Professional Documents
Culture Documents
Wydanie polskie:
90-644 Łódź, ul. Żeligowskiego 35/37
tel. +42 639 50 18, 639 50 19, tel./fax 639 50 17
e-mail: info@galaktyka.com.pl; sekretariat@galaktyka.com.pl
www.galaktyka.com.pl
ISBN:
Wydanie drukiem: 978-83-7579-677-3
ePub: 978-83-7579-707-7
Mobi: 978-83-7579-708-4
Choć autorzy i wydawca dołożyli wszelkich starań, aby zawarte w tej książce
informacje były rzetelne i kompletne, nie ponoszą oni żadnej
odpowiedzialności za mogące pojawić się błędy, nieścisłości, przeoczenia lub
niezgodności.
Autorzy i wydawca nie mieli też zamiaru nikogo obrazić ani przedstawić
w złym świetle miejsc i organizacji.
5… 4… 3… 2… 1… START!
Ściskam,
Mel
SPIS TREŚCI
1 REGUŁA 5 SEKUND
1. Pięć sekund do zmiany życia
2. Jak odkryłam regułę 5 sekund
3. Czego możesz oczekiwać, jeśli będziesz się posługiwał regułą
2 POTĘGA ODWAGI
5. Codzienna odwaga
6. Na co czekasz?
7. Nigdy nie poczujesz się na siłach
8. Jak zacząć używać reguły
Twoja siła
CODZIENNA ODWAGA
Odwaga jest zdolnością do robienia rzeczy, które wydają się trudne, budzą
lęk albo wątpliwości.
Nie jest zarezerwowana dla wybrańców.
Odwaga jest nam dana od urodzenia. Jest w każdym z nas. I tylko czeka,
abyś ją odkrył.
Chwila odwagi może zmienić dzień. Jeden dzień może zmienić życie. A jedno
życie może zmienić świat.
Oto prawdziwa siła odwagi: ujawnia prawdziwego ciebie. Wydobywa to, co
w tobie najlepsze.
Odkryj swoją odwagę, a będziesz zdolny do osiągania i przeżywania
wszystkiego, o czym zamarzysz.
Tak, możesz nawet zmieniać świat.
1
PIĘĆ SEKUND DO ZMIANY ŻYCIA
JEŚLI SZUKASZ TEJ JEDNEJ OSOBY,
KTÓRA ODMIENI CI ŻYCIE, SPÓJRZ W LUSTRO
Gdy wreszcie udawało mi się zwlec z łóżka, Chris już wyszedł zajmować
się lokalami, dzieci były na różnych etapach ubierania się, a po autobusie
szkolnym zostało tylko wspomnienie. Stwierdzenie, że poranki
przepełniał chaos, byłoby daleko idącym eufemizmem. To był dramat.
Zawsze się spóźnialiśmy. Wybiegaliśmy przez próg, a ja zapominałam
o drugim śniadaniu, tornistrach, torbach na wuef i pozwoleniach na
wyjścia klasowe. Było mi wstyd za niezliczone wpadki. A ten wstyd
nakręcał mnie jeszcze bardziej.
A teraz najważniejsze: wiedziałam, co powinnam zrobić, by dobrze
zacząć dzień. Powinnam wstać o czasie, przygotować śniadanie i wsadzić
dzieci do autobusu. A potem poszukać pracy. Przecież nie musiałam
wspinać się na Mount Everest. A jednak fakt prostoty tych działań tylko
pogarszał sprawę. Nie miałam żadnej racjonalnej wymówki, dlaczego
tego wszystkiego nie robię.
Moja pewność siebie zjeżdżała po równi pochyłej. Jeśli nie potrafiłam
nawet wstać o czasie, to jakim cudem miałam wykrzesać z siebie wiarę
w rozwiązanie poważniejszych problemów finansowych i osobistych,
z którymi mierzyliśmy się z Chrisem? Patrząc wstecz, widzę, że traciłam
nadzieję.
Zauważyłeś, jak drobiazgi potrafią urosnąć do rangi problemów?
Słyszałam to od tysięcy ludzi i wiem, że nie jestem pod tym względem
wyjątkiem. Poniższa lista trudnych spraw jest zadziwiająco uniwersalna:
Jutro się zmienię. Jutro wstanę wcześniej. Jutro będę miała lepsze
nastawienie i postaram się bardziej. Pójdę na siłownię. Będę miła dla
męża. Będę się zdrowo odżywiać. Nie będę tak dużo pić. Jutro będę
tą osobą, którą chcę być!
Istnieje coś takiego jak złota reguła nawyków – i jest ona bardzo prosta:
aby zmienić dowolny zły nawyk, musisz czymś zastąpić wzorzec
postępowania, który bez przerwy powtarzasz. Szczegółowo wyjaśnię to
w czwartej części książki. Nauczę cię, jak zerwać z mentalnymi
nawykami martwienia się, lęków, paniki i strachu przy użyciu reguły
5 sekund oraz zdobyczy najnowszych badań.
Na razie powinieneś wiedzieć jedno – reguła 5 sekund i trik
z odliczaniem (5... 4... 3... 2... 1... START!) stanie się nowym wzorcem
postępowania. Zamiast się powstrzymywać, odliczysz 5... 4... 3... 2... 1...,
aby się przełamać i zacząć działać. Odliczanie jest też przykładem
czegoś, co naukowcy nazywają rytuałem inicjacyjnym. Rytuały
inicjacyjne przełamują schematy odruchowych, złych zachowań
i zaszczepiają nowe, pozytywne.
Jeśli opanujesz regułę, przeprogramujesz swój umysł. Nauczysz się
nowych wzorców postępowania. Zamiast machinalnie zaczynać się
martwić, wahać i lękać, zaczniesz spontanicznie i odważnie działać.
Z upływem czasu, w miarę stawiania kolejnych kroków, odkryjesz coś
jeszcze – prawdziwą pewność i dumę z samego siebie. Chodzi o ten
autentyczny rodzaj dumy, płynący z realizowania celów i osiągania
małych zwycięstw w istotnych sprawach.
Wszystko, co twoim zdaniem jest niezmienne, w tym nawyki,
nastawienie i osobowość, w istocie jest elastyczne. Fakt ten ma bardzo
doniosłe życiowe konsekwencje. Możesz zmienić „standardowe”
nastawienie mentalne i nawyki dzięki pojedynczym, pięciosekundowym
decyzjom. Łącznie, te małe decyzje diametralnie zmienią to, kim jesteś,
jak się czujesz i jak żyjesz.
Zmień decyzje, a zmienisz swoje życie. A co najbardziej spośród
wszystkich rzeczy wpłynie na zmianę owych decyzji? Odwaga.
Jeśli masz
odwagę
zacząć, to
masz odwagę
odnieść sukces.
1 Większość ludzi uważa, że pożywienie, które spadło na podłogę i nie leżało
na niej dłużej niż pięć sekund, można bezpiecznie jeść, bo nie zdążyły na nie
„wskoczyć” bakterie (przyp. red.).
