano
o naruszenie potwierdzonego przez sobór nicejski układu ze schizmatycznymi
zwolennikami Melecjusza.102 Ponieważ Atanazy jawnie potępiał ten haniebny
238 Rozdział dwudziesty pierwszy

pokój, cesarz mógł łacno uwierzyć, że prymas nadużył swoich kompetencji


świeckich i kościelnych prześladując tych nienawistnych sekciarzy, że święto­
kradczo rozbił kielich w jednym ze swoich kościołów w Mareotis i kazał
wychłostać albo uwięzić sześciu ze swoich biskupów, przy czym siódmy biskup
z tego stronnictwa, Arseniusz, został zamordowany, czy już przynajmniej
okaleczony, okrutną ręką prymasa.103 Te oskarżenia, godzące w honor
i zagrażające życiu Atanazego, Konstantyn przekazał do rozpatrzenia swemu
bratu, Dalmacjuszowi — cenzorowi, który mieszkał w Antiochii. Zwołano
kolejno synody w Cezarei i w Tyrze i polecono biskupom Wschodu osądzić
sprawę Atanazego jeszcze przed przystąpieniem do poświęcenia nowego Koś­
cioła Zmartwychwstania w Jerozolimie. Prymas był w pełni świadom swojej
niewinności, ale również zdawał sobie sprawę i z tego, że ten sam nieubłagany
duch, który podyktował oskarżenie, pokieruje postępowaniem sądowym i wyda
wyrok. Roztropnie więc uchylił się od sądu swoich wrogów, zlekceważył
wezwanie na synod w Cezarei i dopiero po długiej, przebiegłej zwłoce poddał
się kategorycznemu rozkazowi cesarza, który zagroził ukaraniem zbrodnicze­
go nieposłuszeństwa, jakim byłoby niestawienie się Atanazego na synodzie
w Tyrze.104 Jeszcze przed wypłynięciem na czele pięćdziesięciu biskupów z portu
Aleksandrii Atanazy mądrze sobie zapewnił przymierze z melecjanami, toteż
w jego świcie krył się incognito sam Arseniusz, jego rzekoma ofiara, a zarazem
potajemny przyjaciel.
Synodowi w Tyrze przewodniczył Euzebiusz z Cezarei z większą namiętnością
i mniejszym kunsztem, niżby to jego uczoność i doświadczenie mogły obiecywać;
jego liczna fakcja raz po raz powtarzała epitety „tyran” i „zabójca”, zachęcana
do podnoszenia wrzawy pozorną cierpliwością Atanazego, który tylko czekał na
odpowiednią chwilę, aby zgromadzeniu pokazać Arseniusza żywego, zdrowego
i całego. Chociaż natura innych oskarżeń nie dopuszczała do udzielenia
odpowiedzi tak jasnych i wyczerpujących, to przecież arcybiskup mógł udowod­
nić, że w owej wsi, gdzie rzekomo miał rozbić poświęcony kielich, nie ma żadnego
kościoła, a więc nie było też i żadnego kielicha. Arianie, którzy potajemnie już
określili winę tego wroga i przygotowali na niego wyrok potępiający, usiłowali
jednak swoją niesprawiedliwość zamaskować naśladowaniem form prawidło­
wego sądownictwa. Synod powołał komisję złożoną z sześciu biskupów, mającą
zebrać dowody winy na miejscu. Posunięcie to, napotykając energiczny sprzeciw
biskupów egipskich, dało pole do nowych aktów przemocy i krzywoprzy­
sięstwa.105 Po powrocie tych delegatów z Aleksandrii synod większością głosów
wydał na prymasa Egiptu ostateczny wyrok złożenia z urzędu i wygnania.
Orzeczenie to, wyrażone w najzacieklejszym języku złośliwości i mściwości,
zakomunikowano cesarzowi i Kościołowi katolickiemu, po czym biskupi
natychmiast się przyoblekli w łagodność i pobożność, jaka przystała świątobli­
wym pielgrzymom do Grobu Chrystusa.106
Ale niesprawiedliwość tych kościelnych sędziów nie została poparta uległością
Atanazy w walce z arianizmem 239

ani nawet obecnością Atanazego. Postanowił on bowiem zrobić eksperyment


zuchwały i niebezpieczny, aby się przekonać, czy tron cesarza jest dostępny dla
głosu prawdy. Zanim więc wydano ostateczny wyrok w Tyrze, nieustraszony
prymas wskoczył do barki rozwijającej żagle w drogę do cesarskiego miasta.
Prośba o oficjalne posłuchanie mogła się spotkać z odmową lub wykrętami, ale
Atanazy, zachowując swoje przybycie w tajemnicy, poczekał na powrót Kon­
stantyna z willi podmiejskiej i śmiało wyszedł naprzeciw rozgniewanemu wład­
cy, przejeżdżającemu konno przez główną ulicę Konstantynopola. Konstantyn,
zdumiony i oburzony tak dziwnym pojawieniem się przed obliczem cesarskim,
w pierwszej chwili rozkazał gwardii usunąć natrętnego petenta, ale wkrótce jego
oburzenie ustąpiło pod wpływem mimowolnego szacunku. Wyniosły duch
cesarza poczuł bojaźń bożą wobec odwagi i wymowności biskupa, który,
błagając go o sprawiedliwość, obudził w nim sumienie.107 Konstantyn wysłu­
chał skarg Atanazego z bezstronną, a nawet łaskawą uwagą i w rezultacie
członków synodu w Tyrze wezwano do uzasadnienia swego postępowania.
Sztuczki fakcji euzebianów zawiodłyby więc na całej linii, gdyby nie to, że
powiększyli oni winę prymasa, zręcznie mu zarzucając pewne przestępstwo
niewybaczalne, a mianowicie zbrodniczy zamiar przejęcia i zatrzymania floty,
która, zaopatrując nową stolicę w żywność, wiozła zboże z Aleksandrii.108
Cesarz był wprawdzie zadowolony, że nieobecność ludowego przywódcy za­
pewni spokój w Egipcie, ale odmówił mianowania nowego arcybiskupa na jego
miejsce, i wyrok, jaki po długim wahaniu wydał, był raczej wyrokiem zazdros­
nego ostracyzmu niż haniebnego wygnania. Atanazy spędził jakieś dwa i pół
roku w odległej wprawdzie prowincji Galii, ale na gościnnym dworze Trewiru.
Wskutek śmierci cesarza rychło jednak zmieniło się oblicze spraw państwo­
wych, więc w okresie ogólnej pobłażliwości na początku następnego panowania
prymas powrócił do kraju na mocy zaszczytnego edyktu Konstantyna Młod­
szego, który wyraził głębokie przekonanie o niewinności i zasługach swego
czcigodnego gościa.109
Śmierć tego władcy naraziła Atanazego na drugie prześladowanie, gdyż słaby
Konstancjusz, władca Wschodu, wkrótce stał się potajemnym wspólnikiem
euzebianów. Dziewięćdziesięciu biskupów tej sekty czy też fakcji zgromadziło
się w Antiochii pod pozorem poświęcenia katedry. Ułożyli oni dwuznaczne
wyznanie wiary, lekko podmalowane barwami semi-arianizmu, oraz dwadzie­
ścia pięć kanonów, które po dziś dzień regulują karność prawowiernych
Greków.110 Z pewnymi pozorami słuszności ustalono, że biskup pozbawiony
stanowiska przez synod nie może na nowo podjąć swoich funkcji, dopóki go nie
rozgrzeszy sąd równorzędnego synodu. Po natychmiastowym zastosowaniu tego
prawa do przypadku Atanazego synod w Antiochii wydał, a raczej potwierdził
wyrok zrzucenia go z urzędu. Na jego tronie zasiadł obcy przybysz imieniem
Grzegorz, przy czym Filagriuszowi,111 prefektowi Egiptu, polecono popierać
nowego prymasa zarówno wojskowymi, jak i cywilnymi siłami prowincji.
240 Rozdział dwudziesty pierwszy

Wskutek knowań biskupów azjatyckich Atanazy wyjechał z Aleksandrii


i spędził trzy lata 112 jako wygnaniec i suplikant na świątobliwych progach
Watykanu.113 Gorliwa nauka łaciny wkrótce mu pozwoliła prowadzić rokowa­
nia z duchowieństwem zachodnim. Przyzwoitym pochlebstwem uzyskał wpływ
na wyniosłego Juliusza i przekonał tego rzymskiego biskupa, że odwołanie go
z wygnania leży szczególnie w interesie Stolicy Apostolskiej. Niewinność jego
oznajmiono jednomyślnie na synodzie pięćdziesięciu biskupów Italii. I wreszcie,
pod koniec trzeciego roku tego wygnania, Atanazy został wezwany na dwór
w Mediolanie przez cesarza Konstansa, który wśród nieprawych rozkoszy, ja­
kim folgował, nadal głosił swój żywy szacunek dla nauki prawowiernej. Sprawę
prawdy i sprawiedliwości poparło swoim wpływem złoto,114 więc ministrowie
Konstansa doradzili władcy, aby zażądał zwołania zgromadzenia duchownych,
które by mogło działać w imieniu Kościoła katolickiego. Dziewięćdziesięciu
czterech biskupów Zachodu spotkało się z siedemdziesięcioma sześcioma bisku­
pami Wschodu w Sardyce, na granicy dwóch cesarstw, ale jeszcze na obszarze
panowania opiekuna Atanazego. Ich obrady wkrótce przerodziły się w pełne
wrogości kłótnie. Azjaci w obawie o własną skórę wycofali się do Filipopolis
w Tracji i teraz już dwa wpółzawodniczące ze sobą synody zaczęły się obrzucać
duchowymi gromami, nawzajem się potępiając i uważając za wrogów praw­
dziwego Boga. Ich wyroki ogłoszono i potwierdzono w podległych im prowin­
cjach i w rezultacie Atanazy, na Zachodzie szanowany jako święty, na Wschodzie
jako przestępca był narażony na publiczną odrazę.115 Synod w Sardyce odkry­
wa pierwsze objawy schizmy i niezgody pomiędzy Kościołem greckim i łaciń­
skim, które rozdzieliła przypadkowa różnica wiary i stałe rozróżnienie języka.
W czasie drugiego wygnania na Zachodzie Atanazy często bywał dopuszcza­
ny przed oblicze cesarza w Kapui, w Lodi, w Mediolanie, w Weronie, w Padwie,
w Akwilei i w Trewirze. Przy tych rozmowach był zazwyczaj obecny biskup
diecezji, a przed zasłoną czy też firanką świętego przybytku stał mistrz cere­
monii, toteż jednolite umiarkowanie prymasa mogli, poświadczyć ci szacowni
świadkowie, do których świadectwa tak uroczyście się on odwołuje.116 Roztrop­
ność podsuwała mu niewątpliwie łagodny i pełen uszanowania ton, jaki przystoi
poddanemu i biskupowi. Podczas tych poufałych obrad z władcą Zachodu mógł
Atanazy lamentować nad błędem Konstancjusza, co mu jednak nie prze­
szkadzało winić zuchwale jego eunuchów i jego ariańskich biskupów; ubolewał
nad niedolą i niebezpiecznym położeniem Kościoła katolickiego i budził
w Konstansie chęć rywalizowania na polu gorliwości i chwały z ojcem, Konstan­
tynem Wielkim. Cesarz wreszcie oznajmił, że postanowił użyć wojsk i skarbów
Europy w obronie prawdziwej wiary. Zwięzłym, kategorycznym listem zawiado­
mił swego brata, Konstancjusza, że w razie jego niezgody na natychmiastowe
przywrócenie Atanazemu arcybiskupstwa on sam, Konstans, z flotą i wojskiem
osadzi arcybiskupa na tronie w Aleksandrii.117 Do tej tak okropnej i nienatural­
nej wojny religijnej nie doszło jednak dzięki okazanej w samą porę ustępliwości
Atanazy w walce z arianizmem 241

Konstancjusza. Cesarz Wschodu raczył prosić o pojednanie ze skrzywdzonym


przez siebie poddanym. Atanazy z pełną godności dumą przystał na to dopiero
po otrzymaniu trzech kolejnych listów, w których władca, zapewniając mu
najdobitniejszymi słowami opiekę, łaskę i szacunek, zapraszał go do objęcia na
nowo arcybiskupstwa i w upokarzający dla siebie sposób wzywał swoich
wysłanników, by poświadczyli, że ma szczere zamiary. Owe zamiary przejawił
Konstancjusz jeszcze oficjalniej, wydając surowe, przekazane do Egiptu rozkazy
odwołania zwolenników Atanazego z wygnania, przywrócenia im przywilejów,
ogłoszenia ich niewinności i wymazania z zapisków publicznych sprzecznego
z prawem postępowania sądowego, które prowadzono w okresie przewagi fakcji
euzebiańskiej.
Otrzymawszy wszelkie zadośćuczynienie i wszelkie rękojmie, jakich sprawie­
dliwość, a nawet delikatność mogła wymagać, prymas wyruszył w powolną
podróż przez prowincje Tracji, Azji i Syrii. Na wszystkich etapach tej podróży
składali mu nikczemne hołdy, wzbudzając w nim pogardę i bynajmniej nie
zwodząc jego przenikliwości, biskupi Wschodu.118 W Antiochii zobaczył się
z cesarzem Konstancjuszem; skromny, acz niewzruszony, wytrzymał uściski
i zapewnienią swego pana i zręcznie wykręcił się od przyjęcia propozycji
udzielenia arianom choćby jednego kościoła w Aleksandrii, domagając się
podobnej tolerancji dla swego własnego stronnictwa w innych miastach
Cesarstwa, która to odpowiedź mogłaby się wydawać słuszna i umiarkowana
w ustach niezależnego władcy. Wjazd arcybiskupa do jego stolicy stał się
procesją tryumfalną; jego surowa władza utrwaliła się jeszcze mocniej, a jego
sława rozszerzyła się od Etiopii do Brytanii, po całym obszarze świata
chrześcijańskiego.119
Ale poddany, który postawił swego władcę przed koniecznością udawania,
nigdy nie może się spodziewać wybaczenia szczerego i trwałego; z drugiej strony,
tragiczna śmierć Konstansa wkrótce pozbawiła Atanazego potężnego i wspania­
łomyślnego opiekuna. Wojna domowa pomiędzy zabójcą Konstansa a jego
jedynym żyjącym bratem, szalejąc w Cesarstwie ponad trzy lata, zapewniła na
razie spokój Kościołowi katolickiemu. Obie walczące strony pragnęły sobie
zjednać przychylność biskupa, który swoją powagą osobistą mógł wywrzeć
decydujący wpływ na wahającą się ważną prowincję. Atanazy udzielał po­
słuchania posłom tyrana i później nawet wysuwano zarzuty, że miał jakoby
z nim tajną korespondencję.120 Cesarz Konstancjusz ze swej strony raz po raz
zapewniał najdroższego ojca, przewielebnego Atanazego, że wbrew złośliwym
pogłoskom rozpuszczanym przez ich wspólnych wrogów odziedziczył nie tylko
tron, ale i poglądy swego zmarłego brata.121 Wdzięczność i człowieczeństwo
skłaniałyby prymasa Egiptu do opłakiwania niewczesnej śmierci Konstansa
i brzydzenia się winą Magnencjusza, ale jasno rozumiał on, że jedyną rękojmią
przyjaźni Konstancjusza są jego obawy, więc żarliwość, z jaką się modlił
o zwycięstwo słusznej sprawy, mogła nieco osłabnąć. Toteż wkrótce upadek
16 — Gibbon t. 2
242 Rozdział dwudziesty pierwszy

Atanazego przestał być celem jedynie ukrytej w cieniu, złośliwej działalności


garstki świętoszkowatych bądź rozzłoszczonych biskupów, którzy nadużywali
powagi łatwowiernego monarchy. Sam monarcha bowiem przyznał się do długo
w sobie dławionej decyzji pomszczenia krzywd osobistych 122 i całą spędzoną
w Arles pierwszą zimę po swoim zwycięstwie zużył na poczynienie kroków
przeciwko wrogowi bardziej nienawistnemu niż pokonany tyran Galii.
Gdyby cesarz kapryśnie zarządził stracenie najwybitniejszego i najcnotliw­
szego obywatela Rzeczypospolitej, sługi jawnej przemocy bądź pozornej spra­
wiedliwości wykonałyby ten rozkaz bez żadnego wahania. Ostrożność jednak,
z jaką przystąpił Konstancjusz do skazania i ukarania popularnego biskupa, oraz
powstałe w związku z tym komplikacje i zwłoka odkryły światu, że przywileje
Kościoła już wskrzesiły poczucie ładu i wolności w rządzie rzymskim. Wyroku
wydanego przez synod w Tyrze i podpisanego przez znaczną większość bisku­
pów wschodnich nigdy wyraźnie nie odwołano, więc zważywszy, że Atanazy
został kiedyś złożony z biskupiego urzędu orzeczeniem sądu swoich braci,
każde posunięcie następne można było uważać za nieprawidłowe, a nawet
przestępcze. Konstancjusz, pamiętając o stanowczym i skutecznym poparciu,
jakie prymas Egiptu znalazł w Kościele zachodnim, wolał odłożyć wykonanie
wyroku do czasu, gdy uzyska współudział biskupów łacińskich. Dwa lata
upłynęły na kościelnych rokowaniach; tę doniosłą sprawę pomiędzy cesarzem
a jednym z jego poddanych uroczyście roztrząsano najpierw na synodzie
w Arles, a potem na wielkim synodzie w Mediolanie,123 na który zjechało się
ponad trzystu biskupów. Prawość ich stopniowo podkopały argumenty arian,
zręczność eunuchów i natarczywe błagania władcy, który zaspokajając żądzę
zemsty, poniżał swoją godność i, wpływając na namiętności duchowieństwa,
objawiał namiętności własne. Z powodzeniem praktykowano przekupstwo —
ten najbardziej pewny przejaw ustrojowej wolności: rozdzielano i przyjmowano
zaszczyty, dary i immunitety, uznając, że jest to cena biskupiego głosu,124 przy
czym skazanie aleksandryjskiego prymasa przedstawiano jako jedyny środek
mogący przywrócić pokój i jedność Kościołowi katolickiemu.
Przyjaciele Atanazego nie zawiedli jednak swego przywódcy. Z całym męs­
twem, które świętość ich charakteru czyniła mniej niebezpiecznym, podtrzy­
mywali na obradach publicznych, jak również i w prywatnych rozmowach
z cesarzem wieczyste zobowiązanie religii i sprawiedliwości. Oświadczali, że ani
nadzieja łaski cesarza, ani obawa przed jego niełaską nie skłonią ich do
połączenia swoich głosów w potępianiu nieobecnego, niewinnego, czcigodnego
brata.125 Z oczywistą słusznością twierdzili, że niezgodne z prawem, przesta­
rzałe wyroki synodu w Tyrze już od dawna zostały milcząco zniesione,
zważywszy edykty cesarskie, zaszczytne przywrócenie Atanazemu arcybiskup-
stwa oraz uciszenie się bądź odwoływanie zarzutów jego najbardziej wrzaskli­
wych przeciwników. Podkreślali, że jego niewinność poświadczyli jednomyślnie
biskupi Egiptu i uznał bezstronny sąd Kościoła łacińskiego na synodach
Atanazy w walce z arianizmem 243

w Rzymie i w Sardyce.126 Ubolewali nad ciężkim położeniem Atanazego, że po


tylu latach, które przeżył, ciesząc się arcybiskupstwem, dobrą sławą i wyraźnym
zaufaniem władcy, znów musi obalać najbardziej bezpodstawne i niezwykłe
oskarżenia. Wszelkie pozory mówiły o ich słuszności, i zachowywali się ze
wszech miar czcigodnie, niemniej podczas tego długiego, zaciekłego sporu,
przykuwającego uwagę całego Cesarstwa do osoby jednego biskupa, fakcje
kościelne gotowe były poświęcić prawdę i sprawiedliwość, aby tylko osiągnąć
cel znacznie ciekawszy, jakim było dla jednych obronienie nieustraszonego
szermierza wiary nicejskiej, a dla drugich jego usunięcie. Arianie wciąż jeszcze
roztropnie ukrywali swoje prawdziwe poglądy i zamiary w dwuznacznych
sformułowaniach, ale biskupi prawowierni, uzbrojeni w przychylność ludu
i w orzeczenia soboru nicejskiego, nalegali przy każdej sposobności, a zwłaszcza
na synodzie w Mediolanie, aby ich przeciwnicy oczyścili się z podejrzeń o he­
rezję, zanim odważą się oskarżać wielkiego Atanazego.127
Jednakże głos rozumu (jeśli zaiste rozum był po stronie Atanazego) zagłuszyła
wrzawa fakcji i przekupnej większości. Synodów w Arles i w Mediolanie nie
rozwiązano, dopóki arcybiskup Aleksandrii nie został uroczyście skazany
i złożony z urzędu orzeczeniem sądu zarówno zachodniego, jak wschodniego
Kościoła. Od biskupów, którzy przedtem się sprzeciwiali, zażądano podpisów
pod tym wyrokiem i zjednoczenia się w religijnej wspólnocie z podejrzanymi
przywódcami przeciwnego stronnictwa. Biskupi na synodach nieobecni otrzy­
mali za pośrednictwem wysłanników stanu formularz tej zgody do podpisu
i wszystkich tych, którzy nie chcieli swoich poglądów osobistych poddać na­
tchnionej mądrości synodów w Arles i w Mediolanie, cesarz natychmiast wypę­
dził, udając gorliwość w wykonywaniu orzeczeń Kościoła katolickiego. Spośród
tych biskupów, prowadzących za sobą czcigodną drużynę wyznawców i wygnań­
ców, na szczególne wyróżnienie zasługują: Liberiusz z Rzymu, Osjusz z Kordo-
by, Paulinus z Trewiru, Dionizy z Mediolanu, Euzebiusz z Vercellae, Lucyfer
z Cagliari i Hilary z Poitiers. Wybitne stanowisko Liberiusza, który rządził
stolicą Cesarstwa, oraz osobiste zasługi i długoletnie doświadczenie czcigodnego
Osjusza, którego czczono jako ulubieńca Wielkiego Konstantyna i jako ojca
wiary nicejskiej, postawiły tych dwóch biskupów na czele Kościoła łacińskiego,
bez względu więc na to, czyby się poddali, czy też opierali, za ich przykładem
poszłyby prawdopodobnie tłumy biskupów. Ale raz po raz wznawiane przez
cesarza wysiłki, by nakłonić bądź zatrwożyć biskupa Rzymu i biskupa Kordoby,
długo nie odnosiły żadnego skutku. Hiszpan oświadczył, że gotów jest cierpieć
pod panowaniem Konstancjusza tak samo, jak sześćdziesiąt lat przedtem cier­
piał pod panowaniem jego dziadka, Maksymiana. Rzymianin w obliczu władcy
stwierdził niewinność Atanazego i własne prawo do wolności. Gdy go wygnano
do Berei w Tracji, odesłał dużą sumę, którą mu ofiarowano na koszta podróży,
i znieważył dwór w Mediolanie wyniosłą uwagą, że cesarzowi i jego eunuchom
to złoto może się przydać na opłacenie ich żołnierzy i ich biskupów.128
244 Rozdział dwudziesty pierwszy

Ale w końcu niedola wygnania i uwięzienia sprawiła, że stanowczość


Liberiusza i Osjusza zachwiała się. Biskup rzymski okupił swój powrót pewną
występną pobłażliwością, którą zresztą później w samą porę skruszony od­
pokutował. Zgrzybiały biskup Kordoby, załamany na ciele i duchu, i być może,
z umysłem nadwątlonym przez brzemię swoich stu lat życia, dał się wreszcie
perswazją i przemocą zmusić do położenia niechętnego podpisu; bezczelny
tryumf arian z tego powodu tak prowokował niektórych duchownych ze
stronnictwa prawowiernego, że z nieludzką surowością potraktowali oni charak­
ter, a raczej pamięć nieszczęsnego starca, którego zasługom samo chrześcijań­
stwo wiele przecież zawdzięcza.129
Załamanie się Liberiusza i Osjusza rzuciło jeszcze jaśniejszy blask na
stanowczość biskupów, nadal niewzruszenie trwających przy sprawie Atanaze­
go i prawdy religijnej. Pomysłowa złośliwość wrogów pozbawiła ich dobrodziej­
stwa wzajemnej pociechy i rady, rozsyłając tych znakomitych wygnańców do
najbardziej niegościnnych miejscowości w najodleglejszych prowincjach wiel­
kiego Cesarstwa.130 A przecież wkrótce przekonali się, że pustynie libijskie
i najbardziej barbarzyńskie szlaki w Kapadocji są gościnniejsze niż siedziby
w dużych miastach, gdzie biskup ariański mógł bez żadnych hamulców
zadośćuczynić wymyślnej, złośliwej nienawiści teologicznej.131 Pociechą im była
świadomość słuszności swej sprawy i własnej niezależności, jak również aproba­
ta zwolenników,132 przejawiająca się w odwiedzinach, listach i hojnych wspar­
ciach, oraz satysfakcja, jaką im dawało obserwowanie wewnętrznego rozłamu
wśród przeciwników wiary nicejskiej. Tak kapryśne i wybredne upodobania miał
cesarz Konstancjusz i tak łatwo można go było urazić najlżejszym odchyleniem
od wymyślonej przez niego normy prawdy chrześcijańskiej, że prześladował on
z jednakową gorliwością zarówno tych, którzy bronili k o n s u b s t a n c j a l -
n o ś c i , jak tych, którzy głosili p o d o b i e ń s t w o s u b s t a n c j i , i tych,
którzy zaprzeczali p o d o b i e ń s t w u Syna Bożego. Trzech biskupów złożo­
nych z urzędu i wygnanych za te przeciwne sobie poglądy mogło się spotkać
w jednym i tym samym miejscu zesłania i w zależności od swych usposobień
okazywać albo litość, albo obelżywą pogardę wobec ślepego fanatyzmu
przeciwników, którym cierpień doczesnych nigdy nie miało wynagrodzić
szczęście wiekuiste.
Te wyroki na prawowiernych biskupów Zachodu miały na celu przygotowa­
nie gruntu do zguby samego Atanazego.133 Przez dwa lata i cztery miesiące
dwór cesarski mozolił się potajemnie, stosując najbardziej przewrotne podstępy,
aby usunąć go z Aleksandrii i odebrać mu fundusze, z których czerpał środki
swojej hojności dla ludu. Gdy prymas Egiptu, opuszczony i proskrybowany
przez Kościół łaciński, został pozbawiony wszelkiego poparcia z zewnątrz,
Konstancjusz jednak wysłał do niego dwóch ze swoich sekretarzy, tylko ustnie
im polecając oznajmić i wykonać wyrok wygnania. Ponieważ całe stronnictwo
publicznie uznawało ten wyrok za sprawiedliwy, jedyną pobudką, jaka mogła
Atanazy w walce z arianizmem 245

Konstancjusza powstrzymać od dania swoim wysłannikom sankcji na piśmie,


musiała być jego wątpliwość co do wyniku tej sprawy oraz świadomość, że
naraziłby drugie pod względem wielkości miasto i najbardziej urodzajną
prowincję Cesarstwa na wielkie niebezpieczeństwo, gdyby lud obstawał przy
zamiarze potwierdzenia niewinności swego ojca duchowego zbrojnie. Atanazy
skorzystał z pretekstu, który mu podsunęła ta wyjątkowa ostrożność cesarza,
i z szacunkiem zakwestionował autentyczność rozkazu, oświadczając, że nie
może go pogodzić z zasadami słuszności i z poprzednimi wypowiedziami swego
pana. Władze cywilne w Egipcie okazały się za słabe na to, aby przekonać bądź
zmusić prymasa do abdykacji z biskupiego tronu, z musu więc zawarto układ
z ludowymi przywódcami Aleksandrii, na mocy którego wszelkie wrogie kroki
odłożono do chwili wyraźniejszego zadokumentowania cesarskiej woli. Tym
pozornym umiarem władze zdołały zwieść katolików, dając im fałszywe
i zabójcze w skutkach poczucie bezpieczeństwa, gdy tymczasem z Górnego
Egiptu i z Libii pospiesznym marszem szły już legiony z tajnym rozkazem
oblężenia, a raczej zaskoczenia tej stolicy, przyzwyczajonej do buntów i roz­
płomienionej gorliwością religijną.134 Położenie Aleksandrii pomiędzy morzem
a jeziorem Mareotis ułatwiało dostęp od lądu i morza wojskom, które wdarły się
w samo serce miasta, zanim zdążono poczynić jakiekolwiek skuteczne przygoto­
wania, zamknąć bramy i zająć ważne placówki obronne. W dwadzieścia trzy dni
po podpisaniu układu Syrianus, diuk Egiptu, na czele pięciu tysięcy żołnierzy
w pełnym szyku bojowym, obiegł o północy kościół Świętego Teonasza, gdzie
arcybiskup był na nabożeństwie nocnym wraz z częścią swego duchowieństwa
i ludu. Drzwi świętego przybytku ustąpiły pod naporem gwałtownego natarcia,
któremu towarzyszyły wszelkie straszliwe okoliczności zgiełku i rozlewu krwi,
chociaż, zważywszy, że ciała zamordowanych i odłamki broni znalazły się
nazajutrz jako niezaprzeczalny dowód w rękach katolików, można to przedsię­
wzięcie Syriana uznać raczej za udane wtargnięcie niż za całkowity podbój.
Zniewaga ta zapoczątkowała podobne bezczeszczenie innych kościołów w mieś­
cie i co najmniej przez cztery miesiące Aleksandria była narażona na wszelkie
obelgi ze strony rozwiązłego żołdactwa, podżeganego przez duchownych
z wrogiej fakcji. Wymordowano wówczas wielu wiernych, którzy mogą za­
sługiwać na miano męczenników w przypadku, gdy ich śmierć nie była spro­
wokowana i pomszczona; biskupów i prezbiterów traktowano z haniebnym
okrucieństwem; święte dziewice rozbierano do naga, chłostano i gwałcono;
domy bogatych obywateli grabiono i pod maską gorliwości religijnej za­
spokajano chuć, chciwość i urazy osobiste, co nie tylko uchodziło bezkarnie, ale
nawet spotykało się z aprobatą. Aleksandryjscy poganie, wciąż jeszcze tworząc
duże, niezadowolone stronnictwo, łatwo dali się nakłonić do odstąpienia
biskupa, który wzbudzał w nich lęk i szacunek. W nadziei na pewne szczególne
łaski i w obawie przed surową dla wszystkich mieszkańców Aleksandrii karą za
bunt obiecali udzielić poparcia już wyznaczonemu następcy Atanazego, słyń-
246 Rozdział dwudziesty pierwszy

nemu Jerzemu z Kapadocji. Uzurpator ten, wyświęcony przez synod ariański,


zasiadł na tronie arcybiskupim dzięki orężowi Sebastiana, którego w tym celu
mianowano komesem Egiptu. Nie tylko w nabyciu tej władzy, ale i później, w jej
sprawowaniu, tyran Jerzy lekceważył prawa religii, sprawiedliwości i człowie­
czeństwa, takie same więc sceny przemocy i zgorszenia, jakie zrazu oglądano
tylko w stolicy, zaczęły się powtarzać w dziewięćdziesięciu kilku miastach
biskupich Egiptu. Zachęcony sukcesem, Konstancjusz odważył się wreszcie
zaaprobować postępowanie swoich wysłanników. W publicznym, namiętnym
liście cesarz uroczyście powinszował Aleksandrii uwolnienia się od ludowego
tyrana, zwodzącego ślepych zwolenników czarną magią swojej wymowy,
rozwiódł się szeroko nad cnotami i pobożnością przewielebnego Jerzego,
biskupa z wyboru ludu, i w końcu jako opiekun i dobroczyńca miasta wyznał
ambitną chęć przewyższania sławą samego Aleksandra. Uroczyście jednak
oświadczył, że nieugięcie postanowił ogniem i mieczem ścigać buntowniczych
zauszników niecnego Atanazego, który faktem swojej ucieczki przed sprawiedli­
wością przyznaje się do winy, jeszcze raz unikając haniebnej zasłużonej
śmierci.135
Atanazy istotnie uniknął najbardziej, wydawałoby się, nieuniknionych niebez­
pieczeństw, przy czym przygody tego niezwykłego człowieka ze wszech miar
zasługują na naszą uwagę. Owej pamiętnej nocy, gdy kościół Świętego Teonasza
obiegły wojska Syriana, arcybiskup na swoim tronie spokojnie i nieustraszenie
czekał na zbliżającą się śmierć. Wśród ogólnej wrzawy, okrzyków wściekłości
i grozy, które przerwały nabożeństwo, dodawał zatrwożonym wiernym otuchy
napominając ich, aby pokładali ufność w Bogu, i śpiewając jeden z Psalmów
Dawidowych wysławiający tryumf Boga Izraela nad pysznym bezbożnym
tyranem Egiptu. Wreszcie drzwi wyłamano i na lud poleciała chmura strzał. Do
sanktuarium wpadli z dobytymi mieczami żołnierze w zbrojach połyskliwych
w blasku świętych pochodni, płonących wokół ołtarza.136 Atanazy, wciąż
jeszcze głuchy na natarczywe błagania oddanych mnichów i prezbiterów,
szlachetnie trwał na swoim biskupim stanowisku aż do chwili, gdy bezpiecznie
odprawił z kościoła ostatniego z wiernych swojej kongregacji. Ciemności i tu­
mult tej nocy sprzyjały odwrotowi arcybiskupa. Chociaż napierały nań fale
wzburzonej rzeszy, chociaż upadł na ziemię i przez jakiś czas leżał bez czucia,
przecież odzyskał swoją nieustraszoną odwagę i wymknął się gorliwie po­
szukującym go żołnierzom, których przywódcy ariańscy pouczyli, że najbardziej
pożądanym darem dla cesarza będzie głowa Atanazego. Od owej chwili prymas
Egiptu zniknął swoim wrogom sprzed oczu i na lat sześć wszelki ślad po nim
zaginął.137
A przecież despotyczna władza jego najbardziej nieubłaganego wroga obej­
mowała cały obszar rzymskiego świata i rozjątrzony monarcha ponadto usiłował
bardzo natarczywym listem skierowanym do chrześcijańskich władców Etiopii
doprowadzić do wykluczenia Atanazego ze społeczności nawet najbardziej
Sześcioletnie wygnanie Atanazego 247

odległych i ustronnych okolic ziemi. W ściganiu zbiegłego arcybiskupa kolejno


zatrudniano komesów, prefektów, trybunów i całe armie; edykty cesarskie
rozniecały czujność władz cywilnych i wojskowych; obiecywano hojne nagrody
za dostarczenie Atanazego, żywego bądź umarłego, grożono najcięższymi
karami za osłanianie tego publicznego wroga.138 Ale na pustyniach tebaidzkich
mieszkało wówczas plemię rozzuchwalonych, a przecież uległych fanatyków,
którzy woleli się podporządkować rozkazom swego Opata niż prawom swego
władcy. Liczni uczniowie Antoniego i Pachomiusza przyjęli prymasa jak ojca;
podziwiali jego cierpliwość i pokorę w stosowaniu się do ich najsurowszych
reguł, chłonęli każde słowo z jego ust jako wyraz prawdziwej, natchnionej
mądrości i przekonywali się wzajemnie, że ich modły, posty i nocne czuwania
mniejszą stanowią zasługę niż gorliwość i narażanie się na niebezpieczeństwa
w obronie prawdy i niewinności.139
Klasztory egipskie znajdowały się w samotnych głuszach na szczytach gór
bądź na wyspach Nilu, przy czym dźwięk świętego rogu albo trąby Tabenny *
był dobrze znanym sygnałem, na który gromadziło się kilka tysięcy krzepkich,
zdecydowanych na wszystko mnichów, pochodzących przeważnie z chłopstwa
okolicznych wsi. Gdy na ich ciemne schronienia najeżdżało wojsko i opór był
niemożliwością, w milczeniu podkładali oni karki pod topór kata, dokumentu­
jąc swój charakter narodowy nie pozwalający na to, aby nawet najgorsze tortu­
ry wydarły z Egipcjanina tajemnicę, jeśli ją postanowił zachować.140 Arcybi­
skup Aleksandrii, w którego obronie tak ochoczo poświęcali życie, znikał jak
kamfora wśród tej jednolitej karnej rzeszy, za każdym razem gdy zbliżało się
niebezpieczeństwo, szybko przeprowadzany z jednej kryjówki do drugiej, aż
wreszcie dotarł w ten sposób na olbrzymie pustynie zaludnione zgodnie z ponu­
rą łatwowiernością zabobonu demonami i najdzikszymi potworami.
Ukrywając się tak aż do śmierci Konstancjusza, częściej przebywał w społecz­
ności mnichów, którzy mu wiernie służyli jako strażnicy, sekretarze i wysłanni­
cy, ale w chwilach gdy gorliwość pościgu słabła, doniosłość utrzymywania
bliższych kontaktów ze stronnictwem katolickim kusiła go do wynurzania się
z głuszy i zakradania do Aleksandrii, gdzie bezpieczeństwo swojej osoby
powierzał dyskrecji przyjaciół i zwolenników. Jego najrozmaitsze przygody
mogłyby posłużyć za temat wielu bardzo ciekawych powieści. Kiedyś ukrywał
się w suchej cysternie, z której ledwie mu się udało na czas wymknąć, gdy go
zdradziła jakaś niewolnica.141 Innym znów razem znalazł kryjówkę w miejscu
jeszcze bardziej niezwykłym, a mianowicie w domu dwudziestoletniej dziewicy,
słynnej w całym mieście z powodu swej niezrównanej urody. O północy, jak to
po latach opowiadała, zaskoczyło ją pojawienie się arcybiskupa w stroju
niekompletnym, przy czym dziwny ten gość, podchodząc pospiesznie zaklął ją,

* T a b e n n a — wyspa na Nilu niedaleko ruin Teb. Św. Pachomiusz założył tam około 325 r.
klasztor o surowej regule.
248 Rozdział dwudziesty pierwszy

aby mu udzieliła opieki, której szukać pod jej gościnnym dachem nakazała
mu wizja niebiańska. Pobożna dziewczyna przyjęła i wypełniła święte zobowią­
zanie nałożone na jej roztropność i odwagę. Natychmiast powiodła Atanazego
do swej najsekretniejszej komnaty i nikomu nie zdradzając tej tajemnicy, czuwa­
ła nad jego bezpieczeństwem z tkliwością przyjaciółki i pilnością służącej. Przez
cały niebezpieczny okres regularnie przynosiła mu książki i żywność, obmywała
mu nogi, załatwiała jego korespondencję i zręcznie ukrywała przed każdym po­
dejrzliwym okiem ową potajemną zażyłość pomiędzy świętym, którego rola
wymagała nieskazitelnej czystości, a niewiastą, której uroki mogły wzbudzić
uczucia najbardziej niebezpieczne.142 W ciągu sześciu lat prześladowania
i wygnania Atanazy niejednokrotnie odwiedzał tę towarzyszkę śliczną i wierną.
Ponadto był potajemnie obecny w Rimini i w Seleucji,143 w co nam każe wierzyć
jego oficjalne oświadczenie, że widział synody w obu tych miastach. Korzyści
płynące z osobistych rozmów z przyjaciółmi oraz z obserwowania i wykorzys­
tywania rozłamu wśród wrogów mogły usprawiedliwić przedsięwzięcie tak
zuchwałe i niebezpieczne ze strony tego roztropnego męża stanu, zważywszy
w dodatku, że Aleksandrię łączyły stosunki handlowe i żegluga ze wszystkimi
portami Morza Śródziemnego.
Z głębi swego niedostępnego schronienia nieustraszony prymas toczył nie­
ustanną wojnę z opiekunem arian, przy czym swymi pismami, w porę ogłaszany­
mi, pilnie puszczanymi w obieg i ochoczo czytanymi, przyczyniał się do
zjednoczenia i ożywienia stronnictwa prawowiernego. W licznych apologiach
publicznych, zwracając się do samego cesarza, czasem udaje on, że pochwala
umiar, chociaż jednocześnie w potajemnych, gwałtownych oskarżeniach przed­
stawia Konstancjusza jako władcę słabego, grzesznego, kata własnej rodziny,
tyrana Rzeczypospolitej i antychrysta Kościoła. U szczytów swojej pomyślności
ten zwycięski monarcha, który skarcił porywczość Gallusa i zdławił bunt
Sylwana, zdjął koronę z głowy Wetrania i pokonał w polu legiony Magnenc-
jusza, przecież został raniony widzialną ręką i rana jego w żaden sposób nie
dawała się ani zagoić, ani pomścić; syn Konstantyna był pierwszym z władców
chrześcijańskich, który doświadczył siły owych zasad mogących w sprawie re-
ligii oprzeć się najgwałtowniejszym usiłowaniom władzy świeckiej.144
Prześladowanie Atanazego i tylu innych czcigodnych biskupów, którzy
cierpieli za prawdę swoich przekonań albo przynajmniej za prawość swego
sumienia, było przedmiotem słusznego oburzenia wszystkich chrześcijan z wyjąt­
kiem ślepych zwolenników fakcji ariańskiej. Rzesze opłakiwały utratę wiernych
duszpasterzy, bolały nad tym, że po ich wygnaniu na tron biskupi wstępował
zazwyczaj jakiś obcy intruz,145 i skarżyły się głośno, że prawo wolnych
wyborów pogwałcono i że muszą słuchać pierwszego lepszego najemnego
uzurpatora, którego osoba jest im nie znana, a zasady podejrzane.
Katolicy mogli jednak na dowód, że nie są zamieszani w winę i herezję swego
kościelnego wielkorządcy, publicznie odrzekać się od jego wspólnoty czy też
Atanazy na wygnaniu. Prześladowanie innych biskupów 249

nie zgadzać się na zasady ariańskie. Pierwszy z tych sposobów wymyślono


w Antiochii i stosowano z takim powodzeniem, że wkrótce rozpowszechnił się
w całym świecie chrześcijańskim. Doksologia, czyli uświęcony hymn śpiewany
na chwałę Trójcy Świętej, może ulegać pewnym bardzo subtelnym, jednak
istotnym odmianom i można w nim istotę credo prawowiernego i credo
heretyckiego wyrazić różnicą jednego spójnika. Otóż dwaj pobożni i czynni
ludzie świeccy przywiązani do wiary nicejskiej: Flawianus i Diodorus, wprowa­
dzili do nabożeństw publicznych responsoria i regularniejszą psalmodię.146
Z ich to inicjatywy z pobliskiej pustyni wyległ rój mnichów i w katedrze
w Antiochii zaczęły stale śpiewać zespoły karnych śpiewaków. Pełny chór
głosów intonował teraz tryumfalnie: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi
Świętemu”,147 i w ten to sposób katolicy czystością swojej nauki obrażali
ariańskiego biskupa, który przywłaszczył sobie tron przewielebnego Eustacju-
sza. Taka sama gorliwość, jaka była natchnieniem ich pieśni, skłoniła bardziej
skrupulatnych członków stronnictwa prawowiernego do utworzenia osobnych
zgromadzeń kierowanych przez prezbiterów, dopóki śmierć wygnanego biskupa
nie pozwoliła na wybory i wyświęcenie nowego duchowego pasterza.148
Wskutek przewrotów na dworze pomnożyła się liczba pretendentów do
biskupiego tronu; nieraz pod panowaniem Konstancjusza o jedno i to samo
miasto spierało się dwóch, trzech, a nawet czterech biskupów, z których każdy
sprawował jurysdykcję duchową nad swymi zwolennikami i na zmianę to tracił,
to odzyskiwał doczesne dobra Kościoła. Te nadużycia chrześcijaństwa zrodziły
w państwie rzymskim nowe przyczyny tyranii i buntów. Wściekłość fakcji
religijnych rozrywała grupy społeczeństwa świeckiego i pierwszy lepszy żyjący
w cieniu obywatel, który, być może, spokojnie oglądał wznoszenie się i upadki
kolejnych cesarzy, nie tylko sobie wyobrażał, ale nawet przekonywał się, że jego
życie i losy wiążą się ściśle z interesami popularnego arcybiskupa. Do przed­
stawienia stanu Cesarstwa i nastrojów ludności za panowania synów Konstan­
tyna niech nam tu posłuży przykład dwóch stolic: Rzymu i Konstantynopola.
I. Arcybiskup Rzymu, dopóki utrzymywał swoje stanowisko i zasady, miał
ochronę w przywiązaniu wielkiego ludu, mógł więc z pogardą odrzucać prośby,
groźby i ofiary heretyckiego władcy. Eunuchów, którzy potajemnie wydali
wyrok wygnania na Liberiusza, uzasadnione obawy przed zamieszkami skłoniły
przy wykonywaniu tego wyroku do zastosowania środków najwyższej ostroż­
ności. Stolicę zewsząd otoczono wojskiem i dopiero wtedy rozkazano prefektowi
fortelem bądź jawną siłą pojmać osobę biskupa. Rozkaz został wypełniony i,
zanim ogólna konsternacja przemieniła się we wściekłość, Liberiusza z wielkimi
trudnościami wywieziono o północy poza zasięg rzymskiego ludu. Ale natych­
miast gdy rozeszła się wieść o jego zesłaniu do Tracji, zwołano ogólne
zgromadzenie, na którym duchowni Rzymu publicznie zobowiązali się uroczy­
stą przysięgą, że nigdy nie opuszczą swego biskupa i nigdy nie uznają uzurpato­
ra Feliksa, wybranego wskutek knowań eunuchów bezprawnie i wyświęconego
250 Rozdział dwudziesty pierwszy

w ścianach jakiegoś pałacu świeckiego. Jeszcze po dwóch latach trwali nie­


wzruszenie w swoim postanowieniu i Konstancjusz podczas swego pobytu
w Rzymie nie mógł się opędzić natarczywym błaganiom ludu, który jako
ostatnią resztkę dawnej wolności zachował sobie prawo do traktowania władcy
w sposób bezczelnie poufały. Żonom licznych senatorów i co czcigodniejszych
obywateli, nalegającym na mężów, aby wstawili się za Liberiuszem, poradzono
podjąć się osobiście tej misji, w ich rękach bezpieczniejszej i o większych
widokach powodzenia. Cesarz dwornie przyjął delegatki, których bogactwa
i wysokie godności uwidaczniały się w przepychu strojów i klejnotów; wyraził
podziw wobec ich nieugiętej decyzji podążenia za ukochanym biskupem choćby
na koniec świata i zezwolił, aby w Rzymie rządzili w spokoju, każdy swoją
kongregacją, dwaj biskupi: Feliks i Liberiusz. Ale pojęcie tolerancji tak było
sprzeczne z praktyką, a nawet z poglądami owych czasów, że gdy odpowiedź
Konstancjusza odczytano publicznie w cyrku rzymskim, ten rozsądny projekt
napotkał na sprzeciw pełen szyderstwa i pogardy. Ochocza gwałtowność,
przejawiana przez widzów w decydującej chwili wyścigów konnych, tym razem
skierowała się na inny przedmiot i cały cyrk rozbrzmiał okrzykami tysięcy
powtarzających raz po raz: „Jeden Bóg! Jeden Chrystus! Jeden biskup!”
Gorliwość ludu rzymskiego w sprawie Liberiusza nie ograniczyła się do samych
słów; niebezpieczny, krwawy bunt, który wybuchnął w Rzymie wkrótce po
wyjeździe Konstancjusza, zmusił tego władcę do przyjęcia biskupa i przywró­
cenia mu niepodzielnego panowania nad stolicą. Po bezskutecznym oporze jego
współzawodnik, Feliks, został za pozwoleniem cesarza wygnany z miasta,
a zauszników Feliksa siły przeciwnej fakcji wymordowały na ulicach, w miejs­
cach publicznych, łaźniach, a nawet w kościołach tak nieludzko, że w chwili
powrotu chrześcijańskiego biskupa oblicze Rzymu raz jeszcze wyglądało jak po
okropnej rzezi Mariusza i proskrypcji Sulli.149
II. Pomimo błyskawicznego postępu chrześcijaństwa pod panowaniem dynastii
Flawiuszów w Rzymie, w Aleksandrii i w innych wielkich miastach Cesarstwa
nadal trzymała się silna i potężna fakcja niewiernych, którzy z zawiścią patrzyli
na rozkwit Kościoła i wyśmiewali, nawet w teatrach, spory teologiczne. Tylko
jedno jedyne miasto Konstantynopol cieszyło się korzyściami płynącymi z tego,
że powstało i rozwinęło się już na łonie wiary. Nigdy stolicy Wschodu nie splamił
kult bałwanów; ogół mieszkańców głęboko wchłonął poglądy, cnoty i namiętno­
ści odróżniające chrześcijan tamtych czasów od reszty ludzkości. Gdy umarł
Aleksander, o tron biskupi zaczęli się spierać Paweł i Macedoniusz. Obaj z racji
swojej gorliwości i talentów zasługiwali na stanowisko, o które się ubiegali, o ile
jednak postawa moralna Macedoniusza była bardziej nienaganna, o tyle jego
współzawodnik miał przewagę jako wcześniej wybrany i bardziej prawowierny.
Niezłomne przywiązanie do nicejskiego wyznania wiary, dające teraz Pawłowi
miejsce w kalendarzu wśród świętych i męczenników, naraziło go na niechęć
arian. W ciągu czternastu lat pięciokrotnie zrzucano go z biskupiego tronu,
Konstantynopol. Męczeństwo biskupa Pawła 251

na który powracał częściej dzięki przemocy ludu niż za pozwoleniem władcy.


Tylko śmierć tego rywala mogła zapewnić władzę Macedoniuszowi. Nieszczęs­
nego Pawła wleczono w kajdanach z piaszczystej pustyni w Mezopotamii aż do
najbardziej opuszczonych zakątków gór Taurus,150 trzymano go w ciemnym,
wąskim lochu pozostawiając przez sześć dni bez jedzenia i później uduszono go
na rozkaz Filipa, jednego z głównych ministrów Konstancjusza.151 Pierwsza
krew, jaka splamiła nową stolicę, została przelana w tym właśnie sporze
kościelnym, który podczas zaciekłego buntu ludności pociągnął za sobą bardzo
wiele ofiar i z jednego, i z drugiego stronnictwa. Odpowiedzialność za wykona­
nie wyroku wygnania na Pawle spadła na Hermogenesa, naczelnego dowódcę
konnicy, i stało się to zabójcze dla niego samego. Katolicy powstali w obronie
swego biskupa, pałac Hermogenesa spalili, po czym tego oficera, najwyższego
rangą w całym Cesarstwie, powleczono za pięty przez ulice Konstantynopola,
a gdy wyzionął ducha, wystawiono jego zwłoki na płoche zniewagi ludu.152 Los
Hermogenesa pouczył Filipa, prefekta pretorium, że w takich sprawach należy
działać znacznie ostrożniej. W słowach najłagodniejszych i najbardziej zaszczyt­
nych poprosił Pawła o stawienie się w łaźniach Zeuksippus, które ukrytym
przejściem łączyły się z pałacem i morzem. Statek czekający przy ogrodowych
schodach natychmiast rozwinął żagle i gdy lud nic jeszcze nie wiedział
0 zamierzonym świętokradztwie, biskup Paweł już płynął do Tessaloniki.
Wkrótce potem ujrzano ze zdumieniem, jak wrota pałacu otwierają się na oścież
1 wyjeżdża z nich uzurpator Macedoniusz w wysokim rydwanie, otoczony
gwardią z dobytymi mieczami. Wojskowy ten pochód podążył w kierunku
katedry, wobec czego i arianie, i katolicy pospiesznie tam popędzili, chcąc zająć
tę ważną placówkę. W zamęcie tych zamieszek utraciło życie trzy tysiące sto
pięćdziesiąt osób. Macedoniusz, popierany przez regularne wojsko, odniósł
decydujące zwycięstwo, ale jego panowanie wciąż zakłócały wrzawy i bunty,
wybuchające nawet z przyczyn, które na pozór miały najmniejszy związek
z samym przedmiotem sporu, a przecież wystarczały do podsycenia płomieni
domowej niezgody. Ponieważ kaplica, w której złożono ciało Wielkiego
Konstantyna, zaczynała się walić, biskup przewiózł te czcigodne szczątki do
kościoła Świętego Akacjusza. Natychmiast całe stronnictwo trzymające się
doktryny homouzjon przedstawiło owo roztropne, a nawet pobożne posunięcie
jako niecne zbezczeszczenie. Fakcje chwyciły za broń, poświęcony grunt stał się
polem bitwy, przy czym, jak podaje jeden z historyków kościelnych, nie zwrotem
retorycznym, ale faktem rzeczywistym było to, że ze studni przed kościołem
przelewała się krew, napełniając portyki i przyległe dziedzińce. Pisarz, który by te
zamieszki przypisał wyłącznie zasadom religijnym, przejawiłby bardzo niedo­
skonałą znajomość natury ludzkiej, a przecież trzeba przyznać, że pobudki
zwodzące szczerą gorliwość na manowce i pozory maskujące rozwiązłość
namiętności zdławiły skruchę, jaka normalnie na pewno byłaby następstwem
rozjątrzenia chrześcijan Konstantynopola.153
252 Rozdział dwudziesty pierwszy

Konstancjusz, który przy swoim okrutnym, arbitralnym usposobieniu


często wybuchał gniewem bez powodu, zgoła nie prowokowany niczyją winą
i oporem, dał się ponieść tym razem słusznemu oburzeniu na zamieszki
w swojej stolicy i zbrodnicze postępowanie fakcji przeciwstawiającej się po­
wadze i religii władcy. Wymierzano więc zwyczajowe kary śmierci, wygnania
i konfiskat ze stronniczą surowością. Grecy po dziś dzień wielbią pamięć
dwóch kleryków, lektora i subdiakona, oskarżonych o zamordowanie Her-
mogenesa i ściętych w bramie Konstantynopola. Na mocy jakiegoś edyktu
Konstancjusza* wymierzonego przeciwko katolikom i uznanego później za
niegodny miejsca w Kodeksie Teodozjaóskim, wszystkich nie uznających
wspólnoty z biskupami ariańskimi pozbawiono immunitetów kościelnych
i uprawnień chrześcijańskich, zmuszono do rezygnacji z kościelnych mająt­
ków i surowo zakazano im zebrań w obrębie miasta. Wykonanie tego
niesprawiedliwego prawa w prowincjach Tracji i Azji Mniejszej powierzo­
no gorliwości Macedoniusza, polecając władzom cywilnym i wojskowym być
na jego rozkazy. Okrucieństwa, jakich dopuścił się ten semi-ariański tyran
dla poparcia sprawy homouzjon, wykroczyły poza ramy poruczonej mu misji
i okryły panowanie Konstancjusza hańbą. Przemocą udzielano świętych sakra­
mentów nieszczęsnym ofiarom zaprzeczającym powołaniu Macedoniusza i czu­
jącym wstręt do jego zasad. Chrzczono kobiety i dzieci wydzierane z objęć
przyjaciół i rodziców; w usta komunikantów wtłaczano drewniane zastawki
nie pozwalające zacisnąć zębów, aby wmusić nieszczęsnym poświęcony chleb
do gardła; wrażliwym dziewicom przypalano piersi rozgrzanymi do czerwo­
ności skorupkami jajek albo też nieludzko ściskano je w szorstkich drewnia­
nych trybach.154 Nowacjanie z Konstantynopola i okolicznych wsi z racji
swego niezłomnego przywiązania do sztandaru homouzjon zasługiwali na to,
aby ich pomieszać z samymi katolikami. Macedoniusz, dowiedziawszy się, że
duży okręg Paflagonii155 jest zamieszkany prawie wyłącznie przez tych sek-
ciarzy, postanowił albo ich nawrócić, albo doszczętnie wytępić. Ponieważ
w tym wypadku nie wierzył w skuteczność poruczenia tej misji duchownym,
wydał rozkaz, aby na owych buntowników pomaszerował oddział złożony
z czterech tysięcy legionistów, celem podbicia obszaru Mantinium i włącze­
nia go pod jego, Macedoniusza, duchowe panowanie. Chłopi-nowacjanie,
pełni rozpaczy i wściekłości religijnej, zuchwale się potykali z najeźdź­
cami swego kraju i chociaż wielu Paflagończyków straciło życie, legiony
rzymskie przecież dały się pokonać zgiełkliwej rzeszy uzbrojonej tylko w kosy
i topory i z wyjątkiem nielicznych, którzy się uratowali haniebną ucieczką,
prawie całe cztery tysiące żołnierzy poległy na polu bitwy. Następca Konstan­
cjusza opowiedział w sposób zwięzły, ale barwny o niektórych nieszczęściach
teologicznych, jakie nawiedziły Cesarstwo, a zwłaszcza Wschód, za panowania
tego władcy, będącego niewolnikiem namiętności własnych i namiętności swoich
eunuchów.
Zamieszki w Cesarstwie na tle sporów religijnych 253

„Wielu więziono, prześladowano i skazywano na wygnanie. Całe gromady


osób zwanych heretykami mordowano, szczególnie w Cyzicus i w Samosacie.
W Paflagonii, w Bitynii i w Galacji wiele było nie zamieszkanych, zrujnowanych
miasteczek i wsi.” 156
Gdy płomienie sporu ariańskiego trawiły wnętrzności Cesarstwa, udręką
prowincji afrykańskich byli szczególni wrogowie, okrutni fanatycy, którzy pod
mianem circumcelionów stanowili przedmiot zgorszenia i siłę stronnictwa dona-
tystów.157 Surowe wykonanie praw Konstantyna rozbudziło ducha niezadowo­
lenia i niezgody; gorliwe wysiłki jego syna, Konstansa, który chciał przywrócić
jedność Kościoła, rozjątrzyły uczucie wzajemnej nienawiści będącej pierwszą
przyczyną rozłamu; metody przemocy i przekupstwa stosowane przez dwóch
komisarzy cesarskich: Pawła i Makariusza, dostarczyły tym schizmatykom na
pozór słusznego argumentu wykazującego różnicę pomiędzy zasadami apos­
tołów a postępowaniem ich rzekomych następców.158 Chłopi we wsiach Numidii
i Mauretanii byli dzikim plemieniem, w sposób niedoskonały ujętym w tryby
praw rzymskich i również w sposób niedoskonały nawróconym na wiarę
chrześcijańską; kierowali się oni jednak ślepym fanatyzmem w sprawie swych
nauczycieli-donatystów. Gwałtownie reagowali na wygnanie swoich biskupów,
burzenie kościołów i przerywanie potajemnych zebrań. Przemoc urzędników
sprawiedliwości, nieraz podtrzymywanych przez wojsko, odpierali nierzadko
taką samą przemocą, a że ofiarą tego sporu padał niejeden z cieszących się
ich szacunkiem i łubianych duchownych, pałali ci nieokrzesani wyznawcy
gorącym pragnieniem pomszczenia owych świątobliwych męczenników. Sługi
prześladowania swoim okrucieństwem i porywczością powodowały czasem
własną śmierć i w następstwie przypadkowych zamieszek poczucie winy strącało
zbrodniarzy na dno rozpaczy i buntu. Wypędzani z rodzinnych wsi chło-
pi-donatyści tworzyli olbrzymie bandy, koczując na skraju Pustyni Getuliańs-
kiej, gdzie z całą gotowością zamieniali nawyki rolniczego znoju na życie
w gnuśności i grabieże uświęcone mianem religii i bardzo słabo potępiane przez
uczonych tej sekty. Przywódcy circumcelionów przybrali tytuł przywódców nad
świętymi; ich główną bronią, ponieważ wszyscy inni bez różnicy mieli miecze
i włócznie, był ogromny ciężki kij zwany przez nich i z r a e l i t ą oraz dobrze
znane hasło: „Chwała niech będzie Bogu!” — które jako okrzyk wojenny sze­
rzyło strach w nie uzbrojonych prowincjach afrykańskich. Z początku łupie-
stwo circumcelionów zabarwione było pretekstem, że muszą zdobywać środki
utrzymania, ale już wkrótce przekroczyli miarę swoich potrzeb i folgowali
bez żadnych hamulców chciwości i pijaństwu, paląc spustoszone przez siebie
wsie i panosząc się jak samowolni tyrani w całej okolicy. Zajęcia rolnicze
i administrację sprawiedliwości przerwano, a circumcelioni, udając, że przy­
wracają pierwotną równość wszystkich ludzi i reformują nadużycia społeczeń­
stwa świeckiego, otworzyli wygodne schronienie dla niewolników i niewypła­
calnych dłużników, którzy tłumnie przechodzili pod ich święty sztandar. Gdy
254 Rozdział dwudziesty pierwszy

nie stawiano im oporu, zazwyczaj zadowalali się tylko grabieżą, ale sprzeciw
choćby najlżejszy prowokował ich do czynów przemocy i do morderstw.
Niektórzy z księży katolickich za nieroztropne przejawienie swojej gorli­
wości torturowani byli przez tych fanatyków z najbardziej wyrafinowanym
i wyuzdanym barbarzyństwem. Circumcelioni nie zawsze jednak wyżywali
się na wrogach bezbronnych: potykali się, czasem nawet zwycięsko, z całymi
oddziałami wojsk prowincjonalnych, przy czym raz w takiej krwawej akcji pod
Bagai zaatakowali na otwartym polu przednie straże konnicy cesarskiej,
aczkolwiek męstwo ich wówczas okazało się daremne. Donatystów pojmanych
z bronią w ręku traktowano tak, jakby to były dzikie bestie z pustyni,
na co zresztą ta sekta z racji swoich dalszych wyczynów wkrótce już zasłu­
giwała. Jeńcy owi bez jednego słowa umierali od miecza, od topora bądź
też na stosie, a posunięcia w odwecie za ich śmierć mnożyły się błyskawicz­
nie, coraz bardziej pogarszając okropność tego buntu i wykluczając wszelką
nadzieję wzajemnego przebaczenia. Na początku naszego stulecia przykład
circumcelionów ożył w prześladowaniu, zuchwalstwie, zbrodniach i fanatyzmie
kamizardów, ale chociaż ci fanatycy z Langwedocji przewyższyli fanatyków
z Numidii swymi osiągnięciami wojskowymi, to jednak Afrykanie utrzymywali
swoją dziką niezależność z większą stanowczością i uporem.159
Zamieszki takie są naturalnymi skutkami tyranii religijnej, ale zajadłą wście­
kłość donatystów rozpłomieniało szaleństwo bardzo niezwykłego rodzaju, któ­
rego, jeśli panowało ono wśród nich rzeczywiście w stopniu aż tak nadmiernym,
nie da się chyba przyrównać do niczego w żadnym kraju i w żadnym stuleciu.
Wielu z owych fanatyków, opanowanych wstrętem do życia i pragnieniem mę­
czeństwa, uważało, że nie jest ważne, jakim sposobem i z czyich rąk spotka ich
śmierć, jeśli uświęcają swoje postępowanie intencją poświęcenia się dla chwały
prawdziwej wiary w nadziei szczęścia wiekuistego.160 Czasem brutalnie zakłóca­
li święta pogan i bezcześcili ich świątynie chcąc sprowokować najgorliwszych
bałwochwalców do pomszczenia znieważonego honoru bogów. Czasem siłą to­
rowali sobie drogę do sądów sprawiedliwości i zmuszali przerażonego sędziego,
aby wydał rozkaz natychmiastowego ich stracenia. Często na drogach publicz­
nych zatrzymywali podróżnych, których zobowiązywali do zadania im męczeń­
skiej śmierci, obiecując nagrody, jeśli się na to zgodzą, i grożąc im natychmias­
tową zagładą, w razie gdyby nie chcieli zrobić tej tak bardzo szczególnej grze­
czności. Gdy wszystkie takie środki zawodziły, donatysta ogłaszał dzień i godzi­
nę, kiedy to w obecności przyjaciół i braci zamierza samobójczo rzucić się z ja­
kiejś wysokiej skały. Pokazywano sobie wiele przepaści słynnych z racji popeł­
nionych tam licznych samobójstw na tle religijnym. W czynach tych fanatycz­
nych desperatów, którzy stanowili dla jednego stronnictwa przedmiot podziwu
jako męczennicy Boga, a dla drugiego przedmiot wstrętu jako ofiary szatana,
bezstronny filozof może ujrzeć krańcowe nadużywanie religii pod wpływem
nieugiętego ducha wywodzącego się z charakteru i zasad narodu żydowskiego.
Stosunek chrześcijaństwa do pogaństwa 255

Prosta relacja o rozłamach wewnętrznych, mącących spokój Kościoła i znie­


sławiających jego tryumfy, zarówno potwierdzi spostrzeżenie, które uczynił
pewien historyk pogański, jak i uzasadni skargę pewnego czcigodnego biskupa.
Na podstawie własnego doświadczenia ów historyk, Ammianus, twierdzi, że
wrogość chrześcijan wobec siebie nawzajem znacznie przekracza wściekłość
dzikich zwierząt wobec człowieka;161 z drugiej strony biskup, Grzegorz z Na-
zjanzu, z największym żalem ubolewa, że Królestwo Niebieskie zostało przemie­
nione przez niezgodę w obraz chaosu, nawałnicy nocnej i samych piekieł.162
Gwałtowni i stronniczy pisarze tamtych czasów, przypisując w s z y s t k i e
cnoty sobie, a w s z y s t k i e winy swoim przeciwnikom, odmalowują bitwę
aniołów z demonami. My, rozumując spokojniej, odrzucimy takie czyste
i doskonałe potwory występku bądź świętości i zastosujemy jednakowo, czy już
przynajmniej bez rozróżnień, miarę dobra i zła do tych wrogich sekciarzy, którzy
siebie nazywali prawowiernymi, a wszystkich innych heretykami. Jedni i drudzy,
niezależnie od tego, do jakiego stronnictwa należeli, zostali wychowani w tej
samej religii i tej samej społeczności państwowej. Ich nadzieje i obawy w życiu
doczesnym i wobec życia przyszłego równoważyły się w takiej samej proporcji.
I u jednych, i u drugich błędy mogły być niewinne, wiara szczera, postępowanie
chwalebne albo przekupne. I jedni, i drudzy z jednakową namiętnością dążyli do
tych samych celów i na przemian to jedni, to drudzy mogli nadużywać łaski
dworu albo ludu. Poglądy metafizyczne atanazjanów i arian nie wpływały
przecież na ich charakter moralny: w tym samym stopniu ożywiał ich duch
nietolerancji zrodzony z czystych i prostych zasad Ewangelii.
Pewien pisarz nowoczesny, ze słuszną ufnością określający pisaną przez siebie
historię zaszczytnym mianem politycznej i filozoficznej,163 krytykuje trwoż­
liwą roztropność Montesquieu za to, że przy wyliczaniu przyczyn schyłku
Cesarstwa pominął milczeniem ustawę Konstantyna, na mocy której abso­
lutnie zdławiono praktykowanie kultu pogańskiego, pozbawiając znaczną
część poddanych nie tylko świątyń i kapłanów, ale i jakiejkolwiek religii
państwowej. Gorliwość tego historyka-filozofa wobec uprawnień ludzkości
skłania go do zadowolenia się dwuznacznym świadectwem tych duchownych,
którzy zbyt lekko przypisali swemu ulubionemu bohaterowi z a s ł u g ę po­
wszechnego prześladowania pogaństwa.164 Zamiast tutaj przytaczać ową rzeko­
mą ustawę, która przecież, gdyby istniała rzeczywiście, biłaby w oczy na
poczesnym miejscu w Kodeksach Cesarskich, możemy śmiało się powołać na
autentyczny list skierowany przez Konstantyna do zwolenników religii starożyt­
nej już w czasie, gdy nie ukrywał on swego nawrócenia i nie bał się żadnych
współzawodników do tronu. Z największym naciskiem Konstantyn zachęca
i napomina poddanych Cesarstwa Rzymskiego, aby poszli za przykładem swego
pana. Ale oświadcza przy tym, że ci, którzy jeszcze nie chcą otworzyć oczu
na światłość niebiańską, mogą swobodnie zbierać się w swoich świątyniach
i czcić swoich urojonych bogów. Podaniu, jakoby obrzędy pogaństwa zno­
256 Rozdział dwudziesty pierwszy

szono, zaprzecza więc oficjalnie sam cesarz, który za zasadę przyjmuje umiar
wobec niepokonanej siły zakorzenionych przesądów i zabobonów.165 Nie
naruszając świętości swej obietnicy ani nie wzbudzając lęku u pogan, chytry ten
monarcha posuwał się naprzód krokami powolnymi i ostrożnymi, mającymi na
celu podkopanie gmachu wielobóstwa. Akty stronniczej surowości, jaką od
czasu do czasu stosował, chociaż ich ukrytą pobudkę stanowiła chrześcijańska
gorliwość, były zabarwione pozorami największej sprawiedliwości i dbałości
0 powszechne dobro: wydawało się, że Konstantyn nie ma zamiaru burzyć
podwalin religii starożytnej, tylko chce naprawić jej nadużycia. Za przykładem
najmędrszych swych poprzedników jak najsurowiej karał za uprawianie tajem­
nych, bezbożnych sztuk wróżbiarstwa, rozniecających próżną nadzieję, a czasem
1 zbrodnicze zakusy tych, którzy byli niezadowoleni ze swego obecnego
położenia. Wyroczniom narzucono więc haniebne milczenie, publicznie skazując
je za oszustwo i fałszerstwo, stanowiska zniewieściałych kapłanów nad Nilem
zniesiono, a Konstantyn, jako rzymski cenzor, wydał rozkaz zburzenia kilku
świątyń w Fenicji, w których w biały dzień uprawiano z nabożności prostytucję
wszelkiego rodzaju na cześć Wenus.166 Cesarskie miasto Konstantynopol
zostało wybudowane w pewnej mierze kosztem bogatych świątyń greckich
i azjatyckich i ozdobione zabranymi z nich łupami; majątki świątyń skonfis­
kowano, posągi bogów i bohaterów przewieziono z brutalną poufałością między
ludzi, którzy zamiast je ubóstwiać, ciekawie je oglądali, złoto i srebro z po­
wrotem puszczono w obieg, a dostojnicy państwowi, biskupi i eunuchowie,
korzystając ze szczęśliwej okazji, zaspokajali jednocześnie swoją gorliwość,
chciwość i urazę. Ale te spustoszenia ograniczyły się tylko do małej części
świata rzymskiego i prowincje już od dawna przywykły znosić podobne
świętokradzkie grabieże ze strony tyrańskich władców i prokonsulów, któ­
rych nie można było podejrzewać o żaden zamysł obalenia ustanowionej
religii.167
Synowie Konstantyna poszli w ślady swego ojca, bardziej niż on gorliwi, a nie
tak rozsądni. Powody do grabieży i ucisku stopniowo się mnożyły,168 przy czym
okazywano wielką pobłażliwość bezprawnemu zachowaniu się chrześcijan.
Wszelkie wątpliwości tłumaczono na niekorzyść pogaństwa, a burzenie świątyń
wysławiano jako jedno z pomyślnych wydarzeń panowania Konstansa i pano­
wania Konstancjusza.169 Imię Konstancjusza figurowało w nagłówku pewnego
zwięzłego prawa, mającego, być może, usunąć konieczność wszelkich zakazów
w przyszłości.
„Wolą naszą jest, aby we wszystkich miejscowościach, we wszystkich
miastach świątynie natychmiast zostały zamknięte i pilnie strzeżone przed
jakąkolwiek możliwością wykroczenia. Wolą naszą jest również, aby wszyscy
nasi poddani powstrzymali się od składania ofiar. Na każdego, kto winien bę­
dzie takiego czynu, niechaj spadnie miecz zemsty, a po straceniu go niechaj
mienie jego ulegnie konfiskacie na użytek publiczny. Ogłaszamy te same
Stosunek chrześcijaństwa do pogaństwa 257

kary dla wielkorządców prowincji, jeśli zaniedbają oni sprawy ukarania tych
zbrodniarzy.” 170
Istnieją jednak wszelkie powody po temu, aby wierzyć, że ten straszliwy edykt
albo nie został ogłoszony publicznie, albo jeśli nawet został ogłoszony, nie wszedł
w życie. Świadectwo faktów i po dziś dzień zachowane pomniki ze spiżu
i marmuru dowodzą, że przez cały czas panowania synów Konstantyna kult
pogański był publicznie praktykowany. Zarówno na Zachodzie, jak i na
Wschodzie, w miastach i w wioskach respektowano, a już co najmniej
oszczędzono bardzo liczne świątynie i pobożne rzesze pogan nadal się cieszyły
zbytkownością składanych ofiar, świąt i pochodów, na które rząd państwowy
albo pozwalał, albo co najmniej patrzył przez palce. Mniej więcej w cztery
lata od rzekomej daty tego krwawego edyktu Konstancjusz zwiedzał świątynie
w Rzymie i przyzwoitość jego zachowania się tam, zdaniem pewnego krasomów-
cy-poganina, mogła służyć za wzór następnym władcom.
„Teraz cesarz — powiada Symmachus — pozwalał dziewicom westalkom na
przywilej nietykalności, nadawał magnatom Rzymu godności kapłańskie,
udzielał zwyczajowego zasiłku na koszta obrzędów publicznych i składania
ofiar; chociaż sam wyznawał inną religię, nigdy nie usiłował Cesarstwa pozba­
wić uświęconego kultu starożytności.” 171
Senat nadal odważał się uświęcać uroczystymi dekretami b o s k ą pa­
mięć poprzednich władców; również i samego Konstantyna skojarzono po
śmierci z owymi bogami, których się odrzekł i których znieważał za życia.
Tytuł, insygnia i przywileje najwyższego arcykapłana, ustanowione przez
Numę i przybrane przez Augusta, bez wahania przyjęło kolejno siedmiu ce­
sarzy chrześcijańskich, obdarzonych dzięki temu bardziej samowładną wła­
dzą nad religią, którą porzucili, niż nad religią, którą wyznawali.172
Rozłamy w chrześcijaństwie powstrzymały na pewien czas ruinę pogań­
stwa,173 gdyż władcy i biskupi, bardziej bezpośrednio zatrwożeni grzechem
i niebezpieczeństwem wewnętrznego buntu, prowadzili świętą wojnę z nie­
wiernymi mniej energicznie. Wykorzenianie bałwochwalstwa174 można było
uzasadnić ustanowionymi zasadami nietolerowania innych bogów, ale wrogie
sobie sekty, na przemian panujące na dworze cesarskim, wspólnie się oba­
wiały odstręczenia i rozdrażnienia umysłów potężnej, chociaż już podupadłej
fakcji pogańskiej. Wszelkie pobudki władzy i mody, interesu i rozumu wal­
czyły już po stronie chrześcijaństwa, parę jednak pokoleń przeszło, zanim
ich zwycięski wpływ dał się odczuć powszechnie. Religię tak starą i tak dawno
ustanowioną w Cesarstwie Rzymskim szanował jeszcze liczny lud, zaiste bar­
dziej przywiązany do starożytnego obyczaju niż do poglądów spekulatyw-
nych. Zaszczyty państwowe i wojskowe bez różnicy nadawano wszystkim
poddanym Konstantyna i Konstancjusza, przy czym znaczna część wiedzy,
bogactwa i męstwa wykorzystywana była jeszcze w służbie wielobóstwa. Za-
bobonność senatora i chłopa, poety i filozofa płynęła z rozmaitych źródeł,
258 Rozdział dwudziesty pierwszy

ale z jednakową pobożnością spotykali się oni w świątyniach bogów. Ich


gorliwość niepostrzeżenie się wzmogła wskutek obelżywego tryumfu pro-
skrybowanej sekty, a ich nadzieje odżyły dzięki ugruntowanej ufności w to,
że przypuszczalny dziedzic Cesarstwa, młody, waleczny bohater, który wy­
zwolił Galię spod oręża barbarzyńców, potajemnie przyjął religię swoich
przodków.
Rozdział dwudziesty drugi

JULIAN PRZEZ LEGIONY GALIJSKIE OGŁOSZONY CESARZEM —


JEGO MARSZ I ZWYCIĘSTWA — ŚMIERĆ KONSTANCJUSZA —
ADMINISTRACJA CYWILNA JULIANA

Gdykupów,
Rzymianie uginali się pod jarzmem haniebnej tyranii eunuchów i bis­
we wszystkich częściach Cesarstwa poza obrębem pałacu Konstan-
cjusza powtarzano sobie z zachwytem pochwały na cześć Juliana. Barbarzyńcy
Germanii na własnej skórze już odczuli oręż młodego cezara i nadal się go bali;
jego żołnierze byli towarzyszami jego zwycięstw; wdzięczni mieszkańcy prowin­
cji cieszyli się dobrodziejstwami jego panowania, ale ulubieńcy cesarscy, którzy
przedtem sprzeciwiali się jego wywyższeniu, czuli się teraz jego cnotami obrażeni
i słusznie uważali tego przyjaciela ludu za wroga dworu. Dopóki dobra sława
Juliana stała jeszcze pod znakiem zapytania, błazny pałacowe, biegłe w języku
satyry, próbowały skuteczności swoich sztuczek, tak często dotąd stosowanych
z powodzeniem. Z łatwością wykryli, że prostota Juliana nie jest wolna od
pewnej afektacji; ośmieszano strój i osobę tego wojownika-fllozofa mianami
takimi, jak „włochaty dzikus” i „małpa w purpurze”; jego skromne odezwy
piętnowano jako czcze a wymyślne urojenia gadatliwego Greka, filozofującego
żołnierza, który studiował sztukę wojenną w gajach Akademii.1 Ale w końcu
głos złośliwej głupoty umilkł zagłuszony okrzykami zwycięstwa; nie można już
było ze zwycięzcy Franków i Alemanów czynić przedmiotu pogardy; nawet sam
monarcha pod wpływem niskiej ambicji zapragnął wykraść swemu namiest­
nikowi nagrodę za jego trudy. W listach uwieńczonych wawrzynem, które
w myśl obyczaju starożytnego skierowano do wszystkich prowincji, imię Juliana
zostało pominięte.
„Konstancjusz wydawał rozkazy osobiście; wykazał swoje męstwo w pierw­
szym szeregu wojsk; j e g o postępowanie wojskowe zapewniło zwycięstwo;
pojmany król barbarzyńców j e m u został złożony w darze na polu bitwy...”,
od którego notabene był on w owym czasie oddalony o jakieś czterdzieści
dni podróży.2
Nie dało się jednak bajką tak przesadną nadużyć publicznej łatwowierności
ani nawet zadowolić pychy samego cesarza. Konstancjusz, w głębi duszy sobie
uświadamiając, że poklask i łaska Rzymian towarzyszą wschodzącej chwale
Juliana, gotów był w swoim niezadowoleniu zatruć się jadem delikatnie
260 Rozdział dwudziesty drugi

wsączanym mu w uszy przez owych chytrych pasożytniczych pochlebców, którzy


pozorami prawdy i sprawiedliwości zabarwiali swoje najbardziej zgubne za­
mysły.3 Miast obniżać zasługi Juliana wychwalali, i to nawet przesadnie,
jego dobrą sławę wśród ludu, wysokie zdolności i doniosłe usługi. Ale niejasno
przy tym napomykali, że cnoty cezara mogłyby natychmiast się przeistoczyć
w najgroźniejsze zbrodnie, gdyby niestałe pospólstwo wolało pójść za głosem
swoich skłonności niż za głosem obowiązku albo gdyby ten dowódca zwycięskiej
armii uległ pokusie sprzeniewierzenia się cesarzowi w nadziei zemsty i osiąg­
nięcia wielkości niezależnej.
Rada przyboczna Konstancjusza tłumaczyła jego obawy jako chwalebny
niepokój o bezpieczeństwo publiczne, podczas gdy prywatnie, być może, w głębi
serca, pod mniej wstrętnym mianem obawy ukrywał on uczucia nienawiści
i zawiści, potajemnie żywione wobec nieporównanych cnót Juliana.
Pozorny spokój w Galii i niebezpieczeństwo zagrażające prowincjom wschod­
nim stały się wyśmienitym pretekstem do wykonania planu, przebiegle obmy­
ślonego przez ministrów cesarskich. Postanowili oni cezara rozbroić, odwołując
owe wierne wojska strzegące jego osoby i godności i wysyłając odważnych
weteranów, którzy tak niedawno pokonali nad Renem najsroższe narody
germańskie, aby daleko toczyły wojnę z monarchą perskim. Julian, zajęty
w swojej zimowej kwaterze w Paryżu pracowitym sprawowaniem władzy będącej
w jego rękach ćwiczeniem cnoty, został zaskoczony nagłym przybyciem trybuna
i notariusza ze stanowczym rozkazem cesarskim, który im polecono wykonać,
a jemu przyjąć bez sprzeciwu. Konstancjusz zawiadamiał, że wolą jego jest:
oddzielić cztery pełne legiony Celtów, Petulantów, Herulów i Batawów od
sztandaru Juliana, pod którym zdobyły sobie sławę i nauczyły się karności,
oraz z każdego z pozostałych oddziałów wybrać trzystu najdzielniejszych
młodzieńców, po czym całe to liczne wojsko, trzon armii galijskiej, wyprawić
natychmiast na granicę perską, dokładając wszelkich starań, aby zdążyło tam
przymaszerować przed rozpoczęciem kampanii.4 Cezar przewidział i z góry
opłakiwał następstwa tego fatalnego rozkazu. Większość jego oddziałów
pomocniczych, zaciągając się do służby dobrowolnie, zastrzegła sobie, że
nigdy nie będzie ich się zmuszać do przekroczenia Alp. Rękojmią przestrze­
gania tego warunku była przysięga na państwową religię Rzymu i osobisty honor
Juliana. Taki akt zdrady i ucisku przecież zburzyłby zaufanie i wzbudził urazę
niezależnych wojowników germańskich, którzy uważali prawdomówność za
najszlachetniejszą ze swoich cnót, a wolność za najcenniejszą swoją własność.
Legioniści cieszący się mianem i przywilejami Rzymian zaciągali się w szeregi
po to, by bronić całej Rzeczypospolitej, ale dla tych oddziałów najemnych
przestarzałe słowa: Rzym i Rzeczpospolita, były pustym dźwiękiem. Z racji
swego pochodzenia albo z nawyku przywiązani do klimatu i obyczajów Galii,
kochali i podziwiali Juliana, cesarzem gardzili, być może nienawidzili go,
i bali się żmudnego marszu, perskich strzał i wyprażonych słońcem azja­
Konflikt Juliana z Konstancjuszem 261

tyckich pustyń. Za swą ojczyznę uważali Galię — kraj, który ocalili,


i brak ochoty na wojnę perską usprawiedliwiali świętszym i chyba bardziej
bezpośrednim obowiązkiem bronienia swoich rodzin i przyjaciół. Obawy Galów
płynęły ze świadomości stale im zagrażającego niebezpieczeństwa. W razie gdyby
prowincje te zostały pozbawione sił zbrojnych, Germanie natychmiast pogwał­
ciliby układ narzucony im pod presją strachu. Wówczas pomimo swych
zdolności i męstwa Julian, ten dowódca armii już tylko nominalnej, któremu
zresztą na pewno przypisano by winę za powszechne nieszczęście, musiałby po
daremnym oporze znaleźć się albo jako jeniec w obozie barbarzyńców, albo jako
zbrodniarz w pałacu Konstancjusza. Gdyby więc zastosował się do otrzymanych
rozkazów, podpisałby tym samym zagładę własną i zagładę ludu, ze wszech miar
zasługującego na jego przychylność. Z drugiej jednak strony stanowcza odmowa
byłaby aktem buntu i wypowiedzeniem wojny. Nieubłagana zazdrość cesarza
i nieodwołalny, być może, zdradliwy ton jego rozkazów nie pozostawiały miejsca
ani na uczciwe usprawiedliwienie się, ani na bezstronną interpretację, przy czym
zależne stanowisko cezara nie pozwalało Julianowi na żadną zwłokę i namysły.
Udrękę powiększała samotność; już nie mógł się stosować do rad wiernego
Sallusta, usuniętego z urzędu wskutek roztropnej złośliwości eunuchów, nie
mógł też swoich racji podeprzeć zbieżnością zdań ministrów, którzy alboby się
bali, albo wstydzili aprobować zagładę Galii. Wybrano bowiem na to wszystko
chwilę, gdy Lupicynus,5 dowódca konnicy, wyruszył do Brytanii, aby odepchnąć
najazdy Szkotów i Piktów, a Florencjusz był w Wiennie zajęty nakładaniem
daniny. Ten ostatni, zręczny i sprzedajny mąż stanu, uchylając się od odegra­
nia jakiejkolwiek odpowiedzialnej roli w tak niepewnych okolicznościach,
wykręcał się od przyjęcia natarczywych, raz po raz się powtarzających zapro­
szeń Juliana, który mu przedstawiał, że przy podejmowaniu każdego doniosłego
kroku obecność prefekta w radzie przybocznej władcy jest niezbędna. Tym­
czasem cezara gnębili niegrzeczni i natrętni wysłannicy cesarscy i odważali
mu się napomykać, że jeśli będzie czekał na powrót swoich ministrów, ob­
ciąży się winą zwłoki, a całą zasługę wykonania rozkazu zachowa dla nich.
Nie mogąc się opierać, a zarazem nie chcąc się do rozkazu zastosować, Julian
w najpoważniejszych słowach wyraził życzenie, a nawet zamiar zrezygnowania
z purpury, której nie mógł nadal zachować zaszczytnie, chociaż nie mógł też
zrzec się bezpiecznie.
Po przykrym konflikcie Julian musiał jednak uznać, że posłuszeństwo jest
cnotą poddanego nawet na najwybitniejszym stanowisku i że tylko władca ma
prawo sądzić sprawy dobra powszechnego. Wydał więc polecenia konieczne, aby
rozkaz Konstancjusza wprowadzić w życie: część wojska rozpoczęła marsz
w kierunku Alp, a oddziały oderwane od poszczególnych garnizonów wyruszyły
na wyznaczone miejsca zbiórki. Z trudem posuwały się wśród tłumów roz­
dygotanej i przerażonej ludności, usiłującej wzbudzić w nich litość głoś­
nymi lamentami bądź niemą rozpaczą, podczas gdy żony żołnierzy z niemo­
262 Rozdział dwudziesty drugi

wlętami na ręku oskarżały swoich mężów o dezercję słowami pełnymi żalu,


czułości i oburzenia. Miłosierny cezar, do głębi zraniony tym widokiem ogólnego
strapienia, przydzielił dostateczną liczbę wozów pocztowych dla przewiezienia
żon i dzieci żołnierzy 6 i starając się ulżyć ludziom w niedoli, którą był zmu­
szony spowodować, powiększył stosowaniem wysoce chwalebnych wybiegów
zarówno własną popularność, jak i niezadowolenie wygnanych oddziałów.
Żałość uzbrojonej rzeszy rychło przeistoczyła się we wściekłość; gniewne
szemrania, udzielające się z namiotu do namiotu, z każdą godziną coraz
zuchwałej i skuteczniej przygotowywały żołnierskie umysły do najśmielszych
aktów buntu; dzięki pobłażliwości trybunów w samą porę puszczono potajemnie
w obieg paszkwil odmalowujący w żywych barwach niełaskę, w jaką popadł
cezar, uciskanie armii galijskiej i ułomności azjatyckiego tyrana. Słudzy
Konstancjusza byli zdumieni i zatrwożeni narastaniem tych niebezpiecznych
nastrojów. Wymogli więc na cezarze przyspieszenie odejścia oddziałów, ale
nieroztropnie odrzucili uczciwą i rozsądną radę Juliana, który zaproponował,
aby nie szły one przez Paryż, zważywszy niebezpieczeństwo i pokusę, jakie by dla
tych wojsk stanowiło ostatnie z nim spotkanie.
Cezar, gdy tylko go zawiadomiono o zbliżaniu się oddziałów, wyjechał im
naprzeciw i wstąpił na trybunę wzniesioną na równinie przed bramami miasta.
Po wyróżnieniu oficerów i żołnierzy, którzy z racji swojej rangi bądź osiągnięć
zasługiwali na szczególną uwagę, Julian wygłosił przemyślaną mowę do otacza­
jącej go rzeszy; z pełnym wdzięczności uznaniem sławił czyny oddziałów,
zachęcał je, aby przyjęły ochoczo zaszczyt służenia pod okiem potężnego
i szczodrego monarchy, i przypominał, że rozkazy Augusta wymagają natych­
miastowego i chętnego posłuszeństwa. Żołnierze bali się obrazić dowódcę
nieprzystojną wrzawą i nie chcieli fałszywym, sprzedajnym poklaskiem zadać
kłamu swoim uczuciom, więc zachowywali uporczywe milczenie; wkrótce zresztą
po tej przemowie zostali odprawieni do kwater. Wyżsi oficerowie udali się na
przyjęcie do cezara, który podejmując ich wyznał z najbardziej przyjacielską
serdecznością pragnienie, a zarazem brak możliwości wynagrodzenia dzielnych
towarzyszy jego zwycięstw zgodnie z położonymi przez nich zasługami. Odeszli
po tej uczcie w wielkiej żałości i rozterce, ubolewając nad swoją niedolą
odrywającą ich od ukochanego dowódcy i ojczystego kraju. W rezultacie
wysunięto i zaaprobowano jedyny sposób na to, by nie dopuścić do tej roz­
łąki; uraza ludu niepostrzeżenie przybrała formę regularnego spisku; słusz­
ne powody do skarg powiększyła namiętność, a namiętność została roz­
płomieniona przez wino, gdyż w wigilię wymarszu pozwolono wojskom
swobodnie świętować. O północy popędliwa rzesza z mieczami, pucharami
i pochodniami w rękach pognała na przedmieście, otoczyła pałac7 i nie ba­
cząc na niebezpieczeństwo, jakie mogła spowodować ta samowola, wygło­
siła owe fatalne i nieodwołalne słowa: „Julian August!” Cezar, któremu
ta zgiełkliwa aklamacja przerwała niespokojne czuwanie, zabezpieczył drzwi
Legiony galijskie ogłaszają Juliana cesarzem 263

przed wtargnięciem żołnierzy i dopóki tylko było to w jego mocy, wyłączał


własną osobę i godność od wypadków tego nocnego zamieszania. O świcie
żołnierze, w swojej gorliwości rozdrażnieni sprzeciwem, wdarli się do pałacu
i pełną szacunku przemocą pojmali przedmiot swego wyboru. Z dobytymi
mieczami eskortowano Juliana przez ulice Paryża do trybuny, na której go
umieszczono wśród raz po raz powtarzających się okrzyków, pozdrawiając go
jako swego cesarza. Roztropność, jak również i lojalność podyktowały Julia­
nowi stosowny opór wobec zdradzieckich zamysłów żołnierzy, a tym samym
przygotowanie sobie usprawiedliwienia, że w swojej pogwałconej cnotliwości
musiał ulec. Julian, zwracając się kolejno to do całej rzeszy, to do poszcze­
gólnych jednostek, błagał na przemian o łaskę i wyrażał oburzenie; zaklinał
ich, aby nie plamili sławy swoich nieśmiertelnych zwycięstw, przy czym od­
ważał się nawet obiecywać, że jeśli natychmiast powrócą pod sztandar,
któremu przysięgli wierność, to on się podejmie uzyskać od cesarza nie tylko
pełne, łaskawe wybaczenie, ale nawet odwołanie rozkazów wywołujących taki
sprzeciw. Żołnierze jednak, świadomi swojej winy, woleli liczyć na wdzięczność
Juliana niż na wspaniałomyślność cesarza. Ich gorliwość stopniowo zamieniła
się w zniecierpliwienie, a zniecierpliwienie we wściekłość. Nieugięty cezar do
godziny trzeciej po południu wytrzymywał ich błagania, wyrzuty i pogróżki
i uległ dopiero wtedy, gdy zaczęto go raz po raz zapewniać, że jeśli mu życie miłe,
to musi się zgodzić panować. Podniesiono go na tarczy w obecności i wśród
jednomyślnego poklasku oddziałów; przepyszny kołnierz wojskowy, który
przypadkiem znalazł się pod ręką, zastąpił koronę8 i po zakończeniu tego całego
ceremoniału obietnicą umiarkowanej dotacji9 nowy cesarz, opanowany praw­
dziwą bądź udawaną żałością, wycofał się w najsekretniejsze alkowy swego
pałacu.10
Żałość Juliana mogła wynikać tylko z jego niewinności, ale niewinność jego
musi wydawać się niezmiernie wątpliwa11 każdemu, kto nauczył się odnosić
podejrzliwie do pobudek i oświadczeń władców. Żywy i czynny umysł Juliana
ulegał najrozmaitszym naciskom nadziei i lęku, wdzięczności i chęci zemsty,
obowiązku i ambicji, umiłowania sławy i obawy przed zarzutami. Ale niemoż­
liwością dla nas jest określenie wagi i wpływu poszczególnych tych uczuć, tak
samo jak nie możemy stwierdzić, jakie zasady postępowania, być może, uchodząc
naszej uwagi, kierowały krokami samego Juliana albo raczej je przyspieszały.
Niezadowolenie wojska spowodowała złośliwość jego wrogów; wojskowe zamie­
szki były naturalnym skutkiem rozbudzonych namiętności i względów na własne
interesy; gdyby zaś Julian pod pozorami przypadku usiłował ukryć głęboki
zamysł, to przecież stosowałby najdoskonalsze podstępy bez żadnej ku temu
konieczności i prawdopodobnie bez powodzenia. Uroczyście oświadcza on
wobec Jowisza, Słońca, Marsa, Minerwy i wszystkich innych bóstw, że przez cały
wieczór poprzedzający jego wywyższenie był całkowicie nieświadom zamysłów
wojska,12 chyba więc nieszlachetnie byłoby nie wierzyć honorowi bohatera
264 Rozdział dwudziesty drugi

i prawdomówności filozofa. A przecież mogło tak być, że zabobonna pewność, iż


Konstancjusz jest wrogiem bogów, podczas gdy on, Julian, jest ich ulubieńcem,
podszepnęła mu, żeby wykorzystał, a nawet przyspieszył pomyślną chwilę swego
panowania, które ma ludzkości przywrócić religię starożytną. Julian po otrzy­
maniu wiadomości o spisku zapadł w krótką drzemkę i, jak to później opowiadał
swoim przyjaciołom, ujrzał wtedy Ducha Cesarstwa; Duch, z niejakim znie­
cierpliwieniem czekając u jego drzwi, domagał się przyjęcia i wyrzucał mu brak
odwagi i ambicji.13 Zdumiony i zakłopotany Julian zaczął się modlić do
wielkiego Jowisza i natychmiast otrzymał od tego boga widoczny i wyraźny
znak, że powinien poddać się woli niebios i wojska. Postępowanie sprzeczne
z zasadami rozumu zawsze wzbudza w nas podejrzenie i wymyka się naszym
badaniom. Fanatyzm, tak łatwowierny i tak przebiegły zarazem, zawsze gdy
wkradnie się do szlachetnego umysłu, niszczy niepostrzeżenie żywotne zasady
cnoty i prawdomówności.
Złagodzenie gorliwości swego stronnictwa, zapewnienie bezpieczeństwa oso­
bom swoich wrogów,14 zdławienie w zarodku i udaremnienie zamachów
knutych potajemnie na jego życie i godność — oto były troski, które zajęły
pierwsze dni panowania nowemu cesarzowi. Chociaż nieugięcie postanowił
utrzymać się na stanowisku, wciąż jeszcze pragnął uchronić swój kraj od
nieszczęść wojny domowej, nie dopuścić do walki z przeważającymi siłami
Konstancjusza i ustrzec własny charakter przed zarzutem przewrotności i nie­
wdzięczności. W insygniach przepychu wojskowego i cesarskiego Julian na Polu
Marsowym pokazał się żołnierzom, których rozgrzewał płomienny zapał dla
sprawy tego ich ucznia, dowódcy i przyjaciela. Po wyliczeniu ich zwycięstw
zaczął ubolewać nad ich cierpieniami, oklaskiwać ich postanowienie, ożywiać
nadzieję i powstrzymywać popędliwość; i nie odprawił zgromadzenia, dopóki nie
otrzymał od oddziałów uroczystej obietnicy, że jeśli cesarz Wschodu podpisze
sprawiedliwy układ, to oni wyrzekną się wszelkich widoków na podboje
zadowalając się spokojnym posiadaniem prowincji galijskich. Na tej podstawie
ułożył w imieniu swoim i wojska na pozór pełen słuszności i umiarkowania list,15
który wręczył Pentadiuszowi, swemu mistrzowi ceremonii, i Euteriuszowi,
szambelanowi, wyznaczając tych dwóch dostojników na posłów mających
odebrać odpowiedź Konstancjusza i zbadać jego zamysły. List został podpisany
skromnym mianem cezara, ale Julian w stanowczy, jakkolwiek pełen szacunku
sposób uprasza w nim o potwierdzenie tytułu Augusta. Chociaż uznaje on
nieprawidłowość swojej elekcji, jednocześnie w pewnej mierze usprawiedliwia
oburzenie i przemoc oddziałów, które wymusiły na nim niechętną zgodę,
Przyznaje swemu bratu Konstancjuszowi zwierzchnictwo i zobowiązuje się,
że będzie mu przysyłał doroczny dar w postaci koni hiszpańskich, zasilał
jego wojska pewną liczbą doborowej młodzieży barbarzyńskiej oraz przyjmie
z jego wyboru prefekta pretorium o sprawdzonym rozsądku i wierności.
Zastrzega sobie jednak prawo mianowania wszystkich innych swoich urzęd­
Bezowocne układy z Konstancjuszem 265

ników państwowych i oficerów, jak również prawo dysponowania wojskami,


dochodami publicznymi oraz władzę najwyższą nad prowincjami zaalpejskimi.
Napomina cesarza, aby kierował się nakazami sprawiedliwości, nie dowierzał
chytrym sztuczkom owych sprzedajnych pochlebców, którzy całe swoje istnienie
opierają na niezgodzie władców, i prosi go o przyjęcie propozycji sprawiedli­
wego i honorowego układu, jednakowo korzystnego dla Rzeczypospolitej i dla
rodu Konstantyna. W rokowaniach tych Julian nie rościł sobie pretensji do
niczego ponad to, co już posiadał. Właściwie chodziło tylko o miano bardziej
niezależne i wzniosłe dla władzy namiestniczej, tak długo sprawowanej przez
niego nad prowincjami Galii, Hiszpanii i Brytanii. Ludność i żołnierze radowali
się przewrotem, którego nie splamiła krew nawet winnych. Florencjusz bowiem
zbiegł, Lupicynus był więźniem. Osoby nielojalne wobec nowego rządu roz­
brojono i pojmano, a opróżnione urzędy zostały rozdzielone przez władcę, który
uwzględniał zasługi kandydatów, gardząc intrygami pałacowymi i wrzawą
żołdactwa.16
Rokowaniom pokojowym towarzyszyły, zarazem je podtrzymując, najener­
giczniej sze przygotowania do wojny. Armia, którą Julian trzymał w pogotowiu,
aby w razie potrzeby wszcząć natychmiastową akcję, zasiliła się i powiększyła
dzięki powszechnemu zamętowi, jaki panował w owych czasach. Wskutek
okrutnego prześladowania fakcji Magnencjusza w Galii roiło się od licznych
band ludzi wyjętych spod prawa i zbójów. Ochoczo przyjęli oni propozycję
powszechnego przebaczenia ze strony władcy, któremu mogli zaufać, i poddając
się karbom dyscypliny wojskowej, z dawnych swoich obyczajów zachowali tylko
nieubłaganą nienawiść do osoby i rządów Konstancjusza.17 Julian, gdy pora
roku pozwoliła mu wyruszyć w pole, ukazał się na czele legionów; przerzucił
most przez Ren w pobliżu Clèves i przygotował się do skarcenia przewrotności
Attuarów, plemienia Franków, którym się przywidziało, że mogą bezkarnie
pustoszyć pogranicze podzielonego Cesarstwa. Cała trudność, jak również
i chwała owego przedsięwzięcia, ograniczyła się do żmudnego marszu, Julian
bowiem, przeniknąwszy do tego kraju, uważanego przez poprzednich władców za
niedostępny, podbił go natychmiast. Po przyznaniu tym barbarzyńcom pokoju
cesarz dokładnie zwiedził umocnienia wzdłuż Renu od Clèves aż po Bazyleę;
ze szczególną uwagą obejrzał obszary, które odbił Alemanom, przeszedł przez
Besançon,18 które dotkliwie ucierpiało wskutek ich wściekłości, i na nad­
chodzącą zimę zakwaterował się w Wiennie. Zaporę Galii ulepszono i wzmoc­
niono dodatkowymi fortyfikacjami, przy czym Julian miał trochę nadziei, że
Germanów, tak często już przez niego pokonywanych, powstrzyma w czasie jego
nieobecności sam strach przed jego imieniem. Szanował czy może nawet obawiał
się jedynie Wadomaira,19 władcy Alemanów, bo chociaż ten chytry barbarzyńca
udawał, że dochowuje wierności układowi, postęp jego oręża nadal państwu
zagrażał wojną w bardzo nieodpowiednim czasie, a zatem niebezpieczną.
Polityka Juliana zniżyła się więc do zaskoczenia władcy Alemanów jego
266 Rozdział dwudziesty drugi

własnymi sztuczkami, i Wadomaira, który, udając przyjaciela, nieostrożnie


przyjął zaproszenie wielkorządców rzymskich, pojmano podczas uczty i zesłano
w głąb Hiszpanii. Barbarzyńcy jeszcze nie zdążyli otrząsnąć się ze zdumienia,
gdy nad Renem ukazał się w szyku bojowym sam cesarz, raz jeszcze przechodząc
przez tę rzekę i odświeżając wrażenie strachu i szacunku wywołane już jego
czterema poprzednimi wyprawami.20
Posłowie Juliana otrzymali polecenie wykonania swojej misji z najwyższym
pośpiechem. Ale przejazd ich przez prowincję Italii i Illyricum opóźniali, pod
najrozmaitszymi pozorami powodując zwłokę, wielkorządcy prowincji; z Kon­
stantynopola powolnymi etapami powiedziono ich do Cezarei w Kapadocji,
gdy więc wreszcie zostali przyjęci przez Konstancjusza, stwierdzili, że zdążył
on na podstawie wiadomości szybko nadesłanych przez urzędników wyrobić
sobie jak najbardziej nieprzychylne zdanie o postępowaniu Juliana i armii
galijskiej. Listów wysłuchał niecierpliwie, drżących wysłanników odprawił
z oburzeniem i pogardą, przy czym spojrzenia jego, gesty i wściekłe słowa
wyraźnie świadczyły, że w duszy jego panuje zamęt. Więź rodzinna, która
może by pojednała brata i męża Heleny, rozwiązała się niedawno wskutek
śmierci tej księżniczki, brzemiennej kilka razy bezowocnie, aż wreszcie za­
bójczo dla niej samej.21 Zmarła również i cesarzowa Euzebia, która do ostat­
nich chwil życia zachowała serdeczną, a nawet zazdrosną sympatię do Juliana,
nie mógł więc jej łagodny wpływ umiarkować urazy władcy, zdanego po
jej śmierci na pastwę własnych namiętności i podstępów eunuchów. Strach
przed najazdem cudzoziemskim zmusił jednak Konstancjusza do odłożenia na
razie porachunków z wrogiem osobistym, dalej więc prowadził on marsz ku
granicy perskiej uważając, że wystarczy podać Julianowi warunki, na jakich
zbuntowany cezar i jego zwolennicy mogą uzyskać wspaniałomyślne przebacze­
nie ze strony obrażonego władcy. Zażądał, aby zarozumiały cezar wyraźnie
odrzekł się miana i stopnia augusta, przyjętych od buntowników, aby powrócił
na swoje poprzednie stanowisko podległego namiestnika o ograniczonych
kompetencjach, aby oddał władzę cywilną i wojskową w ręce urzędników
i oficerów mianowanych przez dwór cesarski oraz aby, spokojny o swoje
bezpieczeństwo, zaufał zapewnieniom przebaczenia przekazanym mu przez
Epiktetusa, biskupa galijskiego, jednego z ariańskich ulubieńców Konstan­
cjusza. Kilka miesięcy upłynęło na bezskutecznym zawieraniu układu, który
omawiano z odległości trzech tysięcy mil dzielących Paryż od Antiochii, aż
wreszcie Julian, spostrzegłszy, że jego pełne umiaru i szacunku zachowanie
przyczynia się tylko do rozdrażnienia pychy nieubłaganego przeciwnika, po­
stanowił zuchwale postawić swoje życie i los na kartę wojny domowej.
W obecności wojska udzielił uroczystego posłuchania kwestorowi Leonasowi;
wyniosły list Konstancjusza odczytano uważnie przysłuchującej się rzeszy,
po czym Julian w słowach jak najbardziej pochlebnego poważania zaklął się,
że gotów jest zrezygnować z tytułu Augusta, jeśli tylko zdoła uzyskać na to
Wypowiedzenie wojny 267

zgodę tych, których uważa za sprawców swego wywyższenia. Słabą tę pro­


pozycję popędliwie uciszono i w jednej chwili ze wszystkich stron po­
la, budząc strach w pobladłym pośle Konstancjusza, rozbrzmiały okrzyki:
„Julianie Auguście, dalej nam panuj z ramienia armii, ludu i Rzeczypo­
spolitej, którą ocaliłeś!” Odczytano następnie ten ustęp listu, w którym ce­
sarz oskarża Juliana o niewdzięczność, przypominając, że obdarzył go za­
szczytami purpury, wykształcił z tak wielką troskliwością i ocalił w dzie­
ciństwie, gdy pozostał on bezradnym sierotą. „Sierotą! — przerwał Julian,
uzasadniając swoją sprawę, a zarazem dając upust swoim namiętnościom —
czyliż ten zabójca mojej rodziny czyni mi zarzut z tego, że zostałem sie­
rotą? Toż on sam mnie nakłania do pomszczenia owych krzywd, które
tak długo usiłowałem zapomnieć!” Wojsku kazano się rozejść i Leonasa,
niełatwo uchronionego przed wściekłością pospólstwa, odesłano z powrotem
do jego pana z listem, w którym Julian potokiem najgwałtowniejszych słów
wyraził uczucia pogardy, nienawiści i urazy przez lat dwadzieścia dławione
i rozjątrzane koniecznością ich maskowania. Po tym posłannictwie, będą­
cym właściwie hasłem do nieubłaganej wojny, Julian, który parę tygodni
przedtem obchodził chrześcijańskie święto Trzech Króli,22 złożył publicznie
oświadczenie, że troskę o swoje bezpieczeństwo powierza n i e ś m i e r t e l n y m
b o g o m , i w ten sposób oficjalnie wyrzekł się zarówno religii, jak i przyjaźni
Konstancjusza.23
Położenie Juliana wymagało energicznej i natychmiastowej decyzji. Z prze­
jętych listów dowiedział się on, że jego przeciwnik, poświęcając interesy państwa
na rzecz interesów monarchy, znów podniecił barbarzyńców do dokonania
najazdu na prowincje zachodnie. Fakt, że założono składy wojskowe w dwóch
miejscach: nad jeziorem Konstanza i u podnóża Alp Kotyjskich, zdawał się
wskazywać na to, że maszerują dwie armie, przy czym rozmiary tych składów,
gdzie umieszczono po sześćset tysięcy kwarterów pszenicy, a raczej mąki,24
w sposób zatrważający świadczyły o siłach i liczbie nieprzyjaciela, który
przygotowywał się do otoczenia Juliana. Na razie jednak legiony cesarskie
pozostawały w swoich odległych miejscach postoju w Azji; Dunaj strzeżony był
słabo, więc gdyby udało mu się nagłym najazdem zająć prowincje Illyricum,
mógłby się spodziewać, że tamtejsze wojska przejdą pod jego sztandar, a bogate
kopalnie złota i srebra przyczynią się do pokrycia kosztów wojny domowej.
Zaproponował zuchwałe to przedsięwzięcie zgromadzeniu żołnierzy, nie omiesz-
kając natchnąć ich słusznym zaufaniem do wodza i do siebie samych i napo­
mnieć, aby utrzymali swoją dobrą sławę głoszącą, że są straszni dla wroga,
łagodni dla współobywateli i posłuszni swoim oficerom. Jego śmiałe przemówie­
nie spotkało się z niezmiernie gorącym przyjęciem i te same oddziały, które już
chwyciły za broń przeciw Konstancjuszowi, gdy ów wezwał ich do opuszczenia
Galii, oświadczyły teraz ochoczo, że pójdą za Julianem na najdalsze krańce
Europy bądź Azji. Wygłoszono przysięgę wierności; żołnierze, szczękając
266 Rozdział dwudziesty drugi

własnymi sztuczkami, i Wadomaira, który, udając przyjaciela, nieostrożnie


przyjął zaproszenie wielkorządców rzymskich, pojmano podczas uczty i zesłano
w głąb Hiszpanii. Barbarzyńcy jeszcze nie zdążyli otrząsnąć się ze zdumienia,
gdy nad Renem ukazał się w szyku bojowym sam cesarz, raz jeszcze przechodząc
przez tę rzekę i odświeżając wrażenie strachu i szacunku wywołane już jego
czterema poprzednimi wyprawami.20
Posłowie Juliana otrzymali polecenie wykonania swojej misji z najwyższym
pośpiechem. Ale przejazd ich przez prowincję Italii i Illyricum opóźniali, pod
najrozmaitszymi pozorami powodując zwłokę, wielkorządcy prowincji; z Kon­
stantynopola powolnymi etapami powiedziono ich do Cezarei w Kapadocji,
gdy więc wreszcie zostali przyjęci przez Konstancjusza, stwierdzili, że zdążył
on na podstawie wiadomości szybko nadesłanych przez urzędników wyrobić
sobie jak najbardziej nieprzychylne zdanie o postępowaniu Juliana i armii
galijskiej. Listów wysłuchał niecierpliwie, drżących wysłanników odprawił
z oburzeniem i pogardą, przy czym spojrzenia jego, gesty i wściekłe słowa
wyraźnie świadczyły, że w duszy jego panuje zamęt. Więź rodzinna, która
może by pojednała brata i męża Heleny, rozwiązała się niedawno wskutek
śmierci tej księżniczki, brzemiennej kilka razy bezowocnie, aż wreszcie za­
bójczo dla niej samej.21 Zmarła również i cesarzowa Euzebia, która do ostat­
nich chwil życia zachowała serdeczną, a nawet zazdrosną sympatię do Juliana,
nie mógł więc jej łagodny wpływ umiarkować urazy władcy, zdanego po
jej śmierci na pastwę własnych namiętności i podstępów eunuchów. Strach
przed najazdem cudzoziemskim zmusił jednak Konstancjusza do odłożenia na
razie porachunków z wrogiem osobistym, dalej więc prowadził on marsz ku
granicy perskiej uważając, że wystarczy podać Julianowi warunki, na jakich
zbuntowany cezar i jego zwolennicy mogą uzyskać wspaniałomyślne przebacze­
nie ze strony obrażonego władcy. Zażądał, aby zarozumiały cezar wyraźnie
odrzekł się miana i stopnia augusta, przyjętych od buntowników, aby powrócił
na swoje poprzednie stanowisko podległego namiestnika o ograniczonych
kompetencjach, aby oddał władzę cywilną i wojskową w ręce urzędników
i oficerów mianowanych przez dwór cesarski oraz aby, spokojny o swoje
bezpieczeństwo, zaufał zapewnieniom przebaczenia przekazanym mu przez
Epiktetusa, biskupa galijskiego, jednego z ariańskich ulubieńców Konstan­
cjusza. Kilka miesięcy upłynęło na bezskutecznym zawieraniu układu, który
omawiano z odległości trzech tysięcy mil dzielących Paryż od Antiochii, aż
wreszcie Julian, spostrzegłszy, że jego pełne umiaru i szacunku zachowanie
przyczynia się tylko do rozdrażnienia pychy nieubłaganego przeciwnika, po­
stanowił zuchwale postawić swoje życie i los na kartę wojny domowej.
W obecności wojska udzielił uroczystego posłuchania kwestorowi Leonasowi;
wyniosły list Konstancjusza odczytano uważnie przysłuchującej się rzeszy,
po czym Julian w słowach jak najbardziej pochlebnego poważania zaklął się,
że gotów jest zrezygnować z tytułu Augusta, jeśli tylko zdoła uzyskać na to
Wypowiedzenie wojny 267

zgodę tych, których uważa za sprawców swego wywyższenia. Słabą tę pro­


pozycję popędliwie uciszono i w jednej chwili ze wszystkich stron po­
la, budząc strach w pobladłym pośle Konstancjusza, rozbrzmiały okrzyki:
„Julianie Auguście, dalej nam panuj z ramienia armii, ludu i Rzeczypo­
spolitej, którą ocaliłeś!” Odczytano następnie ten ustęp listu, w którym ce­
sarz oskarża Juliana o niewdzięczność, przypominając, że obdarzył go za­
szczytami purpury, wykształcił z tak wielką troskliwością i ocalił w dzie­
ciństwie, gdy pozostał on bezradnym sierotą. „Sierotą! — przerwał Julian,
uzasadniając swoją sprawę, a zarazem dając upust swoim namiętnościom —
czyliż ten zabójca mojej rodziny czyni mi zarzut z tego, że zostałem sie­
rotą? Toż on sam mnie nakłania do pomszczenia owych krzywd, które
tak długo usiłowałem zapomnieć!” Wojsku kazano się rozejść i Leonasa,
niełatwo uchronionego przed wściekłością pospólstwa, odesłano z powrotem
do jego pana z listem, w którym Julian potokiem najgwałtowniejszych słów
wyraził uczucia pogardy, nienawiści i urazy przez lat dwadzieścia dławione
i rozjątrzane koniecznością ich maskowania. Po tym posłannictwie, będą­
cym właściwie hasłem do nieubłaganej wojny, Julian, który parę tygodni
przedtem obchodził chrześcijańskie święto Trzech Króli,22 złożył publicznie
oświadczenie, że troskę o swoje bezpieczeństwo powierza n i e ś m i e r t e l n y m
b o g o m , i w ten sposób oficjalnie wyrzekł się zarówno religii, jak i przyjaźni
Konstancjusza.23
Położenie Juliana wymagało energicznej i natychmiastowej decyzji. Z prze­
jętych listów dowiedział się on, że jego przeciwnik, poświęcając interesy państwa
na rzecz interesów monarchy, znów podniecił barbarzyńców do dokonania
najazdu na prowincje zachodnie. Fakt, że założono składy wojskowe w dwóch
miejscach: nad jeziorem Konstanza i u podnóża Alp Kotyjskich, zdawał się
wskazywać na to, że maszerują dwie armie, przy czym rozmiary tych składów,
gdzie umieszczono po sześćset tysięcy kwarterów pszenicy, a raczej mąki,24
w sposób zatrważający świadczyły o siłach i liczbie nieprzyjaciela, który
przygotowywał się do otoczenia Juliana. Na razie jednak legiony cesarskie
pozostawały w swoich odległych miejscach postoju w Azji; Dunaj strzeżony był
słabo, więc gdyby udało mu się nagłym najazdem zająć prowincje Illyricum,
mógłby się spodziewać, że tamtejsze wojska przejdą pod jego sztandar, a bogate
kopalnie złota i srebra przyczynią się do pokrycia kosztów wojny domowej.
Zaproponował zuchwałe to przedsięwzięcie zgromadzeniu żołnierzy, nie omiesz-
kając natchnąć ich słusznym zaufaniem do wodza i do siebie samych i napo­
mnieć, aby utrzymali swoją dobrą sławę głoszącą, że są straszni dla wroga,
łagodni dla współobywateli i posłuszni swoim oficerom. Jego śmiałe przemówie­
nie spotkało się z niezmiernie gorącym przyjęciem i te same oddziały, które już
chwyciły za broń przeciw Konstancjuszowi, gdy ów wezwał ich do opuszczenia
Galii, oświadczyły teraz ochoczo, że pójdą za Julianem na najdalsze krańce
Europy bądź Azji. Wygłoszono przysięgę wierności; żołnierze, szczękając
268 Rozdział dwudziesty drugi

tarczami i przykładając sobie dobyte miecze do krtani, ze straszliwymi wy­


zwaniami poświęcili się służbie przywódcy, którego sławili jako wybawcę Galii
i zwycięzcę Germanów.25 To uroczyste zobowiązanie, podyktowane, jak się
zdaje, raczej przywiązaniem niż obowiązkiem, wywołało sprzeciw tylko jednego
człowieka — Nebrydiusza, piastującego urząd prefekta pretorium. Wierny ten
sługa Konstancjusza, u nikogo nie znajdując poparcia, stanął w obronie jego
praw wśród uzbrojonej i rozzłoszczonej rzeszy, wskutek czego omal nie padł
zaszczytną, ale bezużyteczną ofiarą jej wściekłości. Po stracie ręki odpłatanej
mieczem uścisnął kolana władcy, którego tak obraził. Julian okrył prefekta
opończą cesarską i ochraniając go przed gorliwością swoich zwolenników
odprawił do domu z mniejszym, być może, szacunkiem, niż to się należało
cnocie tego wroga.26 Wysoki urząd Nebrydiusza nadano Sałlustowi i pro­
wincje Galii, uwolnione teraz od nieznośnego ucisku podatków, zaczęły
cieszyć się łagodnymi, sprawiedliwymi rządami tego przyjaciela Juliana, mogące­
go wprowadzać w czyn owe cnoty, które wpajał swemu uczniowi.27
Julian pokładał znacznie więcej nadziei w szybkości swoich posunięć
niż w liczebności swoich oddziałów. Przeprowadzając to śmiałe przedsięwzięcie,
stosował wszelkie środki ostrożności, jakie tylko mu podsuwała roztropność,
a tam gdzie roztropność nie mogła już jego krokom towarzyszyć, zdawał się na
waleczność i szczęście. Zgromadził armię w pobliżu Bazylei, po czym podzielił
ją na trzy części.28 Jedna z nich, składająca się z dziesięciu tysięcy żołnierzy
pod dowództwem Newitty, dowódcy konnicy, otrzymała rozkaz posuwania się
naprzód przez środkowe połacie Recji i Norikum. Podobna dywizja pod
rozkazami Jowiusza i Jowinusa przygotowała się do marszu okrężnym szlakiem
traktów przez Alpy i północne pogranicze Italii. Dowódcy otrzymali instrukcje
wydane energicznie i dokładnie: przyspieszać marsz w ścisłych zwartych
kolumnach, które w zależności od terenu można łatwo zmienić w każdy szyk
bojowy, zabezpieczać się przed nocnymi zaskoczeniami, wystawiając silne
posterunki i czujne straże; udaremniać opór ludności niespodziewanym przyby­
ciem; unikać badań i rozpoznania nagłym odejściem; szerzyć wieści o swojej
sile i strach przed imieniem Juliana; i wreszcie połączyć się ze swoim władcą
pod murami Sirmium. Dla samego siebie Julian zachował zadanie trudniejsze
i bardziej niezwykłe. Wybrał trzy tysiące dzielnych, energicznych ochotników,
gotowych podobnie jak ich przywódca palić wszystkie mosty za sobą. Na
czele tego wiernego oddziału zapuścił się odważnie w zakamarki Puszczy
Marcyjskiej, czyli Czarnej, ukrywającej źródło Dunaju,29 i przez wiele dni
los Juliana był światu nie znany. Potajemność jego marszu, pośpiech i energia
pokonywały każdą przeszkodę; przedzierał się przez góry i trzęsawiska, prze­
prawiał się przez rzeki i dążąc wciąż prostym swoim szlakiem30 bez zasta­
nawiania się, czy przechodzi przez obszary Rzymian, czy barbarzyńców,
wynurzył się wreszcie pomiędzy Ratyzboną a Wiedniem, tam gdzie zamierzał
zaokrętować swoje wojska na Dunaju.
Wojna domowa 269

