You are on page 1of 318

Dla

Rafała.
Mojego niezawodnego Tunny
i Gommona w jednej osobie
PRZEKLĘTA KREW
KSIĘŻNICZKA DOBRAWA
NA DRODZE DO WŁADZY
Ponad nagimi koronami dębowego lasu unosiła się chmura ciemnego dymu . Początkowo ledwo
1

zauważalna, teraz gęstniała z minuty na minutę. Swąd spalenizny stawał się coraz wyraźniejszy, a
pomiędzy konarami drzew prześwitywały tańczące w oddali płomienie. Gryzący w nozdrza zapach
budził w podróżnych lęk. Nie mogło być wątpliwości: nie dalej niż pół mili stąd płonęły nie tylko
drewno czy słoma, ale też ludzkie ciała . 2

– Pater noster, qui es in coelis... Na Boga, dlaczego nadal maszerujemy? – wyrwało się jednemu
z mnichów zbitych w grupkę obok sunącego przodem wozu książęcego kapelana . Wypowiedziany
3

pełnym przerażenia głosem protest pozostał bez echa, mimo że podobne myśli kołatały się w głowach
niemal wszystkim członkom orszaku. Tylko otwierający pochód postawny mężczyzna zachowywał
spokój. Był to przewodnik przysłany z północy, by bezpiecznie doprowadzić czeską księżniczkę
Dobrawę do domu jej przyszłego męża – barbarzyńskiego księcia Mieszka.
Kręty, wyboisty trakt, biegnący dotąd środkiem ciemnej puszczy, rozszerzał się, wiodąc ku zalanej
światłem polanie. Z oddali zdawało się, że to promienie zachodzącego słońca rozjaśniają przecinkę.
Wozy minęły ostatni zakręt, podskakując na wystających z ziemi korzeniach drzew i wpadając na
powrót w głębokie koleiny . Teraz stało się jasne, że źródłem światła w to ponure zimowe popołudnie
4

jest łuna nieodległego pożaru. Wozy jeden za drugim wysypały się na otwartą przestrzeń. Wreszcie do
granicy lasu dotarł także ten najbardziej okazały – bogato zdobiona konstrukcja, w której wyściełana
drogimi futrami kolebka zwisała na czterech łańcuchach przytroczonych do specjalnego stelażu.
Powóz skonstruowano w sposób gwarantujący ochronę przed wstrząsami i komfort podróży . Siedząca 5

wewnątrz dziewczyna nie myślała jednak w tej chwili o wygodach. Wychyliła się poza krawędź
pojazdu i z pobladłą twarzą spoglądała na olbrzymią masę ludzi kłębiącą się zaledwie kilkaset kroków
od niej.
Nad polaną górował niewielki gród. A przynajmniej tak było aż do dzisiaj. W tej chwili zarówno
palisadę, bramy, jak i całą niemal zabudowę trawił ogień. Przedpole osady upstrzone było trupami
wojowników, najwidoczniej więc doszło tu wcześniej do walki. Teraz wokół grodu krążyli uzbrojeni
jeźdźcy w normańskim rynsztunku. Jedni rzucali żagwie tam, gdzie ogień jeszcze nie dotarł. Inni
zagradzali drogę garstce uciekinierów, uwięzionych wewnątrz zabudowań i skazanych na śmierć
w płomieniach. Kolejni wreszcie zaganiali tłum zdezorientowanych mężczyzn, kobiet i dzieci w jedno
miejsce na skraju polany. Pośród krzyków i dymu rozdzielali rodziny i dokonywali natychmiastowych
egzekucji na mężach w sile wieku. Kobiety i dzieci ustawiali w szereg i ponaglali do marszu.
– Co... co tu się dzieje? – zapytała łamiącym się głosem księżniczka, zauważywszy, że przewodnik
kawalkady zatrzymał swojego konia zaraz obok jej powozu. Miała za sobą prawie dwadzieścia lat
życia, ale nigdy jeszcze nie doświadczyła podobnego widoku.
– Nasz wódz przygotowuje dla was godny prezent ślubny, moja pani – odparł mężczyzna
z nieskrywaną dumą w głosie.
– Te dzieci... – jęknęła Dobrawa.
– Nie musisz się tym kłopotać, moja pani, jeszcze nim dotrzemy do Gniezna, zostaną sprzedane
w niewolę. Matki i ci nieliczni ojcowie, z których nie uczyniono przykładu, zostaną przesiedleni na
ziemię księcia. Przez resztę życia będą pracować, by odpłacić jemu oraz rzecz jasna tobie, pani, za
okazaną łaskę. I niech bogowie wybaczą im, że nie chcieli dobrowolnie poddać się woli
Siemomysłowica.

Dobrawę można sobie wyobrażać jako postać przywodzącą na myśl legendarną


Wandę. Męczennicę, wyruszającą do Wielkopolski, by cierpieć pod butem
brutalnego poganina... Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej.
Archiwum autora/domena publiczna
– Bogowie wybaczą? – bezwiednie powtórzyła Dobrawa. Niech to raczej jej jedyny Bóg wybaczy,
jeśli zawiedzie w swojej misji. Jeszcze tego samego ranka myślała o przyszłym mężu z nadzieją, a po
prawdzie, wręcz z gorączkowym wyczekiwaniem. Mieszko... miszka... miś... – próbowała rozwikłać
znaczenie jego imienia . W nigdy nie spotkanym, ale przedstawianym przez posłów niczym
6

prawdziwy heros mężczyźnie widziała swojego obrońcę, przyjaciela, oparcie w obcym kraju. Jakże
była naiwna. Teraz wiedziała już, że żaden taki „miszka” nie istnieje. Była tylko wściekła,
nieokiełznana bestia – niedźwiedź Mieszko Siemomysłowic sycący się mordem i niewolnictwem,
zażywający uciech z pogańskimi nałożnicami i czczący bożki. Wiedziała, że ma dwa wyjścia: nawróci
go na drogę wiary lub odda swoje życie, próbując. Trzeciej drogi nie było. A przynajmniej nie było jej
w tej konkretnej wizji historii.
Problem polega na tym, że choć można w opisany wyżej sposób wyobrażać sobie przybycie
Dobrawy do Polski i początek działań, które doprowadziły do chrztu księcia, to z rzeczywistością
sprzed ponad tysiąclecia będzie to mieć niewiele wspólnego. Powód jest prosty: próżno szukać klucza
do zrozumienia postaci pierwszej polskiej władczyni na trakcie pod Gnieznem lub u celu jej podróży.
Jeśli taki klucz można w ogóle odnaleźć, to nie w Wielkopolsce, ale w Czechach. I to ponad
czterdzieści lat wcześniej.
Babcine sposoby

Był rok 921, zapewne jesień, gdy oddział dowodzony przez Tunnę i Gommona najechał gród Tetín
oddalony o około trzydzieści kilometrów od Pragi. Dzisiaj Tetín to senna wioska zamieszkana przez
nieco ponad osiemset osób. Na początku X wieku liczba jego mieszkańców była nawet skromniejsza –
za to znaczenie bez porównania większe, szczególnie w burzliwym 921 roku. W połowie lutego,
stawiając czoła łupieżczej wyprawie węgierskich hord, zginął praski książę Wratysław z dynastii
Przemyślidów . Nikt w kraju nie był przygotowany na taki rozwój wypadków. Władca dopiero co
7

zasiadł na tronie, zastępując swojego przedwcześnie zmarłego brata Spitygniewa. Gdy i jego dosięgła
śmierć, nie miał nawet trzydziestu trzech lat. Kraj stanął na krawędzi wojny domowej. Możni zebrani
na wiecu w stołecznym grodzie obrali na nowego władykę pierworodnego syna księcia, Wacława.
Został on wyniesiony na tron, ale w żaden sposób nie rozwiązywało to politycznego kryzysu. Chłopak
miał zaledwie dwanaście lub trzynaście lat . Może i w świetle słowiańskiej tradycji był niemalże
8

pełnoletni, dla wojów z książęcej drużyny nie miało to jednak znaczenia. Nigdy nie zgodziliby się, aby
podobny młokos dorwał się do prawdziwej władzy. Dziecko z mlekiem pod nosem wysyłające mężów
do boju i szafujące ich życiem? Niedoczekanie. Wreszcie, po bez wątpienia długich i męczących
deliberacjach, zapadła decyzja, by ster rządów oddać w ręce kobiet.
Ludmiła, licząca sobie około sześćdziesięciu lat matka zmarłego Wratysława, miała objąć pieczę
nad edukacją potomków dynastii. Wacław oraz jego młodszy brat Bolesław zostali oddani pod jej
opiekę, z jasnym poleceniem, by jak najszybciej przysposobiła ich do polityki i do wojaczki. Matka
chłopców, Drahomira, straciła wprawdzie synów, ale w żadnym razie nie pozostawiono jej z pustymi
rękoma. To właśnie ona miała sprawować regencję w imieniu Wacława, aż do czasu, gdy zostanie on
uznany za gotowego, by zająć powierzone sobie miejsce. Możemy się domyślać, że za dwiema
kobietami stały konkurencyjne stronnictwa możnych i wojowników, a podział obowiązków określono
tak, by siły te wzajemnie się szachowały, zapewniając pokój do końca regencji . Plan wydawał się
9

rozsądny, ale i tak od pierwszych chwil skazany był na niepowodzenie. Nie uwzględniał tego, jak
wielka nieufność, a nawet nienawiść panuje pomiędzy młodą, owdowiałą księżną i jej teściową.
Trudno po tysiącu lat odtwarzać dokładny przebieg wypadków. Jeden z czeskich historyków
badających temat sugerował, że spór rozpoczął się wcześniej, bo jeszcze za życia Wratysława. Książę
miał osobiście zdecydować, że Drahomira, jako słabo wykształcona, wychowana na pogańskim
Połabiu księżniczka Stodoran, nie nadaje się na opiekunkę własnych dzieci. I to właśnie on, wbrew
protestom żony, odesłał synów na dwór swojej matki, zaś możni na wiecu w Pradze jedynie utrzymali
tę decyzję w mocy . Taka interpretacja źródeł doskonale tłumaczyłaby emocjonalną reakcję
10

Drahomiry w 921 roku. Wprawdzie przejęła niemal pełną władzę w państwie, ale wciąż było jej mało.
Potrzebowała udowodnić, że wbrew swej kulturze i pochodzeniu – a może właśnie dzięki nim? – ma
dużo lepsze predyspozycje od leciwej teściowej. I to predyspozycje do właściwie wszystkiego . 11

Sugerowano też, że spór miał głęboko polityczne, a nawet międzynarodowe podłoże. Najstarsze
zachowane zapiski wskazują jednak na motywacje bardzo przyziemne. Drahomira, „owładnięta złymi
podejrzeniami, uważała, że z powodu powierzenia przez lud wychowania chłopców jej świekrze, ta
zagarnie całą władzę dla siebie, ona zaś sama zostanie pozbawiona władzy i majątku” – skomentował
obeznany ze sprawą mnich Krystian, tworzący u schyłku X stulecia. Wyjście z sytuacji, zdaniem
Drahomiry, było tylko jedno: „Powzięła zamiar, aby za wszelką cenę doprowadzić do zabicia
[Ludmiły]” . Właśnie dlatego jeszcze w tym samym roku pod Tetínem – grodem, który na swoją
12

siedzibę wybrała nestorka rodu – stanął oddział Tunny i Gommona.


Imiona dwóch dowódców nieprzypadkowo brzmią obco. Prawdopodobnie byli to wikingowie
w służbie czeskiej księżnej. Zdaniem jednych przybyli do Pragi z kraju Stodoran, wspólnie
z Drahomirą. W opinii innych – pochodzili z Rusi, gdzie odłączyli się od którejś z drużyn wareskich
wojowników . Jakkolwiek by było, dokładnie takich ludzi potrzebowała Drahomira: specjalistów od
13

zabijania niemających silnych powiązań z lokalnymi elitami, pozbawionych moralnych rozterek


i niezadających zbędnych pytań. Fakt, że wedle wszelkich przesłanek Tunna i Gommon służyli
wcześniej w jakimś charakterze Ludmile i zostali skaptowani przez jej synową, tylko dodawał całej
sprawie smaku. Starą księżną mieli przecież zabić jej właśni ludzie, którzy opowiedzieli się za
sprytniejszą, bardziej bezwzględną i – przynajmniej we własnym mniemaniu – prawowitą władczynią.
Tunna i Gommon napadli na gród, wdarli się do dworu Ludmiły i ruszyli prosto do sypialni,
w której ta się skryła. „Czy nie żywiłam was jak synów? Złoto, srebro, drogocenne szaty dałam wam,
a jeśli kiedyś wam w czymś zawiniłam, powiedzcie mi to...” – próbowała pertraktować przerażona
matka zmarłego księcia . Nie padła żadna odpowiedź. Mężczyźni, ignorując płacz i błagania, brutalnie
14

zrzucili kobietę z łóżka. Wijąc się po ziemi, Ludmiła miała jeszcze prosić, by chociaż zabili ją
w godny sposób, mieczem. Na ten apel oprawcy też pozostali głusi. Chwycili sznur, owinęli go wokół
szyi księżnej i zacisnęli pętlę. Gdy tylko życie uszło z ciała, wywlekli truchło na podwórze i zakopali
je niczym zwłoki zbrodniarza lub samobójcy. Z dala od kościoła, w błocie pod obwarowaniem grodu.
Widocznie zdaniem Drahomiry tylko na tyle zasługiwała jej teściowa.
Kolejne miesiące upłynęły pod znakiem krwawych walk i rozliczeń. Źródła donoszą o przegnaniu
bawarskich księży, najwidoczniej należących do stronników Ludmiły. W stosunku do krajowców
władczyni raczej nie była równie łaskawa. Jeśli z zimną krwią zgładziła matkę własnego męża, to
pewnie to samo robiła z każdym wielmożą, który nie zgodził się jej podporządkować. W 922 roku jej
władza była już na tyle pewna, że zdołała nawet odeprzeć zbrojną ekspedycję Bawarczyków. Księżna
zyskała też nowe materialne podstawy dla swoich rządów. Zagarnęła cały majątek należący wcześniej
do zamożnej, hojnie uposażonej przez męża Ludmiły. I rzecz jasna nie myślała nawet o oddaniu
władzy synowi.
Drahomira, babka Dobrawy, nie wahała się wynająć płatnych zabójców, by
pozbyć się swojej teściowej. Historię jej zbrodni ukazano na ilustracjach z XIV-
wiecznej Kroniki Dalimila.
Národní knihovna České republiky

Gdy poczuła się już zupełnie pewnie, zadbała jeszcze o zatarcie śladów zbrodni. Ofiarami jej
knowań w następnej kolejności mieli paść Tunna i Gommon. Ten pierwszy, zawczasu ostrzeżony,
zdołał uciec z kraju wraz ze swoją rodziną. Drugi nie miał tyle szczęścia. Ludzie księżnej schwytali
go, ona natomiast bez wahania skazała mężczyznę na śmierć, umywając ręce od jakiegokolwiek
współudziału w morderstwie teściowej . O resztę zadbała już państwowa propaganda.
15

Najwcześniejsze czeskie utwory z X wieku przedstawiają Drahomirę jako przykładną żonę, kochającą
matkę i mądrą regentkę, co najwyżej trochę za bardzo ulegającą podszeptom złych doradców . 16

Prawda miała wyjść na jaw dopiero kilkadziesiąt lat później, spod pióra niejakiego Krystiana.
Wbrew pozorom nie była to postać przypadkowa, żaden tam szeregowy mnich z jednego z dziesiątków
europejskich klasztorów. Pod zakonnym imieniem Krystian ukrywał się nie kto inny, jak... brat
polskiej władczyni Dobrawy, czeski książę Strachkwas. A zarazem wnuk bezwzględnej Drahomiry.
Wężowe potomstwo

Dobrawa była córką młodszego z synów Drahomiry, Bolesława. Jeśli w ogóle pamiętała babkę, to
tylko jako niewyraźny kształt z wczesnego dzieciństwa. Można zresztą podejrzewać, że nie miała
nawet takiego jej obrazu. Książę unikał chyba bliskich kontaktów z kobietą, która wcześniej dla
własnej korzyści zepchnęła na margines i jego, i starszego Wacława. Po wszystkim, co zrobiła, by
zdobyć władzę i utrzymać się na tronie, Bolesławowi nie spieszyło się też raczej, by dopuszczać ją do
własnych pociech.
Bezpośrednie wspomnienie to jednak kwestia bez znaczenia. Dobrawa wychowywała się
w realiach politycznych i w atmosferze ukształtowanej przez Drahomirę. W jej kraju i na dworze,
który ta po sobie pozostawiła. Wczesnośredniowiecznej Pradze obca była mizoginia, którą dzisiaj
często przypisuje się „ciemnym wiekom”. Kobiety były dopuszczane do władzy, liczono się z ich
zdaniem, zdarzało się nawet, że – jak Drahomira – to one rozdawały karty w decydujących
rozgrywkach. W rodzącym się państwie Przemyślidów znacznie ważniejsza od płci była ambicja
i gotowość dążenia do celu po trupach . Niemiecki tekst z epoki ukazuje praski dwór jako prawdziwe
17

gniazdo żmij. Książę, kto by nim nie był w danym momencie, jest stale osamotniony. Spiskują
przeciwko niemu najbliżsi doradcy, krewni, dworzanie, a nawet służący. W każdej chwili i z każdej
strony musi się spodziewać zatrutego ostrza. Księga opisująca taki stan rzeczy powstała za granicą
i miała na celu pokazanie rodziny Przemyślidów w ciemnych barwach . W wielu punktach
18

przekłamuje rzeczywistość, ale nie w tym konkretnym. Pałac na Hradzie z czasów przed narodzeniem
Dobrawy i z lat jej młodości naprawdę był szkołą cynizmu i wyrachowania.
Rządy Drahomiry nie potrwały długo. Jej brutalna regencja po dwóch czy trzech latach
doprowadziła do wojny domowej. Przeciwko matce otwarcie wystąpił dobiegający dorosłości Wacław.
Własnego potomka, krwi ze swojej krwi, księżna nie zdecydowała się usunąć z drogi i zakopać pod
wałem. A może po prostu – nie zdołała tego zrobić pomimo najszczerszych chęci. Już pierwsza
decyzja zwycięskiego księcia nie pozostawiała wątpliwości. On nie zamierzał jej wybaczać. Wypędził
matkę z kraju, zapewne na jej ojczyste Połabie. Zgodę na powrót otrzymała dopiero po kilku
kolejnych latach – jako kobieta skompromitowana, przedwcześnie postarzała i pozbawiona
jakichkolwiek stronników . 19

W 930 roku Wacław miał już ponad dwadzieścia lat. Bolesław był niewiele młodszy od niego
i również z impetem wszedł do świata polityki. Dowodził własną drużyną wojowników, obsadził część
grodów i panował nad nimi z nadania brata . Wziął też ślub, choć na temat jego żony wiadomo tylko
20

tyle, że istniała. Nie zachowało się nawet jej imię, nie mówiąc o wzmiance na temat pochodzenia.
Znacznie więcej da się powiedzieć o dzieciach z tego związku. Była ich przynajmniej piątka. Pierwszy
syn Bolesława przyszedł na świat niedługo po 930 roku, zmarł jednak lub zginął, zanim ktokolwiek
zanotował, jak nazwano go na chrzcie . Jako drugi urodził się imiennik księcia, Bolesław II. Trzeci
21

był Strachkwas – matka powiła go prawdopodobnie w 935 roku . Zostają jeszcze dwie córki: Dobrawa
22

i Mlada. A razem z nimi pojawiają się wątpliwości.

Morderstwa w świetle dnia i skrytobójcze zamachy pod osłoną nocy. Drahomira


postarała się, by uprawianie w Czechach polityki nigdy nie było bezpieczne. Na
ilustracji scena z niemieckiego Kodeksu Manesse.
Archiwum autora/domena publiczna

Datę urodzin Mlady da się ustalić, choć rzecz jasna tylko w przybliżeniu, dzięki informacjom o jej
karierze. Księżniczka wkroczyła na arenę wielkiej historii w 967 roku. Ojciec powierzył jej wówczas
ważną misję dyplomatyczną, wymagającą podróży na drugi kraniec Europy, ale też politycznego
obycia i pewnej charyzmy. Zadania tej rangi na pewno nie wykonywała nastolatka. Księżniczka
musiała mieć w tym czasie przynajmniej dwadzieścia pięć, a może i trzydzieści lat. To by lokowało
jej narodziny najpóźniej w okolicach roku 940.
W przypadku Dobrawy sytuacja z pozoru jest prostsza. W niezliczonych książkach i artykułach
podawano, że w 965 roku, w chwili swojego wiekopomnego ślubu z Mieszkiem, księżniczka była
stereotypową średniowieczną panną na wydaniu: młodą, niewinną i powabną. Najlepiej liczącą sobie
nie więcej niż piętnaście czy szesnaście lat . Szkopuł w tym, że informacje, którymi dysponujemy na
23

temat życia i rodziny przyszłej władczyni, w żaden sposób podobnego podejścia nie uzasadniają.
W średniowieczu niemal zawsze starsze córki były przeznaczane do politycznych małżeństw,
a dopiero te urodzone później do życia zakonnego. Mladę znamy tymczasem przede wszystkim jako
mniszkę. Robiono wprawdzie wyjątki, gdy to pierworodne córki trafiały za mury klasztorów. Rodzice
musieli jednak mieć dobre powody, by pozbawiać się karty przetargowej w kontaktach z innymi
władcami i możnymi. Mogło chodzić o widoczne już za młodu fizyczne deformacje dziecka, choroby
czy też wyraźną brzydotę . W przypadku siostry Dobrawy nic jednak nie wiadomo o podobnych
24

problemach i wydają się one zgoła nieprawdopodobne. Obyczaje epoki zmuszają do przyjęcia, że
w takim razie to Mlada była młodszą siostrą. Dobrawa tymczasem urodziła się jeszcze przed 940
rokiem i wychodząc za Mieszka miała nie mniej niż 25 lat.
To jeszcze nie wszystkie argumenty. Przykładowo: z całą pewnością wiemy tylko o jednym
dziecku Dobrawy z księciem Mieszkiem. Fakt, że ich potomstwo nie było liczniejsze, da się
tłumaczyć na różne sposoby. Do puli realistycznych wyjaśnień należy chyba zaliczyć także nieco
słuszniejszy, niż się zwykle przyjmuje, wiek księżnej. Dodatkową przesłanką może być data śmierci
Dobrawy. Przeżyła ona nad Wartą tylko około dwunastu lat. Oczywiście w tych brutalnych
i niemających pojęcia o nowoczesnej medycynie czasach przyczyny jej śmierci mogły być wielorakie.
Gdyby jednak, przybywając do Wielkopolski, miała zaledwie piętnaście czy dwadzieścia lat, to
należałoby stwierdzić, że umarła wręcz szokująco wcześnie. Na pewno młodziej niż inne znane nam
władczynie rodzącego się państwa Piastów. Oda odeszła w wieku ponad sześćdziesięciu lat, Emnilda
ponad czterdziestu, Rycheza około siedemdziesięciu. Faktu, że życie Dobrawy zostało brutalnie
przerwane, zanim na dobre go zasmakowała, kroniki i annały nawet nie sugerują . 25

Pewna wskazówka może się kryć także w imieniu drugiej córki Bolesława. Dziewczynę nazwano
Mladą, czyli „młodą”. Kto wie, czy nie dostała tego niezbyt zaszczytnego miana po prostu dlatego, że
była najmłodsza z całej gromadki dzieci . To kolejny z drobnych elementów układanki. Pojedynczo
26

niewiele one znaczą. Wspólnie – skłaniają do przyjęcia, że Dobrawa żadną młódką jednak nie była.
Dają też pretekst, by na nowo przyjrzeć się pewnej bardzo kłopotliwej notatce.
Kłopotliwe narodziny

Praski kanonik Kosmas w spisanej na początku XII stulecia historii Czech i dynastii Przemyślidów
stwierdził wprost, że Dobrawa była „nad miarę bezwstydną” matroną. Miała dać tego dowód, kiedy
pomimo „podeszłego wieku” poślubiła księcia Mieszka. „Było to wielkim głupstwem tej kobiety!” –
grzmiał kronikarz . Przez lata różnie radzono sobie z tą niepochlebną, żeby nie powiedzieć
27

oszczerczą, relacją. Początkowo przyjmowano ją raczej za dobrą monetę, co najwyżej psiocząc na


niewyparzony język Kosmasa. Pewien znany naukowiec pisał nawet wprost o „przekwitłych
wdziękach Dobrawy” . Czas jednak mijał, a badacze nabierali coraz większych i większych
28

wątpliwości. Popularne stało się krytykowanie kompetencji kronikarza. Pisano, że zmyślał,


zakłamywał fakty, konfabulował. Jeden historyk stwierdził wręcz, że kanonik nie miał o X stuleciu
„żadnego wyobrażenia”, a czytelnikom serwował tylko kiepskie „bajki”. Cała zaś historia o Dobrawie
miała być celowym fałszem, do którego „nie można przywiązywać wagi” . Taka interpretacja została
29

dość powszechnie przyjęta, co równało się wyrzuceniu do kosza jednej trzeciej wszystkich zapisek, na
podstawie których możemy odtwarzać życie pierwszej polskiej władczyni . Krok bez wątpienia
30

radykalny, ale czy słuszny? Niekoniecznie.


Trzeba powiedzieć wprost: Kosmas był kłamcą. Jego fantazyjna kronika to zarówno popisowy
przykład swobody w podchodzeniu do faktów, jak i doskonałe świadectwo niechęci średniowiecznych
Czechów do Polaków. Autor nie przejawiał żadnych oporów przed żonglowaniem datami
i wydarzeniami. Zdarzało mu się nawet fałszować całe partie dziejów. Przykładowo ojca Dobrawy,
Bolesława, uśmiercił kilka lat przed tym, jak ten rzeczywiście umarł, tylko po to, by nie przypisywać
zasług związanych z utworzeniem biskupstwa w Pradze nielubianemu przez siebie władcy . Nie 31

znaczy to jednak, że kronikarz kłamał zawsze i bez ograniczeń. Przede wszystkim zaś – nie można
powiedzieć, że robił coś niezwykłego. Nonszalanckie i koniunkturalne podejście do dziejopisarstwa
było postawą zupełnie typową we wczesnym średniowieczu . Wbrew pozorom nikt nie tworzył wtedy
32

sztuki dla sztuki. Dzieła, których jedynym celem była chwała Boża, też należały do rzadkości. Kroniki
nieodmiennie miały na celu idealizowanie wybranych postaci, opluwanie innych i wybielanie
niewygodnych epizodów z dziejów rodziny możnego sponsora. Kosmas może i zmyślał nieco bardziej
od swoich kolegów po fachu, to jednak oznacza tylko tyle, że jego zapiski należy traktować
z odpowiednio większą czujnością i sceptycyzmem. Szukać pierwotnego tworzywa, którym
manipulował, i przesłanek, które skłaniały go do puszczania wodzy wyobraźni.
Tak naprawdę nie wiemy, kiedy Kosmas zmyślał, a kiedy bazował na ustnej tradycji lub
zaginionych księgach. Jego wiedzę o czasach Dobrawy krytykowano, ponieważ popełniał błędy
w odniesieniu do innych faktów z X wieku. Ale przecież robił to każdy skryba opowiadający o czasach
prapradziadków. Dajmy na to Gall Anonim wpierał czytelnikom, że w epoce Bolesława Chrobrego
srebro było tanie jak słoma . Oczywiście nie było, ale to nie oznacza, że cały wywód tajemniczego
33

autora o pierwszych polskich władcach jest bajką.

Zdaniem praskiego kanonika Kosmasa Dobrawa okazała się „nad miarę


bezwstydna”, wychodząc za mąż w dojrzałym wieku. Powyżej XVIII-wieczna
podobizna kronikarza.
Archiwum autora/domena publiczna

Dzisiejsi historycy za przynajmniej częściowo trafne uznają informacje Kosmasa o Mladzie,


Krystianie, Wacławie czy dwóch Bolesławach. Coraz więcej z tych faktów udaje się potwierdzić
w oparciu o inne źródła. Okazują się przekształcone i wyolbrzymione, ale nie wyssane z palca. Tak
samo chyba było ze wzmianką o Dobrawie. Sto trzydzieści lat – a mniej więcej tyle minęło od śmierci
księżnej do chwili, gdy praski kanonik zabrał się za pisanie swojej kroniki – to dystans spory, ale nie
tak duży, aby tradycja o kobiecie, która doprowadziła do ochrzczenia władcy sąsiedniego państwa
i miała kluczowy wpływ na historię samych Czech, zwyczajnie wyparowała. W zapisce musi tkwić
ziarno prawdy. Co zaś zostaje po odrzuceniu inwektyw i luźnych przemyśleń kronikarza? Właśnie
informacja, że jak na warunki epoki Dobrawa późno wyszła za mąż . Dokładnej daty jej narodzin nie
34

poznamy nigdy. Wydaje się jednak ze wszech miar prawdopodobne, że Dobrawa przyszła na świat
około 935 roku. Może nawet nieco wcześniej . I nie ma w tym absolutnie nic złego.
35

Taka metryka nie uwłacza ani księżnej, ani jej mężowi. Wcale też nie „psuje” ona naszej historii.
Wręcz przeciwnie. Tym lepiej, że możemy pochwalić się, iż jedną z najważniejszych postaci
w polskich dziejach była kobieta, która musiała odznaczać się czymś więcej niż tylko urokiem
młodości i ciałem nastolatki. W ostatnich latach historycy i publicyści traktowali sprawę tak, jakby
dojrzały wiek Dobrawy – i to dojrzały wyłącznie w tym sensie, że przybywając do Polski miała około
trzydziestu lat! – był niewybaczalnym defektem i sam w sobie stanowił obelgę. Osnuwano wokół tej
sprawy przeróżne, niekiedy wręcz szalone teorie. Pewien pisarz stwierdził nawet, w oderwaniu od
jakichkolwiek faktów, że Dobrawa nie była córką Bolesława, ale zbrodniczej Drahomiry . 36

Kontrowersyjna koncepcja powstała chyba tylko po to, aby dodać życiu i pochodzeniu polskiej
władczyni odrobiny dramatyzmu, a jej „starości” – iście kryminalnych rysów. Zupełnie niepotrzebnie,
bo czego jak czego, ale sensacyjnych zwrotów akcji w losach Dobrawy nie brakowało. Jeśli natomiast
na świat przyszła około 935 roku, to jej dzieciństwo przypadło na wręcz wyjątkowo ciekawe czasy.
Córka Kaina

Wacław, syn Drahomiry, nie był zwyczajnym władcą. Szczegóły giną w pomroce dziejów i w
wymysłach żywotopisarzy, nie ulega jednak wątpliwości, że Czechom przytrafił się wódz
ekscentryczny. Odznaczał się głęboką religijnością, wręcz dewocją, o której plotki krążyły nawet
w dalekiej Saksonii . Mawiano, że pod swoimi książęcymi szatami zawsze nosi włosienicę, aby w ten
37

sposób przypodobać się Bogu. Tajemnicą poliszynela była niechęć Wacława do wydawania wyroków
sądowych, jak również fakt, że brzydzi się przesadną przemocą i wystrzega rozrywek. Znany też był
jego strach przed grzechem. Ilekroć księciu zdarzyło się wypić zbyt dużo w towarzystwie
podkomendnych lub zabalować, niezwłocznie udawał się do kościoła, by przepraszać Boga. Niekiedy
robił to, jak się zdaje, jeszcze tej samej nocy, wciąż pijany i półprzytomny . Częściej jednak
38

modlitwom przebłagalnym i pokucie oddawał się dopiero nazajutrz. Doskonale wiedział o tym jego
młodszy brat Bolesław. I postanowił ze swojej wiedzy skorzystać.
Był wczesny ranek 28 września 935 roku, gdy zaspany Wacław opuścił rezydencję w grodzie Stará
Boleslav, zmierzając niespiesznym krokiem w stronę stojącego nieopodal kościółka . Nie mógł być
39

raczej w dobrym humorze. Nie dość, że znowu przymuszono go do zbyt hucznego świętowania, to
jeszcze towarzyszem tych zabaw był nie kto inny, tylko jego brat Bolesław. Pomiędzy rodzeństwem
iskrzyło już od dłuższego czasu. Młodszy książę, zżerany przez ambicję i przekonany o własnej
wyższości, nie potrafił pogodzić się z faktem, że głupi przypadek zwichnął mu życie. To robiącemu
z siebie ciągłe pośmiewisko, słabemu i pozbawionemu wizji Wacławowi przypadła w udziale naczelna
władza, a jedynym – absolutnie jedynym, zdaniem Bolesława – uzasadnieniem był fakt, że urodził się
on parę lat wcześniej. Bolesław musiał czuć, że pod każdym względem przerasta brata: jako
wojownik, organizator, mówca, sędzia, a przede wszystkim władca. Zawiązywał coraz to nowe spiski,
starając się wykroić dla siebie kolejne uprawnienia, grody i honory. Wciąż jednak było mu mało.
Wreszcie, jakieś dziesięć lat po tym, jak przepędzono Drahomirę, postanowił zawalczyć o wszystko.
I to w stylu, którego matka by się nie powstydziła.
Wacław pociągnął za klamkę ciężkich wierzei kościoła, nic to jednak nie dało. Budynek był
zamknięty na cztery spusty i to mimo że zbliżała się godzina porannej mszy świętej. Czyżby diakon
zaspał? – pomyślał w pierwszej chwili. Zaskoczenie o wiele zbyt wolno ustępowało miejsca
niepokojowi. Nim się spostrzegł, u jego boku wyrosła postawna sylwetka Bolesława. Z pozoru nie
było w tym nic dziwnego. Gród Stará Boleslav był siedzibą brata i to na jego prośbę Wacław przybył
tutaj poprzedniego dnia. Pretekstem miało być wspólne świętowanie dnia męczenników Kosmy
i Damiana. Bolesław przedstawił rodzinną ucztę jako okazję do pojednania. I podkreślił, że odmowę
uzna za wymierzony sobie policzek. Wacław niechętnie uległ, czego coraz to bardziej i bardziej
żałował. Kilkugodzinne biesiadowanie w żaden sposób nie zbliżyło go do brata. Ten wciąż wydawał
się spięty, a jego podkomendni stale obserwowali zwierzchniego księcia, zupełnie jakby spodziewali
się z jego strony ataku...
– Dziękuję ci za ucztę, bracie, i za to, że tak dobrze mi służyłeś – wymamrotał Wacław,
oficjalnym frazesem maskując swoją niepewność. Usta Bolesława zupełnie niespodziewanie rozwarły
się w szerokim, szyderczym uśmiechu.
– Teraz chcę być dla ciebie jeszcze lepszy! – wykrzyknął, wyszarpując miecz z pochwy. Do
księcia nie dotarło jeszcze, co się dzieje, refleks i wieloletnie wyszkolenie bojowe zrobiły jednak
swoje. Odruchowo odskoczył w bok, a wymierzony prosto w głowę cios minął go o centymetry. Nie
czekając na nic, Wacław dopadł brata – wyraźnie zdziwionego tym, że wciąż ma przed sobą żywego
człowieka, a nie broczące krwią truchło – wyrwał mu z dłoni miecz i odrzucił go na bok.
Spodziewając się nieczystego zagrania, może zatrutego noża, a może tylko dłoni zaciśniętych wokół
swojej szyi, silnym pchnięciem powalił Bolesława na ziemię.

Przyszła żona Mieszka od dziecka borykała się ze świadomością, że jej ojciec


zabił własnego brata. Na ilustracji Bolesław morduje Wacława, a przekupiony
duchowny odcina ofierze drogę ucieczki. Iluminacja z jednej z najcenniejszych
czeskich ksiąg – kodeksu z Wolfenbüttel.
Archiwum autora/domena publiczna

– Mógłbym cię zabić jak maleńkie zwierzątko – wysapał rozeźlony. – Ale nie będę sobie plamić
rąk braterską krwią!
Bolesław spoglądał na niego oczami pełnymi wściekłości. Nie dlatego jednak, że zamach się nie
udał. Po prostu w myślach już słyszał żarty i docinki. On, nieustraszony i bezlitosny wódz, uległ
jakiemuś nieudolnemu klesze udającemu księcia... Cóż, na pocieszenie miał przynajmniej tron, bo
jego plan uwzględniał także tę najgorszą ewentualność. Zza najbliższego budynku wypadł niewielki
oddział uzbrojonych wojowników. Przodem biegli przyboczni młodego księcia: Czesta, Tira
i Gniewosza, którzy bez chwili wahania rzucili się na Wacława. Miecze poszły w ruch, przez krótką
chwilę dało się jeszcze słyszeć krzyki przerażonego władcy. Szybko ustąpiły one miejsca sapaniu
i wyzwiskom napastników. Powietrze wypełnił mdły zapach krwi. Czechy natomiast miały już tylko
jednego księcia.

Bratobójca Bolesław ucieka z miejsca zbrodni. Dziewiętnastowieczny obraz


Antona Pettera.
Archiwum autora/domena publiczna

Niewykluczone, że cała ta scena rozgrywała się zaledwie kilkadziesiąt metrów od komnaty,


w której w zawieszonej pod sufitem kołysce kwiliła malutka, urodzona jakiś rok wcześniej Dobrawa . 40

Mogło też zdarzyć się inaczej – i Bolesław spłodził Dobrawę gdzieś pomiędzy czystkami, walkami
i egzekucjami towarzyszącymi przejmowaniu władzy po Wacławie. Teksty z epoki podają, że nowy
książę bezwzględnie mordował stronników swojego brata. Przeżyli przede wszystkim ci, którym udało
się zbiec za granicę. Śmierć i ucieczka członków wrogiego stronnictwa nie wystarczyły jednak, by
uciszyć gniew Bolesława. Podobno kazał topić ich dzieci w Wełtawie, a wdowy po nich lub porzucone
żony przymusowo wydawał za mąż za innych mężczyzn. Uciekła nawet licząca około czterdziestu
pięciu lat Drahomira. Najwidoczniej przeczuwała, że Bolesław nie okaże się równie litościwym
władcą i tak samo wyrozumiałym synem jak Wacław. Intuicja jej nie zawiodła . 41
W domu ojca

Dwór bratobójcy nie był ani swobodny, ani wesoły. Panowała na nim atmosfera ciągłego strachu .42

Dowodów nie trzeba szukać daleko. Kronikarz Kosmas odmalował typowy, wręcz dość trywialny spór
na szczytach władzy. Musiało dojść do niego na samym początku panowania Bolesława. Już po
krwawej łaźni, jaką (w sposób zupełnie typowy dla Przemyślidów) zgotował tym, którzy wybrali
niewłaściwego suwerena, ale jednak zanim dla wszystkich stało się jasne, jakim sam zamierza być
władcą.
W głowie księcia zrodził się pomysł, by przeszczepić do Czech niemieckie rozwiązania
architektoniczne i „rzymskim sposobem” wzmocnić fortyfikacje jednego z głównych grodów. „Chcę
i rozkazuję, abyście mi tu dookoła zbudowali mur bardzo wysoki” – stwierdził głosem nieznoszącym
sprzeciwu podczas narady ze swoimi urzędnikami. Podkomendni, przyzwyczajeni do łatwo
ulegającego sugestiom i otwartego na dyskusje Wacława, natychmiast zaczęli krytykować zachciankę
księcia. Wydawała im się zwyczajną fanaberią – obcą czeskim tradycjom, kosztowną, wymagającą
ogromnego wysiłku, a chyba też zwyczajnie głupią. Jednemu z możnych wyrwało się nawet
stwierdzenie, że już wolałby położyć kark pod książęcy miecz, niż zgodzić się na zapędzenie
w podobną niewolę. Słysząc to, czerwony ze złości Bolesław zerwał się ze swojego siedziska, chwycił
za miecz i wrzasnął: „O tchórze i synowie tchórzliwych ojców! Jeżeli nie jesteście półmężczyznami,
potwierdźcie słowa czynami i spróbujcie, czy lżej jest poddać karki pod miecz, czy pod jarzmo
niewoli!”. Książę doskonale widział, że jego wybuch wywołał oczekiwaną reakcję. Kosmas podkreślił,
że już te dwa zdania wystarczyły, by „bledsi ze strachu od bukszpanu” urzędnicy zamarli w bezruchu.
Bolesław nie zamierzał jednak pozwolić, by mówiono, że rzuca słowa na wiatr. Chwycił za czuprynę
pierwszego spośród protestujących starców, brutalnie przyciągnął go do siebie, zamachnął się
mieczem i odrąbał głowę niczym – to ponownie określenie kronikarza – makówkę. Nikt więcej nie
zgłaszał obiekcji. „Natychmiast, według woli księcia, zbudowali obwarowania grodu, który nazywa
się Boleslav” – relacjonował Kosmas . Przez lata historię tę bagatelizowano jako fikcję literacką
43

i wyrachowany atak kronikarza. Fakty mówią jednak same za siebie. Archeolodzy odkryli wokół
Starej Boleslavi kamienne umocnienia łączone zaprawą murarską – dokładnie takie, o jakich
wspominał praski kanonik . 44

W tych pierwszych, burzliwych latach, Bolesław musiał trzymać swoją rodzinę blisko, zewsząd
wypatrując zdrajców i skrytobójców. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że żona i małe dzieci księcia
przebywały zwykle na wyciągnięcie ręki, w jednym grodzie czy nawet w tym samym budynku. Łatwo
też sobie wyobrazić, że gdy w sali tronowej z rozpłatanej szyi nieszczęsnego urzędnika tryskała krew,
a pozostali członkowie rady książęcej jeden przez drugiego rzucali się do stóp władcy, błagając
o łaskę, całemu wydarzeniu przyglądała się ukryta za kotarą kilkuletnia Dobrawa . W rezydencjach
45
z tego okresu przestrzeń nie była ściśle dzielona. Funkcję ścian pełniły często wyłącznie drogie
draperie i skóry, nie było grubych murów ani ciężkich drzwi. Władza znajdowała się na widoku. To,
co czynił książę, miało stanowić stałą przestrogę i wzór dla jego otoczenia. Również dla potomstwa.
Dobrawa od najmłodszych lat wychowywała się w świecie, w którym jedno nieopatrznie
wypowiedziane słowo mogło sprowadzić na człowieka śmierć. Historia zapamięta jej ojca jako
Bolesława Srogiego i Okrutnego. Nie mamy żadnego powodu, by nie dowierzać tym przydomkom.
Nowy książę był mściwym i bezwzględnym sadystą. Nie wybaczał nawet najdrobniejszych aktów
niesubordynacji, a sądy w jego wykonaniu zwykle równały się egzekucjom. W swoich napadach
gniewu nie oszczędzał chyba także własnych dzieci. Zwykle podobne stwierdzenie w odniesieniu do
średniowiecznego władcy należałoby opatrzyć wielkim znakiem zapytania. O prywatnym życiu
tamtych ludzi wiemy przecież niezwykle mało. W przypadku Bolesława mamy jednak do dyspozycji
źródło zupełnie unikalne: legendę dynastyczną spisaną u schyłku życia przez jego rodzonego syna,
Strachkwasa-Krystiana.
Sama historia tego tekstu wydaje się zgoła nieprawdopodobna. Został wydany drukiem już w XVII
wieku, a następnie wielokrotnie go wznawiano. Mimo to przez całe stulecia historycy zupełnie nie
interesowali się treścią tej tak zwanej Legendy Krystiana. Przyjmowano, że jest to swego rodzaju
falsyfikat: opowieść stworzona w późnym średniowieczu ze strzępów wcześniejszych legend i tylko
stylizowana na relację bliską wydarzeniom z X stulecia. Kiedy w 1893 roku Josef Emler wydał zbiór
legend o czeskich świętych, tekst Krystiana umieścił na samym końcu pracy jako najmniej (jeśli
w ogóle) wartościowy. Dopiero w XX wieku podniosły się pierwsze głosy wzywające do pochylenia
się nad źródłem i zweryfikowania jego autentyczności. Niewiele to dało. Trzeba było trwających
kolejne dekady burzliwych i dopiero teraz wygasających sporów, by w nauce zadomowiło się nowe
spojrzenie na sprawę: Legendę Krystiana naprawdę spisał brat Dobrawy. Dzisiaj taką opinię podziela
zdecydowana większość badaczy. Legenda jest nawet niekiedy nazywana pierwszą czeską kroniką.
Wprawdzie to przede wszystkim historia Ludmiły i Wacława, autor odmalowuje w niej jednak szeroką
panoramę dziejów rodu Przemyślidów – i rzuca światło na osobowość oraz życie Bolesława
Okrutnego .46

Temat tekstu nie jest w żadnym razie przypadkowy. Krystian opisuje z drastycznymi szczegółami
dwa mordy dokonane przez jego najbliższych krewnych: babkę i ojca. Sięga do rodzinnej tradycji,
podaje nieznane z innych źródeł detale. Ratuje przed zapomnieniem fakty, które jego ojciec
najchętniej wymazałby doszczętnie ze świadomości poddanych . Dla babki Krystian nie ma żadnej
47

litości. Pokazuje ją jako wyzutą z moralnych zahamowań morderczynię i despotkę . Dla Bolesława
48

znajduje tylko odrobinę więcej zrozumienia. Właśnie ten fakt tak długo powstrzymywał historyków
przed uznaniem autentyczności legendy. Nie mieściło im się w głowach, żeby syn mógł w podobny
sposób pisać o człowieku, któremu zawdzięczał swoje narodziny. Dzisiaj, gdy dalsza dyskusja nad
autorstwem tekstu nie ma już sensu, należy raczej zapytać: co sprawiło, że Krystian zapałał tak wielką
żądzą zemsty? I skąd wzięła się u niego nieopanowana potrzeba pogrążenia ojca?
Bolesław widziany oczyma swego syna to człowiek zawistny i bezlitosny. Krystian przyznaje, że
nie był on jedynym organizatorem spisku wymierzonego w Wacława. Ba, sugeruje nawet, że
inicjatywa wcale nie wyszła od młodszego księcia. To jednak w żaden sposób nie zmywa z ojca winy.
Sadyzm Bolesława znajduje wyraz w historii niejakiego Podivena, przedstawionego jako najbardziej
zaufany spośród zauszników zamordowanego władcy. Mężczyzna ten tylko cudem unika losu innych
stronników Wacława. Ucieka przed wielką rzezią do Niemiec, by powrócić w tajemnicy dopiero po
kilku latach. Nie myśli nawet o zemście na nowym księciu. Nie może natomiast znieść świadomości,
że po ziemi wciąż chodzi człowiek bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć jego pana. Krystian
celowo chyba wzbrania się przed wyjawieniem, o kogo dokładnie chodziło. Być może był to
wojownik, który zadał Wacławowi śmiertelny cios. A może działający w cieniu nieznany nam doradca
Bolesława, który jego żądzę władzy przekuł w konkretny plan, gwarantujący śmierć starszego brata . 49

Podiven bierze na siebie rolę sędziego i egzekutora. Udaje mu się wyśledzić winnego, poznać jego
rozkład dnia i znaleźć najlepszy moment do ataku. Rusza do akcji, gdy mężczyzna odpowiedzialny za
śmierć Wacława rozluźniony odpoczywa w łaźni parowej. Śmierć zadaje w sposób szybki i miłosierny
– chodzi przecież, przynajmniej według Krystiana, o sprawiedliwość, a nie o zemstę. Bolesław nie
zamierza jednak okazywać podobnej litości. Jego ludzie, wysłani w pościg za Podivenem, wpadają na
jego trop w bliżej nieokreślonym lesie. Udaje im się pochwycić mężczyznę i bezceremonialnie
wieszają go na najbliższym drzewie. Takie postępowanie dyktowała zapewne racja stanu. Bolesław nie
mógł pozwolić, by ktokolwiek – niezależnie od pobudek – mordował jego ludzi. Nie mógł okazać
słabości, inaczej szybko sam stałby się ofiarą ataku. Rzecz jednak w tym, że posunął się znacznie
dalej. Odmówił duszy Podivena spokoju nawet po śmierci. Jego ciało przez trzy długie lata zwisało
z konaru drzewa, bez prawa do chrześcijańskiego pochówku. W świadomości ludzi tej epoki – a nie
ma wątpliwości co do tego, że Podiven, podobnie jak jego pan, był człowiekiem głęboko wierzącym –
podobna kara była nawet gorsza od śmierci. Jej wymierzenie sprowadzało egzekutora, w tym
przypadku Bolesława, do rangi barbarzyńcy, wręcz poganina . 50

Cały wątek Podivena można by uznać za próbę zdjęcia z Bolesława przynajmniej części winy –
w końcu autor opowieści wprowadza postać innego, rzekomo głównego zabójcy. Zakończenie historii
rozwiewa jednak wszelkie wątpliwości. Nawet jeśli Bolesław pamiętnego poranka 28 września 935
roku nie zadał ostatecznego ciosu, to teraz udowodnił, że byłby do niego zdolny. A nawet do
pohańbienia ciała brata, gdyby to również mogło mu przynieść jakąś korzyść.
Niezdolny do wybaczania, bezlitosny Bolesław to postać rysująca się aż nazbyt wyraźnie. Krystian
musiał chyba na własnej skórze doświadczać gniewu ojca. Szramy na psychice, a kto wie, czy też nie
na ciele, pozostały mu na resztę życia, skoro nawet jako starzec, wiele lat po śmierci Bolesława,
odczuwał potrzebę wyjawienia prawdy. To jednak nie jest jeszcze pełne wyjaśnienie ich relacji. Ojciec
był w oczach Krystiana sadystą, ale też – a może nawet przede wszystkim – zakłamanym
grzesznikiem. Przywołując historię mordu na Wacławie, autor nie jest w stanie opanować emocji.
Wyrywa mu się kilka zdań skierowanych nie do czytelnika, ale bezpośrednio do bratobójcy, którego
przeklęta krew płynie w jego własnych żyłach. Brzmi to tak, jakby mężczyźni prowadzili ze sobą
zaognioną dyskusję – jakby Bolesław próbował usprawiedliwiać swoje działania, wybielać się,
a Krystian bezceremonialnie zbijał kolejne z jego argumentów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że takie
rozmowy rzeczywiście miały miejsce i to wielokrotnie. Budzący postrach ojciec z wysokości swego
tronu udowadnia dzieciom, że historia wyglądała inaczej, że Wacław tak naprawdę nie pozostawił mu
żadnego wyjścia, nie dał mu wyboru... Jego głos staje się z każdym zdaniem coraz bardziej nerwowy,
słychać w nim wręcz nutę szaleństwa. Dłonie zaciskają się w pięści, krew napływa mu do twarzy.
Wreszcie mówi swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem, który tak wiele razy dobiegał do uszu dzieci
z sali tronowej: „Tak było, tak było... Wierzycie, że tak było?”. Nie jest to właściwie pytanie, raczej
stwierdzenie. Bolesław nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że ze strony synów i córek może go
czekać coś innego niż kojące, pełne zrozumienia potakiwanie. Przerażony Strachkwas karnie,
łamiącym się głosem zapewnia: „Tak, ojcze, oczywiście, ojcze”. Stojąca obok i przepełniona tym
samym lękiem Dobrawa idzie w jego ślady...
Ona, jak się zdaje, już nigdy nie będzie mieć okazji postawić się ojcu. Krystian zrobi to, ale
dopiero jakieś czterdzieści czy pięćdziesiąt lat później: kiedy sam będzie siedzieć w bezpiecznej
klasztornej celi, a przegniłe kości ojca będą spoczywać pod posadzką praskiego kościoła. W takich
warunkach wreszcie zdoła wydusić z siebie słowa, o których wypowiedzeniu marzył przez całe życie.
Wytknie Bolesławowi, że przecież to on przekupił księdza, by ten zamknął świątynię i odciął
Wacławowi drogę ucieczki . On zasadził się na brata o poranku z bronią w ręku. On kazał zbrojnym
51

czekać za załomem muru i wezwał ich do siebie, by dokończyli dzieła. Wszystko to on, on i jeszcze
raz on... „Własnym słowem uznajesz się winnym i zdradzasz! Stało się tak, jak ty rozkazałeś!” –
grzmi Krystian na kartach swojej Legendy. Posuwa się nawet do zrównania Bolesława z Żydami,
którzy nie bali się zabić Jezusa, ale to Piłata uczynili swoim narzędziem . Wyraźnie czuć jego gniew;
52

czuć, że na moment zupełnie zapomniał, iż ojciec już tych słów nigdy nie przeczyta. I nie jest to chyba
tylko wyraz buntu przeciwko kłamstwom, hipokryzji i przeciw zbrodni popełnionej tak wiele lat temu.
Krystian mści się za swoją osobistą krzywdę. Za to, że właśnie on musiał pokutować za grzechy ojca.
Praski dwór był prawdziwym gniazdem żmij. Jeden nieostrożny krok oznaczał
pewną śmierć. Na ilustracji podobizny jadowitych węży z X-wiecznego
bizantyjskiego kodeksu.
Archiwum autora/domena publiczna

Szczegóły znamy dzięki kronice Kosmasa. Praski kanonik przytoczył iście fantastyczne
okoliczności narodzin Strachkwasa. Miał on przyjść na świat dokładnie tej nocy, gdy Bolesław
przyjmował na biesiadzie swojego brata i gotował się do porannego mordu. Z chwilą, gdy zabójstwo
zostało już dokonane, nowy władca miał nadać synowi imię oznaczające ni mniej, ni więcej, tylko
„straszną ucztę”. „Jakaż może bowiem być straszniejsza uczta od tej, na której popełniono
bratobójstwo?” – pytał retorycznie Kosmas. Świadomy swojej winy, drżący przed karą boską książę
zdecydował się przelać część odpowiedzialności na nowo narodzone dziecko. Złożył solenny ślub:
„Jeżeli ten mój syn zostanie przy życiu, z całego serca mego Bogu go poświęcam, aby był kapłanem
i służył Chrystusowi przez wszystkie dni swego życia, za mój grzech i za lud tej ziemi”. W ten
właśnie sposób śmierć Wacława przesądziła o całym życiu Strachkwasa. Gdy tylko osiągnął właściwy
wiek, został wysłany do klasztoru świętego Emmerama w Ratyzbonie. Tam też, przyjmując imię
zakonne, ze Strachkwasa stał się Krystianem . 53

Detale tej historii budzą uzasadnione wątpliwości . Nie są one jednak tak naprawdę istotne. Do
54

narodzin wcale nie musiało dojść dokładnie w noc morderstwa, by ojciec zdecydował się na
poświęcenie niemowlęcia Bogu. Podana przez Kosmasa etymologia imienia Strachkwas też nie
musiała być zgodna z prawdą. Opowieść o oddaniu Krystiana do klasztoru to przede wszystkim dowód
na dążenie Bolesława do kontrolowania każdego, nawet najmniejszego aspektu życia swoich dzieci.
We wczesnym średniowieczu potomkowie rodzin panujących ogółem bardzo niewiele mieli swobody.
Na dworze Bolesława Okrutnego – nie mieli żadnej. Życzenie ojca było rozkazem.
Rózga niesie radość

Godny przeklęcia sługa szatana. W skrócie tak prezentuje się postać Bolesława Okrutnego w opisie
żyjącego w tym samym czasie biskupa Mantui, Gumpolda. Dla autora czeski książę nie tylko nie jest
człowiekiem pobożnym, ale nawet nie ma prawa uchodzić za władcę chrześcijańskiego . 55

Charakterystyka ta chyba rzeczywiście współgra z sylwetką dwudziestoparolatka, który naśmiewał się


z religijności brata, by obrzydzić władcę poddanym i montował stronnictwo przeciwne rządom
słabeusza skupionego na ciągłych modlitwach. Ten na wpół pogański Bolesław umarł jednak w 935
roku – razem z zamordowanym przez siebie Wacławem. Nowy Bolesław to człowiek ogarnięty
osobliwą manią religijną. Na gwałt stawia kościoły, podejmuje starania o założenie w Pradze
biskupstwa, a przede wszystkim: całą niemal swoją rodzinę, a nie tylko rozżalonego Krystiana, pcha
do służby Bożej.
O Wacławie opowiadano, że był władcą wykształconym w Piśmie Świętym, ale swoją wiedzę
musiał zdobywać w ścisłej tajemnicy. Bojąc się wyzwisk i żartów, uczył się nocami, a modlitewnik
nosił ukryty pod szatą i wyciągał go w rzadkich chwilach, gdy nikt mu nie towarzyszył . Na dworze
56

Bolesława podobny kamuflaż nie był już potrzebny. Pod względem religijności dom Przemyślidy
sprawiał wprost niezwykłe wrażenie . Bardziej prywatnego klasztoru niż pałacu. Zasiadający na tronie
57

morderca, który w pierwszych latach zaprowadzał władzę włócznią i mieczem, a z każdego


zwolennika Wacława czynił krwawy przykład, stopniowo nie tylko zrehabilitował swojego brata, ale
wręcz pozwolił, by czczono go jako świętego człowieka. Zachowywał się zupełnie tak, jakby nie miał
nic wspólnego ze śmiercią pobożnego księcia, a nawet był jego obrońcą i ideowym spadkobiercą .58

Kłamstwo sięgało zresztą głębiej. Na rozkaz Bolesława Przemyślidzi mieli z dnia na dzień z rodziny
morderców i grabieżców przeistoczyć się w rozmodloną gromadkę błogosławionych Pańskich.
Krystian, niezwykle krytyczny wobec ojca, przyznawał, że w tym punkcie apodyktyczny książę
osiągnął swój cel. A może nawet osiągnął znacznie więcej, niż planował i niż należało.
Brat Dobrawy przytoczył przykład ich ciotki, niejakiej Przybysławy. Ta „czcigodna pani”
uchodziła za najbardziej pobożną osobę w całej rodzinie i autentyczną naśladowczynię zabitego
władcy. Spędzała dni na klęczkach i otaczała się duchownymi. Ale i ona nie potrafiła wyznaczyć
granicy pomiędzy wiarą a obsesją. Którejś nocy udała się ze swoimi sługami na grób Wacława
i kazała potajemnie rozkopać jego mogiłę. Wszystko po to, by oderwać od rozkładających się zwłok
parę kostek na własne potrzeby. Przecież jeśli książę naprawdę był świętym, to jego ciało stanowiło
jeden wielki zbiór relikwii. Ciotce Dobrawy niestraszne było miano hieny cmentarnej. Po prostu nie
zamierzała pozwolić, by ktoś ubiegł ją w zdobyciu cudownych przedmiotów, gwarantujących Boskie
wsparcie w dowolnej sprawie . 59

Takie zdeformowane oblicze religijności promieniowało także na dzieci Bolesława Okrutnego.


Historycy podkreślają, że właściwie wszystkie z nich miały w przyszłości odegrać kluczową rolę
w tworzeniu „wizerunku Czech jako chrześcijańskiego państwa” . I być może właśnie w słowie
60

„wizerunek” kryje się wyjaśnienie nagłego nawrócenia księcia-bratobójcy. Głęboka, choć niepokojąca
w swoich przejawach pobożność Przybysławy nie ulega wątpliwości. Nie mamy natomiast podstaw,
by twierdzić, że także Bolesławem kierowała autentyczna obsesja lub poczucie winy. Równie dobrze
mogło chodzić o olbrzymią kampanię propagandową. Rozgrywaną tak, by odkupić księcia przede
wszystkim w oczach jego partnerów politycznych i potomnych, a nie Boga.
Na głównego realizatora misji wybrany został Strachkwas. Możemy się domyślać, że ojciec miał
wobec niego wielkie plany. Wyobrażał sobie, że wykształcony i obyty z łacińską kulturą mnich
powróci w przyszłości do kraju, aby zostać opatem ufundowanego przez dynastię klasztoru, a może
nawet – pierwszym biskupem Czech. Bolesław najwidoczniej jednak nie wierzył, że poświęcenie
jednego dziecka zagwarantuje mu sukces. Również na temat księżniczki Mlady słychać, że była
„uczoną w Piśmie Świętym, oddaną religii chrześcijańskiej, obdarzoną pokorą, miłą w rozmowie
i wszelką prawością obyczajów ozdobioną” . Pochwały te odczytuje się jako dowód wysokiego
61

wykształcenia książęcej córki. Pojawiają się nawet głosy, że Mlada należała do najlepiej
wyedukowanych kobiet swojej epoki . To natomiast mówi nam sporo także na temat dzieciństwa jej
62

siostry Dobrawy.
Nie wiadomo, gdzie dokładnie Mlada zdobywała swoją wiedzę. Strachkwas uczył się wprawdzie
za granicą, w Ratyzbonie, ale już na przykład mały Wacław lekcje pobierał na miejscu, od niejakiego
Ucenusa w grodzie Budeč . Jak by nie było, księżniczka na pewno nie opuściła dworu i rodziny
63

wcześniej niż w wieku około siedmiu lat. Także Strachkwas wyjechał dopiero jako nieco podrośnięty
chłopak. Nie znaczy to jednak, że wcześniej Mlada tylko bawiła się z piastunkami i zajmowała
robótkami ręcznymi. Wręcz przeciwnie.
Edukacja we wczesnym średniowieczu bazowała ściśle na wytycznych Ojców Kościoła. Niektóre
z tych porad miały dobrze ponad pół tysiąca lat, nikomu to jednak nie przeszkadzało. Przeciwnie – im
instrukcje były starsze, tym bardziej godne zaufania się wydawały. Przetestowano je przecież
skrupulatnie na setkach roczników. Co z tego, że w zupełnie innych warunkach i odmiennej kulturze...
Jeden z pierwszych i najbardziej wpływowych chrześcijańskich pedagogów, święty Hieronim, zalecał,
by kształcenie dziewczynek rozpoczynać w ten sam sposób i w tym samym wieku co chłopców.
Wprawdzie ze sceptycyzmem zaznaczał, że dziecko przed siódmym rokiem życia „nie rozumie, co do
niego mówisz”, ale i tak kazał wdrażać malców do nauki już sporo wcześniej . Siódme urodziny miały
64

być granicą systematycznej, szkolnej edukacji, do tej natomiast nie można było wysyłać dziecka
zupełnie nieprzygotowanego. Ponad pięćset lat później w Czechach podchodzono do sprawy bardzo
podobnie. Zanim Mlada czy Strachkwas zostali odesłani do prawdziwych szkół, odebrali podstawy
wykształcenia na dworze ojca. Nauczycielem mógł być jeden z książęcych kapelanów lub nawet
specjalnie sprowadzony z zagranicy tutor. I na pewno nie były to lekcje jeden na jednego. Traktaty
pedagogicznie jasno zalecały, by zajęcia prowadzić w grupach, tak by dzieci mogły uczyć się od siebie
lub rywalizować w zdobywaniu wiedzy . W przypadku prowizorycznej szkoły przeznaczonej ściśle
65

dla książęcych potomków oznacza to tyle, że razem z Mladą i Strachkwasem nauki musiała odbierać
także Dobrawa . I raczej nie wspominała zbyt ciepło tego etapu swojego życia.
66

Podstawą edukacji nie było znane z dzisiejszych szkół „czytanie ze zrozumieniem”, ale jego
zupełna odwrotność. Dzieci zaczynały naukę od recytowania psałterza. Dobór akurat tej lektury jako
elementarza nie budził żadnych wątpliwości. Edukacja miała być przede wszystkim furtką do
sprawniejszej, choć niekoniecznie bardziej świadomej modlitwy. Od początkującego ucznia
oczekiwano, że będzie w stanie odśpiewać z pamięci wszystkie psalmy, jeszcze zanim pozna
znaczenie choćby jednego łacińskiego słowa lub dowie się cokolwiek o odczytywaniu liter alfabetu.
Była to nauka całkowicie bezmyślna . Święty Hieronim wyjaśniał, że dziewczynka powinna „kochać
67

to, czego musi się uczyć, aby nie było to dla niej pracą, lecz przyjemnością” . Nie oszukujmy się
68

jednak. Tak dla Dobrawy, jak i dla każdego innego dziecka edukacja podobnym sposobem była
prawdziwą torturą.
Dopiero na kolejnym etapie uczono kojarzenia dźwięków i słów z poszczególnymi literami,
zapisanymi w księdze. Małej Dobrawie służyły wsparciem modele liter wykonane z drewna lub kory.
Podobnych pomocy dydaktycznych używano w średniowiecznych szkołach klasztornych czy
katedralnych, na pewno więc dostępu do nich mogła zażądać także książęca córka . W żaden sposób
69

nie zbliżało jej to jednak do zrozumienia tego, co czyta. Wyłącznym językiem wszystkich tekstów
była łacina – martwa mowa, której na co dzień nie używali już nawet duchowni i uczeni. Trzeba było
biegle opanować tysiące słów i różnorodnych sposobów ich zapisu, by choćby zacząć rozumieć tekst
psałterza. A co dopiero jakiejkolwiek innej książki. Przekroczenie bariery językowej było tym
trudniejsze, że nie istniały żadne podręczniki do nauki łaciny ani nawet słowniki z prawdziwego
zdarzenia. W używanym powszechnie do tego celu Ars Minor Donatusa znajdował się tylko jeden
czasownik wraz z odmianą oraz niewielki zbiór rzeczowników. Istniały też nieco bardziej
szczegółowe publikacje, ale ich autorzy zamiast na praktycznym objaśnianiu gramatyki skupiali się na
abstrakcyjnych wywodach na temat natury języka . Dla Czechów zadanie było podwójnie kłopotliwe,
70

bo nikt jeszcze na dobrą sprawę nie wiedział, w jaki sposób tłumaczyć łacinę na języki Słowian. Wiele
słów trzeba było tworzyć od nowa, inne łączyć ze sobą lub nadawać im kolejne znaczenia. Za życia
Dobrawy proces ten wciąż jeszcze trwał . Język Rzymian – a przede wszystkim język Wulgaty –
71

przeszczepiano na nowy grunt metodą prób i błędów. Tak samo wyglądała też zapewne edukacja
Dobrawy. Tyle tylko, że kiedy ona popełniała błędy, nauczyciel momentalnie smagał ją rózgą. Co do
tego traktaty pedagogiczne również nie pozostawiały wątpliwości. Średniowiecze ślepo wierzyło, że
szkoła musi boleć . Wincenty z Beauvais, tworzący wprawdzie w nieco późniejszych czasach, ale
72

opierający się tradycyjnie na antycznych wzorach, pisał nawet o „ostatecznej słodyczy”, którą
przynoszą kary cielesne . Nie można być wszak pewnym, czy uczniowie podzielali jego entuzjazm.
73
Tak lekcje Dobrawy, jak i cała działalność pałacowej szkoły dobiegły końca, gdy Strachkwas
i Mlada wyjechali na dalszą naukę już poza książęcą rezydencję. Można podejrzewać, że księżniczka
zdążyła poznać podstawy łaciny, potrafiła czytać proste teksty i recytować z pamięci kilkadziesiąt
psalmów. Prawdopodobnie przyswoiła też sobie przynajmniej podstawy języka niemieckiego – dużo
ważniejszego od łaciny dla przedstawicielki dynastii znajdującej się w orbicie bezpośrednich
wpływów Królestwa Niemieckiego. Wreszcie zadbano i o właściwe obycie córki władcy. O tym, jaka
powinna być wykształcona kobieta, pisał ze szczegółami wspomniany Wincenty z Beauvais. Na
podstawie jego wykładu łatwo sobie wyobrazić samotność i monotonię życia nastoletniej Dobrawy –
gdy już ukończyła edukację, a jeszcze zanim opuściła dom ojca. Uczony mnich przestrzegał przed
niebezpieczeństwami, jakie towarzyszyły dojrzewaniu dziewcząt. To wtedy miały być one szczególnie
narażone na rozpustę i złe myśli. Aby zapobiec nieodwracalnej krzywdzie, nastoletniej córce należało
zakazywać kontaktów ze światem, udziału w zabawach, a nawet rozmów z domownikami bez
właściwego nadzoru. Jej jedyną, osobliwie pojmowaną rozrywką miał być kult maryjny. Perfekcyjną
damę Wincenty charakteryzował jako osobę małomówną, rozsądną, wypowiadającą się w sposób
rezolutny. Nie powinna ona nadużywać alkoholu, wylegiwać się zbyt długo w łóżku, ani nawet – brać
nazbyt często kąpieli. Słowem: umiarkowanie i pokora ponad wszystko . Pierwszego Dobrawie
74

pewnie nie brakowało. Ale o pokorę córki okrutnego, porywczego i ambitnego Bolesława raczej nie
należy podejrzewać.
Do listy cech, które charakteryzowały księżniczkę, możemy chyba natomiast dodać rozżalenie.
Ojciec, jak się zdaje, już teraz snuł plany uczynienia z Mlady swoistej twarzy dynastii. Krystian
w przyszłości zyska sobie opinię „elokwentnego mnicha” i będzie pisać w sposób tak wysmakowany,
75

że przez stulecia historycy nie będą w stanie uwierzyć, iż jakikolwiek Czech był do tego zdolny już
w X wieku. Początki jego talentów dało się zapewne dostrzec, gdy był dzieckiem. A Dobrawa? O jej
wyjątkowości na tym etapie nic nie słyszymy. Ojciec zresztą nie przygotowywał jej do bycia
niezwykłą. Miał inne plany – choć na tym etapie również i one nie mogły napawać Dobrawy
szczególnym entuzjazmem.
Mając dziesięć czy piętnaście lat mogła czuć, że z całej książęcej rodziny ona liczy się najmniej.
W przeciwieństwie do brata, a pewnie też siostry, nie nauczono jej nawet pisać. W średniowieczu była
to umiejętność elitarna – na dziesięć osób potrafiących czytać łacińskie teksty, najwyżej jednej
wpajano także tajniki stawiania znaków . Zdaniem ojca podobna „elitarność” nie była Dobrawie do
76

niczego potrzebna. Po długich lekcjach składania liter w słowa umiała co najwyżej zapisać na
woskowych tabliczkach własne imię . I tylko wielka szkoda, że żadna z takich tabliczek nie zachowała
77

się do naszych czasów. Dzięki niej moglibyśmy się wreszcie dowiedzieć, jak naprawdę nazywała się
pierwsza władczyni Polski.
Dobra czy ciemnowłosa?

Cały problem zasadza się na dwóch krótkich zdaniach. Trudno je bagatelizować, bo stanowią
najstarszą zachowaną wzmiankę na temat żony Mieszka I. Życiem polskiej księżnej jako pierwszy
zajął się biskup Merseburga, Thietmar. Ten niemiecki kronikarz przystąpił do spisywania swojego
olbrzymiego dzieła historycznego trzydzieści parę lat po śmierci władczyni. Nie dość, że dystans
czasowy był niewielki, to jeszcze Thietmar miał wyjątkowo dobre rozeznanie w sprawach polskich
i czeskich. Był ordynariuszem w grodzie położonym zaledwie dwieście pięćdziesiąt kilometrów od
Pragi i czterysta od Poznania. Uwielbiał ploteczki, dysponował szerokim gronem informatorów,
a także – prywatnymi powodami, by interesować się wschodnim sąsiadem Niemiec . Jego ojciec tylko
78

cudem uszedł z życiem z pogromu urządzonego przez Mieszka I pod Cedynią. Z kolei wojny
Bolesława Chrobrego na południowym Połabiu rozgrywały się niemal na granicy merseburskiego
biskupstwa. Nie ma co ukrywać, że Thietmar darzył Piastów wyraźną niechęcią. W przeciwieństwie
do żyjącego później Kosmasa robił jednak wyjątek dla ich żon. Pozytywnie wypowiadał się o kilku
z nich, w tym także o Dobrawie.
„Okazała się ona rzeczywiście taką, jak brzmiało jej imię. Nazywała się bowiem po słowiańsku
Dobrawa, co w języku niemieckim wykłada się: dobra” – czytamy na kartach kroniki . Thietmar znał
79

język słowiański i lubił się tą umiejętnością popisywać przed czytelnikami. W innym miejscu
wyjaśnił na przykład pochodzenie imienia Bolesław. I to w sposób, z którym do dzisiaj zgadzają się
językoznawcy . Chciałoby się mu uwierzyć także w kwestii imienia naszej bohaterki. Dlaczego jednak
80

w przeróżnych podręcznikach, powieściach i encyklopediach występuje ona nie jako Dobrawa, ale
Dąbrówka?
Szkopuł w tym, że wersja użyta przez merseburskiego biskupa nie była znana nikomu poza nim.
W następnych wiekach imię księżnej podawano na różne sposoby. Była Dubrawką, Dobrawką,
Dobrowką, a wreszcie – Dąbrówką. W żadnym tekście z epoki nie powtórzył się jednak zupełnie
unikalny zapis „Dobrawa”. Dawniej rozbieżność dało się zignorować, przyjmując, że wszystko to są
wersje późne i zniekształcone. W końcu Thietmar pisał zaraz po śmierci Dobrawy, a kolejni
kronikarze – dopiero sto lat później. Ten sam argument odnoszono do zapisek w rocznikach.
Wprawdzie najstarsze polskie annały zawierają informacje o czasach Mieszka I, ale do dzisiaj
przetrwały tylko w kopiach sięgających najwcześniej XII stulecia . Nic więc właściwie dziwnego, że
81

na przykład Aleksander Brückner stanowczo twierdził, iż „nonsens z Dąbrówką” pojawił się na tyle
późno, że nie ma sensu się nim zajmować . 82
Piękna? Młoda? Ciemnowłosa? Według Jana Matejki tak właśnie wyglądała
Dobrawa.
Archiwum autora/domena publiczna

W rzeczywistości sprawa jest bardziej zagmatwana. Dzisiaj wiadomo już, że rocznikarskie notatki
o czasach Mieszka I czy Bolesława Chrobrego powstały, i to w formie podobnej do tej zachowanej,
nie później niż kronika Thietmara. Nie można też wykluczyć, że stworzono je pod okiem arcybiskupa
Radzima-Gaudentego lub nawet ordynariusza Jordana . Przynajmniej pierwszy z nich był Czechem
83

i na pewno wiedział, jak powinno się zapisywać, bądź co bądź czeskie, imię zmarłej władczyni.
Podsumowując, dysponujemy dwiema wersjami o podobnej wiarygodności. Tyle że pierwsza
nigdy się nie powtórzyła, a drugą powielano przez całe średniowiecze. Koronne argumenty przeciwko
Dobrawie już w 1932 roku wyliczył wybitny językoznawca Tadeusz Lehr-Spławiński. Stwierdził, że
Thietmar wprawdzie znał język słowiański, ale przecież nie każdy jego dialekt. Umiał mówić po
łużycku, a przynajmniej formułować podstawowe zdania. Przy tym jednak, jak każdy Niemiec w tej
epoce próbujący zgłębić mowę wschodnich sąsiadów, popełniał liczne błędy. Interpretowanie imienia
Dobrawy miało być taką właśnie pomyłką. Thietmar usłyszał nie do końca jasne dla siebie czeskie
słowo, bliższe Dąbrówce niż Dobrawie, po czym dopasował je do innych imion, jakie kojarzył
z południowego Połabia. Wiele z nich zaczynało się od członu „Dobr-”, jak na przykład Dobromir. Co
więcej, języki germańskie znały imię Guta znaczące tyle co „dobra”. Podobne tłumaczenie etymologii
Dobrawy nasuwało się wręcz samo. A wraz z nim – także zapis imienia . 84

Z drugiej strony nie brakuje argumentów przeciwko Dąbrówce i podobnym wariantom. Musiałyby
pochodzić one chyba od dąbrowy, czyli lasu dębowego. Dla wielu naukowców brzmi to bardziej jak
przezwisko niż imię. A już na pewno nie robi wrażenia dostojnego imienia dynastycznego . Dobrawa 85

tymczasem zdaje się idealnie pasować do europejskich tradycji. W domach panujących nie brakowało
Gut, ale też na przykład Bon – o czym przecież Polacy sami się przekonali. Ogółem imiona oparte na
przymiotniku „dobry” są bardzo częste – tak w grece, łacinie, językach germańskich, jak
i słowiańskich . Z kolejnych wieków znamy dziesiątki różnych Dobronieg, Dobrochn czy Dobrosław.
86

Istnieją koncepcje, zgodnie z którymi Dobrawa była po prostu skróconą wersją jednego z tych imion.
Albo też – z czasem w jedno z nich się przekształciła . Poza tym nie można mieć wcale pewności, że
87

imię Dobrawy w tej pierwotnej, Thietmarowej formie rzeczywiście nie powtórzyło się ani razu.
Rządząca Polską pół wieku później królowa Rycheza miała służącą o imieniu zapisywanym jako
„Doueraua”. Można w tym widzieć po prostu nieco zniekształconą przez skrybę Dobrawę . 88

Cały ten poplątany spór może się wydawać typową akademicką przepychanką, niemającą żadnego
przełożenia na życie naszej bohaterki. Poniekąd jest to oczywiście prawdą – dokładny zapis czy
wymowa imienia księżnej raczej w niewielkim stopniu wpłynęły na jej losy. W sytuacji jednak, gdy
na temat pierwszej polskiej władczyni posiadamy zaledwie pojedyncze strzępy informacji, nie wolno
odrzucać żadnego świadectwa. Jeśli w rzeczywistości nosiła ona miano Dąbrówki, to może być ono
jedynym śladem pozwalającym odtworzyć wygląd żony Mieszka I. Nie zachowały się żadne portrety
księżnej – nie wiemy, czy była wysoka, niska, gruba czy chuda. Dałoby się co najwyżej stwierdzić, że
średni wzrost kobiet w tej epoce wynosił od 151 do 156 centymetrów . Tak więc, wedle wszelkiego
89

prawdopodobieństwa, Dobrawa była jak na dzisiejsze warunki raczej niezbyt rosła. Podobnie na temat
jej linii moglibyśmy wyciągać pewne wnioski ze średniowiecznych poradników piętnujących
obżarstwo . To wszystko jednak wyłącznie gdybanie. Władczyni równie dobrze mogła mierzyć 170
90

centymetrów i cierpieć na otyłość. Jeśli jednak nosiła imię Dąbrówka, to zapewne miałoby ono coś
wspólnego z ciemnym kolorem włosów . 91

Dostojniejsza Dobrawa też jest formą niepozbawioną znaczenia. Jeśli przyjmiemy, że księżniczka
urodziła się w 935 roku bądź nieco później, to podobne imię mogłoby stanowić swoiste zaklęcie –
życzenie sformułowane przez ojca lub matkę. Bolesław splamił swoje ręce zbrodnią bratobójstwa.
Strachkwas i Mlada mieli do końca życia pokutować za ten czyn, z kolei na najstarszego z żyjących
synów, Bolesława II, spadło zadanie przejęcia zdobytego grzechem dziedzictwa. Dobrawa jako jedyna
była wolna od podobnych ciężarów. Kto wie, czy ogarnięty chwilowymi wyrzutami sumienia ojciec
nie życzył jej na chrzcie, by zdołała poskromić swoje ambicje i uniknęła błędów podobnych do tych,
które popełnił on sam. Innymi słowy, by naprawdę okazała się „dobra”. Choć to oczywiście też mógł
być wyłączanie trik propagandowy. Albo życzenie, by córka była dobra... czyli innymi słowy
przydatna dla niego samego.
Prawdopodobnie nigdy nie uda się rozstrzygnąć, która wersja imienia jest prawdziwa. Kiedy tylko
jakiś naukowiec ogłasza, że spór został zamknięty, inny rzuca na stół nowe argumenty lub wraca do
tych dawno przebrzmiałych . Może zresztą wcale nie należy domagać się werdyktu. Jeśli imię
92

księżnej tak szybko i tak znacznie zmieniało się w dostępnych kronikach i annałach, to już za jej życia
mogło funkcjonować w niejednorodnej formie. Być może na chrzcie dostała miano dumnej Dobrawy,
ale na co dzień wołano ją Dąbrówka – od koloru włosów? A może decydująca okazała się różnica
dialektów – i czeska Dubrawka/Dąbrówka po przyjeździe do Wielkopolski stała się Dobrawą, by
dopiero pod piórem annalisty odzyskać swoje pierwotne imię? Żadnej z tych opcji nie należy chyba
93

odrzucać, ale na potrzeby tej książki zostańmy przy tradycyjnej Dobrawie. Co rzecz jasna wcale nie
oznacza, że córka Bolesława Okrutnego naprawdę okazała się stereotypowo „dobra”.
Fałszywa dziewica

Jakie słowo najtrafniej opisuje średniowieczne małżeństwa dynastyczne? Zdaniem wielu osób będzie
to bez wątpienia „pedofilia”. Trudno się dziwić. Kultura popularna wpoiła nam bardzo konkretny
obraz ślubów tej epoki. Mąż dobrze po czterdziestce, żonka ledwie po dwunastych, może trzynastych
urodzinach. Wciąż bawi się ulubioną lalką i dopiero co wypuściła z rąk skrawek matczynej sukni.
Zupełnie jak Jagiełło i Jadwiga . Takich związków w polskiej historii rzeczywiście nie brakowało.
94

Bona Sforza może i była dorosła, ale poślubiła dwa razy starszego od siebie mężczyznę. Dwie z jej
córek wyszły za podstarzałych, prowincjonalnych władców i ekspresowo owdowiały . Przykłady
95

olbrzymich różnic wieku można mnożyć, ale w większości nie dotyczą one wcale średniowiecza.
A jeśli nawet – to przede wszystkim jego schyłkowych dekad. W czasach Dobrawy, jak i ogółem przez
większość epoki, stawianie na ślubnym kobiercu kilkunastoletnich dziewcząt i mężczyzn zmagających
się z pierwszymi oznakami starczej impotencji było raczej wyjątkiem niż regułą.
Pan i panna młoda „nie powinni być w różnym, lecz w takim samym wieku” – stwierdzili biskupi
zebrani na synodzie w mieście Fréjus za czasów Karola Wielkiego. Pasterze frankijskiego Kościoła
przestrzegali nie tylko przed związkami, w których narzeczona jest nastolatką, ale też przed
niebezpiecznymi przypadkami, gdy dojrzała kobieta wychodzi za chłopca, co naraża ją na seksualne
awanse ze strony szwagrów bądź teścia. Zalecano złoty środek. Opowiadała się za nim również Doda –
tajemnicza frankijska arystokratka i autorka jednego z pierwszych średniowiecznych podręczników
dobrych manier. Na kartach Liber Manualis (przygotowanej swoją drogą jako prezent dla jednego z jej
synów) kobieta wyjaśniała, że ślub powinien następować dopiero w „idealnym czasie”. Pod tym
określeniem, przewijającym się w pismach filozofów i kodeksach prawnych już od starożytności,
rozumiano dokładną połowę życia – moment, kiedy kończy się dojrzewanie, a nieuchronnie zaczyna
starzenie. Zachowane traktaty z wczesnego średniowiecza sugerują, że „idealny czas” to od
dwadziestu do dwudziestu kilku lat. Ale na pewno nie mniej. I zdaje się, że żyjący wówczas ludzie
naprawdę respektowali tę zasadę. Tam, gdzie przetrwała dokumentacja chrztów, ślubów i pogrzebów,
historycy konsekwentnie natrafiają na ten sam wzór postępowania. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety
w państwie Karola Wielkiego czekali ze ślubem przynajmniej do dwudziestki. A gdy już zawierali
małżeństwa, to w bardzo podobnym wieku, niezależnie od płci. Można by oczywiście próbować
podważyć te dane, mówiąc, że obyczaje mieszkańców wiosek czy miasteczek niewiele mają
wspólnego z rytuałami elit. W tym jednak przypadku brakuje podstaw do takiej krytyki. Wprawdzie
Kościół nie miał nic przeciwko wydawaniu za mąż choćby dwunastoletnich dziewcząt, ale podobne
przypadki należały do rzadkości – również na szczytach władzy. Królowie i książęta żenili się tak, jak
reszta wczesnośredniowiecznego świata . 96

W odniesieniu do rodziny Dobrawy trudno o szczegóły, bo nie znamy ani dziennych, ani rocznych
dat narodzin żadnej z żon pierwszych Przemyślidów. Czesi w swojej kulturze politycznej wyraźnie
jednak ciążyli ku niemieckim wzorcom, a o małżeństwach tamtejszej dynastii Ludolfingów wiadomo
bez porównania więcej. Królowie i cesarze z rodziny panującej od 919 do 1024 roku zawarli łącznie
sześć legalnych związków. W przypadku czterech z nich da się przynajmniej w przybliżeniu określić
wiek panny młodej. Pod uwagę wypada wziąć jeszcze piątą postać: niedoszłą żonę Ottona III.
Wprawdzie ślub nie nastąpił ze względu na przedwczesną śmierć cesarza, ale negocjacje zostały
zakończone, a bizantyjska księżniczka Zoe znajdowała się już w drodze do Niemiec . Spośród
97

wspomnianych kobiet w chwili ślubu żadna nie miała mniej niż dwadzieścia lat. Średnia ich wieku
wynosiła natomiast ponad dwadzieścia trzy lata. Jedynym przypadkiem ślubu z naprawdę młodą
partnerką mógłby być co najwyżej związek Ottona II i innej bizantyjskiej księżniczki, Teofano. Data
urodzenia tej ostatniej nie jest znana. Z jednych źródeł wynika, że miała poniżej piętnastu lat; według
innych – była siedemnastolatką . Nawet jeśli prawdziwa jest pierwsza wersja, byłby to tylko wyjątek
98

potwierdzający regułę. Co do zasady niemieccy monarchowie nie mieli nic przeciwko żenieniu się
z damami liczącymi sobie dwadzieścia parę, a nawet trzydzieści lat. Na pewno też nie uważali, aby
kobieta po dwudziestce była już stara.
Jeśli tak rzecz wyglądała w centrum łacińskiej cywilizacji, to trudno podejrzewać, by zupełnie
inaczej do polityki małżeńskiej podchodzili władcy Czech. Bolesław Okrutny zaczął się rozglądać za
właściwym małżonkiem dla swojej córki pewnie dopiero po 950 roku. Z kolei około 955 – kiedy
Dobrawa miała jakieś dwadzieścia lat – musiało dojść do samego ślubu . I nie było to rzecz jasna
99

małżeństwo z księciem Mieszkiem.


Kosmas podał w swojej kronice, że wychodząc za wielkopolskiego władcę, Dobrawa: „zdjęła ze
swojej głowy zawój i nałożyła panieński wianek” . Z pozoru zdanie to niewiele znaczy. Ot, kolejny
100

detal potrzebny praskiemu kanonikowi, by podkreślić zaawansowany wiek Dobrawy, która, nie będąc
młódką, postanowiła odegrać rolę powabnej narzeczonej. Chodzi chyba jednak o coś więcej. Warto
zwrócić uwagę na osobliwie brzmiący „zawój” – słowo, którego tak naprawdę w tekście nie ma.
Dobrała je tłumaczka kroniki, Maria Wojciechowska, szukając trafnego, ale zarazem
niezobowiązującego przekładu dla terminu, którego użył Kosmas. W łacińskim oryginale Dobrawa
ściąga „peplum capitis”. Można pod tym określeniem widzieć przeróżne nakrycia głowy lub
zakrywające twarz chusty. W tym konkretnym kontekście rzecz da się na szczęście zawęzić. Peplum,
kiedy mowa o kobietach, to przede wszystkim element stroju odróżniający mężatki oraz wdowy od
panien. Termin ten został użyty na przykład na kartach Rocznika Traski, spisywanego na dworze
książęcym w Krakowie na początku XIV wieku. Pod rokiem 1271 autor rocznika przedstawia niezbyt
pochlebną dla Piastów historię księżnej Gryfiny: żony Leszka Czarnego, głęboko rozczarowanej
impotencją męża. Publicznie, na oczach możnych i urzędników, władczyni zdjęła ze swojej twarzy
„peplum”, co odczytano niczym policzek wymierzony księciu. Było jasne, że Gryfina tym z pozoru
drobnym gestem daje wszem i wobec do zrozumienia, iż nadal jest nieskalaną dziewicą. I to mimo że
Leszek już od sześciu lat odwiedzał ją w sypialni . 101

W roczniku Traski zdjęcie „peplum” to oznajmienie separacji czy wręcz pierwszy krok do
rozwodu. Kosmas musiał rozumieć rzecz podobnie, szczególnie jeśli tak stanowczo przeciwstawił
„peplum” panieńskiemu wiankowi. Innymi słowy: wychodząc za Mieszka, Dobrawa miała już za sobą
jedno małżeństwo.
Dawniej wydawało się nawet, że da się łatwo ustalić, kto był jej pierwszym mężem. Do tej roli
dziewiętnastowieczni historycy nominowali niemieckiego możnowładcę Guntera . Mężczyznę, który
102

już po śmierci Dobrawy, u schyłku swojego życia zostanie margrabią pogranicznego Merseburga,
a jego synowie odegrają istotną rolę w polsko-niemieckich wojnach za czasów Bolesława Chrobrego.
Podstawą domysłu było zagadkowe określenie aż trzy razy użyte przez kronikarza Thietmara. Jednego
z potomków Guntera, mężczyznę o imieniu Guncelin, biskup Merseburga konsekwentnie nazywał
„bratem” Chrobrego. Panowie nie mogli rzecz jasna mieć wspólnego ojca. Spekulowano w takim
razie, że urodziła ich jedna matka . Konsekwencje takiego faktu byłyby oszałamiające.
103

Należałoby przyjąć, że Dobrawa przez przynajmniej kilka lat żyła w Niemczech, doskonale znała
tamtejszy system władzy i orientowała się w bieżących układach towarzyskich oraz politycznych.
Zarazem musiałaby mieć za sobą małżeństwo wyjątkowo burzliwe i nieudane. Gunter umarł dopiero
w 982 roku. Gdyby Dobrawa była jego żoną, oznaczałoby to, że związek zakończył się odebraniem jej
dziecka i hańbiącym przepędzeniem z Niemiec. W praktyce księżniczka byłaby rozwódką, a w oczach
bogobojnego mnicha Kosmasa – wręcz bigamistką. Bardzo osobliwie zacząłby się też prezentować
sojusz Bolesława Chrobrego z Guncelinem i jego bratem Ekkehardem. Byłby to wprawdzie pakt
z krewniakami, ale zarazem – z wychowankami i spadkobiercami mężczyzny, który sponiewierał
matkę polskiego władcy. Wiele mówiłoby to o jego stosunkach z Dobrawą, ale też o gotowości
Chrobrego do przedkładania politycznych celów ponad nawet najbardziej osobiste animozje.
Mamy do czynienia z niezwykle dramatyczną wizją rzeczywistości. Zarazem jednak – zupełnie
fikcyjną. Gdyby Dobrawa była żoną Guntera, Thietmar doskonale zdawałby sobie z tego sprawę.
Przecież to tylko dzięki niemu posiadamy informacje o „braterstwie” Guncelina i Bolesława
Chrobrego. Kronikarz nie miał żadnego powodu, aby zatajać nad wyraz smakowitą historię:
poniżającą znienawidzonego przez niego władcę Polski i rzucającą cień na status jego ojca, Mieszka.
Nie takiego znowu dumnego wodza, jeśli za szczyt swoich możliwości uważał związek z kobietą,
którą odtrącił nawet drugorzędny niemiecki nobil... Nie byłoby też przesadą oczekiwanie, że
o skandalu z udziałem córki czeskiego władcy wspomni jakikolwiek inny autor – na przykład saski
kronikarz Widukind, piszący ze szczegółami o tych czasach. Wreszcie trudno uwierzyć, że ogromna
zniewaga uczyniona córce Bolesława Okrutnego przeszłaby bez żadnego echa i bez konsekwencji.
Przemyślidom zdarzało się łupić klasztory na niemieckim pograniczu i zajmować tamtejsze grody z o
wiele bardziej błahych przyczyn. Tymczasem w latach, na które musiałoby przypaść rozstanie
Dobrawy z Gunterem, o żadnej wojnie czy wyprawie karnej nie słychać. I nic dziwnego. Takiego
związku po prostu nie było .
104

Mężem Dobrawy musiał być ktoś zupełnie inny. Nie był to raczej Niemiec, biorąc pod uwagę
milczenie Thietmara i pozostałych autorów notujących wypadki zachodzące w Saksonii czy Bawarii.
Rozwiązanie zagadki nie tkwi zresztą w kronice merseburskiego biskupa. Aby zbliżyć się do
odpowiedzi, trzeba przede wszystkim zapytać, w jakim miejscu znajdowały się Czechy około 955
roku. A także: o czym mógł wówczas marzyć Bolesław Okrutny.
Imperium ludzkiej krzywdy

Czechy z początku X wieku trudno jeszcze na dobrą sprawę nazywać państwem. Wratysław
i Drahomira sprawowali zwierzchność nad zaledwie kilkoma ważnymi grodami i nawet w samej
Kotlinie Czeskiej zmuszeni byli dzielić się władzą z innymi, zapomnianymi przez historię
dynastiami . Walki z sąsiadami rozpoczął już Wacław, choć z dzisiejszej perspektywy trudno
105

rozstrzygnąć, jak szeroko zakrojone i jak bardzo brutalne były jego działania. Być może naprawdę –
jak sugerują legendy – przedkładał dyplomację nad rozlew krwi i nawet w trakcie pojedynku na
śmierć i życie potrafił przekonać konkurencyjnego księcia, by ten dobrowolnie mu się
podporządkował. A może po prostu co bardziej kontrowersyjne wątki skrupulatnie wymazano
z życiorysu przyszłego świętego . W przypadku jego następcy podobnych wątpliwości nie ma.
106

Natychmiast po ugruntowaniu swoich rządów na Hradzie Bolesław Okrutny przystąpił do


bezlitosnej rozprawy z pobliskimi władcami. Jeszcze w 935 lub 936 roku zaatakował księcia
kurzymskiego: głównego konkurenta Przemyślidów, sprzymierzonego z królem niemieckim
i rządzącego krajem, którego granice przebiegały zaledwie pięćdziesiąt kilometrów od Pragi. To był
potężny przeciwnik. Na skutek swojego paktu z Sasami wydawał się też dotąd nietykalny. Ojciec
Dobrawy wybrał jednak idealny moment do ofensywy. Niemiecki władca, Henryk Ptasznik, borykał
się z ciężką chorobą i paraliżem. Nie był w stanie zapanować nad swoim ciałem, a co dopiero nad
armią. Jego podkomendni byli wprawdzie świadomi sojuszniczych zobowiązań, ich myśli krążyły już
jednak wokół nadchodzącego bezkrólewia. W efekcie wsparli księcia kurzymskiego, ale tylko na pół
gwizdka. Po trudnych walkach i przynajmniej jednym przegranym starciu ojciec Dobrawy zdołał
odeprzeć siły Sasów, przegrupować własne oddziały i przeprowadzić decydujący szturm na gród
w Starej Kouřimi. „Sprawił tam spustoszenie, istniejące do dnia dzisiejszego” – donosił kronikarz
Widukind .107

Czy tak wyglądało miasto Dobrawy? Praga z czasów Okrutnika według


rekonstrukcji czeskich archeologów.
Archiv ARÚ AV ČR v Praze
Zwycięska wojna okazała się wyłącznie wstępem do o wiele większej kampanii. Niestrudzony
Bolesław najeżdżał siedziby kolejnych wrogów, wyrzynał w pień załogi, po czym puszczał grody
z dymem. Ludność przesiedlał lub sprzedawał w niewolę. Na nowo zdobytych terytoriach, w pobliżu
spalonych osad kazał budować własne fortyfikacje – widoczne symbole swojej potęgi i podstawę
systemu ucisku, pozwalającego utrzymywać rosnącą populację w ryzach. Do końca lat czterdziestych
podporządkowała mu się cała Kotlina Czeska. Przemianę, która nastąpiła w układzie sił, doskonale
oddał Widukind. Wacław był dla kronikarza tylko księciem Pragi. Bolesław – już pełnoprawnym
władcą Czech .108

Drużyna wojowników zapewniających Przemyślidzie sukcesy znajdowała się na wyłącznym


utrzymaniu księcia – to on ich żywił, zapewniał im rynsztunek, dach nad głową, rozrywkę i kobiety.
W zamian zyskiwał znacznie więcej niż tylko oddział zbrojny. Każdy z żołnierzy gotów był pójść za
nim w ogień. Walka u boku Bolesława była przecież sensem i uzasadnieniem ich egzystencji. Cała
drużyna Wratysława mogła liczyć trzystu, w porywach czterystu takich wojów. Jego młodszy syn
dysponował już tysiącami zbrojnych. Samo tylko wyposażenie wojowników kosztowało prawdziwą
fortunę. Kolczuga, miecz, topór, hełm, ostrogi, strzemiona. Za wszystko to książę płacił z własnej
kiesy i to nawet ponad dwa kilogramy srebra na każdego żołnierza. Na uzbrojenie tysiąca wojowników
wydał – bagatela – od półtorej do dwóch i pół tony cennego kruszcu . Jeszcze wyższe były koszty
109

dalszego utrzymania pęczniejących oddziałów. Ślepa wierność wojowników zależała od ich udziału
w łupach i od codziennego luksusu, jaki im zapewniano. Byli podporą państwa i mieli tego
świadomość. Bolesław natomiast doskonale wiedział, że jakakolwiek przerwa w napływie bogactw
będzie oznaczać rychły kres jego panowania. I to w mało humanitarnych okolicznościach.
Fundamentem władzy Przemyślidy stał się rabunek. Pierwsze podboje zapewniły mu potęgę.
Kolejne – były niezbędne do jej utrzymania. Każdego roku ruszał na coraz to bardziej krwawe
i bezwzględne wyprawy zbrojne. Burzył grody, rabował bydło, kruszce, klejnoty i porywał ludzi.
Dołączał do swojego terytorium nowe ziemie, a to tylko sprawiało, że potrzebował jeszcze więcej
i więcej wojowników. Daniny i wyzysk ludności w dopiero tworzącym się państwie w żaden sposób
nie mogły wystarczyć na pokrycie kosztów. Wybór był prosty: ekspansja albo śmierć . 110

Grabież stanęła też u podstaw nowej polityki zagranicznej. Po kilkunastoletniej zimnej wojnie
z Niemcami, w 950 roku Przemyślida zgodził się podporządkować synowi Henryka Ptasznika, królowi
Ottonowi I. Złożył przed nim pokłon i zdaniem Widukinda stał się „wierny oraz użyteczny” . Tak to 111

w każdym razie wyglądało z perspektywy Sasów. Sam władca Czech powiedziałby raczej, że to Otton
I stał się użyteczny dla niego.
Niemcy od lat toczyli ciężkie walki z węgierskimi najeźdźcami. Madziarzy byli wciąż nowymi
przybyszami na rubieżach Europy. Ledwo co podporządkowali sobie Panonię i nawet nie myśleli
o tym, by się ustatkować. Niemal każdego lata ich koczownicze hordy wyruszały w długie wyprawy
łupieżcze, znacząc ogniem ziemie niemieckie i docierając aż do Francji, a nawet Andaluzji . „Oni nie
112
wiodą życia jak ludzie, lecz żyją jak bydło. Żywią się bowiem, jak się słyszy, surowym mięsem, piją
krew, jako lekarstwo połykają pokrojone na kawałki serca swoich więźniów, nie zmiękczy ich żadne
błaganie, nie odezwie się najmniejsza oznaka współczucia” – pisał na temat Madziarów niemiecki
kronikarz Regino z Prüm . Jego charakterystyka pobrzmiewa pewną przesadą, trudno jednak o lepszy
113

dowód na to, jak wielki strach Węgrzy zasiali w chrześcijańskiej Europie. Początkowo ta sytuacja była
Czechom wręcz na rękę. Koczownicy mijali ich ziemie bez zainteresowania, po czym pustoszyli
niemieckie majątki i porywali tamtejsze kobiety. Nagłe narodziny niepewnego, ale potężnego
imperium Bolesława Okrutnego zupełnie zachwiały dotychczasowym porządkiem rzeczy. Państwo ze
stolicą w Pradze stawało się dla Madziarów łakomym kąskiem, a nawet – potencjalną konkurencją na
krańcach łacińskiego świata. Bolesław miał tego świadomość. W najlepszym możliwym momencie
opowiedział się po stronie Niemców, a nawet wysłał tysiąc swoich żołnierzy do walki w decydującej
bitwie z Węgrami. Jego samego nie było na Lechowym Polu w 955 roku. Dowodził, jak się zdaje,
wydzielonymi oddziałami gdzieś na Morawach, a więc w miejscu, gdzie ścierały się dotąd wpływy
czeskie i węgierskie. Otton I odniósł nad Madziarami wielkie zwycięstwo, które utorowało mu drogę
do zjednoczenia Niemiec, a także do cesarskiej korony . Bolesław tymczasem robił to, co zawsze
114

wychodziło mu najlepiej: mordował i rabował, puszczając z dymem Morawy, a może nawet


podporządkowując sobie część dzisiejszej Słowacji . 115

Na tym etapie ekspansja czeskiego księcia stawała się coraz bardziej przemyślana. Nie chodziło
już tylko o jednorazowe łupy, ale o opanowanie jak najdłuższego odcinka głównej magistrali
handlowej w środkowej Europie – szlaku biegnącego z Niemiec przez Pragę aż do Kijowa.
Prawdopodobnie jeszcze przed 950 rokiem pierwsze czeskie zagony zapuściły się na Śląsk i do
Małopolski . Tak daleko od Pragi nie było mowy o trwałym podboju. Książę zmienił zresztą taktykę:
116

zamiast palić wszystko na swojej drodze, zastraszał lokalnych władyków i zmuszał ich do opłacania
sowitych trybutów. Przede wszystkim zaś – przejmował kontrolę nad handlem, ustanawiał cła
i podatki. Tylko w najważniejszych grodach, takich jak Ołomuniec, wiślański Kraków, Niemcza czy
Wrocław stacjonowały czeskie załogi. Gdzie indziej ograniczano się do karnych ekspedycji, i to tylko
w przypadku wyraźnej niesubordynacji miejscowej wierchuszki . 117

Pierwsze małżeństwo Dobrawy przypadło właśnie na te burzliwe lata i chyba nie będzie absurdem
założenie, iż miało ono coś wspólnego z decydującą rozprawą z Węgrami. Mężem księżniczki mógł
być jeden z ostatnich niezależnych książąt w samych Czechach czy też któryś z głównych dowódców
armii. Człowiek, którego wierność stawała się szczególnie istotna w chwili wielkiego wysiłku
zbrojnego i wobec oddelegowania nawet przeszło połowy drużyny do walk z Madziarami. Bolesław
Okrutny nie mógł ryzykować, że ktoś wbije mu nóż w plecy. W średniowieczu tymczasem najlepszym
gwarantem pokoju wydawał się właśnie ślub.
Z innych krajów w tym – a jakże – Węgier znane są przypadki ślubów między córkami dynastów
a wodzami armii. Wprawdzie nisko urodzonymi, ale jednak dysponującymi setkami ostrych, kłutych
lub miażdżących argumentów. Jak by nie było, mąż Dobrawy szybko zmarł. Być może na wojnie albo
z przyczyn naturalnych. Ale równie prawdopodobne wydaje się, że po prostu przestał być potrzebny
Bolesławowi Okrutnemu. W czasie walk z Węgrami sytuacja zmieniała się niemal z dnia na dzień.
Pomimo utraty kilkuset wojów na Lechowym Polu, książę bardzo szybko na nowo ugruntował swoją
pozycję . Łupy były większe niż kiedykolwiek, a ekspansja poza Bramę Morawską przynosiła
118

nadspodziewane korzyści. Przemyślida nie musiał dłużej zgadzać się na kompromisy, konieczne,
kiedy wciąż wisiało nad nim zagrożenie z południa. I tak oto Dobrawa została wdową.
Wdowa szczególnej troski

To mogła być najlepsza rzecz, jaka spotkała ją w dotychczasowym życiu. W czasach pogańskich
pozycja wdów była nie do pozazdroszczenia, chrześcijaństwo przyniosło jednak ze sobą zupełnie nowe
poglądy na rolę samotnych kobiet. Duchowni uważali, że wdowy są wręcz predestynowane do
świętości: w sytuacji, gdy ich mężowie opuścili z woli niebios ziemski padół, one mogą bez przeszkód
zrezygnować z brudnego, przepojonego cielesnością życia na rzecz egzystencji poświęconej wyłącznie
Bogu. Co do zasady każda z takich kobiet mogła liczyć na szczególną opiekę Kościoła. Cieszyła się
też wyraźnym poważaniem; nawet większym niż mężatka o podobnym statusie. Na tym nie koniec.
Swoją rangę w szeregach wdów można było jeszcze podnieść. We wczesnym średniowieczu w Europie
upowszechniła się tradycja specjalnych przyrzeczeń składanych na ręce biskupów przez kobiety, które
straciły mężów. Zobowiązywały się one do dożywotniego zachowania czystości i do poświęcenia się
bez reszty modlitwie oraz dobrym uczynkom. Podniosłej deklaracji towarzyszyło nałożenie wdowiego
welonu .
119

W teorii rytuał ten symbolizował niemalże śmierć kobiety dla świata. W praktyce jego skutki były
często wprost odwrotne. Konsekrowana wdowa zyskiwała bezprecedensową niezależność. Mogła
pozostać w domu zmarłego męża, korzystać z jego majątku i przeciwstawiać się presji swoich
męskich krewnych. Nikt nie mógł przymusić jej do nowego małżeństwa i do rezygnacji z powołania.
Traktowano ją z respektem godnym mniszki, ale nie obowiązywały jej rygory klasztornego życia ani
śluby zakonne. W praktyce nikt też nie zaglądał jej w pielesze. Mogła spędzać swój czas i wydawać
swoje pieniądze tak, jak sobie tego życzyła.
Nic dziwnego, że decyzjom o oficjalnym, kościelnym przywdzianiu wdowiego welonu często nie
towarzyszyły żadne duchowe impulsy. Jedynym powołaniem było pragnienie wolności
i bezpieczeństwa. Łatwo sobie wyobrazić, że odczuwała je także Dobrawa, której cała dotychczasowa
egzystencja sprowadzała się do spełniania życzeń apodyktycznego ojca. Gdyby teraz, po
przedwczesnej śmierci nieznanego nam męża, złożyła przyrzeczenie czystości i pobożnego życia,
mogłaby wreszcie odetchnąć z ulgą. To od niej samej zależałoby, jak spędzi kolejne lata. Taki rozwój
wypadków pozwoliłby też zrozumieć wyraźną wrogość, z którą Kosmas opisywał Dobrawę. Wcześniej
przyjąłem, że kronikarska wzmianka o ściągniętym z twarzy „zawoju” odnosi się do zwyczajnego
wdowiego ubioru. Mogło jednak chodzić o znacznie więcej: o welon konsekrowanej wdowy, która
przyrzekła trwać w seksualnej abstynencji aż do śmierci . Gdyby księżna rzeczywiście zdjęła
120

z twarzy taki „zawój”, zupełnie jasny stałby się powód, dla którego kronikarz nazywa ją „nad miarę
bezwstydną kobietą”. Jej ponowne małżeństwo byłoby przecież – przynajmniej z jego perspektywy –
okryte ciężkim grzechem i skażone niewybaczalnym kłamstwem. Moglibyśmy też wreszcie
dowiedzieć się, co właściwie było, w opinii kanonika praskiego, „wielkim głupstwem” Dobrawy. Sam
ślub w zaawansowanym wieku należałoby przecież uznać raczej za powód do dumy niż wstydu. Nawet
Kosmas musiał rozumieć, że poprzez małżeństwo dynastyczne dojrzała księżniczka dawała dowód
swoich przymiotów. Zaradności, gotowości do ponoszenia ofiar dla dobra rodziny albo przynajmniej –
niegasnącej, pomimo upływu lat, urody. Osobliwy komentarz kronikarza staje się zupełnie zrozumiały
dopiero, gdy przyjmiemy, że nad związkiem ciążył religijny występek.
Wdowie śluby nie były obce Czechom. Bardzo możliwe, że złożyła je ciotka Dobrawy,
Przybysława – ta sama, która kradła kości z grobu księcia Wacława. Krystian nie wspomniał
wprawdzie o samym przyrzeczeniu, podkreślił jednak, że jego pobożna krewna poświęciła całą swą
egzystencję Bogu, kiedy tylko Pan „uwolnił ją od małżeństwa” . Dobrawa miała się na kim
121

wzorować. Nie miała natomiast nawet krztyny swobody przysługującej ekscentrycznej Przybysławie.
Kościelni prawodawcy już od VIII wieku przestrzegali przed wdowami, których nagłe powołanie
sprowadza się tak naprawdę do „żądzy pieniędzy lub ziemskich pokus” . Upowszechniał się także
122

pogląd, zgodnie z którym kobieta, która raz – rzecz jasna w małżeńskim łożu – zasmakowała
cielesnych rozkoszy, nie będzie już zdolna odrzucić swej obmierzłej zwierzęcej natury i powrócić na
drogę cnoty. Szczerość jej intencji mieli w związku z tym kontrolować męscy krewni: dokładnie ci,
przed którymi zwykle szukała ochrony.
W odniesieniu do Dobrawy sprawa była nawet bardziej jednoznaczna. Kościół w Czechach nie
tylko ściśle podlegał władcy, ale uchodził wręcz za jego własność. Jeśli księżniczka pragnęła złożyć
wdowie śluby, to nie mogła zrobić tego bez zgody Bolesława Okrutnego. Być może relacja Kosmasa
to ślad po czymś więcej niż tylko samym fakcie, iż Dobrawa miała dwóch mężów. W takim przypadku
musielibyśmy jednak założyć, że księżniczka dokonała niemożliwego. Przekonała starzejącego się
ojca – człowieka, który zawsze podążał za własną intuicją i osobistymi zachciankami – by w nowy
sposób pomyślał o jej losie. Słodkimi słowami argumentowała, że bardziej przyda się rodzinie, idąc
w ślady Krystiana i Mlady. Jako służebnica Boża pokutująca za grzech bratobójstwa. Mogła zresztą
wskazać też na zupełnie inny grzech. Tych w długim życiu czeskiego władcy nie brakowało. Dobrawa
grała na emocjach Bolesława, wykorzystywała jego poczucie dumy i wyrzuty sumienia. Wreszcie –
jak można zgadywać – odniosła sukces.
Jako oddana służbie Bożej wdowa Dobrawa wreszcie mogła odetchnąć pełną
piersią. Jej radość okazała się jednak bardzo krótkotrwała. Na ilustracji scena
z niemieckiego Kodeksu Manesse.
Universitätsbibliothek Heidelberg

Nawet jednak, jeśli doprowadziła swój plan do realizacji i złożyła wdowie przyrzeczenie, to akt
ten szybko się przeterminował. Po kilku latach Bolesław znalazł dla swojej córki zupełnie nowe
zadanie. I – jak zwykle – jego życzenie było rozkazem.
Nierówni partnerzy

Trudno wytłumaczyć, po co właściwie Dobrawa wyszła za Mieszka. Wiadomo, że miał w tym interes
władca Wielkopolski, ale motywacje Bolesława Okrutnego wywołują konsternację wśród znawców
tematu. Dawniej sprawę bagatelizowano, przyjmując, że Czesi nie potrzebowali żadnych specjalnych
powodów. Korzyść miał im przynosić sam sojusz z północnym sąsiadem. To Mieszka postrzegano
jako dominującego partnera, a nie słabego i podporządkowanego Niemcom księcia Pragi. Dzisiaj
wiemy już, że stosunek sił prezentował się zupełnie inaczej . 123

Po trzydziestu latach nieprzerwanych podbojów Bolesław Okrutny dysponował nawet ponad


trzema tysiącami wojowników, a więc jedną z najpotężniejszych armii w tej części Europy . Przede124

wszystkim natomiast książę kontrolował niemal dziewięćset kilometrów szlaku handlowego


z Niemiec na Ruś. Po 955 roku udało mu się nawet przegnać węgierską załogę z Przemyśla i ulokować
własnych wojowników na samej granicy państwa kijowskiego . Kosmas nazywał władcę „drugim
125

Kainem”, „tyranem okrutniejszym od Heroda, straszniejszym od Nerona, przewyższającym Decjusza


niegodziwością zbrodni, Dioklecjana srogością” . W założeniu była to lista obelg. Jeśli jednak
126

weźmiemy pod uwagę realia polityki tej epoki, Bolesław zacznie się jawić niemal jako książę idealny.
Bo prawdziwie potężne średniowieczne państwo mógł zbudować tylko „tyran straszniejszy od
Nerona” .
127

Pozycję Okrutnika doceniano nawet w odległej, opanowanej przez muzułmanów Andaluzji.