2 W grze chodzi o to, by w ciągu pięciu sekund wymienić trzy rzeczy pasujące
Nie.
Stało się to tak szybko, że nie miałem czasu tego przemyśleć. Być
może gdybym to zrobił, odmówiłbym przyjęcia nominacji.
I co z tego?!
Co z tego, że dałeś ciała? Przynajmniej spróbowałeś. Jeżeli o mnie
chodzi, samo otrzymanie roli jest nieistotne. Tak jak nieistotna jest
kobieta, którą Tom ujrzał przy barze. Jedyną istotną rzeczą jesteś ty. Siła
tkwi w tobie. Jedyny zaś sposób na to, by zyskać dostęp do tej siły,
polega na tym, by się przełamać i spróbować. Ten najlepszy ty idzie na
przesłuchanie, podchodzi do dziewczyny czy faceta przy barze albo
podnosi rękę i zabiera głos w pracy.
Nigdy nie przestaniesz się zamartwiać różnymi rzeczami. Ale możesz
nie dać się tym roztrząsaniom wciągać w korowód smutków, który
zawładnie twoim umysłem. Możesz zdobyć się na pewność i ośmielić się
pomyśleć o czymś uskrzydlającym. Zacząć żyć chwilą i sięgnąć po to,
czego chcesz. I możesz to zrobić w ciągu pięciu sekund.
Wszyscy mamy na sumieniu rozmyślania nad zaangażowaniem się
w coś, po czym tego nie robimy. Wszyscy czekamy na „właściwy
moment”. To kompletna niedorzeczność. W niedawnej ankiecie 85%
specjalistów z branży usługowej przyznało, że ukrywa przed szefami
krytyczne opinie klientów. Dlaczego? Znasz już odpowiedź – bo czekają
na „właściwy moment”. To samo dotyczy twoich dzieci, małżonka,
przyjaciół i kolegów.
Wszyscy ludzie są w ten sposób zaprogramowani. Jednym
z najtrafniejszych i pouczających aspektów znakomitej książki Adama
Granta Buntownicy. Kreatywni liderzy zmieniają świat jest opis wielkich
tego świata, którzy pod tym prostym względem byli bardzo podobni do
nas: wahali się, wątpili w siebie i niemal przegapili swoje życiowe szanse,
bo nie czuli się gotowi. Pociesza mnie świadomość, że ludzie, których
bardzo podziwiamy, także musieli przebić się przez barierę lęków,
wymówek i uczuć – podobnie jak ty i ja.
Zapewne słyszałeś o Michale Aniele, autorze fresków w Kaplicy
Sykstyńskiej w Rzymie. Być może nie znasz jednak pewnej historii, która
się z nim wiąże. Otóż według Granta, kiedy w 1506 roku papież poprosił
Michała Anioła o ozdobienie Kaplicy Sykstyńskiej, artystę do tego stopnia
przytłoczył brak wiary we własne siły, że nie tylko chciał odwlec
przedsięwzięcie, ale uciekł do Florencji i ukrył się tam. Papież musiał
nagabywać Michała Anioła przez dwa lata, zanim ten zgodził się podjąć
dzieła.
Chcesz innego przykładu? Może być coś związanego z firmą Apple?
W 1977 roku, gdy inwestor zaproponował Steve’owi Jobsowi i Steve’owi
Wozniakowi fundusze na założenie firmy Apple, Wozniaka dręczyły takie
wątpliwości i niepewność, że chciał „chwilę poczekać” i najpierw rzucić
swoją ówczesną pracę. Nie czuł się gotowy. Do działania i zrobienia tego
kroku popchnął go Jobs, wielu przyjaciół i rodzice.
Pamiętasz zamieszczoną w poprzednim rozdziale opowieść
o Martinie Lutherze Kingu, który przyznał, że zrezygnowałby z nominacji
na lidera Montgomery Improvement Association, gdyby przemyślał tę
decyzję? Albo wyznanie Rosy Parks, której nigdy nie przyszło do głowy,
że to właśnie ona zrobi coś przełomowego? W decydującej chwili żadne
z nich nie przystanęło, by pomyśleć. Nie poczekało, aż poczuje się
gotowe. I właśnie tak powinniśmy postępować. Wszyscy możemy być
wielcy. Wierzę w to. To emocje i lęki przekonują nas, że nie jest najlepsza
pora na działanie, i powstrzymują przed osiągnięciem wielkości.
W dalszej części książki Granta pada zdanie, które budzi we mnie
głęboki smutek: „Możemy sobie tylko wyobrazić, ilu Wozniaków,
Michałów Aniołów i Kingów nigdy nie broniło, nie rozpowszechniało i nie
promowało swoich oryginalnych idei, ponieważ nikt ich do tego nie
nakłaniał, nie przymuszał czy też nie katapultował tak, by znaleźli się
nagle w światłach rampy i zwrócili na siebie uwagę”1. Powinieneś sobie
zadać następujące pytanie:
Na co czekam?
Czekasz, aż ktoś cię poprosi, wyciągnie za uszy, wybierze albo
katapultuje czy raczej jesteś skłonny znaleźć w sobie odwagę do
przełamania się? Czekasz na to, aż poczujesz się gotowy? Czekanie na
właściwy czas... na nabranie pewności siebie... czekanie, aż przyjdzie
ochota... aż będzie się godnym... czekanie, aż zgromadzi się większe
doświadczenie.
Czasami nie ma kolejnego razu, drugiej szansy albo chwili oddechu.
Przestań czekać. Teraz albo nigdy. Czekanie nie jest prokrastynacją. To
robienie czegoś niebezpieczniejszego. Celowo wmawiasz sobie, że „to nie
jest dobry moment”. Działasz wbrew swoim marzeniom.
Paula mogła sobie wmówić, że „nigdy nie będzie się nadawać” na
dobre stanowisko w pracy. Popełniłaby poważny błąd.
Jeśli nie nauczysz się oddzielać uczuć od działań, nigdy nie uwolnisz
swojego prawdziwego potencjału.
Oto jak uczucia powstrzymują cię od zmieniania się. Gdy przystajesz,
aby się zastanowić, jak się czujesz, przestajesz dążyć do osiągnięcia celu.
Wystarczy chwila zawahania, byś zaczął myśleć o tym, co powinieneś
zrobić, rozważać zalety i wady, brać pod uwagę uczucia wobec tego, co
powinieneś zrobić, aż wreszcie wyperswadujesz sobie to działanie.
Wprawdzie już o tym pisałam, ale jest to tak ważne, że warte
ponownej wzmianki. Nie zmagasz się z przestrzeganiem diety, realizacją
planu biznesowego, naprawieniem rozbitego małżeństwa, odbudowaniem
życia, osiągnięciem celów sprzedaży czy przekonaniem złego menedżera
– walczysz z własnymi odczuciami wobec tych zagadnień. Wbrew temu,
co czujesz, jesteś ze wszech miar zdolny do podjęcia działań, które
zmienią coś – cokolwiek – na lepsze.