Dobrze uzgodnionym podstępem wojennym pojmał flotę lekkich dwu-


masztowców31 stojących na kotwicy, zagarnął dostawy pośledniej żywności,
wystarczającej na zaspokojenie niewybrednego, ale żarłocznego apetytu armii
galijskiej, i zuchwale pożeglował z biegiem Dunaju. Dzięki stałym pomyślnym
wiatrom i trudom żeglarzy, wiosłujących z nieustanną pilnością, flota jego
w ciągu jedenastu dni przepłynęła siedemset mil,32 oddziały wyszły więc
na brzeg w Bononii oddalonej zaledwie o dziewiętnaście mil od Sirmium, za­
nim nieprzyjaciel zdążył otrzymać jakąkolwiek pewną wiadomość o tym, że
Julian już odszedł znad Renu. Podczas tej długiej, pospiesznej żeglugi Julian
wciąż myślał o celu przedsięwzięcia i, chociaż przyjął delegacje paru miast,
które pospieszyły mu się poddać, aby rościć sobie prawo do zasługi płynącej
z faktu, że uczyniły to tak wcześnie, przeszedł koło placówek nieprzyjaciela
rozmieszczonych wzdłuż rzeki, nie ulegając pokusie wykazania przedwczesnej,
bezużytecznej waleczności. Na obu brzegach Dunaju stłoczeni liczni widzowie
gapili się na wojskowy przepych, przewidywali wynik tej rozgrywki i rozgłaszali
po okolicach sławę młodego bohatera, który posuwał się na czele niezliczonych
wojsk Zachodu z szybkością wręcz niemożliwą dla śmiertelnika. Lucylian,
w stopniu dowódcy konnicy stojący na czele sił zbrojnych Ulyricum, strwożony
i zakłopotany przyjmował wątpliwe meldunki, nie mogąc ani wierzyć w nie, ani
ich odrzucać. Powoli i niezdecydowanie zaczynał dopiero podejmować kroki
w celu zebrania swoich wojsk, gdy zaskoczył go Dagalaifus, energiczny oficer,
którego Julian natychmiast po wylądowaniu w Bononii wypchnął naprzód na
czele oddziału lekkozbrojnej piechoty. Pojmanego Lucyliana, niepewnego dnia
ani godziny, pospiesznie rzucono na konia i powieziono przed oblicze Juliana;
Julian dobrotliwie podniósł go z ziemi u swoich stóp i rozpędził strach
i zdumienie zdające się otępiać jego władze umysłowe. Lucylian jednak,
odzyskawszy ducha, natychmiast przejawił brak rozsądku, ośmielił się bowiem
napomnieć zwycięzcę, że nazbyt pochopnie zaryzykował z garstką żołnierzy
narażenie własnej osoby na niebezpieczeństwo pośród tylu wrogów.
„Dla swego pana, Konstancjusza, zachowaj te bojaźliwe przestrogi —
odrzekł na to Julian z pogardliwym uśmiechem. — Dając ci do ucałowania moją
purpurę, przyjąłem cię nie jako doradcę, ale jako błagalnika.”
Świadom, że usprawiedliwieniem jego zamachu może być tylko sukces,
a środkiem osiągnięcia sukcesu tylko zuchwalstwo, Julian na czele trzech tysięcy
żołnierzy natychmiast ruszył do natarcia na najsilniejsze i najludniejsze miasto
prowincji Illyricum. Przyjęcie ze strony armii i ludu, gdy wkroczył na rozległe
przedmieście Sirmium, było radosne i gorące; w wieńcach z kwiatów, z zapa­
lonymi świecami w rękach, uznając go za władcę, lud powiódł go do jego
cesarskiej siedziby. Dwa dni upłynęły na radosnym świętowaniu połączonym
z igrzyskami cyrkowymi, ale już wczesnym rankiem trzeciego dnia Julian
pomaszerował dalej, aby zająć wąskie przejście Succi w wąwozach gór Haemus,
które znajdują się nieomal w połowie drogi pomiędzy Sirmium a Konstan­
270 Rozdział dwudziesty drugi

tynopolem na granicy Tracji i Dacji, zwrócone stromym urwiskiem ku tej


pierwszej prowincji, a łagodnym zboczem ku drugiej.33 Obronę tej ważnej
placówki powierzono dzielnemu Newitcie, a ten, tak samo jak dowódcy dywizji
italskiej, z powodzeniem wykonał plan marszu i połączenia wojsk, zmyślnie
powzięty przez ich pana.34
Hołd, ze strachu czy też z sympatii złożony Julianowi przez ludność,
rozciągnął się daleko poza obszary, które odczuły bezpośrednio skutki zwy­
cięstw jego oręża.35 Prefekturami Italii i Illyricum zarządzali dotychczas
Taurus i Florencjusz, przy czym ich doniosły urząd łączył się z próżnymi
zaszczytami konsulatu; ponieważ ci dostojnicy pospiesznie wycofali się na dwór
azjatycki, Julian, nie zawsze zdolny powściągnąć lekkomyślność swego usposo­
bienia, napiętnował ucieczkę obu konsulów, dodając do ich imion we wszystkich
Aktach Roku epitet zbiegów. Prowincje porzucone przez swych wielkorządców
uznały władzę cesarza, który godził cechy żołnierza z cechami filozofa i wzbudzał
tym jednakowy podziw w obozach wojskowych nad Dunajem i w miastach
Grecji. Ze swego pałacu, czy może powiedzmy stosowniej, ze swojej kwatery
głównej w Sirmium i w Naissus, wydał do głównych miast Cesarstwa odezwę,
przeprowadzając w niej gruntownie przemyślaną obronę swego postępowania;
ogłosił tajne rozkazy Konstancjusza i przedłożył sądowi ludzkości sprawę
dwóch współzawodników, z których jeden wygnał barbarzyńców, a drugi ich
do Cesarstwa zaprosił.36 Ambitny Julian, do głębi zraniony zarzutem nie­
wdzięczności, chciał bowiem poprzeć słuszność swojej sprawy nie tylko orężem,
ale i argumentami, skoro celował zarówno w sztuce prowadzenia wojny, jak
i w sztuce pisania. Jego wytworny list do senatu i ludności A ten37 był, jak się
zdaje, podyktowany szlachetnym zapałem, który kazał mu przedłożyć swoje
czyny i ich pobudki zwyrodniałym Ateńczykom sobie współczesnym z takim
samym pokornym szacunkiem, z jakim broniłby swojej sprawy w czasach
Arystydesa przed sądem Areopagu. Jego podanie do senatu rzymskiego,
nadal zachowującego przywilej obdarzania właców tytułami cesarskimi, było
napisane zgodnie z formami przyjętymi w Rzeczypospolitej. Ów list odczytano
na zebraniu senatu zwołanym przez Tertullusa, prefekta miasta Rzymu,
i ponieważ Julian wyraźnie został już panem Italii, jego roszczenie za­
aprobowano bez protestu. Z mniejszym jednak zadowoleniem wysłuchano jego
okrężnej nagany, wymierzonej przeciw innowacjom Konstantyna, oraz ustępu,
w którym namiętnie oskarżał występki Konstancjusza; cały senat, zupełnie tak,
jak gdyby Julian siedział wśród zgromadzonych, wykrzyknął jednomyślnie:
„Błagamy cię, szanuj sprawcę swego losu!” 38
Wyrażenie to było przebiegłe, gdyż w zależności od wyniku wojny dało się je
różnie tłumaczyć: jako męskie zganienie niewdzięczności uzurpatora bądź też
jako pochlebne wyznanie, że jeden jedyny czyn Konstancjusza będący dla
państwa takim dobrodziejstwem jest zadośćuczynieniem za wszystkie jego
potknięcia.
Śmierć Konstancjusza. Julian jedynym cesarzem 271

Wieści o marszu i błyskawicznych postępach Juliana szybko przekazano


jego współzawodnikowi, któremu odwrót Szapura pozwolił na chwilę ode­
tchnąć od wojny z Persami. Ukrywając udrękę pod maską pogardy, Kon-
stancjusz wyznał zamiar powrotu do Europy i „wypłoszenia” Juliana, zawsze
bowiem mówił o tej wyprawie wojennej tak, jakby to było polowanie.39
W obozie w Hierapolis, w Syrii, zawiadomił o swoich zamysłach armię, przy
czym lekko wspomniał o winie i porywczości cezara i odważył się zapewnić
żołnierzy, że ci buntownicy, nawet jeśli porwą się na to, by zmierzyć się
z nimi na polu bitwy, nie zdołają wytrzymać ognia ich spojrzeń i nieodpartej
siły ich bojowego okrzyku. Przemówienie cesarza pokwitowano wojskowym
poklaskiem i Teodotus, przewodniczący rady Hierapolis, ze łzami pochlebstwa
prosił o ozdobienie swego miasta głową pokonanego buntownika.40 Wkrótce
potem wozami pocztowymi wysłano doborowy oddział mający zabezpieczyć,
jeśli to jeszcze było możliwe, przejście Succi; nowy zaciąg rekrutów, konie, broń
i zapasy żywności, przygotowane już na wojnę z Szapurem, przystosowano do
celów wojny domowej; stronników Konstancjusza jego dotychczasowe krajowe
zwycięstwa natchnęły jak najbardziej krwawą pewnością sukcesu.
Notariusz Gaudencjusz zajął w imieniu Konstancjusza prowincje afrykań­
skie, odcinając tym samym Rzym od źródeł utrzymania. Krytyczne położenie
Juliana pogorszyło się jeszcze bardziej wskutek niespodziewanego wydarzenia,
które mogło spowodować fatalne następstwa. Otóż Julian przyjął uległość
dwóch legionów i kohorty łuczników stacjonujących w’ Sirmium, ale nie bez
racji żywiąc pewne podejrzenia co do wierności tych oddziałów, przedtem
szczególnie wyróżnianych przez Konstancjusza, uznał, że najlepiej będzie
pod pozorem wzmocnienia zagrożonej granicy galijskiej odprawić je ze sceny
najważniejszej akcji. Niechętnie doszły one aż na pogranicze Italii, tutaj
jednak, w strachu przed dalszą długą drogą i srogą dzikością Germanów,
postanowiły za poduszczeniem jednego z trybunów zatrzymać się w Akwilei
i na murach tego niepokonanego miasta wywiesić sztandary Konstancjusza.
Czujny Julian od razu dostrzegł rozmiary tego zła i konieczność natych­
miastowego zastosowania jakiegoś środka. Na jego rozkaz Jowinus poprowadził
część armii z powrotem do Italii; zaplanowano oblężenie Akwilei z całą
starannością i prowadzono je z energią. Ale legioniści Konstancjusza, którzy,
jak się zdawało, zrzucili z siebie jarzmo dyscypliny, prowadzili obronę tego
miasta zręcznie i uporczywie. Zachęcając inne miasta Italii do pójścia za
ich przykładem, zagrażali bezpiecznemu odwrotowi Juliana, w razie gdyby
go do odwrotu zmusiła liczebna przewaga oręża Wschodu.41
Człowieczeństwu Juliana dane jednak było uniknąć alternatywy: zniszczyć
albo dać się zniszczyć, nad którą z żalem ubolewał. W samą porę bowiem śmierć
Konstancjusza wybawiła Cesarstwo Rzymskie od nieszczęść wojny domowej.
Pomimo nadejścia zimy monarcha ten wyruszył z Antiochii w niecierpliwym
pragnieniu zemsty, któremu jego ulubieńcy nie śmieli się sprzeciwiać. Gorączka
272 Rozdział dwudziesty drugi

zrazu niewysoka, spowodowana, być może, wzburzeniem ducha, podniosła się


wskutek trudów podróży i Konstancjusz musiał się zatrzymać w odległym
0 dwanaście mil od Tarsu małym miasteczku Mopsukrene, gdzie po krótkiej
chorobie zmarł w czterdziestym piątym roku życia, a w dwudziestym czwartym
roku swego panowania.42 Jego prawdziwy charakter, na który składały się
pycha i słabość, zabobonność i okrucieństwo, przedstawiliśmy już w całej pełni
w poprzednim opowiadaniu o wydarzeniach państwowych i kościelnych. Długo
nadużywając władzy, Konstancjusz stał się ważną postacią w oczach swoich
współczesnych, zważywszy jednak, że na uwagę potomności można zasłużyć
tylko z racji osiągnięć osobistych, pozwolimy sobie odprawić ostatniego
z synów Konstantyna z tego świata jedynie ze spostrzeżeniem, że odziedziczył
on wady swego ojca, a bynajmniej nie przejął w spadku jego zdolności.
Podobno Konstancjusz przed śmiercią wyznaczył Juliana na swego następcę;
nie wydaje się też rzeczą nieprawdopodobną, by niespokojna troska o los
młodej i wrażliwej żony, którą pozostawił brzemienną, nie miała w ostat­
nich chwilach jego życia przeważyć nad namiętnościami nienawiści i mści­
wości. Euzebiusz i jego wspólnicy czynili wprawdzie słabe wysiłki, aby wy­
borem nowego cesarza przedłużyć panowanie eunuchów, ale armia, już brzy­
dząc się myśli o wewnętrznej niezgodzie, z pogardą odrzuciła ich knowania
1natychmiast do Juliana wysłano dwóch różnych oficerów, którzy go zapewnili,
że każdy miecz w Cesarstwie zostanie dobyty na jego usługi. Tak więc wojenne
plany tego władcy po dokonaniu trzech natarć na Trację okazały się zbędne
wskutek pomyślnego wydarzenia. Bez rozlewu krwi współobywateli uniknął on
niebezpieczeństwa wątpliwego sporu i uzyskał korzyści całkowitego zwycięstwa.
Niecierpliwie pragnąc odwiedzić miejsce swego urodzenia i nową stolicę
Cesarstwa, wyruszył teraz z Naissus przez góry Haemus i miasta Tracji. Gdy
dotarł do Heraklei, ludność Konstantynopola odległego o sześćdziesiąt mil
wyległa z miasta, aby go powitać.
Tryumfalny wjazd Juliana do Konstantynopola odbył się wśród poddań-
czych wiwatów żołnierzy, ludu i senatu. Z ochoczym szacunkiem tłoczyły się do
niego niezliczone rzesze, być może, nieco rozczarowane niskim wzrostem i prostą
odzieżą tego bohatera, który pomimo niedoświadczonej młodości podbił
germańskich barbarzyńców i pomyślnym marszem przebył cały ląd Europy od
wybrzeża Atlantyku do wybrzeża Bosforu.43 W parę dni później, gdy w porcie
wylądowała trumna ze zwłokami zmarłego cesarza, poddani Juliana podziwiali
prawdziwe czy też udawane człowieczeństwo swego nowego władcy. Pieszo i bez
korony, odziany w strój żałobny szedł za pogrzebem aż do kościoła Świętych
Apostołów, gdzie złożono zwłoki; o ile te oznaki szacunku można było sobie
tłumaczyć jako samolubny hołd oddany rodowi i godności cesarskiego krew­
niaka, to w każdym razie łzy Juliana dowiodły światu, że zapomniał on już
o krzywdach doznanych od Konstancjusza i pamięta tylko swoje zobowiązania
wobec niego.44
Cesarz-filozof 273

Legiony zajmujące Akwileę natychmiast po upewnieniu się o śmierci cesarza


otworzyły bramy tego miasta i za cenę poświęcenia swych winnych przywódców
z łatwością uzyskały przebaczenie dzięki roztropności czy może miłosierdziu
Juliana, który w trzydziestym drugim roku życia objął w bezsporne posiadanie
całe Cesarstwo Rzymskie.45
Filozofia nauczyła Juliana porównywać dobre strony działania na forum
publicznym z dobrymi stronami życia w odosobnieniu, ale wywyższenie z racji
jego znakomitego rodu i wypadki jego życia nigdy mu nie pozwalały na wolność
wyboru. Może by szczerze chciał wybrać gaje Akademii i towarzystwo w Ate­
nach, jednak najpierw wola, a później niesprawiedliwość Konstancjusza zmusiły
go do narażenia własnej osoby i dobrej sławy na niebezpieczeństwo wstąpienia
na tron cesarski i do przyjęcia odpowiedzialności wobec świata i potomnych za
szczęście milionów.46 Julian ze zgrozą przypomniał sobie uwagę swego mistrza,
Platona,47 który twierdził, że rządy nad naszymi trzodami i stadami powierza się
zawsze istotom wyższego rzędu i że prowadzenie narodów wymaga niebiańskich
mocy bogów albo geniuszów i tylko takim mocom przysługuje. Z zasady tej
Julian wyciągnął słuszny wniosek, że ten, kto się ośmiela rządzić, powinien dążyć
do osiągnięcia doskonałości natury boskiej, oczyścić swą duszę z jej śmiertel­
nego, ziemskiego skalania, zdławić swoje żądze, oświecić rozum, powściągać na­
miętności i okiełznać dziką bestię, która zgodnie z barwną metaforą Arysto­
telesa48 rzadko kiedy pomija sposobność zasiadania na tronie despoty. Tron
Juliana, ustawiony dzięki śmierci Konstancjusza na podstawie niezależnej, był
siedzibą rozumu, cnoty i, być może, próżności. Julian gardził zaszczytami,
odmawiał sobie wszelkich przyjemności i sumiennie a niezmordowanie wypełniał
obowiązki swego wysokiego stanowiska, toteż na pewno niewielu z jego
poddanych zgodziłoby się zdjąć z niego brzemię korony, gdyby miało ich to
zmusić do poddania swego czasu i czynów surowym prawom, jakie sam sobie
narzucił ich cesarz-filozof. Jeden z jego najbliższych przyjaciół,49 często
z nim dzieląc oszczędną prostotę jego stołu, zauważa, że lekki i pełen
umiaru jadłospis (zazwyczaj jarski) pozwalał jego umysłowi i ciału na swo­
bodę i ruchliwość przy załatwianiu najrozmaitszych doniosłych spraw pisarza,
najwyższego kapłana, sędziego, dowódcy i władcy. W ciągu jednego dnia Julian
udzielał posłuchania kilku posłom i pisał albo dyktował wielką liczbę listów do
oficerów, wielkorządców i przyjaciół osobistych, jak również do poszczególnych
miast Cesarstwa. Odczytywano mu memoriały, rozważał treść petycji i zawiada­
miał o swoich zamiarach znacznie szybciej, niż je zdążyli stenografować jego pilni
sekretarze. Odznaczał się taką giętkością myśli, taką umiejętnością skupienia
uwagi, że mógł jednocześnie zajmować rękę pisaniem, ucho słuchaniem, a głos
dyktowaniem, podążając naraz trzema odrębnymi tokami myśli bez wahania
i bezbłędnie. W czasie gdy jego słudzy wypoczywali, przerzucał się zwinnie
z jednego zajęcia w drugie, by wreszcie po szybko spożytym obiedzie zasiąść
w zaciszu swojej biblioteki, gdzie zajmował się studiami, dopóki sprawy
274 Rozdział dwudziesty drugi

wyznaczone na dany wieczór nie wezwały go do ich przerwania. Wieczerza


cesarza była jeszcze lżejsza niż obiad, snu nigdy mu nie zakłócały objawy
niestrawności; i z wyjątkiem krótkiego okresu małżeństwa, będącego zresztą
skutkiem raczej polityki niż miłości, czysty Julian nigdy nie dzielił łoża
z kobietą.50 Rychło budzili go swoim wejściem rześcy i wyspani sekretarze,
którzy odpoczywali przez cały poprzedni dzień, służba bowiem musiała praco­
wać na zmianę, podczas gdy niemal jedynym odświeżeniem, na jakie sobie
pozwalał ich niezmordowany pan, była zmiana zajęcia.
Poprzednicy Juliana — jego stryj, brat i kuzyn — pod efektownym pozorem
stosowania się do skłonności ludu folgowali swoim dziecinnym upodobaniom do
igrzysk cyrkowych i często trawili większą część dnia w charakterze bezczynnych
widzów, stanowiąc część wspaniałego widowiska, aż do samego końca zwykłej
serii dwudziestu czterech biegów.51 Julian w uroczyste święta, chociaż odczuwał
i otwarcie wyznawał niemodną odrazę do tych płochych rozrywek, raczył
pokazywać się w cyrku, ale już po niedbałym obejrzeniu pięciu czy sześciu biegów
wycofywał się z pośpiechem i zniecierpliwieniem filozofa, który uważa każdą
chwilę nie poświęconą dla dobra powszechnego bądź rozwijania własnego
umysłu za bezpowrotnie straconą.52 Dzięki tej chciwości w wyzyskiwaniu czasu
zdawał się przedłużać krótki okres swego panowania tak dalece, że gdyby nie
daty, stwierdzone z taką pewnością, nie chcielibyśmy wierzyć, że od śmierci
Konstancjusza do wyruszenia jego następcy na wojnę z Persami upłynęło
zaledwie szesnaście miesięcy.
Czyny Juliana możemy poznać tylko dzięki pilnym staraniom historyka, ale
pomnikiem pracowitości, jak również talentu tego cesarza jest po dziś dzień
zachowana cząstka jego wielotomowych pism. M izopogon , C ezarow ie , kilka
z jego przemówień i wymyślna rozprawa przeciw religii chrześcijańskiej zostały
ułożone w długie noce dwóch zim, z których jedną Julian spędził w Kon­
stantynopolu, a drugą w Antiochii.
Reforma dworu cesarskiego, była jednym z pierwszych i najbardziej koniecz­
nych aktów w rządach Juliana.53 Wkrótce po wkroczeniu do pałacu w Konstan­
tynopolu miał on sposobność skorzystania z usług balwierza. Na wezwanie
stawił się natychmiast przed jego obliczem wspaniale wystrojony urzędnik.
„Wszakże balwierza potrzebuję — wykrzyknął władca z udanym zdziwie­
niem — a nie generalnego poborcę podatkowego!” 54
Wypytując tego człowieka o jego zarobki dowiedział się, że oprócz wysokiej
pensji i pewnych cennych dodatków balwierz cesarski otrzymuje codzienny
zasiłek na utrzymywanie dwudziestoosobowej służby i dwudziestu koni. Tysiąc
balwierzy, tysiąc podczaszych, tysiąc kucharzy rozdzielono na usługi po­
szczególnych dostojników zajmujących zbytkowne urzędy, przy czym liczbę
eunuchów można było przyrównać tylko do liczby owadów w dzień letni.55
Monarcha, ustępujący swoim poddanym miejsca na polu zasługi i cnoty,
wyróżniał się spośród nich przynajmniej przytłaczającą wspaniałością swego
Julian przeprowadza reformę pałacu 275

stroju i stołu, swoich pałaców i świty. Okazałe pałace wzniesione przez


Konstantyna i jego synów zdobne były w najrozmaitsze rodzaje barwnego
marmuru i w ornamenty z litego złota. Na stół władców, aby zadowolić
nie tyle ich smak, co pychę, dostarczano najbardziej wyśmienite przysmaki:
ptactwo z najodleglejszych krajów, ryby z najdalszych mórz, owoce dojrzałe
w nienaturalnej porze, róże zimowe i śniegi letnie.56 Wydatki na utrzymanie
tłumu pałacowego przewyższały koszt utrzymania legionów, a przecież tylko
garstka dworzan z tej całej kosztownej rzeszy miała służyć na użytek czy choćby
przydawać blasku samemu tronowi. Hańbą dla monarchy i krzywdą dla ludu
było tworzenie i sprzedawanie coraz to nowych, bardziej nieokreślonych,
a nawet zgoła tytularnych zatrudnień, które mogli sobie kupować najbardziej
bezwartościowi ludzie, aby cieszyć się przywilejem życia z dochodów publicz­
nych bez konieczności pracy. Odpadki olbrzymiego gospodarstwa domowego,
wciąż wzrastające płace i dochody dorywcze, do jakich ci wyniośli służalcy rościli
sobie prawo tak, jakby im się to słusznie należało, oraz łapówki przez nich
wymuszane od każdego, kto lękał się ich wrogości albo upraszał o ich łaskę, nagle
czyniły z nich bogaczy. Nadużywali oni tego majątku, niepomni swego stanu
w przeszłości i niebaczni na swój stan w przyszłości, przy czym ich łupiestwo
i sprzedajność można było porównywać tylko z ich niezmiernym marnotrawst­
wem. Chodzili w szatach jedwabnych, haftowanych złotem, jadali wykwintnie
i obficie; domy, które budowali na użytek własny, zajmowały obszar równy
gospodarstwu rolnemu starożytnego konsula i najszacowniejsi obywatele musie­
li zsiadać z koni, aby z szacunkiem pozdrowić spotkanego na publicznej drodze
eunucha.
Zbytkowność pałacu wzbudzała pogardę i oburzenie Juliana, który zazwyczaj
sypiał na ziemi, nieodzownym wymogom natury poddawał się z niechęcią
i próżność przejawiał nie w ubieganiu się o przewagę w królewskim przepychu,
ale w tym, że nim pogardzał. Niecierpliwie pragnął wykorzenić owo zło,
wydające mu się jeszcze większym, niż w rzeczywistości było, aby ulżyć
powszechnej niedoli i ułagodzić szemrania ludu, ponieważ lud zawsze z mniej­
szym niepokojem dźwiga brzemię podatków, gdy jest przekonany, że owoce jego
pracowitości są obracane na użytek państwa. Oskarża się jednak Juliana o to, że
wykonując swoje zbawienne dzieło, postępował z nazbyt wielkim pośpiechem
i nierozważną surowością. Jednym jedynym edyktem sprawił, że pałac w Kon­
stantynopolu stał się olbrzymią pustynią; i sromotnie odprawiając całą świtę
niewolników i dependentów,57 nie czynił żadnych słusznych czy choćby miło­
siernych wyjątków dla podeszłego wieku, zasług bądź ubóstwa wiernych domo­
wników rodziny cesarskiej. Takie już zaiste było usposobienie Juliana, który
rzadko kiedy sobie przypominał podstawową zasadę Arystotelesa, twierdzące­
go, że prawdziwa cnota znajduje się w samym środku pomiędzy przeciwległymi
krańcowymi występkami. Wspaniałe, schlebiające zniewieściałości stroje azja­
tyckie, loki, barwiczka, naszyjniki i bransolety, wyglądające tak śmiesznie na
276 Rozdział dwudziesty drugi

osobie Konstantyna, konsekwentnie zostały odrzucone przez jego filozoficznie


nastawionego następcę. Ale odrzucając fircykowatość, Julian zarazem wyrzekł
się przyzwoitości stroju i zdawał się nawet cenić to, że lekceważy prawa czystości.
Publicznie wystawiono satyrę, w której cesarz rozwodzi się z przyjemnością,
a nawet z dumą nad długością swych paznokci i atramentową czernią rąk;
oświadcza przy tym, że chociaż prawie całe ciało ma owłosione, użytek brzytwy
ogranicza tylko do swej głowy, i z wyraźnym upodobaniem wychwala swą
rozkudłaną i z a m i e s z k a n ą 58 brodę, hodowaną pieczołowicie za przy­
kładem filozofów greckich. A przecież gdyby Julian, ten pierwszy dostojnik
spośród Rzymian, usłuchał prostych nakazów rozumu, to gardziłby tak samo
afektacją Diogenesa, jak gardził afektacją Dariusza.
Ale dzieło reformy publicznej byłoby niedoskonałe, gdyby Julian poprzestał
na naprawianiu nadużyć, nie karząc przestępstw popełnionych za panowania
jego poprzednika.
„Oto już jesteśmy wyzwoleni — pisze on w poufałym liście do jednego
z bliskich przyjaciół. — Oto już jesteśmy zdumiewająco wyzwoleni z żar­
łocznej paszczy Hydry.59 Nie myślę stosować tego miana do mego brata,
Konstancjusza. Jego już nie ma; oby mu ziemia lekką była! Ale przebiegli
i okrutni ulubieńcy usiłowali zwodzić i rozjątrzać tego władcę, którego
łagodności wrodzonej nie da się pochwalić bez pewnej pochlebczej przesady.
Nie jest wszelako zamiarem moim uciskanie nawet i tych ludzi. Stanęli oni przed
sądem i cieszyć się będą dobrodziejstwem sprawiedliwego procesu.”
Prowadzenie tego śledztwa Julian poruczył sześciu specjalnie w tym celu
mianowanym sędziom najwyższego stopnia w państwie i w armii, a ponieważ
chciał uniknąć zarzutu, że sam skazuje wrogów osobistych, osadził ten nad­
zwyczajny sąd w Chalcedonie, po azjatyckiej stronie Bosforu, przekazując
komisarzom absolutną władzę wydania i wykonania wyroku ostatecznego bez
żadnej zwłoki i bez odwołania. Przewodniczącym tego sądu został czcigodny
prefekt Wschodu, d r u g i Sallust,60 którego cnoty zjednywały szacunek
zarówno filozofów greckich, jak i biskupów chrześcijańskich. Pomagał mu
wymowny Mamertinus,61 jeden z wybranych konsulów, człowiek zasług głośno
sławionych wątpliwym świadectwem jego własnego samochwalstwa. Ale nad
mądrością tych dwóch dostojników cywilnych brała górę dzika gwałtowność
czterech dowódców wojskowych: Newitty, Agila, Jowinusa i Arbecja. Ten
ostatni, którego ogół z mniejszym zdziwieniem oglądałby na ławie oskarżonych
niż na ławie sędziowskiej, był rzekomo w posiadaniu tajnych instrukcji. Trybunał
otaczali uzbrojeni i rozzłoszczeni przywódcy oddziałów Jowiańskich i Her-
kuliańskich, toteż sędziami rządziły na przemian to zasady sprawiedliwości, to
wrzawa fakcji.62
Szambelan Euzebiusz, tak długo nadużywający łaski Konstancjusza, hanieb­
ną śmiercią odpokutował bezczelność, przekupstwo i okrucieństwo swego
służalczego panowania. Stracenie Pawła i Apodemiusza (pierwszego z nich
Trybunał w Chalcedonie 277

spalono żywcem) uznały za karę jeszcze niedostateczną wdowy i sieroty po tylu


setkach Rzymian zdradzonych i zamordowanych przez tych tyranów prawa. Ale
chyba sama Sprawiedliwość (jeśli możemy użyć tu patetycznego zwrotu Am-
miana63) płakała nad losem Ursulusa, skarbnika Cesarstwa; krew jego była
oskarżeniem niewdzięczności Juliana, któremu swego czasu ten uczciwy minister
ulżył w strapieniu nieustraszoną i w samą porę okazaną hojnością. Przyczyną
i pretekstem tej śmierci była wściekłość żołnierzy rozdrażnionych jego brakiem
rozsądku; cesarz, do głębi zraniony zarówno wyrzutami, jakie sam sobie czynił
z tego powodu, jak i wyrzutami ogółu, ofiarował pewne zadośćuczynienie
rodzinie Ursulusa, zwracając jego skonfiskowane majątki. Taurus i Florencjusz
jeszcze przed końcem roku, w którym nadano im insygnia prefektury i kon­
sulatu,64 musieli nieubłagany trybunał w Chalcedonie błagać o wspaniałomyśl­
ność. Taurusa wygnano do Vercellae w Italii, na Florencjusza wydano wyrok
śmierci. Jeśli chodzi o tego pierwszego, to władca mądry raczej by wynagrodził
jego przestępstwo, wierny ów sługa bowiem, gdy już nie mógł dłużej się
przeciwstawiać postępom buntu, poszukał schronienia na dworze swego dob­
roczyńcy i prawowitego władcy. Ale wina Florencjusza usprawiedliwiała
surowość sędziów, a jego ucieczka posłużyła tylko do wykazania wielkoduszno­
ści Juliana, który szlachetnie powściągnął interesowną pilność pewnego donosi­
ciela, nie chcąc wiedzieć, gdzie się przed jego słusznym oburzeniem ukrył ten
nędzny zbieg.65
W parę miesięcy po rozwiązaniu sądu w Chalcedonie ścięto w Antiochii
namiestnika pretoriańskiego na Afrykę — notariusza Gaudencjusza, oraz
Artemiusza,66 diuka Egiptu. Artemiusz był okrutnym i przekupnym tyranem
wielkiej prowincji, Gaudencjusz przez długi czas zastawiał sidła oszczerstw na
niewinnych i cnotliwych, a nawet na osobę samego Juliana. Wszelako okolicz­
nościami tego procesu i skazania pokierowano tak nieumiejętnie, że obaj ci
nikczemnicy pozyskali w opinii publicznej chwałę cierpienia za upartą lojalność
dla sprawy Konstancjusza. Resztę sług zmarłego cesarza uchroniła powszechna
amnestia i pozostawiono ich w spokoju, aby nadal cieszyli się bezkarnie
majątkami, jakie nagromadzili, przyjmując łapówki za ochronę uciskanych albo
za uciskanie tych, którzy nie mieli wpływowych przyjaciół. Posunięcie to,
w myśl najzdrowszych zasad polityki, zasługiwałoby na naszą aprobatę, gdyby
nie zostało wykonane w sposób zdający się poniżać majestat tronu. Julian nie
mógł się opędzić natręctwu rzeszy, zwłaszcza Egipcjan, głośno się domagających
zwrotu swoich nieopatrznie bądź bezprawnie składanych darów; przewidując
długi szereg dokuczliwych procesów dał im wreszcie przyrzeczenie, które
przecież zawsze powinno być święte, że jeśli poszkodowani przyjadą do
Chalcedonu, to on spotka się tam z nimi osobiście, aby ich wysłuchać
i rozpatrzyć ich skargi. Jednakże natychmiast gdy wylądowali, wydał żegla­
rzom kategoryczny zakaz przewiezienia jakiegokolwiek Egipcjanina do Kon­
stantynopola i w ten sposób trzymał swoich rozczarowanych petentów na
278 Rozdział dwudziesty drugi

wybrzeżu azjatyckim, dopóki po wyczerpaniu się cierpliwości i pieniędzy nie


musieli z pomrukami oburzenia wracać do ojczyzny.67
Liczną armię szpiclów, agentów i donosicieli, których zaciągał Konstancjusz,
aby zapewnić spokój sobie jednemu kosztem spokoju milionów, jego szlachetny
następca natychmiast rozwiązał. Julian był powolny w swoich podejrzeniach
i łagodny w wymierzaniu kar; pogarda, jaką żywił dla zdrady, wynikała ze
zdrowego rozsądku, z próżności i odwagi. Świadom wyższości swoich zasług nie
wątpił, że mało kto z jego poddanych odważy się z nim zmierzyć w otwartym
polu, targnąć na jego życie czy choćby tylko zasiąść na opróżnionym przez niego
tronie. Filozof w Julianie potrafił usprawiedliwić pochopne wybryki niezadowo­
lenia, a bohater — zlekceważyć ambitne projekty znacznie przerastające majątek
bądź zdolności nierozważnych spiskowców. Pewien obywatel Ancyry kazał
sobie na użytek własny uszyć purpurową szatę; czym prędzej usłużny natręt,
zresztą jego osobisty wróg, postarał się, aby o tym nierozsądnym czynie, który za
panowania Konstancjusza zostałby uznany za przestępstwo gardłowe,68 donie­
siono Julianowi. Monarcha po zbadaniu z grubsza pozycji i charakteru swego
współzawodnika przesłał mu przez tegoż donosiciela dar w postaci pary
purpurowych pantofli mających uzupełnić wspaniałość jego cesarskiego stroju.
Bardziej jednak niebezpieczny spisek uknuło dziesięciu pałacowych gwar­
dzistów, postanawiając zamordować Juliana na polu ćwiczeń pod Antiochią.
Ale wygadali się z tym wskutek nieumiarkowania w pijaństwie i w rezultacie
w kajdanach poprowadzono ich przed oblicze urażonego władcy, który po
barwnym odmalowaniu nikczemności i głupoty ich przedsięwzięcia zamiast
skazać wszystkich na śmierć w torturach, na jaką sobie zasłużyli i jakiej
się spodziewali, skazał tylko dwóch głównych przestępców na wygnanie.
Jedynym wypadkiem, gdy Julian, jak się zdaje, nie okazał swojej zwykłej
wspaniałomyślności, było stracenie pewnego porywczego młodzieńca, gdy ten
słabą ręką ambitnie usiłował pochwycić wodze Cesarstwa. Młodzieńcem owym
jednak był syn Marcellusa, dowódcy konnicy — zbiega podczas pierwszej
kampanii w wojnie galijskiej spod sztandaru cezara i Rzeczypospolitej. Julian,
nawet nie folgując urazie osobistej, mógł łatwo połączyć zbrodnię syna ze
zbrodnią ojca, ale ułagodzony rozpaczą Marcellusa usiłował hojnością leczyć
ranę, którą mu zadał ręką sprawiedliwości.69
Julian nie był nieświadom dobrych stron wolności.70 W czasie swych studiów
przejął się duchem starożytnych mędrców i bohaterów; przez długi czas jego
życie i losy zależały tylko od kaprysu tyrana, gdy więc wstąpił na tron,
nieraz dręczyła jego dumę myśl, że niewolnicy, którzy nie odważą się ganić
jego ułomności, nie są godni tego, aby wychwalać jego cnoty.71 Żywił
szczery wstręt do systemu orientalnego despotyzmu ustalonego w Cesarstwie
przez Dioklecjana, Konstantyna i cierpliwe przyzwyczajenie lat osiemdzie­
sięciu. Głęboko wierząc w zabobon, wprawdzie sobie nie pozwolił na wyko­
nanie zamysłu, nad którym często przedtem medytował, a mianowicie na
Julian przywraca tradycje Rzeczypospolitej 279

uwolnienie swej głowy od brzemienia kosztownej korony,72 ale też stanowczo


nie chciał przyjąć tytułu D om inus, czyli Pan,73 owego miana tak dobrze znanego
uszom Rzymian, że już nawet nie pamiętali jego niewolniczego i poniżającego
początku. Natomiast urząd, a raczej tytuł konsula został pieczołowicie za­
chowany przez tego władcę ze czcią patrzącego na ruiny Rzeczypospolitej, przy
czym postawę, jaką August przybrał przez roztropność, Julian przyjął dobrowol­
nie, idąc za głosem swych skłonności. W kalendy stycznia o świcie pospieszyli do
pałacu, aby pozdrowić cesarza, nowi konsulowie: Mamertinus i Newitta. Julian,
gdy tylko zawiadomiono go o ich przybyciu, zeskoczył z tronu i ochoczo
wyszedłszy im na spotkanie zmusił tych zawstydzonych dostojników do
przyjęcia dowodów jego udawanej pokory. Z pałacu udano się do senatu. Cesarz
maszerował pieszo przed lektykami konsulów; gapiące się rzesze, podziwiając
ten obraz czasów starożytnych, w głębi ducha miały jednak za złe swemu władcy
zachowanie się, które, ich zdaniem, poniżało majestat purpury.74 Niemniej
pewien związany z tym postępek Juliana spotkał się z jednomyślnym poparciem.
Otóż podczas igrzysk cyrkowych nieopatrznie czy też rozmyślnie w obecności
konsula nadał on wolność jakiemuś niewolnikowi. W chwili gdy mu przypo­
mniano, że wkroczył w jurysdykcję i n n e g o dostojnika, sam siebie skazał
na zapłacenie grzywny w wysokości dziesięciu funtów złota, wykorzystując
tę sposobność do ogłoszenia światu, że wobec prawa,75 a nawet form Rzeczy­
pospolitej, jest on takim samym poddanym jak reszta współobywateli.
Duch rządów Juliana i sentyment do miejsca urodzenia skłoniły go do
nadania senatowi Konstantynopola takich samych honorów, przywilejów
i kompetencji, jakimi wciąż jeszcze cieszył się senat starożytnego Rzymu.76
Wprowadzono więc i stopniowo ustalono prawną fikcję, uznając, że połowa rady
narodowej po prostu przeniosła się na Wschód, i nawet despotyczni następcy
Juliana przyjmowali tytuły senatorów i uważali się za członków szacownego
zespołu, któremu wolno było reprezentować majestat rzymskiego imienia.
Z senatu Konstantynopola monarcha przeniósł uwagę na senaty poszczególnych
prowincji. Ogłaszanymi raz po raz edyktami zniósł niesprawiedliwe i szkodliwe
w skutkach zwolnienia wyłączające tak wielu gnuśnych obywateli z ogólnego
obowiązku służby dla kraju i, jednakowo na wszystkich rozkładając powinności
publiczne, przywrócił siłę, chwałę czy też, jak się płomiennie wyraził Liba-
niusz,77 duszę dogorywającym miastom swego Cesarstwa.
Czcigodny, sędziwy wiek Grecji budził w Julianie najczulsze współczucie,
a także i zachwyt, gdy przypominał sobie bogów, bohaterów i ludzi jeszcze
większych niż bohaterzy i bogowie — owych ludzi, którzy dla potomności
pozostawili w spuściźnie pomniki swego talentu i przykłady swoich cnót. Julian
ulżył w niedoli miastom Epiru i Pelopenezu78 i przywrócił im dawne piękno.
Ateny uznały go za swego dobroczyńcę, Argos za swego wyzwoliciela. Dumny
Korynt, znów powstający z ruin po uzyskaniu zaszczytów kolonii rzymskiej,
ściągał od sąsiednich republik daninę na opłacenie igrzysk istmijskich, które
280 Rozdział dwudziesty drugi

odbywały się w amfiteatrze wraz z polowaniem na niedźwiedzie i pantery.


Otóż miasta: Elis, Delfy i Argos, odziedziczywszy po swych odległych przodkach
święty urząd zachowania po wsze czasy igrzysk olimpijskich, pytyjskich
i nemejskich, rościły sobie słuszne prawo do zwolnienia od tej daniny.
Koryntianie przyznawali to prawo miastom: Elis i Delfom, ale ubóstwo
Argos stanowiło pokusę dla bezczelności ucisku, przy czym słabe skargi
tego miasta uciszył wyrok wielkorządcy prowincji, jak się zdaje, mającego na
względzie tylko interesy stolicy, w której rezydował. W siedem lat po tym
wyroku Julian79 pozwolił wnieść sprawę do wyższego sądu i przemówieniem,
z jakim przy tej okazji wystąpił, przypuszczalnie obronił miasto, które nie­
gdyś było królewską siedzibą Agamemnona80 i dało Macedonii ród królów
i zdobywców.81
Julian rozwijał swoje zdolności w pracowitym kierowaniu sprawami wojsko­
wymi i cywilnymi, mnożącymi się w proporcji do obszaru Cesarstwa, ale często
występował również w dwóch rolach prawie nie znanych władcom nowo­
czesnym, a mianowicie jako krasomówca82 i sędzia.83 Sztuka przekonywania,
którą tak pilnie pielęgnowali pierwsi cesarze, została zaniedbana przez żołniers­
ką ciemnotę i azjatycką pychę ich następców; chociaż raczyli oni przemawiać do
żołnierzy, ponieważ ich się bali, to jednak senatorów, ponieważ senat lek­
ceważyli, zbywali pogardliwym milczeniem. Zgromadzeń senatu Konstantyn
unikał, natomiast Julian uważał je za miejsce, gdzie z największą stosownością
mógł wykazywać zasady republikanina i zdolności retora. Niby w szkole
deklamacji, praktykował tam na przemian poszczególne sposoby udzielania
pochwał, nagany i upomnień; studia nad Homerem nauczyły go, jak to zauważył
jego przyjaciel, Libaniusz, naśladować prosty, zwięzły styl Menelausa, bogactwo
stylistyczne Nestora, z którego ust słowa spływały jak płatki śniegu, bądź też
patetyczną, dobitną wymowność Odyseusza.
Sprawowanie funkcji sędziego, nierzadko sprzeczne z funkcjami władcy, było
dla Juliana nie tylko obowiązkiem, ale i rozrywką, toteż aczkolwiek mógł mieć
zaufanie do prawości i rozsądku swoich prefektów pretorium, często w siedzibie
sądu zasiadał u ich boku. Miłym zajęciem dla jego bystrego, przenikliwego
umysłu było wykrywanie i udaremnianie szykan adwokatów mozolących się, aby
ukryć prawdę faktów i przekręcić znaczenie praw. Czasem, zapominając
0 powadze swego stanowiska, zadawał pytania nierozsądne i niewczesne, nie­
raz też zdradzał podniesionym głosem i nieopanowanymi gestami, jak po­
ważnie i żywiołowo podtrzymuje swoje zdanie na przekór sędziom, adwo­
katom i ich klientom. Ale znając własne usposobienie zachęcał przyjaciół
1 ministrów do udzielania mu nagany, a nawet upraszał ich o to, i za
każdym razem gdy odważali się sprzeciwić nieprawidłowym wybrykom jego
pasji, świadkowie mogli zaobserwować wstyd, jak również i wdzięczność
swego monarchy. Wyroki Juliana były prawie zawsze oparte na zasadach
sprawiedliwości, przy czym miał on w sobie dość silnej woli na to, by nie
Osobiste cnoty Juliana 281

ulec dwóm najbardziej niebezpiecznym pokusom osaczającym trybunał sądowy


władcy pod pięknymi pozorami współczucia i bezstronności. Rozstrzygał
wszelkie „za” i „przeciw” danej sprawy, nie wnikając w warunki życiowe
oskarżonych i oskarżycieli; tak więc biedaków, jakkolwiek chciał im ulżyć
w biedzie, skazywał, aby zadośćuczynić słusznym żądaniom szlachetnego
a bogatego przeciwnika. Starannie odróżniał sędziego od ustawodawcy84
i chociaż rozmyślał nad koniecznością zreformowania rzymskiego orzecz­
nictwa sądowego, wydawał wyroki zgodne ze ścisłą wykładnią owych praw,
które sędziowie musieli wprowadzać w życie i których poddani musieli
słuchać.
Na ogół władcy, gdyby się ich rozebrało z purpury i nagich rzuciło w świat,
pogrążyliby się natychmiast w najniższy stan społeczny bez nadziei wyjścia
kiedykolwiek z cienia. Ale w wypadku Juliana zasługi osobiste były w pewnej
mierze niezależnie od stanowiska. Bez względu na drogę, jaką obrałby on sobie
w życiu, na pewno dzięki sile swojej nieustraszonej odwagi, żywego dowcipu
i wytężonej pilności osiągnąłby najwyższe zaszczyty wybranego zawodu albo już
co najmniej zasługiwałby na nie; mógłby się podnieść na stanowisko ministra
bądź dowódcy w kraju, w którym by się urodził jako zwyczajny obywatel. Gdyby
zazdrosny kaprys władcy zawiódł jego oczekiwania albo gdyby on sam roz­
tropnie zboczył ze ścieżek wielkości, to i tak wykorzystanie tychże samych
talentów w jakimś pracowitym odosobnieniu umieściłoby jego szczęście doczes­
ne i nieśmiertelną sławę poza zasięgiem królów. Wydaje się wprawdzie, że
w portrecie Juliana, gdy go badamy z drobiazgową i może nawet krytyczną
uwagą, czegoś brak do tego, aby postać ta była wdzięczna i doskonała. Nie miał
on w sobie geniuszu tak potężnego i wzniosłego jak geniusz Cezara ani
doskonałej roztropności Augusta. Cnoty Trajana były chyba bardziej stałe
i wrodzone, a filozofia Marka Aureliusza prostsza i bardziej konsekwentna.
A przecież Julian stawiał czoło przeciwnościom losu nieugięcie i pomyślność nie
uderzała mu do głowy. Po przerwie trwającej od śmierci Aleksandra Sewera
przez lat sto dwadzieścia Rzymianie oto znów zobaczyli cesarza, który nie czynił
rozróżnienia pomiędzy obowiązkiem a przyjemnością, który dokładał wszelkich
starań, aby ulżyć w niedoli swoim poddanym i wskrzesić w nich ducha, i który
zawsze usiłował łączyć autorytet z zasługą, a szczęśliwość z cnotą. Nawet fakcja,
i to fakcja religijna, musiała uznać wyższość jego talentu, zarówno w czasie
pokoju, jak w czasie wojny, i przyznać z westchnieniem, że Julian Apostata
kochał swój kraj i zasługiwał na cesarstwo świata doczesnego.85
Rozdział dwudziesty trzeci

RELIGIA JULIANA — POWSZECHNA TOLERANCJA — JULIAN


USIŁUJE PRZYWRÓCIĆ I ZREFORMOWAĆ KULT POGAŃSKI ORAZ
ODBUDOWAĆ ŚWIĄTYNIĘ W JEROZOLIMIE — JEGO PRZEBIEGŁOŚĆ
W PRZEŚLADOWANIU CHRZEŚCIJAN — OBOPÓLNA GORLIWOŚĆ
I NIESPRAWIEDLIWOŚĆ

Rolachmurą
apostaty zaszkodziła dobrej sławie Juliana, przy czym fanatyzm,
przesłaniający jego cnoty, spowodował wyolbrzymienie rozmiaru
prawdziwych i widocznych jego błędów. W naszej stronniczej niewiedzy możemy
go sobie przedstawiać jako monarchę-filozofa, który starał się z jednakową
troskliwością ochraniać wszystkie fakcje religijne i uśmierzać gorączkę teolo­
giczną rozpłomieniającą umysły ludzkie od czasów edyktów Dioklecjana do
czasu wygnania Atanazego. Po dokładniejszym jednak wejrzeniu w charakter
i postępowanie Juliana rozwieje się to przychylne nastawienie do władcy,
nie uniknął bowiem powszechnej zarazy tamtego okresu. Jesteśmy w sytuacji
szczególnie korzystnej, mogąc porównywać portrety nakreślone zarówno
przez jego najbardziej oddanych wielbicieli, jak i jego nieubłaganych wro­
gów. O czynach Juliana opowiada nam dokładnie pewien rozsądny i szczery
historyk — bezstronny świadek jego życia i śmierci. Jeśli chodzi o poglądy
religijne, to jednomyślne świadectwo współczesnych znajduje potwierdzenie
w publicznych i prywatnych oświadczeniach samego cesarza; w najrozmaitszych
swych pismach Julian w sposób jednolity streszcza własne poglądy religijne,
które polityka nakazywałaby mu raczej ukrywać niż udawać. Nabożne, szczere
przywiązanie do bogów ateńskich i rzymskich było główną namiętnością jego
duszy;1 moce oświeconego rozumu zostały zdradziecko wydane na pastwę
szkodliwych wpływów zabobonnego przesądu, przy czym widma istniejące
jedynie w umyśle cesarza odbijały się z rzeczywistym fatalnym skutkiem
na rządach Cesarstwa. Gwałtowna gorliwość chrześcijan, którzy pogardzali
kultem owych bajecznych bóstw i obalali ich ołtarze, spowodowała, że czciciel
tych bóstw stał się nieprzejednanym wrogiem bardzo licznego odłamu swoich
poddanych i pragnąc ich pokonać, pełen zgrozy wobec ich haniebnego
odstępstwa, nieraz ulegał pokusie naruszenia praw roztropności, a nawet
sprawiedliwości. Stronnictwo, które opuścił i zwalczał, zwyciężyło i okryło
jego imię niesławą; niefortunnego apostatę zalewa potok pobożnych oskar­
żeń, do których dał hasło rozgłośnym dęciem w trąbę2 Grzegorz z Nazjanzu.3
Wydarzenia jednak, stłoczone w krótkim okresie panowania tego energicznego
Poglądy religijne Juliana 283

cesarza, z uwagi na swój ciekawy charakter zasługują na to, aby o nich


opowiedzieć sprawiedliwie i szczegółowo. Tematem niniejszego rozdziału będą
pobudki Juliana, jego plany i czyny w takim zakresie, w jakim wiążą się one
z dziejami religii.
Przyczynę tego dziwnego, fatalnego odstępstwa można wyprowadzić z wczes­
nego okresu jego życia, gdy osierocony pozostawał w rękach morderców swojej
rodziny. W młodocianej wyobraźni, podatnej na najżywsze odbieranie wrażeń,
rychło mu się skojarzyło imię Chrystusa z imieniem Konstancjusza, pojęcie religii
z pojęciem niewoli. Pieczę nad jego dzieciństwem zlecono Euzebiuszowi,
biskupowi Nikomedii,4 spokrewnionemu z nim ze strony matki; toteż Juliana do
dwudziestego roku życia chrześcijańscy nauczyciele kształcili nie tyle na bohate­
ra, co na świętego. Cesarz, mniej zazdrosny o koronę niebiańską niż o koronę
ziemską, sam zadowalając się niedoskonałą rolą katechumena, pozwolił bra­
tankom Konstantyna5 cieszyć się korzyściami płynącymi z chrztu świętego.6
Przyjęto ich nawet na niższe stanowiska kościelnego stanu i Julian publicznie
czytał Pismo Święte w kościele w Nikomedii. Wydawało się, że nauka religii,
którą obaj z bratem pilnie się zajmowali, przynosi najrzetelniejsze owoce wiary
i pobożności.7 Modlili się, pościli, dawali jałmużnę ubogim i dary duchowień­
stwu, składali ofiary na grobach męczenników i wspólną pracą wznieśli,8 czy już
przynajmniej zaczęli wznosić, wspaniały pomnik świętego Mamasa w Cezarei.
Z szacunkiem rozmawiali z najbardziej świątobliwymi biskupami i upraszali
o błogosławieństwo mnichów i pustelników, którzy wprowadzili do Kapadocji
zwyczaj dobrowolnego podejmownia trudów życia w ascezie.9 A przecież w mia­
rę jak ci dwaj książęta dorastali do wieku męskiego, w ich poglądach religijnych
coraz wyraźniej zaznaczała się różnica ich charakterów. Tępy i uparty Gallus ze
ślepą gorliwością przejął się doktrynami chrześcijaństwa, nigdy zresztą nie
mającymi ani wpływać na jego postępowanie, ani miarkować jego namiętności.
Łagodne usposobienie młodszego brata przejawiało większą zgodność z przyka­
zaniami Ewangelii, przy czym jego dociekliwa ciekawość mogła się zadowolić
systemem teologicznym, który tłumaczy istotę Bóstwa i otwiera nieograniczone
perspektywy na niewidzialne zaświaty. Niezależny duch Juliana nie chciał jednak
poddać się biernemu, bezwzględnemu posłuszeństwu, jakiego w imieniu religii
wymagali wyniośli słudzy Kościoła. Ich spekulatywne poglądy, narzucane jako
stanowcze prawa, na których straży stała trwoga przed karą wiekuistą,
sprowadzały wszystko, co myślał, mówił i czynił młody książę, do sztywnych,
przepisanych form, uciszając jego sprzeciwy i surowo powściągając swobodę
jego dociekań, co musiało prowokować tego niezależnego ducha do potajem­
nego zaprzeczenia powadze kościelnych przewodników. Julian wychował się
w Azji Mniejszej wśród zgorszenia, jakim był spór ariański.10 Zajadłe kłótnie
biskupów Wschodu, nieustanne zmiany w ich wyznaniach wiary, jak również
pobudki natury świeckiej zdające się kierować ich postępowaniem, niepo­
strzeżenie umocniły Juliana w uprzedzeniu, że oni ani nie rozumieją religii,
284 Rozdział dwudziesty trzeci

0 którą walczą tak zaciekle, ani jej w istocie nie wyznają. Zamiast przysłu­
chiwać się dowodom prawdy chrześcijaństwa z ową przychylną uwagą, jaka
dodaje znaczenia najczcigodniejszemu świadectwu, Julian słuchał ich pode­
jrzliwie, z uporem i bystrością roztrząsając doktryny, do których powziął
nieprzezwyciężoną awersję. Za każdym razem gdy młodym książętom polecano
układać oracje na temat toczących się sporów, Julian występował jako rzecznik
pogaństwa pod rozsądnym pozorem, że korzystniej jest ćwiczyć swoją uczoność
1 pomysłowość w obronie sprawy słabszej.
Natychmiast po obdarzeniu Gallusa zaszczytami purpury pozwolono Julia­
nowi odetchnąć powietrzem wolności, literatury i pogaństwa.11 Tłum sofistów,
zwabionych dobrym smakiem i hojnością swego królewskiego ucznia, od dawna
już ściśle wiązał własne nauki z religią Grecji, zamiast więc podziwiać poematy
Homera jako oryginalne wytwory geniuszu ludzkiego, z całą powagą przypisy­
wał je niebiańskiemu natchnieniu Apollina i Muz. Bóstwa Olimpu, odmalowane
przez tego nieśmiertelnego barda, wywierają przecież wrażenie na umysłach
nawet najmniej skłonnych do zabobonnej łatwowierności. To, że tak dobrze
znamy ich imiona i charaktery, ich postacie i atrybuty, zdaje się obdarzać
te powietrzne istoty prawdziwym, konkretnym istnieniem. Zachwyt nad nimi
sprawia, że w sposób niedoskonały i przemijający nasza wyobraźnia zgadza się
na przyjęcie mitów, tak bardzo sprzecznych z naszym rozsądkiem i doświad­
czeniem. W czasach Juliana do utrwalenia tych złudzeń przyczyniały się wszelkie
okoliczności: wspaniałe świątynie Grecji i Azji, dzieła owych artystów, którzy
w malarstwie i rzeźbie wyrazili boskie wyobrażenia poety Homera, przepych
świąt i składania ofiar, sztuka sprawdzających się wróżb, ludowe tradycje
wyroczni i cudów oraz starożytna tradycja dwóch tysięcy lat. Słabość wielo-
bóstwa znajdowała w pewnej mierze usprawiedliwienie w umiarkowaniu swo­
ich roszczeń, przy czym pobożność pogańska bynajmniej nie kolidowała
nawet z najszerszym sceptycyzmem.12 Mitologia Greków, zamiast stanowić
jakiś jeden, będący ześrodkowaniem całej wiary, niepodzielny system, składała
się z mnóstwa oderwanych, giętkich fragmentów, co dawało sługom bogów
swobodę w określaniu stopnia i miary własnych wierzeń religijnych. Credo,
przyjęte przez Juliana, miało wielką rozciągłość: wskutek jakiejś dziwnej
sprzeczności pogardzał on jarzmem Ewangelii, jednocześnie składając dob­
rowolną ofiarę ze swego rozumu na ołtarzach Jowisza i Apollina. Jedno ze
swoich przemówień wygłosił na cześć Cybele, matki bogów, która od znie-
wieściałych kapłanów wymaga krwawej ofiary, tak porywczo niegdyś złożonej
przez obłąkanego frygijskiego chłopca. Pobożny cesarz raczył bez rumieńca
i bez uśmiechu opowiedzieć o podróży tej bogini z wybrzeża Pergamus do
ujścia Tybru oraz o przedziwnym cudzie udowadniającym senatowi i ludności
Rzymu, iż owa bryła gliny przywieziona przez posłów rzymskich zza morza
jest obdarzona życiem, czuciem i boskością.13 O potwierdzenie prawdy
tego cudu Julian zwraca się do publicznych pomników miasta i z pewną
Poglądy religijne Juliana 285

goryczą gani chorobliwy, afektowany smak ludzi, którzy grubiańsko szydzą


z uświęconych tradycji swoich przodków.14
Jednakże ten pobożny filozof, szczerze przyjmując i gorąco popierając
zabobon ludu, zachowywał sobie przywilej swobodnej wykładni i po cichu
wycofywał się od stóp ołtarzy do sanktuarium świątyni. Cudaczność mito­
logii greckiej głosiła czysto i wyraźnie, że poboczny badacz zamiast gorszyć
się bądź zadowalać sensem dosłownym powinien pilnie wnikać w tajemną
mądrość, którą roztropna starożytność ukryła pod maską szaleństwa i mitu.15
Jako najbieglejsi mistrzowie wiedzy alegorycznej, usiłujący złagodzić i zhar­
monizować zdeformowane rysy pogaństwa, budzili podziw filozofowie ze szkół
platońskich:16 Plotyn, Porfiriusz i Jamblichus. Sam Julian w tym tajemnym
dążeniu pod kierunkiem Edezjusza, czcigodnego następcy Jamblicha, piął
się do posiadania skarbu, ceniąc go sobie, jeśli możemy wierzyć jego uro­
czystym zapewnieniom, znacznie wyżej niż cesarstwo świata.17 W istocie ów
skarb wywodził swą wartość tylko z opinii i każdy artysta, który sobie
pochlebiał, że już wydobył spośród żużlu ten cenny kruszec, jednakowo rościł
sobie prawo do wybicia na nim imienia i postaci najmilszych dla jego szcze­
gólnej fantazji. Chociaż mit o Atysie i Cybele został już wytłumaczony przez
Porfiriusza, trudy tego filozofa posłużyły jedynie do tego, że Julian w po­
bożnej pracowitości wymyślił i ogłosił własną alegorię tej starożytnej misty­
cznej opowieści. Swoboda wykładni, być może, zadowalając platończyków,
wykazywała całą próżność ich kunsztu. Bez zapuszczania się w żmudne szcze­
góły czytelnik nowoczesny nie może sobie wytworzyć właściwego pojęcia
o dziwnych wzmiankach, naciągniętych źródłosłowach, uroczystych błahost­
kach i nieprzeniknionej niejasności mędrców głoszących, że wyjaśniają system
wszechświata. Ponieważ tradycje mitologii pogańskiej podawano w sposób
bardzo rozmaity, ci czcigodni interpretatorzy mogli swobodnie wybierać
okoliczności najbardziej dla siebie dogodne; i ponieważ litera, którą prze­
kładali, pozwalała na wykładnię dowolną, mogli z k a ż d e g o mitu wydo­
bywać k a ż d e znaczenie, jakie tylko pasowało do ich ulubionego syste­
mu religijnego i filozoficznego. Dopóty znęcano się nad lubieżnymi kształ­
tami nagiej Wenus, dopóki w nich nie wykryto jakiegoś przykazania moral­
nego albo prawdy fizycznej; kastracją Atysa tłumaczono przesuwanie się
słońca pomiędzy zwrotnikami albo oddzielanie się duszy ludzkiej od wy­
stępku i błędu.18
System teologiczny Juliana zawierał, jak się zdaje, poważne i wzniosłe zasady
religii naturalnej. Ale skoro w wierze nie opartej na objawieniu nie może być
żadnej stanowczej pewności, ten uczeń Platona nieroztropnie popadł w nawyki
gminnego zabobonu i ostatecznie, jak na to wskazują czyny i pisma Juliana,
pojęcie Bóstwa filozoficzne pomieszało mu się w umyśle z pojęciem Bóstwa
ludowym.19 Ten pobożny cesarz uznawał i czcił Wiekuistą Przyczynę Wszech­
świata, przypisując jej wszelkie doskonałości nieskończonej natury, niewidzialne
286 Rozdział dwudziesty trzeci

dla oczu i niedostępne dla rozumu słabych śmiertelników. Najwyższy Bóg


stworzył, a raczej, mówiąc językiem Platona, zrodził stopniową kolejność
duchów podległych, bogów, demonów, bohaterów i ludzi, przy czym wszystkie
istoty wywodzące swe istnienie bezpośrednio z Pierwszej Przyczyny otrzymują
nieodzownie im należny dar nieśmiertelności . Aby tak cennej przewagi nie dawać
hojnie przedmiotom niegodnym, Stwórca funkcję kształtowania ciała ludzkiego
i zaplanowania pięknej harmonii królestwa zwierząt, roślin i minerałów
powierzył mocom i umiejętnościom niższych bogów. Kierownictwu tych boskich
czynników przekazał doczesne panowanie nad tym padołem, ich niedoskonałe
rządy nie są jednak wolne od pewnych sprzeczności i błędów. Całą ziemię i jej
mieszkańców podzielili oni między siebie, toteż postacie Marsa czy Minerwy,
Merkurego czy Wenus można wyraźnie wytropić w prawach i obyczajach ich
szczególnych czcicieli. Dopóki nasze dusze nieśmiertelne przebywają zamknięte
w śmiertelnym więzieniu, dopóty jest naszym obowiązkiem, jak również leży
w naszym interesie upraszać o łaskę i przebłagiwać gniew mocy niebiańskich,
których dumę zadowala pobożność ludzkości i które w swych cechach bardziej
przyziemnych czerpią, jak można przypuszczać, pewien pokarm z dymów
ofiarnych.20 Te niższe bóstwa mogą czasami zniżać się do ożywiania posągów
i zamieszkiwania świątyń poświęconych ich czci. Mogą od czasu do czasu
odwiedzać ziemię, ale właściwym tronem i symbolem ich chwały są niebiosa.
Nieodmienny ład Słońca, Księżyca i gwiazd został przez Juliana pochopnie
przyjęty jako dowód ich w i e c z y s t e g o trwania, przy czym ta wieczność
była, jego zdaniem, dostatecznym świadectwem, że są one dziełem nie jakiegoś
bóstwa niższego rzędu, ale samego Wszechmocnego Króla. W systemie platoń-
czyków świat widzialny był wyobrażeniem świata niewidzialnego. Ciała niebies­
kie, jak ich pouczył jakiś boski duch, można było uważać za przedmioty
najgodniejsze kultu religijnego. S ł o ń c e , którego ożywczy wpływ przenika
i utrzymuje wszechświat, ma słuszne prawo do czci ze strony całej ludzkości jako
świetlisty obraz L o g o s u , tego żywego, rozumnego i dobroczynnego obrazu
Ojca, dającego się pojąć umysłem.21
W każdym stuleciu brak prawdziwego natchnienia wyrównuje się przemoż­
nymi złudzeniami fanatyzmu i małpiarskimi sztukami oszustwa. Gdyby sztuka­
mi tymi w czasach Juliana zajmowali się dla podtrzymania wygasającej sprawy
tylko pogańscy kapłani, to chyba byłoby można spojrzeć na to dosyć pobłaż­
liwie, zważywszy na interesy stanu kapłańskiego i jego nawyki. Ale przedmiotem
zdziwienia i zgorszenia może się okazać fakt, że sami filozofowie przyczyniali się
do nadużywania łatwowierności ludzkiej22 i że misteria greckie znajdowały
poparcie w czarnoksięstwie i teurgii nowoczesnych platończyków. Udawali oni
arogancko, że kontrolują ład Natury, zgłębiają tajemnicę przyszłości, kierują
usługami niższych demonów, cieszą się oglądaniem bogów wyższych, a nawet
z nimi rozmawiają, i wreszcie, wyplątując duszę z więzów cielesnych, ponownie
tą nieśmiertelną cząsteczką jednoczą się z nieskończonym Duchem Bożym.
Wtajemniczenie Juliana i jego fanatyzm 287

Nabożna, nieustraszona ciekawość Juliana kusiła filozofów nadziejami łat­


wego podboju, który, zważywszy na pozycję ich młodego prozelity, mógł przy­
nieść najdonioślejsze następstwa.23 Julian wchłonął pierwsze podstawy doktryn
platońskich z ust Edezjusza, gdy ten swoją wędrowną, prześladowaną szkołę już
osadził w Pergamonie. Ale ponieważ podupadające siły tego czcigodnego mędrca
nie mogły sprostać zapałowi, pilności i szybkiej orientacji wychowanka, miejsce
sędziwego mistrza zajęli na jego własne żądanie dwaj z jego najbardziej
wykształconych uczniów: Chryzancjusz i Euzebiusz. Ci filozofowie, jak się
zdaje, dokładnie przygotowali i podzielili między sobą swoje role; niejasnymi
wzmiankami i upozorowanymi sporami potrafili rozniecać niecierpliwe nadzieje
a s p i r a n t a , dopóki go nie oddali w ręce swego kolegi Maksymusa, najzu­
chwalszego i najbieglejszego mistrza wiedzy teurgicznej. Jemu to Julian w dwu­
dziestym roku życia zawdzięczał sekretne wtajemniczenie w Efezie. Pobyt
w Atenach utwierdził to nienaturalne przymierze filozofii z zabobonem. Julian
uzyskał przywilej uroczystego wtajemniczenia w misteria eleuzyńskie, które
wśród powszechnego podupadania kultu greckiego wciąż zachowywały ślady
pierwotnej świętości, i taką w nim to wzbudziło gorliwość, że później zaprosił
kapłana eleuzyńskiego na dwór w Galii tylko po to, aby mistycznymi obrzędami
i złożeniem ofiary dopełnić wielkiego dzieła własnego uświęcenia. Zważywszy, że
ceremonie te odbywały się w głębi jaskiń w ciszy nocnej, przy czym nienaruszal­
nej tajemnicy misteriów strzegła dyskrecja wtajemniczonych, nie podejmuję się
tu opisać straszliwych odgłosów i srogich zjawisk przedstawianych zmysłom
i wyobraźni łatwowiernego aspiranta,24 zanim mu się objawiły w przebłysku
niebiańskiej światłości wizje pociechy i wiedzy.25 W jaskiniach Efezu i Eleuzis
Julian przejął się zapałem niezmiennym i szczerym, aczkolwiek później przeja­
wiał czasem skłonność do pewnych odmian pobożnego oszukaństwa i obłudy,
jaką można zaobserwować bądź przynajmniej podejrzewać w najsumienniej­
szych fanatykach. Od chwili swego wtajemniczenia poświęcił życie służbie
bogów i nawet wówczas, gdy się wydawało, że całkowicie pochłaniają go zajęcia
związane z wojną, rządami i studiami, zachował sobie pewne ustalone godziny
nocy na prywatne praktyki pobożności. Wstrzemięźliwość zdobiąca surowe
obyczaje tego żołnierza-filozofa łączyła się ze ścisłymi, a przy tym błahymi
prawidłami ascezy religijnej; to właśnie na cześć Pana bądź Merkurego, Hekate
czy Izis Julian w pewne dni odmawiał sobie pewnych potraw, których spożycie
mogłoby stanowić obrazę dla jego bóstw opiekuńczych. Tymi dobrowolnymi
postami przygotowywał zmysły i umysł do częstych poufałych odwiedzin, jakimi
go zaszczycały moce niebiańskie. Chociaż sam Julian skromnie milczał, możemy
od jego przyjaciela, krasomówcy Libaniusza, stale obcującego z bogami
i boginiami, dowiedzieć się, że te bóstwa często zstępowały na ziemię, aby się
nacieszyć rozmową ze swym ulubionym bohaterem, że łagodnie przerywały mu
drzemkę, dotykając jego dłoni lub włosów, że ostrzegały go o każdym
zagrażającym niebezpieczeństwie i swą niezawodną mądrością prowadziły go
288 Rozdział dwudziesty trzeci

we wszelkim działaniu, a on tak dobrze poznał swoich gości z niebios, że


z łatwością potrafił odróżnić głos Jowisza od głosu Minerwy i postać Apollina od
postaci Herkulesa.26 Te widzenia na jawie i we śnie, będące zwykłymi skutkami
wstrzemięźliwości i fanatyzmu, mogłyby cesarza zniżyć prawie do poziomu
egipskiego mnicha. Ale podczas gdy Antoni czy Pachomiusz trawili na tych
czczych zajęciach żywoty bezużyteczne, Julian potrafił w każdej chwili otrząsnąć
się ze snu zabobonu, aby chwycić za broń, a po zwycięstwie nad wrogami Rzymu
spokojnie się wycofywał z pola bitwy do swego namiotu, gdzie dyktował mądre
i zbawienne prawa dla Cesarstwa albo dawał ujście swemu talentowi we
wdzięcznych zajęciach literackich i filozoficznych.
Na straży doniosłej tajemnicy odstępstwa Juliana stała wierność w t a j e m ­
n i c z o n y c h , z którymi łączyły go święte więzy przyjaźni i religii.27 Ale
wśród zwolenników kultu starożytnego wkrótce zaczęły o tym krążyć ostrożnie
szeptane, radosne pogłoski, i w rezultacie możliwość przyszłej wielkości Juliana
była przedmiotem nadziei, modłów i przepowiedni pogan we wszystkich
prowincjach Cesarstwa. Zważywszy na gorliwość i cnoty królewskiego prozelity,
z lubością się spodziewano, że zaradzi on wszelkiemu złu i przywróci wszelakie
dobro, a Julian zamiast ganić zapał tych pobożnych życzeń otwarcie wyznawał,
że jego ambicją jest osiągnięcie stanowiska, na którym będzie mógł stać się
użytecznym dla swego kraju i swojej religii. Na tę religię wrogim jednak okiem
patrzył następca Konstantyna, kapryśny pan życia i śmierci Juliana. Sztuki magii
i wróżbiarstwa objął surowym zakazem despotyczny rząd poniżający się do
odczuwania przed nimi strachu; i chociaż poganom niechętnie okazywano
pobłażliwość wobec zabobonnych praktyk, to w każdym razie stanowisko
Juliana wykluczyłoby go z tej powszechnej tolerancji. A już odkąd ten od-
stępca stał się przypuszczalnym dziedzicem monarchii, tylko jego śmierć
mogła usunąć słuszne obawy chrześcijan.28 Młody władca, dążąc do chwały
raczej bohatera niż męczennika, wolał więc dla bezpieczeństwa ukrywać
swoją religię, przy czym pobłażliwy charakter wielobóstwa pozwalał mu się
przyłączać w kulcie religijnym do sekty, którą w głębi ducha pogardzał.
Libaniusz tę obłudę swego przyjaciela uważał za przedmiot godny nie nagany,
ale pochwały.
„Tak jak posągi bogów — powiada ten krasomówca — przedtem obrzucane
błotem, teraz oto zostały umieszczone znowu we wspaniałych świątyniach, tak
i piękno prawdy znowu zamieszkało w umyśle Juliana po oczyszczeniu go
z błędów i głupstw wychowania. Poglądy jego zmieniły się, zważywszy jednak, że
narażałby się na niebezpieczeństwo, otwarcie je wyznając, postępował on bez
zmiany. W przeciwieństwie do osła z bajki Ezopa, ukrywającego się w skórze lwa,
nasz lew musiał się ukrywać w skórze osła i posłuszny nakazom rozumu
przestrzegać praw rozwagi i konieczności.” 29
Julian nosił tę chrześcijańską maskę przez lat ponad dziesięć, od chwili
potajemnego wtajemniczenia aż do wybuchu wojny domowej, kiedy to ogłosił się
Julian uzasadnia swój wybór religii pogańskiej 289

nieubłaganym wrogiem zarówno Chrystusa, jak Konstancjusza. Ten stan


skrępowania mógł się przyczynić do wzmożenia jego pobożności; natychmiast
po wypełnieniu obowiązku uczestnictwa w zebraniach chrześcijan Julian z nie­
cierpliwością kochanka powracał do palenia chętnie i dobrowolnie kadzideł
w swych pałacowych kaplicach Jowisza i Merkurego. Ale ponieważ każdy akt
udawania musi być dla szlachetnego ducha przykry, oficjalne wyznawanie
chrześcijaństwa powiększyło wstręt Juliana do religii uciskającej wolność jego
umysłu i zmuszającej go do postępowania sprzecznego z najszlachetniejszymi
znamionami natury ludzkiej: szczerością i odwagą.
Julian mógł mieć większą skłonność do bogów Homera i Scypionów niż do
nowej wiary, którą w Cesarstwie Rzymskim ustanowił jego stryj i w której jego
samego uświęcono sakramentem chrztu. Ale wypadało mu jako filozofowi
uzasadnić, dlaczego nie zgadza się z chrześcijaństwem, chociaż ma ono poparcie
w wielkiej liczbie nowo nawróconych, w łańcuchu proroctw, wspaniałości
cudów, jak również w wadze materiału dowodowego. Kunsztowne dzieło 30
ułożone przez Juliana podczas przygotowań do wojny z Persami zawierało
treść owych argumentów, które od dawna przetrawiał w umyśle. Pewne
fragmenty zostały przepisane i zachowane przez jego przeciwnika, gwałtownego
Cyryla z Aleksandrii; 31 widać w nich szczególne połączenie dowcipu i uczoności,
sofistyki i fanatyzmu. Wykwintny styl i pozycja autora zalecały jego pisma
uwadze publicznej,32 toteż na liście bezbożnych wrogów chrześcijaństwa słynne
imię Porfiriusza zatarło się wskutek przewagi zasług bądź reputacji Juliana.
Wierni dawali się tymi pismami omamiać, gorszyć bądź trwożyć, a poganie,
którzy czasem odważali się wdawać w nierówne spory, sięgali do popularnego
dzieła swego cesarskiego misjonarza po niewyczerpane zapasy błędnych kontrar­
gumentów. Ale pilnie prowadząc te studia teologiczne, cesarz Rzymian wchłonął
małostkowe przesądy i namiętności polemizującego teologa. Zaciągnął nieod­
wołalne zobowiązanie, że będzie podtrzymywał i krzewił własne poglądy religijne
i, w głębi duszy dumny z siły i zręczności, z jaką władał orężem polemiki,
doznawał pokusy niedowierzania szczerości swych przeciwników bądź pogar­
dzania ich rozsądkiem, skoro mogli oni tak uparcie przeciwstawiać się mocom
rozumu i krasomówstwa.
Chrześcijanie, z grozą i oburzeniem patrząc na odstępstwo Juliana, mieli
znacznie więcej powodów do lękania się jego władzy niż do lękania się jego
argumentów. Poganie uświadamiali sobie jego żarliwą gorliwość i coraz bar­
dziej, być może, zniecierpliwieni liczyli na to, że ci wrogowie bogów wkrótce znaj­
dą się w płomieniach prześladowania, przy czym pomysłowa złośliwość Juliana
wprowadzi jakieś okrutne finezje wyrafinowanej śmierci w torturach, nie znane
nieokrzesanej i niedoświadczonej wściekłości jego poprzedników. Ale zarówno
nadzieje, jak obawy fakcji religijnych najwyraźniej się nie sprawdzały wskutek
roztropnego człowieczeństwa władcy,33 który dbał o swoją dobrą sławę,
o spokój publiczny i przestrzeganie praw ludzkich. Ze swoich studiów historycz­
290 Rozdział dwudziesty trzeci

nych i rozmyślań Julian wyciągnął wniosek, że o ile czasem można zbawienną


przemocą wyleczyć choroby ciała, o tyle ani stal, ani ogień nie zdołają
wykorzenić błędnych poglądów umysłu. Niechętna ofiara może da się zawlec
przed ołtarz, ale serce nadal będzie się brzydziło i zapierało świętokradczego
czynu ręki. Wytrwałość religijna pod wpływem ucisku tylko potęguje się
i krzepnie, i ledwie prześladowanie ustaje, ci, którzy się ugięli, powracają w stan
łaski jako skruszeni grzesznicy, a ci, którzy wytrwali w niezłomności, uzyskują
honory świętych i męczenników.
Julian pojął, że gdyby wziął przykład z niefortunnego okrucieństwa Diokle­
cjana i jego współwładców, nie tylko by splamił swoją pamięć mianem ty­
rana, ale i opromienił dodatkową chwałą Kościół katolicki, który rozwi­
jał się i nabierał siły wskutek surowości dostojników pogańskich. Kierując
się tymi pobudkami i bojąc się zakłócić spokój jeszcze niezupełnie usta­
lonego panowania, Julian zaskoczył świat edyktem, ze wszech miar godnym
męża stanu i filozofa. Wszystkich mieszkańców świata rzymskiego objął
dobrodziejstwami tolerancji opartej na zasadach wolności i równości, przy
czym jedyną krzywdą, jaką wyrządził chrześcijanom, było to, że odebrał im
możliwość dręczenia współpoddanych, których piętnowali mianem bałwo­
chwalców i heretyków. Poganie otrzymali łaskawe zezwolenie, a raczej wy­
raźny rozkaz otwarcia w s z y s t k i c h swoich świątyń 34 i jednocześnie spadło
z nich jarzmo gnębiących praw i szykan zależnych od kaprysu władzy za
panowania Konstantyna i jego synów. W tym samym czasie odwołano
z wygnania biskupów i innych duchownych zesłanych przez ariańskiego
monarchę i przywrócono im poszczególne kościoły; byli to donatyści, nowa-
cjanie, mecedonianie, eunomianie oraz wszyscy ci, którym los bardziej sprzyjał
w wiernym wyznawaniu nauki soboru nicejskiego. Julian rozumiejąc i wy­
szydzając spory teologiczne zaprosił przywódców wrogich sekt do pałacu, aby
nacieszyć się przyjemnym widokiem ich wściekłych potyczek. Wrzawa sporu
prowokowała chwilami cesarza do okrzyku: „Słyszcie mnie!” „Frankowie
mnie słyszeli i Alemanowie!” Rychło jednak odkrył, że ma teraz do czynie­
nia z wrogami bardziej upartymi i nieubłaganymi niż tamci barbarzyńcy;
i chociaż rozwijał swoje zdolności krasomówcze, aby ich namówić do życia
w zgodzie albo przynajmniej w spokoju, to przecież, jeszcze zanim odpra­
wił ich sprzed swego oblicza, doszedł wielce zadowolony do wniosku, że
nie ma powodu lękać się jedności chrześcijan. Bezstronny Ammianus przy­
pisuje jego udawaną wspaniałomyślność pragnieniu podżegania Kościoła do
rozłamu wewnętrznego; ponadto z podstępnym zamysłem podkopania podstaw
chrześcijaństwa łączyła się ściśle gorliwość, jaką Julian wykazywał przywra­
cając starożytną religię Cesarstwa.35
Julian wstąpiwszy na tron przybrał natychmiast zgodnie ze zwyczajem swoich
poprzedników charakter najwyższego kapłana, nie tylko jako najzaszczytniejszy
tytuł wielkości cesarskiej, ale również jako uświęcony i doniosły urząd —
Edykt o powszechnej tolerancji 291

obowiązek, z którego postanowił wywiązywać się z całą pobożną pilnością.


Ponieważ sprawy państwowe nie pozwalały cesarzowi brać codziennie udziału
w publicznych obrzędach poddanych, poświęcił on swemu bóstwu opiekuń­
czemu, Słońcu, kaplicę pałacową; poza tym w jego ogrodach pełno było posągów
i ołtarzy bogów i każda z sal w pałacu miała wygląd wspaniałej świątyni. Co dzień
rano Julian pozdrawiał rodzica światła złożeniam ofiary; krew innej ofiary
przelewał w chwili, gdy słońce usuwało się za linię widnokręgu, a potem
z niezmordowaną pobożnością oddawał cześć w odpowiednich porach Księży­
cowi, Gwiazdom i Duchom Nocy. W uroczyste święta regularnie odwiedzał
świątynię bóstwa, któremu dzień ten był specjalnie poświęcony, i przykładem
własnej gorliwości usiłował rozniecić religijność dostojników państwowych
i ludu. Zamiast trwać na wyżynach stanowiska monarchy wyróżniającego się
przepychem purpury i otoczonego złotymi tarczami swojej gwardii przybocznej,
z pełną szacunku skwapliwością ubiegał się o najpośledniejsze funkcje związane
z kultem bogów. Do obowiązków cesarza należało wśród uświęconych, ale
rozwiązłych tłumów kapłanów, ich pomocników i tancerek w służbie świątyni
noszenie drzewa, rozpalanie ognia i zabijanie nożem ofiary, z której wnętrz­
ności wyciągał on ręką unurzaną we krwi zdychającego zwierzęcia serce bądź
wątrobę, aby z wyśmienitą biegłością rzymskiego wróżbity odczytać z nich
urojone znaki przyszłych wydarzeń. Najmędrsi z pogan ganili ową przesadną
zabobonność, zdającą się lekceważyć wszelkie hamulce roztropności i przy­
zwoitości. Pod panowaniem Juliana, chociaż władca ten wprowadził rygorys­
tyczną oszczędność, koszta kultu religijnego pochłaniały znaczną część do­
chodów państwowych: z najodleglejszych krajów wciąż sprowadzano najrzadsze
i najpiękniejsze ptaki, aby krwawiły na ołtarzach bogów; nieraz, bywało, w ciągu
jednego dnia Julian składał w ofierze aż sto wołów, toteż wkrótce zaczął krążyć
popularny żart, że jeśli cesarz powróci z wojny z Persami jako zwycięzca, rasa
bydła rogatego na świecie siłą rzeczy wygaśnie. A przecież wydatki te mogą się
wydawać nieznaczne w porównaniu z darami składanymi przez samego cesarza
bądź na jego rozkaz wszystkim słynnym przybytkom pobożności w Cesarstwie
Rzymskim, jak również z sumami przydzielanymi na odnawianie i ozdabianie
starożytnych świątyń, które naruszył ząb czasu albo odarło w ostatnich latach
łupiestwo chrześcijańskie. Zachęcone przykładem, napomnieniami i hojnością
religijnego władcy, całe miasta i poszczególne rodziny zaczęły na nowo
praktykować swoje dawno zaniedbane obrzędy.
„We wszystkich częściach świata — wykrzykuje z nabożnym uniesieniem
Libaniusz — wspaniale zatryumfowała religia, ukazując ów miły sercu widok,
jakim są płonące ołtarze, krwawiące ofiary, dym kadzideł, a także prorocy
i kapłani, którzy sunęli w uroczystym pochodzie bezpiecznie i bez obawy. Modły
i muzykę słychać było na szczytach najwyższych gór i ten sam wół stanowił ofiarę
dla bogów i wieczerzę dla ich radosnych czcicieli.” 36
Ale talent i władza Juliana nie mogły sprostać zadaniu przywrócenia religii
292 Rozdział dwudziesty trzeci

pozbawionej zasad teologicznych, przykazań moralnych i karności duchowień­


stwa — religii błyskawicznie chylącej się do upadku i rozkładu, niepodatnej na
żadne konkretne i konsekwentne reformy. Jurysdykcja arcykapłana, zwłaszcza
po zjednoczeniu tego urzędu z godnością cesarską, rozciągała się na cały obszar
Cesarstwa; Julian mianował swymi kapłańskimi namiestnikami w poszczegól­
nych prowincjach kapłanów i filozofów, których uważał za posiadających
najwięcej danych do współpracy przy wykonaniu jego wielkiego planu: listy
pasterskie Juliana,37 jeśli nam wolno tak je nazywać, wciąż jeszcze stanowią
bardzo ciekawy zarys jego życzeń i zamiarów. Poleca on utworzenie stanu ka­
płańskiego w każdym mieście, przy czym kapłanem bez względu na pochodzenie
i majątek mógł zostać każdy, kto się odznaczył w umiłowaniu bogów i'ludzi.
„Jeśli kapłani dopuszczą się jakiegoś gorszącego przestępstwa — pisze Julian —
wyższy kapłan powinien ich zganić lub zrzucić ze stanowiska, ale dopóki na
stanowisku się utrzymują, dopóty należny im jest szacunek dostojników pań­
stwowych i ludu. Pokorę swą mogą uwidoczniać w prostocie niewyszukanej
odzieży domowej, godność — w przepychu szat uświęconych. Gdy kolej na nich
przychodzi, aby pełnili obowiązki kapłańskie przed ołtarzem, powinni przez
oznaczoną liczbę dni pozostawać w obrębie świątyni, powinni też baczyć, aby
ani jeden dzień im nie minął bez modłów i bez składania ofiary za pomyślność
państwa i poszczególnych obywateli. Sprawowanie ich świętych funkcji wymaga
niepokalanej czystości zarówno umysłu, jak ciała i nawet gdy zostaną już
odprawieni ze świątyni do powszednich zajęć życia, przystoi im przewyższać
w przyzwoitości i cnocie resztę współobywateli. Kapłan bogów nie może nigdy
pokazywać się w teatrach i karczmach. Rozmowę powinien prowadzić czystą,
jeść wstrzemięźliwie, przyjaciół mieć szanowanych, o dobrej reputacji; jeśli już
czasem odwiedza forum albo pałac, niechaj zjawia się tam jedynie jako rzecznik
tych, którzy na próżno upraszają o sprawiedliwość albo o łaskę. Swoje zainte­
resowania powinien dostosować do świątobliwości zawodu. Wyuzdane opowieści,
komedie i satyry nie mogą się znajdować w jego bibliotece, mającej zawierać
pisma wyłącznie historyczne i filozoficzne, z zakresu historii opartej na prawdzie
i filozofii związanej z religią. Bezbożne poglądy epikurejczyków i sceptyków
zasługują na to, by je odrzucał z odrazą i pogardą,38 natomiast pilnie powinien
studiować system Pitagorasa, Platona i stoików, którzy jednomyślnie uczą, że
bogowie i s t n i e j ą , że światem rządzi ich opatrzność, że źródłem naszej do­
czesnej szczęśliwości jest ich dobroć i że przygotowują oni dla duszy ludzkiej
przyszły stan nagrody albo kary.”
Cesarz-kapłan wpaja najbardziej przekonywającymi słowami obowiązki
dobrej woli i gościnności; napomina niższych duchownych, aby zalecali po­
wszechne praktykowanie tych cnót; obiecuje ich w ubóstwie wspierać ze skarbca
publicznego i oświadcza, że w każdym mieście postanowił założyć szpitale, do
których będzie się przyjmować biedaków, nie czyniąc żadnych nienawistnych
rozróżnień narodowościowych i religijnych.
Julian reformuje instytucje pogaństwa 293

Julian, patrząc z zawiścią na mądre i ludzkie przepisy Kościoła, bardzo


szczerze wyznaje zamiar pozbawienia chrześcijan zarówno owego poklasku, jak
i korzyści uzyskanych przez nich dzięki temu, że w y ł ą c z n i e oni okazywali
miłosierdzie i praktykowali dobroczynność.39 Może ten sam duch naśladowni­
ctwa nakłonił cesarza do przyjęcia kilku instytucji kościelnych, których użytecz­
ność i znaczenie zostały uznane już choćby tylko dlatego, że jego wrogom tak się
powiodło. Gdyby jednak te urojone plany reformy urzeczywistniono, to przecież
wymuszona i niedoskonała kopia byłaby nie tyle dobroczynna dla pogaństwa, co
zaszczytna dla chrześcijaństwa.40 Pogan, którzy w spokoju ducha zachowywali
zwyczaje swoich przodków, wprowadzanie obyczajów obcych raczej zaskoczyło,
niż uradowało, toteż podczas krótkiego okresu swego panowania Julian miał
niejednokrotnie okazję do tego, by uskarżać się na brak żarliwości we własnym
stronnictwie.41
Fanatyzm Juliana nakazał mu uznać przyjaciół Jowisza za osobistych
przyjaciół i braci, chociaż więc stronniczo przeoczał stałość chrześcijańską,
podziwiał i wynagradzał szlachetną wytrwałość tych pogan, którzy pod panowa­
niem poprzedniego władcy przedkładali łaskę bogów nad łaskę cesarską.42 Jeśli
zajmowali się oni literaturą i wyznawali religię Greków, zyskiwali dodatkowe
prawo do przychylności Juliana, stawiającego Muzy w rzędzie swych bóstw
opiekuńczych. W religii przyjętej przez Juliana pobożność była prawie jedno­
znaczna z uczonością,43 toteż poeci, retorzy i filozofowie tłumnie spieszyli
na dwór cesarski, aby zająć miejsca po biskupach, którzy przedtem zwodzili
łatwowierność Konstancjusza. Jego następca uważał więzy wspólnego wtajem­
niczenia za znacznie świętsze od więzów pokrewieństwa; ulubieńców wybierał
sobie spośród mędrców gruntownie obeznanych z tajemnymi naukami magii
i wróżbiarstwa, i byle oszust, rzekomo odsłaniający tajemnice przyszłości,
mógł być pewny, że własną teraźniejszość przeżyje, ciesząc się zaszczytami oraz
wpływem.44
Wśród filozofów Maksymus otrzymał najpocześniejsze miejsce w rzędzie
przyjaciół królewskiego ucznia, który jeszcze w czasie niespokojnego zawiesze­
nia wojny domowej zwierzał mu się z całą ufnością ze swoich czynów, poglądów
i planów religijnych.45 Natychmiast po objęciu w posiadanie pałacu w Kon­
stantynopolu, Julian wystosował do Maksymusa, zamieszkałego wówczas
wraz z uczestniczącym w jego sztuce i studiach Chryzancjuszem w Sardes,
w Lidii, zaszczytne a naglące zaproszenie. Roztropny, a przy tym zabo­
bonny Chryzancjusz nie chciał przedsięwziąć podróży, która zgodnie z pra­
widłami wróżb zapowiadała się groźnie i niebezpiecznie, ale jego towarzysz,
fanatyk z twardszego kruszcu, obstawał przy swoich zapytaniach tak długo, aż
wreszcie wymusił od bogów pozorne przychylenie się do życzeń jego i do życzeń
cesarza.
Podróż Maksymusa przez miasta Azji ukazała w całej pełni tryumf filozo­
ficznej próżności; dostojnicy prześcigali się w wydawaniu zaszczytnych przyjęć
294 Rozdział dwudziesty trzeci

na cześć tego przyjaciela władcy. Julian, gdy otrzymał wiadomość o przybyciu


Maksymusa, wygłaszał właśnie przemówienie w senacie. Natychmiast skończył
mówić, wyszedł mu na spotkanie i czule go uściskał, po czym za rękę powiódł
w sam środek zgromadzenia, gdzie publicznie uznał dobrodziejstwa, jakimi
swego czasu były dla niego pouczenia tego filozofa. Już wkrótce jednak
Maksymus,46 pozyskawszy zaufanie Juliana i wpływ na jego decyzje, zepsuł się,
niepostrzeżenie ulegając pokusom dworu. Strój jego stawał się coraz wspanial­
szy, sposób bycia coraz bardziej wyniosły, i doszło do tego, że pod panowaniem
następnego władcy naraził się ten uczeń Platona na haniebne śledztwo w sprawie
środków, jakimi zdołał w krótkim okresie łaski cesarskiej nagromadzić wysoce
gorszącą ilość bogactw.
Spośród innych filozofów i sofistów, zaproszonych do cesarskiej rezy­
dencji albo z wyboru Juliana, albo wskutek namowy Maksymusa, niewielu
potrafiło zachować niewinność i dobre imię.47 Hojne dary w postaci pienię­
dzy, ziemi i domów nie wystarczały na to, aby nasycić ich drapieżną chciwość,
toteż słusznie rozgorzało oburzenie ludu jeszcze mającego w pamięci ich
krańcowe ubóstwo i wyznania o bezinteresowności. Przenikliwego Juliana nie
zawsze można było oszukać, ale nie chciał on pogardzać charakterami ludzi,
których talenty zasługiwały na jego szacunek, pragnął uniknąć pomawiania go
0 brak rozwagi i konsekwencji i bał się poniżyć w oczach profana honor nauki
1 religii.48
Julian nieomal taką samą łaską darzył pogan, którzy nieugięcie trwali w kulcie
przodków, jak chrześcijan, którzy, przezornie biorąc przykład z nowego władcy,
przeszli na pogaństwo. Pozyskiwanie prozelitów 49 zadowalało dwie namiętności
rządzące jego duszą: zabobonność i próżność. Słyszano, jak z zapałem misjo­
narza oświadczał, że gdyby mógł uczynić każdego obywatela bogatszym od
Midasa i każde miasto większym od Babilonu, nie uważałby się za dobroczyńcę
ludzkości, jeśli zarazem nie zdołałby nawrócić poddanych z drogi bezbożnego
buntu przeciwko nieśmiertelnym bogom.50 Władca, który przestudiował naturę
ludzką i posiadał skarby Cesarstwa Rzymskiego, mógł zastosować swoje
argumenty, obietnice i nagrody do każdego stanu społecznego chrześcijan,51
dopuścił nawet do tego, by zasługa nawrócenia w porę na pogaństwo wyrów­
nywała niedociągnięcia kandydatów ubiegających się o stanowiska, a nawet była
zadośćuczynieniem za popełnione przestępstwo. Ponieważ najsilniejszą machiną
władzy absolutnej jest wojsko, Julian szczególnie starannie zabrał się do
przekupienia religijności swoich oddziałów, bez których serdecznego współ­
działania każdy krok byłby niebezpieczny i niepomyślny w skutkach; impulsywne
usposobienie żołnierzy uczyniło ten podbój równie łatwym, jak był on doniosły.
Legiony Galii przyjęły wiarę swego zwycięskiego przywódcy z takim samym
zapałem, z jakim postanowiły pójść za nim na śmierć i życie, i jeszcze zanim
Konstancjusz umarł, Julian miał satysfakcję oznajmienia przyjaciołom, że
legiony z żarliwą pobożnością i żarłocznym apetytem uczestniczą w ofiarnym
Nawrócenia na religię pogańską 295

składaniu bogom całych hekatomb tłustych wołów,52 raz po raz odbywającym


się w jego obozie.
Jednakże wojska Wschodu, wyszkolone pod sztandarem krzyża i Konstan-
cjusza, trzeba było przekonać w sposób bardziej przebiegły i kosztowniejszy.
W dni uroczystych świąt cesarz przyjmował hołd swych oddziałów i wyna­
gradzał ich zasługi. Jego wspaniały tron otoczony był wojskowymi insy­
gniami Rzymu i Rzeczypospolitej; z l a b a r u m usunięto święte imię Chry­
stusa, przy czym symbole wojny, majestatu i pogaństwa pomieszano tak
zręcznie, że chrześcijański poddany ściągał na siebie winę bałwochwalstwa,
jeśli z uszanowaniem pozdrawiał osobę lub wizerunek władcy. Żołnierze
przechodzili kolejno podczas przeglądu i każdy z nich, zanim otrzymał z rąk
Juliana hojną dotację proporcjonalną do swego stopnia wojskowego i zasług,
musiał rzucić parę ziarenek kadzidła w płomień palący się na ołtarzu. Nie­
którzy chrześcijanie, być może, opierali się, inni, być może, odczuwali później
skruchę, ale w większości wypadków, znęceni perspektywą złota i wystraszeni
obecnością cesarza, zaciągali to przestępcze zobowiązanie, a już do dalszej
wytrwałości w kulcie bogów zmuszały ich względy obowiązku i interesu. Często
powtarzając owe podstępy i to za cenę sum dostatecznych na zakupienie usług
połowy narodów Scytii, Julian uzyskał stopniowo dla swoich oddziałów urojoną
opiekę bogów, a dla siebie samego mocne i skuteczne poparcie legionów rzym­
skich.53 W istocie jest rzeczą bardziej niż prawdopodobną, że przywra­
canie dawnego kultu i zachęcanie do pogaństwa odsłoniło całą rzeszę rzeko­
mych chrześcijan, którzy przyjęli przedtem religię poprzedniego władcy li
tylko dla korzyści doczesnych i którzy później, już po panowaniu Juliana,
z taką samą giętkością sumienia powrócili do wiary wyznawanej przez jego
następców.
Pobożny monarcha, trudząc się nad przywracaniem i krzewieniem religii
swych przodków, powziął jednocześnie nadzwyczajny plan odbudowania Świą­
tyni Jerozolimskiej. W publicznym liście,54 skierowanym do narodu czy też
społeczności Żydów rozproszonych po wszystkich prowincjach, Julian lituje się
nad ich niepowodzeniami, potępia ich ciemiężycieli, wychwala ich stałość
i ogłaszając się ich łaskawym opiekunem wyraża pobożną nadzieję, że po
powrocie z wyprawy perskiej będzie mu dane złożyć śluby wdzięczności
Wszechmocnemu w Jego świętym mieście Jerozolimie. Wprawdzie ślepy zabo­
bon i wstrętna niewola tych nieszczęsnych wygnańców musiały wzbudzać
pogardę w cesarzu-filozofle, ale zasługiwali oni na jego przychylność z racji swej
nieubłaganej nienawiści do chrześcijaństwa. Bezpłodną Synagogę wstrętem
i grozą napawała płodność buntowniczego Kościoła, chociaż więc możliwości
Żydów nie były równe ich złej woli, nawet najpoważniejsi rabini okazywali
pobłażliwość, jeśli ktoś na własną rękę zamordował odstępcę,55 a burzliwa
wrzawa żydowskiego ludu często budziła dostojników pogańskich z gnuśności.
Pod panowaniem Konstantyna Żydzi stali się poddanymi chrześcijan — włas­
296 Rozdział dwudziesty trzeci

nych zbuntowanych dzieci — i bardzo rychło odczuli zaciekłość wewnętrznej


tyranii. Władcy chrześcijańscy stopniowo znieśli obywatelskie immunitety,
udzielone Żydom czy też potwierdzone przez Sewera, i chyba zamieszki, jakie
porywczo wywołali Żydzi palestyńscy,56 można było usprawiedliwić lukratyw­
nymi systemami ucisku, obmyślonymi przez biskupów i eunuchów na dworze
Konstancjusza. Patriarcha żydowski, któremu wolno było jeszcze sprawować
niepewną jurysdykcję, miał siedzibę w Tyberiadzie,57 a w miastach sąsiadujących
z Palestyną roiło się od niedobitków ludu gorąco przywiązanego do Ziemi
Obiecanej. Wznowiono jednak i zaostrzono rozporządzenia edyktu Hadriana,
więc Żydzi tylko z daleka patrzyli na mury świętego miasta, zbezczeszczone w ich
oczach tryumfem krzyża i pobożnością chrześcijan.58
W środku nagiego, skalistego kraju mury Jerozolimy59 obejmowały dwie
góry: Syjon i Akrę, owalem długości około trzech mil angielskich.60 Wysokie
zbocze góry Syjon w kierunku południowym zajmowała górna część miasta wraz
z twierdzą Dawida; po stronie północnej rozległy grzbiet góry Akra pokrywały
budowle dolnej części miasta; pewną połać góry, odróżnioną nazwą Moriah
i wyrównaną ludzkimi rękami, wieńczyła okazała świątynia narodu żydow­
skiego. Gdy oręż Tytusa i Hadriana ostatecznie zburzył świątynię, zaorano ten
poświęcony grunt na znak wieczystego interdyktu. Góra Syjon opustoszała,
a wolna przestrzeń dolnego miasta zapełniła się publicznymi i prywatnymi
budowlami kolonii Aelia, rozciągającej się na przyległe wzgórze Kalwarię.
Święte miejsca zostały skażone pomnikami bałwochwalstwa i, czy to planowo,
czy przypadkowo, kaplica ku czci Wenus stanęła w miejscu uświęconym przez
śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.61 W lat prawie trzysta po owych
zadziwiających wydarzeniach bezczeszcząca to miejsce kaplica Wenus została na
rozkaz Konstantyna zburzona i usunięcie ziemi i głazów ukazało oczom
ludzkości Grób Święty. Pierwszy cesarz chrześcijański na tym mistycznym
gruncie wzniósł wspaniały kościół i jego szczodrobliwość objęła również
wszystkie inne miejsca uświęcone śladami stóp patriarchów, proroków i Syna
Bożego.62
Namiętnie pragnąc ujrzeć na własne oczy pierwotne pomniki swego od­
kupienia, przybywały do Jerozolimy niezliczone tłumy pielgrzymów znad
Oceanu Atlantyckiego i z najdalszych krajów Wschodu,63 przy czym do tej
pobożności upoważniał ich przykład cesarzowej Heleny, jednoczącej, jak się
zdaje, łatwowierność owych czasów z serdecznymi uczuciami niedawnego
nawrócenia. Mędrcy i bohaterowie, którzy odwiedzili pamiętne sceny starożyt­
nej mądrości i chwały, wyznawali, że wielkim natchnieniem był dla nich duch
tego świętego miejsca; 64 chrześcijanin klęczący przy Grobie Świętym przypisy­
wał swoją żywą wiarę i żarliwą pobożność bardziej bezpośredniemu wpływowi
Ducha Bożego. Gorliwość czy też może chciwość duchownych Jerozolimy
czuwała nad tym, aby takich dobroczynnych wizyt było jak najwięcej. Trzymając
się bezspornej tradycji, umiejscowili oni scenę każdego pamiętnego wydarzenia.
Zburzona Świątynia Jerozolimska 297

Pokazywali narzędzia użyte przy męce Chrystusa, gwoździe i włócznię, którymi


przebito Jego ręce, stopy i bok, wieniec cierniowy, który Mu włożono na
głowę, słup, przy którym Go biczowano; a przede wszystkim krzyż, na którym
cierpiał i który odkopany został z ziemi za panowania władców ozdabiających
tym symbolem chrześcijaństwa sztandary legionów rzymskich.65 Stopniowo, nie
napotykając na żaden sprzeciw, rozeszła się wieść o cudach, jakie wydawały się
konieczne do uzasadnienia nadzwyczajnej odporności krzyża na ząb czasu i jego
odnalezienia w tak stosownej chwili. Pieczę nad p r a w d z i w y m k r z y ż e m ,
wystawianym uroczyście na widok publiczny w niedzielę wielkanocną, powierzo­
no biskupowi Jerozolimy i on jeden tylko mógł zaspokajać pobożną ciekawość
pielgrzymów darami w postaci małych kawałków drewna, które oni oprawiali
w złoto i drogie kamienie i z tryumfem uwozili do swoich krajów. Ale po­
nieważ ta zyskowna gałąź handlu musiała siłą rzeczy uschnąć bardzo szyb­
ko, uznano za dogodne przyjąć, że cudowne drewno posiada jakąś tajemną
moc wegetacji i chociaż materia jego stale się zmniejsza, przecież pozostaje
całe i nienaruszone.66 Może spodziewano się, że wpływ świętego miejsca
i ciągłość cudu wywrą pewne zbawienne skutki na moralność i na wiarę rzeszy.
A jednak najbardziej szacunku godni pisarze kościelni musieli przyznać nie tylko
to, że ulice Jerozolimy tętniły nieustannym zgiełkiem interesów i rozrywek,67
ale również i to, że występek wszelkiego rodzaju: cudzołóstwo, kradzież,
bałwochwalstwo, trucicielstwo i morderstwo, był dla mieszkańców tego świętego
miasta czymś bardzo dobrze znanym.68 Kościół jerozolimski swymi bogactwami
i przodującą rolą wzbudzał ambicje zarówno ariańskich, jak i prawowiernych
kandydatów na biskupów, i cnoty Cyryla, uczczonego po śmierci tytułem
świętego, uwydatniły się raczej w sprawowaniu jego godności biskupiej niż w jej
uzyskaniu.69
W próżnym i ambitnym umyśle Juliana mogła się obudzić dążność do
przywrócenia starożytnej chwały Świątyni Jerozolimskiej.70 Ponieważ chrześ­
cijanie byli stanowczo przekonani, że na całą budowlę zakonu Mojżeszowego
zapadł wyrok wieczystej zagłady, cesarz-sofista w razie powodzenia swego
przedsięwzięcia mógłby je obrócić w słuszny argument przeciwko wierze
w proroctwo i w prawdę Objawienia.71 Chociaż duchowym kultem Synagogi
nie był zachwycony, aprobował instytucję Mojżesza, który nie wzgardził
przyjęciem wielu obrzędów i ceremonii egipskich.72 Miejscowe, narodowe
bóstwo Żydów miało gorącego czciciela w Julianie — tym politeiście prag­
nącym tylko mnożyć liczbę bogów;73 a tak bardzo łaknął on składania
krwawych ofiar, że do współzawodnictwa mogła go wezwać pobożność Salomo­
na, który na uczcie poświęcenia złożył niegdyś w ofierze dwadzieścia dwa ty­
siące wołów i sto dwadzieścia tysięcy owiec.74 Może takie właśnie względy
wpłynęły na jego zamiary, ale większe tu znaczenie miała prespektywa natych­
miastowych doniosłych korzyści, nie pozwalająca niecierpliwemu monarsze
czekać z tym przedsięwzięciem na odległy i niepewny wynik wojny z Persami.
298 Rozdział dwudziesty trzeci

Postanowił niezwłocznie zbudować na najwyższym wzniesieniu Moriah okazałą


świątynię, która by zaćmiła wspaniałością kościół Zmartwychwstania stojący
na sąsiednim wzgórzu Kalwaria, oraz powołać stan kapłanów, którzy w swej
interesownej gorliwości wykrywaliby sztuczki chrześcijańskich rywali i przeciw­
stawiali się ich ambicjom; ponadto postanowił Julian utworzyć w Jerozolimie
dużą kolonię Żydów — surowych fanatyków, zawsze gotowych popierać,
a nawet wyprzedzać rząd pogański w posunięciach wrogich wobec chrześcijan.
Wśród przyjaciół Juliana (jeśli z mianem cesarza nie jest sprzeczne miano
przyjaciela) pierwsze miejsce wyznaczone przez samego władcę zajmował
cnotliwy i uczony Alipiusz.75 Człowieczeństwo Alipiusza miarkowała jego
surowa sprawiedliwość połączona z hartem ducha: rozwijając zdolności w kiero­
waniu cywilną administracją Brytanii, dawał on w wolnych chwilach ujście
poetyckiemu natchnieniu, przy czym za wzór sobie stawiał harmonijną miękkość
poematów Safony. Ten to właśnie dostojnik, któremu Julian zwierzał się bez
zastrzeżeń ze swych najbardziej lekkomyślnych posunięć i z najpoważniejszych
planów, otrzymał nadzwyczajną misję odbudowania Świątyni Jerozolimskiej
w całym jej pierwotnym pięknie. Sumienny Alipiusz zażądał poparcia wielko­
rządcy Palestyny i w całej pełni je uzyskał. Na zew swego wielkiego wyzwoliciela
Żydzi ze wszystkich prowincji Cesarstwa zebrali się na Świętej Górze ojców,
zatrważając i rozjątrzając bezczelnym tryumfem rzesze jerozolimskich chrześci­
jan. Pragnienie odbudowania świątyni jest w każdym stuleciu największą
namiętnością dzieci Izraela. W owym sprzyjającym momencie mężczyźni za­
pomnieli o swojej chciwości, a kobiety o delikatności właściwej ich płci. Próż­
ność bogaczy dostarczyła łopat i kilofów ze srebra, śmieci przenoszono w opoń­
czach jedwabnych i purpurowych. Ze wszystkich trzosów posypały się hojne
datki; wszystkie ręce się wyciągnęły, aby wziąć udział w tej pobożnej pracy;
i każdy rozkaz wielkiego monarchy spotykał się z entuzjastycznym posłuszeń­
stwem tego ludu.76
A przecież połączone wysiłki władzy i fanatyzmu spełzły na niczym i obszar
świątyni żydowskiej, na którym obecnie stoi muzułmański meczet,77 nadal
przedstawiał ten sam budujący dla chrześcijan widok ruiny i opuszczenia. Może
zaniechanie owej najeżonej trudnościami pracy, do której zabrano się dopiero
w ostatnim półroczu panowania Juliana,78 można by sobie tłumaczyć nieobec­
nością cesarza, jego śmiercią i nowymi zasadami panowania chrześcijańskiego.
Ale chrześcijanie już od początku tej pamiętnej rozgrywki w sposób naturalny
pobożnie się spodziewali, że honor religii zostanie ocalony jakimś znakomitym
cudem. Ówczesne, szacunku godne świadectwa79 potwierdzają z pewnymi
odmianami trzęsienie ziemi, trąbę powietrzną i straszny wybuch lawy, wskutek
których nowe fundamenty świątyni runęły i szczątki ich zostały rozrzucone po
okolicy. Publiczne to wydarzenie opisał Ambroży,80 biskup Mediolanu, w liście
do cesarza Teodozjusza, na pewno wywołującym surowe zastrzeżenia Żydów;
mówił o tym również i święty Jan Złotousty,81 być może, odwołując się do
Ograniczenie przywilejów duchowieństwa chrześcijańskiego 299

pamięci starszych członków swojej kongregacji w Antiochii, oraz Grzegorz


z Nazjanzu,82 który ogłosił sprawozdanie o tym cudzie jeszcze przed końcem
owego roku.
Ostatni z wyżej wymienionych pisarzy zuchwale oświadcza, że nawet niewierni
nie podawali tego nadprzyrodzonego wydarzenia w wątpliwość, przy czym ta
jego wypowiedź, jakkolwiek może się ona wydawać dziwna, znajduje potwier­
dzenie w bezspornym świadectwie Ammiana Marcellina.83 Ów żołnierz-filozof,
który miłował cnoty swego pana, nie przyjmując jego przesądów, pisze w roz­
sądnej i bezstronnej historii swoich czasów o nadzwyczajnych przeszkodach
udaremniających odbudowę Świątyni Jerozolimskiej.
„Gdy Alipiusz wspomagany przez wielkorządcę prowincji energicznie i pilnie
popędzał wykonanie prac, straszliwe kule ogniste, raz po raz wybuchające
w pobliżu fundamentów, sprawiały, że to miejsce stawało się chwilami niedostęp­
ne dla osmalonych i poparzonych robotników; zwycięski ów żywioł, szalejąc
stale, jak gdyby sobie postanowił odegnać ich stamtąd jak najdalej, doprowadził
wreszcie do tego, że przedsięwzięcia zaniechano.”
Świadectwo takiej powagi powinno zadowolić człowieka wierzącego i musi
zdziwić niewierzącego. Filozof jednak może jeszcze wymagać oryginalnego zezna­
nia bezstronnych, inteligentnych świadków. W czasie owego doniosłego przesile­
nia każde bowiem szczególniejsze zjawisko naturalne przybrałoby przecież
pozory i spowodowało skutki prawdziwego cudu. Chlubne takie rozwiązanie
zostałoby pospiesznie wykorzystane i wyolbrzymione przez pobożny kunszt
duchowieństwa Jerozolimy i ochoczą łatwowierność chrześcijańskiego świata,
a historyk rzymski z perspektywy lat dwudziestu mógłby, nie bacząc na dyskusje
teologiczne, ozdobić opisem pozornie cudownego wydarzenia swoje dzieło.84
Odbudowanie Świątyni Jerozolimskiej łączono potajemnie z ruiną Kościoła
chrześcijańskiego. Julian nadal utrzymywał wolność religijną, nie zaznaczając,
czy ta powszechna tolerancja wynika z jego sprawiedliwości, czy też z jego
wspaniałomyślności. Udawał litość nad nieszczęśliwymi chrześcijanami sprowa­
dzonymi na manowce, jeśli chodzi o najważniejszy cel życia, ale tę litość plamiła
pogarda, a pogardę rozjątrzała nienawiść, przy czym poglądy swoje Julian
wyrażał w formie dowcipnie sarkastycznych uwag, które zawsze, gdy wychodzą
z ust władcy, ranią głęboko i śmiertelnie. Zdając sobie sprawę z tego, że
chrześcijanie chlubią się imieniem swego Odkupiciela, popierał i, być może,
nakazywał używanie mniej zaszczytnego miana: „Galilejczycy” .85 Oświadczał,
że głupota Galilejczyków, których opisał jako sektę fanatyków budzących
pogardę u ludzi i wstręt u bogów, sprowadza Cesarstwo na skraj przepaści,
i napomknął w jednym z edyktów, że chorego szaleńca można czasami wyleczyć
zbawienną przemocą.86 Zarówno do swego umysłu, jak i do planów dopuścił
nieszlachetne rozróżnienie nakazujące mu uważać, że jedna część poddanych
zasługuje na jego łaskę i przychylność, podczas gdy druga ma prawo tylko
do takich dobrodziejstw, jakich jego sprawiedliwość nie może odmówić posłu­
300 Rozdział dwudziesty trzeci

sznemu ludowi.87 W myśl zasady brzemiennej w zło i ucisk cesarz prze­


niósł na najwyższych kapłanów pogańskich nadzór nad hojnymi zasiłkami
z dochodów publicznych, przyznanymi Kościołowi przez pobożność Konstan­
tyna i jego synów. Zrównano z ziemią pyszny system honorów kościelnych
i immunitetów, wzniesiony z tak wielkim kunsztem i trudem; surowość praw
przekreśliła nadzieje dotacji spadkowych; i księża sekty chrześcijańskiej zostali
zmieszani z najniższą i najpośledniejszą klasą poddanych. Spośród owych
przepisów te, których wprowadzenie okazało się konieczne dla powściągnięcia
ambicji i chciwości duchownych chrześcijańskich, w jakiś czas później przyjął za
wzór pewien mądry władca prawowierny. Szczególne wyróżnienia bowiem, udzie­
lane przez politykę albo hojnie nadawane przez zabobon stanowi kapłańskiemu,
m u s z ą się ograniczać tylko do kapłanów religii panującej. Jednakże Julian
jako ustawodawca nie był wolny od uprzedzeń i namiętności i celem jego
podstępnej polityki było pozbawienie chrześcijan wszelkich doczesnych za­
szczytów i korzyści czyniących ich godnymi szacunku w oczach świata.88
Na słuszną i surową naganę zasługuje prawo zakazujące chrześcijanom
wykładać gramatykę i retorykę.89 Pobudki, jakie przytoczył cesarz dla usprawie­
dliwienia tego stronniczego, gnębiącego posunięcia, mogły za jego życia nakazać
niewolnikom milczeć, a pochlebcom je wychwalać. Julian nadużywał dwuznacz­
ności słowa, które można bez różnicy zastosować do języka i do religii Greków,
z pogardą twierdził, że ludzie, którzy wysławiają zasługę wiary ślepej, nie mają
danych na to, aby rościć sobie prawo do korzyści płynących z wiedzy, i w sposób
czczy utrzymywał, że jeśli nie chcą oni czcić bogów Homera i Demostenesa, to
powinni się zadowalać objaśnieniami Łukasza i Mateusza w Kościele Galilej­
czyków.90 We wszystkich miastach świata rzymskiego wykształcenie młodzieży
powierzono mistrzom gramatyki i retoryki, wybieranym przez wielkorządców,
utrzymywanym na koszt publiczny i wyróżnianym wieloma lukratywnymi i za­
szczytnymi przywilejami. Edykt Juliana obejmował, jak się zdaje, lekarzy
i wszystkich mistrzów sztuk wyzwolonych, przy czym cesarz, zastrzegając sobie
prawo aprobowania kandydatów, mógł również przekupywać bądź karać reli­
gijną stałość uczonych chrześcijan.91 Gdy tylko wskutek rezygnacji najbar-
dzej upartych92 nauczycieli-chrześcijan ustaliło się nie mające już żadnej
konkurencji panowanie sofistów pogańskich, Julian zaczął zachęcać młode
pokolenie do kształcenia się w szkołach publicznych, żywiąc słuszną nadzieję,
że wrażliwe umysły tych uczniów, przyjmowanych bez żadnych ograniczeń,
ulegną wpływom literatury i bałwochwalstwa. Większa część młodzieży, od­
straszona od przyjęcia tego niebezpiecznego systemu nauki skrupułami włas­
nymi bądź rodziców, musiała tym samym rezygnować z dobrodziejstwa staran­
nego wykształcenia. Julian miał więc wszelkie powody po temu, aby się spo­
dziewać, że w ciągu kilku lat Kościół popadnie w swoją początkową prostotę
i że po teologach posiadających dostateczną cząstkę uczoności i umiejętności
krasomówczych owego czasu nastąpi pokolenie ślepych, nieoświeconych fana­
Chrześcijanie w niełasce 301

tyków, niezdolnych do obrony prawdy własnych zasad i do demaskowania


najróżniejszych głupstw wielobóstwa.93
Niewątpliwie Julian chciał i zamierzał pozbawić chrześcijan korzyści płyną­
cych z bogactwa, wiedzy i władzy, ale niesprawiedliwe wykluczenie ich od
wszelkich urzędów powierniczych i zyskownych wynikało raczej z jego polityki
ogólnej, niż było bezpośrednim następstwem jakiegoś stanowczego prawa.94
Wprawdzie z uwagi na wyższe zasługi zdarzały się czasem pewne nadzwyczajne
wyjątki, większość jednak chrześcijańskich urzędników stopniowo usuwano ze
stanowisk państwowych, wojskowych i prowincjonalnych. Nadzieje chrześ-
cijan-kadydatów, sposobiących się na te stanowiska, wygasły wskutek zde­
klarowanej stronniczości władcy, który, złośliwie przypominając, że używanie
miecza sprawiedliwości bądź wojny jest dla chrześcijan bezprawiem, postarał
się, aby obozów wojskowych i trybunałów sądowych strzegły insygnia bałwo­
chwalstwa. Władzę rządzenia powierzano poganom wyznającym gorąco i gor­
liwie religię przodków, przy czym, zważywszy, że cesarz często w swoim wyborze
kierował się wróżbami, ulubieńcy, których przedkładał jako najmilszych bogom,
nie zawsze zaskarbiali sobie uznanie ludzkie.95
Chrześcijanie pod rządami swoich wrogów wiele musieli przecierpieć, a jeszcze
więcej mieli powodów do obaw. Julian z natury był przeciwny wszelkiemu
okrucieństwu, ponadto troska o dobrą sławę w oczach świata powstrzymywała
tego monarchę-fllozofa od naruszania praw zarówno sprawiedliwości, jak
i niedawno ogłoszonej przez niego samego tolerancji powszechnej. Ale wyko­
nawcy jego władzy w prowincjach byli na stanowiskach mniej rzucających się
w oczy. Sprawując władzę arbitralną, kierowali się nie tyle rozkazami, co
życzeniami cesarza, więc sekciarzy, których nie wolno im było obdarzać
zaszczytami męczeństwa, odważali się potajemnie nękać swoją tyranią. Cesarz,
dopóki to tylko było możliwe, udawał, że nic nie wie o niesprawiedliwościach
dokonywanych w jego imieniu, a opinię, jaką w głębi duszy żywił o postawie
tych urzędników, wyrażał udzielaniem im łagodnych upomnień i hojnych
nagród.96
Najskuteczniejszym z narzędzi ucisku, w które ci dostojnicy byli uzbro­
jeni, stało się prawo zobowiązujące chrześcijan do pełnego, sowitego zadość­
uczynienia za burzenie świątyń pod panowaniem poprzedniego władcy. Gor­
liwość Kościoła tryumfującego nie zawsze czekała na sankcję ze strony władz
państwowych, i biskupi, pewni, że ujdzie im to bezkarnie, często maszerowali do
ataku na czele swoich kongregacji, aby rujnować świątynie księcia ciemności.
Uświęcone obszary tych świątyń, jeszcze nie tak dawno przyłączonych do
ojcowizny władcy albo do majątków duchowieństwa, zaczęto teraz dokładnie
wytyczać i bez trudu przywracać kapłanom pogańskim. Ale na tych ziemiach i na
ruinach pogańskiego zabobonu chrześcijanie w niejednym wypadku zdążyli już
wnieść własne przybytki kultu i przed odbudowaniem świątyni trzeba było
rozebrać stojący na jej miejscu kościół, przeto gdy jedno stronnictwo oklas­
302 Rozdział dwudziesty trzeci

kiwało sprawiedliwość i pobożność cesarza, drugie opłakiwało i przeklinało jego


świętokradczą przemoc.97 Po oczyszczeniu terenu odbudowa okazałych budyn­
ków, swego czasu zrównanych z ziemią, oraz zwroty kosztownych ozdób,
obróconych na użytek chrześcijan, urosły w bardzo duży rachunek odszkodo­
wań i długów. Sprawcy tych krzywd nie mieli ani możliwości, ani ochoty
wywiązywać się z nagromadzonych zobowiązań; w takiej sytuacji ustawodawca
wykazałby bezstronną mądrość, równoważąc roszczenia i skargi obu stron na
drodze sprawiedliwego rozjemstwa. Jednakże porywcze edykty Juliana wprowa­
dziły w całym Cesarstwie, a już zwłaszcza na Wschodzie, wielki zamęt; przy czym
pogańscy dostojnicy, rozpłomienieni gorliwością i chęcią zemsty, zaczęli nad­
używać surowego przywileju prawa rzymskiego, które w miejsce niedostatecz­
nego mienia stawia osobę niewypłacalnego dłużnika. Pod panowaniem poprze­
dniego władcy Marek, biskup Aretuzy,98 starał się nawracać swój lud orężem
skuteczniejszym niż oręż perswazji.99 Teraz więc władze zażądały od niego
zwrotu pełnej wartości świątyni zburzonej przez jego nietolerancyjną gorliwość,
ale ponieważ ubóstwo Marka było dla pogan najzupełniej zadowalające,
chodziło im tylko o to, aby ugiąć jego niezłomnego ducha i zmusić go do
obietnicy choćby najmniejszego odszkodowania. Pojmano sędziwego biskupa,
nieludzko go wychłostano i wyrwano mu brodę, po czym obnażonego i namasz­
czonego miodem zawieszono w sieci pomiędzy niebem a ziemią, wystawiając go
na żądła owadów i promienie syryjskiego słońca.100 Nawet z tej wysokości
Marek nadal chlubił się uparcie swoim przestępstwem i obrażał bezsilną
wściekłość prześladowców. Wreszcie wybawiono go z ich rąk i odprawiono, aby
cieszył się honorami swego boskiego tryumfu. Arianie wynosili pod niebiosa
cnoty tego pobożnego arianina; katolicy ambitnie chwalili się, że mają z nim
związek,101 a pogan, którzy, być może, odczuwali wstyd albo skruchę,
odstraszyło to od powtarzania takich daremnych okrucieństw.102 Julian daro­
wał Markowi życie, ale jeśli to ten właśnie biskup Aretuzy ocalił go w dzieciń­
stwie,103 to potomność zamiast wychwalać wspaniałomyślność cesarza potępiać
będzie jego niewdzięczność.
W odległości pięciu mil od Antiochii znajdował się jeden z najwykwintniej­
szych przybytków pobożności poświęcony przez macedońskich królów Syrii
Apollinowi.104 Stała tam wspaniała świątynia na cześć boga światła i jego
kolosalny posąg 105 prawie całkowicie wypełniał obszerne sanktuarium, skrzące
się od złota i drogich kamieni i przyozdobione kunsztem artystów greckich.
Bóstwo stało pochylone ze złotym pucharem w ręce, jak gdyby, wylewając
w ofierze wino na ziemię, błagało tę czcigodną matkę, aby dała mu w objęcia
zimną jak głaz, piękną Dafne — miejsce to bowiem zostało uwieńczone legendą.
Wyobraźnia poetów syryjskich przeniosła opowieść miłosną znad rzeki Peneus
nad rzekę Orontes. Kolonia królewska w Antiochii naśladowała w obrzędach
starożytną Grecję. Z kastalskiego źródła Dafne 106 płynął strumień proroctw
współzawodniczących swą prawdziwością i dobrą sławą z wyrocznią delficką.
Chrześcijanie w niełasce 303

