You are on page 1of 147

Tytuł oryginału

Unfu*k Yourself. Get Out of Your Head and into Your Life

Originally published in the United States of America in 2016 by the


author.
First HarperOne hardcover published in 2017.

Copyright © 2016 Gary John Bishop. All rights reserved.

Przekład
Olga Siara

Redakcja i korekta
Maria Brzozowska, Tomasz Brzozowski, Dominika Rychel

Koncepcja oryginalnej okładki


Rainmaker Creative, therainlab.com

Zdjęcie na froncie okładki


Design Partners, designpartners.pl

Zdjęcia autora © Mike Ossola

Skład i polska wersja okładki


Tomasz Brzozowski

Copyright for this edition © Insignis Media, Kraków 2018


Wszelkie prawa zastrzeżone.

ISBN 978-83-65743-90-9

Insignis Media
ul. Lubicz17D/21–22, 31-503 Kraków
tel. +48 (12) 636 2519
Dedykuję tę książkę moim trzem siostrom: Pauli,
Elizabeth i Sandrze, mojej matce Agnes i mojemu
ojcu Patrickowi. Wspólnie dorastaliśmy,
płakaliśmy, wspieraliśmy się i walczyliśmy. To
dzięki Wam jestem tym, kim jestem.

Pozdrawiam wszystkich zgnębionych


i przytłoczonych życiem, samotne matki
i bezrobotnych ojców, marzycieli, którzy czekają
na swoją szansę. Jestem taki jak wy – wam też się
uda.
NA POCZĄTEK
ROZDZIAŁ 1

Miałeś kiedyś wrażenie, że chociaż pędzisz gorączkowo przez


życie, wciąż tkwisz w miejscu jak chomik w kołowrotku?

W twojej głowie toczy się nieprzerwany monolog wewnętrzny –


jakiś cichy krytyczny głos wciąż powtarza ci, że jesteś zbyt leniwy, za
głupi albo za słaby. Nawet nie zauważasz, jak mocno wierzysz w te
słowa i ile energii z ciebie wysysają, kiedy przez cały dzień usiłujesz
zapanować nad stresem i napięciem. Starasz się normalnie żyć, tylko
od czasu do czasu myślisz z rezygnacją, że skoro nie potrafisz ruszyć
czterech liter i wyrwać się z tego cholernego kołowrotka, to być
może nigdy nie dotrzesz w życiu tam, gdzie chcesz, a szczęście, za
którym tęsknisz: wymarzona praca, związek czy choćby upragniona
waga ciała pozostaną tuż poza twoim zasięgiem.

Moją książkę dedykuję tym, którzy doświadczają tego


destruktywnego monologu, brodząc w strumieniu wątpliwości
i manipulacji zatruwających codzienne życie. To werbalny policzek
od wszechświata, który ma sprawić, żebyś się ocknął, docenił swój
prawdziwy potencjał, przestał sobie dowalać i totalnie wkręcił się we
własne życie.

Na początek coś ustalmy. Każdego dnia toczysz dwa rodzaje


rozmów: rozmowy z innymi ludźmi i rozmowy z samym sobą. Być
może należysz do osób, które zarzekają się: „Ja nigdy nie mówię do
siebie!”. W rzeczywistości jednak najczęściej dyskutujesz właśnie ze
sobą – i to we wnętrzu własnej głowy.

Nieważne, czy jesteś introwertyczny, ekstrawertyczny, kreatywny


czy praktyczny – codziennie całymi godzinami przemawiasz… DO
SIEBIE! Robisz to, gdy pracujesz, ćwiczysz, jesz, czytasz, piszesz,
spacerujesz, esemesujesz, płaczesz, kłócisz się, negocjujesz,
planujesz, modlisz się, medytujesz, uprawiasz seks (w pojedynkę
albo w towarzystwie) – i tak dalej. Zgadza się, robisz to nawet przez
sen.

Właściwie robisz to również w tej chwili.

Nie martw się, to nie znaczy, że oszalałeś. Chyba że wszyscy


jesteśmy trochę szaleni. Tak czy inaczej, każdy z nas to robi, więc
rozsiądź się wygodnie. Witamy w cyrku!

Wykazano, że dziennie przychodzi nam do głowy ponad


pięćdziesiąt tysięcy myśli. Przypomnij sobie, jak ostro się do siebie
odzywasz, nawet jeśli wolałbyś tego nie robić i próbujesz się
powstrzymać. Wprawdzie nasz wpływ na te automatyczne,
odruchowe myśli jest w najlepszym razie ograniczony, ale to od nas
zależy, do których z nich przywiązujemy wagę. Nikt nam tego nie
narzuca!

Najnowsze odkrycia z dziedziny neurobiologii i psychologii


potwierdzają, że to, jak do siebie mówimy, rzutuje w dużym stopniu
na jakość naszego życia. Profesor Will Hart z University of Alabama
przeprowadził cztery eksperymenty, w których uczestnicy mieli
przypomnieć sobie pozytywne, negatywne albo neutralne
wydarzenie lub doświadczyć go w trakcie badania. Okazało się, że
osoby, które opisywały neutralne wydarzenie tak, jakby wciąż
trwało, zaczynały czuć się lepiej. Za to jeśli badani w ten sam sposób
opowiadali o negatywnym wydarzeniu, ich nastrój się pogarszał.
Mówiąc najprościej, język, którego używasz do opisu różnych
sytuacji, decyduje o tym, jak je postrzegasz, jak ich doświadczasz
i jak w nich uczestniczysz, co wywiera potężny wpływ na twoje
podejście do życia oraz do mniejszych i większych problemów,
z którymi musisz się mierzyć.
Związek między słowami a samopoczuciem jest znany od setek,
a może nawet tysięcy lat. Świadomość roli i znaczenia języka
w naszym życiu mieli tacy filozofowie jak Wittgenstein, Heidegger
czy Gadamer. Wittgenstein stwierdził: „(…) harmonię między myślą
i rzeczywistością odnajdziemy w gramatyce języka”.

Dobra wiadomość jest taka, że pozytywny dialog wewnętrzny


potrafi spektakularnie poprawić nam humor oraz zwiększyć naszą
pewność siebie i produktywność, na co wskazują wyniki wielu
badań. A na tym nie koniec. Jak dowiódł profesor Hart, pozytywny
dialog wewnętrzny może stanowić jeden z kluczowych warunków
szczęśliwego życia i sukcesu zawodowego.

Ale mam też złą wiadomość: ta zależność działa również w drugą


stronę. Negatywny dialog wewnętrzny może nie tylko zepsuć nam
nastrój, ale i wywoływać w nas poczucie bezradności. Przez niego
poważniej traktujemy błahe sprawy i zaczynamy widzieć problemy
tam, gdzie wcześniej ich nie było. Z ostatniej chwili: twój dialog
wewnętrzny pieprzy ci życie na mnóstwo sposobów, o których nie
masz nawet pojęcia!

Postawmy jednak sprawę jasno: chociaż moja książka jest o tym,


że właściwe słowa mogą zmienić twoje życie na lepsze, absolutnie
NIE zachęcam cię do przejścia na pozytywne myślenie i stosowania
afirmacji.

Te oklepane metody o niepewnej skuteczności nie mają nic


wspólnego z tym, czym będziemy się tu zajmować.

Nie każę ci wmawiać sobie, że jesteś tygrysem, żebyś wyzwolił


swoje wewnętrzne zwierzę. Po pierwsze nie jesteś tygrysem, a po
drugie, no cóż, nie jesteś tygrysem. Może na niektórych to działa, ale
to nie na moje szkockie nerwy. Kiedy słyszę takie rady, mam
wrażenie, że ktoś wmusza we mnie wiadro syropu klonowego
okraszonego zleżałymi cukierkami. Dziękuję, postoję.

Przykro mi, fani „pozytywnego myślenia” – my idziemy w innym


kierunku! W tej książce chcę dać ci prawdziwe wsparcie, żebyś mógł
w większym stopniu wykorzystać swój rzeczywisty potencjał.

RÓŻNICA MIĘDZY SUKCESEM A PORAŻKĄ

Skoro jednym z najważniejszych źródeł ludzkich


emocji są myśli, to można w dużej mierze
kontrolować własne uczucia poprzez
kontrolowanie myśli, czyli zmianę dialogu
wewnętrznego, odpowiadającego w znacznym
stopniu za powstanie tychże uczuć.

To słowa Alberta Ellisa, jednego z prekursorów współczesnej


psychologii. Ellis odkrył, że sposób, w jaki myślimy i mówimy
o naszych doświadczeniach, wpływa na uczucia, jakie te
doświadczenia w nas budzą. Krótko mówiąc, emocje idą w parze
z myślami.

Ellis stwierdził również, że nasz sposób myślenia często bywa


kompletnie nieracjonalny.

Ile razy powtarzasz sobie w duchu: „Ale ze mnie idiota”, „Zawsze


coś zawalę”, „Moje życie się skończyło” albo podsumowujesz jakąś
nieprzyjemną sytuację słowami: „To najgorsze, co mogło się stać”.

Ręka do góry, jeśli zdarzyło ci się zareagować paniką na sytuację,


która z perspektywy czasu okazała się kompletnie nieistotna. Okej,
opuść już rękę, wyglądasz dziwnie i ludzie zaczynają się gapić. Jeśli
cofniesz się pamięcią do tamtej chwili, zorientujesz się, że tuż przed
tą – wydawałoby się – niezrozumiałą reakcją ostro dowaliłeś sobie
w duchu, ŁUP!… a reszta to już historia.

Nasze słowa i działania nie zawsze są racjonalne – ale to nas


najwyraźniej nie powstrzymuje! W dodatku rzadko zdajemy sobie
sprawę, jakim emocjonalnym obciążeniem jest negatywny dialog
wewnętrzny – nawet w najłagodniejszym wydaniu.

Sęk w tym, że nie szkodzą nam tylko prawdziwie złośliwe obelgi


kierowane pod własnym adresem. Równie destrukcyjne bywają
delikatne wyrzuty. Jeśli nad czymś pracujesz, możesz pomyśleć: „To
bardzo trudne. Co będzie, jeśli nie zdążę?”, albo obsesyjnie
roztrząsać wszystkie rzeczy, które masz szansę schrzanić. Czasem
negatywny dialog wewnętrzny wywołuje złość, smutek albo
frustrację, które przejawiają się w pozornie niepowiązanych ze sobą
sytuacjach.

Mówiąc tak do siebie, nie ułatwiasz sobie życia. Im częściej


powtarzasz, jakie coś jest trudne, tym trudniejsze będzie ci się to
wydawać. Niestety, mimowolne myśli płyną przez nasz mózg
wartkim strumieniem. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do krytycznego
głosu rozbrzmiewającego nam w głowach, że często nawet nie
rozumiemy, jak ta negatywna samoocena wpływa na nasz nastrój
i zachowanie w danej chwili. W rezultacie nie robimy tego, co
podpowiada nam rozum, bo głos rozsądku zostaje zagłuszony.

Oto prosty przykład tego mechanizmu: pomyśl przez chwilę


o codziennych obowiązkach domowych, które napawają cię
największą niechęcią. Twoje nastawienie sprawia, że wydają ci się
gorsze niż w rzeczywistości. Czasami unikamy jak ognia prostych
zadań typu złożenie prania czy rozładowanie zmywarki, chociaż tak
naprawdę wymagają niewiele czasu i wysiłku. Kiedy w twoim życiu
jest dużo drobnych niezałatwionych spraw, łatwo wrzucać je do
jednego worka z poważniejszymi kwestiami, aż zaczynają zupełnie
cię przytłaczać.

Dlaczego niektóre czynności budzą w nas opór? Nasz dialog


wewnętrzny na ich temat jest głęboko zakorzeniony w jakiejś
zniechęcającej opinii. Poszukaj w swoim życiu obszarów, w których
„utknąłeś”, a zrozumiesz, o czym mówię. Blokują cię własne
negatywne myśli!

JAK JĘZYK ZMIENIA NASZE ŻYCIE

Dialog wewnętrzny nie oddziałuje na nas jedynie w chwili, gdy go


toczymy. Jeśli przesączy się do naszej podświadomości, trwale
odciśnie się na naszych myślach i zachowaniach.

Mówiąc konkretnie, język, jakiego używamy wobec siebie i wobec


innych, kształtuje nasz sposób postrzegania świata, co wpływa
bezpośrednio na to, jak się zachowujemy. Ignorując wpływ swoich
przekonań na własne życie, prosisz się o kłopoty! A jeszcze więcej
ryzykujesz, gdy ulegasz złudzeniu, że nie masz żadnych przekonań!

Jeśli narzekasz na to, jakie „niesprawiedliwe” jest życie, z czasem


zaczynasz się zachowywać, jakby to była prawda: bierzesz do siebie
nieistniejące zniewagi albo, jak wykazały badania, mniej przykładasz
się do pracy, bo jesteś pewny, że i tak nic ci to nie da. Twoja
rzeczywistość szybko potwierdzi przekonanie o niesprawiedliwości
świata.

Z drugiej strony człowiek, który wierzy, że sukces jest na


wyciągnięcie ręki, będzie wypatrywał go na każdym roku i harował
na niego jak wół, tryskając przy tym energią. Żeby nie było
nieporozumień: wiara we własne powodzenie to tylko jeden (choć
ważny) element sukcesu. Bez tego przekonania też można dokonać
wielkich rzeczy, ale okaże się to trochę trudniejsze!

Jeśli martwisz się, że nie masz aż tyle wiary w siebie, CZYTAJ DALEJ!

Marek Aureliusz, stoicki filozof, który został cesarzem rzymskim,


powiedział: „Pamiętaj zresztą przy każdym zdarzeniu, które cię do
smutku przywodzi, o zasadzie: To nie jest nieszczęściem, owszem
szczęściem jest znosić to wzniośle”.

Wyłącznie od nas zależy, w jaki sposób będziemy myśleć i mówić


o swoich problemach. Możemy widzieć w nich niedogodności albo
szczeble, po których wspinamy się coraz wyżej. Mogą nam ciążyć
albo mobilizować nas do pracy.

Stoicy tacy jak Marek Aureliusz byli wręcz zdania, że wydarzenia


zewnętrzne nie mają nad nami żadnej władzy. Sami tworzymy
rzeczywistość w swoim umyśle.

Usuń poczucie krzywdy,


a usunie się i krzywda.

Zastanów się przez chwilę nad tym zdaniem.

Czy jesteś gotowy uznać, że to, jak wygląda twoje życie, nie wynika
ze splotu okoliczności zewnętrznych, tylko z negatywnego dialogu
wewnętrznego, który pozbawia cię sił? Że większy wpływ na to, jak
mocno w siebie wierzysz, mają podświadome reakcje niż twoje
faktyczne umiejętności?

Jeśli nadal będziesz szukać winnych wszędzie wokół, gorączkowo


usiłując zmienić świat, zamiast skupić się na sobie samym, zawsze
uzyskasz ten sam efekt. Zero poczucia kontroli, zero radości, zero
energii. W najlepszym wypadku czeka cię huśtawka emocjonalna:
sukces na przemian z rozczarowaniem, szczęście na przemian
z rozpaczą. Czasem przez długi czas nic się nie zdarzy i w końcu
nastąpi stagnacja. A co, jeśli cel, do którego dążysz, ta jedna rzecz,
która ma cię uszczęśliwić, pozostanie poza twoim zasięgiem? Co
wtedy? A nawet jeśli kiedyś to zdobędziesz, jak będzie wyglądało
twoje życie, zanim do tego dojdzie?

Ta książka zmusi cię do odkrycia odpowiedzi na te pytania – ale nie


w świecie zewnętrznym, tylko w sobie. Nie trzeba jej szukać daleko –
ty sam nią jesteś. Jak wielokrotnie powtarzam moim klientom,
ludzie przez całe życie czekają na odsiecz kawalerii, nie zdając sobie
sprawy, że to oni są kawalerią. Twoje życie czeka, aż raczysz się
w nim wreszcie pojawić.
PRZEPROGRAMUJ SWÓJ MÓZG – SŁOWO PO SŁOWIE

Całe to gadanie o podświadomości nie jest wcale psychologicznym


bełkotem.

Naukowcy odkryli, że myśli mogą faktycznie zmienić fizyczną


strukturę ludzkiego mózgu. Zjawisko to nosi nazwę
neuroplastyczności i rewolucjonizuje sposób postrzegania umysłu
człowieka.

Idąc przez życie, gromadzimy wiedzę i doświadczenia, a nasz mózg


nieustannie organizuje i reorganizuje połączenia między neuronami
decydujące o tym, jak myślimy i jak się zachowujemy. Najlepsze jest
to, że możemy sterować swoimi myślami i modyfikować te
połączenia zgodnie z własnymi potrzebami. A najłatwiejszą metodą
kształtowania myśli jest świadomy, zdecydowany dialog
wewnętrzny – taki, który naprawdę do nas „dociera” i pozwala nam
przejąć kontrolę nad własnym życiem.

Nowe nawyki wyrabia się, powtarzając działanie, dopóki nie stanie


się ono „automatyczne”. Na tej samej zasadzie zdecydowany,
asertywny język z czasem może wywołać trwałą zmianę w naszym
życiu. To więcej niż przyciąganie przyjemnych myśli (zostaw na razie
ten syrop z cukierkami!) – dialog wewnętrzny wpływa na biologię
mózgu.

Możemy decydować o swoich emocjach, jeśli nauczymy się


kształtować swoje myśli, a to wymaga uważnego dobierania słów
i języka, jakim się posługujemy. Sukces zależy w dużej mierze od
tego, na ile akceptujesz swoje obecne podejście – i czy jesteś
gotowy je zmienić.

Wszystko zaczyna się od podjęcia świadomej decyzji, żeby mówić


w sposób, który nam służy zamiast szkodzić. Kiedy używamy
odpowiedniego języka i przedstawiamy swoje problemy bardziej
optymistycznie, widzimy świat z nowej perspektywy i wchodzimy
z nim w zupełnie inną interakcję. Na pewno słyszałeś albo czytałeś
o „kreowaniu własnej rzeczywistości”. To naprawdę możliwe –
miliony ludzi na świecie już z tego korzystają!

Pamiętaj: bez względu na to, jak trudny, uciążliwy albo


skomplikowany jest problem, jego rozwiązanie zależy przede
wszystkim od twojego podejścia i zachowania. Powtórzmy jeszcze
raz: odpowiedź znajdziesz w sobie, nie poza sobą.

Nasze słowa, myśli i wyobrażenia o otoczeniu stanowią fundament


naszej rzeczywistości. Stwórz rzeczywistość, w której pragniesz żyć,
zaczynając od prowadzenia takich rozmów (ze sobą i z innymi), które
faktycznie ją kształtują. Ja zmieniam sposób myślenia o swoich
codziennych „problemach” przy pomocy bardzo prostej metody:
nazywam je okazjami. Natychmiast zamieniają się w część życia,
dzięki której uczę się i rozwijam. Ciekawią mnie, więc mam ochotę
się nimi zająć zamiast jedynie wkurzać się i irytować!

ASERTYWNOŚĆ KONTRA NARRACYJNOŚĆ

Niby jak się kreuje własną rzeczywistość? Zmieniając dialog


wewnętrzny z płynnej narracji (w której opowiadasz o sobie, innych
ludziach i swoim życiu, przeplatając oceny i opinie) na asertywne
wypowiedzi, w których odrzucasz ten „szum informacyjny”
i podkreślasz swoją kontrolę nad sytuacją.

Jednym z podstawowych błędów, jakie popełniamy, jest mówienie


o tym, co zamierzamy albo kim zostaniemy. Do furii doprowadzają
mnie teksty typu „powinienem” albo „próbuję”! Używając tych słów,
od razu podejmujemy podświadomą decyzję, kiedy to nastąpi – na
pewno nie teraz!
To wyjaśnia, dlaczego większość z nas nie wypełnia postanowień
noworocznych – zwykle opisują one, co będziemy robić – kiedyś.
Często zaczynamy od listy rzeczy, z których całkowicie
zrezygnujemy. Na początku podchodzimy do zmiany z entuzjazmem,
ale później nieuchronnie następuje brutalne zderzenie
z rzeczywistością, po którym nie możemy się pozbierać. Gdy
eliminujesz ze swojego życia niechciane zachowanie, zostaje po nim
ogromna wyrwa. W takich momentach nasz wewnętrzny głos
dostaje amoku! A co, jeśli obiecałeś sobie schudnąć, a teraz marzysz
o pizzy? Co, jeśli postanowiłeś oszczędzać, ale kurtka, bez której nie
umiesz żyć, nagle została przeceniona? Jak sobie poradzić
w chwilach, gdy entuzjazm opada i znów włączają się w nas stare
mechanizmy? Czym je zastąpić?

Asertywny dialog wewnętrzny to stwierdzenia dotyczące chwili


obecnej. Polega na tym, żeby mówić o sobie w kategoriach:
„Jestem…”, „Przyjmuję…”, „Akceptuję…” albo „Uważam, że…”, czyli
używać języka w zdecydowany, stanowczy sposób zamiast snuć
narrację w stylu „Będę…” albo „Zamierzam…”.

Posługiwanie się językiem asertywności ma daleko idące skutki


fizjologiczne i psychologiczne, a przy tym bezpośrednio wpływa na
rzeczywistość. Istnieje ogromna różnica między zdaniem „Jestem
wytrwały” a „Będę wytrwały”. Pierwsze odnosi się do bieżącego
momentu w twoim życiu, drugie to opis stanu, który ma kiedyś
nastąpić. Chodzi tylko o to, żebyś spróbował zwracać się do siebie
asertywnie w życiu codziennym i łapał się na tym, kiedy mówisz
w bardziej ogólny, narracyjny sposób.

JAK KORZYSTAĆ Z TEJ KSIĄŻKI

W tej książce przedstawiam specjalnie wybrane osobiste


deklaracje, które dadzą ci siłę, energię i odwagę do działania w życiu
codziennym.
Cytuję również słowa znanych postaci historycznych, refleksje
filozofów i wnioski z badań naukowych, które potwierdzają
słuszność mojego podejścia, choć jej nie dowodzą. Wszystko
pięknie, ale żeby faktycznie skorzystać z tej książki, musisz sam
wypróbować metody, o których przeczytasz. Daj sobie trochę czasu,
przemyśl je, a potem zacznij się nimi bawić. Najlepsza jest wiedza
poparta doświadczeniem, więc sprawdź wszystko na własnej skórze.

Jeśli wstrzymasz się z ocenami i potraktujesz kolejne strony jako


prywatny eksperyment, może to być początkiem prawdziwej
rewolucji w twoim życiu. Czasem moje słowa będą cię irytować,
wkurzać, wytrącać z równowagi. Luz, ogarnij się i czytaj dalej. Jak
w dobrym filmie, na koniec wszystko poskłada się do kupy!

Jeżeli łatwo cię urazić, od razu daj sobie spokój – przestań czytać
tę książkę i oddaj ją komuś, komu według ciebie może się przydać.

Mam nadzieję, że dzięki niej uświadomisz sobie, jak złożonym


i potężnym zjawiskiem jest dialog wewnętrzny, i zrozumiesz, jak
czerpać z niego korzyści w swoim życiu. Wprawdzie nie będę tu
omawiał szczegółowo twórczej i niszczącej mocy języka, ale i tak
zorientujesz się, w jaki sposób zwykłe, codzienne myśli kształtują
twoje doświadczenia.

Kolejne strony zmuszą cię do refleksji. Zobaczysz, że twój język


wpływa w realny sposób na twoje uczucia i na jakość twojego
codziennego życia, a kiedy zaczniesz rozumieć magiczną relację
między tym, co mówisz, a tym, co czujesz, otworzy się przed tobą
nowy świat.

Proponuję przeczytać tę książkę od deski do deski, trzymając pod


ręką karteczki samoprzylepne, zakreślacz albo coś innego, czym
zaznaczysz fragmenty, które wyjątkowo do ciebie przemówią.
Zresztą zaprojektowałem ją tak, żeby sama z siebie była jak
najbardziej przystępna i przydatna dla czytelnika. Każdy rozdział jest
częścią większej całości, ale sprawdza się też samodzielnie, więc
możesz je czytać w dowolnej kolejności. Wyciśnij z tej książki, co
tylko się da, wertuj ją w poszukiwaniu słów, dzięki którym
przeobrazisz swoje życie, dopóki jej strony nie zaczną dyszeć ze
zmęczenia od twojego apetytu na zmianę.

Prawdopodobnie nie będziesz zaglądać do niej codziennie (chociaż


możesz to robić, nie ma w tym nic złego) – wyobrażałem to sobie
tak, że moje pomysły staną się dla ciebie punktem wyjścia w chwili,
gdy utkniesz w miejscu albo będziesz szukać inspiracji.

W takich momentach zanurz się w niej, zaczerpnij tego, czego


potrzebujesz, a potem pokaż światu taką wersję siebie, jakiej jeszcze
nie widział!

