You are on page 1of 36

(ATLANTA - wrzesień 1978 r.

OTWARCIE AKTU II/ Opening Act II

CHÓR:
Bui – Doi je zwą
„Życiowy kurz”
Poczęte w czas
wojennych burz
Żywym dowodem są na to,
że coś nam wymknęło się z rąk
Nie wolno nam
zapomnieć, że
to nasze
dzieci przecież są.
-------------------------------------------------------

BUI – DOI / Bui-Doi

JOHN:
Wracałem z piekła pewny, że
to co złe za sobą już mam
Dziś wiem, myliłem się
Wciąż tam gdzie ja jest Wietnam

Ta wojna trwa i wraca wciąż


w obrazach – ze złych snów je znam
To twarze małych dzieci, które
zostały po nas tam.

Bui – Doi je zwą


„Życiowy kurz”
Poczęte w czas
wojennych burz
Żywym dowodem są na to,
że coś nam wymknęło się z rąk
Nie wolno nam
zapomnieć, że
to nasze
dzieci przecież są.

Tam dzieci te ze wszystkich stron


niechęci dziś otacza krąg
Nie skryją prawdy bo
na twarzach mają ją

Widziałem moc ważniejszych spraw,


aż raz mi w ręce raport wpadł
o małych dzieciach, których zbrodnią
jest przyjście na ten świat.

Bui – Doi je zwą


Życiowy kurz
Poczęte w czas
wojennych burz

Być im winniśmy rodziną


Dać miłość winniśmy im, bo
Tę pewność mam
na serca dnie
To nasze
dzieci przecież są

Są w potrzebie dziś
Potrzebują nas
Odebraną im
szansę zwrócić czas
Zróbmy to....

CHÓR &JOHN:
Bui – Doi je zwą
Życiowy kurz
Poczęte w czas
wojennych burz
Żywym dowodem są na to,
że coś nam wymknęło się z rąk.

CHÓR:
Czujemy to
Na serca dnie
Czujemy to

JOHN:
Czujemy to
Na serca dnie
to nasze dzieci przecież są

--------------------------------------------------------------
PO BUI-DOI / Post Bui-doi

CHRIS:
John, jesteś gość! Znajdziesz chwilę lub dwie?
O co chodziło dowiedzieć się chcę
Sam przez telefon mówiłeś,
że masz dla mnie coś...

JOHN:
Przesłał mi raport z Bangkoku sztab
W nim natrafiłem na pewien ślad
Więc sprawdził go z ambasady ktoś
Nie wiem jak ci powiedzieć,
więc sam przejrzyj to.

CHRIS: Kim! Chodzi o Kim, prawda John?


Jak chronić ją chciałem, stary, wiesz tylko ty
Powiedz mi jedno/tylko,
Wyszła z tego, czy nie?

JOHN:
Przejrzyj raport. A Kim
żyje – tyle dziś wiem

CHRIS:
Czy uwierzysz, w koszmarach
ja widzę ją wciąż...
Jak z przerażenia drży...
W dłoni moją ma broń...
Ona strzela, a ja
słyszę tylko jej krzyk...
Co jest? No, mów!
Widzę jest jeszcze coś...

JOHN:
Kim dziecko ma.
Masz syna Chris.

CHRIS:
Możesz nie wierzyć, wiem to z moich snów
Noc w noc w koszmarach Saigon widzę znów
Jezu, John, ja mam żonę.
(Czy) Pewne jest, że to Kim?

JOHN:
Nie mogę ręczyć, Chris, wiem tylko, że
wieści z Bangkoku potwierdzają się.
Ona tańczy tam w barze
Chyba zrobisz coś z tym

CHRIS:
Zrobić? Co?
Jest już za późno, John
Mam żonę, kocham ją
ona nie zniknie stąd.

JOHN:
Wiem, to szok. Ale zapewniam cię
Choć sprawę widzisz źle
da się ogarnąc ją

CHRIS:
Lecz John, Ellen nic nie wie
Jak jej o tym powiedzieć
Mój syn, co będzie z nim?
Co z Ellen, John? Co teraz z Kim?
CHRIS: JOHN:
Nic lepszego do głowy
nie przyjdzie nam, wiesz:
Jak jej powiedzieć?
Ze mną jedź do Bangkoku
Powinna wiedzieć i Ellen weź też.

Ją też...?!

JOHN:
Dokładnie tak.
ELEN (mówi): Chłopcy, już czas.

JOHN:
Lecz najpierw
powiedz jej co i jak.

ELEN: Wszystko okay?

CHRIS: Musimy porozmawiać.

--------------------------------------------------------------------
(Bangkok – październik 1978)

(23) BANGKOK / Bangkok

NAGANIACZE: - Najlepsze w Bankoku!


- Tylko u nas, festiwal cipek! itp.

SZEF: No... i jak?!

WŁAŚCICIEL BARU: Hej, a co ty tam robisz?

SZEF: Już wracam do pracy, szefie.

NAGANIACZE: Hej, szukasz dziewczyny? Jakie cię kręcą?/ Takie z dużymi


zderzakami?

