You are on page 1of 58

LEKTURY

SZKOLNE

TADEUSZ
RÓŻEWICZ
KARTOTEKA
Tadeusz R Ó Ż E W I C Z
KARTOTEKA
biblioteka
lektur
szkolnych
Tadeusz RÓŻEWICZ
KARTOTEKA

Wydawnictwo Literackie
© Copyright by Tadeusz Różewicz, Kraków 1986

Projekt o k ł a d k i
Lech P r z y b y l s k i

Redaktor
Andrzej K. Ożóg

Printed in Poland
W y d a w n i c t w o Literackie, K r a k ó w — W r o c ł a w 1986
W y d . I. N a k ł a d 200 000 + 283 egz.
Ark. wyd. 2,6. Ark. druk. 3,5
Papier offset, kl. V , 71 g, rola 61 cm
O d d a n o do składania 3 V I I 1985
Podpisano do druku 29 IX 1986
Druk ukończono w październiku 1986
Zam. nr 7792/85, E-5-66
Rzeszowskie Z a k ł a d y Graficzne
Rzeszów, ul. M a r c h l e w s k i e g o 19

I S B N 83-08-01614-6
Spisu osób nie podaję. „Bohaterem" sztuki jest człowiek bez
określonego dokładniej wieku, zajęcia i wyglądu,
,,Bohater" nasz często przestaje być bohaterem opowiadania
i zastępują go inni ludzie, którzy są również „bohaterami".
Wiele osób biorących udział w tej historii nie odgrywa tu
większej roli, te, które mogą odgrywać główne role, często
nie dochodzą do głosu łub mają mało do powiedzenia. Miej­
sce jest jedno. Dekoracja jedna. Wystarczy, jeśli w ciągu
tych godzin przestawi się krzesło.

Sztuka ta jest realistyczna i współczesna. Krzesło prawdziwe.


Wszystkie przedmioty i meble są prawdziwe. Ich rozmiary są
trochę większe od normalnych. Zwykły, przeciętny pokój.

Stół. Etażerka z książkami. Dwa krzesła. Zlew itd. Łóżko na


wysokich nóżkach. W pokoju nie ma okna. W ścianach na­
przeciwległych są drzwi; jedne i drugie drzwi są stale otwarte.
Łóżko stoi pod ścianą. Przez cały czas światło w pokoju jest
jednakowe. Dzienne, mocne światło. Światło nie gaśnie, nawet
kiedy opowiadanie jest skończone. Kurtyna nie zapada. Być
może opowiadanie jest tylko przerwane? Na godzinę, na rok...

Jeszcze jedna uwaga. Ludzie występują w swoich codziennych,


zwykłych ubraniach. Nie wolno ich stroić w żadne efektowne

[5]
kostiumy, kolorowe szmatki itp. Oprawa plastyczna jest tu
bez znaczenia. Jak najmniej barw i efektów. Przez otwarte
drzwi przechodzą spiesznie lub wolno różni ludzie. Czasem
słychać urywki rozmów. Zatrzymują się i czytają gazety...
Wygląda to tak, jakby przez pokój Bohatera przechodziła
ulica. Niektórzy przysłuchują się przez chwilę temu, co mówi
się w pokoju Bohatera. Czasem wtrącają kilka słów. Przechodzą
dalej. Akcja trwa od początku do końca bez przerwy.

B O H A T E R leży z rękami złożonymi pod głową. Wyciąga rękę,


trzyma ją przed oczyma To jest moja ręka. Ruszam ręką.
M o j a ręka. porusza palcami M o j e palce. Moja żywa ręka
jest taka posłuszna. Robi wszystko, co pomyślę, odwraca się
do ściany. Może zasypia. Wchodzą rodzice Bohatera. Za­
troskani. Ojciec spogląda na zegarek.
M A T K A Nie trzymaj rąk pod kołdrą, to brzydko i niezdrowo.
O J C I E C C o z niego wyrośnie, jak będzie się tak długo wyle­
giwał. Wstawaj! Chłopcze!
M A T K A M a czterdzieści lat i jest dopiero dyrektorem admi­
nistracyjnym operetki.
O J C I E C Ręczę ci, że ori się brzydko pod kołdrą bawi. Sam
ze sobą.
M A T K A Pleciesz! Przecież tam jeszcze ktoś leży pod kołdrą.
Zdaje się, że kobieta.
O J C I E C Oszalałaś! Siedmioletni chłopiec... Wczoraj wyciągnął
mi złotówkę... Zerżnę mu skórę! Przy tym wyjada cukier
z cukiernicy.
M A T K A Ależ on ma kolegium! Referat i koreferat!
O J C I E C Ukradł mi złotówkę. Gdyby powiedział: ,.Tatusiu,
proszę cię o złotówkę, chcę sobie coś kupić", dałbym.
To musi być ukarane!
M A T K A Ciszej! Śpi.
O J C I E C W kogo on się wdał?
wchodzi Chór Starców. Jest ich trzech. W wymiętych, trochę
znoszonych garniturach. Jeden z nich w kapeluszu. Siadają
pod ścianą na rozkładanych krzesełkach, które przynieśli

[6]
ze sobą. Starcy poruszają się niemrawo. Tekst natomiast
recytują bardzo wyraźnie, dźwięcznie, młodzieńczymi gło­
sami. Chór wygłasza tekst bez zbędnej mimiki.
Chór Starców wykorzystuje przerwy w akcji,- udziela nauk,
daje przestrogi, budzi otuchę
C H Ó R Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze,
Ten młody zdusi Centaury,
Piekłu ofiary wydrze,
Do nieba pójdzie po laury.
O J C I E C pochyła się nad łóżkiem. Bierze w dwa palce ucho
Bohatera, pociąga Nie udawaj, że śpisz. Wstań, kiedy ojciec
do ciebie mówi!
B O H A T E R Stój! Stój! Kto idzie? Stój, bo strzelam! Halt!
M A T K A Mówi przez sen. Ach, ta straszna wojna.
O J C I E C Chcę z tobą porozmawiać, łapserdaku.
B O H A T E R siada na łóżku Słucham.
O J C I E C Dlaczego wyjadłeś cukier z cukiernicy?
B O H A T E R To Władek.
O J C I E C Nie kłam, opowiedz dokładnie, jak to było.
B O H A T E R Coś mnie podkusiło, tatusiu. J a k i ś diabeł, tatusiu!
O J C I E C Gdybyś mi powiedział: „Tatusiu, daj cukru..."
B O H A T E R A tatuś dłubał w nosie, podejrzałem tatusia...
O J C I E C Wyrodku! C o z ciebie wyrośnie? Bóg świadkiem...
M A T K A J a k śmiesz do ojca... Nie poznaję cię, dziecko.
K O B I E C Y G Ł O S S P O D K O Ł D R Y Panie dyrektorze, czas na po­
siedzenie.
B O H A T E R Zrozumiałem po trzydziestu latach ogrom swych
win, a właściwie mych win. Tatusiu. Mamusiu. Tak, to ja
zjadłem kiełbasę w W i e l k i Piątek dnia piętnastego kwiet­
nia 1926 roku. Wstydzę się swego czynu. Zjedzenie kiełbasy
uplanowałem o wiele wcześniej wraz z Jasiem i Pawełkiem.
Mój niski postępek, kochany tatusiu, nie może być uspra­
wiedliwiony. Zjadłem kiełbasę z łakomstwa. Nie byłem
głodny. Dzięki twej trosce, tatusiu, miałem w dzieciństwie
do syta chleba. Często otrzymywałem drobne pieniądze na
łakocie. Mimo to zbłądziłem.

[7]
M A T K A Ależ ojciec pyta o cukier, nie o kiełbasę.
B O H A T E R Mamusiu. Nie broń mnie. Wyrzeknij się syna.
Cukier zjadłem i kiełbasę. Pamiętam, że koło godziny
piętnastej minut pięć zaczęliśmy jeść kiełbasę. Ja zjadłem
część największą. Również nasza kochana babunia, zgła­
dzona dzięki mojej intrydze...
M A T K A Babunia przecież śmiercią naturalną...
B O H A T E R Biedni rodzice. Spłodziliście potwora. Przez dziesięć
lat z premedytacją podawałem babci strychninę w biszkop­
tach. Pamiętam również dobrze niecne praktyki z zapał­
kami. Ze wstrętem myślę o tym, że planowałem również
zgładzenie tatusia.
O J C I E C Ładne rzeczy.
B O H A T E R Te myśli i plany wylęgły się w mojej głowie,
gdy ukończyłem piąty roczek życia. Pamiętam te pięć
świeczek, które paliły się na torciku...
K O B I E C Y G Ł O S SPOD K O Ł D R Y niecierpliwie Panie Dyrekto­
rze. J u ż czas.
B O H A T E R Chciałbym się również przyznać do...
K O B I E C Y G Ł O S SPOD K O Ł D R Y Najwyżsty czas...
B O H A T E R Kochani, mam konferencję, słyszycie?
Rodzice wychodzą
G Ł O S SPOD KOŁDRY Konferencja dopiero za dwie godziny,
ale trzeba się przygotować. Ja zaraź pana przygotuję na
wszystko.
C H Ó R S T A R C Ó W Aaa, kotki dwa,
szare bure obydwa,
nic nie będą robiły,
tylko dziecko bawiły.
Bohater zasypia., Budzi go wystrzał armatni (detonacja winna
być potężna! Tak żeby wystraszyć widownię)
B O H A T E R Idioci. Znów wojna?
G Ł O S SPOD KOŁDRY Nie, panie dyrektorze, to księżna M o ­
naco powiła ośmioraczki! W związku z tym w całej oj­
czyźnie urządza się żakinady, dziecinady i tak dalej. Od
szczytów Tatr do sinego Bałtyku.

[8]
B O H A T E R A l e dlaczego u nas? Księżna w Monaco żyje!
G Ł O S SPOD K O Ł D R Y To jest bez znaczenia. Stu naszych
młodych działaczy dla uczczenia wybiera się na hulajno­
gach do Konga. Inni składają ślubowanie czystości przed­
małżeńskiej.
B O H A T E R patrząc w sufit Matołki.
chwila" ciszy
B O H A T E R Idioci.
chwila ciszy
B O H A T E R Kretyni, pawiany, gnojki, złodzieje, oszuści, pede-
raści, astronauci, onaniści, sportowcy, felietoniści, mora­
liści, krytycy, bigamiści.
chwila ciszy
B O H A T E R zapala papierosa, patrzy w sufit Leżę. Leżę! Szefo­
wie rządów i sztabów pozwolili mi leżeć i patrzeć w sufit.
Sufit. Piękny, czysty, biały sufit. Kochani są ci szefowie.
Można spędzić spokojnie niedzielę.
do pokoju wchodzi Olga. Kobieta w średnim wieku. Staje
w ,,nogach" łóżka. Zdejmuje płaszcz. Płaszcz, torbę, szal itp.
składa na łóżku.
O L G A Przechodziłam i usłyszałam, że mnie wołasz...
B O H A T E R J a , ciebie?
O L G A Minęło piętnaście lat, jak wyszedłeś z domu. N i e dałeś
znaku życia.
B O H A T E R Tak.
O L G A N i e zostawiłeś adresu.
B O H A T E R Nie miałem.
O L G A Mówiłeś, że idziesz po papierosy.
B O H A T E R Papierosy kupiłem.
O L G A Piętnaście lat cię nie było! Co u ciebie? Co z tobą?
Wytłumacz się, powiedz coś.
B O H A T E R Opowiem ci dowcip.
O L G A Dowcip. W takiej chwili! To jest okropne. On mi
powie dowcip, po piętnastu latach...
B O H A T E R Napiłbym się herbaty.
O L G A Herbata w takiej chwili, kiedy ja pragnę rachunku

[9]
z całego twego życia... Zawiodłam się na tobie, Hen­
ryku!
B O H A T E R Ja mam na imię Wiktor!
O L G A Wiktorze, zawiodłam się na tobie. Jesteś świnią i oszu­
stem.
B O H A T E R ziewa J u ż mi się nie chce gadać.
C H Ó R S T A R C Ó W każdy Starzec do siebie Gadać mu się
nie chce... Przecież on jest głównym bohaterem... A kto
ma gadać.
O L G A tupie nogą na Chór Starców Cicho tam... Żebyś choć
jedno słówko... N i c !
B O H A T E R W tych warunkach nic nie osiągnę.
O L G A Głaskałeś mnie po piersiach, łasiłeś się jak wąż, uwo­
dziłeś mnie pięknymi słówkami.
B O H A T E R Pięknymi słówkami?
O L G A Mówiłeś, że będziemy mieli domek z ogródkiem, parkę
dzieci: synka i córeczkę... Świat się kończył, a ty kłamałeś!
Złamałeś mi...
B O H A T E R Świat się nie skończył. Przeżyliśmy. N i e masz
pojęcia, Olu, jak się cieszę, że mogę leżeć. M o g ę leżeć,
obcinać paznokcie, słuchać muzyki. Szefowie ofiarowali mi
całą niedzielę. Może wejdziesz do łóżka. Porozmawiamy.
O L G A Spieszę się do operetki. M a m już bilet... N i g d y ci nie
przebaczę, wychodzi
B O H A T E R Zostaw gazetę. Myślałem, że wszyscy umrzemy,
więc mówiłem ci o dzieciach, kwiatach, o życiu. Proste.
otwiera gazetę. Przegląda, czyta na głos „Butelki przed
nalaniem piwa muszą być dokładnie wymyte. Pracownicy
rozlewni często nie zadają sobie trudu, aby skontrolować,
czy butelki są czyste. Rezultat jest taki, że spotyka się
w napełnionych butelkach różne «ciała obce», zdarza się
nawet, że w piwku pływają muchy. Pisaliśmy już w po­
przednim naszym artykuliku na temat piwa o barbarzyń­
skim niemal stosunku do tego napoju pracowników detalu.
Handel piwem dostarcza nie lada okazji do oszustw. W jaki
sposób np. ze stulitrowej beczki piwa zrobić 120-litrową?"