Nie możesz zapanować nad tym, co czujesz. Ale zawsze możesz
wybrać sposób działania.
Zastanawiałeś się kiedyś, jak to się dzieje, że zawodowi sportowcy
osiągają tak wiele? W jakimś stopniu jest to zasługa talentu i ćwiczeń, ale
innym ważnym elementem są umiejętności, których każdy człowiek
(niekoniecznie sportowiec) potrzebuje do życia – zdolność do
odgradzania się od emocji oraz zmuszania ciała i aparatu mowy do
działania. Pod koniec drugiej połowy dogrywki zawodnicy mogą być
zmęczeni, lecz nie zachowują się tak, jakby byli. Odczucia to jedynie
sugestie – w dodatku takie, które najwybitniejsi sportowcy i najlepsze
drużyny ignorują. Aby się zmienić, musisz postępować tak samo. Musisz
zignorować to, jak się czujesz, i idąc za radą firmy Nike, po prostu zrobić
to, co powinieneś.
Wszyscy zmagamy się z poczuciem zwątpienia. Wystarczy spytać
Lina-Manuela Mirandy, autora przebojowego musicalu Hamilton, który
w 2016 roku zdobył 11 nagród Tony. Być może marzysz o napisaniu
kolejnego hitu na miarę Hamiltona – i bardzo słusznie. Pamiętaj jednak,
że stworzenie tego show zajęło Mirandzie sześć lat. A na każdym kroku
musiał toczyć boje ze swoimi uczuciami.
Niedawno Miranda zamieścił na swoim profilu na Twitterze pewien
wpis. Jest to fragment jego rozmowy z żoną, Vanessą. Trzy lata przed
premierą Hamiltona, na którą waliły tłumy, a ludzie byli gotowi płacić za
bilety po 1000 dolarów, Miranda wciąż pisał ów musical i borykał się
z wątpliwościami.
Trudno mi znaleźć złoty środek między nieobwinianiem się za to, że
praca nie posuwa się to do przodu tak szybko, jak bym chciał,
a niemarnowaniem czasu, kiedy czekam, aż tak się stanie.
Bardzo podoba mi się także to, co napisała jego żona: „Wszyscy ciągle
zmagają się z tym problemem”. Ma rację. Wszyscy w siebie wątpimy.
Taka jest prawda. Największy błąd, jaki możesz popełnić, to uwierzyć
w wymysły własnych uczuć. Nie czekaj, aż poczujesz się na siłach. 5...
4... 3... 2... 1... i „wracaj do pianina”.
Wróćmy do wspomnianego spotkania w Plano, w Teksasie, na którym
Christine miała decyzję do podjęcia. Dawniej, gdy tylko czuła się
niepewnie, po prostu wbijała wzrok w notes, rezygnowała z zabrania
głosu i po pięciu sekundach sprawa była przesądzona. Jeśli któryś z jej
kolegów wychodził z propozycją podobną do jej pomysłu (jak to często
bywa), potem przez cały wieczór wypominała sobie, że się nie odezwała.
Ale dziś Christine postąpi inaczej. Boi się tego, co zamierza zrobić,
ale czuje, że pięciosekundowe okno okazji zamyka się pod naporem
myśli. Ze ściśniętym żołądkiem decyduje się zastosować regułę.
Zaczyna w głowie odliczanie, aby uciszyć zwątpienie i przestawić
mózg na inne tory.
Cześć, Mel,
oto moja historia z regułą 5 sekund:
Choć niechętnie wstaję z łóżka (w 5 sekund) na pół godziny przed
7.30 (to dzięki twojej sugestii!) i zajmuję się porannymi sprawami, to
reguła 5 sekund miała zdecydowanie największy wpływ na moją
karierę zawodową.
Pracuję w marketingu, więc nieustannie szukamy nowych
pomysłów. Każda inicjatywa może się przyjąć i rozwinąć w kampanię
przynoszącą zyski naszym klientom. Naprawdę każda, nawet
najmniejsza. Aby mieć je wszystkie w jednym miejscu, wszędzie
zabieram ze sobą mały notes, w którym zapisuję też zwykłe sprawy,
ale przede wszystkim – pomysły.
Dzięki regule 5 sekund nie zastanawiam się nad nimi, nie
rozważam przyszłości jakichś koncepcji w dłuższej perspektywie ani
też nie przekazuję ich gdzieś wyżej do akceptacji – tym wszystkim
zajmuję się później. Po prostu muszę przelewać je na papier.
Wracam do nich później i dopiero wtedy poświęcam trochę czasu na
opracowanie skutecznej strategii.
Ależ ja się kiedyś bałam prezentowania swoich pomysłów czy
nawet ich zapisywania! Czułam się skrępowania i martwiłam się, co
powiedzą inni ludzie albo że potraktują mnie jako głupią
i niedoświadczoną. Odkąd wyzbyłam się syndromu spłoszonej kotki,
moja kreatywność rozkwitła. Dziś nawet nie pamiętam, czym się tak
naprawdę przejmowałam.
Dziękuję ci za regułę 5 sekund!
P.S. Zespołowi naprawdę podobają się moje pomysły :)
Anna Kate.
Możesz się czuć jak „spłoszona kotka”, ale 5... 4... 3... 2... 1... i działaj
odważnie. Sednem codziennej odwagi jest wybór. Każde pięć sekund to
decyzja o zrobieniu czegoś, zabraniu głosu albo realizowaniu tego, co
jest dla ciebie naprawdę ważne. Właśnie dlatego odwaga i pewność
siebie są tak ze sobą związane. Ilekroć osaczą cię wątpliwości, które
rozproszysz dzięki 5... 4... 3... 2... 1..., udowodnisz sobie własne
kompetencje. Ilekroć pokonasz strach i dzięki 5... 4... 3... 2... 1... zrobisz
coś mimo obaw, pokażesz wewnętrzną siłę. Ilekroć dasz odpór
wymówkom i dzięki 5... 4... 3... 2... 1... zabierzesz głos, okażesz szacunek
wewnętrznej potędze, która chce zostać usłyszana. Właśnie tak umacnia
się pewność siebie – z każdym pojedynczym, odważnym krokiem.
Powinienem
Mógłbym
Zrobiłbym
Zrobiłem
8
JAK ZACZĄĆ UŻYWAĆ REGUŁY
JEŚLI MYŚLISZ, ŻE MOŻESZ ALBO ŻE NIE MOŻESZ,
TO W OBU PRZYPADKACH MASZ RACJĘ.
– HENRY FORD
Ta pierwsza porcja energii aktywacji budzi niechęć, ale chcę, abyś poczuł
ów opór i mógł się przekonać, na czym polega przełamywanie się.
Jeśli nie dostaniesz tego silnego impulsu (jak w dzieciństwie, kiedy
matka wyłączała telewizor i mówiła: „Jest piękna pogoda, wyjdź i się
pobaw na zewnątrz”), twój mózg niezawodnie doprowadzi cię do
nicnierobienia.