Na pobliskich polach zbudowano stadion na mocy specjalnego przywileju 107


zakupionego od miasta Elis; odbywały się tu na koszt miasta igrzyska olim­
pijskie, przy czym rokrocznie na rozrywki ludowe przeznaczano z dochodów
publicznych sumę równą trzydziestu tysiącom funtów szterlingów.108 Wskutek
stałego napływu pielgrzymów i zwiedzających niepostrzeżenie powstała w po­
bliżu świątyni okazała i ludna osada zwana Dafne, wprawdzie nie mająca tytułu
miasta prowincjonalnego, ale nie ustępująca mu przepychem. Świątynia i osada
znajdowały się w głębi gęstego gaju wawrzynów i cyprysów, który rozciągał się
wokoło w promieniu pięciu mil i w najupalniejsze dni lata dawał chłodny
i nieprzenikniony cień. Tysiąc strumieni najczystszej wody zapewniało stale
świeżość zieleni i temperatury powietrza; zmysły mogły się tu nasycić melodyj­
nymi dźwiękami i aromatyczną wonią, toteż cały ten spokojny gaj poświęcony
był zdrowiu i radości, zbytkowi i uciechom miłosnym. Krzepki młodzieniec, jak
Apollo, gonił przedmiot swoich pragnień, a zapłonione dziewczę, któremu los
Dafne był przestrogą, wystrzegało się szaleństwa niewczesnej skromności.
Żołnierz i filozof woleli mądrze unikać pokus tego zmysłowego raju,109 gdzie
rozkosz, przybierając charakter religii, niepostrzeżenie rozwiązywała niezłom-
ność męskiej cnoty. Ale gaje Dafne przez wiele wieków nieprzerwanie cieszyły się
czcią miejscowych ludzi i obcych przybyszów; dzięki hojności następujących po
sobie cesarzy rozszerzały się przywileje tego uświęconego obszaru i każde
pokolenie nowymi ozdobami przydawało blasku tej świątyni.110
Gdy Julian w dniu dorocznego święta spieszył oddać cześć Apollinowi i Dafne,
pobożność jego doszła do szczytu fanatycznego zapału i niecierpliwości. Żywa
wyobraźnia odmalowywała mu zawczasu wdzięczny przepych składania ofiar,
wylewania ofiarnego wina, palące się kadzidła, długi pochód młodzieńców
i dziewic przyobleczonych w białe szaty — symbol ich niewinności, zgiełkliwe
zbiegowisko niezliczonych rzesz. Ale gorliwość Antiochii od czasu zapanowania
chrześcijaństwa znajdowała już inne ujście. Cesarz więc w rezultacie skarży się, że
zamiast hekatomb tłustych wołów, poświęconych przez t r i b u s y bogatego
miasta bóstwu opiekuńczemu, zastał tam tylko jedną jedyną gęś dostarczoną na
koszt kapłana, bladego, samotnego mieszkańca tej podupadłej świątyni.111
Przy ołtarzu nie było nikogo, wyrocznia już dawno została zmuszona do
milczenia, a cały święty obszar zbezcześciły chrześcijańskie obrzędy pogrzebowe.
Prawie w sto lat bowiem po śmierci Babylasa 112 (biskupa Antiochii zmarłego
w więzieniu podczas prześladowania chrześcijan przez Decjusza) przeniesiono
jego zwłoki na rozkaz cezara Gallusa z dotychczasowego grobu w sam środek
gaju Dafne. Nad jego szczątkami wzniesiono wspaniały kościół; część uświęco­
nej ziemi zagarnięto na utrzymanie duchowieństwa oraz na cmentarz dla chrze­
ścijan Antiochii, ambitnie pragnących spoczywać u stóp swego biskupa, a ka­
płani Apollina wycofali się wraz z przerażonymi i oburzonymi jego czcicielami.
Wprawdzie natychmiast gdy wszystko zaczęło wskazywać na to, że nowy
przewrót wskrzesza dawną szczęśliwość pogaństwa, kościół Świętego Babylasa
304 Rozdział dwudziesty trzeci

zburzono i do walącej się świątyni, wzniesionej niegdyś przez pobożność królów


syryjskich, dołączono nowe budowle, pierwszą jednak i najpoważniejszą troską
Juliana było uwolnienie zgnębionego bóstwa od wstrętnej obecności zmarłych
i żywych chrześcijan, którzy tak skutecznie zdławili głos pogańskiego oszustwa
i fanatyzmu.113
Miejsce zarazy chrześcijańskiej oczyszczono zgodnie z formami obrzędów
starożytnych; zmarłych w przyzwoity sposób usunięto; sługom Kościoła po­
zwolono przewieźć szczątki świętego Babylasa do poprzedniego grobowca
w obrębie murów Antiochii. Chrześcijanie w swej gorliwości zapomnieli przy tej
okazji o pokorze, którą by przecież mogli ułagodzić zazdrość wrogiego rządu. Za
wysokim rydwanem ze szczątkami świętego Babylasa poszły niezliczone rzesze
intonując grzmiąco Psalmy Dawidowe, czym najdobitniej dały wyraz swojej
pogardzie dla bałwanów i bałwochwalstwa. Powrót świętego był tryumfem,
a tryumf ten był zniewagą dla religii cesarza, który musiał przywołać całą swoją
dumę, aby ukryć oburzenie. W nocy po tej nierozsądnej procesji świątynia Dafne
stanęła w płomieniach, posąg Apollina spłonął doszczętnie, a mury świątyni
zamieniły się w nagi i straszliwy pomnik zagłady. Chrześcijanie Antiochii
z religijną ufnością utrzymywali, że potężne wstawiennictwo samego świętego
Babylasa wskazało błyskawicom Niebios kierunek na ten poświęcony dach, ale
Julian, postawiony przed alternatywą uwierzenia albo w zbrodnię, albo w cud,
wybrał bez wahania, bez dowodu, ale z pewną szczyptą prawdopodobieństwa to
pierwsze i przypisał pożar Dafne mściwości Galilejczyków.114
Przestępstwo chrześcijan, gdyby je dostatecznie udowodniono, mogłoby
usprawiedliwić odwet Juliana, który natychmiast kazał pozamykać drzwi
katedry w Antiochii i skonfiskować wszystkie jej bogactwa. Celem wykrycia
zbrodniarzy będących sprawcami zamieszek i pożaru albo ukrywających
bogactwa kościoła poddano kilku duchownych torturom 115 i z wyroku komesa
Wschodu ścięto pewnego prezbitera imieniem Teodoret. Cesarz jednak miał
komesowi za złe ten pochopny czyn, ubolewając z prawdziwą bądź też udawaną
troską, że nieroztropna gorliwość urzędników splami jego panowanie niesławą
prześladowań.116
Gorliwość ministrów Juliana powstrzymało natychmiast jedno zmarszcze­
nie brwi władcy. Ale gdy ojciec ojczyzny głosi się przywódcą fakcji, niełatwo
jest powściągnąć i konsekwentnie ukarać samowolę rozwścieczonego ludu.
Julian w rozprawie publicznej pochwala nabożność i lojalność świętych miast
syryjskich, których pobożni mieszkańcy na pierwsze hasło zburzyli grobowce
Galilejczyków, i bardzo słabo uskarża się na to, że pomszczono krzywdy bogów
z mniejszym umiarem, niż on by zalecał.117 To niechętne i niepełne wyznanie
może chyba być potwierdzeniem relacji pisarzy kościelnych, którzy twierdzą, że
w miastach: Gaza, Askalon, Cezarea, Heliopolis i innych, poganie bez zasta­
nowienia się i bez skrupułów nadużywali pomyślnych dla siebie chwil i że tylko
śmierć uwalniała od tortur nieszczęśliwe ofiary ich okrucieństwa; poszarpane
Losy Jerzego z Kapadocji 305

ciała wleczone po wszystkich ulicach przeszywano (taka była powszechna


wściekłość) rożnami kucharzy i kądzielami rozjuszonych kobiet; krwiożerczy
fanatycy po zakosztowaniu wnętrzności chrześcijańskich księży mieszali je
z jęczmieniem, aby pogardliwie rzucić na pożarcie nieczystym zwierzętom.118
Takie sceny obłędu religijnego stanowią najbardziej pogardy godny i najwstręt­
niejszy obraz natury ludzkiej, ale jeszcze bardziej znamienna była rzeź w Alek­
sandrii z uwagi na bezsporność tego faktu, pozycję społeczną ofiar oraz
wspaniałość owego miasta — stolicy Egiptu.
Jerzy,119 czy to z racji pochodzenia swoich rodziców, czy może dlatego, że
w Kapadocji się wychował, przezwany Jerzym z Kapadocji, urodził się w Epifanii
w Cylicji, w warsztacie folusznika. Z pośledniego, nieomal niewolniczego stanu
podniósł się dzięki talentom pasożytniczym; protektorzy, którym pilnie schle­
biał, wystarali się dla swego niegodnego utrzymanka o zyskowne zlecenie bądź
kontrakt, na mocy którego zaczął zaopatrywać wojsko w szynkę. Zajęcie to było
nędzne, Jerzy z Kapadocji uczynił je niesławnym. Za pomocą najniższych
oszustw i przekupstwa nagromadził wielkie bogactwa, ale jego sprzeniewierzenia
stały się tak dobrze znane, że musiał uciekać przed pościgiem sprawiedliwości.
Po tej hańbie, w której chyba kosztem honoru uratował majątek, zaczął
z prawdziwą czy też udawaną gorliwością wyznawać arianizm. Miłując uczoność
czy może tylko pragnąc to umiłowanie zadokumentować, zebrał cenną biblio­
tekę z zakresu historii, retoryki, filozofii i teologii;120 i to, że się opowiedział za
fakcją przeważającą, w rezultacie wyniosło go na tron biskupi Atanazego.
Wkroczenie nowego arcybiskupa, Jerzego z Kapadocji, było wkroczeniem
barbarzyńskiego zwycięzcy i każdą chwilę jego panowania kalały okrucieństwa
i chciwość.
Katolicy Aleksandrii i Egiptu zdani byli na pastwę tyrana, którego natura
i wychowanie przysposobiły do sprawowania urzędu prześladowcy, on jednak
bezstronnie oprócz katolików gnębił również i innych mieszkańców swojej
rozległej diecezji. Ten prymas Egiptu potrafił wprawdzie rozpierać się z pychą
i bezczelnością na swoim wysokim stanowisku, ale nie przestał przy tym
przejawiać wad wynikających z jego niskiego niewolniczego pochodzenia.
Kupcy Aleksandrii zubożeli wskutek tego, że uzyskał on niesprawiedliwy,
nieomal powszechny monopol na saletrę, sól, papier, pogrzeby itd.; ponadto ten
ojciec duchowy wielkiego ludu zniżał się do uprawiania niecnych i zgubnych
sztuczek donosicielstwa. Mieszkańcy Aleksandrii nigdy mu nie zapomnieli ani
nie darowali propozycji obłożenia podatkiem wszystkich domów w mieście na
zasadzie przestarzałej pretensji, że królewski założyciel Aleksandrii nadał
wieczystą własność tej ziemi swym następcom: Ptolemeuszom i Cezarom.
Pobożną chciwość Jerzego obudzili poganie, którym świtały już nadzieje
swobody i tolerancji; wyniosły arcybiskup plądrował i lżył bogate świątynie
Aleksandrii, tonem groźby głośno wykrzykując: „Jak długo jeszcze będzie wolno
tu stać tym grobowcom?” Pod panowaniem Konstancjusza wygnała go wreszcie
306 Rozdział dwudziesty trzeci

wściekłość, a raczej sprawiedliwość ludu, i nie bez gwałtownej walki władze


cywilne i wojskowe zdołały z powrotem osadzić go na arcybiskupim tronie
i zadośćuczynić jego żądzy zemsty.
Wysłannik, który obwieścił w Aleksandrii wstąpienie na tron Juliana, był
zarazem zwiastunem upadku arcybiskupa. Jerzego, wraz z dwoma spośród jego
płaszczących się sług, komesem Diodorusem i zarządcą mennicy Drakon-
cjuszem, w kajdanach powleczono sromotnie do publicznego więzienia. Po
dwudziestu czterech dniach wdarły się tam zniecierpliwione przewlekłą procedu­
rą sądową wściekłe rzesze.
Wśród okrutnych obelg pospólstwa ci wrogowie bogów i ludzi wyzionęli
ducha; zwłoki arcybiskupa i jego wspólników na grzbiecie wielbłąda obwożono
z tryumfem po ulicach miasta, przy czym bierność stronnictwa Atanazego 121
została uznana za przykład ewangelicznej cierpliwości. Szczątki tych nędznych
winowajców wrzucono do morza; ludowi przywódcy zamieszek oświadczyli
bowiem, że tym razem sprawią zawód pobożności chrześcijan i nie dopuszczą do
oddawania czci r e l i k w i o m t y c h m ę c z e n n i k ó w ukaranych podobnie
jak ich poprzednicy przez wrogów religii chrześcijańskiej.122 Obawy pogan były
słuszne, ale podjęte przez nich środki ostrożności bezskuteczne. Chwalebna
śmierć arcybiskupa wymazała grzechy jego życia. Ten współzawodnik Atanaze­
go stał się dla arian drogi i święty, a gdy arianie pozornie się nawrócili, kult jego
został wprowadzony również i na łono Kościoła katolickiego.123 Znienawidzo­
nego obcego przybysza, ukrywając wszelkie okoliczności czasu i miejsca,
przybrano w maskę męczennika, świętego i bohatera chrześcijaństwa;124
niesławny Jerzy z Kapadocji przeobraził się125 w świętego Jerzego, patrona
Anglii, oręża rycerstwa i Orderu Podwiązki.126
Julian mniej więcej w tym samym czasie, w jakim dowiedział się o zamieszkach
w Aleksandrii, otrzymał wiadomość z Edessy, że dumna i bogata fakcja
tamtejszych arian obraziła słabych walentynianów i dopuściła się wybryków
nie mogących w państwie praworządnym ujść bezkarnie. Nie czekając na
powolne wszczęcie formalnych kroków sprawiedliwości, rozdrażniony władca
skierował do dostojników Edessy127 rozkaz konfiskaty całego mienia tam­
tejszego Kościoła; pieniądze rozdzielono między żołnierzy, ziemię przyłączono
do majątków państwowych, przy czym ten akt ucisku jeszcze bardziej pogorszyła
nieszlachetna nad wyraz ironia cesarza.
„Okazałem się — powiada Julian — prawdziwym przyjacielem galilejczy-
ków. Ich p o d z i w u g o d n e prawo obiecuje królestwo niebieskie ubogim;
będą więc oni tym szybciej posuwać się po ścieżkach cnoty i zbawienia teraz,
gdy z moją pomocą zdjęte z nich zostało brzemię własności doczesnej. Baczcie —
ciągnie dalej monarcha tonem już poważniejszym — baczcie, abyście nie nadużyli
mojej cierpliwości i człowieczeństwa. Jeśli obecny nieład trwać będzie nadal, to
zbrodnie Galilejczyków pomszczę na wielkorządcach i będziecie mieli słuszny po­
wód ku temu, by obawiać się nie tylko konfiskaty i wygnania, ale ognia i miecza.”
Atanazy w wygnany przez Juliana 307

Zamieszki w Aleksandrii były niewątpliwie bardziej krwawej i niebezpiecznej


natury. Jednakże biskup chrześcijański zginął z rąk pogan i list publiczny Juliana
dobitnie dowodzi, jak stronniczy był duch jego rządów. Wymówki skierowane
do obywateli Aleksandrii cesarz przeplata wyrazami szacunku i współczucia;
ubolewa, że przy tej okazji chwilowo zapomnieli oni o łagodnych, szlachetnych
obyczajach potwierdzających ich greckie pochodzenie. Poważnie gani prze­
stępstwo przez nich popełnione przeciwko prawom sprawiedliwości i człowie­
czeństwa, ale natychmiast z widocznym upodobaniem wylicza nieznośne
prowokacje, którymi tak długo życie im zatruwała bezbożna tyrania Jerzego
z Kapadocji. Przyznaje słuszność zasadzie, że mądry i energiczny rząd powi­
nien karcić bezczelną samowolę ludu, a przecież ze względu na Aleksandra,
założyciela ich miasta, i na Serapisa, ich bóstwo opiekuńcze, udziela Ju­
lian łaskawego wybaczenia winnemu miastu i żywi doń znowu uczucie bra­
terskie.128
Gdy w Aleksandrii po tych zamieszkach nastąpił spokój, na tronie biskupim,
z którego strącono niegodnego współzawodnika, znów zasiadł wśród powszech­
nego entuzjazmu Atanazy; ponieważ gorliwość tego arcybiskupa była miar­
kowana rozsądkiem, wykorzystywał on swoją powagę nie po to, by roz­
płomieniać namiętności ludu, tylko po to, by je uspokajać. Trudów pasterskich
nie ograniczał do ciasnych granic Egiptu. Ruchliwym, wielkim umysłem ogarniał
stan całego świata chrześcijańskiego, przy czym sędziwy wiek, zasługi i dobra
sława pozwoliły mu w chwili niebezpieczeństwa zająć stanowisko kościelnego
dyktatora.129 Trzy lata jeszcze nie upłynęły od czasu, gdy większość biskupów
zachodnich nieświadomie bądź niechętnie podpisała wyznanie wiary uchwalone
w Rimini. Jedni z nich tego żałowali, drudzy widzieli w tym słuszność, ale
wszyscy bali się niewczesnej surowości swoich braci prawowiernych, można więc
się było spodziewać, że ci, których pycha jest silniejsza od wiary, gotowi są
rzucić się w objęcia arian, byle tylko uniknąć niesławy pokuty publicznej,
poniżającej ich do rzędu zwykłych ludzi świeckich. W tym samym czasie wśród
teologów katolickich roztrząsano dosyć gorąco pewne wewnętrzne różnice zdań
co do jedności i rozróżnienia osób boskich i wydawało się, że dalszy rozwój
tego metafizycznego sporu zagraża stałym rozłamem Kościoła greckiego
i łacińskiego. Dzięki mądrości doborowego synodu, któremu imię i obecność
Atanazego nadały powagę soboru powszechnego, biskupi, nieświadomi odstęp-
cy, zostali znów przyjęci do wspólnoty Kościoła pod łatwym warunkiem
podpisania nicejskiego wyznania wiary, przy czym nie musieli oni ani oficjal­
nie uznać winy, jaką popełnili zbaczając na ścieżkę błędu, ani drobiazgowo
określać swoich scholastycznych poglądów. Za radą prymasa Egiptu ducho­
wieństwo Galii, Hiszpanii, Italii i Grecji już się przygotowało do podjęcia
tego zbawiennego kroku i pomimo sprzeciwu pewnych żarliwych jednostek130
strach przed wspólnym wrogiem poparł sprawę pokoju i harmonii wśród
chrześcijan.131
308 Rozdział dwudziesty trzeci

Prymas Egiptu zręcznie i z pośpiechem wykorzystał okres spokoju, zanim go


zakłóciły wrogie edykty cesarza.132 Julian, który chrześcijanami gardził, Atana­
zego zaszczycał szczerą i szczególną nienawiścią. Tylko ze względu na niego
wprowadził arbitralne rozróżnienie, sprzeczne już co najmniej z duchem swoich
poprzednich oświadczeń. Stwierdził mianowicie, że Galilejczyków odwołanych
z wygnania ogólna pobłażliwość bynajmniej nie upoważnia do obejmowania
dawnych ich kościołów, i wyraził zdziwienie, że przestępca, raz po raz skazywany
przez sąd cesarzy, ośmiela się obrażać majestat prawa przywłaszczając sobie
arcybiskupi tron Aleksandrii bez rozkazu swego władcy. Aby ukarać Atanazego
za to urojone przestępstwo, wygnał go z Aleksandrii, z zadowoleniem sobie
wyobrażając, jaką przyjemność tym aktem sprawiedliwości sprawi swoim
pobożnym poddanym — poganom. Natarczywe błagania ludu rychło go jednak
przekonały, że większość mieszkańców Aleksandrii to chrześcijanie i że znaczna
większość chrześcijan stanowczo się opowiada za swoim uciskanym prymasem.
Ale znajomość ich poglądów, zamiast skłonić Juliana do odwołania wyroku,
sprowokowała go do rozciągnięcia nakazu wygnania Atanazego na cały Egipt.
Gorliwość rzeszy spowodowała tylko to, że Julian stał się jeszcze bardziej
nieubłagany; zląkł się niebezpieczeństwa, jakim zagrażało pozostanie śmiałego,
popularnego przywódcy na czele burzliwego miasta, i dając wyraz swemu
oburzeniu zdradził, jak wysokie ma mniemanie o odwadze i zdolnościach
Atanazego. Jednakże z wykonaniem wyroku przez pewien czas zwlekano
wskutek ostrożności czy może niedbalstwa Ekdycjusza, prefekta Egiptu, którego
wreszcie zbudziła z letargu surowa nagana.
„Chociaż w swojej niedbałości — powiada Julian — nie piszesz mi o innych
sprawach, obowiązkiem twoim jest przynajmniej zawiadomić mnie o krokach,
jakie poczyniłeś przeciwko Atanazemu, wrogowi bogów. Zamiary moje już
dawno zostały ci obwieszczone. Przysięgam na wielkiego Serapisa, że jeśli
na Kalendy Decembra Atanazy nie wyjedzie z Aleksandrii, mało tego! —
z Egiptu, urzędnicy twego urzędu zapłacą za to grzywną w wysokości stu funtów
złota. Znasz moje usposobienie: powolny jestem w potępianiu, ale jeszcze
powolniejszy w przebaczaniu.”
List ten wzmocniło krótkie p o stscrip tu m dopisane przez cesarza własno­
ręcznie:
„Pogarda, jaką się okazuje wszystkim bogom, napełniła mnie smutkiem
i oburzeniem. Nic by moim oczom i uszom nie było bardziej miłe niż wygnanie
Atanazego z całego obszaru Egiptu. Ohydny nędznik! Pod moim panowaniem
wskutek jego prześladowań przyjęło chrzest kilka dam greckich najwyższego
stanu.” 133
Śmierć Atanazego nie została w y r a ź n i e nakazana, ale prefekt Egiptu
zrozumiał, że bezpieczniej będzie przekroczyć niż zaniedbać rozkaz rozdraż­
nionego władcy. Arcybiskup jednak roztropnie wycofał się do klasztorów na
pustyni i, ze zwykłą sobie zręcznością unikając sideł wroga, dożył chwil
Szerzenie się fanatyzmów religijnych 309

tryumfu nad prochami władcy, który za życia słowami brzemiennymi w strasz­


liwą doniosłość wyraził życzenie, aby cały jad szkoły galilejskiej zawarł się
w jednej osobie Atanazego.134
Usiłowałem tu wiernie przedstawić przebiegły system, który stosował Julian,
chcąc uzyskać skutki prześladowania, a nie ściągnąć przy tym na siebie winy ani
zarzutów. Jednakże chociaż duch fanatyzmu rzeczywiście zżerał serce i rozum
cnotliwego władcy, trzeba przyznać, że namiętności ludzkie i zapał religijny
rozdmuchiwały i wyolbrzymiały r z e c z y w i s t e cierpienia chrześcijan pod
jego panowaniem. Pokora i rezygnacja cechująca pierwszych uczniów Ewangelii
stanowiła dla ich następców raczej przedmiot do wychwalania niż wzór . do
naśladowania.
Chrześcijanie, którzy teraz już od lat czterdziestu sprawowali w Cesarstwie
rządy kościelne i świeckie, zdążyli sobie przyswoić zuchwałe przywary dob­
robytu135 i uwierzyć w to, że do panowania na ziemi mają prawo wyłącznie
święci. Gdy tylko wrogość Juliana pozbawiła duchowieństwo przywilejów
uzyskanych dzięki łasce Konstantyna, zaczęli się skarżyć na najokrutniejszy
ucisk; tolerancja okazywana bałwochwalcom i heretykom była dla stronnictwa
prawowiernego przedmiotem żałości i zgorzknienia.136 Gorliwość wiernych
nadal więc dopuszczała się aktów gwałtu, chociaż nie znajdowały już one
poparcia ze strony dostojników państwowych. W Pessinus, nieomal w obecności
cesarza, obalono ołtarz Cybele; w mieście Cezarei w Kapadocji rozwścieczony
lud chrześcijański zburzył podczas zamieszek świątynię Fortuny, jedyne miejsce
kultu, jakie pozostało tamtejszym poganom. Przy tych okazjach władca, czuły
na honor bogów, nie przejawiał chęci do powstrzymywania biegu sprawiedliwo­
ści; jeszcze bardziej rozjątrzało go stwierdzenie, że fanatycy, słusznie ukarani
jako podpalacze, zostają za to wynagrodzeni zaszczytami męczeństwa.137
Chrześcijańscy poddani Juliana byli pewni wrogich zamysłów swego władcy,
każda więc okoliczność jego rządów mogła im w zazdrosnej obawie dawać jakieś
podstawy do niezadowolenia i podejrzeń. Tworzyli tak znaczną część ludu, że
wielu z nich musiało podlegać karom zwykłego wymiaru sprawiedliwości, ale ich
pobłażliwi bracia, nie wnikając w meritum sprawy, z góry zakładali ich
niewinność, przyznawali słuszność ich roszczeniom i w surowości sędziów
dopatrywali się szykan prześladowania religijnego.138 Istniejącą niedolę, nie­
znośną, jak się mogła wydawać, przedstawiano jako lekkie preludium do
nieszczęść zagrażających w przyszłości. Chrześcijanie bowiem uważali Juliana za
okrutnego, chytrego tyrana, który odłożył pełną swoją zemstę do czasu
zwycięskiego zakończenia wojny z Persami. Spodziewali się, że natychmiast gdy
zatryumfuje on nad tym zewnętrznym wrogiem Rzymu, zdejmie z oblicza przy­
krą dla siebie maskę i amfiteatry trysną wtedy krwią pustelników i biskupów,
a każdy, kto jeszcze obstawać będzie przy wyznawaniu wiary chrześcijańskiej,
zostanie pozbawiony wszystkich dobrodziejstw natury i społeczeństwa.139
Wszelkie oszczerstwa,140 jakie tylko mogły godzić w dobrą sławę Apostaty,
310 Rozdział dwudziesty trzeci

spotykały się z łatwowiernym przyjęciem wśród jego zalęknionych i pełnych


nienawiści przeciwników, przy czym ich nierozsądna wrzawa jeszcze bardziej
rozdrażniała władcę, którego z obowiązku powinni darzyć szacunkiem, a ze
względu na własne dobro — pochlebstwami. Zaklinali się, że łzy i modły są ich
jedynym orężem przeciw bezbożnemu tyranowi, poświęcając jego głowę sprawie­
dliwym wyrokom obrażonych Niebios. Ale napomykali przy tym z posępną
determinacją, że ich uległość nie wynika ze słabości i że w niedoskonałym stanie
cnoty ludzkiej cierpliwość, oparta na pewnej zasadzie, może się wskutek
prześladowania wreszcie wyczerpać. Niemożliwością jest określić, jak dalece
zapał Juliana przeważyłby nad jego rozsądkiem i człowieczeństwem, gdyby
panował dłużej, ale jeśli poważnie zastanowimy się nad siłą i duchem Kościoła,
to nabierzemy przekonania, że ten cesarz po to, aby zdławić religię Chrystusową,
musiałby na swój kraj ściągnąć okropności wojny domowej.141
Rozdział dwudziesty czwarty

POBYT JULIANA W ANTIOCHII — JEGO POMYŚLNA WYPRAWA NA


PERSÓW — PRZEJŚCIE TYGRYSU — ODWRÓT I ŚMIERĆ JULIANA —
WYBÓR JOWIANA — JOWIAN RATUJE WOJSKA RZYMSKIE
ZAWARCIEM HANIEBNEGO UKŁADU

Opowieść filozoficzna, ułożona przez Juliana pod tytułem


jednym z najmilszych i najbardziej pouczających dzieł
C eza ro w ie *,
jest
starożytnego
dowcipu.2 W okresie swobody i wolności saturnaliów Romulus przygotowuje
ucztę dla bóstw Olimpu, które go przyjęły za swego godnego wspólnika, oraz dla
rzymskich władców, którzy swego czasu panowali nad jego wojowniczym ludem
i pokonanymi narodami ziemi. Nieśmiertelni zasiadają we właściwym porządku
na swych okazałych tronach, a stół cezarów jest nakryty poniżej Księżyca,
w wyższych sferach powietrznych. Tyranów, którzy by zhańbili towarzystwo
bogów i ludzi, zrzuca na łeb, na szyję do otchłani Tartaru nieubłagana Nemezis.
Pozostali cezarowie po kolei idą na swoje miejsca i, gdy przechodzą, stary Sylen,
roześmiany moralista, pod maską bachicznego hulaki3 ukrywający mądrość
filozofa, czyni złośliwe uwagi na temat ich występków, ułomności i przywar.
Zaraz po uczcie Merkury oznajmia, że z woli Jowisza nagrodą za najwyższe
zasługi będzie korona niebiańska. Jako kandydaci najznakomitsi zostają
wybrani: Juliusz Cezar, August, Trajan i Marek Aureliusz, przy czym do tego
zaszczytnego współzawodnictwa dopuszcza się zniewieściałego Konstantyna;4
a także Aleksander Wielki ma się ubiegać o chlubną nagrodę na równi
z bohaterami rzymskimi. Każdemu z kandydatów wolno przedstawić własne
zasługi, ale przed sądem bogów skromne milczenie Marka Aureliusza przemawia
na jego korzyść znacznie dobitniej niż wymyślne oracje dumnych współzawod­
ników. Gdy sędziowie owej straszliwej rozgrywki przystępują do badania serca
i pobudek działania tego cesarza-stoika, jego wyższość wydaje się jeszcze bar­
dziej decydująca i widoczna.5 Aleksander i Cezar, August, Trajan i Konstantyn
z rumieńcem przyznają, że doniosłym celem i c h trudów była sława, potęga
albo przyjemność, ale i bez tego sami bogowie patrzą z szacunkiem i miłością
na cnotliwego śmiertelnika, który na tronie wprowadzał w życie nauki filozofii
i w stanie ludzkiej niedoskonałości piął się do naśladowania moralnych cech
bóstwa.
Wartość tego przyjemnego utworu (C ezarow ie Juliana) jest tym większa, że
autor sam był cesarzem. Władca, z całą swobodą nakreślający występki i cnoty
312 Rozdział dwudziesty czwarty

swych poprzedników, podpisuje w każdej linijce naganę albo aprobatę własnego


postępowania.
Chociaż w chwilach chłodnych rozmyślań Julian najbardziej cenił użyteczne
i dobroczynne cnoty Marka Aureliusza, to jednak jego ambitnego ducha
rozpłomieniała chwała Aleksandra i z równym zapałem ubiegał się o szacunek
mędrców, jak o poklask rzeszy. W kwiecie wieku, gdy władze umysłu i ciała
przejawiają największą energię, cesarz, pouczony przez doświadczenie i za­
chęcony zwycięstwem nad Germanami, postanowił uświetnić swoje panowanie
jakimś osiągnięciem jeszcze wspanialszym i bardziej pamiętnym. Posłowie
Wschodu, z kontynentu indyjskiego i z wyspy Cejlon,6 już pokłonili się
z szacunkiem rzymskiej purpurze.7 W narodach Zachodu czy to podczas pokoju,
czy to podczas wojny osobiste cnoty Juliana wzbudzały cześć i strach. Julian
lekceważył trofea zwycięstwa nad Gotami,8 zadowalając się najzupełniej tym, że
sam groźny dźwięk jego imienia i dodatkowe twierdze, którymi wzmocnił granicę
Tracji i granicę Ulyricum, odstraszą drapieżnych barbarzyńców znad Dunaju od
wszelkiego sprzeniewierzania się układom pokojowym w przyszłości. Za rywala
godnego swego oręża uważał jedynie następcę Cyrusa i Artakserksesa, postanowił
więc ostatecznym podbojem Persji ukarać ten wyniosły naród, tak długo i tak
obraźliwie opierający się majestatowi Rzymu.9 Monarcha perski, gdy tylko
doszła go wieść, że na tron Konstancjusza wstąpił władca o zgoła odmiennym
charakterze, zniżył się do wysunięcia pewnych, może chytrych, a może szczerych,
propozycji w kierunku rokowań pokojowych. Ale pychę Szapura zaskoczyła
stanowczość Juliana, który surowo oświadczył, że nigdy nie zgodzi się na żadne
rozmowy o pokoju wśród płomieni i ruin miast Mezopotamii, dodając przy tym
z pogardliwym uśmiechem, że nie ma potrzeby rokować za pośrednictwem
posłów, ponieważ już postanowił odwiedzić w najbliższym czasie dwór perski
osobiście. Niecierpliwość cesarza przyspieszała przygotowania do wojny. Mia­
nowano dowódców w tym doniosłym celu i zebrano olbrzymią armię, a Julian,
maszerując z Konstantynopola przez prowincje Azji Mniejszej, przybył do
Antiochii mniej więcej w osiem miesięcy po śmierci swego poprzednika. Gorące
pragnienie wyprawy w samo serce Persji odłożył na razie, przejęty obowiązkiem
koniecznego zaprowadzenia ładu w Cesarstwie, gorliwością nakazującą mu
wskrzesić kult bogów i radami najmędrszych przyjaciół, którzy go przekonali, że
trzeba armii pozwolić na zbawienny wypoczynek w kwaterach zimowych, aby
odnowić wyczerpane siły legionów galijskich i wskrzesić ducha i dyscyplinę
wojsk Wschodu. Julian dał się na to namówić i postanowił aż do wiosny
następnego roku pozostać w Antiochii wśród ludu złośliwie skłonnego do
wyszydzania pośpiechu i ganienia powolności swego władcy.10
Julian bardzo fałszywie oceniałby własny charakter i obyczaje Atiochii,11
gdyby sobie pochlebiał, że jego kontakt osobisty z tą stolicą Wschodu przyniesie
obopólne zadowolenie władcy i ludowi. Ciepły klimat usposabiał krajowców do
pławienia się w spokoju i dobrobycie zupełnie bez umiaru, przy czym żywotna
Julian znienawidzony w Antiochii 313

rozwiązłość Greków łączyła się z dziedziczną miękkością charakteru Syryj­


czyków. Jedynym prawem była moda, jedynym celem rozkosz, jedynym
rozróżnieniem między obywatelami Antiochii wspaniałość stroju i mebli.
Honorowano tylko sztuki służące zbytkowi, z poważnych cnót męskich wy­
śmiewano się i szydzono, a pogarda, jaką otaczano skromność niewieścią
i wiek sędziwy, świadczyła o powszechnym zepsuciu. Upodobaniem, a raczej
namiętnością Syryjczyków były widowiska, najbieglej szych więc artystów spro­
wadzano z sąsiednich m iast12 i znaczna część dochodów publicznych szła na
ludowe rozrywki; wspaniałość igrzysk teatralnych i cyrkowych uważała An­
tiochia za swoje szczęście i chwałę. Nic przeto dziwnego, że proste obyczaje
władcy, który taką chwałę lekceważył i na takie szczęście był nieczuły, wkrótce
napełniły jego delikatnych poddanych niesmakiem. Zniewieściali mieszkańcy
Wschodu nie mogli ani naśladować, ani podziwiać zawsze przejawianej, chociaż
nie zawsze zupełnie szczerej prostoty Juliana. Tylko w dni świętowania,
starożytnym zwyczajem poświęcone czci bogów, Julian nieco rozluźniał swoją
filozoficzną surowość, ale te święta były też jedynymi dniami, w których
Syryjczycy Antiochii potrafili od siebie odsuwać ponęty przyjemności. Więk­
szość ich bowiem głosiła chwałę imienia Chrystusowego, wprowadzonego przez
ich przodków;13 i chociaż zgoła się nie przejmowali swoim nieposłuszeństwem
wobec przykazań moralnych, to jednak z całą skrupulatnością i oddaniem trwali
przy naukach spekulatywnych wyznawanej przez siebie religii. W Kościele
Antiochii szalała schizma i herezja, ale arianie i atanazjanie, zwolennicy
Melecjusza i zwolennicy Paulinusa14 kierowali się wszyscy taką samą pobożną
nienawiścią do wspólnego przeciwnika.
Niezmiernie silne uprzedzenie mieli chrześcijanie Antiochii do tego apostaty,
wroga i następcy władcy, który sobie pozyskał sympatię bardzo licznego
stronnictwa, a już nieubłagany sprzeciw w stosunku do osoby Juliana wzbu­
dziło przeniesienie szczątków świętego Bab^lasa. Gdy Julian przybył do
Antiochii, jego poddani uskarżali się z przesądnym oburzeniem, że krok
w krok za cesarzem szedł z Konstantynopola głód. Niezadowolenie głodnego
ludu wzrosło jeszcze bardziej wskutek nierozsądnych wysiłków, aby ulżyć jego
niedoli. Zła pogoda sprawiła, że zbiory w Syrii owego roku były bardzo marne,
toteż cena chleba15 na placach targowych Antiochii podniosła się w pro­
porcji do niedostatku zboża. Ale tę zwyżkę uczciwą i umiarkowaną wkrótce
naruszyły zachłanne machinacje monopolu. W nierównej walce, w której
jedna strona rości sobie prawo własności do plonów ziemi, strona druga
uważa je za zyskowny przedmiot handlu, a trzecia wymaga ich na codzienne
i konieczne środki utrzymania się przy życiu, cały ciężar pokrycia zysków
wyciąganych z tego przez czynniki pośrednie spada na barki bezbronnych
konsumentów. Ciężkie swe położenie pogarszali oni własną niecierpliwością
i niepokojem, wkrótce więc obawa przed niedostatkiem przybrała pozory
głodu. Gdy żyjący w zbytkach obywatele Antiochii skarżyli się na wysoką
314 Rozdział dwudziesty czwarty

cenę drobiu i ryb, Julian publicznie oświadczył, że miasto skromne i oszczędne


powinno być zadowolone z regularnych dostaw oliwy i chleba, ale uznał, że
obowiązkiem władcy jest postarać się o środki utrzymania dla ludu. Przejęty tą
zbawienną myślą, cesarz odważył się na krok bardzo niebezpieczny i wątpliwy,
ustalając wartość zboża prawnie. Wydał rozporządzenie, aby w czasie niedostat­
ku sprzedawano je po cenie rzadko kiedy stosowanej przedtem, nawet w latach
największego urodzaju; po czym, chcąc wzmocnić to prawo własnym przykła­
dem, wysłał na rynek czterysta dwadzieścia dwa tysiące m odii , czyli miar zboża,
sprowadzonych na jego rozkaz ze spichrzów Hierapolis, Chalcydy, a nawet
Egiptu. Następstwa, które przewidzieć było łatwo, dały się wkrótce odczuć.
Pszenicę cesarską wykupili bogaci kupcy, a właściciele ziemi i zboża wstrzymali
swoje zwykłe dostawy dla miasta, w wyniku czego małe ilości ukazujące się na
placach targowych sprzedawano potajemnie po bardzo wygórowanej, nielegal­
nej cenie. Julian jednak nie przestawał wychwalać własnej polityki, traktując
skargi ludu jako czcze i niewdzięczne szemranie, co przekonało Antiochię, że
był on uparty, co prawda bez okrucieństwa, podobnie jak jego brat, Gallus.16
Perswazje senatu miejskiego przyczyniły się tylko do wzmożenia jego nieugięto-
ści. Nabrał przekonania, być może zresztą słusznie, że senatorzy Antiochii,
którzy posiadają ziemię albo zajmują się handlem, sami przyczynili się do
nieszczęść, jakie spadły na ich kraj, i zarzucił im, że zamiast wypełniać obo­
wiązki wobec społeczeństwa z bezczelnym zuchwalstwem występują w obronie
interesów własnych. Wszystkich tych dwustu najszlachetniejszych i najbogat­
szych poddanych odesłał pod strażą z pałacu do więzienia i chociaż jeszcze
przed schyłkiem tego wieczora wolno im było powrócić do swoich domów,17
cesarz nie mógł od nich uzyskać przebaczenia tak łatwo, jak sam im przeba­
czenia udzielił. Podobne żale nadal pozostały przedmiotem skarg pracowicie
puszczanych w obieg przez dowcip i lekkomyślność syryjskich Greków. W roz­
wiązłych dniach saturnaliów ułice miasta rozbrzmiewały bezczelnymi piosen­
kami wyszydzającymi prawa, religię, cesarza i jego sposób bycia, a nawet
jego b r o d ę , przy czym duch Antiochii przejawiał się w pobłażliwości
dostojników i w poklasku rzeszy.18 Uczeń Sokratesa czuł się głęboko urażony
tymi ludowymi zniewagami, ale monarcha obdarzony szybką orientacją i spra­
wujący władzę absolutną nie pozwolił sobie na zemstę. Tyran może by bez
żadnego rozróżnienia wyjął spod prawa obywateli Antiochii i ci pokojowo
nastawieni Syryjczycy musieliby ulegle poddać się chuci, zachłanności i okru­
cieństwu wiernych legionów galijskich. Wyrokiem łagodniejszym można było
pozbawić stolicę Wschodu jej zaszczytów i przywilejów i wówczas dworzanie,
a może i poddani Juliana pochwalaliby taki akt sprawiedliwości potwierdza­
jący godność najwyższego dostojnika Rzeczypospolitej.19 Zamiast jednak
nadużyć bądź skorzystać z powagi stanu, aby pomścić swoje krzywdy osobiste,
Julian zadowolił się odwetem bardzo nieszkodliwym, niemniej takim, na jaki
byłoby stać tylko niewielu władców.
Sofista Libaniusz 315

Obrażano Juliana satyrami i paszkwilami, więc teraz on z kolei ułożył pod


tytułem W róg b ro d y ironiczne wyznanie swoich błędów połączone z ostrą i ciętą
satyrą na rozwiązłe, zniewieściałe obyczaje Antiochii. Tę cesarską odpowiedź
wystawiono na widok publiczny przed bramami pałacu i po dziś dzień
M izo p o g o n 20 pozostaje szczególnym pomnikiem urazy, dowcipu, człowie­
czeństwa i braku rozsądku Juliana. Chociaż udawał on, że się śmieje, wybaczyć
nie potrafił.21 Pogardę swoją wyraził i, być może, zarazem zaspokoił pragnienie
zemsty mianowaniem wielkorządcy22 godnego tylko takich poddanych, po
czym, raz na zawsze się odrzekając tego niewdzięcznego miasta, obwieścił
postanowienie spędzenia nadchodzącej zimy w Tarsie w Cylicji.23
A przecież Antiochia posiadała jednego obywatela, którego talent i cnoty
mogły, zdaniem Juliana, okupić występek i głupotę tego miasta. Sofista
Libaniusz urodził się w tej stolicy Wschodu. Publicznie wykładał sztukę retoryki
i deklamacji w Nicei, w Nikomedii, w Konstantynopolu i w Atenach, a potem już
do końca życia w rodzimej Antiochii. Do szkoły jego pilnie uczęszczała młodzież
grecka; uczniowie, przekraczający czasem liczbę osiemdziesięciu, wysławiali
swego niezrównanego mistrza, a zazdrość jego współzawodników, przepędzają­
cych go prześladowaniami z miasta do miasta, tylko potwierdzała przychylną
opinię o wysokich zasługach, którymi sam Libaniusz ostentacyjnie się chlubił.
Nauczyciele Juliana wymusili od swego królewskiego ucznia pochopne, ale
uroczyste zapewnienie, że nigdy nie będzie on uczęszczał na wykłady tego ich
przeciwnika, co oczywiście rozpłomieniło poskramianą ciekawość młodzieńca.
Potajemnie więc wystarał się Julian o pisma niebezpiecznego sofisty i stopniowo
doszedł do doskonałości w naśladowaniu jego stylu, prześcigając nawet naj­
znakomitszych z jego uczniów.24 Po wstąpieniu na tron oświadczył, że nie może
się doczekać chwili, gdy dane mu będzie uściskać i wynagrodzić syryjskiego
sofistę, który w zwyrodniałych czasach zachowuje grecką czystość smaku,
obyczajów i religii. To ustosunkowanie się cesarza jeszcze bardziej ugruntowała
i uzasadniła rozsądna duma, jaką okazał jego ulubieniec. Zamiast pospieszyć
w pierwszym szeregu tłumów nacierających na pałac w Konstantynopolu
Libaniusz spokojnie zaczekał na przybycie Juliana do Antiochii; pierwsze lepsze
objawy chłodu i obojętności wystarczały, by wycofywał się z dworu: wymagał
oficjalnego zaproszenia na każde odwiedziny i uczył władcę doniosłej prawdy, że
może on mieć posłuch u poddanego, ale musi zasługiwać na przywiązanie
przyjaciela. Sofiści każdego stulecia, gardząc bądź też udając, że gardzą
przypadkowymi wyróżnieniami z racji wysokiego rodu albo majątku,25 odnoszą
się z szacunkiem do zalet umysłu, którymi sami tak obficie są obdarzeni. Julian
mógł lekceważyć poklask sprzedajnego dworu ubóstwiającego go z racji
cesarskiej purpury, ale głęboko mu pochlebiały pochwały, napomnienia, swobo­
da i zawiść niezależnego filozofa, który, odrzucając jego cesarską łaskę, kochał
jego osobę, sławił jego chwałę i zachował pamięć o nim. Obszerne pisma
Libaniusza po dziś dzień istnieją; przeważnie są to czcze i błahe utwory
316 Rozdział dwudziesty czwarty

krasomówcy uprawiającego sztukę słowa, wytwory umysłu samotnego badacza,


który nie bacząc na swoich współczesnych nieustannie przebywał duchem na
wojnie trojańskiej i w ateńskiej rzeczypospolitej. A przecież ten sofista z An­
tiochii czasami schodził ze swego urojonego piedestału; utrzymywał rozliczną,
wypracowaną korespondencję,26 wychwalał cnoty swoich czasów, zuchwale
ganił nadużycia obywateli w życiu prywatnym i w życiu publicznym, wymownie
występował w obronie Antiochii przeciwko słusznej urazie najpierw Juliana,
a potem Teodozjusza. Powszechnym nieszczęściem starości27 jest tracenie
wszystkiego, co mogłoby ją czynić pożądaną, ale Libaniusz doświadczył
szczególnego pecha, gdyż danym mu było przeżyć religię i nauki, którym
poświęcił życie i talent. Ten przyjaciel Juliana był oburzonym świadkiem
ostatecznego tryumfu chrześcijaństwa, przy czym nadmierna nabożność, prze­
słaniająca mu widok świata widzialnego, nie natchnęła go żadną żywą nadzieją
niebiańskiej chwały i szczęśliwości.28
Wojownicza niecierpliwość skłoniła Juliana do wyruszenia w pole na po­
czątku wiosny; z pogardą i z wyrzutami odprawił senat Antiochii towarzyszący
mu aż do granicy obszarów, na które postanowił już nigdy nie wracać. Po
żmudnym dwudniowym marszu29 zatrzymał się trzeciego dnia w Berei, czyli
w Aleppo, gdzie ku swojej udręce zastał senat niemal całkowicie chrześcijański.
Wymowne przemówienie apostoła pogaństwa przyjęto tam chłodno i oficjalnie.
Syn jednego z najznakomitszych obywateli Berei, który ze względu na korzyści
czy może idąc za głosem sumienia przyjął religię cesarza, został przez swego
rozzłoszczonego rodzica wydziedziczony. Ojciec i syn otrzymali wówczas za­
proszenie do cesarskiego stołu. Julian, zasiadłszy pomiędzy nimi, usiłował bez
powodzenia przekonać ojca wykładem i przykładem tolerancji; z udawanym
spokojem popierał nieroztropną gorliwość sędziwego chrześcijanina, zdającego
się zapominać o uczuciach natury i obowiązku poddanego, i wreszcie odwracając
się do strapionego młodzieńca, rzekł: „Ponieważ tracisz ojca ze względu na mnie,
wypada, abym ci go zastąpił.” 30
W sposób znacznie bardziej odpowiadający życzeniom cesarza przyjęto go
w Batnae, małym miasteczku ładnie położonym w cyprysowym gaju w odległości
około dwudziestu mil od miasta Hierapolis. Mieszkańcy Batnae, którzy, jak się
wydawało, byli przywiązani do kultu swoich bóstw opiekuńczych: Apollina
i Jowisza, godnie przygotowali się do obrzędów składania ofiar, ale poważną
pobożność Juliana uraziła wrzawa ich poklasku i aż nazbyt wyraźnie zobaczył
on, że dym unoszący się z ołtarzy jest raczej kadzidłem pochlebstwa niż
nabożności.
W Hierapolis wspaniała starożytna świątynia, która przez tyle stuleci
uświęcała to miasto,31 już nie istniała; upadek jej mogło przyspieszyć to, że święte
bogactwa dostarczały środków dostatniego utrzymania ponad trzystu kap­
łanom. A przecież Juliana ucieszyła tam okazja do uściskania przyjacie-
la-filozofa, którego stanowczość religijna opierała się natarczywym, raz po
Julian wkracza na terytorium Persji 317

raz powtarzanym błaganiom Konstancjusza i Gallusa, ilekroć ci władcy podczas


przejazdu przez Hierapolis zatrzymywali się w jego domu. Gorliwość przejawiał
Julian chyba tak samo żywo w beztroskiej i poufałej korespondencji z przyja­
ciółmi, jak w staranności swoich przygotowań wojennych. Wszczął teraz wojnę
doniosłą i trudną; niespokojny o jej wynik, z jeszcze większą niż zazwyczaj
uwagą obserwował i zapisywał najbardziej błahe znaki, z których, zgodnie
z prawidłami wróżenia, można było poznawać wydarzenia przyszłości.32 O tym,
że już dojechał do Hierapolis, zawiadomił Libaniusza wykwintnym listem33
przejawiającym łatwość, z jaką władał piórem, i czułą przychylność dla tego
sofisty z Antiochii.
Miasto Hierapolis, położone tuż nad Eufratem,34 zostało wyznaczone
jako miejsce ogólnej zbiórki oddziałów rzymskich, które natychmiast przecho­
dziły na drugi brzeg tej wielkiej rzeki po sporządzonym zawczasu moście
z łodzi.35 Gdyby Julian przejął upodobania swoich poprzedników, to może by
stracił odpowiednią do operacji wojskowych, ważną porę roku, spędzając ją
w cyrku Samosaty albo w kościołach Edessy. Wojowniczy ten cesarz wybrał
sobie jednak za wzór nie Konstancjusza, tylko Aleksandra, więc bez żadnej
zwłoki udał się do Carrae,36 pradawnego miasta Mezopotamii, oddalonego od
Hierapolis o osiemdziesiąt mil. Świątynia Księżyca przyciągała pobożnego
Juliana, pomimo to jednak wykorzystał on ten parodniowy postój przede
wszystkim na ukończenie ogromnych przygotowań do wojny z Persami.
Dotychczas zachowywał cały plan owej wyprawy w ścisłej tajemnicy, ale
zważywszy, że Carrae leżało na rozstaju dwóch wielkich dróg, nie mógł już
dłużej ukrywać, czy zamierza natrzeć na Szapura od strony Tygrysu czy od
strony Eufratu. Odłączył więc armię składającą się z trzydziestu tysięcy żołnierzy
pod dowództwem swego krewnego, Prokopiusza, oraz Sebastiana, byłego diuka
Egiptu. Otrzymali oni rozkaz marszu w kierunku Nisibis i zabezpieczenia
granicy przed dorywczymi najazdami nieprzyjaciela, zanim przeprawią się przez
Tygrys. Dalsze operacje tych dowódców pozostawiono do uznania im samym,
niemniej Julian liczył na to, że po spustoszeniu ogniem i mieczem urodzajnych
okręgów Medii i Adiabene zdążą przybyć pod mury Ktezyfontu mniej więcej
w tym samym czasie, gdy on sam, posuwając się miarowo brzegiem Eufratu,
dojdzie do stolicy monarchii perskiej i rozpocznie jej oblężenie.
Powodzenie tego dobrze uzgodnionego planu zależało w dużej mierze od
wydatnej pomocy króla Armenii, który nie narażając własnego kraju na żadne
niebezpieczeństwo mógł odłączyć od swojej armii czterotysięczną konnicę
i dwudziestotysięczną piechotę, aby wesprzeć Rzymian.37 Ale słaby Arsaces
Tyranus,38 król Armenii, jeszcze haniebniej niż jego ojciec, Chosroes, wyro-
dził się nie dziedzicząc męskich cnót wielkiego Tiridatesa. Małoduszny ten
monarcha, przeciwny wszelkim przedsięwzięciom niebezpiecznym i pełnym
chwały, potrafił ukryć swą trwożliwą gnuśność pod przyzwoitymi pozorami
religii i wdzięczności. Wyraził przeto pobożne przywiązanie do pamięci Kon-
318 Rozdział dwudziesty czwarty

stancjusza, z którego rąk otrzymał w małżeństwie Olimpiadę, córkę prefekta


Ablawiusza; związek z tą kobietą wychowywaną na przyszłą żonę cesarza Kon-
stansa podniósł godność króla barbarzyńców.39 Tyranus wyznawał religię
chrześcijańską, panował nad narodem chrześcijan, wszelkie więc zasady sumie­
nia i interesu powstrzymywały go od przyczynienia się do zwycięstwa mogącego
dopełnić ruiny Kościoła. Ponadto nieprzyjaźnie nastawionego Tyranusa rozjąt­
rzył nierozsądek Juliana, który traktował króla Armenii jako s w e g o niewol­
nika i wroga bogów. Wyniosły i groźny ton cesarskich rozkazów40 wzbudził
potajemne oburzenie władcy, w upokarzającym stanie zależności jeszcze świado­
mego, że jego królewski ród wywodzi się od Arsacydów, panów Wschodu
i rywali potęgi rzymskiej.
Wojskowe rozporządzenia Juliana obmyślone były umiejętnie, tak aby
omamić szpiegów i odwrócić uwagę Szapura. Legiony na pozór pomasze­
rowały w kierunku Nisibis i nad Tygrys. Ale nagle skręciły w prawo, prze­
szły płaską, nagą równinę Carrae i trzeciego dnia dotarły nad Eufrat do
warownego miasta Niceforium, czyli Kallinikum, założonego przez królów
macedońskich. Od tego miejsca cesarz prowadził dalej marsz na przestrzeni
ponad dziewięćdziesięciu mil wzdłuż krętego biegu Eufratu, aż wreszcie mniej
więcej w miesiąc po opuszczeniu Antiochii ujrzał baszty Cyrcezjum, na
samym krańcu obszarów rzymskiego panowania. Armia Juliana, najliczniej­
sza ze wszystkich armii poprowadzonych przez któregokolwiek z cezarów na
Persję, składała się z sześćdziesięciu pięciu tysięcy zdyscyplinowanych żołnierzy
liniowych. Z poszczególnych prowincji wyłoniono zaprawione w boju hufce
konnicy i piechoty Rzymian i barbarzyńców, przy czym prawo do pierwszeńst­
wa, jeśli chodziło o lojalność i waleczność, rościli sobie krzepcy Galowie,
którzy strzegli tronu i osoby swego ukochanego władcy. Ponadto był tam
straszliwy korpus scytyjskich oddziałów pomocniczych, przeniesionych z in­
nego klimatu i nieomal z innego świata dla dokonania najazdu na daleki
kraj, nie znany im ani z nazwy, ani z położenia. Umiłowanie grabieży i wojny
zwabiło pod sztandar cesarski kilka plemion Saracenów, koczujących Arabów,
których Julian miał na swoje usługi, chociaż surowo im odmówił płacenia
zwyczajowych zasiłków. Na szerokim kanale Eufratu41 tłoczyła się flota zło­
żona z tysiąca stu okrętów mających towarzyszyć posunięciom armii rzym­
skiej i zaspokajać jej potrzeby. Siłę zbrojną tej floty stanowiło pięćdziesiąt
galer wojennych wraz z taką samą liczbą płaskodennych łodzi, które można
było łączyć, aby służyły za chwilowe mosty. Pozostałe okręty, częściowo
zbudowane z drzewa, a częściowo pokryte niewyprawnymi skórami, wiozły
ogromne zapasy broni, machin, narzędzi i żywności. Przezorny i ludzki Julian
kazał zaokrętować bardzo duży zapas octu i sucharów na użytek żołnierzy,
zabraniając jednak dostarczać im wina i stanowczo powstrzymując długi
sznur zbędnych wielbłądów, które usiłowano prowadzić za tylną strażą armii.
W Cyrcezjum wpada do Eufratu rzeka Chaboras,42 i tam właśnie, natych­
Marsz Juliana w głąb Persji 319

miast gdy trąbka dała hasło do marszu, Rzymianie przeszli przez ów nie­
wielki strumień rozdzielający dwa potężne, wrogie sobie cesarstwa.
Zwyczaj dyscypliny starożytnej wymagał w takiej sytuacji wojskowego
przemówienia, a Julian korzystał przecież ochoczo z każdej sposobności do
popisania się swoim krasomówstwem. Przemawiając, ożywił przysłuchujące się
niecierpliwie i uważnie legiony przykładem nieugiętej odwagi, tryumfów i chwały
ich przodków. Rozniecił w nich urazę barwnym odmalowaniem bezczelności
Persów i napomniał, aby biorąc przykład z niego samego stanowczo sobie
postanowili albo wytępić ten przewrotny naród, albo życie złożyć na ołtarzu
Rzeczypospolitej. Wymowność Juliana została poparta dotacją w wysokości stu
trzydziestu sztuk srebra dla każdego żołnierza, po czym w ciągu jednej chwili
zerwano most na rzece Chaboras dla przekonania wojsk, że cała nadzieja ich
bezpieczeństwa leży w powodzeniu ich oręża. A przecież roztropność cesarza
skłoniła go do zabezpieczenia dalekiej granicy, stale narażonej na najazdy
wrogich Arabów, w Cyrcezjum pozostawiono więc oddział czterech tysięcy
żołnierzy, zaokrąglając do liczby dziesięciu tysięcy stały garnizon tej ważnej
twierdzy.43
Od chwili gdy Rzymianie wkroczyli do kraju nieprzyjaciela,44 nieprzyjaciela
podstępnego i pełnego energii, szyk marszu dzielił się na trzy kolumny.45 Siły
piechoty, a tym samym właściwie całej armii, umieszczono w środku pod
osobistymi rozkazami ich naczelnego wodza, Wiktora. Z prawej strony kolumnę
kilku legionów prowadził wzdłuż brzegu Eufratu dzielny Newitta, prawie nigdy
nie tracąc z oczu floty. Lewą flankę armii osłaniała kolumna konnicy.
Dowódcami jej byli Hormisdas i Arynteus, przy czym dodać tu możemy, że
jedyne w swoim rodzaju przygody Hormisdasa46 zasługują na naszą uwagę.
Był to perski książę z królewskiego rodu Sassanidów, który podczas zamieszek,
gdy Szapur był jeszcze małoletni, uciekł z więzienia na gościnny dwór wielkie­
go Konstantyna. Zrazu wzbudzając tam współczucie, wreszcie pozyskał sobie
szacunek swoich nowych panów; męstwem i wiernością osiągnął wojskowe
zaszczyty służby rzymskiej i chociaż był chrześcijaninem, mógł czerpać po­
tajemną satysfakcję z udowadniania niewdzięcznej ojczyźnie, że gnębiony
poddany może się okazać najniebezpieczniejszym wrogiem. Tak to więc były
rozstawione trzy główne kolumny. Front i flanki armii osłaniał Lucylianus
z lotnym oddziałem tysiąca pięciuset łekkozbrojnych żołnierzy, którzy w swo­
jej ruchliwej czujności obserwowali najodleglejsze znaki i natychmiast dono­
sili o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Straż tylną prowadzili: Dagalaifus i Se-
kundinus, diuk Osroene; bagaże wieziono bezpiecznie pomiędzy kolumnami;
i czy to z przyzwyczajenia, czy z chęci popisania się, szeregi uformowały
się w takim rozwiniętym szyku, że cała linia tego marszu rozciągała się na
przestrzeni prawie dziesięciu mil. Julian zajmował stałą pozycję na czele ko­
lumny środkowej, ale przedkładając obowiązki dowódcy nad stan monarchy,
często robił błyskawiczne wypady z małą eskortą lekkiej konnicy na front,
320 Rozdział dwudziesty czwarty

na tył i na flanki — wszędzie, gdzie jego obecność mogła ożywić bądź osłonić
marsz armii rzymskiej.
Kraj, przez który teraz ta armia przechodziła znad rzeki Chaboras do
urodzajnej Asyrii, można uważać za część Pustyni Arabskiej; była to wyprażona
i naga połać nieużytków niemożliwych do wykorzystania nawet dla najpotężniej­
szego kusztu ludzkiej pracowitości. Julian maszerował po tej samej ziemi, którą
ponad siedemset lat przed nim przemierzał Cyrus Młodszy i którą jeden
z uczestników jego wyprawy, mądry i bohaterski Ksenofont, opisał następują­
co: 47
„Kraj ten cały był równiną płaską jak morze i porośniętą piołunem; jeśli rosły
tam jakiekolwiek inne krzaki albo trzciny, to w każdym razie wszystkie miały
woń aromatyczną, natomiast drzew żadnych nie było widać. Wydawało się, że
dropie i strusie oraz antylopy i dzikie osły48 są jedynymi mieszkańcami tej
pustyni; trudy marszu umilała rozrywka polowania.”
Lotne piaski pustyni często wzbijane przez wiatr zamieniały się w chmury
pyłu, i wielu żołnierzy Juliana wraz z namiotami powalał nagłe na ziemię
gwałtowny, niespodziewany huragan.
Na piaszczystych równinach Mezopotamii królowały antylopy i dzikie osły
pustynne, ale nad Eufratem i na wyspach, które miejscami tworzyły się na tej
rzece, było dużo ludnych, ładnie położonych miasteczek i wsi. Miasteczko Anah
albo Anatho,49 obecnie siedziba emira arabskiego, składało się z dwóch długich
ulic na przeciwległych urodzajnych brzegach Eufratu, obejmujących w obrębie
twierdzy naturalnej małą wysepkę pośrodku rzeki. Wojowniczy mieszkańcy
Anatho przejawiali chęć zatrzymania marszu rzymskiego cesarza, dopóki takiej
zabójczej zarozumiałości nie wyperswadowały im łagodne napomnienia księcia
Hormisdasa, poparte nadciągającą grozą floty i armii. W odpowiedzi na ich
błagania Julian okazał im wspaniałomylność, przenosząc ten lud na dogodne
miejsce osiedlenia w pobliżu Chalcydy w Syrii i dając wielkorządcy Puseuszowi
zaszczytne stanowisko sługi i przyjaciela. Ale niemożliwa do zdobycia twierdza
Thilutha wzgardziła groźbami oblężenia i cesarz musiał poprzestać na obelżywej
obietnicy, że po podbiciu prowincji w głębi Persji powróci do Thiluthy, która
wtedy już bez żadnego sprzeciwu uwieńczy jego zwycięski tryumf. Mieszkańcy
otwartych miasteczek, nie mogąc stawić oporu, a nie chcąc się poddać, uciekali
z pośpiechem; domy ich, pełne łupu i zapasów żywności, zajmowali żołnierze
Juliana, bezkarnie i bez skrupułów mordując bezbronne kobiety. Podczas
marszu nieustannie krążył wokół armii Surenas, dowódca perski, i Małek
Rodosaces, słynny emir plemienia Gassanów,50 chwytając każdego marudera
i atakując każdy oddział tak, że nawet waleczny Hormisdas uciekł z ich rąk
z pewnym trudem. Ostatecznie jednak tych barbarzyńców odepchnięto. Okolice
z każdym dniem stawały się coraz bardziej niedostępne dla konnicy, aż wreszcie
Rzymianie dotarli do Maceprakta i ujrzeli ruiny muru wzniesionego przez
starożytnych królów asyryjskich celem zabezpieczenia kraju przed najazdami
Najazd na Asyrię 321

Medów. Ten wstęp do wyprawy Juliana zajął, jak się zdaje, około piętnastu dni,
przy czym odległość dzielącą twierdzę Cyrcezjum od muru Maceprakta51
możemy obliczać na trzysta mil.
Urodzajna prowincja Asyria52 rozciągała się poza Tygrysem do podnóża gór
Medii,53 na przestrzeni około czterystu mil pomiędzy starożytnym murem
Maceprakta a obszarem Basry, gdzie połączone wody Eufratu i Tygrysu
wpadają do Zatoki Perskiej.54 Cały ten kraj mógłby sobie właściwie rościć prawo
do nazwy Mezopotamii, ponieważ obie rzeki, nigdzie nie rozdzielone obszarem
większym niż pięćdziesiąt mil, pomiędzy Bagdadem a Babilonem zbliżają się do
siebie na odległość mil dwudziestu pięciu. Łączyło je, przecinając równinę
asyryjską, mnóstwo kanałów wykopanych z wielkim nakładem pracy w mięk­
kiej, osypującej się ziemi. Pożytek z tych sztucznych kanałów był wielki
i różnoraki. Służyły one do odprowadzenia nadmiaru wód z jednej rzeki do
drugiej w porze, gdy któraś z nich wylewała. Dzieląc się na coraz mniejsze odno­
gi, nawadniały suche obszary i wyrównywały brak deszczu. Ułatwiały pokojowe
stosunki handlowe i, w razie potrzeby, stanowiły dla Asyryjczyków środek
rozpaczliwej obrony przed armią najeźdźców, ponieważ tamy można było
błyskawicznie zawalić, co powodowało nagłą powódź. Glebie i klimatowi Asyrii
przyroda odmówiła pewnych wyborowych darów, takich jak winogrona, oliwki
i drzewa figowe, ale to, co utrzymuje człowieka przy życiu, a zwłaszcza pszenica
i jęczmień, dawało niewyczerpane plony, i często z jednego ziarna powierzonego
ziemi rolnik uzyskiwał ziaren dwieście albo trzysta. Oblicze kraju zieleniło się
gajami niezliczonych palm;55 pracowici krajowcy wierszem i prozą wysławiali
trzysta sześćdziesiąt sposobów umiejętnego zużytkowania pnia, gałęzi, liści,
żywicy i owoców tego drzewa. Kilka rękodzielni, głównie skór i płótna,
zatrudniało licznych pracowników i dostarczało cenny towar dla handlu
zagranicznego, będącego jednak, jak się zdaje, w rękach wyłącznie cudzoziem­
ców. Babilon zamieniono w park królewski, ale w pobliżu ruin tej starożytnej
stolicy kolejno powstawały nowe miasta. Gęstość zaludnienia kraju uwidocz­
niała się w całym mnóstwie miasteczek i wsi zbudowanych z cegieł, które suszono
w słońcu i silnie spajano bitumenem, szczególnym produktem naturalnym gleby
babilońskiej. Gdy nad Azją panowali następcy Cyrusa, prowincja Asyria przez
jedną trzecią roku sama jedna utrzymywała zbytkowny dostatek stołu i gos­
podarstwa domowego Wielkiego Króla. Cztery wybrane duże wsie dostarczały
utrzymania jego indyjskim psom; również na koszt tej krainy hodowano
osiemset ogierów i szesnaście tysięcy klaczy dla stajen królewskich; i ponieważ
codzienna danina dla satrapy wynosiła jeden angielski buszel srebra, możemy
roczny dochód publiczny z Asyrii obliczać na sumę ponad dwunastu tysięcy
funtów szterlingów.56
Pola Asyrii Julian wydał na pastwę wojny. Ten filozof brał odwet, nękając
niewinną ludność za akty grabieży i okrucieństwa, których dopuścił się
w prowincjach rzymskich jej wyniosły pan. Drżąc ze strachu Asyryjczycy
322 Rozdział dwudziesty czwarty

wezwali na pomoc rzeki i własnoręcznie dopełnili ruiny ojczystego kraju. Drogi


stały się bezużyteczne; powódź zalała częściowo obóz rzymski i przez kilka dni
oddziały Juliana musiały się borykać z najbardziej zniechęcającymi trudno­
ściami. Ale wszystkie przeszkody pokonywała wytrwałość legionistów nawy­
kłych zarówno do znoju, jak do niebezpieczeństwa i ożywianych duchem swego
przywódcy. Szkody częściowo naprawiono, wodę odprowadzono do właściwych
kanałów; pościnano całe gaje palmowe i pniami wyłożono miejsca zalania dróg,
po czym przez szersze i głębsze kanały armia przeszła po mostach z tratw
unoszących się na wodzie i podtrzymywanych pęcherzami.
Dwa miasta asyryjskie jednak odważyły się oprzeć orężowi rzymskiego
cesarza, za co zostały surowo ukarane.
W odległości pięćdziesięciu mil od królewskiej rezydencji w Ktezyfoncie leżało
miasto Perisabor, czyli Anbar, pod względem znaczenia drugie z rzędu miasto
w tej prowincji; duże, ludne i dobrze umocnione podwójnym warownym murem,
stanowiło nieomal wyspę, którą otaczał swoimi wodami jeden z dopływów
Eufratu i której broniło męstwo licznego garnizonu. Napomnienia Hormisdasa
odepchnięto z pogardą, raniąc uszy tego perskiego księcia słusznym wyrzutem,
że, niepomny swego królewskiego pochodzenia, prowadzi na króla i kraj ojczy­
sty armię cudzoziemców. Lojalni wobec Persji Asyryjczycy bronili się bardzo
energicznie i dopiero gdy skuteczne uderzenie taranu roztrzaskało jeden z wę­
głów muru i otworzyło w nim dużą wyrwę, wycofali się z pośpiechem do cytadeli
wewnętrznej. Żołnierze Juliana wtargnęli gwałtownie do miasta i zaspokoiwszy
wszelkie wojskowe apetyty obrócili Perisabor w popioły; na dymiących zglisz­
czach domów osadzono machiny, którymi zaatakowano cytadelę; potoczyła się
zaciekła walka przy nieustannym obustronnym wyrzucaniu pocisków, przy
czym przewagę Rzymian, z racji mechanicznej siły ich balist i katapult,
równoważyła dogodność pozycji oblężonych, broniących się ze znacznej wy­
sokości. Ale gdy Rzymianie zbudowali helepolis, ruchomą wieżę, która umo­
żliwiała im walkę na wysokości nawet najwyższych szańców, straszliwy wi­
dok tej baszty, przekreślając wszelkie nadzieje oporu bądź łaski, dopro­
wadził przestraszonych obrońców cytadeli do pokornego poddania się; całe to
oblężenie trwało zresztą tylko dwa dni od chwili, gdy Julian pokazał się pod
murami miasta. Dwu tysiącom i pięciuset osobom obojga płci — bezsilnym
niedobitkom kwitnącego ludu — pozwolono wycofać się spokojnie; obfite
składy zboża, broni i wspaniałego wyposażenia częściowo rozdzielono między
żołnierzy, a częściowo zachowano na użytek publiczny. Zapasy bezużyteczne
spalono albo zatopiono w Eufracie. Tak więc Amida została pomszczona
całkowitą zagładą Perisabor.
Miasto, a raczej twierdza, Maogamalcha, strzeżone było przez szesnaście
dużych baszt, głęboką fosę i dwa warowne masywne pierścienie murów z cegieł
i bitumenu, zbudowanych, jak się zdaje, w odległości jedenastu mil od siebie
dla zabezpieczenia stolicy Persji. Cesarz, bojąc się pozostawić taką ważną
Zdobycie Maogamalchy i pałaców Szapura 323

twierdzę na swoich tyłach, natychmiast przystąpił do oblężenia Maogamalcha:


w tym celu podzielił armię rzymską na trzy dywizje. Wiktor na czele konnicy
i odłączonego oddziału piechoty ciężkozbrojnej otrzymał rozkaz oczyszczenia
okolic aż do brzegu Tygrysu i przedmieść Ktezyfontu. Natarciem na Maogamal­
cha zajął się sam Julian, licząc, jak się zdawało, przede wszystkim na machiny
wojskowe, które kazał wznieść przy murach, podczas gdy potajemnie przyjął
bardziej skuteczny sposób wprowadzenia swych oddziałów w serce miasta.
A więc pod kierunkiem Newitty i Dagalaifusa wykopano w znacznej odległości
okopy, stopniowo przedłużając je aż do skraju fosy. Fosę błyskawicznie
napełniono ziemią i z niezmordowanym trudem zrobiono przekop pod fun­
damentami murów, w odpowiednich odstępach podtrzymywany drewnianymi
spornikami. Trzy wybrane kohorty, posuwając się gęsiego, zbadały to ciemne
i niebezpieczne przejście, po czym ich nieustraszony dowódca przesłał po cichu
wiadomość dla Juliana, że gotów jest wyjść stamtąd na ulice nieprzyjacielskiego
miasta. Julian jednak na razie powstrzymał ten zapał, aby zapewnić przedsię­
wzięciu całkowite powodzenie. Uwagę garnizonu miejskiego odwrócił wszczyna­
jąc zgiełk i wrzawę ogólnego natarcia. Persowie, z pogardą patrząc z wyżyny
swoich murów na postępy bezsilnego oblężenia, sławili tryumfalnymi pieśniami
chwałę Szapura, przy czym odważali się nawet zapewniać cesarza, że prędzej
zdąży on się dostać do gwiaździstego dworu Ormuzda, niż uzyska nadzieję
zdobycia niepokonanego miasta Maogamalcha. Tymczasem to miasto było już
zdobyte. Historia zapisała imię pierwszego szeregowca, który wyszedł z przeko­
pu na opuszczoną basztę. Przekop został od razu poszerzony przez jego mężnie
napierających, niecierpliwych towarzyszy: i oto tysiąc pięciuset wrogów znaj­
dowało się już w środku miasta. Zaskoczony garnizon opuścił mury — jedyną
nadzieję bezpieczeństwa; bramy pootwierano w jednej chwili i mściwość
żołnierza, jeśli go nie zatrzymywała chuć i zachłanność, znalazła zaspokojenie
w ogólnej rzezi. Wielkorządcę, który się poddał uzyskując obietnicę łaski,
spalono żywcem w parę dni później pod zarzutem wypowiedzenia lekceważącej
uwagi godzącej w cześć księcia Hormisdasa. Twierdzę zrównano z ziemią i po
mieście Maogamalcha nie zostało ani śladu świadczącego, że ono kiedykolwiek
w ogóle istniało.
Najbliższą okolicę stolicy Persji zdobiły trzy pałace, które pracowicie upięk­
szyła wszelka wytwórczość mogąca zadowalać umiłowanie zbytku i pychę
wschodniego monarchy. Pięknie położone nad Tygrysem ogrody zachwycały
oko symetrycznym — w myśl upodobań perskich — rozplanowaniem klombów
i trawników, fontannami i cienistym ścieżkami; przestronne parki były oto­
czone murem, aby nie mogły się stamtąd wydostać niedźwiedzie, lwy i dziki,
utrzymywane znacznym kosztem dla przyjemności królewskiego polowania. Na
rozkaz cesarza rzymskiego mury tych parków zwalono, dziką zwierzynę
wypuszczono na pastwę żołnierskich oszczepów, a pałace Szapura obrócono
w popioły. Julian przy tym okazał nieznajomość czy też może lekceważenie
324 Rozdział dwudziesty czwarty

prawa uprzejmości ustanowionego przez roztropność i cywilizację kulturalnych


wieków w stosunkach pomiędzy wrogimi sobie władcami. A przecież te
bezcelowe spustoszenia nie powinny w naszych sercach wzniecać żadnych
gwałtownych uczuć litości czy oburzenia. Prosty nagi posąg wykonany ręką
greckiego artysty ma rzetelniejszą wartość niż owe wszystkie kosztowne
a toporne pomniki sztuki barbarzyńskiej i jeśli bardziej nas wzrusza zbu­
rzenie pałacu niż spalenie ubogiej chaty, to najwidoczniej człowieczeń­
stwo nasze musiało sobie wytworzyć zupełnie błędną ocenę nieszczęść życia
ludzkiego.57
Julian był dla Persów przedmiotem strachu i nienawiści, toteż malarze tego
narodu przedstawiali najeźdźcę swej ojczyzny pod postacią wściekłego lwa
z paszczą ziejącą ogniem.58 Swoim przyjaciołom i żołnierzom ten bohater-filo-
zof ukazywał się jednak w znacznie milszym świetle; jego cnoty nigdy nie
przejawiały się jaskrawiej niż w tym ostatnim i najczynniejszym okresie ży­
cia. Bez żadnego wysiłku i prawie bez żadnej zasługi rozwijał zwykłe sobie zalety
wstrzemięźliwości i trzeźwości. W myśl tego, co dyktuje fałszywa mądrość,
czasem wszechwładnie opanowująca umysł i ciało, nie chciał zaspokajać
apetytów nawet najbardziej przyrodzonych.59 Ciepły klimat Asyrii, rozbudzając
zmysłowość ludu, sprzyjał zaspokajaniu wszelkich pragnień,60 a przecież
młodociany zdobywca zachowywał niepokalaną czystość i nigdy nie uległ
pokusie, choćby przez ciekawość, odwiedzania swych przepięknych branek,61
które przecież zamiast się opierać jego władzy wydzierałyby sobie nawzajem
zaszczyt jego uścisków. Z taką samą stanowczością, z jaką opierał się powabom
miłości, wytrzymywał wojenne trudy. Gdy Rzymianie maszerowali przez płaski,
wodą zalany kraj, ich władca pieszo na czele legionów dzielił z nimi żołnierskie
trudy i własnym przykładem ożywiał w nich ducha wytrwałości. W każdej
użytecznej pracy służył im pomocą szybką i usilną, toteż cesarska purpura mokra
była i brudna jak zgrzebna odzież najpośledniejszego żołnierza. Oba oblężenia
pozwoliły mu parę razy w godnych uwagi okolicznościach zadokumentować męstwo
osobiste, którego przy ulepszeniach sztuki wojskowej roztropny dowódca raczej
nie powinien wykazywać. Cesarz stał pod cytadelą w Perisabor nie bacząc na to,
że jemu szczególnie zagraża niebezpieczeństwo, i zachęcał swoje oddziały do
wyważenia żelaznych wrót, dopóki omal go nie zasypała chmura pocisków i ol­
brzymich głazów kierowanych na jego osobę. Podczas oblężenia Maogamalcha,
gdy oglądał zewnętrzne umocnienia, rzuciło się nagle na niego dwóch zdecydo­
wanych na wszystko perskich patriotów z dobytymi bułatami; zręcznie przed ich
ciosami osłonił się podniesioną tarczą, pof czym pewnym i celnym pchnięciem
położył jednego z przeciwników trupem u swoich stóp. Pochwała z ust władcy,
który sam posiada cnoty sławione u innych, jest najszlachetniejszą nagrodą dla
zasłużonych poddanych, toteż autorytet Juliana wypływający z jego zasług
osobistych pozwalał mu wskrzeszać i wzmacniać surowość starożytnej dyscyp­
liny. Śmiercią i hańbą ukarał niewłaściwe zachowanie się trzech hufców
Postawa i strategia Juliana w wojnie z Persami 325

konnicy, które w potyczce z Surenasem utraciły honor i jeden ze swych


sztandarów, a Wieńcami Oblężniczymi62 wyróżnił męstwo pierwszych żoł­
nierzy, którzy weszli do miasta Maogamalcha. Po oblężeniu Perisabor stanow­
czość cesarza została wystawiona na próbę przez bezczelną chciwość wojsk
głośno się uskarżających, że wynagrodzeniem za ich usługi jest tylko błaha
dotacja w wysokości stu sztuk srebra. Julian wyraził swoje oburzenie poważnym
męskim językiem Rzymianina:
„Azaliż bogactwa są przedmiotem waszych pragnień? Owe bogactwa są
przecież w rękach Persów; nagrodą za wasze męstwo i karność mają być łupy
z tego urodzajnego kraju. Wierzajcie mi — dodał — Rzeczpospolita, która
dawniej posiadała takie ogromne skarby, została sprowadzona na skraj niedo­
statku i niedoli dlatego, że nasi władcy dali się słabym i interesownym ministrom
namówić do zakupienia spokoju barbarzyńców za złoto. Dochody publiczne są
na wyczerpaniu, miasta zrujnowane, prowincje wyludnione. Co do mnie, to
jedynym moim dziedzictwem po królewskich przodkach jest dusza niezdolna do
lęku, i dopóki będę przekonany, że siedliskiem prawdziwej przewagi jest umysł,
bez rumieńca uznawać będę zaszczytne ubóstwo, jakie w dniach starożytnej
cnoty poczytywane było Fabrycjuszowi za chwałę. Owa chwała i cnota może stać
się i waszym udziałem, jeśli słuchać będziecie głosu Niebios i głosu waszego
przywódcy. Jeśli jednak nierozważnie będziecie się upierać, jeśli postanowiliście
sobie za wszelką cenę wskrzesić haniebne i szkodliwe przykłady dawnych
buntów, to czyńcie, co chcecie. Jak przystoi cesarzowi, który zajmuje pierwsze
miejsce wśród ludzi, gotów jestem umrzeć w polu, gardząc niepewnym życiem,
w każdej godzinie mogącym zależeć od przypadkowej gorączki. Gdybym się
okazał dowództwa niegodnym, są przecież wśród was (mówię to z dumą
i z przyjemnością) liczni dowódcy, których zasługi i doświadczenie na pewno
sprostają prowadzeniu najdonioślejszej wojny. Taki jest duch mego panowania,
że bez żalu i bez obawy mogę wycofać się w cień życia prywatnego.” 63
Odpowiedzią na to skromne oświadczenie Juliana był jednomyślny poklask
i w następstwie ochocze posłuszeństwo Rzymian, którzy oświadczyli, że pewni są
zwycięstwa, walcząc pod sztandarem swego bohaterskiego władcy. Ich odwagę
rozniecało jego częste i dobrze wszystkim znane zaklęcie (gdyż takie życzenia
Juliana były właściwie jego przysięgami): „Niechaj więc ugnę Persów pod jarzmo
i tym sposobem przywrócę siłę i wspaniałość Rzeczypospolitej!” Gorąco
umiłował on sławę, ale dopiero gdy deptał po gruzach Maogamalcha, pozwolił
sobie powiedzieć: „Otośmy dostarczyli trochę materiałów historycznych dla
sofisty z Antiochii.” 64
Zwycięskim męstwem Julian zatryumfował nad przeszkodami, które napoty­
kał w marszu ku bramom Ktezyfontu. Ale do zdobycia czy choćby oblężenia
stolicy Persji było jeszcze daleko. Na to zresztą, aby jasno zrozumieć postępo­
wanie cesarza, konieczna jest znajomość kraju, który był widownią jego
zuchwałych i umiejętnych działań wojennych.65 Na wschodnim brzegu Tygrysu,
326 Rozdział dwudziesty czwarty

w odległości dwudziestu mil na południe od Bagdadu, ciekawi podróżnicy


zauważą gdzieniegdzie ruiny pałaców Ktezyfontu, za czasów Juliana będącego
miastem wielkim i ludnym. Nazwa i chwała sąsiedniej Seleucji wygasły raz na
zawsze i jedyna pozostała dzielnica tej kolonii greckiej od dawna już przyjęła
wraz z asyryjską mową i asyryjskimi obyczajami swoje pierwotne miano Koche.
Miejscowość tę, chociaż znajdującą się na zachodnim brzegu Tygrysu, z natury
rzeczy uważano za przedmieście Ktezyfontu, z którym, jak możemy przypusz­
czać, łączył ją stały most z łodzi. Owo połączenie przyczyniło się do tego, że
mieszkańcy Wschodu, nadając obu częściom jedno wspólne miano, nazywali
zimową rezydencję Sassanidów „Al Modain”, czyli m i a s t a . Całego obwodu
stolicy perskiej strzegły wysokie mury, rzeka i nieprzebyte bagna. Julian rozbił
obóz w pobliżu ruin Seleucji, zabezpieczając go fosą i wałem przed wypadami
dużego i przedsiębiorczego garnizonu Koche. W tych urodzajnych, miłych oko­
licach Rzymianie mieli pod dostatkiem paszy i wody, przy czym kilka twierdz,
które mogłyby postępowi armii przeszkadzać, po słabym oporze poddało się wy­
siłkom ich męstwa. Flota już wypłynęła z Eufratu na sztuczną odnogę tej rzeki,
wpadającą obfitym i spławnym strumieniem do Tygrysu nieco p o n i ż e j
wielkiego miasta. Gdyby popłynęła dalej z biegiem tego królewskiego kanału
zwanego Nahar-Malcha,66 znalazłaby się z drugiej strony Koche i w ten sposób
rozdzieliłaby się z armią Juliana; z drugiej strony, porywcze wysiłki żeglowania
pod prąd Tygrysu i torowania sobie drogi przez sam środek nieprzyjacielskiej
stolicy musiałyby się zakończyć całkowitą zagładą floty rzymskiej. Roztropny
cesarz przewidział niebezpieczeństwo i zawczasu postarał się mu zaradzić.
Ponieważ drobiazgowo przestudiował operacje strategiczne przeprowadzone
w tymże samym kraju przez Trajana, wkrótce sobie przypomniał, że jego
wojowniczy poprzednik wykopał nowy spławny kanał, którym z prawej strony
Koche odprowadził wody Nahar-Malcha do Tygrysu w pewnej odległości
p o n a d „miastami” . Na podstawie wiadomości uzyskanych od chłopów Julian
odnalazł ślady tych starożytnych prac niemal zupełnie zatarte, rozmyślnie bądź
przypadkowo. Żołnierze z niezmordowanym trudem błyskawicznie przygotowa­
li szeroki i głęboki kanał na przyjęcie wód Eufratu. Zbudowano mocną groblę,
aby zatamować normalny nurt Nahar-Malcha, i olbrzymie zwały wód gwałtow­
nie popłynęły nowym korytem; flota rzymska, biorąc tryumfalny kurs na Tygrys,
szydziła z daremnych, bezskutecznych zapór wzniesionych przez Persów z Kte­
zyfontu celem przeciwstawienia się jej żegludze.
Wobec konieczności przetransportowania armii rzymskiej przez Tygrys
wyłoniło się nowe zadanie, może nie tak ciężkie, ale bardziej niebezpieczne niż
poprzednia wyprawa. Rzeka była szeroka i bystra, dojście wysokie i strome,
a wały obronne na wyżynie przeciwległego brzegu strzeżone przez dużą armię
ciężkozbrojnych kirasjerów, zręcznych łuczników i olbrzymich słoni, które (jak
to przesadną przenośnią wyraża Libaniusz) równie łatwo mogły stratować łan
zboża jak legion Rzymian.67 Budowanie mostu w obliczu takiego nieprzyjaciela
Przeprawa przez Tygrys i zwycięstwo Rzymian 327

było w praktyce niemożliwością; nieustraszony władca, wpadłszy natychmiast


na jedyny dobry sposób, jaki dałby się tu zastosować, do ostatniej chwili ukrywał
swój plan nie tylko przed barbarzyńcami, ale i przed własnym wojskiem, a nawet
przed samymi dowódcami. Pod nie wzbudzającym żadnych podejrzeń pozorem, że
chce zbadać stan swoich składów, kazał stopniowo wyładować osiemdziesiąt
statków, przy czym doborowy oddział, najwidoczniej przeznaczony do wykona­
nia jakiejś potajemnej misji, w myśl cesarskiego rozkazu stał w pogotowiu, aby
na pierwszy sygnał pochwycić za broń. Julian pokrywał dręczący go w głębi
duszy niepokój uśmiechem pewności siebie i zadowolenia; narodom nieprzyja­
cielskim dostarczył rozrywki, urządzając bezczelnie tuż pod murami Koche
igrzyska wojskowe. Cały ten dzień poświęcono na przyjemności, ale gdy minęła
godzina wieczerzy, cesarz wezwał dowódców do swego namiotu i zawiadomił
ich, że tę właśnie noc wyznaczył na przeprawienie się przez Tygrys. Dowódcy
stali w milczącym, pełnym szacunku zdziwieniu, gdy jednak czcigodny Sallust
skorzystał z przywileju sędziwego wieku i doświadczenia, zaczęli podtrzymywać
z całą swobodą wagę jego roztropnych perswazji.68 Julian w odpowiedzi
zadowolił się uwagą, że od tej próby zależy zwycięstwo i że w razie dalszej zwłoki
liczba wrogów, zamiast się zmniejszyć, tylko wzrośnie dzięki posiłkom, które
kolejno będą nadchodzić, a rzeka przecież i tak nie stanie się węższa ani strome
jej brzegi się nie obniżą. Na umówiony sygnał w jednej chwili przystąpiono do
akcji; najbardziej niecierpliwi z legionistów wskoczyli na pięć statków stojących
najbliżej brzegu i wiosłując z nieustraszonym pośpiechem wkrótce zniknęli
w ciemnościach nocy. Przy drugim brzegu rzeki buchnął ogień, i Julian, który aż
nazbyt jasno pojął, że to jego statki, które tam dobiły, płoną podpalone przez
nieprzyjaciela, zręcznie wykorzystał grozę tego wielce niebezpiecznego zdarze­
nia, tłumacząc je jako zapowiedź zwycięstwa:
„Oto nasi towarzysze broni — wykrzyknął ochoczo — są już panami tamtego
brzegu. Widzicie, dają nam umówiony sygnał; pospieszmy więc do współzawod­
nictwa z nimi i podtrzymajmy ich odwagę!”
Flota jednoczesnym szybkim manewrem przełamała opór silnego rzecznego
prądu i dotarła do wschodniego brzegu Tygrysu z szybkością dostateczną na to,
aby ugasić płomienie i ocalić swych lubiących ryzykować towarzyszy. Trudność
wspinania się na stromy wysoki brzeg zwiększyła się wskutek ciężaru zbroi
i ciemności nocnych. Na głowy napastników leciała nieustanna ulewa kamieni,
grotów i ognia, ale po ciężkiej walce udało im się wspiąć na wybrzeże i zwy­
cięsko stanąć na wałach. Gdy tylko uzyskali mniej więcej równe z nie­
przyjacielem szanse, Julian, który na czele lekkozbrojnej piechoty prowadził to
natarcie,69 rozejrzał się bystrym i doświadczonym okiem po szeregach; naj­
dzielniejsi z jego żołnierzy, w myśl przepisów Homera,70 zostali rozstawieni
na froncie i na tyłach; i wszystkie trąby armii cesarskiej dały hasło do boju.
Rzymianie z okrzykiem bojowym ruszyli naprzód odmierzonymi krokami w takt
krzepiącej ich serca wojennej muzyki; wywijając straszliwymi oszczepami
328 Rozdział dwudziesty czwarty

i dobytymi mieczami zbliżyli się do barbarzyńców, aby ich pozbawić przewagi


korzystania z pocisków. Cała ta bitwa trwała ponad dwanaście godzin, aż
stopniowy odwrót wojska perskiego zmienił się w bezładną ucieczkę, której
haniebny przykład dali główni przywódcy z samym Surenasem na czele. Ścigano
Persów do bram Ktezyfontu, przy czym zwycięzcy może by wkroczyli do
zatrwożonego miasta,71 gdyby ich dowódca, Wiktor, niebezpiecznie ugodzony
strzałą, nie zaklął, aby zaniechali tego porywczego zamachu, bo w razie
niepowodzenia musiałoby to dla nich być zgubą. Po swojej stronie Rzymianie
uznali stratę tylko siedemdziesięciu pięciu żołnierzy, twierdząc, że barbarzyńcy
zostawili na polu bitwy dwa tysiące pięciuset, a nawet sześć tysięcy najdziel­
niejszych wojowników. Łupy nie zawiodły oczekiwań, zważywszy na bogactwa
i zbytek wojskowego obozu orientalnego: zagarnięto wielkie ilości srebra i złota,
wspaniałą broń i uprząż, łoża i stoły z litego srebra. Zwycięski cesarz w nagrodę
za męstwo rozdzielił trochę zaszczytnych darów oraz wieńce za osiągnięcia na
murach i na wodzie — owe symbole, które, być może, on jeden tylko bardziej
cenił niż bogactwa Azji. Bogu wojny złożono uroczystą ofiarę, ale wygląd
zwierząt ofiarnych wróżył wydarzenia najbardziej niepomyślne i Julian na
podstawie znaków mniej mglistych już wkrótce się zorientował, że jego
szczęśliwa gwiazda zgasła.72
Na drugi dzień po tej bitwie gwardia krajowa, Jowianie i Herkulianie
oraz pozostałe oddziały, stanowiące prawie dwie trzecie całej armii, bezpiecznie
przeprawiły się przez Tygrys.73 Podczas gdy Persowie z murów Ktezyfontu
oglądali spustoszenie okolic, Julian raz po raz rzucał niespokojne spojrzenie
w kierunku półńocnym, z całej duszy się spodziewając, że skoro on sam
zwycięsko przeniknął do stolicy Szapura, to również i jego namiestnicy,
Sebastian i Prokopiusz, przeprowadzą swój marsz i połączenie oddziałów z taką
samą odwagą i starannością. Doznał jednak gorzkiego zawodu wskutek zdrady
króla armeńskiego, który pozwolił swoim oddziałom pomocniczym na dezercję
z obozu rzymskiego,74 najprawdopodobniej nawet nią kierując, jak również
wskutek kłótni Sebastiana z Prokopiuszem — dowódców niezdolnych ani
powziąć, ani przeprowadzić jakiegokolwiek planu dla powszechnego dobra.
Zrezygnowawszy z nadziei na przybycie tych ważnych posiłków, cesarz zniżył
się do zwołania narady wojennej i po dłuższych obradach zaaprobował pogląd
tych dowódców, którzy odradzali oblężenie Ktezyfontu jako przedsięwzięcie
bezowocne i zgubne. Niełatwo nam pojąć, dzięki jakim sztukom fortyfikacji
to miasto, już trzykrotnie oblegane i zdobywane przez poprzedników Juliana,
stało się niezdobyte dla armii sześćdziesięciu tysięcy Rzymian pod dowództwem
dzielnego, doświadczonego wodza, obficie zaopatrzonej w okręty, zapasy
żywności, machiny wojskowe i broń. Zważywszy jednak na umiłowanie sławy
i pogardę dla niebezpieczeństwa, składające się na charakter Juliana, mo­
żemy być pewni, że nie dał się on zniechęcić żadnymi błahymi albo urojo­
nymi przeszkodami.75 Nie chcąc oblegać Ktezyfontu, jednocześnie z uporem
Julian pod murami Ktezyfontu 329

i lekceważeniem odrzucał najbardziej pochlebne propozycje rokowań pokojo­


wych wysuwane przez Szapura. Ten ostatni, od tak dawna nawykły do
ostentacyjnego odwlekania spraw przez Konstancjusza, był wręcz zaskoczony
nieustraszonym pośpiechem jego następcy. Satrapi odległych prowincji od
granic Indii aż po granice Scytii otrzymali rozkaz zebrania swoich wojsk
i natychmiastowego ruszenia na pomoc monarsze. Ale przygotowania ich trwały
długo, ruchy były powolne, zanim więc Szapur zdążył poprowadzić armię na
pole bitwy, doszła do niego żałosna wiadomość o spustoszeniu Asyrii, ruinie
jego pałaców i wyrżnięciu w pień najdzielniejszych oddziałów broniących
przejścia Tygrysu. Królewska pycha ukorzyła się w pyle; Szapur zaczął jadać na
ziemi, przy czym nieład jego potarganych włosów obrazował żałość i zamęt
panujący w jego duszy. Może by nie odmówił, gdyby mu zaproponowano, aby za
połowę królestwa kupił bezpieczeństwo dla pozostałej połowy, i z radością by
podpisał układ pokojowy jako wierny i podległy sprzymierzeniec rzymskiego
zwycięzcy. Pod pozorem załatwienia sprawy osobistej pewien dostojnik, zausz­
nik Szapura, potajemnie wysłany, uścisnął kolana Hormisdasowi i w pokorze
uprosił o wprowadzenie przed oblicze cesarza. Hormisdas, książę z rodu
Sassanidów, bez względu na to, jakie nim kierowały pobudki: głos dumy
i człowieczeństwa, sentyment dla ojczyzny czy też obowiązek wynikły z jego
sytuacji, bardzo chciał poprzeć ten zbawienny krok, mogący zakończyć nie­
szczęścia Persji i zapewnić tryumf Rzymowi. Zdziwiła go nieugięta stanowczość
bohatera, który jak najbardziej niefortunnie dla siebie samego i dla swego kraju
pamiętał o tym, że Aleksander niezłomnie odrzucał propozycje Dariusza. Ale
uświadamiając sobie, że nadzieja bezpieczeństwa i honorowego pokoju mogłaby
ostudzić zapał wojsk, Julian z całą powagą poprosił Hormisdasa, aby odprawił
ministra Szapura jak najciszej i ukrył wiadomość o tej niebezpiecznej pokusie
przed obozem.76
Zarówno honor, jak interes nie pozwoliły Julianowi tracić czasu pod
niezdobytymi murami Ktezyfontu. Za każdym jednak razem, gdy wyzywał
barbarzyńców broniących tego miasta, aby wyszli zmierzyć się z nim na otwartej
równinie, otrzymywał roztropną odpowiedź, że jeśli pragnie rozwijać swoją
waleczność, to może poszukać armii Wielkiego Króla. Zniewagę odczuł, a radę
przyjął. Zamiast ograniczyć swój przymusowy marsz do brzegów Eufratu
i Tygrysu, postanowił za przykładem awanturniczego ducha Aleksandra dopóty
się posuwać w głąb prowincji, dopóki to nie zmusi jego rywala do rozgrywki
0 cesarstwo azjatyckie, być może, na równinach Arbeli. Wielkoduszność Juliana
chytrze oklaskiwał, a następnie zdradził pewien Pers szlachetnego rodu, który
dla dobra swej ojczyzny wspaniałomyślnie zgodził się odegrać rolę niebezpiecz­
ną, fałszywą i haniebną.77 Wraz ze świtą wiernych zwolenników zdezerterował
on do obozu cesarskiego, gdzie na pozór szczerze przedstawił doznane przez
siebie krzywdy, wyolbrzymiając okrucieństwo Szapura, niezadowolenie ludu
1 słabość tego monarchy, po czym ufnie ofiarował się jako zakładnik i prze­
330 Rozdział dwudziesty czwarty

wodnik dalszego rzymskiego marszu. Na pozór mądry i doświadczony Hormis-


das wysuwał najbardziej rozumne i uzasadnione podejrzenia. Łatwowierny
Julian przyjął zdrajcę na swoje łono i dawał się nakłonić do wydania pospiesz­
nego rozkazu, który naraził go na niebezpieczeństwo, a w opinii ludzkości okazał
się dowodem na to, że brak mu było rozwagi. W ciągu jednej godziny bowiem
Julian zniszczył całą flotę sprowadzoną do Persji z odległości ponad pięciuset mil
z tak wielkim nakładem trudów i kosztów i ze stratami w ludziach. Oszczędził
tylko dwanaście czy najwyżej dwadzieścia dwie z mniejszych łodzi po to, aby
na wozach towarzyszyły one armii na wypadek konieczności sporządzenia z nich
mostu na jakiejś rzece. Kazał zachować na użytek żołnierzy zapasy żywności na
dni dwadzieścia, a całą pozostałość składów wraz z flotą tysiąca stu statków
stojących na kotwicach na Tygrysie spalić doszczętnie. Chrześcijańscy biskupi,
Grzegorz i Augustyn, wyrażają się obraźliwie o obłędzie Apostaty, który
własnoręcznie dokonał wyroku sprawiedliwości bożej. Ich powaga, może mniej
niezachwiana tam, gdzie w grę wchodzą zagadnienia wojskowe, znajduje jednak
potwierdzenie w chłodnym sądzie doświadczonego żołnierza, będącego świad­
kiem tego pożaru i nie mogącego potępić niechętnego szemrania wojska.78
A przecież nie brak pewnych na pozór słusznych i, być może, uzasadnionych
powodów, które by mogły usprawiedliwiać postanowienie Juliana. Żegluga na
Eufracie była możliwa tylko do Babilonu, a żegluga na Tygrysie tylko do Opis.79
Odległość tego drugiego miasta od rzymskiego obozu nie była duża, Julian więc
musiałby już wkrótce zaniechać czczych wysiłków przepychania wielkiej floty
pod prąd w górę bystrej rzeki,80 w kilku miejscach spływającej naturalnymi
albo sztucznymi kataraktami.81 Już i tak żagle i wiosła nie wystarczały i trzeba
było okręty holować pod prąd. W żmudnej tej, niewolniczej harówce wyczerpały
się siły dwudziestu tysięcy żołnierzy, gdyby więc Rzymianie w dalszym ciągu
maszerowali wzdłuż Tygrysu, można by się było tylko spodziewać, że powrócą
do kraju, nie dokonawszy żadnego przedsięwzięcia godnego talentu bądź
szczęścia ich przywódcy. Jeśli natomiast mieli posuwać się w głąb kraju, to
zniszczenie floty i składów stanowiło jedyny krok, aby nie wydać tak cennej
zdobyczy w ręce wielkich liniowych oddziałów perskich, mogących nagle się
wylać z bram Ktezyfontu. Gdyby oręż Juliana odniósł zwycięstwo, tobyśmy
teraz podziwiali nie tylko odwagę, ale i postępowanie bohatera, który po­
zbawiając swych żołnierzy nadziei odwrotu pozostawił im do wyboru tylko
śmierć albo zwycięstwo.82
Uciążliwy tabor artylerii i furgonów, opóźniający operacje armii nowoczesnej,
był w obozach Rzymian na ogół nie znany.83 A przecież w każdym stuleciu
sprawa wyżywienia sześćdziesięciu tysięcy żołnierzy musi być jedną z najważniej­
szych trosk roztropnego dowódcy; przy czym to wyżywienie może on czerpać
tylko albo z własnego, albo z nieprzyjacielskiego kraju. Nawet gdyby Julian
mógł utrzymać żeglugę na Tygrysie i zachować podbite okolice w Asyrii, to i tak
ta spustoszona prowincja nie dostarczałaby mu żadnych dużych i regularnych
Julian maszeruje na Szapura 331

dostaw w porze, gdy ziemia była zalana wodą wskutek wylewu Eufratu,84
a w niezdrowym powietrzu unosiły się ciemną chmurą roje niezliczonych
owadów.85 Znacznie bardziej nęciły perspektywy zaopatrzenia w kraju nie­
przyjaciela. Rozległy obszar pomiędzy Tygrysem a górami Medii zapełniały wsie
i miasteczka, a ich urodzajna gleba była przeważnie w bardzo dobrym stanie
uprawy. Julian mógł się spodziewać, że zdobywca, będący w posiadaniu takich
dwóch skutecznych narzędzi perswazji, jak stal i złoto, z łatwością uzyska obfite
wyżywienie od zastraszonych bądź chciwych krajowców. Ale wszędzie, gdzie
Rzymianie się zbliżali, te bogate i obiecujące widoki natychmiast się rozwiewały.
Wsie były opuszczone przez mieszkańców, którzy chronili się do warownych
miasteczek; trzodę zawczasu usuwano, trawę i dojrzałe zboże podpalano; i gdy
dogasały płomienie przerywające marsz, Julian widział przed sobą żałosne
oblicze dymiącej nagiej pustyni. Tę rozpaczliwą, ale skuteczną metodę obrony
może stosować tylko albo pełen zapału lud przedkładający niepodległość nad
swoje mienie, albo surowy rząd samowładny, który rozstrzyga o publicznym
bezpieczeństwie, nie zostawiając ludności wolnego wyboru. W tym wypadku
gorliwość i posłuszeństwo Persów sekundowały rozkazom Szapura, toteż cesarz
wkrótce musiał się ograniczać do skąpych zapasów żywności, z dnia na dzień
coraz mniejszych. Liczył jeszcze na to, że przed całkowitym wyczerpaniem się ich,
jeśli dobrze pokieruje pospiesznym marszem, zdąży dotrzeć do bogatych,
pokojowo nastawionych miast: Ekbatany i Suzy;86 ale również i tej ostatniej
deski ratunku został pozbawiony wskutek nieznajomości gościńców i przewrot­
ności swoich przewodników. Rzymianie przez kilka dni błąkali się po okolicach
na wschód od Bagdadu; perskiemu dezerterowi, który przebiegle poprowadził
ich w sidła, udało się uciec przed ich oburzeniem, a jego zwolennicy, poddani
torturom, natychmiast wyznali tajemnicę spisku. Oglądane w wyobraźni pod­
boje Hyrkanii i Indii, długo napawające Juliana przyjemną ufnością, teraz
zaczęły go dręczyć. Świadom tego, że przyczyną powszechnej niedoli jest jego
własna nieroztropność, niespokojnie ważył na jednej szali nadzieję bezpieczeńst­
wa, a na drugiej nadzieję zwycięstwa, nie otrzymując żadnej zadowalającej
odpowiedzi ani od bogów, ani od ludzi. Wreszcie za jedyne wykonalne
posunięcie uznał skierowanie swoich kroków nad Tygrys; postanowił ocalić
armię pospiesznym marszem na granicę Korduene, urodzajnej i przychylnej
prowincji, która poddała się najwyższej władzy Rzymu. Załamane na duchu
wojska usłuchały hasła odwrotu zaledwie w siedemdziesiąt dni po przejściu
rzeki Chaboras z krwiożerczą nadzieją obalenia perskiego tronu.87
Dopóki wydawało się, że Rzymianie postępują w głąb kraju, ich marsz był
z pewnej odległości obserwowany i lżony przez kilka oddziałów konnicy perskiej,
które już to w luźnym, już to w bardziej zwartym szyku staczały lekkie potyczki
ze strażą przednią. Oddziały te jednak miały poparcie w znacznie większych
siłach; toteż zaledwie czoła kolumn zawróciły nad Tygrys, na równinie wzbiła się
olbrzymia chmura pyłu. Rzymianie, którzy teraz pragnęli tylko możliwości
332 Rozdział dwudziesty czwarty

bezpiecznego i pospiesznego odwrotu, usiłowali sami siebie przekonać, że to


straszliwe zjawisko zostało spowodowane przez stado dzikich osłów albo może
przez zbliżanie się jakichś przychylnych Arabów. Zatrzymali się, rozbili namioty,
umocnili obóz, po czym cała noc przeszła im na ciągłych alarmach; o brzasku
dnia stwierdzili, że otaczają ich wojska perskie. Do tych wojsk, które można było
uważać tylko za przednią straż barbarzyńców, wkrótce dołączył się główny
korpus kirasjerów, łuczników i słoni, kierowanych przez Meranesa,* dowódcę
wysokiego stanu cieszącego się dobrą sławą. Meranesowi towarzyszyli dwaj syno­
wie króla i liczni satrapi, a siłę pozostałych wojsk zbliżających się powoli
z samym Szapurem na czele wyolbrzymiała wieść o nich i oczekiwanie. Długi
szyk Rzymian, podczas dalszego marszu zmuszony do rozdzielania się i zakręcania
w zależności od zmian terenu, dostarczał czujnemu nieprzyjacielowi częstych
i dobrych okazji do natarcia. Persowie więc raz po raz nacierali z wściekłością, ale
też raz po raz niezłomnie ich odpierano i w samej akcji pod Maronga, nieomal
zasługującej na miano bitwy, utracili wielu satrapów i wiele słoni, które miały
w oczach monarchy, być może, nie mniejszą niż satrapi wartość. Rzymianie nie
uzyskiwali jednak tej wspaniałej przewagi bez podobnych strat po swojej stronie;
poległo bądź odniosło rany kilku wyższych oficerów i sam cesarz, który przy
wszystkich okazjach podnosił na duchu swoje wojska i kierował ich męstwem,
musiał narażać własną osobę i rozwijać zdolności strategiczne. Ciężar broni
obronnej i zaczepnej, wciąż jeszcze stanowiącej siłę i bezpieczeństwo Rzymian,
uniemożliwiał im jakikolwiek dłuższy skuteczny pościg; a ponieważ konny
żołnierz Wschodu, świetnie wyszkolony, rzucał oszczepem i strzelał z łuku
w pełnym galopie i w każdym możliwym kierunku,88 perska konnica była
najstraszliwsza właśnie wtedy, gdy uciekała. Najbardziej jednak niewątpliwą
i najbardziej niepowetowaną stratę poniesioną przez Rzymian stanowiła strata
czasu. Zaprawieni w boju żołnierze przyzwyczajeni do zimnego klimatu Galii
i Germanii, słabli w parnym upale asyryjskiego lata i nieustanne marsze i po­
tyczki do cna pozbawiały ich energii, przy czym powolny i niebezpieczny odwrót
opóźniało podejmowanie koniecznych środków ostrożności w obliczu ruchliwe­
go nieprzyjaciela. Z każdym dniem, z każdą godziną, w miarę jak zapasy żyw­
ności się zmniejszały, wartość jej i cena w obozie rzymskim przeraźliwie
wzrastała.89 Julian, który zawsze zadowalał się strawą, jaką wzgardziłby nawet
głodny szeregowiec, rozdzielał na użytek żołnierzy prowiant cesarskiego stołu
i wszystko, cokolwiek można było okroić z zasobów jeszcze się znajdujących na
jucznych koniach trybunów i dowódców. Ale ta pomoc przyczyniła się tylko do
tego, że powszechna niedola wydawała się jeszcze cięższa; Rzymianie zaczęli żywić