Zachował się list niejakiego Chasdaja ben Szapruta, żydowskiego lekarza i wpływowego urzędnika na
dworze kalifa w Kordobie. W tekście datowanym na lata pięćdziesiąte X wieku, autor wychwalał
swojego pana, podkreślając, jak potężni władcy wysyłają do niego posłów z komplementami
i karawany prezentów. „Dary i kosztowności” miały przybywać od króla Niemiec i od cesarza
bizantyjskiego. Pomiędzy tymi dwoma monarchami Chasdaj wymienił jednym tchem jeszcze „króla
Gebalimów, którzy są Al-Sekalab” . Towarzystwo było bez wątpienia doborowe. Rosnące w siłę pod
128

rządami Ottona I Niemcy uchodziły za państwo kontynuujące tradycję Cesarstwa Franków, a nawet –
Cesarstwa Rzymskiego. Z kolei Bizancjum rządzone w tych latach przez Nicefora Fokasa znajdowało
się niemalże u szczytu swojej potęgi . W powszechnym przekonaniu to na tych dwóch podporach
129

utrzymywał się cały chrześcijański świat. Jeśli andaluzyjski urzędnik w jednym zdaniu wspomniał
jeszcze o tajemniczym państwie Gebalimów, to najwidoczniej w otoczeniu kalifa Kordoby kraj ten
postrzegano jako prawdziwe imperium – trzeci Rzym. Tymczasem Gebalimowie to nikt inny jak
Czesi, „którzy są Słowianami” (Al-Sekalab). Z kolei ich „król” to rzecz jasna Bolesław Okrutny . 130

Pierwszych Piastów nikt nie porównywał do spadkobierców Cezara. A większość Europy przez
długi czas nawet nie wiedziała o ich istnieniu. Wykopaliska archeologiczne z ostatnich lat postawiły
na głowie tradycyjne wyobrażenia o początkach Polski. Nasze państwo wcale nie krzepło przez sto
kilkadziesiąt lat, stopniowo rozszerzając swoje wpływy i granice . Kiedy czeski książę Borzywoj
131

przyjmował chrzest około 884 roku, w lasach Wielkopolski nie działo się nic godnego uwagi.
Zamieszkiwało tam trochę małych, skłóconych społeczności, z których żadna nie wysuwała się
wyraźnie na prowadzenie. I przez długi czas żadna nawet nie miała takich ambicji. Pierwsze grody,
które można jakkolwiek wiązać z Piastami, powstały dopiero w drugiej połowie IX stulecia . To
132

wtedy musiał żyć protoplasta rodziny, być może legendarny Siemowit znany z kroniki Galla Anonima.
Był on, jak się zdaje, szczególnie butnym zawadiaką, który zdołał skupić wokół siebie grupę młodych,
silnych mężczyzn, znęconych wizją bogactwa i przygody. Zaczynał z garstką, kilkunastoma, jeśli nie
kilkoma towarzyszami. Jak ulał pasuje tutaj zdanie pewnego angielskiego władcy z wczesnego
średniowiecza, który twierdził, że grupa licząca do siedmiu zbrojnych to rabusie, a od siedmiu do
trzydziestu pięciu – banda. Wszystko powyżej trzydziestu pięciu osób to już jednak wojsko . 133

Ziemia gnieźnieńska była w tym czasie regionem biednym, słabo zaludnionym i pozbawionym
naturalnych surowców . Jej położenie miało właściwie tylko jedną zaletę – w ciągu parunastu godzin
134

konnej jazdy dało się dotrzeć do opływających w bogactwa, a jednocześnie pozbawionych silnych
fortyfikacji osad i portów Pomorza. Zapewne właśnie tam wyruszały pierwsze wyprawy łupieżcze,
a wracający z nich awanturnicy zyskiwali środki i sławę potrzebne do wywindowania się ponad innych
członków plemienia. Z rozbójnika przodek Mieszka stopniowo przeistoczył się w wodza. A że był
najwidoczniej bardziej bezwzględny, przebiegły lub sprawniejszy w walce od wielu podobnych sobie
władyków, toteż zdołał przekazać władzę i majątek synowi . 135

Prawdziwie dynamiczny rozwój piastowskich włości nastąpił dopiero w latach trzydziestych X


wieku, zaś około 940 roku w ręce rodu wpadło wreszcie Gniezno – ważny ośrodek polityczny, a może
też religijny Wielkopolski . Na dobrą sprawę dopiero ten moment należałoby uznać za początek
136

budowy czegokolwiek przypominającego państwo z prawdziwego zdarzenia. Nie był to w żadnym


razie łatwy proces. Na całe lata Piastowie ugrzęźli w walkach z konkurencyjnym, zapomnianym przez
historię plemieniem zamieszkującym nad rzeką Obrą. Gdy wreszcie zwyciężyli, swój sukces
przypieczętowali w sposób niczym nie odbiegający od metod Przemyślidów. Palili twierdze swoich
wrogów do gołej ziemi i pilnowali, by już nigdy nie osiedlono się w ich miejscu. Spośród około
dziewięćdziesięciu wielkopolskich warowni niemal osiemdziesiąt zniknęło z powierzchni ziemi. Na
własny użytek Piastowie przejmowali wyłącznie pojedyncze, ulokowane w kluczowych miejscach
grody .
137

Najwyższą cenę płacili członkowie podbijanych plemion. W cieniu pożarów trwała olbrzymia
akcja przesiedleńcza. Ziemie nad Obrą, które dotąd tętniły życiem, zamieniono w niemal bezludne
pustkowie. Tysiące osadników zostało brutalnie zagnanych na dopiero co wyrwane puszczy tereny pod
głównymi grodami Piastów – Gnieznem, Gieczem i Poznaniem. Zakładali wioski i osady, w których
przez resztę życia mieli pracować w niewolniczych warunkach na chwałę swoich nowych panów . 138

Każdego, kto sprzeciwiał się tym porządkom, czekała śmierć – ta sama kara, którą bez wątpienia
nałożono na wszystkich książąt i przywódców Nadobrzan za sam akt przeciwstawienia się Piastom.
Rozprawa z wrogiem była zupełna. O skali sukcesu świadczy sam fakt, że po Nadobrzanach zostały
wyłącznie popioły. Historia nie zapamiętała ani imion ich wodzów, ani nawet nazwy ich plemienia.
Eksterminacja najbliższego sąsiada przesądziła o tym, że właśnie Piastowie podporządkowali
sobie całą Wielkopolskę. Krwawy sukces należy przypisać półlegendarnemu Siemomysłowi. Kolejne
wojny spadły już jednak na barki jego synów. Jednym z nich był Mieszko. Na tronie zasiadł około 960
roku i natychmiast stanął w obliczu tego samego problemu co Bolesław Okrutny ćwierć wieku
wcześniej. Aby przetrwać i zapewnić sobie posłuszeństwo braci, musiał po pierwsze przejąć kontrolę
nad wojskiem. Bez armii nie było władzy.
Formujący się kraj Piastów należałoby na dobrą sprawę uznać za państwo policyjne . Oddziały
139

księcia trzymały w ryzach poddanych, którzy dotąd żyli w małych, odizolowanych społecznościach.
Nic poza gwałtem i przemocą nie mogło ich przekonać do podporządkowania się nowej, zaborczej
i zachłannej władzy. Między bajki – przynajmniej w odniesieniu do czasów Mieszka I – należy włożyć
zwoływanie wiernego Piastom pospolitego ruszenia, gorliwą służbę chłopów w obronie ojczyzny czy
nawet masowe powoływanie wojów spośród prostej ludności, jak miało to miejsce w kolejnych
stuleciach. W państwie, które na dobre zaczęło powstawać dopiero przed dwudziestu laty, drużyna
wojowników wciąż była obcą i złowrogą siłą, postrzeganą raczej jako okupant niż organ władzy. I siła
ta rozumiała tylko jeden język – łupów.
Mieszko wiedział o tym i starał się dbać o swoich ludzi nie gorzej niż ojciec Dobrawy. Zabrakło
mu jednak tego, czego Przemyślidzi mieli pod dostatkiem: czasu. Bolesław Okrutny przez całe swoje
panowanie gromił słabszych. Nawet do walki z Węgrami przystąpił dopiero wtedy, gdy główny ciężar
kampanii wzięli na siebie Niemcy. Tajemnica jego sukcesu tkwiła nieodmiennie w braku
prawdziwych konkurentów. Wielotysięczna drużyna wojowników niczym walec przetaczała się przez
ziemie pozbawione zorganizowanej władzy, silnych książąt i fortyfikacji. A Bolesław tylko dbał, by
rżnąć i palić, zanim ktokolwiek zdoła zebrać siły wystarczające do stawienia oporu. Na dobrą sprawę
swoje imperium budował w politycznej próżni, martwiąc się przede wszystkim o to, by nie zabrakło
mu pieniędzy .140

Mieszko zaczął postępować podobnie, ale ledwie wychylił nos poza Wielkopolskę, a już natknął
się na silniejszego od siebie przeciwnika. Był nim Związek Lutycki – luźna konfederacja słowiańskich
plemion zamieszkujących pomiędzy Łabą a Odrą. Lutycy oraz ich sprzymierzeńcy kontrolowali
główne ośrodki handlowe Pomorza, a zarazem – ostrzyli sobie zęby na zajęty przez Piastów odcinek
Odry . Do konfrontacji doszło na samym początku lat sześćdziesiątych i na pewno nie był to drobny
141

spór graniczny. „Wojują oni z Mieszkiem, a ich siła bojowa jest wielka. Nie mają króla i nie dają się
prowadzić jednemu [władcy], a sprawującymi władzę wśród nich są ich starsi” – pisał na temat
Lutyków żydowski podróżnik Ibrahim ibn Jakub . Nie byłoby w tej relacji niczego zaskakującego,
142

gdyby nie fakt, że informacje o Słowiańszczyźnie autor zebrał na dworze cesarza niemieckiego Ottona
I, gdzie gościł około 965 roku. Najwidoczniej więc wojna na wschodzie stanowiła żywo komentowaną
sprawę wśród niemieckich elit . Pisał o niej także saski kronikarz Widukind. I to właśnie dzięki
143

niemu wiemy, że Mieszko znalazł się we wprost katastrofalnej sytuacji.


W 963 roku Lutycy pokonali go „za dwoma nawrotami”, zabili jego brata i zabrali mu „wielką
zdobycz” – czyli łupy . Dwie klęski nie zachwiały zapewne pozycją państwa Piastów.
144

W niebezpieczeństwie znalazł się natomiast sam Mieszko. Wciąż był świeżo obranym władcą,
potrzebującym udowodnić swoje umiejętności i prawo do zachowania przywództwa. Wojny nad Obrą
przyzwyczaiły wojowników zwerbowanych przez jego ojca do ciągłych zwycięstw. Teraz, gdy
żołnierze zostali nagle pozbawieni obiecanych łupów i poniżeni przez wroga, a ich oddziały
zdziesiątkowano na polu bitwy, powszechne stawały się nawoływania, by ukarać winnego. Gdyby
także i trzecia bitwa zakończyła się porażką, Mieszko musiałby się liczyć z buntem lub skrytobójczym
zamachem. A że nie był jedynakiem, to nawet postawy swojego rodzeństwa nie mógł być do końca
pewien.

Rzepicha i Piast, legendarni założyciele dynastii Piastów, zapraszają gości do


swej chaty. Gdzie jednak krew i trupy pomordowanych? Sielskość tej sceny
niewiele ma wspólnego z ówczesnymi realiami.
Archiwum autora/domena publiczna

Młody, liczący sobie około trzydziestu lat książę potrzebował czegoś więcej niż tylko
145

symbolicznej pomocy lub odrobiny szczęścia. Wyłącznie decydujący triumf mógł uratować jego
pozycję. Właśnie dlatego zdesperowany Mieszko zwrócił się z prośbą o pomoc do najpotężniejszego
władcy w okolicy – Bolesława Okrutnego . Z jego perspektywy była to sprawa życia i śmierci.
146

Bolesławowi tymczasem, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wspieranie północnego sąsiada w ogóle
się nie opłacało.
Może i państwo Piastów było w stosunku do Czech zacofane o dwadzieścia czy trzydzieści lat , 147

ale zarazem stanowiło pierwszego realnego konkurenta na północ od Sudetów. Gdyby wzrosło w siłę,
mogłoby zagrozić dominacji Przemyślidów nad Wrocławiem i Krakowem, a przynajmniej podburzyć
tamtejszych wielmożów. Zmiana równowagi w regionie zmusiłaby Bolesława do wysłania znacznie
większych sił za Bramę Morawską. To z kolei poważnie odbiłoby się na zasobności jego skarbca.
W najlepszym interesie Czechów leżało pozostawienie Piastów własnemu losowi, a może nawet –
wsparcie ich wrogów. Tak, aby zagwarantować, że Wielkopolska będzie przez długie lata rozrywana
wojnami, a jej władcy pozostaną nieszkodliwi.

Piastowie rozprawiali się z pokonanymi wrogami bezlitośnie. Zdobyte grody


plądrowali, a następnie palili do gołej ziemi albo przejmowali na własność.
Ludność, której udało się przeżyć oblężenie, sprzedawano jako niewolników.
Archiwum autora/domena publiczna

Bolesław mimo to wsparł Piastów. Przypisywano mu różne motywacje. Sugerowano na przykład,


że w zamian za pomoc w wojnie z Lutykami oczekiwał od Mieszka pomocy we własnych walkach na
południu. Inna hipoteza zakłada, że czeski książę próbował zmontować sojusz, który pozwoliłby mu
na przyjęcie bardziej stanowczej postawy względem Niemiec. Wreszcie wspomina się też często
o tym, że Bolesław liczył na prestiż, jaki przyniosłaby chrystianizacja sporego, wciąż pogańskiego
kraju . Każdy z przedstawionych pomysłów jest mniej lub bardziej, ale prawdopodobny. Zarazem
148

jednak zaakceptowanie dowolnego z nich zmuszałoby do przyjęcia, że ojciec Dobrawy był


skończonym idiotą. A w najlepszym razie, że właśnie w tym czasie dopadła go demencja starcza.
Narażanie się na utratę kluczowego dla potęgi Czech szlaku na Ruś wyłącznie dla ulotnych
korzyści politycznych, mało znaczących obietnic lub listu z gratulacjami od arcybiskupa zakrawałoby
na zupełne szaleństwo. Jeśli Bolesław zdecydował się wyhodować piastowską żmiję na własnej piersi,
to najwidoczniej miał ku temu dużo poważniejsze powody. Ich wyjaśnienie, jak sądzę, kryje się
w tytule, jakim obdarzył księcia urzędnik z Kordoby, Chasdaj ben Szaprut. Ojciec Dobrawy zawarł
sojusz z Mieszkiem właśnie dlatego, że był „królem Gebalimów”.
Niewolnicze związki

Zgodnie z jedną z najpopularniejszych interpretacji, nazwa „Gebal” nawiązuje do bliskowschodniego


Kanaanu. Z pozoru nijak ma się to do państwa w Kotlinie Czeskiej. Gdzie Praga, a gdzie Ziemia
Obiecana. Nie mamy jednak wcale do czynienia z pomyłką człowieka z dalekich stron i z innej
kultury. Także w kolejnych latach Czechów porównywano do starożytnych Kananejczyków. Powody
jeszcze w XII wieku potrafił wyjaśnić niejaki Beniamin z Tudeli. Ten żydowski podróżnik z Hiszpanii
pisał, że Kananejczycy mieli w zwyczaju sprzedawać w niewolę własne córki i synów. A że dokładnie
tak samo postępowali Czesi, toteż przyszyto im antyczną łatkę . 149

Porównanie było dosadne, ale jednak zupełnie prawdziwe. W Pradze znajdował się jeden
z najważniejszych na kontynencie ośrodków handlu niewolnikami . Tysiące skrępowanych mężczyzn
150

i kobiet spędzano na miejscowy targ niczym bydło, wystawiano na licytacje i bezceremonialnie


sprzedawano. Bolesław Okrutny czerpał z tego procederu olbrzymie zyski. Przed nim to samo robił
Wacław, tylko od czasu do czasu wykupując za własne pieniądze pojedynczych niewolników, aby ich
ochrzcić i przez to uświetnić kościelne uroczystości . Żadnemu z braci tuczących się na ludzkiej
151

krzywdzie nawet nie drgnęła powieka. Może i stryj Dobrawy był człowiekiem wyjątkowo pobożnym,
ale handel żywym towarem w X wieku nie kłócił się z niczyją moralnością. Nawet ludzi uważanych za
świętych. Z pracy niewolników wciąż korzystano w Niemczech i we Francji, także w kościelnych
posiadłościach . W Czechach z kolei niewolnictwo stanowiło w zasadzie fundament gospodarki.
152

Ibrahim ibn Jakub, będący zdaniem niektórych właśnie specjalistą od handlu niewolnikami , 153

twierdził w swojej relacji z podróży po Europie, że ludzie to podstawowy materiał eksportowy Pragi.
„Miasto Praga jest najzasobniejsze z krajów [słowiańskich] w towary. Przybywają do niego z miasta
Krakowa Rusowie i Słowianie z towarami. I przychodzą do nich (...) również muzułmanie, Żydzi
i Węgrzy z towarami i odważnikami handlowymi, a wywożą niewolników, cynę i wszelkie rodzaje
futer” – pisał podróżnik . Także inne teksty z epoki potwierdzają kluczową pozycję Czech na
154

niewolniczym rynku.
Biznes ten był szeroko zakrojony i lukratywny, ale przede wszystkim – stawał się coraz bardziej
nieodzowny dla istnienia państwa. Niewolników chwytano w toku wypraw zbrojnych. Początkowo nie
było to trudne: podbicie każdego grodu, osady i prowincji sprawiało, że targ Bolesława zapełniał się
zrozpaczonymi matkami, chlipiącymi dziećmi oddzielonymi od rodziców i nielicznymi, zakutymi
w żelazne obroże mężczyznami . Zdobywanie towaru, tak proste w pierwszych latach podbojów,
155

w drugiej połowie stulecia nastręczało już poważnych trudności. Ziemie niedawnych wrogów weszły
w skład terytorium Przemyślidy, któremu w żadnym razie nie opłacał się handel własnymi
poddanymi. Z kolei bardziej oddalone terytoria, jak drobne państewka na Śląsku czy ziemia
krakowska, właśnie po to płaciły Pradze sowite haracze, by nikt nie porywał ludzi w ich granicach.
Nie dość, że nie było kim handlować – co groziło zastojem w stołecznej gospodarce – to
jednocześnie skończyły się łupy z wypraw wojennych. Po okresie dynamicznego rozwoju państwo
Przemyślidy zaczęło się uginać pod własnym ciężarem. Bolesław potrzebował olbrzymiej armii, aby
utrzymać kontrolę nad rozległym terytorium pełnym wewnętrznych wrogów. Siły były w dużym
stopniu związane w garnizonach rozrzuconych po kraju, a to już samo w sobie utrudniało
zorganizowanie jakiekolwiek nowej wyprawy rabunkowej. Na dodatek ataki można było wyprowadzać
już tylko przeciw silnym, dobrze zorganizowanym sąsiadom. Innych, na tym etapie, po prostu nie
było. Do działań przeciwko Niemcom, Węgrom czy Rusi Bolesław wcale się jednak nie spieszył. Zbyt
dobrze zdawał sobie sprawę z możliwych konsekwencji. Zdobyłby i sprzedał parę setek niewolników,
a w następnym roku to na jego kraj spadłaby ekspedycja karna. Wróg mógłby też zablokować szlaki
handlowe, co oznaczałoby już zupełną katastrofę.
Bolesław stał przed niełatwym dylematem: albo szybko zlokalizuje nową kopalnię zysków, albo
będzie zmuszony rozpętać wojnę totalną, by zaspokoić głodne krwi oraz łupów oddziały. I właśnie
wtedy, gdy książę zaczął borykać się z tym problemem, nieopodal pojawiło się zupełnie nowe,
obiecujące źródło ludzkiego towaru.
Młode państwo Piastów stosowało dokładnie te same praktyki, co wcześniej Przemyślidzi, z tym,
że na jeszcze większą skalę. Dla Czechów niewolnicy byli głównym towarem eksportowym, ale
jednak nie jedynym. W położonej z dala od szlaków handlowych, porośniętej gęstym lasem
i pozbawionej rozwiniętego rzemiosła Wielkopolsce po prostu nie było innych źródeł bogactwa poza
ludźmi. Siemomysł i Mieszko najeżdżali sąsiadów, by czynić ich własnymi poddanymi lub
sprzedawać za granicę w zamian za srebrny kruszec . Dawniej odruchowo przyjmowano, że
156

niewolnicy ci trafiali na targ w Pradze, pomnażając dochody Bolesława Okrutnego. Badania


przeprowadzone w ostatnich latach przez wykładowcę Oxfordu Marka Jankowiaka zmuszają do
zupełnie innego spojrzenia na sprawę.
W oparciu o przekazy pisane, ale też dokumentację dotyczącą setek tysięcy arabskich monet
odnajdywanych we wschodniej i północnej Europie, archeolog odtworzył zarys niewolniczej
gospodarki z czasów ojca i męża Dobrawy . Szlaki wywozu ludzi oplatały całą niemal Europę, nie był
157

to jednak połączony rynek. Konkurowały ze sobą dwa zupełnie odrębne i inaczej zorganizowane
systemy handlu żywym towarem. Na wschodzie pieczę nad wywozem sprawowali kupcy ze
Skandynawii i Rusi, dostarczający niewolników na targi w chazarskim Itilu oraz w Bułgarze nad
Wołgą. Szczegóły ich działalności uchwycił w latach dwudziestych X wieku arabski podróżnik Ahmad
ibn Fadlan. Dzięki niemu wiemy, że handlarze poruszali się łodziami, a najchętniej kupowali młode,
atrakcyjne dziewczęta. Zapewne to na nie był szczególnie duży popyt, choć dla kupców nie bez
znaczenia mogły być też brudne uciechy czekające ich po drodze. Ibn Fadlan podawał, że podczas
postojów niewolnice były regularnie gwałcone przez swoich właścicieli, czemu z ochotą przyglądali
się pozostali kupcy .
158
Słowiańscy niewolnicy. Towar, na którym fortuny zbijali bezduszni handlarze
z Andaluzji. A także – cała rodzina Dobrawy. Dziewiętnastowieczny obraz Jeana-
Léona Gérôme’a The Slave Market.
Archiwum autora/domena publiczna

Z Itilu oraz Bułgaru niewolników gnano dalej, głównie do Kalifatu Bagdadzkiego. Na miejscu
młode kobiety często kończyły jako konkubiny zamożnych Arabów. Mężczyzn zaprzęgano przede
wszystkim do służby domowej w wielkich miastach, takich jak Bagdad czy Basra. Wpierw jednak
wszyscy bez wyjątku tracili jądra. Uczony tej epoki, Al-Dżahiz, podkreślał w swojej Księdze zwierząt,
że Słowianie są z samej natury pozbawieni inteligencji, umiejętności manualnych, talentu do nauki
języków, a nawet zdolności składnego wypowiadania się. Pomóc była im rzekomo w stanie...
wyłącznie kastracja. „Kiedy już go wykastrujesz, [Słowianin] stanie się lepszym i mądrzejszym sługą,
sprawniej radzącym sobie z każdym zadaniem i z pracami ręcznymi” – pisał Al-Dżahiz . 159

Całkowicie niezależnie funkcjonowała druga odnoga systemu sprzedaży żywego towaru. Tam
wyłącznym organizatorem handlu i gwarantem dostaw był ojciec Dobrawy: niekwestionowany król
zachodnioeuropejskiego niewolnictwa. Ludzi nabywali od niego przede wszystkim kupcy żydowscy.
Niektóre transporty trafiały do Niemiec lub innych chrześcijańskich krajów. Zdecydowana większość
ciągnęła jednak aż do opanowanej przez muzułmanów Hiszpanii. Los niewolników w Andaluzji często
był podobny do tego, który czekałby ich w Bagdadzie: praca wykastrowanego posługacza lub
konkubiny. Na zachodzie spektrum możliwości okazywało się jednak szersze. Słowianie służyli
w armiach, które same w sobie stanowią potwierdzenie skali czeskiego handlu ludźmi. Przykładowo
rządzący w X wieku kalif Abdarrachman III dysponował wojskiem w sile trzynastu tysięcy
niewolników . I bardzo możliwe, że wszystkich ich nabył właśnie w Pradze.
160

Poprzez olbrzymie dostawy żywego towaru ojciec Dobrawy zachwiał nie tylko obliczem
europejskiej gospodarki i sztuki wojskowej, ale nawet – językami całego kontynentu. Właśnie za jego
panowania do użytku weszło nowe określenie niewolników. Łacińskie słowo servus ustąpiło miejsca
wyrazowi sclavus, oznaczającemu wcześniej po prostu Słowianina. Można odnieść wrażenie, że
w oczach Francuzów czy Włochów każdy Słowianin był zarazem niewolnikiem. Niechlubne wysiłki
rodziny Dobrawy cementowały właśnie takie wyobrażenie o mieszkańcach Europy Środkowej. Po raz
pierwszy słowo sclavus na opisanie człowieka pozbawionego praw pojawiło się w niemieckim
dokumencie z 937 roku . I tak już zostało. Mówiąc o niewolnikach, Brytyjczycy do dzisiaj posługują
161

się wyrazem slave, Niemcy Sklave, zaś Francuzi – esclave. Dla porównania Sławianin to w ich
językach odpowiednio slav, Slawe i slave. Łudząco podobnie.
Państwo Piastów, pomimo swego prowincjonalnego położenia, bardzo szybko weszło w skład
pierwszego wschodniego systemu handlu żywym towarem. Właśnie z terenów Wielkopolski pochodzą
jedne z największych zbiorów monet arabskich, potwierdzające, że w toku tworzenia państwa
polskiego wywieziono stąd tysiące ludzi. Apogeum handlu przypadło na lata wojen z Nadobrzanami –
około 950 roku. Dla Piastów była to okazja do niebagatelnego zarobku. Dla Bolesława Okrutnego
olbrzymia, stracona okazja. Według jednych szacunków za niewolnika można było dostać około
trzystu gramów srebra. Według innych nawet dwa, trzy razy więcej . Piastowie dokonywali tysięcy
162

takich transakcji, a tymczasem ojciec Dobrawy był zmuszony obejść się smakiem.
W tym właśnie lukratywnym interesie kryje się jedyna karta atutowa, jaką dysponował Mieszko
w negocjacjach z czeskim księciem. W zamian za sojusz wojskowy potwierdzony małżeństwem
z przemyślidzką księżniczką mógł zaoferować, że przynajmniej część swoich niewolników zacznie
wysyłać do Pragi. Nie chodziło więc ani o miłość, ani o chrześcijaństwo. Dobrawa została władczynią
państwa Piastów, bo żydowscy kupcy z Andaluzji nie mieli już kogo kastrować i wystawiać na targu.

1 Polskę piastowską porastały lasy dębowo-sosnowo-bukowe, pokrywające nawet 80% kraju. Zob. S. Moździoch, Życie codzienne
średniowiecznego Polaka w świetle odkryć archeologicznych, czyli rozpaczliwa próba udowodnienia, że nam dzisiaj żyje się lepiej
[w:] Wioski i parafie w średniowieczu, Poznań-Ląd 2013, s. 110.
2 Miara długości nazywana milą w średniowiecznej Polsce miała długość niespełna ośmiu kilometrów. Zob. G. Labuda, Tajemnica
budowli grodowych i sakralnych na Ostrowie Lednickim u progu XI stulecia [w:] Studia nad początkami państwa polskiego, t. 2,
wyd. 2, Wodzisław Śląski 2012, s. 256.
3 Mnich nie mógłby odmawiać w tej scenie „zdrowasiek”. Modlitwa „Zdrowaś Mario” upowszechniła się w Europie najwcześniej ok.
1050 roku. Zob. H. Thurston, Hail Mary [w:] The Catholic Encyclopedia, t. 7, New York 1910.
4 Podobnie najstarsze polskie trakty wyobrażał sobie K. Moszyński: Kultura ludowa Słowian, t. 1, Warszawa 1967, s. 625 i nn. Zob.
np. Z. Robak, Drogi czy bezdroża? Niektóre aspekty średniowiecznej komunikacji, „Alma Mater”, nr 99 (2008), s. 291–293; Z.
Kurnatowska, Początki Polski, Poznań 2002, s. 11.
5 Takie słowiańskie pojazdy opisywał Ibrahim ibn Jakub. Zob. J. Wrzesiński, Środki i urządzenia komunikacyjne Polski
wczesnopiastowskiej na podstawie dotychczasowych znalezisk archeologicznych [w:] Trakt cesarski Iława-Gniezno-Magdeburg, red.
W. Dzieduszycki, M. Przybył, Poznań 2002, s. 230.
6 Zob. A. Brückner, Słownik etymologiczny języka polskiego, Kraków 1927, s. 335; A. Bogucki, Kilka uwag o imieniu Mieszka I [w:]
Społeczeństwo Polski średniowiecznej. Zbiór studiów, red. K. Kuczyński, t. 10, Warszawa 2004, s. 9–18.
7 Taką, niepewną, przyczynę śmierci Wratysława podaje XIII-wieczna węgierska kronika. Wiarygodność źródła budzi wątpliwości –
ale sam fakt przedwczesnego zgonu Wratysława w 921 roku już nie. Zob. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo
(od X do połowy XI wieku), Poznań 2008, s. 106.
8 Dokładna data narodzin Wacława nie jest znana. Przyszedł na świat między 907 a 909 rokiem. Zob. J. Nastalska-Wiśnicka, Rex
martyr. Studium źródłoznawcze nad legendą św. Wacława (X–XIV w.), Lublin 2010, s. 140. Odnośnie do ceremonii intronizacji zob.
Z. Kurnatowska, M. Kara, Wczesnopiastowskie Regnum. Jak powstało i jaki miało charakter? Próba spojrzenia od strony źródeł
archeologicznych, „Slavia Antiqua”, t. 51 (2010), s. 27.
9 J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie księżne. Walka kobiet o władzę w Czechach początku X wieku, „Lubelski Rocznik Pedagogiczny”, t.
34 (2015), s. 79.
10 D. Třeštík, Počátky Přemyslovců. Vstup Čechů do dějin (530–935), Praha 1997, s. 364–367. Zob. J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie
księżne, dz. cyt., s. 77.
11 Drahomira przybyła do Czech jako poganka, na miejscu na pewno jednak przyjęła chrzest. Zob. np. A. Paner, Przemyślidzi. Od
Borzywoja I do Przemysła II Ottokara. Ludzie i wydarzenia w latach 872–1278, Gdańsk 2008, s. 47.
12 Legenda Krystiana, rozdz. 3. Przekł. za: M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, Poznań 2014, s. 80.
13 J. Ludvíkovský, Tunna und Gommon, Wikinger aus der Prager Fürstengefolgschaft, „Folia Dilomatica”, t. 1 (1971), s. 171–188.
Por. H. Łowmiański, Początki Polski, t. 4, Warszawa 1970, s. 421.
14 Cyt. na podstawie: Legenda Krystiana, rozdz. 3. Przekł. za: M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 80.
Odnośnie związków Ludmiły z jej zabójcami zob. J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie księżne, dz. cyt., s. 72.
15 Odnośnie regencji Drahomiry i mordu na Ludmile zob. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia. Dynastia Przemyślidów i jej
bohaterowie w dziele mnicha Krystiana, Kraków 2007, s. 119–122; J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie księżne, dz. cyt., s. 72–82; M.
Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 79–82; taż, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 44–45; I.N. Wood,
The Missionary Life. Saints and the Evangelisation of Europe, 400–1050, Harlow 2001, s. 190–192.
16 A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 95–98.
17 Odnośnie pozycji kobiet w Czechach tej epoki zob. np. J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie księżne, dz. cyt., s. 69–70 i nn. Por. Cz.
Deptuła, Galla Anonima mit genezy Polski. Studium z historiozofii i hermeneutyki symboli dziejopisarstwa średniowiecznego, Lublin
2000, s. 183.
18 Mowa o żywocie św. Wacława pióra biskupa Gumpolda. Zob. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 99–101; G.
Klaniczay, Holy Rulers and Blessed Princesses. Dynastic Cults in Medieval Central Europe, Cambridge 2002, s. 106.
19 Legenda Krystiana, rozdz. 5. Por. J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie księżne, dz. cyt., s. 82–85; M. Matla-Kozłowska, Pierwsi
Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 47.
20 Urodził się ok. 915 roku, tak więc w świetle ówczesnych obyczajów w 930 roku był już pełnoletni. Zob. J. Nastalska-Wiśnicka,
Dwie księżne, dz. cyt., s. 73–74. Odnośnie pozycji Bolesława jako młodszego brata księcia zob.: G. Labuda, Okres „wspólnoty”
słowiańskiej w świetle źródeł i tradycji historycznej [w:] tegoż, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. 1, Poznań 2002, s.
34 i nn.; tenże, Wacław. ks. czes. (921–929 lub 935) [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 6, Wrocław 1977, s. 288; A.
Pleszczyński, Początek rządów Bolesława Chrobrego [w:] Viae historicae. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Lechowi A.
Tyszkiewiczowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, Wrocław 2001, s. 221–222 przyp. 19.
21 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida (†999), Kraków 2006, s. 17–18.
22 Tak wynika z niepewnej relacji Kosmasa: Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 17. Zob. np. V. Novotný, České dějiny, t. 1: Od
nejstarších dob do smrti knížete Oldřicha, Praha 1911, s. 577. Kolejność narodzin podaję w oparciu o założenie, że Bolesław musiał
przyjść na świat przed przeznaczonym na mnicha Strachkwasem.
23 P. Bojarski, Czy Czesi ukradli nam Dobrawę?, wywiad z Hanną Kóćka-Krenz, „Gazeta Wyborcza”, 8 lutego 2010; K. Jasiński,
Rodowód pierwszych Piastów, Poznań 2004, s. 62–63; J. Strzelczyk, Mieszko I, Poznań 2013, s. 116–117.
24 Zob. np. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 108.
25 Por. S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy państwa polskiego, Warszawa 1921, s. 67.
26 Tak chyba mniej więcej sprawę rozumiał Kosmas. Por. J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 117.
27 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 27.
28 S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, Warszawa 1961, s. 80. Por. S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 67; M.
Dembińska, Wzorzec kobiety słowiańskiej w kronikach Galla Anonima, Kosmasa i Nestora [w:] Kultura średniowieczna
i staropolska. Studia ofiarowane Aleksandrowi Gieysztorowi w pięćdziesięciolecie pracy naukowej, red. D. Gawinowa, Warszawa
1991, s. 420; J. Dowiat, Chrzest Polski, Warszawa 1997, s. 76.
29 K. Buczek, Dobrawa [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 5, Kraków 1946, s. 240–242. Por. np. H. Łowmiański, Religia Słowian
i jej upadek (w. VI–XII), Warszawa 1986, s. 338 przyp. 869.
30 Zapisek w rozumieniu fragmentów kronik. Z najwcześniejszych dziejopisarzy o Dobrawie wspominali tylko Gall Anonim,
Thietmar i właśnie Kosmas. Zob. np. J. Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie krajów Europy Środkowo-Wschodniej (XI–XII
wiek) [w:] Uniwersalizm i regionalizm w kronikarstwie Europy Środkowo-Wschodniej, red. U. Borkowska, Lublin 1996, s. 295.
31 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 32–33; D. Třeštík, Počátky Přemyslovců, dz. cyt., s. 103 i nn.
32 Zob. np. M.R. Pauk, Capella regia i struktury Kościoła monarszego w Europie Środkowej X–XII wieku. Ottońsko-salickie wzorce
ustrojowe na wschodnich rubieżach łacińskiego chrześcijaństwa [w:] Granica wschodnia cywilizacji zachodniej w średniowieczu, Z.
Dalewski, Warszawa 2014, s. 212.
33 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 5.
34 Za wiarygodnością Kosmasa opowiadał się np.: G. Labuda, Przyjęcie chrztu przez Mieszka I w 966 roku. Przyczyny i skutki [w:]
tegoż, Studia nad początkami państwa polskiego, t. 1, wyd. 3, Wodzisław Śląski 2012, s. 60.
35 Za podobną datą opowiadał się już np. S. Trawkowski, Dobrawa [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 3, München 1985, s. 1140.
36 W. Chrzanowski, Kronika Słowian, t. 2: Polanie, Kraków 2008, s. 111 i nn.
37 Widukind, Dzieje saskie, ks. II, rozdz. 3.
38 Zob. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 196. Por. tamże, s. 179.
39 Odnośnie daty śmierci Wacława zob. D. Třeštík, Počátky Přemyslovců, dz. cyt., s. 67 i nn.
40 Piszę o kołysce podwieszanej u sufitu, bo właśnie takie polecali ówcześni księża i pedagodzy, starający się przeciwdziałać
przypadkom duszenia dzieci śpiących wspólnie z rodzicami. Zob. np. D. Żołądź-Strzelczyk, The Child in the Polish Medieval Family,
„Quaestiones Medii Aevi Novae”, t. 4 (2009), s. 53.
41 Rekonstrukcja wydarzeń na podstawie najstarszych żywotów św. Wacława. Wypowiedzi postaci są autentyczne – a w każdym
razie w takiej formie podają je zachowane legendy. Zob. też: J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 274–276; A.
Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 84, 179, 202 i nn.; J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie księżne, dz. cyt., s. 83–85; G.
Klaniczay, Holy Rulers and Blessed Princesses, dz. cyt., s. 102 i nn.
42 Por. M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 129.
43 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 19.
44 M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 129.
45 Tę konkretną scenę Kosmas ulokował na leśnej polanie, ponieważ przyjął, że chodziło o budowę zupełnie nowego grodu. Jeśli
jednak rozmowa dotyczyła nie tyle całej warowni, co nowych fortyfikacji, to doszło do niej prędzej w książęcym pałacu. Tak czy
owak, podobnych wydarzeń musiało być więcej i przynajmniej niektóre rozegrały się na oczach Dobrawy.
46 Odnośnie autentyczności Legendy Krystiana zob. I.N. Wood, The Missionary Life, dz. cyt., s. 193; D. Třeštík, Přemyslovec
Kristián, „Archeologické rozhledy”, t. 51 (1999), s. 602–613; A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Mnich Krystian i jego stosunek do św.
Wojciecha, „Studia Źródłoznawcze”, t. 43 (2005), s. 20–21; J. Nastalska-Wiśnicka, Rex martyr, dz. cyt., s. 53–65.
47 A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 36.
48 Tamże, s. 104.
49 Mógł to być Tira. Zob. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 61.
50 Zob. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 153.
51 Ta informacja pojawia się po raz pierwszy właśnie w Legendzie Krystiana. Zob. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz.
cyt., s. 30.
52 Wszystkie informacje za tekstem Legendy Krystiana. Wyobrażona scena w sali tronowej, z udziałem dzieci, ma wyłącznie
charakter literacki.
53 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 17. Por. J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 28–29; T. Silnicki, Początki
organizacji Kościoła w Polsce za czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego [w:] Początki państwa polskiego. Księga Tysiąclecia, t. 1,
red. K. Tymieniecki, Poznań 1962, s. 327–328.
54 Zob. np. B. Krzemieńska, Krystian-Strachkwas [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 2, red. W. Kawalenko, G. Labuda, T.
Lehr-Spławiński, Wrocław 1964, s. 534; D. Třeštík, Přemyslovec Kristián, dz. cyt., s. 602–613.
55 A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 99–101.
56 Tamże, s. 82, 85–86, 189; J. Dowiat, Kształcenie umysłowe synów książęcych i możnowładczych w Polsce i niektórych krajach
sąsiednich w X–XII w. [w:] tegoż, Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1972, s. 80. Por. krytyczną opinię
o wartości tych przekazów: B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski, Kraków 2014, s. 86–87. Jako
modlitewnik w odniesieniu do tych czasów należy rozumieć prawdopodobnie ewangeliarz lub psałterz.
57 Dokładnie tak to ujęła J.A. Sobiesiak: Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 178.
58 Zob. np. I.N. Wood, The Missionary Life, dz. cyt., s. 195 i nn.; A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 97 i nn.
59 A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 101, 153. Odnośnie dosłownego rozumienia kultu świętych i znaczenia
relikwii w tej epoce zob. np. B. Abou-El-Haj, The Medieval Cult of Saints. Formations and Transformations, Cambridge 1994.
60 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 178.
61 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 22.
62 Zob. J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 23; A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 67.
63 A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 85.
64 Cyt. za: K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii piastowskiej w średniowieczu, Poznań 2005, s. 45.
65 Tamże, s. 39 i nn.
66 Por. J. Dowiat, Kształcenie umysłowe synów książęcych, dz. cyt., s. 79–90.
67 J. Dowiat, Krąg uczony i jego instytucje [w:] Kultura Polski średniowiecznej X–XIII w., red. J. Dowiat, Warszawa 1985, s. 291–
294. Por. K. Stopka, Szkoły katedralne metropolii gnieźnieńskiej w średniowieczu, Kraków 1994, s. 240–242.
68 Cyt. za: K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii, dz. cyt., s. 45. Por. T. Wnętrzak, Św. Hieronim – magister puellarum,
„Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historica”, t. 8 (2009), s. 21–33.
69 P.B. Newman, Growing Up in the Middle Ages, Jefferson 2007, s. 129 i nn.
70 R. McKitterick, Królestwa Karolingów. 751–987, Warszawa 2011, s. 173–183.
71 Zob. np. K. Maćkowiak, Początki polskiej świadomości językowej (X–XII wiek), „Język Polski”, t. 86, nr 2 (2006), s. 86; Henryk
Łowmiański, Początki Polski, t. 4, dz. cyt., s. 320–321. Por. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 185.
72 Pisałem o tym więcej w artykule: K. Janicki, Szkoła musi boleć, dokuczać i poniżać, „Gazeta Wyborcza”, 8 maja 2014.
73 A. Fijałkowski, Puer eruditus. Idee edukacyjne Wincentego z Beauvais (ok 1194–1264), Warszawa 2001, s. 793.
74 Tenże, Wychowanie dziewcząt w świetle pism Wincentego z Beauvais (zm. 1264) [w:] Partnerka, matka, opiekunka. Status kobiety
w starożytności i średniowieczu, red. J. Jundziłł, Bydgoszcz 1999, s. 285–292.
75 Cyt. za: Brunon z Kwerfurtu, Żywot drugi świętego Wojciecha. Por. np. D. Třeštík, Přemyslovec Kristián, dz. cyt., s. 602–613.
76 K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii, dz. cyt., s. 51–51; J. Dowiat, Krąg uczony i jego instytucje, dz. cyt., s. 252–254.
77 Por. D. Sheffer, Schools and Schooling in Late Medieval Germany. Regensburg, 1250–1500, Leiden 2008, s. 103–104.
78 Zob. np. D.A. Warner, Thietmar of Merseburg. The Image of the Ottonian Bishop [w:] The Year 1000. Religious and Social
Responses to the Turning of the First Millenium, red. M. Frassetto, New York 2002, s. 85–110.
79 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 55.
80 Znaczyło ono jego zdaniem „większa sława” czy też „większy sławą”. Zob. Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 45. Por. np. J.
Hertel, Imiennictwo dynastii piastowskiej we wcześniejszym średniowieczu, Toruń 1980, s. 99. Odnośnie językowych kompetencji
Thietmara zob. L. Moszyński, Thietmars slavische Etymologien [w:] Analecta Indoevropaea Cracoviensia Ioannis Safarewicz
memoriae dicata, red. W. Smoczyński, Kraków 1995, s. 263–277.
81 W. Drelicharz, Idea zjednoczenia Królestwa w średniowiecznych dziejopisarstwie polskim, Kraków 2013, s. 22–33; J. Bieniak,
Autor „Rocznika dawnego” [w:] Kultura średniowieczna i staropolska. Studia ofiarowane Aleksandrowi Gieysztorowi
w pięćdziesięciolecie pracy naukowej, red. D. Gawinowa, Warszawa 1991, s. 427 i nn.
82 A. Brückner, O Piaście [w:] tegoż, Kultura, piśmiennictwo, folklor. Wybór prac, red. W. Berbelicki, T. Ulewicz, Warszawa 1974,
s. 133.
83 Odnośnie początków polskiego rocznikarstwa i pierwotnego kształtu biskupiego rocznika zob. W. Drelicharz, Najwcześniejsze
roczniki polskie i sytuacja pisarska w Polsce około roku 1000 [w:] Bruno z Kwerfurtu. Osoba – dzieło – epoka, red. M. Dygo, W.
Fałkowski, Pułtusk 2010, s. 101–127; P. Wiszewski, Domus Bolezlai. W poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do około 1138
roku), Wrocław 2008, s. 100–120. Odnośnie wartości roczników dla badania historii X wieku zob. też: P. Wiszewski, Historyczne
refleksje nad chrystianizacją Polski w kontekście funeralnym [w:] Cmentarzyska. Relacje społeczne i międzykulturowe, red. W.
Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań 2015, s. 121.
84 T. Lehr-Spławiński, „Dąbrówka” czy „Dobrawa”?, „Język Polski”, t. 17 (1932), s. 106 i nn.
85 Zob. artykuły najbardziej zaciekłego przeciwnika formy „Dąbrówka”: G. Labuda, Dąbrówka czy Dobraw(k)a? Uzupełnienie do
dyskusji o poprawne imię żony Mieszka I, „Slavia Occidentalis”, t. 18 (1939–1947), s. 126–138; tenże, O najstarszych imionach
dynastii piastowskiej [w:] Studia nad początkami państwa polskiego, t. 3, Wodzisław Śląski 2012, s. 87–98; tenże, Czy to kaplica
Dobrawy?, „Gazeta Wyborcza”, 4 września 2009. Por. W. Taszycki, A jednak „Dąbrówka” (Na marginesie „dyskusji” Brücknera
z Lehrem Spławińskim) [w:] tegoż, Rozprawy i studia polonistyczne, t. 1: Onomastyka, Wrocław–Kraków 1958, s. 30 i nn.; J.
Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 73.
86 S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 75. Polskiej znajomości z pewną Boną poświęciłem z kolei nie tak dawno całą
książkę: K. Janicki, Damy złotego wieku, Kraków 2014.
87 Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów. Rola społeczna piastowskich żon i córek do połowy XII wieku – studium porównawcze,
Toruń 2013, s. 507.
88 S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 77.
89 Historia kultury materialnej Polski w zarysie, t. 1: Od połowy VII do XII wieku, red. M. Dembińska, Z. Podwińska, Wrocław 1978,
s. 25.
90 K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii, dz. cyt., s. 45 i nn.
91 T. Lehr-Spławiński, „Dąbrówka” czy „Dobrawa”?, dz. cyt., s. 104–109.
92 Najnowsze podsumowanie stanu dyskusji: P. Nowak, Z antroponimii słowiańskiej: Dobrawa czy Dąbrówka żoną Mieszka I?,
„Przegląd Historyczny”, t. 53 (2012), s. 537–542.
93 Podobnie chyba stało się z córką Kazimierza Odnowiciela. W Polsce nazywano ją Świętosławą. Po tym, jak wyjechała do Czech –
Swatawą. Zob. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 502–503. Por. pogląd, według którego Dobrawa to skrócona wersja
innego imienia, na przykład Dobrosławy: J. Otrębski, Jedno z zagadnień Milenium. W sprawie imion Mieszka i jego małżonki,
„Problemy”, t. 18 (1962), s. 117–119. Zob. też: O. Balzer, Genealogia Piastów, Kraków 1895, s. 22.
94 Przynajmniej w świetle tradycyjnych interpretacji. W ostatnich latach upowszechnia się pogląd, że różnica wieku w tej parze była
znacznie mniejsza. Zob. Jarosław Nikodem, Jadwiga. Król Polski, Wrocław 2009, s. 350–361.
95 Ich losy opisałem w innej swojej książce: K. Janicki, Damy złotego wieku, Kraków 2014.
96 D. Herlihy, Medieval Households, Cambridge 2009, s. 74–80. Odnośnie Dody zob. np. M.A. Mayeski, Dhuoda. Ninth-Century
Mother and Theologian, Scranton 1995.
97 Zob. np. J.J. Norwich, Byzantium. The Apogee, London 1993, s. 258–259.
98 Zob. np. H.K. Schulze, Die Heiratsurkunde der Kaiserin Theophanu. Die griechische Kaiserin und das römisch-deutsche Reich
972–991, Hannover 2007, s. 42.
99 Por. np. S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 80–81.
100 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 27.
101 Zob. np. W. Abraham, Dziewosłęb. Studyum z dziejów pierwotnego prawa małżeńskiego w Polsce, Lwów 1922, s. 151.
102 Andreas Thiele, Erzählende genealogische Stammtafeln zur europäischen Geschichte, t. 1, z. 1, Frankfurt 1993, tabl. 180.
103 Thietmar, Kronika, ks. V, rozdz. 18; ks. V, rozdz. 36; ks. VI, rozdz. 54. Zob. np. T. Wasilewski, Dobrawa, „Magazyn Razem”,
nr 9 (1985), s. 31; S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 81; S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 68.
104 Zob. Herbert Ludat, Piastowie i Ekkehardynowie, „Przegląd Historyczny”, t. 91 (2000), s. 184. Odnośnie Widukinda zob. np. G.
Althoff, Widukind v. Corvey [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 9, München-Zürich 1998, s. 76–78.
105 M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 35, 37.
106 Zob. np. M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 82 i nn.
107 Widukind, Dzieje saskie, ks. III, rozdz. 68.
108 M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 98. Zob. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz.
cyt., s. 16 i nn.; J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 44.
109 M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 95.
110 Taż, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 23. Por. Z. Kurnatowska, M. Kara, Wczesnopiastowskie Regnum, dz. cyt., s.
47 przyp. 69.
111 Widukind, Dzieje saskie, ks. III, rozdz. 8. Por. G. Althoff, Ottonowie. Władza królewska bez państwa, Warszawa 2009, s. 75.
112 Zob. Ch. Szabó, The Magyar Raids: Fact and Fable, „Journal of Eurasian Studies”, t. 4, nr 4 (2012), s. 9–21; Herbert Schutz,
The Medieval Empire in Central Europe. Dynastic Continuity in the Post-Carolingian Frankish Realm, 900–1300, Cambridge 2010,
mapa nr 1–2.
113 Regino z Prüm, Chronicon. Cyt. za: S. Weinfurter, Niemcy w średniowieczu 500–1500, Warszawa 2010, s. 38.
114 Zob. np. D.A. Sikorski, O stosunkach polsko-niemieckich w X i XI wieku, „Studia Historica Slavo-Germanica”, t. 26 (2006), s. 5;
W. Eggert, „Regna, partes regni, provinciae ducatus”. Bemerkungen zu Reichsbenennungen und Auffassungen in „deutschen”
Geschichtswerken des 10. und 11. Jahrhunderts, „Mitteilungen des Instituts für Österreichische Geschichtsforschung”, t. 104 (1999),
s. 237 i nn.; V. Novotný, České dějiny, t. 1, dz. cyt., s. 570, 589.
115 M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 99.
116 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 13–15.
117 Odnośnie czeskiego podboju Małopolski i Śląska zob. m.in.: J. Poleski, Małopolska w VI–X wieku. Studium archeologiczne,
Kraków 2013, s. 187; G. Labuda, Przyjęcie chrztu przez Mieszka I, dz. cyt., s. 61; A. Buko, Archeologia Polski
wczesnośredniowiecznej, Warszawa 2005, s. 151; J. Dąbrowski, Studia nad początkami Państwa Polskiego, „Rocznik Krakowski”, t.
34, z. 1 (1958); T. Wasilewski, J. Skowronek, M. Tanty, Historia Słowian południowych i zachodnich, Warszawa 1977, s. 54–55; A.
Buko, Małopolska „czeska” i Małopolska „polańska” [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu się nowej mapy
Europy, red. H. Samsonowicz, Kraków 2000, s. 151 i nn.
118 Por. V. Novotný, České dějiny, t. 1, dz. cyt., s. 589.
119 A. Pieniądz, Wdowieństwo kobiet we wczesnym średniowieczu. Między swobodą a wykluczeniem [w:] Mundus hominis –
cywilizacja, kultura, natura. Wokół interdyscyplinarności badań historycznych, red. S. Rosik, P. Wiszewski, Wrocław 2007, s. 63–
78; Por. J.L. Nelson, The Wary Widow [w:] Property and Power in Early Middle Ages, red. W. Davies, P. Fouracre, Cambridge 1996,
s. 82–113; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 329.
120 Por. Glossarium media et infima latinitatis, red. du Cange i in., t. 6, Niort 1887, s. 263, [http://ducange.enc.sorbonne.fr/peplum;
dostęp 15 września 2015].
121 Legenda Krystiana, rozdz. 5. Cyt. za: A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 157.
122 Cyt. za: A. Pieniądz, Wdowieństwo kobiet we wczesnym średniowieczu, dz. cyt., s. 71.
123 Zob. np. K. Myśliński, Polska wobec Słowian połabskich do końca XII wieku, Lublin 1993, s. 30 i nn.; M. Matla-Kozłowska,
Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 147; J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 91. Por. starsze poglądy: G.
Labuda, Przyjęcie chrztu przez Mieszka I, dz. cyt., s. 60; S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 68.
124 M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 110.
125 A. Fenczak, Wczesnośredniowieczny Przemyśl w świetle źródeł historycznych [w:] Przemyśl wczesnośredniowieczny, red. E.
Sosnowska, Warszawa 2010, s. 52. Nie jest to zupełnie pewne. Status Przemyśla aż po schyłek panowania Mieszka I budzi od lat
kontrowersje. Odnośnie węgierskiej obecności w tym grodzie zob. M. Parczewski, Początki kształtowania się polsko-ruskiej rubieży
etnicznej w Karpatach, Kraków 1991, s. 40–41; A. Koperski, Cmentarzysko staromadziarskie z X w. w Przemyślu [w:] Przemyśl
wczesnośredniowieczny, dz. cyt., s. 365–388.
126 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 19.
127 Por. A.L. Miś, Przedchrześcijańska religia Rugian, „Slavia Antiqua”, t. 38 (1997), s. 109.
128 Cyt. za: K. Witczak, Król Gebalim w liście Chasdaja, „Roczniki Historyczne”, t. 60 (1994), s. 7.
129 G. Ostrogorski, Dzieje Bizancjum, Warszawa 2008, s. 287–298.
130 Nie jest to jedyne możliwe wyjaśnienie. Za takim opowiadali się np. T. Lewicki, Chasdaj ibn Szaprut [w:] Słownik starożytności
słowiańskich, t. 1, Wrocław 1962, s. 238; tenże, Gebalim [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 2, dz. cyt., s. 91; M. Matla-
Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 144–145. Por. K. Witczak, Król Gebalim w liście Chasdaja, dz. cyt., s. 6–
19.
131 Por. starsze opinie: K. Tymieniecki, Problemy feudalizmu, „Roczniki historyczne”, t. 25 (1959), s. 60; H. Łowmiański,
Problematyka początków państwa polskiego w nowszych badaniach historycznych, „Slavia Antiqua”, t. 23 (1976), s. 75–110.
Przegląd poglądów w: M. Kara, Najstarsze państwo Piastów. Rezultat przełomu czy kontynuacji? Studium archeologiczne, Poznań
2009, s. 28.
132 T. Krysztofiak, Giecz – najstarszy piastowski gród centralny Wielkopolski [w:] Przewodnik po miejscach obchodów
Europejskich Dni Dziedzictwa Archeologicznego w Wielkopolsce, Poznań 2002, s. 28–31; M. Kara, Najstarsze państwo Piastów, dz.
cyt., s. 319; A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, dz. cyt., s. 195; Z. Kurnatowska, M. Kara, Wczesnopiastowskie
Regnum, dz. cyt., s. 41 i nn.; M. Kara, Old ties, new challanges. The power centers and the rise of the oldest Piast’s patrimony in
archaeological perspective [w:] Consensus or Violence? Cohesive forces in early and high medieval societies (9 th –14 th c.), red. S.
Moździoch, P. Wiszewski, Wrocław 2013, s. 67–79.
133 J.M. Piskorski, Pomorze plemienne. Historia – archeologia – językoznawstwo, Poznań-Szczecin 2002, s. 187. Zob. też: M. Kara,
Najstarsze państwo Piastów, dz. cyt., s. 282; M.K. Barański, Dynastia Piastów w Polsce, Warszawa 2008, s. 26.
134 Z. Kurnatowska, Wielkopolska w X wieku i formowanie się państwa polskiego [w:] Ziemie polskie w X wieku, dz. cyt., s. 99–117.
135 J.M. Piskorski, Pomorze plemienne, dz. cyt., s. 187; P. Urbańczyk, Trudne początki Polski, Wrocław 2008, s. 58 i nn.
136 Z. Kurnatowska, Początki Polski, dz. cyt., s. 11; M. Kara, Najstarsze państwo Piastów, dz. cyt., s. 47.
137 A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, dz. cyt., s. 167–168, 175 i nn.; M. Kara, Najstarsze państwo Piastów, dz.
cyt., s. 299; Z. Kurnatowska, Początki Polski, dz. cyt., s. 63–64.
138 S. Kurnatowski, Studia osadnicze nad strukturą zasiedlenia i gospodarką [w:] Ziemie polskie w X wieku, dz. cyt., s. 339–342; G.
Labuda, Pierwsze państwo polskie, Kraków 1989, s. 62–63; T. Jasiński, Die Konsolidierung des ältesten polnischen Staates um 940,
„Quaestiones Medii Aevi Novae”, t. 5 (2000), s. 87–98. Por. Z. Kurnatowska, M. Kara, Wczesnopiastowskie Regnum, dz. cyt., s. 24,
41.
139 Zob. Z. Kurnatowska, Początki Polski, dz. cyt., s. 125.
140 Zob. R. Nový, Czechy, Polska i Europa Środkowa w X wieku [w:] Polska Mieszka I. W tysiąclecie śmierci twórcy państwa
i Kościoła polskiego 25 maja 992 – 25 maja 1992, red. J.M. Piskorski, Poznań 1993, s. 38; M. Matla-Kozłowska, Pierwsi
Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 117–118.
141 J. Sochacki, Związek Lucicki – Między Polską a Cesarstwem do 1002 r.¸ „Slavia Antiqua”, t. 47 (2006), s. 17–44; G. Labuda,
Historia Pomorza, t. 1, Poznań 1969, s. 332; B. Miśkiewicz, Studia nad obroną polskiej granicy zachodniej w okresie
wczesnofeudalnym, Instytut Zachodni, Poznań 1961, s. 223; S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 52.
142 Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży po krajach słowiańskich.
143 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii piastowskiej (963–1034). Narodziny stereotypu, Lublin 2008, s. 40; J.
Widajewicz, Studia nad relacją o Słowianach Ibrahima ibn Jakuba, Kraków 1946, s. 16.
144 Widukind, Dzieje saskie, ks. III, rozdz. 66. Por. K. Myśliński, Kwestia lokalizacji bitew Mieszka I z Wieletami i Wichmanem
w latach sześćdziesiątych X wieku [w:] Pax et Bellum, red. K. Olejnik, Poznań 1993.
145 Dokładna data narodzin Mieszka nie jest znana. Opinie zestawił, opowiadając się za okolicami 935 roku, K. Jasiński, Rodowód
pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 59.
146 G. Labuda, Przyjęcie chrztu przez Mieszka I, dz. cyt., s. 62.
147 Zob. np. Z. Kurnatowska, Badania nad początkami państwa polskiego. Próba bilansu, „Slavia Antiqua”, t. 38 (1997), s. 25–38.
148 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 12–13; M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s.
147–150.
149 M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 144–145.
150 P. Spufford, Money and Its Use in Medieval Europe, Cambridge 1993, s. 66–67; M. Jankowiak, Dirhams for slaves.
Investigating the Slavic slave trade in the tenth century, materiały seminaryjne, 2012, s. 8 i nn. [https://www.academia.edu/1764468/;
dostęp 1 września 2015]. Por. Hillel H.J. Kieval, Languages of Community: The Jewish Experience in the Czech Lands, Berkeley
2000, s. 11.
151 A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 82.
152 D.R. Blanks, Slavery [w:] Medieval Germany. An Encyclopedia, red. J.M. Jeep, New York 2001, s. 724; R.A. Johnston, Servants
and Slaves [w:] All Things Medieval. An Encyclopedia of Medieval World, t. 2, Greenwood, Santa Barbara 2011, s. 639 i nn. Por. S.
Weinfurter, Niemcy w średniowieczu, dz. cyt., s. 41; D. Pelteret, Slavery in Early Medieval England, Woodbridge 1995, s. 74–79.
153 Zob. np. J. Widajewicz, Studia nad relacją o Słowianach, dz. cyt., s. 12. Por. przeciwną opinię: Alauddin Samarrai, Ibrāhīm ibn
Ya’qūb [w:] Trade, Travel, and Exploration in the Middle Ages. An Encyclopedia, red. J.B. Friedman, K.M. Figg, London 2013, s.
271.
154 Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży po krajach słowiańskich.
155 W Czechach odnaleziono przynajmniej jedną taką „ludzką” obrożę z początku X wieku oraz kilka podobnych reliktów. Zob. J.
Henning, Gefangenenfesseln im slawischen Siedlungsraum und der europäische Sklavenhandel im 6. bis 12. Jahrhundert,
„Germania”, t. 70 (1992), s. 403–426.
156 S. Moździoch, Życie codzienne średniowiecznego Polaka, dz. cyt., s. 113–116; M.K. Barański, Dynastia Piastów w Polsce, dz.
cyt., s. 25–26.
157 M. Jankowiak, Dirhams for slaves, dz. cyt., s. 1–15.
158 C. Stone, P. Lunde, Ibn Fadlan and the Land of Darkness: Arab Travellers in the Far North, London 2012, s. 45–48; J.E.
McKeithen, The Risalah of Ibn Fadlan. An Annotated Translation with Introduction, Ann Arbor 1979, s. 170 i nn.
159 Cyt. za: M. Jankowiak, Dirhams for slaves, dz. cyt., s. 5. Por. A. Handler, The ‘abīd under the Umayyads of Cordoba and the
mulūk al-ṭawā’if [w:] Occident and Orient: A Tribute to the Memory of Alexander Scheiber, red. R. Dán, Leiden 1988, s. 229– 230;
J.E. Lindsay, Daily Life in the Medieval Islamic World, Westport 2005, s. 73–74, 127–128.
160 M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, dz. cyt., s. 121.
161 M. McCormick, Narodziny Europy. Korzenie gospodarki europejskiej 300–900, Warszawa 2007, s. 703.
162 Tamże, s. 718–719.
MATKA DIABŁA
DOBRAWA NA TRONIE PIASTÓW
Kręty, wyboisty trakt, biegnący dotąd środkiem ciemnej puszczy, rozszerzał się, wiodąc ku zalanej
światłem polanie. Wozy jeden za drugim wysypały się na otwartą przestrzeń. Wreszcie do granicy
lasu dotarł także ten najbardziej okazały: wyściełana drogimi futrami i ciągnięta przez grupę
niewolników kolebka , wewnątrz której zasiadała ciemnowłosa kobieta w wieku około trzydziestu lat.
1

Na jej twarzy rysowały się pełna wyniosłości obojętność i wyraźne znużenie. Niewiele interesowały ją
mijane lasy, nieróżniące się przecież niczym od gęstych puszcz porastających jej rodzinne Czechy.
Towarzystwo też trudno było nazwać doborowym. Ot, setka uzbrojonych po zęby wojowników ojca,
potrafiących jak nikt innych ścinać łby, gwałcić i rabować, ale zupełnie nienadających się do
prowadzenia inteligentnej konwersacji. Zresztą księżniczka – a już wkrótce księżna – i tak nie
zniżyłaby się do rozmowy z żadnym z tych prostaków. Mieli ją po prostu ochraniać, a przede
wszystkim: dawać wszem i wobec do zrozumienia, że władcy tak silnemu i bogatemu jak Bolesław
Okrutny nie warto wchodzić w drogę.
Dobrawa przechyliła nieznacznie głowę. Jej wzrok padł na olbrzymią masę ludzi kłębiącą się
w odległości kilkuset kroków. Na rozległej polanie trwała, a właściwie dobiegała końca rzeź. Dobrawa
bez problemu odróżniła zwycięskich żołnierzy swojego przyszłego męża od obrońców płonącego
grodu. Dopiero teraz na twarzy księżniczki zaczęły się malować wyraźne emocje. Obraz napawał ją
obrzydzeniem.
– Co tu się dzieje? – zapytała zirytowanym głosem, zauważywszy, że przewodnik kawalkady
zatrzymał swojego konia zaraz obok jej powozu.
– Nasz wódz Mieszko przygotowuje dla was godny prezent ślubny, moja pani – odparł mężczyzna
z nieskrywaną dumą w głosie. Córka czeskiego władcy wcale jednak nie podzielała jego entuzjazmu.
– Te dzieci... – jęknęła.
– Nie musisz się tym kłopotać, moja pani, jeszcze nim dotrzemy do Poznania, zostaną sprzedane
w niewolę...
Mężczyzna miał coś więcej do powiedzenia, Dobrawa przerwała mu jednak stanowczym ruchem
dłoni. Jeśli czegoś nauczyła się od ojca, to tego, że na przyjmowanie głupich tłumaczeń władca nie
może sobie pozwolić.
– Zamilcz – rzuciła krótko nieznoszącym sprzeciwu tonem. Gołym okiem dało się poznać, że
atakujący są zupełnymi amatorami. Jak można bić dziewczęta przeznaczone na niewolnice? Ona już
jako małe dziecko wiedziała, że sińce obniżają wartość towaru, nie mówiąc o złamanych kończynach
czy bliznach. Na będące poza tym niczego sobie młódki z wybitymi zębami to już w ogóle nie była
w stanie patrzeć. Gnano je na targ w jednym stadzie z resztą, tak jakby nikt nie zauważał problemu.
Tymczasem za taki bezzębny produkt szanujący się kupiec z Andaluzji nie dałby nawet jednej
czwartej ceny! Już lepiej było na miejscu skrócić ich cierpienia, niż marnować środki na wyżywienie
2

do czasu sprzedaży...

Dobrawa podróżowała przez ziemie swego ojca i wszędzie witano ją


z szacunkiem. Dla wielu była to jedyna okazja w życiu, by zobaczyć prawdziwą
księżniczkę. Czy w kraju przyszłego męża mogła się spodziewać podobnego
respektu?
Archiwum autora/domena publiczna

Rozgniewana Dobrawa zacisnęła dłonie w pięści, tak że aż pobielały jej knykcie. Jeszcze tego
samego ranka myślała o przyszłym mężu z nadzieją, a po prawdzie wręcz z gorączkowym
wyczekiwaniem. Liczyła, że Mieszko okaże się może trochę nieokrzesanym, ale jednak silnym,
nieustępliwym i obdarzonym wizją wodzem. Człowiekiem, który z jej pomocą nie tylko pozbędzie się
zdrajców i wrogów czyhających na ich tron, ale też zdoła przekształcić nic nieznaczące władztwo na
krańcu świata w kraj budzący szacunek i postrach. Taki, którego ona nie będzie się wstydziła nazywać
swoim nowym domem. Jakże była naiwna. Teraz ze wstrętem uświadamiała sobie, że podobny
Mieszko Siemomysłowic być może w ogóle nie istnieje. Jest tylko żenujący słabeusz, utrzymujący się
u władzy dlatego, że zdołał ubłagać jej ojca o pomoc. Jakiś, pożal się Boże, Miś czy Misiek, jak
można by tłumaczyć jego i tak niezbyt dumne imię.

Tłumy uciekające przed gniewem księcia Mieszka i jego drużyny. Takie sceny
mogła oglądać czeska księżniczka podczas swej podróży do Polski. I na pewno nie
była nimi zaskoczona. Rysunek na podstawie dziewiętnastowiecznej litografii.
Archiwum autora/domena publiczna

– Oj, wiele się tu będzie musiało zmienić. Bardzo wiele – wyszeptała. Wiedziała, że istnieją tylko
dwa wyjścia: zrobi z tego człowieka prawdziwego władcę albo oboje rychło skończą w ziemi.
Zupełnie jak jej własny stryj lub teściowa babki. Trzeciej drogi nie było.
Zapomniany trakt

Na temat tego, jak wyglądała podróż Dobrawy do państwa Piastów i jakie emocje towarzyszyły
wówczas księżniczce, można tylko spekulować. Nie jest to jednak w żadnym razie literackie,
oderwane od rzeczywistości gdybanie. Znamy rodzinę Dobrawy, jej ojca, rządzony przez niego kraj
i przynajmniej zarys tego, jak wyglądało jej własne dzieciństwo. To wystarczająco wiele, by
powiedzieć ze sporą dozą pewności, jakim człowiekiem nie była pierwsza historyczna władczyni
Polski.
Nie była małą, nieśmiałą, zastrachaną dziewczynką, niepotrafiącą się odnaleźć w obcej
rzeczywistości. Na północ wyruszała jako kobieta dojrzała, z bagażem życiowych doświadczeń . Lata 3

spędzone u boku ojca nauczyły ją prawideł polityki, a pierwsze małżeństwo – sztuki obchodzenia się
z mężczyznami, żeby nie powiedzieć: manipulowania nimi. Wychowując się w Pradze, przesiąkła
cynizmem i niemal patologiczną nieufnością. Cechami nieodłącznie towarzyszącymi czeskiej
polityce. Trudno też mieć wątpliwości co do tego, że była wielką damą; dumną i świadomą własnej
pozycji. Podróż do kraju Mieszka wyłącznie utwierdziła ją w wysokim mniemaniu o sobie i o swoim
rodzie.
Trasa wędrówki Dobrawy nie przebiegała przez setki kilometrów dziewiczych ostępów i ziemi
niczyjej. To wszystko były terytoria jej ojca lub państewka mu podporządkowane. W każdym grodzie
Dobrawę przyjmowano z honorami należnymi księżnej. Można się nawet domyślać, że im dalej od
Pragi, tym powitania stawały się bardziej huczne, a organizowane z ich okazji uczty wystawniejsze.
Śląscy władykowie zbyt dobrze wiedzieli, co ich czeka, jeśli w czymkolwiek uchybią córce Okrutnika.
Podróż przypadła na sam początek 965 roku. Dobrawa wyjechała z Pragi najpóźniej w pierwszych
dniach stycznia, a prawdopodobnie jeszcze z końcem grudnia. Zaraz po tym, jak końca dobiegły
obchody Bożego Narodzenia . Półdzikie trakty, często dopiero co wyrwane przyrodzie, pełne
4

wystających z ziemi pni, kolein i przewróconych drzew, nigdy nie nadawały się do wygodnej podróży.
W przypadku jednak, gdy przemieszczał się nie jeździec na koniu czy pojedynczy wóz, ale cała
kawalkada, wyprawa wiosną czy jesienią po prostu nie wchodziła w grę. Zostawała przede wszystkim
zima, kiedy doskwierał mróz, ale pojazdy nie tonęły w błocie, a ulewne deszcze i chmary komarów
nie uprzykrzały każdego dnia podróży. W pierwszych miesiącach roku prościej też było przeprawiać
się przez skute lodem rzeki, pozbawione przecież w tej epoce jakichkolwiek stałych mostów. Pewne
trudności sprawiała wprawdzie pokrywa śnieżna, ale na wyboistych traktach ta równie często
okazywała się błogosławieństwem, co przekleństwem.
Z pozoru nie dysponujemy niemal żadnymi informacjami o świcie, z którą podróżowała Dobrawa.
W tym przypadku jednak wiedza o okolicznościach wyprawy śmiało może nam zastąpić szczegółową
listę jej uczestników. Mieszko potrzebował bardzo pilnej i znacznej pomocy zbrojnej. Jego pozycja
była zagrożona i to nie w jakimś długofalowym rozumieniu, ale zupełnie dosłownie – tu i teraz.
Z perspektywy Bolesława Okrutnego nie było nawet takie pewne, czy piastowski książę utrzyma się na
tronie przez te kilka lub kilkanaście tygodni, które dzieliły zakończenie negocjacji w sprawie sojuszu
i małżeństwa od wyjazdu księżniczki z kraju. Ojciec po prostu musiał przydzielić Dobrawie sporą
eskortę zbrojną – kilkudziesięciu, a może nawet ponad stu wojów. Taka praktyka nie należała do
rzadkości, a w 965 roku okoliczności zwyczajnie ją wymuszały.
Poza tym w orszaku znalazła się grupa dworzan i służących Dobrawy. Księżniczce bez wątpienia
towarzyszyli także jej niewolnicy, gotowi na każde skinienie swojej pani. Na ich obecność w świcie
Przemyślidki wskazuje nie tylko sama pozycja Pragi na mapie obrotu żywym towarem, ale też
przykłady z późniejszych czasów. Jeszcze w XIII wieku tak zwana Księga elbląska podawała, że
w skład wyprawy ślubnej córki rycerza powinny wchodzić niewolne dziewki służebne. Jeśli taki
obyczaj panował nawet w średniozamożnych polskich rodzinach u schyłku rozbicia dzielnicowego, to
co dopiero w czeskim rodzie książęcym w złotej epoce handlu niewolnikami . 5

Łącznie na kawalkadę, w której Dobrawa z pompą opuszczała Czechy, składało się przynajmniej
około stu, stu pięćdziesięciu osób i kilkanaście ładownych wozów. Taki orszak nie mógł się
przemieszczać zupełnie przypadkowymi drogami. Trzeba było się zdecydować na główne, najlepiej
utrzymane i najszersze trakty. Dobór miejsc postoju miał też istotny wymiar polityczny. Gdyby
Dobrawa pominęła siedzibę dowódcy ważnego okręgu grodowego lub nie zatrzymała się u władcy
przemierzanego państewka, mogłoby to doprowadzić do prawdziwej awantury. A wtedy – na pewno
posypałyby się czyjeś głowy.
Szlaki handlowe państwa Bolesława Okrutnego są całkiem nieźle znane. Na Śląsk prowadziła
tylko jedna trasa odpowiednia dla potrzeb tak wielkiego zbiorowiska ludzi oraz pojazdów . I Dobrawa
6

na pewno z niej nie zbaczała, pomna niebezpieczeństw czyhających pośród zarośli. Po zejściu
z głównego traktu nikt nie był bezpieczny, nawet władcy. W XI wieku przekona się o tym węgierski
król Andrzej. Zejdzie z utartej ścieżki, a w efekcie umrze z głodu i wycieńczenia na pograniczach
własnego państwa . Dobrawa nie była równie nieostrożna.
7

Pierwszym przystankiem były Libice: siedziba podporządkowanego ojcu księżniczki rodu


Sławnikowiców. Rządzili oni państewkiem powstałym na gruzach księstwa kurzymskiego, które
Bolesław Okrutny zmiótł z powierzchni ziemi zaraz po zdobyciu tronu. Dzisiaj przypuszcza się, że
Sławnikowice stanowili w rzeczywistości odnogę rodu panującego. Tym samym Dobrawa zatrzymała
się u swoich dalekich kuzynów. Przy tej okazji mogła poznać liczącego sobie niespełna dziesięć lat
Wojciecha oraz jego młodszego brata, Radzima . Pierwszy zostanie w przyszłości biskupem Pragi
8

i męczennikiem, drugi natomiast – arcybiskupem Gniezna. Z całej rodziny Sławnikowiców właściwie


tylko oni zapiszą się wyraźnie w historii. O to, by reszta zniknęła z annałów, już po śmierci Dobrawy
zadba jej brat Bolesław. Pod nieobecność nestora rodu najedzie Libice, bezlitośnie mordując jego
synów i niemal wszystkich krewniaków . 9
Dalsza droga biegła przez przełęcz nazywaną dzisiaj Polskimi Wrotami oraz przez Kłodzko,
strzegące przeprawy przez Sudety. Krótki postój mógł nastąpić w Niemczy, ale kluczowym
przystankiem był, jak się zdaje, dopiero Wrocław – już wówczas jeden z głównych ośrodków Śląska
i zapewne siedziba wpływowej, choć zapomnianej dynastii. Był to też ważny partner handlowy
i trybutariusz Przemyślidów. W najlepszym interesie Bolesława Okrutnego leżało zamanifestowanie
swojej władzy poprzez podniosły przejazd orszaku jego córki . 10

Na kolejnym odcinku sytuacja zaczyna się komplikować. Dobrawa mogła wybrać kilka różnych
traktów wiodących ku Wielkopolsce i z pozoru trudno stwierdzić, którym naprawdę się poruszała. Na
szczęście historycy bardzo wiele wysiłku włożyli w odtworzenie innej podróży, która nastąpiła
zaledwie trzydzieści pięć lat później. Mowa o wiekopomnej wyprawie cesarza Ottona III do Gniezna
w roku tysięcznym. Władca Niemiec także przemieszczał się ze sporym orszakiem u schyłku zimy,
a trasę – szczególnie poza granicami swojego państwa – musiał dobierać w podobny sposób jak
Dobrawa. Co zaś dla nas najważniejsze: on również podróżował przez Śląsk. Można przypuszczać, że
kawalkada towarzysząca Dobrawie ruszyła z Wrocławia z biegiem Odry do Głogowa. Niewykluczone
nawet, że tę część podróży pokonano łodziami, a na miejscu na wędrowców już oczekiwały nowe
powozy. Ogółem transport rzeczny uchodził w czasach Dobrawy za najszybszy i najbezpieczniejszy . 11

Korzystano z niego także zimą, o ile tylko dopisywała pogoda. Jeśli nordyccy najeźdźcy
przemieszczający się Dnieprem byli w stanie podporządkować sobie całą Ruś, a wielu handlarzy
zbijało fortuny, operując na Odrze i Wiśle, to czeska księżniczka jak najbardziej mogła przyspieszyć
swoją podróż, na dwa czy trzy dni zamieniając wygodną kolebkę na, bez wątpienia dostosowaną do jej
rangi, luksusową łódź . Istnieją nawet pewne namacalne dowody, przemawiające za taką opcją.
12

Archeolodzy odkryli w polskich rzekach i jeziorach wraki około trzydziestu


wczesnośredniowiecznych łodzi. Wiele z nich było krótkimi, jednoosobowymi czółnami. Znane są
jednak także statki z czasów Dobrawy liczące do kilkunastu metrów długości i zabierające na pokład
dobry tuzin ludzi. Łodzie budowano głównie na Pomorzu, ale jeden z ośrodków szkutnictwa znajdował
się również w mijanym przez czeską księżniczkę Wrocławiu . 13

Głogów był ostatnim ośrodkiem przynajmniej symbolicznie podporządkowanym Czechom . Dalej 14

rozciągała się strefa wpływów piastowskich, pełna spalonych grodów i śladów po brutalnej akcji
przesiedleńczej. Jeśli Dobrawa wybrała tę samą trasę co Otton III, to mogła ona biec przez Łoniewo
(pod dzisiejszym Lesznem), Śrem i Bnin do serca Wielkopolski. Tak właśnie przebieg „traktu
cesarskiego” odtwarzają dzisiaj historycy . 15

Niemiecki władca każdego dnia przemierzał średnio czterdzieści kilometrów, przyjmuje się
jednak, że była to podróż pospieszna i forsowna. Zarówno Otton III, jak i jego przodkowie rzadko
pokonywali więcej niż trzydzieści, trzydzieści pięć kilometrów dziennie, a i to w przypadkach, gdy
wyraźnie się spieszyli. Zwyczajne tempo pozostawało niezmienne od czasów Karola Wielkiego,
którego dwór przemieszczał się pomiędzy królewskimi rezydencjami z szybkością dwudziestu,
trzydziestu kilometrów na dobę . Jeśli tak podróżowano we (względnie) cywilizowanym kraju
16

Franków, posiadającym uporządkowaną jeszcze przez Rzymian sieć szlaków handlowych, to trudno
oczekiwać, żeby na półdzikim wschodzie Dobrawa poruszała się szybciej. Zresztą także Ibrahim ibn
Jakub wspominał, że z Pragi do Krakowa można było dostać się w trzy tygodnie. A więc w tempie
dwudziestu kilometrów na dobę . 17

Dzisiaj trasę z Pragi do Poznania można pokonać w pięć godzin. Tysiąc lat temu
była to eskapada na całe tygodnie. I bardzo możliwe, że część trasy Dobrawa
przepłynęła. Na ilustracji scena z niemieckiego Kodeksu Manesse.
Universitätsbibliothek Heidelberg

Na podstawie wszystkich tych liczb można bezpiecznie założyć, że karawana księżniczki każdego
dnia posuwała się naprzód właśnie o jakieś dwadzieścia kilometrów. To zaś oznacza, że całą, liczącą
niespełna pięćset pięćdziesiąt kilometrów trasę pokonała w miesiąc. I wyłącznie ostatnie pięć czy
sześć dni tej męczącej podróży spędziła już na terytorium swojej nowej ojczyzny.
Niewykluczone, że miała wówczas okazję obserwować akcję pacyfikacyjną w wykonaniu wojsk
przyszłego męża lub inny przykład działania bezwzględnej, ale wciąż dość topornej machiny
państwowej Piastów. Jeśli tak było – i jeśli w głowie księżniczki zrodziły się uwagi podobne do tych
wyobrażonych w scenie otwierającej niniejszy rozdział – to wcale nie musiała zwierzać się z nich
przypadkowemu przewodnikowi kawalkady. Bo i właściwie po co, jeśli razem z nią podróżował sam
książę Mieszko?
Narzeczona świniopasa

Dumny władca Wielkopolski nie czekał wcale na Dobrawę w sali tronowej swojego pałacu, a już tym
bardziej w swojej łożnicy. Niektórzy twierdzą, że powitał ją przed bramą grodu, a następnie
uroczyście wprowadził przyrzeczoną sobie damę do książęcej osady. Prawdopodobnie zrobił jednak
znacznie więcej. Już na dzień czy dwa przed przybyciem księżniczki rozbił obóz na granicy swojego
państwa i to tam cierpliwie czekał, by z honorami przyjąć córkę Bolesława Okrutnego na ziemiach
Piastów i osobiście odeskortować ją do swojej siedziby . Powitalna ceremonia niewątpliwie była
18

huczna. Ale wcale nie musiała stanowić pierwszego spotkania Mieszka i Dobrawy.
W relacjach z czeskim władcą to syn Siemomysła był petentem i to takim, któremu wyraźnie się
spieszyło. Latem lub raczej jesienią poprzedniego, 964 roku do Pragi przybyła z Wielkopolski
delegacja z zadaniem zawarcia korzystnego sojuszu . Na jej czele mógł stać jeden z zaufanych
19

współpracowników Mieszka, jego krewniak czy nawet brat. Książę wiedział jednak, że rozmowy nie
będą łatwe i że jeśli chce przetrwać, to nie może zadowolić się byle ochłapami. Na długie konsultacje
nie było czasu – w razie impasu w rozmowach, posłowie musieliby przemierzyć pół tysiąca
kilometrów tylko po to, by porozumieć się z mocodawcą. Oczywiście konni posłańcy przemieszczali
się bez porównania szybciej niż obciążony taborem orszak . Pragę od Gniezna czy Poznania wciąż
20

jednak dzieliło co najmniej dziesięć dni forsownej jazdy. To zaś znaczy, że każda przerwa
w negocjacjach mogła trwać nawet miesiąc.
Mieszko bez wątpienia zdawał sobie sprawę z podobnych problemów. Jako świeżo upieczony
władca niekoniecznie też posiadał zauszników, którym ufałby bezgranicznie. Brat wysłany w roli
negocjatora mógł przecież zawrzeć sojusz, ale taki, który miałby na celu obalenie samego Mieszka.
A z pozoru lojalny dowódca mógłby wrócić do kraju jako przekupiony przez zamożnych Czechów
szpieg... Wiele przemawiało za tym, by wziąć sprawy we własne ręce. Występując w swoim imieniu,
książę okazywał Przemyślidzie szacunek i namacalnie demonstrował, że myśli o trwałej współpracy,
spowinowaceniu dwóch rodów i zawarciu wiążącego układu o przyjaźni. Jego przyjazd do Pragi byłby
jednak przede wszystkim demonstracją daleko posuniętego zaufania.
Osobiste spotkania pomiędzy (choćby z pozoru) równorzędnymi władcami należały w tej epoce do
rzadkości. Znamienny jest przykład dwóch skłóconych królów z początku X wieku, Karola III
Prostaka i Henryka Ptasznika. Gdy ich spór zaczął wymykać się spod kontroli, obaj wyrazili zgodę na
spotkanie nad Renem, stanowiącym granicę pomiędzy państwami – zachodnią i wschodnią częścią
podzielonego imperium Franków. Był listopad 921 roku, gdy stanęli po dwóch stronach szerokiej
rzeki, wpatrując się w siebie nawzajem. Żaden nie odważył się przekroczyć granicy, by rozpocząć
rokowania. Zbyt silne były obawy przed podstępem konkurenta. Wreszcie, bez wypowiedzenia słowa,
obaj odjechali w przeciwnych kierunkach . Mieszko tym bardziej miał powody do niepokoju. Bez
21
wątpienia znał opowieści o ekscesach Bolesława Okrutnego, a także prawdę o tym, jak ojciec
Dobrawy zdobył tron. Wiedział, że wyprawa do Pragi może skończyć się jego uwięzieniem,
okaleczeniem czy nawet utratą głowy, strąconej mieczem „niczym makówka”. Potencjalne korzyści
były jednak znacznie większe od ryzyka. I właśnie dlatego nie będzie przesadą przyjęcie, że władca
państwa Piastów rzeczywiście zawitał w 964 roku do stolicy Przemyślidów. Być może fakt ten znalazł
nawet swoje odbicie w tradycji. W tekstach z późniejszego średniowiecza padają informacje
o przyjęciu przez Mieszka chrztu i zawarciu ślubu w Czechach . To akurat jest bez wątpienia fałszem.
22

Nie można natomiast wykluczyć, że u podstaw przekazów tkwi zaginiona dzisiaj informacja o samej
wyprawie Mieszka na południe.
W sali tronowej na Hradzie czekał na księcia nie tylko starzejący się Okrutnik, ale zapewne także
Dobrawa. Władcy wymieniali uprzejmości i wykonywali nakazane kurtuazją gesty. Księżniczka
tymczasem przypatrywała się swojemu potencjalnemu małżonkowi.
Mieszko nie był raczej, jak można by to sobie dzisiaj wyobrażać, brodatym, długowłosym
barbarzyńcą. W świecie, w którym polerowane metalowe lusterka i brzytwy stanowiły przedmioty
luksusowe, golenie uchodziło za czynność nieodłącznie związaną z bogactwem. Władcy, możni
i żołnierze dbali o to, by mieć gładkie twarze, podczas gdy chłopi i niewolnicy chodzili bezładnie
zarośnięci. Elegancko przystrzyżoną brodę wypadało nosić wyłącznie starcom . Być może miał ją
23

liczący już ponad pięćdziesiąt lat Bolesław Okrutny. Mieszko jednak w chwili swojej domniemanej
wizyty w Pradze był w przybliżeniu trzydziestolatkiem. Zarost ani mu nie przysługiwał, ani nie
dodawałby mu estymy. Miał co najwyżej wąsik. Ilustracje z pewnej czeskiej księgi z tego okresu
dowodzą, że przynajmniej nad Wełtawą panowała moda na ten element zarostu. Można wręcz
powiedzieć, że ówcześni możni przypominali z twarzy... stereotypowych polskich robotników z lat
PRL-u .24
Chrześcijanka miała zostać żoną nieokrzesanego poganina. Czy tak wyglądało ich
pierwsze spotkanie? Dziewiętnastowieczna litografia.
Archiwum autora/domena publiczna

Włosy książę też miał zapewne krótkie. Słowianie tradycyjnie przycinali je wysoko, ponad
uszami, co odróżniało ich na przykład od Niemców. Ten detal stanął nawet u podstaw krążącej po
Saksonii plotki, zgodnie z którą opisana moda była w rzeczywistości formą kamuflażu. Obcięci krótko
Słowianie mieli skalpować swoich wrogów, po czym nakładali skalpy na własne głowy i w takim
przebraniu zakradali się na ziemie chrześcijan, „biorąc bezkarnie łupy” . W Czechach podobna
25

fryzura musiała być w 964 roku już pewną osobliwością. Poza tym jednak Mieszko niewiele różnił się
od miejscowych możnowładców. Na audiencję – o ile ta odbyła się jesienią, a nie skwarnym latem –
przybył zapewne ubrany w eleganckie futro, spięte srebrną lub złotą fibulą. Właśnie futra, oczywiście
te drogie i wykonane ze skórek szlachetnych zwierząt, uchodziły za strój, który szczególnie przystoi
władcy. Nieprzypadkowo niemiecki kronikarz Helmold twierdził, że futra wywołują u ludzi
„śmiertelną truciznę pychy” i są pożądane tak bardzo, jakby samo ich noszenie było „szczytem
szczęścia” .
26

Władca Wielkopolski był mężczyzną w sile wieku, energicznym, zdrowym. Nic nie wiadomo
o jakimkolwiek jego kalectwie czy szpecących bliznach, a przecież podobne informacje niemal
zawsze przenikały do kronik i annałów. Stąd zresztą wzięli się liczni Piastowie z nieprzychylnymi
przydomkami, jak Laskonogi, Plątonogi czy Krzywousty . Wieści o widocznych na pierwszy rzut oka
27

fizycznych skazach Mieszka też chyba przetrwałyby do naszych czasów. Tak się nie stało, można więc
przypuszczać, że kandydat na męża Dobrawy prezentował się bez zarzutu. Nie znaczy to jednak, że
czeska księżniczka była w pełni ukontentowana. Od wyglądu bardziej chyba liczyły się dla niej inne
przymioty – takie, w których Mieszko niekoniecznie brylował. Nie chodzi nawet o to, że Dobrawa
potrafiła czytać, a Siemomysłowic był analfabetą. W dynastycznych małżeństwach tej epoki podobna
różnica była standardem . Rzecz w tym, że władca Wielkopolski wychował się poza nawiasem kultury
28

łacińskiej. Nie znał właściwych dla niej obyczajów, praw czy choćby rozrywek. Pochodził z innego
świata. Może i był człowiekiem obdarzonym wysoką inteligencją, sprytem czy zmysłem politycznym,
ale i tak między nim a czeską księżniczką istniała przepaść. Różnice religijne tylko ją pogłębiały.
Samo pogaństwo Mieszka nie mogło szokować Dobrawy. Przemyślidzi ochrzcili się wprawdzie
już prawie wiek wcześniej, ale mimo to nie odczuwali żadnych oporów przed zawieraniem sojuszów,
a nawet małżeństw z rodami pozostającymi przy wierze przodków. Poganką w chwili przybycia do
Pragi była Drahomira i jej przypadek nie stanowił wyjątku . Także w samych Czechach dawne kulty
29

miały się doskonale. Chrześcijaństwo w tym wczesnym okresie było na dobrą sprawę religią elit.
Rodzina książęca, możni, urzędnicy, dowódcy wojsk – wszyscy oni chełpili się odrzuceniem
zabobonów i przyjęciem chrztu. Zarazem jednak nikt nawet nie myślał o tym, żeby zaganiać do
nielicznych kościołów szerokie masy społeczeństwa . Ten niechlubny – z perspektywy ludzi
30

późniejszego średniowiecza – fakt celowo zamieciono pod dywan, ale znajduje on odzwierciedlenie
w kronice Kosmasa. Autor opisał tajemniczą bitwę Przemyślidów z niejakimi Łuczanami. Jego
zdaniem rozegrała się ona w zamierzchłej przeszłości, u samego zarania dynastii. Historycy sądzą
jednak, że jest to tak naprawdę nieznacznie przekłamana opowieść z czasów Wacława lub nawet
Bolesława Okrutnego. I jako taka bardzo wiele mówi o religijności Czechów. W bitwie tylko władca
i jego dwór robią wrażenie chrześcijan. Prości żołnierze w ogóle nie kryją się ze swoimi pogańskimi
wierzeniami. Przed walką składają w ofierze bożkom osła, by pozbyć się strachu i gnuśności.
W samym boju z kolei wzywają na pomoc „strzygi i duchy” . 31

Szerzej zakrojona chrystianizacja zaczęła się dopiero za życia samej Dobrawy, a i tak niewiele
słychać o tępieniu dotychczasowych kultów. Nie było, na dobrą sprawę, powodów by je tępić – dla
władzy bardzo wygodne okazywało się posiadanie własnej religii, przydającej splendoru i poczucia
bliskości z siłami nadprzyrodzonymi. Pogaństwo postrzegano tymczasem jako wiarę właściwą dla
niewolników, chłopów i szeregowych żołnierzy . Dzięki bratu Dobrawy, Krystianowi, wiemy, że
32

podział ten miał potężny wpływ na obowiązującą wizję świata. Na praskim dworze krążyła na
przykład legenda o tym, jak dziadek Bolesława Okrutnego, książę Borzywoj, został przyjęty przez
władcę Wielkich Moraw, kiedy był jeszcze poganinem. Zaproszono go wprawdzie na ucztę, ale nie
przydzielono mu miejsca siedzącego wśród innych biesiadników. Zamiast tego kazano mu wić się na
klepisku pod stołem i jeść z ziemi, jak na niewiernego psa przystało. W tekście legendy padło też
porównanie pogańskiego księcia do „świniopasa” . I choć trudno podejrzewać, by w podobny sposób
33

Dobrawa myślała o swoim przyszłym mężu, to jednak trzydziestu lat wychowania nie dało się tak po
prostu skreślić. Księżniczka odruchowo, może nawet półświadomie, czuła się od Mieszka zwyczajnie
lepsza i bardziej godna.
Jakby tego było mało, władca Wielkopolski niezbyt miał jej czym zaimponować. Pewien historyk
podkreślał, że budowa potężnych piastowskich warowni w Poznaniu, Gnieźnie, Gieczu czy Bninie była
inwestycją „niemal na miarę budowy piramidy Cheopsa” . Wymagała zaprzęgnięcia do pracy setek
34

robotników i wykarczowania tysięcy hektarów lasu. Rzecz jednak w tym, że ten olbrzymi skok
cywilizacyjny nie nastąpił za czasów Mieszka, ale jego ojca. A poza tym ród Dobrawy miał
w Czechach swoje własne, nie mniej imponujące „piramidy” . 35

Wszyscy chyba wynieśliśmy ze szkoły obraz Mieszka jako istnego herosa, który ledwie zasiadł na
tronie, a już gromił wrogów na lewo i prawo. Z kolei jego państwo miało stać się prawdziwym
imperium, jeszcze zanim ktokolwiek w Europie wspomniał o jego istnieniu. Taka, odrobinę
megalomańska, wizja historii jest zupełnie zrozumiała – każdy lubi przecież odczuwać dumę
z dalekich przodków. Dzisiaj jednak zwyczajnie nie da się jej dłużej bronić. Ibrahim ibn Jakub,
goszczący w Niemczech około 965 roku, podkreślał wprawdzie wyjątkową siłę militarną
piastowskiego władcy, a nawet nazywał go „królem północy”, ale trzeba pamiętać, że dla niego
Mieszko był postacią półlegendarną. Wodzem najbardziej odległych, a przez to szczególnie dzikich,
licznych i bestialskich barbarzyńców . Podróżnik z Andaluzji był też przekonany, że z krajem
36

Mieszka bezpośrednio graniczą ziemie zamieszkiwane przez wojownicze Amazonki, trudno więc brać
za dobrą monetę każdy detal, jaki przytaczał w swojej relacji . Mieszko na pewno był wodzem sporej
37

armii, toczącym krwawą wojnę z Lutykami. Na jego własne, imponujące sukcesy miała jednak
dopiero nadejść pora. W odniesieniu do 964 roku trudno nawet o pewność co do tego, czy rządził całą
Wielkopolską. Relacje panujące w rodzinie Piastów znamy dzięki mocno uproszczonej,
wyidealizowanej opowieści Galla Anonima – mnicha żyjącego półtora wieku później. Kronikarz
z rozmysłem tworzył obraz państwa zjednoczonego i zawsze posiadającego jednego, nadrzędnego,
prawowitego władcę. Taka wizja sprawiła, że do dzisiaj odruchowo przyjmujemy, iż każdy Piast
przekazywał swoje państwo w całości pierworodnemu synowi, a głośny testament Krzywoustego był
skandalicznym wyjątkiem od reguły. Rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Wewnętrzne spory
o władzę wstrząsały państwem po śmierci każdego księcia. Zawsze synowie wyposażeni we własne
dzielnice lub przynajmniej drużyny wojów ścierali się w walce o hegemonię . Wyjątkiem był tylko
38

zgon Mieszka II Lamberta. Po prostu jego potomek był jedynakiem.


Mieszko nie musiał być ani najstarszym, ani najsilniejszym z synów Siemomysła. Oczywiście
szybko stał się najbardziej znany, ale to mogło wynikać po prostu z faktu, że jego dzielnica leżała
najbliżej Niemiec, a on sam najwcześniej nawiązał kontakty z silnymi sąsiadami. Miał przynajmniej
dwóch braci, a to oznacza, że początkowo w jego rękach znajdował się raczej niewielki wycinek
państwa – ot paręnaście grodów i jedna czy dwie główne warownie . Pozostałych członków rodziny
39

podporządkowywał sobie stopniowo lub zagarniał ich dzielnice dopiero, kiedy ci umierali. Wszystko
to oznaczałoby, że ślub z nim nie był dla Dobrawy żadną niezwykłą okazją ani nobilitacją. Już
prędzej: olbrzymim wyzwaniem.
Na pierwszą przeszkodę Przemyślidka natrafiła zaraz po dotarciu do swojej nowej ojczyzny.
Okazało się, że przyszły mąż wcale nie zamierza wsłuchiwać się w jej dobre rady. Księcia
interesowało zdanie Dobrawy, ale tylko w jednej jedynej sprawie. Chciał usłyszeć od niej publiczną
deklarację, że zostaje jego żoną.
Wesele stulecia

Dobrawa na pewno nie protestowała przeciwko małżeństwu z Mieszkiem, jak wiele lat później wpierał
czytelnikom Gall Anonim . Nie miała powodu. Różnice religijne nie były żadną przeszkodą, bo w X
40

wieku na dobrą sprawę nie istniały śluby kościelne. W całej chrześcijańskiej Europie związki
zawierano według odwiecznych, ludowych tradycji. Powszechne było przekonanie, że śluby między
osobami świeckimi w ogóle nie powinny interesować księży i biskupów. Opinie w tej kwestii zaczną
się zmieniać, ale dopiero w kolejnym stuleciu – wiele lat po śmierci Dobrawy . W 965 roku nic nie
41

stało na przeszkodzie, by księżniczka z czystym sumieniem poprzysięgła wierność oraz posłuszeństwo


Mieszkowi. I to był bez wątpienia piękny ślub.
Na ceremonię, zorganizowaną zaraz po przybyciu księżniczki do Wielkopolski, zjechali najbliżsi
współpracownicy księcia, dowódcy jego wojsk, członkowie starszyzny i krewniacy. Gdy wszyscy byli
już gotowi, rozegrał się pierwszy akt spektaklu. „Pani otoczona dworem” zbliżyła się do księcia,
czekającego przed swą siedzibą w gronie zaufanych. Stanęli twarzą w twarz, po czym uroczyście
podali sobie dłonie . Co ważne – to nie Mieszko wziął Dobrawę za rękę, by zamanifestować, iż
42

obejmuje nad nią władzę, ale obie strony, nawzajem, wykonały symboliczny gest. Przykłady z nieco
późniejszych czasów sugerują, że była to oznaka złożonego obustronnie przyrzeczenia . Władysław
43

Abraham, który przed niemal stuleciem badał korzenie naszych obyczajów weselnych, podkreślał, że
podobny ceremoniał funkcjonował na całym kontynencie. Z czasem wszedł też do praktyki kościelnej,
a jego ślady przetrwały po dziś dzień. Kolejny element tradycyjnego wesela był już jednak
wynalazkiem typowo słowiańskim albo wręcz: typowo polskim.
Stając naprzeciwko siebie, zarówno Dobrawa, jak i Mieszko mieli głowy przystrojone wieńcami.
W przypadku Dobrawy był to zapewne ten sam „panieński wianek”, o którym w nieuprzejmych
słowach wypowiadał się Kosmas. Księżniczka ściągnęła go, po czym umieściła na skroniach księcia.
Tak samo postąpił władca, swoim wieńcem przyozdabiając głowę panny młodej. Był to, jak się
przypuszcza, znak potwierdzający, iż ślub doszedł do skutku. Słowa, jakie towarzyszyły wymianie
wianków, nie przetrwały do naszych czasów. Można natomiast podejrzewać, że właśnie w tej chwili
rozległy się radosne okrzyki i oklaski. Mieszko i Dobrawa zostali mężem i żoną . 44
W czasach Mieszka ten, kto mógł sobie na to pozwolić, dbał o siebie. Brzytwa
i grzebień były nieodzownym wyposażeniem każdego szanującego się wodza. Na
ilustracji – słowiańskie przybory toaletowe z epoki.
Archiwum autora/domena publiczna

Para młoda przekroczyła próg książęcej siedziby, a w ślad za nią ruszyli członkowie weselnego
orszaku. Bez zbędnej zwłoki rozpoczęto ucztę. Na długie stoły, przy których zasiadły dziesiątki, jeśli
nie setki gości, wjechały półmiski z mięsem i wyszukanymi potrawami. Biesiada odbyła się
wprawdzie ponad tysiąc lat temu i żaden kronikarz nie wspomniał o niej ani słowem, ale mimo to
możemy się pokusić o odtworzenie weselnego menu Dobrawy. Wszystko dzięki żmudnej pracy
archeologów. Na przestrzeni ostatnich dekad skatalogowali oni tysiące zwierzęcych kostek
odnajdywanych na miejscu grodów z wczesnego średniowiecza, w tym głównych rezydencji Mieszka.
Przez pryzmat tych osobliwych znalezisk całkiem wyraźnie rysują się gusta kulinarne pierwszych
Piastów. W Poznaniu i na Ostrowie Lednickim z lubością pałaszowano mięso saren, a także zajęcy.
Dowodów na spożywanie potraw z mięsa grubego zwierza jest znacznie mniej, musiało więc uchodzić
ono za szczególny rarytas. O ile na co dzień nawet elity nie kosztowały mięsa niedźwiedzia, jelenia,
tura czy żubra, o tyle podobne smakołyki na pewno uświetniły książęce gody. Co ciekawe, opisane
rozróżnienie było piastowskim kaprysem. W grodach znajdujących się poza centrum państwa, takich
jak Gdańsk czy Kałdus, „ekskluzywną” dziczyzną zajadano się nawet bez specjalnej okazji.
Kolejnym punktem w jadłospisie były potrawy z drobiu. Poza kurami w otoczeniu pierwszych
Piastów na talerz trafiały gęsi i dzikie kaczki. Na pewno dostępne były również wołowina
i wieprzowina. W odniesieniu do czasów Bolesława Chrobrego Gall Anonim wspominał, że na ważne
uczty „rżnięto niezliczoną ilość bydła” . Przede wszystkim jednak zabijano świnie. To kolejny
45
wyznacznik piastowskiego gustu: w przeciwieństwie do na przykład ludzi z Bytomia Odrzańskiego,
mieszkańcy głównych twierdz Mieszka od wołowiny zdecydowanie woleli mięso wieprzowe, i to takie
wyraźnie łykowate. W Bytomiu Odrzańskim świnie zabijano, gdy miały nieco ponad rok, ale już
w Poznaniu na talerze trafiały głównie te dwu-, trzyletnie. To oczywiście było mięso zwyczajne
i przynajmniej przez przedstawicieli elit pałaszowane niemal codziennie. Na weselny stół bez
wątpienia rzucono coś więcej: hojne porcje jagnięciny i koźliny, czyli mięs spożywanych na Ostrowie
Lednickim dobre dwadzieścia razy rzadziej niż wieprzowina . 46

Niewykluczone, że na tej uczcie poza potrawami ekskluzywnymi trafiły się także zupełne nowinki
– dania, których mieszkańcy państwa Piastów jeszcze nigdy nie mieli okazji zakosztować. Według
popularnej i powtarzanej nawet przez podręczniki legendy, to żyjąca w XVI wieku Bona Sforza
dokonała w Polsce kuchennej rewolucji, przywożąc ze sobą z Italii kapustę, sałatę i kalafior. Ta
historia to w gruncie rzeczy bujda, jak zresztą wyjaśniałem w innej swojej książce . Dzielna
47

i inteligentna Włoszka doprowadziła w Polsce do niejednego przewrotu, ale akurat na dzieje sztuki
kulinarnej miała marginalny wpływ. Włoszczyzna, a w szczególności najczęściej łączona z Boną
kapusta, dotarła nad Wisłę znacznie wcześniej. I być możne należałoby ją raczej nazywać...
„czechizną”. W krajach słowiańskich kapusta pojawiła się już w X wieku, a w kolejnym stuleciu
teksty spisane na Rusi wspominają o całych „ogrodach kapustnych”. Warzywo to było elementem
swego rodzaju pakietu cywilizacyjnego. Chrześcijańscy mnisi i misjonarze przynosili ze sobą do
nawracanych krajów sztukę pisania, krzyże, osobliwe stroje oraz... właśnie kapustę. Jest jak
najbardziej możliwe, że do kraju Mieszka ten osobliwy przejaw kultury łacińskiej przywiozła ze sobą
Dobrawa. A jeśli nawet nie, to na pewno zabrała z Czech – czy też zabrał je jej kapelan – przynajmniej
wino. Napój nie mniej obcy tradycyjnej kulturze Wielkopolski od kapusty . 48
Dziczyzna, wieprzowina, wołowina, drób, ryby, a do tego włoszczyzna. Na
talerzach ucztujących Piastów nie brakowało niczego.
Archiwum autora/domena publiczna

Kosmas, opisujący podobne, pogańskie uroczystości weselne z dystansu dobrych dwóch stuleci,
stwierdził (popisując się przy okazji znajomością greckiej mitologii), że goście „usadowiwszy się
przy stole, wzmacniali ciała darami Cerery i Bachusa” . W rzeczywistości biesiada na piastowskim
49

dworze odbywała się raczej ku chwale przodków władcy i czczonych przez niego słowiańskich
bożków niż Zeusa i spółki. Dla Dobrawy tak czy owak była to niezręczna sytuacja. Ślub
w tradycyjnym społeczeństwie oznaczał nie tylko przekazanie kobiety spod opieki ojca w ręce męża,
ale też swoiste jej przechrzczenie. Małżonka stawała się częścią innej rodziny, oczekiwano więc, że
porzuci obrzędy, których nauczono ją w domu, i zacznie oddawać cześć zmarłym antenatom męża . 50

Dla dowolnej poganki byłaby to sprawa zupełnie oczywista. Może przez jakiś czas myliłaby się
jeszcze w codziennych rytuałach, ale na pewno „konwersja” nie odbiłaby jej się moralną czkawką.
W przypadku Dobrawy rzecz wyglądała zgoła inaczej. Jako chrześcijanka nie mogła po prostu z dnia
na dzień odrzucić Chrystusa. Ani też nie zamierzała.
W pierwszej chwili, pośród ogólnej wesołości, toastów i przyśpiewek, nikt nie zwracał uwagi na
markotną minę Dobrawy, ani na to, że traktuje ona towarzyszące uczcie rytuały z wyraźną rezerwą. Co
najwyżej szeptano pod nosem, że mogłaby głośniej włączać się w odśpiewywane pieśni i odpowiadać
na nakazane tradycją toasty. Niedociągnięcia mimo wszystko nie budziły niepokoju. Bardzo łatwo
było zrzucić je na karb bariery językowej. Język czeski i polski były sobie we wczesnym
średniowieczu znacznie bliższe niż dzisiaj. Mieszkaniec Wielkopolski mógł ze względną swobodą
porozumieć się z prażaninem, a więc i Dobrawa nie miała wielkich problemów, rozmawiając
z Mieszkiem . Nie znaczy to jednak, że różnic nie było w ogóle. Przykładowo jedna z legend
51

poświęconych pochodzącemu z Czech świętemu Wojciechowi podawała, że na polskich wsiach


otwarcie szydzono z jego dziwnej gwary . Słowa wydobywające się z ust Dobrawy też musiały
52

brzmieć osobliwie – podobnie zresztą, jak dzisiejszy język czeski dla nas wszystkich.
By mówić płynnie i rozumieć niuanse lokalnego dialektu, Przemyślidka potrzebowała wpierw
spędzić dobre parę lat w państwie Piastów. Na razie nowi poddani byli jej gotowi sporo wybaczyć.
Ona jednak postarała się o zrobienie czegoś, co musiało w całym kraju wywołać prawdziwy skandal.
Próba krwi

Zdaniem Kosmasa pogańskie wesele kończyło się „oddaniem reszty nocy Wenerze i Hymenowi” . 53

Świętoszkowaty mnich nie chciał powiedzieć tego wprost, ale pod enigmatycznym odwołaniem do
bóstw patronujących fizycznej miłości kryła się wzmianka o dawnym obyczaju pokładzin. Był to
rytualny stosunek nowo poślubionych małżonków, odbywany niemalże na oczach biesiadników i to
jeszcze w trakcie uczty weselnej. Ten ginący w odmętach czasu obrzęd był nieodzownym elementem
tradycyjnego ślubu. Dopiero on potwierdzał ważność zawartego związku i w pewnym sensie go
pieczętował. Nie chodziło jednak tylko o sam seks. Do dopełnienia rytuału potrzebne były jeszcze
widoczne znaki. Bezpośrednio po stosunku pan młody miał obowiązek zaprezentować prześcieradło
lub koszulę swojej małżonki, tak aby wszyscy goście na własne oczy mogli zobaczyć ślady krwi. Jeśli
tak się stało, uczta trwała dalej, wśród powszechnej radości. Jeśli jednak stosunkowi nie towarzyszyło
krwawienie, tradycja nakazywała przerwać wesele i zniszczyć wszystkie związane z nim sprzęty. Sam
związek tymczasem uznawano za niebyły lub przynajmniej – skazany na niepowodzenie.
Pokładziny przetrwały w Polsce aż do czasów sarmackich, gdy wśród pojedynków na szable i kufli
piwa wciąż z dumą prezentowano zakrwawione płótna. Zwykle przyjmuje się, że obyczaj miał na celu
potwierdzenie, iż panna młoda wiodła cnotliwe życie, a w chwili zamążpójścia była dziewicą. W XVI
czy XVII wieku rzeczywiście mogło o to chodzić, w czasach Mieszka i Dobrawy podobna
interpretacja nie miałaby jednak żadnego sensu. Słowianie słynęli w X wieku ze swojej swobody
obyczajowej, żeby nie powiedzieć – rozwiązłości. Ibrahim ibn Jakub wyjaśniał, że kiedy jedna z ich
panien „pokocha jakiegoś mężczyznę, udaje się do niego i zaspokaja u niego swą żądzę”. Takie
zachowanie wśród naszych odległych praprababek było wręcz, zdaniem podróżnika z Andaluzji,
oczekiwane. „Kiedy małżonek poślubi dziewczynę i znajdzie ją dziewicą, mówi do niej: »gdyby było
w tobie coś dobrego, pożądaliby cię mężczyźni i z pewnością wybrałabyś sobie kogoś, kto by wziął
twoje dziewictwo«” – pisał . W jego opinii to właśnie podobne odkrycie mogło doprowadzić do
54

zerwania związku i odesłania żony do rodziców, a nie sytuacja odwrotna.