|l()|
Od lewej: STARZEC III — Jerzy Sopoćko, STARZEC II Tytus Wilski, STARZEC I
Leszek Swigoń,
w głębi: WUJEK — J a n Krzywdziak, BOHATER — Zygmunt Malanowicz.
Państwowy Teatr Ludowy — Kraków—Nowa Huta,
reż. Lech Komarnicki,
premiera 24 IV 1971 rok.
C H Ó R S T A R C Ó W W bardzo prosty.
B O H A T E R „Trzeba klientom pijącym piwo w kuflach za­
aplikować większą porcję piany. Klienci, zamiast pełnego
kufla piwa, otrzymują kufel napełniony tylko w jednej
drugiej albo w jednej trzeciej, głos Bohatera nabiera mocy,
staje się patetyczny Owszem, piwo powinno posiadać tzw.
kołnierz piany. Chodzi jednak o to, aby zawartość kufla
odpowiadała normie. Dlatego też wszystkie kufle czy szklan­
ki powinny być cechowane. Powinny posiadać kreseczkę
oznaczającą 250 czy 500 cm sześciennych napoju... Nie­
stety, nie myje się nawet dokładnie kufli od piwa. Wnę­
trze wielu kufli pokryte jest warstwą tłuszczu, a tłuszcz
to wróg nr 1 złocistego napoju. W handlu piwem wystę­
puje karygodny brak odpowiedzialności. Z tym trzeba skoń­
czyć. Trzeba karać..."
Chór Starców dzieli się
S T A R Z E C I przykłada dłoń zwiniętą w trąbkę do ucha O czym
on mówi?
S T A R Z E C II O piwie!
S T A R Z E C I I I C z y w tym piwie są aluzje do władzy, pod­
teksty, symbole, alegorie, czy nasz Bohater jest szermie­
rzem?
S T A R Z E C I O piwie mówi!
S T A R Z E C II W tym piwie musi się coś kryć!
S T A R Z E C I I I Mówi, że w piwku pływają muchy.
STARZEC I I Muchy? To już coś jest.
S T A R Z E C I Bzdura! U niego piwo znaczy piwo, mucha to
tylko mucha. N i c więcej.
STARZEC III Zlitujcie się, to nie bohater. To po prostu śmieć!
Gdzie się podziały dawne bohatery, orfeusze, woje, proroki.
Mucha w „piwku"! Nawet nie w piwie, ale w piwku! Co
to jest?
STARZEC II wykrzywiając się ironicznie To jest teatr na
miarę naszych wielkich czasów.
STARZEC III Czasy są niby duże, ludzie trochę mali.
STARZEC I Jak zwykle, jak zwykle.

(12]
S T A R Z E C I I I W piwku pływają muchy? W tym się coś
kryje! Chór zgodnie kiwa głowami.
Jest cicho jakby makiem zasiał. W tej ciszy rozlega się
śpiew ptaka. Kanarka. Po minucie do pokoju wchodzi stary
człowiek z długimi wąsami, w starym kapeluszu
B O H A T E R Wujek!
W U J E K Byłem z pielgrzymką w klasztorze... Zajrzałem po
drodze do ciebie: „wstąpił do piekieł, po drodze mu było".
A co u ciebie, Stasiu?
B O H A T E R Nic, nic, wujku. Kopę lat. Nie widzieliśmy się
dwadzieścia pięć lat, wujku! Bohater siada na łóżku, wciąga
skarpetki Pewnie wujka nogi bolą. Przecież to sto kilo­
metrów. Niechże wujek siada. J a k to dobrze, że wujek mnie
odwiedził. Zaraz wujkowi wodę do nóg przygotuję i wodę
na herbatę przegotuję! Niech się wujek położy! W i e wujek,
niech wujek sobie wymoczy nogi. Bohater wyciąga spod
łóżka miednicę, nalewa wodę. Nalewa prawdziwą wodę
do prawdziwej miednicy z prawdziwego dzbanka Niechże
wuj, proszę wuja... Zaraz wujkowi... Bohater uradowany
krząta się żywo koło Wujka wujek... wujka... wujkowi...
wujka... wujkiem... O! wujku... w wujku.
W U J E K Poczciwy chłopiec. Dziękuję ci, dziecko, za te owacje.
Wuj zdejmuje kamasze i skarpetki. Moczy nogi w miedni­
cy A co u ciebie, Władziu?
B O H A T E R Widzi wujek, miałem do wujka napisać, ale Zosia
mówiła, że wujek chory, więc myślałem, że wujek umarł
kładzie ręce na ramiona Wujka Strasznie się cieszę, że
wujka widzę. Nie ma wujek pojęcia. Co u wujka?
W U J E K Jakoś się tę taczkę żywota pcha. Masz się z czego
cieszyć!
B O H A T E R Wujek jest prawdziwy! I kapelusz prawdziwy.
zdejmuje Wujkowi kapelusz I wąsy prawdziwe, i nogi
prawdziwe, i spodnie prawdziwe, i serce prawdziwe, i uczu­
cia, i myśli prawdziwe. C a ł y prawdziwy wujek. Nawet ka-
maszki u wujka są prawdziwe, i guziki, i słowa. Prawdziwe

[13]
słowa! Bohater mówi ze wzrastającym wzruszeniem i unie­
sieniem
W U J E K A co u ciebie, Władziu, mówiła mi Helenka, że w Pa­
ryżu byłeś.
B O H A T E R Byłem.
W U J E K No i co tam, jak tam, powiedziałbyś coś o tym Pa­
ryżu. Ja to już go w życiu nie zobaczę... I ciotka cie­
kawa.
B O H A T E R Z przyjemnością, wujku.
W U J E K Czasu chyba nie traciłeś, co?
B O H A T E R Chyba.
W U J E K A jak tam ludziska żyją?
B O H A T E R Jakoś żyją... różnie, wyciąga papierosy Może wu­
jek zapali, francuskie.
W U J E K J a k francuskie, to dwa wezmę.
B O H A T E R Kupiłem trochę zapałek w Paryżu, mydełko toale­
towe w Paryżu, szczoteczkę, żyletki, koszule, perfumy, pan­
tofle, pineski, szpilki, igły.
C H Ó R S T A R C Ó W oglądają jakieś fotografie. Śmieją się, opo­
wiadają sobie anegdotki, których urywki można usłyszeć
W U J E K A jak tam w sztukach pięknych, w literaturze?...
polityce?
B O H A T E R Tak i siak, różnie. Niełatwo objąć. W i e wujek,
widziałem naturalnej wielkości Napoleona, papieża, królo­
wą, wszyscy różowi i z wosku. Jedzą dużo sałaty, sera
i piją wino, oczywiście kuchnia francuska.
W U J E K To się trochę przewietrzyłeś, i okupiłeś się.
B O H A T E R Miasto, wie wujek, w takiej błękitnej mgiełce jak
w spirytusie.
W U J E K po chwili milczenia Ale... coś mi się wydajesz mar­
kotny. Ej, Kaziu, Kaziu! I czego ty się gryziesz?
B O H A T E R Bo widzi wujek... Szkoda mówić... Klaskałem.
Okrzyki wydawałem.
W U J E K Jakże to „klaskałem"?
B O H A T E R Właśnie klaskałem.
W U J E K Wszyscy klaskali.

[14
B O H A T E R Co mnie tam wszyscy obchodzą. Myślę o sobie.
Klaskałem.
W U J E K Dzieciuch z ciebie, Piotrusiu! Picasso też klaskał.
B O H A T E R Wujku, wujku...
W U J E K No, co powiesz, Kaziu?
B O H A T E R Ja wiem, że wielu klaskało, ale oni już zapomnieli.
Teraz zajmują się markami samochodów albo bawią się
na balach maskowych, a ja ciągle jeszcze składam ręce
i tamto klaskanie klaszcze we mnie. We mnie jest czasem
takie ogromne klaskanie. Jestem pusty jak bazylika w nocy.
Klaskanie, wujku, klaskanie... cisza
1

W U J E K A w ogóle to zdechlaki z was, słabeusze. Łysy i dzieli


włos na czworo. A co ja mam powiedzieć? Co tam to
wasze klaskanie. Pamiętam, w czasie zaburzeń wrzuciliśmy
do pomidorowej zupy naszego dowódcę. Czekaj, jak on
się nazywał?...
B O H A T E R Do zupy?
W U J E K Akurat w kotle gotowała się zupa pomidorowa.,.
Czas był niespokojny, różne zamieszki, bunty, jednym sło­
wem gotowało się... Przyszedł sprawdzić do kuchni. Zupa
się gotowała dla całej kompanii, my go tam wrzucili i ko­
cioł przykryli pokrywką. I ugotował się razem z wąsami.
Ostrogi się ugotowały i ordery. Jeszcze teraz nie mogę się
wstrzymać od śmiechu, jak sobie to wspomnę. Wujek klepie
po ramieniu Bohatera Sumienie masz delikatne. Ja ciebie
rozgrzeszam!
B O H A T E R Smutny jestem, wujku. W i e wujek, kiedy byłem
małym chłopcem, bawiłem się w konie. Zamieniałem się
w konia i z rozwianą grzywą pędziłem przez podwórko
i ulice. A teraz, wujku, nie mogę się zamienić w czło­
wieka, choć jestem dyrektorem instytutu. Chciałbym roz­
kopać ziemię, wygrzebać kilka ziemniaków i upfrec wujko­
wi. Ziemniaki mają szarą, szorstką łupinę. Są w środku
białe, sypkie i gorące. Chciałbym mieć w życiu swoją ja­
błonkę z gałązkami, listkami, kwiatami, jabłkami... J u ż
tak dawno nie siedziałem w cieniu. Jabłko jest powleczone

[15]
przezroczystą warstewką wosku, odciski palców widać
bardzo wyraźnie na takim jabłku. Jabłka wiszą na gałąz­
kach. Czekają na moją rękę. Tak jak dziewczęta...
W U J E K Czemu, Kaziu, nie wracasz? Czekamy na ciebie wszy­
scy. I mama, i siostry.
B O H A T E R Nie mogę, wujku.
W U J E K Nie chcesz jeszcze wracać ze świata do domu?
B O H A T E R Nie.
W U J E K Jeszcze się nie najadłeś, nie nałykałeś?
B O H A T E R Jeszcze, wujku, apetyt rośnie, jak otworzę usta,
tobym łykał całe miasta i ludzi, i budynki, i obrazy, i biu­
sty, telewizory, motory, gwiazdy, odaliski, skarpetki, ze­
garki, tytuły, medale, gruszki, pigułki, gazety, banany,
arcydzieła...
W U J E K A może się spakujesz i pójdziesz ze mną, jutro bę­
dziesz na miejscu.
B O H A T E R Nie, wujku, nie mogę już wracać.
W U J E K Chodź, chodź, ptaszki śpiewają, wiosna idzie.
B O H A T E R M a m dużo spraw do załatwienia, różne sprawy,
trudno się od tego oderwać, trudno się połapać. Może
później.
W U J E K wyciera nogi w koc. Zakłada buty, miednicę z wodą
wsuwa pod łóżko Dzidek! To ja już sobie pójdę. Zostań
z Bogiem. Bohater milczy. Leży z zamkniętymi oczami.
Do pokoju wchodzi dwóch mężczyzn. Jeden w cyklistówce,
drugi w kapeluszu. Są ubrani w długie jesionki, jeden z nich
wyciąga papiery z teczki, drugi rozwija metalowy metr.
Zaczynają mierzyć pokój Bohatera. Czynią to bardzo skru­
pulatnie.
GOŚĆ W C Y K L I S T Ó W C E Trzy metry czterdzieści osiem cen­
tymetrów. Gość W Kapeluszu zapisuje. Gość W Cyklistów­
ce mierzy drzwi, potem mierzy łóżko, podaje cyfry. Gość
W Kapeluszu zapisuje, dodaje, mnoży i dzieli. Gość W Cy­
klistówce podchodzi do Bohatera, mierzy jego długość
i szerokość, stopy, obwód głowy i szyję, rozpiętość ramion
itd. Gość W Cyklistówce pochyla się nad Bohaterem