Baw się dobrze!


„JESTEM GOTOWY”
ROZDZIAŁ 2

Masz takie życie, jakie godzisz się znosić.

Zastanów się nad tym. Jakie problemy kładą się ohydnym szarym
cieniem na twoim życiu, nie pozwalając ci cieszyć się niezmąconym
szczęściem?

Nienawidzisz swojej pracy? Jesteś nieszczęśliwy w związku? Coś ci


dolega? Okej, to znajdź nową pracę. Zakończ ten związek. Zmień
dietę, zacznij ćwiczyć albo zapewnij sobie pomoc, jakiej
potrzebujesz. Brzmi prosto, prawda? Nawet w przypadku wydarzeń,
na które na pozór nie masz żadnego wpływu, takich jak śmierć
bliskiej osoby lub bankructwo firmy, masz OGROMNY wpływ na to,
jak wygląda później twoje życie.

Jeśli nie jesteś gotowy zacząć działać, żeby zmienić swoją


sytuację – czyli innymi słowy, jeśli jesteś gotowy ją znosić – to czy ci
się to podoba czy nie, sam wybierasz dla siebie takie życie.

Zanim pomyślisz „ale…” albo zaczniesz się na mnie wkurzać,


dodam coś jeszcze: broniąc swojej obecnej sytuacji, przedstawiasz
argumenty za tym, żeby w niej dalej tkwić. Przestań.

Żadnych „ale”. Nie możesz sobie na nie pozwolić. Są jak nadbagaż


w podróży, w którą możesz zabrać tylko to, co niezbędne.

To nie sytuacja tworzy człowieka, ona go tylko


ukazuje jemu samemu.
Epiktet
Jak mówi Epiktet, o tym, jakim jesteś człowiekiem, nie decydują
okoliczności zewnętrzne, tylko sposób, w jaki na nie reagujesz. Żeby
to zmienić, musisz najpierw zerwać z dawnym mechanizmem.

Przestań obwiniać pecha.


Przestań obwiniać innych.
Przestań obwiniać okoliczności lub czynniki zewnętrzne.
Przestań zasłaniać się nieszczęśliwym dzieciństwem lub
dorastaniem w złej dzielnicy.

To podejście stanowi podstawę wszystkiego, o czym piszę dalej.


Nie możesz, powtarzam: NIE MOŻESZ obwiniać kogokolwiek za to,
jak wygląda twoje życie. Nawet obwinianie siebie nie ma
najmniejszego sensu. Oczywiście zdarzają się sytuacje, których nie
da się kontrolować. Może cię spotkać tragedia: niepełnosprawność,
choroba, śmierć ukochanej osoby.

Zawsze jednak możesz zrobić coś, żeby wpłynąć na zaistniałą


sytuację, nawet jeśli trwa od lat i wciąż nie masz pojęcia, jak z niej
wyjść. Ale najpierw musisz być na to gotowy. Jeśli chcesz w pełni
przyjąć moje podejście, na początku musisz pogodzić się z tym, że
chociaż nie miałeś żadnego wpływu na niektóre sytuacje w swoim
życiu, to jesteś w stu procentach odpowiedzialny za to, co zrobiłeś
później. Zawsze, za każdym razem, bez wyjątku.

Słownik definiuje gotowość jako „stan należytego przygotowania


do czegoś; zdecydowanie się na coś”.

Innymi słowy, gotowość to stan, w którym potrafimy zaangażować


się w nasze życie i zobaczyć swoją sytuację z nowej perspektywy.
Wszystko zaczyna się od ciebie i kończy na tobie. Sam odpowiadasz
za swoją gotowość do zmiany – nie ruszysz naprzód, dopóki nie
zdecydujesz się zrobić następnego kroku.
Kiedy w końcu jesteś gotowy, doświadczasz tego nawet na
poziomie fizycznym, bo w żyłach zaczyna ci tętnić wrodzone
poczucie wolności. Inaczej paraliżuje cię ucisk niewidzialnego ciężaru
w piersiach, który nie pozwala ci ruszyć naprzód.

Uwierz mi, słyszę twoje: „Jestem gotowy, ale…”. Za każdym razem,


kiedy dodajesz na końcu tego zdania „ale”, robisz z siebie ofiarę. Od
wielu lat pracuję jako coach i mentor. Poznałem wszystkie możliwe
komplikacje życiowe, od mrocznej przeszłości, przez trudną
i dramatyczną teraźniejszość, aż po obezwładniający lęk przed
przyszłością. Nasłuchałem się mnóstwa takich historii. Chcę, żebyś
naprawdę zrozumiał, co chcę ci przekazać. Nie mówię tego
wszystkiego, żeby cię sprowokować – a może i mówię, ale w tej
prowokacji chodzi o to, żebyś wykorzystał swój potencjał i osiągnął
coś wielkiego, a nie o to, żeby cię wkurzyć! Wyobraź sobie przez
chwilę, że w twoim życiu brakuje gotowości. Nie jakiejś rachitycznej,
nieśmiałej skłonności, tylko odwagi i zdecydowania, stanu, w którym
jesteś nastawiony na następny krok i chcesz podjąć działanie.
Gotowości do zmiany, gotowości do tego, żeby zostawić przeszłość
za sobą i pogodzić się z rzeczywistością. Prawdziwej, magicznej,
inspirującej gotowości.

JAK ODNALEŹĆ DRZWI

Chętnych los prowadzi,


niechętnych wlecze.
Seneka

Albo kontrolujesz swoje przeznaczenie, albo ono kontroluje ciebie.


Życie nie czeka, aż skończysz przerwę albo przestaniesz
prokrastynować. Nie czeka, aż otrząśniesz się ze zdumienia albo
opanujesz strach. Toczy się dalej bez ciebie. Przedstawienie trwa
niezależnie od tego, czy postanowisz odegrać w nim istotną rolę.
Dlatego jedna z pierwszych osobistych deklaracji, jakich uczę
swoich klientów, brzmi: „Jestem gotowy”.

Zanim będziesz mógł to szczerze powiedzieć, musisz zadać sobie


pytanie: „Czy jestem gotowy?”. To pytanie domaga się odpowiedzi.
Nie może po prostu zawisnąć w próżni. Czy jestem gotowy? Te
słowa mają nieodpartą siłę; wołają o prawdę.

Czy jestem gotowy chodzić na siłownię?


Czy jestem gotowy pracować nad projektem, który ciągle
odkładam?
Czy jestem gotowy zmierzyć się ze swoim lękiem społecznym?
Czy jestem gotowy poprosić o podwyżkę albo rzucić tę
beznadziejną pracę?

Krótko mówiąc, czy jesteś gotowy zerwać z dotychczasowym


życiem i zacząć takie, o którym marzysz? Początkiem WSZYSTKIEGO
jest właśnie gotowość, ów płynny stan, który nieustannie rozszerza
się i kurczy, wzbiera i opada. Żeby odnaleźć go w sobie, wystarczy
prosta zmiana języka.

Często obwiniamy się o prokrastynację, lenistwo czy brak


motywacji, gdy tak naprawdę problem tkwi w gotowości.
Odkładamy różne zadania na potem albo unikamy ich jak ognia, bo
powtarzamy sobie, że nie chcemy albo nie potrafimy ich wykonać.

Zamiast oskarżać się o wady charakteru, stwórz poczucie


gotowości tam, gdzie najwyraźniej ci go brakuje. Wykrzesz z siebie
iskrę potencjału. Sam musisz wygenerować ten stan otwartości
i motywacji. Kiedyś, dawno temu, osiągałeś go z łatwością,
napędzany energią młodości lub dziecięcą ciekawością. Z jakiegoś
powodu z czasem tracimy tę umiejętność.
Słynny filozof i politolog Niccolò Machiavelli stwierdził:

Tam, gdzie są duże chęci,


przeszkody nie mogą być zbyt wielkie.

Zastanów się nad tym przez chwilę. Nieważne, z czym mierzysz się
w życiu, jaką barierę próbujesz pokonać – jeśli postanowisz stworzyć
w sobie ten stan gotowości, otworzą się przed tobą nowe drzwi, za
którymi będziesz umiał zdobyć się na wysiłek, podjąć odpowiednie
kroki, poradzić sobie z problemami, ruszyć z miejsca i wprowadzić
w swoim życiu zmiany, których pragniesz.

Dlatego ta prosta deklaracja – „Jestem gotowy” – ma tak ogromne


znaczenie. Obietnica, jaką ze sobą niesie, dodaje ci siły i energii.
Dajesz się uwieść jej urokowi.

Zapytam więc jeszcze raz: czy jesteś gotowy?


KIEDY DRZWI SĄ ZAMKNIĘTE

Może tak naprawdę nie jesteś gotowy. W wielu przypadkach jest


to najlepsza odpowiedź na moje pytanie.

Czasem deklaracja braku gotowości bywa równie doniosła jak


deklaracja gotowości.

Czy jesteś gotowy mieć zaniedbane, chore ciało? Nie. Czy jesteś
gotowy dalej żyć od wypłaty do wypłaty? Nie. Czy jesteś gotowy
znosić toksyczne relacje, których nie da się naprawić? Nie.

NIE JESTEM NA TO GOTOWY!!!

Ten brak gotowości rozpala w nas determinację. Pozwala podjąć


zdecydowane, natychmiastowe działanie w celu zmiany sytuacji.
Kiedy nie jesteś na coś gotowy, często wytyczasz granicę, za którą
nie masz zamiaru się cofnąć.

Dopiero gdy odechce ci się wegetować w poczuciu rozczarowania


i niespełnienia, podejmiesz wysiłek niezbędny do zmiany. Dopiero
gdy odechce ci się taplać w tym bagnie, zaczniesz działać, żeby się
z niego wydostać. Czasem najsilniejszą motywacją do zmiany jest
właśnie brak gotowości, żeby znosić coś choćby chwilę dłużej. Która
z tych opcji lepiej na ciebie działa? „Jestem gotowy” czy „Nie jestem
gotowy”? Rozumiesz już, dlaczego brak gotowości może być równie
inspirujący jak gotowość?

W różnych okolicznościach niektórym energii dodaje zdanie


„Jestem gotowy”, inni zaś czują przypływ siły i determinacji, gdy
wypowiadają słowa: „Nie jestem gotowy”. Może się okazać, że oba
stwierdzenia motywują cię w równym stopniu zależnie od sytuacji.
Bez względu na to, do której kategorii należysz, możesz
dostosować swoją deklarację, a przy tym podejście do problemu, do
własnych potrzeb.

Na przykład czy jesteś gotowy znaleźć nową pracę? Tak. „Jestem


gotowy”. Czy jesteś gotowy zostać w pracy, której nie cierpisz? Nie.
„Nie jestem gotowy”.

Oba stwierdzenia mogą być skuteczne. Sam musisz zdecydować,


które lepiej pasuje do twojej osobowości i sytuacji. Które z nich cię
rusza?

POTĘGA CELU

Istnieje jeszcze inny sposób na to, żeby twój brak gotowości


uwolnił cię z chomiczego kołowrotka. Czasem nie ma znaczenia,
jakie zadasz sobie pytanie ani ile razy powtórzysz odpowiedź. Po
prostu nie umiesz podtrzymać stanu gotowości na tyle długo, żeby
cokolwiek się zmieniło. Niewykluczone, że jesteś jedną z tych osób,
które zaczynają mnóstwo projektów i żadnego nie kończą.
Ostatecznie będziesz musiał pogodzić się z faktem, że masz w sobie
zbyt dużą gotowość do tego, żeby wszystko zostało po staremu. Nie
jesteś gotowy wywrócić swojego życia do góry nogami i na dobre
pozbyć się dawnych obciążeń, bo w głębi duszy odpowiada ci status
quo. Daj spokój, przecież inaczej już byś coś z tym zrobił!
Najwyraźniej do jakiegoś stopnia akceptujesz swój styl życia.

I nie ma w tym nic złego. Jeśli przyznasz przed samym sobą, że


postanowiłeś zostać tam, gdzie jesteś, efekt może być równie
stymulujący jak decyzja, żeby ruszyć dalej. Dlaczego? Bo czasem
świadomość, że dobrowolnie tkwisz w miejscu, w którym jesteś
nieszczęśliwy, staje się wystarczającym bodźcem do realnej i trwałej
zmiany. Nie obwiniaj się przy tym i nie rób z siebie ofiary kryzysu
wewnętrznego czy jakiejś wydumanej „wady”. Skoro trafiłeś w to
miejsce przez swój utrwalony sposób myślenia, to wiesz co? No
właśnie, możesz się z niego wydostać, zmieniając swój utrwalony
sposób myślenia! Ta świadomość to podstawowy warunek, żeby
zaakceptować samego siebie, pogodzić się z przeszłością, której nie
da się już zmienić, i odważyć się sięgnąć po niewyobrażalnie
wspaniałą przyszłość.

Ten jest mądrym człowiekiem, kto nie ubolewa


nad tym, czego nie posiada, ale raduje się tym,
co ma.
Epiktet

Kiedy naprawdę przyznasz się przed samym sobą do braku


gotowości do zmiany, będziesz mógł bez obciążeń przyjrzeć się
swojemu dotychczasowemu życiu, a wtedy być może poczujesz
przebłysk motywacji, żeby przynajmniej rozpocząć proces zmian.
Sekret polega na tym, żeby oddzielić stojące przed tobą zadanie
(albo cokolwiek, z czym się zmagasz) od trudnej przeszłości – dzięki
temu będziesz miał większą ochotę się nim zająć. Przestaniesz się
skupiać na dawnych emocjonalnych zawirowaniach i przejdziesz od
razu do sedna sprawy.

SIĘGANIE PO GWIAZDY KRÓTKIMI RĘKAMI

Niektóre marzenia nie mieszczą się w naszej rzeczywistości. Nie


zrozum mnie źle, popieram ambitne plany i stawianie sobie celów,
które wydają się niemożliwe do osiągnięcia. Na przykład pewnie
wszyscy chcielibyśmy być obrzydliwie bogaci. Ale czy jesteś gotowy
pracować tak ciężko, żeby zarabiać dużo pieniędzy? Czy jesteś
gotowy siedzieć w biurze po sześćdziesiąt, siedemdziesiąt albo
osiemdziesiąt godzin tygodniowo i nie brać urlopu, żeby załatwić
wszystko co trzeba? Czy jesteś gotowy przyjąć na siebie większą
odpowiedzialność i, co ważniejsze, zaryzykować wszystkim, co
masz? Czy rzeczywiście rozumiesz i akceptujesz cenę, jaką musiałbyś
zapłacić za tak wielkie bogactwo – nieustanny stres, mącący ci myśli
i kładący się cieniem na twoim życiu? W naszym społeczeństwie
trwa szaleńczy wyścig o to, kto będzie najbogatszy, najmądrzejszy,
najładniejszy, najlepiej ubrany, najzabawniejszy lub najsilniejszy.
Przytłoczeni presją społeczną i rodzinną po drodze zatraciliśmy
umiejętność bycia po prostu sobą, życia własnym życiem i wyboru
swojej ścieżki. Czym to się kończy? Dla wielu ludzi – rozczarowaniem
i niespełnieniem, to na pewno.

Co nie oznacza, że powinieneś rezygnować z dążenia do swoich


wyśrubowanych celów życiowych, jeśli naprawdę czegoś pragniesz.
Ani że masz spocząć na laurach i przestać się rozwijać. Nie ma nic
złego w pracy do późna i poświęcaniu życia prywatnego dla kariery –
taka droga do wysokich zarobków albo stanowisk niektórym może
całkowicie odpowiadać. Ale wielu z nas zapomina, po co właściwie
tak się męczymy.

Często skupiamy się wyłącznie na tym, czego nie mamy, chociaż


tak naprawdę wcale tego nie potrzebujemy – ani nawet nie chcemy.
Być może czytając te słowa, kiwasz głową: „On ma rację, przecież nie
muszę być milionerem” albo „W zasadzie nie zależy mi, żeby mieć
kaloryfer na brzuchu”.

Oczywiście to wrażenie trwa tylko do chwili, gdy znów zobaczysz


swój wymarzony samochód i pomyślisz: „Dlaczego ja takim nie
jeżdżę?”, albo rzucisz okiem na okładkę magazynu i zaczniesz sobie
wyrzucać: „Dlaczego ja tak nie wyglądam?” czy „Dlaczego nie mam
takich ładnych ubrań?”. Żeby mieć pewność, że dążymy do tego,
czego naprawdę pragniemy, trzeba to nieustannie sprawdzać. To nie
jest decyzja, którą podejmujemy raz na zawsze. Jeżeli to twoje
prawdziwe pragnienia, zacznij je realizować! Nie ma na co czekać –
opracuj strategię, ogarnij rzeczywistość i, co najważniejsze, podejmij
niezbędne działania i powtarzaj je do skutku!

Ale jeśli nie jesteś gotowy siedzieć w pracy dodatkowych dziesięć


albo dwadzieścia godzin tygodniowo tylko po to, żeby jeździć do
biura bmw zamiast hondą, to nie zużywaj cennych szarych komórek
na takie wizje. Przestań udawać przed samym sobą. Pogódź się
z tym, że nie chcesz wziąć na siebie obowiązków, z którymi
wiązałoby się realizowanie tych pragnień, i przyznaj, że sobie
ściemniałeś. Dzięki temu dużo mocniej pokochasz to życie, które już
masz – i stworzysz przestrzeń na dążenie do rzeczy, których
naprawdę pragniesz.

„Nie jestem gotowy” zrezygnować z ulubionego jedzenia tylko po


to, żeby znów mieć ciało dwudziestolatka. „Nie jestem gotowy”
zamienić czasu spędzanego z rodziną na dodatkowe zero na czeku
z wypłatą.

Spójrz prawdzie w oczy. Kiedy przyjmiesz podejście „Nie jestem


gotowy”, przestaniesz czuć się winny, niezadowolony z siebie
i rozżalony za każdym razem, kiedy zobaczysz coś, o czym we
własnym mniemaniu „marzysz”. Złapiesz lepszy kontakt ze swoją
rzeczywistością, a jeśli kiedyś naprawdę zapragniesz to osiągnąć,
będziesz umiał się w niej odnaleźć i zaplanować, jak zrealizujesz ten
zamiar.

WYTYCZ WŁASNĄ ŚCIEŻKĘ

Kiedy zaczniesz analizować swoje cele, stanie się coś pięknego:


chcąc nie chcąc przyjrzysz się na nowo drodze, która do nich
wiedzie.

Czy naprawdę nie jesteś w stanie trenować pół godziny dziennie,


tak jak to sobie wmawiasz? Fakt, trochę się spocisz i zmęczysz, ale
wystarczy włączyć ulubioną muzykę, żeby czas płynął szybciej.
I chociaż początki pewnie będą bolesne, w końcu przyzwyczaisz się
do wysiłku i wzmocnisz swoje ciało.

Co najgorszego może się stać, jeśli zgłosisz swój pomysł na tym


spotkaniu? Zostanie odrzucony? To co? Nawet jeśli czeka cię
poważniejsze zadanie – DUŻO poważniejsze zadanie, na przykład
musisz zapłacić zaległe od wielu lat podatki, posprzątać zagracony
garaż albo powiedzieć prawdę komuś, kogo okłamywałeś – droga do
zmiany zawsze zaczyna się od tego samego przebłysku gotowości.

Pamiętaj, że wszyscy mamy tendencję do wyolbrzymiania


problemów. Wyznanie prawdy zamienia się w wyprawę na koniec
świata i z powrotem. Jeśli tak jest w twoim wypadku, spróbuj
podzielić to zadanie na mniejsze etapy i wykorzystać swoją
gotowość, żeby „wstać z łóżka”, „otworzyć klienta e-mail” i tak dalej.

Oczywiście bardzo możliwe, że zmagasz się ze znacznie trudniejszą


sytuacją niż te w podanych przykładach, ale ten model sprawdza się
również w cięższych przypadkach. Załóżmy, że ukrywasz jakiś
mroczny sekret. Przygniata cię wstyd, poczucie winy albo żal.
Wyjawienie tej tajemnicy może w znaczący sposób wpłynąć na
twoje życie. „Czy jestem gotowy powiedzieć prawdę osobie, którą
okłamywałem?” Kiedy spojrzysz na to z tej perspektywy, przyznanie
się do kłamstwa staje się okazją, żeby coś wyjaśnić, wysłuchać
drugiej strony i zmierzyć się z konsekwencjami swojej decyzji.
Możesz się bać tej rozmowy, ale nie przekracza ona twoich
możliwości. Tu nie chodzi o zadanie, które masz do wykonania, tylko
o życie, które cię czeka, kiedy będziesz to mieć już za sobą. Kiedy
możesz być szczery i otwarty, kiedy niczego nie ukrywasz, nie
uskuteczniasz żadnych kłamstw, przemilczeń ani półprawd,
naprawdę stajesz się najbardziej ekspresyjną i pełną życia wersją
siebie.
Stojące przed nami zadanie najczęściej jest dużo łatwiejsze, niż
nam się wydaje. Problem polega na tym, że zwykle nie poświęcamy
czasu na to, żeby naprawdę mu się przyjrzeć. Niektóre wyzwania
rzeczywiście są dla nas próbą sił, ale gdy wyjdziemy z niej zwycięsko,
nagrodą jest spełnienie naszych marzeń: inspirujące życie, w którym
jesteśmy gotowi w pełni uczestniczyć.

Powiedz to głośno: „Jestem gotowy”.

ZATKNIJ SWOJĄ FLAGĘ

Kiedy skończysz z wmawianiem sobie marzeń i zaczniesz patrzeć


na świat przez pryzmat gotowości lub braku gotowości do różnych
rzeczy, wszystko stanie się dużo prostsze.

Zamiast marnować czas na zazdroszczenie innym ich życia,


skoncentrujesz się na tym, co jest naprawdę ważne dla ciebie.
Przekonasz się, że gdy zastąpisz zawiść i żądzę gotowością do
wprowadzenia pozytywnych zmian, sprawy zaczną przybierać inny
obrót.

Kiedy uprzytomnimy sobie, na co jesteśmy naprawdę gotowi,


możemy przejąć kontrolę nad podświadomymi myślami i uczuciami,
które dotąd odwodziły nas od naszych prawdziwych celów. Masz
wtedy szansę sam określić, co jest dla ciebie prawdą – i to nie na
podstawie jakiegoś starego, natrętnego buga w podświadomości,
tylko wsłuchując się w swoje racjonalne, świadome ja, stając po
swojej stronie i czerpiąc z tego siłę. Gotowość to prawda i piękno,
które tylko ty potrafisz stworzyć. Przestaniesz dowalać sobie
myślami typu: „Nie jestem milionerem, czyli do niczego nie
doszedłem” albo „Jestem leniwa i przez to nie mieszczę się
w rozmiar 34”, bo weźmiesz odpowiedzialność za własne decyzje.
Gdy przedstawisz swoje problemy w kategoriach gotowości i jej
braku zamiast biczować się negatywną samooceną, znajdziesz
w sobie odwagę, żeby pokonać przeszkody, które naprawdę
trzymają cię w miejscu – te, które sam stawiasz przed sobą. Nie dasz
się zwieść negatywnemu dialogowi wewnętrznemu.

Zrozumiesz, że kiedy jesteś gotowy zrobić to, czego wymaga


sytuacja, cała reszta traci znaczenie. Przestaniesz odkładać sprawy,
na których naprawdę ci zależy. Nie będziesz zaniedbywać
obowiązków, które na siebie wziąłeś, bo będziesz czuł gotowość,
żeby je wypełnić.

Gotowość to źródło nowego, niewyczerpanego strumienia


możliwości i potencjału, stan, w którym rodzą się nowe wersje
przyszłości i nowy ty.

Pytaj siebie „Czy jestem gotowy?” bez końca, dopóki te słowa nie
zaczną dźwięczeć ci w uszach tuż po przebudzeniu i tuż przed
zaśnięciem, w samochodzie i pod prysznicem: „Czy jestem
gotowy?”. Pytaj się o to raz po raz, dopóki w twojej świadomości nie
zabrzmi głośne „TAK! JESTEM GOTOWY!”.

Zapytam cię jeszcze raz: „Czy jesteś gotowy?”.


„JESTEM ZAPROGRAMOWANY
NA SUKCES”
ROZDZIAŁ 3

A co, gdybym ci powiedział, że nawet gdy uważasz swoje życie za


porażkę, w rzeczywistości odnosisz zwycięstwo? Że wszystko, co się
dzieje, w gruncie rzeczy jest twoją wygraną?

To prawda. Nie wciskam ci poradnikowych bzdur ani sloganów


reklamowych.

Jesteś mistrzem. Osiągasz kolejne cele i masz na koncie same


sukcesy. Wszystko, co sobie postanowisz, zamienia się
w rzeczywistość.