* Prokop z Cezarei podaje {De bello Pers.), że słowo „ m i r r a n e s ” stanowiło tytuł dostojnika
perskiego, a lord Mahoń słusznie zauważa, że M e r a n e s Ammiana Marcellina wspomniany tutaj
to ta sama osoba co „mirranes” Prokopa, a nie imię dowódcy, jak sądził Gibbon. Por. Mahoń, Life o f
Belisarius. (Przyp. wyd. ang. Williama Smitha, wyd. z r. 1854.)
Odwrót i niedola armii rzymskiej 333

ponurą obawę, że zanim zdążą dotrzeć do granicy Cesarstwa, wszyscy wyginą


albo od miecza barbarzyńców, albo z głodu.90
Julian, borykając się z niezwyciężonymi trudnościami swego położenia, nadal
poświęcał ciche godziny nocy na studia i rozmyślania. Bolesny niepokój nie
opuszczał jego wzburzonego umysłu, nawet gdy zapadał w krótki, przerywany
sen; nic więc dziwnego, że ukazał mu się znowu Geniusz Cesarstwa, który na
głowę i na róg obfitości narzucił welon żałobny i powoli się wycofał z cesarskiego
namiotu. Monarcha zerwał się z posłania i wyszedł na powietrze, aby w swym
znużeniu i przygnębieniu orzeźwić się nocnym chłodem; wtedy to ujrzał, jak po
niebie przelatuje, natychmiast znikając, srogi meteor. Bez wahania Julian uznał
to zjawisko za groźne oblicze boga wojny91 i zwołana przez cesarza rada
wróżbitów toksańskich 92 jednomyślnie orzekła, że stanowczo powinien on się
powstrzymać od dalszej akcji; w tym wypadku jednak konieczność i rozum
wzięły górę nad zabobonem, o świcie przeto znów rozległy się trąby. Armia
pomaszerowała przez wyżynne okolice, gdzie poszczególne wzgórza zostały już
potajemnie zajęte przez Persów. Julian, ze zręcznością i uwagą wyśmienitego
dowódcy prowadząc straż przednią, nagle otrzymał zatrważającą wiadomość, że
nieprzyjaciel atakuje jego tyły. Ze względu na upał owego dnia zdjął z siebie
pancerz, ale w ostatniej chwili, pochwyciwszy tarczę od jednego ze swych
adiutantów, pospieszył z dostatecznymi posiłkami na pomoc straży tylnej.
Wkrótce potem podobne niebezpieczeństwo odwołało nieustraszonego władcę
do obrony frontu, a tymczasem, gdy galopował pomiędzy dwiema kolumnami,
perska konnica wraz ze słoniami natarła wściekle na środek kolumny lewej;
niewiele brakowało, by ją pokonała. Olbrzymi ten korpus został jednak wkrótce
pobity dzięki wykonanemu w porę manewrowi lekkozbrojnej piechoty rzym­
skiej, która zręcznie i skutecznie wymierzyła swe strzały w plecy perskich
jeźdźców i w nogi słoni. Barbarzyńcy uciekli i Julian, jak zawsze w pierwszym
szeregu w chwili niebezpieczeństwa, zaczął słowem i gestem nawoływać do
pościgu. Jego gwardziści, drżący jeszcze, rozproszeni i zgnębieni bezładną ciżbą
przyjaciół i nieprzyjaciół, przypominając swemu władcy, że nie ma na sobie
zbroi, zaczęli go zaklinać, aby się nie narażał. Gdy tak wykrzykiwali,93 ze strony
uciekających szwadronów nadleciała chmura grotów i strzał i jakiś oszczep,
musnąwszy rękę Juliana, przeszył mu żebra i utkwił w wątrobie. Julian usiłował
wyciągnąć tę zabójczą broń ze swego boku, ale skaleczył ręce ostrą stalą i tracąc
przytomność spadł z konia. Gwardziści pospieszyli na pomoc; pieczołowicie
podniesiono rannego cesarza z ziemi i przeniesiono ze zgiełku bitwy do
najbliższego namiotu. Wiadomość o tym smutnym wydarzeniu przechodziła
z szeregu do szeregu, ale żałość natchnęła Rzymian tym większą walecznością,
ożywioną pragnieniem zemsty. Krwawą i zaciekłą walkę przerwano dopiero
wtedy, gdy obie strony rozdzieliła nieprzenikniona ciemność nocy. Persowie
wyszli z niej z pewnym honorem dzięki przewadze, jaką uzyskali nad lewym
skrzydłem armii rzymskiej, gdzie Anatoliusz, mistrz ceremonii, został zabity,
334 Rozdział dwudziesty czwarty

a Sallust, prefekt, z ledwością zdołał uciec. Ogólny wynik tej bitwy był jednak dla
barbarzyńców niepomyślny. Wśród poległych pozostawili oni na polu dwóch
swoich dowódców: Meranesa i Nohordatesa,94 pięćdziesięciu magnatów i satra­
pów i bardzo wielu najdzielniejszych żołnierzy; sukces Rzymian, gdyby Julian nie
stracił życia, mógłby się więc zamienić w użyteczne i decydujące zwycięstwo.
Pierwsze słowa, które wypowiedział Julian, gdy odzyskał przytomność po
omdleniu będącym skutkiem upływu krwi, wyraziły dobitnie jego wojennego
ducha. Zawołał, aby dano mu broń i konia, i niecierpliwie chciał popędzić na pole
bitwy. Bolesny ten wysiłek pozbawił go resztek sił i chirurdzy, badając jego ranę,
stwierdzili objawy zbliżającej się śmierci. Julian wykazał w tych straszliwych
chwilach nieugiętość bohatera i mędrca: filozofowie, którzy mu towarzyszyli
w tej zgubnej wyprawie, przyrównywali później jego namiot do więzienia
Sokratesa. Świadkowie, z pobudek obowiązku, przyjaźni bądź ciekawości
zgromadzeni wokół jego posłania, z pełnym szacunku smutkiem słuchali mowy
przedśmiertnej umierającego cesarza.95
„Przyjaciele i towarzysze broni, wyznaczona mi chwila odejścia już nadchodzi;
z gotowością ochoczego dłużnika wypełniam żądanie natury. Filozofia mnie
nauczyła, że dusza jest znacznie doskonalsza niż ciało i że oddzielenie się tej
szlachetniejszej substancji powinno być przedmiotem raczej rozradowania niż
udręki. Religia mnie nauczyła, że wczesna śmierć często bywa nagrodą za
pobożność,96 przyjmuję przeto jako łaskę bogów ten cios śmiertelny, który mnie
zabezpiecza przed pohańbieniem charakteru dotychczas podtrzymywanego
przez cnotę i męstwo. Umieram bez skruchy, tak jak żyłem bez winy. Przyjemnie
mi się zastanowić nad niewinnością mego życia i ufnie mogę potwierdzić, że
władza najwyższa, owa emanacja mocy boskiej, pozostawała w moich rękach
czysta i niepokalana. Brzydząc się zepsutymi i zgubnymi zasadami despotyzmu,
uważałem, że celem rządów jest szczęście ludu. Poddając wszystkie swoje czyny
zasadom roztropności, sprawiedliwości i umiaru, wynik zawierzyłem pieczy
Opatrzności. Przedmiotem mych planów był pokój, dopóki łączył się on
z dobrem powszechnym, gdy jednak rozkazujący głos ojczyzny wezwał mnie do
broni, naraziłem osobę swoją na niebezpieczeństwa wojny, z góry dobrze
wiedząc (dzięki sztuce wróżenia), że przeznaczeniem moim jest zginąć od miecza.
Teraz hołd wdzięczności składam Wiekuistej Istocie, która nie dała mi umrzeć
wskutek okrucieństwa tyrana, skrytobójczego ciosu sztyletu spiskowca albo
powolnych tortur przewlekłej choroby. Pozwoliła mi w połowie mojej zaszczyt­
nej drogi odejść z tego świata wspaniale i chwalebnie, uważam przeto za rzecz
niedorzeczną i niską upraszać o zwłokę albo uchylać się od ciosu przeznaczenia.
Tak wiele jeszcze chciałbym wam powiedzieć, ale siły mnie zawodzą i czuję
nadchodzącą śmierć... ostrożnie się powstrzymam od wszelkiego słowa, które
mogłoby choć trochę wpłynąć na wasze głosy przy wyborze nowego cesarza. Mój
wybór może byłby nieroztropny albo niesłuszny, a w razie gdyby nie potwierdziła
go zgoda całej armii, może i zabójczy dla osoby tego, kogo bym polecił. Jako
Ostatnie chwile i śmierć Juliana 335

dobry obywatel wyrażę tylko nadzieję, że Rzymianie zostaną pobłogosławieni


rządami cnotliwego władcy...”
Po tym przemówieniu, wygłoszonym stanowczo, a łagodnie, Julian rozdzielił
testamentem wojskowym97 resztki swego osobistego mienia, przy czym za­
pytał, dlaczego Anatoliusz jest nieobecny, i zrozumiał z odpowiedzi Sallu-
sta, że przyjaciel poległ. Z miłym brakiem konsekwencji po tak pogodnym
przywitaniu własnej śmierci zapłakał nad utratą druha. Jednocześnie jed­
nak zganił nieopanowaną rozpacz świadków swego konania, zaklinając ich,
aby nie hańbili niemęskimi łzami zgonu władcy, który już za parę chwil zjed­
noczy się z niebem i z gwiazdami.98 Świadkowie milczeli; Julian wdał się
z filozofami, Pryskusem i Maksymusem, w metafizyczny spór nad istotą
duszy. Wysiłki umysłu, jak również i ciała, jakie przy tym czynił, naj­
prawdopodobniej przyspieszyły jego śmierć. Rana gwałtownie zaczęła krwa­
wić na nowo, oddech mu utrudniało nabrzmiewanie żył. Poprosił o łyk zimnej
wody i zaraz po jej wypiciu skonał bezboleśnie około godziny dwunastej w nocy.
Taki oto był kres drogi tego niezwykłego człowieka, zmarłego w wieku lat
trzydziestu dwóch, gdy panowanie jego trwało rok i niespełna osiem miesięcy
od śmierci Konstancjusza. W swych ostatnich chwilach przejawił on, być
może, dosyć ostentacyjnie, największą swoją namiętność: umiłowanie cnoty
i sławy.99
Tryumf chrześcijaństwa i nieszczęścia Cesarstwa można w pewnej mierze
przypisać samemu Julianowi, który przez jakieś niedbalstwo nie zabezpieczył
wykonania swoich planów w przyszłości rozsądnym wyznaczeniem w odpowied­
niej porze współwładcy i następcy. Ale królewski ród Konstancjusza Chlorusa
ograniczał się już tylko do jego osoby i jeśli żywił on kiedykolwiek poważny
zamiar obdarzenia purpurą kogoś najbardziej godnego spośród Rzymian, to
musiał zrezygnować z tego postanowienia wobec trudności wyboru, zazdrości
0 władzę i obawy przed niewdzięcznością; zresztą pokładał ufność we własnym
zdrowiu, w młodości i w szczęśliwych gwiazdach. Jego niespodziewana śmierć
pozostawiła Cesarstwo bez pana i bez dziedzica, i to w takim stanie niedoli
1niebezpieczeństwa, jakiego nie pamiętano od lat osiemdziesięciu, czyli od czasu
wybrania Dioklecjana. Przy systemie rządów omal już nie uznającym wyróżnień
z racji czystości i szlachetności rodu, wyższość urodzenia nie znaczyła wiele,
a godności, do których rościli sobie prawo dostojnicy, były przypadkowe
i niepewne, toteż kandydaci ubiegający się o pusty tron mogli znaleźć dostatecz­
ne poparcie w świadomości własnych zasług i w nadziei na łaskę ludu. Ale
położenie zagłodzonej armii, zewsząd otoczonej przez zastępy barbarzyńców,
skróciło okres żałoby i namysłu. Na pobojowisku wśród strachu i rozpaczy
zabalsamowano ciało zmarłego władcy w myśl jego własnego polecenia, po czym
o świcie wodzowie zwołali senat wojskowy, zapraszając na to zebranie komen­
dantów legionów oraz oficerów zarówno konnicy, jak i piechoty. W ciągu paru
ostatnich godzin owej nocy nie obyło się bez pewnych potajemnych intryg, gdy
336 Rozdział dwudziesty czwarty

więc zaproponowano wybór cesarza, w zgromadzeniu zaczął się przejawiać


podburzający duch fakcji. Resztki dworu Konstancjusza skupiły się wokół
Arynteusa i Wiktora; przyjaciele Juliana wysunęli cieszących się ich przy­
wiązaniem dowódców galijskich: Dagalaifusa i Newittę, można więc było się
obawiać najfatalniejszych następstw, jakie by za sobą pociągnęła niezgoda
dwóch fakcji o tak rozbieżnych charakterach, interesach i zasadach rzą­
dów, a może nawet zasadach religijnych. Tylko jeden Sallust przewagą swoich
cnót mógł pogodzić te stronnictwa i zjednoczyć ich głosy; toteż następcą
Juliana ogłoszono by natychmiast tego czcigodnego prefekta, gdyby nie to,
że on sam ze szczerą i skromną stanowczością zwrócił uwagę na swój sędziwy
wiek i schorzenia nie pozwalające mu sprostać dźwiganiu korony. Dowódcy,
zaskoczeni i zakłopotani jego odmową, okazali pewną skłonność do przyjęcia
rady jednego z niższych oficerów,100 który powiedział, że na razie powinni
rozwijać wszystkie swe zdolności, aby wyciągnąć armię z istniejącej trudnej
sytuacji, działając tak, jakby działali pod nieobecność cesarza, i dopiero później,
jeśli los im pozwoli dotrzeć do granicy Mezopotamii, powinni tam już
z uzgodnionymi i przemyślanymi planami przystąpić do wybrania prawowitego
władcy.
Gdy tak obradowano, kilka głosów pozdrowiło tytułami cesarza i Augusta
niejakiego Jowiana, który nie był niczym więcej niż p i e r w s z y m 101 z gwar­
dzistów przybocznych. Zgiełkliwa aklamacja, natychmiast powtórzona przez
straże wokół namiotu, rozbrzmiewała w ciągu kilku minut na najdalszych
krańcach obozu. Nowy władca, zdumiony własnym szczęściem, został pospiesz­
nie obdarzony insygniami cesarskimi i przyjął przysięgę wierności od dowódców,
o których łaskę i opiekę niedawno jeszcze zabiegał. Najsilniejszym poparciem
Jowiana były zasługi jego ojca, komesa Waroniana, który po zaszczytnym
wycofaniu się z wojska cieszył się teraz owocami swojej długiej służby. W cieniu
prywatnego stanu syn swobodnie folgował upodobaniu do wina i kobiet,
a przecież chlubnie przy tym zachował postawę chrześcijanina 102 i żołnierza. Nie
rzucając się w oczy z racji jakichkolwiek ambitnych dążeń i zdolności budzą­
cych podziw i zawiść u ludzi, urodziwa osoba Jowiana, jego wesołe usposo­
bienie i dobrze znany dowcip zjednały mu sympatię towarzyszy broni; toteż
dowódcy obu stronnictw zgodzili się na ten ludowy wybór, dokonany bez
żadnych podstępów ze strony ich przeciwników. Dumę z racji niespodzie­
wanego wywyższenia miarkowały uzasadnione obawy, że tegoż jeszcze dnia
życie i panowanie nowego cesarza może się zakończyć. Trzeba było bez­
zwłocznie usłuchać naglącego głosu konieczności, pierwszym więc rozkazem
wydanym przez Jowiana w kilka godzin po śmierci jego poprzednika było ha­
sło do dalszego marszu, bo tylko to mogło Rzymian wybawić z ciężkiego
położenia.103
Uznanie ze strony nieprzyjaciela znajduje najszczerszy wyraz w jego obawach,
a stopień tych obaw można dokładnie zmierzyć radością, z jaką ów nieprzyjaciel
Zasady rządów w prowincjach 337

obchodzi swoje wyzwolenie. Miła nowina o śmierci Juliana, którą jakiś dezerter
przyniósł do obozu Szapura, natchnęła tego zgnębionego monarchę nagłą
pewnością zwycięstwa. Natychmiast odłączył konnicę królewską, być może,
dziesięć tysięcy N i e ś m i e r t e l n y c h , 104 celem wspierania i podtrzymywania
pościgu, po czym cały ciężar swoich pozostałych zjednoczonych sił zbrojnych
rzucił na tylną straż Rzymian. Nastąpił tam chaos i panika; słynne legiony
wywodzące swoje tytuły od Dioklecjana i jego współwładców dały się rozproszyć
i potratować przez słonie, przy czym trzech trybunów straciło życie, usiłując
powstrzymać ucieczkę swoich żołnierzy. W końcu jednak nastąpiła bitwa, która
dzięki wytrwałej waleczności Rzymian przechyliła szalę zwycięstwa na ich
stronę; Persów odepchnięto, zabijając mnóstwo żołnierzy i słoni, i armia rzymska
po całym długim upalnym dniu marszu i walki przybyła wieczorem do Samary
nad Tygrysem, oddalonej o jakieś sto mil od Ktezyfontu.105 Nazajutrz
barbarzyńcy zamiast niepokoić nieprzyjaciela w marszu natarli na obóz Jowiana
w głębokiej, ustronnej dolinie. Z okolicznych wzgórz perscy łucznicy lżyli
i dręczyli znużone legiony, ale korpus konnicy królewskiej, który z rozpaczliwą
odwagą przedarł się przez bramę pretoriańską, został wycięty w pień w pobliżu
cesarskiego namiotu. W następną noc Rzymianie obozowali pod Karche,
osłonięci wysokimi groblami na rzece, po czym w cztery dni po śmierci Juliana,
pomimo nieustannego, nękającego pościgu ze strony Saracenów, rozbili swoje
namioty już w pobliżu miasta Dura,106 ale wciąż jeszcze Tygrys mieli po lewej
ręce. Nadzieje ich prawie wygasły, zapasy żywności były na wyczerpaniu, więc
niecierpliwi żołnierze, serdecznie zapewniając się nawzajem, że do granicy
Cesarstwa już nie jest daleko, zaczęli prosić nowego władcę, by im pozwolił
ryzykować przeprawienie się przez tę rzekę. Przy pomocy swych najmędrszych
oficerów Jowian usiłował powściągnąć ich porywczość, tłumacząc, że jeśli nawet
posiadają dość zręczności i siły na przepłynięcie pod prąd głębokiej i bystrej
wody, to przecież nadzy i bezbronni oddadzą się w ręce barbarzyńców
zajmujących przeciwległy brzeg. Wreszcie jednak uległ ich wrzaskliwemu
natręctwu i niechętnie zezwolił, aby pięć tysięcy Galów i Germanów, od
dzieciństwa przywykłych do nurtów Renu i Dunaju, porwało się na tę zuchwałą
przygodę, mogącą dla reszty wojska stać się zachętą albo przestrogą. W nocnej
ciszy przepłynęli oni przez Tygrys, zaskoczyli nie strzeżony posterunek nie­
przyjaciela i o świcie zasygnalizowali o swojej niezłomności i szczęściu.
Powodzenie tej próby zachęciło cesarza do wysłuchania architektów, którzy
obiecywali wybudować z napełnionych powietrzem skór owczych, wolich
i kozich pływający most pokryty ziemią i faszyną.107 Dwa bezcenne dni
zmarnowano na tę bezużyteczną pracę i Rzymianie, jakkolwiek już dowiedli, że
potrafią przetrzymać nieszczęście głodu, rzucali teraz spojrzenia pełne rozpaczy
na Tygrys i na barbarzyńców coraz liczniejszych i coraz bardziej upartych,
w miarę jak pogarszała się niedola armii rzymskiej.108
W beznadziejnej tej sytuacji zgnębionych Rzymian podniósł na duchu dźwięk
338 Rozdział dwudziesty czwarty

słowa: „pokój” . Przelotna, zarozumiała pewność Szapura już zdążyła się


rozwiać; z poważną troską zauważył on, że w powtarzających się raz po raz
wątpliwych rozgrywkach utracił swoich najwierniejszych i najbardziej nieu­
straszonych magnatów, najwaleczniejsze oddziały i większą część zastępu słoni;
doświadczony monarcha wolał nie prowokować rozpaczliwego oporu, zmiennej
łaski losu i niewyczerpanych sił Cesarstwa Rzymskiego, których nowe posiłki
zbrojne mogłyby wkrótce nadejść, aby ocalić bądź pomścić następcę Juliana.
W rezultacie w obozie Jowiana109 pojawił się sam Surenas w towarzystwie
jakiegoś drugiego satrapy, oświadczając, że jego wspaniałomyślny władca nie
jest przeciwny podaniu warunków, na jakich zgodziłby się oszczędzić i odprawić
cezara wraz z niedobitkami jego pojmanej armii. Nadzieje bezpieczeństwa wzięły
górę nad niezłomnością Rzymian; cesarz, zmuszony zaleceniem swojej rady
przybocznej i okrzykami żołnierzy, przyjął propozycję pokoju; i natychmiast
wysłano prefekta Sallusta i dowódcę Arynteusa, aby się dowiedzieć, jaka jest
wola Wielkiego Króla. Przebiegły Pers pod różnymi pozorami zwlekał z zawar­
ciem porozumienia; wynajdywał trudności, domagał się wyjaśnień, proponował
rozmaite sposoby, szedł na ustępstwa, powiększał swoje żądania i w ten sposłb
kunsztownie zmarnował cztery dni rokowań, a tymczasem zapasy żywności
w obozie Rzymian zupełnie się wyczerpały. Gdyby Jowian był zdolny do
przedsięwzięcia śmiałego i odważnego, to w czasie, gdy postępy rokowań
powstrzymywały ataki barbarzyńców, prowadziłby dalej swój marsz z nieprze­
rwanym pośpiechem i jeszcze przed schyłkiem czwartego dnia może by
bezpiecznie dotarł do oddalonej już tylko o sto mil urodzajnej prowincji
Korduene.110 Ale niezdecydowany cesarz, zamiast rozerwać sidła nieprzyjaciela,
z cierpliwą rezygnacją poddał się losowi; nie ruszając się z miejsca, przyjął
upokarzające warunki pokoju, których w takiej sytuacji odrzucić nie mógł. Pięć
prowincji za Tygrysem, odstąpionych Cesarstwu przez dziadka Szapura,
zwrócono teraz monarsze perskiemu. Nabył on ponadto na mocy jednego
jedynego artykułu układu niepokonane miasto Nisibis, które w trzech kolejnych
oblężeniach oparło się wysiłkom jego oręża. Podobnie odłączono od Cesarstwa
Singarę i zamek Saracenów, jedną z najsilniejszych twierdz Mezopotamii.
Uznano źa szczególną pobłażliwość to, że mieszkańcom tych miast warownych
wolno było je opuścić ze swoim mieniem, ale zdobywca surowo nalegał, aby
Rzymianie raz na zawsze zrezygnowali również z wpływu na króla i królestwo
Armenii. Pokój, a raczej długi rozejm pomiędzy tymi wrogimi narodami
zastrzeżono na okres trzydziestoletni, po czym traktat został potwierdzony
uroczystym zaprzysiężeniem i obrzędami religijnymi; jako rękojmię wykonania
tych warunków wymieniono zakładników wybranych spośród osób najwyż­
szego stanu.111
Sofista z Antiochii, który z oburzeniem patrzył na berło swego bohatera
w słabej ręce jego następcy-chrześcijanina, wyraża podziw dla umiaru Szapu­
ra zadowalającego się tak małą częścią Cesarstwa Rzymskiego. Przecież Szapur
Rokowania i układ pokojowy z Persami 339

mógł być pewny — powiada Libaniusz — że nawet gdyby rozciągnął swe


ambitne roszczenia aż do Eufratu, nie spotkałby się z odmową. Gdyby granice
Persji ustalił na rzece Orontes, Cydnus, Sangarius czy nawet na Bosforze Trac­
kim, nie zabrakłoby na dworze Jowiana pochlebców, aby przekonać tego
bojaźliwego monarchę, że pozostałe prowincje całkowicie zadowolą jego
umiłowanie władzy i zbytku.112 Nie przejmując się tą złośliwą uwagą w całej jej
wyrazistości, musimy jednak uznać, że zawarcie tak haniebnego układu bardzo
ułatwiły osobiste ambicje Jowiana. Ów żyjący w cieniu gwardzista, nagle
wyniesiony na tron raczej przez los niż dzięki swoim zasługom, pragnął jak naj­
prędzej wydostać się z rąk Persów, aby pokrzyżować zamysły Prokopiusza
dowodzącego armią Mezopotamii i ustalić swe, na razie wątpliwe, panowanie
nad legionami i prowincjami, które jeszcze nic nie wiedziały o pospiesznym,
zgiełkliwym wyborze dokonanym w obozie za Tygrysem.113
W pobliżu tej rzeki, niedaleko od fatalnego miejsca postoju w Dura,114
pozostało na pastwę urazy zwycięskiego monarchy dziesięć tysięcy Greków bez
dowódców, bez przewodników i bez zapasów żywności, w oddaleniu o tysiąc
dwieście mil od swojej ojczyzny. To, że o n i w tej sytuacji postąpili inaczej niż
Rzymianie i odnieśli zwycięstwo, wynikało z ich charakteru. Zamiast ulegle
zastosować się do wyników tajnych obrad i poglądów osobistych jednostki,
zgodne postanowienia Greków czerpały natchnienie z powszechnego entuzja­
zmu podczas zebrań ludowych, gdzie każdy obywatel przejęty był umiłowaniem
chwały, dumą wolności i pogardą śmierci. Świadomi przewagi, jaką mieli nad
barbarzyńcami zarówno pod względem broni, jak i dyscypliny, gardząc poddań-
stem, więc nie chcąc się poddać, pokonywali każdą przeszkodę dzięki swej
cierpliwości, odwadze i biegłości w rzemiośle wojskowym i skutek był taki, że
pamiętny odwrót tych dziesięciu tysięcy obelżywie wykazał słabość perskiego
monarchy.115
Za cenę owych ustępstw cesarz mógłby chyba zastrzec sobie obfite dostawy
żywności116 dla obozu wygłodniałych Rzymian oraz przejście przez Tygrys po
moście zbudowanym rękami Persów. Ale jeśli Jowian odważył się upraszać o te
słuszne warunki, to zostały one surowo odrzucone przez wyniosłego tyrana
Wschodu, który w swej wspaniałomyślności raczył udzielić przebaczenia najeź­
dźcom. Wprawdzie Saraceni czasem chwytali rzymskich maruderów, ale dowód­
cy i oddziały Szapura istotnie respektowali zawieszenie broni i Jowianowi
pozwolono poszukać najdogodniejszego miejsca do przeprawienia się przez
rzekę. Małe statki wyratowane z pożaru floty przydały się najbardziej. Najpierw
przewiozły cesarza i jego ulubieńców, a potem, robiąc wiele kolejnych kursów,
znaczną część armii. Ale ponieważ każdy z żołnierzy był o siebie niespokojny
i bał się, że zostanie na nieprzyjacielskim brzegu, co niecierpliwsi nie chcieli
wyczekiwać powolnych powrotów łodzi, tylko wypuszczali się na własną rękę na
plecionych tratwach albo na skórach wypełnionych powietrzem i ciągnąc za
sobą swoje konie usiłowali z różnym powodzeniem przeprawić się na drugi
340 Rozdział dwudziesty czwarty

brzeg. Wielu z tych śmiałych ryzykantów pochłonęły fale; wielu, porwanych


gwałtownym prądem z biegiem rzeki, padło ofiarą chciwości albo okrucieństwa
dzikich Arabów. Toteż straty, które poniosła armia podczas tej przeprawy przez
Tygrys, równały się skutkom rzezi w czasie całodziennej bitwy.
Z chwilą gdy Rzymianie wylądowali na zachodnim brzegu, skończyła się osta­
tecznie udręka wrogiego pościgu barbarzyńców, ale w żmudnym marszu przez
równiny Mezopotamii na przestrzeni dwustu mil cierpieli największe męki
pragnienia i głodu. Musieli przebyć piaszczystą pustynię — siedemdziesiąt mil
bez jednego źdźbła słodkiej trawy, jednego źródła świeżej wody; dalej też
rozciągała się wokół nich niegościnna głusza nie tknięta stopą ani przyjaciela, ani
wroga. Ilekroć u kogoś w obozie jeszcze udawało się znaleźć miarkę mąki,
kupowano dwadzieścia funtów tego artykułu żarłocznie za dziesięć sztuk
złota;117 zabijano i pożerano zwierzęta pociągowe, pustynia była usiana bronią
i dobytkiem rzymskich żołnierzy, a ich odzież w strzępach i wychudzone oblicza
świadczyły o przebytych cierpieniach i obecnej niedoli. Niewielki konwój
zapasów żywności wyruszył na spotkanie armii aż do zamku Ur; dostawę tę
przyjęto tym wdzięczniej, że dowodziła ona wierności Sebastiana i Prokopiusza.
Cesarz z całą łaskawością przyjął dowódców wojskowych Mezopotamii w Til-
safacie,118 po czym szczątki świetnej kiedyś armii odpoczęły pod murami
Nisibis. Wysłańcy Jowiana już przedtem obwieścili językiem pochlebstwa jego
wstąpienie na tron, układ pokojowy i odwrót — i nowy władca już podjął jak
najbardziej skuteczne kroki celem zapewnienia sobie wierności wojsk i prowincji
europejskich, co osiągnął oddając dowództwo w ręce tych oficerów, którzy bądź
to z pobudek interesownych, bądź z przekonania gotowi byli niezłomnie
popierać sprawę swego dobroczyńcy.119
Przyjaciele Juliana z pełną ufnością zapowiadali przed wyprawą na Persję
jego zwycięstwo. Byli głęboko przekonani, że świątynie bogów wzbogacą się
łupami ze Wschodu i że podbita Persja stanie się skromną prowincją hołdow­
niczą, w której rządzić będą prawa i dostojnicy Rzymu, przy czym ci barbarzyń­
cy przyjmą stroje, obyczaje i mowę zwycięzców, a młodzież Ekbatany i Suzy
zacznie studiować sztukę retoryki pod kierunkiem mistrzów greckich.120
Wskutek postępów oręża Juliana urwała się jego korespondencja z Cesarstwem
i odkąd przeszedł przez Tygrys, miłujący go poddani nie wiedzieli już nic
o losach swego władcy. Chociaż ich rozmyślania o urojonych tryumfach
zakłóciła smutna pogłoska o jego śmierci, uporczywie, nawet gdy już nie mogli jej
przeczyć, wątpili w prawdziwość tego złowieszczego wydarzenia.121 Wysłannicy
Jowiana rozgłaszali na pozór słuszne uzasadnienie roztropnego i koniecznego
zawarcia pokoju, ale rozgłos szerszy i bardziej szczery odsłonił światu niesławę
cesarza i warunki haniebnego układu. Lud ze zdziwieniem i rozpaczą, z oburze­
niem i zgrozą dowiedział się, że niegodny następca Juliana zrezygnował z pięciu
prowincji Cesarstwa uzyskanych dzięki zwycięstwu Galeriusza i sromotnie
oddał barbarzyńcom ważne miasto Nisibis, najniezłomniejsze przedmurze
Jowian przyjmuje haniebne warunki układu 341

prowincji wschodnich.122 Zaczęto w rozmowach wśród ludu swobodnie roz­


trząsać głębokie i niebezpieczne zagadnienie, jak dalece powinno się dochować
wiary, gdy przestaje to iść w parze z powszechnym bezpieczeństwem; żywiono
jednak pewne nadzieje, że cesarz okupi swoje małoduszne postępowanie jakimś
wspaniałym aktem patriotycznej przewrotności. Nieugięty duch senatu rzym­
skiego zawsze potępiał zawieranie pokoju na warunkach niesprawiedliwych,
nawet w sytuacji przymusowej, gdy armia rzymska była zgnębiona i w potrzasku.
Gdyby więc konieczne było uratowanie honoru narodowego wydaniem winnego
wodza w ręce barbarzyńców, większość poddanych Jowiana zgodziłaby się wziąć
przykład z podobnego precedensu w czasach starożytnych.123
Jednakże cesarz, jakiekolwiek mogły być granice jego władzy konstytucyjnej,
był samowładnym panem praw i oręża państwa, i te same pobudki, które go
zmusiły do podpisania układu pokojowego, teraz nagliły go do wykonania
przyjętych warunków. Zależało mu na tym, żeby jak najprędzej za cenę paru
prowincji zapewnić sobie Cesarstwo, przy czym jego osobiste obawy i ambicje
kryły się pod czcigodnymi mianami religii i honoru. Pomimo poddańczych próśb
mieszkańców Nisibis przyzwoitość, jak również i roztropność nie pozwoliła
cesarzowi zamieszkać w tamtejszym pałacu. Ale już nazajutrz po jego przybyciu
wkroczył do miasta Binezes, poseł perski, który wywieszając na cytadeli sztandar
Wielkiego Króla ogłosił w jego imieniu okrutną alternatywę wygnania albo
niewoli. Najwybitniejsi obywatele Nisibis, do tej fatalnej chwili ufni w opiekę
swego władcy, rzucili się do stóp Jowiana, zaklinając go, aby nie porzucał, a już
przynajmniej nie wydał wiernej kolonii na pastwę wściekłości barbarzyńskiego
tyrana, rozjątrzonego trzema klęskami, poniesionymi pod murami Nisibis. Mieli
jeszcze dość oręża i odwagi, aby odepchnąć najeźdźcę, prosili tylko o pozwolenie
wystąpienia we własnej obronie, przyrzekając, że natychmiast, gdy poprą
zbrojnie swoją niepodległość, błagać będą cesarza o łaskę ponownego przyjęcia
w szeregi jego poddanych. Ich argumenty, wymowność i łzy nie odniosły jednak
żadnego skutku. Jowian, nieco zmieszany, powołał się na świętość swoich
przysiąg; i ponieważ niechęć, z jaką przyjął dar w postaci złotej korony,
przekonała obywateli Nisibis, że sytuacja ich jest beznadziejna, rzecznik
Sylwanus nie mógł się powstrzymać od okrzyku:
„Cesarzu! Oby tak cię ukoronowały wszystkie miasta twoich dominiów!”
Jowianowi, który w ciągu paru tygodni zdążył już przyjąć nawyki władcy,124
nie spodobała się ta swoboda i zniewagą wydała się prawda. Słusznie przypusz­
czając, że niezadowolenie mieszkańców Nisibis może ich skłonić do poddania się
rządowi perskiemu, ogłosił edyktem, że pod groźbą kary śmierci mają oni
opuścić miasto w ciągu trzech dni. Ammianus w żywych barwach odmalowuje
obraz powszechnej rozpaczy, na który patrzył, jak się zdaje, ze współczuciem.125
Wojownicza młodzież, przejęta oburzeniem i żałością, opuszczała mury, których
przedtem tak chlubnie broniła, niepocieszona niewiasta w żałobie roniła
ostatnią łzę nad grobem syna albo męża, mającym wkrótce ulec zbezczeszczeniu
342 Rozdział dwudziesty czwarty

z okrutnej ręki barbarzyńskiego pana; sędziwy obywatel całował próg i tulił się
do drzwi domostwa, w którym spędził radosne, beztroskie chwile swego
dzieciństwa. Na gościńcach tłoczyły się drżące rzesze; różnice stanu, płci i wieku
zacierały się w powszechnym nieszczęściu. Każdy usiłował unieść jakąś cząstkę
z resztek swego majątku; a ponieważ do natychmiastowej dyspozycji nie było
dostatecznej ilości koni i wozów, z musu pozostawiano za sobą większość
cennych ruchomości. Niedolę tych nieszczęśliwych powiększała, jak się zdaje,
jeszcze bardziej zawzięta nieczułość Jowiana. Osiedlono ich jednak w nowo
wybudowanej dzielnicy Amidy i to powstające z gruzów miasto, zasilone bardzo
dużą kolonią, wkrótce odzyskało swoją poprzednią wspaniałość i stało się stolicą
Mezopotamii.126 Podobne rozkazy ewakuacji cesarz wysłał do Singary i do
zamku Saracenów; po czym przystąpił do zwracania pięciu prowincji za
Tygrysem. Szapur cieszył się chwałą i owocami swego zwycięstwa; i słusznie
uważa się ten haniebny pokój za pamiętną datę zmierzchu i upadku Cesarstwa
Rzymskiego. Poprzednicy Jowiana nieraz wprawdzie rezygnowali z panowania
nad odległymi i nie przynoszącymi zysków prowincjami, ale od czasu założenia
Rzymu geniusz tego miasta, bóg Terminus strzegący granic Rzeczypospolitej,
nigdy się nie cofnął przed mieczem zwycięskiego wroga.127
Jowian po wypełnieniu owych zobowiązań, do których pogwałcenia mógłby
go skusić głos ludu, z pośpiechem opuścił widownię swojej niesławy i wraz
z całym dworem rozpoczął zbytkowne życie w Antiochii.128 Nie słuchając
nakazów gorliwości religijnej, ale kierując się człowieczeństwem i wdzięcznością,
oddał ostatnie honory szczątkom zmarłego władcy,129 przy czym Prokopiusz,
szczerze opłakujący śmierć swego krewniaka, został usunięty z dowództwa
wojskowego pod przyzwoitym pozorem poprowadzenia pogrzebu. Powoli, bo
marsz ten trwał dni piętnaście, przewieziono z Nisibis do Tarsu zwłoki Juliana,
witane po drodze w miastach Wschodu żałobnym lamentem i wrzaskliwymi
zniewagami wrogich sobie fakcji. Poganie już postawili swego umiłowanego
bohatera w rzędzie bogów, których kult on wskrzesił, chrześcijanie natomiast
oskarżeniami ścigali ciało Apostaty do grobu, a jego duszę do piekieł.130 Jedno
stronnictwo opłakiwało zbliżającą się ruinę ołtarzy, drugie wysławiało cudowne
wyzwolenie Kościoła. Chrześcijanie we wzniosłych a dwuznacznych hymnach
wysławiali cios zemsty bożej od dawna wiszący nad grzeszną głową Juliana.
Uznali, że śmierć tego tyrana w tej samej chwili, w której wyzionął ducha nad
Tygrysem, została o b j a w i o n a świętym w Egipcie, w Syrii i w Kapadocji,131
przy czym zamiast pozwolić mu zginąć od perskiego oszczepu ich nierozsądek
przypisywał ten bohaterski czyn nieznanej ręce jakiegoś śmiertelnego albo
nieśmiertelnego szermierza wiary.132 Oświadczenia takie spotykały się ze
skwapliwym przyjęciem ze strony ich łatwowiernych albo złośliwych przeciw­
ników,133 którzy bądź to niejasno napomykali, bądź z całą pewnością twierdzili,
że fanatyzmem domowego zabójcy134 kierowali, podżegając go, rządcy Koś­
cioła. W szesnaście lat z górą po śmierci Juliana to oskarżenie uroczyście
Śmierć Juliana wyzwoleniem chrześcijan 343

i gwałtownie wysuwał Libaniusz w publicznym przemówieniu skierowanym do


cesarza Teodozjusza. Jego podejrzenia nie znajdują poparcia ani w faktach, ani
w argumentach, możemy więc ocenić jedynie szlachetną gorliwość tego sofisty
z Antiochii wobec zimnych i zaniedbanych popiołów przyjaciela.135
Starożytny obyczaj nakazywał, aby zarówno przy pogrzebach, jak tryumfach
Rzymian głos pochwały korygowano głosem satyry i ośmieszania, toteż wśród
wspaniałych przedstawień ukazujących chwałę żywych bądź zmarłych nie
ukrywano przed oczami świata ich wad i słabości.136 Obyczajowi temu stało się
zadość przy pogrzebie Juliana. Komedianci, których oburzała pogarda i odraza
Juliana do teatru, wystawiali ku uciesze publiczności chrześcijańskiej przed­
stawienie, w sposób żywy i przesadny parodiujące błędy i szaleństwa zmarłego
cesarza. Jego szczególne obyczaje dawały pełne pole do popisu dowcipom
i szyderstwom.137 Wykorzystując bowiem swoje niezwykłe zdolności, często
schodził on z piedestału cesarskiego majestatu. Aleksander przeobrażał się
w Diogenesa, filozof zniżał się do roli kapłana. Czystość jego cnoty była ska­
lana nieumiarkowaną próżnością, jego zabobonność zakłócała spokój potęż­
nego Cesarstwa, nieraz narażając je na niebezpieczeństwa, a przecież miał
on prawo tym mniejsze do pozwalania sobie na nieoczekiwane wybryki, że,
jak się zdaje, były to z jego strony wypracowane wysiłki przebiegłości albo
nawet afektacji.
Szczątki Juliana pogrzebano w mieście Tars w Cylicji. Ale jego okazały
grobowiec, wznoszący się w tym mieście nad zimnymi czystymi wodami rzeki
Cydnus,138 nie podobał się wiernym przyjaciołom, którzy miłowali i czcili
pamięć tego niezwykłego człowieka. Filozofowie wyrażali bardzo rozsądne
życzenie, aby uczeń Platona spoczywał w gajach Akademii,139 podczas gdy
żołnierze wykrzykiwali zuchwale, że popioły Juliana powinny się połączyć
z popiołami Cezara na Polu Marsowym pośród starożytnych pomników cnoty
rzymskiej.140 Dzieje władców nieczęsto wskrzeszają przykład podobnego współ­
zawodnictwa.
PRZYPISY
ROZDZIAŁ XV

1 „Dum Assyrios penes, Medosque, et Persas Oriens fuit, despectissima pars s e w ie n tiu m Tacyt,
Dzieje, t. 8. Herodot, który zwiedzał Azję znajdującą się pod panowaniem ostatniego z wymienio­
nych imperiów, wspomina mimochodem Syryjczyków palestyńskich, którzy — według własnego
wyznania — przejęli z Egiptu obrzęd obrzezania. Zob. II, 104.
2 Diodor Sycylijczyk XL [Ekloga 1, t. II, wyd. Wesselinga]; Kasjusz Dion, XXXVII [16]; Tacyt,
Dzieje, t. 1—9; Justyn Męczennik, XXXVI, 2, 3.
3 Tradidit arcano quaecunque volumine Moses:
Non monstrare vias eadem nisi sacra colenti,
Quaesitum ad fontem solos deducere verpos. [Juwenalis, Satyra XIV, 102].
Prawo takie w dosłownym brzmieniu nie jest zawarte w Księgach Mojżeszowych. Lecz mądry,
ludzki Majmonides otwarcie uczy, że jeśli bałwochwalca wpadnie do wody, Żyd nie powinien ocalać
go przed nagłą śmiercią [Basnage, Histoire des Juifs, V, 24]
4 Jedna z sekt żydowskich, pozwalająca sobie od czasu do czasu na pewien konformizm,
wywodziła od Heroda, którego przykładowi i powadze ulegała, przyjętą od niego nazwę herodianów.
Liczebność jej była tak nieznaczna, a żywot tak krótki, że Józef Flawiusz nie uznał herodian za
godnych wzmianki. Zob. Prideaux, Connection, t. II.
5 Cycero, Pro Flacco, 28.
6 Filon z Aleksandrii, De legatione ad Caium. August pozostawił fundację w celu uwiecznienia
tych ofiar, niemniej pochwalał niedbałość swego wnuka Gajusa w stosunku do świątyni w Jerozoli­
mie. Por. Swetoniusz w rozdziale o Auguście, 93 — z przypisami Casaubona.
7 Por. w szczególności Józef Flawiusz, Starożytności żydowskie, XVII, 6, XVIII, 3; oraz Dzieje
wojny żydowskiej, I, 33 i II, 9.
8 „Iussi a Caio Cesare, effigiem eius in templo locare, arma potius sumpsere”, Tacyt, Dzieje, V, 9.
Filon z Aleksandrii i Józef Flawiusz dają bardzo szczegółowy, a jednocześnie bardzo ozdobny opis tej
sprawy, która wprawiła gubernatora Syrii w stan skrajnego zakłopotania. Gdy po raz pierwszy
wspominano o tej bałwochwalczej propozycji, król Agryppa zemdlał i odzyskał przytomność dopiero
na trzeci dzień.
9 Niech nam wolno będzie zaznaczyć, że Milton zawarł listę syryjskich i arabskich bóstw w stu
trzydziestu pięknych wierszach, stanowiących wyciąg z dwóch dużych i uczonych syntagmatów,
które Selden napisał na ten nieznany temat.
10 „Dokądże będzie mi uwłaczał ten lud? Pókiż mi wierzyć nie będą na wszystkie znamiona,
którem czynił przed nimi?” (Księga Liczb, XIV, 11) Byłoby rzeczą łatwą, choć niezbyt stosowną,
znaleźć usprawiedliwienie dla tej skargi Boga na podstawie całej relacji Mojżeszowej historii.
11 Wszystko, co dotyczy żydowskich prozelitów, zostało bardzo dobrze omówione w dziele
Basnage’a, V, 6, 7.
12 Por. Księga Wyjścia, XXXIV, 23; Deuteronomium, XVI, 16; komentatorzy i bardzo rozumna
uwaga [u Mosheima] w General History o f the Church, t. I.
348 Przypisy do rozdziału XV

13 Gdy Pompejusz, korzystając z prawa zwycięzcy lub nadużywając go, wszedł do sanktuarium
Świątyni, zauważono ze zdumieniem: „Nulla intus Deum effigie, vacuam sedem et inania arcana
Tacyt, Dzieje, V, 9. W odniesieniu do Żydów istniało popularne powiedzenie: Nil praeter nubes et
coeli numen adorant.
14 Drugi rodzaj obrzezania stosowano w przypadku samarytańskiego czy też egipskiego proze-
lity. Ponura obojętność talmudystów w sprawie nawracania obcych jest omówiona przez Bas-
nage’a, V, 6.
15 Te argumenty były wysuwane z dużą pomysłowością przez Żyda Orobio i zostały odparte
równie pomysłowo i śmiało przez chrześcijanina Limborcha. Por. Amica collatio (nazwa dobrze
zasłużona), czyli sprawozdanie z ich dysputy.
16 „Jesus — -------- circumcisus erat; cibis utebatur Iudaicis; vestitu simili; púrgalos scabie
mittebat ad sacerdotes; Paschata et olios dies festos religiöse observabat; si quos sanavit sabbatho,
ostendit non tantum ex lege, sed et ex receptis sententiis, talia opera sabbatho non interdicta
Grotius, De verdate religionis Christianae, V, 7. Nieco dalej (12) rozwodzi się nad łaskawością
apostołów.
17 „Paene omnes Christum Deum sub legis observatione c r e d e b a n t Sulpicjusz Sewer, II, 31.
Zob. Euzebiusz, Hist, eccl., IV, 5.
18 Mosheim, De rebus Christianis ante Constantinum Magnum. W tym mistrzowskim dziele, które
jeszcze będę często cytował, daje on znacznie pełniejszy opis położenia pierwotnego Kościoła, aniżeli
danym mu było to uczynić w swojej Historii Powszechnej.
19 Euzebiusz, ibid., III, 5; Le Clerc, Hist. eccl. W okresie tej czasowej nieobecności biskup
i Kościół w Pełli zachowali miano jerozolimskiego. Podobnie rzymscy papieże rezydowali przez lat
siedemdziesiąt w Awinionie, a patriarchowie aleksandryjscy od dawna przenieśli swą siedzibę do
Kairu.
20 Kasjusz Dion, LXIX [12]. Wygnanie ludu żydowskiego z Jerozolimy poświadcza Aristón
z Pełli (apud Euseb., IV, 6), a wzmiankuje o nim kilku pisarzy kościelnych, choć niektórzy z nich
zbyt pośpiesznie rozciągnęli ten zakaz na cały obszar Palestyny.
21 Euzebiusz, IV, 6; Sulpicjusz Sewer, II, 31. Porównując ze sobą ich niezadowalające teksty,
Mosheim potrafił przedstawić w sposób bardzo jasny okoliczności i motywy tego przewrotu.
22 Wydaje się, że Le Clerc (Hist, eccl.) zebrał z pism Euzebiusza, Hieronima, Epifaniusza i in­
nych autorów najważniejsze szczegóły dotyczące nazarejczyków i ebionitów. Ze względu na
charakter swoich poglądów podzielili się rychło na dwie sekty: jedną — o surowych zasadach,
i drugą — łagodniejszą. Istnieją powody, by mniemać, że rodzina Jezusa Chrystusa należała do tego
drugiego, bardziej umiarkowanego stronnictwa.
23 Niektórym autorom podobało się wymyślić Ebiona, twórcę sekty, który od swego imienia
nadał jej nazwę. Ale możemy śmielej polegać na uczonym Euzebiuszu aniżeli na pochopnym
Tertulianie czy łatwowiernym Epifaniuszu. Według Le Clerka hebrajskie słowo „e b i o n i m ”
odpowiadało łacińskiemu „p a u p e r e s” . Zob. Hist. eccl.
24 Por. bardzo interesujący dialog pomiędzy Justynem Męczennikiem a Żydem Tryfonem.
Ich spotkanie miało miejsce w Efezie za panowania Antonina Piusa, w dwadzieścia lat po powrocie
Kościoła z Pełli do Jerozolimy. W sprawie tej daty por. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. II.
25 Ze wszystkich wyznań chrześcijańskich wyznanie abisyńskie jest jedyne, które wciąż uznaje
obrzędy religii mojżeszowej (Geddes, Church History o f Aethiopia; Dissertations de La Grand sur
la relation du P. Lobo). Eunuch królowej Kandes może wywołać pewne wątpliwości. Niektórzy
jednak pisarze zapewniają nas (Sokrates, I, 19; Sodzomen, II, 24; Ludolphus, s. 281), że Etiopczycy
zostali nawróceni dopiero w IV w. Będzie więc rozsądną rzeczą przypuszczać, że święcili oni dzień
sobotni, przestrzegali zakazów dotyczących mięsa — wzorem Żydów, którzy już bardzo wcześnie
zamieszkiwali oba brzegi Morza Czerwonego. Rytuał obrzezania był praktykowany w Etiopii od
najdawniejszych czasów ze względu na zdrowie i czystość, jak to wydają się tłumaczyć Recherches
philosophiques sur les Américains, t. IL
Przypisy do rozdziału XV 349

26 Beausobre, Histoire du maniehéistne, I, 3, zreferował te zastrzeżenia, w szczególności w ujęciu


Faustusa, przeciwnika Augustyna, z bezstronnością godną prawdziwego uczonego.
27 „Apud ipsosfides obstinata, misericordia in promptu: adversas omnes alios hostile odium ” Tacyt,
Dzieje, V. Trzeba przynać, że Tacyt patrzył na Żydów zbyt łaskawym okiem. Zapoznanie się
z dziełem Józefa winno było unicestwić tę opinię.
28 Dr Bumet (Archaelogia, II, 7) omówił pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju z nazbyt dużym
sarkazmem i swobodą.
29 Bardziej umiarkowani gnostycy patrzyli na Jehowę, Stwórcę, jako na Istotę o naturze
pośredniej między Bogiem a Demonem. Inni utożsamiali go z zasadą zła. Por. część dotyczącą II
wieku w Historii Powszechnej Mosheima, relacjonującą treściwie, lecz bardzo wyraźnie dziwne
opinie, jakie głoszono w tej sprawie.
30 Beausobre, op. cit., I, 4. Orygenes i św. Augustyn znajdowali się wśród wyznawców koncepcji
alegorycznej.
31 Hegezyp, apud Euseb., III, 32; IV, 22; Klemens z Aleksandrii, Stromata, VII, 17.
32 Mosheim omawia wnikliwie i jasno gnostyków drugiego i trzeciego stulecia; Le Clerc jest
nudny, lecz dokładny; Beausobre prawie zawsze broni ich. Należy się obawiać, że ojcowie
pierwotnego Kościoła występują bardzo często w roli oszczerców.
33 Por. katalogi Ireneusza i Epifaniusza. Należy wziąć pod uwagę, że ci pisarze byli skłonni
pomnażać liczbę sekt, które przeciwstawiały się j e d n o ś c i Kościoła.
34 Euzebiusz, IV, 15; Sodzomen, II, 32. Por. Bayle, hasło „ M a r e i o n ” , jest to interesujący
szczegół dysputy na ten temat. Wydawałoby się, że niektórzy gnostycy (bazylidianie) unikali, a nawet
odmawiali zaszczytu męczeństwa; powody, które podawali, były dość szczególne i zawiłej treści.
Zob. Mosheim.
35 Por. wielce godny uwagi ustęp u Orygenesa (Proem. ad Lucam). Ten niestrudzony pisarz,
który strawił życie na studiowaniu Biblii, w swej wierze o jej autentyczności polega na natchnio­
nym autorytecie Kościoła. Jest rzeczą niemożliwą do przyjęcia, aby gnostycy uznawali Ewangelię
w jej obecnej formie, gdyż wiele ustępów (w szczególności o zmartwychwstaniu Chrystusa) godzi
bezpośrednio, a mogłoby się wydawać — nawet celowo, w ich umiłowane zasady. Jest więc
rzeczą nieco dziwną, że św. Ignacy (List do Smymeńczyków, Paires A postołki, wyd. Cote-
liera, t. II) wolał przekazać luźne i wątpliwe podanie zamiast przytoczyć pewne świadectwo
ewangelistów.
36 „Faciunt favos et vespae; faciunt ecclesias et Marcionitae” — oto mocne słowa Tertuliana,
które zmuszony jestem przytoczyć z pamięci. [Adversus Marcionem, IV, 5]. Za czasów Epifaniusza
(Adversus haereses) marcjonici byli bardzo liczni w Italii, Syrii, Egipcie, Arabii i Persji.
37 Augustyn jest pamiętnym przykładem tego stopniowego przechodzenia od rozumu do wiary.
Należał on przez kilka lat do sekty manichejskiej.
38 Owa powszechność poglądów w pierwotnym Kościele jest jasno przedstawiona przez Justyna
Męczennika (Apologia I, 25), Atenagorasa (Legatio pro Christianis, 22 i n.) i Laktancjusza
(Divinarum institutionum libri VII, II, 14— 19).
39 Tertulian (Apologetyk, 23) utrzymuje, że nawet demony wyznawały swe winy, ilekroć były
trapione przez chrześcijańskich egzorcystów.
40 Tertulian napisał traktat niezwykle surowo rozprawiający się z bałwochwalstwem oraz
przestrzegający braci przed nieustannym niebezpieczeństwem popadnięcia w ten grzech. „Recogita
silvam, et quantae, latitant spinae ” De corona militis, 10.
41 Obrady rzymskiego senatu zawsze odbywały się w świątyni lub uświęconym miejscu (Aulus
Geliusz, XIV, 7); przed ich podjęciem każdy z senatorów wylewał nieco wina i olejów kadzidlanych
na ołtarz. Swetoniusz, Boski August, 35).
42 Zob. Tertulian, De spectaculis. Ten surowy reformator nie wykazuje więcej zrozumienia dla
tragedii Eurypidesa niż dla walki gladiatorów; w szczególności gniewa go strój aktorów którzy
używając wysokich bucików bezbożnie pragnęli podwyższyć swój wzrost (23).
350 Przypisy do rozdziału XV

43 O starożytnej praktyce kończenia wszelkiej rozrywki libacjami wspominają niemal wszyscy


klasycy. Sokrates i Seneka, w ostatnich chwilach swego życia, uczynili szlachetny użytek z tego
zwyczaju. „Postremo stagnum calidae aquae introiit, respergens proximos servorum, addita voce,
libare se liquorem ilium Iovi Lïberatori.” Tacyt, Roczniki, XV, 64.
44 Por. wytworny, lecz bałwochwalczy hymn Katullusa z okazji zaślubin Manliusza i Julii.
„O Hymen, Hymenaee, Io! Quis huic Deo compararier ausit?”
45 Dokładny opis starożytnych pogrzebów (jak Misenusa i Pallasa) daje Wergiliusz, a równie
dokładnie popiera go przykładami jego komentator Serwiusz. Sam stos był ołtarzem, płomienie były
podsycane krwią ofiar, a wszyscy obecni byli polewani rytualną wodą.
46 Tertulian, De idololatria, 11.
47 Por. wszystkie części l ’Antiquité Montfaucona. Nawet rewersy greckich i rzymskich monet
miały często bałwochwalczy charakter. W tych sprawach wszelako skrupuły chrześcijanina były
głuszone silniejszą namiętnością.
48 Tertulian, De idololatria, 20— 22. Jeśli pogański przyjaciel (np. z okazji kichnięcia) użył
normalnego życzenia „niech cię Jupiter błogosławi”, obowiązkiem chrześcijanina było zaprotesto­
wać przeciw boskości Jupitera.
49 Zob. najmisterniej wypracowane, lecz niedoskonałe dzieło Owidiusza, Fasti. Ukończył on
ledwie opis sześciu miesięcy roku. Kompilacja Makrobiusza nosi tytuł Saturnalia, lecz tylko skromna
część pierwszej księgi odpowiada bodaj w małym stopniu tytułowi.
50 Tertulian stworzył apologię lub raczej panegiryk na cześć chrześcijańskiego żołnierza, który,
odrzuciwszy wieniec laurowy, naraził siebie i swych braci na dotkliwe niebezpieczeństwo. Z wymie­
nienia c e s a r z y (Sewera i Karakalli) wnioskować można niezależnie od tego, co o tym sądzi
pan de Tillemont (w Mémoires ecclésiastiques, t. III): że Tertulian napisał swą rozprawę De corona na
długo przedtem, nim popadł w błąd montanistów.
51 W szczególności I księga Rozmów tuskulańskich, O starości i Sen Scypiona, pisane pięknym
językiem, zawierają wszystko, co grecka filozofia lub rzymski rozsądek mogłyby powiedzieć na ten
niejasny, lecz ważny temat.
52 Doktryna preegzystencji dusz ludzkich, przynajmniej na tyle, na ile zgodna jest ona z religią,
była przyjmowana przez wielu ojców greckich i łacińskich. Zob. Beausobre, VI, 4.
53 Zob. Cycero, Pro Cluent, w rozdz. 61. Cezar u Salustiusza, De beli. Catilin., 51. Juwenalis,
Satyra II, 149.
Esse aliquid mânes, et subterranea régna,

Nec pueri credunt, nisi qui nondum aere lavantur.


54 Ks. XI Odysei daje posępny i nieskładny opis cieni piekielnych. Pindar i Wergiliusz upiększyli
ten obraz, lecz także ci poeci, choć bardziej poprawni od swego wielkiego wzoru, winni są poważnych
sprzeczności w swych opisach. Por. Bayle, Responses aux questions d ’un Provincial, III, 22.
55 Por. list XVI księgi I [Listów] Horacego; Satyra XIII Juwenalisa; Satyra II Persjusza. Te
popularne dyskursy odzwierciedlają uczucia i język ludu.
56 Jeśli ograniczymy się do Galów, zauważymy, że zwykli oni powierzać nie tylko swe życie, lecz
i pieniądze opiece tamtego świata. „ Vêtus ille mos Gallorum occurrit quos, memoria proditum est,
pecunias mutuas, quae his apud inferos redderentur, dare solitos”, powiada Waleriusz Maksymus (II,
6, § 10). Istnienie tego zwyczaju sugeruje jasno Mela (III, 2). Nie potrzeba chyba dodawać, że zyski
z handlu znajdowały się w prostym stosunku do kredytu, jaki posiadał dany kupiec, oraz że
druidowie czerpali ze swego świętego zawodu pewien rodzaj znaczenia, którego żaden inny stan
wymagać dla siebie nie mógł.
57 [Warburton] Wielce czcigodny autor dzieła pt. Divine Legation o f Moses dopatruje się
szczególnego powodu takiego pominięcia, bardzo pomysłowo przypisując winę za nie niewiernym.
58 Le Clerc (Prolegomena ad Hist, eccl, sekcja 1, 8). Jego autorytet jest tym poważniejszy, że
napisał on uczony i rozsądny komentarz do ksiąg Starego Testamentu.
Przypisy do rozdziału XV 351

59 Józef Flawiusz, Starożytności żydowskie, XIII, 10; Dzieje wojny żydowskiej, II, 8 [§ 2]. Jeśli
zastosujemy najbardziej oczywistą interpretację jego słów, to wyniknie z niej, że saduceusze uzna­
wali jedynie Pięcioksiąg. Lecz niektórzy nowsi badacze pragnęli dodać Księgi Proroków do ich
kanonu wiary, przypuszczając, że zadowalali się odrzucaniem podań faryzeuszy. Dr Jortin omawia
tę sprawę w swych Remarks on Ecclesiastical History, II.
60 Wyraz temu oczekiwaniu daje św. Mateusz (24), a także św. Paweł w swym pierwszym
Liście do Tessalończyków. Erazm usuwa trudności przy pomocy alegorii i metafory, a uczony
Grotius posuwa się do insynuacji, że zezwolono na to nabożne okłamywanie ludzi dla mądrych
celów.
61 Zob. Bumet, Sacred Theory, III, 5. Podanie to występuje już u autora listu Bamabasza, który
pisał w pierwszym wieku i — jak się wydaje — był pół-Żydem.
62 Według obliczeń starego Kościoła Antiochii minęło 6000 lat od stworzenia świata do
narodzenia Chrystusa. Tertulian, Laktancjusz i Kościół grecki skrócili ten okres do 5500 lat,
a Euzebiusz zadowalał się liczbą 5200. Te obliczenia opierały się na Septuagincie, powszechnie
przyjętej w ciągu pierwszych sześciuset lat. W oparciu o Wulgatę i tekst hebrajski autorzy
nowocześni, zarówno protestanci, jak i katolicy, woleli przyjąć rachubę około 4000 lat, chociaż
studiując świeckie dzieła starożytności czują się oni nieraz zbyt skrępowani tymi wąskimi granicami
czasu.
63 Większość tych wyobrażeń powstała na podstawie błędnie zrozumianych tekstów Izajasza,
Daniela i Apokalipsy. Jeden z najprymitywniejszych obrazów znaleźć można u Ireneusza (V, 23),
ucznia Papiasa, który widział św. Jana apostoła.
64 Por. Justyn, II Dialog z Żydem Tryfonem i Księgę VII Laktancjusza. Nie jest rzeczą konieczną
cytować wszystkich ojców w okresie pośrednim, ponieważ nikt nie neguje tego faktu. Niemniej
ciekawy czytelnik może sięgnąć po dzieło Daillè’a, De usu Patrum, II, 4.
65 Świadectwo Justyna, dotyczące jego własnej wiary i wiary jego ortodoksyjnych braci
w nadejście Millenium, zostało dane jasno i uroczyście (Dialog z Żydem Try fonem). Jeśli początek
tego ważnego tekstu zawiera jakieś sprzeczności, przypisać je można tak autorowi, jak i jego
przepisywaczom.
66 Dupin, „Bibliothèque ecclésiastique” , t. I, II; Mosheim; ten drugi uczony duchowny nie
wypowiada się jednak całkiem wyraźnie w tej sprawie.
67 Na soborze laodycejskim (około roku 360) Apokalipsa została cichaczem usunięta ze
świętego kanonu za staraniem azjatyckich Kościołów, do których pierwotnie była adresowana,
możemy się też dowiedzieć ze skargi Sulpicjusza Sewera, że orzeczenie to zostało aprobowane przez
większość chrześcijan owego czasu. Dla jakich więc przyczyn Apokalipsę tak powszechnie przyjmują
obecnie Kościół grecki i rzymski oraz wyznania protestanckie? Można wymienić następujące:
1. Grecy w szóstym stuleciu znaleźli się pod wpływem szalbierza, który przybrał miano Dionizjusza
Areopagity. 2. Słuszne przewidywanie, że gramatycy mogą stać się ważniejsi od teologów, skłoniło
sobór trydencki do nadania pieczęci nieomylności wszystkim księgom Pisma Świętego, zawartym
w łacińskiej Wulgacie, do której Apokalipsa została szczęśliwie włączona (Fra Paolo, Istoria del
Concilio Trident ino, II). 3. Korzyść płynąca z faktu, że te proroctwa można było obrócić przeciw
Rzymowi, natchnęła protestantów niezwykłym poszanowaniem dla tak pożytecznego sojusznika.
Zob. pomysłowe i wykwintne rozważania obecnego biskupa Lichfieldu na ten niezbyt wdzięczny
temat.
68 Laktancjusz (Divinarum institutionum, VII, 15 i n.) daje posępną wizję przyszłych wydarzeń
z dużą werwą i swadą.
69 Na ten temat każdy wybredny czytelnik zapozna się z przyjemnością z częścią III dzieła
Bumeta, Sacred Theory. Filozofia, Pismo Święte i podania zlewają się tam w jeden wspaniały system,
a w jego opisie autor wykazuje się siłą fantazji nie ustępującą fantazji samego Miltona.
7? A jednak mimo różnic języka indywidualnych autorów potępienie to wciąż wchodzi w skład
oficjalnej doktryny wszystkich Kościołów chrześcijańskich, a nawet nasz własny Kościół anglikański
352 Przypisy do rozdziału XV

nie może zaprzeczyć konkluzjom wypływającym z artykułów VII i XVIII. Janseniści, którzy tak
pilnie przestudiowali pisma ojców, hołdują temu poglądowi ze szczególną gorliwością, zaś uczony
pan de Tillemont nigdy nie przepuszcza ani jednemu cnotliwemu cesarzowi, nie skazując go na
potępienie. Zwingli jest przypuszczalnie jedynym przywódcą stronnictwa, który zajął bardziej
łagodne stanowisko, lecz dotknął on tym zarówno luteranów, jak i katolików. Zob. Bossuet, His-
toire des variations des Églises Protestantes, II, 19—22.
71 Justyn i Klemens z Aleksandrii przyznają, że niektórzy filozofowie zostali oświeceni
przez Logos, lecz mieszają ze sobą podwójny sens tego słowa: jako ludzkiego rozumu i Słowa
Bożego.
72 Tertulian, De spectaculis, 30. Celem upewnienia się co do wielkości autorytetu, jaki uzyskał
gorliwy Afrykanin, wystarczy powołać się na świadectwo Cypriana, doktora i przewodnika
wszystkich zachodnich Kościołów (Prudencjusz, Hymn XIII, 100). Ilekroć zabierał się do swych
codziennych studiów nad pismami Tertuliana, zwykł mawiać: „Da miki magistrum” („daj mi mego
mistrza”). Hieronim, O sławnych mężach, t. II, 53.
73 Nie bacząc na uniki dr. Middletona, jest rzeczą niemożliwą przeoczyć wyraźne ślady wizji
i natchnień u ojców apostołów.
74 íreneusz, Adversas haereses, Proem. Dr Middleton (Free Inquiry) zauważa, że z obrony tego
cudu, jako najtrudniejszej, najwcześniej zrezygnowano; odpowiada to jego hipotezie.
75 Atenagoras, Legatio; Justyn Męczennik, Cohortatio ad gentes; Tertulian, De praescriptionibus
haereticorum, Adversus Marcionem, IV. Te sceny były podobne do proroczych furii, o których
Cycero (O naturze bogów, II, 54) wyrażał się z takim brakiem szacunku.
76 Tertulian (Apologetyk, 23) rzuca śmiałe wyzwanie pogańskim urzędnikom. Z pierwotnych
cudownych obrzędów protestanci przejęli jedynie obrzęd egzorcyzmów.
77 Ireneusz, op. cit., II, 56, 57; V, 6. Pan Dodwell (Dissertatio ad Irenaeum, II, 42) dochodzi
do wniosku, że wiek drugi bardziej jeszcze obfitował w cuda niż wiek pierwszy.
78 Teofil, Trzy księgi do Autolika, I.
79 Dr Middleton wydał swój Wstęp w 1747 r., a Free Inquiry w 1749, zaś przed śmiercią, która
nastąpiła w roku 1750, przygotował obronę tej książki przeciw atakom licznych przeciwników.
80 Uniwersytet Oksfordzki nadawał stopnie naukowe jego przeciwnikom. Z oburzenia wyraża­
nego przez Mosheima możemy wnioskować o poglądach uczonych luterańskich.
81 Wydaje się rzeczą godną uwagi, że Bernard z Clairvaux, który opisuje tyle cudów swego
przyjaciela, św. Malachiasza, nigdy nie wspomina swych własnych cudów, o których pamięć z kolei
została starannie przekazana przez j e g o towarzyszy i uczniów. Czy w długiej historii Kościoła
znaleźć można choćby jeden przykład świętego, który by twierdził o sobie, że posiada umiejętność
czynienia cudów?
82 Protestanci najczęściej umieszczają je w czasie nawrócenia Konstantyna. Co rozumniejsi uczeni
Kościoła nie chcą uznać cudów wieku czwartego, zaś bardziej łatwowierni nie chcą odrzucić cudów
wieku piątego.
83 Zarzuty Celsusa i Juliana, wraz z obroną ojców, zostały bezstronnie przedstawione przez
Spanheima w Commentaire sur les Césars de Julien.
84 Pliniusz Mł., List X, 97.
85 Tertulian, Apologetyk, 44; dodaje on jednak z pewnym wahaniem: „Aut si [ e t] aliud, iam non
Christianus.”
86 Filozof Peregrinus (którego życie i śmierć opisał w sposób tak zajmujący Lukian) wyko­
rzystywał przez długi czas łatwowierność i prostotę azjatyckich chrześcijan.
87 Por. bardzo rozsądną rozprawę Barbeyraca, La morale des Peres.
88 Laktancjusz, Divinarían institutionum, VI, 20— 22.
89 Por. dzieło Klemensa z Aleksandrii, zatytułowane Wychowawca, które zawiera rudymenta
etyki, tak jak ich nauczano w najsłynniejszych szkołach chrześcijańskich.
90 Tertulian, De spectaculis, 23; Klemens z Aleksandrii, Wychowawca, III, 8.
Przypisy do rozdziału XV 353

91 Beausobre, Histoire critique du manichéisme, VII, 3. Justyn, Grzegorz z Nyssy, Augustyn


i in. silnie przychylali się do tej opinii.
92 Niektórzy heretycy-gnostycy byli bardziej konsekwentni, odrzucając całkowicie instytucję
małżeństwa.
93 Por. łańcuch tradycji od Justyna Męczennika do Hieronima, Barbeyrac, Morale des Pères,
IV, 6— 26.
94 Por. wielce ciekawą rozprawę o westalkach — w Mémoires de l’Academie des Inscriptions,
t. IV. Mimo że te dziewice obdarowywano zaszczytami i nagrodami, było trudno znaleźć dostateczną
ich liczbę; także obawa przed straszliwą śmiercią nie stanowiła dostatecznego hamulca dla
niewstrzemięźliwości.
95 „Cupiditatem procreandi aut m am scimus aut nulla m ” Minucjusz Feliks, 31; Justyn, A po­
logia I; Atenagoras, Legatio, 28; Tertulian, De cultu feminarum, II.
96 Euzebiusz, VI, 8. Zanim sława Orygenesa nie zaczęła wzniecać sprzeciwu i prześladowań, ta
niezwykła praktyka budziła raczej podziw aniżeli potępienie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że zwykł on
głosić alegoryczne pojmowanie Pisma Świętego, wydaje się niefortunne, że właśnie w tej jednej
sprawie przyjmował literę Pisma dosłownie.
97 Cyprian, Epist., 4; Dodwell, Dissertât. Cyprianie., III. Założyciela zakonu w Fontevrault
oskarżono dużo później, że lekkomyślnie próbował wprowadzić coś w rodzaju tej praktyki. Bayle
zabawia siebie i czytelników rozważaniami na ten delikatny temat.
98 Dupin {Bibliothèque ecclésiastique, t. I) podaje dość szczególną relację z dialogu dzie­
sięciu dziewic, ułożonego przez Metodiusza, biskupa Tyru, i zawierającego przesadną pochwałę
dziewictwa.
99 Już w drugim wieku asceci publicznie proklamowali swe intencje umartwiania ciała
i wstrzymywania się od spożycia mięsa i wina (Mosheim).
100 Por. Morale des Pères. Te pokojowe zasady zostały wskrzeszone — od czasów Reformacji,
przez socynianów, nowoczesnych anabaptystów i kwakrów. Barclay, apologeta religii kwakierskiej,
bronił swych braci, powołując się na autorytet pierwotnych chrześcijan.
101 Tertulian, Apologetyk, 21 ; De idololatria, 17, 18; Orygenes, Contra Celsum, t. I, 33; t. VII,
t. VIII.
102 Tertulian {De corona militis, 11) doradzał w takim wypadku dezercję. Jeśli tego rodzaju rady
docierały do powszechnej świadomości, nie mogło to usposabiać przychylnie cesarzy do społeczności
chrześcijańskiej.
103 Na podstawie opisu, dość wprawdzie okaleczonego, Orygenesa (VIII) stwierdzić można,
że jego przeciwnik Celsus przedstawił swe obiekcje z dużą siłą i szczerością.
104 Partia arystokratyczna we Francji, podobnie jak i w Anglii, podtrzymywała usilnie zasadę
boskiego pochodzenia instytucji biskupów. Natomiast kalwińscy prezbiterowie nie znosili zwierzch­
nika; zaś biskup rzymski nie chciał uznawać innych biskupów za sobie równych. Por. Fra Paolo.
105 W przedstawieniu hierarchii chrześcijańskiej szedłem przeważnie śladami bezstronnego uczo­
nego i pisarza — Mosheima.
106 O prorokach pierwotnego Kościoła — por. Mosheim, Dissertationes ad Hist. Eccl.,
pertinentes, t. II.
107 Por. listy św. Pawła i Klemensa do Koryntian.
108 Hooker, Ecclesiastical Policy, VII.
109 Por. Hieronim, ad Ti tum, I, i Listy, 146, t. I, oraz wymyślną apologię Blondela, Pro sen-
tentia Hieronymi. Opis pierwotnego stanowiska biskupa i prezbiterów Aleksandrii, pióra Hieronima,
znajduje swe potwierdzenie u patriarchy Eutychiusza {Annal., 1.1), którego świadectwa nie umiałbym
odrzucić mimo wszystko, co mu zarzuca uczony Pearson w swych Vindiciae Ignatianae, cz. I, 11.
110 Zob. wstęp do Apokalipsy. Biskupi pod nazwą „aniołów” zostali już ustanowieni w sied­
miu miastach Azji. A jednak list Klemensa (prawdopodobnie równie starej daty) nie naprowadza nas
na jakiekolwiek ślady tej instytucji w Koryncie lub w Rzymie.
354 Przypisy do rozdziału XV

111 „Nulla Ecclesia sine Episcopo” — był to jednocześnie fakt i zasada od czasów Tertuliana
i Ireneusza.
112 Po przebrnięciu przez trudności pierwszego wieku znajdujemy rządy biskupie ustanowione
wszędzie — do czasu gdy obalił je republikański geniusz szwajcarskich i niemieckich reformatorów.
113 Zob. Mosheim — o pierwszym i drugim wieku. Ignacy (w liście do Smymeńczyków, rozdz. 8 i n.)
lubuje się w wywyższaniu godności biskupiej. Le Clerc {Hist. eccl.) surowo osądza jego postępowanie.
Mosheim, stosując ostrzejsze kryteria badawcze, podejrzewa, że nawet mniejsze listy są zafałszowane.
114 „Nonne et Laici sacerdotes sumus?” (Tertulian, De monogamia et de exhortatione castitatis,
rozdz. 7) Jako że serce ludzkie zawsze jest takie samo, niektóre uwagi pana Hume’a na temat
entuzjazmu {Eseje, t. I.) mogą się stosować nawet do prawdziwego natchnienia.
115 Acta Concil. Carthag, apud Cyprian. W soborze tym brało udział 87 biskupów z prowincji
Mauretanii, Numidii i Afryki, a towarzyszyli im niektórzy prezbiterowie i diakoni; „praesente
plebis maxima parte”.
116 „Aguntur praeterea per Graecias illas, certis in locis concilia, e t c ” Tertulian, De ieiunio adversus
psy chicos, 13. Afrykańczyk pisze o tym jako o instytucji nowej i obcego pochodzenia. Stowarzyszenie
chrześcijańskich Kościołów ze znajomością rzeczy opisuje Mosheim.
117 Cyprian w swej podziwianej rozprawie De unitate Ecclesiae.
118 Możemy powołać się na cały charakter postępowania Cypriana, na sens jego doktryny i listów.
Le Clerc w swym krótkim żywocie Cypriana {Bibliothèque universelle, t. XII) obnażył go z dużą
swobodą i precyzją.
119 Jeśli Novatus, Felicissimus i inni, których biskup Kartaginy wygnał ze swego Kościoła
i z Afryki, nie byli najnikczemniejszymi potworami, znaczyłoby to, że gorliwość Cypriana brała
chyba czasami górę nad umiłowaniem prawdy. Bezstronnie opisuje te niejasne spory Mosheim.
120 Mosheim; Dupin, Antiquae Eccl. Disciplin.
121 Tertulian, polemizując z heretykami w odrębnej rozprawie, bronił praw nabytych, które
rościły sobie poszczególne Kościoły apostolskie.
122 Wersja o podróży św. Piotra do Rzymu, której wzmianki znaleźć można u większości staro­
żytnych autorów (por. Euzebiusz, II, 25), była utrzymywana przez wszystkich katolików i uznawana przez
niektórych protestantów (por. Pearson i Dodwell, De success, episcop. Roman). Zaatakował ją jednak
z niezwykłą siłą Spanheim {Miscellanea sacra, III, 3). Według ojca Hardouina mnisi trzynastego wieku,
którzy ułożyli tę Eneidę, przedstawiali świętego Piotra pod alegoryczną postacią bohatera trojańskiego.
123 Jedynie w języku francuskim słynna aluzja do imienia świętego Piotra wypada dobrze:
„Tu es Pierre, et sur cette pierr”; wypada to jednak chropawo w języku greckim, łacińskim i in.,
a jest zupełnie niezrozumiałe w tłumaczeniu na języki germańskie.
124 Ireneusz, Adversus haereses, III, 3; Tertulian, Pr. haer., 36; Cyprian, Epist., 27, 55, 71, 75. Le
Clerc {Hist. eccl.) i Mosheim trudzą się nad wyjaśnieniem tych tekstów, lecz nieścisły i retoryczny styl
ojców wydaje się sprzyjać roszczeniom Rzymu.
125 Por. ostra epistoła Firmilianusa, biskupa Cezarei, do Stefana, biskupa Rzymu {apud
Çyprianum, Epist. 75).
126 W sprawie dysputy na temat ponownego chrztu heretyków — por. listy Cypriana i ks. VII
Euzebiusza.
127 O genezie tych pojęć — zob. Mosheim i Spanheim, Hist. Eccl. Rozróżnienie clerus i laicus
powstało jeszcze przed czasami Tertuliana.
128 Obraz wspólnoty zarysowany przez Platona jest doskonalszy od wyobrażeń na ten temat sir
Tomasza More’a w jego Utopii. Wspólnota kobiet i dóbr doczesnych wydaje się nieodłącznym
składnikiem tego systemu.
129 Józef Flawiusz, Starożytności żydowskie, XVIII [1, § 5]; Filon, De vita contemplativa.
130 Dzieje Apostolskie, rozdz. 2, 4, 5 — z komentarzem Grotiusa. Mosheim w odrębnej pracy
rozprawia się z tą pospolitą opinią, lecz jego argumenty kuleją.
131 Justyn Męczennik, Apologia I, 89; Tertulian, Apologetyk, 39.
Przypisy do rozdziału XV 355

132 Ireneusz, Adver sus haereses, IV, 26, 34; Ory genes, Num. Horn., 11; Cyprian, De unitate
Ecclesiae, II, 34, 35 — z przypisami Coteliera. Konstytucje Apostolskie wprowadzają ten nakaz
boski, określając kapłanów jako postawionych ponad królem, tak jak dusza góruje nad ciałem.
Wśród artykułów podlegających dziesięcinie wymienione są zboże, wino, oliwa i wełna. Na
ten interesujący temat piszą dwaj różni charakterem pisarze: Prideaux w Historii dziesięciu i Fra
Paolo w Delie materie beneficiarie.
133 Pogląd, który przeważał około roku tysięcznego, prowadził do tych samych rezultatów.
Większość ofiarodawców daje następujące wytłumaczenie swych pobudek: „appropinquante mundi
fine”. (Mosheim, General History o f the Church, t. I.)
134 Tum summa cura est fratribus
(U t sermo testatur loquax)
Offerre fundís venditis
Sestertiorum millia.
Addicta avorum praedia
Foedis sub auctionibus,
Successor exheres gemit,
Sanctis egens parentibus.
Haec occuluntur abditis
Ecclesiarum in angulis.
Et summa pietas creditur
Nudare dulces líberos.
Prudencjusz, Peri stephanon, Hymn 2 [w. 73 i n.].
Późniejsze postępowanie diakona Wawrzyńca dowodzi tylko, jak dobrze gospodarowano majątkiem
rzymskiego Kościoła, który niewątpliwie był bardzo znaczny. Niemniej Fra Paolo (3) wydaje się
przesadzać, gdy przypuszcza, że następcy Kommodusa prześladowali chrześcijan z pobudek własnej
chciwości lub chciwości swoich prefektów pretoriańskich.
135 Cyprian, Epist., 62.
136 Tertulian, Pr. haer., 30.
137 Dioklecjan wydał reskrypt, stanowiący jedynie nowe sformułowanie starego prawa: „Col­
legium, si nullo speciali privilegio subnixum sit, haereditatem capere non posse, dubium non est.” Fra
Paolo (4) sądzi, że to postanowienie było zaniedbywane od czasów Waleriana.
138 HCR [Lampridiusz, Aleksander Sewer, 49]. Chodziło o grunt będący własnością publiczną,
0 który chrześcijanie spierali się z cechem rzeźników.
139 Konstytucje Apostolskie, II, 35.
140 Cyprian, De lapsis; Epist., 65. Oskarżenia te zostały potwierdzone przez 19 i 20 kanon soboru
w Illiberis.
141 Zob. apologie Justyna, Tertuliana i in.
142 Bogactwo chrześcijan rzymskich i ich hojność w stosunku do braci w najbardziej odległych
miejscach dziękczynnie wysławia Dionizjusz z Koryntu {apud Euseb., IV, 23).
143 Lukian, de morte Peregrini, 13. Julian {Epist., 49) wydaje się być dotknięty w swych uczuciach
faktem, że dobroczynność chrześcijańska służy nie tylko swym własnym, lecz także i pogańskim
ubogim.
144 Takim przynajmniej było chwalebne postępowanie nowszych misjonarzy, którzy zetknęli
się z podobnymi okolicznościami. Ponad trzy tysiące noworodków porzuca się rocznie na
ulicach Pekinu (Lecomte, Mémoires sur la Chine i Recherches sur les Chinois et les Egyptiens,
1 . 1 ).
145 Montaniści i nowacjanie, którzy hołdowali temu poglądowi z największą surowością
1 uporem, sami w końcu zostali wyklęci jako heretycy; por. uczone i obszerne dzieło Mosheima,
Secul., II i III.
146 Dionysius apud Euseb., IV, 23; Cyprian, De lapsis.
356 Przypisy do rozdziału XV

147 Cave, Primitive Christianity, cz. III, 5. Wielbiciele dawnych czasów żałują zaniku tej publicznej
pokuty.
148 Zob. Dupin, Bibliothèque ecclésiastique, t. II; przedstawia on krótko, lecz w zrozumiały sposób
postanowienia tych soborów, które zebrały się w pierwszych chwilach spokoju po prześladowaniach
Dioklecjana. Prześladowania te były znacznie słabsze w Hiszpanii aniżeli w Galacji, a ta różnica może
w pewnym stopniu tłumaczyć różnice postanowień.
149 Cyprian, Epist., 59.
150 Sztuczki* sposoby i grzeszki kapłanów syryjskiej bogini są bardzo dowcipnie opisane przez
Apulejusza w ósmej księdze jego Metamorfoz.
151 Taki charakter miał urząd azjarchy; częste wzmianki o nim znajdujemy u Arystydesa,
w inskrypcjach etc. Było to stanowisko obsadzone drogą wyboru i rokrocznie. Tylko najpróżniejsi
spośród obywateli mogli pragnąć tego zaszczytu, a tylko najbogatsi mogli podołać wydatkom.
Zob. Patres Apostołki [Epist. Eccl. Smyrn. de M artyrio Poły carpi, 12], z jaką obojętnością
Filip Azjarcha odnosił się do męczeństwa Polikarpa. Podobnie istniały urzędy bityniarchów,
lycjarchów i in.
152 Nowocześni badacze nie są skłonni uwierzyć w to, co prawie jednomyślnie utrzymują ojcowie,
że św. Mateusz ułożył Ewangelię w j. hebrajskim, z której pozostało jedynie greckie tłumaczenie.
A jednak odrzucanie tego świadectwa ojców wydaje się niebezpieczne.
153 Za panowania Nerona i Domicjana — w Aleksandrii, Antiochii, Rzymie i Efezie. Por. Mili,
Prolegomena ad Nov. Testament., oraz obiektywny w treści i obszerny zbiór dr. Lardnera, t. XV.
154 Alogianie (Epifaniusz, Adversus haereres, 51) zaprzeczali prawdziwości Apokalipsy, ponieważ
Kościół w Tiatirze jeszcze wówczas nie istniał. Epifaniusz, uznając ten zarzut, znajduje jednak wyjście
z owej trudności przy pomocy pomysłowego przypuszczenia, że św. Jan pisał w proroczym
nawiedzeniu. Por. Abauzit, Discours sur VApocalypse.
15 5 Listy św. Ignacego i Dionizjusza z Koryntu (apud Euseb., IV, 23) wymieniają wiele Kościołów
w Azji i Grecji. Wydaje się, że Kościół ateński był jednym z najmniej kwitnących.
156 Lukian, Aleksander, czyli rzekomy prorok, 25. Chrześcijaństwo było chyba rozpowszechnione
w Poncie bardzo nierównomiernie, jeśli jeszcze w połowie III w. w rozległej diecezji Neocezarei
znalazło się nie więcej niż siedemnastu wiernych. Por. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. IV,
wg Bazylego i Grzegorza z Nyssy, którzy pochodzili z Kapadocji.
157 Według starożytnych Jezus Chrystus został ukrzyżowany za konsulatu obu Geminusów
w 29 r. naszej ery. Pliniusz został wysłany do Bitynii (wg Pagiego) w 110 roku.
158 Pliniusz Mł., Listy, X, 97.
159 Chryzostom, Opera, t. II.
160 Joannes Malałaś, t. II. Wyciąga on te same wnioski w odniesieniu do liczby ludności Antiochii.
161 Chryzostom, 1.1. Znajomość tych tekstów, choć nie wniosków z nich wysnutych, zawdzięczam
uczonemu dr. Lardnerowi, Credibility o f the Gospel History, t. XII.
162 Basnage, Histoire des Juifs, II, 20— 23, zbadał w duchu najskrupulatniejszej krytyki traktat
Filona opisujący terapeutów. Udowodniwszy, że traktat ten powstał jeszcze za czasów Augusta,
Basnage wykazał — wbrew Euzebiuszowi (II, 17) i całej gromadzie nowoczesnych katolickich
autorów — że terapeuci nie byli ani chrześcijanami, ani mnichami. Jest jednak prawdopodobne, że
zmienili oni swą nazwę, a zachowując obyczaje przyjęli jedynie kilka nowych artykułów wiary
i stopniowo stali się ojcami egipskich ascetów.
163 por jjst Hadriana w HCR [Wopiskus, Saturninus, 1].
164 W sprawie sukcesji biskupów aleksandryjskich — zob. Historię Renaudota, s. 24 i n. Ten
ciekawy fakt został odnotowany w pismach patriarchy Eutychiusza {Annal., 1 .1), a jego bezpośred­
nie świadectwo stanowić może wystarczającą odpowiedź na wszystkie zarzuty, które biskup
Pearson wysunął w Vindiciae Ignatianae.
165 Ammianus Marcellinus, XXII, 16.
166 Orygenes, Contra Celsum, t. I, 52.
Przypisy do rozdziału XV 357

167 „Ingens multitudo” — oto słowa Tacyta, XV, 44.


168 Liwiusz, XXXIX, 13,15— 17. Nic nie może przewyższyć zgrozy i oburzenia, jakie opanowały
senat po wykryciu bachanaliów, których zepsucie opisał, może przesadnie, Liwiusz.
169 Euzebiusz, VI, 43. Tłumacz łaciński (de Valois) uważał za stosowne zmniejszyć liczbę
prezbiterów do 44.
170 Ów stosunek liczbowy prezbiterów oraz ubogich do reszty ludności został po raz pierwszy
obliczony przez Bumeta ( Travels into Italy, s. 168), a potwierdził jego obliczenia Moyle (t. II, s. 151).
Obaj nie znali tekstu Chryzostoma, który przemienia ich domniemania nieomal w fakt.
171 „Serius trans Alpes, religione Dei suscepta.” Sulpicjusz Sewer, II. O Afryce — por. Ter­
tulian, Ad. Scapulam, 3. Istnieje mniemanie, że scyliccy męczennicy byli pierwszymi (Acta Sincera
M at ty rum Ruinaría). Jeden z przeciwników Apulejusza wydaje się być chrześcijaninem, Apología.
172 „Tumprimum intra Gallias martyria visa.” Sulpicjusz Sewer, ibid. Byli to słynni męczennicy
z Lyonu. Zob. Euzebiusz, t. I; Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. II. Według donatystów,
których twierdzenia milczeniem potwierdza Augustyn, Afryka była ostatnią z prowincji, które
przyjęły Ewangelię. Tillemont, t. VI, cz. 1.
173 „Rarae in aliquibus civitatibus ecclesiae, paucorum Christianorum devotione, resurgerent. ” Acta
Sincera Martyrum; Grzegorz z Tours, I, 28; Mosheim. Istnieją powody, by sądzić, że na początku
czwartego stulecia późniejsze rozległe diecezje Leodium, Trewiru i Kolonii stanowiły jedno
biskupstwo, niedawno powstałe. Por. Tillemont, t. VI, cz. I.
174 Data Apologii Tertuliana została ustalona przez Mosheima na rok 198.
175 W piątym wieku było niewiele osób, które chciałyby lub ważyły się wątpić, że Józef z Arymatei
założył klasztor w Glastonbury lub że Dionizjusz Areopagita przedkładał Paryż jako miejsce pobytu
nad Ateny.
176 Ta zdumiewająca przemiana dokonała się w dziewiątym wieku. Por. dzieło Mariany (Hist.
Hisp., t. I, ks. VII, 13), który w każdym sensie naśladuje Liwiusza; oraz uczciwe badania legendy
św. Jakuba w dziele dr. Geddesa, Miscellanies, t. II.
177 Justyn Męczennik, Dialog z Żydem Tryfonem [117]. Ireneusz, Adver sus haereses, I, 10;
Tertulian, adv. Jud., 1. Por. Mosheim.
178 Por. Mosheim — wiek czwarty w jego Historii Kościoła. Wiele okoliczności, choć bardzo
niejasnych, towarzyszących nawróceniu Iberii i Armenii, można znaleźć u Mojżesza z Chorene (Hist.
Armen.], II, 78— 89.
179 Według Tertuliana wiara chrześcijańska przedostała się do tych części Brytanii, których nie
dosięgała siła rzymskiego oręża. Około sto lat później przypisuje się Osjanowi, synowi Fingala, że
będąc już bardzo starym człowiekiem wdał się w dysputę z jednym z cudzoziemskich misjonarzy;
dysputa ta została zachowana w poemacie ułożonym w języku celtyckim. Por. rozprawa pana
Macphersona, O starożytności Poematów Osjana.
180 Gotowie, którzy splądrowali Azję za panowania Galiena, uprowadzili z sobą wielką liczbę
jeńców; niektórzy z nich byli chrześcijanami i stali się misjonarzami. Por. Tillemont, Mémoires
ecclésiastiques, t. IV.
181 Legenda Abgarusa, jakkolwiek fantastyczna, dostarcza rozstrzygającego dowodu, że niewiele
lat przed napisaniem przez Euzebiusza jego historii większość mieszkańców Edessy przyjęła chrześ­
cijaństwo. Ich rywale, mieszkańcy Carrae, stali po stronie pogaństwa jeszcze w szóstym stuleciu.
182 Według Bardesanesa (apud Euseb., Praepar. Evangel.) było nieco chrześcijan w Persji przed
końcem drugiego wieku; za czasów Konstantyna (por. jego list do Szapura, Euzeb., Vita Const., IV,
13) utworzyli oni kwitnącą gminę kościelną. Por Beausobre, Histoire critique du manichéisme, t. I,
oraz Bibliotheca Orientalis, wyd. Assemani.
183 Orygenes, Contra Celsum, VIII, 69.
184 Minucjusz Feliks [wyd. z 1652 r.] z przypisami Wowerusa; Orygenes, Contra Celsum, III;
Julian wg Cyryla, VI, wyd. Spanheim.
185 Euzeubiusz, Hist. Eccl., IV, 3; Hieronim, Epist., 70, t. I.
358 Przypisy do rozdziału XV

186 Historia ta jest ładnie opowiedziana w Dialogach Justyna. Tillemont (Mém. eccl., t. II), który
ją za nim przytacza, jest pewny, że stary człowiek był aniołem w przebraniu.
187 Euzebiusz, V. 28. Wolno mieć nadzieję, że nikt oprócz heretyków nie dał powodu do skargi
Celsusa (Orygenes, 27, 411), iż chrześcijanie wciąż poprawiają i zmieniają teksty swoich Ewangelii.
188 Pliniusz Mł., L isty, X, 97. „Fuerunt alii similis amentiae, cives Romani... M ulti enim omnis
aetatis, o m n i s o r d i n i s, untriusque sexus, et iam vocantur in periculum et vocabuntur
189 Tertulian, A d Scapulam. Lecz nawet w swej retorycznej przesadzie nie wyszedł on poza jedną
dziesiątą, szacując liczbę chrześcijan w stosunku do całej ludności Kartaginy.
190 Cyprian, Epist., 80.
191 Dr Lardner w pierwszym i drugim tomie swego zbioru żydowskich i chrześcijańskich
świadectw przytacza m. in. opinie Pliniusza Młodszego, Tacyta, Galiena, Marka Antonina i — być
może — Epikteta (jest bowiem wątpliwe, czy ten filozof miał na myśli chrześcijan). Nowa sekta nie
została zupełnie zauważona przez Senekę, Pliniusza Starszego i Plutarcha.
192 Gdyby słynne proroctwo siedemdziesięciu tygodni było skierowane do rzymskiego filozofa,
czy nie odpowiedziałby on słowami Cycerona: „Quae tandemista auguratio est, annorum potius quam
aut mensium aut dierum?” De divinatione, II 30. Proszę zauważyć, z jakim brakiem szacunku Lukian
{Aleksander, czyli rzekomy prorok, 13) i jego przyjaciel Celsus {apud Origen., VII, 14) wyrażają się
0 hebrajskich prorokach.
193 Filozofowie, którzy kpili z pradawnych przepowiedni Sybilli, łatwo odkryliby żydowskie
1 chrześcijańskie fałszerstwa, które z takim tryumfem cytowali ojcowie, od Justyna Męczennika do
Laktancjusza. Gdy wersety sybilińskie spełniły przeznaczone sobie zadanie, zostały one, podobnie
jak doktryna Millenium, odłożone do lamusa. Chrześcijańska Sybilla wyznaczyła — raczej
niefortunnie — datę zburzenia Rzymu na rok 195, A.U.C. 948.*
194 Ojcowie, tak jak ich rozciąga w szyku bojowym Dom Calmet {Dissertations sur la Bibie, t. III,
s. 295-308), wydają się pokrywać ciemnościami całą kulę ziemską, a w ich ślady idzie większość
nowoczesnych pisarzy.
195 Origen, ad M atth., 27 i niektórzy nowsi badacze, Beza, Le Clerc, Lardner i in., pragną
ograniczyć to zjawisko do Judei.
196 Głośny tekst Flegona słusznie się już dziś odrzuca. Gdy Terturlian {Apologetyk, 21) zapewnia
pogan, że wzmianka o cudzie znajduje się w Arcana vestra (a nie w Archiva) ma on zapewne na myśli
wersety sybilińskie, które powtarzają dokładnie słowa Ewangelii.
197 Seneka Mł., Quaestiones naturales, I, 15; VI, 1; VII, 17; Pliniusz St., II.
198 Pliniusz St., 30.
199 Wergiliusz, Georgiki, I, 466; Tibullus, II, 5, 75; Owidiusz, Przemiany, XV, 782; Lukan,
Pharsalia, 1 ,535. Ostatni z tych poetów umieszcza ów cud w okresie przed wybuchem wojny domowej.
200 Zob. List otwarty Marka Antonina w Starożytnościach żydowskich (XIV,12, §3) Józefa
[Flawiusza]; Plutarch, Cezar, 69; Appian, Bellum civile, IV; Kasjusz Dion, XLV [17]; Julius
Obsequens, 128, którego mała rozprawa jest wyciągiem o cudach z dzieła Liwiusza.

ROZDZIAŁ XVI

1 W Cyrenie dokonali oni masakry 220 000 Greków, na Cyprze — 240 000 i olbrzymiej liczby
ludności w Egipcie. Wiele nieszczęsnych ofiar przepiłowano — stosownie do precedensu, który
Dawid uświęcił swoim przykładem. Zwycięscy Żydzi pożerali mięso, zlizywali krew i opasywali swe
ciała wnętrznościami. Por. Kasjusz Dion, LXVIII [32].
2 Nie powtarzając dobrze znanych relacji Józefa, możemy się dowiedzieć od Kasjusza Diona
(LXIX, 14), że w wojnie Hadriana 580 000 Żydów zginęło od miecza, nie licząc ogromnych rzesz,
które zmarły z głodu, chorób i ognia.

* Ab urbe condita 948.


Przypisy do rozdziału XVI 359

3 O sekcie zelotów zob. Basnage, Histoire des Juifs, I, 17; o cechach, jakie Mesjaszowi
przypisywali rabini — ibid., V, 11, 12, 13; o czynach Bar Kochby — VII, 12.
4 Modestynowi, prawnikowi rzymskiemu (ks. VI, regular.) zawdzięczam dokładną znajomość
edyktu Antonina. Por. Casaubon, komentarze do HCR.
5 Basnaąę, III, 2, 3. Urząd patriarchy został zniesiony przez Teodozjusza Młodszego.
6 Wspomnijmy tylko święto Purim upamiętniające wyzwolenie Żydów od furii Hamana;
święto to aż do czasów panowania Teodozjusza obchodzono w zuchwały sposób jako rocz­
nicę tryumfu i przybierało ono charakter niczym nie poskromionej swawoli. Basnage, VI, 17;
VIII, 6.
7 Według fałszywego Józefa, Cefo, wnuk Ezawa, poprowadził do Italii armię Eneasza, króla
Kartaginy. Inna część Edomejczyków, uciekłszy przed mieczem Dawida, znalazła schronienie we
włościach Romulusa. Dla tych i dla innych równie ważkich przyczyn Żydzi stosowali nazwę Edom do
Cesarstwa Rzymskiego.
8 W argumentacji Celsusa, tak jak ją przedstawia i zbija Orygenes (V, 59), łatwo możemy
odnaleźć różnicę, jaką czyniono pomiędzy l u d e m żydowskim a s e k t ą chrześcijańską. Zob.
dialog Minucjusza Feliksa, zawierający bezstronny i dość wykwintny opis myśli i uczuć, które
nurtowały ogół w odniesieniu do osób porzucających panujący kult.
9 „Cur nullas aras habent? templa nulla? nulla nota simulacra?... Unde autem vel quis Ule, aut ubi,
Deus unicus, solitarius, destitutes?” Minucjusz Feliks. Pogański rozmówca posuwa się do porównań
korzystnych dla Żydów, którzy ongiś mieli świątynię, ołtarze, ofiary, itd.
10 Jest rzeczą trudną (powiada Plato) uzyskać wiedzę o prawdziwym Bogu, a niebezpieczną
rozgłaszać ją. Zob. Théologie des philosophes we francuskim tłumaczeniu opata d’Olivet dzieła
Cycerona O naturze bogów, t. I.
11 Autor Filopatris niepoprawnie traktuje chrześcijan jako towarzystwo marzycieli i entuzjastów,
„daimonioi aitherioi, aitherobatuntes, aerobatuntes”, itd. W jednym miejscu czyni on w sposób
oczywisty aluzję do wizji, w której św. Piotr został przeniesiony do Trzeciego Nieba. W innym miejscu
Triefon, który uosabia chrześcijanina, po tym, jak wyśmiał bogów pogańskich, zaleca tajemną
przysięgę:
„Hypsimedonta Theon, megan, ambro ton, uraniona,
Hyion Patros, pneuma ek Patros ekporeuomenon,
Hen ek trion, kai eks henos tria.
Arithmeein me didaskeis — odpowiada Krytiasz — kai horkos he arithmetike;
uk oida gar ti legeis; hen tria, tria hen.”
12 Według Justyna Męczennika (Apologia I, 70-85) demon, który zapoznał się nieco i niezbyt
dobrze z proroctwami, celowo przybierał taką postać, aby odstraszyć, choć przy pomocy
odmiennych środków, zarówno filozofów, jak i lud od przyjęcia wiary chrześcijańskiej.
13 W pierwszej i drugiej księdze Orygenesa Celsus traktuje przekazy o narodzeniu i charakterze
naszego Zbawiciela z jak najbardziej bezbożną pogardą. Orator Libaniusz chwali Porfiriusza
i Juliana za zbijanie szaleńczych argumentów sekty, która nazywa człowieka zmarłego w Palestynie
Bogiem i Synem Bożym. Sokrates, Hist. Eccl., III, 23.
14 Cesarz Trajan odmówił zatwierdzenia statutu kompanii straży ogniowej liczącej 150 osób dla
użytku miasta Nikomedii; nie lubił on jakichkolwiek stowarzyszeń. Por. Pliniusz Mł., Listy, X, 42,43.
15 Prokonsul Pliniusz ogłosił ogólny edykt przeciw bezprawnym zebraniom. Roztropność kazała
chrześcijanom zawiesić agapy, lecz nie mogli oni zrezygnować z publicznych nabożeństw.
16 Ponieważ proroctwa dotyczące Antychrysta, mających nadejść pożarów itp., drażniły tych
pogan, których nie zdołały nawrócić, głoszono je ostrożnie i z rezerwą, a montanistów ganiono za
zbyt swobodne odkrywanie niebezpiecznych tajemnic. Zob. Mosheim.
17 A oto słowa Pliniusza Mł.: „Ñeque enim dubitabam, qualecunque esset quod faterentur,
pervicaciam certe inflexibilem obstinationem debere punir i” [Listy, X, 97].
18 Mosheim, Ecclesiastical History, t. I; Spanheim, Remarques sur les Césars de Julien.
360 Przypisy do rozdziału XVI

19 Justyn Męczennik, Apologia 1,35 [27? wyd. bened., II, 12]; Atenagoras, Legatio, 27; Tertulian,
Apologetyk, 7-9; Minucjusz Feliks. Ostatni z tych pisarzy podaje jak najdelikatniej to oskarżenie jako
poszlakowe; odpowiedź Tertuliana jest najśmielsza i najdosadniejsza.
20 W czasie prześladowań chrześcijan lyońskich niektórzy pogańscy niewolnicy byli zmuszani
pod groźbą tortur do oskarżania swego chrześcijańskiego pana. Władze Kościoła w Lyonie w swej
korespondencji z braćmi w Azji traktowały te obrzydliwe oskarżenia z właściwym gniewem
i pogardą. Euzebiusz, V, 1.
21 Zob. Justyn Męczennik, Apologia I [27?]; Ireneusz, Adversus haereses, I, 24; Klemens
z Aleksandrii, Stromata, III [2]; Euzebiusz, IV, 8. Byłoby rzeczą żmudną i budzącą odrazę podawać to
wszystko, co kolejni autorowie wymyślali na ten temat, a co przejął Epifaniusz i przepisał Tillemont.
Pan de Beausobre {Histoire critique du manichéisme, IX, 8, 9) ujawnił z dużą śmiałością przemyślne
sztuczki Augustyna i papieża Leona I.
22 Gdy Tertulian stał się montanistą, począł rzucać oszczerstwa na moralność Kościoła, którego
dawniej tak energicznie bronił. „Sed maioris est Agape, quia per hanc adolescentes tui cum sororibus
dormiunt. Appendices scilicet gulae lascivia et luxuria.” De ieiunio adversus psy chicos, 17. 35 kanon
soboru w Illiberis ustanawia środki zapobiegające skandalom, które zbyt często wymykały się spod
czujności Kościoła i zniesławiały imię chrześcijan w oczach niewiernych.
23 Tertulian (Apologetyk, 2) omawia bezstronne i godne świadectwo Pliniusza z dużym
rozsądkiem, lecz i nieco patetycznie.
24 W tej bogatej kompilacji, jaką stanowi zbiór Historyków Cesarstwa Rzymskiego, a której część
ułożono za panowania Konstantyna, nie ma nawet sześciu linijek na temat chrześcijan. Także pilność
Ksyfilina nie pomogła w znalezieniu ich miana w obszernej historii Kasjusza Diona.
25 Pewien niejasny tekst u Swetoniusza {Boski Klaudiusz, 25) wydaje się świadczyć o tym, w jak
dziwny sposób mylono ze sobą rzymskich Żydów i chrześcijan.
26 Por. w rozdziałach XVIII i XXV Dziejów Apostolskich — o zachowaniu Galiona, prokonsula
Achai, i Festusa, prokuratora Judei.
27 Za czasów Tertuliana i Klemensa z Aleksandrii chwałę męczeństwa przypisywano tylko
św. Piotrowi, św. Pawłowi i św. Jakubowi. Późniejsi Grecy stopniowo przyznali ją innym apostołom,
roztropnie obierając jako widownię ich nauczania i cierpień jakiś odległy kraj poza granicami
Cesarstwa Rzymskiego.
28 Tacyt, Roczniki, XV, 38-44; Swetoniusz, Nero, 38; Kasjusz Dion, LXII [16]; Orozjusz, VII, 7.
29 Cena zboża (przypuszczalnie za jeden modius) została obniżona do „terni nummV\ co
równałoby się cenie około piętnastu szylingów za angielską kwartę.
30 Dodajmy, że pogłoskę tę wspomina Tacyt z nader właściwą nieufnością i wahaniami, podczas
gdy łapczywie powtarza ją Swetoniusz, a uroczyście potwierdza Kasjusz Dion.
31 Samo to świadectwo wystarcza, by wykazać anachronizm popełniany przez Żydów, którzy da­
tują narodziny Chrystusa o blisko jeden wiek wcześniej (Basnage, Histoire des Juifs, V, 14,15). Może­
my dowiedzieć się od Józefa Flawiusza {Starożytności żydowskie, XVIII), że prokuratura Piłata
przypadała na ostatnie dziesięciolecie panowania Tyberiusza, A .D. 27— 37. Jeśli idzie o dokładną
datę śmierci Chrystusa, wczesna tradycja ustala ją na 25 marca 29 roku, a więc na okres konsulatu
obu Geminusów (Tertulian, Adversus Judaeos, 8). Data ta, którą przyjmują Pagi, kardynał Norris
i Le Clerc, wydaje się przynajmniej równie prawdopodobna co data pospolicie przyjęta, która
umieszcza to wydarzenie (nie wiem, na podstawie jakich domniemań) cztery lata później.
32 „Odio humani generis convicti.” Te słowa mogą oznaczać zarówno nienawiść ludzkości do
chrześcijan, jak nienawiść chrześcijan do reszty ludzkości. Wolałem przyjąć to drugie znaczenie jako
najbardziej zgodne ze stylem Tacyta oraz z powszechnym błędem, czemu może podstawę niewinnie
dało jedno z przykazań ewangelii (zob. Łukasz, XIV, 26). Moja interpretacja opiera się na
autorytecie Lipsiusa, na tłumaczeniach Tacyta w językach włoskim, francuskim i angielskim, na
dziełach Mosheima, Le Clerca {Hist. EccL), dr. Lardnera {Jewish and Heathen Testimonies, t. I)
i biskupa Gloucesteru {Divine Legation, t. III). Biorąc jednak pod uwagę, że słowo „convicti” nie
Przypisy do rozdziału XVI 361

łączy się zbyt szczęśliwie z resztą zdania, Jakub Gronovius wolał odczytać je jako „coniuncti”, co
potwierdza cenny rękopis z Florencji.
33 Tacyt, Roczniki, XV, 44.
34 Nardini, Roma antica; Donatus, De Roma antiqua, III.
35 Swetoniusz, Nero, 16. Epitet „maléfica” przetłumaczony przez niektórych przemyślnych
komentatorów jako „magiczny”, jest uważany przez bardziej racjonalnie myślącego Mosheima za
synonim „excitabilis” u Tacyta.
36 Ustęp dotyczący Jezusa Chrystusa, który został wstawiony do tekstu Józefa Flawiusza
pomiędzy czasami Orygenesa i Euzebiusza, dostarczyć może przykładu niepospolitego fałszerstwa.
Spełnienie się proroctw oraz cnoty Jezusa, jego cuda i zmartwychwstanie są tam dokładnie opisane.
Józef przyznaje, że to był Mesjasz, i waha się, czy ma Go nazwać człowiekiem. Gdyby istniała jeszcze
jakaś wątpliwość odnośnie do tego sławnego tekstu, czytelnik może zbadać ostre obiekcje wysunięte
przez Le Fevre’a (Havercamp, Joseph, t. II), mozolne odpowiedzi Daubuza i mistrzowską odpowiedź
anonimowego badacza (Bibliothèque Ancienne et Moderne, t. VII), którym — jak przypuszczam —
był uczony opat de Longuerue.
37 Por. żywot Tacyta, opracowany przez Lipsiusa; inny w opracowaniu opata de la Bléterie;
Dictionnaire pana Bayle’a, artykuł Tacite; Fabricius, Bibliotheca Latina, t. II.
38 „Principatum Divi Nervae, et imperium Traiani, uberiorem securioremque materiam, senectuti
seposuiT Tacyt, Dzieje, I.
39 Tacyt, Roczniki, II, 61; IV, 4.
40 Imię grajka było Aliturus. Posługując się tymi samymi drogami, Józef (Żywot, 3) dwa lata
przedtem uzyskał przebaczenie i uwolnienie dla pewnej liczby żydowskich kapłanów, którzy byli
uwięzieni w Rzymie.
41 Uczony dr Lardner (Jewish and Heathen Testimonies, t. II) udowodnił, że mianem Galilej­
czyków darzono chrześcijan już bardzo dawno, a może nawet od samego początku.
42 Józef Flawiusz, Starożytności żydowskie, XVIII, 1,2; Tillemont, Ruine des Juifs. Synowie Judy
zostali ukrzyżowani za czasów Klaudiusza. Jego wnuk Eleazar po zdobyciu Jerozolimy bronił silnej
fortecy wraz z 960 swoimi najbardziej zdecydowanymi zwolennikami. Gdy za pomocą oblężni-
czego taranu dokonano w niej wyłomu, obrócili oni miecze przeciw swoim żonom i dzieciom,
a później skierowali je we własne piersi; zginęli wszyscy.
43 Zob. Dodwell, Paucitat. M art., XIII. Hiszpańska inskrypcja u Grutera jest oczywistym
i uznanym fałszerstwem, którego dokonał słynny szalbierz Cyriakus z Ankony, aby schlebić dumie
i przesądom Hiszpanów. Zob. Ferreras, Histoire d ’Espagne, t. I.
44 Kapitol został spalony w okresie wojny domowej między Witeliuszem a Wespazjanem,
19 grudnia 69 r.; 10 sierpnia 70 r. świątynia w Jerozolimie została zniszczona raczej rękoma samych
Żydów aniżeli Rzymian.
45 Poświęcenia nowego Kapitolu dokonał Domicjan. Swetoniusz, Domicjan, 5; Plutarch,
Poplicola, 15. Samo złocenie kosztowało 12 000 talentów (ponad dwa i pół miliona funtów).
Marcjalis (IX, Epigram 4) wyraził opinię, że gdyby cesarz postanowił ściągnąć swoje wierzytelności,
sam Jupiter — nawet po wyprzedaniu całego Olimpu — nie mógłby zapłacić dwóch szylingów od
każdego funta długu.
46 W sprawie tej daniny por. Kasjusza Diona, LXVI [7], z przypisami Reimara; Spanheim, De usu
numismatum, t. II; Basnage, Histoire des Juifs, VII, 2.
47 Swetoniusz (Domicjan, 12) widział starca w wieku 90 lat, którego publicznie przesłuchiwano
przed trybunałem prokuratora. To właśnie nazywa Marcjalis: „Méntula tributis damnata”.
48 Termin „brat” był na początku rozumiany dosłownie i przypuszczano, że bracia Jezusa to byli
legalni potomkowie Józefa i Marii. Nabożny szacunek dla dziewictwa Matki Bożej podpowiedział
wpierw gnostykom, a potem ortodoksyjnym Grekom wybieg polegający na obdarzeniu Józefa drugą
żoną. Latyni (od czasów Hieronima) poszli jeszcze dalej, utrzymując, że Józef zawsze żył w celibacie,
a znajdując usprawiedliwienie w wielu przykładach stworzyli nową wykładnię, w myśl której Juda,
362 Przypisy do rozdziału XVI

podobnie jak Szymon i Jakub, których nazywano dotąd braćmi Jezusa Chrystusa, byli tylko
najbliższymi jego kuzynami. Zob. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. I, cz. III; Beausobre,
Histoire critique du manichéisme, II, 2.
49 Trzydzieści dziewięć „plethra”, kwadratów, każdy o stu stopach, które, jeśli dokładnie to
obliczyć, wyniosą ledwie dziewięć akrów. Lecz prawdopodobieństwo okoliczności, praktyki innych
greckich pisarzy i autorytet pana de Valois skłaniają mnie do przekonania, że „plethron” oznacza
rzymskie „iugerum
50 Euzebiusz, II, 20; opowieść ta pochodzi od Hegezypa.
51 O śmierci oraz charakterze Flawiusza Sabina — por. Tacyt (.Dzieje III, 74,75). Był on starszym
bratem i aż do wstąpienia Wespazjana na tron uważano go za główną podporę rodu Flawiuszów.
52 „Flavium elementem patruelem suum c o n t e m p t i s s i m a e in e r t ia e ... ex tenuissima
suspicione interemit F Swetoniusz, Domicjan, 15.
53 Wyspa Pandataria — według Kasjusza Di ona. Bruttius Praesens (u Euzebiusza, III, 18) czyni
miejscem jej wygnania Pontię, niezbyt odległą od tamtej. Ta różnica i błąd popełniony przez
Euzebiusza lub jego kopistów dały powód do przypuszczenia o istnieniu dwóch Domicylli, żony
i bratanicy Klemensa. Zob. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. II.
54 Kasjusz Dion, LXVII [14]; jeśli Bruttius Praesens, który, jak możemy przypuszczać, zebrał te
informacje, był korespondentem Pliniusza Ml. {Listy, VII, 3), to możemy go uważać za ówczesnego
autora.
55 Swetoniusz, Domicjan, 17; Filostrat, Ż ywot Apoloniusza z Tiany, VIII.
56 Kasjusz Dion, ks. LXVIII, 1; Pliniusz Ml., Listy, IV, 22.
57 Pliniusz Ml., Listy, X, 97. Uczony Mosheim wyraża się z najwyższym uznaniem o umiarkowa­
nym i szczerym charakterze Pliniusza. Mimo podejrzeń dr. Lardnera (por. Jewish and Heathen Testi­
monies, t. II), nie jestem w stanie odkryć jakiejkolwiek bigoterii w jego języku lub postępowaniu.
58 Pliniusz Ml., Listy, V, 8. Pliniusz bronił w sądzie po raz pierwszy w 81 r., w rok po słynnym
wybuchu Wezuwiusza, gdy jego stryj stracił życie.
59 Pliniusz ML, ibid., X, 98. Tertulian (Apologetyk, 5) widzi w tym reskrypcie rozluźnienie starych
ustaw karnych, „quas Traianus ex parte frustratus est”; mimo to Tertulian w innej części swojego
Apologetyku wykazuje niekonsekwencję zakazu śledztwa i wymierzania kar.
60 Euzebiusz (IV, 9) zachował edykt Hadriana. Podobnie (w rozdziale 13) daje on tekst edyktu
bardziej jeszcze łaskawego, tzw. Edyktu Antonina, którego prawdziwość nie jest jednak tak
powszechnie uznana. Druga Apologia Justyna zawiera nieco ciekawych szczegółów dotyczących
oskarżeń przeciw chrześcijanom.
61 Tertulian {Apologetyk, 40). Akta Męczeństwa Polikarpa zawierają żywe opisy tych zaburzeń,
które zwykle wzniecała zła wola Żydów.
62 Te przepisy są zawarte w wyżej wymienionych edyktach Hadriana i Piusa; por. Apologia Me-
lita (zob. Euzebiusz, IV, 26).
63 Por. reskrypt Trajana i postępowanie Pliniusza. Najbardziej autentyczne Akta Męczeństwa
pełne są tych perswazji.
64 W szczególności zob. Tertulian {Apologetyk, 2,3) i Laktancjusz {Divinarum institutionum, w. 9).
Rozumowanie obu tych autorów jest prawie identyczne, widać jednak, że jeden z nich był
prawnikiem, a drugi — retorem.
65 Zob. dwa przykłady tego rodzaju tortur w Acta Sincera Martyrum, ogłoszonych przez Rui­
naría (s. 160, 399). Hieronim w swej Legendzie o Pawle Pustelniku snuje dziwne opowia­
danie o młodym mężczyźnie, który leżał skuty łańcuchami na łożu z kwiatów i atakowany był
przez piękną i rozpustną kurtyzanę; poskromił on wzrastającą pokusę, odgryzając sobie język.
66 Nawrócenie się żony Klaudiusza Herminianusa, gubernatora Kapadocji, skłoniło go do
traktowania chrześcijan z niezwykłą surowością (Tertulian, A d Scapulam, 3).
67 Tertulian w swym liście do gubernatora Afryki wspomina kilka niezwykłych przykładów
łagodności i pobłażliwości, o których wieść do niego dotarła.
Przypisy do rozdziału XVI 363

68 „Neąue enim in universum aliquid quod quasi certam formom habeat, constitui potest” — oto
słowa Trajana, które dały dużą swobodę gubernatorom prowincji.
69 „In me talia damnamur, in insulas re leg amur.” Tertulian, Apologetyk, 12. W kopalniach Numidii
pracowało dziewięciu biskupów oraz odpowiednia do tego liczba duchownych i świeckich wiernych;
do nich to skierował Cyprian pobożny list zawierający słowa pochwały i pociechy. Zob. Cyprian,
Epist., 76, 77.
70 Choć nie możemy przyjąć z całkowitym zaufaniem listów ani czynów Ignacego (znajdują się
one w tomie II Ojców Apostolskich), to jednak wolno nam przedstawić tego biskupa Antiochii jako
jednego ze w z o r o w y c h męczenników. Wysłano go do Rzymu w kajdanach, czyniąc zen
publiczne widowisko. Lecz gdy znalazł się w Troas, dotarła doń miła wieść, że prześladowania
w Antiochii dobiegają końca.
71 Pośród męczenników Lyonu (Euzebiusz, V, 1) niewolnicę Blandinę wyróżniono bardziej
wyszukanymi torturami. Spośród pięciu męczenników tak bardzo opiewanych w Acta Felicitatis et
Perpetuae, dwóch było niewolnikami, a dwóch innych bardzo niskiego stanu.
72 Orygenes, Contra Celsum [t. 1 ,8]. Jego słowa zasługują na przytoczenie: „Oligoi kata kairus, kai
sphodra euarithmetoi hyper tes Christianon theosebeias tethnekasi.”
73 Jeśli uprzytomnimy sobie, że nie wszyscy plebejusze Rzymu byli chrześcijanami i że nie wszyscy
chrześcijanie byli świętymi i męczennikami, trudno nam będzie ustalić, na jakiej podstawie można
oddawać religijną cześć kościom i urnom z prochami, które brano bez przebierania z publicznych
cmentarzy. Po dziesięciu wiekach bardzo swobodnego i jawnego handlu powstały wśród niektórych
lepiej wykształconych katolików pewne podejrzenia. By relikwie te były obecnie uznane za dowody
świętości i męczeństwa, wymagane są: litery B.M., fiolka pełna czerwonej cieczy, którą miałaby być
krew, albo też rysunek drzewa palmowego. Lecz dwa pierwsze znaki nie mają wielkiego znaczenia,
a w odniesieniu do trzeciego badacze twierdzą, że: 1. rzekomy znak drzewa palmowego jest może
znakiem cyprysu albo jest to tylko zakrętas kropki lub przecinka, jakimi posługiwano się
w pomnikowych inskrypcjach; 2. palma była symbolem zwycięstwa wśród pogan; 3. wśród
chrześcijan stanowiła ona emblemat nie tylko męczeństwa, ale też radosnego zmartwychwstania.
Por. list pana Mabillona o czci nieznanych świętych oraz Muratori, Sopra le Antichita Italiane,
Rozprawa LVIII.
74 Jako próbka tych legend niech nam wystarczy opowieść o 10 000 żołnierzy chrześcijańskich
ukrzyżowanych jednego dnia — albo przez Trajana, albo Hadriana na górze Ararat (Baronius, A d
martyrologium Romanum; Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. II, cz. II; Geddes, Miscellanies,
t. II). Skrót „MIL.”, który może oznaczać zarówno „żołnierze”, jak „tysiące”, stał się powodem
niektórych niezwykłych pomyłek.
75 Dionizjusz wg Euzebiusza VI, 41. Jedna z tych siedemnastu osób była też oskarżona o rabunek.
76 Listy Cypriana dają interesujący i oryginalny wizerunek zarówno a u t o r a , jak i jego c z a ­
s ó w . Por. też dwa utwory o żywocie Cypriana, napisane z równą dokładnością, choć z bardzo
odmiennych punktów widzenia: jeden pióra Le Clerca (Bibliothèque universelle, t. XII), drugi —
Tillemonta (Mémoires ecclésiastiques, t. IV, cz. I).
77 Por. grzeczny w tonie, lecz surowy w treści list duchowieństwa Rzymu do biskupa Kartaginy
(Cyprian, Listy, 8,9). Pontius z największą troską i wysiłkiem stara się usprawiedliwić swego mistrza
w obliczu ogólnej krytyki.
78 W szczególności przykład Dionizego z Aleksandrii i Grzegorza Taumaturga z Neocezarei.
Euzebiusz, VI, 40; Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. IV, cz. IL
79 Cyprian, Listy, 16, oraz jego żywot pióra Pontiusa.
80 Jesteśmy w posiadaniu oryginalnego tekstu żywota Cypriana, który napisał diakon Pon­
tius, towarzysz jego wygnania i świadek jego śmierci; jesteśmy też w posiadaniu prokonsular-
nych aktów jego męczeństwa. Te dwie relacje są zgodne ze sobą i z zasadami prawdopodobień­
stwa; co jest jeszcze bardziej godne uwagi, w pismach tych nie ma śladów cudownych wy­
darzeń.
364 Przypisy do rozdziału XVI

81 Wydaje się, że były to rozporządzenia okólne, wysyłane jednocześnie do wszystkich guber­


natorów. Dionizjusz (apud Euseb., VII, 11) opowiada historię swego wygnania z Aleksandrii o pra­
wie identycznym przebiegu. Ponieważ udało mu się uciec i przeżyć czas prześladowań, możemy go
uważać albo za bardziej, albo też mniej szczęśliwego od Cypriana.
82 Zob. Pliniusz St., V, 3; Cellarius, Geographia antiqua, cz. III; Shaw, Travels, s. 90. Opis okolicy
(wraz z najdalej wysuniętym Przylądkiem Bona lub Przylądkiem Merkurego) zob. Marmol,
l ’Afrique, t. II. Są tam jeszcze pozostałości wodociągu w pobliżu Curubis, czyli Curbis, obecnie
nazywanej Gurbes; dr Shaw odczytał inskrypcję nazywającą to miasto Colonia Fulvia. Diakon
Pontius (Vita Cypriani, 12) mówi o nim następująco: „Apricum et competentem locum, hospitiumpro
volúntate secretum, et quicquid apponi eis ante promissum est, qui regnum et iustitiam Dei quaerunt.”
83 Cyprian, Listy, 77.
84 Przyjmując chrzest, sprzedał on te ogrody na rzecz ubogich. Łaska Boska (a najprawdopodob­
niej hojność któregoś z chrześcijańskich przyjaciół) przywróciła je Cyprianowi. Zob. Pontius, 15.
85 Gdy rok przedtem Cyprian został zesłany na wygnanie, śniło mu się, że następnego dnia
zostanie stracony. Trzeba więc było jeden dzień tłumaczyć jako rok. Por. Pontius, 12.
86 Pontius (15) przyznaje, że Cyprian, z którym wieczerzał, spędził tę noc „custodia delicata
Biskup wydał swe ostatnie i bardzo słuszne rozporządzenie, by młode kobiety, które czuwały na uli­
cy, odsunięto od niebezpieczeństw i pokus nocnego tłumu. Acta proconsular ia, 2.
87 Oryginalny tekst wyroku zob. Acta proconsularia, 4, i Pontius, 17. Pontius nadaje mu bardziej
retoryczne brzmienie.
88 Pontius, 19. Pan de Tillemont (.Mémoires ecclésiastiques, at. IV, cz. I, s. 450, przypis 50) nie jest
zadowolony z tak stanowczego wykluczenia wcześniejszych biskupów męczenników.
89 Cokolwiek możemy sądzić o charakterze lub zasadach Tomasza Becketa, winniśmy przyznać,
że poniósł śmierć z wytrwałością godną pierwszych męczenników. Zob. Lord Lyttelton, History o f
Henry I f t. II, s. 592 i n.
90 Por. w szczególności traktat Cypriana, De lapsis. Uczoność Dodwella (Dissert. Cyprianie., XII,
XIII) i pomysłowość Middletona (Free Inquiry) nie pozostawiły nic do dodania odnośnie do zasług,
czci i pobudek męczenników.
91 Cyprian, L isty, 5, 6, 7, 22, 24; oraz De Unitate Ecclesiae. Liczba rzekomych męczenników
została zwielokrotniona przez zwyczaj nadawania tego zaszczytnego miana wyznawcom.
92 „Certatim gloriosa in certamina ruebatur; multoque avidius tum martyria gloriosis mortibus
quaerebantur, quam nunc Episcopatus pravis ambitionibus a p p e tu n tu r Sulpicjusz Sewer, II. Opuścił
on przypuszczalnie słowo „n u n ć\
93 Por. Listy do Rzymian, rozdz. 4, 5, wg Ojców Apostolskich, t. II. Apologia Ignacego
odpowiadała celowi biskupa Pearsona (w Vindiciae Ignatianae, cz. II, 9), który przeprowadzał ją przy
pomocy obfitych przykładów i na podstawie licznych źródeł.
94 Opowieść o Polyeuktesie, na podstawie której Corneille napisał piękną tragedię, jest jednym
z najsłynniejszych, choć może nie najbardziej autentycznych przykładów tej nadmiernej gorliwości.
Zauważmy, że 60 kanon soboru w Illiberis odmawia miana męczenników osobom, które same
spowodowały swe skazanie na śmierć, burząc posągi bałwochwalcze.
95 Epiktet, IV, 7 (choć jest nieco wątpliwe, czy chodzi mu o chrześcijan); Marek Antonin, De
rebus suis, XI , 3; Lukian, De morte Peregrini.
96 Tertulian, AdScapulam, 5. Uczeni sprzeczają się o trzy osoby o tym samym imieniu, które były
prokonsulami w Azji Mniejszej. Jestem skłonny przypisać tę opowieść Antoninowi Piusowi, który
został później cesarzem, a był przypuszczalnie gubernatorem w Azji za panowania Trajana.
97 Mosheim, De rebus Christianis ante Constantinum Magnum.
98 Zob. list Kościoła w Smyrnie — Euzebiusz, IV, 15.
99 W Apologii II Justyna jest pewien szczególny i bardzo ciekawy przykład tej prawnej zwłoki.
Z podobną tolerancją postępowano wobec oskarżonych chrześcijan w czasach prześladowań
Decjusza; Cyprian (De lapsis) mówi wyraźnie: „Dies negantibus preastitutus” .
Przypisy do rozdziału XVI 365