[16]
GOŚĆ W C Y K L I S T Ó W C E C o on tak ściska w ręce?
GOŚĆ W K A P E L U S Z U Papier.
GOŚĆ W C Y K L I S T Ó W C E Trzeba mu palce odgiąć, odgina po­
woli palec za palcem, wyjmuje z ręki Bohatera papiery
GOŚĆ W K A P E L U S Z U C o tam jest?
GOŚĆ W C Y K L I S T Ó W C E Jakieś papiery. Życiorysy... czyta
na głos „Urodziłem się w roku 1920, po ukończeniu szkoły
ludowej... zapomniałem, że w szkole ludowej miałem ko­
legę, który mi dawał ser, ten kolega był ze wsi. Po ukoń­
czeniu. Po otrzymaniu świadectwa dojrzałości starałem się
o przyjęcie do magistratu. W roku 1938 w hotelu wyczyści­
łem but,y kapą z łóżka... Po ukończeniu szkoły podstawo­
wej wstąpiłem do gimnazjum. Po ukończeniu szkoły śred­
niej starałem się... Gość kręci głową, czyta dalej Ludzie,
chodźcie do mnie wszyscy!"
GOŚĆ W K A P E L U S Z U A co, on śpi? Może udaje?
GOŚĆ W C Y K L I S T Ó W C E czyta dalej „ W roku 1938 wyczyści­
łem w hotelu buty dywanem i przeciąłem ręcznik przy
wycieraniu żyletki. Następnie po ukończeniu lat osiemnastu
przystąpiłem do egzaminu dojrzałości. Nie zdążyłem jednak
ukończyć, gdyż 1 września 1939 roku wybuchła wojna
światowa... ten straszliwy kataklizm, który pochłonął..."
Gość W Cyklistówce chowa papiery do teczki i wychodzą.
Do pokoju włazi na czworakach elegancki pan w średnim
wieku. Jest idealnie uczesany, ulizany. Wyraźny przedziałek
na głowie. Można powiedzieć, że uczesany jest od wewnątrz.
Pan ten obchodzi na czworakach cały pokój. Obwąchuje nogi
stołu, krzesło, zagląda pod łóżko... zaczyna gadać, podnosząc
pysk w stronę Bohatera.
P A N Z P R Z E D Z I A Ł K I E M Pan wie, kto ja jestem? Kto pan
jest, kto on jest, co on jest? Ja mam swoją dumę. Nie,
panie, pan jest za mały, żeby tak do mnie mówić. Nie
chciałem wiedzieć, gdybym wiedział, nie mógłbym oszu­
kiwać. A l e cierpię. Ja jestem... jam... Bohater poruszył
się. Pociąga nosem. Pan Z Przedziałkiem uciszył się
B O H A T E R Czuję obcego... czuję wazelinę, lakier, bździnę i li-

2 — Kartoteka
[17]
teraturę. Kto tu? Pan Z Przedziałkiem łapą poprawia włosy
i krawat. A, to ty, Bobik.
Przechodzi przez pokój grubas w okularach. Czyta gazetę,
rozgląda się. Stoi na środku chodnika. Woła na Pana Z Prze­
działkiem.
G R U B Y Bobik, do nogi! Pan Z Przedziałkiem ociera pysk o no­
gawkę Grubego
G R U B Y Bobik, leżeć! Pan Z Przedziałkiem kładzie się
G R U B Y Zdechł pies! Pan Z Przedziałkiem udaje zdechłego,
Gruby, uśmiechnięty, wyciąga kość z kieszeni i rzuca ją
pod stół. Pan Z Przedziałkiem ,,aportuje" kość
G R U B Y Służyć, Bobik, no... Pan Z Przedziałkiem pięknie ,,słu-
ży". Przechyla głowę raz na prawe, raz na lewe ramię,
uśmiecha się
G R U B Y wyciąga rękę Łapę, Bobik! Pan Z Przedziałkiem wy­
ciąga lewą rękę. Otrzymuje klapsa w lewą łapę
G R U B Y Prawą. Pan Z Przedziałkiem poprawia się. Podaje prawą
łapę
G R U B Y do Bohatera Dobrze ułożony, prawda?
B O H A T E R siada na łóżku N i e wiem.
G R U B Y Powie mu pan cierp, cierpi, powie mu pan skacz,
skacze, a nawet potrafi czytać i pisać... dostał medal na
wystawie psów w Paryżu... jest inteligentny, dobrze uło­
żony... ułożenie nie jest trudne... wystarczy umiejętne postę­
powanie, nieco cierpliwości... w pracy psa działają cztery
czynniki: pasja łowiecka, wiatr, chody i inteligencja... Bobik
ma chody i dobrze czuje wiatr... Bierze go pan?
B O H A T E R Nie mam pieniędzy... a on nie gryzie?
G R U B Y śmieje się N i e ma zębów, ma tylko język. Liże.
B O H A T E R Dam panu za niego skarpetki...
G R U B Y Dobrze.
Bohater zdejmuje skarpetki i daje Grubemu. Ten chowa
je do kieszeni. Odchodzi czytając gazetę. O Bobiku za­
pomniał
B O H A T E R wyciąga rękę, gładzi po głowie Pana Z Przedział­
kiem Napijesz się?

[18]
P A N Z P R Z E D Z I A Ł K I E M ciągle na czworakach Pół czarnej
i koniak.
B O H A T E R Piłeś czarną kawę na poprzednim etapie i co?
Lepiej napij się wody. wyciąga spod łóżka miednicę z wodą
W tej wodzie moczył nogi uczciwy, prosty człowiek. Pij.
To lekarstwo dla takich jak ty! J a k my... Pan Z Przedział­
kiem wysuwa „ p o psiemu" język i zamierza pić wodę
z miednicy
B O H A T E R śmieje się Dość! Naprawdę jesteś uprzejmy. N i e
wygłupiaj się. Siadaj. Zaraz zrobimy kawę. Wprawdzie
nie ma kawy, filiżanek i pieniędzy, ale od czego jest
nadrealizm, metafizyka, poetyka snów. woła Dwie duże
kawy!
Do pokoju wchodzi Kelnerka. Ubrana w czepek, fartuszek itp.,
stawia srebrną tacę na stole, pyta: „czy mam się rozebrać?"
B O H A T E R Nie trzeba. Nie znoszę kabaretu. Kelnerka wy­
biega
C H Ó R S T A R C Ó W Trąd
trądzik
trefl
trele
Trembowla
trębacz
trener
tresura
Bohater i Pan Z Przedziałkiem popijają w skupieniu kawę.
Przerywają picie i oglądają uważnie swoje ręce. Potem po­
kazują sobie ręce. Prawą i lewą. Oglądają uważnie.
B O H A T E R trzyma lewą rękę Pana Z Przedziałkiem O ! J a k a
plamka! Czarna.
P A N Z P R Z E D Z I A Ł K I E M To atrament.
B O H A T E R Atrament! To można zmyć śliną.
P A N Z P R Z E D Z I A Ł K I E M O ! I u pana plamka! Dwie plamki!
Dwie czerwone plamki!
B O H A T E R To krew.
P A N Z P R Z E D Z I A Ł K I E M Prawdziwa krew?

2'
[19]
B O H A T E R Krew wroga.
P A N Z P R Z E D Z I A Ł K I E M Znam tylko smak wódy, wody, śliny
i atramentu, jaki smak ma krew?
B O H A T E R wyjmuje szpilkę i kłuje palec Pana Z Przedziałkiem,
ten ssie palec Kropla krwi! J a k przeżyłeś wojnę? Okupa­
cję? Nie miałeś w ręku broni?
P A N Z P R Z E D Z I A Ł K I E M Dzięki żonie! Zona, żonie, w żonie,
z żoną, o żono... na żonie... pod żoną.
B O H A T E R W o n ! krzyczy
Pan Z Przedziałkiem opada na cztery łapy, sięga łapą po
filiżankę i na czworakach wypija resztę kawy. Wchodzą dwie
dobrze utrzymane panie w średnim wieku. Prowadzą oży­
wioną rozmowę przerywaną wybuchami śmiechu
P A N I ja jego, on mnie, on tobie, ona jemu, wiesz, jaki on,
kiedy mu muuuuu ryczy i rży, śmieje się. Rozgląda się
O, kochanie. Jesteś!... Pan Z Przedziałkiem wstaje na dwie
nogi Mój mąż. M o j a złota. M o j a przyjaciółka, kochany.
Pan Z Przedziałkiem całuje w rękę drugą panią. Uśmiech­
nięty, pełen radości życia wychodzi z paniami. Panie mają
paznokcie pokryte lakierem
CHOR STARCÓW Kordebalet, kordegarda, kosmetyka,
kosmiczny, kopulacja, marmolada, marmur, martyrolo­
gia...
B O H A T E R szuka czegoś gorączkowo. Wchodzi pod łóżko. Ot­
wiera szuflady. Zagląda do wszystkich kątów. Chór Starców
wychodzi. Bohater jest sam. Szuka po kieszeniach. Wreszcie
wyciąga mocny sznur. Zakłada go na szyję, próbuje sznur.
Rozgląda się po pokoju. Szuka gwoździa. Podchodzi do
wieszaka. Wreszcie otwiera szafę i wchodzi do szafy. Za­
myka drzwi. Szafa zamknięta. Dopiero po dłuższej chwili
drzwi od szafy otwierają się Sami się wieszajcie. W o l ę
swój mały palec lewej nogi niż was wszystkich razem.
Co? Wieszajcie się! N i e ! Wy siebie tak bardzo kochacie.
Ta baba bardziej kocha swojego pieska niż mnie, czło­
wieka. Bo to jej piesek. Ona swoją ślepą kiszkę kocha
bardziej od całej ludzkości. Bohater siada na łóżku. Wycia-

[20]
ga z kieszeni śniadanie, odwija z papieru, zaczyna jeść.
Do pokoju wchodzi Tłusta Kobieta
T Ł U S T A K O B I E T A Wstyd! Taki młody i podgląda.
B O H A T E R przerywa jedzenie. Co pani tu robi? To jest miesz­
kanie prywatne! Kto pani pozwolił tu wejść?!
T Ł U S T A K O B I E T A Cha! cha! cha! cha! zaśmiewa się. Mieszka­
nie prywatne!
B O H A T E R Ja pani nie znam.
T Ł U S T A K O B I E T A Pan mnie podglądał w kąpieli, panie Wac­
ku?
B O H A T E R Ćwierć wieku minęło od tej chwili! Tak, przypo­
minam sobie. A l e widzę, że pani już wyszła z wody. Niech
pani idzie dalej! Nie mam teraz czasu, muszę przeczytać
listy.
T Ł U S T A K O B I E T A Ja poczekam, siada na krzesełku i siedzi.
Może robić na drutach sweterek
B O H A T E R bierze ze stołu kilka kopert. Otwiera różową ko­
pertę. Czyta wyraźnie „ M ó j Janku! Jestem rozrzewniona
dowodem Twojej pamięci. Przybywaj, ażebym własnymi
paluszkami mogła ci włożyć do buzi najsłodszą pralinkę
z nadesłanej bombonierki. Twoja Zosia", otwiera drugą
kopertę. Czyta „Kochany Zdzisławie! Dochodzą mnie bar­
dzo niepożądane wieści o Tobie i Twoich nad wyraz lekko­
myślnych postępkach. Tak to odpłacasz mi za troski, sta­
rania i wydatki, jakie łożyłam ha Twoje nauki i wycho­
wanie? Widziano Cię na sali bilardowej w jakimś zajściu
z człowiekiem ordynaryjnym, na wykłady nie chodzisz,
zajmują cię gry, zabawy, miłostki... Tegom więc dożył
na stare lata! Popraw się, popraw, kochany Zdzisławie,
bo jeszcze jedną zła wiadomość, a zerwę z Tobą i nie
dość, że Ci odmówię wszelkiego zasiłku, ale nadto zabro­
nię komukolwiek wspominać, że jesteś moim synem. Za­
syłam ci ojcowskie błogosławieństwo. Niech Ci ono sił
doda do nawrócenia się na dobrą drogę. Matka płacze!
Serdecznie rozżalony Ojciec." Bohater zniechęcony gnie­
cie kopertę i chowa ją do kieszeni. Wyciąga nową ko-