Liczenie 5... 4... 3... 2... 1... jest początkiem reakcji łańcuchowej,
która nie tylko pobudza korę przedczołową, ale też przygotowuje cię do
fizycznego „początkowego, silnego impulsu energii”, niezbędnego do
zmiany.
Wstając w chwili, gdy zadzwoni budzik, aplikujesz sobie zastrzyk
wewnętrznej siły. Ten prosty akt wstawania na dźwięk dzwonka jest
dowodem na to, że masz w sobie moc potrzebną do zrobienia tego, co
zrobić trzeba. Poza tym, jak odkryła Emma, „pozwala on spojrzeć na
nadchodzący dzień z większym optymizmem”.
Tego samego doświadczyła Tracy. Dzięki temu, że za sprawą reguły
zerwała się z łóżka o 5.00 rano i poszła na siłownię, Tracy rozpoczęła
dzień pozytywnym akcentem.
Jeśli nie potrafisz wygramolić się łóżka, nie będziesz też w stanie
dokonać wielu innych zmian, jakie chcesz wprowadzić w swoim życiu.
A jeżeli umiesz zrobić ten prosty krok i przejąć kontrolę nad porankami,
zapoczątkujesz serię zdarzeń, które doprowadzą do zmian na wszystkich
innych polach.
Przekonałam się, że 5... 4... 3... 2... 1... START pomaga mi w te dni,
kiedy „po prostu mi się nie chce”, czyli codziennie... i dlatego raz
jeszcze DZIĘKUJĘ!
Nastawienie „po prostu mi się nie chce” potrafi zawładnąć całym dniem,
to zaś jest kolejny ważny argument przemawiający za stosowaniem
reguły. Reguła będzie emanować na inne obszary twojego życia. Spytaj
Stephena, który napisał do mnie wieczorem przed podjęciem wyzwania –
wstawania.
Gdy tylko Erika zdała sobie sprawę z tego, że „nigdy nie będzie miała
ochoty na treningi”, nauczyła się dostrzegać pięciosekundowe okazje do
działania i przełamywać się do ich wykorzystywania. Trening to w stu
procentach kwestia psychiki. Ciało się nie nagnie, jeśli umysł go nie
przymusi. Właśnie dlatego reguła 5 sekund może być takim przełomem
w kwestii własnego zdrowia.
JAK się nią posłużyć?
5... 4... 3... 2... 1... START i idziesz na siłownię.
5... 4... 3... 2... 1... START i odkładasz ciastko, a zamiast niego jesz
grillowaną pierś kurczaka.
5... 4... 3... 2... 1... START i odchodzisz od witryny piekarni, choć
pieczywa i łakocie uwodzą cię niczym syreni śpiew.
Na całym świecie są ludzie grubsi, bardziej leniwi i w gorszej
kondycji od ciebie, którzy posłużyli się regułą 5... 4... 3... 2... 1..., by
zupełnie odmienić ciało, umysł i życie.
Tacy jak Charlie. Kiedy się do mnie po raz pierwszy odezwał, ważył
174 kg. Miał 137 cm w pasie. Spójrz na zdjęcia dołączone do jego wpisu
na Facebooku, a zobaczysz, jaki był otyły.
Wyobraź sobie, jak okropnie się czuł. A teraz spójrz na drugie zdjęcie, to
u dołu – tak wygląda ktoś zadowolony z życia. Stał się dosłownie innym
człowiekiem. Jak to zrobił? Dzięki piciu napojów, które smakują jak
trawa. Może powiesz: „fuj!”. Ale właśnie w ten sposób osiągnął swój cel.
Dziś Charles prowadzi przedsiębiorstwo o nazwie Juicing Strong, które
pomaga ludziom zdrowiej żyć.
Przez 529 dni z rzędu ten facet przełamywał się, by dotrzymać danej
sobie obietnicy. Dlaczego? Nie dlatego, że miał na to ochotę, ale
ponieważ powiedział, że to zrobi. Pomyśl, że Charlie zamiast pić soki,
spędził 529 dni na myśleniu o schudnięciu 66 kg. Co by się wtedy stało?
Nic. Alexandra jest kolejną osobą, która postanowiła przejść na zdrowszy
tryb życia i zaczęła pić soki.
Cześć, Mel,
Odkąd pamiętam, miałam nadwagę. Teraz po raz pierwszy w życiu
jestem na diecie. Czuję się zagubiona i przyparta do muru, ale
walczę. Mam przytłaczające poczucie bezbronności i niepewności.
Możesz mi to wyjaśnić?
Krótka odpowiedź brzmi: przepaść między osobą, jaką jesteś teraz, a tą,
którą chcesz zostać, wydaje się nieraz tak duża, że niemożliwe zdaje się
jej zasypanie. Takie odczucia są normalne, ale pozwalanie im na
zawładnięcie umysłem jest formą dręczenia samego siebie.
Właśnie dlatego uwielbiam Charliego i zdjęcie jego gołego brzucha
wylewającego się z szortów. Dzięki przełamaniu się każdy może
zniwelować przepaść między cyferkami na wadze. Niech przykład
Charliego zainspiruje cię do tego, by zacząć już dziś. A jego rezultaty
niech stanowią zachętę do bycia konsekwentnym.
Jest ktoś jeszcze, kogo chciałabym ci przedstawić. Mark poprosił
przyjaciół z Facebooka o dopilnowanie, by dotrzymał słowa. Pięć tysięcy
pompek w ciągu miesiąca? A niech to! Ja robię najwyżej pięć dziennie.
Jeśli onieśmiela cię sama myśl podjęcia takiego wyzwania, poznaj Alice.
To 19-letnia dziewczyna z Wielkiej Brytanii, która napisała do mnie, bo
znalazła się w trudnej sytuacji. Opisała ją następująco:
Cierpię na agorafobię i stany lękowe, które mocno odbijają się na
moim zdrowiu. Przytyłam jakieś 13 kg, przez co poczułam się jeszcze
gorzej i jeszcze częściej przesiadywałam w domu. Ponadto czułam ze
strony rodziców presję na pójście na konkretny kierunek studiów, na
konkretną uczelnię, i wmówiłam sobie, że nic się nie stanie, jeśli to
zrobię, żeby ich zadowolić... Oglądałam twoje nagranie, które dało
mi dużo do myślenia. Czy rzeczywiście właśnie tego chcę? Czy moja
obecna waga rzeczywiście jest okej? Czy zasłużyłam na to, czego
chcę?
Nie będę oszukiwać – zajęło mi to trochę czasu, ale oglądałam
twoje wystąpienie jakoś raz w tygodniu i nagle poczułam impuls...
To fantastyczne, Mari już przez 54 dni jest ich panem! Tony postąpił tak
samo i udało mu się zdopingować do „powrotu na siłownię i ćwiczenia
codziennie o 5 rano”!