100 Tertulian traktuje ucieczkę jako niedoskonały, choć bardzo zbrodniczy akt odszczepieństwa,
jako bezbożną próbę wymknięcia się woli Boga itd., itd. Napisał on na ten temat rozprawę
przepojoną najdzikszym fanatyzmem i bezładną deklamacją. Jest jednak dość godne uwagi, że sam
Tertulian nie stał się męczennikiem.
101 „Libellatici”, znani głównie z pism Cypriana, zostali opisani z największą dokładnością
w obfitym komentarzu Mosheima.
102 Pliniusz Mł. L isty, X, 97; Dionizy Wielki, apudEuseb., VI, 41. „Adprim a statim verba minantis
inimici maximus fratrum numeras fidem suam prodidit: nec prostratus est persecutionis impetu, sed
voluntario lapsu seipsum prostravit.” (Cyprian, Opera). Pomiędzy tymi dezerterami było wielu księży,
a nawet biskupów.
103 To właśnie z tej okazji Cyprian napisał swój traktat De lapsis i wiele listów. Kontrowersje,
dotyczące traktowania skruszonych odszczepieńców nie zdarzały się wśród chrześcijan w poprze­
dnim stuleciu. Czy mamy to przypisać ich większej wierze i odwadze, czy też własnej skromniejszej
wiedzy o ich przeszłości?
104 Zob. Mosheim. Sulpicjusz Sewer był pierwszym autorem tego obliczenia; chciał on jednak
zachować jako dziesiąty i największy okres prześladowań — czas przyjścia Antychrysta.
105 Świadectwo dane przez Poncjusza Piłata po raz pierwszy wspomina Justyn. Kolejne
upiększenia tej opowieści (w miarę jak przechodziła ona przez ręce Tertuliana, Euzebiusza,
Epifaniusza, Chryzostoma, Orozjusza, Grzegorza z Tours i autorów poszczególnych wydań Aktów
Piłata) bezstronnie stwierdza Dom Calmet, Dissert, sur VEcriture, t. III, s. 651 i n.
106 O tym cudzie, jak się go pospolicie nazywa, Grzmiącego Legionu — zob. godna podziwu
krytyka pana Moyle’a, Works, t. II, s. 81— 390.
107 Kasjusz Dion (lub raczej autor skrótu jego dzieła Ksyfilin), LXXII [4]. Pan Moyle dał opis
położenia Kościoła za panowania Kommodusa.
108 Por. żywot Karakalli w HCR z listem Tertuliana do Scapuli. Dr Jortin (Remarks on
Ecclesiastical His tory, t. II), rozważając uleczenie Sewera za pomocą oleju świętego, usilnie pragnie
nadąć mu cudowny charakter.
109 Tertulian, De fuga, 13. Dar ofiarowano podczas święta saturnalii. Tertulian jest szczerze
zatroskany, że wiernych wzięto za przedstawicieli najbardziej niegodziwego zawodu, którego
praktykowanie trzeba było opłacać władzom.
110 Euzebiusz, V, 23, 24; Mosheim.
111 „Iudaeos fieri sub gravi poena vetuit. Idem etiam de Christianis sanxit.” HCR, Spartianus
[Sewer, 17].
112 Sulpicjusz Sewer, II. To obliczenie (z jednym wyjątkiem) jest przyjęte przez Euzebiusza w jego
historii i w pismach Cypriana.
113 O starożytności kościołów chrześcijańskich piszą Tillemont {Mém. eccL, t. III, cz. II) i Moyle
(t. I). Tillemont wiąże budowę pierwszych kościołów z okresem pokoju za Aleksandra Sewera,
Moyle — z pokojem za Galiena.
114 Zob. HCR [Lampridiusz, Aleksander Sewer, 45]. Cesarz Aleksander przyjął ich metodę
publicznego wysuwania kandydatów do stanu duchownego. Prawdą jest, że zaszczyt takiej praktyki
przypisuje się również Żydom.
115 Euzebiusz, VI, 21; Hieronim, De script. Eccl., t. II, 54. Zarówno chrześcijanie, jak i poganie
opisywali Mameę jako kobietę świętą i pobożną, lecz jest niemożliwe, aby u tych pierwszych zasłużyła
sobie na takie zaszczytne miano.
116 HCR [Lampridiusz, Aleksander Sewer, 29]. Mosheim wdaje się w zbyt subtelne rozważania na
temat religijności Aleksandra. Relacje o jego planie zbudowania publicznej świątyni, poświęconej
Chrystusowi (HCR, ibid., 43), i obiekcje, wysunięte wobec niego lub w podobnych okolicznościach
wobec Hadriana, nie mają, jak się wydaje, innej podstawy, niż nieprawdopodobna i zmyślona przez
chrześcijan pogłoska, którą łatwowiernie przyjął historyk czasów Konstantyna.
117 Euzebiusz, VI, 28. M ożna przypuszczać, że sukces chrześcijan rozjątrzył rosnącą bigoterię
366 Przypisy do rozdziału XVI

pogan. Kasjusz Dion, który pisał swoją historię za poprzedniego panowania, najprawdopodobniej
pragnął dostarczyć swemu panu rad dotyczących prześladowań, przypisując te rady lepszym czasom
i ulubieńcowi Augusta. Odnośnie do oracji Mecenasa (lub raczej samego Kasjusza) mogę polecić swą
własną bezstronną opinię (t. I, rozdz. 1, przypis 25) oraz zdanie opata de la Bléterie (Mémoires
de PAcadémie, t. XXIV).
118 Orozjusz (VII, 19) pisze o Orygenesie jako przedmiocie urazy Maksymina. Firmilianus, biskup
Kapadocji tego okresu, daje właściwy i nieprzesadny pogląd na to prześladowanie (wg Cypriana, Listy, 75).
119 W liście Dionizego Wielkiego (apud Euseb., VII, 10) znajduje się wzmianka o władcach,
0 których powszechnie mniemano, że są chrześcijanami, a odnosi się ona w sposób oczywisty do
Filipa i jego rodziny. Jest to pewnego rodzaju świadectwo z tych czasów dowodzące, że tego rodzaju
pogłoska była rozpowszechniona. Lecz biskup Egiptu, który trzymał się skromnie z dala od dworu
cesarskiego, nie miał zaufania do prawdziwości tej wersji i stosownie się o tym wyrażał. Listy
Orygenesa (dostępne jeszcze za czasów Euzebiusza — por. VI, 36) najprawdopodobniej rozstrzyg­
nęłyby tę sprawę, raczej ciekawą aniżeli ważną.
120 Euzebiusz, VI, 34. Opowieść ta, jak to zwykle bywa, została upiększona przez późniejszych
autorów; zbija ją z erudycyjną przesadą Frederick Spanheim (Opera varia, t. II, s. 400 i n.).
121 Laktancjusz, De mortibus persecutorum, 3, 4. Uczciwszy pomyślność Kościoła i wzrost liczby
jego wyznawców za panowania długiego szeregu dobrych władców, dodaje on: „Extitit post am os
plurimos, execrabile animal, Decius, qui vexaret Ecclesiam.”
122 Euzebiusz, VI, 39; Cyprian, Listy, 55. Stolec biskupa w Rzymie pozostał pusty od czasu męczeń­
skiej śmierci Fabiana, która miała miejsce 20 stycznia 250 r., do wyboru Korneliusza 4 czerwca 251 r.
Decjusz przypuszczalnie wcześniej opuścił Rzym, gdyż został zabity przed końcem tego roku.
123 Euzebiusz, VII, 10. Mosheim jasno wykazał, że prefekt Makrianus i egipski Magus to
jedna i ta sama osoba.
124 Euzebiusz (VII, 13) daje nam grecką wersję tego łacińskiego edyktu, który — jak się wyda­
je — był bardzo treściwy. Innym edyktem Galien nakazał zwrócić chrześcijanom caemeteria.
125 Euzebiusz, VII, 30; Laktancjusz, De mortibus persecutorum, 6; Hieronim, Kronika świata
[Anno ab. Abr. 2290]; Orozjusz, VII, 23. Język tych pism jest, ogólnie biorąc, tak dwuznaczny
1 niepoprawny, że nie możemy w żaden sposób ustalić, do jakiego stopnia Aurelian urzeczywistnił swe
zamiary, zanim został zamordowany. Większość autorów nowszych (z wyjątkiem Dodwella
w Dissert. Cyprian, XI, 64) wykorzystała to celem powiększenia listy męczenników.
126 Pawła bardziej cieszył tytuł „Ducenarius>>niż tytuł biskupa. „Ducenarius” był to prokurator
cesarski, nazywany tak od swej pensji wysokości 200 sestercji (czyli 1600 funtów szt.) rocznie (por.
Salmasius, ad Historia Augusta). Niektórzy badacze przypuszczają, że biskup Antiochii uzyskał ten
urząd od Zenobii, inni zaś tytułują go tak dla zobrazowania jego zuchwalstwa i umiłowania blasku.
127 Symonia nie była rzeczą nieznaną w owych czasach, a duchowieństwo nieraz kupowało to, co
zamierzało odsprzedawać. Okazuje się, że biskupstwo Kartaginy zostało zakupione przez bogatą
matronę, Lucyllę, dla jej sługi nazywającego się Majorinus. Cena wynosiła 400 folies (Monument.
antiq. ad calcem Optati, s. 263). Każdy follis liczył 125 sztuk srebra, a cała suma równa się
przypuszczalnie 2400 funtów szt.
128 Gdybyśmy chcieli łagodniej ocenić postępowanie Pawła, musielibyśmy nabrać podejrzenia, że
zgromadzenie biskupów Wschodu ogłosiło najbardziej złośliwe kalumnie, które zawarto w okól­
nikach rozsesłanych do wszystkich kościołów Cesarstwa (wg Euzebiusza, VII, 30).
129 Jego herezja (jak herezja Noetusa i Sabeliusza w tym samym stuleciu) skłonna była mieszać ze
sobą mistyczne cechy Osób Boskich (Mosheim).
130 Euzebiusz, VII, 30. Jemu to właśnie zawdzięczamy interesującą historię Pawła z Samosaty.
131 Erę męczenników, do dziś zachowywaną przez Koptów i Etiopczyków, należy liczyć od 29 sier­
pnia 284 r., biorąc pod uwagę, że początek roku egipskiego przypadał na 19 dni przed rzeczywistym
wstąpieniem na tron Dioklecjana. Por. Dissertation préliminaire á kart de vérifier les dates.
132 Słowa Laktancjusza (De mortibus persecutorum, 15), sacrificio pollui coegit ’ zakładają, że już
Przypisy do rozdziału XVI 367

poprzednio zostały one nawrócone, lecz nie wydają się usprawiedliwiać słów Mosheima, że zostały
ochrzczone prywatnie.
133 Pan de Tillemont {Mémoires ecclésiastiques, t. V, cz. I) cytuje według Spicilegium Dom Luca
d’Archeri bardzo ciekawą instrukcję, którą biskup Teonas napisał na użytek Lukiana.
134 Laktancjusz, De mortibus persecutorum, 10.
135 Euzebiusz, VIII, 1. Czytelnik, który przestudiuje oryginał, nie oskarży mnie o przesadę.
Euzebiusz miał lat blisko szesnaście, gdy Dioklecjan wstąpił na tron.
136 Spośród wielu przykładów wymieńmy tajemniczy kult Mitry i Taurobolia. Obrzęd Taurobolii
stał się modny w czasach Antoninów (por. rozprawa pana de Boze’a w Mémoires de l’Académie des
Inscriptions, t. II). Powieść Apulejusza jest w równym stopniu pełna pobożności, co i satyry.
137 Szalbierz Aleksander gorąco zachwalał wyrocznię Trofoniusza w Mallos oraz wyrocznie
Apollina w Klaros i Milecie (Lukian, t. II). Tej ostatniej (której osobliwa historia zawiera pewien
bardzo interesujący epizod) radził się Dioklecjan, zanim ogłosił swe edykty o prześladowaniu
chrześcijaństwa (Laktancjusz, De mortibus persecutorum, 11).
138 Pomijając starodawne opowieści o Pitagorasie i Aristeasie, cudowne przypadki wyleczenia
w przybytku Eskulapa i baśnie, które opowiadano o Apolloniosie z Tiany, były często przeciwsta­
wiane opowieściom o cudach Chrystusa; zgadzam się jednak z dr. Lardnerem (por. Jewish and Hea-
then Testimonies, t. III), że gdy Filostrat układał swój żywot Apolloniosa, nie to było jego zamierzeniem.
139 Należy poważnie żałować, że ojcowie chrześcijańscy przez swe uznanie nadprzyrodzonego
lub, jak to twierdzili, piekielnego składnika w kulcie pogańskim, własnymi rękoma niweczyli dwie
korzyści, które mogliśmy byli uzyskać dzięki hojnym ustępstwom naszych przeciwników.
140 Julian [t. I] (wyd. Spanheima) wyraża pobożną radość z faktu, że opatrzność bogów
doprowadziła do upadku bezbożnych sekt i do zniszczenia przeważającej części pism pirrończyków
i epikurejczyków, których liczba była bardzo duża, jeśli się weźmie pod uwagę, że sam Epikur na­
pisał nie mniej niż 300 tomów. Por. Diogenes Laertios, X, 26.
141 „Cumque alios audiam mussitare indignanter, et dicere opportere statui per Senatum, aboleantur
ut haec scripta, quibus Christiana Religio comprobetur, et vetustatis opprimatur auctoritas.” Amobiusz,
Adver sus gentes, III. Autor dodaje bardzo właściwie: „Erroris comincite Cicer onem... nam inter cipere
scripta, et publicatam veile submergere lectionem, non est Deum [D eos] defendere sed veritatis
testificationem timere.”
142 Laktancjusz {Divinarum institutionum, V, 2, 3) bardzo jasno i z werwą opisuje dwóch spośród
filozoficznych przeciwników wiary. Duży traktat Porfiriusza przeciw chrześcijanom składał się
z trzydziestu ksiąg, a powstał na Sycylii około 270 r.
143 Sokrates, Hist. Eccl., I, 9; Kodeks Justyniana, ks. I, art. I, prawo 3.
144 Euzebiusz, VIII, 4, 17. Ogranicza on liczbę wojskowych męczenników godnymi uwagi
słowami: „spanios tuton heis pu kai deuteros”, których siły nie oddał ani tłumacz łaciński, ani
francuski. Niezależnie od autorytetu Euzebiusza oraz milczenia na ten temat Laktancjusza,
Ambrożego, Sulpicjusza, Orozjusza i innych, przez długi czas wierzono, że legion tebański,
składający się z 6000 chrześcijan, zginął męczeńską śmiercią na rozkaz Maksymiana w dolinie Alp
Penińskich. Po raz pierwszy opublikował tę opowieść w połowie V w. Eucherius, biskup Lyonu,
a dowiedział się o niej od pewnych osób, którym ją przekazał Izaak, biskup Genewy, który podobno
usłyszał ją od Teodora, biskupa Oktodurum. Wciąż istnieje opactwo Św. Maurycego jako bogaty
pomnik łatwowierności Zygmunta, króla Burgundii. Por. doskonała rozprawa w t. XXXVI
Bibliothèque raisonnée.
145 Acta Sincera Martyrum, s. 299. Opisy jego męczeństwa oraz męczeńskiej śmierci Marcellusa
noszą wszelkie piętno prawdy i autentyczności.
146 Acta Sincera Martyrum.
147 De mortibus persecutorum, 11. Laktancjusz (lub ktokolwiek inny, kto był autorem tej małej
rozprawy) był w owym czasie mieszkańcem Nikomedii; niemniej trudno sobie wyobrazić, jak uzyskał
on tak dokładne wiadomości o tym, co zaszło w pałacu cesarskim.
368 Przypisy do rozdziału XVI

148 Jedyny szczegół, który możemy odkryć, to nabożność i zawiść matki Galeriusza. Laktancjusz
określają: „Deorum montium cultrix; mulier admodum superstitiosa.” Miała ona duży wpływ na syna
i czuła się obrażona lekceważącym stosunkiem niektórych swych chrześcijańskich sług.
149 Kult boga Terminusa i jego święto są opisane z wdziękiem przez pana de Boze’a w Mémoires
de l’Académie des Inscriptions, t. I.
150 W naszym jedynym rękopisie Laktancjusza czytamy „profectus” , ale rozsądek i autorytet
wszystkich badaczy pozwala nam zastąpić to słowo, które odbiera całemu zdaniu wszelki sens,
słowem „p r a e f e c t u s ” .
151 Laktancjusz {De mortibus persecutorum, 12) daje bardzo żywy opis zniszczenia kościoła.
152 Mosheim, w oparciu o wiele luźnych fragmentów pism Laktancjusza i Euzebiusza, odtworzył
bardzo dobrze i dokładnie treść tego edyktu, chociaż nieraz odchyla się w kierunku domniemań
i subtelnych spekulacji.
153 Wiele wieków później Edward I zastosował z wielkiem powodzeniem te same metody
prześladowań przeciw duchowieństwu Anglii. Zob. Hume, History o f England, t. II.
154 Laktancjusz nazywa go tylko „quidam, etsi non recte, magno tamen animo” , etc. {De mortibus
persecutorum, 13); Euzebiusz (VIII, 5) nadaje mu świeckie zaszczyty. Ani jeden, ani drugi nie raczyli
wymienić jego imienia, ale Grecy święcą jego pamięć pod imieniem Jan. Zob. Tillemont, Mémoires
ecclésiastiques, t. V, cz. II.
155 Laktancjusz, De mortibus persecutorum, 14, 15. „Potentissimi quondam Eunuchi necati, per
quos Palatium et ipse constabat.” Euzebiusz (VIII, 6) wspomina okrutne egzekucje eunuchów
Gorgoniusza i Doroteusza oraz Antimusa, biskupa Nikomedii. Obaj autorzy opisują raczej nie­
jasno, ale tragicznym tonem straszliwe sceny, które się rozgrywały nawet w obecności cesarza.
156 Zob. Laktancjusz, Euzebiusz, Konstantyn, Oratio ad coetum sanctorum, 25. Euzebiusz
wyznaje swą niewiedzę co do przyczyn tego pożaru.
157 Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. V, cz. I.
158 Acta Sincera M ar ty rum, wyd. Ruinarta; te, które się odnoszą do Feliksa z Thibary (lub
Tibiury) wydają się być znacznie mniej zniekształcone w tym wydaniu aniżeli w innych, które
dostarczają żywych przykładów swobody w tworzeniu legend.
159 Por. Optata z Milewe, De schismate donatistarum, ks. I (wyd. Dupin, Paryż, 1700). Żył on za
panowania Walensa.
160 Starodawne dokumenty, opublikowane u końca dzieła Optata, opisują w sposób szczegółowy
postępowanie gubernatorów odnośnie do burzenia kościołów. Sporządzali oni dokładny inwentarz
kosztownych naczyń itp., które w nich znajdowali. Zachowany jest inwentarz kościoła w Cirta,
w Numidii, który wymienia dwa kielichy złote i sześć srebrnych, sześć urn, jeden kociołek, siedem
lamp — wszystkie ze srebra; ponadto dużą ilość przedmiotów z mosiądzu oraz części stroju.
161 Laktancjusz {Divinarum institutionum, V, 11) ogranicza rozmiary tego nieszczęścia do
zebranych na comenticulum. Euzebiusz (VIII, 11) rozciąga je na całe miasto i wprowadza do
opowieści coś w rodzaju regularnego oblężenia. Jego starożytny łaciński tłumacz, Ruflnus, dodaje
ważny szczegół: zezwolenie mieszkańcom na opuszczenie murów. Biorąc pod uwagę, że Frygia
sięgała do granic Izaurii, jest możliwe, że niespokojny duch tych niezależnych barbarzyńców mógł się
przyczynić do tego nieszczęścia.
162 Euzebiusz, VIII, 6. Pan de Valois sądzi (z pewnym prawdopodobieństwem), iż w oracji
Libaniusza odkrył ślad syryjskiej rebelii; sądzi on nadto, że lekkomyślnie postąpił trybun Eugeniusz,
który z pięciuset ledwie żołnierzami zawładnął Antiochią, sądząc może, że potrafi obietnicami
religijnej tolerancji pozyskać sobie chrześcijan. Z pism Euzebiusza (IX, 8), jak i Mojżesza z Chorene
{Hist. Armen., II, 77 i n.) można wnioskować, że chrześcijaństwo w tym czasie było już znane
w Armenii.
163 Zob. Mosheim. Tekst Euzebiusza jasno ukazuje, że gubernatorzy, których kompetencje
zostały dzięki nowym prawom rozszerzone, a nie ograniczone, mogli karać śmiercią najbardziej
upartych chrześcijan, by dać tym przykład ich braciom.
Przypisy do rozdziału XVI 369

164 Atanazy wg Tillemonta, Mémoires ecclésiastiques, t. V, cz. I.


165 Euzebiusz, VIII, 13; Laktancjusz, De mortibus persecutorum, 15. Dodwell ( Dissert. Cyprian.,
XI, 75) przedstawia opinie obu tych autorów jako sprzeczne z sobą. Lecz pierwszy z nich, Euze­
biusz, pisze o Konstancjuszu w randze cezara, podczas gdy Laktancjusz pisze o tym samym władcy,
gdy osiągnął już godność augusta.
166 Dacjanus jest wspomniany w Inskrypcjach Grutera jako ten, który określił granice pomiędzy
obszarami Pax Iulia i Ebory, dwóch miast położonych w południowej części Luzytanii. Jeśli
przypomnimy sobie, że obie te miejscowości leżą w pobliżu Przylądka św. Wincentego, możemy
nabrać podejrzenia, że słynny diakon i męczennik tego imienia został niewłaściwie określony przez
Prudencjusza i innych jako mieszkaniec Saragossy lub Walencji. Por. górnolotna historia jego
cierpień w Mémoires de Tillemonta (t. V, cz. II). Niektórzy badacze są zdania, że obszar władania
Konstancjusza, gdy był cezarem, nie obejmował Hiszpanii, która wciąż znajdowała się pod
bezpośrednim zarządem Maksymiana.
167 Euzebiusz, VIII, 11. Gruter, Inscriptions, s. 1171, nr 18. Rufinus pomylił się co do urzędu, jaki
zajmował Adauktus, a także i co do miejsca jego męczeństwa.
168 Euzebiusz, VIII, 14. Ponieważ Maksencjusz został pokonany przez Konstantyna, od­
powiadało to zamiarom Laktancjusza, by umieścić go pomiędzy prześladowcami, którzy zginęli.
169 Epitafium Marcellusa można znaleźć w Inskrypcjach Grutera (s. 1172, nr 3) i zawiera ono
wszystko, co wiemy, o jego historii. Marcellinus i Marcellus, których imiona znajdują się obok siebie
na liście papieży, uważani są przez wielu badaczy za różne postacie, lecz uczony opat de Longuerue
był przekonany, że jest to jedna i ta sama osoba.
Veridicus rector lapsis quia crimina flere
Praedixit miseris, fu it omnibus hostis amarus.
Hinc furor, hinc odium; sequitur discordia, lites,
Seditio, caedes; solvuntur foedera pads.
Crimen ob alterius, Christum qui in pace negavit
Finibus expulsus patriae est feritate Tyranni.
Haex breviter Damasus voluit comperta referre:
Marcelli populus meritum cognoscere posset.
Zauważmy, że Damazy został biskupem Rzymu w 366 r.
170 Optât z Milewe, De schismate donatistarum, I, 17, 18.
171 Akta męczeństwa św. Bonifacego, które obfitują w cuda i pełne są wyrazu zachwytu,
opublikował Ruinart (s. 283— 291) po grecku i łacinie, na podstawie bardzo starych rękopisów.
172 Jest niewiele śladów, które by świadczyły, że w ciągu pierwszych czterech wieków na obszarze
zachodniego Illyricum istnieli biskupi względnie biskupstwa. Uważa się za prawdopodobne, że
władza prymasa Mediolanu rozciągała się na Sirmium, stolicę tej wielkiej prowincji. Por. Charles de
St. Paul, Geographia sacra, s. 68— 76, z uwagami Lucasa Holsteniusa.
173 Księga VIII Euzebiusza, jak i suplement dotyczący męczenników Palestyny, odnoszą się
głównie do prześladowań Galeriusza i Maksymina. Biadania Laktancjusza na początku księgi V jego
Divinarum institutionum dotyczą ich okrucieństwa.
174 Euzebiusz (VII, 17) przekazał nam grecką wersję tego pamiętnego edyktu, zaś Laktancjusz
(De mortibus persecutorum, 34) łaciński oryginał jego tekstu. Ani jeden, ani drugi nie wydają się
świadomi, jak bardzo tekst ten przeczy ich twierdzeniom o skrusze i pokucie Galeriusza.
175 Euzebiusz, IX, 1; zamieszcza on tekst listu prefekta.
176 Por. Euzebiusz, VIII, 14; IX, 2— 8; Laktancjusz, De mortibus persecutorum, 36. Pisarze ci są
zgodni w opisie postępowania Maksymina; lecz podczas gdy pierwszy informuje o egzekucji kilku
męczenników, drugi stwierdza wyraźnie: „occidi servos Dei vetu if\
177 N a kilka dni przed śmiercią ogłosił on bardzo rozwlekły edykt o tolerancji, winę za okrutną
surowość wobec chrześcijan przypisuje w nim sędziom i gubernatorom, którzy źle zrozumieli jego
intencje. Zob. tekst edyktu u Euzebiusza, IX, 10.
370 Przypisy do rozdziału XVI

178 Taki jest s ł u s z n y wniosek z dwóch godnych uwagi ustępów u Euzebiusza (VIII, 2, i De
M artyr. Pales tin., 12). Rozwaga historyka naraziła jego samego na podejrzenia i krytykę. Jest rzeczą
dobrze wiadomą, że został wtrącony do więzienia, a istniały podejrzenia, że kupił sobie uwolnienie
jakimś haniebnym ustępstwem. Zarzut ten stawiano mu za życia, a nawet na soborze w Tyrze —
w jego obecności. Zob. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. VIII, cz. I.
179 Starodawny i, być może, autentyczny opis cierpień Tarachusa i jego towarzyszy (Ruinart,
Acta Sincera Martyrum) zawiera silne wyrazy niechęci i pogardy, które musiały rozgniewać
dostojnika cesarskiego. Zachowanie się Edezjusza w stosunku do Hieroklesa, prefekta Egiptu, było
jeszcze bardziej niezwykłe. „Logois te kai ergois ten dikasten... peribalon.” Euzebiusz, De Martyr.
Pales tin., 5.
180 Euzebiusz, ibid., 13.
181 Augustyn, Collât. Carthagin. Dei, III, 13, wg Tillemonta, Mémoires ecclésiastiques, t. V, cz. I.
Kontrowersja z donatystami rzucała pewne, choć być może stronnicze, światło na historię Kościoła
w Afryce.
182 Euzebiusz, De M artyr. Palestin., 13. Zamyka on swoją narrację zapewnieniem, że były to akty
męczeństwa dokonane w Palestynie w ciągu c a ł e g o okresu prześladowań. Może się wydawać, że
rozdział 9 Księgi VIII, odnoszący się do prowincji Tebaidy w Egipcie, zaprzecza naszym skromnym
obliczeniom, w istocie jednak każe nam on podziwiać kunszt tego historyka. Obrawszy sobie za scenę
najbardziej wyszukanych okrucieństw prowincję cesarstwa, która była najbardziej odległa i odoso­
bniona, Euzebiusz opowiada, że w Tebaidzie nierzadko padało ofiarą męczeńskiej śmierci od
dziesięciu do stu osób dziennie. Lecz gdy w dalszym ciągu opowiada o swojej podróży do Egiptu, jego
język staje się stopniowo bardziej ostrożny i umiarkowany. Miast podawać jakąś dużą i określoną
liczbę, pisze o „wielu chrześcijanach” („pleius”) i w sposób nader kunsztowny posługuje się
dwoma dwuznacznymi słowami („historesamen” i „hypomeinantas”), które mogą oznaczać, że:
albo coś widział lub coś słyszał; albo oczekiwanie kary, albo jej wykonanie. Stworzywszy
w ten sposób bezpieczny wybieg, pozostawia ten dwuznaczny tekst swoim czytelnikom i tłu­
maczom w słusznej nadziei, że pobożność skłoni ich do obrania korzystniejszego znaczenia. Być
może, nie była pozbawiona złośliwości uwaga Teodora Metochity, że wszyscy, którzy jak Euze­
biusz pozostawali w dobrych stosunkach z Egipcjanami, lubowali się w stylu niejasnym i za­
wiłym.
183 Gdy Palestynę podzielono na trzy części, prefektura wschodnia obejmowała 48 prowincji.
Ponieważ stare granice narodowe dawno już zostały zniesione, Rzymianie wydzielali prowincje na
ogół równe sobie pod względem obszaru i zamożności.
184 „U t gloriaripossint nullum se innocentiumperemisse, nam et ipse audivi aliquosgloriantes, quia
administratio sua, in hac parte, fuerit incruenta.” Laktancjusz, Divinarum institutionum, 11.
185 Grotius, Annales de rebus Belgicis, ks. I.
186 Fra Paolo (Istoria del Concilio Trident ino, III) redukuje liczbę belgijskich męczeników do
50 000. Pod względem uczoności i umiarkowania Fra Paolo dorównywał Grotiusowi. Bliższy dystans
w czasie daje pewną przewagę świadectwa Fra Paolo, lecz traci on ją, gdy się weźmie pod uwagę
odległość z Wenecji do Niderlandów.

ROZDZIAŁ XVII

1 Polibiusz, IV [45]. Zauważa on, że pokój mieszkańców Bizancjum był często zakłócany oraz
kurczył się obszar ich terytorium wskutek najazdów Traków.
2 Żeglarz Byzas, którego nazwano synem Neptuna, założył to miasto w 656 roku przed
Chrystusem. Jego ludzie rekrutowali się z Argos i Megary. Później Bizancjum zostało odbudowane
i ufortyfikowane przez spartańskiego dowódcę Pauzaniasza. Por. Scaliger, Animadvers. ad Euseb.;
Du Cange, Constantinopolis, ks. I, cz. I, 15, 16. Odnośnie do wojen, które Bizancjum prowadziło
Przypisy do rozdziału VII 371

przeciw Filipowi, Gallom i królom Bitynii, winniśmy ufać jedynie dawnym pisarzom, którzy żyli
w czasach, gdy jeszcze wielkość cesarskiego miasta nie pobudzała ducha pochlebstwa i zmyślenia.
3 Bosfor został bardzo szczegółowo opisany przez Dionizjusza z Bizancjum, żyjącego w czasach
Domicjana (Hudson, Geographi minores, t. III), i przez Gillesa lub Gylliusa, podróżnika francus­
kiego z XVI w. Tournefort (List XV) wydaje się opierać na własnych spostrzeżeniach i na uczoności
Gylliusa.
4 Jest niewiele tak szczęśliwych hipotez, jak hipoteza Le Clerca („Bibliothèque universelle”, 1 .1),
który przypuszcza, że harpie były tylko szarańczą. Syryjska względnie fenicka nazwa tych owadów,
ich hałaśliwy lot, smród oraz zniszczenie, jakie powodują, a nadto fakt, że wiatr północny gna je ku
morzu — wszystko to składa się na uderzające podobieństwo.
5 Siedziba Amikusa znajdowała się w Azji, pomiędzy starym i nowym zamkiem, w miejscu
zwanym Laurus Insana. Siedziba Fineusza była w Europie, w pobliżu wioski Mauromole, nad
Morzem Czarnym. Por. Gyllius, De Bosphoro Thracio, II, 23; Tournefort, List XV.
6 To złudzenie powodował fakt, że niektóre ostre skały były na przemian zalewane i odsłaniane
przez fale. Obecnie są tam dwie wysepki, położone blisko przeciwległych brzegów; wysepkę u brzegu
europejskiego ozdabia kolumna Pompejusza.
7 Starożytni obliczali tę długość na 120 stadiów lub 15 mil rzymskich. Mierzyli oni tylko od
nowych zamków, lecz przeciągali długość cieśniny do miasta Chalcedon.
8 Dukas, Hist., 34; Leunclavius, Historia. Turcica mussulmanica, XV, s. 577. Za panowania
greckiego zamki te służyły jako więzienia, otrzymawszy groźną nazwę Lete, czyli wieże zapomnienia.
9 Dariusz wyrył literami greckimi i asyryjskimi na dwóch marmurowych kolumnach nazwy
podbitych przez siebie ludów oraz zdumiewające ilości swoich sił lądowych i morskich. Bizantyjczy-
cy przewieźli później te kolumny do swego miasta i przemienili je w ołtarze opiekuńczych bóstw.
Herodot, IV, 87.
10 „Namque arctissimo inter Europam Asiamque divortio Byzantium in extrema europa posuere
Graeci, quibus, Pythium Apollinem consulentibus ubi conderent urbem, redditum oraculum est,
quaererent sedem c o e c o r u m terris adversam. Ea ambage Chalcedonii monstrabantur, quod priores
illuc advecti, praevisa locorum utilitate peiora legissent.” Tacyt, Roczniki, XII, 63.
11 Strabon, VIL Dziś ostre końce tych rogów na ogół się wykruszyły albo — wyrażając się bardziej
konkretnie — wgłębienie portu bardzo się wypełniło. Por. Gyllius, op. cit., I, 5.
12 Prokop z Cezarei, O budowlach, I, 5. Jego opis potwierdzają nowocześni podróżnicy. Por.
Thevenot, cz. I, ks. I, 15; Tournefort, List XII; Niebuhr, Voyage d ’Arabie.
13 Du Cange, op. cit., 16, oraz jego Observations sur Villehardouin. Łańcuch przeciągano od
Akropolis obok nowoczesnego Kiosku do wieży Galaty, a w odpowiednich odległościach wspierano
go na dużych drewnianych palach.
14 Thevenot (Voyages au Levant, cz. I, ks. I, 14) skraca tę odległość do 125 małych mil greckich.
Belon (Observations, II, 1) daje dobry opis Propontydy, lecz zadowala się nieścisłym określeniem, że
przeprawa przez nią wymagała jednego dnia i jednej nocy. Znalazłszy w pracy Sandysa (Travels)
obliczenie 150 furlongów [ok. 19 mil] zarówno długości, jak i szerokości, możemy tylko przypuścić,
że w druku tekstu tego rozważnego autora-podróżnika popełniono pomyłkę.
15 Por. świetną rozprawę pana d’Anville’a o Hellesponcie i Dardanelach — w Mémoires de
l’Académie des Inscriptions, t. XXVIII. Lecz nawet ten pomysłowy geograf lubuje się w przypusz­
czeniach o nowych, a może nawet zmyślonych miarach, chcąc w ten sposób uczynić relacje
starożytnych pisarzy równie dokładnymi co własne. Miary stadiów, którymi posługuje się Herodot
w opisie Morza Czarnego, Bosforu itd. (IV, 85), powinny być jednego i tego samego rodzaju, trudno
je jednak pogodzić ze sobą i z istniejącym stanem rzeczy.
16 Odległość między Sestos a Abydos, mierzona na przełaj, wynosiła trzydzieści stadiów.
Nieprawdopodobieństwo opowieści o Hero i Leandrze wykazuje pan Mahudel, lecz w oparciu
o świadectwo poetów i medali broni jej pan de la Nauze. Por. Académie des Inscriptions, t. VII.
17 Por. VII ks. Herodota, który stworzył piękny pomnik chwale własnej i swego kraju. Opis, jak
372 Przypisy do rozdziału XVII

się wydaje, jest dość dokładny, lecz w interesie próżności, najpierw Persów, a później Greków, leżało
wyolbrzymienie uzbrojenia oraz zwycięstwa. Bardzo wątpię, czy najeźdźcy kiedykolwiek mieli
przewagę liczebną nad mężami jakiegokolwiek, zaatakowanego przez siebie kraju.
18 Por. W ood, Observations on Homer. Z przyjemnością wybrałem tę uwagę z dzieła autora, który
w zasadzie zawiódł oczekiwania publiczności jako krytyk, a bardziej jeszcze — jako podróżnik.
Zwiedził on brzegi Hellespontu i czytał Strabona, lecz powinien był przestudiować rzymskie
przewodniki po szlakach podróżnych. Jakże mógł pomylić ze sobą Troję i Aleksandrię Troas
(Observations) — dwa miasta odległe od siebie o 16 mil?
19 Demetrios ze Skepsis napisał 60 ksiąg na temat 30 linijek katalogu Homera. Księga XIII
Strabona zaspokaja naszą ciekawość w dostatecznym stopniu.
20 Strabon, XIII. Położenie okrętów, które wyciągnięto na suchy ląd, oraz stanowiska Ajaksa
i Achillesa są wyraźnie opisane przez Homera {Iliada, VII, 220).
21 Zosimos, II, 30; Sodzomen, II, 3; Teofanes; Nikeforos Kallistos, VII; Zonaras, t. II, ks. XIII,
rozdz. 3. Zosimos umieszcza nowe miasto między Troją i Aleksandrią, lecz tę oczywistą różnicę
można wytłumaczyć dużym rozmiarem jego obwodu. Zanim założono Konstantynopol, Cedrenus
wymieniał Tessalonikę [t. I], a Zonaras Sardykę jako zamierzone stolice. Obaj przypuszczają,
z równie małym prawdopodobieństwem, że cesarz, gdyby nie powstrzymało go od tego cudowne
zdarzenie, powtórzyłby błąd ślepych Chalcedończyków.
22 Pocock, Description o f the East, t. II, cz. II. Jego plan siedmiu wzgórz jest przejrzysty
i dokładny; rzadko kiedy autor ten tak wywiązuje się ze swego zadania.
23 Por. Belon, Observations, 72— 76. Spośród wielu rodzajów ryb pelamides, rodzaj tuńczyków,
były najsłynniejsze. Możemy dowiedzieć się od Polibiusza, Strabona i Tacyta, że rybactwo stanowiło
główne źródło dochodu Bizancjum.
24 Por. wymowny opis Busbequiusa, Epist., I. „Est in Europa; habet in conspectu Asiam, Egyptum,
Africamque a dextra: quae tarnetsi contiguae non śunt, maris tarnen navigandique commoditate veluti
iunguntur. A sinistra vero Pontus est Euxinus, e t c ”
25 „Datur haec venia antiquitati, ut miscendo humana divinis, primordia urbium augustiora faciat.”
Liwiusz, Prooemium.
26 Powiada on w jednym ze swoich praw: „pro commoditate Urbis quam aeterno nomine, iubente
Deo, donavimus”. Kodeks Teodozjański, XIII, V, 7.
27 Grecy: Teofanes, Cedrenus i autor Kroniki aleksandryjskiej ograniczają się do ogólnikowych
sformułowań. Dokładniejszego opisu wizji musimy szukać u takich łacińskich autorów, jak William
z Malmesbury. Por. Du Cange, Corpus Historiae Byzantinae Parisiense, I.
28 Por. Plutarch, żywot Romulusa, 11. D o ceremonii należało wykopanie głębokiego dołu, który
wypełniano garściami ziemi, przywiezionymi przez nowych osadników z rodzinnych stron; był to
ceremoniał adopcji nowej ojczyzny.
29 Filostorgios, II, 9. Wersja tego wydarzenia, choć powtórzona za dość podejrzanym autorem,
jest charakterystyczna i prawdopodobna.
30 Zob. w Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XXXV, rozprawa pana d’Anville’a
o rozmiarach Konstantynopola. Przyjmuje on plan umieszczony w Imperium Orientale Banduriego
za najpełniejszy, lecz z pomocą bardzo wnikliwej analizy redukuje przesadną proporcję skali, czym
uzyskuje zmniejszenie obwodu miasta z 9500 do 7800 francuskich toises.
31 Kodynus, Antiquitates Constantinopolitanis. Przyjmuje on teren kościoła Św. Antoniego jako
granicę od strony portu. Kościół ten jest wspomniany w dziele D u Cange’a (IV, 6), lecz bezskutecznie
próbowałem znaleźć jego dokładne położenie.
32 Nowy mur Teodozjusza zbudowano w 413 r. W roku 447 zawalił się wskutek trzęsienia
ziemi, a odbudowano go w ciągu trzech miesięcy dzięki pilności prefekta Cyrusa. Przedmieście
Blachemae po raz pierwszy włączono do miasta za panowania Herakliusza (Du Cange, Constanti-
nopolis, I, 10, 11).
33 Miarę tę Notitia określają na 14 075 stóp. Należy rozsądnie przypuszczać, że chodzi o stopy
Przypisy do rozdziału XVII 373

greckie, których wielkość pomysłowo ustalił pan d’Anville. Porównuje on 180 stóp z 78 haszemicki-
mi łokciami, które różni autorzy odnoszą do wysokości kościoła Św. Zofii; każdy z tych łokci równał
się 27 francuskim calom.
34 Dokładny Thevenot (I, 15) przeszedł w ciągu jednej i trzech czwartych godziny wzdłuż dwóch
boków trójkąta — od Kiosku Seraju do siedmiu wież. D ’Anville bada to rozstrzygające świadectwo
starannie i przyjmuje z zaufaniem; według niego obwód wynosił 10 do 12 mil. Przesadne obliczenie
Tourneforta (List XI), ustalające 34 lub 30 mil, z wyłączeniem obszaru Scutari, świadczy o dziwnym
odejściu tego autora od swych zasad.
35 Obszar sycae (gajów figowych) stanowił trzynastą dzielnicę, bardzo upiększoną przez
Justyniana. Nosiła ona później nazwy Pera i Galata. Etymologia pierwszej nazwy jest jasna, drugiej
zaś pozostaje nieznana. Por. Du Cange, Constantinopolis, I, 22; Gyllius, De Byzantio, IV, 10.
36 Sto jedenaście stadiów; siedem stadiów równa się greckiej mili. Wynosi to 660 lub tylko 600
francuskich toises. Por. d’Anville, Mesures Itinéraires.
37 Po przebadaniu starożytnych tekstów, opisujących rozmiary Babilonu i Teb, wyeliminowaw­
szy przesadę w obliczeniach i ustaliwszy dokładne miary, stwierdzamy, że każde z tych słynnych
miast miało duży, lecz nie przesadny rozmiar około 25 do 30 mil w obwodzie. Por. d’Anville,
Mémoires de l’Académie, t. XXVIII, oraz tegoż autora Description de l'Egypte.
38 Jeśli podzielimy Konstantynopol i Paryż na równe kwadraty o rozmiarze 50 francuskich toises,
to pierwszy zawierać ich będzie 850, a drugi — 1160.
39 600 cetnarów lub 60 000 funtów wagi złota. Wagę tę podaje Kodynus, Antiquitates Constan-
tinopolitanis. Gdyby jednak ten godny pogardy autor nie zaczerpnął swej informacji z jakiegoś
czystszego źródła, nie posiadałby prawdopodobnie wiedzy o tak zamierzchłym sposobie liczenia.
40 O lasach nad Morzem Czarnym — zob. Tournefort, list XVI; o kopalniach marmuru Proko-
nezu: Strabon, XIII. Te ostatnie dostarczyły materiałów do budowy okazałych gmachów w Kyzikos.
41 Kodeks Teodozjański, ks. XII, tit. IV, leg. 1. To prawo ma datę 334 r. i było adresowane do
prefekta Italii, którego jurysdykcja rozciągała się nad Afryką. Komentarz Godefroya do tego tytułu
zasługuje na przestudiowanie.
A1 Constantinopolis dedicatur poene omnium urbium nuditate.'>'> Hieronim, Kronika świata. Por.
Kodynus. Autor Antiquitates Constantinopolitanis, III (zob. Banduri, Imperium Orientale, t. I),
wymienia Rzym, Sycylię, Antiochię, Ateny i długą listę innych miast. Można przypuszczać, że
prowincje Grecji i Azji Mniejszej dostarczyły najbogatszych łupów.
43 Compend. Hist., 1.1. Opisuje on posąg, a raczej biust Homera z pewnym smakiem; wnioskować
z tego możemy, że Cedrenus naśladował styl szczęśliwszej epoki.
44 Zosimos, II [30]; Kronika aleksandryjska vel Paschal.; Du Cange, Constantinopolis, 1 ,24. Nawet
ostatni z tych pisarzy wydaje się mylić Forum Konstantyna z Augusteum, czyli dziedzińcem pałacu.
Nie jestem pewny, czy potrafiłem odróżnić, co należy do jednego, a co do drugiego.
45 Najznośniejszy opis kolumny dał Pocock w Description o f the East, t. II, cz. II, lecz i ten opis jest
pod wieloma względami zawiły i niezadowalający.
46 Du Cange, Constantinopolis, I, 24, oraz jego przypisy do Alexiad. Posąg Konstantyna,
względnie Apollina, został obalony za panowania Aleksego Komnena.
47 Tournefort (List XII) oblicza, że Atmeidan miał 400 passusów. Jeżeli ma na myśli passusy
geometryczne, z których każdy równa się pięciu stopom, to miał on 300 toises długości, około 40
więcej aniżeli cyrk w Rzymie. Por. d’Anville, Mesures Itinéraires.
48 Strażnicy najświętszych relikwii radowaliby się, gdyby mogli przytoczyć taki łańcuch
dowodowy, jaki przytacza się w tym wypadku. Por. Banduri o Antiquitates Constantinopolitanis;
Gyllius, De Byzantio, II, 13. 1. Pierwotne poświęcenie trójnoga i filaru w świątyni w Delfach da się
udowodnić na podstawie Herodota i Pauzaniasza. 2. Poganin Zosimos zgadza się z trzema
historykami Kościoła: Euzebiuszem, Sokratesem i Sodzomenem, że święte ozdoby świątyni
w Delfach zostały na rozkaz Konstantyna przeniesione do Konstantynopola; wśród nich wymienia
się w szczególności filar w formie wężów, umieszczony w hipodromie. 3. Wszyscy europejscy
374 Przypisy do rozdziału XVII

podróżnicy, którzy zwiedzili Konstantynopol, od Buondelmontego do Pococka, wyznaczają mu to


samo miejsce i opisują niemal identycznie, a jedyne różnice w tych opisach wynikają z okaleczeń
spowodowanych przez Turków. Mahomet II rozbił dolną szczękę jednego z wężów, uderzając
toporem wojennym. Thevenot, VI, 17.
49 Łacińska nazwa cochlea została przyjęta przez Greków i często występuje w historii Bizancjum.
D u Cange, Constantinopolis, II, 1.
50 Istnieją trzy punkty topograficzne, określające położenie pałacu. 1. Schody, które łączą go
z hipodromem, czyli At Meydanem. 2. Mały sztuczny port nad Propontydą, skąd łatwo wchodziło się
marmurowymi schodami do ogrodów pałacu. 3. Augusteum było obszernym dziedzińcem, po
którego jednej stronie znajdował się front pałacu, a drugiej — kościół Św. Zofii.
51 Zeuksippos to przydomek Jupitera, a łaźnie stanowiły część starego Bizancjum. Du Cange nie
odczuł trudności w określeniu ich prawdziwego położenia. Historia wydaje się wiązać je z kościołem
Św. Zofii i pałacem, lecz plan pierwotny zamieszczony w dziele Banduriego ukazuje je po drugiej
stronie miasta, w pobliżu portu. Ich piękno opisują Chroń. Paschal. i Gyllius w De Byzantio (II, 7).
Christodorus (Zob. Antiquitates Constantinopolitanis, VII) skomponował wierszowane napisy dla
każdego z posągów. Był on poetą tebańskim, zarówno z urodzenia, jak geniuszu:
„Boeotum in crasso iurares aere natum
52 Por. Notifia. Rzym liczył tylko 1780 wielkich domów, domus, lecz słowo to miało tam chyba
bardziej czcigodne znaczenie. Żadne i n s u l a e nie są wymienione w odniesieniu do Konstan­
tynopola. Stara stolica miała 424 ulice, nowa 322.
53 Luitprand, Legatio ad Imp. Nicephorum. Późniejsi Grecy w dziwny sposób zniekształcali
starożytności Konstantynopola. Możemy wybaczyć błędy pisarzy tureckich lub arabskich, lecz jest
nieco zdumiewające, że Grecy, którzy mieli dostęp do autentycznych materiałów w ich własnym
języku, przekładali zmyślenie nad prawdę i luźne przekazy nad prawdziwą historię. Na jednej stronie
Kodyna możemy odkryć dwanaście niewybaczalnych błędów: pogodzenie się Sewera z Nigrem,
małżeństwo ich syna i córki, oblężenie Bizancjum przez Macedończyków, inwazja Galów, która
spowodowała powrót Sewera do Rzymu, s z e ś ć d z i e s i ą t lat, które minęły od jego śmierci do
założenia Konstantynopola, itd.
54 Montesquieu, Uwagi nad przyczynami wielkości y upadku Rzeczypospolitey Rzymskiey, 17.
55 Temistiusz, Oratio III; Sodzomen, II, 3; Zosimos, II, 31 ; Anonymus Valesii. Jeśli można wierzyć
Kodynowi, Konstantyn budował siedziby dla senatorów według dokładnych modeli ich rzymskich
pałaców; tak miłą niespodzianką sprawiał radość zarówno im, jak i sobie. Jednak cała ta relacja jest
pełna zmyśleń i sprzeczności.
56 Prawo, nadane przez Teodozjusza Młodszego w 438 r. i znoszące ten warunek, znajduje się
wśród Novellae tego cesarza u końca Kodeksu Teodozjańskiego (tom VI, nov. 12). Pan de Tillemont
(Histoire des empereurs, t. IV) pomylił w sposób oczywisty charakter tych dóbr. Warunek ten, przy
nadaniu z dóbr cesarskich, był przyjmowany jako akt łaski, lecz byłby uważany za ciężar, gdyby go
zastosowano do wszelkiej prywatnej własności.
57 Teksty Zosimosa, Eunapiosa, Sodzomena i Agatiasa, dotyczące wzrostu liczby budynków
i mieszkańców Konstantynopola, zebrał i połączył ze sobą Gyllius, De Byzantio, I, 3. Sydoniusz
Apollinaris (w Paneg. Anthem., 56) opisuje mola, którymi posuwano się w głąb morza; budowano je
ze słynnego piasku z Puzzoli, który twardnieje w wodzie.
58 Sodzomen, II, 3; Filostorgios, VII, 9; Kodynus, Antiquitates Constantinopolitanis. Według
Sokratesa (II, 13) dzienne przydziały dla miasta wynosiły 80 tysięcy „situ”, co możemy prze­
tłumaczyć za Walezjuszem jako modusy zboża lub też zrozumieć jako liczbę bochenków chleba.
59 Por. Kodeks Teodozjański, ks. XIII i XIV, oraz Kodeks Justyniana, edykt XII, t. II. Por. także
piękna skarga Rzymu w poemacie Klaudiana, De bello Gildonico, w. 60— 62:
Cum subiit par Roma mihi, divisaque sumsit
Aequales Aurora togas; Aegyptia rura
In partem cessere novam.
Przypisy do rozdziału XVII 375

60 Rejony Konstantynopola wymienia Kodeks Justyniana, a ich szczegółowy opis zawierają


Notitia Teodozjusza Młodszego. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że cztery ostatnie rejony tam
wymienione nie znajdują się w obrębie murów Konstantyna, można wątpić, czy taki podział miasta
należy przypisywać jego założycielowi.
61 „Senatum constituit secundi ordinis; C l a r o s vocavit.” (Anonymus Valesii, s. 715). Senatorów
dawnego Rzymu nazywano „ClarissimC. Por. ciekawy przypis Walezjusza do Ammiana Marcellina,
XXII, 9. Z jedenastego listu Juliana można wnioskować, że godność senatora traktowano raczej jako
ciężar aniżeli zaszczyt; opat de la Bléterie (Vie de Jovien, t. II) wykazał jednak, że list ten nie mógł
odnosić się do Konstantynopola. Czy nie powinniśmy zastąpić słynnej nazwy „Byzantiois”
niejasnym, lecz bardziej prawdopodobnym wyrazem „Bisanthenois”? Bisanthe wzgl. Rhoedestus,
obecnie Rhodosto, było małym nadmorskim miastem w Tracji. Por. Stefan z Bizancjum, De urbibus,
i Cellarius, Geographia antiqua, t. I.
62 Kodeks Teodozjański, XIV, 13. Komentarz Godefroya (t. V) jest długi, lecz zawiły; nie można
też łatwo ustalić, co składało się na „Jus Italicum” po tym, jak obywatelstwo miasta zostało
rozciągnięte na mieszkańców całego Cesarstwa.
63 Julian (iOratio I) sławi Konstantynopol jako miasto, które nie mniej góruje nad innymi
miastami, aniżeli Rzym góruje nad nim. Jego uczony komentator (Spanheim) uzasadnia to okre­
ślenie przykładami z dawnych i nowszych czasów. Zosimos, tak jak Sokrates i Sodzomen, żyli
w okresie po podziale Cesarstwa pomiędzy obu synów Teodozjusza, co ustaliło pełną równość
pomiędzy starą i nową stolicą.
64 Kodynus (Antiquitates Constantinopolitanis) stwierdza, że podwaliny Konstantynopola za­
łożono dnia 26 września 5837 roku od stworzenia świata (329 r. po Chr.), a miasto zostało po­
święcone 11 maja 5838 r. (330). Łączy on te daty z kilkoma charakterystycznymi wydarzeniami,
które jednak przeczą sobie. Autorytet Kodyna jest małej wagi, a okres przez niego wyznaczony
wydaje się zbyt krótki. Okres dziesięciu lat podaje Julian (Oratio 7), a Spanheim usiłuje udo­
wodnić prawdziwość tego przy pomocy dwóch autorów: Temistiusza (Oratio IV) i Filostorgiosa
(II, 9); okres ten obejmuje lata 324— 334. Nowocześni badacze dzielą się w opinii odnośnie do
tej chronologii, a ich różne poglądy przytacza dokładnie Tillemont w Histoire des empereurs
(t. IV).
65 Temistiusz, Oratio III; Zosimos, II [32]. Sam Konstantyn w jednym ze swych praw (Kodeks
Teodozjański, XV, tit. I) zdradza swoje zniecierpliwienie.
66 Cedrenus i Zonaras, wierni rodzajowi zabobonu, który panował w ich czasach, zapewniają nas,
że Konstantynopol został poświęcony Dziewicy, Matce Bożej.
67 Najwcześniejszy i najpełniejszy opis tej niezwykłej ceremonii można znaleźć w Kronice
aleksandryjskiej. Tillemont i inni przyjaciele Konstantyna, których drażnią pewne cechy pogaństwa
niegodne chrześcijańskiego władcy, mogli potraktować ten opis jako wątpliwy, lecz nie powinni byli
pominąć choćby wzmianki o nim.
68 Sodzomen, II, 3; Du Cange, Corpus Historiae, I, 6. „ Velut ipsius Romae filiom ” — oto słowa
Augustyna, Państwo Boże, V, 25.
69 Eutropiusz, X, 8; Julian, Oratio I; Du Cange, Corpus Historiae, I, 5. Nazwa Konstantynopola
zachowała się na medalach Konstantyna.
70 Dowcipny Fontenelle (Rozmowy zmarłych, XII) udaje, że kpi z próżności ludzkich ambicji
i cieszy się z rozczarowania Konstantyna, którego nieśmiertelne imię zatarła gminna nazwa
Stambułu, stanowiąca zniekształconą turecką wersję „eis ton polin’\ A jednak pierwotna nazwa
zachowała się: 1. wśród ludów Europy; 2. u nowoczesnych Greków; 3. u Arabów, których pisma są
rozsiane na olbrzymich przestrzeniach Azji i Afryki. Por. d’Herbelot (Bibliothèque orientale); 4.
u bardziej uczonych Turków i samego sułtana w jego publicznych edyktach. Cantemir, Historia
Imperium Otomańskiego.
71 Kodeks Teodozjański został ogłoszony w 438 r. Zob. Prolegomena Godefroya.
72 Pancirolus, w swym szczegółowym Komentarzu, datuje Notitia niemal tak samo jak Kodeks
376 Przypisy do rozdziału XVII

Teodozjański, lecz jego dowody, a raczej hipotezy, są niezwykle słabe. Jestem raczej skłonny
umiejscowić datę powstania tego pożytecznego dzieła pomiędzy ostatecznym podziałem Cesarstwa
(395 r.) a zwycięskim najazdem barbarzyńców na Galię (407 r.). Por. Histoire des anciens peuples de
l'Europe, i. VIL
73. „Scilicet externae superbiae sueto, non inerat notitia nośtri (może „nostrae”); apud quos vis
Imperii valet, inania transmittuntur." Tacyt, Roczniki, XV, 31. Stopniowe przejście od stylu swobody
i prostoty do formalizmu i niewolniczości można prześledzić wstecz^ po listy Cycerona, Pliniusza
i Symmacha.
74 Cesarz Gracjan, zatwierdziwszy prawo dotyczące pierwszeństwa, które poprzednio pro­
klamował Walentynian, twórca cesarskiego tytułu „boskości”, tak powiada, kontynuując: „Siąuis
igitur indebitum sibi locum usurpaverit, nulla se ignoratione defendat; sitąue plane s a c r i l e g i i reus,
qui d i v i n a praecepta neglexerit.” Kodeks Teodozjański, VI, tit., V. leg. 2.
75 Por. Notitia dignitatum w zakończeniu Kodeksu Teodozjańskiego, t. VI.
76 Pancirolus, A d Notitiam utriusque Imperii. Lecz jego wyjaśnienia są niejasne i nie odróżnia on
dostatecznie od siebie malowanych godeł i właściwych insygniów urzędu.
77 W Pandektach, które mogą się odnosić do czasów panowania Antoninów. „Clarissimus” jest
zwyczajnym i prawnym tytułem senatora.
78 Pancirolus. Pominąłem dwa niższe tytuły: „Perfectissimus” i „Egregius”, które nadawano wielu
osobom nie podniesionym do godności senatorskiej.
79 Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. VI. Reguły pierwszeństwa zostały ustalone przez cesarzy
z drobiazgową dokładnością oraz objaśnione z równą rozwlekłością przez ich uczonego komen­
tatora.
80 Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. XXII.
81 Auzoniusz (w Gratiarum actione) pospolicie rozwodzi się nad tym godnym pogardy tematem,
który z nieco większą swobodą i pomysłowością potraktował Mamertinus (Paneg. vet., X).
82 „Cum de Consulibus in annum creandis, solus mecum volutarem... te Consulem et designavi, et
declaravi, et priorem nuncupavr— oto przykład słów, jakimi się posłużył cesarz Gracjan,
przemawiając do swego nauczyciela, poety Auzoniusza.
83 Immanesque... dentes
Qui secti ferro in tabulas auroque micantes,
Inscripti rutilum caelato Consule nomen
Per proceres et vulgus eant,
Klaudian, De consulatu Stilichonis, III, 346.
Montfaucon opisał niektóre z tych tabliczek lub dyptyków (Supplément à l'Antiquité expliquée,
t. III).
84 Consule laetatur post plurima saecula viso
Pallanteus apex: agnoscunt rostra curules
Auditas quondam proavis: desuetaque cingit
Regius auratis fora fascibus Ulpia lic tor.
Klaudian, De consulatu Honorii, Y I, 643.
Od panowania Karusa do szóstego konsulatu Honoriusza istniała przerwa stu dwudziestu lat,
w której cesarze nigdy nie byli obecni w Rzymie w dniu 1 stycznia. Tillemont, Chronologie, t. III— V.
85 Zob. Klaudian, Panegyricus dictus Probino et Olybrio consulibus, 178; oraz De consulatu
Honorii, IV, 585. Lecz w tym drugim dziele niełatwo jest oddzielić od siebie ozdoby cesarskie
i konsularne. Auzoniusz otrzymał dzięki hojności Gracjana „vestís palm ata”, czyli szatę urzędową,
na której wyhaftowana była figura cesarza Konstancjusza.
86 Cernís ut armorum proceres legumque potentes
Patricios sumunt habitus, et more Gabino
Discolor incedit legio, positisque parumper
Bellorum signis, sequitur vexilla Quirini?
Przypisy do rozdziału XVII 377

Lictori cedunt aquiale, ridetque togatus


Miles, et in mediis effulgei curia castris?
Klaudian, De consulatu Honorii, VI, 5.
— s t r i c t a s q u e procul radiare s e c u r e s .
De cons. Prób., 231
87 Walezjusz ad Amm. Marceli., XXII, 7.
88 Auspice mox laetum sonuit clamore tribunal,
Te fastos ineunte quater; solemnia ludit
Omina Libertas: deductum Vindice morem
Lex servat, famulusque iugo laxatus herili
Ducitur, et grato remeat securior ictu.
Klaudian, De consulatu Honorii, VI, 611.
89 „Celebrant quidem solemnes istos dies omnes ubique urbes quae sub legibus agunt; et Roma de
more, et Constantinopolis de imitatione, et Antiochia pro luxu, et discincta Carthago, et domus fluminis
Alexandria, sed Treviri Principis b e n e f i c io Auzoniusz, Gratiarum actio.
90 Klaudian ( Panegyricus dictus Manlio Theodoro consuli, 279— 331) opisuje w sposób żywy
i zabawny najrozmaitsze igrzyska cyrkowe, teatralne i amfiteatralne, które urządzał nowy konsul.
Krwawe walki gladiatorów były już w tym czasie zakazane.
91 Prokop z Cezarei, Historia tajemna, 26.
92 „In consulatu honos sine labore suscipitur.” (Mamertinus. Paneg, vet., X) Ten wzniosły pogląd
na urząd konsula został wzięty z mowy (III) wygłoszonej przez Juliana na służalczym dworze
Konstancjusza. Opat de la Bléterie (Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XXIV) z zachwytem
śledzi szczątki starej konstytucji, znajdując je czasami w swej płodnej fantazji.
93 Małżeństwa pomiędzy patrycjuszami i plebejuszami były zabronione przez prawa Dwunastu
Tablic, a niezmienne prawa zachowania się ludzkiej natury sprawiły, że zwyczaj przeżył prawo. Por.
Liwiusz (IV, 1— 6) — obrona dumy rodowej przez konsula i praw ludzkości przez trybuna
Kanulejusza.
94 Por. u Salustiusza, Wojna z Jugurtą, żywy obraz dumy arystokratycznej oraz bólu cnotliwego
Metella, który nie mógł pogodzić się z myślą, że zaszczyt urzędu konsularnego spadł na jego zastępcę
Mariusza, człowieka o mało znanych walorach (rozdz. 64). Dwieście lat przedtem ród Metellów
zaliczano w Rzymie do stanuplebejskiego, zaś etymologia słowa „C a e c i l i u s” wskazuje na to, że
przodkiem tych wyniosłych arystokratów był markietan.
95 W 800 r. od założenia Rzymu pozostało niewiele osób zaliczających się do starych rodów
patrycjuszowskich, a nawet do tych, które do nich były zaliczone przez Cezara i Augusta (Tacyt,
Roczniki, XI, 25). Miarą degradacji rodu Scaurusa (gałąź rodu patrycjuszowskiego Emiliuszów) był
fakt, że jego ojciec, który trudnił się handlem węglem drzewnym, pozostawił mu tylko dziesięciu
niewolników i nieco mniej niż trzysta funtów szterlingów. Waleriusz Maksymus, IV, 4, przyp. 11;
Aureliusz Wiktor, Scaurus. [De viris illustribus, III, 72], Ród ten ocalał od zapomnienia dzięki
zasługom syna.
96 Tacyt, Roczniki, XI, 25; Kasjusz Dion, LII [42]. Cnoty Agrykoli, który uzyskał tytuł
patrycjuszowski z rąk cezara Wespazjana, dodawały blasku temu staremu stanowi; jego przodkowie
jednak mogli rościć pretensje co najwyżej do rangi stanu rycerskiego.
97 Byłoby to prawie niemożliwe, gdyby prawdą było twierdzenie, przypisywane przez Casaubona
Aureliuszowi Wiktorowi (ad Sueton., De Caesaribus, 42; HCR, Trebeliusz Pollion, Klaudiusz, 3;
z komentarzem Casaubona), że Wespazjan jednym aktem stworzył tysiąc rodzin patrycjuszowskich.
Lecz ta przesadna liczba byłaby zbyt wielka nawet w odniesieniu do całego stanu senatorskiego,
chyba że włączymy w nią całe rzymskie rycerstwo, którego członkowie wyróżniali się noszeniem
laticlavis.
98 Zosimos, II [40]; Godefroy o Kodeksie Teodozjańskim, ks. VI, tyt. VI.
99 Zosimos, II [33]. Gdybyśmy nie mieli szczęścia posiadać tego wyczerpującego opisu podziału
378 Przypisy do rozdziału XVII

władzy i prowincji pomiędzy prefektów pretoriańskich, gubilibyśmy się często wśród obfitych
szczegółów Kodeksu i drobiazgów zawartych w Notitia.
100 Por. w tej sprawie prawo samego Konstantyna. „A praefectis autem praetorio provocare, non
s i n i m u s Kodeks Justyniana, VII, tit. LXII, lex 19. Charisius, prawnik z czasów Konstantyna
(Heineccius, Historia iuris Romani), który uznaje to prawo za fundamentalną zasadę jurysprudencji,
porównuje prefektów pretoriańskich do dowódców konnicy starożytnych dyktatorów. Pandekta, ks.
I, tyt. XI.
101 Gdy Justynian, w okresie wyczerpania zasobów Cesarstwa, ustanowił urząd prefekta
pretorium dla Afryki, wyznaczył mu pensję stu funtów w złocie. Kodeks Justyniana, ks. I, tit. XXVII,
lex I.
102 I ten, i inne urzędy Cesarstwa są dostatecznie omówione w obfitych komentarzach Pancirolusa
i Godefroya, którzy pilnie zebrali i z dużą dokładnością usystematyzowali materiały treści prawniczej
i historycznej. Na podstawie tych autorów dr Howell (History o f the World, t. II) sporządził bardzo
jasny i treściwy opis stanu Cesarstwa Rzymskiego.
103 Tacyt, Roczniki, VI, 11; Euzebiusz; Kasjusz Dion w oracji Mecenasa (LII, 21) opisuje
prerogatywy prefekta miasta tak, jak się one przedstawiały w jego czasach.
104 Sława Messali ledwie dorównywała jego zasługom. W swej młodości pozyskał przyjaźń
Brutusa dzięki poleceniom Cycerona. Szedł on za sztandarem Republiki aż do klęski na polach
Filippi. Potem cieszył się zasłużoną łaską najbardziej umiarkowanego spośród zwycięzców.
Ustawicznie bronił swych swobód i godności na dworze Augusta. Zdobycie Akwitanii usprawiedli­
wiło jego tryumf. Jako orator bił się o palmę pierwszeństwa z samym Cyceronem. Messala służył
wszystkim muzom i popierał wszelkie talenty. Spędzał wieczory na dyskusjach filozoficznych
z Horacym, siadał przy stole biesiadnym pomiędzy Delią i Tibullusem, a w godzinach wytchnienia
dodawał zachęty poetyckiemu talentowi młodego Owidiusza.
10 5 „Incivilem esse potestatem contes tans” — powiada tłumacz Euzebiusza. Tacyt wyraża to samo
innymi słowy: „quasi nescius exercendf\
106 Lipsius, Excursus D. ad 1 lib. Tacit. Annales.
107 Heineccius, Element, iuris Civilis secund, ordinem Pandect., t. I. Por. też Spanheim, De usu
numismatum, t. II, rozprawa X. W 450 r. Marcjan ogłosił prawo, mocą którego senat miał wybierać
rokrocznie — za ich zgodą — trzech obywateli na urząd pretorów Konstantynopola. Kodeks
Justyniana, ks. I, tit. XXXIX, lex 2.
108 „Quidquid igitur intra urbem admittitur, ad P. U. videtur pertinere; sed et siąuid intra centesimum
m i ll ia r iu m Ulpian, Pandectae, ks. I, tit. XII, no 1. Z kolei wymienia on różne obowiązki
prefekta, który według Kodeksu Justyniana (1. I, tit. XXXIX, lex 3) posiada zwierzchnictwo nad
wszystkimi miejskimi urzędnikami „sine iniuria ac detrimento honoris alienC.
109 Pomijając nasze stałe źródła, niech nam wolno będzie zwrócić uwagę, że Felix Cantelarius
napisał odrębną rozprawę, De praefecto Urbis, i że wiele ciekawych szczegółów dotyczących policji
Rzymu i Konstantynopola znaleźć można w ks. XIV Kodeksu Teodozjańskiego.
110 Eunapios powiada, że prokonsul Azji był niezależny od prefekta, czego jednak nie należy
rozumieć dosłownie; pewnym jest, że nie uznawał nad sobą władzy wiceprefekta (Pancirolus).
111 Prokonsul Afryki miał czterystu „apparitorów”, którzy otrzymywali wysokie pobory bądź ze
skarbu cesarskiego, bądź ze skarbca prowincji. Por. Pancirolus i Kodeks Justyniana, ks. XII, tyt.
LVI, LVII.
112 Podobne stanowisko w Italii sprawował wikariusz Rzymu. Wiele sprzeczano się na temat, czy
jego jurysdykcja sięga w promieniu stu mil od miasta, czy też obejmuje dziesięć południowych
prowincji Italii.
113 Wśród dzieł słynnego Ulpiana jest jedno, złożone z dziesięciu ksiąg, dotyczące urzędu
prokonsula, którego obowiązki w swej najistotniejszej części były tożsame z obowiązkami
zwyczajnego zarządcy prowincji.
114 Prezesi, czyli mężowie konsularni, mogli nakładać grzywny do dwóch uncji, wiceprefekci —
Przypisy do rozdziału XVII 379

do trzech, a prokonsulowie, komes Wschodu i prefekt Egiptu — do sześciu. Heineccius, Iur. civil.,
t. I; Pandectae, 1. XLVIII, tit. XIX, lex 8; Kodeks Justyniana, t. I, LIV, 4, 6.
115 „U t nulli patriae suae administratio sine speciali principis permissu permit tatur.” Kodeks
Justyniana, 1 . 1, tit. XLL To prawo zostało po raz pierwszy ustanowione przez cesarza Marka — po
buncie Kasjusza (Kasjusz Dion, LXXI, 31). Podobny przepis obowiązuje w Chinach, jest stosowany
z równą ścisłością i daje te same wyniki.
116 Pandectae, 1. XXIII., tit. II, nos 38, 57, 63.
117 ,,/ń iure continetur, ne quis in administratione constitutus aliquid compar ar et.” Kodeks
Teodozjański, 1. VIII, tit. XV, lex 1. Ta maksyma prawa pospolitego została wcielona w życie przy
pomocy serii edyktów (por. reszta tytułów) wydanych w okresie od panowania Konstantyna do
Justyna. Od tego zakazu, rozciągającego się aż po najniższego z urzędników gubernatora, wyjątek
jest uczyniony tylko dla odzieży i żywności. Zakupione dobra w okresie pięciu lat można było
odzyskać, po upływie tego czasu i powiadomieniu nabywcy przechodziły one na rzecz skarbu.
118 „Cessent rapaces iam nunc officialium manus; cessent, inquam; nam si moniti non cessaverint,
gladiis praecidentur, etc.” Kodeks Teodozjański, 1 . 1, tit. VII, lex 1. Zenon ustanowił prawo, mocą
którego wszyscy zarządcy winni byli pozostać w swoich prowincjach jeszcze 50 dni po wygaśnięciu
ich władzy, aby mogli odpowiedzieć na wszelkie zarzuty. Kodeks Justyniana, 1 . 1, tit. XLIX, lex 1.
119 „Summa igitur ope, et alacri studio has leges nostras acápite; et vosmetipsos sic eruditos
ostendite, utspes vospulcherrima foveat; toto legitimo opere perfecto, posse etiam nostram rempublicam
in partibus eius vobis credendis gubernari.” Justynian, Wstęp do Institutiones.
120 Okres wspaniałości szkoły w Berycie, która zachowała na Wschodzie język i jurysprudencję
Rzymian, można liczyć od III do połowy VI wieku. Heineccius, Historia iuris Romani.
121 Jak w odniesieniu do jednego z poprzednich okresów prześledziłem awanse Pertynaksa
w służbie cywilnej i wojskowej, tak tutaj przytoczę serię zaszczytów cywilnych Malliusa Teodora.
1. Wybił się krasomówstwem, gdy jako adwokat występował w sądzie prefekta pretorianów.
2. Rządził w jednej z prowincji afrykańskich jako prezes albo jako mąż konsularny i zasłużył sobie
dobrą administracją na posąg z mosiądzu. 3. Został mianowany wikariuszem, czyli wiceprefektem
Macedonii. 4. Kwestor. 5. Komes zarządzający szczodrobliwością świątyni. 6. Prefekt pretoriański
Galii (wciąż jeszcze uchodzi za młodego człowieka). 7. Po ustąpieniu, a może popadnięciu w niełaskę,
Mallius (mylony przez niektórych badaczy z poetą Maniliuszem, por. Fabricius, Bibliotheca Latina,
t. I, 18), poświęcił się studiom greckiej filozofii, lecz w 397 r. uzyskał nominację na prefekta
pretoriańskiego Italii, 8. Wykonując wciąż ten poważny urząd, został w 399 r. konsulem Zachodu,
a jego imię, z powodu niesławy jego kolegi eunucha Eutropiusza, często figuruje samotnie w Fasti.
9. W 408 r. Mallius został po raz drugi mianowany prefektem pretoriańskim Italii. Nawet
w sprzedajnym panegiryku Klaudiana możemy znaleźć zasługi Malliusa Teodora, który rzadkim
zbiegiem szczęśliwych okoliczności był intymnym przyjacielem zarówno Symmacha, jak i św.
Augustyna. Por. Tillemont, Histoire des empereurs, t. V.
122 Mamertinus, Paneg. vet. [X]; Asterius apud Photium, s. 1500.
123 Ciekawy ustęp u Ammiana (XXX, 4), w którym odmalowane są obyczaje ówczesnych
prawników, stanowi dziwną mieszaninę zdrowego rozsądku, fałszywej retoryki i przesadnej satyry.
Godefroy (.Prolegomena ad Cod. Theod., rozdz. I) popiera historyka przy pomocy podobnych skarg
i faktów. W czwartym stuleciu można by ładunkiem ksiąg prawniczych obciążyć wiele wielbłądów
(Eunapios, Vita Aedesii).
124 Por. świetny przykład w Żywocie Agrykoli, w szczególności — rozdz. 20,21. Namiestnik Bry­
tanii otrzymał tę samą władzę, którą Cycero, jako prokonsul Cylicji, sprawował w imieniu senatu i ludu.
125 Opat Dubos, który dokładnie badał {Histoire de la Monarchie Françoise, t. I) instytucje
Augusta i Konstantyna, zauważa, że gdyby Otto został uśmiercony na dzień przed wszczęciem
buntu, byłby on w oczach historyków równie niewinny jak Korbulon.
126 Zosimos, II [33]. Przed końcem panowania Konstancjusza liczba magistri militum wzrosła już
do czterech. Por. Walezjusz w tekście Ammiana, XVI, 7.
380 Przypisy do rozdziału XVII

127 Choć wojskowych komesów i diuków często wspominają księgi historii i kodeksy, musimy
sięgnąć do Notitia, by uzyskać dokładną wiedzę o ich liczbie i stanowiskach. O instytucji komesów,
ich randze, przywilejach itd. — zob. Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. XII—XX, z komentarzem
Godefroya.
128 Zosimos, II [34]. Rozróżnienie obu rodzajów wojsk rzymskich występuje bardzo mgliście
w dziełach historyków, w prawodawstwie i w Notitia. Por. jednak obszerny „paratitlon”, czyli
wyciąg, sporządzony przez Godefroya z VII księgi Kodeksu Teodozjańskiego, De re militari (1. VII,
tit. I, lex 18; 1. VIII, tit. I, lex 10).
129 „Ferox erat in suos miles et rapax, ignavus vero in hostes et f r a ctu s” Ammianus Marcellinus,
XXII, 4. Autor ten stwierdza, że lubili oni puszyste łoża i domy z marmuru oraz że ich kielichy były
cięższe od ich mieczy.
130 Kodeks Teodozjański, ks. VII, tyt. 1. pr. 1; XII, 1. Por. Howell, History o f the World, t. II.
Ten uczony historyk, niedostatecznie znany, zadaje sobie wiele trudu, by usprawiedliwić charakter
Konstantyna i jego politykę.
131 Ammianus Marcellinus, XIX, 2. Stwierdza on (5), że rozpaczliwe wypady dwóch galijskich
legionów były podobne do garści wody rozlanej, aby ugasić wielki pożar.
132 Pancirolus, o Notitiach. Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XXV.
133 „Romana acies unius prope formae erat et hominum et armorum genere. — Regia acies varia
magis multis gentibus dissimilitudine armorum auxiliorumque erat.” Liwiusz, XXXVII, 39,40. Flami-
nus [Flamininus] jeszcze przed tym wydarzeniem porównał armię Antiochusa do wieczerzy, w której
mięso jednego nędznego zwierzęcia nabrało różnych smaków dzięki talentom kucharzy. Por. żywot
Flamininusa u Plutarcha.
134 Agatias [O panowaniu Justyniana], ks. V.
135 Walentynian (Kodeks Teodozjański, 1. VII, tit. XIII, lex 3) ustala ów wymóg wzrostu na pięć
stóp i siedem cali, co równa się angielskiej mierze około pięciu stóp, czterech i pół cala. „Sed tunc erat
amplior multitudo, et plures militiam sequebantur armatam.” Wegecjusz, De re militari, I, 5.
136 Zob. oba tytuły: De veteranis i De flliis veteranorum (tyt. XX, XXII) w VII księdze Kodeksu
Teodozjańskiego. Wiek ich poboru do służby wojskowej wahał się od szesnastu do dwudziestu
pięciu lat. Jeśli synowie weteranów zjawili się z koniem, mieli prawo służyć w kawalerii; dwa konie
dawały im cenne przywileje.
137 Kodeks Teodozjański, ks. VII, tyt. II, pr. 7. Według historyka Sokratesa (Por. Godefroy ad
loc.) ten sam cesarz Walens niekiedy domagał się 80 sztuk złota w zamian za rekruta. W prawie,
które następnie zostało ogłoszone, jest słabo wyrażony wymóg, aby nie dopuszczać niewolników
„inter óptimas lectissimorum militum turmas” .
138 Osoba i własność rzymskiego rycerza, który okaleczył swych dwóch synów, zostały sprzedane
w publicznej licytacji na rozkaz Augusta (Swetoniusz, Boski August, 224). Umiarkowanie przebieg­
łego uzurpatora dowodzi, że ten przykład surowości był zgodny z duchem czasu. Ammianus Mar-
cellinus widzi różnicę pomiędzy zniewieściałymi Italczykami a surowymi Galami (XV, 12). A mimo
to ledwie piętnaście lat potem Walentynian w prawie przeznaczonym dla prefekta Galii ustanawia, że
tchórzliwi dezerterzy winni zostać spaleni żywcem (Kodeks Teodozjański, ks. VII, tyt. XIII, pr. 5).
Liczba tychże w Illyricum była tak ogromna, że prowincja ta skarżyła się na brak rekruta
(id. leg. 10).
139 Nazywano ich „m u r c f \ „M u r c i d u s ” u Plauta i Festusa oznacza osobę leniwą i tchórzli­
wą, która — według Amobiusza i Augustyna — była pod opieką bogini Murcji. Na podstawie
tego szczególnego przykładu tchórzostwa pisarze używający średniowiecznej łaciny uznali słowo
„ m u r c a r e” za synonim „m u t i l a r e” (Lindenbrogius i Walezjusz ad Ammian. Marcellin.,
XV, 12).
140 „Malarichus — adhibitis Francis quorum ea tempestóte in palatio multitudo florebat, erectius
iam loquebatur tumultuabaturque.” Ammianus Marcellinus, XV, 5.
141 „Barbaros omnium primus, ad usque fasces auxerat et trábeos consulares.” Ammianus
Przypisy do rozdziału XVII 381

Marcellinus, XXI, 10. Euzebiusz (Vita Const., IV 7) i Aureliusz Wiktor wydają się potwier­
dzać to zdanie; mimo to w okresie trzydziestu dwóch konsularnych fa sti za panowania Konstan­
tyna nie mogę znaleźć imienia jednego choćby barbarzyńcy. Z tego powodu jestem skłonny
tłumaczyć hojność tego władcy jako odnoszącą się raczej do ozdób aniżeli do istoty urzędu
konsularnego.
142 Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. 8.
143 Dzięki bardzo szczególnej metaforze, wynikającej z wojskowego charakteru pierwszych
cesarzy, zarządca ich domostwa nazywany był komesem obozowym — („comes castrensis”).
Kasjodor bardzo poważnie tłumaczył mu, że sława jego, jak i Cesarstwa, będzie zależała od opinii,
jaką — na podstawie obfitości i wspaniałości stołu biesiadnego władcy — wyrobią sobie obcy
posłowie (Variarum, VI, list 9).
144 Guterius (De oficiis Domus Augustae, II, 20; III) bardzo dokładnie wyjaśnił funkcje mistrza
urzędów i status podrzędnych scrinia”. Lecz na próżno usiłuje on, wspierając się jak najbardziej
wątpliwym autorytetem, wyprowadzić z epoki Antoninów, albo nawet Nerona, początki tego
urzędu, który jest nie znany historii przed panowaniem Konstantyna.
145 Tacyt (Roczniki, XI, 22) powiada, że pierwsi kwestorowie zostali wybrani przez lud w 64 r. po
założeniu Republiki; jednocześnie sądzi on, że na długo przedtem byli oni rokrocznie mianowani
przez konsulów, a nawet przez królów. Ten jednak niejasny punkt w dziejach najdawniejszych jest
wciąż przedmiotem sporów.
146 Tacyt (ibid.) uważa, że liczba dwudziestu kwestorów była najwyższa, natomiast Kasjusz Dion
(XLIII, 47) sugeruje, że skoro dyktator Cezar raz jeden stworzył czterdziestu kwestorów, to stało się
to celem łatwiejszego spłacenia ogromnego długu wdzięczności. Niemniej zwiększona przezeń liczba
pretorów utrzymała się za następnych władców.
147 Swetoniusz, Boski August, 65; Torrent, ad loe. Dion. Cas.
148 Młodość i brak doświadczenia kwestorów obejmujących ten ważny urząd w dwudziestym
piątym roku życia (Lipsius, Excurs. ad Tacit., III. D.) skłoniła Augusta do usunięcia ich od
zawiadywania skarbem; choć przywrócił ich do tej funkcji Klaudiusz, to ostatecznie — jak się
wydaje — usunął ich Neron (Tacyt, Roczniki, XIII, 29; Swetoniusz, Boski August, 36, Boski
Klaudiusz, 24; Kasjusz Dion, III, 2; LX, 24 i i.; Pliniusz Mł., Listy, X, 20, et alibi). W prowincjach
cesarskich miejsce kwestorów zajmowali z lepszym skutkiem „procuratores” (Kasjusz Dion, LIII, 15;
Tacyt, Vita Agricolae, 15) lub — jak ich później nazywano — „rationales” (HCR, Lampridiusz,
Aleksander Sewer, 45, 46). Lecz w prowincjach senackich znajdujemy kwestorów aż do czasów
panowania Marka Antonina (por. Inskrypcje Grutera, Listy Pliniusza oraz stwierdzenie tego faktu
w HCR, Spartianus, Sewer, 2). Od Ulpiana (Pandectae, I, tit. 13) możemy dowiedzieć się, że za
panowania domu Sewerów ich zarząd nad prowincjami został zniesiony, w nadchodzącym zaś
okresię zaburzeń doroczne lub powtarzające się co trzy lata wybory kwestorów musiały siłą rzeczy
zostać zaniechane.
149 „Cum patris nomine et epístolas ipse dictaret, et edicta consciberet, orationesque in senatu
recitar et, etiam ąuaestoris vice.v Swetoniusz, Tit., 6. Urząd ten musiał nabrać nowego dostojeństwa,
a okresami sprawował go następca tronu cesarskiego. Trajan powierzył go Hadrianowi, swemu
„kwestorowi i kuzynowi” . Por. Dodwell, Praelection. Cambden., X, XI.
150 Terris edicta daturus,
Supplicibus responsa, venís. Oracula regis
Eloąuio crevere tuo; nec dignius unquam
Majestas meminit sese Romana locutam.
(Klaudian, Panegyricus die tus Manlio Theodor o consuli, 33; Por. rów­
nież Symmachus, Listy, 1. 17, i Kasjodor, Variarum, VI, 5).
151 Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. 30; Kodeks Justyniana, ks. XII, tyt. 24.
152 W urzędach kierowanych przez dwóch komesów skarbu we wschodniej części Notitia istnieją
luki. Wspomnijmy, że istniał skarbiec w Londynie oraz gyneceum, czyli manufaktura w Winches-
382 Przypisy do rozdziału XVII

terze. Ale Brytanii nie uznawano za godną posiadania mennicy lub arsenału. Sama Galia posiadała
trzy mennice i osiem arsenałów.
153 Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. XXX, pr. 2; Godefroy ad loc.
154 Strabon, XII. Inna świątynia w Komanie, w Poncie, była kolonią świątyni w Kapadocji (ibid.).
Prezes Des Brosses (Saluste, t. II) snuje hipotezę, że boginią czczoną w obu Komanach była Beltis,
Wenus Wschodu, bogini płodności — bardzo w istocie różniąca się od bogini wojny.
155 Kodeks Teodozjański, ks. X, tyt. VI, De grege Dominico. Godefroy zebrał w starożytnych
źródłach wszelkie szczegóły dotyczące koni Kapadocji. Konie jednej z najszlachetniejszych ras,
palmatiańskiej, pochodziły z przepadłego mienia buntownika, którego posiadłości leżały około
16 mil od Tiany, obok wielkiej drogi między Konstantynopolem a Antiochią.
156 Justynian (Novellae, 30) podporządkował prowincję komesa Kapadocji bezpośredniej władzy
swego ulubionego eunucha, który zarządzał uświęconą sypialnią.
157 Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. XXX, pr. 4 i n.
158 Pancirolus. Wygląd tych wojskowych domowników jest opisany w łacińskim poemacie
Korippusa, In laudem Iustini minoris, III, 157— 179, s. 419, 420 w Append. Hist. Byzantin., Rzym
lili.
159 Ammianus Marcellinus, który służył przez tyle lat, uzyskał jedynie rangę protektora.
Pierwszych dziesięciu spośród tych czcigodnych żołnierzy nosiło tytuł „clarissim f\
160 Ksenofont, Cyropaedia, VIII, 2, § 10, 11; Brisson, De regno Pérsico, I, nr 190. Cesarze
z przyjemnością przejęli tę perską metaforę.
161 Agentes in rebus zob. Ammianus Marcellinus (XV, 3; XVI, 5; XXII, 7) z ciekawymi uwagami
Walezjusza. Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. XXVII, XXVIII, XXIX. Wśród fragmentów
zebranych w komentarzu Godefroya najbardziej zasługuje na uwagę fragment Libaniusza z roz­
prawy dotyczącej śmierci Juliana.
162 Pandekta (XLVIII, tyt. XVIII) zawierają poglądy najsłynniejszych cywilistów na temat tortur.
Ograniczają oni ich stosowanie do niewolników; sam Ulpian gotów jest przyznać, że „Res est fragilis,
et periculosa, et quae viritatem fallût” [§ 23].
163 W spisku Pizona przeciw Neronowi jedyną osobą poddaną torturom była Epicharis („libertina
mulier”); inni byli „intacti torment is” . Byłoby zbyteczne szukać przykładu słabszego, trudne —
znaleźć przykład mocniejszy. Tacyt. Roczniki, XV, 57.
164 „Dicendum ....de institutis Atheniensium, Rhodiorum, doctissimorum hominum, apud quos etiam
( id quod acerbissimum est) liberi, civesque torquentur.” Cycero, Partit. Orat., 34. Z rozprawy Filotasa
możemy dowiedzieć się o praktykach Macedończyków (Diodor Sycylijczyk, XVII, 80; Kwintus
Kurcjusz, VI, 11).
165 Heineccius {Element, iur. civ., cz. VII) traktuje wszystkie te wyjątki łącznie.
166 Ta definicja mądrego Ulpiana (Pandectae, XLVIII, tit. IV) wydaje się dostosowana do sądów
Karakalli raczej aniżeli Aleksandra Sewera. Por. Kodeksy Teodozjański i Justyniański ad. leg. Julian
maiestatis.
167 Arkadiusz Charisius jest nastarszym prawnikiem cytowanym w Pandektach, który usprawie­
dliwia powszechną praktykę tortur w sprawach o zbrodnię zdrady stanu. Ta zasada tyranii, którą
uznaje Ammianus (XIX, 2) z pełnym szacunkiem i bojaźnią, została wprowadzona w życie za
pomocą praw wydanych przez następców Konstantyna. Por. Kodeks Teodozjański, ks. IX, tyt.
XXXV. „In maiestatis crimine omnibus aequa est conditio” (lex 1).
168 Montesquieu, O duchu praw, XII, 13.
169 Pan Hume {Essays, t. I) dostrzegał tę ważną prawdę z pewnym zakłopotaniem.
170 Cykl indykcji, który został ustanowiony jeszcze za Konstancjusza, a może — jego ojca
Konstantyna, wciąż jest stosowany przez dwór papieski, jedynie początek roku podatkowego
ustalono — dość rozsądnie — na pierwszego stycznia. Por. L'art de vérifier les dates’, Dictionnaire
Raison, de la Diplomatique, t. IL Są to dwie pełne szczegółów rozprawy, pochodzące z pracowni
benedyktynów.
Przypisy do rozdziału XVII 383

171 Pierwszych dwadzieścia osiem tytułów w jedenastej księdze Kodeksu Teodozjańskiego


wypełniają szczegółowe postanowienia dotyczące ważnego przedmiotu podatków; zakładały one
jednak znajomość podstawowych zasad lepszą niż ta, jaką dziś możemy osiągnąć.
172 Tytuł dotyczący dekurionów (ks. XII, tyt. 1) jest najobszerniejszy w całym Kodeksie
Teodozjańskim; zawiera on nie mniej niż 192 odrębne przepisy ustalające obowiązki i przywileje
tego pożytecznego stanu obywatelskiego.
173 „Habemus enim et hominum numerum qui delati sunt, et agrorum modum.” Eumeniusz, Paneg.
vet. [VII] 6. Por. Kodeks Teodozjański, ks. XIII, tyt. X, XI — z komentarzem Godefroya.
174 „Siquis sacrilega vitem falce succiderit; aut feracium ramorum foetus habetaverit, quo declinet
fidem Censuum, et mentiatur callide paupertatis ingenium, mox detectus capitale subibit exitium, et
bona eius in Fisci iura migrabunt.” Kodeks Teodozjański, ks. XIII, tyt. XI, pr. 1. Choć prawo to nie
jest pozbawione celowej niejasności, dowodzi ono dość jasno drobiazgowości dochodzeń i surowości
kar.
175 Zdumienie Pliniusza St. ustałoby. „Equidem miror P.R. victis gentibus fin tributo] semper
argentum imperitasse, non aurum.” Historia naturalna, XXXIII, 15.
176 Podjęto pewne kroki (por. Kodeks Teodozjański, ks. XI, tyt. II, i Kodeks Justyniana, ks. X,
tyt. XXVII, pr. 1, 2, 3) mające powstrzymać urzędników od nadużywania władzy przez wymuszanie
daniny zboża lub jego sprzedaży; ci jednak, którzy nauczyli się odczytywać przemówienia Cycerona
Przeciw Werresowi (III, De frumento), mogli poznać różnorakie metody związane z wagą, ceną,
jakością i transportem. Łakomstwo wielkorządcy-analfabety zastępowało nieznajomość przepisów
lub precedensów.
177 Kodeks Teodozjański, ks. XI, tyt. XXVIII, pr. 2; prawo to zostało ogłoszone 24 marca 395 r.
przez cesarza Honoriusza, w ledwie dwa miesiące po śmierci jego ojca Teodozjusza. Wymienia ono
528 042 rzymskich „iugera”, które przeliczyłem na angielską miarę. Jedno „iugerum” zawierało
28 800 rzymskich stóp kwadratowych.
178 Godefroy (Kodeks Teodozjański, ks. XIV, tyt. X, pr. 2) omawia z powagą i erudycją sprawę
pogłównego; tłumacząc jednak „caput” jako część lub miarę własności, w sposób nazbyt stanowczy
wyklucza i on pojęcie podatku od osoby.
179 „Quid profuerit (Iulianus) anhelantibus extrema penuria Gallis, hinc maxime claret, quod
primitus partes eas igressus, pro c a p i t i b u s singulis tributi nomine vicenos quinos áureos reperit
flagitari: discedens vero septenos tantum, muñera universa comp lentes F Ammianus Marcellinus,
XVI, 5.
180 W obliczeniach jakichkolwiek sum pieniężnych za panowania Konstantyna i jego następców
wystarczy, jeśli powołamy się na świetną rozprawę pana Greavesa na temat denara, by udowodnić,
co następuje: 1. Starożytny i nowoczesny rzymski funt, zawierający 5256 granów wagi trojańskiej,
jest o około jedną dwunastą lżejszy aniżeli funt angielski, zawierający 5760 granów. 2. Funt złota,
który ongiś dzielił się na 48 aurei, był obecnie dzielony na 72 mniejsze części o tejże nazwie. 3. Pięć
tychże aurei stanowiło prawie równowartość funta srebra, a więc w konsekwencji funt złota był
wymieniany na czternaście funtów i osiem uncji srebra — wagi rzymskiej — lub około trzynaście
funtów według wagi angielskiej. 4. Z angielskiego funta srebra wybija się 62 szylingi. Z owych
danych można obliczyć (przy pomocy zwyczajnego sposobu obliczania wielkich sum), że rzymski
funt złota równał się 40 funtom szterlingom, zaś wartość aureusa można ustalić na nieco ponad
11 szylingów.
181 Gery ones nos esse puta, monstrumque tributum,
Hic c a p i t a ut vivam, tu mihi toile t r i a .
Sydoniusz Apollinaris, Carmen XIII, V, 19.
Reputacja księdza Sirmonda kazała mi oczekiwać większego zadowolenia niż to, które znalazłem
w jego przypisie do tego znakomitego ustępu. Słowa: „suo” vel „suorum nomine”, zdradzają
zakłopotanie komentatora.
182 Liczba ta, mogąca wydać się przesadną, jest oparta na oryginalnych danych z rejestrów
384 Przypisy do rozdziału XVII

urodzeń, śmierci i ślubów, zebranych przez władze publiczne i złożonych w urzędzie Contróle
General w Paryżu. Przeciętna roczna urodzeń dla całego królestwa, biorąc pod uwagę pięciolecie
1770— 1774, wynosi 479 649 dzieci płci męskiej i 449 269 płci żeńskiej, łącznie — 928 918. Sama
prowincja Hainault notuje 9906 urodzeń, a oblicza się, w oparciu o spisy dokonywane rocznie
w 1. 1773— 1776, że przeciętna liczba mieszkańców Hainault wynosiła w tym okresie 257 097. N a
podstawie analogii możemy wnosić, że stosunek urodzeń do ogółu ludności wynosi rocznie 1 do 26,
a więc że cała ludność Francji liczy 24 151 868 osób wszelkiej płci i wieku. Jeśli zadowolimy się
bardziej umiarkowaną proporcją 1 do 25, cała ludność wyniesie 23 222950. Z pilnych badań
przeprowadzonych przez rząd francuski (które moglibyśmy naśladować) mamy nadzieję uzyskania
danych w tej sprawie o jeszcze większym stopniu pewności.
183 Kodeks Teodozjański, ks. V, tyt. IX, X, XI. Kodeks Justyniana, k s.X I, tyt. LXIII. „Coloni
appellantur qui conditionem debent genitali solo, propter agriculturam sub dominio possessorum.”
Augustyn, Państwo Boże, ks. X, rozdz. I.
184 Starożytny obszar jurysdykcji Autun (Augustodunum) w Burgundii, stolicy Eduów, obej­
mował też graniczące terytorium Nevers (Noviodunum). Por. d’Anville, Notice de VAncienne Gaule.
Diecezja Autun składa się obecnie z 610 parafii, a diecezja Nevers — 160. Dane z rejestrów urodzeń
w 476 parafiach tejże prowincji Burgundii, wzięte za lat jedenaście, a pomnożone przez umiarkowany
mnożnik 25 (Messange, Recherches sur la population), skłaniają nas do przyjęcia przeciętnej liczby
mieszkańców w jednej parafii na 656; jeśli ją pomnożymy przez liczbę 770 parafii obu diecezji, Nevers
i Autun, otrzymamy liczbę 505 120 mieszkańców obszaru niegdyś zamieszkanego przez Eduów.
185 Możemy uzyskać dodatkową ilość 301 750 mieszkańców w diecezjach Châlons (Cabillonum)
i Maçon (Matisco), biorąc pod uwagę, że pierwsza zawiera 200, a druga 260 parafii. To powiększenie
terytorium da się dobrze uzasadnić; 1. Châlons i Maçon znajdowały się bez wątpienia w pierwotnym
obszarze jurysdykcji Eduów (d’Anville, Notice); 2. w Notitia Galii są one wymienione nie jako
„civitates”, ale jako „castra”; 3. nie stały się one, jak się wydaje — siedzibami biskupimi przed V i VI
stuleciem. A jednak istnieje ustęp u Eumeniusza (Paneg. vet., VII, 7), który powstrzymuje mnie z dużą
siłą przed rozciągnięciem terytorium Eduów, za panowania Konstantyna, wzdłuż pięknych brzegów
żeglownej Sąóny.
186 Eumeniusz, ibid., [VII] 11.
187 Opat Dubos, Histoire critique de la Monarchie Françoise, t. I.
188 Kodeks Teodozjański, ks. XIII, tyt. I. IV.
189 Zosimos, II [38]. Jest przypuszczalnie tyleż pasji i uprzedzenia w ataku Zosimosa, co w mo­
zolnej obronie pamięci Konstantyna przez gorliwego doktora Howella, History o f the World, t. IL
190 Kodeks Teodozjański, ks. XI, tyt. VII, pr. 3.
191 Zob. Lipsius, De magnitudine Romana, II, 9. Hiszpania Tarragońska ofiarowała cesarzowi
Klaudiuszowi koronę ze złota o wadze siedmiuset funtów, a inną koronę, o wadze dziewięciuset
funtów złota, ofiarowała mu Galia. Przyjąłem rozważną poprawkę Lipsiusa.
192 Kodeks Teodozjański, ks. XII, tyt. XIII. Senatorowie byli ponoć zwolnieni z daniny „aurum
coronarium”, ale „auri oblatio”, którego się od nich domagano, było daniną tego samego rodzaju.
193 Wielki Teodozjusz w swych rozumnych wskazówkach dla syna (Klaudian, De consulatu
Honorii, IV, 214 n.) odróżnia charakter rzymskiego władcy od charakteru perskiego monarchy.
Cnota była wymagana od pierwszego, zaś urodzenie było wystarczającą kwalifikacją drugiego.

ROZDZIAŁ XVIII

1 „On ne se trompera point sur Constantin en croyant tout le mal qu’en dit Eusèbe, et tout le bien
qu’en dit Zosime.” Fleury, Histoire ecclésiastique, t. III. Euzebiusz i Zosimos stanowią w istocie dwa
bieguny: pochlebstwa i inwektywy. Stanowiska pośrednie wyrażają pisarze, których cechy charak­
teru albo stanowisko w różny sposób mitygowały wpływ religijnej gorliwości.
Przypisy do rozdziału XVIII 385

2 Pisząc o cnotach Konstantyna opieramy się przeważnie na pismach Eutropiusza i Wiktora


Młodszego, dwóch szczerych pogan, którzy pisali swe utwory po wygaśnięciu jego rodu. Nawet
Zosimos i cesarz Julian przyznają mu odwagę osobistą i osiągnięcia wojenne.
3 Por. Eutropiusz, X [4]. „In primo Imperii tempore optimis principibus, ultimo mediis comparan-
dus.” N a podstawie starodawnej greckiej wersji Pajaniosa skłonny jestem podejrzewać, że Eutropiusz
napisał piewotnie „vix mediis”, lecz że ta obraźliwa monosylaba została pominięta wskutek
świadomej nieuwagi przepisywaczy. Aureliusz Wiktor wyraża tę ogólną opinię przy pomocy
ordynarnego i niezbyt jasnego przysłowia. „ T r a c h a l a decem annis praestantissimus; duodecim
sequentibus l a t r o ; decem novissimis p u p i l lu s ob immodicas profusiones.”
4 Julian, Oratio I — w pochlebczym przemówieniu wygłoszonym wobec syna Konstantyna,
i w Caesares; Zosimos [II, 38]. Majestatyczne budowle w Konstantynopolu i innych miejscach mogą
stanowić trwały i pełny dowód rozrzutności ich twórcy.
5 Bezstronny Ammianus zasługuje na nasze pełne zaufanie. „Proximorum fauces aperuit primus
omnium Constantinus”.XVI, 8. Nawet Euzebiusz potwierdza te nadużycia (Vita Const„ IV, 29, 54),
a niektóre prawa cesarskie w sposób nieśmiały podają środki zaradcze; por. s. 126, 127 tego tomu.
6 Julian w Caesares próbuje ośmieszyć swego stryja. Jego podejrzane świadectwo jest jednak
potwierdzone przez uczonego Spanheima w oparciu o medale (Commentaire). Euzebiusz (Oratio V)
utrzymuje, że Konstantyn stroił się tak dla publiczności, a nie dla siebie. Jeśli to przyjmiemy,
najpróżniejszy fírcyk nie pozostanie bez usprawiedliwienia.
7 Zosimos [II, 20] i Zonaras zgodnie przedstawiają Minerwinę jako konkubinę Konstantyna, lecz
Du Cange rycersko broni jej charakteru, przedstawiając rozstrzygające w tej materii słowa jednego
z panegiryków. „Ab ipso fine pueritiae te matrimonii legibus dedisti.”
8 Du Cange (Familiae Byzantinae) idąc za Zonarasem obdarza go imieniem Konstantyn; jest to
niezbyt prawdopodobne, skoro imię to nosił już jego starszy stryjeczny brat. Imię Hannibalianus
wymienione jest w Kronice Paschalnej, a uznaje je Tillemont w Histoire des empereurs, t. IV.
9 Hieronim, Kronika świata. Ubóstwo Laktancjusza można tłumaczyć albo na chwałę bezinte­
resownego filozofa, albo ku wstydowi bezdusznego opiekuna. Por. Tillemont, Mém. eccl„ t. VI, cz. I;
Dupin, „Bibliothèque eccl.” t. I; Lardner, Credibility o f the Gospel His tory, cz. II, t. VII.
10 Euzebiusz, Hist. eccl„ X, 9. Eutropiusz (X, 4) nazywa go „egregium virum”, a Julian (Oratio I)
robi nader jasne aluzje do wyczynów Kryspusa w wojnie domowej. Zob. Spanheim, Commen­
taire.
11 Por. Idatiusa i Kronikę Paschalną z Ammianem (XIV, 5). R o k, w którym Konstancjusza mia­
nowano cezarem, został — jak się wydaje — bardziej dokładnie ustalony przez dwóch historyków,
lecz historyk, który przebywał na jego dworze, nie mógł nie znać d n i a rocznicy. O mianowaniu
nowego cezara dla zarządzania Galią zob. Julian, Oratio /; Godefroy, Chronol. Legum; Blondel,
De la primauté de l ’Eglise.
12 Kodeks Teodozjański, ks. IX, tit. 1, leg. 4. Godefroy podejrzewał, że prawo to miało swoje
tajemne motywy. Commentaire, t. III.
13 Du Cange, Familiae Byzantinae; Tillemont, t. IV.
14 Nazywał się on Porphyrius Optatianus. Datę powstania jego panegriku, napisanego zgodnie
z upodobaniami owych czasów akrostychem, ustalają: Scaliger, A d Euseb.; Tillemont, t. IV;
Fabricius, Bibliotheca Latina, t. IV, 1.
15 Zosimos, II [29]; Godefroy, Chronol. legum.
16 „Akritos”, „ b e z s ą d u ” — oto mocne, lecz według wszelkiego prawdopodobieństwa słuszne
wyrażenie Suidasa. Starszy Wiktor, który pisał za następnego panowania, wyraża się o tym ze stosow­
ną ostrożnością: „Natu grandior, incertum qua causa, patris iudicio occidesset.” [De Caesaribus, 41].
Śledząc utwory kolejnych pisarzy: Eutropiusza, Wiktora Młodszego, Orozjusza, Hieronima, Zosi-
mosa, Filostorgiosa i Grzegorza z Tours, będziemy mieli wrażenie, że ich wiedza stopniowo wzrasta,
w miarę jak kurczą się źródła informacji — okoliczność często występująca w badaniach
historycznych.
386 Przypisy do rozdziału XVIII

17 Ammianus (XIV, 11) posługuje się ogólnikowym określeniem „peremptum” . Kodynus ucina
młodemu księciu głowę; natomiast Sydoniusz Apollinaris (Epist., w. 8.), być może dla kontrastu
z c i e p ł ą łaźnią Fausty, wybiera podanie dawki z i m n e j trucizny.
18 „Sororisfilium, commodae indolis iuvenem”. Eutropiusz X [4]. Czy nie wolno mi przypuszczać,
że Kryspus poślubił Helenę, córkę cesarza Licyniusza, i że z okazji szczęśliwego porodu księżniczki,
w 322 r., Konstantyn ogłosił powszechną amnestię? Por. Du Cange, Familiae Byzantinae, oraz prawo
Kodeksu Teodozjańskiego (ks. IX, tyt. XXXVII, które tak długo frasowało komentatorów;
Godefroy, t. III.
19 Euzebiusz, Vita Const. (w szczególności II, 19, 20). W 250 lat później Evagrius (III, 41)
z milczenia Euzebiusza wysnuł wniosek, że rzecz ta nigdy się nie zdarzyła.
20 Voltaire, Histoire de Pierre le Grand, cz. II, 10.
21 Celem udowodnienia, że posąg ten postawił Konstantyn i że później ukryli go niecnie arianie,
Kodynus ochoczo tworzy sobie dwóch świadków w osobach Hipolita i młodszego Herodota,
odwołując się z bezwstydnym zaufaniem do ich wysnutych z fantazji historii.
22 Zosimos [II, 29] może być uważany za nasze źródło. Pomysłowość późniejszych pisarzy,
wspomagana niewidoma wzmiankami pisarzy dawnych, pozwoliła poprawić i wzbogacić w szczegó­
ły jego niejasną i niedoskonałą relację.
23 Filostorgiusz, II, 4. Zosimos (II, 29, 39) przypisuje Konstantynowi śmierć dwóch żon, niewin­
nej Fausty i cudzołożnicy, która była matką jego trzech następców. Według Hieronima trzy lub czte­
ry lata minęły od śmierci Kryspusa do śmierci Fausty. Starszy Wiktor rozsądnie milczy na ten
temat.
24 Jeśli Fausta została stracona, słusznie można mniemać, że prywatne apartamenty pałacu były
miejscem jej egzekucji. Orator Chryzostom popuszcza wodze fantazji, przenosząc nagą cesarzową na
górskie pustkowie, gdzie miała być pożarta przez dzikie zwierzęta.
25 Julian, Oratio I. Zdaje się, że nazywają matką Kryspusa; mogła ona przybrać to miano tytułem
adopcji. Bynajmniej nie uważano jej za jego śmiertelnego wroga. Julian porównuje los Fausty do losu
Parysatis, perskiej królowej. Rzymianin w sposób bardziej naturalny wspomniałby drugą Agry-
pinę:
Et moi, qui sur le trône ai suivi mes ancêtres:
Moi, fille, femme, soeur, et mère de vos maîtres.
26 Monod. Constantin. Jun., 4, ad Calcem Eutrop. Orator wyraża się o niej jako o najbardziej
boskiej i pobożnej wśród władczyń.
27 „Interfecit numerosos amicos” (Eutropiusz, X, 4).
28 Saturni aurea saecula quis requirat?
Sunt haec gemmea, sed Neroniana.
Sydoniusz Apollinaris, w. 8.
Jest nieco dziwne, że ten satyryczny dwuwiersz przypisuje się nie jakiemuś pogrążonemu w mroku
oszczercy lub rozczarowanemu patriocie, lecz Ablawiuszowi, pierwszemu słudze i faworytowi
cesarza. Możemy obecnie pojąć, że złorzeczenia ludu rzymskiego dyktowane były zarówno przez
uczucia, jak i przesądy. Zosimos, II, 30.
29 Euzebiusz, Orat. in Constantin., 3. Dokładność tych dat jest dostatecznym usprawiedliwieniem
oratora.
30 Zosimos, II [39]. Za poprzedników Konstantyna pojęcie „nobilissimus” stanowiło raczej
nieokreślony epitet aniżeli prawniczo ścisły tytuł.
31 „Adstruunt nummi veteres ac singulares.” Spanheim, De usu numismatum, rozprawa XII, t. II.
Ammianus pisze o tym „rzymskim królu” (XIV, 1, oraz Walezjusz ad loc.). Fragment Walezjański
nazywa go „królem królów” , zaś Kronika Paschalna, używając słowa „Rega”, nabiera wagi
łacińskiego świadectwa.
32 Jego zręczność w ćwiczeniach wojskowych wychwala Julian, Oratio I, Oratio II, a przyznaje ją
Ammianus (XXXI, 16).
Przypisy do rozdziału XVIII 387

33 Euzebiusz, Vita Const., IV, 51; Julian, Oratio I — ze szczegółowym komentarzem Spanheima;
Libaniusz, Oratio III. Konstancjusz uczył się z chwalebną pilnością, lecz przytępiona wyobraźnia nie
pozwalała mu na pomyślne wyniki w sztuce poezji lub bodaj retoryki.
34 Euzebiusz (IV, 51, 52), chcąc wywyższyć autorytet i chwałę Konstantyna, potwierdza, że
podzielił on Cesarstwo Rzymskie tak, jak prywatny obywatel mógłby podzielić swój majątek.
Dokonany przezeń podział prowincji przekazują Eutropiusz, obaj Wiktorowie i Fragment Walezjań-
ski.
35 Calocerus, nieznany przywódca tego buntu lub raczej rozruchów, został pojmany dzięki
czujności Dalmacjusza, a potem żywcem spalony na rynku Tarsu. Por. Starszy Wiktor, Kronika
świata Hieronima oraz wątpliwe przekazy Teofanesa i Cedrenusa.
36 Cellarius zebrał opinie starożytnych, odnoszące się do Sarmacji europejskiej i azjatyckiej, zaś
pan d’Anville przystosował je do danych współczesnej geografii z kunsztem i dokładnością, które
zawsze wyróżniają tego świetnego pisarza.
37 Ammianus Marcellinus, XVII, 12. Konie sarmackie były kastrowane, by zapobiec nieszczęs­
nym wypadkom, które mogły się zdarzyć wskutek hałaśliwych i nie opanowanych samczych
namiętności.
38 Pauzaniasz, I [21, § 5]. Ten wnikliwy podróżnik zbadał dokładnie sarmacki pancerz,
przechowany w świątyni Eskulapa w Atenach.
39 Aspicis et m itti sub adunco toxica ferro,
Et telum causas mortis habere duas.
Owidiusz, Epistulae ex Ponto, IV. ep. 7, ver. 11.
Zob. Recherches sur les Américains, t. II, bardzo ciekawe rozważania na temat zatrutych strzał.
Trucizna była zazwyczaj pochodzenia roślinnego, ale ta, którą posługiwali się Scytowie, pochodziła
zwykle z jadu węża zmieszanego z ludzką krwią. Zatruta broń, szeroko stosowana na obu
półkulach, nigdy nie potrafiła ocalić dzikiego plemienia przed bronią zdyscyplinowanego wro-

40 Dziewięć ksiąg poetyckich listów, które Owidiusz ułożył w ciągu pierwszych siedmiu lat swego
pełnego smutku wygnania, posiada, prócz waloru wytworności, podwójną wartość. Ukazują one
ludzki umysł pod naciskiem bardzo szczególnych warunków; zawierają nadto wiele ciekawych
obserwacji, do których poczynienia żaden Rzymianin prócz Owidiusza nie miał sposobności.
Wszystkie szczegóły mogące objaśnić historię barbarzyńców zostały zebrane w całość przez
bardzo dokładnego hrabiego de Buat w Histoire ancienne des peuples de l ’Europe, t. IV,
rozdz. XVI.
41 Sarmaccy Jazy go wie mieszkali nad brzegami rzeki Patissus lub Tibiscus, gdy Pliniusz w 79 r.
ogłaszał swą Historię naturalną (por. IV, 25). W czasach Strabona i Owidiusza, sześćdziesiąt lub sie­
demdziesiąt lat przedtem, wydają się oni zamieszkiwać za Gotami — na wybrzeżu Morza Czarnego.
42 „Principes Sarmatarum Jazy gum penes quos civitatis regimen... plebem quoque et vim equitum,
qua sola valent, of f ereb ant.” (Tacyt, Dzieje, III, 5) Ta propozycja została uczyniona w wojnie
domowej pomiędzy Witeliuszem a Wespazjanem.
43 Hipoteza o wandalskim królu panującym nad sarmackimi poddanymi wydaje się konieczna do
pogodzenia ze sobą Goty Jornandesa z greckimi i łacińskimi historykami czasów Konstantyna.
Warto zauważyć, że Izydor, który żył w Hiszpanii za panowania Gotów, podaje jako ich wrogów nie
Wandalów, lecz Sarmatów. Por. jego Kronika u Grotiusa.
44 Winien jestem, być może, parę słów usprawiedliwienia, że opierałem się bez skrupułów na
autorytecie Konstantyna Porfirogenety we wszystkim, co dotyczy wojen i negocjacji Chersonezyj-
czyków. Wiem, że był on Grekiem żyjącym w dziesiątym wieku i że jego opisanie historii starożytnej
jest często bezładne i pełne zmyśleń. Lecz w tym wypadku jego narracja jest spójna i prawdopodobna;
nietrudno też zrozumieć, że cesarz mógł mieć dostęp do niektórych tajnych archiwów, które były
niedostępne pilnym, lecz niższego stanu historykom. O położeniu i historii Chersonezu — por.
Peyssonel, Observations sur les peuples barbares qui ont habité les bords du Danube, rozdz. XVI.
388 Przypisy do rozdziału XVIII

45 Wojny gockie i sarmackie są opisane tak ułamkowo i niedoskonale, że byłem zmuszony


porównać ze sobą wymienionych niżej pisarzy, którzy się wzajemnie uzupełniają, poprawiają lub
objaśniają. Zadając sobie pewien trud można uzyskać prawo do krytykowania mojej narracji. Oto
pisarze i źródła: Ammianus Marcellinus, XVII, 12; Anonymus Valesianus; Eutropiusz, X, 4; Sekstus
Rufus, De provinciis, 26; Julian, Oratio I, i Spanheim, Commentaire; Hieronim, Kronika świata;
Euzebiusz, Vita Const., IV, 6; Sokrates, I, 18; Sodzomen, I, 8; Zosimos, II, 21; Jomandes, De rebus
Geticis, 22; Izydor, Chroń.; Grotius, Historia Gothorum; Konstantyn Porfirogeneta, De administran­
do imperio.
46 Euzebiusz ( Vita Const., IV, 50) podaje trzy szczegóły dotyczące tych „Indian”. 1. Przy­
byli oni z brzegów wschodniego oceanu, co może się odnosić do wybrzeży Chin lub wybrzeża
Koromandelskiego. 2. Przywieźli dary w postaci błyszczących klejnotów i nieznanych zwie­
rząt. 3. Odrzekli się swoich królów i wznieśli posągi mające przedstawiać najwyższy majestat
Konstantyna.
47 „Funus relatum in urbem sui nominis, quod sane P. R. aegerrime tu lit” Aureliusz Wiktor [De
Caesaribus, 41]. Konstantyn przygotował dla siebie majestatyczny grobowiec w kościele Świętych
Apostołów. Euzebiusz, IV, 60. Najlepszy, w istocie niemal jedyny opis choroby, śmierci i pogrzebu
Konstantyna zawiera czwarta księga jego Żywota pióra Euzebiusza.
48 Euzebiusz (IV, 68) kończy swoją narrację na tej lojalnej deklaracji wojsk, unikając przed­
stawiania straszliwych szczegółów późniejszej masakry.
49 Charakter Dalmacjusza został przedstawiony korzystnie, choć zwięźle przez Eutropiu-
sza (X, 5). „Dalmatius Caesar prosperiima indole, ñeque patruo absimilis, h a u d m u l t o post
oppressus est factione militari.” Biorąc pod uwagę, że zarówno Hieronim, jak i Kronika Ale­
ksandryjska wspominają o trzecim roku panowania cezara, który rozpoczął się dopiero 18 albo
24 września 337 r., jest rzeczą pewną, że te wojskowe fakcje działały ponad cztery miesiące.
50 Przytoczyłem tę szczególną anegdotę w oparciu o autorytet Filostorgiusza (II, 16). Jeśli jednał:
Konstancjusz i jego stronnicy posłużyli się takim pretekstem, to ze wzgardą odrzucili go, skoro tylko
osiągnęli swoje cele. Atanazy {Ad Monach., t. I. 69, s. 304, wyd. bened., Petav. 1777) pisze, że
Konstancjusz przysiągł zawarować bezpieczeństwo swych krewnych.
51 „Coniugia sobrinarum diu ignorata, tempore addito percrebuisse.” (Tacyt, Roczniki, XII, 6;
Lipsius ad loc.) Anulowanie starego prawa i praktyka pięciuset lat nie wystarczyły, by wykorzenić
przesądy Rzymian, którzy wciąż uważali, że małżeństwa między bliskimi kuzynami są w pewnym
stopniu kazirodztwem. (Augustyn, Państwo Boże, XV, 6). Julian, którego duszę wypełniały przesąd
i uraza, piętnuje te sprzeczne z naturą związki pomiędzy swymi kuzynami obelżywym epitetem
„gamoń te u gamoń” {Oratio VII). Prawo kanoniczne wskrzesiło i umocniło ten zakaz, choć nie
udało się go wprowadzić do prawa cywilnego ani do prawa zwyczajowego obowiązującego
w Europie. Zob. na temat tych małżeństw: Taylor, C/vi7 Law; Brouer, De iure connub., II 12;
Hericourt, Des loix ecclésiastiques, cz. III, rozdz. 5; Fleury, Institutions du droit canonique, t. I;
Fra Palo, Istoria del Concillio Tridentino, VIII.
52 Julian {Ad S. P. Q. Atheniensem) obarcza swego kuzyna Konstancjusza całą winą za masakrę,
z której on sam ledwie ocalał. Jego twierdzenia są poparte przez Atanazego, który z zupełnie innych
powodów był nie mniejszym wrogiem Konstancjusza (t. I). Zosimos (II, 40) przyłącza się do tego
oskarżenia. Lecz trzej autorzy skrótów, Eutropiusz i Wiktorowie, używają bardzo oględnych słów:
„sinente potius quam iubente”, „incertum quo suasore”, „vi militum” .
53 Euzebiusz, Vita Const., IV, 69; Zosimos, II [39]; Idatius, Chroń. Zob. dwa przypisy Tillemonta
w Histoire des empereurs, t. IV. Panowanie najstarszego brata w Konstantynopolu odnotowuje tylko
Kronika Aleksandryjska.
54 Agatias, który żył w szóstym stuleciu, jest autorem tego opowiadania. Czerpał on swoją
informację z wyciągów z kronik perskich, które zdobył i przetłumaczył Sergiusz podczas swego
poselstwa na tym dworze. Koronacja matki Szapura jest również wspomniana przez Schikarda
{Tarikh) i d’Herbelota {Bibliothèque orientale).
Przypisy do rozdziału XVIII 389

55 D ’Herbelot, ibid.
56 Sekstus Rufus (rozdz. 26), który w tym wypadku stanowi autorytet nie do wzgardzenia,
powiada, że Persowie na próżno ubiegali się o pokój, zaś Konstantyn przygotowywał się do marszu
przeciwko nim; niemniej wyższa waga świadectwa Euzebiusza skłania nas do przyjęcia, że
przygotowywano traktat, nawet jeśli go nie ratyfikowano. Por. Tillemont, jw.
57 Julian, Oratio I.
58 Julian, Oratio /, Mojżesz z Chorene, II, 89; III, 1— 9. Pełna zgodność niewyraźnych aluzji
ówczesnego oratora i szczegółowej narracji narodowego historyka rzuca światło na utwór
pierwszego i dodaje wagi drugiemu. N a rzecz Mojżesza przemawia też fakt, że spotykamy imię
Antiocha na kilka lat przedtem jako urzędnika cywilnego niższej rangi. Por. Godefroy, Kodeks
Teodozjaóski, t. VI.
59 Ammianus Marcellinus (XIV, 4) daje żywy opis wędrownego i łupieżczego życia Saracenów,
których obszar rozciągał się od granic Asyrii do katarakt Nilu. Z przygód Malchusa, które Hieronim
opowiedział w tak zajmujący sposób, wynika, że ci rozbójnicy grasowali na głównej drodze pomiędzy
Beroeą i Edessą (Hieronim, t. I).
60 Dzięki Eutropiuszowi uzyskujemy ogólne pojęcie o tej wojnie (X, 6). „A Persis enim multa et
gravia perpessus, saepe captis oppidis, obsessis urbibus, caesis exercitibus, nullumque ei contra Sapo-
rem prosperum proelium fuit, nisi quod apud Singaram, etc.” Ten uczciwy opis potwierdzają aluzje
znalezione u Ammiana, Rufusa i Hieronima. Dwa pierwsze przemówienia Juliana i trzecie
Libaniusza dają bardziej pochlebny obraz; niemniej odwołania dokonane przez obu tych oratorów
po śmierci Konstancjusza, przywracając majestat prawdy, są świadectwem niskości ich cha­
rakterów i charakteru cesarza. Komentarz Spanheima, dotyczący pierwszego przemówienia
Juliana, zawiera wielką wiedzę. Por. również rozsądne uwagi Tillemonta, Histoire des empereurs,
t. IV.
61 „Acerrima nocturna concertatione pugnatum est, nostrorum copiis ingenti strągę confossis”
(Ammianus Marcellinus, XVIII, 5). Zob. również Eutropiusz, X, 6, i Sekstus Rufus, 27.
62 Libaniusz, Oratio III; Julian, Oratio /, i Komentarz Spanheima.
63 Julian, Oratio /, II oraz Komentarz Spanheima, który podaje dodatkowe szczegóły i ustala
daty trzech oblężeń Nisibis. Daty te są też przedmiotem badania Tillemonta. Por. także Zosimos,
III, 8, i Kronika Aleksandryjska.
64 Sallustiusz, Fragment LXXXIV, wyd. Brosses; Plutarch, Lucullus, 32. Nisibis ma obecnie nie
więcej jak 150 domów. N a bagnistych terenach uprawia się ryż, zaś urodzajne łąki sięgające Mosulu
i Tygrysu pokryte są ruinami miast i wsi. Por. Niebuhr, Voyages, t. II.
65 Cuda, jakie Teodoret (II, 30) przypisuje św. Jakubowi, biskupowi Edessy, zostały przynaj­
mniej dokonane w słusznej sprawie — obronie jego kraju. Pojawił się on na murach przybierając
postać rzymskiego cesarza i wysłał armie mrówek, by kłuły trąby słoni i pomieszały szyki zastępów
nowego Senacheriba.
66 Julian, Oratio /; Niebuhr (t. II) przyznaje Mygdoniuszowi bardzo duże wzniesienie fali; widział
nad nim most o d w u n a s t u łukach, a jednak trudno zrozumieć to porównanie małej rzeczki do
potężnej rzeki. Znajdujemy wiele niejasnych, prawie niezrozumiałych szczegółów w opisie tych
zdumiewających robót wodnych.
67 Zawdzięczamy Zonarasowi (t. II, ks. XIII, 7) ten szczegół dotyczący najazdu Massagetów; jest
on zgodny z ogólnym tokiem wydarzeń, po którym prowadzi nas, raczej po ciemku, fragmenta­
ryczna historia Ammiana.
68 Opisy przyczyn i wydarzeń tej wojny domowej sprawiają kłopot i zawierają sprzeczności.
Opierałem się głównie na Zonarasie i Młodszym Wiktorze. Tren {Ad calcem Eutrop., wyd.
Havercampa) wygłoszony na śmierć Konstantyna mógłby nam wiele powiedzieć, lecz ostrożność
i fałszywy smak kazały mówcy ograniczyć się do ogólnikowej deklamacji.
69 „Quarum ( g e n t i u m ) obsides pretio quaesitos pueros venustiores, quod cultius habuerat, libidine
huiusmodiarsisse p r o c e r t o h a b e t u r [ D e Caesaribus, 41]. Gdyby zwyrodniałe gusty Konstansa
390 Przypisy do rozdziału XVIII

nie były tak powszechnie uznawane, starszy Wiktor, który zajmował bardzo poważny urząd za
panowania jego brata, nie twierdziłby tego w tak stanowczych słowach.
70 Julian, Oratio I i II; Zosimos, II, 42; Wiktor Młodszy, Epitome [41]. Istnieją podstawy, by
sądzić, że Magnencjusz urodził się w jednej z barbarzyńskich kolonii, które Konstancjusz Chlorus
założył w Galii (por. t. I tego dzieła, s. 278). Jego zachowanie przypomina nam patrio­
tycznego hrabiego Leicesteru, słynnego Simona de Montfort, który potrafił przekonać prosty
lud Anglii, że on, Francuz z urodzenia, podniósł broń, by wyzwolić go od cudzoziemskich
faworytów.
71 To starożytne miasto kwitło niegdyś pod mianem Illiberis (Pomponiusz Mela, II, 5). Hojność
Konstantyna przyniosła mu nowy splendor oraz nową nazwę — od imienia matki cesarza. Helena
(obecnie nazywa się ona Elne) stała się siedzibą biskupa, która dużo później została przeniesiona do
Perpignanu, stolicy późniejszej prowincji Roussillon. Por. d’Anville, Notice de l'ancienne Gaule;
Longuerue, Description de la France; Marca Hispánica, I, 2.
72 Zosimos, II [42]; Zonaras, t. II, ks. XIII [6]; autorzy skrótów.
73 Eutropiusz (X, 6) opisuje Wetrania z większym umiarkowaniem, a też — przypuszczalnie —
bardziej prawdziwie aniżeli obaj Wiktorowie. Rodzice Wetrania byli ludźmi niskiego stanu
i zamieszkiwali w najdzikszej części Mezji, jego zaś wykształcenie było do tego stopnia zaniedbane, że
dopiero po proklamowaniu się cesarzem uczył się alfabetu.
74 Budzące wątpliwości i zmienne postępowanie Wetrania jest opisane przez Juliana w jego
pierwszej oracji i dokładnie wyjaśnione przez Spanheima, który rozważa położenie i zachowanie się
Konstantyny.
7 5 Zob. Piotr Patrycjusz, Excerpta legationum.
76 Zonaras, t. II, ks. XIII, 7. Położenie Sardyki, w pobliżu obecnej Sofii, wydaje się lepiej
odpowiadać temu spotkaniu aniżeli położenie Naissus lub Sirmium, które podają Hieronim,
Sokrates i Sodzomen.
77 Zob. dwie pierwsze mowy Juliana; oraz Zosimos, II, 44. Wyraźna narracja historyka rzuca
szczególne światło na płynne, lecz ogólnikowe opisy oratora.
78 Wiktor Młodszy nazywa dobitnie miejsce jego wygnania „ voluptarium otium” [Epitome, 41].
Sokrates (II, 28) jest świadkiem tej korespondencji z cesarzem, która mogłaby dowodzić, że Wetra-
nio był rzeczywiście prope ad stultitiam simplicissimus.
19 „Eum Constantius... facundiae vi deiectum Imperio in privatum otium removit. Quae gloria post
natum Imperium soli processit eloquio clementiaque, e t c ” (Aureliusz Wiktor, De Caesaribus, 42).
Julian i Temistiusz (Oratio III i IV) przyozdabiają jego zwycięstwo wszystkimi kunsztownymi
kwiatami swego krasomówstwa.
80 Busbequius (s. 112) przebył Dolne Węgry i Słowenię w czasie, gdy kraje te wskutek ciągłych
wojen między Turkami i chrześcijanami zamieniły się niemal w pustynie. A jednak z podziwem
wyraża się o nieujarzmionej urodzajności gleby, zauważając, że trawa osiąga tam wysokość
dostateczną, by ukryć załadowany wóz przed okiem ludzkim. Por. również Browne, Travels, Harris
Collection, t. II.
81 Zosimos daje wyczerpujący opis wojny i negocjacji (II, 45— 54). Ponieważ jednak nie okazuje
się on ani żołnierzem, ani politykiem, jego opowieść należy traktować z uwagą i ostrożnością.
82 Ten godny uwagi most, podparty wieżami i trzymający się na dużych słupach drewnianych,
został zbudowany w 1566 roku przez sułtana Solimana dla ułatwienia pochodu jego wojsk na Węgry.
Zob. Browne, Travels, i Busching, System o f Geography, t. II.
83 Tę pozycję i kolejne manewry opisuje jasno, choć zwięźle, Julian (Oratio 7).
84 Sulpicjusz Sewer, II. Cesarz spędził dzień na modlitwie razem z Walensem, ariańskim biskupem
Mursy, który pozyskał jego zaufanie przepowiednią zwycięstwa w bitwie. Pan de Tille-
mont {Histoire des empereurs, t. IV) słusznie podkreśla milczenie Juliana na temat osobistej
dzielności Konstancjusza, którą wykazał w bitwie pod Mursą. Milczenie pochlebcy równa się
czasem najpewniejszemu i najbardziej autentycznemu świadectwu.
Przypisy do rozdziału XVIII 391