SZEF: Witam ponownie! Mówiłem, że dziewczyna jest czysta! Kogo chcesz tym
razem? Dziewczynę, co wygląda jak chłopak? Chłopaka, co wygląda jak
dziewczyna? Czy kogoś, kto wygląda tak?

ALFONSI I NAGANIACZE: Wejdź do mojego baru, potem podziękujesz

NAGANIACZE:
Wejdź, do mnie wejdź
Dziewczyn jest
pełen bar

TURYŚCI:
Oho! No patrz! Musimy wejść.

NAGANIACZE:
Warte swych cen
Grzechu wart
żywy skarb

TURYŚCI:
Bez żon wycieczki są O.K.!

SZEF: Widziałeś tę laskę? Jak ona się rusza! To nieprawdopodobne, spójrz!

SZEF:
Co za wstyd,
że muszę by żyć
baranki te strzyc
Co noc, tu w Bangkoku.

Prysł mój mit.


Na więcej mnie stać
Chcę wiatr w żagle brać,
a tu – cisza wokół.

Za nędzny grosz
tyram tu, co dnia
(mówi) Cipki w promocji! Za jedną płacisz, druga gratis !
Przyjdzie mi pruć wpław do U.S.A.

(do przechodzącego turysty)


Jestem pewien, że wiesz
co w cenie jest i...
gdy z krzyża spuścić chcesz
już otwieram ci drzwi!

NAGANIACZE:
Wejdź, do mnie wejdź
Dziewczyn jest pełen bar.

SZEF:
Ten Bangkok swe uroki ma
Tu kupisz wszystko, nawet psa...
w potrawce. Chcesz dziewczynę? Masz!
Lub chłopca, gdy w te klocki grasz

NAGANIACZE:
Wejdź,
do mnie wejdź
Dziewczyn jest
pełen bar
A każda z nich
to żywy skarb

Dziś pierwszy drink


na firmy koszt!

SZEF:
Nie stój jak cwel!
Gola strzel,
za niewielki dziś grosz!
(do japońskich turystów)
Barra-barra, za ćwierć dolara (lub) Ostre dupczenie, bateryjki w cenie!

Potąd mam...
Stręczenia tych dup
dla japońskich grup
za grosze w Bangkoku.

Fach swój znam,


lecz z małych tych suk
od niegrzecznych sztuk
nie przetrwam tu roku.

Za nędzny grosz....!

HUSTLER:
Ping pong – ona to potrafi!

WŁAŚCICIEL KLUBU: Mówiłeś, że zapełnisz tę budę.

SZEF: Tak, szefie.

WŁAŚCICIEL KLUBU: I gdzie oni są?

SZEF: Już nadchodzą, szefie.

WŁAŚCICIEL KLUBU: Bierz się do roboty, wietnamski szczurze!

SZEF: Jasne, szefie, Dziękuję szefie! Kocham pana, szefie! Ugryź się w dupę, szefie
SZEF:
Goń się, syjamski psie!
Każdy tu skórę drzeć
Z uchodźców chce
(mówi) Hej..! Może dziewczynkę z fiutkiem, chłopcy..?/

Jestem pewien, że wiesz (j.w.)


co w cenie jest i...
z krzyża gdy spuścić chcesz /i gdy dziewczynkę chcesz
już otwieram ci drzwi!

NAGANIACZE:
Hej wy, Wejdź.
odpuśćcie radzę wam
Co chcesz bierz

alfonsów takich jak ci tam

Tu u mnie czeka was nowinka za


Trzy dziwki, królik, morska świnka ceny pół.

(mówi) Sprośne klimaty, lubisz to?

NAGANIACZE:
Co tylko chcesz
zrobią ci to

SZEF
Moje wam „tym”
puszczą dym
za niewielki dziś grosz.

TURYŚCI:
Tu nikt
nie będzie zawiedziony
Tu trick
jest każdy dozwolony

SZEF:
A, wy? TRZEJ TURYŚCI:
Zabawić chcecie się troszeczkę?
Ja wam załatwię rajcowną wycieczkę No, tak!
Massage z niewielką dawką perwersji Aha!
I te...pozycje podobno z Persji
Ech, nie!
TURYSTA: Łapy precz!

Dziś pierwszy sztos


na firmy koszt.
Co, jeszcze źle?
Bierzcie mnie...
za niewielki dziś grosz.

(do turysty) Ej! Ja żartowałem tylko…

SZEF:
Dziewczynkę chcesz?
Odwiedź, proszę, bar nasz.
JOHN (do naganiacza):
Chcę widzieć się z Kim.
Czy taką tu znasz?

SZEF:
Masz świetny gust. Czy to pan, monsieur John?

JOHN:
O, Jezu Chryste! Szef! A ty tu skąd?

SZEF:
Z przyjaciół mych, dwóch wspominam do dziś...

JOHN:
Chcę spotkać się z Kim

SZEF:
Pierwszy to pan, drugi to monsieur Chris

JOHN:
Słyszałeś, że Kim
ma dziecko, synka z nim?

SZEF:
Trzyletni szkrab…
Wysłałem list/to
i to pan do nas wpadł
by osobiście przyłożyć się do naszych spraw

USA to system, nie kraj


Jak żaden wciąż trwa
I działa, a zatem…

JOHN:
Nie chrzań, tylko mi mów:
To nie blef z chłopcem tym?