Pewnie zaczynasz podejrzewać, że komuś tu odbiło – mnie albo


tobie! Może uznałeś, że mówię o kimś innym, a dokładniej o każdym
poza tobą. Lepiej wyjaśnię, co mam na myśli, zanim razem trafimy
na oddział zamknięty.

Wyobraź sobie następujący scenariusz. Praktycznie przez całe życie


szukasz miłości, tej jednej, wyjątkowej osoby, z którą będziesz mógł
dzielić przyszłość. Ale wciąż jeszcze jej nie znalazłeś. (Pamiętaj, to
tylko przykład, możesz wybrać inny obszar, w którym utknąłeś
w martwym punkcie). Chodziłeś na randki, byłeś w związkach, ale
nigdy nie dotarłeś do etapu „i żyli długo i szczęśliwie”. Po prostu nie
spotkałeś swojej „drugiej połówki”. Bajka zawsze dobiega końca –
często w podobny sposób.

Po pewnym czasie zaczynasz tracić nadzieję. Zastanawiasz się, czy


kiedykolwiek poznasz wymarzonego partnera. Może po prostu nie
jest ci to pisane?
„Czy ktoś mnie kiedyś pokocha?”
„Czy zasługuję na miłość?”
„Dlaczego zawsze przyciągam ten sam typ osób?”

Wspominasz dzieciństwo, w którym nie dostałeś od rodziców


wystarczająco dużo miłości, albo okres dojrzewania, gdy czułeś się
jak outsider. Cofasz się myślami do byłych związków, które
przypominały scenę z filmu Dzień świstaka, tylko z różnymi
aktorami. To strasznie frustrujące!

A potem poznajesz kogoś nowego. Umawiacie się kilka razy


i odkrywacie, że świetnie się czujecie w swoim towarzystwie. Mijają
kolejne dni, tygodnie i miesiące, a między wami wszystko się
świetnie układa.

W końcu przychodzi chwila, gdy nie możecie się już dłużej


powstrzymać – pierwszy raz wyznajecie sobie miłość.

Zakochany po uszy zaczynasz się zastanawiać: „Czy to jest ta


osoba, na którą czekałem?”. Czyżbyś wreszcie ją znalazł?
Hurraaaaaaa!!! Chce ci się żyć; rozpiera cię szczęście, radość
i nadzieja.

Jednak w którymś momencie na horyzoncie pojawiają się ciemne


chmury wątpliwości, najpierw małe, później coraz większe. Zrywa
się burza. Ledwo się zakochałeś, już się odkochujesz. Byle błahostka
staje się powodem do kłótni. Chemię stopniowo zastępuje
obojętność, aż w końcu wasz związek zamienia się w pustynię,
jałową i wyschniętą na wiór glebę, a wy jesteście już tak wyczerpani,
że staracie się tylko jakoś ze sobą wytrzymać. Yh. Znowu to samo.

Na pewnym etapie oboje zaczynacie rozumieć, że między wami źle


się dzieje – być może docieracie do granicy wytrzymałości i dochodzi
do paskudnej awantury (albo całej serii awantur). Albo wasz związek
dogorywa, dopóki nie postanowicie wreszcie postawić na nim
krzyżyka. Tak czy inaczej, rozstajecie się. Trudno. Jest ci przykro,
cierpisz, ale mimo wszystko wierzysz, że czeka cię jeszcze happy
end. Może następnym razem.

Tyle że to był happy end. Chociaż masz wrażenie, że poniosłeś


porażkę, w rzeczywistości odniosłeś wspaniałe, spektakularne
zwycięstwo. To był wielki triumf!

Prawda jest taka, że wygrywasz, żyjąc właśnie tak, jak żyjesz.

A co, jeśli wolałbyś żyć inaczej? W porządku, ale pamiętaj, że


w życiu, które masz teraz, jesteś niezwyciężony.

BUDOWANIE TAJEMNICY

Jak można nazwać nieudany związek zwycięstwem?

Posłuchaj, nie zamierzam cię przekonywać, że będzie ci lepiej bez


pewnych osób. Nie zacznę ci wmawiać, że jesteś wyjątkowy
i niepowtarzalny jak płatek śniegu i że znajdziesz idealnego partnera,
„kiedy będziesz na to gotowy”. Nie będę powtarzać
pretensjonalnych tekstów z naklejek na zderzaki i memów
internetowych o tym, że to ty jesteś fantastyczny, tylko reszta świata
ma jakiś problem. Dobrze wiemy, że prawda wygląda trochę inaczej.

Nic z tych rzeczy. Ten nieudany związek był twoim sukcesem, bo


osiągnąłeś dokładnie to, co zamierzałeś. Chciałeś tego od samego
początku, od pierwszego „cześć”. „Jak to, przecież to mój partner się
nie starał, to ON wszystko zepsuł!”. Rozumiem, ale co, jeśli
podświadomie wybrałeś właśnie taką osobę? Co, jeśli wytypowałeś
idealnego kandydata, żeby jeszcze raz krok po kroku móc odtworzyć
tę samą historię?

Co, jeśli tak naprawdę chciałeś udowodnić, że nikt cię nie


pokocha? Co, jeśli to przekonanie zalęgło się w twoim umyśle jako
podświadoma reakcja na burzliwe dzieciństwo, bolesne rozstania
i tym podobne zdarzenia? I co, jeśli przez ten zakorzeniony głęboko
w podświadomości wzorzec celowo własnoręcznie sabotowałeś
swój związek?

Stałeś się wyczulony na problemy, których nie było. Zacząłeś


czepiać się szczegółów, irytować się błahostkami, rozdmuchiwać
najdrobniejsze nieporozumienia. Z czasem udało ci się dowieść
swojej tezy – związek umarł śmiercią naturalną. Co, jeśli nauczyłeś
się dążyć do takiego zwycięstwa?

Byłeś przekonany, że nie zasługujesz na kochającego partnera,


więc postanowiłeś to udowodnić i odniosłeś sukces. Gratulacje!

Jeśli zaczynasz się czuć jak beznadziejny przypadek


sadomasochisty, nie martw się. Mechanizm, o którym mówię, ma
też dobre strony.

Może nie odnajdujesz się w podanym przykładzie, bo poślubiłeś


miłość swojego życia albo musisz opędzać się kijem od
potencjalnych partnerów. Przyjrzyj się swoim własnym „martwym
punktom”, czyli obszarom, w których radzisz sobie najgorzej
i czujesz się przegrany.

Widzisz, twoje myśli mają taką moc, że nieustannie popychają cię


w kierunku twoich celów, nawet kiedy nie zdajesz sobie sprawy, do
czego właściwie dążysz! Twój mózg jest zaprogramowany na sukces.

I nie dotyczy to jedynie związków. Ta sama dynamika rządzi twoją


karierą, kondycją fizyczną, finansami i wszystkim innym, czym się
zajmujesz. W każdej z tych dziedzin odnosisz zwycięstwo.

A to wiedzie nas do następnej deklaracji: „Jestem


zaprogramowany na sukces”.

Zawsze wygrywasz, bo tak zaprogramowany jest twój mózg.


Problemy pojawiają się wtedy, gdy na podświadomym poziomie
chcesz czegoś innego, niż głośno deklarujesz. Różnica bywa
diametralna.
WŁADCA SWOJEJ DOMENY

Doktor Bruce Lipton, słynny autor badań nad DNA i komórkami


macierzystymi, odkrył, że podświadomość kontroluje 95% naszych
codziennych zachowań. Zastanów się nad tym przez chwilę. To
znaczy, że spośród wszystkich rzeczy, które robisz każdego dnia,
jedynie niewielką część wykonujesz z własnej woli.

Pomyśl o niezliczonych sytuacjach, kiedy straciłeś poczucie czasu,


nie pamiętałeś niczego z podróży do domu samochodem albo
zapomniałeś, jaki jest dzień tygodnia. Najczęściej działamy na
autopilocie, bezmyślnie brnąc przez znajome bagno codzienności.

To twoje najskrytsze myśli decydują o tym, jaką ścieżką podążasz


przez życie. Mózg nieustannie popycha cię nią naprzód bez względu
na to, czy wybrałbyś ją świadomie.

Nie jesteś w stanie zarabiać więcej? Nie potrafisz schudnąć?


A przyszło ci do głowy, że twoim zachowaniem mogą sterować
podświadome, ukryte przekonania na temat dochodów i wagi? Jeśli
automatycznie postrzegasz się jako członka danej klasy
ekonomicznej albo osobę o określonej kondycji, to twoje działania
służą temu, żeby utrzymać cię na poziomie, na którym czujesz się
najbardziej komfortowo.

Często mówię klientom, że zwyciężamy w pewnych domenach


albo światach. Załóżmy, że rocznie zarabiasz 30 tysięcy dolarów. To
pewna domena. Składają się na nią wszystkie twoje plany, strategie
i taktyki osiągania takiego dochodu.

Wierz lub nie, ale zarobienie dwa razy większej kwoty wcale nie
musi być trudniejsze. Może ci się tak wydawać, lecz nie jest to
prawda absolutna. Bez względu na to, czy dostajesz za godzinę 25
dolarów czy 50 dolarów, 40 godzin pracy to 40 godzin pracy.
Wprawdzie warto zdać sobie sprawę, nad czym właściwie pracujesz
i czy jesteś skuteczny, a nie tylko zajęty, ale czasem poziom
zarobków to tak naprawdę kwestia przejścia do innej domeny. Jak
się to robi? Najpierw musisz odkryć, w jaki sposób się ograniczasz –
jakie „prawdy absolutne” nieświadomie wyznajesz. Krótko mówiąc,
chodzi o twoje przekonania na temat siebie samego, innych ludzi
i życia. Tymi przekonaniami wyznaczasz granicę własnego
potencjału. Dopiero kiedy je przełamiesz i doświadczysz życia innego
niż obecne, zaczniesz rozumieć potęgę tego zjawiska.

Wiem, że ta wizja świata wydaje ci się nadmiernie uproszczona, ale


dzięki niej możesz wznieść się na zupełnie nowy poziom osiągnięć,
chociaż to rozmowa na inną okazję. W tym momencie skup się na
tym, że twoje życie jest podzielone na konkretne domeny, w których
działasz i odnosisz zwycięstwa.

Rzecz w tym, że wygrywasz w każdej domenie, w którą się


angażujesz. Jesteś zaprogramowany tak, żeby odnieść w niej sukces.
Wydostanie się z tej domeny będzie wymagało znaczącej zmiany
twoich automatycznych mechanizmów działania.

ZNAJDŹ SWOJĄ PRZEWAGĘ

Nadal nie jesteś przekonany? Pora spojrzeć w lustro i dowiedzieć


się, na czym właściwie polegają twoje zwycięstwa.

Zastanów się, które obszary sprawiają ci problemy. Z czym


najbardziej się zmagasz w życiu? Czy chodzi o kwestie zawodowe?
Szkodliwe nawyki? Dietę?

Może odkładasz pracę najdłużej, jak się da. Czekasz do ostatniego


momentu, a potem zwijasz się jak w ukropie, bo nad głową wisi ci
deadline.
Zawsze wygrywamy, bo za każdym razem udaje nam się coś
udowodnić. W powyższym przykładzie robiąc projekt na ostatnią
chwilę, skutecznie wykazujesz, że masz za mało czasu albo że jesteś
prokrastynatorem lub nieudacznikiem. Twój cel może być też
zupełnie inny. Trzeba przyglądać się sobie i swoim zachowaniom.
O co tu tak naprawdę chodzi? W czym będziesz miał rację, kiedy
wszystko potoczy się zwykłym torem?

Jak pokazałem wcześniej na przykładzie związku, mamy określone


przekonania na temat siebie lub życia, które nieustannie
potwierdzamy swoimi zachowaniami. Te przekonania okazują się
zdumiewająco zgodne z rzeczywistością. Mimo wysiłków nadal
tkwisz w miejscu? Co starasz się sobie udowodnić?

„Nie jestem godny miłości”, „Nie jestem mądry”, „Jestem


nieudacznikiem”, „Nie jestem już taki zdolny jak kiedyś”. Skoro
podświadomość wciąż podsuwa ci tego rodzaju myśli, to nic
dziwnego, że po mistrzowsku wcielasz je w życie. Żeby odnieść
sukces w innym, bardziej pozytywnym wymiarze, musiałbyś OBALIĆ
te głęboko zakorzenione przeświadczenia! Ta wizja jest tak
rewolucyjna, że aż trudno ją znieść. Uderza w sam fundament twojej
osobowości!

Przekonałem się, że wielu moich klientów łączy pewna wspólna


cecha: podświadome pragnienie, żeby udowodnić, że rodzice nie
poradzili sobie z ich wychowaniem. Może się to przejawiać na wiele
sposobów o różnym ciężarze gatunkowym. Niektóre z nich są
subtelne, inne wydają się dość oczywiste, ale żadnemu nie można
odmówić skuteczności.

Kiedy chcesz dowieść, że rodzice źle cię wychowali, możesz


zaniedbywać swoje ciało, trafić do aresztu, uzależnić się od
narkotyków lub alkoholu, rzucić naukę, psuć wszystkie związki, mieć
ciągłe problemy z pieniędzmi – wiele ścieżek pozwala zagubić się
w życiu. Czasem będą to po prostu kłopoty z odnalezieniem się
w stresującym życiu zawodowym.

Te wzięte z życia przykłady pozwalały moim klientom pokazać


światu, że doświadczenia z dzieciństwa nie przygotowały ich
odpowiednio do dorosłości, bo rodzice – lub jedno z nich – źle się
spisali. Jest to bardzo wygodne przekonanie, bo równocześnie
wyjaśnia wymienione zachowania i tłumaczy, dlaczego od czasu do
czasu owi klienci są kompletnymi dupkami dla otoczenia.

Czy rozumiesz, jak korzystasz z tego mechanizmu we własnym


życiu? Zastanów się, które obszary sprawiają ci trudność. A teraz
pomyśl o nich jak o swoich sukcesach. Co widzisz?

Jeśli masz problem z wykonywaniem obowiązków, to być może


uważasz, że jesteś niekompetentny albo leniwy. Potwierdzasz to za
każdym razem, kiedy przerywasz pracę albo prokrastynujesz.
Udowadniasz sobie i innym, że naprawdę jesteś taką osobą.
Dlaczego się tak zachowujemy? Naszym podstawowym celem jest
przetrwanie, a najlepszą strategią na przyszłość wydaje się powrót
do mechanizmów z przeszłości, nawet jeśli są błędne czy szkodliwe.
W końcu to dzięki nim zaszliśmy tak daleko. Przetrwaliśmy.

Nie ograniczaj się do przykładów, które tu podaję. Nie jest to


wyczerpująca lista zachowań tego rodzaju. Być może ty wygrywasz
w zupełnie innej domenie. Poświęć trochę czasu na introspekcję.
W razie potrzeby zapisz wzorce, które zauważysz. Dopasuj do siebie
elementy tej układanki.

Załóżmy, że miałeś wspaniałych rodziców, a mimo to nie potrafisz


w pełni zaangażować się w związek. Czy nie dzieje się tak dlatego, że
wątpisz, żeby jakikolwiek partner dorównał ideałowi, który wpoiło ci
wychowanie? Chodzi o to, że każdy z nas ma takie przekonania.
Przyjrzyj się rozmaitym sytuacjom, na które natykasz się w życiu,
i odnajdź ich punkty wspólne. Pomyśl, ile razy łamałeś daną samemu
sobie obietnicę, żeby przejść na dietę, zacząć oszczędzać albo
mówić, co myślisz. Policz, jak często rezygnujesz z ćwiczeń na
siłowni. Przypomnij sobie, jak zamiast do banku poszedłeś do
centrum handlowego. Wybierz jeden przykład i sprawdź, czy umiesz
zobaczyć w nim swoją „wygraną”. Zdarza ci się wszczynać kłótnie
albo tracić nad sobą panowanie, chociaż wiesz, że nie powinieneś?
Czego może to być oznaką?

Bez względu na to, w jakiej domenie wygrywasz, zacznie do ciebie


docierać, że jesteś w tym naprawdę dobry.

Potrafisz przez wiele dni nie zauważać stosu brudnych naczyń


w zlewie. Gdy już zużyjesz każdy talerz, kubek i sztuciec w domu,
stawiasz na kreatywność, aż w końcu wsypujesz płatki śniadaniowe
do plastikowego pojemnika i jesz je dużą drewnianą łyżką. Ale jazda,
odkryłeś genialny sposób na ułatwienie sobie życia! Szybko, zrób
zdjęcie i wrzuć je na Pinteresta!

To całkiem imponujące – na swój dziwaczny sposób.

Kiedy przeanalizujesz własne życie z tej perspektywy, zobaczysz, że


mam rację. Naprawdę jesteś zaprogramowany na sukces. Naprawdę
potrafisz osiągnąć (i osiągasz) dokładnie to, co sobie postanowisz.

Jak powiedział stoicki filozof Seneka:

Mocą umysłu jest być niezwyciężonym.

W tym momencie twój umysł naprawdę jest niezwyciężony – nie


ma sobie równych, jeśli chodzi o dowodzenie, że nie zasługujesz na
miłość, że jesteś leniwy, że nigdy nie poprawisz kondycji albo że nie
trzymają się ciebie pieniądze.

Ale jeśli zmienimy swój sposób myślenia, będziemy mogli


wykorzystać niezwyciężoną naturę naszego umysłu do realizowania
pozytywnych celów i marzeń. Jesteśmy zaprogramowani na sukces –
musimy po prostu wyznaczyć sobie właściwy kierunek działania,
żeby wygrać w domenie, którą świadomie wybierzemy.

JAK STWORZYĆ STRATEGIĘ DZIAŁANIA

Mówiliśmy już o tym, że podświadomość odgrywa ogromną rolę


we wszystkim, co robimy. Nawet gdybyśmy świadomie podejmowali
właściwe decyzje przy każdej możliwej okazji, i tak objęłyby one
jedynie ułamek naszego codziennego życia. Deklaracja osobista
„Jestem zaprogramowany na sukces” pomoże ci zdać sobie sprawę
z potęgi własnego umysłu. Ale i tak potrzebujesz strategii działania.

To znaczy, że musimy wypełnić sobie głowę właściwymi


pomysłami. Podpowiem ci, jak zacząć.

Pomyśl, co chciałbyś zmienić w swoim życiu. Może chodzić


o kwestie związane z obszarami, którym przyglądałeś się wcześniej,
albo o coś zupełnie innego.

W jakiej dziedzinie chciałbyś się tak naprawdę rozwijać? Co


pragniesz osiągnąć?

Wybierz swój cel i rozłóż go na etapy. Jakie konkretne kroki musisz


podjąć, żeby go zrealizować? Jakie powinieneś wyznaczyć kamienie
milowe?

Jeśli chcesz schudnąć, zastanów się, co jest do tego potrzebne:


lżejsza dieta, więcej ćwiczeń fizycznych i ogólnie zdrowszy styl życia.
Pomyśl, z jakimi codziennymi czynnościami będzie się to łączyło.
Osadź ten cel w rzeczywistości.

Ale na tym nie koniec. Weź pod uwagę, że twoje nastawienie też
musi się zmienić – zarówno podczas walki o szczuplejszą sylwetkę,
jak i po osiągnięciu wymarzonej wagi. Nie możesz się poddać, mimo
że w uszach coraz głośniej będą ci dźwięczały stare automatyczne
myśli.

Jak zmieni się twoje poczucie tożsamości, kiedy stawisz czoła


swoim problemom? Co o sobie pomyślisz, gdy zobaczysz w lustrze
zdrową, wysportowaną osobę? Jak wtedy będzie wyglądało twoje
życie? Odradzam wyobrażanie sobie, że nagle poczujesz się
fantastycznie. Stare kompleksy nie znikną bez śladu.

Wspominałem już, że podświadome myśli są głęboko zakorzenione


w psychice. Przekształcenie tych sprawczych, choć
nieuświadomionych opinii w przekonania, które bardziej służą
twoim celom, może wymagać sporej dozy refleksji, wyobraźni
i zaangażowania. Nie ponaglaj się – daj sobie na to czas, tak jak na
przemyślenie innych kwestii, o których tu piszę.

Kiedy przyjrzysz się problematycznym obszarom wytypowanym


wcześniej, być może przypomnisz sobie jakieś poruszające
wydarzenie, które przyczyniło się do powstania szkodliwych
przekonań, na przykład zdrada w związku, dokuczanie w szkole,
sytuacja z dzieciństwa, w której rodzice nie zaspokoili twoich
potrzeb, publiczne upokorzenie albo poważna porażka zawodowa.

Ale im bardziej skupiasz się na przyszłości i marzeniach, które


naprawdę pragniesz zrealizować, tym głębiej nowe przekonania
wnikają do twojego umysłu i tym większej nabierają mocy. Kiedy
przyglądasz się domenom, w których zwyciężałeś do tej pory,
pamiętaj, że nie chodzi o to, żeby zwalczać albo odrzucać myśli
i zachowania, które do tego prowadziły, tylko zmieniać ich kierunek
i wyznaczać sobie nowe cele. Musi to być proces, w którym stajesz
się coraz bardziej świadomy samego siebie – dzięki temu zauważysz,
jeśli zboczysz z właściwego kursu. Im lepiej zrozumiesz swoje
mechanizmy, tym większą masz szansę, żeby je zmienić.

Gdy sam wyznaczysz sobie cele życiowe i, co ważniejsze, zaczniesz


wytrwale działać, żeby je osiągnąć, będzie to tylko kwestią czasu.

Jesteśmy zaprogramowani na sukces. Ty jesteś zaprogramowany


na sukces. Wybierz swoją grę, podejmij wyzwanie i dąż do coraz
głębszego zrozumienia własnej psychiki.

Kiedy naprawdę poznasz siebie i swoje ograniczenia, otworzy się


przed tobą droga do wolności i sukcesu. Im bardziej świadomy
będziesz swoich wewnętrznych mechanizmów, tym więcej
przestrzeni i okazji pojawi się w obszarach, które dotąd sprawiały ci
trudności.

Odważ się działać. Zaufaj sobie i poddaj się w pełni swoim


bezkresnym możliwościom zwycięstwa. Postanów, że zaczniesz
wygrywać na nowe, ekscytujące sposoby. Wymagaj od siebie tego,
co najlepsze, i powtarzaj za mną: „Jestem zaprogramowany na
sukces”.
„RADZĘ SOBIE”
ROZDZIAŁ 4

Yh.

W życiu każdego z nas zdarzają się chwile, kiedy czujemy się trochę
przybici i zrezygnowani. W takich momentach mamy wrażenie, że
nic nie idzie po naszej myśli. Na tym etapie (zazwyczaj) jeszcze się
nie poddajemy, ale jest nam bardzo ciężko.

Może stoisz przed gigantycznym problemem: straciłeś pracę, twój


partner wystąpił o rozwód, skasowałeś samochód – albo przeżywasz
to wszystko naraz. Grunt to mieć szczęście, co?

A czasem chodzi o coś mniej poważnego: zgubiłeś ulubioną


koszulę. Pękły ci okulary. Pies rozszarpał na strzępy twoją pocztę.
Nie wyspałeś się. Przypaliłeś obiad.

Sęk w tym, że trudności rzadko ograniczają się do tej jednej


sprawy. One się rozprzestrzeniają. Przenikają wszystkie aspekty
naszego życia zupełnie jak toksyczna substancja.

Jeśli masz kłopoty finansowe, świadomie lub podświadomie


martwisz się nimi przy kolacji i posiłek przestaje sprawiać ci
przyjemność. Rodzina zaczyna cię drażnić. Masz pretensje do
partnera i chłodno traktujesz dzieci. Irytujesz się szczekaniem psa
albo hałasami z mieszkania sąsiadów. Takie drobiazgi jak korki
uliczne czy długie kolejki zaczynają wywoływać w tobie frustrację.

Czujesz się tak, jakby ktoś rzucił na ciebie klątwę, bo te błahostki


wpływają na ogólną jakość twojego życia. Małe problemy
błyskawicznie się mnożą, tworząc większe zmartwienia. Są jak
rozlana na biurku kawa, która bezlitośnie płynie w kierunku laptopa,
telefonu i stosu rachunków, podczas gdy ty rozpaczliwie i na oślep
wymachujesz serwetką, usiłując nie dopuścić do katastrofy,
w efekcie pogłębiając tylko chaos na blacie.

Ten drobny incydent może wpłynąć na pozostałe obszary twojego


życia. W końcu zaczynasz patrzeć na wszystko przez pryzmat emocji
otaczających ten jeden obszar.

Myślisz wtedy:

„Życie jest za trudne”.


„Nigdy się z tym nie uporam”.
„Otaczają mnie dupki”.
„Pieprzę to wszystko, mam dosyć”.