Wiem, że trudno jest wstać tak wcześnie i od razu zabrać się za trening,
ale kiedy policzysz 5... 4... 3... 2... 1..., by wykrzesać z siebie energię
aktywności i pokonać uczucie zniechęcenia, nie tylko stajesz się panem
swojego dnia, ale też budzisz w sobie to, co najlepsze.
Produktywna prokrastynacja
Jeśli pracujesz nad zadaniem wymagającym kreatywności albo rozwijasz
innowacyjny pomysł, to według badań naukowych prokrastynacja jest
wtedy nie tylko dobra, ale i ważna. Proces twórczy wymaga czasu, jeśli
więc odłożysz projekt na bok na kilka dni lub tygodni, pozwolisz
umysłowi błądzić. Ten dodatkowy czas spędzony na myśleniu
o niebieskich migdałach pozwala wpaść na bardziej kreatywne,
odbiegające od głównego nurtu rozważań pomysły, które wzbogacą
przedsięwzięcie.
Zapoznanie się z koncepcją produktywnej prokrastynacji przyniosło
mi ogromną ulgę, zwłaszcza na etapie zmagań z pisaniem tej książki.
Zanim przeczytałam o produktywnej prokrastynacji, nieustannie
wypominałam sobie częste poczucie wypalenia albo wpadanie w twórczy
impas. Wydawało mi się, że nie umiem pisać, jestem leniwa lub
niekompetentna. Tak naprawdę jednak proces twórczy tego kalibru po
prostu wymagał czasu.
Mój umysł potrzebował przerw i czasu na błądzenie. Dokończenie
książki zajęło mi o siedem miesięcy więcej, niż zakładałam, ale sama
książka jest dzięki temu sto razy lepsza. Jeśli nie osiągasz efektów, na
jakich ci zależy, daj przedsięwzięciu trochę czasu, skoncentruj wysiłki na
czymś innym, a potem wróć do sprawy i spójrz na nią ze świeżej
perspektywy.
Jeśli zatem pracujesz nad czymś twórczym i nie masz ustalonego
terminu, to odłożenie pracy na kilka tygodni, aby pozwolić myślom
trochę się powałęsać, nie jest prokrastynacją. To element procesu
twórczego. Nowe pomysły, na które wpadniesz w czasie produktywnej
prokrastynacji, sprawią, że twoje dzieło będzie jeszcze lepsze.
Destrukcyjna prokrastynacja
Destrukcyjna prokrastynacja to zupełnie inna para kaloszy. Masz z nią do
czynienia wtedy, gdy unikasz pracy, jaką powinieneś wykonać, i wiesz, że
będzie to miało negatywne następstwa. Ten nawyk ostatecznie odbije się
głównie na tobie.
Każdy z nas ma stertę prac, do których jakoś nie może się zabrać:
uzupełnienie albumów ze zdjęciami, przeanalizowanie jakiegoś arkusza
kalkulacyjnego, dokończenie oferty, zrobienie porządków w domu u ojca
albo załatwienie paru spraw, które przełożą się na korzyści w życiu
zawodowym. Chodzi o wszystko, czego celowo unikamy, a co naprawdę
należałoby zrobić.
Evelyn odkładała takie sprawy na później, a potem się za to beształa:
„Od lat wypominała sobie właściwie wszystko”. Potem zaprzęgła do
pracy regułę i to było „FANTASTYCZNE”.
Odkąd Evelyn odkryła 5... 4... 3... 2... 1... START, przestała się
krytykować, a zaczęła po prostu działać, czym zrobiła wrażenie nawet na
sobie samej.
Choć Sy nie lubi czegoś robić, nabrała nawyku zabierania się do roboty
tak czy inaczej – i dzięki temu nastawieniu ukończyła ambitne
przedsięwzięcie oraz „osiąga to, co chce”.
Jeśli chodzi o Scotta, naszego znajomego z laboratorium, może on
użyć reguły i odliczania 5... 4... 3... 2... 1..., aby zdopingować się do pracy
przez krótki czas. Kiedy uświadomił sobie źródło chęci do prokrastynacji
(stres związany z kłopotami finansowymi), wybaczył sobie (to bardzo
ważny krok). A wyobrażając sobie przyszłego doktora Scotta, może
zacząć odliczanie, ilekroć będzie chciał przejąć kontrolę nad sytuacją,
fizycznie podejść do biurka i zacząć pracę. Gdy z jakiegoś powodu zboczy
z obranej drogi, może ponownie policzyć 5... 4... 3... 2... 1... Reguła
ułatwia PRZYSTĄPIENIE DO DZIAŁANIA, czyli coś, co pomoże Scottowi
zapanować nad pracą i poczuć, że ma większe szanse na uporanie się
z perturbacjami finansowymi.
Andre także posłużył się regułą, aby pokonać prokrastynację i zająć
się realizacją swoich celów. Andre ma 16 lat, ale już wie, jak walczyć
z nawykiem odkładania spraw na później, i zaczyna pisać książkę!
Stwierdził, że zawsze miał jakieś wymówki: „był nieprzygotowany, zbyt
zajęty, nie dość mądry”. Reguła pomogła mu „pokonać te wymówki”
i Andre zabrał się za pisanie książki.
Przykład Andre pokazuje, że w każdym wieku i bez względu na obrany
cel mamy siłę do wzięcia się w garść, zajrzenia w głąb siebie, „zrobienia
jakiegoś kroku, spróbowania czegoś” oraz do tego, by „odmienić swoje
życie”. Zaczynanie jest ważne także dlatego, że pozwoli ci wykorzystać
coś, co badacze nazywają „zasadą postępu”, która mówi, że dowolny
rodzaj postępu (taki jak małe zwycięstwa) poprawia nastrój, przyczynia
się do szczęścia i wzrostu produktywności.
Oprócz tego zaś, gdy już rozpoczniesz pracę nad przedsięwzięciem,
włączysz w mózgu mechanizm, który będzie cię skłaniał do kontynuacji.
Jak już wcześniej wspomniałam, badacze odkryli, że mózg lepiej
zapamiętuje zadania niedokończone niż dokończone. Kiedy już zaczniesz,
umysł będzie cię motywował do doprowadzenia sprawy do końca.
Napisałam też, że mój nawyk z używaniem przycisku „drzemka” był
formą prokrastynacji. Teraz już rozumiem dlaczego. Otóż dawał mi on
chwilę wytchnienia od poważniejszych życiowych stresów. Właśnie
dlatego ten guzik naciskałam. Kiedy się teraz nad tym zastanawiam,
wiem, że zlikwidowałam ów nawyk dzięki stworzeniu rytuału inicjacji –
reguły 5 sekund. Mój nawyk z używaniem przycisku drzemki został
zastąpiony innym, korzystnym: liczeniem 5... 4... 3... 2... 1..., po którym
wstawałam i zaczynałam nowy dzień. Siedem lat później wciąż co dzień
rano odliczam, aby zerwać się z łóżka.