Trudno powiedzieć, czy powyższa relacja odwzorowuje faktyczne obyczaje czy jest raczej fantazją
podróżnika z dalekich krain . Ibrahim mógłby jednak pisać samą prawdę, a przedstawiony przez niego
55

obyczaj w żaden sposób nie kłóciłby się z rytuałem pokładzin. W tym pierwotnym okresie pokładziny
nie były wcale sprawdzianem cnoty. I nawet nie mogły być, bo przejścia próby krwi oczekiwano tak
od panien, jak i od wdów zawierających ponowne małżeństwa. Sens obrzędu był zupełnie inny i bez
porównania bardziej donośny. Przypuszcza się, że seks w noc poślubną uchodził w czasach pogańskich
za akt ofiary składanej bogom. Była to najwyższa forma kultowego oddania – swego rodzaju fizyczna
modlitwa. W czasach Mieszka wierzono, że krew stanowi potwierdzenie, iż bogowie przyjęli ofiarę
i zaakceptowali małżeństwo. Jej brak oznajmiał natomiast, że ofiara została odrzucona, a sam związek
nie zyskał aprobaty sił nadprzyrodzonych .56

Noc poślubna w doborowym towarzystwie. W średniowieczu na intymność nie


można było liczyć.
Archiwum autora/domena publiczna

Musiały rzecz jasna istnieć środki gwarantujące, że ślady krwi się pojawią. W wielu przypadkach
problem rozwiązywało brutalne podejście męża do spraw seksu, raniące świeżo poślubioną żonę nie
tylko w sensie psychicznym . Kiedy indziej prześcieradło plamiono chyłkiem, zawczasu
57

przygotowaną i ukrytą krwią, byle rytuałowi stało się zadość. Jakkolwiek by było, nikt nie obawiał się,
że Dobrawa nie przejdzie sprawdzianu, ani też nikt by na to nie pozwolił. Problem polegał na zupełnie
czym innym. Księżniczka – a teraz już księżna – stanowczo odmówiła udziału w pokładzinach .
58

Nawet nie dopuszczała myśli, że mogłaby złożyć swoje ciało w ofierze bałwanom. A po prawdzie to
w ogóle nie zamierzała uprawiać seksu z poganinem.
Ciche dni w haremie

Mieszkowi na dobrą sprawę nie zależało na tym, by zaciągnąć żonę do łóżka. Wziął ślub z Dobrawą,
w ogóle nie interesując się jej wyglądem czy osobowością. Na tym etapie Czeszka była dla niego tylko
rękojmią sojuszu, a nie istotą z krwi i kości, budzącą jakiekolwiek emocje. Nie znaczy to, że się nią
brzydził ani tym bardziej, że odstręczał go fakt poślubienia aż trzydziestoletniej wdowy. Po prostu
książę w ogóle nie potrzebował Dobrawy w swoim życiu. Pewnie ucieszyłoby go, gdyby okazała się
posłuszną i przyjemną w obcowaniu żoną. Ale tak wcale nie musiało być. I bez niej potrafił się
zabawić oraz dać upust swoim żądzom.
Gall Anonim wyjaśniał, iż Mieszko „w takich pogrążony był błędach pogaństwa, że wedle
zwyczaju swego ludu siedmiu żon zażywał” . Liczba partnerek została zapewne wyssana przez
59

kronikarza z palca. Stanowi ona aż nazbyt oczywiste nawiązanie do siedmiu grzechów głównych i do
religijnej symboliki. Nie znaczy to jednak, że fałszywa jest również sama informacja o wielożeństwie
wielkopolskiego władcy. Wszystko wskazuje na to, że Mieszko w istocie utrzymywał sporych
rozmiarów harem. Nie było to wśród słowiańskich wodzów rzadkością. W towarzystwie siedmiu żon
upojne noce miał spędzać przed chrztem władca Rusi, Włodzimierz Wielki. Z kolei pomorskiemu
księciu Warcisławowi przypisywano posiadanie aż dwudziestu czterech partnerek. Harem zaspokajał
osobiste potrzeby władcy, ale też podkreślał jego bogactwo i potęgę. W końcu wyłącznie człowiek
naprawdę wpływowy mógł sobie pozwolić na zapewnianie pięknych strojów, biżuterii, wyżywienia
i luksusowego zakwaterowania nie jednej, ale kilku czy kilkunastu kobietom . 60

Jeśli coś budzi wątpliwości, to charakter podobnych związków. Już tworzący u schyłku XII wieku
kronikarz Wincenty Kadłubek skorygował opowieść Galla, twierdząc, że Mieszko nie miał siedmiu
żon, ale „siedem nierządnych nałożnic”, z którymi na zmianę spędzał noce i które tylko „nazywał
swoimi żonami” . Jeden z późniejszych kronikarzy rozwinął jeszcze Kadłubkową interpretację,
61

sugerując, że książę wcale nie pławił się we wdziękach swych kurtyzan naprzemiennie, ale zabawiał
się ze wszystkimi naraz, dając dowód swej młodzieńczej jurności . Ten ostatni szczegół trudno
62

zweryfikować. Sam jednak fakt, że Mieszko miał raczej nałożnice niż pełnoprawne żony, można
dzisiaj uznać właściwie za pewnik. Niewykluczone, że jedna z jego partnerek pełniła uprzywilejowaną
funkcję „pierwszej żony”, ale została odprawiona lub zmarła. Formalnie Mieszko uchodził więc za
kawalera i nic nie stało na przeszkodzie, by ożenił się z Dobrawą . Tym bardziej jednak nic nie
63

przemawiało za tym, aby z tak błahego powodu jak ślub z wdówką hołdującą odmiennym obyczajom
władca pozbywał się całego orszaku młodych i pięknych nałożnic.
Sugeruje się niekiedy, że apodyktyczny Mieszko, pan życia i śmierci poddanych, uważający
państwo za swą prywatną własność , zamierzał potraktować Dobrawę tak samo jak każdą inną ze
64

swoich kobiet. Chciał stłamsić jej niezależność, podporządkować ją sobie i włączyć ją w skład haremu
– jako formalnie jedyną legalną żonę, ale jednak o statusie niewiele wyższym od konkubin. Taka wizja
wydarzeń wynika poniekąd z relacji Galla Anonima i może rzeczywiście podobne plany kołatały się
władcy po głowie . Na pewno jednak Mieszko nie zmuszał Dobrawy do niczego siłą. Mógł być
65

względem niej oschły czy nawet brutalny, ale wiedział, że księżnej nie może spaść włos z głowy.
Bolesław Okrutny każdy policzek wymierzony córce odczytałby jako akt osobistej zniewagi.
I niezbędny Piastom sojusz odszedłby do historii, nim w ogóle na dobre zaistniał. Mieszkowi dużo
bardziej opłacało się pokojowe ułożenie relacji z żoną. Starczyłoby, żeby wzięła udział w nakazanych
rytuałach i jeszcze ewentualnie zapewniła mu następcę tronu. Poza tym książę raczej nie widziałby
powodu, żeby wnikać w religię i codzienne życie Dobrawy. Na dłuższą metę zgodziłby się nawet na
„białe” małżeństwo. Wszystkie te możliwości zmarnotrawiła jednak sama Czeszka.
Ledwie przybyła do domu Mieszka, a już – zamiast okazać mu należny szacunek – publicznie go
poniżyła. Odmowa udziału w pokładzinach w nowy sposób zachwiała pozycją polityczną księcia
i naraziła go na niedwuznaczne docinki krewniaków oraz możnych. Nie oszukujmy się: Mieszko nie
był w stanie zrozumieć pobudek kierujących kobietą wychowaną w zupełnie innej kulturze. Dla niego
to był niewybaczalny atak. Małżeństwo trwało oczywiście dalej – bo musiało trwać – ale Dobrawa po
spartaczonej ceremonii ślubnej została zepchnięta na daleki margines życia dworu. Mieszko jeździł na
polowania, doglądał grodów i przygotowywał się do kolejnego etapu wojny z Lutykami . Ona 66

natomiast, osamotniona i pozbawiona wsparcia w obcym kraju, przesiadywała wciąż w jednym


grodzie, w otoczeniu kilku zaufanych dworek, które przybyły z nią jeszcze z Pragi. W książęcym
małżeństwie zapanowały ciche dni.
Dobrawa, przyzwyczajona od małego, że Przemyślidom każdy nadskakuje, byle tylko im
dogodzić, musiała aż się gotować ze złości i niedowierzania. Wreszcie jednak przełknęła swoją dumę
i postanowiła wyciągnąć do Mieszka przyjazną dłoń. Zmiana postawy nie mogła być łatwa, ale też nie
zajęła jej wiele czasu – dwa, może trzy tygodnie. Do Wielkopolski księżniczka przybyła najwcześniej
pod koniec stycznia, a już w drugim tygodniu lutego 965 roku rozpoczynał się Wielki Post. Kronikarz
Thietmar pisał tymczasem, że „kiedy po zawarciu małżeństwa nadszedł czas Wielkiego Postu”,
Dobrawa zgodziła się jeść mięso i zrezygnować z umartwiania swojego ciała, aby w ten sposób zyskać
u Mieszka „posłuch w innych sprawach” . Biskup merseburski sugerował, że przewrotny książę
67

namawiał Dobrawę do złamania zasad wiary. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że to ona
starała się wkraść tym sposobem w łaski władcy.
Podczas ślubu podeptała rytuały Piastów, którzy przyjęli ją z otwartymi ramionami i uczynili
członkiem rodu. W efekcie przyszyto jej łatkę pariasa i niewdzięcznicy. Aby pozbyć się piętna
i przezwyciężyć ostracyzm, musiała publicznie zademonstrować, iż zrozumiała swój błąd. Nie
chodziło tu wcale o religię czy nietolerancję Mieszka. Dobrawa z własnej woli i zapewne ze swojej
inicjatywy zrezygnowała z poszczenia, by w ten sposób okazać szacunek miejscowej kulturze. Gest
szybko zauważono. Musiał on też odbić się głośnym echem, jeśli po kilkudziesięciu latach wciąż
krążyły opowieści o poświęceniu czeskiej księżniczki . 68

Kolejnym krokiem było zwrócenie na siebie uwagi księcia. Dobrawa nie musiała wcale
odwoływać się w tym celu do kobiecych wdzięków, jak sugeruje wielu autorów. Dysponowała innym,
bez porównania ważniejszym atutem: wiedzą. Znała rzeczy, o których Mieszkowi nawet się nie śniło.
Mogła opowiedzieć mu o kupcach z dalekiej Hiszpanii, o niezwykłych stworzeniach
sprowadzanych z egzotycznych krajów, o Frankach i historii ich niegdyś potężnego imperium. Mogła
wystawić jego zmysły na działanie zupełnie nowych bodźców. Pokazać mu kadzidła, z których
wydobywa się wonny dym, i perfumy, sprawiające, że jedyny znany Wielkopolanom naturalny zapach
ludzkiego ciała zmienia się nie do poznania . Mogła sprawić, że jego oczy odkryją barwy. Wiedziała
69

dobrze, że wystarczy kilka składników i alchemiczna sztuczka, a pergamin zabarwia się na


niespotykany w przyrodzie odcień czerwieni. Inne ingrediencje i odmienny rytuał, a powstanie barwa
błękitu, burzowego nieba, morskiej zieleni... Dla Dobrawy, wychowanej w świecie znającym księgi
i kościelne malowidła to były sprawy oczywiste. Dla Mieszka – niemalże magia . 70

Prywatny harem nie był niczym nadzwyczajnym wśród słowiańskich wodzów. Sam
Mieszko zdaniem kronikarza „siedmiu żon zażywał”.
Archiwum autora/domena publiczna

Księżna mogła też sięgnąć do zasobów wiedzy nie tak spektakularnej, ale za to jakże przydatnej.
Kto wie, czy długimi wieczorami, w blasku paleniska nie opowiadała Mieszkowi o wielkich sukcesach
zbrojnych swojego ojca. O sprawnej organizacji armii, o fortelach pozwalających zdobywać grody
wroga, o sposobach dyscyplinowania krnąbrnych dowódców i o zastraszaniu pomniejszych książąt
w celu ściągnięcia z nich hojnego haraczu. Wszystko to przecież rozgrywało się na jej oczach.
Wystarczyło sięgnąć pamięcią do słów ojca, do przechwałek rzucanych w trakcie uczt przez podpitych
drużynników czy wreszcie do pieśni wychwalających triumfy Przemyślidów...
Dobrawa mogła również przedstawić Mieszkowi prawdę o Niemcach: mieszkańcach osobliwego
i potężnego królestwa, z którego dalekimi rubieżami Piastowie właśnie zaczęli graniczyć. Mogła
opowiedzieć o teraz już starym i wypatrującym nagrody w niebie królu Ottonie, który nie bez pomocy
jej ojca rozgromił Węgrów, a następnie zjednoczył skłócone niemieckie księstewka w jedną siłę,
przed którą drżała cała Europa . O tym, że u schyłku życia zdołał nawet koronować się na cesarza,
71

przyjmując tytuł przynależny niegdyś wyłącznie nadludzkim Rzymianom, trzymającym pod swym
butem cały okrąg ziemski. Mogła, z niepokojem w głosie, wspomnieć o nienasyconej ambicji Sasów
i Bawarów. O tym, jak kilka lat przed jej narodzinami najechali kraj Stodoran, ojczyznę jej babki
Drahomiry. Stołeczną Brennę wzięli „głodem, żelazem i mrozem”, a gdy była już w ich rękach,
„pozabijali wszystkich dorosłych, a chłopców i dziewczęta wzięli do niewoli” . Mogła też
72

opowiedzieć o ich bezwzględności. O okrytym złą sławą legionie Merseburczyków – doborowym


oddziale złożonym z samych straceńców. Morderców, złoczyńców i łotrów, których król uwolnił spod
katowskiego topora, w zamian żądając, by dla Słowian nie mieli żadnej litości . Wreszcie mogła też
73

prawić o miastach większych nawet od samej Pragi i o kamiennych budowlach pnących się pod sam
nieboskłon.
Słowem, o wszystkim, co tylko spotykało się z błyskiem zainteresowania w oczach Mieszka.
I tylko jeden temat Dobrawa omijała na razie szerokim łukiem: religię.
Nieznani sprawcy

Z pozoru kwestia nawrócenia Mieszka nie powinna budzić żadnych wątpliwości. Kronikarze nie
mogliby jej przedstawić bardziej jednoznacznie. Thietmar pisał na temat Dobrawy, że jako
„wyznawczyni Chrystusa” nie była w stanie pogodzić się z faktem, iż jej małżonek jest „pogrążony
w wielorakich błędach pogaństwa”. Głęboko zatroskana zastanawiała się „nad tym, w jaki sposób
mogłaby go pozyskać dla swojej wiary”. Z własnej inicjatywy i z chrześcijańskim sumieniem w roli
kompasu podjęła ciężką, długotrwałą pracę nad nawróceniem księcia. Wreszcie Mieszko, właśnie na
skutek „ustawicznych namów swojej ukochanej małżonki”, pokajał się i pozbył „jadu przyrodzonego
pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pierworodnego” . Równie stanowczo
74

wypowiedział się Gall Anonim. Według jego relacji wyłącznie „za sprawą wiernej żony” władca
„dostąpił łaski chrztu” . Ta sama retoryka znalazła odzwierciedlenie w pracach wszystkich kolejnych
75

dziejopisarzy. Na dobrą sprawę w średniowiecznej Polsce po prostu nie dało się opowiedzieć
o początkach chrześcijaństwa bez odwoływania się do postaci Dobrawy . 76

Tym trudniej zrozumieć, dlaczego w XX wieku sprawa została postawiona na głowie. Informację
o wpływie Dobrawy, padającą we wszystkich dostępnych tekstach, bezceremonialnie włożono między
bajki. Historycy przyjęli, że cała ta opowieść to tylko bezwartościowa legenda, bazująca na motywach
literackich i niemająca nic wspólnego z prawdziwymi losami pierwszej polskiej pary książęcej . 77

Zaczęła obowiązywać nowa wersja historii. Taka, która ludziom żyjącym w średniowieczu nawet nie
przyszłaby do głowy. Zgodnie z nią decyzję o chrzcie Mieszko podjął samodzielnie i to na długo
zanim po raz pierwszy zobaczył Dobrawę . 78

Według jednego wariantu, stworzonego w epoce zaborów, spopularyzowanego po II wojnie


światowej i wciąż powtarzanego w szkołach, Mieszko przyjął chrzest, ponieważ obawiał się
niemieckiej ekspansji na wschód. Zrobił to wprawdzie pod przymusem, zarazem jednak wykazał się
typowo polskim sprytem. Niemcom obiecał, że porzuci bożki, ale o przysłanie misji
chrystianizacyjnej (a w tym samym pakiecie – także żony) poprosił Czechów, aby w efekcie pozostać
niezależnym od potężnego zachodniego sąsiada. Ten wywód miał jeszcze do niedawna
niezaprzeczalny urok. Doskonale przemawiał do wyobraźni ludzi, którzy żywo pamiętali hitlerowską
okupację i ostatni epizod niemieckiego „parcia na wschód”. Prawda jest jednak taka, że nijak nie
pasuje on do sytuacji panującej u zarania polskiej państwowości. Mieszko przed 965 rokiem
utrzymywał bardzo wątłe stosunki z Niemcami. Nie przegrał żadnej wojny z nimi (jak dawniej
podejrzewano), nie miał powodów, by spodziewać się rychłej inwazji, ani nie został zmuszony do
zawarcia hańbiącego układu, obejmującego zobowiązanie do szybkiego chrztu . Także czeski fortel to
79

zupełna bzdura. Mieszko nie mógł przyjąć religii za pośrednictwem południowego sąsiada, bo
Przemyślidzi w tych czasach nie dysponowali własnym biskupstwem ani organizacją kościelną.
W sprawach religii podlegali ściśle Bawarom i biskupowi Ratyzbony. Gdyby więc polski książę
rzeczywiście obawiał się chrztu z rąk Niemców, to tym sposobem co najwyżej zamieniłby dżumę na
cholerę. W miejsce jednego niemieckiego misjonarza podstawiono by innego . 80

Druga interpretacja zakłada, że Mieszko był władcą wyjątkowo dalekowzrocznym. Ledwie zasiadł
na tronie, a już zrozumiał, że rola pogaństwa jest skończona. Wiedział, że chrześcijaństwo podniesie
jego własny prestiż, pozwoli mu scementować władzę dynastii (bo przecież ze zwykłego wodza
przeistoczy się w pomazańca Bożego!), a w przyszłości zabezpieczy państwo przed zakusami
sąsiadów. Patrząc na sprawę z perspektywy tysiąca lat, można śmiało stwierdzić, że chrystianizacja
rzeczywiście prowadziła do każdego z tych skutków. Tyle tylko, że Mieszko nie mógł zdawać sobie
z tego sprawy. Nie był przecież jasnowidzem . 81

Rządził krajem otoczonym niemal wyłącznie przez pogan: Pomorzan, Połabian, Prusów,
Mazowszan i tak dalej. Z chrześcijaństwem zetknął się wprawdzie w Czechach i wiedział, że religię tę
wyznają Niemcy, ale na tym jego zasób informacji musiał się kończyć. Nic nie słychać
o jakiejkolwiek wyprawie misyjnej skierowanej do Wielkopolski przed 965 rokiem . W Gnieźnie czy82

Poznaniu nikt nie przygotowywał gruntu pod przyjęcie nowej religii, a sam Mieszko układał się
głównie z ludźmi wyznającymi tradycyjne kulty lub obojętnymi wobec spraw wiary. Wikingów,
zapuszczających się do Wielkopolski z północy i wschodu, nie obchodziło, przed kim klęka książę –
byle tylko miał dla nich nowe transporty niewolników lub pieniądze na żołd. Podobnie myśleli
nieliczni arabscy czy żydowscy kupcy. Nie należy Mieszka przeceniać. Był, bądź co bądź, władcą
barbarzyńskiego, peryferyjnego państewka. Miał ograniczony ogląd świata i z jego perspektywy nic
nie wskazywało na to, by dni rodzimej słowiańskiej religii były policzone. Ba, na dobrą sprawę
takiego rozwoju wypadków w X wieku nikt nie mógłby przewidzieć . 83

Istnieje jeszcze trzeci wariant, ułatwiający do jakiegoś stopnia wytłumaczenie chrztu Mieszka.
Bolesław Okrutny, zgadzając się na sojusz z Piastami, mógł przy okazji zażądać od zięcia chrztu.
Zdesperowany książę nie miałby wyjścia – musiałby wyrazić zgodę. Samego władcy Czech podobny
warunek nic by nie kosztował, a pomógłby mu w kreowaniu nowego obrazu Przemyślidów jako
rodziny, w której święci Pańscy potykają się na każdym kroku o błogosławionych. Przez lata
wydawało się nawet, że ta wersja historii opiera się na silnych przesłankach. Już u schyłku XIX wieku
naukowcy doszli do wniosku, że niemal całe polskie słownictwo religijne zostało zaczerpnięte
z języka czeskiego. Chrzest nazywamy chrztem, bo tak robili przed nami Czesi. Polski kościół to tak
naprawdę „kostel”, kaplica to „kaple”, a biskup... to też „biskup”, tyle że po czesku. Słowa te mieli
przynieść ze sobą kapłani wysyłani masowo z południa, by chrzcić naszych dalekich przodków pod
okiem Dobrawy . Cały ten dowód tak naprawdę nie ma jednak fundamentów. Najnowsze badania
84

wykazały, że nikt nigdy rzetelnie nie zweryfikował, które wyrazy przeniknęły do polszczyzny
z Niemiec, a które z Czech. Językoznawcy zasugerowali się wizją dziejów, według której Mieszko
przyjął chrzest z południa, by zagrać Niemcom na nosie. W efekcie we wszystkich niepewnych
przypadkach wyrokowali, że słowo musi być czechizmem. Dzisiaj wiadomo już, że sytuacja miała się
zgoła inaczej. Tylko około dwudziestu procent polskiego słownictwa religijnego zapożyczyliśmy od
Czechów. Z tego duża część przeniknęła do Polski dopiero u schyłku średniowiecza . 85

Jak widać, zawartość słowników w żaden sposób nie potwierdza, że Bolesław Okrutny wysłał do
Wielkopolski misję chrystianizacyjną. To jednak wyłącznie pośredni argument. Dysponujemy innym,
właściwie niepodważalnym dowodem na „nie”. Mianowicie: nikt w Europie nie przyznał się, że
ochrzcił Piastów. Gdyby do konwersji doprowadził czeski władca, na pewno zadbałby o to, żeby fakt
stał się znany na kontynencie i na swój sposób „zagłuszył” historię mordu na świętym Wacławie . Tak 86

samo, gdyby misja była wynikiem inicjatywy cesarza, któregoś z niemieckich możnowładców lub
hierarchów, niechybnie pochwaliłby się on swoim wiekopomnym sukcesem, a zarazem zadbał
o szybkie włączenie ziem piastowskich w ramy kościoła Rzeszy. Tymczasem zarówno czeskie, jak
i niemieckie źródła milczą . Wiemy też z niemal zupełną pewnością, że pierwsi polscy misjonarze
87

wcale nie podlegali niemieckim arcybiskupom. Sprawcą chrztu musiał być zupełnie kto inny. I chyba
nie ma sensu wysilać się na niestworzone teorie. Rozwiązanie zagadki podali już przecież Thietmar
i Gall Anonim .88
Tajna broń arcybiskupa

„Gall Anonim przypisał Dobrawie postępowanie mało zgodne z psychologią ludzką” – stwierdził
jeden z historyków opowiadających się przeciwko poważnemu traktowaniu wzmianek
o chrystianizacyjnych zasługach Czeszki . To charakterystyczny argument, który powraca
89

w wywodach naukowców jak bumerang. To, że kobieta żyjąca w średniowieczu (czy też kobieta
w historii w ogóle) mogła być postacią zaradną, aktywną i niezależną, wciąż budzi obiekcje.
W odniesieniu do samej Dobrawy mówi się też, że przecież nie na emocjach polegały chrzty władców.
To miał być każdorazowo akt oparty na beznamiętnej analizie, który dopiero po czasie kronikarze
przedstawiali przez pryzmat osobistej pobożności. Na poparcie podobnego obrazu rzeczywistości nie
ma jednak dowodów. Sam zdrowy rozsądek każe z przymrużeniem oka traktować sugestie, że władcy
sprzed tysiąca lat kierowali się wyłącznie geopolityką, a swoje plany konstruowali, wybiegając
myślami na setki lat w przyszłość. Współcześni politycy rzadko zastanawiają się nad tym, co będzie
za pięć lat, ale niepiśmienny, na wpół dziki wódz, każdego dnia wypatrujący spisków i zamachów,
miałby wszystkie swoje wysiłki wkładać w zapewnienie odpowiedniej pozycji wnukom i prawnukom?
To dopiero zaprzeczałoby „ludzkiej psychologii”. Poza tym Mieszko nie był żadnym robotem, ale
chodzącym kłębkiem ambicji, obaw, wrażeń i pragnień. Zupełnie jak każdy z nas. Był też bez
wątpienia człowiekiem przesądnym, którego przytłaczał ogrom nieznanego, niezrozumiałego
i niebezpiecznego świata. Nie ma sensu robić z księcia cynicznego ateisty. Nie wypada też
przypisywać mu iście makiawelicznego podejścia do religii. Jeśli się ochrzcił, to na pewno nie
chodziło tylko o to, że nowa wiara wydawała mu się politycznie korzystniejsza. Musiał wzbudzić
w sobie pewien respekt dla siły chrześcijańskiego Boga i pragnienie oddania się pod jego opiekę.
W tym natomiast nikt nie mógł pomóc mu bardziej od wykształconej i pobożnej żony . 90

Historia potwierdza, że tak właśnie działo się w wielu innych krajach, a droga do serca i rozumu
władcy niejednokrotnie wiodła przez... jego sypialnię. O duńskiej królowej Thyrze opowiadano, że
„odmówiła mężowi rozkoszy łoża małżeńskiego, aby swą wstrzemięźliwością przyłączyć małżonka do
religii chrześcijańskiej” . Z kolei w legendach o chrzcie Franków w kluczowej roli występuje
91

poślubiona królowi Chlodwigowi Klotylda. Podobno gdy w trakcie wesela udała się z mężem na
pokładziny, zamiast oddać mu swoje ciało, rzekła: „Teraz, królu, mój panie, wysłuchaj służebnicy
twojej i chciej uznać za godne spełnienia, o co błagałam, nim pod twoją władzę weszłam, by służyć”.
Zbity z tropu władca miał odpowiedzieć: „Proś, o co chcesz, a ja się zgodzę!”. Słysząc tak otwartą
deklarację, Klotylda postanowiła się nie ograniczać. Zażądała trzech rzeczy. Po pierwsze – aby
Chlodwig uwierzył w Boga Ojca. Po drugie – w Syna Jego Chrystusa. I po trzecie – w Ducha
Świętego .92

Podobnych historii było więcej. Zresztą o samej Dobrawie Gall Anonim także pisał, że „nie
pierwej” podzieliła z Mieszkiem łoże małżeńskie, aż ten „wyrzekł się błędów pogaństwa i przeszedł
na łono Matki Kościoła” . Oczywiście w legendach powtarzanych przez pobożnych autorów można
93

dopatrywać się pewnej tendencji do wyolbrzymiania. Nie da się jednak zaprzeczyć, że kobiety
naprawdę miały wpływ na nawracanie pogańskich władców. A nawet – Kościół oczekiwał od nich, że
odegrają taką właśnie rolę.

Dobrawa, podobnie jak wiele pań jej epoki, mogła dostać od duchownych list ze
szczegółową instrukcją... nawracania męża. Już sama groźba mąk piekielnych
w razie niepowodzenia pchała ją do działania.
Archiwum autora/domena publiczna

Już w VI wieku Grzegorz z Tours wychwalał władczynie niosące chrześcijaństwo (lub też:
„właściwą” wersję chrześcijaństwa) do nowych krajów. Pisał o Helenie, która miała przekonać do
chrztu rzymskiego cesarza Konstantyna, ale też o znacznie bliższej mu księżniczce Hermenegildzie –
żonie króla Wizygotów. Przy pierwszej nadarzającej się okazji zaczęła ona podobno „przekonywać
swego męża, aby porzuciwszy przewrotność herezji, uznał prawdę katolickiej wiary. On długo się
opierał, ale w końcu nakłoniony jej dowodzeniem, nawrócił się”. Znane są wreszcie nawet konkretne
narzędzia, jakimi posługiwano się, by z dowolnej księżniczki zrobić zawodową misjonarkę. Zachował
się na przykład list napisany przez arcybiskupa Trewiru Nicetiusa do królowej Longobardów. Autor
szczegółowo instruował władczynię, jak powinna prowadzić rozmowy z mężem, jakich używać
argumentów i jak odpowiadać na jego pytania, aby zapewnić Kościołowi sługę i sojusznika . 94

Stopniowo wykształcała się nowa i rzecz jasna nierozgłaszana publiczne strategia chrystianizacji.
Hierarchowie odeszli od potępiania związków chrześcijanek z poganami. Zaczęli wręcz do nich
zachęcać, przypominając słowa świętego Pawła, wedle których „uświęca się niewierzący mąż dzięki
swej wierzącej żonie” . Warunek był tylko jeden: każda księżniczka czy królewna, która trafiała na
95

dwór heretyka lub poganina, miała obowiązek brać przykład ze swoich zasłużonych poprzedniczek.
I ze wszystkich sił prowadzić domową ewangelizację . 96

Spraw nie pozostawiano własnemu biegowi. Arcybiskup Nicetius w liście do królowej


Longobardów nie tylko udzielał rad i szkolił adresatkę w sztuce podstępu, ale też otwarcie krytykował
jej opieszałość. Nie była to jedyna taka epistoła. Instrukcję, i to od samego papieża, otrzymała na
przykład Berta, królowa Kentu. Ojciec Święty starał się wzbudzić w niej ambicję, przypominając
przykład świętej Heleny. Gdyby taki przekaz nie zadziałał, mógłby sięgnąć po marchewkę:
wytłumaczyć władczyni, że nawrócenie męża także dla niej będzie przepustką do nieba. Wreszcie
zostawała też metoda kija. Bo jeśli nie niebo, to za niewystarczające starania nawet królowa mogła
wylądować w piekle... 97

Podobny list jak najbardziej mogła otrzymać także Dobrawa. Nie mamy wprawdzie na ten temat
żadnych informacji, wiemy jednak, że załatwianie spraw poprzez epistoły cieszyło się w X wieku dużą
popularnością. Wyobrażenie o tym stuleciu jako czasie, gdy po pióro sięgano wyłącznie od wielkiego
dzwonu, jest zupełnie fałszywe. Znana jest na przykład anegdota, w której pewien zabawny list krąży
po dworze cesarza Ottona I. Bez pomocy żadnych mnichów, osobiście czyta go władca, ale też jego
żona i syn . Zachowała się również olbrzymia kolekcja listów Gerberta d’Aurillac, czyli przyszłego
98

papieża Sylwestra II. Jako sekretarz arcybiskupa Reims Adalberona rozesłał on ponad dwieście
epistoł, w tym pięćdziesiąt we własnym imieniu . Jeśli kultura słowa pisanego miała się tak dobrze
99

w centrum łacińskiego świata, to i w Pradze listy nie mogły stanowić ewenementu. Do Dobrawy nie
pisał jednak papież, ale raczej biskup Ratyzbony lub metropolita moguncki. W tych akurat latach
Stolica Apostolska zupełnie nie interesowała się misjonarstwem. Uwagę Jana XII, zasiadającego na
Tronie Piotrowym do 964 roku, w zdecydowanie większym stopniu zaprzątały podboje miłosne niż
sprawy wiary. Był on najmłodszym papieżem w dziejach (młodszym od samej Dobrawy!) i ewidentnie
brakowało mu autorytetu. Mieszkańcy Rzymu z kolei otwarcie opowiadali, że Pałac Laterański
zamienił się za jego pontyfikatu w zwyczajny burdel . 100

Podobne plotki nie docierały raczej do Pragi, nie mogły więc wpłynąć na zapał religijny czeskiej
księżniczki. Zresztą jeśli wzięła ona sobie do serca misję przynależną chrześcijance wychodzącej za
poganina, to nie ze względu na strach przed ogniem piekielnym ani nawet – wizję wiecznej nagrody.
Kierowała nią raczej chęć udowodnienia własnej wartości. Jej siostra Mlada około 965 roku, po wielu
latach żmudnej nauki, musiała już uchodzić za najbardziej światłą i pobożną kobietę w Czechach. Brat
Krystian tym bardziej imponował swoim wykształceniem. Teraz przyszła pora na Dobrawę. Gdyby
udało jej się nawrócić księcia Mieszka, nie tylko prześcignęłaby rodzeństwo, ale też zyskała sławę
silniejszą od śmierci. A może nawet – tytuł świętej, którym niemal zawsze obdarzano władczynie-
misjonarki. W oczach chrześcijańskiego świata stałaby się równą świętej Klotyldzie i cesarzowej
Helenie. A ojciec wreszcie musiałby przyznać, jak bardzo jej nie doceniał...
Błyszczące argumenty

To nie była akcja Czechów, ale osobista inicjatywa Dobrawy. Nic więc właściwie dziwnego, że
księżna niewiele miała narzędzi do dyspozycji. Tradycyjnie wyobrażano sobie, że ojciec wysłał ją na
północ w towarzystwie całego korpusu księży i mnichów. Zdawała się to potwierdzać relacja Galla
Anonima. Zgodnie z najbardziej poważanym przekładem kroniki zapisał on, że „pani owa przybyła do
Polski z wielkim orszakiem dostojników świeckich i duchownych” . Już nie raz zwracano uwagę, że
101

autor niekoniecznie miał podstawy, by wypowiadać podobne sądy. Tworząc półtora wieku później,
mógł zwyczajnie konfabulować i przypisać Dobrawie takie otoczenie, jakie byłoby właściwe w jego
czasach dla misji podobnego kalibru. Nie trzeba jednak wcale podważać rzetelności kronikarza, by
pogodzić jego słowa z faktami. Wrocławski naukowiec Przemysław Wiszewski stwierdził ostatnio, że
to nie dwunastowieczny mnich był w błędzie, ale raczej Roman Grodecki, czyli tłumacz jego kroniki.
Nie byłoby to szczególnie zaskakujące, bo ogółem tekst Galla Anonima uchodzi za bardzo trudny
do wiernego oddania w jakimkolwiek języku. W wielu przypadkach trzeba zgadywać, co właściwie
autor miał na myśli, albo jak rozumiał konkretne słowa. Zdaniem Wiszewskiego, do listy spornych
fragmentów należy dodać także ten o orszaku Dobrawy. Tak naprawdę autor dzieła napisał raczej, że
„pani owa przybyła do Polski z wielkim świeckim i kościelnym przepychem rzeczy służących
pobożności” . O żadnych księżach nie było mowy. I to już brzmi zdecydowanie bardziej wiarygodnie.
102

W 965 roku na dworze w Pradze mogło działać kilkunastu duchownych, a w całych Czechach nie
więcej niż kilkudziesięciu. Bolesław Okrutny, nawet gdyby chciał, nie mógłby wysłać misji do
Wielkopolski bez wsparcia i wcześniejszej konsultacji z Bawarczykami. A ponieważ tworzenie takiej
misji w ogóle nie leżało w jego planach, to można śmiało przyjąć, że Dobrawie towarzyszyło najwyżej
kilku księży. Albo nawet – tylko jeden osobisty kapelan. Na potrzeby księżnej pani i kręgu
najbliższych jej osób nie potrzeba było więcej . 103

Tak skromne towarzystwo wcale nie stało na przeszkodzie planom Dobrawy. Wręcz przeciwnie.
Skoro nie była narażona na niechętne pomruki całej gromady specjalistów od nawracania, mogła
podejść do sprawy nieszablonowo. Zamiast wygłaszać nudne kazania i wykłady z dogmatów, odwołała
się do emocji. Jej kapelan z pewnością zabrał z Pragi lichtarze, ornaty, pateny, kielichy, puszki na
hostię i przenośny ołtarz. Niewykluczone, że posiadał nawet imponujący swoimi rozmiarami,
barwami i obszyciami namiot liturgiczny, służący do odprawiania mszy w podróży i w miejscach
pozbawionych kościołów . Wszystkie te kosztowne przedmioty mogły z powodzeniem nie tylko
104

wzbudzić zainteresowanie księcia, ale wręcz – autentycznie go olśnić.


Na to właśnie zdaje się wskazywać dokładna lektura kroniki Galla Anonima. Autor stwierdził, że
w pierwszej kolejności Dobrawa zaimponowała Mieszkowi „zwyczajem chrześcijańskim”: a więc
całym towarzyszącym jej bogactwem. Dopiero później książę stopniowo zaczął się przekonywać do
wiary jako takiej . Podobnie, przynajmniej według zachowanej legendy, rzecz wyglądała w przypadku
105

władcy Rusi, Włodzimierza Wielkiego, który ochrzcił się dwie dekady po Mieszku. Opowiadano, że
zdecydował się na przyjęcie chrześcijaństwa za namową posłów, których zachwyciły bizantyjskie
świątynie i ceremonie. „I przyszliśmy do Greków, i wiedli nas tam, gdzie służą Bogu swojemu, i nie
wiedzieliśmy, czy w niebie byliśmy, czy też na ziemi: nie ma bowiem na ziemi takiego widowiska ani
piękna takiego, i nie wiemy, jak opowiedzieć o tym” – relacjonowali wysłannicy, jeśli wierzyć
spisanej na początku XII wieku Powieści minionych lat. A na koniec stwierdzili jeszcze: „Tylko to
wiemy, że tam Bóg z ludźmi przebywa” . Mieszko nie miał oczywiście okazji zobaczyć budowli
106

Konstantynopola ani cudów Rzymu. Same skarby Dobrawy mogły jednak sprawić, że zaczął poważnie
traktować jej opowieści o potędze chrześcijańskiego Boga. Oraz ogółem to, o czym mówiła mu świeżo
poślubiona żona.
W najlepszym interesie Dobrawy leżało udowodnienie Mieszkowi, że jest dla niego niezastąpiona.
I że jej dobre rady mogą przynieść mu niemożliwe wręcz do przecenienia korzyści. Nie zamierzała
sięgać po półśrodki. Zaczęła od razu od sprawy kluczowej, a zarazem śmiertelnie niebezpiecznej.
Dzięki kronice saskiego mnicha Widukinda wiemy, że niedługo po przyjeździe Czeszki do
Wielkopolski Mieszko nawiązał stosunki dyplomatyczne z Niemcami. I to nie z byle margrabią czy
księciem, ale z samym cesarzem. Taki krok wymagał prawdziwej brawury. Inni słowiańscy władcy
przed nim też próbowali pertraktować z Niemcami. I rzadko kończyło się to dla nich dobrze. W 939
roku reprezentant monarchy na wschodzie, potężny legat Geron, zaprosił trzydziestu pogańskich
wodzów na uroczystą ucztę. Zwabił ich ofertą negocjacji, a kiedy tylko przybyli, z zimną krwią kazał
wszystkich otruć. Zaledwie jeden wielmoża zdołał uciec i donieść o zbrodni swoim pobratymcom.
Paręnaście lat później, za radą tego samego Gerona, Niemcy ścięli głowy siedmiuset słowiańskim
jeńcom, by skłonić starszyzny ich plemion do większej uległości. Nie obeszło się bez iście
szatańskiego spektaklu. Setki trupów zostały zwalone na sterty wokół nabitej na pal głowy
nieprzyjacielskiego wodza. Pośrodku tego morza śmierci Geron kazał pozostawić przy życiu jednego,
jedynego człowieka – grającego mu na nerwach doradcę wroga. Wyłupiono mu oczy, wyrwano język
i porzucono na pastwę losu . 107

Mieszko musiał wiedzieć o tych zajściach, a i tak zapuścił się do jaskini lwa. Moment był
nieprzypadkowy. Geron właśnie umarł, a cesarz Otton – większość czasu spędzający w Italii –
wizytował wschodnie tereny swojego państwa. Tematów do omówienia nie brakowało. Po pierwsze,
Piastowie rozszerzyli granice swojego państwa poza Odrę, zajmując ziemie, do których prawo rościli
sobie także Niemcy. Władcy Rzeszy od kilkudziesięciu lat prowadzili krwawe wojny ze słowiańskimi
plemionami zamieszkującymi na wschód od Saksonii. Południowa część tego dzikiego obszaru dość
wcześnie poddała się Niemcom, a ci twardą ręką kontrolowali sytuację z nowo założonego grodu
w Miśni. Na północy rzecz wyglądała zgoła inaczej. Granice były czysto umowne. Może i tutejsze
plemiona, przymuszone ogniem, mieczem i trucizną, zaakceptowały zwierzchność Niemców, a nawet
płaciły trybuty cesarzowi, ale w żadnym razie nie zostały podbite. Wciąż prowadziły własną politykę,
wybierały wodzów i wszczynały wojny. Przeciwko sąsiadom, ale też – przeciw Ottonowi i jego
delegatom w Saksonii . 108

Po drugie, w szeregach Lutyków walczył przeciwko Mieszkowi pewien niemiecki arystokrata


imieniem Wichman. Było wprawdzie wiadomo, że to banita, przegnany z Rzeszy za udział w spiskach
przeciw cesarzowi, zarazem jednak – był to krewniak władcy . Gdyby Mieszko go zabił lub poniżył,
109

cesarz byłby zmuszony szukać pomsty. Wreszcie sama wojna między Piastami a Lutykami żywo
interesowała Niemców. Podczas pamiętnej uczty z 937 roku Geron wymordował nie jakichś
przypadkowych wodzów Słowian, ale właśnie – przywódców Lutyków. Od tego czasu Niemcy ze
zmiennym szczęściem starali się poskromić niezależność Związku, stanowiącego głównego sprawcę
buntów i niepokojów na Połabiu. Teraz w walki wmieszał się także Mieszko i z perspektywy cesarza
wyglądało to na kolejną próbę naruszenia niemieckiej strefy wpływów.
Dyskusja o każdej z tych drażliwych kwestii łatwo mogła doprowadzić do otwartego konfliktu.
Mieszko stał z pozoru na straconej pozycji: jako barbarzyński, pogański władca wyruszał na osobiste
negocjacje z suwerenem chrześcijańskiego świata. Mało kto wierzył, że uda mu się wrócić cało,
a bracia już ostrzyli sobie zęby na jego grody i ziemie. Książę jednak nie tylko powrócił z tarczą, ale
też z bezcennym układem w dłoni. Cesarz uznał go oficjalnie za swojego przyjaciela, a więc za
człowieka honoru, płacącego długi własną krwią i godnego zaufania. Podobne układy były znane
w Niemczech, ale sam Otton zawierał je niezwykle rzadko. A co dopiero z poganami! 110

Ten doniosły akt zupełnie zmienił reguły gry. Dwie dotąd odrębne wojny z Lutykami – ta
niemiecka i ta piastowska – zaczęły przypominać jednolity konflikt. Sam Mieszko natomiast nie
musiał już dłużej obawiać się ani krwawej rozprawy z Wichmanem, ani tego, że Niemcy wbiją mu nóż
w plecy w najgorszym momencie. Był to jego wielki sukces. Ale chyba jeszcze większy Dobrawy.

Spotkanie, do którego nigdy nie doszło. Na ilustracji krwiożerczy Geron


przyjmuje księcia Mieszka. W rzeczywistości władca Wielkopolski przybył do
Niemiec już po śmierci niesławnego margrabiego.
Getty Images

Kronikarz Thietmar wspomni po latach, że Mieszko „nie odważył się nigdy wejść w futrze do
domu” ważnego niemieckiego możnowładcy, ani „siedzieć, gdy on się podniósł z miejsca” . Tę 111

relację zwykło się komentować jako przykład daleko posuniętej uległości czy wręcz (udawanej?)
służalczości księcia. Thietmarowi chodziło jednak o coś zupełnie innego. Zachwycał się dzikim
władcą, który pomimo swego pochodzenia w mig pojął łacińskie obyczaje: wiedział, że zdjęcie futra
to sposób na wyrażenie szacunku, a siedzenie, gdy człowiek podobnej rangi wstaje, uważane jest za
afront . Musiał też znać dziesiątki innych elementów skomplikowanego kodu kulturowego, który
112

rządził średniowiecznym światem. To była rzecz niespotykana i da się ją wyjaśnić tylko w jeden
sposób. Ktoś musiał wpoić księciu całą tę wiedzę. Jedyną zdolną do tego osobą w otoczeniu Mieszka
była w 965 czy 966 roku Dobrawa. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa to właśnie ją należy uznać
za tajną broń Mieszka w negocjacjach. A może nawet za szarą eminencję, kierującą z cienia sekwencją
zdarzeń. Predyspozycji ku temu jej nie brakowało. Jako nastolatka miała przecież okazję obserwować
pertraktacje swojego ojca z tym samym Ottonem. Spędziła też całe swoje dotychczasowe życie
w państwie, które prowadziło stałą grę dyplomatyczną z Niemcami, zgadzając się na nominalną
podległość względem Rzeszy, ale jednocześnie zachowując niemal stuprocentową niezawisłość.
Do rozmów musiało dojść pomiędzy wiosną 965 a jesienią 966 roku, bo to wtedy cesarz przebywał
na wschodzie swojego rozległego imperium. Dawniej historycy opowiadali się za jak najpóźniejszym
możliwym terminem i to mimo że zwlekanie wcale nie leżało w interesie Mieszka. Piastowi bez
wątpienia zależało na pilnym przygotowaniu się do dalszej wojny z Lutykami. Naukowcy tłumaczyli
jednak, że jako poganin Mieszko nie byłby w stanie wkraść się w łaski cesarza, a tym bardziej zostać
jego przyjacielem. Dzisiaj wiadomo już, że przy takich układach Niemcy wcale nie wymagali, by
druga strona była ochrzczona . Nie ma więc potrzeby przesuwać wydarzeń na sam koniec roku 966.
113

Mieszko wyjechał do Niemiec raczej w lecie lub na jesieni 965 roku. Możliwe, że nastąpiła też druga
runda negocjacji, rozegrana już na jego ziemiach, a konkretnie w Poznaniu. Na taką ewentualność
wskazuje jeden z rękopisów tak zwanej Kroniki polsko-śląskiej, według którego Mieszko właśnie
w Poznaniu „uznał się lennikiem cesarza” . Jeśli tak w istocie było, to Dobrawa mogła zupełnie
114

z bliska wpływać na przebieg rozmów i kreować ich finalny rezultat.


Już kilka miesięcy po swoim przybyciu do Wielkopolski, stała się dla Mieszka najbliższym
i najważniejszym współpracownikiem. Na jednej płaszczyźnie wciąż jednak byli sobie obcy. Dobrawa
wspierała męża, walczyła o jego sympatię i szacunek, ale na skonsumowanie małżeństwa
konsekwentnie nie wyrażała zgody.
Szatańskie pokusy

To nie był z jej strony żaden seksualny szantaż . Dobrawa musiałaby być kobietą nadzwyczaj naiwną,
115

by uwierzyć, że cokolwiek ugra, odmawiając udania się z Mieszkiem do łożnicy. Nie byli przecież
zakochaną parą nastolatków, ale czysto koniunkturalnym małżeństwem. Nawet jeśli Dobrawa, dzięki
swojemu politycznemu instynktowi i celnym poradom, zawróciła Mieszkowi w głowie, to przecież nie
zrobiła mu przy okazji lobotomii. Władca raczej nie zapałał do żony tak silnymi emocjami, że dla
parunastu minut rozkoszy był gotów wywrócić reguły rządzące jego państwem. Zresztą księżna
odmówiła Mieszkowi seksu nie po to, aby go do czegokolwiek zmusić, ale z uwagi na własne
sumienie. A może też obawę przed tym, co ludzie powiedzą.
Średniowiecze miało problem z seksem. Cała sfera intymnego życia budziła wyraźny niepokój
i była obwarowana rygorystycznymi zakazami. Już w VI wieku Cezary z Arles ostrzegał, że
uprawianie seksu w dni świąteczne może doprowadzić do poczęcia dziecka upośledzonego, chorego na
epilepsję lub nawet trędowatego. W kolejnych stuleciach zabraniano nie tylko seksu w niedzielę, ale
również w środy, piątki, w trakcie Wielkiego Postu, adwentu, pomiędzy świtem a zmrokiem, przez
kilka tygodni poprzedzających święto Zesłania Ducha Świętego, w każde inne ważne święto i jego
wigilię, przez pierwsze trzy dni po ślubie, a nawet siedem dni przed i po przyjęciu Komunii
Świętej... Każde odstępstwo oznaczało grzech ciężki. Ten zaś, w wyobrażeniu ludzi epoki, wcale nie
116

musiał wiązać się z mglistymi konsekwencjami na trudnym do wyobrażenia Sądzie Ostatecznym.


Wierzono, że grzesznika lub jego najbliższych kara może spotkać w dowolnym momencie, tu na
ziemi. Wystarczyło, że poprzez swoje działania popadł w niełaskę u Boga lub u świętych Pańskich . 117

Jeśli natomiast na cenzurowanym można było się znaleźć za baraszkowanie z mężem po wschodzie
słońca, to co dopiero za seks z poganinem.
W tej kwestii kościelni moraliści byli wyjątkowo stanowczy. Ślub z niewiernym? Dla dobra
sprawy, proszę bardzo. Ale seks? Absolutnie wykluczone. Małżeński stosunek wyobrażano sobie jako
znacznie więcej niż tylko źródło chwilowej przyjemności. W cielesnej więzi męża i żony miał się
odbijać obraz uświęconych relacji Chrystusa z jego Kościołem . To zaś oznaczało, że chrześcijanka
118

oddająca ciało poganinowi nie tylko grzeszy, ale też bruka plan Boży i pluje na ofiarę Jezusa, który
oddał za nią życie na krzyżu. Można oczywiście się zastanawiać, czy surowe opinie teologów
wystarczały, by powstrzymać księżne i królowe przed pożyciem ze swoimi mężami. W pogotowiu
czekali jednak czujni hierarchowie, wypatrujący każdego naruszenia zasad. Znany jest na przykład list
papieża Bonifacego V do Etelbergi – żony pogańskiego władcy Northumbrii. Ojciec Święty wyrażał
ubolewanie na wieść, że kobieta uległa mężowi i oddała mu swą cnotę. Wypominał jej, że w efekcie
straciła szansę, by pewna „część jej ciała” poznała „najwyższą i niepodzielną Trójcę”. Dawał jej też
do zrozumienia, że jeśli nie podwoi wysiłków i nie przekona męża do chrztu, to nigdy nie doświadczy
prawdziwego małżeńskiego szczęścia. „Jakże bowiem można twierdzić, że jesteście w swym związku
jednością, jeśli on, wprowadziwszy między was ciemności obrzydliwego błędu, pozostaje obcy
blaskowi twej wiary?” – pytał retorycznie biskup Rzymu . 119

Dobrawa mogła obawiać się podobnego sztorcowania ze strony metropolity mogunckiego albo też
– autentycznie drżeć przed karą boską bądź splamieniem swojego wizerunku pobożnej matrony.
Niewykluczone jednak, że kierowały nią także bardziej cyniczne pobudki. Pomimo uporządkowania
relacji z Niemcami i uzyskania pomocy z Czech, losy jej męża wciąż były niepewne. Mógł przegrać
swoją wojnę z Lutykami lub stracić tron na rzecz jednego z krewniaków. Dobrawa tymczasem nie
zamierzała iść na dno razem z nim. Białe małżeństwo mogło być dla niej kołem ratunkowym. Nie
wydawało się ono do końca legalne w świetle piastowskich zwyczajów, a i z perspektywy prawa
chrześcijańskiego budziło uzasadnione wątpliwości. Już w czasach karolińskich w kręgach
kościelnych zaczął się upowszechniać pogląd, że to nie „konsensus”, ale dopiero „coitus” świadczy
o ważności związku. Jeśli nie doszło do nocy poślubnej, to żona w razie potrzeby wciąż mogła
podawać się za pannę. Czeska księżniczka musiała zdawać sobie sprawę, że w krytycznym momencie
ten drobny fakt może przesądzić o jej szansach na uratowanie życia i na bezpieczny powrót do
ojczyzny. W jej najlepszym interesie leżało więc poczekanie z uciechami łoża, aż Mieszko ugruntuje
swoją pozycję .120

Na pewno wciąż mu w tym pomagała, ale też z coraz większą determinacją starała się skierować
myśli księcia ku chrześcijaństwu. Moment był doskonały. Mieszko wrócił właśnie z Niemiec, gdzie
wszystko – a w każdym razie wszystko w otoczeniu jego cesarskiej mości Ottona I – było większe,
wspanialsze, bardziej zbytkowne. Książę nie musiał już dłużej bazować na opowieściach żony i na
swojej wyobraźni. Na własne oczy zobaczył, czym jest łacińska cywilizacja. I najwidoczniej był
zachwycony, bo chyba właśnie po tej podróży rozpoczął budowę pierwszego kamiennego pałacu na
ziemiach polskich – okazałej piętrowej siedziby górującej nad grodem w Poznaniu. Na ślad tej
konstrukcji archeolodzy natrafili dopiero przed parunastoma laty i wciąż wywołuje ona zażarte spory.
Nic dziwnego: odkrycie palatium na Ostrowie Tumskim wywróciło do góry nogami to, co dotąd
wiedzieliśmy o początkach Polski. Do łask wróciła teoria, zgodnie z którą właśnie Poznań, a nie
Gniezno, był stolicą państwa Mieszka I. A w każdym razie – był nią na samym początku panowania
księcia. To tutaj Dobrawa przybyła z Czech i tu spędziła pierwsze, burzliwe lata pobytu
w Wielkopolsce . 121

Nie istnieją łatwe sposoby ustalania czasu budowy kamiennych konstrukcji. Pod fundamentami
poznańskiej rezydencji odnaleziono jednak drewniane belki. To kluczowa informacja, bo drewno
można datować z dużą dokładnością, o ile tylko zachował się w nim widoczny przekrój słojów. Ich
przyrost pozwala często stwierdzić nawet co do roku, kiedy ścięto drzewo wykorzystane przy danej
budowie. W przypadku Poznania rolę metryki pełni belka wyciągnięta z miejsca, gdzie znajdował się
próg pałacu. Przez setki lat przechodzili nad nią książęta, księżne, słudzy i wielmożni goście. Tysiące
osób mijających wrota piastowskiej siedziby. Dzisiaj dzięki niepozornemu kawałkowi drewna można
stwierdzić, że pałac powstał niedługo po połowie X wieku. Dokładna data pozostaje zagadką,
ponieważ nie przetrwała ostatnia, zewnętrzna warstwa słojów . Być może jednak precyzyjny termin,
122

kiedy ruszyła budowa pałacu, można ustalić w inny sposób: po prostu spoglądając na plan rezydencji.
Wszystkie znane siedziby pierwszych Piastów – a natrafiono na pozostałości czterech kamiennych
pałaców z czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego – posiadały kaplice. W każdym przypadku
miejsce modlitwy stanowiło kluczowy element rezydencji, wyraźnie z nią połączony
i wyeksponowany. W każdym, poza Poznaniem. Tutaj kaplica wyglądała bardzo niepozornie, a na
dodatek wybudowano ją nie na głównej osi budynku, ale z boku, na przedłużeniu południowej ściany
rezydencji. Archeolodzy komentowali z zaskoczeniem, że taka konstrukcja to ewenement. Zresztą
właśnie unikalne położenie kaplicy sprawiło, że jej pozostałości udało się odkopać dopiero w 2008
roku – niemal dekadę po tym, jak świat obiegła wiadomość o zlokalizowaniu poznańskiego pałacu . 123

Kaplica miała nawę o powierzchni zaledwie dziesięciu metrów kwadratowych. Nawet malutką
rotundę na wzgórzu zamkowym w Cieszynie, jedną z najstarszych wciąż stojących świątyń w Polsce,
należałoby w porównaniu z nią uznać za giganta. W Poznaniu mszy mogło jednocześnie słuchać kilka
osób, ale na pewno nie cały dwór, czy choćby bezpośrednie otoczenie władcy . Poza tym budynek
124

zupełnie nie pasuje do reszty konstrukcji. Robi takie wrażenie, jakby został na siłę dołączony do już
istniejącego – lub budowanego – pałacu. I chyba można z pełną powagą potraktować przypuszczenie,
że właśnie tak się stało.
Już nie raz sugerowano, że Mieszko rozpoczął stawianie pałacu, zanim się ochrzcił . Inspiracja
125

raczej nie pochodziła od Dobrawy ani od członków jej dworu. Przemyślidzi w tym okresie nie
wyrażali żadnego zainteresowania murowaną architekturą. Znana jest zaledwie garstka kamiennych
kościołów z czasów Bolesława Okrutnego, ale nic nie wiadomo o kamiennych pałacach – nawet
w Pradze. Mieszko zasugerował się raczej cesarskimi rezydencjami . Bardzo też możliwe, że od razu
126

ze swojej podróży do Niemiec sprowadził do Wielkopolski zespół murarzy i architektów, kusząc ich
sowitym wynagrodzeniem w srebrze. Trwająca wojna bez wątpienia utrudniała przeprowadzenie tak
ogromnej inwestycji. Z drugiej jednak strony – wspaniały pałac, rzecz, jakiej dotąd w kraju nie
widziano, mógł pomóc w umocnieniu prestiżu władcy w tym trudnym okresie.
O ile książę często wyjeżdżał, by walczyć z wrogami i podbijać nowe ziemie, o tyle
dla Dobrawy poznański pałac stał się centrum jej świata. Tu też znajdowała się
jej kaplica – kolebka polskiego chrześcijaństwa.
Wizualizacja wykonana przez Piotra Walichnowskiego

Budowa ruszyła bardzo szybko. Pierwszą łopatę wbito chyba jeszcze w 965 roku, jeśli
w pierwotnym układzie w ogóle nie znalazło się miejsce na kaplicę. Dopiero później, gdy wpływ
Dobrawy na Mieszka wzmocnił się, a sam książę zaczął coraz to bardziej interesować się
chrześcijaństwem, zapadła decyzja, by do rezydencji, nieco na siłę, dodać jeszcze jeden człon . Dość 127

skromny, bo jednak Mieszkiem kierował tylko szacunek dla żony i chęć spełnienia jej zachcianek. Na
tym etapie władca wciąż nawet nie podejrzewał, że rychło sam będzie padać na kolana w nowo
zbudowanej kaplicy.
Dobrawa miała dwa asy w rękawie. Pierwszego podsunął jej sam mąż. Nie musiał nawet nic
mówić. Budowa pałacu była wystarczającym sygnałem, że księciu marzy się coś więcej niż życie
w długiej drewnianej chacie na wzór przodków. Teraz trzeba było wykorzystać okazję i rozbudzić we
władcy ambicję. Sprawić, że szeregowy słowiański książę zapragnie na równej stopie układać się
z chrześcijańskimi sąsiadami. A zarazem – że pojmie, iż do tego potrzebny jest chrzest . 128

Drugi argument był nawet ważniejszy. Dobrawa, zamiast odmalowywać abstrakcyjne korzyści lub
straszyć Mieszka niezrozumiałymi dla niego piekielnymi katuszami, odwołała się do lęków, które
i tak trapiły księcia. Przegrane bitwy i ciągła groźba utraty władzy musiały zachwiać zaufaniem jej
męża do pogańskich bogów. A jeśli nie, to przynajmniej podważyły jego ślepą wiarę w to, że ci
bogowie w chwili próby opowiedzą się po stronie Piastów. Trwały właśnie przygotowania do
decydującego rozstrzygnięcia zbrojnego – kampanii przeciwko Lutykom, w której miały wziąć udział
czeskie posiłki. To od tej chwili wszystko zależało i Dobrawa bez wątpienia skorzystała ze
sposobności, by omotać męża. W opowieściach, których z zainteresowaniem słuchał Mieszko, zaczęła
odwoływać się do zbrojnych triumfów odnoszonych z imieniem Chrystusa na ustach. Nie musiała
sięgać daleko. Bitwy jej ojca, sukcesy wuja, ale i morze krwi, w którym tonęło słowiańskie Połabie,
podbijane przez Niemców. Wszystko to działo się z błogosławieństwem chrześcijańskiego Boga.
Mieszko też miał szansę skorzystać z Jego łaski – wystarczyło w porę Mu zaufać . A przede
129

wszystkim w porę zaufać Dobrawie.


Decyzja nie musiała być wcale efektem wielomiesięcznych rozmyślań i przygotowań. Nie musiały
jej poprzedzać posty i długi katechumenat. Wręcz przeciwnie: wszystko, co wiemy na temat chrztu
Mieszka, sugeruje, że odbył się on zupełnie spontanicznie.
Chrzest, którego nie było

Dowodem ponownie jest... brak dowodów. Chrzty władców miały z reguły uroczystą oprawę.
Spraszano na nie znamienitych gości, a nabożeństwa celebrowali biskupi w asyście całych grup
duchownych. Tak samo wyobrażano sobie dawniej akt nawrócenia Mieszka. Jerzy Dowiat, autor
głośnej i wielokrotnie wznawianej książki Chrzest Polski, twierdził nawet, że wie, gdzie dokładnie
doszło do uroczystości. Jego zdaniem Mieszko został chrześcijaninem w Ratyzbonie, jako miejscu
o odpowiedniej randze, dysponującym okazałą katedrą . Historyk był jednak w błędzie. Gdyby
130

rzeczywiście chrzest odbył się w Bawarii, biskup Ratyzbony Michał trąbiłby o swoim sukcesie na
lewo i prawo. Informacja przeniknęłaby do miejscowych roczników i do kronik – chociażby do dzieła
Thietmara, który dobrze znał postać rzekomego „chrzciciela” Mieszka . Tymczasem w niemieckich
131

i czeskich źródłach nie tylko nie wspomniano o misji wysłanej do Polski, ale też w ogóle nie
zauważono chrztu Mieszka. Wniosek nasuwa się sam: ceremonia odbyła się na miejscu, pewnie
w Poznaniu, a celebransem był nie żaden biskup, ale prosty prezbiter ze świty Dobrawy . 132

W średniowieczu podobne przypadki należały do rzadkości. Fakt, że Mieszko nawrócił się w ramach
wielkiej prowizorki, tylko jednak potwierdza, że za całą inicjatywą stała jego obrotna żona.
Thietmar i Gall Anonim nieprzypadkowo przedstawili ją jako kobietę cechującą się uporem
i nieustępliwością. W ich relacjach Dobrawa jest władczynią przebiegłą, charyzmatyczną, odwołującą
się do szerokiego asortymentu środków, a przede wszystkim: niezwykle inteligentną. Księżna, według
biskupa Merseburga, już w chwili przyjazdu do Polski posiadała plan nawrócenia Mieszka, po czym
konsekwentnie, krok po kroku, go realizowała. Zmiękczyła serce poganina, ustępowała mu w różnych
kwestiach, ukrywała trudy i wyrzeczenia wiążące się z praktykowaniem chrześcijaństwa. Wreszcie –
przeszła do ataku . I taka była chyba także ta prawdziwa (a nie tylko wyobrażona w kronikach)
133

Dobrawa.
Do realizacji swojego sprytnego projektu władczyni potrzebowała tylko jednego współspiskowca:
księdza gotowego ochrzcić Mieszka bez formalności, oczekiwania i wzywania najbliższego biskupa.
Tym sojusznikiem był, jak się zdaje, osobisty kapelan Dobrawy Jordan. Wyraził on na wszystko zgodę
i nie zawiódł się. Jego imię zapamiętała zarówno polska, jak i niemiecka tradycja, najwidoczniej więc
zdobył niemałą sławę. Poza tym, jako człowiek, który zanurzył księcia w wodzie chrztu, miał
doskonałe argumenty, by ubiegać się o awans: ze zwykłego prezbitera na pierwszego polskiego
biskupa .
134

Dokładna data wydarzenia nie jest znana. Najstarsze polskie roczniki podają rok – 966 – ale nie
miesiąc czy dzień. Mimo to Jerzy Dowiat stwierdził kategorycznie, że Mieszko dołączył do trzódki
pańskiej w Wielką Sobotę 14 kwietnia . Taki termin nasuwa się poniekąd sam, biorąc pod uwagę
135

tradycje obowiązujące w Kościele. Huczne chrzty władców odbywały się najczęściej właśnie przed
Wielkanocą. Dodatkowego argumentu dostarcza relacja Thietmara. „Jedni twierdzą iż [Dobrawa] jadła
mięso w okresie jednego Wielkiego Postu, inni zaś, że w trzech takich okresach” – pisał kronikarz . 136

Za prawdziwy przyjmuje się zwykle pierwszy wariant. Podobno księżna zgrzeszyła zaraz po przybyciu
do Poznania, ale w kolejnym roku już pościła przed Wielkanocą, a Mieszko – jako człowiek
sumiennie przygotowujący się do chrztu – robił to razem z nią. Może jednak wcale nie należy z góry
skreślać alternatywnej wersji historii podanej przez Thietmara. Dobrawa, starająca się wpłynąć na
Mieszka, mogła złamać post tak w 965, jak i 966 roku. Dopiero później, dość niespodziewanie, książę
zdecydował się na chrzest. Fakt, że jego przygotowania skrócono do minimum, mógł doprowadzić do
pewnego zamieszania. I do tego, że powstały różne opowieści na temat skali poświęcenia Dobrawy.
Na dobrą sprawę nie powinniśmy wykluczać żadnego terminu chrztu. Jeśli był to rzeczywiście
spontaniczny akt, to mogło do niego dojść w dowolne względnie ważne święto czy choćby
w zwyczajną niedzielę. Od proponowanej przez Dowiata Wielkanocy bardziej prawdopodobne wydaje
się już Boże Narodzenie. Aż do jesieni 966 roku w Niemczech przebywał cesarz Otton, z którym
Mieszko zawarł układ o przyjaźni . Gdyby chrzest odbył się przed ponownym wyjazdem
137

niemieckiego władcy do Italii, książę postarałby się powiadomić go o tym fakcie. Zaprosiłby też
pewnie cesarskich delegatów do Poznania. Nie ma po podobnej inicjatywie żadnego śladu.
Najwidoczniej Mieszko uległ Dobrawie dopiero pod koniec roku. Wtedy, gdy długie zimowe wieczory
dawały szczególnie wiele okazji do manipulowania księciem i do skłonienia go, by „zwymiotował
truciznę” pogaństwa .138

Pewnego uściślenia wymaga też skala przełomu, który wówczas nastąpił. Po latach Thietmar
stwierdzi, że „w ślad za głową i swoim umiłowanym władcą natychmiast poszły ułomne dotąd członki
spośród ludu i w szatę godową przyodziane, w poczet synów Chrystusa zostały zaliczone” . To była139

jednak romantyczna i mocno naciągana wizja. Do dzisiaj wielu historyków twierdzi, że


w tradycyjnych społecznościach religia stanowiła solidarne zobowiązanie całej wspólnoty. Wszyscy
musieli wierzyć w to samo, a zmiana wyznania księcia prowadziła do natychmiastowej i przymusowej
konwersji jego poddanych . Na istnienie podobnego podejścia nie ma tymczasem dowodów. Znane są
140

rozliczne przypadki władców, którzy przyjmowali chrzest indywidualnie, nie zmuszając do tego nawet
własnych dzieci, krewniaków czy współpracowników. Tak wyglądała konwersja ruskiej księżnej Olgi,
a także wiele nawróceń wodzów w Skandynawii. Nawet jeśli za przykładem księcia szło jego
otoczenie, to na tym rzecz się kończyła. Przynajmniej do XII wieku nikt nie próbował przeprowadzać
masowych chrztów ani docierać z wiarą do prostej ludności nowo schrystianizowanych państw. Tak
było w Czechach, na Węgrzech i z pewnością także w kraju Mieszka . 141

Najwyższa pora odrzucić wizję, w której tysiące mężczyzn i kobiet gnają do najbliższego jeziora
lub rzeki, by tam zmyć z siebie piętno grzechu pierworodnego pod okiem Jordana. Tak samo nie ma
co sobie zaprzątać głowy okryciami interpretowanymi jako misy chrzcielne czy baptysteria z czasów
Mieszka i Dobrawy. Polscy archeolodzy wręcz wyspecjalizowali się w poszukiwaniu podobnych
obiektów. Tymczasem w średniowiecznej Europie w ogóle nie było żadnych baptysteriów
rozumianych jako odrębne budynki czy wydzielone części świątyń służące wyłącznie zbiorowym
chrztom dorosłych . Konstrukcje, którym w Polsce przypisuje się taką funkcję, są o wiele zbyt duże
142

i mają trudny do wytłumaczenia kształt. Nie sposób też wyobrazić sobie korzystania z nich
w praktyce. Przykładowo przyjmowanie chrześcijaństwa w tym, co archeolodzy uważają za basen
chrzcielny w Poznaniu, musiałoby bardziej przypominać zabawę w aquaparku niż podniosłą
uroczystość religijną. Zbiornik ten miał pochyłe, śliskie dno, obniżające się o ćwierć metra między
jedną krawędzią a drugą. Zamiast myśleć o chrzcie, katechumen byłby zmuszony koncentrować całą
swoją uwagę na utrzymywaniu równowagi. Tak naprawdę ten basen to raczej pozostałość po
mieszadle do zaprawy murarskiej potrzebnej przy budowie pierwszych kamiennych budynków
w stolicy Mieszka .143

Ogółem Dobrawa wcale nie doprowadziła do ochrzczenia państwa Piastów. Coś takiego jak chrzest
Polski po prostu nigdy nie miało miejsca. Księżna nawróciła Mieszka. To już był wielki sukces, który
w zupełności wystarczył, by popchnąć losy kraju na nowe tory. W 967 roku, przy wsparciu kilkuset
czeskich wojowników, władca Wielkopolski rozgromił Lutyków w decydującej bitwie . Po kraju
144

rozniosła się wieść o potędze nowego Boga, pod którego sztandarami walczył. Dowódcy, wielmoże
i krewniacy księcia, początkowo sceptyczni, a może nawet oburzeni decyzją Mieszka, teraz jeden po
drugim szli w jego ślady.

Opowieści o tym, jakoby Dobrawa i Mieszko całymi dniami nawracali tabuny


poddanych, należy włożyć między bajki. W rzeczywistości państwo Piastów
pozostało krajem pogan przynajmniej do roku tysięcznego.
Archiwum autora/domena publiczna
To nie była ani powszechna, ani szczególnie świadoma chrystianizacja. Nie ma co się oszukiwać.
Jako chrześcijanin Mieszko wciąż jadł mięso w dni postne i nagminnie zapominał o piątym
przykazaniu. Pewnie nie przestał nawet składać ofiar pogańskim bożkom, dbając, by Bóg dostał
świeczkę, a diabeł (albo raczej któryś z duchów opiekuńczych) ogarek. Tak, pomimo przyjętego
chrztu, postępował węgierski książę Gejza. Swojemu biskupowi tłumaczył, że „stać go na to,
ponieważ jest bogaty” . I bardzo możliwe, że Mieszko podobnymi słowy zbywał pouczenia Jordana.
145

Prawdziwe efekty chrystianizacji staną się widoczne dopiero po kilku dekadach . Dobrawa uczyniła
146

jednak pierwszy krok: do stworzenia swojej legendy, a także... do odkupienia grzechu, którego się
dopuściła. W 967 roku na świat przyjdzie syn pary książęcej. Pomiędzy chrztem Mieszka a jego
narodzinami wcale jednak nie minie dziewięć miesięcy.
Pomiot piekieł

W sprawach seksu teoria na dłuższą metę rzadko szła w parze z praktyką. Trudno o lepszy przykład
niż królowa Franków Klotylda. W noc poślubną próbowała ona butnie zaszantażować męża, żądając
chrztu w zamian za swoje ciało. Potem jednak straciła rezon, bo legendy podają, że rodziła dzieci
wciąż pogańskiemu Chlodwigowi, po czym chrzciła je w ścisłej tajemnicy . Nie ma się jej co dziwić.
147

W walce o względy męża zupełny rygoryzm moralny potrafił być największym wrogiem władczyni.
Dobrawa doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Przed przyjazdem do Wielkopolski na własne oczy
obserwowała, co dzieje się, gdy żona nie potrafi wyczuć, w którym momencie uporządkowane relacje
z mężem stają się ważniejsze od cnoty. W Czechach pewien brak rozsądku przypisywano
Strzeżysławie – żonie Sławnika rządzącego położonymi nieopodal Pragi Libicami. Przez swoją
nadmierną wstrzemięźliwość władczyni sprawiła ponoć, że zmęczony celibatem książę zaczął
otwarcie obcować „z całą gromadą kobiet”. I chyba się nie ograniczał, bo historia wciąż była znana
pół wieku później, a zbyt cnotliwą Strzeżysławę zbeształ w swoich pismach nawet Brunon
z Kwerfurtu – święty biskup i misjonarz . 148

W przypadku Dobrawy sprawa była o tyle trudniejsza, że Mieszko już miał swój harem i stale
z nim „obcował”. Nie chodziło o to, by przed czymś go powstrzymać, ale by skłonić księcia do
zupełnej zmiany obyczajów. Do porzucenia orszaku nałożnic, który towarzyszył mu, odkąd tylko
osiągnął dorosłość i do zaakceptowania – przynajmniej oficjalnie – monogamii. Księżna na pewno nie
pozwoliła, by o czymkolwiek przesądzał przypadek. Oddała się mężowi, ale to był kolejny element jej
przemyślanego planu, nie zaś decyzja podjęta pod presją chwili. Dobrawa sięgnęła po nowe argumenty
dopiero, gdy nabrała pewności, iż Mieszko poważnie rozważa przyjęcie chrztu. A może nawet –
dokładnie wtedy, gdy usłyszała od niego wstępną zgodę na konwersję. Zależało jej na tym, aby
w decydującym momencie zbliżyć się do męża i zagwarantować, że ten nie cofnie się przed realizacją
raz powziętego postanowienia. Teraz zresztą po prostu nie wypadało już dłużej trzymać go na dystans.
Mieszko zawierzył żonie w kluczowych sprawach politycznych, a nawet w kwestii swojej wiary.
Zgadzając się na wizytę w książęcej sypialni, Dobrawa dobitnie pokazywała, że to nie jest
jednostronna relacja. I że ona też potrafi obdarzyć poślubionego sobie mężczyznę zaufaniem.
O tym, że ich pierwszy raz nastąpił jeszcze przed chrztem Mieszka, wspomniał, choć nie wprost,
Thietmar. Kronikarz był prawdziwym ekspertem, jeśli chodzi o niedopowiedzenia i insynuacje. Pisał,
że Dobrawa „umyślnie postępowała przez jakiś czas zdrożnie, aby później móc długo działać dobrze”.
I na pewno nie chodziło mu wcale o jedzenie mięsa. Biskup Merseburga wymienił dwa konkretne
grzechy księżnej. Miała ona zrezygnować z postu, ale też z „umartwiania swojego ciała”. Można być
niemal pewnym, że to drugie określenie odnosiło się wprost do abstynencji seksualnej . Także dalszy
149

wywód Thietmara potwierdza, iż musiało mu chodzić o rzecz zdecydowanie większej wagi niż tylko
źródło białka w diecie.
Kronikarz stwierdził patetycznie: „Dowiedziałeś się przed chwilą czytelniku, o jej przewinie, zważ
teraz, jaki owoc wydała jej zbożna intencja!” . Z pozoru to wstęp do całego bukietu pochwał pod
150

adresem kobiety, która wprowadziła nowy kraj do chrześcijańskiej Europy. Thietmar wcale jednak nie
poprzestał na komplementach. W przeciwieństwie do Dobrawy, on był skrajnym rygorystą
w kwestiach obyczajowych. Dał temu dowód na samym początku swojej kroniki, opisując ze
szczegółami pewien odstręczający epizod z dziejów dynastii panującej. Był Wielki Czwartek przed
Wielkanocą, prawdopodobnie w 919 roku. Król Niemiec Henryk Ptasznik upił się, po czym
chwiejnym krokiem udał się od sypialni swojej małżonki, Matyldy. Kobieta szamotała się
i protestowała, ale na nic się to zdało. W pijackim szale monarcha zgwałcił ją i spłodził swojego
drugiego syna. Thietmar nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że winna gwałtu była przede
wszystkim sama Matylda. Podobno powiedział to nie kto inny, a szatan we własnej osobie. Pan piekieł
miał ukazać się „pewnej czcigodnej matronie” i oznajmić, że to za jego sprawą królowa „stała się
powolna chuciom męża”. Sam gwałt ani nie mierził, ani też szczególnie nie interesował Thietmara.
O całej historii pisał, ponieważ do stosunku doszło w dzień zakazany. W efekcie, zdaniem kronikarza
(czy też raczej zdaniem „cytowanego” przez niego diabła), w łonie kobiety zaczął rosnąć nie tyle
królewski potomek, co raczej pomiot szatana. Wprawdzie dziecko zostało ochrzczone, a o
przepędzenie piekielnego ducha zadbał cały tabun biskupów i księży, jednak zło już się dokonało.
Zgodnie z wywodem Thietmara w ten sposób powstała cała przeklęta odnoga dynastii. Nawet po stu
latach należeli do niej nieodmiennie ludzie naznaczeni piętnem: grzeszni, gwałtowni i wyjątkowo
zepsuci .
151

Sytuacja Dobrawy, przynajmniej w oczach kronikarza, wyglądała bardzo podobnie. Uległa


poganinowi, może nawet – uległa mu w okresie postu. Nie mogła w efekcie urodzić dziecka, na które
Bóg spoglądałby życzliwie. Thietmar nie miał wątpliwości co do tego, że żona Mieszka dała życie nie
przyszłemu władcy, ale niemalże demonowi. Miała urodzić „syna bardzo do niej niepodobnego,
sprawcę zguby wielu matek” . Bardzo możliwe, że zauważywszy pierwsze oznaki ciąży, Dobrawa też
152

nabrała poważnych obaw. W średniowiecznych księgach pokutnych wszelkie skazy moralne i fizyczne
wiązano właśnie z poczęciem dziecka w niewłaściwym czasie. W oczach Boga takie niemowlę było
bękartem, a matce mogła pomóc tylko głęboka i szczera pokuta . 153
Ludzie średniowiecza szczerze wierzyli, że współżycie w „złym czasie” może
doprowadzić do narodzin dziecka zdeformowanego i naznaczonego piętnem
szatana. Czy Dobrawa obawiała się, że tak właśnie stanie się z jej pierworodnym
synem?
Archiwum autora/domena publiczna

Kto wie, czy nie właśnie w obawach o losy syna kryje się wytłumaczenie wielkich religijnych
starań Dobrawy w kolejnych latach. Historia zapamięta ją jako kobietę, która nie tylko ochrzciła
Polskę, ale też dokonała niezliczonych wręcz kościelnych fundacji. Piętnastowieczny rocznikarz
Sędziwoj z Czechla przypisze „najpobożniejszej księżnej Dobrochnie” między innymi budowę
kościołów w Gnieźnie, Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu . W rzeczywistości Dobrawa nawet gdyby
154

chciała, nie mogłaby stawiać świątyń w grodach położonych poza granicami państwa Piastów. Realnie
można jej przypisać odpowiedzialność za pierwszą świątynię na Ostrowie Lednickim, może
w Gnieźnie, a na pewno – w Poznaniu . I to właśnie ten ostatni kościółek stał się jej oczkiem
155
w głowie. Wprawdzie kaplica pałacowa na Ostrowie Tumskim była bardzo skromnych rozmiarów, ale
Dobrawa zadbała o to, by uczynić z niej budowlę prawdziwie imponującą. Ściany pokryto
wielokolorowymi malowidłami. Archeolodzy natrafili na ślady użycia bieli wapiennej, czerwieni
żelazowej, a także błękitu. Dwie pierwsze barwy dało się dość łatwo uzyskać na miejscu, ale użycie
trzeciego pigmentu świadczy już o iście światowym rozmachu Dobrawy. W kaplicy korzystano
z barwnika pozyskanego z lazurytu, którego główne złoża znajdowały się aż w odległym Afganistanie
i który osiągał w Europie zawrotne ceny. Pokrywano nim z reguły tylko niewielkie i szczególnie
ważne partie malowideł – na przykład szaty Maryi. Biorąc pod uwagę, że kaplica Dobrawy otrzymała
wezwanie Matki Boskiej, tak mogło być również w tym przypadku.
Kolejnym elementem wystroju była misterna mozaika, prawdopodobnie umieszczona na ścianie
absydy lub na jej części. Archeolodzy odnaleźli dwieście trzydzieści malutkich sześcianów
wykonanych z przeźroczystego lub barwionego szkła i ozdobionych złotą folią. Każdy ma boki
o długości od pół do jednego centymetra. Wykonanie artystycznych wzorów z podobnego tworzywa
wymagało niezwykłego kunsztu i wielkich nakładów pracy oraz pieniędzy. Artysta na jeden metr
kwadratowy mozaiki zużywał około dziesięciu tysięcy kostek. Poza Poznaniem nigdzie w Polsce nie
wykonano podobnego dzieła, a jeśli nawet, to nie pozostał po nim żaden ślad. Wrażenia dopełniały
jeszcze okna, umieszczone w dwóch rzędach, a także w absydzie, sprawiające, że wnętrze kaplicy
nawet w pochmurne dni było skąpane w świetle . 156

Wokół tego miejsca koncentrowało się odtąd codzienne życie Mieszka i Dobrawy. Tutaj wspólnie
słuchali mszy, tu pewnie książę przyjął chrzest, wreszcie – to tu ochrzcił także swojego syna.
Z czasem niepozorna kaplica stanie się niemalże oficjalnym sanktuarium Piastów. O zasługach
Dobrawy związanych z budową kościoła będą wciąż pamiętać trzynastowieczne roczniki,
a bezpośrednio przy świątyni stanie specjalny tron, na którym jeszcze u schyłku rozbicia
dzielnicowego będą zasiadać książęta. To w tym miejscu wsparcia w najtrudniejszym okresie swoich
rządów będzie szukać Kazimierz Odnowiciel; będzie to też kluczowy punkt dla Przemysła II, gdy
zdecyduje się koronować na króla Polski. Nawet po trzystu latach Piastowie nie będą w stanie
wyobrazić sobie sprawowania oficjalnej władzy nad Polską bez dostępu do tej jednej świątyni.
Miejsca, w którym w pewnym sensie narodziło się ich chrześcijańskie państwo . 157

Dla potomnych kaplica stała się niemal najważniejszym osiągnięciem Dobrawy. Sama księżna
była chyba jednak innego zdania. Wiedziała, że ma na koncie znacznie większą zasługę: powołanie
pierwszego polskiego biskupstwa. A może nawet dwóch biskupstw.
Siostrzana rywalizacja

Ciekawe rzeczy działy się nie tylko w Poznaniu, ale i w Rzymie. Wystarczyło, że cesarz opuścił na
dwa lata Wieczne Miasto, a krewcy mieszkańcy Italii już podnieśli bunt przeciwko uciążliwemu
zwierzchnictwu Niemców. Wprawdzie Ottonowi udało się doprowadzić do wyboru swojego człowieka
na nowego papieża, ale rzymianie szybko pojmali Jana XIII i uwięzili go na Zamku Świętego Anioła.
Na ulicach zaczęli natomiast wznosić głośne modły do apostoła Piotra, by ten zechciał uchronić ich
„przed saskim królem, który niszczy ich ojczyznę i bierze ich dzieci w niewolę”. Cesarz nie zamierzał
znosić takich obelg. Niezwłocznie wyruszył z wojskiem do Italii, rozgromił siły buntowników, po
czym zajął miasto i dał jego obywatelom zasmakować swego gniewu. Przepędził konsulów, kazał
powiesić dwunastu podżegaczy, a odpowiadającego za rebelię prefekta Piotra oddał w ręce Ojca
Świętego. Na polecenie tego ostatniego prowodyrowi zgolono brodę, po czym powieszono go za włosy
na antycznym pomniku zdobiącym jeden z głównych placów miasta. Gdy rzymianie napatrzyli się już
na swego niedawnego przywódcę, brudnego, drącego się w niebogłosy i zhańbionego, ściągnięto go na
ziemię i posadzono tyłem do przodu na ośle. Z rękoma na ogonie zwierzęcia i twarzą pokrytą pierzem,
mężczyznę poprowadzono ulicami Rzymu. Dopiero gdy nie została mu już nawet krztyna godności,
został wtrącony do papieskiego więzienia . 158

Nowy zwierzchnik Kościoła nie okazał się człowiekiem szczególnie miłosiernym. Prawdziwy
Rzym natomiast wcale nie był miastem przepojonym modlitewną atmosferą, pełnym świętych mężów
i bogobojnego ludu. To była metropolia podupadła, brudna oraz zepsuta. I tylko przybysze z dalekich
krajów uparcie nie byli w stanie przyjąć tego do wiadomości. Dla nich Rzym wciąż uchodził
wyłącznie za miasto Boga i cel pielgrzymek. Nic więc dziwnego, że właśnie jako pielgrzymkę
kronikarz Kosmas przedstawił wielką podróż Mlady – młodszej siostry Dobrawy.
W 967 roku czeska księżniczka, po żmudnej, wielotygodniowej wędrówce przybyła do Rzymu „dla
nabożnych celów”. Została podobno „łaskawie przyjęta przez Ojca Apostolskiego”, po czym spędziła
pewien czas w Wiecznym Mieście, „ćwicząc się w regułach zakonnych”. Zarówno papież, jak
i kardynałowie byli pod tak wielkim wrażeniem jej pobożności, że aż postanowili wynieść ją do
godności opatki. Księżniczka otrzymała zakonne imię Maria, regułę świętego Benedykta i laskę
opacką, po czym wróciła „do swojej ojczyzny z orszakiem bardzo rozradowanym”. W prezencie
z okazji wyjazdu biskup Rzymu miał jej jeszcze wręczyć list do władcy Czech i zgodę na utworzenie
biskupstwa w Pradze . 159

W lukrowanej opowieści Kosmasa zdecydowanie więcej jest zmyśleń niż prawdy. Za fakt należy
uznać samą wyprawę Mlady do Rzymu . Na pewno nie była to jednak pielgrzymka pobożnej kobiety,
160

pragnącej pogłębić swą wiarę pod okiem Ojca Świętego. Bolesław Okrutny wysłał córkę do Italii
przede wszystkim dlatego, bo wiedział, że przebywa tam cesarz i że w Boże Narodzenie odbędzie się
koronacja jego następcy, dwunastoletniego Ottona II. To była delegacja polityczna, żeby nie
powiedzieć: przedsięwzięcie propagandowe. I wbrew temu, co pisał Kosmas, wyprawa wcale nie
przyniosła rewelacyjnych rezultatów. Książę w ogóle nie potrzebował zgody papieża – będącego
zresztą marionetką, za której sznurki pociągał władca Niemiec – by założyć klasztor w Pradze.
Interwencja Ojca Świętego już prędzej mogłaby się przydać, by uwolnić czeski Kościół od zależności
względem diecezji w Ratyzbonie. To jednak Mladzie zwyczajnie się nie udało. Biskupstwo w Pradze
wprawdzie zostanie utworzone, ale dopiero sześć lat później, już za pontyfikatu kolejnego papieża.
Księżniczka nie tylko wracała z pustymi rękoma, ale chyba wręcz nastąpiła na odcisk niemieckiemu
następcy tronu. Wiele wskazuje na to, że niedługo po ich spotkaniu w Rzymie nastoletni Otton II
zlecił biskupowi Gumpoldowi spisanie najbardziej oszczerczej względem Przemyślidów wersji
legendy o świętym Wacławie . Innymi słowy, Mlada bardziej zaszkodziła, niż pomogła wizerunkowi
161

swojej rodziny. Kosmas skrzętnie ukrył te fakty. Przemilczał także inną, kluczową kwestię. Wedle
wszelkiego prawdopodobieństwa w 967 roku w Rzymie przebywały delegacje nie jednej, ale dwóch
córek Bolesława Okrutnego.
Dobrawa nie wybrała się osobiście do Wiecznego Miasta. Była właśnie w połogu, a poza tym
podobna podróż, właściwa dla książęcej córki, zwyczajnie nie przystawała do rangi władczyni. Do
Italii ruszył jednak orszak, w którego skład wchodzili posłowie państwa Piastów, a przede wszystkim
kapelan Dobrawy, Jordan . Formalnie reprezentowali oni księcia Mieszka, ale nie ma co się
162

oszukiwać. Za całą ekspedycję i za właściwe przygotowanie jej uczestników musiała odpowiadać


Dobrawa. Ona właśnie była ekspertką od relacji z Niemcami, a już tym bardziej z hierarchią
kościelną. Poza tym byłoby absurdem, gdyby to nieokrzesany Mieszko organizował poselstwo, biorąc
pod uwagę, że delegaci jechali do Italii, by uprzątnąć jego własne brudy.
Starczyło, że Dobrawa, zajęta przygotowaniami do porodu, na moment straciła czujność, a książę
popełnił największą wizerunkową gafę, jaka tylko była możliwa. W decydującej bitwie pomiędzy
Piastami a Lutykami wziął udział zbuntowany krewniak cesarza, graf Wichman. Żołnierze Mieszka
dali mu do wiwatu i to jedno władca mógłby sobie poczytywać wyłącznie za powód do dumy.
Problemy zaczęły się już po bitwie. Wichman rzucił się do ucieczki, a w ślad za nim ruszyła grupa
drużynników Mieszka. Pościg trwał całą noc. Wreszcie niemiecki nobil „wyczerpany postem i długą
drogą dobił do jakiegoś zabudowania wraz z garstką towarzyszy”. Tutaj dopadli go żołnierze Mieszka.
Zamiast jednak wziąć grafa do niewoli, bezlitośnie i bez zważania na jakkolwiek rozumiany honor
zamordowali go . Mieszka nie było przy tym wydarzeniu, ale też nie miało to szczególnego
163

znaczenia. To on był dowódcą i on miał obowiązek zadbać o odpowiednie potraktowanie mężczyzny,


w którego żyłach płynęła krew królów. W ten oto sposób losy przyjaźni pomiędzy księciem
a cesarzem zawisły na włosku. Trzeba było działać natychmiast, szczególnie, że przeżyli, jak się
zdaje, świadkowie wydarzenia. Towarzysze Wichmana, potrafiący powiedzieć, że możnowładcę
zaszlachtowano jak wieprza.
Dobrawa doskonale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. I bez zbędnej zwłoki wcieliła się
w rolę jednoosobowego sztabu kryzysowego. Czasu nie miała wiele. Do bitwy z Lutykami
i Wichmanem doszło 22 września 967 roku, a już w trzy miesiące później w Rzymie miała nastąpić
cesarska koronacja Ottona II. Księżna kazała czym prędzej odnaleźć miecz Wichmana i wręczyła go
posłom wraz z bajeczką przeznaczoną dla cesarza i jego świty. Treść opowieści powtórzył parę lat
później saski kronikarz Widukind. Zgodnie z oficjalną wersją wydarzeń, Wichmana nie zabili
przyboczni Mieszka, ale przypadkowi żołnierze czy wręcz lokalna tłuszcza. Był to niefortunny
wypadek, a sam graf nie miał do księcia absolutnie żadnych pretensji. Czując, że nadchodzi chwila
śmierci, „wyciągnął miecz i przekazał go przedniejszemu z wrogów”. Jednocześnie powiedział: „Weź
ten miecz i zanieś panu twemu, niech go trzyma na znak zwycięstwa i niech go przekaże
przyjacielowi, cesarzowi, aby, dowiedziawszy się o tym, mógł natrząsać się z poległego przeciwnika
lub raczej opłakiwać powinowatego”. Na koniec Wichman zwrócił się jeszcze twarzą ku wschodowi
i „tak jak potrafił, błagał Pana w ojczystym języku i duszę przepełnioną wielu błędami i udrękami
wyzionął na łono Stwórcy wszechrzeczy” . 164

Historia zgonu niemieckiego banity ewidentnie pobrzmiewa fałszywą nutą. Krążą opinie, że
podkoloryzował ją sympatyzujący z Wichmanem – czy wręcz zafascynowany jego życiem –
Widukind . Nawet bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że legenda powstała na dworze
165

Piastów i że nie była niczym więcej jak sposobem na wyciszenie skandalu. Przy tym opowieść
o mieczu i przedśmiertnej modlitwie o wiele zbyt silnie bazowała na łacińskiej symbolice, by mógł ją
stworzyć świeżo ochrzczony poganin. Ewidentnie odpowiadał za nią ktoś dobrze obeznany z kulturą
dworską . A pewnie też wiedzący co nie co o tym, jak można przy użyciu propagandy zatuszować
166

nawet największe zbrodnie w wykonaniu członków dynastii...


Sprawa Wichmana miała kluczowe znaczenie. Dobrawa nie zamierzała jednak wysyłać całego
poselstwa na drugi koniec Europy, by zażegnać jeden kryzys. Na tym samym rożnie chciała upiec też
inne pieczenie. I w przeciwieństwie do Mlady odniosła niekwestionowany sukces. Opowieść o losach
Wichmana została bez mrugnięcia okiem zaakceptowana przez cesarza. Nawet jeśli Otton coś
podejrzewał, to nie dał tego po sobie poznać. Z wdzięcznością przyjął miecz krewniaka, a nawet
nakazał swoim podkomendnym w Niemczech, by wykorzystali sukces Mieszka i uderzyli na Lutyków
od zachodu . Władca nie stanął też na przeszkodzie kościelnym planom Dobrawy. Prawdopodobnie to
167

właśnie w tym czasie, w Rzymie, na pierwszego biskupa w państwie Piastów został wyświęcony
Jordan – najbliższy współpracownik księżnej . Już te dwa triumfy musiały w zupełności wystarczyć
168

do utarcia nosa Mladzie i do pokazania, że starsza siostra nawet z odległości tysiąca pięciuset
kilometrów potrafi zdziałać więcej od niej. Niewykluczone jednak, że żona Mieszka zrobiła nawet
więcej.
W Roczniku Traski z końca XIII wieku znalazła się następująca zapiska: „Kościół praski otrzymał
biskupa za wstawiennictwem Dąbrówki” . Notatka jest bez wątpienia autentyczna i została
169
zaczerpnięta ze znacznie starszych, a na dodatek czeskich annałów. Informację próbowano różnie
tłumaczyć. Najczęściej mówi się, że polski dziejopisarz – może przypadkiem, a może zupełnie celowo
– podmienił w tekście Mladę, podaną w czeskim oryginale, na swojską Dobrawę . Wcale jednak nie
170

musiało tak być. Zupełnie prawdopodobne jest, że delegacja „cesarskiego przyjaciela” Mieszka miała
w Rzymie większą siłą przebicia od poselstwa Mlady. Zdołała sprzedać historię Wichmana, zdobyć
sakrę dla człowieka Dobrawy, a na dodatek – dać impuls potrzebny, by odpowiednie osoby na
szczytach władzy zainteresowały się utworzeniem biskupstwa w Pradze. To by oznaczało, że
„wstawiennictwo Dąbrówki” miało w 967 roku naprawdę niebagatelne znaczenie. Zresztą w samym
państwie Piastów wszyscy doskonale zdawali już sobie z tego sprawę . 171
Figury i pionki

Wojsko Piastów było jak dzikie, rozjuszone zwierzę. Raz spuszczone z łańcucha, kąsało i tratowało
wszystko na swojej drodze. Po triumfie nad Lutykami w 967 roku posypały się kolejne sukcesy.
Jeszcze w latach sześćdziesiątych drużyna Mieszka podbiła środkowe Pomorze i przejęła kontrolę nad
Kołobrzegiem – najważniejszym ośrodkiem handlu na wschód od Odry. Około 970 roku na rozkaz
księcia rozpoczęto budowę Gdańska . Mniej więcej w tym samym czasie piastowskie zagony ruszyły
172

też na południowy wschód. Łuny pożarów przyozdobiły niebo nad tym, co dzisiaj nazywamy Ziemią
Sandomierską. Mieszko wytępił miejscową wierchuszkę, sprawiając, że zapomniano nawet nazwy
plemienia, z którym wojował. Z dymem poszły wszystkie ważne osady przeciwnika, w tym te
istniejące od dobrych czterystu lat. Książę zastąpił je własnymi grodami. Tak powstały Sandomierz
i Zawichost . Ich budowa wciąż trwała, a władca już skierował swój wzrok ku kolejnej ofierze.
173

Wojenne werble zabrzmiały na Lubelszczyźnie. I tu też destrukcja wroga była kompletna. Dawny gród
w Lublinie – potężną fortecę otoczoną podwójnym pierścieniem wałów i wysuniętymi punktami
obronnymi – Mieszko kazał zrównać z ziemią i obwieścić, że odtąd na jej miejscu ma panować
wyłącznie śmierć. Przez kolejne półtora wieku nikt nie śmiał się tu osiedlić, podczas gdy własną
warownię Piast zbudował po drugiej stronie rzeki Czechówki . 174

Państwo pęczniało niemal z dnia na dzień. Obszar ziem podporządkowanych Mieszkowi podwoił
się, a może i potroił odkąd książę przyjął chrzest . Nie dość, że władca gromił wrogów, gdziekolwiek
175

ci podnosili głowy, to na dodatek pozbył się wewnętrznej konkurencji. Jakiekolwiek wzmianki o jego
braciach niespodziewanie się urywają. Jeszcze w 963 roku jeden z nich ginie w bitwie, a w 972 inny
walczy u boku Mieszka. Później nic nie słychać ani o najbliższych krewnych księcia, ani o ich synach
czy córkach. Władca pozostaje sam na placu boju. Albo więc wszyscy potencjalni pretendenci do
tronu szczęśliwie usunęli się w cień, by nigdy nie powrócić, albo – Mieszko podjął trudne decyzje,
konieczne, by zjednoczyć kraj w swoich rękach.
Wszystkie wielkie sukcesy księcia przypadły już na lata jego małżeństwa z Dobrawą. Można
zresztą pokusić się o znacznie dalej posunięte wnioski. Wiele wskazuje na to, że księżna pani nie tylko
przyglądała się triumfom męża, ale niejednokrotnie sama pchała go ku nowym zdobyczom. Po
pierwsze, to właśnie Dobrawie Mieszko zawdzięczał swój nagły postęp w sztuce dowodzenia.
W bitwie przeciw Lutykom w 967 roku zastosował taktykę, która przeszła do historii jako jego
wojenna wizytówka. Podzielił swoją armię na dwie części i pozorując ucieczkę jednego z oddziałów,
uderzył przy wykorzystaniu drugiego na tyły przeciwnika . Historycy od dawien dawna chwalą
176

księcia za ten popisowy wyczyn, dowodzący jego pomysłowości, żeby nie powiedzieć – przebiegłości.
Zupełnie niesłusznie, bo Mieszko nie wymyślił niczego nowego. Dokładnie ten sam manewr
zastosował w 936 roku ojciec Dobrawy, rozbijając niemieckie oddziały idące na pomoc księciu
kurzymskiemu . Potem niewątpliwie przez lata opowiadał o swoim podstępie podczas dworskich uczt
177

i zabaw. Historię znała zarówno jego córka, jak i dowódcy sił sojuszniczych, wysłanych na pomoc
Mieszkowi w 967 roku. Ale tylko ta pierwsza mogła sprawić, że władca Wielkopolski weźmie
przykład z Bolesława Okrutnego. Książę na pewno nie zawierzyłby swojej przyszłości obcym
żołnierzom, u boku których nigdy wcześniej nie walczył. Co innego niezawodnej żonie, potrafiącej
przekonać go nawet do przyjęcia chrztu.
Zaufał jej też pewnie, gdy zaczęła szeptać mu do ucha, iż musi odsunąć na bok moralne rozterki
i pozbyć się krewniaków. Najlepiej, zanim ci w ogóle uświadomią sobie, że przestali stać po tej samej
stronie barykady co Mieszko. Żaden tekst z epoki nie informuje nas o podobnych pomysłach
Dobrawy, ale przecież w Czechach właśnie w ten sposób załatwiano rodzinne niesnaski. To była
tradycja, którą księżna wyssała z mlekiem matki. Zresztą nawet gdyby nie chciała wzorować się na
przodkach, to przykłady mogła też czerpać z „cywilizowanej” zachodniej Europy. Z Niemiec tej epoki
znana jest postać hrabiny Adeli von Hamaland, która z zimną krwią kazała zamordować jednego
z rywali swojego męża. I nawet nie dała o tym znać małżonkowi . W Rzeszy wciąż powtarzano też
178

opowieści o pierwszej kobiecie na tronie w Konstantynopolu, panującej za czasów Karola Wielkiego


imperatorowej Irenie. Kazała ona oślepić własnego syna, tym samym doprowadzając do jego
śmierci . I nie wydawało się to wcale szczególnie zaskakującym czynem. Z krwiożerczą ambicją
179

kobietom wczesnego średniowiecza zwyczajnie było do twarzy.


Zasługą Dobrawy mogło być także samo umożliwienie dalszej ekspansji państwa Piastów. Księżna
doskonale orientowała się w mechanizmach władzy. Wiedziała, że bez nowych wypraw łupieżczych
drużyna szybko zacznie się burzyć, a skarbiec – świecić pustkami. Podbój Pomorza dobiegał
tymczasem końca, zaś jedyne naprawdę słabe i podatne na podbój państewka leżały w czeskiej strefie
wpływów. Ojciec Dobrawy rościł sobie prawa do ziem ciągnących się aż po Bug i Styr, nawet jeśli
najdalej położonych krajów nigdy nie widział na oczy . Trzeba było przekonać go do ułożenia relacji
180

w nowy sposób. Do odstąpienia pewnych skrawków Piastom, tak aby zaspokoić ich apetyt i utrzymać
sojusz w mocy. Dobrawa, znająca swojego ojca lepiej niż ktokolwiek w Wielkopolsce, na pewno
wspierała Mieszka w tych staraniach. Niewykluczone nawet, że wzięła na siebie cały ciężar
negocjacji, bezlitośnie wykorzystując słabość dobiegającego siedemdziesiątki, schorowanego
i bliskiego śmierci Bolesława Okrutnego...
Za niechętnym przyzwoleniem tatusia Dobrawa zaprosiła męża do Ziemi Sandomierskiej i na
Lubelszczyznę. Można się domyślać, że Mieszko sowicie jej to wynagrodził. Przykładowo: podarował
jej „w prezencie” cały gród wraz z mieszkańcami i przysiółkami . Na taką ewentualność wskazuje
181

nazwa nowo zbudowanego Sandomierza. Nie ma raczej wątpliwości, że pochodzi ona od imienia
Sudomir. Problem jednak w tym, że takie imię nie występowało w Polsce we wczesnym
średniowieczu. Wiadomo tylko o Sudomirach żyjących na południe od Karpat, w Czechach i na
Morawach. Przed laty wyciągnięto z tego prosty wniosek: widocznie jakiś Morawianin o takim
imieniu dotarł na ziemię sandomierską ze swoją drużyną i założył tutaj gród, który miał rozciągnąć na
północ wpływy Czechów . Dzisiaj wiadomo już, że Sandomierz powstał dopiero na skutek najazdu
182

Mieszka. Sudomir mógł więc być najemnikiem księcia lub raczej... członkiem świty Dobrawy. Jej
zasłużonym doradcą bądź mistrzem szpiegów, który w pierwszych latach zapewniał księżnej
bezpieczeństwo w nowej ojczyźnie, a teraz dostał za zadanie budowę od zera potężnego ośrodka
kupieckiego.
Jako prażanka Dobrawa wiedziała co nieco o handlu i o tym, jak powinien funkcjonować gród
położony na skrzyżowaniu szlaków. Okazji do treningu nie brakowało jej też w pierwszych latach
własnego panowania. Mieszko wywiązał się z układu zawartego z Bolesławem Okrutnym w 964 roku.
Wymiana handlowa pomiędzy Czechami i Wielkopolską, wcześniej czysto symboliczna,
spektakularnie przybrała na sile po tym, jak Przemyślidka przyjechała do Poznania. Specjalista
z Oxfordu, Marek Jankowiak, nie ma wątpliwości, że właśnie wtedy doszło do gospodarczej rewolucji
w tej części Europy. Dwa jak dotąd ściśle odseparowane systemy handlu, zbudowane na krzywdzie
tysięcy niewolników, zostały po raz pierwszy połączone . Mieszko gnał do Pragi swój żywy towar,
183

a w drugą stronę wędrowały przedmioty zbytku i surowce. Dowodem ożywionej wymiany są


chociażby zbiory czeskich monet. Na najstarsze z nich – i to starsze nawet od tych odnajdywanych
w samej Kotlinie Czeskiej! – natrafiono właśnie na terytorium Polski. Pochodzą one, rzecz jasna,
z czasów Dobrawy . 184

Księżna niewątpliwie trzymała pieczę nad przepływem towarów pomiędzy sojusznikami. Dbała
o dochody męża, ale także – swoje własne. Sandomierz był tylko kolejnym, zupełnie naturalnym
krokiem. Stał się jej piaskownicą; placem zabaw, na miarę potrzeb ambitnej i zachłannej władczyni.
Niemal wszystkich jego mieszkańców księżna sprowadziła z Wielkopolski . Byli to jej niewolnicy
185

i poddani. I to właśnie ich rękoma Dobrawa zbudowała ośrodek, którym dzisiaj zachwycają się
archeolodzy. Nowoczesny gród, z logicznym i uporządkowanym układem ulic oraz budynków.
A zarazem miasto, które już w czasach Galla Anonima będzie uchodzić za jedną z trzech „stolic”
Polski .
186

Do małżeństwa z Dobrawą Mieszko przywiązywał niezwykłą wręcz wagę. Dał tego dowód po
narodzinach syna. Malec otrzymał na chrzcie imię Bolesław – po dziadku, Bolesławie Okrutnym. Była
to decyzja wręcz bezprecedensowa. Średniowieczni władcy „pożyczali” imiona z innych dynastii
właściwie tylko wtedy, gdy zależało im na publicznym podkreśleniu, że zawarli korzystny mariaż
i wzmocnili własny ród krwią silniejszego partnera. Piastowie robili to nagminnie w relacjach
z Niemcami, ale z Czech wzięli tylko jedno imię: właśnie Bolesława . Nazywając w ten sposób
187

pierwszego syna, Mieszko honorował swojego sojusznika, ale przede wszystkim – podkreślał, jak
bardzo ceni swoją żonę.
Pozycja i prestiż Dobrawy znajdują odbicie także w niemal wszystkich kronikach i rocznikach
traktujących o początkach Polski. W relacji Thietmara Mieszko to w gruncie rzeczy postać
drugoplanowa, ginąca na tle swojej wielkiej małżonki. Jego zasługą nie jest nawet chrzest, bo
o wszystkim przesądza dobry Bóg, wysłuchawszy modlitw Dobrawy. Niewiele lepiej księcia
potraktował Gall Anonim. Wprawdzie spisał on dzieło poświęcone chwalebnym czynom mężczyzn
zasiadających na polskim tronie, ale również w jego wywodach historia Mieszka okazuje się tak
naprawdę historią jego żony. Kronikarz jest w stanie przypisać księciu tylko jeden sukces. Ślub
z Dobrawą. Postać wielkiego wodza „dającego dowody zdolności umysłu” i „napastującego ludy
dookoła” prezentuje się poza tym niemal groteskowo. Czeska księżniczka bierze go pod pantofel już
z chwilą wyrażenia zgody na ślub. A potem tylko potwierdza, że może go bezkarnie rozstawiać po
kątach .
188

Sandomierz był dla ambitnej władczyni swoistą piaskownicą. Tyle tylko, że


budowle powstawały naprawdę, a wznosili je niewolnicy Dobrawy. Już wkrótce
gród tętnił życiem, a skarbiec księżnej zapełnił się srebrem.
Rysunek wykonany przez Jarosława Grygucia

Trudno nie przecierać oczu ze zdziwienia, czytając Gallowy portret Mieszka. Zupełnie nie pasuje
on do reszty kroniki. Co do zasady autor nie interesował się kobietami. W całym obszernym dziele
występują trzy żeńskie postacie wymienione z imienia. A na dobrą sprawę dwie, bo nie wypada
uwzględniać fikcyjnej żony równie fikcyjnego Piasta, Rzepki. Gall Anonim zadał sobie trud, żeby
przedstawić księżną Judytę, czyli matkę głównego bohatera kroniki, Bolesława Krzywoustego. Poza
tym znał bliżej tylko Dobrawę . 189
Również rocznikarze, działający w otoczeniu pierwszych polskich książąt i biskupów, okazywali
się wyjątkowymi mizoginami. Na podstawie samych annałów można by śmiało uwierzyć, że Polska
była krajem istot jednopłciowych, do którego tylko raz na kilka dekad, od wielkiego dzwonu, trafiał
z dalekich krajów egzotyczny okaz „kobiety” . Przykładowo w Roczniku kapituły krakowskiej,
190

zawierającym wpisy od 965 do 1266 roku, zaledwie 3% wszystkich notatek dotyczy kobiet. Z kolei
annaliści spisujący Rocznik dawny, sięgający 1136 roku, wspomnieli z imienia tylko jedną
przedstawicielkę dynastii: Dobrawę . 191

Tak było w każdym roczniku. Mógł on pomijać kluczowe wypadki z dziejów kraju i niemal
wszystkie żony władców, ale obecność Dobrawy uznawano za obowiązkową. Co więcej, właśnie ona
była jedyną aktywną postacią spośród wszystkich dam wymienionych w annałach. Kobiety były brane
za żony i rodziły dzieci swoich mężów. Ewentualnie miały jeszcze prawo umrzeć. Tylko Dobrawa
zrobiła w annałach coś konkretnego i samodzielnego: „przybyła do Mieszka” . Można oczywiście ten
192

fakt zignorować, jako tradycję mającą niewiele wspólnego z samą księżną. Podobnie retorykę Galla
Anonima i Thietmara, czyniących z Mieszka popychadło, a z Dobrawy silną i niezależną kobietę, da
się uznać za motyw literacki i o niej zapomnieć. Można też jednak postąpić zupełnie odwrotnie.
I przyznać, że wszystkie kroniki oraz annały, jakie przetrwały do naszych czasów, potwierdzają, iż
Dobrawa nie była zwykłym pionkiem. Już prędzej potężną figurą, która rozstawiała pionki na
szachownicy wedle własnego uznania. A także kobietą, której w niemałym stopniu zawdzięczamy
powstanie Polski.
Klejnoty godne księżnej

Dobrawa przywiozła ze sobą do Poznania nie tylko wiedzę i talent polityczny, ale również coś o wiele
ważniejszego: wyobrażenia o roli kobiet. To dopiero ona – jako swego rodzaju pierwsza w historii
Polski „pierwsza dama” – pokazała Piastom, jaka powinna być pozycja władczyni na
193

chrześcijańskim dworze. Od niej zależało, czego będzie się wymagać od kolejnych księżnych i jak
wiele będzie im wolno. Była – i na pewno doskonale zdawała sobie z tego sprawę – prawdziwą
trendsetterką.
O tym, w jakie aktywności się angażowała i jak spędzała czas wolny, mówi nam co nieco przykład
jej lepiej znanej koleżanki z Czech. Na początku lat siedemdziesiątych najstarszy brat Dobrawy,
Bolesław, poślubił tajemniczą Emmę. Pochodzenie tej księżnej wywołuje wśród historyków zażarte
kłótnie. Nie ma natomiast żadnych wątpliwości co do tego, że była kobietą niezwykle ambitną
i przekonaną o własnej wartości. Tak więc: bardzo podobną do samej Dobrawy. Niewykluczone też, że
dwie panie utrzymywały ze sobą pewien kontakt. Raczej nie miały okazji się spotkać, mogły jednak
wymieniać poselstwa i listy . A może nawet – konstruować wspólne działania na arenie
194

międzynarodowej.
Emma przeszła do historii z pełną premedytacją. Robiła wszystko, by zaistnieć w świadomości
poddanych i potomnych. Po pierwsze – wybiła około dwustu tysięcy srebrnych monet ze swoim
imieniem. Już sam ten fakt był ewenementem na skalę europejską. Kobiety, nawet te wysoko
urodzone, bardzo rzadko występowały na pieniądzach . Zdarzało się to we Francji lub Niemczech, ale
195

nie na dzikich rubieżach Europy. W Czechach jeszcze w latach młodości Dobrawy w ogóle nie bito
monet, a głównym środkiem płatniczym były... chustki wykonane z lekkiego materiału . Denary
196

Emmy należały więc do jednych z najwcześniejszych. Opatrzono je też dającym do myślenia opisem:
„Emma Regina” czyli „Emma królowa”. I to mimo że władczyni Czech nigdy królewskiej korony nie
nosiła, a jej mąż nie mógł nawet marzyć o podobnym wywyższeniu . Emma ufundowała również
197

pięknie zdobioną i zachowaną do dzisiaj księgę – tak zwany kodeks z Wolfenbüttel. Pod jej osobistym
nadzorem umieszczono w nim i opatrzono licznymi ilustracjami jedną z wersji legendy o świętym
Wacławie. Księgi traktowano w X wieku z wyjątkową nabożnością. Były prawdziwymi dziełami
sztuki, a zarazem – ostatecznymi symbolami prestiżu i luksusu. Na ich posiadanie mogli sobie
pozwolić wyłącznie krezusi. Z kolei zlecenie przygotowania i oprawienia reprezentacyjnej księgi było
zadaniem wymagającym książęcego lub przynajmniej biskupiego skarbca . 198

Nie wiadomo nic o tym, żeby księga o podobnej wspaniałości powstała też pod okiem Dobrawy.
Na pewno w Poznaniu nie było specjalistów zdolnych do jej przygotowania. Nie było ich jednak
również w Pradze. Skrybów i iluminatorów Emma sprowadziła z Niemiec . Nie można wykluczyć, że
199

podobnie postąpiła Dobrawa i że jej zaufany człowiek w zaciszu poznańskiego pałacu stworzył
pierwszą księgę na ziemiach polskich. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że Dobrawa luksusowe,
zapomniane przez historię tomiszcze (lub tomiszcza!) przywiozła jeszcze z Pragi. Taki obiekt byłby
wprost wymarzonym elementem wyprawy ślubnej. Pasowałby też do czeskiej tradycji, bo przecież na
przykład wuj Dobrawy, Wacław, posiadał bliżej nieokreślony modlitewnik, z którym nigdy się nie
rozstawał. Abstrahując od zdobnych tomów, córka Okrutnika na pewno dysponowała też całą
biblioteczką, dodającą jej sił potrzebnych do utrzymania wiary pośród pogan. I konieczną, by w ogóle
mogła odprawiać prywatne modlitwy w obcym kraju . 200

Wspaniały kodeks z Wolfenbüttel nie był jednak wyłącznie przedmiotem zbytku i narzędziem
służącym modlitwie. Stanowił też (a właściwie przede wszystkim) dowód na to, że Emma poważnie
traktuje jeden z najważniejszych obowiązków średniowiecznej władczyni. Od kobiet oczekiwano, że
będą kultywować tradycję mężowskiego rodu i dbać, aby wieść o czynach przodków nie zginęła
w pomroce dziejów . Wspaniała księga Emmy zawierała tymczasem właśnie historię wielkiego
201

i zasłużonego krewniaka: otoczonego nimbem świętości księcia Wacława. Dobrawa z oczywistych


względów nie mogła wychwalać pobożnych przodków swojego męża. Ale też poprzeczka nie była
w jej przypadku zawieszona aż tak wysoko. Przybyła do kraju, który nie znał żadnych, nawet
najprostszych form dziejopisarstwa. Historie z zamierzchłych czasów istniały tylko dzięki
powtarzającym je starcom. Były zniekształcone, pozbawione dat, nagminnie mieszały się z baśniami
i legendami. Dopiero Dobrawa przywiozła do Wielkopolski sztukę pisania, pozwalającą w niezawodny
sposób przekazać potomnym twarde fakty. Prawdopodobnie to jej kapelan, a następnie biskup Jordan
zaczął prowadzić pierwszy polski rocznik. Na marginesach tablicy paschalnej (czyli swoistej
ściągawki świąt, w którą wyposażano każdego biskupa) notował krótkie informacje – o sobie,
Dobrawie, Mieszku i synu pary książęcej. Podał też pojedyncze fakty z dziejów Czech, na przykład
datę śmierci Wacława. Wszystkie te zapiski powstały zapewne na polecenie Dobrawy. I dzięki jej
zapobiegliwości przetrwały w odpisach aż po dziś dzień . 202

Przedsięwzięcie to musiało uchodzić na poznańskim dworze za zupełną fanaberię. Na pewno też


nie podnosiło prestiżu władczyni. Do roczników mało kto miał dostęp, a jeszcze mniej osób potrafiło
z nich zrobić jakikolwiek użytek. Aby podkreślić swoją pozycję, Dobrawa nie mogła również bić
monet – za czasów Mieszka I w ogóle tego w Wielkopolsce nie robiono . W efekcie księżna była
203

zmuszona sięgnąć po zupełnie inne, ale nie mniej ostentacyjne środki niż Emma. W ruinach
książęcego pałacu na Ostrowie Tumskim w Poznaniu odnaleziono fragmenty kościanych płytek
zdobionych finezyjnymi wzorami: falistymi wstęgami, kręgami i plecionkami. Zdaniem archeologów
są to pozostałości przenośnego relikwiarza. Małej skrzyneczki służącej do przechowywania szczątków
świętego . Dobrawa mogła przywieźć relikwie jeszcze z Czech. Kto wie, czy nie był to palec lub
204

kawałek żebra jej wuja, otrzymany w prezencie od bogobojnej krewniaczki (a w wolnych chwilach
hieny cmentarnej) Przybysławy. Sam relikwiarz był raczej niemieckim wytworem. Można się
domyślać, że sprowadzanie podobnych precjozów stało się nowym hobby Dobrawy. Księżna
gustowała też bez wątpienia w osobistych ozdobach. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać,
wielkopolska biżuteria stała w X wieku na naprawdę wysokim poziomie. To nie były żadne prostackie
łańcuchy czy ascetyczne, pozbawione wzorów pierścionki. Z czasów Dobrawy znane są na przykład
niezwykle misternie wykonane zausznice o eleganckim, pomysłowym wykończeniu. Z jednej zwisa
szeroki ażurowy wisior; z innej trójkątny paciorek ze skomplikowanym wzorem. Są też ozdoby
o wybitnie chrześcijańskim charakterze – jak choćby zausznica w kształcie równoramiennego krzyża.
Piastowska biżuteria z tej epoki zdradza wyraźne inspiracje sztuką południowej Europy czy wręcz
Bizancjum. Zdaniem archeologów można pokusić się o nawet bardziej zdecydowane wnioski.
Niektóre z form ozdób przybyły do Wielkopolski dopiero wraz z Dobrawą i to właśnie ona sprawiła,
że zdobyły popularność wśród tutejszych elit, zaczęto je powielać i udoskonalać . Każda wielka dama
205

– żona książęcego brata, wodza wojsk czy dowódcy grodu – marzyła przecież o tym, by wyglądać
równie zacnie, jak sama władczyni.
Być może w zamiłowaniu Dobrawy do biżuterii kryje się także rozwiązanie zagadki osobliwego
budynku, który znajdował się zaraz obok poznańskiego pałacu Mieszka. W drewnianej chacie działała
książęca pracownia złotnicza. Archeolodzy odnaleźli fragmenty tygli odlewniczych wraz z zastygłymi
kroplami drogocennego metalu, a także oczka granatu, kawałki złoconego drewna i szklane paciorki . 206

Już samo istnienie podobnego zakładu zaskakuje. Piastowie, dzięki handlowi niewolnikami, wręcz
spali na górach arabskiego srebra. Złoto było jednak w ich kraju materiałem rzadkim i kosztownym.
Jeśli pod okiem władcy pracowali specjaliści od tego właśnie kruszcu, a ich warsztat powstał niemal
ściana w ścianę z pałacem księcia, to za inicjatywą musiał stać ktoś z rodziny panującej. Mogła to być
właśnie Dobrawa. Z kolei niezwykła pracownia może być dowodem nie tylko jej zamiłowania, ale
wręcz prawdziwej pasji do luksusowych ozdób.
Piękna brosza, kolczyk czy zausznica wyglądały jednak odpowiednio dopiero na tle szykownego
stroju. Dobrawa musiała przywiązywać do garderoby wielką wagę. Przecież to na nią były zwrócone
oczy całego dworu. Swoje stroje sprowadzała przynajmniej po części z zagranicy, z najlepszych
warsztatów krawieckich w Rzeszy. Moda w X wieku zmieniała się powoli, nosiła więc zapewne to
samo co największe damy Czech. Z kolei o strojach tych ostatnich wiadomo sporo dzięki Emmie.
Żona Bolesława II to dla wczesnego średniowiecza przypadek wręcz unikalny: kobieta, o której
wiemy, jak wyglądała. Na karcie tytułowej kodeksu z Wolfenbüttel, księgi, której wykonanie sama
zleciła, znajduje się miniatura przedstawiająca Emmę płaszczącą się przed świętym Wacławem . 207

Jeśli Dobrawa korzystała z tych samych lekcji stylu, to nosiła długie, powłóczyste szaty sięgające do
samych stóp i zakrywające całe ciało poza dłońmi. Jej wierzchnie suknie, ze złotymi lub purpurowymi
obszyciami, wykonane były z drogich, zapewne zagranicznych materiałów. Tylko pospólstwu
wypadało obnosić się z lnianymi strojami – księżna musiała wyposażać się w tkaniny, jakich
słowiański świat nie widział. Jedwabie, safiany, złotogłowie. Ze swojskiego, ale oczywiście
odpowiednio dobranego lnu były wykonane wyłącznie noszone przy samym ciele i pełniące rolę
bielizny giezła księżnej.
Cnotliwość przyodziewku zapewniały wąskie rękawy i ściśle dopasowane mankiety. Szyto je tak,
by zniwelować ryzyko odsłonięcia jakiejkolwiek nieprzyzwoitej części ciała. W tym choćby
nadgarstka. O tym elemencie słowiańskiego stroju wspominał Ibrahim ibn Jakub , ale ciasne rękawy
208

widać też na portrecie Emmy. Księżna zakrywała również nogi. Używała do tego prawdopodobnie
wykonanych szydełkiem pończoch, choć nie jest pewne, czy wytwarzano je w Wielkopolsce już w X
wieku. Jeśli nie, to Dobrawa zawsze mogła wysłać paru niewolników na targ do Pragi i wymienić ich
na porządne niemieckie pończochy . 209

Dzięki pobożnej Emmie, która kazała się sportretować w modlitewnej pozie,


wiemy, jakie stroje mogła nosić żyjąca w tym samym czasie Dobrawa.
Archiwum autora/domena publiczna
Buty księżnej były swoistymi dziełami sztuki. Skórzane obuwie wielkich dam zdobiono haftem,
umieszczanym na przyszwie osłaniającej stopę, a często też na cholewkach. Dodatkowy ornament
mogły stanowić ćwieki, znane z butów noszonych przez elity na Rusi. Wszystko to wyglądało pięknie
i tylko na szczególną wygodę Dobrawa nie mogła liczyć. Dopiero w kolejnym wieku w Polsce pojawią
się trzewiki o kształcie dopasowanym do profilu stopy. W czasach żony Mieszka but prawy i lewy
wyglądały identycznie i można ich było używać naprzemiennie. Choć niekoniecznie z najlepszym
skutkiem .210

Kreację dopełniała jeszcze chusta. Był to obowiązkowy element ubioru każdej mężatki. Co do
zasady miała ona biały kolor – stąd zresztą chyba wzięło się słowo „białogłowa” na określenie
dawnych kobiet . Księżna pani nie mogła jednak pozwolić sobie na przeciętność. Emma na swoim
211

portrecie ma chustę w barwie złota. Podobne przywdziewała też pewnie Dobrawa. Zwłaszcza że
doskonale komponowałyby się one z jej szczerozłotą biżuterią.
W tym bogatym stroju, zimą uzupełnionym jeszcze o drogi płaszcz, Dobrawa wyruszała spełniać
swoje władcze obowiązki. Doglądała książęcych pałaców, odwiedzała grody, brała udział w ucztach . 212

O jej codziennych zajęciach i upodobaniach nie napisano niczego wprost. Do tego, co wiemy o jej
sukcesach i rodzinie, zdaje się jednak pasować charakterystyka innej księżnej z X wieku. O żonie
węgierskiego księcia Gejzy, Sarolcie, Thietmar pisał: „Używała trunków ponad miarę i ujeżdżała
konno jak rycerz. Raz nawet zabiła w przystępie gwałtownego gniewu jednego mężczyznę. Jej ręka
krwią skalana lepiej by się jęła wrzeciona, a jej myśl szalona w cierpliwości winna szukać ukojenia” . 213

Trudno powiedzieć, czy Dobrawa lubiła alkohol. Na pewno brała udział w ucztach. Po pierwsze to
właśnie podczas biesiad rozgrywano najważniejsze sprawy polityczne. Po drugie – nie brakuje
dowodów na to, że w państwie Piastów kobiety ucztowały na równych prawach z mężczyznami i to już
od najwcześniejszych czasów . Co do krewkiego charakteru czy nawet mordu w afekcie –
214

u Przemyślidki podobne punkty w życiorysie nie powinny dziwić.