Żadne z tych zdań nie odzwierciedla rzeczywistości (bez względu


na to, co ci się chwilowo wydaje), tylko sposób, w jaki ją
postrzegasz. Niestety, kiedy tkwisz w samym oku cyklonu, ta wiedza
absolutnie niczego nie zmienia. Natrętne myśli jeszcze pogarszają
sytuację. Negatywna samoocena i/lub negatywna ocena sytuacji nie
pomagają ci przezwyciężyć trudności, z którymi się zmagasz, ani tym
bardziej cieszyć się życiem.

Żeby rozwiązać własne problemy, musimy nauczyć się patrzeć na


nie i na świat z innej perspektywy i przyjąć nowe, optymistyczne
i wyważone podejście.

Dlatego następna osobista deklaracja, którą ci proponuję, brzmi:


„Radzę sobie”.
DYSTANS DO PROBLEMÓW

Gdyby wszystkie nasze nieszczęścia trafiły na


jeden wspólny stos i każdy musiał wziąć z niego
jednakową część, ludzie z zadowoleniem wybraliby
własne i odeszli.
Sokrates

Wszyscy mają problemy, a życie nie jest idealne. Nigdy takie nie
będzie. Nie było idealne 2400 lat temu, w czasach Sokratesa, i z całą
pewnością nie jest idealne dziś.

Ale jeśli będziemy ze sobą szczerzy do bólu, zdamy sobie sprawę,


że w porównaniu z resztą świata zasadniczo nie mamy powodów do
narzekania. Poważnie. Przemyśl to.

Skoro czytasz tę książkę, prawdopodobnie nie żyje ci się tak ciężko


jak dzieciom w Somalii czy niedotykalnym w Indiach. Masz pewnie
dużo mniej problemów niż ludzie w 470 roku p.n.e., kiedy przyszedł
na świat Sokrates – przed erą nowoczesnej medycyny,
elektryczności, samochodów czy podstawowych praw człowieka.

Ale żeby docenić swoje szczęście, wcale nie musisz cofać się
w czasie ani szukać przykładów na drugim końcu świata. Wystarczy,
że pojedziesz do innej dzielnicy we własnym mieście albo rozejrzysz
się po swoim miejscu pracy, a mogę ci zagwarantować, że znajdziesz
mnóstwo osób w gorszej sytuacji niż twoja. Być może tego nie
zauważasz – jak my wszyscy. W naszych oczach życie innych to
przegląd najciekawszych wydarzeń, chociaż we własnym skupiamy
się tylko na zakulisowych trudnościach.

Jeśli przewracasz właśnie oczami z myślą: „Jak niby ma to mi


pomóc w rozwiązaniu moich problemów?”, to już odpowiadam:
wcale ci to nie pomoże. Nie zmieni za ciebie przebitej opony ani nie
przeleje ci na konto tysiąca dolarów.

A teraz na jedną krótką chwilę swojego istnienia przestań


wydłubywać sobie kłaczki z pępka i rozejrzyj się wokół. Złap kontakt
ze swoją rzeczywistością, zobacz, jak naprawdę wygląda twoje życie,
zamiast wsłuchiwać się w przesiąkniętą emocjami narrację, którą
snujesz w myślach na jego temat.

Dzięki temu spojrzysz na świat z innej perspektywy, osadzonej


głębiej w realiach. Łatwiej stawisz czoła życiu i trudnościom i nie
wpadniesz w pułapkę pesymizmu, który czyha na nas na każdym
kroku, usiłując (często z powodzeniem) zamącić nam w głowie.
Skoro wszyscy wokół ciebie radzą sobie ze swoimi problemami –
nawet jeśli są w gorszej sytuacji – to na pewno nie przekracza to
także twoich możliwości.

Ale rozumiem, że się martwisz. I ja, i ty dobrze wiemy, że w obliczu


katastrofy trudno zachować zimną krew. Nasze problemy nadal są
prawdziwe, nadal sprawiają nam ból i nadal mogą wytrącić nas
z równowagi.

Kiedy czujesz, że ogarnia cię poczucie beznadziei, zrób jeden krok


wstecz. A potem następny. Nie, to za mało, odejdź JESZCZE DALEJ.
Nie zatrzymuj się… Sprawdź, czy umiesz zobaczyć swoje życie takim,
jakie jest naprawdę.

Ten proces musi się zacząć w twojej wyobraźni.

Zawsze radzę klientom, żeby na początek objęli spojrzeniem całe


swoje życie. Wyobraź sobie, że rozciąga się przed tobą jak okiem
sięgnąć niczym tory kolejowe, od lewej do prawej.
Oczywiście te tory nie znajdują się w próżni. Przecinają miasta
i wsie, biegną w tunelach i na mostach, wiją się wokół wysokich gór
i nurkują w głąb kanionów. Zobacz oczyma duszy tę magiczną
różnorodność krajobrazów.

A teraz popatrz daleeeeko w lewo. To twoja przeszłość. Stąd


przyszedłeś, tę część podróży masz już za sobą.

Gdy ruszysz torami w tę stronę, zobaczysz przed sobą całą swoją


historię – wszystko, co kiedykolwiek ci się przydarzyło.

Pomyśl przez chwilę o doświadczeniach, które najmocniej zapadły


ci w pamięć.

Może będzie to moment, gdy stanąłeś przed ołtarzem z miłością


swojego życia. A może narodziny twojego pierwszego dziecka i to
uczucie, gdy trzymałeś je w ramionach. Czy zamieniłbyś to na
cokolwiek innego?

Cofnij się myślami do rodzinnych wakacji na Wyspach Karaibskich,


gdy spędziliście kilka dni w raju.

A co z chwilą, kiedy podpisałeś umowę kupna pierwszego domu?


Albo gdy dostałeś wymarzoną pracę? Ciesz się wspomnieniem
każdego cudownego momentu.

W zależności od tego, na jakim jesteś etapie życia, masz już na


koncie kilkadziesiąt albo kilkaset wspaniałych doświadczeń. Mogą to
być uroczystości ukończenia studiów, awanse, nagrody, przyjęcia
i związki, a nawet takie drobiazgi jak wspomnienia z dzieciństwa,
które dodają ci otuchy, albo znajome widoki i dźwięki, napawające
cię radością. Otwórz się na nie i pozwól sobie cieszyć się tymi
przyjemnymi momentami.
Ale nie ograniczaj się tylko do słodkich wspomnień. Pomyśl też
o gorszych chwilach.

Przypomnij sobie wszystkie problemy, przeszkody i porażki na


swojej drodze. Kłótnie, zerwania, mandaty za przekroczenie
prędkości i niezapłacone na czas rachunki.

Jeśli miałeś trudne dzieciństwo, możesz teraz do niego wrócić.


Pamiętasz, jak próbowałeś po cichu wymknąć się z domu, a rodzice
cię przyłapali i dostałeś szlaban na wyjścia? Albo tę noc, kiedy
czytałeś przy świeczce, bo zapomniałeś zapłacić za prąd?

Operację, po której wiele dni leżałeś przykuty do łóżka? Tamto


zerwanie, które przeżywałeś jeszcze przez wiele tygodni? Wróć
myślami do wszystkich tych sytuacji, od najbardziej tragicznych
i traumatycznych po zwyczajnie irytujące, nieprzyjemne albo
smutne.

Przywołaj z pamięci różne problemy, które w końcu


przezwyciężyłeś. Wiele z nich nie różniło się pewnie od trudności,
z jakimi mierzysz się dziś.

Pewnie czułeś się wtedy bardzo podobnie jak teraz. Sądziłeś, że


nigdy nie pogodzisz się z zerwaniem, nie znajdziesz lepszej pracy
albo nie otrząśniesz się po jakimś upokorzeniu.

A jednak ci się udało. Podniosłeś się i ruszyłeś dalej. Z perspektywy


czasu część tych sytuacji może ci się nawet wydawać zabawna.

Aż trudno uwierzyć, jaki byłeś zdenerwowany, kiedy dostałeś pałę


ze sprawdzianu z matematyki w liceum. Albo jak było ci przykro,
kiedy okazało się, że tamta dziewczyna albo tamten chłopak nie
chce umówić się z tobą na randkę.
Nawet poważniejsze problemy prawdopodobnie dziś budzą
w tobie zupełnie inne uczucia. Ostatecznie dałeś sobie z nimi radę
i dzięki nim stałeś się tym, kim dziś jesteś.
SPOJRZENIE W PRZYSZŁOŚĆ
Skoro dotarłeś do jednego krańca torów, pora zawrócić i pójść
w przeciwnym kierunku.

Jeśli się jeszcze nie domyśliłeś, to prawa strona symbolizuje twoją


przyszłość. Znajdziesz tu wszystkie wydarzenia i doświadczenia,
które czekają cię w życiu.

Nowe związki z ludźmi, których jeszcze nie poznałeś. Wizyty


w miejscach, w których dotąd nie byłeś. Wszystko, czego zawsze
chciałeś spróbować.

Poczujesz ten elektryzujący dreszcz, który pojawia się przy


pierwszym pocałunku z kimś, kto ci się naprawdę podoba. Albo
doświadczysz bliskości, spokoju i zadowolenia, starzejąc się u boku
ukochanej osoby.

Może założysz rodzinę i będziesz obserwować, jak twoje dzieci


rosną, dostają świadectwo z czerwonym paskiem, strzelają gole na
boisku i występują w szkolnym teatrzyku. Ani się obejrzysz,
a przedstawią ci miłość swojego życia. A później zaczną się wyprawy
do kina albo do Disneylandu z wnukami.

Przyszłość to sfera niewykorzystanego jeszcze potencjału i nowych


szans – a mam na myśli zarówno przełomowe momenty w życiu, jak
i wesoły wieczór w towarzystwie najlepszych przyjaciół. Kolejne dni,
miesiące i lata mogą ci przynieść wspaniałe doznania.

Oczywiście twoje życie nie zawsze będzie usłane różami, ale o tym
już wiesz. Czekają cię różne trudne przeżycia. Rozczarowania,
porażki, kłótnie i lęki. Nie zatrzymuj się na nich, patrz dalej, aż do
samego KOŃCA – ostatecznego końca. Zgadza się, nie będziesz żyć
wiecznie. Przestaniesz istnieć w postaci fizycznej, twoje
doświadczenie bycia sobą kiedyś się urwie: pomyśl o dniu, w którym
umrzesz. Wiem, że to nieprzyjemna wizja, ale kiedyś stanie się
rzeczywistością, więc czemu nie pogodzić się z tym już dziś?

Świat urządzony jest tak, że czasem musisz zrobić coś, na co nie


masz ochoty, z ludźmi, których nie lubisz, i w miejscach, za którymi
nie przepadasz. Znajomi będą znikać z twojego życia równie łatwo
i szybko, jak się w nim pojawili. Stracisz pieniądze, zepsują ci się
różne rzeczy, a twój pies zdechnie.

Ale wytrzymasz to wszystko, i dobre, i złe momenty, tak jak


wcześniej. Wyjdziesz z każdej próby zwycięsko, bo to tylko kolejne
ulotne sceny w filmie, który jest historią twojego życia.

MORZE DOŚWIADCZEŃ

Właśnie w najmroczniejszych dla nas chwilach


musimy się skupić na tym, by dostrzec światło.
Aristotelis Onasis

To ćwiczenie ma sprawić, że nabierzesz do życia odpowiedniego


dystansu. Wspominając to, co już ci się przydarzyło, i wyobrażając
sobie, co jeszcze cię czeka, zastanów się przez moment nad tym,
z czym zmagasz się dziś. Wszystko, co masz teraz na głowie, to tylko
kolejna kropla w morzu twoich doświadczeń.

Łódź, którą płyniesz, jak dotąd nie poszła na dno i nie tak łatwo ją
zatopić. Trafisz na trochę fal, niekiedy rozpęta się burza, a od czasu
do czasu pewnie dostaniesz choroby morskiej, ale twoja podróż
przez ocean zwany życiem będzie trwała dalej.

Ale gdy zerwie się szkwał, nie możesz po prostu dać mu sobą
miotać. Musisz stanąć na wysokości zadania, odzyskać kontrolę nad
swoim życiem i poprowadzić łódź tam, dokąd chcesz dotrzeć. Okej,
twoja podróż nie przebiega tak gładko, jak planowałeś. Czy to
znaczy, że pozwolisz zwiać się z właściwego kursu?

Tak myślałem. I nie dopuszczaj do tego, żeby problemy w jednym


obszarze wpływały na to, jak patrzysz na całe swoje życie. Nie
możesz sobie pozwolić, żeby kłopoty w pracy unieszczęśliwiały cię
w domu, a burzliwe przejścia w związku wpływały na twój nastrój
w biurze.

Stawiaj czoła swoim problemom, kiedy się pojawiają. Zajmuj się


nimi po kolei, poświęcając im uwagę, jakiej wymagają, a potem
wyrzucaj je z myśli. Na pewno ci nie pomoże, jeśli weźmiesz na
siebie wszystko naraz i ugrzęźniesz w gąszczu spraw do załatwienia.
Potrzebujesz precyzji, cierpliwości i dyscypliny umysłu. Podchodź do
każdego kłopotu pragmatycznie, skupiając się na tym, jak się z nim
uporać. Pamiętaj, nie ma sytuacji bez wyjścia – jeśli żadnego nie
znalazłeś, to musisz je po prostu wymyślić.

Często nie widzisz rozwiązania dlatego, że jesteś zbyt blisko


problemu. Złap trochę dystansu, DUŻO dystansu, i spójrz na
problem z szerszej perspektywy. Przypomina to technikę nazywaną
przez psychologów restrukturyzacją poznawczą, dzięki której
kłopoty przejawiają się w twoim życiu w inny sposób.

Nasze umysły z natury wprowadzają nas w błąd, przekręcając


i zniekształcając myśli, które przychodzą nam do głowy, przez co nie
zawsze są one racjonalne. Chociaż chcielibyśmy kierować się logiką
w każdej sytuacji, rzeczywistość wygląda inaczej. Padamy ofiarą
błędów poznawczych, emocji i błędnych wyobrażeń, z czego w dużej
mierze nie zdajemy sobie sprawy.

Czasem angażujemy się zbyt mocno, by móc to sobie choćby


uświadomić. Musimy zwolnić, zrobić krok w tył i zorientować się, co
się naprawdę dzieje.
To jedna z najdziwniejszych cech złego
nastroju – często sami się oszukujemy
i wytrącamy z równowagi, wmawiając sobie
rzeczy, które nie mają nic wspólnego z prawdą.
David D. Burns

Jeśli nadal nie masz jasnego oglądu sprawy, zrób drugi krok w tył.
I kolejny. I jeszcze jeden.

Zadawaj sobie pytanie: „Co tu się naprawdę dzieje?”, dopóki nie


zobaczysz problemów wyraźnie, bez zaciemniających obraz emocji.
W końcu obejmiesz wzrokiem całe swoje życie i uświadomisz sobie,
że obecne trudności to tylko kolejny wybój na twojej drodze.

RADZISZ SOBIE

Kiedy wreszcie nabierzesz dystansu, będziesz gotowy powiedzieć:


„Radzę sobie”. Naprawdę w to uwierzysz, doświadczysz tego –
i zaczniesz żyć zgodnie z tą deklaracją.

Dasz sobie radę. To cię nie zabije. Twoje życie się nie skończyło.
Masz jeszcze dużo benzyny w baku. Jest prawie pełny.

„Radzę sobie” nie znaczy, że znasz idealne rozwiązanie swojego


problemu. W ten sposób stwierdzasz po prostu, że trzymasz ręce na
kierownicy i masz wpływ na to, co się dzieje – bo nigdy nie było
inaczej. Bez jaj, dla takich chwil chce się żyć!

Nie zawsze jest różowo. Nie zawsze jest przyjemnie, ale radzisz
sobie. Nie mówisz tego tylko po to, żeby zamieść brudy pod dywan
albo na chwilę odetchnąć z ulgą. Spójrz na swoje dotychczasowe
osiągnięcia: naprawdę sobie poradziłeś! Teraz też jakoś to ogarniesz,
jak zwykle. Kiedyś ci się udało i teraz też ci się uda.

Poczuj, kim naprawdę jesteś, i powiedz to.

Radzę sobie. Radzę sobie. Radzę sobie.


„PRZYJMUJĘ NIEPEWNOŚĆ”
ROZDZIAŁ 5

Jesteś ćpunem.

Straciłeś nad sobą kontrolę. Tak mocno uzależniłeś się od


ulubionego narkotyku, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak
wpływa na twoje życie. Jesteś na ciągłym głodzie – głodzie wiedzy na
temat przyszłości.

Czy jutro będzie padać? Jak będą notowania moich akcji? Kto
wygra finałowy mecz? Ciągle wybiegasz myślą naprzód, usiłując
odgadnąć, co się wydarzy.

Dlaczego?

Bo chcesz zyskać pewność. Dążymy do pewności i unikamy


niepewności. Chcemy wiedzieć, czego się spodziewać, dokąd pójść
i jak się ubrać. Chcemy być przygotowani na wszystko. Chcemy czuć
się bezpieczni. Jednak to coś znacznie więcej niż zwykła chęć – to
raczej nałóg. Błyskawicznie oceniamy spotykanych ludzi, usiłując
rozgryźć ich w kilka sekund. Kupujemy produkty marek, do których
jesteśmy przyzwyczajeni, chociaż mamy do wyboru mnóstwo
innych. Zażywamy suplementy i witaminy, żeby ustrzec się przed
chorobą, na którą jeszcze nie zapadliśmy. Umawiamy się
z partnerem wiele miesięcy, a nawet lat, żeby upewnić się, że
związek potoczy się tak, jak to sobie wyobrażamy. Pewność!
Królestwo za pewność!

Wszyscy znamy naklejki na zderzaki i memy internetowe, które


wychwalają ryzykantów i namawiają nas, żebyśmy pogodzili się
z niepewnością. Wiemy nawet, że otwartość na ryzyko jest
bezpośrednio skorelowana z możliwością zbicia fortuny, a mimo to
wielu z nas woli zostać w swoim zorganizowanym światku, w którym
króluje pewność.

I nie bez powodu. Jeszcze do niedawna świat stanowił dużo


bardziej przerażające miejsce dla takich istot jak my. Każdy krok
w nieznane był jak taniec ze śmiercią. Życie przypominało
niekończącą się grę w rosyjską ruletkę. Ty i każdy inny człowiek na
powierzchni Ziemi codziennie mogliście skończyć jako kolacja
jednego licznych drapieżników albo dołączyć do grona frajerów,
którzy w taki czy inny sposób padli ofiarą czarnego humoru matki
natury.

Na szczęście dla nas dziś świat nie jest tak pełen zagrożeń jak
tysiące lat temu (chociaż daleko mu do utopijnej strefy
bezpieczeństwa). To wręcz niewiarygodne, o ile łatwiej dziś się żyje.
Postęp w dziedzinie medycyny i technologii ciągle przyspiesza.
Wprawdzie media nieustannie donoszą o brutalnych
przestępstwach, ale w rzeczywistości przeciętny obywatel państwa
Zachodu styka się z nimi niezmiernie rzadko.

Owszem, wciąż zapadamy na śmiertelne choroby. Nadal jesteśmy


narażeni na przypadkowe akty przemocy czy katastrofy, ale
z przyjemnością donoszę, że masz raczej nikłe szanse złapać
tajemniczego wirusa, który zamieni cię w zombi, albo trafić razem
z Dorotką i Toto do fantastycznej hollywoodzkiej krainy.

A to nie koniec zdumiewających wiadomości: najpewniej nie


padniesz nagle trupem w drodze do sklepu spożywczego, twój szef
tak naprawdę nie zabije cię, jeśli zażądasz podwyżki, a zaproszenie
kogoś na randkę nie sprawi, że spodnie zsuną ci się w tajemniczy
sposób z tyłka, odsłaniając śmieszne majtki ze SpongeBobem
Kanciastoportym i wywołując twój przedwczesny zgon z powodu
ostrego, nieuleczalnego ataku wstydu, więc szyderczy śmiech
pozostałych klientów Starbucksa nie będzie ostatnim, co usłyszysz,
opuszczając ten padół łez.

Innymi słowy, nasza awersja do ryzyka, która dawniej była


niezbędna, dziś już taka nie jest. Ten sam instynkt przetrwania, który
kiedyś utrzymywał nas przy życiu, teraz nam w nim przeszkadza.

Obsesyjne dążenie do pewności może okazać się tragiczne


i przynieść efekt przeciwny do zamierzonego. Dzieje się tak z dwóch
powodów.

PARADYGMAT POTENCJAŁU

Niepewność to przestrzeń, w której dużo się dzieje. Jest jak nasza


osobista ścieżka możliwości. To środowisko, w którym się rozwijasz,
gromadzisz nieznane dotąd doświadczenia i uzyskujesz
bezprecedensowe rezultaty. Niepewność to przestrzeń na nowe.

Potrzeba bezpieczeństwa stoi w sprzeczności


z każdym wspaniałym i szlachetnym
przedsięwzięciem.
Tacyt

Kiedy trzymasz się tego, z czym czujesz się komfortowo, i robisz te


same rzeczy co zawsze, żyjesz przeszłością zamiast iść naprzód.
Powtarzasz czynności i zachowania, które na pewnym etapie
twojego życia były ryzykowne, bo nie wiedziałeś, do czego
doprowadzą. Dziś jednak stały się dla ciebie rutyną.

Zastanów się nad tym: czy można dotrzeć w nowe miejsca, nie
wychodząc z domu? Czy można poszerzyć grono znajomych i znaleźć
partnera, nie poznając nowych ludzi? Czy można zmienić cokolwiek
w swoim życiu, robiąc to samo co zawsze?

Nie można. Tak naprawdę nie potrafisz przewidzieć nawet


zachowania ludzi, których znasz, a co dopiero nieznajomych.
Nieważne, czy stoisz w kolejce, bawisz się w klubie nocnym, czy
załatwiasz coś w banku – sytuacje społeczne zawsze przepełnia
niepewność. Rany, w połowie przypadków zaskakują cię nawet
własne myśli i uczucia! Przypomnij sobie, ile razy pospieszyłeś się
z oceną, a później zmieniłeś zdanie.

Jak masz dostać podwyżkę, skoro nie zaryzykujesz i o nią nie


poprosisz? Jak masz rozwijać się zawodowo, skoro nie umiesz
zrezygnować z pewności i wygody?

To niemożliwe. Sukces nigdy nie jest pewny. Zawsze towarzyszy


mu ryzyko. Nawet jeśli jesteś najmądrzejszy albo najbardziej
pracowity, nie masz gwarancji, że cokolwiek osiągniesz.

Ludzie, którzy mają na koncie wielkie osiągnięcia, dobrze o tym


wiedzą. I potrafią to zaakceptować.

W chwili podejmowania decyzji najlepiej jest


podjąć dobrą decyzję, druga w kolejności opcja
to zła decyzja, a najgorsze wyjście to brak
jakiejkolwiek decyzji.
Theodore Roosevelt

Pomyśl przez minutę nad słowami Teddy’ego Roosevelta. To, że


nie trafisz w tarczę, nie jest najgorszym, co może się wydarzyć.
Gorzej będzie, jeśli nawet nie spróbujesz.

Patrząc na ludzi, którzy odnieśli sukces, możesz ulec złudzeniu, że


zawsze wiedzieli, co robią. Wielu z nich emanuje pewnością siebie,
charyzmą albo talentem, przez co sprawiają wrażenie, jakby
wszystko przychodziło im łatwo. Chociaż wydaje ci się, że mają coś,
czego ty nie masz, uwierz mi, ich droga na szczyt nie była usłana
różami. Większość z nich wątpiła w siebie każdego dnia, czasem
setki razy dziennie. Naprawdę – siedzieli w takiej samej pozycji jak ty
w tej chwili i zastanawiali się, czy dadzą sobie radę, czy to, co robią,
jest cokolwiek warte, czy mają to, czego potrzeba, żeby się wybić.

Czasem tracili wiarę w siebie. Mówili sobie: „To się nigdy nie uda”.
Wielu omal się poddało na różnych etapach swojej drogi.

Odnieśli sukces nie dlatego, że byli pewni siebie. Odnieśli sukces


dlatego, że nie pozwolili, żeby powstrzymała ich niepewność. Mimo
wszystko działali. Ignorowali swoje wątpliwości i dalej parli naprzód.
Byli wytrwali, kiedy napędzała ich jedynie wytrwałość.

Pomyśl o wszystkich, którzy osiągnęli coś wspaniałego, a potem


szybko popadli w zapomnienie. Jestem pewny, że przyjdzie ci do
głowy kilka przykładów ze świata rozrywki, biznesu albo sportu.

Pracowałem jako coach z wieloma tak zwanymi ludźmi sukcesu,


w których życiu zapanowała nuda i stagnacja. Co się stało? Spora
część wiodła zbyt wygodną egzystencję. Latami przekraczali swoją
strefę komfortu, żeby dotrzeć tam, gdzie pragnęli się znaleźć. Ale
gdy tylko wybierali pewność kosztem niepewności, przestawali
odnosić sukcesy. Dochodzili do ściany.