Podsumowując: najskuteczniejsze zastosowanie reguły 5 sekund do
pokonania prokrastynacji polega na tym, by użyć jej, aby coś zacząć. Na
początku mogą to być drobiazgi. Zmierz się z tym, czego unikasz, przez
choćby 15 minut. Potem zrób sobie przerwę i obejrzyj kilka filmików
z kotami. I na litość boską, nie odsądzaj siebie od czci i wiary za to, że
dotychczas ci nie szło. Jesteś tylko człowiekiem.
Wszystko to bazuje na zdrowym rozsądku. Jest jasne jak słońce, że
nawet słonia da się zjeść, byle po kawałku. W tej książce raz po raz
dochodzimy do tego samego wniosku: jeśli nie zwalczysz uczuć
wyzwalających złe nawyki i nie zdopingujesz się do tego, by zacząć,
nigdy się nie zmienisz.
Albo
znajdziesz
sposób,
albo
wymówkę.
JAK STAĆ SIĘ
NAJSZCZĘŚLIWSZYM CZŁOWIEKIEM,
JAKIEGO ZNASZ
„Nic w życiu nie jest idealne”. Absolutnie nic. Ale możesz policzyć 5... 4...
3... 2... 1..., by uciszyć mentalny chaos i docenić wszystkie ulotne chwile,
takie jak poczucie wdzięczności za istnienie córki.
Uczucie wdzięczności jest nie tylko miłe. Zdaniem neuronaukowca
Alexa Korba ma ono wpływ na procesy chemiczne zachodzące w mózgu,
bo uaktywnia obszar pnia mózgu odpowiadający za wytwarzanie
dopaminy. Pozbywszy się zmartwień, wzięłam głęboki wdech, weszłam
do przebieralni i położyłam dłoń na ramieniu Sawyer. Nasze spojrzenia
spotkały się w lustrze.
– I jak? Co sądzisz, mamo?
– Sądzę, że Luke padnie z wrażenia. Wyglądasz oszałamiająco.
Nie bój się
bać.
Jeśli się boisz,
to znaczy,
że chcesz
zrobić coś
bardzo, bardzo
odważnego.
13
PRZESTAŃ SIĘ NIEPOKOIĆ
ZAPANUJ NAD UMYSŁEM
ALBO ON ZAPANUJE NAD TOBĄ.
– HORACY
Niepokój pojawia się wtedy, gdy nawyk zamartwiania się wymyka się
spod kontroli. Jako osoba, która przez całe życie zmagała się ze stanami
lękowymi, doskonale wiem, w jak mocnym uścisku potrafią trzymać
i jakie się zdają przerażające. Wiem też, jak je pokonać. Rozwiązanie
polega na zastosowaniu reguły 5 sekund w połączeniu ze strategią
nazywaną przeformułowaniem.
Sekret pokonania stanów lękowych polega na ich zrozumieniu. Jeśli
potrafisz je wychwycić w chwili, gdy się pojawiają, i je przeformułować,
uspokoisz myśli, zanim umysł wpadnie w panikę. Z upływem czasu, po
wielokrotnym zastosowaniu reguły 5 sekund, twój lęk osłabnie i wróci do
tego, czym był – zwykłymi zmartwieniami. A jak się wcześniej
dowiedziałeś, nawyk martwienia się łatwo wyeliminować.
Sądzę, że urodziłam się lękliwa. Kiedy byłam dzieckiem, rodzice
mówili, że jestem znerwicowana i wszystkim się przejmuję. To ja byłam
tym dzieckiem na koloniach, które tak tęskniło za domem, że trzeba było
wcześniej je stamtąd zabrać. Jako uczennica często się czerwieniłam, gdy
wywoływano mnie do odpowiedzi. Żeby zaczepić fajnego faceta na
imprezie, musiałam liczyć na zachętę w płynie – bez alkoholu od razu
pojawiała mi się na szyi nerwicowa pokrzywka.
Napady paniki zaczęły się u mnie tuż po dwudziestce, kiedy poszłam
na studia prawnicze. Taki atak sprawia wrażenie, jakbyś za chwilę miał
dostać zawału i może być spowodowany perspektywą zrobienia czegoś,
czego się boisz (wystąpienie publiczne, rozmowa z byłym partnerem,
wsiadanie do samolotu) albo... pojawić się bez powodu.
Jeśli nigdy nie miałeś ataku paniki, to chyba najtrafniej można go
opisać następująco: umysł i ciało zachowują się tak, jakbyś właśnie
cudem uniknął wypadku, ale dzieje się to w zupełnym oderwaniu od
rzeczywistości. Pozwól, że to wyjaśnię na podstawie bardzo prostej
analogii.
To trochę tak, jakbym miała w głowie jakąś pętlę „co będzie, jeśli...”
i kiedy zaczynam myśleć o wszystkich „co, jeśli...”, to już w kółko
myślę o wszystkich „co, jeśli...” i nie mogę przestać, bo zawsze są
jakieś „co, jeśli...”.
Milne
1Nazwisko autorki powieści dla młodzieży, m.in. Panika, w której strach
odgrywa bardzo ważną rolę (przyp. tłum.).
14
POKONAJ STRACH
ODWAGI, KOCHANE SERDUSZKO.
– C.S. LEWIS
W samolocie
Gdy moją uwagę zwróci coś stresującego – niepokojący odgłos,
turbulencje, pozornie zbyt długo trwające nabieranie wysokości, budząca
grozę pogoda albo zła aura otaczająca pasażera obok – niewiele trzeba,
żeby wywołać u mnie strach, bo tak silnie zakorzenione są odruchy.
Kiedy tak się dzieje, zaczynam liczyć 5... 4... 3... 2... 1..., aby wyrzucić
strach z głowy, uaktywnić korę przedczołową i skupić się na bieżącej
chwili.
Następnie zmuszam się do uchwycenia się kotwicy w postaci
konkretnych obrazów miejsca, do którego lecę, i ekscytuję się na myśl
o spacerze z mamą po plaży, obiedzie z klientem w Chicago czy
wspinaczce na Table Top z przyjaciółmi.
Te kotwiczące obrazy skutecznie przypominają mi o prostej
prawdzie... Otóż jeśli tego wieczoru będę siedzieć w restauracji
w Chicago i jeść obiad z klientami albo jeżeli nazajutrz będę spacerować
z mamą po plaży w Michigan, albo jeśli przylecę do rodzinnego miasta
i zdążę na rozgrywki lacrosse moich dziewcząt, to znaczy, że samolot się
nie rozbił i nie mam się czego bać. Przede wszystkim zaś daję umysłowi
kontekst, którego szuka, aby nie nasilać uczucia strachu. Kiedy
przywołuję kotwiczącą myśl, moje ciało się uspokaja.
Dzięki wielokrotnemu stosowaniu tej techniki wyleczyłam się ze strachu
przed lataniem. A mówiąc o stosowaniu, mam na myśli używanie jej raz
po raz. Za każdym razem będzie to trochę łatwiejsze, aż nagle po prostu
przestaniesz się bać. Wytrenujesz umysł, by odruchowo skłaniał się ku
pozytywnemu wyjaśnieniu: jesteś podekscytowany, a nie wystraszony
tym, co zamierzasz zrobić. Dana z powodzeniem zastosowała tę technikę
i „podczas lotu była tak spokojna” jak nigdy wcześniej.