Z pełnej garderoby Dobrawa rezygnowała, gdy w domowym zaciszu chciała się odprężyć
i odstresować po trudach zarządzania krwiożerczą machiną państwową. Dla relaksu uprawiała pewnie
wciąż robótki ręczne, których nauczyła się jako młoda dziewczyna. Chodziła też do łaźni parowej. To
hobby było wręcz wizytówką państwa Piastów. Ibrahim ibn Jakub przytoczył bardzo szczegółowy opis
słowiańskich saun, wyposażonych w kamienne piece i zbiorniki na wodę. „Wodę tę leją na rozpalony
piec i podnoszą się kłęby pary. Każdy z nich ma wiecheć z trawy, którym porusza powietrze
i przyciąga je ku sobie. Wówczas otwierają im się pory i wychodzą zbędne substancje z ich ciał” –
wspominał żydowski podróżnik. Z jego relacji wynika, że łaźnie nie były żadnym luksusem, a dostęp
do nich był wręcz powszechny. Prywatną saunę, umieszczoną w zacisznym punkcie grodu,
z pewnością posiadała więc również księżna pani . 215

Pewną ulgę w codziennych troskach – po dniach wypełnionych mordami, spiskami


i skrytobójstwami – Dobrawa odnajdywała też chyba w modlitwie. Niewykluczone, że z wiekiem
obudziła się w niej taka sama mania religijna, jaką można przypisywać jej ojcu. Księżna nie zabiła
wprawdzie żadnego bliskiego krewnego – a przynajmniej nic o tym nie wiemy – miała wciąż jednak
na sumieniu grzeszne pożycie z poganinem i narodziny syna spłodzonego w „złym” czasie. O małym
Bolesławie Thietmar opowiadał, że to właśnie matce „przede wszystkim” okazał „złość do czasu
ukrywaną”. Tę wzmiankę przyjęło się ignorować jako zwykłą potwarz . Rzeczywiście mało
216

prawdopodobne wydaje się, by biskup Merseburga posiadał bliższą wiedzę na temat dzieciństwa
polskiego władcy. Coś jednak może być na rzeczy. Kto wie, czy Bolesław nie okazał się trudnym
i „bardzo do [Dobrawy] niepodobnym” dzieckiem . A jeśli nawet nie, to przecież łatwo sobie
217

wyobrazić, że księżna – choćby bezwiednie – zaczęła się doszukiwać w synu defektów i oznak
tkwiącego w nim piekielnego skażenia.
Co charakterystyczne, z jej związku z Mieszkiem nie narodziło się w kolejnych latach chyba żadne
dziecko, choć wiek księżnej powinien wciąż na to pozwalać. W średniowieczu, podobnie jak dzisiaj,
matkami zostawały zarówno kobiety trzydziestopięcio-, jak i nawet czterdziestoletnie . Jeśli Dobrawa
218

nie zapewniła Mieszkowi przynajmniej dwójki lub trójki dzieci, to być może cielesny aspekt ich
związku szybko się wypalił. Pobożność księżnej mogła nabrać podobnych cech jak w przypadku
żyjącej nieco wcześniej niemieckiej królowej Matyldy. O żonie Henryka Ptasznika – kobiecie która
też musiała żyć w przeświadczeniu, iż urodziła syna diabłu – opowiadano, że stale zapraszała do
swojego stołu żebraków, a w podróży rozdawała żywność biednym i wspierała każdy napotkany
klasztor. Przede wszystkim jednak miała w zwyczaju porzucać łoże małżeńskie w celu udania się na
modlitwę i zademonstrowania, że „bardziej jest poślubioną Chrystusowi niż mężowi” . 219

Brakuje podstaw, by przypisać Dobrawie ostentacyjną czy wręcz paranoidalną dobroczynność. Już
prędzej była opiekunką mnichów – pojawiają się opinie, że to właśnie ona ufundowała pierwszy
w Polsce klasztor . Najbardziej jednak do sylwetki Dobrawy może pasować ostatni rys. Kto wie czy
220

nie wymykała się ona z książęcej łożnicy i czy z biegiem lat sama nie zaczęła pchać Mieszka
w ramiona nałożnic. Teraz wiedziała już przecież, że inne kobiety jej nie zaszkodzą. Miała zbyt silną
pozycję w państwie. A przynajmniej tak jej się wydawało.
Oddajcie mojego syna

Wszystko zaczęło się od jednej, zupełnie niepotrzebnej bitwy. Starcie stoczone pod Cedynią obrosło
przez stulecia legendami, stając się symbolem polsko-niemieckiej rywalizacji i największym
sukcesem zbrojnym całej epoki pierwszych Piastów. Rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Potyczka
nie była żadnym pierwowzorem Grunwaldu i miała, z czysto wojskowego punktu widzenia,
marginalne znaczenie. To była po prostu prywatna awantura, w wykonaniu niezbyt wysoko
postawionego niemieckiego możnowładcy. Margrabia Hodon, bo o nim mowa, zarządzał częścią
słowiańskiego pogranicza Rzeszy i bardzo zależało mu na podkreśleniu własnej pozycji oraz
napełnieniu swego skarbca . W 972 roku, wykorzystując nieobecność cesarza bawiącego wciąż we
221

Włoszech, Hodon umyślił sobie zaatakować księcia Mieszka i tym sposobem podnieść własny prestiż.
Działał, jak się zdaje, w porozumieniu z mieszkańcami Wolina: potężnego miasta handlowego
wchodzącego w skład Związku Lutyckiego, na które ostrzył sobie zęby władca Wielkopolski.
Margrabia skrzyknął paru przyjaciół i zebrał prywatną drużynę, po czym ruszył na wschód. Trudno
powiedzieć, co dokładnie zamierzał osiągnąć. Być może liczył na to, że jego siły połączą się
z oddziałami Lutyków, po czym wspólnie rozgromią Mieszka, zanim ktokolwiek dowie się
o naruszeniu pokoju ze wschodnim sąsiadem. Potem mógłby się chwalić, że zdobył wielkie łupy, a na
dodatek podporządkował sobie sprawujących pieczę nad bałtyckim handlem Wolinian . Dokładne
222

plany Hodona trudno odtwarzać, bo ledwie wkroczył na ziemie Piastów, a już jego wojsko zostało
rozbite w drobny mak. I właśnie ten fakt sprawił, że uporządkowany świat Dobrawy zachwiał się
w posadach.
Powtórzyła się sytuacja sprzed pięciu lat. Księżna spuściła męża z oka, a ten momentalnie sobie
nagrabił. Nie zdołał dopilnować wojowników, a może i sam wciąż nie rozumiał, kiedy należy
powiedzieć „Stop”. Niemieccy dostojnicy byli przyzwyczajeni do częstych, ale niekoniecznie
krwawych wojen domowych. Gdyby więc obeszło się bez stosu trupów, o całym nieporozumieniu
można by z dnia na dzień zapomnieć. To nie była przecież nawet prawdziwa bitwa, a raczej zatarg
graniczny z udziałem kilkuset żołnierzy. Zupełnie normalna rzecz w relacjach pomiędzy sąsiadami.
Mieszko tymczasem zamknął wrogie siły w potrzasku, po czym, z pomocą swego brata Czcibora,
dokonał na nich krwawej rzezi. „Upokorzona pycha Teutonów musiała ziemię lizać” – skomentował
po latach Brunon z Kwerfurtu . Z kolei kronikarz Thietmar podał rzeczowo, że piastowski książę
223

„położył trupem wszystkich najlepszych rycerzy” . 224

Dobrawa już raz wyciągała Mieszka z podobnej opresji. Wówczas miała sojusznika w samym
cesarzu, uważającym państwo Piastów za cennego partnera. Otton nie był jednak głupcem. Nie mógł
po raz drugi przymknąć oczu na bestialską i sprzeczną z regułami prowadzenia wojen zbrodnię.
Księżna miała związane ręce i z przerażeniem obserwowała dalszy rozwój wypadków. Władca
Niemiec pospiesznie wrócił do kraju, by rozstrzygnąć spór pomiędzy Mieszkiem i Hodonem. Czy tego
chciał, czy nie, racja stanu nakazywała surowo ukarać krwiożerczego księcia Wielkopolski.
Już we wrześniu 972 roku – a więc trzy miesiące po stoczonej wczesnym latem potyczce – cesarz
zatrzymał się w Ingelheim nad Renem. Zwołał do tej miejscowości synod z udziałem biskupów,
urzędników i arystokracji. Znał tylko jedną stronę historii, ale to w zupełności wystarczało mu do
wydania werdyktu. Zażądał, by książę Mieszko w przeciągu sześciu miesięcy przysłał na niemiecki
dwór swojego syna. Miał on być odtąd zakładnikiem. Żywą i trzymaną pod strażą gwarancją, że
w przyszłości książę dobrze się zastanowi, nim wyda rozkaz mordowania niemieckich wielmożów . 225

Dla Dobrawy ta decyzja była szokiem. Z jednej strony miała świadomość, że na cesarskim dworze
nie brakuje zakładników i że są oni traktowani z należnymi honorami. Areszt u suwerena
chrześcijańskiego świata stanowił okazję do nauki, nawiązywania kontaktów i zdobywania
politycznych szlifów. Zdarzało się nawet, że przymusowi goście byli wychowywani wspólnie
z dziećmi cesarza i odbierali lekcje w tej samej szkole pałacowej . Dobrawie trudno jednak było się
226

cieszyć z szansy, jaką los przyniósł małemu Bolesławowi. Zbyt dobrze znała drugą stronę medalu.
Wiedziała, że jeśli Mieszkowi puszczą nerwy, jej syn z zakładnika łatwo może przemienić się w jeńca.
A z jeńca – w głównego bohatera pokazowej egzekucji.
Wytrawna polityczka, bez mrugnięcia okiem wysyłająca ludzi na śmierć, nie potrafiła poradzić
sobie z myślą, że jakakolwiek krzywda spotka jej jedyne, ukochane dziecko. Na to przecież było
o wiele za wcześnie! Bolesław miał zaledwie sześć lat i wydarto go wprost z rąk matki. Zdesperowana
władczyni pomocy szukała u Boga i u papieża – i to mimo że musiała wiedzieć, iż ten ostatni nie
ruszy nawet palcem, by wpłynąć na decyzję cesarza. „Gdy cię postrzyżono, w Rzymie twe włosy
złożono” – podaje spisane prawdopodobnie już w XI wieku epitafium Bolesława . Jest to, jak się
227

zdaje, ślad po desperackiej ofierze Dobrawy, wysłanej do Stolicy Apostolskiej przed tym, jak
zmuszono ją do pożegnania z synkiem.
Mieszko nie po raz pierwszy dał się ponieść emocjom. Zapłaciła za to Dobrawa,
zmuszona przez Niemców do oddania małego Bolka cesarzowi jako jeńca. Zdążyła
przynajmniej zorganizować jego postrzyżyny, a włosy wysłać prosto do papieża.
Archiwum autora/domena publiczna

Zima 973 roku miała się ku końcowi, gdy oddział zbrojnych towarzyszących książęcemu synowi
wyruszył w drogę do Kwedlinburga. Trasa była niemal równie długa, jak ta, którą Dobrawa przebyła
niespełna dekadę wcześniej, by zasiąść na poznańskim tronie. Tym razem jednak wielka podróż nie
zwiastowała niczego dobrego. Musiał wiedzieć o tym również Mieszko, bo z informacji podanej przez
roczniki spisywane w bawarskim Altaich wynika, że nie zdecydował się towarzyszyć synowi.
„Mieszko, książę słowiański, zmuszony groźbą przysłał syna jako zakładnika” – podał annalista . 228

Świadomość, że syn już wkrótce pozostanie sam jak palec w obcym kraju, przytłaczała
i paraliżowała Dobrawę. Tymczasem był to najgorszy moment, by tkwić w letargu. Jeszcze zanim
chłopiec wyruszył w drogę, do książęcego pałacu przybył posłaniec z Pragi, z minorowymi wieściami.
Zmarł z Bożej łaski władca Czech, Bolesław . 229
Nieszczere intencje

Dobrawa nie płakała po ojcu, a w każdym razie bardzo trudno ją o coś takiego podejrzewać. Zgon
Okrutnika był przede wszystkim ciosem dla jej pozycji politycznej. Księżna od lat uwijała się jak
w ukropie, by zapewnić sobie wpływ na męża i na władzę w państwie. Niezmiennie jednak kluczowe
znaczenie dla jej potęgi miał sojusz z Czechami. To nie był pakt pomiędzy państwami – pomysł
zupełnie obcy ludziom średniowiecza – ale osobiste porozumienie dwóch mężczyzn przypieczętowane
małżeństwem. Teraz jeden z sygnatariuszy zmarł, a wraz z nim do historii odeszła także trwająca
w mocy od niemal dekady umowa . Piastowie znaleźli się w zupełnie nowym położeniu. Bez
230

wątpienia na dworze, wśród starszyzny i wpływowych dowódców, odezwały się głosy, wzywające do
ułożenia na inny sposób relacji z południowym sąsiadem. Czechy były osłabione, ich świeżo
upieczony władca potrzebował czasu, by zdobyć poważanie wśród wojowników. Tymczasem żądni
łupów żołnierze Mieszka oblizywali się już na myśl o bogactwach Śląska i Małopolski... Radykalna
zmiana polityki w żadnym razie nie leżała jednak w interesie Dobrawy. Nie w tej chwili.
Prawdopodobnie to właśnie ona wzięła sprawy w swoje ręce i szybko porozumiała się z bratem . 231

Sojusz został odnowiony – choć można polemizować na temat tego, czy księżną kierował trzeźwy
osąd sytuacji, czy raczej gniew i rozgoryczenie.
Za czasów Okrutnika współpraca przynosiła Piastom niewątpliwe korzyści. Teraz skręciła na
niepewne tory. Niedługo po czeskim księciu zmarł także cesarz Otton. Mieszko wykorzystał
zamieszanie towarzyszące zmianie władzy w Niemczech i obietnicami lub przekupstwem doprowadził
do uwolnienia małego Bolesława . Syn Dobrawy był bezpieczny. I miało to niebagatelne znaczenie,
232

bo nadchodziła ogromna polityczna nawałnica. Annały z Altaich pod rokiem 974 informowały
o zawiązaniu tajemnego spisku mającego na celu obalenie niespełna dwudziestoletniego cesarza,
Ottona II. Na czele sprzysiężenia stał książę Bawarii Henryk. Człowiek, o którym biskup Thietmar bez
wahania powiedziałby, że stanowi narzędzie samego szatana. W końcu to nie kto inny, tylko ojciec
Henryka był królewskim synem zrodzonym po gwałcie dokonanym w Wielki Czwartek za diabelskim
poduszczeniem. Równie ciekawe było towarzystwo, w którym występował buntownik. „Książę
Bawarów i Abraham biskup Fryzyngi weszli w spisek z książętami Bolesławem [czeskim – przyp. KJ]
i Mieszkiem” – stwierdził annalista z Altaich . 233

Wplątanie się w podobną drakę już w pierwszych chwilach robiło wrażenie prawdziwego
szaleństwa. Otton II może i był władcą niedoświadczonym, ale jeszcze za życia ojca koronowano go
na cesarza, a poprzednik zadbał, by samodzielne rządy rozpoczął w otoczeniu zaufanych doradców
i sojuszników. Miał wszelkie środki, by zmiażdżyć rebelię i zrobił to, zanim ta na dobre rozgorzała.
Jeden z uczestników sprzysiężenia, komes o imieniu Bertold, zdradził spiskowców i doniósł
o wszystkim władcy. To wystarczyło, by tajne porozumienie rozsypało się jak domek z kart. Henryk
nie wytrzymał presji i nie zważając na swoich sojuszników, natychmiast udał się przed oblicze
cesarza, padł przed nim na kolana i błagał o łaskę. Otton kazał uwięzić swojego zbyt porywczego
krewniaka w twierdzy w Ingelheimie, natomiast biskupa Abrahama zamknął w murach klasztoru
w Korwei. Również dwie wpływowe damy, biorące udział w sprzysiężeniu, poczuły nagłą potrzebę
poświęcenia reszty życia modlitwie w klasztornym odosobnieniu. Na równie łagodne kary nie mogli
liczyć słowiańscy sojusznicy Henryka. Już w kolejnym, 975 roku, cesarz zebrał swoje wojska
i wkroczył do Kotliny Czeskiej, „pustosząc i paląc” . Dało to początek wieloletnim wojnom i wręcz
234

kuriozalnym zwrotom akcji. W 976 roku Henryk uciekł z więzienia i na krótko odzyskał władzę
w Bawarii. Kiedy jednak dobiegły go wieści o zbliżających się armiach cesarza, zbiegł do Pragi do
swojego niezawodnego sojusznika. Otton w odpowiedzi znów wyprawił się do Czech i podobno
„większą część tego kraju ogniem spustoszył” . Brat Dobrawy zareagował, organizując własną
235

ekspedycję i łupiąc dobra kościelne na pograniczu Niemiec, a nawet przepędzając biskupa Żytyc.
Wojna była zażarta, ale przewaga cesarza nie ulegała wątpliwości – można było dywagować co
najwyżej na temat tego, jak długo Bolesław wytrwa w swoim oporze. Na pewno zastanawiano się nad
tym podczas ponurych obrad w poznańskim pałacu. Towarzysze Mieszka doskonale zdawali sobie
sprawę, co wkrótce nastąpi. Cesarz zmiażdży Czechów, po czym skieruje swój gniewny wzrok na
Wielkopolskę...
Powszechne stawało się przekonanie, że odnowienie sojuszu z Czechami było katastrofalnym
błędem. Winnego nie trzeba było szukać daleko: w końcu rękojmią i symbolem paktu była księżna
Dobrawa. Obawy narastały, a wraz z nimi wzbierał też wewnętrzny ferment. Za kotarami i w
korytarzach pałaców zaczęto szeptać, że władczyni straciła kontakt z rzeczywistością. Że w swojej
zapalczywości myśli tylko o zemście za to, co wydawało jej się bezprawnym porwaniem ukochanego
syna. Jeśli wcześniej głowy podnosili pojedynczy przeciwnicy, to teraz Dobrawa zaczęła dostrzegać,
że nie ma już niemal żadnych stronników.
Zbyt silne było na dworze poczucie, że udział w spisku Henryka stanowi czysto prywatną awanturę
władczyni. Niewykluczone, że w takim spojrzeniu na sprawę tkwiło ziarno prawdy. Na pewno bardzo
osobiście do związków z Bawarczykiem podchodził brat Dobrawy, Bolesław II. Pewna historyczka
zasugerowała nawet ostatnio, że nieustępliwość Przemyślidy mogła być sprawką Emmy. Całkiem
prawdopodobne wydaje się, że nowa czeska władczyni wywodziła się z niemieckiej arystokracji,
a stanięcie po stronie Henryka odpowiadało z jakichś względów jej własnym interesom. Bolesław II
po prostu słuchał żony . Cały słowiański człon sprzysiężenia mógł natomiast stanowić odbicie
236

sojuszu, o którym milczały kroniki. Nie pomiędzy Bolesławem i Mieszkiem, ale między Dobrawą
i Emmą. Taki pakt tym bardziej musiał wywoływać oburzenie w Poznaniu, Gnieźnie czy Gieczu.
Atmosfera była już tak gęsta, że dałoby się ją kroić nożem.
W 977 roku Otton znów ruszył z wojskiem do Czech. Pola bitew na nowo zrosiła krew, wioski
płonęły, a obrońcy grodów stawiali czoła oblężeniom. Trup ścielił się gęsto po obu zwaśnionych
stronach. Wreszcie jednak Bolesław II powiedział: „Dość”. Jeszcze w tym samym roku udał się przed
oblicze cesarza, ukorzył się przed nim i począł prosić o łaskę . Dla dworu Piastów był to oczywisty
237

sygnał: za parę miesięcy łuny pożarów dotrą pod sam Poznań. Jak się zdaje, właśnie w tym
krytycznym momencie – a w każdym razie w przełomowym dla losów wojny 977 roku – ze sceny
zeszła Dobrawa.
O okolicznościach jej śmierci nie poinformowała żadna polska kronika ani rocznik. Datę podał
tylko praski kanonik Kosmas . Oczywiście licząca sobie około czterdziestu lat księżna mogła umrzeć
238

z przyczyn zupełnie naturalnych. Mogła powalić ją ciężka choroba, a stres i ciągły strach odebrały jej
siły potrzebne do walki o zdrowie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Dobrawa odeszła
w momencie aż zbyt wygodnym dla przeciwników sojuszu z Czechami. W chwili, gdy ważyły się losy
całego państwa i dalszych relacji z potężnym cesarstwem. W Poznaniu na pewno nie brakowało ludzi
gotowych pomóc jej w zapadnięciu w wieczny sen. Może zresztą wierzyli oni, że tylko skracają
cierpienia władczyni, której upadek od kilku lat stawał się coraz bardziej oczywisty...
Jeśli Dobrawa naprawdę zginęła od trucizny lub sztyletu, to na pewno za mordem nie stał sam
Mieszko. On był zdeterminowany realizować politykę żony nawet, gdy jej samej zabrakło.
Przedwczesny zgon powierniczki wszystkich sekretów i jedynej osoby, do której miał absolutne
zaufanie, tylko utwierdził go w dotychczasowej drodze. Zresztą władca znał fakty, z których
ewentualni zabójcy Dobrawy nie zdawali sobie sprawy. Księżna wcale nie chodziła na pasku swojego
ojca ani brata. Zawieruchę w Czechach cynicznie wykorzystała, by osłabić czujność swoich
krewniaków. W ostatnich latach życia wywalczyła, jak się zdaje, nowe ustępstwa na pograniczu, tak że
w ręce Piastów wpadł nawet kluczowy dla kontroli nad handlem Przemyśl . Bolesław II i Emma,
239

skoncentrowani na walkach z Niemcami, nawet się nie spostrzegli, a ich włości w Małopolsce i na
Śląsku znalazły się w potrzasku, otoczone posiadłościami i coraz potężniejszymi fortyfikacjami
Piastów. Mieszko i Dobrawa tylko czekali na dogodny moment, by uderzyć – i na miejscu czeskiego
imperium stworzyć swoje własne.
Księżnej nie było dane doczekać tego momentu, a potomni nie docenili jej politycznych zasług.
Dla samych Czechów było jednak oczywiste, czego się dopuściła. Dziejopisarze działający na dworze
Przemyślidów zrobili wszystko, by obrzydzić jej postać lub sprawić, że zostanie doszczętnie
zapomniana. Krystian, mimo że chodziło o jego rodzoną siostrę, nie poświęcił jej ani jednego słowa . 240

Historia chrystianizacyjnych zasług Dobrawy i jej domniemanych sukcesów w walce o utworzenie


biskupstwa w Pradze zostały wymazane z czeskiej tradycji. Kosmas, choć wedle obecnej wiedzy miał
dostęp do starych polskich roczników, wspomniał tylko datę jej śmierci. I może nie było to
przypadkiem. Napisał o jednym wydarzeniu z życia Dobrawy, które naprawdę było jego rodakom na
rękę. I za które kogo innego czekała spowiedź na Sądzie Ostatecznym.
1 W nieco wcześniejszym okresie Awarowie zaprzęgali do wozów słowiańskie niewolnice. Także z innych krajów znane są
przypadki wykorzystywania w średniowieczu ludzi jako siły pociągowej. Jak najbardziej mogła to robić również Dobrawa. Zob. J.
Żak, Rogowe części uprzęży końskiej, „Slavia Antiqua”, t. 3 (1952), s. 198 przyp. 20.
2 Nie jest to dokładne wyliczenie. Źródła arabskie nie pozostawiają jednak wątpliwości co do tego, że słowiańskie niewolnice
ceniono ze względu na ich wygląd.
3 Zob. np. J. Strzelczyk, Mieszko I, Poznań 2013, s. 121; J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin
(Thietmar, IV, 55–56, Gall I, 5–6) [w:] Nihil superfluum esse, red. J. Strzelczyk, J. Dobosz, Poznań 2000, s. 88.
4 Taki termin wyjazdu był konieczny, aby zdążyła dotrzeć do Wielkopolski przed Wielkim Postem – co z kolei wynika pośrednio
z relacji Thietmara. Por. np. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Rozważania nad granicami
poznania historycznego, Poznań 2013, s. 101; G. Labuda, Księżna Dobrawa i książę Mieszko jako rodzice chrzestni Polski
piastowskiej [w:] Scriptura custos memoriae. Prace historyczne, red. D. Zydorek, Poznań 2001, s. 6. Odnośnie wiarygodności daty
rocznej zob. np. Z. Budkowa, Początki polskiego rocznikarstwa, „Studia Źródłoznawcze”, t. 2 (1958), s. 84.
5 K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii piastowskiej w średniowieczu, Poznań 2005, s. 22.
6 Chodzi o trasę nazywaną „semita bohemica”. Zob. np. E. Małachowicz, Odkrycia architektury na Śląsku okresu chrystianizacji IX–
X w., „Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka”, t. 63 (2009), s. 427.
7 Z. Robak, Drogi czy bezdroża? Niektóre aspekty średniowiecznej komunikacji, „Alma Mater”, nr 99 (2008), s. 292.
8 W Libicach kilka lat wcześniej zatrzymał się, podróżujący podobną trasą, tyle że na Ruś, biskup misyjny Adalbert. Przy tej okazji
poznał małego Wojciecha. Przez analogię łatwo sobie wyobrazić, że sposobność ku temu miała też Dobrawa. Zob. A.P. Vlasto, The
Entry of the Slavs Into Christendom. An Introduction to the Medieval History of the Slavs, Cambridge 1970, s. 101–102. Odnośnie
pokrewieństwa między Przemyślidami i Sławnikowicami zob. np. D. Třeštík, Počátky Přemyslovců. Vstup Čechů do dějin (530–935),
Praha 1997, s. 423–425 i nn.; M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo (od X do połowy XI wieku), Poznań 2008, s.
70–71.
9 Zob. np. J. Karwasińska, Sławnik, Sławnikowice [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 5, red. G. Labuda, Z. Stieber, Wrocław
1975, s. 239–240.
10 Zob. np. E. Małachowicz, A. Szynkiewicz, Grody Niemczy i Wrocławia we wczesnym średniowieczu, „Architectus”, nr 1 (2008),
s. 21–27.
11 W nieco późniejszym okresie, w Anglii, szacowano, że koszt transportu lądowego jest przynajmniej dwukrotnie wyższy od
rzecznego, między innymi ze względu na jego powolność. Zob. E. Oksanen, Trade and Travel in England During the Long Twelfth
Century, „Anglo-Norman Studies”, t. 37 (2014), s. 182–183. Zob. też: D. Meier, Seafarers, Merchants and Pirates in the Middle
Ages, Woodbridge 2006, s. 11–20.
12 Łodzią można było podróżować w tempie 50–70 kilometrów dziennie. Przesiadka pozwoliłaby więc oszczędzić nawet trzy dni
podróży. Zob. P. Stróżyk, Jeszcze o pobycie biskupa Wojciecha na ziemiach polskich w 997 roku [w:] Scriptura custos memoriae,
dz. cyt., s. 499; G. Labuda, Droga misyjna św. Wojciecha do Prus i translacja z Prus do Gniezna wiosną 997 roku [w:] Żywot św.
Wojciecha i niektóre wiadomości o jego pobycie w dzisiejszej diecezji chełmińskiej, red. R. Frydrychowicz, Pelplin 1998, s. 122.
13 W. Ossowski, Wyniki ostatnich badań wczesnośredniowiecznych łodzi w Polsce [w:] Stan i potrzeby badań nad wczesnym
średniowieczem w Polsce – 15 lat później, red. W. Chudziak, S. Moździoch, Toruń-Wrocław-Warszawa 2006, s. 443–451.
14 Por. Z. Kurnatowska, M. Kara, Wczesnopiastowskie Regnum. Jak powstało i jaki miało charakter? Próba spojrzenia od strony
źródeł archeologicznych, „Slavia Antiqua”, t. 51 (2010), s. 56.
15 W. Dzieduszycki, M. Przybył, „Trakt cesarski” – próba odtworzenia przebiegu drogi pielgrzymki Ottona III do Gniezna na
podstawie analizy źródeł pisanych i archeologicznych [w:] Trakt cesarski Iława-Gniezno-Magdeburg, red. W. Dzieduszycki, M.
Przybył, Poznań 2002, s. 17 i nn. Por. Z. Kurnatowska, Początki Polski, Poznań 2002, s. 80.
16 M. McCormick, Narodziny Europy. Korzenie gospodarki europejskiej 300–900, Warszawa 2007, s. 458. Odnośnie podróży
Ottona III zob. J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, Warszawa 2014, s. 37.
17 Z. Robak, Drogi czy bezdroża?, dz. cyt., s. 293.
18 Por. G. Labuda, Księżna Dobrawa i książę Mieszko jako rodzice chrzestni Polski piastowskiej, dz. cyt., s. 7.
19 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida (†999), Kraków 2006, s. 89; G. Labuda, Księżna Dobrawa i książę Mieszko jako rodzice
chrzestni Polski piastowskiej, dz. cyt., s. 6; H. Łowmiański, Początki Polski, t. 5, Warszawa 1985, s. 548.
20 M. McCormick, Narodziny Europy, dz. cyt., s. 460–461.
21 J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 37.
22 Np. Rocznik Sędziwoja z Czechla, pod rokiem 965. Zob. J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 120.
23 S. Trawkowski, Ubiór i pielęgnacja ciała [w:] Kultura Polski średniowiecznej X–XIII w., red. J. Dowiat, Warszawa 1985, s. 64;
Dress [w:] The Grove Encyclopedia of Medieval Art and Architecture, t. 2, red. C. Hourihane, New York 2012, s. 335; P.B. Newman,
Daily Life in the Middle Ages, Jefferson 2001, s. 122–123; V. Sherrow, Encyclopedia of Hair: A Cultural History, Westport 2006, s.
354; A. Niesiołowska-Wędzka, Toaletowe przybory [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 6, red. G. Labuda, Z. Stieber,
Wrocław 1977, s. 96–99.
24 Mowa o tzw. kodeksie z Wolfenbüttel. Zob. J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 252–279.
25 T. Jurek, Fryzura narodowa średniowiecznych Polaków [w:] Scriptura custos memoriae, dz. cyt., s. 635–651; S. Trawkowski,
Ubiór i pielęgnacja ciała, dz. cyt., s. 64.
26 Helmold, Kronika Słowian, rozdz. 1; A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii piastowskiej (963–1034). Narodziny
stereotypu, Lublin 2008, s. 68; S. Trawkowski, Ubiór i pielęgnacja ciała, dz. cyt., s. 89–91. Odnośnie zapinek (fibul) zob. M. Kara,
J. Wrzesiński, Ozdobne okucie z grodziska na Ostrowie Lednickim. Przyczynek do studiów nad kulturą elitarną monarchii pierwszych
Piastów [w:] Słowianie i ich sąsiedzi we wczesnym średniowieczu, red. M. Dulinicz, Lublin 2003, s. 396.
27 Zob. np. K. Jasiński, Przydomek Bolesława Krzywoustego, „Genealogia”, t. 6 (1995), s. 137–146.
28 B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski, Kraków 2014, s. 87; J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s.
103; D. Borawska, Piśmiennictwo i nauczanie [w:] Polska pierwszych Piastów, red. T. Manteuffel, Warszawa 1968, s. 248.
29 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 101 przyp. 40. Por. np. Thietmar, Kronika, ks.
IV, rozdz. 11; G. Labuda, Przyjęcie chrztu przez Mieszka I w 966 roku. Przyczyny i skutki [w:] tegoż, Studia nad początkami państwa
polskiego, t. 1, wyd. 3, Wodzisław Śląski 2012, s. 62.
30 H. Łowmiański, Imię chrzestne Mieszka I [w:] tegoż, Studia nad dziejami Słowiańszczyzny, Polski i Rusi w wiekach średnich,
Poznań 1986, s. 287; D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., Poznań 2013, s. 101; P.
Urbańczyk, Jak (s)chowano pierwszych polskich chrześcijan [w:] Cmentarzyska. Relacje społeczne i międzykulturowe, red. W.
Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań 2015, s. 137.
31 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 11. Zob. też: M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 20–21.
32 Zob. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia. Dynastia Przemyślidów i jej bohaterowie w dziele mnicha Krystiana, Kraków
2007, s. 63.
33 Legenda Krystiana, rozdz. 2. Tłum. za: G. Labuda, Mieszko I, Wrocław 2002, s. 103. Por. Conversio Bagoarorum et
Carantanorum, rozdz. 7. Przekł. w: G. Labuda, Księżna Dobrawa i książę Mieszko jako rodzice chrzestni Polski piastowskiej, dz.
cyt., s. 14.
34 T. Jasiński, Początki Polski w nowym świetle, „Nauka”, nr 4 (2007).
35 Por. J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 87; I. Boháčová, Umocnienia grodu praskiego w okresie wczesnego
średniowiecza. Nowe źródła i ich wstępna interpretacja [w:] Acta Archaeologica Waweliana, t. 2, Kraków 1998, s. 15 i nn. Zresztą
wystarczy wspomnieć, że Praga była jedynym na całej zachodniej Słowiańszczyźnie miastem z prawdziwego zdarzenia. Zob. J.
Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 64.
36 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 39. Por. tenże, Mieszko I i jego państwo w opisie Ibrahima ibn
Jakuba a archetyp „dzikiej Północy” [w:] Mundus hominis – cywilizacja, kultura, natura. Wokół interdyscyplinarności badań
historycznych, red. S. Rosik, Wrocław 2006, s. 209–220.
37 Por. T. Lewicki, Arabskie legendy o kraju Amazonek na północy Europy, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego”, t. 12
(1957), s. 283–307; P. Żmudzki, Mieszko i Amazonki. Wspólnoty wojownicze i normy życia rodzinnego w relacji Ibrahima ibn
Jakuba [w:] Tekst źródła. Krytyka, interpretacja, red. B. Trelińska, Warszawa 2005, s. 99–126.
38 A. Pleszczyński, Początek rządów Bolesława Chrobrego [w:] Viae historicae. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi
Lechowi A. Tyszkiewiczowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, Wrocław 2001, s. 221–222 przyp. 19; B. Śliwiński, Bezprym.
Pierworodny syn, dz. cyt., s. 143–145; J. Bieniak, Polska elita polityczna XII wieku, „Społeczeństwo Polski Średniowiecznej”, t. 2
(1982), s. 34–54.
39 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 205.
40 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 5. Por. G. Labuda, Przyjęcie chrztu przez Mieszka I, dz. cyt., s. 59.
41 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 94 przyp. 9; Ch. Brooke, Europe in the Central
Middle Ages (962–1154), New York 2000, s. 149 i nn.; S. McDougall, Women in Canon Law [w:] The Oxford Handbook of Women
and Gender in Medieval Europe, red. J.M. Bennett, R.M. Karrass, Oxford 2013, 163 i nn.; J.A. Brundage, Law, Sex and Christian
Society in Medieval Europe, Chicago-London 1987, s. 235 i nn.; M. Michalski, Coitus albo consensus, czyli co stanowi o ważności
małżeństwa. Relacja z pewnej dyskusji z XI–XIII wieku [w:] Nihil superfluum esse, dz. cyt., s. 159 i nn.
42 Tak początek pogańskiej ceremonii ślubnej w rodzie panującym opisywał Kosmas: Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 8.
43 Rekonstrukcja na podstawie: W. Abraham, Zawarcie małżeństwa w pierwotnem prawie polskiem, Lwów 1925, s. 151–156.
44 Tamże, s. 156–176.
45 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 10.
46 D. Makowiecki, Wybrane zagadnienia ze studiów nad gospodarką zwierzętami we wczesnośredniowiecznych kompleksach
grodowych Pomorza, Wielkopolski i Dolnego Śląska [w:] Stan i potrzeby badań nad wczesnym średniowieczem, dz. cyt., s. 123–148.
Por. D. Makowiecki, Archaeozoology’s contribution to the improvement of historians’conceptions of subsistence economy and
environment in Early Medieval Poland. Selected problems, „Beiträge zur Archäozoologie und Prähistorische Anthropologie”, 5
(2006), s. 77–82.
47 K. Janicki, Damy złotego wieku, Kraków 2014, s. 101–109.
48 M. Miśkiewicz, Życie codzienne mieszkańców ziem polskich we wczesnym średniowieczu, Warszawa 2010, s. 20; M. Dembińska,
Konsumpcja żywnościowa w Polsce średniowiecznej, Wrocław 1963, s. 72–73.
49 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 8.
50 S. Trawkowski, Narodziny państwa polskiego [w:] Polska pierwszych Piastów, red. T. Manteuffel, Warszawa 1968, s. 111; K.
Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii piastowskiej w średniowieczu, dz. cyt., s. 20.
51 J. Strzelczyk, Od Prasłowian do Polaków, Kraków-Warszawa 1987, s. 8; H. Popowska-Taborska, Wczesne dzieje Słowian
w świetle ich języka, Wrocław 1991, s. 10.
52 K. Maćkowiak, Początki polskiej świadomości językowej (X–XII wiek), „Język Polski”, t. 86, nr 2 (2006), s. 83.
53 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 8.
54 Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży po krajach słowiańskich.
55 Za wiarygodnością relacji opowiadali się np.: J. Dowiat, Normy postępowania [w:] Kultura Polski średniowiecznej, dz. cyt., s.
321–323; T. Seweryn, Dziedzictwo [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 1, red. W. Kowalenko, G. Labuda, T. Lehr-Spławiński,
Wrocław 1962, s. 440–441. Por. opinie krytyczne: R. Jakimowicz, Kilka uwag nad relacją o Słowianach Ibrahima ibn Jakuba,
„Slavia Antiqua”, t. 1 (1948), s. 439 i nn.; B. Śliwiński, Kronikarskie niedyskrecje, czyli życie prywatne Piastów, Gdańsk 1994, s. 13
i nn.
56 L. Stomma, Rytuał pokładzin w Polsce. Analiza strukturalna, „Etnografia Polska”, t. 19, nr 1 (1975), s. 51–65; A. Krawiec,
Seksualność w średniowiecznej Polsce, Poznań 2000, s. 66–67.
57 Tępa brutalność cechowała polskie noce poślubne także tysiąc lat później. Pisałem o tym w książce: Epoka hipokryzji. Seks
i erotyka w przedwojennej Polsce, Kraków 2015.
58 Por. Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 5.
59 Tamże, ks. I, rozdz. 4.
60 K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Poznań 2004, s. 61–62; J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko
poganin, dz. cyt., s. 86–87; A.P. Vlasto, The Entry of the Slavs Into Christendom, dz. cyt., s. 256; J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry,
dz. cyt., s. 130; Odnośnie słowiańskiej poligamii zob. też np. K. Moszyński, Kultura ludowa Słowian, t. 2, Warszawa 1967, s. 285;
A. Krawiec, Seksualność w średniowiecznej, dz. cyt., s. 67–70.
61 W. Kadłubek, Kronika Polska, ks. II, rozdz. 8.
62 Kronika Dzierzwy, rozdz. 18.
63 K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Poznań 2004, s. 62–63; J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 61. Por. M. Kara,
Najstarsze państwo Piastów. Rezultat przełomu czy kontynuacji? Studium archeologiczne, Poznań 2009, s. 287.
64 L. Leciejewicz, Słowianie zachodni. Z dziejów tworzenia się średniowiecznej Europy, Wrocław 1989, s. 164; K. Dróżdż,
Kazimierz Odnowiciel. Polska w okresie upadku i odbudowy, Wodzisław Śląski 2009, s. 31–32; P. Wiszewski, Domus Bolezlai.
W poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do około 1138 roku), Wrocław 2008, s. 47.
65 Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów. Rola społeczna piastowskich żon i córek do połowy XII wieku – studium porównawcze,
Toruń 2013, s. 58; J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 90.
66 Odnośnie codziennych zajęć władcy w tej epoce zob. np. P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 305.
67 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56.
68 Por. M.Z. Jedlicki, Przypisy [w:] Kronika Thietmara, Kraków 2012, s. 220 przyp. 288; P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt, s.
572.
69 Por. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 31 i nn.
70 Por. jeden ze zbiorów podobnych „sztuczek”: T. Prezbiter, Diversarum Artium Schedula, przekł. S. Kobielus, Kraków 1998. Zob.
też: T. Lalik, Poczucie piękna [w:] Kultura Polski średniowiecznej X–XIII w., dz. cyt., s. 375–430.
71 G. Althoff, Ottonowie. Władza królewska bez państwa, Warszawa 2009, s. 79–105.
72 Cyt. za: M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, Poznań 2014, s. 86.
73 K. Leyser, Medieval German and Its Neighbours. 900–1250, London 1982, s. 22.
74 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 55, 56.
75 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 6.
76 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 73–74. Por. G. Labuda, Księżna Dobrawa i książę Mieszko jako rodzice chrzestni
Polski piastowskiej, dz. cyt., s. 6.
77 Por. np. M. Homza, The Role of Saint Ludmila, Doubravka, Saint Olga and Adelaide in the Conversions of their Countries [w:]
Early Christianity in Central and East Europe, Warszawa 1997, s. 200.
78 Zob. np. P. Urbańczyk, Mieszko Pierwszy Tajemniczy, Poznań 2012, s. 233; J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 123.
79 G. Labuda, Widukind i Thietmar o wypadkach z 963 roku [w:] tegoż, Studia nad początkami, t. 1, dz. cyt, s. 22–52; K.
Tymieniecki, Pomorze i Polska za pierwszych Piastów, „Strażnica Zachodnia” nr 2 (1922), s. 258; D.A. Sikorski, O stosunkach
polsko-niemieckich w X i XI wieku, „Studia Historica Slavo-Germanica”, t. 25 (2004–2005), s. 263–275; G. Labuda, Komentarz do
Studiów nad początkami państwa polskiego [w:] Studia nad początkami, t. 1, dz. cyt., s. 297. Por. dawne poglądy: H. Łowmiański,
Początki Polski, t. 4, Warszawa 1970, s. 588; J. Dowiat, Chrzest Polski, Warszawa 1997, s. 78.
80 Pisał o tym już: S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 71. Zob. też: G. Labuda, Jakimi drogami przyszło do Polski
chrześcijaństwo?, „Nasza Przeszłość”, t. 69 (1988), s. 39–80.
81 Zob. np. E. Mühle, Die Piasten. Polen im Mittelalter, München 2011, s. 18; P. Urbańczyk, Jak (s)chowano pierwszych polskich
chrześcijan [w:] Cmentarzyska. Relacje społeczne, dz. cyt., s. 132–133; R. Michałowski, Zjazd gnieźnieński. Religijne przesłanki
powstania arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, Wrocław 2008, s. 98. Porównanie do jasnowidza pożyczyłem od: J. Strzelczyk, Mieszko
I, dz. cyt., 124.
82 Wizję istnienia gminy chrześcijańskiej w Wielkopolsce już w pierwszej połowie X wieku snuł ostatnio P. Urbańczyk, inni
naukowcy szybko jednak odrzucili ten pomysł. Zob. P. Urbańczyk, Mieszko Pierwszy Tajemniczy, Toruń 2012, s. 212–218; D.A.
Sikorski, Mieszko Pierwszy Tajemniczy i jeszcze bardziej tajemnicza metoda historiograficzna, „Roczniki historyczne”, t. 79 (2013),
s. 189–190 i nn.
83 Zob. np. J. Strzelczyk, The Church and Christianity about the year 1000 (the missionary aspect) [w:] Europe around the Year
1000, red. P. Urbańczyk, Warszawa 2001, s. 41–68.
84 A. Brückner, Dzieje języka polskiego, Warszawa 1925, s. 91 i nn.; tenże, Dzieje kultury polskiej, Warszawa 1991, s. 228 i nn. Por.
np. H. Toby, O źródłach tradycji cerkiewnosłowiańskiej w Polsce [w:] Dutch Contributions to the Twelfth International Congress of
Slavists, red. A. Barentsen, Amsterdam-Atlanta 1998, s. 395 i nn.
85 D.A. Sikorski, Początki Kościoła w Polsce. Wybrane problemy, Poznań 2012, s. 223–271; tenże, Najstarsza warstwa terminologii
chrześcijańskiej w staropolszczyźnie. Próba weryfikacji teorii o jej czeskim pochodzeniu [w:] Wielkopolska – Polska – Czechy. Studia
z dziejów średniowiecza ofiarowane Profesorowi Bronisławowi Nowackiemu, red. Z. Górczak, J. Jaskulski, Poznań 2009, s. 101–106.
86 Por. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 95, 103.
87 G. Labuda, Księżna Dobrawa i książę Mieszko jako rodzice chrzestni Polski piastowskiej, dz. cyt., s. 10; P. Bogdanowicz, Chrzest
Polski, „Nasza Przeszłość”, t. 23 (1966), s. 22.
88 Zob. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 93, 103, 141–190; G. Labuda, Przyjęcie
chrztu przez Mieszka, dz. cyt., s. 60–61.
89 P. Bogdanowicz, Chrzest Polski, dz. cyt., s. 13.
90 Por. np. M. Wołoszyn, Czy kobiety szybciej i chętniej niż mężczyźni ulegały chrystianizacji? [w:] Kobieta – Śmierć – Mężczyzna,
red. W. Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań 2003, s. 81–92; P.E. Steele, Nawrócenie i chrzest Mieszka I, Warszawa 2005, s. 46
i nn.; D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 98.
91 Annalista Saxo, Kronika, ks. IX, rozdz. 11. Cyt. za: J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s.
92.
92 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 65–66.
93 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 5.
94 J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 88; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s.
69–70.
95 Pierwszy list do Koryntian, rozdz. 7, wers 14.
96 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 48. Por. J.T. Schulenburg, Forgetful of Their Sex. Female Sanctity and Society, ca.
500–1100, Chicago 1998, s. 469 przyp. 2.
97 Zob. J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 86; J. Chodor, Wizerunki kobiet
w kronikarstwie krajów Europy Środkowo-Wschodniej (XI–XII wiek) [w:] Uniwersalizm i regionalizm w kronikarstwie Europy
Środkowo-Wschodniej, red. U. Borkowska, Lublin 1996, s. 292 i nn.; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 69–70; B.
Sawyer, Women and the Conversion of Scandinavia [w:] Frauen in Spätantike und Frühmittelalter. Lebensbedingungen,
Lebensnormen, Lebensformen, red. W. Affeldt, Sigmaringen 1990, s. 263–181; D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i
Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 99–100.
98 Zob. W. Jezierski, Paranoia sangallensis. A Micro-Study in the Etiquette of Monastic Persecution, „Frühmittelalterliche Studien”,
t. 42 (2008), s. 147–148.
99 D. Waßenhoven, Swaying Bishops and the Succession of Kings [w:] Patterns of Episcopal Power Bishops in Tenth and Eleventh
Century Western Europe, red. L. Körntgen, D. Waßenhoven, Berlin 2011, s. 92.
100 Zob. np. R. Chamberlin, The Bad Popes, Stroud 2003, s. 955–963.
101 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 5.
102 P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt, s. 199 przyp. 826.
103 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 101, 302.
104 Por. M. Saczyńska, Msza pod osłoną nieba, czyli kiedy kultura spotyka się z naturą. Sprawowanie eucharystii w czasie podróży
w okresie średniowiecza – uwagi wstępne, „Acta Universitatis Wratislaviensis. Historia”, t. 175 (2006), s. 243–255.
105 P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 200.
106 Nestor, Powieść minionych lat, rozdz. 38.
107 K. Myśliński, Polska wobec Słowian połabskich do końca XII wieku, Lublin 1993, s. 13; J. Strzelczyk, Słowianie połabscy,
Poznań 2013, s. 55–57; P. Babij, Od Łączyna do Raxy, 929–955 r. Wielkie i małe bitwy Słowian Połabskich [w:] „Migracje. Podróże
w dziejach”. Starożytność i średniowiecze, red. M. Franz, Toruń 2015, s. 164.
108 G. Labuda, Ziemia Lubuska w dziejach Polski [w:] Ziemia Lubuska, red. S. Zajchowska, M. Sczaniecki, Poznań 1950, s. 78; J.
Sochacki, Związek Lucicki – Między Polską a Cesarstwem do 1002 r., „Slavia Antiqua”, t. 47 (2006), s. 33.
109 J. Widajewicz, Wichman, Poznań 1933, s. 2 i nn.; G. Althoff, Wichmann [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 9, München 1998, s. 60;
D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. 1, red. S.
Kuczyński, Warszawa 1981, s. 16.
110 Widukind, Dzieje saskie, ks. III, rozdz. 69; A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 61.
111 Thietmar, Kronika, ks. V, rozdz. 10. Poprawka przekładu za: A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 68.
112 S. Weinfurter, Niemcy w średniowieczu 500–1500, Warszawa 2010, s. 48. Por. D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie
consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s. 16 przyp. 18.
113 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 61; D.A. Sikorski, O stosunkach polsko-niemieckich, dz. cyt., s.
92 przyp. 4, 267–275. Por. H. Łowmiański, Imię chrzestne Mieszka, dz. cyt., s. 341.
114 Cyt. za: J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 129.
115 Zob. np. J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 90–91.
116 A. Krawiec, Seksualność w średniowiecznej, dz. cyt., s. 30; J.A. Brundage, Law, Sex and Christian Society, dz. cyt., s. 158–159;
K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii piastowskiej w średniowieczu, dz. cyt., s. 42; A. Żurek, Małżeństwo i prokreacja
według Cezarego z Arles, „Vox Patrum”, nr 12–13 (1987), s. 430.
117 Zob. np. Ch.R. Clason, The Law – Letter and Spirit [w:] Crime and Punishment in the Middle Ages and Early Modern Age, red.
A. Classen, C. Scarborough, Berlin 2012, s. 69–70; B. Murdoch, Adam’s Grace. Fall and Redemption in Medieval Literature, Bury St
Edmund 2000, s. 103–104.
118 G. Pac, Obraz małżeństwa w wybranych niemieckich źródłach hagiograficznych X i XI wieku [w:] Kult świętych i ideał świętości
w średniowieczu, red. R. Michałowski, Warszawa 2011, s. 60 i nn.
119 Beda Czcigodny, Historia kościelna narodu angielskiego, t. 1, ks. II, rozdz. 11. Cyt. za: G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz.
cyt., s. 63–64.
120 J.A. Brundage, Law, Sex and Christian Society, dz. cyt., s. 136; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 62; M. Michalski,
Coitus albo consensus, dz. cyt., s. 159 i nn.
121 Zob. np. H. Kóčka-Krenz, M. Kara, D, Makowiecki, The beginnings, development and the character of the early Piast
stronghold in Poznań [w:] Polish lands at the turn of the first and the second Millennia, Warsaw 2004, s. 125–166; D.A. Sikorski,
Wczesnopiastowska architektura sakralna, Poznań 2012, s. 52; tenże, Kościół w Polsce Mieszka, dz. cyt., s. 208; W. Hensel,
Założenie Poznania i jego najstarsze dzieje w świetle wykopalisk, „Z otchłani wieków”, nr 13 (1938), s. 134; P. Urbańczyk, Czy
Gniezno było pierwszą stolicą państwa wczesnopiastowskiego? [w:] Studia nad dawną Polską, t. 2, red. T. Sawicki, Gniezno 2009, s.
19–26. Odnośnie tego, co stolica mogła oznaczać w tym okresie, zob. J. Górecki, Lednicki ośrodek rezydencjonalny w czasach
panowania Mieszka I, „Kronika Wielkopolski” nr 3 (62), 1992, s. 31.
122 D.A. Sikorski, Mieszko Pierwszy Tajemniczy i jeszcze bardziej tajemnicza metoda historiograficzna, dz. cyt., s. 194 i nn.
123 H. Kóčka-Krenz, Kaplica wczesnośredniowiecznej rezydencji książęcej w Poznaniu, „Architektura. Czasopismo Techniczne”, t.
108, z. 23 (2011), s. 143–158. Odnośnie innych pałaców tej epoki zob. H. Kóčka-Krenz, Palatia wczesnopiastowskie [w:]
Średniowiecze w rozjaśnieniu, red. K. Skupieński, Warszawa 2010, s. 120; taż, Stan badań nad wczesnośredniowiecznymi palatiami
[w:] Stan i potrzeby badań, dz. cyt., s. 51–57. Por. T. Rodzińska-Chorąży, Zespoły rezydencjonalne i kościoły centralne na ziemiach
polskich do połowy XII wieku, Kraków 2009, s. 15–37.
124 H. Kóčka-Krenz, Pre-Romanesque Palatial Chapel in Poznań, „Quaestiones Medii Aevi Novae”, t. 15 (2010), s. 227–228. Por.
T. Rodzińska-Chorąży, Z. Jagosz-Zarzycka, Rotunda na Górze Zamkowej w Cieszynie – prace badawcze w 2013 roku [w:]
Średniowieczna sakralna architektura w Polsce w świetle najnowszych badań, red. T. Janiak, D. Stryniak, Gniezno 2014, s. 27–44.
125 Zob. np. P. Urbańczyk, Mieszko Pierwszy Tajemniczy, dz. cyt., s. 297 i nn.; H. Kóčka-Krenz, Dzieje Ostrowa Tumskiego
w Poznaniu przed lokacją miasta, „Kronika Miasta Poznania”, z. 1 (2003), s. 15.
126 D.A. Sikorski, Mieszko Pierwszy Tajemniczy i jeszcze bardziej tajemnicza metoda historiograficzna, dz. cyt., s. 194; A. Różański,
Czeskie i morawskie wzorce architektoniczne na terenie ziem polskich we wczesnym średniowieczu, „Archaeologia Historica Polona”,
t. 21 (2013), s. 31–47; H. Kóčka-Krenz, Pre-Romanesque Palatial Chapel, dz. cyt., s. 232. Por. K. Żurowska, Mecenat Mieszka I w
dziedzinie architektury murowanej, „Kronika Wielkopolski”, t. 62 (1992), s. 17–23.
127 D.A. Sikorski, Wczesnopiastowska architektura sakralna, dz. cyt., s. 67–69. Por. T. Rodzińska-Chorąży, Drewno i kamień –
czyli co i kiedy zbudowali dwaj pierwsi Piastowie? [w:] Średniowieczna architektura sakralna w Polsce w świetle najnowszych
badań, red. T. Janiak, D. Stryniak, Gniezno 2014, s. 16.
128 Por. G. Labuda, Komentarz do Studiów nad początkami, dz. cyt., s. 297.
129 Por. R. Michałowski, Chrystianizacja monarchii piastowskiej w X–XI wieku [w:] Animarum Cultura. Studia nad kultura religijna
na ziemiach polskich w średniowieczu. Struktury kościelno-publiczne, red. H. Manikowska, W. Brojer, Warszawa 2008, s. 16 i nn.;
D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 106–107.
130 J. Dowiat, Chrzest Polski, dz. cyt., s. 78–83; tenże, Metryka chrztu Mieszka I i jej geneza, Warszawa 1961.
131 Thietmar, Kronika, ks. II, rozdz. 27; ks. II, rozdz. 40. Zob. też: J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 93.
132 Zob. np. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 92–93.
133 J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 87–88, 90. Por. M. Dembińska, Wzorzec kobiety
słowiańskiej w kronikach Galla Anonima, Kosmasa i Nestora [w:] Kultura średniowieczna i staropolska. Studia ofiarowane
Aleksandrowi Gieysztorowi w pięćdziesięciolecie pracy naukowej, red. D. Gawinowa, Warszawa 1991, s. 418–419.
134 Zob. np. S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 74; W. Abraham, Organizacja kościoła w Polsce do połowy
wieku XII, wyd. 2, Wodzisław Śląski 2010, s. 94 i nn.; D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt.,
s. 92; D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 101. Por. zestawienie innych koncepcji
odnośnie pochodzenia i roli Jordana w: H. Łowmiański, Początki Polski, t. 5, Warszawa 1985, s. 589–590.
135 J. Dowiat, Chrzest Polski, dz. cyt., s. 80.
136 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56.
137 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 64.
138 Dosłowny przekład fragm. z kroniki Thietmara za: P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 574.
139 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56. Zob. też: P. Urbańczyk, Jak (s)chowano pierwszych polskich chrześcijan, dz. cyt., s. 130.
140 Zob. np. E. Melnikova, How Christian were Viking Christians? [w:] Early Christianity on the way from the Varangians to the
Greeks, Kiev 2011, s. 96; P. Urbańczyk, Jak (s)chowano pierwszych polskich chrześcijan, dz. cyt., s. 136; P.E. Steele, Nawrócenie
i chrzest Mieszka I, dz. cyt., s. 137; S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 74.
141 Zob. np. B. Sawyer, Women and the Conversion of Scandinavia, dz. cyt., s. 263–181; D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za
Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 106–108.
142 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 129.
143 Tamże, s. 117; P. Urbańczyk, Czy istnieją archeologiczne ślady masowych chrztów ludności wczesnopolskiej, „Kwartalnik
Historyczny”, t. 52 (1995), s. 3–18; A. Tomaszewski, Misy, ale czy chrzcielne? [w:] Międzynarodowy Kongres Archeologii
Słowiańskiej, t. 3, Wrocław 1970, s. 345–347.
144 Widukind, Dzieje saskie, ks. III, rozdz. 69; A. Nadolski, Polskie siły zbrojne w czasach Bolesława Chrobrego, Łódź 1956, s. 20;
P. Rochala, Cedynia 972, Warszawa 2002, s. 100.
145 S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 81.
146 P. Urbańczyk, Jak (s)chowano pierwszych polskich chrześcijan, dz. cyt., s. 137; P. Wiszewski, Historyczne refleksje nad
chrystianizacją Polski, dz. cyt., s. 122; S. Trawkowski, Opuscula Medievistica. Studia nad historią społeczną Polski
wczesnopiastowskiej, Warszawa 2005, s. 25–26.
147 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 43.
148 J. Banaszkiewicz, Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 87 przyp. 5.
149 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 55. Zob. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 75–76. Por. J. Banaszkiewicz,
Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 87.
150 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56.
151 Thietmar, Kronika, ks. I, rozdz. 21, 24. Zob. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 78; . Por. R. Michałowski, Zjazd
gnieźnieński, dz. cyt., s. 320 i nn.; P. Bange, The image of women of the nobility in the German chronicles of the tenth and eleventh
centuries [w:] The Empress Theophano: Byzantium and the West at the Turn of the First Millennium, red. A. Davids, Cambridge
1995, s. 156. Odnośnie daty wydarzenia zob. E. Hlawitschka, König Heinrich I. (918-936) [w:] Mittelalterliche Herrscher in
Lebensbildern, red. K.R. Schnith, Graz-Wien-Köln 1990, s. 110–122.
152 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56.
153 J.A. Brundage, Law, Sex, and Christian Society, dz. cyt., s. 155; J.L. Flandrin, Sex in the Western World. The Development of
Attitudes and Behaviour, Chur 1991, s. 181; A.S. Mittman, P.J. Dendle, The Ashgate Research Companion to Monsters and the
Monstrous, Farnham 2013, s. 56 i nn.
154 Rocznik Sędziwoja z Czechla, pod rokiem 970. Cyt. za: J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 119. Por. np. S. Zakrzewski, Mieszko
I jako budowniczy, dz. cyt., s. 81.
155 Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 192–193; M. Kara, Tron książęcy ad sanctam Mariam w Poznaniu.
Przyczynek do studiów nad stanowieniem i manifestacją władzy zwierzchniej w Polsce piastowskiej, „Studia Mediaevalia Pragensia”,
t. 8 (2008), s. 90 i nn.
156 H. Kóčka-Krenz, Kaplica wczesnośredniowiecznej rezydencji, dz. cyt., s. 143–158; taż, Dzieje Ostrowa Tumskiego w Poznaniu,
dz. cyt., s. 15; taż, Rezydencja pierwszych Piastów na poznańskim grodzie [w:] Poznań we wczesnym średniowieczu, t. 5, red. H.
Kóčka-Krenz, Poznań 2005, s. 59–81; taż, Pre-Romanesque Palatial Chapel, dz. cyt., s. 221–239; taż, Wczesnośredniowieczne
szklane kostki mozaikowe z Ostrowa Tumskiego w Poznaniu, „Archaeologia Historica Polona”, t. 15 (2005), s. 187–200.
157 M. Kara, Tron książęcy ad sanctam Mariam, dz. cyt., s. 45–104; R. Michałowski, Princeps fundator. Studia z dziejów kultury
politycznej w Polsce X–XIII wieku, Warszawa 1993, s. 127–148; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 188–190.
158 E.S. Duckett, Death and Life in the Tenth Century, Ann Arbor 1967, s. 87–90.
159 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 22.
160 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 324. Por. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi
Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 198 i nn. Odnośnie Mlady jako przełożonej klasztoru zob. M. Derwich, Czech Republic [w:]
Encyclopedia of Monasticism, red. W.M. Johnston, New York 2000, s. 350. Por. wersję przyjmującą przekaz Kosmasa bez
zastrzeżeń: P. Urbańczyk, Mieszko Pierwszy Tajemniczy, dz. cyt., s. 240–241.
161 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 253.
162 Koncepcję wyprawy Jordana do Włoch powiązanej z triumfem nad Wichmanem przedstawili: T. Jasiński, Spór o biskupstwo
poznańskie [w:] Ostrów Tumski. Kolebka Poznania, red. L. Wilczyński, Poznań 2004, s. 54 i nn.; S. Trawkowski, Jak powstawała
Polska, Warszawa 1962, s. 235–240.
163 Widukind, Dzieje saskie, ks. III, rozdz. 69.
164 Tamże. Datę bitwy podaje nekrolog klasztoru św. Michała w Lüneburgu. Zob. J. Strzelczyk, Mieszko I, Poznań 2013, s. 153.
165 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 44–47.
166 Por. tamże, s. 47–49.
167 J.M. Piskorski, Pomorze plemienne. Historia – archeologia – językoznawstwo, Poznań-Szczecin 2002, s. 86; G. Labuda,
Wolinianie – plemię pomorskie czy wieleckie [w:] Studia nad etnogenezą Słowian i kulturą Europy wczesnośredniowiecznej, red. G.
Labuda, S. Tabaczyński, t. 2, Wrocław 1988, s. 70.
168 T. Jasiński, Spór o biskupstwo poznańskie dz. cyt., s. 54 i nn. Por. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława
Chrobrego, dz. cyt., s. 184.
169 Rocznik krakowski, pod rokiem 974. Cyt. za: J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 120. Zob. też: G. Pac, Kobiety w dynastii
Piastów, dz. cyt., s. 200.
170 Zob. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 96.
171 Zob. np. J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 120; S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 70.
172 Odnośnie Kołobrzegu zob.: W. Łosiński, Osadnictwo plemienne Pomorza (VI–X wiek), Wrocław 1982, s. 195; J.M. Piskorski,
Pomorze plemienne, dz. cyt., s. 179–180; L. Leciejewicz, Wczesnośredniowieczny Kołobrzeg, „Slavia Antiqua”, t. 7 (1960), s. 307–
392; Z. Kurnatowska, Początki Polski, dz. cyt., s. 177; M. Kara, Najstarsze państwo Piastów, dz. cyt., s. 311; A. Buko, Archeologia
Polski wczesnośredniowiecznej, dz. cyt., s. 197. Odnośnie Gdańska: J.M. Piskorski, Pomorze plemienne, dz. cyt., s. 87; A. Buko,
Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, dz. cyt., s. 186; A. Buko, Between Wolin and Truso: the Southern part of the Baltic Rim
at the time of Rise of the Polish State (an archaeological perspective) [w:] The Image of the Baltic. A Festschrift for Nils Blomkvist,
red. M.F. Scholz, R. Bohn, C. Johansson, Visby 2012, s. 53–70.
173 A. Buko, Początki Sandomierza, Instytut Archeologii Instytutu Warszawskiego, s. 84; A. Buko, Małopolska „czeska”
i Małopolska „polańska” [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu się nowej mapy Europy, red. H.
Samsonowicz, Kraków 2000, s. 155–156.
174 A. Rozwałka, Lubelskie Wzgórze Staromiejskie w procesie formowania średniowiecznego miasta, Lublin 1997, s. 88.
175 Por. Z. Kurnatowska, Początki Polski, dz. cyt., s. 78–80; Zofia Kurnatowska, Stanisław Kurnatowski, O przemianach regionu
Wielkopolski w czasach piastowskich [w:] Homines et societas. Czasy Piastów i Jagiellonów. Studia historyczne ofiarowane
Antoniemu Gąsiorowskiemu w sześćdziesiątą piątą rocznicę urodzin, red. T. Jasiński, J.M. Piskorski, Poznań 1997; A. Gołembnik,
Wczesnośredniowieczny Płock, Warszawa 2011.
176 Widukind, Dzieje saskie, ks. III, rozdz. 69.
177 R. Nový, Czechy, Polska i Europa Środkowa w X wieku [w:] Polska Mieszka I. W tysiąclecie śmierci twórcy państwa i Kościoła
polskiego 25 maja 992 – 25 maja 1992, red. J.M. Piskorski, Poznań 1993. Por. Widukind, Dzieje saskie, ks. II, rozdz. 3.
178 P. Bange, The image of women, dz. cyt., s. 156–157; J. Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie, dz. cyt., s. 275–276.
179 W. Treadgold, A History of the Byzantine State and Society, Stanford 1997, s. 422; J. Strzelczyk, Otton III, Wrocław 2000, s. 21.
180 G. Labuda, Granice południowe Polski w X i XI wieku, czyli castrum Trecen w dokumentach biskupstwa wrocławskiego (1155,
1245) [w:] tegoż, Studia nad początkami państwa polskiego, t. 2, wyd. 2, Wodzisław Śląski 2012, s. 139–156; A. Szelągowski,
Najstarsze drogi z Polski na Wschód w okresie bizantyńsko-arabskim, Akademia Umiejętności, Kraków 1909, s. 37. Por. Novotný,
České dějiny, t. 1: Od nejstarších dob do smrti knížete Oldřicha, Praha 1911, t. 1, s. 580.
181 W odniesieniu do czasów Dobrawy nie wiadomo nic pewnego o własności ziemskiej księżnych ani o tym, co wchodziło w skład
ich wiana (G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 21–22). O tym, że księżna musiała posiadać „swój” gród lub grody,
świadczą jednak przykłady z kolejnych dekad. Np. córka Bolesława Chrobrego Regelinda otrzymała w charakterze wiana gród
Strzała pod Miśnią. Zob. A. Gąsiorowski, Regelinda [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 4, red. G. Labuda, Z. Stiebier,
Wrocław 1970, s. 484.
182 T. Lalik, Sandomierz w świetle źródeł pisanych [w:] Sandomierz: badania 1969–1973, t. 1, red. S. Tobaczyński, Warszawa
1993, s. 54.
183 M. Jankowiak, Two systems of trade in the Western Slavic lands in the 10th century [w:] Economies, Monetisation And Society In
The West Slavic Lands 800–1200 AD, red. M. Bogucki, M. Rębkowski, Szczecin 2013, s. 137–148.
184 S. Suchodolski, Spór o początki mennictwa w Czechach i w Polsce, „Wiadomości Numizmatyczne”, t. 42 (1998), s. 5–20; tenże,
Numizmatyka średniowieczna. Moneta źródłem archeologicznym, historycznym i ikonograficznym, Warszawa 2012, s. 306–322.
185 A. Buko, Początki Sandomierza, dz. cyt., s. 84.
186 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. II, rozdz. 8. Zob. też: A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, dz. cyt., s. 130,
180, 238; tenże, Sandomierz sedes regni principalis and State Formation Processes in Little Poland [w:] Frühgeschichtliche
Zentralorte in Mitteleuropa, red. J. Macháček, Š. Ungerman, Bonn 2011, s. 643–652.
187 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 536.
188 Gall Anonim, Kronika polska, ks. I, rozdz. 5; P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 574; J. Banaszkiewicz, Dąbrówka
„christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 90, 92.
189 J. Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie, dz. cyt., s. 270; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 28–30.
190 Por. J. Wiesiołowski, Zmiany społecznej pozycji kobiety w średniowiecznej Polsce [w:] Kobieta w kulturze średniowiecznej
Europy. Prace ofiarowane Profesor Alicji Karłowskiej-Kamzowej, red. A. Gąsiorowski, Poznań 1999, s. 41 i nn.
191 M. Matla-Kozłowska, Czy kobieta zasługiwała na zainteresowanie rocznikarzy? Rozważania na podstawie najstarszej
annalistyki polskiej i czeskiej [w:] Hominem quaerere. Człowiek w źródle historycznym, red. S. Rosik, P. Wiszewski, Wrocław 2008,
s. 385–400.
192 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 75; M. Matla-Kozłowska, Czy kobieta zasługiwała na zainteresowanie
rocznikarzy?, dz. cyt., s. 386–387. Por. J. Dowiat, Dubrouka venit ad Miskonem. Geneza zapiski [w:] Cultus et cognitio. Studia
z dziejów średniowiecznej kultury, red. S. Kulczyński, Warszawa 1976, s. 123–128.
193 Choć oczywiście na pierwszą damę rzeczywiście nazywaną w ten sposób, przynajmniej przez historyków, Polska musiała
jeszcze poczekać prawie tysiąc lat. Zob. K. Janicki, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Kraków 2012.
194 Por. J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 288, 290. Odnośnie dyplomatycznej roli Dobrawy zob. też: J. Dowiat,
Chrzest Polski, dz. cyt., s. 77.
195 J. Hásková, Emma Regina in Nimismatic and Historical Sources [w:] Actes du 9ème Congrès international de numismatique,
Berne 1979, s. 796–797; A.M. Stahl, Coinage [w:] Women and Gender in Medieval Europe. An Encyclopedia, red. M. Schaus, New
York 2006, s. 154–155.
196 Przemysław Urbańczyk, Mieszko Pierwszy Tajemniczy, dz. cyt., s. 356; Peter Spufford, Money and Its Use in Medieval Europe,
Cambridge 1993, s. 79; J. Adamczyk, Raz jeszcze o płacidłach płóciennych, „Mazowieckie Studia Humanistyczne”, t. 5, nr 1 (1999),
s. 93–124.
197 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 235–250. Por. L. Polanský, The 10th century Bohemian deniers in the light of
revised finds [w:] Money Circulation in Antiquity, the Middle Ages and Modern Times. Time, Range, Intensity, red. S. Suchodolski,
M. Bogucki, Warsaw-Cracow 2007, s. 127–152.
198 J. Dowiat, Krąg uczony i jego instytucje [w:] Kultura Polski średniowiecznej X–XIII w., dz. cyt., s. 262–264.
199 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 279. Por. H. Mayr-Harting, Ottonian Book Illumination, London 1991, s.
172–174.
200 J. Dowiat, Krąg uczony i jego instytucje, dz. cyt., s. 260–261; B. Kürbis, Kultura wczesnego Poznania: twórcy, opiekunowie,
uczestnicy [w:] tejże, Na progach historii. O świadectwach do dziejów kultury Polski średniowiecznej, Poznań 2001, s. 188–189.
201 Zob. P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., 111–126.
202 B. Kürbis, Kultura wczesnego Poznania, dz. cyt., s. 188–189; G. Labuda, Gdzie pisano najdawniejsze roczniki polskie?,
„Roczniki Historyczne”, t. 23 (1957), s. 79–97; tenże, Mieszko I, Wrocław 2002, s. 102. Por. S. Zakrzewski, Mieszko I jako
budowniczy, dz. cyt., s. 100; Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 113, 116, 118–119, 573 przyp. 2649.
203 S. Suchodolski, Spór o początki mennictwa w Czechach i Polsce, „Wiadomości Numizmatyczne”, t. 42 (1998), s. 5–20; tenże,
Moneta Polska w X/XI wieku. Mieszko I i Bolesław Chrobry, Warszawa 1967, s. 40–41.
204 H. Kóčka-Krenz, Rezydencja pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 76–77. Por. propozycje późniejszej datacji tego zabytku: M.
Rębkowski, Chrystianizacja Pomorza Zachodniego. Studium Archeologiczne, Szczecin 2007, s. 189.
205 H. Kóčka-Krenz, Biżuteria północno-zachodnio-słowiańska we wczesnym średniowieczu, Poznań 1993, s. 155 i nn.; taż,
Biżuteria średniowieczna na ziemiach polskich jako wyznacznik chronologiczny, „Archaelogia Historica Polona”, t. 6 (1997), s. 69–
74; taż, Zachodniosłowiańskie okrągłe zawieszki [w:] Instantia est Mater Doctrinae. Księga jubileuszowa prof. dr. hab. Władysława
Filipowiaka, red. E. Wilgocki, Szczecin 2001, s. 231–244.
206 H. Kóčka-Krenz, Rezydencja pierwszych piastowskich władców na poznańskim grodzie, „Nauka”, nr 2 (2005), s. 88; taż,
Najstarszy Poznań [w:] Civitas Posnaniensis. Studia z dziejów średniowiecznego Poznania, red. Z. Kurnatowska i T. Jurek, Poznań
2005, s. 32. Por. M. Dekówna, Złotnictwo [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 7, red. G. Labuda, Z. Stieber, Wrocław 1982, s.
145–152.
207 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 258.
208 Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży po krajach słowiańskich.
209 Odnośnie ubiorów tej epoki zob. np.: A. Samsonowiczowa, Ze studiów nad odzieżą ludności zamieszkującej ziemie polskie we
wczesnym średniowieczu, „Prace i Materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Archeologiczna”, nr 24
(1974), s. 5–40; J. Rosen-Przeworska, Ubiór na ziemiach polskich w okresie wczesnego średniowiecza, „Polska Sztuka Ludowa”, t. 8
(1954), s. 14–35; J. Kamińska, Odzież [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 3, red. W. Kawalenko, G. Labuda, Z. Stiebier,
Wrocław 1968, s. 460–461.
210 W. Chmielewski, Obuwie [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 3, dz. cyt., s. 451–452; S. Trawkowski, Ubiór i pielęgnacja
ciała, dz. cyt., s. 90; H. Wiklak, Polskie obuwie wczesnośredniowieczne z VIII–XIII w. na podstawie wykopalisk, „Materiały
Wczesnośredniowieczne”, tom 6 (1969), s. 475–517.
211 Por. K. Majbroda, O nazewnictwie kobiet przez wieki w kontekście antropologiczno-kulturowym, „Kultura Ludowa”, nr 1 (2005),
s. 54 i nn.
212 Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 110, 125; S.F. Wemple, Women in Frankish Society. Marriage and the
Cloister, 500 to 900, Philadelphia 1981, s. 99–103.
213 Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 4. Por. J. Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie, dz. cyt., s. 276–277. Thietmar nie
podaje imienia bohaterki, można jednak domyślać się, że chodziło mu właśnie o Saroltę. Zob. K.Bakay, Hungary [w:] The New
Cambridge Medieval History, t. 3: c. 900-1024, red. R. McKitterick, T. Reuter, Cambridge 1995, s. 547.
214 Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 41, 123–124.
215 Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży po krajach słowiańskich; S. Trawkowski, Ubiór i pielęgnacja ciała, dz. cyt., s. 61–64.
Odnośnie popularności łaźni w tej epoce zob. też: K. Strożecki, Łaźnie w dawnej Polsce i konieczność ich wznowienia, Warszawa
1933, s. 16 i nn.
216 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56. Zob. np. J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 114; J. Banaszkiewicz, Dąbrówka
„christianissima” i Mieszko poganin, dz. cyt., s. 89.
217 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56.
218 Przykładowo żona Bolesława Krzywoustego, Salomea, miała około czterdziestu lat, kiedy urodziła swojego ostatniego syna.
219 Żywot starszy królowej Matyldy. Cyt. za: A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 104. Por. J. Chodor, Wizerunki
kobiet w kronikarstwie, dz. cyt., s. 295.
220 M. Derwich, Czy Dobrawa była fundatorką pierwszego opactwa polskiego? Ze studiów nad początkami Kościoła na ziemiach
polskich, „Acta Universitatis Carolinae. Philosophica et Historica”, t. 1–2 (2002), s. 637–643.
221 Zob. np. T. Reuter, Germany in the Early Middle Ages 800–1056, New York 1991, s. 160; J.M. Piskorski, Pomorze plemienne,
dz. cyt., s. 79. Na temat rzeczywistej skali i znaczenia potyczki pod Cedynią pisałem w artykule: K. Janicki, Kłamstwo tysiąclecia.
Nie było żadnej bitwy pod Cedynią, „Ciekawostki historyczne.pl”, 25 października 2015 [http://ciekawostkihistoryczne.pl/?p=40899].
222 J.M. Piskorski, Pomorze plemienne, dz. cyt., s. 85; A. Pleszczyński, Poland as an Ally of the Holy Ottonian Empire [w:] Europe
around the year 1000, red. P. Urbańczyk, Warszawa 2001, s. 412; J. Strzelczyk, Mieszko I, dz. cyt., s. 157–158; P. Rochala, Cedynia
972, dz. cyt., s. 127 i nn.; P. Migdalski, Znaczenie i lokalizacja bitwy pod Cidini w świetle historiografii [w:] Civitas Schinesghe.
Mieszko I i początki państwa polskiego, red. J. M. Piskorski, Poznań-Gniezno 2004, s. 161; G. Labuda, Podbój Pomorza
Zachodniego i wyprawa margrabiego Hodona na Polskę w 972 roku [w:] tegoż, Studia nad początkami, t. 1, dz. cyt., s. 69–99.
223 Brunon z Kwerfurtu, Żywot drugi św. Wojciecha, biskupa praskiego i męczennika. Przekł. za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s.
117. Por. J. Widajewicz, Bruno z Kwerfurtu [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 3, Kraków 1937, s. 24–26.
224 Thietmar, Kronika, ks. II, rozdz. 29.
225 G. Labuda, Czy Mieszko I był w Kwedlinburgu w 973 roku? [w:] tegoż, Studia nad początkami, t. 1, dz. cyt, s. 331–334.
226 J. Dowiat, Kształcenie umysłowe synów książęcych i możnowładczych w Polsce i niektórych krajach sąsiednich w X–XII w. [w:]
Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1972, s. 79–90.
227 B. Kürbis, Epitafium Bolesława Chrobrego. Analiza literacka i historyczna, „Roczniki Historyczne”, t. 55/56 (1989/1990), s. 95.
Por. P. Wiszniewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 62. Zob. np. S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 138–139; S. Zakrzewski,
Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 123; R.P. McBrien, Lives of the Popes. The Pontiffs from St. Peter to Benedict XVI, New York
2000, s. 161.
228 Roczniki altajskie, pod rokiem 973. Cyt. za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 123.
229 Odnośnie daty jego śmierci zob. D. Třeštík, Počátky Přemyslovců, dz. cyt., s. 100 i nn.; J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida,
dz. cyt., s. 30–34; G. Labuda, Bolesław I [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 1, dz. cyt., s. 142.
230 Por. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 61; G. Althoff, Otto III, Pennsylvania 2003, s. 30.
231 Por. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 67; G. Labuda, Przyjęcie chrztu przez Mieszka, dz. cyt., s. 61.
232 B. Kürbis, Epitafium Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 117; S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 142. Zdaniem części
historyków Bolesław w ogóle nie dotarł do Niemiec przed śmiercią Ottona. Zob. np. J. Widajewicz, Czy Bolesław Chrobry był
w młodości zakładnikiem u Niemców?, „Roczniki Historyczne”, t. 16 (1947), s. 243–250.
233 Roczniki altajskie, pod rokiem 974. Cytat za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 140. Odnośnie przyczyn buntu zob. H. Wolfram,
K. Brunner, Österreichische Geschichte, Herzogtümer und Marken: 907–1156, Berlin 1994, s. 15 i nn. Odnośnie udziału Mieszka
w spisku zob. np. A.F. Grabski, Mieszko I, Warszawa 1973, s. 54.
234 Roczniki hersfeldzkie, pod rokiem 975. Przekł. za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 140.
235 Roczniki altajskie, pod rokiem 977. Przekł. za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 141.
236 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 290–291.
237 Odnośnie pierwszego buntu Henryka zob. np. G. Althoff, Ottonowie. Władza królewska bez państwa, dz. cyt., s. 108–110; J.A.
Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 40–69.
238 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 27.
239 A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, dz. cyt., s. 157–159. Sprawa nie jest jasna, nie wiadomo bowiem, czy
gród należał do Piastów, czy do niezależnych od nich Lędzian. Zob. np. G. Labuda, Polska, Czechy, Ruś i kraj Lędzian w drugiej
połowie X wieku [w:] tegoż, Studia nad początkami, t. 2, dz. cyt., s. 109–138; E. Kowalczyk, Momenty geograficzne państwa
Bolesława Chrobrego. Na styku historii i archeologii, „Kwartalnik historyczny”, t. 107 (2000), s. 64. Por. np. M. Wołoszyn, Grody
Czerwieńskie i problem wschodniej granicy monarchii pierwszych Piastów. Stan i perspektywy badań [w:] Studia nad dawną Polską,
t. 3, red. T. Sawicki, Gniezno 2013, s. 85–116.
240 Por. A. Kuźmiuk-Ciekanowska, Święty i historia, dz. cyt., s. 104.
DUMNA CÓRA TEUTONÓW
MARGRABIANKA ODA
Skrzydła ciężkich wrót, popchnięte przez pachołków, zaskrzypiały i zatrzasnęły się z hukiem zaraz za
plecami Ody. Ciało kobiety przeszył zimny dreszcz. „To tylko ten chłód... Tylko chłód...” –
powtarzała mechanicznie w myślach. Z gorącego dziedzińca wkroczyła przecież do kamiennego
pałacu o murach grubych na ponad półtora metra. Było tu autentycznie zimno, Oda wiedziała jednak,
że drży z zupełnie innego powodu. Po drugiej stronie drzwi zostali jej dworzanie, wojskowa eskorta,
zaufany kapelan. Słowem: cały jej świat. Niżej postawionym kazano natychmiast wracać do Niemiec.
Nielicznym możnym i księdzu zezwolono na pobyt w Poznaniu, ale z dala od książęcej rezydencji –
i od samej Ody. Margrabianka wkroczyła do pomieszczenia pełnego ludzi, a u jej boków stało dwóch
słowiańskich dryblasów. Mimo to czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek w swoim życiu.
Sala tronowa miała niemal dwanaście metrów długości i dziesięć szerokości. Nie była tak wielka
jak aule w pałacach cesarskich, spokojnie mogła jednak konkurować z rezydencjami książąt Rzeszy.
Jej wystrój też nie pozostawiał nic do życzenia. Podłogę wyłożono skórami zwierzęcymi i wełnianymi
kobiercami, ściany natomiast – gustowną drewnianą boazerią . Wisiały na nich wspaniałe okazy broni:
1

miecze, topory, włócznie . Oda odruchowo pomyślała, że to przykłady lokalnego rzemiosła.


2

Wyszczerbienia i ślady krwi na klingach opowiadały jednak inną historię. Książę chwalił się wszem
i wobec swoją sprawnością w boju oraz bezwzględnością. Pod naznaczonym posoką rynsztunkiem, na
ławach ustawionych wzdłuż ścian zasiadali dowódcy, najważniejsi urzędnicy i członkowie starszyzny.
Pozostali dworzanie stali karnie wyprostowani i stłoczeni po kątach. Oda wyraźnie wyczuwała z ich
strony niechęć, a nawet pogardę, którą tylko potwierdzały ściszone, acz gniewne pomruki. Chciała
spojrzeć im w twarze, nie było to jednak możliwe. Wąskie pionowe okienka wpuszczały do sali
niewiele światła. Podczas gdy na zewnątrz trwał widny dzień, tutaj panował złowieszczy półmrok.
Cieniem okryta była także sylwetka władcy zasiadającego na okazałym drewnianym tronie
ustawionym na przeciwległym krańcu sali . Na nic zdało się wytężanie wzroku. Rysy księcia
3

pozostawały tajemnicą. Margrabianka nie musiała ich jednak widzieć, by odgadnąć, co maluje się na
twarzy mężczyzny. Widziała, że osławiony Mieszko spoczywa nonszalancko rozparty na swym
siedzisku. Nie wysłał na jej powitanie swoich dworzan. Nie wstał, widząc ją w drzwiach. Żadnym
gestem nie okazał jej przychylności.
Na dłuższą chwilę zapadła krępująca cisza, a na czoło Ody wystąpiły krople potu. Wreszcie,
zdezorientowana i zaniepokojona, wyrzekła powoli, rzecz jasna po niemiecku:
– Bądź pozdrowiony, panie...
– Stulić pysk przed obliczem księcia! – przerwał jej niespodziewany okrzyk jednego
z gwardzistów. Spod ścian dobiegły ją śmiechy i docinki. To wystarczyło, by cały strach wyparował,
ustępując miejsca dumie. Oda aż gotowała się ze złości i oburzenia. Chciała głośno oznajmić, że
zupełnie inne powitanie należy się córce margrabiego i krewniaczce cesarza. Nie takie honory, nie
takie słowa... Nie tak wreszcie książę powinien zachowywać się na widok kobiety, która już wkrótce
zostanie jego żoną! Otworzyła usta, w myślach naprędce układając słowa: władcze, ale kurtuazyjne.
Wiedziała, że nie zdoła powiedzieć wiele. I że zwyczajnie nie wypada wytykać władcy w obliczu jego
poddanych, iż tak naprawdę to ona wyświadcza mu przysługę. Przecież Mieszko powinien całować ją
po stopach za akt łaski i przyjaźni, poprzez który wprowadzi go – brudnego prymitywa i na wpół
pogańskiego psa – w świat niemieckiej arystokracji.
Wiedziała, co powiedzieć, ale nie wyrzekła nic. Książę zerwał się ze swojego miejsca i szybkim
krokiem zaczął zmierzać w jej stronę. W oczach Ody na nowo zagościł niepokój. Przez moment
wydawało jej się, że barczysty wojownik w złości zdzieli ją po twarzy. On jednak zatrzymał się
naprzeciwko niej, splunął z odrazą na ziemię, po czym zaczął mówić oschłym i apodyktycznym
tonem:
– Nie wyobrażaj sobie, że jesteś czymkolwiek więcej niż branką. Wziąłem cię jako łup wojenny
i tak też będziesz traktowana. Powinnaś zresztą dziękować, że dostajesz ode mnie tak wiele.
Słowa, szeleszczące i zupełnie niezrozumiałe, dotarły do Ody dopiero, gdy występujący w roli
tłumacza prezbiter powtórzył je po niemiecku. Margrabianka pobladła.
– Tak wiele...? – wyszeptała zdezorientowana.
– Jak widać, o wiele za dużo – uciął jej wypowiedź Mieszko. – Raz jeszcze odezwij się niepytana,
a skończysz jak tamte topory. Przybiję cię do ściany, jak każdą zdobycz. A jeśli twój ojciec lub cesarz
będą chcieli sobie na ciebie popatrzeć, to z chęcią zaproszę ich do Poznania. Drogę dobrze już
przecież znają. Potęgę naszych fortyfikacji też.
Pierwsza kampania wrześniowa

Są wojny, o których nikt nie chce pamiętać. Są też te, które z pełną premedytacją wymazano z historii,
by nikt nie mógł ich wspominać. Taki właśnie los spotkał pierwsze zbrojne starcie pomiędzy
niemieckim cesarzem a państwem Piastów. Nie doszło do niego, jak uczą podręczniki, za panowania
Bolesława Chrobrego, ale jeszcze za życia Mieszka. Cesarz Otton II nie rzucał słów na wiatr.
Zapowiadał, że zdrajcy, którzy zapragną jego korony, słono za to zapłacą i tak też się stało. Henryk
Bawarski został uwięziony w twierdzy w dalekim Utrechcie i nałożono na niego kościelną klątwę.
Jego niemieccy sojusznicy stracili dobra, tytuły, a wielu – wolność. Także Czesi padli wreszcie na
kolana. Zostawał jeszcze tylko butny Piast. Wcale nie było jednak oczywiste, że również on będzie
zmuszony płacić krwią za swoje błędy. W tym kluczowym momencie los uśmiechnął się do Mieszka.
Może i był to uśmiech krzywy oraz nieszczery, ale – uśmiech mimo wszystko. Książę stracił żonę,
a wraz z jej śmiercią został też zwolniony ze zobowiązań względem czeskiego sojusznika. Mógł
podjąć pospieszne negocjacje z niemieckimi arystokratami – znaleźć silnego partnera, poślubić jego
córkę lub siostrę i przy wsparciu ważnego rodu Rzeszy pogodzić się z cesarzem. Otton nie byłby
zachwycony, ale też nie miałby wyjścia. Jego oddziały wykrwawiły się w bitwach z bratem Dobrawy,
w państwie trwał zamęt, a na niespodziewanego sojusznika Piastów wyrósł król Francji, Lotar.
Wykorzystując wojnę domową w Niemczech, przekroczył granice Rzeszy i w drugiej połowie 978
roku zajął Akwizgran – słynną twierdzę Karola Wielkiego oraz duchową stolicę cesarstwa. Doszło do
tego w czasie, gdy zachodnia flanka państwa była zupełnie odsłonięta. Można przypuszczać, że Otton
całą swoją armię zgromadził w Saksonii. A jego dowódcy właśnie gotowali się do ofensywy na
Wielkopolskę. Cesarz nie tylko był zmuszony w pośpiechu zmieniać plany, ale też – salwować się
hańbiącą ucieczką. On sam przebywał w chwili ataku właśnie w Lotaryngii i tylko cudem zdołał
uniknąć pojmania. Gdyby Mieszko skorzystał z okazji i właśnie w tej chwili poprosił o rozejm, Otton
nie byłby w stanie mu odmówić. Przełknąłby dumę i przyjął przeprosiny, a może nawet na nowo
ogłosił słowiańskiego księcia cesarskim przyjacielem. Mieszko wcale jednak nie zamierzał się korzyć.
Zaślepiał go gniew po śmierci Dobrawy. Był też fanatycznie przekonany o słuszności ukutego
wspólnie ze zmarłą żoną programu politycznego. Bez wahania przyjął rzuconą mu rękawicę.
Niemiecki cesarz spodziewał się, że wyprawa do Polski to będzie zwyczajny
spacerek. Mieszko (na ilustracji w wyobrażeniu dziewiętnastowiecznego
litografa) okazał się więcej niż godnym przeciwnikiem.
Archiwum autora/domena publiczna

Dzięki Francuzom książę zyskał kilkanaście miesięcy – nowa cesarska wyprawa mogła ruszyć na
wschód dopiero późnym latem kolejnego, 979 roku. W Wielkopolsce nie zmarnowano ani jednego
dnia. Podobnie zresztą nie strawiono na bezczynności wcześniejszych lat, gdy uwaga Niemców
koncentrowała się na walkach w Kotlinie Czeskiej. Zamiast wspierać zbrojnie sojusznika, Mieszko
gotował się do obrony. Gród gnieźnieński powiększono o nowy człon, w którym książę osadził swoich
drużynników. Wał fortecy na Ostrowie Lednickim został rozbudowany, a most prowadzący
w kierunku Gniezna gruntownie wyremontowano. Tak, by mógł wytrzymać przemarsz dużych
oddziałów wojska. Gros swojej uwagi władca poświęcił jednak Poznaniowi. Już wcześniej potężny
punkt oporu nakazał przekształcić w twierdzę, jakiej świat słowiański nie widział. Powierzchnia
warowni podwoiła się: z niespełna siedmiu tysięcy metrów kwadratowych urosła do trzynastu. Nowy,
czwarty człon grodu miał wały grube na trzydzieści metrów i pnące się w górę na dwanaście . Mogły 4

przetrwać atak każdej armii i nawet najpotężniejszych machin oblężniczych. Wewnątrz zgromadzono
zapasy, broń i żołnierzy. Gdy wreszcie, w sierpniu lub wrześniu 979 roku Otton II zarządził wymarsz
na wschód , wszystko było gotowe.
5

„Cesarz oddalony od granic swego państwa przebywał wśród Słowian, których poszedł zwalczać”
– stwierdzili enigmatycznie autorzy Dziejów biskupów kambryjskich . To jedyny niemiecki tekst
6

informujący o wojnie toczonej tej jesieni. I co charakterystyczne – ani słowem nie wspomniano w nim
o przeciwnikach niemieckiego władcy. Nie mogli być to Czesi, bo z nimi dopiero co zawarto pokój.
O trwających w tym czasie walkach na Połabiu też nic nie wiadomo. Zdaniem wielu historyków
rozwiązanie zagadki może być tylko jedno: Otton wkroczył do państwa Piastów . 7

To był moment decydującej próby. Mieszko potrzebował każdej krztyny zdobywanego przez lata
doświadczenia i całego sprytu, jaki tylko potrafił z siebie wykrzesać. Nie mógł, jak przy wszystkich
wcześniejszych kampaniach, liczyć na wsparcie żony. Wiedział jednak dobrze, co ona zrobiłaby
w takiej sytuacji. To już nie była wojna na symbole i chwytające za serce opowiastki o godnej śmierci,
jak w przypadku Wichmana, ale otwarta agresja zbrojna. Od honoru i konwenansów dużo ważniejszy
byłby dla Dobrawy sam sukces – po trupach i bez pardonu. Mieszko też nie zamierzał cofać się przed
żadnym środkami.
Przebiegu wojny nikt nie opisał, można się go jednak domyślać na podstawie tego, co robił syn
księcia, Bolesław Chrobry, ćwierć wieku później. W 1005 roku król niemiecki Henryk II zorganizował
kolejną, lepiej naświetloną w źródłach wyprawę na Polskę. Stawiając mu opór, Bolesław musiał brać
pod uwagę doświadczenia z 979 roku. Podczas wyprawy Ottona II na Wielkopolskę następca tronu
miał już około dwunastu lat, a od chwili, gdy umarła Dobrawa, znajdował się pod kuratelą ojca. Pod
jego okiem uczył się sztuki rządzenia oraz wojowania. A cóż mogłoby stanowić lepszą lekcję niż
cesarska wyprawa zbrojna na jego ojczyznę?
Chrobry przyjął w 1005 roku „taktykę słabszego” . Takiego określenia używają specjaliści od
8

wojskowości, choć trafniej chyba byłoby stwierdzić, że chodziło o „taktykę chytrego”. Władca za
wszelką cenę starał się opóźnić marsz przeciwnika, zmęczyć jego oddziały i pozbawić je woli walki,
unikając przy tym jakichkolwiek większych potyczek z lepiej uzbrojonym adwersarzem. W tym celu
przekupił przewodników niemieckiej armii, którzy poprowadzili wrogów „naokoło przez pustkowia
i bagna, narażając ich na wielkie uciążliwości” . Polski książę nękał też wydzielone oddziały króla
9

atakami i odciągał pojedyncze hufce od głównych sił, by następnie masakrować je w korzystnym dla
siebie terenie. Grupy łuczników wysyłał do ataków z ukrycia w gęstych zaroślach, gdzie wroga jazda
nie była w stanie manewrować. Niemieccy rycerze grzęźli w błocie i w ciasnych parowach. Byli
martwi, jeszcze zanim spostrzegli, kto niesie im śmierć. W ten sposób wyprawa, która miała wejść
w ziemie Słowian niczym nóż w masło, szybko przerodziła się w prawdziwą gehennę. Henryk wrócił
do Niemiec poniżony i przegrany, choć w ogóle nie stoczył walnej bitwy. Taki sam los stał się
udziałem Ottona II dwadzieścia sześć lat wcześniej.
Jego oddziały kurczyły się z dnia na dzień, wyniszczane przez choroby, ataki z zaskoczenia, głód.
Pośród wielkopolskich bagien i gęstej puszczy morale żołnierzy szybko sięgnęło dna. Nadzieja
zawitała na nowo w sercach Niemców dopiero, gdy stanęli pod Poznaniem, przystępując do
oblężenia . Przeczuwali, że szala zwycięstwa przechyli się wreszcie na ich stronę. Zagłodzą
10

i wycieńczą przeciwnika, aż ten, ostatkiem sił, skapituluje! Nie mogli być w większym błędzie.
Potężna twierdza Poznań była gotowa trwać bez uszczerbku przez całe miesiące. Jeśli ktoś znalazł się
w potrzasku, to raczej wojska Ottona – narażone na stałe napady z ukrycia i tracące ludzi za każdym
razem, gdy przychodziła potrzeba, by wysłać kogoś po zapasy do pobliskich wiosek. Porażka stawała
się nieunikniona. Pytanie brzmiało: jak długo władca Rzeszy zamierza trzymać się złudzeń?
„Już zaiste przy zapadających krótkością dniach i zimowych śnieżycach, cesarz, powściągnąwszy
dłoń od wojny, wrócił do Pöhlde, własnej siedziby, na Nowy Rok” – podają Dzieje biskupów
kambryjskich . Kompromitacja była oczywista. I pewnie dlatego Otton zadbał o to, by bitwa nie trafiła
11

do kronik ani annałów. Cesarz miał wszelkie środki po temu, by manipulować historią. Nie mógł
jednak w podobny sposób naginać bieżących faktów. Pozycja piastowskiego księcia uległa zasadniczej
zmianie, a w Niemczech coraz wątlejsza była chęć toczenia dalszych, wyniszczających wojen ze
Słowianami. Wrogowie podnosili też głowy we Włoszech i na francuskim pograniczu. Polityczne
realia sprawiły, że Otton – władca chrześcijańskiego świata, który odpowiadał za swe czyny wyłącznie
przed Bogiem – zmuszony był prosić Mieszka o pokój.
Zrobił to, choć oczywiście nie wprost. I w żadnym razie nie przyznał się do przegranej. Przeliczył
się jednak, oczekując, że Piast zareaguje jak każdy niemiecki możnowładca, który uzyskał przewagę
w wewnętrznych sporach . Dobrawa nie żyła, nie było więc nikogo zdolnego pohamować zuchwałość
12

księcia. Mieszko ani nie myślał o konwenansach, ani nie zamierzał płaszczyć się przed cesarzem
w chwili własnego triumfu. Wyznaczył słoną cenę za pokój. I trzeba ją było zapłacić.
Bicz na Słowian

Prawdopodobnie już wiosną 980 roku do Mieszka przybyła delegacja mająca na celu wysondowanie
możliwych warunków pokoju. Cesarz, z uwagi na swój wizerunek, ale też ze strachu o życie zaufanych
współpracowników, nie wysłał raczej klasycznego poselstwa. W jego imieniu wystąpił jakiś żydowski
kupiec, robiący interesy z Piastami lub mnich, mogący liczyć na nietykalność na dworze, przy którym
przebywał biskup. Ten właśnie agent wysłuchał żądań Mieszka i przekazał je Ottonowi. Komunikacja
była utrudniona, bo cesarz przebywał aż w Lotaryngii, gdzie trwały negocjacje pokojowe
z Francuzami . Decyzję opóźniał także charakter oczekiwań Mieszka.
13

Wielkopolski książę zażyczył sobie żony. Nie posunął się do absurdu i nie próbował, jako świeżo
ochrzczony wódz, aspirować do związków z rodziną samego cesarza. Na coś takiego Otton nigdy nie
wyraziłby zgody. Zresztą, nawet gdyby chciał, to nie miał sióstr ani córek w wieku umożliwiającym
zamążpójście. Mieszko celował niżej. Był gotów zadowolić się córką pogranicznego margrabiego.
Nawet taki związek gwarantował jednak, że wybuchnie skandal.
Niemieckie możnowładztwo bardzo dbało o to, by nie rozrzedzać swej krwi i nie dopuszczać
w szeregi elit nowych członków. Jeszcze w IX wieku zawarcie ślubu z osobą spoza własnej warstwy
karane było śmiercią . Tak traktowano niepożądane związki z niżej postawionymi, ale jednak
14

niemieckimi rodzinami. Wydawanie córek za Słowian przez długi czas w ogóle nie mieściło się
nobilom Rzeszy w głowach. I nic dziwnego. Słowianie mieli wprawdzie dwie ręce i dwie nogi, jak
każdy człowiek, ale w opinii Niemców – a przynajmniej sporej ich części – pełnoprawnymi ludźmi
wcale nie byli.
Już najwcześniejsze teksty poświęcone Słowianom były stekiem kłamstw i bzdur. Przykładowo
według autora legend poświęconych życiu pierwszego misjonarza, który zapuścił się na wschód od
Łaby, opata Fuldy imieniem Sturm, Słowianie zachowywali się niczym dzikie bestie. Biegali nago po
zaroślach, zbierali się w stada i cuchnęli jak nieboskie stworzenia. Na ich widok ze strachu zadrżał nie
tylko Sturm, ale także jego rumak. Z kolei autor opowieści krótko skomentował, że „oprócz srogich
zwierząt” święty mąż nie napotkał na wschodzie żadnych żywych istot. Innymi słowy: wszystkim
Słowianom odmówił człowieczeństwa . Ta konkretna historia – żeby nie powiedzieć: rasistowska
15

agitka – powstała jeszcze za czasów Karola Wielkiego. W epoce, gdy nawet najświatlejsi czytelnicy
byli skłonni uwierzyć, że tajemniczy Słowianie niewiele różnią się od niedźwiedzi. Ponad półtora
wieku później podobny absurd nie przeszedłby nikomu przez gardło. Słowian widywano przecież na
co dzień. Dało się empirycznie potwierdzić, że nie biegają na golasa i nie mają zwierzęcej sierści. Nie
znaczy to jednak, że ataki ustały. Co najwyżej zmienił się ich charakter. Niemieccy autorzy całą swoją
uwagę skupili nie na wyglądzie, lecz kondycji moralnej wschodnich sąsiadów. Thietmar pisał
o wszystkich Polakach, że „cieszą się, gdy czynią zło”, a o Lutykach, że – „w czynieniu zła są zawsze
zjednoczeni” . Tak pierwsi, jak i drudzy byli w jego opinii z natury podstępni, okrutni i prymitywni.
16

Wyrwały mu się nawet – nierzadkie tak w X, jak i XI wieku – porównania do psów i bydła. Także
biskup Gumpold, autor jednego z pierwszych (i najbardziej krytycznych względem ojca Dobrawy)
żywotów świętego Wacława ocenił, że Słowian cechuje wrodzona niższość. Są barbarzyńcami spoza
granic cywilizowanego świata. Jako tacy mają obowiązek podporządkowywać się kulturalnym
Niemcom i brać z nich dobry przykład. Nie mają natomiast prawa oczekiwać poprawy swojego losu.
Mogą się chrzcić, uczyć łaciny i klepać pacierze. Wciąż jednak nawet ich władcy będą stać o wiele
stopni niżej niż choćby szeregowe niemieckie rycerstwo. Postrzeganie Słowian jako ludzi drugiej
kategorii znalazło odbicie również w zapiskach żyjącego w XI wieku Adama z Bremy. Ten niemiecki
kronikarz dokonał segregacji chrześcijan na „dobrych” i szczerych oraz „złych” i przynajmniej po
części fałszywych. Do drugiej grupy zaliczył, rzecz jasna, przede wszystkim Słowian. I to nawet
takich, którzy wiarę Chrystusową przyjęli całe pokolenia wcześniej . 17

Rygoryzm duchownych i uczonych nie zawsze przekładał się na poglądy świeckich elit. Wśród
tych ostatnich tradycyjne podejście powoli, bo powoli, ale ulegało zmianie. W X wieku dochodziło już
do pierwszych małżeństw pomiędzy szlachetnie urodzonymi Niemkami i władcami Słowian, przede
wszystkim Czechów . Pewną tolerancję wykrzesali z siebie – jak się zdaje – Bawarczycy, ale już Sasi
18

nie mieli najmniejszej ochoty odrzucać uprzedzeń. Tak długo, jak Słowianie jawili im się jako
podludzie, mogli bezkarnie ich truć i wyrzynać, bez zważania na zasady wiary. Skrócenie cierpienia
tej czy innej dzikiej bestii uchodziło przecież raczej za akt miłosierdzia niż za grzech. Najdalej
w okrucieństwie posuwali się legaci i margrabiowie, którym cesarz powierzył zwierzchność nad
słowiańskim pograniczem. Pierwszym z nich był niesławny Geron. Niemal cały obszar na wschód od
Łaby znalazł się na długie lata w jego żelaznym uścisku. Gdy wreszcie, ku uciesze Słowian, umarł
w 965 roku, jego olbrzymia Marchia Wschodnia została podzielona pomiędzy kilku wpływowych
możnowładców . Do tego właśnie grona należał podstępny Hodon, który bez wypowiedzenia wojny
19

zakradł się na ziemię Piastów w 972 roku i poniósł upokarzającą klęskę pod Cedynią. Pozostali
marchioni byli nie mniej cynicznymi i bezwzględnymi typami.
Teodoryk, w którego rękach znalazła się największa i położona najbliżej Wielkopolski część
Marchii Wschodniej – nazwana, nieco myląco, Marchią Północną – wprost słynął z dążenia do władzy
po trupach . Gdy w 979 roku za skórę zalazł mu pomniejszy hrabia, Geron z Alsleben, margrabia
20

uknuł misterną intrygę mającą na celu jego zgładzenie. Zagwarantował sobie wsparcie
magdeburskiego arcybiskupa Adalberta, sfabrykował dowody bliżej nieokreślonych przestępstw, po
czym znalazł figuranta – niejakiego Waldo, gotowego oskarżyć Gerona przed cesarzem. Hrabia został
aresztowany i przewieziony do Magdeburga. Tam, rzecz jasna za namową Teodoryka, książęta Rzeszy
zdecydowali, że należy zorganizować sąd Boży z udziałem oskarżyciela i oskarżonego. Wynik
pojedynku miał zdecydować, po czyjej stronie leży racja. W walce poważne rany odnieśli tak Waldo,
jak i Geron, a ten pierwszy wyzionął ducha jeszcze na placu boju. Mimo to arbitrzy orzekli, że
przegranym jest Geron i skazali go – zgodnie z wolą Teodoryka – na ścięcie mieczem. Wyrok
niezwłocznie wykonano . 21

W relacjach ze Słowianami margrabia posuwał się do nie mniej podłych zagrań. Kronikarz
Helmold z Bozowa opisał historię księcia Mściwoja. Był on wodzem Obodrytów, jednego
z najsilniejszych plemion słowiańskich na Połabiu. Dla podkreślenia swojej pozycji starał się
zaaranżować małżeństwo syna z siostrzenicą saskiego księcia, Bernarda I. Ten ostatni wyraził zgodę
na ślub, ale za cenę sojuszu i wsparcia zbrojnego. Mściwój posłusznie wysłał syna na saską wyprawę
do Italii, oddając mu potężną drużynę złożoną z tysiąca wojowników. Walki – jak zawsze podczas
cesarskich ekspedycji na południe – nie były łatwe, a Niemcy zapewne nieprzypadkowo popychali
Słowian do działań w pierwszej linii. Mściwój stracił niemal wszystkich swoich ludzi, składając słoną
daninę krwi za pożądane małżeństwo. Kiedy jednak syn wodza powrócił na Połabie, Bernard zerwał
z nim jakiekolwiek kontakty. Odtąd sprawę nieszczęsnego słowiańskiego władcy przejął pozbawiony
jakichkolwiek honorowych rozterek Teodoryk. To on zawyrokował, że książęcej krewniaczki nie
godzi się dawać za żonę psu. I że ślub w żadnym razie nie dojdzie do skutku . 22

Jeśli Teodoryk odmawiał człowieczeństwa wodzowi, który był gotów poświęcić setki żołnierzy, by
wesprzeć niemieckiego cesarza, to tym bardziej musiał mieć za zwierzęta wszystkich innych Słowian.
I co nawet ważniejsze – dawał to po sobie poznać. Nawet niegrzeszący tolerancją biskup Thietmar
pisał, że słowiańskie ludy, „które po przyjęciu chrześcijaństwa podlegały naszym królom i cesarzom,
płacąc trybut, doznawały wielkiego ucisku wskutek samowoli księcia Teodoryka” . Trudno sobie
23

wyobrazić, by dumny margrabia był gotów z własnej woli wpuścić do swojego rodu jakiegokolwiek
„psa”. Mieszko, jako jego bezpośredni sąsiad, musiał doskonale zdawać sobie sprawę z uprzedzeń
Teodoryka. Mimo to w 980 roku zażądał ślubu z bardzo konkretną niewiastą: najstarszą córką
marchiona, Odą.
Służebnica Pańska

Oda nie była dobrą partią. A w każdym razie – nie była nią z perspektywy Niemców. Córka Teodoryka
przebywała w klasztorze świętego Wawrzyńca w Kalbe w Saksonii i już dawno złożyła śluby
zakonne . Jako mniszka w ogóle nie znajdowała się na małżeńskiej giełdzie. Mimo to książę
24

Wielkopolski nie dopuszczał myśli, że mógłby stanąć na ślubnym kobiercu z jakąkolwiek inną
kobietą. Wszystko wskazuje na to, że postawił cesarskiemu wysłannikowi ultimatum: ręka Ody albo
nici z pokoju.
Jego determinacja nie wynikała bynajmniej z odurzenia margrabianką. Mieszko nigdy nie widział
jej na oczy, nic też nie mógł wiedzieć o jej przyjemnym charakterze czy innych zaletach. Wprawdzie
wielu autorów wyobrażało sobie Odę jako młodą, ponętną dziewczynę, ale trudno takie podejście
uzasadnić. Córka Teodoryka w 980 roku na pewno nie była żadną dzierlatką. Miała dwadzieścia czy
nawet dwadzieścia parę lat . Nie mogła być młodsza, biorąc pod uwagę, jaką pełniła wtedy funkcję.
25

O jej statusie wiemy dzięki przywiązaniu hierarchów ówczesnego Kościoła do spraw majątkowych.
Na początku XII wieku biskup Reinhard z Halberstadt wystawił dokument potwierdzający uposażenie
klasztoru w Kalbe nad rzeką Muldą. Przy okazji przypomniał, że to miejsce modlitwy powstało za
sprawą „szczęśliwej pamięci margrabianki Ody”. Wybranka Mieszka nie była więc tylko, jak to się
zwykle podaje, mniszką, ale też fundatorką klasztoru . A może nawet – jego przełożoną.
26
Egzystencja średniowiecznej mniszki wcale nie musiała być bardziej ponura
i monotonna od życia jej zamężnych sióstr. Na ilustracji scena z niemieckiego
Kodeksu Manesse.
Universitätsbibliothek Heidelberg

Oczywiście we wczesnym średniowieczu zdarzało się, że nawet nastoletnie dziewczęta zostawały


opatkami. Nie występowały jednak w roli założycielek nowych instytucji religijnych. Podobna
inicjatywa, przeprowadzana w imieniu dziecka, zakrawałaby na śmieszność. Jeśli pod aktem fundacji
klasztoru nie podpisał się Teodoryk ani jego żona, to najwidoczniej Oda była już dorosłą kobietą,
szczyciła się wykształceniem i była gotowa wziąć na siebie tę niezwykle odpowiedzialną rolę . 27

W X wieku w Niemczech klasztory w żadnym razie nie stanowiły miejsc zsyłki. W tym
szczególnym okresie możnowładcy nie osadzali w nich najbrzydszych i najmniej obiecujących córek,
ale często te odznaczające się największą inteligencją. Własny klasztor stanowił dla rodu ważne
narzędzie propagandy. To tutaj pielęgnowano pamięć o przodkach, a często też dbano o spisywanie
dziejów rodziny. W nawet większym stopniu działo się to w klasztorach żeńskich niż w męskich.
Przykładowo jedne z najważniejszych annałów tej epoki, Roczniki kwedlinburskie, wyszły spod pióra
trzymanego w dłoniach kobiety . Stanowisko opatki mogło też być trampoliną do kariery politycznej.
28

Wysoko urodzone damy właściwie tylko jako zwierzchniczki klasztorów mogły występować
niezależnie w świecie władzy. Bez męża i ze wsparciem w postaci klasztornego majątku były w stanie
wpływać na bieg spraw państwowych i na decyzje książąt oraz urzędników. Niejednokrotnie tak
właśnie się działo .
29

Pozwalano im też – co wcale nie jest żadnym paradoksem – żyć ze sporą swobodą.
Wczesnośredniowieczne klasztory nie zawsze przenikała religijna atmosfera. Za fasadą instytucji
skoncentrowanej na nieustannych modlitwach i restrykcyjnych postach równie dobrze mógł się kryć
wesoły i nieskrępowany dwór księżnej pani, którą od pozostających w stanie świeckim sióstr
i krewniaczek odróżniał głównie habit. Znane są przypadki, gdy wysoko urodzonym mniszkom
pozwalano swobodnie podróżować po kraju, a wręcz za normę uchodziło, iż dziewczęta oddane na
służbę Bożą bardziej się interesują „pięknymi strojami i falbanami” niż modlitwą. Pisał o tym
chociażby autor żywota świętej Hathemody – niemieckiej opatki z IX wieku. W jej czasach młode
mniszki trzeba było ponoć „smagać batem”, aby zajęły się jakąkolwiek nauką, a nie ploteczkami . Sto 30

lat później sytuacja wciąż wyglądała podobnie.