[21]
pertę. Czyta „Drodzy Kuzyni! Uroczystość Waszego srebr­
nego wesela szczerą napawa mnie radością. J a k o świadek
sprzed dwudziestu pięciu lat Waszych zaślubin, dziś wiary
dać nie mogę, że to już całe ćwierć wieku ubiegło od tej
chwili, gdyście sobie zaprzysięgli prowadzić wspólnie taczkę
żywota, pod wzniosłym godłem miłości! Dwadzieścia pięć
lat ubiegło jak krótki moment! Obyż i nadal po samych
różach W a m się życie słało, odrodzeni w dzieciach, wnu­
kach i prawnukach, stali się dla nich patriarchami tych
zasad, jakie tak szczytnie przyjęliście sami! Stary przyja­
ciel N N . Warszawa, 24 stycznia 1902 r." po przeczytaniu
ostatniego listu Bohater zakłada na nogi pantofle i wycho­
dzi z pokoju. Po chwili wychodzi za nim Tłusta Kobieta.
Na scenie zostaje Chór. Starcy gadają przez sen do siebie.
Można opuścić kurtynę, można nie opuszczać kurtyny. Po
tej przerwie do pokoju wchodzi Bohater. Wyciąga z kie­
szeni śniadanie, odwija z papieru, zaczyna jeść. Po chwili
do pokoju wchodzi Tłusta Kobieta. Rozgląda się
T Ł U S T A K O B I E T A Wstyd! Taki młody chłopiec i podgląda
kobietę.
B O H A T E R przerywa jedzenie Kto pani pozwolił tu wejść?
To jest prywatne mieszkanie.
T Ł U S T A K O B I E T A śmieje się Prywatne mieszkanie? Miesz­
kanie prywatne!!
B O H A T E R Ja pani nie znam.
T Ł U S T A K O B I E T A Pan mnie w kąpieli podglądał, panie
Jurku.
B O H A T E R Wieki minęły od tej chwili... Tak, przypominam
sobie. Widzę, że pani już wyszła z wody.
T Ł U S T A K O B I E T A Panie Dzidku, ja pana pamiętam chłop­
czykiem w marynarskim ubranku z kołnierzykiem. Bohater
kładzie się na łóżku. Wypięty na widownię, tyłem do
Tłustej Kobiety. Ona siada teraz na łóżku...
B O H A T E R Minęły wieki.
T Ł U S T A K O B I E T A No to co? To cio?
B O H A T E R podrywa się Ty stara krowo, ty połciu słoniny,
beczko sadła. Pamiętam. Miałem piętnaście lat. Był, lipiec.
Blask zachodzącego słońca na wodzie. Czerwona rzeka pod
koronami czarnych olch. Byłaś wtedy biała i tłusta. Byłaś
młoda, gruba dziewucha. Biała jak śnieg. Wchodziłaś powoli
do ciemnej wody. Czarne olchy stały nad wodą. W koronach
czerwone słońce. Oddałbym wtedy pół życia, całe życie,
całe miasto, cały świat za dotknięcie twoich piersi.
Gdybym mógł położyć rękę na twoim udzie, wzgórku
Wenery.
T Ł U S T A K O B I E T A Na czym?
B O H A T E R Na wzgórku Wenery. Idiotko, krowo, mogłaś być
dla mnie królową. Mogłaś być muzyką, ogrodem, owocem,
mogłaś być Drogą Mleczną, krowo. A l e ty chowałaś to dla
jakiegoś cwaniaka, łobuza, cynika, bałwana, złodzieja.
Teraz ryczysz. Mogłaś być dla mnie ogniem, źródłem i ra­
dością. J a k ja wtedy cierpiałem. Chciałem wyskoczyć
z własnej skóry. Tłusta kobieta robi na drutach sweterek!
Przez ciebie o mało nie zostałem sodomitą. Twój brzuch
był dla mnie większym objawieniem niż Ameryka dla Ko­
walskiego. Twój zadek był gwiazdą. Ty idiotko, beczko
peklowanego mięsa. Wynoś się, bo cię tu rozwalę na miej­
scu. Bohater milknie. W tej chwili wchodzi do pokoju
bardzo Żywa Pani w średnim wieku. Podbiega do Tłustej
Kobiety, całuje ją z egzaltacją i zaczyna gadać
Ż Y W A P A N I Wyobraź sobie, kochanie, kimonowa suknia
z wełny w pepitkę. Na przodzie stanika nałożony karczek
przechodzący na plecy, krojony z długimi wyłogami. Lekko
poszerzana spódnica. Do stanika — długa biała pikowa
kamizelka ze stojącym kołnierzykiem i kokardą. Spódnica
ułożona w przodzie w głębokie kontrafałdy. Szew na całej
długości pleców. W przodach skośnie wpuszczone kiesze­
nie z patkami. Zapinane mankiety i kołnierz z klapami
z białej piki. Fałda w tyle spódnicy... Żywa Pani zrywa się
z łóżka. Całuje Tłustą Pa! Pa! Zadzwoń koniecznie. Koniecz­
nie zadzwoń. Pa! Dzwoń, zadzwoń, pamiętaj... pa! pa! wy­
chodzi

[23],
T Ł U S T A K O B I E T A zwija robótkę W i ę c pan umywa ręce,
panie Dzidku!
B O H A T E R Umywam.
T Ł U S T A K O B I E T A Wiązałam z wizytą u pana tyle nadziei!
Myślałam, że pomnąc na dawną znajomość zechce pan
podać rękę samotnej kobiecie. Cóż to pana obchodzi, że
wzrasta we mnie wydzielanie hormonu gonadotropowego.
Tak, panie Zbychu...
B O H A T E R Mówiłem tyle razy, że mam na imię Wacław.
T Ł U S T A K O B I E T A Tak, panie Wacku, miewam coraz częstsze
bóle głowy, gorące uderzenia krwi do głowy, zawroty gło­
wy, bóle stawowe. Zauważyłam, że ostatnio występują
u mnie nieznaczne zaburzenia trawienne, zmiany w elektro-
kardiogramie. Doktor uważa, że zupełnie wystarczy doustne
podawanie estradiolu, równie skutecznym środkiem jest
dwuetylostylbestrol, lek ten powoduje u mnie nudności
i bóle brzucha... A co pan, panie Wacku, radzi mi w tej
sytuacji? Gdyby nie to, że znam pana od „tyciego" Tłusta
Kobieta pokazuje nie zwróciłabym się z tak intymną sprawą
do obcego mężczyzny.
B O H A T E R czyfa gazetę „ J a k o pierwsza w tegorocznej kampa­
nii ruszyła w Polsce cukrownia «Strzyżów» w powiecie
hrubieszowskim".
T Ł U S T A K O B I E T A J a k ż e świat się zmienił. Ludzie są zupełnie
obojętni na cierpienia swych bliźnich.
słychać głosiki dzieci „Marno, marno, mamusiu." Tłusta Ko­
bieta wychodzi. Bohater wyciągnięty na łóżku czyta da­
lej gazetę. Wchodzi Chór Starców. Siadają na swoich miej­
scach
C H O R S T A R C Ó W Rób coś, ruszaj się, myśl.
On sobie leży, a czas leci.
Bohater nakrywa twarz gazetą
C H Ó R S T A R C Ó W Mów coś, rób coś,
posuwaj akcję,
w uchu chociaż dłub!
Bohater milczy

[24]
C H Ó R S T A R C Ó W Nic się nie dzieje.
Co to znaczy?
B O H A T E R Dajcie mi spokój.
C H Ó R S T A R C Ó W Dzięki Bogu, nie śpi.
B O H A T E R Mówicie, że muszę coś robić?
N i e wiem ziewa... może...
C H Ó R S T A R C Ó W On znów zasypia, wielkie nieba!
Bez mąki przecież nie ma chleba.
W teatrze trzeba grać,
tu musi się coś dziać!
B O H A T E R A czy wystarczy, gdy bohater drapie się w gło­
wę, patrzy w ścianę?
C H Ó R S T A R C Ó W To już coś jest.
B O H A T E R Nic mi się nie chce.
C H Ó R S T A R C Ó W Toć nawet u Becketta
ktoś gada, czeka, cierpi, śni,
ktoś płacze, kona, pada, bździ.
Rusz się, inaczej teatr zgubisz.
B O H A T E R Cyrk pcheł wystawia dziś „Hamleta",
dajcie mi spokój,
ja odchodzę...
C H Ó R S T A R C Ó W Stój!
B O H A T E R Odchodzę.
C H Ó R S T A R C Ó W Gdzie?
B O H A T E R Na stronę.
C H Ó R S T A R C Ó W On się upił.
B O H A T E R Głupi, dajcie mi spać.
C H Ó R S T A R C Ó W Ty znów zasypiasz.
Co to znaczy?
B O H A T E R Ja z nimi skończę! bierze ze stołu ostry kuchenny
nóż, podchodzi do Starców, którzy siedzą nieruchomo. Bo­
hater przebija dwóch Starców, trzeciemu urzyna głowę.
Układa teraz Chór na podłodze. Bohater siada na łóżku.
Uśmiecha się do widowni. Myje ręce. Chodzi wzburzony
po pokoju. Zaczyna nawet biegać. Przystaje. Uderza siebie
dłonią w prawy i lewy policzek. Podchodzi do ściany.

[25]
Opiera ręce o ścianę Widzisz, głupcze! N o , przebij głową.
W a l . Gdzie ty właściwie idziesz? Gdzie? Do tej idiotki?
Do szpitala, do ludzkości, do lodówki, do łososia, do wó­
deczki, do udka, do nóżki dwudziestoletniej, do cycuszka.
Widzisz, no! Na, gryź, gryź własne palce. To dobry pokarm.
Wszystko umiera pod twoją ręką, bo nie wierzysz. Osiołku,
gdzie leziesz? Leziesz już 38 lat. Do słońca? Do prawdy?
Do ściany. Stoję pod ścianą. Bracia moi, moje pokolenie!
Do was mówię. Nie mogą nas zrozumieć, młodzi i starzy!
Bohater odwraca się do widowni J a k to ,się stało?! Nie
mogę zrozumieć. Byłem przecież i we mnie było dużo
różnych rzeczy, a teraz tu nic nie ma. Tu. Tu! Nie trzeba!
Nie zawiązywać! N i e trzeba zawiązywać oczu! cisza Chcę
patrzeć do końca, do pokoju wchodzi młoda, ładna dziew­
czyna. Sweterek. Obcisłe spodnie. Jakaś torebka, pismo,
książka, jabłko. Dziewczyna przechodzi raz i drugi. Jest
to tak zwana ,,babka na medal". Siada przy stole. Prze­
gląda gazetę. Czesze się. Wyciąga lusterko itd., itp. Zwraca
się do Bohatera
D Z I E W C Z Y N A Proszę ptysia.
B O H A T E R jakby zawstydzony. Mówi do siebie N o , tak. Co
tam. Można i tak.
D Z I E W C Z Y N A Ptysia proszę...
B O H A T E R do widowni Kiedy jeszcze żyłem... doprawdy,
będziecie zgorszeni... będziecie znudzeni, ubawieni tym opo­
wiadaniem.
D Z I E W C Z Y N A Proszę ptysia i pół czarnej,
BOHATER Dlaczego pół?
DZIEWCZYNA Pan nie rozumie, czy ja źle mówię po polsku?
BOHATER Pani nie jest Polką?...
B O H A T E R Bardzo mi przyjemnie, widzi pani, muszę pani wy­
jaśnić, że zaszła pomyłka.
D Z I E W C Z Y N A Ah, so?!
B O H A T E R To jest prywatne mieszkanie. Ja tu mieszkam...
Oczywiście bardzo mi miło... proszę się nie krępować.
Muszę pani powiedzieć ... du bist wie eine Blume...
D Z I E W C Z Y N A Więc to nie jest „Krokodil"?
B O H A T E R Wy młodzi nie zdajecie sobie sprawy... ile pani
ma lat?
D Z I E W C Z Y N A Osiemnaście... ale tu było otwarte... widzia­
łam różnych panów, panie; rozmawiali, pili kawę...
B O H A T E R siada przy stole obok Dziewczyny, bierze ją za
ręce. Patrzy długo w jej twarz. Dziewczyna uśmiecha się
do niego Bardzo proszę. Wy młodzi wszystko potraficie
wyśmiać... może zresztą tylko tak was przedstawiają skre­
tyniali żurnaliści... ja mam do was zaufanie... proszę się
nie śmiać. M a m do pani prośbę. Proszę o kilka minut...
Chcę pani powiedzieć... Słyszałem, że pani mówiła po
niemiecku. C z y pani jest Niemką? Tak. Właściwie nic cie­
kawego nie mam do powiedzenia. Proszę nie myśleć, że
chcę panią uwieść, wpakować do łóżka...
D Z I E W C Z Y N A Rzeczywiście tu stoi łóżko, naprawdę prze­
praszam, nie zauważyłam.
B O H A T E R Boże! Zeby tylko pani mnie zrozumiała. To wszyst­
ko jest takie proste. Zabiorę pani kilka minut i odejdę,
ale mam obowiązek coś pani powiedzieć, a pani ma obo­
wiązek mnie wysłuchać. Chcę powiedzieć, że to dobrze,
że pani jest. Że pani jest na tym naszym świecie, taka
właśnie, że ma pani osiemnaście lat, takie oczy, usta, włosy
i że pani się uśmiecha. Tak powinno być. Tak właśnie po­
winno być. Młoda z czystą, jasną twarzą, z oczyma, które
nie widziały... nie widziały. Chcę tylko jedno powiedzieć:
nie czuję do pani nienawiści i życzę szczęścia. Życzę, aby
pani tak się uśmiechała i była szczęśliwa. Widzi pani, ja
jestem uwalany w błocie, we krwi... pani ojciec i ja polo­
waliśmy w lasach.

[27]
D Z I E W C Z Y N A Polowali? Na co?...
B O H A T E R Na siebie. Z karabinami, ze strzelbami.., nie, nie
będę opowiadał... teraz lasy stoją ciche, prawda? Cicho
jest w lasach. Proszę, niech pani się uśmiechnie... W tobie
jest cała nadzieja i radość świata. Musisz być dobra, czysta,
wesoła. Musisz nas kochać. My wszyscy byliśmy w strasz­
nej ciemności pod ziemią. Chciałem jeszcze raz powiedzieć,
ja, dawny polski partyzant, życzę pani szczęścia. Życzę
szczęścia waszej młodzieży, tak jak naszej. Proszę się ze
mną pożegnać. J u ż się nie zobaczymy. Wszystko to wyszło
jakoś śmiesznie, J a k głupio, jak strasznie głupio. C z y nie
można nic powiedzieć, wyjaśnić drugiemu człowiekowi.
Nie można przekazać tego, co jest najważniejsze... o Boże!
Jest chwila ciszy. Znów cisza. Z megafonu wydobywa się
nieartykułowany krzyk. Potem wyraźniej słowa: Aufstehen!
Aufstehen! Bohater wstaje. Stoi przy krześle ,,na baczność".
Dziewczyna jakby nie słyszała tego wrzasku, patrzy ze
zdziwieniem na Bohatera
Raus! Alles raus!
Maul halten, Klappe zu, Schnabel halten!
Willst du noch ąuatschen? Du hast aber Mist
gemacht! Du Arschloch, Schweinehund, du
Drecksack!
Bohater staje pod ścianą. Przyciska twarz do ściany. Me­
gafon milknie. Cisza. Dziewczyna wstaje i wychodzi na pal­
cach z pokoju. Zostawia na stole czerwone jabłko. 1 mi­
nuta ciszy
CHOR STARCÓW deklamuje
Nie bój się
to jest twój pokój
o widzisz stół a tu szafa
jabłuszko na stole
boisz się mebli
głuptasku
ten pan już hie przyjdzie

[28]
Ty boisz się krzesła
starej gazety stukania
głosów za ścianą
dziwaczysz
a może
chcesz się wyróżnić

Uśmiechnij się
ten pan już nie przyjdzie
spójrz nam w oczy
nie kryj się po kątach
nie stój pod ścianą
przecież nikt ci nie każe
stać pod ścianą

odezwij się

do pokoju wchodzi nauczyciel z teczką. Siada przy stole.