Dziękuję. Trayce.
W tej książce poznałeś historie ludzi, którzy robili bardzo proste albo na
pozór drobne kroki naprzód – a ich życiowe perspektywy zupełnie się
zmieniły. Kuszące jest zbagatelizowanie tych opowieści, bo wydaje się
niemożliwe, by zwykłe budzenie się co rano o zaplanowanej porze mogło
zapoczątkować reakcję łańcuchową, która wywrze taki wpływ na
pewność siebie. Ale właśnie tak to działa. Przestań się skupiać na
wielkich sprawach. Wykorzystaj metodę 5... 4... 3... 2... 1... START
w odniesieniu do najdrobniejszych rzeczy, a przekonasz się, że te
drobiazgi wcale nie są takie błahe.
Jak powiedział Bill, codzienne, odważne wstawanie z łóżka,
podejmowanie trudnych decyzji, umiejętność odmawiania, dawanie
czegoś od siebie przy każdej nadarzającej się okazji i skupianie się na
najważniejszych sprawach inicjują kaskadę zmian, która wpływa na całe
życie. Są to drobne kroki, ale przynoszą owoce, których oczekujesz:
pewność siebie, poczucie kontroli i diabelnie przyjemne uczucie dumy.
Mów z głębi
serca, nawet
jeśli głos ci
drży.
16
REALIZOWANIE PASJI
JEST GŁOS, KTÓRY NIE UŻYWA SŁÓW, POSŁUCHAJ.
– RUMI
Przez lata dostawałam wiele pytań o to, jak odnaleźć pasję i sens życia.
Nigdy jednak nie poproszono mnie o pomoc w „zastanowieniu się nad
czyjąś pasją”. To dlatego że poszukiwanie pasji jest procesem
wymagającym działania, a reguła 5 sekund stanowi nieocenione
narzędzie, gdy zaczynają się pojawiać jakieś perspektywy. Tym, co
uniemożliwia ludziom znalezienie pasji, jest nieumiejętność przejścia od
myśli do czynów. Gdy zaczniesz stosować regułę 5 sekund, by po 5... 4...
3... 2... 1... przełamać się do rozpoczęcia poszukiwań i chwytania
nadarzających się okazji, zdziwisz się, dokąd cię to doprowadzi.
Zacznij szukać
Jak szukać? Zatrudnij najlepszego możliwego przewodnika: własną
ciekawość. Ciekawość to instynkt skłaniający do zwracania uwagi na to,
na czym ci naprawdę zależy. Jeśli nie możesz przestać o czymś myśleć,
zrób z tego nowe hobby. Zwracaj też baczną uwagę na uczucie zazdrości.
Jeżeli zauważysz, że czegoś komuś zazdrościsz, przyjrzyj się temu
uczuciu. O jaki aspekt czyjegoś życia jesteś zazdrosny? To może ci
podsunąć pomysł, czego tak naprawdę chcesz dla siebie.
Następnie przełam się do podjęcia kilku prostych kroków w celu
zapoznania się z tematem: poczytaj o nim, obejrzyj poradniki wideo,
porozmawiaj z ludźmi, idź na kurs i napisz plan. Zdziwisz się, co się
stanie po jakimś czasie.
Twoją pasją może być fotografia. Kiedy Chris cztery lata temu poznał
regułę 5 sekund, był kierownikiem inwestycji w banku (wciąż nim jest)
i odkąd pamiętał, uwielbiał fotografię. Wykorzystał regułę, aby
przekonać się do zgłębiania tej pasji, a dziś jest zawodowym
fotografikiem z wieloma nagrodami i okładkami czasopism w dorobku
artystycznym.
Jeśli chodzi o rodziców, to owszem, wieść o tym, że syn nie chce zostać
prawnikiem, początkowo ich rozczarowała, ale większy zawód sprawił im
fakt, że przez tak długi czas Todd bał się (przyznać) i był nieszczęśliwy.
Miej wiarę
Wierzę, że możemy zrobić wszystko, dopóki słuchamy serca, pracujemy
i inwestujemy w coś swój czas. Jedną z moich ulubionych książek jest
międzynarodowy bestseller – Alchemik. To jedna z najczęściej
kupowanych książek wszech czasów, przetłumaczona na 80 języków.
Polecam ją już od ponad 10 lat, a kiedy pisałam Regułę 5 sekund,
kupiłam sobie nowy egzemplarz jako źródło inspiracji i przypomnienia,
że „kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja
potajemnie twojemu pragnieniu”1.
Gdy otworzyłam egzemplarz wydany na dwudziestopięciolecie
książki, oczarowała mnie opowieść w przedmowie. Nie miałam pojęcia,
że kiedy Alchemik po raz pierwszy ukazał się drukiem w Brazylii, zrobił
klapę. Kompletną.
Powiedz to
Po prelekcji dla pracowników biura handlu nieruchomościami na
Florydzie podszedł do mnie rosły mężczyzna o imieniu Don. Miał dobrze
ponad 50 lat, brodę i sportową marynarkę założoną na letnią, bawełnianą
koszulę. Chciał się ze mną podzielić czymś związanym z moją regułą
5 sekund.
Don miał, jak powiedział, „własną wersję tej reguły, która odmieniła
mu życie”. Otóż „kilka lat temu podjął decyzję, że nie przemilczy niczego
ważnego”.
A potem zrelacjonował historię o tym, jak instynktownie się
przełamał i powiedział swojej córce coś, co całkowicie przeobraziło ich
relację. Na przestrzeni lat jego córka Amber wraz z mężem troszczyli się
o członków rodziny, którzy przechodzili trudne chwile. Oboje co weekend
pracowali społecznie i byli na kilku wyjazdowych wolontariatach.
Don powiedział, że ich podziwia. Podziwiał ich podejście do życia
oraz przykład, jaki dają światu. Dodał, że jest bardzo dumny, iż Amber
wyrosła na tak wspaniałą, młodą kobietę. Potem zaś wyjawił mi rzecz
następującą: „Tuż przed tym, zanim to powiedziałem, bałem się. Pomyśl
tylko. Bałem się coś powiedzieć, bo nie chciałem się rozkleić”.
Wyznał, że po tej rozmowie jego relacje z córką uległy diametralnej
zmianie. Są dziś bliżej, niż kiedykolwiek sądził, że będą, a to
doświadczenie zainspirowało go do kierowania się w życiu następującą
zasadą: Nie przemilczać niczego ważnego.
Intymność wymaga odwagi. Możesz się bać, że wyrażając siebie,
wzruszysz się albo kogoś poirytujesz, lecz efekty są iście magiczne. Tej
magii doświadczyłam minionej jesieni, w trakcie zwykłej rozmowy
z ojcem. Byłam w drodze na lotnisko tuż po prelekcji w Miami
i odebrałam od taty następującą wiadomość: „Zadzwoń do mnie
najszybciej, jak będziesz mogła”.