Złożenie ślubów powinno wiązać się z odrzuceniem ziemskich przyjemności, ale nie każdy
podchodził do tego obowiązku z zupełną powagą. Za życia Ody krążyły po Niemczech opowieści
o niejakim Sandracie – mnichu cieszącym się zaufaniem samego cesarza, którego wysłano do
klasztoru świętego Galla, by zaprowadził tam należną dyscyplinę i porządek. Na miejscu okazało się,
że Sandrat to w rzeczywistości pijak, furiat i obżartuch. Podobno opychał się mięsem przeznaczonym
dla biednych, wdawał w bójki, a nawet zdarzyło mu się... nasikać do łóżek swoich konfratrów .31

Podobnych rodzynków było w stanie duchownym więcej. A jeśli nie pisano o równie krewkich
mniszkach, to głównie dlatego, że autorzy kronik wstydzili się powielać takie historie.
Nie ma oczywiście żadnych podstaw, by mówić, że Oda prowadziła za młodu hulaszcze życie. Nie
ma też sensu formułować podobnych sugestii. Przytoczone przykłady wystarczają jednak, by
przedstawić prostszy wniosek. Córki Teodoryka nikt nie zamknął w ponurym więzieniu, a klasztorne
życie nie równało się pustelniczej egzystencji w czterech ścianach ciasnej i ciemnej celi. Jako
mniszka Oda mogła oddychać pełną piersią. Mogła też rozwijać swoje umiejętności w sposób zupełnie
niedostępny świeckim kobietom. Jeśli miała takie pragnienia i ambicje, mogła nawet starać się
dołączyć do intelektualnej elity kraju. Właśnie w tych czasach żyła inna opatka – Hrotswitha
zarządzająca klasztorem w Gandersheim. Podobnie jak Oda wywodziła się z Saksonii, z możnej
rodziny. Była jednak od niej o jakieś dwadzieścia lat starsza. Dzisiaj pamiętają o niej tylko nieliczni
historycy, tymczasem Hrotswitha należała do grona najbardziej płodnych i utalentowanych twórców
swojej epoki. Napisała osiem wierszowanych legend, sześć sztuk, jeden poemat religijny i trzy tomy
poświęcone dziejom Niemiec. Nie tylko była doskonale oczytana w dziełach antycznych, ale też miała
bezpośredni dostęp do dworu Ottona I – inaczej nie byłaby przecież w stanie spisać biografii samego
cesarza . Z drugiej strony, Hrotswitha nie była chyba żadną skrajną ascetką, ślepą na przyziemne
32

przyjemności. W jej dziełach zaskakująco często przewijały się wątki erotyczne. A to rzymscy
legioniści grożą niewinnej dziewczynie zesłaniem do burdelu, jeśli nie rozewrze ud przed synem
prefekta, a to znowu wysoki urzędnik Dulcitius zakrada się do spiżarni na igraszki z kilkoma
dziewczętami, z których żadna nie ma więcej niż trzynaście lat. W ciemności oddaje się pocałunkom,
szybko jednak wychodzi na jaw, że zamiast ciała niewinnego dziecka, zaczął pieścić... wybrudzone
sadzą patelnie .
33

Hrotswitha była wreszcie swoistą prekursorką feminizmu. Był X wiek, a ta odważna pisarka już
wyśmiewała przekonanie mężczyzn o intelektualnej niższości kobiet. Podobne poglądy stawały się
coraz częstsze wśród saskich możnowładczyń tej epoki, mogła je więc podzielać także córka
Teodoryka. Mogła też marzyć o podobnej przyszłości dla siebie samej, przekonana, że jeśli nikt nie
stanął Hrotswicie na drodze do kariery, to i ona osiągnie wszystko, o ile tylko zechce.
Jeśli Oda została przełożoną klasztoru, to najwidoczniej także ojciec wiązał z nią bardzo duże
nadzieje. W pewnym sensie – powierzył jej losy rodziny, bo tylko ona mogła zadbać, aby pamięć po
Teodoryku nie zaginęła . Wydarzenia z 979 i 980 roku sprawiły, że nie zdołała tego zrobić. W efekcie
34

z rodziną Ody wiąże się dzisiaj o wiele więcej zagadek niż potwierdzonych faktów. To jednak, co
udało się ustalić dzięki żmudnej pracy genealogów, rzuca bezcenne światło na pobudki, które
kierowały Mieszkiem. Oda, jak się okazuje, nie była zwyczajną możnowładczynią. Wspominał o tym
już biskup Reinhard z Halberstadt. W dokumencie odnoszącym się do klasztoru w Kalbe podał, iż
margrabianka „pochodziła z rodziny królewskiej” . Przez długi czas wydawało się, że hierarcha
35

popełnił błąd. Wcale tak jednak nie było. Z badań Danuty Borawskiej wynika, że Teodoryk był synem
Wichmana Starszego. To oznacza, że Oda należała do odnogi jednego z najznamienitszych rodów
w rzeszy – Billungów. Jej krewniakiem był największy pogromca Słowian, odpowiedzialny za
wymordowanie trzydziestu lutyckich wodzów i ścięcie siedmiuset jeńców margrabia Geron. Bardzo
bliskie więzi łączyły ją także z Wichmanem Młodszym – banitą walczącym u boku Lutyków, który
napsuł wiele krwi Mieszkowi, a swoją śmiercią spowodował jeden z największych kryzysów
dyplomatycznych w krótkiej historii państwa Piastów. Człowiek ten był rodzonym bratem Teodoryka,
a tym samym – stryjem Ody . 36

Już te dwa pokrewieństwa czyniły z margrabianki doskonały materiał na żonę dla władcy
Wielkopolski. Poprzez ślub z nią Mieszko przypieczętowałby swój triumf nad Wichmanem, a zarazem
złączyłby się z rodziną, która siała postrach i budziła respekt na całej Słowiańszczyźnie. Książę
musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że sukces dynastyczny tej miary ustawi go na zupełnie
nowej pozycji w relacjach z Lutykami, Czechami, Węgrami i każdym innym sąsiadem. Nie będzie już
dłużej jednym z pogardzanych barbarzyńskich wodzów. Dołączy do świata cywilizowanych
zdobywców, a przynajmniej zrobi ku temu pierwszy krok.
Na tym korzyści wcale się nie kończyły. Oda była córką wysokiego rodu, ale też miała
bezpośrednie związki z rodziną cesarską. Jej babką była siostra samej królowej Matyldy. To czyniło
z margrabianki bliską krewniaczkę Ottona I i saskiego księcia Bernarda. Ten pierwszy był ciotecznym
bratem jej ojca. Drugi – bratem stryjecznym. Bardzo możliwe, że właśnie te koneksje z domem
panującym przesądziły o poświęceniu życia Ody służbie Bożej. Była ona najstarszą córką, powinna
więc – zgodnie z prawidłami epoki – wstąpić w dynastyczne małżeństwo, tak jak stało się to
chociażby w przypadku Dobrawy. Teodoryk miał jeszcze trzy inne córki, Matyldę, Othelhuldę
i Thietburgę, i to raczej jedną z nich należało postawić na czele klasztoru. Margrabia tymczasem nie
wydał za mąż żadnej córki. Matylda, podobnie jak Oda, została mniszką . Othelhulda też. O młodości
37

Thietburgi nic nie wiadomo, ale można podejrzewać, że również jej kazano przywdziać mniszy habit . 38

Nie chodziło o żadną epidemię powołań, ale jak zwykle – o politykę.


Haniebne małżeństwo

Odkąd tylko na głowę pierwszego Ottona nałożono koronę cesarską, władcy Niemiec stali się bardzo
zazdrośni o swoją błękitną krew. Uwierzyli, że stoją wysoko ponad elitami Rzeszy i że w Niemczech
nikt nie jest godzien wstępować do umiłowanej przez Boga cesarskiej rodziny. Teraz ich ambicją były
związki z samymi imperatorami wschodu, zasiadającymi na tronie w Konstantynopolu. Poza tym łaski
ślubu z cesarzówną mieli dostępować tylko najpotężniejsi z europejskich władców. Za tym dumnym
przekonaniem poszły konkretne działania. Cesarze dokładali starań, by ograniczać liczbę swoich
bezpośrednich krewniaków i kontrolować, kto w przyszłości będzie mógł chlubić się ottońskim
pochodzeniem. Jeśli jakiś kuzyn władcy pragnął robić karierę, to musiał zrezygnować z własnej
polityki dynastycznej. I zgodzić się na to, że jego córki poślubią wyłącznie Chrystusa . 39

Córki możnowładców występowały z klasztorów tylko w wyjątkowych okolicznościach i zawsze


wiązało się to z ogromnym wzburzeniem. Doskonale wiedzieli o tym sami Ottonowie. Pierwszy król
z ich dynastii, Henryk Ptasznik, też zażyczył sobie za żonę wpływowej mniszki. Jeszcze jako
młodzieniec wyciągnął z klasztoru niejaką Hateburgę – zamożną sierotę po saskim możnowładcy
Erwinie. Stanął z nią na ślubnym kobiercu, a kobieta urodziła mu pierworodnego syna, Thankmara.
Nie można było mieć wątpliwości, że małżeństwo zostało zawarte i skonsumowane. Mimo to
kościelni dostojnicy, marzący o majątku Hateburgi w nie mniejszym stopniu niż sam Henryk,
podnieśli ogromny raban. Po długich awanturach związek został unieważniony, kobietę odesłano do
klasztoru, a syn Henryka miał do końca życia nosić piętno bękarta . Historia ta była bez wątpienia
40

dobrze znana tak w Rzeszy, jak i poza jej granicami. Musiał o niej słyszeć również Mieszko, a jako
pojętny uczeń swojej pierwszej żony bez wątpienia rozumiał też, jak wielkie znaczenie symboliczne
będzie mieć jego związek z Odą. Książę Wielkopolski dostał szansę, by pokazać, że potrafi dokonać
tego, co nie udało się nawet niemieckiemu królowi. Poślubić mniszkę i pozostać zupełnie bezkarnym.
Do dawnego życia nie było już powrotu. Oda na dobre opuściła mury klasztoru
w Kalbe. I dobrze wiedziała, że w ojczyźnie nie czeka na nią gorące powitanie. Na
ilustracji refektarz w cysterskim klasztorze z XII wieku.
Archiwum autora/domena publiczna

Otton II nie zgodziłby się na podobny pokaz buty w wykonaniu słowiańskiego wodza, gdyby nie
chodziło o naprawdę ważną sprawę. Odrobinę światła na przyczyny tego mariażu rzucił kronikarz
Thietmar. Unikał wdawania się w szczegóły i przemilczał całą wojnę 979 roku. Chodziło przecież
o sprawę niezręczną, a dla wielu wysoko postawionych osób wręcz kompromitującą. Biskup
Merseburga stwierdził jednak, że do ślubu doszło „z uwagi na dobro ojczyzny”. Oda miała „zapewnić
pokój” cesarstwu, a jej poświęcenie stanowiło „właściwy sposób przywrócenia zgody”. Za sprawą
kontrowersyjnego małżeństwa „powróciło do Ojczyzny wielu jeńców, zdjęto skutym okowy” . Innymi 41

słowy – Mieszko wypuścił pojmanych w 979 roku Niemców, którzy w innym razie skończyliby jako
wykastrowani niewolnicy na ulicach Bagdadu. Niewykluczone, że w przymusowej gościnie
u wielkopolskiego władcy znajdował się też jakiś ważny nobil lub członek wysokiego rodu. To tym
bardziej skłaniałoby cesarza do pospiesznych negocjacji. Wreszcie, na tempo rozmów wpływały
wieści z Włoch. Na południe od Alp znów robiło się niespokojnie i cesarz przygotowywał się do
nowej wyprawy do Rzymu . Wiedział, że w Italii spędzi całe lata, nie mógł więc pozostawić państwa
42

w stanie wojny. Wszystkie te powody sprawiły, że z Ody pospiesznie zdarto habit i przystrojono ją
w panieński wianek. Politycznie ten krok wydawał się ze wszech miar uzasadniony. Zupełnie inaczej
patrzyli na niego biskupi. Thietmar pisał stanowczo, że do ślubu doszło „bez zezwolenia Kościoła”.
„Oda było jej imię i wielką była jej przewina!” – grzmiał kronikarz. – „Albowiem wzgardziła Boskim
oblubieńcem, dając pierwszeństwo przed nim człowiekowi wojny”. Krok ten spotkał się
z „potępieniem ze strony wszystkich dostojników Kościoła, a w szczególności jej czcigodnego
biskupa Hildiwarda” . 43

Margrabianka opuszczała Niemcy jako kobieta zhańbiona i opluwana. Nie było dla niej drogi
powrotu. Nie łudziła się też, że u celu podróży czeka na nią ziemia obiecana. Jeśli miała jakiekolwiek,
choćby bardzo wątłe nadzieje, to porzuciła je, gdy orszak opuścił gęste puszcze porastające polsko-
niemieckie pogranicze. Dziewiczy bór jak ucięty nożem ustąpił miejsca lasowi złożonemu z tysięcy
przygnębiających kikutów. Aż po horyzont ciągnęły się resztki dawnej puszczy, wykarczowanej do
szczętu, by zrobić miejsce dla cywilizacji . Ślady bezwzględnej i zwycięskiej walki przeciw
44

przyrodzie widział każdy. Oczy czujnej i wiedzącej, czego wypatrywać Ody dostrzegały jednak
znacznie więcej. W popołudniowym słońcu, pośród pni i odradzających się zarośli błyszczały groty
strzał, odłamki brzeszczotów oraz rozbitych pancerzy. Gdzieniegdzie powiewał fragment płótna
namiotu, a obok biegły głębokie koleiny, które mogły wydrążyć wyłącznie koła ciężkich wozów
taborowych. Krajobraz płaskiego pojezierza upstrzony był też małymi pagórkami. Na pozór
wpisywały się w charakter okolicy, Oda doskonale jednak wiedziała, że wcale do niej nie pasują. I że
w ogóle nie powinno ich tu być. Może i brakowało krzyży oraz tablic z imionami poległych, jej jednak
nikt nie musiał tłumaczyć, na co spogląda. To były sypane naprędce, prowizoryczne mogiły
niemieckich żołnierzy. Bolesny widok dla margrabianki, której krewni oraz poddani ojca zginęli pod
Poznaniem. Dla miejscowych był to jednak przede wszystkim ślad krwawego najazdu. Wydarzenia,
o którym Mieszko nie zamierzał szybko zapominać.
Długi cień poprzedniczki

Wartość Ody zaczynała się i kończyła na jej rodowodzie. W Wielkopolsce nie oczekiwano od niej
w 980 roku niczego więcej. Ani umiejętności, ani dobrych rad, wiedzy czy nawet – ujmując rzecz
słowami Starego Testamentu – „otwartego łona” . Trudno się dziwić. Poznań miał już jedną
45

władczynię. Fakt, że leżała w grobie, nie tylko nie podważał jej wpływów, ale wręcz je potęgował.
To Dobrawa dała Mieszkowi następcę tronu. Książę nie potrzebował kolejnych legalnych synów,
szczególnie że nastoletni Bolesław rósł na zdrowego, silnego mężczyznę.
To Dobrawa, jak się zdaje, była najskuteczniejszym ochroniarzem swojego potomka. Jeszcze za
życia zadbała o to, by Bolesław nie miał żadnej konkurencji. Źródła nie wspominają ani słowem
o dzieciach wcześniejszej, pogańskiej żony Mieszka ani o potomstwie jego nałożnic. Bękarci księcia
nigdy nie próbowali dorwać się do władzy, choć w innych krajach było to standardem . 46

Najwidoczniej, gdy umierała Dobrawa, oni nie chodzili już po ziemskim padole. Albo przynajmniej –
wygnano ich tak daleko, by nie stanowili żadnego zagrożenia . 47

Księżna Dobrawa. Szefowa polskiej dyplomacji w X wieku. Tutaj w wyobrażeniu


Michała Stachowicza – litografa tworzącego w epoce romantyzmu.
Archiwum autora/domena publiczna

To Dobrawa pozostawała niezmiennie szefową piastowskiej dyplomacji. Sojusz z Czechami był


kontynuowany pomimo jej śmierci. Mieszko nie zerwał go nawet, gdy brat Dobrawy ukorzył się przed
cesarzem, a jego pozostawił w pojedynkę na placu boju. Pakt trwał w mocy także po ślubie z Odą.
Książę najwidoczniej bardziej wierzył w linię polityczną wyznaczoną przez swą wieloletnią partnerkę
niż w złudną perspektywę współpracy z margrabią Teodorykiem.
To Dobrawa była wciąż nieoficjalnym marszałkiem dworu Mieszka. Można podejrzewać, że jedną
z najważniejszych person w kraju pozostawał jej dawny kapelan i zaufany współpracownik, biskup
Jordan. Gdy zabrakło Dobrawy, właśnie on dbał o to, by jej dokonania nie zostały zaprzepaszczone . 48

Nie był na pewno jedynym jej człowiekiem. Przez lata księżna decydowała o składzie dworu,
dobierała służących, a może nawet urzędników. Oda w równym stopniu wkraczała w środowisko
dobrane przez Mieszka, co przez swoją poprzedniczkę. Każdy, z kim się stykała, nawet najbardziej
zapiekli wrogowie Dobrawy, miał więcej respektu dla pierwszej żony księcia, niż kiedykolwiek
mógłby w sobie wykrzesać względem jej następczyni. A przynajmniej – tak się teraz wydawało.
To Dobrawa trwała na posterunku jako najbliższa doradczyni księcia i to nawet w sprawach życia
i śmierci. Już po ślubie z Odą, w toku bliżej nieokreślonej wyprawy zbrojnej lub może polowania,
Mieszko został raniony zatrutą strzałą . Jego stan był poważny, a medycy obawiali się nawet, że
49

organizm księcia nie zdoła zwalczyć krążącego w żyłach jadu. W krytycznej sytuacji Mieszko zwrócił
się o pomoc do świętego Udalryka. Poprzysiągł, że jeśli tylko odzyska zdrowie, to wyśle do grobu
pobożnego męża wotum w postaci odlanej ze srebra ręki. Udalryk był świętym bardzo modnym, ale
też – bardzo świeżym. Ten słynący z głębokiej dewocji biskup Augsburga zmarł w 973 roku i szybko
stał się nowym, ulubionym patronem rodziny cesarskiej. Był to, mówiąc krótko, święty arcyniemiecki.
W związku tym samą decyzję Mieszka, by zwrócić się do niego o wsparcie, zwykło się interpretować
jako oznakę rosnących wpływów Ody . Było chyba jednak wprost odwrotnie. Fakt, że Mieszko
50

zawierzył Udalrykowi, to prędzej dowód na to, że nawet parę lat po śmierci Dobrawy wciąż ufał jej
dużo bardziej niż nowej małżonce. Ten sam katalog cudów, w którym wspomniano o uzdrowieniu
wielkopolskiego księcia, zawiera też informację o zdarzeniu, do którego doszło w Czechach niedługo
przed śmiercią Dobrawy. Księciu Bolesławowi II i jego żonie Emmie urodził się synek, który jeszcze
jako niemowlę zapadł na ciężką chorobę. Nikt nie wierzył, że gorączkę uda się zwalczyć i już
przygotowywano się do pochowania niemowlęcia. Niespodziewanie chłopiec ozdrowiał, a zdaniem
pary książęcej była to wyłączna zasługa augsburskiego świętego. Bolesław i Emma wysłali do grobu
biskupa hojne dary. W podzięce za ratunek nadali też synkowi imię Udalryk. Wieść o tym zdarzeniu
musiała dotrzeć do Poznania. Dobrawa opowiadała o nim Mieszkowi, a może nawet w ostatnich
miesiącach życia sama zaczęła modlić się o wstawiennictwo Udalryka. Gdy nadeszła chwila
najcięższej próby, książę postanowił zrobić to samo . 51

Dobrawa była też wciąż gospodynią poznańskiego pałacu. Może i nieobecną, ale niezmiennie
wpływową. Bez wątpienia właśnie ona nadzorowała wykończenie i zadbała o każdy detal wystroju
okazałej rezydencji. A było co urządzać: dwie wysokie kondygnacje (łącznie jedenaście metrów!),
nawet kilkanaście pomieszczeń i trzysta osiemdziesiąt metrów kwadratowych powierzchni . Ściany
52

zewnętrzne skrupulatnie otynkowano, dach pokryty był eleganckimi płytkami z łupku lub gontem,
a grube mury latem skutecznie zastępowały klimatyzację . Gdyby nie problemy ze światłem
53

dziennym, typowe dla rezydencji tej epoki, nawet dzisiejsi milionerzy nie wzgardziliby domem na
wzór tego, w którym mieszkali Piastowie.
Parter pełnił funkcje reprezentacyjne. Z przedsionka, umieszczonego pomiędzy pałacem a kaplicą,
goście wchodzili do sali recepcyjnej, liczącej sobie ponad pięćdziesiąt metrów kwadratowych. Obok
rozciągała się stumetrowa sala tronowa, w której w razie potrzeby ustawiano ławy i stoły, tak że
stawała się miejscem biesiad. Na tyłach parteru znajdował się jeszcze wąski, podłużny skarbiec. To tu,
w ciężkich, okutych żelazem skrzyniach, Mieszko trzymał swoje najdroższe precjoza. Tu też pewnie
spoczywały teraz zbiory biżuterii Dobrawy. Możliwe, że przy skarbczyku znajdował się również...
książęcy wychodek. Nie odnaleziono wprawdzie żadnych jego śladów, ale takie połączenie funkcji jest
znane na przykład z nieco późniejszej podparyskiej rezydencji królów Francji – stojącego do dzisiaj
Château de Vincennes . Ostatnie pomieszczenie na parterze, mierzące około trzydziestu metrów
54

kwadratowych, jest bardziej zagadkowe. W kolejnych wiekach znajdzie się tu książęca kancelaria, ale
Mieszko i Dobrawa na pewno nie potrzebowali jeszcze takiego przybytku. Może więc była to
zbrojownia lub – pomieszczenie przeznaczone dla księżnej. Jej biblioteczka i miejsce dyskretnych
spotkań z dworzanami, Jordanem oraz zaufanymi współpracownikami . 55

Piętro pałacu zajmowały prywatne pokoje pary książęcej. Dokładnego rozkładu pomieszczeń
trudno się nawet domyślać. Jedyny ślad po istnieniu drugiej kondygnacji to odkopany przez
archeologów fragment klatki schodowej . Musiała się tu znajdować łożnica Mieszka, jego prywatne
56

komnaty, a także – jedno lub więcej pomieszczeń przeznaczonych dla małżonki władcy.
W sypialniach stały ciężkie drewniane łoża o misternie rzeźbionych nogach. Od współczesnych
różniły się między innymi tym, że miały wysoko podniesione, nieregulowane zagłówki. Tak już się
przyjęło, że we wczesnym średniowieczu przedstawiciele elit spali w pozycji niemal półsiedzącej.
I może nawet miało to uzasadnienie wobec ciągłego zagrożenia skrytobójczym atakiem. Łóżka były
przynajmniej wygodne. Dokumenty z epoki wskazują, że za obowiązkowy element wyposażenia
komnaty władcy uważano zarówno materace, prześcieradła, jak i puchowe poduszki. W prywatnych
apartamentach stały też skrzynie na odzież, wyściełane drogimi materiami ławy, półki na drobne
przedmioty. Nie brakowało drogich naczyń, ozdobnych bibelotów, pionków do gier . Wszystko to, jak
57

można sądzić, osobiście wybierała i przez lata kolekcjonowała Dobrawa. Oda, przechadzając się po
pałacu, obserwowała świat stworzony i wciąż trzymany w garści przez „tę drugą”. Czy raczej – „tę
pierwszą”. Zresztą, może wcale nie obserwowała, bo przecież nie wiadomo, czy w ogóle pozwalano jej
kręcić się bez nadzoru po okolicy. Niewykluczone, że pierwsze miesiące po przybyciu do
Wielkopolski margrabianka spędziła nie w kamiennym pałacu, ale w jednej ze stojących obok
drewnianych chat. Na salony zapraszano ją zaś tylko, gdy zażyczył sobie tego książę.
Może i Mieszko miał wspaniałą rezydencję, za to, jak większość władców tamtej
epoki, spał praktycznie na siedząco.
Archiwum autora/domena publiczna

Oda była bez wątpienia kobietą inteligentną, zahartowaną i doświadczoną życiowo. Musiała mieć
za sobą znacznie dłuższą edukację niż Dobrawa, a wywodziła się z rodziny nie mniej bezwzględnej
i przebiegłej od Przemyślidów. Tyle tylko, że była to zarazem rodzina cywilizowana i nie dość, że
uczestnicząca w chrześcijańskiej kulturze, to jeszcze ją współtworząca. Margrabianka wiedziała, że
jeśli tylko dostanie szansę, to będzie w stanie z powodzeniem wejść w buty Dobrawy. Musiała też
jednak rozumieć, że wcale nie będzie łatwo doprowadzić do tego, by ktokolwiek zechciał jej te buty
sprezentować. Konkurowała z budowniczą państwa Piastów, a chyba też... ze świętą. Wydaje się
całkiem prawdopodobne, że Mieszko oraz Jordan dokładali starań, by uczynić z Dobrawy pierwszą
patronkę Polski . Pochowano ją chyba w przypałacowej kaplicy, która w efekcie stała się pierwszym
58

miejscem kultu księżnej. Po serii potwierdzonych cudów i ułożeniu potrzebnych legend ten kult miał
zostać rozciągnięty na cały kraj. A może nawet na cały kontynent. Dobrawa stałaby się w efekcie
postacią podobną Ludmile i Wacławowi. A Oda już nigdy nie byłaby w stanie stanąć z poprzedniczką
w szranki.
Widmo kanonizacji Dobrawy było dla margrabianki problemem, ale nie największym i najbardziej
palącym. Potrzebowała przede wszystkim szybko przyswoić sobie mowę Słowian. Można śmiało
założyć, że do Wielkopolski przybyła, znając co najwyżej kilkadziesiąt miejscowych słów. Tyle, ile
zdołała wkuć w trakcie krótkich przygotowań do wyjazdu. Nie miała żadnych wcześniejszych
podstaw, bo przecież nigdy nie planowano wysyłać jej na wschód, a klasztor w Kalbe leżał w Saksonii,
nie zaś na Połabiu. Niemieccy możnowładcy ogółem nie przejawiali większej ochoty do uczenia się
mowy swoich sąsiadów. Wiadomo, że znał ją Otton I, ale był to tylko chlubny wyjątek od reguły.
Zresztą cesarzowi podstawowy zasób słów był potrzebny do czysto prywatnych zastosowań. Po prostu
jedna z jego ulubionych konkubin była słowiańską księżniczką . Poza tym język Słowian przyswajali
59
sobie głównie misjonarze. Na pewno nie mniszki ani nawet przełożone klasztorów.
Oda liczyła zapewne, że gdy tylko będzie w stanie porozumieć się z Mieszkiem bez pośrednictwa
tłumaczy, zdoła zburzyć dzielące ich mury i udowodnić własną wartość. A może nawet – przekonać do
siebie księcia na prywatnej, żeby nie powiedzieć: intymnej płaszczyźnie. Kto wie, czy tak właśnie by
się nie stało. Margrabianka nie miała jednak okazji się o tym przekonać. Ledwie ułożyła plan
działania, a już zawalił się cały jej dotychczasowy świat.
Rok pogardy

Plotki w tej epoce niemożebnie się ślimaczyły. Na potwierdzenie nawet najbardziej sensacyjnych
doniesień trzeba było czekać długimi tygodniami: aż przybędzie kolejne poselstwo, powróci agent
wysłany za granicę lub do grodu zawita karawana z dobrze poinformowanymi kupcami. Można było
obgryzać z nerwów paznokcie, okładać niewolników rózgą dla zabicia czasu lub wyżywać się na
dworzanach. Nic jednak nie było w stanie zagłuszyć niepewności. Czy to wszystko tylko bzdury
rozsiewane przez nieprzychylnych ludzi, czy może naprawdę doszło do niewyobrażalnego? Podobne
pytania tak Mieszko, jak i Oda zadawali sobie w 983 roku wyjątkowo często.
Najpierw pojawiły się pogłoski o wielkim triumfie cesarza Ottona II. Miał on wyruszyć na
południe Italii, rozgromić siły Saracenów i na podkreślenie własnej potęgi przyjąć nowy tytuł. Odtąd
był już nie tylko cesarzem czy też cesarzem Niemców, ale – cesarzem rzymskim. Romanorum
imperator augustus .60

Po tej buńczucznej, wprost propagandowej wiadomości szybko nadeszła kolejna. Brzmiała


zupełnie jak szyderczy żarcik z pierwszej. Podobno – powtarzali wędrowcy – druga bitwa nie
potoczyła się już dla cesarza równie pomyślnie. Muzułmanie rozbili jego armię, a on sam był
zmuszony dwukrotnie rzucać się wraz z koniem w fale morskie, byle uniknąć śmierci. Potem
podwinął ogon i popędził na północ, ku Alpom . 61

Wieść odbiła się echem jak świat szeroki. Jeszcze nigdy żaden członek dynastii ottońskiej nie
poniósł równie sromotnej klęski. Powszechne było poczucie, że sytuacja sięgnęła dna. Tak naprawdę
jednak zjazd po równi pochyłej dopiero się rozpoczynał. Posypały się kolejne doniesienia – teraz
następujące już szybciej po sobie, bo i dotyczące wydarzeń rozgrywających się niemal na przedpolu
Poznania. 29 czerwca, na parę dni przed pogromem, który Arabowie sprawili wojskom cesarza, swoje
łby uniosła hydra, z którą tak Niemcy, jak i Mieszko wojowali od kilkudziesięciu lat. Jeszcze wiosną
tego roku wydawało się, że Lutycy to tylko marne wspomnienie niegdyś dumnego i potężnego wroga.
Margrabia Teodoryk trzymał ich pod swoim butem i nie szczędził batów, ilekroć silili się na choćby
krztynę samodzielności. Ojciec Ody był jednak w błędzie. To nie on poskromił wojowniczych
Słowian. Lutycy spokornieli i ucichli, by nikt nie zwracał uwagi na to, co czynią w ukryciu. Od
długich miesięcy, jeśli nie lat, gotowali się do decydującego starcia. I aż do ostatniej chwili wszystko
udało im się zachować w tajemnicy. Gdyby były to lata czterdzieste czy pięćdziesiąte X wieku, zaraz
znaleźliby się oportuniści gotowi zdradzić prawdę Niemcom w zamian za sakiewkę srebra. Po
wszystkich ekscesach Gerona i Teodoryka nie było już jednak naiwniaków wierzących w łaskę
germańskich panów. Północne Połabie stało zjednoczone.
Atak był dla Niemców zupełnym zaskoczeniem. Już pierwszego dnia padł Hobolin, a siedziba
tamtejszego biskupa stanęła w płomieniach. 2 lipca słowiańskie oddziały uderzyły na Brennę, która
poddała się niemal bez walki. Niezłomni niemieccy obrońcy uciekali ile sił w nogach, a tymczasem
Lutycy otworzyli grób miejscowego biskupa Dodila i zbezcześcili jego szczątki. Jakby tego było
mało, na ziemie cesarstwa wkroczył też książę obodrycki Mściwój – ten sam, którego nie tak dawno
Teodoryk zwyzywał od psów i odmówił mu małżeństwa z Niemką. Zemsta poniżonego wodza była
straszna. Zajął Hamburg i spalił go do gołej ziemi. Armie Słowian z każdym dniem rosły w siłę.
Teodoryk nie zdołał jeszcze zebrać swoich żołnierzy – nielicznych, bo przecież najlepsi przebywali
we Włoszech, a wielu tam poległo – a zastępy wroga już wylały się poza granice Połabia. Lutycy
obracali w gruzy każdy klasztor i gród na swojej drodze. Szlak ich pochodu znaczyły płonące
niemieckie wsie. Wystarczył miesiąc, a połowa biskupstw, które Otton ustanowił na wschodzie,
została starta z powierzchni ziemi. Dalej mianowano ich hierarchów, ale nie mieli ani siedzib, ani
majątków. Byli pasterzami bez trzody . 62

Pochód Słowian udało się zatrzymać w krwawej bitwie nad rzeką Tangerą. To było jednak
przygnębiające, pyrrusowe zwycięstwo. Saksonia została uratowana, ale Połabie, które trzech
kolejnych królów i cesarzy wielkim kosztem starało się sobie podporządkować, przepadło. Tak
Lutycy, jak i ich pobratymcy wybili się na niepodległość, zrywając wszelkie związki z Rzeszą i z
chrześcijaństwem . Jakby tego było mało, na przełomie 983 i 984 roku gruchnęła jeszcze jedna
63

wiadomość. W Stolicy Piotrowej, zmorzony malarią, wyzionął ducha „z Bożej łaski cesarz rzymski,
po wieki August” Otton II. Miał zaledwie dwadzieścia osiem lat. Pozostawił po sobie syna, który nie
ukończył jeszcze czwartego roku życia. A razem z nim – państwo zmierzające prostą drogą do wojny
domowej.
Do gry niemal natychmiast włączył się były książę Bawarii Henryk. Przez ostatnie lata więził go
biskup Utrechtu Folkmar, pod którego pieczą niesforny dynasta miał pozostać po kres swoich dni.
Ówczesne prawo nie znało jednak przestępstw wobec państwa. Henryk sprzeniewierzył się nie
królestwu, ale królowi. A że król umarł, to cały spór uznano za niebyły . Mężczyzna nie zamierzał
64

marnować ani chwili. Już w drodze powrotnej do Niemiec zaczął pracować na miano, pod którym
zapamięta go historia: Henryka Kłótnika. Z pozoru robił dokładnie to samo co dekadę wcześniej.
Różnica jednak była i to zasadnicza. Tym razem Bawar naprawdę miał szanse. Był najbliższym
krewniakiem małoletniego syna cesarza, Ottona III. Wprawdzie malec został na życzenie Ottona II
koronowany na króla jako następca tronu, ale przecież nie mogło samodzielnie sprawować rządów.
Henryk powołał się na odpowiednie prawa i zażądał, by arcybiskup Kolonii Warin oddał dziecko
w jego ręce. Kościelny dostojnik wyraził zgodę i tak oto Henryk z zapomnianego banity przeobraził
się w pełnoprawnego regenta. W swoich planach sięgał jednak znacznie dalej. Kronikarz Thietmar
stwierdził zjadliwie, że wziął Ottona III pod opiekę nie po to, żeby go wychowywać, ale „by go
godności królewskiej pozbawić” . Do tego decydującego kroku brakowało mu tylko silnych
65

sojuszników. I chyba właśnie w tym czasie, gdy rozstrzygała się przyszłość cesarstwa niemieckiego,
pod komnatą Ody stanęli uzbrojeni wartownicy. Mieszko nie przebąkiwał nawet o rozwodzie, było
jednak oczywiste, że pozycja margrabianki uległa radykalnej zmianie. Z odtrąconej i ignorowanej, ale
jednak żony, stała się zwyczajnym zakładnikiem. Zupełnie jak mały synek Dobrawy dekadę
wcześniej .
66

Oda mogła tylko marzyć o tym, że stanie się dla Mieszka partnerką i prawdziwą
towarzyszką życia. Na razie nic nie zapowiadało poprawy jej losu. Na ilustracji
scena z niemieckiego Kodeksu Manesse.
Universitätsbibliothek Heidelberg

Zaczynał się najgorszy rok jej życia. Mieszko niespodziewanie wyjechał, nie uprzedzając ani
słowem, co zamierza z nią zrobić. Można się domyślać, że pod jego nieobecność do margrabianki nie
dopuszczano żywej duszy. Jej jedynymi towarzyszami w tych sądnych miesiącach były strach
i niepewność. Oraz – rzecz jasna – milczący strażnicy za drzwiami, przynoszący dwa razy dziennie
miskę strawy . Myśli kobiety zaprzątały tylko pogłoski, często niejasne i pochodzące sprzed wielu
67

miesięcy. Nie mogła w nich znaleźć ukojenia. Nie wiedziała nawet, czy warta przed jej drzwiami ma
jakikolwiek sens. Gdyby chciała uciekać, to do rodziny: ojca, brata, sióstr. Tymczasem nie miała
podstaw, by stwierdzić, czy którekolwiek z nich w ogóle przeżyło. To właśnie na terenach zarządzanej
przez Teodoryka Marchii Północnej wybuchła wielka rebelia Słowian. Nim Odę odgrodzono od plotek
i doniesień, zdążyła chyba usłyszeć wieść, od której grzmiał cały Poznań. Żadna Marchia Północna już
nie istniała.
Niewykluczone, że kolejne informacje też dotarły wreszcie do uszu margrabianki. Nie było
powodów, by je skrywać. Rozwój wypadków nie mógł podnieść kobiety na duchu. Już prędzej –
wpędził ją w czarną rozpacz. Zniszczeniu uległo wszystko, co tylko było drogie jej sercu. Kalbe
znalazło się na krótko w ręku Słowian, a wraz z miejscowością przepadł też klasztor Ody . Kobiety,
68
z którymi spędziła całą swoją młodość, padły ofiarą mordów i gwałtów lub zostały skazane na
tułaczkę po kraju ogarniętym wojną. Jej ojciec w żaden sposób nie mógł temu zaradzić. Popadł
w niełaskę, tracąc wsparcie nawet najbliższych współpracowników. Po latach kronikarz Thietmar
stwierdzi kategorycznie, że to właśnie na nim spoczywała cała odpowiedzialność za wybuch
powstania . Inny dziejopisarz, tak zwany Annalista Saxo dopowie, że Teodoryka jeszcze w 983 roku
69

pozbawiono tytułu margrabiego . Odarto go z honorów oraz jakiejkolwiek, choćby symbolicznej


70

władzy. Nikt mu nie ufał – i pod tym względem pozycja ojca stała się bardzo podobna do sytuacji
córki. Oda miała jednak w sobie przynajmniej tyle dumy i samozaparcia, by przetrwać miesiące
pogardy. Teodoryk był już na to zbyt stary i zmęczony życiem. Szamotał się jeszcze przez rok,
próbując odzyskać choćby krztynę swoich dawnych wpływów. Wreszcie zmarł, 25 sierpnia 985 roku . 71

Okoliczności zgonu nikt nie zanotował, bo i nikogo one nie obchodziły. Na dobrą sprawę Teodoryk
był martwy już od chwili, gdy przegrał wojnę ze Słowianami. I już wtedy małżeństwo Mieszka z Odą
straciło swoje polityczne uzasadnienie.
Strach panny młodej

Mieszko był (jak każdy skuteczny władca tej epoki) sadystą, ale jednak – już nieco cywilizowanym.
Jako taki nie chciał pewnie dopuścić, by Oda nabawiła się kalectwa od ciągłego bezruchu. Można się
domyślać, że zezwolił, by zakładniczkę co jakiś czas wyprowadzano na spacer w granicach grodu. To
zaś sprawiło, że Oda miała okazję zapoznać się z najnowszym nabytkiem dynastii Piastów. I zobaczyć
w nim niemalże swoje lustrzane odbicie. Czy też raczej – szczęśliwszą wersję siebie.
Właśnie wiosną lub latem 984 roku doszło do pierwszego małżeństwa książęcego syna . Bolesław72

miał wówczas szesnaście lub siedemnaście lat i pewnie w ogóle nie zapytano go o zdanie. Wszystko
zaplanował Mieszko, a jego następca miał tylko wykonywać polecenia . Posłusznie wziąć udział
73

w weselu i skonsumować związek. Zbieżności dat z wielką zawieruchą trwającą w Rzeszy w żadnym
razie nie można uznać za przypadek. Ojcem kobiety przewidywanej na przyszłą władczynię państwa
Piastów był Rygdag: niemiecki możnowładca stojący na czele Marchii Miśnieńskiej.
Jeszcze parę lat wcześniej to była postać zupełnie anonimowa. Gdyby zapytano o niego cesarza –
ten pewnie pokręciłby głową, nie mogąc sobie przypomnieć, o kogo chodzi. Reakcje książąt
i margrabiów zarządzających wschodnim pograniczem Rzeszy mogłyby wyglądać podobnie. Rygdag?
Ach, ten szaraczek i pionek, jeden z dziesiątków nic nieznaczących nobilów... Awans spotkał go
74

zupełnie niespodziewanie. Niemal w przededniu słowiańskiego powstania został margrabią Miśni po


śmierci Guntera z Merseburga. Zaczęto go zauważać, ale wciąż był aktorem w najlepszym razie
drugiego planu. Jego wpływy nawet nie umywały się do potęgi ojca Ody, Teodoryka. Nie miał też
podobnych koneksji, a w jego żyłach na pewno nie krążyła królewska krew. Wystarczyło jednak kilka
tygodni zaciekłych walk z Lutykami i Obodrytami, a Rygdag wyrósł niemalże na symbol
niemieckiego oporu. Jego słowiańscy poddani nie zbuntowali się, a granice Marchii Miśnieńskiej
pozostały nienaruszone. Teraz to między innymi na jego barkach spoczęło zadanie zahamowania
lutyckiej nawałnicy. I Rygdag był gotów zrobić naprawdę wiele, byle tylko uniknąć losu Teodoryka.
Nawet dobrowolnie oddać swoją córkę podstępnemu i nieprzewidywalnemu władcy państwa Piastów.
Doskonale wiedział, że Mieszkowi nie można ufać. Zarazem jednak zdawał sobie sprawę, że
w zaistniałej sytuacji nie zdobędzie żadnego silniejszego sojusznika, gotowego wystąpić przeciw jego
śmiertelnym wrogom.
Motywacje samego Mieszka da się tłumaczyć na różne sposoby. Dla Ody sprawa była chyba
jednak jasna: oto jej mąż znalazł dobry sposób, by pozbyć się żony, która z dnia na dzień traciła na
wartości. Kościół tej epoki wciąż był skłonny przymykać oko na rozwody. Porzucenie małżonka
uchodziło za zwyczajny grzech, za który można odpokutować postem i modlitwą. Hierarchowie
dopuszczali też przeróżne okoliczności łagodzące. Przykładowo angielski arcybiskup Teodor
z Canterbury nie miał nic przeciwko pozbywaniu się żon, które dopuściły się cudzołóstwa. Pozwalał
też na ponowne śluby kobietom, których małżonkowie dostali się do niewoli . Decyzja o udzieleniu
75

rozwodu należała wyłącznie do głowy lokalnego Kościoła, a w Wielkopolsce był nią ściśle
podporządkowany księciu biskup Jordan. Na życzenie Mieszka na pewno znalazłby odpowiednią
wymówkę. I może tylko – po perypetiach z początku pierwszego małżeństwa władcy – powstrzymałby
się przed używaniem najczęściej podnoszonego argumentu. Nie próbowałby ogłaszać publicznie, że
małżeństwo jest nieważne, bo nie zostało skonsumowane... 76

Mieszko już nie potrzebował Ody. Doprowadził przecież do zawarcia ślubu, który w zmienionych
okolicznościach zdawał się bez porównania bardziej korzystny od jego związku z margrabianką . 77

Może i Rygdag był – na tle wielkich panów Rzeszy – niemal plebejuszem, miał jednak za sobą realną
siłę. Coś, o czym po powstaniu Połabian Teodoryk mógł już tylko marzyć. Podobne rotacje były
w europejskiej polityce rzeczą zupełnie zwyczajną. Brało się za żonę wpływową kobietę, a ta po roku
czy dwóch stawała się ciężarem lub nawet – potencjalną agentką wroga. Jeśli książę lub możnowładca
znalazł się w takiej pułapce, to wiedział, że nie może mieć skrupułów. Weźmy na przykład włoskiego
margrabiego Azzo, który poślubił córkę bawarskiego księcia Ottona. Traktował ją „z należną
małżonce miłością i honorami”, ale tylko tak długo, jak miało to polityczne uzasadnienie. W pewnym
momencie książę Otton podpadł królowi Niemiec i stracił wszelkie wpływy. Słysząc o tym, Azzo
natychmiast przestał okazywać żonie względy, stronił od kontaktów z nią (nie mówiąc nawet
o intymnych zbliżeniach), a wreszcie – uznał małżeństwo za niebyłe i odesłał kobietę ojcu . Oda
78

wiedziała, że jej losy mogą potoczyć się bardzo podobnie. I tylko ostatni etap stanowił zagadkę. Nie
mogła przecież przewidzieć, co uczyni Mieszko, jeśli okaże się, że jej ojciec nie żyje i że nie istnieje
już dwór, na który dałoby się ją odesłać.
Jeśli władca dalej trzymał Odę w Poznaniu (czy też w ogóle trzymał ją przy życiu), to tylko jako
swoiste zabezpieczenie. Był rozsądnym politykiem, wolał więc upewnić się co do rozwoju sytuacji
w cesarstwie, nim podejmie decyzję, której nie będzie się dało cofnąć. Na horyzoncie rysowały się
dwa scenariusze. Wojnę domową miał szansę wygrać Henryk Kłótnik. Wystarczyło, aby po
zabezpieczeniu własnej pozycji podważył dziedziczne prawa małoletniego Ottona III. Mógł zdać się
na urzędnicze przepychanki albo też na „zrządzenie” losu. Nic przecież tak naprawdę nie stało na
przeszkodzie temu, by czteroletni chłopiec udusił się w swoim łóżeczku lub spadł z kamiennych
schodów pałacu, pechowo skręcając kark. Wypadki chodzą po ludziach, a tym bardziej chodziły w X
wieku. Zaraz po opuszczeniu kołyski umarło na przykład dwóch synów cesarza Ottona I. Wysoka
śmiertelność dzieci była rysem rzeczywistości, który mógł przygnębiać, ale jednak nikogo nie dziwił . 79

Gdyby losy państwa potoczyły się w ten sposób, a Kłótnik dostąpił koronacji i namaszczenia
świętymi olejami jako Henryk II, to małżeństwo Mieszka z Odą stałoby się nie tylko pozbawione
korzyści, ale wręcz toksyczne dla Piastów. Margrabia Teodoryk był od lat zaciekłym wrogiem
bawarskiego księcia, a i teraz, w przedśmiertnej szamotaninie, próbował zagrodzić mu drogę do tronu.
Robił to, biorąc na siebie rolę obrońcy dynastii . Pod panowaniem Henryka musiałby jednak przejść
80
do historii nie jako bohater, ale perfidny zdrajca. Z kolei małżeństwo Mieszka z jego córką właściwie
wykluczałoby korzystne ułożenie relacji między cesarstwem a państwem Piastów.

Henryk Kłótnik. Jego triumf w walce o cesarską koronę oznaczałby ostateczny


upadek Ody.
Archiwum autora/domena publiczna

Po stronie Henryka opowiedziało się wielu hierarchów Kościoła i świeckich możnowładców . Jego 81

sukces nie był jednak gwarantowany. Inicjatywę wciąż jeszcze miały szansę przejąć dwie kobiety
przebywające we Włoszech: matka zmarłego cesarza, Adelajda i wdowa po nim, bizantyjska
księżniczka Teofano. Były to postacie zgoła nietuzinkowe. Adelajda miała za sobą życie godne
utrwalenia w sensacyjnej powieści lub przynajmniej harlekinie. Wydana za mąż jako piętnastolatka,
szybko pochowała pierwszego męża, otrutego przez konkurenta do władzy. Ten ostatni usiłował
następnie uczynić z niej żonę własnego syna. Usłyszawszy o tym, Adelajda wymknęła się z pałacu
i wyruszyła samotnie na szlak. Po dłuższym pościgu schwytano ją i na wiele miesięcy uwięziono
w ponurej twierdzy. Stamtąd zdołała jeszcze wysłać list do Niemiec, błagając o pomoc króla –
i swojego przyszłego męża – Ottona I . Życie Teofano, wychowanej w stolicy spisków i politycznych
82

mordów, jaką był średniowieczny Konstantynopol, też obfitowało w ekscytujące zwroty akcji.
Naprawdę ciekawe rzeczy zaczęły się jednak dziać, gdy już została małżonką następcy tronu. Jako
piękna kobieta i przebiegła polityczka bez problemu owinęła sobie szesnastoletniego Ottona II wokół
palca. Stała się jedną z najważniejszych osób w państwie, a raz zdobytej władzy nie zamierzała
wypuszczać z rąk nawet ze względu na porody i połogi. Nie odstępowała na krok swojego męża,
zawsze przebywając tam, gdzie decydowały się losy cesarstwa. Była w Lotaryngii, gdy uderzył na nią
król Francji Lotar, ale też we Włoszech, gdy Otton zbierał cięgi w walce z Saracenami. Kto wie, czy
nie towarzyszyła cesarzowi również pod Poznaniem jesienią 979 roku. Kroku nie zwolniła nawet, gdy
urodził się jej jedyny syn – Otton III. Dziecko miało zaledwie kilka miesięcy, a już wyruszyło
wspólnie z rodzicami w forsowną wyprawę na drugą stronę Alp. Nim skończyło rok, miało za sobą
wizyty w Pawii, Rawennie, Rzymie, Neapolu... Wszystko po to, by opanowana przez chorobliwą
ambicję Teofano nie straciła męża z oczu . 83

Przedwczesna śmierć Ottona II (na zdobionej okładce księgi stoi z lewej) była
szokiem dla elit Rzeszy. Momentalnie rozpętała się walka o koronę dla małego
Ottona III. I tylko ta jedna sprawa mogła pogodzić dwie ambitne i wiecznie
nienasycone kobiety – Adelajdę oraz jej synową Teofano (z prawej).
Archiwum autora/domena publiczna
O żonie cesarza – a zarazem pierwszej w średniowieczu koronowanej cesarzowej Zachodu! –
krążyły sprzeczne opinie. Thietmar chwalił ją, pisząc, że „choć była wątła z uwagi na płeć swoją, to
jednak odznaczała się pewną odwagą i – co jest rzadkie u Greków – miała ujmujący sposób bycia” . 84

Z drugiej strony nie brakowało jej wrogów, a największym z nich była cesarzowa wdowa, Adelajda.
Matka Ottona II nie mogła pogodzić się z myślą, że ktoś omotał jej syna i pozbawił ją realnej władzy.
Pogardliwie nazywała synową „tą grecką kobietą” i szczerze życzyła jej śmierci. Teofano
w odpowiedzi zmusiła teściową do opuszczenia dworu, a przy pewnej okazji miało jej się nawet
wyrwać następujące zdanie: „Jeżeli będę jeszcze rok żyła, nie będzie Adelajda nawet nad tym
panowała, co jedną ręką można by objąć!” . Te dwie najpotężniejsze kobiety Europy przez całe lata
85

prowadziły wojnę podjazdową i zdawało się, że nic nie zdoła doprowadzić do ich zgody. Nagle jednak
na szali znalazły się nie tylko osobiste wpływy, ale losy całej dynastii. Pogardę i nienawiść
odstawiono na bok. Adelajda i Teofano sprzymierzyły się w jedynej wspólnej sprawie: uratowania
korony należnej Ottonowi III .86

Gdyby to one zwyciężyły, związek Mieszka z Odą wciąż mógłby się na coś przydać. Teodoryk
zszedł wprawdzie bezpowrotnie ze sceny, ale margrabianka i tak miała prawo szczycić się
pokrewieństwem z samym cesarzątkiem. Jej bezpośrednie pochodzenie też mogło okazać się
użyteczne w pewnych politycznych konfiguracjach. Jako sierota po Teodoryku byłaby władna zgłosić
w imieniu męża roszczenia do ziem unicestwionej Marchii Północnej. A tym samym: do całego
niemal terytorium Lutyków. Mieszko nie od wczoraj marzył o wbiciu klina w niemieckie włości
i podporządkowaniu sobie plemion, które nieraz go poniżyły, a nawet – pozbawiły brata. Mimo to nie
był skłonny stawać po stronie Adelajdy i Teofano. A tym samym ratować swojego małżeństwa.
Postąpił wprost odwrotnie. U schyłku zimy 984 roku opuścił Wielkopolskę nie na wezwanie
cesarzowych, ale Henryka Kłótnika.
Wielkanoc spędził w Kwedlinburgu w doborowym towarzystwie. Kronikarz Thietmar donosił, że
w tej królewskiej rezydencji zebrało się „mnóstwo książąt państwa”, którzy obwołali Henryka
Kłótnika swoim królem i „śpiewali na jego cześć hymny pochwalne”. W radosnych uroczystościach
wzięło też udział „wielu innych”, w domyśle zagranicznych, „książąt”. Stawił się władca Czech
Bolesław II. Człowiek w każdej sprawie popierający Henryka. Był wódz Obodrytów – wciąż pałający
żądzą zemsty Mściwój. U ich boku stanął i Mieszko. Wspólnie przyrzekli Kłótnikowi „pod przysięgą
poparcie jako królowi i władcy” . 87

Książę Wielkopolski otrzymał hojne dary i wyruszył w drogę powrotną do domu. Będąc wciąż na
szlaku, z zainteresowaniem wsłuchiwał się w doniesienia o postępach wojny. I musiały one
wywoływać na jego twarzy złośliwy uśmiech. Cywilizowani, chrześcijańscy Niemcy okazali się
w bratobójczej walce nie mniej brutalni i bezwzględni od słowiańskich hord. Wiosną przewagę zyskali
zwolennicy Henryka. Oblegli gród Ala nieopodal Goslaru, zburzyli jego mury, zrabowali
„nagromadzone tam” – zapewne w kościołach – „duże sumy pieniężne”, a przede wszystkim
uprowadzili córkę zmarłego cesarza, Adelajdę . 88

Mieszko przyjął te wieści z nieskrywaną satysfakcją. Sam nie zamierzał na razie mieszać się do
walk, ale wszystko wskazywało na to, że opowiedział się po właściwej stronie sporu. Teraz należało
tylko obmyślić sposób podziękowania Odzie, która już zdecydowanie zbyt długo zabawiła
w Poznaniu. Wkraczając do swojego grodu, książę miał zapewne ułożony plan działania. Nie
wprowadził go jednak w życie. Zupełnie niespodziewanie losy wojny odmieniły się. Wystarczyło
kilka drobnych porażek i utrata grupy zwolenników, a Henryk zupełnie się załamał. Podobnie jak
w roku 974, udał się prosto przed oblicze cesarskiego majestatu. Uszła z niego cała duma i nawet fakt,
że będzie się korzyć przed kobietami, nie powstrzymał go przed kapitulacją. Latem tego samego, 984
roku, oddał Ottona III w ręce matki i zwolnił swoich zwolenników ze złożonej przysięgi wierności.
W zamian błagał tylko o to, by Teofano i Adelajda zechciały podarować mu na powrót ojcowiznę –
księstwo bawarskie. Cesarzowe łaskawie wyraziły zgodę, a pomiędzy zwaśnionymi stronami
zapanował pokój. I tylko wszyscy słowiańscy sojusznicy Henryka zostali wystawieni do wiatru . 89

Taki rozwój wypadków musiał być dla Mieszka szokiem. Zabezpieczył się na pewno na
ewentualność przegranej Henryka, ale w najczarniejszych snach nie mógł przewidzieć, że niedoszły
król podkuli ogon i schowa się do swojej nory, zanim na dobre rozpęta wojnę domową. Trzeba było
natychmiast skonstruować nowy plan działania. To właśnie w takich sytuacjach – w chwilach, gdy
wybuchały niekontrolowane i z pozoru niemożliwe do ugaszenia pożary – najbardziej przydawała się
Dobrawa. Mieszko nie mógł już jednak dłużej zdawać się na pomoc nieboszczki. Z perspektywy
tysiąclecia nie sposób stwierdzić, co dokładnie myślał i do jakich wniosków doszedł w tych
przełomowych dniach. Niewykluczone, że to właśnie wtedy ku własnemu zaskoczeniu dostrzegł, że
wciąż trzyma w ręku kartę atutową: spokrewnioną z cesarzem margrabiankę, którą jeszcze parę dni
wcześniej planował wyrzucić za drzwi jak kosz śmierdzących odpadków. Teraz po raz pierwszy
docenił jej obecność. Może nawet osobiście odwiedził ją w jej komnacie, bez świadków i bez
tłumaczy. Nie przepraszał za miesiące niewoli i strachu. Władcy nie wypadało przyznawać się do
błędów ani okazywać niepewności. Co najwyżej, w chwili rosnącej desperacji i w obliczu czekających
go olbrzymich wyzwań, zadeklarował, że teraz wszystko będzie wyglądać inaczej. I że jest gotów
traktować ją jak żonę, a nie tylko swoją własność.
Oda doskonale wiedziała, że to tylko cyniczna gra. Zarazem jednak była to jedyna okazja, by
odmienić swój los. Zbyt dużo zależało od tej chwili. Nie wolno było ulegać dumie, żalowi i pragnieniu
zemsty. Zresztą margrabianka miała świadomość, iż druga kobieta na dworze Piastów nie dostała
podobnej szansy. Córka Rygdaga, która kilka krótkich miesięcy wcześniej jawiła się jako
najważniejsze ogniwo w stosunkach pomiędzy Piastami i niemiecką arystokracją, zniknęła z Poznania
niemal tak szybko, jak się pojawiła. Jeszcze w 984 roku fortuna odwróciła się od margrabiego. Pod
jego nieobecność pod Miśnię ściągnęły wojska Czechów. Brat Dobrawy, książę Bolesław II,
podstępem doprowadził do zamordowania komendanta grodu, po czym wkroczył do twierdzy,
w praktyce przejmując kontrolę nad całą marchią. Zmusił też do panicznej ucieczki miejscowego
biskupa. Rygdag nie zdołał odzyskać władzy, a w 985 roku wyzionął ducha. Dopiero wtedy książę
Czech wycofał się z Miśni, choć krewnym Rygdaga w niczym nie mogło to już pomóc.
Zwierzchnictwo nad grodem zostało przekazane w ręce zupełnie innego rodu, a tym samym związek
książęcego syna i (byłej już) margrabianki stracił rację bytu . 90

Na żądanie Mieszka małżeństwo zostało zerwane, a kobietę przepędzono. Dzisiaj nie jest nawet
znane imię pierwszej żony Bolesława. Nikt, ani w Wielkopolsce, ani w Niemczech nie zadbał o to, by
je zanotować. Margrabianka została wyprowadzona na plac i posadzona na wozie. Wokół kręcili się
dworzanie i wojownicy, żaden jednak nie zwracał uwagi na ciche, bezsilne łkanie kobiety. Dostała
trochę srebra, by nie umrzeć z głodu po drodze i przynajmniej część przedmiotów, z którymi przybyła
do Wielkopolski. Przydzielono jej też paru pachołków. Ci nie mieli jednak dbać o wygody usuniętej
księżnej. Towarzyszyli jej tylko po to, by upewnić się, że dotrze żywa do granicy dzielącej państwo
Piastów od Cesarstwa.
Woźnica strzelił batem. Wóz powoli zaczął toczyć się ku bramie grodu. Zajście rozgrywało się na
oczach mieszkańców podgrodzia oraz książęcych wartowników, nikt jednak nie odważył się pożegnać
margrabianki ani dodać jej otuchy w kilku ciepłych słowach. W milczeniu spoglądali, jak kolebka
mija bramę, a ta z głuchym hukiem zatrzaskuje się w ślad za nią. Oda też patrzyła i też milczała.
Miała pełną świadomość, że ją mogło spotkać dokładnie to samo. I nie zamierzała pozwolić, by
historia się powtórzyła.
W bólu będziesz rodzić

Mieszko nie potrzebował kolejnych synów. Oda – wprost przeciwnie. Wartość władczyni mierzono
w średniowieczu przede wszystkim jej płodnością. Dopiero jako matka zyskiwała realny wpływ na
życie dworu i na politykę dynastyczną. Mogła współdecydować o tym, za kogo zostaną wydane jej
córki, ale też sprowadzać na dwór swoich zaufanych ludzi, pod pretekstem zapewniania potomkom
wykształcenia i ochrony . Rodząc synów, zyskiwała szacunek i podnosiła prestiż swojego męża. Już
91

u schyłku VIII wieku doradca Karola Wielkiego Alkuin wyjaśniał jednemu z angielskich książąt, że
„cnota władcy znajduje wyraz w dobrobycie jego poddanych, zwycięstwach jego wojsk, dobrej
pogodzie, płodności i męskich potomkach”. Innymi słowy: dobrych władców Bóg Ojciec nagradza
synami. Złym i nieudolnym daje żony bezpłodne lub rodzące same córki . To przekonanie mogło
92

dotrzeć także do Wielkopolski, choć wcale nie musiało. Także w tradycyjnych pogańskich
społecznościach, dowody płodności wodzów dawane w słusznym wieku zapewniały im respekt
otoczenia. Mieszko tymczasem dobiegał już pięćdziesiątki. Na jego dworze na pewno odzywały się
głosy malkontentów niedowierzających, że siwiejący książę zdoła poprowadzić ich do kolejnych
triumfów.
Wiek władcy miał też niebagatelne znaczenie dla Ody. Była od niego młodsza o dobre dwadzieścia
lat i wydawało się ze wszech miar prawdopodobne, że to on jako pierwszy odejdzie na łono Abrahama.
Tymczasem wyłącznie posiadanie synów mogło zabezpieczyć księżną na starość. Bez potomków nie
miałaby szans na dostatnie życie w Wielkopolsce po śmierci Mieszka, czy też w ogóle na pozostanie
w tym kraju. W Niemczech natomiast niewiele na nią czekało. Ojciec nie żył, a jej jedyny brat,
Bernard, sam prowadził trudną walkę o przetrwanie . Dla Ody było jasne, co musi zrobić: postarać się,
93

by książę małżonek jak najczęściej odwiedzał ją w sypialni.


Łącznie Mieszkowi i Odzie urodzi się trzech synów. Trudniej określić liczbę córek, bo tymi
autorzy roczników i kronik raczej nie zaprzątali sobie głowy. Zdaje się, że za sprawą książęcej pary na
świat przyszła przynajmniej jedna dziewczynka. Kto wie, czy nie było ich więcej. Dokładne daty
narodzin dzieci nie są znane, ale można się pokusić o pewne przypuszczania. Do pierwszego porodu
doszło chyba już w 981 roku. Małżeństwo zostało bez wątpienia skonsumowane zaraz po przyjeździe
Ody do Wielkopolski, a i w kolejnych miesiącach Mieszko nie miał żadnych powodów, by
powstrzymywać się przed stosunkami z margrabianką. Fakt, że traktował ją bardziej jak brankę niż
żonę, na pewno taką przeszkodą nie był. Mógł nawet skłaniać księcia do tym częstszego korzystania
z wdzięków byłej mniszki – za jej zgodą albo i bez niej . 94

Księżna zachodziła w kolejne ciąże nie rzadziej niż co dwa, trzy lata. Innymi słowy, niemal
zawsze była brzemienna, w połogu lub starała się o dziecko. Macierzyństwo zdominowało jej
egzystencję nad Wartą i tak miało pozostać aż do śmierci męża. Częstym ciążom towarzyszyły
oczywiście pewne niebezpieczeństwa. Nie należy natomiast demonizować średniowiecznych porodów.
Wcale nie były one aż tak groźne, jak zwykło się powtarzać. W ich trakcie lub w połogu umierało od
dziesięciu do piętnastu procent kobiet, ale podobne tragedie niemal nigdy nie dotykały księżnych
i możnowładczyń. Historycy zestawili odpowiednie dane w odniesieniu do dynastii Karolingów.
Sprawdzono losy każdej znanej królewskiej i cesarskiej żony, córki, konkubiny oraz kochanki.
Okazało się, że żadna – absolutnie żadna – nie straciła życia w związku z porodem . W Wielkopolsce
95

z niebezpieczeństwami porodu musiała się pewnie liczyć Dobrawa, ale nie jej żyjąca w cokolwiek
bardziej cywilizowanych warunkach następczyni. W przeciwieństwie do wieśniaczek, wysoko
urodzone kobiety dysponowały czystymi komnatami, mogły liczyć na pomoc służby i dam dworu,
a także – na zróżnicowaną i pożywną dietę. Z najnowszych badań wynika, że najważniejszy był ten
ostatni szczegół, bo krwawe żniwo wśród średniowiecznych matek zbierała głównie anemia,
wywołana niedoborem żelaza i prowadząca do krwotoków . 96

Z ciążą wiązały się niezliczone przesądy i rytuały. O samym fakcie, iż kobieta jest brzemienna,
miały na przykład świadczyć niezwykłe pragnienia kulinarne. Nie chodziło jednak wcale
o nieopanowaną chęć spożywania kiszonych ogórków, ale raczej... węgla drzewnego lub ziemi. Damy
pragnące potajemnie pałaszować błoto należało karmić słodzonym bobem. Zabraniano również
mówienia w towarzystwie ciężarnej o potrawach, do których ta nie ma dostępu. Opanowana
niemożliwą do zaspokojenia żądzą kobieta mogłaby w takiej sytuacji poronić. Średniowieczni
specjaliści twierdzili także, że znają sposób na przepowiedzenie płci dziecka. Przykładowo jeśli prawa
pierś kobiety stawała się większa od lewej, miało to oznaczać, że jest w ciąży z synem. Jeśli było
odwrotnie – powinna spodziewać się córki . 97

Nie wiemy nic o tym, aby Oda badała swój biust w celu stwierdzenia, czy wyda na świat
przyszłego księcia czy księżniczkę. Możemy natomiast z pewnymi szczegółami odtworzyć, jak
wyglądały jej kolejne porody. Za zamkniętymi wrotami sypialni władczyni zbierały się dwórki
i posługaczki. Przez całe średniowiecze tradycją było rodzenie przy wsparciu szerokiej grupy bliskich
osób. W żadnym razie nie było to wydarzenie traktowane jak coś intymnego lub prywatnego. Po
fakcie głośno o nim rozprawiano i roznoszono plotki. Nie wydaje się natomiast, by do środka
wpuszczano mężczyzn – nawet samego księcia. U boku księżnej brakowało też specjalistów. X wiek
nie znał jeszcze profesji akuszerki, a i ginekologia funkcjonowała na absolutnym marginesie
medycyny. Po kontynencie krążyły wprawdzie, kopiowane ze starożytnych traktatów, ilustrowane
instrukcje radzenia sobie z sytuacjami, gdy dziecko w łonie jest ułożone w złej pozycji, ale wątpliwe,
by dotarły one aż do Poznania. Jeśli ktoś wspierał Odę w tych trudnych chwilach, to raczej jakaś
miejscowa zielarka i zaklinaczka, szczycąca się dekadami doświadczenia w przyjmowaniu porodów.
W Niemczech, pomimo setek lat chrześcijańskiego dziedzictwa, sytuacja wyglądałaby podobnie: tyle
tylko, że zielarka odprawiałaby germańskie, nie zaś słowiańskie gusła. Z magicznego wsparcia
kobiety korzystały przez całe średniowiecze i to przy cichej aprobacie Kościoła. Wiele zaklęć
i tradycyjnych receptur zachowało się nie gdzie indziej, jak tylko w klasztornych księgach.

Ból, półmrok i... spore towarzystwo. Czy tak na świat przychodziły córki i synowie
Ody? Przedstawienie średniowiecznego połogu na XIV-wiecznej iluminacji.
Archiwum autora/domena publiczna

Oda leżała obwieszona specjalnymi amuletami, może też podano jej do zjedzenia jabłko lub
kawałek sera obłożone czarem zapewniającym łatwy poród. Przy jej nogach jedna z towarzyszek
rozsypała prawdopodobnie ziarna kolendry. Wierzono, że mają one moc przyciągania do siebie płodu.
Jeśli poród się opóźniał, władczyni mogła wziąć ziołową kąpiel lub wypić specjalny napar. Zalecano
też chodzenie po sypialni – ruch miał skłaniać dziecko do rychlejszego wyjścia na świat. Na tę chwilę
czekały ustawione przy łożu gąbki, bandaże, naczynia z ciepłą wodą. Wszystko to w półmroku,
niezależnie czy poród przypadł na godziny nocne, czy też na sam środek dnia. Zgodnie z instrukcjami
z epoki ciężarna potrzebowała ciemności i ciepła. Niska temperatura i światło miały niechybnie
prowadzić do komplikacji, szkodząc tak matce, jak i niemowlęciu . Nikt natomiast nie zalecał ciszy.
98

Wręcz przeciwnie. Przygotowując się do wydania dziecka na świat, Oda wsłuchiwała się
w dobiegające zza ściany śpiewy. Kapelan i dworzanie czekający w sąsiedniej komnacie intonowali
specjalne modlitwy. Bez wątpienia był wśród nich tak zwany „Peperit”. Najpopularniejsza
średniowieczna litania ułożona z myślą o porodzie i przywołująca imiona biblijnych matek. „Anna
peperit Samuelem... Elisabeth Iohannem... Anna peperit Mariam, Maria peperit Christum...” –
rozlegało się przytłumionym echem przez całe kwadranse i godziny . Tak długo, jak tylko było trzeba.
99
Brudny sekret Świętosławy

Pierwszym dzieckiem Ody mogła być córeczka. To właśnie wynika z najnowszych badań genealogów,
wielu miłośników historii ma jednak problem z przyjęciem podobnej propozycji do wiadomości. I nic
dziwnego. Stawia ona pod znakiem zapytania jeden z najbardziej spektakularnych i pociągających
mitów średniowiecznej Polski: opowieść o Sygrydzie Storradzie, nazywanej również Świętosławą.
To postać, której poświęcono całe morze artykułów, książek, powieści i prac naukowych. Jej
życiorys zdaje się w pełni uzasadniać skalę zainteresowania. Według najpopularniejszej wersji,
Świętosława urodziła się w latach sześćdziesiątych X wieku jako córka Dobrawy lub wcześniejszej,
pogańskiej żony Mieszka. Kiedy tylko nieco podrosła, wydano ją za mąż za władcę Szwedów, Eryka
Zwycięskiego. To był początek obfitującego w nieprawdopodobne zwroty akcji i wprost unikalnego
panowania. Świętosława wydała na świat następcę tronu, a gdy jej mąż zmarł, rzuciła się w wir
wielkiej polityki. Osobiście doprowadziła do zawarcia pokoju z jego największym wrogiem, władcą
Danii Swenem Widłobrodym. W efekcie sama została żoną Swena, po czym pomogła mu w podbiciu
Norwegii. Ten ostatni krok miał być zemstą za to, że wcześniej norweski król Olaf zerwał z nią
zaręczyny, łamiąc jej serce.
W nowej ojczyźnie urodziła czwórkę dzieci, w tym dwóch przyszłych monarchów: władającego
Danią Haralda II oraz Kanuta zwanego Wielkim − króla Danii, Anglii i Norwegii. Na szwedzkim
tronie zasiadał też jej syn z pierwszego małżeństwa, Olof Skötkonung, trudno więc się dziwić, że
historycy nadali Świętosławie miano „matki królów”. Cała Skandynawia znalazła się przecież pod jej
butem, a Bałtyk stał się niemal jej prywatnym jeziorem. Przez kolejne stulecia jej potomkowie
rządzili połową Europy, w tym także księstwami Rusi. Sama Świętosława natomiast zyskała
nieśmiertelność jako bohaterka sag i legend. W opowieściach powtarzanych przy biesiadnych stołach
i na pokładach wikińskich łodzi występowała jako budząca grozę femme fatale. Kobieta, której
zdarzyło się nawet spalić żywcem nieodpowiadającego jej kandydata na męża, by odstraszyć w ten
sposób innych pretendentów do korony . 100

Życie Świętosławy – która po paru latach pokłóciła się ze Swenem, została przez niego wypędzona
z Danii, po czym powróciła do niej po śmierci męża – zdaje się tak przeładowane faktami, że dałoby
się nimi obdarzyć kilka różnych postaci. I chyba właśnie tak należałoby postąpić. Już kilkadziesiąt lat
temu Gerard Labuda podał w wątpliwość jakiekolwiek związki lub narzeczeństwo Świętosławy
z władcą Norwegii Olafem. Odesłał też do lamusa dawne teorie, pozwalające zrozumieć, po co
w ogóle Piastowe wydawali księżniczkę za króla odległej Szwecji, Eryka Zwycięskiego . W 2004
101

roku poznański genealog Rafał Prinke poszedł jeszcze o krok dalej. Stwierdził, że życiorys
Świętosławy-Sygrydy nie tylko trzeszczy w szwach, ale należałoby go zupełnie wykreślić
z podręczników i encyklopedii. I to z bardzo prostego powodu. Jego zdaniem taka postać w ogóle nie
istniała .
102

O małżeństwach Eryka Zwycięskiego i Swena Widłobrodego traktuje sporo tekstów z epoki. Są


one jednak wzajemnie sprzeczne i rzadko kiedy podają rodowód królowych, a co dopiero ich imiona.
Ani razu nie występuje w nich żadna Świętosława i najwyższa pora definitywnie przestać odnosić to
imię do pochodzącej z Wielkopolski władczyni. Zostało ono wydedukowane przez historyków,
ponieważ wiadomo, że Swen miał córkę Świętosławę . W związku z tym arbitralnie przyjęto, że
103

dziewczynka odziedziczyła imię po matce. Podobny pomysł stoi jednak w sprzeczności z panującymi
w Skandynawii obyczajami. Kultura ówczesnej Szwecji czy Danii niemal wykluczała nadawanie
dzieciom imion wciąż żyjących krewnych i rodziców. Było to w złym guście, a nawet wierzono, że
taki krok może sprowadzić na rodzinę nieszczęście . 104

W zachowanych tekstach – zresztą w większości mających charakter bardziej literacki niż


historyczny – jako małżonki Eryka i Swena pojawiają się tylko Sygryda lub Gunhilda. W Polsce
przyjęło się twierdzić, że mowa o tej samej postaci, być może noszącej dwa (a biorąc pod uwagę
Świętosławę nawet trzy) różne imiona. Tak naprawdę jednak bardzo niewiele przemawia za podobną
interpretacją. Przez cały XX wiek podważali ją szwedzcy historycy, znający z sag i kronik
alternatywne wersje historii. Budziła ona też wątpliwości niemieckich naukowców. Tylko w Polsce,
z determinacją godną lepszej sprawy, upierano się przy „wariancie maksimum”. Wszystkie
interesujące wydarzenia, do jakich doszło w Skandynawii na przełomie X i XI wieku, miały wiązać się
nierozerwalnie z córką Mieszka. Wszechpotężną szarą eminencją, zmieniającą mężczyzn niczym
rękawiczki i w pojedynkę decydującą o losach Północnej Europy. Zdaniem Rafała Prinkego rzecz
wyglądała zupełnie inaczej.
Eryk Zwycięski poślubił kobietę o imieniu Sygryda, ale nie miała ona nic wspólnego z Polską.
Zgodnie z pewną islandzką sagą była córką szwedzkiego wikinga, Skoglara Toste. Istnieje też
tradycja, wedle której na starość Sygryda osiadła na Gotlandii. Na wyspie tej tymczasem rzeczywiście
znajdowały się dobra określane mianem „Sighridha leff”. Wreszcie zachowały się również wzmianki,
wedle których bratanek Sygrydy rządził zachodnią Gotlandią. Gdyby w żyłach królowej w istocie
płynęła krew Piastów, oznaczałoby to, że żywot szeregowego wikinga na dalekiej północy przypadł
w udziale... jednemu z braci Bolesława Chrobrego. Trudno uwierzyć w taki scenariusz. Tak samo
trudno uzasadnić ślub Piastówny z Erykiem, biorąc pod uwagę, że ten był zajadłym poganinem. Po
krótkim flircie z chrześcijaństwem stał się stanowczym przeciwnikiem nowej wiary i obrońcą
tradycyjnych kultów .105
Świętosława-Sygryda. Najsłynniejsza Piastówna i królowa wikingów, trzymająca
pod swym butem całą Skandynawię. Miała na dobrą sprawę tylko jedną wadę:
nigdy nie istniała.
Archiwum autora/domena publiczna

Tylko jeden średniowieczny dziejopisarz wiązał Sygrydę z Polską. Był to Adam z Bremy,
tworzący u schyłku XI wieku . Jego relację trudno jednak przyjmować bez zastrzeżeń. Wątek
106

pokrewieństwa pomiędzy żoną Eryka a Bolesławem Chrobrym poruszył on poza głównym tekstem
dzieła, w komentarzu nagryzmolonym na marginesie księgi. Uwaga ta zachowała się w zaledwie
czterech z dwudziestu pięciu istniejących rękopisów kroniki. Najwidoczniej nie przywiązywali do niej
wagi ani kopiści, ani sam autor. Być może ten ostatni nie wprowadził jej do tekstu głównego, bo
wiedział, że przekazana historia budzi wątpliwości. Bądź co bądź, żonę Eryka nazwał córką, nie zaś
siostrą Bolesława Chrobrego (poprawili to dopiero kopiści), a całe polityczne tło związku kompletnie
pomieszał. Opisał sojusz, który Eryk rzeczywiście zawarł. Ale nie z Piastami, tylko z księciem
Obodrytów . 107

Po odrzuceniu relacji Adama z Bremy wyłania się zupełnie inny, o wiele bardziej prawdopodobny
obraz rzeczywistości. Mieszko miał córkę o nieznanym imieniu, która została żoną skandynawskiego
władcy – ale tylko jednego. Wiosną lub latem 995 roku wydano ją za mąż za Swena Widłobrodego.
Nosiła miano, na którym mąż i jego otoczenie łamali sobie język, w związku z czym w nowej
ojczyźnie otrzymała nowe, swojskie dla wikingów imię. Odtąd mówiono na nią Gunhilda . 108

Związek Piastówny z władcą Danii okazał się burzliwy i dość krótki. Zawarto go zaraz po tym jak
Swen, wykorzystując śmierć swojego konkurenta, Eryka, powrócił z trwającej kilkanaście lat tułaczki
po morzach Północy. Bogate łupy zdobyte w wyprawach na Anglię pozwoliły mu zasiąść na tronie, ale
jego pozycja była bardzo chwiejna. Liczył pewnie na to, że zdoła uprosić o pomoc i zbrojne wsparcie
Piastów, ci jednak byli skupieni na własnych sprawach. W efekcie związek z córką Mieszka szybko
stracił swoje uzasadnienie. Piastówna urodziła mężowi trójkę dzieci, w tym dwóch synów –
przyszłych królów Haralda i Kanuta Wielkiego, a także jedną córkę o imieniu Świętosława. Status
królewskiej matki nie uchronił jej jednak przed przepędzeniem. Pod naciskiem rządzącego Szwecją
Olofa, osaczony przez wrogów Swen zgodził się rozwieść i wziąć sobie za drugą żonę Sygrydę.
Wywodzącą się ze szwedzkiej arystokracji matkę Olofa i rękojmię nowego sojuszu.
Sygryda nie była więc polską księżniczką, ale kobietą, która zwichnęła życie Piastównie i skazała
ją na banicję. Za taką wersją historii przemawia znacznie więcej argumentów niż za tradycyjnym,
cokolwiek megalomańskim portretem „matki królów”. Stopniowo przekonują się do niej także polscy
historycy . I dobrze, bo nie ma powodu, by płakać po stracie Świętosławy. Scenariusz oddzielający
109

Sygrydę od Gunhildy przydaje sporo realizmu postaci Mieszkowej córki. Z przejaskrawionej


supermenki czyni kobietę z krwi i kości. Zarazem zmusza też do ponownego spojrzenia na
pochodzenie Gunhildy.
Tradycyjnie przyjmowano, że żona Eryka i Swena była córką Dobrawy lub którejś z kobiet
wchodzących w skład haremu, którym za młodu otaczał się wielkopolski władca. Musiała się przecież
urodzić na tyle wcześnie, by już w latach osiemdziesiątych wyjść za króla Szwecji. Teraz, gdy
wiadomo, że małżeństwo z Erykiem to bujda, także narodziny księżniczki należy przesunąć o kilka
czy nawet kilkanaście lat. Gunhilda wyszła za mąż dopiero w 995 roku, mogła więc być ostatnim,
urodzonym u schyłku życia dzieckiem Dobrawy. Nie sposób też wykluczyć, że jej przyjście na świat
miało bezpośredni związek ze zgonem Przemyślidki. Dobrawa mogła stracić życie na skutek gorączki
połogowej lub towarzyszącego porodowi krwotoku. Do tragedii rękę mogły też przyłożyć osoby
trzecie. Jeśli żona Mieszka padła ofiarą zamachu (a polityczne okoliczności jej śmierci zmuszają do
uwzględnienia takiego scenariusza), to morderca nie mógłby sobie wymarzyć lepszego momentu do
działania niż pierwsze dni i tygodnie połogu. Księżna była, co oczywiste, wycieńczona. Nagły atak
gorączki i szybki zgon władczyni w każdych innych okolicznościach wzbudziłyby podejrzenia, że na
dworze grasuje truciciel. Tylko w tych newralgicznych dniach książę byłby skłonny uwierzyć, że nie
polityczni przeciwnicy, ale wyłącznie bezwzględny los wystąpił przeciwko niemu.
Matką Gunhildy równie dobrze mogła być Oda. Taki scenariusz wydaje się nawet nieco bardziej
prawdopodobny, biorąc pod uwagę, że wścibski Thietmar nic nie wiedział o śmierci Dobrawy
w połogu, ani o jej innych dzieciach poza Bolesławem. Oczywiście kronikarz mógł przemilczeć fakt,
że księżna posiadała córki. Ale już zgony po porodzie zdarzały się na szczytach władzy na tyle rzadko,
że podobne wydarzenie wypadałoby wpleść w legendy o pobożnych czynach kobiety, która ochrzciła
Polskę. Albo też: w historię należytej kary, jaka spotkała grzeszną „matkę diabła”. W związku z tym
nie zaszkodzi przyjąć, że Gunhilda przyszła na świat jako pierwsze dziecko nowej żony Mieszka . 110

Do narodzin doszło jeszcze w latach głębokiej pogardy władcy względem niemieckiej małżonki.
Być może Gunhilda miała też jakąś zapomnianą przez historię siostrzyczkę, urodzoną w 982 lub 983
roku. Nie wydaje się natomiast prawdopodobne, by przed 984 rokiem na świat przychodzili synowie
ze związku Ody z Mieszkiem. Słysząc o wojnie domowej w Niemczech, władca Wielkopolski bez
najmniejszych oporów opowiedział się po stronię Henryka Kłótnika. Gdyby Oda urodziła mu
przyszłych książąt, chyba powstrzymałby się przed tak radykalnym krokiem. I zamiast skakać na
główkę do pustego basenu, wpierw wybadałby sytuację.
Nie zrobił tego, więc można chyba powiedzieć, że pierwszy syn Ody urodził się dopiero około 985
roku. Imię dostał po ojcu: Mieszko . Takie miano podkreślało prestiż księcia, ale też wyrażało ciche
111

nadzieje władczyni. Sny Ody pozostają dla nas w większości zupełną zagadką, ale ten jeden wydaje się
oczywisty. Margrabianka z całego serca marzyła o tym, by właśnie jej pierworodny stał się
ulubieńcem władcy .112
Sztuka przepraszania

Fortuna (czy też może raczej jej słowiańska odpowiedniczka, rodzanica ) wreszcie spojrzała
113

przychylnie na Odę. Można wręcz było odnieść wrażenie, że bogini losu dwoi się i troi, byle tylko
zrekompensować margrabiance wszystkie upokorzenia. Teraz trwały dni pokuty, ale w wykonaniu
Mieszka, nie zaś jego żony. Książę potrzebował natychmiast zmienić łatkę wichrzyciela i barbarzyńcy
na zbroję obrońcy chrześcijaństwa oraz najpewniejszego sojusznika cesarstwa. Z pozoru był to cel
niemożliwy do osiągnięcia. Samo snucie planów podobnego odkupienia w jakichkolwiek innych
okolicznościach zakrawałoby na absurd. Oda nie była jednak przypadkową kobietą, ale potomkinią
Billungów. Miała w małym palcu siatkę genealogicznych powiązań i politycznych układów pomiędzy
panami Rzeszy. Orientowała się, po jakich liniach przebiegają nieoficjalne sojusze i które rody
potrafią skutecznie wpływać na opinię publiczną. Może i siła jej najbliższej rodziny została skutecznie
złamana, ale śmierć Teodoryka nie mogła pozbawić Ody jej wiedzy oraz doświadczenia w sprawach
towarzyskich. Zapewne to właśnie za jej radą Mieszko postąpił w sposób zupełnie nieszablonowy. Nie
stawił się przed obliczem Teofano. Nie pędził na złamanie karku do Kwedlinburga czy też innej
siedziby dworu, z cichą nadzieją, że przybędzie na tyle wcześnie, by wciąż niepewna swej pozycji
wdowa przyjęła jego przeprosiny i zrezygnowała z zemsty. Zamiast tego zebrał drużynę i wyruszył za
miedzę. Do kraju aż zbyt dobrze sobie znanych Lutyków . 114

Autorzy Roczników hildesheimskich zanotowali pod rokiem 985: „Najechali Słowian Sasi, którym
na pomoc przybył Mieszko z wielkim wojskiem. Ci całą ziemię ogniem i mnogością zabitych
spustoszyli” . Prawdopodobnie była to wyprawa organizowana jeszcze nie przez regencję w imieniu
115

małego króla, ale na własną rękę przez saskich dostojników. Komesi wypędzeni ze swoich siedzib
i marchioni wciąż zagrożeni przez Lutyków nie zamierzali czekać, aż nowa władza centralna
okrzepnie. Dla nich Mieszko i jego drużyna byli niczym prezent od Boga. Widząc, jak ci bezlitośnie
gromią pogan, palą ich wioski, gwałcą kobiety i porywają dzieci, byli gotowi zapomnieć Piastowi
wszystkie dotychczasowe przewiny. Mieszko nie był już dla nich zdrajcą, wrogiem ani nawet
konkurentem do władzy na Połabiu. Odrę przekroczył jako mąż Ody, a więc niejako w zastępstwie
zmarłego margrabiego Teodoryka. Rozumiejąc rolę przykładnego krewniaka, przybywał, by
przywrócić pokój na ziemiach teścia.
Gotowość do przelewania krwi w obronie niemieckiego porządku rzeczy była dla wpływowych
saskich możnowładców wystarczającym argumentem. Całą awanturę z Henrykiem Kłótnikiem w tle
uznano za niewarte dalszego roztrząsania nieporozumienie. Mieszko nie tylko odzyskał swoją
pozycję, ale wręcz urósł w oczach Niemców. Wyprawa nie przyniosła wprawdzie wymiernych
efektów, ale książę ogniem i mieczem udowodnił, że jest wiernym sojusznikiem nowego władcy –
Ottona III należącego przecież do dynastii wywodzącej się właśnie z Saksonii. Mimo że Mieszko był
Słowianinem, to z barbarzyńskiego „króla północy” zaczął się przeistaczać w jednego z „władców
czcigodnych” . Był to awans bez precedensu w tamtej epoce. I Oda wcale nie zamierzała na nim
116

poprzestawać.
Margrabianka wreszcie zrozumiała błąd tkwiący w jej własnym rozumowaniu. Odkąd tylko
przybyła do Poznania, pragnęła przyćmić osiągnięcia poprzedniczki. Zrobić więcej i rządzić lepiej od
Dobrawy, a przez to skazać Czeszkę na zapomnienie. Tego jednak zwyczajnie nie dało się uczynić.
Dziedzictwo Dobrawy rzutowało na całe panowanie Mieszka i na jego państwo. Zamiast więc
podejmować walkę skazaną na porażkę, Oda postanowiła przejąć na własne potrzeby nieukończone
plany pierwszej żony księcia. Wiedziała, że jeśli tylko doprowadzi je do finału, to właśnie ona spije
całą śmietankę. Dobrawa straci status bohaterki, bo jej sukces stanie się sukcesem Ody.
Już w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych X wieku Piastowie podejmowali pierwsze
nieśmiałe kroki w kierunku przejęcia kontroli nad Śląskiem i Małopolską. Nie tylko usadowili się
w Sandomierzu i Lublinie, ale też stworzyli potężną linię umocnień na południowej flance swojego
państwa. W okolicy Kalisza jeszcze za życia Dobrawy wzniesiono łańcuch fortyfikacji, który
z powodzeniem można by określić mianem średniowiecznej Linii Maginota. Składało się na nią
dziewiętnaście grodów. Żadna inna granica nie została umocniona na podobną skalę – nawet na
Zachodzie dostępu do Wielkopolski broniło zaledwie kilka warowni . Przemyślidka nie dożyła wojny
117

ze swoim bratem, a w kolejnych latach Mieszko odsuwał konflikt z obawy przed potęgą Czechów. Nie
brakowało mu zresztą wrogów na pozostałych frontach. Dopiero teraz nadszedł idealny moment do
ataku.
Czechy były wyniszczone i osłabione po wieloletnich walkach z cesarstwem. Z potężnego
imperium Okrutnika pozostała marna skorupa, rozrywana wewnętrznymi sporami. Bolesław II znalazł
się w pułapce bez wyjścia. Zajmując Miśnię, zyskał rozgłos i zdobył łupy, ale zarazem naruszył
granice Rzeszy i poniżył jednego z hierarchów Kościoła. Niemcy musieli dać mu srogą nauczkę, by
uniknąć incydentów w kolejnych latach. Mieszko znalazł się w bardzo podobnej sytuacji. Atak na
Miśnię także dla niego był olbrzymią zniewagą. Bolesław II uderzył na ziemie margrabiego, z którym
Piast właśnie złączył się sojuszem. Podobnie jak Teofano musiała pomścić swojego biskupa, tak on
czuł się w obowiązku odpłacić Czechom za poniżenie, które spotkało jego syna – będącego przecież
zięciem Rygdaga.
W 984 roku sojusz pomiędzy Pragą i Poznaniem definitywnie zerwano. Z rokiem tym wiąże się
jeszcze jedno znaczące wydarzenie. Jak podają polskie roczniki, właśnie wtedy zmarł biskup Jordan . 118

Zbieżność dat może być oczywiście przypadkowa. Wypada jednak przypomnieć, że Jordan był nie
tylko bliskim współpracownikiem Dobrawy, ale zapewne też przywódcą czeskiego stronnictwa na
piastowskim dworze. W przededniu planowanej wojny z południowym sąsiadem jego obecność
w otoczeniu władcy stawała się cokolwiek niezręczna. A jego biskupie prerogatywy – z prawem
obłożenia księcia klątwą włącznie – jawiły się jako coraz bardziej niebezpieczne . O przyczynach
119
śmierci Jordana roczniki nie wspominają ani słowem i mogły być one zupełnie naturalne. Zarazem
jednak trudno zaprzeczyć, że była to kolejna – po zgonie Dobrawy – śmierć następująca w momencie
wyjątkowo wygodnym dla określonych sił. Na zmianie pasterza wielkopolskiego Kościoła bardzo
dużo zyskiwał Mieszko. A jeszcze więcej Oda.

Na temat śmierci Jordana wiadomo bardzo niewiele, ale data jego zgonu skłania
do myślenia. Odszedł w wyjątkowo wygodnym momencie dla pewnych sił
politycznych... Na ilustracji pogrzeb średniowiecznego biskupa.
Archiwum autora/domena publiczna

Wakat na tronie biskupim nie trwał długo. Chyba już w 985 roku do Poznania przybył następca
Jordana, Unger . O każdym ordynariuszu, jaki zostałby mianowany w tych latach, należałoby
120

powiedzieć, że jest człowiekiem cesarza. W końcu w epoce Ottonów to władcy Rzeszy wybierali
i obalali papieży. W praktyce mieli więc także decydujący wpływ na obsadzanie stolic biskupich.
W przypadku Ungera sytuacja wyglądała jednak wyjątkowo. Był on człowiekiem cesarza w znaczeniu
zupełnie dosłownym i wręcz skrajnym. Od kilku lat zajmował stanowisko opata w Memleben –
klasztorze założonym przez samego Ottona II. Nie był to zwyczajny dom modlitwy, ale potężna
placówka realizująca interesy rodziny cesarskiej na wschodzie. Klasztor leżał w sąsiedztwie jednej
z ulubionych rezydencji dynastii, dysponował rozległymi posiadłościami i skarbcem, w którym nie
było widać dna. W zamian za hojne finansowanie dbał o pamięć i modlitwę za przodków władcy:
Henryka Ptasznika oraz Ottona I, którzy zmarli właśnie w Memleben. A pewnie też o sprawną
propagandę. Klasztor z czasem miał się stać również ośrodkiem szkoleniowym dla misjonarzy
nawracających Słowian . Kierujący tym wszystkim Unger na pewno nie był żadnym figurantem. Już
121

około 982 roku jego pozycja stała się na tyle silna, że uzyskał sakrę biskupią. Być może miał objąć
w posiadanie jedną ze stolic Kościoła na pograniczu cesarstwa albo też chciano go wysłać gdzieś dalej
na wschód. Jakiekolwiek plany snuto wobec Ungera, nie doczekały się one realizacji . W efekcie, gdy
122

zmarł Jordan, Teofano mogła ekspresowo zapewnić Mieszkowi zastępstwo. Książę z radością się na to
zgodził. Wsparcie cesarzowej uznał pewnie za dowód odradzającego się zaufania i symbol nowego
etapu współpracy. Nie mógł podejrzewać, że chodzi o coś zupełnie innego. Cesarzowa pomogła mu,
bo miała w tym interes.
Unger pozostał na hojnej niemieckiej pensji. Nawet gdy wyjechał do Poznania, nie odebrano mu
zwierzchnictwa nad klasztorem w Memleben . Pieniądze płynęły stamtąd szerokim strumieniem,
123

a warunek zachowania dochodów był, jak można podejrzewać, tylko jeden. Unger miał pełnić
w Wielkopolsce przede wszystkim rolę wiernego agenta jej cesarskiej mości. A tylko przy okazji –
pokornego sługi Bożego. Był więc, mówiąc krótko, pierwszym znanym historii niemieckim szpiegiem
w Polsce.
Trudno powiedzieć, jakie dokładnie było miejsce Ody w tej politycznej układance. Być może
Teofano traktowała ją jak swoją sojuszniczkę. Wysłała Ungera, by ten udzielił margrabiance wsparcia
w Poznaniu. Pomógł jej zbudować własne stronnictwo, zabezpieczyć się przed wrogami i wzmocnić
wpływ na Mieszka. W dalszej perspektywie kobiece, a na dodatek niemieckie, rządy w Wielkopolsce
mogły jej się jak najbardziej opłacać. Z drugiej strony łatwo też sobie wyobrazić, że Unger miał za
zadanie pilnować Ody. I w razie gdyby ta wykazywała przesadną niezależność, przypominać jej, że
nawet z dala od ojczyzny wciąż jest Niemką i cesarską krewniaczką.
Niezależnie od początkowych planów, Unger szybko stał się zaufanym współpracownikiem Ody.
Widok nowego biskupa musiał sprawić margrabiance olbrzymią radość. To był przecież jej
pobratymiec. Przed swoją zsyłką na ziemie Piastów oboje żyli na wschodzie Rzeszy, a ich klasztory –
w Kalbe i Memleben – dzieliła odległość niewiele ponad stu pięćdziesięciu kilometrów. Kilku
historyków sugerowało nawet, że Oda i Unger znali się na długo przed polskim epizodem swoich
karier . Nie wydaje się to prawdopodobne: Oda wyjechała na wschód w 980 roku, kiedy Unger
124

w ogóle nie był jeszcze opatem, a co dopiero biskupem. Trudno wyobrazić sobie okoliczności ich
spotkania lub płaszczyznę współpracy. Ale też chyba nie ma sensu doszukiwać się więzi z młodości.
W ogóle nie była ona potrzebna. W sytuacji, gdy oboje byli wyrzutkami w obcym kraju, wśród
niechętnych sobie, na wpół pogańskich Słowian, siłą rzeczy stali się dla siebie oparciem i łatwo
znaleźli wspólny język. Przyjazną dłoń jako pierwszy wyciągnął Unger. Ledwie zasiadł na biskupim
tronie, a ustały wszelkie starania o wyniesienie Dobrawy na ołtarze. Z dnia na dzień pierwsza żona
Mieszka straciła szanse na świętość . Oda nie mogłaby prosić o cenniejszy prezent. Po krótkim
125

wahaniu postanowiła zaryzykować i odsłonić swoje karty przed Ungerem. Kolejny punkt w jej
wielkim projekcie realizowali już wspólnie.
Księżna pragnęła za wszelką cenę doprowadzić do wojny z Czechami. To właśnie owoce tego
konfliktu miały się stać jej polityczną spuścizną i trampoliną do niekwestionowanej władzy. Oda
wiedziała jednak, że Mieszko nie zdecyduje się na inwazję bez przynajmniej cichego wsparcia
Niemców. To akurat dało się załatwić i margrabianka zapewne już podejmowała odpowiednie kroki.
Problem leżał gdzie indziej. Mieszko zbyt wiele razy sparzył się na sojusznikach, a po perypetiach
z niedoszłym królem Henrykiem miał bardzo mało zaufania do pustych deklaracji. Oczekiwał
realnego zabezpieczenia na wypadek, gdyby cesarzowej Teofano nagle wszystko się odwidziało.
Niemiecka władczyni mogła przecież przyjąć solenne przeprosiny Bolesława II, po czym wspólnie
z nim odciąć Piastom drogę do nowych zdobyczy terytorialnych. Mieszko skończyłby z ręką w swoim
własnym, trzymanym pod łóżkiem nocniku . Albo nawet – z nożem na gardle.
126

Tylko jeden alians mógł temu zapobiec. Trzeba było skaptować drugiego, największego wroga
Przemyślidów – Węgrów. Nie było to zadanie łatwe. Wprawdzie Madziarzy niejednokrotnie
zapuszczali się na ziemie Małopolski, a przez jakiś czas kontrolowali też chyba Przemyśl, ale
kontakty z nimi nie należały do bezproblemowych. Posiadali zupełnie obcą tak Piastom, jak
i Niemcom kulturę. Byli ludem koczowniczym, który dopiero w ostatnich dekadach zaczął się
przyzwyczajać do osiadłego życia. Mieli też niezwykle rozrodzoną i skłóconą dynastię, a na szczytach
ich systemu politycznego ciągle dochodziło do roszad i przetasowań. To dopiero byli, z perspektywy
Ody, prawdziwi barbarzyńcy, z którymi nawet niezbyt dało się dogadać, biorąc pod uwagę ich
szczekliwy stepowy język . Unger miał chyba jednak o nich cokolwiek lepsze zdanie. W opinii wielu
127

historyków biskup ten był nie tyle Niemcem, co raczej zniemczonym Węgrem, na co wskazywałoby
noszone przez niego imię zakonne. Przypuszcza się, że Unger we wcześniejszych latach brał udział
w jakiejś misji wśród Madziarów, a może nawet przygotowywał się do zostania ich biskupem . Tym 128

samym musiał mieć niezłą orientację w bieżącej sytuacji na Węgrzech. Jego pośrednictwo okazało się
nieocenione w 985 roku. Właśnie wtedy swoje drugie małżeństwo zawarł liczący już osiemnaście lat
syn Mieszka, Bolesław . 129

Kronikarz Thietmar informował krótko, że pasierb Ody: „Podeptał wszelkie prawo


i sprawiedliwość. Poślubił córkę margrabiego Rygdaga, którą następnie odprawił. Z kolei pojął za
żonę Węgierkę” . Niestety dziejopisarz nie znał pochodzenia ani imienia drugiej partnerki księcia.
130

A jeśli znał – to nie chciało mu się ich podać. W efekcie księżniczka zadomowiła się w tablicach
genealogicznych jako tajemnicza „N.N.”. Dopiero ostatnio nieco światła na jej tożsamość rzucił
gdański historyk, Błażej Śliwiński. Zdaniem tego badacza, Mieszko zawarł sojusz nie ze zwierzchnim
księciem Węgier Gejzą, ale z władcami Siedmiogrodu. Taki pakt opłacał mu się znacznie bardziej, bo
z drobną pomocą Siedmiogrodzian mógł wziąć podporządkowaną Czechom Małopolskę w kleszcze.
Północną i wschodnią flankę zabezpieczył sam. Trzeba tylko było upewnić Czechów –
i podporządkowanych im małopolskich wodzów – że z południa pomoc też nie nadejdzie.
Udało się nawet ustalić, jak nazywała się druga małżonka Bolesława. Nową kobietą na dworze
w Poznaniu była najprawdopodobniej córka Gyuli Starszego nosząca dumne, iście cesarskie imię
Karolda . Gdy przybyła do Wielkopolski, grunt pod wielką ofensywę był już przygotowany. Oda
131

natomiast na pewno nie przegapiła okazji do podkreślenia, że nowy sojusz i małżeństwo to przede
wszystkim jej zasługa. Teraz musiała jeszcze tylko zadbać o to, by cesarzowa Teofano nie weszła jej
w paradę.
Epoka kobiet

Czasem jeden dobrze dobrany prezent wystarcza, by przełamać lody. Tak właśnie było w 986 roku,
gdy Mieszko, po raz pierwszy od śmierci Ottona II, znalazł się w otoczeniu cesarskiego dworu.
W Rocznikach hildesheimskich zanotowano: „Otton król wkroczył do Slawii z wielkim wojskiem
Sasów, a tam przybył do niego Mieszko z niezmierną mnogością żołnierzy” . Annaliści ujmowali
132

sprawę tak, jakby doszło do negocjacji i pojednania pomiędzy dwoma potężnymi monarchami.
Mieszko miał zrozumieć błędy swego postępowania i „poddać się władzy” Ottona III. Rzeczywistość
wyglądała nieco inaczej. Otton miał w tym czasie zaledwie sześć lat i znacznie więcej czasu spędzał
ze swoimi zabawkami niż z mężami stanu. Jego zwierzchność nad państwem oraz wojskiem była
czysto symboliczna. Władca Wielkopolski przybył w rzeczywistości na rozmowę nie z nim, ale
z cesarzową Teofano. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że od tego jednego spotkania – i od
wrażenia, jakie Mieszko wywrze na wielkiej damie, w której żyłach płynęła krew bizantyjskich
cesarzy – zależały dalsze losy Polski.
W Rocznikach hildesheimskich zapisano, że książę obsypał małego Ottona niezliczonymi
podarunkami. Sprezentował też sześciolatkowi... wielbłąda . Zdobycie tak egzotycznego prezentu na
133

pewno nie było łatwe ani tanie. Czego jednak nie robi się, aby olśnić cesarskie dziecko! Jeden
z biografów Mieszka, Jerzy Strzelczyk, stwierdził, że dar stanowił dowód bystrości księcia i jego
dyplomatycznych talentów. Władca doskonale przecież wyczuł, w jaki sposób może wpłynąć na
wyobraźnię małoletniego króla i na długie lata zjednać sobie jego sympatię . Historyk miał
134

oczywiście trochę racji. Bez wątpienia właśnie Mieszko zadbał o sprowadzenie zwierzęcia z Afryki,
korzystając ze swoich kontaktów ze wschodnimi kupcami, którym przez lata sprzedawał niewolników.
Resztę zasług należy jednak przypisać komu innemu.
Mieszko nie mógł wiedzieć, jakie prezenty wypada wręczać cesarskim dzieciom. Nie mógł też
orientować się, co wywoła zachwyt na niemieckim dworze, a co konsternację lub niechęć. Dotąd
zadawał się wyłącznie z dorosłymi cesarzami, w tym głównie z leciwym Ottonem I, wobec którego
już prędzej on sam uchodził za dzieciaka. Na dobrą sprawę nie miał nawet podstaw, by stwierdzić, czy
wielbłąd w ogóle zrobi wrażenie na Niemcach. Mogło się przecież okazać, że cesarze i książęta
trzymają podobne kurioza w każdym swoim zwierzyńcu i coś, co dziwi Słowianina, ich skłoni
wyłącznie do wzruszenia ramionami. Wreszcie już zupełnie żadnego doświadczenia Mieszko nie miał
w prowadzeniu negocjacji z kobietami. Wiedział wprawdzie od Dobrawy, że niegdyś jej ojczyzną
rządziły damy, Ludmiła i Drahomira, sam jednak był przyzwyczajony do tego, że władza to sprawa
silnych mężczyzn. Teraz był zmuszony przełknąć gorzką (dla niego) informację, że czasy się
zmieniły.
Najlepszy prezent dla sześciolatka? Oczywiście wielbłąd. Taki właśnie upominek
mały Otton dostał od księcia Mieszka. Albo raczej – od księżnej Ody. Ilustracja
z XIII-wiecznej księgi.
Archiwum autora/domena publiczna

Zaczynała się epoka kobiet. Już wcześniej dobrze urodzone matrony i przełożone zgromadzeń
klasztornych wpływały na politykę, tak w Niemczech, jak i we Francji. To była jednak działalność
nieoficjalna. Damy decydowały o sprawach państwa w kuluarach, w toku potajemnych rozmów,
w królewskich i książęcych sypialniach. Czas działania w ukryciu dobiegł wreszcie końca. Teofano
zupełnie jawnie została regentką. „Męską zgoła opieką otaczała państwo swego syna, popierając we
wszystkim sprawiedliwych, łamiąc zaś i do strachu doprowadzających tych, co głowę podnosili” –
pisał na jej temat kronikarz Thietmar, nie kryjąc podziwu . Władczyni nie tylko zastępowała męża
135

i syna, ale nawet pozwalała sobie na wydawanie dokumentów we własnym imieniu – zupełnie jakby to
ją wybrano na najwyższego suwerena zachodniego świata. Na jednym z pergaminów podpisała się
jako „Teofano z Bożej łaski cesarzowa wspaniała”. Na innym: „Teofanius, z Bożej łaski imperator” . 136

Może był to trudny do pojęcia błąd, a może raczej władczyni pragnęła zademonstrować, że zamierza
zawłaszczyć nie tylko władzę absolutną, ale też wszystkie inne przywileje drugiej płci. I w żadnym
razie nie zdążała do tego celu w pojedynkę . 137

W 985 roku zwołała zupełnie unikalny synod. Na zjazd do Metzu sproszono książąt i dostojników,
ale wszyscy oni mieli stanowić tylko eleganckie tło obrad. W listach z epoki zgromadzenie to
określano mianem „colloqium dominarum”, czyli „zjazdu pań”. Właśnie one, żony królów, książąt,
urzędników oraz przełożone klasztorów, prowadziły negocjacje. I one, a nie ich napompowani
testosteronem, zawistni mężczyźni sprawiły, że pokojowo rozstrzygnięto konflikt na granicy
francusko-niemieckiej oraz zakończono wielką awanturę Henryka Kłótnika . Dwór nowej cesarzowej
138

pełen był potężnych kobiet. Może i damy nie dowodziły wojskami, ani nie nosiły biskupich infuł, ale
w gronie najważniejszych osób w państwie nagle zaczęło brakować panów. Realnie drugą osobą po
Teofano była jej teściowa, Adelajda. Trzymała ona pieczę nad Italią, dbając o interesy imperium na
południe od Alp. Do Niemiec już nawet nie zaglądała – państwo było zbyt ciasne, aby pomieścić aż
dwie cesarzowe i przerośnięte ego każdej z nich . Za trzecią personę w Rzeszy należałoby uznać
139
ciotkę Ottona III, Matyldę. Była ona przełożoną klasztoru w Kwedlinburgu i jeszcze przed śmiercią
Ottona II pełniła w Niemczech regencję pod nieobecność cesarza. Biła własne monety, szczyciła się
niezwykłym zmysłem dyplomatycznym, a także dbałością o sprawy kultury. To właśnie tej damie
swoją kronikę zadedykował mnich z Korwei, Widukind . Tak więc, gdyby nie jej mecenat, dzisiaj nie
140

wiedzielibyśmy prawie nic o pierwszych latach rządów Mieszka.


Beatrycze, hrabina Górnej Lotaryngii. Emma, żona francuskiego króla Lotara. Jej imienniczka,
księżna Czech. To były kolejne spośród kobiet rozstawiających pionki na europejskiej szachownicy.
I choć kroniki milczą na ten temat, to wydaje się ze wszech miar prawdopodobne, że do ich
szacownego grona dołączyła także Oda. Mieszko obserwował, jak na jego oczach świat władzy się
feminizuje. Nie dało się zignorować tego procesu. Książę wiedział, że jeśli chce odnieść sukces, to nie
może traktować drugiej małżonki tak, jak postępował z pierwszą: słuchać jej dobrych rad udzielanych
w zaciszu pałacowych komnat, ale działać osobiście i sobie samemu przypisywać wszystkie sukcesy.
Teofano zasłynęła tym, że zawsze towarzyszyła mężowi jako jego najbliższa doradczyni. Jeśli
Mieszko chciał zrobić na niej dobre wrażenie, to pewnie sam zaproponował, by Oda udała się wraz
z nim na cesarski dwór. Niewykluczone nawet, że w rzeczywistości to księżna układała się z matką
Ottona i podarowała jej wielbłąda. Byłoby to kolejne, choć zapomniane przez historię, „colloqium
dominarum”.
Niezależnie od tego, kto grał podczas rozmów pierwsze skrzypce, a kto był tylko statystą,
spotkanie przyniosło rewelacyjne rezultaty. Cesarz i książę wspólnie spustoszyli całą okoliczną
ziemię „ogniem i wielkim wyludnieniem”. Tak w każdym razie wydarzenia uwiecznił autor
Roczników hildesheimskich . Dawniej historycy przyjmowali, że była to kolejna wyprawa na Połabie,
141

a więc wojenka ważna przede wszystkim dla Niemców. W rzeczywistości stawka była znacznie
większa. W innych rocznikach, spisywanych w Hersfeldzie, zanotowano pod tym samym, 986 rokiem:
„Otto król-chłopiec pustoszył Czechy, ale Mieszka z darami przyjął” . Trudno wątpić, że obydwaj
142

dziejopisarze wspominali to samo wydarzenie. Władca państwa Piastów, wraz z towarzyszącą mu


księżną Odą, złożyli hołd małemu cesarzowi, zawarli sojusz z Teofano, po czym wspólnie uderzyli na
Przemyślidów . Dokładny moment, w którym wojska Mieszka przekroczyły granicę Czech, nie jest
143

znany. Wielka szkoda, bo data ta powinna przejść do historii jako dzień, w którym upadło imperium
Okrutnika. A na jego miejscu powstało nowe mocarstwo, które już niedługo zacznie być nazywane
Polską.
Czeski gambit

Wykopaliska archeologiczne z ostatnich lat potwierdziły, że nawet wcześniej, w 985 roku, w ręce
Piastów wpadła część Śląska. Podbój przebiegał ekspresowo. Mieszko, dysponujący wsparciem
Niemców i Węgrów, wcale nie musiał wyrzynać załóg, palić grodów i mordować członków
plemiennych starszyzn. Miejscowi wodzowie natychmiast zrozumieli, że przed Piastem należy paść
na twarz, ślubując wierność i gotowość do służby. Jeszcze w tym samym roku na rozkaz Mieszka
rozpoczęła się budowa nowej warowni we Wrocławiu. Nim Czesi zdążyli zareagować na nagłą
inwazję, od zachodu uderzyli na nich Niemcy. Piastowie tymczasem wdarli się jeszcze głębiej
w terytorium wroga. Być może właśnie w 986 roku w ich posiadaniu znalazły się Głogów i Opole.
Wkrótce także w tych ośrodkach powstaną nowe grody, a osadzone w nich oddziały będą dbać
o ściąganie haraczu z podbitych ziem i utrzymanie wierności nowych poddanych . Naturalnym
144

kolejnym krokiem było zajęcie Małopolski. Przeprowadzono je szybko i niemal bez rozlewu krwi.
Piastowie doszli do porozumienia z wodzami Wiślan, którzy dotąd działali pod patronatem Czechów.
Na korzyść przybyszy z Wielkopolski musiał działać przykład Sandomierza i Lublina. Możni
z Krakowa, Stradowa czy Zawady Lanckorońskiej nie chcieli podzielić losu wcześniejszych ofiar.
145

Mieszko nieraz już udowadniał, że niepokornych czeka pożoga, śmierć lub zakucie w kajdany. Zanim
więc dotarł do celu, Wiślanie sami rozbroili i uwięzili czeską załogę grodu. Jeśli wierzyć
kronikarzowi Kosmasowi, książę „wnet zabrał podstępem miasto Kraków, zabiwszy mieczem
wszystkich Czechów, których tam znalazł” . 146

Zdesperowany brat Dobrawy był gotów zrobić wszystko, byle cofnąć czas. Wiedział, że jeśli nie
zmusi Mieszka do odwrotu, to przejdzie do historii jako człowiek, przez którego Przemyślidzi stracili
miejsce w gronie dynastii rozstrzygających o losach świata. Jego ojciec był „królem Gebalimów”,
porównywanym z cesarzami. Jemu groziło piętno największego nieudacznika w dziejach Czech.
Przyparty do muru zdecydował się zawiązać sojusz ze Związkiem Lutyckim, ale nawet to nie
odmieniło biegu wojny. Lutycy zdobyli jeden gród, a całą piastowską załogę złożyli w krwawej
ofierze swoim bożkom . Mieszka to jednak nie powstrzymało, a na dobrą sprawę – nawet nie
147

spowolniło. Pod rokiem 990 czeski rocznikarz zanotował: „Niemcza została stracona” . Innymi słowy
148

właśnie w tym roku zakończył się podbój całego Śląska. Bolesław II został zapędzony w kozi róg. Nie
mając żadnego wyjścia, zdecydował się na ruch urągający wszelkim obyczajom władzy i prawidłom
polityki.
Podstępem wziął do niewoli grupę wysokich niemieckich dostojników. Był wśród nich arcybiskup
magdeburski Gizyler, a także kilku ważnych grafów. Czeski władca zagwarantował, że nikomu z nich
nie spadnie włos z głowy, i poprosił, by możni zechcieli wspomóc go w negocjacjach z Mieszkiem.
Starczyło jednak, że dotarli na miejsce obrad, a Bolesław zapomniał o swoich obietnicach. Arcybiskup
i grafowie zostali pojmani, a książę wyprawił posłańca do obozu Mieszka z informacją, że „ma
w swoim ręku jego sprzymierzeńców” . 149

Adresatem tej wiadomości był z pozoru Mieszko. Tak naprawdę była ona jednak skierowana
przede wszystkim do książęcej małżonki. Władca Czech postawił ultimatum: „Jeżeli Mieszko zwróci
mu zabraną część państwa, pozwoli im” – czyli niemieckim jeńcom – „odejść cało, w przeciwnym
wypadku zgładzi ich wszystkich” . Chodziło o ludzi, z którymi Oda była spokrewniona, których być
150

może znała, a już na pewno odczuwała z nimi pewną więź. Bolesław II liczył, że te argumenty
przeważą i władczyni przekona męża, by ten zarządził odwrót dla ratowania sojuszu z Niemcami.
Kronikarz informował, że czeski emisariusz zastał Mieszka nad Odrą. Nie podał nazwy żadnego
grodu, można więc podejrzewać, że książę przebywał wraz ze swoją armią w prowizorycznym obozie
wojskowym. Poseł zameldował się strażnikom, po czym został zapewne odprowadzony prosto do
namiotu władcy. Można zgadywać, że nie zabawił tam długo. Gdy tylko przekazał wiadomość,
pospiesznie się wycofał ze strachu przed reakcją Mieszka. Na wieść o bezczelnym ultimatum książę
mógł przecież całą swoją złość wyładować właśnie na nim. Podobne przypadki były na porządku
dziennym, a życie nieostrożnych posłańców kończyło się wyjątkowo wcześnie i to
w akompaniamencie ich własnych, przeraźliwych wrzasków.
Scenę, która nastąpiła po wyjściu mężczyzny, można sobie tylko wyobrażać. Być może wzrok
strapionego i zmęczonego długą wojną księcia spoczął na twarzy siedzącej obok Ody. Oczekiwał, że
to ona wyciągnie go z opresji, a przynajmniej zasugeruje, jak należy się zachować. Księżna musiała
decydować natychmiast. Każda sekunda wahania mogła sprawić, że Mieszko nabierze wątpliwości
i zamiast słuchać – postąpi po swojemu. Oda miała mętlik w głowie. Intuicja mówiła jej, że to
wszystko jest wyłącznie blefem. Trudno było uwierzyć, że Bolesław II zdecyduje się zamachnąć na
życie arcybiskupa. To przecież uczyniłoby go pariasem w oczach całego chrześcijańskiego świata.
Z drugiej strony księżna znała historie o ojcu władcy, o bezwzględnym mordzie na Wacławie czy
wreszcie o brutalnie zakończonych niesnaskach pomiędzy Ludmiłą i Drahomirą... Przemyślidzi już
niejednokrotnie udowadniali, że są zdolni do czynów, które innym władcom nawet nie przeszłyby
przez myśl. Oda musiała też brać pod uwagę położenie Ungera. Wiedziała, że jeśli z jej winy
arcybiskup poniesie śmierć, to wściekła cesarzowa wywrze zemstę przede wszystkim na agencie,
którego podstawowym (i doskonale opłacanym!) zadaniem było zapobieganie podobnym sytuacjom.
Księżna straciłaby w efekcie niezawodnego sojusznika, a może nawet przyjaciela. Unger zostałby
pozbawiony laski opackiej i stałby się w Rzeszy osobą bardzo niemile widzianą. Żona Mieszka
doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Mimo to odpowiedziała krótko: nie ustąpimy.
„Jeżeli król [niemiecki] chce ratować swoich ludzi lub śmierć ich pomścić, niechaj to czyni! Jeżeli
jednak to nie nastąpi, to on, Mieszko, nie myśli z ich powodu ponosić jakiejkolwiek straty” – brzmiały
słowa księcia Wielkopolski, zacytowane przez kronikarza Thietmara . W przynajmniej równym
151

stopniu były to słowa Ody. Władca Czech nie docenił jej ambicji i wyrachowania. Księżna zdążyła
rozsmakować się w sukcesach i nie zamierzała z nich rezygnować. Błąd Bolesława sięgał nawet dalej.
Nie rozumiał on, że Odę łączą z rodakami bardzo skomplikowane relacje. Żona Mieszka ceniła
wsparcie cesarzowej i starała się uchodzić za jej wiernego sprzymierzeńca, zarazem jednak nie była na
tyle naiwna, by wierzyć, że szacunek jest w tej relacji dwustronny.
„Mam nadzieję, że Bóg przebaczył jej wielki grzech, jakiego się dopuściła, skoro tak wielką
okazała gorliwość w zbożnym postępowaniu. Lecz, z drugiej strony, Pismo Święte mówi nam, iż
daremnie stara się przebłagać Boga ten, kto obrawszy na początku zły sposób życia, nie chce go potem
całkiem porzucić” – pisał kronikarz Thietmar w swoich przemyśleniach poświęconych Odzie . 152

Biskup Merseburga przelał te słowa na papier, kiedy władczyni wciąż żyła i jeszcze nawet nie myślała
o śmierci. Dla niego jednak los księżnej był w zasadzie przesądzony: życzył jej dobrze, ale to nie
zmieniało faktu, że Oda była niepoprawną grzesznicą, skazaną na wieczne męki w piekle . Jeśli tak 153

myśleli przychylni władczyni ludzie, gdy sprawa złamania ślubów kościelnych dawno straciła posmak
aktualności, to co dopiero musiało się dziać krótkie dziesięć lat po haniebnym małżeństwie
z Mieszkiem. Oda była obiektem kpin i uchodziła za pożałowania godną bezwstydnicę. Tego obrazu
nie zmieniło uwolnienie setek więźniów ani doprowadzenie do sojuszu między Ludolfingami
i Piastami. Trudno było oczekiwać, że uratowanie głowy jednemu arcybiskupowi nagle przyniesie
wizerunkową rewolucję. Z drugiej strony – na wschód od Odry nikt nie wypominał Odzie, że opuściła
klasztor. Tutaj wciąż mogła sięgnąć gwiazd, a szacunek do niej był mierzony tylko jej sukcesami. Na
tym etapie bardziej już chyba poczuwała się do bycia władczynią państwa Piastów niż niemiecką
margrabianką. I postanowiła zaryzykować. Opłaciło jej się to. Nieszczęsny brat Dobrawy rzeczywiście
blefował albo też w decydującym momencie stchórzył. Uznał swoją porażkę i wypuścił jeńców, nie
czyniąc im krzywdy. Jeszcze w tym samym roku wojna dobiegła końca. Piastowie odnieśli
niekwestionowany triumf: wszystkie zajęte ziemie pozostały pod ich panowaniem . Ponad sto lat
154

później Kosmas skomentuje ze wstrętem te wydarzenia, podkreślając, że „nie było podstępniejszego


człowieka” nad księcia Mieszka . Jego słowa z powodzeniem można odnieść też do księżnej Ody. Do
155

niej zresztą nawet bardziej pasowały.