85 Julian, Oratio I i Oratio 77; Zonaras, t. II, ks. XIII [8]; Zosimos, II [49— 52]. Ostatni z tych
autorów chwali zręczność łucznika Menelausa, który potrafił wystrzelić trzy strzały jednocześnie, co
w opinii autora — na tyle, na ile rozumiał on sprawy wojskowe — przyczyniło się znacznie do
zwycięstwa Konstancjusza.
86 Według Zonarasa (jw.) Konstancjusz z 80000 ludzi stracił 30000, a Magnencjusz z 36 000
stracił 24 000. Inne szczegóły tej relacji wydają się prawdopodobne lub autentyczne, lecz w ocenie sił
tyrana został popełniony — albo przez autora, albo jego przepisywaczy — błąd. Magnencjusz zebrał
wszystkie siły Zachodu, Rzymian i barbarzyńców w jedną potężną armię, której liczebności nie
można ocenić poniżej 100 000 żołnierzy (Julian, Oratio 7).
87 „Ingentes R. I. vires ea dimicatione consumptae sunt, ad quaelibet bella externa idoneae, quae
multum triumphorum possent securitatisque conferred Eutropiusz, X [6]. Młodszy Wiktor wyraża
podobną opinię.
88 W tej sprawie przedkładamy nie budzące podejrzeń świadectwa Zosimosa i Zonarasa nad
pochlebcze twierdzenie Juliana. Młodszy Wiktor maluje charakter Magnencjusza w szczególnym
świetle: „Sermonis acer, animi tumidi, et immodice timidus; artifex tamen ad occultandam audasiae
specie f o r m id i n e m [Epitome, 43] Co bardziej prawdopodobne, czy to, że w bitwie pod Mursą
zachowaniem jego rządziła natura, czy — udawanie? Jestem skłonny przyjąć tę drugą tezę.
89 Julian, Oratio I. W tym jednak miejscu jak i w mowie II daje on do zrozumienia, że senat, lud
i żołnierze Italii skłaniali się powszechnie ku stronnictwu cesarza.
90 Starszy Wiktor opisuje patetycznie nędzną sytuację Rzymu: „Cuius stolidum ingenium adeo
P. R. patribusque exitio fuit, uti passim domus, fora, viae, templaque, cruore, cadaveribusque
opplerentur, bustorum m o d o ” [De Caesaribus, 42]. Atanazy (t. I) ubolewa nad losem znakomitych
osób, które padły ofiarą, a Julian (Oratio II) z obrzydzeniem pisze o okrucieństwie Marcellina,
nieprzejednanego wroga domu Konstantyna.
91 Zosimos, II [53]; Wiktor, Epitome [42]. Panegiryści Konstancjusza ze swą zwykłą szczerością
zapominają o tej przypadkowej klęsce.
92 Zonaras, t. II, ks. XIII [8]. Julian, w kilku miejscach obu swych mów, rozwodzi się nad
łaskawością Konstancjusza wobec buntowników.
93 Zosimos, II [53]; Julian, Oratio I, II.
94 Ammianus Marcellinus, XV, 6; Zosimos, II [53]. Julian, który (Oratio 7) w gromkich słowach
ubolewa nad okrutnymi skutkami wściekłości tyrana, wspomina jego edykty, które wzmagały ucisk
i podyktowane były bądź to koniecznościami wojny, bądź to zachłannością. Poddani byli zmuszani
do kupowania dóbr cesarskich, co dawało im własność wątpliwą, a i niebezpieczną, gdyż w wypadku
przewrotu mogłaby być potraktowana jako zdradziecka uzurpacja.
95 Medale Magnencjusza czczą zwycięstwa d w ó c h Augustów i cezara. Cezarem był inny brat,
Dezyderiusz. Zob. Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV.
96 Julian, Oratio 7, 77; Spanheim. Jego komentarz opisuje w szczegółach przebieg tej wojny
domowej. Góra Seleus znajduje się w Alpach Kotyjskich — o kilka mil od Vapincum lub Gap,
miasta biskupiego w Delfinacie (d’Anville, Notice de la Gaule; Longuerue, Description de la France).
97 Zosimos, II [53]; Libaniusz, Oratio X. Ten drugi autor piętnuje z dużą gwałtownością
postępowanie Konstancjusza jako okrutne i samolubne.
98 Julian, Oratio 7; Zosimos, II [53]; Sokrates, II, 32; Sodzomen, IV, 7. Młodszy Wiktor opisuje
jego śmierć podając pewne straszliwe szczegóły: „ Transfosso latere, ut erat vasti corporis, vulnere
naribusque et ore cruorem effundens, exspiravit.” [Epitome, 42] Jeśli możemy wierzyć Zonarasowi,
tyran, zanim umarł, miał przyjemność zamordowania własnymi rękoma swej matki i swego brata
Dezyderiusza.
99 Julian (Oratio 77) nie może w żaden sposób ustalić, czy zadał on sam sobie karę za swe
zbrodnie, czy też utonął w Drawie, albo — czy nie uniosły go demony zemsty z pola walki do
przeznaczonego dlań miejsca wiecznych mąk.
100 Ammianus Marcellinus, XIV, 5; XXI, 16.
392 Przypisy do rozdziału XIX

ROZDZIAŁ XIX

1 Ammianus Marcellinus (XIV, 6) przypisuje pierwsze praktyki kastrowania okrutnej prze­


myślności Semiramidy, która miała panować ponad 1900 lat przed Chrystusem. Posługiwanie się
eunuchami sięga zarówno w Azji, jak w Egipcie bardzo dawnych czasów. Wspominają ich Księgi
Mojżeszowe, Deuteronomium, XXIII, 1. Por. Goguet, Orignes de loix, etc., cz. I, ks. I, rozdz. 3.
2 Eunuchum dixti veile te;
Quia solae utuntur his reginae —
Terencjusz, Eunuchos, akt I, scena 2.
Ta sztuka jest tłumaczeniem z Menandra, a oryginał przypuszczalnie pochodzi z okresu po
podbojach wschodnich Aleksandra.
3 Miles... spadonibus
Servire rugosis potest.
Horacy, Pieśń V, 9 [Epod., IX, 13].
Słowem „spado” Rzymianie wyrażali z całą siłą swój wstręt do tego kalekiego stanu. Grecka nazwa
eunucha, która niepostrzeżenie wzięła górę, brzmiała łagodniej i bardziej dwuznacznie.
4 Wystarczy wspomnieć tylko Posidesa, wyzwoleńca i eunucha Klaudiusza, dla którego cesarz
zhańbił niektóre najwyższe zaszczyty przyznawane za zasługi wojskowe. Por. Swetoniusz, Boski
Klaudiusz, 28. Posides zużywał dużą część swego majątku na budownictwo.
Ut s p a d o vincebat Capitolio nostra Posides.
Juwenalis, Sat. XIV, 91.
5 „Castrari mares v e t u i t Swetoniusz, Domicjan, 7. Por. Kasjusz Dion, XVII [2], LXVIII [2].
6 W HCR znajduje się ustęp, w którym Lampridiusz, pochwaliwszy Aleksandra Sewera
i Konstantyna za ograniczenie tyranii eunuchów, ubolewa nad szkodami, jakie wyrządzili oni za
panowania innych władców. „Hue accedit, quod eunuchos nec in consiliis nec in ministeriis habuit; qui
soli principes perdunt, dum eos more gentium aut regum Persarum volunt vivere; qui a populo etiam
amicissimum semovent; qui internuntii sunt, aliud quam respondetur, [saepe] referentes; clauden-
tes principem suum, et agentes ante omnia ne quid s c i a t [Lampridiusz, Aleksander Sewer,
66]
7 Ksenofont (Cyropedia, VII, 5, § 60) podał rzekome powody, które skłoniły Cyrusa do
oddania swej osoby pod ochronę straży złożonej z eunuchów. Zauważył on u zwierząt, że
kastrowanie prowadzi wprawdzie do złagodzenia ich nieokiełznanej dotąd gwałtowności, lecz nie
umniejsza ich siły ani odwagi. Przekonał też sam siebie, że ci, którzy zostali oddzieleni od
reszty rodzaju ludzkiego, przywiążą się silniej do osoby swego dobroczyńcy. Wiekowe doświad­
czenie przeczy jednak opinii Cyrusa. Mogło się zdarzyć, że ten lub ów z eunuchów odznaczył
się wiernością, odwagą i zdolnościami. Jeśli jednak przestudiujemy całą historię Persji, Indii
i Chin, przekonamy się, że władza eunuchów cechowała nieodmiennie okresy schyłku i upadku
każdej dynastii.
8 Ammianus Marcellinus, XXI, 16; XXII, 4. Ogólny ton jego bezstronnej historii służyć może do
usprawiedliwienia inwektyw Mamertinusa, Libaniusza i samego Juliana, którzy potępiali występki
dworu Konstancjusza.
9 Aureliusz Wiktor piętnuje beztroskę swego władcy w wyborze gubernatorów prowincji
i dowódców wojskowych, a swą historię kończy bardzo śmiałą uwagą, że bardziej jest niebezpieczne
atakować ministrów słabego władcy niż jego własną osobę: „U ti verum absolvam brevi, ut Imperatore
ipso clarius, ita apparitorum plerisque magis atrox nihil.” [De Caesaribus, 42].
10 „Apud quem (si vere d id debeat) multum Constantius potuit.” Ammianus Marcellinus, ks.
XVIII, 4.
11 Grzegorz z Nazjanzu (Oratio III) wypomina Apostacie jego niewdzięczność wobec Marka, bi­
skupa Aretuzy, który przyczynił się do ocalenia jego życia. Dowiadujemy się też, choć z mniej sza­
cownego źródła (Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV), że Julian został ukryty w sanktuarium kościoła.
Przypisy do rozdziału XIX 393

12 Najbardziej autentyczny opis wychowania Juliana i jego przygód zawarty jest w jego liście lub
manifeście, którym zwrócił się do ateńskiego senatu i ludu. Libaniusz (Oratio parentalis) ze strony
pogan i Sokrates (III, 1) ze strony chrześcijan zachowali pewne interesujące szczegóły.
13 Odnośnie do wywyższenia Gallusa — por. Idatius, Zosimos i obaj Wiktorowie. Według
Filostorgiusza (IV, 1) Teofil, biskup ariański, był świadkiem, a zatem i poręczycielem tego
wzajemnego zobowiązania. W tym charakterze wystąpił ze wspaniałomyślną stanowczością, ale pan
de Tillemont {Histoire des empereurs) uważa za mało prawdopodobne, aby heretyk mógł posiadać
tego rodzaju cnotę.
14 Julianowi z początku pozwolono kontynuować studia w Konstantynopolu. Lecz reputacja,
którą sobie zdobył, pobudziła szybko zazdrość Konstancjusza, toteż młodemu księciu poradzono,
by wycofał się na mniej widoczną scenę Bitynii i Jonii.
15 Julian, Oratio ad S.P.Q. Atheniensem; Hieronim, Kronika świata; Aureliusz Wiktor; Eutro-
piusz, X, 7. Przepiszę słowa Eutropiusza, który opracował swój skrót mniej więcej piętnaście lat po
śmierci Gallusa, gdy nie było już jakiegokolwiek powodu do pochlebstw lub oszczerstw pod jego
adresem: „Multis incivilibus gestis Gallus Caesar... vir natura férus et ad tyrannidem pronior, si suo iure
imperare licuisset.”
16 „Megaera quaedam mortalis, inflammatrix saevientis assidua, humani cruoris ávido", etc.
Ammianus Marcellinus, XIV, 1. Szczery charakter Ammiana nie pozwoliłby mu na zniekształcenie
faktów lub charakterów, lecz jego zamiłowanie do a m b i t n e j ornamentacji często skłaniało go do
wyrażania się z nienaturalną siłą.
17 Był nim Klematius z Aleksandrii, którego jedyne przewinienie stanowiła odmowa zaspokoje­
nia zachcianek teściowej; rozczarowana w swej miłości, zapragnęła jego śmierci. Ammianus
Marcellinus, XIV, 1.
18 Por. Ammianus Marcellinus (XIV, 1, 7) — bardzo dokładna relacja jednego z wypadków
okrucieństwa Gallusa. Jego brat Julian utrzymuje, że przeciw niemu zawiązano tajny spisek, zaś
Zosimos wymienia osoby w nim zaangażowane: urzędnika wysokiej rangi i dwóch mało znanych
agentów, pragnących zrobić karierę.
19 Zonaras, XIII [8]. Zabójcy uwiedli pewną liczbę legionistów, lecz ich plany zostały wykryte
przez starą kobietę, w której domku zamieszkiwali.
20 W zachowanym tekście Ammiana (XIV, 7) czytamy: „ A s p e r, quidem, sed ad l e n i t a t e m
propćnsior”, co tworzy zdanie nonsensowne i nielogiczne. Za pomocą starego rękopisu Walezjusz
poprawił pierwsze zniekształcenie, zastępując je słowem „ v a f e r ”, dzięki któremu zaczynamy
dostrzegać promień światła. Jeśli zmienimy „lenitatem” na „levitatem”, za sprawą jednej litery całe
zdanie stanie się jasne i logiczne.
21 Miast zbierać rozrzucone i nieudolne wskazówki z różnych źródeł, wchodzimy w głów­
ny nurt historii Ammiana; wystarczy nam tylko sięgnąć do VII i IX rozdziału jego księgi XIV.
Jednak Filostorgiusza (III, 28), choć stoi on po stronie Gallusa, nie należy całkowicie po­
mijać.
22 Udała się ona w podróż przed swym mężem, lecz w drodze, w małej miejscowości nazywającej
się Coenum Gallicanum, zmarła na febrę.
23 Legiony tebańskie, stacjonujące w tym czasie w Adrianopolis, wysłały do Gallusa deputację,
proponując mu swe usługi. Ammianus Marcellinus, XIV, 11. Notitia wymieniają trzy różne legiony,
które nosiły nazwę tebańskich. Gorliwość pana de Voltaire’a w burzeniu godnej pogardy, choć
słynnej legendy skusiła go do wejścia na śliski grunt zaprzeczeń, jakoby w wojskach rzymskich istniał
jakikolwiek legion tebański. Por. Oeuvres de Voltaire, t. XV.
24 Pełna relacja podróży i śmierci Gallusa — u Ammiana, XIV, 11. Julian skarży się, że jego brat
został stracony bez sądu, i próbuje usprawiedliwić albo przynajmniej wytłumaczyć okrutną zemstę,
którą Gallus wywarł na swych wrogach; a jednak wydaje się przyznawać, że słusznie mógł być
pozbawiony purpury.
25 Filostorgiusz, IV, 1; Zonaras, XIII, 9. Podczas gdy pierwszy z tych autorów stał po stronie
394 Przypisy do rozdziału XIX

ariańskiego monarchy, drugi przepisywał bez przebierania i bezkrytycznie, cokolwiek znalazł


w pismach dawniejszych autorów.
26 Ammianus Marcellinus, XV, 1, 3, 8. Sam Julian w swym liście do Ateńczyków maluje żywy
i prawdziwy obraz swego niebezpieczeństwa i uczuć. Wykazuje jednak skłonność do przesady
w opisie swych cierpień, niesłusznie, choć niezbyt jasno, dając do zrozumienia, że trwały one ponad
rok, co nie daje się pogodzić z prawdą chronologii.
27 Julian przedstawił zbrodnie i nieszczęścia rodziny Konstancjusza w formie alegorycznej
opowieści o szczęśliwej kompozycji i wartkiej narracji. Stanowi ona zakończenie mowy siódmej, na
podstawie której przetłumaczył ją opat de la Bléterie (Vie de Jovien, t. II).
28 Pochodziła ona z Tessaloniki w Macedonii, z arystokratycznego rodu, była córką i siostrą
konsulów. Jej małżeństwo z cesarzem zostało przypuszczalnie zawarte w 352 r. W owych czasach
sporów historycy wszystkich partii byli zgodni w pochwałach na jej cześć. Zob. ich świadectwa
zebrane przez Tillemonta w Histoire des empereurs, t. IV.
29 Libaniusz i Grzegorz z Nazjanzu wyczerpali cały kunszt i siłę swojej wymowy na opisanie
Juliana jako największego z bohaterów albo — najgorszego z tyranów. Grzegorz studiował wespół
z Julianem w Atenach; symptomy późniejszych występków Apostaty, które opisuje tak tragicznym
tonem, sprowadzają się do pewnych ułomności cielesnych i dziwactw wymowy i zachowania.
Przypisuje sobie jednak tę zasługę, że już w t e d y przewidział i przepowiedział nieszczęścia, które
spadną na Kościół i państwo. Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV.
30 „Succumbere tot necessitatibus tamque crebris unum se, quod nunquam fecerat, aperte
demonstrans.” Ammianus Marcellinus, XV, 11. Następnie przytacza ich własnymi słowy pochlebcze
zapewnienia dworaków.
31 „Tantum a temperatis moribus Juliani differens fratris quantum inter Vespasianifllios fuit, Domitia-
num et T i t u m Ammianus Marcellinus, XIV, 11. Warunki życia i wychowanie obu braci były tak
identyczne, że już to samo było przekonującym przykładem wrodzonej różnicy ich charakterów.
32 Ammianus Marcellinus, XV, 8; Zosimos, III [2].
33 Julian, Oratio ad S.P.Q. Atheniensem; Libaniusz, Oratio X. Julian nie poddał się, dopóki
bogowie nie wyrazili swojej woli w powtarzających się wizjach i omenach; dopiero wtedy jego
pobożność sprawiła, że zaprzestał oporu.
34 Julian sam opowiada z pewnym humorem o okolicznościach swej przemiany, swym spusz­
czonym wzroku i zakłopotaniu, gdy nagle został przeniesiony w nowy świat, w którym każda rzecz
wydawała się obca i wroga.
35 Ammianus Marcellinus, XV, 8; Zosimos, III [2]; Aureliusz Wiktor; Wiktor Młodszy, Epitome
[42]; Eutropiusz, X [7].
36 „Militares omnes horrendo fr agorę scuta genibus illidentes; quod est prosperitatis indicium
plenum; nam contra cum hastis clypei feriuntur, irae documentum est et dolor is...” Ammianus,
wprowadzając subtelne rozróżnienie, dodaje: „Eumque ut potiori reverentia servaretur, nec supra
modum laudabant nec infra quam decebat.” [XV, 8]
37 „Ellabe porphyreos thanatos, kai moira krataie.” Słowo „ p u r p u r a ”, którym Homer
posługuje się jako nieokreśloną, lecz pospolitą nazwą dla śmierci, zostało użyte przez Juliana dla
wyrażenia w sposób bardzo trafny istoty i przedmiotu swych obaw.
38 Przedstawia on w najbardziej patetycznych słowach cierpienia spowodowane swoją nową
sytuacją. Lecz zaopatrzenie jego stołu było tak wytworne i obfite, że młody filozof odrzucał je ze
wzgardą. „Quum legeret libellum assidue, quem Constantius ut privignum ad studia mittens manu sua
conscripserat, praelicenter disponens quid in convivio Caesaris impendí deberet. Phasianum, et vulvam et
sumen exigí vetuit et inferri.” Ammianus Marcellinus, XVI, 5.
39 Jeśli przypomnimy sobie, że Konstantyn, ojciec Heleny, zmarł osiemnaście lat wcześniej,
dożywszy starości, okaże się prawdopodobne, że córka, choć jeszcze dziewica, nie mogła być zbyt
młoda, gdy wychodziła za mąż. Wkrótce powiła syna, który zmarł natychmiast po urodzeniu, „quod
obstetrix corrupta mercede, mox natum praesecto plusquam convenerat umbilico necavit” . Towarzyszy­
Przypisy do rozdziału XIX 395

ła ona cesarzowi i jego małżonce w podróży do Rzymu, gdy cesarzowa „quaesitum venenum bibere
per fraudem illexit, ut quotiescunque concepisset immaturum abiiceret par tum”. Ammianus Mar-
cellinus, XVI, 10. Niech nasi lekarze rozstrzygną, czy istnieje taka trucizna. Jeśli o mnie chodzi,
to jestem skłonny wyrazić nadzieję, że to złośliwa plotka zamieniła wypadek w świadomy czyn
Euzebii.
40 Ammianus Marcellinus (XV, 5) był świetnie poinformowany o zachowaniu się i losie Sylwanu-
sa. On sam był jednym z nielicznych towarzyszy Ursycynusa w jego niebezpiecznym przedsięwzięciu.
41 O szczegółach wizyty Konstancjusza w Rzymie — por. Ammianus Marcellinus, XV, 10.
Wypada nam tylko dodać, że Temistiusz został mianowany przedstawicielem Konstantynopola
i ułożył swoją czwartą mowę na tę uroczystość.
42 Hormisdas, zbiegły książę Persji, zrobił cesarzowi uwagę, że jeśli stworzy takiego konia, będzie
musiał pomyśleć o przygotowaniu odpowiedniej dlań stajni (Forum Trajana). Zanotowano też inne
powiedzenie Hormisdasa: „tylko jedna rzecz była dlań niemiła, to, że w Rzymie ludzie umierają tak
jak wszędzie”. Jeśli przyjmiemy takie odczytanie tekstu Ammiana („displicuisse” zamiast „placuis-
se”), będziemy mogli tę uwagę uznać za przyganę pod adresem rzymskiej próżności; odwrotny sens
byłby świadectwem mizantropii.
43 Gdy Germanik odwiedził starodawne pomniki Teb, najstarszy z kapłanów wytłumaczył mu
znaczenie tych hieroglifów. Tacyt, Roczniki, II, 60. Lecz wydaje się prawdopodobne, że przed
praktycznym wynalezieniem alfabetu te naturalne lub umowne znaki stanowiły pospolite pismo
Egipcjan. Por. Warburton, Divine Legation o f Moses, t. III.
44 Pliniusz St., XXXVI, 14— 15.
45 Ammianus Marcellinus, XVII, 4. Daje on greckie tłumaczenie hieroglifów, a jego komentator
Lindenbrogius dodaje inskrypcję łacińską, która w dwudziestu wierszach, pochodzących z czasów
Konstancjusza, zawiera krótką historię obelisku.
46 Donatus, De Roma antiqua, III, 14; IV, 12; a także uczona, lecz bezładna rozprawa Bargaeusa
o obeliskach, w IV tomie Graeviusa Roman Antiquities. Rozprawa ta jest zadedykowana papieżowi
Sykstusowi V, który postawił obelisk Konstancjusza na placu przed patriarchalnym kościołem
Św. Jana na Lateranie.
47 Wydarzenia tej wojny z Kwadami i Sarmatami są opisane w dziele Ammiana, XVI, 10; XVII,
12, 13; XIX, 11.
48 „Genti Sarmatarum, magno decore considens apud eos, regem dedit.” Aureliusz Wiktor [De
Caesaribus, 42]. W pompatycznej oracji sam Konstancjusz rozwodzi się nad swymi osiągnięciami,
mieszając nadmierną próżność z cząstkami prawdy.
49 Ammianus Marcellinus, XVI, 9.
50 Ammianus Marcellinus (XVII, 5) przepisuje ten wyniosły w tonie list. Temistiusz (Oratio IV)
zwraca uwagę na jego jedwabne okrycie. Idatius i Zonaras wzmiankują o podróży ambasadora,
a Piotr Patrycjusz (Excerpta legationum, 15) informuje o jego pojednawczym zachowaniu się.
51 Ammianus Marcellinus, XVII, 5, i Walezjusz ad loc. Sofistą lub filozofem (w tym czasie te dwa
pojęcia były niemal synonimami) był Eustacjusz z Kapadocji, uczeń Jamblicha i przyjaciel
św. Bazylego. Eunapios ( Vita Aedesii) z przyjemnością przypisuje temu posłowi-filozofowi chwałę
uwiedzenia barbarzyńskiego króla, które osiągnął kunsztownym czarem rozumu i wymowy. Zob.
Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV.
52 Ammianus Marcellinus, XVIII, 5, 6, 8. Przyzwoite i pełne szacunku zachowanie się Antonina
wobec rzymskiego dowódcy rzuca na niego bardzo ciekawe światło; sam Ammianus pisze o zdrajcy
z pewną sympatią i szacunkiem.
53 Ta okoliczność, tak jak ją opisuje Ammianus, potwierdza prawdomówność Herodota (1 ,133)
oraz niezmienność perskich obyczajów. Persowie zawsze oddawali się nałogowi picia, a wina Szirazu
tryumfowały nad prawami Mahometa. Brisson, De regno Persico, II; Chardin, Voyages en Perse, t. III.
54 Ammianus Marcellinus, XVIII, 6, 7, 8, 10.
55 Opis Amidy dają: d’Herbelot, Bibliothèque orientale; Cherefeddin Ali, Histoire de Timur Bec,
396 Przypisy do rozdziału XIX

III, 41; Ahmed Arabsiades, 1 .1; Voyages de Tavernier, t. I; Voyages d ’O tier, t. II; Voyages de Nie­
buhr, t. II. Ostatni z tych podróżników, uczony i dokładny Duńczyk, daje plan Amidy, ilustrujący
działania oblężnicze.
56 Diarbekir, nazywany w publicznych dokumentach tureckich Amid albo Kara-Amid, posiada
ponad 16000 domów i jest rezydencją paszy z trzema buńczukami. Nazwa K a r a pochodzi od
c z a r n e g o koloru kamienia, z którego zbudowane są stare, lecz mocne mury Amidy.
57 Oblężenie Amidy jest szczegółowo opisane przez Ammiana (XIX, 1—9), który miał swój
zaszczytny udział w obronie i ledwie uciekł, gdy miasto zostało zdobyte szturmem przez Persów.
58 Spośród tych czterech ludów Albanowie są zbyt dobrze znani, by trzeba było ich opi­
sywać. Segestowie zamieszkiwali kraj rozległy i równinny, do tej pory zachowujący ich nazwę,
a leżący na południe od Chorasanu i na zachód od Hindustanu (por. Geographia Nubiensis;
d’Herbelot, Bibliothèque orientale). Nie bacząc na przechwałki o zwycięstwie Bahrama (t. I,
s. 410), Segestowie w 80 lat później znowu pojawiają się jako lud niepodległy i sprzymierzo­
ny z Persją. Nie znamy położenia Wertów i Chionitów, lecz jestem skłonny do umiejscowie­
nia ich (co najmniej tych ostatnich) na granicy Indii i Scytii. Por. Ammianus Marcellinus,
XVI, 9.
59 Ammian oznaczył chronologię tego roku trzema zjawiskami, które niezbyt dobrze pasują do
siebie i nie zgadzają się z innymi danymi historii. 1. Zboże było już dojrzałe, gdy Szapur najechał
Mezopotamię: „Cum iam stipula flavente turgerent”; okoliczność ta na szerokości geograficznej
Aleppo wskazywałaby w sposób naturalny na kwiecień lub maj (Harmer, Observations on Scripture,
t. I; Shaw, Travels). 2. Postępy wojsk Szapura zostały powstrzymane przez wylew Eufratu, który
zazwyczaj przypada na lipiec i sierpień (Pliniusz St., t. 21; Viaggi di Pietro della Valle, t. I).
3. Gdy Szapur zdobył Amidę po 73 dniach oblężenia, była już późna jesień. „Autumno praecipiti
haedorumque improbo sidere e x o r t o By pogodzić ze sobą te widome sprzeczności, musielibyśmy
uznać, że działania króla perskiego nieco się opóźniały, że historyk nieco się mylił, a w porach roku
zaszły pewne zakłócenia.
60 Opis tych oblężeń daje Ammianus, XX, 6, 7.
61 O tożsamości Wirty i Tekrytu, por. d’Anville, Géographie ancienne, t. II. O oblężeniu tego
zamku przez Timura-Beka, czyli Tamerlana, por. Cherefeddin, III, 33. Perski biograf wyolbrzymia
zasługę i trudności tego przedsięwzięcia, które uwolniło karawany Bagdadu od potężnej bandy
zbójców.
62 Ammianus Marcellinus (XVIII, 5, 6; XIX, 3; XX, 2) przedstawia zasługi Ursycynusa oraz
zniewagę, jakiej doznał, z wiernością, jaką żołnierz winien jest swemu dowódcy. Można podejrzewać
pewną stronniczość, lecz ta relacja jest spójna i prawdopodobna.
63 Ammianus Marcellinus, XX, 11. „Omisso vano incepto, hiematurus Antiochiae redit in
Syriam aerumnosam, perpessus et ulcerum sed et atrocia, diuque d e f i e n d a W ten oto sposób
Jakub Gronovius odtworzył niejasny tekst. Uważa on też, że ta jedna poprawka, która umo­
żliwia jakieś zrozumienie sensu tego zdania, warta byłaby nowego wydania owego autora.
Oczekiwałem pewnego dodatkowego naświetlenia tej sprawy w nowej pracy uczonego Ernestusa
(Lipsk, 1773).
64 O rabunkach Germanów i nieszczęśliwym położeniu Galii można dowiedzieć się od samego
Juliana. Oratio ad S. P. Q. Atheniensem; Ammianus Marcellinus, XV, 11; Libaniusz, Oratio X;
Zosimos, III, 3; Sodzomen, III, 1.
65 Ammianus Marcellinus, XVII, 8. Ta nazwa wydaje się pochodzić od Toksandrów Pliniusza
i często występuje w historii wieków średnich. Toksandria była krajem lasów i bagien, które
rozciągały się od okolic Tongres do zalewu Waalu i Renu. Por. Walezjusz, Notit. Galliar., s. 558.
66 Paradoksalne twierdzenie ojca Daniela, że Frankowie nigdy nie uzyskali obszaru stałego
osiedlenia po lewej stronie Renu przed Chlodwigiem, zostało obalone przez pana Bieta, odzna­
czającego się uczonością i zdrowym rozsądkiem. Za pomocą całego łańcucha dowodów stwierdził
on, że Frankowie byli w nieprzerwanym posiadaniu Toksandrii przez 130 lat przed wstąpieniem
Przypisy do rozdziału XIX 397

Chlodwiga na tron. Rozprawę pana Bieta nagrodziła Akademia w Soissons w 1736 r. i słusznie
przedkładano ją nad rozprawę napisaną przez jego słynniejszego rywala, opata le Boeufa, znawcę
starożytności, którego nazwisko szczęśliwie pasuje do jego talentów.
67 Życie prywatne Juliana w Galii i surową dyscyplinę, którą sobie narzucił, opisują Ammianus
(XVI, 5) i sam Julian. Pierwszy chwali, a drugi (Misopogon) udaje, że wyśmiewa sposób życia,
który — biorąc pod uwagę, że chodzi o władcę z domu Konstantyna — może słusznie budzić
zdumienie.
68 „Aderat Latine quoque disserendi sufficiens sermo.” Ammianus Marcellinus, XV, 5. Lecz
Julian, który kształcił się w greckich szkołach, zawsze uważał język Rzymian za mowę obcą
i pospolitą, którą należy się posługiwać tylko w razie konieczności.
69 Nie znamy ówczesnego urzędu tego doskonałego sługi, którego Julian uczynił później
prefektem Galii. Sallust został rychło odwołany wskutek zazdrości cesarza. Możemy jeszcze teraz
przeczytać rozsądną, choć pedantyczną rozprawkę, w której Julian ubolewa nad utratą tak
wartościowego przyjaciela, oświadczając jednocześnie, że zawdzięcza mu swą sławę. Zob. la Bléterie,
Wstęp do Vie de Jovien.
70 Ammianus (XVI, 2, 3) wydaje się o wiele bardziej zadowolony z powodu sukcesu osiągniętego
w tej pierwszej wyprawie aniżeli sam Julian, który przyznaje szczerze, że nie dokonał niczego ważne­
go i że uciekał przed wrogiem.
71 Ammianus Marcellinus, XVI, 7. Libaniusz (Oratio X) wyraża się korzystniej o wojskowych
talentach Marcellusa. Julian wyraża przypuszczenie, że nie odwołano by go z taką łatwością, gdyby
nie dał także innych powodów do urazy dworu.
72 „Severus, non discors, noc arrogans, sed longa militiae frugalitate compertus; et eum recta prae-
euntem secuturus, ut ductorem morigerus m iles” Ammianus Marcellinus, XVI, 11; Zosimos, III [2].
73 O zamiarach współpracy pomiędzy Julianem i Barbatio i jej niepowodzeniu — por. Ammianus
Marcellinus (jw.) i Libaniusz (Oratio X).
74 Ammianus Marcellinus (XVI, 12) opisuje z właściwą sobie przesadną elokwencją osobę
i charakter Chnodomara. „Audax et fidens ingenti robore lacertorum, ubi ardor proelii sperabatur
immanis, equo spumante, sublimior, erectus in iaculum formidandae vastitatis, armorumque nitore
conspicuas: antea strenuus et miles, et utilis praeter caeteros ductor... Decentium Caesarem superávit
aequo Marte congressus.”
75 Po bitwie Julian próbował przywrócić rygory starej dyscypliny, wystawiając tych uciekinierów
w kobiecych przebraniach na pośmiewisko całego obozu. W kolejnej kampanii oddział ten
szlachetnie odzyskał swój honor. Zosimos, III [3].
76 Sam Julian w Oratio [ad S . P . Q. Atheniensem] wyraża się o bitwie pod Strasburgiem skromnie,
lecz świadom swych zasług; „Emachesamen uk akleos, isos kai eis hymas aphiketo he toiaute
mache.” Zosimos porównuje ją ze zwycięstwem Aleksandra nad Dariuszem; my jednak nie możemy
się dopatrzyć żadnego z owych przebłysków wojskowego geniuszu, które skupiają uwagę wieków na
przebiegu wydarzeń i zwycięstwie jednego dnia.
77 Ammianus Marcellinus, XVI, 12. Libaniusz powiększa liczbę zabitych o 2000, lecz te drobne
różnice znikają wobec liczby 60 000 barbarzyńców, których Zosimos poświęcił dla chwały swego
bohatera (III, 3). Moglibyśmy przypisać tę niezwykłą liczbę beztrosce kopistów, gdyby ten
łatwowierny czy też stronniczy historyk nie zamienił 35-tysięcznej armii Alemanów w niezliczone
hordy barbarzyńców, „plethos apeiron barbaron” . Jest naszą winą, jeśli to odkrycie nie prowadzi nas
do odpowiedniej nieufności przy innych okazjach.
78 Ammianus Marcellinus, jw.; Libaniusz, jw.
79 Libaniusz (Oratio III) daje nader żywy obraz obyczajów Franków.
80 Ammianus Marcellins, XVII, 2; Libaniusz, Oratio X. Grecki orator, wskutek niezrozumienia
jednego zdania u Juliana, ocenił siłę Franków na tysiąc ludzi. Ponieważ głowę miał zawsze pełną
szczegółów wojny peloponeskiej, porównywał ich do Lacedemończyków, obleganych i wziętych
w końcu do niewoli na wyspie Sfakterii.
398 Przypisy do rozdziału XIX

81 Julian, Oratio ad S. P. Q. Atheniensem; Libaniusz, jw. Stosownie do wyrażenia Libaniusza


cesarz „dora onomaze”, co la Bléterie rozumie jako uczciwe wyznanie (Vie de Julien), zaś Walezjusz
jako nędzne unikanie prawdy (ad Ammian., XVII, 2). Dom Bouquet (Historiens de France, 1.1) przez
podstawienie innego słowa, „enomise”, chciałby rozwiązać tę trudność, lecz unicestwia jednocześnie
istotny sens tego zdania.
82 Ammianus Marcellinus, XVII, 8; Zosimos, III (jego narrację zaciemnia domieszka fantazji);
Julian, jw; Jego słowa brzmiały: „hypedeksamen men moiran tu salion ethnus, Chamabus de
ekselasa”. Ta różnica w traktowaniu upewnia nas w opinii, że Frankom Salickim zezwolono
zachować ich siedziby w Toksandrii.
83 Ta ciekawa opowieść, którą w skrócie podał Zosimos, jest przytoczona przez Eunapiosa
(Excerpta legationum) ze wszystkimi upiększeniami greckiej retoryki. Lecz milczenie Libaniusza,
Ammiana i samego Juliana na ten temat stawia prawdziwość tej opowieści pod dużym znakiem
zapytania.
84 Libaniusz, przyjaciel Juliana, daje wyraźnie do zrozumienia, że jego bohater napisał historię
swych galijskich kampanii. Ale wydaje się, że Zosimos (III, 2) czerpał swe wiadomości tylko z Oracji
(„logoi”) i z listów Juliana. Rozprawa napisana pod adresem Ateńczyków zawiera dokładne, choć
ogólnie ujęte sprawozdanie z wojny przeciw Germanom.
85 Ammianus Marcellinus, XVII, 1, 10; XVIII, 2; Zosimos, III, Julian; jw.
86 Ammianus Marcellinus, XVIII, 2; Libaniusz, jw. Z tych siedmiu placówek cztery są obecnie
miastami o pewnym znaczeniu: Bingen, Andernach, Bonn i Nuyss; pozostałe trzy, Tricesimae,
Quadriburgium i Castra Herculis, lub Heraclea, już nie istnieją. Są jednak podstawy do przypusz­
czenia, że Holendrzy zbudowali na gruntach Quadriburgium fort Schenk (nazwa obrażająca
wybredny gust Boileau). Por. d’Anville, Notice de l ’ancienne Gaule', Boileau, Epitre IV i przypisy.
87 Możemy zaufać samemu Julianowi, który daje bardzo szczegółowy opis tej sprawy (Oratio ad
S. P. Q. Atheniensem). Zosimos powiększa liczbę barek o dwieście (III, 5). Jeśli przyjmiemy, że 600
barek przewoziło przeciętnie po 70 ton zboża każda, wyniknie z tego, że wywieźli oni 120 000 korców
(por. Arbuthnot, Weights and Measures); kraj, z którego można było wywieźć tak wiele zboża,
musiał już osiągnąć wysoki stopień rozwoju swego rolnictwa.
88 Wojska już raz przedtem się zbuntowały — bezpośrednio przed drugim przekroczeniem Renu.
Ammianus Marcellinus, XVII, 9.
89 Ammianus Marcellinus, XVI, 5; XVIII, 1; Mamertinus, Paneg. vet., XI, 4.
90 Ammianus Marcellinus, XVII, 3; Julian, Epist., XVII, wyd. Spanheima. Takie zachowanie
niemal zasługuje na panegiryk Mamertinusa. „Ita illi a m i spatia divisa sunt, ut aut Barbaros domitet,
aut civibus iura restituât; perpetuum professus, aut contra hostem, aut contra vitia, certamen.”
91 Libaniusz, Oratio parentalis w Imp. Julian., 38 — Bibliotheca Graeca Fabriciusa, t. VII.
92 Julian, Misopogon. Prymitywny stan Paryża jest przedstawiony szczegółowo przez Henryka
Walezjusza (A d Ammian., XX, 4), jego brata Hadriana Walezjusza (lub de Valois) oraz przez
pana d’Anville’a (w rozprawach każdego z nich o starożytnej Galii), przez księdza de Longuerue
(Description de la France, t. I) i pana Bonamy w Mémoires de l’Académie des Inscriptions,
t. XV.
93 „Ten philen Leuketian.” Julian, Misopogon. Leucetia lub Lutetia była to starodawna nazwa
miasta, które — stosownie do mody czwartego wieku — przybrało od swego terytorium nazwę
Parish.
94 Julian, Misopogon.

ROZDZIAŁ XX

1 Data powstania Institutiones divinae Laktancjusza była przemiotem dokładnych dyskusji,


ustalono trudności i zaproponowano rozwiązania, wybieg zaś znaleziono w pomyśle dwóch
Przypisy do rozdziału XX 399

p i e r w o t n y c h wydań: pierwsze — z czasów prześladowań Dioklecjana, i drugie — z czasów


Licyniusza. Zob. Dufresnoy, Praefatio; Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. VI; Lardner,
Credibility o f the Gospel H istory, cz. II, t. VII. Jeśli chodzi o mój pogląd, to jestem p r a w i e pewny,
że Laktancjusz zadedykował swe Institutiones władcy Galii w okresie, gdy Galeriusz, Maksymin,
a nawet Licyniusz prześladowali chrześcijan, tzn. między 306 a 311 r.
2 Laktancjusz, Institutiones divinae, I, 1; VII, 26. Pierwszego i najważniejszego z tych zdań
w istocie brakuje w 28 rękopisach, lecz znajduje się w dziewiętnastu. Jeśli zbadamy względną wartość
tych rękopisów, to okaże się, że jeden z nich, mający już 900 lat i znajdujący się w bibliotece króla
Francji, zdanie to zawiera, jest ono jednak pominięte w poprawnym rękopisie w Bolonii, który
według de Montfaucona — pochodzi z VI lub VII w. (Diarium Italicum). Większość wydawców
(z wyjątkiem Isaeusa, por. Lactancius, wyd. Dufresnoy, 1.1) wyczuwała w tym zdaniu oryginalny styl
Laktancjusza.
3 Euzebiusz, Vita Const., I, 27— 32.
4 Zosimos, II, 29.
5 Obrzęd ten z a w s z e stosowano przyjmując kogoś w szeregi katechumenów (Bingham,
Christian Antiquities, X, 1; Dom Chardon, Histoire des Sacremens, 1.1). Konstantyn poddał się temu
obrzędowi dopiero (Euzebiusz, jw., IV, 61) bezpośrednio przed przyjęciem chrztu i przed swą
śmiercią. Z powiązania tych dwóch faktów Walezjusz {ad loc. Euseb.) wyciągnął wniosek, z którym
godzi się, acz niechętnie, Tillemont {Histoire des empereurs, t. IV), a przeciwstawia mu się za pomocą
słabych argumentów Mosheim.
6 Euzebiusz, IV, 61— 63. Legendę o chrzcie Konstantyna w Rzymie na trzynaście lat przed jego
śmiercią zmyślono w VIII w., aby należycie umotywować jego d o n a c j ę . Taki jest jednak postęp
wiedzy, że legenda, za którą się opowiada bez rumieńca kardynał Baronius {Annales eccl., A. D. 324,
no 43— 49), znajduje obecnie bardzo słabe wsparcie nawet w obrębie Watykanu. Zob. Antiquitates
Christianae, t. II — dzieło wydane z sześciokrotną aprobatą Rzymu w 1751 r. przez ojca Mamachi,
uczonego dominikanina.
7 Kwestor lub sekretarz, który był autorem prawa w Kodeksie Teodozjańskim, wkłada
w usta swego pana obojętne słowa: „hominibus supra dictae religionis” (1. XVI, tit. II, lex 1).
Urzędnik dla spraw kościelnych mógł już użyć stylu nacechowanego pobożnością i szacunkiem:
„tes enthesmu kai hagiotates katholikes threskeias” — prawowita, najświętsza i katolicka religia.
Por. Euzebiusz, X, 6.
8 Kodeks Teodozjański, 1. II, tit. VII, leg. 1; Kodeks Justyniana, 1. III, tit. XII, leg. 3. Kon­
stantyn nazywa dzień Pana „dies solis” — nazwa, która nie mogła razić uszu jego pogańskich
poddanych.
9 Kodeks Teodozjański, ks. XVII, tyt. X, pr. 1. Godefroy w charakterze komentatora (t. VI)
próbuje usprawiedliwić Konstantyna. Lecz bardziej gorliwy Baronius {Annal, eccl., A. D. 321, no 18)
potępia sprawiedliwie i szorstko jego pogańskie postępowanie.
10 Teodoret (I, 18) wydaje się sugerować, jakoby Helena dała swemu synowi chrześcijańskie
wychowanie; możemy być jednak pewni faktu — przez wzgląd na wyższy autorytet Euzebiusza {Vita
Const., III, 47) — że ona sama zawdzięczała Konstantynowi swą wiedzę o chrześcijaństwie.
11 Zob. medale Konstantyna u D u Cange’a i Banduriego. Biorąc pod uwagę, że tylko nieliczne
miasta zachowały przywilej ich bicia, należy uznać, że niemal wszystkie medale tego okresu
pochodziły z mennicy i miały sankcję cesarza.
12 Panegiryk Eumeniusza (szósty wśród Paneg. vet.), wygłoszony na kilka miesięcy przed wojną
w Italii, obfituje w bezsporne dowody przesądów pogańskich Konstantyna i jego szczególnej czci dla
Apollina, czyli Słońca. Aluzję do tego czyni Julian {Oratio VII, „apoleipon se”)- Zob. Commentaire
de Spanheim sur Les Césars.
13 Konstantyn, Oratio ad sanctos, 25. Można jednak łatwo wykazać, że tłumacz grecki poprawił
sens łacińskiego oryginału, a stary cesarz mógł wspominać prześladowania Dioklecjana z odrazą
żywszą od tej, którą odczuwał w dniach swej młodości i pogaństwa.
400 Przypisy do rozdziału XX

14 Zob. Euzebiusz, VIII, 13; IX, 9; Vita Const., I, 16, 17; Laktancjusz, Institutiones divinae, I, 1;
Cecyliusz, De mortibus persecutorum, 25.*
15 Laktancjusz (ibid. 48) zachował pierwotny łaciński tekst, zaś Euzebiusz (X, 5) dał greckie
tłumaczenie tego wieczystego edyktu, uwzględniającego też niektóre zarządzenia natury prowizo­
rycznej.
16 Panegiryk na cześć Konstantyna, wygłoszony w siedem lub osiem miesięcy po edykcie
mediolańskim (Gothofred, Chronolog. legum; Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV), zawiera
godne uwagi słowa: „Summe rerum sator, cuius tot nomina sunt, quot linguas gentium esse
voluisti, quem enim te ipse d id velis, scire non possumus.” (Paneg. vet., VIII, 26). Tłuma­
cząc postępy Konstantyna w wierze, Mosheim wykazuje pomysłowość, subtelność i rozwle­
kłość.
17 Por. wytworny opis Laktancjusza {Institutiones divinae, V, 8), który wyraża się nazbyt jasno
i jednoznacznie jak na ostrożnego proroka.
18 Chrześcijańskie poglądy polityczne wyjaśnia Grotius: De iure belli et pac is, I, 3, 4. Grotius był
republikaninem i wygnańcem, lecz jego łagodny charakter skłaniał go do popierania władzy panującej.
19 Tertulian, Apologetyk, 32,34— 36. „ Tarnen nunquam Albiniani, nec Nigriani vel Cassiani imeniri
potuerunt Christiane {Ad Scapulam, 2). Jeśli to twierdzenie jest ściśle prawdziwe, to wyklucza ono
ówczesnych chrześcijan z wszelkich urzędów cywilnych i wojskowych, które zobowiązywałyby ich
do czynnej służby pod wodzą wielkorządców. Zob. Moyle, Works, t. II.
20 Zob. dzieło chytrego Bossueta, Vhistoire des variations des Églises Protestantes (t. III),
i złośliwego Bayle’a (t. II). Piszę o Bayle’u, gdyż to on był zapewne autorem Avis aux réfugiés; por.
Dictionnaire critique de Chauffepié, t. I, cz. II.
21 Buchanan był najwcześniejszym lub przynajmniej najsłynniejszym z wczesnych reformatorów,
którzy uzasadniali teorię oporu. Zob. jego dialog: De iure regni apud Scotos, t. II, wyd. fol.
Ruddiman.
22 Laktancjusz, Institutiones divinae, I, 1. Euzebiusz w Historii, Żywocie Konstantyna i Oracji
nieustannie podkreśla boskie prawo Konstantyna do Cesarstwa.
23 Nasza niepełna wiedza o prześladowaniu Licyniusza wywodzi się od Euzebiusza {Hist. eccl. X,
8; Vita Const., 1 ,49— 56; II, 1— 2); Aureliusz Wiktor pisze o jego okrucieństwie raczej ogólnikowo.
24 Euzebiusz, Vita Const., II, 24—42, 48— 60.
25 N a początku zeszłego wieku papiści angielscy stanowili tylko jedną t r z y d z i e s t ą , a pro­
testanci francuscy jedną p i ę t n a s t ą część swoich społeczeństw, wśród których duch i siła każdej
z tych mniejszości wzbudzały obawy. Por. raporty, które Bentivoglio (wówczas nuncjusz w Brukseli,
a później kardynał) wysyłał na dwór papieski w Rzymie {Relazione, t. II). Bentivoglio był
człowiekiem żądnym wiedzy, dobrze poinformowanym, lecz niezbyt obiektywnym.
26 Ta obojętność Germanów przejawia się jednolicie w historii nawrócenia każdego z plemion.
Legiony Konstantyna rekrutowały się z Germanów (Zosimos, II, 15), ale już dwór jego ojca pełen był
chrześcijan (Euzebiusz, Vita Const., I).
27 „De his qui arma proiiciunt in p a c e , placuit eos abstinere a com m u n ion e(C on cil. Arelat.,
Canon III). Najlepsi badacze odnoszą słowo „pace” do pokoju Kościoła.
28 Euzebiusz stale traktuje drugą wojnę domową przeciw Licyniuszowi jako coś w rodzaju
religijnej krucjaty. N a prośbę tyrana niektórzy chrześcijanie powrócili do swoich „stref’, czyli,
innymi słowy, wrócili do służby wojskowej. Ich zachowanie spotkało się później z naganą
dwunastego kanonu soboru nicejskiego, jeśli tak zrozumiemy słowa tego kanonu, odrzucając
nieścisły i ogólnikowy sens nadany mu przez greckich tłumaczy, Balsamona, Zonarasa i Aleksego
Aristenosa. Por. Beveridge, Pandectae Eccl. Graec., t, I; t. II, s. 78; przypisy.
29 „Nomen ipsum c r u e i s absit non modo a corpore civium Romanorum, sed etiam a cogitatione,
oculis, auribus.” Cycero, Pro Rabirio, 5. Chrześcijańscy autorzy: Justyn, Minucjusz Feliks, Tertulian,

Stanowisko Gibbona w sprawie autora tej rozprawy — zob. przyp. 40 do tegoż rozdziału (przyp. red.).
Przypisy do rozdziału XX 401

Hieronim i Maksym z Turynu przebadali z pewnym powodzeniem figurę krzyża lub jego
podobieństwa niemal w każdym tworze natury lub sztuki, jak np. w przecinaniu się południka
z równoleżnikiem, w twarzy ludzkiej, latającym ptaku, pływającym człowieku, maszcie i rei, pługu,
s z t a n d a r z e itd., itd. Por. Lipsius, De cruce, I, 9.
30 Aureliusz Wiktor [De Caesaribus, 41] traktuje to prawo Konstantyna jako jeden z przykładów
jego pobożności. Edykt, przynoszący taki zaszczyt chrześcijaństwu, winien był znaleźć miejsce
w Kodeksie Teodozjańskim zamiast pośredniej wzmianki, która, jak się zdaje, wynika z porównania
tytułów V i XVIII w księdze IX.
31 Euzebiusz, Vita Const., I, 40. Ten posąg, albo przynajmniej znak krzyża i inskrypcję, można
przypisać z większym prawdopodobieństwem drugiej albo nawet trzeciej wizycie Konstantyna
w Rzymie. Bezpośrednio po klęsce Maksencjusza umysły członków senatu i ludu rzymskiego były
raczej nie przygotowane na przyjęcie takiego pomnika.
32 Agnoscas, regina, libens mea signa necesse est;
In quibus effigies c r u c i s aut gemmata refulget
Aut longis solido ex auro praefertur in hastis.
Hoc signo invictus, transmissis Alpibus ultor
Servitium solvit miserabile Constantinus.

Christus p u r p u r e u m gemmanti textus in auro


Signabat L a b a r u m , clipeorum insignia Christus
Scripserat; ardebat summis c r u x addita Cristis.
Prudencjusz, Contra Symmachum, I, 464, 486.
33 Pochodzenie i znaczenie słowa „ l a b a r u m ” lub „ l a b o r u m ”, którym posługują się
Grzegorz z Nazjanzu, Ambroży, Prudencjusz i in., wciąż pozostają całkowicie nieznane mimo
wysiłków badaczy, którzy bezskutecznie — w poszukiwaniu etymologii — poddawali torturom
język: łaciński, grecki, hiszpański, celtycki, niemiecki, iliryjski, armeński i in. Zob. D u Cange,
Glossarium ad scriptores mediae et inflmae latinitatis; pod „Labarum”; oraz Godefroy, Prolegomena
ad Cod. Theod., t. II.
34 Euzebiusz, Vita Const., I, 30— 31. Baronius (Am ales Eccl., A. D. 312, no 26) wyrył wizerunek
labarum.
35 „ Transversa X litera, summo capite circumflexo, Christum in scutis notât.” (Cecyliusz, De
mortibus persecutorum, 44). Cuper (Ad mort, persecutor, w wyd. Laktancjusza, t. II) i Baronius
(A. D. 312, no 25) przepisali ze starożytnych zabytków kilka przykładów tych znaków, takich jak
-P lub J? które w chrześcijańskim świecie stały się bardzo modne.
36 Euzebiusz, Vita Const., II, 7— 9. Datuje on pojawienie się labarum sprzed wyprawy do Italii.
Lecz z jego narracji wydaje się wynikać, że nigdy nie pokazywano tego sztandaru na czele
armii, zanim Konstantyn, w dziesięć lat później, nie ogłosił się wrogiem Licyniusza i zbawcą
Kościoła.
37 Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. XXV; Sodzomen, I, 4; Teofanes, Chronographia, s. 11.
Teofanes żył pod koniec drugiej połowy VIII w., prawie pięćset lat po Konstantynie. Późniejsi Grecy
nie byli skłonni posługiwać się w polu sztandarem Cesarstwa i chrześcijaństwa. Chociaż przywoływa­
li wszelki zabobon w dziele o b r o n y , obietnica z w y c i ę s t w a wydawałaby się im zbyt śmiałą
fantazją.
38 Ksiądz du Voisin utrzymuje, że istnieje kilka takich medali, cytując na ten temat pewną
rozprawę jezuity — ojca de Grainville’a.
39 Tertulian, De corona militis, 3; Atanazy Wielki, t. I [Oratio de incarnatione Verbi Dei, 48].
Uczony jezuita Petavius (Dogmata Theolog., XV, 9, 10) zebrał na temat zalet krzyża wiele po­
dobnych sądów, które w minionym wieku wprawiały w zakłopotanie protestanckich uczestników
dysput.
40 Cecyliusz, De mortibus persecutorum, 44. Jest rzeczą pewną, że ta historyczna oracja
26 —■Gibbon t. 2
402 Przypisy do rozdziału XX

została ułożona i ogłoszona w czasie, gdy Licyniusz, jako władca Wschodu, wciąż cieszył się
przyjaźnią Konstantyna i chrześcijan. Każdy czytelnik o wyrobionym smaku pojmie, że styl
tego utworu jest różny i gorszy od stylu Laktancjusza. Taką też opinię wyrażają Le Clerc
( Bibliothèque ancienne et moderne, t. III) i Lardner (Credibility o f the Gospel History, cz. II, t. VII).
Z tytułu utworu i z imion Donatusa i Cecyliusza wysnuwają obrońcy tezy, że autorem jest
Laktancjusz (por. P. Lestocq, t. II), trzy argumenty, lecz każdy z nich jest słaby i ułomny; nie­
mniej — wzięte razem posiadają dużą wagę. Osobiście często się wahałem i będę pokornie podążał
za rękopisem Colberta, nazywając autora (kimkolwiek był): Cecyliuszem.
41 Cecyliusz, De mortibus persecutorum, 46. Wydaje się, że pewną rację ma pan de Voltaire, który
(Oeuvres, t. XIV) przypisuje powodzenie Konstantyna większej sławie jego labarum nad sławę
anioła Licyniusza. Lecz nawet ten anioł jest korzystnie przedstawiony przez Pagiego, Tillemonta,
Fleury’ego i innych autorów, którzy chętnie powiększają swe zasoby cudów.
42 Prócz tych dobrze znanych przykładów Tollius (Wstęp do tłumaczenia dzieła Longinusa przez
Boileau) odkrył wizję Antygona, który zapewniał swoich żołnierzy, że widział pentagon (symbol
bezpieczeństwa) ze słowami „Pod tym znakiem zwyciężysz” , Tollius jednak w sposób niewybaczal­
ny zapomniał podać źródło, a jego własne oblicze, literackie i moralne, nie jest wolne od skaz (por.
Chauffepié, Dictionnaire critique, t. IV). Nie przywołując na świadectwo milczenia Diodora,
Plutarcha, Justyna i innych, możemy zauważyć, że Polyaenus, który w odrębnym rozdziale (IV, 6)
zebrał dziewiętnaście forteli wojskowych Antygona, zupełnie jest nieświadom tej tak godnej uwagi
wizji.
43 „Instinctu Divinitatis, mentis magnitudine.” Inskrypcję tę na tryumfalnym łuku Konstantyna,
skopiowaną przez Baroniusa, Grutera i in., może do tej pory oglądać każdy ciekawy po­
dróżnik.
44 „Habes profecto aliąuid cum Ula mente Divina secretum; quae delegata nostra Diis Minoribus
cura uni se tibi dignatur ostendere.” Paneg. vet. [VIII], 2.
45 Pan Freret (Mémoires de TAcadémie des Inscriptions, t. IV) tłumaczy wiele cudów starożytno­
ści przyczynami natury fizycznej, zaś Fabricius, atakowany przez obie strony, na próżno próbuje
umieścić niebieski krzyż Konstantyna pomiędzy efektami światła słonecznego. Bibliotheca Graeca,
t. VI.
46 Nazarius {Paneg. vet., IX, 14— 15). Nie jest rzeczą konieczną wymieniać późniejszych pisarzy,
których niewybredny apetyt i zachłanność sprawiły, że połknęli nawet haczyk poganina Na-
zariusa.
47 Pojawienie się Kastora i Polluksa, w szczególności, aby ogłosić zwycięstwo macedońskie, jest
poświadczone przez historyków i publiczne pomniki. Por. Cycero, O naturze bogów, II, 2; III, 5, 6;
Florus, II, 12; Waleriusz Maksymus, 1 ,8, nr 1. A jednak najświeższy z tych cudów został opuszczony,
a pośrednio zaprzeczył mu Liwiusz (XLV, 1).
48 Euzebiusz, Vita Const., I, 28— 30. Lecz milczenie tego samego Euzebiusza w jego Historii
głęboko odczuli ci obrońcy tezy o cudzie, którzy zachowali pewną wrażliwość.
49 Relacja Konstantyna zdaje się wskazywać na to, że widział on krzyż na niebie, zanim —
w wojnie przeciw Maksencjuszowi — przekroczył Alpy. Miejscem tego cudu — stosownie do
lokalnych próżności — miały być Treves, Besançon i in. Por. Tillemont, Histoire des empereurs,
t. IV.
50 Pobożny Tillemont {Mémoires ecclésiastiques, t. VII) odrzuca z westchnieniem pożyteczne
Akta Artemiusza, weterana i męczennika, który jako naoczny świadek potwierdza wizję Konstan­
tyna.
51 Obrońcy tezy o wizji nie mogą przytoczyć ani jednego świadectwa ojców z czwartego i pią­
tego wieku, którzy w swych wielotomowych pismach czczą nieustannie tryumf Kościoła i Konstan­
tyna. Biorąc pod uwagę, że ci czcigodni mężowie nie odczuwali jakiejkolwiek awersji do cu­
dów, możemy podejrzewać (a podejrzenie to jest poparte przez niewiedzę Hieronima), że
nikt spośród nich nie znał żywota Konstantyna, który napisał Euzebiusz. Tę pracę odzyskano
Przypisy do rozdziału XX 403

dzięki pilności ludzi, którzy tłumaczyli jego Historię Kościoła lub dzieło to kontynuowali i którzy
w wielu barwach przedstawili wizję krzyża.
52 Gelazjusz z Kyzikos, w Acta Concil. Nic., I, 4.
53 Godefroy był pierwszym, który w 1643 roku (Not. ad Philostorgium, 1 ,6) dał wyraz wątpliwości
w odniesieniu do cudu, który z równą gorliwością był aprobowany pzez kardynała Baroniusa
i Centurie Magdeburskie. Od tego czasu wielu protestanckich badaczy skłania się ku powątpiewaniu
i niewierze. Zarzuty z dużą siłą sformułował pan Chauffepié (Dictionnaire critique, t. IV), natomiast
w 1774 r. ksiądz du Voisin, doktor Sorbony, ogłosił apologię, która zasługuje na pochwałę z uwagi na
erudycję i umiarkowanie autora.
54 Lors Constantin dit ces propres paroles:
J ’ai renversé le culte des idoles:
Sur les débris de leurs temples fumans
Au Dieu du Ciel j ’ai prodiqué l ’encens.
Mais tous mes soins pour sa grandeur suprême
N ’eurent jamais d ’autre objet que moi-même;
Les saints autels n ’étoient à mes regards
Qu’un marchepié du trône des Césars.
L ’ambition, la fureur, les délices
Etoient mes dieux, avoient mes sacrifices.
L ’or des Chrétiens, leurs intrigues, leur sang
Ont cimenté ma fortune et mon rang.
Wiersz, który zawiera te linijki, może być czytany z dużą przyjemnością, niemniej powoływanie się
nań jest niewłaściwe.
55 Tym ulubieńcem był prawdopodobnie wielki Osius, biskup Kordoby, który przekładał
pasterską troskę o cały Kościół nad zarząd pojedynczej diecezji. Jego charakter jest wspaniale, choć
zwięźle opisany przez Atanazego [t. II]. Por. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. VIL Osiusa
oskarżano, być może niesprawiedliwie, że opuścił dwór z pokaźną fortuną.
56 Zob. Euzebiusz, Vita Const., passim; Zosimos, II, 29.
57 Chrześcijaństwo Laktancjusza było raczej moralnej aniżeli mistycznej natury. Prawowierny
Buli powiada: „Erat paene rudis disciplinae Christianae, et in rhetor ica melius quam in theologia
versatus.” Defensio Fidei Nicenae, sectio II, 14.
58 Fabricius, ze swą zwykłą pracowitością, ułożył listę trzystu do czterystu autorów, cytowanych
w Praeparatio evangélica Euzebiusza. Por. Bibliotheca Graeca, V, 4, t. VI.
59 Zob. Konstantyn W., Oratio ad Sanctos, 19, 20. Opiera się on głównie na mistycznym
akrostychu, ułożonym w szóstej erze po potopie przez Sybillę Erytrejską, a przetłumaczonym przez
Cycerona na łacinę. Pierwsze litery trzydziestu czterech wierszy greckich tego poematu tworzą
prorocze zdanie: „Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawca świata.”
60 W swej parafrazie Wergiliusza cesarz często poprawiał ten łaciński tekst i zmieniał jego
dosłowne znaczenie. Zob. Blondeil, Des Sibylles, I, 14— 16.
61 Różne roszczenia dotyczące starszego i młodszego syna Polliona, Julii, Druzusa, Marcellusa nie
dadzą się pogodzić z chronologią, historią i zdrowym rozsądkiem Wergiliusza.
62 Zob. Lowth, De sacra poesi Hebraeorum praelect., XXI. W swych rozważaniach nad czwartą
eklogą szacowny biskup Londynu okazał erudycję, smak i pomysłowość oraz umiarkowany
entuzjazm, który pobudza jego fantazję, nie obniżając wagi sądów.
63 Różnice pomiędzy jawnymi i tajemnymi częściami służby Bożej, missa catechumenorum i missa
fidelium, oraz mistyczna zasłona, którą pobożność lub polityka pokryła tę drugą, znajdują rozsądne
wytłumaczenie w dziele Thiersa, Exposition du Saint Sacrament, I, 8— 12. Biorąc jednak pod uwagę,
że w tej sprawie trudno papistów darzyć zaufaniem, czytelnik protestancki będzie raczej polegał na
dziele uczonego Binghama, Antiquities, X, 5.
64 Por. Euzebiusz, Vita Const., IV, 15— 32, i ogólny ton kazania Konstantyna. Wiara i na-
404 Przypisy do rozdziału XX

bożność cesarza stanowiły pozornie słuszny argument na rzecz tezy Baroniusa o jego wczesnym
chrzcie.
65 Zosimos, II, 29.
66 Euzebiusz, Vita Const., IY, 15, 16.
67 Teorię i praktykę starożytności w odniesieniu do sakramentu chrztu szczegółowo wyjaśnili
następujący autorzy: Dom Chardon, Histoire de Sacremens, 1.1; D om Martenne, De ritibus ecclesiae
antiquis, 1.1; oraz Bingham, Christian Antiquities, tomy X i XI. Warto tu wspomnieć okoliczność,
w której późniejsze Kościoły odeszły od starodawnego zwyczaju. Sakrament chrztu, nawet
w zastosowaniu do niemowląt, pociągał od razu za sobą konfirmację i świętą komunię.
68 Ojcowie, którzy potępiali tę przestępczą zwłokę, nie mogli zaprzeczyć pewnej i zwycięskiej
skuteczności chrztu przyjętego bodaj na łożu śmierci. Pomysłowa retoryka Chryzostoma mogła
znaleźć tylko trzy argumenty przeciw tym rozsądnym chrześcijanom. 1. Winniśmy kochać cnotę
i poszukiwać jej dla niej samej, a nie tylko dla nagrody. 2. Może nas zaskoczyć śmierć bez możliwości
chrztu. 3. Mimo że znajdziemy się w niebie, będziemy stamtąd tylko mrugać jak małe gwiazdy —
w porównaniu ze słońcami prawości, które ukończyły swój przewidziany bieg pracowicie, zwycięsko
i chwalebnie. Chryzostom, Epist. ad Hebraeos, Homil. X III — wg Chardona, Histoire des Sacre­
mens, 1.1. Sądzę, że tej praktyki odkładania chrztu, chociaż pociągała za sobą jak najbardziej zgubne
konsekwencje, nie potępił żaden sobór powszechny ani synod prowincjalny, ani jakikolwiek
publiczny akt czy deklaracja Kościoła. Znacznie mniej ważne powody z łatwością pobudzały
gorliwość biskupów.
69 Zosimos, II [29]. To niezbyt pomysłowe fałszerstwo zostało bardzo surowo potraktowane
przez wszystkich historyków Kościoła z wyjątkiem Baroniusa (A.D. 324, nr 15— 28), który miał
okazję posłużenia się tym niewiernym autorem przeciw arianinowi Euzebiuszowi.
70 Euzebiusz [Vita Const.], IV, 61— 63. Biskup Cezarei z największym zaufaniem dopuszcza
zbawienie Konstantyna.
71 Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV. Grecy, Rosjanie, a w ciemniejszych czasach sami
Latyni chcieli umieścić Konstantyna w poczcie świętych.
72 Por. Księga III i IV jego Żywota. Zwykł on mówić, że niezależnie od tego, czy wiarę Chrystusa
głosi się fałszywie, czy prawdziwie, ma on powody do radowania się (III, 58).
73 Pan de Tillemont (jw.) bronił mocno i z zapałem dziewiczej czystości Konstantyna przeciw
pewnym złośliwym insynuacjom poganina Zosimosa.
74 Autor Histoire politique et philosophique des Indes (t. I) potępia prawo Konstantyna dające
wolność wszystkim niewolnikom, którzy przyjmowali chrześcijaństwo. W istocie cesarz wydał prawo
zabraniające Żydom obrzezania niewolników, a może nawet ich posiadania (por. Euzebiusz, Vita
Const., IV, 27, oraz Kodeks Teodozjański, ks. XVI, tyt. IX — z komentarzem Godefroya, t. VI).
Ten ograniczony wyjątek odnosił się tylko do Żydów, zaś wielka rzesza niewolników, będących
własnością panów chrześcijańskich lub pogańskich, nie mogła poprawić swej doczesnej doli przez
zmianę religii. Nie wiem, jakie to źródła zwiodły księdza Raynala, tym bardziej że całkowity brak
cytatów zuboża w niewybaczalny sposób jego zajmującą historię.
75 Acta Sancti Silvestri; Hist. Eccl. Nicephor. Callist., VII, 34 — apudBaronium AnnalEccl., A .D.
324, nr 67, 74. Takie świadectwo jest dość marne, lecz okoliczności te są na tyle prawdopodobne, że
uczony dr Howell (History o f the World, t. III) przyjmuje je bez skrupułów jako prawdziwe.
76 Historycy Kościoła (por. Sodzomen, II, 6; Teodoret, I, 23, 24) opisują z namaszczeniem
nawrócenie barbarzyńców za panowania Konstantyna. Lecz Rufinus, łaciński tłumacz Euzebiusza,
zasłużył sobie, by go uważać za prawdziwy autorytet. Informacje zaczerpnął on — rzecz ciekawa —
od jednego z towarzyszy apostoła Etiopii oraz od księcia iberyjskiego Bacuriusa, który był komesem
domowników. Ojciec Mamachi dał obfitą kompilację na temat postępów chrześcijaństwa— w pierw­
szym i drugim tomie swego wielkiego, choć niedoskonałego dzieła.
77 Euzebiusz ( Vita Const., IV, 9) podaje naglący i patetyczny list Konstantyna na rzecz
chrześcijańskich braci w Persji.
Przypisy do rozdziału XX 405

78 Por. Basnage, Histoire des Juifs, t. VII, VIII, IX. Żmudna ciekawość tego autora podąża za
żydowskimi wygnańcami do krańców globu.
79 Teofil będąc jeszcze dzieckiem został oddany przez rodaków z wyspy Diwa jako zakładnik
Rzymianom, którzy wychowali go w pobożności i wykształcili w naukach. Malediwy, których sto­
licą jest Male lub Diwa, stanowią archipelag 1900—2000 małych wysepek na Oceanie Indyjskim.
Starożytni nie znali dobrze tych wysepek, lecz opisali je w IX w. dwaj podróżnicy muzułmańscy.
Renaudot, Geographia Nubiensis; D ’Herbelot, Bibliothèque orientale; Histoire générale des voyages, t.
VIII.
80 Filostorgiusz, III, 4— 6, z uczonymi uwagami Godefroya. Narracja historyczna wkrótce gubi
się w poszukiwaniach dotyczących położenia Raju, relacjach o dziwnych potworach etc.
81 Patrz list Osiusa, wg Atanazego, 1 .1. Publiczny protest, z jakim Osius musiał wystąpić wobec
syna, zawierał w sobie te same zasady rządów kościelnych i cywilnych, które Osius poprzednio
wpajał potajemnie w umysł jego ojca.
82 Pan de la Bastie (Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XV) jasno wykazał, że August
i jego następcy spełniali we własnej osobie wszystkie funkcje, jakie pełni pontifex maximus, czyli
najwyższy kapłan Cesarstwa Rzymskiego.
83 Stopniowo odmienna praktyka zaczęła przeważać w Kościele Konstantynopola, dopóki
sztywny Ambroży nie rozkazał Teodozjuszowi wycofać się poza balaski i pouczył go o różnicy
pomiędzy królem a kapłanem. Por. Teodoret, V, 18.
84 Przy stole cesarza Maksymusa Marcin, biskup Tours, przyjął kielich z rąk służącego i dał go
towarzyszącemu mu prezbiterowi, zanim zezwolił pić cesarzowi; Marcina obsługiwała przy stole
sama cesarzowa (Sulpicjusz Sewer, Vita Sancti Martini, 23, oraz Dialog II, 7). Można się jednak
zastanawiać, czy te niezwykłe honory oddawano biskupowi czy świętemu. Honory oddawane
biskupowi można poznać z dzieła Binghama, Christian Antiquities, II, 9; por. także Walezjusz,
wg Teodoreta, IV, 6. Leoncjusz, biskup Trypolisu, narzucił wyniosły ceremoniał cesarzowej,
Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV {Patres Apostolici, t. II).
85 Plutarch w swej rozprawie na temat Izys i Ozyrysa informuje nas, że po objęciu tronu władców
Egiptu, którzy nie byli dotąd kapłanami, wprowadzano do stanu kapłańskiego.
86 Liczby te nie zostały ustalone przez jakiegokolwiek starożytnego pisarza lub jakiś źródłowy
spis, a niepełne wykazy kościołów na Wschodzie są stosunkowo świeżej daty. Z ogromną pilnością
i cierpliwością Karol a Santo Paolo, Łukasz Holstenius i Bingham przebadali wszystkie diecezje
Kościoła katolickiego, które łącznie obejmowały obszar niemal równy Cesarstwu Rzymskiemu.
Księga IX Christian Antiquities daje bardzo szczegółową mapę geografii kościelnej.
87 N a temat tych wiejskich biskupów nazywanych „chorepiscopV, którzy mieli prawo głosowania
w synodach i nadawania niższych święceń — por. Thomassin, Discipline de l ’Eglise, t. I, oraz
Chardon, Histoire des Sacremens, t. V. Pojawiają się oni dopiero w IV w. i godność tę, o wątpliwym
charakterze, wzbudzającą zazdrość prałatów, zniesiono pod koniec wieku X zarówno na Wschodzie,
jak i na Zachodzie.
88 Thomassin w swym dziele (t. II) omówił szczegółowo sprawę wyboru biskupów w ciągu
pierwszych pięciu wieków, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie; zdradza on jednak
stronniczość na rzecz biskupiej arystokracji. Bingham (IV, 2) wykazuje umiarkowanie, a Chardon
(jw.) pisze w tej sprawie jasno i zwięźle.
89 „Incredibilis multitudo non solum ex eo oppido ( Tours), se d etiam ex vicinis urbibus adsuffragia
ferenda convenerat, etc.” Sulpicjusz Sewer, Vita Sancti Martini, 7. Sobór w Laodycei (kanon XIII)
zabrania tłumnych zebrań i tumultów, a Justynian ogranicza prawo wyborcze do szlachty. Novellae,
CXXIII, 1.
90 Sydoniusz Apollinaris ujawnia w swych listach (IV, 25; VII, 5, 9) niektóre skandale Kościoła
galijskiego; Galia była mniej ogładzona i mniej przekupna niż Wschód.
91 Niekiedy na mocy prawa lub umowy osiągano kompromis: biskupi albo lud wybierali jednego
z trzech kandydatów, których proponowało drugie stronnictwo.
406 Przypisy do rozdziału XX

92 Wszystkie przykłady cytowane przez Thomassina (jw.) wydają się wyjątkowymi aktami
przemocy, a nawet ucisku. Zatwierdzenie biskupa Aleksandrii traktuje Filostorgiusz jako najbardziej
zgodne z procedurą (Hist. eccl., II, 11).
93 Celibat kleru w ciągu pierwszych pięciu czy sześciu stuleci był sprawą dyscypliny, a w istocie
kontrowersji, której przebieg został dokładnie zbadany. Zob. w szczególności: Thomassin, op. cit.,
oraz Bingham, op. cit., IV, 5. Każdy z tych uczonych, lecz stronniczych badaczy ukazał jedną połowę
prawdy, ukrywszy drugą.
94 Diodor Sycylijczyk zaświadcza, wyrażając przy tym swą aprobatę, że w Egipcie, Chaldei
i Indiach istniał dziedziczny stan kapłański (I, 73; II, 29 i 40). Magów opisuje Ammian jako
bardzo liczną rodzinę: „Per saecula multa ad praesens una eademque prosapia multitudo creata,
Deorum cultibus dedicatur” (XXIII, 6). Auzoniusz wyraża się z czcią o „Stirps Druidarum”
(Commemoratio professorum Burdigalensium, IV, 7); lecz z uwagi Cezara (Commentarii de bello
Gallico, VI, 13) możemy wnosić, że w hierarchii celtyckiej było pewne miejsce na wybór i współ­
zawodnictwo.
95 Sprawę powołania do stanu duchownego, wyświęcania, posłuszeństwa itd. traktują z dużą
szczegółowością Thomassin (op. cit.) i Bingham (op. cit., IV, 4, 6, 7). Gdy brat świętego Hieronima
otrzymał święcenia kapłańskie na Cyprze, diakonowie gwałtem zamknęli mu usta, by nie mógł
składać uroczystego protestu, który by unieważnił święty obrządek.
96 Przywileje immunitetów, które kler uzyskał od cesarzy chrześcijańskich, zawarte są w księdze
XVI Kodeksu Teodozjańskiego, a komentuje je z dostateczną szczerością uczony Godefroy, którego
umysł równoważyły przeciwstawne sobie sympatie znawcy prawa cywilnego i protestanta.
97 Justynian, Novellae, CIII. Sześćdziesięciu prezbiterów lub księży, stu diakonów i czterdzieści
diakonis, dziewięćdziesięciu subdiakonów, stu dziesięciu lektorów, dwudziestu pięciu kantorów oraz
stu ostiariuszy — w sumie 525 osób. Ta umiarkowana liczba została ustalona przez cesarza celem
złagodzenia złego położenia Kościoła, który z powodu dużo wyższej liczby dostojników popadł był
w długi i płacił lichwiarskie procenty.
98 „ Universas clerus ecclesiae Carthaginiensis... f e r e q u i n g e n t i vel amplius; inter quos
quamplurimi erant lectores inf an tu li” Victor Vitensis, Historia persecutionis Afric. provinciae, t. 9. Te
szczątki niegdyś kwitnącego Kościoła pozostały jeszcze w czasach ucisku Wandalów.
99 Liczbę s i e d m i u stopni ustalono w Kościele łacińskim, nie licząc stopnia biskupiego. Ale
z czterech stopni najniższych zostały obecnie tylko puste i bezużyteczne tytuły.
100 Kodeks Teodozjański, ks. XVI, tyt. II, prawa 42, 43. Komentarz Godefroya i Historia
Kościoła Aleksandrii wskazują, jakim niebezpieczeństwem były te pobożne stowarzyszenia, które
często zakłócały spokój burzliwej stolicy.
101 Edykt mediolański (De mortibus persecutorum, 48) przyznaje, poprzez jej wymienienie, że
istniała pewnego rodzaju własność ziemska „ad ius corporis eorum, id est, ecclesiarum non hominum
singulorum pertinentia” . Taką uroczystą deklarację najwyższego dostojnika musiały przyjąć
wszystkie trybunały jako zasadę prawa cywilnego.
102 „Habeat unusquisque licentiam sanctissimo Catholicae ( e c c l e s i a e ) venerabilique concilio,
decedens bonorum quod optavit r e lin q u e r e Kodeks Teodozjański, ks. XVI, tyt. II, prawo 4. Prawo to
opublikowano w Rzymie w 321 r., w czasie gdy Konstantyn mógł przewidzieć możliwość zerwania
z cesarzem Wschodu.
103 Euzebiusz, Hist. eccl., X, 6; Vita Const., IV, 28. Rozwodzi się on nieustannie nad hojnością
chrześcijańskiego bohatera, którego osobowość i usposobienie miał możność poznać i ocenić.
104 Euzebiusz, Hist, eccl., X, 2—4. Biskup Cezarei, który studiował i zaspokajał smak swego pana,
dał w publicznym dyskursie szczegółowy opis Kościoła Jerozolimy (Vita Const., IV, 46). Kościół ten
już nie istnieje, lecz Euzebiusz dał krótki opis jego architektury i ornamentacji (ibid., III, 36).
Podobnie opisuje on kościół Świętych Apostołów w Konstantynopolu (V, 58).
10 5 Justynian, Novellae, CXXIII, 3. Dochód patriarchów i najzamożniejszych biskupów nie został
podany. Najwyższy dochód roczny urzędu biskupiego oblicza się na t r z y d z i e ś c i , zaś najniż­
Przypisy do rozdziału XX 407

szy — na d w a funty złota. Jako dochód średni można więc przyjąć s z e s n a ś c i e funtów, lecz
szacunki te są dużo niższe od realnej wartości.
106 Baronius, Annales eccl., A .D. 324, nry 58, 65, 70, 71. Każdy dokument pochodzący
z Watykanu jest podejrzanej natury. A jednak ten spis ma na sobie piętno starości i autentyczności.
A jeśli nawet został sfałszowany, stało się to w okresie, gdy g o s p o d a r s t w a r o l n e , a nie całe
k r ó l e s t w a były obiektem chciwości papieży.
107 Zob. Thomassin, op. cit., t. III, ks. II, 13— 15. Nie wydaje się, aby prawny podział dochodu
kościelnego został ustanowiony za czasów Ambrożego i Chryzostoma. Simplicjusz i Gelazjusz,
którzy byli biskupami Rzymu w drugiej połowie V w., w swych listach pasterskich traktują ten
podział jako powszechnie obowiązujące prawo, które stało się już zwyczajem w Italii.
108 Ambroży, najgorliwszy apologeta przywilejów Kościoła, akceptuje bez szemrania obowiązek
daniny ziemskiej. „Si tributum petit Imperator, non negąmus; agri ecclesiae solvunt tributum; sohi-
mus quae sunt Caesaris Caesari, et quae sunt Dei Deo; tributum Caesaris est; non n e g a t u r Baronius
usiłuje interpretować tę daninę jako akt dobroczynności raczej aniżeli obowiązek {Annales eccl, A.D.
387). Ale słowa, jeśli nie intencje Ambrożego, bardziej szczerze wyjaśnił Thomassin, op. cit., t. III,
ks. II.
109 „In Arminensi synodo super ecclesiarum et clericorum privilegiis tractatu habito, usque eo
dispositio progressa est, ut iuga quae viderentur ad ecclesiam pertinere, a publica functione cessarent
inquietudine desistente; quod nostra videtur dudum sanctio re p u ls is s e Kodeks Teodezjański, ks. XVI,
tyt. II, prawo 15. Gdyby synod w Rimini wymógł wcielenie tej uchwały w życie, owa praktyczna
zasługa dałaby podstawę do wybaczenia niektórych spekulatywnych herezji.
110 Dzięki Euzebiuszowi ( Vita Consta IV, 27) i Sodzomenowi (1,9) upewniamy się, że Konstantyn
rozszerzył i zatwierdził jurysdykcję biskupią. Niemniej Godefroy w sposób całkowicie zadowalający
wykazał fałszerstwo słynnego edyktu, który nigdy nie znalazł się w Kodeksie Teodozjańskim
w swym właściwym brzmieniu (por. koniec tomu VI). Jest rzeczą dziwną, że pan de Montesquieu,
który jest zarówno prawnikiem, jak i filozofem, przyjmuje ten tekst edyktu Konstantyna za
prawdziwy {O duchu praw, XXIX, 16) i nie ma w stosunku doń żadnych podejrzeń.
111 Jurysdykcja kościelna stała się przedmiotem namiętnych kontrowersji, przesądów i interesów.
Dwie spośród najlepszych książek na ten temat, jakie wpadły mi w ręce, to: księdza de Fleury
Institutions du droit canonique i Giannone’a Istoria civile di Napoli. Umiarkowany ich ton był
wynikiem położenia i temperamentów autorów. Fleury był francuskim duchownym, który uznawał
autorytet parlamentów, zaś Giannone był włoskim prawnikiem, który drżał przed potęgą Kościoła.
Niech mi będzie wolno dodać, że skoro moje twierdzenia ogólne wynikają z w i e l u szczegółowych
i niepełnych faktów, muszę czytelnika skierować do tych dwóch nowszych autorów, którzy
wyczerpująco omówili ten temat, albo nadmiernie rozszerzyć te przypisy.
112 Tillemont oddał, korzystając z pism Rufinusa, Teodoreta i innych, poglądy i styl Konstan­
tyna. Mémoires ecclésiastiques, III.
113 Kodeks Teodozjański, ks. IX, tyt. XLV, prawo 4. W dziełach Fra Paolo (t. IV) znajduje się
wspaniała rozprawa na temat pochodzenia, roszczeń, nadużyć i granic sanktuariów. Słusznie
zauważa on, że w starożytnej Grecji mogło być 15 do 20 asyla, czyli sanktuariów; liczba, którą
obecnie można znaleźć w murach jednego miasta.
114 Prawodawstwo penitencjarne ulegało ciągłemu doskonaleniu poprzez kanony synodów.
Biorąc jednak pod uwagę, że wiele spraw pozostawiono dyskrecji biskupów, od czasu do czasu
ogłaszali oni, idąc za wzorem rzymskiego pretora, reguły dyscypliny, które pragnęli stosować.
Wśród listów kanonicznych IV stulecia najsłynniejsze pochodzą od Bazylego Wielkiego. Znajdują
się one w Pandektach Beveridge’a (t. II), a przetłumaczył je Chardon w Histoire des Sacremens, t. IV.
115 Bazyli W., Epist., XLVII, u Baroniusa {Annales eccl., A .D. 370, nr 91), który celowo to
przytacza, by przekonać rządzących, że nie są wyjęci spod kary ekskomuniki. W jego opinii nawet
głowy królewskiej nic nie chroni przed piorunami Watykanu. Kardynał okazuje się bardziej
konsekwentny aniżeli prawnicy i teologowie Kościoła we Francji.
408 Przypisy do rozdziału XX

116 Synezjusz {De regno) w sposób patetyczny biada nad upadkiem i ruiną Cyreny: „polis Helle-
nis, palaion onoma kai semnon, kai en ode myria ton palai sophon, nyn penes kai katephes, kai mega
ereipion” . Ptolemaida, nowe miasto, znajdujące się 82 mile na zachód od Cyreny, przyjęła zaszczyt
siedziby metropolitalnej Pentapolisu, czyli Górnej Libii, później przeniesionej do Sozusy. Por.
Wesseling, Itineraria; Cellarius, Geographia antiqua, t. II, cz. II; Karol a Santo Paolo, Geographia
Sacra; d’Anville, Géographie ancienne, t. III; Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XXXVII.
117 Długi szereg jego przodków, sięgający wstecz do Eurystenesa, pierwszego doryckiego króla
Sparty, a piątego potomka w prostej linii Herkulesa, umieszczono w publicznym rejestrze Cyreny,
kolonii lacedemońskiej (Synezjusz, Epist., LVII). Taki nieskalany i czcigodny rodowód tysiąca
i siedmiuset lat, pomijając nawet królewskich przodków Herkulesa, nie ma sobie równego w historii
ludzkości.
118 Synezjusz przed swym wyborem przedstawił cechy dyskwalifikujące go {Epist., CV). Lubił on
świeckie studia i sporty; nie wytrzymywał życia w celibacie; nie wierzył w zmartwychwstanie, a nadto
nie godził się na głoszenie b a j e k ludowi, jeśli nie wolno mu będzie jednocześnie f i l o z o f o w a ć
na własny użytek. Teofilus, prymas Egiptu, który znał jego zasługi, zgodził się na ten niezwykły
kompromis. Zob. żywot Synezjusza u Tillemonta, Mémoires ecclésiastiques, t. XII.
119 Por. inwektywy Synezjusza, Epist., LVII. Nominacja Andronikusa była bezprawna, biorąc
pod uwagę, że pochodził on z Berenike, a więc z tej samej prowincji. Instrumenty tortur nosiły
ciekawe nazwy: „piesterion”, „daktylethra”, „podostrabe” , „rinolabis”, „otagra” , „cheilostro-
phion” — wszystkie te przedmioty w rozmaity sposób gniotły lub rozciągały palce, nogi, nos, uszy
i wargi ofiar.
120 Wyrok ekskomuniki jest wyrażony w retorycznym stylu (Synezjusz, Epist., LVIII). Metoda
obejmowania nim całych rodzin, nieco niesprawiedliwa, uległa udoskonaleniu w interdyktach
rozciągających się na całe narody.
121 Synezjusz, Epist., XLVII, LXXII, LXXXIX.
122 Thomassin, op. cit.; Bingham, op. cit., t. I. Kazanie uważano za najważniejszy obowiązek
biskupa, lecz funkcję tę czasami powierzano takim prezbiterom, jak Chryzostom i Augustyn.
123 Królowa Elżbieta posługiwała się tym środkiem i praktykowała tę sztukę, ilekroć pragnęła
przekonać lud do jakiegoś nadzwyczajnego kroku podjętego przez rząd. Szkodliwe skutki tej
ś p i e w k i pojął jej następca i ciężko odczuł jego syn. „Kazalnica — bęben kościoła”, zob. Heylin,
Life o f Archibishop Laud.
124 Ci skromni mówcy przyznawali, że skoro nie mają daru czynienia cudów, próbują posiąść
sztukę elokwencji.
125 Sobór w Nicei w czwartym, piątym, szóstym i siódmym kanonie uregulował w sposób
zasadniczy pewne sprawy dotyczące synodów, metropolitów i prymasów. Kanony nicejskie były
poddane nielitościwym manipulacjom, nadużyciom, uzupełnieniom i fałszerstwom — stosownie do
interesów kleru. Kościoły podmiejskie, które podlegały (wg Rufinusa) biskupowi Rzymu, stały się
przedmiotem gwałtownej kontrowersji (por. Sirmond, Opera, t. IV).
126 Mamy tylko trzydzieści trzy lub czterdzieści siedem biskupich podpisów, lecz Ado, autor
raczej mierny, utrzymuje, że w soborze w Arles brało udział sześciuset biskupów. Tillemont,
Mémoires ecclésiastiques, t. VI.
127 Tillemont, ibid. Beausobre, Histoire critique du manichéisme, t. I. Nazwę „biskup”, którą
Eutychiusz darzy 2048 duchownych {Annal., 1 .1), należy rozciągnąć daleko poza granice ordynacji
ortodoksyjnej czy nawet episkopalnej.
128 Euzebiusz, Vita Const., III, 6— 21; Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. VI.
129 „Sancimus igitur vicem legum obtinere, quae a quatuor Sanctis Conciliis... expositae sunt aut
firmatae. Praedictarum enim quatuor synodorum dogmata sicut sanctas Scripturas et regulas sicut leges
observamus.” (Justynian, Novellae, CXXXI) Beveridge {Ad Pandect. proleg., s. 2) zauważa, że cesarze
nigdy nie ustanawiali nowych praw w sprawach kościelnych; zaś Giannone notuje, choć w odmien­
nym duchu, że udzielali oni swej sankcji kanonom soborów. Istoria civile di Napoli, t. I.
Przypisy do rozdziału XXI 409

130 Zob. artykuł „CONCILE”, Encyclopédie, t. III, wyd. Lucques. Autor, doktor Bouchaud,
omawia w nim, stosownie do zasad Kościoła we Francji, zasadnicze sprawy odnoszące się do formy
i ustroju poszechnych soborów oraz ogólnokrajowych i prowincjonalnych synodów. Wydawcy (por.
Wstęp, s. XVI) mają prawo szczycić się t y m artykułem. Ci, którzy posługują się tym ogromnym
wydawnictwem, mają rzadko takie powody do zadowolenia.

ROZDZIAŁ XXI

1 Euzebiusz, Vita Const., III, 63— 66.


2 Po zbadaniu różnych opinii Tillemonta, Beausobre’a, Lardnera i in. nabrałem przekonania, że
Manes nie szerzył swych sekciarskich poglądów, nawet w Persji przed rokiem 270. Jest rzeczą dziwną,
że obca i filozoficznej natury herezja tak szybko rozprzestrzeniła się w prowincjach Afryki, mimo to
trudno mi odrzucić edykt Dioklecjana przeciw manichejczykom, którego tekst można znaleźć
u Baroniusa {Annal, eccl., A .D. 287).
3 „Constantinus enim, cum limatius superstitionum quaereret sectas, Manichaeorum et similium”
etc. (Ammianus Marcellinus, XV, 13). Strategiusz, którego od tej misji nazwano „Musonianus”,
był chrześcijaninem, członkiem sekty arian. Sprawował funkcję komesa na soborze w Sardyce.
Libaniusz chwali jego łagodność i rozsądek. Valesius ad locum Ammian.
4 Kodeks Teodozjański, ks. XVI, tyt. V, prawo 2. Ponieważ ogólne prawo przeciw sektom nie
jest umieszczone w Kodeksie Teodozjańskim, jest prawdopodobne, że w 438 r. sekty przez to prawo
potępione już nie istniały.
5 Sodzomen, I, 22; Sokrates, I, 10. Historyków tych podejrzewano, jak sądzę, niesłusznie,
o sympatie dla doktryny nowacjanów. Cesarz powiedział do biskupa: „Acesjuszu, weź drabinę i sam
udaj się do nieba.” Większość sekt chrześcijańskich pożyczała, jedna po drugiej, tę drabinę
Acesjusza.
6 Najlepsze dane do tej części historii Kościoła można znaleźć w dziele Optata z Milewe,
ogłoszonym w Paryżu, w 1700 r. przez pana Dupina, który wzbogacił je uwagami krytycznymi,
geograficznymi opisami, oryginalnymi relacjami i dokładnym zarysem całej kontrowersji. Pan de
Tillemont poświęcił donatystom większą część jednego tomu (t. VI, cz. I); jemu też zawdzięczam
obfity zbiór wypowiedzi ulubionego przezeń świętego Augustyna, które odnoszą się do tych
heretyków.
7 „Schisma igitur illo tempore confusae mulieris iracundia peperit: ambitus nutrivit; avaritia
roboravit.” (Optât, 1 ,19). Język Purpuriusza to język ogarniętego furią szaleńca. „Dicitur te necasse
filios sororis tuae duos. Purpurius respondit: Putas me terreri a t e ... occidi; et occido eos qui contra me
faciunt.” Acta Concil. Cirtensis, ad cale. Optât. Gdy Cecyliana zaproszono na zgromadzenie
biskupów, Purpuriusz rzekł do współbraci czy raczej wspólników: „Niechaj tu przyjdzie, byśmy nań
nałożyli ręce, a dla pokuty rozwalimy mu głowę.” Optât, I, 19.
8 Sobory w Arles, Nicei i Trydencie potwierdziły mądre i umiarkowane postępowanie Kościoła
rzymskiego. Donatyści jednak mieli po swej stronie sympatię Cypriana i znaczną część pierwotnego
Kościoła. Wincenty z Lerins (wg Tillemonta, Mém. eccl., t. VI) wyjaśnił, dlaczego donatyści wie­
czyście smażą się z diabłem w piekle, podczas gdy św. Cyprian panuje z Jezusem Chrystusem
w niebie.
9 Optât z Milewe, ks. VI.
10 Tillemont, jw. Śmieje się on z ich zadufanej naiwności. Autor ten uwielbiał Augustyna,
wielkiego teoretyka doktryny predestynacji.
11 „Plato Aegyptum peragravit ut a sacerdotibus barbaris numéros et c o e l e s t i a acciperet.”
Cycero, O najwyższym dobru i złu, V, 29. Egipcjanie, być może, wciąż jeszcze zachowywali tradycyjną
wiarę patriarchów. Józef przekonywał wielu ojców Kościoła, że Plato czerpał w części swą naukę od
Żydów. Tej zarozumiałej opinii jednak przeczy ciemnota i nietowarzyskie usposobienie Żydów,
410 Przypisy do rozdziału XXI

których Pismo Święte stało się dostępne Grekom dopiero ponad sto lat po śmierci Platona. Por.
Marsham, Canon. Chroń; Le Clerc, Epistoł. Critic., VIL
12 Nowszymi przewodnikami po systemie platońskim są dla mnie: Cudworth (Intellectual
System), Basnage {Histoire des Juifs, IV, 4), Le Clerc {Epistoł. Critic., VII) i Brucker {Histoire
philosoph., 1.1). Ponieważ autorzy ci są równi sobie pod względem erudycji, lecz różnią się intencja­
mi, wnikliwy czytelnik nauczy się wiele z ich dysput, nabierze zaś pewności w sprawach, w których są
oni między sobą zgodni.
13 Brucker, ibid. Szkołę aleksandryjską chwalą Strabon (XVII) i Ammianus Marcellinus (XXII,
i6 ).
14 Józef Flawiusz, Starożytności żydowskie, XII, 1, 3; Basnage, op. cit., VII, 7.
15 O początkach filozofii żydowskiej — zob. Euzebiusz, Preparatio evangélica, VIII, 9, 10.
Według Filona [z Aleksandrii] terapeuci studiowali filozofię, a Brucker udowodnił (op. cit., t. II), że
przedkładali oni system Platona nad inne.
16 Por. Calmet, Dissertations sur la Bible, t. II. Księgę Przypowieści Salomonowych traktowało
wielu ojców Kościoła jako dzieło tego monarchy; chociaż protestanci odrzucali Przypowieści
z powodu braku hebrajskiego oryginału, otrzymały one — wraz z resztą Wulgaty — sankcję soboru
trydenckiego.
17 Le Clerc (op: cit., VIII) udowodnił, że nie ma cienia wątpliwości co do słynnego już
i przysłowiowego platonizmu Filona. Basnage (op. cit., IV, 5) jasno wykazał, że dzieła teologiczne
Filona powstały przed śmiercią, a najprawdopodobniej przed urodzeniem Chrystusa. Wiedza Filona
w tym okresie ciemnoty jest bardziej zadziwiająca niż jego błędy. Bull, Defensio Fiedei Nicenae, 1.1 , 1.
18 „Mens agitai molem, et magno se corpore m i s c e t.”
Poza materialną duszą Cudworth odkrył u Ameliusza, Porfirego, Plotyna i — jak sądzi — u samego
Platona wyższą, duchową duszę świata. Lecz ta podwójna dusza była — jak to wykazują Brucker,
Basnage i Le Clerc — owocem próżnej fantazji późniejszych platończyków.
19 Petavius, Dogmata theologica, t. II; Buli, Defensio Fidei Nicenae. Pogląd ten, zanim nie nadużyli
go arianie, swobodnie przyjmowała teologia chrześcijańska. Tertulian {Adversas Praxeam, 16)
wypowiada godny uwagi i niebezpieczny pogląd. Po przedstawieniu z niemądrą ironią sprzeczności
pomiędzy naturą Boga a działaniami Jehowy, konkluduje: „Scilicet ut haec de filio Dei non credenda
fuisse, si non scripta essent; fartasse non credenda de Pâtre licet s crip ta ”
20 Platończycy zachwycali się początkiem ewangelii św. Jana, utrzymując, że dokładnie oddaje
on ich własne zasady. Augustyn, Państwo Boże, X, 29; Amelias apud Cyril, advers. Julian, ks. VIII.
Lecz w III i IV w. aleksandryjscy wyznawcy Platona mogli udoskonalić swoją ideę Trójcy dzięki
potajemnym studiom chrześcijańskiej teologii.
21 Por. Beausobre, Histoire critique du manichéisme, t. I. Przypuszcza się, że ewangelia według
św. Jana została ogłoszona mniej więcej siedemdziesiąt lat po śmierci Chrystusa.
22 Poglądy ebionitów obiektywnie referują Mosheim i Le Clerc {Hist. eccl.). Umieszczenie
„Klementyn” wśród pism ojców Kościoła badacze przypisują jednemu z tych sekciarzy.
23 Twardzi polemiści w rodzaju Bulla {Iudicium Eccl. Cathol., rozdz. 2) podkreślają prawowier-
ność nazareńczyków, których jednak Mosheim traktuje jako mniej czystych i mniej pewnych.
24 Niska pozycja społeczna i cierpienia Jezusa stanowiły zawsze przeszkodę, o którą potykali się
Żydzi. „Deus... contrariis coloribus Messiam depinxerat; fatum s erat Rex, Judex, Pastor, etc.” Zob.
Limborch et Orobio Arnica Collât. Ta jednak obiekcja kazała wierzącym chrześcijanom wznieść
wzrok do królestwa duchowego i wieczystego.
25 Justyn Męczennik, Dialog z Żydem Tryfonem. Por. Le Clerc, op. cit. Bull i jego wydawca
Grabe (op. cit., rozdz. 7 i Appendix) próbują zniekształcić poglądy względnie słowa Justy­
na, lecz gwałtem przez nich wprowadzone zmiany tekstu odrzucają nawet wydawcy benedyk­
tyńscy.
26 Arianie zarzucali stronnictwu ortodoksyjnemu, że zapożyczyło swoją Trójcę Świętą od
walentynianów i marcjonitów. Por. Beausobre, op. cit., 5, 7.
Przypisy do rozdziału XXI 411

27 „Non dignum et ex utero credere Deum, et Deum Christum... non dignum est ut tanta majestas per
sordes et squalores mulieris transire credatur.” Gnostycy utrzymywali, że wszelka materia, a także
małżeństwo są nieczyste, i byli oburzeni prostacką interpretacją ojców, a nawet samego Augustyna.
Beausobre, ibid., II.
28 „Apostolis adhuc in saeculo superstitibus apud Judaeam Christisanguine recente, et p h a n t a s -
m a corpus Domini asserebatur.” Cotelier uważa {Patres A postołki, t. II), że ci, którzy zaprzeczają
powstaniu sekty docetów w czasach apostołów, mogą równie dobrze przeczyć, że słońce świeci
w południe. Doceci, którzy stanowili najsilniejszy odłam wśród gnostyków, zostali tak nazwani,
gdyż przyznawali tylko pozorną cielesną postać Chrystusowi.
29 Niektóre dowody szacunku, jakim chrześcijanie darzyli osobę i doktrynę Platona, można
znaleźć w dziele De la Mothe le Vayera, t. V (wyd. 1757) i u Basnage’a, Histoire de Juifs, t. IV.
30 „Doleo bona fide, Platonem omnium haereticorum condimentarium factum.” Tertulian, De
anima, 23. Petavius {Dogmata theologica, t. Ill, proleg. 2) wykazuje, że skarga ta była powszechna.
Beausobre (jw., 9, 10) wyprowadził błędy gnostyków z zasad platońskich. Biorąc pod uwagę, że
poglądy te — jak w wypadku Szkoły Aleksandryjskiej — zlewały się z filozofią orientalną (Brucker,
1 .1), opinie Beausobre’a i Mosheima {General History o f the Church, 1 .1) można ze sobą pogodzić.
31 Jeśli Teofil, biskup Antiochii (Dupin, Bibl. eccl., 1.1) był pierwszym, który użył słów „Triada”,
„Trójca Święta”, to abstrakcyjne to pojęcie, znane już poprzednio szkołom filozoficznym, zostało
wprowadzone do teologii chrześcijańskiej w drugiej połowie drugiego stulecia.
32 Atanazy, t. I. Jego język odznacza się niezwykłą energią, a biorąc pod uwagę, że pisał do
mnichów, nie miał żadnej sposobności, aby udawać, że pisze rozsądnie.
33 W rozprawie, która ma wyłożyć opinie starożytnych o naturze bogów, powinniśmy znaleźć
teologiczną Trójcę Platona. Ale Cycero wyznał uczciwie, że choć tłumaczył Timajosa, nie potrafiłby
w ogóle zrozumieć tego tajemniczego dialogu. Por. Hieronim, wstęp do ks. XII, in Isaiam.
34 Tertulian, Apologetyk, 46. Por. Bayle, Dictionnaire, hasło „Simonide” . Jego uwagi o tym
zarozumiałym twierdzeniu Tertuliana są głębokie i interesujące.
35 Laktancjusz, IV, 8. Lecz pojęcia „pr obole” lub „prolatio”, które najbardziej prawowierni uczeni
Kościoła zapożyczali bez skrupułu od walentynianów, ilustrując je porównaniami do źródła
i potoku, słońca i jego promieni itp., albo nic nie oznaczały, albo przemawiały na rzecz materialnego
pojęcia boskiego pochodzenia. Por. Beausobre, t. I.
36 Wielu pisarzy pierwotnego Kościoła otwarcie wyznawało pogląd, że Syn zawdzięcza swe
istnienie w o l i Ojca. Zob. Clarke, Scripture Trinity. Z drugiej jednak strony Atanazy i jego
zwolennicy nie chcą przyznać tego, czemu boją się zaprzeczyć. Scholastycy przezwyciężają tę
trudność przez odróżnienie woli p o p r z e d z a j ą c e j i r ó w n o c z e s n e j . Petavius, op. tit., t. II,
ks. VI, 8.
37 Petavius, ibid., t. II, ks. II., 10.
38 „ Carmenque Christo quasi Deo dicere secum invicem.” Pliniusz, Epist., X, 97. Sens pojęć Deus,
„Theos”, Elohim, w starożytnych językach krytycznie analizuje Le Clerc (Ars critica), zaś socynianin
Emlyn {Tracts) dzielnie broni stosowności czci oddawanej doskonałemu stworzeniu.
39 Zob. Daillé, De usu Patrum; Le Clerc, Bibliothèque universelle, t. X. Atak na wiarę ojców
sprzed soboru w Nicei był celem zdumiewającego dzieła Petaviusa o Trójcy Świętej (op. cit., t. II),
a w każdym razie stał się jego skutkiem. Głębokiego wrażenia, jakie dzieło to wywarło, nie mogła
unicestwić uczona obrona biskupa Bulla.
40 Najstarsze wyznania wiary były pisane z wielką swobodą. Por. Buli {Iudicium Eccles. Cathol.),
który próbuje przeszkodzić Episkopiuszowi w wyciąganiu z tego faktu jakichkolwiek korzyści.
41 Herezje Prakseasza, Sabeliusza i innych zostały dokładnie wyjaśnione przez Mosheima.
Prakseasz, który przybył do Rzymu pod koniec drugiego stulecia, potrafił przez pewien czas
wykorzystywać prostotę biskupa, aż został zaatakowany piórem gniewnego Tertuliana.
42 Sokrates stwierdza, że herezja Ariusza wynikała z jego silnego pragnienia, by stworzyć system
poglądów diametralnie przeciwny poglądom Sabeliusza.
412 Przypisy do rozdziału XXI

43 Postać i zachowanie się Ariusza oraz charakter i liczby jego pierwszych wyznawców
odmalowuje żywymi barwami Epifaniusz (t. I. Haereses, LXIX, 3, wyd. paryskie 1662); nie możemy
też odżałować, że tak szybko porzuca on obowiązki historyka, przekształcając się w polemistę.
44 Zob. Filostorgiusz (I, 3) — z wyczerpującym komentarzem Godefroya. Lecz wiarygodność
tego autora umniejsza w oczach prawowiernych jego arianizm; bardziej racjonalni badacze odrzu­
cają go z powodu jego zapalczywości, przesądów i ignorancji.
45 Sodzomen (I, 15) przedstawia Aleksandra jako człowieka, który na początku kontrowersji był
wobec niej obojętny albo też jej nie rozumiał. Natomiast Sokrates (I, 5) przypisuje początek tego
sporu próżnej ciekawości jego teologicznych spekulacji. Dr Jortin {Remarks on Ecclesiastical His to­
ry, t. II) potępił, ze swą zwykłą swobodą, postępowanie Aleksandra: „pros orgen eksaptetai...
hommoios phronein ekeleuse” .
46 Ogień arianizmu mógł tlić się przez pewien czas potajemnie, lecz istnieją podstawy do
przypuszczenia, że buchnął on gwałtownym płomieniem już w 319 r. Tillemont, Mémoires
ecclésiastiques, t. VI
47 „Quid credidit? Certe, a u t tria nomina audiens tres Déos esse credidit, et idololatra effectus est;
a u t in tribus vocabulis trinominem credens Deum, in sabellii haeresim incurrit; a u t edoctus ab Arianis
unum esse verum Deum Patrem, filium et spiritum sanctum credidit creaturas. Aut extra haec quid
credere potuerit nes c ió ” Hieronim, Dialogus adversus Luciferianos. Hieronim przyznaje, że system
tych ostatnich jest prawowierny, choć bardziej zawikłany i trudny.
48 Ponieważ doktryna absolutnego stworzenia z niczego stopniowo przyjęła się wśród chrześcijan
(Beausobre, t. II), godność t w ó r c y wzrosła — naturalnie razem z t w o r z e n i e m .
49 Metafizyka doktora Clarke’a {Scripture Trinity) jest w stanie strawić wieczne rodzenie się
z nieskończonej przyczyny.
50 Tym bluźnierczym i absurdalnym porównaniem posługuje się kilku wczesnych ojców,
a w szczególności Atenagoras w swej Apologii wystosowanej do cesarza Marka i jego syna.
Utrzymuje się też, że bez potępienia posłużył się nią sam Buli. Por. Defensio Fidei Nicenae, sekcja III,
rozdz. 5, nr 4.
51 Zob. Cudworth, Intellectual System. Ta niebezpieczna hipoteza została przyjęta przez
Grzegorza z Nyssy i Grzegorza z Nazjanzu, Cyryla z Aleksandrii, Jana z Damaszku i in. Zob.
Cudworth; Le Clerc, Bibliothèque universelle, t. XVIII.
52 Augustyn wydaje się zazdrościć filozofom ich wolności. „Liberis verbis loquuntur philosophi...
Nos autem non dicimus duo vel tria principia, duos vel tres Déos.” Państwo Boże, X, 23.
53 Boecjusz, który głęboko przestudiował filozofię Platona i Arystotelesa, tłumaczy jedność
Trójcy Świętej o b o j ę t n o ś c i ą trzech postaci. Por. rozsądne uwagi Le Clerca, Bibliothèque
choisie, t. XVI.
54 Jeśli sabelianie byli zdumieni taką konkluzją, to popadli w inną ostateczność przyjmując credo,
wg którego Ojciec urodził się z dziewicy: O n cierpiał na krzyżu, przez co zasłużyli sobie na brzydki
epitet „patri-passians”, którym napiętnowali ich przeciwnicy. Por. inwektywy Tertuliana przeciw
Prakseaszowi oraz umiarkowane rozważania Mosheima i Beausobre.
55 Przebieg obrad na soborze w Nicei relacjonują dawniejsi pisarze nie tylko stronniczo, ale
i bardzo niewiernie. Obraz, jaki mógł był nakreślić Fra Paolo, jest nie do odzyskania. Natomiast
prymitywne opisy, dyktowane bigoterią lub rozsądkiem, można znaleźć u Tillemonta {Mémoires
ecclésiastiques, t. VI) i Le Clerca {Bibl. univ., t. X.).
56 Ambrożemu zawdzięczamy znajomość tej ciekawej anegdoty {De fid e, III, rozdz. ostatni).
„Hoc verbum posuerunt Patres, quod viderunt adversariis esse formidini; ut tanquam evaginato ab ipsis
gladio, ipsum nefandae caput haereseos amputarent.”
57 Bull, Defensio Fidei Nicenae, sekcja II, rozdz. I. Uważa on za swój obowiązek pogodzenie
uchwał dwóch prawowiernych soborów.
58 Według Arystotelesa pomiędzy gwiazdami zachodzi „homouzjon” . Petavius, Curcellaeus,
Cudworth, Le Clerc i inni wykazali, że „ h o m o u s i u s ” oznacza jeden r o d z a j substancji,
Przypisy do rozdziału XXI 413

a dowodzenie tego byłoby „a c t u m a g e r e ” . Taką słuszną uwagę czyni doktor Jortin (t. II), który
w badaniach nad kontrowersją ariańską wykazuje erudycję, wnikliwość i bezstronność.
59 Por. Petavius {Dogmata theologica, t. II); Cudworth; Buli (sekcja IV); „perichoresis” lub
„circumincessio” to — być może — najgłębsze i najciemniejsze miejsce całej otchłani teologicznej.
60 Trzecia sekcja „Obrony wiary nicejskiej” Bulla, którą pewni jego przeciwnicy nazwali
nonsensowną, a inni heretycką, jest poświęcona supremacji Ojca.
61 „A r i o m a n i t e s” — oto zwykła nazwa, którą Atanazy i jego zwolennicy darzyli arian.
62 Epifaniusz, Haereses, 1 .1, LXXII, 4. Por. o przygodach Marcellusa u Tillemonta {Mémoires
ecclésiastiques, t. VII). Jego dzieło w j e d n e j księdze, o Jedności Bożej, spotkało się z odpowiedzią
Euzebiusza, zawartą w dziele, wciąż dostępnym, w t r z e c h księgach. Po długich i troskliwych
badaniach i pokonaniu oporów Petavius (t. II) potępił Marcellusa.
63 Atanazy w liście dotyczącym synodów w Seleucji i Rimini (t. I) zawarł obszerny wykaz
ariańskich artykułów wiary, który rozszerzył i poprawił dzięki swym badaniom niestrudzony
Tillemont (jw. t. VI).
64 Erazm z godnym podziwu rozsądkiem i swobodą dał bezstronną charakterystykę Hilarego.
Redakcja jego tekstów, chronologia życia oraz apologia jego postępowania i poglądów — to
dziedziny benedyktyńskich wydawców.
65 „Absque episcopo eleusio et paucis cum eo, ex maiore parte Asianae decern provinciae, inter quas
consisto, vere Deum nesciunt. Atque utinam penitus nescirent! cum procliviore enim venia ignorarent
quam ob tree tarent.” (Hilary, De Synodis sive de Fide Orientalium, 63). Biskup Poitiers byłby
zdumiony, gdyby spostrzegł, że — dzięki swemu słynnemu porównaniu ateizmu i zabobonu —
znalazł się w towarzystwie Bayle’a i Plutarcha.
66 Hilary, Liber I ad Constantium contra Constantium, 1 ,4, 5. Ten znamienny ustęp zasłużył sobie
na uwagę pana Locke’a, który cytuje go w swym nowym dziele (t. III), będącym wzorem banału.
67 W dziele Filostorgiusza charakter i przygody Aecjusza wypadają dość szczególnie, chociaż są
one troskliwie złagodzone ręką przyjaciela. Wydawca dzieła, Godefroy, który okazał większą
wierność swym zasadom niż autorowi, zebrał brzydkie szczegóły, które się zachowały dzięki pamięci
lub też zmyśleniom rozmaitych przeciwników Aecjusza.
68 Według osądu człowieka, który szanował obu tych sekciarzy, Aecjusz był rozumniejszy,
podczas gdy Eunomiusz był bardziej biegły w sztukach i naukach (Filostorgiusz, VIII, 18). Spowiedź
i apologia Eunomiusza (Fabricius, Bibliotheca Graeca, t. VIII) należą do nielicznych pism
heretyckich, które ocalały.
69 Lecz według poglądu Estiusa i Bulla istnieje jedna władza, władza tworzenia, której Bóg
n ie m o ż e przelać na stworzoną przez siebie istotę. Estius, który tak dokładnie określa granice
Omnipotencji, był Holendrem z pochodzenia, zaś duchownym scholastykiem z powołania. Dupin,
B ibl eccl., t. XVII.
70 Sabinus (Sokrates, II, 39) skopiował akta soboru; Atanazy i Hilary wyjaśnili podziały wewnątrz
tego ariańskiego zgromadzenia; inne okoliczności dotyczące jego przebiegu zostały troskliwie
zebrane przez Baroniusa i Tillemonta.
71 „Fideli et pia inteligentia...” {De Synodis..., rozdz. 77). W swych krótkich apologetycznych
notach (opublikowanych po raz pierwszy przez benedyktynów na podstawie rękopisu z Chartres)
Hilary stwierdza, że użył tego ostrożnego wyrażenia, „quia intelligerem et impiam” . Filostorgiusz,
który patrzył na te sprawy z innej strony, jest skłonny zapomnieć o różnicy wynikającej z tego
ważnego dyftongu. (Por. w szczególności, VIII, 17 i komentarz Godefroya.)
72 ,,Testor Deum coeli atque terrae me cum neutrum audissem, semper tarnen utrumque sensisse...
Regeneratus pridem et in episcopatu aliqunatisper manens fldem Nicenam nunquam nisi exsulaturus
audivi.” Hilary, De Synodis..., rozdz. XCI. Benedyktyni są przekonani, że rządził on diecezją Poitiers
przez kilka lat przed swym wygnaniem.
~3 Seneka {Epist., LVIII) skarży się, że nawet „to on” platończyków { e n s śmielszych scholasty­
ków) nie może być wyrażone przez rzeczownik w łacinie.
414 Przypisy do rozdziału XXI

74 To, że w końcu czwarty sobór laterański dał przewagę jedności l i c z e b n e j nad jednością
r o d z a j u (por. Petavius, t. II), wynikało z ducha łaciny: „trias” wydaje się kojarzyć z pojęciem
substancji „trinitas” — z pojęciem cech.
75 „Ingemuit totus orbis, et Arianum se esse miratus e s t ” Hieronim, Liber adversus Luciferianos,
t. II.
76 Historię soboru w Rimini elegancko opowiada Sulpicjusz Sewer {Historia sacra, ks. II)
i Hieronim w dialogu skierowanym przeciw „lucyferianom” . Celem Hieronima była apologia
zachowania biskupów łacińskich, których oszukano i którzy pokutowali.
77 Euzebiusz, Vita Const., II, 64—72. Zasady tolerancji i obojętność wobec sporów religijnych,
zawarte w tym liście, były kamieniem obrazy dla Baroniusa, Tillemonta i innych, którzy uważali, że
cesarz miał u swego boku złego doradcę: szatana lub Euzebiusza. Zob. Jortin, Remarks, t. II.
78 Euzebiusz, Vita Const., III, 13.
79 Teodoret przytacza (1,20) list Konstantyna do ludu Nikomedii, w którym monarcha przyjmuje
na siebie rolę publicznego oskarżyciela jednego ze swych poddanych; nazywa on Euzebiusza „ho tes
tyrannikes homotetos symmistes” i skarży się na jego wrogi stosunek w czasie wojny domowej.
80 W pismach Sokratesa (I, 8), lub raczej Teodoreta (I, 12), znajduje się pierwotny tekst listu
Euzebiusza z Cezarei, w którym próbuje on uzasadnić, dlaczego opowiedział się po stronie
homouzjon. Charakter Euzebiusza zawsze przedstawiał problem, lecz ci, którzy czytali drugi
krytyczny list Le Clerca (Ars critica, t. III), muszą mieć raczej nieprzychylną opinię o prawowierności
i szczerości biskupa Cezarei.
81 Atanazy, t. I; Filostorgiusz, t. I, 10; komentarz Godefroya.
82 Sokrates, I, 9. W swych listach okólnych zaadresowanych do poszczególnych miast Konstan­
tyn użył przeciw heretykom broni kpiny i żartu.
83 Opowieść tę przytaczamy w pierwotnej wersji Atanazego (t. I), który przejawia pewną
powściągliwość w piętnowaniu zmarłego. Być może, przesadza, lecz stała łączność istniejąca między
Aleksandrią a Konstantynopolem czyniłaby zmyślenie niebezpiecznym. Ci, którzy nalegają na
prawdziwość dosłownej relacji o śmierci Ariusza (jego wnętrzności miały nagle pęknąć w wygódce),
muszą wybierać pomiędzy t r u c i z n ą a c u d e m .
84 Zmianę w zapatrywaniach lub co najmniej w postępowaniu Konstantyna można prześledzić
u Euzebiusza {Vita Const., III, 23; IV, 41), Sokratesa (1,23— 39), Sodzomena (II, 16— 34), Teodoreta
(I, 14— 34) i Filostorgiusza (II, 1— 17). Lecz pierwszy z tych autorów był zbyt blisko sceny akcji,
a inni — zbyt od niej odlegli. Jest rzeczą dość szczególną, że ważne zadanie kontynuowania historii
Kościoła pozostawiono dwom osobom świeckim i jednemu heretykowi.
85 „Quia etiam tum catechumenus sacramentum fldei mérito videretur potuisse n e s c i r e Sulpicjusz
Sewer, Historia sacra, ks. II.
86 Sokrates, II, 2; Sodzomen, III, 18; Atanazy, t. I. Atanazy czyni uwagę, że eunuchowie byli
naturalnymi wrogami S y n a . Por. dr Jortin, Remarks, t. IV, z pewną genealogią w Kandydzie
(rozdz. IV), która kończy się na jednym z towarzyszy Krzysztofa Kolumba.
87 Sulpicjusz Sewer, Historia sacra, ks. II.
88 Cyryl {apud Baron., A.D. 353, nr 26) twierdzi wyraźnie, że za panowania Konstantyna krzyż
został znaleziony we wnętrznościach ziemi, natomiast za panowania Konstancjusza pojawił się on na
niebiosach. To przeciwstawienie wyraźnie dowodzi, że Cyryl nic nie wiedział o wspaniałym cudzie,
któremu przypisuje się nawrócenie Konstantyna. Niewiedza ta jest tym bardziej zdumiewająca, że
ledwie dwanaście lat po śmierci Konstantyna Cyryl został wyświęcony biskupem Jerozolimy przez
bezpośredniego następcę Euzebiusza z Cezarei. Por. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. VIII.
89 Niełatwo ustalić, do jakiego stopnia pomysłowości Cyryla przyszło z pomocą naturalne
zjawisko aureoli słonecznej.
90 Filostorgiusz, III, 26. W ślad za nim idą: autor Kroniki Aleksandryjskiej, Cedrenus oraz
Nikeforos (por. Gothofred, Dissert.) Nie mogą oni zaprzeczyć cudowi, nawet gdy wersja o nim
pochodzi od nieprzyjaciela.
Przypisy do rozdziału XXI 415