SZEF:
Szansę na
wjazd do U.S.A.
ma Kim oraz... ja
bo jestem jej bratem

JOHN:
Bratem ty?! Gadaj zdrów!
Dalej, prowadź do Kim!

SZEF:
Spójrz Kim, kto przyszedł w naszej sprawie?
Mówiłem, że nas stąd wybawię?

KIM:
Boże mój,
Monsieur John!
Wiem, przysyła cię on

JOHN:
Kim, nie tu.
Może cichy kąt jest tu gdzieś ?

SZEF (do klienta, który dobiera się do Kim):


Zabierz łapy! Skończyła...
Za inną się weź/bierz.

JOHN:
Wyjdźmy stąd. Ważną rzecz
ci powiedzieć chcę
KIM:
Chris tu jest!
Powiedz, jest?
Boże mój, chyba śnię!

SZEF (do Kim):


Jeśli on szczegóły znać chce,
To zostaw to mnie
Ty graj słodką mamę!

JOHN:
Odczep od niej się, bo
mówić chcę tylko z nią

KIM:
Powiedz mi, gdzie jest Chris
Zaraz mogę stąd wyjść
Tańczę tu po to, by
z synem mieć za co żyć

JOHN: Kim!

SZEF/ KIM:
Miesiąc na morzu
KIM:
...widząc śmierć nie raz...
czułam, że Chris był tuż
i jak duch chronił nas.
Straszną zrobiłam rzecz
Lecz gdy dziś widzę cię
pewność mam, że to Bóg
przebaczenie mi śle.

JOHN: Kim, pozwól mi się skupić / tu nie można się skupić.

WŁAŚCICIEL KLUBU:
Czy szampana zamówił ten pan?

SZEF:
Kim zaraz go przekona.

WŁAŚCICIEL KLUBU:
Na bramkę więc wracaj już, Tran!
albo won!

KIM: Monsieur John…

SZEF(na boku):
Wpienia mnie syjamski pies...
(do Kim) Zanim on wróci tu,
chłopca niech ujrzy John
Oczy, nos pokaż mu
Niech się zdziwi za dwu.

KIM:
Chodźmy John
Nie mów nic
Tam jest on
Mały Chris

(Kim i John wychodzą)

SZEF:
Patrz, Wujku Sam:
Ja serce mam
Na sercu leży mi Tam
Mój „american boy”.
(Szef wychodzi)

(Pokoik Kim)

KIM:
Spójrz John, to jego syn
Przecież uśmiech ten znasz...
Na swojego tatę czeka
długi, długi czas.
----------------------------------------------------------------------

(24) BŁAGAM / Please


JOHN:
Nie przychodzę tu, Kim
jako przyjaciel, lecz
od trzech lat działam na
fundacji pewnej rzecz.
Chris wie wszystko o tobie
Najwyższy czas byś
mogła ty o nim czegoś dowiedzieć się dziś

KIM:
Tak John, ja marzyłam właśnie o tym
Powiedz mi, co o nim wiesz.
Pomyśl, ile lat tęsknoty
jedno serce mogło znieść?

JOHN:
On, gdy cię stracił, rok się miotał
z każdym dniem był bliżej dna
Wreszcie rzekł: „mój dom jest tutaj
Moje życie dalej trwa.”

KIM: Nie rozumiem…

JOHN:
Kim,
nie przerywaj - błagam cię
Kim, przeminął czasu szmat...

KIM:
Wiem.
Też to znam...
Ból wzrasta z biegiem lat
gdy się żyje miłością
tak odległą, jak ta.
Błagam John,
powiedz słowo, wszystko zrobię
by się znaleźć tam, gdzie Chris...

JOHN:
Tak, Kim, spotkasz go niebawem
Chris przyleciał ze mną dziś

KIM:
Tatuś tu jest!
Jest tu blisko gdzieś!
wdycha ten sam wiatr, co my
Tatuś tu jest

Marzyłam wciąż JOHN:


Jak powiedzieć jej mam?
Wierzyłam w to
Czemu to ja mam być?

i stało się
Syna niech ujrzy Chris

Bóg
łączy księżyc znów ze słońcem Nikt w raportach nie wspomniał,
Wie, że już nie sposób jest że kocha go tak...
by czas dłuższy tej rozłąki... Wciąż...
Ani, że miłość ta
jest zbyt wielka, by ją...

RAZEM:
Jedno serce mogło znieść

JOHN:
Jedno obiecać mogę dziś.
Sprawię, że zjawi się tu Chris

KIM: Och, John!


-----------------------------------------------------------

CHRIS TU JEST / Chris is here


(Wchodzi Własciciel Klubu)

WŁAŚCICIEL KLUBU:
Mówiłem: żadnych dzieci, więc
skąd bękart ten półkrwi?!
Wylecisz na pysk, ty i ten cały "Szef",
jak podpadniecie mi.
(zauważa Johna)
Czeka tu pan na massage?

JOHN:
Nie, to nie kręci mnie.