Wyciąga papiery z teczki. Zakłada okulary. Nie zwraca na
nic i na nikogo uwagi. Mówi. Zadaje pytania. Nauczyciela
może grać ten sam aktor, który był Wujkiem. Zamiast wąsów
ma okulary
N A U C Z Y C I E L Proszę się nie denerwować. Proszę pomyśleć.
S T A R Z E C I Co pan tu robi?
N A U C Z Y C I E L On ma dzisiaj maturę. Egzamin dojrzałości.
S T A R Z E C I Dobrze, ale dlaczego dzisiaj?
N A U C Z Y C I E L Jest już spóźniony dwadzieścia lat. Dłużej
czekać nie mogę.
S T A R Z E C I Cóż tam macie za pytania?
N A U C Z Y C I E L cały czas patrzy w papiery Różne takie. Niech
pan siada. Niech pan się przygotuje.
S T A R Z E C I Pan doprawdy nie w porę.
N A U C Z Y C I E L Co mi pan powie na temat przyłączenia Rusi
Czerwonej ?
Starzec II podaje Bohaterowi filiżankę kawy. Odprowadza go
do łóżka, kładzie i okrywa kocem
S T A R Z E C I Ze śmiercią króla Daniela rozpoczął się okres
upadku Rusi Czerwonej. Wprawdzie jeden z jego synów,
Szwarno, jako zięć Mendoga zasiadł krótko na tronie litew­
skim, ale o drugim, Lwie I, wyrażają się kroniki niepo­
chlebnie. Po nim panował krótko jego syn, Jerzy I, który
połączył księstwa włodzimierskie i halickie w swoim ręku.
Synowie jego, Andrzej włodzimierski i Lew II halicki,
utracili na rzecz Giedymina Podlasie i Polesie, ale następ­
nie zawarli z nim przyjaźń, a jeden z synów Giedymina,
Lubart, ożenił się z Buszą, córką Andrzeja. Siostrzeńcem
obu książąt był Bolesław, syn Trojdena, księcia mazowiec­
kiego, który poślubił jedną z córek Giedymina, a więc
siostrę Aldony, żony Kazimierza Wielkiego...
N A U C Z Y C I E L patrząc w papiery Świetnie, doskonale. Brawo,
młodzieńcze, jest pan doskonale przygotowany do życia.
Właściwie zdał pan swój egzamin dojrzałości — ale dla
świętego spokoju muszę panu zadać jeszcze kilka pytań,
rozumie pan, czcza formalność... Niech mi pan powie, co
pan ostatnio czytał?
S T A R Z E C I Gazetę.
N A U C Z Y C I E L A w tej gazecie?
S T A R Z E C I Porady.
N A U C Z Y C I E L Proszę mi opowiedzieć swoimi słowami.
S T A R Z E C I Jedna Marysia zakochała się na wczasach w Wac­
ku, potem ze sobą chodzili, ale przedtem Wacek, którego
Marysia pokochała pierwszą gorącą miłością, chodził z J a ­
dzią, co jednak ukrył przed Marysią i został posłany do
wojska. Kiedy napisałam list do Wacka, że spodziewam
się dziecka, które poczęło się wcześniej, Wacek nie odpo­
wiadał, lecz mi napisał później, że on się spodziewa dziecka
z Jadzią, która chodziła z Tadkiem. Rodzice nie pozwalali
mi chodzić z Jackiem, bo Wacek był młodszy ode mnie
o 50 lat. Ja mam teraz, „Przyjaciółko", lat 16, a gdy
poznałam Gienka, miałam zaledwie 8 lat i wierzyłam w lu­
dzi. Teraz straciłam wiarę w W a c k a i jestem w naszym
miasteczku wytykana palcami. Poradź, kochana „Przyja-

[30]
ciółko", co robić. Jestem w tym gorszym położeniu, gdyż
moja mamusia, która przez 70 lat bezpłodna, wyleczyła się
i spodziewa się teraz również dziecka. C z y może być dla
mnie jeszcze życie?
N A U C Z Y C I E L W y młodzi jesteście jednak nastawieni wy­
łącznie na używanie życia... fakt, smutny fakt... a któż
będzie cierpiał na tym świecie...
S T A R Z E C I Właśnie, panie profesorze.
N A U C Z Y C I E L J a k i e ma pan plany na przyszłość?
S T A R Z E C I Zabieram się do nauki języka chińskiego.
N A U C Z Y C I E L Pięknie... a ile sobie pan lat liczy?
S T A R Z E C I Osiemdziesiąt...
N A U C Z Y C I E L Pięknie, młody człowieku, pamiętaj, że „czym
skorupka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci". Dzię­
kuję. Więcej pytań nie mam.
Starzec I zajmuje swoje miejsce obok towarzyszy. Chór Star­
ców znów siedzi w komplecie pod ścianą
N A U C Z Y C I E L A a przypomniał sobie powiedz mi jeszcze,
za co kochasz Chopina.
S T A R Z E C I Chopin ukrył w kwiatach armaty, panie profe­
sorze, i spopularyzował imię Polski na świecie.
N A U C Z Y C I E L Tak, lecz cóż odczuwasz, słuchając jego mu­
zyki jak rok długi?
S T A R Z E C I Odczuwam głęboką wdzięczność dla kompozytora.
N A U C Z Y C I E L kręci głową J a k ż e można mówić o tym, że
nasza młodzież jest cyniczna i obojętna.
Bohater podnosi się. Kiwa palcem na Nauczyciela.
B O H A T E R Panie profesorze! Proszę do mnie.
Nauczyciel siada na łóżku obok Bohatera
B O H A T E R wyciąga w stronę Nauczyciela rękę z rozstawio­
nymi palcami Co to jest, panie profesorze?
N A U C Z Y C I E L Ręka.
B O H A T E R Zaciska palce A to?
N A U C Z Y C I E L Pięść.
B O H A T E R zaciska i rozkłada palce Ręka, pięść, ręka, pięść,
ręka, pięść. Ręką można zabić, udusić, napisać wiersz albo
receptę, można pieścić, gładzi nauczyciela po policzku.
Bierze jabłko do ręki Co to jest?
N A U C Z Y C I E L Jabłko.
B O H A T E R pokazuje guzik A to?
N A U C Z Y C I E L Guzik
C H Ó R S T A R C Ó W Guano guma guślarz
Guatemala gumienny gutaperka
gulasz gumno guz
gulden Gustaw guzik
Chór Starców przerwał nagle... Zamilkł jak ,,gromem rażony".
Do pokoju weszła Sekretarka. Jest to ta sama osóbka, która
grała na początku Głos Spod Kołdry. Przez opięte ,,suknie"
lub spodnie widać okrągłe pośladki. Chór Starców gapi się...
Sekretarka siada na łóżku. Otwiera teczkę z dokumentami
S E K R E T A R K A Do podpisu, panie dyrektorze.
Bohater w milczeniu podpisuje, palcem wskazującym, szeregi
dokumentów
C H Ó R S T A R C Ó W Day czegoć nie ubędzie, byś nawięcey dała,
Day czego próżno dawać potem będziesz
chciała,
Kiedyć zmarski twarz zorzą, a gładkie
zwierciadło
Okaże to na oko, że cię siła spadło...
S E K R E T A R K A śmieje się Uwielbiam Kochanowskiego.
C H Ó R S T A R C Ó W Nie uciekay, ma rada: wszak wiesz, im kot
starszy,
tym, pospolicie mówią ,ogon jego twardszy.
I dąb choć mieyscy przeschnie, choć na nim
list płowy,
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń
zdrowy.
S E K R E T A R K A J a k i ś dziennikarz stoi pod oknami, prosi o wy­
wiad.
B O H A T E R Jutro.
S E K R E T A R K A Czeka od zeszłego roku, pan rozumie, panie
dyrektorze, że w naszych czasach przede wszystkim szybkość
informacji, agencje czekają na najnowsze wiadomości,
nowiny, ciekawostki...
B O H A T E R do Nauczyciela Pan wybaczy, jestem bardzo za­
jęty.
Nauczyciel wstaje. W drzwiach jeszcze odwraca się
N A U C Z Y C I E L Jeszcze jedno małe pytanie. C z y nie mógłby
mi pan pożyczyć sto złotych? Nie?... „ C i a o ! Bambina!"
wychodzi z teczką i brodą
S E K R E T A R K A ziewa. Przeciąga się Jestem taka zmęczona, sen­
na. Wejdę do łóżka, wchodzi do łóżka i układa się do snu.
Przez pokój chodnikiem przechodzi kilka osób. Jegomość
z teczką. Para młodych. Chłopak i dziewczyna. Zatrzymują
się, rozglądają, całują długo i mocno. Dwie panie w średnim
wieku idąc mówią szybko: ,,Mięso, mięsa, w mięsie, z mięsa,
o mięso, z mięsem, bezmięsny". Przechodzą.
Wchodzą rodzice Bohatera. Matka przykłada palec do ust.
Stają nad łóżkiem. Ojciec zerka na zegarek.
O J C I E C Tak, już najwyższy czas!
Matka spogląda porozumiewawczo na Ojca
O J C I E C Widzisz, Władku... musimy pomówić o pewnych...
M A T K A Tadku...
O J C I E C Widzisz, Tadziu, chcę z tobą pomówić dzisiaj jak
z mężczyzną. Cóż, lata lecą... Zapewne zauważyłeś w swym
organizmie pewne niepokojące zmiany. Broda ci twardnieje
i gęstnieje, włosy na głowie wypadają, głos grubieje...
Czasem miewasz zapewne sny, przebudzony myślisz o róż­
nych rzeczach...
M A T K A z rozrzewnieniem Pamiętasz, Kornelu, jeszcze nie
tak dawno pokazywałeś mu okienko, przez które go bociek
wrzucił do naszego mieszkania... biedne my matki...
O J C I E C Widzisz, dziecko, celem życia jest utrzymanie życia.
Najpierwotniejszym sposobem życia jest rozmnażanie bez­
płciowe. Rozmnażanie następuje przez dzielenie lub pącz­
kowanie. Osobnik dzieli się zazwyczaj na dwie części
lub też rozwija się na nim rodzaj pączka, który po pewnym
czasie odpada, tworząc nowe indywiduum.

3 — Kartoteka
M A T K A Nigdy mi o tym nie mówiłeś...
O J C I E C Słynne dzieworództwo mszyc. N i e mniej ciekawą
jest partenogeneza wirczyków...
C H O R S T A R C Ó W Kozioł
koziołek
koziorożec
kozodój
kupa
kupała
kuper
O J C I E C spogląda na zegarek Nie należy tu oczekiwać dro­
biazgowego opisu zewnętrznej mechaniki miłości u wszyst­
kich gatunków zwierząt. Zajęłoby to dużo miejsca i zresztą
byłoby uciążliwe i nieciekawe. Wśród świerszczów samiec
posiada aparat muzyczny, samica zaś obdarzona jest orga­
nem słuchu, który mieści się na tylnych nogach. Tak samo
u koników polnych jedynie samiec może wydawać dźwięki.
C z y dźwięki te to wołanie miłości?
M A T K A Nie wiem.
O J C I E C spogląda na zegarek Komu w drogę, temu czas...
Najlepiej, Wacku, nie myśl o głupstwach. Ojciec pochyla
się nad śpiącym Bohaterem, całuje go w czoło. Rodzice
wychodzą
B O H A T E R Szkoda, że spałaś. Ojciec tu ciekawe rzeczy opo­
wiadał.
S E K R E T A R K A Więc ty masz ojca?! J a k i e to dziwne.
B O H A T E R I matkę.
S E K R E T A R K A Cha, cha, cha, cha! tzn. śmieje się
B O H A T E R Z czego się śmiejesz?
S E K R E T A R K A N i e mogę sobie ciebie wyobrazić w kształcie
embriona. Więc byłeś tyci jak mój paluszek?!
B O H A T E R Tyci...
S E K R E T A R K A A potem ssałeś pierś?
B O H A T E R Byłem karmiony z butelki.
S E K R E T A R K A I kupki robiłeś, maleńkie złote kupeczki,
w pieluszki... A wąsy? Kiedy ci wyrosły wąsy, broda...
B O H A T E R W poniedziałek.
S E K R E T A R K A O, jakim to grubym głosem mój kogucik mó­
wi...
B O H A T E R Biedny ojciec...
S E K R E T A R K A Biedny? Opowiedz mi o twoim starym.
B O H A T E R Gdyby mój ojciec
był kapitanem okrętu
biskupem
gdyby miał szablę gwiazdę wstęgę stolec koronę
gdyby odkrył Amerykę
zdobył szczyt
gdyby jednym słowem
różnił się choć trochę
od zwykłych szarych ludzi
S E K R E T A R K A Mój złoty, ludzie nie są szarzy
B O H A T E R ...gdyby się różnił
od tych zwykłych szarych ludzi
gdyby był ludożercą
Lollobrygidą
astronautą
A l e on był małym urzędnikiem
w powiatowej mieścinie
takim jak ja
jak ty
jak my wszyscy
Tacy ludzie odchodzą szybko. Zapomina się o nich.
Wyjdziecie stąd i zapomnicie o mnie. Prawda? J u ż za­
pominacie.
Sekretarka bierze do ręki jabłko
B O H A T E R Kiedy byłem małym chłopcem, marzyłem o tym,
żeby zostać strażakiem. Chciałem mieć błyszczący hełm,
pas, toporek. Zdawało mi się, że z płonącego domu wy­
noszę znajomą dziewczynkę, że wszyscy mnie podziwiają,
dziękują, przypinają medal. Biegałem po podwórku z roz­
wartymi ramionami Bohater rozkłada ramiona i buczy jak