91 Tak ciekawy ustęp zasługuje na przytoczenie: „Christianam religionem absolutam et simplicem,


anili superstitione confundens; in qua scrutandaperplexius, quam componenda gravius excitaret discidia
plurima; quae progressa fusius aluit concertatione verborum, ut catervis antistitum iumentis publicis
ultro citroque discurrentibus, per synodos (quas appellant) dum ritum omnem adsuum trahere conantur
(Walezjusz odczytuje: „conatur”) rei vehiculariae concideret ñ e r v o s Ammianus Marcellinus, XXI, 16.
92 Atanazy, t. I.
93 Sokrates, II, 35— 47; Sodzomen, IV, 12— 30; Teodoret, II, 18— 32; Filostorgiusz, IV, 4— 12; V,
1—4; VI, 1— 5.
94 Sodzomen, IV, 23; Atanazy, I; Tillemont (Mémoires ecclésiastiques, t. VII) wybrał z oddziel­
nych rozpraw Lucyfera z Cagliari szereg przykładów wyniosłości Konstancjusza połączonej z fana­
tyzmem. Już same tytuły tych rozpraw budzą gorliwość lub przestrach: Moriendum pro Dei Filio; De
Regibus Apostaticis; De non conveniendo cum Haeretico; De non parcendo in Deum delinquentibus.
95 Sulpicjusz Sewer, Historia sacra, t. II. Greccy historycy wykazywali całkowity brak wiedzy
0 sprawach Zachodu.
96 Możemy żałować, że Grzegorz z Nazjanzu stworzył panegiryk miast biografii Atanazego,
winniśmy jednak cieszyć się z okoliczności, że możemy czerpać z najbardziej autentycznych
1 bogatych źródeł jego własnych listów i apologii (t. I). Nie będę naśladował przykładu Sokratesa
(II, 1), który opublikował pierwsze wydanie swej historii, nie zadając sobie trudu, by zajrzeć do pism
Atanazego. Lecz nawet Sokrates, a także bardziej od niego ciekawy Sodzomen i uczony Teodoret
łączą żywot Atanazego z historią Kościoła. Tillemont (t. VII) i wydawcy benedyktyńscy zebrali
pieczołowicie wszystkie fakty i zbadali wszelkie niejasności.
97 Sulpicjusz Sewer (jw.) nazywa Atanazego prawnikiem, doradcą prawnym, lecz w tym
charakterze nie ukazuje go ani jego życie, ani pisma.
98 „Dicebatur enim fatidicarum sortium fidem, quaeve augúrales portenderent alites scientissime
callens aliquoties praedixisse f u t u r a Ammianus Marcellinus, XV, 7. Sodzomen relacjonuje (IV, 10)
przepowiednię lub raczej żart, który jasno dowodzi, że Atanazy rozumiał język kruków (jeśli kruki
mówią łaciną).
99 O nieprawidłowym wyborze Atanazego wspominano ostrożnie na synodach przeciw niemu
zwoływanych (por. Filostorgiusz, II, 11, i Godefroy), lecz trudno przypuszczać, aby zgromadzenie
biskupów Egiptu usankcjonowało j a w n e fałszerstwo. Atanazy, t. I.
100 Por. His tory o f the Fathers o f the Deser t — w wydaniu Rosweide’a; i Tillemont, VII —
żywoty Antoniego, Pachomiusza i in. Sam Atanazy, który nie wzgardził napisaniem życiorysu swego
przyjaciela Antoniego, pilnie zaznacza, że święty mnich często przepowiadał, jak szkodliwe skutki
przyniesie herezja ariańska, i biadał nad tym (Atanazy, t. I).
101 Wpierw Konstantyn straszył s ł o w y , lecz prosił na p i ś m i e : „kai agraphos men epeilei,
graphon de eksiu”. Jego listy stopniowo przybierają groźny ton; domagając się jednak, by bramy
Kościoła były otwarte dla wszystkich, unikał nienawistnego imienia Ariusza. Atanazy ze zręcznością
polityka potrafił dokładnie odróżnić te niuanse (t. I), co pozwoliło mu na wymówki i opóźnianie
decyzji.
102 Sekta melecjan w Egipcie, podobnie jak donatystów w Afryce, powstała w wyniku sporu
biskupiego wokół spraw związanych z prześladowaniem Kościoła. Nie mam czasu i miejsca na
prześledzenie tego niejasnego sporu, którego istota i przebieg zdaje się błędnie przedstawiona
wskutek stronniczości Atanazego i ignorancji Epifaniusza. Zob. Mosheim, General History o f the
Church, t. I.
103 Los sześciu biskupów został opisany przez Sodzomena (II, 25). Lecz sam Atanazy, który tak
dokładnie omawia sprawę Arseniusza i kielicha, pozostawia całość tego ciężkiego oskarżenia bez
odpowiedzi.
104 Atanazy, 1.1; Sokrates, 1 ,28; Sodzomen, II, 25. Cesarz w liście zwołującym synod (Euzebiusz,
Vita Const., IV, 42) wydaje się z góry osądzać niektórych duchownych, a było też bardziej niż
prawdopodobne, że synod nie omieszka zastosować tych oskarżeń do osoby Atanazego.
416 Przypisy do rozdziału XXI

105 Por. w szczególności: Apologia II Atanazego (t. I) i jego listy do mnichów (t. I). Akty te
znajdują potwierdzenie w oryginalnych i autentycznych dokumentach, lecz budziłyby one więcej
zaufania, gdyby Atanazy wypadał w nich nieco mniej niewinnie, a jego nieprzyjaciele — mniej
absurdalnie.
106 Euzebiusz, Vita Const., IV, 41— 47.
107 Atanazy, t. I. W kościele poświęconym świętemu Atanazemu raczej ta scena powinna była
stanowić temat obrazu aniżeli różne opowieści o cudach i męczeństwie.
108 Atanazy, ibid. Eunapios (Życiorysy sofistów) podał budzący grozę przykład okrucieństwa,
a jednocześnie łatwowierności Konstantyna w podobnej sprawie. Elokwentny filozof syryjski,
Sopater, cieszył się jego przyjaźnią, lecz budził niechęć Ablawiusza, prefekta pretorium. Flotę
wiozącą zboże do stolicy wstrzymał brak południowego wiatru, mieszkańcy Konstantynopola byli
niezadowoleni, a Sopatera stracono przez ścięcie w wyniku oskarżenia, że to on z wi ą z a ł wiatr
magiczną siłą. Suidas dodaje, że Konstantyn tą egzekucją pragnął dowieść, iż całkowicie porzucił
zabobon niewiernych.
109 W drodze powrotnej widział się dwukrotnie z Konstancjuszem, w Viminiacum i w Cezarei
w Kapadocji (Atanazy, ibid.). Tillemont (t. VIII) przypuszcza, że Konstantyn wprowadził go na
zebranie trzech królewskich braci w Panonii.
110 Zob. Beveridge, Pandectae, t. I, II; Tillemont, t. VI. Św. Hilary z Poitiers wyrażał się o tym
synodzie w Antiochii z nadmierną łaskawością i szacunkiem; liczbę uczestniczących biskupów
szacuje na dziewięćdziesięciu siedmiu.
111 Dostojnika tego, którym Atanazy się brzydził, chwali Grzegorz z Nazjanzu (t. I, Oratio XXI)
„Saepe premente Deo fert Deus alter opem.”
Ku chwale natury ludzkiej zawsze cieszę się z odkrycia jakichś dobrych cech w ludziach, których
przeciwnicy określali jako tyranów i potworów.
112 Trudności natury chronologicznej dotyczące pobytu Atanazego w Rzymie żmudnie roztrząsa
Walezjusz (Observât, ad Calcem, t. II; Hist. eccl., I, 1— 5) i Tillemont (t. VIII). Zgadzam się z prostą
hipotezą Walezjusza, który przyjmuje, że po wtargnięciu Grzegorza Atanazy odbył tylko jedną
podróż do Rzymu.
113 Nie mogę powstrzymać się do przytoczenia rozsądnej uwagi Wetsteina (Prolegomena N.T.):
„Si tamen Historiom Ecclesiasticam velimus consulere, patebit iam inde a seculo quarto, cum, ortis
controversiis, ecclesiae Graeciae doctores in duas partes scinderentur, ingenio, eloquentia, numero,
tantum non aequales, earn partem quae vincere cupiebat Romom confugisse, maiestatemque pontificis
comiter coluisse, eoque pacto oppressis per ponitificem et episcopos Latinos adversariis praevaluisse,
atque orthodoxiam in conciliis stabilivisse. Earn ob causam Athanasius, non sine comitatu, Romom
petiit, pluresque am os ibi haesit
114 Filostorgiusz, III, 12. Jeśli użyto przekupstwa dla dobra religii, to obrońca Atanazego mógłby
usprawiedliwić lub wytłumaczyć takie wątpliwe postępowanie przykładami Katona i Sidneya;
o pierwszym z nich mówi się, że dał, a o drugim, że przyjął łapówkę za wolność.
115 Kanon, który zezwolił na odwoływanie się do rzymskich papieży, podniósł zgromadzenie
biskupów w Sardyce niemal do rangi powszechnego soboru, a jego akta — wskutek niewiedzy lub
celowo — pomieszano z aktami soboru nicejskiego. Tillemont, t. VIII; Geddes, Tracts, t. II.
116 Możemy jednak powątpiewać w szczerość wyznań arcybiskupa, ponieważ Atanazy rzucał
potajemnie inwektywy na Konstancjusza (por. jego listy do mnichów), zapewniając go równocześnie
o swym najgłębszym szacunku (t. I).
117 Nie bacząc na dyskretne milczenie Antanazego i fakt, że list, który zamieszcza Sokrates, był
jawnym fałszerstwem, groźby te znajdują pełne potwierdzenie u Lucyfera z Cagliari, a nawet samego
Konstancjusza. Zob. Tillemont, t. VIII.
118 Zawsze miałem wątpliwości co do odwołań Ursacjusza i Walensa (Atanazy, 1 .1). Ich listy do
Juliusza, biskupa rzymskiego, i do samego Atanazego tak bardzo różnią się od siebie, że oba nie
mogą być prawdziwe. Pierwszy — to list zbrodniarzy, którzy wyznają swoją winę i hańbę; list
Przypisy do rozdziału XXI 417

drugi pochodzi od nieprzyjaciół, którzy jako równi ubiegają się o pojednanie na honorowych
warunkach.
119 Okoliczności drugiego powrotu Atanazego są opisane przez niego samego w tomie I. Sokrates,
II, 15; Sodzomen, III, 19; Teodoret, II, 11, 12; Filostorgiusz, III, 12.
120 Atanazy (t. I) broni swej niewinności za pomocą żałosnych skarg, uroczystych zapewnień
i z pozoru słusznych argumentów. Przyznaje, że z jego podpisem wysyłano fałszywe listy, lecz domaga
się zbadania swoich sekretarzy i sekretarzy tyrana, by ustalić, czy ci pierwsi je pisali, a drudzy
otrzymywali.
121 Atanazy, t. I.
122 Atanazy, 1.1; Teodoret, II, 16. Cesarz oświadczył, że bardziej pragnął ujarzmienia Atanazego
aniżeli klęski Magnencjusza czy Sylwanusa.
123 Przebieg synodu w Mediolanie został przedstawiony przez greckich autorów w tak chromy
i błędny sposób, że ucieszyć nas powinno udostępnienie pewnych listów Euzebiusza, które Baronius
wydobył z archiwów kościoła w Vercelli, oraz ogłoszenie przez Bollandusa starego tekstu Żywota
Dionizego z Mediolanu. Por. Baronius, A .D. 355, i Tillemont, t. VII.
124 Zaszczyty, dary i uczty, które uwiodły tak wielu biskupów, z gniewem wymieniają ci, którzy
byli zbyt czyści lub zbyt dumni, by je przyjmować. „Walczymy — powiada Hilary z Poitiers —
przeciw Konstacjuszowi Antychrystowi, który gładzi brzuchy miast smagać plecy” ; „qui non dorsa
caedit, sed ventrem palpai” . Hilary, Liber I ad Hilarias contra Constantium, 5.
125 Nieco wiadomości o tej opozycji znajdujemy u Ammiana (XV, 7), którego wiedza o historii
Kościoła była powierzchowna i pełna niejasności. „Liberius... perseveranter renitebatur, nec visum
kominem, nec auditum damnare, nefas ultimum saepe exclamons; aperte scilicet recalcitrans
Imper at oris arbitrio. Id enim Ule Athanasio semper infestus, etc.”
126 A raczej przez prawowierną część synodu w Sardyce. Gdyby biskupi obu stronnictw głosowali
we właściwy sposób, głosowanie wypadłoby 94 do 76. Pan de Tillemont (t. VIII) jest słusznie
zdumiony, że tak nikła większość zaatakowała z taką energią swoich przeciwników, a ich przywódcę
natychmiast zniosła z urzędu.
127 Sulpicjusz Sewer, Historia sacra, t. II.
128 O wygnaniu Liberiusza jest wzmianka u Ammiana, XV, 7. Zob. Teodoret, II, 16; Atanazy,
t. I; Hilary, Fragment I.
129 Żywot Osjusza odtworzył Tillemont (t. VII), który w przesadnych słowach najpierw chwali
biskupa Kordoby, a później go gani. Wśród biadań nad jego upadkiem rozsądek Atanazego da się
odróżnić od ślepej i nieumiarkowanej gorliwości Hilarego.
130 Wyznawców z Zachodu skazywano na wygnanie wpierw na pustynie Arabii i Tebaidy,
a później do pustelni gór Taurusu i do najdzikszych okolic Frygii, które były w posiadaniu here­
tyckich montanistów, itd. Gdy heretyk Aecjusz został zbyt dobrze przyjęty w Mopsuestia, w Cylicji,
zamieniono miejsce jego wygnania— za poradą Akacjusza— na Ambladę, krainę zamieszkaną przez
dzicz i nawiedzaną przez wojny i zarazy. Filostorgiusz, I, 2.
131 Por. okrutne potraktowanie Euzebiusza oraz jego zapamiętały opór — wg jego własnych
listów, które ogłosił Baronius, A .D. 356, nry 92— 102.
132 „Caeterum exules satis constat, totius orbis studiis celebratos, pecuniasque eis in sumptum
affatim congestas, legationibus quoque eos plebis catholicae ex omnibus fere provinciis frequentatos.”
Sulpicjusz Sewer, Historia sacra. Atanazy, tom I.
133 Obfity materiał do historii trzeciego okresu prześladowań, jakich doznał Atanazy, można
znaleźć w jego własnym dziele. Por. w szczególności jego bardzo dobrą Apologię, adresowaną do
Konstancjusza (t. I), pierwszą Apologię, dotyczącą jego ucieczki (ibid.), rozwlekły list do pustelników
i pierwotny tekst protestu ludu Aleksandrii przeciw gwałtom zadanym przez Syrianusa. Sodzomen
(IV, 9) oświetlił te wydarzenia dwoma lub trzema ważnymi szczegółami.
134 Atanazy wysłał w końcu po Antoniego i jego wybranych mnichów. Przybyli oni ze swej góry,
ogłosili wobec mieszkańców Aleksandrii świętość osoby Atanazego i z honorami zostali odpro-
27 — Gibbon t. 2
418 Przypisy do rozdziału XXI

wadzeni przez arcybiskupa do bram miasta. Atanazy, 1.1; również Rufinus, III, 164, w Vitae Patrum,
s. 524.
135 Atanazy, 1.1. Cesarz, względnie jego ariańscy sekretarze, wyrażając swoją niechęć, zdradzają
jednocześnie bojaźń i cześć wobec osoby Atanazego.
136 Te ciekawe szczegóły są dosłownie przepisane z tekstu protestu, który w trzy dni potem
wystosowali katolicy Aleksandrii. Por. Atanazy, t. I.
137 Janseniści często porównywali Atanazego z Amauldem, rozwodząc się z lubością nad gorliwą
wiarą, zasługami i wygnaniem obu słynnych uczonych Kościoła. Z tą ukrytą paralelą zręcznie
rozprawia się Opat de la Bléterie, Vie de Jovien, t. I.
138 „Hiñe iam toto orbeprofugus [ agitur] A thanasius, nec ullus ei tutus ad latendum supererat locus.
Tribuni, Praefecti, Comités, exercitus quoque, adpervestigandum eum moventur edictis Imperialibus;
praemia delatoribus proponuntur, si quis eum vivum, si id minus, caput certe Athanasii detulisset.”
Rufinus, I, 18.
139 Grzegorz z Nazjanzu, t. I, Oratio XXL Tillemont, t. VII.
140 „Et nulla tormentorum vis inveniri adhuc potuit, quae obdurato illius tractus latroni invito elicere
potuit, ut nomen proprium dicat.” Ammianus Marcellinus, XXII, 16; Valesius ad locum.
141 Rufinus, I, 18; Sodzomen, IV, 10. Ta i kolejna opowieść okazałyby się fikcją, gdybyśmy
przyjęli, że Atanazy nigdy nie opuszczał swego miejsca schronienia, którym posługiwał się
w poszczególnych przypadkach lub okazjach.
142 Palladius (.Historia Lausiaca, rozdz. 136 w Vitae Patrum). Autor tej anegdoty rozmawiał
z damą, która jeszcze w swej starości rozpamiętywała z lubością te nabożne i zaszczytne stosunki.
Nie jestem w stanie podzielać delikatnych uczuć Baroniusa, Walezjusza, Tillemonta i innych, którzy
niemal odrzucają tę opowieść traktując ją jako niegodną powagi historii Kościoła.
143 Atanazy, 1 .1. Zgadzam się z Tillemontem (t. VIII), że jego słowa wskazują na osobistą, choć
potajemną obecność na synodach.
144 List Atanazego do mnichów pełen jest zarzutów, które robią wrażenie prawdziwych (ibid.).
Ku zbudowaniu swych adresatów wprowadził on porównania z Faraonem, Ahabem, Belsazarem
i in. Śmiałości Hilarego towarzyszyło mniejsze niebezpieczeństwo, jeśli ogłosił on swe inwektywy
w Galii po rewolcie Juliana. Jednak Lucyfer wysłał swoje obraźliwe teksty do Konstancjusza, niemal
domagając się nagrody męczeństwa. Por. Tillemont, t. VII.
145 Atanazy skarży się ogólnie na tego rodzaju praktykę, którą potem ilustruje przykła­
dem (t. I) rzekomej elekcji Feliksa. Trzech eunuchów reprezentowało lud rzymski, zaś trzech
sprzyjających dworowi prałatów spełniało funkcje biskupów prowincji położonych w pobliżu
Rzymu.
146 Thomassin {Discipline de VEglise, 1.1) zebrał wiele ciekawych szczegółów na temat początków
i rozwoju śpiewu kościelnego, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie.
147 Filostorgiusz, III, 13. Godefroy zbadał tę sprawę ze szczególną dokładnością. Istniały trzy
heterodoksyjne formy: „Do Ojca przez Syna i w Duchu Świętym”, „D o Ojca i Syna w Duchu
Świętym” oraz „do Ojca w Synu i Duchu Świętym” .
148 Po wygnaniu Eustacjusza, za panowania Konstantyna, bardziej nieprzejednana część
prawowiernych wyodrębniła się, a następnie popadła w schizmę; sekta ta istniała ponad osiemdzie­
siąt lat. Por. Tillemont, t. VII, VIII. W wielu kościołach arianie i homouzjanie, którzy poprzednio
odrzekli się wspólnoty, wciąż jeszcze przez pewien czas łączyli się w modlitwie. Filostorgiusz, III, 14.
149 N a temat tego kościelnego przewrotu w Rzymie — zob. Ammianus Marcellinus, XV, 7;
Atanazy, jw.; Sodzomen, IV, 15; Teodoret, II, 17; Sulpicjusz Sewer, Historia sacra, ks. II; Hieronim,
Kronika świata {Marcellin, et Faustin, libell.); Tillemont, t. VI.
150 Cucusus było ostatnim etapem jego życia i cierpień. Ustalenie położenia tego odosobnionego
miasta — gdzieś na granicach Kapadocji, Cylicji i Armenii Dolnej — sprawiało geografom pewne
kłopoty, lecz do właściwego miejsca prowadzi nas rzymska droga ciągnąca się od Cezarei do
Anazarbus. Zob. Cellarius, Geographia antiqua, t. II; Wesseling, ad Itinerar.
Przypisy do rozdziału XXI 419

151 Atanazy (jw.) utrzymuje z całą stanowczością, że Paweł został zamordowany, odwołuje się
poza tym nie tylko do powszechnej wieści, lecz także do pewnego świadectwa, Filagriusa, jednego
z ariańskich prześladowców. Jednocześnie przyznaje, że heretycy jako przyczynę śmierci biskupa
Konstantynopola podawali chorobę. Za Atanazym służalczo powtarza Sokrates (II, 26), natomiast
Sodzomen, wykazujący większą tolerancję, waży się (IV, 2) wyrażać w tej sprawie rozsądną
wątpliwość.
152 Ammianus Marcellinus (XIV, 10) odwołuje się do własnego opisu tego tragicznego
wydarzenia, aczkolwiek tej części jego historii już nie posiadamy.
153 Zob. Sokrates, II, 6 ,7 ,1 2 ,1 3 ,1 5 ,1 6 ,2 6 ,2 7 ,3 8 ; Sodzomen, III, 3, 4, 7, 9; IV, 21. Akta św. Pawła
z Konstantynopola, z których Focjusz sporządził wyciąg (Bibliotheca), stanowią beznamiętną kopię
pism tych historyków. Jednak później żyjący Grek, który mógł napisać żywot tego świętego bez
uwzględniania bajek i cudów, zasługuje na pewną pochwałę.
154 Sokrates, II, 27, 38: Sodzomen, IV, 21. Głównymi pomocnikami Macedoniusza w dziele
prześladowań byli dwaj biskupi, z Nikomedii i Kyzikos, których szanowano za ich cnoty,
a w szczególności za dobroczynność. Niech mi będzie wolno przypomnieć czytelnikowi, że różnica
pomiędzy h o m o u z j o n i h o m o j u z j o n jest prawie niedostrzegalna dla najbystrzejszego
nawet oka teologów.
155 Nie znamy dokładnego położenia Mantinium. Mówiąc o c z t e r e c h korpusach legionistów
Sokrates, Sodzomen i autor Akt św. Pawła posługują się nieokreślonymi terminami: „arithmoi, pha­
langes, tagmata”, które Nikeforos bardzo właściwie tłumaczy „tysiące” . Walezjusz, adSocrat., ks. II.
156 Julian, Epist., LII.
157 Por. Optât z Milewe (a w szczególności III, 4) wraz z historią donatystów pana Dupina
i tekstami źródłowymi u końca jego dzieła. Liczne szczegóły podane przez Augustyna a dotyczące
furii circumcelionów skierowanej przeciw innym i przeciw sobie samym, żmudnie zebrał Tillemont
w Mém. eccl., t. VI; tenże autor często, choć niezamierzenie, ukazuje krzywdy, które popchnęły tych
fanatyków do czynu.
158 Jest rzeczą dość zabawną porównać jeżyk przeciwnych stronnictw, gdy mówią o tych samych
ludziach i rzeczach. Gratus, biskup Kartaginy, rozpoczyna swe życzenia dla prawowiernego synodu
następującymi słowami: „Gratias Deo omnipotentii et Christo Jesu ... qui imperavit religiosissimo
Constanti Imperator i, ut votum gereret unitatis, et mit tere t ministros sancti operis f á m u l o s Dei
Paulum et Macarium.” Monument, vet. ad Calcem Optati (s. 313). Natomiast donatysta, autor Pasji
Markulusa, powiada:„Ecce subito, de Constantis regis tyrannica domo ... pollutum Macarianae
persecutionis murmur increpuit, e t d u a b u s b e s t i i s ad Africam missis, eodem scilicet Macario et
Paulo, execrandum prorsus ac dirum ecclesiae certamen indictum est; ut populus Christianus ad
unionem cum traditoribus faciendam, nudatis militum gladiis et draconum praesentibus signis, et
tubarum vocibus cogéré tu r ” Monument..., s. 304.
159 Histoire des Camisards, w 3 tomach, Villefranche 1760; jest to dzieło dokładne i bezstronne.
Trzeba pewnej uwagi, by odkryć religię autora.
160 Samobójstwa te usprawiedliwiali donatyści przykładem Raziasa, opowiedzianym w 14
rozdziale II Księgi Machabejskiej.
161 „Nullas infestas hominibus bestias, ut sunt sibi ferales plerique Christianorum exper tus.”
Ammianus Marcellinus, XXII, 5.
162 Grzegorz z Nazjanzu, Oratio I. Por. Tillemont, t. VI.
163 Histoire politique et philosophique des établissements des Européens dans les deux Indes, t. I.
164 Według Euzebiusza ( Vita Const., II, 45) cesarz zakazał tak w mieście, jak i na wsi, „ta mysa-
ra... tes eidololatreias”, ohydnych przejawów bałwochwalstwa. Sokrates (1 ,18) i Sodzomen (II, 4, 5)
przedstawiali postępowania Konstantyna uwzględniając wymogi prawdy i historii, które zaniedbał
Teodoret (V, 21) i Orozjusz (VII, 28). Ten ostatni powiada: „Tum deinde primus Constantinus i u s t o
ordine et p i ó vicem ver tit edicto; siquidem statuit citra ullam hominum caedem, paganorum templa
claudi
420 Przypisy do rozdziału XXI

165 Zob. Euzebiusz, jw., II, 56, 60. W kazaniu wygłoszonym na zebraniu „świętych”, gdy cesarz
był już dojrzały w latach i pobożności, oświadcza on poganom (rozdz. 11), że wolno im składać ofiary
i wykonywać wszelkie praktyki związane ze swym religijnym kultem.
166 Euzebiusz, ibid., III, 54— 58; IV, 23, 25. Te rozporządzenia można porównać do zniesienia
bachanalii i zniszczenia świątyni Izydy przez rządców pogańskiego Rzymu.
167 Zarówno Euzebiusz (ibid., III, 54), jak i Libaniusz (Oratio pro templiis) piszą o pobożnym
świętokradztwie Konstantyna, lecz widzą je w odmiennym świetle. Libaniusz wyraźnie powiada, że
Konstantyn „spożytkował święte pieniądze, lecz nie naruszył praw przyjętego kultu; świątynie
w istocie zubożały, lecz wciąż wykonywano w nich święte obrzędy” . Lardner, Jewish and Heathen
Testimonies, t. IV.
168 Ammianus Marcellinus (XXII, 4) mówi o nadwornych eunuchach, którzy byli „spoliis
Templorum p a st? \ Libaniusz powiada (Oratio pro templiis), że cesarz często darował świątynię,
jakby darował psa, konia, niewolnika lub złoty puchar. Ten pobożny filozof nie zaniechał jednak
uwagi, że te świętokradcze akty łaski bardzo rzadko przynosiły szczęście.
169 Zob. Gothofred, Kodeks Teodozjański, t. VI; Libaniusz, Oratio parentalis, rozdz. X,
wg Fabriciusa, Bibliotheca Graeca, t. VII.
170 „Placuit omnibus locis atque urbibus universis claudiprotinus templa, et accessu vetitis omnibus
licenatiam delinquendi perditis abnegari. Volumus etiam cunctos a sacrificiis abstinere. Quod siquis
aliquid forte huiusmodi perpetraverit, gladio [ultore] sternatur: facultates etiam perempti fisco
decernimus vindican: et similiter adfligi rectores provinciarum si facinora vindicare neglexerint.”
Kodeks Teodozjański, ks. XVI, tyt. X, prawo 4. Chronologia odkryła pewną sprzeczność w dacie
tego niezwykłego prawa: jest ono jedynym, które karze zaniedbania wielkorządców śmiercią
i konfiskatą majątku. Pan de la Bastie (Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XV) mniema, jak
się wydaje, słusznie, że był to tylko pierwszy szkic, dyspozycje do prawa, które zamierzano ogłosić.
Dokument ten znaleziono w Scriniis Memoriae [archiwach urzędowych], wśród papierów Konstan-
cjusza, a później włączono go, jako godny naśladowania wzór, do Kodeksu Teodozjańskiego.
171 Symmachus, Epist., X, 54.
172 De la Bastie, Dissertation sur le souverain pontificat des Empereurs Romains, dyspozycja
czwarta, w Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XV; jest to dzieło uczone i rzeczowe, które
tłumaczy sytuację pogaństwa od Konstantyna do Gracjana i dowodzi istniejącej w tym okresie
tolerancji. Twierdzenie Zosimosa [IV, 36], że Gracjan był pierwszym cesarzem, który odmówił
przyjęcia szat arcykapłańskich, jest udowodnione ponad wszelką wątpliwość, co niemal zupełnie
uciszyło niezadowolone szemrania pobożnisiów.
173 Ponieważ dość swobodnie wprowadziłem terminy „poganie” i „pogaństwo”, spróbuję teraz
prześledzić szczególne koleje losu tych słynnych słów: 1. „Page” w dialekcie doryckim, tak dobrze
znanym w Italii, oznacza źródło, zaś wiejską okolicę korzystającą z takiego źródła nazywano pagus
i pagans (Festus sub voce i Servius ad Virgil Georgie., II, 382). 2. Dzięki łatwemu rozszerzeniu
zakresu tego pojęcia „pogańskie” i „wiejskie” stały się niemal synonimami (Pliniusz St., XXVIII, 5).
Termin ten przyjął się jako nazwa prostych mieszkańców wsi, a we współczesnych językach
europejskich przekształcił się w „paysans”, „peasants” itp. 3. Zadziwiający wzrost liczebny stanu
wojskowego spowodował konieczność znalezienia odpowiedniego terminu (Hume, Essays, I), wszy­
stkich więc ludzi, którzy nie byli na służbie władcy, określano wzgardliwym terminem „poganie” (Ta­
cyt, Dzieje, III, 24, 43, 77; Juwenalis, Satyra 16, w. 32; Tertulian, De pallio, 4). 4. Chrześcijanie byli
żołnierzami Chrystusa, zaś ich przeciwnicy, którzy odmawiali przyjęcia s a k r a m e n t u , czyli woj­
skowej przysięgi chrztu, mogli zasługiwać na metaforyczną nazwę pogan. Popularne to przezwisko
zostało przyjęte w słownictwie prawnym Cesarstwa (Kodeks Teodozjański, ks. XVI, tyt. II, pr. 18) już
za panowania Walentyniana (A. D. 365) oraz w pismach teologów. 5. Stopniowo chrześcijaństwo
zdobywało miasta Cesarstwa, zaś stara religia za czasów Prudencjusza {Contra Symmachum, I)
i Orozjusza (we wstępie do Historii) wycofała się do zapadłych okolic wiejskich, ledwie tam
wegetując; pojęcie „poganie” w swym nowym zastosowaniu wróciło do pierwotnego źródła.
Przypisy do rozdziału XXII 421

6. Odkąd kult Jupitera i jego rodziny począł wygasać, pustą nazwę pogan stosowano coraz szerzej do
wszelkich wyznawców bałwochwalstwa i wielobóstwa w starym i nowym świecie. 7. Rzymscy
katolicy obdarzali tą nazwą, bez jakichkolwiek skrupułów, swych śmiertelnych wrogów — mahome­
tan, a najczystszych unitarianów piętnowano niesprawiedliwie jako bałwochwalców i pogan. Por.
Gerard Vossius, Etymologicon Linguae Latinae; Godefroy, komentarz do Kodeksu Teodozjańs-
kiego, t. VI; Du Cange, Glossarium ad scriptores mediae et infimae latinitatis.
174 W czystym języku Jonii i Aten „eidolon” i „latreia” były słowami starymi i wszystkim
znanymi. Pierwsze z nich oznaczało podobieństwo, zjawę (Homer, Odyseja, XI, 620) przedstawienie,
o b r a z , stworzony przez fantazję lub sztukę; drugie słowo oznaczało wszelkiego rodzaju u s ł u g i
lub niewolnictwo. Żydzi egipscy, którzy tłumaczyli hebrajskie Pismo Św., ograniczyli użycie tych
słów (Ks. Wyjścia, XX, 4, 5) do religijnej czci oddawanej obrazom. To szczególne znaczenie przyjęte
przez hellenistów, czyli greckich Żydów, przyjęli też autorzy religijni i kościelni, a pojęciem
bałwochwalstwa (eidololatreia) piętnowano zabobon przejawiający się kultem rzeczy widzialnych
i wstrętnych, którego niektóre odłamy chrześcijaństwa nie powinny zbyt śpiesznie przypisywać
wyznawcom politeizmu w Grecji i w Rzymie.

ROZDZIAŁ XXII

1 „Omnes qui plus poterant in palatio, adulandi professores iam docti, recie consulta, prospereque
completa vertebant in deridiculum: talia sine modo strepentes insulse; in odium venit cum victoriis suis;
capella, non homo; ut hirsutum Julianum carpentes, appellantesque loquacem talpam, et purpuratom
simiam, et litterionem Graecum: et his congruentia plurima atque vernácula principi resonantes, audire
haec taliaque gestienti, virtutes eius obruere verbis impudentibus conabantur, ut segnem incessentes et
timidum et umbratilem, gestaque secus verbis comptioribus exornantem.” Ammianus Marcellinus,
XVII, 11.
2 Ammianus Marcellinus, XVI, 12. Orator Temistiusz (IV) wierzy we wszystko, co zawierały listy
cesarskie, skierowane do senatu Konstantynopola. Aureliusz Wiktor, który ogłosił swój Skrót
w ostatnim roku panowania Konstancjusza, przypisuje zwycięstwa nad Germanami m ą d r o ś c i
cesarza i s z c z ę ś c i u cezara. Lecz wkrótce potem historyk ten stał się dłużnikiem Juliana, który
kierując się łaską czy też poważaniem zaszczycił go brązowym posągiem oraz nadaniem ważnych
urzędów: konsula drugiej Panonii i prefekta miasta. Ammianus Marcellinus, XXI, 10.
3 „Callido nocendi artificio, accusatoriam diritatem laudum titulis peragebant... Hae voces fuerunt
ad inflammanda odia probris omnibus potentiores.” Zob. Mamertinus, Actio gratiarum w: Paneg. vet„
XI, 4, 5.
4 Krótka przerwa, którą można by wstawić między „hieme adulta” a „primo vere” u Ammiana
(XX, 1, 4), miast zapewnić czas potrzebny do przejścia trzech tysięcy mil, ukazałaby, że rozkazy
Konstancjusza były zarówno dziwaczne, jak niesłuszne. Wojska Galii nie dotarłyby do Syrii przed
końcem jesieni. Zapewne Ammiana zawiodła pamięć i wyraził się nieściśle.
5 Ammianus Marcellinus, XX, 1. Odwagę Lupicynusa i jego wojskowy talent potwierdza
historyk, który w przesadnym stylu oskarża tego dowódcę o nadmierną dumę i o wygłaszanie mów
w tragicznym tonie, przy czym budzi się rozterka, czy był bardziej okrutny, czy chciwy. Jednak
niebezpieczeństwo ze strony Szkotów i Piktów było tak poważne, że sam Julian myślał o tym, czy nie
przeprawić się na wyspę.
6 Dał on im zezwolenie na cursus clavularis lub clabularis. Te wozy pocztowe, często wzmian­
kowane w Kodeksie, miały zabierać ładunek 1500 funtów wagi. Por. Walezjusz, ad Ammian,
XX , 4 .
7 Najprawdopodobniej był to pałac Łaźni (Thermarum), z którego przy rue de la Harpe pozostała
do tej pory solidnie zbudowana i wysoka sala recepcyjna. Budynki tego pałacu zajmowały dużą
przestrzeń w obecnej dzielnicy uniwersyteckiej, zaś ogrody, jeszcze za Merowingów, stykały się
422 Przypisy do rozdziału XXII

z opactwem Saint-Germain-des Prés. Wskutek szkód wyrządzonych przez czas i przez Normanów
stary pałac zamienił się w XII w. w ruiny, a ich ciemne zakamarki stały się miejscem rozpustnej
miłości.
Explicat aula sinus montemque amplectitur alis:
Multiplici latebra scelerum ter sura ruborem.
..................pereuntis saepe pudoris
Celatura nefas, Venerisque accommoda f u r t i s.
(Wiersze te cytuję według zamieszczonego u Architreniusza, IV, 8, poematu Jana de Hauteville lub
Hanville, mnicha ze St. Alban’s, który to poemat powstał około 1190 r. Por. Warton, History o f
English Poetry, t. I, rozprawa II.) A jednak takie kradzieże mogą być mniej zgubne dla ludzkości
aniżeli teologiczne dysputy Sorbony, odbywające się później na tym samym terenie. Bonamy,
Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XV.
8 Nawet wśród takiego wzburzenia Julian przestrzegał formy zabobonnej ceremonii, uparcie
odmawiając przyjęcia złowróżbnego damskiego naszyjnika lub końskiego chomąta, których to
akcesoriów żołnierze pragnęli użyć w miejsce diademu.
9 W równej wartości złoto i srebro: pięć sztuk złota i jeden funt srebra. Całość warta była około
pięciu funtów i dziesięciu szylingów.
10 Pełną relację tego przewrotu znajdujemy w autentycznych i oryginalnych źródłach, a więc:
w pismach samego Juliana (Oratio ad S. P. Q. Atheniensem), Libaniusza (Oratioparentalis, 44—48),
u Fabrycjusza: Bibliotheca Graeca, t. VII; Ammiana Marcellina (XX, 4) i Zosimosa (III, 9). Ten
ostatni opiera się w swej relacji o panowaniu Juliana na bardziej szacownym autorytecie Eunapiosa.
Mając takich przewodników, możemy pominąć autorów skrótów i historyków Kościoła.
11 Eutropiusz, będący godnym szacunku świadkiem, posługuje się wątpliwym zwrotem „ Con­
sensu militum” (X, 7). Grzegorz z Nazjanzu, którego ignoracja może usprawiedliwiać fanatyzm,
oskarża bez osłonek Apostatę o zarozumiałość, szaleństwo i bezbożną rebelię, „authadeia, aponoia,
asebeia”. Oratio III.
12 Julian, jw. N a b o ż n y opat de la Bléterie ( Vie de Julian) jest niemal skłonny uwierzyć
n a b o ż n y m zapewnieniom poganina.
13 Ammianus Marcellinus, XX, 5 — wraz z przypisem Lindenbrogiusa na temat Ducha
Cesarstwa. Sam Julian w poufnym liście do przyjaciela i lekarza Orybazjusza (Epist., XVII)
wspomina inny sen, który zaszedł przed tymi wydarzeniami i w którego przepowiednię uwierzył; było
w nim majestatyczne drzewo powalone na ziemię i mała roślinka, która głęboko zapuściła korzenie.
Nawet we śnie umysł cezara był zaabsorbowany nadziejami i obawami, dotyczącymi jego losu.
Zosimos (III, 9) podaje treść kolejnego snu.
14 Trudna sytuacja wodza zbuntowanej armii jest wnikliwie opisana przez Tacyta (Dzieje, I,
80— 85). Lecz Otto był bardziej obciążony winą i nie tak zdolny jak Julian.
15 Ammianus powiada, że do tego upozorowanego listu Julian dołączył listy prywatne obiur-
gatorias et mordaceś), których historyk sam nie widział i których nie byłby ogłaszał; być może, że
listów takich w ogóle nie było.
16 Relacje z działań w pierwszych dniach panowania Juliana zawarte są w jego Oratio ad S. P. Q.
Atheniensem, u Ammiana, XX, 5, 8, oraz u Libaniusza, Oratio parentalis, 49— 50.
17 Libaniusz, ibid., 50. Były to dziwne zaburzenia, gdyż trwały około siedmiu lat. W walkach
toczących się między partiami w greckich republikach liczba wygnańców dochodziła do 20 000 osób,
a Isokrates zapewniał Filipa, że łatwiej będzie zebrać armię spośród włóczęgów aniżeli z ludności
miast. Por. Hume, Essays, t. I.
18 Julian (Epist., XXXVIII) daje krótki opis Vesontio, czyli Besançon. Jest to skalisty półwysep,
niemal otoczony wodami rzeki Doubs; niegdyś wspaniałe miasto, pełne świątyń i innych budowli,
obecnie zredukowane do rozmiarów miasteczka, podnoszącego się jednak ze swej ruiny.
19 Wadomair zaciągnął się w służbę Rzymu i z władcy barbarzyńskiego królestwa uczyniono
go diukiem Fenicji. Zachował wciąż jednak ten sam przebiegły charakter (Ammianus Mar-
Przypisy do rozdziału XXII 423

cellinus, XXI, 3); natomiast za panowania Walensa wykazał się dzielnością w wojnie armeńskiej
(XXIX, 1).
20 Ammianus Marcellinus, XX, 10; XXI, 3, 4; Zosimos, III, 10.
21 Jej zwłoki wysłano do Rzymu i pogrzebano obok jej siostry Konstantyny na przedmieściu Via
Nomentana (Ammianus Marcellinus, XXI, 1). Libaniusz ułożył wielce nieudolną apologię, mającą
zdjąć z jego bohatera absurdalny zarzut, że spowodował otrucie żony i wynagrodził jej lekarza
klejnotami swej matki. (Por. siódma spośród siedemnastu oracji ogłoszonych w Wenecji w 1754 r.
oparta na rękopisie znajdującym się w Bibliotece Św. Marka.) Libaniusz smaga Elpidiusa,
pretoriańskiego prefekta Wschodu, do którego świadectwa odwołuje się oskarżyciel Juliana, jako
osobnika zniewieściałego i niewdzięcznego; niemniej pobożność Elpidiusa chwali Hieronim (t. I), zaś
jego ludzkość Ammianus (XXI, 6).
22 „Feriaríandie, quem celebrantesmenseIanuario, Christiani E p i p h a n i a dictitant,progressas
in eorum ecclesiam, solemniter numine orato discessit.” (Ammianus Marcellinus, XXI, 2) Zonaras
twierdzi, że było to Boże Narodzenie. Twierdzenie to nie jest bynajmniej sprzeczne z poprzednim, jeśli
weźmiemy pod uwagę, że Kościoły Egiptu, Azji i przypuszczalnie Galii obchodziły tego samego dnia
(6 stycznia) narodzenie i chrzest swego Zbawiciela. Rzymianie, nic nie wiedząc, podobnie jak i inni
współwyznawcy, o prawdziwej dacie Jego narodzenia, ustalili jako dzień uroczystego święta
25 grudnia, B r u m a 1i a, czyli dzień zimowego przesilenia, który poganie obchodzili rokrocznie
jako święto narodzin słońca. Por. Bingham, Antiquities o f the Christian Church, XX, 4; Beausobre,
Histoire critique du manichéisme, t. II.
23 O jawnych i tajnych pertraktacjach pomiędzy Konstancjuszem a Julianem możemy się
dowiedzieć z nast. źródeł, pod warunkiem ostrożnego z nich korzystania: Julian, Oratio ad S. P. Q.
Atheniensem; Libaniusz, Oratio parentalis, 51; Ammianus Marcellinus, XX, 9; Zosimos, III, 9;
Zonaras, t. II, 10. Ten ostatni autor rozporządzał w tym przypadku pewnymi cennymi mate­
riałami.
24 Trzy miliony m e d i m n i ; ta miara zboża, znana ateńczykom, zawierała sześć rzymskich
m o d i i. Julian tłumaczy, jak przystało na żołnierza i męża stanu, niebezpieczeństwo swej sytuacji,
wskazując na konieczność podjęcia ofensywnych działań i na korzyści, jakie to przyniesie.
25 O jego przemówieniu i o zachowaniu się żołnierzy zob. Ammianus Marcellinus, XXI, 5.
26 Stanowczo odmówił podania dłoni ukorzonemu prefektowi i wysłał go do Toskanii (Am­
mianus Marcellinus, XXI, 5). Libaniusz z dziką wściekłością lży Nebrydiusza, pochwala żołnierzy
i niemal gani ludzkie zachowanie się Juliana (Oratio parentalis, 53).
27 Ammianus Marcellinus, XXI, 8. Nadając ten urząd, Julian był posłuszny prawu, które sam
otwarcie sobie narzucił. „Ñeque civilis quisquam iudex nec militaris [m ilitiae] rector, alio quodam
praeter merita su fragante, ad potiorem veniat gradum” (Ammianus Marcellinus, XX, 5). Nieobec­
ność Sallusta nie umniejszyła poważania, jakie dlań miał Julian, który rok konsularny 363 zaszczycił
jego imieniem.
28 Ammianus Marcellinus (XXI, 8) przypisuje tę samą praktykę i motywy Aleksandrowi
Wielkiemu i innym wielkim dowódcom.
29 Puszcza ta była częścią wielkiego Hercyńskiego Lasu, który za czasów Cezara ciągnął się od
kraju Rauraków (Bazylea) po bezgraniczne obszary Północy. Cluverius, Germania antiqua, III, 47.
30 Por. Libaniusza Oratio parentalis, 53, z Grzegorza z Nazjanzu Oratio III. Nawet święty
podziwia szybkość i tajemność tego marszu. Współczesny duchowny mógłby zastosować do marszu
Juliana wiersz, który pierwotnie był przeznaczony dla innego apostaty:
Tak rączo nasz wróg
Bagnem, urwiskiem czy przesmykiem,
Poprzez wyboje, gąszcze i pustynie,
N a głowie, rękach, skrzydłach, nogach
Pomyka swoją drogą,
Płynie i tonie, brodzi, pełza, leci.
424 Przypisy do rozdziału XXII

31 W tym miejscif Notitia wymieniają dwie lub trzy floty: flotę Lauriaceńską (w Lauriacum lub
Lorch), Arlapeńską i Magineńską; a nadto — pięć legionów lub kohort liburnów, którzy byli czymś
w rodzaju piechoty morskiej (Sectio LVIII).
32 Jedynie Zosimos (III, 10) wzmiankuje tę interesującą okoliczność. Mamertinus (w Paneg. vet.,
X, 6— 8), który towarzyszył Julianowi jako szafarz świętych rozdawnictw, opisuje tę podróż
kwiecistym i malowniczym stylem, przyzywając przykład Triptolemosa, greckich Argonautów, itp.
33 Opis Ammiana, który mogą potwierdzić równorzędne świadectwa, ustala dokładne położenie
Augustiae Succorum, czyli przełęczy Succi. Pan d’Anville, kierując się nikłym podobieństwem nazw,
umieszcza je pomiędzy Sardyką a Naissus. Dla usprawiedliwienia niech mi wolno będzie zauważyć,
że to jedyny błąd, jaki znalazłem w mapach lub pismach tego świetnego geografa.
34 Jakiekolwiek będą szczegóły czerpane z innych źródeł, główny trzon narracji znajduje się
u Ammiana (XXI, 8, 9, 10).
35 Ammianus Marcellinus, XXI, 9, 10; Libaniusz, Oratio parentalis, 54; Zosimos, III, 10.
36 Julian {Oratio ad S. P. Q. Atheniensem) utrzymuje stanowczo, że przejął listy Konstancjusza do
barbarzyńców, zaś Libaniusz równie stanowczo twierdzi, że czytał ich tekst wobec żołnierzy
i mieszkańców miast w okresie marszu. Lecz Ammianus (XXI, 3) odnosi się do tej sprawy chłodno,
szczerze wahając się, „si f a m a e s o l i u s admittenda est f i d e s Niemniej, pisze on o prze­
chwyconym liście Wadomaira do Konstancjusza, co wskazuje na zażyłą korespondencję między
nimi: „Caesar tuus disciplinam non h a b et”
37 Zosimos wymienia jego listy do Ateńczyków, Koryntian i Lacedemończyków. Ich treść była
przypuszczalnie ta sama, różnili się jedynie adresaci. Tekst listu do Ateńczyków zachował się
i zawiera wiele cennych informacji. Zasłużył on sobie na pochwałę Opata de la Bleterie (Wstęp do
Histoire de Jovien) i jest jednym z najlepszych manifestów spośród napisanych we wszystkich
językach.
38 „ A u c t o r i t u o r e v e r en t i a m r o g a m u s ” (Ammianus Marcellinus, XXI, 10). Dość to
zabawne, jak senatem miotały sprzeczne, choć utajone uczucia; chęć schlebiania i obawa. Por. Tacyt,
Dzieje, I, 85.
39 „ Tanquam venaticiam praedam caperet: hoc enim ad leniendum suorum me tum subinde
praedicabat” (Ammianus Marcellinus, XXI, 7).
40 O przemówieniu i przygotowaniach — zob. Ammianus Marcellinus, XXI, 13. Nędzny
Teodotus prosił później łaskawego zwycięzcę o przebaczenie i uzyskał je; Julian zaznaczył w ten
sposób, że pragnie zmniejszenia liczby swych wrogów, a powiększenia szeregu przyjaciół (XXII, 14).
41 Ammianus Marcellinus, XXI, 7, 11, 12. Opisuje on — jak się zdaje, z nadmierną drobiaz-
gowością — działania oblężnicze w Akwilei, która przy tej okazji utwierdziła swą sławę twierdzy nie
do zdobycia. Grzegorz z Nazjanzu {Oratio III) przypisuje ten przypadkowy manewr mądrości
Konstancjusza, głosząc z pewną dozą prawdopodobieństwa, że jego zwycięstwo było pewne.
„Constantio, quern credebat proculdubio fore victorem: nemo enim omnium tunc ab hac constanti
sententia d is c r e p a b a t(Ammianus Marcellinus, XXI, 7).
42 Okoliczności śmierci Konstancjusza i cechy jego charakteru wiernie opisuje Ammianus (XXI,
14, 15, 16); możemy natomiast ze wzgardą odrzucić szaleńcze kalumnie Grzegorza {Oratio III),
który oskarża Juliana, że uknuł śmierć swego dobroczyńcy. Relacja o prywatnie wyrażonych przez
cesarza słowach żalu, że ocalił Juliana i wywyższył go (ibid., i Oratio XXI), nie jest nieprawdopodob­
na ani nie musi przeczyć jego publicznie wyrażonej ostatniej woli, którą dyktować mogły względy
ostrożności w ostatnich chwilach życia cesarza.
43 Opisując tryumf Juliana, Ammianus Marcellinus (XXII, 1, 2) przyjmuje górnolotny ton ora­
tora i poety, podczas gdy Libaniusz {Oratio parentalis, 56) używa poważnego i prostego stylu historyka.
44 Pogrzeb Konstancjusza opisują: Ammianus Marcellinus, (XXI, 16); Grzegorz z Nazjanzu
{Oratio IV)', Mamertinus {Paneg. vet., XI, 27); Libaniusz {Oratio parentalis, 57); Filostorgiusz (VI,
6 z Rozprawami Godefroya). Autorzy ci oraz ich następcy: poganie, katolicy, arianie, patrzą bardzo
różnie na obu cesarzy, zmarłego i żywego.
Przypisy do rozdziału XXII 425

45 Nie ustalono dokładnej daty dnia i roku urodzenia Juliana. Był to prawdopodobnie dzień
6 listopada 331 lub 332 roku. Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV; Du Cange, Familiae
Byzantinae. Bardziej odpowiada mi rok 331.
46 Julian sam wyraził te filozoficzne poglądy bardzo wymownie i z pewną przesadą, w starannie
opracowanym liście do Temistiusza. Opat de la Bleterie ( Vie de Julien, t. II), który przełożył ten list
wybornym językiem, skłonny jest wierzyć, że adresatem był słynny Temistiusz, którego mowy do dziś
się zachowały.
47 Julian, Epist. ad Themistium. Petavius zauważa, że zdanie to jest wzięte z czwartej księgi De
legibus. Jeśli tak, to albo Julian cytował z pamięci, albo jego rękopis różni się od tego, którym
dysponujemy. Ksenofont otwiera swą Cyropedię podobną uwagą.
48 „Ho de anthropon keleuon archein, prostithesi kai therion.” Arystoteles wg Juliana (ibid.).
Rękopis Vossiusa, którego nie zadowala „zwierzę”, zawiera mocniejsze „theria”, co może znaleźć
potwierdzenie w doświadczeniach despotyzmu.
49 Libaniusz (Oratio parentalis, 84, 85) dostarcza tej ciekawej informacji, dotyczącej prywatnego
życia Juliana. On sam (Misopogon) pisze o swej jarskiej diecie i łaje mieszkańców Atiochii z powodu
ich niewybrednych i niepohamowanych apetytów.
50 „Lectulus... Vestalium toris purior” — oto pochwała Mamertina {Paneg. vet., X, 13) pod
adresem samego Juliana. Libaniusz utrzymuje językiem trzeźwym i stanowczym, że Julian nigdy nie
zaznał kobiety przed ślubem ani po śmierci swej żony (rozdz. 88). Czystość Juliana potwierdza
bezstronne świadectwo Ammiana (XXV, 4) oraz stronnicze milczenie chrześcijan w tej sprawie.
Jednak sam Julian upomina się ironicznie o przyganę mieszkańców Antiochii, że on p r a w i e
z a w s z e „hos epipan” {Misopogon), sypia sam. Ten budzący podejrzenia zwrot wytłumaczył de la
Bleterie {Vie de Jovien, t. II) jasno i pomysłowo.
51 Salmasius, komentarz do Swetoniusza, Boski Klaudiusz. Dodawano bieg dwudziesty piąty,
czyli „missus", by osiągnąć liczbę stu rydwanów; cztery wozy uczestniczyły w każdym biegu.
„Centum quadriiugos agitabo ad flumina currus.”
Wynika z tego, że pięć lub siedem razy okrążały one M e t ę (Swetoniusz, ibid.; Domicjan, rozdz. 4),
a sądząc z wymiarów, jakie miał Circus Maximus w Rzymie, hipodrom w Konstantynopolu i in.,
trasa wynosiła około czterech mil.
52 Julian, Misopogon. Juliusz Cezar obrażał lud rzymski, czytając swe raporty podczas biegów.
August schlebiał jego gustom, a może swoim własnym, darząc stałą uwagą i najcieplejszymi słowami
uznania wszystko, co się działo w cyrku. Swetoniusz, Boski August.
53 Reformę pałacu opisują: Ammianus Marcellinus (XXII, 4); Libaniusz (62); Mamertinus
{Paney. vet., X, 11); Sokrates (III, 1); Zonaras (t. II, ks. XIII).
54 „Ego non r a t i o n a l e m iussi sed tonsorem acciri.” Zonaras posługuje się mniej stosownym
w tym kontekście słowem „senator”, choć poborca podatków, zgromadziwszy dość bogactw, mógł
zapragnąć i uzyskać zaszczytny tytuł senatora.
55 „Mageirus men chilius, kureas de uk elattus, oinochous de pleius, smene trapezopoion,
eunuchus hyper tas myias para tois poimesin en eri” — oto oryginalny tekst Libaniusza, który
wiernie przytoczyłem, aby nie popaść w podejrzenie, że przesadzam w opisie bezładu panującego
na cesarskim dworze.
56 Słowa Mamertina mają żywotność i siłę. „Quin etiam prandiorum et coenarum elaboratas
magnitudines Respublica sentiebat; cum ąuaestissimae dapes non gustu, sed difficultatibus aestimaren-
tur; miracula avium, longinqui maris pisces, alieni temporis poma, aestivae nives, hibernae rosae.”
57 A jednak samego Juliana oskarżano, że nadawał eunuchom całe miasta {Oratio VII —
przeciw Polikletowi). Libaniusz ogranicza się do chłodnego, lecz stanowczego zaprzeczenia, jakoby
takie fakty miały miejsce; w istocie bardziej odpowiadałyby one charakterowi Konstancjusza.
Niemniej oskarżenie to odnosić się może do jakichś nieznanych okoliczności.
58 W Misopogon daje on swą własną, nader szczególną charakterystykę, w której zasługują na
uwagę następujące słowa: „autos prosetheika ton bathyn tutoni pogona... tanta toi diatheonton
426 Przypisy do rozdziału XXII

anechomai ton phtheiron hosper en lochme ton theiron.” Przyjaciele opata de la Bléterie zaklinali
go w imieniu narodu francuskiego, aby nie tłumaczył tych słów, tak mocno obrażających ich
delikatne uczucia ( Vie de Jovien, t. II). Jak on, ograniczyłem się do lekkiej aluzji; ale owo zwierzątko,
które Julian wymienia, jest dobrze znane człowiekowi i symbolizuje miłość.
59 Julian, Epist., XXIII. Używa on słów „polykephalon hydran”, pisząc do swego przyjaciela
Hermogenesa, który — jak on — dobrze znał greckich poetów.
60 Należy odróżnić dwóch Sallustów: prefekta Galii i prefekta Wschodu (.Histoire des empereurs,
t. IV). Posłużyłem się określeniem „drugi” jako wygodnym epitetem. Drugi Sallust budził szacunek
nawet u samych chrześcijan, zaś Grzegorz z Nazjanzu, który potępiał jego religię, chwalił jego cnoty
(Oratio III). Por. ciekawy przypis Opata de la Bléterie, Vie de Julien, s. 363.
61 Mamertinus chwali cesarza (X, 1) za powierzenie urzędu skarbnika i prefekta człowiekowi
posiadającemu — podobnie jak on — zalety mądrości, stanowczości, niezależności itd. Lecz
Ammianus umieszcza go (XXI) pomiędzy ministrami Juliana, „quorum merita norat et fidem ”.
62 Ammianus relacjonuje przebieg rozpraw w trybunale (XXII, 3), zaś Libaniusz chwali je (74).
63 „ Ursuli vero necem ipsa mihi videtur flesse lustiticT (Ammianus Marcellinus, ibid.). Libaniusz,
który przypisuje jego śmierć żołnierzom, próbuje obwiniać o nią komesa świętych rozdawnictw.
64 Tak dużym szacunkiem wciąż darzono stare, czcigodne tytuły republikańskie, że lud był
zdumiony i zgorszony, gdy Taurusa, sprawiającego urząd konsula, postawiono przed sąd jako
zwykłego przestępcę. Powołanie przed trybunał jego kolegi Florentiusa odroczono prawdopodobnie
do początku następnego roku.
65 Ammianus Marcellinus, XXII, 7.
66 O winie i karze Artemiusza piszą Julian {Epist., X) i Ammianus Marcellinus (XXII, 11), oraz
Walezjusz (ad loc.). Zasługi Artemiusza, który burzył pogańskie świątynie i został skazany na śmierć
przez Apostatę, skłoniły Kościoły grecki i łaciński do uczczenia go jako męczennika. Biorąc jednak
pod uwagę, że był on — zgodnie z relacją historii Kościoła — nie tylko tyranem, ale i arianinem,
trudno usprawiedliwić to niefortunne wywyższenie. Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. VIL
67 Zob. Ammianus Marcellinus, XXII, 6, i Walezjusz ad locum; Kodeks Teodozjański, ks. II,
tyt. XXIX. prawo 1; Godefroy, komentarze, t. I.
68 Prezes Montesquieu {Uwagi nad przyczynami wielkości..., rozdz. XIV) usprawiedliwia taki
małostkowy i absurdalny akt tyranii, zakładając, że czyny, które nam obecnie mogą się wydać
całkowicie obojętne, wywoływały w umyśle Rzymianina poczucie winy i zagrożenia. Ta dziwna
apologia jest poparta złym zrozumieniem prawa angielskiego, „chez une nation... où il est défendu de
boire à la santé d'une certaine personne” .
69 Wspaniałomyślność Juliana oraz spisek, który zawiązano w Antiochii, by pozbawić go życia,
opisują Ammianus Marcellinus (XXII, 9, 10) oraz Walezjusz (ad loc.) i Libaniusz (rozdz. 99).
70 Według opinii niektórych, powiada Arystoteles (w słowach cytowanych przez Juliana w liście
do Temistiusza) forma rządów absolutnych, „pambasileia”, jest sprzeczna z naturą. Zarówno
jednak władca, jak i filozof woleli uwikłać tę wieczystą prawdę w sztuczne i wymyślne niejasności.
71 Ten pogląd został tu przedstawiony niemal dosłownie za samym Julianem. Ammianus
Marcellinus, XXII, 10.
72 Libaniusz (rozdz. 95), który relacjonuje te pragnienia i plany Juliana, posługując się językiem
mistyki („theon huto gnonton... all’en ameinon ho kolyon”), sugeruje, że cesarza powstrzymało od
tego jakieś szczególne objawienie.
73 Julian, Misopogon. Ponieważ nigdy nie zniósł on w sposób prawny dumnych mian „despota”
i „dominus”, można je do dziś znaleźć na jego medalach (Du Cange, Familiae Byzantinaé),
a niezadowolenie, które udawał w prywatnym gronie, spowodowało tylko tyle, że służalczość dworu
przybierała inne formy. Opat de la Bléterie {Vie de Jovien, t. II) z ciekawością prześledził genezę
i ewolucję pojęcia „dominus” za czasów Cesarstwa.
74 Ammianus Marcellinus, XXII, 7. Konsul Mamertinus {Paneg. vet., X, 28— 30) wysławia ten
szczęsny dzień niczym wymowny niewolnik, zdumiony i oszołomiony łaskawością swego pana.
Przypisy do rozdziału XXII 427

75 Satyra dotycząca osób była zakazana w prawach dwunastu tablic:


Si mala condiderit in quem quis carmina ius est,
Iudiciumque...
Horacy, Sai. II, s. 82.
Julian (Misopogon) wyraża swe posłuszeństwo temu prawu, a opat de la Bléterie (t. II) ochoczo
przyjmuje jego oświadczenie, które tak bardzo odpowiada jego własnym poglądom, a nawet
prawdziwemu duchowi ustroju Cesarstwa.
76 Zosimos, III, 11.
77 „He tes bules ischys psyche poleos estin.” Zob. Libaniusz (Oratio parentalis, 71); Ammianus
Marcellinus (XXII, 9); Kodeks Teodozjański (ks. XII, tyt. I, pr. 50— 55 — z komentarzem
Godefroya, t. IV). Niemniej cała sprawa k u r i i , mimo obfitych materiałów, wciąż pozostaje
najmniej jasna w całej historii prawa Cesarstwa.
78 „Quae paulo ante arida et siti anhelantia visebantur, ea nunc perlui, mundari, madere; Fora,
Deambulacra, Gymnasia, laetis et gaudentibus populis frequentari; dies festos, et celebran veteres, et
novos in honorem principis consecrare (Mamertinus, X, 9). Odbudował on w szczególności miasto
Nikopolis i przywrócił igrzyska aktyjskie, które ustanowił w swoim czasie August.
79 Julian, Epist., XXXV. List ten, ilustrujący schyłkowy wiek Grecji, jest opuszczony przez opata
de la Bléterie i dziwnie zniekształcony przez tłumacza łacińskiego, który, uczyniwszy z „ateleia”
„tributum”, a z „idiotai” „populus”, całkowicie zaprzecza sensowi oryginału.
80 Panował on w Mykenach, w odległości 50 stadiów, czyli sześciu mil od Argos; niemniej miasta
te, kolejno przeżywające swój rozkwit, greccy poeci mylą ze sobą. Strabon, VIII.
81 Marsham, Canon. Chroń. Ten rodowód sięgający wstecz do Temenusa i Herkulesa może być
podejrzanej natury, ale został przyjęty, po przeprowadzeniu skrupulatnych badań, przez sędziów
igrzysk olimpijskich (Herodot, V, 22) w czasie gdy królowie macedońscy byli mało znani i raczej nie
łubiani w Grecji. Gdy Liga Achajska opowiedziała się przeciw Filipowi, uważano za rzecz właściwą,
aby posłowie Argos wycofali się (Liwiusz, XXXII, 22). %
82 Jego krasomówstwo sławi Libaniusz (75, 76), który wyraźnie porównuje go do mówców
homeryckich. Sokrates (III, 1) zbyt pochopnie twierdzi, że Julian był pierwszym od czasów Juliusza
Cezara cesarzem, który wygłaszał przemówienia wobec senatu. Wszyscy poprzednicy Nerona (Tacyt,
Roczniki, XIII, 3) i wielu jego następców posiadało zdolności krasomówcze; istnieją też różne
przykłady dowodzące, że często popisywali się nimi w senacie.
83 Ammianus Marcellinus (XXII, 10) ustala bezstronnie zalety i wady stosowanej przez niego
procedury sądowej. Libaniusz (90,91) widzi tylko jasne strony, ale obraz, który daje, pochlebny dla
Juliana, odpowiada z grubsza wymogom sprawiedliwości. Grzegorz z Nazjanzu (Oratio IV),
przemilczając zalety i wyolbrzymiając nawet drobne wady Apostaty, zapytuje tryumfującym tonem:
„Czy taki sędzia godny jest zasiąść między Minosem a Radamantem na Polach Elizejskich?”
84 Z praw nadanych przez Juliana w okresie szesnastu miesięcy j e g o panowania, pięćdziesiąt
cztery włączono do Kodeksów Teodozjusza i Justyniana (Gothofred, Chronolog. legum). Opat de la
Bléterie (t. II) wybrał jedno z tych praw, by dać pojęcie o łacińskim stylu Juliana, choć odznaczającym
się siłą wyrazu i starannością, ale nie tak czystym jak jego styl grecki.
85 ...Ductor fortissimus armis,
Conditor et legum celeberrimus, ore manuque
Consultor patriae, sed non consultor habendae
Religionis, amans tercentum millia Divum.
Perfldus ille Deo, quamvis non perfldus orbi.
Prudencjusz, Apotheosi, 450 i n.
Świadoma wielkoduszność zdaje się wynosić chrześcijańskiego poetę ponad jego zwyczajną
przeciętność.
428 Przypisy do rozdziału XXIII

ROZDZIAŁ XXIII

1 Przepiszę jego własne słowa z krótkiej religijnej rozprawy, którą cesarz arcykapłan ułożył po
to, aby zganić zuchwałą bezbożność cynika: „AH’ homos huto de ti tus theus pephrika, kai philo, kai
sebo, kai hazomai, kai panth’ haplos ta toiauta pros autus pascho, hosaper an tis kai hoia pros
agathus despotas, pros didaskalus, pros pateras, pros kedemonas.” (Oratio VII). Język grecki, przy
całej swej różnorodności i bogactwie, zdaje się nie wystarczać dla jego religijnego ferworu.
2 Mówca ten z niejaką elokwencją, wielkim entuzjazmem i jeszcze większą zarozumiałością
zwraca się w swym przemówieniu do nieba i do ziemi, do ludzi i aniołów, do żyjących i do zmarłych,
a przede wszystkim — do wielkiego Konstancjusza („ei tis aithesis” — dziwny termin pogański).
Kończy śmiałym stwierdzeniem, że wzniósł pomnik nie mniej trwały, ale bardziej zdatny do
przenoszenia aniżeli Słupy Herkulesa. (Grzegorz z Nazjanzu, Oratio III, IV).
3 Por. długa inwektywa, którą niesłusznie podzielono w dziełach Grzegorza na dwie oracje
(t. I). Grzegorz i jego przyjaciel Bazyli ogłosili ją (IV) około sześć miesięcy po śmierci Juliana, gdy
jego zwłoki przeniesiono do Tarsu (IV), a Jowian wciąż jeszcze panował (III, IV). Wielce pomocne
było mi francuskie tłumaczenie i załączone doń uwagi, wydrukowane w Lyonie w 1735 r.
4 „.Nicomediae ab Eusebio educatus Episcopo, quem genere longius contingebat” (Ammianus
Marcellinus, XXII, 9). Julian nigdy nie wyraża wdzięczności dla tego ariańskiego prałata, natomiast
czci swego nauczyciela, eunucha Mardoniusza, opisując jego sposób nauczania, które natchnęło
ucznia serdecznym podziwem dla geniuszu, a być może też dla religii Homera, Misopogon.
5 Sam Julian (Epist., LI) zapewnia mieszkańców Aleksandrii, że był chrześcijaninem (zapewne
ma na myśli: szczerym chrześcijaninem) do dwudziestego roku życia.
6 Grzegorz z Nazjanzu, III. Dążył on usilnie do starcia tego świętego piętna poprzez krew, być
może — taurobolium. Baronius, Annales ecclesiastici, A. D. 361, nry 3, 4.
7 O jego chrześcijańskiej, a nawet kościelnej edukacji por. Grzegorz, III; Sokrates, III, 1;
Sodzomen, V, 2. Niewiele, być może, brakowało, by został biskupem albo nawet świętym.
8 Gallus, któremu przypadła w udziale część tej pracy, wykonywał ją z energią i powodzeniem.
Natomiast sama ziemia z uporem odrzucała i burzyła budowle wzniesione świętokradczą ręką
Juliana. Grzegorz, III. Takie lokalne trzęsienie ziemi poświadcza wiele osób ówcześnie żyjących;
byłoby ono jednym z najbardziej oczywistych cudów w historii Kościoła.
9 F i l o z o f (Fragment) ośmiesza żelazne łańcuchy itp. tych fanatycznych samotników (por.
Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. IX), którzy zapomnieli, że człowiek jest z natury zwierzęciem
łagodnym i społecznym, „anthropu physei politiku zou kai hemeru” . P o g a n i n przypuszcza, że
wyrzekli się bogów, ponieważ byli opętani przez złe demony.
10 Julian apud Cyrils VI, VIII. Powiada on: „Prześladujecie tych heretyków, ponieważ nie
opłakują oni zmarłych dokładnie w taki sposób, jaki wy uznajecie.” Występuje tutaj jako niezły
teolog, choć jednocześnie utrzymuje, że Święta Trójca nie wywodzi się ani z doktryn Pawła, ani
Jezusa, ani Mojżesza.
11 Libaniusz, Oratio parentalis, 9, 10; Grzegorz z Nazjanzu, Oratio III; Eunapios, Życiorysy
sofistów.
12 Współczesny filozof w sposób wnikliwy porównał teizm i politeizm w ich różnorodnym
oddziaływaniu na powstające w umyśle ludzkim przekonania i wątpliwości. Zob. Hume, Essays, t. IL
13 Matka Idajska wylądowała w Italii pod koniec drugiej wojny punickiej. Świadectwa wielu osób
potwierdzają cud Klaudii, dziewicy czy też matrony, która oczyściła swą reputację, zawstydzając
surowość rzymskich dam. Świadectwa te zebrał Drakenborch {ad Silium Italicum, XVII, 33). Niech
nam jednak będzie wolno zauważyć, że Liwiusz (XXIX, 14) prześliznął się nad tą sprawą, zachowując
roztropną wieloznaczność.
14 Nie mogę się oprzeć chęci przytoczenia mocnych słów Juliana: „emoi de dokei tais polesi
pisteuein mallon ta toiauta, e toutoisi tois kompsois, hon to psycharion drimy men, hygies de ude hen
blepei” {Oratio V). Z równą siłą deklaruje Julian swą wiarę w an c i i i a, święte tarcze, które spadły
Przypisy do rozdziału XXIII 429

z nieba na wzgórze Kwirynału, wyrażając jednocześnie ubolewanie nad dziwną ślepotą chrześcijan,
przedkładających k r z y ż nad te niebiańskie trofea (apud Cyril., ks. VI).
15 O zasadach alegorii — zob. Julian, Oratio VII. Jego rozumowanie jest mniej absurdalne niż ro­
zumowanie niektórych współczesnych teologów utrzymujących, że doktryna dziwaczna i pełna sprze­
czności jest n a p e w n o boskiego pochodzenia, gdyż żadna istota ludzka nie mogłaby jej stworzyć.
16 Eunapios uczynił tych sofistów bohaterami historii odznaczającej się stronniczością i fanatyz­
mem, zaś uczony Brucker (Histoire philosophique, t. II) zadał sobie wiele trudu, by rzucić światło na
ich okryte mrokiem żywoty i wyjaśnić ich niezrozumiałe doktryny.
17 Julian, Oratio VII. Przysięga on z najgorliwszą i pełną entuzjazmu nabożnością, drżąc
jednocześnie, by nie zdradzić zbyt wiele z tych świętych tajemnic, które profan mógłby przywitać
bezbożnym i sardonicznym śmiechem.
18 Por. piąta mowa Juliana. Lecz wszystkie alegorie, jakie kiedykolwiek stworzyła szkoła
platońska, nie są warte krótkiego wiersza Katullusa na ten sam niezwykły temat. Przejście Atysa od
nieokiełznanego entuzjazmu do pełnej cierpienia skargi musi natchnąć żalem każdego, zaś
eunucha — rozpaczą.
19 Prawdziwe wyznanie wiary Juliana można odnaleźć w Caesares, z przypisami i objaśnieniami
Spanheima; we fragmentach Cyryla, ks. II; a w szczególności— w teologicznej mowie w Solem regem,
która w dowód przyjaźni została wygłoszona wobec prefekta Sallusta.
20 Julian przyjmuje to pospolite wierzenie, przypisując je swemu ulubionemu Markowi An­
toninowi {Caesares). Stoicy i platończycy wahali się pomiędzy koncepcją analogii ciał a koncepcją
czystości duchów, ale najpoważniejsi filozofowie przychylni byli kapryśnej fantazji Arystofanesa
i Lukiana, według której wiek niewiary może sprowadzić śmierć głodową na nieśmiertelnych bogów.
Spanheim, Observations.
21 „Helion lego, to zon agalma kai empsychon, kai ennum, kai agathoergon tu noetu patros”
(Julian, Epist., LI). W innym miejscu {apud Cyril., ks. II) nazywa on słońce Bogiem i tronem Boga.
Julian wierzył w platońską Trójcę, ganiąc chrześcijan, że przekładają L o g o s śmiertelne nad
nieśmiertelne.
22 Sofiści Eunapiosa dokonują tyleż cudów co święci pustelnicy, mając nad nimi tę jedną
przewagę, że są mniej ponurego usposobienia. Miast diabłów z rogami i ogonami Jamblich wywołuje
duchy miłości, Erosa i Anterosa, z dwóch sąsiadujących ze sobą źródeł. Dwaj piękni młodzieńcy
wyszli z wody i uściskali go miłośnie jako swego ojca, a potem na jego żądanie — odeszli.
23 Uczciwie i z pełną wiary prostotą ducha opisuje Eunapios {Maximus) zręczne postępowanie
sofistów, którz> przekazywali sobie z rąk do rąk łatwowiernego ucznia. Opat de la Bléterie dobrze
zrozumiał i odtworzył całą tę komedię ( Vie de Julien).
24 Gdy Julian w chwili paniki uczynił znak krzyża, demony natychmiast zniknęły (Grzegorz
z Nazjanzu, Oratio 777]. Grzegorz przypuszcza, że przestraszyły się, lecz księża oświadczają, że były
zagniewane. Czytelnik, stosownie do stopnia swej wiary, sam rozstrzygnie tę głęboką kwestię.
25 Dion Chryzostom, Temistiusz, Proklus i Stobaeus opisują raczej mgliście smutki i radości
wtajemniczenia. Ich słowa cytuje uczony autor Divine Legation (t. I), próbując je chytrością lub
gwałtem nagiąć do własnej hipotezy.
26 Skromność Juliana pozwalała mu się wypowiadać jedynie w niejasnych aluzjach i przy okazji.
Natomiast Libaniusz rozwodzi się z wyraźną przyjemnością nad postami i wizjami swego religijnego
bohatera {Legat, ad Julian.; Oratio parentalis, LXXXIII).
27 Libaniusz, Oratio parentalis, X. Gallus miał powody do podejrzewania brata o tajne
odstępstwo, toteż w liście, który wydaje się prawdziwy, nawołuje Juliana, by nie odstępował od religii
swych p r z o d k ó w . Był to argument, który — mogłoby się wydawać — nie w pełni jeszcze
skutkował. Zob. Julian, Opera, s. 454 [wyd. Spanheima, Lipsk 1696]; Vie de Jovien, t. II.
28 Grzegorz (III) z nieludzką zajadłością gani Konstancjusza za to, że oszczędził Apostatę, kiedy
ten był dzieckiem („kakos sothenta”). Jego francuski tłumacz ostrożnie zauważa, że słowa takie nie
powinny być „prises à la lettré”.
430 Przypisy do rozdziału XXIII

29 Libaniusz, jw., IX.


30 Fabricius {Bibliotheca Graeca, V, VIII) i Lardner {Jewish and Heathen Testimonies, t. IV)
zebrali wszystkie szczegóły dotyczące czynów Juliana skierowanych przeciw chrześcijaństwu.
31 Mniej więcej siedemdziesiąt lat po śmierci Juliana dokonał on zadania, którego nieśmiało
podjął się przed nim Filip z Sidy, pisarz marny i rozwlekły. Lecz nawet dzieło Cyryla nie zadowala
całkowicie najbardziej przychylnych mu sędziów, a Opat de la Bléterie (Wstęp do Vie de Jovien)
wyraża życzenie, by jakiś „teolog-filozof ’ (dziwny centaur) podjął się obalenia poglądów Juliana.
32 Libaniusz {Oratio parentalis, 87), którego się podejrzewa o udzielenie pomocy przyjacielowi,
przedkłada tę uczoną apologię {Oratio IX, in necem Julian.) nad pisma Porfiriusza. Ten jego sąd
można atakować (Sokrates, III, 23), ale nie można oskarżać Libaniusza o pochlebstwa w stosunku do
zmarłego władcy.
33 Libaniusz (ibid., 58) w sposób wymowny wyjaśnił tolerancyjne zasady i postępowanie swego
cesarskiego przyjaciela. W zasługującym na uwagę liście do ludności Bostry sam Julian (Epist., LII)
mówi o swym umiarkowaniu, a zdradza gorliwość, którą potwierdza Ammian, a potępia Grzegorz
{Oratio III).
34 Świątynie Minerwy w Grecji zostały otwarte, na jego wyraźny rozkaz, jeszcze przed śmiercią
Konstancjusza (Libaniusz, jw., LV), a w publicznym manifeście do mieszkańców Aten Julian jawnie
określił swą przynależność do pogaństwa. Ten niewątpliwy dowód może prostować pochopną opinię
Ammiana, który sądzi, jak się zdaje, że Julian objawił swe przywiązanie do bogów dopiero
w Konstantynopolu.
35 Ammianus Marcellinus, XXII, 5: Sodzomen, V, 5. „Bestia moritur, tranquillitas redit... omnes
episcopi qui de propriis sedibus fuerant, exterminan per indulgentiam novi principis ad ecclesias
redeunt.” Hieronim, Dialogus adversas Luciferianos, t. IL Optât wyrzuca donatystom, że za­
wdzięczają swoje bezpieczeństwo Apostacie (II, 16).
36 Wskrzeszenie pogańskiego kultu opisują: Julian {Misopogon), Libaniusz {Oratio parentalis, 60,
oraz Oratio IV consular, ad Julian); Ammianus Marcellinus (XXII, 12) i Grzegorz z Nazjanzu {Oratio
IV). Autorzy ci zgodni są w opisie spraw zasadniczych, a nawet szczegółów, lecz różnice ich
zapatrywań na nadzwyczajną pobożność Juliana wyrażają różne stopnie samochwalstwa, namiętnej
admiracji, lekkiej przygany lub stronniczego zacietrzewienia i inwektyw.
37 Por. Julian, Epist., XLIX, LXII, LXIII, oraz długi i ciekawy fragment bez początku i końca.
Ten najwyższy kapłan ośmiesza historię Mojżeszową i naukę chrześcijańską, przekłada greckich
poetów nad hebrajskich proroków oraz usprawiedliwia, z jezuicką zręcznością, w z g l ę d n y kult
obrazów.
38 Niezmierna radość Juliana z powodu wykorzenienia tych bezbożnych sekt i zniszczenia nawet
ich pism może się godzić z jego kapłaństwem. Natomiast nie jest rzeczą godną filozofa pragnąć
ukrycia przed ludzkością opinii i argumentów, choćby były one najbardziej dlań odpychające.
39 A jednak Julian insynuuje, jakoby chrześcijanie, pod pretekstem miłosierdzia, odrywali dzieci
od ich rodziców i religii, a przewiózłszy okrętami do odległych krajów, skazywali je tam na życie
w ubóstwie i poddaństwie. Jeśli oskarżenie to opierało się na dowodach, jego obowiązkiem było nie
biadanie, a karanie.
40 Grzegorz z Nazjanzu jest dowcipny, pomysłowy i zręczny w argumentacji {Oratio III).
Ośmiesza on głupotę takiego próżnego naśladownictwa. Zabawia się też rozważaniami, jakie to
moralne i teologiczne nauki można wysnuć z mitów greckich.
41 Oskarża też jednego ze swych kapłanów o zawiązanie tajnej konfederacji z chrześcijańskimi
biskupami i prezbiterami {Epist., LXII. „Horon un pollen men digorian usan hemin pros tus theus”;
a potem: „hemas de huto rathymos” . {Epist., LXIII)
42 Chwali on kapłankę bogini Ceres, Kalliksenę, której wierność przewyższała dwukrotnie
wierność Penelopy, i w nagrodę czyni ją kapłanką frygijskiej bogini w Pessinus (Julian, Epist., XXI).
Pochwala wytrwały opór Sopatra z Hierapolis, na którego Konstancjusz i Gallus nieustannie
nalegali, by odstąpił od swej wiary {Epist., XXVII).
Przypisy do rozdziału XXIII 431

43„Ho de nomizon adelpha logus te kai theon hiera” (Oratio parentalis, 77). Ten sam pogląd był
często wpajany przez Juliana, Libaniusza i resztę ich stronnictwa.
44 Pustą ciekawość i łatwowierność cesarza, który wypróbowywał wszelkie rodzaje wróżbiarstwa,
dobrze opisuje Ammianus Marcellinus, XXII, 12.
45 Julian, Epist., XXXIII. Trzy inne listy (XV, XVI, XXXIX), napisane w tym samym duchu
przyjaźni i zaufania, zostały wystosowane do filozofa Maksymusa.
46 Eunapios (Maksymus oraz Chryzancjusz) przytoczył szczegółowo te anegdoty, uznając je za
najważniejsze wydarzenia tego okresu. Niemniej przedstawia on rzeczowo słabostki Maksymusa.
Przyjęcie Maksymusa w Konstantynopolu przedstawia Libaniusz (Oratio parentalis, 76) i Ammianus
Marcellinus (XXII, 7).
47 Chryzancjusz, który odmówił poprzednio opuszczenia Lydii, został arcykapłanem tej prowin­
cji. Ocalał po przewrocie, ponieważ władzę swą sprawował w sposób ostrożny i umiarkowany. Żył
później w spokoju, podczas gdy Maksymus, Pryskus i inni byli prześladowani przez chrześcijańskich
urzędników. Dzieje przygód tych fanatycznych sofistów zebrał Brucker, Histoire philosophique, t. II.
48 Zob. Libaniusz, Oratio parentalis, 100, 101; Eunapios, Życiorysy sofistów, w Proaeresio. Ci
spośród tych filozofów, których oczekiwania były nazbyt wygórowane lub bezpodstawne, wycofali
się pełni zgorszenia (Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV). Dziwne może się wydać, że nie potrafimy
zaprzeczyć tytułowi jednego z rozdziałów w dziele Tillemonta {Histoire des empereurs, t. IV): „La
Cour de Julien est pleine de philosophes et des gens perdus.”
49 Za panowania Ludwika XIV jego poddani wszelkiego stanu dążyli do uzyskania chwalebnego
tytułu „Convertisseur”, wyrażającego ich gorliwość i osiągnięcia w poszukiwaniu prozelitów. To
słowo i pojęcie stają się we Francji anachroniczne; oby nigdy nie uzyskały dostępu do Anglii!
50 Por. mocne zwroty u Libaniusza, użyte przypuszczalnie przez samego Juliana {Oratio
parentalis, 59).
51 Grzegorz z Nazjanzu, pragnąc podkreślić stałość wiary swego brata Cezariusza, lekarza na
dworze cesarskim, wyznaje, że Cezariusz stanął do dysputy z potężnym przeciwnikiem, „polyn en
hoplois, kai megan en logon demoted”. W swej napaści nie przyznaje Apostacie ani źdźbła dowcipu
lub odwagi.
52 Julian, Epist„ XXXVIII; Ammianus Marcellinus, XXII, 12. „Adeo ut in dies paene singulos
milites carnis distentiore sagina victitantes incultius, potiusque aviditate correpti, humeris impositi
transeuntium per plateas, ex publicis aedibus... ad sua diversoria portar entur y Pobożny władca
i wzburzony historyk opisują jedną i tę samą scenę, zaś w Illyricum czy Antiochii podobne przyczyny
musiały zrodzić podobne skutki.
53 Grzegorz, Oratio III; Libaniusz, Oratio parentalis, 81, 82; „peri tauten ten spuden, uk amumai
pluton anelosthai megan” . Sofista przyznaje, że te nawrócenia wojskowe były kosztowne, lecz koszt
ten usprawiedliwia.
54 List Juliana (XXV) jest adresowany do społeczności Żydów. Aldus (Wenecja 1499) napiętno­
wał ów list słowami „ei gnezios” , lecz piętno to słusznie usunęli następni wydawcy, Petavius
i Spanheim. List ten jest wzmiankowany przez Sodzomena (V, 22), zaś jego treść potwierdza
Grzegorz {Oratio IV) i sam Julian (Fragmenty).
55 Miszna zapowiada śmierć przeniewiercom, którzy porzucili wiarę. Wyroki wynikające
z religijnej gorliwości tłumaczą Marsham {Canon Chroń.) i Basnage {Histoire des Juifs, t. VIII).
Konstantyn wydał prawo chroniące ludzi nawróconych z judaizmu na chrześcijaństwo. Kodeks
Teodozjański, ks. XVI, tyt. VIII, prawo 1; Godefroy, t. VI.
56 „Et interea (podczas wojny domowej Magnencjusza) Iudaeorum seditio, qui Patricium nefarie
in regni speciem sustulerunt, oppressa.” (Aureliusz Wiktor, Constantins, rozdz. 42). Por Tillemont,
Histoire des empereurs.
57 Reland (Pales tin „ t. II) opisuje w sposób interesujący Tyberiadę i jej synagogę.
58 Basnage opisał szczegółowo położenie Żydów za Konstantyna i jego następców (t. VIII,
rozdz. IV).
432 Przypisy do rozdziału XXIII

59 Reland (t. I; t. III) w sposób uczony i wnikliwy opisuje Jerozolimę i jej okolice.
60 Oparłem się na rzadkim i interesującym dziele pana d’Anville’a (Sur l ’ancienne Jérusalem, Paryż
1747). Obwód starego miasta (Euzebiusz, Praeparatio evangelica, IX, 36) wynosił 27 stadiów, czyli
2550 toises. Plan sporządzony na miejscu przyznaje obecnemu miastu nie więcej jak 1980. Granice
wyznaczają naturalne punkty orientacyjne, których nie można nie dostrzec ani też usunąć.
61 Zob. dwa ciekawe miejsca u Hieronima (t. I, VI) oraz obfite szczegóły u Tillemonta (t. I, II).
62 Euzebiusz, Vita Const., III, 25— 47, 51— 53. Cesarz zbudował również kościoły w Betlejem, na
Górze Oliwnej i przy dębie Mambre. Grób Święty jest opisany przez Sandysa (Travels) i ciekawie
naszkicowany przez Le Bruyna ( Voyage au Levant).
63 Droga z Bordeaux do Jerozolimy została wytyczona w 333 r. dla użytku pielgrzymów, wśród
których Hieronim (t. I) wspomina Brytów i Hindusów. Przyczyny tej zabobonnej mody rozsądnie
i z erudycją omawia Wesseling we Wstępie do swego dzieła (Itineraria).
64 Cycero (De finibus, t. I) dał w piękny sposób wyraz powszechnym odczuciom ludzkości.
65 Baronius (Annal, eccl., A.D. 326, nry 42— 50) i Tillemont (Mémoires ecclésiastiques, t. VII) są
historykami, którzy głoszą cudowne odnalezienie krzyża za panowania Konstantyna. Ich najstar­
szymi świadkami są: Paulinus, Sulpicjusz Sewer, Rufinus, Ambroży i — być może — Cyryl
z Jerozolimy. Milczenie Euzebiusza i pielgrzymów z Bordeaux zadowala osoby myślące, ale
wprowadza w zakłopotanie tych, którzy wierzą. Por. rozsądne uwagi Jortina, Remarks on
Ecclesiastical History, t. II.
66 Owo przyrastanie potwierdza Paulinus (Epist., XXXVI; zob. Dupin, Bibliothèque ecclésias­
tique, t. III), który, jak się wydaje, zamienił retoryczny zwrot u Cyryla w rzeczywisty fakt. Podobne
nadprzyrodzone właściwości przypisano mleku Panny Marii (Erasmi Opera, 1 .1, s. 778, Lugdinum
Batavorum [Lejda], 1703, w Colloq. de Peregrinat. Religionis ergo), głowom świętych itp., oraz
różnym relikwiom, które się powtarzają w tak wielu kościołach.
67 Hieronim (t. I), który zamieszkiwał we wsi sąsiadującej z Betlejem, opisuje z własnego
doświadczenia występki Jerozolimy.
68 Grzegorz z Nyssy, u Wesselinga. Cały ten list, który potępia praktyki i nadużycia pielgrzymek
religijnych, razi katolickich teologów, jest natomiast dobrze znany i ceniony przez naszych
protestanckich polemistów.
69 Wyrzekł się on swych katolickich święceń, służył jako diakon i uzyskał nowe święcenia z rąk
arian. Cyryl jednak przeobrażał się wraz z czasami i roztropnie poddał się kanonom ustalonym
w Nicei. Tillemont (t. VIII), który traktuje jego pamięć delikatnie i z szacunkiem, zawarł cnoty
biskupa w tekście, natomiast jego wady przerzucił do przypisów, które ukryte zostały na końcu tego
tomu.
70 „Imperii sui memoriam magnitudine operum gestiens p r o p a g a r e Ammianus Marcellinus,
XXIII, 1. Świątynia Jerozolimska słynęła również wśród pogan. Ci mieli świątynie w każdym mieście
(W Sechemie — pięć, w Gazie — osiem, w Rzymie — czterysta dwadzieścia cztery), natomiast
bogactwo narodu żydowskiego i jego religia były ześrodkowane w jednym miejscu.
71 Tajemne zamiary Juliana ujawnia nieżyjący już biskup Gloucesteru Warburton, który był
erudytą i dogmatykiem. Z autorytetem teologa wyznacza on motywy i zachowanie się Najwyższej
Istoty. Rozprawa pt. Julian (II wyd., Londyn, 1751) posiada wszystkie znamiona i właściwości
szkoły Warburtońskiej.
72 Zastawiam się Majmonidesem, Marshamem, Spencerem, Le Clerkiem, Warburtonem i innymi
autorami, którzy dostatecznie ośmieszyli obawy, głupstwa i fałszerstwa pewnych zabobonnych
teologów. Por. Divine Légation, t. IV.
73 Julian (Fragmenty) wyraża się o Nim „megas Theos” i wspomina Go w innym miejscu (Epist.,
LXIII) z jeszcze większą rewerencją. Potępia on chrześcijan podwójnie: z powodu przyjęcia wiary
Żydów i z powodu odrzucenia jej. Ich Bóstwo było Bogiem p r a w d z i w y m , ale nie j e d y ­
n y m. Apud Cyril., t. IX.
74 Pierwsza Księga Królewska, VIII, 63; Druga Księga Kronik, VII, 5; Józef Flawiusz,
Przypisy do rozdziału XXIII 433

Starożytności żydowskie, VIII, 4, § 5. Ponieważ krew i dym z tak wielu hekatomb sprawiają przykrość,
Lightfoot, chrześcijański rabin, usuwa je za pomocą cudu. Le Clerc (ad loe.) jest na tyle odważny, że
kwestionuje prawdziwość tych liczb.
75 Julian, Epist., XXIX, XXX. Bléterie opuścił tłumaczenie drugiego z tych listów.
16 Gorliwość i niecierpliwość Żydów opisuje Grzegorz z Nazjanzu {Oratio IV) i Teodoret (III, 20).
77 Został on zbudowany przez Ornara, drugiego kalifa, który zmarł w 644 r. Ten wielki meczet
pokrywa cały poświęcony teren świątyni żydowskiej, stanowiąc prawie kwadrat o obwodzie 760
toises, czyli jednej rzymskiej mili. Zob. d’Anville, Sur l'ancienne Jérusalem.
78 Ammian wpierw wymienia konsulów 363 roku, a potem przechodzi do relacjonowania
m y ś l i Juliana. „ Templum... instaurare sumptibus c o g i t a b a t im m o d ic is Tajemnym życzeniem
Warburtona byłoby odtworzenie planu, lecz z poprzednich przykładów powinien by wiedzieć, że
wykonanie takich robót wymaga wielu lat.
79 Późniejsze świadectwa Sokratesa, Sodzomena, Teodoreta, Filostorgiusza i innych, miast
dodać autorytetu poprzednim, popadają z nimi w sprzeczność. Por. obiekcje Basnage’a {Histoire des
Juifs, t. VIII) z odpowiedziami Warburtona {Julian). Biskup pomysłowo wyjaśnił cudowne krzyże,
które pojawiły się na odzieży widzów, powołując się na podobne zjawiska i naturalne efekty
błyskawic.
80 Ambroży, t. II, Epist., XL. Napisał on ten tchnący fanatyzmem list (388 r.) celem
usprawiedliwienia biskupa, którego skazano w sądzie cywilnym za spalenie synagogi.
81 Chryzostom, t. I. Adver sus Iudaeos et gentes..., t. II, rozdz. 16. De Santo Baby la, rozdz. 22.
Poszedłem za powszechnym i naturalnym przypuszczeniem, lecz uczony benedyktyn, który datuje
tekst tych kazań na rok 383, jest pewny, że nigdy nie zostały one wygłoszone z kazalnicy.
82 Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV. „To de un periboeton pasi thauma, kai ude tois atheois autois
epistumenon, lekson erchomai.”
83 Ammianus Marcellinus, XXIII, 1. „Cum itaque rei fortiter instaret Alypius, iuvaretque
provinciae rector, metuendi globi flammarum prope fundamenta crebris assultibus erumpentes fecere
locum exustis aliquoties operantibus inaccessum; hocque modo elemento destinatius repeliente, cessavit
in c e p tu m Warburton usiłuje wymusić przyznanie cudu z ust Juliana i Libaniusza oraz wykorzystać
świadectwo rabiego, który żył w XV stuleciu. Tacy świadkowie mogą być dopuszczeni tylko przez
bardzo przychylnego sędziego.
84 Dr Lardner jest, być może, jedynym chrześcijańskim badaczem, który ma odwagę powątpie­
wać w ten słynny cud {Jewish and Heathen Testimonies, t. IV). Milczenie Hieronima skłania do
podejrzenia, że opowieść, która była sławiona na odległość, mogła na miejscu spotkać się z pogardą.
85 Grzegorz z Nazjanzu, Oratio III. Nakaz ten został potwierdzony przez praktykę samego Julia­
na. Warburton słusznie zauważył, że platończycy wierzyli w tajemną moc słów, toteż niechęć Juliana
do imienia Chrystusa mogła wynikać równie dobrze z zabobonu, co z pogardy.
86 Julian, Fragmenty. Wykpiwa on „moría galilaion” {Epist., VII) i do tego stopnia traci z oczu
zasady tolerancji, że życzy {Epist., XLII) „akontas iasthai” .
87 U gar moi themis esti komizemen e eleairein
Añeras, hoi ke theoisin apechthont’ athanatoisin.
Te dwie linijki, które Julian zmienił i wypaczył, jak przystało na prawdziwego bigota {Epist., XLIX),
pochodzą z przemówienia Eola, gdy odmawia on dostarczenia Ulissesowi nowych wiatrów (Odyseja,
X, 73). Libaniusz {Oratio parentalis, 59) próbuje usprawiedliwić to stronnicze zachowanie się, lecz
w jego apologii spod maski szczerości wyziera duch prześladowczy.
88 Prawa te, które dotknęły kler, można odnaleźć w drobnych aluzjach samego Juliana {Epist.,
LII), w niejasnych słowach przemówienia Grzegorza {Oratio III) oraz w wyraźnych twierdzeniach
Sodzomena (V, 5).
89 „Inclemens... perenni obruendum silentio.” Ammianus Marcellinus, XXII, 10; XXV, 5.
90 Tekst tego edyktu, który zachował się do dziś w listach Juliana (XLII), warto porównać
z luźnymi inwektywami Grzegorza {Oratio III). Tillemont {Mémoires ecclésiastiques, t. VII)
434 Przypisy do rozdziału XXIII

zebrał teksty mające świadczyć o różnicach występujących między autorami dawnymi i późniejszymi.
Można je jednak dość łatwo ze sobą pogodzić. Chrześcijanom w sposób b e z p o ś r e d n i
zabroniono nauczania; natomiast p o ś r e d n i o zakazano im uczenia się, gdyż nie powinni byli
uczęszczać do szkół pogańskich.
91 Kodeks Teodozjański, ks. XIII, tyt. III, De medicis et professoribus, prawo 5 (ogłoszone
17 czerwca, a przyjęte w Spoleto dnia 29 lipca 363 r.) — z objaśnieniami Godefroya, t. V.
92 Orozjusz sławi ich bezinteresowną stanowczość: „Sicut a maioribus nos tris comper tum
habemus, omnes ubique propemodum... officium quam fidem deserere maluerunt” (VII, 30). Proaere-
sius, który był chrześcijańskim sofistą, odmówił przyjęcia szczególnej dlań łaski cesarza. Hieronim,
Kronika świata, t. VIII; Eunapios, Proaeresius.
93 Uciekli się oni do układania książek dla własnych szkół. W ciągu niewielu miesięcy Apollinaris
stworzył chrześcijańskie naśladownictwa Homera (święta historia w 24 księgach), Pindara,
Eurypidesa i Menandra; Sodzomen oświadcza z zadowoleniem, że dorównywały one oryginałom lub
nawet przewyższały je.
94 Była to instrukcja Juliana dla wyższych urzędników (Epist., VII): „protimasthai mentoi tus
theosebeis kai pany phemi dein” . Sodzomena (V, 18) i Sokratesa (III, 13) należy zniżyć do poziomu
Grzegorza (Oratio III), który był nie mniej skłonny do przesady, lecz silniej powściągała go aktualna
wiedza współczesnych czytelników.
95 „Psepho theon kai didus kai me didus” (Libaniusz, Oratio parentalis, 88).
96 Grzegorz z Nazjanzu, Oratio III; Sokrates, III, 14; Teodoret, III, 6. Na ich niekorzyść należy
podnieść gwałtowność ich religijnego zapału, który w nieumiarkowaniu dorównywał zapałowi
Juliana.
97 Jeśli porównamy łagodne słowa Libaniusza (60) z zapalczywością Grzegorza {Oratio III),
z trudnością przyjdzie nam wierzyć, że ci dwaj mówcy naprawdę opisują te same wydarzenia.
98 Restan lub Aretuza, miasto leżące w równej odległości szesnastu mil pomiędzy Emessą
(Homs) i Epifanią (Hamath), zostało założone, a przynajmniej nazwane przez Seleukosa Nikatora.
Okres jego istnienia liczy się od 685 r. (od założenia Rzymu), na co wskazują medale tego miasta.
W okresie schyłku dynastii Seleucydów władzę nad Emezą i Aretuzą uzurpował sobie Arab
Sampsiceramus, którego potomkowie, wasalowie Rzymu, żyli jeszcze za czasów Wespazjana. Por.
mapy i Géographie ancienne d’Anville’a, t. II; Wesseling, Itineraria; Norsis, De epochis Sy-
ro-Macedonum.
99 Sodzomen, V, 10. Jest rzeczą zdumiewającą, że Grzegorz i Teodoret ukryli szczegół, który
w ich oczach winien był stanowić dowód zasługi bojownika o wiarę.
100 Cierpienia i wytrwałość Marka, które znalazły tragiczny opis u Grzegorza {Oratio III), są
potwierdzone przez nie podlegające krytyce, choć niechętne świadectwo Libaniusza. „Markos
ekeinos kremamenos, kai mastigumenos, kai tu pogonos auto tillomenu, panta enenkon andreios,
nyn isotheos esti tais timáis, kan phane pu, perimachetos euthys.” Epist., 730.
101 „«Perimachetos», certatim eum sibi ( Christiani) vindicante Tak La Croze i Wolfius (ad loc.)
wytłumaczyli greckie słowo, którego prawdziwe znaczenie mylnie pojmowali dawniejsi tłumacze,
a nawet Le Clerc {Bibliothèque ancienne et moderne, t. III). A jednak Tillemont nie potrafi
w żaden sposób zrozumieć, jak Grzegorz i Teodoret mogli widzieć w na poły ariańskim biskupie
świętego.
102 Zob. podejrzaną radę Sallusta (Grzegorz z Nazjanzu, Oratio III, 90,91). Libaniusz ujmuje się
za osobą podobnie oskarżoną, aby nie mnożyć takich Marków. Przyznaje jednak, że jeśli Orion
ukradł skarby świątyni, zasługuje na karę Marsjasza — zachłostanie na śmierć {Epist., 730).
103 Grzegorz {Oratio III) wyraża przekonanie, że Marek, uratowawszy apostatę, zasłużył na
większe męki od tych, których doznał.
104 O gaju i świątyni Dafne piszą: Strabon, XVI; Libaniusz {Naenia; Antiochie., Oratio XI);
Sodzomen (V, 19). Wesseling {Itineraria) i Casaubon {ad Hist. Aug.) dają objaśnienia do tej
interesującej sprawy.
Przypisy do rozdziału XXIII 435

105 „Simulacrum in eo O lym piad Jovis imitamenti aequiparans magnitudinem.” Ammianus


Marcellinus, XXII, 13. Jupiter olimpijski miał 60 stóp wysokości, a jego masa równała się masie
tysiąca ludzi. Por. ciekawy mémoire księdza Gedoyna, Académie des Inscriptions, t. IX.
106 Hadrian odczytał dzieje swych przyszłych losów z liścia zanurzonego w kastalskim źródle.
Według fizyka Vandale’a (De oraculis) sztuczki tego rodzaju można było z łatwością dokonać za
pomocą chemicznych zabiegów. Cesarz zamknął to źródło niebezpiecznej wiedzy, otworzyło je
ponownie dopiero pobożne zainteresowanie Juliana.
107 Zakupiono ów przywilej w 44 r. A. D., a w 92 r. od założenia Antiochii (Norris, De epochis
Syro-Macedonian) na okres dziewięćdziesięciu olimpiad. Lecz igrzyska olimpijskie Antiochii zaczęto
obchodzić regularnie dopiero od panowania Kommodusa. Ciekawe szczegóły na ten temat zawiera
Kronika Joannesa Malalasa (t. I), pisarza, którego zasługi i autorytet ograniczają się do obrębu jego
rodzinnego miasta.
108 Piętnaście talentów złota, które pozostawił w spadku Sosibius, zmarły za panowania Augusta.
Zasługi miast syryjskich w zakresie sztuki teatralnej za panowania Konstantyna są przedmiotem
porównań w Expositio totius mundi (Hudson, Geographi Minores, t. III).
109 „Avidio Cassio Syriacas legiones dedi luxuria diffluentes et D a p h n i c i s moribus” — oto
słowa cesarza Marka Antonina, zawarte w pierwotnym tekście listu, który jego biograf (HCR)
zachował [Wulkacjusz Gallikanus, Vita Avid. Cass., 6]. Kasjusz zwalniał ze służby lub też karał
każdego żołnierza, którego zobaczono w Dafne.
110 „Alliquantum agrorum Daphnensibus dédit (Pompey) , quo lucus ibi spatiosiorfleret; delectatus
amoenitate loci et aquarum abundan tia.” Eutriopiusz, VI, 11; Sekstus Rufus, De provinciis, 16.
111 Julian (Misopogon) odkrywa swój własny charakter z taką... naiveté, taką mimowolną
prostotą ducha, jaka zawsze wywołuje szczerze rozbawienie.
112 Euzebiusz wymienia Babylasa wśród sukcesji biskupów Antiochii (Hist, eccl, VI, 29,39). Jego
tryumf nad dwoma cesarzami (pierwszy legendarny, drugi historyczny) czci w rozwlekłych słowach
Chryzostom (t. II). Tillemont (Mémoires ecclésiastiques, t. III, cz. II) staje się prawie sceptykiem.
113 Badacze kościelni, ci w szczególności, którzy lubują się w szczątkach, niezmiernie się radują
z powodu wyznania Juliana (Misopogon) i Libaniusza (Naenia), że Apollina oburzyło sąsiedztwo
j e d n e g o zmarłego. Lecz Ammianus (XXII, 12) oczyszcza cały teren zgodnie z rytuałem, który
Ateńczycy poprzednio stosowali na wyspie Delos.
114 Julian (ibid.) raczej insynuuje ich winę, nie stwierdzając jej w stanowczy sposób. Ammianus
Marcellinus (XXII, 13) traktuje to oskarżenie jako „levissimus rumor”, relacjonując tę opowieść
z niezwykłą jasnością.
115 5,ßwo tam atroci casu repente consumpto, ad id usque imperatoris ira provexit, ut quaestiones
agitari iuberet solito acriores (a jednak Julian wini rządców Antiochii za ich pobłażliwość) et maiorem
ecclesiam Antiochiae claudi” (Ammianus, ibid.) Wykonaniu tego zakazu towarzyszyły oburzające
okoliczności i świętokradztwo. Fakt śmierci, która na czas dotknęła głównego sprawcę, wuja Juliana,
relacjonuje w duchu zabobonu i zadowolenia opat de la Bléterie, Vie de Julien.
116 Pomijając historyków Kościoła, którzy mogą wydać się mniej lub bardziej podejrzani,
znajdujemy opowieść o męczeństwie świętego Teodora w Acta Sincera Ruinarta. Skarga Juliana
nadaje jej charakter oryginalny i autentyczny.
117 Julian, Misopogon.
118 Grzegorz z Nazjanzu, Oratio 111. Sodzomena (V, 9) można traktować jako świadka
bezpośredniego, choć nie bezstronnego. Był on rodem z Gazy i prowadził rozmowy z Zenonem,
który jako biskup Majumy dożył wieku stu lat (VII, 28). Filostorgiusz (VII, 4 — z Godefroya
Dissertations) dodaje pewne tragiczne szczegóły o dosłownym całopaleniu chrześcijan na ołtarzach
bogów itp.
119 Życie i śmierć Jerzego z Kapadocji opisują: Ammianus Marcellinus, XXII, 11, Grzegorz
z Nazjanzu, Oratio XXI, i Epifaniusz, Haereses, 76. Inwektywy obu świętych mogłyby nie zasługi­
wać na zaufanie, gdyby nie były poparte suchym i rzeczowym świadectwem poganina.
436 Przypisy do rozdziału XXIII

120 Po zabójstwie, którego dokonano na Jerzym, cesarz Julian wysyłał liczne nakazy w sprawie
zachowania biblioteki na jego własny użytek oraz torturowania niewolników, którzy popadliby
w podejrzenie, że pewne książki ukrywają. Darzy on słowami pochwały i uznania ów zbiór, z którego
wypożyczył szereg rękopisów i przepisał je podczas swoich studiów w Kapadocji. Zaiste życzyłby
sobie, aby dzieła Galilejczyków uległy zniszczeniu, niemniej domaga się dokładnego spisu nawet
i tych teologicznych woluminów, gdyż inne, bardziej wartościowe dzieła mogłyby przez pomyłkę
zginąć wraz z nimi. Julian, Epist., IX, XXXVI.
121 Filostorgiusz z ostrożną złośliwością przypisuje im winę, „kai ten Athanasiu gnomen
strategesai tes praksesos”, VII, 2. Godefroy.
122 „Cineresproiecit in mare, idmetuens ut clamabat, ne, collectis supremis, aedes illis exstruerenîur
ut reliąuis, qui deviare a religione compulsi, pertulere cruciabiles poenas, adusąue gloriosam mortem
intemerata fide progressi, et nunc M A R TY R E S appellantur” Ammianus Marcelinus, XXII, 11.
Epifaniusz udowadnia arianom, że Jerzy był męczennikiem.
123 Niektórzy donatyści (Optât z Milewe; Tillemont, Mémoires ecclésiastiques, t. VI) i pryscylianie
(Tillemont, t. VIII) w podobny sposób przywłaszczyli sobie honory katolickich świętych i męczen­
ników.
124 Święci Kapadocji, Bazyli i Grzegorz, nic nie wiedzieli o swym bracie. Papież Gelazjusz (494 r.),
pierwszy katolik, który uznał kult świętego Jerzego, umieszcza go między męczennikami, „qui Deo
magis quam hominibus noti statt” . Odrzuca on jego Acta jako dzieło stworzone przez heretyków.
Niektóre, być może, nie najstarsze spośród tych podrobionych pism, wciąż istnieją, a poprzez zasłonę
utkaną z fikcji wciąż możemy dojrzeć walkę, jaką stoczył święty Jerzy z Kapadocji w obecności
królowej A l e k s a n d r y z m a g i e m A t a n a z y m .
125 Przytaczamy to przeobrażenie niejako coś bezwzględnie pewnego, lecz jako w najwyższym
stopniu prawdopodobne. Por. Longuerue, t. I.
126 Interesującą historię kultu świętego Jerzego, począwszy od VI stulecia (gdy czczono go już
w Palestynie, Armenii, Rzymie i Trewirze), można odnaleźć w dziele dr. Heylina (History o f St.
George) i u bollandystów (Acta SS. Mens. April., t. III). Jego sława i popularność w Europie,
a w szczególności w Anglii, wywodzi się z wypraw krzyżowych.
127 Julian, Epist., XLIII.
128 Julian, Epist., X. Pozwolił on, by przyjaciele zmitygowali jego gniew. Ammianus Marcellinus,
XXII, 11.
129 Por. Atanazy, ad Rufin., t. II: Grzegorz z Nazjanzu, Oratio XXI. Ten drugi autor słusznie
przypisuje umiarkowanej gorliwości prymasa więcej znaczenia aniżeli jego modlitwom, postom,
znoszonym prześladowaniom itp.
130 Brak mi czasu, by śledzić ślepą zawziętość Lucyfera z Cagliari. O jego przygodach pisze
Tillemont (Mémoires ecclésiastiques, t. VII). Proszę zauważyć, jak koloryt opowieści zmienia się
niepostrzeżenie, gdy bojownik wiary przeobraża się w schizmatyka.
131 „Assensus est huic sententiae Occidens, et, per tam necessarium concilium, Satanae faucibus
mundus ereptus.” Pełen życia i kunsztu dialog Hieronima z lucyferianami (t. II) odtwarza wiemy
obraz polityki Kościoła tego czasu.
132 Tillemont, który przypuszcza, że Jerzego zabito w sierpniu, umieszcza działalność Atanazego
w wąskich ramach czasowych (Mémoires ecclésiastiques, t. VIII). Fragment oryginalnego tekstu
znajdującego się w bibliotece kapituły w Weronie, który przytacza markiz Maffei w swych
Osservazioni Letterarie (t. III), daje klucz do wielu ważnych dat, a ich prawdziwość potwierdziły
przeliczenia egipskich miesięcy.
133 „Ton miaron, hos etolmesen Hellenidas, ep’emu, gynaikas to episemon baptisai, diokesthai”,
Julian, Epist., VI. Zachowałem dwuznaczny sens ostatniego słowa, dwuznaczność tyrana, który
pragnął winę znaleźć, a nawet stworzyć.
134 Trzy listy Juliana, które tłumaczą jego intencje i postępowanie w stosunku do Atanazego,
winny być podane w następującym porządku chronologicznym: XXVI, X, VI. Por. nadto: Grzegorz
Przypisy do rozdziału XXIV 437

z Nazjanzu, XXI; Sodzomen, V, 15; Sokrates, III, 14; Teodoret, III, 9; Tillemont, Mémoires
ecclésiastiques, t. VIII, który posłużył się pewnymi materiałami pochodzącymi od bollandystów.
135 Por. szczere wyznanie Grzegorza (Oratio III).
136 Posłuchajmy gniewnej i absurdalnej skargi Optata (De schismat. donatist., II, 16, 17).
137 Grzegorz z Nazjanzu (Oratio III, IV) pochwala uczestników zaburzeń w Cezarei: „tuton de
ton megalophyon kai thermon eis eusebeian” . Zob. Sodzomen, V, 4,11. Tillemont (t. VII) przyznaje,
że ich zachowanie przekraczało ramy „ordre commun” ; niemniej w pełnym zadowoleniu utrwalał go
fakt, że wielki święty Bazyli zawsze obchodził święto tych błogosławionych męczenników.
13 8 Julian wytoczył sprawę nowemu miastu chrześcijańskiemu Majuma, będącemu portem Gazy.
Lecz wydanego przezeń wyroku, choć przypisywano go jego bigoterii, nie anulował żaden z jego
chrześcijańskich następców. Sodzomen, V, 3; Reland, Palestine t. II
139 Grzegorz (Oratio III, IV) utrzymuje, jakoby uzyskiwał swe informacje od zaufanych Juliana,
których Orozjusz (VII, 30) nie mógł dostrzec.
140 Grzegorz (ibid.) oskarża Apostatę o tajemne ofiary z chłopców i dziewcząt, stanowczo twier­
dząc, że martwe ich ciała były rzucane do Orontu. Por. Teodoret, III, 26, 27; z wątpliwą bezstron­
nością pisze o tym opat de la Bléterie, Vie de Julien. Niemniej w s p ó ł c z e ś n i Julianowi, a wrogo
doń nastawieni autorzy, w szczególności na Zachodzie, nie potrafili przypisać mu takiego zastępu
męczenników; tego rodzaju opowiastki łakomie połyka Baronius, a słabo odrzuca Tillemont (t. VII).
141 Rezygnacja Grzegorza jest prawdziwie budująca (Oratio IV). Niemniej gdy urzędnik Juliana
próbował zająć kościół w Nazjanzie, utraciłby życie, gdyby nie ustąpił przed gorliwością biskupa
i jego ludu (Oratio X IX ). Por. uwagi Chryzostoma w wersji Tillemonta (t. VII).