WŁAŚCICIEL KLUBU:
Chłopców mam w barze La Cage

SZEF (mówi): Mam tu butelkę...


SZEF:
Czemu on wyszedł? A niech cię szlag!
Prawie połknął mój hak
A ty zwiać dałaś mu!

KIM:
Chris jest w Bangkoku i
Właśnie John przyrzekł mi
przyprowadzić go tu.

Cała drżę już na myśl,


że w ramiona mnie weźmie dziś

SZEF:
Nie łudziłbym się, że tak
ten ucieszy go fakt
że tatusiem się stał.
Adres skołuję ci i
pójdziesz do niego ty,
zanim prysnąć by chciał.

KIM:
Przyjdzie, bo kocha mnie
Wtedy wspomnieć o tobie chcę.

SZEF: Wspomnisz mu o mnie?


Oszczędź mi gierek tych
Niepotrzebny mi syf
Rób, co mówię i cześć.

Pójdziesz, gdzie każę ci


Ja zostanę tu, by
na nasz skarb oko mieć.

KIM:
Powiedz, dokąd iść mam?
Pójdę, przecież on czeka tam.

(Kim podchodzi do ołtarzyka ze zdjęciem rodziców)

Wy, czuwając wciąż z zaświatów


nad mą drogą pośród burz,
znacie prawdę – wiem – a zatem
wybaczyliście mi już.
SZEF:
Dziś Dalej do duchów swych,
błogosławcie w tej podróży o natchnienie się módl
której widać bliski kres Jedną szansę dziś masz,
łez zbyt licznych, by je jak nie odpuścisz mu.
jedno serce mogło znieść.

SZEF: Idę posklejać ten syf. Ty rób się na bóstwo.

------------------------------------------------------------------

KOSZMAR NOCNY I /Kim’s Nightmare vol.1

DUCH THUYA:
Chciałaś już zapomnieć mnie
skoro mi zadałaś śmierć?
Gdy zimny ołów pod sercem tkwi
Choć śpi moje ciało,
duch mój żąda krwi.

Będę wracał, gdy zmierzch


Nie wymażesz tej zbrodni z pamięci, choć chcesz.
Zawsze będę tuż, tuż
Nie uwolnisz się już.

Czy łudziłaś się, że prawu zdołasz wymknąć się?


Że za morzem zemsta krwawa nie odnajdzie cię?
Że wystarczy śmierć mi zadać, by się pozbyć mnie?

To błąd!
Bo ja
wciąż jestem tu
Bo ja
wciąż żyję
na dnie twego snu.
Jest jak każdy z nich twój biały gach
Raz cię zdradził i zdradzi jeszcze raz
Jak tej nocy, gdy opuścili was...

CHRIS (mówi): Chodź, zabieram cię stąd!


-------------------------------------------------------

(SAIGON - kwiecień 1975r.)

KOSZMAR SENNY II / Kims’s Nightmare vol.2


(Biuro ambasady)

KAPITAN SHULTZ:
Nie sierżancie, sprawy źle mają się.
Żadnych ślubów. Jedno, co wchodzi w grę,
to wiza dla niej. Złóż podpis tu.

CHRIS: To nam nie wystarczy!

KAPITAN SHULTZ:
Będziesz mógł na pokład ją z sobą wziąć,
gdy się zobowiążesz poślubić ją
na miejscu w Stanach. Złóż podpis tu.

MARINES:
Nasz Stary rozkaz dał nam:
Ewakuacji plan i termin bez zmian.

KAPITAN SHULTZ:
Naginam prawo, żeby wizę dać jej
No cóż
Jest tego warta...
O.K!

MARINES & KAPITAN SHULTZ:


Nasz Stary rozkaz dał nam:
Kontynuować wywóz Żółtków bez zmian...

KAPITAN SHULTZ:
... to jest Wietnamczyków. Zwłaszcza tych ciź
komuchom oddać żal dziś... Nie?
----------------
(Sypialnia Chrisa i Kim)

CHRIS:
Jezu! Do ambasady czas. Służbę dziś mam.

KIM:
Nie zostawiaj mnie samej dziś, Chris!

CHRIS:
W końcu podróż poślubną funduje Wuj Sam.

KIM:
Jeśli idziesz, ja z tobą chcę iść.

CHRIS:
Patrz, zostawiam ci broń. Czekaj i pakuj nas.

KIM:
Zrobię tak, choć przeczucia mam złe.

CHRIS:
Vietcong wkrótce uderzy, lecz wciąż mamy czas.
Kiedy wrócę, to w łóżku zobaczyć cię chcę.
----------------------
(Poczta ambasady)

HARRISON:
Nie sierżancie, czasu już na to brak
Rozkaz Waszyngtonu jest, że
ewakuacja świtem się skończyć ma.

CHRIS: Muszę iść po moją dziewczynę.

KAPITAN SHULTZ:
Nie, sierżancie! Rozkaz dał Biały Dom:
Poza teren nikt już nie wyjdzie stąd.
Ruszamy tak szybko jak się da.

CHRIS: Ale tam została moja dziewczyna!