[35]
motor i wtedy zdawało mi się, że jestem samolotem i lot­
nikiem. Byłem też małym źrebaczkiem... Kiedy zacząłem
chodzić do szkoły, zmieniły się moje marzenia, chciałem
być podróżnikiem, milionerem, poetą albo świętym.
S E K R E T A R K A A teraz?
B O H A T E R Teraz zawsze jestem sobą. Tak długo wędrowałem,
zanim doszedłem do siebie.
S E K R E T A R K A Do siebie? J a k tam wygląda? Co tam jest?
B O H A T E R Nic. Wszystko jest na zewnątrz. A tam są jakieś
twarze, drzewa, obłoki, umarli... ale to wszystko tylko prze­
pływa przeze mnie. Widnokrąg jest coraz mniejszy. Najle­
piej widzę, kiedy zamknę oczy. Z zamkniętymi oczyma wi­
dzę miłość, wiarę, prawdę...
S E K R E T A R K A N i e znam się na tym.
B O H A T E R Tak, to tak jest...
S E K R E T A R K A podaje Bohaterowi jabłko Zjedz... skuś się...
Zasnął... Mężczyźni są strasznie dziecinni. Ciągle dążą,
a jak już dotrą do celu, rozpaczają. Spieszą się, mordują.
Nigdy by w nich nie dojrzał płód. Są nieuważni. Żaden
z nich nie uchroni przez dziewięć miesięcy owocu. J a k to
dobrze, że my dźwigamy i rodzimy życie... Oni są urodzo­
nymi abstrakcjonistami. W tym jest śmierć. Sekretarka
siada na łóżku. Uśmiechnęła się, napoczęła jabłko
C H Ó R S T A R C Ó W głośno Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał
Hydrze.
S E K R E T A R K A Ciiii... ciszej...
C H Ó R S T A R C Ó W deklamuje szeptem Ten młody zdusi Cen­
taury,
Piekłu ofiary wydrze,
Do nieba pójdzie po laury.
S E K R E T A R K A Zostawcie go!
Chór Starców składa krzesełka i opuszcza na palcach pokój.
Sekretarka przegląda się w lusterku. Przez pokój przechodzą
różni ludzie. Jedni się śpieszą, inni idą wolno. Rozmawiają
z ożywieniem, czytają gazety, wołają na dzieci, wymieniają
ukłony. Młody chłopiec i dziewczyna całują się, idą dalej.

[36]
BOHATER — Zdzisław Kozien, DZIENNIKARZ — Ferdynand Matysik.
Teatr Polski we Wrocławiu,
reż. Tadeusz Minc,
premiera 5 I I I 1977 rok.
Wchodzi Dziennikarz. Przechodzi przez pokój, wraca. Rozgląda
się, jakby szukał mieszkania, nieznanego domu. Wchodzi w głąb
pokoju, zatrzymuje się koło łóżka, w którym śpi Bohater. Se­
kretarka nie zwraca na Dziennikarza uwagi. Bierze pod rękę
jakiegoś przypadkowego przechodnia i wychodzi z pokoju.
D Z I E N N I K A R Z zapalił papierosa. Chodzi po pokoju. Gasi
papierosa. Chwyta Bohatera za ramię Panie, panie! Bohater
wydaje nieartykułowane dźwięki
D Z I E N N I K A R Z Niech się pan zbudzi, to ja.
B O H A T E R siada na łóżku Co?! Kto?!
D Z I E N N I K A R Z To ja, muszę zadać panu kilka pytań.
B O H A T E R Pan, mnie?
D Z I E N N I K A R Z wyciąga notes z kieszeni Sekretarka zapewne
wspominała...
B O H A T E R Pan z prasy? C z y pan nie widział tu jabłka?
D Z I E N N I K A R Z Nie.
B O H A T E R A może pan zjadł to jabłko... Z drzewa wiado­
mości złego i dobrego.
D Z I E N N I K A R Z śmieje się. Nie, nie zjadłem.
B O H A T E R zamyśla się Jesteście zdolni nie do takich rzeczy...
D Z I E N N I K A R Z Chcę z panem porozmawiać poważnie.
W związku z nowym rokiem nasza agencja pragnie prze­
prowadzić kilka rozmów z różnymi znakomitościami, a także
ze zwykłymi...
B O H A T E R ...prostymi.
D Z I E N N I K A R Z ...a jakże, prostymi obywatelami.
B O H A T E R No?
D Z I E N N I K A R Z C z y można wiedzieć, jaki ma pan cel w życiu?
B O H A T E R Ja już osiągnąłem i teraz raczej trudno mi po­
wiedzieć...
D Z I E N N I K A R Z A czy pan jest zadowolony z tego, że żyje?
B O H A T E R Tak... nie... tak... właściwie tak.
D Z I E N N I K A R Z A dlaczego?
B O H A T E R Czy ja wiem...
D Z I E N N I K A R Z A któż to ma wiedzieć?
B O H A T E R Nie wiem;

|38]
D Z I E N N I K A R Z A czego pan chce dokonać jeszcze?
B O H A T E R Noo... mam różne plany, chciałbym oczywiście...,
wprawdzie...
D Z I E N N I K A R Z notuje. Namyśla się, rzuca nagle pytanie
J a k i e są pana poglądy polityczne?
B O H A T E R Kto ma o piątej rano poglądy polityczne? Oszalał.
Chce, żebym miał o świcie poglądy! Trzeba się umyć,
ubrać, załatwić, wyczyścić zęby, zmienić koszulę, założyć
krawat, wciągnąć spodnie i dopiero poglądy...
D Z I E N N I K A R Z Rozumiem... C z y pan wierzy w zbawienie?
B O H A T E R Tak... nie... raczej... do pewnego stopnia... śmieszne
pytanie.
D Z I E N N I K A R Z Jeśli się nie mylę, pan jest prostym człowie­
kiem?
B O H A T E R Tak.
D Z I E N N I K A R Z Pan wie, że w pana rękach leżą losy świata?
B O H A T E R Do pewnego stopnia.
D Z I E N N I K A R Z Co pan zamierza uczynić, aby zachować po­
kój na świecie?
B O H A T E R Nie wiem.
D Z I E N N I K A R Z Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, że w wy­
padku wojny wodorowej zginie ludzkość?
B O H A T E R prawie wesoło Oczywiście, oczywiście.
D Z I E N N I K A R Z I co pan robi, żeby nie dopuścić do wybuchu?
B O H A T E R śmieje się Nic.
D Z I E N N I K A R Z A l e przecież pan kocha ludzkość?
B O H A T E R Oczywiście.
D Z I E N N I K A R Z A dlaczego?
B O H A T E R Jeszcze nie wiem. Trudno mi odpowiedzieć, jest
dopiero piąta rano, niech pan wpadnie koło południa, może
już będę wiedział.
D Z I E N N I K A R Z chowa notes do kieszeni Niewiele się tu do­
wiedziałem.
B O H A T E R Za późno pan przyszedł.
D Z I E N N I K A R Z Do widzenia.
Bohater milczy.
Odmiany tekstu

Do pokoju wchodzi Chłopiec w harcerskim ubraniu. Ma długie


włosy. (Mówi raz grubym, raz cienkim głosem. Przechodzi
mutację.)
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A Serwus, Dzidku, śpisz? Za­
pomniałeś, że dziś spowiedź u Franciszkanów.
B O H A T E R Jeszcze nie zrobiłem rachunku sumienia.
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A J a k i e masz grzechy? Skwar­
ki jadłeś w piątek? Frajerze. Nanek tak podobno trzepał
kapucyna, że zemdlał. N o , wyłaź, nie gnij.
B O H A T E R nie podnosi się Słyszałeś, że nasz „Burdel" w Ame­
ryce?
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A To prefekt nie uczy w naszej
szkole?
B O H A T E R Nie, zaraz na początku wojny zwiał nasz „Bur-
delik"...
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A O wojnie nic nie wiem, umar­
łem w trzydziestym szóstym roku. Utopiłem się.
B O H A T E R Więc nic nie wiesz? Była druga wojna światowa.
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A siada na krześle Opowiedz,
jak to było?

[40]
B O H A T E R Dużo masz czasu?
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A Dwie, trzy minuty.
B O H A T E R Wystarczy. Pamiętasz fabrykę drutu? W piątek
1 września 1939 roku rano tam spadły pierwsze bomby.
Szedłem po gazetę. J a k i ś chłopak krzyczał, że wybuchła
wojna. Drugi kopnął go w tyłek: „nie pieprz, gówniarzu",
ale za godzinę zbombardowali miasto. Nasza ulica się spaliła.
Później to wszystko trwało jeszcze kilka lat. Była okupacja.
W maju 45 roku wojna się. skończyła. Zginęło podobno
33 miliony ludzi.
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A A co było z tobą?
B O H A T E R Tak jak ze wszystkimi, różnie.
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A To co, nie pójdziesz do
Franciszkanów? Rekolekcje!
B O H A T E R Sam nie wiem.
P R Z Y J A C I E L Z D Z I E C I Ń S T W A Wpadnij jutro, po mszy, do
Kazika.
B O H A T E R Dobra! serwus! Przyjaciel wychodzi.
Do-pokoju wchodzi bardzo tłusta kobieta. Starsza.
T Ł U S T A K O B I E T A Pan mnie podglądał. Wstyd. Taki młody
i podgląda...
B O H A T E R Dwadzieścia trzy lata minęło od tego dnia, kiedy
panią zobaczyłem w wodzie, ale widzę, że pani już wyszła
z wody.
T Ł U S T A K O B I E T A zaczyna płakać, płacząc trzęsie się i płacz­
liwie przez nos mówi
Wziął motocykl, wizytowy garnitur, co mu do ślubu kupi­
łam, trzy tysiące złotych gotówką i uciekł.
B O H A T E R Kto pani uciekł?
T Ł U S T A K O B I E T A Mąż, płacze a ja mu to przez całe życie
chroniłam przed chłopami. Wziął mnie taką, jaką mnie ma­
musia urodziła. I taka zapłata za wszystko. Poleciał jak
pies za jakąś suką do Zakopanego.
B O H A T E R Pani mi przeszkadza w lekturze, widzi pani, że
czytam, prawda? Widzi pani. Niech pani cicho siedzi.
czyta głośno i wyraźnie
Akt II

Pokój ten sam. Bohater ten sam. Gęsty, ciemny zarost na jego
twarzy wskazuje, że czas mija. Bohater siedzi na krześle. Twarz
ukryta w dłoniach. Kołysze głową i mówi coś do siebie.
Słychać pojedyncze słowa.
B O H A T E R ...Boga... Boże... nożem... ptaki... nie... nie... nie...
strachy... osioł.
Do pokoju wchodzi kelner, staje przy stole. Zachowuje się jak
w restauracji.
K E L N E R Pan życzy?
B O H A T E R podnosi głowę, kelner odwraca się do niego tyłem
Karta!
KELNER poda je przez ramię kartę, dłubie wykałaczką w uchu

K E L N E R Pan mówi dobrze po węgiersku.


B O H A T E R Troszkę.
K E L N E R J a k się panu u nas podoba?
B O H A T E R Budapeszt jest piękny. Pięknie położony nad Du­
najem.
KELNER cały czas plecami do Bohatera Pan jest służbowo?
Inżynier?
B O H A T E R Nie. Ja właściwie mam inne zajęcie.
Przez pokój przechodzą dwie młode dziewczyny w kostiu­
mach kąpielowych. Jedna w czarnym, druga w białym. W siat­
kach ręczniki, mydło, książki. Śmieją się.
KELNER U nas dużo ładnych kobiet.
B O H A T E R A gdzie one idą?
K E L N E R Przez restaurację można przejść na basen. Dwadzieścia
kroków. Wspaniały basen. Czy pan widział?
B O H A T E R Zgrabne dziewczyny.

[42],
K E L N E R Nie powiedział mi pan nic o swoim zawodzie, czym
się pan tu zajmuje, u nas?
B O H A T E R Widzi pan, ja się zajmuję czasem pisaniem.
KELNER Dziennikarz.
B O H A T E R Czemu mi pan dokucza. Mówiłem, że czasem pi­
suję do gazet. Raz na rok... jestem...
KELNER No, odważnie!
B O H A T E R z rozpaczą w głosie. Krzyczy Jestem poetą, jestem
poetą! jestem poetą!! Bohater śmieje się jestem poetą, jestem
poetą," jestem... Bohater płacze
K E L N E R odwraca się. Patrzy na bohatera. Pokazuje na niego
palcem i mówi dobitnie On jest poetą. Wszystko się wy­
dało. Do pokoju wchodzą znów dziewczyny w kostiumach
kąpielowych. Rozkładają kolorowy koc na podłodze. Kładą
się na nim i opalają. Fikają nóżkami, nucą, „zaśmiewają
się".
B O H A T E R patrzy na nie tak długo, aż wreszcie dziewczęta
cichną Gdyby pan wiedział, jak trudno być poetą w na­
szych czasach.
KELNER A kelnerem.
B O H A T E R Co to za oknem, co to stoi za oknem?
KELNER Znów pan coś wymyślił.
B O H A T E R Zdaje mi się, że to szubienica.
KELNER A l e gdzie tam. To jest karuzela, nie widzi pan, że
się kręci. Muzyka przygrywa.
B O H A T E R A l e przecież tam wiszą.
K E L N E R Owszem, ludzie na wygodnych krzesełkach tam
wiszą.
B O H A T E R Rzeczywiście.
KELNER Pan jest uprzejmy.
B O H A T E R Jestem strasznie ciężki i otumaniony po tym
żarciu.
KELNER Muszę się przyznać, że ja też...
B O H A T E R Wiem.
KELNER J a też piszę wiersze i nie wstydzę się tego.