ROZDZIAŁ XXIV

1 Opowieść tę czy satyrę znajdziemy na s. 306— 336 lipskiego wydania dzieł Juliana. Francuska
wersja uczonego Ezekiela Spanheima (Paryż, 1683) jest chropawa, rozwlekła i poprawna, zaś jego
przypisy, dowody, objaśnienia itd. piętrzą się i mnożą, osiągając w sumie 557 stron in quarto ścisłego
druku. Ksiądz de la Bléterie (Vie de Jovien, t. I) wyraził bardziej szczęśliwie tak ducha, jak i sens
oryginalnego tekstu, który objaśnia za pomocą niewielu zwięzłych i interesujących przypisów.
2 Spanheim (we Wstępie) wielce uczenie omawia etymologię, powstanie, podobieństwa i różnice
greckich s a t y r , które były dramatami granymi po tragedii, i satyr (od słowa satura) łacińskich,
które były r ó ż n o r o d n y m i utworami prozą lub wierszem. Lecz Caesares Juliana posiadają tak
oryginalny charakter, że badacz jest w kłopocie, gdyż nie wie, do której klasy utworów je zaliczyć.
3 Ten złożony charakter Sylena jest świetnie oddany w szóstej eklodze Wergilego.
4 Każdy bezstronny czytelnik musi dostrzec i potępić niesprawiedliwy stosunek Juliana do stryja
Konstantyna i do chrześcijańskiej religii. Lecz tym razem tłumacze Caesares, kierując się świętszymi
względami, byli zmuszeni zrezygnować z wierności i zdradzić autora.
5 Julian w cichości serca był skłonny przedkładać Greka nad Rzymianina. Gdy jednak poważnie
porównał bohatera z filozofem, rozumiał dobrze, że ludzkość więcej zawdzięcza Sokratesowi niż
Aleksandrowi (Epist. ad Themistium).
6 „Inde nationibus Indicis certatim cum donis optimates mittentibus... ab usque Divis et
S e r e n d i v i s ” . Ammianus Marcellinus, XXII, 7. Wyspa ta, którą kolejno nazywano Taprobana,
Serendib i Cejlon, stanowi ilustrację, jak bardzo niedokładnie znali Rzymianie lądy i morza na
wschód od Przylądka Komoryn. 1. Za panowania Klaudiusza pewnego wyzwoleńca, który
dzierżawił zarząd ceł nad Morzem Czerwonym, wiatry zapędziły przypadkowo na to obce i nie
odkryte jeszcze wybrzeże. W ciągu sześciu miesięcy pertraktował z tubylcami, dopóki król Cejlonu,
który po raz pierwszy usłyszał o rzymskiej potędze i sprawiedliwości, nie dał się nakłonić do wysłania
poselstwa do cesarza (Pliniusz St., VI, 24). 2. Geografowie (nawet Ptolemeusz) wyolbrzymili obszar
tego nowego świata z górą piętnastokrotnie, rozciągając go aż do równika i po granice Chin.
438 Przypisy do rozdziału XXIV

7 Poselstwa te wysłano do Konstancjusza. Ammian, który niebacznie zapuszcza się w prostackie


pochlebstwa, zapomniał zapewne, jak długa była to droga i jak krótko trwało panowanie Juliana.
8 „Gothos saepe fallaces et pérfidos; hostes quaerere se meliores aiebat: illis enim sufficere
mercatores Galatas per ąuos ubique sine conditionis discrimine venumdantur.” [Ammianus Marcel­
linus, XXII, 7] W niecałe piętnaście lat ci goccy niewolnicy zagrozili swoim panom i podporząd­
kowali ich sobie.
9 Aleksander przypomina swemu rywalowi Cezarowi, który umniejszał sławę i zasługę azjatyc­
kiego zwycięstwa, że Krassus i Antoniusz poznali perskie strzały oraz że Rzymianie po trzystu latach
wojny nie opanowali ani jednej prowincji Mezopotamii lub Asyrii (Caesares).
10 Plany wojny z Persją omawiają: Ammianus Marcellinus, XXII, 7, 12; Libaniusz, Oratio
parentalis, 79, 80; Zosimos, III, 11; Sokrates, III, 19.
11 Satyra Juliana i homilie św. Jana Chryzostoma ukazują ten sam obraz Antiochii. Miniatura,
którą ksiądz de la Bléterie stworzył na podstawie tych dzieł ( Vie de Julien), jest poprawna i pełna
wdzięku.
12 Laodycea dostarczała powożących rydwanem, Tyr i Berytus — komediantów, Cezarea —
mimów, Heliopolis — śpiewaków, Gaza — gladiatorów, Askalon — zapaśników, a Kastabala —
linoskoczków. Zob. Expositio totius mundi — w tomie III Hudsona Geographi minores.
13 „Christon de agapontes echete poliuchon anti tu D ios.” Lud Antiochii przemyślnie głosił swe
przywiązanie do C h i (Chrystuss) i Kappa (Konstancjusza). Julian, Misopogon.
14 Schizmę w Antiochii, która trwała 85 lat (A. D. 330—415) wznieciło, za czasu pobytu Juliana
w tym mieście, nierozsądne udzielenie święceń Paulinusowi. Zob. Tillemont, Mémoires ecclésias­
tiques, t. VII, na które odtąd będę się powoływał.
15 Julian ustala trzy różne ceny: pięciu, dziesięciu i piętnastu modii zboża za jedną sztukę złota —
w zależności od stopnia obfitości czy braku {Misopogon). Z tego faktu i innych równoległych
przykładów wnioskuję, że za następców Konstantyna przeciętna cena zboża wynosiła około 32
szylingów za angielską kwartę, co równa się przeciętnej cenie w ciągu pierwszych 64 lat bieżącego
wieku. Arbuthnot, Tables o f Coins, Weights and Measures; Pliniusz St., XVIII, 12; Mémoires de
l’Académie des Inscriptions, t. XXVIII; Smith, Wealth o f Nations, 1.1. To ostatnie cytuję z dumą jako
dzieło mędrca i przyjaciela.
16 „Nunquam a proposito declinabat, Galii similis fratris, licet incruentas”. Ammianus Marcelli­
nus, XXII, 14. Niewiedza nawet najbardziej oświeconych władców może być usprawiedliwiona, lecz
nie może nas zadowalać obrona własna Juliana {Misopogon) oraz przemyślna apologia Libaniusza
{Oratio parentalis, 97).
17 To krótkotrwałe i łagodne uwięzienie wspomina krótko Libaniusz (ibid.).
18 Libaniusz {Ad Antiochenos de Imperatoris ira, 17— 19, u Fabriciusa, Bibliotheca Graeca, t. VII),
przywdziewając togę zręcznego adwokata, ostro karci szaleństwo ludności, cierpiącej za zbrodnie
garstki ciemnych pijaków i nędzników.
19 Libaniusz (ibid., rozdz. VII) przypomina Antiochii świeżą karę, która spotkała Cezareę,
a nawet Julian {Misopogon) zwraca uwagę, jak ciężko musiał odpokutować Tarent za obrażenie
rzymskich posłów.
20 N a temat Misopogon piszą: Ammianus Marcellinus, XXII, 14; Libaniusz, Oratio parentalis, 99;
Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV; Joannes Malałaś, Chroń. Antioch., t. II. Zaciągnąłem dług
wdzięczności wobec tłumaczenia i przypisów ks. de la Bléterie {Vie de Jovien, t. II).
21 Ammianus Marcellinus słusznie zauważa: „Coactas dissimulare pro tempore ira sufflabatur
interna ” Przemyślna ironia Juliana w końcu przemienia się w nacechowane powagą i dotkliwe
inwektywy.
22 „Ipse autem Antiochiom egressurus, Heliopoliten quendam Alexandrum Syriacae iurisdictioni
praefecit, turbulentum et saevum; dicebatque non ilium meruisse, sed Antiochensibus avaris et
contumeliosis huiusmodi iudicem convenire.” Ammianus Marcellinus, XXIII, 2. Libaniusz {Epist.,
722), który wyznaje samemu Julianowi, że podzielał ogólne niezadowolenie, nie całkiem szczerze
Przypisy do rozdziału XXIV 439

wyraża pogląd, że Aleksander był pożytecznym, choć surowym reformatorem obyczajów i religii
Antiochii.
23 Julian, Misopogon; Ammianus Marcellinus, XXIII, 2; Walezjusz (ad łoc.). Libaniusz w otwartej
oracji zaprasza go, by powrócił do swego lojalnego i pełnego skruchy miasta Antiochii.
24 Libaniusz, Oratio parentalis, 7.
25 Eunapios relacjonuje, że Libaniusz odmówił honorowego tytułu prefekta pretorium jako mniej
zaszczytnego od tytułu sofisty (Życiorysy sofistów). Badacze stwierdzili, że podobny pogląd
występuje w jednym z listów samego Libaniusza (XVIII).
26 Zachowało się i ukazało drukiem około 2000 jego listów; była to forma literacka, w której
Libaniusz — zgodnie z opinią — osiągnął szczyty doskonałości. Krytycy mogą sobie chwalić ich
subtelność, elegancję i zwięzłość, jednak dr Bentley (Dissertation upon Phalaris) zauważa słusznie,
choć nieco dziwacznie: „wskutek ich pustoty i martwoty czuje się, jakby toczyło się rozmowę
z pedantycznym marzycielem, opartym łokciem o swe biurko” .
27 Za datę jego narodzin przyjmuje się rok 314. W pewnym miejscu (Epist. 866) pisze on o swym
sześćdziesiątym szóstym roku życia (390 r.) i wydaje się czynić aluzje do pewnych wydarzeń
późniejszego czasu.
28 Libaniusz napisał relację o swym życiu (t. II). Odznacza się ona próżnością i rozwlekłością, lecz
jest interesująca, a Eunapios sporządził jej zwięzłe, choć nieprzychylne omówienie. Spośród pisarzy
nowoczesnych dali objaśnienia dotyczące charakteru i pism tego słynnego sofisty: Tillemont, His­
toire des empereurs, t. IV; Fabricius, Bibliotheca Graeca, t. VII; Lardner, Jewish and Heathen
Testimonies, t. IV.
29 Droga przez terytorium Chalcis, z Antiochii do Litarbi, szła przez wzgórza i mokradła i była
bardzo zła, luźne kamienie spajał tylko piasek (Julian, Epist. XXVII). Jest rzeczą dość szczególną, że
Rzymianie zaniedbali wielki szlak komunikacyjny między Antiochią a Eufratem. Zob. Wesseling,
Itineraria; Bergier, Histoire des Grands Chemins de TEmpire Romain, t. IL
30 Julian czyni aluzję do tego wydarzenia (Epist., XXVII), które dokładniej opisuje Teodoret (III,
22). Tillemont pochwala nietolerancyjne usposobienie ojca (Histoire des empereurs, t. IV), co czyni
nawet Opat de la Bléterie (Vie de Julien).
31 Por. ciekawa rozprawa De Dea Syria, umieszczona wśród pism Lukiana (t. III). Szczególna
nazwa „Ninus vêtus” (Ammianus Marcellinus, XIV, 8) może wzbudzić podejrzenie, że Hierapolis
była siedzibą królów Asyrii.
32 Julian (Epist., XXVII) prowadził regularny spis wszystkich szczęśliwych omenów, pomijając
złowróżbne znaki, które pieczołowicie rejestrował Ammianus Marcellinus (XXIII, 2).
33 Julian, Epist., XXVIII.
34 Korzystam z pierwszej okazji, by wyrazić swą wdzięczność panu d’Anville za jego niedawno
wydaną geografię Eufratu i Tygrysu (Paryż, 1780, in quarto), objaśniającą w szczególności wyprawę
Juliana.
35 W odległości kilku mil znajdują się trzy przejścia: 1. Zeugma, sławione przez starożytnych;
2. Bir, używane często przez współczesnych; oraz 3 .'most Menbigz [Manbedj], lub Hierapolis,
w odległości czterech parasangów od miasta.
36 Haran, lub Carrae, było starożytną siedzibą Sabejczyków i Abrahama. Por. Index geographicus
Schultensa (ad calcem Vit. Saladin.), dzieło, z którego wiele nauczyłem się o Wschodzie,
w szczególności o starożytnej i nowoczesnej geografii Syrii i sąsiadujących z nią krajów.
37 Ksenofont, Cyropedia, III. Artawasdes był w stanie dostarczyć Markowi Antoninowi 16 000
konnicy, uzbrojonej i wyćwiczonej na modłę Partów (Plutarch, Marek Antonin, 50).
38 Mojżesz z Chorene (Hist. Armen., III, 11) ustala jego wstąpienie na tron (A. D. 354) na
siedemnasty rok panowania Konstancjusza.
39 Ammianus Marcellinus, XX, 11. Atanazy (t. I) powiada ogólnikowo, że Konstancjusz dał
wdowie po swym bracie „tois barbarois” — wyrażenie to bardziej przystoi Rzymianinowi aniżeli
chrześcijaninowi.
440 Przypisy do rozdziału XXIV

40 Ammianus Marcellinus (XXIII, 2) posługuje się zbyt miękkim w stosunku do okoliczności


słowem „ m o n u e r a t ”. Muratori (Fabricáis, t. VII) opublikował list od Juliana do satrapy
Arsacesa. Jest on gwałtowny i ordynarny w tonie, lecz najprawdopodobniej (choć mógł zmylić
Sodzomena, VI, 1) sfałszowany. Bléterie (Vie de Jovien, t. II) tłumaczy go, ale neguje jego
autentyczność.
41 „Latissimum flumen Euphraten artabat.” Ammianus Marcellinus, XXIII, 3. Nieco powyżej,
u brodów Tapsakusa, rzeka ma cztery stadia szerokości, czyli 800 jardów, prawie połowę angielskiej
mili (Ksenofont, Anabaza, ks. I). Jeśli szerokość Eufratu u przejść Biru i Zeugmy nie wynosi więcej
niż 130 jardów ( Voyages de Niebuhr, t. II), to o tej ogromnej różnicy stanowi zapewne przede
wszystkim głęboki kanał.
42 „Munimentum tutissimum et fabre politum, cuius moenia Abora (tubylcy wymawiają z przyde-
chem Chaboras albo Chabour) et Euphrates ambiunt flumina, velut spatium insulare Jingentes.”
Ammianus Marcellinus, XXIII, 5.
43 Wyprawę i siły zbrojne Juliana opisują prócz niego samego (.Epist., XXVII): Ammianus
Marcellinus, XXIII, 3— 5; Libaniusz, Oratio parentalis, 108,109; Zosimos, III, 11; Sodzomen, VI, 1,
oraz Joannes Malałaś, t. II.
44 Przed relacją wejścia do Persji Ammianus daje szczegółowe opisy (XXIII, 6) osiemnastu
wielkich satrapii, czyli prowincji (sięgających aż do granic kraju Serów lub Chin), które znajdowały
się pod panowaniem Sassanidów.
45 Ammianus Marcellinus (XXIV, 1) i Zosimos (III, 14) podają dokładny porządek marszu.
46 Przygody Hormisdasa zawierają pewną przymieszkę legendy (Zosimos, II, 27); Tillemont,
Histoire des empereurs, t. IV). Jest rzeczą prawie niemożliwą, aby był bratem (frater germanus)
dziecka n a j s t a r s z e g o i p o g r o b o w c a , nie przypominam też sobie, by Ammianus kiedykol­
wiek tak go określał.
47 Por. pierwsza księga Anabazy, rozdz. 5. Przyjemne to dzieło jest oryginalne i autentyczne. Lecz
pamięć Ksenofonta, być może, po wielu latach od tej wyprawy zawodziła go, toteż odległości, jakie
podaje, są często większe, niż zgodziłby się żołnierz lub geograf.
48 Pan Spelman, angielski tłumacz Anabazy ( 1.1), miesza antylopę z samcem sarny, a dzikiego osła
z zebrą.
49 Zob. Voyages de Tavernier, cz. I, ks. III, a w szczególności — Viaggi di Pietro della Valle, 1 .1,
list XVII. Nic on nie wiedział o starej nazwie i położeniu Anah. Nasi ślepi podróżnicy r z a d k o
posiadają jakiekolwiek wstępne wiadomości o krajach, które zwiedzają; Shaw i Toumefort stanowią
chlubne wyjątki.
50 „Famosi nominis latro” — powiada Ammian, co jest rzadką pochwałą dla Araba. Plemię
Gassanów osiedliło się na skraju Syrii i przez pewien czas panowało w Damaszku za dynastii, która
liczyła 31 królów, czyli emirów, od czasów Pompejusza do czasów kalifa Ornara. D ’Herbelot, Bi­
bliothèque orientale; Pocock, Specimen Hist. Arabicae. Imię Rodosaces nie pojawia się na tej liście.
51 Zob. Ammianus Marcellinus, XXIV, 1, 2; Libaniusz, Oratio parentalis, 110, 111; Zosimos,
III, 15.
52 Opis Asyrii dają: Herodot (I, 192), który czasem pisze dla dzieci, a czasem dla filozofów;
Strabon, XVI; oraz Ammianus Marcellinus, XXIII, 68. Spośród nowoczesnych podróżników
najbardziej pomocni są: Tavernier, cz. I, ks. II; Otter, t. II; oraz Niebuhr, t. II. Niemniej bardzo
żałuję, że nie przetłumaczono dzieła Abulfedy, Irak Arabi.
53 Ammianus zauważa, że pierwotna Asyria, która obejmowała Ninus (Niniwę) i Arbelę, uzyskała
nową, dość szczególną nazwę Adiabene; wymienia on Teredon, Wologesję i Apollonię jako
pograniczne miasta ówczesnej prowincji Asyrii.
54 Obie rzeki łączą się w Apamea lub Coma (sto mil od Zatoki Perskiej) w szerokie wody Pa-
sitigris, czyli Szat-el Arab. Eufrat dawniej wpływał do morza odrębnym kanałem, którego wody za­
trzymali, skierowawszy je w inny bieg, mieszkańcy Orchoe w odległości około dwudziestu mil na po­
łudniowy wschód od współczesnej Basry (D ’Anville, Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XXX).
Przypisy do rozdziału XXIV 441

55 Uczony Kaempfer, botanik, badacz starożytności i podróżnik, wyczerpująco omówił temat


drzew palmowych (Amoenitates exoticae, Fase., IV).
56 Asyria płaciła perskiemu satrapie dzienną daninę w wysokości artaby s r e b r a . Dobrze
znane stosunki wag i miar (por. szczegółowe dzieło biskupa Hoopera), dane dotyczące ciężaru
właściwego wody i srebra oraz wartość tego metalu doprowadzą nas po krótkich obliczeniach do
sumy rocznego dochodu, który przedstawiłem powyżej. A jednak Wielki Król otrzymywał z Asyrii
nie więcej niż 1000 eubejskich względnie tyryjskich talentów (252 000 funtów szt.). Porównanie
dwóch miejsc u Herodota (I, 192; III, 89— 96) odkryje nam poważną różnicę między dochodem
brutto a dochodem netto Persji, między daninami, które płaciły poszczególne prowincje, a złotem
i srebrem, które deponowano w skarbcu królewskim. Z danin wartości siedemnastu czy osiemnastu
milionów funtów, które ściągano rocznie z ludności, monarcha mógł zagarnąć dla siebie trzy miliony
sześćset tysięcy.
57 Operacje wojny asyryjskiej szczegółowo opisują: Ammianus Marcellinus, XXIV, 2— 5;
Libaniusz, 112— 123; Zosimos, III, 18 oraz Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV. Krytyka działań
wojennych, jakiej dokonuje ów święty, jest nabożnie skopiowana przez jego wiernego sługę —
Tillemonta.
58 Libaniusz, De ulciscenda Iuliani nece [Fabricius, Bibliotheca Graeca, t. VII].
59 Słynne przykłady cnoty Cyrusa, Aleksandra i Scypiona były aktami sprawiedliwości. Czystość
Juliana była dobrowolnej natury i — w jego wyobrażeniu — chwalebna.
60 Salustiusz (apud Vet. Scholiast. Juvenal., Satyra 1 ,104) zauważa, że „nihil corruptius moribus” .
Matrony i dziewice Babilonu wchodziły w swobodne stosunki z mężczyznami podczas pełnych
swawoli bankietów, a rozochocone winem i miłością stopniowo i niemal całkowicie pozbywały się
więzów odzienia; „ad ultimum ima corporum velamenta proiiciunt” . Kwintus Kurcjusz, t. I.
61 „Ex virginibus autem, quae speciosae sunt captae, ut in Per side, ubi feminarum pulchritudo
excellit, nec contrectare aliquam voluit nec videre.” (Ammianus Marcellinus, XXIV, 4). Pierwotni
Persowie byli małego wzrostu i brzydcy, lecz ich wygląd zyskiwał wskutek nieustannego mieszania się
z krwią kaukaską. (Herodot, III, 97; Buffon, Histoire naturelle, t. III).
62 „Obsidionalibus coronis donati.” (Ammianus Marcellinus, XXIV, 4) Julian (a może to jego
historyk) był ń ym znawcą starożytności. Winien był dać wieniec „muralis” . Wieniec „obsydionalny”
otrzymywał w nagrodę generał, który uwalniał oblężone miasto (Aulus Geliusz, Noctes A tticae, V, 6).
63 Podaję to przemówienie jako tekst pierwotny i prawdziwy. Ammian może je słyszał i mógł
przepisać, ale wymyślić nie był zdolny. Pozwoliłem sobie na drobne zmiany, a kończę na zdaniu
o największej mocy.
64 Ammianus Marcellinus, XXIV, 3; Libaniusz, 122.
65 Pan d’An ville (Mémoires de l’Académie des Inscriptions, t. XXVIII) ustalił właściwe położenie
Babilonu, Seleucji, Ktezyfontu, Bagdadu i innych miast oraz odległości między nimi. Rzymski po­
dróżnik Pietro della Valle (t. I, list XVII) wydaje się najinteligentniejszy spośród wszystkich osób, któ­
re odwiedziły tę słynną prowincję. Jest to gentleman i uczony, nieznośnie jednak próżny i rozwlekły.
66 Kanał królewski (Nahar-Malcha) mógł być kolejno odbudowywany, zmieniany i dzielony, itd.
(Cellarius, Geographia an tiqua, t. II), a zmiany te mogą nam tłumaczyć pozorne sprzeczności
w starożytnych źródłach. Za czasów Juliana wpadał on zapewne do Eufratu p o n i ż e j Ktezyfontu.
67 „Kai megethesin elephanton, hois ison ergon dia stachyon elthein kai phalangos” (Libaniusz,
O ratioparentalis, 125). „Rien n ’est beau que le vrai” — maksyma ta winna być zapisana na pulpicie
każdego krasomówcy.
68 Libaniusz wspomina o najpotężniejszym spośród dowódców; ośmieliłem się go określić jako
S a 11 u s t a. Ammian (XXIV, 6) powiada, że ze wszystkich dowódców, „quod acri mętu territi duces
concordi precatu fieri prohibere tentarent” .
69 „Hinc imperator... — powiada Ammian — ipse cum levis armaturae auxiliis per prima
postremaque discurrens, etc.” Lecz Zosimos, jego przyjaciel, zezwala mu na przejście rzeki dopiero
w dwa dni po bitwie.
442 Przypisy do rozdziału XXIV

70 „Secundum Homericam — dispositionem.” Podobne rozkazy przypisują mądremu Nestorowi


w czwartej księdze Iliady, a Homera miał Julian zawsze w pamięci.
71 „Persas terrore subito miscuerunt, versisque agminibus totius gentis, apertas Ctesiphontis portas
victor miles intrasset, ni maior praedarum occasio fuisset, quam cura victoriae” (Sekstus Rufus, De
provinciis, 28). Chciwość winna była ich usposobić do usłuchania rady Wiktora.
72 Wykopanie kanału, przejście Tygrysu i zwycięstwo opisują: Ammianus Marcellinus, XXIV, 5,
6; Libaniusz, 124— 128; Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV ; Zosimos, III, 24; oraz Sekstus Rufus, De
provinciis, 28.
73 Flotę i armię ujęto w trzy dywizje, z których tylko pierwsza przeszła w nocy (Ammianus
Marcellinus, XXIV, 6). „Pasa doryphioria”, która według Zosimosa przeszła trzeciego dnia, mogła
składać się z oddziałów gwardii, w których służyli historyk Ammian i przyszły cesarz Jowian, kilka
„scholae” wojsk przybocznych oraz — być może — Jowianie i Herkulianie, którzy często służyli
w straży.
74 Mojżesz z Chorene (Hist. Armen., III, 15) dostarcza nam przekazu narodowej tradycji i tekstu
fałszywego listu. Zapożyczyłem u niego tylko jeden ważny szczegół, który ma cechy prawdy
i prawdopodobieństwa oraz zgadza się z Libaniuszem (131).
75 „Civitas inexpugnabilis, facinus audax et im p o r tu n u m (Ammianus Marcellinus, XXIV, 7).
Jego druh wojskowy, Eutropiusz, unika tej trudności: „Assyriamque populatus, castra apud
Ctesiphontem stativa aliquandiu habuit: remeansque victor”, etc., X, 16, 8. Zosimos jest przemyślny,
a być może — nic nie wie, zaś Sokrates — niedokładny.
76 Libaniusz, Oratio parentalis, 130, 139; Sokrates, III, 21. Historyk Kościoła przypisuje
odrzucenie pokoju radom Maksymusa. Taka rada byłaby niegodna filozofa, lecz filozof ten był
jednocześnie czarodziejem, który schlebiał nadziejom i namiętnościom swego pana.
77 O roli odegranej przez tego nowego Zopyrusa (Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV) możemy się
czegoś dowiedzieć ze świadectwa dwóch autorów skrótów (Sekstusa Rufusa i Wiktora) oraz
przypadkowych wzmianek Libaniusza (Oratioparentalis, 134) i Ammiana (XXIV, 7). Wierna relacja
historii cierpi wskutek zupełnie nieoczekiwanej luki w tekście Ammiana.
78 Zob. Ammianus Marcellinus, XXIV, 7; Libaniusz, Oratio parentalis, 132,133; Zosimos, III, 26;
Zonaras, II, 13; Grzegorz, Oratio IV; oraz Augustyn, Państwo Boże, IV, 29; V, 21. Wśród wszystkich
tych autorów jedynie Libaniusz próbuje słabej obrony swego bohatera, który — według Ammia­
na — sam wydał na siebie wyrok wskutek opóźnionej i bezskutecznej próby wygaszenia płomieni.
79 Zob. Herodot, I, 194; Strabon, XVI; Tavernier, cz. I, ks. II.
80 ,,A celeritate Tigris incipit vocari, ita appellant M edi s a g i t t a m (Pliniusz St., VI, 31).
81 Jedną z tych tam, powodującą sztuczne kaskady czy katarakty, opisuje Tavernier (cz. I, ks. II)
i Thevenot (cz. II, ks. I). Persowie lub Asyryjczycy usiłowali przerwać żeglugę na rzece. Strabon, XVI;
D ’Anville, L ’Euphrate et le Tigre.
82 Wspomnijmy na skuteczny i chwalony pośpiech Agatoklesa oraz Korteza, którzy spalili swe
okręty, jeden na wybrzeżu Afryki, a drugi — Meksyku.
83 Por. rozsądne refleksje autora Essai sur la tactique, t. II, oraz erudycyjne uwagi pana Guicharda
w Nouveaux mémoires militaires, t. I, na temat taborów i sposobów utrzymywania się armii
rzymskich.
84 Tygrys opływa góry Armenii od południa, Eufrat — od północy, pierwszy wylewa w marcu,
a drugi w lipcu. Te szczegóły dobrze wyjaśnia Foster w swej Geographical Dissertation umieszczonej
w dziele Spelmana, Expedition o f Cyrus, t. IL
85 Ammian (XXIV, 8) opisuje — według własnych doświadczeń — utrapienia powodzi, gorąca
i owadów. Ziemia Asyrii, choć pod uciskiem tureckim i plądrowana przez Kurdów i Arabów, daje
dziesięcio-, piętnasto- i dwudziestokrotne plony zasiewów dokonanych przez wynędzniałych
i prymitywnych rolników. Voyages de Niebuhr, t. II.
86 Według Izydora z Charax (Mansion. Parthic., w Hudsona Geographi minores, t. II) odległość
z Seleucji do Ekbatany wynosi 129 s c h o e n i , zaś Thevenot liczy, że odległość z Bagdadu do
Przypisy do rozdziału XXIV 443

Ekbatany (względnie Hamadanu) wynosi 128 godzin marszu. Te jednostki długości nie mogą być
większe od zwyczajnego p a r a s a n g u , czyli trzech rzymskich mil.
87 Marsz Juliana z Ktezyfontu opisali w szczegółach, lecz niezbyt jasno Ammianus Marcellinus
(XXIV, 7,8), Libaniusz (134) i Zosimos (III, 26). Dwaj ostatni autorzy wydają się nie wiedzieć, że ich
bohater dokonywał odwrotu, a Libaniusz w sposób absurdalny ogranicza jego poruszenia do
wybrzeży Tygrysu.
88 Chardin, najrozsądniejszy z nowoczesnych podróżników, opisuje (t. III) wyćwiczenie
i zręczność perskich kawalerzystów. Brissonius {De regno Persico) zebrał świadectwa starożytności.
89 Za odwrotu Marka Antonina attycki chojniks sprzedawano za pięćdziesiąt drachm, co
w przeliczeniu równa się cenie 12— 14 szylingów za funt mąki; cena chleba jęczmiennego równała się
cenie srebra. Przeczytawszy ciekawą relację Plutarcha (t. V, rozdz. 45), nie można uniknąć
spostrzeżenia, że Marek Antonin i Julian byli prześladowani przez tych samych wrogów i znajdowali
się w takiej samej niedoli.
90 Ammianus Marcellinus, XXIV, 8, XXV, 1; Zosimos, III, 27 i n.; Libaniusz, 134, 135. Sofista
z Antiochii wydaje się nic nie wiedzieć o głodzie żołnierzy.
91 Ammianus Marcellinus, XXV, 2. Julian zaklął w podnieceniu: „nunquam se M arti sacra
facturum” (XXIV, 6). Tego rodzaju dziwaczne kłótnie nie były czymś niezwykłym pomiędzy bogami
a ich skorymi do obrazy wyznawcami. Nawet rozsądny August po tym, jak dwukrotnie jego flota
uległa rozbiciu, wykluczył Neptuna z zaszczytów publicznych procesji. Por. Hume, Philosophical
Reflections, Essays, t. II.
92 Wciąż zachowywali oni monopol owej próżnej, lecz lukratywnej wiedzy, którą wynaleziono
w Etrurii, a którą rzekomo czerpali ze znaków i omenów w starożytnych księgach Tarkwicjusza,
etruskiego mędrca.
93 „Clamabant hiñe inde c a n d i d a t i (patrz przypis Walezjusza) ąuos disiecerat terror, utfugien-
tium molem tanquam ruinam małe compositi culminis declinaret ” (Ammianus Marcellinus, XXV, 3)
94 Sam Szapur oświadczył Rzymianom, że zwykł pocieszać rodziny zmarłych satrapów posyła­
jąc im w prezencie głowy gwardzistów i oficerów, którzy nie polegli u boku swego pana. Libaniusz,
De nece Iulian. ulcis., rozdz. XIII.
95 Już sam charakter Juliana i jego położenie pozwalają przypuszczać, że wcześniej ułożył tekst
tego pięknie opracowanego przemówienia, które Ammian, wysłuchawszy, przepisał. Tłumaczenie ks.
de la Bléterie jest wierne i w dobrym stylu. Poszedłem jego śladem w tłumaczeniu platońskiej idei
emanacji, która jest tylko niejasno wzmiankowana w tekście oryginalnym.
96 Herodot (1,31) wyłożył tę doktrynę w przyjemnej powiastce. Lecz Jupiter {Iliada, XVI), który
opłakuje krwawymi łzami swego syna Sarpedona, miał bardzo niedoskonałe wyobrażenie o poza­
grobowym szczęściu czy chwale.
97 Żołnierze, którzy przekazywali swą ostatnią wolę ustnie w czasie służby {in procinctu), byli
zwolnieni od formalności prawa rzymskiego. Por. Heineccius {Antiquit. inris Romani, t. I)
i Montesquieu {O duchu praw, XXVII).
98 Idea połączenia się duszy ludzkiej z boską eteryczną substancją wszechświata wchodzi
w skład starodawnej doktryny Pitagorasa i Platona, lecz wydaje się ona wykluczać niemoralność
osobistą lub świadomą. Por. uczone i rozumne uwagi Warburtona w Divine Légation, t. IL
99 Ammian, który był inteligentnym obserwatorem, podaje pełną relację o śmierci Juliana
(XXV, 3). Libaniusz, przejęty zgrozą, odwrócił się od tej sceny i podaje tylko pewne szczegóły
{Oratio parentalis, 136— 140). Kalumnie Grzegorza i legendy stworzone przez późniejszych świętych
można p o c i c h u odrzucić.
100 „Honoratior aliquis miles” — był to może sam Ammian. Skromny i rozsądny historyk opisuje
scenę elekcji, w której niewątpliwie sam uczestniczył (XXV, 5).
101 P r i m u s lub p r i m i c e r i u s cieszył się tytułem senatora, a choć był tylko trybunem,
równał się rangą z wodzami. Kodeks Teodozjański, ks. VI, tyt. XXIV, prawo 11. Być może, że
przywileje te powstały dopiero później.
444 Przypisy do rozdziału XXIV

102 Historycy Kościoła: Sokrates (III, 22), Sodzomen (VI, 3) i Teodoret (IV, 1) przypisują
Jowianowi zaszczytne miano wyznawcy za panowania Juliana, wyrażają też nabożne przypuszczenie,
że odmawiał on purpury, dopóki cała armia jednogłośnie nie wyznała, że składa się z samych
chrześcijan. Ammian, który beznamiętnie snuje swą narrację, obala tę legendę jednym zdaniem:
„Hostiis pro Joviano extisque inspectis, pronuntiatum e s f \ etc. (XXV, 6).
103 Ammian (XXV, 10) narysował z życia wzięty, bezstronny portret Jowiana, do którego Wiktor
Młodszy dorzucił kilka godnych uwagi rysów. Ksiądz de la Bléterie (Vie de Jovien, 1.1) opracował
dokładną historię jego krótkiego panowania; jest to dzieło odznaczające się wytwomością stylu,
badawczym krytycyzmem i religijnymi przesądami.
104 „Regius e q u i t a t u s Z dzieła Prokopa wynika, że słynni za czasów Cyrusa i jego następców
Nieśmiertelni zostali — jeśli wolno się tak niestosownie wyrazić — przywróceni do życia za
Sassanidów. Brisson, De Regno Pérsico.
105 Ukryte wewnątrz tego kraju wioski zaginęły bez śladu. Nie możemy też wskazać dokładnego
pola walki, na którym zginął Julian, lecz pan d’Anville określił dokładne położenie Sumere, Carche
i Dury — wzdłuż brzegów Tygrysu (Geographie ancienne, t. II; L ’Euphrate et le Tigre). W dziewiątym
stuleciu Sumere (Samara) stała się — po dokonaniu zmiany w nazwie — stolicą kalifów z rodu
Abbasydów.
106 Dura była warownym grodem w czasie wojen, jakie Antioch prowadził przeciw powstańcom
Medii i Persji (Polibiusz, V, 48, 52).
107 Podobny projekt przedstawiono też dowódcom dziesięciu tysięcy, którzy mądrze go odrzucili.
Ksenofont, Anabaza, ks. III. Z relacji naszych współczesnych podróżników wynika, że żegluga na
Tygrysie odbywa się na unoszonych pęcherzami tratwach.
108 Ammianus Marcellinus (XXXI, 6), Libaniusz (143) i Zosimos (III, 30) podają szczegóły
pierwszych działań wojennych podjętych przez Jowiana. Choć możemy nie mieć zaufania do
obiektywizmu Libaniusza, to jednak naoczne świadectwo Eutropiusza („uno a Persis atque altero
proelio victus”, X, 9) skłaniają nas do podejrzenia, że Ammian w swej relacji był nazbyt zazdrosny
o honor rzymskiego oręża.
109 Sekstus Rufus (De provinciis, 29) znajduje lichy wybieg w narodowej próżności. „ Tanta
reverentia nominis Romani fuit, ut a Persis p r i m u s de pace sermo haberetur.”
110 Zaprzeczyć poglądowi Ammiana, żołnierza i uczestnika, byłoby wyrazem zarozumiałości.
Lecz trudno zrozumieć, j a k góry Korduene mogą ciągnąć się poprzez równinę asyryjską aż do
zbiegu Tygrysu i Wielkiego Zabu oraz w j a k i s p o s ó b armia złożona z 60 000 żołnierzy mogłaby
w ciągu czterech dni przebyć odległość stu mil.
111 Pokój zawarty w Durze omawiają z żalem i gniewem: Ammianus Marcellinus, XXV, 7;
Libaniusz, Oratio parentalis, 142; Zosimos, III, 31; Grzegorz z Nazjanzu, Oratio IV (Julianowi
przypisuje on winę klęski, Jowianowi — zbawienie); Eutropiusz, X, 9. Ów ostatni autor, który był
obecny na wojskowym posterunku, nazywa ów pokój „necessariam quidem sed ignobilem>\
112 Libaniusz, 143.
113 „ Conditionibus... dispendiosis Romanae reipublicae impositis... quibus cupidior regni quam
gloriae Jovianas, imperio rudis, adquievit” (Sekstus Rufus, De provinciis, 29). De la Bléterie przyto­
czył w tekście długiego i bezpośredniego przemówienia owe pozornie słuszne względy interesu
publicznego i prywatnego (Vie de Jovien, t. I).
114 Dowódcy zostali zamordowani na wybrzeżu Zabatusu (Anabaza, II, V, § 1; ks. III, rozdz. III,
§ 6), 'czyli Wielkiego Zabu; jest to rzeka w Asyrii o szerokości 400 stóp, wpadająca do Tygrysu
w odległości czternastu godzin od Mosulu — idąc w dół rzeki. Wskutek błędnej interpretacji Grecy
nadali Zabowi Wielkiemu i Małemu nazwy Wilka (Lycos) i Kozy (Capros); zwierzęta te wymyślili
dla towarzyszenia T y g r y s o w i na Wschodzie.
115 Cyropedia mówi o tym w słowach niejasnych i z apatią; Anabaza jest pełna szczegółów i życia.
Taka jest odwieczna różnica między zmyśleniem i prawdą.
116 Według Rufina układ pokojowy nałożył na Persów obowiązek natychmiastowej dostawy
Przypisy do rozdziału XXIV 445

żywności, a Teodoret potwierdza, że się z niego wiernie wywiązywali. Jest to prawdopodobne, ale
bez wątpienia nieprawdziwe. Por. Tillemont, Histoire des empereurs, t. IV.
117 Przypomnijmy sobie kilka wierszy u Lukana (Pharsalia, IV, 95), który opisuje podobne
nieszczęścia armii Cezara w Hiszpanii:
Saeva fam es aderat —
Miles eget: — toto censu non prodigus emit
Exiguam Cererem. Proh lucri pallida tabes!
Non deest prolato ieiunus venditor auro.
Por. Guichard, Nouveaux mémoires militaires, t. I. Jego analiza dwóch kampanii, w Hiszpanii
i Afryce, jest najszlachetniejszym pomnikiem wystawionym na chwałę Cezara.
118 Pan d’Anville (zob. jego Mapy oraz L ’Euphrate et le Tigre) śledzi ich marsz i wyznacza
prawdziwe położenie Hatry, Uru i Tilsafaty, o których pisze Ammian. Nie uskarża się on na
„Samiela”, straszliwie gorący wiatr, którego tak bardzo obawiał się Thevenot ( Voyages, cz. II, ks. I).
119 Odwrót Jowiana opisują: Ammianus Marcellinus, XXV, 9; Libaniusz, Oratio parentalis, 143;
oraz Zosimos, III, 33.
120 Libaniusz, ibid., 145; takie były oczywiste nadzieje i pragnienia tego retoryka.
121 Ludność Carrae, miasta oddanego pogaństwu, pogrzebała zwiastuna nieszczęścia pod stosem
kamieni (Zosimos, III, 34). Libaniusz, gdy dotarła doń ta nieszczęsna wiadomość, skierował wzrok
na swój miecz, lecz przypomniał sobie, że Platon potępiał samobójstwa i że musi żyć, aby ułożyć
panegiryk na cześć Juliana (Libaniusz, De vita sua).
122 Ammiana i Eutropiusza należy uznać za wiernych i godnych zaufania rzeczników opinii
publicznej. Ludność Antiochii przeklinała haniebny pokój, który wydawał ją Persom na nagiej
i pozbawionej obrony granicy (Excerpta Valesiana ex Johanne Antiocheno).
123 Ksiądz de la Bléterie ( Vie de Jovien, 1.1), pełen powagi kazuista, oświadcza, że Jowian nie miał
obowiązku spełniać swego przyrzeczenia, ponieważ n i e m ó g ł bez zgody swego ludu i utraty jego
wierności doprowadzić do rozbioru Cesarstwa. Nigdy nie znajdowałem ani przyjemności, ani nauki
w tego rodzaju politycznej metafizyce.
124 W Nisibis dokonał on prawdziwie k r ó l e w s k i e g o czynu. Porwano podczas kolacji
pewnego dzielnego oficera, noszącego imię cesarza, a o którym sądzono, że jest godny purpury; został
on następnie wrzucony do studni i ukamienowany bez jakiegokolwiek sądu lub nawet dowodu winy.
Ammianus Marcellinus, XXV, 8.
125 Ibid., 9; Zosimos, III, 33.
126 Chroń. Paschal., t. I. Warto też sięgnąć do kościelnych Notitiae.
127 Zosimos, III, 32; Sekstus Rufus, De provinciis, 29; św. Augustyn, Państwo Boże, IV, 29. Ten
ogólny pogląd należy potraktować z pewną ostrożnością.
128 Ammianus Marcellinus, XXV, 10; Zosimos, III, 34. Mógł on być edax, et vino Venerique
indulgens. Zgadzam się jednak z Opatem de la Bléterie (t. I), który odrzuca bezsensowną relację
0 orgii bachicznej (apud Suidam), w której uczestniczyć mieli w Antiochii cesarz, jego ż o n a
1 zastęp nałożnic.
129 Ksiądz de la Bléterie (t. I) ładnie obnaża brutalną bigoterię Baroniusa, który rzuciłby ciało
Juliana na pożarcie psom, „ne cespititia quidem sepultura dignus
130 Por. sofistę i świętego: Libaniusza, Monod., t. II, oraz Oratio parentalis, 145, 156,
z Grzegorzem z Nazjanzu, Oratio IVl Chrześcijański mówca słabym głosem nawołuje do skromności
i wybaczenia, niemniej jest pewny, że rzeczywiste cierpienia, których dozna Julian, przewyższą
mityczne udręki Iksjona i Tantala.
131 Tillemont (Histoire des empereurs, t. IV) zebrał relacje o tych wizjach. Zauważono, jak jakiś
święty czy anioł odchodzi w nocy na tajemną wyprawę, itp.
132 Sodzomen (VI, 2) pochwala grecką doktrynę o zabijaniu tyranów; cały ten ustęp, który mógł
przetłumaczyć jezuita, został chytrze pominięty przez prezesa Cousina.
133 Zaraz po śmierci Juliana poczęła szerzyć się niepewna pogłoska, „telo cecidisse Romano
446 Przypisy do rozdziału XXIV

Dezerterzy dotarli z nią do obozowiska perskiego, a Szapur i jego podwładni oskarżyli Rzymian
o zabójstwo cesarza (Ammianus Marcellinus, XXV, 6; Libaniusz, De ulciscenda Iuliani nece, rozdz.
XIII). Jako dowód ostateczny przytaczano fakt, że żaden Pers nie zgłosił się po przyobiecaną nagro­
dę (Libaniusz, Oratio parentalis, 141). Lecz prędki kawalerzysta, który wyrzucił fatalny oszczep,
mógł nie wiedzieć, co uczynił, lub też mógł paść w tej potyczce. Ammian nie ma podejrzeń ani ich nie
budzi.
134 „Hostis entolen pieron to sphon auton archonti.” To niejasne i dwuznacznie brzmiące zdanie
mogłoby wskazywać na Atanazego, który jako pierwszy wśród chrześcijańskiego duchowieństwa nie
miał rywala (Libaniusz, De ulciscenda Iuliani nece, 5; Bleterie, Vie de Jovien, t. I).
13 s Mówca (Fabricius, Bibliotheca Graeca, t. VII) rzuca podejrzenia, żąda śledztwa i sugeruje, że
można jeszcze zdobyć dowody. Przypisuje on sukces Hunów faktowi, że zbrodniczo zaniedbano
pomszczenia śmierci Juliana.
136 Podczas pogrzebu Wespazjana komediant, który grał rolę tego oszczędnego cesarza, troskli­
wie zapytywał: ile to kosztuje?
— 80 000 funtów (centies).
— Dajcie mi dziesiątą część tej sumy i wrzućcie me ciało do Tybru. (Swetoniusz, Wespazjan, rozdz.
19 — z przypisami Casaubona i Gronoviusa.)
137 Grzegorz (Oratio IV) porównuje ten ponoć hańbiący i ośmieszający obrządek z pełnym
honorów pogrzebem Konstancjusza, którego konduktowi poprzez góry Taurus towarzyszył śpiew
chóru anielskiego.
138 Kwintus Kurcjusz, III, 4. Potępiano niejednokrotnie przepych jego opisów, było jednak
prawie obowiązkiem historyka opisać rzekę, której wody okazały się niemal zgubne dla Aleksandra.
139 Libaniusz, Oratio parentalis, 156. Potwierdza on jednak z wdzięcznością hojność obu
cesarskich braci, którzy ozdobili grób Juliana (De ulciscenda Iuliani nece, 7).
140 „Cuius suprema et cineres, si ąui tunc iuste consuleret, non Cydnus videre deberet, quamvis
gratissimus amnis et liquidus: sed ad perpetuandam glorian recte factorum praeterlambere Tiberis,
intersecans urbem aeternam, divorumque veterum monumenta praestringens” (Ammianus Marcelli­
nus, XXV, 10).
IN D E K S OSÓB

(W nawiasie podano właściwą wersję łacińską, grecką lub obydwie; przy cezarach najpierw pełną,
oficjalną wersję łacińską, potem wersję sprzed objęcia tronu)

Aaron II 22, 43 Agrypina Starsza 110, 120


Abauzit Firmin II 356 Agryppa (Marcus Vipsanius Agrippa) 57, 330,
Abbas, szach perski 353 343, 362; II 347
Abbasydzi II 444 Akacjusz (Accacius) II 251
Abgarus, król Edessy 160, 354; II 357 Alaryk, król Wizygotów 359
Ablawiusz (Ablavius) 359; II 148, 149, 318, Albinus zob. Klodiusz Albinus
386, 416 Albus zob. Klodiusz Albinus
Abraham II 10— 13, 57, 63, 66, 81, 439 Alcybiades 353
Abraham Rabbi 353 Aldus Manutius II 431
Abulfeda 323; II 440 Aleksander zob. Aleksander Sewer
Abulghazi Bahadur Chan 356 Aleksander, biskup Konstantynopola II 225,
Abulpharagius Gregorius 352 232, 236, 250, 439
Acesjusz II 218, 409 Aleksander Sewer (Imp. Caesar Marcus
Achilleus 267 Aurelius Severus Alexander Augustus;
Acholiusz (Acholius) 366 Alexianus Bassianus) 104, 118— 125, 128,
Adam Robert 381 131, 133— 135, 138— 140, 143, 152, 159—
Adam z Bramy 359 162, 184, 194, 326, 330, 344, 346, 348, 349,
Adauktus (Adauctus) II 93 354, 361, 364; II 40, 81, 281, 355, 365, 381,
Ado II 408 382, 392
Adwentus (Adventus) 111, 112 Aleksander szalbierz II 355, 358, 367
Aecjusz (Aecius) zw. „Ateistą” II 229, 230, Aleksander Wielki (Macedoński) 20, 31, 32,
235, 413, 417 35,62,112,152,187,272, 325,327, 344, 345,
Aedesius zob. Edezjusz 352, 353; II 10, 106, 118, 307, 311, 312, 317,
Aelianus zob. Elianus 329, 343, 397, 423, 437, 438, 441, 446
Afarban (Apharbanus) 273, 274 Aleksy Komnen (Alexius Comnenus) II 373
Agatias (Agathias) z Miryny 352— 354, 362, Alemannicus zob. Karakalla
373; II 374, 380, 389 Alikwaka (Aliquaca) 388
Agatokles II 442 Alipiusz (Alipius) II 298, 299
Agilo II 276 Aliturus II 360
Aglae II 94 Allektus (Allectus) 264, 265
Agrykola (Cnaeus Iulius Agricola) 19, 323, Amala 185
325, 329, 348; II 65, 377, 379, 381 Amandus, dowódca floty 318, 376
Agrypina Młodsza II 386 Amandus, przywódca buntu 262
448 Indeks osób

Ambroży (Ambrosius) św., biskup 369; I I 227, Aper Ariusz (Aper Arrius) 256, 257, 374
298, 397, 401, 405, 407, 412, 432, 433 Apodemiusz II 276
Ameliusz (Amelius) 286; II 410 Apoloniusz (Apollonios) z Tiany 226, 368; II
Ammianus Marcellinus 329, 348, 351— 353, 81, 362, 367
355, 358, 360, 363, 365, 374, 377— 379, 382, Appian (Appianos) z Aleksandrii 324, 326,328,
383,385, 388; I I 234,255,290,299, 332,341, 333, 342, 347, 353, 362, 373, 376; II 338
356, 375, 377, 379, 380, 382, 383, 386— 389, Apulejusz (Lucius Apuleius) 329, 330; II 356,
392— 398, 406, 410, 415, 417—428, 430— 357, 367
433, 435—446 Arabsiades Ahmed II 396
Ammoniusz (Ammonius) 286 Araryk, król Gotów II 145
Anastazja 312, 383; II 139 Arbecjo (Arbetio) II 276
Anatoliusz II 333, 335 Arbuthnot John 332; II 398
Andronikus (Andronicus) II 214, 408 Archeri Luca d’ II 367
Andrzej (Andreas) II 84 Architreniusz II 422
Annibalianus (lub Hannibalianus) 383 Ardaszir (Ardszir) zob. Artakserkses
Anonymus zob. Anonymus Valesii Aristeas II 367
Anonymus Valesii 382, 384, 387, 388; II 374, Aristenos Aleksy II 400
375, 388 Ariston z Pełli II 348
Anquetil-Duperron Abraham Hyacinthe de Ariusz (Arius, Areios) II 225, 227, 229, 231—
352 233, 237, 411, 415, 416
Antimus, biskup II 368 Armentarius zob. Galeriusz
Antinous (Antinoos) 68, 335 Arminiusz (Arminius, Hermann) 192
Antioch (Antiochos), król Syrii 352, 354; Arnauld Antoine II 418
II 10, 380, 444 Arnobiusz (Arnobius) z Sicca 328; II 367, 380
Antioch, urzędnik II 151, 389 Arrian (Flavius Arrianus) 325, 327, 353, 362
Antoni św. II 237, 288, 415, 418 Arsaces, założyciel dynastii 153, 201, 397
Antonin zob. Karakalla Arsaces Tyranus, król Armenii II 317, 439
Antoninowie 17, 22, 24, 28, 29, 31, 35, 37, Arsacydzi 153, 159, 269, 352, 377; II 151, 318
41, 43, 45, 46, 49, 52, 54, 63, 68— 70, 78, 82, Arseniusz (Arsenius) II 238
102,122,130,184,187,238,273, 332, 360; II Artaban, król Partów 153
49, 205, 367, 376, 381 Artaksata, arcybiskup II 151
Antoninus, doradca Szapura II 178, 395 Artakserkses (Ardaszir, Ardszir, Babegan)
Antoninus, prokonsul II 77 152— 154, 157— 162, 201, 250, 269, 352,
Antoninus Arriusz 78 354; II 50, 150, 312
Antoninus Pius (Imp. Caesar Titus Aelius Artawasdes, dowódca 270
Hadrianus Antoninus Augustus Pius; Titus Artawasdes, król Armenii 364; II 439
Aelius Caesar Antoninus; przed adopcją Artemiusz (Artemius) II 277
Titus Amelius Fulvus Boionius Arrius An­ Artemon II 51
toninus) 19,21,22,68,73,122,138,281,324, Arynteus II 319, 336, 338
332, 335, 338, 367, 371; II 56, 57, 71, 348, Arystobul(us) (Aristobulos) 259, 375
359, 362— 364 Arystofanes II 429
Antoniusz zob. Marek Antoniusz Arystoteles 55, 112, 157, 287; II 51, 52, 190,
Antygon II 402 229, 273, 275, 412, 425, 426
Anulinus, prefekt pretorium Maksymina 145 Arystydes Eliusz (Ailios Aristeides) 329, 331,
Anulinus, prefekt pretorium Maksencjusza 294 332; II 270, 356
Anulinus, senator 258 Arystydes, filozof II 51
Anville Jean Baptiste Bourguignon d’ 324, Asklepiodotos (Asclepiodotus) 243, 264
326, 331, 353, 354, 360, 366, 374, 379, 381, Assemani Joseph Simon II 357
385, 387; II 372— 374, 384, 386, 390, 391, Asterius II 379
398, 399, 424, 433, 434, 439—442, 444, 445 Astingowie II 145
Indeks osób 449

Atanazy Wielki (Athanasius) II 214, 217, 223, Bahram zob. Waranes


227, 228, 233, 235— 248, 282, 305, 306— Balbinus (lmp. Caesar Decimus Caelius Cal-
309, 369, 388, 391, 401, 403, 405, 411, vinus Balbinus Augustus; Decimus Caelius
413—419, 436, 439, 446 Calvinus Balbinus) 132,141,142,145— 147,
Atenagoras II 349, 352, 360, 412 349
Atenajos (Athenaios z Naukratis 328, 329 Balbus Cornélius (Cornélius Balbus) 349
Atenion 348 Balista 205
Attitianus 368 Balsamon Théodore II 400
Attyk (Titus Pomponius Atticus) 330, 333 Baluze Etienne 384
Attyk Juliusz 46 Banduri Anselme dom 361; II 372— 374, 399
August (Imp. Caesar Augustus; Caius Iulius Barbatio II 168, 185, 397
Caesar Octavianus; przed adopcją Caius Barbeyrac Jean II 353
Octavianus) 10, 17— 21, 28— 30, 33, 39, 44, Barclay Robert II 353
45, 56—68,71,87,9 2 ,9 3 ,1 0 1 ,1 0 2 ,1 1 0 ,1 1 6 , Bardesane(s) II 357
126— 130, 150, 152, 196, 238, 242, 245, 259, Bargaeus II 395
273,278— 281,319,323,328,330,332— 334, Bar Kochba Szymon II 57, 359
336, 344, 360, 361, 364, 365, 367, 369, 370, Bamabasz II 351
373, 379, 380; II 10, 65, 82, 113, 115, 119, Baronius Cesare, kardynał 369; II 363, 399,
125, 137, 138, 145, 147, 164, 173, 174, 207, 401—404,407, 409,413, 414, 417, 428, 432,
216, 221, 257, 281, 311, 347, 349, 357, 366, 438, 445
367, 377, 379— 381, 405, 425, 427, 435,443, Basnage de B eawal Jacques 353; II 347, 348,
488 356, 359— 361, 405, 410, 411, 431, 433
Augustyn św. (Aurelius Augustinus) 324, 329; Bassianus zob. Heliogabal
I I 330,347, 349,352,357,360,370,375,379, Bassianus zob. Karakalla
380, 384, 409—412, 419, 442, 445 Bassianus, mąż Anastazji 312, 383
Aulus Geliusz (Aulus Gellius) 329, 330, 345; Bastie de la II 405, 420
II 349, 441 Bayer François Perez 354
Aurelian (Imp. Caesar Lucius Domitius Aure- Bayle Pierre 349, 356, 370; II 349, 350, 353,
lianus Augustus; Lucius Domitius Aurelia- 361,400, 411,413
nus) 211, 217— 224, 226—237, 239— 243, Bazyli Wielki, św. II 236, 356, 395, 407, 428,
248, 250, 253, 259, 276, 304, 315, 361, 362, 436
368— 370, 382; II 83, 84, 366 Beaufort Louis Léopold Amédée de 325, 328,
Aureliusz, senator 217 333
Aureliusz Wiktor (Sextus Aurelius Victor) Beausobre Isaac I I 349,350,353,357,360,362,
324, 334, 338— 343, 348, 349, 351, 358, 409—412, 423
360— 376, 378— 384, 386, 388; II 377, 381, Becket Thomas II 364
385— 395, 400, 421, 431, 442, 445 Beda Venerabilis II 27
Aurengzeb, władca mongolski 354 Belizariusz (Belisarius) II 332
Aureolus 205, 211— 213, 229, 366 Bell James Stanislas 360
Autolik II 352 Belon Pierre II 371, 372
Auzoniusz (Decimus Magnus Ausonius) 362, Belsazar II 144
377, 379; II 376, 377, 406 Bentivoglio Gui II 400
Awidiusz Kasjusz (Avidius Cassius) 69, 334— Bentley Richard II 439
336; II 379, 435 Bergier Nicolas 327, 331; II 439
Bernard św. II 27, 352
Babegan zob. Artakserkses Bemier François 354
Babek 352 Beveridge Guillaume II 400, 407, 408, 416
Babolin św. 376 Beza, autor II 358
Babylas, biskup II 303, 304, 313, 435 Biet, autor II 396
Bacurius (lub Baturius), władca iberyjski I I 404 Binezes II 341
450 Indeks osób

Bingham Joseph II 399, 4 0 3 -4 0 6 , 408, 423 Byrrhus, senator 78


Blandina II 363 Byzas II 370
Bléterie Jean Philippe René de la, Opat 10,333,
358,372,380; I I 361,366,375,378,394,397, Caesar zob. Cezar
398, 4 1 8 ,4 2 2 ,4 2 4 -4 2 7 ,4 2 9 ,4 3 0 ,4 3 3 ,4 3 5 , Calmet Augustin dom II 358, 365, 410
437—439, 4 4 4 -4 4 6 Calocerus II 387
Blondel David II 353, 385, 403 Calpumius zob. Kalpurniusz
Boadycea 19 Camden William 323, 372
Boecjusz (Anicius Manlius Torquatus Severi- Caninius 370
nus Boethius) II 412 Cantelorius Felix II 378
Boef le, opat II 397 Cantemir Demetrius II 375
Boileau Nicolas II 398, 402 Cantoclarus 367
Bollandus (Jean Bolland) II 417 Carte Thomas 382
Bonamy Pierre Nicolas 365; II 398, 422 Casaubon Mérie Florent Etienne 337, 339,
Bonifacy św. II 94, 369 340, 349, 369— 371, 373; II 347, 358, 377,
Bonifacy VIII, papież 351 434, 446
Bonozus 248, 365, 366, 369, 372 Cave Guillaume II 356
Bossuet Jacques Bénigne 11, 12, 327; II 352, Cecylian (Caecilianus), biskup II 211, 218,
400 219, 409
Bouchaud Mathieu-Antoine 347; II 409 Cecyliusz (Caecilius) zob. Laktancjusz
Bouquet dom, autor II 398 Cedrenus George 345, 385; II 106, 372, 373,
Boze Claude Gros de 331, 368; II 367, 368 375, 387, 414
Brequigny Louis-Georges Oudard Feudrix de Cejonian 340
361,365 Cellarius Andreas (Andreas Keller) 365, 375,
Brisson (Brissonius), autor II 382, 395, 443, 382, 386; II 364, 375, 408, 418, 441
444 Celsjusz (Celsus Magnus) 356
Brosses (Debrosses, Des Brosses), wydawca II Celsus (Titus Cornelius Celsus) 205, 215, 364
382, 389 Celsus (Kelsos) II 352, 353, 358, 359
Brouer (Mathieu Brouerius van Nyedek) II Censorinus 350, 351, 360
388 Cezar (Caius Iulius Caesar) 18, 24, 41, 63—
Browne Guillaume-George II 390 6 5 ,7 1,101,125,165,171,180,194,242,259,
Brucker Jean-Jacques II 410, 429, 431 261, 296, 323— 325, 327, 328, 332, 333, 335,
Bruttius Praesens II 362 341, 346, 355— 358, 362, 367, 376, 378, 379;
Brutus (Marcus Iunius Brutus) 64, 334; I I 115, II 54, 113, 134, 135, 281, 311, 343, 350, 377,
378 381, 406, 423— 425, 427, 438, 445
Brutus Starszy (Lucius Iunius Brutus) II Cezariusz, lekarz II 431
112 Cezariusz, urzędnik 331
Buat-Nançay Louis-Gabriel du II 387 Cezarowie 66; II 24, 305
Buchanan George 323; II 400 Chais Charles Pierre le 351
Buffon Georges Louis Leclerc de 327, 337, Chandler Richard 331
355, 365, 369; II 441 Chardin Jean 335, 353, 355, 363; II 395, 443
Bull George II 403, 410, 412, 413 Chardon Charles Mathias dom II 399, 404,
Buondelmonte II 374 405, 407
Burigny Jean Lévesque de 329 Charisius Arkadiusz (Aurelius Arcadius
Burman(n) Pierre 347 Charisios) II 378, 382
Bumet Thomas II 349, 351, 357 Charlevoix Pierre François Xavier de 355
Burrus 120 Chauffepié Jacques Georges de II 402, 403
Busbequius (Busbecq lub Bousbecque Augier Cherefeddin Ali, autor II 395, 396
Ghisleu de) II 372, 390 Chlodwig zob. Klodwig
Busching Antoine Frédéric II 390 Chlorus zob. Konstancjusz Chlorus
Indeks osób 451

Chnodomar II 186, 397 Dagalaifus (Dagalaiphos) II 269, 319, 323,


Chosroes Anuszirwan 161, 201, 269, 354 336
Chosroes, król Armenii II 157, 317 Daillè Jean II 351, 411
Chosroiduchta 377 Dalmacjusz (Flavius Dalmatius) 383; II 139,
Christodorus II 374 238, 387, 388
Chrystus zob. Jezus Chrystus Dalmacjusz (Flavius Iulius Dalmatius) I I 138,
Chryzancjusz (Chrysantes, Chrysantios) II 139, 142, 143, 148, 149, 154
287, 293, 431 Dalin Olof 355, 357, 359
Chryzostom zob. Jan Złotousty Damazy św., biskup Rzymu II 369
Clarke Samuel II 411, 412 Daniel, zakonnik II 351, 396
Clerisseau Charles Louis 381 Dardanus 366
Cluverius (Cluvier Philippe) 355— 358, 360— Dariusz Flystaspes Wielki, król perski 352; II
362, 365, 371; II 423 177
Codinus zob. Kodynus Dariusz Kodomanus, król perski 153, 220,
Colbert, autor II 402 273, 354; II 102, 276, 371, 397
Condé, Kondeusz, zob. Ludwik II Daubuz Charles Sébastien II 361
Corippus zob. Korippus Dawid II 16, 68, 197, 296, 359
Corneille Pierre II 364 Dawila (Enrico Cattarino Davila) 356 .
Correggio Antonio da II 28 Dawkins, autor 368
Cotelier (Cotelerius) II 349, 355, 411 Daza zob. Maksymin Daza
Cousin Louis II 445 Decebal, król Daków 20
Cudworth Ralph II 410, 412, 413 Decencjusz (Decentius) II 162
Cuper Gilbert 373, 374, 387, 401 Decjusz (Imp. Caesar Caius Messius Quintus
Curcellaeus II 412 Traianus Decius Augustus; Caius Messius
Curchod Suzanne 12 Decius) 164, 177, 181, 182, 186— 189, 194,
Cycero (Marcus Tullius Cicero) 11, 37, 39, 41, 212, 359, 360; I I 40,49, 73, 82, 303, 364, 366
64,71,72,121,129,255, 325,326— 329, 333, Decjusze 358— 360
334, 336, 337, 339, 347, 349, 353, 362; I I 20, Deksippus (Dexippus, Deksippos) 199, 346,
21,45, 86, 110, 112, 173, 203, 347, 350, 352, 362, 366, 367
358, 376, 378, 379, 382, 400, 402, 403, 409, De la Mothe Le Vayer II 411
411,432 Delfidiusz (Delphidios) II 190
Cynna (Lucius Cornelius Cinna) 64, 386 Delia II 378
Cyprian z Kartaginy, św. (Thasius Caecilius Demetrios ze Skepsis II 372
Cyprianus; Tasciusz) I I 37,38,4 1 ,4 3 ,4 9 , 51, Demetriusz, biskup II 48
73— 76, 353— 356, 358, 363— 366, 409 Demostenes II 106, 159, 300
Cyriades (Kyriades) 202, 205, 363 Demostenes, komendant Cezarei 203
Cyriakus z Ankony II 361 De Pauw, autor 356
Cyrus, król perski 152, 153, 160, 226, 354; Des Brosses zob. Brosses
II 22, 312, 321, 441 Dezyderiusz II 391
Cyrus Młodszy, król perski II 320, 392 Diadumenianus 112, 115, 122
Cyrus, prefekt Konstantynopola II 372 Didius Iulianus zob. Dydiusz Julian
Cyryl (Cirillus, Kyrillos) z Aleksandrii II 289, Dikajarch 330
3 5 7 ,4 1 2 ,4 1 4 ,4 2 9 D iodes zob. Dioklecjan
Cyryl z Jerozolimy II 234, 247, 432 Diodor Sycylijczyk (Diodoros Sikeliotes, D io­
Cywilis (Iulius Civilis) 178 dorus Siculus) 329, 347, 355, 358, 365; II
Czyngis 35 347, 382, 402, 406
Diodorus, duchowny II 249
Dacier Anne Lefèvre 336 Diodorus, urzędnik II 306
Dacier André 364, 375, 379 Diogenes .z Synopy II 276
Dacianus (Datianus) II 92, 369 Diogenes, wielkorządca II 146
452 Indeks osób

Diogenes Laertios 328, 342; II 343, 367 Edezjusz (Aedesius) II 285, 287, 370
Dioklecjan (Imp. Caesar Caius Aurelius Vale­ Edward I, król angielski II 368
rius Diocletianus Augustus; Diodes; Doc- Ekdycjusz (Ecdicius) II 308
les; Valerius Diocletianus) 211, 243, 253, Eklektus (Eclectus) 82
256—262, 264—269, 271— 286, 288— 290,(Aelianus), przywódca buntu 262
Elianus
292, 294, 295, 299, 310— 312, 361, 370, Elianus, autor 330, 376
373— 383, 386, 387; II 46, 52, 79, 84—93, Eliusz Werus zob. Werus
97, 98, 100, 101, 103, 111, 114, 121, 122, Elpidius II 423
128, 138, 164, 173, 196, 211, 218, 278, Elżbieta I, królowa angielska II 408
282, 290, 335, 336, 355, 356, 366, 367, Emilianus (Imp. Caesar Marcus Aemilius Ae-
399,409 milianus Augustus; Marcus Aemilius Aemi-
Dion Chryzostom II 429 lianus) 181, 190
Dionizjusz Areopagita (Pseudo-Dionizy) II Emilianus, pretendent z Egiptu 365
351,357 Emiliusze II 377
Dionizjusz z Bizancjum 327, 363; II 363, 371 Emiliusz Paulus (Lucius Aemilius Paulus Ma­
Dionizjusz z Halikamasu 324, 325, 328, 329, cédonien) 328, 347
339, 365, 370 Emlyn, socynianin II 411
Dionizjusz z Koryntu II 355, 356 Epagathus 123
Dionizy z Mediolanu, św. II 243, 417 Epicharis II 382
Dionizy Wielki z Aleksandrii 365; II 73, 363, Epifaniusz (Epiphanios) z Salaminy, św. II
366 348,349, 356, 360, 365, 412, 413, 415, 435
Docles zob. Dioklecjan Epiktet (Epiktetos) z Hierapolis I I 53,358,364
Dodwell, autor 334; I I 352— 354, 361,367, 381 Epiktetus, biskup II 266
Domicjan (Imp. Caesar Domitianus Augu­ Epikur (Epikuros) 55, 56, 328; II 86, 367
stus; Titus Flavius Domitianus) 19, 20, Episkopiusz Simon II 411
63— 65, 67, 69, 70, 74, 110, 150, 253, 323, Eponina 335
325, 334, 343, 372; II 68, 69, 82, 164, 167, Erazm z Rotterdamu (Gerhard Gerhards) II
170, 356, 361, 371, 392, 425 351, 413
Domicjan (Domitianus), prefekt Wschodu II Erdawiraf 153
167 Ernestus II 396
Domicylla (Domitilla) II 68, 362 Estius (Willem van Est) II 413
Donat (Donatus) z Kartaginy II 218 Eucherius II 367
Donatus (Aelius Donatus) 330, 339, 383; II Eugeniusz II 368
361, 395, 402 Euklides II 51
Doroteusz (Dorotheus) II 84, 368 Eukrates 350
Drakenborch Arnold II 428 Eumeniusz (Eumenes z Kardii) 331, 366, 368,
Drakoncjusz II 306 376, 380, 381, 383, 384; II 383, 384, 399
Dubos Jean Baptiste 328, 355, 356; II 379, Eunapios z Sardes II 374, 378, 379, 416, 422,
384 428, 429, 431, 434, 439
D u Cange Charles du Fresne 375; II 370, Eunomiusz (Eunomius, Eunomios) I I 229,413
372— 375, 385, 386, 399, 401, 421, 426 Eurypides 196, 362; II 349, 434
Duchesne André 376 Eurystenes II 408
Dufresnoy, wydawca II 399 Eustacjusz (Eustathius, Eustathios) z Antio­
Dukas, autor II 371 chii II 233, 249, 418
Dupin Louis-Ellies 329; II 351, 354, 356, 368, Eustacjusz z Kapadocji II 395
409, 411, 413, 419, 432 Euteriusz (Eutherius, Eutherios) II 264
Dydiusz Julian(us) (Imp. Caesar Marcus Di- Eutropia 383; II 139, 161
dius Severus Iulianus Augustus; Marcus Eutropiusz, eunuch II 379
Didius Severus Iulianus) 87, 89— 91, 93, 95, Eutropiusz (Flavius Eutropius; Eutropios) 261,
339, 340 324, 334, 339, 340, 351, 358, 361— 363,
Indeks osób 453

365— 382, 384, 387, 388; II 375, 385, 386, lippus Augustus; Marcus Iulius Philippus)
388— 390, 393, 395, 422, 435, 444, 445 138, 148— 150, 181, 182, 186, 187, 253, 351,
Eutychiusz (Eutychianus) 352— 354; II 353, 352; II 82, 366
356, 408 Filip Azjarcha II 356
Euzebia II 169— 172, 184, 266, 395 Filip II, król hiszpański 384
Euzebiusz, eunuch II 164, 168, 272, 276 Filipowie macedońscy 31
Euzebiusz z Cezarei 316, 343, 354, 361, 365, Filip, minister II 159, 160, 251
366, 368, 369, 371, 376, 379—388; II 85, 97, Filip z Sidy II 422
98, 192, 197, 201, 203, 225, 230, 232, 233, Filon z Aleksandrii (Philo Iudaeus) II 221,
236, 238, 287, 348, 353, 354, 356— 358, 347, 354, 356, 410
360—370, 373, 378, 381, 384—389, 399— Filostorgios (Filostorgiusz) II 372, 374, 375,
404,406—41 0 ,4 1 3 ,4 1 4 -4 1 7 ,4 1 9 ,4 2 0 ,4 3 2 , 385, 386, 388, 393, 405,406, 412—418, 424,
435 433, 435, 436
Euzebiusz z Nikomedii II 225, 227, 232, 283 Filostrat Flawiusz (Philostratus Flavius) 330,
Euzebiusz z Vercellae II 243 331, 338; II 362, 367
Evagrius II 386 Filotas II 382
Ezdrasz II 22 Firmilianus, biskup II 354, 366
Ezop (Aesopus; Aisopos) II 288 Firmus (Marcus Firmus) 229, 230, 267, 365,
369, 371
Fabian, biskup Rzymu II 366 Flamininus (Titus Flamininus Quinctius) I I 380
Fabiusze 386 Flaminius Vacca 386
Fabretti Rafael 330 Flawianus (Flavianus) II 249
Fabrycjusz (Jean Albert Fabricius) 330, 351, Flawiusz, założyciel rodu 334
364; I I 361, 379,398,402,403,413,420,422, Flawiusze 66, 217, 328; II 138, 139, 184, 200,
4 3 8 -4 4 1 , 446 250, 362
Fabrycjusz (Caius Fabricius Luscinus) II 325 Flawiusz Klemens (Flavius Clemens) II 68,
Fadylla (Fadilla) 79, 109 362
Falarys (Phalaris) II 214 Flawiusz Sabinus II 68, 362
Falkon Sozjusz (Sosius Falco) 86, 339 Flawiusz Sewerus II 93
Falkoniusz zob, Mecjusz Falkoniusz Flegon (Phlegon) II 358
Fausta (Flavia Maxima Fausta) 298, 299; II Fleury Claude II 384, 388, 402, 407
138, 141, 142, 386 Florencjusz (Florentius) I I 261, 265, 270,277,
Faustus II 349 426
Faustyna Młodsza (Annia Faustina) 68, 73, Florian (Imp. Caesar Marcus Annius Floria-
76, 336, 342 nus Augustus; Marcus Annius Florianus)
Felicissimus, chrześcijanin II 354 238, 240, 242, 370, 371
Felicissimus, niewolnik 232 Florus (Lucius Annius Florus) 326,329; I I 402
Feliks, biskup II 90, 249, 250, 418 Focjusz (Photius; Photios) 326, 382, 385; II
Feliks z Thibary (lub Tibiury), św. II 368 419
Fénelon François de Salignac de la Mothe 9 Folard Jean Charles de 326, 341, 365, 385
Ferreras Jean de II 361 Fontenelle Bernard le Bovier de 373; II 375
Festus (Sextus Pompeius Festus) 373, 378; II Fortis Jean Baptiste 326, 381
380,420 Foster Jacques 378; II 442
Festus, prokurator II 360 France Anatol 13
Fidiasz II 106, 107 Franklin Beniamin 14
Filagriusz II 239, 419 Freinshemius Jean 357
Filip Macedoński 31; II 427 Freret Nicolas 324, 326, 353, 361; II 402
Filip Macedoński II, ojciec Aleksandra 20,31, Froissart Jean 376
112, 152, 161, 208; II 201, 371 Frontinus (Sextus Iulius Frontinus) 326
Filip Arab (Imp. Caesar Marcus Iulius Phi- Frumencjusz (Frumentius) II 207
454 Indeks osób

Galba (Imp. Servius Sulpicius Galba Caesar Godefroy Jacques 331, 337, 380, 386, 387; II
Augustus; Marcus Annius Florianus) 66,92, 373, 377— 380, 382, 383, 385, 386, 389, 399,
340,365 401,40 4 ,4 0 6 ,4 0 7 , 412—4 1 5,418,421, 424,
Gale Roger 331 426, 427, 431, 434— 436
Galen (Claudius Galenus, Klaudios Galenos) Goguet Antoine Yves II 392
55; II 52, 53, 358 Goltzius Hendrik 376
Galeriusz (Imp. Caesar Galerius Valerius Ma- Gordian Młodszy (Imp. Caesar Marcus An­
ximianus Augustus; Galerius zw. Armen- tonius Gordianus Sempronianus Romanus
tarius) 243, 258, 260, 266, 269, 271— 273, Africanus Augustus; Marcus Antonius Gor­
288— 293, 295— 300, 310, 316, 375, 376, dianus) 140, 142, 145, 254, 349, 350
378, 380, 382— 384; II 86— 90, 93— 95, 98, Gordian Starszy (Imp. Caesar Marcus An­
143, 152, 197, 340, 368, 369, 399 tonius Gordianus Sempronianus Romanus
Galeriusz Maksymus (Galerius Maximus) 335; Africanus Augustus; Marcus Antonius Gor­
II 74 dianus) 137, 138, 142, 348— 350
Galiena (Galliena) 364 Gordian Trzeci (Imp. Caesar Marcus Antonius
Galienus (Imp. Caesar Publius Licinius Eg- Gordianus Augustus; Marcus Antonius
natius Gallienus Augustus; Publius Licinius Gordianus) 142, 147— 149, 361, 366
Egnatius Gallienus) 181, 192— 195, 200, Gordianowie 132, 139— 142, 348— 351, 374
204—215, 226, 229, 232, 243, 251, 256, Gorgoniusz (Gorgonius) II 84, 368
262— 366, 368, 385; II 74, 75, 82, 357, 358, Gothofred, komentator II 400, 414, 420, 427
365, 366 Grabe Martin Sylvestre II 410
Galienowie 363— 365, 368 Gracjan (Flavius Gratianus), cesarz rzymski
Galio(n) II 360 II 376, 420
Gallikanus 146 Grakchowie 137
Gallus (Imp. Caesar Caius Vibius Trebonia- Granville de, autor II 401
nus Gallus Augustus; Caius Vibius Trebo- Gratus, biskup II 354, 419
nianus Gallus) 181, 189— 191, 361; II 150 Graeves (Graevius, Graft Jean Georges) 350,
Gallus, bratanek Konstantyna II 138, 149, 363; II 383, 395
156, 164— 170, 235, 248, 283, 284, 303, Gravin(a) Jean Vincent 334
314, 317, 393, 428—430 Grocjusz (Grotius) Hugo (Huig de Groot)
Ganriys 115 357, 359, 360, 384; II 99, 203, 348, 351,
Gaudencjusz II 271, 277 370, 388, 400
Geberyk, król Gotów II 147 Gronovius (Gronov) Jacques 325, 333, 344;
Geddes Alexandre II 348, 357, 363, 416 II 361, 396, 446
Gedoyn Nicolas II 435 Grosley, autor 385
Gelazjusz I z Kyzikos, św., papież II 403, Grumbates, król Chionitów II 178, 179
407, 436 Gruter (Gruytere) Jean 329, 333, 367, 383;
Gellius Aulus zob. Aulus Geliusz II 361, 369, 381, 402
Germanik (Caius Julius Caesar Germanicus) Grzegorz z Aleksandrii II 239
65, 66, 323, 336; II 395 Grzegorz z Nazjanzu, św. 380; II 215, 228,
Geta (Caesar Publius Septimius Geta Augustus; 236, 255, 282, 299, 330, 392, 394, 401,
Lucius Septimius Geta) 105— 110, 133, 342 412, 415, 416, 418, 419, 4 2 2 -4 2 4 , 426,
Geticus zob. Karakalla 428—431, 433—438, 441—446
Giannone Pietro II 407, 408 Grzegorz z Neocezarei (Taumaturg, Thau-
Gibbon Edward 9— 15, 324, 327, 328, 335; maturgos, Cudotwórca) 362, 363; II 151,
II 332, 400 363
Gibbon Edward, ojciec autora 15 Grzegorz z Nyssy św. II 353, 356, 412, 432
Gilles lub Gyllius, podróżnik II 371, 373, Grzegorz z Tours 361; II 357, 365, 385
374 Guichard, autor 325, 326; II 442, 445
Giustiniani Giambattista 381 Guignes Joseph de 327, 378
Indeks osób 455

Gustaw Adolf, król szwedzki 359 Herbelot Bartholemy d’ 352— 354, 378; I I 375,
Guterius (Gutherius) II 381 388, 389, 395, 396, 405, 440
Herennianus 368
Habsburgowie 31 Hericourt Louis Vatier du II 388
Hadrian (Imp. Caesar Traianus Hadrianus Heriokles 345, 360
Augustus; Publius Aelius Hadrianus) 17, Herkuliusz („Herculius”) zob. Maksymian
21, 24, 25, 27, 28, 40, 43, 45, 46, 54, Hermogenes, dowódca II 251
64, 67, 69, 105, 110, 138, 150, 197, 238, Hermogenes z Tarsu II 426
245, 324, 325, 328— 330, 334, 335, 339, Herod, syn Odenata 225
365; II 14, 15, 17, 22, 48, 51, 66, 67, Herod I Wielki II 10, 347
69, 71, 296, 356, 358, 362, 363, 381, 398, Herodes Attyk (Tiberius Claudius Herodes
435 Atticus) 46, 47, 330, 332
Halley Edmond 368 Herodian (Herodianus, Herodianos) 93,336—
Haman II 359 346, 348— 350, 352, 354—356
Hannibal 152, 178, 222, 248, 303, 372, 375, Herodot (Herodotos) 155, 324, 327, 328, 352,
385; II 38 354,355,379; I I 347,371,373,386,395,427,
Hannibalianus, brat Konstantyna W. 243; 441—443
II 138, 142 Heylin Pierre II 408, 436
Hannibalianus (Flavius Hannibalianus), bra­ Hierokles, faworyt Heliogabala 119, 360
tanek Konstantyna W. II 139, 143, 148, Hierokles, prefekt Egiptu II 370
149, 156, 385 Hieronim św. 13, 324, 362, 368, 369, 373— 376;
Hanselman(n) David Juste Louis 372 II 231, 348, 352, 353, 358, 361, 362, 365,
Hardouin Jean II 354 385, 388— 390, 401, 402, 412,414, 418, 423,
Harmer, autor II 396 430, 4 3 2 -4 3 4 , 436
Harris John II 390 Hilary, biskup Poitiers II 228— 230, 243, 413,
Hartę Walter 332, 359 416—418
Hasmonejczycy, dynastia arcykapłanów II 22 Hipolit (Hippolytos) II 386
Hauteville Jan de (lub Hanville) II 422 Hircjusz (Hircius) 327
Havercamp Joseph II 361, 389 Holstenius Lucas (Łukasz) II 369, 405
Hegezyp II 349, 362 Homer 36, 51, 54, 176, 200, 225, 327, 331;
Heineccius Jean Théophile 343, 347; II 378, II 19, 103, 106, 172, 280, 284, 300, 327,
379,382,443 372, 373, 394, 421, 428, 434, 442
Helena, córka Konstantyna W. II 171, 266, Honoriusz (Flavius Honorius), cesarz rzymski
394 337; II 376, 377, 383
Helena, córka Licyniusza II 386 Hooker Richard II 353
Helena, matka Konstantyna W. 290, 292, Hooper George 347; II 441
382; II 142, 296, 399 Horacy (Quintus Horatius Flaccus) 39, 121,
Heliogabal (Imp. Caesar Marcus Aurelius 325, 329, 334, 347, 351, 364, 367, 369,
Antoninus Augustus; Varius Avitus; Helio- 379; II 90, 350, 392, 426
Hormisdas I I 319,320, 322,323, 329, 330,395,
gabalus; Elagabalus) 104, 114— 116,
440
118— 120, 122, 123, 125, 134, 148, 253,
Hormisdas (Hormodur) II 150, 151
344, 345; II 138
Hormuz 270, 378
Helwidiusz Priskus (Helvidius Priscus) 71,
Horsley Samuel 323
335, 343 Hortair, król Alemanów II 188
Helwiusz Pertynaks (Helvius Pertinax) 109 Hostilianus 189, 190
Henryk II, król angielski II 364 Howell James II 378, 380, 384, 404
Heraklas, biskup II 48 Hudson John II 371, 435, 438, 442
Heraklianus (Heraclianus) 212 Hume David 171, 327, 340, 343, 353, 355,
Herakliusz I (Herakleios), cesarz bizantyjski 356, 358; II 368, 382, 420, 422, 428
II 372 Hyde Thomas 352, 353
456 Indeks osób

Idatius 367; II 385, 388, 393, 395 Józef z Arymatei II 357


Ignacy św., biskup II 76, 349, 354, 356, 363, Juda Tadeusz, apostoł II 68, 361
364 Judasz Gaulonita II 67
Ingenuus 205, 207, 208, 215 Jugurta, król Numidii 33; II 377
Ingo, król szwedzki 359 Julia II 403
Ireneusz (Irenaeus) II 23, 27, 349, 351, 352, Julia Domna (Iulia Donna) 97, 104, 105, 107,
354, 355, 357, 360 109, 114, 342
Isaeus, wydawca II 399 Julia Meza (Iulia Maesa) 114, 118, 119
Isokrates II 422 Julian Apostata (Imp. Caesar Flavius Clau­
Izaak, biskup II 367 dius Iulianus Augustus) 10, 12, 323, 324,
Izajasz II 204, 351 334—336, 338, 351, 366, 369, 371— 373,
Izydor z Charax II 442 375, 378, 388; II 133, 139, 149, 165,
Izydor z Sevilli, św. II 388 169— 173, 182— 191, 259— 295, 297— 304,
306— 338, 342, 343, 352, 355, 357, 367, 375,
Jakub św., apostoł II 49, 357, 360, 362 382, 385, 386, 388— 394, 396— 399, 410,
Jakub św., biskup Edessy II 389 418— 446
Jamblich (Iamblichos) II 285, 395, 429 Julian, pretendent z Kartaginy 267, 377
Jan Chrzciciel św. 285 Juliusz Afrykanin (Iulius Africanus) II 51
Jan z Antiochii (Ioannes Antiochenus) 377; Juliusz Aterianus (Iulius Aterianus) 367
II 445 Juliusz I, biskup rzymski II 240, 416
Jan z Damaszku II 412 Juliusz Cezar zob. Cezar
Jan św., ewangelista II 222, 351, 356, 410 Juliusz Firmikus (Iulius Firmicus Matemus)
Jan Złotousty (Ioannes Chrysostomos) II 47, 382
214, 298, 356, 357, 365, 386, 404, 407, 408, Juliusz Konstancjusz (Iulius Constantius) 383;
433, 435, 437, 438 II 138, 139, 149
Jan z Nikodemii, św. II 368 Juliusz Obsequens II 358
Jeffrey z Monmouth 382 Juliusz Solon 337
Jerzy (Georgius) z Kapadocji I I 245,305— 307, Justyn Męczennik, św. 377; I I 15,23,27,49,51,
435, 436 53, 222, 347— 349, 351— 355, 357— 360,
Jerzy z Malacji 354 362, 364, 365, 400, 402, 410
Jezus Chrystus 368, 377; II 14— 17, 23—25, Justyn (Iustinus) Starszy II 47, 379
30, 33, 37, 39, 43, 45, 49, 54, 55, 59, 60, Justynian Wielki, cesarz bizantyjski 337, 378,
62— 64,67,68,72, 76,79,81,83, 86,97,192, 379, 382; II 118, 212, 367, 373, 378, 379,
201, 203, 222, 224, 226, 233, 238, 283, 289, 381— 384, 399, 405, 406, 408
296, 297, 348, 349, 360, 361, 367, 403, Juwenalis (Decimus Iunius Iuvenalis) 327—329,
409—411, 420, 428, 433, 438 332, 338, 346, 359; I I 347, 350, 392,420,441
Jomandes 182, 355, 359— 361, 363, 367, 378,
388; II 387, 388 Kaempfer Engelbert II 441
Jortin Jean 384; II 351, 365, 412—414, 432 Kaligula (Caius Caesar Augustus Germani-
Jowian (lmp. Caesar Flavius Iovianus Au- cus; Caius Iulius Caesar) 63— 65, 70, 135,
gustus) 379; II 311, 336, 338— 342,428,442, 279, 348; II 11, 124
444, 445 Kalliksena II 430
Jowinus (Iovinus) II 271, 276 Kalpurniusze 206
Jowiusz (Iovius), dowódca II 268 Kalpurniusz (Titus Calpumius Siculus) 369,
Jowiusz („Iovius”) zob. Dioklecjan 370, 373, 374
Józef św. II 361 Kamillus (Camillus) 39, 356, 379
Józef fałszywy II 359 Kandes (Candace) II 348
Józef Flawiusz (Josef ben Matatia) 325, 326, Kandydianus (Candidianus) 310, 311
328, 330, 331,334; I I 347,349,351,354,358, Kanulejusz (Canuleius) II 377
360, 361, 410, 432 Kapelianus (Capellianus) 140
Indeks osób 457

Kapitolinus Juliusz (Capitolinus Iulius) 324, Klaudiusz Herminianus II 362


332,335,336,338— 341,344,348— 351,354, Klaudiusz Julian 347
3 5 8 ,3 5 9 ,3 7 1 ,3 7 3 Klaudiusz Pompejanus zob. Pompejanus
Karakalla (Imp. Caesar Marcus Aurelius [Se- Klaudiusz
verus] Antoninus Augustus [Caracalla]; Septi­ Kleander 78, 79, 337
mus Bassianus; Tarantus) 103, 105— 114,118, Klematius z Aleksandrii II 393
122,125,130,131,134,135,138,159,160,194, Klemens z Aleksandrii (Titus Flavius Cle­
342—344, 348, 362; II 80, 173, 350, 365, 382 mens) II 51, 349, 352, 353, 360, 362
Karaktakus 19 Kleodamus 199
Karakul zob. Karakalla Kleopatra, królowa Egiptu 224, 229, 341
Karauzjusz 262—264, 376 Klodiusz Albinus (Imp. Caesar Decimus Clo-
Karinus, Karynus (Imp. Caesar Marcus Aure­ dius Septimius Albinus Augustus; po adop­
lius Carinus Augustus; Marcus Aurelius cji Decimus Clodius Septimius Albinus Cae­
Carinus) 250—253, 255, 257, 259, 372, 373 sar) 87, 91, 96— 100, 340, 341
Karol a Santo Paulo II 405, 408 Klodwig (Clovis, Chlodwig), król Franków II
Karol XII (Charles XII) 112, 183, 359 2 2 0 ,3 9 6 ,3 9 7
Karol X (Charles X) 14 Kniwa (Cniva), król Gotów 186, 187
Karol V (Charles V) 282, 356, 357; II 62, 99 Kodynus (Codinus) II 372— 375, 386
Karol Wielki 170 Kolumb Krzysztof (Cristobal Colon) II 414
Karus (Imp. Caesar Marcus Aurelius Cams Kolumella (Columella Lucius Iunius Modera­
Augustus; Marcus Aurelius Carus) 243, t e ) 52, 329
249— 253,255,256,259,372,373,374; I I 376 Kommodus (Imp. Caesar Marcus Aurelius
Kasjan (Cassianus) II 177 Commodus Antoninus Augustus lub Imp.
Kasjodor (Flavius Magnus Aurelius Cassio- Caesar Lucius Aelius Aurelius Commodus
dorus) 182, 359; II 381 Augustus; Lucius Aelius Aurelius Commo­
Kasjusz zob. Awidiusz Kasjusz dus) 65, 69, 73— 86, 91, 122, 125, 135, 160,
Kasjusz Dion (Cocceianus) 99, 123, 323— 329, 336— 338, 348, 352; I I 46, 80, 119, 355, 365,
332, 333— 348, 352— 354, 358, 362, 373, 435
377; II 347, 348, 358, 360— 362, 365, 366, Komnen (Komnenos) Aleksy, władca bizan­
377— 379, 381, 392, 429 tyjski II 373
Katon (Marcus Portius Cato) 71, 335; II 416 Kondianus Kwintylian zob. Kwintylian Kon-
Katonowie 39 II 111 dianus
Katullus (Caius Valerius Catullus) II 350, 429 Konfucjusz 156
Katylina (Lucius Sergius Catilina) 39; II 350 Konstancja 309, 319, 383; II 139
Keating Geoffroy 355 Konstancjusz Chlorus (Imp. Caesar Marcus
Kekrops 46, 212 [Caius] Flavius Valerius Constantius Augu­
Kimon 46 stus; Constantius) 243, 253, 258, 261,
Klaudia II 428 264— 266,288— 292,297,315,375,381,382;
Klaudian (Claudius Claudianus) 358; II 374, II 86, 92, 132, 133, 169, 335, 390
3 7 6 ,3 7 7 ,3 7 9 ,3 8 1 ,3 8 4 Konstancjusz, syn Konstantyna W. (Imp. Ca­
Klaudiusz (Tiberius Claudius Caesar Augu­ esar Iulius Constantinus Augustus; Flavius
stus Germanicus; Titus Claudius Drusus; Iulius [Claudius] Constantius) II 136, 138,
Germanicus; Tiberius Claudius Nero Ger­ 140, 142, 143, 148— 155, 157— 171, 173—
manicus) 3 8 ,4 4 ,5 1,65,7 0 ,8 8 ,1 5 0 ,3 2 3 ,3 2 8 , 177, 179— 183, 187, 189, 190, 193, 200,
329, 332— 335, 339, 351, 360, 362, 363, 366, 207, 233— 236, 239—252, 256, 257, 259—
367; II 113, 138, 361, 377, 381, 384, 392,437 262, 264, 266— 274, 276— 278, 283, 289,
Klaudiusz Gocki (Marcus Aurelius Claudius 293— 296, 305, 312, 317, 318, 329, 335, 336,
Gothicus), cesarz rzymski 211— 218, 223, 369, 376, 377, 379, 382, 385, 388, 390, 391,
224, 227, 241, 261, 315, 360, 362, 363, 366, 393— 395, 414— 417, 420, 421, 423—425,
367; II 138, 377 428—430, 438, 439
458 Indeks osób

Konstans (Imp. Caesar Flavius Iulius Con­ Kwadratus Aziniusz (Asinius Quadratus) 354,
stans Augustus; Flavius Iulius Constans) II 362
136, 138, 142, 143, 154, 159— 162, 240, 241, Kwintus Kurcjusz (Quintus Curtius) 354; II
253,256 318,389,419 382, 441, 446
Konstantyn VII Porfirogeneta, cesarz bizan­ Kwintylian (Marcus Fabius Quintilianus) 329
tyjski 381; II 387, 388 Kwintylianie 76
Konstantyn Młodszy, syn Konstantyna W. Kwintylian Kondianus (Quintilianus Condia-
(Imp. Caesar Flavius Claudius Constanti- nus) 76
nus [Iunior] Augustus; Flavius Claudius Kwintylian Maksymus (Quintilianus Maxi­
Constantinus) 313, 387; II 138, 142, 143, mus) 76
154, 155, 170, 239 Kwintyliusz (Quintilius) 217
Konstantyn Wielki (Imp. Caesar Caius Fla­
vius Valerius Constantinus Augustus; Fla­ Lacroze Jean Comaud de II 434
vius Valerius Constantinus) 13, 31, 53, 217, L. Aemilius Paulus 328
275, 280, 281, 284, 285, 288, 290—295, Laktancjusz (Lucius Caelius [Caecilius] Fir-
297— 309, 311— 320, 332, 364, 376, 381— mianus zw. Lactantius) 366, 375— 380,
388; II 23, 24, 46, 51, 92— 95, 99— 101, 382— 387; II 23, 43, 49, 51, 139, 192, 196,
103— 110,113,114,118— 122,124,126,130, 197, 203, 349, 351, 358, 362, 366, 367— 370,
131,133— 151,154,156—161,164,165,169, 398—404, 411
171, 173, 174, 180, 192— 208, 211— 213, La Mothe (Motte) le Vayer François de 377
216—220,230,232,233,237— 240,243,249, Lampridiusz Aelius (Lampridius Aelius) 122,
251, 253, 255— 257, 265, 270, 272, 275, 276, 336—338, 344— 346, 348; II 355, 365, 381,
278, 280, 288, 290, 295, 296, 300, 309, 311, 392
319, 352, 357, 360, 365, 368, 269, 373, 375, Lardner Nathaniel I I 356,358, 360— 362, 367,
378— 382, 384— 387, 389— 392, 394, 399— 399, 402, 409, 420, 430, 433, 439
404,406,407,414—416,418—420,435,438 Le Beau Charles 325
Konstantyna (Ćonstantina) II 156, 157, 165, Le Bruyn, autor i podróżnik II 432
167, 168, 390 Le Clerc (Leclerc) Jean II 348— 350, 354, 358,
Korbulon (Cnaeus Domitius Corbulo) 323; II 360, 363, 371,402,410—412,41 4 ,4 3 2 ,4 3 3 ,
379 434
Korippus II 382 Lecomte Louis II 355
Korneliusz, biskup Rzymu II 366 Le Fèvre (Faber Stapulensis Jacobus; Lefèvre
Korneliusz Balbus zob. Balbus Korneliusz d’Êtaples Jacques) 379; II 361
Korneliusz Nepos zob. Nepos Korneliusz Leibniz Gottfried Wilhelm 361
Kortez (Cortez) II 442 Leon I Wielki, papież II 360
Koteleriusz zob, Cotelier Leonas II 266
Krassus (Marcus Licinius Crassus) 18, 206, Leoncjusz, biskup II 405
271, 323, 378; II 438 Lestocq P. II 402
Krispus Wibiusz (Crispus Vibius) 335 Letus 82, 83, 86
Krokus (Crocus) 291 Leunclavius (Jean Loewenklau) II 371
Kryspinus 144 Libaniusz (Libanios) 329, 331, 379, 383; II
Kryspus, pradziad Konstantyna W. 217 279, 280, 287, 288, 291, 315, 316, 326, 339,
Kryspus, syn Konstantyna W. 314, 315, 318, 343, 359, 368, 382, 387, 391— 394, 396—
388; II 138— 142, 386 398, 409, 420, 422—431, 433—435, 438—
Krystyna, królowa szwedzka 357 446
Ksenofont 274, 355, 378, 379; II 320, 381, 392, Liberiusz, biskup Rzymu I I 243,244,249,250,
425, 439, 440 417
Kserkses 152; II 107 Licyniusz (Imp. Caesar Valerius Licinianus
Ksyfilin (Ksyphilinos) 324, 344, 345; II 360, Licinius Augustus; Licinius) 269, 284, 288,
365 297,299,300,302,309— 314,316—320,351,
Indeks osób 459

377, 383, 384, 386—388; II 94, 96, 101, 121, Łukasz św., ewangelista II 300, 349, 360
137— 139,141,194,197— 200,386,399—402
Licyniusz — syn 314; II 139, 141 Mabillon Jean II 9, 363
Lightfoot John II 433 Mably Gabriel Bonnot de 357
Limborch Philippe van II 348 Macedoniusz II 250— 252, 419
Lindenbrogius (Erpold Lindenbrog) II 380, Machiavelli Niccoló 171, 356
395, 422 Macpherson James 343; II 357
Lipsius Justus (Joest Lips) 325, 326, 329, 338, Maffei Francesco Scipione 326, 328, 330, 334,
343, 347— 358, 367, 382; II 360, 361, 378, 336, 374, 385; II 436
381, 384, 388, 401 Magnencjusz (Imp. Caesar Flavius Magnus
Luitprand z Kremony II 374 Magnentius Augustus lub Imp. Caesar Fla­
Liwia 330 vius Magnentius Maximus Augustus) II
Liwiusz (Titus Livius) 324, 325, 328, 333, 338, 136,155— 157,159— 162,166,234,241,248,
339,347,351,356,357,359,361,367,370,372, 265, 391, 431
379; II 48, 357, 372, 377, 380, 402, 427, 428 Magnus, senator 136
Lizyp II 106 Mahomet, prorok 180, 364; II 395
Locke John II 203, 413 Mahomet II (Mehmed II) II 102, 374
Lolianus (lub Elianus) 205, 215, 367 Mahon, lord, autor II 332
Longinus 55, 225, 229, 332; II 402 Mahudel Nicolas II 371
Longuerue de, opat II 361, 390, 391, 398, 436 Majmonides (rabbi Mosze ben Majmon) II
Lowth, biskup Londynu II 403 347, 432
Lowthrop, autor 368 Majorinus, sługa II 366
Lucilianus II 153 Majorynus, biskup II 218
Lucjan, eunuch II 84 Makariusz II 253, 419
Lucjusz 339 Makrianus 202, 205, 363; II 366
Lucjusz Antoniusz 334 Makrobiusz (Abrosius Macrobius Theodosius)
Lucjusz Werus (Lucius Aurelius Veras) 75 328; II 350
330, 335, 339 Makrynus (Opilius Macrinus) 104, 111— 113,
Lucyfer (Lucipheras) z Cagliari II 243, 415, 115, 159, 344, 345
41 6 ,4 1 8 ,4 3 6 Maksencjusz (Imp. Caesar Marcus Aurelius
Lucylianus II 269, 319 Valerius Maxentius Augustus; Maxentius)
Lucylla, siostra Kommodusa 75, 76, 81 288, 290, 293— 298, 300—309, 384—386; II
Lucylla z Kartaginy II 366 9 3 ,94,137,197,198,200,202,211,218,369,
Lucques, wydawca II 409 401, 402
Ludolphus (Job Ludolf) II 348 Maksymian (Imp. Caesar Marcus Aurelius
Ludwik II Bourbon, książę, zw. Wielkim Kon- Maximianus Augustus; Marcus Aurelius
deuszem 382 Valerianus Maksimianus) 243, 244, 258—
Ludwik XIV, król francuski 11, 326; II 62, 264, 266, 267, 276, 278, 279, 282, 288, 289,
431 293— 295, 298— 300, 302, 306, 309— 311,
Lukan (Marcus Annaeus Lucanus) 329, 334, 319, 375, 379— 381, 383, 384; II 86, 92, 93,
341, 347, 357, 358, 381, 383; II 358, 445 96, 138, 142, 243, 367, 369
Lukian (Lucjan, Lukianos) 37, 55, 332, 362; Maksymian Młodszy zob. Galeriusz
II 45, 46, 59, 352, 355, 356, 358, 364, 367, Maksymilian II 86
429,439 Maksymin zob. Maksyminus Trak
Lukullus (Lucius Licinius Lucullus) 329, 343, Maksymin Daza (Imp. Caesar Galerius Vale­
354, 362; II 153 rius Maximinus Augustus; Daza) 289, 297,
Lupicynus II 261, 265, 421 300,309— 311,348,384—386; I I 81,94—96,
Luter Marcin (Martin Luther) II 13, 262 98, 194, 197, 200, 366, 369
Lydius 371 Maksyminowie 348— 350
Lyttelton (Lyttleton) George II 364 Maksyminus Młodszy 348
460 Indeks osób

Maksyminus Trak (Imp. Caesar Caius Iulius Marek Antoniusz (Marcus Antonius) 57, 319,
Verus Maximinus Augustus; Caius Iulius Ma­ 325, 348; II 438
ximinus) 132— 145, 348—350, 361; II 82, 366 Marek Aureliusz (Imp. Caesar Marcus Aure­
Maksymus Kwintylian zob. Kwintylian Ma- lius Antoninus Augustus; Marcus Annius
ksymus Catitius Severus; Marcus Annius Verus; po
Maksym(us) (Imp. Caesar Marcus Clodius adopcji Marcus Aelius Verus Aurelius Cae­
Pupienus Maximus Augustus; Marcus Clo­ sar) 17,22, 68, 69, 73— 76,91, 100,106,109,
dius Pupienus Maximus) 132, 141, 142, 110, 116, 122, 159, 160, 179, 259, 281, 324,
144— 147; II 405 328, 334— 336, 339, 358, 359, 364, 368, 371,
Maksymus, filo z o fii 287, 294, 335, 348, 431, 375; II 49, 53, 80, 281, 311, 312, 358, 364,
442 379, 381, 412, 429, 434, 435, 439, 443
Maksym z Turynu II 401 Maria, matk£ Jezusa II 361, 375, 432
Malachiasz św. II 352 Mariana Jean 171, 356; II 357
Malałaś Joannes 340, 363, 364, 374, 376; II Marinus 181, 182, 358
356, 435, 438, 440 Mariusz (Caius Marius) 39, 61, 355, 357, 364,
Małek Rodosaces zob. Rodosaces Małek 386; II 112, 250
Mallet Paul-Henri 358, 359 Mariusz, pretendent 205, 206, 223
Mallius Theodor (Manlius Theodorus) I I 377, Mariusz, zastępca Metella II 377
379 Markulus, donatysta II 419
Mamachi Thomas Marie II 399, 404 Marmol y Carvajal Louis II 364
Mamas z Cezarei, św. II 283 Maroboduus 358, 371
Mamea (Mammaea) 114, 118— 120, 125, 346; Marsham John II 410, 427, 431, 432
II 81, 365 Marten(n)e Edmond dom II 404
Mamertinus, retor 366, 375, 376; II 276, 279, Martianus 212
376, 377, 379, 392, 398, 421, 423, 424, 426 Martin II 163
Mamgo 270 Martynianus (Martinianus) 319, 388
Manes (Mani, Manicheusz) 353; II 409 Mascou Jean-Jacques 359, 362
Maniliusz (Marcus Manilius) 336; II 350 Masynissa 33
Manlius Theodorus zob. Mallius Theodor Maternus 77
Maniliusz Torkwatus (Manlius Torquatus) Mateusz św., ewangelista I I 300, 351, 356, 358
333; II 350 Mecenas, senator 146
Marcellinus II 369 Mecenas (Caius Clinius [?] Maecenas) 328,
Marcellinus, komes II 155, 156, 162, 391 343; II 366, 378
Marcellus (Marcus Claudius Marcellus) 330 Mecjusz Falkoniusz (Metius Falconius) 238
Marcellus, biskup Rzymu II 94, 367 Mela zob. Pomponiusz Mela
Marcellus, dowódca konnicy II 184, 278, 397 Melecjusz (Meletius) II 237, 313
Marcellus Epirus 72, 335 Menage Matthieu 342
Marcellus, setnik II 86 Menander (Menandros) II 392, 434
Marcellus z Ancyry II 228 Menelaus, łucznik Konstancjusza II 391
Marcin św., biskup II 405 Menofilus 144
Marcja (Martiana) 79, 82; II 80 Menzuriusz, biskup II 93, 94
Marcjalis (Marcus Valerius Martialis) 111, Meoniusz 225
328; II 361 Meranes II 332, 334
Marcjan (Martianus), cesarz wschodniorzym- Mes(s)ange Matthieu 330; II 384
ski II 378 Metellowie 346, 377
Mardoniusz II 428 Metellus Numidyjski (Quintus Caecilius Me-
Marek zob. Marek Aureliusz tellus Numidicus) 346; II 377
Marek Antoninus zob. Marek Aureliusz Metodiusz, biskup II 353
Marek, biskup Aretuzy II 301, 392, 434 Meursius (De Meurs) Jean 328, 388
Marek (Marcus), biskup nazarejczyków II 15 Meza zob. Julia Meza
Indeks osób 461

Middleton Conyers 330; II 352, 364 Nepocjanus — syn II 161


Milcjades 46 Nepos (Cornelius Nepos) 330, 375
Mill John II 356 Neron (Nero Claudius Caesar Augustus Ger-
Milton John II 347, 351 manicus; Lucius Domitius Ahenobarbus; po
Minerwina (Minervina) II 138, 385 adopcji Nero Claudius Drusus Germanicus
Minucjusz Feliks (Minutius Felix) 328; II 353, Caesar) 48,64— 67,70,74,80 ,1 1 0 ,1 3 5 ,1 7 8 ,
358— 360, 400 269, 323, 332, 333, 338, 344, 348; II 48, 56,
Mistrianus 313 64—67, 79, 142, 356, 381, 382, 427
Mitrydates 40, 58, 152, 184, 196, 198 Nerwa (Imp. Caesar Nerva Augustus; Marcus
Mizyteusz (Misitheus) 148, 351 Cocceius Nerva) 17, 46, 67, 69, 367; II 66,
Modestyn, prawnik II 359 69, 164, 221, 361
Mojżesz 353; II 10— 16, 43, 58, 66, 197, 221, Newitta (Nevitta) II 270, 276, 279, 319, 323,
350, 428 336
Mojżesz z Chorene 352— 354, 363, 377— 379; Newton Isaac 351
II 357, 368, 389, 439, 442 Niebuhr Barthold Georg II 371, 389, 396, 440
Moncjusz II 167 Niger (Imp. Caesar Caius Pescennius Niger
Mongault Nicolas Hubert de, opat 334 Iustus Augustus; Caius Pescennius Niger
Montaigne Michel Eyquem de 363, 373 Iustus) 87, 90, 92, 96— 99, 340, 342; II 374
Monteskiusz (Montesquieu Charles Louis de Nikeforos Kallistos (Ksantopulos) I I 372,414,
Secondat) 9, 149, 341, 347, 351, 356, 357, 419
360, 366, 381; I I 255, 374, 382,407,426,443 Noetus II 366
Montfaucon Bernard de 9, 10, 330, 331, 386; Nohordates II 334
II 350, 376, 399 N oodt Gérard 333
Montfort Simon de, hrabia Leicesteru II 390 Norris, kardynał 369, 371; II 434, 435
More Thomas II 354 North Frederick 15
Mosheim Johann Lorenz II 347— 349, 351— Novatus II 354
355, 357, 359, 360, 364—368, 399, 400, Numa Pompiliusz 117,156,206,236,238,364,
410—412, 416 370; II 207, 257
Moyle Walter 352, 353; II 357, 365, 400 Numerian(us) (Imp. Caesar Marcus Aurelius
Mukapor 234 Numerius Numerianus Augustus; Marcus
Muratori Lodovico Antonio 9, 351; II 363, Aurelius Numerius Numerianus) 250—252,
440 255— 258, 374
Muret Jean Louis 356
Muzonian II 177 Octavianus zob. August
Octavius zob. August
Narcyz (Narcissus) 334 Odenat (Odaenathus) 203— 205, 225— 227,
Nardini Famiano 330, 337, 339, 367, 383; 364, 368; II 83
II 360 Oktawia (Octavia) 330
Narses, król perski 271, 273— 275, 378, 379; Oktawian zob. August
II 150 Olimpiada II 318
Narses, poseł II 177 Olivet Pierre-Joseph Thoulier d’ opat II 359
Naulobatus, wódz Herulów 200 Olybrius (Anicius), cesarz zachodniorzymski
Nauze de la, autor II 371 II 376
Nazariusz (Nasarius) 358, 386— 388; II 201, Omar I (Umar ibn al-Khattab), kalif II 433,
402 440
Nebrydiusz (Nebridius) II 268, 423 Opiliusz Makrynus zob. Makrynus
Necker Suzanne 12 Optât (Optatus) II 139, 149
Nemezjanus (Marcus Aurelius Olympius Ne- Optât z Milewe II 368, 369, 409, 419, 437
mesianus) 373, 374 Optatianus zob. Porflriusz
Nepocjanus (Nepotianus) 383; II 139, 161 Orgetorix 376
462 Indeks osób

Orobio Isaac Balthazar II 347 Paweł, gladiator 81


Orozjusz (Paulus Orosius) 193, 326, 332, 351, Paweł (Paulus), komisarz II 254, 419
362, 363, 365, 376, 378, 381, 382; II 360, Paweł, prawnik 103
365— 3 6 7 ,3 8 5 ,4 1 9 ,4 2 0 ,4 3 7 Paweł, pustelnik II 362
Orybazjusz II 422 Paweł z Konstantynopola, św. II 233, 250,
Orygenes II 32,48, 50, 51, 73, 81, 82, 349, 353, 251, 253, 419
355— 359, 361, 363, 366 Paweł (Paulus) z Samosaty II 83, 84, 217, 366
Osjan 106, 324, 342, 343; II 357 Pearson John II 354, 356, 364
Osjusz (Osius) z Kordoby II 243, 244, 403, Pelloutier Simon 328, 355, 356, 358
405, 417 Pentadiusz II 264
Osrhoes 354 Peregrinus II 352
Otas 270 Perennis 77, 78, 337
Oton (Imp. Marcus Otho Caesar Augustus; Perinthus 99
Marcus Salvius Otho; Otton) 66,339; I I 379, Persjusz (Aulus Persius Flaccus) II 350
422 Pertynaks (Imp. Caesar Publius Helvius Per-
Otter Jean II 395, 440 tinax Augustus; Publius Helvius Pertinax)
Owidiusz (Publius Ovidius Naso) 324, 328, 73, 82— 87, 89, 90—93, 95— 97, 338, 340,
337, 355; II 144, 349, 358, 378, 387 343, 366, 368; II 379
Perykles 47; II 106, 159
Pachomiusz św. II 247, 288, 415 Pescenniusze 341
Pagi Antoine 345, 379, 380; II 356, 360, 402 Pescenniusz Niger zob. Niger
Pajanios (Poeanius) 376; II 385 Petavius (Denis Petau) 373; II401,410—414,431
Palladius (Palladius Rutilius Taurus Aemilia- Petroniusz (Titus lub Caius Petronius) 347
nus) II 418 Peyssonel Charles de 362; II 387
Pallas, sekretarz 337, 342 Pietro della Valle II 396, 441
Pancirolus (Panciroli Gui) II 375, 376, 378, Pignorius (Laurent Pignoria) 330
380, 382 Piłat Poncjusz II 64, 79, 222, 360, 365
Panvinius (Panvinio Onufre) 349 Pindar (Pindaros) II 350, 434
Paolo Fra zob. Sarpi Pierre Piotr św., apostoł II 38, 82, 354, 359, 360
Papebroch Daniel (van Papenbroeck) 9 Piotr, car rosyjski II 141
Papias św. II 351 Piotr Patrycjusz 359, 363, 364, 378, 379, 387;
Papinian(us) Emiliusz (Aemilius Papinianus) II 390, 395
102, 103, 109, 110, 343 Pipa 195
Papiriusz Kursor (Papirius Cursor) 333 Piso zob. Pizon
Parthicus zob. Karakalla Pitagoras 268; II 51, 292, 367, 443
Parysatis, królowa perska II 386 Pius zob. Antoninus Pius
Pascal Blaise 11; II 203 Pizon, pretendent 205, 206, 365
Patemus II 74 Pizon (Caius Calpumius Piso) II 382
Paulina 348 Pizon (Lucius Calpumius Piso Frugi) 374
Paulinus, biskup Trewiru II 243 Pizonowie 364
Paulinus z Antiochii II 313, 432, 438 Platon 36, 55, 121, 167, 225, 287, 353, 364;
Paulus zob. Pawel II 20, 39, 51, 182, 190, 220— 222, 224, 273,
Paulus, szermierz 338 285, 286, 292, 343, 354, 359, 409-^412, 443
Pauzaniasz, dowódca II 370 Plaucjanus (Plautianus) 102, 342, 344
Pauzaniasz (Pausanias), autor 324, 328, 330; Plaut (Titus Maccius Plautus) II 380
II 373, 387 Pliniusz Młodszy (Caius Plinius Caecilius Se-
Pavilliard Daniel 12 cundus) 46, 49, 53, 71, 129, 268, 324, 325,
Pawel św., apostoł II 14, 46, 353, 360, 428 330,331,333,334,336,347,348,360,380; II
Pawel Diakon (Paulus Diaconus) 356 29, 47, 48, 52, 53, 60, 69, 224, 352, 356,
Pawel Katena, prawnik II 163, 276 358— 360, 362, 365, 376, 381, 411
Indeks osób 463

Pliniusz Starszy (Caius Plinius Secundus) 281, Probinus II 377


323, 325— 332, 334, 347, 353— 355, 359— Probus (Imp. Caesar Marcus Aurelius Probus
361, 363, 365, 367, 368, 374; II 53, 54, Augustus; Marcus Aurelius Probus) 211,
358, 359, 364, 383, 395, 396, 420, 437, 438, 223, 227, 228, 241— 250, 259, 266, 269, 276,
442 277, 362, 370—373; II 147
P. Lobo II 348 Proklus (Proklos) II 429
Plotyn (Plotinus; Plotinos) 67, 205, 286, 351, Prokopiusz 359, 364; II 328, 339, 340
364; II 285, 410 Prokop z Cezarei 331, 377, 379, 382; II 332,
Plotyna 287 371, 377
Plutarch (Plutarchos) 326, 328, 329, 333, 339, Prokulus 248, 365, 368, 369, 372
347, 355— 357, 360, 362, 370, 378; II 53, Prosper Tyro 369
358, 361, 372, 380, 389, 402, 405, 413, 439, Protogenes 330
443 Prudencjusz (Aurelius Prudentius Clemens) II
Pocock Edward 341, 354, 363; II 372, 373,440 352, 355, 369, 401, 420, 427
Poeanius zob. Pajanios Pryska (Prisca) 311; II 84
Polemon, sofista 332 Pryskus, brat cesarza Filipa 187
Polibiusz (Polybios) 24, 325, 326, 328, 333, Pryskus (Priscus), budowniczy 341
347; II 370, 372, 444 Pryskus, sofista II 335, 431
Polikarp św. II 356, 362 Ptolemeusze 33, 42, 126; II 221, 305
Poliklet II 425 Ptolemeusz Klaudiusz (Klaudios Ptolemaios,
Polion Trebeliusz (Trebellius Pollion) 360, Claudius Ptolemaeus) 55, 167, 180, 182,
361, 363— 369; II 377, 403 327, 353, 359, 371, 378; II 437
Polyaenus II 402 Purpuriusz II 409
Pompejanus Klaudiusz (Claudius Pompeia- Puseusz II 320
nus) 76, 81, 82, 84 Pylades, tancerz 90, 196
Pompejanus Rurycjusz (Ruricius Pompeia- Pyteasz z Marsylii 359
nus) 304, 305
Pompejusz Wielki (Cnaeus Pompeius Mag­ Quintus Curtius zob. Kwintus Kurcjusz
nus) 58, 59, 137, 184, 206, 333, 347, 349,
360, 369; II 174, 347, 371 Racine Jean Baptiste 11
Pomponiusz Mela (Pomponius Mela) 323, Rafael (Raffaelo Santi) II 28
327, 355, 377; II 350, 390 Raynal Guillaume Thomas François I I 12,404
Pontius, diakon II 363 Regilianus 205, 215
Pope Alexander 327 Regilla 47
Poppea (Poppaea Sabina) II 66 Regulus (Marcus Atilius Regulus) 336
Porfiriusz, Porfiry z Tyros (Publius Porphy- Reimar Charles Auguste 323, 334, 346; II 361
rius Optatianus) 286, 287, 351, 364; II 285, Reland Adrien II 431, 437
289, 359, 367, 385, 430 Renaudot Eusèbe II 356, 405
Posides II 392 Retz Jean François Paul de Gondi, de 382
Postumian 340 Ricardi, kanonik 330
Postumiusz zob. Postumus Robertson William 171, 356, 357
Postumus (Imp. Caesar Marcus Cassianus Rodosaces Malek II 320, 440
Latinius Postumus Augustus; Marcus Cas­ Rosweide (Rosweyde) Héribert II 415
sianus Latinius Postumus) 193, 205, 215, Rucellai (Oricellarius Bernard) 330
223, 361, 365— 367 Rudbeck Olaus 166, 167, 355
Praksagoras 382, 385 Ruddiman Thomas II 400
Prakseasz (Praxeas) II 225, 411 Rufinus z Akwilei (Rufinus Tyrranus) 384;
Praksyteles 201 II 368, 369, 404, 407, 408, 418, 432, 444
Prideaux Humphrey 352; II 347, 355 Ruinart (Dom Henri, Thierry Michaud) 10,
Proaeresius II 434 II 357, 362, 370, 435
464 Indeks osób

Rurycjusz Pompejanus zob. Pompejanus Ru- Seiden Jean II 347


rycjusz Seleucydzi 32, 352; II 434
Ryszard z Cirencesteru 323, 329, 376 Semno 244
Sen(n)acherib II 214, 389
Sabeliusz (Sabellius) II 225, 366, 411 Seneka Młodszy (Lucius Annaeus Seneca) 40,
Sabinianus II 181 110, 120, 328, 329; II 53, 54, 350, 358,
Sabinus II 413 413
Safona (Sappho) II 298 Seneka Starszy 329
Sallust (Sallustius), prefekt Galii II 183, 190, Septymiusz Sewer zob. Sewer
268, 327, 334—336, 338, 426 Sergiusz, patriarcha Konstantynopola II 388
Sallust Drugi, prefekt Wschodu II 276, 426, Sertoriusz (Quintus Sertorius) 178; II 201
429, 434 Serwiusz (Servius), komentator II 350, 420
Sallust zob. Salustiusz Kryspus Serwiusz Tuliusz (Servius Tullius), król rzym­
Salmasius, komentator 337,348,349,366,370, ski 38, 335
371, 373, 374; II 366, 425 Severianus 310
Salomon, król żydowski 268; II 16, 221, 297 Severini, autor 326
Saloninus 193, 365 Sewer (Imp. Caesar Lucius Septimius Seve­
Salustiusz Kryspus (Caius Sallustius Crispus) rus Iulianus Augustus; Lucius Septimius
301, 327, 343; II 350, 377, 389, 397, 441 Severus; zw. Afer) 87, 91— 110, 112— 114,
Sampsiceramus II 434 116, 119, 125, 130, 133, 134, 150, 159,
Sanadon Noel-Etienne 364 160, 289, 290, 292, 294— 299, 340— 343,
Sandys George II 371, 432 348, 354, 368, 383; II 49, 81, 93, 114,
Sapor zob. Szapur 295, 350, 374
Sarpi Pierre (Paolo Fra) II 351, 353, 355, 370, Sewerowie II 80
388, 407, 412 Sewerus, dowódca II 184, 397
Sassan 158, 352 Sewerus Flawiusz zob. Flawiusz Sewerus
Sassanidzi 153, 352; II 150, 319, 326, 329,440, Sextus Rufus zob. Sekstus Rufus
444 Sezostrys 220
Saturninus 205, 207, 247, 248, 365, 369, 372; Shaw Thomas 327, 341, 348, 369; II 364, 396,
II 356 440
Saville Henry 358 Sidney Philippe II 416
Saxo Grammaticus 359 Sidonius zob. Sydoniusz Apollinaris
Scaliger (Giulio Cesare Scaligero) 365, 372, Silenus 388
3 7 4 -3 7 7 ; II 370, 385 Simler Josias 361, 385
Scaurus II 377 Simplicjusz, biskup Rzymu II 407
Schikard Guillaume II 388 Sirmond Jacques II 383, 408
Schoepflin Jean Daniel 372 Skapula II 357, 358, 362, 364, 365
Schultens Henri Albert II 439 Skudillo II 168
Scypio Afrykański Młodszy (Publius Corne­ Skrybonianus (Scribonianus) 334
lius Scipio Aemilianus Africanus Minor; Smith Adam II 438
Numantinus) 138, 335, 375; II 350, 441 Smith William II 332
Scypionowie 41, 150, 190, 218, 243; I I 24, 111, Soaemias 114, 120
289 Sodzomen 353, 387, 388; II 348, 349, 372—
Sebastian (Sebastianus), komes II 246, 328, 375, 388, 391, 396, 401, 404, 407, 409,
340 412—419, 428, 430, 431, 433—435, 437,
Sefi, władca perski 70, 158 440, 444, 445
Sejanus (Lucius Aelius Seianus) 344 Sofronia 384
Sekstus Rufus (Sextus Rufus) 324, 364, 366, Sokrates 328; II 25, 314, 334, 350, 437
368, 373; II 388, 389, 435, 442, 444, 445 Sokrates (Sokrates Scholastyk) II 348, 359,
Sekundinus (Secundinus) II 319 367, 373, 374, 380, 388, 391, 393, 409, 411,
Indeks osób 465

414, 418, 419, 425, 427, 428, 430, 433, 434, tus Sidonius Apollinaris) 373; II 132, 383,
437, 442, 444 386, 405
Soliman, sułtan turecki II 390 Sykoriusz Probus (Sicorius Probus) 274
Solinus 327 Sykstus V, papież II 395
Sopater z Hierapolis II 416, 430 Sylla (Lucius Cornelius Sylla) 386
Sosibius II 435 Syllanus 139, 172
Sozjusz Falko (Sosis Falco) 86 Sylwanus (Silvanus) II 160, 248, 341, 395
Sozomen zob. Sodzomen Symmachus (Quintus Aurelius Symmachus)
Spanheim Ezekiel 437 12; II 376, 379, 381, 420
Spanheim Frederick 323, 324, 328, 329, 335, Syncellus 363, 368, 373
337, 341, 344, 348, 364, 369, 375, 380, 387, Synezjusz (Synesios) 373, 380; II 214, 408
388; I I 352,354,357,359, 361,366,375,378, Syrianus II 245, 417
387— 391, 398, 399, 429, 431 Szapur I, król perski 162, 201— 204, 228, 363,
Spartakus 348 364, 378
Spartianus Elius 324, 325, 329, 330, 335, 339, Szapur II, król perski 270; II 150— 153, 177—
340, 342, 343, 354, 365, 381 181, 271, 312, 317— 319, 323, 328, 329, 332,
Spelman Henry 378, 440, 442 337, 338, 342, 357, 388, 396, 443, 446
Spencer, autor II 432 Szymon II 362
Spon Jacob 341
Stael-Holstein Anne Louise Germaine de 12 Tacyt (Imp. Caesar Marcus Claudius Tacitus
Stefan (Stephanus) II 68 Augustus; Marcus Claudius Tacitus) 235,
Stefan, biskup Rzymu II 354 237— 242, 370, 371
Stefan z Bizancjum 359, 360; II 375 Tacyt (Publius [Caius] Cornelius Tacitus) 11,
Stilicho zob. Stylichon 57, 71, 152, 164, 166— 168, 170, 171, 174,
Stobaeus (Ioannes Stobajos) II 429 178— 180,323,325,326,328— 336,339,343,
St. Paul Charles de II 369 346,347, 354— 365, 367, 370— 372, 379; II
Strabon 51, 323, 326, 327, 329, 331, 332, 48, 53, 64— 67, 216, 347— 351, 357, 358,
347, 354, 358, 359, 362, 363, 365, 371, 376, 360— 362, 371, 376— 378, 381, 382, 387,
379; II 372, 373, 381, 387, 410, 427, 434, 388, 420, 422, 424, 427
442 Tair, król Jemenu II 150
Strategiusz II 409 Tamerlan (Timur-Bek) II 181, 395, 396
Stukeley William 331, 376 Tarachus II 370
Stylichon (Flavius Stilicho) II 376 Tarantus zob. Karakalla
Suidas 377; II 385, 416, 445 Tarkwicjusz II 443
Sukcessianus (Successianus) 202 Tarkwiniusz Pyszny (Tarquinius Superbus),
Sulla (Lucius Cornelius Sulla) 143, 199, 350; król rzymski 279, 324
II 250 Tarkwiniusze II 112
Sulpicjanus 89 Tasso Torquato 176
Sulpicjusz Sewer (Sulpicius Severus) II 76, Taurus, konsul II 270, 277, 426
348, 351, 357, 365, 367, 390, 405, 414, 415, Taurus, prefekt pretorium II 235
417, 418, 432 Tavernier Jean Baptiste 332, 353, 354; II 396,
Surenas II 320, 325, 327, 338 440,442
Surmar, król Alemanów II 188 Taylor Jeremy II 388
Swetoniusz (Caius Suetonius Tranquillus) 323, Temistiusz (Themistius) II 374, 375, 390, 395,
324, 328— 330, 332— 336, 338— 340, 369, 421, 425, 426, 429
379; II 65, 349, 360— 362, 380, 381, 391, Temple William 356
425, 446 Templeman Peter 327
Swetoniusz Paulinus 323 Tamszapur, satrapa perski II 177
Swift Jonathan 11 Teodor, biskup II 367
Sydoniusz Apollinaris (Caius Sollius Modes- Teodor Metochita II 370
468 Indeks osób

Zenobia 205, 207, 214, 215, 218, 224—231, Zopyrus II 442


368; II 83, 84, 366 Zoroaster zob. Zaratustra
Zenobiusz, biskup Florencji 369 Zosimos 12, 317, 348, 349, 351, 358— 363,
Zenon II 379 365— 373, 376, 382— 388; II 134,205, 372—
Zenon z Kition 55, 69; II 51 375,377,379,380,384— 386,388— 391,393,
Zenon, biskup Majumy II 435 394,396—400,403,404,420,422—424,427,
Zizais, wódz Sarmatów II 176 438, 440—445
Zonaras Joannes 345, 349, 358— 363, 365, 366 Zotikus (Zotikos) 345
368, 371, 373, 385; II 372, 375, 389— 391, Zwingli Ulrich (Huldreich) II 352
393, 395, 400, 423, 425 Zygmunt, król burgundzki II 367

You might also like