-----------------
(Przy bramie ambasady)

KAPITAN TRAVIS:
O.K! Bez wrzasków! Cisza!
Ambasador nie wyleci przed żadnym z was.
W śmigłowcach dla was wszystkich starczy dziś miejsc.

WEBER:
Przez bramę górą chcą przejść!
Precz stąd!

MARINES:
Stop! Cofnąć się! I cisza!
Ambasador nie wyleci przed żadnym z was.

ESTERVEZ:
Ambasador rozkaz nowy
wysłał do służb...

KAPITAN TRAVIS:
Tak jest! Miejscowych
dość już!
W tył zwrot!

KIM:
Jestem żoną żołnierza!
Przepuśćcie mnie tam!
Muszę przejść! Mam pieniądze
i wszystkie wam dam

CHRIS:
Tam jest moja dziewczyna
Muszę wyjść, zabrać ją.

KIM:
Posłuchajcie, za bramą
czeka na mnie mąż!

CHRIS(telefonuje):
Błagam, odbierz Kim...
Wróć do domu...
Czekaj w nim...

KIM:
Och, Chris błagam cię,
pośród tłumu
dostrzeż mnie...

KIM & CHRIS:


Przepuście mnie (ją), by (bym) mogła wejść!
I dajcie żyć miłości tej!
KIM: CHRIS:
O Chris, O Kim!
zgubiłam się Nie zgub się!
Czekaj na mnie Czekaj na mnie
Kocham cię. Kocham cię.

----------------

KOSZMAR SENNY III / Kims’s Nightmare vol.3

DYSPOZYTOR:
Nie, sierżancie, żadnych wyjść nie ma już.
Już a chwilę odpalamy, to mus
To sprawy kres.

CHRIS:
Czas mam, póki Stary jest.

JOHN:
Nie bądź durniem, Chris...
Ambasador wystartował już.
-------------

(Przed zamkniętą bramą)

WIETNAMCZYCY:
Mnie zabierzcie!

WIETNAMKI:
Weźcie dzieci!

WIETNAMCZYCY:
Mam list, patrzcie tu!

WIETNAMKI:
Służyłam CIA!

WSZYSCY:
Zabiją nas, my ich znamy!
Nie zostawiajcie nas samych!

WIETNAMCZYCY:
Moja żona jest już w drodze!
WIETNAMKI:
Rodzinę mam w USA!

WIETNAMCZYCY:
Złoto mam! Wszystko dam!

WSZYSCY:
Nikt nie liczy się z nami!
Zostawili nas samych!

KIM:
Posłuchajcie, mój mąż
jest w środku tam!
Zawołajcie go
Spójrz, ja broń jego mam!

WIETNAMCZYK:
Z drogi, jeżeli to wszystko, co masz!

WSZYSCY:
Gdy wejdą, wszystkich wytłuką tu nas!
----------------------
(Przed lądowiskiem helikopterów.)

CHRIS:
Puść mnie, John!
Ja idę po nią.
Czemu mam cało z tego wyjść,
a ona nie?!

WSZYSCY WIETNAMCZYCY:
Zabiją nas, my ich znamy!
Nie zostawiajcie nas samych!

JOHN:
To jest wojna!
Zbudź się wreszcie!
Że twoje prysną sny dziś,
to może nie tak źle...

WSZYSCY WIETNAMCZYCY:
Nikt nie liczy się z nami!
Zostawili nas samych!

JOHN:
Twój, przyjacielu,
miłosierny gest
nie zdał się na nic.
To wycieczki kres...
Nie ona jedna zdradzona dziś jest.

WSZYSCY WIETNAMCZYCY:
Oni zdradzili nas, to koniec nasz jest!
---------------------------
(Przed ambasadą)

KIM:
O, Chris!
Ja wierzę w to,
ze serce twe
jest ze mną, bo
me serce wciąż
w miłości trwa...

(Helikopter ląduje. Chris, John i ostatni pracownicy ambasady wchodzą do środka.


Odlot. Zmiana sceny)
--------------------------------------------------------------

(BANGKOK - październik – 1978r.)

(29) KSIĘŻYC I SŁOŃCE – Repryza / Sun and moon reprise


(Pokój Kim)

KIM:
Ja to księżyc, ty słońce
Ku sobie dryfujące,
na niebie lśniące
klejnoty dwa
Kto w jedną noc zdołał dalej zajść?

Słońca zbliża się wschód


Księżyc wciąż sieje blask
Znów czuję cię
tak blisko tu
Mam pewność, że
za chwilę znów
miłość wróci do łask

Rozświetli świat
tej miłości żar

Razem
Księżyc
Słońce

SZEF: Kim! Kim, mam adres Chrisa! Jest w tym hotelu!


Idź! Ja zostanę z Tamem. Tylko nie spieprz tego!
---------------------------------------------------------------------

(30) KIM & ELLEN / Kim & Ellen


(Hotel. Kim puka i wchodzi)

KIM: Chris…(spostrzega Ellen) Och! Przepraszam!

ELLEN: Proszę nie ścielić łóżka.

KIM: Przepraszam, Mme

ELLEN: Sprzątnięto wcześniej, dziękuję

KIM: Nie sprzątam tu

ELEN: To o co chodzi?

KIM:
Miał tu być Chris Scott...