; [43)
II

B O H A T E R milczy
C H Ł O P Pan podchorąży mnie nie poznaje?
B O H A T E R Nie.
C H Ł O P W oddziale partyzanckim wołali na mnie Wrona.
B O H A T E R Ludzie, dajcie mi spokój z tą przeszłością.
C H Ł O P Pan się na ludzi gniewa?
B O H A T E R Nie wiem, nie chce mi się gadać. Muszę tu w tea­
trze gadać bez przerwy.
C H Ł O P Pan podchorąży mnie już zabył.
B O H A T E R Zostawmy te stare historie.
C H Ł O P Ano, to już pójdę, śnapsa by tu gdzie kapki nie było?
B O H A T E R W szafce stoi butelka i szklanka.
C H Ł O P nalewa sobie pół szklanki wódki. Wypił. Wziął z łóżka
czerwone jabłko.
B O H A T E R Był rolmops, ale go zjadł ojciec.
C H Ł O P Pewnie, co śledź, to nie jabłko. To ma pan ojca?
B O H A T E R Właśnie.
C H Ł O P To pan podchorąży co teraz piastuje? Pewnie jakąś
wysoką godność.
B O H A T E R Jestem zastępcą wicedyrektora operetki narodowej.
C H Ł O P Pamięta pan chorąży, jak my śpiewali...
śpiewa ,,My nie my nie my nie
my Niemców nie boimy się"...
B O H A T E R Darujcie, Wrona, ale nie mam czasu. Muszę to
wszystko uporządkować, sprawdzić, podsumować, wyciąg­
nąć wnioski. Nie czas teraz na wspomnienia.
C H Ł O P Pan podchorąży to już nie pamięta, jak mnie rozwalił?
B O H A T E R N i e mam czasu na wspomnienia, przyjdźcie w śro­
dę, kładzie się obok sekretarki Najgorsze jest to, że nie
mam już nic do załatwienia. Nie mam ważnych spraw. Bar­
dzo często stoję w kolejce przed okienkiem, ale w pew­
nej chwili odchodzę i idę dalej. C z y stoję na początku,
czy na końcu kolejki, to nie ma większego znaczenia.
Wszystko już zostało załatwione. Pewnie, że mogę się

[44]
ubiegać o lepszy przydział albo pojazd, albo podróż do
' Casablanki. I nie czuję już do ludzi nienawiści. Wchodzi
1

młoda, miła dziewczyna. Siada przy stole. Czyta gazetę.


Zapala papierosa. Po chwili zwraca się do Bohatera
D Z I E W C Z Y N A Proszę pół czarnej i ptysia.
B O H A T E R Ptysia? Pani prosi ptysia. Ptyś! C z y pani wie, co
to jest samotność?
D Z I E W C Z Y N A Ze też w tym kraju każdy kelner jest filozo­
fem i każdy filozof kelnerem.
B O H A T E R Ile pani ma lat?
D Z I E W C Z Y N A M a m szesnaście albo osiemnaście wiosen.
rozlega się dzwonek
B O H A T E R Pani nie widzi człowieka, co? Nie widzi pani, że
tu obok umiera człowiek.
D Z I E W C Z Y N A Pan?
B O H A T E R Pewnie że nie pani.
B O H A T E R odwraca się twarzą do ściany
Jest chwila ciszy. Może to trwać 1—2 minuty.
Wchodzi Chłop. Jest nie ogolony. Ciemny zarost. Cyklistów-
ka na głowie. Spodnie nogawek zawinięte. W rękach trzyma
kamaszki.
C H Ł O P zwraca się do Bohatera Panie!
B O H A T E R nie odwraca się, milczy
C H Ł O P Panie podchorąży!
B O H A T E R milczy
C H Ł O P Pan się pogniewał na ludzi.
B O H A T E R milczy
C H Ł O P Pan się rozzłościł na cały świat pewnie.
B O H A T E R nie odwracając się od ściany Wrona! J a k się masz.
C H Ł O P Pomalutku, panie podchorąży. Zdjąłem buty. Szkoda
butów. A l e żeście mnie wtedy chłopcy nabrali. N i e trzeba
z ludźmi takich żartów robić.
B O H A T E R nie odwraca się teraz przez kilka odsłon. Może
będzie leżał już do końca tego opowiadania odwrócony
twarzą do ściany.
C H Ł O P Zmęczyłem się. siada na krześle i zapala papierosa.

[45]
Do pokoju wchodzi dwóch urzędników. Jeden w cyklistów -
ce, drugi w kapeluszu. Obaj w długich jesionkach, mocno
wywatowanych w ramionach. Jesionki te to popularny
wzór ,,w jodełkę". Jeden z urzędników wyciąga z kieszeni
krawiecki „centymetr". Klęka pod ścianą. Kładzie miarę
na podłodze. Kredą robi kreskę. Od kreski znów przykłada
miarę. Drugi idzie za nim i zapisuje w notesie.
U R Z Ę D N I K W C Y K L I S T Ó W C E Trzy metry, czterdzieści osiem
centymetrów.
U R Z Ę D N I K W K A P E L U S Z U mruczy pod nosem i zapisuje
w notesie.
U R Z Ę D N I K W C Y K L I S T Ó W C E mierzy lokal wzdłuż, w po­
przek, tak i owak Sześć metrów i jeden milimetr!
U R Z Ę D N I K W K A P E L U S Z U idąc przydeptuje poły jesionki
Sześć metrów i jeden mikrometr.
U R Z Ę D N I K W C Y K L I S T Ó W C E wstaje z podłogi Jeszcze tylko
sufit!
Urzędnicy naradzają się. Rachują, mnożą i dzielą. Wycho­
dzą.
C H Ł O P stawia buty na podłodze Pan, panie podchorąży,
niby czyścił wtedy „parabelkę". Nie wiedział pan, że
w lufie była kula?
B O H A T E R Stare historie. Na co to wygrzebujecie, Wrona?
C H Ł O P Tego dnia miałem odejść z oddziału. Dostałem nawet
od kucharza kilo słoniny i ćwiartkę spirytusu na drogę.
A pan mi strzelił w brzuch.
B O H A T E R Czyściłem pistolet.
C H Ł O P Pan był wykształcony, ale głupszy pan był ode mnie.
Choć miałem tylko siedem oddziałów. Politycznie pan był
głupszy. Nabrali pana.
" B O H A T E R Rozkaz to rozkaz...
C H Ł O P I teraz pan te głupoty jeszcze powtarza.
B O H A T E R A jak się wam wytłumaczę? Niech to wszystko
raz przepadnie!
Wchodzi młoda, subtelna i prawdopodobnie inteligentna dziew­
czyna. Ubrana sportowo. Uczesana nowocześnie. Wyjmuje

[46]
BOHATER — Stanisław Urbaniak.
Państwowy Teatr Lalki i Maski „Groteska",
reż. Z. Jaremowa i K. Mikulski,
premiera 10 II 1961 rok.
z torby notesik i ołówek. Chłop pali „skręta" i patrzy na
pannę.
D Z I E N N I K A R K A Dziękuję panu, że pan się zgodził.
B O H A T E R nie odwracając się od ściany Proszę bardzo. Niech
pani pyta. Powtarzam się...
D Z I E N N I K A R K A przysiada na łóżku C z y mógłby pan powie­
dzieć, jakie były początki? J a k doszło do spotkania z muzą?
B O H A T E R Dosyć wcześnie, bo już w szkole zorientowałem
się, że nie nadaję się do niczego.
D Z I E N N I K A R K A C z y chciałby pan nam powiedzieć coś
o dzieciństwie?
B O H A T E R A pani mi o swoim opowie?
D Z I E N N I K A R K A śmieje się N i e wiem.
B O H A T E R Kiedy pani dowiedziała się, jak powstaje człowiek.
Co to jest akt?
D Z I E N N I K A R K A Na poprzednim etapie wierzyłam w bociana.
Dopiero odwilż...
C H Ł O P chichocze Taka panienka pewnie myśli, że ,,to" jest
ino do siusiania.
D Z I E N N I K A R K A dopiero teraz zauważyła Chłopa Przepra­
szam, nie zauważyłam, że pan ma gościa.
C H Ł O P Pan podchorąży mnie zabił przez omyłkę. W lesie.
B O H A T E R Ze wszystkich szpar wychodzą pokrzywdzeni, za-
bici... A l e wróćmy do rzeczy! Widzi pani, ja pani powiem
wszystko. Powiem więcej, niż pani potrzebuje do swojego
wywiadu. Niech pani to wszystko wydrukuje. Wszystko.
N i e będę opowiadał o przeszłości ani o zamiarach na przy­
szłość. To właściwie nie istnieje. A l e najważniejsze jest
to, co dzieje się ze mną w tej chwili. W tym wypadku
interesuje panią chyba moja osoba, co?
D Z I E N N I K A R K A Oczywiście, pan jest najważniejszą osobą,
jeśli chodzi o ten wywiad, przecież ten wywiad jest wła­
śnie o panu.
B O H A T E R N o , jeśli to naprawdę jest wywiad o mnie, to ja
powiem prawdę. Powiem, co czuję i co myślę. Co się ze
mną dzieje. J a , widzi pani, leżę.

[48]
C H Ł O P kręci głową i śmieje się
D Z I E N N I K A R K A Słucham pana.
B O H A T E R Niech pani notuje.
Do pokoju wchodzi młody mężczyzna. Rozgląda się. Spo­
strzega odwróconego do ściany Bohatera.
M Ł O D Y M Ę Ż C Z Y Z N A Serwus, stary. Opowiem ci historię,
że pękniesz ze śmiechu. Czekaj, albo ci przeczytam. Zresztą.
Słuchaj, mam do ciebie taki romans...
B O H A T E R Gadaj.
M Ł O D Y M Ę Ż C Z Y Z N A Pożycz mi sto złotych, oddam w przy­
szłym tygodniu.
B O H A T E R odwraca się od ściany W e ź sobie sto złotych, są
w portfelu na stole.
M Ł O D Y M Ę Ż C Z Y Z N A zaskoczony Przepraszam. Strasznie
przepraszam. To omyłka. Myślałem, że jestem u Ryszar­
da. Przepraszam pana. Pomyliłem numery, śmieje się W i e
pan, jestem w głupiej sytuacji, moja teściowa chciała je­
chać do swojej córki i obiecałem jej zapłacić podróż. A l e
przed pierwszym... Strasznie pana przepraszam. Bierze sto
złotych z portfela i wychodzi. Wraca, jeszcze patrzy na
dziennikarkę i mówi do siebie „ c o za nóżki, a pierś!"
wychodzi.
B O H A T E R do Dziennikarki Widzi pani, jestem zbyt prymi­
tywny. Wszystkie nieporozumienia między mną i światem
wywodzą się z tego, że jestem prymitywny i chcę poważ­
nie traktować życie. Taki byłem, bo teraz to i nie wiem,
jaki jestem. Podobnie jak większość ludzi. A już najgorsi
są ci, co o tym myślą. Przeklęta gadanina, gdyby ludzkość
razem ze mną zamknęła na wieki olbrzymią jadaczkę.
Niech te dwa miliardy umilkną na jeden dzień i wszystko
odzyska swój blask-. Ze słowami jest o wiele gorzej, niż
nam się wydaje. J ę z y k kłamie myślom, rozumie pani. Po­
zwoli pani, że zacytuję zagranicznego pisarza, filozofa. Nasi
miejscowi w tygodnikach gadają tak zawiłe i mądrze, to
znaczy oczywiście tak głupio i zawile, że nie sposób ich
cytować. Uwaga! Cytuję: „ J a k a ż przepaść pomiędzy im-

4 — Kartoteka
[49]
presją a ekspresją! Taki już jest nasz ironiczny los —
żywić szekspirowskie uczucia, a mówić o nich językiem
sprzedawcy samochodów, wyrostka lub gimnazjalnego pro­
fesora"... Koniec cytatu!
Do pokoju wchodzi znów młody mężczyzna. Siada przy stole
w kapeluszu.
M Ł O D Y M Ę Ż C Z Y Z N A Posiedzę trochę. Jestem zmęczony.
opiera głowę na dłoni Wiecie, u mnie w środku nic nie ma.
Trochę złości na Wacka, że wczoraj powiedział personal­
nemu, że dostałem spadek po ciotce. Wacek, idiota, nie
wie, że musiałem pożyczyć na kupienie wieńca. J a k i tam
wieniec. Z papierowych kwiatów. Co miałem o tym w biu­
rze opowiadać. Ciotka zostawiła trochę papierowych rubli
z czasów Mikołaja I I . Wacek niby najlepszy przyjaciel.
Idiota. Co go obchodzą moje stosunki rodzinne. Zresztą
wuj nie był pułkownikiem gwardii cesarza, tylko urzędni­
kiem akcyzy. To wszystko tłumaczyć od początku? A mo­
jego cierpienia to się już nie liczy. Spójrzcie na moją
rękę, na te moje palce!
B O H A T E R ziewa potężnie Pewnie zacznie się martyrologia.
C H Ł O P C o , panie podchorąży?
B O H A T E R Gadanie o cierpieniach i torturach.
C H Ł O P To nawet nie wiem, że to się tak nazywa... jak to...
marynata?
B O H A T E R Martyrologia, męczeństwo... rozumiecie, Mewa?
C H Ł O P M o j e przezwisko było Wrona...
D Z I E N N I K A R K A Przepraszam, chciałam... Proszę pana, gdzie
tu jest łazienka. Toaleta.
B O H A T E R Załatwiam się do nocnika.
D Z I E N N I K A R K A chichocze Coś takiego! No wie pan.
B O H A T E R Jestem koprofagiem.
C H Ł O P Pan podchorąży nic się nie zmienił, zawsze coś wy­
myśli.
D Z I E N N I K A R K A Przepraszam, ale już muszę wyjść. M a m waż­
ne spotkanie.
M Ł O D Y M Ę Ż C Z Y Z N A Zaraz. Zwykła przyzwoitość każe wy-