Dlaczego tak się dzieje? Bo kiedy zrealizujesz jeden ze swoich


celów i masz pieniądze, w naturalny sposób mniej martwisz się
o przyszłość. Jestem przekonany, że wszyscy czulibyśmy się trochę
bezpieczniej, mając w banku milion dolarów.

Jednak ta zmiana perspektywy może nas zgubić. Kiedy przestajemy


się martwić o pieniądze, słabnie pragnienie – a wręcz potrzeba –
żeby je zdobywać. Kiedy przestajemy się martwić o sukces, nasza
ambicja tępi się albo przygasa. Możemy upajać się tym złudzeniem
pewności. Ostatecznie na dobre spoczywamy na laurach.
Wybieramy pewność.

Na tym polega potęga niepewności w naszym życiu. Może cię


podbudować albo zniszczyć. Może ci przynieść bogactwo albo biedę.
Może stać się kluczem do sukcesu albo zaprowadzić cię
w przeciwnym kierunku.

Dla wielu ostatecznie oznacza jedno i drugie.

POGOŃ ZA ILUZJĄ

Co zabawne, niezależnie od tego, jak usilnie gonisz za pewnością,


nigdy nie będziesz w stanie jej dosięgnąć ani utrzymać. A to dlatego,
że pewność nie istnieje. Wszechświat zawsze będzie nam
przypominał na różne drobne sposoby o chaosie i swojej władzy nad
nami. Nikt nie ustrzeże się tej lekcji.

Nic nie jest pewne. Możesz położyć się spać dziś wieczorem i już
się nie obudzić. Możesz wsiąść do samochodu i nie dojechać do
pracy. Pewność to tylko iluzja. Wudu.

Niektórym z was ta myśl może się wydać przerażająca, ale to


prawda. Choćbyśmy stawali na głowie, nie odgadniemy, co
przyniesie nam życie. W którymś momencie nasze plany muszą
runąć.

Uciekając od niepewności w poszukiwaniu pewności, tak


naprawdę odrzucamy jedyną pewną rzecz w życiu na rzecz zwykłego
złudzenia.
Sokrates powiedział: „Wiem, że nic nie wiem”. Rozumie to wielu
mądrych ludzi. Właściwie to zawdzięczają swoją mądrość właśnie tej
świadomości – że tak naprawdę nie mają o niczym pojęcia.

Bo kiedy sądzimy, że wiemy wszystko, mimowolnie odwracamy się


od tego, co nieznane, czyli od nowych obszarów potencjalnych
sukcesów. Człowiek, który rozumie, jak niepewne
i nieprzewidywalne jest życie, musi to zaakceptować – nie ma
wyboru.

Mądrzy ludzie nie boją się niepewności; jest częścią naszego


istnienia. Nie szukają pewności, bo wiedzą, że to tylko iluzja.
Rozumieją, na czym polega prawdziwa magia życia, i są otwarci na
to, co mogą w nim osiągnąć.

Jednym z filarów filozofii są dociekania, skąd wiemy, co tak


naprawdę wiemy. Czy potrafimy udowodnić, że nasze przekonania
są zgodne z rzeczywistością? Zazwyczaj nie.

Nawet to, co uważamy za niepodważalne fakty, często okazuje się


czymś innym. To półprawdy. Przypuszczenia. Nadinterpretacje.
Domysły. Wynikają z błędów poznawczych, nieprecyzyjnych danych
albo naszych uwarunkowań psychicznych. Weźmy na przykład
naukę. Część teorii obowiązujących pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat
temu zostało już obalonych. Nauka rozwija się skokowo, każdego
dnia robi postępy. Dzisiejszy stan wiedzy kiedyś będzie się wydawał
archaiczny i przestarzały. Weź pod uwagę, że te same ograniczenia
występują w każdej dziedzinie życia.

Skoro nie możemy być pewni nawet tego, co „wiemy” dziś, to jak
mamy przewidzieć, co się wydarzy jutro?

Pewnie już zauważyłeś, że kiedy próbujesz pozostać w swojej


strefie komfortu, nigdy nie czujesz się do końca komfortowo. Zawsze
dręczy cię przykre poczucie, że mógłbyś robić więcej. Zawsze
tęsknisz za lepszym życiem niż to, które już masz.

Im bardziej dbamy o swój komfort dziś, tym większy dyskomfort


poczujemy jutro. W życiu nie da się dotrzeć do celu raz na zawsze –
chodzi o to, żeby wciąż szukać, poszerzać horyzonty, poznawać
świat.
WYJDŹ PRZED SZEREG I PODDAJ SIĘ OCENIE
Jak wiele rzeczy w naszym życiu, awersja do niepewności bierze się
po części z lęku przed tym, jak ocenią nas inni. Naprawdę
przejmujemy się zdaniem swojego plemienia, przerażeni
perspektywą wygnania i samotnego życia w tajemniczym,
niepewnym świecie.

Jeśli stawiasz się w niekomfortowych sytuacjach, możesz popełnić


jakąś gafę. Ludzie uznają cię za „dziwaka”. Jeśli wykraczasz poza
swoje ograniczenia i próbujesz osiągnąć coś nowego, może ci się nie
udać. Ludzie uznają cię za „nieudacznika”.

Jeśli chcesz być lepszy, ciesz się, gdy myślą, że


jesteś głupi.
Epiktet

Nigdy nie wykorzystasz swojego prawdziwego potencjału, jeśli


będziesz przywiązywał wagę do opinii innych. W zasadzie mógłbyś
zmienić całe swoje życie z dnia na dzień, gdybyś tylko pozbył się
przeświadczenia, że ich zdanie ma jakiekolwiek znaczenie. Świat
kręci się bez względu na to, co myślą o nim ludzie.

Nie znaczy to, że masz się nagle zamienić w cynicznego socjopatę


i nie zwracać najmniejszej uwagi na punkt widzenia innych osób. Ale
jeśli chcesz wygrać, przygotuj się na to, że ludzie będą cię oceniać.
Nie bierz tego do siebie. Jeżeli pragniesz dokonać czegoś
wspaniałego, będziesz się musiał pogodzić z tym, że niektórzy
oskarżą cię o manię wielkości, głupotę albo arogancję.

Człowiek, który unika niepewności, niczego nie osiąga. Za bardzo


się boi, co pomyślą o nim inni. Nie chce się skompromitować. Nie
może się ruszyć z miejsca, żeby nie rozwiać iluzji pewności.
JAK PRZYJĄĆ NIEPEWNOŚĆ

To, o czym piszę, mogło tobą naprawdę wstrząsnąć. Jeśli czytając


ten rozdział, wiercisz się niespokojnie na krześle, na pewno nie
jesteś jedyny.

Dzieje się tak, bo odrzucasz niepewność i próbujesz jej unikać.


Boisz się jej. Usiłujesz kontrolować i przewidywać rzeczy, których
zwyczajnie nie da się kontrolować ani przewidzieć. Utknąłeś
w labiryncie złudzeń, w którym wszyscy błądzimy od urodzenia.

Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość: wcale nie musisz w nim
tkwić.

Dlatego chcę, żebyś zmienił swój sposób myślenia. Przyjmij


niepewność. To twoja następna osobista deklaracja: „Przyjmuję
niepewność”.

Wyjdź jej naprzeciw. Doceń ją. Ciesz się nią.

Pamiętaj, że czeka tam na ciebie każdy twój przyszły sukces, każde


nowe doświadczenie – wszystko, o czym zawsze marzyłeś. Kiedy
zaakceptujesz niepewność, przestanie ci się wydawać taka
przerażająca. Być może dalej będziesz się stresować przyszłością, ale
zaczniesz w nią patrzeć z większym optymizmem i entuzjazmem.

Gdy ruszysz w nieznane, może cię spotkać wiele złego, ale


znajdziesz tam też to, co w życiu najlepsze. W niepewności znajduje
się przestrzeń dla postępu i nowych możliwości.

Mam dla ciebie wyzwanie. Złap dziś byka za rogi i przyjmij


niepewność. Zrób rzeczy, na które zwykle byś się nie zdobył.
Wywróć swój plan dnia do góry nogami. Odważ się marzyć, odważ
się podjąć ryzyko i wnieś w swoje życie trochę życia.
Zacznij od czegoś prostego. Pojedź do pracy inną trasą. Zamiast
przynieść lunch z domu albo jeść w jednym z miejsc, które znasz,
wypróbuj nową knajpkę. Zagadnij kelnera albo kasjerkę. Uśmiechaj
się do ludzi mijanych na ulicy, mówiąc im „Dzień dobry” albo kiwając
przyjaźnie głową. Porozmawiaj z kimś, kto już dawno wpadł ci
w oko.

A może z natury jesteś ekstrawertykiem, który na co dzień żyje


w ten sposób. W takim razie jakie rzeczy cię krępują? Przed czym się
powstrzymujesz, żeby uniknąć niepewności?

Zrób to. Zacznij już dziś. To najlepszy moment. Wyrób w sobie


otwartość na niepewność i ćwicz ją. Ciesz się pełnią życia, nie
pozwalając, żeby ograniczały cię własne poglądy i skrupuły.

Nie poprzestawaj na tym. Zamiast poszerzać swoją strefę


komfortu, lepiej wysadź ją w powietrze. Spróbuj zachować się
w niewyobrażalny dla siebie sposób. Na początek warto zrobić coś
zupełnie nie w swoim stylu. Zaakceptuj niepewność i zacznij
budować swoją przyszłość!

POSZUKIWANIE OKAZJI

Zaakceptowanie niepewności może odmienić twoje życie w każdej


dziedzinie, od relacji osobistych po karierę. Da ci szansę na
poprawienie kondycji, zwiększenie zarobków albo znalezienie męża
lub żony.

Zamiast chować się przed życiem, wreszcie zaczniesz nim żyć


i czerpać z niego garściami.

Kiedy skończysz z poszukiwaniem pewności i przestaniesz


próbować wszystko zrozumieć, większość twojego stresu zniknie bez
śladu. Tu nie ma nic do rozumienia. Gdybyś poświęcił chwilę na
przetrawienie moich słów, dotarłoby do ciebie, że najczęściej sam
zatruwasz sobie życie, bo usiłujesz przewidzieć przyszłość, a później
nie przyjmujesz do wiadomości, że coś poszło nie po twojej myśli.

Życie jest przygodą. Okazje czekają na ciebie na każdym kroku,


skąpane w blasku majestatycznej, irytującej i inspirującej
niepewności. Ale to ty musisz z nich skorzystać.

Skup się na tym, co możesz kontrolować, i nie martw się


sprawami, na które nie masz wpływu – pogodą, indeksem Dow
Jones czy opinią sąsiada o twojej nowej fryzurze.

„Przyjmuję niepewność”. To jedno proste zdanie może wszystko


zmienić, chwila po chwili. W życiu pewne jest tylko to, że nic nie jest
pewne. Jedyne, co wiemy, to że nie wiemy nic.

No dalej, powiedz to, przyjmij ją: „Przyjmuję niepewność”.


„NIE JESTEM TYM, CO MYŚLĘ.
JESTEM TYM, CO ROBIĘ”
ROZDZIAŁ 6

„Zmień swoje myśli, a zmienisz swoje życie”.

Trafiłem na tę perełkę, przeglądając niedawno Facebooka. Zebrała


tony entuzjastycznych komentarzy i więcej lajków niż Justin Bieber.

Dumałem nad jej filozoficzną doniosłością w purpurowej bonżurce


i bladożółtym fularze, delektując się wieczornym kieliszkiem likieru
miętowego (okej, tak naprawdę piłem kawę w starej koszulce AC/DC
i spodniach od dresu, ale wiecie, o co mi chodzi). Po chwili naszła
mnie refleksja: „Gówno prawda”.

Wyobraź sobie taką sytuację: jesteś w pracy, masz coś do


zrobienia, ale nie możesz się do tego zabrać – po prostu nie czujesz
się dziś na siłach. Zerkasz na zegarek. 10.34. No trudno,
przynajmniej niedługo lunch.

„Hmm, co by tu dzisiaj zjeść? Aha, chciałem wypróbować tę nową


knajpkę po drugiej stronie ulicy. Kolega mówił, że świetnie gotują.
Chociaż powinienem oszczędzać…”.

Nagle wracasz do rzeczywistości i dociera do ciebie, że gapisz się


bezmyślnie w kursor migający na ekranie komputera.

„Wow, ale zamulam. Totalnie mi dziś nie idzie. Muszę dodać sobie
energii”.

Prawie bezwiednie otwierasz przeglądarkę i wchodzisz na jeden


z portali, na których uwielbiasz marnować czas.
„O ja cię!… Buty do lewitowania?! Coś dla mnie”.

Otrząsasz się na moment. Sprawdzasz maile. Wyciąg z karty


kredytowej. „Mam straszne długi. Nigdy się z nich nie wygrzebię. Nie
stać mnie ani na buty do lewitowania, ani na lunch na mieście”.

Powiadomienie z portalu randkowego, na którym kilka tygodni


temu założyłeś profil. „Nigdy nikogo nie znajdę. Moje życie miłosne
to porażka. Może po prostu nie nadaję się do życia w związku”.

Ktoś mija twój boks. Zaczynasz walić w klawiaturę jak oszalały,


udając przed niczego niepodejrzewającym intruzem, że jesteś
bardzo zajęty. „Uff, mało brakowało!”.

Znów patrzysz na zegarek. 11.13. Kolejne zmarnowane pół


godziny. „Naprawdę powinienem zabrać się do pracy… tylko
najpierw…”.

Czy ten opis brzmi choć trochę znajomo? Być może nie pracujesz
w biurze, ale i tak znasz tę paraliżującą niemoc, jaka ogarnia
człowieka postawionego przed zadaniem, które budzi w nim opór.
Myślisz wtedy: „Wszystko, tylko nie to”. Zamiast załatwić sprawy ze
swojej listy, wolałbyś, żeby ktoś załatwił ciebie.

Nawet jeśli masz partnera, może rozumiesz, jak to jest czuć się
nieatrakcyjnym i obsesyjnie rozmyślać o swojej sytuacji. W takim
stanie nie pamiętasz już, o co chodzi w twoim związku. Tak
pochłania cię roztrząsanie, jak powinno w nim być i kto ma rację, że
często zastanawiasz się, po jaką cholerę jeszcze to w ogóle ciągniesz.

Tak naprawdę wszyscy to sobie robimy od czasu do czasu. Nawet


najambitniejszych i najinteligentniejszych ludzi sukcesu dręczą
chwilami takie myśli.
Więc co ich odróżnia od takich osób jak ty i ja? Fakt, że (świadomie
lub podświadomie) rozumieją jedną prostą zasadę: To, co robią, nie
zawsze musi iść w parze z tym, co myślą.

NIE JESTEŚ SWOIMI MYŚLAMI

Nie jesteś swoimi myślami. Nie definiuje cię to, co roisz sobie
w głowie. Jesteś tym, co robisz. Jesteś swoimi czynami.

Wspaniałe myśli przemawiają jedynie do


wrażliwych umysłów, za to wspaniałe czyny
przemawiają do całej ludzkości.
Theodore Roosevelt

Większość z nas pozwala, by stan psychiczny wywierał istotny


wpływ na nasze zachowanie. Ale wielcy tego świata odnoszą sukcesy
właśnie dlatego, że potrafią doświadczać uczuć, nie ulegając
pokusie, żeby się nimi kierować w swoich działaniach.

Nie chodzi o to, że nigdy w siebie nie wątpią, nie mają ochoty
prokrastynować i nie unikają żadnej sytuacji. Nie chodzi o to, że
zawsze „czują się na siłach” robić to, co do nich należy.

Po prostu potrafią się skupić i zabrać do pracy. Działają mimo tych


uczuć.

Byłoby cudownie, gdybyśmy mogli po prostu podjąć decyzję, że już


nigdy nie pomyślimy nic negatywnego, ale to nierealne. Wiem,
wiem, fani pozytywnego myślenia rwą teraz włosy z głowy, ale
spójrz na to z innej perspektywy. Nie zastanawiałeś się nigdy,
dlaczego postanowiłeś praktykować optymizm? Zwróć uwagę, jak
się czujesz w towarzystwie pesymistów albo w trudnych sytuacjach.
No właśnie, nawet tobie od czasu do czasu zdarza się ulec
negatywnym myślom, nawet jeśli robisz wszystko, co w twojej mocy,
żeby ich do siebie nie dopuścić.

Prawda jest taka, że trudno nam wpływać na własne myśli, a co


dopiero je kontrolować. Zwłaszcza że, jak już ustaliliśmy, większości
z nich nawet sobie nie uświadamiamy.

Do głowy przychodzi nam przynajmniej tyle samo bzdur i głupot co


ważnych refleksji. A przez cały dzień zmagamy się jeszcze
z natłokiem automatycznych myśli: że jesteśmy do niczego, że
wszyscy nas oceniają, że nigdzie nie pasujemy, że czegoś nie
potrafimy. Towarzyszą nam bez przerwy – w biurze, przy płaceniu
rachunków, na zakupach czy za kierownicą!

Pracując z klientami, uczę ich przede wszystkim nowego podejścia


do życia – bo interesują mnie rozwiązania długoterminowe. Koniec
końców chcę ci pomóc zmienić swoją podświadomość. A z tym jest
jak z zawracaniem okrętu wojennego, kochani. Potrzeba na to czasu.

Nawet jeśli będziesz się starał ze wszystkich sił, i tak sporadycznie


najdzie cię jakaś negatywna myśl. Może nawet częściej niż
sporadycznie. Może każdego dnia. A może setki razy dziennie.

Przyjdą takie dni, że nie będzie ci się chciało wstać z łóżka, iść do
pracy, wypełniać obowiązków. Ale i tak to zrobisz. Każdego dnia
wykonujesz czynności, na które tak naprawdę nie masz ochoty. A to
znaczy, że potrafisz już działać niezależnie od swoich myśli.

Stale powtarzam moim klientom: nie musisz czuć, że dziś jest twój
dzień – wystarczy, że będziesz się tak zachowywał.

Oczywiście nie zaszkodzi mieć odpowiedni nastrój i nastawienie,


ale jeśli będziemy czekać bezczynnie na dobre samopoczucie, to
nigdy nie zaczniemy działać.

W mojej karierze zetknąłem się z dosłownie tysiącami ludzi, którzy


przez całe życie odkładali zmiany na moment, kiedy ogarną ich inne
myśli albo emocje. Wprawdzie od czasu do czasu poczujesz przypływ
inspiracji albo motywacji, ale są one nieprzewidywalne – nie możesz
liczyć na to, że zjawią się zawsze wtedy, gdy ich potrzebujesz.

Stajemy się sprawiedliwi, postępując


sprawiedliwie, umiarkowani przez postępowanie
umiarkowane, mężni przez mężne
zachowywanie się.
Arystoteles

Swoje życie zmieniasz poprzez działanie, a nie rozmyślanie


o działaniu. A kiedy mocno identyfikujesz się z tym, co robisz,
zaczyna się dziać coś magicznego.

Myśli, za którymi nie idą działania, to tylko myśli, dlatego twoje


negatywne przekonania na temat siebie samego, innych ludzi albo
własnej sytuacji nie wpłyną na twoje życie, jeśli zostawisz je
w spokoju.
JAK DZIAŁANIE ZMIENIA TWÓJ SPOSÓB MYŚLENIA
Działanie wpływa na nasz sposób myślenia na dwa sposoby.

Pozwala ci załatwić sprawy, którymi musisz się zająć – to


oczywiste. Ale wbrew pozorom jest też najszybszą metodą zmiany
własnych przekonań.

Dzieje się tak z kilku powodów. Wiemy, że twoje myśli mogą


wykreować twoją rzeczywistość. A kiedy rzeczywistość wygląda tak,
że działasz w sposób, który ci służy, twoje myśli dostosowują się do
tej sytuacji. Zastanów się nad tym: wyznawane przez ciebie
przekonania (i wynikające z nich uczucia) nie zawsze mają korzystny
wpływ na twoje życie, zdrowie czy stan finansów. Często nie
pozwalają ci wykorzystać własnego potencjału. Zmagasz się
z wątpliwościami, strachem, prokrastynacją czy frustracją zamiast
podjąć konstruktywne działania, dzięki którym faktycznie do czegoś
dojdziesz.

Jeśli zaczniesz zawsze zabierać się energicznie do pracy, to jak


sądzisz, co pomyślisz następnym razem, kiedy będziesz miał coś
ważnego do zrobienia? Spojrzysz na siebie w nowy sposób, który
z czasem stanie się intuicyjny, aż w końcu zaczniesz regularnie
działać niezależnie od swoich negatywnych przekonań. Czy będziesz
myślał o swoich wadach i niedociągnięciach, czy skupisz się na
zadaniu, które wymaga reakcji w danym momencie?

Może sam zauważyłeś, że kiedy jesteś czymś całkowicie


pochłonięty, wszystkie problemy z negatywnym dialogiem
wewnętrznym znikają. Gdy szczerze angażujesz się poznawczo
w jakieś działanie albo projekt, krytykujący głos coraz bardziej
cichnie. Golfiści, tenisiści, muzycy, artyści, biegacze, wyznawcy
medytacji albo wielbiciele robótek ręcznych dobrze wiedzą, co mam
na myśli. Sportowcy wprowadzają się w stan wzmożonej
koncentracji. Mam dla ciebie dobrą wiadomość: ty też możesz to
wyćwiczyć!

Kiedy skupiasz się na zadaniu, które masz przed sobą, twoja


świadomość zaczyna się do tego przyzwyczajać.

Za każdym razem, kiedy ci się to udaje, budujesz zaufanie do


samego siebie, więc czujesz się coraz pewniej. Wszystko to
przekłada się na twój ogólny sposób myślenia o sobie.

No dobrze, a drugi sposób wpływania na myśli poprzez działanie?

Pamiętasz, jak powiedziałem, że twoje myśli kreują twoją


rzeczywistość? To prawda. Ale mogą wykreować ją jedynie poprzez
działanie. Do tego momentu pozostają w sferze wyobraźni.

Ludzki umysł przypomina czasem krzywe zwierciadło z gabinetu


luster w wesołym miasteczku – zniekształca, deformuje i zamazuje
nasze prawdziwe możliwości.

Często mamy błędne wyobrażenia na temat świata, upstrzone


interpretacjami, nieporozumieniami, mimowolnymi zachowaniami
i opiniami oraz wzorcami narzuconymi przez kulturę i rodzinę, które
ciążą nad naszym życiem jak plany wyrysowane na gigantycznej
desce kreślarskiej. Im mocniej staramy się dopasować naszą
rzeczywistość do tych oczekiwań, tym nam trudniej.

Przepaść między tym, jak wygląda życie, a naszą wizją życia, staje
się czarną dziurą, z której nie umiemy się wydostać.

Ta kakofonia ocen i opinii sprawia, że różne sprawy wydają się


nam gorsze albo lepsze, trudniejsze albo łatwiejsze niż
w rzeczywistości.

Wyobraź sobie, że zawaliłeś coś ważnego. Natychmiast do głowy


wpadają ci takie myśli jak: „Ale ze mnie idiota” albo „Zawsze
wszystko psuję”.

Oznacza to tylko, że twoja reakcja na tę jedną sytuację nie pasuje


do całości. Tak jak wtedy, gdy jęczysz (tak, to jest jęczenie), że coś,
co masz załatwić, jest „nie do zrobienia”. Twój mózg przyjmuje to
rozumowanie – staje się ono samospełniającą się przepowiednią!

Na szczęście kiedy uznasz swoje myśli za niewielki element całości


i zajmiesz się działaniem, stopniowo zaczniesz sobie uświadamiać,
jak słaby kontakt miałeś dotychczas ze światem.

Podobną metodą posługują się psychiatrzy prowadzący terapię


z pacjentami – bo to naprawdę działa. Kwestionując własne
przekonania za pomocą działań i stawiając się w sytuacjach, przed
którymi czujemy opór, uczymy mózg postrzegać otoczenie
w bardziej obiektywny sposób. Dzięki temu wychodzimy z krainy
wyobraźni do świata, który faktycznie istnieje!

Kiedy następnym razem przyłapiesz się na negatywnej, krytycznej


myśli, która pozbawia cię energii, po prostu ją zignoruj. Zacznij
działać, nie zwracając na nią uwagi. A dokładniej, zacznij działać we
własnym interesie zamiast w sposób podyktowany przez
automatyczne myśli i uczucia. Za każdym razem będzie ci szło coraz
lepiej, aż w końcu twój umysł ocknie się i zrozumie: „Hej, daję sobie
z tym radę. Uczę się!”.