ELEN: O Boże! Już wiem kim jesteś...


Ty jesteś Kim...
Chris ciebie szuka...
Wejdź, zamknij drzwi.
Nic ci nie grozi...
Chris to mój mąż.
(mówi) Ja jestem Ellen...

Może lepiej, że najpierw spotkałaś tu mnie


Byłaś dotąd imieniem krzyczanym przez sen
Nie wiem jak na twym miejscu ja czułabym się
KIM:
Powiedz, że skłamałaś...

ELEN:
Jest mym mężem od lat.
Przykro mi... to fakt

KIM:
Mówił, że mnie zabierze

ELEN:
Mówił mi, że próbował...
lecz nie było jak..

KIM:
Powiedz, nie było ślubu!
Nie wiesz, co przejść musiałam
by znaleźć się tu.

ELEN:
Nie wiesz, że nie mógł dłużej
być już sam

KIM:
Jakiś głaz w sercu mam...
Toczy się...
Brak mi tchu...
Dławi mnie...

ELEN: Masz dziecko, tak?


To dziecko Chrisa?

KIM:
O tak, Madame! To synek Chrisa!

Zawsze marzyłam, że nigdy jak szczur


Żyć na ulicy nie będzie mój syn

ELEN:
Choć mało mamy, damy swój wkład.
Razem z Chrisem tu w pełni zgadzamy się w tym.
KIM:
Więc weźcie z sobą Tama.

ELEN:
Zabrać dziecko od matki? To zły pomysł, Kim

KIM:
Zabierzcie go z sobą. To jest to, czego ja chciałabym.

ELEN:
On ciebie potrzebuje.
No a ja z mężem swym własne dzieci mieć chcę.

KIM:
On szansę ma przy was...
Przy mnie nie...

ELEN:
Dość, to syn twój.
A nie mój
Nie dręcz mnie
Mówię: nie!

KIM (krzyczy):
Gdy tak pewna jesteś,
że skoro w głowie zawróciłaś mu,
Chris wyjedzie stąd bez słowa, z synem mnie zostawi tu...
I dlatego, że mój mąż ma nową żonę już,
mój syn na zawsze będzie jak
Bui Doi – „życiowy kurz”...
Do mnie dziś przysłać go masz...
Niech powie mi to w twarz...

BYĆ MOŻE (Maybe)

ELLEN: Chris, gdzie jesteś? Nic już nie wiem. Powinieneś tu być. Ufałam ci.
Wierzyłam w nas. Proszę... Pomóż mi...

Może...
Okłamuję się wciąż, a naprawdę cię tracę
Jednak, nie! Jesteś mój. Wszystko to nic nie znaczy.
No a co, jeśli ty dla dziewczyny tej
byłeś zawsze tylko jej?
Lecz serce łka, że...

Może...
Ona gra... Ona łże, by jej więcej zapłacić
Lecz z jej oczu to wiem: Zginie gdy cię utraci
I może... Być może... ty bez niej też

Gdy w tamtą noc byłeś jak zbity pies,


serce pękło mi wprost na sam widok twych łez
Czułam, że odtąd chcę
z tobą być, wspierać cię
dzień i noc.
Lecz...

Może...
Tak chciał los, by w twe życie wróciła ta mała
Bo kochałeś ją, zanim cię ja pokochałam
Skoro sny, które śnisz, to są sny właśnie o niej
Kto mi prawo dał, żeby ci śnić zabronić?
Byłeś jej, zostań jej. O mnie musisz zapomnieć.
Byłam ślepa. Dziś widzę, marzyłeś nie o mnie
Więc może... Być może...
sił wystarczy, by powiedzieć "Żegnaj!"
Będę twarda. Nie ujrzysz mej łzy, choćby jednej.
Będzie to, co ma być... Chociaż serce mi pęknie.

-----------------------------------------------------------------------

32) ELLEN & CHRIS / Ellen & Chris

CHRIS:
Nigdzie nie znaleźliśmy jej
Czy coś nie tak?

ELLEN:
Była tu
Wyjaśnić rzecz musiałam jej ja /Rozmówić się z nią musiałam ja

CHRIS: O Boże...
Nie było nas długo, fakt.

ELLEN:
Lecz ja przez to twe sprawy przejrzałam do dna.
Mówiłeś, że tylko
sypiałeś z nią
Lecz nie wspomniałeś,
że także kochałeś ją!

CHRIS:
Tak, kochałem ją
Lata temu, lecz
rozdzielono nas.

ELLEN:
Nie mów nic
Nic nie tłumaczy cię
Kim oszalała i
własnego synka chce
oddać nam...

CHRIS: Ellen...
ELLEN: Nie było cię tu. A ja widziałam to w jej oczach.

ELLEN:
Zrozum już,
Kim myśli, że żoną jest twą!
Z twoich usłyszeć ust
musi, że nie jest nią...
oczywiście gdy prawdą jest to.

CHRIS:
Dość już!
Żoną moją
jesteś ty.
Ty pomogłaś z dna
powrócić mi...
Właśnie ty.