Zapomniana akuszerka

„Żyła tam w wielkich łaskach, szanowana przez tych, pośród których przebywała, pomocna tym, od
których ród swój wywodziła” – pisał Thietmar na temat pozycji, jaką zdołała wywalczyć sobie Oda
w państwie Piastów . Około 990 roku księżna znalazła się u szczytu swojej potęgi. Miała przemożny
156

wpływ na dwór, politykę państwa, a przede wszystkim na swojego męża. Występująca pomiędzy
małżonkami różnica wieku dawała teraz o sobie znać silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Liczącą
sobie trzydzieści parę lat Odę wciąż rozpierała energia. Chciała wiedzieć o wszystkim i wszystko
układać na własną modłę. Mieszko już tylko z rzadka dawał upust podobnym pragnieniom. W 990
roku mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że jest człowiekiem spełnionym. Przekroczywszy
pięćdziesiąty piąty rok życia, wiedział, że niewiele go już czeka. Ale też wcale nie czuł, że potrzebuje
dodawać kolejne sterty trupów do i tak imponującej listy swoich ofiar. Osiągnął rzeczy, o których nie
śniło się żadnemu innemu słowiańskiemu wodzowi i których jego własny, bezwzględny ojciec nawet
nie byłby w stanie objąć swoim umysłem. Granice państwa Piastów sięgnęły po kraje, które za czasów
Siemomysła zdawały się wyłącznie tematem legend i bajań. Teraz były na wyciągnięcie ręki, o ile
tylko ktoś był gotów przemierzyć imperium rozciągające się na całe tygodnie konnej jazdy.
Oda wciąż jednak łaknęła nowych zdobyczy. Chciała rządzić prawdziwym państwem, a nie
wiecznie niepewnym, skłóconym i zależnym od łaski drużynników zlepkiem grodów i wiosek.
Tymczasem kraj Piastów nie tylko nie miał zagwarantowanej przyszłości, ale chyba nawet – nie miał
żadnej powszechnie przyjętej nazwy. Tradycyjne i do dzisiaj powtarzane przez podręczniki
twierdzenie, że Polskę zbudowało plemię Polan, od którego następnie cały kraj dostał swoje miano,
budzi coraz większe wątpliwości historyków. Dzisiaj wiadomo już, jak ujął to Andrzej Pleszczyński,
że „wczesne państwa nie wyrastały z plemion. One je pożerały” . Tak było też w przypadku kraju
157

Piastów. Przodkowie Mieszka doszli do władzy, ponieważ obalili stary porządek rzeczy, pozbyli się
plemiennych starszyzn i wyszli poza granice zajmowane przez ich krewniaków i sąsiadów. Podobnie
postępowali przez kolejne dekady podbojów: niszczyli jedno plemię za drugim, robiąc miejsce dla
państwa będącego ich rodzinną własnością . 158

Dokładna geneza nazwy „Polska” pozostaje zagadką. Nie powstała ona niemal na pewno u zarania
dziejów, a to z tego prostego powodu, że nikt jej nie przytoczył . Aż do lat dziewięćdziesiątych X
159

wieku żaden niemiecki, włoski czy arabski autor nie wiedział o Polsce. Pisali przeróżnie. W ludności
zamieszkującej na wschód od Odry widzieli odłam Słowian, tajemniczych Licikavików albo nawet
Wandalów. Sam kraj nazywali natomiast państwem Mieszka, ziemiami Słowian lub państwem
gnieźnieńskim. Porządek pojawił się dopiero około roku tysięcznego. Nagle zaczęto mówić zgodnie:
Polska, Polacy. Nazwy te niemal z dnia na dzień zadomowiły się w kronikach, rocznikach, żywotach
świętych. Zupełnie tak, jakby ktoś podjął oficjalną decyzję o nadaniu ziemiom i poddanym Piastów
nowych, wspólnych określeń. Być może tak właśnie się stało.
Niektórzy naukowcy sugerowali, że kraj został na swój sposób ochrzczony w roku tysięcznym,
podczas słynnej wizyty cesarza Ottona III w Gnieźnie. Do tego aktu musiało jednak dojść wcześniej.
Pierwsze wzmianki o Polsce pojawiły się rok czy dwa przed zjazdem gnieźnieńskim, a zaraz po nim
na wybijane w Wielkopolsce monety trafiła inskrypcja „Princeps Poloniae”, czyli „Władca Polski”.
Na tym etapie nowa nazwa była już najwidoczniej dla wszystkich zrozumiała. Kronikarze nie
opatrywali jej komentarzami, a i członkowie elit posługujący się denarami księcia musieli wiedzieć,
o co chodzi . Bezpiecznie będzie założyć, że nowe określenie powstało i dotarło do sąsiednich krajów
160

z wyprzedzeniem kilku dobrych lat. Stopniowo się z nim zaznajamiano, aż wreszcie stało się na tyle
popularne, by można go było używać w księgach, listach czy hagiografiach.

Zdaniem jednego z niemieckich historyków to sam cesarz Otton III wymyślił


nazwę „Polska”. Ta teoria budzi uzasadnione wątpliwości. Dużo łatwiej przyjąć,
że nie kto inny, a wszechmocna Oda doprowadziła do nadania imienia swojej
nowej ojczyźnie.
Archiwum autora/domena publiczna

Z pozoru pomysł podobnej akcji mógł się narodzić na poznańskim czy gnieźnieńskim dworze
w dowolnym momencie. Po jakiejś suto zakrapianej uczcie albo na skutek dziwnego snu, który
nawiedził władcę. Na dobrą sprawę jednak tylko jedna chwila jest prawdopodobna. To musiał być
czas, kiedy Piastowie autentycznie zaczęli potrzebować nowego określenia na swoje państwo. Taki,
w którym podejmowanie wielkiej inicjatywy nazewniczej uchodziłoby za uzasadnione
przedsięwzięcie, a nie zwyczajną fanaberię. Moment ten nastąpił na przełomie lat osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych: dokładnie wtedy, gdy Mieszko zakończył budowę swojego mocarstwa,
dołączając do niego zupełnie nowe, zamożne terytoria o własnej historii i tożsamości. Wcześniej
można było mówić o państwie poznańskim (czy też gnieźnieńskim) z przyległościami. Teraz to był
organizm bez porównania bardziej złożony i zróżnicowany. Sytuacja wręcz wymagała, by jakoś go
określić.
Były też ważne przesłanki natury politycznej. Niemców nigdy nie przepełniała sympatia ani
szacunek, gdy wypowiadali się na temat Słowian. Teraz jednak słowo to już ostatecznie zaczęło się
kojarzyć z wszystkim, co najgorsze. Gdy po 983 roku mieszkaniec Rzeszy mówił o Słowianach, jego
rozmówcom z miejsca stawały przed oczami diabelskie ekscesy bezbożników, płonące kościoły i ciała
pohańbionych, a następnie zamordowanych kobiet. Słowianie to byli po pierwsze zbrodniczy Lutycy,
a po drugie – zdradzieccy Czesi.
Mieszko niekoniecznie rozumiał, w jak toksycznym znajduje się towarzystwie. Sam urodził się
przecież Słowianinem i przez całe życie odczuwał więź z ludźmi posługującymi się tym samym
językiem. Subtelności, które wiązały się z tym jednym słowem, raczej mu umykały. Podobnie zresztą
jak możliwe konsekwencje jego podmiany. Jeśli ktoś je rozumiał, to była to już prędzej wychowana
w głębokiej pogardzie dla Słowian Oda.
Nazwa Polski miała oczywiście lokalną genezę. Nie było to słowo, które ukuła władczyni, ani
żaden wymysł sprowadzony z Niemiec . Z obcym mianem na ustach książęcy wojownicy nigdy nie
161

zgodziliby się ruszyć do boju. Tymczasem Polska z jakichś względów do nich przemówiła. Tak oni,
jak też możni, urzędnicy i dworzanie potrafili się z tym określeniem zidentyfikować . Może zresztą
162

było to miano jakiegoś dawno rozgromionego plemienia, któremu teraz przydano bez porównania
szersze znaczenie. Chociażby tego pierwszego, które podbili przodkowie Mieszka. Jeśli miecz lub
kolczuga zdobyte na placu boju uchodziły w średniowieczu za symbole zwycięstwa i podnosiły rangę
ich zdobywcy, to i z nazwą mogło dziać się podobnie.
Oda na pewno nie wymyśliła nazwy kraju. Mogła natomiast odegrać kluczową rolę w jej nadaniu.
Zainspirować męża do działania i wykorzystać swoje kontakty w Niemczech w celach
propagandowych. To tłumaczyłoby, dlaczego nowe określenie najwcześniej zadomowiło się właśnie
w Rzeszy. W samej Polsce, na jedynym dokumencie znanym z czasów Mieszka I, umieszczono
natomiast tradycyjne Państwo Gnieźnieńskie . Jeśli rzeczywiście Oda maczała palce w całym
163

przedsięwzięciu, to na swój sposób dorównała wreszcie Dobrawie. Ta pierwsza wprowadziła kraj


Piastów do cywilizowanej Europy, ale zapomniała o nadaniu mu imienia chrzestnego. Druga nadrobiła
braki. I liczyła, że podobnie jak podbój Czech, także ten sukces zostanie zapisany na jej konto.
Oczywiście żądza sławy nie była jej jedyną ani nawet główną motywacją. Uporządkowanie
nazewnictwa wpisywało się w znacznie szerszą wizję Ody. To właśnie za sprawą obrotnej władczyni
o Mieszku zaczęto w Niemczech mówić w sposób zupełnie unikalny. Znane są dwie niemal
współczesne zapiski, w których występuje odpowiednio jako „komes” oraz „margrabia” . Jest więc
164

traktowany tak samo jak niesławny Geron czy ojciec Ody, Teodoryk. Polskim historykom wzmianki te
nie przysporzyły bólu głowy. Dość powszechnie przyjęto, że Mieszko otrzymał miano komesa,
ponieważ wiedziano, że jest sojusznikiem młodego cesarza i blisko współpracuje z dworem. Miał być
to rzadki i niemal nigdy nie odnoszony do Słowian, ale jednak pozbawiony znaczenia komplement . 165

Zasługa Ody polegałaby więc tylko na tym, że zapewniła Mieszkowi dobry PR po drugiej stronie
granicy. Co ciekawe, niemieccy historycy okazali się znacznie mniej powściągliwi. Kilku różnych
badaczy znad Sprewy opowiedziało się za zupełnie dosłownym rozumieniem tytułów przypisanych
Mieszkowi. Ich zdaniem sprawa wyglądała prosto: książę za sprawą małżonki rzeczywiście został
margrabią . 166

Odkąd umarł Teodoryk, Oda miała prawo uważać się na seniorkę swojej gałęzi rodu Billingów.
W innych latach mało kto potraktowałby jej roszczenia poważnie. Trwała jednak epoka kobiet,
a polska władczyni – pomimo nieprzyjemnego incydentu z arcybiskupem Gizylerem – uchodziła za
cenną współpracownicę cesarzowej. Toczone wespół wojny i zacieśniający się sojusz mogły stanowić
wystarczającą zachętę do uczynienia kolejnego, zupełnie niecodziennego kroku. Nadania Marchii
Północnej Mieszkowi, reprezentującemu niejako swoją żonę. Z pozoru był to gest czysto symboliczny.
Marchia znajdowała się przecież pod władzą pogan i nic nie zapowiadało jej szybkiego odbicia. Tak
naprawdę jednak sam tytuł miał trudne do przecenienia znaczenie. Czynił z Mieszka jednego z panów
Rzeszy. Wprowadzał go do niemieckiego systemu władzy na warunkach niemożliwych dla innych
Słowian . Polski władca stawał się oficjalnie człowiekiem równym najlepiej urodzonym niemieckim
167

możnowładcom. Tylko krok dzielił go od statusu księcia Rzeszy. Dwa kroki – od samego cesarza.
Oda oczyma wyobraźni już pewnie widziała, jak w ciągu kolejnych dekad państwo Piastów
stopniowo zlewa się z Rzeszą, stając się jedną z najważniejszych części cesarstwa. Bez porównania
większą od Lotaryngii, bogatszą od Bawarii, silniejszą zbrojnie od Saksonii. Stałoby się to oczywiście
za cenę niezależności, to jednak nie wydawało się żadnym problemem. X wiek nie znał takich pojęć
jak patriotyzm czy świadomość narodowa . Istniał cesarz jako zwierzchnik zachodniego świata, były
168

ziemie Rzeszy uznawane za centrum cywilizacji. I wszystko wokół, co mogło uchodzić wyłącznie za
mało znaczące, zapomniane przez Boga peryferia. Z podobną wizją rzeczywistości nie zgodziłby się
żaden francuski książę, a i Włosi mieli do niej poważne zastrzeżenia. Dla saskiej margrabianki, takiej
jak Oda, poza cesarstwem nie istniała jednak prawdziwa kultura i prawdziwe chrześcijaństwo.
A perspektywa włączenia Polski w ramy Rzeszy pozwalała na zupełnie niezwykłe marzenia . Na 169

dobrą sprawę nic przecież nie stało na przeszkodzie, by kiedyś jeden z jej własnych wnuków lub
prawnuków dostąpił najwyższego zaszczytu. Przyjął koronę i święte oleje z rąk papieża, wynoszącego
go do pozycji z Bożej łaski cesarza rzymskiego...
Nie sposób z całą pewnością stwierdzić, czy polski książę rzeczywiście został margrabią.
Pośrednio wskazuje na to tajemniczy wakat po śmierci Teodoryka. Pierwsza wzmianka o kolejnym
tytularnym marchionie pojawia się dopiero dekadę po zgonie ojca Ody. A zarazem – niemal
bezpośrednio po śmierci jej męża . To mógł być oczywiście zwykły przypadek. Z drugiej jednak
170

strony chyba tylko margrabiostwo Mieszka pozwala rozsądnie wytłumaczyć to, co stało się z siostrą
Ody, Matyldą. Pod koniec lat osiemdziesiątych lub na początku dziewięćdziesiątych wyciągnięto ją
z klasztoru, zdarto z niej habit, po czym wydano ją za mąż za Przybysława – słowiańskiego księcia
Stodoran . Taki niezbyt nobilitujący związek byłby nie do pomyślenia za życia Teodoryka. Ojciec na
171

pewno nie zgodziłby się też na złamanie ślubów przez kolejną córkę. Teraz, w chwili gdy Oda była
u szczytu swoich możliwości, krok ten wydawał się nawet mniej zrozumiały, żeby nie powiedzieć –
szalony.
Przybysław już przed 983 rokiem był podrzędnym wodzem. Milczały o nim kroniki, a annaliści
zupełnie się nim nie interesowali. Teraz nie miał nawet takiego statusu. Wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa był wygnańcem, a jeśli nad czymś panował, to tylko nad skromnymi
pograniczami swojego państwa, na które nie dotarł wszczęty przez Lutyków bunt . Na usta aż ciśnie
172

się stwierdzenie, że wychodząc za podobnego nieudacznika, Matylda kompromitowała siebie i całą


swoją rodzinę. Sytuacja mogła jednak wyglądać inaczej. Jeśli Mieszko został zwierzchnikiem Marchii
Północnej, to sojusz z jednym z przepędzonych lokalnych książąt – człowiekiem cieszącym się
pewnym poważaniem i nawołującym do przywrócenia chrześcijaństwa na Połabiu – byłby doskonałym
pierwszym krokiem do odbicia dziedzictwa Ody.
Pierwszym, ale niekoniecznie jedynym. Oda doprowadziła chyba do jeszcze jednego małżeństwa,
i to takiego, które sprawiło jej szczególną satysfakcję. Korzystając z zaufania, a może też z letargu
męża, upiekła dwie pieczenie na jednym rożnie. Zdobyła sobie kolejnych sojuszników na Połabiu,
a zarazem – skutecznie uprzykrzyła życie pasierbowi.
Uczynna macocha

Księżna doskonale pamiętała chwile, gdy przerażona i bezsilna wyczekiwała, aż Mieszko podejmie
decyzję o jej losie. Wspomnienie widma banicji i całego sądnego 984 roku przynosiło jej ból, ale też –
dodawało sił w najtrudniejszych dniach. Ilekroć musiała podejmować decyzje niemoralne
i przynoszące krzywdę innym ludziom, wracała myślami do swojej celi i do czarnej rozpaczy, w której
była wtedy pogrążona. Pożerać lub zostać pożartym. W bestialskim świecie wczesnośredniowiecznej
polityki nie było trzeciej drogi. I księżna zdecydowanie wolała stać na pozycji bezwzględnej tyranki,
niż na nowo utracić moc decydowania o swoim losie.
W 987 lub może 988 roku bez mrugnięcia okiem zgotowała innej kobiecie dokładnie ten los,
którego sama tylko cudem uniknęła . Prowadzące do niego kroki musiały być podobne. Straż
173

wystawiona bez zapowiedzi przed drzwiami komnaty. Zerwany kontakt z mężem, dworem, parą
książęcą. Blady strach. I tylko finał się różnił. Węgierska księżniczka Karolda poślubiona pasierbowi
Ody, Bolesławowi, nie dostała drugiej szansy. W kilka krótkich lat po weselu przepędzono ją z Polski
bez prawa powrotu. I bez dziecka. Jej liczący kilka lub kilkanaście miesięcy synek Bezprym miał
pozostać pod opieką ojca . Karolda wiedziała, że już nigdy go nie zobaczy. Jeśli czegoś sobie nie
174

uświadamiała, to tylko faktu, że o jej krzywdzie nie zdecydował mąż, ani nawet książę Mieszko, ale
raczej jej teściowa.
Wieść o rozwodzie stanowiła dla Karoldy szok, Oda musiała jednak przygotowywać sobie pole do
działania już od dłuższego czasu. Miała przynajmniej kilka dobrych powodów, by rozbić związek
pasierba. W oczy rzucały się przede wszystkim argumenty z dziedziny wielkiej polityki. Sojusz
z rodem Karoldy z bliżej nieokreślonych względów stracił rację bytu. Być może druga strona nie
dotrzymała jego warunków, wystawiając Mieszka do wiatru w decydującym momencie. Albo też
wywiązała się z paktu tak dobrze, że Piastowie nie potrzebowali już dłużej sojuszników w tym
regionie. Na pewno nie potrzebowała ich sama Oda. Zbliżenie z Węgrami było dla niej ważne
w przededniu wojny na południowym froncie. Teraz, gdy konflikt dogasał, na jaw wyszła druga strona
medalu. Alians z Madziarami na dłuższą metę wzmacniał nie tyle Polskę, co przede wszystkim
młodego księcia Bolesława. Ostatnią osobę, której Oda chciałaby pomagać w karierze . 175

Syn Dobrawy nie był już dzieckiem. Skończył dwadzieścia lat, dowodził własną drużyną, cieszył
się posłuchem wśród wojowników i bez wątpienia łaknął władzy. Wojna sprawiła też, że miał za sobą
chrzest bojowy i pierwsze sukcesy zbrojne. W oczach wojska uchodził za niekwestionowanego
spadkobiercę Mieszka. Dla porównania, pierwszy syn Ody miał w tym czasie jakieś trzy, cztery latka.
Gdyby władca nagle umarł, nie tylko nie byłby w stanie utrzymać w dłoni miecza, ale chyba nawet
wdrapać się na książęcy tron. Oda wiedziała, że konflikt z Bolesławem jest nieunikniony i zamierzała
uzyskać w nim przewagę, jeszcze zanim pasierb w ogóle zorientuje się, że jest z nią na wojennej
ścieżce.
Trzeba było jak najszybciej pozbawić chłopaka wpływów. Tylko w ten sposób księżna zyskiwała
szansę na uchwycenie regencji po śmierci męża. Węgrzy stanowili niewiadomą, której Oda nie tylko
nie chciała, ale wręcz nie mogła tolerować. Miała na nich pewien wpływ, dzięki pośrednictwu Ungera,
nie należało się jednak oszukiwać. Krew jest gęstsza niż woda i w razie otwartej wojny domowej
Siedmiogrodzianie na pewno opowiedzieliby się po stronie krewniaczki. Właśnie dlatego Karoldę
należało usunąć.

Pozycja Karoldy nie była wystarczająco mocna, by przeciwstawić się teściowej.


Żonie Bolesława odebrano dziecko i wygnano ją z kraju Piastów. Historia
zupełnie o niej zapomniała. Wygląd księżniczki można sobie dzisiaj wyobrażać
tylko dzięki rekonstrukcjom strojów węgierskich kobiet z X wieku (na ilustracji).
Archiwum autora/domena publiczna

Bolesław powrócił na małżeńską giełdę jako wprost wymarzona partia dla księżniczek z całej
środkowej Europy. Oda nie zamierzała jednak powtarzać starych błędów. Można się domyślać, że przy
pierwszej okazji ogłosiła, iż czuje się w obowiązku zadbać o przybranego syna. Zadeklarowała, że
bierze sprawy w swoje ręce i nie spocznie, zanim nie znajdzie dla młodego księcia perfekcyjnej
kandydatki na żonę. Do trzech razy sztuka! – mogła zakrzyknąć roześmiana. Bolesław gotował się
pewnie ze złości, ale nie miał podstaw, by odmówić wszechwładnej macosze. Nie było też sensu
skarżyć się ojcu, bo ten wciąż całą swoją uwagę poświęcał wojnie. Zresztą nawet gdyby znalazł czas
na spotkanie z synem, szybko zbyłby jego pretensje machnięciem ręki. Oda skutecznie go omotała.
Poza tym władczyni w żadnym razie nie wygłosiła kłamstwa. Naprawdę zamierzała sprowadzić
Bolesławowi idealną partnerkę. Tyle tylko, że idealną z perspektywy jej własnych, samolubnych
interesów.
To musiała być kobieta, która w żaden sposób nie podniesie prestiżu Bolesława. Nie zapewni mu
armii, sojuszników, cennych tytułów ani koneksji na zagranicznych dworach. Nie będzie szczycić się
wykształceniem, politycznym talentem, a już tym bardziej kontaktami towarzyskimi. Na dobrą sprawę
nie powinna szczycić się zupełnie niczym. Księżna nie zamierzała przecież hodować żmii na własnej
piersi. Z drugiej strony ślub Bolesława powinien wpisywać się w polityczne projekty Ody, a także –
przynosić korzyść Mieszkowi. W końcu nie można było pozwolić, by starzejący się władca nabrał
jakichkolwiek podejrzeń. Szansa natrafienia na pannę młodą spełniającą wszystkie wymagania
z długiej listy wydawała się bliska zeru. Oda nie zabierała się jednak za poszukiwania igły w stogu
siana. Myślami była w bardzo konkretnym miejscu.
„Trzecią była Emnilda, córka czcigodnego księcia Dobromira” – zanotował kronikarz Thietmar,
dając tym samym początek zagadce, nad którą historycy łamią sobie głowy od ponad stulecia . Jest to 176

jedyna wzmianka na temat pochodzenia trzeciej żony Bolesława, jaka przetrwała do naszych czasów.
Nikt inny w X czy XI wieku nie pisał o Dobromirze ani jego państwie. Tajemniczy kraj próbowano
lokalizować na Morawach, Słowacji, w Małopolsce czy nawet na Pomorzu . Z pozoru każda
177

odpowiedź wydawała się prawdopodobna, bo do wszystkich tych obszarów pasowało słowiańskie imię
księcia. Tak naprawdę państwo Dobromira musiało jednak leżeć znacznie bliżej Merseburga. Biskup
Thietmar ewidentnie pisał o postaci, która była mu dobrze znana. Spodziewał się też, że wszyscy jego
czytelnicy będą wiedzieć, o kim mowa. W przeciwnym razie wytłumaczyłby, dlaczego uważa
Dobromira za „czcigodnego”, a już tym bardziej podałby kraj jego pochodzenia. Argumentem jest
wreszcie popularne na wschodzie Rzeszy i czysto niemieckie imię córki, Emnildy. Na pewno nie
otrzymałaby go ani nad Bałtykiem, ani w wiślańskim Krakowie . 178

Biorąc pod uwagę wszystkie te przesłanki, historycy przyjęli wreszcie, że żona Bolesława musiała
pochodzić z Połabia. Skąd jednak dokładnie? Na pewno nie urodziła się w kraju Lutyków, bo tam nie
było żadnych książąt, a władzę sprawowali kapłani boga Swarożyca . Nie mogła być Obodrytką, bo to
179

czyniłoby z niej krewniaczkę księcia Mściwoja. Człowieka, który niedawno puścił z dymem Hamburg,
a zdaniem Thietmara Bóg ukarał go za to chorobą psychiczną . Niezależnie od tego, czy było tak
180

w istocie, kronikarz na pewno nie nazwałby żadnego Obodryty „czcigodnym księciem”. Na liście
zostaje tylko jedno plemię, o którym wiadomo z całą pewnością, że w czasach Mieszka i Ody miało
swoich książąt.
Już od końca XIX wieku różni naukowcy ogłaszali, że Emnilda musiała być księżniczką
stodorańską. Pomysł ten przyjął się tak w Polsce, jak i w Niemczech. Odnaleziono nawet jej dalszych
przodków, rekonstruując drzewo genealogiczne aż po czasy pochodzącej z tego samego rodu i kraju
księżnej Drahomiry . Przeciwko takiemu rozwiązaniu zagadki przemawiał wyłącznie jeden argument:
181

żałosna sytuacja Stodoran w latach osiemdziesiątych X wieku. Odezwały się głosy, że potężny
Mieszko na pewno nie szukałby małżonki dla syna wśród pobitych, poniżonych i pozbawionych
jakiegokolwiek znaczenia książąt. W efekcie najnowsza biografia Bolesława Chrobrego podaje, że
jego trzecia żona była raczej słowiańską księżniczką Milska lub Łużyc . Byłby to interesujący
182

pomysł, gdyby nie fakt, że żadna kronika, rocznik czy dokument nie wspomina o tym, aby w dwóch
pogranicznych regionach istniały jakiekolwiek księstwa lub książęce rody. Nie ma sensu tworzyć
wydumanych koncepcji. Na szczęście nie ma też takiej potrzeby.
Oda doprowadziła już do zawarcia jednego paktu ze Stodoranami. Jeśli nie miała żadnych oporów
przeciw układaniu się z nimi przy wykorzystaniu rodzonej siostry, to trudno podejrzewać, że nagle
nabrała rozterek, gdy przyszło decydować o losach pasierba. Najwidoczniej także Bolesławowi
poszukała żony pochodzącej z terenu dawnej Marchii Północnej. Taki związek spełniał wszystkie jej
wymagania. Wzmacniał roszczenia Piastów względem włości zmarłego margrabiego Teodoryka,
a zarazem w żaden sposób nie zagrażał samej Odzie. Emnilda nie miała za sobą wojsk i bogactw,
a jako Słowianka nie mogła oczekiwać, że w trudnych chwilach po jej stronie opowiedzą się
niemieccy możnowładcy. Nawet na własnych krewniaków nie była w stanie liczyć. Ją wysłano do
dalekiej Wielkopolski, a tymczasem u samych Stodoran przebywała zaufana agentka Ody: poślubiona
Przybysławowi Matylda. Polska księżna spała spokojnie, wiedząc, że jej siostra da odpór wszelkim
spiskom i niekorzystnym układom. Postać synowej też nie budziła w niej niepokoju. Ta niedouczona
słowiańska prowincjuszka nie mogła jej przecież w żaden sposób zaszkodzić.
Matczyne pragnienia

Gdy małżeństwo zostało już zaaranżowane, Oda udała się na zasłużony odpoczynek. Potrzebowała go
nie tylko z uwagi na zmęczenie knowaniami i dyplomatyczną grą, ale też ze względu na zbliżający się
poród. Właśnie w drugiej połowie lat osiemdziesiątych na świat przyszedł jej kolejny syn. Nie
zatrzymało jej to na długo. Księżna uważała za swój obowiązek rodzenie dzieci, ale niekoniecznie ich
niańczenie i wychowywanie. Nikt też nie oczekiwał od niej wcielania się w rolę sumiennej opiekunki.
W tych czasach wysoko postawione damy zaraz po porodzie oddawały swoje niemowlęta pod opiekę
dwórek, a do karmienia piersią wynajmowały dobrze urodzone mamki. Jeśli tak postąpiła Hildegarda,
żona Karola Wielkiego, z przyszłym cesarzem Ludwikiem , to trudno oczekiwać, żeby Oda
183

zachowywała się inaczej. Zresztą za ograniczeniem kontaktów z dzieckiem przemawiały argumenty


zdrowotne. Zamożnym matkom średniowiecza odradzano na przykład karmienia piersią. Traktaty
medyczne z kolejnych wieków ostrzegały, że mleko kobiety, która dopiero co urodziła, może być
szkodliwe dla oseska. Pewien autor stwierdził wręcz, że dziecko wolno przystawić do matczynej piersi
dopiero, gdy wpierw possie sutki dziewięciu innych niewiast . A najlepiej – nie przystawiać go
184

w ogóle.
Drugi syn Ody otrzymał na chrzcie imię Lambert. Sam ten fakt potwierdza, że chłopiec przyszedł
na świat, gdy księżna cieszyła się już niekwestionowanymi wpływami. Nigdy wcześniej
w Wielkopolsce nie używano tego typowo chrześcijańskiego i obcego słowiańskiej kulturze imienia.
Nie nosił go, o ile wiemy, żaden, nawet bardzo daleki krewny Mieszka, tak więc decyzja o jego
nadaniu musiała wyjść od matki. Wiązała się bez wątpienia z kultem świętego Lamberta, który
najwidoczniej był bliski sercu Ody . Jeszcze niedawno w sprawach opieki sił nadprzyrodzonych
185

Mieszko wolał ufać zmarłej Dobrawie i w chwili próby zawierzył swoje życie świętemu Udalrykowi.
Teraz stuprocentową kontrolę nad modlitewną aktywnością na dworze Piastów przejęła druga żona
księcia. I dała temu wyraz w bardzo trwały sposób.
O świętym Lambercie będzie pamiętać Gunhilda, a jej syn Kanut Wielki właśnie to imię przyjmie
na chrzcie . Oda wywrze wpływ także na swojego pasierba. Bolesław z oczywistą nieufnością, a może
186

nawet odrazą, obserwował, jak macocha utwierdza swoją pozycję i coraz wprawniej manipuluje jego
starzejącym się ojcem. Nie godził się na to, ale też nie zamierzał okazywać wrogości i wystawiać się
na przedwczesny atak. W 990 roku próbował nawet (może na pozór, a może autentycznie) zakopać
topór wojenny. Gdy na świat przyszedł jego pierwszy syn ze związku z Emnildą, otrzymał dwa
imiona: Mieszko na pierwsze i Lambert na drugie. W hołdzie ojcu oraz w wyrazie uznania dla
przybranej matki.
Oda bez wątpienia wylewnie podziękowała za ten piękny gest. I nie zamierzała pozostawiać go bez
odpowiedzi. Uwierzyła chyba, że udało jej się uśpić czujność Bolesława, a to wręcz nakazywało
wyprowadzić własne uderzenie. Tym bardziej, że stawka w grze ciągle rosła. Księżna miała już dwóch
męskich potomków i robiła, co mogła, by doczekać się trzeciego. Wykorzystywała każdą chwilę
spędzaną sam na sam z mężem. A biorąc pod uwagę, że ten ostatni ciągle był w rozjazdach, nie sposób
wykluczyć, iż robiła nawet więcej. Nie byłaby ani pierwszą, ani ostatnią europejską monarchinią,
która o utrzymanie władzy i ciągłość dynastii walczyła z wydatną pomocą dyskretnych męskich
przyjaciół obdarzonych wysokim libido.
Księżna nawet nie marzyła o wydziedziczeniu pasierba. Liczyła natomiast, że mąż uczciwie
podzieli swoje państwo. Dwie (a najlepiej trzy) części dla jej spadkobierców, jedna dla Bolesława.
Oczywiście położona gdzieś na uboczu i nieprzedstawiająca szczególnej wartości. Tak, by po śmierci
władcy Oda mogła łatwo zepchnąć syna swojej poprzedniczki na margines albo nawet przepędzić go
na cztery wiatry. To otwierałoby jej drogę do władzy absolutnej. Przez całe lata dzieciństwa
i młodości swoich synów mogłaby niepodzielnie panować nad Polską, podobnie jak Teofano nad
Niemcami. Z zakończeniem regencji i przekazaniem władzy w ręce synów na pewno by się nie
spieszyła. Może nawet nie oddałaby steru władzy aż do samej śmierci . 187

Przyszłość rysowała się w jasnych barwach. Na ten idealny scenariusz trzeba jednak było
zapracować. Pierwszy krok Oda wykonała najpóźniej w 990 roku. W opinii wielu historyków to
właśnie wtedy Mieszko przekazał Bolesławowi w zarząd Kraków wraz z przyległymi ziemiami . 188

Młody książę zebrał swoją drużynę i dwór, po czym posłusznie wyruszył do Małopolski. Decyzję tego
kalibru mógł podjąć wyłącznie sam władca. Wydaje się jednak bardzo prawdopodobne, że uczynił to
za podszeptem Ody. Z jej perspektywy sprawy nie mogły potoczyć się lepiej. Kraków leżał szmat
drogi od Poznania i Gniezna, a Bolesław miał tam bez wątpienia ręce pełne roboty. Miażdżył spiski,
wyłapywał wrogich agentów, pozbywał się podżegaczy i przeprowadzał pokazowe egzekucje. Słowem,
zajmował się tym wszystkim, co należało robić w świeżo podbitym kraju. Oda tymczasem mogła
niepostrzeżenie oczyścić wielkopolski dwór z ludzi pasierba i przygotować się do przejęcia władzy.
W razie nagłej śmierci Mieszka miałaby całe tygodnie na zwarcie sił przed konfrontacją
z Bolesławem. Jego od naczelnych grodów państwa, a przede wszystkim od tronu, na którym
wynoszono do władzy kolejnych książąt, dzieliłoby niemal czterysta kilometrów. Ją zaledwie parę
kroków...
Mieszko czuł się spełniony. Niezwyciężony wódz, wybitny strateg, sojusznik
cesarstwa, a chyba nawet margrabia. Z pomocą dwóch żon Piast zdobył wszystko,
o czym tylko mógł marzyć.
Archiwum autora/domena publiczna

Sam Mieszko nie zaprzątał sobie głowy wiszącą w powietrzu wojną domową. Zarówno myślami,
jak i ciałem był w zupełnie innym miejscu. Ostatnie lata życia spędził, grzejąc się w blasku
cesarskiego majestatu, a chyba też – wywierając bezpośredni wpływ na ten majestat. Wprawdzie
w 986 roku książę posłusznie „oddał się władzy” małego Ottona, ale rzeczywistość nie dawała okazji
189

do podkreślania nierówności. Można nawet pokusić się o przypuszczenie, że dorastający król uważał
Mieszka za jednego ze swoich mentorów. Książę należał do grona najbardziej doświadczonych
i zasłużonych wodzów w orbicie wpływów cesarstwa. W trakcie wspólnych wypraw zbrojnych
chłopak miał parokrotnie okazję obserwować go w akcji. Mieszko zbliżał się już do kresu swoich dni,
ale wciął był w stanie usiedzieć na koniu i utrzymać w ręku włócznię. Miał też głowę pełną
wspomnień z burzliwego życia. Być może wieczorami, podczas długich eskapad na Połabie i na
Czechów, siadali wspólnie przy ognisku i mąż Ody opowiadał cesarskiemu dziecku o swoich dawnych
bojach. O potyczkach z Wichmanem, o pierwszej wojnie z Lutykami i o niefortunnym sporze z wciąż
żyjącym w 990 roku Hodonem...
Zaskarbił sobie szacunek i sympatię przyszłego suwerena zachodniego świata. Oda nie mogła
marzyć o niczym więcej. Mieszko też. Gdy w 991 roku zawitał do Kwedlinburga na zjazd
wielkanocny, przyjmowano go z honorami jako najważniejszego gościa. Roczniki kwedlinburskie
z imienia wymieniły wyłącznie dwóch przybyszów z zagranicy: księcia Mieszka oraz Hugona,
margrabiego Toskanii. Tylko Mieszko jednak, wedle relacji annalisty, otrzymał hojne dary od
cesarzowej i jej syna. Kilka miesięcy później książę spotkał się z Ottonem na Połabiu, dołączając do
wielkiej ofensywy na Brennę, a więc na dawną stolicę Stodoran.
Wszystko szło po myśli Ody. Gród udało się zdobyć, co dawało nadzieję, że wkrótce przejdzie on
w posiadanie księcia Przybysława i jego żony Matyldy . Mieszko tymczasem wracał do kraju jako
190

triumfator, wychwalany tak przez Słowian, jak i Niemców. Przepełniały go duma oraz poczucie
własnej wartości. Władczyni doskonale zdawała sobie z tego sprawę. I nie zamierzała przepuszczać
takiej okazji. Zanim emocje opadły – może podczas radosnej uczty powitalnej, a może w książęcej
sypialni, zaraz po pierwszym po długiej rozłące intymnym spotkaniu – zdradziła mężowi, że trzyma
w zanadrzu bezcenny prezent dla niego. Upominek, który jeszcze bardziej podniesie prestiż Mieszka
i zagwarantuje, że jego dziedzictwo pozostanie nienaruszone nawet setki lat po jego śmierci.
Wystarczyło złożyć jedną przysięgę. Wszystko zostało zawczasu przygotowane, a przysłani z samego
Rzymu notariusze papieża tylko czekali na decyzję księcia...
Ostatnie rozdanie

„Ja, książę Mieszko, żona moja księżna Oda i synowie nasi, Mieszko oraz Lambert, powierzamy
świętemu Piotrowi państwo nasze wraz z wszystkimi jego przynależnościami, w granicach, które są
następujące...” – recytował uroczystym głosem Mieszko, zasiadający na tronie w auli jednego ze
swoich wspaniałych pałaców. Jego słowa dudniły echem w wysokim kamiennym pomieszczeniu.
W ślad za nimi rozbrzmiewał, już nie tak doniosły i władczy, głos biskupa Ungera. Powtarzał on
kolejne zdania, tyle że po łacinie. Tak, by mogli je zanotować skuleni nad stołem wysłannicy Ojca
Świętego.
Powierzono im niezwykle odpowiedzialne zadanie. Mieli odebrać książęcą deklarację i po
wielotygodniowej wędrówce przez cały kontynent przekazać ją do kurii rzymskiej. Dopiero tam na
podstawie słów Mieszka został wystawiony oficjalny dyplom papieski z potwierdzeniem darowizny.
Dokument ten zapisano na nietrwałym papirusie, nie miał więc szans przetrwać do schyłku
średniowiecza, a co dopiero do XXI wieku. Same jego losy bardzo wiele mówią jednak o tym,
w jakich okolicznościach powstał i kto był pomysłodawcą jego spisania.
Za sznurki na pewno nie pociągał papież. Trwał właśnie pontyfikat Jana XV, a więc jednego z tych
biskupów Rzymu, którzy nie wyściubiali nosa poza Wieczne Miasto i byli wyzuci z wszelkich ambicji
kierowania światowym Kościołem. Nie licząc wspomnianego dokumentu, nic nie wiadomo
o kontaktach między papieżem Janem a Piastami. Można nawet posunąć się do stwierdzenia, że Ojciec
Święty nie orientował się, czym jest i gdzie właściwie leży państwo gnieźnieńskie . 191

Książę Mieszko oficjalnie oddawał niemal całe swoje imperium pod opiekę Stolicy Piotrowej.
Chodziło o potężne państwo, liczące sobie około miliona mieszkańców i rozciągające się od Tatr po
Bałtyk. Taki gest powinien spotkać się ze sporą atencją, tymczasem w Rzymie zupełnie go
zignorowano. Wiemy tylko o jednej reakcji ze strony papieskiej kancelarii. Jej pracownicy sporządzili
krótkie streszczenie dokumentu, które umieszczono w jakimś przypadkowym tomie. Tyle. Jest
całkiem prawdopodobne, że już wtedy nieuważny skryba poprzekręcał szczegóły, w tym przede
wszystkich imię władcy. Być może „Ego Mesco Dux”, czyli „Ja książę Mieszko”, zapisał jako
„Dagome”. Albo zrobił inną, trudną dzisiaj do odtworzenia głupotę, dającą początek tekstowi
znanemu jako Dagome iudex. Istnieje też alternatywne wytłumaczenie. Miano księcia zanotowano
prawidłowo, ale trafiło do zwoju, o który nikt nie dbał. Wystarczyło kilka dekad, by treść polskiej
darowizny stała się niemal nieczytelna.
Streszczenie w ostatniej możliwej chwili, u schyłku XI wieku, odkurzył kardynał Deusdedit. Był to
znawca prawa kanonicznego i benedyktyn porządkujący papieskie dokumenty na zlecenie najbardziej
żądnego władzy Ojca Świętego tej epoki – Grzegorza VII. Od śmierci Mieszka minęło niespełna
stulecie, a za papiery zabrał się człowiek skrupulatny i nie pozbawiony kompetencji. Mimo to polski
dokument okazał się dla niego zupełną zagadką. Wspomniał o nim w swoim monumentalnym Zbiorze
kanonów, ale nie obok darowizn królów i książąt, lecz w księdze zawierającej donacje związane
z klasztorami i majątkami ziemskimi. Zupełnie jakby Polska nie była państwem, ale jakąś winnicą lub
ugorem podarowanym papieżowi przez przypadkowego rycerza na łożu śmierci.
Sam Deusdedit odegrał w dziejach Dagome iudex nieocenioną rolę. Gdyby nie on i jego Zbiór
kanonów dzisiaj nie wiedzielibyśmy nawet, że Mieszko zlecił wystawienie jakiegokolwiek
dokumentu. Kardynał nie miał jednak pojęcia, co przyszło mu utrwalić. Mimochodem i z zupełną
szczerością stwierdził na temat polskiej rodziny panującej: „Nie wiem, jakiego pochodzenia to ludzie,
ale sądzę, że Sardyńczycy”. To zdanie mówi wszystko. Jeśli Rzym nie wiedział, o co chodzi, po tak
krótkim czasie, to widocznie cały pomysł darowizny narodził się w Wielkopolsce . 192

Na trop sprawców nakierowuje osobliwa tytulatura występująca w streszczeniu. Ponieważ


pierwotny dokument nie powstał w Poznaniu czy Gnieźnie, ale w Rzymie na podstawie ustnej
dyspozycji księcia, toteż papiescy notariusze opisali stosunki panujące w państwie Mieszka, używając
słów i wyrażeń pasujących do warunków włoskich. Mieszka nie nazwali księciem, lecz „sędzią”
(iudex). Nie było to określenie wyssane z palca. Pod „sędzią” mógł się kryć w tej epoce wódz wojska,
znajdujący się na usługach nadrzędnego władcy. Taki opis jak najbardziej pasuje do Mieszka . 193

Wystarczy przyjąć, że jego suwerenem był cesarz Otton III. Można sobie nawet wyobrażać, że to
osobliwe i dość rzadkie określenie to efekt nie do końca zrozumiałych tłumaczeń Ody. Kto wie, czy
nie próbowała ona uświadomić notariuszy co do właściwego statusu jej męża. Faktu, że jest on
wprawdzie władcą barbarzyńskim i neofitą, ale jednocześnie jednym z panów Rzeszy oraz margrabią.
Zamęt był nieunikniony. I pewnie z tego właśnie zamętu zrodził się „sędzia” Mieszko.
Łatwiej zrozumieć tytuł nadany księżnej. W Dagome iudex określono ją mianem „senatorowej
Ody”. W Rzymie i szeroko rozumianym otoczeniu papieża mało było „sędziów”, ale akurat
„senatorowych” nie brakowało. Mówiło się tak o kobietach szczególnie wpływowych, niezależnych
i aktywnych politycznie: założycielkach rodów, najpotężniejszych córkach i prawdziwych szarych
eminencjach, spychających w cień nawet swoich mężów. Najwidoczniej właśnie tak papiescy
notariusze, przyglądający się z bliska sytuacji na polskim dworze, odczytywali pozycję Ody. Kto wie,
czy nie wydawała im się ona nawet wyższa od statusu samego Mieszka. Wypadałoby przecież, żeby
i on w dokumencie został określony niezwykle dostojnym, antycznym mianem senatora. Jako zwykły
„sędzia” wypadał u boku Ody cokolwiek blado... 194

Już sam fakt, że rzymscy skrybowie tak wysoko ocenili pozycję Ody, świadczy o tym, że chyba
właśnie ona po nich posłała. Zrobiła to, jak się zdaje, w ścisłej współpracy ze swoim niezawodnym
biskupem. Unger zdążył już ugruntować własną pozycję w Wielkopolsce i teraz nawet nie krył się
z tym, że pobiera pensję od cesarzowej Teofano. Za niemieckie pieniądze, a po części pewnie też ze
środków przekazywanych mu przez Odę, wybudował sobie w Poznaniu Memleben w miniaturze.
Prawie pięćdziesięciometrową bazylikę katedralną o niemal identycznej bryle jak jego klasztorny
kościół. Wprawdzie dwa razy mniejszą od tamtej świątyni, ale jak na polskie warunki – i tak
olbrzymią. Nie będzie chyba zupełną przesadą porównanie tego giganta, stworzonego na wzór
cesarskiego kościoła przez cesarskiego biskupa, do Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Bazylika
Ungera dominowała nad ówczesnym Poznaniem nawet bardziej niż dar Stalina nad krajobrazem
dzisiejszej Warszawy. I w pewnym sensie też była symbolem obcej, choć przyjmowanej ze znacznie
większym entuzjazmem, zwierzchności . 195

Najwidoczniej pasterz polskiego Kościoła nie musiał martwić się o opór Mieszka i dysponował
pełnym poparciem księżnej pani. Odwdzięczył jej się z nawiązką przy okazji wielkiej darowizny dla
papieża. Już jakiś czas temu historycy zwrócili uwagę, że akt zaprzysiężony przez Mieszka
przypomina pod pewnymi względami przywilej protekcyjny, który w 981 roku otrzymał klasztor
w Memleben . Znaczenie obydwu dokumentów było rzecz jasna diametralne różne. Unger
196

dysponował jednak wzorem, który pozwalał przekuć abstrakcyjne pomysły Ody w konkretny plan.
Ona wiedziała, co chce osiągnąć. On pokazał, jak należy przelać rzecz na papier i kogo zaprząc do
tego zadania.
Mieszko usłyszał oczywiście tylko oficjalną wersję. Oda cierpliwie tłumaczyła, że cała darowizna
to wyłącznie symbol. Książę nie będzie musiał ponosić żadnych kosztów papieskiej protekcji ani
płacić specjalnych podatków, a już tym bardziej przekazywać kluczy do swojego państwa rzymianom.
Sporo natomiast dostanie w zamian za oddanie się pod opiekę świętego Piotra. Jan XV potwierdzi
granice świeżo uformowanego piastowskiego imperium i uzna jego miejsce w chrześcijańskiej
Europie . Czy też, mówiąc z pewnym patosem: potwierdzi, że coś takiego jak Polska istnieje i ma
197

prawo istnieć. Podobny dokument mógł okazać się przydatny także w razie konfliktów z sąsiadami.
Z królami i książętami dybiącymi na ziemie Mieszka, ale też z biskupami kwestionującymi zasięg
polskiego Kościoła.
Wszystko to były problemy ważne, trudno było jednak oczekiwać, że pobudzą wyobraźnię księcia.
Ten miał przecież świadomość, że żadnym cudem ich nie dożyje. Oda też o tym wiedziała.
Wspomniała o prawnych profitach mimochodem, po czym skupiła się na sprawach kluczowych.
Takich, które musiały wzbudzić głęboki niepokój u schorowanego i stojącego niemal nad grobem
władcy.
Bazylika biskupa Ungera górowała nad piastowskim grodem. Wielu poddanych
księcia nie widziało nigdy wcześniej czegoś tak ogromnego. Z lewej widoczna
książęca część grodu z palatium Mieszka i kaplicą jego pierwszej żony Dobrawy.
Wizualizacja wykonana przez Piotra Walichnowskiego

Lekko skrępowanym głosem przypomniała mężowi, że popełnił sporą gafę, wyciągając ją przed
laty z klasztoru i zmuszając do złamania ślubów zakonnych. Ten błąd wciąż stanowił plamę na jego
wizerunku. Co gorsza stanowił grzech zdolny pozbawić Mieszka wiecznej nagrody w niebie, nawet
pomimo wszystkich jego zasług. Może i książę zapędził na Chrystusowe pastwiska całkiem sporą
trzódkę dotychczasowych pogan, sam wciąż jednak nosił skazę na swoim sumieniu. Na szczęście
nawet ten problem dało się rozwiązać przy użyciu niezawodnego środka czyszczącego: darowizny dla
papieża. Wprawdzie Mieszko odebrał Odę jej małżonkowi, Chrystusowi, teraz jednak dostał okazję do
zadośćuczynienia. I do przekazania w miejsce „porwanej” małżonki nowej oblubienicy – całego kraju
Piastów i tutejszego Kościoła . Wystarczyło przysiąc...
198

Położenie nacisku na osobisty, duchowy wymiar darowizny ułatwiło ukrycie jej prawdziwego celu.
Odzie nie chodziło o zmycie grzechów, a na pewno nie tylko o to. Diabeł, jak zwykle, tkwił
w szczegółach, czy też raczej w jednym konkretnym szczególe. Całe przedsięwzięcie straciłoby sens,
gdy Mieszko zdecydował się zmienić listę wystawców dokumentów. Księżna umieściła tam siebie,
Mieszka oraz jego synów. Ale tylko tych z drugiego małżeństwa. Władca nie uświadamiał sobie chyba
w pełni, jak olbrzymie znaczenie ma ten detal, a Bolesława nikt nie zapytał o zdanie, bo przecież
przebywał aż w dalekim Krakowie . Zapominając o nim, książę nie pozbawiał pierworodnego spadku
199

ani już przekazanej mu władzy nad Małopolską. To nie zmieniało jednak faktu, że w oczach Boga i tak
go wydziedziczył. Rodzina Piastów właśnie nawiązała szczególną relację z Pierwszym Spośród
Apostołów, oczekując w zamian wyjątkowej łaski Bożej i dobrodziejstw tak w życiu wiecznym, jak
i doczesnym. To dotyczyło jednak wyłącznie nowej rodziny księcia. Bolesław pozostał tym, kim był:
zwyczajnym, słowiańskim barbarzyńcą . 200

Nie licząc kilku księży, w Poznaniu czy Gnieźnie nikt by się nie pokusił o równie zawiłe
interpretacje. Nikt też chyba by ich nie zrozumiał, biorąc pod uwagę, jak płytkie było na tym etapie
polskie chrześcijaństwo. Możnowładcy klepali pacierze i zaglądali od wielkiego dzwonu do kościoła.
Na tym jednak ich pojmowanie wiary się kończyło. Wielu nie robiło nawet tyle, bo Mieszko raczej nie
zmuszał swoich współpracowników do przyjmowania chrztu. Dla urzędników i dowódców wojsk cały
skrzętnie opracowany dokument był wart tyle, co zeszłoroczny śnieg . I Oda rzecz jasna zdawała
201

sobie z tego sprawę. Papieska protekcja nie była jej potrzeba w relacjach wewnętrznych, ale
w polityce zagranicznej. Mogła odtąd wymachiwać darowizną przed każdym księciem i margrabią
Rzeszy czy nawet przed samym cesarzem.
Dla niej sens dokumentu był oczywisty. Papież może nie wprost, ale jednak czarno na białym
stwierdził, że to ona i jej synowie są prawowitymi następcami Mieszka. A w oczach Boga: jedynymi.
W razie wojny domowej taki świstek papirusu mógł pomóc w uzyskaniu zbrojnej pomocy
i przyspieszyć zmiażdżenie rebelii. Z kolei, gdyby Oda przegnała Bolesława, donacja zabezpieczyłaby
ją przed oskarżeniami o łamanie ostatniej woli Mieszka . 202

Księżna była przygotowana na każdą ewentualność. Nikt nie musiał jej mówić, co ma robić, gdy
25 maja 992 roku „trzęsący się starzec Mieszko, gorączką zmożony, przeniósł się do wiekuistej
ojczyzny” . Książę miał około sześćdziesięciu lat, podczas gdy ona dopiero zbliżała się, i to powoli,
203

do czterdziestki. Natychmiast uchwyciła władzę w państwie w imieniu trzech swoich synów. Żaden
nie miał więcej niż siedem lat, a najmłodszy Świętopełk urodził się chyba już po wystawieniu
darowizny dla papieża . W chwili śmierci ojca miał rok lub dwa, to jednak w żaden sposób nie
204

pomniejszało jego praw do udziału w spadku. Oda natomiast miała zupełną pewność, że utrzyma
władzę, aż chłopak osiągnie pełnoletność. Bo i niby kto miałby jej w tym przeszkodzić?

1 Informacje na temat wystroju poznańskiego pałacu nie zachowały się. Można go jednak rekonstruować na podstawie tego, co
wiemy o innych siedzibach władców tej epoki. Odnośnie boazerii zob. G. Binding, Deutsche Königspfalzen von Karl dem Grossen
bis Friedrich II. (765–1240), Darmstadt 1996, s. 61.
2 Był to częsty w średniowieczu zwyczaj. Zob. np. O. Garnett, Living in Style. A Guide to Historic Decoration, Rotherham 2002, s.
67–68.
3 Odnośnie tronów pierwszych polskich władców zob. H. Kóčka-Krenz, Wyposażenie palatiów w Europie Środkowej, „Archaeologia
Historica Polona”, t. 14 (2004), s. 20.
4 H. Kóčka-Krenz, Na wyspie Ostrów, gdzie dzisiaj jest Poznań, Poznań 2012; S. Moździoch, Życie codzienne średniowiecznego
Polaka w świetle odkryć archeologicznych, czyli rozpaczliwa próba udowodnienia, że nam dzisiaj żyje się lepiej [w:] Wioski i parafie
w średniowieczu, Poznań-Ląd 2013, s. 112. Por. Z. Kurnatowska, Poznań w czasach Mieszka I
[w:] Civitas Schinesghe. Mieszko I i początki państwa polskiego, red. J.M. Piskorski, Poznań-Gniezno 2004, s. 81.
5 Odnośnie terminów wypraw zbrojnych zob. P. Rochala, Cedynia 972, Warszawa 2002, s. 198.
6 Dzieje biskupów kambryjskich. Cyt. za: G. Labuda, Mieszko I, Wrocław 2002, s. 152.
7 Zob. np. G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 151–154; S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, Warszawa 1961, s. 144–145; M.K.
Barański, Dynastia Piastów w Polsce, Warszawa 2008, s. 52–53; S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy państwa polskiego,
Warszawa 1921, s. 126.
8 K. Olejnik, Cedynia, Niemcza, Głogów, Krzyszków, Kraków 1988, s. 49.
9 Thietmar, Kronika, ks. VI, rozdz. 22.
10 To jeden z możliwych scenariuszy przebiegu kampanii. Wobec skąpych źródeł nie sposób z całą pewnością stwierdzić, czy cesarz
stanął pod Poznaniem, natomiast trudno byłoby wytłumaczyć długość wyprawy (podkreślaną w źródle), gdyby nie obejmowała ona
oblężenia.
11 Dzieje biskupów kambryjskich. Cyt. za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 152.
12 Por. K. Zernack, Polska a Niemcy i Cesarstwo w X wieku [w:] Polska Mieszka I. W tysiąclecie śmierci twórcy państwa i Kościoła
polskiego (25 maja 992-25 maja 1992), red. J.M. Piskorski, Poznań 1993, s. 31.
13 E.S. Duckett, Death and Life in the Tenth Century, Ann Arbor 1967, s. 101–102.
14 D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. 1, red. S.
Kuczyński, Warszawa 1981, s. 16.
15 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii piastowskiej (963–1034). Narodziny stereotypu, Lublin 2008, s. 30–31. Por.
R.E. Sullivan, The Carolingian Missionary and the Pagan, „Speculum”, t. 28 (1953), s. 705–740.
16 Thietmar, Kronika, ks. V, rozdz. 9; ks. VIII, rozdz. 5.
17 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 34–35; T. Reuter, Germany in the Early Middle Ages 800–1056,
New York 1991, s. 260 i nn.; L.A. Tyszkiewicz, Wschodni sąsiedzi Niemiec w historiografii końca X i początków XI stulecia, „Śląski
Kwartalnik Historyczny Sobótka”, t. 37 (1982), s. 1–12.
18 Zob. np. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo (od X do połowy XI wieku), Poznań 2008, s. 70; D. Borawska,
Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s. 18.
19 Zob. np. K. Leyser, Ottonian Government, „The English Historical Review”, t. 96 (1981), s. 721–753; G. Althoff, Ottonowie.
Władza królewska bez państwa, Warszawa 2009, s. 94.
20 Odnośnie pozycji politycznej Teodoryka zob. D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s.
28; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów. Rola społeczna piastowskich żon i córek do połowy XII wieku – studium porównawcze, Toruń
2013, s. 117–118; A. Thiele, Erzählende genealogische Stammtafeln zur europäischen Geschichte, t. 1, z. 1, Frankfurt 1993, tabl.
218.
21 K. Leyser, Communications and Power in Medieval Europe. The Carolingian and Ottonian Centuries, London 1994, s. 209–210;
E. Karpf, Dietrich, Markgraf der sächsischen Nordmark [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 3, München 1985, s. 1024.
22 B. Friedmann, Untersuchungen zur Geschichte des abodritischen Fürstentums bis zum Ende des 10. Jahrhunderts, Berlin 1986, s.
241; G. Althoff, Ottonowie. Władza królewska bez państwa, dz. cyt., s. 116; G. Althoff, Saxony and the Elbe Slavs in the tenth
century [w:] The New Cambridge Medieval History, t. 3: c. 900–1024, red. R. McKitterick, T. Reuter, Cambridge 1995, s. 283.
23 Thietmar, Kronika, ks. III, rozdz. 17.
24 H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000. Skizzen zur Politik des Ottonenreiches und der slavischen Mächte in
Mitteleuropa, Weimar-Köln-Wien 1995, s. 24.
25 Historycy tymczasem wciąż widzą w niej nastolatkę. Zob. np. W. Trillmich, Kaiser Konrad II. und seine Zeit, Bonn 1991, s. 76.
26 Cyt. za: E. Karpf, Dietrich, Markgraf der sächsischen Nordmark, dz. cyt., s. 1024, przekład własny. Zob. D. Borawska, Mieszko
i Oda w gronie consanguineorum, dz. cyt., s. 30; G. Labuda, Oda [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 23, Wrocław 1978, s. 530–
531.
27 Por. J. Bernhardt, Itinerant Kingship and Royal Monasteries in Early Medieval Germany, c. 936–1075, Cambridge 2002, s. 175.
28 F.J. Griffiths, Education, monastic [w:] Women and Gender in Medieval Europe. An Encyclopedia, red. M. Schaus, New York
2006, s. 242. Por. S. Airlie, The Palace Complex [w:] Diverging Paths? The Shapes of Power and Institutions in Medieval
Christendom and Islam, red. J. Hudson, A. Rodríguez López, Leiden 2014, s. 290.
29 Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 431, 465; G. Klaniczay, Holy Rulers and Blessed Princesses. Dynastic Cults in
Medieval Central Europe, Cambridge 2002, s. 64 i nn.
30 J.M. van Winter, The education of the daughters of the nobility in the Ottonian Empire [w:] The Empress Theophano: Byzantium
and the West at the Turn of the First Millennium, red. A. Davids, Cambridge 1995, s. 90–94.
31 W. Jezierski, Paranoia sangallensis. A Micro-Study in the Etiquette of Monastic Persecution, „Frühmittelalterliche Studien”, t. 42
(2008), s. 147–150.
32 A.S. Cohen, Abbess Uta of Regensburg and Patterns of Female Patronage Around 1000, „Aurora, The Journal of the History of
Art”, t. 4 (2003), s. 34–36; F. Rädle, Hrotsvit von Gandersheim [w:] Die deutsche Literatur des Mittelalters. Verfasserlexikon, t. 4
(1983), s. 196–210.
33 J.M. van Winter, The education of the daughters of the nobility, dz. cyt., s. 94–97. Odnośnie informacji o życiu mniszek zob. J.
Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie krajów Europy Środkowo-Wschodniej (XI–XII wiek) [w:] Uniwersalizm i regionalizm
w kronikarstwie Europy Środkowo-Wschodniej, red. U. Borkowska, Lublin 1996, s. 294.
34 Por. G. Althoff, Ottonowie. Władza królewska bez państwa, dz. cyt., s. 93; P. Wiszewski, Domus Bolezlai. W poszukiwaniu
tradycji dynastycznej Piastów (do około 1138 roku), Wrocław 2008, s. 532; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 431.
35 Cyt. za: E. Karpf, Dietrich, Markgraf der sächsischen, dz. cyt., s. 1024. Przekład własny.
36 D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s. 30–33, 37. Zob też: E. Karpf, Dietrich,
Markgraf der sächsischen Nordmark, dz. cyt., s. 1024; A. Thiele, Erzählende genealogische Stammtafeln, t. 1, z. 1, dz. cyt., tabl.
218; W. Glocker, Die Verwandten der Ottonen und ihre Bedeutung in der Politik, Köln-Wien 1989, s. 359.
37 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 64.
38 W. Trillmich, Kaiser Konrad II., dz. cyt., s. 76; H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 47. Thietburga wzięła
ślub z grafem Dedo I, zakładam jednak, że związek ten został zawarty dopiero po śmierci Teodoryka. O wcześniejszym życiu
Thietburgi nic nie wiadomo, wydaje się jednak ze wszech miar podobne, że spotkał ją ten sam los co wszystkie starsze siostry.
39 G. Althoff, Family, Friends and Followers. Political and Social Bonds in Medieval Europe, Cambridge 2004, s. 36 i nn. Por. D.
Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s. 31 i nn.
40 E. Hlawitschka, Die Ahnen der hochmittelalterlichen deutschen Könige, Kaiser und ihrer Gemahlinnen. Ein kommentiertes
Tafelwerk, t. 1: 911–1137, Hannover 2006, s. 65–66; E.S. Duckett, Death and Life in the Tenth Century, dz. cyt., s. 59; J. Chodor,
Wizerunki kobiet w kronikarstwie, dz. cyt., s. 281, 284.
41 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 57.
42 T. Reuter, Germany in the Early Middle Ages, dz. cyt., s. 177.
43 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 57. Por. J. Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie, dz. cyt., s. 278–279.
44 W celu wybudowania jednego grodu trzeba było wykarczować nawet kilka tysięcy hektarów lasu. Zob. S. Moździoch, Życie
codzienne średniowiecznego Polaka, dz. cyt., s. 112.
45 Księga Rodzaju, rozdz. 29, w. 31.
46 Zob. np. W. Brown, Violence in Medieval Europe, New York 2014, s. 151.
47 Por. S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 613 przyp. 28.
48 Zob. P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt, s. 573.
49 Odnośnie przypuszczalnej daty wydarzenia zob. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 78.
50 Tamże, s. 78–81; G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 267. Por. J. Banaszkiewicz, Mieszko I i władcy jego epoki [w:] Polska Mieszka
I, red. J.M. Piskorski, dz. cyt., s. 109.
51 Odnośnie czeskiego księcia Udalryka zob. J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida (†999), Kraków 2006, s. 281, 285. Na
możliwość powiązania ofiary dla św. Udalryka z Dobrawą wskazywali: S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 90;
D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Rozważania nad granicami poznania historycznego, Poznań
2013, s. 304–306; S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 257 i nn.
52 190 metrów kwadratowych na każdym poziomie. Zob. H. Kóčka-Krenz, Palatia wczesnopiastowskie [w:] Średniowiecze
w rozjaśnieniu, red. K. Skupieński, Warszawa 2010, s. 120. We wcześniejszych pracach autorki przewijają się też inne, jak się zdaje
błędne wymiary.
53 H. Kóčka-Krenz, Wyposażenie palatiów w Europie Środkowej, dz. cyt., s. 17; Ostrów Lednicki. U progu chrześcijaństwa
w Polsce. Ostrów Lednicki, red. K. Żurowska, Kraków 1993, s. 87–90.
54 Informacji na ten temat nie podają przewodniki po zamku. Lokalizacja królewskiej ubikacji została jednak oznaczona i opisana
w samym wnętrzu, udostępnionym do zwiedzania. Dzisiaj to wszak tylko ciasne pomieszczenie z gołymi ścianami, pozbawione
jakiegokolwiek wyposażenia.
55 H. Kóčka-Krenz, Wyposażenie palatiów w Europie Środkowej, dz. cyt., s. 19–20; J.R. Kenyon, Medieval Fortifications, Leicaster
1990, s. 138 i nn.
56 H. Kóčka-Krenz, Rezydencja pierwszych piastowskich władców na poznańskim grodzie, „Nauka”, nr 2 (2005), s. 87; taż,
Wyposażenie palatiów w Europie Środkowej, dz. cyt., s. 20–21.
57 H. Kóčka-Krenz, Wyposażenie palatiów w Europie Środkowej, dz. cyt., s. 22–23; J.R. Kenyon, Medieval Fortifications, Leicaster
1990, s. 170 i nn.
58 Zob. P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 202 przyp. 836, 575–576. Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 71,
200–201.
59 J.W. Thompson, Church and State in Mediaeval Germany, Chicago 1918, s. 218; K. Zernack, Polska a Niemcy i Cesarstwo, dz.
cyt, s. 31; G. Labuda, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. 1, Poznań 2002, s. 253; K. Śledziński, Wojowie i grody.
Słowiańskie Barbaricum, Kraków 2008, s. 132.
60 J. Strzelczyk, Otton III, Wrocław 2000, s. 21.
61 G. Althoff, Otto III, Pennsylvania 2003, s. 29; T. Reuter, Germany in the Early Middle Ages, dz. cyt., s. 177.
62 Thietmar, Kronika, ks. III, rozdz. 17. Por. J. Strzelczyk, Słowianie połabscy, Poznań 2013, s. 63–76; tenże, Zapomniane narody
Europy, Wrocław 2009, s. 248; G. Althoff, Saxony and the Elbe Slavs in the tenth century, dz. cyt., s. 278.
63 Zob. np. G. Labuda, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. 2, Poznań 1964, s. 204.
64 G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 30.
65 Thietmar, Kronika, ks. III, rozdz. 23. Odnośnie drugiego buntu Henryka Kłótnika zob. np. M. Tomaszek, „Na sposób tyrana
królestwo najechał”. Pamięć o kryzysie sukcesyjnym r. 984 w cesarstwie Ottonów utrwalona w Rocznikach Kwedlinburskich,
„Rocznik Lubelski”, t. 35 (2009), s. 59–60; J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 29; G. Althoff, Ottonowie. Władza królewska bez
państwa, dz. cyt., s. 118–123; tenże, Otto III, Pennsylvania 2003, s. 29–39.
66 To tylko jedna z możliwych interpretacji wydarzeń. Odnośnie innych, stawiających Odę w znacznie lepszej sytuacji, zob. np. S.
Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 150.
67 Ludzie średniowiecza spożywali najczęściej dwa posiłki dziennie. Zob. J.L. Singman, Daily Life in Medieval Europe, Westport-
London 1999, s. 51–52.
68 Thietmar, Kronika, ks. III, rozdz. 18. Zob. też: D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s.
191 przyp. 26; H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 24.
69 Thietmar, Kronika, ks. III, rozdz. 17. Krytyczny komentarz do tej opinii w: D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie
consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s. 34.
70 Annalista Saxo, Kronika, pod rokiem 983. Por. np. S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 131. Relacja ta dzisiaj
budzi duże wątpliwości. Sam fakt, iż wpływy Teodoryka dramatycznie zmalały, trudno jednak kwestionować. Por. E. Karpf,
Dietrich, Markgraf der sächsischen Nordmark, dz. cyt., s. 1024.
71 Roczniki Kwedlinburskie, pod rokiem 985.
72 Data nie jest pewna. W teorii można ją odnieść do dowolnego z małżeństw Bolesława, ale większość badaczy przyjmuje, że
chodziło o jego pierwszy ślub. Zob. np. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Warszawa-Wrocław 1992, s. 83–84. Pora roku
wynika z dalszego rozwoju wypadków – w czerwcu Czesi zajęli Miśnię. Zob. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich
państwo, dz. cyt., s. 251–282. Odnośnie politycznego podłoża tego związku zob. np. K. von Engelbert, Die deutsche Frauen der
Piasten von Mieszko I bis Heinrich I, „Archiv für schlesischen Kirchengeschichte”, t. 12 (1954), s. 4–6.
73 S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 150. Por. np. P. Bange, The image of women of the nobility in the German chronicles
of the tenth and eleventh centuries [w:] The Empress Theophano: Byzantium and the West at the Turn of the First Millennium, red. A.
Davids, Cambridge 1995, s. 157.
74 Zob. np. S. Lüpke, Die Markgrafen der Sächsischen Ostmarken in der Zeit von Gero bis zum Beginn des Investiturstreites (940–
1075), Halle 1937, s. 13; G. Althoff, Adels- und Königsfamilien im Spiegel ihrer Memorialüberlieferung. Studien zum Totengedenken
der Billunger und Ottonen, München 1984, s. 421; O. Balzer, Genealogia Piastów, Kraków 1895, s. 39.
75 J.A. Brundage, Law, Sex and Christian Society in Medieval Europe, Chicago-London 1987, s. 164. Zob. też: A. Pleszczyński,
Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 182–183, 239; B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski,
Kraków 2014, s. 26 przyp. 66.
76 Por. P. Bange, The image of women of the nobility, dz. cyt., s. 158.
77 Rozwój wypadków można oczywiście tłumaczyć też inaczej. Stanisław Kętrzyński twierdził wręcz, że to Oda – wiernie stojąca
u boku Mieszka – była inicjatorką ślubu Bolesława z córką Rygdaga. Taką perspektywę bardzo trudno jednak pogodzić z nagłą
woltą księcia i jego probawarską polityką. Zob. S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 220.
78 P. Bange, The Image of Women of the Nobility, dz. cyt., s. 159.
79 G. Althoff, H. Keller, Die Zeit der späten Karolinger und der Ottonen: 888–1024, Stuttgart 2008, s. 193; P. Skinner, Health and
Medicine in Early Medieval Southern Italy, Leiden 1997, s. 45.
80 Zob. G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 34–35.
81 Zob. np. D. Waßenhoven, Swaying Bishops and the Succession of Kings [w:] Patterns of Episcopal Power Bishops in Tenth and
Eleventh Century Western Europe, red. L. Körntgen, D. Waßenhoven, Berlin 2011, s. 89–110.
82 H. Frommer, Adelheid. Kaiserin und Heilige, 931 bis 999, Karlsruhe 1999, s. 25–39. Taką wersję przedstawiały dopiero późne
źródła. Za czasów Ottona I pisano, że cała inicjatywa wyszła od niego. Zob. G. Althoff, Ottonowie. Władza królewska bez państwa,
dz. cyt., s. 75. Por. H. Zielinski, Adelheid, Kaiserin († 999) [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 1, München 1980, s. 145–146; J. Chodor,
Wizerunki kobiet w kronikarstwie, dz. cyt., s. 280.
83 J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 25 i nn.
84 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 10.
85 Przekł. za: J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 34. Zob. C.A. Clark, Pious Widowhood in the Middle Ages, Indianapolis 2002, s.
118; D.A. Werner, Introduction [w:] Ottonian Germany. The Chronicon of Thietmar of Merseburg, Manchester 2001, s. 44–45.
86 Zob. np. G. Wolf, Theophanu und Adelheid [w:] Kaiserin Theophanu. Prinzessin aus der Fremde – des Westreichs Grosse
Kaiserin, red. G. Wolf, Köln 1991, s. 79–96; G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 35 i nn.
87 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 2. Por. J. Sochacki, Stosunki publicznoprawne między państwem polskim a Cesarstwem
Rzymskim w latach 963–1102, Słupsk-Gdańsk 2003, s. 49 i nn.; G. Labuda, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny, t. 1, dz. cyt., s. 293
i nn.; M. Tomaszek, „Na sposób tyrana królestwo najechał”, dz. cyt., s. 60–61; G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 34.
88 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 3.
89 Zob. np. G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 166; G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 36–37.
90 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 5. Zob. też: W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, „Sobótka”, t. 2 (1990), s.
148–151; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, Lwów 1925, s. 65.
91 S.F. Wemple, Women in Frankish Society. Marriage and the Cloister, 500 to 900, Philadelphia 1981, s. 99–100.
92 B. Wheeler, Medieval Mothering, New York 1996, s. 44.
93 Bernard, syn Teodoryka, dopiero w 1009 roku został (oczywiście tylko tytularnym) margrabią Marchii Północnej. Z kolei do 992
roku właściwie nic nie słychać o jego aktywności politycznej. Jeśli w ogóle był już dorosły, to wiele lat zajęło mu odbudowanie
wpływów po śmierci ojca. Pierwsze skrzypce w rodzinie zdecydowanie grała do tego czasu Oda. Zob. D. Claude, Geschichte des
Erzbistums Magdeburg bis ins 12. Jahrhundert, t. 1, Köln 1972, s. 295.
94 Odnośnie średniowiecznego podejścia do gwałtu w małżeństwie zob. J.A. Brundage, Implied Consent to Intercourse [w:] Consent
and Coercion to Sex and Marriage in Ancient and Medieval Societies, red. A.E. Laiou, Wahington 1993, s. 245–256; A. Blamires,
Beneath the pulpit [w:] The Cambridge Companion to Medieval Women’s Writing, red. C. Dinshaw, D. Wallace, Cambridge 2003, s.
148–150.
95 S.F. Wemple, Women in Frankish Society, dz. cyt., s. 102.
96 P.M. Rieder, Pregnancy and Childbirth. Christian Women [w:] Women and Gender in Medieval Europe. An Encyclopedia, red.
M. Schaus, New York 2006, s. 667.
97 Tamże, s. 666.
98 D. Żołądź-Strzelczyk, Pielęgnacja i karmienie niemowląt w Polsce średniowiecznej [w:] Nihil superfluum esse, red. J. Strzelczyk,
J. Dobosz, Poznań 2000, s. 352–353; Por. F. Harris-Stoertz, Remembering birth in thirteenth- and fourteenth-century England [w:]
Reconsidering Gender, Time and Memory in Medieval Culture, red. E. Cox, L.H. McAvoy, R. Magnani, Woodbridge 2015, s. 54;
P.M. Rieder, Pregnancy and Childbirth, dz. cyt., s. 666–667; M.H. Green, Childbirth and Infancy [w:] Dictionary of the Middle Ages.
Supplement I, red. W.C. Jordan, New York 2004, s. 108–113; taż, „Cliff Notes” on the Circulation of the Gynecological Texts of
Soranus and Muscio in the Middle Ages, 31 lipca 2015, [https://www.academia.edu/7858536/; dostęp 15 września 2015].
99 M. Elsakkers, In Pain You Shall Bear Children (Gen 3:16). Medieval Prayers for a Safe Delivery [w:] Women and Miracles
Stories. A Multidisciplinary Exploration, red. A.-M. Korte, Leiden 2001, s. 179–210.
100 Zob. np. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 94–99; J. Widajewicz, Przy ujściu Odry w drugiej połowie X
wieku, Poznań 1935, s. 76–77; L. Koczy, Polska a Skandynawia za pierwszych Piastów, Poznań 1934; Z. Wojciechowski, Polska
nad Wisłą i Odrą w X wieku, Katowice 1939; O. Balzer, Genealogia Piastów, dz. cyt., s. 51.
101 G. Labuda, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. 2, Poznań 1964, s. 221–232; Por. tenże, Polska a Skandynawia
w IX–X wieku [w:] Początki Państwa Polskiego. Księga Tysiąclecia, red. K. Tymieniecki, Poznań 2002, s. 299–319.
102 R.T. Prinke, Świętosława, Sygryda, Gunhilda. Tożsamość córki Mieszka I i jej skandynawskie związki, „Roczniki historyczne”, t.
60 (2004), s. 81–109.
103 Zob. np. S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 670; M. Hare, Cnut and Lotharingia. Two Notes, „Anglo-Saxon England”,
t. 29 (2000), s. 265; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 527.
104 R.T. Prinke, Świętosława, Sygryda, Gunhilda, dz. cyt., s. 91; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 501 przyp. 70; K.
Mosingiewicz, Imię jako źródło w badaniach genealogicznych [w:] Genealogia – problemy metodyczne w badaniach nad polskim
społeczeństwem średniowiecznym na tle porównawczym, red. J. Hertel, Toruń 1982, s. 78.
105 R.T. Prinke, Świętosława, Sygryda, Gunhilda, dz. cyt., s. 89, 99.
106 Adam z Bremy, Dzieje kościoła hamburskiego, ks. II, rozdz. 24.
107 R.T. Prinke, Świętosława, Sygryda, Gunhilda, dz. cyt., s. 85 i nn.
108 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 501–502.
109 Tamże, s. 567.
110 R.T. Prinke, Świętosława, Sygryda, Gunhilda, dz. cyt., s. 101–102. Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 497.
111 Zob. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 100–101; tenże, Mieszko [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 21,
Wrocław 1976, s. 38.
112 Sama tradycja nadawania synom imion żyjących ojców też dotarła do Polski chyba dopiero razem z Odą: K. Mosingiewicz, Imię
jako źródło w badaniach genealogicznych [w:] Genealogia. Problemy metodyczne w badaniach nad polskim społeczeństwem
średniowiecznym na tle porównawczym, Toruń 1982, s. 79. Byłby to dowód rosnących wpływów księżnej.
113 O tak określanych słowiańskich „demonach losu ludzkiego” wspomina Aleksander Gieysztor. W świetle dzisiejszego stanu
badań należy jednak przyjmować jego propozycje słowiańskiego panteonu z daleko posuniętym sceptycyzmem. A. Gieysztor,
Mitologia Słowian, Warszawa 1982, s. 262. Por. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 62–
73; tenże, O długim trwaniu pewnej teorii – idea trypartycji u ludów indoeuropejskich Georgesa Dumézila w świetle krytyki, „Slavia
Antiqua”, t. 53 (2012), s. 105–129; W.W. Belier, Decayed Gods. Origin and Development of Georges Dumézil’s „Idéologie
Tripartie”, Leiden 1991.
114 Por. W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 149.
115 Roczniki hildesheimskie, pod rokiem 985. Cytat za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 167.
116 P. Pranke, Swoi, czy obcy? Obraz relacji pierwszych Piastów z przedstawicielami dynastii oraz arystokracji Imperium
Ludolfingów [w:] Obcy, red. W. Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań 2012, s. 2; T. Reuter, Germany in the Early Middle Ages, dz.
cyt., s. 176–177.
117 A. Buko, Małopolska „czeska” i Małopolska „polańska” [w:] Ziemie polskie w X wieku, red. H. Samsonowicz, Kraków 2000, s.
155–156; A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, Warszawa 2005, s. 175; Z. Kurnatowska, Początki Polski, dz. cyt.,
s. 156.
118 Zob. np. J. Tazbirowa, Jordan [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 2, Wrocław 1964, s. 340.
119 Było to niebezpieczeństwo zupełnie realne. Dwadzieścia parę lat później arcybiskup Radzim-Gaudenty w istocie rzucił klątwę na
Polskę. Zob. np. R. Kotecki, W sprawie klątwy rzuconej na Polskę przez arcybiskupa Radzima-Gaudentego – próba nowego
spojrzenia, „Nasza Przeszłość”, t. 114 (2010), s. 93–134.
120 Por. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 188.
121 J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 92; J. Fried, Theophanu und die Slawen. Bemerkungen zur Ostpolitik der
Kaiserin [w:] Kaiserin Theophanu. Begegnung des Ostens und Westens um die Wende des ersten Jahrtausends, red. A. Euw, P.
Schreiner, Köln 1991, s. 366. Por. G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 48–50.
122 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 187; J. Leśny, J. Tazbirowa, Unger [w:] Słownik
starożytności słowiańskich, t. 6, red. G. Labuda, Z. Stieber, Wrocław 1977, s. 264.
123 Tamże, s. 188, 193.
124 Por. np. G. Labuda, Gniezno stolicą wczesnopiastowskiego państwa polskiego [w:] Gniezno i Poznań w państwie pierwszych
Piastów, red. A. Wójtowicz, Poznań 2000, s. 53.
125 To w każdym razie jedna z rysujących się możliwości. Ślady ewentualnego kultu Dobrawy są zbyt wątłe, by wysuwać w tym
względzie ścisłe hipotezy.
126 Pod łóżkami w istocie trzymano „naczynia nocne”. Zob. H. Kóčka-Krenz, Wyposażenie palatiów w Europie Środkowej, dz. cyt.,
s. 22.
127 Odnośnie uprzedzeń pod adresem Węgrów zob. np. S. Weinfurter, Niemcy w średniowieczu 500–1500, Warszawa 2010, s. 38.
128 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 187.
129 Data nie jest pewna. Rok 985 za prawdopodobny uznawali m.in.: H. Ludat, Piastowie i Ekkehardynowie, „Przegląd
Historyczny”, t. 91 (2000), s. 191; M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 37; B. Śliwiński, Bezprym.
Pierworodny syn, dz. cyt., s. 46.
130 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 58.
131 B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn, dz. cyt., s. 36–52. Odnośnie związku pomiędzy tym małżeństwem a planowaną wojną
z Czechami zob. np. G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 169; T. Manteuffel, Państwo Mieszka a Europa, „Kwartalnik Historyczny”, t.
67 (1960), s. 1038; T. Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, trzeciej żony Bolesława Chrobrego a geneza polskiego władztwa nad
Morawami, „Kwartalnik Historyczny”, t. 94 (1987), s. 31.
132 Roczniki hildesheimskie, pod rokiem 986. Cytat za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 167–168.
133 G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 47.
134 J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 70.
135 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 10.
136 J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 33; G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 49–50.
137 Pauline Stafford wprost nazwała X wiek „stuleciem kobiet”. Zob. P. Stafford, Queens, Concubines and Dowagers. The king’s
Wife in the Early Middle Ages, London 1983, s. 141. Por. np. L. Huneycutt, Female Succession and the Language of power in the
Writings of Twelth Century Churchmen [w:] Medieval Queenship, red. J.C. Parsons, Phoenix Mill 1994, s. 189 i nn.; K. Ratajczak,
Edukacja kobiet w kręgu dynastii piastowskiej w średniowieczu, Poznań 2005, s. 18.
138 K. Leyser, Communications and Power, dz. cyt., s. 166; P. Stafford, Queens, Concubines and Dowagers, dz. cyt., s. 142; J.M.
Ferrante, To the Glory of Her Sex. Women’s Roles in the Composition of Medieval Texts, Bloomington 1997, s. 216 przyp. 7. Skąpy
zasób źródeł nie pozwala stwierdzić z zupełną pewnością, czy „colloqium” to miało miejsce, czy było wyłącznie plotką,
odzwierciedlającą wzrost roli kobiet w polityce.
139 H. Zielinski, Adelheid, Kaiserin († 999), dz. cyt., s. 145–146.
140 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 63; G. Althoff, Saxony and the Elbe Slavs in the tenth century,
dz. cyt., s. 290.
141 Roczniki hildesheimskie, pod rokiem 986. Cyt. za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 168.
142 Roczniki hersfeldzkie, pod rokiem 986. Cyt. za: G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 167.
143 G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 168. Por np. W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, s. 153; S. Moździoch,
Śląsk wczesnośredniowieczny w świetle badań archeologicznych i historycznych [w:] Civitas Schinesghe, dz. cyt., s. 70. Oczywiście
koncepcja ta ma swoich przeciwników. Jej krytykę zestawił: D. Kalhous, Anatomy of a Duchy. The Political and Ecclesiastical
Structures of Early Premyslid Bohemia, Leiden 2012, s. 56–58.
144 M. Matla-Kozłowska, Początki państw. Czechy, Poznań 2014, s. 146; A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, dz.
cyt., s. 194. Por. S. Moździoch, Śląsk między Gnieznem a Pragą [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu się
nowej mapy Europy, red. H. Samsonowicz, Kraków 2000, s. 184.
145 Lista grodów wiślańskich za: A. Buko, Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, dz. cyt., s. 200.
146 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 34. Por. A. Żaki, Kraków wiślański, czeski i wczesnopiastowski [w:] Chrystianizacja
Polski południowej, red. J.M. Małecki, Kraków 1994; B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn, dz. cyt., s. 46–47.
147 A. Kuczkowski, Magiczno-religijne elementy sztuki wojennej u Słowian Zachodnich wczesnego średniowiecza, „Acta Militaria
Mediaevalia”, t. 5 (2009), s. 14.
148 Kronika sazawska, pod rokiem 990. Omówienie źródła i jego wiarygodności w: W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych
Piastów, dz. cyt., s. 142–144. Odnośnie zakończenia podbojów zob. J. Strzelczyk, Bohemia and Poland. Slavonic state-formation
[w:] The New Cambridge Medieval History, t. 3, dz. cyt., s. 524.
149 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 13.
150 Tamże, ks. IV, rozdz. 12.
151 Tamże. Zob. też: G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 47–48; J.A. Sobiesiak, Bolesław II Przemyślida, dz. cyt., s. 97 i nn.
152 Tamże, ks. IV, rozdz. 57.
153 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 109.
154 Zob. np. G. Labuda, Mieszko I, s. 170–177; M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo, dz. cyt., s. 317–328.
155 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 34.
156 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 57. Por. D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s. 37.
157 Cyt. za: W. Pastuszka, Jak powstała Polska, „Archeologia Żywa”, nr 3 (2011).
158 P. Urbańczyk, Trudne początki Polski, Wrocław 2008, s. 37 i nn.; P. Urbańczyk, Polska archeologia wczesnego średniowiecza
a antropologia kulturowa [w:] Stan i potrzeby badań nad wczesnym średniowieczem w Polsce – 15 lat później, red. W. Chudziak, S.
Moździoch, Toruń-Warszawa 2006, s. 33 i nn. Por. Z. Kurnatowska, M. Kara, Wczesnopiastowskie Regnum. Jak powstało i jaki
miało charakter? Próba spojrzenia od strony źródeł archeologicznych, „Slavia Antiqua”, t. 51 (2010), s. 24.
159 P. Urbańczyk, Trudne początki Polski, dz. cyt., s. 58 i nn. Zob. też: J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 137 i nn.; W. Pastuszka,
Polanie to twór historyków, „Archeowieści”, 2 września 2008, [http://archeowiesci.pl/2008/09/02/; dostęp 15 września 2015].
160 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 142–148. Por. J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 65–
66.
161 Zob. J. Fried, Der hl. Adalbert und Gnesen, „Archiv für mittelrheinische Kirchengeshischte”, t. 50 (1998), s. 41–70; Ch. Lübke,
Qui sint vel unde huc venerint. Bemerkungen zur Herkunft der Namen von Polen und Lutizen [w:] Die Suche nach den Ursprüngen.
Von der Bedeutung des frühen Mittelalters, red. W. Pohl, s. 279–288. Por. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz.
cyt., s. 138–141.
162 Por. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 141–142.
163 Odnośnie tego, że w Dagome iudex chodziło rzeczywiście o państwo gnieźnieńskie, a nie szczecińskie, jak sugerował prof.
Przemysław Urbańczyk, zob. np. P. Nowak, Civitas Schinesghe w regeście dokumentu Dagome iudex (na marginesie książki
Przemysława Urbańczyka, Mieszko Pierwszy Tajemniczy), „Przegląd Historyczny”, t. 104 (2013), s. 561–569.
164 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 82–83.
165 P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt, s. 491–492; D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów, dz.
cyt., s. 12; G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 199.
166 H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 124; K. Görich, Eine Wende im Osten: Heinrich II. und Boleslaw
Chrobry [w:] Otto III. – Heinrich II. Eine Wende?, red. B. Schneidmüller, Stuttgart 2000, s. 104. Zob. też: A. Pleszczyński, Niemcy
wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 83–98; W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 155–156.
167 D.A. Sikorski, O stosunkach polsko-niemieckich w X i XI wieku, „Studia Historica Slavo-Germanica”, t. 25 (2004–2005), s. 258.
168 Por. np. S. Gawlas, Stan badań polskiej świadomości narodowej w średniowieczu, [w:] Państwo, naród, stany w świadomości
wieków średnich, red. A. Gieysztor, S. Gawlas, Warszawa 1990, s. 149–194.
169 Wcale nie były to marzenia kompletnie oderwane od rzeczywistości. Dla porównania na początku VIII wieku Sasi byli dzikim
ludem, któremu Karol Wielki narzucał zwierzchność, uciekając się aż do ludobójstwa. Nieco ponad wiek później potomkowie tychże
Sasów sami sięgnęli po cesarską koronę. Zob. np. T. Reuter, Germany in the Early Middle Ages, dz. cyt., s. 65–70.
170 W. Giese, Lothar [w:] Neue Deutsche Biographie, t. 15, Berlin 1987, s. 228.
171 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 64. Niektórzy historycy twierdzą, że małżeństwo zostało zawarte jeszcze za życia Teodoryka.
Zob. H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 38–41. Thietmar pisał jednak wyraźnie, że doszło do niego za
panowania Ottona III (rozdz. 61–64), a więc już po wojnie domowej 984 roku. Poza tym, trudno podejrzewać Teodoryka o gotowość
do zaaprobowania podobnego związku, biorąc pod uwagę jego podejście do Słowian.
172 Zob. M.Z. Jedlicki, Przypisy [w:] Kronika Thietmara, Kraków 2012, s. 309 przyp. 347.
173 Odnośnie daty zob. G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 169; M.D. Kowalski, Bezprym [w:] Piastowie. Leksykon biograficzny, red.
S. Szczur, K. Ożóg, T. Jurek, Kraków 1999, s. 38.
174 B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn, dz. cyt., s. 59.
175 Odnośnie narastającego konfliktu między Odą i Bolesławem zob. S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 221–223. Por.
też inne możliwe wytłumaczenia przegnania Karoldy: T. Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, dz. cyt., s. 32.
176 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 58.
177 Zob. np. T. Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, dz. cyt., s. 45; H. Łowmiański, Bolesław Chrobry w Krakowie w końcu X wieku,
„Małopolskie Studia Historyczne”, t. 4 (1961), s. 3–12.
178 H. Ludat, Piastowie i Ekkehardynowie, dz. cyt., s. 186; S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, dz. cyt., s. 221; J. Strzelczyk, Bolesław
Chrobry, dz. cyt., s. 21.
179 G. Labuda, Organizacje państwowe Słowian zachodnich w okresie kształtowania się państwa polskiego (od VI do połowy X
wieku) [w:] Początki Państwa Polskiego. Księga Tysiąclecia, red. K. Tymieniecki, Poznań 2002, s. 55.
180 Thietmar, Kronika, ks. III, rozdz. 18. Por. O. Balzer, Genealogia Piastów, dz. cyt., s. 42.
181 J. Widajewicz, Skąd pochodziła Emnilda, małżonka Bolesława Chrobrego?, „Slavia Occidentalis”, t. 20 (1960), s. 68–79. Por.
M.Z. Jedlicki, Przypisy, dz. cyt., s. 309 przyp. 347; H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 9–13 i nn.
182 J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 21–22. Zob. też: W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, dz. cyt.,
159–161; S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 140–141; tenże, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 66, 374; T.
Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, dz. cyt., s. 33.
183 S.F. Wemple, Women in Frankish Society, dz. cyt., s. 113.
184 M.H. Green, Childbirth and Infancy, dz. cyt., s. 100. Były też opinie przeciwne: D. Żołądź-Strzelczyk, Pielęgnacja i karmienie
niemowląt, dz. cyt., s. 363–365.
185 T. Dunin-Wąsowicz, Kulty świętych w Polsce X wieku [w:] Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury polskiej, red. J. Dowiat, A.
Gieysztor, J. Tazbir, S. Trawkowski, Warszawa 1972, s. 67–70.
186 M. Hare, Cnut and Lotharingia, dz. cyt., s. 630. Por. S. Kętrzyński, Polska X–XI wieku, Warszawa 1961, s. 630.
187 Odnośnie prawnej i realnej pozycji regentek w Polsce zob. np. K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii, dz. cyt., s. 30; W.
Sobociński, Regencja [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 6, red. G. Labuda, Z. Stiebier, Wrocław 1970, s. 484–485.
188 Zob. np. H. Łowmiański, Bolesław Chrobry w Krakowie, dz. cyt., s. 3–12; tenże, Początki Polski, t. 5, Warszawa 1985, s. 567–
571; Stanisław Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy, dz. cyt., s. 134; T. Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, dz. cyt., s. 33.
189 Roczniki hildesheimskie, pod rokiem 986. Por. np. W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 154.
190 H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 38–41. Zob. też: K. Myśliński, Polska wobec Słowian Połabskich do
końca wieku XII, Lublin 1993, s. 65.
191 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 239–240, 244. Por. przeciwną (tradycyjną)
opinię na temat aktywności Jana XV: R. Schieffer, Johannes XV., Papst (985–996) [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 5, München 1991,
s. 542.
192 Odnośnie stanu zachowania Dagome iudex i losów dokumentu zob. np. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i
Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 209–230; P. Nowak, „Dagome iudex” w „Zbiorze kanonów” kardynała Deusdedita, „Studia
Źródłoznawcze”, t. 51 (2013), s. 75–94. W tekście przedstawiam tylko wybrane z bardzo licznych koncepcji. Z całą pewnością nie
można ustalić ani czy darowiznę sformułowano w Polsce, ani nawet czy miała formę pisemną. Zob. też: G. Labuda, Znaczenie
prawne i polityczne dokumentu „Dagome iudex”, „Studia i materiały do dziejów Wielkopolski i Pomorza”, t. 13 (1979), s. 83–100.
193 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 235.
194 P. Wiszewski, Dagome iudex – Mieszko I wobec Rzeszy [w:] Świat średniowiecza. Studia ofiarowane Profesorowi Henrykowi
Samsonowiczowi, red. A. Bartoszewicz i in., Warszawa 2010, s. 446–452.
195 A. Bukowska, Forma i geneza pierwszej katedry w Poznaniu [w:] Architektura romańska w Polsce. Nowe odkrycia
i interpretacje, red. T. Janiak, Gniezno 2009, s. 174–207, zwł. 199; taż, Najstarsza katedra w Poznaniu. Problem formy i jej genezy
w kontekście architektury około roku 1000, Kraków 2013, s. 247–257.
196 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 271– 272. Por. G. Ehlers, Otto II. und Kloster
Memleben, „Sachsen-Anhalt”, t. 18 (1994), s. 51–82.
197 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 260.
198 P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt, s. 44. Por. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 106.
199 Choć nie brakuje też historyków przekonanych o tym, że Mieszko zupełnie świadomie wykluczył Bolesława z dziedziczenia
w głównej części państwa: J. Strzelczyk, Bohemia and Poland, dz. cyt., s. 524–525.
200 P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt, s. 47–48.
201 Zob. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 253.
202 O Dagome iudex jako narzędziu w walce politycznej i dokumencie mającym wspomóc Odę w przejęciu władzy po mężu pisali
m.in.: G. Labuda, Prawne i polityczne aspekty dokumentu Dagome iudex [w:] Studia nad początkami państwa polskiego, t. 2, wyd. 2,
Wodzisław Śląski 2012, s. 157–172; D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 251–253, 256–
257; B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn, dz. cyt., s. 78 przyp. 251.
203 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 58.
204 Świętopełk nie został wymieniony w tekście Dagome iudex. Tłumaczono to np. tym, że umarł w bardzo młodym wieku. Jego
imię znał jednak Thietmar, a ten raczej nie pisałby o chłopcu, który umarł w wieku paru lat. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że
Świętopełk urodził się już po wystawieniu darowizny. Por. np. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 101–103.
WIERNA ŻONA TYRANA
EMNILDA U BOKU BOLESŁAWA CHROBREGO
Bolesław oddychał ciężko, wciągając przez usta gorące, wilgotne powietrze. Całe pomieszczenie
wypełniała gęsta chmura, w której para wodna mieszała się z wonnościami. Obłok otulał półleżącego
księcia, tworząc szczelną barierę dla wzroku, ale mężczyzna i tak wciąż miał szeroko otwarte oczy.
Nawet w tej rzadkiej chwili relaksu nie potrafił całkowicie się rozluźnić. Jego rozgorączkowany,
przemęczony umysł w każdym cieniu był skłonny widzieć skrytobójcę nasłanego przez macochę, a w
tańczących na ścianie łaźni odbiciach ognia – dłonie zaciskające się na sztyletach.
W pewnej chwili z białego, zawiesistego obłoku rzeczywiście zaczęła się wyłaniać ludzka
sylwetka. Do uszu księcia dotarł cichy szelest jedwabiu i odgłos stóp sunących po wilgotnej posadzce.
Nie minęła nawet chwila, a na piersi księcia spoczęła drobna kobieca dłoń. Bolesław czuł, jak
delikatne palce przesuwają się powoli po jego ciele, muskając każdy mięsień i każdą ze starych blizn.
Zamknął oczy. Wiedział, że przy kim jak przy kim, ale przy niej nic mu nie grozi.
– Bolku... – rozległ się cichy, aksamitny głos. Zdrobnienie brzmiało czule, ale też nie do końca
naturalnie. Używała go tylko, gdy miała absolutną pewność, że nikt ich nie słyszy. Późną nocą, kiedy
odwiedzał ją w sypialni lub gdy ona sama zakradała się do łaźni, wiedząc, że on przebywa w niej
w pojedynkę. Przy świadkach podobna poufałość była nie do pomyślenia. Nawet dla własnej małżonki
Bolesław pozostawał wodzem, władcą i jego książęcą mością.
Milczał, podczas gdy jej dłoń powoli wędrowała z klatki piersiowej na brzuch. Kluczyła
niepewnie, zatrzymując się dopiero na głębokiej szramie. Pamiątce po zranieniu, które Bolesław
otrzymał w zaciekłych walkach z Czechami.
– Mężu... czy myślisz czasem o synach Wszemysła? Ci biedni chłopcy...
1

Książę westchnął. Na to pytanie nie było dobrej odpowiedzi. Szukał słów, a tymczasem dłoń
władczyni zamarła w bezruchu. W wyczekiwaniu.
– Miałaś rację – rzucił wreszcie niemal z żalem w głosie. – Należało ich po prostu wychłostać.
Emnilda uklękła obok niego. Lewą dłonią musnęła policzek męża.
– Książę nigdy się nie myli – wyszeptała stanowczo. Bolesławowi przebiegło przez myśl, że karci
go za łatwość, z jaką przyznał się do błędu. Już niejednokrotnie okazywała dezaprobatę, gdy
rezygnował z własnego zdania tylko po to, by jej dogodzić. Prawa dłoń władczyni znów zaczęła
błądzić po jego ciele, zmierzając stopniowo niżej i niżej. Tym razem to jednak nie była reprymenda...
– Jeśli kazałeś ich poćwiartować, a resztki rzucić psom na pożarcie – ciągnęła dalej zmienionym
głosem. Teraz jej słowa brzmiały wręcz uwodzicielsko – to najwidoczniej na taki właśnie los
zasłużyli. Uciekli przecież z pola bitwy. Tchórze i zdrajcy. Twój gniew był słuszny.
Nie odpowiedział. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Emnilda wcale jednak nie domagała się reakcji.
Minuty mijały niepostrzeżenie, a oddech księcia stał nieco szybszy i głośniejszy.
– Bolku... – szepnęła władczyni, wstrzymując dłoń, prostując się, a po chwili wstając.
– Tak? – odpowiedział książę nieco roztargnionym tonem. Ona, jakby tego nie dostrzegając,
okrążyła pomieszczenie. Do uszu księcia znów dobiegł szelest materiału. Gdy sylwetka młodej,
pięknej Emnildy na nowo wyłoniła się z mgły, pasek, którym miała przewiązane szaty, leżał na ziemi,
a poły cienkiego, prześwitującego stroju spływały swobodnie z jej ramion, odsłaniając całe niemal
ciało.
– Czy nie cieszyłbyś się – ciągnęła władczyni – gdyby jakiś święty okazał swą łaskę... Gdyby
dostrzegł twój żal i przywrócił ich do życia?
– Nic nie byłoby dla mnie większym powodem do radości – odparł książę.
Emnilda uśmiechnęła się, po czym raz jeszcze, wolnym krokiem, obeszła pomieszczenie. Gdy
znów pojawiła się u jego boku, w dłoni trzymała rózgę, leżącą dotąd przy piecu w kącie łaźni.
– To byli piękni chłopcy – mówiła powoli, jakby w zamyśleniu. – Odwagi im brakowało, ale oni
szanowali cię jak własnego ojca. Wszystko by dla ciebie zrobili...
– Wiem – wyszeptał Bolesław.
– A gdyby okazało się, że oni jednak żyją? Że przez jakiś niezwykły zbieg okoliczności egzekucja
nie odbyła się?
Emnilda spoglądała mężowi głęboko w oczy, wypatrując śladów gniewu lub choćby
rozczarowania. Nie dostrzegła ich.
– Gdyby byli tutaj w tej chwili, zaraz za drzwiami...? – dopowiedziała ciszej. Nie usłyszała
żadnego protestu. Pochyliła się i podniosła pasek. Przewiązała nim szaty, poprawiła je, po czym
ruszyła do drzwi. Nie minęła minuta, a Bolesław znów usłyszał jej kroki. Tym razem nie była sama.
Szło za nią dwóch półnagich, przerażonych młodzieńców. Już chcieli rzucić się księciu do stóp
i wypluć z siebie żałosną litanię błagań. Władczyni natychmiast powstrzymała ich stanowczym
ruchem ręki. Podeszła do męża, musnęła go ustami w policzek i włożyła mu w dłoń rózgę.
– Ukarz ich. Ukarz ich tak bardzo, jak na to zasługują – powiedziała czule. Zanim cokolwiek
odparł, obróciła się na pięcie i raz jeszcze skierowała do drzwi. Nie zdążyła wyjść, a już dobiegły ją
odgłosy uderzeń i pojękiwania okładanych mężczyzn. Tym razem nie zamierzała wracać . 2
Zachłanny kopciuszek

Czas uciekał. Emnilda wiedziała, że kiedy tylko opuści mury kościoła, a następnie bramy
poznańskiego grodu, wszystkie mosty zostaną spalone. Jeśli chciała zmienić bieg wydarzeń – zapobiec
rozlewowi bratniej krwi i wojnie, której rezultat trudno było przewidzieć – musiała działać
natychmiast. Był koniec czerwca lub może początek lipca 992 roku . Wspólnie z mężem
3

i najważniejszymi dworzanami księżna znajdowała się w dopiero co zbudowanej katedrze biskupa


Ungera. To tutaj, pośrodku najbardziej okazałej świątyni państwa Piastów, miało spocząć ciało księcia
Mieszka . Trzy długie nawy, które nawet w największe święta trudno było wypełnić wiernymi, teraz
4

pękały w szwach. Każdy, kto coś w Polsce znaczył, przybył na to miejsce. Każdy też, kto mógł sobie
na to pozwolić, zabrał dworzan i zbrojną obstawę. Posępnym pieśniom pogrzebowym towarzyszył nie
mniej złowróżbny szczęk broni. Żałobnicy przyjechali opłakiwać wielkiego wodza, który zapewnił im
łupy, niewolników i sławę. Ten jeden powód nie wystarczyłby jednak do ściągnięcia całej wierchuszki
państwa w jedno miejsce. Byli tu, bo właśnie rozstrzygały się losy kraju. Pogrzebowi księcia
towarzyszyło wyniesienie na tron jego następców.
Niemal wszystkie oczy skierowane były na odzianą w biel (a więc tradycyjny, słowiański kolor
żałoby ) księżną Odę. Wdowa po władcy nie płakała, ani nie kuliła się po kątach. Stała przed
5

katafalkiem dumnie wyprostowana, majestatyczna. Na rękach miała najmłodszego syna. Obok stało
dwóch starszych dziedziców tronu . Nietrudno było zgadnąć, jakie są plany margrabianki. Była
6

Niemką, aspirowała więc do bardzo konkretnych wzorców. Cesarzowa Adelajda, małżonka


otoczonego powszechnym szacunkiem Ottona I, przeżyła męża o dwadzieścia sześć lat, a swojego
syna Ottona II o szesnaście. Teraz, w 992 roku, wciąż pełniła kluczową rolę w Rzeszy, rozstrzygając
o losach kraju i całego kontynentu. Wdowieństwo było dla wpływowych dam z krajów
chrześcijańskich naturalnym etapem życia i kariery. Dla nieco późniejszego okresu historycy
policzyli, że aż sześćdziesiąt dwa procent kobiet przeżywało swoich mężów. Statystycznie umierały
niemal dwadzieścia lat później od nich! 7
W relaksującej kąpieli Bolesław Chrobry dawał się przekonać do wszystkiego.
Choć rzecz jasna tylko swojej czarującej małżonce... Na ilustracji scena
z niemieckiego Kodeksu Manesse.
Universitätsbibliothek Heidelberg

Perspektywa dwóch dekad rządów macochy na pewno nie uśmiechała się najstarszemu synowi
Mieszka. Bolesław nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie wykrzesać z siebie jakiejkolwiek sympatii
do Ody. Po tym, jak poniżyła go przy użyciu darowizny dla papieża, darzył ją szczerą nienawiścią.
W przypadku Emnildy sytuacja nie była równie oczywista. Młoda księżna na pewno nie mówiła o tym
głośno, ale musiała sobie uświadamiać, że wszystko, co ma, zawdzięcza Odzie. To dzięki niej życie
Stodoranki potoczyło się niczym historia z bajki o Kopciuszku. Jednego dnia była nic nieznaczącą
córką równie niewiele znaczącego ojca. Ot, popychadłem i uchodźczynią, szczycącą się wyłącznie
pochodzeniem. To pochodzenie zresztą również było w najlepszym razie drugorzędne. Starczył kaprys
Ody, a wszystkie te mankamenty straciły znaczenie. Emnilda zamieszkała w pięknym pałacu,
poślubiła syna potężnego wodza i została władczynią państwa, którego granic nie potrafiła ogarnąć
myślą. Małopolska zajmowała wielokrotnie większą przestrzeń od ziem zamieszkiwanych przez
Stodoran nawet w czasach największej świetności jej przodków.
Emnilda dostała wszystko, o czym mogłaby marzyć. A jednak – nie była w pełni
usatysfakcjonowana. Zbyt dobrze znała Niemców, by myśleć, że Oda kiedykolwiek miała na uwadze
jej dobro i jej przyszłość. Jeśli żona Mieszka coś robiła, to wyłącznie dla własnej korzyści. Stodoranka
zamierzała postępować podobnie. W decydującym momencie nie powściągnęła gniewu swojego męża.
Rozpoczęły się przygotowania do wojny.
Kronikarz Thietmar donosił, że po śmierci Mieszka jego państwo zostało podzielone „między
kilku książąt” . Jedno wydaje się pewne: był to podział niekorzystny dla Bolesława . Otrzymał pewnie
8 9
jakieś ochłapy poza już zarządzaną Małopolską, ale trzon państwa pozostał w rękach jego braci
przyrodnich. A realnie – w posiadaniu Ody. Dwudziestopięcioletni książę nie zamierzał akceptować
takiego stanu rzeczy. Macocha natomiast ani myślała godzić się na jakąkolwiek niesubordynację.
W pierwszej chwili to ona stała na silniejszej pozycji. Obóz polityczny Ody okazał się jednak
kolosem na glinianych nogach. Władczyni zachowywała autentyczną siłę tylko tak długo, jak żył jej
mąż. W jej żyłach nie krążyła ani polska, ani nawet słowiańska krew, a to sprawiało, że wciąż budziła
nieufność i była bohaterką niezliczonych, niemal zawsze oszczerczych plotek. Kto wie, czy nie
rzucano pod jej adresem takich uwag, z jakimi musiały zmagać się kobiety pełniące regencję
w Czechach. Jeśli tak, to każdego dnia wysłuchiwała: „O krzywda mężom nie do zniesienia! Dziurawa
kobieta męskie rządy sprawuje zdradliwym umysłem!”. Jeszcze gorzej mówiono o niej, gdy zmuszona
przez bóle miesięczne pozostała na jeden dzień w łóżku, a i tak próbowała wykonywać swoje
obowiązki. „Wiemy zaiste, że kobieta, czy stojąc, czy zasiadając na tronie, niewiele ma rozumu. O ile
mniej ma go, gdy leży na poduszkach?! Zaprawdę, wtedy bardziej jest zdatna do przyjęcia męża niż do
dyktowania praw mężczyznom!” – rozpowiadali przeciwnicy księżnej, rozochoceni do działania jej
niedyspozycją .10

Stronnictwo Ody wykruszało się w zatrważającym tempie. Bolesław straszył, kusił i świecił
przykładem. Na jego stronę każdego dnia przechodzili wojownicy i wpływowi dworacy. Oda straciła
też swoją Wunderwaffe – najpotężniejszą broń, jaką mógł dysponować władca słowiańskiego kraju
w X wieku.
Do niedawna parasol ochronny roztaczała nad nią imperatorowa Teofano. Każdy, kto popierał żonę
Mieszka, wiedział, że w razie kłopotów cesarskie legiony przybędą jej z pomocą. Tak było jednak
tylko do 991 roku. Teofano niespodziewanie umarła, mając nie więcej niż trzydzieści sześć lat.
Zaledwie parę miesięcy po tym, jak informacja o jej zgonie dotarła do Poznania, w przedśmiertnej
malignie pogrążył się także książę Mieszko. Odzie zabrakło czasu, by wkupić się w łaski kolejnej
regentki: starej cesarzowej Adelajdy. Nie miała też szans na zbudowanie z nią równie silnej relacji,
jak z ambitną Greczynką. Wdowa po Ottonie I nienawidziła Teofano i wszystkiego, co się z nią
wiązało. Jej niechęć rozciągała się na cały dwór synowej, a także na jej zagraniczne sojuszniczki. Oda
od początku znajdowała się na cenzurowanym. Na niekorzyść księżnej działały również rodzinne
koneksje Adelajdy. Regentka była spowinowacona z Henrykiem Kłótnikiem i sojuszników szukała
raczej wśród Bawarów niż Sasów. Bliżej było jej też do Czechów niż do Piastów. Alians Ody
z dworem cesarskim trwał wprawdzie nadal, księżna nie mogła jednak oczekiwać, że cesarzowa choć
kiwnie palcem, by jej pomóc . 11

Coraz szersze kręgi elit opowiadały się za Bolesławem, widząc w nim sprawnego wodza
i gwaranta sukcesów zbrojnych. Oda czuła, że lada dzień nadejdzie nawałnica. Pospiesznie zaczęła
montować nowy sojusz. Gdy w lecie 992 roku, zaledwie parę tygodni po śmierci Mieszka, Niemcy
podjęli wyprawę na Lutyków, do udziału zaproszono także Bolesława. Ten odmówił, tłumacząc się
obawami przed wojną ze wschodnim sąsiadem – Rusią. Bardzo możliwe, że Rusinów do ataku na
Małopolskę namawiała właśnie Oda . Niewykluczone, że w zamian za wsparcie była nawet gotowa
12

zrzec się części państwa: na przykład zbudowanego przez Dobrawę i niezbyt drogiego jej własnemu
sercu Sandomierza. Waregowie na pewno nie ruszyliby za darmo na ziemie Bolesława. Podobne
obietnice należały natomiast do standardowego repertuaru w przypadku doraźnych paktów,
obliczonych na zmiażdżenie wroga w wojnie domowej . 13

Oda zrobiła chyba nawet więcej. Warto przyjrzeć się prośbie, jaką cesarski dwór wystosował do
Bolesława. Mówiąc krótko, śmierdziała ona na milę. Niemcy wiedzieli, że książę rządzi zaledwie
cząstką kraju. Orientowali się też, że w tej chwili ma on na głowie spór z macochą i dopiero
zadomawia się w nowych włościach. Jeśli mimo to domagali się od niego udziału w ekspedycji na
Połabie, to chyba ktoś ich do tego nakłonił. W przypadku podobnych wypraw za sznurki pociągali
przede wszystkim sascy dostojnicy i możnowładcy. Wśród nich natomiast Oda wciąż cieszyła się
sporym poważaniem.
Księżna była tak przebiegła i bezwzględna jak zawsze. Zbyt późno jednak zrozumiała, że ma do
czynienia z przynajmniej równie utalentowanym konkurentem. Bolesław nie dał się nabrać i nie
opuścił kraju w chwili największego napięcia. Jakby tego było mało, rozegrał sprawę tak delikatnie, że
nie zraził do siebie Niemców, a nawet zapunktował na cesarskim dworze. Zdołał też rozbić sojusz Ody
z Rusinami. Nie wiadomo nawet, czy wrogie wojska w ogóle przekroczyły granicę Polski . Teraz
14

nadeszła pora na jego ruch. Wdowa po Mieszku była przygotowana do odparcia ataku, znów jednak
nie doceniła przeciwnika. Nie rozumiała, że dla Bolesława nie istnieją żadne świętości i jest gotowy
uderzyć w jej najczulszy, najbardziej prywatny punkt. Nie dotarło też do niej, że książę dysponuje
potężną sojuszniczką: tak bardzo bagatelizowaną przez Odę Emnildą.
Margrabianka z zapałkami

Odzie brakowało respektu. Nie tylko wobec żony Bolesława, ale też całej jej rodziny i Stodoran
ogółem. Połabscy książęta i księżniczki to były dla niej pionki, które swobodnie rozstawiała na
szachownicy, tkwiąc w złudnym przekonaniu, że każdy pozostanie na miejscu, które mu wyznaczyła.
Jako córka wielkiego „słowianożercy” Teodoryka nie mogła chyba patrzeć na sprawę inaczej.
Niemieckie wychowanie uśpiło jej czujność. A wystarczyło przecież poduczyć się historii, by
wiedzieć, że każdy układ ze Stodoranami równa się igraniu z ogniem.
Krewni Emnildy od przynajmniej półwiecza z niezwykłym talentem manipulowali zarówno
Niemcami, jak i własnymi pobratymcami. Dla potęgi i majątku byli gotowi robić wszystko. Dziadek
władczyni, Tęgomir , nie miał żadnych oporów przed sprzymierzeniem się z krwiożerczym Geronem.
15

Panowie znali się, ponieważ Tęgomir przez całe dziesięć lat przebywał w niemieckiej niewoli.
Margrabia złożył mu propozycję nie do odrzucenia: wolność w zamian za bezapelacyjną wierność.
Tęgomir miał wrócić do kraju Stodoran i przejąć tron ojca, ale jako potajemny niemiecki agent, a nie
prawdziwie niezależny władca. Słowianin ochoczo wyraził zgodę. Przybył do Brenny i szybko został
wyniesiony do rangi wodza. Nie wszystko jednak poszło po jego myśli. Musiał podzielić się władzą ze
swoim bratankiem – człowiekiem, który najwidoczniej sprawował rządy w czasie, gdy on przebywał
w cesarskim areszcie. Dla Tęgomira to było wciąż zbyt mało.
Właśnie w tym czasie Geron dokonał swojej najgłośniejszej zbrodni, trując niczym szczury
trzydziestu słowiańskich przywódców. Wieść o mordzie ani nie obrzydziła, ani nie zaniepokoiła
Tęgomira. Wręcz przeciwnie. Jasno zasygnalizował, że jest gotów na każde skinienie margrabiego.
Parę miesięcy później z zimną krwią zabił swojego bratanka. Zachował się jak zwyczajny zbir do
wynajęcia. Mord został zlecony przez Niemców, a Tęgomir wziął za niego pieniądze. Teraz całe
plemię znajdowało się pod jego władzą. Jako jedyny wódz, cieszący się pełnym autorytetem, ogłosił,
że Stodoranie oddają się pod opiekę i zwierzchność cesarza Ottona I . 16

Zarówno on, jak i jego dwaj synowie – dzielący się władzą Przybysław i Dobromir – sprawnie
17

lawirowali pomiędzy Niemcami i Związkiem Lutyckim. Knuli przeciwko jednym i drugim, kreując
się zależnie od potrzeb na honorowych chrześcijańskich książąt lub hołdujących tradycji słowiańskich
wodzów. Emnildzie nie brakowało wzorców do naśladowania, również kobiecych. Bliską krewną
Tęgomira (może jego ciotką lub nawet siostrą?) była przecież czeska księżna Drahomira . 18

Bezwzględna i pozbawiona sumienia morderczyni, która dla władzy i majątku sprzątnęła własną
teściową, czyniąc z jej śmierci brutalny spektakl. Tak właśnie uprawiało się politykę wśród Stodoran.
I żona Bolesława okazała się godną spadkobierczynią swojej rodziny.
Historykom zdarzało się już porównywać pierwszych polskich książąt do gangsterów, a ich kraj –
do organizacji mafijnej . Analogii rzeczywiście nie brakuje. Brutalne ściąganie haraczy, groźby
19
rozboju, władza oparta na czystym strachu i wyzuty z moralności boss otoczony wiernymi adiutantami
na samym szczycie hierarchii. Są też jednak różnice. Jeśli Ojciec chrzestny może nas czegoś nauczyć
o świecie mafii, to na pewno tego, że nawet wśród najbardziej bezwzględnych bandziorów pewne
rzeczy uchodziły za bezguście. Wolno było mordować się nawzajem, ale rodzina przeciwnika – jego
dzieci, a już szczególnie kobiety – znajdowały się poza zasięgiem vendetty. Ta konkretna zasada nie
miała żadnego zastosowania w X wieku. Żona czy córka była równie dobrym celem, jak każdy inny.
Siostra też.