„Dziwne” – pomyślałam i zadzwoniłam do domu. Odebrała moja
mama.
– Cześć, mamo. Właśnie dostałam wiadomość od taty z prośbą,
żebym zadzwoniła. Wszystko w porządku?
– Powinnaś z nim porozmawiać, poproszę go do telefonu...
– Poczekaj, mamo! Co się stało? – wołałam, ale już mnie nie słuchała.
Usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi kuchennych i mamę
krzyczącą do ojca: „Bob! Mel dzwoni!”.
Nie miałam pojęcia, co się stało. Od razu pomyślałam, że będą jakieś
problemy. Siedziałam na tylnym siedzeniu taksówki, czując się jak
dziesięciolatka, która wie, że czeka ją domowy szlaban. To niezwykłe, jak
szybko umysł potrafi nam wmówić, że coś jest nie tak, prawda?
Niepewność rozbudziła we mnie nawyk martwienia się i wpadłam
w sidła pętli „a co, jeśli...?”. Myślałam – „Umarła babcia? Zrobiłam coś
złego? Ojciec ma problemy finansowe? Nie, to musi chodzić o mnie... co
ja takiego zrobiłam?”.
Zauważyłeś, co się stało? Niepewność wyzwoliła nawyk zamartwiania
się. W niecałe pięć sekund zdążyłam sobie w mówić, że umarła babcia,
zrobiłam coś koszmarnego, że ojciec jest mną głęboko rozczarowany albo
wpakowałam się w jakieś kolosalne kłopoty.
Usłyszałam, jak otwierają się drugie drzwi i odgłos kroków ojca
w kuchni. Podniósł słuchawkę i odezwał się tonem najbardziej
niefrasobliwym z możliwych.
– Cześć, Mel. Dzięki, że dzwonisz. Gdzie jesteś?
Tymczasem ja po drugiej stronie linii odchodziłam od zmysłów.
– Jestem w Miami, w drodze na lotnisko, a wiadomość od ciebie
śmiertelnie mnie przeraziła, coś przeskrobałam?
Tylko zachichotał.
– Nie, nie chodzi o ciebie, Mel. Chodzi o mnie. Nie chciałem tego
mówić ani tobie, ani twojemu bratu, zanim nie nabiorę pewności.
Prawie upuściłam telefon.
– Umierasz? Rany boskie, pewnie masz raka.
– Dasz mi dokończyć? – przerwał mi. – Nie mam raka. Mam tętniaka
i muszę się poddać operacji na otwartym mózgu, żeby go usunąć, zanim
wyprawi mnie na tamten świat.
Potem opowiedział wszystko od początku. Podczas gry w golfa nagle
dostał silnych zawrotów głowy i zemdlał. Rezonans magnetyczny ujawnił
tętniaka mózgu. Tak naprawdę lekarze odkryli go przypadkiem. Pod
koniec tygodnia ojciec miał zostać poddany operacji w klinice chirurgii
na Uniwersytecie Michigan.
Zamarłam, trzymając telefon. Mój teść zmarł na raka przełyku.
W ciągu kilku chwil od wysłuchania opowieści ojca przypomniałam sobie
dzień operacji teścia. To była tylko chwila. Pielęgniarki wiozły go na salę
operacyjną w Memorial Sloan Kettering na Manhattanie i tuż przed tym,
zanim przepchnęły szpitalne łóżko przez podwójne drzwi, teść odwrócił
się w naszą stronę.
Uśmiechnął się i niezdarnie pomachał. Odpowiedzieliśmy uśmiechem
i też pomachaliśmy. Pamiętam, że wystawił do góry kciuk. W tej samej
chwili poczułam ukłucie lęku. A potem teść zniknął za wahadłowymi
drzwiami. Nie mieliśmy pojęcia, że operacja pójdzie bardzo źle,
a powikłania po niej ostatecznie doprowadzą do jego śmierci.
Wróciłam do rzeczywistości, do wnętrza taksówki, i do rozmowy
z ojcem. Wyobraziłam sobie, jak macha na pożegnanie w szpitalnym
korytarzu i wystraszyłam się. Nie mam pojęcia czemu, ale bardzo
chciałam wiedzieć, czy ojciec też się boi. Instynktownie pragnęłam go
o to zapytać, lecz od razu ogarnęły mnie wątpliwości. Zaczęłam się
zastanawiać: „Nie pytaj, zdenerwujesz go. Oczywiście, że się boi,
głuptasie. Bądź optymistyczna i na luzie. Nie stresuj go, bo a nuż ten
tętniak eksploduje”. To była chwila przełomu. Nie przemilczaj niczego
ważnego.
Mike taił prawdziwe uczucia w swoim małżeństwie, dopóki nie zebrał się
na odwagę, by policzyć 5... 4... 3... 2... 1... i być ze sobą „bardziej
szczerym”:
Wpis Mary jest dla nas bardzo ważną przestrogą. Czasami nie ma
kolejnego razu. Kiedy twoje serce się odzywa – dopuść je do głosu.
Skontaktowałam się z matką Josha, Caren, która podzieliła się ze mną
następującą historią:
Josh nie bał się emocji innych ludzi. Kiedy był nastolatkiem, u mojej
matki stwierdzono nowotwór. Wiedziałam, że od nas odejdzie.
Któregoś dnia usiadłam w pokoju dziennym sama, żeby porozmyślać
i popłakać. Josh przyszedł i zapytał, co się stało, a potem popatrzył
na mnie uważnie. Nie odwracał wzroku i nie wiercił się. Po prostu
siedział i słuchał. Od tamtej pory nasza relacja matka – syn zaczęła
się przemieniać w relację przyjacielską, bo Josh potrafił wysłuchać
mnie jako człowieka.
Przykro mi, że nie miałam okazji poznać Josha. Mam wrażenie, że był
świetnym człowiekiem. Caren opisała go tak: Josh był ucieleśnieniem
działania. Przekuwał intencje w czyny. Po jego śmierci powiedzieliśmy,
że szedł przez życie bez wahania. Zakończyła e-mail do mnie
załącznikiem w postaci esemesa, jakiego Josh wysłał do niej i jej męża
w sylwestra, na kilka godzin przed tragicznym wypadkiem. Jak to ujęła
Caren: „Napisał to, co myślał. Będziemy to przechowywać jak skarb do
końca życia”.
Nie przemilczaj niczego ważnego.
5... 4... 3... 2... 1... i powiedz to.
Wszystkie
nasze
marzenia
mogą się
spełnić, jeśli
będziemy
mieli odwagę
je realizować.
– Walt
Disney
TWOJA SIŁA
ZAWSZE MIAŁAŚ TĘ SIŁĘ, KOCHANIE,
MUSIAŁAŚ SIĘ TYLKO O TYM PRZEKONAĆ.
– GLADIOLA, „CZARNOKSIĘŻNIK Z KRAINY OZ”