ELLEN:
Możesz mówić, co chcesz,
ale syna z nią masz.
W snach koszmarnych jej imię krzyczałeś co noc.
Ukrywałeś przede mną ten fakt, że ją znasz.

CHRIS: Wybacz…
ELLEN: Nie, Chris, nawet nie próbuj…
Skończ tę grę.
Wybrać masz
Liczę się
Kim czy ja?

CHRIS:
Jak to było opowiem ci
To zdarzyło się w czasach gdy
nie wiedziałem czym dobro jest, a czym zło
wcielili mnie, wydali broń
na bzdurnej wojny pchnęli front.
I nagle wśród wojennych plag
znalazłem ją, niewinną tak,
realną wśród koszmarnych snów
I dla niej czuć zacząłem znów.

W jej oczach zobaczyłem łzy


i świat nieznany dotąd mi.
Na przekór złu, co było w krąg
Ja nagle uwierzyłem w nią.

Chciałem być z nią,ochraniać.


Mój Boże! Jako Amerykanin
Byłem winien to jej.
Wszystko wyszło na złe
Tak już jest, gdy ktoś chce
Świat naprawić, którego
nie rozumie sam.

Uwierz mi...
Zgubiłem się w tym wszystkim i
dopiero chęć by żyć zbudziłaś we mnie ty

ELLEN:
Już w porządku, nie dręcz się.

CHRIS:
Och Ellen, powinnaś wiedzieć

ELLEN:
To już przeszłość, kocham cię
CHRIS:
Będziesz mogła zaufać znów?

ELLEN CHRIS:
Ten, dla kogo Ta, dla której
pragnę żyć pragnę żyć
to ty to ty

JOHN:
Wszystko okay?

CHRIS: Była tu Kim.

JOHN:
Boże! Sama?

CHRIS: Tak, kiedy jej szukaliśmy.

JOHN:
Może mam wyjść..?

ELEN:
Nie, już w porządku

JOHN:
Więc co z synkiem Kim?

JOHN: Posłuchajcie.
Pełne obozy widziałem Bui-Doi.
dzieci pogardzanych za ich oczy i nos
W jednej sprawie dziś musicie do zgody dojść
Czy bierzecie chłopca, czy ma dzielić ich los?

CHRIS:
To mój syn. Muszę się zająć nim
Lecz przecież, Boże mój...
Jest tu jeszcze Kim.
Więc, co z nią?

ELEN:
Problemem nie jest Tam
pokocham go
To jest twój syn
i ja rozumiem to
Lecz Kim wciąż cię kocha
Jak my żyć mamy z tym?

CHRIS:
Jedno tu jest wyjście, zdaniem mym
Będą w Bangkoku, a
my pomożemy im.

ELEN:
Masz rację, to jest wyjście.

ELEN & CHRIS:


Na dziś najlepsze wyjście.

JOHN:
Nie widzieliście, co się tli w głowie jej
Jeszcze będzie wam wstyd decyzji tej.

ELEN:
No więc jak?

CHRIS:
Więc tak!

ELEN & CHRIS:


Jest plan!

Kim
mądra jest
Zaufa nam.

KIM:
Chris, musisz wziąć Tama,.

ELEN & CHRIS:


Szkoły amerykańskie w Bangkoku są też.

KIM:
Ja obiecałam mu to.

ELEN & CHRIS:


Dobrze będą tu żyć...
JOHN: Tak nie można / Popełniacie błąd…

KIM:
Zabierzesz go z sobą

ELEN & CHRIS:


Zapewnimy im byt...

JOHN:
To jest jakiś stek bzdur!

KIM:
Pamiętaj, że on to w połowie ty...

ELEN & CHRIS oraz JOHN:


Trzeba postąpić fair...

ELEN & CHRIS:


Dobrze z tym
Będzie nam
tak jak Kim.

KIM:
Smak twych pocałunków
wciąż jeszcze czuję dziś
Odrzucić chcesz,
co łączyło nas, lecz....
Po syna dzisiaj musisz przyjść.
------------------------------------------------------

PAPIEROWE SMOKI / Paper Dragons


(Pokoik Kim)

SZEF:
No mów, zaczynaj przedstawienie
Odegraj tę miłosną scenę
Ja wiem, rozgrzałaś go na tyle,
że kupił nam rodzinny bilet.

KIM:
On o nas śnił sen każdej nocy
Puszczał razem z dzieckiem swym
papierowe smoki w nim

SZEF:
Tak, papier! Problem, będę szczery
Jest w tym, by mocne mieć papiery.
Więc żadnych sztuk nie próbuj przy mnie
Bo wiem jak popsuć ci opinię,

KIM:
Nie, nie
Chris przyjdzie wieczorem, Tran
Spakuj się i gotowy bądź
Wiem, jak zagrać mam moją rolę

SZEF:
Ja, Chris i ty...
Rodzinny zjazd
Walić Bangkok!
Bon voyage!

SZEF: Jadę do Ameryki! (wyjmuje cygaro) Wkrótce cię wypalę.

(33) AMERICAN DREAM /The American Dream

SZEF:
Mój tata tatuaże dziergał tak jak nikt
Lecz z pleców mamy każdy wzór się ścierał w mig
bo betel ćpając sprzedawała się co dnia
Spoconych Żabojadów sprowadzałem ja
Handelek mamą czuć źle?
Szmal jest perfumą, czyż nie?
To szkoła białych Monsieures.