[50]
słuchać, bodaj nieuważnie, kiedy człowiek pragnie opowie­
dzieć o swoich mękach.
B O H A T E R Namnożyło się różnych nudziarzy. Nie widzi pan,
że ta pani chciała usłyszeć coś ciekawego, coś dla czytel­
ników tego słynnego kolorowego tygodnika... o tajnikach
warsztatu twórcy. To są bardzo skomplikowane sprawy.
Trudne do zdefiniowania. Jeśli chodzi o mnie, to motorem
mej pracy była miłość do prostego człowieka. Podnieść go,
podzielić się, połączyć i podnieść, uszlachetnić przez łzy
lub śmiech. Przezwyciężyć samotność.
C H Ł O P Ja tam myślę, że pan był gorszy śmieć ode mnie,
i co pan chce podnosić prostego człowieka. Pan jest wy­
gadany, ale bojący się. Niech pan podchorąży się na mnie
nie gniewa, znam jeszcze gorszych od pana. Jeden taki to
przemawia ciągle przez radio i pisze. Dawniej to się na ,
tego Żdanowa powoływał w swoich rozprawach, a teraz
cytuje pannę Pipczyńską i J a n k a Kiziora. Smrodził ze
strachu i powiadał, że przełamywał swoją świadomość czy
też nawyki drobnomieszczańskie. Niech pan, panie podcho­
rąży, o prostych ludziach ani o masach czytelniczych nie
gada. Prostych ludzi już nie ma w naszym kraju.
B O H A T E R Dziękuję wam, Wrona! A l e musicie zrozumieć,
od wielu lat obracam się między ludźmi pewnego gatunku...
C H Ł O P To za karę, panie podchorąży, za karę.
B O H A T E R Chodźcie tu, Wrona, podajcie mi rękę! Wrona wsta­
je z krzesła i podchodzi do łóżka, Bohater całuje go w rękę
M Ł O D Y M Ę Ż C Z Y Z N A Więc to już nikogo nie obchodzi. Oni
mi kazali rękę w rękawiczce wkładać w imadło. I skręcali
to imadło...
C H Ł O P macha ręką Niech się pan uspokoi. Wszyscy cierpieli,
a ci, co nie cierpieli, to będą cierpieli. Muszą cierpieć.
Taki, co nie cierpiał w naszych czasach, to najgorszy bydlak
wszechświata. Mnie się zdaje, że nawet jakaś Kim Nowak
też musiała cierpieć... albo będzie cierpiała. To tylko w daw­
nych czasach szczęśliwi żyli obok nieszczęśliwych. W na­
szych czasach wszyscy muszą cierpieć. Wszyscy równo.

[51]
D Z I E N N I K A R K A Są szczęśliwe kraje...
C H Ł O P Niech no pani z gazety nie gada byle czego!
M Ł O D Y M Ę Ż C Z Y Z N A wychodzi
B O H A T E R Całą pustkę, cały strach współczesnej ludzkości
noszę w brzuchu. C z y myślicie, że żołądek normalnego czło­
wieka to wytrzymuje. Nie, dostaje się rozstroju. Z Kier-
kegaardem sprawa była dziecinnie prosta. J e g o ojciec, stary
Kierkegaard, ciemny chłop z Jutlandii, straszył ciągle syna
piekłem. Ten stary dureń zmarnował chłopcu młodość. N i c
dziwnego, że Kierkegaard wspominał później z żalem o swej
młodości, której nigdy nie użył. Później jeszcze jakaś Re­
gina Olsen puściła w trąbę naszego myśliciela. Gdyby mu
się wtedy trafiła jakaś dobra dziewczyna, wszystko by
poszło inaczej. Przespaliby się. Przy tym naszego filozofa
strasznie wyśmiewali w jakimś ,,Kocyndrze" czy też „Kor­
sarzu". Zmarnował się. Przez Reginę Olsen.
D Z I E N N I K A R K A rozbiera się Wejdę do łóżka, jestem strasz­
nie zmęczona. Rozebrana wchodzi do łóżka i okrywa się
kołdrą. Po chwili zasypia.
B O H A T E R wstaje, chodzi po pokoju Prosiliście, Wrona, żeby
wam opowiedzieć o Paryżu., Rozumiecie, Wrona, że to
trudno w kilku słowach. Miasto duże, ładne. Murzyni cho­
dzą elegancko ubrani. Czarni. A l e języki mają różowe,
języki i dłonie.
C H Ł O P J a już pójdę, panie podchorąży. To niby u nas jest
już po rewolucji?
B O H A T E R Tak, Wrona, zwyciężyłeś.
C H Ł O P To ta panienka, co śpi, i ten, co te sto złotych poży-
czył, to oni są już nowi ludzie? Socjalistyczni.
B O H A T E R To są sprawy złożone.
C H Ł O P Pan podchorąży zawsze się wymigiwał.
BOHATER Właściwie to nie wiem, co dalej robić. J a k się
Żyje, to trzeba jeszcze grać. Trzeba prowadzić kartotekę.
Do pokoju wchodzi stary człowiek w starym kapeluszu i sta­
rym czarnym, ale czystym ubraniu. Ma długie wąsy.
B O H A T E R Wujek!

[52 ]
W U J E K Byłem z pielgrzymką w Częstochowie i po drodze
zajrzałem do ciebie. A co tu u pana?
B O H A T E R Niech wujek siada. Pewnie wujka nogi bolą. Prze­
cież to przeszło sto kilometrów. Niech, wujek siada. Do­
brze że wujek mnie odwiedził. Zaraz wujkowi dam wodę
do nóg. Bohater wyciąga spod łóżka miednicę, nalewa wo­
dę. Prawdziwą do prawdziwej miednicy, z prawdziwego
dzbanka, który stoi na stole Niechże wuj, proszę wuja...
Zaraz wujkowi...
W U J E K Dziękuję ci, dziecko. Wuj zdejmuje kamasze, skarpet­
ki i moczy nogi. Moczy nogi w ciągu całej rozmowy.
B O H A T E R Widzi wujek, miałem do wujka napisać, ale mó­
wiła Isia, że wujek chory, więc pomyślałem, że wujek
umarł, kładzie rękę na ramieniu starego Strasznie się cieszę,
że wujka widzę.
W U J E K Ze starego grata mała pociecha! Z czego się tu cie­
szyć?
B O H A T E R Wujek jest prawdziwy i kapelusz prawdziwy.
zdejmuje Wujkowi kapelusz i kładzie na stole I wąsy
prawdziwe, i serce prawdziwe, i myśli prawdziwe. Cały
prawdziwy wujek. Nawet kamaszki u wujka są prawdzi­
we. I słowa prawdziwe. I skarpetki prawdziwe. Bohater
mówi to wszystko z coraz większym uniesieniem.
W U J E K A ty, Dzidku?
B O H A T E R J a ? Wujku! Niech wujek posłucha. Może to wuj­
kowi coś wyjaśni...
Do pokoju wchodzi stary górnik. Stawia na stole lampkę.
B O H A T E R zaskoczony wejściem Starego Górnika udaje, że go
nie widzi. Zwraca się wyłącznie do Wujka. Mówi dużo,
ale chyba nie to, co zamierzał powiedzieć.
Niech wujek siada! Proszę, może się wujek coś napije.
Przekąsimy. Wujku. Zapomniałem! M a m w domu ćwiartkę.
Niech wujek moczy nogi, wody jest dużo. Niechże wu­
jek w tej miednicy czuje się jak w domu. Mam już
wszystkiego dosyć. Wujek nie wie. Wujek nic nie wie,
wujku.

[53]
S T A R Y G Ó R N I K zwraca się do Wujka Niech pan tego
oszusta nie słucha.
W U J E K Dajcie mu spokój. Chłopak ma za swoje. Słuchaj,
Dzidek, ty się połóż lepiej i prześpij. J a k się dobrze wy­
śpisz, to wiele rzeczy zrozumiesz. Kładź się.
B O H A T E R w milczeniu kładzie się na łóżku. Okrywa głowę
marynarką. Może zasypia.
W U J E K Gadaj, człowieku.
S T A R Y G Ó R N I K Waszego siostrzeńca spotkałem na dole.
To było latem 1951 roku. A l b o jesienią 1950 roku. Ten
młody przyjechał do nas i opisywał później różne fajer­
werki, iluminacje, sztuczne ognie, fontanny kolorowych
ogni nad wesołym miastem, pewnie, że to była prawda.
Tu fajerwerki były. A l e on odwiedził naszą kopalnię. Zje­
chali na dół z panienką ze Związku Zawodowego. Ja wtedy
ze starego chodnika wyciągałem stemple, takie już zgniłe.
Trzeba było na czworakach łazić i wlec te klocki. Przy­
szli oni i pytają: jak się wam powodzi „baczi Janosz"?
A ja nie odezwałem się ani słowa. Odwróciłem się do nich
zadkiem i pokazałem ręką na podarte portki. Potem się
do roboty zabrałem. Ta siusiumajtka zaczęła coś mu tam
klarować i gadać, bardzo prędko gadała, pewnie ze stra­
chu. Młody zaśmiał się i krzyknął: „szczęść Boże". Poszli
dalej.
W U J E K Mówicie, że on się roześmiał?
S T A R Y G Ó R N I K Tak.
W U J E K To o nim dobrze świadczy.
S T A R Y G Ó R N I K wyciąga z kieszeni ,,zimne ognie" choin­
kowe, zapala je. Trzyma w obu rękach po jednym. ,,Zimne
ognie" palą się do końca Opisał: to, co się świeciło. J a k
jakie dziecko albo sroka. Stary odwraca się do Wujka
i pokazuje mu podarte na zadku portki, na drugim poślad­
ku jest łata. Tego to on nie opisał.
W U J E K Nie udawajcie dziecka! Dobrze wiecie, jak było. Po­
traficie tylko komuś przysrywać. Nie pamiętacie, jakeście
klaskali? Aż wam ręce puchły? Klaskaliście?
S T A R Y G Ó R N I K Klaskałem. Bom się bał.
W U J E K podaje staremu papierosa Zapalimy?
Starzy zaciągają się w milczeniu.
S T A R Y G Ó R N I K macha ręką Niech śpi... młody, to głupi.
wychodzi. Pokój jest pusty. Później przechodzą przez niego
różni ludzie. Tak jak przez ulicę. Wchodzą jednymi drzwia­
mi, wychodzą drugimi. Idą wolno lub szybko. Czytają ga­
zetę. Niosą teczki, siatki, torby. Śmieją się, milczą lub roz­
mawiają. Między nimi mogą (ale nie muszą) być również
ludzie, którzy występowali w tej sztuce. Troje z tych
przechodniów zostaje w pokoju. Kobieta w średnim wieku,
Mężczyzna w średnim wieku i wysportowany, miody Chło­
pak (może ma 20 lat)
K O B I E T A J a k a to zarozumiałość w takim człowieku! Gadałby
i gadał. Musi wytłumaczyć, porachować się. A kto ma czas
słuchać. Tak jakby on był jeden na świecie. Ważne spra­
wy! Gada, że ważne. Dla mnie nieważne.
C H Ł O P A K Trawa mowa.
M Ę Ż C Z Y Z N A Gdyby każdy chciał opowiadać historie swojego
życia! Przecież i tak jest tylko ograniczona ilość modeli
życia przeznaczona dla człowieka.
Dziennikarka, która do tej pory spała, odrzuca kołdrę. Siada
na łóżku. Kobieta obejmuje ją. Całują się.
K O B I E T A Wyobraź sobie, kochanie, kimonowa suknia z wełny
w pepitkę. Na przodzie stanika nałożony skośny karczek
przechodzący na plecy, krojony z długimi wyłogami. Lekko
poszerzana spódnica. Do stanika — długa, biała pikowa
kamizelka ze stojącym kołnierzykiem i kokardką. Spódnica
ułożona w przodzie w głębokie kontrafałdy. Szew na całej
długości pleców. W przodach skośnie wpuszczane kiesze­
nie z patkami. Zapinane mankiety i kołnierz z klapami
z białej piki. Fałda w tyle spódnicy.
D Z I E N N I K A R K A malując wargi Kochanie, to moda z roku
1954! wyciąga notes, zwraca się do przypadkowego męż­
czyzny Może więc coś o swej lekturze? Uśmiecha się i ko­
kietuje Chłopaka
D Z I E N N I K A R K A To chyba ta najnowsza poezja? J a k to po­
wiedział ten nasz sławny laureat w Paryżu, ,,ludzie to kupa
zwierząt pełzająca po gównie. Ja zakochałem się w sa­
mochodzie".
Co pięć minut bez względu na scenę, sytuację dramatyczną
wchodzi wstrętna baba — jakaś mieszczanka w średnim wieku,
i poirytowanym głosem mówi: ,,Wacuś, ubrudziłeś sobie rącz­
ki. Masz majteczki, spodenki ubrudzone. Usiądź na słoneczku.
Nie nudź babci. Masz brudne rączki".

1958—1959
Cena zł 70,-

ISBN 83-08-01614-6

You might also like