DZIAŁANIE OLIWI TRYBY ŻYCIA


Bezczynność rodzi wątpliwości i strach.
Działanie rodzi zaufanie i odwagę. Jeśli chcesz
zwyciężyć strach, nie siedź w domu, rozmyślając
o nim. Wyjdź i zacznij działać.
Dale Carnegie

Podobają mi się te słowa Dale’a. Kiedy wybieramy aktywność


zamiast bezczynności i wykraczamy poza swoje automatyczne myśli,
dzieje się coś ciekawego: zaczynamy zapominać o rzeczach, które
nas dręczą.

Krótko mówiąc, gdy działamy, zwyczajnie nie mamy czasu na nic


innego! Trudno skupiać się na głosie wewnętrznego krytyka
i pesymisty, jeśli jesteś zajęty załatwianiem różnych spraw.
Najważniejsze, żeby nabrać impetu. Gdy raz ruszysz z miejsca,
łatwiej będzie pozostać na właściwym kursie. Droga, która
wydawała się tak długa i przytłaczająca, zaciera ci się przed oczami,
kiedy pędzisz nią naprzód.

Ale najpierw trzeba włożyć kluczyk do stacyjki, włączyć silnik


i wrzucić bieg. Nie ma co liczyć, że samochód sam się uruchomi
i będzie cierpliwie czekał na ciebie na podjeździe.

Chociaż kiedy się nad tym zastanowić, w zasadzie większość z nas


właśnie na to liczy. Czekamy na szofera: bardziej produktywny
nastrój, który poniesie nas przez życie; większą pewność siebie,
dzięki której wszystko wyda się prostsze i łatwiejsze do zrobienia.
Ale jeśli chcesz dotrzeć do celu, sam musisz usiąść za kierownicą.

Musisz zapiąć pasy i wcisnąć gaz do dechy, nawet jeśli nie masz na
to ochoty.

Chcę, żebyś dziś zachował się inaczej niż zwykle. Zrób coś, nie
oglądając się na swoje typowe negatywne albo nieproduktywne
myśli. Daj się ponieść chwili i pójdź za tym, czego domaga się od
ciebie bieżąca sytuacja. Chrzanić to, jak się czujesz – DZIAŁAJ!

Nie czekaj na właściwy nastrój. Nie tkwij w bezruchu, rozglądając


się za tym magicznym uczuciem, które odwali za ciebie całą robotę.

Po prostu działaj. Oderwij się od swoich myśli i rusz przed siebie.

Nie chodzi o to, żeby odpowiednio nastawić się psychicznie. Nie


musisz dopiąć wszystkiego na ostatni guzik. Po prostu zacznij. Zrób
to.

Nie za minutę. Nie po tym programie. Teraz.

Oczywiście twój umysł będzie próbował za wszelką cenę


usprawiedliwić bezczynność. Przypomni ci o wszystkich innych
rzeczach, które mógłbyś właśnie robić. Przywoła różne stresujące
sytuacje i wątpliwości.

Ale nie kieruj się swoimi myślami. Kieruj się tym, co masz przed
sobą.

Zmień swoje życie, zmieniając swoje działania. Innej drogi nie ma.

Potrzebujesz więcej motywacji? Pomyśl o najwspanialszych


ludziach, jakich znasz – osobiście albo ze słyszenia. Czy oceniasz ich
na podstawie przekonań i opinii? Czy skupiasz się raczej na tym,
czego dokonali?

Myślisz, że Gandhi, Rosa Parks i Abraham Lincoln nigdy nie zmagali


się z wątpliwościami, strachem czy niepewnością? A Nikola Tesla
i Steve Jobs? Naprawdę wydaje ci się, że ci ludzie każdego dnia
budzili się w wyśmienitym nastroju z piosenką Życie cudem jest na
ustach? BZDURA! Tkwili w tym samym szambie co ty, lecz MIMO TO
działali. Mierzyli się z przeszkodami na swojej drodze, pokonywali je
i brnęli dalej w nieznane. Nie pozostawali bierni. Sukces nie spadł im
z nieba, żebyśmy mogli ich podziwiać. Gdyby nie wzięli się do pracy,
nie mielibyśmy nawet pojęcia, co ich pasjonowało. Nie poznalibyśmy
ich talentu i mądrości.

Harowali, wątpili w siebie i zarywali noce, martwili się, walczyli


i zasuwali, dopóki praca nie wyznaczyła biegu ich życia.

Bądźmy szczerzy, pewnie bez trudu wymienisz mnóstwo osób,


żyjących lub nieżyjących, które stosowały zasady „pozytywnego
myślenia”, ale nie osiągnęły nic szczególnego.

To właśnie nas czeka, jeśli będziemy martwić się bardziej swoimi


myślami niż działaniami.

A teraz pomyśl, ilu zagorzałych pesymistów odniosło oszałamiający


sukces.

Przypomnij sobie wszystkie legendy muzyki uzależnione od


narkotyków. Zawodowych sportowców, którzy nie panują nad
agresją. Chorobliwie wyglądające modelki. Milionerów
z mentalnością niedoboru.

Ta lista mogłaby się ciągnąć bez końca. Chodzi o to, że optymizm


nie jest predyktorem sukcesu, a pesymizm – predyktorem porażki. Ci
ludzie działali niezależnie od swojego stanu psychicznego. Ty możesz
zrobić to samo.

Działanie to podstawa.

Zabierz się do roboty, rusz naprzód, zostawiając za sobą całe to


negatywne pieprzenie. Życie nigdy nie stanie się łatwiejsze ani
bardziej zrozumiałe. Jest jak jest, żyjesz tu i teraz, lepszego
momentu nie będzie.

Nie wiesz, co robić albo od czego zacząć?

Świetnie, znasz swoje pierwsze zadanie. Dowiedz się tego.


Przeszukuj internet, czytaj książki, zadawaj pytania, ucz się nowych
rzeczy, proś o radę – zrób absolutnie wszystko, żeby przestać sobie
dowalać i wkręcić się we własne życie.

Stań na własnych nogach i zrób pierwszy krok.

Działanie nie zawsze przyniesie nam szczęście,


ale nie ma szczęścia bez działania.
Benjamin Disraeli

ODRÓŻNIANIE SIEBIE OD SWOICH MYŚLI

Nie jestem tym, co myślę;


jestem tym, co robię.

To twoja najnowsza osobista deklaracja – zdanie, które


podsumowuje wszystko, o czym mówiłem. Śmiało, wypróbuj je.
Powiedz: „Nie jestem tym, co myślę; jestem tym, co robię”.

Nie jesteś swoimi myślami. To tylko zbiór przypadkowych


stwierdzeń, które wpadły ci do głowy. Na większość z nich nie masz
żadnego wpływu.

Koniec końców wszyscy chcielibyśmy myśleć bardziej pozytywnie.


Ale nie osiągniesz tego, siedząc bezczynnie.
Dopiero gdy rzucamy wyzwanie swojemu ciału i umysłowi,
doświadczamy różnych przeżyć, mierzymy się z naszymi lękami,
odnosimy sukces – albo ponosimy porażkę – naprawdę zmieniamy
samych siebie.

Możesz być najmądrzejszym człowiekiem na świecie, ale dopóki


nie zaczniesz działać, nic to nie znaczy.

Pomyśl o tym następnym razem, kiedy poczujesz się „nie w sosie”.


Kiedy nie będzie ci się chciało iść do pracy albo podjąć ważnego
kroku w życiu. Kiedy zwątpisz w siebie i stracisz siłę do działania.

Zapomnij o tym. Po prostu zrób ten pierwszy krok. A potem


kolejny. I jeszcze jeden.

Nie jesteś tym, co myślisz. Działaj. Jesteś tym, co robisz.


„JESTEM WYTRWAŁY”
ROZDZIAŁ 7

Przypomnij sobie swoje największe życiowe sukcesy.

Może sfinalizowałeś dużą transakcję, założyłeś firmę albo kupiłeś


dom. Może wziąłeś ślub z miłością swojego życia, wróciłeś do szkoły
albo przebiegłeś maraton. Wybierz coś, z czego jesteś naprawdę
dumny.

Jak, do cholery, ci się to udało?

No cóż, pewnie nie siedziałeś na kanapie, kontemplując swój


pępek. Można też z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że nie
pochłaniała cię monotonia twojej codziennej egzystencji ani
wyliczenia, o ile wzrosły ceny mleka od 1977 roku.

Więc skąd ten sukces?

Raczej nie uda mi się zgadnąć, jakim sposobem go osiągnąłeś, ale


jednego jestem pewien: nie czułeś się przy tym zbyt komfortowo.
Mówiąc trochę inaczej, prawdopodobnie wyszedłeś poza swoją
strefę komfortu.

Nasze największe sukcesy biorą się z niewygody, niepewności


i brawury – w postaci stresu i wątpliwości, które ogarniają nas, gdy
podejmujemy ryzyko zawodowe, albo bólu mięśni i zadyszki po
kolejnych pięciu minutach na bieżni.

Nie warto mieć ani robić niczego, co nie wiąże


się z wysiłkiem, bólem i trudnościami.
Theodore Roosevelt
W zasadzie im większy przeżywasz dyskomfort, im większe masz
trudności, tym większe zadowolenie z siebie czujesz później.

I właśnie dlatego wielkie osiągnięcia i niesamowite sukcesy


zdarzają się tak rzadko. Bo większość ludzi unika dyskomfortu.

WYTRWAŁOŚĆ

Kiedy pracujesz nad tym, żeby coś osiągnąć, zawsze płyniesz pod
prąd. Ludzie wokół ciebie często usiłują cię od tego odwieść i stanąć
ci na drodze.

Mówią, że nie dasz sobie rady, że popełniasz błąd, że to


niemożliwe, że poniesiesz porażkę. Im bardziej wyjątkowe
i nieszablonowe jest twoje przedsięwzięcie, tym większy opór może
wzbudzić. Dlaczego? Po prostu ludzie w twoim życiu przyzwyczaili
się myśleć o tobie w określonych kategoriach. Za każdym razem,
kiedy usiłujesz wydostać się z tej szufladki, nie tylko wprowadzasz
zamęt w swoim życiu, ale też mącisz ich wizję świata.

A opór stawia również twój własny umysł. W realizacji marzeń


mogą ci przeszkadzać zarówno świadome, jak i podświadome myśli.

Czasem będzie to jawny pesymizm: „To nie do zrobienia. Po co


nawet próbować?”. Kiedy indziej dostaniesz bardziej subtelny
komunikat.

„Chyba dużo przyjemniej będzie się wyspać niż przyjść wcześniej


do biura, prawda?”. „Ta gra na smartfonie jest dużo ciekawsza niż
praca”.

Oczywiście te rozpraszacze i pokusy da się przezwyciężyć –


omówiliśmy to w poprzednim rozdziale. Ale w każdej podróży może
przyjść moment zagubienia, gdy pochłonięty codzienną rutyną
kompletnie zbaczasz z kursu i wpieprzasz się w sam środek dżungli,
a potem krążysz po niej bez mapy, bez wody i bez bladego pojęcia,
gdzie jesteś.

Czy idziesz we właściwym kierunku? Kiedy dojdziesz do celu? Ile


jeszcze wytrzymasz? Może to tam. Nie, zaraz, chyba jednak gdzie
indziej.

W końcu potykasz się albo trafiasz na jakąś przeszkodę i zaczynasz


kwestionować całą wyprawę. Zastanawiasz się, czy nie zawrócić.

W tym momencie, gdy nie wiesz już, czy stoisz, czy leżysz, ile masz
jeszcze do przejścia ani jak daleko zaszedłeś, jest tylko jedna rzecz,
która nie pozwala ci się poddać.

To wytrwałość. Impet, dzięki któremu niezależnie od okoliczności


wciąż kroczysz naprzód, krok za krokiem.

Nieważne, czy „czujesz się na siłach”. Nieważne, że się stresujesz


i wątpisz w siebie.

Sprawa wygląda następująco: prawdziwa wytrwałość pojawia się


wtedy, gdy nie zostało ci już nic innego. Kiedy masz wrażenie, że
wszystko przepadło i straciłeś jakąkolwiek nadzieję na sukces,
wytrwałość staje się paliwem, które napędza cię do działania.

TO PRAWDA – JEŚLI TY TAK MYŚLISZ

Ludzie, którzy odnoszą największe sukcesy, docierają na szczyt


dlatego, że potrafią pokonywać przeszkody.
Ale to nie takie proste, jak się wydaje. Łatwo powiedzieć „Nigdy się
nie poddawaj!” (nienawidzę takich banałów), trudniej faktycznie
wytrwale dążyć do realizacji swoich najważniejszych celów.

Słuchaj, czas spojrzeć prawdzie w oczy: los nie rzuca ci kłód pod
nogi – aż tak się tobą nie przejmuje. Nie jest tak, że wszechświat ci
nie sprzyja, ani też kosmos nie sprzysiągł się przeciwko tobie –
jedyne, co cię powstrzymuje, to przekonanie, że można cię
powstrzymać. Dopóki w to nie uwierzysz, robisz, co ci się żywnie
podoba!

Oznaką wykształconego umysłu jest


umiejętność rozpatrywania pewnej myśli bez
wiary w jej słuszność.
autor nieznany

Pomyśl o wszystkich ludzkich osiągnięciach, które kiedyś uważano


za niemożliwe. Gdybyś w latach pięćdziesiątych XIX wieku
powiedział komuś, że można dolecieć z Kalifornii do Chin
w metalowej tubie wypełnionej setkami pasażerów, pewnie
dożyłbyś swoich dni w miejscowym szpitalu dla obłąkanych.

Ale bracia Wright nie przyjmowali do wiadomości, że latanie jest


niemożliwe. Po prostu nie dopuszczali do siebie tej myśli, chociaż nie
istniały żadne przesłanki, że człowiek może wznieść się w powietrze.

Nikt wcześniej tego nie dokonał, nie mieli więc powodu


przypuszczać, że im się to uda. Byli jednak wytrwali i pełni
determinacji.

A teraz porównaj ich sytuację do własnej. Podejrzewam, że jak


większość z nas nie masz równie wybujałych ambicji jak
wynalezienie samolotu.
Pewnie chciałbyś po prostu więcej zarabiać, stawić czoła swoim
lękom, znaleźć bratnią duszę, zrzucić kilka kilogramów albo zacząć
walczyć o lepsze życie. Te cele osiągnęło już mnóstwo ludzi wcale
nie zdolniejszych od ciebie, a kolejni zrealizują je w przyszłości.

Twoje marzenia SĄ realne. Ale nie daj się zwieść poradnikowym


ściemom typu: „To ci się należy!”. Wcale nie. Nic się nikomu nie
należy.

Takie teksty rozbudzają tylko oczekiwania, przez które zamieniasz


się w totalną ofiarę losu. Czasem trzeba po prostu wziąć się do
roboty i zawalczyć o swoje. Musisz przekuć plany w rzeczywistość
własną pracą.

Więc kiedy ktoś patrzy na ciebie i rzuca: „Ty nigdy nie zarobisz
miliona dolarów”, albo gdy twój mózg mówi ci: „Nie ma opcji, żebyś
schudł pięćdziesiąt kilo”, masz dwa wyjścia.

Możesz ulec przekonaniu, że nie wiesz, co robisz, że brakuje ci


umiejętności, że się nie nadajesz albo że musisz coś w sobie zmienić,
zanim ci się uda – więc lepiej od razu się poddać.

Albo możesz nie zgodzić się z tą oceną. Możesz odmówić przyjęcia


jej do wiadomości, dać z siebie wszystko i sięgnąć po swój sukces.
Możesz odpowiedzieć: „Nieprawda, mylisz się, a ja ci to
udowodnię”.

Niemożliwe stanie się możliwe dopiero w chwili, gdy zaczniesz


w to wierzyć.

Osiągnęlibyśmy znacznie więcej, gdybyśmy nie


uważali niektórych rzeczy za niemożliwe.
Vince Lombardi
A najlepsze jest to, że nie da się ostatecznie udowodnić, co jest
możliwe, a co nie.

Możesz próbować czegoś tysiąc razy, przy każdej próbie ponosząc


sromotną porażkę – i odnieść sukces przy tysiąc pierwszym
podejściu.

Tak naprawdę nigdy do końca nie wiadomo. Nie jesteśmy w stanie


uwzględnić wszystkich faktów. Wciąż bardzo słabo orientujemy się
w funkcjonowaniu własnych umysłów, nie mówiąc już o naszej
planecie, oceanach, kosmosie czy technologii. Jeśli ktoś wmawia ci,
że zna wszystkie odpowiedzi, powiedz mu, żeby przestał chrzanić.
Radzi sobie na czuja, tak samo jak ty i cała reszta. Wszystkie
odpowiedzi? Gość chrzani jak potłuczony.

Skoro nie możemy wykluczyć nawet wysłania człowieka na Marsa,


to skąd ktokolwiek z nas miałby wiedzieć, do czego jesteśmy
naprawdę zdolni w życiu codziennym?

Nie mamy takiej wiedzy. Wszystko sprowadza się do tego, czy


zgadzasz się, że coś leży poza twoim zasięgiem. Opinia staje się
prawdą dopiero w chwili, gdy ją akceptujesz i przestajesz
wykorzystywać swój potencjał.

Moja historia jest przykładem na to, ile możesz osiągnąć, kiedy


przekraczasz oczekiwania – swoje i innych. Byłem dość przeciętnym
licealistą, a dziś jeżdżę po całym świecie i pomagam tysiącom ludzi
jako coach. Z moich usług korzystali lekarze, prawnicy, politycy,
aktorzy, celebryci, sportowcy, dyrektorzy firm, a nawet księża
w Irlandii i mnisi buddyjscy w Tajlandii, do diabła!
Jeśli wyruszysz w nieznane, czeka cię cudowne, magiczne życie.
Nie zawsze będzie usłane różami, ale możesz stworzyć dla siebie
znacznie ciekawszą rzeczywistość niż ta, w której się teraz
marnujesz.
WYTRWAŁE PRZECIERANIE SZLAKU

Przekonajmy się, jak wygląda wytrwałość w praktyce, na


przykładzie historii sukcesu człowieka, o którym pewnie wszyscy
słyszeliśmy: Arnolda Schwarzeneggera.

Arnold urodził się w stosunkowo biednej rodzinie w małym


austriackim miasteczku zaledwie kilka lat po drugiej wojnie
światowej.

Młody Arnold marzył o tym, żeby wyjechać do Ameryki i grać


w filmach. Jak myślisz, co sądzili rodzice o planach syna? Jak
reagowali na te ambicje mieszkańcy jego miasteczka? Co szeptali
o Arnoldzie za jego plecami?

Pamiętaj, że nie działo się to w dzisiejszej erze telewizji, internetu


i smartfonów, gdy celebrytą może zostać każdy z dostępem do
internetu. Wtedy większość osób nie miała w domu odbiornika
telewizyjnego.

Dla Arnolda i ludzi, wśród których dorastał, Ameryka była mglistym


wyobrażeniem – bajkowym miejscem, które znali tylko z filmów.

Pewnie wszyscy jego znajomi uważali, że to niemożliwe, żeby


kiedykolwiek zrealizował swoje marzenie. Gdyby Arnold na
którymkolwiek etapie uznał, że mają rację, ich słowa stałyby się
prawdą.

Gdyby zgodził się z ich opinią, że nigdy nie zostanie światowej


sławy kulturystą, potwierdziłby ją w ten sposób. Gdyby zgodził się
z ich opinią, że nie może przeprowadzić się do Ameryki, nie zrobiłby
tego. Gdyby zgodził się z ich opinią, że nie ma szans na karierę
aktorską, że nie zdobędzie sławy, że nie zostanie gubernatorem, po
prostu by się poddał.
Ale on nigdy nie wierzył światu i innym ludziom, kiedy od nich
słyszał, że coś jest niemożliwe.

Był wytrwały. Każdego dnia spędzał wiele godzin na siłowni,


rzeźbiąc ciało. Ćwiczył pozy kulturystyczne. Czytał książki. Uczył się
o biznesie. Brał udział w castingach.

Wytrwale dążył do celu. Kapitulacja ani zmiana planów nie


wchodziły w grę.

Patrząc na jego drogę do sukcesu, możesz nauczyć się czegoś


ważnego o wytrwałości: czasem to wszystko, co ci pozostaje.

Przed Arnoldem żaden austriacki kulturysta nie został wielką


gwiazdą filmów akcji w Stanach Zjednoczonych ani tym bardziej
gubernatorem stanu Kalifornia. Gwarantuję ci, że przez sporą część
życia i kariery Arnold nie był do końca pewny, dokąd zmierza. Kiedy
zapuszczasz się na niezbadany teren, nie widzisz tam żadnych
drogowskazów – sam wszystko badasz i odkrywasz. Przecierasz szlak
zamiast iść wydeptaną ścieżką.

W takiej sytuacji musisz skupić się na wyzwaniach, które masz


właśnie przed sobą. Stawiasz po prostu krok za krokiem, zajmując
się problemami w miarę, jak się pojawiają.

Nawet Arnold, który miał wizję swojej przyszłości, realizował te


plany stopniowo, etap po etapie.

Przychodził na siłownię i zaczynał od pracy nad bicepsami.


Koncentrował się na każdym ruchu, miarowo podnosząc
i opuszczając hantle, powtórzenie za powtórzeniem, czując, jak
mięśnie rozciągają się, napinają i rosną.
Kiedy skończył z bicepsami, przechodził do ramion. Później do
pleców. Do pośladków. Do mięśni czworogłowych uda. I do łydek.
Każdej z wymienionych grup mięśni poświęcał pełną uwagę,
a potem przenosił ją na kolejną część ciała, i znów na kolejną.

Po skończonym treningu wyczerpany wracał do domu. Ale


następnego dnia znów wracał na siłownię i zaczynał wszystko od
początku. Na tym polega wytrwałość.

Takich ludzi jest więcej – współczesne nam przykłady to Malala


Yousafzai, stająca w obronie praw kobiet i dzieci w Afganistanie,
pływak Michael Phelps, który osiągał rekordowe wyniki, czy Jessica
Cox, która urodziła się bez rąk, a została pilotem samolotów
pasażerskich.

Rozumiesz, do czego zmierzam?

W wytrwałości najważniejsze jest skupienie na problemie, przed


którym właśnie stoisz. Skoncentruj się na nim w pełni. Bądź kimś,
kto prze naprzód, nawet kiedy wydaje się, że wszystko przepadło.
Zawsze istnieje jakieś rozwiązanie – trzeba go tylko poszukać.

Potem możesz przejść do następnej przeszkody i skoncentrować


na niej całą uwagę, dopóki nie zostanie pokonana. I znów zacząć cały
proces od nowa.

Dzięki temu nigdy nie zastanawiasz się, dokąd zmierzasz. Nie


martwisz się, ile kilometrów zostało do mety. Zaczynasz kochać
problemy zamiast ich unikać, bo widzisz w nich klucz do sukcesu
i rozwoju. Po prostu krok po kroku dążysz do celu.

A jeśli coś zagradza ci drogę, znajdujesz sposób, żeby to obejść.


I idziesz dalej.
Wytrwałość nie oznacza, że rzucasz się w wir walki bez
zastanowienia, wymachując rękami i rozdając ciosy na wszystkie
strony. To ukierunkowane, stanowcze działanie, które powtarzasz aż
do skutku.

Nie walisz pięścią w ceglany mur, dopóki twoje palce nie zamienią
się w krwawą miazgę. Używasz młotka i dłuta, żeby powoli
i metodycznie odłupywać kawałki kamienia, aż w ścianie powstanie
wyrwa. Stopniowo ją powiększasz i zanim się obejrzysz, jest dość
duża, żebyś przeszedł przez nią do całkiem nowego świata jak Alicja
na drugą stronę lustra.

JESTEŚ WYTRWAŁY

Kiedy nie jesteś pewny, czy idziesz właściwą drogą, kiedy masz za
sobą zbyt wiele upadków, możesz czuć się zniechęcony, a nawet
pokonany. Ale i tak nie wolno ci się zatrzymać.

Bo zawsze możesz liczyć na wytrwałość. Choćbyś stracił wszystko


inne, ona wciąż ci pozostanie.

Zamiast roztrząsać, czy jest sens iść dalej, czy lepiej zawrócić,
wytrwale stawiaj kolejne kroki. Wytrwałość zna tylko jeden
kierunek – naprzód. Ma tylko jedno zadanie – podtrzymać twój
impet.

Kapitulacja? Odwrót? Zmiana planów? Wykluczone.

Wytrwały jest kulturysta, który każdego dnia spędza wiele godzin


na siłowni. Wytrwały jest początkujący biznesmen, który wciąż
próbuje się przebić ze swoim oryginalnym pomysłem, chociaż jest
z tego powodu wyśmiewany i krytykowany. Wytrwała jest matka
z nadwagą, która ćwiczy, mimo że wydaje jej się, że nigdy nie zrzuci
nadprogramowych kilogramów. Wytrwała jest świeżo upieczona
absolwentka na najniższym szczeblu korporacyjnej drabiny, która
z trudem opłaca ze swojej pensji czynsz, ale zostaje w biurze dłużej
niż ktokolwiek, żeby jak najwięcej się nauczyć. I ty też jesteś
wytrwały.