Kobieta na polskim tronie? Nie każdy był w stanie pogodzić się z nagłym
awansem Ody. A już na pewno nie jej pasierb. Na ilustracji scena z niemieckiego
Kodeksu Manesse.
Universitätsbibliothek Heidelberg

Sytuacja na Połabiu w latach dziewięćdziesiątych X wieku zmieniała się jak w kalejdoskopie.


W 991 roku Niemcy, z wydatną pomocą Mieszka, zajęli Brennę, przygotowując grunt pod odbudowę
chrześcijańskiego kraju Stodoran. Wystarczyło jednak, że cesarskie wojska wróciły do Saksonii,
a doszło do nowego zamachu stanu. Wyznaczony na komendanta grodu rycerz Kizon zdradził.
Przeszedł na stronę Lutyków, twierdząc, że mści się za krzywdy, które niegdyś wyrządził mu
margrabia Teodoryk . Jeśli nawiązywał do czynów człowieka leżącego w grobie od sześciu lat, to
20

najwidoczniej odczuwał uraz nie tyle do Teodoryka, co raczej do jego spadkobierczyni – Ody.
Potrzeba było długich miesięcy walk, by doprowadzić go do porządku. Wreszcie Kizon poddał się
władzy cesarza. Był rok 993. I chyba właśnie wtedy, w geście dobrej woli, komendant zaprosił do
Brenny jej prawowitego, słowiańskiego władcę: księcia Przybysława wraz z małżonką, margrabianką
Matyldą . 21

Po latach w roli malowanej księżnej siostra Ody wreszcie mogła poczuć się jak prawdziwa dama.
Sielanka nie trwała jednak długo. Kiedy tylko Kizon opuścił kraj Stodoran, wybierając się z wizytą na
dwór cesarski, doszło do kolejnego zamachu. Władzę w Brennie przejął słowiański wojownik Bolelut,
na nowo oddając gród we władanie Lutyków. Przybysław i Matylda znaleźli się w potrzasku. Księżnę
czekały całe miesiące udręki. Kronikarz Thietmar donosił, że żyła odtąd „w opłakanych warunkach”,
w których była zmuszona rodzić i wychowywać syna . Straciła wolność, a nawet prawo do duchowej
22

pociechy. Bolelut pilnował, by nie mogła się modlić, odprawiać postów ani obchodzić
chrześcijańskich świąt. Podsycał też jej niepewność: o własny los, los niemowlęcia, a tym bardziej
męża .
23

Z pozoru jej tragedia nie miała nic wspólnego z Odą, Bolesławem, Emnildą i całym kryzysem
sukcesyjnym w Polsce. Fakt, że dzisiaj odnosimy podobne wrażenie, tylko dowodzi niezwykłej
wprawy i dyskrecji, z jaką najstarszy syn Mieszka oraz jego żona rozgrywali decydującą partię
szachów. Oficjalnie w tej jednej, jedynej sprawie książę stał po tej samej stronie co macocha. Był
wiernym sojusznikiem Niemców w walce o Połabie. Solennie zapewniał, że o niczym nie marzy
bardziej niż o odbudowie Marchii Północnej Teodoryka. To była jednak wyłącznie cyniczna gra.
Restytucja stodorańskiej dynastii leżała w interesie Ody, ale nie jej pasierba. Walki nie toczyły się
o cały kraj Stodoran. Niemcy próbowali zająć tylko tę część, której obalonym władcą był Przybysław.
Na razie nikt nawet nie przebąkiwał o przywracaniu do władzy również ojca Emnildy, Dobromira . 24

Nawet po decydującym sukcesie w walkach, Bolesław zostałby z pustymi rękoma. Oda tymczasem
zdobyłaby nowego sojusznika w postaci swojego szwagra. Sprawy mogłyby się potoczyć nawet gorzej.
Nie dało się wykluczyć, że sukces na Połabiu odmieni nastroje w Polsce. Przywróci wiarę we wdowę
po Mieszku i sprawi, że jej stronnictwo na nowo wysunie się na prowadzenie. Bolesław nie mógł do
tego dopuścić. Historycy podejrzewają, że już w 992 roku robił wszystko, by storpedować walki ze
zbuntowanym Kizonem, uniemożliwiając powrót Matyldy do Brenny. Wysłał swój oddział na Połabie,
ale wcale nie po to, żeby walczył. Dowódcy mieli sprzeciwiać się każdej ofensywie, bitwie i próbie
szturmu. Jątrzyć i siać defetyzm . Nie udało się. Matylda zasiadła na stodorańskim tronie, a dla Ody
25

zaświtała iskierka nadziei. Teraz sprawy wzięła w swoje ręce Emnilda – i nie zamierzała się
patyczkować.
Sporo wskazuje na to, że Bolelut korzystał w swoich działaniach ze wsparcia silnego, choć
tkwiącego w cieniu partnera. Ktoś sfinansował jego bunt i zapewnił prowodyrowi azyl na wypadek
porażki. Ślady zdają się prowadzić na dwór w Krakowie . Emnilda wykorzystała wszystkie swoje
26

kontakty i koneksje na Połabiu, dążąc do zmiażdżenia Matyldy i Przybysława. Bolelut był, mówiąc
krótko, jej człowiekiem. I miał dwa jasno określone zadania. Po pierwsze, usunąć siostrę Ody. Po
drugie: zlikwidować stryja Emnildy. A zarazem konkurenta jej ojca do władzy.
Historia rozwijała się w zawrotnym tempie, niczym scenariusz filmu sensacyjnego. Ale do czasu.
W 994 roku wszystko niespodziewanie zahamowało. Nastały miesiące zastanawiającego letargu.
Zupełnie jakby Bolelut na coś czekał, nie wiedząc, jak należy postąpić. I może rzeczywiście czekał: na
instrukcje z Krakowa. Nie będzie chyba szaleństwem przypuszczenie, że Bolesław i Emnilda
przedstawili Odzie ultimatum. Życie jej siostry i szwagra w zamian za polski tron.
Wdowa po Mieszku grała na czas. Odmawiała jasnej odpowiedzi, usilnie szukając sposobu na
wyprowadzenie kontrofensywy. Już wcześniej próbowała zjednać sobie sojuszników na zachodzie i na
wschodzie. Teraz skierowała wzrok na północ. Można się domyślać, że właśnie w tych miesiącach
zaaranżowała ślub swojej córki Gunhildy z duńskim władcą, Swenem Widłobrodym. Taka geneza
małżeństwa pomaga zrozumieć, dlaczego rozpadło się ono już po kilku latach i dlaczego Bolesław
w żaden sposób nie zareagował na przegnanie swojej przyrodniej siostry. Nie było powodu się
oburzać. Przecież cały ten związek zasadzał się na próbie zagrodzenia mu drogi do tronu.
Próbie spóźnionej, bo Bolesław i Emnilda nie zamierzali czekać w nieskończoność. Minęło kilka
miesięcy, a decyzja Ody o bezwarunkowej kapitulacji nie nadchodziła. W grudniu 994 roku
cierpliwość młodej pary książęcej ostatecznie się wyczerpała. Bolelut otrzymał sygnał do działania.
Zaraz po Bożym Narodzeniu, 28 grudnia książę Przybysław został zamordowany. Biskup Thietmar
zanotował, że życie odebrało mu „dwóch braci bliźniaczych, Ugion i Uffikon” . Duet specjalistów od
27

mokrej roboty, zupełnie jak Tunna i Gommon żyjący niespełna stulecie wcześniej. Matyldę na razie
oszczędzono, sygnał był jednak jasny. Jeśli Oda nadal będzie kluczyć, także jej siostra skończy
w nieoznakowanym grobie.
Katarzyna Czylok jako Oda. Czy tak wyglądał ostatni dzień na ziemi Piastów
zmęczonej walką o władzę i drżącej o los siostry macochy Bolesława?
Fotografia wykonana przez Sylwestra Zalewskiego (Białogród – Osada Warowna z X w.,
www.bialogrod.pl); na fotografii Katarzyna Czylok jako Oda

To wszystko oczywiście tylko hipoteza, choć nie pozbawiona podstaw. Ze względną pewnością
można natomiast powiedzieć, że Oda rzeczywiście ugięła się wkrótce po śmierci Przybysława.
Wynika to z pewnej tajemniczej notatki, która wyszła w XVIII wieku spod pióra czeskiego zakonnika,
Galesiusa Dobnera. Był on historykiem badającym dokumenty i annały na zlecenie austriackiej
cesarzowej Marii Teresy. Wydawał też stare czeskie kroniki w swoim własnym krytycznym
opracowaniu. I właśnie w komentarzu do jednej z nich podał, że trafił na pewne anonimowe dzieło,
w którym zapisano: „995. Bolesław z braćmi rządził przez lata trzy, potem rządził sam”. Przez lata
wzmiankę tę bagatelizowano, uznając, że Dobner zwyczajnie zmyślał. Z najnowszych badań wynika
jednak, że zakonnik podchodził do przedstawianych faktów z wielką skrupulatnością i rzeczywiście
miał dostęp do bardzo starych źródeł traktujących o samych początkach czeskiej i polskiej
państwowości. Najwidoczniej dysponował też jakimś tajemniczym rocznikiem, który nie przetrwał do
naszych czasów .28

Teraz możemy tylko gdybać na temat tego, ile fascynujących informacji o Mieszku, Odzie czy
Bolesławie zaginęło wraz z tekstem, któremu Dobner nadał miano „krótkiej kroniki anonimowej”.
Przynajmniej jedno da się jednak stwierdzić. W 995 roku wdowa po pierwszym polskim księciu
opuściła wraz z synami granice kraju Piastów, bez prawa do powrotu. Została pokonana, wciąż jednak
wierzyła, że przegrała zaledwie bitwę, nie zaś całą wojnę. Nie mogła się bardziej mylić.
Zero absolutne

Odzie odebrano wszystko, co tylko miało dla niej znaczenie. Bolesław rozbił jej stronnictwo i wywarł
krwawą pomstę na każdym, kto nazbyt późno zrozumiał, że stoi po stronie przegranych. Z dwoma
konkretnymi stronnikami księżnej obszedł się wyjątkowo brutalnie. Informacja na ten temat dotarła aż
do uszu kronikarza Thietmara, ten natomiast uznał ją za na tyle ważną, że powtórzył nawet imiona
mężczyzn. Stwierdził, że niejaki Odylen oraz Przybywój zostali pojmani i oślepieni , zamiast ponieść
29

szybką i łaskawą śmierć.


Byli to bez wątpienia ludzie z bezpośredniego otoczenia księżnej. Być może wodzowie jej
drużyny, najwyżej postawieni urzędnicy lub naczelnicy grodów. Ci, którzy z poczucia lojalności bądź
ze zwykłej głupoty wytrwali u boku Ody do samego końca. Kto wie zresztą, czy nie byli to po prostu
jej przyjaciele. Jakkolwiek wyglądała prawda, po kraju już krążyły bezlitosne insynuacje, ochoczo
podsycane przez dwór nowego władcy. Ich charakteru można się domyślać na podstawie zarzutów,
które stawiano innym kobietom pełniącym regencję w X wieku. O Bercie, wdowie po margrabim
Toskanii, opowiadano, że nawet jako pięćdziesięciolatka zachowywała urok i fizyczne piękno. Nie
czyniło to z niej jednak prawdziwej damy. Kobieta wykorzystała swoją aparycję do uwiedzenia całego
tabunu wpływowych kochanków. Z pomocą tych mężczyzn, a także łapówek i spisków, utrzymywała
się u władzy, aż jej syn osiągnął pełnoletność. Także o babce Dobrawy, Drahomirze, opowiadano, że
w okresie, gdy rządziła Czechami, wdała się w romans z jednym ze swoich niezawodnych
egzekutorów: Tunną lub Gommonem. Albo też z obydwoma – naraz bądź naprzemiennie . 30

Podobnych historii było bez liku. Łatwo sobie wyobrazić, że w powszechnej świadomości również
Przybywój i Odylen byli przede wszystkim kochankami obalonej władczyni. Z kolei samo
wspomnienie ich imion momentalnie sprowadzało każdą dyskusję do rozmowy na temat wyuzdanych
orgii urządzanych przez Odę w poznańskim pałacu... Bolesław postarał się, by macocha straciła cały
31

szacunek, jakim cieszyła się u dotychczasowych poddanych. Odarł ją też z respektu, którym darzyli ją
Niemcy.
Moment przepędzenia Ody został wybrany z pełnym wyrachowaniem. Nowy książę wiedział, że
sojusz dwóch regentek – jego macochy i imperatorowej Adelajdy – to wydmuszka. Pakt ten nie był
jednak zupełnie pozbawiony znaczenia. Słysząc o banicji Ody, cesarzowa na pewno nie wysłałaby na
wschód wojsk, ale dla zachowania twarzy coś musiałaby zrobić. Nie obeszłoby się bez potrząsania
mieczykiem, czczych pogróżek i ogólnego ochłodzenia relacji. Bolesław wolał tego uniknąć.
Poczekał, aż stara i schorowana Adelajda odsunie się w cień. Stało się to w 994 roku, gdy regencja
dobiegła końca, a Otton III oficjalnie objął władzę jako pełnoletni mężczyzna. W Niemczech
zapanował chaos. Król był dorosły tylko w świetle prawa. W rzeczywistości, jako czternastolatek,
w ogóle nie nadawał się jeszcze do samodzielnego sprawowania rządów. Otaczał go szczelny kordon
klakierów i potakiwaczy, a o prawdziwą władzę za plecami króla bili się arcybiskupi i książęta
Rzeszy. Nawet wierny dynastii kronikarz Thietmar przyznał, że władca brutalnie odprawił babkę „ku
jej wielkiemu smutkowi” i że zrobił to, ponieważ „uległ namowom swawolnych młodzieńców” . 32

Właśnie w tych burzliwych miesiącach do bram cesarskich pałaców zaczęła kołatać zdesperowana
Oda. Dopiero co była jedną z rozgrywających na europejskiej scenie politycznej. Petenci płaszczyli się
u jej stóp, błagając o łaskę. Teraz sama stała się popychadłem bez znaczenia. W zmienionej
rzeczywistości uchodziła za piąte koło u wozu − element starego, przeżytego układu. Nigdzie nie
znajdywała wsparcia, a mało gdzie współczucie . Bolesław tymczasem nie próżnował.
33

Już w 996 roku osobiście pofatygował się na Połabie, by wziąć udział w cesarskiej wyprawie na
Lutyków. Wystarczyło kilka spędzonych wspólnie tygodni, a owinął sobie Ottona III wokół palca.
Rzutki, rubaszny trzydziestolatek, który nie daje sobie w kaszę dmuchać, zrobił niesamowite wrażenie
na chłopcu przez całą młodość zmuszanym do ukrywania się za matczyną (i babciną) suknią. Otton
łaknął niezależności i swobody. Polski książę był tymczasem ich uosobieniem. Bolesław po
mistrzowsku manipulował emocjami nastolatka, dzień po dniu odzierając Odę z ostatnich nadziei na
powrót do władzy. Dotąd mogła wierzyć, że kiedy cesarz nieco podrośnie, ona wkradnie się w jego
łaski i przypomni o przyjaźni łączącej Mieszka z Teofano, a także – z samym Ottonem. Teraz te plany
odeszły w niebyt. Całą sympatię i zaufanie, którymi nowy władca Niemiec darzył Piastów, Bolesław
przejął na własne potrzeby. To on był w oczach Ottona drugim Mieszkiem, a nie którykolwiek
z synów Ody.
Księżna nie miała już ani przyjaciół ani stronników. Został jej tylko papirus, na którym przed
paroma laty spisano uroczystą darowiznę dla papieża. To miała być jej ostateczna broń. Oda jednak,
ku własnemu zaskoczeniu, złapała się na tym, że nie wie, co począć z tym rekwizytem. Dokument
wywołujący wściekłość, a może nawet popłoch na dworze Bolesława w ciągu kilku krótkich lat stał się
nic niewartym świstkiem.
Otton III był młodzieńcem głęboko religijnym, o wyraźnych ciągotach do mistycyzmu. Był
zarazem skrajnym idealistą, a może wręcz naiwniakiem – wierzył w odbudowę prawdziwego
cesarstwa ze stolicą w Rzymie, a także w zgodną współpracę między dynastiami kontynentu. Chciał
przenosić góry, oglądać na własne oczy cuda i czynić rzeczy, o których jego poprzednikom nawet się
nie śniło . Przebiegły Bolesław do cna wyzyskał te, cokolwiek dziecinne (czy też po prostu dziecięce),
34

marzenia.
Prawdziwa rola Odylena i Przybywoja po dziś dzień pozostaje tajemnicą.
Bolesław na pewno jednak nie przegapił okazji, by przedstawić ich jako
kochanków wyuzdanej Niemki, niesłusznie zasiadającej na polskim tronie.
Archiwum autora/domena publiczna

Szybko sam zaczął się kreować na wielkiego zwolennika zjednoczonej Europy i człowieka wiary.
Aby zaimponować Ottonowi, przyjął w Polsce z wszelkimi honorami swojego dalekiego krewniaka –
Wojciecha Sławnikowica. Był on biskupem Pragi, który uciekł z ojczyzny po tym, jak czeski książę
wymordował całą niemal jego rodzinę w ramach głośnej „rzezi libickiej”. Bolesław okazał
Wojciechowi wielką gościnność, ale nie zaproponował mu w Polsce żadnej ciepłej posady. Przy
pierwszej okazji posłał go dalej na wschód ze straceńczą misją . Wojciech miał nawracać Prusów:
35

najbardziej dzikie i bezwzględne spośród plemion, z którymi graniczyła Polska. A zarazem


najbardziej zawzięte i wrogo nastawione do wszystkiego, co pochodziło z państwa Piastów. Bolesław
dopiero co zorganizował wyprawę zbrojną na Prusów. I siłą rzeczy każdy kolejny przybysz z zachodu
musiał się liczyć z tym, że zostanie powitany grotami włóczni, nie zaś chlebem i solą . 36

Trudno stwierdzić, czy Wojciech zdawał sobie sprawę ze skali wyzwania. Na pewno trzeźwej
oceny szans był w stanie dokonać polski władca. Wiedział, jakie nastroje panują w Prusach. Sprawą
oczywistą była też dla niego bariera językowa. Nikt nie musiał mu tłumaczyć, że Wojciech nie będzie
w stanie porozumieć się z Prusami, podczas gdy nawracanie jakichkolwiek Słowian nie nastręczałoby
mu żadnych trudności. Jeśli mimo to pokierował biskupa do Prusów, a nie na przykład do
Małopolski , na Mazowsze czy choćby na Pomorze, to musiał liczyć się z tym, że misjonarz nie
37

powróci. Może zresztą po cichu właśnie tego oczekiwał. Dalszy rozwój wypadków jasno pokazuje, że
porażka Wojciecha leżała w najlepszym interesie Bolesława. Bez najmniejszej zwłoki zaczął ciągnąć
profity z tragedii. Po pierwsze wykupił głowę misjonarza i to w sposób tak ostentacyjny, jak tylko się
dało. Prusowie nabili czerep Wojciecha na pal i wystawili na widok publiczny. Parę dni później jakiś
przypadkowy podróżnik ściągnął po kryjomu zmasakrowaną głowę i schował ją w podręcznej torbie,
po czym przybył do Gniezna z nadzieją zarobienia okrągłej sumki. Nie zawiódł się. Bolesław przyjął
go na audiencji i na oczach całego dworu osobiście wręczył mu sakwę srebra. Nawet autor jednego
z żywotów Wojciecha nie ukrywał, że władca uczynił to, ponieważ „był żądny pozyskać tak wielką
świętość”. Na tym nie koniec. Wprawdzie bezgłowe ciało Wojciecha zdążyło przeleżeć kilka dni
w rzece, a następnie zsiniały i napuchnięty korpus został niedbale zakopany w ziemi, by nie rozsiewał
smrodu, ale Bolesław i tak zapragnął go na swoje potrzeby. Wysłał do Prus... tych samych misjonarzy,
którzy parę tygodni wcześniej towarzyszyli Wojciechowi i z bliska obserwowali jego agonię. Teraz
mężczyźni wieźli ze sobą książęcą mamonę, nikt więc nie próbował ich mordować ze względu na
różnice religijne. Popularna opowieść o wykupieniu zwłok Wojciecha za ich wagę w złocie to
wprawdzie tylko bajka, wiadomo jednak, że poselstwo dysponowało „ogromnymi skarbami”.
Prusowie z chęcią przyjęli srebro i zgodzili się, by dwaj księża – brat Wojciecha, Radzim-Gaudenty
oraz niejaki Bogusza – rozkopali jego mogiłę. Do Polski wracali jako bohaterowie . 38

Mając zwłoki u siebie, książę zaczął w spektakularnym tempie tworzyć legendę nowego
męczennika i patrona chrześcijańskiej Europy. Radzim ochoczo mu w tym pomagał. Układ między
nimi był chyba prosty: czeski duchowny nie dopytywał, dlaczego Bolesław wysłał misjonarzy na
pewną śmierć. Władca w zamian nie drążył tematu tajemniczej ucieczki Radzima i Boguszy.
W efekcie po dziś dzień nie wiadomo, jak to się właściwie stało, że Wojciech zginął, a dwóm jego
towarzyszom nawet włos nie spadł z głowy.
Otton był oczarowany historią o niezwykłym misjonarzu, gotowym oddać życie za wiarę. Rzucił
wszystko i zdecydował się na podróż przez cały kontynent, aż do przygotowanego naprędce grobu
Wojciecha w Gnieźnie. Jemu chodziło bez wątpienia o przeżycie religijne. A przy okazji –
o egzotyczną wycieczkę na rubieże cywilizacji. Swoim włoskim współpracownikom cesarz chwalił
się, że zabrał ich tam, gdzie nawet starożytni Rzymianie, „podbiwszy cały okrąg ziemski, nigdy nie
postawili stopy” . Dla Bolesława inicjatywa, która przeszła do historii pod nazwą zjazdu
39

gnieźnieńskiego, miała o wiele bardziej przyziemny charakter. To był po prostu jeden wielki spektakl
propagandowy. I to spektakl realizowany tak samo jak każdy inny w polskiej historii. Nasi
budowlańcy nie zdążyli z drogami i torami na Euro 2012. Podobnie Bolesław nie zdążył z własnymi
inwestycjami na Euro 1000. Nie wiadomo, czy w Gnieźnie w roku tysięcznym w ogóle znajdował się
pałac z prawdziwego zdarzenia (do dzisiaj nie zachowały się żadne jego ślady) . Sporo do życzenia
40

pozostawiała też infrastruktura kościelna. Gród dysponował malutką rotundą, ale nie świątynią
pozwalającego gościć z pompą samego cesarza. Prawdopodobnie okazałą bazylikę zaczęto budować
niedługo po sprowadzeniu do Polski zwłok biskupa Wojciecha. Przedsięwzięcie rzecz jasna opóźniało
się i napotykało na coraz to nowe przeszkody. Udało się wystawić kaplicę grobową, ołtarz... i niewiele
więcej. Zdaniem archeologów w chwili przyjazdu Ottona resztę bazyliki zastępowała tymczasowa
drewniana buda . Przynajmniej z perspektywy niemieckiego władcy Polska Bolesława była niemalże
41

krajem z dykty.
Pomiędzy bajki należy włożyć także informacje o skali wyprawy. Otton wyruszył na wschód
z gronem najbliższych towarzyszy, a nie z całym, liczącym setki osób cesarskim dworem . To był
42

raczej odpowiednik weekendowego wypadu za granicę niż pełnoprawne poselstwo. Podobne szczegóły
w żadnym razie nie zepsuły jednak gnieźnieńskiego zjazdu. Niemiecki władca był zachwycony
eskapadą . Wszelkie niedogodności wzmagały u niego poczucie, że przeżywa wielką przygodę. Do
43

Niemiec wracał z uśmiechem i z cennymi pamiątkami. Dostał między innymi ramię odrąbane od ciała
świętego Wojciecha. I potrafił odwdzięczyć się z prawdziwie cesarskim rozmachem.

Wielki sukces propagandowy i... nawet większa prowizorka. Tak wyglądał zjazd
gnieźnieński, tutaj w XIX-wiecznym wyobrażeniu Ksawerego Pillatiego.
Archiwum autora/domena publiczna

Decyzją Ottona (mającego już w Rzymie „swojego” zaufanego papieża, przyklepującego wszelkie
pomysły władcy) Polska otrzymała własną prowincję kościelną – arcybiskupstwo w Gnieźnie i trzy
podlegające mu nowe biskupstwa. Sam Bolesław został ogłoszony „cesarskim bratem”, a imperator
z entuzjazmem otworzył mu drogę do starań o królewską koronę. Syn Mieszka otrzymał też replikę
świętej włóczni, stanowiącej jedną z najcenniejszych niemieckich relikwii. Co więcej, Otton zaprosił
go na swoją kolejną ekspedycję. Wspólnie wyruszyli do Akwizgranu, gdzie cesarz odkopał kryptę
Karola Wielkiego. Zszedł do niej razem z Bolesławem. On wyrwał sobie na pamiątkę ząb imperatora
Franków. Polski książę dostał... cały złoty tron, na którym zasiadał trup wybitnego władcy . 44

Dla cesarza ząb imperatora. Dla księcia Bolesława – jego złoty tron. Otton III
i Bolesław Chrobry wspólnie splądrowali grobowiec Karola Wielkiego.
Archiwum autora/domena publiczna

Wieści o tych cudach bez wątpienia docierały do uszu Ody. I chyba mogła na nie zareagować tylko
w jeden sposób. Wybuchając bezsilnym płaczem. Księżna poświęciła całą karierę, by uczynić
z Mieszka margrabiego i zapewnić mu renomę wiernego sojusznika cesarza. Wypruwała sobie żyły,
ale przynajmniej czuła, że osiąga rzeczy, o których całe pokolenia później ludzie będą rozprawiać
z niedowierzaniem. Gdy Mieszko umarł, zadbała nawet o upamiętnienie go w nekrologach jednego
z najważniejszych niemieckich klasztorów jako „Słowianina, ale jednak komesa” . Teraz to wszystko
45

zginęło w cieniu wielkich sukcesów Bolesława. Po tym, co on osiągnął w Gnieźnie w roku


tysięcznym, rezultaty jej życiowej pracy prezentowały się po prostu śmiesznie. A miało być już tylko
gorzej.
Księżna, która zniknęła

Jako pierwszy zaczął znikać Unger. Nie wiadomo, jak biskup przyjął zmianę na szczytach władzy. Być
może okazał się cynicznym oportunistą i bez mrugnięcia okiem poprzysiągł wierność nowemu
księciu. Pole manewru na pewno miał ograniczone, bo odkąd umarła cesarzowa Teofano, nie
dysponował już planem B. Odwołano go z funkcji opata Memleben i poza tronem biskupim w Polsce
nie miał niczego . Na współczucie i zrozumienie ze strony Bolesława nie mógł jednak liczyć. Książę
46

zbyt dobrze pamiętał, kto pomógł Odzie sporządzić darowiznę dla papieża i kto wspierał ją we
wszystkich knowaniach.
Biskup miał znajomości na cesarskim dworze, zdołał więc uratować głowę . Ale nic poza tym.
47

Cieszył się teraz statusem niższym od szeregowego kapelana. Zaproszenia na uczty i państwowe
narady przestały docierać pod jego adres. Strażnicy spoglądali na niego spode łba, ilekroć próbował
przekroczyć próg książęcego pałacu. A Bolesław zwyczajnie odmawiał mu audiencji. Unger stracił
nawet wpływ na sprawy Kościoła. Władca całą swoją działalność religijną, jak na złość, przeniósł do
Gniezna. W efekcie dopiero co otwarta i lśniąca nowością katedra biskupia w Poznaniu zupełnie
opustoszała.
To do Gniezna Bolesław ściągnął ciało Wojciecha i właśnie tam zaprosił Ottona III. Odległość
i przepych przemawiały wprawdzie za Poznaniem, książę nie chciał jednak pozwolić, by Unger
zawłaszczył jego święto. Zaufanego biskupa Ody zaproszono wprawdzie na zjazd, ale tylko po to, by
mógł z bliska obserwować własny upadek. Władca zaaranżował rzecz po mistrzowsku. Miał po swojej
stronie zarówno cesarza, papieża, jak i hierarchów Kościoła Rzeszy. Unger mógł się szamotać,
protestować, a nawet – najzwyczajniej w świecie mieć rację . To wszystko było bez znaczenia.
48

W przededniu zjazdu był zwierzchnikiem całego polskiego Kościoła. Trzy doby później tę rolę przejął
brat zamordowanego Wojciecha, awansowany na arcybiskupa Radzim-Gaudenty. Ungerowi
pozostawiono ochłapy. Jego nowe biskupstwo poza Poznaniem obejmowało przede wszystkim
dziewicze lasy oraz bagna pokrywające polsko-lutyckie pogranicze. Jedno wielkie nic . 49

Nienawiść, jaką książę darzył biskupa, łatwo zrozumieć. Gniew Bolesława sięgał jednak znacznie
dalej. Po Ungerze przyszła kolej na Mieszka. Nawet własnemu, leżącemu w grobie ojcu władca nie był
skłonny wybaczyć tego, że w ostatnich miesiącach życia opowiedział się po stronie Ody. Teraz
z rozmysłem przypisywał sobie jego sukcesy i robił wszystko, by wykoślawić prawdę o życiu
Mieszka. Efekty widać po dziś dzień. Bolesław Chrobry jest gwiazdą polskiej historii. Według jego
miary ocenia się wszystkich kolejnych władców. Rzekomo zapoczątkował złoty wiek i odnosił
największe w naszych dziejach triumfy. Tymczasem jego ojciec – który rzeczywiście zbudował Polskę
i podjął decyzję o włączeniu jej w ramy chrześcijańskiej Europy – to postać niemal marginalna.
Gdyby Bolesławowi powiodło się w stu procentach, o Mieszku wiedzielibyśmy nawet mniej. Jawiłby
się jako jeden z pogańskich barbarzyńców, sprawujących rządy, zanim Piastowie w ogóle przyjęli
chrzest.
Właśnie takiego Mieszka można spotkać na kartach legendy o życiu świętego Wojciecha. Spisał ją
około 1004 roku Brunon z Kwerfurtu. Wielki przyjaciel Bolesława Chrobrego, człowiek dobrze
znający polski dwór, a w kolejnych latach wręcz nieoficjalny ambasador Piastów . W jego tekście
50

Mieszko – i to Mieszko z późnych lat swojego życia! – to wódz „dręczący chrześcijan” i narzędzie
w ręku szatana. Dopiero Bolesław jest przedstawiany jako władca głęboko wierzący czy wręcz
wybraniec Boga. Piszący paręnaście lat później Ademar z Chabenne posunął się nawet dalej. Jasno
stwierdził, że chrześcijaństwo przybyło do Polski dopiero z Wojciechem i że to ten święty ochrzcił
Bolesława.
Podobnych tekstów zachowało się więcej. Jak na warunki wczesnego średniowiecza: wręcz
niesamowicie dużo. Znany jest list, w którym księżna lotaryńska Matylda nazywa Bolesława
„źródłem” polskiego chrześcijaństwa. Nawet w epitafium umieszczonym na nagrobku Chrobrego
podano, że... urodził się on „z ojca poganina”. Zupełnie jakby Mieszko wcale nie ochrzcił się w 966
roku. Najwidoczniej na polskim dworze propagowano dokładnie taką wersję historii . 51

Za propagandą szły też czyny. Z najnowszych badań archeologów jasno wynika, że Mieszko
tolerował swobodę religijną swoich poddanych. Po 966 roku nie widać żadnych gwałtownych zmian
w sposobie grzebania zmarłych. Zwłoki wciąż są palone na stosach, a jeśli nawet wkłada się je do
grobów, to wraz z różnymi przedmiotami i w sposób przywodzący na myśl tradycyjne kulty.
W Chrystusa najwidoczniej wierzy tylko najbliższe otoczenie księcia. Zacznie się to zmieniać dopiero
za panowania Bolesława . I nic dziwnego. W najlepszym interesie księcia leżało pokazywanie, że jego
52

ojciec dopuścił się wielkiej mistyfikacji. Ofiarowując swoje państwo papieżowi, świadomie skłamał.
Rzym miał otrzymać nowe chrześcijańskie imperium, a tymczasem – donacja dotyczyła kraju
opanowanego przez wyzutych z moralności bałwochwalców!
Bolesław już nie musiał się wstydzić, że pominięto go w tekście darowizny. Obrastał w piórka,
rozpowiadając, że w przeciwieństwie do braci przyrodnich nie wziął udziału w krzywoprzysięstwie.
Teraz tylko należało naprawdę zabrać się do nawracania poddanych, a przynajmniej stworzyć
widowiskowe pozory takiej akcji. Rozkochany w spektaklach Bolesław postawił na opcję numer dwa.
Wiemy o tym dzięki relacji Thietmara. Biskup Merseburga szczerze nienawidził polskiego księcia
i korzystał z każdej okazji, by go szkalować. Tylko jeden raz wyrwała mu się pochwała pod adresem
Bolesława. Z podziwem pisał, że choć Polacy „wymagają pilnowania na podobieństwa bydła i bata na
podobieństwo upartego osła”, to przynajmniej władca nie pozwala sobie względem nich na żadną
wyrozumiałość. Cudzołożników każe przybijać gwoździami za mosznę do mostów. Z kolei ludziom,
którzy łamią nakazane Prawem Bożym posty, bez wahania wybija zęby . 53

Ewangelizacja po Bolesławowemu musiała się spotkać z oporem poddanych przyzwyczajonych do


zupełnej swobody wyznania. Krwawych ofiar chrystianizacji przybywało z każdym dniem.
Rykoszetem oberwała nawet... matka samego księcia. A przynajmniej jej wizerunek. Dobrawa
w pierwszych latach po przyjeździe do Wielkopolski otwarcie łamała posty. Jej syn był natomiast –
przynajmniej w oczach Kościoła – niemalże owocem cudzołóstwa . Gdyby Dobrawie przyszło żyć pod
54

panowaniem pierworodnego, to też powinna stracić zęby za swoje grzechy. A może nawet stracić
znacznie więcej, bo Thietmar wspominał również o dawnej tradycji wycinania łechtaczek nierządnym
kobietom .55

Mieszko został poniżony i ośmieszony. W najstarszych polskich rocznikach nie zapisano nawet
informacji o jego śmierci – data znana jest tylko dzięki Thietmarowi i niemieckim nekrologom . 56

Bolesław nie unicestwił jednak ojca do szczętu. Co innego macochę. Z nią również mógłby mieć
używanie. Mniszka, która sprzeniewierzyła się Chrystusowi, by objąć władzę nad pogańskim krajem?
Taka linia propagandy miała niewątpliwy urok. Bolesław wybrał jednak inny, o wiele bardziej
bezwzględny scenariusz działania. Sprawił, że Oda zniknęła całkowicie. Informacje o jej życiu zostały
wyplenione z roczników, dokumentów, legend, a nawet z ustnej tradycji . Nie przetrwały wieści
57

o żadnych zbudowanych przez nią kościołach, o jej pobożnych darowiznach ani działalności
charytatywnej. Wymazano wiedzę o jej przybyciu do Polski i banicji. Ogółem o wszystkim. W efekcie
Ody nie znał żaden z polskich dziejopisarzy. O jej istnieniu nie wiedzieli ani Gall Anonim, ani
Wincenty Kadłubek, ani nawet Jan Długosz. Z perspektywy kolejnych kilkudziesięciu pokoleń
Polaków Mieszko miał tylko jedną żonę: Dobrawę.
Thietmar, który przechował informacje o Odzie w niemieckiej pamięci, stwierdził, że Bolesław
pozbył się macochy i braci „z lisią chytrością”. Przy okazji miał „podeptać wszelkie prawo oraz
sprawiedliwość” . I pewnie tak było w istocie. Na tym, w oczach kronikarza, kończyła się burzliwa
58

historia margrabianki. Oznaczałoby to, że Oda – ta wszechpotężna matrona, która rozstawiała Mieszka
po kątach i przez trzy lata zastawiała Bolesławowi drogę do tronu – schowała głowę w piasek. Ledwie
przekroczyła granice Niemiec, a już skapitulowała. Bardzo trudno uwierzyć, że postać tego formatu
zupełnie zrezygnowała z walki o przyszłość i o synów. Może zresztą wcale nie zrezygnowała.
Sto sztyletów Ody

W 1002 roku najstarszy syn Ody, Mieszko, skończył siedemnaście lat . Był już dorosłym mężczyzną,
59

gotowym wziąć na siebie obowiązki wodza, a nawet władcy. W tym jednym, konkretnym roku miał na
to realne szanse. Jeśli je utracił, to tylko dzięki trzeźwemu umysłowi pewnego niemieckiego
możnowładcy.
Był sierpień i polski książę Bolesław przebywał w Merseburgu. Niedawno zupełnie
niespodziewanie umarł cesarz Otton III. Miał niespełna dwadzieścia dwa lata. Nie miał natomiast ani
żony, ani dzieci. Jak zwykle w takich przypadkach doszło do politycznej zawieruchy i wojny
domowej. Dopiero po paru miesiącach na niemieckim tronie rozsiadł się książę bawarski Henryk –
syn aż nazbyt dobrze znanego Piastom awanturnika i tchórza, Henryka Kłótnika. Nowy król nie był
idealistą ani naiwniakiem. W niczym nie przypominał Ottona III. Swojego ojca zresztą też. Uprawiał
Realpolitik w najczystszej postaci, a księcia Bolesława darzył głęboką niechęcią . Mimo to spotkał się
60

z nim w Merseburgu, próbując korzystnie ułożyć stosunki ze wschodnim sąsiadem. Polski władca
opuścił zjazd z bogatymi darami i uśmiechem na twarzy. Ten ostatni zaraz jednak zniknął, ustępując
miejsca grymasowi zaskoczenia. A może nawet strachu.
Bolesław podróżował z niewielkim orszakiem. Nie wypadało jeździć na negocjacje z prawdziwą
armią, a zresztą w granicach Niemiec bezpieczeństwo gwarantował mu gospodarz, czyli król Henryk
II. Z pozoru nie było żadnych powodów do obaw. Kawalkada zmierzała właśnie do bram grodu,
wojownicy byli radośni i rozluźnieni. Niespodziewanie i to niemal w sąsiedztwie pałacu drogę
zagrodziła im grupa uzbrojonych po zęby mężczyzn. To nie byli wartownicy ani żołnierze króla. Było
ich jednak całe mrowie i bez słowa rzucili się do ataku. Nim Bolesław się spostrzegł, rozpoczęła się
rzeź. Trupem legło wielu żołnierzy towarzyszących Piastowi. On sam pospiesznie oszacował szanse
i rzucił się do ucieczki. Uratował skórę dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu. Odprowadzał go dobrze
znający Merseburg Bawar, Henryk ze Schweinfurtu. W chwili zagrożenia momentalnie wskazał drogę
do innej bramy, którą bez ceregieli wyważono. Książę był bezpieczny . 61
Bolesław udowodnił, że jest zdolnym i skutecznym wodzem. Jego zwycięstwa
przysparzały mu tyluż przyjaciół, co i wrogów. Kto jednak tak naprawdę stał za
sukcesami słynnego władcy?
Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie: (obraz Michała Byliny Drużyna)

Sprawców zamachu na jego życie nigdy nie wykryto. Wśród historyków przeważa pogląd, że atak
został zlecony przez króla Henryka . Takie wytłumaczenie budzi jednak wątpliwości. Nowy niemiecki
62

władca nigdy nie obawiał się kontrowersyjnych i ryzykownych decyzji. Miał jednak głowę na karku.
Organizując zamach w samym Merseburgu, musiał liczył się z tym, że oskarżenie padnie właśnie na
niego. W interesie króla już prędzej leżał atak na samotnym leśnym trakcie, który łatwo dałoby się
zrzucić na pogańskich Słowian. Albo i nie leżał, bo na dobrą sprawę w 1002 roku nie było powodów,
by zabijać Bolesława. Polski władca był dla króla Henryka pewnym utrapieniem. Ale na pewno nie
śmiertelnym wrogiem, którego trzeba za wszelką cenę zlikwidować. Jeszcze nie teraz . 63

Istnieje alternatywne wytłumaczenie. Jeśli zamach zleciła zupełnie inna osoba, to Merseburg
wręcz powinien nasuwać jej się jako idealna lokalizacja. I to właśnie dlatego, że w tym miejscu
głównym podejrzanym musiał zostać król. Stara rzymska sentencja mówi: winny jest ten, kto odniósł
korzyść. Tymczasem nietrudno wskazać, kto najwięcej zyskałby na przedwczesnym zgonie Bolesława.
O jego śmierci marzyli przede wszystkim Oda i jej synowie. Bolesław miał wprawdzie własnych
potomków, ale jego zejście ze sceny pozwoliłoby na nowo rozpętać wojnę o władzę. Tym razem Oda
miałaby przeciw sobie tylko młodą wdowę i dwunastoletniego młokosa, Mieszka Lamberta. Bez
wątpienia wierzyła, że takiej walki nie dałoby się przegrać . 64

Nie miała okazji się o tym przekonać. Zamachowcy zawiedli, a o kolejnych próbach szarpnięcia
się na życie Bolesława nic nie słychać. Jeśli ktoś rozwikłał tajemnicę ataku, to chyba tylko
dysponujący siatką szpiegów i donosicieli król Henryk II. Posunięcia Ody na pewno nie napawały go
radością, bo przecież ucierpiała przede wszystkim jego własna reputacja. Rozczarowanie i nieufność
władcy względem córki Teodoryka tłumaczyłyby, dlaczego na zawsze skreślił jej osobę z repertuaru
swoich politycznych środków. Nie wykorzystywał margrabianki w konfliktach z Bolesławem i nie
próbował niczego ugrać na jej nieszczęściu. Rola dziejowa księżnej wyczerpała się .65
Prywatny cesarz Emnildy

Pogrążona w tępym żalu Oda roztrząsała swoje błędy i niedociągnięcia. Nie mogła pogodzić się
z porażką, bo zbyt dobrze wiedziała, że to ona sama do niej doprowadziła. Popełniła cały szereg
błędów, ale to jeden konkretny dzień w 988 roku przesądził o jej losie. Za wszelką cenę chciała o nim
zapomnieć. Spychała jego obraz na margines swojej świadomości, on jednak wciąż tam tkwił.
I przypominał o sobie, ilekroć trudne życie na wygnaniu budziło nostalgię za lepszymi czasami.
Chcąc nie chcąc, Oda powracała do dnia, gdy Bolesław wziął ślub z Emnildą . Wspominała ze
66

złością, jak niczego nieświadoma i przepełniona dumą przyglądała się beztroskiej zabawie. Przepijała
z uśmiechem do panny młodej i do zacnych gości, którzy byli uprzejmi odeskortować dziewczynę do
Poznania: do jej siostry i szwagra . Wtedy nawet przez myśl jej nie przeszło, że ta trójka ukręci na nią
67

bicz...
Nowa małżonka Bolesława nie była jedynaczką. Tylko w ten sposób można przekonująco
wytłumaczyć zagadkę niemieckiego możnowładcy Guncelina. Człowieka, którego kronikarz Thietmar
uporczywie określał mianem „brata” Bolesława Chrobrego. Dawniej twierdzono, że Guncelin był
synem Dobrawy z jej pierwszego, zapomnianego małżeństwa. Ta wywrotowa hipoteza odeszła do
lamusa. I dobrze, bo wyjaśnienie okazuje się o wiele prostsze. Braćmi we wczesnym średniowieczu
często nazywano bliskich krewniaków i powinowatych, a już szczególnie – szwagrów. Tak było
również w przypadku Bolesława i Guncelina. Kronikarz miał ich za braci, ponieważ obaj poślubili
córki stodorańskiego księcia Dobromira. Bolesław Emnildę, Guncelin natomiast – jej nieznaną
z imienia siostrę .
68

Oda rzecz jasna orientowała się, kim jest szwagier Emnildy. Wiedziała też, że sprowadzając
pasierbowi taką żonę, otwiera mu furtkę do kontaktów z saskimi nobilami. Nic sobie z tego jednak nie
robiła. Jak zwykle nadęta i pewna siebie, nie wierzyła w skuteczne pośrednictwo Słowianki ani we
wpływy Guncelina. Ten ostatni nie pełnił przecież w Niemczech żadnej zaszczytnej funkcji. Cała jego
pozycja zasadzała się na tym, że miał brata, Ekkeharda, margrabiego Miśni. Ten ostatni dopiero co
został mianowany zwierzchnikiem marchii, a jego pozycja była chwiejna, żeby nie powiedzieć:
wątpliwa . Szkoda było zaprzątać sobie głowę takimi, pożal się Boże, „koneksjami”.
69

Emnilda miała zupełnie inne zdanie. W przeciwieństwie do Ody unikała unoszenia się dumą.
Nigdy przecież nie wiadomo, jakie narzędzia i kontakty przydadzą się człowiekowi w przyszłości.
Z taką właśnie myślą już w trakcie uczty weselnej przedstawiła Guncelina Bolesławowi. Uścisk dłoni
dwóch mężczyzn stał się wstępem do wielkiej przyjaźni . A także do wielkiego, ciągnącego się przez
70

prawie dwie dekady konfliktu zbrojnego, w którym miały zginąć dziesiątki tysięcy mężczyzn, kobiet
i dzieci.
Współpraca z Guncelinem szybko przerodziła się w alians z całym jego rodem. Margrabia
Ekkehard poszedł śladem brata i uznał Bolesława za swojego partnera oraz sojusznika. A był to
człowiek z roku na rok rosnący w siłę. Dzięki łasce Ottona III przejął władzę nad niemal całym
polsko-niemieckim pograniczem. W jego rękach znalazła się Miśnia, ale też Merseburg i Żytyce.
W oczach niemieckiego możnowładztwa uchodził niemal za wicekróla i dysponował potęgą, o której
świętej pamięci Teodoryk mógł tylko marzyć.
Oda raz jeszcze została ograna przez swoją synową. Emnilda pojmała jej siostrę i zmusiła księżną
do ucieczki z Polski. Teraz zagrodziła jej drogę powrotną i to w sensie zupełnie dosłownym. Nawet
gdyby w Niemczech znalazły się siły skłonne bronić interesów Ody, to na szlaku stały im twierdze
Ekkeharda. To był polityczny majstersztyk. Na dodatek Emnilda osiągnęła wszystko w całkowitej
tajemnicy. Chyba do samego końca jej konkurentka do władzy nie rozumiała, że ma przeciwko sobie
cyniczną do szpiku kości Słowiankę. A nie tylko kipiącego nienawiścią pasierba.
Na tym rola rodzinnych powiązań Emnildy się nie kończyła. Wpływy i majątek Ekkeharda
pęczniały, a wraz z nimi puchło też ego marchiona. Kiedy w 1002 roku niespodziewanie zmarł cesarz
Otton III, władca Miśni ogłosił się księciem Turyngów. A następnie – zgłosił pretensje do
niemieckiego tronu. Miał prawdziwą armię zwolenników i przynajmniej przez chwilę wydawało się,
że to on jest murowanym kandydatem na kolejnego cesarza. Gdyby zdołał doprowadzić do swojej
koronacji, zupełnie zmieniłby losy Niemiec. A zarazem losy Emnildy . 71
Manipulowanie młodym marzycielem, Ottonem III, okazało się dla polskiej pary
książęcej dziecinnie prostym zadaniem. Emnilda marzyła o tym, by także kolejny
cesarz był podatny na jej podszepty.
Archiwum autora/domena publiczna

Niepozorna i niedoceniana Słowianka stałaby się powinowatą samego imperatora. Za


pośrednictwem Guncelina mogłaby wpływać nie tylko na przyszłość Polski, ale też na decyzje
najpotężniejszego człowieka na świecie. To pozwoliłoby jej śnić właściwie o wszystkim. I na koniec
tylko sny jej z tego pozostały. Ekkehard miał wszelkie zadatki na króla, ale zabrakło mu ostrożności.
Pod koniec kwietnia doszły go słuchy, że grupa porywczych grafów szykuje zamach na jego życie.
Mimo to nie zmienił planów podróży ani miejsca noclegu. Najwidoczniej czuł, że jako książę
i kandydat na króla jest nietykalny. Wcale nie był. Napastnicy uderzyli na jego rezydencję w środku
nocy, z marszu mordując dwóch ochroniarzy Ekkeharda. Odgłosy walki obudziły mężczyznę, ale
w egipskich ciemnościach nie potrafił dostrzec, co się dzieje. Wzywał na pomoc gospodarzy, służbę
i miejscową straż – nikt jednak nie reagował. Nawet jego właśni ludzie chowali się tchórzliwie po
kątach, czekając na dalszy rozwój wypadków. Zdesperowany margrabia rozpalił wreszcie w kominku
własnym ubraniem. Nie tylko mu to nie pomogło, ale jeszcze ułatwiło atak zamachowcom. W kilku
wparowali do komnaty i otoczyli półnagiego, ale uzbrojonego kandydata na władcę. Ten bronił się
przez chwilę, walka z góry była jednak przegrana. Jeden z napastników zaszedł go od tyłu i zmiażdżył
mu kark uderzeniem włóczni. Inny bez szczególnego powodu odrąbał mu głowę. Ciało nie tylko
zostało pohańbione, ale też obrabowane. Zamachowcy odjechali obładowani skarbami i roześmiani.
Nikt nie stanął im na drodze i nikt nie próbował mścić śmierci Ekkeharda.
Był 30 kwietnia 1002 roku i na dobrą sprawę na placu boju pozostał już tylko jeden pretendent do
tronu – bawarski książę Henryk. Dwa tygodnie później był on już królem, Henrykiem II . Emnilda
72

natomiast znalazła się w zupełnie nowym położeniu. W sytuacji, gdy brutalny los pozbawił ją
przychylnego i otwartego na jej podszepty cesarza, musiała sama zakasać rękawy.
Polska Helena Trojańska

O antycznej Helenie mówiono, że miała twarz, która posłała na wojnę tysiące okrętów. W odniesieniu
do żony Bolesława Chrobrego można by chyba wypowiedzieć podobne zdanie. Nikt wprawdzie nie
opisał wyglądu księżnej, wiadomo jednak, że była kobietą niezwykle zalotną i wprawną w sztuce
manipulacji. Taką, która zawsze stawia na swoim.
Kronikarz Gall Anonim nie znał imienia Emnildy, był jednak szczerze zafascynowany jej postacią.
Cały rozdział swojego dzieła poświęcił „cnocie i dobroci żony sławnego Bolesława” . Z tekstu
73

wyłania się sylwetka bezkompromisowej polityczki, która nie bała się sięgać po najbardziej intymne
środki, by osiągnąć swoje cele. Była podobno „mądra i roztropna”, przede wszystkim zaś – była
cwana . Brała udział w ucztach u boku męża, utrzymywała bliskie kontakty z najwyżej postawionymi
74

dostojnikami i miała wpływ na ich żony. Przykłady z innych krajów, ale też z kolejnych wieków
polskiej historii każą wierzyć, że Emnilda bez trudu uczyniła z tych ostatnich wykonawczynie swojej
woli. Może nawet dysponowała własnym „miłosnym legionem”. Armią pięknych młodych kobiet,
których rolą było uwodzenie wpływowych możnowładców i kaptowanie ich do obozu władczyni. Taki
korpus ponętnych dwórek stworzyła rządząca Rzeczpospolitą w XVII wieku Ludwika Maria
Gonzaga . Emnilda mogła tego dokonać nawet z większą łatwością. Żyła przecież w czasach
75

nieznających sztywnych konwenansów i w kraju, w którym rozwiązłość i poligamia należały wręcz do


lokalnych tradycji.
To ona zarządzała całym dworem i właśnie przed nią płaszczyli się dostojnicy, którym zdarzyło
się narazić władcy. Księżna natomiast – jako pierwsza, a często jedyna instancja wymiaru
sprawiedliwości – „karciła ich na przemian słowami surowymi i łagodnymi”. Nikomu nie trzeba było
tłumaczyć, że przychylność Emnildy jest na wagę złota. Gall Anonim opowiadał, że „czcigodna”
władczyni „głaskała pieszczotliwie ręką zacną pierś” małżonka, kojąc w ten sposób gniew księcia
i wpływając na jego decyzje. Także te najważniejsze, bo z tekstu kroniki jasno wynika, że Emnildę
dopuszczano do „tajnych narad w sprawach państwa”.
Ludzie szanowali ją, ale też panicznie się jej bali. Emnilda była panią ich życia i śmierci. Potrafiła
zniszczyć każdego, kto wszedł jej w drogę. Z drugiej strony, była też władna powstrzymać męża przed
wydaniem wyroku śmierci, a nawet zapobiec wykonaniu już postanowionej egzekucji. Za wiedzą
Bolesława lub w tajemnicy przed nim. Kronikarzowi znane były przypadki, gdy władczyni ukrywała
ludzi skazanych na śmierć i dopiero po czasie zdradzała księciu prawdę o ich losie. Jeśli było trzeba –
padała mężowi do nóg, błagając o litość. Wiedziała, że nic nie ryzykuje. Bolesław, brutalny
i bezwzględny dla wszystkich innych, dla Emnildy miał gołębie serce. Świata poza nią nie widział.
Ilekroć powtarzała się ta scena, książę podnosił żonę z ziemi, ściskał ją i obcałowywał. Głośno też
„pochwalał jej cnotliwy podstęp” . 76
Książę punktował w oczach dworu jako tyran mimo wszystko zdolny do miłosierdzia. Księżna
zyskiwała nawet więcej. Każdy skazaniec uratowany od śmierci miał u niej dług wdzięczności. I ona
nie wahała się żądać spłaty zobowiązań. Wpierw jednak nieszczęśnik musiał przeboleć karę
wymierzoną przez księcia. Na słownej reprymendzie sprawa kończyła się tylko w przypadku starszych
mężczyzn. Na młodzieńców czekały szczególne atrakcje. Zgodnie z relacją Galla Anonima Emnilda
prowadziła chłopców, którym umorzono wyrok, do książęcej łaźni. Tam Bolesław „we wspólnej
kąpieli chłostał ich jak ojciec dzieci”. Pomiędzy kolejnymi uderzeniami wykrzykiwał z werwą: „Wam
właśnie, potomkom tak znamienitego rodu, nie godziło się popełniać takich występków!”. Młodzieńcy
opuszczali banię wymęczeni i obolali, ale z uśmiechem na ustach. Na pożegnanie książę wręczał im
drogie szaty i upominki. Przede wszystkim zaś wiedzieli, że odtąd mogą liczyć na przychylność
i sympatię potężnego Bolesława . 77

Emnilda była niekwestionowaną mistrzynią alkowianej polityki. Nie jest to wcale nazwa na
wyrost. Gall Anonim wspominał wprawdzie tylko o niewinnym „głaskaniu zacnej piersi” księcia,
trudno jednak mieć wątpliwości, że księżna posuwała się znacznie dalej, by zdobyć posłuch
u Bolesława. Sypialniane techniki, przy użyciu których obdarzone urodą i inteligencją kobiety
wpływały na silnych mężczyzn, były tematem niezliczonych romansów z późniejszego
średniowiecza . Metod tych na pewno nie wymyślono z dnia na dzień – jeśli były w użyciu w XIII czy
78

XIV wieku, to znało je też XI stulecie.


Emnilda miała zadanie utrudnione tylko o tyle, że dopiero frywolna moda kolejnych wieków była
tworzona z myślą o flircie. Ułatwiały go też coraz bogatsza biżuteria i bardziej wysmakowane
perfumy. Z drugiej jednak strony, nowa księżna nie hołdowała raczej stylowi Dobrawy. Nie znamy
wprawdzie żadnego portretu Emnildy, nie wydaje się jednak, by opatulała swoje ciało od stóp do głów,
skrzętnie zasłaniając wszytko poza palcami dłoni. Epoka kobiet trwała także w modzie. Pewien
powiew świeżości i orientalnych wpływów przyniosło już panowanie cesarzowej Teofano . Z kolei
79

kronikarz Thietmar z oburzeniem pisał: „Większość kobiet dzisiejszych czasów, obciskając w sposób
nieprzyzwoity swoje kształty, pokazuje jawnie wszystkim miłośnikom, co ma do sprzedania.
I przechadzają się tak owe niewiasty na oczach całego tłumu, choć jest to obrazą Boga i hańbą wobec
świata” . Słowa te po drobnej, stylistycznej obróbce można by włożyć w usta wielu dzisiejszych
80

moralistów, dziennikarzy czy choćby internautów. Nikt by nie poznał, że padły równo tysiąc lat temu.
Biskup Merseburga żył tymczasem dokładnie w tych latach co Emnilda i był nawet w podobnym
wieku co księżna . 81

Trudno oczywiście podejrzewać, że Thietmar gromił stylistyczne decyzje władczyń. Chodziło mu


raczej o mieszczki i żony możnych. Z drugiej strony nic nie stało na przeszkodzie, by małżonka
Bolesława brała pewien przykład z „większości kobiet”. Ona przecież nie musiała w obcisłych
i skąpych strojach paradować po ulicach. Starczyło od czasu do czasu pokazać się w nich
w prywatnych komnatach małżonka. I przypomnieć księciu o tej czy innej niezałatwionej sprawie...
Za alkowianą polityką opowiadali się nawet średniowieczni księża. Znany jest list papieskiego
współpracownika, Piotra Damianiego, który w XI wieku uczył właściwego postępowania z mężem
królową Francji, Annę. Ten eremita i biskup podkreślał, że obcując z małżonkiem, nie należy
ograniczać się do „kochania jego ciała”. Trzeba też – a nawet przede wszystkim – skupić się na
kondycji jego duszy. Dużo dosadniej sprawę ujął angielski teolog, Tomasz z Chobbam. „Żaden kapłan
nie potrafi tak zmiękczyć serca mężczyzny, jak potrafi to jego żona” – stwierdził i pod tą częścią
wypowiedzi Emnilda mogłaby się podpisać obydwiema rękami. Uczony ciągnął jednak dalej: „Żona
powinna zatem w sypialni, pośród uścisków, czule przemówić do swego męża i jeśli jest surowym
i niemiłosiernym ciemiężycielem ubogich, winna go zachęcać do miłosierdzia” . 82

Emnilda na pewno realizowała swoje cele „w sypialni, pośród uścisków”. Jeśli zaś choć ziarno
prawdy kryje się w doniesieniach niepoprawnych, arabskich plotkarzy, to nawet nie musiała się
szczególnie wysilać, by zrobić na Bolesławie niezwykłe wrażenie. Tworzący w tej epoce Al-Dżahiz
twierdził, że Słowianki są w sztuce miłosnej wyjątkowo nieporadne. „Przy stosunkach nie dają
rozkoszy. Brak im zrozumienia w usługach i inteligencji w pracy ręcznej” – pisał o wszystkich
„kobietach Słowian”. Wystarczyło, by Emnilda zdobyła się na odrobinę inwencji, a mąż momentalnie
zapominał o wszystkich nałożnicach i poprzedniczkach księżnej... 83

Władczynią nie kierowało jednak współczucie wobec losu gminu ani pragnienie chwały Bożej, na
które taką uwagę zwracał Tomasz z Chobbam. Każdy pocałunek, czułe słowo i dotyk miały czysto
polityczne uzasadnienie. Jeśli władczyni nie działała akurat na rzecz swoich pomagierów lub dworzan,
to przedstawiała księciu interesy własne i swoich dzieci. Stało przed nią olbrzymie wyzwanie.
Bolesław przejął polski tron jako pierworodny syn. Na lewo i prawo rozgłaszał, że taka właśnie
powinna być kolej rzeczy: pełna władza i wszelkie honory dla najstarszego potomka . Emnilda
84

popierała podobne slogany, ale do czasu. Gdy władza Bolesława była już ugruntowana, księżna
wykonała radykalną woltę. Zaczęła nawoływać do równego podziału państwa pomiędzy synów
władcy, a nawet... do lepszego traktowania późno urodzonych dzieci. Jak wielu polityków przed nią
i po niej zmieniła poglądy, bo zmianie uległa jej własna sytuacja.
Sztuka uwodzenia nie była obca polskiej księżnej. W alkowie potrafiła przekonać
Bolesława Chrobrego do każdego swojego kaprysu. Na ilustracji „kuszenie
Lancelota” – scena ze średniowiecznego manuskryptu.
Archiwum autora/domena publiczna

W kolejnym pokoleniu kandydatem Emnildy do tronu nie był już pierworodny. Bolesław miał
syna z małżeństwa z Karoldą, Bezpryma. Chłopak był o cztery lata starszy od urodzonego przez
Emnildę Mieszka Lamberta i to właśnie on uchodził za murowanego następcę księcia. Trzeba było
działać szybko i zdecydowanie. Władczyni swoją ofensywę realizowała na kilku różnych frontach
naraz. Stale podjudzała męża przeciwko nastoletniemu Bezprymowi, wyciągając na jaw jego
potknięcia i wady. Montowała dworskie stronnictwo przeciwne madziarskiemu panowaniu. Zarazem
jednak manipulowała samym pasierbem.
Bardzo możliwe, że to właśnie ona rozbudziła w Bezprymie fascynację mistycyzmem i ruchami
pustelniczymi. Jako małżonka władcy zawiadywała religijnymi aktywnościami na dworze . I nie
85

wahała się wykorzystywać tej zaszczytnej roli do realizacji prywatnych celów. Moment był ku temu
doskonały. Przed rokiem tysięcznym nie brakowało obaw, że świat zmierza ku końcowi. Mnisi
nawoływali do powszechnej pokuty, a modlitewnej atmosferze ulegali nawet władcy, z Ottonem III na
czele. Emnilda, jako Stodoranka, miała zbyt duży dystans do chrześcijaństwa, by uwierzyć
w nadchodzącą wielkimi krokami apokalipsę. Czternastoletni Bezprym wręcz przeciwnie. Na jego
oczach sam cesarz zmierzał boso do Gniezna, by pokłonić się przed ciałem świętego Wojciecha. Taki
widok dawał do myślenia. I chłopak chyba uwierzył, że są rzeczy ważniejsze od prowadzenia wojen
i trzymania w ryzach poddanych. Bolesławowi nawet nie przeszło przez myśl, że coś się szykuje. Jak
gdyby nigdy nic wysłał Bezpryma do Italii, wspólnie z cesarzem. Chłopak miał tam nabrać ogłady,
wziąć udział w audiencji u papieża, a następnie – wrócić do Polski. Zrealizował wszystko poza
ostatnim punktem. Bez wiedzy ojca i wbrew jego woli zaszył się w jednej z pustelniczych wspólnot,
wyrastających we Włoszech jak grzyby po deszczu. Nie złożył żadnych ślubów, ani nie przywdział
habitu. To była po prostu szalona młodzieńcza eskapada . W innych okolicznościach o całej sprawie
86

szybko by pewnie zapomniano. Emnilda postarała się jednak, by akt niesubordynacji młodego księcia
miał doniosłe konsekwencje. Bolesław był wściekły, a żona tylko podsyciła jego gniew. Decyzja
zapadła: Bezprym został odsunięty od dziedziczenia, a na następcę tronu wyznaczono Mieszka
Lamberta .87

Jeśli księżna potrafiła skłonić męża do tego, by skreślił ze swojego życia pierworodnego syna, to
tym bardziej była w stanie popchnąć go do krwawej wojny. Gdy wszystko inne zostało załatwione,
zaczęła szeptać Bolesławowi, że najwyższa pora wspomóc jej siostrę i szwagra. Margrabia (i
niedoszły król) Ekkehard padł zamordowany, a jego brat Guncelin został z niczym. Emnildzie taki
stan rzeczy zdecydowanie nie był na rękę. Wskazała na zachód, a mąż posłusznie zebrał swoje armie.
W 1002 roku, w samym środku niemieckiej wojny domowej, piastowskie oddziały uderzyły na
pogranicza cesarstwa. Ledwie skończyła się wiosna, a Bolesław stanął w Miśni. Zgodnie z życzeniem
ukochanej małżonki rozpoczął polski „Drang nach Westen” . 88
Duch Drahomiry

Spolegliwą politykę Mieszka i Ody odstawiono na bok. Od lojalnej współpracy z niemieckim władcą
Bolesław przeszedł do otwartej rywalizacji. Najpierw walczył w imieniu Guncelina, zdobywając dla
niego Marchię Miśnieńską i tytuł margrabiego. Ambicje polskiej pary książęcej ciągle jednak rosły.
Nie minął rok, a Emnilda zapomniała o interesach swojej siostry. Teraz Piastowie żądali, by Guncelin
odsunął się w cień i oddał w ich ręce Miśnię. Zaczęła się nowa wojna z cesarstwem – o hegemonię
w środkowej Europie.
W tym boju Bolesław był skłonny sięgać po każdy, nawet najbrutalniejszy środek. Zapomniał
o konwenansach i zasadach dyplomacji. Aresztował niemieckich posłów, uciekał się do wierutnych
kłamstw i przekupstwa, a za jego sprawą zginęło wielu wysoko postawionych możnowładców Rzeszy.
Książę przeszedł jednak samego siebie w polityce względem Czech. W Pradze od paru lat rządził jego
kuzyn i imiennik – Bolesław III Rudy. Zmiana na tronie dawała nadzieję na poprawę nadwyrężonych
relacji, tym bardziej, że nowi władcy Polski i Czech byli do siebie niezwykle podobni. Musieli też
borykać się z niemal identycznymi problemami. Bolesław Rudy pojmał i wykastrował jednego ze
swoich braci, a drugiego próbował zadusić w łaźni. Przegnał obu do Niemiec, by nie musieć z nikim
dzielić się władzą. Na banicję skazał też swoją matkę, niegdyś potężną i wciąż łaknącą wpływu na
władzę księżnę Emmę . 89

Polskiemu księciu te zmagania żywo przypominały jego własne rozgrywki przeciwko Odzie. Nic
więc właściwie dziwnego, że gdy Emma zaczęła knuć przeciw Rudzielcowi, Piast ruszył mu
z pomocą. Fakt, że Przemyślida był bezwzględnym sadystą i tyranem, w niczym mu nie przeszkadzał.
Chyba nawet wieści o tym, że Rudy sprosił na swój dwór grupę politycznych konkurentów, po czym
własnoręcznie pościnał im głowy, nie ostudziły jego entuzjazmu. Dzięki polskiej pomocy książę
odzyskał tron po tym, jak na krótki czas go przepędzono. Był dozgonnym dłużnikiem Piasta.
Polskiemu władcy to jednak nie wystarczało.
Powtórzyła się historia z Guncelinem i także tym razem decydującą rolę mogła odegrać
nienasycona ambicja Emnildy. Po paru miesiącach jej mąż zaprosił kuzyna do Krakowa na
przyjacielską rozmowę i sojusznicze negocjacje. Rudy ochoczo stawił się na miejscu. Zamiast
gorącego przyjęcia oczekiwał go jednak rozżarzony żelazny pręt. Przemyślidę wtrącono do lochu, po
czym wyłupiono mu oczy. Z imperium Okrutnika, które budziło podziw aż w dalekiej Andaluzji i z
którego przybyła dumna Dobrawa, nie pozostał nawet cień. Całą dynastię Przemyślidów odsunięto od
dziedziczenia. Teraz to Bolesław Chrobry miał być nowym księciem Czechów. A Emnilda – ich nową
księżną .
90

Na podobny zdradziecki krok nigdy nie zdecydowałby się Mieszko, zbyt dobrze pamiętający
własną wyprawę do Pragi w 965 roku i towarzyszący jej niepokój. Na jawne i haniebne pogwałcenie
zasad polityki tym bardziej nie zgodziłaby się Oda. Emnilda czerpała jednak z zupełnie innych
wzorców. Pamiętała o dziadku, który zabił bratanka, by powiększyć swoje wpływy. I o współpracy
z Geronem, który mordował każdego na swojej drodze. Dla niej zgodne ze sztuką dyplomacji było to,
co przynosiło jej korzyść. I co pozwalało jej samej zachować czyste ręce.
Z satysfakcją słuchała doniesień o triumfalnym wjeździe Bolesława do Pragi, a także o jego
zwycięskim wypadzie do Niemiec, podczas którego pojmano trzy tysiące jeńców. Cywilizowany
świat, który z takim wysiłkiem budowali kolejni Ottonowie, a wespół z nimi Mieszko i Oda, walił się
na jej oczach w gruzy. Po obu stronach granicy płonęły grody, całe załogi wycinano w pień,
a mieszkańcy setek osad musieli w znoju pracować na utrzymanie armii. Każdego dnia drżeli o swoje
życie, o los żon i córek. Emnilda wiedziała o tym wszystkim, ale nie odczuwała strachu ani wyrzutów
sumienia. Już prędzej dumę.

Bolesław spogląda z pomników, a nawet z banknotów. O Emnildzie świat


zapomniał. Tymczasem to ona sterowała państwem Piastów. Na zdjęciu prace
przy słynnym pomniku Bolesława Chrobrego w Gnieźnie. Lata dwudzieste
ubiegłego wieku.
Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jej dwie poprzedniczki cieszyły się ogromnymi wpływami, każda jednak musiała wywalczyć sobie
pozycję u boku męża. Emnilda przyszła już na gotowe. Dobrawa i Oda zapewniły jej – jako kolejnej
książęcej małżonce – posłuch, szacunek i wpływy polityczne. W 965 czy 980 roku nie było jasne, jaka
będzie rola „pierwszej damy” na piastowskim dworze. W latach dziewięćdziesiątych nie trzeba było
jej już nikomu tłumaczyć . Sukces Emnildy był tak naprawdę sukcesem wszystkich trzech kobiet,
91

które zbudowały Polskę. A także Drahomiry, której godną naśladowczynią okazała się żona Bolesława
Chrobrego.
Żona Cezara

Emnilda odniosła triumf na każdym niemal froncie. Zapewniła swoim dzieciom doskonałe
wykształcenie i nobilitujące małżeństwa . Najstarsza córka księżnej, Regelinda, została w 1009 roku
92

margrabiną Miśni. Historia zapamiętała ją jako fundatorkę katedry w Naumburgu. Po raz pierwszy
i ostatni w dziejach Polka brała udział w tworzeniu niemieckiego biskupstwa. O jej zasługach
pamiętano nawet dwieście lat później. Kler katedralny wciąż odprawiał wówczas modły za jej duszę,
a w chórze katedry ustawiono nawet podobiznę Regelindy. Figura, nazywana niekiedy pomnikiem
śmiejącej się Polki, nie oddaje oczywiście prawdziwej sylwetki Piastówny. Jest to jednak jedyny
przypadek, gdy kobieta związana z państwem pierwszych Piastów już w średniowieczu została
bohaterką portretu . Dobrawa musiała czekać niemal do czasów Matejki, by ktoś poważnie
93

zainteresował się jej wyglądem. Oda i Emnilda czekają nadal, bo artyści wciąż nie uważają ich za
wdzięczny temat.
Kariera drugiej, nieznanej z imienia córki Emnildy, też wyglądała niczego sobie. Kronikarz
Thietmar informował, że została ona przełożoną klasztoru . Największym sukcesem księżnej było
94

jednak małżeństwo jej najstarszego syna. Mieszko Lambert poślubił cesarską krewniaczkę, Rychezę
Lotaryńską. I to krewniaczkę w zupełnie dosłownym sensie. Oda była tylko daleką powinowatą
rodziny panującej. Rycheza tymczasem – siostrzenicą samego Ottona III . 95

Młodszy syn Emnildy aż tak dobrej partii nie zrobił, a przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo.
On jednak wcale nie musiał podnosić swojego prestiżu poprzez związek z wysoko urodzoną
możnowładczynią. Rodzice postarali się, by już od kołyski rósł opromieniony cesarskim majestatem.
To sam Otton III trzymał go do chrztu w tysięcznym roku, a chłopak dostał po nim nawet imię . 96

Emnilda zadbała o dzieci, ale też o siebie samą. Cieszyła się powszechnym poważaniem w kraju
i za granicą . Na jej knowaniach nie poznał się nawet podejrzliwy biskup Thietmar. Na Bolesława pluł
97

bez pardonu. O Emnildzie pisał ze szczerym podziwem. „Chrystusowi wierna, niestateczny umysł
swego męża ku dobru zawsze kierowała. Nie ustawała w zabiegach, by przez wielką szczodrobliwość
w jałmużnach i umartwienia odpokutować za grzechy ich obojga” – bezwiednie powtarzał tezy
polskiej machiny propagandowej . Nie raził go nawet fakt, że Emnilda, podobnie jak Bolesław,
98

uzurpowała sobie prawo do tytułu królewskiego.


Polski książę nie zdążył koronować się za życia Ottona III. Niewiele jednak sobie z tego robił. Na
monetach mimo to kazał nazywać się królem . Tak też zapewne tytułowano go na piastowskim
99

dworze, w niezachowanych listach i dokumentach . Skądś przecież wzięło się przekonanie wszystkich
100

polskich kronikarzy, że koronacja nastąpiła już w tysięcznym roku. Jeśli Bolesław był we własnym
mniemaniu królem, to tak samo Emnilda miała się za królową. A może nawet za kogoś znacznie,
znacznie ważniejszego.
Jeśli Regelinda odziedziczyła urodę po matce, możemy się domyślać, że Emnilda
była władczynią o twarzy niewiniątka. Czy to pomogło jej zwieść nawet
kronikarza Thietmara?
Archiwum autora/domena publiczna

Gall Anonim przedstawił Bolesława Chrobrego jako władcę równego niemieckim imperatorom.
Jasno stwierdził, że już w tysięcznym roku w Gnieźnie polski książę zachowywał się nie tylko jak
król, ale wręcz jak... cesarz! Gesty, dary, przepych spotkania i tytulatura. Wszystkie elementy opisu
tworzą obraz hegemona roszczącego sobie prawo do bycia „cesarzem Słowian” . Można oczywiście
101

powiedzieć, że to tylko kronikarz z perspektywy stulecia snuł baśniową wizję. Bardziej


prawdopodobne wydaje się jednak, że Bolesław – jako zadufany w sobie megaloman – naprawdę
marzył o stworzeniu nowego, słowiańskiego imperium . Pobił Czechów, którzy jeszcze niedawno
102

władali połową środkowej Europy, przez długie lata grał na nosie Henrykowi II, a chyba też prowadził
całkiem udane wojny z Prusami i skutecznie ciemiężył Słowaków . We własnym mniemaniu
103

(podsycanym przez pochlebstwa dworzan i usłużne poselstwa zagranicznych dyplomatów) już był
jednym z najpotężniejszych wodzów świata. Emnilda tym bardziej utwierdzała go w wysokiej opinii
o sobie. Było jej to na rękę. Pyszałkowatym Bolesławem łatwiej było sterować. Poza tym sama też
marzyła skrycie o byciu panią wspaniałego imperium. A zarazem – o włączeniu w skład nowego
cesarstwa kraju swoich przodków.
Władczyni nie doczekała realizacji wielkiego projektu. Umarła w 1017 roku, przekonana
o własnych zasługach i o tym, że zagwarantowała wspaniałą przyszłość synom . W ostatnich
104

chwilach tylko jedna sprawa ciążyła jej na sumieniu: los ostatniej z jej córek. Czarnej owcy rodziny,
nieustannie pakującej się w kłopoty. Chrobry zapewnił ją, że zadba o wszystko. I rzeczywiście to
zrobił, choć na własną modłę.
Dopiero gdy Emnilda odeszła, udało się zawrzeć trwały pokój pomiędzy Polską a Niemcami.
Konflikt trwał łącznie szesnaście lat – dwie trzecie całego panowania księżnej. Ostatecznym
zwycięzcą był Bolesław, w którego rękach pozostały Milsko, Łużyce i skrawek państwa czeskiego (z
reszty przepędzono go już po parunastu miesiącach) . Niewiele, jak na półtora dekady krwawej,
105

wyniszczającej wojny. Władca wcale nie uważał jednak, że odniósł pyrrusowe zwycięstwo. Pękał
z dumy i czuł, że już tylko krok dzieli go od iście cesarskiej pozycji. Zgodnie z życzeniem Emnildy
wyruszył teraz w nową wyprawę. Powodem wcale jednak nie był los jego córki. Stanął na czele
wojska, bo obrażono jego godność. I bo chciał wreszcie położyć kres całej tej, coraz bardziej
drażniącej go, epoce kobiet.

1 Imię fikcyjne. Ogółem z tych czasów znanych jest z imienia tylko dwóch Polaków spoza rodu książęcego. Imię Wszemysła
wybrałem, ponieważ taka osoba rzeczywiście pojawia się nieco później w obozie politycznym Bolesława. Zob. Thietmar, Kronika,
ks. VI, rozdz. 28.
2 Scena ma charakter literacki, oparłem ją jednak na informacjach przytoczonych przez Galla Anonima: Kronika Polska, ks. I, rozdz.
13.
3 Odnośnie możliwej daty pogrzebu zob. S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, Lwów 1925, s. 77.
4 W. Mądry, Nekropolie Piastów, praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. Ryszarda Grzesika, Poznań 2012, s. 10–12
[http://hdl.handle.net/10593/5117; dostęp 1 września 2015]; Z. Kurnatowska, Archeologiczne świadectwa o najstarszych grobowcach
w katedrze poznańskiej, „Roczniki Historyczne”, t. 55–56 (1989–1990), s. 46–49; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów. Rola
społeczna piastowskich żon i córek do połowy XII wieku – studium porównawcze, Toruń 2013, s. 197.
5 A. Dobrowolska, Strój ludowy na Łużycach, Wrocław 1948, s. 48, 88 i nn. Por. G. Howarth, Fashion and Costume [w:]
Encyclopedia of Death and Dying, red. G. Howarth, O. Leaman, New York 2013, s. 190–191.
6 To tylko literackie wyobrażenie. Niestety, na temat dokładnego przebiegu pogrzebu nic nie wiemy – można tylko bazować na
opisach podobnych ceremonii w kolejnych wiekach. Por. np. Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 29; tamże, ks. I, rozdz. 56;
W. Mądry, Nekropolie Piastów, dz. cyt., s. 29–30, 50–51, 56, 70.
7 R. Hajdu, The Position of Noblewomen in the Pays Des Costumes, 1100–1300, „Journal of Family History”, t. 5 (1980), s. 129–
130.
8 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 58.
9 Zob. np. J. Strzelczyk, Bohemia and Poland. Slavonic state-formation [w:] The New Cambridge Medieval History, t. 3: c. 900–
1024, red. R. McKitterick, T. Reuter, Cambridge 1995, s. 524–525.
10 Kosmas, Kronika Czechów, ks. I, rozdz. 4. Por. M. Dembińska, Wzorzec kobiety słowiańskiej w kronikach Galla Anonima,
Kosmasa i Nestora [w:] Kultura średniowieczna i staropolska. Studia ofiarowane Aleksandrowi Gieysztorowi w pięćdziesięciolecie
pracy naukowej, red. D. Gawinowa, Warszawa 1991, s. 422–423.
Kosmas przytaczał takie opinie w odniesieniu do legendarnej Luboszy. Stanowią one zapewne odbicie sądów typowych dla X i XI
wieku.
11 Zob. np. S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 78–79.
12 J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 25–26.
13 Por. np. G. Labuda, Mieszko II król Polski (1025–1034), Poznań 2008, s. 65–74.
14 Zob. K. Kollinger, Polityka wschodnia Bolesława Chrobrego (992–1025), Lutynia 2014, s. 14–17; W. Swoboda, Włodzimierz [w:]
Słownik starożytności słowiańskich, t. 6, red. G. Labuda, Z. Stieber, Wrocław 1977, s. 532. Por. E. Kowalczyk, Momenty
geograficzne państwa Bolesława Chrobrego. Na styku historii i archeologii, „Kwartalnik historyczny”, t. 107 (2000), s. 58–59.
15 Kieruję się tutaj, tak jak i w poprzednim rozdziale, hipotezą J. Widajewicza: Skąd pochodziła Emnilda, małżonka Bolesława
Chrobrego?, „Slavia Occidentalis”, t. 20 (1960), s. 68–79.
16 K.T. Witczak, Książę stodorański Tęgomir. Próba rehabilitacji, „Echa Przeszłości”, t. 11 (2010), s. 7–15; H. Łowmiański,
Początki Polski, t. 5, Warszawa 1985, s. 270–271; J. Strzelczyk, Połabszczyzna zapomniana. Część IV. Tęgomir, czyli zdrajca czy
„ojciec ojczyzny”?, „Przegląd Zachodniopomorski”, t. 17 (2002), s. 7–27; K. Wachowski, Słowiańszczyzna Zachodnia, Poznań
1950, s. 123–150.
17 J. Widajewicz, Skąd pochodziła Emnilda, dz. cyt., s. 72–73. Por. S. Zakrzewski, Mieszko I jako budowniczy państwa polskiego,
Warszawa 1921, s. 133; J. Strzelczyk, Tugomir [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 6, dz. cyt., s. 264.
18 Za ciotkę uznawał ją Herbert Ludat. Za siostrę – Józef Widajewicz. H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000. Skizzen zur
Politik des Ottonenreiches und der slavischen Mächte in Mitteleuropa, Weimar-Köln-Wien 1995, s. 33–35; Józef Widajewicz, Skąd
pochodziła Emnilda, dz. cyt., s. 73. Por. J. Nastalska-Wiśnicka, Dwie księżne. Walka kobiet o władzę w Czechach początku X wieku,
„Lubelski Rocznik Pedagogiczny”, t. 34 (2005), s. 73.
19 Zob. program TVP Historia pt. Spór o historię. Skąd się wzięła Polska? [http://vod.tvp.pl/audycje/historia/spor-o-
historie/wideo/skad-sie-wziela-polska/6525914; dostęp 15 września 2015].
20 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 22.
21 Por. H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 38–41.
22 Tamże, ks. IV, rozdz. 64. Por. wątpliwości do tej relacji w: D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów
[w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. 1, red. S. Kuczyński, Warszawa 1981, s. 34.
23 Thietmar w bardzo niejasny sposób przedstawił zajścia, które rozgrywały się w Brenne, w związku z czym wydarzenia z życia
Kizona, Boleluta i Przybysława trudno powiązać ze ścisłymi datami. Zob. A. Pleszczyński, Początek rządów Bolesława Chrobrego
[w:] Viae historicae. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Lechowi A. Tyszkiewiczowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin,
Wrocław 2001, s. 229; J. Strzelczyk, Otton III, Wrocław 2000, s. 76–77; E. Eickhoff, Theophanu und der König. Otto III. und seine
Welt, Stuttgart 1996, s. 473–479.
24 Zgodnie z teorią Józefa Widajewicza Przybysław rządził przed 983 rokiem w Brennie, a Dobromir – w Hobolinie. Ten drugi gród
powróci w granice Rzeszy dopiero w XII wieku. J. Widajewicz, Skąd pochodziła Emnilda, dz. cyt., s. 72–73.
25 S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 84.
26 K. Myśliński, Polityka polska wobec Słowian Połabskich w okresie powstania 983 roku, „Roczniki Historyczne”, t. 57 (1991), s.
26–27; J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 77. Por. E. Eickhoff, Theophanu und der König, dz. cyt., s. 475.
27 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 64. Nie jest zupełnie jasne, który rok miał na myśli kronikarz. Za 994 opowiadał się Kazimierz
Myśliński: Polityka polska wobec Słowian Połabskich, dz. cyt., t. 57 (1991), s. 27; tenże, Polska wobec Słowian Połabskich do końca
wieku XII, Lublin 1993, s. 69. Zdaniem Gerarda Labudy był to raczej 993 rok: G. Labuda, Przybysław [w:] Słownik starożytności
słowiańskich t. 4, red. G. Labuda, Z. Stiebier, Wrocław 1970, s. 399. Zob. też: H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz.
cyt., s. 38–41.
28 D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Rozważania nad granicami poznania historycznego, Poznań
2013, s. 256 przyp. 152.
29 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 58.
30 P. Bange, The image of women of the nobility in the German chronicles of the tenth and eleventh centuries [w:] The Empress
Theophano: Byzantium and the West at the Turn of the First Millennium, red. A. Davids, Cambridge 1995, s. 156; A. Kuźmiuk-
Ciekanowska, Święty i historia. Dynastia Przemyślidów i jej bohaterowie w dziele mnicha Krystiana, Kraków 2007, s. 73.
31 Odnośnie Przybywoja i Odylena zob. H. Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt., s. 47; G. Labuda, Przybywój [w:]
Słownik starożytności słowiańskich t. 4, dz. cyt., s. 400; A. Gieysztor, Odolan [w:] Słownik starożytności słowiańskich t. 3, red. W.
Kowalenko, G. Labuda, Z. Stieber, Wrocław 1967, s. 458; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 96; O. Balzer,
Genealogia Piastów, Kraków 1895, s. 34–35; P. Urbańczyk, Mieszko Pierwszy Tajemniczy, Poznań 2012, s. 389. Thietmar stwierdził
wprawdzie, że Bolesław oślepił „swoich zaufanych”, ale należy to chyba rozumieć w tym sensie, że Przybywój i Odylen byli ludźmi
Piastów, a nie dosłownie Bolesława i w 992 roku opowiedzieli się po innej stronie, niż oczekiwałby młody książę.
32 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 15. Por. J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 35–27.
33 Por. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 257–258; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry
Wielki, dz. cyt., s. 96.
34 Zob. np. G. Althoff, Otto III, Pennsylvania 2003, s. 1–29; 132–146; J. Strzelczyk, Otton III, dz. cyt., s. 163 i nn.; J. Shepard,
Byzantium and the West [w:] The New Cambridge Medieval History, t. 3, dz. cyt, s. 617 i nn.
35 Zob. np. P. Stróżyk, Jeszcze o pobycie biskupa Wojciecha na ziemiach polskich w 997 roku [w:] Scriptura custos memoriae.
Prace historyczne, red. D. Zydorek, Poznań 2001, s. 493–502. Wprawdzie zdaniem Brunona z Kwerfurtu Bolesław nie chciał
wypuścić Wojciecha ze swojego dworu, trudno jednak widzieć w tym stwierdzeniu coś więcej niż tylko zabieg retoryczny mający na
celu podkreślenie bliskości dwóch mężczyzn. Zob. P. Wiszewski, Historyczne refleksje nad chrystianizacją Polski w kontekście
funeralnym [w:] Cmentarzyska. Relacje społeczne i międzykulturowe, red. W. Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań 2015, s. 123.
36 Odnośnie wątpliwości związanych z wysłaniem Wojciecha akurat do Prus zob. G. Labuda, Święty Wojciech. Biskup – męczennik,
patron Polski, Czech i Węgier, Wrocław 2000, s. 181–183. Odnośnie wojny polsko-pruskiej zob. J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry,
dz. cyt., s. 31; H. Łowmiański, Stosunki polsko-pruskie za pierwszych Piastów, „Przegląd Historyczny”, t. 41 (1950), s. 152–179.
37 O tym, że Małopolska też była w tym czasie de facto pogańska, zob. np. A. Żaki, Początki chrześcijańska w Polsce południowej
w świetle źródeł archeologicznych, „Symposiones”, t. 1 (1978/1981), s. 36; A. Żaki, Kraków wiślański, czeski i wczesnopiastowski
[w:] Chrystianizacja Polski południowej. Materiały sesji naukowej odbytej 29 czerwca 1993 roku, Kraków 1994, s. 41–71.
38 Por. G. Labuda, Święty Wojciech. Biskup – męczennik, dz. cyt., s. 219–224. Odnośnie sprowadzenia ciała Wojciecha zob. też: P.
Wiszewski, Historyczne refleksje nad chrystianizacją Polski, dz. cyt., s. 123. Za propagandowym i rozmyślnym charakterem całej
straceńczej misji przemawia także fakt, że Bolesław Chrobry przestał patronować jakimkolwiek misjom po tym, jak zmieniła się jego
polityka względem Niemiec. Zob. D. Borawska, Kryzys monarchii wczesnopiastowskiej w latach trzydziestych XI wieku, Warszawa
2013, s. 53.
39 Cyt. za: J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 35. Zob. też: R. Michałowski, Zjazd gnieźnieński widziany z perspektywy
dziejów powszechnych, Wrocław 2005, zwł. s. 342.
40 Zob. np. T. Janiak, Z badań nad przestrzenią liturgiczną romańskiej katedry w Gnieźnie [w:] Architektura romańska w Polsce.
Nowe odkrycia i interpretacje, red. T. Janiak, Gniezno 2009, s. 132.
41 D.A. Sikorski, Wczesnopiastowska architektura sakralna, Poznań 2012, s. 34–35; T. Janiak, Z badań nad przestrzenią
liturgiczną, dz. cyt., s. 127–174; tenże, Problematyka wczesnych faz kościoła katedralnego w Gnieźnie [w:] Początki architektury
monumentalnej w Polsce, red. T. Janiak, D. Stryniak, Gniezno 2004, s. 97–98.
42 P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 568–569.
43 Wszystkie niedociągnięcia nie przeczą w żaden sposób wielkiemu przepychowi, z jakim Bolesław przyjmował cesarza. Zob. np.
G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 98 i nn.
44 J. Strzelczyk, Otton III, Wrocław 2000, s. 141; G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 104–105. Odnośnie papieża Sylwestra II zob. N.M.
Brown, The Abacus and the Cross. The Story of the Pope Who Brought the Light of Science to the Dark Ages, New York 2013.
45 A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii piastowskiej (963–1034). Narodziny stereotypu, Lublin 2008, s. 90–99, zwł.
98.
46 Pierwsza informacja o następcy Ungera na stanowisku opata Memleben pochodzi z 992 roku. Zob. D.A. Sikorski, Kościół
w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 188. Zmiana była chyba wynikiem decyzji nowej regentki, Adelajdy. Zob.
G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 49.
47 Odnośnie pozycji Ungera w Niemczech zob. J. Leśny, J. Tazbirowa, Unger [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 6, dz. cyt.,
s. 264.
48 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 45; G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 101; J. Fried, Otto III. und Boleslaw Chrobry, Stuttgart 2001,
s. 117–122.
49 J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 58–59.
50 Zob. np. J. Karwasińska, Świadek czasów Chrobrego – Brunon z Kwerfurtu [w:] Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury
polskiej, red. J. Dowiat, Warszawa 1972, s. 91–105.
51 D.A. Sikorski, Kronika Ademara z Chabannes – odzyskane źródło dla najwcześniejszych dziejów Polski, „Studia Źródłoznawcze”,
t. 40 (2002), s. 215–220; P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 55–56, 83, 205–206; tenże, Historyczne refleksje nad
chrystianizacją Polski, dz. cyt., s. 123.
52 P. Urbańczyk, Jak (s)chowano pierwszych polskich chrześcijan [w:] Cmentarzyska. Relacje społeczne i międzykulturowe, dz. cyt.,
s. 129–138; J. Kłoczowski, Miejsce Czech i Polski w średniowiecznej Rzeczypospolitej chrześcijańskiej [w:] Kościół w monarchiach
Przemyślidów i Piastów, red. J. Dobosz, Poznań 2009, s. 19; J. Sikora, Początki inhumacji w Polsce pierwszych Piastów. Jak
wczesne? [w:] Cmentarzyska. Relacje społeczne i międzykulturowe, dz. cyt., s. 151–161.
53 Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 2. Odnośnie prawdziwości tej relacji zob. np. P. Wiszewski, Historyczne refleksje nad
chrystianizacją Polski, dz. cyt., s. 124. Por. R. Kotecki, Aeternum dei servitium ad sanctum locum. Pokuta zabójców pięciu braci
męczenników w relacji Brunona z Kwerfurtu, „Kwartalnik Historyczny”, r. 121 (2014), nr 1, s. 41–71.
54 Można dywagować, czy nie były to dodatkowe powody, dla których kult „świętej” Dobrawy nigdy się nie rozwinął. Zob. P.
Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 576.
55 Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 3.
56 Datę zawiera też jeden z późniejszych polskich roczników, Rocznik poznański, pochodzenie wpisu poświęconego śmierci
Mieszka budzi jednak wątpliwości. Zob. G. Labuda, Tajemnica budowli grodowych i sakralnych na Ostrowie Lednickim [w:] Studia
nad początkami państwa polskiego, t. 2, wyd. 2, Wodzisław Śląski 2012, s. 252.
57 Niemal na pewno to „zniknięcie” Ody nie było wynikiem przypadku. Z nieco późniejszych czasów znamy konkretne przykłady,
gdy polscy władcy z rozmysłem wymazywali z annałów wszelkie wzmianki o swoich politycznych konkurentach. Zob. np. P.
Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 114.
58 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 58.
59 Przy założeniu, że urodził się w 985 roku, zgodnie z propozycją, którą przedstawiłem w poprzednim rozdziale. Nie jest to
oczywiście data pewna.
60 Zob. np. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 210–211. Por. W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce
pierwszych Piastów, „Sobótka”, t. 2 (1990), s. 168; G. Althoff, Otto III, dz. cyt., s. 146–147.
61 Opis zamachu na podstawie: Thietmar, Kronika, ks. V, rozdz. 18.
62 Z. Wojciechowski, Patrycjat Bolesława Chrobrego, „Roczniki Historyczne”, t. 18 (1949), s. 47; A.F. Grabski, Bolesław Chrobry
967–1025, Warszawa 1970, s. 127–129; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 177. Por. P. Wiszewski, Domus
Bolezlai, dz. cyt., s. 586.
63 Zob. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 210–217.
64 Powrót Ody do kraju po śmierci Bolesława były jak najbardziej prawdopodobny. W Czechach, gdzie rozgrywały się podobne
wydarzenia, „zdjęci skruchą” dworzanie rzeczywiście odwołali z wygnania starą królową i jej synów, kiedy tylko zmianie uległy
warunki polityczne. Działo się to mniej więcej w tym samym czasie. Zob. Thietmar, Kronika, ks. V, rozdz. 29; M. Matla-Kozłowska,
Początki Państw. Czechy, Poznań 2014, s. 175–183.
65 Por. D.A. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dz. cyt., s. 257–258.
66 Data nie jest pewna. Mógł to być także rok 987 lub 989. Zob. G. Labuda, Mieszko I, dz. cyt., s. 169; K. Jasiński, Rodowód
pierwszych Piastów, Warszawa-Wrocław 1992, s. 88; O. Balzer, Genealogia Piastów, dz. cyt., s. 44; T. Wasilewski, Pochodzenie
Emnildy, trzeciej żony Bolesława Chrobrego a geneza polskiego władztwa nad Morawami, „Kwartalnik Historyczny”, t. 94 (1987),
dz. cyt., s. 40.
67 Nie ma żadnych źródeł potwierdzających obecność Guncelina w państwie Piastów w związku ze ślubem Bolesława. Wydaje się
ona jednak ze wszech miar prawdopodobna, biorąc pod uwagę, jak szybko ich relacja nabrała rysów przyjaźni i znaczenia
politycznego.
68 H. Ludat, Piastowie i Ekkehardynowie, „Przegląd Historyczny”, t. 91 (2000), s. 184–185; G. Rupp, Die Ekkehardiner,
Markgrafen von Meissen, und ihre Beziehungen zum Reich und zu den Piasten, Frankfurt 1996, s. 95–99.
69 H. Patze, Ekkehard I., Markgraf von Meißen [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 3, München 1985, s. 1764; G. Winfrid, Die
Verwandten der Ottonen und ihre Bedeutung in der Politik, Köln-Wien 1989, s. 315; W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych
Piastów, dz. cyt., s. 163.
70 Wbrew dość częstym opiniom, gest uścisku dłoni funkcjonował już w tej epoce. Zob. J.A. Burrow, Gestures and Looks in
Medieval Narrative, Cambridge 2002, s. 35–37.
71 Odnośnie pozycji Ekkeharda zob. np. A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 201–205; T. Reuter,
Germany in the Early Middle Ages 800–1056, New York 1991, s. 198; T. Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, dz. cyt., s. 33; J.
Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 73–74.
72 Opis zamachu na podstawie: Thietmar, Kronika, ks. V, rozdz. 5–6. Zob. też: T. Reuter, Germany in the Early Middle Ages 800–
1056, New York 1991, s. 186–190; H. Patze, Ekkehard I., Markgraf von Meißen, dz. cyt., s. 1764.
73 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 9. Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., 117–118.
74 Odnośnie chytrości Emnildy zob. np. M. Dembińska, Wzorzec kobiety słowiańskiej, dz. cyt., s. 422.
75 Zob. np. B. Fabiani, Ludwika Maria i Francuzi w Warszawie 1646–1668, „Studia Warszawskie” t. 24 (1977).
76 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 13. Por. M. Dembińska, Wzorzec kobiety słowiańskiej w kronikach, dz. cyt., s. 420–
421.
77 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 13. Znaczenie tego rytuału objaśniali: J. Banaszkiewicz, Król i łaźnia, Bóg i łaźnia
(Gall Anonim o Bolesławie Chrobrym – I, 13, PVL o stworzeniu pierwszego człowieka – s.a. 1071) [w:] Wyobraźnia średniowieczna,
red. T. Michałowska, Warszawa 1996, s. 212–229; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 131–132. Zob. też: S. Trawkowski,
Ubiór i pielęgnacja ciała [w:] Kultura Polski średniowiecznej X–XIII w., red. J. Dowiat, Warszawa 1985, s. 61–64; K. Strożecki,
Łaźnie w dawnej Polsce i konieczność ich wznowienia, Warszawa 1933, s. 18 i nn.
78 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 136.
79 C. Larrington, Women and Writing in Medieval Europe. A sourcebook, London-New York 2003, s. 158; J.H. Rosser, Theophano
[w:] tegoż, Historical Dictionary of Byzantium, Lanham-Toronto-Plymouth 2011, s. 468.
80 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 63.
81 Dokładna data narodzin Emnildy nie jest znana. Jeśli jednak miała, wychodząc za Bolesława, około dwudziestu lat, to Thietmar
urodził się tylko kilka lat po niej. Umarł z kolei rok później niż księżna. Zob. J. Strzelczyk, Thietmar [w:] Słownik starożytności
słowiańskich, t. 6, dz. cyt., s. 74–75.
82 Cyt. za: G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 137–138.
83 A. Krawiec, Seksualność w średniowiecznej Polsce, Poznań 2000, s. 52.
84 D. Borawska, Kryzys monarchii wczesnopiastowskiej, dz. cyt., s. 95.
85 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 236.
86 Przebieg wydarzeń opisuję w oparciu o nową hipotezę Błażeja Śliwińskiego: B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn, dz. cyt., s.
60–117. Odnośnie apokaliptycznej atmosfery zob. np. J. Reston, The Last Apocalypse: Europe at the Year 1000 A.D., New York
1998; J. Fried, Awaiting the End of Time around the Turn of the Year 1000 [w:] The Apocalyptic Year 1000. Religious Expectation
and Social Change, 950–1050, red. R. Landes, A. Gow, D. Van Meter, Oxford 2003, s. 17 i nn.
87 Wielu historyków właśnie w Emnildzie upatrywało siły, która zmieniła zasady dziedziczenia: B. Zientara, Mieszko II [w:] Poczet
królów i książąt polskich, red. A. Garlicki, Warszawa 1998, s. 36; J. Lelewel, Polska wieków średnich, t. 4, Poznań 1851, s. 45. Por.
S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 321–322; A. Lewicki, Mieszko II, Kraków 1876, s. 135, 176–177.
88 Por. J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 156–157.
89 Opinie na temat tego, czy Emma była matką czy macochą Bolesława III, są podzielone. Zob. J.A. Sobiesiak, Bolesław II
Przemyślida (†999), Kraków 2006, s. 287–288.
90 Zob. np. P. Urbańczyk, Boleslav IV. The Duke of Prague [w:] The Great Moravian tradition and memory of Great Moravia in the
medieval Central and Eastern Europe, red. R. Antonín, Opava 2014, s. 103–122; Č. Staňa, Ekspansja Polski na Morawy za
panowania Bolesława Chrobrego i problematyka archeologiczna tego okresu, „Studia Lednickie”, t. 2 (1992), s. 53–75; M. Matla-
Kozłowska, Początki Państw. Czechy, s. 184–198; J. Strzelczyk, Bohemia and Poland. Slavonic state-formation [w:] The New
Cambridge Medieval History, t. 3, dz. cyt., s. 519–520.
91 Zob. np. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 573.
92 Odnośnie wysokiego wykształcenia Mieszka Lamberta zob. np. G. Labuda, Mieszko II król Polski, dz. cyt., s. 25–26; B. Śliwiński,
Bezprym. Pierworodny syn, dz. cyt., s. 86–87.
93 A. Wędzki, Regelinda [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 30, Kraków 1987, s. 726–727; A. Gąsiorowski, Regelinda [w:] Słownik
starożytności słowiańskich, t. 6, dz. cyt., s. 484; P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 497–499. Kolejność narodzin nie jest
pewna. Zob. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 108; G. Labuda, Ze stosunków polsko-węgierskich w drugiej
połowie X wieku [w:] Europa – Słowiańszczyzna – Polska. Studia ku uczczeniu profesora Kazimierza Tymienieckiego, red. J. Bardach
i in., Poznań 1970, s. 80.
94 G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 451–456.
95 S. Trawkowski, Rycheza [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 33, Kraków 1992, s. 368–373; J. Strzelczyk, Królowa Rycheza jako
symbol powiązania dziejów Niemiec i Polski, „Kronika Wielkopolski”, nr 1 (1997), s. 156.
96 G. Labuda, Otto [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 3, red. W. Kawalenko, G. Labuda, Z. Stiebier, Wrocław 1968, s. 558;
O. Balzer, Genealogia Piastów, Kraków 1895, s. 72.
97 Thietmar, Kronika, ks. VI, rozdz. 91. Na temat tego poselstwa zob. np. W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów,
dz. cyt., s. 175–178; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 273; A. Pospieszyńska, Mieszko II a Niemcy, „Roczniki
Historyczne”, t. 14 (1938), s. 245; T. Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, dz. cyt., s. 45. Odnośnie pozycji politycznej Emnildy zob.
też: A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 239.
98 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 58. Por. J. Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie krajów Europy Środkowo-Wschodniej (XI–
XII wiek) [w:] Uniwersalizm i regionalizm w kronikarstwie Europy Środkowo-Wschodniej, red. U. Borkowska, Lublin 1996, s. 273.
Odnośnie pozycji politycznej Emnildy zob. też: A. Pleszczyński, Niemcy wobec pierwszej monarchii, dz. cyt., s. 239.
99 Odnośnie pierwszych polskich monet zob. S. Suchodolski, Spór o początki mennictwa w Czechach i Polsce, „Wiadomości
Numizmatyczne”, t. 42 (1998), s. 5–20; tenże, Moneta Polska w X/XI wieku. Mieszko I i Bolesław Chrobry, Warszawa 1967, s. 40–
41.
100 Por. J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 46–48.
101 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 6. Zob. P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 210–212.
102 Szczególnie że wizja równości pomiędzy Chrobrym a cesarzem pojawiała się także w innych tekstach, powstających poza
Polską. Zob. A. Pleszczyński, „Amicitia” a sprawa polska. Uwagi o stosunku Piastów do Cesarstwa w X i na początku XI wieku [w:]
Ad fontes. O naturze źródła historycznego, red. S. Rosik, P. Wiszewski, Wrocław 2004, s. 52–53. Por. G. Györffy, Święty Stefan.
Król Węgier, Warszawa 2003, s. 334–336.
103 Odnośnie Prusów zob. J. Powierski, Stosunki polsko-pruskie do 1230 r. ze szczególnym uwzględnieniem roli Pomorza
Gdańskiego, Toruń 1968, s. 88–89; B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn, dz. cyt., s. 152. Odnośnie Słowacji: M. Homza,
Refleksje nad Kroniką węgiersko-polską i problem włączenia starej Słowacji do państwa węgierskiego [w:] Uniwersalizm
i regionalizm w kronikarstwie Europy Środkowo-Wschodniej. Średniowiecze – początek czasów nowożytnych, red. U. Borkowska,
Lublin 1996, s. 112–118.
104 Data śmierci Emnildy nie jest pewna. Mógł to być także rok 1016. Zob. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 88.
Por. H. Ludat, Emnild [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 3, dz. cyt., s. 1890.
105 Odnośnie przebiegu i rezultatów wojny zob. np. W. Korta, Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 168 i nn.;
J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 80–124; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 252–295.
PRAWO SILNIEJSZEGO
OKRUTNY LOS ODY MIŚNIEŃSKIEJ
I PRZEDSŁAWY
Był rok 44 przed naszą erą. Rzymskie Forum wciąż nosiło ślady pożaru i zamieszek towarzyszących
pogrzebowi Juliusza Cezara. Stos, na którym spopielono ciało zamordowanego konsula i ulubieńca
tłumów, nie zdążył nawet wystygnąć, a przeżarta korupcją Republika już stoczyła się w odmęty wojny
domowej. Tylko osiemnastoletni Gajusz Oktawian, adoptowany syn Cezara, był zupełnie spokojny
o swoją przyszłość. Spoglądał w górę i widział sunący po niebie warkocz komety. „Ta gwiazda
narodziła się dla mnie” – mówił pyszałkowato . I podobno naprawdę wierzył, że ognista wstęga
1

przyniesie mu niewyobrażalną potęgę.


Można by się podśmiewać z tych młodzieńczych bajań, gdyby nie wydarzenia kolejnych lat.
Historia udowodniła, że to Gajusz miał rację. Po niespełna dwóch dekadach obalił Republikę. Za jego
sprawą narodziło się Imperium Romanum i to on został jego pierwszym cesarzem – Oktawianem
Augustem.
Minęło całe milenium i teraz to słowiański wódz Bolesław spoglądał na przyozdobione krwawą
łuną niebo. Długowłosa gwiazda sunęła po nim tak samo jak w dniach, które przesądziły o losach
Rzymu. Podobnego cudu nie widziano w Europie co najmniej od pokolenia, polski władca doskonale
wiedział jednak, co o nim myśleć. Oto sam Bóg Ojciec oświetlał mu drogę na wschód i wzywał go do
bezlitosnej rozprawy z wrogami.
„Ta gwiazda narodziła się dla mnie” – mógł bezwiednie powtórzyć słowa pierwszego spośród
imperatorów. I w przeciwieństwie do Oktawiana Augusta wcale nie zamierzał czekać siedemnaście
lat, aż spełnią się jego sny. Kometa pojawiła się na niebie po raz pierwszy z początkiem sierpnia.
Kronikarz Thietmar donosił, że „tłum ze strachem dopatrywał się w niej złej wróżby” . Jeśli tak było
2

w Niemczech, to co dopiero na Rusi, przez którą przewalały się tabuny piastowskich wojowników,
wyrzynając, gwałcąc i rabując wszystko na swojej drodze. Kierunek wyprawy zorganizowanej latem
1018 roku był jasno wyznaczony: na Kijów. Najwspanialsze i najzamożniejsze spośród miast
wschodu, ustępujące bogactwem tylko Konstantynopolowi.
9 sierpnia kometa zniżyła lot, zalewając nieboskłon złowieszczym światłem. 13 sierpnia, jeśli
wierzyć zapiskom prowadzonym w odległej Japonii, jej blask jeszcze się wzmógł. Wojska Bolesława
stały już wówczas na przedpolach Kijowa. Powszechne musiało być przekonanie, że „włochata
gwiazda” to zapowiedź sukcesu, który czeka je nazajutrz . I rzeczywiście, omen nie mógłby okazać się
3

korzystniejszy. Bolesław Chrobry odniósł triumf, do którego nie byli zdolni nawet cesarze Bizancjum.
O Kijowie mówiono, że jest w nim czterysta kościołów, osiem rynków oraz „nie dająca się wyrazić”
liczba mieszkańców . Teraz, 14 sierpnia 1018 roku, ta olbrzymia metropolia znalazła się w rękach
4

księcia Polski. Watahy jego wojowników rozlały się po ulicach, ścinając głowy, wyłapując dziewki
i zbierając łupy. W zajętym bez walki pałacu ruszyła tymczasem huczna biesiada.
Przepojony dumą, a pewnie też odurzony zabawą i zamroczony alkoholem władca kazał wzywać
skrybę .
5

– Niech wszyscy... Niech wszyscy wiedzą, co tu dzisiaj zaszło! – zawołał, chwiejnym ruchem
unosząc w górę kufel pełen miodu. Strumień lepkiego trunku pociekł na podłogę. Przez salę
przetoczyła się burza okrzyków i wiwatów. „Bolesław, Bolesław, Bolesław!” – niosło się przez całą
aulę. Książę powstał ze swojego miejsca i przechylił kufel, pijąc wielkimi haustami. Po chwili puste
już naczynie gruchnęło o ziemię. Bolesław tymczasem obrócił się i spojrzał na rząd okien. Nad
miastem unosiła się łuna pożarów. Nie była ona jednak w stanie przyćmić światła jego komety.
– Zapisuj każde moje słowo. Dokładnie tak, jak je wypowiadam! – zakrzyknął do pisarczyka,
kiwając karcąco palcem. Z setki gardeł odezwały się gromkie śmiechy, tylko dodające władcy
animuszu .6

Bolesław u wrót Kijowa. W tym dniu polski władca miał poczucie, że świat leży
u jego stóp.
Archiwum autora/domena publiczna

– Do cesarza Greków, Bazylego! – zaczął dyktować tak głośno, by każdy słyszał jego słowa. List
nie był długi, za to pełen przechwałek, a nawet pogróżek.
– Jeśli cesarz nie będzie chciał być moim przyjacielem – zawołał stanowczo Bolesław, a dla
silniejszego efektu przerwał zdanie głośnym uderzeniem w stół. – To ja... sławny Bolesław... stanę się
jego zdecydowanym i nieustępliwym wrogiem! 7

Gdy tylko pierwszy list był gotowy, książę przystąpił do dyktowania kolejnego.
– Do z Bożej łaski cesarza Niemców... naszego przyjaciela i sojusznika, Henryka! – krzyknął
ponownie. Przy pierwszych stołach, tam gdzie siedzieli słowiańscy wojownicy, na nowo odezwały się
śmiechy. Z dalszej części sali, gdzie posadzono członków niemieckiego korpusu wspierającego Piasta,
dobiegały tymczasem głośnie oklaski . Szyderstw nie były one jednak w stanie zagłuszyć. Drugi list
8

okazał się nieco uprzejmiejszy. Nie pozostawiał jednak wątpliwości: oto Bolesław, władca Polski,
Moraw, Słowacji i południowego Połabia wysyłał na dwa krańce świata wieść, iż rości sobie prawo do
bycia kimś więcej niż tylko wodzem, księciem czy nawet królem . 9

Syn Mieszka nie był człowiekiem pióra i pergamin oraz atrament nie wystarczały mu do
zamanifestowania swojej władzy. Gdy listy były gotowe, wyszarpnął z pochwy miecz, zbliżył się do
bramy pałacu i uderzył w nią z całej siły . 10

Natychmiast zapadła cisza. Zdezorientowani wojownicy wpatrywali się w dowódcę, nie będąc
w stanie zrozumieć pijackiego wybryku. Wreszcie ktoś spośród najwyżej postawionych zapytał
lękliwie:
– Panie, cóż znaczy to szczerbienie ostrza?
Bolesław zarechotał. Najwidoczniej tylko na to czekał. Powrócił do stołu i głośno, tak by nikogo
nie ominęły jego słowa, oznajmił:
– Tak jak w tej godzinie brama ugodzona została tym mieczem, tak następnej nocy ulegnie mi
siostra najtchórzliwszego z władców, której mi nie chciał dać za żonę! Ale nie połączy się ze mną,
sławnym Bolesławem, w łożu małżeńskim... nie dla niej, nie dla tego plugawego nasienia podobne
honory. Tylko ten jeden raz, jak zwyczajną nałożnicę, poddam ją swojej władzy. Pomszczę zniewagę
naszego rodu! Pohańbię Rusinów! 11

– Tak będzie, najwyższa pora! Pokaż jej, co znaczy prawdziwy mężczyzna! – zewsząd rozlegały
się słowa zachęty i dopingu. I nikt nawet nie myślał o tym, że w dalekim Krakowie na władcę czeka
jego świeżo poślubiona saska małżonka. Nic dziwnego. Sam Bolesław już w dniu wesela jasno dał do
zrozumienia, że w Polsce nie ma miejsca na rządy kolejnej Niemry. Jest on, jego wola i nic więcej.
Wiatr od wschodu

Żadna kobieta nie dowodziła armiami w wojnie 1018 roku. Żadna też nie pociągała za sznurki
męskich, politycznych kukiełek. A jednak to była, bez dwóch zdań, wojna kobiet. Do konfliktu, który
wstrząsnął całym chrześcijańskim światem, swoje trzy grosze (a właściwie trzy denary) dorzuciły
wszystkie spośród „żelaznych dam” – tak Dobrawa, Oda, jak i Emnilda.
Za sprawą Czeszki Piastowie – mniej lub bardziej świadomie – naruszyli strefę wpływów Rusi
Kijowskiej. Olbrzymie państwo zbudowane przez przybyszów ze Skandynawii na szlaku wiodącym
spod mroźnych fiordów północy do Konstantynopola właśnie wchodziło w okres swojej największej
świetności. Na przełomie X i XI wieku panował w nim książę Włodzimierz, nie bez powodu nazywany
Wielkim. Ledwie dotarły do niego wieści o zajęciu przez Piastów Przemyśla, a zebrał swoich
normańskich wojowników i ruszył na sporne ziemie. Reakcja była szybka i brutalna. Pod rokiem 981
ruski kronikarz, Nestor, zanotował: „Poszedł Włodzimierz na Lachów i zajął im grody ich Przemyśl,
Czerwień i inne grody mnogie” . Mieszko bezsilnie przyglądał się tej demonstracji potęgi. Nie
12

odpowiedział krwią za krew. Nie mógł. Ledwie wyszedł obronną ręką z wojny z cesarzem i wiedział,
że jego państwo nie udźwignie ciężaru kolejnego konfliktu.
Na całą dekadę niesnaski na wschodniej granicy przycichły. Ruską lekcję doskonale zapamiętała
jednak Oda. Gdy rozgorzała jej własna wojna z pasierbem, wiedziała, do kogo udać się po pomoc.
Zignorowała ludową mądrość, wedle której nie należy wywoływać wilka z lasu i zgłosiła się prosto do
Włodzimierza Wielkiego. W nadziei na odsiecz zaaranżowała nawet małżeństwo pomiędzy swoim
bratem Bernardem a jedną z córek kijowskiego władyki . Nie uratowało jej to przed upadkiem. Można
13

chyba nawet powiedzieć, że konszachty z Waregami do reszty pozbawiły ją twarzy w Wielkopolsce.