Aż precz odeszli stąd Monsieures


Kto przyszedł po nich? Domyśl się...
W oczach nam zawirował świat
gdy deszcz dolarów z nieba spadł
Po co napadać na bank,
gdy płacą za gówna gram..?
Tego mnie uczył Wuj Sam.

Dość już mam tej szarpaniny


Szkoda, by mój talent w bagnie zgasł, gdy
Moje miejsce, gdzie rekiny
Krążą szczerząc zakrwawione kły.
Wujku Samie,
To raj dla mnie
do niego drzwi uchyl mi

Co sprawia, że cały drżę ?


To „American Dream”
Amerykański mój sen,
w który idę jak w dym.
Rozmiar... dla mnie w sam raz
Mój „American Dream”
Słodki jak najsłodsze z ciast
gdy moc kremu jest w nim

Au re-voire Miss Saigon!


Zmywam się stąd
Dla tych, co więcej brać chcą
jest American Dream

Mdli mnie życie w Żółtków tłumie


ja otworzę nocny klub w USA
Kto, jak ja się kręcić umie
tam dwóch goryli i prawnika ma
Tam blond pupki / dupki
będą głupki / bubki
na kartę z plastiku brać.

Co sprawia, że znowu drżę


To „American Dream”
Cudny jak willa w Bell Air
Mój „American Dream”
Łysy kupuje tu włos
To „American Dream”
A dziwka cycki lub nos
To „American Dream”
Dupki wypięte co rusz
To "American Dream"
Brać nie wstyd, choć wziąłeś już
To "American Dream"
Bank szmal drukuje, ot tak..!
To "American Dream"
Spluwa, paciorek i crack
To "American Dream"

(mówi) Alleluja!

Do zlewu kwach!
Szampan trach, trach!
Ze mną do dna
pijcie za
Mój „American Dream”

SZEF & CHÓR:

Gdzie moje dziewczyny?


Też lubicie pióra? Dziewczynki, dajcie mi… buzi.
Chodźcie do mnie!
No, dalej! Chcę zobaczyć (moją) królową miasta.
No, maleńka, wychodź, gdziekolwiek jesteś!
Ona żyje! Ona żyje!
Spójrzcie, czyż nie jest piękna?
To duża dziewczynka, więc potrzebuje dużego… faceta.
Cześć, chłopcy!
Spełniacie wymagania? To jest właśnie amerykański rozmiar!
Myślicie, że dacie jej radę?
Powiedzcie: kto tu rządzi?

CHŁOPCY: Ty! Ty!

SZEF: Tak jest!


Uwielbiam was, moje panie. Przez was cały jestem…
Seksowne z nich/was/nas laseczki, co?
Na kolana.
I kto, mnie (kurwa) powstrzyma? Przyjmuję zakłady.
Zwycięzca! Zwycięzca!
O, yeah!

Żyć jakbyś grał w jedną z gier


To "American Dream"
Powiew świeżości!/luksusu
Kto gra nie musi grać fair
To "American Dream"
Czy przesadzam? No nie wiem.

Na koncie wciąż więcej zer,


to "American Dream"
Tłum dziwek wokół Times Square
to "American Dream"
Przebij choć karta jest zła
To "American Dream"
Duszę zaprzedaj i łap
swój "American dream"

SZEF:
Już widać stąd
Wolności Ląd
Móc ją sprzedawać wam to
mój "American Dream"

Moja! Cała forsa moja!\


Chodź tu do mnie! Chodź to tatusia! Łapy precz! To wszystko moje!

Hej, gdzie moje pieniądze?


Dokąd to, wracać!
Wracajcie, dopiero się rozkręcało!
Czyż to nie było wspaniałe?

Ja za tym idę jak w dym


mój American Dream

FINAŁ AKTU II / Finale Act Two


(Kim w swoim pokoiku)

KIM:
Tam, synku mój
nadszedł kres twej tęsknoty.
Bo tatuś twój
dziś pojawi się tu

Weźmie cię tam gdzie twój dom,


Tak wypełnią się me sny
Kocham cię
lecz z nim iść musisz sam
Mój mały, nie płacz, bo
Choć z daleka,
ja z tobą będę tam.

Nadeszła chwila
Tułaczki kres
Tak jak wymarzyłam,
to początek jest
Któż z nich los twój w rękach ma?
Mam go tylko ja.

Jeszcze raz na mnie spójrz


Nie zapomnisz mnie, wiem
Przytul się
Żegnaj, synku mój.

(Pojawiają się Chris, Elen, John i Szef. Tam wychodzi im na spotkanie. Kim strzela
do siebie)

CHRIS:
Kim! Kim!
Coś ty zrobiła, Kim?! Dlaczego?!

KIM:
Do syna przyprowadził cię Bóg.

CHRIS: Nie umieraj, błagam!

KIM:
Przytul mnie jeszcze raz...
Kto w jedną noc zdołał dalej zajść...?

CHRIS: Nie!

KURTYNA

You might also like