Każdy, kto chociaż raz pofatygował się na siłownię, wie, że efekt


nie jest natychmiastowy. Nie wystarczy pół godziny na bieżni, żeby
wyglądać jak młody bóg.

Co nie znaczy, że twoje wysiłki nie przynoszą żadnych rezultatów.


Robisz postępy. Z każdym ćwiczeniem, z każdym krokiem, z każdym
ruchem, z każdym działaniem czujesz się trochę lepiej i zbliżasz do
celu.

Aż w końcu pewnego dnia patrzysz w lustro i myślisz: „Wow”.

To samo dotyczy twojej firmy, twojego stanu zdrowia, twojej


kariery i twoich związków. Zmiany zachodzą także wtedy, kiedy masz
wrażenie, że nic się nie dzieje. Nawet jeśli nie zawsze ci wszystko
wychodzi, i tak robisz postępy.

Aż w końcu pewnego dnia sprawdzasz stan konta, rozglądasz się


po nowym biurze, patrzysz na swoje dzieci albo swój nowy dom
i myślisz: „Wow!”.

I dlatego nie wolno się zatrzymywać. Trzeba wytrwale kroczyć


przed siebie.

Bo kiedy przedzierasz się przez dżunglę, nie wiesz, czy od


cywilizacji dzielą cię trzy dni czy trzydzieści minut. Możesz tylko iść
dalej. Droga wyjścia zawsze wiedzie naprzód.

Dlatego wyprostuj plecy i powtórz za mną: „Jestem wytrwały”.


„NICZEGO NIE OCZEKUJĘ
I AKCEPTUJĘ WSZYSTKO”
ROZDZIAŁ 8

Przede wszystkim nie daj się zwieść tytułowi tego rozdziału. Na


następnych stronach odkryjesz coś naprawdę niesamowitego.

Wyobraź sobie taką sytuację.

Zawsze marzyłeś o założeniu firmy – chciałeś zostać własnym


szefem, sam układać sobie plan dnia i zbudować coś, z czego
będziesz mógł być naprawdę dumny; coś, co stanie się jednym
z twoich życiowych osiągnięć.

Dzięki połączeniu ciężkiej pracy, determinacji i rozsądnych planów


udało ci się doprowadzić do tego, że twoje marzenie może stać się
rzeczywistością.

Wpadłeś już na świetny pomysł na biznes, zatrudniłeś firmę, która


stworzy dla ciebie niebanalne logo i ciekawy branding, a teraz pora
zabrać się do pracy. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa…

Chcesz założyć sklep, więc musisz znaleźć odpowiedni lokal. To


pierwsze zadanie, któremu stawiasz czoła. Przez następny tydzień
objeżdżasz całe miasto, sprawdzasz różne miejsca i negocjujesz
z agentami nieruchomości.

Nie jest to łatwe, ale w końcu znajdujesz stosunkowo dobry lokal


za przystępną cenę. Miałeś na oku jeszcze inne miejsce, ale
przekraczało twoje możliwości finansowe.
Musisz też załatwić kilka innych spraw, takich jak ubezpieczenie
nieruchomości, zezwolenie na prowadzenie działalności i kwestie
podatkowe. Wprawdzie nie zarobiłeś jeszcze ani grosza, ale musiałeś
już zatrudnić księgowego, który pomógł ci rozeznać się
w skomplikowanych przepisach.

No dobrze, czas przejść do następnego punktu. W twoim sklepie


muszą się znaleźć meble i inne niezbędne sprzęty, więc krążysz po
magazynach, żeby wynegocjować jakąś zniżkę. Kolejna rzecz do
odfajkowania na liście.

Rzecz jasna, potrzebni są też pracownicy. Czas ich znaleźć. Okej,


zadanie odhaczone.

Wszystko idzie dobrze, gdy nagle… TRACH! Umowa na sprzedaż


wyjątkowego produktu, którą wywalczyłeś z takim wysiłkiem,
przepada. Musisz szukać innego rozwiązania. CHOLERA! Serce
zamiera ci w piersi i dostajesz zadyszki. W panice wydzwaniasz do
hurtowników, importerów, producentów – kontaktujesz się ze
wszystkimi, którzy mogą ci pomóc w tej sytuacji.

Problem polega na tym, że ich wyceny kompletnie odbiegają od


twoich szacunków. Jak sobie z tym poradzić? Niezmordowanie
szukasz jakiegoś rozwiązania, ale ciągle dochodzisz do ściany.
Uświadamiasz sobie, że cały plan może wziąć w łeb!

Zainwestowałeś już mnóstwo czasu i pieniędzy w swój biznes,


a teraz trafiłeś na potężną przeszkodę. Uświadamiasz sobie, że
powinieneś był to przewidzieć. W końcu to biznes, coś musiało pójść
nie tak. Twój mózg zalewa fala wątpliwości i samokrytyki. Marzenia
zderzają się z rzeczywistością.

„Cholera, wszystko tak dobrze szło. Wiedziałem, że coś takiego


musi się wydarzyć!!!”.
To poczucie staje się coraz silniejsze, aż w końcu zaczyna cię
przytłaczać. Zakładając firmę, zaryzykowałeś wszystko, co udało ci
się dotąd wypracować. Czy jest warta takiego stresu? Na litość
boską, przecież masz rachunki do opłacenia!

Po zastanowieniu dochodzisz do wniosku, że poświęcasz temu


projektowi więcej czasu niż swojej poprzedniej pracy. ZNACZNIE
więcej. Poważnie, siedzisz nad nim dniami i nocami niemal bez
chwili wytchnienia. Masz mniejszy wpływ na swój harmonogram niż
kiedykolwiek wcześniej. Poświęcasz firmie każdą myśl, każdą
sekundę, każdego dolara. Jak mogłeś myśleć, że lepiej ci będzie na
swoim?

Nie na to się pisałeś, prawda? Może to wszystko było jedną wielką


pomyłką? Nachodzą cię coraz czarniejsze myśli i zaczynasz mierzyć
się z przykrą perspektywą, że stracisz wszystko, co zainwestowałeś,
i wrócisz z podkulonym ogonem do byłego szefa, błagając o dawne
stanowisko.

HOLA HOOOLAAAA!!!!!

Nie tak szybko! Zróbmy krok wstecz, zanim damy się ponieść
emocjom.

OCZEKIWANIE OCZEKIWANEGO

Co tu się właściwie dzieje?

To proste. Ciążą ci własne oczekiwania. Wszyscy znamy to


z doświadczenia.

Nie mówię o zwykłych, codziennych oczekiwaniach, z których


zdajesz sobie sprawę. Nie chodzi mi też o to, że celowo nastawiamy
się: „Oczekuję, że będzie tak” albo „Oczekuję, że będzie inaczej”.

Proces, który mam na myśli, zachodzi tuż pod powierzchnią


świadomości, dlatego trzeba się postarać, żeby go zauważyć. To
groźne, szkodliwe, ukryte i zdradzieckie oczekiwania, które czają się
za kulisami i pod sceną twojego broadwayowskiego przedstawienia.
Oczekiwania, o których nie miałeś nawet pojęcia, dopóki nie
pojawiły się bez zapowiedzi, biorąc cię z zaskoczenia i wysysając ci
z płuc całe powietrze.

Rozpoczynając projekt, który może odmienić nasze życie,


przygotowujemy się do niego na podstawie posiadanych już
informacji. Czerpiemy je ze swoich doświadczeń, lektur i fantazji.
Zaczynamy sobie wyobrażać, jak będzie przebiegał. Analizujemy
sytuację, prosimy innych o opinię i przyswajamy tony wiadomości.
Zaczynamy tworzyć sobie w głowie wizję tego projektu i sposobu,
w jaki go zrealizujemy. Ów obraz w naszym umyśle staje się
szablonem, według którego działamy i planujemy działania.

Nie rozumiemy, że w ten sposób budujemy również świat ukrytych


oczekiwań. W naszych ambitnych planach pojawiają się rysy
i pęknięcia, które mogą pogrążyć nawet najlepszy pomysł, zanim
ruszymy z jego realizacją. W opisanym przykładzie obiecujący młody
biznesmen „nie spodziewał się”, że przepadnie mu kontrakt. Jego
utrata była bolesna, ale tak naprawdę największym ciosem okazały
się zawiedzione nadzieje.

Jak sprawdzić, czy rządzą tobą ukryte oczekiwania? Jeśli pewne


sfery życia wywołują w tobie rozczarowanie, urazę, żal, wycofanie,
złość lub apatię – jeśli coś cię przygnębia, pozbawia energii albo
dręczy – to znak, że oczekujesz zbyt wiele. Kiedy przyjrzysz się
sytuacjom, w których nie czujesz się po prostu sobą, odkryjesz, że
rzeczywistość w danym obszarze życia pod jakimś względem
odbiega od scenariusza w twoim umyśle. Jeżeli twoje małżeństwo
przeżywa kryzys, dostrzeżesz przepaść między swoimi
oczekiwaniami, jak powinno wyglądać, a tym, jak wygląda
naprawdę. Dla innych będzie to kwestia finansów, wagi, nowej pracy
itp.

Twoja bezsilność jest bezpośrednio skorelowana z różnicą między


ukrytymi oczekiwaniami a rzeczywistością. Im większa różnica, tym
gorzej się czujesz.

Kiedyś przeczytałem, że podstawową przyczyną problemów


małżeńskich są niespełnione oczekiwania.

Według mnie źródła leżą znacznie głębiej. Moim zdaniem problem


stanowią oczekiwania same w sobie. Twierdzę, że kryzysy, które
przeżywasz w ciągu całego życia, są wynikiem tysięcy
niewypowiedzianych albo nieuświadomionych oczekiwań. Kładą się
one długim cieniem na twoich doświadczeniach, wywołując
ogromny stres, kiedy usiłujesz dopasować do nich swoją
rzeczywistość, i ogromne rozczarowanie, kiedy ci się to nie udaje.

Ale to nie wszystko. Oczekiwania przeszkadzają także


w zajmowaniu się własnym prawdziwym życiem, faktycznymi
problemami i kwestiami wymagającymi uwagi. To iluzja, która
przesłania nam naszą siłę i utrudnia podejmowanie zdecydowanych,
stanowczych działań. Krótko mówiąc, skupiasz się na swoich
oczekiwaniach i starasz się wtłoczyć rzeczywistość w ich ramy
zamiast próbować ją zmienić. Twoja wizja przyszłości tak cię
rozprasza, że nie koncentrujesz się na tym, jak osiągnąć swój cel
i mieć lepsze życie, tylko marnujesz czas i energię na działania, które
nie przynoszą realnych rezultatów.
OCZEKIWANIA JAKO ZBĘDNY POŚREDNIK

Teraz, kiedy już wiesz, na czym polega problem z oczekiwaniami,


zaczniesz sobie uświadamiać coś ważnego. A konkretnie jak wiele
trudności i komplikacji w twoim życiu jest bezpośrednim skutkiem
oczekiwań – obecnych i dawnych.

Posłużyłem się przykładem biznesplanu, który nie wypalił, ale to


samo można powiedzieć o twoich nieudanych związkach,
zarzuconych dietach czy znienawidzonej pracy – za wszystkim stoją
zawiedzione oczekiwania. Ile razy powtarzałeś sobie w duchu:
„Myślałem, że będzie inaczej”?

Przypomnij sobie ostatnią sytuację, w której ktoś cię wkurzył. Już?

Jeśli przez chwilę się nad nią zastanowisz, szybko zdasz sobie
sprawę, że twoja złość była wynikiem oczekiwań, różnicy między
tym, co się wydarzyło, a tym, co twoim zdaniem powinno się było
wydarzyć. Milcząco zakładasz, że ludzie w twoim otoczeniu będą
sympatyczni. Spodziewasz się, że powiedzą ci prawdę i dotrzymają
słowa, jeśli się na coś umówicie. Oczekiwanie za oczekiwaniem
(i oczekiwaniem pogania). A co, jeśli ktoś ich nie spełni? Lepiej nie
mówić.

„Świetna teoria, szanowny panie autorze, ale jak do cholery mam


poznać moje ukryte oczekiwania?”

To proste. Wybierz w swoim życiu jakąś sferę, w której nie idzie ci


tak dobrze, jak byś chciał – albo taką, gdzie wszystko jest chwilowo
do dupy. Weź kartkę i długopis, a potem opisz, jak „powinna” była
się ułożyć. Jak ją planowałeś?

Co miało się wydarzyć? Być może będziesz musiał włożyć dużo


wysiłku, żeby przypomnieć sobie, jak wyglądała przyszłość z tamtej
perspektywy. Przywołać nadzieję i optymizm, z jakimi patrzyłeś na
ten obszar. Spróbuj podać jak najwięcej szczegółów.

Później na drugiej kartce opisz, jak rzeczywiście wygląda dziś ta


sfera. Tu też bądź możliwie precyzyjny – nie wystarczy stwierdzić
„kijowo”. Napisz konkretnie, dlaczego sprawy potoczyły się tak, a nie
inaczej, i z czym musisz sobie radzić. Jak się czujesz z tym, że ten
obszar twojego życia nie spełnił twoich oczekiwań?

A teraz połóż obie kartki obok siebie. Niezależnie od tematu, jaki


wybrałeś, najwięcej bólu, cierpienia i rozczarowania generują
obszary, w których przepaść między twoimi nadziejami
a rzeczywistością jest największa. To tam znajdziesz ukryte
oczekiwania, którymi mimowolnie się dręczysz. Pracuj w ten sposób,
dopóki nie zdemaskujesz ich wszystkich.

W porządku, teraz spójrz znów na swoje kartki. Zastanów się, jak


rozczarowanie, które czujesz, wpływa na twoje życie. Czy dzięki
niemu staje się ono lepsze? Czy twoje problemy znikają? No raczej,
że nie – te uczucia nie mają abso-kurna-lutnie żadnego pozytywnego
wpływu na rzeczywistość! Tylko POGARSZAJĄ sprawę!

Blokują cię nie twoje problemy, tylko ukryte oczekiwania!

Chodzi o to, że „oczekiwania”, jak powinno wyglądać twoje życie,


nie prowadzą do niczego dobrego. Rozczarowanie, kiedy nie zostaną
spełnione, dołuje cię bardziej niż sama porażka. Takie są właśnie
skutki oczekiwań – rozdmuchane problemy i brak sił, żeby
skutecznie sobie z nimi poradzić. Słuchaj, nie odkrywam tu
Ameryki – idea wyzbywania się oczekiwań istnieje od tysięcy lat,
chociaż w naszej (zachodniej) kulturze praktykuje ją bardzo niewielu.

Chwila dla coacha – SKOŃCZ Z TYM! Pozbądź się swoich oczekiwań,


NO JUŻ!
Dużo lepiej jest pogodzić się z nieprzewidywalnością życia i mierzyć
się z rzeczywistością, która nas otacza, niż tkwić w miejscu przez
przywiązanie do zbędnych albo jałowych oczekiwań.

Światem rządzą zmiany. Narodziny i śmierć, rozwój i obumieranie,


rozkwit i upadek, lato i zima.

Sytuacja ewoluuje z dnia na dzień, nawet jeśli wydaje się, że


wszystko zostało po staremu.

Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej


rzeki…
Heraklit

Ludzki umysł chciałby umieć przewidzieć i zaplanować każde


zdarzenie, ale to zwyczajnie niemożliwe. A oczekiwania nie tylko
wpływają negatywnie na nasz stan emocjonalny, lecz także kosztują
nas dużo energii.

Zamiast nieustannie tworzyć wizje przyszłości, znacznie


skuteczniejszym rozwiązaniem jest przyjmować rzeczy takimi, jakie
są, żyć chwilą, która trwa (w końcu innej opcji nie ma), i zajmować
się problemami w miarę, jak się pojawiają.

Nie żebym był wrogiem planowania – nic z tych rzeczy. Ale


niewzruszone przywiązanie do planu (i kryjących się w nim
oczekiwań) przypomina sytuację, w której wypadasz z łódki do wody
i wciąż wiosłujesz, chociaż nie masz już czym. Twój plan i wizja
przyszłości stały się nieaktualne, ale ty nadal usiłujesz dopasować
rzeczywistość do swoich oczekiwań.

Tak to już bywa z życiem. Czasami trzeba zdać sobie sprawę, że


zasady gry się zmieniły (niekiedy drastycznie) i potrzebujesz nowej
strategii. Pogódź się z rzeczywistością.

Ocknij się, jesteś w wodzie. Przestań wymachiwać rękami we


wszystkie strony i płyń do brzegu, do cholery!

ŻYCIE TO BARDZIEJ TANIEC NIŻ MARSZ

W naszych umysłach przebiega mnóstwo automatycznych


procesów myślowych, o których nie mamy pojęcia. Oczekiwania są
tylko jednym z nich, choć bardzo ważnym.

Oto naga prawda o tym, jak działa ludzki mózg.

Wszyscy lubimy wierzyć w tak zwaną „wolną wolę”. To jedno


z pojęć, które pozwalają uchwycić, kim jesteśmy jako istoty ludzkie.
Bo powiedzmy sobie szczerze, jeśli nie mamy wolnej woli, co nam,
do cholery, pozostaje?

Podoba nam się idea, że swobodnie decydujemy o tym, co i kiedy


robimy. Chcemy czuć, że kontrolujemy swój los i kształtujemy
własne przeznaczenie.

Ale skoro naszymi umysłami sterują automatyczne procesy


myślowe, to czy wolna wola naprawdę istnieje? Wielu uznałoby, że
nie. Najlepiej sam przetestuj swoją wolną wolę – daj sobie spokój
z głupotami, którymi nie powinieneś się zajmować, i zabierz się do
głupot, które musisz załatwić. Do wszystkich, bez żadnych wyjątków.

Ha, nie tak łatwo z tą wolną wolą, co!?

Nie jest wolny ten, kto nie jest panem samego


siebie.
Epiktet
Bo, jak przekonuję w tej książce, nawet kiedy masz wrażenie, że
podejmujesz świadomą decyzję, za twoim działaniem stoi seria
nieświadomych procesów myślowych – takich, których nawet nie
zauważasz i z których zupełnie nie zdajesz sobie sprawy.

Ludzie są dużo mniej racjonalni i logiczni, niż nam się wydaje.


W wielu przypadkach nasza podświadomość przypomina władcę
marionetek, który pociąga za sznurki.

Na szczęście możesz odzyskać wolność wyboru. Kiedy zrozumiesz,


jak pracuje twój umysł, zaczniesz zauważać, co robi, w chwili, gdy to
się dzieje, i będziesz umiał wykorzystać tę informację, żeby wybrać
inne zachowanie. Trzeba uświadomić sobie to, czego obecnie sobie
nie uświadamiamy.

Oczekiwania to tylko jedna z tych rzeczy.

KIEDY WSZYSTKO W ŻYCIU JEST ZROZUMIAŁE

„Niczego nie oczekuję i akceptuję wszystko”.

To twoja ostatnia osobista deklaracja.

Wyjaśnijmy sobie coś od razu. Nie chodzi mi o pokorę ani uległość


wobec życia. Nic z tych rzeczy – to mają być słowa pewnego siebie
człowieka sukcesu, którego nic i nikt nie może zdominować.

Kiedy niczego się nie spodziewasz, żyjesz każdą chwilą. Nie


martwisz się przyszłością i nie wypierasz przeszłości. Po prostu
przyjmujesz swoją sytuację taką, jaka jest. Akceptowanie
wszystkiego nie znaczy, że zawsze jesteś zadowolony i pogodzony ze
swoim losem, tylko że bierzesz za siebie odpowiedzialność
i przejmujesz kontrolę nad własnym życiem. Czasem to
najskuteczniejszy sposób na ogarnięcie swojego wewnętrznego
bajzlu. Weź go na klatę!

Nie usiłuj naginać biegu wydarzeń do swojej


woli, ale naginaj wolę do biegu wydarzeń,
a życie upłynie ci w pomyślności.
Epiktet

Kiedy następnym razem złapiesz się na tym, że dołują cię własne


oczekiwania, sprowadź myśli na inne tory. Zamiast siać panikę, że
coś nie poszło tak, jak się spodziewałeś albo chciałeś, po prostu to
zaakceptuj. Wtedy będziesz mógł zacząć szukać rozwiązania.

„To zrozumiałe”. Jeśli masz trudny start w nowej pracy, cofnij się
o krok i uświadom sobie, że tak naprawdę twoje problemy są
absolutnie zrozumiałe. To oczywiste, że trzeba się przyzwyczaić do
nowych obowiązków i nowych ludzi. Nie ma w tym nic dziwnego, że
popełnisz kilka błędów lub będziesz się trzymać na dystans, dopóki
wszystkich nie poznasz. Przy takim podejściu oczekiwania
natychmiast się rozwiewają.

Jeśli twój związek się sypie, spójrz na niego z innej perspektywy,


żeby zyskać pełny obraz sytuacji. Jakie masz w nim oczekiwania?

Wielu z nas uważa, że partner powinien zachowywać się


konsekwentnie, odgadywać nasze potrzeby albo w magiczny sposób
znać nasze najgłębsze uczucia. Ale wszyscy jesteśmy niedoskonałymi
istotami ludzkimi z bagażem skomplikowanych emocji i myśli. To
zrozumiałe, że twój partner bywa rozdrażniony albo zachowuje się
szorstko, kiedy ma kiepski dzień.

Często oczekujemy też, że inni ludzie będą nas traktować tak samo,
jak my traktujemy ich. Wyświadczając komuś przysługę,
spodziewamy się, że jej beneficjent się nam odwzajemni. Staje się to
czymś w rodzaju niewypowiedzianego długu. Kiedy robimy
partnerowi masaż stóp, liczymy na rewanż – w takiej samej lub innej
formie. W relacji fizycznej lub miłosnej takie oczekiwania nabierają
większej wagi i złożoności.

Nie uwierzysz, jak bardzo poprawią się twoje interakcje z innymi


ludźmi w chwili, gdy uwolnisz się od oczekiwań i nauczysz się
przyjmować rzeczy takimi, jakie są.

Tu znów zastrzeżenie: nie mówię, że masz za wszelką cenę trwać


w beznadziejnym albo przemocowym związku. Ale nic nie jest mniej
przewidywalne niż człowiek – oprócz pary ludzi. Jeśli widzisz, że
kierujesz się w związku oczekiwaniami, pora przywołać analogię
z łodzią. Przestań wiosłować, gra się zmieniła, czas na nowy plan.
Twoi partnerzy, przyjaciele i członkowie rodziny mają własne
pragnienia, spostrzeżenia i uczucia. Prawdopodobnie myślą zupełnie
inaczej niż ty. Niewykluczone, że nawet nie zarejestrowali tego, że
coś cię wkurzyło. Mogą kompletnie nie zdawać sobie sprawy, że
przeżywasz coś trudnego.

Zamiast w milczeniu hodować oczekiwania i obrażać się, kiedy nie


zostaną spełnione, pozbądź się ich. Jeśli czegoś pragniesz, możesz
przecież o to poprosić – bez żadnych oczekiwań. A kiedy komuś
pomagasz i dajesz coś z siebie, rób to z prawdziwej potrzeby serca
zamiast obciążać drugą osobę wyimaginowanym długiem do
spłacenia.

Na dłuższą metę gra w „coś za coś” rani obie strony.

Jeśli wasz związek wisi na włosku przez jakiś stały, poważny


problem, to porozmawiaj o tym z partnerem. Nie licz, że zrozumie
twoje uczucia – ani że zdoła je zmienić. To niemożliwe. Tylko ty to
potrafisz.
Ludzie zawsze będą kłamać, kraść, zdradzać i robić sobie nawzajem
wszelkie wyobrażalne świństwa. Tracisz kontakt z rzeczywistością,
jeśli oczekujesz, że przestaną, a potem dostajesz spazmów ze złości,
kiedy tak nie jest. Pamiętaj, w takich wypadkach zawsze wychodzisz
na tym gorzej niż oni! Znacznie gorzej!

Grzęźniesz w bagnie urazy, żalu, złości albo frustracji. To nie oni ci


to robią, zawdzięczasz to sobie samemu! Naprawdę możesz
zaakceptować każdą sytuację, w jakiej się znajdziesz. To nie znaczy,
że się na nią godzisz ani że nie podejmiesz zdecydowanych kroków,
żeby ją zmienić. Chodzi o to, żebyś zaczął panować nad swoim
umysłem i stanem emocjonalnym. Chcę, żebyś nauczył się wyciszać
myśli i skutecznie pracować nad swoim życiem zamiast poddawać
się wewnętrznym i zewnętrznym wstrząsom.
NICZEGO NIE OCZEKUJ
I AKCEPTUJ WSZYSTKO

Nie chcę przez to powiedzieć, że nie możesz niczego planować. Nie


każę ci iść przez życie bez żadnego celu czy kierunku.