Poczynaniom margrabianki przyglądała się jednak z uwagą pilna adeptka sztuki politycznej –
Emnilda. Nie wahała się ona sięgać po metody poprzedniczki. Tyle tylko, że do projektów Niemki
podchodziła z gracją i dyskrecją, z którymi Oda miała wyraźne trudności.
Około 1010 roku wydała swoją – niestety nieznaną z imienia – córkę za jednego z synów
Włodzimierza, Światopełka. Sens tego małżeństwa wydawał się oczywisty już na pierwszy rzut oka.
Miało ono gwarantować pokój na wschodniej granicy, w sytuacji gdy armie Bolesława toczyły krwawe
boje z Rzeszą. Przedsięwzięcie miało jednak także i drugie dno. Włodzimierz zasiadał na tronie już od
ponad trzydziestu lat i było oczywiste, że raczej prędzej niż później wypuści berło ze swoich
zgrzybiałych dłoni. W najlepszym interesie Piastów leżało uzależnienie od siebie kolejnego władcy
Kijowa. Światopełk był tymczasem najstarszym żyjącym synem wielkiego księcia . 14

Miał szansę zasiąść na tronie, droga do władzy wcale jednak nie była usłana różami. Problemy
Światopełka zasadzały się na jednym kłopotliwym fakcie. Jak stwierdził chociażby kronikarz
Thietmar, Włodzimierz był nie tylko wielkim łupieżcą i zdobywcą, ale też – „wielkim i strasznym
wszetecznikiem”. Biskup Merseburga twierdził, że władca Rusi nosił nawet „opaskę podniecającą na
lędźwiach, aby pobudzić jeszcze silniej wrodzoną lubieżność”. Jeśli w tej anegdocie tkwi ziarno
prawdy, to byłby to jeden z pierwszych w średniowiecznej Europie przykładów stosowania męskich
akcesoriów erotycznych. Prędzej jednak w przytoczonej opowieści odbija się prosty fakt, iż
Włodzimierz uchodził za kobieciarza. A poniekąd też... pantoflarza. U schyłku życia uległ
przemożnym wpływom swojej szóstej, a może nawet siódmej żony – córki bizantyjskiego cesarza,
Anny Porfirogenetki. Biorąc z nią ślub, Włodzimierz miał już siedmiu synów, ale zgodził się odsunąć
ich wszystkich w cień i pierwszeństwo zapewnić dwóm potomkom urodzonym przez Annę: Borysowi
oraz Glebowi .15

Włodzimierz Wielki, święty Kościoła prawosławnego, zdaniem kronikarza


Thietmara nosił „opaskę podniecającą na lędźwiach, aby pobudzić jeszcze silniej
wrodzoną lubieżność”.
Archiwum autora/domena publiczna

Włodzimierz dosłownie chodził na pasku niemłodej już, bo liczącej sobie w 1010 roku niemal
pięćdziesiąt lat Greczynki. Tylko po to, by sprawić jej przyjemność, był gotów skazać na śmierć
własnego syna. Tak właśnie postąpił w 1008 roku. Gdy Światopełk zbyt głośno zaczął dopominać się
udziału w rządach, ojciec wysłał go jako zakładnika do dzikich i nieprzewidywalnych Pieczyngów.
Nie mówił tego głośno, ale rzecz jasna nie oczekiwał, że potomek wróci żywy od koczowników.
Światopełk tymczasem, wbrew wszelkim kalkulacjom, nie tylko uratował głowę, ale nawet zyskał
sobie przyjaciół wśród ludności Wielkiego Stepu.
Niedługo po tym epizodzie doszło do skutku jego małżeństwo z Piastówną . Dla polskiej pary
16

książęcej nie było tajemnicą, że Światopełk znajduje się na celowniku swoich młodszych braci,
a nawet własnego ojca. Jeśli Emnilda i Bolesław mimo to wydali córkę za człowieka będącego w tak
krytycznym położeniu, to najwidoczniej wierzyli, że warto ryzykować. Ich zdaniem Światopełk,
z pomocą odpowiednio bezwzględnych, cynicznych i utalentowanych doradców, był jeszcze w stanie
się obronić i przywdziać wielkoksiążęcy kołpak. Któż zaś mógł być dla niego lepszym wsparciem niż
rodzona córka Emnildy? Do towarzystwa księżniczka dostała niezawodnego kapelana Reinberna.
Duchownego, który pełnił wcześniej zaszczytną funkcję biskupa Kołobrzegu, musiał jednak uchodzić
z Pomorza, kiedy tamtejsi wodzowie zbuntowali się przeciwko Bolesławowi. Teraz Reinbern został
wiernym agentem jego (a może przede wszystkim jej) książęcej mości. Rola biskupa była taka sama
jak córki Emnildy i zamykała się w jednym zdaniu: za wszelką cenę utorować Światopełkowi drogę do
władzy.
Jeśli Anna wyglądała tak, jak ją sobie wyobrażał nieznany artysta, to nic
dziwnego, że Włodzimierz postanowił wydziedziczyć siedmiu synów, by
przypodobać się najnowszej żonie.
Archiwum autora/domena publiczna

Projekt pewnie nawet by się powiódł, gdyby nie to, że zięć Emnildy okazał się niezwykle opornym
materiałem na księcia. Wśród dzikich koczowników potrafił się odnaleźć. Ale w gąszczu dworskiej
polityki był jak dziecko we mgle. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 1012 roku cała trójka –
Światopełk, jego żona i biskup Reinbern – została wtrącona do lochu na polecenie Włodzimierza.
O próbę przeprowadzenia zamachu stanu (czy też po prostu stopniowego uniezależnienia się od ojca)
oskarżono pierwszego z więźniów. Nikt nie był jednak tak naiwny, by uwierzyć, że to Światopełk
stanowił mózg całej operacji.
W więzieniu szybko zakatowano Reinberna, najwidoczniej więc zastrachany książę sypnął
informacjami o roli agenta oddelegowanego przez Emnildę i Bolesława . Nawet Thietmar, piszący
17

o sprawie z dystansu tysiąca pięciuset kilometrów, wiedział, że Włodzimierz wcale nie uważa
Światopełka za prawdziwego buntownika. Wielki książę miał świadomość, że za wszystkim stoi
polski dwór. Nie zamierzał jednak folgować synowi i jego żonie. W ciemnym lochu mieli pozostać po
kres swoich dni.
Emnilda słuchała wieści o losie córki z rosnącym niepokojem. I nie zamierzała siedzieć
z założonymi rękami. W 1013 roku Thietmar odnotował dość niezwykły fakt udziału księżnej
w pertraktacjach pomiędzy cesarstwem a państwem Piastów. Emnilda przybyła do Merseburga, gdzie
24 maja pokłoniła się przed imperatorem i złożyła mu hojne dary. Nazajutrz Bolesław i Henryk
zawarli traktat pokojowy. Polski władca godził się na licznie ustępstwa, a nawet uznał się za
cesarskiego lennika. W zamian Henryk gwarantował, że wesprze Piasta w planowanej wojnie z Rusią.
I bardzo możliwe, że Emnilda przybyła na miejsce po to, by upewnić się, że w decydującej chwili
Bolesław zdoła schować swoją godność za pazuchę i nie przypieczętuje tragicznego losu ich córki ze
względu na swoją dumę . 18

Negocjacje i wszystkie związane z nimi służalcze gesty stanowiły dla polskiej pary książęcej
prawdziwie upokarzające doświadczenie. Eskapada do Niemiec była też zwyczajnie niebezpieczna.
Przecież to właśnie w Merseburgu Bolesław niemal postradał życie w zamachu. Do tamtego incydentu
doszło w 1002 roku, kiedy polski książę prawie nikomu w Rzeszy nie wadził. Teraz – po dekadzie
wojen – na każdym kroku natykał się na ludzi pragnących jego głowy . 19

Emnilda zaryzykowała, zrobiła swoje. Kolejny krok należał do męża. Wyprawa na wschód
rzeczywiście wyruszyła. Wojownicy puścili z dymem trochę wiosek, może też spalili jeden czy dwa
przypadkowe grody. I to by było na tyle. Za porażkę odpowiadał chyba głównie sam Bolesław, którego
pod nieobecność Emnildy jednak poniosły nerwy. W ekspedycji wspierali go Niemcy, ale też kilkuset
koczowniczych Pieczyngów, znających teren i słabe strony Rusinów. Między tymi ostatnimi
a Polakami doszło do bliżej niesprecyzowanej kłótni. Bolesław – zamiast załagodzić spór
i kontynuować walkę z Włodzimierzem – kazał „wybić Pieczyngów do nogi, mimo iż byli jego
sprzymierzeńcami” . Emnilda na pewno była dumna z męża wracającego do domu po takim miesiącu
20

pracy. Nie dość, że przyszedł do pałacu z pustymi rękoma, to jeszcze zagwarantował, że Światopełk
i córka Emnildy pozostaną w swojej brudnej, wilgotnej celi. Tego dnia Chrobry raczej nie mógł liczyć
na to, że żona „pogładzi jego zacną pierś”.
Kochajmy się jak bracia

Była połowa lipca 1015 roku. Córka Emnildy, po raz pierwszy od trzech lat, mogła spojrzeć w niebo
i poczuć powiew wiatru na twarzy. A nawet mogła beztrosko pobiec przed siebie, bez obawy, że za
metr czy dwa zderzy się w ciemnościach z pokrytym grzybem i pleśnią murem. Włodzimierz Wielki
wyzionął ducha, a ona – wreszcie była wolna. Władca zmarł w samym środku wojny z innym ze
swoich synów, nieco młodszym od Światopełka Jarosławem. Piastówna mogła złośliwie stwierdzić, że
należało się staruchowi. Żyłby pewnie nadal, gdyby potulnie siedział przy kominku, wygrzewając
zmęczone kości i pociągając miód z kufla. Zamiast tego skupiał całą uwagę na gnębieniu własnych
dzieci. I Bóg wreszcie go za to pokarał.
Szczęście uśmiechnęło się do Światopełka i jego żony. Ich więzienie znajdowało się
w Wyszogradzie, zaraz pod Kijowem. Wystarczyło wsiąść na koń i puścić się cwałem ku stolicy. Pół
godziny później książę był już pod soborem świętej Sofii, gdzie znajdował się tron jego ojca.
Pozostałych braci od serca Rusi dzieliły dziesiątki i setki kilometrów. Nikt nie był władny
protestować. Światopełk został nowym wielkim księciem . 21

Tego dnia marzył o rządach równie długich i owocnych jak panowanie Włodzimierza. I nie
zamierzał pozostawiać niczego przypadkowi, a przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja historii.
Książę wezwał swoich najbardziej zaufanych wojowników i wydał krótki rozkaz: „Nie powiadając
nikomu, idźcie zabijcie brata mojego Borysa”. Jak powiedział, tak się stało. Niewielki oddział zakradł
się do obozu młodszego księcia. Zaskoczenie było zupełne. Zamachowcy wpadli do namiotu Borysa,
mordując z marszu jego służącego. Następnie rzucili się na księcia, bezlitośnie dźgając go
włóczniami. Wreszcie chwycili za płótno namiotu, owinęli w nie trupa i wrzucili na wóz. Taki był
rozkaz księcia. Światopełk chciał mieć absolutną pewność, że Borys jest martwy. Podejrzliwość się
opłaciła, bo w kijowskim pałacu wyszło na jaw, że ofiara w istocie przeżyła pierwszy atak. Borys,
z trudem bo z trudem, ale wciąż oddychał i pojękiwał. Światopełk kazał skrócić jego cierpienia.
Mieczem wbitym prosto w serce.
Połowa pracy była wykonana. Dziejopisarz Nestor zanotował: „Światopełk przeklęty,
pomyślawszy sobie, rzekł »Oto zabiłem Borysa. Jak by zabić Gleba?«” . Poprzednio książę postawił
22

na tępą siłę. Z drugim synem Anny Porfirogenetki postanowił rozprawić się podstępem. Wysłał do
niego emisariuszy z pilnym wezwaniem do Kijowa. Posłańcy zapewnili młodszego księcia, że plotki
o śmierci Włodzimierza Wielkiego są zdecydowanie przesadzone. Stary władca żyje, ale jest ciężko
chory i zbliża się jego ostatnia godzina. W agonii wyraził życzenie, by ukochany syn zechciał
towarzyszyć mu w najtrudniejszych chwilach, na granicy doczesnej wędrówki i wieczności... Gleb
natychmiast przedsięwziął przygotowania do podróży. Zginął po drodze z ręki przekupionego
kucharza. Morderca podciął mu gardło zwyczajnym kuchennym nożem.
Światopełk i jego polska małżonka zasiadają na kijowskim tronie. W tle wierny
agent jej książęcej mości – biskup Reinbern. W rzeczywistości ten ostatni wcale
nie dożył chwili triumfu.
Muzeum Narodowe w Krakowie: (fotografia obrazu Jana Matejki Książę Światopełk z żoną
a córką Bolesława Chrobrego i z biskupem Reinbernem w Kijowie)

Rozochocony Światopełk stwierdził, że jednak nie warto ustawać w morderczych staraniach.


Usunął z drogi dwóch braci, których sam Włodzimierz uznawał za swoich następców, ale przecież
przy życiu było jeszcze kilku kolejnych pretendentów do tronu. Lub – do grobu. Na kartach Powieści
minionych lat mnich Nestor zanotował: „Światopełk zaś, ten przeklęty i zły, zabił brata Światosława,
posławszy zabójców ku Górze Węgierskiej, gdy ten uciekał do Węgier”. Przy okazji książę miał
powziąć zamiar: „Pozabijam wszystkich braci swoich i posiądę Ruś sam jeden” . 23

Tego było za wiele. Przeciwnicy bestialskiego księcia coraz odważniej podnosili głowy, a na
przywódcę opozycji wyrósł nie mniej brutalny, ale jednak bardziej wyrobiony politycznie książę
Jarosław. Ludzie ciągnęli do niego, bo choć miał na sumieniu setki albo i tysiące istnień, to jednak
zapewniał, że pod jego butem na Ruś powróci prawo i sprawiedliwość. I już nikt nie będzie musiał się
obawiać, że w środku nocy własny kucharz zadźga go nożem do masła.
Jego główny atut leżał jednak gdzie indziej. Jarosław znał się na prowadzeniu wojen. Zimą, na
przełomie 1016 i 1017 roku, doszło do decydującej bitwy pomiędzy braćmi. Światopełk, pomimo
wsparcia Pieczyngów, poniósł druzgoczącą klęskę. Uciekał ile sił w nogach. I nawet nie pomyślał
o tym, by zabrać ze sobą małżonkę . Córka Emnildy znów trafiła do niewoli – tym razem u Jarosława.
24

I tylko samej Emnildy zabrakło, by ruszyć jej na ratunek. Kiedy przerażony, brudny obdartus
Światopełk dotarł na dwór Piastów, by błagać o pomoc, Bolesław właśnie przygotowywał się do
nowego ślubu.
Margrabianka z lodu

Kawalkada okutanych w grube płaszcze mężczyzn i kobiet minęła bramę podgrodzia i zaczęła się
wspinać w stronę zbudowanego na wzniesieniu książęcego dworu. Cała grupa posuwała się naprzód
wąską drogą wyłożoną drewnianymi dranicami . Po obu jej stronach stał zbity tłum Słowian. Można
25

było się domyślać, że to nie tylko mieszkańcy grodu, ale też przybysze z okolicznych osad, których do
Cziczani ściągnęła ciekawość. Na ich twarzach próżno było szukać wyrazów sympatii. Książęcy
wojownicy utrzymywali spokój pośród tłuszczy, ale gniewne pomruki i stłumione wyzwiska nie
pozostawiały wątpliwości co do panujących nastrojów. Atmosfera była posępna, a wraz z zapadającym
zmrokiem stawała się wręcz groźna. Ustawieni wzdłuż ścieżki mężczyźni zapalili pochodnie . 26

Markotne twarze, trupie światło Księżyca w pełni , dłonie złożone na pochwach mieczy...
27

Miśnieńskiej margrabiance nie było do śmiechu. Jej towarzyszom też, a cały pochód dużo bardziej
przypominał kondukt pogrzebowy niż weselny orszak. Mimo to możnowładczyni wcale nie marzyła
o jak najszybszym dotarciu do celu. Wiedziała, że na miejscu nie czeka na nią nic lepszego.
Bolesław przejął od ojca niemal wszystko. Przypisał sobie jego zasługi zbrojne, religijne,
polityczne. Tylko jednego nie był w stanie mu odebrać tak długo, jak żyła Emnilda. Jego kobiety.
Mieszko wziął za żonę wpływową saską arystokratkę. Bolesław za wysoko urodzoną Niemkę wydał
swojego najstarszego syna, sam jednak nie mógł się pochwalić nobilitującym małżeństwem. Aż do
teraz. Nie minęła nawet żałoba po Stodorance , z którą spędził prawie trzydzieści lat życia, a już
28

zaczął się rozglądać za nową, lepszą partią. Okazja nasunęła się sama. W styczniu 1018 roku Bolesław
przybył do pogranicznego Budziszyna (jednego z grodów, o które toczył piętnastoletni konflikt
z cesarstwem) na rozmowy pokojowe z wysłannikami Henryka II. Układ zaprzysiężono pod sam
koniec miesiąca. Jego zapisy nie są znane, bo też niemieccy kronikarze wstydzili się rozpisywać o,
bądź co bądź, przegranej wojnie. Przykładowo biskup Thietmar skwitował sprawę jednym zdaniem:
„Był to pokój nie taki, jak być powinien, lecz jaki dało się zawrzeć w ówczesnej sytuacji” . 29

Tylko jedno wiadomo z całą pewnością. Polski władca, poza częścią spornych ziem, zażądał też
żony. I to natychmiast. Podobnie jak Mieszko w 980 roku, nie pozostawił drugiej stronie żadnego pola
manewru. Interesowała go jedna, konkretna kandydatka: córka margrabiego Ekkeharda. Człowieka,
którego śmierć w zamachu w 1002 roku stanowiła wstęp do wielkiej wojny polsko-niemieckiej. Teraz
ślub z jego latoroślą miał tę wojnę zakończyć. Symboliczny podtekst związku nie ulegał wątpliwości.
Ta symbolika sięgała jednak znacznie dalej, niż wydawało się Niemcom. Mieszko poprzez ślub
z margrabianką podkreślał swój triumf nad cesarzem próbującym wypchnąć Piastów poza nawias
imperialnej polityki . Przede wszystkim był to jednak triumf nad Mieszkiem.
30

Analogii pomiędzy rokiem 980 a 1018 nie trzeba nawet szukać. Nasuwają się same. Po raz kolejny
Piast brał sobie żonę w wyniku wygranej wojny. Znowu kobieta stawała się rękojmią pokoju. Znowu
też zrobiło się głośno o naruszeniu przepisów kościelnych. Mieszko niemalże porwał Odę z klasztoru.
Bolesław nie posunął się aż tak daleko. Jego wybranka nie była mniszką. Thietmar pisał jednak, że
„poślubiła ona wspomnianego księcia bez pozwolenia kanonicznego” . Grzech polegał na tym, że ślub
31

odbył się w trakcie Wielkiego Postu, a Bolesław Chrobry nie uzyskał koniecznej w takich
przypadkach dyspensy od biskupa. Zresztą, chyba nawet nie próbował jej uzyskać. Podobnie jak
Mieszko przed laty, tak teraz on pokazywał, że może gwizdać na kościelne przepisy i na obyczaje
Rzeszy; że jest ponad to.
Niemal identyczne było pochodzenie obydwu kobiet. Tak żona Mieszka, jak i nowa partnerka
Bolesława należały do wschodnioniemieckiej arystokracji. Pierwsza wywodziła się po mieczu od
Billungów. Druga z tego samego rodu, tyle że po kądzieli. Do Polski przybyły w bardzo podobnym
wieku. W chwili zamążpójścia obie miały ponad dwadzieścia lat . Wreszcie łączyło je nawet imię.
32

Bolesław zmiażdżył wdowę po ojcu, po czym... poślubił własną Odę, dla odróżnienia nazywaną przez
historyków „Odą Miśnieńską”. Polscy dworzanie, choćby chcieli, nie byli w stanie pozbyć się
wrażenia, że ich pan i władca stanął na kobiercu z młodszą wersją własnej macochy.
Do pierwszego spotkania panny młodej z liczącym sobie już ponad pięćdziesiąt lat księciem
doszło 3 lutego 1018 roku. I fakt, że możemy podać tę datę jest zupełnym ewenementem. Cała
biografia Dobrawy zasadza się na słowie „około”. Nie wiemy, kiedy dokładnie się urodziła, kiedy
umarła ani kiedy wzięła ślub. Podobnie prezentuje się biogram pierwszej Ody, nie mówiąc nawet
o Emnildzie czy pozostałych małżonkach Bolesława Chrobrego. Tylko jedna jedyna Oda Miśnieńska
zapisała się w kalendarium pod konkretną datą, a nawet porą dnia. To zresztą jeszcze nie wszystko.
W odniesieniu do wcześniejszych władczyń Polski żadnego faktu nie da się pewnie osadzić
w czasie, ale też w przestrzeni. Możemy co najwyżej zgadywać, czy wydarzenia z życia „żelaznych
dam” rozgrywały się w Poznaniu, Gnieźnie czy może Krakowie. Tymczasem kronikarz Thietmar
informuje nas, że w mroźny lutowy wieczór Oda Miśnieńska wkroczyła do bardzo konkretnego grodu:
łużyckiej fortecy Cziczani. To tutaj, być może już nazajutrz 4 lutego 1018 roku, odbył się ślub.
I można powiedzieć z zupełną pewnością, że skoro Bolesław zamienił wspaniałe pałace Wielkopolski
na mały pograniczny gródek, to jego wesele było przede wszystkim polityczną manifestacją. Książę
robił to, co uwielbiał robić: popisywał się. Cziczani jeszcze do niedawna leżało w Niemczech. Teraz
była to jedna z najdalej wysuniętych na zachód twierdz imperium Piastów. Doskonałe miejsce, by na
oczach Niemców eskortujących Odę świętować sukces w negocjacjach pokojowych.
Oda poślubiła piastowskiego władcę nie w katedrze w stolicy, lecz w małym, nic
nieznaczącym grodzie na rubieżach swej nowej ojczyzny. Bolesław wybrał to
miejsce, by pokazać Niemcom, kto rozdaje karty. Na ilustracji – przykładowy
słowiański gród.
Archiwum autora/domena publiczna

Ślub margrabianki z potężnym księciem przeszedł do historii – ale tylko tej niemieckiej. Bolesław
już w pierwszej chwili dał żonie do zrozumienia, że zamierza ją traktować tak samo jak Mieszko
swoją Odę na samym początku. Los córki Ekkeharda był zresztą nawet gorszy. Ona nie mogła liczyć
na to, że z czasem wywalczy sobie pozycję, zdobędzie sympatię męża i wkupi się w jego łaski. Była
pięknie przystrojoną niewolnicą i nikim więcej. O jej istnieniu nie wspomniał żaden dziejopisarz poza
Thietmarem. A i ten przyznał, że Bolesław nie miał dla czwartej żony nawet krztyny szacunku. „Nie
cieszyła się ona stanowiskiem matrony” – stwierdził lakonicznie na kartach swojej kroniki . Nie
33

powiedział więcej, bo najwidoczniej nie chciał szkodzić wizerunkowi i tak pognębionej przez los
margrabianki. Łatwo jednak domyślić się, co biskup Merseburga miał na końcu języka.
Gdyby się nie ograniczał, stwierdziłby wprost, że Oda nie była traktowana nawet jak pełnoprawna
żona. Ledwo przybyła do Polski, a jej mąż już wybrał się w pogoń za inną. I to z całym swoim
wojskiem.
Nieodparty urok wyrachowania

Mnich Nestor dołożył starań, by na kartach swojej kroniki zrobić z „przeklętego i złego” Światopełka
prawdziwego psychopatę. Sadystę owładniętego nieopanowaną żądzą krwi. Tekstów, w których
odmalowano taką sylwetkę księcia, jest zresztą więcej. Dzisiaj brzmią one makabrycznie, a niekiedy
wręcz groteskowo. Na początku XI wieku opowieści o bestialskiej rozprawie z konkurentami musiały
jednak budzić respekt. Jeśli nie wśród prostego ludu i kleru, to na pewno na zagranicznych dworach.
Czyny przypisywane Światopełkowi świadczyły o jego bezduszności, ale też o sporej skuteczności.
I Bolesław Chrobry na pewno się nimi nie brzydził.
Można by się spodziewać, że polski władca przyjmie pokonanego zięcia z honorami należnymi
potężnemu księciu. Z opowieści wprost przecież wynikało, że to człowiek dorównujący mu
w cynizmie i bezwzględności. Tym bardziej należałoby oczekiwać, że Bolesław niezwłocznie ruszy
z pomocą uwięzionej córce. Relacje o śmierci Borysa, Gleba i Światosława dowodziły przecież, że
Piastówna wyrosła na godną naśladowczynię swojej matki. Przede wszystkim zaś: wykonała rozkaz
rodziców i sprawiła, że Światopełk wyszedł na ludzi. W zamian miała prawo liczyć na to, że tatuś
rzuci wszystko i przybędzie jej z odsieczą. Bolesław tymczasem w ogóle nie chciał ruszać się z domu.
Ugościł Światopełka, ale bez większego entuzjazmu. Traktował go raczej jak więźnia niż
zaprzyjaźnionego władcę. Natychmiast też podjął – rzecz jasna za plecami uchodźcy – pertraktacje
z nowym wielkim księciem kijowskim, Jarosławem. Zadeklarował, że bez wahania wypnie się na
zięcia i rozbije małżeństwo córki. Był nawet gotów odesłać Światopełka w kajdanach do Kijowa . 34

W zamian oczekiwał zawarcia sojuszu pomiędzy Polską i Rusią. Przypieczętowaniem układu miał być
ślub Chrobrego z jedną z sióstr Jarosława.
Łatwość, z jaką polski władca odwrócił się od Światopełka, można tłumaczyć czysto politycznymi
względami. Negocjacje z Jarosławem rozpoczęły się zapewne już na początku 1017 roku – zaraz po
tym, jak umarła Emnilda . W tym czasie wojska Bolesława wciąż były uwiązane w walkach z Rzeszą.
35

Książę zwyczajnie nie miał głowy, czasu i środków, by użerać się z Rusami. Zdaje się jednak, że nie
tylko o to chodziło. Bolesław nie ograniczył się przecież do proponowania wymiany zakładników:
Światopełk za jego córkę. Wiedział, że pozycja Jarosława jest wciąż niepewna, a mimo to okazał się
strasznym raptusem. Chciał natychmiast związać się z sojuszem z nowym panem Kijowa. Układ
z bezlitosnym, dążącym do władzy po trupach i budzącym postrach Światopełkiem był gotów bez
mrugnięcia okiem wymienić na pakt z Jarosławem. Człowiekiem, który wykazał się zwycięstwem
w jednej bitwie i niczym więcej. W 1017 roku nie było nawet pewne, czy Jarosław zdoła utrzymać się
na tronie, a Bolesław i tak chciał postawić wszystko na tę jedną kartę. Najwidoczniej był pod wielkim
wrażeniem nowego księcia kijowskiego. A może wiedział też coś, co nawet dzisiaj pozostaje
tajemnicą.
Klucz do zagadki (jeśli w ogóle mamy tu do czynienia z jakąś zagadką) może się kryć
w zapomnianej islandzkiej Sadze o Eymundrze Hringssonie. Autor tego utworu znał zupełnie inną
wersję wydarzeń następujących po śmierci Włodzimierza Wielkiego. Zgodnie z nią Borys i Gleb nie
zginęli wcale za panowania Światopełka. Zabito ich zaraz po tym, jak książę został przepędzony, a na
tronie zasiadł jego brat Jarosław. Obydwu pretendentów do władzy zaszlachtowali skandynawscy
ochroniarze nowego księcia. Jarosław był więc nie tylko bratobójcą, ale też mistrzem propagandy.
Pozbył się konkurentów, a całą winę skutecznie zrzucił na niebędącego w stanie się bronić – bo
przecież przebywającego na wygnaniu – Światopełka. Podobnie obciążył go śmiercią trzeciego
z braci, Światosława . Na koniec zrobił jeszcze z Gleba i Borysa świętych patronów Rusi. Nie dość
36

więc, że odsunął od siebie wszelkie oskarżenia, to na całej sprawie zbił jeszcze polityczny kapitał. To
było istne arcydzieło cynizmu . 37

Prawdę znali oczywiście wykonawcy woli księcia. Tych jednak Jarosław odesłał na daleką północ,
święcie przekonany o tym, że w Szwecji czy Norwegii nikt nie będzie się interesować ich
niestworzonymi historiami. O rzeczywistym przebiegu wypadków wiedział poza tym chyba tylko sam
Światopełk. I zamiast trzymać język za zębami, bezmyślnie mielił ozorem. Niczego nie zataił przed
Bolesławem, w nadziei, że ten tym chętniej wyciągnie do niego pomocną dłoń. Nie mógł się bardziej
mylić. Teraz polski książę miał już pewność, że ma do czynienia z żałosnym nieudacznikiem
i popychadłem. Na córce też zupełnie się zawiódł. Jedno było jednak dla niego oczywiste. Wiedział,
że z kimś takim jak Jarosław po prostu musi nawiązać przyjaźń.
Perfekcyjna narzeczona

Władca wysłał na Ruś posłów i poprosił o rękę książęcej siostry. Jurny do ostatnich chwil
Włodzimierz pozostawił po sobie aż dziewięć niezamężnych córek. Dzięki kronice Thietmara wiemy
jednak, że „ten stary wszetecznik Bolesław” upatrzył sobie bardzo konkretną z nich. Biskup
38

Merseburga nie podał wprawdzie imienia kobiety, ale zachowało się ono w tekstach ruskich
dziejopisarzy. Nazywała się Przedsława. I miała wszelkie predyspozycje ku temu, by zawrócić
Bolesławowi w głowie. Nawet z odległości tysiąca kilometrów.
Nie można mieć wątpliwości co do tego, że Przedsława odegrała w ruskiej wojnie domowej
kluczową rolę. W przeciwieństwie do książąt rywalizujących ze Światopełkiem, znajdowała się
w samym centrum wydarzeń. A zarazem – w sercu państwa. Miała prywatny pałac w położonym
nieopodal Kijowa Peredsławinie . Nikt też nie bronił jej wstępu do stolicy. Ona tymczasem bacznie
39

obserwowała wydarzenia zachodzące w mieście i poprzez posłańców informowała o wszystkim


swojego najbliższego sojusznika. Nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że była w Kijowie uszami
i oczami Jarosława. W kronikach prezentujących oficjalną wersję historii to właśnie ona zawiadamia
młodszego księcia o zamachu na Borysa. Ona też bardzo szybko dociera do prawdy o losie Gleba
i także tę wieść przekazuje Jarosławowi. Jakby tego było mało, na dworze Przedsławy azyl znajduje
jeden z wojowników i ochroniarzy zabitego Borysa – niejaki Mojżesz Węgrzyn . Już same te
40

informacje składają się na sylwetkę kobiety odważnej i wpływowej. Jednej z pierwszych w historii
Rusi adeptek sztuki szpiegowskiej. Bardzo jednak możliwe, że to wyłącznie wierzchołek góry
lodowej. Przedsława mogła być kimś o wiele, wiele ważniejszym.
Jeśli w rzeczywistości nie Światopełk, ale Jarosław zlikwidował swoich braci, to także na
informacje o zasługach jego niezawodnej siostry należy spojrzeć w nowy sposób. W tej wersji
wydarzeń Przedsława nie jest żadną statystką. Kronikarskie pochwały pod jej adresem to raczej ślad
po zupełnie bezpośrednim i bardzo znaczącym udziale w spisku. Należy założyć, że księżniczka
pomogła zamordować trzech braci, a następnie ukryć prawdę o ich losie. Niewykluczone nawet, że
przebywający na jej dworze Mojżesz Węgrzyn był właśnie jednym z zamachowców – wysłanych przez
Przedsławę, a następnie szukających ochrony pod skrzydłami swojej pani.
Bolesław usłyszał o wszystkich przymiotach Przedsławy od o wiele za bardzo gadatliwego
Światopełka. I zakochał się, zanim w ogóle zobaczył siostrę Jarosława. Nie był sobie w stanie
wymarzyć lepszej kandydatki na żonę i wiedział, że tylko taka kobieta zdoła wejść w buty jego
nieodżałowanej Emnildy. Był też ślepo przekonany o tym, że Przedsława nie mogłaby trafić na
lepszego kawalera niż on sam. To był po prostu związek jak ze snu!
Borys i Gleb nie wykazali się w roli Waregów. Zamiast wsiąść na łódź
i czmychnąć do Skandynawii, obaj zginęli w krwawych zamachach.
Archiwum autora/domena publiczna

Posłowie z bogatymi darami wyruszyli na wschód, a tymczasem roznamiętniony książę już


układał w myślach plany wesela... i nocy poślubnej. Bujał w obłokach tak długo, aż powrócili
emisariusze. Odpowiedź była krótka i zupełnie nie taka, jak się spodziewał. Przedsława nie życzyła
sobie męża z Polski. A Jarosław wcale nie widział w Bolesławie materiału na szwagra . 41

Na taką zniewagę można było odpowiedzieć tylko w jeden sposób. Bolesław posłał po Światopełka
i oznajmił mu, że po długim namyśle i naradach z dowódcami wojsk postanowił zmienić swoją
wcześniejszą decyzję. Był gotów wyruszyć na Kijów, by obalić uzurpatora, przywrócić władzę
prawowitemu księciu i uratować swoją córkę. Teraz wypadki potoczyły się już ekspresowo. Książę
wynegocjował traktat pokojowy z cesarstwem i zawarł czysto polityczny ślub z miśnieńską
margrabianką. Ani przez chwilę nie ukrywał swoich rzeczywistych planów. Żona żoną, ale on był już
myślami w sypialni Przedsławy.
Córka Ekkeharda Oda bezsilnie obserwowała, jak zdradzają ją najbliżsi krewni i przyjaciele jej
rodziny. Nikt nie przejmował się hańbą, która miała na nią spaść. Nawet sam cesarz spoglądał na
obmierzłą inicjatywę przez palce. Dla poprawy polsko-niemieckich relacji zgodził się wesprzeć Piasta
w wyprawie na Kijów. Trzystu najlepszych niemieckich rycerzy miało pomóc w zdobyciu dla
Bolesława nowej konkubiny. I w poniżeniu Bogu ducha winnej Ody. Odtąd wszyscy mieli wiedzieć, że
margrabianka jest tylko jedną z kobiet w haremie grzesznika zasiadającego na polskim tronie.
Na przełomie czerwca i lipca 1018 roku wszystko było gotowe. Tysiące polskich wojowników
wspartych przez sojusznicze oddziały Niemców, Węgrów i Pieczyngów ruszyły w stronę granicy
z Rusią. Oda natomiast została sama w pustych komnatach poznańskiego pałacu. Była w Polsce od
czterech miesięcy. Tylko czterech, a może aż czterech. W każdym razie wystarczająco długo, by
uświadomić sobie, że nad Wartą nie czeka jej już nic dobrego. To była lekcja, którą odbierała każda
spośród piastowskich żon – może tylko z wyjątkiem zahartowanej i bezwzględnej Emnildy. Jednym
zrozumienie prawdy zajmowało lata, innym całe dekady. Wszystkie jednak musiały w końcu
przyznać, że przekraczając granice Polski, zrzekły się prawa do radosnego lub choćby spokojnego
życia. I tylko wyrwawszy się z imperium Piastów mogły marzyć o tym, że odzyskają szansę na
odrobinę szczęścia.
Dzwony na jutrznię

Węgierska żona Bolesława, Karolda – przegnana przez Odę około 986 roku – była zmuszona wyrzec
się dziecka, ale to właśnie ta krzywda otworzyła jej drogę do lepszego życia. Matka Bezpryma wróciła
do ojczyzny, nad Dunaj. Jako ofiara polskiej buty spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem nie tylko
w Siedmiogrodzie, ale też na dworze księcia zwierzchniego, Gejzy. Węgierski władca nie mógł sobie
wprawdzie pozwolić na wojnę z Polską w obronie jej honoru, zadbał jednak o to, by Karoldzie niczego
odtąd nie brakowało. Przede wszystkim zaś postarała się o to siostra przepędzonej księżnej, Sarolta . 42

Była ona władczynią Węgier i uchodziła za kobietę, która zawsze stawia na swoim. Brunon
z Kwerfurtu twierdził, że to właśnie Sarolta „dzierżyła cały kraj męską ręką” . Ona też sprawiła, że
43

wśród Madziarów zaczęło się rozprzestrzeniać chrześcijaństwo. Biskup chwalił jej wysiłki
misjonarskie, ale o tolerancyjności księżnej miał jak najgorszą opinię. W głowie mu się nie mieściło,
że Sarolta robi to samo, co Dobrawa i Oda robiły w Polsce. Nikogo nie zmusza do porzucania
dotychczasowych bożków, nie wybija zębów i nie zagania siłą do chrzcielnicy. W efekcie miało
powstać „skażone, ospałe i trwożliwe” chrześcijaństwo, zmieszane z tradycyjnymi kultami. Ale sami
Węgrzy na pewno woleli taką formę religii od brutalnej ewangelizacji à la Bolesław Chrobry.
Sarolta wiedziała, kiedy warto zostawić poddanym wolną wolę, ale równie dobrze odnajdywała się
w sytuacjach wymagających pełnej bezwzględności. Gdy umarł jej mąż, przejęła regencję w kraju
i brutalnie rozprawiła się z konkurentem do władzy. Nieszczęsny, marzący o koronie krewniak Gejzy
został pokonany w bitwie i zabity. Sarolta kazała poćwiartować i pohańbić jego szczątki,
a poszczególne części ciała przewieźć do czterech głównych grodów państwa. W każdym z nich
zostały nabite na pale i wystawione na widok publiczny. Tak, by każdy mógł sam się przekonać, że
z księżną panią lepiej nie zadzierać .
44

Właśnie pod opiekę tej potężnej kobiety trafiła Karolda. Odtąd nie mogła już narzekać na swój los.
Bardzo szybko znalazła też pocieszenie w ramionach jednego spośród wysoko postawionych
madziarskich możnowładców. Jeśli wierzyć koncepcjom węgierskich historyków, ekspresowo wzięła
drugi ślub i urodziła syna Dobokę. Prawdziwe złote dziecko, które jeszcze przed dwudziestym rokiem
życia zacznie robić zawrotną karierę polityczną. Doboka dołączy do grona najbliższych
współpracowników nowego władcy, Stefana I, a nawet zostanie żupanem, czyli zarządcą sporej części
państwa. Matka takiego człowieka – a przy okazji ciotka pierwszego węgierskiego króla – mogła
liczyć na to, że spędzi starość jako kobieta powszechnie szanowana i opływająca w luksusy . 45

Trudniej odtworzyć losy pierwszej małżonki Bolesława. Poniżona i przepędzona opuszcza


Wielkopolskę w 985 roku i z tą chwilą zupełnie znika z kart historii. A przynajmniej tak się wydaje na
pierwszy rzut oka. Być może o córce nieszczęsnego Rygdaga można jednak powiedzieć coś więcej.
Nikt wprawdzie nie podał, jak nazywała się latorośl, którą margrabia miśnieński wydał za mąż za
polskiego następcę tronu, ale skądinąd wiadomo, że Rygdag miał córkę o imieniu Gerburga. Różni
historycy, tak polscy, jak i niemieccy, sugerowali, że może tu chodzić o jedną i tę samą osobę .46

Gerburga tymczasem – zupełnie jak Karolda – zrobiła oszałamiającą karierę. Tyle że na niwie
kościelnej, a nie matrymonialnej.
O jej osiągnięciach wiemy dzięki Rocznikom kwedlinburskim, spisywanym w jednym z najbardziej
wpływowych klasztorów żeńskich w Niemczech. W annałach umieszczano informacje o życiu
władców oraz wielkich tego świata. Pod rokiem 1022 znalazło się tam miejsce także dla córki
Rygdaga. W związku z jej śmiercią mniszki skomponowały dość długą i bardzo przychylną notatkę,
podkreślającą wysokie wykształcenie margrabianki. Już sam ten fakt sugeruje, że Gerburga nie była
przypadkową możnowładczynią. Musiała cieszyć się respektem i sporymi wpływami. Na pewno była
wyróżniającą się członkinią zgromadzenia, a bardzo możliwe, że także przełożoną całego klasztoru . 47

To z kolei czyniłoby z niej jedną z ważniejszych kobiet w kraju.


Jeśli w istocie Gerburga była w latach młodości żoną Bolesława, to łatwo sobie wyobrazić, że
u schyłku życia nieustannie dziękowała dobremu Bogu. Jeden drobny cud przesądził o jej losie.
Starczyło, że Wszechmocny nie pozwolił przetrwać małżeństwu z synem Mieszka. Wtedy, w chwilach
największego poniżenia i bezsilności, Gerburga nie potrafiła zrozumieć, za jakie grzechy Bóg
wymierza jej tak surową karę. Teraz wszytko stało się jasne. To nie była kara, ale lina ratunkowa.
U boku apodyktycznego, nieznoszącego sprzeciwu księcia Gerburga nigdy przecież nie poczułaby się
doceniana. A co dopiero spełniona.
Przegnana wdowa po Mieszku, Oda, nie była raczej zdolna do podobnych modlitw dziękczynnych.
W każdym razie nie w pierwszych latach po swojej ostatecznej klęsce. Bezsilność i bezczynność
przyprawiały ją o dziką furię. Niewiele jednak mogła począć. Przez jakiś czas swój gniew
wyładowywała pewnie w rozmowach z biskupem merseburskim, Thietmarem. Naukowcy
podejrzewają, że właśnie bezpośrednio od księżnej pochodziło wiele informacji o Polsce zawartych
w niezawodnej kronice . Dziejopisarz nie zamierzał jednak interesować się historią Ody
48

w nieskończoność. Nikt inny natomiast nie ustawiał się w kolejce, by słuchać, jak starzejąca się
księżna wspomina z rozrzewnieniem czasy, gdy była piękna, wpływowa, niepokonana... Teraz miała
tylko te wspomnienia i swoją samotność.
W klasztornych murach schronienie znalazły zarówno Gerburga, jak i Oda. Tu
wreszcie mogły odzyskać spokój.
Getty Images

Na pocieszenie zostawała jej jeszcze myśl, że przynajmniej cała ofiara nie poszła na marne.
Uchodząc z Polski, rzeczywiście uratowała życie swojej siostrze Matyldzie. Działający na zlecenie
Emnildy Bolelut zwolnił wdowę po Przybysławie, ta natomiast spędziła resztę swoich dni jako
przełożona klasztoru w Magdeburgu . Emerytura Ody wyglądała chyba podobnie. Zaczęła dorosłe
49

życie jako mniszka. Tak też je zakończyła i to w nieprzypadkowym miejscu . Wstąpiła do klasztoru
50

w Kwedlinburgu, gdzie za towarzyszkę, a może nawet duchową przewodniczkę miała swoją dawną
znajomą z lat pogardy i niepewności: Gerburgę . Z jej pomocą wreszcie chyba odzyskała spokój.
51

A może nawet doceniła urok życia z dala od polityki. Bez codziennych starć z konkurentami
i niepewności jutra. Teraz jej egzystencja nabrała rytmu. Wszystko było jasne, uporządkowane,
stateczne. Kojący dźwięk klasztornego dzwonu wyznaczał początek i koniec każdej czynności.
Jutrznia, pryma, seksta... Praca i odpoczynek. Sen. I tak każdego dnia, przez całe lata, a nawet dekady.
Aż do 1023 roku.
Księżna umarła w swojej skromnej klasztornej celi w wieku ponad sześćdziesięciu lat. Zdążyła
zapracować na to, by przynajmniej autorki Roczników kwedlinburskich zapomniały o jej grzechach.
„Pobożna Pani Oda, pierworodna córka Teodoryka, odeszła do nieba” – zapisano na kartach annałów . 52
Komentarz był krótki i pobrzmiewała w nim wyraźna nuta sympatii. Zabrakło tylko jakiejkolwiek
wzmianki o polskim epizodzie z życia Ody. Czyżby nawet ona na starość nie chciała o nim pamiętać?
Zwycięzca bierze wszystko

Był 22 lipca 1018 roku. Dwie potężne armie stanęły na rozległej równinie rozdzielonej krętą wstęgą
Bugu. Rzeka miała ponad pięćdziesiąt metrów szerokości, nie była jednak głęboka. Szczególnie
w samym środku upalnego lata. Na lewym brzegu stały wojska Bolesława. Na prawym – Jarosławowa
armia. Żołnierze dopiero co dotarli na miejsce, ustawiali się w szyku, przygotowywali do walki.
Zapowiadało się długie oczekiwanie na sygnał do ataku.
Z obydwu stron dało się słyszeć rubaszne docinki i obelgi. Wojownicy rozładowywali napięcie
w zwyczajowy sposób: wyzywając od najtańszych dziwek matki swoich wrogów. I plując na ich
ojców, synów, a nawet teściowe. Licytacja na wyzwiska trwała w najlepsze. Postanowił się do niej
włączyć nawet jeden z dowódców i najbliższych współpracowników księcia Jarosława. Miał na imię
Błud i najwidoczniej nikt mu nie powiedział, że Bolesław zupełnie nie zna się na żartach. A w każdym
razie: żartach, których sam jest bohaterem.
Dzięki Powieści minionych lat wiadomo, że polski książę był „wielki i ciężki tak bardzo, że na
koniu ledwo mógł usiedzieć”. I chyba miał na tym punkcie pewne kompleksy. Wojewoda Błud,
widząc grubasa objeżdżającego swoje oddziały, złożył dłonie w trąbkę i zawołał donośnym głosem:
– Ty tam, wieprzu jeden! Kryj się lepiej, bo tym oszczepem przebodę ci brzuch twój tłusty!
Bolesław odwrócił się w stronę rzeki, cały czerwony ze złości. Nie czekając na nic, wyszarpnął
miecz z pochwy i zakrzyknął do swoich żołnierzy:
– Jeśli was ta obelga nie obraża, to ja sam za nią polegnę... 53

Nim skończył zdanie, jego rumak już wzbijał fontanny wody, galopując w poprzek rzeki. Książęcy
wojownicy większej zachęty nie potrzebowali. Po chwili Bug wypełnił się wojownikami pędzącymi na
złamanie karku na drugi brzeg. Gdyby ktoś dokładnie w tej chwili spojrzał na pole bitwy z powietrza,
mógłby odnieść wrażenie, że to „nie woda, lecz jakaś zupełnie sucha droga” . 54

Ten jeden raz zapalczywość i duma zadziałały na korzyść polskiego władcy. Żołnierze Jarosława
byli głodni bitwy i równie liczni, co podkomendni Chrobrego. Ich zaskoczenie było jednak zupełne
i bardzo szybko przerodziło się w popłoch. Autor Powieści minionych lat donosił: „Bolesław
wsiadłszy na koń wjechał do rzeki, a za nim wojsko jego. Jarosław zaś nie zdążył uszykować się.
I zwyciężył Bolesław Jarosława” . 55

Za pierwszym sukcesem posypały się kolejne. Chodziły nawet słuchy, że Jarosław –


skompromitowany i drżący o własny los – podkulił ogon i już jest w pół drogi do Skandynawii.
Bolesław tymczasem z każdym dniem był coraz bliżej Kijowa. I nie musiał nawet zdobywać miasta.
Wspaniała procesja, z arcybiskupem na czele, wyszła mu na przeciw, zapraszając go w granice
metropolii. Śpiewy, hymny, błyszczące relikwie, pokłony setek mieszczan i wiwaty odzywające się
z tysięcy gardeł.... Bolesław był olśniony skalą własnego sukcesu. Procesja, z nim na czele, sunęła
powoli w stronę najważniejszego kościoła Rusi – soboru świętej Sofii . 56

Rozsierdzony Bolesław, fakt faktem nie najszczuplejszy, uderza na armię


Jarosława. Ta jedna bitwa przesądziła o losach polskiego imperium. A także
o życiu dwóch wysoko urodzonych kobiet: przebywającej w niewoli córki Emnildy
oraz kijowskiej księżniczki Przedsławy.
Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie: (rysunek Karola Stobieckiego Bolesław Chrobry
z drużyną)

Bryła świątyni rosła z każdą chwilą, a Bolesław coraz słabiej pamiętał o tym, że przybył do
Kijowa, by bronić praw swojego zięcia. Wkroczył w mury cerkwi. Wspaniały tron Włodzimierza –
ten, na którym wynoszono do władzy wielkich książąt Rusi Kijowskiej – był na wyciągnięcie ręki.
Myśli o uwięzionej córce i o prawowitym władcy Światopełku ustąpiły miejsca snom o nowym,
słowiańskim imperium. W tej chwili wydawało się, że to nie tylko marzenia, ale rzeczywistość, która
ziści się lada moment . 57

Arcybiskup Jonasz wskazał mu dłonią podest, a on nie zaprotestował. Nie próbował wyjaśniać, że
zaszło nieporozumienie i że kto inny powinien zasiąść na książęcym stolcu. Prowadzony przez
metropolitę wspiął się po stopniach, powoli odwrócił i spojrzał po zebranych. Gdzieś pośród tłumu
dało się słyszeć paniczne protesty Światopełka. Na nie Bolesław nie zwracał żadnej uwagi. Zatrzymał
wzrok dopiero na grupce kobiet stojącej nieopodal ołtarza. Ich piękne stroje kontrastowały
z posępnymi, pełnymi strachu obliczami. „Książęce siostry...” – pomyślał Bolesław.
Ściszonym tonem zadał metropolicie jakieś pytanie. Arcybiskup spojrzał na niego zdziwiony.
Szybko jednak opanował zaskoczenie i wskazał dłonią jedną z niewiast.
Wargi Bolesława wygięły się w iście wilczym uśmiechu. Nie czekał dłużej. Jego ciężkie cielsko
opadło na tron Włodzimierza. Tak oto Ruś otrzymała nowego księcia. Bolesław nie zamierzał jednak
ograniczać się do tego jednego daru. Już teraz wiedział, że gospodarze będą musieli ofiarować
znacznie więcej, by zapracować na jego łaskę.
Nadchodziła triumfalna uczta. A po niej długa noc, której książę w żadnym razie nie zamierzał
spędzać w samotności.

1 Zob. Sara J. Schechner, Comets, Popular Culture, and the Birth of Modern Cosmology, Princeton 1997, s. 38.
2 Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 29.
3 W astronomii kometa ta jest znana jako C/1018 P1 i uznaje się ją za jedną z najbardziej widowiskowych w X–XI wieku. Daty,
szczegóły i wzmianka irlandzkiego mnicha o „włochatości” komety za: G.W. Kronk, Cometography, t. 1: Ancient – 1799. A Catalog
of Comets, Cambridge 1999, s. 168–170.
4 Informacje za: Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 32.
5 Scena uczty ma charakter literacki, podobnie jak powiązanie z biesiadą faktu wysłania emisariuszy. Same poselstwa zostały
natomiast wspomniane przez Thietmara.
6 Nie jest jasne, czy poselstwa miały formę ustną czy pisemną. Za drugą ewentualnością opowiadał się Jerzy Dowiat: J. Dowiat, Krąg
uczony i jego instytucje [w:] Kultura Polski średniowiecznej X–XIII w., red. J. Dowiat, Warszawa 1985, s. 256.
7 O charakterze tego poselstwa – wynikającego chyba raczej z megalomanii niż przemyślanej linii politycznej – pisałem w swoim
jeszcze studenckim artykule: K. Janicki, Kontakty polsko-bizantyńskie na początku XI wieku, „Racjonalista”, 18 czerwca 2007
[http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5425; dostęp 15 września 2015]. Choć tamten tekst czyta się z pewnym trudem, to samej opinii
nie zmieniłem.
8 Opinie, jakoby klaskanie „wynaleziono” dopiero w kolejnych wiekach, są mocno przesadzone. Zob. J.A. Burrow, Gestures and
Looks in Medieval Narrative, Cambridge 2002, s. 39.
9 Możliwą treść listów odtwarzam na podstawie relacji Thietmara, który rzeczywiście pisał o pogróżkach względem Bazylego
Bułgarobójcy oraz o cieplejszym tonie listu wysłanego do Niemiec. Zob. Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 33. Odnośnie znaczenia
tych epistoł por. np. M. Salomon, „Amicus” or „hostis”? Boleslav the Valiant and Byzantium, „Byzantinoslavica”, 54 (1993), s. 114–
121.
10 Gall Anonim podawał, że Bolesław uderzył w prowadzącą do miasta Złotą Bramę. Ta konstrukcja powstała jednak dopiero
w około 1037 roku. Książę musiał uderzyć w jakąś inną bramę: chociażby pałacową. Zob. np. Z. Wójcik, U źródeł polsko-
ukraińskiej teraźniejszości, „Miesięcznik Znak”, nr 360–361 (1984), s. 1455.
11 Wypowiedź nie jest bezpośrednim cytatem, oparłem ją natomiast na: Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 8. Odnośnie
gwałtu na Przedsławie zob. B. Śliwiński, Kronikarskie niedyskrecje, czyli życie prywatne Piastów, Gdańsk 1994, s. 25–26; G.
Labuda, Tajemnica budowli grodowych i sakralnych na Ostrowie Lednickim [w:] Studia nad początkami państwa polskiego, t. 2,
wyd. 2, Wodzisław Śląski 2012, s. 263–264; J. Banaszkiewicz, Bolesław i Peredsława. Uwagi o uroczystości stanowienia władcy
w związku z wejściem Chrobrego do Kijowa, „Kwartalnik Historyczny”, t. 97 (1990), s. 3–35; A. Krawiec, Seksualność
w średniowiecznej Polsce, Poznań 2000, s. 161–162 i nn.
12 Nestor, Powieść minionych lat, rozdz. 30. Zakładam tutaj, że Przemyśl wszedł wcześniej w posiadanie Piastów, a nie należał do
niezależnego od nich plemienia Lędzian. Por. przypis nr 239 w rozdziale „Matka Diabła. Dobrawa na tronie Piastów”. Odnośnie
wątpliwości co do daty i pozycji politycznej Włodzimierza w tym czasie zob. E. Kowalczyk, Momenty geograficzne państwa
Bolesława Chrobrego. Na styku historii i archeologii, „Kwartalnik historyczny”, t. 107 (2000), s. 55–56.
13 D. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg bis ins 12. Jahrhundert, t. 1, Köln 1972, s. 295; J. Strzelczyk, Bolesław
Chrobry, Warszawa 2014, s. 127.
14 Odnośnie starszeństwa Światopełka zob. np. A. Poppe, Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim. Walka o tron kijowski 1015–1019,
„Kwartalnik Historyczny”, t. 102 (1995), s. 12; tenże, Światopełk [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 5, red. G. Labuda, Z.
Stiebier, Wrocław 1975, s. 571.
15 A. Poppe, Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim, dz. cyt., s. 5–7. Liczba żon Włodzimierza nie jest pewna. Zob. np. W. Swoboda,
Włodzimierz [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 6, red. G. Labuda, Z. Stieber, Wrocław 1977, s. 533.
16 A.F. Grabski, Bolesław Chrobry, Warszawa 1964, s. 171–173; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, Lwów 1925, s. 250; K.
Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Poznań 2004, s. 120–122; A. Poppe, Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim, dz. cyt., s. 13–14;
J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 128–129.
17 Thietmar nie miał na ten temat bliższych informacji, trudno jednak w inny sposób traktować wzmiankę o ekspresowym zgonie
biskupa. Por. Thietmar, Kronika, ks. VII, rozdz. 72. A. Wędzki, Reinbern [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t. 4, red. G.
Labuda, Z. Stiebier, Wrocław 1970, s. 486. Do myślenia daje też niezwykle krytyczna opinia kronikarza nt. Włodzimierza, wyrażona
zaraz po informacji o śmierci Reinberna. Zob. P. Wiszewski, Domus Bolezlai. W poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do
około 1138 roku), Wrocław 2008, s. 573.
18 Do kieszeni jej schować nie mógł, bo ludzie średniowiecza nie znali tego „wynalazku”. Zob. P.B. Newman, Daily Life in the
Middle Ages, Jefferson 2001, s. 123–124.
19 Thietmar, Kronika, ks. VI, rozdz. 91. Na temat tego wyjazdu Emnildy do Merseburga zob. np. W. Korta, Milsko i Łużyce
w polityce pierwszych Piastów, „Sobótka”, t. 2 (1990), s. 175–178; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 273; A.
Pospieszyńska, Mieszko II a Niemcy, „Roczniki Historyczne”, t. 14 (1938), s. 245; T. Wasilewski, Pochodzenie Emnildy, trzeciej żony
Bolesława Chrobrego a geneza polskiego władztwa nad Morawami, „Kwartalnik Historyczny”, t. 94 (1987), s. 45.
20 Thietmar, Kronika, ks. VI, rozdz. 55. Por. A.F. Grabski, Bolesław Chrobry, Warszawa 1964, s. 260; A. Poppe, Spuścizna po
Włodzimierzu Wielkim, dz. cyt., s. 14–15.
21 L. Bazylow, Historia Rosji, t. 1, Warszawa 1983, s. 98–99.
22 Nestor, Powieść minionych lat, rozdz. 46.
23 Tamże, rozdz. 47; B. Dmytryshyn, Medieval Russia. A Source Book, 850–1700, Fort Worth 1991, s. 49 i nn. Historia ta na dobre
zadomowiła się w tradycji kościelnej. Zob. C. Grunwald, Saints of Russia, New York 1960, s. 31–38; D. Farmer, Boris and Gleb [w:]
The Oxford Dictionary of Saints, Oxford 2011, s. 58–59.
24 S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 299–300.
25 Tworzenie takich „utwardzonych” dróg w granicach grodów było standardową praktyką. Zob. np. R. Adamczyk-Nowak,
Stołeczność Gniezna wynikiem przemyślanej polityki Piastów [w:] Z dziejów średniowiecznej Europy Środkowo-Wschodniej. Zbiór
studiów, cz. 2, red. J. Tyszkiewicz, Warszawa 2007, s. 26.
26 Informacje o wjeździe zaraz po zmroku i o zapaleniu pochodni podaje: Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 1.
27 3 lutego 1018 roku przypadała pełnia. Zob. F. Espenak, Phases of the Moon: 1001 to 1100 [http://astropixels.com/; dostęp 15
września 2015].
28 Nie jest to zupełnie pewne. Mnogość informacji o matrymonialnych staraniach Bolesława, zarówno na wschodzie, jak i na
zachodzie, każe jednak podejrzewać, że władca ekspresowo zabrał się do działania.
29 Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 1.
30 Por. np. J. Chodor, Wizerunki kobiet w kronikarstwie krajów Europy Środkowo-Wschodniej (XI–XII wiek) [w:] Uniwersalizm
i regionalizm w kronikarstwie Europy Środkowo-Wschodniej, red. U. Borkowska, Lublin 1996, s. 278–280; G. Labuda, Oda [w:]
Polski Słownik Biograficzny, t. 23, Wrocław 1978, s. 531.
31 Tamże.
32 Matka Ody Miśnieńskiej urodziła się około 950 roku. Ekkehard był dopiero jej drugim mężem. Biorąc pod uwagę wiek
margrabiny, Oda (uznawana za ostatnią córkę tej pary) nie mogła przyjść na świat później niż około 995 roku. Zob. np. H. Ludat, An
Elbe und Oder um das Jahr 1000. Skizzen zur Politik des Ottonenreiches und der slavischen Mächte in Mitteleuropa, Köln-Wien
1995, s. 163,199. Odnośnie pochodzenia margrabianki zob. D. Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów
[w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. 1, red. S. Kuczyński, Warszawa 1981, s. 24; G. Althoff, Adels- und Königsfamilien im
Spiegel ihrer Memorialüberlieferung. Studien zum Totengedenken der Billunger und Ottonen, München 1984, s. 396.
33 Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 1.
34 To akurat tylko przypuszczenie. Fakt podjęcia negocjacji z Jarosławem każe jednak podejrzewać, że Bolesław był gotów kupczyć
życiem swojego gościa.
35 Zob. J. Banaszkiewicz, Bolesław i Peredsława, dz. cyt., s. 27.
36 Zresztą w przypadku Światosława w ogóle nie jest jasne, czy został on zabity. Zob. A. Poppe, Spuścizna po Włodzimierzu
Wielkim, dz. cyt., s. 13.
37 Saga jest oczywiście utworem literackim i to dość późnym, tak więc trzeba przyjmować detale przedstawionej w niej historii
z dużą ostrożnością. Za tym, że Światopełk został „wrobiony”, opowiadał się Gabor Klaniczay: G. Klaniczay, Holy Rulers and
Blessed Princesses. Dynastic Cults in Medieval Central Europe, Cambridge 2002, s. 109–111. Por. S.H. Cross, Yaroslaw the Wise in
Norse Tradition, „Speculum”, t. 4 (1929), s. 187–190; A. Poppe, Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim, dz. cyt., s. 8 przyp. 19; R.
Cook, Russian History, Icelandic Story, and Byzantine Strategy in Eymundar pattr Hringssonar, „Vuitor”, t. 17 (1986), s. 58–89. Za
tym, że historia mordu na Borysie i Glebie została propagandowo przetworzona i wyolbrzymiona, a Jarosława oczyszczono z ew.
współudziału, pisali też: A. Poppe, Światopełk, dz. cyt., s. 570; tenże, Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim, dz. cyt., s. 12, 17; J.
Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 131.
38 Thietmar, Kronika, ks. VIII, rozdz. 32.
39 B. Grekow, Chłopi na Rusi, t. 1, Warszawa 1955, s. 106. Por. A. Poppe, Peredsławino [w:] Słownik starożytności słowiańskich, t.
4, dz. cyt., s. 55.
40 J. Banaszkiewicz, Bolesław i Peredsława, dz. cyt., s. 26, 31; A. Poppe, Przedsława [w:] Słownik starożytności słowiańskich t. 4,
dz. cyt., s. 375–376; S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 299.
41 Por. Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 7.
42 Za tym, że przegnana żona Bolesława trafiła pod opiekę Sarolty, opowiadają się także ci historycy, którzy w żaden sposób nie
łączą postaci polskiej księżnej z Karoldą. A tym samym odrzucają także pokrewieństwo między żoną Chrobrego a Saroltą. Zob. np.
G. Györffy, Święty Stefan. Król Węgier, Warszawa 2003, s. 333. Odnośnie trudnej sytuacji Gejzy, uniemożliwiającej interwencję
w Polsce, zob. K. Bakay, Hungary [w:] The New Cambridge Medieval History, t. 3: c. 900–1024, red. R. McKitterick, T. Reuter,
Cambridge 1995, s. 547–548.
43 Zob. R. Godula, T. Węcławowicz, Polska legenda świętego Wojciecha. Spojrzenie antropologiczne, Kraków 1997, s. 200.
44 Zob. G. Györffy, Święty Stefan, dz. cyt., s. 150–151.
45 Odnośnie drugiego małżeństwa Karoldy zob. B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski, Kraków 2014, s.
55. Identyfikacja Karoldy jako matki Doboki budzi nad Dunajem spore wątpliwości. Stają się one tym większe, jeśli przyjmiemy, że
właśnie Karolda była żoną Chrobrego. Musiałaby urodzić Dobokę zaraz po powrocie na Węgry, a ten zostałby żupanem jako
chłopak liczący sobie nie więcej niż szesnaście lat. Zdaniem węgierskich historyków nominacja krewniaka władcy w takim wieku
wcale jednak nie była wykluczona. Por. G. Györffy, Święty Stefan, dz. cyt., s. 333. Odnośnie kariery Doboki zob. tamże, s. 112 i nn.
46 S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 373 przyp. 38; H. Ludat, Piastowie i Ekkehardynowie, „Przegląd
Historyczny”, t. 91 (2000), s. 185 przyp. 20; tenże, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, dz. cyt. przyp. 442. Por. G. Pac, Kobiety
w dynastii Piastów. Rola społeczna piastowskich żon i córek do połowy XII wieku – studium porównawcze, Toruń 2013, s. 315–316.
47 Por. G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów, dz. cyt., s. 316 przyp. 16. Odnośnie elitarności Roczników kwedlinburskich zob. D.
Borawska, Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów, dz. cyt., s. 30.
48 P. Wiszewski, Domus Bolezlai, dz. cyt., s. 573–578.
49 Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 64.
50 Nie jest zupełnie pewne, czy Oda została mniszką, ale opowiada się za tym zdecydowana większość specjalistów. Zob. O. Balzer,
Genealogia Piastów, dz. cyt., s. 24; K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, dz. cyt., s. 64–65; G. Pac, Kobiety w dynastii Piastów,
dz. cyt., s. 314–315.
51 O możliwym spotkaniu dwóch kobiet pisał już Stanisław Zakrzewski, on jednak wyobrażał sobie, że Kwedlinburg stał się
„ogniskiem intryg przeciw Chrobremu”. Zob. tenże, Bolesław Chrobry Wielki, dz. cyt., s. 373 przyp. 38.
52 Roczniki kwidlenburskie, pod rokiem 1023. Przekład własny.
53 Opis i wypowiedzi Bolesława Chrobrego w oparciu o: Nestor, Powieść minionych lat, rozdz. 48. Ruski kronikarz wspominał
o Błudzie wyzywającym polskiego księcia od grubasów. Tylko wzmiankę o wieprzu zaczerpnąłem z: Gall Anonim, Kronika Polska,
ks. I, rozdz. 10.
54 Gall Anonim, Kronika Polska, ks. I, rozdz. 10.
55 Nestor, Powieść minionych lat, rozdz. 48. Odnośnie przebiegu bitwy zob. J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt. s. 133–136.
56 J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, dz. cyt., s. 132–145. Zdaniem Andrzeja Poppego sama intronizacja nastąpiła nazajutrz, 15
sierpnia: A. Poppe, Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim, dz. cyt., s. 18.
57 Opowiadam się tutaj za kontrowersyjną koncepcją Jacka Banaszkiewicza, zgodnie z którą Bolesław rzeczywiście zasiadł na
kijowskim tronie, a nie ograniczył się do osadzenia na nim Światopełka. Zob. J. Banaszkiewicz, Bolesław i Peredsława, dz. cyt., s. 3–
35, zwł. 28–29. Por. A. Poppe, Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim, dz. cyt., s. 18. Odnośnie powiązania tego aktu z gwałtem na
Przedsławie zob. A. Krawiec, Seksualność w średniowiecznej Polsce, dz. cyt., s. 162.
Ciąg dalszy opowieści w książce:

W sprzedaży od 2016 roku


Nota Autora

„Wiemy o niej bardzo, ale to bardzo niewiele”. Tymi słowy całe życie Dobrawy skwitował autor
jednego z rozlicznych pocztów polskich władczyń. Jest to niezwykle popularne stwierdzenie.
W podobny sposób wypowiadał się niemal każdy specjalista, któremu przyszło pochylić się na
moment nad biogramem którejkolwiek z żon Mieszka I lub Bolesława Chrobrego. Sylwetki księżnych
konsekwentnie spychano w cień, bo przecież „bardzo, ale to bardzo niewiele” o nich wiadomo.
W efekcie pierwsi Piastowie mają po kilka pokaźnych biografii, a dowolny licealista potrafi wymienić
ich najważniejsze osiągnięcia, z chrztem Polski i zjazdem gnieźnieńskim na czele. O Chrobrym
historycy rozpisują się na setki i tysiące stron. O jego ojcu też. Małżonki budowniczych Polski mogą
tymczasem liczyć co najwyżej na parostronicowe, zdawkowe notki. Miały ojców, mężów, synów i...
umarły. Tyle.
Nigdy nie napisano biografii Dobrawy, nie mówiąc o Odzie czy Emnildzie. W ostatnich latach
nawet ich lakoniczne biogramy są podawane w wątpliwość. Rośnie grono naukowców widzących
w relacjach o księżnych tylko „toposy literackie”. Opowiastki z kolejnych wieków nijak mające się do
prawdziwej historii. Ostrożność, z którą specjaliści traktują żony pierwszych Piastów, ma oczywiście
uzasadnienie. Nikt nie kłamie, mówiąc, że „wiemy o nich bardzo niewiele”. Rzecz jednak w tym, że
równie skąpy jest nasz zasób informacji o ówczesnych władcach. Kronikarze, tacy jak Thietmar czy
Gall Anonim, wręcz woleli rozpisywać się o kobietach towarzyszących polskim książętom niż o nich
samych. Dopiero historycy cały nacisk położyli na mężczyzn. Każde wydarzenie polityczne, wojnę,
spisek czy sojusz przypisywali ich inicjatywie, mimo że przełom X i XI wieku był epoką, w której
kobiety miały olbrzymie wpływy w całej Europie. To one rządziły w Niemczech, Włoszech,
w Czechach. Niekiedy mówi się wręcz, że był to jedyny w swoim rodzaju „wiek kobiet”. Najwyższa
pora także na polską historię tej doby spojrzeć z żeńskiej perspektywy.
Żelazne damy są, czego w żadnym razie nie ukrywam, efektem pewnego eksperymentu
myślowego. Opierając się na literaturze naukowej, badaniach archeologów i źródłach historycznych,
starałem się spojrzeć na bieg naszej historii... na opak. Odtworzyć bieg zdarzeń w sposób doceniający
rolę małżonek władców, a nie tylko ich samych. Nie jest to w żadnym razie zbiór wymysłów
i pobożnych życzeń. Przez cały czas staram się twardo stąpać po ziemi. Opowieść, którą snuję na
kartach książki, ma swoje umocowanie w literaturze oraz w średniowiecznych kronikach i annałach.
Czerpię pełnymi garściami z prac renomowanych specjalistów, szukając drugiego dna i zapomnianych
bohaterek, kryjących się za kotarą lub pociągających za sznurki politycznych marionetek.
To wersja wydarzeń nie mniej prawdopodobna od tej, w której każdy sukces jest sukcesem
mężczyzny. Trzeba natomiast uczciwie podkreślić, że Żelazne damy – jak dowolna książka
poświęcona wczesnemu średniowieczu – stanowią zbiór hipotez i przypuszczeń, a nie twardych
faktów. Od czasów Dobrawy, Ody i Emnildy minęło tysiąc lat. Dzisiaj każdą opinię na temat tych
kobiet oraz każdą informację o ich osiągnięciach należałoby opatrzyć słowami: „chyba”, „być może”,
„prawdopodobnie”, „kto wie”. Jeśli nie wetknąłem tych wyrazów w każde kolejne zdanie, to tylko po
to, by nie utrudniać lektury czytelnikom. Wątpliwości sygnalizuję w przypisach. Tam też wskazuję, na
czym oparłem swój tok rozumowania i wymieniam badaczy, z których prac czerpałem wiedzę.
W ostatnich latach polscy naukowcy dokonali szeregu spektakularnych odkryć. Ukazało się też
wiele publikacji, które pozwalają w zupełnie nowy sposób spojrzeć na historię państwa Piastów oraz
krajów, z których przybyły nasze pierwsze władczynie. Chciałbym w szczególności wspomnieć
następujących historyków i archeologów, których ustalenia z ostatnich lat stanowiły dla mnie
inspirację i na których pracach w największym stopniu się opierałem: Andrzeja Buko, Marka
Jankowiaka, Hannę Kóčkę-Krenz, Marzenę Matlę-Kozłowską, Agnieszkę Kuźmiuk-Ciekanowską,
Joannę Nastalską-Wiśnicką, Grzegorza Paca, Andrzeja Pleszczyńskiego, Dariusza A. Sikorskiego,
Joannę A. Sobiesiak, Błażeja Śliwińskiego, Przemysława Wiszewskiego. Nie w każdym punkcie
zgadzam się z tymi autorami, jednak bez ich wieloletnich wysiłków nie mogłaby powstać niniejsza
opowieść o Polsce, którą zbudowali nie tyle barbarzyńscy wodzowie, co raczej ich zaradne
i doświadczone życiowo małżonki.
Same Żelazne damy w żadnym razie nie są pracą naukową. Źródła historyczne nie dają możliwości
wiernego zrekonstruowania myśli, uczuć i intencji osób żyjących przed tysiącem lat. Te ostatnie
można sobie tylko wyobrażać w oparciu o dostępne materiały. Zawarte w książce oceny zachowań
i charakteru bohaterów, a także fabularyzowane sceny wzbogacające poszczególne rozdziały stanowią
wizję autora − jedną z możliwych, ale na pewno nie jedyną.
Podczas prac nad książką dołożyłem starań, by dotrzeć do wszystkich istotnych materiałów.
Publikacja na pewno jednak – jak każda książka historyczna – zawiera braki lub przekłamania.
Czytelników pragnących podzielić się swoimi uwagami lub sugestiami zachęcam do kontaktu pod
adresem: janicki@ciekawostkihistoryczne.pl lub za pośrednictwem wydawnictwa.
Wybrana bibliografia

EDYCJE ŹRÓDEŁ:

Adam z Bremy, Dzieje kościoła hamburskiego: Adam of Bremen, History of the Archbishops of
Hamburg-Bremen, przekł. F.J. Tschan, New York 2002.
Annalista Saxo, Kronika: Die Reichshronik des Annalista Saxo, oprac. K. Nass [w:] Monumenta
Germaniae Historica. Scriptores, t. 37, Hannover 2006.
Gall Anonim, Kronika Polska: Anonim tzw. Gall, Kronika Polska, przekł. R. Grodecki, wstęp i oprac.
M. Plezia, Wrocław 2008.
Helmold, Kronika Słowian: Helmold, Kronika Słowiańska, przekł. J. Pepłoński, Sandomierz 2014.
Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży po krajach słowiańskich: Relacja Ibrahima Ibn Jakuba z podróży
do krajów słowiańskich w przekazie al-Bekriego, przekł. i oprac. T. Kowalski [w:] Monumenta
Poloniae Historica, t. 1, Kraków 1946.
Kosmas, Kronika Czechów: Kosmas, Kosmasa Kronika Czechów, przekł. M. Wojciechowska,
Wrocław 2006.
Legenda Krystiana: Legenda Christiani. Vita et passio sancti Wenceslai et sanctae Ludmile ave eius,
oprac. J. Ludvikovský, Praha 1976.
Nestor, Powieść minionych lat: Najstarsza konika kijowska. Powieść minionych lat, oprac. F. Sielicki,
Wrocław 2005.
Roczniki Kwedlinburskie: Die Annales Quedlinburgenses, oprac. M. Giese [w:] Monumenta
Germaniae Historica. Scriptores Rerum Germanicarum, t. 72, Hannover 2004.
Thietmar, Kronika: Thietmar, Kronika Thietmara, przekł. M.Z. Jedlicki, Kraków 2012.
Widukind, Dzieje saskie: Die Sachsengeschichte des Widukind von Korvei [w:] Monumenta
Germaniae Historica, t. 6, red. Paul Hirsch, Hans E. Lohmann, Hannover 1935.

LITERATURA:

Abraham W., Zawarcie małżeństwa w pierwotnem prawie polskiem, Lwów 1925.


Althoff G., Family, Friends and Followers. Political and Social Bonds in Medieval Europe,
Cambridge 2004.
Althoff G., Otto III, Pennsylvania 2003.
Althoff G., Ottonowie. Władza królewska bez państwa, Warszawa 2009.
Althoff G., Saxony and the Elbe Slavs in the tenth century [w:] The New Cambridge Medieval History,
t. III: c. 900-1024, red. R. McKitterick, T. Reuter, Cambridge 1995.
Balzer O., Genealogia Piastów, Kraków 1895.
Banaszkiewicz J., Bolesław i Peredsława. Uwagi o uroczystości stanowienia władcy w związku
z wejściem Chrobrego do Kijowa, „Kwartalnik Historyczny”, t. 97 (1990).
Banaszkiewicz J., Dąbrówka „christianissima” i Mieszko poganin (Thietmar, IV, 55–56, Gall I, 5–6)
[w:] Nihil superfluum esse, red. J. Strzelczyk, J. Dobosz, Poznań 2000.
Banaszkiewicz J., Król i łaźnia, Bóg i łaźnia (Gall Anonim o Bolesławie Chrobrym – I, 13, PVL
o stworzeniu pierwszego człowieka – s.a. 1071) [w:] Wyobraźnia średniowieczna, red. T.
Michałowska, Warszawa 1996.
Bange P., The image of women of the nobility in the German chronicles of the tenth and eleventh
centuries [w:] The Empress Theophano: Byzantium and the West at the Turn of the First
Millennium, red. A. Davids, Cambridge 1995.
Barański M.K., Dynastia Piastów w Polsce, Warszawa 2008.
Bogdanowicz P., Chrzest Polski, „Nasza Przeszłość”, t. 23 (1966).
Borawska D., Kryzys monarchii wczesnopiastowskiej w latach trzydziestych XI wieku, Warszawa 2013.
Borawska D., Mieszko i Oda w gronie consanguineorum Ludolfingów [w:] Społeczeństwo Polski
średniowiecznej, t. 1, red. S. Kuczyński, Warszawa 1981.
Brundage J.A., Law, Sex and Christian Society in Medieval Europe, Chicago-London 1987.
Buko A., Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej, Warszawa 2005.
Bukowska A., Najstarsza katedra w Poznaniu. Problem formy i jej genezy w kontekście architektury
około roku 1000, Kraków 2013.
Burrow J.A., Gestures and Looks in Medieval Narrative, Cambridge 2002.
Chodor J., Wizerunki kobiet w kronikarstwie krajów Europy Środkowo-Wschodniej (XI–XII wiek) [w:]
Uniwersalizm i regionalizm w kronikarstwie Europy Środkowo-Wschodniej, red. U. Borkowska,
Lublin 1996.
Civitas Schinesghe. Mieszko I i początki państwa polskiego, red. J. M. Piskorski, Poznań-Gniezno
2004.
Dembińska M., Wzorzec kobiety słowiańskiej w kronikach Galla Anonima, Kosmasa i Nestora [w:]
Kultura średniowieczna i staropolska. Studia ofiarowane Aleksandrowi Gieysztorowi
w pięćdziesięciolecie pracy naukowej, red. D. Gawinowa, Warszawa 1991.
Dowiat J., Dubrouka venit ad Miskonem. Geneza zapiski [w:] Cultus et cognitio. Studia z dziejów
średniowiecznej kultury, red. S. Kulczyński, Warszawa 1976.
Dowiat J., Kształcenie umysłowe synów książęcych i możnowładczych w Polsce i niektórych krajach
sąsiednich w X–XII w. [w:] tegoż, Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury polskiej, Warszawa
1972.
Dowiat J., Metryka chrztu Mieszka I i jej geneza, Warszawa 1961.
Duckett E.S., Death and Life in the Tenth Century, Ann Arbor 1967.
Eickhoff E., Theophanu und der König. Otto III. und seine Welt, Stuttgart 1996.
Engelbert K., Die deutsche Frauen der Piasten von Mieszko I bis Heinrich I, “Archiv für schlesischen
Kirchengeschichte”, t. 12 (1954).
Fried J., Der hl. Adalbert und Gnesen, “Archiv für mittelrheinische Kirchengeshischte”, t. 50 (1998).
Fried J., Theophanu und die Slawen. Bemerkungen zur Ostpolitik der Kaiserin [w:] Kaiserin
Theophanu. Begegnung des Ostens und Westens um die Wende des ersten Jahrtausends, red. A.
Euw, P. Schreiner, Köln 1991.
Görich K., Eine Wende im Osten: Heinrich II. und Boleslaw Chrobry [w:] Otto III. - Heinrich II. Eine
Wende?, red. B. Schneidmüller, Stuttgart 2000.
Grabski A.F., Bolesław Chrobry, Warszawa 1964.
Györffy G., Święty Stefan. Król Węgier, Warszawa 2003.
Homza M., The Role of Saint Ludmila, Doubravka, Saint Olga and Adelaide in the Conversions of
their Countries [w:] Early Christianity in Central and East Europe, Warszawa 1997.
Janiak T., Z badań nad przestrzenią liturgiczną romańskiej katedry w Gnieźnie [w:] Architektura
romańska w Polsce. Nowe odkrycia i interpretacje, red. T. Janiak, Gniezno 2009.
Jankowiak M., Dirhams for slaves. Investigating the Slavic slave trade in the tenth century, materiały
seminaryjne, 2012, [https://www.academia.edu/1764468/] (dostęp 1 września 2015).
Jankowiak M., Two systems of trade in the Western Slavic lands in the 10th century [w:] Economies,
Monetisation And Society In The West Slavic Lands 800–1200 AD, red. M. Bogucki, M.
Rębkowski, Szczecin 2013.
Jasiński K., Rodowód pierwszych Piastów, Poznań 2004.
Jasiński T., Spór o biskupstwo poznańskie [w:] Ostrów Tumski. Kolebka Poznania, red. L. Wilczyński,
Poznań 2004.
Kalhous D., Anatomy of a Duchy. The Political and Ecclesiastical Structures of Early Premyslid
Bohemia, Leiden 2012.
Kętrzyński S., Polska X–XI wieku, Warszawa 1961.
Klaniczay G., Holy Rulers and Blessed Princesses. Dynastic Cults in Medieval Central Europe,
Cambridge 2002.
Kollinger K., Polityka wschodnia Bolesława Chrobrego (992-1025), Lutynia 2014.
Korta W., Milsko i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, „Sobótka”, t. 2 (1990).
Kowalczyk E., Momenty geograficzne państwa Bolesława Chrobrego. Na styku historii i archeologii,
„Kwartalnik historyczny”, t. 107 (2000).
Kóčka-Krenz H., Kaplica wczesnośredniowiecznej rezydencji książęcej w Poznaniu, „Architektura.
Czasopismo Techniczne”, t. 108, z. 23 (2011).
Kóčka-Krenz H., Na wyspie Ostrów, gdzie dzisiaj jest Poznań, Poznań 2012.
Kóčka-Krenz H., Palatia wczesnopiastowskie [w:] Średniowiecze w rozjaśnieniu, red. K. Skupieński,
Warszawa 2010.
Kóčka-Krenz H., Rezydencja pierwszych Piastów na poznańskim grodzie [w:] Poznań we wczesnym
średniowieczu, t. 5, red. H. Kóčka-Krenz, Poznań 2005.
Kóčka-Krenz H., Wyposażenie palatiów w Europie Środkowej, “Archaeologia Historica Polona”, t. 14
(2004).
Krawiec A., Seksualność w średniowiecznej Polsce, Poznań 2000.
Kronk G.W., Cometography, t. I: Ancient-1799. A Catalog of Comets, Cambridge 1999.
Kultura Polski średniowiecznej X–XIII w., red. J. Dowiat, Warszawa 1985.
Kürbis B., Epitafium Bolesława Chrobrego. Analiza literacka i historyczna, „Roczniki Historyczne”, t.
55/56 (1989/1990).
Kürbis B., Kultura wczesnego Poznania: twórcy, opiekunowie, uczestnicy [w:] tejże, Na progach
historii. O świadectwach do dziejów kultury Polski średniowiecznej, Poznań 2001.
Kurnatowska Z., M. Kara, Wczesnopiastowskie Regnum. Jak powstało i jaki miało charakter? Próba
spojrzenia od strony źródeł archeologicznych, „Slavia Antiqua”, t. 51 (2010).
Kurnatowska Z., Początki Polski, Poznań 2002.
Kuźmiuk-Ciekanowska A., Mnich Krystian i jego stosunek do św. Wojciecha, „Studia
Źródłoznawcze”, t. 43 (2005).
Kuźmiuk-Ciekanowska A., Święty i historia. Dynastia Przemyślidów i jej bohaterowie w dziele mnicha
Krystiana, Kraków 2007.
Labuda G., Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. 1-2, Poznań 2002.
Labuda G., Jakimi drogami przyszło do Polski chrześcijaństwo?, „Nasza Przeszłość”, t. 69 (1988).
Labuda G., Księżna Dobrawa i książę Mieszko jako rodzice chrzestni Polski piastowskiej [w:]
Scriptura custos memoriae. Prace historyczne, red. D. Zydorek, Poznań 2001.
Labuda G., Mieszko I, Wrocław 2002.
Labuda G., Studia nad początkami państwa polskiego, t. 1-3, Wodzisław Śląski 2012.
Labuda G., Święty Wojciech. Biskup – męczennik, patron Polski, Czech i Węgier, Wrocław 2000.
Labuda G., Znaczenie prawne i polityczne dokumentu „Dagome iudex”, „Studia i materiały do dziejów
Wielkopolski i Pomorza”, t. 13 (1979).
Lehr-Spławiński T., „Dąbrówka” czy „Dobrawa”?, „Język Polski”, t. 17 (1932).
Lexikon des Mittelalters, t. 1-9, München 1980-1998.
Leyser K., Communications and Power in Medieval Europe. The Carolingian and Ottonian Centuries,
London 1994.
Leyser K., Medieval German and Its Neighbours. 900–1250, London 1982.
Leyser K., Ottonian Government, “The English Historical Review”, t. 96 (1981).
Ludat H., An Elbe und Oder um das Jahr 1000. Skizzen zur Politik des Ottonenreiches und der
slavischen Mächte in Mitteleuropa, Weimar-Köln-Wien 1995.
Ludat H., Piastowie i Ekkehardynowie, „Przegląd Historyczny”, t. 91 (2000).
Łowmiański H., Początki Polski, t. 4-5, Warszawa 1970-1985.
Matla-Kozłowska M., Czy kobieta zasługiwała na zainteresowanie rocznikarzy? Rozważania na
podstawie najstarszej annalistyki polskiej i czeskiej [w:] Hominem quaerere. Człowiek w źródle
historycznym, red. S. Rosik, P. Wiszewski, Wrocław 2008.
Matla-Kozłowska M., Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo (od X do połowy XI wieku), Poznań 2008.
Matla-Kozłowska M., Początki państw. Czechy, Poznań 2014.
McCormick M., Narodziny Europy. Korzenie gospodarki europejskiej 300–900, Warszawa 2007.
Michalski M., Coitus albo consensus, czyli co stanowi o ważności małżeństwa. Relacja z pewnej
dyskusji z XI–XIII wieku [w:] Nihil superfluum esse, red. J. Strzelczyk, J. Dobosz, Poznań 2000.
Michałowski R., Chrystianizacja monarchii piastowskiej w X–XI wieku [w:] Animarum Cultura. Studia
nad kultura religijna na ziemiach polskich w średniowieczu. Struktury kościelno-publiczne, red. H.
Manikowska, W. Brojer, Warszawa 2008.
Michałowski R., Princeps fundator. Studia z dziejów kultury politycznej w Polsce X–XIII wieku,
Warszawa 1993.
Michałowski R., Zjazd gnieźnieński widziany z perspektywy dziejów powszechnych, Wrocław 2005.
Michałowski R., Zjazd gnieźnieński. Religijne przesłanki powstania arcybiskupstwa gnieźnieńskiego,
Wrocław 2008.
Miśkiewicz M., Życie codzienne mieszkańców ziem polskich we wczesnym średniowieczu, Warszawa
2010.
Moździoch S., Życie codzienne średniowiecznego Polaka w świetle odkryć archeologicznych, czyli
rozpaczliwa próba udowodnienia, że nam dzisiaj żyje się lepiej [w:] Wioski i parafie
w średniowieczu, Poznań-Ląd 2013.
Myśliński K., Polska wobec Słowian połabskich do końca XII wieku, Lublin 1993.
Nastalska-Wiśnicka J., Dwie księżne. Walka kobiet o władzę w Czechach początku X wieku, „Lubelski
Rocznik Pedagogiczny”, t. 34 (2015).
Nastalska-Wiśnicka J., Rex martyr. Studium źródłoznawcze nad legendą św. Wacława (X–XIV w.),
Lublin 2010.
Newman P.B., Daily Life in the Middle Ages, Jefferson 2001.
Nowak P., Dagome iudex w Zbiorze kanonów kardynała Deusdedita, „Studia Źródłoznawcze”, t.51
(2013).
Nowak P., Z antroponimii słowiańskiej: Dobrawa czy Dąbrówka żoną Mieszka I?, „Przegląd
Historyczny”, t. 53 (2012).
Pac G., Kobiety w dynastii Piastów. Rola społeczna piastowskich żon i córek do połowy XII wieku –
studium porównawcze, Toruń 2013.
Pieniądz A., Wdowieństwo kobiet we wczesnym średniowieczu. Między swobodą a wykluczeniem [w:]
Mundus hominis – cywilizacja, kultura, natura. Wokół interdyscyplinarności badań historycznych,
red. S. Rosik, P. Wiszewski, Wrocław 2007.
Piskorski J.M., Pomorze plemienne. Historia – archeologia – językoznawstwo, Poznań-Szczecin 2002.
Pleszczyński A., Niemcy wobec pierwszej monarchii piastowskiej (963–1034). Narodziny stereotypu,
Lublin 2008.
Pleszczyński A., Początek rządów Bolesława Chrobrego [w:] Viae historicae. Księga jubileuszowa
dedykowana Profesorowi Lechowi A. Tyszkiewiczowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin,
Wrocław 2001.
Polska Mieszka I. W tysiąclecie śmierci twórcy państwa i Kościoła polskiego 25 maja 992 – 25 maja
1992, red. J.M. Piskorski, Poznań 1993.
Polski Słownik Biograficzny, t. 3-33, Kraków-Wrocław 1937–1992.
Poppe A., Spuścizna po Włodzimierzu Wielkim. Walka o tron kijowski 1015–1019, „Kwartalnik
Historyczny”, t. 102 (1995).
Prinke R.T., Świętosława, Sygryda, Gunhilda. Tożsamość córki Mieszka I i jej skandynawskie związki,
„Roczniki historyczne”, t. 60 (2004).
Ratajczak K., Edukacja kobiet w kręgu dynastii piastowskiej w średniowieczu, Poznań 2005.
Reuter T., Germany in the Early Middle Ages 800–1056, New York 1991.
Robak Z., Drogi czy bezdroża? Niektóre aspekty średniowiecznej komunikacji, „Alma Mater”, nr 99
(2008).
Rodzińska-Chorąży T., Drewno i kamień – czyli co i kiedy zbudowali dwaj pierwsi Piastowie? [w:]
Średniowieczna architektura sakralna w Polsce w świetle najnowszych badań, red. T. Janiak, D.
Stryniak, Gniezno 2014.
Rupp G., Die Ekkehardiner, Markgrafen von Meissen, und ihre Beziehungen zum Reich und zu den
Piasten, Frankfurt 1996.
Schulenburg J.T., Forgetful of Their Sex. Female Sanctity and Society, ca. 500–1100, Chicago 1998.
Sikorski D.A., Kościół w Polsce Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Rozważania nad granicami
poznania historycznego, Poznań 2013.
Sikorski D.A., Początki Kościoła w Polsce. Wybrane problemy, Poznań 2012.
Sikorski D.A., Wczesnopiastowska architektura sakralna, Poznań 2012.
Słownik starożytności słowiańskich, t. 1–7, Wrocław 1962–1982.
Sobiesiak J.A., Bolesław II Przemyślida (†999), Kraków 2006.
Sochacki J., Związek Lucicki – Między Polską a Cesarstwem do 1002 r., „Slavia Antiqua”, t. 47
(2006).
Stafford P., Queens, Concubines and Dowagers. The king’s Wife in the Early Middle Ages, London
1983.
Stan i potrzeby badań nad wczesnym średniowieczem w Polsce – 15 lat później, red. W. Chudziak, S.
Moździoch, Toruń-Wrocław-Warszawa 2006.
Steele P.E., Nawrócenie i chrzest Mieszka I, Warszawa 2005.
Stróżyk P., Jeszcze o pobycie biskupa Wojciecha na ziemiach polskich w 997 roku [w:] Scriptura
custos memoriae. Prace historyczne, red. D. Zydorek, Poznań 2001.
Strzelczyk J., Bohemia and Poland. Slavonic state-formation [w:] The New Cambridge Medieval
History, t. III: c. 900-1024, red. R. McKitterick, T. Reuter, Cambridge 1995.
Strzelczyk J., Bolesław Chrobry, Warszawa 2014.
Strzelczyk J., Mieszko I, Poznań 2013.
Strzelczyk J., Otton III, Wrocław 2000.
Strzelczyk J., Słowianie połabscy, Poznań 2013.
Śliwiński B., Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski, Kraków 2014.
Śliwiński B., Kronikarskie niedyskrecje, czyli Życie prywatne Piastów, Gdańsk 1994.
The Oxford Handbook of Women and Gender in Medieval Europe, red. J.M. Bennett, R.M. Karrass,
Oxford 2013.
Thiele A., Erzählende genealogische Stammtafeln zur europäischen Geschichte, t. I, z. 1, Frankfurt
1993.
Tomaszek M., „Na sposób tyrana królestwo najechał”. Pamięć o kryzysie sukcesyjnym r. 984
w cesarstwie Ottonów utrwalona w Rocznikach Kwedlinburskich, „Rocznik Lubelski”, t. 35 (2009).
Trawkowski S., Jak powstawała Polska, Warszawa 1962.
Třeštík D., Počátky Přemyslovců. Vstup Čechů do dějin (530–935), Praha 1997.
Urbańczyk P., Boleslav IV. The Duke of Prague [w:] The Great Moravian tradition and memory of
Great Moravia in the medieval Central and Eastern Europe, red. Robert Antonín, Opava 2014.
Urbańczyk P., Czy Gniezno było pierwszą stolicą państwa wczesnopiastowskiego? [w:] Studia nad
dawną Polską, t. 2, red. T. Sawicki, Gniezno 2009.
Urbańczyk P., Jak (s)chowano pierwszych polskich chrześcijan [w:] Cmentarzyska. Relacje społeczne
i międzykulturowe, red. W. Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań 2015.
Urbańczyk P., Mieszko Pierwszy Tajemniczy, Poznań 2012.
Urbańczyk P., Trudne początki Polski, Wrocław 2008.
Vlasto A.P., The Entry of the Slavs Into Christendom. An Introduction to the Medieval History of the
Slavs, Cambridge 1970.
Warner D.A., Thietmar of Merseburg. The Image of the Ottonian Bishop [w:] The Year 1000. Religious
and Social Responses to the Turning of the First Millenium, red. M. Frassetto, New York 2002.
Wasilewski T., Pochodzenie Emnildy, trzeciej żony Bolesława Chrobrego a geneza polskiego
władztwa nad Morawami, „Kwartalnik Historyczny”, t. 94 (1987).
Waßenhoven D., Swaying Bishops and the Succession of Kings [w:] Patterns of Episcopal Power
Bishops in Tenth and Eleventh Century Western Europe, red. L. Körntgen, D. Waßenhoven, Berlin
2011.
Weinfurter S., Niemcy w średniowieczu 500–1500, Warszawa 2010.
Wemple S.F., Women in Frankish Society. Marriage and the Cloister, 500 to 900, Philadelphia 1981
Wheeler B., Medieval Mothering, New York 1996.
Widajewicz J., Skąd pochodziła Emnilda, małżonka Bolesława Chrobrego?, „Slavia Occidentalis”, t.
20 (1960).
Wiesiołowski J., Zmiany społecznej pozycji kobiety w średniowiecznej Polsce [w:] Kobieta w kulturze
średniowiecznej Europy. Prace ofiarowane Profesor Alicji Karłowskiej-Kamzowej, red. A.
Gąsiorowski, Poznań 1999.
Winter J.M., The education of the daughters of the nobility in the Ottonian Empire [w:] The Empress
Theophano: Byzantium and the West at the Turn of the First Millennium, red. A. Davids,
Cambridge 1995.
Wiszewski P., Dagome iudex – Mieszko I wobec Rzeszy [w:] Świat średniowiecza. Studia ofiarowane
Profesorowi Henrykowi Samsonowiczowi, red. A. Bartoszewicz i in., Warszawa 2010.
Wiszewski P., Domus Bolezlai. W poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do około 1138 roku),
Wrocław 2008.
Wiszewski P., Historyczne refleksje nad chrystianizacją Polski w kontekście funeralnym [w:]
Cmentarzyska. Relacje społeczne i międzykulturowe, red. W. Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań
2015.
Witczak K.T., Książę stodorański Tęgomir. Próba rehabilitacji, „Echa Przeszłości”, t. 11 (2010).
Wołoszyn M., Czy kobiety szybciej i chętniej niż mężczyźni ulegały chrystianizacji? [w:] Kobieta –
Śmierć – Mężczyzna, red. W. Dzieduszycki, J. Wrzesiński, Poznań 2003.
Women and Gender in Medieval Europe. An Encyclopedia, red. M. Schaus, New York 2006.
Wood I.N., The Missionary Life. Saints and the Evangelisation of Europe, 400–1050, Harlow 2001.
Zakrzewski S., Bolesław Chrobry Wielki, Lwów 1925.
Zakrzewski S., Mieszko I jako budowniczy państwa polskiego, Warszawa 1921.
Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu się nowej mapy Europy, red. H.
Samsonowicz, Kraków 2000.
Żołądź-Strzelczyk D., Pielęgnacja i karmienie niemowląt w Polsce średniowiecznej [w:] Nihil
superfluum esse, red. J. Strzelczyk, J. Dobosz, Poznań 2000.
Indeks osób

Abdarrahman III, kalif Kordoby


Abraham Władysław
Abraham, biskup Fryzyngi
Adalberon, arcybiskup Reims
Adalbert, arcybiskup Magdeburga
Adam z Bremy, niemiecki kronikarz
Adelajda Burgundzka, żona króla włoskiego Lotara II, żona cesarza Ottona I Wielkiego
Adelajda, córka cesarza Ottona II i Teofano
Ademar z Chabannes, francuski kronikarz
Alkuin, mnich anglosaski, doradca Karola Wielkiego
Andrzej I, król Węgier
Anna Jarosławówna, żona króla Francji Henryka I
Anna Porfirogenetka, żona Włodzimierza I Wielkiego
Annalista Saxo, anonimowy kronikarz
Aurillac Gerbert de, papież Sylwester II
Autaris, król Longobardów, mąż Teodolindy
Azzo, włoski margrabia

Bazyli II Bułgarobójca, cesarz bizantyjski


Beatrycze, hrabina Górnej Lotaryngii, żona Fryderyka I
Beniamin z Tudeli, żydowski podróżnik
Bernard I Billung, książę saski
Bernard, syn Teoderyka, brat księżnej Ody
Berta, królowa Kentu, żona Etelberta
Berta, żona Hugona, margrabiego Toskanii
Bertold, komes, doniósł o spisku na Ottona II
Bezprym, syn Bolesława I Chrobrego i Karoldy
Błud, wojewoda księcia Jarosława I Mądrego
Bogusza, towarzysz św. Wojciecha
Bolelut, słowiański wojownik
Bolesław I Chrobry, król Polski, syn Mieszka I i Dobrawy
Bolesław I Okrutny, książę czeski, syn Wratysława Przemyślidy
Bolesław II, książę czeski, syn Bolesława I Okrutnego
Bolesław III Krzywousty, książę polski
Bolesław III Rudy, książę czeski
Bona Sforza, królowa Polski, żona Zygmunta I Starego
Bonifacy V, papież
Borawska Danuta
Borys, syn Włodzimierza I Wielkiego i Anny Porfirogenetki
Borzywoj I, książę czeski
Brückner Aleksander
Brunon z Kwerfurtu, święty biskup i misjonarz

Cezar Gajusz Juliusz


Cezary z Arles, biskup
Chlodwig I, król Franków
Córka Bolesława Chrobrego (nieznana z imienia), żona wielkiego księcia kijowskiego Światopełka I
Czcibor, brat Mieszka I
Czesta, przyboczny księcia Bolesława I Okrutnego

Dąbrówka, zobacz Dobrawa


Decjusz, cesarz rzymski
Deusdedit, włoski kardynał
Dioklecjan, cesarz rzymski
Dobner Gelasius, czeski zakonnik
Doboka, węgierski żupan, domniemany syn Karoldy
Dobrawa Przemyślidka, żona Mieszka I, córka Bolesława I Okrutnego
Dobromir, książę słowiański, ojciec Emnildy
Doda, frankijska arystokratka i pisarka
Dodilo, biskup Brenny
Donatus Aelius, rzymski uczony
Doueraua, służąca królowej Rychezy
Dowiat Jerzy
Drahomira, żona Wratysława Przemyślidy
Dżahiz, al-, arabski uczony

Eadbald, syn Berty, królowej Kentu


Edwin, król Northumbrii
Ekkehard, margrabia Miśni, ojciec Ody Miśnieńskiej, brat Guncelina
Emler Josef
Emma, żona Bolesława II, księcia czeskiego
Emma, żona Lotara IV, króla Francji
Emnilda, trzecia żona Bolesława I Chrobrego, córka księcia Dobromira
Eryk Zwycięski, król Szwecji
Etelberga, żona Edwina, króla Northumbrii

Fadlan Ahmad ibn, arabski pisarz i podróżnik


Folkmar, biskup Utrechtu

Gall Anonim
Gejza, książę węgierski
Gerburga, córka Rygdaga, być może identyczna z pierwszą żoną Bolesława I Chrobrego
Geron I, niemiecki margrabia i legat
Gizyler, arcybiskup Magdeburski
Gleb, syn Włodzimierza I Wielkiego i Anny Porfirogenetki
Gniewosza, przyboczny księcia Bolesława I Okrutnego
Gommon, zabójca Ludmiły
Grodecki Roman
Gryfina Halicka, żona Leszka Czarnego
Grzegorz VII, papież
Grzegorz z Tours, biskup, historyk
Gumpold, biskup Mantui
Guncelin, margrabia Miśni
Gunhilda Mieszkówna (imię niepewne, znana również jako Sygryda, Sygryda Storråda, Świętosława),
córka Mieszka I i Ody
Gunter z Merseburga, margrabia Miśni
Gyula Starszy, książę węgierski
Hamaland Adela von, hrabina
Harald II Svensson, władca Danii, syn Swena Widłobrodego i Gunhildy Mieszkówny
Hateburga, żona Henryka I Ptasznika, córka Erwina, saskiego możnowładcy
Hathemoda, święta, opatka klasztoru w Gandersheim
Helena, święta, matka Konstantyna Wielkiego
Helmold z Bozowa, niemiecki kronikarz
Henryk, cesarz Niemiec
Henryk I Bawarski, syn Henryka I Ptasznika i Matyldy
Henryk I Ptasznik, król Niemiec
Henryk I, król Francji
Henryk II Kłótnik, książę Bawarii
Henryk II Młodszy, mąż Zofii Jagiellonki
Henryk II Święty, król niemiecki, syn Henryka II Kłótnika
Henryk ze Schweinfurtu
Hermenegilda, księżniczka, żona króla Wizygotów
Herod, król Judei
Hieronim, święty, tłumacz Biblii
Hildegarda, żona cesarza Karola Wielkiego
Hildiward, biskup Halberstadt
Hodon, niemiecki margrabia
Hrotswitha, opatka klasztoru w Gandersheim
Hugon, margrabia Toskanii

Irena, cesarzowa bizantyjska, pierwsza kobieta na tronie w Konstantynopolu


Izabela Jagiellonka, córka Zygmunta I Starego i Bony Sforzy

Jadwiga Andegaweńska, królowa Polski, żona Władysława II Jagiełły


Jakub Ibrahim ibn, kronikarz
Jan Długosz, kronikarz
Jan XII, papież
Jan XIII, papież
Jan XV, papież
Jan Zápolya, mąż Izabeli Jagiellonki
Jankowiak Marek
Jarosław I Mądry, wielki książę kijowski, syn Włodzimierza Wielkiego
Jonasz, arcybiskup Kijowa
Jordan, biskup polski, kapelan Dobrawy
Judyta Czeska, polska księżna, matka Bolesława III Krzywoustego

Kadłubek Wincenty
Kanut Wielki, król Danii, Anglii i Norwegii, syn Swena Widłobrodego i Gunhildy Mieszkówny
Karol III Prostak, król zachodniofrankijski
Karol Wielki, król Franków
Karolda (imię niepewne), druga żona Bolesława I Chrobrego, córka Gyuli Starszego
Kazimierz I Odnowiciel, książę polski, syn Mieszka II Lamberta i Rychezy Lotaryńskiej
Kizon, komendant Brenny
Klotylda, święta, żona króla Franów Chlodwiga
Konstantyn VI, syn Ireny, cesarzowej bizantyjskiej
Kosmas, czeski kronikarz
Krystian, patrz Strachkwas Przemyślida

Labuda Gerard
Lambert Mieszkowic, syn Mieszka I i Ody
Leszek Czarny, książę sieradzki
Lotar II, król włoski, mąż Adelajdy Burgundzkiej
Lotar IV, król Francji
Ludmiła, święta, matka Wratysława Przemyślidy
Ludwik I Pobożny, cesarz, syn Karola Wielkiego i Hildegardy
Ludwika Maria Gonzaga, królowa Polski

Maria Teresa Habsburg, austriacka cesarzowa


Matejko Jan
Matylda Szwabska, księżna lotaryńska
Matylda, córka margrabiego Teodoryka, siostra Ody
Matylda, opatka w Kwedlinburgu, ciotka Ottona III
Matylda, święta, żona Henryka I Ptasznika
Michał, biskup Ratyzbony
Mieszko I Siemomysłowic, książę polski
Mieszko II Lambert, król Polski, syn Bolesława I Chrobrego i Emnildy
Mieszko Mieszkowic, syn Mieszka I i Ody
Mlada Przemyślidka, córka Bolesława Okrutnego
Mojżesz Węgrzyn, ochroniarz Borysa
Mścisław, syn księcia Obodrytów Mściwoja
Mściwój, książę Obodrytów

Neron, cesarz rzymski


Nestor, ruski kronikarz
Nicefor II Fokas, cesarz bizantyjski
Nicetius, arcybiskup Trewiru

Oda Miśnieńska, córka margrabiego Ekkeharda, czwarta żona Bolesława I Chrobrego


Oda, córka margrabiego Teodoryka, druga żona Mieszka I
Odylen, stronnik księżnej Ody
Oktawian August, cesarz rzymski
Olaf I Tryggvasson, król norweski
Olga, księżna kijowska
Olof Skötkonung, król Szwecji
Othelhulda, córka margrabiego Teodoryka
Otton, książę Bawarii
Otton Bolesławowic, syn Bolesława I Chrobrego i Emnildy
Otton I Wielki, cesarz
Otton II, cesarz, syn Ottona I Wielkiego i Adelajdy
Otton III, cesarz, syn Ottona II i Teofano

Paweł, święty
Piast, legendarny założyciel dynastii Piastów
Piotr Damiani, święty, doktor Kościoła
Piotr, prefekt Rzymu, odpowiedzialny za rebelię w czasach Jana XIII
Pleszczyński Andrzej
Podiven, zausznik księcia Wacława Przemyślidy
Prinke Rafał
Przedsława, córka Włodzimierza I Wielkiego, siostra Jarosława I Mądrego
Przemysł II, książę poznański
Przybysław, słowiański książę Stodoran, syn Tęgomira, mąż Matyldy
Przybysława, ciotka Dobrawy Przemyślidki
Przybywój, stronnik księżnej Ody

Radzim-Gaudenty, arcybiskup Gniezna, brat św. Wojciecha


Regelinda, córka Bolesława I Chrobrego i Emnildy
Regino z Prüm, niemiecki kronikarz
Reinbern, biskup Kołobrzegu
Reinhard, biskup Halberstadt
Rycheza Lotaryńska, królowa Polski, żona Mieszka II Lamberta
Rygdag, margrabia Miśni, ojciec pierwszej żony Bolesława I Chrobrego
Rzepka, żona Piasta

Sandrat, niemiecki mnich


Sarolta, żona węgierskiego księcia Gejzy, siostra Karoldy
Sędziwoj z Czechla, kronikarz
Siemomysł, władca państwa Piastów, ojciec Mieszka I
Siemowit, książę piastowski, syn Piasta i Rzepki
Skoglar Toste, szwedzki wiking, ojciec Sygrydy
Sławnik, władca Libic
Spitygniew Przemyślida, książę czeski, brat Wratysława Przemyślidy
Spławiński-Lehr Tadeusz
Stalin Józef
Stefan I, święty, król Węgier
Strachkwas Przemyślida, syn Bolesława I Okrutnego
Strzelczyk Jerzy
Strzeżysława, żona Sławnika, matka św. Wojciecha
Sturm, opat Fuldy
Swen Widłobrody, król Danii i Anglii, mąż Gunhildy Mieszkówny
Sygryda Storråda, patrz Gunhilda Mieszkówna
Sygryda, żona Eryka Zwycięskiego, córka szwedzkiego wikinga Skoglara Toste
Szaprut Chasdaj ben, urzędnik kalifa Kordoby

Śliwiński Błażej
Światopełk, wielki książę kijowski, syn Włodzimierza I Wielkiego
Światosław, syn Włodzimierza I Wielkiego
Świętopełk, syn Mieszka I i księżnej Ody
Świętosława, córka Swena Widłobrodego i Gunhildy Mieszkówny
Świętosława-Sygryda, patrz Gunhilda Mieszkówna

Teodolinda, królowa Longobardów


Teodor z Canterbury, angielski biskup
Teodoryk, margrabia Marchii Północnej
Teofano, bizantyjska księżniczka, żona Ottona II
Tęgomir, ojciec Dobromira i Przybysława, dziadek Emnildy
Thankmar, syn Henryka I Ptasznika i Hateburgi
Thietburga, córka margrabiego Teodoryka
Thietmar, biskup Merseburga, kronikarz
Thyra, duńska królowa
Tira, przyboczny księcia Bolesława I Okrutnego
Tomasz z Chobham, angielski teolog
Tunna, zabójca Ludmiły

Ucenus, nauczyciel Wacława Przemyślidy


Udalryk, syn Bolesława II i Emmy
Udalryk, święty, biskup Augsburga
Uffikon, zabójca Przybysława
Ugion, zabójca Przybysława
Unger, polski biskup

Wacław Przemyślida, książę czeski, syn Wratysława Przemyślidy


Walbeck Zygfryd von, ojciec Thietmara z Merseburga
Waldo, figurant, oskarżyciel Gerona
Warcisław I, książę pomorski
Warin, arcybiskup Kolonii
Wichman I Starszy, ojciec Teodoryka
Wichman II Młodszy, brat Teodoryka
Widukind, saski kronikarz
Wincenty z Beauvais, francuski kronikarz
Wiszewski Przemysław
Władysław II Jagiełło, wielki książę litewski, król Polski
Włodzimierz I Wielki, wielki książę kijowski
Wojciech Sławnikowic, święty, biskup Pragi
Wojciechowska Maria
Wratysław Przemyślida, książę czeski

Zoe, cesarzowa Bizancjum, niedoszła żona Ottona III


Zofia Jagiellonka, córka Zygmunta I Starego i Bony Sforzy
Zygmunt I Stary, król Polski
Chcesz wiedzieć jeszcze więcej?

Matka Polski.
Kim była kobieta, która urodziła Mieszka I?

Czy Popiela naprawdę zjadły myszy?

Polskie cesarstwo czy kraj bez szans?


Co by się stało, gdyby Oda zamordowała Bolesława Chrobrego?

Kłamstwo tysiąclecia.
Nie było żadnej bitwy pod Cedynią

Nie chciałaś przyjąć nazwiska męża?


Dawniej mógłby Ci kazać... zmienić także imię!

Czy św. Wojciech był w rzeczywistości niemieckim arystokratą?

MAPY:
Zobacz podróż Dobrawy oraz państwo Ody na szczegółowych mapach.
Najważniejsze miejsca i wydarzenia z książki.
Kraje i granice – upadającego imperium Przemyślidów oraz rosnącego w siłę mocarstwa Piastów.
O tym wszystkim (i nie tylko!) przeczytasz pod adresem:
www.CiekawostkiHistoryczne.pl/ZelazneDamy/
BEZWZGLĘDNE, ZDECYDOWANE I ZABÓJCZO
NIEBEZPIECZNE. NAJWIĘKSZE ZBRODNIARKI II
RZECZPOSPOLITEJ!

Księżniczka Zyta zamordowała swojego narzeczonego z zimną krwią, po czym zamknęła się
w łazience, aby wziąć kąpiel. Niezaspokojona nimfomanka czy zdradzana kobieta na skraju załamania
nerwowego?
Korzystał Pan z usług mojego ciała, dochowałam tajemnicy przed żoną i ludźmi, a teraz jestem
w niedostatku… Takich listów do zupełnie obcych mężczyzn znudzona milionerka wysłała
kilkadziesiąt. Ku jej zdumieniu wkrótce zaczęły do niej spływać pieniądze. Duże pieniądze. Wpadła,
gdy szantażowi nie uległ powszechnie szanowany ksiądz kanonik…
Ekskluzywny dom schadzek z nastoletnimi dziewczynkami był ulubionym miejscem spotkań
poznańskich elit. Nikt nie spodziewał się, że mroczny interes prowadzi skromna matka dwójki dzieci.
Najbardziej zaskoczony był oczywiście jej mąż.
Życie arystokracji II Rzeczpospolitej pełne było frazesów o moralności. Rzeczywistość zupełnie
inna. Hipokryzja, skandale i najniższe instynkty. A upadłe damy postanowiły z tego skorzystać.
POTĘŻNE, AMBITNE, OSAMOTNIONE. CZY TO ONE
STWORZYŁY POTĘGĘ RZECZPOSPOLITEJ?

Opływały w luksusy, na zawołanie miały setki dworzan i służących. Oczekiwano od nich, że będą
statystkami w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Ale damy złotego wieku nie pozwoliły
uwięzić się w złotych klatkach. Wzięły sprawy w swoje ręce.
Księżniczka z podrzędnego włoskiego rodu steruje zza kulis najpotężniejszym państwem Europy.
Czy jej największym wrogiem okaże się ukochany syn?
Magnatka nosi w łonie nieślubne dziecko młodego władcy. Czy dzięki tej ciąży jej ród zostanie
wywyższony? A może spadnie na nią hańba i powszechne potępienie?
Świat dworskich intryg, politycznych rozgrywek, nieograniczonych ambicji i namiętności. Autor
bestsellerowych Pierwszych Dam II Rzeczpospolitej i Upadłych Dam II Rzeczpospolitej prezentuje
zaskakująco współczesny teatr gry o polski tron. W takim świecie żyły Bona Sforza, Barbara
Radziwiłłówna i Anna Jagiellonka.
Spis treści
Karta tytułowa
PRZEKLĘTA KREW. KSIĘŻNICZKA DOBRAWA NA DRODZE DO WŁADZY
MATKA DIABŁA. DOBRAWA NA TRONIE PIASTÓW
DUMNA CÓRA TEUTONÓW. MARGRABIANKA ODA
WIERNA ŻONA TYRANA. EMNILDA U BOKU BOLESŁAWA CHROBREGO
PRAWO SILNIEJSZEGO. OKRUTNY LOS ODY MIŚNIEŃSKIEJ I PRZEDSŁAWY
Nota Autora
Wybrana bibliografia
Indeks osób
Karta redakcyjna
Projekt okładki
Adam Pietrzyk

Fotografia na pierwszej stronie okładki


Agnieszka Rzymek, www.agarzymek.com

Sesja zdjęciowa
Modelka Natalia Glińska

Opieka redakcyjna
Krzysztof Chaba

Wybór ilustracji
Kamil Janicki
Aleksandra Nazimek
Krzysztof Chaba

Adiustacja
Elżbieta Kot

Korekta
Krystyna Sadecka
Aleksandra Ptasznik

Indeks
Magdalena Wyżga

Konsultacja merytoryczna
dr Wiktor Szymborski

Opracowanie ilustracji
Edycja

Copyright © by Kamil Janicki


© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2015

ISBN 978-83-240-3430-7
Partner wydania

www.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl


Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com

You might also like