Ale co zyskasz, trzymając się ślepo milczących oczekiwań


zawartych w swoim planie? Nic. Kiedy się od nich uwolnisz, będziesz
mógł podjąć z życiem taniec, w którym po prostu realizujesz pewną
strategię i akceptujesz skutki swoich poczynań.

Jeśli ci się uda, możesz to uczcić. Jeśli nie, możesz dopracować swój
plan.

Nie spodziewaj się zwycięstwa ani porażki. Planuj zwycięstwo,


a z porażki wyciągaj wnioski. Oczekiwanie, że ludzie obdarzą cię
miłością albo szacunkiem, też nie ma najmniejszego sensu. Pozwól
sobie kochać ich takimi, jacy są – i daj się im kochać taką miłością,
jaką do ciebie czują. Pozbądź się ciężaru i melodramatu oczekiwań,
niech się dzieje, co chce.

Kochaj to życie, które masz, a nie to, które spodziewałeś się dostać.

„Niczego nie oczekuję i akceptuję wszystko”. Dzięki temu


prostemu zdaniu nabierzesz dystansu do swoich myśli i zaangażujesz
się we własne życie, odrzucisz złudzenia i ujrzysz rzeczywistość.
Problemy, przeszkody, spory i rozczarowania są udziałem każdego
człowieka.

Twoje zadanie polega na tym, żeby nie dać się im przytłoczyć.


Trzymaj się z daleka od bagna przeciętności i dramatów i każdego
dnia stawiaj sobie za cel być najlepszą wersją samego siebie.

Twoje życie, twój sukces i twoje szczęście naprawdę zależą od


ciebie. Masz wszystko, czego potrzebujesz, żeby się zmienić, uwolnić
od tego, co ci nie służy, podjąć ryzyko i wykorzystać swój potencjał.
Pamiętaj, nikt nie może cię uratować, nikt nie wykona za ciebie tej
pracy – to twoja odpowiedzialność. Zajmij się tym od razu – czy
może być lepszy moment na zmianę?
CO DALEJ ?
ROZDZIAŁ 9

Podałem ci siedem osobistych deklaracji.

Jestem gotowy.
Jestem zaprogramowany na sukces.
Radzę sobie.
Przyjmuję niepewność.
Nie jestem tym, co myślę. Jestem tym, co robię.
Jestem wytrwały.
Niczego nie oczekuję i akceptuję wszystko.

Każda z nich wpisuje się w pewne podejście do świata. Może nie


zauważysz tego w pierwszym momencie, ale tak jest.

Jeśli chcesz, żeby twoje życie wyglądało inaczej, musisz sam do


tego doprowadzić. Obsesyjne rozmyślanie na ten temat, medytacja,
planowanie każdego kroku i tony leków uspokajających niczego nie
zmienią, jeżeli nie jesteś gotowy zakasać rękawów i wziąć się do
roboty. Nic nie ułoży się po twojej myśli, dopóki będziesz czekał
bezczynnie, aż ogarnie cię odpowiedni nastrój do działania. Nie licz
też na to, że twoje życie zmieni się na lepsze od pozytywnego
myślenia. Musisz wstać z fotela i zabrać się do pracy.

Paradoksalnie, czasem rozwój osobisty przeszkadza w podjęciu


niezbędnych kroków. Można bowiem zamienić się
w przecoachowanego drona – przyswoić mnóstwo inspirujących
haseł, które nie wywierają praktycznie żadnego wpływu na
trajektorię twojego życia.
Myślimy: „Zacznę znów umawiać się na randki, jak tylko przestanę
się tak martwić i poczuję się trochę lepiej”. Albo: „Kiedy odkryję
źródła mojej prokrastynacji albo znajdę coś, co mnie zmotywuje,
uwolnię się od problemu i będę wzorcowo szczęśliwy”. Zagłębiając
się w przyczyny prokrastynacji, grzęźniemy w jej cyklu jeszcze głębiej
i coraz bardziej oddalamy się od konstruktywnej pracy nad własnym
życiem.

Czekamy na moment, gdy wszystko ułoży się idealnie – chcemy


trzeźwo myśleć, być w dobrym nastroju i niczym się nie martwić.

Kiedy czujemy, że „coś nam nie pasuje”, odkładamy życie na


później. Tak, jesteś niewolnikiem swoich uczuć.

Życie nie działa w ten sposób. Nie ma czegoś takiego jak idealny
nastrój. A wiesz, co się dzieje, kiedy czekasz, aż się pojawi
i cudownie zmieni wszystko na lepsze? Powiem ci, co się nie dzieje –
nic się nie zmienia na lepsze! Żadna z tych deklaracji nie ułatwi ci
życia. Właściwie przez jakiś czas prawdopodobnie będą je utrudniać!
Nie wystarczy ich po prostu zapamiętać. Musisz zacząć je
realizować.

To proste: żeby zmienić swój świat wewnętrzny, musisz zacząć


działać w świecie zewnętrznym. Przestań tyle myśleć i zacznij żyć.
KIEDYŚ UMRZESZ
Jeśli przyjmę śmierć do swojego życia, uznam ją
i zmierzę się z nią, uwolnię się od lęku przed
śmiercią i od błahości życia – i dopiero wtedy
zyskam wolność, żeby stać się sobą.
Martin Heidegger

Pewnego dnia umrzesz. Oddech uwięźnie ci w gardle, twoje ciało


znieruchomieje i przestaniesz istnieć. Twoja fizyczna egzystencja
dobiegnie końca. Może stanie się to jutro, a może za dwadzieścia
lat – ale kiedyś na pewno.

Wszyscy jesteśmy śmiertelni. Przed śmiercią nie ma ucieczki. Być


może te słowa budzą w tobie dyskomfort albo czujesz opór na myśl
o swoim zgonie, ale to jedyny fakt, z którym nie da się polemizować.
Umrzesz.

Wyobraź sobie, że leżysz na łożu śmierci. Słyszysz pikanie


kardiomonitora. Jesteś w stanie krytycznym i zostało ci tylko kilka
godzin życia. Czujesz, że twoje serce bije coraz słabiej i opuszczają
cię siły.

Zaczynasz wspominać swoje życie. Nigdy nie dokonałeś zmiany,


o której marzyłeś. Zostałeś w tej samej pracy, w tym samym
związku, w tym samym ciele z nadwagą aż do dnia swojej śmierci.

Czytałeś różne książki, ale nigdy nie stosowałeś się do rad autorów.
Planowałeś przejść na dietę, ale nigdy się żadnej nie trzymałeś.
Obiecywałeś sobie, że wiele osiągniesz, tysiące razy nastawiałeś się
na to psychicznie, ale nigdy nie zabrałeś się do pracy. Zaczynałeś
dziesiątki, jeśli nie setki projektów odmieniających życie, a potem się
poddawałeś.
Co czujesz, leżąc w szpitalnym łóżku, odwiedzany przez bliskich,
którzy przychodzą się pożegnać?

Żal? Wyrzuty sumienia? Smutek? Ile byś oddał za to, żeby móc
cofnąć się w czasie – do chwili, gdy czytasz tę książkę – i zmienić bieg
wydarzeń? Szkoda, że to niemożliwe…

OBUDŹ SIĘ, do jasnej cholery! Ten żal zatruje ci ciało, umysł i serce.
To będzie potworne. Nie do zniesienia. Nie będziesz pewny, czy
masz bać się śmierci czy przyjąć ją z ulgą, bo wybawi cię od tych
przygnębiających myśli.

Powiem ci coś: w przyszłości nie będziesz żałował, że czegoś nie


osiągnąłeś albo nie zdobyłeś. Jedyne, czego sobie nie darujesz, to że
nie spróbowałeś. Nie dążyłeś do tego ze wszystkich sił. Nie brnąłeś
dalej do celu, kiedy zrobiło się ciężko.

Nie wszyscy alpiniści docierają od razu na szczyt, niektórzy


zawracają, uzupełniają sprzęt i znów podejmują wspinaczkę. Nie
wystarcza im stanie na dole z innymi, którym się nie udało,
i tłumaczenie swojego niepowodzenia. Nie, oni pakują namiot
i ruszają przed siebie. Tacy ludzie przejdą przez życie ze
świadomością, że dali z siebie wszystko. Że nie oszczędzali sił. Bo
kochali każdy moment mozolnej drogi pod górę.

Nie będziesz żałował, że nie zarobiłeś miliona dolarów, tylko że


nigdy nie założyłeś własnej firmy albo nie rzuciłeś beznadziejnej
pracy. Nie będziesz żałował, że nie ożeniłeś się z supermodelką,
tylko że zostałeś w związku bez przyszłości, chociaż wiedziałeś, że
stać cię na więcej. Nie będziesz żałował, że nie wyglądasz jak
kulturysta, tylko że co wieczór zajeżdżałeś do baru szybkiej obsługi
i oszukiwałeś sam siebie.
To właśnie cię czeka. Umrzesz, mierząc się z tym rozczarowaniem
samotnie, w zaciszu swojej gasnącej świadomości.

Chyba że weźmiesz się do roboty i zaczniesz budować życie,


którego pragniesz – życie, z którego będziesz mógł być dumny.

PRZESTAŃ ZASŁANIAĆ SIĘ WYMÓWKAMI

Ciągle zasłaniamy się wymówkami. Podajemy mnóstwo powodów,


dlaczego „nie możemy” czegoś zrobić.

Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Bzdura, możesz. To tylko wykręty.
Obiecujesz sobie, że zaczniesz działać, a potem odkładasz to pod
jakimś pretekstem i jedyne, co ci z tego przychodzi, to coraz większa
wprawa w ściemnianiu!

Już inni mogą liczyć na ciebie bardziej niż ty sam!

Jedyna różnica między tobą a kimś, kto żyje tak, jak tego pragniesz,
polega na tym, że on naprawdę to robi. Zbudował sobie piękne
życie, a teraz się nim cieszy.

Nie jest od ciebie mądrzejszy, bardziej uważny ani silniejszy.


W niczym cię nie przewyższa. Ale ludzie, którzy odnoszą sukcesy, nie
siedzą bezczynnie. Nie czekają na „właściwy” moment, przypływ
inspiracji albo jakieś kosmiczne zrządzenie losu, które popchnie ich
do działania. Wstają i zabierają się do działania, próbują czegoś
dokonać i ponoszą porażki, nie zastanawiając się, czy są na to
„gotowi”. Lecą samolotem, choć jeszcze nie skończyli go budować.
Jeśli runie na ziemię, poskładają go do kupy i zrobią następne
podejście.

Twój stan wewnętrzny nie ma żadnego znaczenia. To tylko kolejna


wymówka, żeby nie zapuszczać się do strefy zagrożenia. Tyle że
CAŁE ŻYCIE to jedna wielka strefa zagrożenia! Inaczej jest zwykłą,
szarą egzystencją.

PRZESTAŃ WINIĆ SWOJĄ PRZESZŁOŚĆ

Tych z was, którzy uważają, że ciąży im przeszłość, przeszkadzając


w obecnym życiu, zachęcam, żeby przemyśleli sprawę raz jeszcze.
Zastanów się, czy naprawdę uważasz, że to, co już się wydarzyło, jest
ważniejsze od tego, co może się jeszcze wydarzyć? Każdy z nas ma
jakąś przeszłość, niektórzy cholernie bolesną. I CO Z TEGO!!!???
Zanim poczujesz się śmiertelnie urażony, pomyśl, dlaczego bardziej
się angażujesz w przeszłość niż w przyszłość? I ty, i ja wiemy, że nikt
poza tobą nie może cię z tego wyzwolić. I pamiętaj, że nie jestem
jakimś przypadkowym gościem z baru, który nie wie, ale się
wypowie – pomagałem klientom z taką przeszłością, że dostałbyś
gęsiej skórki. Dziś są szczęśliwi i wolni – a ty możesz do nich
dołączyć.

Ludzie tkwią w przeszłości, uwięzieni w swoim dzieciństwie. To


jeden z wielu powodów, przez które ponoć „nie możemy” zacząć
działać. W ten sposób łatwo zrzucić z siebie odpowiedzialność za
swoją obecną sytuację.

Ale nic nie może cię powstrzymać przed marszem naprzód


i wielkim sukcesem, jeśli naprawdę tego pragniesz. Nieważne, co się
wydarzyło wczoraj, pięć lat temu albo kiedy byłeś w drugiej klasie
podstawówki.

Możesz uzdrowić swoje wnętrze, działając w świecie


zewnętrznym – i analogicznie, możesz zapomnieć o swojej
przeszłości, tworząc dla siebie przyszłość, budując coś wspaniałego,
wspanialszego niż wszystko, czego dotąd dokonałeś.
Kiedy przyszłość niesie taką obietnicę, nie tracisz czasu na
oglądanie się wstecz. Twoje oczy i umysł skupiają się na tym, co
jeszcze przed tobą.

To pozwoli ci odzyskać wolność. Wspaniała, obiecująca, kusząca


przyszłość, tak przepełniona potencjałem i możliwościami, że
otrząśniesz się ze swojej żmudnej, choć istotnej przeszłości.

Może nie wszystko ci się w niej podobało, ale to ona pomogła


ukształtować cię takim, jaki dziś jesteś – ze wszystkimi wadami
i zaletami. Tak, masz mnóstwo zalet, które wystarczą do osiągnięcia
twoich celów. Osoba, którą się stałeś, jest w pełni zdolna żyć swoim
wymarzonym życiem. Jeśli będziesz go pragnął wystarczająco mocno
i zaczniesz działać, żeby je zdobyć, nic cię nie powstrzyma.

DWA KROKI DO WOLNOŚCI

Jeśli naprawdę jesteś gotowy zmienić swoje życie i odnaleźć w nim


wolność, której ci brakowało, musisz wykonać następujące dwa
kroki.

1. Przestań zachowywać się tak jak dotąd

Proste, prawda? Przyjrzyj się źródłom swoich problemów,


nawykom, przez które znalazłeś się w obecnej sytuacji.

Jeśli nie udaje ci się niczego zrobić, bo tkwisz na kanapie,


godzinami oglądając Netflixa, albo jeśli trochę za często zaglądasz do
pobliskiego Dunkin’ Donuts, to skończ z tym. Mówię poważnie, -
PRZESTAŃ. Teraz, w tym momencie.
Nie tłumacz mi, czemu to niemożliwe. Daruj sobie teksty w stylu:
„Ale seriale są naprawdę świetne, a ja jestem taki zmęczony po
pracy” albo „Potrzebuję takich małych przyjemności, one dają mi
motywację do działania”.

Jeśli nie potrafisz odkleić się od ekranu nawet po to, żeby


doprowadzić swoje życie do ładu, to najwyraźniej nie chcesz niczego
zmieniać. To zupełna podstawa. Szczerze mówiąc, to absolutne
minimum.

Więc co wybierasz? Netflixa czy lepiej płatny zawód? Donuty czy


ciało, z którego możesz być dumny? Gry komputerowe czy
spełnienie w związku?

Jeśli czujesz się jak śmieć, jedząc na mieście każdego dnia, to


czemu wciąż to robisz?

Pamiętaj, zawsze, kiedy wydaje ci się, że „nie możesz przestać”,


podajesz tylko kolejną wymówkę. Możesz – i przestaniesz. Dosyć
wykrętów. Nie pozwól, żeby twój stan wewnętrzny miał decydujący
wpływ na jakość twojego życia. Wróć za kierownicę.

Jeśli wciąż będą cię prowadziły emocje, przyniesie ci to jedynie żal.


W końcu ziści się wizja, w której leżysz na łożu śmierci,
zastanawiając się: „A co by było, gdyby…”. Nie twierdzę, że emocje
i uczucia nie są ważne; nie proszę, żebyś zamienił się w robota.
TWIERDZĘ natomiast, że powinieneś przesunąć te doświadczenia
znacznie niżej w swojej hierarchii wartości i kierować się tym, co
w największym stopniu odmieni twoje życie.

Często wmawiamy sobie: „Chcę zmienić swoje życie, tylko…”,


oglądając przy tym godzinami telewizję, żywiąc się w fast foodach,
siedząc bez końca na Facebooku itp. Przestań ściemniać.
NIE CHCESZ SIĘ ZMIENIĆ! Gdybyś chciał, już byś nad tym pracował!
Nie wciskaj sam sobie kitu.

Przyjrzyj się dobrze własnemu życiu. Bądź ze sobą szczery i wytypuj


zachowania, które nie pozwalają ci ruszyć z miejsca. Wykorzystuj
każdą godzinę dnia na dążenie do swojego celu, bez żadnych
wymówek. W niczym nie odstajesz od reszty ludzkości. Nie jesteś
jakimś szczególnym przypadkiem, który potrzebuje innych zasad niż
wszyscy pozostali.

Musisz dokonać wyboru, teraz, w tym momencie. Dopóki nie


zerwiesz z dawnymi zwyczajami, nie zmienisz swojego życia. Koniec
z wykrętami.

2. Zacznij robić to, co cię rozwija

Kolejny banał, co? Żeby zmienić swoje życie, nie wystarczy


PRZESTAĆ robić określone rzeczy. Musisz też wypracować
pozytywne nawyki, które popchną cię we właściwym kierunku.

Jeśli chcesz znaleźć nową pracę, to zacznij jej szukać. Wyjdź z domu
i nawiąż nowe kontakty. Przeglądaj ogłoszenia, rozmawiaj
z przyjaciółmi, proś o referencje.

Tylko naprawdę zacznij działać. Nie ma sensu mówić, że to zrobisz,


a potem siedzieć bezczynnie. Nie nakręcaj się tylko po to, żeby
odłożyć wszystko na jutro.

Jesteś tym, co robisz, nie tym co mówisz, że


zrobisz.
Carl Jung

Zrób listę rzeczy, które chcesz osiągnąć. Jakie masz cele? Czego
potrzebujesz, żeby je zrealizować? Zaplanuj następny krok – i weź
odpowiedzialność za to, żeby go wykonać.

Te dwa elementy, kończenie i rozpoczynanie, wiążą się ze sobą


w naturalny sposób. Z perspektywy psychologicznej trudno jest po
prostu odrzucić jakieś zachowanie raz na zawsze, zwłaszcza kiedy
chodzi o uzależniający nawyk, który wpływa na chemię naszego
mózgu, na przykład jedzenie, seks, narkotyki czy gry komputerowe.

Zerwanie ze złym nawykiem nie pomoże, jeśli nie zastąpisz go


innym, który naprawdę ci służy i pasuje do twojego wymarzonego
życia. Trzeba systematycznie zamieniać stare zachowania na nowe,
które zbliżają cię do tego celu.

Usuwaj to, co złe, żeby zrobić miejsce na to, co dobre. Inaczej


będziesz miał za mało dowodów, że coś się zmienia. Z każdym
krokiem pomagaj sobie uwierzyć, że inne życie jest możliwe. Musisz
być skrupulatny i zdecydowany albo balast, który wciąż dźwigasz,
spowolni twoją podróż ku zmianie.

Przestań gapić się w telewizor, wyrzuć tony poradników, które


wcale ci nie pomogły, skończ z zajadaniem problemów,
okupowaniem kanapy i prokrastynacją. Zamiast tego idź na kurs
tanga, zapisz się do klubu książki, jedz to, co daje ci energię, jeźdź na
rowerze, wyrażaj siebie… możliwości jest MNÓSTWO!

Potrzebujesz wsparcia? Skorzystaj z pomocy coacha – tylko


dobrego, najlepszego, na jakiego cię stać. Jeśli pieniądze stanowią
dla ciebie problem, dołącz do mojego programu i365. To
dwunastomiesięczna droga, dzięki której rozwiniesz się i nabierzesz
sił. Znajdziesz ją na mojej stronie internetowej, kosztuje mniej niż
codzienny kubek kawy. Już powiedziałem – ŻADNYCH WYMÓWEK!

MNIEJ MYŚL, A WIĘCEJ ŻYJ


Nie żałuj czasu na myślenie, ale gdy przychodzi
czas działania, przestań myśleć i działaj.
Napoleon Bonaparte

Jest czas na myślenie i rozwijanie umysłu. Ale koniec końców


musisz wejść na ring i zastosować swoją wiedzę w praktyce.

Pomogą ci w tym deklaracje, które tu zaproponowałem. Jesteś


gotowy – żeby podjąć działanie. I zaakceptować niepewność, która
się z tym wiąże.

„Jestem wytrwały” nie oznacza, że masz wytrwale rozmyślać albo


oglądać telewizję, tylko wytrwale działać. Wytrwale stawiać krok za
krokiem, dążyć do swoich celów, iść naprzód i ponosić porażki, by
w ostatecznym rozrachunku odnieść sukces.

Te rady niczego nie zmienią w twoim życiu, jeśli nie będziesz ich
stosował. To twoje zadanie. Bierz się do roboty.

Musisz zapracować na swój sukces. Nikt tego za ciebie nie zrobi.


Ani ja, ani twoja matka, żona, mąż czy sąsiad. Pewność siebie to za
mało, życie nie zacznie nagle zmieniać się na lepsze, twoje
zmartwienia nie znikną nieoczekiwanie, a nowe kwalifikacje nie
dodadzą ci znienacka asertywności ani wiarygodności. Sam musisz
walczyć o to, żeby wykorzystać własny potencjał.

Nie chodzi o to, żebyś przeczytał tę książkę, pomyślał o niej chwilę,


a potem wrócił do swoich starych numerów. Zastosuj to, czego się
dowiedziałeś.

„Zrobię to później” – nie, zrób to teraz.


„Jestem na to za głupi” – daj spokój. Przestań to sobie wmawiać,
tylko działaj.

Nie pozwól, żeby umysł nadal cię kontrolował, rozpraszał


i stresował. Nie daj mu dłużej usprawiedliwiać twojej bezczynności.

Nie jesteś tym, co myślisz. Jesteś tym, co robisz.

Jedynie działanie zaprowadzi cię od miejsca, w którym teraz tkwisz,


do celu, który pragniesz osiągnąć.

Nie chodzi tylko o to, żeby żyć chwilą – żyj godziną, tygodniem,
miesiącem. Żyj swoim pieprzonym życiem. Stań za sobą murem,
jakby twój sukces zależał tylko od ciebie.

Bo naprawdę zależy tylko od ciebie.


O AUTORZE

GARY JOHN BISHOP

Gary urodził się i wychował w Glasgow w Szkocji. W 1997 roku


przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, gdzie wkroczył na
drogę rozwoju osobistego i zajmował się przede wszystkim
ontologią i fenomenologią. Po wielu latach zdobywania kwalifikacji
i praktyki został starszym dyrektorem programowym w firmie
będącej światowym liderem na rynku rozwoju osobistego. Gary
prowadził programy dla tysięcy osób na całym świecie. Pod
wpływem tych doświadczeń oraz filozofii Martina Heideggera, Hansa
Georga Gadamera i Edmunda Husserla Gary stworzył własną
odmianę „filozofii miejskiej”. Przez całą karierę zawodową pomaga
ludziom wprowadzać realne zmiany w życiu, co niezmiennie
przynosi mu satysfakcję. Metody Gary’ego są łatwe do
zastosowania, a jego bezpośrednie podejście i zerowa tolerancja dla
ściemy przyciągają coraz więcej osób. Mieszka na Florydzie z żoną
i trzema synami.
ŹRÓDŁA CYTATÓW

„[…] harmonię między myślą i rzeczywistością odnajdziemy w


gramatyce języka” – L. Wittgenstein, Philosophische Grammatik,
Frankfurt 1993; cyt. za: M. Soin, Wittgenstein w kwestii prawdy,
„Przegląd Filozoficzny” 2002 nr 4 (44).

„Pamiętaj zresztą przy każdym zdarzeniu, które cię do smutku


przywodzi, o zasadzie: To nie jest nieszczęściem, owszem szczęściem
jest znosić to wzniośle” – Marek Aureliusz, Rozmyślania, przeł. M.
Reiter, Warszawa 1937.

„Chętnych los prowadzi, niechętnych wlecze” – Seneka, Listy


moralne do Lucyliusza, przeł. W. Kornatowski, Warszawa 1961.

„Stajemy się sprawiedliwi, postępując sprawiedliwie, umiarkowani


przez postępowanie umiarkowane, mężni przez mężne
zachowywanie się” – Arystoteles, Etyka nikomachejska, księga II,
przeł. D. Gromska, Warszawa 1956.

„Nie usiłuj naginać biegu wydarzeń do swojej woli, ale naginaj wolę
do biegu wydarzeń, a życie upłynie ci w pomyślności” – Epiktet,
Encheiridion, przeł. L. Joachimowicz, Warszawa 1961.

Pozostałe cytaty w przekładzie Olgi Siary.

You might also like